You are on page 1of 217

Prolog

Nie wiem, naprawdę nie wiem co wpadło mi do tego pustego łba, że uratowałem tę szlamę.
Nie, wcale jej nie lubię. Nic dla mnie nie znaczy. Nienawidzę jej. Więc jaki był powód tego
wyskoku? Może było mi jej żal? Miałem dość słuchania jej ciągłych wrzasków? NIE WIEM,
ALE MALFOY, JESTEŚ IDIOTĄ.
Ale od początku…
Mamy dzisiaj 2 maja 1998, czyli minął dokładnie rok, odkąd zakończyła się Wielka Bitwa o
Hogwart. A może wtedy się zaczęła? Kto by spamiętał te wszystkie daty… Gdybym miał
takie zdolności, to moja sypialnia obklejona by była barwami Ravenclawu. Nie potrzebuję
tego pamiętać. Nie za bardzo nawet chcę wspominać o tamtej krwawej jatce. Bo właśnie
tylko tak można nazwać tamto zdarzenie. Nigdy nie pozwolą mi na wymazanie ze
wspomnień okrutnego widoku, który się przed nami rozgrywał. To właśnie tam zginął Zabini.
To właśnie tam, przed moimi nogami padały trupy niegdyś znanych mi osób. Wciąż nie mogę
wyrzucić sprzed swoich oczu ich zimnego, pustego i martwego spojrzenia. Nawet nie
zdajecie sobie sprawy, jak bardzo takie wydarzenie potrafi wpłynąć na psychikę człowieka.
Od tamtej chwili wiedziałem, że nigdy nie będę taki sam. Moje życie się zmieniło
prawdopodobnie bezpowrotnie.
Ale do rzeczy.

Bitwę tę wygrał Czarny Pan i jego zwolennicy. Nie było szczęśliwego


zakończenia, gdzie nagle wpadał bohater i zabił wszystkich swoich wrogów.
Nie uratował nikogo, kto zasługiwał na ratunek. Zginęło wielu niewinnych
ludzi. Nie były to jednak czyste, szybkie śmierci. Mało kto miał szczęście na
zwykłe zaklęcie uśmiercające. Ludzie Czarnego Pana byli okrutni i
bezwzględni. Zabijali z zimną krwią i uśmiechem na ustach. Im bardziej
wymyślne i widowiskowe zabójstwo, tym wyższa i ważniejsza pozycja w
szeregach Lorda Voldemorta. Nie pobłażali, nie zastanawiali się, ani nie
słuchali błagań swoich ofiar. Byli doskonale wyszkolonymi maszynami do
zabijania.
Nie czuję się winny lub współczujący temu wszystkiemu. Każdy z tych
głupców, którzy zginęli po prostu pokładał nadzieję w jednej osobie.
Powinni wierzyć tylko i wyłącznie w siebie, bo tak naprawdę tylko samemu
sobie możemy powierzać własne życie. Sami sobie byli winni i tego się
trzymam. Nie mam zamiaru się obwiniać, że ja również brałem udział w
ogólnym ataku. Że również przyczyniłem się do zamknięcia kilkunastu par
oczu, że zatrzymałem ludzkie serca, rozbiłem rodziny...
Nie! Sami byli sobie winni, tak. Mam zamiar to powtarzać jak modlitwę, nie
pozwolę, abym w to kiedykolwiek zwątpił.
Byli ślepo zapatrzeni w swojego Wybrańca, człowieka, który podobno miał
wygrać ze śmiercią, a było dokładnie tak, jak się spodziewałem. Nie potrafił
im pomóc. Nie był idealny ani wspaniały. Nie dysponował większą mocą od
naszego Pana. Był słaby, nic nie warty. Nie warty tego, że tylu ludzi oddało
za niego życie, a on nie zrobił nic.
Potter i jego wierna banda zaginęli bez słowa już przed bitwą i nie było po
nich żadnego śladu. Nie zjawili się wspaniałomyślnie w samym środku.
Uciekli. Stchórzyli. Najwidoczniej woleli ratować siebie. Mądrze. Teraz
światem, a raczej Londynem rządzą śmierciożercy, a w ich gronie jestem ja.
Draco Malfoy. Szlachetnie urodzony arystokrata, ustawiony wysoko w
szeregach Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Znany ze swojej
wierności od długich lat. Mam wraz z rodziną ten zaszczyt, że to właśnie
naszą rezydencję obejmuje swoją obecnością Czarny Pan. Niewiele rodzin
może szczycić się tak bliską przyjaźnią z ukochanym Lordem.
To właśnie w naszym domu codzienną rutyną są egzekucje odbywające się
na mugolach, szlamach i wszelakich odmieńcach. Słychać ich rozdzierające
ciszę krzyki, rozchodzące się echem po pustych i ogromnych korytarzach
Dworu Malfoyów. Krzyki bólu, błagania, rozpaczy… Krzyki konania,
świadomości, że śmierć już blisko… W powietrzu unosił się również mdlący
odór krwi i śmierci. Tak wiele osób zginęło już w murach tego domu…
Codziennie obserwuję jak ciotka Bellatriks przykłada nóż do poszczególnych
części ciała więźniów. Jak wykonuje różdżką skomplikowane ruchy, a z jej
końca wylatują specjalne czarno magiczne zaklęcia, powodujące
nienaturalne rozciągnięcie kończyn, wszelakie zaklęcia przypalające lub
czasem obdzierające skórę. Ciotka jest kobietą uwielbiającą tortury, więc
czasami współczuję jej ofiarom. To ona wymyśla najbardziej skomplikowane
zabójstwa. Nie robi tego z przymusu. Muzyką dla jej uszu jest krzyk
cierpienia, najpiękniejszym widokiem- łzy bólu.
Wszystko po to, aby nasz Pan był zadowolony. Źle wykonane zadanie
nagradza klątwą Cruciatus lub okrutniejszą formą tortur. Każdy z nas chce
tego uniknąć, zadając ból innym. Czasami jednak to nie jest dla Pana
zadowalające i musi odreagować na nas. Mam wrażenie, że cieszy go
sprawianie cierpienia swoim poddanym. Karmi się strachem i władzą. Jest
najpotężniejszy i tylko najpotężniejsi mogą go otaczać. Wiecznie walczymy
nawet sami ze sobą. Nie pozwala na towarzystwo słabszych, bezustannie nas
sprawdzając i odpowiednio weryfikując, próbując nas złamać.
Wiem coś na ten temat, gdyż od czasu do czasu dostaję propozycje (a jakże,
nie do odrzucenia!) odpowiedniego „zajęcia się” więźniem. Zazwyczaj wtedy
staję przed osobą, która okazuje się być kimś, kogo znam ze szkoły. Wiem
jednak, że cały czas sprawdzana jest moja psychika, oddanie i siła. W tej
chwili nie ma miejsca na słabość. Muszę patrzeć w oczy znajomego z zimną
determinacją i nienawiścią, nie zwracając uwagi na niemą prośbę o ratunek.
Ale nie mogę im pomóc. Zaciskam mocniej rękę na różdżce i wypowiadam
śmiercionośne zaklęcie, ciągle spoglądając w ich oczy. Czarny Pan powtarza
mi, że jestem wiecznym estetą, ale nie mam zamiaru wykazywać większej
brutalności, gdy nie muszę.
Mimo wszystko zadziwię Was, ale nienawidzę tego wszystkiego. Brzydzą
mnie błagania o litość, płacz, krzyki i poturbowane ciała. Nienawidzę krwi,
która tak często okala moje dłonie. Po nocach mam koszmary, widzę
krzyczące z bólu dzieci, a także znajome twarze, lecz nie jestem taki głupi, by
odmówić wykonania rozkazu. To wiązałoby się ze śmiercią, a ja za bardzo
cenię swoje życie. Śmieszni i żałośni Gryfoni od razu by odmówili, rzucili się
na pomoc, ale my Ślizgoni nie jesteśmy tacy naiwni i heroiczni. Wiemy, że
trzeba uważać na to co się mówi i robi. Możecie nazwać nas tchórzami, ale
my po prostu wiemy, że powinno się uważać, aby ochronić przede
wszystkim własną skórę. Czasami musimy przyjąć postawę, którą się od nas
oczekuje. Nawet jeżeli teraz mam być bezwzględnym mordercą. Będę nim, a
ocalę siebie.
Dni mijały, a sytuacja dalej była taka sama, tylko ja stawałem się z każdą
chwilą coraz odporniejszy na ludzkie cierpienie. Powoli nie reagowałem
nawet najmniejszym drgnięciem, gdy ktoś rzucał się do moich stóp prosząc
o łaskę. Opanowałem nawet to, że moja twarz nie wskazywała żadnego
grymasu niezadowolenia. Nie wiedziałem, że przyjdzie czas kiedy to się
zmieni…

Pewnego środowego popołudnia, gdy w końcu miałem chwilę wytchnienia i


mogłem odpocząć od tego wszystkiego, usłyszałem głos matki zza drzwi
sypialni. Grymas frustracji spłynął natychmiastowo na moją twarz, bo
wiedziałem, że nie przyszła bez powodu. Nigdy tego nie robiła odkąd to
wszystko zaczęło mieć miejsce. W tym świecie nawet matczyna miłość nie
miała racji bytu.
-Draco, możesz zejść do salonu?
-Co się znowu stało? -nie interesowało mnie to, że na nią warczę. Odkąd
Czarny Pan z nami mieszkał, nawet ja byłem wyżej postawiony od niej. -
Znowu przywieźli jakieś szlamy? Wiesz, że ich nienawidzę, niech dzisiaj ktoś
inny się nimi zajmie. Dajcie mi święty spokój, dobra?
-Musisz nam pomóc kogoś zidentyfikować. –upierała się matka. –Szybko,
Draco. To bardzo ważne. Czarny Pan nie będzie czekał.
Zwlokłem się z łóżka i niechętnie, ciężkim krokiem ruszyłem za rodzicielką
do największego pomieszczenia w rezydencji. To prawda. Czarny Pan nigdy
nie czekał. Nie chciałem, aby na samym wejściu poleciał w moją stronę
strumień czerwonego zaklęcia. Wzdrygnąłem się na samą myśl o bólu
przeszywającym każdy kawałek mojego ciała.
-Draco! –zawołał syczącym głosem na mój widok Lord Voldemort. Na sam
jego dźwięk przeszły mnie nieprzyjemne ciarki po całym ciele. Ten
mężczyzna budził we mnie okropny strach i szacunek. Dzisiaj wyglądał na
wyjątkowo zadowolonego i podnieconego, bo nie widziałem go takiego,
odkąd przejął władzę w magicznym świecie. –Mam coś dla ciebie! Czy może
poznajesz te kreatury?
Spojrzałem z nikłym zaciekawieniem na klęczących na podłodze ludzi. Moje
oczy gwałtownie się rozszerzyły ze zdziwienia, przerażenia, a także innej
gamy emocji na widok najbardziej znienawidzonej trójki Gryfonów z czasów
Hogwartu. O tak, bardzo dobrze ich znałem. Mógłbym nawet powiedzieć, że
aż za dobrze.
-Potter… –zdążyłem tylko wyszeptać.
Tak, to właśnie w tym momencie coś we mnie pękło.
Rozdział 1. Podróż do szkoły
- HERMIONA! – szatynka słysząc swoje imię, odwróciła się z szerokim
uśmiechem przyklejonym do twarzy i w tym samym momencie została
przygnieciona przez ramiona swoich przyjaciół.
- Jeeju, Hermiono, stęskniłam się za tobą! Przepięknie wyglądasz, kochana!
Zmieniłaś się! – Ginny Weasley nie mogła przestać mówić. Hermiona z
uśmiechem odsunęła się delikatnie od przyjaciółki, aby jej się przyjrzeć. Cała
Ginny. Wiecznie mająca coś do powiedzenia, pełna energii.
- Spokojnie, Ginn. – zganiła ją, ale już po chwili wybuchła śmiechem,
przytulając ją ponownie mocno do siebie. – Ja się zmieniłam? A patrzyliście
w lustro? – brązowooka zażartowała i zlustrowała bystrym spojrzeniem całą
trójkę.
Miała rację. Panna Weasley również uległa niemałej metamorfozie. Stała się
piękną kobietą, a jej dziecięce rysy twarzy prawie całkowicie zniknęły.
Hermiona wiedziała od zawsze, że najmłodsza latorośl Weasleyów miała w
szkole duże zainteresowanie wśród płci przeciwnej; w końcu w zeszłym roku
była nawet z samym Harrym Potterem, ale niestety, związek ten nie miał dla
nich przyszłości.
Harry, jak zawsze z szerokim uśmiechem i wesołymi ognikami świecącymi w
zielonych oczach, zyskał jeszcze więcej niesfornych włosów na głowie,
oczywiście układających się w artystyczny nieład. Przez wakacje również
trochę podrósł, gdyż Hermiona ledwo sięgała czubkiem głowy jego nosa.
Zielonooki przystojniak z Gryffindoru.
No i na koniec pozostał jeszcze Ronald Weasley. Rudzielec także urósł parę
centymetrów, wyprzystojniał i zmężniał. Na Hermionie nie zrobiła jednak
wrażenia jego niesamowita przemiana z chłopca w mężczyznę. Szybszego
bicia serca nie sprawił również szeroki uśmiech, którym ją obdarzył, gdy ta
zaczęła mu się badawczo przyglądać.
- No, no, no, chłopaki. Coś czuję, że w tym roku damska część Hogwartu
należy do was. – uśmiechnęła się z uznaniem.
- Przy tobie nie mają szans. – mrugnął do niej Ron, na co jej policzki
przybrały lekko różowy odcień.
- Bo się jeszcze zarumienię, Ronaldzie. – powiedziała z udawanym
wyrzutem.
Wszyscy zgodnie się roześmiali i w akompaniamencie wesołych rozmów,
które nie miały mieć końca, ruszyli w stronę pociągu, szukając wolnego
przedziału.
Tymczasem nic nieświadomą, roześmianą grupkę przyjaciół, zza filaru
obserwowała para szarych oczu, należących do pewnego blondyna ze
Slytherinu. Chłopak wprost nie mógł się doczekać, by spotkać się ze Świętą
Trójcą twarzą w twarz. Ciekawy był ich reakcji na jego widok. Sam nie do
końca mógł uwierzyć, że wrócił do szkoły, gdzie jego noga już więcej nie
miała stanąć, więc jego wrogowie będą tym jeszcze bardziej zaskoczeni. Na
samą myśl ich zezłoszczonych, niedowierzających min, szeroko się
uśmiechnął.
- Draco! Stary, wszędzie cię szukałem, co ty tutaj robisz?
Z zamyślenia wyrwał go znajomy głos przyjaciela. Odwrócił się w jego stronę
ze swoim ulubionym, kpiącym uśmiechem.
- Ooo, kogo my tu mamy. Blaise Zabini we własnej osobie! Czekałem na
ciebie, ale ty jak zwykle gdzieś się szwendałeś.
Mulat roześmiał się wesoło i przybił z nim przyjacielską „piątkę”.
- A widziałeś te piątoklasistki? Skoro nie, to jeszcze mi wybaczysz moją
nieobecność. – poruszył znacząco brwiami. – Jak tam wakacje?
Draco pokręcił z niedowierzaniem głową. Blaise nigdy się nie zmieni.
- A jak miało być? Cudooownie. Sam wiesz... piłem szkocką, imprezowałem,
inna panienka co noc... – zadrwił. – A tak poza tym, to uciekłem z domu,
ukrywałem się i martwiłem o własne życie. Także: żyć, nie umierać.
Zabini kiwnął głową ze zrozumieniem, ale mimo wszystko rozejrzał się
niespokojnie wokoło.
- Stary, słyszałem o tej całej akcji z Czarnym Panem. Jak zareagował twój
ojciec?
- Nie wiem, czy chcesz teraz o tym słuchać. Wieczorem w zamku pogadamy.
– Draco wyciągnął z kufra butelkę Ognistej Whisky, na co Blaise od razu się
ożywił.
- Draco Malfoy w swoim żywiole! Przyjacielu, w tym roku Hogwart jest nasz!
Już w zeszłym roku miał być mój. – pomyślał z goryczą blondyn, ale
przybrał na usta grymas uśmiechu.
- Jasne, że będzie. Przez całe wakacje czekał na swojego króla i jego
poddanego. – odpowiedział drwiąco i otrzepał się z niewidzialnego pyłu. –
Chodźmy, Blaise. Nie chcę, żeby nam się Parkinson wpakowała do
przedziału. Wolę uniknąć tego cudownego spotkania. Chociaż... – zamyślił
się. – Musisz iść sam. Mam spotkanie prefektów.
- Od kiedy ty chodzisz na spotkania prefektów? – zapytał szczerze
zaskoczony Zabini.
- Odkąd mam to cacko. – Draco z satysfakcją popukał się po piersi, gdzie
spoczywała błyszcząca odznaka Prefekta Naczelnego. Oczy mulata
przypominały w tym momencie dwa spodki.
- Kto normalny zrobił cię Prefektem Naczelnym? – wykrztusił w
oszołomieniu.
Draco roześmiał się drwiąco, ale zignorował pytanie, klepiąc Blaise’a po
plecach.
- Idź zająć przedział, niedługo dołączę. Tylko błagam cię, żadnej Parkinson!
Zaszczekała by nas na śmierć.
Blaise również się roześmiał i kiwnął potwierdzająco głową.
- Jeszcze nie zgłupiałem. Chyba wolałbym przesiedzieć całą podróż sam. Ale
mimo wszystko pospiesz się, bo umrę tam z nudów.
Malfoy skinął głową i ruszył pospiesznie na początek pociągu, przybierając
na powrót swój podły uśmiech. Już za chwilę przedstawienie się zacznie…

~~*~~
Podróż do Hogwartu mijała uczniom jak zwykle w zawrotnym tempie.
Niewiele było osób, które marudziły na nudę. W końcu wielu z nich
spotykało się pierwszy raz po całych dwóch miesiącach, więc miało sobie do
opowiedzenia multum wakacyjnych historii.
W przedziale w którym siedziała grupka Gryfonów, było wyjątkowo wesoło.
Wagon wręcz trząsł się cały od głośnych i ciągłych śmiechów, a także
rozbawionego przekomarzania.
Właśnie jedną z takich historii próbowała opowiedzieć Ginny, która dusiła
się ze śmiechu.
- ... no i wtedy on spadł z tej miotły, normalnie jak długi leżał! Myślałam, że
coś się stało. Rozglądał się takim przestraszonym wzrokiem. Podleciałam do
niego, a on się rozpłakał! Pomyślałam sobie: „Merlinie, chyba coś sobie
złamał”. Chciałam pomóc mu wstać, ale ten mnie odepchnął i zaczął wołać
mamę. W tym momencie nie wytrzymałam, no po prostu nie potrafiłam i
wybuchłam głośnym śmiechem. – opowiadała z przejęciem, rycząc ze
śmiechu.
Przez cały przedział przetoczył się gromki śmiech wszystkich, oprócz Rona.
Na jego twarzy za to zmaterializował się ogromny rumieniec wstydu.
- Wcale nie wołałem mamy. – syknął ze złością, patrząc na siostrę. – I nie
straciłem równowagi na miotle, tylko Fred i George dosypali mi czegoś do
soku dyniowego zanim wyleciałem! Dałbym radę i bez twojej pomocy!
- Ron, nie musisz się wstydzić. – powiedziała przepraszająco. – Wszyscy
wiemy, że jak mamusia ucałuje i podmucha, to przestanie boleć. – znowu jej
twarz rozjaśnił drwiący uśmiech.
- Już nie żyjesz...
Przed rzuceniem się na Ginny powstrzymał go głośny, przerażony krzyk
Hermiony.
- RON!
Rudzielec spojrzał na nią pytającym, trochę zirytowanym wzrokiem.
Właśnie planował zabójstwo własnej siostry, a zdenerwowane spojrzenie
przyjaciółki wcale mu się nie podobało. Hermiona posiadała takowe, gdy
naprawdę coś wytrąciło ją z równowagi, a było to niezwykle rzadko.
- Za pięć minut mamy spotkanie prefektów! Jak twoim zdaniem mamy się
dostać na drugi koniec pociągu w tym czasie?! Nie mogę się spóźnić na moje
pierwsze spotkanie jako Prefekt Naczelny!
- Spokojnie, Her... – nie dane mu było jednak dokończyć, ponieważ
Hermiona już biegła ile sił w nogach przed siebie, nie zwracając na nikogo
uwagi.
No tak. – myślała gorączkowo, przepychając się przez tłum uczniów
stojących na korytarzu i oczekujących na wózek ze słodyczami. – Pięknie się
zaczyna. Jak mogłam zapomnieć o spotkaniu prefektów?! Nigdy mi się to
nie zdarzyło! Nigdy!
- PRZEPRASZAM ZA SPÓŹNIENIE! – Hermiona wpadła do przedziału
ciężko dysząc i patrząc w podłogę, czekając na naganę.
- Patrzcie państwo! Trzeba to chyba uwiecznić! Szlama Granger, panna
„Wszystko Wiem Najlepiej”, spóźnia się na spotkanie prefektów! – Gryfonka
z zaskoczeniem podniosła głowę, słysząc znajomy, drwiący głos. – Ale jak
widzisz, McGonagall nie ma. Dręczy pierwszaków.
Hermiona stanęła jak wryta. Nie spodziewała się go tutaj. Nie po tym, co
było w zeszłym roku. Spojrzała na niego okrągłymi oczami, otwierając
szeroko usta w geście zdziwienia jego obecnością, ale nie zdążyła wyrazić
tego na głos. Zrobił to za nią Ron, który wpadł właśnie za nią do przedziału.
- Przepraszam za... MALFOY?! CO TY TUTAJ ROBISZ?! – wykrzyknął,
próbując otrząsnąć się z szoku.
Właśnie takiej reakcji spodziewał się Draco. Krzyków, niemiłego
zaskoczenia, spojrzeń pełnych nienawiści. Uśmiechnął się ironicznie,
posyłając Gryfonom zniesmaczone spojrzenie.
- Siedzę, Weasley. Widocznie twój mózg bez obecności Granger podczas
wakacji zapomniał jak się pracuje. Albo to widocznie zbyt długie
przesiadywanie z Potterem i twoją rodzinką zdrajców krwi. Pulchną
mamuśką, ojcem głąbem oraz braćmi, którzy także inteligencją nie grzeszą...
- Ty gn... – zaczął wyciągać różdżkę Weasley.
- Śmiało. Niech pan dokończy, panie Weasley. – do przedziału wkroczyła
nauczycielka transmutacji – profesor McGonagall, patrząc na uczniów
surowo.
- Och, witam, pani profesor! – na policzkach rudzielca ponownie zakwitł
rumieniec wstydu. McGonagall spojrzała na niego ze zrezygnowaniem i
pokręciła głową, wzdychając zniecierpliwiona.
- Proszę wszystkich o spokój i zajęcie miejsc.
Hermiona otrząsnęła się szybciej ze spowodowanego widokiem Malfoya
szoku i pociągnęła przyjaciela na fotel obok siebie. Niestety, jedyne wolne
miejsce było naprzeciwko Ślizgona, więc niechętnie je zajęli. Gryfonka co
prawda nie potrafiła zrozumieć jego obecności tutaj, ale teraz miała
ważniejsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się blond fretką.
Prawdopodobnie wszystkiego miała się dowiedzieć z czasem. Ron jednak o
wiele bardziej przejął się sytuacją. Obecność blondyna go drażniła. Od
pierwszej klasy się nienawidzili, więc siedzący teraz przed nim z drwiącym,
głupkowatym uśmiechem jeszcze bardziej go irytował. Posłał mu
znienawidzone spojrzenie, zaciskając pięści. Ślizgon widząc jego reakcję
roześmiał się pod nosem z satysfakcją. Nic mu bardziej nie poprawiało
humoru, niż wściekłość Weasleya.
- Możemy zaczynać, skoro jesteśmy już w pełnym składzie? – zapytała
McGonagall, spoglądając na Hermionę i Rona karcąco. Ci zawstydzeni
pokiwali lekko głowami. – Witam was wszystkich w nowym roku szkolnym.
Miło mi również przywitać nowych prefektów z każdego domu. Mam
nadzieję, że zostaliście słusznie wybrani i będziecie sprawować swoje
obowiązki jak należy. Reguły rządzące się tym tytułem nie ulegają żadnej
zmianie. Macie obowiązek...
Draco w połowie wypowiedzi wicedyrektorki przestał słuchać. Co roku ta
sama gadka. Gdyby go poprosiła, mógłby wyjść na sam środek i zacytować
słowo w słowo to, co ona aktualnie mówiła. Odejmowanie punktów.
Przestrzeganie regulaminu. Bla, bla, bla... Nieświadomie jego wzrok
wędrował ze znudzeniem po twarzach innych prefektów. Na skupionej
twarzy Granger zatrzymał się jednak dłużej, niż by tego chciał.
Głupia szlama. Spija namiętnie każde słowo z ust staruchy.
Zlustrował stalowymi oczami jej talię, zatrzymując się chwilę na krągłym
biuście. Powędrował spojrzeniem wyżej. Ocenił wygląd jej malinowych
warg, które mimo wszystko wyglądały bardzo kusząco.
Ale smakują szlamem. – przypomniał sobie.
Ostatnim etapem obserwacji były jej czekoladowe, niezwykle skupione oczy.
Po paru sekundach jej wzrok skrzyżował się z jego spojrzeniem. Przez chwilę
jej mina wyrażała zdezorientowanie, lecz po chwili szybko się zreflektowała,
patrząc na niego z oburzeniem. Draco prychnął cicho i rzucił jej pogardliwe
spojrzenie, przenosząc wzrok na Weasleya. Wieprzlej najwidoczniej
mordował go swoimi niebieskimi oczami od jakiegoś czasu. Blondyn
wykorzystując to, że na niego patrzył, odegrał przed nim scenkę
wypuszczanego z rąk kafla i zaśpiewał cicho, poruszając tylko ustami:
„Weasley jest naszym królem”. Ron zaczerwienił się po cebulki włosów,
jeszcze mocniej zaciskając pięści. Hermiona widząc reakcję przyjaciela,
chwyciła go delikatnie za dłonie, posyłając uspakajające spojrzenie.
- ... a Prefektami Naczelnymi w tym roku zostają: Hermiona Granger z
Gryffindoru oraz Draco Malfoy ze Slytherinu. O waszych przywilejach
porozmawiamy, gdy wszyscy opuszczą przedział, więc zostańcie jeszcze
chwilę. – zabrzmiały chwilowe oklaski, gdy nauczycielka zakończyła
przemowę.
- ŻE COO?! – wyrwało się głośno Ronowi, który patrzył na kobietę jakby
oczekiwał, że zaraz zacznie się śmiać i powie, że to był tylko głupi żart.
- Śmigiełko, Weasley. – odezwał się chłodno Malfoy ze złośliwymi ognikami
w szarych oczach. – Nie dość, że na wzrok poszło, to jeszcze na słuch?
Proponuję odwiedzenie Skrzydła Szpitalnego, choć wątpię, aby coś dało się
odratować. Głupota podobno jest nieuleczalna.
Ron kipiał wręcz dziką furią. Hermiona dobrze wiedziała, że przyjaciel jest
bliski rzucenia się na Ślizgona i to wszystko to tylko kwestia paru sekund.
Rudzielca bardzo łatwo było wyprowadzić z równowagi, dlatego wzmocniła
niespokojnie uścisk na jego dłoniach.
- Kto normalny zrobił cię Prefektem Naczelnym?! – wysyczał Ron, wręcz
trzęsąc się z wściekłości.
- Ten, kto nie zrobił nim ciebie. – ponownie drwiący uśmiech ozdobił twarz
Dracona. – Nie martw się. Mi też się nie uśmiecha dzielenie tego tytułu ze
szlamą.
To jedno słowo wystarczyło, aby przechylić szalę. Ron gwałtownie wstał,
wyszarpując z szaty różdżkę i wycelował nią w twarz lekko przestraszonego
Malfoya.
- Malfoy, szlaban! Kulturalni czarodzieje nie używają takiego języka! Dzisiaj
o dwudziestej pierwszej w moim gabinecie! Świetnie pan zaczyna jako
Prefekt Naczelny. Nie zapominaj, Malfoy, że odznakę można również
odebrać! To, że profesor Dumbledore zezwolił na pański powrót do szkoły,
nie oznacza, że wszystko przejdzie ci płazem! – kobieta wyglądała na
wytrąconą z równowagi. Hermiona już dawno nie widziała na jej twarzy tak
ogromnej złości. Następnie zwróciła także wykrzywioną twarz w kierunku
Rona. – Co do pana, panie Weasley, to nie używamy w szkole magii do
przemocy! Przygotuje pan wykład o tym dla pierwszorocznych, zrozumiano?
– spojrzała na niego surowo. – A teraz przepraszam, wrócę za pięć minut. W
tym czasie proszę się tutaj nie pozabijać. – oznajmiła sucho i wyszła,
przyjmując ponownie maskę opanowania.
Hermiona nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Od momentu, gdy
dowiedziała się kto został drugim Prefektem Naczelnym, siedziała jak
sparaliżowana. To było dla niej jak spełnienie najgorszego koszmaru.
Koszmaru, w którym udział brał sam Draco Malfoy w roli głównej.
Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem z którego biła nienawiść. Miała
nadzieję, że już go nigdy nie zobaczy. Myślała, że już nigdy nie usłyszy tego
obraźliwego słowa, które od lat kierował w jej stronę. A tu proszę,
pierwszego dnia, gdy jeszcze nawet nie dotarła do szkoły, została nim
uraczona. Była przekonana, że nauczyła się z tym żyć, lecz myliła się. Bolało
ją równie mocno jak za pierwszym razem.
Przecież w zeszłym roku wpuścił do szkoły Śmierciożerców!
Prawdopodobnie sam nim jest! Chciał zabić dyrektora! Dlaczego siedzi sobie
tutaj jak gdyby nigdy nic?! – myślała ze złością, wpatrując się w jego
irytujący uśmiech. – Ten tleniony dupek będzie mi uprzykrzał życie do
końca szkoły! No i tyle, jeżeli chodzi o interesującego partnera. Malfoy do
takich na pewno nie należy.
- Co jest, szlamo? Mowę ci odebrało? Brak mózgu Króla Wieprzleja jest
zaraźliwy?! – udał, że odsuwa się od Rona na bezpieczną odległość.
Ron, korzystając z nieobecności nauczycielki, przeklął soczyście w kierunku
blondyna i już chciał się na niego rzucać, gdy w pół kroku zatrzymała go
Hermiona.
Wstała i podeszła do Malfoya zamaszystym krokiem, wymierzając
siarczysty policzek, po czym wyciągnęła szybko różdżkę, przykładając ją do
jego torsu. Chłopak natychmiastowo się spiął i złapał za pulsujący policzek.
- Ty tleniony idioto! Jeszcze raz nazwiesz mnie szlamą, a niedługo napiszesz
książkę: „Dzień z życia fretki”! Profesor Moody trochę mnie nauczył. –
wysyczała z ironią, widząc malujące się na twarzy Ślizgona przerażenie.
- Zapłacisz za to, Granger. Ostro sobie pogrywasz, ale jeszcze pożałujesz.
Zobaczysz, że na mnie nie podnosi się ręki. – zagroził, posyłając jej
znienawidzone spojrzenie.
Jeżeli Hermiona się przestraszyła jego groźby, to nie dała tego po sobie
poznać. Z pełnym spokojem rzuciła zwinnie pierwsze lepsze zaklęcie, które
przyszło jej do głowy. Przed nimi pojawił się Draco Malfoy z wyłupiastymi
oczami żaby.
Punkt dla mnie, Malfoy! – uśmiechnęła się ironicznie, oceniając swoje
dzieło, by po chwili wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Uspokoiła się
jednak szybko, gotowa, aby odczarować chłopaka. Nieświadomie jednak
wpatrzyła się w jego oczy. Miał niesamowitą barwę tęczówek. Jak stopiona
stal...
Szybko otrząsnęła się z niepożądanych myśli. Dlaczego pomyślała o
niezwykłości oczu Malfoya?! Odbija ci, Hermiono!
- Do twarzy ci z takimi, Malfoy! – ryczał ze śmiechu obok Ron. – Powinieneś
się zastanowić poważnie nad tym czy ich nie zachować. Przecież „nie
wszystko przejdzie ci płazem”! Czaisz? Płazem! Hermiono, nie mogłabyś...?
– przybili sobie piątkę w geście radości, ale szatynka pokręciła głową na jego
„żarcik”.
- Co się tutaj dzieje?! – Hermiona momentalnie zbladła i skuliła ramiona,
czekając na wybuch. – Panno Granger! Nie spodziewałam się takiego
zachowania po pani! Skandal! Granger, ciebie również zapraszam o
dwudziestej pierwszej do mojego gabinetu. – kobieta wyglądała na
rozczarowaną zachowaniem swojej najlepszej uczennicy. Odczarowała
Malfoya i przeszła do dalszej rozmowy. – A teraz proszę, Weasley, o wyjście,
a was o wysłuchanie mnie. Jeżeli jeszcze chociaż to potraficie zrobić. –
posłała im groźne spojrzenie.
Gdy Ron wyszedł, Hermiona spojrzała skruszona na wicedyrektorkę, a
Draco z czerwonymi ze złości policzkami rzucił się na fotel przy oknie,
odwracając od nich wzrok.
- Jako Prefekci Naczelni zamieszkacie w osobnych pokojach. Posiadacie
również Pokój Wspólny. Mieści się w nim salon, zejście do Łazienki
Prefektów oraz dwie sypialnie. Zaprowadzę was do niego po Uczcie
Powitalnej i wskażę miejsce w którym się znajduje, a także podam hasło.
Będziecie ponadto co drugi dzień patrolować korytarze. Razem. Co więcej,
waszym obowiązkiem jest zorganizowanie balu. Wybrano was na Prefektów
Naczelnych z zaufania, że sobie poradzicie. Mam nadzieję, że nie było to
błędem. Dziękuję, teraz możecie iść.
Malfoy szybko ją wyminął, rzucając wściekłe spojrzenie, oznaczające:
„jeszcze się policzymy” i ruszył przed siebie, popychając jakiegoś chłopca,
który stanął mu na drodze. Hermiona spojrzała z lekkim niepokojem za
oddalającą się sylwetką blondyna. Po chwili dołączyła do Rona, który czekał
na nią za drzwiami.
- ŁAŁ! Hermiono, to było świetne! – zapiał na jej widok.
~~*~~

Ron Weasley wziął sobie za punkt honoru, aby zachwalać wyczyn Hermiony
przez całą drogę do Hogwartu, pilnując, by nikt nie zapomniał o tym
wydarzeniu.
- ... no i wtedy ona strzeliła tym zaklęciem...
- RON! Na Miłość Boską, to się zdarzyło prawie na początku podróży, a
zaraz wysiadamy! Ty ciągle mówisz o tym samym! – zdenerwowała się
Ginny, słysząc po raz kolejny opowieść brata.
- Bo ten obraz zostanie ze mną do końca życia... – rozmarzył się chłopak, na
co wszyscy już znudzeni, pokręcili niedowierzająco głowami.
Po piętnastu minutach dotarli w końcu na miejsce i zaczęli przepychać się w
żółwim tempie do wyjścia z pociągu. Hermiona skierowała się już w
kierunku powozów, gdy poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię, wbijając w nie
mocno palce i odwraca w innym kierunku. Ku swojemu ogromnemu
zaskoczeniu, przed sobą miała twarz Malfoya. Szybko wyszarpnęła się z
uścisku jego ręki, patrząc na niego wyzywająco.
- Czego chcesz? – zapytała chłodno.
- Przypomnę ci, Granger, że naszym nieszczęsnym obowiązkiem jest
przypilnowanie tej całej dzieciarni oraz reszty niedorozwojów, aby weszli do
łódek i powozów, a następnie dotarli bezpiecznie do szkoły. – warknął.
- Znam swoje obowiązki, Malfoy. – syknęła i oddaliła się w stronę jeziora.
Była na
Siebie wściekła, bo tak naprawdę zapomniała o tym obowiązku. Był to dla
niej bolesny cios. Przecież nigdy nie zapominała o tak ważnych kwestiach, a
dzisiaj zdarzyło jej się to po raz drugi.
Prefektom Naczelnym zajęło niecałe pół godziny pomaganie
pierwszoroczniakom wejść do łodzi. Gryfonka kątem oka obserwowała
poczynania Ślizgona, który, ku jej zdziwieniu, nikogo nie wepchnął do wody.
Nieświadomie wpatrzyła się w czerń jeziora, wspominając, jak to ona przez
nie przepływała sześć lat temu. Wystraszona, trzęsąca się dziewczynka, nie
wiedziała jak bardzo odmieni się jej świat. Spojrzała na zamek z zachwytem.
Tak pięknie wyglądał w nocy. Rzuciwszy okiem na Wieżę Astronomiczną,
pomyślała o Malfoyu.
Dlaczego pozwolili wrócić mu do szkoły?! Przecież Dumbledore nie jest
głupi. Chyba, że Malfoy uraczył go historyjką jak bardzo się zmienił i jak
tego wszystkiego żałuje. Ale po dzisiejszym dniu mogę być spokojna. Nie
zmienił się wcale.
Zatopiona w swoich myślach, nie poczuła, jak z jej kieszeni wyślizguje się
różdżka i trafia prosto do rąk zadowolonego Ślizgona.
- Granger, Granger, Granger. – pokręcił z niedowierzaniem głową z
przyklejonym do twarzy ironicznym uśmiechem. – Podobno Moody tyle cię
nauczył. A co ze „stałą czujnością”? – zaczął obracać patyk w palcach,
napawając się jej wściekłością. – Byłaś tak zamyślona, że w jednej chwili
mógłbym cię... zabić.
Podszedł bliżej. Zdecydowanie za blisko. Poczuła, jak jej nozdrza zaczynają
wdychać przyjemne, zapewne bardzo drogie, perfumy należące do Ślizgona.
- A może... – szepnął jej do ucha, na co momentalnie przeszedł ją po plecach
nieprzyjemny dreszcz. – Myślałaś o mnie?
Hermiona, gdy tylko doszedł do niej sens jego słów, odepchnęła go
gwałtownie od siebie.
- Nie pochlebiaj sobie, Malfoy. I oddaj moją różdżkę!
- Tak, uważaj, bo to zrobię. – zaśmiał się drwiąco. – Mam świetną okazję do
zemsty i nie mam z niej skorzystać?
- Oddawaj ją! – Hermiona spojrzała na niego wrogo.
- No to ją sobie weź. – podniósł różdżkę z winorośli wysoko nad głowę,
patrząc wyczekująco z rozbawieniem w szarych oczach.
Niestety, dziewczyna nie należała do osób wysokich. Podskakiwanie nie
robiło na Malfoyu żadnego wrażenia, był wyższy od niej o jakieś dwadzieścia
centymetrów.
Działało to na niego zupełnie odwrotnie. Wywoływało niekontrolowane
salwy śmiechu, jakby był w cyrku na doskonałym przedstawieniu.
Zdenerwowana Hermiona zaczęła okładać Ślizgona swoimi pięściami po
umięśnionym, twardym torsie, lecz sądząc po jego reakcji, bardziej go to
śmieszyło niż bolało.
To takie irytujące, że nie schodzi mu z gęby ten cyniczny uśmieszek!
Ze złości i irytacji, że blondyn nic sobie nie robi z jej wysiłku, zaczęła tupać
nogą i krzyczeć jak mała dziewczynka, której zabrało się coś cennego.
Zapewne dla osób postronnych mógł być to zabawny czy uroczy widok, ale
dla samej zainteresowanej była to całkowita porażka.
- To nie jest śmieszne! Dawaj tą różdżkę, Malfoy!
Chłopak widząc jej reakcję, zaczął dusić się niepohamowanym śmiechem,
chwytając jedną ręką za brzuch. Opuścił przez to również lekko rękę
trzymającą różdżkę Gryfonki, co ta sprytnie postanowiła wykorzystać,
uznając za jedyną, niepowtarzalną okazję.
Próbując podskoczyć, potknęła się i z piskiem wylądowała w jego
ramionach, jednocześnie obejmując go niezgrabnie. W pierwszej chwili nie
zareagowała i z radością wyciągnęła rękę po magiczny patyk, ale jej
spojrzenie znów się spotkało z zaskoczonym wzrokiem Ślizgona. Obydwoje
zalegli w bezruchu, jakby w jednej sekundzie ich sparaliżowało. Zaledwie
sekunda, ale wystarczyła. Hermionę natychmiastowo naszło dziwne
skręcanie w żołądku, więc przerażona odskoczyła od niego jak oparzona.
Zaskoczona zachowaniem własnego ciała, a jednocześnie nie przyjmując do
wiadomości, że zareagowało tak na bliskość Dracona Malfoya, fuknęła na
niego, jakby to była jego wina i odwróciła się z zamiarem odejścia. Plusem
było, że odzyskała różdżkę.
Draco również potrzebował chwili na uspokojenie. Nie spodziewał się tego.
Nie spodziewał się, że KIEDYKOLWIEK będzie TAK BLISKO z jakąś szlamą.
Wzdrygnął się z trochę wymuszoną reakcją na samo wspomnienie.
- Mogłabyś więcej tak na mnie więcej nie wpadać, Granger? Będę musiał się
odkażać od szlamu.
Hermiona stanęła w pół kroku. Wyglądało jakby się nad czymś
zastanawiała, lecz po chwili odwróciła się w jego stronę. Powoli podeszła do
niego i pchnęła z całej siły, przez co blondyn wylądował z głośnym pluskiem
w lodowatej wodzie.
Uśmiechnęła się podle, lecz nie spodziewała się, że Ślizgon wyskoczy nagle z
jeziora i stanie obok niej. Z równie okrutnym uśmiechem, wziął ją na ręce i
zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, również została wrzucona do wody.
- Teraz, Granger, jesteśmy PRAWIE kwita. – syknął, wchodząc do łodzi. –
Masz trzy sekundy żeby tutaj dotrzeć, albo stąd odpływam. Ciesz się, że w
ogóle ci to proponuję.
Hermiona nic nie odpowiedziawszy, wstała i cała przemoczona usiadła w
łodzi naprzeciwko Malfoya. Zdawała sobie sprawę, że to również jej wina, że
teraz siedzi cała mokra. Tylko, że on po raz KOLEJNY nazwał ją szlamą.
Gdyby nie był dupkiem, nikt by nie ucierpiał.
Przez całą drogę żadne z nich się nie odezwało, a w ich głowach powstawały
najokrutniejsze plany tortur, których nie powstydziłby się nawet sam Lord
Voldemort.
Rozdział 2. Nowy dom
Hermiona z prędkością światła wyskoczyła z łodzi i nawet się za siebie nie
oglądając, wbiegła po schodach prowadzących do zamku w najszybszym
tempie na jakie było stać jej rozszalałe nerwy, a następnie przekroczyła próg
Wielkiej Sali. Oczy wszystkich uczniów i nauczycieli zwróciły się ku niej z
zaciekawieniem i zdumieniem. Zarumieniła się delikatnie ze wstydu, ale nie
zważając na nikogo, usiadła przemoczona do suchej nitki między swoimi
przyjaciółmi przy stole Gryffindoru.
- Co ci się stało, Hermiono? – zapytał Harry, patrząc na przyjaciółkę z
szokiem. Niecodziennie Hermiona wpada do Wielkiej Sali cała mokra.
- A więc nasz KOCHANY idiota, debil, frajer, dupek, tleniona fretka,
imbecyl, matoł, świnia, jełop, głąb Malfoy, który jest nienormalny,
nieobliczalny, chory psychicznie, walnięty na głowę... – wymieniała,
używając coraz bardziej wulgarnych słów. - ... wrzucił mnie do jeziora. –
zakończyła swoją wypowiedź, wyczekując na reakcję, która nadeszła wręcz
natychmiastowo.
- COO?! – wykrzyknęła zgodnie cała trójka. – Może to była jego zemsta za
pociąg?
- Eee... – zająknęła się. – No może, bo... jakby to powiedzieć... ja pierwsza go
do niego wepchnęłam. – zarumieniła się, a ostatnie zdanie wypowiedziała
na jednym wydechu, wbijając zawstydzony wzrok w stół.
- Czyli go sprowokowałaś? – Ginny uniosła wysoko brew z lekkim
rozbawieniem.
- Tak, w porządku! Jestem winna, ale on również nie jest bez winy! Gdyby
mnie nie sprowokował, nic by się nie wydarzyło! – krzyknęła rozzłoszczona.
- To Malfoy. – stwierdził obojętnie Ron. – On żyje po to, aby irytować ludzi.
Nic nowego, że się pokłóciliście. Pamiętasz jak mu przywaliłaś w nos w
trzeciej klasie? – jego oczy zabłysły. – To był dopiero wyczyn!
Harry i Ginny roześmiali się głośno, ale Hermiona pozwoliła sobie tylko na
lekki uśmiech, czując jak złość powoli z niej wyparowuje.
- Ja tam jestem ciekawy, dlaczego Dumbledore wpuścił go do szkoły. –
powiedział poważnie Potter. – Malfoy na pewno musiał się postarać, aby
wymyślić wiarygodną bajeczkę.
- Dumbledore widzi po prostu w każdym dobro. Myślę, że Malfoy nie
potrzebował wiele czasu na przekonywanie dyrektora. – odpowiedziała
Hermiona cicho.
Przyjaciele westchnęli przeciągle, patrząc ponuro w stronę stołu grona
pedagogicznego. Nie pierwszy raz nie zgadzali się z decyzją któregoś z
nauczycieli.
- Dobra, nie rozmawiajmy już o tym. Muszę coś zjeść. Obecność tego idioty
podsyciła we mnie tylko głód! – zarządził z zapałem Ron, rzucając się na
jedzenie.
Trójce Gryfonów ponownie na usta wkradł się uśmiech. Między Harrym a
Ginny zaczęła się entuzjastyczna rozmowa na tematy związane ze sportem,
ale Hermiona i, co dziwne Ron, nie przyłączyli się do dyskusji. Szatynka
starała się skupić na jedzeniu, ale czuła na sobie palące spojrzenie.
Podniosła głowę, patrząc pytająco na rudzielca.
- Co jest, Ron? Dlaczego tak mi się przyglądasz? Mam coś na twarzy?
Chłopak zarumienił się natychmiastowo, jakby został na czymś przyłapany,
lecz szybko odpowiedział:
- Nie, nie... Tak się tylko zastanawiam... Dlaczego się nie wysuszyłaś?
Przecież na pewno znasz zaklęcie.
Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana i otworzyła delikatnie usta
żeby wyrazić swoje zdanie na ten temat, ale zamarła, nie wiedząc co na to
odpowiedzieć. Kolejny raz dzisiejszego dnia zdarzyło jej się zapomnieć o tak
oczywistej rzeczy! Co się z nią na Godryka dzieje?!
- Masz rację. Dzięki, Ron. Widocznie byłam tak wściekła, że nawet o tym nie
pomyślałam. – powiedziała z wdzięcznością, ale w głębi duszy był to dla niej
cios poniżej pasa.
Rudzielec zarumienił się uroczo na jej pochwałę, a Hermiona z niepokojem
obserwowała, jak jej przyjaciel na nią reaguje. Postanowiła jednak nie
zwracać na to uwagi. Może tylko jej się zdawało?
W pewnym momencie, jak gdyby nigdy nic, Harry wybuchnął śmiechem.
Gdy wszyscy spojrzeli na niego jak na wariata, postanowił podzielić się
informacją, która tak go rozśmieszyła.
- Gdyby Malfoy wiedział, iloma ładnymi epitetami potrafisz go opisać.
Wszyscy w pobliżu się roześmiali, a Uczta Powitalna minęła Gryfonom
resztę wieczoru w wesołej atmosferze. Pośmiali się z Rona, który
spałaszował pół stołu Gryffindoru, a później marudził, że boli go brzuch,
porozmawiali z Seamusem i Deanem o wakacjach, oraz ze
zniecierpliwieniem czekali na przemowę dyrektora, bo każdy chciał już
położyć się do ciepłego i miękkiego łóżka, po wyczerpującej podróży.
Hermiona przeleciała spojrzeniem stół Slytherinu, lecz nie zauważyła
nigdzie platynowych włosów znienawidzonego Ślizgona. Z satysfakcją
stwierdziła, że chyba on również zapomniał do czego służy różdżka, dlatego
nie przyszedł na Ucztę Powitalną.
Nie musiało być to prawdą, ale było doskonałym pocieszeniem. Jej kobieca
duma chociaż odrobinę mogła się zregenerować.
Gdy wszyscy się najedli, a wszystkie półmiski poznikały ze stołów, z miejsca
wstał profesor Dumbledore, jak zawsze życzliwie uśmiechnięty. Ogarnął całą
salę ciepłym i bystrym spojrzeniem, a następnie wyciągnął przed siebie
ramiona, jakby chciał zamknąć wszystkich obecnych w rodzinnym uścisku.
- Witam was, moi kochani uczniowie, na kolejnym lub niektórych
pierwszym roku nauki! Mam wam tyle do opowiedzenia, że mam wrażenie,
iż nie starczy nam na to nocy! Jednakże dzisiejszego wieczora musicie być
zmęczeni długą podróżą, a także napełnieni po wybitnej kolacji. Przedstawię
więc wszystko w skrócie: uciekajcie do łóżek!
Jak zwykle po przemowie dyrektora nastąpiła chwila na głośne oklaski i
wiwaty. Hermiona nakazała gestem swoim przyjaciołom, aby poszli pierwsi,
a sama poczekała przed wejściem Wielkiej Sali na wicedyrektorkę. Po chwili
dołączył do niej Malfoy, nie zaszczycając jej spojrzeniem, a sekundę po nim
stanęła przed nimi opiekunka domu Gryfonów.
- Zaprowadzę was teraz do waszego nowego Pokoju Wspólnego w którym
zamieszkacie przez cały rok. Jeżeli oczywiście utrzymacie się na tym
stanowisku. – spojrzała na nich groźnie. – Znajduje się on na szóstym
piętrze przy posągu Złego Czarodzieja, który otworzy wam do niego
przejście. Hasło brzmi: truskawka.
Draco prychnął pod nosem kpiąco, na co profesor McGonagall spojrzała na
niego karcąco, lecz powstrzymała się przed komentarzem. Zatrzęsła się
jednak nerwowo, co znaczyło, że niewiele jej zostało do wybuchu.
W ciszy dotarli na szóste piętro. Nauczycielka wypowiedziała hasło i weszli
do przestronnego pomieszczenia. Salon był przytulnym pokojem o ciepłych
barwach. Na ścianach wisiały emblematy z godłem lwa i węża, niedaleko
okna mieścił się duży kominek, a na środku stół wraz z miękkimi fotelami i
kanapą. Po prawej stronie salonu piętrzyły się półki z książkami oraz
przeróżne ozdoby, nadające mu przyjemny nastrój.
- Pokój Wspólny, jak sama nazwa wskazuje, jest do dyspozycji waszej
dwójki. Nikt nie ma prawa go sobie przywłaszczać, jednak obydwoje
możecie gościć w nim przyjaciół. Pierwsze drzwi po lewej, to zejście do
Łazienki Prefektów, natomiast drzwi w rogach salonu, to wejścia do waszych
dormitoriów. Mam nadzieję, że uszanujecie nowe miejsce zamieszkania i
wykażecie się dorosłymi ludźmi, czego od was oczekujemy. Z mojej strony to
wszystko. Widzimy się za godzinę w moim gabinecie. – pożegnała się
chłodno kobieta, wychodząc z pokoju. Powietrze wręcz wibrowało od
negatywnych uczuć, jakie za sobą ciągnęła.
Tymczasem Hermiona i Draco zostali sami, czując się coraz bardziej
niekomfortowo.
Naprawdę mają przez cały rok dzielić to pomieszczenie tylko ze sobą?
Przecież przez te wszystkie lata byli wręcz uczuleni na swoją obecność, a gdy
tylko znajdowali się zbyt blisko siebie, działy się niepokojące rzeczy!
Jednak od dnia dzisiejszego, tak po prostu, mają widywać się codziennie,
korzystać z tych samych rzeczy codziennego użytku i, broń Merlinie, spędzać
ze sobą czas! To wydawało się obojgu wręcz niewykonalne!
Obecna atmosfera również wskazywała na wzajemną niechęć. Żadne nie
wiedziało jak się zachować, jednak to Malfoy był tym, kto postanowił
przerwać nieprzyjemną ciszę, która trzymała się już od wyjścia
wicedyrektorki z pomieszczenia.
- To co, Granger, może wspólna kąpiel? – zapytał z drwiącym uśmiechem,
obserwując jej reakcję.
- Nie boisz się ubrudzić szlamem? – odpowiedziała pytaniem na pytanie,
unosząc brwi.
- Nabyłem świetne środki dezynfekujące, ale niestety, tobie nie przywrócą
czystości krwi.
Hermiona przewróciła teatralnie oczami. Jego docinki zaczynały robić się
nudne. Ile razy można mówić o tym samym? Jeżeli myślał, że te kiepskie
żarty ją ruszą, to się mylił i to bardzo.
- Słuchaj, Malfoy. Tobie się nie podoba ta sytuacja i uwierz – mi również.
Może po prostu udawajmy, że się nie widzimy i wszyscy będą zadowoleni? –
zaproponowała ze złością, zmuszając się do krzywego uśmiechu.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Jej głos ociekał jadem. To stanowczo nie
pasowało do łagodnej, trochę pyskatej Gryfonki. Zamierzał z tego
skorzystać.
- Ja nie muszę udawać, Granger. Ty już od dawna dla mnie nie istniejesz.
Chyba nie sądziłaś, że jest inaczej, co? – zapytał, prychając kpiąco. Miał
ochotę głośno się roześmiać na widok jej zaciśniętych w pięści dłoni.
- Świetnie. – wycedziła i odwróciła się na pięcie, kierując do drzwi opisanych
jej nazwiskiem, postanawiając nie reagować na zadane pytanie. Nie było
nawet godne jej uwagi.
- Zobaczysz, i tak wylądujemy razem we wspólnej kąpieli! – krzyknął za nią,
zanim przeszła przez drzwi. Ku jego zadowoleniu, usłyszał zgryźliwą
odpowiedź.
- Śnij dalej, Malfoy. Marzenia nie kosztują. Gdybyś to nie ty mówił,
pomyślałabym, że bardzo tego chcesz. – odpowiedziała chłodno i zostawiła
go samego z trochę głupią miną, wchodząc z zaciekawieniem do swojego
nowego dormitorium.
Pomieszczenie, tak jak się spodziewała, było w barwach złota i rubinu.
Urządzone bardzo podobnie jak jej poprzednia sypialnia, tylko znacznie
większa i z jednym łóżkiem, które swoim ogromem zapierało dech w
piersiach.
Zapiała z uciechy i rzuciła na miękki materac, wesoło na nim podskakując.
Przez chwilę poczuła się jak prawdziwa księżniczka, gdyż pierwszy raz
widziała takie luksusy, a co lepsze, miała w nich mieszkać! W końcu jej
marzenie się spełniło! Była Prefektem Naczelnym! Czuła prawdziwą dumę z
tego, że została doceniona. Chciała udowodnić, że się nadaje na to
stanowisko, chciała dawać przykład. Czuła, że jest w końcu na odpowiednim
miejscu.
Miała tylko wrażenie, że osoba będąca pokój obok, podziwiająca
prawdopodobnie srebrno zielone ściany, nie nadawała się na to stanowisko.
Kto jak kto, ale Prefekt Naczelny powinien wykazywać jakieś wartości, więc
dlaczego Malfoy?
Nim się zorientowała, z myślą o Malfoyu, a także zmęczona dniem, osunęła
się w przyjemne objęcia Morfeusza...
~~*~~
Hermiona gwałtownie uniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała z
przestrachem po pokoju. Potrzebowała chwili, aby przypomnieć sobie gdzie
się znajduje. Z przyjemnego snu została brutalnie obudzona przez nieznany
hałas. Szybko odkryła, że było to namolne uderzanie w drzwi, więc zwlokła
się niechętnie z łóżka, zastanawiając się, kto może być takim idiotą i
otworzyła z rozmachem drzwi. Oczywiście. Nie myliła się, bo idiotą okazał
się nie kto inny, jak Draco Malfoy.
- Czego chcesz? – zapytała ze złością.
- Może grzeczniej, Granger? Za chwilę mamy być u McGonagall, więc
powinnaś być mi wdzięczna. Oszczędziłem ci kolejnego szlabanu.
Po chwili zrobił dziwną minę i zamrugał szybko powiekami, jakby coś sobie
dopiero uświadomił. Czy właśnie przeoczył okazję w której mógł utrudnić
życie Hermionie Granger? Chyba trochę zirytował go fakt, że w ogóle o niej
pomyślał, lecz szybko zreflektował się jadowitym uśmiechem.
- Właśnie! Mogłem cię po prostu olać i sobie pójść. Żałuję, że po ciebie
przyszedłem. Udajmy, że to się nie stało, a ja powiem McGonagall, że
idealna Hermiona Granger nie stawiła się na szlabanie.
Hermiona spojrzała wzrokiem bazyliszka w jego szare oczy przypominające
stal i przeklęła w myślach.
- Nikt cię nie prosił żebyś po mnie przyszedł.
Wyszła jednak niechętnie za chłopakiem z Pokoju Wspólnego i ruszyli do
gabinetu nauczycielki transmutacji z krzywymi minami. Co prawda, nie
kroczyli obok siebie. Malfoy szedł lekko z przodu, nie chcąc pokazywać się
wspólnie z przemądrzałą Gryfonką. Hermiona spoglądała z pochmurną
miną na jego plecy, obmyślając plan, jakie paskudne zaklęcie mogłaby w
tym czasie mu zaserwować. Droga minęła im w grobowej ciszy, przesycona
tylko buzującymi negatywnymi uczuciami jakie do siebie żywili przez sześć
lat. Gdy dotarli w końcu na miejsce, zapukali i po uzyskaniu pozwolenia na
wejście, wkroczyli do małego pokoiku.
- Już myślałam, że nie przyjdziecie. – stwierdziła profesor McGonagall ze
zmarszczonymi brwiami.
- A skąd. – powiedział z ironią Malfoy. – Tutaj wszyscy są odpowiedzialni. –
posłał Hermionie swój firmowy uśmieszek, na co ta zaczerwieniła się ze
złością.
Nauczycielka zignorowała jego podejrzane stwierdzenie i spojrzała na nich
surowo.
- Drodzy państwo. Długo myślałam nad karą i doszłam do wniosku, że skoro
nie potraficie się szanować, oraz ze sobą współpracować, to od dzisiejszej
północy, przez dwa pełne dni, będziecie nierozłączni. Zaklęcie przestanie
działać po czterdziestu ośmiu godzinach. Śniadanie i obiad będziecie jadać
przy stole Gryffindoru, a kolację – Slytherinu. Lekcje, na które uczęszczacie
osobno, spędzicie w gronie Ślizgonów. Są to tylko dwa dni, lecz jeżeli nie
zauważę poprawy w waszym zachowaniu, przedłużę szlaban do tygodnia.
Życzę dobrej nocy.
Uczniowie nie dostali nawet szansy na protest, gdyż natychmiastowo zostali
wyrzuceni z gabinetu. Przez chwilę stali w osłupieniu, wpatrując się w
zamknięte drzwi.
- Stara wiedźma. – syknął Malfoy i spojrzał na Hermionę. – Dzięki, Granger.
Nie mam nic lepszego do roboty, tylko spędzić dwa bite dni ze szlamą.
- O co ci chodzi, Malfoy?! Gdybyś nie zaczynał, nie byłoby nas tutaj! Zresztą
uwierz mi, ja również nie mam ochoty spędzać w twoim towarzystwie ani
sekundy cennego życia.
- Gdybym JA nie zaczynał?! – spojrzał na nią z niedowierzaniem. – To TY
jesteś niezrównoważona psychicznie i rzucasz się z pięściami, bo nie
potrafisz przyjąć prawdy do siebie. Przecież wiesz, że jesteś szlamą.
TRZASK. Hermiona ponownie tego dnia wymierzyła chłopakowi policzek i
pobiegła przed siebie, zanim ten zdążył zareagować. Zwolniła dopiero na
drugim piętrze i zaczęła obrzucać go w myślach najgorszymi klątwami.
Co za kretyn! Dlaczego pozwoliłam się sprowokować takiej szumowinie jak
Malfoy?! Hermiono, musisz być silna! Przecież ten dupek nie ma racji!
Potrafisz zapanować nad własnymi emocjami! To Malfoy! TYLKO Malfoy!
On wręcz pragnie, by cię zezłościć! Nie daj się!
- JESTEŚ DUPKIEM, MALFOY! – krzyknęła, a jej głos odbił się echem po
korytarzu.
- Głośniej, Granger, bo jeszcze druga część zamku nie słyszała. – odezwał się
irytujący głos za jej plecami.
Hermiona odwróciła się szybko na pięcie, odkrywając z zaskoczeniem, że ma
przed sobą obiekt swoich złości i wszelkich irytacji. Nie miała pojęcia w jaki
sposób znalazł się tutaj w tak krótkim czasie, ale w tej chwili nie to było jej
największym zmartwieniem.
- Czego ode mnie chcesz, Malfoy? Zemsty? Proszę bardzo. – powiedziała
twardo, patrząc mu wyzywająco w oczy i przybierając bojową pozycję.
Ślizgon na widok jej miny miał ochotę się roześmiać, ale uniósł tylko brew
w geście rozbawienia, uśmiechając się przy tym irytująco.
- Kusząca propozycja, ale odpuszczę na razie. – w oczach dziewczyny
zabłysło zaskoczenie. Malfoy i rezygnacja z zemsty? – Nie myśl jednak sobie,
że ci się upiekło. Na mnie się nie podnosi ręki, Granger. A szczególnie nie
pozwolę, aby to robił ktoś taki jak ty. Pożałujesz jeżeli znowu się odważysz.
- A więc dlaczego przyszedłeś tutaj za mną? – warknęła, ignorując jego
groźbę.
- Dlatego, że już późno, a przecież nie chcemy żeby coś ci się STAŁO,
prawda? To byłaby niesamowicie wielka strata gdyby ktoś cię zaatakował.
Hermiona zamrugała kilka razy z niedowierzaniem. Wiedziała, że Malfoy z
niej kpi, ale z jego ust brzmiało to co najmniej przerażająco. Odchrząknęła z
zaczerwienionymi policzkami, gdy blondyn ponownie uśmiechnął się w
irytujący sposób.
- Tak, bo na pewno byś się zasmucił z tego powodu. – burknęła i odwróciła
się do niego plecami, ruszając do Pokoju Wspólnego. Próbowała zignorować
uczucie przewracającego się nieprzyjemnie żołądka, wmawiając sobie, że to
na pewno nie z powodu tego kretyna.
Weszła do sypialni nawet nie odwracając się za siebie i trzasnęła ze złością
drzwiami, kierując się w stronę łóżka. Miała ogromną chęć wyżycia się na
czymś, a poduszki wydawały się najbardziej kuszącą opcją. Wyciągnęła po
jedną z nich dłoń, ale w tym samym czasie poczuła szarpnięcie w okolicach
brzucha, a już po chwili leciała przez cały pokój, uderzając z łoskotem w
zamknięte drzwi. Z drugiej strony również ktoś musiał w nie uderzyć, bo
usłyszała cichy jęk.
- Ałł... mój nos... Co to było na Merlina?! – krzyknął równie zaskoczony co
ona Malfoy. – Moja twarz! Coś się stało z moją twarzą! Nie, nie, nie! To nie
może być prawda! Granger, otwieraj! Moja drogocenna twarzyczka! –
szarpnął za klamkę, próbując się dostać do dormitorium.
Gryfonka wstała z posadzki, rozcierając obolałe od uderzenia miejsca i
otworzyła drzwi ze swojej strony. Gdy pojawiła się w nich nienaturalnie
czerwona twarz Malfoya z delikatnie opuchniętym nosem, wybuchła
śmiechem prosto na niego.
- Uwierz mi, Malfoy. To uderzenie ją tylko naprawiło.
Draco posłał jej mordercze spojrzenie, ale szarpnął się i podszedł do lustra,
ciągnąc ją za sobą.
- Zabawne, Granger. – warknął, oglądając się z każdej strony.
- Ze skromności nie zaprzeczę. – wyszczerzyła się.
Może jej się tylko zdawało, ale w odbiciu zauważyła, że chłopak również
delikatnie się uśmiechnął. Trwało to tylko zaledwie parę sekund, jakby się
zorientował co robi. Odchrząknął speszony i spojrzał na zegarek, byle tylko
nie patrzeć na nią.
- Chyba nasz szlaban się zaczął.
- Co takiego?! Już?! Przecież... A kąpiel?! – Gryfonka z przerażeniem
wpatrywała się w Ślizgona, który zapiał z uciechy.
- Ha! A nie mówiłem, że wylądujemy razem we wspólnej kąpieli? –
uśmiechnął się kpiąco.
- A czy ja nie mówiłam, że gdybyś to nie ty mówił, to pomyślałabym, że
bardzo tego chcesz? – warknęła w odpowiedzi. – Śnij dalej, fretko. Wezmę
tylko strój kąpielowy. Chcę mieć to już za sobą, ale nie myśl sobie, że mi się
ten pomysł uśmiecha.
- Uwierz mi, że ja niczego bardziej nie pragnę. – odpowiedział ironicznie.
To będą długie dwa dni... – westchnęła zrezygnowana i pociągnęła za sobą
Ślizgona, kierując się w stronę łazienki. Bała się, naprawdę się bała, że przed
nią stoi najcięższe wyzwanie w całym jej prawie osiemnastoletnim życiu.
Rozdział 3. Szlaban
Nie wierzę w to, co się dzieje... – brązowooka Gryfonka stanęła nad
brzegiem ogromnego basenu w Łazience Prefektów, patrząc na niego
nieufnie. – To nie jest prawda, na pewno nie! Przecież to tylko głupi sen.
Miałabym się kąpać z jednym z tych tchórzliwych karykatur? Dodatkowo z
Królem Fretek, Draconem Malfoyem? Absurd! Hermiono, błagam, obudź
się wreszcie!
Miała ogromną ochotę roześmiać się nerwowo. Sama ta niedorzeczna myśl
wydawała jej się absurdalnie śmieszna. Nie potrafiła, a tym bardziej nie
chciała nawet w to wszystko uwierzyć. Taka informacja nie była jedną z tych,
które można przyjąć do siebie ot tak. To chodziło przecież o jej życie, jej
reputację! Czuła się jak w chorym żarcie, gdzie miał za chwilę ktoś
wyskoczyć i krzyknąć: „mamy cię!”. Nic się jednak takiego nie wydarzyło, a
ona wciąż stała skrępowana jego obecnością, obserwując kątem oka jak
zdejmuje z siebie ubrania, jak gdyby nigdy nic.
Ślizgon był, no cóż, całkiem pokaźnie wyrzeźbiony. Nawet ona była
zmuszona to przyznać, choć oczywiście nie głośno. Mimo wszystko ciężko
było jej ukryć wpełzające na policzki delikatne rumieńce. Za nic w świecie
nie przyznałaby się, że spowodowane widokiem półnagiego ciała swojego
wroga. Dokładnie tak. Wroga! Chłopaka, który ubliżał jej na każdym
możliwym kroku od kilku lat, a wszelką okazję wykorzystywał do
ośmieszenia. Dlaczego więc została tak pokarana, że była skazana na jego
osobę nawet w takim momencie? Miała dzielić z nim jeden basen? Ona i on?
Sami?
Przez chwilę zawiesiła na nim ponury wzrok, gdyż jej uwagę przykuł lśniący
czarną, mroczną poświatą, wytatuowany na jego lewym przedramieniu
Mroczny Znak. Był taki… przerażający, a jednocześnie intrygujący.
Wzbudzał grozę, niosąc za sobą mroczne tajemnice i niepokojące emocje.
Wiedziała, że zostanie z nim już na zawsze. Był jego piętnem. Oznaką
przynależności do armii Lorda Voldemorta.
Pozostawało tylko pytanie… Czy Draco Malfoy wciąż pozostawał Jego sługą?
Czy wciąż był jednym z nich?
Ślizgon przyjrzał się dziewczynie i uśmiechnął wrednie. Była cała blada,
lekko się trzęsła. Wyglądało na to, że nad czymś intensywnie myśli. Nie miał
pojęcia nad czym, ale domyślał się. A przynajmniej tak mu się zdawało.
Wykrzywił się w jeszcze szerszym uśmiechu i zrobił krok w jej stronę.
- Co jest, Granger? Czyżby odważna Gryfonka bała się niewinnej kąpieli ze
swoim kolegą ze szkoły? Przecież cię nie utopię... No, chyba, że mnie
zdenerwujesz. – dodał, a na jego twarzy ponownie pojawił się ironiczny
uśmiech. – A może ty po prostu się wstydzisz? Nie wiedziałem, że z ciebie
taka cnotka. Chociaż... wiedziałem. Zawsze grzeczna i ułożona Hermiona
Granger, przykład cnoty. Spokojnie, nie jedno widziałem. Nie zaskoczysz
mnie niczym nowym. Taką mam przynajmniej nadzieję. Chociaż patrząc na
ciebie, to sam nie wiem...
Hermiona spojrzała na niego groźnie i jakby chcąc zaprzeczyć jego słowom,
które nie ukrywając, trochę ją zirytowały, zaczęła zdejmować z siebie
niedbale części garderoby. Nie wzięła tylko pod uwagę tego, że jej fałszywą
pewność siebie zdradzi ogromny rumieniec pokrywający jej policzki. Nie,
nie czuła się komfortowo obnażając przed Malfoyem. Nie była gotowa na
oszczerstwa, których na pewno nie będzie sobie szczędził pod jej adresem.
- Mógłbyś z łaski swojej się na mnie nie gapić? Próbuję się przebrać. –
warknęła ze złością, posyłając mu zirytowane, zawstydzone spojrzenie.
Blondyn zlustrował ją pogardliwie, ale odwrócił się z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie pochlebiaj sobie, Granger. Uwierz mi, nie ma nawet na co patrzeć. Nie
wiem kiedy ostatnio patrzyłaś na siebie w lustrze.
Nie była to do końca prawda, gdyż od dwóch minut jego oczy chłonęły każdy
kawałek jej odsłoniętego ciała, pożerając je łapczywie. Nie spodziewał się, że
pod workowatymi sweterkami i długimi spódniczkami może kryć się tak
ładne, zadbane ciało. Nigdy by nie uwierzył, że szlama Granger, zawsze
skromna, takowe posiada. Smukłe uda, płaski brzuch, zaokrąglone, jędrne
piersi. Nie dał po sobie oczywiście poznać, że zrobiła na nim lekkie
wrażenie, co w jego przypadku graniczyło z cudem.
Jednak mimo wszystko pozostawał Malfoyem, a to oznaczało, że nie mógł
zrezygnować z podrażnienia widocznie zawstydzonej Gryfonki, korzystając z
całkiem niezłych widoków. Pomysł na to wpadł mu do głowy niemal
natychmiastowo. Granger wciąż pozostawała mu dłużna za ostatnie
uderzenie jego osoby. Nie, nie zamierzał puścić jej tego płazem. Przecież nie
mógł pozwolić na to, by ktokolwiek podniósł na niego rękę, a w
szczególności Granger.
Z szatańskim uśmiechem i niebezpiecznym błyskiem w oczach odwrócił się
w jej kierunku. Hermiona wzdrygnęła się widząc jego minę i spięła,
zaciskając kurczowo palce na stroju kąpielowym, który właśnie miała zamiar
ubrać.
- C-co ty robisz? – wymamrotała drżącym głosem, robiąc krok do tyłu.
- Mszczę się. – odpowiedział obojętnie i nim zdążyła zareagować, doskoczył
do niej i wziął na ręce, na co szatynka pisnęła głośno, a następnie wrzucił z
impetem do wody, rechocząc.
W tym wszystkim nie przewidział jednego. Zaklęcie ich łączące okazało się
mieć bardzo krótki zasięg, więc już po chwili z głośnym pluskiem wylądował
obok niej, przyciągnięty przez magiczne liny. Wynurzył się z wody po kilku
sekundach, natrafiając wprost na czekoladowe, rozwścieczone, mierzące go
morderczym wzrokiem oczy Hermiony.
- CZY TY JESTEŚ NIENORMALNY, MALFOY?! JESTEŚ KRETYNEM,
CHAMEM, DUPKIEM, IDIOTĄ I…
- Oj zamknij się już, Granger. Oszczędź sobie tlenu w płucach. – sarknął
ironicznie i chlapnął ją wodą prosto w twarz. Ten gest przelał szalę
wściekłości Hermiony. Na sekundę uspokoiła się, by zetrzeć z oczu wodę, a
po chwili bez ostrzeżenia rzuciła się na niego z dzikim okrzykiem, jakby
dostała nagłego ataku szału. W tym momencie całkowicie straciła nad sobą
panowanie. Chlapała wodą bez jakiegokolwiek opamiętania, nie zwracając
uwagi na to, że chłopak świetnie się bawi jej kosztem.
- Już nie żyjesz, kretynie! – krzyczała, a w jej oczach lśnił istny obłęd.
Oboje nie zdawali sobie sprawy kiedy i w jaki sposób jej wściekłość, którą
starała się na nim wyładować, przemieniła się w chwilę zapomnienia. Nie
mam pewności czy można to nazwać zapomnieniem o swoich uprzedzeniach
względem siebie. Raczej nie. Oni po prostu żyli chwilą. Jak małe dzieci
chlapali się wodą, wywołując wodną wojnę. Zniknęły wrogie spojrzenia,
zastąpił je chwilowy, szczery uśmiech. W tym przypadku było to zjawisko
niespotykane, wręcz szokujące. Bo pierwszy raz wojna nie miała na celu
nikogo urazić. Była tylko… zabawą. Zabawą, która pomiędzy tymi osobami
nie powinna mieć racji bytu.
Dlatego w końcu nadeszło opanowanie. Hermiona uspokoiła się, zdając
sobie sprawę z tego z kim i co właśnie robi. Wiedziała, że tak być nie
powinno, że to nie było w porządku wobec jej przyjaciół, a szczególne jej
samej. Ten chłopak gnębił ją od kilku lat. Dla niego była tylko zwykłą
szlamą, kimś nieistotnym. Takie zachowanie było niepoprawne.
Przybrała bojową minę, chcąc oznajmić Malfoyowi, że czas skończyć te
dziecinne gierki i stąd wyjść, ale zanim to zrobiła, zamarła. Ciało chłopaka
pływało głową w dół w tafli basenu, nie ruszając się. Natychmiast do niego
doskoczyła i przewróciła z przerażeniem na drugą stronę. Wydawało jej się,
że blondyn nie oddycha. Szybko wyłowiła go na brzeg i sprawdziła panicznie
czynności życiowe.
- Malfoy?! Malfoy! Obudź się, błagam! Jeżeli cię zabiłam, to wszyscy
pomyślą, że specjalnie! Draco, obudź się! – jęknęła płaczliwie i zaczęła
klepać go po twarzy. Jeżeli faktycznie coś mu się stało, to wszystko będzie jej
winą, a przecież nie chciała zrobić mu krzywdy!
Sam Draco świetnie się w tym momencie bawił. Próbował zachować pełną
powagę, przysłuchując się słowom dziewczyny. Wszystko było oczywiście
zaplanowanym żartem, mającym na celu sprawdzenie zachowanie
dziewczyny, gdyby jemu coś się
Naprawdę stało. Przez jej krzyki ledwie udawało mu się przez cały ten czas
powstrzymywać drwiący uśmiech, cisnący się na usta. Chciał ją podręczyć
jeszcze przez krótką chwilę, a później do końca życia upajać się jej
wściekłością, gdy wspaniałomyślnie będzie się z niej naśmiewał.
Jego serce drgnęło delikatnie przez krótki moment, gdy usłyszał dźwięk
swojego imienia, wypowiedzianego jej ustami. Merlinie, jak to dziwnie, obco
brzmiało…
- W porządku, przecież to nie może być wcale takie trudne. – do
rzeczywistości przywołał go zdenerwowany głos Gryfonki. – Potrafisz to
zrobić, to tylko ratowanie życia.
Z rosnącym niepokojem zaczął zdawać sobie sprawę o czym mówi
dziewczyna i doszło do niego, że jego żart zaszedł o wiele za daleko. Jeżeli
dobrze podejrzewał, to szatynka chciała użyć na nim mugolskich sposobów i
mimo, że ekspertem nie był, widział już akcje ratownicze, gdy był dawno
temu na misji. A pamiętał tyle, że ona musi… O nie. W tej chwili trzeba to
przerwać.
Ale… nie zrobił tego. Dlaczego? Nie potrafił? Nie chciał? Był po prostu w
zbyt wielkim szoku. Nie podejrzewał nawet w najgorszych koszmarach, że
posunęła by się do TEGO STOPNIA. Gdyby choć przez chwilę przeszłaby
przez głowę mu taka myśl, to ten moment nigdy by nie miał miejsca. To
wszystko nie tak miało wyglądać. Miał ją przestraszyć, a potem z drwiącym
uśmiechem wyznać, że ją nabrał, a tymczasem ona planowała takie
okropieństwa na jego osobie. Nie ważne, że ta cała mugolska Pierwsza
Pomoc miała na celu ratowanie życia! Pocałunek to pocałunek! A jeżeli
nawet miałby tutaj umierać niż zostać ratowanym przez nią… w taki sposób,
wolałby umrzeć.
Och, doprawdy? To dlaczego w tej chwili wciąż leżał i udawał, że nie
oddycha?
Hermiona wpatrywała się w jego bladą twarz z niepokojem, zagryzając wargi
i walcząc z samą sobą. Była tak zestresowana, że całkowicie zapomniała o
wszystkich ważnych czynnościach i pochyliła się nad omdlałym ciałem
chłopaka. Wzięła głęboki oddech, a jej serce przyspieszyło niebezpiecznie.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że ich serca uderzają w jednakowym
rytmie, jakby słyszały siebie nawzajem. Uderzały z taką siłą w ścianki klatki
piersiowej, niemal rozrywając ją brutalnie. Gdyby ktoś w tej chwili stanął
obok, na pewno by słyszał co się dzieje w ich ciałach.
Ślizgon czuł jej ciepły oddech na swoich wargach. Wiedział, że dzielą ich
milimetry. I właśnie wtedy odzyskał nad sobą panowanie. Momentalnie
zaczął głośno oddychać, lecz ona wydawała się tego nie słyszeć, jakby była w
transie. Przerażona dziewczyna z poczuciem winy, że mogła go skrzywdzić,
była gotowa na najgorsze, byleby go odratować.
Otworzył gwałtownie oczy i uniósł ręce, by ją od siebie odepchnąć, gdy drzwi
łazienki zaskrzypiały, a do środka ktoś wszedł. Oboje zamarli w obecnej
pozycji, przekręcając tylko głowę w kierunku wejścia.
Osobą, która weszła do pomieszczenia, okazał się Ron Weasley. Gdy
zobaczył scenę, która się przed nim odgrywała, stanął jak porażony.
Przeskakiwał spojrzeniem to na Hermionę, to na Malfoya. Oboje znajdowali
się w dziwnym położeniu, a to, co robili, wydawało się oczywiste. Nie
potrafił nawet wydać z siebie głosu. Był przerażony, wściekły, zraniony. Czy
właśnie jego przyjaciółka, osoba na której mu bezgranicznie zależało,
klęczała nad ich wrogiem z zamiarem pocałowania go? W końcu, po krótkiej
chwili, źle odczytując zaistniałą sytuację, natarł ze złością na dziewczynę.
-A więc to tak? –zapytał ostro. -Tak bardzo go nienawidzisz, co? Jeszcze
przy kolacji go wyzywałaś, obrażałaś i klęłaś na niego skarżąc się, jaki to jest
zły, a teraz się z nim całujesz?!
Hermiona wyprostowała się i wytrzeszczyła na niego oczy. Nie potrafiła
pojąć o co mu chodzi. Chciała mu wytłumaczyć, że nic nie rozumie, przecież
nigdy nie pocałowałaby Malfoya z własnej woli i to wszystko nie tak, jak
wygląda. Otworzyła usta, aby zaprzeczyć z oburzeniem jego słowom, lecz ten
nie dał jej dojść do głosu.
-Hermiono, on cię gnębi już od sześciu lat! Co ty wyprawiasz?!
-To nie tak, Ron! Malfoy zemdlał no i... -przelotnie spojrzała na blondyna,
który siedział wyprostowany i zagotowało się w niej ze złości. Okłamał ją?!
-Nie tłumacz się, Hermiono. Nie chcę tego słuchać.
-Ale, Ron! Ty nic...
Nigdy nie widziała w oczach przyjaciela takiej złości, nienawiści i zawodu.
-Nie sądziłem, że jesteś taka głupia, Hermiono. On nie ma ci nic do
zaoferowania. Chyba, że lecisz na jego kasę. Skoro tak, to jesteś tylko głupią
szlamą, która puszcza się z takim dupkiem. On cię zniszczy. Zniszczy tak, jak
wszystko wokół siebie. Jeszcze popamiętasz moje słowa. A teraz żegnaj, nie
chcę mieć z kimś takim do czynienia! A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi,
że coś do mnie czujesz. Zapomniałem, nie mam tyle pieniędzy. Ty wolisz
bogatych śmierciożerców.
Hermiona zaniemówiła i zesztywniała. Przez jej myśli przelatywały tylko
bolesne słowa, które uderzyły w nią z ogromną siłą. Tak, raniły ją, ale to nie
było najgorsze. Najbardziej zabolało to, kogo ustami zostały wypowiedziane.
Jej przyjaciela. Osoby, której mogła ufać bezgranicznie. Którą kochała, jak
własną rodzinę. Tak, często kłóciła się z Ronem, ale nigdy nie nazwał jej
szlamą ani puszczalską. Aż do teraz.
Głupią szlamą, głupią szlamą, głupią szlamą...
Z jej oczu pociekły łzy złości. Mógł być na nią wściekły, ale nie miał prawa jej
obrażać! Nie pozwolił nawet wytłumaczyć sobie sytuacji, a powiedział to, co
powiedział. Przecież niczym nie zawiniła! Ona i Malfoy to była zwykła
pomyłka. Ron jej nie znał, skoro pomyślał w ten sposób.
Spojrzała za odchodzącym rudzielcem zamierzając coś powiedzieć, ale
leżący obok chłopak był szybszy. Rzucił się na Weasleya i przewrócił na
posadzkę, siadając na nim i okładając pięściami.
-Nie. Nazywaj. Jej. Szlamą! –jedno słowo, kolejne uderzenie. Z każdym
kolejnym, twarz Rona coraz bardziej robiła się czerwona ze złości, oraz
cieknącej z rozerwanej wargi krwi.
Hermiona nie potrafiła się otrząsnąć z szoku spowodowanego wybuchem
Malfoya. Patrzyła na szarpiących się chłopaków zdezorientowana. Przecież
to wszystko powinno być na odwrót. To Ron powinien okładać Malfoya w jej
obronie, a nie inaczej. Nic do siebie nie pasowało, wszystko burzyło należyty
porządek.
Po paru sekundach wrócił do niej w końcu rozsądek i podbiegła do
okładających się mężczyzn, próbując ich rozdzielić. Było to nie lada
wyczynem. Starała się pociągnąć Malfoya do tyłu, ale był cięższy i wyrywał
się, a nie chciała przypadkowo oberwać.
-Malfoy, dosyć! Przestań! Skończ już, zrobisz mu krzywdę! Proszę! DRACO!
–na dźwięk swojego imienia, blondyn przestał okładać Weasleya i spojrzał
ze złością na Hermionę.
-Wiesz, jakoś to, że zrobię mu krzywdę do mnie nie przemawia. –ponownie
chwycił go za kołnierz szaty, gotowy do następnego ciosu.
-Możesz przestać?! –wydarła się na niego, a po jej policzkach pociekła
kolejna fala łez.
Draco spojrzał na nią z irytacją. Chyba powinna być mu wdzięczna, a nie
wydzierać się na niego, prawda?! Właśnie stanął w jej obronie, bo jakiś
idiota ją obraził!
Z niechęcią zauważył, że z zaszklonych, czerwonych oczu wypływają
kryształki łez, okalające zaróżowione ze złości policzki. Odetchnął ciężko i
wstał bez słowa z rudzielca, stając centralnie przed nią. Nie wiedział co go do
tego podkusiło, ale wyciągnął swoją rękę w kierunku jej twarzy z
nieodgadnioną miną. Przez krótką chwilę chciał odgarnąć kosmyk jej
włosów i zetrzeć kciukiem łzy. Na całe szczęście Hermiona na to nie
pozwoliła, odpychając jego rękę swoją. Spojrzała za to na niego zaskoczona i
lekko drgnęła, jakby ze strachu. Przez pierwszy moment myślała, że Malfoy
chce ją uderzyć.
-Co jest, Malfoy?! –krzyknął Ron, jeszcze bardziej go prowokując. –Nagle
stałeś się obrońcą szlam?! Przecież ich nienawidzisz! Gardzisz nimi, jak
wszystkim wokoło!
Ślizgon odwrócił się z powrotem w jego stronę, zaciskając pięści.
-Zdrajców przyjaciół nienawidzę jeszcze bardziej. –syknął. –A ciebie,
Weasley, najbardziej z wszystkich.
-Naprawdę?! Co ty wiesz o przyjaźni, kretynie?! Przecież nie masz
przyjaciół, tylko służących! A może mówisz o tych w maskach?!
-STOP! USPOKÓJCIE SIĘ! –krzyknęła ledwie stojąca na nogach Hermiona.
Była wściekła. Miała już dosyć. Ich obojga. Ręką powstrzymała Malfoya
przed ponownym rzuceniem się na Rona i posłała mu groźnie spojrzenie. -O
co ci chodzi?! –naskoczyła na niego. -Bijesz Rona, bo nazwał mnie szlamą, a
sam to robisz przez cały czas! Chyba nie powiesz, że w ciągu paru minut ci
minęło i nagle zostałeś obrońcą i przyjacielem mugoli!? I co to była za akcja
z tym utopieniem?! Jeżeli myślałeś, że to będzie śmieszne, to się myliłeś.
Nienawidzę cię, Malfoy. Jesteś dupkiem. –wysyczała z nienawiścią, patrząc
w jego oczy. –Oboje jesteście. –dodała zwracając się do Weasleya.
Draco patrzył na nią obojętnym wzrokiem. Co prawda, zaskoczyła go tym
wyznaniem. Miała rację, że się nie lubili, ale nienawiść jaką go darzyła,
musiała być naprawdę ogromna. Nigdy nie widział, żeby błyszczała wręcz
taką agresją. Nawet w jego kierunku.
-Ron. -zwróciła się ponownie do rudzielca. –Nie chcę cię znać. A ty, Malfoy,
niestety musisz iść ze mną. Gdybyś teraz się topił naprawdę, bez wahania
bym cię zostawiła.
Wściekła jak osa, ruszyła do drzwi prowadzących do Pokoju Wspólnego,
ciągnąc za sobą zdezorientowanego blondyna, który posłał jeszcze uśmiech
przepełniony jadem w kierunku Rona.
-Postawmy sprawę jasno. –zaczęła, gdy znaleźli się w Pokoju Wspólnym. –
Tobie się nie podoba ta sytuacja i mi również. Niestety, jeżeli nie chcemy ze
sobą spędzić następnego tygodnia, zakopmy wojenne różdżki na te dwa,
nieszczęsne dni. Nie mam zamiaru spać w twojej sypialni, więc będziemy
spali w mojej. –widząc, że chłopak otwiera usta, podniosła rękę. –Nie
przerywaj mi. Przedzielimy łóżko poduszkami, ponieważ nie chcę cię
dotknąć, nawet przez przypadek. Tobie też radzę mnie nie dotykać. No, ale
prawda. Ty przecież nie dotkniesz szlamy.
Ku jej zdziwieniu, gdy skończyła, chłopak tylko kiwnął głową na znak, że się
zgadza. Żadnej głupiej odzywki, kłótni, ani własnych wymyślnych wymagań.
Wyglądał jakby nad czymś głęboko myślał, a tutaj był obecny tylko ciałem.
Pozwolił zaprowadzić się do jej dormitorium i położyć obok niej na
ogromnym łóżku, czekając, aż skończy budować pomiędzy nimi mur z
poduszek.
Hermiona mimo ochrony, którą zbudowała, wciąż czuła się niekomfortowo
leżąc ze Ślizgonem w łóżku. Nie miała w zwyczaju spać z nikim, chyba, że z
dziewczynami. Nawet z Harrym czy Ronem zawsze spali osobno, a tutaj
proszę, miała obok siebie swojego największego wroga. Wroga, który dręczył
ją przez sześć lat, wyzywał od szlam, robił wszystko, aby cierpiała.
To wszystko było nienormalne i po prostu dziwne. Najpierw musieli wziąć
razem kąpiel, która mimo, iż wcale nie zapowiadała się tak źle, to zakończyła
się wręcz fatalnie, potem stanął w jej obronie, w co nigdy by nie uwierzyła,
gdyby tego nie widziała na własne oczy, a teraz jeszcze leży z nią w jednym
łóżku. JEJ łóżku. Tak, widocznie najbliższy czas miał być dla niej ciężki...
Z westchnięciem zamknęła oczy, uspakajając się. Czuła, jak emocje opadają,
a ona sama zaczyna powoli się rozluźniać. Potrzebowała tej chwili spokoju.
Nie dane jej to było jednak, bo po chwili, przed oczami pojawiła jej się scena
z łazienki, gdy Malfoy okładał Ronalda pięściami w JEJ obronie. Na policzki
mimowolnie wkroczył lekki rumieniec. Dlaczego to zrobił? Przecież nigdy
nie pokazywał żadnej, chociażby krzty sympatii dla niej. Nienawidzili się. Od
zawsze. Nigdy nie szczędzili sobie wyzwisk, przecież słowo „szlama”, było
jego ulubionym określeniem, a teraz sam rzucił się z tego powodu na Rona!
No, chyba, że przeszedł jakąś magiczną metamorfozę, ale to było bardzo
wątpliwe. Zachowywał się jak wcześniej, tylko z pojedynczymi przebłyskami
człowieczeństwa. Bardzo rzadkimi w dodatku. Co prawda, normalny Malfoy
by z nią pewnie nawet nie rozmawiał, a co dopiero o uśmiechu mowa. Z
jeszcze większym rumieńcem przypomniała sobie wojnę w basenie. Jeżeli o
absurdach mowa, to tamta sytuacja była chyba największym.
Wciągnęła gwałtownie powietrze i poczuła jak w jej nozdrza ponownie
wpada zapach blondyna leżącego obok. Tak, nic jej się nie przyśniło, on
wciąż tutaj był. Mimowolnie zobaczyła samą siebie, jak nachyla się nad nim,
aby przeprowadzić sztuczne oddychanie. Jej żołądek skręcił się boleśnie, a
serce trochę przyspieszyło. Było tak blisko tego, aby go pocałowała.
Skoro był przytomny, to dlaczego mnie nie odepchnął? Chyba nie chciał...
abym go pocałowała?
Na samą tą myśl, zrobiło jej się dziwnie gorąco. Prawie podskoczyła, gdy z
zamyśleń wyrwał ją cichy szept Ślizgona.
-Ej, Granger. Granger, śpisz?
-Śpię i tobie bym radziła to samo. –burknęła.
Blondyn nie odezwał się już więcej, a ona z myślami o nim, w końcu zasnęła.
W przeciwieństwie do niej, Draco miał z tym problem. Jego myśli były
prawie identyczne jak wcześniejsze Hermiony. Zastanawiał się, dlaczego
stanął w jej obronie. Przecież wciąż pozostawał wrednym Ślizgonem bez
uczuć. Tępicielem szlam. Nienawidził ich, a Granger najbardziej z nich
wszystkich. Cały czas ją wyzywał, choć obiecał sobie, że nie będzie tego robił.
Nie potrafił jednak inaczej. Granger drażniła go o wiele bardziej niż wszyscy
inni, szybko tracił przy niej cierpliwość, a mimo wszystko się za nią wstawił.
Myślał, że po wydarzeniach z poprzedniego roku się zmienił. I tak było, choć
nie do końca to do siebie dopuszczał. Zrezygnowanie ze Służby u Czarnego
Pana wymagało poświęceń. Wszystkich powinien traktować jednakowo, lecz
Granger miała w sobie coś takiego, co po prostu nie dawało mu spokoju.
Podświadomie czuł, że musiał być powód, dlaczego stanął w jej obronie.
Może nienawiść do Weasleya była większa niż do niej? Może zdenerwowało
go TO słowo, które tak często on sam stosował w jej stronę? A może zdrada
przyjaciela lub łzy w jej oczach?
Nie, to nie to. Ciągle nie pałał do niej sympatią, ale wyczuwał od niej
niewinność i dobro. Czynniki, których brakuje w jego życiu. Życiu, które
było od zawsze przepełnione bólem i nienawiścią. Wiedział, że nie należy do
przyjaciół Hermiony Granger, ale zastanowił się, czy nadal nienawidzi jej
tak samo jak kiedyś. Czy ona mogłaby również pozbyć się nienawiści do
niego? Chociaż jej malutkiej cząstki? Kto wie, może ten wspólny rok zmieni
coś pomiędzy nimi?
Powoli jego zmęczone myśli zaczęły wkraczać na zakazany tor. Nie powinien
myśleć o tej dziewczynie. Na pewno nie w taki sposób. Szybko więc
przeskoczył nimi do Ronalda Weasleya.
Wielki przyjaciel, też mi coś. Mam nadzieję, że moja pięść naprawiła trochę
tą jego krzywą gębę. -uśmiechnął się zajadle, powoli wkraczając w Krainę
Snów.
~~*~~
O świcie, słońce wznoszące się nad zamkiem, wpuściło swoje promienie do
jednej z sypialni na szóstym piętrze, prosto na twarz przystojnego blondyna.
Chłopak przebudził się i poczuł delikatny ból w klatce piersiowej. Jakby coś
przygniatało ją przez całą noc. Spojrzał na obolałe miejsce, lecz scena, którą
zobaczył, wywołała lekki uśmiech na jego bladej twarzy. Do jego piersi leżała
przytulona dziewczyna z burzą brązowych loków na głowie. Uśmiechała się
przez sen. Draco odgarnął parę zbłąkanych kosmyków z jej twarzy i przyjrzał
się jej. Spokojna, nie wrzeszcząca na niego Granger, wyglądała całkiem
uroczo. Szybko zganił się za takie myślenie, ale uśmiechnął pod nosem.
-Ej, śpiąca królewno. Pobudka. -zaczął szeptać jej do ucha.
Dziewczyna jeszcze bardziej wtuliła się w niego i mruknęła coś w stylu:
„jeszcze pięć minutek, mamo”. Draco uśmiechnął się szerzej i powiedział
tym razem głośniej, już typowym dla niego ironicznym głosem:
-Granger, pobudka! Domyślam się, że ci wygodnie, ale mnie niezbyt, więc
mogłabyś ze mnie zleźć, albo sam cię zrzucę.
Hermiona słysząc TEN głos, natychmiast się obudziła i spojrzała z paniką na
blondyna. Gdy zobaczyła w jakiej znajdują się sytuacji, zaczęła krzyczeć na
biednego, niczemu winnego chłopaka.
-CO TY ROBISZ W MOIM ŁÓŻKU?!
-Kłopoty z pamięcią, maleńka? Mamy szlaban. -przypomniał jej z drwiącym
uśmiechem i przeciągnął się leniwie, na co Hermiona zarumieniła się
delikatnie. Dracona najwidoczniej rozbawiła jej reakcja, bo spojrzał prosto
na nią szarymi oczami, uśmiechając się kpiąco pod nosem.
-Tak, ale... dlaczego w takim razie leżałam... no... -zawahała się. -bez
poduszek między nami?
Chłopak nie mógł się powstrzymać i wykrzywił usta w jeszcze szerszym,
wrednym uśmiechu. Jej wstyd i krępacja były cudownym momentem, aby
trochę ją podręczyć.
-Dlatego, że najwyraźniej nasza księżniczka sama zburzyła magiczny mur
cnoty, żeby dostać się do księcia.
-Tak bardzo nie śmieszne, Malfoy. -warknęła ze złością.
-Mnie to bawi. -wzruszył ramionami.
Gryfonka spojrzała na niego groźnie, ale po chwili odwróciła się od niego.
Zastanowiła się dlaczego nie zrzucił jej z siebie od razu po przebudzeniu,
albo nie zrobił czegoś jeszcze gorszego. Przecież to Malfoy, po nim można
spodziewać się wszystkiego. Chyba, że wziął sobie do serca zakopanie
wojennych różdżek.
Godryku, czuła się taka zawstydzona. Nakrzyczała na niego, a przecież to
wszystko było jej winą. Dodatkowo, to zdradzieckie ciało przytuliło się do
niego przez sen. Zaczerwieniła się gwałtownie na myśl, że prawdopodobnie
przez większość nocy spała wtulona w ciepłe i miękkie ciało Dracona
Malfoya. Miała ochotę umrzeć ze wstydu.
Powinnam teraz iść skoczyć z mostu. To nie dopuszczalne! Gdyby Harry i
Ron... -na myśl o rudzielcu się trochę zezłościła.
-Mogłeś mnie zrzucić z siebie. -mruknęła.
-Nie mogłem, spałaś tak słodko... -stwierdził spokojnie, ale szybko zamilkł,
gdy zorientował się co powiedział.
Z przerażeniem spojrzał na Gryfonkę. Hermiona również na niego spojrzała
zaskoczona. Otworzyła lekko usta, z których nie wypłynął żaden dźwięk.
-Ale cały czar prysł, gdy się przebudziłaś. Powinnaś spojrzeć w lustro.
Wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle. –dodał szybko, próbując się
zreflektować. Gdyby mógł, to w tym momencie sam na siebie rzuciłby
Avadę. Czy on naprawdę coś takiego powiedział?!
-Naprawdę? Zabawne. Ty już gorzej wyglądać nie możesz. –odbiła piłeczkę i
uśmiechnęła się sztucznie. Nadal była w lekkim szoku. -Wstawaj. Musimy
się ogarnąć i zejść na śniadanie, a zanim się ubierzemy, to trochę minie.
Wejdę pierwsza i przymknę drzwi, a ty poczekaj aż się ubiorę i wtedy
zamiana.
Mimo tego, że była w łazience sama, to ciężko było się ubrać, bo gdy oddaliła
się za daleko, znów została przyciągana do drzwi za którymi stał Draco.
Jedynie w pomieszczeniu z toaletą czar jakby się wydłużał, pozwalając na
swobodne skorzystanie z niej. Jednak świadomość, że centralnie za
drzwiami stoi Malfoy, wcale jej nie ułatwiała tego zadania. Po jakimś czasie
w końcu udało im się przygotować. Minęła jakaś godzina, ale najważniejsze,
że zdążą na zajęcia.
Idąc korytarzami, uczniowie odwracali się za nimi i patrzyli szeroko
otwartymi oczami. Nic dziwnego. Para najbardziej znienawidzonych przez
siebie nastolatków, szła ze sobą ramię w ramię.
-Co takiego? Hermiona Granger z Draconem Malfoyem?
-Ślizgon z Gryfonką?
Takie szepty towarzyszyły im przez całą drogę do Wielkiej Sali. Hermiona
słysząc je, stawała się coraz bardziej przybita i zawstydzona. Przecież wcale
nie chciała iść nigdzie z Malfoyem! Była przygotowana na zaskoczenie
uczniów, głośne komentarze i obelgi z ich strony, ale nie zdawała sobie
sprawy, że tak bardzo ją to zaboli. Draco widząc jej zmieszanie, przewrócił
oczami.
-Granger, serio się tym przejmujesz? Olej to. Chodź. -pociągnął ją lekko, gdy
stanęła przed Wielką Salą, bojąc się wejść. Draco jednak nie miał zamiaru
spędzić całego dnia w tym miejscu tylko dlatego, że Gryfonka bała się paru
plotek.
Gdy tylko weszli do środka, wszystkie głowy zaczęły obracać się w ich stronę.
Hermiona zarumieniła się i spuściła głowę w dół, a Draco, ku zdziwieniu
wszystkich, ze skwaszoną miną chwycił Gryfonkę za rękaw szaty i pociągnął
do stołu Gryffindoru.
-I na co się gapicie? –warknął na paru Puchonów.
W Sali wybuchł gwar plotkujących ze sobą uczniów o nietypowej sytuacji.
Gryffindor i Slytherin rozmawiający ze sobą, wystarczająco tworzyły
niespotykany widok, a co dopiero, gdy przy stole Gryffindoru zasiedli razem,
najprawdopodobniej się ze sobą spotykający, Malfoy i Granger. Do tej pory
uchodzili za najbardziej nienawidzących się uczniów. Mówiąc tutaj
oczywiście o damsko-męskiej nienawiści. A teraz, po tylu latach nienawiści,
się w sobie zakochali. Przecież to dobry materiał na książkę jest!
-Nie ma mowy, Malfoy. Wypieprzaj stąd. –powiedział głośno Wybraniec,
wstając na ich widok ze złością w oczach.
-Nie, Harry. On nie może. To nie tak. My się nie spotykamy. Mamy
szlaban... –próbowała szybko wytłumaczyć Hermiona, posyłając
przyjacielowi błagalne spojrzenie.
Potter wyglądał jakby dopiero go olśniło. Co prawda wydawał się być trochę
zdezorientowany, ale znacznie się uspokoił.
-Ale Ron mówił... –westchnął głęboko, jakby coś zrozumiał. -W porządku.
Rozumiem. Siadajcie. –uśmiechnął się do przyjaciółki, zaś Draconowi rzucił
pogardliwe spojrzenie.
-Tak, mi też, Potter, nie odpowiada siedzenie w towarzystwie jakże
odważnych i szlachetnych Gryfonów. Gdyby nie przeklęta McGonagall, nie
musiałbym z takiego bliska oglądać twojej brzydkiej gęby.
To prawda, Draco nie czuł się zbyt dobrze w towarzystwie Gryfonów, którzy
zabijali go wzrokiem z każdej strony. Co gorsza, żartowali z niego. Bez sensu
było wzbudzać kłótnię, ponieważ był tutaj sam. Jeszcze do tego jego
„towarzyszka”, również nie czuła się komfortowo. Z każdej strony słyszała
szyderstwa i śmiechy. Nawet Gryfoni patrzyli na nią znienawidzonymi
spojrzeniami. Draco zerknął z utęsknieniem na stół Slytherinu. Tam wszyscy
dobrze się bawili i na pewno brakowało im ich księcia.
Harry zignorował blondyna, zwracając się do przyjaciółki.
-A więc, o co chodzi z tym szlabanem?
-Och, McGonagall stwierdziła, że nie potrafimy się szanować, więc
zaczarowała nas tak, że przez dwa dni jesteśmy na siebie skazani. Nawet nie
możemy się od siebie oddalić dalej niż na metr.
-Ron wczoraj twierdził, że...
-Ron wszedł po prostu w nieodpowiednim momencie i źle zrozumiał to, co
się dzieje. –stwierdziła chłodno.
Harry pokiwał głową ze zrozumieniem. Między nimi zaległa cisza.
-Hermiono? –Draco usłyszawszy cichy, znienawidzony głos, podniósł głowę
i zobaczył stojącego przed nimi Weasleya. Uśmiechnął się pod nosem, gdy
zobaczył, że jego warga jest cała opuchnięta, a pod okiem widnieje rozcięcie.
Hermiona również spojrzała na niego pytająco. Nie wyglądała na chętną do
rozmowy, ale Ronald zrobił błagalną, skruszoną minę.
-Chciałbym cię przeprosić. Teraz widzę, że to tylko szlaban. Chciałaś mi o
tym powiedzieć, ale nie dałem ci na to szansy. Przepraszam. Jestem idiotą. -
rudzielec ponownie zrobił minę zbitego psa, a Draco spojrzał na niego z
politowaniem.
Hermiona wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę, jakby coś
analizowała. Po paru sekundach westchnęła.
-Dobrze, wybaczę ci, Ron. Ale obiecaj, że już więcej mi tego nie zrobisz. To
bolało. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty mi powiedziałeś coś takiego.
–powiedziała oschle, na co Ron spuścił głowę. -A tak w ogóle, to co ty robiłeś
o tej godzinie w łazience? Przecież było już grubo po północy.
-Eee... -zająknął się. -Chciałem pójść do ciebie o czymś pogadać. Nie
wiedziałem jakie jest hasło, a Percy kiedyś mówił, że da się dostać do
Prefektów Naczelnych przez łazienkę. Ale już nie ważne. -zarumienił się, a
Hermiona odetchnęła głośno. Nie chciała się kłócić z przyjaciółmi przez
kogoś takiego jak Malfoy.
Nagle podbiegła do niej szeroko uśmiechnięta i bardzo podekscytowana
Ginny.
-Hermiona! Nie wyobrażasz sobie co za ploty chodzą po szkole! Że ty i
Malfoy... -urwała zauważywszy blondyna. Jej brwi podjechały do góry z
zaskoczenia. Z zaciekawieniem spojrzała na przyjaciółkę.
-Ginny. To szlaban. TYLKO szlaban. –podkreśliła szybko Hermiona, żeby
ruda zrozumiała od razu, lecz chyba było za późno, bo zauważyła już błysk
ekscytacji w oczach przyjaciółki.
Ginny była znana z tego, że uwielbiała romantyczne, niespotykane i
niemożliwe historie miłosne, a także niebezpieczne i tragiczne romanse.
Miłość Hermiony z oschłym Malfoyem zdecydowanie zaliczałaby się do jej
ulubionych. Miłość po latach nienawiści, pomimo całego zła, okrutnej
przeszłości. Tak, to by było coś. Drugim jej ulubionym zajęciem było
szukanie Hermionie chłopaka. Jakby połączyć pierwsze z drugim, wyszedłby
związek idealny. Lecz nie dla samej zainteresowanej.
Poza tym, młoda Weasley nienawidziła Ślizgona tak samo jak reszta
Gryfonów. Dlaczego więc miałaby ją próbować złączyć z blondynem?
-Ach, no tak. Oczywiście. Tylko szlaban. –Ginny uśmiechnęła do chłopaka
promiennie, ku zdziwieniu wszystkich obecnych i wpakowała się na ławkę
obok nich. Z reguły wiadomo, że raczej Weasleyowie nie przepadają za
Malfoyami i odwrotnie.
Dracona również zaskoczyło zachowanie Weasleyówny. Nigdy się do niego
uśmiechała. Wręcz przeciwnie. Kiedyś prawie się na niego rzuciła, gdy
obraził jej rodzinę oraz Pottera. Uniósł wysoko brwi, ale nie skomentował
tego.
Przez resztę śniadania najwięcej paplała Ginny, więc atmosfera nie była już
tak bardzo gęsta. Nawet Draco Malfoy chyba zapomniał w jakim
towarzystwie się znajduję i zaczął konwersacje wraz z młodą Weasley na
temat quidditcha. Nie spodobało mu się, jak wyraziła się o jego ulubionej
drużynie, dlatego rozpoczęli ożywioną dyskusję na ten temat. Oczywiście,
nie odbyło się bez sprzeczek, ponieważ każde z nich miało odmienne zdanie.
Hermiona z nieodgadnionym spojrzeniem przypatrywała się wesołej
przyjaciółce. Czy ona przypadkiem czegoś nie kombinowała? Postanowiła
jednak o tym nie myśleć, tylko zaczęła przysłuchiwać się ich wymianie zdań
z nieśmiałym uśmiechem. Poczuła jak jej humor ulega całkowitej poprawie.
Rozdział 4. Być dobrą Ślizgonką?
Dobry humor Hermiony utrzymywał się jeszcze przez dłuższy czas. Jej
dobre samopoczucie osiągnęło pełnię szczęścia, gdy wiadomość o jej
szlabanie ze Ślizgonem obiegła całą szkołę. Wszyscy (poza Ślizgonami,
którzy patrzyli na nią jak na marną imitację skrzata domowego) uważali ją
nagle za bohaterkę, która na pewno stoczyła walkę o życie z Malfoyem.
Draco, który był świadomy nagłej odmiany uczniów w przeciwieństwie do
Gryfonki chodził wściekły i wyzywał każdego, kto chociażby na niego źle
spojrzał.
-Oj Malfoyku, nie dąsaj się. Naprawdę się tym przejmujesz? Olej to. Przecież
to nie takie trudne. –powiedziała z sarkazmem dziewczyna.
-Granger. –warknął. -Mogłabyś się do mnie z łaski swojej nie odzywać? Nie
mam ochoty na rozmowy z tobą.
Właśnie szli na ich pierwszą wspólną lekcję- transmutację. Między tą
dwójką powstał konflikt, do których znajomych podchodzą. Hermiona nie
miała ochoty na przebywanie w gronie Ślizgonów i na odwrót. Kłótnia była
dość widowiskowa i zanim się skończyła zabrzmiał dzwonek na lekcje. Z Sali
wyszła profesor McGonagall, która zaprosiła wszystkich do środka.
Hermiona była zmuszona pójść za Malfoyem, ponieważ wiedziała, że na
lekcjach mimo, że wspólnych z Gryffindorem jest przydzielona do
Slytherinu na te tragiczne dwa dni. Usiadła obok Dracona i szybko
przygotowała się do zajęć. Draco prychnął, gdy zobaczył, że dziewczyna
prostuje się i patrzy z uwagą na nauczycielkę.
-Granger, Granger. Wszyscy nawet jeszcze nie usiedli.
-Malfoy. To, że TY masz jakieś problemy koordynacyjne, nie znaczy, że
wszyscy mają.
-Nie radziłbym ci pyskować, lepiej się rozejrzyj gdzie się znajdujesz. –
syknął.
Dziewczyna rozejrzała się wokół siebie i jęknęła. Wszędzie siedzieli Ślizgoni.
A ona wraz z Malfoyem w samym ich środku. Poszukała z nadzieją
wzrokiem przychylnych spojrzeń, ale jej przyjaciele siedzieli po drugiej
stronie Sali. Czuła się samotna i opuszczona. Ślizgonki przesyłały jej
spojrzenia pełne zazdrości i nienawiści, a Ślizgoni pogardy świadczącej o ich
wyższości. Nikt jej tutaj nie chciał i dobrze o tym wiedziała. Była
niepożądana w ich towarzystwie. Szybko opuściła skrępowana głowę w dół,
wykręcając nerwowo palce. Draco uśmiechnął się ironicznie, gdy zobaczył
jej zmieszanie. Pochylił się nad nią i szepnął do ucha tak, aby tylko ona to
słyszała:
-No widzisz, maleńka? Bądź grzeczna. –po jej plecach przeszedł dreszcz
spowodowany zbyt dużą bliskością chłopaka. Jego ciepły oddech musnął jej
szyję, a ona wzdrygnęła się lekko. Draco uśmiechnął się kpiąco.
Hermiona posłała mu nienawistne spojrzenie, postanawiając nie zwracać na
niego uwagi i skupić się na lekcji.
Zdobyła dla Gryffindoru pięćdziesiąt punktów, co Gryfoni przyjęli z uciechą,
ale tego samego nie można było powiedzieć o Ślizgonach. Posyłali
dziewczynie tylko nieprzychylne spojrzenia. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
Nie podda się. Pokaże im, że nawet będąc sama potrafi dać z siebie
wszystko.
-Doskonale, panno Granger. Mam nadzieję, że pan Malfoy nauczy się czegoś
przez te dwa dni.-powiedziała nauczycielka surowo, gdy skończyła się lekcja.
Draco przewrócił oczami. Czy oni wszyscy myśleli, że cieszy go ta cała
sytuacja? Miał jedynie nadzieję, że te dni miną w błyskawicznym tempie.
Spojrzał przelotnie na Hermionę, która zdążyła mu posłać triumfujące
spojrzenie.
Ciesz się póki możesz, Granger…
~~*~~
-Witam wszystkich na pierwszej w tym roku lekcji eliksirów.-z cienia Sali
wyłonił się profesor Snape, przywitany krótkimi aplauzami ze strony
Ślizgonów. Nauczyciel uśmiechnął się kpiąco, lekko się kłaniając, a
Hermiona przewróciła oczami. Czy on zawsze musiał odstawiać takie szopki
przy ukochanym Slytherinie?
-Widzę, że w tym roku mamy dość nietypową parę. –zwrócił swój ciemny
wzrok w stronę Dracona i Hermiony. –Myślałem, Draco, że masz bardziej
wyrafinowany gust.- wygiął usta w grymasie wyrażającym drwinę.
-Tak, panie profesorze. To tylko szlaban. –uśmiechnął się chłopak
delikatnie, patrząc przymilnie na profesora. Gryfonka myślała, że zaraz się
udusi widząc jego minę. Tak zagrać grzecznego mógł tylko Draco Malfoy.
-Tak też myślałem. Już się obawiałem, że dzieje się coś… okropnego. –
kiwnął mężczyzna ze zrozumieniem. –Została jeszcze jedna sprawa. Jutro o
osiemnastej macie trening Quidditcha.
-Ale, panie profesorze! –oburzył się Malfoy, a jego grzeczna mina
natychmiast zniknęła. –Można to przełożyć na następny dzień? Bo wie pan,
nasz szlaban jeszcze jutro obowiązuję, a nie będę mógł polecieć bez Granger.
Chyba pan nie chce, żeby nasz trening był katastrofą? –jego usta ponownie
wygięły się w uśmiechu próbującym przekonać Snape’a.
-Przykro mi, panie Malfoy, ale jutro to jutro. Widocznie –tu podniósł kąciki
ust.-ale panna Granger będzie musiała polecieć z panem. Ufam, Malfoy, że
poradzisz sobie z taką… drobnostką.
Hermiona natychmiastowo pobladła. Potrafiła robić praktycznie wszystko,
do nauki potrzebowała małej ilości czasu, lecz z lataniem było inaczej. Nie
dość, że nie potrafiła latać, to jeszcze się tego bała. Spojrzała błagalnie na
Dracona. Chłopak też nie był zachwycony tym, że w treningu będzie
uczestniczyła razem z nim. Spoglądał rozzłoszczony na mężczyznę, który
przeszedł do prowadzenia lekcji.
-Radzę ci Granger, nie zawal tego. –szepnął groźnie.
Hermiona miała ochotę się rozpłakać. Dobrze wiedziała, że Malfoy nie
żartuje. Nie bała się go, o nie. Bała się o siebie, bo wiedziała, że ten trening
będzie jednym z gorszych przeżyć jakie doświadczyła. Zamknęła oczy
próbując uspokoić rozszalałe ze strachu serce. Najgorsze było to, że eliksiry
odbywały się dzisiaj z Krukonami, a nie Gryfonami. Wiele by dała za
pocieszający uśmiech Harry’ego.
-Jaki kolor substancji pojawi się po dodaniu żółci pancernika w eliksirze
przywracającym poczucie humoru? –zapytał mistrz eliksirów siadając za
biurkiem.
Ręka Hermiony wystrzeliła w górę. Snape rozejrzał się po klasie ze
zniecierpliwieniem.
-Nikt? No dobrze, panno Granger?
-Granatowy, panie profesorze.
Snape przyglądał jej się przez chwilę, po czym uśmiechnął drwiąco szczerząc
swoje zęby. To był zdecydowanie złośliwy uśmiech, który nie miał przynieść
nic dobrego.
-Wspaniale, Granger. Dwadzieścia punktów jest pani. A z tego powodu, że
dzisiaj jest pani Ślizgonką, punkty przyznaję Slytherinowi.
W Hermionie się zagotowało, a na ustach Ślizgonów pojawiły się uśmiechy
zwycięstwa. Mogła się tego spodziewać po ukochanym opiekunie domu
Slytherinu. Zawsze uczniowie z domu węża mieli u niego taryfę ulgową, to
było normalne. Jak mogła nie wziąć tego pod uwagę?!
No tak, gdyby to była odpowiedź dla Gryffindoru ewentualnie bym dostała
pięć punktów. –pomyślała ze złością wpatrując się w nauczyciela.
Postanowiła przez resztę lekcji się nie zgłaszać. Było to dla niej katorgą.
Znała odpowiedź na każde pytanie, jej ręka niebezpiecznie drgała pod
stołem, ale nie mogła dać Ślizgonom tej satysfakcji. Snape jednak poznał jej
taktykę, więc sam zaczął wyznaczać ją do odpowiedzi z kpiącym uśmiechem.
Gdy tylko odpowiedziała źle, odejmował punkty Gryffindorowi. To było po
prostu niesprawiedliwe, a ona nie mogła nic na to powiedzieć.
Gdy lekcja się skończyła, spakowała prędko swoje rzeczy i wyszła z klasy
ciągnąc za sobą ucieszonego Ślizgona. Nie przejmowała się tym, że szła za
szybko, powodując, że wpadali w innych uczniów, którzy patrzyli na nich
wrogo. Była wyprowadzona z równowagi, czuła się potraktowana
niesprawiedliwie.
-Ej, ała! Granger! Możesz mnie tak nie ciągnąć? –zdenerwował się chłopak i
pociągnął ją za skrawek szaty żeby się zatrzymała. Spojrzała na niego ze
złością w brązowych oczach i wycelowała oskarżycielsko palcem.
-Zawsze tak macie ze Snapem?
-Taak, no ale was Gryfonów chyba nie lubi ten kochany, stary nietoperz. –
zacmokał z wyraźną radością. Uwielbiał ją drażnić, patrzeć w oczy ciskające
błyskawicami. Sprawiało mu to niebywałą radość.
-Wszyscy Ślizgoni są okropni. –stwierdziła oschle odwracając się i ruszając
ponownie przed siebie.
-Oprócz mnie, no nie? –zapytał z nonszalancją, poprawiając swoje włosy.
Hermiona zmierzyła go krytycznym spojrzeniem i warknęła idąc w stronę
Wielkiej Sali.
-Nie, Malfoy. Ty jesteś na samym czele.
Obiad minął Gryfonce w bardzo podłym nastroju. Mimo, że nikt się do niej
nie odezwał, bo gdy tylko próbował, ona ciskała błyskawicami z oczu, to
jeszcze ten nieszczęsny Malfoy, podrywał Gryfonki. Puszczał oczka,
uśmiechał się szarmancko, a po chwili już flirtował z co kolejną panienką.
Nie rozumiała dlaczego te dziewczyny tak do niego lgną. To prawda, był
przystojny, ale co poza tym? Miał jakiś tam swój urok osobisty, ale
paskudny charakter. Hermionę to tak bardzo irytowała, że gdy tylko Harry
się o coś zapytał, ona natychmiastowo na niego naskoczyła.
-Przepraszam, Harry. Jestem trochę zdenerwowana tym wszystkim.
-Oj, Hermiono, spokojnie. Zobaczysz, że nie będzie tak tragicznie. –
powiedział nie do końca przekonany Potter, gdy Hermiona zwierzyła mu się
z obaw o trening quidditcha ze Ślizgonami.
-Nie, Harry. Wiesz dobrze, tak jak ja, że tak nie będzie. Graliśmy tyle razu w
Norze i wiesz jak to się kończyło..-odpowiedziała zrezygnowana.
Harry wiedział, ale nie chciał tego przyznać głośno. Uścisnął tylko jej dłoń
pocieszająco. Tylko tyle mógł dla niej w tym momencie zrobić. Tak bardzo
współczuł swojej przyjaciółce wiedząc, że czeka ją dosyć trudne wyzwanie.
~~*~~
Następne lekcje minęły w przyjemniejszej atmosferze. Hermiona zdobyła
bardzo dużą ilość punktów dla Gryfonów, poniżając przy tym Ślizgonów.
Tym razem nie było Snape’a, który mógł zmienić zasady. Draconowi mimo
wszystko podobało się siedzenie z Hermioną. Nie przyznałby się do tego
głośno, ale w duchu nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. Mądra Gryfonka
wszystko na lekcji robiła praktycznie za pierwszym razem i gdy jemu nie
wychodziło nie naśmiewała się z niego, tylko ku ogólnemu zdziwieniu
pomagała mu. Dlaczego? Może wyczuwała z satysfakcją, że jest słabszy i
chciała mu pokazać, że jest lepsza od niego? A może po prostu wynikało to z
jej dobrego charakteru?
Gdy musieli wykonać pisemne zadanie, nie musiał się zbytnio wysilać tylko
pozgapiać wszystko od niej. Co prawda, było ciężko, bo ona widząc, że
Malfoy perfidnie ściąga zasłaniała wszystko i fukała na niego, że ma zacząć
robić sam. Nie był jej przyjacielem, aby pozwolić mu na przepisywanie jej
prac.
Mimo wszystko, nigdy nie wyniósł z lekcji tylu notatek co przez dzisiejszy
dzień. Dziwił się, jak to jest, że Potter i Weasley to takie tępaki. Przecież
siedzieli z nią non stop!
*
Na lekcji zaklęć zaczęli powtarzać zaklęcia odsyłające. Nie wychodziło mu
ono zbyt dobrze, a jeszcze bardziej się zirytował, jak jego koleżance z ławki
udało się to za pierwszym razem. Powinien być do tego przyzwyczajony.
Przecież Granger była we wszystkim lepsza od innych. Ale on nie potrafił
przyjąć do siebie tego, że jest lepsza od NIEGO.
Po jakiejś dziesiątej próbie, kiedy miał ze złości rozerwać poduszkę na które
ćwiczył, ona chwyciła go za rękę. Z zaskoczeniem spojrzał na nią. Po chwili
wyrwał swoją dłoń, podświadomie czując cały czas na niej dotyk Gryfonki.
-Malfoy, robisz to źle. Skup się na tym gdzie chcesz to wysłać, a nie machasz
tą różdżką jak małpa. To samo co Ron..
-Nie porównuj mnie do tego idioty. –warknął.
Hermiona westchnęła licząc do pięciu, próbując nie wybuchnąć. Odwróciła
się postanawiając go olać, skoro nie życzył sobie pomocy.
-Nie mogę. –warknął ponownie.
Ponownie westchnęła z rezygnacją lekko zaskoczona tym, że jednak chciał
jej pomocy. Machnęła lekko różdżką i zademonstrowała chłopakowi
zaklęcie, co ten przyjął z niezbyt zadowoloną miną.
-Wyobraź sobie, że masz złapać znicza. Jesteś tylko na nim skupiony. –
podpowiedziała.
Draco zaczął się skupiać na poduszce, którą miał odesłać do pudełka na
środku Sali. Postanowił się dostosować do rad Granger. Może później będzie
tego żałował, ale teraz niech jej będzie.
Moje ręce są niedaleko złotej piłeczki.. Już, zaraz..
-Udało się! –wykrzyknął po paru próbach lekko niedowierzając. Wpatrywał
się oniemiały w swoją poduszkę.
-Bardzo dobrze, panie Malfoy. Dziesięć punktów dla Slytherinu.- odezwał
się głos profesor Flitwicka.
Draco uśmiechnął się szeroko i zwrócił w kierunku Hermiony, która również
lekko się uśmiechnęła. Szybko jednak odchrząknęli spoglądając na siebie
zmieszani.
-Dzięki, Granger. No wiesz, za pomoc. To jakaś twoja taktyka? Jestem
twoim dłużnikiem?
-Mimo, że cię nie lubię, Malfoy to nie mogłam patrzeć jak się męczysz. –
uśmiechnęła się delikatnie, nadal lekko zmieszana. –Cieszę się też, że nikt
nie ucierpiał od twojej latającej poduszki. I nie, nie jesteś dłużnikiem. W
przeciwieństwie do ciebie, nie oczekuję zawsze czegoś w zamian.
Chłopak posłał jej niedowierzające spojrzenie, ale postanowił nie
kontynuować tematu. Między nimi nastała niezręczna cisza. Oboje nie
wiedzieli co powiedzieć, tylko wpatrywali się w siebie jakby w oczekiwaniu.
Hermiona postanowiła przerwać jednak ten przedziwny moment.
-Może… spróbujmy jeszcze raz?
Malfoy jakby się budząc z chwilowego transu spojrzał na stos poduszek.
-Nie ma mowy. Udało mi się, więc mam wolne. –rzucił się na niego z
satysfakcją.
Ona pokręciła tylko głową z niedowierzaniem odwracając się. Uśmiechnęła
się lekko pod nosem nie wiedząc jaka jest tego przyczyna.
~~*~~
Wchodząc do Wielkiej Sali, Hermiona automatycznie ruszyła w kierunku
stołu Gryffindoru. Nagle poczuła, że nie może się dalej ruszyć. Odwróciła się
ze złością i zobaczyła za sobą Dracona, który się do niej uśmiechnął z
satysfakcją i niebezpiecznym błyskiem w szarych oczach.
-Granger, jest czas KOLACJI. Zapraszam do stołu Wielkiego Domu
Slytherinu. –wyciągnął teatralnie rękę wskazując na stół Slytherinu.
Hermiona westchnęła zrezygnowana, podchodząc z lekkim niepokojem do
stołu ich największych rywali. Usiadła pomiędzy Malfoyem, a przystojnym,
ciemnowłosym chłopakiem. Ślizgon posłał jej zniewalający uśmiech, na co
ona zarumieniona szybko odwróciła wzrok.
-Ooo, Draco Malfoy powrócił za stare śmieci. Już myślałem, że przenosisz
się na stałe do Gryffindoru. -uśmiechnął się z ironią do Dracona chłopak
siedzący naprzeciwko nich. Był to przystojny, ciemnoskóry przyjaciel
Malfoya.
-Jestem Blaise. Blaise Zabini. –wyciągnął w kierunku Hermiony dłoń nadal
się uśmiechając i świdrując ją ciemnymi oczami.
-Hermiona Granger. –odpowiedziała zaskoczona Gryfonka, ujmując jego
dłoń. Nie wypadało zrobić inaczej. Mimo wszystko przemawiało przez nią
dobre wychowanie. Nie spodziewała się, że ktoś z Domu Węża okaże jej inne
zainteresowanie niż pogardliwy spojrzenie, ewentualnie rzucenie jakiegoś
oszczerstwa w jej stronę.
-A ja Teodor Nott. –przedstawił się siedzący obok Hermiony chłopak.
Dziewczyna kiwnęła nieśmiało głową, czując jak jej policzki się lekko
rumienią. Tak, był baaardzo przystojny, miał taki cudowny uśmiech, ale nie
mogła pozwolić sobie, żeby ktoś zobaczył jak reaguje w taki sposób na
jakiegoś Ślizgona. Co jak co, ale nadal pozostaje dumną Gryfonką,
nienawidzącą Ślizgonów i to z namiętną wzajemnością.
-Wytrzymujesz z naszym Malfoyem? Wiemy, czasami ciężko z nim
wytrzymać, ale cóż, kwestia przyzwyczajenia. –wyszczerzył się w
olśniewającym uśmiechu Zabini.
-Zamknij się Blaise, bo cię potraktuję drętwotą. –zagroził mu blondyn
patrząc na niego ostrzegawczo.
Zabini roześmiał się głośno.
-A nie mówiłem? Malfoy stanowczo za szybko się denerwuje. Spokojnie,
Draco, musisz się nauczyć panować nad gniewem. –stwierdził ze spokojem i
powagą na co Nott roześmiał się cicho.
-Jakbyś miał spędzić sam ze sobą życie, też byś się tak szybko denerwował,
Zabini. Z daleka widząc twoją gębę, już dostaję szału.
Hermiona przysłuchiwała się droczeniu chłopaków z nieśmiałym
uśmiechem. W tym momencie Malfoy zachowywał się tak… normalnie.
Nigdy nie słyszała go takim. Może nawet w nim znajduje się jakaś ludzka
cząstka. Spojrzała zaciekawionym lecz zniesmaczonym spojrzeniem po
uczniach Slytherinu. Dlaczego każdy z nich wyglądał na strasznie niemiłego?
Była tak zamyślona, że prawie nie usłyszała tego, że Blaise nagle zwrócił się
do niej.
-Hermiono, tak w ogóle muszę ci powiedzieć, ze jesteś niezwykle mądra.
Dzięki za dodanie nam punktów, choć wiem, że nie było to twoim zamiarem.
Hermiona zaniemówiła. Czy właśnie Ślizgon jej DZIĘKOWAŁ?! NAZWAŁ
PO IMIENIU!? No i do tego wszystkiego KOMPLEMENTOWAŁ?!
-Nie ma sprawy. –odpowiedziała obojętnie, ukrywając swoje zaskoczenie.
-Ogólnie Draco musi być zadowolony, że to z tobą ma szlaban. –
kontynuował. -Nie dość, że mądra to jeszcze piękna. Chętnie bym się
zamienił. –uśmiechnął się a oczy mu zaświeciły.
Hermiona czerwona jak piwonia przyglądała się mulatowi. Nie tego
spodziewała się po chłopaku z Domu Węża. Była przygotowana na drwiny,
śmiechy, obrażanie, lecz nie na komplementy i przyjazne rozmowy.
Zmieszana nawet nie wiedziała co odpowiedzieć. Zaczęła się jąkać szukając
odpowiednich słów.
Draco zachłysnął się akurat pitym sokiem. To, że go zaskoczyły słowa
przyjaciela to było jedno. Po drugie wcale nie był aż tak zadowolony z ich
szlabanu. Jasne, z jednej strony ułatwiało mu to, że to była Granger, lecz z
drugiej, to dlaczego z wszystkich dziewczyn w szkole to musiała być ona?
Gdyby to była inna, oczywiście ładna dziewczyna, mógłby to wykorzystać
inaczej. A po trzecie, czy Zabini zwariował?! Powiedział do Granger, że jest
PIĘKNA! Zirytował go fakt, że mulat próbuje podbijać do dziewczyny.
Przecież to jest GRANGER. Zerknął na Gryfonkę, która była już cała
czerwona i uśmiechała się lekko do Zabiniego próbując się jakoś wysłowić.
Westchnął głośno z lekkim zniecierpliwieniem i złością.
-Zabini, skończ. Jeszcze Granger pomyśli, że jesteś słodki i kochany. –
zironizował patrząc na przyjaciela morderczo.
-Ha! I bardzo dobrze, to sama prawda! –mrugnął do dziewczyny, powodując
jeszcze większe rumieńce. –Draco, czyżbym wyczuwał w tobie zazdrość? –
zapytał z kpiną.
Malfoy jedynie prychnął.
-Jedyne co możesz poczuć to moja pięść na swojej twarzy.
Zabini zaśmiał się zmieniając sprytnie temat.
-A teraz słuchaj, Malfoy. Musimy obgadać jutrzejszy trening.
Draco również się trochę rozluźniając przytaknął.
-Dobra. Przyjdź dzisiaj o dwudziestej pierwszej na szóste piętro pod posąg
Złego Czarodzieja i powiedz: truskawka.
Mulat zapiał z uciechy.
-Zajebiste hasło. Sam wymyślałeś?
-Nie jestem aż tak kreatywny. –rzucił z niesmakiem blondyn. –Nasza
kochana pani wicedyrektor ma lepszą wyobraźnię.
~~*~~
Hermiona dziwnie się czuła z myślą, ze podczas kolacji ze Ślizgonami nie
było tak źle. Polubiła Blaise’a i Teodora. Polubiła, to trochę za duże słowo,
ale przynajmniej tolerowała, akceptowała. Nie wydawali się źli, tak jak cała
reszta Ślizgonów. Tamci nie byli do niej zbyt pozytywnie nastawieni, ale nie
zwróciła na to uwagi. Była zbyt zajęta rozśmieszaniem przez przyjaciół
Malfoya. Chociaż mimo wszystko, gdyby miała się zaprzyjaźnić z
jakimkolwiek Ślizgonem, by się chyba najpierw wychłostała za pomysł.
-Masz bardzo miłych kolegów, Malfoy. Co jest dziwne, że w ogóle ich masz, a
do tego miłych. Jak to się stało? Chcesz o tym pogadać? –zapytała z
sarkazmem.
-Granger, grabisz sobie. Ale to prawda, mam lepszych kolegów niż twoi. Ale
cóż na to poradzić. Bliznowaty i Wieprzlej nie wydają się być błyskotliwi. No
i Ruda, ale ona wykazuje większą umysłową tolerancję na mózg niż jej brat.
Hermiona wywróciła oczami. Miała zbyt dobry humor, żeby się z nim teraz
kłócić.
-A, właśnie. Co do Ginny, to przyjdzie dzisiaj skoro ma przyjść Zabini. Nie
mam zamiaru siedzieć i się nudzić jak wy będziecie gadać o tym głupim
Quidditchu.
-Quidditch. Nie. Jest. Głupi. –warknął.
-Wszyscy się tak samo denerwujecie, jak mówię, że latanie na zaczarowanej
szczotce jest głupie. –westchnęła. -Harry ma wtedy spojrzenie mordercy.
-Chociaż w czymś się z Potterem zgadzam. –mruknął.
Rozsiedli się na kanapie w Pokoju Wspólnym postanawiając jakoś zająć czas
do przyjścia przyjaciół. Hermiona wzięła do ręki książkę z zamiarem
czytania, a Draco zaczął polerować swojego Nimbusa 2001. Siedzieli w ciszy,
świadom lekko krępującej wzajemnej obecności. Nie czuli potrzeby
rozmawiania ze sobą, nie wiedzieli o czym. Próbowali zająć się swoimi
czynnościami, lecz ich myśli i tak kierowały się ku sobie. Nie czuli się tak źle
ze sobą jak myśleli. Cisza zdawała się wcale nie być aż tak krępująca jak im
się zdawało. Była to dla nich sytuacja, do której zostali zmuszeni. Wszystko
działo się wbrew ich woli, lecz mimo wszystko zawsze mogło być gorzej.
Ich rozmyślania przerwało otwieranie się tajemnego przejścia w ścianie. Do
pokoju wkroczyły dwie, głośno się śmiejące osoby.
-Ooo, widzę, Zabini, że poznałeś już Weasleyównę. –Draco podniósł brew na
widok przyjaciela opowiadającego rudej przyjaciółce Hermiony żarty.
-Pewnie. Następna śliczna Gryfoneczka. Skąd wy się bierzecie, dziewczyny?
–uśmiechnął się szelmowsko mulat, na co Ginny ponownie wybuchła
śmiechem.
-Blaise właśnie mi opowiedział ciekawą historię o tobie, Malfoy. -
powiedziała Ruda z wrednymi iskierkami, świecącymi w jej brązowych
oczach.
-Serio? Jaką? –zapytał na pozór obojętnie. Dobrze zdawał sobie sprawę, że
jego przyjaciel wie o nim bardzo dużo.
-Naprawdę jako dziecko dałeś się nabrać, że mucha zabija? –zapytała ze
śmiechem.
-I te wymachiwanie rękoma jak jakaś leciała. –rozmarzył się Blaise.
-Zabini. Nie żyjesz. –warknął blondyn wstając z miejsca. Nie miało to dla
niego znaczenia, że miał wtedy jakieś trzy latka. Nienawidził jak ktoś z niego
żartował.
-Czekaj! –Blaise wyciągnął obronnie dłoń. -Zanim coś zrobisz pozwól, że coś
ci pokażę.
-Nic cię nie uratuje, Zabini.
Blaise wyciągnął spod szaty butelkę Ognistej Whisky. Z błyskiem w oku
przyjrzał się trochę uspokojonemu Malfoyowi, stojącego z niepewną miną.
-Co tak zaniemówiłeś, panie Malfoy?
-To Ognista..
-Brawo! Dziesięć punktów dla Slytherinu! –powiedział sarkastycznie.
-Dawaj ją tu!
Blondyn momentalnie się rozpogodził zapominając o wcześniejszej złości.
Przez myśl Hermiony przeleciało stwierdzenie, że Malfoy zachowuje się jak
normalny nastolatek, nie jak typowy dupek, wredny Ślizgon, nienawidzący
wszystkiego i wszystkich. Jakby ponownie zdjął na chwilę swoją maskę,
którą miał ubraną na co dzień.
Przywołał do siebie cztery szklanki i nalał do każdej bursztynowego płynu.
Hermionie niezbyt przypadł ten pomysł do gustu. Nigdy nie piła whisky, a
do tego nie popierała picia w szkole. Przecież jest Prefektem Naczelnym! I
on również!
-Malfoy..-powiedziała powoli. –Oddawaj tą szklankę.
-Granger. Nie bądź taka zachłanna. Masz swoją.
-Nie o to chodzi, idioto! Jesteś PREFEKTEM!
-No i… Aaa! –załapał nagle Draco. -Nasza Prefekt Naczelna nie chce pić w
szkole? A może się boi? –zapytał z ironicznym błyskiem w oku.
-Nie boję się. –powiedziała wyzywająco Hermiona i upiła łyk ze swojej
szklanki.
Płyn rozlał się w jej ciele, rozgrzewając ją. Nie był szczególnie przyjemny.
Ostry i piekący. Na początku się skrzywiła, co nie uszło uwadze
zadowolonego chłopaka.
-Granger, ty nigdy nie piłaś, no nie? –zapytał z drwiącym uśmiechem.
Hermiona odważnie na niego spojrzała. Nie powie przecież prawdy blond
fretce, bo do końca życia nie da jej spokoju!
-Piłam!
Blondyn uniósł wysoko brwi powątpiewająco.
-Nie piłaś.
-Piłam. –upierała się jednak.
-Nie.
-Dobra, nie piłam. –przyznała niechętnie, czując, że chłopak i tak dobrze wie
jaka jest prawda.
-Ha! Coś widzę, że szybko odpadniesz. Chociaż nie, ty nie pijesz. –
powiedział odbierając jej szklankę.
-Nie ma mowy, pewna siebie fretko. Piję! Nie będziesz mi rozkazywał! –
wyrwała swoją szklankę spoglądając na niego ze złością.
Draco uśmiechnął się drwiąco. Dobrze wiedział jak ma podejść do
wojowniczej Gryfonki. Wzruszył jednak ramionami.
-Jak chcesz.
Chłopaki zajęli się swoimi rozmowami na temat taktyki w jutrzejszym
treningu quidditcha, a dziewczyny plotkowały o nowym nauczycielu OPCM.
-Takie ciacho z tego nowego. –rozmarzyła się Ginny rozwalając na jednym z
foteli.
-I wygląda na zaledwie starszego od nas o jakieś pięć lat. –przytaknęła jej
Hermiona.
-Myślisz, że nie chciałby mieć romansu z uczennicą? Gdyby tak, to ja bym
była chętna! Korki by mi się przydały w prywatnym pokoju pana profesora.
-Ginny, zboczeńcu! – roześmiała się Hermiona perliście.
-No, no. Nie wiedziałem że z rudzielca, taki zboczuch. –powiedział z
rozbawieniem Blaise.
On i Draco od dobrych dziesięciu minut przysłuchiwali się rozmowie
dziewczyn z widocznym zainteresowaniem.
-Jeszcze dużo o mnie nie wiesz, Zabini. –mrugnęła do niego Ginny.
Hermiona jednym ruchem różdżki włączyła w radiu stację muzyczną.
Poleciały szybkie dźwięki mugolskiej piosenki. Blaise, który miał już
najwyraźniej wcięte, zaczął śpiewać. (A może miał tak nawet na trzeźwo?
Kto wie…) Wraz z nim Ginny, która była ogromną fanką mugolskiego
zespołu. Usiadła obok Blaise’a, niezwykle podekscytowana, że ktoś jeszcze
podziela pasję do tej piosenki, położyła nogi na jego kolanach zapominając o
istniejącym świecie. Po piosence zaczęli ze sobą rozmawiać z entuzjazmem o
muzyce, całkowicie się odłączając od reszty. Tak naprawdę zostawili
Hermionę i Draco zdanych na siebie. Gryfonka i Ślizgon spojrzeli na siebie
zaskoczeni.
-Chyba się zajęli sobą. –westchnęła Hermiona obserwując przyjaciółkę
paplającą jak najęta.
-Taa, Zabini odleciał. Nie wiadomo kiedy zacznie kontaktować, że są tu też
inni. –powiedział z irytacją Draco.
Stwierdził jednak, że bez sensu siedzieć i przysłuchiwać się ożywionej
dyskusji jego przyjaciela z młodą Weasleyówną. Nigdy nie przepadał za
podsłuchiwaniem kumpli, gdy flirtowali z jakimiś pannami. Zwrócił więc
swój wzrok na Hermionę. Dziewczyna wyglądała jakby miała zaraz zasnąć.
Siedziała ledwie żywa, jej wzrok co chwilę się rozjeżdżał, a głowa opadała na
boki. Uśmiechnął się na ten widok z lekkim rozbawieniem.
-Ooo, Granger, ktoś się upił?
-Nie, Malfoy, nikt się nie upił, nie.-zaczęła jąkać się dziewczyna sklejając
niedokładnie zdanie.
-Słaba główka, maleńka. –stwierdził z ironią.
-Pijemy dalej, Malfoy! –nagle oprzytomniała i uderzyła szklanką o stół
czekając aż jej poleje.
Chłopak patrzył na nią nie mogąc się powstrzymać od śmiechu. Pijana
Granger to był tak zabawny, a jednocześnie niemożliwy widok, że w końcu
roześmiał się głośno. Ona zmarszczyła z niezadowoleniem brwi wciąż
czekając na następną kolejkę.
-Co jest, Malfoy? Wymiękasz?
Draco z szerokim, drwiącym uśmiechem nalał jej bursztynowego płynu, lecz
powstrzymał gestem przed jego wypiciem.
-Co powiesz, Granger na zawody? Kto dłużej wytrzyma –wygrywa.
-Zgoda. –zgodziła się od razu.
Ginny i Blaise zaczęli z niepokojem obserwować jak Draco wraz z Hermioną
utworzyli mini zwody na picie. Opróżnili jedną szklankę, po chwili następną.
Stwierdzili, że może zrobić się nieprzyjemnie, więc wyszli z pokoju
zostawiając parkę samą. Bez sensu było się żegnać. Byli w tym momencie
tak zajęci sobą, że świat naokoło się rozmył.
Niestety, wprawa Dracona dała mu przewagę. Do tego był bardziej trzeźwy
od Gryfonki. Od początku wiedział kto stoi na wygranej pozycji, jednak nie
mógł się powstrzymać. Nie za często można zobaczyć pijaną Granger.
Hermiona zasnęła po następnym drinku opadając głową na oparcie kanapy.
Chłopak podniósł zwycięsko ręce czekając na oklaski. Rozejrzał się i
zorientował, że ich towarzysze zniknęli. Zerknął na Granger, która odchyliła
głowę do tyłu i lekko otworzyła usta oddychając miarowo. Przez chwilę
przeszła przez niego myśl o tym, że jej usta wyglądają strasznie kusząco.
Miękkie, delikatne, czerwone.. Tak, że chciałby sprawdzić ich miękkość
swoimi wargami.
To tylko alkohol. –powtarzał sobie lekko przestraszony. –Wcale nie chcę jej
pocałować. To Granger. Jej nie można całować.
Wziął dziewczynę na ręce (przysięgając sobie, że z samego rana się odkazi) i
zaniósł do jej sypialni, kładąc delikatnie na łóżko. Sam chwiał się na nogach
i zastanawiał jak mu się udało ją utrzymać.
-Granger, Granger, nigdy nie bądź taka pewna siebie. To może być twoja
zguba. –wyszeptał.
Kładąc głowę na poduszce poczuł, że leży na czymś twardym. Z
zaintrygowaniem sięgnął pod nią wyciągając coś co na pewno należało do
Granger.
Rozdział 5. Wolność
Wpatrywał się z rosnącym zaciekawieniem w trzymaną przez siebie rzecz.
Był to zeszycik, na którego okładce wypisane było eleganckim pismem
„Pamiętnik”. Właśnie trzymał w ręku skarbnicę wiedzy o Granger. Dobrze
wiedział do czego służyły one dziewczynom. Opisywały w nim przeżycia,
uczucia, wylewały złości. Teraz trzymał jeden z nich w ręku. Mógł się
dowiedzieć praktycznie wszystkiego. Najgłębsze jej sekrety, słabości
spoczywały właśnie w jego ręce.
Zawahał się przez chwilę. Powinien to robić? Przecież to była rzecz
prywatna. Nie należał jednak do osób, które się tym przejmowały. Spojrzał
krótko na śpiącą Gryfonkę i otworzył zeszyt z zaciekawieniem na pierwszej
stronie. Z zaskoczeniem odkrył, że zaczęła go pisać odkąd skończyła
jedenaście lat.
„Kochany pamiętniczku! To niesamowite! Okazało się, że jestem
czarownicą! Wiedziałam, że wszystkie te dziwne rzeczy dziejące się wokół
mnie nie mogą być przypadkami!...” – Zawsze go zastanawiało jak mugolaki
się dowiadują o tym, że posiadają magiczne moce. Obok nich dzieje się coś
dziwnego, czy po prostu ktoś przychodzi i im o tym mówi? Przerzucił jednak
parę kartek dalej i uśmiechnął się drwiąco.
„Ale ten rudy chłopak z mojego domu jest okropny! Twierdzi, że jestem
przemądrzała! Jak ktoś tak próżny może przyjaźnić się z Harrym Potterem?”
„Mam najwspanialszych przyjaciół na świecie. Kocham Harry’ego i Rona..”
Nic ciekawego. Zwykłe wpisy nastoletniej dziewczyny. Chciał już zamykać
zeszyt i odłożyć go na miejsce, gdy coś przykuło jego uwagę. Z
zaintrygowaniem zaczął się wczytywać w linijki tekstu, gdzie zobaczył swoje
imię i nazwisko.
„Chłopak ze Slytherinu, Draco Malfoy nazwał mnie dzisiaj szlamą... Jest to
słowo obraźliwe na dzieci mugoli. Kulturalni czarodzieje, nie używają
takiego języka! Nienawidzę go. Tak bardzo go nienawidzę! Nie jestem
przecież od niego w niczym gorsza. Ten chłopak jest rozpieszczonym idiotą,
zapatrzonym tylko w siebie. Jest cyniczny, okropny i niemiły. Ma bogatych
rodziców, więc wkupił się do drużyny Ślizgonów. Nawet nie ma przyjaciół.
Więc czym się różnimy?”
Gdy skończył czytać tekst, poczuł dziwne ukłucie w okolicach serca.
Pamiętał ten dzień. Wiecznie przemądrzała Granger powiedziała mu wtedy,
że wkupił się do drużyny. Zarzuciła brak talentu. Wtedy nazwał ją po raz
pierwszy szlamą. Z radością obserwował jak jej oczy zaczynają się szklić.
Teraz jedynie zrobiło mu się głupio. Nie wiedział dlaczego. Przecież zdawał
sobie sprawę jakie Gryfonka ma o nim zdanie. Nienawidziła go z całego
serca.
Miał dosyć. Żałował, że zaczął go czytać. Może wtedy nie czułby się tak źle
jak teraz. Chciał odłożyć zeszycik z powrotem, lecz otworzył jeszcze na
ostatniej zapisanej kartce ciekawy, czy może zapisywała już coś z tego roku.
Ponownie zauważył swoje imię, więc z westchnięciem zabrał się za czytanie.
„Ten sam Draco Malfoy, ten który mnie poniżał przez wszystkie lata, na
moje nieszczęście powrócił do Hogwartu. I do tego został drugim Prefektem
Naczelnym! Teraz będę musiała mieszkać z nim przez CAŁY ROK. Mam
ochotę się zabić na samą myśl. Nie wiem jak to się stało, że znowu tutaj jest.
Pewnie uraczył profesora Dumbledore’a historyjką o tym, jak bardzo się
zmienił. Trudno mi w to uwierzyć. Uważam, że ani trochę się nie zmienił.
Nadal jest cyniczny i wykorzystuje każdą okazję, aby nazwać mnie szlamą.
Nie wierzę w jego zmianę. Ron uważa, że nadal jest śmierciożercą, który
wykończy nas przy najbliższej okazji. Nie wiem czy w to wierzyć. Nie wydaje
się na groźnego. Przecież to Malfoy. Jeszcze do tego zarobiliśmy szlaban.
Wspólnie. Super.
Mimo wszystko muszę przyznać, że… o matko, nie wierzę, że to piszę…
Malfoy wyprzystojniał. I wydarzyło się coś dziwnego. Zabrał mi różdżkę i ja,
próbując ją odebrać na niego wpadłam i wtedy… przeszło przeze mnie coś…
innego. Jakby dreszcz, prąd? Ogólnie, jakoś reaguję na niego w inny sposób.
Chyba nie mogłabym…”
Draco podskoczył, gdy Gryfonka zaczęła kręcić się przez sen. Szybko
schował pamiętnik pod poduszkę i położył na nią niespokojną głowę. Nie
udało mu się dokończyć zdania. Co miała na myśli pisząc, że reaguje na
niego w inny sposób? Naprawdę ONA uważa, że wyprzystojniał? To było
dziwne. Nie zdawał sobie też sprawy, że tak bardzo uderzą w niego słowa
wypisane przez Granger. Nadal uważała go za takiego dupka jakim był
kiedyś. Nie dziwił się. Przecież nie dał żadnego znaku, że jest inny, prawda?
Nadal nie ociekał dobrem, nie był kulturalny, cały czas ją obrażał. Nie był
jednak już „dawnym Malfoyem”, ani śmierciożercą. Skrzywił się. Dręczyło
go to, co było dalej napisane. Odetchnął jednak głęboko, zmuszając się do
snu. Postanowił nie wracać do intrygującej lektury.
~~*~~
Z rana Hermionę obudził ogromny ból głowy. Otworzyła oczy i jęknęła
chwytając za nią. Czuła się, jakby zaraz miała wybuchnąć, jakby coś
rozsadzało ją od środka. Tabletki. Potrzebowała natychmiast tabletek. Nie
miała innego wyboru, jak obudzić śpiącego Malfoya. Bez niego nigdzie ani
rusz. Niestety. Odwracając się w jego stronę, zarejestrowała, że nie położył
poduszek między nimi. Na szczęście przynajmniej tej nocy nie przykleiła się
do niego. Zastanowiła się też, JAK się znalazła w łóżku. Dlaczego nic nie
pamiętała? Jedyne co, to że przyszli Ginny i Zabini, potem zaczęli pić i… no
właśnie. Dalej nie pamiętała nic. Ze zdenerwowaniem zaczęła potrząsać
ramieniem Ślizgona. Nie wyglądał na zbytnio zadowolonego z pobudki.
-Co jest, Granger? –warknął rozcierając zaspane oczy.-Na Merlina, jak ty
wyglądasz?! Myślałem, że gorzej się nie da, ale pokazałaś, że jednak
potrafisz to zrobić.
Hermiona spojrzała na niego ze złością.
-Bardzo śmieszne. Potrzebuję czegoś na ból głowy. Musisz wstać ze mną.
Chłopak uśmiechnął się z satysfakcją.
-Kac morderca nie ma serca. Cierp.
Odwrócił się na drugi bok, przykrywając kołdrą pod samą szyję.
-Malfoy, jesteś wredną świnią, wiesz?!
Westchnął głęboko, rozciągając się.
-Nie ty pierwsza, nie ostatnia mi to mówisz. Ale w porządku, Granger. Tak
się składa, że mam w pokoju eliksir na kaca. Chodźmy po niego.
Chłopak wstał. W krótkich spodenkach i czarnej koszulce wyglądał
całkiem… kusząco. Szybko potrząsnęła obolałą głową. Nie powinna tak o
nim myśleć. Trochę zaskoczona, ale i podejrzliwa wstała i ruszyła za nim do
jego pokoju. Pomieszczenie tak jak się spodziewała było w barwach
Slytherinu. Podczas, gdy ona z zaciekawieniem się rozglądała, on wyciągnął
z szafki przy łóżku upragnioną fiolkę z eliksirem. Wyciągnęła rękę z nadzieją
w jej kierunku, lecz Malfoy szybko ją za siebie schował. Hermiona
zmarszczyła z niezadowoleniem brwi. Nie miała sił się z nim teraz o nią bić.
-Nie ma nic za darmo, Granger. –uśmiechnął się drwiąco.
Hermiona mogła się tego spodziewać. Ba! Spodziewała się tego.
-Czego chcesz? –zapytała.
-Hmm..-zamyślił się teatralnie i podszedł bardzo blisko dziewczyny. Miał
wrażenie, że powietrze między nimi zaczęło się elektryzować, a jej oddech
zwalniać. Zbliżył się do jej ucha i wyszeptał podrażniając jej szyję oddechem:
-Będziesz pisała mi przez następny tydzień wypracowania dla McGonagall.
Zaczynając od tego, które zadała wczoraj.
Odetchnęła z lekką ulgą. Spodziewała się czegoś innego? Spojrzała na niego
z zamyśleniem. Nie miała siły się wykłócać. Serce mówiło : nie bądź głupia,
Hermiono! Lecz obolałe ciało krzyczało : Zrób to, skróć nasze cierpienie!
Serce biło jej szybko po bliskim kontakcie z chłopakiem. Nadal czuła jego
zapach, odurzając się nim lekko. Niepokoiło ją to wszystko. Draco Malfoy
stanowczo za bardzo na nią działał.
Dlaczego tak reaguję na jego bliskość?! To jest chore!
Nie wiedziała dlaczego. Jednak wiedziała, że pożałuje tego na co za chwilę
się zgodzi.
-Dobra. Napiszę ci te głupie wypracowania, skoro masz tak ciasny mózg
żeby nie zrobić tego samemu. –warknęła.
-Grzeczniej, chyba, że chcemy podnieść poprzeczkę. –pomachał jej
buteleczką ze złotym płynem przed oczami.
Hermiona zamilkła. Malfoy zaś uznał to za zgodę. Uśmiechnął się szeroko.
Wygrał.
-Tak trzymaj. Proszę, Granger. Niech ci dobrze służy. –zaśmiał się wrednie
wręczając dziewczynie eliksir.
Nie czekając długo, szybko go otworzyła i wypiła duszkiem zbawienny
trunek. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że nie powinna pić niczego co
proponuje jej Malfoy, ale w tym momencie tak bardzo tego potrzebowała.
Poczuła jak wraca do niej energia i wszystkie siły życiowe. Czuła się świetnie.
Spojrzała jednak na chłopaka z irytacją.
-Malfoy, ja już nigdy z tobą nie piję. Ba! Nie dotknę nawet alkoholu.
Chłopak roześmiał się. Tak szczerze.
-Nigdy nie bądź tak pewna siebie. A szczególnie, jeśli chodzi o alkohol.
-Oj zamknij się, Malfoy.
~~*~~
Po porannych torturach, męczarni z ubraniem się, ruszyli na śniadanie.
Tego poranka nie było już im tak niezręcznie jak zeszłego. Wszyscy wiedzieli
dlaczego idą razem, choć nadal słyszeli ciche drwiny pod ich adresem.
Skierowali swoje kroki do stołu Gryffindoru, szukając rudych włosów Ginny.
-Cześć, alkoholicy. –przywitała się z lekkim drwiącym uśmiechem na ich
widok.
Hermiona zarumieniła się nieznacznie. Nie podobało jej się to, co wczoraj
się stało. Nie powinna pić, tylko dlatego, że Malfoy się z niej nabijał. Była
odpowiedzialna, a zachowała się jak jakiś dzieciak. To nie przystoi. Powinna
jak najszybciej wymazać te nieszczęsne zawody z pamięci.
-Cześć, Ginn. –odpowiedziała tylko.
-A wy gdzie się wczoraj zmyliście? Nawet się nie pożegnaliście. –zapytał
Malfoy, patrząc na nią z zaciekawieniem unosząc brwi. To oni gdzieś
wczoraj wyszli? Na Merlina, była tak pijana, że nawet nie zauważyła wyjścia
przyjaciółki?
Ginny zarumieniła się lekko, co nie uszło uwadze Hermiony. Co ona znowu
wymyśliła?
-Eee.. stwierdziliśmy, że skoro zaraz będzie tam dość niezręcznie, bo któreś
z was się upije, to poszliśmy się przejść. Byliście dość… zajęci sobą.
„Zajęci sobą?”. Hermionie nie spodobało się to określenie.
-Nie było tak źle. –stwierdził Draco z satysfakcją. –Granger przegrała, upiła
się, musiałem ją zanieść do łóżka, a rano uratować od kaca.
Ginny zaśmiała się wesoło, na co Hermiona posłała jej naburmuszone
spojrzenie. To wcale nie było zabawne. Dla niej było bardzo zawstydzające i
żenujące.
-A gdzie jest reszta? Dlaczego Harry i Ron siedzą tak daleko?- zapytała,
orientując się, że jej przyjaciele nie siedzą obok.
-No bo.. –zaczęła Ginny ze skrępowaną miną. -Och, Hermiono. Oni
powiedzieli, że nie chcą dzisiaj się z tobą spotkać. W sensie, nie że nie chcą,
tylko… nie chcą spędzać czasu w towarzystwie… no.. Malfoya.
Gryfonka poczuła się, jakby ktoś ją zdzielił czymś twardym. Zrobiło jej się
przykro, lecz udało się jej zdobyć na blady uśmiech. Pokiwała lekko głową.
-Rozumiem. Nie dziwię się im. Pewnie zrobiłabym tak samo.
Ruda spojrzała na nią współczująco. Wiedziała jak teraz mogła poczuć się
Hermiona.
-Ja tu jestem! Dlaczego rozmawiacie o mnie jakby mnie tu nie było? –
naburmuszył się blondyn patrząc na nie ze złością.
-No bo wiesz, Malfoy. Twoja obecność jest nam tak obojętna, że
zapominamy o twoim istnieniu. –odpowiedziała mu zimno brązowooka.
Nagle straciła apetyt. Również cały dobry humor z niej uleciał. Słyszała, że
Ślizgon mruczy pod nosem przekleństwa, ale nie słuchała. Gwałtownie
wstała i pociągnęła go za sobą.
-O co ci chodzi, Granger?! Gdzie leziesz?!
-Na lekcję, Dracusiu. –odpowiedziała obojętnie.
-Nie mów tak do mnie. –warknął. –Jeszcze nie skończyłem jeść.
-Zjesz potem. Nie chcę się spóźnić.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Jej twarz nie wyrażała jakichkolwiek
pozytywnych emocji. Była pusta, jakby zamyślona. Widział po niej, że jest
zła, smutna, może zraniona? Prychnął. Domyślał się kogo to wina.
Naprawdę Weasley i Potter zasługiwali na miano jakichkolwiek przyjaciół?
~~*~~
Lekcje mijały w bardzo powolnym wręcz męczącym tempie. Nawet
Hermionie Granger się nudziło. Nie udzielała się na lekcjach, nie słuchała
nauczycieli, nie robiła notatek. Wszyscy byli zadziwieni postawą najlepszej
uczennicy. Hermiona myślami była przy swoich przyjaciołach. Dlaczego ją
tak potraktowali? Czy to, że Malfoy musiał być przy niej było ważniejsze od
ich przyjaźni? Przecież powinna być najważniejsza, ponad Ślizgona. Ona
nigdy by tak nie postąpiła. Czuła się zraniona. Emocje w jej środku szalały.
Chciała nakrzyczeć na nich, powiedzieć, że nie zachowują się jak jej
przyjaciele. Z drugiej strony pragnęła tylko ich bliskości, pocieszenia. Z
zamysłu wyrwał ją kpiący głos i szturchanie. Spojrzała nieobecnym
wzrokiem w bok.
-Halo, Ziemia do Granger. Co ci jest?
-Nie twoja sprawa. –warknęła. –Od kiedy się tym interesujesz?
-Nie wyobrażaj sobie za dużo, Granger. Nie interesujesz mnie. Ale profesor
Sprout czeka na odpowiedź.
Hermiona jak oparzona spojrzała na zdumioną profesorkę. Zrobiła
przepraszającą minę i zaczęła się jąkać.
-Przepraszam, czy mogłaby pani powtórzyć pytanie?
To stanowczo była jej najgorsza lekcja w życiu. Kobieta była niezadowolona,
że nie słuchała na jej lekcji, przez co zostało jej odebrane kilka cennych
punktów. Ten dzień nie zapowiadał się najlepiej.
~~*~~
Po obiedzie Hermiona zaciągnęła blondyna do biblioteki. To miejsce było
dla niej odskocznią od trudów ciężkiego dnia. Potrafiła się w nim wyciszyć,
uspokoić wpadając w wir nauki oraz różnych historii. Czas wtedy dla niej
zwalniał, wszystkie troski uciekały. Kochała się uczyć. Gdyby ktoś jej to
odebrał, nie byłaby sobą. A Malfoy… on wyglądał jakby pierwszy raz znalazł
się w tym miejscu.
-Dobra, weźmy się za te wypracowanie dla McGonagall. Poszukajmy tych
książek. –podała chłopakowi listę ksiąg i pociągnęła w głąb pomieszczenia. -
O tu jest ta, ta też się przyda.- wyciągała po kolei książki i podawała coraz
większy stos przerażonemu Draconowi. Nie chciał spędzić tutaj całego dnia.
Gdy znaleźli już wszystkie potrzebne, usiedli naprzeciwko siebie przy
stoliczku pod oknem unikając wścibskich spojrzeń i Hermiona wzięła się za
pisanie jego eseju. Draco po chwili zaczął się nudzić. Rozglądał się po
pomieszczeniu aż w końcu zaczął przyglądać się z lekkim zaintrygowaniem
Gryfonce. Jak się skupiała tak uroczo marszczyła nosek i przygryzała lekko
wargę. Na swój sposób było to.. urocze. Wpatrywał się w nią jak urzeczony
szarymi oczami, pochłaniając ten widok. Zapomniał się całkowicie. Ta
dziewczyna potrafiła wzbudzać w nim tak sprzeczne ze sobą emocje. Z
jednej strony jej nienawidził. Jej przemądrzania się, próbowania pokazać, że
to ona jest najlepsza. A z drugiej strony… potrafiła być inna. Była dobra,
wręcz pozytywne uczucia od niej emanowały.
-Malfoy, musisz się tak na mnie gapić?
Z transu wyrwał go głos owej Gryfonki. Lekko się speszył, że go na tym
przyłapała.
-Po prostu Granger robisz głupie miny. Gdybyś sama siebie zobaczyła..
-Skoro tak, to skup swoje gałki oczne gdzie indziej. –warknęła, na co ten się
lekko uśmiechnął pod nosem. Była taka pyskata. Chyba właśnie to w niej…
lubił. Merlinie, on coś w niej lubił!
Po następnej godzinie, ukradkowych spojrzeń na dziewczynę, ta w końcu z
triumfem podniosła głowę.
-Skończyłam! Powinieneś dostać za to co najmniej Powyżej Oczekiwań, jak
nie Wybitny. Proszę.
-Ooo, super. Pierwsza pozytywna ocena z transmutacji!- ucieszył się
chłopak.
Hermiona spojrzała na niego sceptycznie, nic nie odpowiadając. Westchnęła
tylko głęboko i pokręciła niedowierzająco głową.
-Granger, powinniśmy mieć zdecydowanie więcej szantaży. Nie chcesz
jeszcze czegoś ode mnie?
-A spokój też dostanę? –zapytała słodko.
-Zdecydowanie nie. Już taka moja natura, żeby uprzykrzać ci życie.
Spojrzał na zegarek i wstał z miejsca jak oparzony.
-Granger! Mamy za piętnaście minut trening! Szybko! –wykrzyknął
przerażony.
Hermiona westchnęła i ze zrezygnowaniem ruszyła za Ślizgonem na boisko
do quidditcha. Całkowicie o tym zapomniała. Widocznie ten zły dzień miał
się jeszcze nie skończyć. Na murawie czekała na nich już cała drużyna. Nie
wyglądali na zbytnio zadowolonych z jej obecności na boisku. I vice versa.
Posłała im pogardliwy wzrok wskazujący, że również nie cieszy się z ich
obecności. Oprócz Teodora i Blaise’a, którzy pomachali jej wesoło. Malfoy
dosiadł swojej miotły i spojrzał wyczekująco na dziewczynę. Ta zamknęła
oczy przerażona i usiadła przed nim. Unieśli się gwałtownie w powietrze.
Dziewczyna pisnęła ze strachu, a jej ciało momentalnie się spięło
sztywniejąc. Postanowiła nie otwierać oczu tylko po prostu mocno trzymać
się trzonka z myślą, że może jakoś po prostu to przeżyje.
Trening quidditcha okazał się katastrofą. Hermiona uniemożliwiała każde
złapanie Draconowi znicza. Za każdym razem gdy przyspieszał, Gryfonka
kręciła się tak, że nie mógł w ogóle manewrować miotłą. W końcu
zdenerwowany zleciał na trybuny. Wraz za nim cała drużyna.
-Kurwa, Granger! Co ty odpierdalasz?! Wiem, że nie podoba cię to wszystko,
bo chcesz żeby kochany Pottuś wygrał. Ale daj mi przeprowadzić chociaż ten
jebany trening!
Gryfonka wzdrygnęła się przestraszona. Nigdy nie słyszała, ani nie widziała
Malfoya tak zdenerwowanego. Patrzył na nią groźnie, jakby chciał zrobić jej
krzywdę. Skuliła się lekko w sobie. Przecież nie chciała mu przeszkadzać.
Nawet jeżeli, to zbyt się bała nawet poruszyć. Jej oczy lekko się zaszkliły, ale
nie pozwoliła wypłynąć łzom. Nie przed całą drużyną Slytherinu.
-Malfoy, ogarnij swoją panienkę! –krzyczeli członkowie drużyny nieźle
rozeźleni.
Podszedł do nich Teodor i złapał Hermionę za ramiona zmuszając, aby na
niego spojrzała. Nie był to bolesny uścisk. Miał delikatne dłonie. Spojrzała
prosto w jego ciepłe, wręcz czarne oczy.
-Nie robisz tego, bo chcesz nam przeszkodzić, prawda? –przyjrzał jej się
badawczo.
Przerażona dziewczyna pokręciła szybko głową.
-Ja..ja się boję latać na miotle.-wyszeptała.
Większość Ślizgonów zareagowało z uciechą, za to spojrzenie Dracona
złagodniało.
-Czyżby nieustraszona Gryfonka, Hermiona Granger, się czegoś bała?-
zironizował. –Słuchaj, Granger. Nie musisz się bać. W końcu lecisz ze mną.
-No właśnie to jest jeszcze bardziej przerażające. –mruknęła cicho
dziewczyna. Trzymający ją wciąż Nott roześmiał się pod nosem.
Malfoy wyciągnął swoją dłoń w jej kierunku ponownie dosiadając miotły.
-Zaufaj mi, Granger. Wiem, że to trudne. Tylko ten jeden, jedyny raz.
Hermiona wiedziała dlaczego mu tak bardzo zależało na jej zaufaniu. Chciał,
aby trening wyszedł idealnie. Quidditch to była jego pasja. Kochał to co
robił. I dobrze wiedziała, że robił to cholernie dobrze. Mogłaby powiedzieć
nawet, że dorównywał umiejętnościami Harry’emu. To dlaczego jej serce
znowu niebezpiecznie przyspieszyło swój rytm, a żołądek ponownie się
skręcił?! Chwyciła drżącą dłonią trochę większą dłoń chłopaka i znowu
zajęła swoje miejsce na miotle. Poczuła jak Draco przysuwa się do niej
oplatając w talii. Teraz opierała się plecami o umięśniony tors chłopaka,
wdychając jego zapach. Mieszankę mięty i czekolady.
-Spokojnie, Granger. Nie dam ci spaść.
Zadrżała słysząc szept w swoim uchu. Malfoy najwyraźniej źle go odczytał,
bo przycisnął ją do siebie mocniej.
Ponownie unieśli się nad ziemię. Tym razem dziewczyna postanowiła zaufać
chłopakowi. Nie było to takie trudne jak się obawiała. W jego ramionach
czuła się bezpiecznie. Obiecał jej, że nie da jej spaść. Powinna zaufać osobie
która tyle razy wręcz cieszyła się z jej nieszczęścia? Nie powinna, ale zrobiła
to. Zaufała swojemu wrogowi. Draconowi Malfoyowi, który w żadnym calu
nie zasługiwał na jej zaufanie.
Trening Ślizgonów zakończył się sukcesem. Podlecieli do nich Nott i Zabini
z radosnymi minami przybijając jej „piątki”.
-Świetnie, mała! To może teraz jakaś imprezka? –zapytał Blaise, a oczy mu
się zaświeciły.
-Nie dzisiaj, Zabini. Mam coś jeszcze do zrobienia.
Ślizgoni spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami odlatując od nich.
Hermiona z ulgą myślała tylko o tym, że zaraz stanie na twardym gruncie. Z
lekkim przestrachem zauważyła, że Malfoy wcale nie kieruje się na ziemię za
resztą drużyny, tylko leci przed siebie.
-Gdzie lecimy?- zapytała podejrzanie. Nie uśmiechało jej się dalsze latanie
na miotle. Swój limit przekroczyła już chyba do końca życia.
-Chcę ci coś pokazać. –odpowiedział tajemniczo.
Po niedługiej chwili nadleciał nad taflę jeziora. Hermiona w tym momencie
przeraziła się nie na żarty, bo chłopak coraz bardziej przyspieszał. Nagle nad
jeziorem pokazało się zachodzące słońce. Cała tafla jeziora, odbijała jego
blask. Był to najpiękniejszy widok jaki widziała. Pochłaniała go całą sobą
próbując zapamiętać. Zapomniała, że znajduje się na miotle i to z Draconem
Malfoyem. Uniosła ręce wysoko nad głowę i zaczęła się śmiać. W jednej
chwili strach wyparował, a na jego miejscu pojawiła się ekscytacja.
-Tu jest pięknie! –krzyknęła, a oczy jej się zaświeciły.
Draco spojrzał na nią zaskoczony. Naprawdę przed nim siedziała ta sama
Granger, która jeszcze przed chwilą panicznie bała się latania? Odwróciła się
w jego stronę z szerokim uśmiechem, którego jeszcze nigdy u niej nie
widział. Merlinie, miała piękny uśmiech. Taki beztroski. Jej czekoladowe
oczy świeciły się radością. Nie panując nad sobą pozwolił, aby na jego ustach
również rozlał się lekki uśmiech.
-No Granger, czas wracać.
Hermiona jęknęła z zawodu, lecz przytaknęła. Zsiadając z miotły wciąż
myślała o tamtym widoku. Mogłaby przeżywać go tak codziennie. Z
ukochaną osobą. No właśnie. Malfoy do takich na pewno nie należy.
Mimo wcześniejszego zachwytu stwierdziła, że lot na miotle nadal nie należy
do jej ulubionego i najprzyjemniejszego środka transportu. Z ogromną
radością stanęła stopami na pewnym gruncie ciesząc się, że przeżyła i mimo
wszystko nie było aż tak tragicznie jak się obawiała. Najgorsze było w tym
wszystkim to, że to była w dużym stopniu zasługa Malfoya.
Wróciwszy do Pokoju Wspólnego, z zaskoczeniem zorientowała się, która
godzina. Spojrzała z podekscytowaniem na blondyna.
-Malfoy, za dwie godziny kończy się nasz szlaban!
Draco również spojrzał na zegarek z nieukrywaną radością.
-W końcu! Nie musimy iść dzisiaj na patrol, nie? –spojrzał na nią z
błagalnym wzrokiem. Jego szare oczy wręcz powodowały uginanie się pod
nią kolan, ale postanowiła być nieugięta.
-MUSIMY!
Chłopak westchnął zrezygnowany ruszając za dziewczyną. Dlaczego jego
partnerką musi być akurat ta uparta Gryfonka?
~~*~~
Dzisiejszy patrol wydawał im się wyjątkowo miły. Oszczędzili sobie wyzwisk,
ironicznych odzywek. Po prostu zachowywali się jak nie oni. Dla nich było
również to trochę niekomfortowe, ale postanowili nie przerywać chwili.
Podobało im się to. Nie zachowywali się przez chwilę jak odwieczni
wrogowie. Oboje śmiali się i rozmawiali o głupotach jak normalne nastolatki
bez problemów. Bo czy wrogowie śmieją się ze sobą i zastanawiają czy
McGonagall mogłaby zostać dziewczyną Snape’a? Nie sądzę.
-Och! A pomyśleć jakie dzieci by z tego wyszły! –wzdrygnął się z
obrzydzeniem Draco.
Gryfonka roześmiała się głośno. Miło było rozmawiać i śmiać się z
Malfoyem. Wtedy wydawał się taki normalny. Bez maski, chamskich
odzywek, ironicznego uśmiechu. Wiedziała, że ten stan jest przejściowy.
Ślizgon jest w dobrym humorze, a na dodatek za niedługo kończy się ich
szlaban, co oznacza też odkopanie wojennych różdżek. Domyślała się, że od
jutra wrócą do starych nawyków. Nie cieszyła się z tego powodu aż tak
bardzo. Miała dosyć słuchania o tym jak bardzo jej krew jest brudna.
Zamierzała więc skorzystać z tego stanu chociaż przez tę godzinę, która
jeszcze im pozostała. Nigdy więcej może nie trafić na moment
NORMALNEJ rozmowy z dupkiem Malfoyem.
-Granger, weź mi powiedz. Jak można bać się latania na miotle? –zapytał z
niedowierzaniem.
-Nie ufam magicznej szczotce i koniec. Uważam, że jest to bezsensowne.
Draco przewrócił oczami.
-A jest coś jeszcze czego nieustraszona Gryfonka się boi? –zapytał szczerze
zaciekawiony.
-Tak, Malfoy, uważaj bo ci powiem. A ty później to wykorzystasz.
-Nie chcesz to nie mów. –wzruszył tylko ramionami.
Nie wiedziała czemu, ale wypaliła:
-Boję się trochę ciemności. Szczególnie tego zamku. Gdybym miała być na
tym patrolu sama, chyba bym zwariowała. –przyznała.
Draco zrobił zaskoczoną minę. Naprawdę Granger właśnie mu się zwierzyła
z własnych słabości? Nadal lekko niedowierzając pozwolił, aby na jego usta
powrócił wiecznie obecny tam ironiczny uśmieszek.
-Nie martw się, niewiasto! Dzielny rycerz, ser Malfoy uratuję cię przed
każdym złym potworem w tym zamku!
Tego się nie spodziewała. Nie po Draconie Malfoyu. Nie wytrzymała i
wybuchła śmiechem ocierając łzy z policzka. Zaskoczył ją bardzo. Czy zawsze
wredny, złośliwy Malfoy miał w sobie inne oblicze które potrafiło żartować?
-A siebie też masz na myśli? –zażartowała, po czym dostała od niego
kuksańca w bok. Tak niewinny, zwykły odruch, który nie pasował do niego
za nic w świecie, a wydawał się wręcz naturalny. -A ty czego się boisz? –
zapytała go.
-Niczego. –odpowiedział szybko i trochę zbyt chłodno.
-Nie wierzę ci. –powiedziała twardo i przystanęła patrząc na niego.
-Nikt ci nie każe, Granger. Ale racja, jest coś, a raczej ktoś kogo się boję. Nie
wierzę, że mówię o tym tobie, ale…- nie udało mu się dokończyć, bo nagle
przed nimi stanął Argus Filch.
-Randka w świetle księżyca? Będzie szlaban! Ale..Gryffindor i Slytherin? –
spojrzał zaskoczony lustrując ich wodnistymi oczkami.
-Nie randka, Filch. Jesteśmy Prefektami Naczelnymi, a jeżeli ma pan jakiś z
tym problem, możemy przejść się do profesora Snape’a. –postukał się Draco
w odznakę.
-Nie trzeba. –warknął woźny. –Zjeżdżać do łóżek, sam dokończę patrol
zamku.
Hermiona i Draco ze śmiechem wrócili do Pokoju Wspólnego. Nagle na
zegarze na ścianie wybiła północ. Dwójka uczniów spojrzała na siebie
niepewnie.
-Eee..to kto próbuje?
-Ty, Malfoy. Jeszcze przed chwilą twierdziłeś, że niczego się nie boisz. –
spojrzała na niego triumfująco.
Zrezygnowany chłopak zaczął odchodzić małymi kroczkami od dziewczyny.
Obawiał się, że za chwilę zaklęcie zadziała i znowu przeżyje bolesny upadek.
Czuł się niepewnie. Gdy odszedł poza promień zaklęcia, dosyć daleko aby
być pewien, że stuprocentowo zaklęcie już nie działa, odwrócił się i podniósł
kciuk do góry.
-WOLONOŚĆ! –wykrzyknął.
-W końcu. –przyznała, dumna, że wytrzymała z nim bite dwa dni. Teraz
powinni dostać medal za to, że się nie pozabijali nawzajem.
-No to czas iść spać.
Draco ruszył pewnie w stronę jej sypialni, ale nagle gwałtownie się
zatrzymał. Spojrzał speszony na dziewczynę.
-No tak, przecież moja sypialnia jest gdzie indziej. W końcu mam całe łóżko
dla siebie i nikt nie będzie się rozwalał i kopał mnie. –uśmiechnął się
ironicznie.
-Dokładnie tak. –potwierdziła lekko skrępowana.
Szczerze powiedziawszy ona również zapomniała, że jego sypialnia znajduje
się gdzie indziej. Patrzyli chwilę na siebie, nie wiedząc co powiedzieć.
Atmosfera nagle zrobiła się gęsta i nastała niekomfortowa cisza, którą trzeba
było w końcu przerwać.
-No... to dobranoc, Malfoy. –powiedziała głośno patrząc na niego nieśmiało.
-Taa.. dobranoc, Granger. – odwrócił się szybko i nie patrząc na nią wszedł
do swojego dormitorium.
~~*~~
Dziwnie się czuł w swojej sypialni, mimo, że tylko dwie noce spędził poza
nią. Położył się do zimnego łóżka i stwierdził, że łóżko Gryfonki wydawało
się przyjemniejsze i wygodniejsze.
Malfoy, popadasz w paranoje.
Jego myśli zajęło zastanawianie się, jak do tego doszło, że rozmawiali ze
sobą NORMALNIE. Nie wyzywali się, nie zabijali. To było takie inne, takie…
przyjemne. Granger wydawała się w miarę w porządku, gdy nie zgrywała
przemądrzałej przyjaciółki Pottera. Spędzili ze sobą dwa dni, z zakopanym
toporem wojennym, który prawdopodobnie od rana będzie odkopany.
Wszystko wróci do normy, nie będzie już takie krępujące a czasem wręcz
sztywne. Teraz będzie tak, jak być powinno.
*
W sypialni obok, Hermionie również było niekomfortowo. Nie zdawała
sobie sprawy, że przez dwa dni uda jej się zaakceptować obecność Ślizgona.
To było przerażające. I na pewno nie miało związku z tym, że w jakiś sposób
zaakceptowała również jego charakter. Po prostu jeżeli robisz coś przez jakiś
czas z jedną osobą i wiesz, że bez niej nic nie zdziałasz, człowiek się
przyzwyczaja. Właśnie na tej zasadzie to działało. Jedno jednak nie dawało
jej spokoju. Czy teraz wszystko będzie wyglądało tak jak wcześniej, czy może
ten szlaban choć trochę ociepli ich relacje? Nie znała odpowiedzi na swoje
pytanie. Miały ją przynieść nadchodzące dni.
Rozdział 6. Gra w prawdę
Nad Hogwartem zawitało wrześniowe słoneczko. Pogoda jest wciąż piękna.
Jesienne liście zaczynają zdobić hogwarckie błonia. W taką słoneczną
pogodę, pewna Gryfonka postanowiła udać się nad jezioro w swoje ulubione
miejsce i pouczyć się. Właśnie pisała bardzo trudne wypracowanie na
eliksiry. Brązowooka Hermiona już dwa tygodnie temu zakończyła swój
szlaban z Draconem Malfoyem. Od tego czasu nie zamienili ze sobą zbyt
wiele słów. Mimo wspólnego salonu udawało im się na siebie nie wpadać.
Omijali się jak największym łukiem, a gdy tylko przez przypadek się
spotkali, nie wiedzieli jak się zachować w stosunku do siebie. Jak się okazało
spędzony wspólnie czas coś zmienił. Niewiele, ale w ich przypadku był to
ogromny krok. Kiedyś nie szczędzili sobie wyzwisk praktycznie na każdym
kroku, gdy tylko się widzieli. Teraz kierowali je do siebie w przypadkach,
gdy sytuacja ich do tego zmuszała. Każde z nich było honorowe i uparte.
Postronny obserwator nie zauważyłby tego, ale mimo wszystko nie byli już
tak bardzo przesiąknięci nienawiścią. Nie znaczy to oczywiście, że nagle się
w sobie zakochali. Nie. Po prostu zdali sobie sprawę, że potrafią ze sobą nie
walczyć. Dla nich było to lekkim szokiem. Przecież robili to praktycznie od
zawsze. Dwa dni wystarczyły żeby zakopali topór wojenny i zastanawiali się
czy nie warto poprzestać walk? Właśnie dlatego woleli się unikać. Dla nich
cała sprawa wydawała się zbyt skomplikowana i krępująca. Przecież żadne
się nie przyzna, że potrafią zacząć się… tolerować? To słowo nawet ciężko
przechodziło prze ich myśli, a co dopiero o czynach mówiąc.
W tym samym czasie blond włosy Ślizgon leżał w swojej sypialni, a obok
niego piękna, wysoka, ciemnowłosa Krukonka. Tak, jego nowa dziewczyna
Pauline. Nie, w żadnym razie nie był zakochany. Powiedziałabym nawet, że
zamiast „dziewczyna” powinna być ujęta jako „zdobycz”. Była dla niego tylko
kolejną zabawką, panienką na nudne, samotne wieczory i tylko wyłącznie
jedną noc. Nigdy nie pozwalał sobie na więcej. Bał się zaangażowania. Nie
jego oczywiście. Jej. On nie potrafił kochać, nie znał tego uczucia. Nigdy nie
próbował nawet być z kimś na dłużej. Wtedy czułby się uwiązany,
ograniczony. Takie rozwiązanie jak obecnie pasowało mu najbardziej.
Od niedawna jednak nie był zachwycony po swoich „łóżkowych
przygodach”. Dlaczego? Ponieważ dziewczyny w jego łóżku nie wystarczały
mu. Patrząc w ich oczy, one przybierały ciepłą, czekoladową barwę, usta
robiły się pełne w malinowym kolorze. Dobrze wiedział KTO posiada taki
kolor tęczówek oraz KTO ma także takie kuszące usta. Nienawidził siebie za
to. Dlaczego w jego myślach błąkała się ona, czego tam chciała? Jej z tego
powodu nienawidził jeszcze bardziej. Przeszkadzała mu. Nic dla niego nie
znaczyła, przecież była tylko szlamą. Więc dlaczego uparcie co chwilę
pojawiała się w jego myślach?! Nie powinien porównywać ładnych, kobiet
do tak naprawdę zwykłej Granger. Bo co ona mogła mieć czego nie miały
one? Dowcip, zadziorność, a także była mądra. Ale nie miało to związku z
chwilową przygodą, jaką właśnie teraz skończył w swojej sypialni.
-Draco? Nad czym myślisz? – zapytała go piękna Krukonka, wyrywając z
niepokojących myśli.
-Nie twoja sprawa. –warknął.
-A więc to prawda.
-Co takiego? –spojrzał na nią obojętnie. W jego szarych oczach nie dało się
zauważyć chociażby cienia zainteresowania.
-Byłam następną dziewczyną tylko do łóżka. A te twoje czułe słówka to stek
bzdur.
Nigdy więcej Krukonek. Są zbyt bystre i wygadane. –pomyślał Draco z
irytacją. Przewrócił oczami i beznamiętnie odpowiedział:
-Tak, to prawda, a teraz ubieraj się i zjeżdżaj stąd.
Właśnie tak wyglądała większość pożegnań z jego partnerkami.
Beznamiętnym głosem i spojrzeniem pozbywał ich się ze swojego łóżka, a
także życia. Nie okazywał skruchy, nie żałował, nie przepraszał. Przecież
nigdy nic dla niego nie znaczyły, dlaczego miał cokolwiek coś z tym robić czy
się nimi przejmować?
Dziewczyna zebrała swoje ubrania i nie zaszczycając chłopaka spojrzeniem
wyszła z jego sypialni. Dobrze wiedział, że jeszcze będzie chciała wrócić.
Prawie zawsze tego chciały. Zapominały o tym jak je potraktował, chcąc
przeżyć z nim kolejną przygodę.
Po niedługim czasie również postanowił się ubrać i wyjść. Przecież nie
zamierzał spędzić w dormitorium całego dnia. Wychodząc z sypialni z
niezadowoleniem zauważył, że do Pokoju Wspólnego właśnie wchodziła jego
współlokatorka. Zauważyła go, więc za późno było żeby się cofnąć. Zresztą
nie był przecież tchórzem żeby unikać Granger. Ona na jego widok jednak
lekko się zmieszała i spojrzała w podłogę próbując przejść niezauważona.
-Cześć..-powiedział zanim zdążył się powstrzymać.
Hermiona stanęła jak wryta i spojrzała na niego zaskoczona. Nic dziwnego.
Nigdy się z nią nie witał. Draco miał ochotę zdzielić się za to. Miał jej
UNIKAĆ, a nie się z nią grzecznie WITAĆ.
-Hej..-odpowiedziała powoli, patrząc na niego podejrzliwie. Czegoś musiał
od niej chcieć skoro się do niej odezwał, prawda?
Stali naprzeciwko siebie w niezręcznej, krępującej ciszy. Nie wiedzieli co
mają powiedzieć, przecież nie mogli rzucić po prostu „co u ciebie?”. W ich
przypadku byłoby to śmieszne i absurdalne. Hermiona stwierdziła
przytomnie, że trzeba zakończyć tą dziwną sytuację. Stali od dobrej minuty
naprzeciwko siebie z oczekiwaniem, aż któreś zacznie jakiś temat. Chciała
ruszyć się i wejść do swojego dormitorium, gdy usłyszała za sobą głos
blondyna.
-Granger? Słuchaj..ee..sprawdziłabyś mi mój esej? –zapytał głupio.
Naprawdę, Malfoy?! NAPRAWDĘ?! Zapytałeś właśnie czy sprawdzi twoje
wypracowanie?! –uderzył się w myślach za to jak głupi jest, ale na twarz
nałożył maskę obojętności.
Gryfonka patrzyła na niego z niedowierzaniem. Szybko jednak się
opamiętała patrząc na niego wrogo.
-Na głowę upadłeś, Malfoy?! Od kiedy TY chcesz MOJEJ pomocy w
czymkolwiek? –nie dała mu jednak czasu na odpowiedź. -Zresztą, nie mogę.
Zgodziłam się już dzisiaj komuś pomóc w nauce, więc nie mam czasu.
-Komu? –zapytał ostro.
Nie znał przyczyny swojego nagłego wybuchu. Poczuł jednak jak przez jego
myśli przepływa coraz większa złość.
-Nie twoja sprawa.-syknęła.- Nie musisz znać każdego szczegółu mojego
życia, Malfoy, a ja nie muszę ci się z niego zwierzać. Chyba, że o czymś nie
wiem? –zapytała chłodno unosząc brwi.
Draco uśmiechnął się kpiąco. Wściekłość i irytacja z niego wręcz ociekała.
-No proszę. Widać, że nawet szlama może iść na randkę. –warknął.
Nie czekał na odpowiedź, na kłótnie, wyzwiska tylko po prostu wyszedł
wyminąwszy ją i trzasnął za sobą drzwiami.
Hermiona stała jak sparaliżowana. Patrzyła za nim ze zmarszczonymi
brwiami jakby nie do końca do niej dochodziło to, co przed chwilą miało
miejsce. Jaki był tego powód? Dlaczego się na nią zezłościł? I… ponownie
nazwał ją szlamą? Zacisnęła mocno pięści walcząc z wybuchem głośnego
krzyku. Tak bardzo go nienawidziła! Jak mogła choć przez chwilę pomyśleć,
że sytuacja między nimi poprawiła się chociażby o milimetr?! Że przestanie
nazywać ją szlamą?! Tacy jak Malfoy się nigdy nie zmieniają.
~~*~~
Draco oparł się o ścianę korytarza ciężko oddychając. Poniosło go. Tylko
dlaczego? Dlaczego się zezłościł? Dlatego, że Granger odmówiła mu pomocy
przy jego eseju, którego nie miał? Właśnie, nie miał go. Więc dlaczego w
ogóle wypalił z tym pytaniem? A może to wcale nie o to chodziło? Może był
zły, bo się z kimś umówiła? To absurd, przecież podobno ma tylko pomóc
komuś z nauką i do tego nie wiadomo czy nie jakiejś dziewczynie. Odetchnął
głęboko próbując opanować swoje nerwy. Teraz wszystko na pewno wróci
do normy. Ponownie nazwał ją szlamą, choć obiecywał sobie, że nie będzie
tego robił. Po prostu nie potrafił inaczej. Wyprowadziła go z równowagi! To
wszystko jej wina! Po wykrzyczeniu wszystkiego w myślach poczuł coś na
kształt… wyrzutów sumienia. Draco Malfoy posiada wyrzuty sumienia?! To
było dopiero zaskoczenie! Nadal również nie poznał przyczyny złości.
Otaczało go nieznane uczucie, nie wiedział co ono oznacza.
Może zazdrość? –podpowiedział cichy głosik gdzieś w głębi jego umysłu.
Zazdrość? Proszę cię. –prychnął. –Dlaczego miałbym być zazdrosny? To
tylko Granger, a ja mogę mieć setki innych, lepszych od niej. Mogę mieć
KAŻDĄ.
W tym momencie w jego umyśle zalśnił plan. Mogło się wydawać, że nawet
plan idealny. Jego usta wykrzywiły się w podłym uśmiechu, a on sam
szybkim krokiem ruszył do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Gdy do niego
wszedł, rozejrzał się szybko i luźnym krokiem podszedł do grupki dziewczyn,
opierając się nonszalancko o ścianę. Na jego widok Ślizgonki rozchichotały
się głośno patrząc maślanymi oczami na jego uśmiechniętą twarz. Szybko
ocenił je swoim wprawionym spojrzeniem. Podszedł do jednej z blondynek i
pogłaskał ją po policzku nachylając się tak, że ich twarze dzieliły milimetry.
-Astoria, pomogłabyś mi dzisiaj z wypracowaniem z OPCM? –uśmiechnął
się zalotnie, cały czas głaszcząc jej policzek.
-Oczywiście, Dracusiu. –roześmiała się plastikowa Ślizgonka, patrząc na
niego z rozmarzeniem i niemal rozpływając się pod jego dotykiem.
Draco skrzywił się usłyszawszy znienawidzone zdrobnienie, ale nie chcąc
być niemiłym pocałował ją szybko w usta. Potrzebował jej na dzisiaj.
Przynajmniej dopóki nie wykona swojego szatańskiego planu.
~~*~~
Punktualnie o szesnastej przed drzwiami biblioteki stawiła się Hermiona
Granger. Weszła do środka i rozejrzała się w poszukiwaniu Krukona, z
którym była na dziś umówiona. Zauważyła machającego do niej spod okna,
przystojnego bruneta. Uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w jego stronę.
-Cześć, Patrick. –przywitała się wesoło.
-No cześć. –odpowiedział i podszedł do niej, aby ją objąć na powitanie. –
Dzięki, że się zgodziłaś mi pomóc.
-Nie ma sprawy. –wyszczerzyła się do niego. -Gotowy, żeby się trochę ze
mną pomęczyć?
-Jasne, pani profesor. To będzie zaszczyt. –puścił zalotnie oczko, odsuwając
dla niej krzesło.
Nie wiedzieli, że całą sytuację zza regału obserwuje pewien blondyn o
stalowych oczach, który zaczyna wcielać w życie swój niecny plan. Teraz już
był pewny, że Granger nie pomaga żadnej koleżance. Widział też, jak ten
przygłup się do niej szczerzy. Nieco się tym zirytował.
*
Hermiona mimo tego, że uczyła się, to świetnie się bawiła. Patrick miał
wspaniałe poczucie humoru i zawsze ją rozśmieszał. Od trzeciej klasy
siedzieli razem na Numerologii. Do tego był bardzo bystry, więc rozumiał jej
czasem trudno zrozumiałe tłumaczenie. Nagle ich skupienie i wygłupy
zaczęły być zagłuszane przez głośne śmiechy ze stolika stojącego pod ścianą.
Hermiona spojrzała w tamtą stronę z ciekawością. Jej brwi uniosły się w
geście zdziwienia i zażenowania widząc, kto powoduje owe hałasy. Przy
owym stoliku siedział Draco Malfoy z Astorią Greengrass, u której nie było
pewności co jest bardziej plastikowe: jej twarz, czy mózg. Blondynka
najwidoczniej świetnie się bawiła, gdy Malfoy dotykał pod stołem jej udo
uśmiechając się przy tym obrzydliwie, jakby miał zamiar ją przelecieć na
tym stoliku. Hermiona poczuła nagłe obrzydzenie, czując, że zaczyna się
denerwować. Nie uszło jej uwadze, że chłopak cały czas zerka w kierunku ich
stolika. Czy Malfoy myślał, że interesuje ją co on robi z jakimiś
dziewczynami? Śmieszne! Ciągle mu nie zapomniała tej „szlamy”, którą
ponownie ją nazwał z rana. Nie zamierzała się nim interesować w żaden
sposób. Przysunęła się jednak blisko Patricka i wyszeptała:
-Przez te hałasy, nie mogę się skupić.
Trochę zaskoczony brunet spojrzał w jej oczy zawstydzony jej bliskością.
-Ja też nie mogę. Może sobie zrobimy jakąś małą przerwę? –zapytał z
nadzieją.
-Świetny pomysł! Jakiś spacer? –zapytała przybliżając się do twarzy
Krukona niebezpiecznie. Nie wiedziała dlaczego to robi. Chciała zagrać na
Malfoyu jego własną bronią? To był głupi pomysł. Nic jej przecież nie
obchodziło co robi Malfoy i z kim. Była już bardzo blisko ust chłopaka, gdy
odskoczyła od niego jak oparzona.
-PANNO GRANGER, PANIE TUNNER ORAZ PANIE MALFOY I PANNO
GREENGRASS, TO JEST BIBLIOTEKA, A NIE MIEJSCE DO
OBŚCISKIWANIA! –krzyknęła Pani Pince, bibliotekarka.-PROSZĘ
NATYCHMIAST STĄD WYJŚĆ!
Wszyscy ze strachem opuścili posłusznie bibliotekę. Hermionie zrobiło się
głupio. Spojrzała na Patricka przepraszająco.
-Granger, co tak niegrzecznie? Pani Prefekt nie wypada. –powiedział
cynicznie Ślizgon.
Natychmiastowo odwróciła się w jego stronę mierząc go wściekłym
spojrzeniem. W co on grał?!
-Jeszcze dużo o mnie nie wiesz, Malfoy. –odrzekła słodko, wzięła za rękę
Patricka i pociągnęła w stronę błoni.
~~*~~
Draco był wściekły. Pozbył się szybko Astorii, która się do niego zaczęła kleić
czekając na więcej i ruszył pod salę eliksirów, gdzie miała się odbyć
wieczorna lekcja przygotowująca do OWTM-ów. Co prawda miała się zacząć
dopiero za godzinę, ale i tak nie miał gdzie się podziać. Był zły na siebie, że w
ogóle wpadł na taki głupi pomysł. Co go do tego podkusiło? Przecież to było
beznadziejne i o losie, strasznie dziecinne. Co miała sobie pomyśleć
Granger? Że jest o nią zazdrosny? W żadnym wypadku! Więc co zaczęło się
między nimi odgrywać? To wszystko wyglądało tak, jakby próbowali zwrócić
swoją uwagę. Nie. To on próbował. Nie powinien był tego robić. Od zawsze
jej nienawidził, nienawidzi i będzie nienawidził. Chwycił swoją twarz w duże
dłonie, próbując skierować swoje myśli gdzie indziej. Czy nie miał dość
swoich problemów, aby do nich jeszcze dochodziła Granger?
Chwilę przed 19, pod salę również przyszła Gryfonka ze swoimi
przyjaciółmi. Rzuciła Draconowi pogardliwe spojrzenie, na co on prychnął.
Oboje jednak nie kontrolowali odruchu ukradkowych spojrzeń w swoją
stronę.
-Co tam, Draco? –dołączył do niego Zabini. –Coś taki nie w sosie.
-Wydaje ci się. Po prostu nie mam ochoty tutaj siedzieć. Bez sensu z tymi
wieczornymi zajęciami. –westchnął zirytowany. -Gdzie ty ostatnio znikasz,
Zabini? Szukałem cię, ale ciebie nigdzie nie było.
Mulat wyglądał na trochę speszonego.
-A mam parę spraw do załatwienia, sam wiesz. Tak naprawdę to nudy.
Chodź już, Snape przyszedł. A on ostatnio też nie wygląda na zadowolonego.
*
-Dzisiaj będziemy ważyć trudny eliksir. Na poziomie OWTM-ów. Chociaż
mam czasami wrażenie, że dla was najprostszy eliksir potrafi okazać się
trudny. Więc skupcie się wszyscy. Zabini i Malfoy, wy też.- powiedział
spokojnie, patrząc na chłopaków. -Co więcej, będziecie pracować w parach
Ślizgon- Gryfon. Dla utrudnienia. Z rozkazu profesora Dumbledore’a. Nie
pochwalam tego, bo dlaczego taki niezdolny do uwarzenia Potter ma robić
eliksir z bardziej uzdolnionym uczniem? Ale zapraszam: Potter, Parkinson.
Weasley, Zabini. Granger, Malfoy. Finnegan z Bulstrode. –wymienił jeszcze
kilkunastu uczniów i usiadł przy biurku. -Tutaj są instrukcje –machnął
różdżką. –Do roboty.
Hermiona zastanowiła się, co takiego złego zrobiła w przeszłości, że to
właśnie na nią spadł ten „zaszczyt” pracowania z Malfoyem. Usiadła do jego
ławki ze zbolałą miną. Nie planowała się do niego odzywać. Chciała
traktować go jak powietrze. Jakby go tu nie było. Zmuszona była jednak do
wydawania rozkazów, bo mimo iż Malfoy z eliksirów był całkiem niezły, to
ktoś musiał wszystkim pokierować. A na pewno nie pozwoli aby to był
Malfoy.
-Pokrój te liście, a ja obiorę kiełki. –powiedziała chłodno.
Draco chciał coś powiedzieć, odpyskować, że nie będzie za niego decydowała
co ma robić, ale zrezygnował. Nie miał ochoty na kłótnie z nią. Już miał dość
na dzisiaj. Przez większość lekcji panowała więc cisza, zakłócana tylko
wtedy, gdy decydowali kto co teraz ma zrobić.
Hermiona właśnie chciała wziąć do pokrojenia wątrobę szczura, ale o tym
samym pomyślał blondyn, przez co przypadkowo musnął palcami jej rękę.
Dziewczyna poczuła, jak przez jej ciało przechodzi przyjemny dreszcz
spowodowany jego dotykiem. Przestraszona szybko się cofnęła wpadając na
jakiegoś Ślizgona stojącego po jej drugiej stronie. Chłopak z obrzydzeniem
odepchnął ją od siebie. Zaskoczona zaczęła spadać w dół. Zamknęła oczy
czekając na uderzenie, lecz poczuła jak silne ramiona łapią ją w talii.
Ponownie niezgrabnie go objęła, tak samo jak nad jeziorem. I tym razem
poczuła niebezpieczne skręcanie żołądka i przyjemny zapach perfum. Draco
uśmiechnął się drwiąco.
-Lecisz na mnie, Granger?
Hermiona szybko stanęła na nogi i spojrzała na niego oskarżycielsko.
-Chciałbyś. –prychnęła i powróciła do robienia eliksiru jak gdyby nic się nie
zdarzyło. Zdradził ją tylko soczysty rumieniec na policzkach.
Draco nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu pod nosem. Przez
resztę lekcji, atmosfera się trochę rozluźniła. Udało im się nawet zrobić
najlepszy eliksir w klasie. Dostali wynagrodzeni pięćdziesięcioma punktami.
(Co było dziwne, przecież ich nauczycielem jest Snape!). Z trochę lepszymi
humorami ruszyli razem do Pokoju Wspólnego odnieść torby. Odrzucili od
siebie w niepamięć poranną kłótnię. Przed nimi czekał jeszcze wieczorny
patrol.
-I jak tam minęła randka? –zapytał niby od niechcenia Malfoy, gdy
przemierzali w ciszy korytarze.
-Byłaby lepsza, gdybyś nie zaczął w niej przeszkadzać. –stwierdziła chłodno,
lecz po chwili westchnęła. -To nie była randka. Po prostu przyjacielska
pomoc w nauce.
-Aha… -mruknął tylko. W jego sercu jednak coś odżyło.
-A ty tak na poważnie z Astorią? –kontynuowała. -Myślałam, że nawet ciebie
stać na lepszą dziewczynę.
-Oczywiście, że stać. W przeciwieństwie do niektórych. Astoria miała
napisać dla mnie wypracowanie. –skłamał.
- Czyli jak zwykle wykorzystujesz panienki. Nic nowego w sumie.
-Co ty o tym wiesz, Granger? –warknął.
-Zdziwiłbyś się.
Przez chwilę mierzyli się znienawidzonymi spojrzeniami.
-Wiesz, Malfoy, jesteś strasznie pewny siebie. Za pewny. –stwierdziła
marszcząc brwi.
-Tak, Granger? To samo mógłbym powiedzieć o tobie. Jak na mugolaczkę z
brudną krwią wszędzie cię pełno.
-Tylko w przeciwieństwie do ciebie, jestem odważna.
Chłopak wybuchł śmiechem. Złapał się aż za brzuch.
-Poważnie, Granger? Bojąc się miotły i ciemności?
Hermiona wiedziała, że będzie żałować tego, że mu o tym powiedziała w
chwili słabości. Nie dała jednak po sobie poznać, że przejęła się jego
słowami.
-A ty twierdzisz, że jesteś na tyle odważny? –zapytała twardo.
-Oczywiście. –powiedział pewnie.
-To odpowiedz mi na parę pytań.
Chłopak tym razem spojrzał na nią z lekkim niepokojem. O co mogła go
zapytać? Nie miał zamiaru na nic odpowiadać, ale jak jej to powie, to
stwierdzi, że stchórzył.
-To taka gra w prawdę. Mugolska gra. Co ty na to, Malfoy?
Blondyn prychnął. Naprawdę zamierzała grać z nim w mugolską grę?
-Jakie są zasady?
-Każdy zadaje po jednym pytaniu, a druga osoba na nie odpowiada. Na
zmianę. Oczywiście trzeba mówić prawdę.
-W porządku, Granger. Ale nie masz prawa pytać o moją rodzinę i o to, co
było w zeszłym roku.
Hermiona zmarkotniała, ale zgodziła się.
-W porządku.
Draco nakazał jej gestem pójść za nim. Weszli na szczyt Wieży
Astronomicznej. Przeszedł ją dreszcz, przypominając sobie sytuację z
zeszłego roku. Czy to właśnie nie w tym miejscu Malfoy miał zabić
Dumbledore’a? Jej oczy pochwyciły piękny krajobraz. Mimo, że na dworze
było już ciemno oświetlony Hogwart nadal zachwycał.
-Pięknie tutaj. –westchnęła rozmarzona.
-Tak, wiem. Też mi się tutaj podoba. Dużo czasu spędziłem w tym miejscu
na myśleniu. –przez chwilę wydawało jej się, że powie coś jeszcze, ale
odchrząknął. – Zaczynaj, Granger.
Hermiona podniosła z rozbawieniem jedną brew.
-Próbujesz pokazać, że jesteś gentelmanem?
-Ja tobie nic nie muszę pokazywać.
Ten drwiący uśmiech. Tak bardzo hipnotyzujący. Tak bardzo ją drażniący.
-Ok. –zgodziła się. –A więc może na początek... jaki jest twój ulubiony
kolor?
Ślizgon parsknął śmiechem i spojrzał na nią niedowierzająco. Ta dziewczyna
go nieraz naprawdę zadziwiała.
-O co ci chodzi?! –zapytała ze złością.
-Ja tu się spodziewam mrocznych pytań, a ty wyskakujesz z pytaniem o
kolor? Świetnie, Granger.
Hermiona lekko się zarumieniła. Zapatrzyła się też w oczy blondyna, które
zabłysły wesołym blaskiem. To był tak bardzo niespotykany widok. Malfoy
miał naprawdę bardzo ładne oczy. Spojrzała na niego z oburzeniem
spowodowanym naśmiewaniem się z niej.
-Szlachetna zieleń, skoro tak bardzo chcesz to wiedzieć. –wzruszył
ramionami i westchnął nadal rozbawiony.- Teraz moja kolej, tak?
Gryfonka skinęła głową.
-Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Hermiona się długo nie zastanawiała.
-Uzdrowicielem. Chcę pomagać ludziom najlepiej jak potrafię. To od razu
zadam ci to samo pytanie, Malfoy.
Chłopak zaśmiał się drwiąco. Oparł się lekko plecami o ścianę i spojrzał na
nią kpiąco.
-To teraz się zdziwisz. Chcę zostać Aurorem.
Rzeczywiście się zdziwiła. I to nawet bardzo. Jej oczy przybrały teraz
rozmiar galeonów, a brązowe tęczówki błyszczały niedowierzająco.
-Aurorem? Ty?
-Uwierz mi, na moim miejscu tez byś chciała, ale dlaczego nie muszę ci
wyjaśniać. Następne pytanie należy do mnie.. A więc, Granger… -
uśmiechnął się cwanie. –Ilu miałaś chłopaków?
Hermionę zamurowało. Dlaczego o to musiał zapytać? Nie żeby się tego
wstydziła, przecież to normalne. Tylko dlaczego stała przed Draconem
Malfoyem skrępowana?
-Jednego.. –odpowiedziała cicho.
Draco wyglądał jakby odwołano lekcje transmutacji do końca roku. Jego
uśmiech, powiększył się, a on sam aż parsknął z uciechy.
-Poważnie?
-Dobra, skoro to takie zabawne to ty pochwal się ile miałeś dziewczyn!
To było głupie pytanie. Już żałowała, że je zadała.
-Serio chcesz wiedzieć? –zapytał z sarkazmem.-Pół Hogwartu. A teraz ty mi
odpowiedz, Granger.. –zbliżył się do niej. Stanowczo za blisko. –Uważasz, że
taka dziewczyna jak ty, mogłaby być moją dziewczyną?
Spojrzała na niego zaskoczona. W jego szare oczy wyrażające ciekawość a
zarazem rozbawienie. Stał tuż przed nią. Czuła jak jej ciało zaczyna się
spinać, ich oddechy się mieszać. Uderzył w nią zapach jego perfum. Nie
wiedziała co ma odpowiedzieć.
-Ja.. nie wiem.. znaczy. Nie. Po pierwsze czarodzieje z czystą krwią jak
twoja, szczególnie twojego pokroju, nie umawiają się z mugolakami, a po
drugie ty mnie nienawidzisz! W sensie nienawidzisz… szlam.
Dobrze, że przynajmniej znasz podział który nas różni, Granger…
Zaskoczyła go. Nie spodziewał się, że nazwie się szlamą. Już chciał coś na to
odpowiedzieć, lecz usłyszeli hałas, a po chwili zauważyli nadlatującego w ich
stronę Irytka. Długo się nie zastanawiając złapał zaskoczoną dziewczynę za
rękę i pociągnął za sobą do pokoju nie robiąc hałasu, żeby ponownie nie
złapał ich Filch. Irytek na pewno zaraz by go przywołał. Gdy wbiegli do
pomieszczenia nagle poczuli się bezpieczni. Zaczęli oddychać ciężko po
męczącym biegu.
-Idę spać. –stwierdziła Hermiona. Miała już dość wrażeń na dzisiaj.
-Ej, Granger! –zawołał zanim weszła do sypialni.
Odwróciła się i spojrzała na niego pytająco.
-Czego chcesz, Malfoy?
-A buziak na dobranoc?
Gryfonka z zaskoczenia aż otworzyła szeroko usta. Czy właśnie się
przesłyszała? Blondyn wykorzystując jej zaskoczenie i zakłopotanie szybko
pokonał dzielącą ich odległość składając na jej ustach krótki pocałunek. Z
satysfakcją zauważył, że ona nawet nie wiedziała jak ma zareagować. Zanim
zdążyła się otrząsnąć szybko wszedł do swojego dormitorium.
Oniemiała dotknęła palcami swoich ust, które przed chwilą dotykał swoimi
Draco Malfoy.
-Co to miało być?
Rozdział 7. Wojna na liście
Hermiona długo w nocy nie mogła zasnąć. Myślała nad pocałunkiem,
którym obdarzył ją blondyn. Jeżeli te muśnięcie warg można nazwać
pocałunkiem. Na początku była wściekła. Chciała pójść do tego pewnego
siebie dupka, nawyzywać go, że sobie za dużo pozwala a następnie przyłożyć
z pięści w tę jego wypindrzoną buźkę. Niby był to nic nie znaczący
pocałunek, który ledwo można było odczuć, ale w niej wywołał ogromną
gamę emocji. Ślizgon bardzo łatwo potrafił ją wprowadzać w stan takiego
otępienia. Była jednak pewna, że zrobił to dla zabawy. Ona jednak nie
pozwoli na to, aby ktokolwiek się nią bawił. A szczególnie Malfoy. Jeżeli
myślał, że ten pocałunek mógłby się jej spodobać, to się mylił. Nigdy nie da
mu tej satysfakcji.
-Cholerny dupek! Myśli, że wszystko mu wolno?! Jeżeli tak, to się myli!
Przecież nawet mu się nie podobam! Nienawidzi mnie!
To dlaczego cię pocałował? -szepnął głośnik w jej głowie.
-Dlatego, że chciał mi zrobić na złość i zabawić się mną!
Na pewno? A może jednak podobasz mu się?
Roześmiała się histerycznie na samą tę absurdalną myśl.
-Nie rozśmieszaj mnie, tutaj chodzi o Dracona Malfoya.
A może on...podoba się tobie?
-Tak! Znaczy NIE! Jest przystojny, ale tylko tyle można o nim powiedzieć.
Poza tym to dupek, denerwuje mnie, ciągle wyzywa, ma piękne oczy no
i...HERMIONO STOP.
Głosik w jej głowie cicho się zaśmiał i zamilkł.
*
W tym samym czasie, podobne myśli dręczyły też Dracona. Na początku
chciał ją pocałować dla żartów. Był taki przyzwyczajony do bawienia się
dziewczynami. Chciał zobaczyć jak zareaguje, jak zaczyna krzyczeć, wyzywać
go i obrażać. Szczególnie po jego ostatnim pytaniu, którym wiedział, że ją
zbił z pantałyku. Lecz poszło to w zupełnie inną stronę niż się tego
spodziewał. Gdy tylko dotknął jej ust, jego ciało przeszedł przyjemny
dreszcz, dlatego bardzo szybko odsunął się od jej warg i uciekł do swojego
dormitorium. Zadziałało to na niego zbyt entuzjastycznie. Nigdy nie czuł
czegoś takiego. Czuł się jakby smakował zakazany owoc. Granger na pewno
takim była. Przyjemne mrowienie czuł do teraz na swoich wargach.
-Dlaczego to do cholery zrobiłem?!
Bo Ci się podoba! A raczej podobał ten pocałunek!
-NIE PRAWDA.
Prawda.
-ZAMKNIJ SIĘ GŁUPIE SUMIENIE!
Nie mogę. Muszę Ci uświadomić, że mimo to iż jest szlamą, zwróciła na
siebie Twoją uwagę. To niezwykłe, nie uważasz?
-Ona NIE ZWRÓCIŁA MOJEJ UWAGI. To jest GRANGER. Jest SZLAMĄ.
Mam gdzieś ją, ciebie i ten beznadziejny pocałunek.
Chłopak już nie usłyszał tej nocy więcej cichego głosu w swojej głowie.
~~*~~
Gryfonka wstała rano w wyśmienitym humorze. Ubrała się, umalowała i
wyszła z dormitorium. Od dawna nie czuła się tak szczęśliwa. Czuła, że
dzisiaj będzie miał miejsce wyjątkowo dobry dzień. Postanowiła nie
przejmować się błahostkami, nie dawać się wyprowadzać z równowagi ani z
nikim kłócić. Chciała być ponownie wesołą, bez wszelakich problemów
innych niż odrobienie pracy domowej Hermioną Granger. Tak naprawdę
nigdy tak nie było. Przecież przyjaźniła się z Harrym Potterem. Z nim nie
dało się nie mieć problemów.
Dzisiaj nikt mi nie zepsuje dobrego humoru. –uśmiechnięta ruszyła do
Wielkiej Sali na śniadanie.
Po drodze witała się ze znajomymi szerokim uśmiechem. Dzięki swojemu
optymizmowi zarażała wszystkich napotkanych kolegów dobrym humorem i
pozytywnym nastawieniem. Nie było czasu na marudzenie i markotne
podejście do wszystkiego. Ach, jak bardzo się myliła…
-Dzień dobry. –przywitała się wesoło siadając obok Harry’ego i Rona.
Chłopcy spojrzeli na nią zaskoczeni. Już od bardzo długiego czasu nie
widzieli takiej radości na twarzy przyjaciółki. Spojrzeli na siebie z lekko
uniesionymi brwiami w geście zdziwienia.
-Hej, Hermiono. Coś ty taka wesoła dzisiaj? Coś się stało?- Zapytał ostrożnie
ciemnowłosy. -Chyba na dzisiaj nie był zapowiedziany żaden test, co?
Gryfonka roześmiała się.
-Nie, głuptasie. Po prostu świat jest piękny, nie ma czasu aby marnować go
na zły humor. –powiedziała i pocałowała obu w policzki. Ron zarumienił się
natychmiastowo dotykając lekko tego miejsca, a Harry uśmiechnął się
szeroko.
-Taka Hermionka to może być codziennie.
Dziewczyna roześmiała się perliście.
-Jedzmy szybko i chodźmy na błonia. Odwiedzimy Hagrida przed lekcją!
Dawno się z nim nie widzieliśmy.
Trójka przyjaciół spałaszowała szybko śniadanie i w akompaniamencie
wesołych śmiechów ruszyła do wyjścia ze szkoły. W wejściu do Wielkiej Sali
minęli Dracona Malfoya, który uśmiechnął się kpiąco, gdy tylko ich
zobaczył.
-Co się tak szczerzycie jak idioci? Weasley nie zżarł całego stołu
Gryffindoru?
Hermiona zarumieniła się lekko na jego widok. Przypomniał jej się
wczorajszy krótki pocałunek, którym ją obdarzył. Zacisnęła lekko pięści
patrząc na niego buntowniczo, ale przypomniała sobie, że dzisiejszego dnia
nikt jej nie miał zepsuć humoru. Malfoy wyglądał tak, jakby wczorajszej
sytuacji w ogólne nie było. Nawet na nią nie spojrzał. Gryfonka szybko
przybrała na twarz wesoły uśmiech i wzięła przyjaciół pod ramiona.
-Cieszyliśmy się, że cię nie widzimy, Malfoy. Niestety, jak na złość pojawiłeś
się. Szkoda. A co do Rona.. nie, nie zjadł. Jak chcesz, możesz podejść i wziąć
coś dla siebie. –powiedziała to tak przesłodzonym głosem, że Draco oraz jej
przyjaciele spojrzeli na nią niedowierzająco.
Hermiona posyłając mu jeszcze szeroki uśmiech, wyciągnęła chłopaków z
zamku zaczynając się śmiać. Draco spojrzał za nimi ze zdezorientowaną
miną. To było trochę… dziwne. Pokręcił z niedowierzaniem głową i usiadł
przy stole Slytherinu obok Zabiniego.
-Co tam, stary? –przywitał się.
-Nic nowego. A ty co taki jakiś jesteś dzisiaj markotny?
-W moim życiu dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy, Blaise. –stwierdził
nakładając sobie jajecznicę.
-To znaczy jakie? –zapytał zaskoczony mulat.
-Szkoda gadać. Potrzebuję jakiejś odskoczni, bo niedługo zwariuję.
-Mieszkanie blisko Granger wykańcza, co? –uśmiechnął się ironicznie.
-Żebyś wiedział. Zabini, potrzebuję się napić. Zróbmy sobie jakiś typowo
męski wieczór. Ty, ja i nasza ukochana Ognista.
-Myślałem, że nigdy nie zaproponujesz. –wyszczerzył się Blaise. –O
dwudziestej u ciebie?
-Zgoda. Jest tam tylko Granger, ale i tak będzie siedzieć u siebie, więc nie
będzie nam przeszkadzać. Chyba, że się zdenerwuje, że znowu pijemy. Wiesz
jaka potrafi być Granger. Prefekt idealny. W każdym razie przynieś dużo
alkoholu, Zab. Przyda mi się.
-Mówisz, masz.
~~*~~
Trójka Gryfonów zapukała do chatki gajowego. Usłyszeli ciężkie kroki i w
drzwiach stanęła włochata głowa Hagrida.
-O wy łobuziaki! W końcu sobie o mnie przypomnieliście!
Półolbrzym wpuścił ich do środka i postawił na stole cztery kubki oraz
własnej roboty niejadalne ciasteczka. Ron mimo tego, że nie był głodny,
szybko sięgnął po jedno, ale po chwili tego pożałował zapominając o
kulinarnych umiejętnościach Hagrida. Odłożył je szybko na talerz
rozmasowując sobie szczękę. Hermiona i Harry zachichotali.
-No! Opowiadajcie! Jak tam pirszy miesiąc szkoły? Jak nowi nauczyciele?
Dużo już macie pozadawane?
Historie przyjaciół trwały przez dłuższy czas. Każde z nich miało dużo do
opowiedzenia i pomarudzenia. Snape oczywiście był ich stałym tematem,
który potrafili z każdej strony omówić. Również nowy nauczyciel Obrony nie
za bardzo przypadł im do gustu. Chłopaki poskarżyli się na ilość zadań
domowych, na co Hermiona stwierdziła: „Ale to przecież dobrze! Musimy
ćwiczyć! W tym roku przecież czekają nas Owutemy!”. Chłopcy nie przyjęli
tego z entuzjazmem, tylko posłali Hagridowi znaczące spojrzenie.
Hermiona również miała się czym pochwalić. Z radością opowiedziała
Hagridowi o wszystkich obowiązkach i przywilejach jakie posiadała będąc
Prefektem Naczelnym. Wspomniała też, że musi dzielić Pokój Wspólny z
Malfoyem i to była chyba najgorsza z tych wszystkich luksusowych opcji.
Mimo współczucia chłopaków i Hagrida, zdawała sobie sprawę, że nie jest
tak źle. Blondyn nie przeszkadzał jej zbytnio, tak naprawdę prawie wcale się
nie widywali. Powoli przyzwyczajała się do jego obecności.
Po dwóch godzinach wyszli z chatki gajowego i ruszyli przez błonia na
lekcje. Szybko minął im czas w obecności półolbrzyma. Na Obronie Przed
Czarną Magią ćwiczyli zaklęcie eksplodujące. Dla członków GD nie było to
problemem, gdyż dwa lata temu nauczyli się go perfekcyjnie na swoich
spotkaniach. Dzięki temu, większość uczniów zdobyła pozytywne punkty dla
swoich domów. Poza tym, w klasie było tak głośno, że na dzisiejszej lekcji
każdy mógł rozmawiać ze sobą swobodnie bez strachu, że zostaną
przyłapani przez nauczyciela.
W przerwie na następną lekcję, Hermiona postanowiła odpytać Harry’ego.
Czasami się zastanawiała jak to jest, że właśnie on miał pokonać Lorda
Voldemorta, skoro miał problem z jednym z prostszych zaklęć.
- Och, Harry. Czy ty nigdy się nie nauczyć rozróżniać glandula od glandulaa?
To naprawdę nie jest takie trudne! To podwójne „a” na końcu wymawiasz z
takim lekkim akcentem i machasz trochę wyżej różdżką!
Harry spojrzał na przyjaciółkę jak na wariatkę, a Ron tylko podniósł wysoko
brwi. Oboje nie rozumieli toku myślenia brązowookiej. Zawsze ich
zaskakiwało to, że wszystko jej się tak łatwo udawało.
-Nie mamy twojego mózgu, Hermiono. Ty jesteś po prostu bezbłędna, a
my… Nie oszukujmy się, jesteśmy od ciebie gorsi w te klocki. -stwierdził
Ron, na co Hermiona lekko się zarumieniła.
-Ooo nie, moje samosprawdzające pióro znowu to zrobiło! Pozmieniało mi
wszystko co napisałem. –jęknął rudzielec.
-Dobra, pokaż to. –westchnęła. -Sprawdzę i poprawię ci ten esej.
-Dzięki, Hermiono. Normalnie kocham cię.
Hermiona zaśmiała się i zarumieniła lekko na policzkach. Musiała przyznać,
że wyznanie przyjaciela trochę ją zawstydziło.
-Tak, tak. Jak ci sprawdzę zadanie domowe to nagle miłość. –wytknęła mu
język.
-Ooo, znowu nazywasz się Roonil Wazlib? –zaśmiał się Harry, zaglądając
przez ramię przyjaciółki.
-Mógłbyś zrezygnować z tego pióra, Ron. Same błędy. –westchnęła.
-A mówiłem ci Hermiono, że jesteś najwspanialszą i najcudowniejszą
dziewczyną jaką znam?
-Tylko sto dwadzieścia trzy razy. –zaśmiała się.
Usłyszeli za sobą głośne prychnięcie. Całą trójką jak na zawołanie odwrócili
się i zobaczyli Dracona Malfoya z uwieszoną jego ramienia Pansy Parkinson.
Ślizgon patrzył na nich z wyższością i przyklejonym drwiącym uśmiechem.
-Czegoś potrzebujesz, DRACUSIU? –zapytała chłodno ze sztucznym
uśmiechem Hermiona. Nie zamierzała dać się sprowokować, bo to
najwyraźniej próbował zrobić Malfoy. Spojrzała także na dziewczynę o
twarzy mopsa z pogardą. Harry i Ron ryknęli śmiechem.
-Od ciebie nic, szlamo. I nie radzę ci do mnie tak mówić, bo jeszcze mnie
popamiętasz. A wy, Głupottery nie suszcie tak zębów. Weasley, trzeba cię
zawrócić do podstawówki uczyć pisać własne imię?
Ron cały czerwony zerwał się z miejsca.
-Przegiąłeś, Malfoy. DUCKLIFFORS!
-TARANTALLEGRA! –rzucił w tym samym czasie Draco.
Zaklęcia się tak zmieszały, że Draco wyrósł kaczy dziób i jedna płetwa, a Ron
wywijał szybko nogami i machał żółtymi, kaczymi skrzydełkami.
-MALFOY, WEASLEY, SZLABAN I ODEJMUJĘ WASZYM DOMOM PO
PIĘTNAŚCIE PUNKTÓW ZA BÓJKĘ! –krzyknęła zdenerwowana
Hermiona. Jako Prefekt Naczelny nie zamierzała im tego puścić płazem.
Chłopcy spojrzeli na nią zaskoczeni. Ona tylko patrzyła na nich groźnie. Nic
jej nie obchodziło, że dotyczyło to też jej przyjaciela. To on zaczął bójkę,
mimo, że Malfoy go sprowokował. Zamierzała być sprawiedliwa.
-Skoro pani, panno Granger już zajęła się tymi dwoma tutaj. –podeszła do
nich profesor Sprout patrząc z naganą. –to mi zostaje wysłanie państwa do
Skrzydła Szpitalnego. Za dwadzieścia minut widzę was z powrotem.
*
Chłopcy wrócili po piętnastu minutach i usiedli na swoje miejsca milczący i
markotni. W drodze widocznie zdążyli się jeszcze pobić, gdyż Ron miał
rozcięty łuk brwiowy, a Draco opuchniętą wargę. Posyłali sobie co rusz
groźne spojrzenia.
-Hermiono..-zaczął ostrożnie Ron. –nie mówiłaś poważnie z tym szlabanem,
prawda?
-Bardzo poważnie. Dzisiaj wieczorem. O dwudziestej pod biblioteką.
Ron zmarkotniał i obrócił się z niezadowoloną miną w stronę nauczycielki.
Spodziewał się, że udobruchanie Hermiony nie pójdzie tak łatwo. Gryfonka
potrafiła być bardzo uparta, dodatkowo, że chodziło tutaj o naruszenie
regulaminu szkolnego.
~~*~~
-Heermioonoo, proszę cię, odpuść z tym szlabanem. Naprawdę muszę na
niego iść? Mam masę nauki! Kiedy to wszystko zrobię? –próbował ją
podejść, wiedząc, że może odpuścić jeżeli chodziło o naukę.
-Trzeba było się bić? Nie. Jak odbębnisz swoje przynajmniej się nauczysz, że
nie warto strzelać zaklęciami gdzie popadnie.
-Ale tutaj chodzi o Malfoya! Wiesz dobrze jaki on jest! Sprowokował mnie!
-Nie interesuje mnie to. Powinieneś nauczyć się panować nad emocjami,
skoro wiesz jaki jest.
Rudzielec spojrzał na nią smutnymi oczkami układając usta w błagalnej
minie.
-Ron, po raz milion pięćsetny mówię ci NIE.
Dziewczyna wstała i wzięła swoje książki.
-Gdzie idziesz? –zapytał ją Harry.
-Muszę się trochę przewietrzyć. Ron, widzimy się później.
Skierowała swoje kroki na błonia, pod jej ulubiony dąb nad jeziorem.
Rozsiadła się wygodnie i zaczęła pisać list do rodziców. Tęskniła za nimi.
Brakowało jej mamy, której mogła o wszystkim powiedzieć. Zwierzyć się jak
jej życie, zaczyna ulegać ogromnej zmianie. Była tak skupiona na pisaniu, że
nie zauważyła jak obok niej ktoś siada.
-Granger, kontaktujesz chociaż?
Hermiona spojrzała zaskoczona na swojego towarzysza. Nawet nie
zorientowała się jak długo tutaj siedzi.
-Malfoy? Czego chcesz?
-Przyszedłem cię błagać, żebyś się nie wygłupiała z żadnym szlabanem.
-Ale ja się nie wygłupiam. Nie ma mowy żebym wam odpuściła. Może to was
nauczy pokory.
Malfoy wywrócił oczami. On i Weasley nigdy nie będą przyjaciółmi. Walka z
nim i wyzwiska to jedno z jego ulubionych zajęć.
-Nie każ mi cię błagać na kolanach, bo tego nie zrobię. –ostrzegł.
-A szkoda, to mógłby być zabawny widok. –wróciła do pisania listu próbując
go zignorować.
-Doceń to, że JA o coś proszę. –warknął.
-Ależ doceniam i gratuluję. –mruknęła nie patrząc na niego. –To musi być
twój pierwszy raz, co? Czuję się zaszczycona. –powiedziała sarkastycznie.
Chłopak wiedział, że za dużo tak nie zdziała. Ta dziewczyna była strasznie
uparta, a do tego nie było żadnego powodu, aby zrezygnowała z tego
szlabanu bo on ją o to prosi.
-Czegoś jeszcze chcesz? –zapytała chłodno. –Jeżeli nie, możesz sobie iść.
Blondyn przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego, ale nie odpuścił. Nie
zamierzał odpuszczać.
-Granger, błagam cię. Mam dzisiaj męski wieczór!
-Chyba twój męski wieczór musi przenieść się na jutro. A tymczasem
spędzisz go z Ronem i ze mną. O dwudziestej pod biblioteką, nie spóźnij się.
–Blondyn spojrzał na nią błagalnie. Nigdy nie widziała u niego takiej miny. I
na pewno nie ujrzy jej szybko ponownie. Jego oczy wyglądały podobnie jak
oczy kota ze „Shreka”. -Serio uważasz, że po tym jak nazwałeś mnie szlamą
PONOWNIE, tak po prostu ci wybaczę i zgodzę się na przesunięcie szlabanu
albo odwołanie go? Mówiłam ci, że jesteś zbyt pewny siebie. A i ten kot był
jednak bardziej przekonujący.
Malfoy spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Dobrze się czujesz, Granger? Jaki kot?
Westchnęła. Przecież Malfoy nie mógł znać mugolskich bajek.
-Taki z mugolskiej bajki. Nie ważne, i tak nie zrozumiesz. Po prostu robił
podobną minę do twojej.
Draco nadal patrzył na nią zaskoczonym wzrokiem, a Gryfonka wstała
stwierdzając, że Malfoy i tak się nie odczepi, więc to ona musiała sobie pójść.
Otrzepała szatę z liści i odwróciła się od niego z zamiarem opuszczenia go.
Zrobiła zaledwie krok, gdy poczuła jak łapie ją za nadgarstek i przyciąga do
siebie. Teraz stała przed Draconem Malfoyem, który w mocnych uściskach
trzymał wysoko jej nadgarstki. Zrobiła zdenerwowaną minę próbując się
wyszarpnąć, ale nie pomogło. Miał więcej siły od niej. Spojrzała zacięcie w
jego szare oczy, które błyszczały teraz kpiąco. Odepchnął ją od siebie tak,
aby plecami dotykała drzewa. Pochylił się nad nią nie puszczając jej
nadgarstków.
- czy tamten kot potrafi tak? –jego twarz zaczęła się znacznie zbliżać do jej
twarzy. Czuła już jego ciepły oddech na swoich policzkach. Kolana zaczęły jej
mięknąć, a oddech zrobił się płytki. Dlaczego nie robiła żadnego ruchu? Czy
właśnie pozwalała na to, aby Malfoy mógł ją znowu pocałować? Ze
zdenerwowania i zaskoczenia zdążyła tylko wyszeptać:
-N-nie wiem…
Był z siebie zadowolony. Granger była tak zdezorientowana i zaskoczona, że
nie była nawet zdolna do żadnego ruchu. Teraz musiał tylko jej powiedzieć,
że musi odwołać ten szlaban. Czy to nie dlatego właśnie tkwił w takiej
pozycji? Jednak była sprytniejsza niż mu się wydawało. Nawet się nie
zorientował kiedy puścił jedną z jej rąk, a ona szybko wzięła w nią garść liści,
które rzuciła prosto w jego twarz z perfidnym uśmiechem. Czyżby jego urok
nie działał na nią tak bardzo jak na inne dziewczyny?
-A masz! –rzuciła go następnymi garściami liści, gdy Malfoy jak oparzony
odsunął się od niej. Strzepał ze spokojem z platynowych włosów parę
listków i spojrzał na nią z diabelskim uśmiechem. Hermiona wzdrygnęła się,
głośno przełykając ślinę.
-O niee, Granger. Wywołałaś wojnę.
Gryfonka pisnęła i rzuciła się do ucieczki. Niestety, była zbyt wolna. Chłopak
bardzo szybko ją dogonił i przewrócił na ziemię. Czuła się taka bezbronna.
Ślizgon nie dość, że był zdecydowanie szybszy to do tego silniejszy. Nie
przejmowała się tym jednak, tylko walczyła zacięcie. Zaczęli rzucać w siebie
całymi stertami liści, gonić się, wrzucać liście za koszulkę i śmiać się jak
małe dzieci. Nawet się nie zorientowali kiedy zaczęli się tak zachowywać.
Hermiona piszczała i śmiała się, gdy co chwilę lądowała na ziemi.
Ostatecznie każde miało pełno liści w miejscach, w których nie powinno być
ani jednego. Zmęczeni stanęli w dużej odległości od siebie ciężko dysząc.
Gryfonka przymknęła powieki próbując złapać oddech, lecz to był błąd.
Draco szybko pokonał odległość do niej ponownie przewracając ją na
ziemię. Próbowała się bronić rzucając wszystkim co miała pod ręką, ale
blondyn nie robiąc sobie nic z tego usiadł na niej okrakiem i ponownie
złapał za nadgarstki przygważdżając za głową do ziemi.
-I co teraz, cwaniaro?
-Puszczaj, Malfoy. –powiedziała, ze złością.
-Nie tak prędko… A co z tego będę miał?
Hermiona zirytowała się.
- Czy ty zawsze musisz mieć coś w zamian?
-Oczywiście, maleńka. Nic w życiu nie jest za darmo. Jeszcze się tego nie
nauczyłaś?
Wyjął parę listków z jej włosów, które wczepiły się podczas ich wojny.
Hermiona zadrżała pod dotykiem jego palców. Zauważywszy jej reakcję, z
błyskiem w oczach zaczął powoli odgarniać kilka zbłąkanych kosmyków z jej
twarzy, delikatnie muskając opuszkami jej policzki. Czuła jakby miejsca w
których ją dotykał zaczynały ją piec. Ponownie czuła jak się w nim zatraca.
Nie chciała jednak pokazać swojej słabości.
-Jeżeli chodzi ci o odwołanie szlabanu, to nie ma mowy. –powiedziała
spokojnie. –Poleżę tak sobie.
Blondyn uśmiechnął się drwiąco.
-Hmm… Skoro nie chcesz odwołać szlabanu, to może wybiorę coś w
zamian?
Zaczął udawać, że się namyśla. Po chwili spojrzał w jej czekoladowe oczy z
błyskiem i zaczął się do niej przybliżać. Jej serce przyspieszyło
niebezpiecznie. Ponownie dzisiejszego dnia znajdował się tak blisko jej
twarzy. Wciągnęła powietrze czując już jego zapach. Wstrzymała oddech. Po
paru sekundach, które dla nich ciągnęły się wieczność, Draco złączył swoje
usta z ustami dziewczyny. Hermiona momentalnie zapomniała o wstydzie,
oraz o tym, że właśnie całuje się ze swoim największym wrogiem na środku
błoni, gdzie każdy mógł ich zobaczyć. Poczuła jakby coś elektryzującego
przechodziło przez całej jej ciało. Wyrwała swoje ręce i wplotła w blond
włosy Dracona przyciągając go bliżej siebie. Chłopak z lekkim zaskoczeniem
czując, że dziewczyna oddaje pocałunki zaczął ją całować jeszcze
zachłanniej. Próbował się od niej oderwać, ale gdy poczuł, że go do siebie
przyciąga nie potrafił się powstrzymać. Pocałunek był łagodny, subtelny.
Chciał więcej, chociaż nie mógł. Jej ciało zaczęło się niebezpiecznie spinać.
Powrócił do niej rozsądek. Odepchnęła go od siebie zarumieniona i
zdenerwowana. Draco nie panował nad swoimi emocjami i zrobił
niezadowoloną minę.
-No, no, Granger. Mimo, że chłopaka miałaś tylko jednego, to całujesz
całkiem nieźle.
Hermiona wyglądała jakby zaraz miała sobie włosy z głowy powyrywać. Była
wściekła.
-Tak nie powinno być! –krzyknęła.
Zepchnęła go od siebie i rzucając znienawidzone spojrzenie uciekła do
zamku. Podczas biegu czuła na policzkach gromadzące się w szybkim tempie
łzy. Nie panowała nad tym. Nie panowała nad uczuciem, które coraz
bardziej zaczęło ją pochłaniać. Czym ono było? Nie miała pojęcia. W żadnym
wypadku nie nazwałaby tego miłością. Nie była zakochana w Malfoyu, więc
dlaczego tak bardzo działał na nią jego dotyk? Przed chwilą oddała nawet
pocałunek! I do tego jej się podobało… Całował tak delikatnie, namiętnie.
Nie. Nie mogła tak myśleć o pocałunku ze swoim wrogiem.
-Co ty robisz, Hermiono? –szepnęła. –Po prostu gratuluję ci! Nie dość, że
całowałaś się z Draconem Malfoyem, to jeszcze ci się to podobało?!
Zarumieniła się znacznie, gdy powróciła myślami do pocałunku sprzed
chwili. Do jego miękkich warg, delikatnego dotyku. Pokręciła głową i
pozwoliła, aby ogarnęła ją złość. Złość na Ślizgona, który aktualnie mieszał
w jej ustatkowanym życiu. Dlaczego ją całuje skoro jej nienawidzi?! Od
zawsze była dla niego tylko szlamą. Nie zamierzała być również zabawką.
Zapewne ma w tym swój cel. Może zakład? Może chce komuś udowodnić, że
potrafi zdobyć nawet ją? W każdym razie ona na pewno mu tego nie ułatwi.
-Przecież nie możesz się zakochać w takim dupku! Hermiono, opanuj się! –
skrzyczała siebie. Była pewna, że nie poczuje nic do takiej osoby jaką był
Draco Malfoy. Tylko czy aby to wszystko nie zaczynało się już powoli dziać?
-Nie pozwolę, aby znowu doszło do jakiegoś pocałunku. Nie pozwolę, aby
komplikował wszystko jeszcze bardziej. -powiedziała z przekonaniem i
ruszyła w stronę zamku.
Obydwoje nie zdawali sobie sprawy, że całą sytuację, która działa się przed
chwilą obserwowały dwie, zadowolone pary oczu…
Rozdział 8. Najgorsza randka w życiu
RONALDZIE WEASLEY, CZY TY NIE POTRAFISZ NORMALNIE
PRZEŻUWAĆ?! – Już na błoniach można było usłyszeć dochodzące z
Wielkiej Sali głośne krzyki pewnej brązowowłosej Gryfonki. Hermiona
Granger była wściekła. Okropnie wściekła na siebie i na Malfoya. Czuła
nagłą potrzebę wyżycia się na czymś, a okrutny pech tak chciał, że na jej
drodze znaleźli się jej najlepsi przyjaciele.
-Ale o so chozi, Ermiono? –zapytał Ron z pełnymi ustami. To był błąd. Tym
jednym zdaniem wypowiedzianym w ten sposób wywołał tylko jeszcze
większą burzę.
-NIE POTRAFISZ JEŚĆ, PISAĆ, A CZY CHOCIAŻ MYŚLEĆ POTRAFISZ?!
Wszystkiemu przyglądał się lekko wystraszony Harry Potter. Nie chciał
wkraczać w promień jej złości, ale czuł, że nie może zostawić przyjaciela
samego. Heroicznie nabrał powietrza, patrząc na brązowooką z obawą.
-Hermiono, stało się coś? –zaryzykował cichym pytaniem.
-NIE, HARRY. A CO MIAŁO SIĘ STAĆ?!
Brunet wzdrygnął się, gdy Hermiona tylko zwróciła na niego swój wzrok
godny bazyliszka.
-No bo..wyglądasz na lekko zdenerwowaną..
-TAK WYGLĄDAM?! NO POPATRZ!
-Słuchaj, Hermiono, bo..-spróbował ponownie. –Snape znów mi odjął
punkty i..
-CO ZROBIŁ?!
-No odjął..-Hermiona mu przerwała.
Tego było już za wiele. Kochała ich. Naprawdę ich kochała ponad życie, ale
zastanawiała się też jak można być takim roztrzepanym jak oni?! Jej
wściekłość tylko wzrastała z każdym kolejnym ich słowem. Czy oni
naprawdę myśleli, że oznajmienie iż Snape zabrał im punkty poprawi jej
humor? Czasami naprawdę zaczynała mieć wątpliwości co do nich. Miała już
tego wszystkiego dość. Rona, który był po prostu obrzydliwy, Harry’ego,
który czasami wydawał się strasznie głupi i naiwny oraz Malfoya,
SZCZEGÓLNIE Malfoya, który śmiał ją wyzywać, a następnie całować.
- I TY, HARRY?! CZY WY JESTEŚCIE JACYŚ INNI?! JA SIĘ STARAM!
UCZĘ SIĘ! ZDOBYWAM PUNKTY, ŻEBYŚMY BYLI NAJLEPSI. TY I RON
JE TYLKO TRACICIE! Z KIM JA SIĘ NIBY PRZYJAŹNIĘ?! Z CHŁOPCEM,
KTÓRY NIE POTRAFI WRZUCIĆ SKŁADNIKA DO KOCIOŁKA I Z
GOŚCIEM KTÓRY NAWET PRZEGRYŹĆ ZIEMNIACZKA NIE POTRAFI!?
-Hermi..proszę..uspokój się.
-NIE, HARRY! NIE USPOKOJĘ SIĘ, DOPÓKI WY SIĘ NIE NAUCZYCIE!
Oczy wszystkich były zwrócone na trójkę Gryfonów. Od stołu Slytherinu
było słychać głośne aplauzy i dopingowanie. Najwidoczniej świetnie się
bawili słuchając jej wyżywania się na przyjaciołach.
Draco Malfoy był jednak najbardziej rozbawiony rozgrywającą się sceną.
Wiedział, że to on jest powodem złości dziewczyny. W każdym razie nie
martwiło go to, bynajmniej. Chwila, gdy może się jakoś wyżyć na
Bliznowatym i Wiewiórze, była jedną z cudowniejszych, a to, że robi to
Granger było dodatkowo cudowne. Musiał przyznać, że gdy się złościła była
całkiem słodka. Merlinie. O czym on myśli?!
-Uuu, nasza pani Prefekt Naczelna, coś chyba humoru dzisiaj nie ma. Nie
chciałbym być w skórze Pottera i Weasleya. –zaśmiał się Zabini siadając
obok przyjaciela.
-Pewnie okres dostała. –potwierdził blondyn i zaśmiał się ironicznie. –
Weasley wygląda jakby miał zaraz zacząć płakać, a Potter uciekać. Odważni
Gryfoni. –prychnął nie odwracając wzroku od stołu Gryffindoru.
Gdy Hermiona trochę ochłonęła, opadła na ławkę czując się lekko
zmęczona. Czy czuła się lepiej? No nie do końca. Wiedziała, że źle zrobiła
wyżywając się na niczego winnych przyjaciołach. Wbiła wzrok w talerz przed
sobą, lecz szybko go podniosła, czując na swoim ciele intensywny wzrok.
Miała wrażenie, że ktoś się jej przygląda. W sumie nic dziwnego po scenie
którą przed chwilą odegrała. Rozejrzała się po Wielkiej Sali, gdy jej wzrok
trafił na stół Slytherinu. Trafiła na JEGO wzrok. Jego szare, błyszczące
ironią oczy przewiercały ją na wylot. Na ustach błąkał się kpiący uśmiech.
Posłała mu znienawidzone spojrzenie, a następnie zarumieniła się
gwałtownie i szybko odwróciła. Nie zauważyła już jego powiększającego się
uśmiechu.
Granger ma chyba poczucie winy..
-Z czego się śmiejesz? –zapytał go przyjaciel, na co Draco szybko zrobił
obojętną minę. Jak głupio musiał wyglądać szczerząc się do samego siebie i
patrząc przy tym na Granger?
-Nic, nic.. Bawi mnie Granger po prostu.
Przez resztę kolacji nikt się do Hermiony nie odzywał. Cały czas była
zdenerwowana i rzucała tylko zirytowane spojrzenia na stół Slytherinu
prychając pod nosem, gdy tylko widziała jak do blondyna wdzięczą się jakieś
Ślizgonki. Czy to była zazdrość? Nie, na pewno nie! Dlaczego miałaby być
zazdrosna o fretkę Malfoya? Nie interesowało jej co robi i z kim. Byle nie
robił tego z nią. To już jej absolutnie przeszkadzało. Głośne prychnięcia
jednak zainteresowały siedzącą obok Ginny, która obserwowała zachowanie
przyjaciółki od dobrych paru minut.
-Wiesz, Hermiono… Wydaje mi się może tylko, ale ciągle spoglądasz na stół
Ślizgonów. A mianowicie na jednego Ślizgona.
-Taak? -zapytała półprzytomna dziewczyna. –Wydaje ci się, Gins. Dlaczego
miałabym tam patrzeć? Nie ma tam nikogo ciekawego.
Ginny uniosła brwi, gdy Hermiona ponownie spojrzała na Malfoya, a
następnie ze złością odwróciła się, gdy blondyn odwzajemnił jej spojrzenie z
kpiącym uśmiechem.
-Raczej mi się nie wydaje. –stwierdziła dobitnie. -Może dlatego, że siedzi
tam Malfoy? –zasugerowała.
Hermiona spojrzała na nią jak na wariatkę.
-I co w związku z tym? Chyba mi nie powiesz, że patrzę na stół Slytherinu
dlatego, że siedzi tam Malfoy?
Ginny westchnęła głośno.
-Nie, oczywiście, że nie.
A dzisiaj nikt mi nie miał zepsuć humoru.. No proszę, Draco Malfoy jest w
tym niepokonany.. -pomyślała Hermiona, posyłając chłopakowi kolejne
krótkie spojrzenie pełne nienawiści.
*
-Draco, cały czas patrzysz się na naszą Gryfoneczkę. –zauważył Blaise z
cwanym uśmiechem. –Czyżby ktoś komuś wpadł w oko?
Blondyn spojrzał na niego wrogo.
-O czym ty gadasz, Zabini? Pojebało cię?
-No wiesz… -zaczął ostrożnie.- Jak ktoś wlepia gały cały czas w jeden punkt,
a ten PUNKT się zawstydza i odwraca, to nie można nic innego stwierdzić.
-Wcale się na nią nie patrzę! –warknął niemalże krzycząc. Kilka osób
spojrzało na niego z zaciekawieniem. Szybko się uspokoił.-Zabijam tylko
wzrokiem przez to, że dała mi dzisiaj szlaban i musimy przełożyć naszą
upojną noc. –posłał żartobliwie buziaka przyjacielowi.
Blaise zaśmiał się i pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Jesteś nienormalny. Chyba boję się tego męskiego wieczoru.
~~*~~
O godzinie dwudziestej dwójka szlabanowiczów stawiła się przed biblioteką
czekając na Hermionę. Oczywiście nie uśmiechało im się to, lecz nie mieli
wyboru. Żadnemu z nich nie udało się przekonać dziewczyny do zmiany
zdania. Teraz byli zdani na siebie. Nie mieli pojęcia co Hermiona dla nich
wymyśliła, ani jak długo będą zmuszeni odrabiać dla niej szlaban.
-Weasley, gdybyś się trochę ogarnął nie było by tu nas.
-Trzeba było nie zaczynać, Malfoy. –syknął Ron.
Chłopcy stanęli naprzeciwko siebie mierząc się groźnymi spojrzeniami.
Między nimi można było wyczuć niebezpieczne napięcie. Wieloletnia
nienawiść dawała o sobie znać. Chcieli już wyciągnąć różdżki, gdy zza rogu
korytarza wyłoniła się uśmiechnięta Hermiona. Ten uśmiech nie wróżył nic
dobrego.
-Co macie takie nietęgie miny, chłopaki? Zaraz się rozluźnicie.- uśmiechnęła
się wrednie. –Mam tu dla was środki czyszczące, rękawiczki, szmatki i takie
tam. Przed nami będzie długa i namiętna noc w Izbie Pamięci. A, no i
jeszcze jedno. Zakaz różdżek! –zanim zdążyli zareagować, krzyknęła „Accio
różdżki” i w jej dłoni znajdowały się już trzy patyki. –DO ROBOTY!
Oboje jęknęli, ale wiedzieli, że nic nie zdziałają. Dziewczyna była nieugięta, a
dodatkowo od rana zdenerwowana. Wyżycie się na nich na pewno sprawiało
jej niemałą satysfakcję i radochę. Nie czuli potrzeby wykłócania się, gdyż
zdawali sobie sprawę, że będą musieli zrobić coś o wiele gorszego. Nie mając
wyboru zajęli się więc wskazaną pracą. Draco od czasu do czasu rzucał jej
pogardliwe uśmieszki, na które ona nie zwracała uwagi. A przynajmniej
udawała, że nie zwraca.
-Mam dotykać tego czegoś palcami? –blondyn przyjrzał się mazi na jednym
z pucharów. –To się chyba rusza.
-Ależ nie, Malfoy. W tej siatce znajdziesz gumowe rękawiczki. –uśmiechnęła
się słodko. Ten uśmiech wyrażał jednak coś o wiele gorszego. Okrutną
satysfakcję z tego wszystkiego. Z tego, że może go poniżyć.
Wiedział, że tak to będzie wyglądało. Granger już się o to postarała, żeby ten
szlaban należał do jednych z najgorszych. Wyjął z bólem w oczach owe
rękawiczki w kolorze różowym i chcąc nie chcąc ubrał je, dając Weasleyowi
sporo ubawu. Wykrzywił twarz w grymasie, powstrzymując się od rzucenia
na rudzielca.
-Ooo tak, Malfoy, do twarzy ci w różowym. –parsknął śmiechem.
Draco zacisnął pięści i zerknął na Granger, która czytała książkę nie
zwracając na nich uwagi. Korzystając z nieuwagi Łasica pchnął lekko
drabinę na której stało wiaderko z wodą, wylewając całą zawartość na jego
osobę. Ślizgon wybuchnął wrednym śmiechem.
-A ty, Weasley o wiele lepiej wyglądasz jak jesteś mokry. Przynajmniej twoje
kłaki zasłaniają połowę tego co nazywasz twarzą.
-CZY NAPRAWDĘ MUSZĘ WAS PILNOWAĆ, ABY BYŁ TUTAJ SPOKÓJ?!
JESZCZE WAM MAŁO?!
Za nimi stanęła Hermiona patrząc na nich z wściekłością. Ron i Draco
zachowywali się jak małe dzieci. Nie można było ich zostawić samych, bo już
po chwili coś musiało się wydarzyć. Obydwoje podskoczyli z lekkim
strachem na dźwięk jej głosu i przez następne półgodziny pracowali w ciszy.
Żadne z nich nie chciało zarobić następnej kary. Między nimi jednak
musiała nastąpić jakaś rywalizacja. Przecież Draco Malfoy nie będzie gorszy
od jakiegoś Weasleya w czymś tak tandetnym jak czyszczenie pucharu! Z
precyzją i skupieniem więc starał się czyścić trzymane nagrody. Z drugiej
jednak strony wciąż czuł się poniżony. Jakim prawem on, Dracon Lucjusz
Malfoy musiał jak jakiś mugol czyścić głupie puchary?! To było nie do
przyjęcia, okropne, hańbiące..
-Malfoy, całkiem nieźle. Powinieneś zastanowić się nad taką pracą. Zacznij
pobierać praktyki u Filcha. –powiedziała z ironią Gryfonka. –Ron, musisz
się trochę przyłożyć.
Blondyn posłał mu triumfujące spojrzenie. Weasley spojrzał na niego ze
złością. Postanowił jednak nie zwracać na blondyna uwagi. Miał też dość
panującej ciszy, więc ostrożnie spróbował zagadać do przyjaciółki.
-Hermiono, jutro jest niedziela, no nie?
-Brawo, dziesięć punktów dla Gryffindoru za znajomość dni tygodnia. –
rzucił do niego Draco.
Hermiona puściła jego uwagę koło uszu, ale kącik ust zadrgał jej jakby
chciała się uśmiechnąć. Przybrała jednak obojętną minę. Nie pozwoli, aby
Malfoy sobie pomyślał, że potrafi ją rozbawić.
-Tak, Ron. I co w związku z tym?
-Mieliśmy iść jutro do Hogsmeade, ale Harry nie może. Dumbledore go
wezwał. Może pójdziemy we dwoje? Jest ładna pogoda, więc po co siedzieć
w zamku? –zapytał z nadzieją.
Draco oderwał się od czyszczenia pucharu za pomoc dla szkoły i spojrzał
wyczekująco na dziewczynę. Dlaczego go obchodziło, to czy się zgodzi czy
nie? Dlaczego poczuł, że jego serce niebezpiecznie bije, a w żołądku rośnie
nieprzyjemna gula? Zacisnął drżące ze złości pięści wbijając w nią swój
wzrok.
-Eee, no jasne, czemu nie. –uśmiechnęła się trochę krzywo Hermiona.
-To super! –rozpromienił się Rudzielec i wrócił do swojej pracy nucąc pod
nosem. Był bardzo z siebie zadowolony. Wyglądał jakby brakująca energia
powróciła do niego ze zdwojoną siłą.
Ślizgon zaś cały czas patrzył na Hermionę. Nie wiedziała dlaczego, ale ten
wzrok wyglądał na taki oskarżający, zdenerwowany… zazdrosny? To nie było
możliwe, aby Malfoy był o nią zazdrosny. Nie, nie, na pewno nie. Tylko
dlaczego w tym momencie szare tęczówki przewiercały ją na wylot, a ona nie
potrafiła odwzajemnić ich spojrzenia?
~~*~~
Po niecałych dwóch godzinach chłopaki wreszcie skończyli. Zbliżała się już
północ. Oboje zaczęli rozciągać zmęczone mięśnie rąk. Nie byli
przyzwyczajeni do sprzątania w mugolski sposób. A czy Malfoy w ogóle był
przyzwyczajony do sprzątania? Z radością więc przywitali koniec męczarni.
Draco podszedł niepewnie do Hermiony.
-Idziesz, Granger?
Hermiona zdziwiła się jego widokiem. Tyle dzisiaj nabroił, a śmie pytać ją
czy z nim idzie?! On chyba jest nienormalny! Uniosła wysoko brwi patrząc
na niego z niedowierzaniem.
-Daj spokój. Swoje odrobiłem, a i tak idziemy w to samo miejsce. Nie zabiję
cię przecież.
Zastanawiała się jeszcze chwilę, lecz pokiwała lekko głową. Zawsze lepiej
wracać z kimś niż samemu. Nawet jeżeli twoim towarzyszem jest Malfoy.
Popatrzyła z ukosa na Rona. Rudy miał nietęgą minę.
-Może cię odprowadzić? –zapytał z nadzieją.
-Nie, nie ma potrzeby. Przecież Malfoy mieszka tam gdzie ja. Dam radę.
Ron wyglądał na zawiedzionego, ale podszedł do niej i przytulił na
pożegnanie. Draco uśmiechnął się kpiąco na widok jego miny.
-Dobranoc, Hermiono. –pocałował ją w policzek. –Do jutra. A ty, Malfoy coś
jej zrób, a cię zabiję.
-Już się boję. –zadrwił.
Dziewczyna trochę zaskoczona i zarumieniona odpowiedziała przyjacielowi
„dobranoc” i ruszyła z blondynem do Pokoju Wspólnego. Nie bardzo
podobała jej się sytuacja z Ronem. Miała wrażenie, że jego uczucie coraz
bardziej się powiększa, a ona nie chciała mu robić nadziei. Nie była gotowa
na związek z nim. Sama nie wiedziała co czuje.
Draco przez większość drogi milczał. Bił się brutalnie ze swoimi
niedorzecznymi myślami. Z jednej strony cieszył się z miny Łasica, gdy
Granger odmówiła odprowadzenia, a z drugiej był zdenerwowany tym, że
jutro wybierają się razem do Hogsmeade. Był pewny, że rudzielec czuje coś
do dziewczyny. I to coś więcej niż przyjaźń. W pewnym momencie jakby nie
panując nad emocjami wybuchnął.
-To co, Granger… jutro randka z Wieprzlejem?
-Nie randka, tylko spotkanie z przyjacielem. –poprawiła go machinalnie.
-Przyjacielem? On ma chyba ochotę na coś więcej..
Hermionie natychmiastowo przypomniała się sytuacja z balu
bożonarodzeniowego w czwartej klasie. Ron również powiedział wtedy
podobne słowa, tylko mając na myśli Wiktora Kruma. Weasley był wtedy
chorobliwie zazdrosny. Jednak Malfoy nie mógł być przecież zazdrosny.
-Nie! I o co ci chodzi? Gdyby to nie chodziło o mnie, to pomyślałabym, że
jesteś zazdrosny.
-Ja? Zazdrosny? –prychnął. -Proszę cię. Po prostu śmieszy mnie nadzieja
tego idioty. A poza tym, Malfoyowie nie bywają zazdrośni. To ludzie są
zazdrośni o Malfoyów.
Tym razem to Hermiona prychnęła.
-A w szczególności nie bywają zazdrośni o szlamy?
-W szczególności! –przyznał jej rację Draco. –No, no, mówisz o sobie tak
otwarcie? Przyznajesz się do bycia szlamą?
Hermionie zrobiło się przykro. Odkąd między nimi tyle się dzieje, miała
nadzieje, że zmieni się też jego charakter. Co prawda nikłą, malutką iskierkę
nadziei, że przestanie ją chociaż wyzywać. Nie liczyła na wielką przyjaźń i
przeprosiny z jego strony. Skoro ją całuje to po cholerę nazywa szlamą?!
Draco Malfoy zawsze pozostanie cyniczny, arogancki i będzie miał na sobie
łatkę dupka.
-A co w tym takiego? Wszyscy o tym wiedzą. A poza tym, przez tyle lat
zwracasz się do mnie tym przecudownym przezwiskiem, więc już mnie nie
rusza. –skłamała.
-Nie? To czas znaleźć jakieś nowe! Może brudnokrwista?
-Myślałam, że stać cię na więcej. –zironizowała. –Przecież jesteś mistrzem
obelg.
-Granger, pochlebiasz mi. Szybko mnie przejrzałaś.
-To nie jest zbyt trudne z takim małym mózgiem..
-Nie przeginaj! –złapał ją boleśnie za ramię i odwrócił w swoją stronę
patrząc na nią groźnie.
-Bo co?! Naślesz na mnie tatusia czy może Voldemorta?! –w jej oczach
niebezpiecznie zabłysły łzy. Nie chciała się rozpłakać. Nie przy nim. Nie
chciała dawać mu satysfakcji, że ponownie płakała przez niego.
-Nie warto tracić na ciebie czasu. –warknął, lecz zwolnił uścisk palców.
Nie zorientowali się, że stali już w swoim salonie. W tym samym miejscu
stali wczoraj, a później wydarzyło się TO. Hermionę przeszedł dreszcz na to
wspomnienie. Jak na złość, nie był to nieprzyjemny dreszcz.
-Wiesz co, Malfoy? Jedno mnie zastanawia. Nie brzydziłeś się całować
szlamy?! A może od razu potem pobiegłeś zdezynfekować się Domestosem?
-Granger.. –zaczął spokojnie widząc gromadzącą się w jej oczach coraz
większą ilość łez. Teraz już na pewno nic przez nie widziała, lecz była silna i
nie pozwoliła im wypłynąć. Patrzyła na niego dzielnie. Draconowi zrobiło się
głupio. Ne planował doprowadzać jej do łez. Kiedyś mu to nie przeszkadzało,
więc co się zmieniło?
-Malfoy, daj mi spokój. Nie wiem o co ci chodzi, ale po prostu mnie zostaw!
Nazywaj szlamą, rób to co wcześniej, ale nie mieszaj mi w życiu!
Draco chwilę świdrował ją zaskoczonym wzrokiem. Czy aż tak bardzo
niszczył jej życie, że miała go dosyć? Nie powinien być tym przecież
zaskoczony.
-Jak chcesz. –powiedział chłodno.
Odwrócił się i ruszył do swojego pokoju. Stanął jednak trzymając dłoń na
klamce.
-„Jak chcesz?!” Nie stać cię na więcej?! A gdzie „szlamo”, „szlamciu”?!
Chłopak nie odpowiedział tylko trzasnął z całej siły drzwiami od
dormitorium. Nie potrafił się odwrócić. Wiedział, że jej łzy w końcu
wydostały się na zewnątrz. Z nieznanych przyczyn jego serce; serce, które
posiadał, niebezpiecznie ukuło.
Hermiona ześliznęła się plecami po drzwiach płacząc. Była słaba. Była
naiwna. Była głupia.
~~*~~
Nadeszła niedziela. Czas odpoczynku dla uczniów. Tego dnia nie było lekcji,
a odbywały się wyjścia do wioski nieopodal Hogwartu. Wioska Hogsmeade
była całkowicie zamieszkana przez czarodziejów. Właśnie w stronę jednej z
kawiarenek zmierzała dwójka przyjaciół Gryfonów. Ronald Weasley i
Hermiona Granger. Droga mijała im w przyjemnej i wesołej atmosferze.
Każde z nich miało inne odczucia w stosunku do drugiej osoby. Hermiona
traktowała Rona jak brata, najlepszego przyjaciela. Kochała go, ale nie tak
jakby młody pan Weasley tego oczekiwał. Prawda, kiedyś była w nim
zakochana, ale teraz już nie czuła tego co wcześniej. Natomiast Ron, był
zakochany. Zakochany na zabój w swojej przyjaciółce i miał nadzieję, że
wypad we dwoje coś zmieni pomiędzy nimi.
-Nigdy tutaj nie byłam. –powiedziała Hermiona, gdy stanęli przed malutkim
lokalem.
-Och, naprawdę? Ja tutaj kiedyś przyszedłem na chwilę. Bardzo przytulne
miejsce. Panie przodem. –uśmiechnął się i otworzył drzwi Gryfonce.
Gdy dziewczyna weszła do środka zatkało ją. Wszędzie siedziały zakochane
pary, a miejsce było tak przesłodzone, że dziewczynie zrobiło się słabo. Nie
chcąc urazić uczuć Rona powiedziała:
-Chyba nie ma nigdzie wolnego miejsca.
-Jest. Zobacz, tam w rogu!
Hermiona przeklęła w duchu i ruszyła w miejsce wolnego stolika. Rozsiedli
się wygodnie, a po chwili podeszła do nich pulchna babcia z zamiarem
przyjęcia zamówienia. Uśmiechnęła się do nich uprzejmie.
-Co podać, kochani?
Ron spojrzał na przyjaciółkę wyczekująco.
-Proszę o gorącą czekoladę oraz ciasto czekoladowe.
-Oczywiście. A dla twojego chłopaka?
Hermiona już chciała wyprowadzić babulinkę z błędu, gdy przerwał jej Ron
z szerokim uśmiechem.
-Proszę o to samo.
-Dobrze, proszę poczekać pięć minut. –powiedziała dobrodusznie staruszka,
odchodząc od stolika.
Zapadła krępująca cisza. Hermiona zaczęła rozglądać się po lokalu udając
zaciekawienie, byle tylko nie patrząc na przyjaciela. Ku jej przerażeniu
wszędzie wisiały różowo złote serpentyny, jemioły, a z sufitu spadały
kolorowe kwiatki.
Harry chyba wspominał o tym miejscu. -Pomyślała brązowooka.- Był tutaj
dwa lata temu z Cho. I tak, miał rację. Tu jest zbyt słodko.
-Przytulnie tutaj, prawda? –zagadnął chłopak przyglądając się dziewczynie.
-Ee, tak. A więc… jak znalazłeś to miejsce?
-Ech, trafiłem tu z Lavender rok temu. Wtedy uważałem, że to miejsce to
totalna masakra, ale teraz stwierdzam, że to był idealny wybór. –wyszczerzył
się.
-Taak, świetny. –Hermiona uśmiechnęła się nieszczerze.
Z biegiem czasu atmosfera zaczęła się rozluźniać. Rozmowy były coraz
swobodniejsze i mniej wymuszone. Rozmawiali o szkole, nauczycielach,
Harrym, Ginny i jej dziwnym zachowaniu (Hermiona nie chciała wydawać
przyjaciółki, że zaczęła znikać), o Malfoyu (Hermionie niezbyt się podobał
ten temat) i egzaminach, a także o przyszłości. Wszystko by było bardzo
fajnie, gdyby nie fakt, że Ron coraz bardziej przybliżał swoją rękę do jej ręki,
która leżała na stoliku obok filiżanki.
Gryfonka wiedziała, że nie może zrobić zbyt gwałtownego ruchu, żeby nie
zranić przyjaciela. Nie chciała robić tego w ten sposób. Mogłoby go to
speszyć, lub zepsuć atmosferę. Naprawdę dobrze i miło spędzało jej się z
nim czas. Zaczęła więc się skupiać, aby lekko przesunąć dłoń, gdy drzwi
kawiarenki otworzyły się gwałtownie, a do środka wszedł nie kto inny jak
Draco Malfoy. Towarzyszyła mu tego dnia plastikowa Ślizgonka z młodszego
rocznika. Malfoy rozejrzał się znudzonym wzrokiem po pomieszczeniu, a
jego oczy zabłysły satysfakcją, gdy dostrzegł Granger wraz z Weasleyem.
Nawet się nie zastanawiając ruszył w ich stronę.
-Jazda stąd. –wygonił dwójkę trzecioroczniaków ze stolika obok dwójki
Gryfonów.
-Kultura osobista by cię zabiła, co Malfoy? –syknęła Hermiona. Nadal była
wściekła za wczorajszą noc. Blondyn spojrzał na nich udając zaskoczenie,
jakby dopiero teraz ich zauważył.
-Ooo, Granger i Wiewiór. Jaka niemiła niespodzianka. Czyżby randka? –
zapytał ironicznie.
-Tak, Malfoy i zajmij się lepiej swoją panienką, a nie nam zawracasz dupę. –
odpowiedział Ron rozeźlony. Czy ten dupek musiał się pojawiać wszędzie i
niszczyć każde jego plany?
-Weasley, nie tak ostro. Nie interesujesz mnie ty i twoje „randki”. –
odpyskował blondyn pokazując cudzysłowie w powietrzu palcami, a
następnie spojrzał na Hermionę lustrując ją wzrokiem od góry do dołu.
Musiał przyznać, że wyglądała dzisiaj całkiem nieźle. Czując na sobie jego
palące spojrzenie zarumieniła się i zwróciła do Rona.
-O czym mówiłeś przed chwilą? Bo wypadłam z wątku.
Ron zawstydził się lekko, a na policzki wkroczyły szkarłatne rumieńce. Na
pewno był czymś zażenowany.
-Eee, no boo…
Ze stolika Malfoya zaczęły dochodzić dźwięki mlaszcząco ssące, co jeszcze
bardziej onieśmieliło Rona. Hermiona za to zaczęła się denerwować. Czy
Malfoy to robił specjalnie?! Uśmiechnęła się do przyjaciela sztucznie
próbując go zachęcić.
-Tak, Ron? –zapytała głośniej, próbując zagłuszyć odgłosy.
-Chciałem, ee..powiedzieć ci coś ważnego.
-Więc? –próbowała dociec Granger. Chciała już stąd tylko wyjść.
-Więc..Hermiono… jaciękochamiczychciałabyśzostaćmojądziewczyną?
Hermiona zamarła. Czy dobrze usłyszała? On chyba właśnie nie wyznał jej
miłości? Przy sąsiednim stoliku nagle też ucichły mlaszczące dźwięki. Draco
również zamarł. Czy się przez przypadek nie przesłyszał? Czy Weasley
właśnie nie powiedział Granger, że ją kocha? Z lekkim zaciekawieniem i
niechcianym niepokojem zaczął się przyglądać dwójce Gryfonów.
-Draco, dlaczego przerwałeś? Proszę, wróćmy do tego. –zaczęła jęczeć do
ucha wkurzająca Ślizgonka, którą wziął na „randkę.”
-Zamknij się. –warknął tylko.
Dziewczyna założyła obrażona ręce na piersi, ale siedziała cicho.
-Eee, Ron… Mógłbyś powtórzyć wolniej, bo nie zrozumiałam? –zapytała
Hermiona z przyklejonym uśmiechem.
Ron wziął głęboki oddech i powiedział tym razem wyraźniej:
-Hermiono, kocham cię i chciałbym zapytać, czy zostaniesz moją
dziewczyną?
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Była tym po prostu zaskoczona. Ron był jej
najlepszym przyjacielem. To prawda, kiedyś czuła coś do niego. Teraz
jednak nie była pewna tego, jakim uczuciem darzy chłopaka. Zbyt bardzo się
różnili, on miał zbyt wybuchowy charakter. Co chwilę się kłócili, a jeszcze
niedawno nazwał ją puszczalską szlamą. Zerknęła na Dracona, który się jej
przyglądał w oczekiwaniu. Ponownie wydawało jej się, że patrzy na nią
oskarżycielsko czekając na jej ruch.
-Ron..ja..muszę się zastanowić… Sama nie wiem… Daj mi czas, dobrze?
- Oczywiście. –zmarkotniał Rudzielec. Na pewno miał nadzieję, że
Hermiona odwzajemnia jego uczucia i od razu rzuci mu się na szyję.
Widocznie jej obawa nie wytrąciła go jednak z równowagi. Był pewny, że
Hermiona mu nie odmówi. Ze względu na ich przyjaźń. Czuł się jakby już
teraz była jego.
Złapał rękę przyjaciółki przyciągając ją do siebie z zamiarem pocałowania,
ale Gryfonka szybko się od niego odsunęła wyrywając z jego uścisku.
Spojrzała na niego ze złością.
-Ron! Powiedziałam ci, że muszę się zastanowić!
Weasley nie przejął się tym. Wzruszył tylko ramionami.
-Dlaczego musisz się zastanawiać? Przecież się zgodzisz. Nawet nie
wyobrażam sobie innej odpowiedzi. Przyjaźnimy się ze sobą dość długo. Nie
wystarczasz mi jednak jako przyjaciółka. Chcę żebyś była moją dziewczyną.
Hermiono, musisz nią być. –powiedział niemal błagalnie. –Zresztą… Nie
obraź się, ale chyba nie chcesz zostać sama, co? Nie wiem czy ktoś będzie cię
chciał. Może nie jesteś brzydka, chociaż jest dużo ładniejszych dziewczyn,
ale jesteś dość… przemądrzała. Ja jednak w tobie to cenię.
Auć. Zabolało. Hermiona z początku nie wiedziała co na to odpowiedzieć.
Ron zawsze był znany z tego, że miał trudny charakter, lecz nigdy by się nie
spodziewała po nim takich słów. Już po raz kolejny się na nim zawiodła. Nie
zamierzała jednak słuchać pod swoim adresem czegoś takiego.
-To, że ci nie wystarczam, nie znaczy, że zrobię to czego chcesz! Ja też mam
swoje życie i podejmuję własne decyzje, wiesz?! Masz rację, może nie jestem
najpiękniejsza, ale wierzę, że znajdzie się ktoś odpowiedni, kto zaakceptuje
mnie w całości! –wstała gwałtownie. –Wrócę już do zamku. Sama.
Zobaczymy się później.
Wzięła torebkę i wybiegła z lokalu. Draco zauważył lecącą łzę. Spojrzał na
Łasica z politowaniem.
-Weasley, jak można być tak tępym? Ty serio nie wiesz jak się obchodzić z
kobietami. Żałosne –powiedział kpiąco i opuścił lokal wraz ze swoją
towarzyszką.
Ale o co jej chodzi? -zastanowił się Ron, patrząc tęsknie na zamknięte drzwi
kawiarenki.
~~*~~
Ron jest dupkiem! Jak mógł tak powiedzieć?! I co teraz?! Jak mu odmówię,
to on nie będzie chciał się ze mną przyjaźnić?! Łaski bez!
Przeszła szybkim tempem przez bramy Hogwartu i ruszyła na szóste piętro.
Czuła się okropnie. Jak Ron mógł jej to zrobić?! Ośmieszył ją, a do tego
obraził przed połową szkoły! Dobrze widziała kpiące uśmiechy uczniów. Nie
spodziewała się tego po nim. Ron bardzo się zmienił. Lecz prawdopodobnie
na gorsze. Ze złością poczuła, że na kogoś wpada. Okazało się, że był to
Harry.
-Hej, co tam? Gdzie Ron? –zapytał ze znaczącym uśmiechem.
-W Hogsmeade. –odpowiedziała chłodno.
Mina Harry’ego wskazywała na to, że dokładnie wiedział o zamiarach
przyjaciela. Poczuła jeszcze większą, gotującą się w niej złość.
-Nie szliście razem? –zapytał zaskoczony.
-Szliśmy, ale jak widzisz to nie wróciliśmy!
-Stało się coś? –podszedł do niej i łagodnie dotknął jej ręki.
-RON JEST DUPKIEM! –krzyknęła i nie czekając na jego reakcję ruszyła
dalej. Nie chciała z nim o tym rozmawiać. Musiała to sobie przemyśleć na
spokojnie.
Harry spojrzał za przyjaciółką zdezorientowany.
Co tam się wydarzyło?
*
-Gorzej być chyba nie może.. -mruknęła i skuliła się na łóżku w swojej
sypialni. -Najpierw nie wiem dlaczego, ale zdenerwował mnie widok
Malfoya z tą dziewczyną, potem jeszcze pytanie i wyznanie Rona… no i
jeszcze stwierdzenie, że ja muszę być jego dziewczyną, bo on tak chce…
Wszyscy faceci to idioci!
Poczuła jak spod jej powiek wypływają gorące łzy. Ponownie płakała.
Ostatnio zdarzało jej się to coraz częściej.
Świetny rok nie ma co! Krzyknęła w myślach.-Płakanie zaczyna się robić
rutyną!
Teraz już rozpłakała się na dobre.
Rozdział 9. Damsko-męski wieczór
Hermiona cały czas płakała. Nie miała siły na nic. Chciała wylać swoją złość i
rozczarowanie. Nie wiedziała ile tutaj już siedziała. Skulona na łóżku,
wtulając się w poduszkę, która była już cała czarna i mokra od słonych łez i
tuszu do rzęs. Wzdrygnęła się lekko, gdy do drzwi ktoś zaczął się dobijać.
Nie chciała nikogo widzieć. Obawiała się, że to może być Ron. Jego w tym
momencie chciała widzieć najmniej.
-NIE MA MNIE! –krzyknęła do nieproszonego gościa, orientując się z
niezadowoleniem, że pukanie nie ustaje.
W drzwiach jej pokoju pojawiła się głowa jej współlokatora. No pięknie,
jeszcze jego tutaj brakowało. Była trochę zaskoczona jego widokiem. Po co
Malfoy miałby do niej przychodzić? Patrzyła na niego oczekująco z
mieszaniną złości i zdezorientowana.
-Granger, może Wiewiór by w to uwierzył, ale ja mam więcej mózgu niż on.
-Czego chcesz? –warknęła. Wspominanie o rudzielcu w tym momencie nie
było najlepszym pomysłem.
Draco wszedł głębiej do pokoju niezrażony jej warczeniem, lecz nie
odpowiedział na pytanie. Sam nie wiedział dlaczego tutaj przyszedł. Czuł, że
musi? Ale po co? Co go ona obchodzi? Jest przecież tylko szlamą… Na
początku chciał się trochę z niej ponaśmiewać i pogratulować tego, że dała
Weasleyowi kosza. Jednak teraz stał przed nią nie wiedząc co zrobić.
-Dlaczego płaczesz? –odpowiedział więc pytaniem na pytanie.
-Nie płaczę. –burknęła wciąż zdezorientowana –A zresztą co cię to
obchodzi?!
No właśnie… co?
Nigdy nie znajdował się w podobnej sytuacji. Nie interesowały go ryki
dziewczyn. Często spotykał się z tym, że to z jego winy płakały. Nawet
Granger. Tylko nie tym razem. Teraz wyglądała tak niewinnie z
podpuchniętymi oczami i potarganymi włosami. Spojrzał na nią chłodnym
wzrokiem. Nie chciał jej pomagać. Nie był od tego. Miała przyjaciół, a on był
tylko jej… wrogiem. Chciał się odwrócić na pięcie i po prostu wyjść, ale
słowa z jego ust wypłynęły szybciej niż zdążył się powstrzymać.
-Ślepy nie jestem. Granger, chcę ci pomóc, więc z łaski swojej nie wydzieraj
się na takie osoby, które z własnej woli przychodzą z pomocą. –zignorował
jej pytanie i podszedł powoli do niej. Usiadł na jej łóżku zachowując
bezpieczną odległość. Zdzielił się mentalnie za to co właśnie wyprawiał. Czy
to nie było poniżej jego godności? Widział jej spojrzenie. Czekoladowe oczy
wpatrywały się w niego z niedowierzaniem. Nic dziwnego, on sam również
nie czuł się bardziej komfortowo.
-A więc, Granger? Dlaczego to maltretujesz swoją poduszkę? –zapytał z
lekką chrypką. Słowa ledwie przechodziły mu przez gardło.
-Nie mam powodu by ci się zwierzać, Malfoy.
-Oczywiście, że nie. –przewrócił oczami. –Tyle, że jestem tutaj jedyną osobą,
która aktualnie zaproponowała ci.. pomocną dłoń.
-I to jest właśnie najdziwniejsze. Dlaczego to jesteś ty? –zapytała cicho.
Dlaczego nie było tutaj Harry’ego czy Ginny. Nie zainteresowali się tym, że
przez tak długi czas jej nie ma? Dlaczego na ich miejscu siedział Malfoy?
Ślizgon milczał nie wiedząc co powiedzieć, a ona wybuchnęła głośnym
szlochem. -Ron jest dupkiem!
Na ustach Dracona pojawił się kpiący uśmieszek. Przez jego ciało przeszedł
również cień ulgi. W końcu wykazała jakąś chęć rozmowy.
-A teraz powiedz coś, czego nie wiem.
Hermiona głośniej zaszlochała, ale uśmiechnęła się delikatnie przez łzy.
Czyżby ją tym rozbawił?
-Jak zapewne słyszałeś, Ronald zapytał mnie o chodzenie. Powiedziałam
mu, że się zastanowię, ale on postawił z góry, że się zgodzę i chciał mnie już
całować. Na dodatek powiedział, że nie mam innego wyboru jak się zgodzić.
Na pewno jeżeli mu odmówię, to zerwie naszą przyjaźń. Nie chcę tego. Nie
chcę stracić przyjaciela. On jest dla mnie ważny, nawet jeżeli zachowuje się
jak skończony idiota. Jednak nie potrafię z nim być jako para. –powiedziała
na wydechu po czym ponownie skuliła się w sobie. Była zaskoczona swoją
szczerością. Właśnie zwierzyła się z wszystkiego Draconowi Malfoyowi.
Apokalipsa!
-Debil. –podsumował Ślizgon. –Ale nie wiedziałem, że z Wiewióra takie
ziółko.
Spodziewała się czegoś więcej po Malfoyu? Rady, uspokojenia, pocieszenia?
Nawet jeżeli siedział tutaj z nią, to nie do końca ją to pocieszało. Oczywiście,
jego obecność zadziała na nią kojąco, lecz nie powinna. Dobrze zdawała
sobie z tego sprawę. Wybuchła jeszcze głośniejszym szlochem kuląc kolana
pod brodę, a twarz schowała w poduszkę tłumiąc dźwięki. Nadal czuła się
okropnie. Teraz była dodatkowo zawstydzona. Nie powinna się tak
zachowywać przy Ślizgonie. Czy zapomniała kim on jest? Niedługo znajdzie
sposób aby zacząć się z niej naśmiewać, wyrzucać słabości. Jak oparzona
podniosła wzrok na niego, gdy poczuła jak łapie ją za rękę. Trzymał ją
delikatnie, wodząc po jej wierzchu kciukiem. Jak zahipnotyzowana zaczęła
się w to wpatrywać. Miał takie delikatne, duże palce. Poczuła jak na chwilę
zapomina o płaczu, czując przechodzące prądy. Zerknęła na blondyna.
Siedział z nieodgadnioną miną. Lekko speszony, niezadowolony. Nie
wiedziała jaką walkę teraz w sobie toczył. Trzymał jej dłoń i bił się z myślą,
aby nie wziąć jej kruchego, zranionego ciałka w objęcia. Nie wiedział skąd u
niego takie myśli. To wszystko było dla niego nowe. Ta Gryfonka wzbudzała
w nim niesamowite uczucia i gesty. Nie czuł się nigdy zobowiązany do
pocieszania ani takich gestów. To po prostu było nie w jego stylu.
-Cicho, Granger. Nie płacz. –zaczął ją uspakajać. Mówił tak cicho, że ledwo
było go słychać. Jednak ona słyszała. Przysunęła się do niego w chwili
słabości i oparła głowę na jego ramieniu. –Wiewiór to bezmózgi pawian i nie
warto wylewać łzy przez kogoś takiego.
Zaśmiała się cicho. Teraz już nie płakała. Była w zbyt dużym szoku tym co
się działo w tym mimencie. Siedzi w swojej sypialni z Draconem Malfoyem
na łóżku. Opiera się o niego, a on pociesza ją, nakreślając kciukiem na jej
dłoni nerwowe wzorki. Ta sytuacja była absurdalna, magiczna. Poczuła się
jak ogarnia ją chwila zapomnienia. Potrzebowała bliskości. Dlaczego nie ma
z tego skorzystać? Ignorując to, kto siedzi obok mocno wtuliła się w jego tors
umieszczając twarz w zagłębieniu przy jego szyi. Zaciągnęła się jego
przyjemnym zapachem. Mięta, czekolada… i do tego… czuła jakby mięta
była zmieszana z dymem papierosowym. Malfoy na pewno nie pali
mugolskich używek, więc dlaczego tak pachniał? Nie miała pojęcia, ale
podobało jej się to. Poczuła jak jego ciało się spina pod jej dotykiem i
oddechem. Czekała na odrzucenie, odepchnięcie, ale nic takiego nie
nastąpiło. Poczuła jak niezdarne, krzywe ruchy rąk prawdopodobnie mające
na celu ją pocieszyć z niepewnością zaczynają klepać ją po plecach i głaskać
po włosach.
Draco Malfoy był jak sparaliżowany. Nie spodziewał się tego. Właśnie tuliło
się do niego drobne ciałko Gryfonki. Była taka ciepła, niewinna i krucha. Nie
potrafił ruszyć się z miejsca. Bał się, że ją wystraszy, że ta chwila nagle
pęknie, a ona spojrzy na niego i zacznie obrażać jak zwykle. Nigdy przedtem
nie siedział z płaczącą dziewczyną. Nie bawił się nigdy w przyjaźnie, pomoce
i zwierzania. Nie potrafił pocieszać. Był w tym beznadziejny, bo nigdy tego
po prostu nie robił. A teraz siedział tak po prostu i przytulał JĄ. Granger.
Szlamę. Przez chwilę przez jego myśli przemknął ojciec. Gdyby go teraz
zobaczył… Zorientowałby się, że wszystkie zasady, które mu wpajał od
dziecka po prostu w tej chwili z niego uleciały. Oplótł ją ramionami
delikatnie, mocniej ją do siebie przyciągając. Upajał się jej zapachem. Jej
bliskością. Chciał, aby ta chwila jeszcze trwała. Całkowicie się zapomniał.
-Wiesz, Malfoy. –zaczęła cicho. -Bo on powiedział, że zostanę sama. Że… że
nikt nie będzie mnie chciał, bo… bo jestem przemądrzała i… wcale nie
jestem aż tak ładna.
Nie mógł zauważyć rumieńców wpełzających na jej policzki. Była
zawstydzona, zażenowana, że to powiedziała, ale męczyła ją ta sprawa. Czy
oczekiwała, że Ślizgon temu zaprzeczy?
-Słyszałem, co mówił Weasley. Nie słuchaj go. Musi mieć naprawdę
beznadziejny gust, skoro tak mówi. To prawda, może i jesteś trochę
przemądrzała, ale do tego da się przyzwyczaić.
Hermiona odsunęła się od niego i spojrzała ze zmarszczonymi brwiami na
jego bladą twarz. Draco zamknął oczy i przeklął w duchu.
Merlinie, coraz bardziej się pogrążam…
-Czy ty właśnie zaprzeczyłeś temu, że jestem brzydka?
-Tego nie powiedziałem! Zresztą… Granger, nie psuj chwili. Jestem
wyjątkowo miły więc korzystaj! Tak nie będzie codziennie. Wiesz, że nie
należę do typu grzecznych i miłych chłopców.
Wiedziała. Bardzo dobrze wiedziała. Lecz mimo wszystko ją do niego
ciągnęło.
-Dlaczego właściwie to robisz? –zlustrowała go spojrzeniem.
-Co robię? –udał zaskoczonego błądząc szarymi oczami po suficie.
-Przyszedłeś do mnie, słuchasz moich zwierzeń, próbujesz pocieszać i… inne
rzeczy.
Chciała powiedzieć „przytulasz”, ale rozmyśliła się szybko. Malfoy zamknął
oczy i westchnął. Miała wrażenie, że czuje się zażenowany i osaczony.
-Granger, nie myśl sobie za dużo. Wcale mnie nie interesujesz, ale
denerwuje mnie Weasley. Mam dziś dzień dobroci, nawet dla ciebie.
-Nawet dla szlamy? –uniosła brew do góry.
-Uważaj na słownictwo! –warknął, patrząc na nią ze złością. Hermiona
jeszcze wyżej uniosła brwi. To był krępujący, dziwny moment. Chwilowy
czar prysł, a ona delikatnie się od niego odsunęła lekko… zawiedziona.
Wzdrygnęła się, gdy zaczął się ironicznie śmiać. Spojrzała na niego pytająco.
-O co ci chodzi? –zapytała z lekkim niepokojem. Czyżby to już teraz miał się
z niej ponownie nabijać?
-Tak sobie myślę… Skoro on zrobił ci coś takiego, to może... załatw go jego
własną bronią?
-Jak? –uniosła zaciekawiona brwi.
Draco uśmiechnął się wrednie i przysunął do niej lekko. Szybko opowiedział
plan na który wpadł, powodując na jej ustach lekki uśmiech. Gdy wszystko
powiedział, otarł delikatnie z jej policzków wysychające łzy i wstał.
-Ja się zbieram, bo mam dzisiaj w końcu mój męski wieczorek! Do
zobaczenia, Granger!
Chciał w końcu opuścić jej pokój, lecz stanął jak wryty słysząc jej cichy
głosik.
-Draco.. –odwrócił się w jej stronę z obojętną miną. -Dziękuję. –powiedziała
cicho i uśmiechnęła się do niego. Tak… prawdziwie.
-Nie ma za co. –odpowiedział jej także szczerym, ale delikatnym uśmiechem
i wyszedł. Gdy tylko znalazł się w salonie, to oparł się o ścianę i zamknął
oczy. Jego myśli były chaotyczne, sam nie do końca dowierzał co się przed
chwilą działo. Ręce wciąż mu się trzęsły, czuł jej dotyk i zapach.
Co to wszystko było?
*
Chwilę po wyjściu Dracona, do jej pokoju wpadł Harry. Wyglądał na
szczerze zmartwionego i zaniepokojonego. Szybko do niej podszedł i złapał
delikatnie za ramiona patrząc w jej ciepłe oczy.
-HERMIONA! TAK! RON JEST SKOŃCZONYM IDIOTĄ! PROSZĘ CIĘ,
NIE PRZEJMUJ SIĘ NIM!
-Ale, Harry..
-JESTEŚ MOJĄ NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĄ I JUŻ Z NIM POGADAŁEM,
ŻE ZACHOWAŁ SIĘ JAK ŚKOŃCZONY KRETYN!
-Harry!
-PRZYŁOŻYŁEM MU TEŻ! JESTEM PO TWOJEJ STRONIE! MOŻESZ MI
UFAĆ, HERMIONO.
-HARRY!
Chłopak w końcu zareagował. Zdziwił się widząc, że jego przyjaciółka stoi
szeroko uśmiechnięta. Co prawda, miała opuchnięte i zaczerwienione oczy,
ale nie zauważył, aby jej uśmiech był nieszczery. Wpatrywała się w niego z
rozbawieniem.
-Nic się nie stało, pogadam z nim o tym jutro.
-Ron mówił, że wyszłaś zdenerwowana.
-Bo wyszłam, ale przemyślałam to sobie i już jest lepiej. Naprawdę, Harry. –
dodała, gdy jego wzrok wciąż wydawał się być niepewny.
-Cieszę się. –przytulił się do przyjaciółki. –Jesteś dla mnie jak siostra i nie
pozwolę, żeby ktoś cię krzywdził, wiesz?
-Wiem, i dziękuję ci za to, Harry. –pocałowała bruneta w policzek. –
Gdybym miała takiego idealnego chłopaka jak ty… -zaśmiała się wesoło
wciąż się do niego przytulając.
-Ach, księżniczko, mówisz, że się za mnie bierzesz?
-Oczywiście, mój książę. –mrugnęła do niego.
-A może zechcesz mi towarzyszyć na kolację, panno Granger?
-Z miłą chęcią, panie Potter.
Wzięła zielonookiego pod ramię i wyszli śmiejąc się do Wielkiej Sali na
kolację. Tak, Harry to był wspaniały przyjaciel. Zawsze wiedziała, że mogli
na sobie polegać. Teraz dodatkowo ją w tym upewnił.
~~*~~
Draco właśnie wychodził z dormitorium, gdy zatrzymał się gwałtownie. Z
sypialni obok wychodziła Granger wraz z Potterem. Wyglądała o wiele
lepiej. Uśmiechała się i śmiała głośno, trzymając przyjaciela pod ramię.
Zastanowił się czy choć trochę przyczynił się do jej dobrego humoru. Z
lekkim zadowoleniem słuchał jej melodyjnego śmiechu. Potrząsnął szybko
głową. Do teraz nie mógł dojść do tego, dlaczego do niej poszedł. Nigdy
NIKOMU nie pomagał, a teraz nagle miał się stać obrońcą szlam? Nie szlam.
Obrońcą GRANGER?
Przestań o niej myśleć! Nie jesteś sobą od pewnego czasu, Malfoy! Za dużo
myślisz o tej Gryfonce, jej ciele, charakterze, uśmiechu… I znów to robisz!
Merlinie.. jak dobrze, że dzisiaj z Zabinim pijemy..
2 godziny wcześniej...
Draco przechodził przez trzecie piętro i zauważył siedzącego Łasica wraz z
Potterem, którzy o czymś dyskutowali podniesionymi głosami. Chyba się
kłócili. Bliznowaty wyglądał na zdenerwowanego. Zaraz się chyba
zapowietrzy. Oho! Weasley dostał strzała! Nie może przecież przegapić
takiej sytuacji! Musi to obejrzeć! Nie potrwało to jednak długo. Po chwili
Potter się oddalił, a rudy coś za nim parę razy krzyknął, ale widocznie na
ciemnowłosym nie zrobiło to wrażenia.
-Weasley, Potter też nie chce zostać twoją dziewczyną? –zapytał z drwiną,
jak na Malfoya przystało.
-Przymknij się, kretynie. –odwarknął Ron.
-Ładne limo. Potter ma strzała, nie ma co. –zaczął się z niego naśmiewać.
Wiedział, że podburzy tym chłopaka.
-A ty co, Malfoy? Nagle ze śmierciożercy zrobiłeś się obrońcą szlam?
Draco nie wytrzymał. To wystarczyło. Wyciągnął różdżkę i wycelował w
rudzielca patrząc na niego z nienawiścią.
-Nie twoja sprawa co robię, Weasley. I nie mam zamiaru się ci z niczego
tłumaczyć. –syknął.
-A ja nie mam zamiaru słuchać. Na mnie nie działa twoja ckliwa historyjka o
wielkiej przemianie. Wiem swoje, że nadal liżesz stopy Voldemortowi.
-Drętwota! –błysnęło czerwone światło i Weasley odleciał uderzając w
ścianę.
Blondyn podszedł do niego zamaszystym krokiem i kopnął w brzuch.
-Nie waż się tak o mnie mówić, śmieciu. Nie dziwię się, że Granger cię nie
chce. –wycedził i odszedł zostawiając chłopaka samego.
~~*~~
Uśmiechnięta para Gryfonów wkroczyła pod ramię do Wielkiej Sali śmiejąc
się wesoło ze swoich żartów. Uczniowie patrzyli na Hermionę oczekująco.
Wieść, jak Ronald Weasley potraktował ją, szybko się rozeszła. Myśleli, że
albo wcale nie pojawi się na posiłku, albo zauważą smutek i złość, lecz
dziewczyna nie dawała po sobie nic poznać. Usiadła z Harrym daleko od
Rona, obok Ginny.
-Hej, Gins! –ucałowała w policzek przyjaciółkę.
-Hej Hermiono, cześć Harry. Jak tam? –zapytała patrząc podejrzliwie na
przyjaciół. Ona również słyszała o sytuacji między jej bratem a przyjaciółką.
-Wszystko w porządku! –rzuciła do niej uśmiechnięta Gryfonka. –Harry,
może kanapeczki z jajeczniczką?
-Jasne, maleńka! –wyszczerzył się, gdy Hermiona zaczęła wkładać mu
kanapkę do ust, której część oczywiście wyleciała na talerz, a sam Harry był
ubrudzony w jajkach.
-Hermiono, co powiesz na babski wieczór dzisiaj? –zapytała ruda świdrując
spojrzeniem przyjaciółkę. Bardzo chciała się wszystkiego dowiedzieć, a
wspólny wieczór dobrze im zrobi.
-No nie wiem...Jutro poniedziałek i lekcje… -zaczęła niezbyt zadowolona z
pomysłu.
-Oj, daj spokój! Mamy na dziewiątą dopiero! –spróbowała Ginny patrząc na
nią błagalnie. –Nie daj się prosić. Tak dawno nic razem nie robiłyśmy.
Hermiona westchnęła zrezygnowana. Może to dobry pomysł? Spotkanie z
przyjaciółką pozwoli jej zapomnieć o przykrych sprawach i da jej odpocząć.
-Zgoda.
Ginny zapiała z uciechy i uściskała ją mocno. Po chwili obserwowała
przyjaciół, którzy zaczęli karmić się coraz to dziwniejszymi potrawami,
obrzucać jedzeniem i obejmować po przyjacielsku. Harry i Hermiona bardzo
ładnie ze sobą wyglądali oraz mieli ze sobą cudowny kontakt. Tylko czy
byliby w stanie być dla siebie kimś więcej?
-Ładna by była z was para. –wyszczerzyła się do nich.
-WIEMY. –odpowiedzieli chórem i zaczęli się histerycznie śmiać. Nie. Ich
przyjaźń była na to zbyt ogromna i szczera, aby ją psuć miłością. Oni byli
przeznaczeni dla kogoś innego.
Rozgrywającą się między nimi scenę, obserwowały dwie pary oczu. Jedna
należała do rudego młodzieńca z Gryffindoru, który z zazdrością obserwował
jak jego najlepszy przyjaciel świetnie się bawi z jego przyszłą dziewczyną.
Nie podobało mu się to, że go unikają i traktują jakby go tu w ogóle nie było.
Nie czuł się przecież niczemu winny. Bo co niby zrobił?! Wyznał tylko
uczucie Hermionie, która była dla niego od dłuższego czasu kimś więcej. Czy
to coś złego?! Czy zasłużył na limo, które znajdowało się pod jego okiem?!
To właśnie jego najlepszy przyjaciel je tam umieścił! Ale nie tylko to go
bolało. Na brzuchu pojawił się ogromny siniak. Pamiątka po spotkaniu z
Malfoyem. Blondyn jeszcze go popamięta.
Właśnie tą drugą parą oczu był ów blondyn ze Slytherinu. Zauważył, że nie
było już śladu po płaczącej, załamanej Granger. Teraz była szczęśliwa.
Szczęśliwa z Potterem. Czy chłopak coś mógł do niej czuć? Czy ona to
odwzajemniała? Bliznowaty raczej nie stanowił dla niego zbyt dużego
zagrożenia. Tylko o jakim zagrożeniu tutaj mowa? Granger mogłaby sobie
być z Wybrańcem, jeśli by tego chciała, a jego NIC, totalnie NIC to nie
obchodziło. Oderwał od nich niezadowolony wzrok.
Co się ze mną dzieje do cholery?!
~~*~~
Po kolacji Hermiona z Ginny poszły zabrać ubrania rudej i skierowały swoje
kroki do dormitoriów Prefektów Naczelnych. Rzuciły wszystko na łóżko,
wzięły tylko ręczniki i pobiegły do łazienki. Hermiona zabezpieczyła drzwi,
żeby przypadkiem Malfoyowi się kąpać nie zachciało i zaczęły z Ginny
napełniać basen pianą o różnych barwach oraz zapachach. Już po chwili całe
pomieszczenie było przepełnione słodką wonią mydeł oraz pełne
kolorowych baniek. Ginny z głośnym piskiem wskoczyła na bombę do wody,
rozpryskując ją wszędzie na około. Hermiona ze śmiechem poszła w jej
ślady. Cała łazienka została zalana przez dwie Gryfonki, które bawiły się w
najlepsze. Ich wygłupy nie miały mieć końca. Podtapiały się, rzucały pianą,
pływały i skakały do wody. Stworzyły również swój własny pokaz śpiewając i
zmieniając zabawnie głosy. Po wyczerpującej zabawie podpłynęły do brzegu
basenu, aby móc spokojnie porozmawiać.
-Zagrajmy w prawdę! –zaproponowała ryża.
-Zgoda! –Hermiona zgodziła się chętnie, ale przez myśl przeleciała jej
ostatnia gra z kimś zupełnie innym.
Uważasz, że taka dziewczyna jak ty mogłaby być moją dziewczyną?
-A więc, co to była za jazda z Ronem? –Ginny nie próżnowała. Chciała się
dowiedzieć o co tak naprawdę poszło. Hermiona westchnęła i zaczęła
opowiadać ze szczegółami całe zajście z rudzielcem. Nie była z tego powodu
zadowolona, ale mogła w końcu wygadać się komuś zaufanemu i ponarzekać
na męską głupotę.
-Ale ten mój brat jest głupi…
-No, a potem pobiegłam zdenerwowana do pokoju, żeby się trochę wypłakać
ze złości. Nie zgadniesz co się wtedy stało. –zawahała się przez chwilę.
Powinna wspominać o Malfoyu? Bardzo chciała, bo sama nie wiedziała co o
tym myśleć. Postanowiła jednak zwierzyć się przyjaciółce. -Przyszedł
Malfoy. Nie miałam pojęcia czego chce, tak naprawdę do teraz nie wiem jak
to się stało, że tam przyszedł. On.. Ginny, on mnie pocieszył, rozumiesz to?!
Draco Malfoy pozwolił mi się wygadać, a potem przytulić! I do tego wymyślił
plan i…
- STOP, STOP, STOP! –zatrzymała ją Ginny. -Przyszedł MALFOY?
POCIESZAŁ? POMÓGŁ? PRZYTULIŁ? Coś mu się stało? Oberwał tłuczkiem
na treningu? Spadł ze schodów? Parkinson go pogryzła? ALE JAKI PLAN?!
Za dużo pytań, stanowczo za dużo pytań. Gryfonka ponownie westchnęła.
Wcale się nie spodziewała, że Ginny ich nie zada. Wręcz przeciwnie.
Spodziewała się ich bardzo, bardzo dużo. Nie na co dzień Malfoy
przychodził do niej z pomocą.
-Ja też byłam tym wszystkim zaskoczona, Ginny. To wszystko nie pasuje do
Malfoya. Może ma jakiś zakład, albo coś? –zastanowiła się. -Ale słuchaj jaki
plan wymyślił! Mnie się podoba, choć może być odrobinę za brutalny, więc
nie wiem czy go wykonam.
-Dobry plan, dobry –ucieszyła się Ruda z uznaniem, gdy wysłuchała
przyjaciółki. –Tylko zastanawia mnie dlaczego Malfoy nagle stał się dla
ciebie taki miły. Może faktycznie to jakiś zakład? Chociaż nie sądzę… W
każdym razie dowiem się tego!
-Wiesz, miłym bym go nie nazwała. Czasami błyska tylko objawami
człowieczeństwa, poza tym jest dalej taki sam. –stwierdziła Hermiona. –Ale
dobra, teraz moja kolej! Podoba ci się Zabini?
Ginny zarumieniła się. Hermiona czuła, że trafiła w dziesiątkę. Mieli się ku
sobie i to było od razu widać. Ruda często rumieniła się na wspomnienie o
nim.
-Trochę… -zobaczyła wzrok przyjaciółki mówiący „prawda” i odchrząknęła.
–No dobra, bardzo mi się podoba! Ale zapomnij! –powiedziała szybko
widząc jej zadowolone spojrzenie. –Ja jemu na pewno nie!
Na ustach Hermiony pojawił się drwiący uśmiech godny Malfoya.
Jasne…
-Kto całował lepiej? Krum czy Malfoy? –odbiła piłeczkę Weasleyówna
zadowolona z siebie. Z zainteresowaniem zaczęła się przyglądać
marszczącym brwiom Hermiony. Na policzki starszej z Gryfonek wpłynął
intensywny rumieniec.
-Malfoy. –wyszeptała ze zbolałą miną. Czekała na zaskoczenie, krzyki bądź
reprymendę, lecz Ginny zapiała z zachwytu.
-A więc się całowaliście! Ile razy? –jej brązowe oczy błyszczały z
podekscytowania. Czym tu się podniecać? Przecież całowała się tylko z
Malfoyem, ze swoim odwiecznym wrogiem. Ponownie zaczerwieniła się jak
piwonia i zacisnęła mocno usta.
-Dwa.. –powiedziała to tak cicho, że Ginny musiała wyczytać odpowiedź z
ruchów jej warg.
-Gdzie jeszcze poza wojną na liście? –zapytała szczerze zaskoczona, ale i
zachwycona.
-Pocałował mnie zanim weszłam do dormitorium spać, ale… ej, skąd wiesz o
tamtym pocałunku? Nic nie wspominałam, gdzie mnie pocałował.
Ginny przygryzła nerwowo wargę. Zaczęła się rozglądać ze skrępowaniem.
Hermiona chlapnęła ją wodą w twarz, czekając na wyjaśnienia.
-Widziałam was przez okno. –przyznała w końcu.
Hermiona przeklęła w duchu. Przecież właśnie tego się obawiała. Nie
chciała, aby ktoś ją zobaczył z blondynem. To był jej błąd. Doprowadziła do
tego tym felernym pocałunkiem. Zastanowiła się ile ludzi widziało jeszcze
ten moment.
-Czujesz coś jeszcze do Harry’ego? –zmieniła temat pytań próbując przestać
o tym myśleć.
-Nie… Chociaż zdarzy się, że zabije mi mocniej serce, gdy przechodzi obok.
A ty? Kto się tobie podoba najbardziej z Hogwartu?
Hermiona wahała się czy to powiedzieć. W końcu wydusiła zduszonym
głosem.
-Malfoy. Ale tylko z wyglądu, bo z charakterem to jest dużo do gadania!
Więc sobie za dużo nie wyobrażaj!
Jej przyjaciółka poruszyła znacząco brwiami robiąc zabawną minę.
Hermiona wiedziała, że Ginny jej nie uwierzyła, co wcale jej się nie
podobało. Nie chciała być kojarzona jako następna panienka beznadziejnie
zakochana w Ślizgonie. Sama przecież naśmiewała się z tych wszystkich
dziewczyn.
-A całowałaś się kiedyś z dziewczyną? –zapytała Hermiona Ginny.
-Taaak… -zarumieniła się.- Z Luną.
-Że co?! –wykrzyknęła, otwierając szeroko oczy.
-Ano to. Byłam u niej na noc, no i zerwał z nią jeden Krukon, więc
stwierdziłyśmy, że faceci to idioci i tak wyszło, że zaczęłyśmy się całować..
-Ouu! –zdołała wydusić z siebie, wyobrażając sobie tą scenę.
-A ty? Mogłabyś być z Harrym?
-Myślę, że tak, ale jest dla mnie przyjacielem i kocham go jak brata, więc nie
myślę tak o nim. Nie chciałabym zniszczyć tego co jest między nami. Chyba,
że naprawdę bym go kochała. Chociaż, jeżeli o mnie chodzi to mężczyzna
powinien mieć właśnie charakter Harry’ego. Jest opiekuńczy, słodki,
zabawny. Czego chcieć więcej?
Pytań było jeszcze dużo. Niektóre były normalne, a niektóre wprawiały je w
niemałe zakłopotanie. Dopiero, gdy woda zaczęła robić się zimna,
wyskoczyły z basenu, przebrały w bieliznę i wybiegły z łazienki uciekając
przed zimnem do dormitorium Hermiony. Nie miały ochoty się przebierać
jeszcze w piżamy. To była taka ich mała tradycja. Przebiegły w samej
bieliźnie obok dwóch Ślizgonów, których nie zauważyły zbyt zajęte
wspólnymi żartami. Hermiona kompletnie zapomniała o ich męskim
wieczorku i nie miała pojęcia, że właśnie po ich ciałach suną dwie pary
spojrzeń. Chłopaków zamurowało, a ręce stanęły im w miejscu ze
szklankami, które miały właśnie trafić do ich ust. Blaise’owi aż trochę
trunku wypłynęło na koszulkę.
Gdy dziewczyny wbiegły do pokoju, Ginny rzuciła się na radio włączając
głośno muzykę.
-IMPREEZAA!
Zaczęła podskakiwać w rytm piosenki po łóżku Hermiony i śpiewać na cały
głos. Hermiona obserwowała ją z rozbawieniem. Brakowało jej wspólnych
chwil z przyjaciółką. Ginny zawsze potrafiła ją rozbawić.
-Nasz najnowszy pan profesor jest taki seksowny. –zachwycała się piszcząc.
-I wredny. –Odgryzła jej się Hermiona za co dostała w twarz poduszką. Tak
oto wywołała wojnę.
*
Chłopaki zapomnieli o swoim męskim spotkaniu przy Ognistej Whisky i
oboje skupili się na odgłosach dochodzących z sypialni Gryfonki. Draco
ciągle nie mógł pozbyć się z głowy zgrabnego ciała Granger, przyodzianego
tylko w seksowną, koronkową bieliznę. Wywołała na nim niemały szok.
Blaise wyglądał jakby także cały czas przed oczami miał tamten widok.
Spojrzał na niego pustym wzrokiem, uśmiechając się bezczelnie.
-Draco, chyba mam plan.
~~*~~
W dormitorium Hermiony nadal odbywała się poduszkowa walka. Biegały
po całym pokoju, okładając się nimi, a wszędzie zaczęło walać się pierze.
Hermiona uniosła ręce z zamiarem zaatakowania, gdy nagle drzwi się
otworzyły na oścież i do pokoju wkroczyło dwóch Ślizgonów. Zdając sobie
sprawę, że są w samej bieliźnie rzuciły się pod kołdrę, a starsza Gryfonka
zrugała się ostro, że zapomniała zabezpieczyć drzwi zaklęciami. Głupia!
-Czego tu chcecie?! –krzyczały na swoich „gości”.
-Możemy się przyłączyć? –wyszczerzył się Zabini.
-Nie! –rzuciła w niego szczotką Hermiona, która uprzednio robiła za jej
mikrofon. Mulat sprytnie jej uniknął.
-To może wy dołączycie do nas? –zaproponował.
Ginny spojrzała prosząco na przyjaciółkę. Hermiona wiedziała, że jej
przyjaciółka bardzo tego pragnie. Ze zrezygnowaniem pokręciła głową.
-No chodź, a co będziemy miały robić? –pisnęła Ginny.
-No dobra. Ubierzemy się i przyjdziemy. –odpowiedziała zirytowana, widząc
na ustach rudej ogromną radość. Spojrzała jeszcze z niechęcią na chłopaków
i wygoniła ich z dormitorium. No i właśnie ich babski wieczór legł w
gruzach.
*
Po pięciu minutach dziewczyny siedziały już w salonie pomiędzy
chłopakami. Wszyscy pękali ze śmiechu z żartu który opowiedział Blaise.
Chłopak miał niesamowite poczucie humoru. I tak oto męski i damski
wieczór zamienił się w damsko-męski. Hermiona zapomniała o swoim
przyrzeczeniu nie picia i ponownie sączyła Ognistą Whisky. Potrzebowała
tego. Miała spędzić parę godzin w towarzystwie dwójki Ślizgonów, którym
jeden z nich był dosyć rozchwiany emocjonalnie.
-Ładnie ze sobą wyglądacie. –powiedział po jakimś czasie już wcięty Zabini.
Jego oczka stawały się coraz mniejsze.
-Taak? –zapytała Hermiona kładąc głowę na ramieniu blondyna. Zaśmiała
się głośno, gdy zobaczyła wzrok Malfoya. On był z wszystkich najbardziej
trzeźwy. Przyglądał się Gryfonce z zaskoczeniem i uniesioną brwią. Czy ona
ma zamiar teraz się przytulać do niego za każdym razem?
-Skrót też macie ładny. –stwierdziła Ginny nad czymś się zastanawiając.
-Skrót? Jaki skrót? –zapytał zdezorientowany Draco.
-Połączenia waszych imion. Dramione!
Ona i Blaise się roześmiali. Hermiona zastanawiała się nad czymś z mocno
zmarszczonymi brwiami. Ilość alkoholu we krwi na pewno jej tego nie
ułatwiała.
-To wy w takim razie Blinny? –wykrzyknęła i wstała gwałtownie. –Przynieść
coś do picia?
Poczuła jak zaczyna się chwiać. Nie upadła jednak, gdyż silne dłonie
posadziły ją ponownie na kanapie. Malfoy spojrzał na nią ze złością.
-Merlinie, Granger! Znowu się upiłaś. Nie wstawaj nigdzie, dobra? Jeszcze
się połamiesz.
-Martwisz się o mnie? -Hermiona zachichotała ponownie opierając głowę na
jego ramieniu. Draco przewrócił zirytowany oczami.
Hermiona chwilowo jakby oprzytomniała. Upiła się?! Nie mogła się upić.
Nie znowu. Nie, będąc Prefektem Naczelnym i nie z Draco Malfoyem, o
którego WŁAŚNIE SIĘ OPIERA?! Szybko odskoczyła od niego jak oparzona,
próbując odzyskać nad sobą panowanie. Przyzwała do siebie szklankę z
wodą ciesząc się w duchu, że nadal potrafi czarować.
Zabini zaśmiał się wesoło i objął młodszą Gryfonkę, przyciągając do siebie.
-A może zagramy w butelkę? –zaproponował.
Hermionie nie spodobał się ten pomysł. Ona była pijana, oni także, a po
alkoholu mogą wyjść bardzo nieciekawe sytuacje. Została jednak
przegłosowana.
-Ja kręcę pierwsza! –zaoferowała się Ginny.
Wypadło na Dracona, ku jego niezadowoleniu.
-Pytanie czy zadanie?
-Hmm, zadanie. –odpowiedział ze strachem. Na jaki pomysł może wpaść
ruda Weasley?
-Świetnie! Otwórz okno i krzyknij ile sił w płucach, że jesteś gejem.
Draco niechętnie wstał, ale jeszcze nie miał zamiaru się rozbierać więc je
wykonał. Było to głupie i poniżające, ale na szczęście alkohol we krwi
pomógł mu to przezwyciężyć. Gdy tylko krzyknął swoją kwestię ktoś
odkrzyknął: „chcesz o tym porozmawiać?!”. Skrzywił się i pokręcił z
obrzydzeniem głową. Teraz to on kręcił. Z satysfakcją zauważył, że szyjka
butelki wskazuje Blaise’a.
-No więc, stary? Pytanie czy zadanie?
-Skoro ty wziąłeś zadanie, to ja nie mogę być gorszy.
Draco zastanowił się chwilę, a następnie wyszczerzył w kpiącym uśmiechu.
W oczach Zabiniego zabłysł lekki niepokój.
-A więc... Niech ci jakaś obecna tu kobieta naleje dwie pełne szklanki
whisky, a następnie wypij je od razu pod rząd, bez skrzywienia się.
Duszkiem, Blaise. Duszkiem.
Hermionie nie spodobał się ten pomysł, lecz nic nie powiedziała. Ginny
podała mulatowi szklaneczki pełne bursztynowego napoju, na co ten
przesłał jej perskie oczko.
-Patrzcie na mistrza. –uśmiechnął się szelmowsko i wypił paroma łykami
zawartość szkła.
Wykonał polecenie perfekcyjnie, lecz przy końcu lekko się skrzywił, co nie
uszło uwadze jego przyjaciela. Blaise poczuł jak w jego głowie zaszumiało od
nagłego przypływu alkoholu, ale nie dał po sobie poznać. Czuł, że obraz
zaczyna się rozjeżdżać, chowając za mgłą.
-Te, mistrzu, coś się skrzywiłeś na końcu. –uśmiechnął się z pogardą Draco.
–Coś mi się wydaje, ale chyba zdejmujesz koszulkę.
-Skoro tak bardzo chcesz zobaczyć moje nagie ciało.. –wzruszył ramionami
ciemnoskóry zdejmując przez głowę jasną koszulkę.
Kasztanowłosa zarumieniła się na widok nagiego torsu chłopaka, a
dodatkowo alkohol spowodował pojawienie się rumieńców na jej
policzkach. Odwróciła speszona spojrzenie. Nie uszło to oczywiście uwadze
Malfoya, który zaśmiał się ironicznie z jej reakcji.
-Zabini, chyba musisz z powrotem założyć na siebie tę koszulkę.
-Dlaczego? –zapytał zdziwiony.
-Granger wcześniej nie widziała nagiego męskiego torsu, a nie chcemy
utonąć w ślinie, która zaraz będzie spływać z jej otwartych ust. –rzucił
ironicznie patrząc na dziewczynę.
Rzeczywiście otworzyła lekko usta, ale szybko je zamknęła. Chciała się
odszczekać, układając w głowie formułkę, ale przerwała jej Ginny.
Malfoy, znowu padło na ciebie. –powiedziała szybko, wyczuwając złość
przyjaciółki z obawą, że wybuch jest niedaleko.
-Wiesz, Zabini. Skoro to od ciebie mam dostać wybór, to wolę pytanie. Boję
się twojego chorego psychicznie umysłu.
Diabeł uśmiechnął się szatańsko, jak na niego przystało i zapytał:
-Podoba ci się Hermiona?
Draco spojrzał na niego ze złością. Mógł się spodziewać takich pytań. Jego
przyjaciel już jakiś czas temu sugerował mu, że Granger wpadła mu w oko.
Blaise z szerokim uśmiechem wyczarował coś co miało wyglądać jak
podręczny wykrywacz kłamstw. Mini fałszoskop. Wiedział, że teraz nie da
rady skłamać. Wypuścił zirytowany powietrze nie patrząc na zawstydzoną
Granger.
-Nie jest brzydka. W Hogwarcie znajdziecie brzydsze.
Nie wiedział czy takie ominięcie pytania zostanie przyjęte. Urządzenie
jednak nie zaświeciło na czerwono co oznaczało, że tak. Blaise spojrzał
triumfująco, zresztą tak samo jak Ginny. Za to Hermiona się zaczerwieniła
jeszcze bardziej. Malfoy naprawdę nie uważał jej za brzydką? Zakręcił
butelką, która wskazała na rudą.
-Dobra, biorę zadanie!
-Ok. A więc… pocałuj się z Granger.
Dziewczyny spojrzały na niego zaskoczone. Na jego ustach błąkał się
chamski uśmieszek. Patrzył na nie z oczekiwaniem. Dziewczyny spojrzały na
siebie znacząco. Zbliżyły się do siebie, musnęły szybko w usta i odsunęły.
-Co tak krótko?! –oburzył się.
-Nie określiłeś się. –wytknęła mu język Ginny i uśmiechnęła triumfująco.
Ponownie kręcąc wylosowała Hermioną. Przyjaciółka spojrzała na nią
błagalnie.
-Zadanie czy pytanie?
Hermiona się zastanowiła. Gdy wybierze zadanie, będzie musiała zrobić coś
głupiego, gdy pytanie wszyscy się dowiedzą o Malfoyu. Żadne z tych wyjść
nie było dobre. Nie miała ochoty się wygłupiać, ani zwierzać. Westchnęła i
szepnęła:
-Zadanie.
Teraz już wiedziała, że to był bardzo zły wybór. W oczach Ginny zapłonęły
niebezpieczne ogniki, a szeroki uśmiech nie wróżył nic dobrego.
-Noo! Całujcie się! Namiętnie i przez minutę. –wskazała palcem Malfoya i
ją.
Hermiona wiedziała, że tak się to skończy. Pobladła i zerknęła na Dracona.
Ślizgon wyglądał jakby go piorun trzasnął. Trochę nieprzytomnie patrzył na
Ginny, jakby nie wierząc w to co słyszał.
-Nie zgadzam się! –zaprzeczył szybko. –To nie jest moje zadanie, więc mogę
się wycofać.
-Pękasz, Malfoy? –zapytała z ironią rudowłosa, najmłodsza latorośl
Weasleyów.
-Malfoyowie NIGDY nie pękają, wiewiórko! –oburzył się. Prychnął,
zwracając się do Hermiony. –Chodź tu, Granger. Miejmy to za sobą.
Nie chciała tego robić. Wiedziała, że Ginny będzie miała z tego uciechę.
Ponownie miała całować się z Malfoyem? Podeszła do niego niepewnie,
usiadła obok i spojrzała lekko spięta, pytająco w jego oczy. Szare tęczówki
przyciągały ją. Zapewne gdyby nie to, że była tak pijana, wolałaby się
rozebrać. Może udałoby się wytargować o zdjęcie skarpetki?
-Spoko, Granger. Jestem pijany więc zróbmy to. –powiedział obojętnie.
-Nie boisz się, że ubrudzisz się szlamem? –zapytała prosto w jego usta.
-Zaraz po wszystkim pobiegnę umyć zęby.-uśmiechnął się nie chcąc
przedłużać chwili. Oboje chcieli poczuć wzajemny dotyk swoich warg. Wpił
się w jej usta, przyciągając ją na swoje kolana, a ręce lokując na jej talii.
Smak alkoholu zmieszał się w ich ustach. Czuli się, jakby coś wybuchło w
nich ze zdwojoną siłą. W głowach zaszumiało od nadmiaru emocji. Szybko
zapomnieli, że nie znajdują się tutaj sami. Liczyli się tylko oni. Ich usta.
Ręce błądzące po ciele. Hermiona wplotła palce w jego blond włosy
mierzwiąc je i przyciągając bliżej. Pozwolili na to, aby poniosła ich chwila
oddając jej swoje zaangażowanie. Nagle brutalnie przerwało im chrząknięcie
Ginny.
-Nie chcę przerywać, ale miała być tylko minuta. –uśmiechnęła się wrednie
w ich stronę.
Hermiona odskoczyła od chłopaka jak oparzona cała zarumieniona, ale
Draco nie dał nic po sobie poznać. Patrzył na wszystko obojętnie, jakby
przed chwilą jeszcze nie całował się namiętnie z Granger.
-Too.. może pójdziemy spać? –zaproponowała starsza Gryfonka. Nie chciała
już tutaj siedzieć. Nie wytrzymałaby tych drwiących, oczywistych
uśmiechów. Patrzenia na niego. Była zawstydzona i chciała znaleźć się po
prostu w swoim łóżku.
-Juuuż? –zaczęła burzyć się Ginny.
-Tak! Przypomnę ci, Ginny, że jutro mamy lekcje! I wy także! –spojrzała
ostro na chłopaków, ale unikając spojrzenia blondyna.
Dziewczyny wstały z miejsc i ruszyły do sypialni Hermiony, uprzednio się
żegnając. Hermiona od razu wskoczyła do swojego łóżka przykrywając się
kołdrą i odwracając od przewiercającego ją spojrzenia przyjaciółki. Ginny
położyła się obok, próbując o coś zapytać. Przecież Hermiona musiała się
jakoś wytłumaczyć! To nie był jakiś tam zwykły pocałunek. Całowali się tak
zachłannie, jakby zaraz mieli się zacząć wzajemnie rozbierać. Podobno ta
dwójka nienawidzi się praktycznie od zawsze, ale przecież nie mogli
zaprzeczyć, że coś ich do siebie ciągnie. Oni wręcz iskrzyli!
-Ginny, przestań mi wiercić dziurę w brzuchu! Wolałam się z nim całować,
niż siedzieć na staniku!
-Pewnie, że wolałaś, bo już się całowaliście! I wyglądało na to, jakby bardzo
wam się podobało! Myślałam, że zaraz przelecicie się wzajemnie na tej
kanapie!
Hermiona jęknęła. To prawda. Malfoy całował idealnie, podobało jej się, ale
tak po prostu nie powinno być! Nie mogło!
-Obydwa to były TYLKO przypadki i daj mi już proszę spokój! Idę spać, bo
jestem zmęczona, a rano trzeba spać! Też powinnaś tak zrobić!
Zamknęła oczy próbując zasnąć. Jednak jak na ironię, usta tak jej pulsowały
od pozostawionego na nich dotyku innych warg, że nie mogła przestać się
uśmiechać. Malfoy CHOLERNIE dobrze to robił.
Rudowłosa nadal chciała drążyć temat, ale wiedziała, że niczego już się nie
dowie. Ze zrezygnowaniem więc westchnęła kładąc się do snu. Nie
zamierzała odpuszczać Hermionie tak szybko.
*
-Stary, co to było? –zapytał Blaise, gdy dziewczyny zniknęły za drzwiami
prowadzącymi do dormitorium Gryfonki.
-Ale co? –spojrzał na niego z niezrozumieniem. Wiedział, że się wkopał.
-To z Granger.
-No mieliśmy się pocałować, nie? –zapytał drwiąco.
-Tak, ale nie wyglądało na to, żeby wam się to nie podobało. Wręcz
przeciwnie. Stary, ty ledwo się powstrzymywałeś od tego, aby jej nie zanieść
do swojej sypialni!
Draco wiedział, że Zabini w jakimś sensie ma rację. Granger na niego
działała jak ogień. Gdy tylko dotykał jej ust czuł, że płonie. Nie miał pojęcia,
dlaczego ta dziewczyna wywoływała w nim takie uczucia. W swoim życiu
miał wiele kobiet, lecz żadna nie sprawiła, że czuł się tak jak przy Granger.
Nie zamierzał jednak nikomu się z tego zwierzać.
-Diable, wszyscy jesteśmy pijani. Chodźmy spać, co? Albo… -zawahał się. -
jeszcze po drinku!
Rozdział 10. Zemsta?
Gdy wszyscy uczniowie w całym Hogwarcie spali mocnym snem, jedna
osoba przemierzała przez zamek w wyznaczonym sobie kierunku. Weszła na
szóste piętro i skierowała swoje kroki do Pokoju Wspólnego Prefektów
Naczelnych. Wstąpiła cicho do pomieszczenia, uprzednio podając hasło.
Spojrzała na kanapę i zobaczyła śpiącego Blaise’a Zabiniego. To nie był jej
cel. Ruszyła do pary drzwi stojących w rogu wybierając jedne z nich. Było
ciemno, więc weszła przez nie po omacku. Oceniwszy wzrokiem
pomieszczenie spostrzegła, że znalazła się w sypialni księcia Slytherinu. Tak.
To o to jej właśnie chodziło. Wkroczyła po cichu, zamykając za sobą drzwi i
położyła obok chłopaka, rozbierając się…
~~*~~
-Hermiono, ja idę już do siebie. Muszę się ogarnąć. –oznajmiła zaspana
Ginewra Weasley zabierając swoje rzeczy i wychodząc z sypialni przyjaciółki.
Kasztanowłosa Gryfonka spojrzała zamglonym wzrokiem na zegarek.
Wybiła siódma rano. Czuła się okropnie. Ponownie miała uczucie jakby o
wiele za dużo wczoraj wypiła. Tylko tym razem wszystko pamiętała.
Niestety. Chyba jednak wczorajszy wieczór wolałaby usunąć z pamięci.
Teraz, gdy czuła się już całkowicie trzeźwa, doszło do niej to co zrobiła. Z
zażenowaniem schowała twarz w poduszkę i pisnęła głośno.
Nie mogę tutaj zostać przez cały dzień. –westchnęła. –Czas wstać.
Wzięła kosmetyki i wychylając się ostrożnie z dormitorium rozglądnęła się.
Czuła się głupio, ale nie chciała na razie się spotkać z żadnym ze Ślizgonów.
Oceniwszy, że droga wolna ruszyła na placach do łazienki. Przechodząc obok
sypialni Ślizgona usłyszała jego krzyki. Stanęła nasłuchując.
Czyżby zapas żelu do włosów się skończył? -Pomyślała z ironią.
Przysłuchując się chwilę zrozumiała, że ktoś jest z nim w dormitorium.
Zapewne Blaise. Nie zauważyła go na kanapie, więc albo spał u niego, albo
po prostu wstał i poszedł podenerwować Malfoya z samego rana. Chciała
ruszyć dalej, lecz usłyszała najbardziej znienawidzony przez siebie damski
głos.
-Dracusiu! Przecież w nocy było ci dobrze! –Hermiona skrzywiła się z
obrzydzeniem słysząc piskliwy głosik Pansy Parkinson. Skąd ta małpa się
tutaj wzięła?!
-Odwal się ode mnie, wariatko! -krzyczał Draco. Co prawda jego głos nie
brzmiał na zachwycony, ale to nie obchodziło Hermiony. Zacisnęła mocno
pięści, czując jak napływa do niej fala złości, a oczy zaczynały się
niebezpiecznie szklić. Nie potrafiła dłużej tego słuchać. Malfoy na pewno
zawołał do siebie mopsicę, gdy tylko one poszły spać, a on mógł odreagować
swoje zboczone zapędy właśnie na niej. Biedna dziewczyna. Całe życie
wykorzystywana i krzywdzona przez takiego idiotę. Krzyki dwójki Ślizgonów
z rana sprawiły, że chęć porannej kąpieli całkowicie z niej wyparowała.
Zmieniając kierunek podróży, cofnęła się do swojego dormitorium. Całe
szczęście Ginny szybciej wyszła. Nie chciałaby, aby zadawała jej męczące
pytania na które sama nie potrafiła udzielić odpowiedzi. Rzuciła się na
łóżko, czując gorące łzy na policzkach. Dlaczego płakała? Dlaczego tak
emocjonalnie zareagowała na obecność Ślizgonki w dormitorium Malfoya?
Przecież on od zawsze wykorzystywał kobiety, to nie było nic nowego.
Czyżby mogła mieć jakieś beznadziejne nadzieje związane z Draconem
Malfoyem?
Nie. –szybko sobie zaprzeczyła.-To jest Malfoy, tu nie można mieć nadziei.
A jednak. Nadzieja istniała. Niewielka, ale jednak. Nie, w każdym razie nie
myślała o wielkiej miłości. Przecież mowa tu o Draconie Malfoyu! Byłym
(oby!) śmierciożercy, jej wrogu (a może już nie?), Ślizgonie i arystokracie
czystej krwi. Nie miała także nadziei, że te trzy pocałunki między nimi miały
dla niego jakiekolwiek znaczenie. Że wywoływały w nim podobne emocje jak
w niej. To było wszystko nienormalne. Nienawidzili się, ale całowali. Czuli
względem siebie coś elektryzującego. Coś… innego. Takiego magicznego.
Czy chciałaby, aby Malfoy odwzajemniał te same spostrzeżenia? Nie. Nie
potrafiłaby oddać swojego serca komuś takiemu. Harry i Ron zabiliby ją,
gdyby się tylko dowiedzieli, że między nimi do czegoś doszło. Zresztą Malfoy
nie potrafił się wiązać. Miał inne poglądy od niej. Czy potrafił w ogóle
kochać? Zapewne nie. Zresztą, jak widać po zmieniających się panienkach.
Malfoy nigdy się nią nie zainteresuje, dlatego nie powinna w tej chwili przez
niego wylewać łez. Więc dlaczego to robiła?! Musi przestać. Wymazać go z
życia, wymazać tą część, którą zaczął do niego wchodzić ze swoimi
chamskimi butami. Koniec z Malfoyem. Jest dumną Gryfonką, nie będzie
się przejmowała zdechłym, przegranym Ślizgonem.
Cholerny, popieprzony Malfoy. A ja nie jestem lepsza. Czym się różnię od
innych?! One wskakują do jego łóżka, a ja oddaję jego pocałunki. Jestem tak
samo popieprzona jak on.
~~*~~
W pokoju Prefekta Naczelnego Slytherinu panowała istna wojna. Poduszki
latały, krzesła latały, dlatego, że pewien Ślizgon wpadł w furię. Stał przed
dziewczyną, która była zadowolona z siebie. Chciał zetrzeć z niej ten
paskudny uśmiech. Od zawsze wiedział jaka ona potrafi być, ale nie
spodziewał się obudzić i zobaczyć ją obok siebie. Nie wspominając o tym, że
prawie dostał zawału.
-Parkinson, wynocha!
-Ale Dracusiu! Chciałam ci zrobić niespodziankę!
-Tak? To świetnie! W takim razie zrób ją i stąd wyjdź! –wskazał jej
gwałtownym ruchem drzwi.
-Draconku, dlaczego jesteś dla mnie taki niemiły? –zaskomlała. –Nie
poznaję cię!
-Parkinson, a dawałem ci kiedyś jakieś oznaki miłości? –zadrwił.
-Tak. –oblizała się. –Parę razy w ciągu gorących nocy.
Draco skrzywił się z obrzydzeniem.
-Sprawdź w słowniku co znaczy zdanie: „wykorzystać kobietę”.
-Ty byś mnie nie wykorzystał, Dracusiu.
Merlinie daj mi siłę -jęknął
-Parkinson, ja cię za każdym razem wykorzystuję. Nic do ciebie nie czuję! A
poza tym, podoba mi się ktoś inny. –jego myśli poleciały bezwiednie do
czekoladowych oczu pewnej Gryfonki. Szybko odpędził je od siebie.
Dlaczego pomyślał o Granger?
-Nie mów, że ta szlama?! –krzyknęła z oburzeniem.
-Granger? Nie! Dobrze wiesz, że nie polecę na szlamę! Nie wiedziałem, że
jesteś aż tak głupia, Pansy.
Dziewczyna jednak już tego nie dosłyszała, tylko wybiegła z płaczem z jego
sypialni krzycząc: „I tak jeszcze będziesz mój! Zniszczę ją!”. Chłopak
otrząsnął się z chwilowego szoku, przeklinając za wszystkie czasy Ślizgonkę.
Nie wierzył jej, że mogła coś zrobić Granger, choć poczuł lekki niepokój.
Pansy była na to zbyt słaba, niezdarna i głupia. Jedyne o czym myślała to
kosmetyki oraz on sam. Wątpił czy zna jakieś zaklęcie, które mogłoby
chociaż zamknąć książkę, którą zazwyczaj trzymała Gryfonka. Prychnął i
pokręcił głową. Stanowczo za dużo czasu poświęca na myśli. Wziął torbę i
wyszedł z dormitorium zmierzając na lekcje. Zatrzymał się jednak przed
pokojem jego współlokatorki.
To co było w nocy nie może się powtórzyć. To wina cholernego Zabiniego i
Weasley. Gdyby nie oni, nie musielibyśmy spędzać ze sobą czasu. Granger
na pewno myśli tak samo. Ostatnio powiedziała bardzo dobitnie, że mam
dać jej spokój, cokolwiek od niej chcę.
Spojrzał ostatni raz przelotem na jej drzwi i opuścił Pokój Wspólny.
Dlaczego poczuł się tak okropnie, gdy przypomniały mu się jej słowa?
~~*~~
Hermiona zapomniała o tym, że miała zaraz rozpoczynać lekcje. Próbowała
wszystko sobie poukładać, przemyśleć, uspokoić się. Chciała wymazać po
prostu wszystkie pozytywne wspomnienia z Malfoyem. A miała takich kilka.
Przecież ostatnimi czasy nie zawsze zachowywał się jak dupek. Westchnęła i
spojrzała na zegarek. Zobaczywszy która godzina, zerwała się z łóżka
przerażona. Była spóźniona, to za mało powiedziane. Właśnie skończyła się
lekcja transmutacji, a za pięć minut rozpoczną się eliksiry. Zignorowała to,
że była nieumyta, nieumalowana, oraz jej włosy były roztrzepane. Wzięła
tylko książki i wybiegła z pokoju pędząc przez hogwarckie korytarze.
To wszystko przez tego idiotę! Gdyby nie on, to bym się nie spóźniła na
lekcje. Niech będą przeklęci wszyscy Malfoyowie!
~~*~~
Draco rozglądał się po Wielkiej Sali. Nigdzie nie zauważył burzy kręconych
włosów przy stole Gryfonów. Nie pojawiła się też na transmutacji. Zaczął się
denerwować. Czyżby Parkinson była zdolniejsza niż mu się wydawało? Nie,
to niemożliwe. Przecież Granger jest dla niej za sprytna. Dlaczego więc
Bliznowaty i Wieprzlej nie szukają jej? Skoro nie reagują musi być wszystko
w porządku. Przecież gdyby miało się jej coś stać od razu by zareagowali.
Odetchnął z lekką ulgą, po czym przybrał obojętną minę.
Kretynie! Dlaczego znowu o niej myślisz i przejmujesz się jej losem?!
Przecież miałeś dać już jej spokój! Nie powinno cię interesować co robi,
gdzie i z kim.
Westchnął głęboko przecierając twarz. Od jakiegoś czasu nie działo się z nim
nic dobrego.
*
Gdy rozpakowywał wszystkie przedmioty potrzebne do zajęć, drzwi
otworzyły się szeroko i do środka Sali wparowała ONA. Zaledwie pięć minut
po dzwonku, cała zdyszana i czerwona na twarzy. Nie wyglądała jakoś
zjawiskowo. Jej włosy wyglądały jakby nie miały styczności ze szczotką, a
twarz była dziwnie podpuchnięta. Spojrzała z lekkim strachem na
nauczyciela.
-P-przepraszam za spóźnienie. –wyjąkała, gdy wszyscy na nią spojrzeli.
Hermiona Granger spóźniająca się na zajęcia?
-Któż to do nas zawitał.-zironizował Severus Snape. -Panno Granger, ja nie
usprawiedliwiam ani spóźnień ani wagarów. Nie faworyzuję też uczniów. –
tu spojrzał na Ślizgonów. -I niech mi pani uwierzy, nie mam zamiaru także
usprawiedliwiać ciebie. Jesteś tak samo traktowana jak inni uczniowie.
Czyżbyś uważała się za lepszą, Granger?
-Nie, ale..
-A z tego powodu. -przerwał jej nauczyciel.-że jest pani Prefektem
Naczelnym, powinnaś świecić przykładem. Odejmuję zatem Gryffindorowi
trzydzieści punktów. Proszę usiąść.
Hermiona już i tak wściekła jak osa usiadła na swoim miejscu,
rozpakowując się i posyłając znienawidzone spojrzenia nauczycielowi. Czego
mogła się po nim spodziewać innego? Okazja, aby poznęcać się nad idealną
Hermioną oraz Gryffindorem przecież była idealna. Gdy skończyła
rozpakowywanie, spojrzała na Snape’a z uwagą. Teraz musiała jakoś
nadrobić te punkty.
-Hermiono, dlaczego się spóźniłaś? –zapytał cicho Harry.
Dziewczyna zarumieniła się. Przecież nie może powiedzieć przyjacielowi co,
a raczej KTO był powodem spóźnienia się na lekcję. Zagryzła zdenerwowana
wargę.
-Miałam babski wieczór z Ginny i zaspałam.
-Ale ona przyszła na śniadanie… -zaczął Wybraniec.
-Tak? Ale ja nie dałam rady wstać. Obudziłam się i zasnęłam dalej. Przez
całą noc gadałyśmy i wiesz jak to jest. Zasnęłyśmy dopiero nad ranem.
Potter spojrzał na nią powątpiewająco.
-Ale ona powiedziała, że już się ubierasz..
-Zasnęłam jeszcze, przecież mówiłam. –warknęła zirytowana.
-A dlaczego masz takie czerwone oczy? –zapytał podejrzliwie. Czuł, że
Hermiona nie mówi całej prawdy. Widział to po niej.
-Harry, na miłość boską! Nie wyspałam się, dlatego! –syknęła trochę za
głośno. Nawet się nie zorientowali, kiedy w klasie zaległa cisza.
-Przeszkadzam wam w pogawędce? –usłyszeli drwiący głos za nimi. -
Granger i Potter. Odejmuję wam po dziesięć punktów za pogaduszki na
mojej lekcji. Randkować proszę później.
Hermiona rzuciła Harry’emu mordercze spojrzenie i już się do niego więcej
nie odezwała. Straciła przez niego kolejne punkty. Dla niej to był cios
poniżej pasa. Nie była od tego, aby je tracić, tylko zdobywać. Gdy je traciła
czuła wstyd. Ten dzień się dla niej dopiero zaczął, a ona już miała go dosyć.
Próbowała się skupić na instrukcjach tłumaczonych przez Snape’a, ale coś ją
rozpraszało. Czuła, jakby ktoś się jej przyglądał. Zlustrowała niezauważalnie
spojrzeniem całą klasę, aż w końcu natrafiła na stalowe oczy pewnego
blondyna. Poczuła jak robi jej się duszno. Patrzył na nią z kpiącym
uśmiechem połączonym z nierozłączalną ironią. Przez chwilę wpatrywała się
w niego, lecz szybko przypomniała sobie swoje wcześniejsze postanowienie.
Spojrzała na niego jak na robaka i odwróciła się z zamachem. Była z siebie
dumna. Po niecałej minucie na jej stoliku zmaterializował się kawałek
pergaminu. Otworzyła go zaciekawiona. Jego treść jednak wywołała w niej
złość, lecz mimo wszystko poczuła jak skręca ją w żołądku.
„Co jest, Granger? Wyglądasz coś niedobrze. Czyżbyś znowu przesadziła?”
Zachowując maskę obojętności, domyślając się, że ją obserwuje, odpisała:
„Ja w przeciwieństwie do Ciebie jakoś wyglądam. O Tobie nie można tego
powiedzieć. Chyba nie spałeś pół nocy, co? Musiało być nieźle.”
Wysłała liścik z powrotem do właściciela. Konwersacja z Malfoyem nie była
czymś normalnym, nie powinna na nią odpisywać, ale nie mogła się
powstrzymać. Była zła na siebie. Treść liściku wyglądała tak, jakby była o
niego zazdrosna. Po chwili dostała odpowiedź. Szybko, z bijącym sercem ją
otworzyła.
„Właśnie przespałem ją bardzo dobrze. Zabini szybko odpadł. Kac mnie
trochę wymęczył. Ty za to chyba jej nie przespałaś. O co Ci chodzi, Granger?
Przyłapałaś Weasleya jak kazał skrzatom domowym prać skarpetki?”
Tia, Zabini odpadł, to napisał do Parkinson. Świetna wymówka.
„Nie Twoja sprawa co mi jest, Malfoy. PS. Tylko wymęczył? Szkoda, że nie
zabił. A i Ron potrafi wyprać samodzielnie skarpetki w porównaniu z
NIEKTÓRYMI”. Tak. To stanowczo była odpowiedź godna pięciolatka. Nie
panowała jednak nad sobą. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się jak
dziecko, ale po prostu poczuła nową falę złości. I do tego te liściki… Czy
naprawdę korespondowała z Malfoyem? To nie było poprawne, oraz nie
zaliczało się do zadania „Koniec z Malfoyem”. Odpowiedziała jednak i
spojrzała na niego wzrokiem seryjnego mordercy, mówiącym: „Jeszcze raz
coś do mnie powiedz, wyślij albo spróbuj się skontaktować, to przywołam
mugolską łopatę i najpierw wybiję ci nią zęby, a następnie brutalnie
poćwiartuję każdy kawałeczek twego soczystego ciałka.”
Draco chyba się przestraszył, bo już nic więcej nie napisał. Co prawda
zastanawiał się o co jej chodzi. Zrobił jej ponownie coś złego? Nie pamiętał,
aby się z nią wczoraj pokłócił, wyzywał czy obraził w jakiś sposób. Chyba, że
była zła o pocałunek, ale to nie na niego powinna być obrażona! Równie
dobrze, miała w tym taką samą winę co on.
Reszta lekcji minęła Hermionie okropnie. Denerwowało ją wszystko i
wszyscy na około. Nie dość, ze zostało jej odebrane tyle cennych punktów, to
McGonagall przyszła do niej z pretensjami o nieobecność na jej lekcji. Była
wściekła i załamana. Dlaczego wszystko nagle zaczęło się jej walić na
głowę?!
- Świetnie, jeszcze brakuje szlabanu do tego wszystkiego. –jęknęła,
ukrywając twarz w dłoniach. Miała ochotę krzyczeć i płakać. Co jeszcze
wydarzy się dzisiejszego, beznadziejnego dnia?!
-Lepiej nie kracz. –przestraszył się Harry. Współczuł przyjaciółce. Wiedział,
że dziewczyna nie jest przystosowana do zbierania negatywnych punktów,
komentarzy nauczycieli czy reprymend. Zawsze była wzorową uczennicą, nie
posiadała negatywnej opinii na swój temat. Dlatego, każda taka sytuacja
była dla niej ciosem.
Hermiona na obiedzie siedziała patrząc ponuro na swój talerz, zabijając
widelcem swoje ziemniaczki, których nie miała ochoty jeść. Wyżywała się na
nich, wbijając z morderczą namiętnością ostrza przyrządu w sam ich środek.
Wyobrażała sobie, że każdy z nich ma głowę blondyna ze Slytherinu, tak
bardzo przez nią znienawidzonego. To właśnie on był przyczyną jej ostatnich
potknięć.
-Hermiono, co ci zrobiły te ziemniaczki? –zapytał Ron, który najwyraźniej
postanowił zaryzykować i się do nich dosiąść. Miał nadzieję, że wczorajsze
błędy zostały mu wybaczone. W końcu magia przyjaźni potrafi zdziałać
dużo.
-Psują moją kwintesencję życia. –odburknęła nie przerywając czynności.
Ron widocznie nie zauważył, że jego ukochana przez cały dzień nie ma
humoru i siedzi przybita. Postanowił więc zadać jej pytanie, które nurtowało
go od wczoraj.
-A myślałaś może już nad tym o co cię zapytałem?
Hermiona spojrzała na niego z niezrozumieniem. Jej brwi zmarszczyły się,
co oznaczało, że zaczęła intensywnie myśleć. Przez to wszystko zapomniała o
wczorajszej kłótni z Ronem. Nagle ją olśniło. Chciała tego nie robić.
Naprawdę. Uważała pomysł Malfoya za zbyt brutalny jak dla niej. Ona była
delikatniejsza, bardziej wrażliwa. Zagryzła wargi. Czy Ron zasłużył na to
wszystko? Tak. W tej chwili była naprawdę wściekła i nie miała humoru. Nie
myślała nad tym, czy potem będzie żałowała. A może właśnie w ten sposób
poprawi sobie humor?
Tak, Ron. Myślałam. –powiedziała głośno. Rozejrzała się szybko i zauważyła
z satysfakcją, że spogląda na nich coraz więcej zaciekawionych spojrzeń.
Uśmiechnęła się pod nosem. Właśnie o to chodziło.
-Więc? –zapytał rudzielec z szerokim uśmiechem.
-Więc, odpowiedź brzmi: nie. Przepraszam Ron, ale nie kocham cię w ten
sposób. Traktuję cię tylko jak przyjaciela. Nie potrafię sobie wyobrazić
ciebie jako mojego chłopaka. Poza tym nie jesteś w moim typie. Szczerze, to
wolę blondynów. Do tego, nie obraź się, nie jesteś przecież brzydki tyle, że w
Hogwarcie jest wielu przystojnych mężczyzn. Nie chcę ryzykować, że może
jakiemuś się spodobam i przegapię taką okazję będąc z tobą. –powiedziała
to tak jadowitym tonem, że sama siebie nie poznawała.
W Wielkiej Sali zaległa cisza. Wszyscy obecni patrzyli to na Rona, to na
Hermionę. W końcu rudzielec wstał. Na twarzy wykwitły mu rumieńce, a w
oczach błyskały iskierki wstydu i złości. Hermionie zrobiło się głupio.
Spojrzała na niego przepraszająco. Nie powinna była tego mówić.
-Nie musiałaś być taka wredna, wiesz? –warknął.
-Ja się tylko odpłaciłam za to, co ty mi powiedziałeś, Ron.
-Ja..-zawahał się. –Jesteś szmatą, Granger.
Hermionę zatkało. Gryfoni z Harrym i Ginny na czele wstali i jak jeden mąż
zaczęli bronić brązowooką. Nie szczędzili sobie wyzwisk pod jego adresem.
Można się kłócić, być zranionym, ale Ron nie miał prawa nazwać jej w ten
sposób. To było karygodne i niedopuszczające. Hermiona tylko uśmiechnęła
się smutno. Podeszła do Rona wymierzając mu siarczysty policzek. W
Wielkiej Sali odbił się jego dźwięk. Uczniowie oraz nauczyciele patrzyli na
rozgrywającą się scenę z szokiem. Hermiona nie przejmowała się tym, że za
chwilę ponownie może podejść jakiś nauczyciel i odjąć punkty, lub wlepić
szlaban. Miała swoją dumę. Nie pozwoli się tak traktować.
-Nie masz prawa tak do mnie mówić, Ronaldzie Weasley. Nie potrafisz
przyjąć do siebie odmowy? Wszystko musi być po twojemu? O nie, nie. Nie
chcę już cię znać. Dla mnie jesteś skończony, Ron.
Po tych słowach wyszła z Sali i skierowała się na błonia. Gdy wyszła, owinęło
ją chłodne październikowe powietrze. Jej ciało pokryły liczne ciarki. Łzy
znowu zabłysły w jej oczach. Czuła się źle, okropnie. Nie tak miało to
wszystko wyglądać, nie powinna tego robić. Czy jednak Ron nie pokazał
swojej „kultury” wobec niej? Zraniła go, przy okazji raniąc także siebie. To
prawda, była na niego wściekła, lecz nie chciała go stracić. Chciała się tylko
na nim odegrać, potraktować tak, jak on zrobił to z nią. Ten dzień chyba nie
mógł być gorszy.
-Granger…- poczuła na swoim ramieniu dłoń i usłyszała tak bardzo znany
przez nią głos. Głos, który kiedyś przywodził jej na myśl cierpienie,
nienawiść. Teraz już tego nie czuła. Teraz jej serce podskakiwało niemal do
gardła, gdy go słyszała. Zadrżała, przyjmując na twarz maskę obojętności.
Odwróciła się i spojrzała w szare oczy Dracona Malfoya.
-Czego chcesz? –zapytała oschle, ale głos się jej załamał. Nie potrafiła
założyć tak idealnej maski jak on.
Wszystko tylko nie to. Nie chciała po sobie pokazać słabości, tego jak bardzo
została zraniona. Tego, że bolało ją to jak bardzo zraniła przyjaciela. Nie
chciała się dodatkowo kłócić z Malfoyem. Nie miała na to wszystko sił.
-Wszystko w porządku? –zapytał łagodnie. Hermiona spojrzała na niego
zdezorientowana. Takie zmartwienie i troska nie pasowały do wizerunku
zimnego Ślizgona. -Ładne przedstawienie zrobiłaś w Wielkiej Sali. O to
chodziło. Nieźle, Granger. Nie myślałem, że to zrobisz. Co prawda trochę
złagodziłaś to wszystko, ale Weasleya i tak to ruszyło.
Hermiona się zirytowała. On niczego nie rozumiał, nie stracił przyjaciela,
nie został przez niego obrażony i zraniony!
-Tak? –zapytała chłodno. -Właśnie straciłam przyjaciela, Malfoy! Przez twój
„idealny” pomysł zraniłam go! Lecz ty nie wiesz jak to jest, prawda? Ty
zawsze dostajesz co czego chcesz i robisz to co chcesz! Wszystko jest nie tak!
Kłócę się z przyjaciółmi, spóźniam na lekcje, tracę punkty i jeszcze na
dodatek ty wpieprzasz się w moje życie wszystko przestawiając! Nienawidzę
cię, Malfoy!
Po jej policzkach ciekły łzy. Nie panowała już nad sobą. Chciała się wyżyć.
Wyżyć na Malfoyu, bo to wszystko było jego winą. To on mieszał jej w życiu.
Psuł, wszystko przestawiał. Gdyby nie on, to wszystko by było takie jak
wcześniej. Patrzyła na jego obojętną twarz z nienawiścią. Tak bardzo chciała
zobaczyć na niej złość, smutek, coś żeby wiedziała, że jej słowa go dotknęły.
Żeby cierpiał tak, jak ona teraz. A co robił Malfoy? Niewzruszenie się jej
przyglądał. Chciała odejść, ominąć go, zapomnieć, ale on jednym ruchem jej
na to nie pozwolił. Złapał jej nadgarstek, odwracając ją w swoją stronę i
przyciągnął do siebie. Poczuła jak przytula się do niej, obejmując mocno.
Ona stała z opuszczonymi rękoma wzdłuż ciała nie wiedząc co zrobić.
Zamknęła oczy pozwalając kolejnej fali łez wylecieć. Czuła jak złość z niej
ulatuje. Ostrożnie podniosła ręce, również go obejmując. Czy zapomniała, że
miała się go pozbyć z życia? Najwidoczniej tak.
-Dalej, Granger. Powiedz to jeszcze raz. Powiedz, jak bardzo mnie
nienawidzisz. –szepnął. Ona milczała. Wtuliła twarz w jego tors, napawając
się jego zapachem. Tak bardzo ją uspokajał.
Chłopak nie wiedział, dlaczego ona tak na niego działa. Powoduje uśmiech,
chęć pomocy, przytulenia. Jednym słowem potrafiła go dotknąć do żywego.
Nie znał tego uczucia. Bał się. Przed chwilą na niego krzyczała, wyzywała,
obrażała go, a już po chwili wypłakiwała się w jego ramionach. A najgorsze
w tym wszystkim było to, że czuł obowiązek zaopiekowania się nią.
Trzymania w swoich ramionach, próbując przynieść ukojenie. Płakała tylko
przez chwilę. Potem się uspokoiła i odsunęła lekko od niego.
-Nie mazgaj się, Granger! Nie pamiętasz już jak on ciebie zranił? Teraz też
nazwał cię bardzo miło, nieprawdaż? Dlaczego to ty się obwiniasz?
Hermionę zaskoczyły jego słowa. Czy on właśnie jej doradzał? DRACO
MALFOY? Wiedziała, że nienawidzi Rona, ale żeby takie słowa z jego ust?
Czy on też jej nie ranił? Czy nie częściej niż Ron? Mimo wszystko miał rację.
Nie powinna całej winy brać na swoje barki. Nie była w tym sama.
Uśmiechnęła się więc lekko.
- Wiesz, Malfoy? Czasami… jesteś bardzo pomocny. –posłała mu nieśmiały
uśmiech. On odwzajemnił go z lekkim grymasem. Nie powinna tak o nim
myśleć. Nigdy nie będzie taki, jakim by chciała, aby był. –Dziękuję, Draco.
Draco… Po raz kolejny nazwała go po imieniu. Naprawdę lubił, gdy tak do
niego mówiła. Jego serce wtedy momentalnie miękło. Była zbyt dobra, zbyt
delikatna dla niego. Czy w każdym potrafiła zobaczyć iskierkę dobra? Kiedyś
ją to zgubi…
-Nie przyzwyczajaj się, Granger. Pamiętaj, że to tylko chwilowy moment, a
potem wszystko wraca do normy.
Gryfonka kiwnęła ze zrozumieniem głową i szeroko się uśmiechnęła.
Zaszumiało mu w głowie. Merlinie, ona ma taki piękny uśmiech. Nie
powinien tego pomyśleć, lecz to była prawda. Jednym takim gestem
potrafiła w człowieku wzbudzić chęć dobra. Szybko soczyście przeklął w
myślach. Nie powinien był tak uważać. To nie tak powinno być. Robił się
słaby. Słaby, przez cholerną Granger.
Weszli razem do zamku nic już nie mówiąc i w przedsionku każde z nich
udało się w swoją stronę. Nie czuli się winni pożegnania. Tak naprawdę nie
powinno być nawet powitania, rozmowy, tego co się między nimi działo.
Hermiona zaczęła się tego bać. Wszystko to szło w stanowczo złym
kierunku. Zauważała w nim zmianę, coś co chciało być dobre. Jej uczucia
względem niego robiły się łagodniejsze, przyjaźniejsze. Działał na nią bardzo
mocno, lecz nie mogła pozwolić, aby wszystko zaszło za daleko. Czy mogłaby
zakochać się w Malfoyu? Bez wątpienia miał coś w sobie takiego, co
przyciągało kobiety. Ku jej niezadowoleniu ją także. Lecz to uczucie by ją
zabiło. Malfoy nigdy by tego nie odwzajemnił, a poza tym był byłym
śmierciożercą. Nie był odpowiednią osobą do lokowania swoich uczuć. Na
szczęście jej rozmyślania przerwał głos wicedyrektorki. Ze strachem
spojrzała na nią. Już teraz bała się kary za to, co wydarzyło się przy obiedzie.
Na całe szczęście kobieta nie miała surowej miny.
-Panno Granger, chciałabym żebyście wraz z panem Malfoyem objęli dzisiaj
wieczorny patrol. Pan Filch ma przypilnować parę osób na szlabanie, a także
musi posprzątać całe północne skrzydło, ponieważ Irytek znowu
narozrabiał. Przekaże pani to panu Malfoyowi?
-Tak, oczywiście nie ma problemu. –powiedziała i odetchnęła z ulgą.
-Doskonale. Życzę miłego wieczoru.
-Dziękuję pani profesor i wzajemnie.
Profesorka spojrzała na nią, jakby chciała coś dodać, ale odpuściła. Gdy
opuściła korytarz, Hermiona wypuściła z siebie całe powietrze. Na całe
szczęście nie miała żadnej kary, której tak bardzo się obawiała. Jej humor
zaczął się poprawiać. Postanowiła pójść najpierw na siódme piętro odszukać
przyjaciół. Poszła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Wypowiedziała hasło i
weszła do środka pomieszczenia z radością. Jak dawno nie była w salonie
Gryffindoru. Nic się w nim nie zmieniło. Prócz uczniów oczywiście.
Natychmiast podbiegły do niej koleżanki, z którymi wcześniej mieszkała w
dormitorium.
-Hermiona, słuchaj! Niedługo Halloween! Tak sobie myślałyśmy, żeby pójść
na zakupy i kupić jakieś sukienki! Musimy się jakoś przebrać! Niedługo
powinni powiedzieć co nas będzie obowiązywać! Może jakieś kostiumy! –
dziewczyny gadały jak najęte.
-Zgoda, dziewczyny. Jak coś będzie wiadomo, to idziemy na zakupy
poszaleć!
Wszystkie zapiszczały i znowu zajęły się swoimi sprawami wpadając w
ożywioną dyskusję. Hermiona pokręciła głową. Nigdy nie przepadała za
zakupami. Poszukała wzrokiem czarną czuprynę, a następnie padła obok
niej na kanapę.
-Padam! Ten dzień chyba nie może być gorszy. –poskarżyła się.
-Jak się czujesz? –uśmiechnął się Harry ze współczuciem i uścisnął jej dłoń.
-Lepiej. Spotkałam McGonagall i myślałam, że będzie chciała mi wlepić
szlaban, ale oznajmiła mi, że mam dzisiaj wieczorem jeszcze patrol z
Malfoyem. Miałam zamiar się wyspać.
-Biedactwo. –pogłaskał ją po policzku. –Ale nie jest tak źle, zawsze mogło
być gorzej. Mogłaś wyglądać jak Ron.
Hermiona zmarkotniała na wspomnienie o rudzielcu.
-Ronald coś mówił?
-Nie, w sumie to nie.
Hermiona spojrzała na niego badawczo. Uniosła wysoko brew, widząc, że
przyjaciel próbuje zataić przed nią prawdę.
-A więc?
Harry zrobił niezadowoloną minę.
-Czy przed tobą nic się nie ukryje? Zgoda. Kazał mi i Ginny wybierać między
wami.
-To rozumiem, że mam sobie pójść i dać ci spokój? –patrzyła na niego niby
obojętnie, ale w jej środku serce zaczęło krwawić bojąc się odpowiedzi.
-No co ty! Ginny go zaczęła wyzywać od pajaców i że się wstydzi takiego
brata, a ja powiedziałem, że nie będę wybierać pomiędzy najlepszymi
przyjaciółmi.
-I co Ronuś na to?
-Powiedział, że to tak jakbym wybrał ciebie. –wzruszył ramionami.
-Świetnie. –zacisnęła wargi. –Przepraszam, Harry… Gdybym wtedy tego nie
powiedziała…
-Nie masz za co przepraszać, Hermiono. Rozumiem cię i uważam, że to było
świetne. Należało mu się. Naprawdę. –Hermiona przytuliła się do niego
mocno. Czuła się zupełnie inaczej, niż gdy przytulał ją Malfoy, ale przy
Harrym również czuła się bezpieczna. Co ona mówi?! Przy nim czuła się
BARDZIEJ i PRZEDEWSZYSTKIM bezpieczna.
Posiedzieli wspólnie przez jakiś czas. Chcieli nadrobić chwile, gdy ona nie
siedziała już z nimi w salonie Gryffindoru. Napisali razem wypracowania
(Hermiona napisała swój i dodatkowo dokończyła i sprawdziła Harry’ego),
powygłupiali się, porozmawiali o wszystkim jak za starych dobrych czasów,
gdy wszystko było prostsze. Gryfonka zapomniała pilnować czasu, nie zdając
sobie sprawy jak szybko płynął.
-Harry! To już tak późno?! Muszę uciekać. Mam nadzieję, że Malfoy jest w
pokoju, bo miałam mu przekazać o patrolu! McGonagall mnie zabije jak się
tam nie zjawimy! Do jutra!
Zbiegła szybko piętro niżej, wypowiedziała hasło i ruszyła w stronę sypialni
Prefekta Slytherinu. Nie zapukała, tylko wbiegła do środka. W
pomieszczeniu nie było nikogo, ale na łóżku chłopaka leżało urządzenie,
które zmusiło Gryfonkę do wejścia dalej.
Rozdział 11. Wspomnienia
Hermiona weszła głębiej, trochę niepewnie do pokoju Malfoya patrząc z
zaintrygowaniem na leżącą na jego łóżku myślodsiewnię. Wolnym krokiem,
bez zastanowienia ruszyła w jej stronę. Przez jej głowę zaczęły przelatywać z
zawrotną prędkością setki sprzecznych ze sobą myśli. W końcu naczynie
zawierało wspomnienia Malfoya. Najokrutniejsze sekrety. Mogło
wytłumaczyć jego skomplikowany, trudny charakter. Pozwolić dowiedzieć
się czegoś, czego nikt inny nie wie. Tylko czy to było w porządku? Ciężko
było się oprzeć takiej pokusie.
Usiadła na łożu, wzięła naczynie w ręce i położyła je sobie na kolanach tak
delikatnie, jakby zaraz miało wybuchnąć. Poruszyła misą tak, że płyn w
środku, ni to gaz, ni to ciecz zaczął się mieszać ukazując niewyraźne kontury
wspomnień. Zawahała się.
Tylko zerknę, przecież nie muszę wchodzić do środka.
Pochyliła się lekko żeby się lepiej im przyjrzeć. Nagle poczuła szarpnięcie w
okolicy pępka i zaczęła lecieć w pustkę. Nie mogła krzyczeć. Głos uwiązł w
gardle nie mogąc się uwolnić. Czuła jakby leciała już wieki, lecz po chwili
wylądowała na czymś miękkim.
Rozejrzała się ze strachem po pomieszczeniu. Znajdowała się w ogromnej
komnacie z wielkim łożem z baldachimem oraz drogimi meblami, ozdobami
i kosztownymi, ciemnymi zasłonami. Był to na pewno dom jakiegoś
arystokraty, bo nikogo innego nie byłoby stać na takie luksusy. Biorąc pod
uwagę, że to wspomnienia Malfoya, pomyślała, że to właśnie jego
rezydencja. Z szeroko otwartymi oczami, które pochłaniały wygląd
pomieszczenia, zauważyła w rogu pięknej sypialni łóżeczko dla małego
dziecka. Nawet ono robiło ogromne wrażenie. Zdobione, pozłacane, lecz nie
pełne przepychu.
Podeszła do niego na palcach prawie nie oddychając, jakby się bała, że zaraz
ktoś przybiegnie, albo obudzi śpiącego tam berbecia (jeżeli tam jakieś leży).
Zaglądając do środka zobaczyła małego, słodkiego bobasa śpiącego
smacznie ze smoczkiem w ustach. Po blond włoskach prawie że platynowych
zaczęła podejrzewać, że to może być mały Draco. Maleństwo otworzyło w
pewnym momencie oczy i spojrzało na nią stalowymi, świecącymi oczkami.
To na pewno Malfoy! Wszędzie rozpozna ten kolor tęczówek! Tylko, że u
tego dziecka nie widać w nich jeszcze tego błysku ironii… Zastanowiła się
przez chwilę, czy chłopczyk ją widzi, choć wiedziała, że to przecież
niemożliwe. Znajdowała się tylko w jego wspomnieniach. Tylko miała głupie
wrażenie, jakby bobas przewiercał ją swoimi szarymi tęczówkami.
Usłyszała za drzwiami do pokoju hałas i nagle do pomieszczenia wkroczyły
dwie osoby. Automatycznie się od nich odsunęła, aby ich widma jej nie
dotknęły. Od razu ich rozpoznała. Pierwszą z nich była matka Dracona,
Narcyza Malfoy. Pamiętała tę kobietę. Niezbyt miło wspominała spotkanie z
nią na ulicy Pokątnej rok temu. Kobieta była wysoką, zgrabną blondynką o
ostrych i arystokratycznych rysach twarzy. Miała też ten sam kolor tęczówek
co Draco. Emanowała od niej duma oraz elegancja. Narcyza bez wątpienia
była wyrafinowaną kobietą. Drugą osobą był znienawidzony przez
Hermionę mężczyzna, Lucjusz Malfoy. Wyglądał jak starsza kopia Dracona,
z ciemniejszymi oczami i dłuższymi platynowymi włosami. Jego rysy twarzy
także były ostrzejsze niż u syna.
- Lucjuszu. –odezwała się Narcyza. W jej głosie było słychać strach.-Nie
chcę, żeby Draco od maleńkiego brał udział w spotkaniach śmierciożerców!
Ma na to czas!
-Narcyzo, ale on kiedyś zostanie jednym z nas! Musi się do tego
przyzwyczajać!
-Kiedyś, kiedyś! Czarnego Pana już nie ma! Dlaczego musi zostać
śmierciożercą?!
-WSZYSTKIE dzieci biorą udział w tych spotkaniach! Jesteśmy
najwierniejszą rodziną, która służyła Czarnemu Panu od pokoleń! Jeżeli
wróci, to zostaniemy wynagrodzeni!
-Jak to „wszystkie”!? I jak to „wróci”?! Czarny Pan umarł, Lucjuszu!
UMARŁ! Ten mały.. Potter go zabił!
-Milcz, Narcyzo! Jeżeli On to usłyszy, wszystkich nas pozabija!
Pani domu pobladła i rozejrzała się wokół siebie z przestrachem, jakby zza
jej pięknych zasłon miał wyskoczyć Voldemort.
-Zabini, Parkinson, Nott, Crabbe, Goyle.. Oni wszyscy przyprowadzają swoje
dzieci na spotkania! Mam dalej wymieniać?! Myślisz, że chcę, aby jakiś
Goyle był ważniejszy w szeregu śmierciożerców niż ja?!
-Ja nie chcę żeby nasz syn..
-Przykro mi, ale masz niewiele do powiedzenia. –odpowiedział Lucjusz
chłodno i wziął maleńkiego blondyna na ręce. –Wiesz dobrze, że ty i Dracon
podlegacie mi. Nie masz w takiej sytuacji wyjścia. Draco zostanie
śmierciożercą tak, jak powinien. To jego przeznaczenie.
Narcyza patrzyła błagalnie na męża, lecz ten wydawał się niewzruszony. Od
zawsze był zaślepiony wizją Voldemorta, jego pragnieniem władzy. Tylko to
się dla niego liczyło. Władza i potęga. Jako ojciec pragnął, aby jego
pierworodny poszedł w jego ślady obierając tą samą wyznaczoną drogę.
-Synu, za jakiś czas, staniesz się jednym z nas. Przyniesiesz mi dumę! –
zwrócił swoje ciemne oczy na chłopczyka tkwiącego w jego ramionach.
*
Obraz zmienił się. Teraz Hermiona znajdowała się w salonie, jeszcze
bardziej okazałym i ozdobnym niż poprzednia sypialnia, lecz tym razem
Draco potrafił już samodzielnie chodzić. Na oko miał trzy latka. Jego matka
siedziała na kanapie i obserwowała syna z uśmiechem ale i z troską oraz
smutkiem. Do pokoju znowu wkroczył pan domu.
-Narcyzo, co to miało dzisiaj znaczyć?! Dlaczego zwróciłaś się tak
karygodnie do pani Parkinson!? Czy ty nie rozumiesz sytuacji?!
-Dlaczego mamy ustalać już teraz za kogo wydamy Draco? Może on się
zakocha...ożeni z miłości?!
-Nie ma czegoś takiego jak miłość! –wysyczał jej mąż, patrząc na nią z
nienawiścią w oczach.-Nie rozumiesz, że młoda panna Parkinson to dla
naszego syna najlepsza partia?! Parkinsonowie to stary, szanowany ród!
Niewiele rodzin może się pochwalić zachowaną czystością krwi! Crucio!
Kobieta zaczęła zwijać się z bólu, upadając na podłogę. Z jej oczu ciekły
strumyki łez, lecz próbowała z nimi walczyć. W pokoju znajdował się jej
mały synek. Nie może pokazać słabości, że odczuwa ból i strach. Chciała go
przede wszystkim chronić. Mały Draco oderwał się od zabawek i spojrzał na
mamusię. Czy rozumiał to co się dzieje? Jak wiele mógł już widzieć
trzylatek?
Gdy tortury ustały, maluch podbiegł do niej i ją przytulił. Wiedział. Już
wtedy musiał wiedzieć, że z mamusią dzieje się coś niedobrego. Matkę i
dziecko łączy niesamowita więź.
-Już dobrze, kochanie, nic się nie stało. Mamusi nic nie jest.
Objęła swojego syna, przyciągając do swojego serca. Chciałaby go schować
przed całym światem, aby był bezpieczny.
-Przepraszam cię, kochanie. –wyszeptała do niego, gdy Lucjusz opuścił
pokój. –Przepraszam, że nie będziesz mógł mieć takiego życia jakie
powinieneś mieć.
*
Gryfonka rozejrzała się i zorientowała, że ponownie znalazła się w innym
momencie życia Ślizgona. Tym razem Draco miał już prawdopodobnie
jedenaście lat i sądząc po spakowanym kufrze, miał wyruszać w swoją
pierwszą podróż do Hogwartu. Normalnie każde dziecko się cieszy na myśl,
że tam jedzie. Hermiona do dziś jeszcze pamiętała jak ona sama skakała z
radości o możliwości pójścia do Hogwartu, ale nie on. Siedział z pochmurną
miną słuchając ojca, który stał naprzeciw niego najprawdopodobniej
prawiąc kazanie.
-Draconie, musisz trafić się do Slytherinu. To jest twoje przeznaczenie!
-Skoro to jest moje przeznaczenie to się raczej dostanę, nie? –zapytał z
drwiną.
Trzask. Blondyn złapał się za pulsujący policzek i spojrzał z bólem na ojca.
-Smarkaczu, nie pyskuj mi!
-A co jeżeli nie dostanę się, ojcze? –poprawił się jedenastolatek.
-Spotka cię kara! KAŻDY Malfoy tam trafia i ty także musisz! Nie pozwolę,
żeby mój syn hańbił mój ród wśród szanujących się czarodziejów!
-A jeżeli nie chcę być w Slytherinie? Chcę mieć normalnych przyjaciół,
dziewczynę i nie przejmować się, że zostanę śmierciożercą?
-Crucio! –Malfoy senior bez ostrzeżenia wycelował w syna zaklęciem. –Nie
masz prawa się mi sprzeciwiać, gówniarzu! Razem z twoją matką cię
wychowaliśmy i będziesz nam podlegał, rozumiesz?!
Draco krzyczał z bólu. Kiwnął prawie niezauważalnie głową, ale Lucjuszowi
w zupełności wystarczyło. Hermiona za to miała łzy w oczach. Chciała
podejść i mu pomóc, ale wiedziała, że to niemożliwe.
-Masz być cyniczny i bezwzględny. Tak jak cię uczyłem. Nie wolno zadawać
się z nic niewartymi szlamami. To są śmiecie! Masz być najlepszy! I radzę ci!
Nie przynieś mi hańby!
-Tak, ojcze..-odparł zimno chłopak.
Gdy wyszedł na podwórze przed domem jego wzrok wskazywał na ból i
przerażenie, które po chwili zostały zamaskowane cynizmem i emanującym
chłodem. Tak powstała jego maska. Maska bezwzględności i obojętności.
*
Tym razem kasztanowłosa znalazła się już przy prawie teraźniejszym
Draconie. Była dalej w dworze Malfoyów, ale był w nim ktoś jeszcze. Łysy
mężczyzna, z czerwonymi oczami, ze szparkami zamiast nosa. Rozpoznała w
nim Voldemorta. Wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu, próbując się od
niego odsunąć jak najdalej. Mimo iż znajdowała się tylko we wspomnieniu,
to okropnie się bała. Mężczyzna budził w niej strach i obrzydzenie.
-Draco..-zabrzmiał głos przywodzący na myśl syczenie węża. –Nadszedł twój
czasss… Dziś, zostaniesz przydzielony do mojej armii, do śmierciożerców.
Cieszysz się, że zostaniemy przyjaciółmi?
-Tak, panie. –Draco klęczał z szacunkiem, lecz jego wzrok był wyrzuty z
emocji, wlepiony w podłogę.
-To dlaczego na mnie nie patrzysz, Draco? Spójrz na mnie! Spójrz! Crucio!
Tortury trwały dłuższą chwilę. Chłopak zacisnął mocno powieki. Tak bardzo
był przyzwyczajony do używania tego zaklęcia, że był praktycznie na nie
odporny. „Praktycznie”, dlatego, że rzucał je sam Lord Voldemort.
Następnie Czarny Pan podszedł do niego i na lewym przedramieniu umieścił
Mroczny Znak. Znamię które pozostanie z nim już na zawsze. Którego nie da
się usunąć i do końca pozostanie jego brzemieniem. Naznaczeniem
oznaczającym wieczną służbę w szeregach Lorda Voldemorta. Został jego
marionetką pozbawioną własnych decyzji. Już nigdy nie ma być wolny. Już
nigdy nie będzie miał prawa do własnego wyboru.
Chłopak nie wytrzymał i zaczął krzyczeć. Zaklęcie mocno zaczęło parzyć jego
skórę, czując jakby ręka stanęła w płomieniach. Jego krzyki roznosiły się po
rozległym salonie, przenosząc się na mroczne korytarze rezydencji
Malfoyów.
*
Wspomnienia widocznie chciały jej pokazać coś jeszcze, gdyż znalazła się na
szczycie Wieży Astronomicznej. Obok niej stał Albus Dumbledore. Bez
różdżki, patrzący błagalnym spojrzeniem na stojącego przed nim Dracona
Malfoya.
-Wiem, że jesteś dobry, Draco. Nie jesteś mordercą.
-Skąd wiesz?! –krzyknął chłopiec.
Hermiona nigdy nie słyszała takiej paniki w jego głosie. Jego głos i ręka
drżały.
-Boisz się. Strach jest rzeczą ludzką. Nie jesteś zły. Wiem to. Zaufaj mi. Daj
sobie pomóc, Draco.
-Nie mogę! On mnie zabije! I całą moją rodzinę!
-Nie pozwolę cię skrzywdzić, obiecuję ci to, tylko daj sobie pomóc.
Malfoy opuścił trochę różdżkę.
-Daj sobie pomóc, Draco..
*
Hermiona nawet nie zauważyła kiedy wspomnienia zabrały ją w następne
miejsce. Łzy piekły jej oczy, które zamknęła z przerażenia. Wyrwał ją z niego
głos, kłócącego się Dracona. Tak, ten Draco, to na pewno ten z
teraźniejszości. Rozpoznała go po jego rysach twarzy, które uwydatniły się w
tym roku, a ona błądziła po nich palcami kilka razy podczas niewielu
pocałunków.
-Koniec z tym! Nie wrócę już tutaj! Mam dość ciebie i twoich zasad! Nie chcę
być śmierciożercą, nie chcę zabijać, zwisa mi co robi Potter! Wyjadę do
szkoły, znajdę sobie narzeczoną SAM, może być nawet mugolaczką, miłość
nie wybiera! Prawie przez ciebie zabiłem niewinnego człowieka!
-Ty gówniarzu..
-Nie zatrzymasz mnie już. Nie wrócę w to miejsce nigdy. -z różdżki Dracona
wyleciało złote zaklęcie, godząc ojca prosto w pierś.-Matko? Idziesz ze mną?
Ochronię nas! Ktoś nam pomoże!
Lucjusz został sparaliżowany. Narcyza pokręciła szybko głową. Bała się
śmierci oraz męża. Nie mogła odejść.
-Nie, Draco.. Ja nie mogę..
-Proszę cię! On cię zabije!
-Nie… Ty też zostań..-zaczęła szlochać łapiąc rękaw jego koszuli.
Draco prychnął ze złością i szybko wyrwał się z jej uścisku. Nie zamierzał
tutaj zostawać. To był koniec. Wziął swoje rzeczy nie zwracając uwagi na
płacz matki i teleportował się. Gdzie? Do Dziurawego Kotła. Jutro ma się
zacząć nowy semestr. Od jutra będzie bezpieczny. Od jutra będzie pod
opieką Albusa Dumbledore’a.
*
Hermiona podskoczyła z przerażenia. Coś ścisnęło ją mocno za ramię.
Wracała. Zobaczyła przed swoimi oczami wściekłe spojrzenie stalowych
oczu Ślizgona.
-Dobrze się bawisz, Granger? –zapytał z wściekłością. Jego oczy w tej chwili
wyglądały na obłąkane.
-Nie... Ja...Przepraszam..-jąkała się dziewczyna. Nie powinna wchodzić do
jego wspomnień.
-Fajnie było pozwiedzać kogoś wspomnienia bez pozwolenia? –zaczął
wzmacniać uścisk palców, na co dziewczynie zalśniły w oczach łzy
przerażenia.
-Draco, ja..
-Granger, jesteś tak beznadziejna i źle wychowana?! Taka głupia?! Każda
szlama tak ma, że wtyka swój nos w cudze wspomnienia?!
-Draco..
-CZEGO TUTAJ CHCIAŁAŚ?!
Hermiona wzdrygnęła się, próbując uspokoić drżący głos. Wpadł w furię.
Nie panował powoli nad sobą. W tym momencie Draco Malfoy wydawał jej
się naprawdę strasznym człowiekiem.
-McGonagall powiedziała, żebyśmy p-przyszli na patrol..i..chciałam p-
przyjść ci p-powiedzieć..
-Świetnie. W takim razie chodźmy. -warknął i pociągnął ją za ramię, nie
zważając na to, że wbił jej paznokcie w skórę tak mocno, że aż zasyczała z
bólu. Jego wściekłość oślepiła go.
~~*~~
Nie odzywali się do siebie ani słowem przemierzając ciemne korytarze
zamku. Hermiona chciała go o tyle rzeczy wypytać, powiedzieć coś, ale
wiedziała, że jest wściekły na nią. Nie dziwiła mu się. Zrobiła źle dotykając
myślodsiewni. Wyszła na wścibską, która wchodziła w czyjeś prywatne życie
bez pozwolenia. Jednak nie zrobiła tego do końca specjalnie. Nie wiedziała,
że tak się stanie, a jak już się tam znalazła to nie potrafiła przestać. Spojrzała
ponuro na plecy Malfoya, który szedł parę metrów przed nią.
-I CZEGO SIĘ KURWA, GRANGER GAPISZ?!
-Ja..
-DOBRZE BYŁO POPATRZEĆ JAK TATUŚ RZUCA NA DZIECKO I ŻONĘ
CRUCIO, CO?! A MOŻE PODOBAŁO CI SIĘ JAK MNIE TORTUROWALI?!
ALBO NAZNACZALI?! ŚWIETNA FRAJDA, NO NIE?! ZRESZTĄ.. TOBIE
TO NA PEWNO SIĘ PODOBAŁO! PRZECIEŻ MNIE NIENAWIDZISZ! A
MOŻE MYŚLISZ, ŻE CIĘ TU I TERAZ ZABIJĘ?!
Dziewczyna stanęła sparaliżowana. Blondyn podszedł do niej gwałtownym
ruchem i stanął naprzeciwko wyjmując różdżkę. Bała się, że ją uderzy, rzuci
zaklęcie, zaatakuje. Przymknęła powieki, ale nic takiego się nie stało.
Otworzyła niepewnie powieki wpatrując się w niego. Stali tak jeszcze chwilę
w ciszy, patrząc sobie w oczy. Próbowali wyczytać coś ze swojego spojrzenia.
Hermiony brązowe tęczówki były przepełnione bólem i strachem, a Dracona
szare wściekłością i desperacją. Nie chciał, aby ktoś widział jego
wspomnienia, a już na pewno nie ona. Nie zwrócili nawet uwagi, że obok
nich stanął woźny, Argus Filch.
-Wicedyrektor was wzywa. –warknął, patrząc na nich podejrzliwie.
Draco odwrócił od niej wzrok i bez słowa ruszył do gabinetu wicedyrektorki.
Hermiona ruszyła powoli za nim. Czuła się okropnie i wiedziała, że na razie
nie powinna nic z tym robić. Powinien się uspokoić. Dołączyła do niego pod
drzwiami i wspólnie weszli, zajmując miejsca przed jej biurkiem.
-Wezwałam was, żeby wam powiedzieć, że zbliża się Noc Duchów. Będzie w
naszej szkole organizowana jakby taka...dyskoteka. –ostatnie słowo ledwo
przeszło jej przez gardło.
-I co w związku z tym? –warknął Draco.
-A to, panie Malfoy, że jako Prefekci Naczelni jesteście zobowiązani ją
zorganizować. Proszę, tu jest lista. Acha, jeszcze jedno. Idziecie tam razem.
Macie być tam we dwoje jako partnerzy, oraz waszym obowiązkiem jest
wszystkiego dopilnować. Odpowiadacie za to wydarzenie! Rozumiemy się? –
przyjrzała im się groźnym wzrokiem.
-Tak, pani profesor. –odpowiedzieli jednocześnie.
-Możecie dać sobie spokój z dzisiejszym patrolem i idźcie spać. Nie
wyglądacie zbyt dobrze. –spojrzała na wściekłego Draco i smutną
Hermionę, która miała podpuchnięte oczy.
Podziękowali i wyszli z jej gabinetu. Draco natychmiastowo szybko ruszył
przodem do pokoju nie czekając na koleżankę. Dziewczyna samotnie
podążyła za nim. Gdy tylko weszła do sypialni rzuciła się na łóżko. Po chwili
wstała, poszła do łazienki, a gdy wróciła weszła pod zimną kołdrę. Jej myśli
ruszyły w oczywistym kierunku. Myślała o tym, co zobaczyła we
wspomnieniach Ślizgona. Znowu poczuła ból w sercu i łzy ściekające jej po
policzkach. Nie wiedziała, że ten arystokratyczny, mający wszystko co chce
dupek miał tak ciężkie życie.. Chciała go nienawidzić, ale po tym co widziała
ciężko było okazać wobec niego takie uczucia. Rozumiała jego zachowanie.
Choć częściowo.
Musiał się tyle nacierpieć. Ojciec od małego dręczył jego oraz swoją żonę,
uczył zasad tak zwanej moralności, znęcania się nad innymi, a on…
próbował się z tego wyrwać. Wyrwał się! -przypomniał jej cichy głosik
pokazując ostatnie wspomnienie.
On naprawdę się zmienił..
Nagle w jej myślach zaczęły pokazywać się jej właśnie wspomnienia:
Pierwsza klasa. Jechała pociągiem do Hogwartu. Wraz z nowo poznanym
chłopcem Nevillem Longbottomem szukała jego zaginionej ropuchy,
Teodory. Chodzili po każdym przedziale i pytali napotkanych uczniów.
Weszli do jednego z przedziałów, gdzie siedziała grupka uczniów.
-Czego tu chcecie? –zapytał blondyn siedzący najbliżej okna.
-Nie widzieliście gdzieś tu ropuchy? Neville swoją zgubił.
-Nie, nie widzieliśmy. Jesteście czystej krwi? –zapytał znienacka.
-Ja jestem. –odpowiedział grubiutki chłopiec stojący obok Hermiony. –Ale
nie ma to dla mnie znaczenia. Jestem tak niezdarny, że nikt by nie pomyślał,
że ją mam.
-A moi rodzice są mugolami. –odpowiedziała dziewczynka z burzą
kręconych loków.
Wszyscy uśmiechnęli się drwiąco i wyrzucili ich z przedziału.
Przypomniały jej się każde drwiące, poniżające uśmieszki, które potem od
niego otrzymywała. Zazdrość o każdy zdobyty punkt i pochwałę. Nienawidził
jej za to, że po prostu była lepsza.
Druga klasa: Trening Gryfonów. Kłótnia ze Ślizgonami. Właśnie wtedy
pierwszy raz nazwał ją szlamą. Przepłakała wtedy kilkanaście nocy. Nigdy
nie czuła się gorsza dlatego, że nie miała czystej krwi. Po prostu to
przezwisko bolało. Właśnie wtedy zostali odwiecznymi wrogami.
Nienawidził jej, a ona jego. Życzył jej śmierci z rąk potwora Slytherina kiedy
Komnata Tajemnic została otwarta… Cieszył się, gdy została zaatakowana
przez Bazyliszka.
Trzecia klasa: Uderzenie w nos. Nie chciała tego zrobić, poniosło ją. Był taki
denerwujący. Im byli starsi, tym większa nienawiść oplatała ich serca.
Chciała go upokorzyć, pokazać, że to nie on jest królem świata! Zachowywał
się jak rozpieszczony dupek. Dostawał wszystko co chciał.
Czwarta klasa: Wyczarował jej długie zęby przez bójkę na korytarzu. Co
prawda dzięki temu zyskała piękne ząbki, które teraz są jej dumą. No i nie
było to przecież specjalnie, ale się cieszył, że to zrobił. Zresztą nic dziwnego.
Moment, gdy może ją znowu poniżyć go tylko radował. Każde krzywdzące ją
słowo, jego podbudowywało.
Za to jak ją zobaczył na balu bożonarodzeniowym, to nawet jemu opadła
szczęka! –uśmiechnęła się na to wspomnienie. Wtedy czuła się piękna.
Piąta klasa: Specjalnie przyłączył się do Brygady Inkwizycyjnej, żeby ich
jeszcze bardziej dręczyć! Nadużywał swojej mocy jako Prefekt! Odebrał jej
punkty za to, że jest szlamą…
Szósta klasa: Tutaj nie mieli tyle styczności. Był cichszy, siedział cały czas w
Pokoju Życzeń. Jasne, przy każdej napotkanej okazji się z niej naśmiewał.
Chciał też zabić Dumbledore’a. Ale nie zabił… Zrezygnował z tego. Nie chciał
być mordercą.

No i siódma: Zmienił się. Były takie chwile kiedy się kłócili. No dobra, w
większości to robili. Ale były też chwile kiedy wspólnie się śmiali, przytulał
ją i pocieszał… całował...i ta wojna na liście! Gra w butelkę, poznanie jego
przeszłości choć sobie tego nie życzył…
Draco Malfoy nie był już tą samą osobą. Nadal pozostawał zimny i cyniczny,
lecz wydoroślał. Wszystko co dotychczas wydarzyło się w jego na pozór
łatwym życiu pozwoliło mu na zmianę siebie oraz swoich wartości. Nie był
idealny, lecz tak naprawdę nikt nie jest.
Tak, ich relacje śmiało można przyznać pod kategorię ogromnej nienawiści.
Teraz zdawała sobie sprawę, że wszystko to jednak nie było z jego wyboru.
Czy gdyby był chłopcem z normalnej rodziny, o normalnych zasadach
potrafiliby zostać przyjaciółmi? Tego nigdy nie przyjdzie się im dowiedzieć.
W każdym razie chciałaby go poznać. Z innej, tej łagodnej strony. Czy
maska, którą ma przyklejoną na twarzy czasami schodzi? Przekonała już się,
że czasami tak. Teraz jednak ich wzajemne relacje powróciły do samego
początku. Nienawidzi jej.
~~*~~
Następnego dnia siedząc przy stole Gryffindoru co chwilę zerkała na
Ślizgona. Oczywiście, że czuła się winna. Dobrze zdawała sobie sprawę, że
wszystko to jej wina. Również by się wściekła, gdyby przeczytał jej
pamiętnik. Rozumiała go i to bardzo dobrze. Za to on siedział niewzruszony
i nie rzucił w jej stronę ani jednego ironicznego spojrzenia, pokazującego
swoją wyższość. Postanowił po prostu nie zwracać na nią uwagi. Czy ona tak
bardzo chciała jego przebaczenia? Nie chciała po prostu uchodzić za
wścibską. Westchnęła głęboko dłubiąc widelcem w talerzu z jajecznicą.
Dlaczego czuła się z tym wszystkim tak źle?
-Hermiono, co jest? –wyrwał z zamyśleń dziewczynę Potter.
-Nic takiego. –uśmiechnęła się krzywo.
-Jesteś jakaś taka przybita dzisiaj i nieobecna. –zauważył. –Na pewno
wszystko w porządku?
-Tak. Wydaje ci się, Harry.
Potter wyglądał jednak na nieugiętego. Uniósł wysoko brew przyglądając się
widocznie markotnej przyjaciółce. W końcu znał ją nie od dziś i wiedział, że
dziewczyna nie ma humoru i ewidentnie się czymś martwi.
-Na pewno nie chcesz o tym pogadać? –nalegał.
-Dziękuję ci, ale nie. Wszystko jest w porządku, Harry! Proszę, nie męcz
mnie.
-No dobrze… -odpuścił niechętnie. -A co powiesz na spacer ze mną? –
poruszył brwiami w zabawny sposób. –Nie daj się prosić!
Hermiona uśmiechnęła się lekko i pokręciła z rozbawieniem głową. Harry
wstał i podał przyjaciółce rękę, na co ta chętnie ją chwyciła splatając ich
palce.
-Skoro tak bardzo nalegasz.
*
Za parą przyjaciół podążył wzrokiem blond włosy Ślizgon. Cały czas był
wściekły na Granger. Nie zamierzał jej odpuszczać, mimo iż widział, że jest
jej smutno i głupio. Gdyby nie była taka ciekawska i by nie wchodziła w jego
wspomnienia, by nie było tak jak teraz! Nie jest jej przyjacielem, aby
odpuszczać każdy jej beznadziejny błąd. Na pewno już z wszystkim poleciała
do cholernego Pottera, a niedługo cały Hogwart będzie znał każdy szczegół
jego życia. Zacisnął ze złości pięści. Nie pozwoli na to. Zniszczy każdego kto
chociażby będzie wykazywał jakąś wiedzę na jego temat. Nieświadomie
spojrzał na dłonie Granger i Pottera, które były w tym momencie złączone.
Poczuł jak jego paznokcie przebijają skórę jego dłoni. Jego wściekłość
przybrała na sile.
-Co jest, Smoku? –zapytał go Blaise Zabini.
-A co ma być? –odpowiedział pytaniem na pytanie niezbyt miło.
Przyjaciel spojrzał na niego z zaciekawieniem.
-Nasza Gryfoneczka coś dzisiaj smutna jest i cały czas na ciebie zerka. –
zaryzykował.
-Serio? Może się zakochała? –zapytał drwiąco. –W sumie to się jej nie
dziwię.
Blaise przewrócił oczami. Już wiedział, że coś nie tak.
-Wydaje mi się, że to nie o to chodzi. Znowu kłótnia? W sumie u was to nic
nowego, ale wygląda chyba dosyć poważnie.
-Skoro taki dobry z ciebie jasnowidz, to powinieneś też wiedzieć co się
stało.-warknął blondyn. Miał dość tego przesłuchiwania. Irytował go Blaise,
Potter, wszyscy tutaj obecni i Granger. Ona w szczególności.
-Spokojnie, Draco. Powiesz o co chodzi?
-Granger włazi buciorami w kurwa nie swoje sprawy, o to chodzi.
-A trochę jaśniej? –domagał się Diabeł.
Draco myślał, że zaraz nie wytrzyma, wstanie i przywali w tę jego ciekawską
gębę. Zacisnął jednak powieki, próbując się uspokoić. Wziął głęboki wdech.
-Weszła w moje wspomnienia…-szepnął drżącym głosem, próbując nie
wybuchnąć.
-O kurwa..-potwierdził Blaise z rozszerzonymi do maksimum oczami. Tego
się na pewno nie spodziewał.
-No właśnie. –przytaknął Malfoy z drwiącym uśmiechem. –Coś jeszcze
chcesz wiedzieć, panie ciekawski?
-I co? Mówiła coś?
-Nie, choć w sumie to ja jej nie dałem dojść do słowa. Wyglądała na trochę
zapłakaną i załamaną. No i mnie za to przeprosiła.
-Przeprosiła cię? To o co ci chodzi?
-To w nie twoje wspomnienia wchodziła więc się nie udzielaj, Zab. Nie
obchodzą mnie przeprosiny. To tylko puste słowa. A tym bardziej
przeprosiny Granger. Mogłaby nawet umrzeć, a ja bym miał to gdzieś,
rozumiesz? Nie interesuje mnie ona.
Ponownie targała nim wściekłość. Dlaczego Zabini nie miał takiego samego
zdania jak on?! Czy gdyby ktoś wszedł w jego wspomnienia nie byłby zły?!
To było naruszenie prywatności, złamanie pewnych zasad, nawet on…
przeczytał jej pamiętnik. Jej pamiętnik, który był dla niej własną
myślodsiewnią.
-Powinieneś ją przeprosić. –odezwał się Blaise.
Draco przewrócił oczami.
-Słuchaj, Zabini. Malfoyowie nie przepraszają, to po pierwsze. A po drugie
za co JA mam przepraszać? Nie zawiniłem w niczym. To była jej wina. Na
dodatek mówiłem, że przeprosiny to tylko puste słowa.
-Dla niektórych przeprosiny nie są tylko pustymi słowami. Mógłbyś chociaż
posłuchać jakiegoś wyjaśnienia, jej poglądów na to. Chcesz, aby spostrzegała
wszystko źle?
-A jest w nich coś, co można postrzegać dobrze? Daj mi już spokój, Zabini.
Nie obchodzi mnie Granger. Nie obchodzi mnie też co o tym myśli. Nie mam
powodów, aby z nią o tym gadać.
Widział, że Blaise otwiera usta, aby coś powiedzieć, lecz nie zamierzał
słuchać. Już dość namieszał w jego głowie. Uświadomił sobie przez niego
jedną ważną rzecz, przez którą jego ciśnienie z niego zeszło. On zrobił to
samo co ona.
Wyszedł z Wielkiej Sali, szukając pustego korytarza.Oparł się o ścianę,
patrząc przez okno. Zabini nie miał też racji. Dlaczego miał ją przepraszać?
Że jej nie wysłuchał? I co by mu powiedziała? Że tego nie chciała? Ale
zrobiła, było już za późno. Nie wiedział ile zobaczyła, lecz czuł jak na jego
sercu robi się lżej. Czy nie było łatwiej, jak ktoś wiedział o tym wszystkim?
Granger i tak go nienawidziła, czy te wspomnienia mogły coś zmienić? Ona
jest dobra. Za dobra.
Przez okno zauważył jak spaceruje z Potterem pod ramię. Uśmiechali się.
Żartowali. Żyli tak beztrosko. Poczuł ponownie to ukłucie w sercu i skrzywił
się.
Czy ja nie mogę mieć tak spokojnego życia? Przyjaciół, którzy nie są
śmierciożercami, pięknej i kochającej dziewczyny oraz żadnych zmartwień?
Moje życie zawsze było niesprawiedliwe i popieprzone. Nigdy nawet nie
powinienem marzyć. To dla słabeuszy. Ludzi wierzących, że coś się zmieni.
Ale nie zmieni, a człowiek będzie tylko cierpiał.
Przeklinając w duchu poszedł pod salę zaklęć, wiedząc, że i tak nic lepszego
nie może zrobić. No, wyjątkiem jest Ognista Whisky. Ale nie, dzisiaj nie ma
ochoty pić.
Rozdział 12. Przygotowania do imprezy
Lekcje tego dnia mijały uczniom Hogwartu bardzo wolno i melancholijnie.
Nie robili nic szczególnego, dlatego przez umysł Dracona przelatywały tylko
myśli, jak się z nich urwać. Złapał się na tym, że przygląda się od pewnego
czasu Granger, która postawiła sobie najwyraźniej za punkt honoru na niego
nie patrzeć. Ani razu od początku dzisiejszych lekcji nie zerknęła w jego
stronę. Nie żeby mu to przeszkadzało, w końcu i tak nadal jest na nią zły.
Minęło już od ich kłótni parę dni, lecz ona ciągle wydawała się przybita i z
poczuciem winy. Prawdopodobnie Potter był ślepy, że nie zauważał
fałszywego uśmiechu na jej ustach. Nawet on wiedział, że to nie jest jej
szczery uśmiech. Gdy jest naprawdę wesoła, to w jej czekoladowych oczach
błyszczą iskierki radości, jej oczy śmieją się razem z ustami. Ma w sobie
wtedy coś takiego zadziornego i hipnotyzującego.
Znowu to robisz, Malfoy. Myślisz o niej. Przestań!
I właśnie wtedy, gdy ponownie krzyczał na siebie w myślach, ona na niego
spojrzała. Na krótką, magiczną chwilę ich spojrzenia się ze sobą
skrzyżowały. Stopiły w jedno. Poczuł jak zamiera, nie potrafi się odwrócić,
zapomina, że jest na nią zły. Wydawałoby się to wiecznością, która w
rzeczywistości jest tylko marną sekundą. Wtedy każde z nich odwróciło
szybko speszony wzrok postanawiając już więcej tego nie zrobić.
Draco zdążył zauważyć również, że Hermiona od tych paru dni rzadko
pokazuje się w ich Pokoju Wspólnym. Prawdopodobnie nawet nie sypia w
swojej sypialni. W sumie to teraz widywał ją tylko na wspólnych patrolach,
na których i tak trwała grobowa cisza, na zajęciach, gdzie tylko od czasu do
czasu na siebie spojrzeli, oraz na posiłkach na których traktowali się jak
powietrze. Chociaż nie do końca, bo przecież powietrze jest nam potrzebne
do życia. Oni po prostu traktowali siebie, jakby nie istnieli.
Zdał sobie sprawę, że to z jego powodu. Postanowiła go po prostu unikać, bo
tak było łatwiej. Nie chciała go widzieć po tym, jak ją potraktował ostatnio.
Był wściekły, nie panował nad sobą. Czy żałował? Na początku nie, ale teraz
z każdą chwilą zaczynało pożerać go poczucie winy. To dla niego nowość.
Nigdy by nie pomyślał, że będzie się czuć źle z tego powodu. Czy czułby się
tak gdyby to nie chodziło o Granger? Prawdopodobnie nie. Ta dziewczyna
wpływała na niego zupełnie inaczej niż inni. W porządku. Może i był winny,
ale nie zamierzał jej błagać o powrót. Tak nisko nie upadł.
Trzeciego dnia po ich kłótni, Hermiona podeszła do niego z dumnie
uniesioną głową i obojętną miną. Zawahała się, gdy na niego spojrzała, lecz
już po chwili odezwała się tak chłodno, że na jego ramionach pojawiły się
ciarki. Takie zimno do niej nie pasowało.
-Spokojnie, zanim zaczniesz mnie obrażać, to wiedz, że chodzi mi wyłącznie
o sprawy prefektów. Już za dwa tygodnie wypada ta impreza, więc
powinniśmy wszystko ustalić i zacząć przygotowania.
-W porządku. –odpowiedział oschle. Nie spodziewał się, że do niego
podejdzie. Bardziej obstawiał, że zobaczy pod drzwiami oficjalny list.
-Zastanawiałam się czy nie zrobić tego tak. –wręczyła chłopakowi listę. -Jak
ci się coś nie podoba to zmień i zaproponuj swój pomysł. Jak już wszystko
uzgodnimy, to ustalimy co kto powinien zrobić. –nie powiedziawszy nic
więcej odwróciła się na pięcie i odeszła zostawiając go samego.
Popatrzył tęsknie za jej oddalającą się sylwetką. Nie chciał przyznać tego
nawet przed samym sobą, ale brakowało mu jej. Codziennego
przekomarzania się, pojedynczych kłótni i żartów. Tęsknił za jej wesołym
uśmiechem, błyszczącym czekoladowymi oczami, słodkim zapachem.
Brakowało mu też jej wyzwisk, wiecznych krzyków i złości. Nawet brak jej
obecności w Pokoju Wspólnym, gdzie przesiadywała przed kominkiem
czytając książki dawał się we znaki. Skrzywił się na te myśli. Nie pasowały
do niego. Nie powinien tak myśleć. Nie mógł. Miał jej nienawidzić, sprawić
tak, aby było jak wcześniej. Ale już nie potrafił. Minęły niecałe dwa miesiące
odkąd mieszkali razem, a on już przyzwyczaił się do niej. Granger była
zupełnie inna niż wszystkie inne dziewczyny. Nie wskakiwała do jego łóżka,
wyzywała się z nim, obrażała go i potrafiła nawet mu przyłożyć. Czasem
nawet nie starała się być miła. Mimo wszystko była dobra. Łagodna, mądra,
zabawna, urocza. Miała swoje zasady. Czy to właśnie go do niej ciągnęło? To
sprawiło, że zaczął zapominać o swoich zasadach? Próbował sobie wmawiać,
że żaden pocałunek nic nie znaczył, lecz przecież dobrze wiedział co wtedy
czuł. To było coś niesamowitego. Jednak Hermiona Granger była dla niego
zakazana.
Potrząsnął szybko głową, próbując wybić sobie z głowy te cholernie
zatruwające myśli. Westchnął głęboko i popatrzył na listę ze zmarszczonymi
brwiami.
Tego wieczora w każdym z czterech Pokoi Wspólnych w Hogwarcie
wywieszone zostało ogłoszenie, przyprawiające większości uczniów
uśmiechy:

IMPREZA HALLOWEENOWA

Serdecznie zapraszamy, na dyskotekę z okazji Nocy Duchów.


Zaproszeni zostają uczniowie od czwartej klasy wzwyż. Obowiązują
kostiumy (najlepiej straszne) oraz maski.
Dozwolone jest, aby uczniowie z wyższych klas zaprosili uczniów z
młodszych roczników.
Wydarzenie odbędzie się w Wielkiej Sali, w dniu, 31.10.15r o godzinie.
21.00.
Prosimy, aby listy z obecnością zostały dostarczone do końca tygodnia,
Hermionie Granger z Gryffindoru.

Organizatorzy :
Hermiona Granger oraz Dracon Malfoy, Prefekci Naczelni
Każdy, włączając w to nawet nauczycieli, był zaciekawiony jak wypadnie owa
impreza, którą muszą zorganizować najbardziej znienawidzeni przez siebie
uczniowie. Z reguły było wiadome, że nie pałają do siebie sympatią, więc
wspólne przygotowania stały pod znakiem zapytania. W całym Hogwarcie
panowało jednak ogólne podniecenie. Dziewczyny podskakiwały z radości,
planując kupno sukienek i kostiumów; wyobrażając sobie coraz
straszniejsze makijaże, maski i wszystko co będzie potrzebne do ich
wizualnego wyglądu. Męska część szkoły miała w swoich umysłach głównie
plany takie jak przeszmuglowanie alkoholu, bo żadne z prefektów nie
chciało im udzielić informacji czy jakiś będzie się znajdował na Sali podczas
imprezy. Nauczyciele za to byli poddenerwowani dlatego, że uczniowie
przestali interesować się wykładanymi przez nich przedmiotami szkolnymi,
a w ich głowach znajdowały się tylko kolorowe stroje dyskotekowe.
-Przykro mi, ale macie jeszcze prawie dwa tygodnie do tej imprezy.
SKUPCIE SIĘ! –krzyczała na czwarto rocznych profesor McGonagall. -Jeżeli
nie uspokoicie się to wszyscy dostaniecie esej na 10 stóp długości i odwołam
tą całą dyskotekę!
Uczniowie widząc furię w oczach profesorki, postanowili chociaż udawać, że
wiedzą o czym dana lekcja przebiega. Na innych przedmiotach było
podobnie. Uczniów ogarnęła gorączka imprezy, która miała nadejść dopiero
za całe dwa tygodnie! Ale cóż, od balu bożonarodzeniowego w Hogwarcie
takie uroczystości nie miały miejsca.
~~*~~
Na najbliższej przerwie Hermionę dopadły koleżanki z Gryffindoru
błagające o szczegóły wydarzenia oraz z prośbą o wyjście w weekend na
zakupy. Szczerze to miała nadzieję, że zapomniały o niej. Nie miała ochoty
na żadne zakupy. Gdyby nie fakt, że musi być na tej imprezie to, to
wydarzenie także by sobie odpuściła.
-Dobra dziewczyny, idziemy w sobotę poszaleć. –odpowiedziała niezbyt
chętnie i bez entuzjazmu.
Po głośnych piskach uciechy i podziękowaniach koleżanek ,wzięła za rękę
Ginny i szybko oddaliły się ze śmiechem na błonia. Hermiona opadła na
ławkę zmęczona i zniechęcona. Czy w tym roku nie mogło być jak zawsze?
Kolacja ze strasznym wystrojem? Od kiedy to McGonagall była taka chętna
do imprez? Przecież po ostatnim balu nazwała ich „skaczącymi małpami”!
-Pomożesz mi coś wybrać, prawda? –zapytała błagalnie patrząc na Ginny.
Nawet nie miała na siebie pomysłu.
-Kochana, dobrze wiesz, że możesz na mnie liczyć. Jestem modową
ekspertką! –odpowiedziała „skromnie” przyjaciółce mrugając do niej
żartobliwie. Jakby nie patrzeć to Ginny była na pewno bardziej w tym
wszystkim obeznana. Zawsze miała jakiś pomysł, wizję, lubiła
eksperymentować z modą. Lecz Hermiona miała właśnie na odwrót. Wolała
chodzić ubrana w luźne sweterki i skromne spódniczki. Nie czuła potrzeby
wyróżniania się lub strojenia. W każdym razie na imprezie musi wyglądać
ładnie, a Ginny jej na pewno doradzi.
-A masz już partnera? –zaciekawiła się brązowooka przypatrując się rudej
przyjaciółce. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy Ginny zaczęła się soczyście
rumienić. Chyba domyślała się kim może być owy partner.
-Tak. –odpowiedziała i uśmiechnęła się krzywo. Niemożliwe! Ginny Weasley
zrobiła się strasznie skryta! A gdzie się podziała jej wiecznie otwarta,
rozentuzjazmowana buzia?
-Kogo?
-Dowiesz się na imprezie. To niespodzianka. –uśmiechnęła się nieśmiało.
Nieśmiały uśmiech totalnie do niej nie pasował.
-Zazdroszczę ci. Przynajmniej możesz iść z kim chcesz. Ja niestety mam
narzuconego partnera. Może to i dobrze, bo pewnie nie miałabym z kim iść.
– westchnęła Hermiona.
Ginny spojrzała na nią groźnie i z niedowierzaniem.
-Ty chyba nie masz pojęcia jaka ładna jesteś i ilu chłopakom się podobasz.
Ale spokojnie! Malfoy padnie jak cię zobaczy!
-Nie gadaj głupot. On tylko pada na swój widok. Bo kto jest najważniejszy
dla Dracona Malfoya? Dracon Malfoy!
Ruda parsknęła śmiechem i spojrzała na przyjaciółkę rozbawiona.
-Masz rację, a najgorszą katastrofą jest brak żelu do włosów i zgubione
lusterko.
Hermiona zawtórowała jej śmiechem. Już tak dawno się nie uśmiechała.
Niestety, nic nie może wiecznie trwać. W tym momencie chciałaby zostać z
Ginny i po prostu jak gdyby nigdy nic odpoczywać i wspólnie plotkować na
błoniach, ale popołudniowe lekcje na nią czekały.
-Słuchaj, muszę lecieć. Zaraz rozpoczynamy eliksiry. Zobaczymy się później?
-Pewnie. –Najmłodsza z rodziny Weasleyów ucałowała ją w policzek i
patrzyła za nią, póki nie zniknęła za rogiem korytarza.
~~*~~
Nadszedł piątek, więc lekcje trwały bardzo krótko. Dla niektórych nawet
ulga rozpoczęcia weekendu nie przynosiła zbytniej radości. Hermiona
siedziała z długą listą rzeczy jakie musiała jeszcze przygotować. Muzyka,
wystrój, jedzenie, napoje; wszystko było na jej głowie, bo oczywiście Wielki
Pan Malfoy w niczym jej nie pomoże. Jak zawsze! Brudną robotę odwalić
musi ona, a inni się będą bawić!
Miała już dość fochów jej tlenionego, wkurzającego współlokatora.
Przeprosiła go, czego jeszcze od niej wymaga? Może, że będzie się płaszczyła
i błagała, aby jej wybaczył? Całowała po stopach? W życiu! Nic jej nie
obchodzi, jeżeli do końca życia się do niej nie odezwie! Nie zależy jej na jego
obecności. Prędzej czy później i tak by się pokłócili. Jak zwykle.
Jeszcze do tego wszystkiego, jakby miała mało obowiązków, obiecała
Harry’emu, że zastanowi się nad horkruksami. Jednak nie ruszyła z nimi do
przodu. Cały czas stali w miejscu i zastanawiali się czym mogą być i gdzie się
znajdować. Większość wieczorów więc spędzała w bibliotece szukając
informacji o relikwiach założycieli Hogwartu. Bezskutecznie. Jak na złość
wszystkie tajemniczo zniknęły, a wraz z nimi wszelakie ślady ich istnienia.
Podsumowując: ostatni tydzień, odkąd pokłóciła się z Malfoyem był bardzo
ciężki. Wiedziała, że ten rok nie zapowiada się łatwo, ale miała nadzieję, że
nie będzie AŻ TAK ciężko. Z jednej strony wszystkie te zajęcia odrywały ją
od świata realnego, pozwalając zapomnieć o tym dupku. Denerwował ją i
męczył nawet, gdy ze sobą nie rozmawiali. To wszystko było nienormalne.
Chciała o nim zapomnieć, teraz był do tego najlepszy czas, a on i tak uparcie
powracał w jej myśli z tym swoim cholernie beznadziejnym i wkurzającym
drwiącym uśmiechem!
*
Pewnego wieczora siedziała tak jak miała w zwyczaju w bibliotece, ucząc się.
Była w trakcie pisania wypracowania na numerologię, gdy coś zaczęło ją
rozpraszać. Na początku nie zwracała na to uwagi. Zmarszczyła brwi i
spróbowała zignorować hałasy. Jednak po chwili zirytowana podniosła
głowę i gwałtownie wstała idąc za regał, skąd wydobywały się roześmiane
głosy. Chciała uspokoić uczniów, to w końcu biblioteka! Ludzie się uczą,
czytają! Gdy skręciła tam z zamiarem rozpoczęcia wykładu na temat
zachowania w bibliotece, stanęła jak wryta. Uczniami, którzy byli bardzo
rozbawieni, głośno się śmiejąc okazali się być Ginny i Blaise. Ruda
szczerzyła się do mulata, chyba zapominając gdzie dokładnie się znajdują.
Hermiona pokręciła z rozbawieniem głową i uniosła brew, zachodząc ich od
tyłu.
-Cześć. Przeszkadzam? –miała ochotę wybuchnąć śmiechem, gdy zobaczyła
ich przestraszone miny. Odskoczyli od siebie gwałtownie, patrząc na nią z
lekkim niepokojem.
-O cześć, Hermiono. –Ginny lekko się zarumieniła i speszyła. –Nie, nie
przeszkadzasz.
-Hej, piękna. –wyszczerzył się do niej szelmowsko Zabini. –Właśnie miałem
iść. Szukałem.. szukałem tylko czegoś. Fajnie było pogadać, Ginny. Miłego
dnia, dziewczyny.
Posłał im jeszcze radosny, szczery uśmiech i się ulotnił, a one zostały we
dwie. Hermiona poczuła między nimi lekko spiętą atmosferę. Z kpiącym
uśmiechem spojrzała na wyraźnie skrępowaną przyjaciółkę. Ginny wyginała
na wszystkie strony palce, a jej wzrok błądził po podłodze.
-Co to było? –zapytała Hermiona.
-Ale co? –Ruda udawała zaskoczoną.
-No wiesz, właśnie ktoś przeszkadzał mi w nauce i chciałam iść zrobić temu
komuś wykład o przeszkadzaniu w bibliotece, a tu nagle wpadam na ciebie i
Zabiniego. Czyżby się coś kroiło? –zapytała zakładając ręce na piersi i
czekając na wyjaśnienia.
Ginny zrobiła przepraszającą minę.
-Przepraszam, że ci przeszkodziliśmy. To nie było specjalnie. My po prostu…
spotkaliśmy się przypadkowo. Potrzebował jakiejś książki, czy coś… Chciał
się chyba pouczyć… -zaśmiała się nerwowo, a Hermiona spojrzała na nią
niedowierzająco.
-Zabini? Pouczyć? Nie rozśmieszaj mnie! –stwierdziła drwiąco. –To prawie
tak jakbyś powiedziała, że Ronald nie lubi jeść, a Harry jest najlepszym
uczniem w szkole.
Ginny uśmiechnęła się krzywo z mocno zaróżowionymi policzkami. To nie
był codzienny widok. Widząc na sobie zaciekawione spojrzenia Hermiony
postanowiła szybko zmienić temat.
-To jak, jutro zakupy?
Starsza Gryfonka przewróciła teatralnie oczami, ale odpuściła przyjaciółce.
Skoro nie chce mówić to nie. Ona i tak wie swoje. Prędzej czy później
wszystko wyjdzie na jaw.
-Niestety tak. –westchnęła. -Masz jakiś pomysł na kreację?
-Mam, ale to nie jest nic pewnego. Może zmienię zdanie, a ty? Wymyśliłaś
coś?
-Chyba tak. Słuchaj… -Hermiona opowiedziała rudej o swoim pomyśle na
przebranie. Widząc po minie przyjaciółki, która od razu się rozjaśniła to
wcale nie był taki zły pomysł. Ginny jakby odzyskała swój wigor, od razu
zaczęła podchwytywać i ubarwiać jej pomysły.
-Świetne! Umaluję cię! Mam już nawet pomysł jak! Będziesz tam królową!
Hermiona roześmiała się perliście, łapiąc ją za ramiona.
-Ginny, nie ekscytuj się tak. Ja po prostu nie chcę wyglądać źle.
-Dla Malfoya? –oczy rudej zabłysły z ciekawości. Nie zabrakło też wrednego
uśmiechu. Hermiona się lekko zirytowała.
-Nie, nie dla niego. Nie obchodzi mnie co ten człowiek sobie o mnie pomyśli.
Wcale nie chciałam z nim iść, jestem do tego zmuszona. Chcę to zrobić dla
siebie. –powiedziała trochę za chłodno. Ginny spojrzała na nią z wyrzutem.
-W porządku, przepraszam. Nie złość się na mnie.
Hermiona westchnęła. Znowu ją lekko poniosło. Nie mogła teraz się
wyżywać na każdym, kto wspomniał o Malfoyu. Spojrzała przepraszająco na
Weasleyównę.
-Nie szkodzi. To ja przepraszam. Gdy o nim słyszę, to robię się nerwowa.
-Okej. Nic się nie stało. –Ginny wzruszyła ramionami. –A co ty w ogóle
robiłaś w bibliotece?
Hermiona ponownie się roześmiała i spojrzała na nią tak, jakby widziała po
raz pierwszy.
-Nie znasz mnie, czy jak? Jestem Hermiona Granger, zapomniałaś?
Biblioteka to mój drugi dom.
-No tak, faktycznie. Jak mogłam zapomnieć?! –Ginny udała, że uderza się
niedowierzająco w czoło.
-Także odpowiadając na twoje niedorzeczne pytanie, to uczyłam się.
Zamierzałam także pogrzebać w książkach historycznych. Wiesz, obiecałam
pomóc Harry’emu. –spojrzała na nią znacząco, na co Ginny pokiwała głową
ze zrozumieniem.
-Jasne. Sprawy waszej Złotej Trójki. Jeżeli nie masz nic przeciwko to się do
ciebie przyłączę. Też chciałam się pouczyć.
-Pewnie. Skoro ty i Blaise już nie macie zamiaru mi przeszkadzać… -
uśmiechnęła się zadziornie, za co dostała od przyjaciółki kuksańca.
Naprawdę kochała zawstydzać Ginny Weasley.
~~*~~
Hermiona wróciła do Pokoju Wspólnego przed ciszą nocną. Przechodząc
przez ukryte przejście, z niezadowoleniem odkryła, że na kanapie, wraz z
whisky w ręku siedzi Malfoy. Wydawał się dość nieobecny i zamyślony, gdyż
jego oczy śledziły ruch ognia w kominku. Nie miała wyboru jak wziąć
głęboki oddech i przejść obok niego. Przeszła z głową zadartą ku górze i nie
zaszczycając go spojrzeniem weszła do swojego dormitorium. Oparła się
plecami o drzwi i odetchnęła głośno. Zachowywała się dziecinnie i głupio.
Nawet nie zwrócił na mnie uwagi...
Po chwili ponownie wyszła z sypialni, zamierzając pójść do łazienki.
Również miała zamiar go ignorować. Skoro on zachowywał się jak dupek, to
ona także nie odpuści. W tym samym momencie, gdy otwierała drzwi,
przejście do Pokoju Wspólnego się otworzyło i wkroczył przez nie Blaise
Zabini.
-Ooo, znowu się widzimy. –zaśmiała się perliście na jego widok.
-Ciebie zawsze miło widzieć, pani Prefekt. –uśmiechnął się do niej szeroko.
-Ach, jak zawsze uroczy. –powiedziała zalotnie i mrugnęła do niego zanim
weszła do łazienki.
Draco spojrzał na przyjaciela z uniesionymi brwiami, lecz ten wzruszył tylko
ramionami nalewając sobie drinka.
*
Po półgodzinie wyszła z łazienki ubrana tylko w krótki, sięgający ledwie za
pośladki, puchaty szlafroczek, odsłaniający jej nieokryte nogi, oraz w
ręczniku na głowie. Przeszła obojętnie obok pochłaniających ją wzrokiem
chłopaków, gdy zatrzymał ją głos Zabiniego. Uśmiechnęła się pod nosem i
odwróciła w jego stronę z szerokim uśmiechem.
-Herm, a może drinka? –zaproponował, lustrując wzrokiem jej nogi.
-Chętnie, Blaise. –usiadła na oparciu fotela, na którym siedział Zabini.
Położyła mu rękę na ramieniu i szeroko się uśmiechnęła, gdy podał jej
szklankę z bursztynowym napojem. Szybko upiła z niej łyczek próbując się
nie skrzywić. Nie mogła dać Malfoyowi tej satysfakcji. Dobrze wiedziała, że
taksuje ją spojrzeniem szarych oczu.
To prawda. Draco lustrował jej ciało wzrokiem. Wyglądała bardzo seksownie
i apetycznie. Kusiła go. Uśmiechała się swoim jednym z piękniejszych
uśmiechów. Tylko nie był przeznaczony dla niego. Kierowała go do
Zabiniego. Poczuł jak coś zaczyna się w nim gotować. Zacisnął palce mocno
na szklance, próbując zachować się swobodnie. Ta dziewczyna działała mu
na nerwy.
-Dobra, nie przeszkadzam wam. Nie wszyscy lubią mieć w towarzystwie
SZLAMĘ. Dobranoc, Diabełku. –pocałowała zaskoczonego chłopaka w
policzek i odwróciła się, nawet na Dracona nie zerknąwszy.
- Nie przeszkadzasz. –wymamrotał, posyłając jej pełne szoku spojrzenie.
-Tobie może i nie, ale uwierz mi. Niektórzy sobie nie życzą mojej obecności.
Weszła do pokoju ledwie stojąc na nogach. Była z siebie szalenie
zadowolona. Widziała jego spojrzenie, jego minę na jej widok. Rzuciła się na
łóżko i jak mała dziewczynka pisnęła w poduszkę. Dlaczego to wszystko
zrobiła? Nie, nie dla zazdrości. Nie było przecież powodu, aby Malfoy był o
nią zazdrosny. Chciała mu pokazać, że nie interesuje jej to, że się do niej nie
odzywa, ignoruje ją, bo ona potrafi zrobić to samo. Chciała mu pokazać, że
jest silna, oraz pomimo swojej opinii grzecznej uczennicy potrafi
prowokować. Nie wiedziała jednak, że pod spojrzeniem Dracona znajdowało
się dużo więcej.
*
-Co ty odwalasz, Zabini?! –warknął rozeźlony.
-Ale o co ci chodzi? –Blaise spojrzał na niego niewinnie.
-Kręcisz ze SZLAMĄ?
-Mógłbyś tak na nią nie mówić? To, że ty nadal używasz takich słów, choć
podobno miałeś przestać, to nie znaczy, że ja je używam i toleruję. A co do
twojego pytania… Nie, nie kręcę z Hermioną. Traktuje ją jako bardzo dobrą
koleżankę.
-Jasne. –prychnął blondyn. –Wygląda na to, że jest tobą zainteresowana.
-Tak uważasz? –zaciekawił się Blaise. –Skoro tak, to myślę, że powinienem
zacząć do niej podbijać. Ładna, mądra, seksowna… -wymieniał brunet,
czekając na reakcję przyjaciela. Z satysfakcją odkrył, że była dokładnie taka
jakiej się spodziewał. Blondyn rzucił się na niego i przyłożył pięścią w twarz,
a następnie przyłożył różdżkę do jego gardła i syknął:
-Tylko ją tknij, to..
-To co? Przecież to szlama, więc nie wiem o co ci chodzi. –odepchnął
Malfoya, wstał, otrzepał się i wyszedł posyłając mu pełne pogardy, kpiące
uśmiechy.
Draco potrzebował chwili. Przejechał ręką po twarzy, próbując się uspokoić.
Nie powinien uderzać Zabiniego, choć bez wątpienia jego przyjaciel się tego
spodziewał. Wiedział jak zareaguje, gdy o niej wspomni. Sprowokował go,
aby upewnić się w swoich racjach. Blaise nie był taki głupi, dobrze go znał,
więc wiedział, że coś się dzieje. W końcu podniósł się z fotela i również
ruszył do swojego dormitorium, uprzednio atakując pięścią ścianę.
~~*~~
Następnego dnia, odbyło się wymarzone wyjście (prawie) wszystkich
uczniów do Hogsmeade. Szczególnie dla dziewczyn. Przed bramą Hogwartu
gromadziły się coraz większe grupki płci pięknej oraz w mniejszej ilości tej
brzydszej.
Również grupka stworzona z czterech Gryfonek i jednej Krukonki spotkała
się właśnie w zatłoczonym przedsionku Wielkiej Sali. Luna Lovegood,
Parvati Patil, Lavender Brown, Ginny Weasley oraz Hermiona Granger
właśnie miały wyruszać, gdy podbiegł do nich zdyszany Blaise Zabini.
Przywitał się grzecznie z wszystkimi dziewczynami posyłając im uprzejmy
uśmiech, mrugnął do Ginny, a następnie zwrócił się do starszej z Gryfonek:
-Hermiona, mogę na słówko?
-Jasne, Blaise. –odeszła zaskoczona kawałek za Ślizgonem tak, by nikt ich
nie podsłuchał. Zabini rozejrzał się jeszcze wokoło, jakby czegoś wypatrywał.
W końcu na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech.
-O co chodzi? –zapytała łagodnie brązowowłosa.
-Chodzi o Draco. –zaczął, na co ta westchnęła z irytacją i skrzyżowała
ramiona na piersiach. -Cały czas jesteście na siebie cięci?
-Jak zauważyłeś wczoraj w nocy, to tak.
-Malfoy mówił mi co się stało. Chodzi o to, że weszłaś..
-Tak, wiem. Ale naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie. Próbowałam mu to
wytłumaczyć, ale mnie nie słuchał.
-Wiesz jaki on jest. On..
-Przeprosiłam go, Blaise! Nie będę się za nim uganiać, żeby Wielki Pan i
Władca Wszystkiego i Wszystkich Malfoy mi wybaczył! A zresztą nie bardzo
mnie to obchodzi. Nie wiem dlaczego właściwie chcesz ze mną o nim
rozmawiać.
-Nie oczekuję od ciebie żebyś się za nim uganiała. Chociaż szczerze, to
cieszyłbym się, gdybyście się pogodzili. Od tego czasu jest strasznie
wkurzony przez to wszystko. Trochę mnie już denerwuje to, że zachowujecie
się jak dzieci. Widzę co się dzieje. Naskakujcie na siebie, choć nie otwarcie i
rzucacie sobie mordercze spojrzenia, gdy tylko się na siebie spojrzycie. I
dobrze wiem co wczoraj chciałaś zrobić. Po prostu robiłaś mu na złość! -
stwierdził, na co na policzkach Hermiony zakwitły rumieńce.
-Przykro mi, Zabini. Nie mam zamiaru płaszczyć się przed Malfoyem.
Kiedyś w ogóle ze sobą nie gadaliśmy i żył. Ty żyłeś, ja żyłam. Cały Hogwart
żył! Teraz po prostu wszystko wróciło do normy.
-Ale teraz się wszystko zmieniło, Hermiono. –powiedział błagalnie. –Nie
widzisz tego? Przecież wiesz, że Malfoy się zmienił.
-Jeżeli ciągłe nazywanie mnie szlamą nazywasz zmianą to nie, wcale się nie
zmienił. –rzekła twardo. W głębi siebie wiedziała, że Ślizgon ma rację. Draco
nie był już taki sam, choć czasami bardzo pragnął pokazać, że to nie prawda.
-Tobie też zostało narzucone małżeństwo? –zapytała z ciekawością.
-Nie. Moja rodzina jest inna niż Malfoya. Jego rodzice żyją na zupełnie
innych zasadach, są bardziej staroświeccy od mojej matki. A co ty w ogóle
myślisz o tym wszystkim? Widziałaś to, co działo się w jego życiu, więc na
pewno masz jakieś zdanie o tym.
-Nie mnie to oceniać. Miał ciężko. Jego życie było okrutne. Jak.. jak można
być takim potworem dla swojej rodziny? –zapytała cicho, a jej oczy zaszkliły
się.
-Ej, chodź tu. –przyciągnął ją do siebie i przytulił, głaszcząc delikatnie po
włosach. –Skoro wiesz jak było u niego, to domyślasz się skąd ta kamienna
maska. Nie patrz na niego w ten sposób. Spróbuj go zrozumieć.
Hermiona pokiwała delikatnie głową, gdy poczuła bolesny uścisk na swoim
ramieniu. Odsunęła się od Ślizgona i skrzywiła lekko. Obok nich stał Malfoy.
Nie był zadowolony. Jego oczy błyszczały zabójczą furią.
-Przeszkadzam? –zapytał chłodno.
-Nie. Właśnie kończyliśmy –odrzekł szeroko uśmiechnięty Zabini.
I o to chodziło. -pomyślał z satysfakcją widząc wściekłość przyjaciela.
-Idziemy, Zabini. Musimy pogadać. –pociągnął bruneta za sobą, nawet nie
zaszczycając Hermiony spojrzeniem.
-Do zobaczenia, Herm! –krzyknął Diabeł i wysłał jej buziaka w powietrzu.
Wiedział, że dolewa oliwy do ognia, ale właśnie to planował zrobić.
Hermiona spojrzała zdezorientowana za Ślizgonami. Gdy odwróciła się do
dziewczyn, zobaczyła, że wszyscy na nią patrzą. Podchodząc do koleżanek,
słyszała na około szepty.
-Granger i Zabini?
No tak, Ślizgon z Gryfonką. Typowe. To powodowało tylko i wyłącznie
soczyste plotki, przez następne tygodnie. Jeszcze niedługo, a powstaną
historie o trójkąciku miłosnym jej z dwójką najprzystojniejszych Ślizgonów
w szkole. Westchnęła z bezsilności.
-Czego chciał od ciebie Zabini? –zapytała podejrzliwie, z błyskiem w oku
Lavender. Oczywiście. Największa plotkara szkolna potrzebowała kilku
nowiusieńkich plotek do rozgłoszenia w towarzystwie, prosto ze źródła.
-Pogadać. –odpowiedziała wymijająco Hermiona.
-Kręcicie ze sobą? –ponownie zapytała panna Brown patrząc
porozumiewawczo na Parvati.
-NIE! –od razu zaprzeczyła szybko dziewczyna. –Blaise to tylko mój kolega.
Jej koleżanki jednak spojrzały po sobie, rzucając porozumiewawcze
spojrzenia i uśmiechy. Miały swoją wersję wydarzeń, to było oczywiste. I
nawet Hermiona nie próbowała wyprowadzać ich z błędu, bo wiedziała, że
to nie ma sensu. Nie były to typy dziewczyn, którym dało się coś
wytłumaczyć. Ginny za to wyglądała na przygaszoną, a Luna… Ona
wydawała się być myślami daleko poza szkołą.
~~*~~
-A więc nie jesteś nią zainteresowany, tak?! –w jednej z bocznych sal można
było usłyszeć krzyki przystojnego blondyna ze Slytherinu. Nie był
zdenerwowany. Był wściekły. Czuł się zdradzony i oszukany przez
najlepszego przyjaciela. Teraz patrzył na niego wyczekująco.
-Draco, ja z nią tylko GADAŁEM.
-A klejenie się do niej to co? Mowa ciała? Jeszcze chwila i zabrałbyś ją do
pobliskiego kibla, aby…
Czuł, że się pogrąża. Zachowuje jak jakiś gówniarz, któremu coś nie pasuje.
Zachowywał się jakby… był zazdrosny. Zazdrosny o Hermionę Granger.
-Draco, czy ty nie jesteś przypadkiem zazdrosny? –zapytał Blaise z błyskiem
w oku.
Blondyn zrobił niedowierzającą, złowrogą minę. To było śmieszne! Jak
Zabini mógł pomyśleć coś takiego?!
-Pojebało cię, Zabini? Nie jestem zazdrosny. Po prostu nie chcę, żeby mój
najlepszy kumpel chodził ze szlamą.
Blaise wzniósł oczy do góry i pokręcił głową. Gdyby Malfoy nie był taki głupi
wszystko by mogło być prostsze.
-I mówi to ten, który się z nią całował. Swoją drogą całkiem namiętnie.
Tobie też chyba dużo nie brakowało, aby zanieść ją do sypialni, co?
Blondyn znieruchomiał. To był cios poniżej pasa. Spojrzał na przyjaciela ze
złością, zaciskając pieści, ale po chwili się uspokoił.
-Dobra, daj spokój. Skoro mówisz, że nic was nie łączy, to ci wierzę.
Kiedyś sobie uświadomisz co do niej czujesz, byle by nie było za późno…
~~*~~
Przez całą drogę do miasteczka między dziewczynami trwała wesoła
atmosfera. Gawędziły, plotkowały i zastanawiały się, kto pojawi się w jakiej
kreacji, oraz z kim się pokaże. Jedynej Ginny nie dopisywał humor. Przez
całą drogę nie odezwała się ani słowem. Luna stwierdziła, że dopadły ją
gnębiwtryski. Gdy weszły do pierwszego z pośród kilkunastu sklepów z
sukienkami od razu wszystkie (nawet Ginny) się rozpromieniły jeszcze
bardziej. Rozbiegły się pomiędzy wieszakami w poszukiwaniu TEJ wybranej
kreacji.
Wszystkie damskie przebieralnie były już zajęte, więc Hermiona
postanowiła pójść do męskiej. Wybrała dwie suknie. Jedną czarną, a drugą
krwistoczerwoną. Po przymierzeniu nadal była rozdarta. W obu wyglądała
olśniewająco. Najchętniej kupiłaby je obie, ale nie należała do tego typu
dziewczyn. Wyszła więc z przymierzalni i położyła obie suknie na kanapie
pod oknem, patrząc na nie krytycznym wzrokiem. Przecież musiała się
zdecydować! Właśnie wciągnęła powietrze, aby zrobić wyliczankę, gdy przy
swoim uchu usłyszała szept. Jej ciało przeszły dreszcze, a żołądek zrobił
sprawnego fikołka.
-Weź tę czerwoną. Będziesz wyglądać ładnie. Jako moja partnerka nie
możesz wyglądać inaczej.
Odwróciła się powoli w jego stronę. Teraz stali blisko siebie, prawie stykając
się ciałami. Podniosła głowę i spojrzała w jego szare oczy. Chciała coś
powiedzieć, ale on przyłożył jej palec do ust, również spoglądając w jej
czekoladowe tęczówki. Po chwili odwrócił się jak gdyby nigdy nic i wszedł do
przymierzalni nawet na nią nie patrząc. Hermiona potrzebowała chwili, aby
się otrząsnąć. To było strasznie dziwne. Spojrzała ponownie na sukienki i
już wiedziała. Nie zastanawiając się, odniosła czarną sukienkę na wieszak i
poszła zapłacić za czerwoną. Po zakupie, zadowolona skierowała się do
damskich przymierzalni poszukując koleżanek.
-I jak tam? –zapytała.
-Och, totalnie nie wiem jaką wziąć! –piszczała Lav.
-A ty już wybrałaś? –zapytała ją Luna.
-Tak, ale wam nie pokażę. –wytknęła im język, na co one zrobiły
niezadowolone miny.
Po bardzo długim i męczącym czasie, następnych kilkunastu sklepach, a
także odwiedzeniu baru Pod Trzema Miotłami, wróciły do zamku szczęśliwe.
Każdej udało się znaleźć wymarzoną kieckę, więc teraz ich myśli krążyły
spokojnie przy nadchodzącym balu. Pożegnały się zadowolone i rozbiegły do
swoich dormitoriów, aby zacząć wszystko planować. W myślach każdej z
osobna widniały tylko trzy słowa:
„JESZCZE TYLKO TYDZIEŃ!”
Rozdział 13. Noc Duchów
Po wydarzeniu w sklepie Hermiona miała cichą nadzieję, że między nią a
Malfoyem sytuacja chociaż trochę się polepszy, ale myliła się. Draco
traktował ją z taką samą obojętnością i chłodem jak przez ostatni tydzień. W
ogóle zachowywał się jakby tej sytuacji w sklepie nie było. Nie ukrywała, że
trochę ją to wszystko zaczęło irytować, ale nie mogła się poddać i pozwolić,
aby Malfoy ponownie postawił na swoim. Ona przecież też jest silna!
Dlatego postanowiła kontynuować to, co już wcześniej zaczęła. Mianowicie
pokazywać, że jej nie interesuje to co robi ani, że ma ją gdzieś, totalnie go
ignorować, ewentualnie robić mu na złość. Musiała jednak przystąpić do
cięższych środków, po których również chciała go wymazać ze swojego życia
i pamięci. Dlatego właśnie znalazła się przed gabinetem profesor
McGonagall i zapukała ze zdecydowaniem w drzwi.
-Proszę. –usłyszała głos ze środka gabinetu. Trochę spięta weszła do środka.
Nauczycielka wyglądała na zaskoczoną jej obecnością.
-Dzień dobry, pani profesor.
-Dzień dobry, panno Granger. Czy coś się stało?
-Tak, mam do pani ogromną prośbę. –kobieta uniosła brwi, dając znak, aby
kontynuowała. –Mianowicie chodzi o zmianę partnera podczas patroli.
-Dlaczego? –McGonagall spojrzała na nią podejrzliwie. Nie wyglądała na
zachwyconą tą propozycją.
-Nie dogadujemy się z Draconem. Ostatnio się pokłóciliśmy dość poważnie i
nie chcę z kimś takim przebywać samotnie. Dla mnie jest to rozdrapywanie
ran, które ze złości mogą powodować większe spory.
Wicedyrektorka lustrowała ją swoim wzrokiem, jednak nie miała powodu
aby nie przystąpić do jej prośby. Hermiona zawsze była wzorową uczennicą,
więc skoro prosiła o tak poważne zmiany, to oznaczało, że naprawdę ich
potrzebuje.
-Oczywiście, panno Granger. Skoro sytuacja jest na tyle poważna aniżeli
zwykła zachcianka, to jestem skłonna do zmiany partnera dla pani. Będziesz
mogła odbywać patrole z panem Collinsem, prefektem Ravenclawu, tyle, że
obecnie znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. Pan Malfoy w takim razie
przejmie jego godziny wraz z panną Angels. Konieczne jest, aby patrole się
odbywały między uczennicą a uczniem. Będzie musiał się do niej
dostosować, gdyż ustaliłam z nią dokładne godziny. Dzisiaj niestety, ale była
wasza kolej, prawda?
-Zgadza się.
-Dasz radę dzisiaj odbyć patrol zamku sama? –zapytała kobieta z lekką
troską.
-Tak, oczywiście. Nie ma problemu. –powiedziała, choć głos trochę jej
zadrżał. Sama? W nocy? W tym ogromnym zamku? Przełknęła ledwo ślinę,
ale nie mogła się poddać. Nie teraz, gdy już jest tak blisko.
-Znakomicie. W takim razie osobiście poinformuję pana Malfoya oraz pannę
Angels o zmianie partnerów, a gdy pan Collins tylko wyjdzie ze szpitala
powróci na patrole pomóc pani.
-Dziękuję bardzo, pani profesor. Miłego dnia.
Hermiona wyszła z gabinetu wicedyrektorki przeszczęśliwa. Tanecznym
krokiem weszła też do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Nie zwróciła nawet
uwagi na Rona, który właśnie miażdżył ją spojrzeniem. Po prostu w tym
momencie życie wydawało jej się piękne. W końcu coś szło po jej myśli tak,
jak powinno. Teraz wszystko powinno iść w dobrym kierunku. Z
zadowoleniem usiadła obok ciemnowłosego przyjaciela i przytuliła się do
niego.
-Hej, Hermiono. Co taka szczęśliwa? –zapytał z uśmiechem.
-Życie jest piękne, Harry! –oświadczyła wskakując mu na kolana. Chłopak
był lekko zaskoczony, ale po chwili zmarkotniał.
-Będzie piękne, jak dostane chociaż „Nędzny” z eliksirów. Snape tylko czeka
na okazję, aby postawić piękne, duże i ozdobne „T” na moim wypracowaniu.
Mam wrażenie, że sprawia mu to niebywałą przyjemność. –mruknął.
Hermiona pokręciła z rozbawieniem głową. Przecież to było oczywiste, że
Snape czerpie radość z gnębienia Harry’ego.
-Pokaż co tam masz. Może jakoś temu zaradzę.
Zaczęła czytać jego wypracowanie, co rusz poprawiając coś na nim. Po
piętnastu minutach oddała je przyjacielowi klepiąc go po plecach.
-Nie było tak źle. Ja tam bym ci dała „Wybitny”.
-Dzięki, Hermiono. Kocham cię. Naprawdę nie wiem, dlaczego zostałem na
tych eliksirach. –uśmiechnął się z wdzięcznością.
Wyszczerzyła się do niego radośnie.
-Nie mów takich rzeczy Harry, bo się jeszcze zakocham.
-Dokładnie, Harry. Nie mów takich rzeczy, bo ona i tak potem stwierdzi, że
nie jesteś w jej typie i ośmieszy cię przed całą szkołą. –usłyszeli zimny głos
Rona.
-Ron… to, że nie lubię rudych, to nie znaczy, że za czarnymi też nie
przepadam. –odgryzła się z przyklejonym sztucznym uśmiechem. Nie
pozwoli się sprowokować.
Wszyscy w salonie się roześmiali, a Hermiona znowu tanecznym krokiem,
żegnając się z Harrym, wyruszyła do wyjścia z pokoju. Gdy wyszła już na
zewnątrz, odetchnęła z ulgą. Nie chciała się kłócić z Ronem. W sumie, to
brakowało go jej. Zamierzała się z nim pogodzić, ale skoro on nadal się
zachowywał jak zachowywał, to nie miało to sensu. Postanowiła wrócić do
swojego dormitorium i poczytać książkę. Uwielbiała mugolskie romansidła.
Od dziecka marzyła o tym, aby przeżyć piękną, romantyczną miłość, taką
jaka była opisywana w większości książek. Nie zauważyła, że czas tak szybko
minął. Zanim się zorientowała już był wieczór, a co za tym szło, zbliżał się jej
samotny, nocny patrol. Nie mogła na niczym się skupić, gdy zaczęła zbliżać
się godzina dwudziesta druga. Jej dłonie zaczynały drżeć i pocić się, serce
niebezpiecznie biło. Nie miała wyboru, musiała to zrobić. Postanowiła wyjść
trochę szybciej. Im szybciej zacznie, tym szybciej skończy. Przemierzając
prawie puste już korytarze, zaczynały brać górę jej największe obawy. Nie
bała się aż tak bardzo ciemności. Przerażała ją ciemność tego zamku.
Hogwart był ogromny, zimny i ciemny. Posiadał wiele zakamarków, oraz
przedmiotów, które w nocy zamieniały się w przerażające cienie. Wraz z
godziną rozpoczęcia patrolu zapaliła różdżkę idąc niepewnie przed siebie.
~~*~~
Draco stał w Pokoju Wspólnym zirytowany. Dlaczego Granger jeszcze nie
było? Czyżby Panna Idealna zapomniała o ich patrolu? Uśmiechnął się
drwiąco. Na pewno zaraz przybiegnie cała zdyszana i zawstydzona, że o
czymś zapomniała. Minuty mijały, godzina dwudziesta druga się zbliżała, a
jej nie było. Zastanowił się przez chwilę czy ją olać i pójść samemu, czy może
zobaczyć czy jest u siebie. Westchnął i postawił na opcję numer dwa. Mimo
wszystko nie chciało mu się samemu chodzić po zamku, nawet jeżeli ze sobą
nie rozmawiali. Miał już pukać do jej pokoju, gdy w wejściu stanęła
McGonagall. Trochę zaskoczony, spojrzał na nią.
-Panie Malfoy, panna Granger prosiła mnie dzisiaj o osobne patrole. Jest
pan teraz przydzielony do panny Angels z Hufflepuffu. Dzisiejszy wieczór
macie wolny. Panna Granger patroluje już prawdopodobnie korytarze.
Niestety sama, gdyż jej partner leży póki co w Skrzydle Szpitalnym.
-Dlaczego Granger chciała sama patrolować? –zapytał ostro. Co ta
dziewczyna znowu wymyśliła?! Tak bardzo chciała mu pokazać, że ma go
dosyć, że nie interesuje jej, więc poszła po prostu do McGonagall prosić o
zmianę na kogoś innego?! I to niby była dorosła zagrywka?!
- Z tego co mówiła to ponownie się ze sobą pokłóciliście. Mówiła iż jest to na
tyle poważne, że nie chce z panem przebywać w jednym miejscu, aby
uniknąć kolejnych sporów.
Draco zacisnął pięści. Granger była naprawdę nieobliczalna.
-No tak. Rozumiem. Dziękuję za informację.
-Dobranoc, panie Malfoy. –kobieta przez chwilę przyglądała mu się
badawczo. Odwróciła się i wyszła. Draco nie dał rady zauważyć jej
delikatnego uśmiechu na twarzy.
Opadł na fotel łapiąc twarz w dłonie. Próbował wyłączyć się, nie myśleć.
Zająć się czymś innym. Niestety jego cholerne myśli miały inne plany niż
słuchać jego. Przed oczami pojawiła mu się Granger.
Gdybym była sama na tym patrolu chyba bym zwariowała...
No tak. Bała się ciemności. Przecież mu o tym już mówiła. Ale co go to
obchodzi? Sama poszła do McGonagall z prośbą o zmianę. Nawet lepiej, że
będzie miał inną partnerkę, bo miał już jej dosyć. Tej ciszy panującej pośród
nich. Przypadkowych spojrzeń… Nie wytrzymał. Gwałtownie wstał,
przeklinając siebie za to co robi. Granger nie potrafiła dać mu spokoju.
Cholerna Granger!
Wychodząc z salonu zastanowił się w którą stronę powinien iść. Gdzie mogła
w tej chwili przebywać? Nie zastanawiając się długo postanowił pójść tą
samą trasą, którą zawsze patrolowali. Miał przeczucie, że to dobry wybór.
~~*~~
Ciemność i cisza czasami przerywana pojedynczymi skrzypnięciami. Światło
z różdżki daje tylko niewielkie oświetlenie. Pod jego wpływem każda zbroja
rzuca przeraźliwy cień, jakby coś czaiło się w ciemnościach gotowe
zaatakować. Jej kroki odbijające się echem, po wielkich hogwarckich
korytarzach. Miała wrażenie, że coś do niej szepcze, skrada się za nią.
Zaniepokojona co chwilę odwracała głowę, lecz tam było pusto. Bała się, tak
potwornie się bała. Cała trzęsła się bojąc stawiać kolejne kroki, serce
uderzało mocno w klatkę piersiową. Miała wrażenie, że słyszy ją cały zamek.
W końcu już nawet nie wiedziała gdzie się znajduje.
-Gdzie ja jestem? –szepnęła spanikowana rozglądając się wokoło. Usłyszała
koło swojej głowy szum i poczuła jak coś przelatuje w pobliżu muskając jej
włosy. Krzyknęła przerażona i ze łzami w przerażonych oczach pobiegła
szybko przed siebie. Znalazła się w miejscu, którego nie potrafiła
zidentyfikować. Czy kiedykolwiek tutaj była? Zaczęło jej się mieszać. Czuła,
jakby powietrze zamierało jej w płucach, a ona nie mogła oddychać. Osunęła
się po ścianie, skuliła i rozpłakała na dobre. Jej głowa zaczęła pękać z bólu.
Wszędzie słyszała kroki, jakieś dźwięki, jakby ktoś ją wołał. Zatkała uszy i
krzyczała w myślach. Próbowała mówić do siebie, zagłuszyć to wszystko.
Czuła się jakby była w największym stadium schizofrenii.
Nie! Mam dość! Niech to się skończy!
Poczuła jak ktoś ją chwyta pewnym ruchem za ramiona. Tym razem
krzyknęła głośno z przerażenia próbując się wyrwać oprawcy. Gdzie jej
różdżka? Co się stało z różdżką?!
-Granger, zamknij się bo cały zamek pobudzisz! –Zaczął potrząsać jej
ramionami. Ona jeszcze bardziej zaczęła krzyczeć i szarpać się. Nawet nie
otworzyła oczu. Widząc, że krzykiem nic nie zdziała spróbował spokojniej. -
Cii, Hermiona. Spokojnie, to tylko ja. Już dobrze. Nic ci się stanie, jasne? –
zacisnął mocno usta. Pierwszy raz zwrócił się do niej po imieniu. Salazarze,
jak to dziwnie brzmiało w jego ustach.
Do jej świadomości zaczął dochodzić uspakajający, delikatny głos. Zaczęła
się rozluźniać. Teraz będzie dobrze, prawda? Nie jest już sama, ktoś przy
niej jest. Zabierze ją stąd.
-Malfoy? –spojrzała zaskoczona na swojego wybawiciela. Na wszelki
wypadek przetarła oczy, aby się upewnić, że nie śni. –Co ty tu robisz?
Ślizgon wyglądał na zmieszanego. Wiedział, że nie powinien za nią iść.
Normalnie Malfoy by się przecież nią nie przejmował, prawda? Teraz jednak
nie żałował. Ani trochę. Widząc ją w takim stanie, bał się, tak cholernie się
bał myśli co by było gdyby za nią nie poszedł. Cała się trzęsła, wyglądała na
taką kruchą.
-McGonagall przyszła i powiedziała mi, że poprosiłaś o zmianę partnera
oraz, że w tym momencie patrolujesz sama. Stwierdziłem więc, że zaraz
wpakujesz się w kłopoty, więc poszedłem cię szukać. I miałem rację. Nie
minęła godzina, a ty już narozrabiałaś. Jesteś trochę przewidywalna. –
uśmiechnął się kpiąco.
-A-ale, jak mnie znalazłeś? –załkała. W tej chwili nie było ważne dla niej to,
że jej nienawidzi, że nie odzywają się do siebie od tygodnia. Uratował ją.
Była mu tak bardzo wdzięczna. Nie zważywszy na nic, rzuciła się na jego
szyje, mocno do niego przylegając. Chciała poczuć bezpieczeństwo, upewnić
się, że to nie sen.
Draco był zaskoczony tym gestem. Nie spodziewał się tego. Pierwszym jego
odruchem było, aby ją od siebie odepchnąć, ale nie zrobił tego. Nie
odwzajemnił również jej gestu. Po prostu pozwolił jej na to, czując jak jego
serce zaczyna się roztapiać.
-Poszedłem tą trasą co zwykle. Nawet z kimś innym chcesz dzielić naszą
trasę. –powiedział z lekkim wyrzutem, lecz po chwili szybko odchrząknął. -
Nagle usłyszałem płacz i dotarłem do ciebie. Nie było to łatwe w tej
ciemności. Siedzisz schowana w jakimś cholernym rogu, ale na szczęście tak
głośno ryczałaś, że nie ominąłem cię.
-Tak się bałam.. –mruknęła w zagłębienie jego szyi. Zignorowała to, że
Ślizgon cały czas mówi chłodnym, odpychającym tonem. Wiedziała, że nagle
nie zacznie być miły. Malfoy nie potrafił pocieszać, dobrze zdawała sobie z
tego sprawę. Nie oczekiwała nawet tego od niego. Jednak mimo wszystko
wciąż była wczepiona w jego tors. Moczyła koszulę rzewnymi łzami, a on na
nią nie nakrzyczał, ani nie odepchnął. To jej wystarczało.
Westchnął głęboko. Była w tym momencie taka niewinna. Nie miała w sobie
nic z odważnej, agresywnej Gryfonki. Po prostu jednym dotykiem potrafiła
ściągnąć brutalnie jego maskę, złość, arogancję. Nie wiedział jak to robiła.
Przez chwilę upajał się jej zapachem, by po chwili również ją objąć, a rękę i
twarz wczepić we włosy. Chciał ją mieć blisko siebie.
-Już jestem przy tobie, Granger. Nic ci się nie stanie, rozumiesz? Jutro
pójdę do McGonagall i załatwię żebyśmy nadal mieli razem patrole, w
porządku? Nie mogę cię zostawić samej, bo beze mnie zginiesz w tym
zamku.
Poczuł jak kiwa potwierdzająco głową. W tym momencie była gotowa na
wszystko. Pozwolił na to, aby jeszcze przez chwilę tkwiła w jego ramionach,
a po chwili wstał i podał jej dłoń. Brązowooka przyjęła ją. Gdy wstała, przez
jedną absurdalną chwilę poczuł się jak bohater, który trzyma w swoich
ramionach małą, biedną, kruchą istotkę. Pokręcił z niedowierzaniem głową.
Ta dziewczyna działała na niego w nieodpowiedni sposób.
Odsunęli się od siebie, postanawiając kontynuować już wspólnie patrol.
Między nimi trwała cisza, lekko krępująca, nasycona pytaniami
oczekującymi odpowiedzi. Tak wiele było uczuć, pytań, tak bardzo chcieli
znów normalnej rozmowy. W końcu Hermiona nie wytrzymała. Nie
potrafiła już. Postanowiła przerwać tą ciszę.
-Malfoy… -zaczęła.
Spojrzał na nią pytająco. Nie zauważyła już złości, arogancji ani odrzucenia,
więc postanowiła kontynuować.
-Dziękuję. Gdyby nie ty.. to nie wiem co by było dalej.
Wyglądał na zaskoczonego. Nie spodziewał się podziękowań. Właściwie to
nie spodziewał się nawet, że się do niego odezwie. Myślał, że to był tylko
chwilowy moment podczas którego się po prostu bała. Wzruszył ramionami,
przybierając obojętną minę.
-Nie ma sprawy. A odpowiesz mi na jedno pytanie?
-Oczywiście.. –powiedziała cicho, zwracając na niego zaskoczony wzrok.
-Dlaczego chciałaś mieć osobny patrol?
Nie spodziewała się tego pytania. Zamknęła oczy, próbując uspokoić
oddech.
-Miałam po prostu dość. Wiem, że jesteś na mnie zły. Nie chciałam ci się
jeszcze bardziej narzucać. Po co robić coś na siłę? –zawahała się. -A jeżeli
chodzi o to wspomnienia to… Ja cię naprawdę przepraszam. Wiem, że nie
powinnam. I nie chciałam , ale same mnie wciągnęły, to był dla mnie szok i..
Nie zdążyła dokończyć zdania. Draco gwałtownym ruchem złapał ją za
nadgarstki i przycisnął do ściany. Spojrzała na niego ze strachem i pisnęła.
-Nie mów przez chwilę nic, Granger. –szepnął w jej usta. Był tak blisko. Ich
oddechy zaczęły się mieszać. Oparł swoje czoło o jej, wpatrując się w chwilę
w czekoladowe tęczówki. Po chwili, która wydawała się wiecznością wpił się
w jej usta z niesamowitym pragnieniem. Potrzebował jej dotyku, zapachu,
uczucia. Ona odwzajemniła pocałunek z ogromną pasją. Objęła jego szyję
rękoma przyciągając go bliżej siebie. Pobudzony jej gorącymi ustami,
położył dłonie na jej talii przyciskając ją do swojego ciała jeszcze mocniej.
Była go spragniona. Chciała więcej. Ich języki tańczyły w namiętnym tańcu.
Chwycił ją z tyłu za uda, pod pośladkami i uniósł nad ziemię. Objęła go
nogami w pasie. Chwila namiętnego zapomnienia, tęsknoty. Nie wiadomo
ile stali w tym miejscu. Ile błądzili rękoma po swoich ciałach. Upajali się
zapachem.
W końcu przyszło opamiętanie i oderwali się od siebie. Ponownie oparł
swoje czoło o jej ciężko dysząc, wpatrując się w jej zarumienioną twarz. Była
niesamowita. Najpierw była smutna, potem zła, następnie płakała, a na
końcu spragniona oddawała z namiętnością jego pocałunki. Uśmiechnął się
drwiąco i po prostu odwrócił się, idąc sobie jak gdyby nigdy nic. Zawrócił
jednak widząc, że nie idzie za nim, tylko stoi pod ścianą jak sparaliżowana.
-Idziesz? Drugi raz nie mam zamiaru za tobą latać po zamku, Granger więc
pospiesz się!
Nie usłyszała w jego głosie paraliżującego chłodu ani złości. Słyszała w nim
nutkę… żartu? Czy Malfoy i żarty w ogóle było możliwe? Z westchnięciem i
lekkim uśmiechem dołączyła do niego. Idąc dalej korytarzem zatopili się w
swoich myślach. Zaczęli zdawać sobie sprawę, że powoli zaczyna im się
wszystko wymykać spod kontroli. Ich uczucia względem siebie były tak
bardzo niedorzeczne. Kłócili się, obrażali, robili sobie na złość, ale gdy w
końcu ich usta się spotykały szaleli za sobą. Czuli względem siebie
pożądanie, tęsknotę. To w nich tak nagle wybuchało, jakby dopiero wtedy
uaktywniało się. Nie byli jednak stworzeni dla siebie. Zbyt wiele ich różniło.
Praktycznie byli z dwóch różnych światów. Draco wiedział, że nie jest wart
tego, aby darzyła go głębszym uczuciem. Była na to zbyt dobra i wrażliwa.
On był zachwiany w swoich emocjach, sam nie wiedział czego chce.
Skrzywdziłby ją. Miał zbyt popieprzone życie. Śmierciożercy, śmierć, zło.
Naraziłby ją na zbyt wielkie ryzyko każąc żyć w takim świecie.
Nawet się nie zorientowali, że ich patrol dobiegł końca. Weszli do Pokoju
Wspólnego, a następnie ruszyli do swoich dormitoriów. Byli wyczerpani
całym dniem.
Granger! –zawołał, zanim przeszła przez drzwi.
W Hermionie zamarło serce. Odwróciła się do niego z obojętną miną.
-Ja pierwszy zajmuję łazienkę!
-Chyba śnisz, Malfoy!
-Zanim ty wyjdziesz, to zdążę zrobić się gruby i brzydki! –zrobił oburzoną
minę.
-Nie zdążysz! To już się stało!
-O ty!
Hermiona pisnęła i zamknęła się w dormitorium bojąc się, że ją dopadnie.
To był błąd. Usłyszała śmiech Malfoya, który jak się okazało wbiegł
zadowolony do łazienki. Oparła się o drzwi i od dłuższego czasu
uśmiechnęła. Wiedziała co to oznacza. Spór zażegnany.
~~*~~
Następny tydzień mijał im w o wiele lepszej atmosferze niż dotychczas.
Bardzo łatwo było zauważyć w nich zmianę. Na ich ustach od tygodnia
pojawił się uśmiech. Nie byli już względem siebie tacy szorstcy. Cała szkoła
zauważyła, że coś się musiało wydarzyć. Ku zdziwieniu wszystkich,
większość czasu przesiadywali razem w swoim salonie i ustalali szczegóły
dotyczące nadchodzącej imprezy. Razem. Hermiona nie spodziewała się, że
tak bardzo ucieszy ją sytuacja w której znów będzie rozmawiała z Malfoyem.
Nie zdawała sobie sprawy jak przez te prawie dwa miesiące się do siebie
zbliżyli. To wszystko było takie nieprawdopodobne. Gdyby ktoś jej
powiedział we wrześniu, że pod koniec października zaakceptuje Malfoya i
będzie się cieszyła, że z nim rozmawia, to by tego kogoś wyśmiała. A teraz
nie dość, że ze sobą rozmawiają to jeszcze do tego parę razy się całowali.
CZTERY razy.
Czwarty raz! Całowaliśmy się już cztery razy!
-Tutaj postawimy kapelę, tutaj może być bar?
-A w ten sposób ustawione stoły i tyle miejsca na parkiet?
-Tak. Świetnie. Dasz radę załatwić kapelę?
-Tak. Mam takie znajomości, że to nie będzie trudne. Ustalałaś już ze
skrzatami co będzie do jedzenia?
-Jeszcze nie. Dziś to załatwię i pójdę do Dumbledore’a po zgodę na alkohol.
-Zajebiiiście. –ucieszył się Draco.
W przygotowaniach dopełniali się ze sobą znakomicie. Ona miała zmysł
dekoratorski, a on wpływy, którymi wiele mógł w jednej chwili pozałatwiać.
Jednak nie wszystko było idealne. Próbowali się nie kłócić, ale czasem to
leżało po prostu w ich naturze. Każde chciało postawić na swoim i uważało,
że jego pomysł będzie lepszy.
Nie tylko prefekci byli zajęci przygotowaniami do imprezy. Wszystkich
uczniów ogarnął ich szał. Dziewczyny spędzały większość czasu w swoich
dormitoriach dobierając dodatki do sukienki i odejmując te niepasujące.
Chłopaki zaś stwierdzili, że przygotują się danego dnia, bo po co teraz? Dla
nich ważniejsze było dobrze się bawić. Nie ważne w jakim stanie wyjdą.
Ważne w jakim WRÓCĄ.
Nauczyciele również się poddali. Zostało niecałe trzy dni do tego
wydarzenia, więc postanowili, że przez ten czas zrobią „luźne” lekcje
powtórkowe z dotychczasowych zajęć. To był jedyny sposób w jaki mogli
zmusić uczniów do pracy. Dlatego teraz, przechodząc obok jakiejkolwiek
Sali, w której odbywały się lekcje od czwartej klasy wzwyż można było
słyszeć hałasy i rozmowy.
~~*~~
Uroczystość Święta Duchów przypadała w tym roku akurat w sobotę.
Dlatego Draco i Hermiona zostali w piątek zwolnieni z zajęć, żeby dopiąć
wszystko na ostatni guzik. Wraz z pomocą Hagrida, który wnosił im do
Wielkiej Sali wszelakie ozdoby, takie jak ogromne dynie własnoręcznie
wyhodowane i nałapał prawdziwych nietoperzy, zajęli się wystrojem
Wielkiej Sali.
Hermiona zaczęła się stresować im bliżej było owej zabawy. Chciała, aby
wszystko wyszło idealnie, żeby ludziom się podobało to co przygotowali.
Miała nadzieję, że będą wspominać i cieszyć się, tańczyć i dobrze się bawić.
-O co chodzi, Granger? –zapytał Draco widząc jej minę.
-A jak coś nie wyjdzie? Jak się nie będzie podobać? Jak będzie stypa?
-Słuchaj, ta impreza jest organizowana między innymi przeze mnie, więc nie
ma prawa nie wypalić. A zresztą rozejrzyj się. Nie podoba ci się?
Gryfonka posłusznie się rozejrzała. Tak, podobało jej się i to nawet bardzo.
Ale czy innym się spodoba?
-Tak, spodoba się. Uwierz mi. –powiedział Draco, jakby czytając w jej
myślach.
*
Zanim zdążyli wszystko przystroić, zrobić odpowiedni klimat, omówić
godziny podawania jedzenia ze skrzatami, nadszedł wieczór. Wychodząc z
Wielkiej Sali, Hermiona zabezpieczyła wrota zaklęciami, aby nikogo z
uczniów nie korciło dowiedzieć się jak wygląda końcowy efekt, ani żeby
przypadkowo żaden dowcipniś nic nie zniszczył. Włożyli we wszystko wiele
pracy i czasu. Byli z siebie zadowoleni, a dodatkowo Hermiona nie chciałaby
widzieć jak Malfoy morduje tego kogoś, kto zniszczył ich pracę. A znając
Malfoya zrobiłby to na pewno.
-To już jutro. –powiedziała cicho, gdy zmierzali do Pokoju Wspólnego.
-Tak, więc się dzisiaj wyśpij, bo musisz jutro jakoś wyglądać, aby mnie nie
ośmieszyć. –uśmiechnął się drwiąco.
-To raczej ty się musisz postarać, żebym nie miała wstydu przed znajomymi.
–prychnęła. –Przed tobą ciężkie zadanie, Malfoy. Powodzenia.
-Jakimi znajomymi, Granger? –zapytał z niedowierzaniem.
-Bardzo śmieszne.
-Ze skromności nie zaprzeczę. -Uśmiechnął się pod nosem, gdy szatynka
zaczęła wyzywać go po cichu robiąc przy tym zabawne miny.
Gdy weszli do sypialni, położyli się na łóżkach i prawie od razu zasnęli,
biorąc pod uwagę męczący dzień, który był za nimi. Wydawało im się, że
spali tylko godzinę. Musieli wstać wcześnie rano i od tej pory każde z nich
było zajęte. Nie mieli chwili wytchnienia, widzieli się tylko przelotem. Taki
był los organizatora. Biegali w tą i z powrotem, bo każdy czegoś
potrzebował. Z niecierpliwieniem wyczekiwali wieczora.
Około osiemnastej, Draco zbiegł do przedsionka powitać członków kapeli
Fatalne Jędze. Tak jak wspominał, nie trudno było poprosić ich o przybycie.
Pochodząc z rodu Malfoyów znał wiele więcej sławnych osób.
-Dzięki chłopaki, że przyjechaliście.
-Nie ma sprawy, Draco. To przyjemność wrócić ponownie do Hogwartu.
-Jasne. Słuchajcie, dyrektor was oczekuje w gabinecie. Więc jeżeli macie
czas, to…
-Dzięki młody, leć się przygotować. Rozłożymy sprzęt i idziemy odwiedzić
staruszka.
Draco zadowolony kiwnął głową i ruszył do dormitorium. W końcu miał już
spokój. Był ciekawy czy Granger nadal coś załatwia. Dostałaby chyba szału,
gdyby się dowiedziała, że musi jeszcze pracować, a on może się na spokojnie
przygotować. Zaśmiał się drwiąco, gdy wyobraził sobie tę chwilę. Przed
pokojem zauważył stojącą Weasleyównę.
-Siema, Weasley. –zaszedł ją od tyłu na co ona lekko podskoczyła i spojrzała
na niego z wyrzutem.
-Cześć, Malfoy. Mógłbyś tak z łaski swojej nie zakradać się do ludzi od tyłu?
–warknęła.
Blondyn zignorował jej pytanie i tylko wzruszył ramionami.
-Idziesz do Granger?
-Tak.-uśmiechnęła się pokazując mu wino.
-Alkoholiczki.
-I kto to mówi. –wytknęła mu język.
-Z kim idziesz na imprezę?
-Przekonasz się. –odpowiedziała tajemniczo, wchodząc do dormitorium
przyjaciółki.
~~*~~
Hermiona właśnie kończyła brać odprężającą kąpiel. Wyszła z basenu
dokładnie susząc ciało oraz włosy jednym machnięciem różdżki. Spojrzała
na swoje odbicie z uśmiechem. Już za niedługo będą szli na imprezę. A ona
idzie z Draconem Malfoyem. Musiała przyznać, że lekko bała się i
stresowała. Czy z nią zatańczy? Nie pokłócą się? Nigdy nie wie, czego się
można po nim spodziewać. Wróciła do pokoju i zauważyła, że Ginny już się
u niej rozgościła na dobre. Wszystkie kosmetyki, które posiadała były
rozłożone na łóżku, a ona sama właśnie nalewała wino do kieliszków.
-Czyżbyś trafiła w moje ulubione Carlo Rossi? –zapytała z uśmiechem
szatynka.
-Oczywiście, kochana. Czym byłyby przygotowania na bóstwo bez wina?
Przez następne półtora godziny biegały po pokoju, malując się, czesząc i
dobierając dodatki. Hermiona poskromiła swoje włosy, które teraz grubymi,
długimi lokami opadały swobodnie jej na ramiona. Oczy miała podkreślone
kreskami i tuszem a usta pomalowała mocno czerwoną szminką pasującą do
jej krwistej sukni. Ginny dorobiła jej pod ustami ścieżki sztucznej krwi, a
Hermiona włożyła sobie w usta ostre kły. Założyła też długie, czerwone,
koronkowe rękawiczki.
Ruda zaś postanowiła ułożyć sobie wytwornego koka i zrobić z siebie
przepiękną wiedźmę. Jej suknia była czarna, przyozdobiona świecącymi
cekinami, co dawało olśniewający efekt.
Gdy obie były gotowe, ruszyły podekscytowane w stronę Wielkiej Sali.
Hermiona zorientowała się dopiero przy schodach prowadzących do celu, że
jej przyjaciółka tajemniczo zniknęła. Poczuła się dziwnie skrępowana i
zawstydzona. Gdy miała ją obok czuła jakieś wsparcie, teraz musiała już
radzić sobie sama. Wzięła głęboki wdech i przestąpiła próg, stając na
szczycie schodów. Na dole, u progu schodów, stał ON. Przebrany za
wampira. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Szczerze powiedziawszy liczyła na
to, że przebierze się właśnie za wampira. Teraz mogą stworzyć wampirzą
parę. Zaczęła powoli schodzić, uważając, aby się nie potknąć.
*
Draco odwrócił głowę w stronę schodów, słysząc jak uczniowie kogoś
podziwiają. Zobaczył swoją partnerkę i stanął jak oniemiały. Nie potrafił
wyrzucić z siebie ani słowa, musiał wyglądać głupio z lekko rozchylonymi
ustami i rozszerzonymi oczami. Czy to na pewno Granger? Wyglądała
pięknie. Wiedział, że dla wielu to ona będzie królowała tej nocy. Poczuł
nagłą dumę, że to jemu będzie towarzyszyła. Uśmiechnął się szarmancko,
podając jej ramię.
-Wyglądasz cudownie.-wykrztusił, na co Hermiona lekko się uśmiechnęła,
lecz bardziej wyglądała na szczerze zaskoczoną.
-Dobrze się czujesz, Malfoy? Spodziewałam się raczej coś typu: „wyglądasz
znośnie, Granger” –przedrzeźniła jego głos. –Ale dziękuję, ty również…
wyglądasz przystojnie.
Draco roześmiał się kpiąco.
-Ach, Granger. Potrafisz zepsuć każdą chwilę. Ja ZAWSZE wyglądam
przystojnie.
Hermiona pokręciła z politowaniem głową, ale roześmiała się rozbawiona.
-Poznałeś mnie nawet przez maskę?
-Tak, wampirzyco. Bo zapomniałaś jej wziąć.
-Że co?!
Dotknęła swojej twarzy i rzeczywiście. Maski nie było. Poczuła się
zażenowana. Jak mogła jej zapomnieć? Chciała już się po nią wracać, ale
Malfoy przyciągnął ją do siebie. Stali teraz bardzo blisko, prawie stykali się
ciałami. Poczuła jak jej serce przyspiesza.
-Nie przejmuj się. I bez niej wszyscy w Wielkiej Sali oszaleją. –szepnął.
Hermiona kwieciście się zarumieniła. Nie była przyzwyczajona do
komplementującego Malfoya. To było dosyć… niecodzienne. Próbując nie
pokazać swojego zmieszania, pociągnęła go w stronę wrót Wielkiej Sali. Z
lekką niepewnością wkroczyli pod ramię do pomieszczenia. Wszystkie
spojrzenia zwracały się ku nim, kiedy ich mijali. Podniesione szepty,
komplementy. Wszyscy byli zaskoczeni widokiem tej dwójki. Wyglądali
razem olśniewająco. Jakby… dopełniali się. Para weszła na wyznaczony
podest, odbierając od wokalisty zespołu mikrofon.
-Granger, ja nie potrafię, żadnej przemowy. –szepnął Malfoy nerwowo.
-Spokojnie, zostaw do mnie. I spróbuj coś zaimprowizować.
Gryfonka odchrząknęła czekając aż w Wielkiej Sali zalegnie cisza. Wszyscy
spojrzeli na nich w oczekiwaniu. Wzięła jeszcze głęboki wdech, pokonując
tremę i zaczęła:
-Witam wszystkich uczniów oraz nauczycieli, na tegorocznej imprezie z
okazji Nocy Duchów. Mamy szczerą nadzieję, że wszystkim wam będzie
przypadnie do gustu nasza praca, w którą wraz z Draco –tu spojrzała na
Ślizgona. –włożyliśmy duszo wysiłku, aby wam się przypodobać. Dekoracje,
wszystko co znajduje się na Sali, jest dla was. Serdeczne podziękowania dla
naszej dyrekcji, za to iż to oni byli pomysłodawcami tego wydarzenia. –
chwila na oklaski -W razie jakichkolwiek problemów, proszę zgłosić się do
nas. Draco, chcesz coś dodać? –spojrzała na niego wyczekująco, z lekko
drwiącym uśmiechem. Mało kiedy można był zauważyć zmieszanego
Malfoya. Ślizgon wziął jednak mikrofon do ręki.
-Eee, mam nadzieję, że podobają wam się ozdoby? –wybuchły oklaski. –To
chyba znaczy, że tak. –uśmiechnął się rozbrajająco. –Życzymy UDANEJ
ZABAWY! –krzyknął, a cała sala zawrzała gwizdami i oklaskami. Hermiona
spojrzała na niego niedowierzająco. Jak to było, że ona się produkowała dla
całej przemowy, a on powiedział jedno zdanie, a cała sala krzyczała i
wiwatowała? Blondyn posłał jej ironiczny uśmiech, na co ona miała ochotę
zedrzeć go z jego twarzy.
Jednak uczniowie mieli rację. Sala wyglądała przepięknie. Na sklepieniu
Wielkiej Sali było widać księżyc w pełni, który co chwilę był przysłaniany
pojedynczymi chmurami. Z sufitu zwisały chmary nietoperzy i pajęczyn.
Pomieszczenie było pokryte sztuczną mgłą, dając niesamowite wrażenie
jakbyś znajdował się na polanie. Rozłożone też były wszelakie stwory,
mumie i wampiry. Stoły oraz bar także były wspaniale ustrojone, a kapela
świetnie wgrała się w klimat. Szczególną ozdobą byli uczniowie. Większość
poubierana się na ciemno, lecz znalazło się też sporo poprzebieranych w
stroje takie jak: mumia, kościotrup, a nawet znalazł się dinozaur i
śmierciożerca.
-Dobrze, że nikt się za Voldemorta nie przebrał, bo by wynikła zadyma. –
szepnął jej do ucha rozbawiony Draco. Hermiona zaśmiała się, ale po chwili
wzdrygnęła na myśl, że miałby tu się pojawić sztuczny Voldemort.
Przyglądała się przez chwilę tańczącym z radosnym uśmiechem.
-Zatańczysz? –Draco wyciągnął w jej kierunku dłoń. Chętnie ją przyjęła,
czując przyjemne prądy przechodzące przez ich złączone dłonie. Ślizgon
poprowadził ją w rytm szybkich piosenek. Tańczył niesamowicie dobrze.
Cieszył ją ten fakt, gdyż ona sama nie robiła tego zbyt dobrze, więc było dla
niej ulgą, że to on prowadził. Nie przejmowali się tym, że wszyscy uczniowie
na nich patrzyli. W sumie to nie tylko uczniowie. Także zadowoleni
nauczyciele. No, oprócz Snape’a. On się nigdy nie uśmiecha. Nie było w tym
nic dziwnego, że wszyscy byli zaskoczeni. Hermiona Granger tańczyła z
Draconem Malfoyem i wyglądało na to, że dobrze się bawiła. Uśmiechali się
do siebie, zapomnieli o dzielącej barierze.
Po piątej z kolei piosence miała już dość. Pociągnęła go za sobą na kanapy
stojące niedaleko baru.
-Padam!
-Słaba kondycja, partnerko. Napijesz się czegoś? –zaproponował.
-Chętnie. –wysłała mu nieśmiały uśmiech.
Malfoy odszedł na chwilę w kierunku baru. Po chwili wrócił z łobuzerskim
uśmiechem. Spojrzała na niego lekko zaniepokojona. Taki uśmiech nie
wróżył nic dobrego. Podał jej kolorowego drinka, którego przyjęła z dość
niepewną miną.
-A może wyścig na picie?
-Nie ma mowy, Malfoy! Jeden jest już za nami, a nie mam zamiaru tego
powtarzać przy całej szkole oraz nauczycielach. Na dodatek obiecałam
Dumbledore’owi, że wezmę odpowiedzialność za uczniów, a sama mam się
upić?
Draco przewrócił oczami, ale uśmiechnął się. Zapomniał, że ma do czynienia
z Granger. Panną idealną i ułożoną. Usiadł obok niej i w ciszy obserwowali
bawiących się. Byli z siebie naprawdę zadowoleni. Wszystko przebiegło po
ich myśli.
-Ooo, znalazłem Zabiniego i –parsknął śmiechem. –przebrał się za diabła.
-Przeuroczo wygląda z tym ogonkiem. –zawtórowała śmiechem chłopakowi
Hermiona.
-Ej, on przyszedł z Rudą. Wiedziałaś o tym? –zapytał lekko oburzony
faktem, że nic mu nie powiedział.
-Nie wiedziałam, choć szczerze powiedziawszy to podejrzewałam.
-Chyba mają się ku sobie. –stwierdził obserwując dobrze bawiącego,
zapatrzonego w młodą Weasley przyjaciela.
-Chyba na pewno. –potwierdziła z uśmiechem.
Nauczyciele zaczęli się powoli rozchodzić. Mimo wszystko takie imprezy nie
były dla nich. Oczywiście, prefekci zadbali aby mieli kącik dla siebie, ale
najwidoczniej byli już zmęczeni. Podszedł do nich profesor Dumbledore z
towarzyszącą McGonagall.
-Panno Granger, panie Malfoy –skinął im głową. -Moje gratulacje.
Spisaliście się świetnie.
-Dziękujemy, panie profesorze.
-Przyznaję Gryffindorowi i Slytherinowi po 30 punktów, za tak świetnie
zorganizowane przyjęcie. Życzę miłej nocy. –uśmiechnął się starzec
mrugając do Hermiony i wyszedł okręciwszy zaskoczoną McGonagall.
Hermiona odwróciła się do Malfoya szczęśliwa.
-Nie dziękuj, Granger. Wiem, że jestem najlepszy.
Pokręciła głową niedowierzająco i uniosła oczy ku górze.
-Pójdziemy się przewietrzyć? –zaproponowała. –Gorąco tutaj.
-Jasne. –wzruszył ramionami.
Przeszli pomiędzy wirującymi parami na balkon. Ten był pełen, więc zeszli
po kręconych schodach i ruszyli w kierunku błoni, które również były
pięknie ozdobione i oświetlone. Usiedli na jednej z ławek i spojrzeli na
zamek. Nawet tutaj było słychać głośną muzykę i bawiących się ludzi.
-I jak? Zadowolona? –przerwał ciszę Malfoy.
-Tak. Widziałeś jak się wszyscy bawią?
-Widziałem. I nie było innego wyjścia, w końcu robił tą imprezę król
wszystkich imprez.
-Nie dodawaj już sobie. –zaśmiała się wesoło.
Draco również z uśmiechem zwrócił się ku niej. Czuli w sobie buzujący,
dodający odwagi alkohol. W tym momencie jednak mieli wrażenie, że zaraz
cały wyparuje. Był chłodny wieczór, a ich ciała zaczęły się rozgrzewać.
Nachylił się nad nią, łącząc swoje usta z jej. Był to delikatny i czuły
pocałunek. Smakował jej wargi, które w tym momencie miały posmak
czerwonego wina. Były takie miękkie i słodkie. Nie dbał o to, że pół
Hogwartu może to zobaczyć. Mieli wrażenie, że są tutaj sami. Tylko ich usta
rozgrzane do czerwoności. Oderwali się od siebie po paru sekundach patrząc
w oczy oświetlone tylko przez blask księżyca.
-Idziesz jeszcze zatańczyć? –zapytał cicho, a ona skinęła zarumieniona
głową. Ruszyli do zamku trzymając się za ręce. W Hermionie po prostu
wrzało, gdy czuła jego palce splątane z jej. Jej dłoń wydawała się wyjątkowo
mała przy jego dłoni.
Ich drogę zagrodziły im dwie osoby. W ich oczach świeciły się drwiące
ogniki, a na ustach błądziły zadowolone uśmiechy, gdy spojrzeli na ich
złączone ręce. Natychmiastowo puścili je.
-Ooo, nasz ogoniasty diabełek z wiedźmą. –rzucił Draco przybierając na
twarz drwiący uśmiech. –Co jest?
-Świetnie się spisaliście. –uśmiechnęła się ryża. –Co tutaj robiliście?
-Poszliśmy się przewietrzyć. –powiedziała szybko Hermiona, a na jej
policzki wpłynął lekki rumieniec, który oczywiście nie umknął jej
przyjaciółce. –Właśnie wracaliśmy tańczyć.
-Idziemy z wami. Właściwie to was szukaliśmy. Chociaż nie chcieliśmy wam
przerywać. –rzuciła niewinnie Ginny z kpiącym uśmiechem.
Hermiona była pewna, że ich przyjaciele widzieli ten pocałunek. Nie była to
zbyt dobra wiadomość. Wiedziała, że Ginny może nie dać jej już spokoju do
końca życia. Teraz jednak miała spokój. Stanęli na środku parkietu tańcząc
wspólnie w kółku. W trakcie kolejnej piosenki Blaise porwał Hermionę w
swoje ramiona, więc Draco poprowadził Ginny. Po niecałej godzinie wszyscy
usiedli przy stoliku próbując złapać oddech. Wtedy podszedł do nich Harry i
uśmiechnął się do przyjaciółek.
-Hermiono, mogę prosić do tańca?
Szatynka szeroko się uśmiechnęła i ruszyła za przyjacielem na parkiet.
Czekała na to aż Harry poprosi ją do tańca. Pamiętała, że na balu
bożonarodzeniowym nie tańczył. No cóż, może tancerzem nie był idealnym,
ale dla niej liczyła się jego obecność. Świetnie się z nim bawiła.
-Malfoy, cały czas się na nas gapi. –szepnął jej do ucha.
Hermiona spojrzała kątem oka na stolik przy którym siedzieli. Faktycznie,
Malfoy cały czas śledził ich ruchy.
-Tak, bo jest pijany. –stwierdziła. –Zobacz tylko na jego malutkie oczka.
Harry roześmiał się i przyciągnął ją bliżej.
-Wygląda jakby był o ciebie zazdrosny. W sumie to się nie dziwię. Pięknie
wyglądasz. Najładniejsza dziewczyna na Sali.
-Och, Harry! Jesteś taki kochany! –ucałowała go w policzek. Nagle obok
nich zmaterializował się Malfoy.
-Odbijany! –powiedział i porwał ją w swoje ramiona.
W momencie, gdy ponownie trzymał ją pewnie, a ona spojrzała na niego
zaskoczona i lekko zirytowana z głośników poleciały dźwięki wolnej piosenki
„Magic Works”. Hermiona momentalnie się uspokoiła. Uwielbiała tą
piosenkę. Jak była mała zawsze mówiła, że zatańczy przy niej z ukochanym.
Spojrzała niepewnie na swojego partnera.
-Kocham tą piosenkę..-jęknęła i przysunęła się do niego bliżej.
A ja… ja chyba też kogoś kocham…
To były bardzo nieodpowiednie myśli. BARDZO. Dlaczego tak pomyślał?!
Szybko zdzielił się za nie mentalnie. Nie powinien tutaj teraz być i tańczyć z
nią tego tańca, ale ona przysunęła się do niego i położyła głowę na jego
ramieniu obejmując rękoma jego szyję. Nie potrafił jej odsunąć. Drżącymi
rękoma objął ją w talii i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, umieszczając głowę
w jej włosach. Wdychał jej słodki zapach rozkoszując się nim. Ona oderwała
się od niego i spojrzała w szare oczy. Chwila się dla nich zatrzymała. Byli
tylko oni, piosenka, ich oczy. Byli jedną z niewielu par na parkiecie.
Uczniowie przypatrywali się temu z szokiem. Czuli na sobie nienawistne
spojrzenia wielu fanek Dracona, a także Rona, który tańczył obok z jakąś
nieznaną dziewczyną. Hermiona rozejrzała się. Zobaczyła Ginny i Blaise’a,
Harry’ego z Luną oraz kilka innych par. To było takie magiczne.
-Spójrz, każdy tańczy z każdym. –szepnęła.
Malfoy rozejrzał się. To prawda. Niektórzy mieli poubierane maski i pewnie
nawet nie wiedzieli kto z kim tańczy. To była właśnie magia tej imprezy.
-To był świetny pomysł z tymi maskami. –zaczął. –Wiesz, Granger…
Hermiona spojrzała na niego z zaciekawieniem. Ślizgon wyglądał na lekko
speszonego.
-Ja chyba jestem o ciebie zazdrosny. –stwierdził. –Chciałem żebyś tańczyła
tylko ze mną i…
-Malfoy, ty jesteś pijany. –przerwała mu. Normalnie Draco Malfoy nie
powiedziałby czegoś takiego. Odsunęła się od niego lekko przestraszona. Czy
takie wyznanie ją tak bardzo wystraszyło?
-Co ty gadasz, Granger. Wszystko ze mną w porządku!
Hermiona jednak miała rację. Nie wyglądał za dobrze. Zaczynał się chwiać, a
jego oczy wyglądały na nieobecne. Poszukała wzrokiem Zabiniego i
przywołała go do siebie.
-Co się stało, seksowna wampirzyco? –zapytał również podchmielony już
mulat.
Nie odpowiedziała tylko wskazała skinieniem głowy blondyna, który
przyglądał im się otępiałym wzrokiem. Gdyby nie sytuacja, ten widok byłby
całkiem zabawny.
-Ooo, stary. Niecodzienny to widok! Chodź Draco, czas już na ciebie.
Pożegnaj się ładnie z Hermioną i idziemy.
Draco spojrzał mętnie na swoją partnerkę i pomachał jej zadowolony z
siebie ręką na pożegnanie, na co ta się roześmiała i odmachała mu.
Rozbawiona dołączyła do tańczących Ginny i Harry’ego czekając na powrót
Zabiniego. Cieleśnie była w Wielkiej Sali z przyjaciółmi. Jednak myślami
cały czas była przy słowach Ślizgona..
Rozdział 14. Nowa para?
Zabawa trwała do rana. Hermiona ku swojemu zaskoczeniu była jedną z
ostatnich osób, które opuszczały Wielką Salę. Nigdy nie była typem
imprezowiczki, więc myślała, że bardzo szybko wróci do swojego
dormitorium. Jednak cudownie się bawiła wraz z Ginny, Harrym oraz
Blaisem. No właśnie. Potter i Zabini bawiący się razem? Tak, to był dopiero
widok, który zaskakiwał wszystkich. Nie wyglądało jednak na to, aby
mężczyźni źle się czuli w swoim towarzystwie. Wręcz przeciwnie,
zachowywali się bardzo przyjacielsko.
Gryfonka nawet nie pamiętała kiedy i jak znalazła się w swoim łóżku. Była
tak zmęczona, że nie zdążyła nawet zmyć makijażu. Obudziła się więc cała
umazana, włącznie z jej poduszką, która wyglądała równie fatalnie po tej
nocy.
Rozciągnęła obolałe od tańca mięśnie i postanowiła pójść do łazienki
doprowadzić się do porządku. Wzięła wszystkie potrzebne przybory i ledwo
chodząc zeszła na dół. W łazience przed lustrem stał już Malfoy, który
wyglądał już o wiele lepiej. Właśnie kończył się golić. Wydawało jej się, że
chyba zmieszał się trochę na jej widok.
-Siema, Granger. Jak tam było wczoraj? –zapytał nie patrząc na nią.
-W porządku. Nikt się nie pozabijał, nie było większych problemów. Parę
osób już poodpadało pod koniec. W sumie, jak już wyszedłeś była garstka
ludzi. Więc nie masz się co martwić. –uśmiechnęła się podle. –Może nikt nie
zauważył, że sam Draco Malfoy odpadł.
-Wcale nie odpadłem! –warknął. -Po prostu Zabini to idiota. Nie dość, że
byłem zmęczony, to jeszcze nie wiem co on mi tam wlewał jak nie patrzyłem.
-Tak, tak. Jasne… -pokiwała głową z drwiącym uśmiechem. Ślizgon
zirytował się. Dobrze wiedziała, że on nienawidzi jak ktoś się z niego nabija.
Za grosz dystansu do siebie.
-Granger, możesz mnie nie wkurzać?! Zapamiętaj to sobie: Malfoyowie
NIGDY nie odpadają.
Prychnęła i przewróciła oczami. Był taki dumny, że nawet nie potrafił
przyznać się do błędu. Nie miała ochoty jednak się z nim o to sprzeczać.
-Dobra, dobra, rozumiem.- odburknęła.-A czy… pamiętasz wszystko?
Nieświadomie zaczęła wyginać palce w każdą stronę. Była ciekawa
odpowiedzi, a zarazem lekko skrępowana. Czy chciałaby, aby Malfoy
pamiętał to, co jej powiedział jak tańczyli ostatni taniec? Unikała jego
spojrzenia przybierając obojętną minę, wyrażającą jedynie zaciekawienie.
-A powinienem? –zapytał świdrując ją spojrzeniem stalowych oczu.
Nie odpowiedziała. Sama nie wiedziała czy powinien. To było dość
niespodziewane. Nie pasowało do Malfoya, a na dodatek był pijany jak to
mówił. Wzruszyła tylko ramionami patrząc w podłogę. Ślizgon minął ją bez
słowa.
Czyżby wszystko pamiętał?
~~*~~
Blondyn chodził po swoim pokoju, rozmawiając sam ze sobą. Był na siebie
wściekły. Wczoraj nie potrafił nad sobą zapanować. Wszystko się wymknęło
spod kontroli. Gdzie znajdował się ten Draco Malfoy który nie czuł totalnie
NIC?!
-Dobra, Malfoy. Wczoraj zrobiłeś coś złego. Znowu całowałeś Granger, a
potem powiedziałeś jej coś takiego. –wzdrygnął się. –To było złe. Bardzo,
bardzo złe. Najlepiej będzie jak o tym zapomnisz, ona zapomni, będziesz
udawał, że nic nie pamiętasz. To była wina alkoholu. Tylko alkoholu.
Przecież normalnie nie powiedziałbyś czegoś takiego! Przecież nie byłeś o
nią zazdrosny!
Przed jego oczami pojawiło się jak tańczyła z Potterem, a potem pocałowała
go w policzek. Natychmiastowo zacisnął pięści starając się nie wybuchnąć.
-A teraz jeszcze gadam do siebie. Po prostu świetnie. Co ty Granger ze mną
robisz do cholery?! Dlaczego tak na mnie działasz?! Kim ty niby jesteś, co?!
Powodujesz, że zaczynam CZUĆ. Pragnąć więcej niż kiedykolwiek. Nie
pozwolę ci na to, Granger. To się musi skończyć.
*
Hermionę również męczyła wczorajsza noc. Była wściekła na siebie, na
niego, na Dumbledore’a. Na siebie dlatego, że pozwalała na to wszystko. Na
każdy pocałunek, który oddawała z taką ochotą. Również dlatego, że źle na
niego reagowała. Pociągał ją. Nieświadomie zagłębiała się w tym coraz
bardziej. Na Malfoya, bo robił to wszystko. Mieszał jej w głowie, burzył
nienawiść do jego osoby. Uśmiechał się drwiąco swoim głupim uśmiechem
powodując, że miękły jej nogi. A dlaczego była zła na Dumbledore’a?
Dlatego, że mu zaufał, zrobił z niego Prefekta Naczelnego. Dlatego, że
sprawił, że musiała z nim zamieszkać we wspólnym pokoju.
Pieprzony Malfoy! Nie może całować sobie kogoś innego?!
Tyle, że wcale nie chciała, aby całował kogoś innego.
Hermiono, proszę cię. Uspokój się! Zacznij trzeźwo myśleć! Nie widzisz do
czego to zmierza? To jest Malfoy. Nie oczekuj z tego pięknej baśni. Zapomnij
o nim oraz o tym, co wczoraj powiedział. Był pijany, teraz może tego wcale
nie pamiętać. Powinnaś to wszystko przerwać zanim będzie za późno.
Usiadła na łóżko i schowała twarz w dłoniach. Była tak bardzo tym
zmęczona. Sama nie wiedziała czego właściwie oczekiwała. Przecież nie tego,
że Malfoy do niej przyjdzie, padnie na kolana i wyzna miłość. I tak by jej nie
przyjęła. Nie od niego.
~~*~~
Hermiona wiedziała czego, a raczej kogo teraz potrzebuje. Wpadła jak z
procy do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, rozglądając się za swoją
przyjaciółką. Podbiegła do niej i chwyciła za rękę.
-Ginny, błagam cię. Chodź ze mną na chwilę.
-Hermiona? Co się stało?
-Musimy pogadać. –powiedziała dobitnie, widząc, że wszyscy zerkają na
nich zaciekawionymi spojrzeniami.
-Teraz?
-TAK! Naprawdę cię potrzebuję.
Ruda widząc jej zdesperowaną minę westchnęła i zaciągnęła do swojego
dormitorium wiedząc, że nie ma tam jej współlokatorek. Rzuciła się na łóżko
i poklepała miejsce obok siebie.
-A więc? Dowiem się już co jest? –zapytała łagodnie.
-Ja chyba wariuję! –wykrzyknęła szatynka chowając twarz w dłoniach. Teraz
Ginny wystraszyła się nie na żarty. Hermiona nigdy się tak nie zachowywała.
Objęła ją delikatnie.
-Dlaczego? Co się stało?
-Chodzi o Malfoya. –jęknęła żałośnie, na co jej przyjaciółka odetchnęła z
ulgą. Bała się, że może to być coś naprawdę poważnego. –Co chwilę mnie
całuje, a ja mu oddaje pocałunki, rozumiesz?! Ginny, to jest nienormalne.
Nie powinno mi się to podobać.
Powiedziała to takim zrezygnowanym głosem, patrząc w podłogę, że Ginny
ledwo powstrzymywała się, aby nie wybuchnąć śmiechem.
-I to dlatego tak się zachowujesz? Godryku, już się bałam, że naprawdę coś
się stało!
-Bo się stało! Ginny, ja nie chcę, aby mi się to podobało! Dla mnie to jest
poważna sprawa, wiesz?!
Ruda wywróciła oczami. Dlaczego jej przyjaciółka panikowała z tego
powodu? Dobra, rozmawiały właśnie o Malfoyu, dlatego Hermiona miała
prawo się niepokoić, ale na Merlina to przecież było oczywiste, że ich do
siebie ciągnie. Każdy głupi by to zauważył.
-No już, spokojnie. Ty po prostu się boisz, bo coś do niego czujesz, a wiesz,
że to Malfoy. Po prostu boisz się odrzucenia i zranienia.
-O czym ty mówisz, Ginny?! NIC do niego nie czuję! NIC! I nie boję się o coś
tak absurdalnego! –krzyknęła a w jej oczach pojawiła się panika. Spojrzała w
brązowe oczy przyjaciółki, czekając aż potwierdzi jej słowa.
-Ile razy się całowaliście? –zapytała niewinnie.
-Pięć. –przygryzła wargę. –On… wczoraj powiedział mi coś dziwnego.
-Co takiego?
-Że… że jest o mnie zazdrosny. A także, że chciałby abym tańczyła tylko z
nim.
Ginny otworzyła szeroko oczy patrząc na nią zaskoczona.
-MALFOY ci coś takiego powiedział?!
-Tak, ale był już całkiem pijany! To było tuż przed tym zanim Blaise go
odprowadził.
Brązowe oczy rudej świdrowały ją przenikliwie. Zacisnęła mocno wargi, a po
chwili głośno wypuściła powietrze.
-Wiesz, że ludzie po pijaku mówią prawdę? –zapytała cicho i założyła ręce
na piersi. Wyglądała zupełnie jak pani Weasley.
-Gins, to nie jest możliwe. –jęknęła. –To chodzi o Malfoya.
-Wiem, dlatego trudno mi w to uwierzyć. Mimo wszystko uważam, że na
ciebie leci.
Hermiona ponownie chwyciła twarz w dłonie, a z pomiędzy jej placów
wypłynął żałosny jęk.
-Ja się chyba zabiję…
~~*~~
Po „babskiej rozmowie”, gdy Hermionie udało się dojść do porządku, zeszły
z powrotem do Pokoju Wspólnego. Obydwie skrzywiły się, widząc
najbardziej obrzydliwy widok na świecie. Mianowicie Ron, zwinięty z jakąś
dziewczyną z wyglądu przypominającą trolla, śliniący się na fotelu.
Hermiona już sama nie wiedziała czyje ręce są czyje. Oplatali się jak
ośmiornice. Miała wrażenie, że zaraz wszyscy obecni zatoną w ich ślinie.
-Obrzydliwe. –powiedziała głośno Ginny patrząc na to z szczerym
obrzydzeniem.
Para słysząc jej głos odsunęła się od siebie i spojrzała na nią z oburzeniem.
-Ooo, Hermiono. –powiedział Ron na jej widok z błyskiem w oku. –Jak
widzisz, potrafię sobie kogoś znaleźć. Nie każdy uważa tak jak ty. Nawet nie
musiałem długo szukać po naszym rozstaniu. Poznałem Ingrid wczoraj na
balu. Czyż nie jest urocza?
-Tak, przeurocza. –powiedziała z kpiną. –I jakim rozstaniu, Ron? Nie
byliśmy razem, to po pierwsze, a po drugie… Chyba nie masz zbyt dużych
wymagań. –syknęła. Nie powinna być niemiła. Nie każdy jest super piękny.
Ona też wcale nie należy do światowej klasy supermodelek. Nie panowała
jednak nad sobą.
-Tak uważasz? Ona jest o wiele ładniejsza od ciebie. –warknął.
-Kwestia gustu. A myślałam, że masz go troszkę lepszy.
Ron wyplątał się z objęć nowej dziewczyny i stanął naprzeciwko byłej
przyjaciółki, zaciskając ze złości pięści.
-Ze mną przynajmniej ktoś chce się całować.
-A uważasz, że ze mną nie?! Ostatnio wyglądało, że ty bardzo chciałeś to
zrobić.
Ona również stała w bojowej pozycji. Widziała, że trafiła w czuły punkt.
Weasley zmieszał się lekko, czerwieniejąc na twarzy.
-Masz rację, chciałem! To był mój błąd. Spokojnie, teraz bym już nie
pocałował szlamy.
Zabolało. Jej oczy się zaszkliły, ale nie pozwoliła wypłynąć łzom. Spojrzała
na rudzielca z nienawiścią.
-Dziwne, bo wcześniej z tą szlamą chciałeś chodzić!
-Byłem ślepy.
-Teraz jesteś.
-Odwołaj to!
-Sam to odwołaj!
Dwójka byłych przyjaciół patrzyła na siebie z chęcią mordu. Jeżeli kiedyś
mieli nadzieje, że uda im się uratować ich przyjaźń, to się mylili. Zbyt wiele
zostało wypowiedzianych bolesnych słów.
-Ja, w przeciwieństwie do ciebie kogoś mam. Ciebie by nikt nie chciał, nawet
na bal byś musiała iść sama gdyby McGonagall nie kazała ci iść z Malfoyem.
Nie wierzę, że to mówię, ale współczuję temu dupkowi.
-Może kogoś mam, co?! Skąd ty możesz to wiedzieć?!
-Jakoś w to wątpię. Kto by chciał chodzić ze szlamą?
Hermiona nie wytrzymała. Nie miała już siły się z nim kłócić. Odwróciła się
na pięcie i wymaszerowała z salonu Gryffindoru. Ruszyła przed siebie
szybkim krokiem nie panując już nad swoimi łzami, które zaczęły ciurkiem
skapywać na jej policzki.
W Pokoju Wspólnym zaś zapanowała cisza. Ginny spojrzała na swojego
brata wzrokiem matki i powiedziała chłodno:
-Jesteś palantem, Ron.
Po czym wyruszyła na poszukiwanie przyjaciółki zostawiając go samego z
mętlikiem w głowie i poczuciem winy.
~~*~~
Była wściekła. Jak on mógł ją tak upokorzyć?! Co się z nim stało?! Ronald
Weasley nigdy się tak nie zachowywał. To prawda, często się kłócili, ale to co
wyprawiało się w tym roku przechodziło ludzkie pojęcie. Jej złość ją
pochłonęła. Nie zwracała na nic uwagi co działo się wokoło. Nie
interesowało ją gdzie idzie, a także, że wpada na oburzonych ludzi. Była zbyt
zajęta przeklinaniem byłego przyjaciela. Po chwili więc znowu na kogoś
wpadła. Chciała ominąć tą osobę w ten sposób jak wszystkie wcześniejsze,
ale złapała ją mocno za ramiona. Po chwili usłyszała znajomy, chłodny głos.
-Patrz jak łazisz, Granger.
-Wybacz Malfoy, spieszę się. –odpowiedziała mechanicznie, nawet na niego
nie patrząc. Chciała go ominąć, ale ten ciągle trzymał mocno jej ramiona.
-Granger, musimy pogadać.
-Nie mam teraz ochoty na ploteczki z tobą. –odpowiedziała jadowicie.
Zaskoczyła go. Przyjrzał się jej uważnie. Była wściekła.
-Co jest? –zapytał obojętnie.
-Nie twój pieprzony interes! Zajmij się swoimi żelami do włosów i przestań
mnie maltretować swoją obecnością!
Chłopak westchnął, przewrócił oczami i wciągnął ją za sobą do opustoszałej
klasy.
-Maltretowanie cię to moja ulubiona rozrywka. –powiedział chłodno. -
Dobra, opowiadaj.
Gryfonka uniosła brwi w geście zdziwienia. Czy naprawdę oczekiwał, że o
wszystkim mu powie?
-Mam się zwierzać TOBIE?
-Już raz to zrobiłaś i jakoś nie wyszło ci to na najgorsze. –uśmiechnął się
drwiąco.-A teraz mów, bo całego dnia nie mam.
Rzuciła mu znienawidzone spojrzenie. Cholerny dupek miał rację. Wtedy
również chodziło o Rona. Może mistrzem poprawiania humoru to on nie
jest, ale na pewno potrafi słuchać. Zaczęła się bić ze swoimi myślami.
Powinna to zrobić? Ma to jakiś sens? Tutaj już nie było sensu od dawna.
Westchnęła głęboko i zaczęła opowiadać. Gdy skończyła, spojrzała na niego,
czekając co powie.
-A więc… Weasley uważa, że jesteś brzydką szlamą i nikt cię nie chce? –
zapytał powoli. –A ty powiedziałaś, że kogoś masz?
-Tak..-odpowiedziała zawstydzona, spuszczając wzrok. Widziała jego kpiące
spojrzenie. Dobra, to było głupie, że powiedziała tak Ronowi. Głupie też
było, że zwierzyła się Malfoyowi. Żałowała. Teraz chciała stąd po prostu
wyjść. Wstała z ławki i ruszyła do wyjścia, ale głos blondyna ją zatrzymał.
Uśmiechał się z satysfakcją.
-Jak bardzo chcesz dokopać królowi Wieprzlejowi?
-Bardzo. –odpowiedziała z takim zapałem, że aż się przestraszyła swojego
głosu. Zatkała usta dłonią, na co uśmiech Dracona zrobił się jeszcze szerszy.
-Mam świetną propozycję, Granger. Ale to będzie coś mocniejszego niż
ostatnim razem. O WIELE mocniejszego. Jesteś na to gotowa? A może się
boisz?
Gryfonka ponownie uniosła brwi i popatrzyła na niego wyzywająco. Nie ma
prawa jej zarzucać, że się boi!
-Więc? Jaka to propozycja?
-Masz szczęście, że mnie znasz oraz żyjesz w miarę przyjaznych stosunkach.
–zaskoczył ją lekko tym stwierdzeniem. Naprawdę uważał ich stosunki za
PRZYJAZNE?
-Mógłbyś jaśniej?
-Skoro powiedziałaś Weasleyowi, że kogoś masz, to pozwolę ci wziąć ten
zaszczyt i poudaję twojego chłopaka przez jakiś czas. Może to być tydzień,
parę dni, miesiąc. To zależy jak szybko mi się to znudzi.
-Żartujesz prawda?
Stanęła jak wryta w ziemię spoglądając na niego wyłupiastymi oczami, w
których było widać ogłupienie. Miała wrażenie, że jej otwarte usta sięgają
podłogi. Czy na pewno dobrze zrozumiała?! To było niemożliwe, absurdalne,
głupie i nie do przyjęcia! To musiał być chory żart, a on za chwilę wybuchnie
śmiechem, że ją nabrał.
-Nie, dlaczego miałbym to robić? I proszę cię, Granger. Ogarnij się, bo mnie
przerażasz z takim wyglądem.
-Draco Malfoy, proponuje mi pomoc. Szlamie. I to nie byle jaką pomoc!
Chce udawać mojego chłopaka! Czy ty myślisz, że w to uwierzę?
-Granger, wczoraj widziało nas pół szkoły. Pewnie myślą, że teraz będziemy
w sobie na zabój zakochaną parą, więc czemu tego nie wykorzystać? A mina
Weasleya, jak nas zobaczy będzie dla mnie najszczęśliwszym momentem w
życiu. –wzruszył ramionami obojętnie. Tak naprawdę właśnie mordował się
w myślach za pomysł. Dlaczego on zawsze najpierw mówi potem myśli?
Dlaczego teraz tego po prostu nie przerwie?!
-No nie wiem… A co, jak się znudzisz już jutro? Staniesz na środku Wielkiej
Sali i powiesz, że cię do tego zmusiłam? Proszę cię, dopiero wtedy bym była
skończona.
-Nie masz nic do stracenia, Granger. Nie zrobię nic takiego.
-Nie mam? -uniosła brew. -Cały Gryffindor może mnie za to znienawidzić!
Moja reputacja może legnąć w gruzach przez ciebie! I dlaczego niby mam ci
uwierzyć?
Właściwie to nie miała powodu, aby mu wierzyć. To był Malfoy, tak
naprawdę nie powinna wcale z nim rozmawiać. Równie dobrze nie powinna
się z nim całować.
-Twoja reputacja? Jeżeli ktoś powinien się martwić o reputację, to ja.
Jestem od ciebie popularniejszy, więc jak ktoś mnie zobaczy z tobą to
równie dobrze mogą mnie znienawidzić.
Hermiona długo się zastanawiała ze zmarszczonymi brwiami. W jej głowie
właśnie trwała wojna. Z jednej strony to był świetny pomysł, aby się
zemścić. Jak Ron zobaczy ją z Malfoyem, to go zniszczy. Pomyśli, że wolała
swojego wroga od najlepszego przyjaciela. Z drugiej strony bała się reakcji
ludzi. Dobrze wiedziała jak reagowali, gdy widzieli ich tylko razem. Zaczęła
bawić się swoimi palcami ze zdenerwowaniem i ponownie na niego
spojrzała.
-Dlaczego ci tak na tym zależy?
-Czy nie dociera do ciebie to, co powiedziałem? Zraniona mina Weasleya
jest dla mnie priorytetem, a także najcudowniejszą chwilą w życiu.
Dziewczyna jeszcze przez chwilę patrzyła na niego podejrzanie. Malfoy jest
gotowy tak wiele poświęcić tylko dlatego, żeby zdenerwować Rona?
Westchnęła smętnie, już żałując.
-Dobra, zróbmy to. –powiedziała cicho.
Blondyn zaszczycił ją najbardziej szerokim uśmiechem jakim kiedykolwiek u
niego widziała. Wiedziała, że nie przyniesie nic dobrego, a ona jeszcze
pożałuje swojej decyzji.
-Chodź, KOCHANIE. Czas zrobić przedstawienie.
W tym momencie twarz Hermiony znacznie pobladła, ale wiedziała już, że
nie ma odwrotu. Teraz była skazana na Malfoya.
~~*~~
Jak Malfoy powiedział, tak zrobił. Chwilę po wyjściu z pustej klasy stanęli
przed wrotami do Wielkiej Sali. Hermiona wiedziała co zaraz się stanie.
Miała ochotę uciec stąd z krzykiem.
-Zaraz zaczyna się obiad. Wchodź uśmiechnięta, pewna i zakochana we
mnie. Ja wszystko inne zrobię. Tylko bądź naturalna. A i jeszcze jedno.
Pamiętaj żeby nie mówić do mnie po nazwisku. –spojrzał na nią surowo.
-Musimy to robić? –jęknęła przerażona.
Draco przewrócił oczami.
-Chcesz dokopać Weasleyowi?
-Tak.-odparła już mniej buntowniczo, a bardziej piskliwie i ze strachem.
-No to masz odpowiedź. –westchnął lekko zirytowany.- Granger, nie pękaj.
Podobno Gryfonów cechuje odwaga.
-Ale żaden z nich nie musi udawać twojej dziewczyny. –syknęła.
Widział, że się bała. On też czuł lekki niepokój, ale już teraz nie zamierzał się
wycofywać. Pokazałby tym, że sam jest tchórzem. To on to zaproponował,
więc teraz miał zamiar się z tego wywiązać. Postanowił nie czekać dłużej.
Granger w każdej chwili mogła się wycofać.
-Daj mi rękę. –powiedział szorstko.
Podała mu posłusznie drżącą dłoń. Poczuła jak jego ciepłe palce ogrzewają
dotykiem jej filigranową rączkę. Poczuła przypływ odwagi. Przywołała na
usta uśmiech. Pchnęli wspólnie wrota do Wielkiej Sali i wmaszerowali
trzymając się za pewnie ręce. W całym pomieszczeniu zaległa cisza. Wszyscy
patrzyli na nich zdezorientowani.
Ślizgon pociągnął dziewczynę do stołu Gryffindoru. Hermiona czuła jak
wzrok wszystkich obecnych odprowadza ich z każdym ruchem. Było to
strasznie krępujące. Wiedziała, że wywołają niemały szok, ale nie
spodziewała się takiej reakcji. Malfoya jednak tak bardzo to nie ruszyło.
Szedł pewnie, nawet się nie skrzywił. Stanął niedaleko Weasleya,
spojrzawszy na niego przelotnie. Następnie pociągnął Hermionę tak, aby na
niego spojrzała. Stali teraz naprzeciwko siebie. Obdarzył ją uśmiechem.
Innym niż zwykle. Nie było w nim sarkazmu ani drwiny. Był taki… szczery.
Spojrzała mu w oczy zaskoczona, a on odwzajemnił spojrzenie. Próbował jej
przekazać w ten sposób co za chwilę się wydarzy. Po sekundzie przyciągnął
ją do siebie i głęboko pocałował. Czuł jak jej ciało się spina. Ręce unoszą,
jakby chciały go odepchnąć, ale ostatecznie umieszczają się tylko na jego
torsie. Oderwawszy się od jej miękkich ust, owinął jeden z luźno
opadających loczków wokół palca i powiedział totalnie nie malfoyowskim
tonem:
-Do zobaczenia, skarbie. Spotkamy się po obiedzie?
- T-tak..-posłała mu nerwowy uśmiech.
Skarbie? To słowo tak dziwnie brzmiało z ust Malfoya. Do tego ten
przesłodzony ton. Tego się nie spodziewała nawet w najgłębszych snach.
Myślała, że zaraz jej szczęka zjedzie na podłogę.
-Widzisz, Weasley? –zwrócił się do niego kpiąco. -Tak się postępuje z
kobietami. Czyżbym… odbił ci dziewczynę? Ups. Jak widzisz, Malfoyowie
zawsze wygrywają.
-Tak, Ron. Byłeś dzisiaj strasznie pewny siebie. Mówiłam ci, że z kimś się
spotykam. Muszę cię więc rozczarować. Już od wczoraj jestem z Draco. –
pocałowała blondyna w policzek i usiadła obok Ginny. Chciała zapaść się
pod ziemię, czuła, że policzki zaczynają ją piec. A jak to całe kłamstwo się
wyda?!
-Na co się gapicie?! –krzyknął Malfoy. –Musicie się przyzwyczaić! Od dnia
wczorajszego Hermiona Granger jest moją dziewczyną!
Wszyscy jakby się wyrwali nagle z transu i powrócili do poprzednich
czynności. Wydawałoby się, że wróciło wszystko do normalności, ale nie
była to prawda. Informacja Malfoya była dla wszystkich wielkim
zaskoczeniem. Szepty towarzyszyły Hermionie z każdej strony. Wiedziała, że
temat ich „związku” przez długi czas nie zejdzie z ust uczniów, nauczycieli a
nawet duchów.
Siedziała teraz niepewnie obok Ginny, a naprzeciwko miała Harry’ego.
Oboje patrzyli na nią z głębokim szokiem. Ruda była po prostu
zdezorientowana. Jeszcze dzisiaj rano Hermiona była przerażona tym, że
mogłaby coś do Ślizgona poczuć, a teraz tak po prostu weszła z nim do
Wielkiej Sali, gdzie on oświadczył, że od wczoraj są razem. Tutaj było coś
ewidentnie nie tak. Harry natomiast wyglądał na skrzywdzonego. Związek
najlepszej przyjaciółki i wroga niezbyt mu się podobał.
-Herm, co to miało być? –zapytała szeptem Ginny. –Szukałam cię po całym
zamku, ale najwidoczniej ktoś mnie uprzedził.
-Zrozumiałam w końcu, że to miłość..-powiedziała rozmarzonym głosem.
Brzmiało to tak sztucznie, że Ginny uniosła wysoko brwi i spojrzała jak na
wariatkę.
-Jeszcze rano mówiłaś, że..
-Ciiicho. – syknęła.-Ludzie patrzą.
Faktycznie przyglądało im się parę osób. Harry spojrzał na nią niechętnie.
Był naprawdę zły. Czuł się jakby Hermiona go oszukała, zataiła przed nim
coś tak ważnego.
-Ale chyba należą nam się wyjaśnienia, co? –zapytał lodowato.
-Tak, tak. Wszystko wam wyjaśnię, obiecuję. Ale nie róbmy tego teraz, bo to
będzie podejrzane. Od razu po obiedzie chodźmy na błonia.
-A nie miałaś po obiedzie spotkać się ze swoim chłopakiem? –zapytał
ironicznie Harry.
Hermiona posłała mu przepraszające spojrzenie.
-Wytrzyma chwilę beze mnie.
*
Draco opadł na ławkę obok przyjaciela, który obserwował go rozbawionym
wzrokiem. Bez wątpienia Zabini nie należał do nerwowych osób. Był za to
bardzo ciekawski, a w tym momencie na pewno pod wrażeniem. Może lekko
urażony, ale wrodzona ciekawość szybko to zamaskowała.
-I czego się gapisz? –warknął do niego.
-Mogłeś mi powiedzieć, że zszedłeś się z Granger. Chociaż w sumie takie
widowisko jakie zrobiłeś przed chwilą do ciebie pasuje. Jak zawsze musisz
być w centrum uwagi.
Blondyn westchnął i spojrzał z politowaniem na swojego przyjaciela. Miał
ochotę rzucić w niego obiadem, który właśnie pochłaniał. Gdyby wiedział, że
to nie takie proste. Cała sytuacja między nim a Granger robiła się coraz
bardziej skomplikowana.
-Nie jestem z nią tak naprawdę, ale powiedz to komuś, a przeżyjesz
najgorsze tortury swojego życia. Słowo daję, nawet Czarny Pan by ci takich
nie zafundował.
Blaise zamiast się przestraszyć uniósł tylko z zaciekawieniem brwi. To mogła
być bardzo ciekawa historia. Draco rozejrzał się wokoło czy nikt ich nie
podsłuchuje. Wielu kolegów z jego domu patrzyło na niego ze złością i
niedowierzaniem. Nie dziwił się. Poczuli się zdradzeni. W końcu umawianie
się z Gryfonkami, a do tego mugolaczkami było zakazane, a on złamał
najważniejszy punkt. Przysunął się do Blaise’a tak, aby tylko on mógł go
usłyszeć i streścił mu cały plan z Hermioną.
-Nie wierzę w to, Draco.
Blondyn spojrzał na niego zdumiony.
-Dlaczego?
-Naprawdę jej pomagasz i nie masz w tym żadnego interesu? To jest dziwne.
Nie pasuje do ciebie. Poza tym, jeszcze nie dawno nie chciałeś mieć z nią
żadnego kontaktu bo jest mugolaczką, a teraz udajesz jej chłopaka. To
wszystko jest zbyt zagmatwane jak dla mnie. Według mnie lecisz na nią po
prostu.
-Nie. Lecę. Na. Nią. –warknął wściekły. Może Blaise miał rację. To było
dziwne, że jej pomagał i to w taki sposób, ale nie pozwoli, aby mu wmawiał,
że na nią leci. Po prostu może… obudziło się w nim dobre serduszko? Nie, to
nie przejdzie… Jego głównym powodem było wyprowadzenie Weasleya z
równowagi, o!
-Szkoda. –wzruszył mulat ramionami. –W sumie to by był ciekawy związek.
Wiesz, od nienawiści do miłości i takie tam bzdury.
-Stanowczo za dużo czasu spędzasz z Wiewiórą. Stanowczo. Przerażasz
mnie, Zabini.
Blaise olał jego zaczepkę. Jego oczy jednak zaświeciły się z nadzieją.
-Stary, po takich wieściach to ja muszę się dziś napić czegoś mocniejszego.
Co ty na to?
-Uwierz mi, Zab. Ja potrzebuję tego o wiele bardziej.
~~*~~
Zaraz po skończonym obiedzie Hermiona zgodziła się iść ze swoimi
przyjaciółmi na błonia. Była im winna wyjaśnienia. Ufała im bezgranicznie,
więc wiedziała, że będą się liczyć z jej zdaniem. Może nie do końca
przypadnie im do gustu, ale nie zamierzała ich okłamywać w tej sprawie.
-No to opowiadaj wreszcie! –niecierpliwiła się Ginny.
Hermiona wzięła głęboki wdech próbując się uspokoić. Bała się, że w trakcie
opowiadania głos zacznie jej drżeć. To nie była zwykła opowieść o tym, jak
poszła do babci na herbatkę. Miała im opowiedzieć o tym, że jej wróg
(chociaż tak naprawdę już go tak nie traktowała) jej pomaga w zemście na
Ronie.
-A więc, uprzedzając wszystkie pytania… Tak naprawdę Malfoy i ja nie
jesteśmy parą. On.. wiem jak to może głupio i niedorzecznie zabrzmieć, ale
on mi pomaga.
-Pomaga ci? MALFOY?! –zapytał niedowierzająco Harry. –Wybacz,
Hermiono. Trudno w to uwierzyć, że ta fretka komuś pomaga, a co dopiero
tobie.
-Wiem, że to może się wydawać trochę… zaskakujące. Chodzi o to, że chcę
zrobić na złość Ronowi. On myśli, że nikogo sobie nie potrafię znaleźć, a
Malfoy zaproponował, że może udawać mojego chłopaka przez jakiś czas!
-I jaki on ma niby w tym interes?
-No.. mówił, że wściekłość Rona mu wystarczy i…
-Hermiono, wybacz mi, ale czy ty w ogóle pomyślałaś? Zaproponował ci to
Draco Malfoy. Nienawidzicie się. Myślisz, że nie ma w tym innego zysku?
Nie chcę żeby cię zranił.
-Wiem, że się martwisz, Harry. Ja też nie jestem co do tego wszystkiego
pewna. Nie ufam mu do końca, ale chcę spróbować.
-Nie uważasz, że to przegięcie? Chodzenie z Malfoyem, żeby zrobić na złość
Ronowi? To strasznie dziecinne. A do tego Malfoy to najgorszy wybór jaki
mogłaś podjąć.
-Harry, ja nie mam zamiaru robić z siebie pośmiewiska, bo on ma kaprys
żeby mi dokopać! A co do Malfoya to właśnie idealny wybór! Nawet
potwierdza się to jeżeli chodzi o ciebie. Nie byłbyś teraz taki wściekły gdyby
chodziło o innego chłopaka.
Harry zamilkł i spojrzał na nią ze złością. Miała rację, choć dla niego to była
straszna głupota.
-Nadal uważam, że… Przecież nie robisz z siebie pośmiewiska!
-Nie? A wtedy w Hogsmeade? Dzisiaj w Pokoju Wspólnym? Widziałam jak
ze mnie szydzili! Nie mam zamiaru dać Ronowi satysfakcji. Pozwól mi coś
zrobić po swojemu. Nie możesz mi zaufać?
Potter zamknął oczy niezadowolony. Nie miał prawa jej tego zabraniać,
chociaż nie popierał tego szaleństwa. Hermiona była już dużą dziewczynką i
potrafiła sama za siebie decydować. Bał się jednak, że ta decyzja przyprawi
jej później sporo bólu.
-Zgoda. Zaufam ci. Zawszę ci ufam. Ale nadal uważam, że to głupota i że
będziesz żałowała. A ty co o tym myślisz, Ginny? –zwrócił się do rudej, która
przysłuchiwała im się w ciszy.
-Sama nie wiem. Jak dla mnie to trochę dziwne. Harry ma rację, że Malfoy
może mieć jakieś ukryte intencje. Z drugiej strony to bardzo fajny pomysł.
Tyle, że… myślałam, że wy się naprawdę zejdziecie. –dodała cicho.
Harry spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. Hermiona również.
Modliła się tylko o to, żeby Ginny nic nie powiedziała głośno o ich
pocałunkach.
-Ginny, odbiło ci? Dlaczego niby Hermiona miałaby się zejść z Malfoyem?
-Harry, oni naprawdę ładnie ze sobą wyglądają. Nie uważasz, że to by było
romantyczne? –zapytała z nadzieją, lecz Harry pokręcił głową patrząc na nią
jakby nie mówiła po angielsku. –A poza tym.. Ron to idiota. Zasłużył sobie.
Chyba nie chciałbyś żeby to on był z Hermioną, co?
-Nie. Nie zależy mi już na tym, chociaż przyznam, że kiedyś go w tym
wspierałem. Ron ją zranił, więc rozumiem jej złość. Ale Malfoy? On ją rani
cały czas!
-Dobra, skończmy tą kłótnię, bo to do niczego nie prowadzi. –przerwała im
Hermiona. –Malfoy może nie jest ideałem, ale zmienił się. Nie, nie mówię o
tym, że nagle stał się dobry i miły. Po prostu jest odrobinę lepiej niż
wcześniej. Harry, daj mi proszę czas. Nie będzie to długo trwało, obiecuję.
Dasz radę wytrzymać ten tydzień, góra dwa w jego obecności?
-A muszę? –zapytał ze zbolałą miną.
-Skoro ci na mnie nie zależy, to nie… -powiedziała wyginając usta w
smutnym grymasie.
-Dobra, ale nie rób tej miny. –Hermiona rzuciła mu się na szyję z piskiem
radości i ucałowała w policzek. –Ale nie męcz mnie tym zbyt długo, bo nie
wiem jak długo wytrzymam.
-Dziękuję! Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie!
-Wiem. –westchnął zrezygnowany. Zawsze miał do swojej przyjaciółki
słabość. Po prostu nie potrafił jej odmawiać.
-A tak właściwie, to nie boisz się z nim przebywać?
-A powinnam? –uniosła brwi w geście zaciekawienia.
-No powinnaś. Zapomniałaś o tym co było rok temu? Malfoy był, a może
nadal jest śmierciożercą. Nie ufam mu. Boję się, że w pewnym momencie
zrobi ci krzywdę.
- Harry..-przytuliła się do przyjaciela. Naprawdę doceniała jego troskę. Był
jej najlepszym przyjacielem, mogli na siebie zawsze liczyć. Nikt się nie
troszczył o nią tak bardzo jak on. –On już nie jest śmierciożercą.
Pewność w jej głosie zaskoczyła go.
-A ty skąd to wiesz?
-Po prostu wiem. –powiedziała tonem nie znoszącym dyskusji. Harry
ponownie westchnął i wiedząc, że nic nie zdziała po prostu położył się na
trawie. Tak bardzo chciał ją odwieść od tego pomysłu. Hermiona jednak
była uparta i wyglądało na to, że już postanowiła.
Posiedzieli w trójkę na chłodnym, listopadowym powietrzu. Tęsknili za
sobą. Tak dawno nie spędzali razem czasu. Teraz, po tak długiej przerwie
nawet cisza była przyjemna. Jednak oczywiście nie mogła długo trwać.
-Harry! –Hermiona nagle wykrzyknęła.
Chłopak podskoczył na dźwięk jej krzyku i zerwał się do pozycji siedzącej,
patrząc na nią z oczekiwaniem. Patrzyła na niego z zadowoloną, przejętą
miną.
-Co się stało?
-Skoro wspomniałeś o Śmierciożercach… Właśnie coś mi się przypomniało!
Jak mogłam o tym zapomnieć!?
Przyjaciel ponaglił ją wzrokiem.
-Tak sobie pomyślałam… pamiętasz jak mi opowiadałeś, że we
wspomnieniach, które pokazywał ci Dumbledore nie było nigdzie nic co
należało do Gryffindora albo do Ravenclaw?
-Noo.. –zaczął powoli.
- W książce ostatnio wyszperałam, że jedyną pamiątką po Gryffindorze jest
miecz. Więc to możemy odrzucić jako… sam wiesz co. –spojrzała na Ginny. -
Ale znalazłam też coś o Ravenclaw…
~~*~~
-Malfoy, a właściwie to… dlaczego nie zejdziesz się z Granger, co? Przecież
to widać, że na nią lecisz. –powiedział pijany Zabini, patrząc wodnistymi
oczkami na przyjaciela.
-Już ci mówiłem Diable, że nie lecę. –warknął. –Nie bawię się w dziewczyny.
Nie chcę się wiązać. Miłość nie istnieje. Poza tym to jest Granger. Nie mamy
być prawa razem. A dodatkowo ona by nie chciała. Nienawidzimy się.
-Nie wygląda tak, jakby cię nienawidziła. –stwierdził.
-Nie? –Draco przekrzywił lekko głowę czując rozmazujący się wzrok.
-Nie. W sumie to ona chyba też na ciebie leci.
-Nie może. Zabiliby mnie. Ją także. Ona nie nadaje się do takiego życia. –
wymamrotał.
-Chodzi o Czarnego Pana?
Malfoy skinął głową.
-Tak. Myślę, że niedługo wyślą kogoś za mną.. –powiedział już całkiem
poważnie.
-Matka mi pisała na początku roku, że wróciłeś do szkoły aby zbierać tutaj
informacje o Potterze. Szczerze, to myślałem, że dlatego zacząłeś umawiać
się z Granger. Bo chcesz zbliżyć się do Pottera.
-Że co?! Kto tak powiedział?!
-Podobno twój ojciec na spotkaniu śmierciożerców, gdy Czarny Pan zapytał
się o twoją nieobecność. Słyszałem też, że pewne źródło wspomniało też, że
trzymasz się blisko Hermiony.
-Co?! Jakie źródło?!
-Snape..
Draco przeklął soczyście i zacisnął ze złości pięści. Wiedział, że to wszystko
się tak łatwo nie może skończyć. Przed Lordem Voldemortem nie ma
ucieczki. Prędzej cię dopadnie i zabije za zdradę. Może to był błąd, że
posłuchał Dumbledore’a?
-Odpisałem matce, że zbliżyłeś się do Granger, bo jest najlepszą przyjaciółką
Pottera. Miała przekazać to dalej. W sumie to sam w to wierzyłem dosyć
długi czas…
-A Czarny Pan? Uwierzył?
-Na to wygląda. Skoro jeszcze nikogo po ciebie nie przysłali?
-Nigdy nie zrozumiem po której Snape jest stronie. –westchnął
zrezygnowany.
-Myślę, że po naszej. Po prostu Lord Ciemności ma swoje sposoby, aby
zyskać niektóre informacje.
Draco podniósł zdumiony wzrok na mulata.
-Naszej? Czy ty..?
-Tak, ja też nie chcę być śmierciożercą, stary. Moja mama wie o tym, dlatego
nas kryje.
-Masz szczęście. Gorzej będzie uciec przed Nim. Rok szkolny się skończy, a
my nie damy rady uciekać wiecznie. I tak w końcu albo nas zmusi do służby,
albo zabije.
-Zobaczysz, Draco. Jesteśmy zbyt sprytni, aby zginąć.
Na twarzy blondyna pojawił się lekki uśmiech. Chciałby w to wierzyć. W
każdym razie nie zamierzał się poddać. Skoro ma przy sobie Zabiniego
będzie łatwiej. Razem się z tym zmierzą.
-Wiesz, Zab. Szczerze powiedziawszy nie wiem dlaczego zaproponowałem
jej pomoc. Po prostu, tak nagle to powiedziałem. Nie sądziłem, że się zgodzi.
Ba! Nie chciała. Ja ją jeszcze do tego namawiałem wbrew sobie. Może we
mnie strzeliła Imperiusem jak nie patrzyłem, co? –zapytał z nadzieją. Ten
temat go męczył od samego początku. Obwiniał się, był na siebie wściekły,
choć mimo wszystko czuł narastające w nim zaciekawienie. To może być
całkiem ciekawe przeżycie.
-Wątpię. –wzruszył ramionami. -Wtedy strzeliłaby we mnie. Jestem
przystojniejszy. Może serio ci się podoba.
Malfoy prychnął.
-Chyba ci więcej polewać nie będę, bo już powoli umysł który podobno masz
ci wygasa. TY przystojniejszy?! Granger i podobanie mi się? Tak, temu panu
nie polewamy.
Blaise się roześmiał, ale postanowił nie wracać do tematu brązowookiej
Gryfonki. Znał swojego przyjaciela nie od dziś. Jego zachowanie było
zupełnie inne. Draco uspokoił się, wydawał się nawet milszy, o ile to
możliwe. Poza tym nie reagował nigdy tak na żadną dziewczynę. Granger na
pewno maczała w tym swoje gryfońskie paluszki. A Malfoy mimo swojej
bariery, nienawiści i arystokratycznego wychowania wodził za nią wzrokiem.
Ciągnęło go do niej bardziej niż sam przed sobą się przyznawał.
~~*~~
Hermiona wróciła wraz z Ginny do Pokoju Wspólnego Prefektów
Naczelnych. Gdy tylko przekroczyły jego próg nie mogły uwierzyć w to co
widzą. Malfoy wraz z Zabinim siedzieli rozwaleni na fotelach, a obok nich
walało się parę butelek po Ognistej Whisky. Oni sami nie wyglądali aż tak
tragicznie jak powinni po takiej ilości alkoholu. Co prawda, nie wyglądali też
na trzeźwych.
-Kochanie! –rozłożył ręce w jej kierunku Draco. Gryfonki uniosły wysoko
brwi w geście zaskoczenia i spojrzały na siebie.
-Malfoy, Ginny wie o nas. Nie musisz udawać. Chyba że… -spojrzała na
Blaise’a niepewnie.
-Spoko, też wiem o waszym małym, słodkim sekreciku. –wyszczerzył się.
-Znowu pijani. Ile można pić?! –powiedziała lekko rozbawiona, gdyż Malfoy
był w stanowczo za wesołym humorze. Takiego można było go tylko
zobaczyć po właśnie takiej ilości wypitego trunku.
-Jakie „znowu”?! –zapytali oburzeni.
-Powinniście udać się do AA.
-Do czego? –ponownie zapytali w tym samym momencie równo
zdezorientowani.
-Anonimowi Alkoholicy. Może tam was wyleczą z tego uzależnienia. Choć
wam to już chyba nic nie pomoże.
-Przecież nikt tutaj nie jest uzależniony, KOCHANIE. Blaise, jesteś? Bo ja
nie.
-Ja też nie.
Hermiona pokręciła głową z politowaniem. Mężczyźni czasami byli
naprawdę dziwni. Westchnęła i usiadła wraz z Ginny obok Malfoya
niepewnie.
-To co tam, cukiereczki? Jak długo macie zamiar udawać? –zapytał mulat
świdrując ich wzrokiem.
-Jak najkrócej.. –burknęła starsza Gryfonka.
-Jesteśmy ze sobą od paru godzin, a ty już marudzisz?! –obruszył się Draco.
Ginny i Blaise roześmiali się. Hermiona również zdobyła się na lekki
uśmiech.
-Tak. –udała oburzenie. –Nie dostałam jeszcze od ciebie kwiatów, nie
zaprosiłeś mnie na spacer i spędzasz ze mną stanowczo za mało czasu. –
udała pochlipywanie i złość.
-Stary, masz przechlapane. –stwierdził Blaise klepiąc go po plecach.
-Wiem.- jęknął Dracon, za co i jemu i Zabiniemu dostało się kuksańcem w
bok od brązowookiej.
-Malfoy, jesteś ze mną od paru godzin i już marudzisz?! –powtórzyła jego
słowa.
-Wybacz, koteczku.
Rozdział 15. Gryfonka i Ślizgon.
Hermiona Granger leżała w swojej sypialni na łóżku pisząc pamiętnik. Jej
myśli błądziły przy blond włosym Ślizgonie, który był jej „chłopakiem”. Co
prawda, udawali, że są ze sobą dopiero trzeci dzień, ale plotki były tak samo
świeże jak pierwszego dnia. Przechodząc korytarzem ciągle słyszała szepty
na swój temat, krytykę, czuła palące i zazdrosne spojrzenia większości
dziewczyn. Nienawidziły jej. Dlaczego przeciętna Hermiona Granger,
szlama, miałaby się spotykać z przystojnym, bogatym, szlachetnie
urodzonym Draconem Malfoyem? I to do tego Ślizgonem! Przecież to nie
ma sensu, stać go na kogoś lepszego.
Co do ich „związku”, to Hermiona torturowała się wręcz za nieodpowiednie
myśli, gdyż mimo iż wiedziała, że wszystko jest na pokaz, to podobało jej się
to. Broniła się przed tym rękami i nogami, ale czuła jak to wszystko ją
przytłacza. Zdawała sobie sprawę, że to jest udawane, po prostu grane jak w
najprawdziwszym teatrze, ale Draco wydawał się całkiem inny. Nierealny.
Był słodki, kochany, wrażliwy i pokazywał, że ona należy tylko do niego. Był
w tym tak prawdziwy, że czasami sama o tym zapominała. Zatracała się w
nim nie pamiętając, że tak naprawdę nie jest jej, a ona jego. Przypominał jej
o tym w brutalny sposób, gdy zostawali sami. Zachowywał się wtedy jak
zwykły, normalny Malfoy. Ociekający drwiną i cynizmem. Najbardziej
jednak bała się tego, że zakocha się w nim. W tym nieprawdziwym Malfoyu.
To by była dla niej największa porażka życia. Owszem, ich prywatne
kontakty również się poprawiły. Gdyby tu nie chodziło o nią i Malfoya
można by było ich nazwać nawet przyjaciółmi.
Malfoyowi, choć ciężko było się do tego przyznać nawet przed samym sobą,
a może głównie przed samym sobą również podobał się ten układ. Granger
nie należała do typu nudnych i sztucznych panienek z którymi można było
się nudzić. Była inteligentna, zabawna i zadziorna. Dzięki spędzonemu
razem czasowi mógł poprawić sobie oceny, a także podrażnić
przebywającego z nimi od czasu do czasu Pottera. Poza tymi szlachetnymi,
jakże ważnymi przykładami, które były przed chwilą podane, istniały
również takie do których się głośno nie przyznawał. Lubił po prostu jej
towarzystwo. Czasami specjalnie wyciągał ją gdzieś, aby móc z nią spędzić
czas. Intrygowała go. Za każdym spotkaniem poznawali się bardziej. Ona
nieświadomie zdejmowała z niego maskę, aby przekonać się jakie jest jego
drugie oblicze. Jednak, gdy miała odkryć coraz więcej, czuła barierę. Draco
nie otworzył się do końca. Zapewne nie potrafi. Sami nie wiedzieli co między
nimi było prawdziwe, a co udawane. Nie potrafili sobie do końca zaufać. Nie
chcieli, aby pochłonęło ich nieznane, zakazane uczucie, które
prawdopodobnie sprowadziłoby na nich cierpienie.
Właśnie teraz, zmierzał w stronę pokoju swojej „dziewczyny”. Wparadował
do niego bez pukania, obserwując z satysfakcją jak podskakuje na łóżku z
przerażenia, szybko chowając swój pamiętnik. Ponownie naszła go ochota,
aby przeczytać co wtedy o nim napisała. Nigdy się jej nie przyznał, że go
czytał. To miało zostać jego tajemnicą do końca życia. Z trudem oderwał od
tego myśli, przybierając na usta swój kpiący uśmieszek.
-Misiaczku, czas na spacerek. Musimy trochę pomydlić oczy naszym
znajomym. –rzucił obojętnie.
-Teraz, Malfoy? –jęknęła. -Nie masz nic ciekawszego do roboty?
-Tak, teraz. Nie, nie mam. Nudzę się, a Zabini znowu gdzieś zniknął. Ty też
jak zwykle nic ciekawego nie robisz, tylko ryjesz nosem w książkach. Sama
mówiłaś ostatnio, że cię nie zapraszam na spacery, więc jak na zawołanie.
Hermiona uniosła wysoko brwi patrząc na niego z dezaprobatą.
-A znasz takie słowo jak „żart”? Albo „sarkazm”? Jak nie to polecam
słownik.
-Nie, kompletnie nie mam pojęcia o czym mówisz. –zironizował.- Dobrze
wiesz, że nie lubię czytać.
Gryfonka prychnęła pod nosem, ponownie wracając do swojej lektury.
Postanowiła go po prostu zignorować. Jednak jej współlokator nie pozwolił
jej na to, tylko szybko zamknął jej książkę przed nosem i wziął w swoje ręce.
-Nie ma mowy. Nie będziesz teraz czytała, gdy mi się nudzi. –warknął, na co
ona jeszcze bardziej się zirytowała. W takich momentach miała go po prostu
dość. Ślizgon był po prostu rozpieszczony i przyzwyczajony do tego, że
zawsze dostawał to, co chciał. Ona w każdym razie nie zamierzała go tak
traktować.
-Jaki ty jesteś irytujący! –krzyknęła. –Znajdź sobie kolegów i przestań mnie
wkurzać!
Podeszła do niego próbując wyrwać książkę z jego rąk, ale schował ją za
plecy, uśmiechając się przy tym drwiąco. Przypomniała jej się podobna
sytuacja z początku roku. Już wtedy jej ciało reagowało niebezpiecznie na
jego obecność.
-To moje ulubione zajęcie. –wyszczerzył się. –A skoro już wstałaś to
możemy iść.
-Muszę iść? –spojrzała na niego błagalnie. Teraz naprawdę nie miała na to
ochoty. Chciała odpocząć od niego i udawanej miłości. Czuła się po prostu
tym przytłoczona.
-Nie, pójdę z twoją siostrą bliźniaczką, której nie masz. –powiedział i
przewrócił zirytowany oczami.
-Ooo, czyli jednak wiesz co to żart! A myślałam, że nie masz poczucia
humoru. Co prawda kiepskie, ale..
-Zamknij się, Granger! Podobno chciałaś dokopać Weasleyowi. Siedząc w
dormitorium nie sprawisz, że będzie zazdrosny. No chyba, że.. –w jego
oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Powoli się do niej zbliżał, lecz ona
wiedząc co ma na myśli szybko zareagowała zatrzymując go dłonią.
-On nie ma być zazdrosny, tylko udowadniam temu osobnikowi, że ja
również mogę kogoś mieć. Skoro on potrafi znaleźć dziewczynę, to nie mogę
być gorsza. Myśli, że jest lepszy, ale to nie prawda. Jeszcze do tego ślinią się
na każdym kroku! Jeżeli myśli, że ja też nie mogę to się myli!
-To z czym on chodzi nazywasz dziewczyną? –prychnął blondyn.
-Nie mów o niej per „to”! Nie każdy musi być piękny! –uderzyła go w tors.
-Sama mi ją opisałaś jako „ludzka siostra trolla”. –odgryzł się jej drwiąco,
widząc, że rumieni się ze wstydu.
-Byłam zdenerwowana! Nie wypominaj mi takich rzeczy! To się nie liczy!
-Uważasz, że się ślinię? –zapytał znienacka. –Skoro mówisz, że też możesz, a
robisz to tylko ze mną… Myślałem, że ci się to podoba…
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. Ponownie zaczął się do niej
przybliżać. Odsuwała się od niego tak długo, aż poczuła na plecach ścianę.
Rozbawiony oparł ręce na wysokości jej głowy i pochylił się.
-Jeżeli nie pójdziesz ze mną teraz na spacer, to rozpowiem w całej szkole, że
zmusiłaś mnie żebym był twoim chłopakiem i wyjdzie na to, że serio nie
potrafisz go znaleźć.
Gryfonka odepchnęła go momentalnie od siebie i spojrzała na niego
wzrokiem bazyliszka z nadzieją, że może wypuści z nich lasery jak w filmach
o superbohaterach, które poparzą tego tlenionego dupka. Tak, Malfoy bez
wątpienia nim był. I co z tego, że był przystojnym dupkiem? Ominęła go ze
złością, narzuciła na siebie płaszczyk i wyszła zostawiając za sobą
zadowolonego z siebie.
~~*~~
Draco dogonił ją na schodach. Szła obrażona nie zwracając na niego uwagi.
Objął ją ramieniem, na co ona spojrzała na niego groźnym wzrokiem i
zrzuciła je z siebie. Mimo wszystko przeszło przez nią przyjemne uczucie,
które bardzo chciałaby zignorować. Przez całą drogę przez hogwarckie
korytarze nie potrafili przestać sobie dogryzać. To już po prostu leżało w ich
naturze. Nie ważne w jakiej sytuacji się znajdowali. Ironia była praktycznie
nieodłączna podczas ich rozmów.
Gdy dotarli do wyjścia na dziedziniec chwycili się za ręce, przybierając na
usta sztuczny uśmiech. Mogłoby się wydawać, że uczniowie zaczynają się
przyzwyczajać do widoku tej dwójki razem. Ale nie. Nie ważne czy pojawiali
się jako para, czy pod wpływem zaklęcia podczas szlabanu. Zawsze
wywoływali taki sam szok.
-Czy to się kiedyś skończy? –jęknęła Gryfonka. To ona najbardziej
odczuwała to wszystko. Nie była przyzwyczajona do takiego zainteresowania
jej osobą.
-Wątpię. W końcu chodzisz z najprzystojniejszym chłopakiem w
Hogwarcie.–odpowiedział drwiąco.
-I najskromniejszym. –dodała z westchnięciem.
-Też. Nie zapomnij dodać, że najbogatszym. Może ktoś stwierdzi, że lecisz
na kasę.
Hermiona przewróciła oczami. Jeszcze tylko tego jej brakowało.
-A powiesz mi gdzie idziemy? –zapytała.
-Na spacer.
-Ale gdzie?
-No na błonia.
Szatynka westchnęła. Było południe. Wtedy najwięcej osób spędzało swój
czas wolny właśnie na błoniach. Listopad w tym roku nie był szczególnie
chłodny, więc na pewno kręci się tam teraz sporo uczniów. Miała dość ich
oskarżających spojrzeń. Chciała zrobić na złość Ronowi, a nie całej szkole.
Skoro mowa o rudzielcu… Z satysfakcją sobie przypomniała jego minę, gdy
weszła z Malfoyem do Wielkiej Sali. Wyglądał jakby zjadł całą garść
krwotoczek truskawkowych Freda i George’a.
Wyszli na zalane listopadowym słońcem błonia. Większość uczniów
poubierana w szaliki i kurtki spacerowała sobie wydeptanymi dróżkami,
siedziała w grupkach nad jeziorem lub korzystała z ostatnich promieni
słońca nagrzewając zarumienione od chłodnego powietrza twarze.
Poczuła jak Draco ściska jej dłoń mocniej splatając swoje palce z jej, jakby
próbując dodać otuchy. Przemierzali powoli błonia zamyśleni. Nie
potrzebowali rozmowy. Cisza między nimi nie wydawała się ciążąca. To
takie zaskakujące. Jeszcze dwa miesiące temu byli w stanie się nawzajem
pozabijać, a teraz spacerują sobie po hogwarckich błoniach za rękę, jak
gdyby nigdy nic. Wszystko się tak bardzo zdążyło pozmieniać w tak krótkim
czasie. W pewnej chwili Ślizgon przystanął i przyciągnął ją do siebie. Była od
niego niższa o głowę, więc oparł podbródek o jej czubek. Dlaczego to zrobił?
Chciał po prostu mieć ją blisko. Przy niej czuł się inny. Nie czuł się zły. Przy
niej potrafił dostrzegać dobre strony. A teraz po postu postanowił zrobić coś,
o co się nie podejrzewał.
-O co chodzi, Malfoy? Następna scenka? –zapytała znudzona, lecz jej serce
biło szybko, czekając na jego dotyk.
- Nie tym razem. –powiedział cicho i zawahał się. -Słuchaj Granger, chcę cię
przeprosić.
-Przeprosić? Za co? –zapytała zaskoczona. Takie słowa rzadko wydobywały
się z ust Dracona Malfoya. Chciała się od niego odsunąć aby na niego
spojrzeć, ale nie pozwolił na to. Wystarczająco ciężko było mu to wykrztusić,
a co dopiero pod jej palącym spojrzeniem.
-Za… za całe te siedem lat.
Czuła jak przyciska ją do siebie w mocnym uścisku. Dla niego było to
swojego rodzaju poniżające. Nie był typem człowieka, który przepraszał.
Teraz dodatkowo obawiał się jej reakcji, odpowiedzi. Dlaczego miała mu
przebaczyć? Zasłużył na to? Nadal był wobec niej chamski, niemiły, obrażał
ją. Czy to, iż mu przebaczy cokolwiek zmieni? Nic, bo on dalej będzie ją
ranił.
-Dlaczego to robisz? –szepnęła w jego tors.
To było dobre pytanie, lecz nie posiadało odpowiedzi. Ten pomysł przyszedł
tak nagle, jakby decyzja dopiero w niego uderzyła.
-Nie uważasz, że między nami nastąpiło parę zmian?
-No cóż… Owszem, nastąpiło. Rozmawiamy ze sobą.
-Dlatego nie chciałem tego tak zostawić. –mruknął.
-Czyżby Draco Malfoy miał sumienie? –zapytała drwiąco.
-Nie wiem, Granger. To jak, wybaczasz mi?
-Sama nie wiem. Nie jest tak łatwo wybaczyć te wszystkie lata. Wiesz
chociaż za co mnie przepraszasz? Byłeś dupkiem. Szczerze, to nadal czasami
jesteś.
Draco westchnął. Zaczął żałować, że rozpoczął tą rozmowę, ale teraz już nie
mógł się wycofać.
-Wystarczy, że powiem, że za to iż byłaś dla mnie nikim? Wredną,
przemądrzałą i irytującą przyjaciółeczką Pottera i Weasleya? Osobą, którą
poniżałem i obrażałem na każdym kroku?
-Tak, to prawda. Robiłeś to. Myślisz, Malfoy, że jesteś lepszy od wszystkich,
ale to nieprawda. Czy to coś zmieni, że mnie przeprosisz, a za chwilę
nazwiesz szlamą? Teraz jestem już dla ciebie kimś? –zapytała drżącym od
emocji głosem. Ten temat ją bolał. Każde wspomnienie, gdy ją obrażał,
naśmiewał się…
-Teraz cię toleruję. Gdyby nie, to nie poniżałbym się aż tak bardzo żeby
udawać twojego chłopaka tylko dlatego, aby dokuczyć Weasleyowi. Nie
przepraszałbym cię też w tym momencie, bo tak naprawdę nie
interesowałoby mnie twoje zdanie. –powiedział chłodno. Powoli przestawał
nad sobą panować. Wiedział, że Granger ma rację, ale nie potrafił tego
zaakceptować. Ta sytuacja była dla nich obojga trudna.
Hermionę to zabolało. Z jednej strony próbował ją przeprosić, a z drugiej
mówił o tym, że się poniża udając jej chłopaka a także przez to, że właśnie
przeprasza. Była tego pewna, że był zachwiany emocjonalnie. Sam nie
wiedział czego tak naprawdę chce.
-Nie musiałeś tego robić. –syknęła i odsunęła się patrząc mu ze złością w
oczy. –Sam to zaproponowałeś, Malfoy! Zapomniałeś?! To ty zacząłeś mnie
przepraszać, a teraz mówisz, że się poniżasz!
Kilku przechodzących uczniów popatrzyło na nich z zaciekawieniem
nastawiając uszy. Ślizgon ponownie szybko ją do siebie przyciągnął i zgromił
tamtych spojrzeniem.
-Wiem, Granger, nie bulwersuj się tak! Nie o to mi chodziło, naprawdę… Nie
potrafię do cholery tego zrobić inaczej! –warknął.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem. Malfoy nigdy wprost nie mówił o
swoich uczuciach. Właściwie ciężko było wyczytać z niego co w danym
momencie czuje. Ojciec wychowywał go w bezwzględny sposób. Dla niego
miłość, dobroć nie powinny nawet istnieć. Przeprosiny również. Niektórzy
butni czarodzieje nie potrafili się zdobyć nawet na krótkie spojrzenie.
-Pierwsze trzy lata sobie odbiłam uderzając cię w twarz. –powiedziała
spokojnie z lekkim drwiącym uśmiechem. Skoro Malfoyowi zależało, aby ją
przeprosić, ale sobie nie radził, postanowiła mu w tym pomóc.
-Prawie mi wtedy nos złamałaś. –warknął z lekkim wyrzutem.
-Ty za każdym razem łamałeś mi serce. Jak myślisz, kto miał gorzej? –
zapytała, ale po chwili zdzieliła się w myślach. Nie powinna odsłaniać przed
nim swoich uczuć. Odchrząknęła więc szybko. –Dziwne, że swojego ojca na
mnie nie nasłałeś.
-W tej chwili nie mogłem. –uśmiechnął się lekko. –Jak myślisz, jakby
zareagował, gdybym mu powiedział, że pobiła mnie dziewczyna, a
dodatkowo z mugolskiej rodziny?
Hermiona roześmiała się wrednie.
-Wydziedziczyłby cię. –W tym momencie poczuła się dumna. Dobrze
wiedziała, że za ten cios miała ogromny szacunek u swoich przyjaciół, lecz
myśl o tym, że Malfoy był się o tym powiedzieć ojcu napawała ją ogromną
uciechą. Śmiała się do siebie w duchu, lecz po chwili zamarła, gdy Ślizgon
wypowiedział trzy słowa.
-Uderz mnie, Granger.
-Że co proszę? –zapytała głupio. Zamrugała zaskoczona jeszcze bardziej się
od niego odsuwając. Jednak podniosła rękę. Nakierowała ją na blondyna i
gdy ten czekał na uderzenie poczuł, jak jej mała rączka czochra jego
platynowe włosy.
-Nie, Malfoy. Może jesteś dupkiem, kretynem oraz idiotą, a także tlenioną
fretką i byłym zawszawionym śmierciożercą…
-Nie przeginasz, Granger? –warknął, ale Hermiona zignorowała go.
-Wybaczam ci, Malfoy. Mimo twoich wad. Ogromnych wad. No.. może
przynajmniej spróbuję ci wybaczyć. Wiedz tylko, że nie zapomnę o tym
wszystkim. To nie jest możliwe. Nie wymagaj ode mnie za dużo. Potrzebuję
do tego czasu.
- Naprawdę? –teraz to on otworzył ze zdumienia oczy. Postanowił ją
przeprosić, ale nie liczył się z tym, że może mu wybaczyć. Wiedział, że ją
bardzo mocno ranił, ale jeszcze do niedawna cieszyło go to.
-Tak, naprawdę. Ale spróbuj mnie jeszcze obrazić, a tym razem naprawdę
złamię ci nos. –ostrzegła, wbijając w niego groźnie spojrzenie. Po chwili
jednak pisnęła, czując jak Ślizgon podnosi ją na rękach i obraca w
powietrzu.
-Dzięki, Granger.
Nie wiedziała, że tak bardzo ucieszy ją taki moment. Szczerze, to chyba
nawet w najgłębszych snach nie wyobrażała sobie tego. On też wyglądał na
zadowolonego. Bardzo rzadko widywała taki uśmiech na jego przystojnej
twarzy. Zarumieniona przypatrywała się mu przez chwilę. Malfoy objął ją
ramieniem i nie zważając na to, że jego chłodna maska ześliznęła się z jego
twarzy, ruszył przed siebie zmierzając w stronę zamku.
~~*~~
-Harry to naprawdę nie jest takie trudne! –westchnęła Hermiona z lekką
irytacją.
W bibliotece rozległ się głośny jęk czarnowłosego chłopaka z Gryffindoru, na
którego czole znajdowała się blizna w kształcie błyskawicy. Od dobrej
godziny walczył ze zrozumieniem zaklęcia. Nawet dzięki cennym radom
przyjaciółki szło mu bardzo opornie.
-Ciszej Harry, bo Pince nas stąd wywali, jak zobaczy, że czarujesz w jej
ukochanej bibliotece!- zganiła go z groźną miną.
Harry rzucił jej przepraszające spojrzenie , lecz po chwili zmieniło się w
niemal błagalne.
-Gdybym może był w połowie tak mądry jak ty, to bym to ogarnął.
Szatynka uśmiechnęła się delikatnie i westchnęła.
-Jeszcze raz. Mówisz Episki Rotardum i machasz różdżką, o tak! –pokazała
w powietrzu ruch dłonią.
Potter wziął głęboki wdech i spróbował ponownie. Nie odniósł jednak
większych rezultatów.
-Nie potrafię! –zdenerwował się.
-Bo za bardzo się denerwujesz. –powiedziała spokojnie. -Nie rób tego tak
gwałtownie, tylko skup się. I wymawiaj wyraźniej.
-Jestem za głupi na to zaklęcie, Hermiono!
-I mówi to ten, do którego należy obowiązek pokonania najstraszniejszego
czarnoksiężnika naszych czasów.
-Nie pomagasz.
Hermiona ponownie westchnęła i wstała z miejsca. Stanęła za nim
przytrzymując jego dłoń.
-Powiedz formułę zaklęcia, a ja poprowadzę twoją dłoń.
-Udało mi się. –stwierdził z zaskoczeniem po następnej próbie. Sam ledwo
mógł w to uwierzyć. –Jesteś wielka, Hermiono.
Dziewczyna zarumieniła się soczyście i posłała mu delikatny uśmiech.
-A właśnie, znalazłaś coś nowego na temat diademu?
Jej uśmiech od razu przygasł, a ona sama usiadła zrezygnowana z powrotem
przy stoliku.
-Niestety nie. Starałam się, naprawdę. Pytałam Krukonów, rozmawiałam z
Luną i nic nie wiedzą o zaginionym diademie. Totalnie nikt nic nie wie.
Znaczy wiedzą tyle co my, ale nie wiedzą gdzie może się teraz znajdować.
Wszyscy powtarzają to samo: „Zaginął już miliony lat temu”.
Harry zrobił zawiedzioną minę.
-Może ten diadem wcale nie jest horkruksem. Żałuję też, że nie znaleźliśmy
prawdziwego medalionu. Tamta wyprawa rok temu wydaje się być
bezsensowna.
-Nie prawda. –zaprzeczyła. –Wiemy, że ktoś również wiedział o
horkruksach i próbował je zniszczyć. Co do medalionu, to mam parę
pomysłów.
-Naprawdę? –zaświeciły się oczy brunetowi. -Myślisz, że Dumbledore
poszedłby z nami gdybyśmy odkryli gdzie się znajduje prawdziwy?
-Harry, Dumbledore jest bardzo osłabiony po wydarzeniach w tamtej
jaskini. Wątpię czy dałby radę. Jest potężnym czarodziejem, ale myślę, że to
może być ponad jego siły.
-Wiem, ale miałem nadzieję…
-Damy radę jakoś, zobaczysz! –posłała mu pocieszający uśmiech i poklepała
po ramieniu. –Nie raz staliśmy przed ciężkimi zadaniami i dawaliśmy radę.
Musimy po prostu zrobić to wspólnie.
Ich rozmowę przerwało wejście do biblioteki dwóch Ślizgonów. Podeszli do
stolika przy którym siedzieli. Draco natychmiast usiadł obok Hermiony
cmokając ją w policzek, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Gryfonka ciągle czuła w tym miejscu dotyk jego ust.
-Cześć, księżniczko. –mruknął z lekką ironią. Dobrze wiedział, że
dziewczyna nie jest przyzwyczajona do takich zdrobnień. Za każdym razem
spoglądała wtedy na niego, jakby przybył z innej planety. –Siema, Potter.
-Siema Malfoy, cześć Zabini. –posłał drugiemu Ślizgonowi lekki uśmiech i
uścisnął dłoń. Draco spojrzał zaskoczony na przyjaciela i uniósł wysoko
brwi. Od kiedy to on i Potter są do siebie tak przyjacielsko nastawieni?
-Hermiona, spotkamy się potem? –zapytał ciemnowłosy zwracając się do
niej. Z irytacją dostrzegł, że była zajęta wpatrywaniem się w Malfoya.
-Ee, tak jasne. –rzuciła mu przepraszające spojrzenie.
-Tak, ja też was zostawię, gołąbeczki. –powiedział Zabini drwiąco, na co
Hermiona wraz z Draco wysłali mu groźne spojrzenie. Mulat nic sobie z tego
nie robiąc wyszedł z biblioteki wraz z Potterem.
-Granger..- szepnął jej do ucha Draco, gdy zostali sami. Wzdrygnęła się,
czując jego wargi na swoim uchu. Spojrzała na niego pytająco, próbując
zrobić obojętną minę.
-Czego chcesz?
-Skoro jesteś moją dziewczyną, to nie mogłabyś mi napisać zadania
domowego?
-Właśnie. Dziewczyną. Nie służącą. Ale jak chcesz to mogę ci pomóc. –
zaproponowała ze „słodkim” uśmiechem.
- Skoro nie możesz zrobić tego inaczej… –westchnął, robiąc niezadowoloną
minę.
Oczywiście, wyszło tak jak chciał tego Malfoy. Mimo iż powiedziała, że tylko
pomoże to wyszło na to, że napisała je sama osobiście. On tylko leżał oparty
na stoliku, okręcając sobie jej włosy na palce. Był tym tak zafascynowany, że
nawet nie widział, jak zaczyna ją to irytować, gdyż nie mogła się przez to
skupić. Każda jego bliskość działała na nią niepokojąco.
-Draco, kochanie..-powiedziała przesłodzonym głosem. –Czy MÓGŁBYŚ
PROSZĘ SIĘ ZA BARDZO TERAZ NIE WCZUWAĆ W ROLĘ?! –syknęła
cicho.
-Czyżbym cię rozpraszał? Nie mów Granger, że nie potrafisz się skupić. –
uśmiechnął się łobuzersko.
-A chcesz pisać to wypracowanie sam? –zagroziła.
-Przecież nic nie robię. –uniósł ręce w obronnym geście.
Hermiona westchnęła teatralnie. Wróciła do swojego zajęcia, lecz już po
chwili podniosła triumfalnie głowę.
-Skończyłam!
-Nie wierzę, że to mówię, ale… Granger, nie wiem jak to robisz, ale rób tak
dalej.
Kolejny raz tego dnia policzki Hermiony przyozdobiły rumieńce. Nie była
przyzwyczajona do tylu komplementów. Nie od Dracona Malfoya.
*
Wychodząc z biblioteki rozdzielili się, gdyż Draco musiał iść na trening
Quidditcha. To był jedyny moment, na który Gryfonka nie zmusiła się, aby
iść z nim. Była zbyt zmęczona, a poza tym, sport ten nie należał do jej
ulubionych. Była to świetna okazja, aby w końcu pobyć samej. Przez ostatnie
parę dni można było spotkać tę dwójkę praktycznie nierozłączną. Posiłki,
lekcje, czas wolny spędzali w swoim towarzystwie, więc ucieszyła się, że w
końcu chociaż chwilę może pobyć sama. Malfoy wcale nie był aż tak zły, jak
mogło się wydawać. Był po prostu… charakterystyczny, miał swoje humory,
inne podejście do życia. Hermionie przeszkadzało bardziej to, że to nie jest
prawdziwe. Przebywając z kimś, kto zachowuje się do ciebie w sposób wręcz
fałszywy, udawany na dłuższą metę może być bardzo męczący. Dlatego
teraz, w wesołym humorze oraz z poczuciem wolności, przemierzała
korytarze zamku zmierzając do swojego pokoju. Niedaleko upragnionego
wejścia drogę zastąpiła jej grupka Ślizgonek. Na samym czele stała jej
„ulubienica”, Pansy Parkinson. Ślizgonka i jej koleżanki patrzyły na nią z
nienawiścią.
-Ooo, szlama Granger sama? –zapytała jadowicie.
Hermiona rozejrzała się wokół siebie teatralnie, jakby kogoś szukała i
odpowiedziała chłodno:
-Brawo, Parkinson! Twój mózg zaczyna działać! Nikogo ze mną nie ma!-
zironizowała.
Reszta Ślizgonek lekko się uśmiechnęła, ale widząc zabójczy wzrok swojej
liderki szybko przybrała bojową minę. Jak można było podlegać komuś
takiemu jak Parkinson?!
- Zamknij się, szlamo! I odczep od Dracusia!
-A nie, jednak się pomyliłam. –posmutniała brązowooka sztucznie.- Nadal
nie działa. Widzisz kogoś, do kogo jestem przyczepiona?
-Przestań tak do mnie mówić, Granger! Za dużo sobie pozwalasz! Jednym
zaklęciem mogę cię zmieść! Zobaczysz, mój Pan cię znajdzie. A zresztą wiesz
o co chodzi! Nie możesz chodzić z Dracusiem! Jesteś brzydką szlamą, której
nikt nie chce, do tego biedną i aż wstyd się do ciebie przyznać w rodzinie!
On jest mój! Zapamiętaj to sobie! Jesteśmy dla siebie przeznaczeni!
-Tak? –udała zmartwioną. –Nie zauważyłam na jego czole nalepki
„własność mopsicy, Pansy Parkinson.” Ani w ŻADNYM innym miejscu na
jego ciele. –uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc jak twarz Ślizgonki
zaczyna robić się czerwona ze złości. Wiedziała, że przesadziła, ale nie mogła
pozwolić, aby ktoś taki jak ona ją obrażał. Parkinson była strasznie
denerwującą osobą. Dobrze wiedziała, że mopsica nie miałaby z nią szans.
Tylko, że ich są cztery, a ona jedna. Pansy wyciągnęła różdżkę z nienawiścią
w oczach i miotnęła bez ostrzeżenia zaklęciem. Zacisnęła powieki, ale
zaklęcie odbiło się od niej jak od tarczy. Może faktycznie tak było, bo za nią
stał Draco Malfoy.
-Parkinson, czy cię pojebało?! –krzyknął rozeźlony. -Dlaczego zaatakowałaś
moją dziewczynę?!
-A-ale Dracusiu..
-Nie mów tak do mnie, idiotko!
Był wściekły. Naprawdę wściekły. Ślizgonka załkała, widząc jego spojrzenie.
-Ona nie jest twoją dziewczyną! Ja nią jestem!
-Chyba śnisz. –zaśmiał się drwiąco. –Nie masz w sobie nic, czego nie ma
Hermiona. Zaoferuj mi coś lepszego!
-Twój ojciec się o tym dowie. Dobrze wiesz, że jesteś mój. –syknęła i odeszła
z całą swoją świtą rzucając brązowookiej zabójcze spojrzenie. Hermiona
miała wrażenie, że to nie był jeszcze koniec. Draco skrzywił się lekko na
wspomnienie ojca, ale odprowadził je chłodnym wzrokiem, po czym zwrócił
się do Hermiony.
-Nic ci nie jest, Granger?
-Nie, nie… Jest w porządku. Dzięki, Malfoy. A właściwie to.. nie miałeś być
na treningu?
-Miałem. Ale obrońca jest w Skrzydle więc trening odwołany.
-Cóż za nieszczęście. –zasmuciła się sztucznie.
-Tak, bo na pewno cię to ruszyło. –uśmiechnął się zadziornie. –A o co
chodziło Parkinson?
-O to co zawsze. –wzruszyła ramionami. -O to, że jestem szlamą i mam się
odczepić, bo jesteś „jej”.
Nagle sobie przypomniała, że tak właściwie Draco był obiecany Ślizgonce.
Chłopak chyba też o tym pomyślał. Dla żadnego z nich nie było to zbyt
radosną nowiną. Szybko weszli do Pokoju Wspólnego nawet na siebie nie
patrząc. Hermiona poczuła się nagle zmęczona.
-Idę spać. –oznajmiła chłodno. Była zła, trochę zawiedziona.
-Już? –Zdziwił się chłopak. –Ja tu mam wolne, a ty chcesz mnie olać?
-Dokładnie tak, Malfoy. Jestem zmęczona. Dobranoc.
-Coś nie tak? –zapytał świdrując ją spojrzeniem.
-Nie, nie. Wszystko w porządku. Możesz mnie przepuścić?
Chłopak stał oparty o drzwi jej dormitorium nie pozwalając jej wejść do
środka. Miał wrażenie, że Gryfonka nie chce mu o czymś powiedzieć. Nie
zamierzał naciskać. Czy coś zrobił znowu nie tak? Nie przypominał sobie nic
takiego. Więc o co jej mogło chodzić?
-Nie zapomniałaś o czymś?
-O czym? –warknęła.
-Skoro jesteś moją dziewczyną..
-O nie, czego znowu chcesz? Nie mam ochoty na twoje gierki, Malfoy!
-Buziaka na dobranoc.
Hermionę zatkało. Poczuła jak w jej żołądku wzbija się całe stado motyli.
Była jednak na niego zła. Nie zamierzała mu tym razem odpuścić. A
dlaczego była zła? Wszystko przez Parkinson. Nie rozumiała dlaczego ona i
Malfoy mieli być dla siebie przeznaczeni. Mopsica była głupsza od
przysłowiowej blondynki. Może i była bogata, ale czy teraz nadal w starych
rodach się na to patrzyło?
-Jestem twoją dziewczyną, tylko przy reszcie szkoły, a tutaj nikogo z niej nie
widzę.
Draco wywrócił oczami, lecz uśmiechnął się z widoczną ironią.
-Jeżeli tego nie zrobisz, to nie wpuszczę cię do dormitorium. Wybieraj.
-Malfoy! Czy ty..
Chłopak szybko się nad nią pochylił zatykając jej usta pocałunkiem. Nie
trwał długo, lecz mimo wszystko wywołał w obojgu całą gamę ogromnych
emocji. Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy się od niej oderwał, a ona wciąż
stała z zamkniętymi oczami, czekając na więcej.
-No, Granger. Dobranoc.
On jest niemożliwy.. -spojrzała za oddalającym się chłopakiem i z
westchnięciem irytacji weszła do dormitorium. Dlaczego nie potrafiła się
zachowywać w stosunku do niego bardziej asertywnie? Chyba nikt jej na to
pytanie nie odpowie.
Rozdział 16. Historia Dracona.
-Lucjuszu!
Przez dwór Malfoyów rozniósł się potężny krzyk Lorda Voldemorta
wzywającego swojego sługę do siebie. Nie brzmiał na zbyt zadowolony.
Wręcz przeciwnie, ociekał lekką irytacją. Czarny Pan nienawidził czekać.
-Panie, wołałeś? –odpowiedział na wezwanie Lucjusz Malfoy, kłaniając się
nisko przed swoim panem. W jego ukłonie było widać ogromny szacunek,
który mieszał się ze strachem. Lecz czy był ktoś, kto nie bał się JEGO
gniewu?
-Tak, wejdź i usiądź, Lucjuszu. Musimy porozmawiać. Ach, chciałem tego
uniknąć, ale nie mam wyboru. Nie, nie mam. Wiesz, że twój pan jest
łaskawy, prawda? Łaskawy, ale za nielojalność się płaci. Wiesz o tym,
Lucjuszu?
-T-tak wiem, panie. Czy stało się coś? –zapytał lekko drżącym,
zachrypniętym głosem. Za wszelką cenę próbował uniknąć jego szkarłatnego
spojrzenia.
-Odpowiedz mi: Kim dla ciebie jestem? Dla ciebie i twojej całej rodziny.
-Naszym najwspanialszym, największym, najłaskawszym panem..
Tom Riddle się uśmiechnął, błyskając czerwonymi oczami na swojego sługę.
Bawiło go uniżanie się ludzi. Czuł ich strach, napawał się nim.
-Tak? A czujesz przede mną strach, Lucjuszu? Respekt? Posłuszeństwo?
Jesteś w stanie poświęcić dla mnie wszystko?
-O-oczywiście panie. Narcyza także. My nigdy byśmy nie..
-A twój syn? Draco? –przerwał mu Voldemort. -Gdzie on jest?
-W Hogwarcie, tak jak mówiłem… On..
-Wykonuje tam polecenia dla mnie, prawda? Zbiera informacje dla swojego
pana, aby w odpowiednim czasie mi je przekazać. Informacje na temat
Harry’ego Pottera.
-Tak, na mój rozkaz… Sam go tam wysłałem, panie.
-Doprawdy? –na ustach Czarnego Pana wciąż błąkał się uśmiech. –Na twój
rozkaz również poniża się, chodząc ze szlamą? I to nie byle jaką. Twoją
przyszłą synową jest Hermiona Granger. –powiedział z drwiną.
Lucjusz spojrzał na niego zaskoczony.
-Ja.. nie. Ja nie wiedziałem. Skąd… On na pewno zbiera informacje o
Potterze! Draco by nie zdradził nas. Ciebie by nie zdradził, panie. -opuścił
głowę w geście szacunku. Nie chciał po sobie pokazać wściekłości, którą w
tym momencie zaczął odczuwać. Czy to co mówił było prawdą!? Jego syn
spotykał się ze szlamą Granger?!
-KŁAMIESZ! –Lucjusz aż się skulił, gdy usłyszał jego krzyk. -W twoich
myślach widzę prawdę. Draco zdradził! Nie potrafiłeś zapanować nad swoim
synem i pozwoliłeś, żeby okrył waszą rodzinę hańbą. Panna Parkinson
opowiedziała mi z lojalnością każdy najmniejszy szczegół. Może wkrótce na
obiadki zaczniecie przyjmować Pottera.- znowu cyniczny uśmiech wykrzywił
jego twarz.- Ale… jestem łaskawy. Chłopak ma szansę na odkupienie. I ty
również, Lucjuszu… Pozwolę, aby wasza rodzina znowu zyskała szacunek w
moich oczach. Robię to tylko dlatego, że od tylu lat wiernie mi służycie. Oraz
udostępniliście mi wasz piękny dom.
Oczywiście nie mieli innego wyboru, ale Lorda Voldemorta nie interesują
takie rzeczy. Dla każdego z jego sprzymierzeńców powinna to być ogromna
duma oraz radość.
-Co mam zrobić? –zapytał cicho blond włosy mężczyzna.
-Na początek chcę, żebyś dostał się do Hogwartu. Masz spotkać się z
Draconem. Nie chcę, żeby mój śmierciożerca spotykał się z jakąś nędzną
szlamą. Naucz syna pokory i opowiedz jaką szansę dostał od swojego pana.
Chyba nie pozwolisz, aby jakiś smarkacz was hańbił?
-Oczywiście, że nie, panie. Ale co z informacjami, które zbiera?
Tym razem w oczach Voldemorta zabłysły iskierki gniewu. Nienawidził być
okłamywany.
-Informacje?! Oboje wiemy, Lucjuszu, że Draco nie jest tam na twój rozkaz.
Ale przekaż mu, że od teraz to będzie jego misją. Niech je zbiera, chcę
wiedzieć wszystko co robi Potter. Co do dziewczyny… Wierzę w to, że tylko
ją wykorzystuje. Nie interesuje mnie jednak jak ładna jest. Jej krew nadal
pozostaje brudna. Porozmawiaj z nim, chyba, że wolisz aby twój ród był
obrzucany błotem przez jakąś szlamę. Tak nisko upadłeś, Lucjuszu?
-Nie, nie oczywiście, że nie.
-Za jakiś czas wezwę Dracona do siebie, niech będzie gotowy. Zrozumiałeś?
-Tak jest, panie. Jak najszybciej zjawię się w zamku i poinformuję go. Ale..
nie łatwiej by to zrobić listownie, panie?
-Listownie? Uważasz, że Ministerstwo nie zwróciłoby uwagi na takie
informacje? –syknął.
-Ja nie pomyślałem..
-Chociaż.. Dobrze, niech tak będzie. Poinformuj syna dodatkowo listownie,
gdyby nie udało ci się z nim spotkać. Ale zrób to dopiero tego samego dnia,
przed wejściem do Hogwartu. A teraz wyjdź stąd! Zejdź mi z oczu! Możesz
jeszcze nakarmić jakimś mugolem Nagini. Albo sobą. Dla niej pewnie nie
będzie większej różnicy.
Malfoy senior pokłonił się przed Voldemortem i wyszedł szybko z
pomieszczenia. Miał wrażenie, że właśnie uniknął spotkania ze śmiercią.
*
Gdy Lucjusz Malfoy po pięciu minutach wszedł do ogromnej sypialni, którą
dzielił ze swoją żoną nie wytrzymał i zaczął krzyczeć łapiąc ją boleśnie za
ramiona. Był wściekły.
-Nasz głupi syn, sprowadzi na naszą rodzinę klęskę! Zabiję tego szczeniaka!
Wiedziałem, że tak będzie!
Narcyza spojrzała zaniepokojona na męża. Była przyzwyczajona do
brutalności z jego strony. Odkąd Draco ich opuścił, odczuwała ją coraz
częściej.
-Proszę, puść mnie. Co się stało, Lucjuszu? Czego chciał od ciebie Czarny
Pan?
-Nakazał mi włamać się do Hogwartu i porozmawiać z Draconem. Mam
przekazać temu smarkaczowi informacje, że dostał szansę na przebaczenie.
W tym także my. Nasz pan wie, że zdradził. Dowiedział się też, że Draco.. –
słowa nie mogły przejść mu przez gardło.- spotyka się ze szlamą Granger.
Jeżeli ten chłopak w końcu nie zmądrzeje i nie zacznie nas słuchać, to
Czarny Pan pozabija naszą rodzinę!
Kobieta zakryła dłońmi usta z przerażenia. Nie mogła w to uwierzyć.
-To niemożliwe. –wymamrotała. – Draco? Z Granger? Nasz syn nie
umawiałby się z tą dziewczyną! To musi być kłamstwo! –zaprzeczyła szybko
patrząc błagalnie na męża. Ten uderzył ją w twarz ze złością.
-Czarny Pan się nie myli, Narcyzo. Twój syn musi w końcu wybrać po której
stronie stoi!
-Draco nie jest niczemu winien! –próbowała bronić syna Narcyza z lekkim
strachem przed ponownym uderzeniem.
-On nas zdradził, Narcyzo! Nas wszystkich! Jeszcze zabrakło, żeby
zaprzyjaźnił się z Potterem. Chociaż nie… Chyba już upadł na dno
prowadząc się ze szlamą!
-To nasz syn…- upierała się nadal kobieta ze łzami w oczach.
-NIE! On już nie jest moim synem!
Narcyza rozpłakała się. Jej rodzina się rozpadała w szybkim tempie.
Najpierw Draco odszedł, a teraz Lucjusz nawet nie chce go znać. Co takiego
ona zrobiła, że dzieje się to właśnie jej? Czy tak bardzo zawiniła tym, że
chciała mieć szczęśliwe życie?
~~*~~
Draco Malfoy i Hermiona Granger. Te dwa imiona ciągle pojawiają się na
ustach wszystkich uczniów w szkole. Nadal są obiektem niedowierzania,
drwin, złości i zazdrości ale teraz również stanowią dla niektórych pewien
wzór do naśladowania. Niektórzy uczniowie poczuli, jakby jakaś bariera
została złamana. Często można było zauważyć, jak pojedynczy Ślizgoni
zaczęli rozmawiać z Gryfonkami, lub na odwrót. Najbardziej zaskoczony był
tym sam Draco. Mimo iż to on to zapoczątkował, to nie popierał tego. Nadal
nie przepadał za Gryfonami. Nie mógł jednak tego powiedzieć wprost. W
końcu jego „dziewczyna” była Gryfonką. Byli teraz najsłynniejszą parą w
szkole. W sumie to nie przeszkadzałoby im to zbytnio gdyby… nią byli.
Hermiona miała już powoli dosyć tego sztucznego związku. Takie udawanie
powoli zaczęło ją po prostu niszczyć. Malfoy nie był jej, to było nie w
porządku. To wszystko trwało już tydzień, a końca nie było widać.
-Kochanie, mogę z wami usiąść? –zapytał pewnego dnia Draco swojej
„dziewczyny” przed eliksirami. Nie omieszkał oczywiście posłać jej
drwiącego a zarazem rozbawionego uśmiechu. Bawiła go jej reakcja.
Spojrzała najpierw na niego zaskoczona. Dlaczego Malfoy chce z nimi siadać
na jego ukochanych eliksirach? Przecież zawsze siedział z Zabinim i Nottem,
bardzo dobrze się tam bawiąc. Snape nigdy nie zwracał im uwagi, więc
mogli sobie rozmawiać do woli. Następnie przeniosła spojrzenie na
Harry’ego, który zrobił niezadowoloną minę, ale westchnął i spojrzał na nią
wzrokiem typu: „no skoro musi..”.
-Jasne, siadaj. –powiedziała ze sztucznym uśmiechem. Naprawdę jej się nie
podobało towarzystwo Ślizgona, gdy obok był Harry. Dobrze wiedziała jak
jej przyjaciel na niego alergicznie reagował.
Draco wyszczerzył się radośnie siadając obok niej i rzucił Potterowi swój
ulubiony, drwiący uśmieszek. Wręcz korzystał z tego, że może mu dopiec.
Wolne miejsce, które wcześniej zajmował Weasley było idealną okazją do
tego. Wieprzlej dostawał szału, Potter bardzo szybko się denerwował, a
Granger… Od niej dało się wszystko zgapić. Jak mógł nie wykorzystać takiej
okazji?
-Ja też się cieszę, Potter, że cię widzę. –powiedział ironicznie.
Harry westchnął, próbując nie pokazać swojej irytacji. Malfoy naprawdę
działał mu na nerwy. Siedział już z nimi na prawie każdej lekcji, bardzo
często również spędzał z nimi czas. Nie. Mimo tego, iż musiał przebywać w
jego towarzystwie ani trochę go nie polubił. Hermiona mogła twierdzić
inaczej, ale dla niego Malfoy nadal był dupkiem i świnią. Według niego
wcale się nie zmienił i wiedział, że dla niego już nie ma szansy. Najgorsze
było w tym wszystkim to, że Hermiona udawała zakochaną po uszy w tym
oślizgłym Ślizgonie.
Ale czy na pewno Hermiona potrafiłaby tak dobrze udawać?
Trzymali się za ręce pod stołem na każdej lekcji. Przecież nikt wtedy na nich
nie patrzył. Malfoy co chwile szeptał jej coś do ucha. Ona się uśmiechała,
biła go w ramię. Jak prawdziwie zakochana para. Przecież Hermiona
oblewała się soczystym rumieńcem prawie za każdym razem, kiedy ten
kretyn coś do niej mówił! To wszystko mu się bardzo nie podobało. Harry
się po prostu bał. Naprawdę się bał, że jego przyjaciółka nie jest tak dobrą
aktorką.
*
-Grangeeer.. –Hermiona poczuła jak jej ucho łaskocze oddech blondyna
siedzącego obok niej. Od jakiegoś czasu za każdym razem jej tak robił. Na
pewno widział jak na jej karku pojawiają się wtedy dreszcze. Dla niego
musiało być to ogromną uciechą.
-Czego chcesz? –próbowała odezwać się głosem niezbyt zaciekawionej
osoby, ale jak zwykle jej to nie wyszło.
-Nudzi mi się. –jęknął. –Co robimy?
-Może w to nie uwierzysz, ale jesteśmy na lekcji. –syknęła. -Ale jak się tak
bardzo nudzisz to możesz posłuchać i pisać notatki. Na pewno ci się
przydadzą. Jak chcesz, będziemy mogli je później wspólnie pouzupełniać. –
rzuciła drwiąco, na co on zrobił niedowierzającą minę.
-Żartujesz, prawda? Wymyśl coś innego, bo to nie przeszło.
Hermiona przewróciła oczami.
-Rozbierz się i rzeczy pilnuj.
-A popilnujesz ze mną? –ponownie jego cichy głos zabrzmiał blisko jej ucha,
na co zarumieniła się jak piwonia. Draco roześmiał się pod nosem. Granger
tak bardzo go bawiła.
-Zapomnij!- warknęła, ale jej soczyste rumieńce ją zdradziły. Jeżeli chodziło
o TE zawstydzające tematy, to nie była do nich przyzwyczajona, co Malfoy
bardzo lubił wykorzystywać. Często ją wtedy zawstydzał i zbijał z tropu.
Zachowywała się jak niewinna, mała dziewczynka.
-Skoro jesteśmy parą to możemy przecież robić inne rzeczy. –poruszył
znacząco brwiami, przybierając na usta kpiący uśmiech obserwując swoją
ulubioną reakcję.
-Zboczeniec! Nie ma mowy! Skup się na lekcji i daj mi spokój! -próbowała
się pozbyć jego natręctwa. Nie miała zamiaru wyglądać jak burak na lekcji
eliksirów.
Draco zaśmiał się głośno zwracając na siebie uwagę nauczyciela.
-Mówię mało interesująco, panie Malfoy? –zapytał Snape oschle.
-Ależ skąd, panie profesorze.
-A może panna Granger ma coś ciekawszego do powiedzenia? –nauczyciel
spojrzał na Gryfonkę, na co ona opuściła w dół głowę i pokręciła nią
przecząco. Nienawidzi być upominana przez nauczycieli.
-Nie.. –odparła cicho.
-Jeżeli macie zamiar… randkować –ostatnie słowo powiedział z pogardą. –
to nie na mojej lekcji. Do roboty! Nawet Potter robi dzisiaj więcej!
Spojrzał na swojego „ulubieńca” podchodząc do jego kociołka. Jego usta
wygięły się w pogardliwym uśmiechu.
-A niech to… Jednak nie robi więcej. –machnął różdżką, przez co zawartość
kociołka Harry’ego wyparowała. –Znowu klapa, Potter.
Harry spojrzał na niego znienawidzonym spojrzeniem, ale Hermiona
chwyciła go za rękę i ścisnęła.
-Nie rób tego. Pogorszysz tylko sprawę.
-Właśnie, Potter. Jak ty to robisz, że za każdym razem masz zero?- zapytał
zaciekawiony Draco.
-Nie twoja sprawa, Malfoy. –warknął Gryfon.
-Może nie. Ale bawi mnie to.
Malfoy się roześmiał, a Harry ścisnął mocniej dłoń Hermiony. Ledwo się
powstrzymywał, aby się na niego nie rzucić. Nie wiedział ile jeszcze
wytrzyma w takim stanie.
~~*~~
Hermiona przeglądając swoje notatki stawała się coraz bardziej nerwowa.
Przez cholernego Malfoya nie pamiętała nic z lekcji, jej notatki były
chaotyczne i niepełne. Dla niej to była katastrofa. Zawsze polegała głównie
na sobie. Nie zniży się do tego poziomu, aby prosić o nie kogoś innego!
Tylko, że tak bardzo je potrzebowała. Niedługo Owutemy. Jak miała je zdać
bez swoich notatek?! Tak po prostu nie mogło być dalej!
-Malfoy! –syknęła na transmutacji, gdy blondyn po raz kolejny postanowił
jej trochę poprzeszkadzać. To było najciekawsze zajęcie na lekcji.
-Hm? –mruknął znudzony.
-Przestań to robić! –wybuchła patrząc na niego groźnie.
-Ale o co ci chodzi, Granger?- zapytał udając niewiniątko.
-Przestań się na mnie gapić i mnie zagadywać! Przez ciebie nie wiem nic z
lekcji!
-Ale maleńka, ja ci nie zabraniam słuchać. –rzucił drwiąco, powodując u niej
jeszcze większą złość.
-Nie, ale mi przeszkadzasz. Jak nie przestaniesz to od następnej lekcji
wypad z mojej ławki!
-A pójdziemy wieczorem na spacer? –zapytał zmieniając temat. Hermiona
wyglądała na zdezorientowaną. Szybko jednak się zreflektowała, widząc, że
Ślizgon sobie nawet nie bierze na poważnie jej słów.
-Czy ty się w ogóle przejąłeś tym co do ciebie mówiłam?
-Niezbyt. –wykrzywił usta w uśmiechu. -To co z tym spacerem?
-Nigdzie nie idę. –warknęła.
-No cóż… w takim razie myślę, że ta lekcja będzie na OWTM-ach, a ty nie
będziesz miała notatek.. –przesunął palcami po jej lokach.
Hermiona spojrzała na niego zabójczo, ale poddała się. Jeżeli to było jedyne
wyjście, aby mieć spokój to mogła się poświęcić. Nauka była najważniejsza.
-Dobra, Malfoy. Pójdę z tobą na ten cholerny spacer.
Draco wyglądał na zadowolonego z siebie. Odwrócił się od niej i położył
głowę na rękach, co oznaczało, że idzie spać.
~~*~~
O godzinie 20, Hermiona w końcu zgodziła się na obiecany spacer. Nie
mogła zrozumieć dlaczego mu tak bardzo na tym zależało. Od jakiegoś czasu
czuli, jak między nimi pojedyncze bariery pękały. Zaczęli przechadzać się po
błoniach, trzymając za ręce. Między nimi trwała przyjemna cisza, zagłuszana
tylko ich buzującymi w głowie myślami. Gryfonka postanowiła zacząć temat,
który od pewnego czasu jej nie dawał spokoju. Pociągnęła blondyna na
pobliską ławeczkę i zaczęła nieśmiało.
-Malfoy?
-Hmm?
Dobra. Jest oznaka, że słyszy, można z nim pogadać.
-Ja nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam…
Chłopak nagle się ocknął i spojrzał na nią z niepokojem.
-Ale co? Z czym? O co chodzi, Granger?
-O ten nasz „związek”. On..
-Coś nie tak? Czegoś ci brakuje? –zapytał szybko. Wyglądał na bardzo
przejętego. Hermiona zmarszczyła brwi.
-Nie. Jak może mi czegoś brakować, skoro tylko udajemy? –uśmiechnęła się
krzywo.
-No tak. –zrobił zmieszaną minę.-To co jest?
-Po prostu mam już tego dosyć. Nie chcę już udawać. Czuję się jakbym
wszystkich okłamywała. Nie czuję się z tym dobrze.
Blondyn zamyślił się.
-Chcesz już odegrać nasze zerwanie? –zapytał obojętnie.
-Nie, jeszcze nie. Poczekajmy z parę dni.. Ale tylko tyle. Nie więcej.
-Jak chcesz. –wzruszył ramionami.
Między nimi zaległa tym razem krępująca, nerwowa cisza. Obojgu nie
podobało się, że w końcu będą musieli się „rozstać”. Oczywiście, nie
powiedzą tego głośno. Wtedy by ich słabości wyszły na światło dzienne, a do
tego nie mogli dopuścić. Przywiązali się do siebie na pewien sposób.
Męczyło ich też to, co będzie potem.
-Malfoy, a jak będziemy się zachowywać po tym niby zerwaniu? –
zaryzykowała pytaniem.
-A jak mamy się zachowywać?
-No wiesz… Zazwyczaj pary, które się rozchodzą nie odzywają się do siebie..
Spojrzał na nią z obojętną miną, lecz jego oczy przyglądały się jej badawczo.
-W sumie i tak ze sobą praktycznie nie rozmawialiśmy, nie?
-No nie.
- No to będzie tak jak zawsze. Przecież nie jesteśmy jak „inne pary”. –jego
usta lekko się wygięły. –Będziemy zachowywać się normalnie. Normalnie
jak na nas, oczywiście. Mam nawet pomysł, tylko nie wiem czy ci będzie
pasował. Możemy powiedzieć, że tak naprawdę to był tylko zakład z
Zabinim, że musimy wytrzymać ze sobą przez te dwa tygodnie. Tylko nie
wiem, czy to dobre wyjście. Weasley i tak może się uczepić.
-Nie, jest ok. Już się nie przejmuję tym co powie. –uśmiechnęła się
promiennie.
Draco odwzajemnił delikatnie uśmiech i z błyskiem w oku położył się głową
na jej kolanach zamykając oczy. Dobrze wiedział, że patrzy na niego
zdezorientowana, a na jej policzkach pojawiają się urocze rumieńce.
-Co ty robisz?
-Leżę. Nie widać? Granger, jesteś chyba ślepa. Wiesz, mugoli leczy ogulosta
czy ktoś taki. Na wzrok. Powinnaś iść.
-Okulista, nie ogulosta. –zaśmiała się i spojrzała na niebo. Kochała nocny
krajobraz. Wtedy wydawało się wszystko takie spokojne i piękne. Niekiedy
wydawało się, że świat wtedy zasypia. Zamyśliła się znowu, przeszukując
granatowe obłoki spojrzeniem.
-Na co tak patrzysz? –zaciekawił się blondyn, który od dłuższej chwili ją
obserwował.
-Oglądam gwiazdy. Nie widać? –zapytała zadziornie.
Draco zmarszczył brwi, ignorując jej zaczepkę. Również spojrzał w górę.
-Jak możesz oglądać gwiazdy skoro niebo jest zachmurzone?
-Nie prawda! No zobacz! –pokazała ręką.
Malfoy znowu spojrzał w tamto miejsce. Ponownie to samo.
-No przed chwilą były! Naprawdę! Jak tylko tam patrzysz to przysłaniają je
chmury!
Draco popatrzył na nią jak na wariatkę. Postanowił jednak popatrzeć trochę
dłużej.
-Granger, jaja sobie robisz.
-No przyrzekam ci! –broniła się.
-Granger! Nie kuźluj! –powiedział chłopak takim śmiesznym głosem.
Hermiona nie wytrzymała i się zaśmiała.
-Czego nie rób?
-Nie kuźluj! Tak przez jakiś czas mówiliśmy do siebie z Zabinim.
Pociągnął ją za włosy tak, żeby jej twarz znajdowała się nad jego twarzą.
Patrzyli sobie głęboko w oczy. Draco znowu zmarszczył brwi i zaczął
poprawiać swoją blond grzywkę.
-Malfoy, czy ty się PRZEGLĄDASZ W MOICH OCZACH?!
-Świetne lusterko z nich, nie powiem, że nie!
Trzepnęła go lekko w platynowe włosy z lekkim rozbawieniem. Malfoy
potrafił być czasami taki niewinny.
-Jesteś okropny!
-Jak się ze mną całujesz, to nie narzekasz. –uśmiechnął się kpiąco, na co
dziewczyna po raz kolejny się zarumieniła i zmieszała.
-Chodźmy już do zamku. Zimno się zrobiło. –powiedziała głośno.
Draco westchnął rozbawiony, jednak wstał i przyciągnął do siebie mocno.
Najwyraźniej chciał, aby zrobiło się jej cieplej. Nie potrafiła spojrzeć mu w
oczy. Czuła się źle, bo było jej tak dobrze, lecz nie powinno. Niedługo
wszystko się skończy, a oni powrócą do normy. Tak bardzo jej serce bolało
na tą myśl.
-Masz ochotę na drinka? –zapytał, gdy już znajdowali się w Pokoju
Wspólnym.
-A nie masz wina? –zapytała zwijając się na kanapie.
-Nie. Ale zaraz mogę mieć.
Draco wyszedł na chwilę z pokoju. Przed nim pojawił się domowy skrzat. W
życiu nie przywołałby go przy Granger. Nawet on słyszał o jej sławnej
WSZY. Poprosił go szybko o wino i po chwili wrócił z trunkiem do salonu.
Usiedli naprzeciwko siebie. Dawno nie siedzieli w tym miejscu.
-Mogę cię o coś zapytać? –zapytała znienacka.
Draco przyjrzał jej się niepewnie.
-Byle o nic głupiego. Albo dobra, to lepiej nie pytaj.
-Mówię poważnie.. –spojrzała na niego z wyrzutem.
-No dobra, Granger. Strzelaj.
-Chciałam się zapytać o twoje wspomnienia..
Draconowi zrzedła mina. Od razu się skrzywił. Wiedział, że kiedyś go o to
zapyta. Ale musi to być teraz? Odchrząknął:
-No dobra. To co chcesz wiedzieć? –zapytał z kamienną miną.
-Opowiedz coś o swoim życiu.
-To będzie trochę trwało, Granger, bo mam dosyć bujne życie rodzinne. –
zażartował z kwaśną miną. Hermiona jednak się nie uśmiechnęła.
Wyglądała bardzo poważnie.
-Mamy czas.. –powiedziała uparcie.
-Zgoda, skoro tak bardzo chcesz o tym słuchać. –westchnął. –Ale to nie jest
szczęśliwa historyjka z dobrym zakończeniem. Tak w skrócie, bo całego
życia nie mam, aby ci opowiedzieć. Już dość widziałaś osobiście. Jak
zapewne udało ci się przekonać od małego dziecka mimo większości
przekonań, byłem wychowywany dość rygorystycznie. Jasne, matka mnie
rozpieszczała, miałem wszystko co chciałem, ale z ojcem było inaczej. Był
okrutny i brutalny nie tylko dla mnie. Bił nas, gdy tylko coś mu nie
pasowało. Chciał mnie wychować na bezwzględnego śmierciożercę,
gnębiącego mugoli, wyzywającego od szlam. Miałem mordować i
torturować. Mogłoby się wydawać, że odpowiada mi to. Kiedyś faktycznie o
tym marzyłem. Lecz służba u Czarnego Pana nie okazała się być jednak taka
piękna jak w moich wizjach. Chciałem od tego uciec, jednak było ciężko.
Całe moje cholerne życie było beznadziejne. I co z tego, że dostawałem to
czego chciałem? Myślisz, że to mogło wynagrodzić inne rzeczy? Już jako
małe dziecko miałem ustaloną przyszłą żonę. Tak, Parkinson. Najgorszy
wybór jaki mógł nastąpić, ale nie miałem tutaj wiele do gadania. Godziłem
się przez te wszystkie lata, bo nie miałem wyboru. Uwierz mi, że jak wisi nad
tobą klątwa Cruciatus nie jesteś w stanie się sprzeciwić. Moim zadaniem,
które sam sobie narzuciłem była ochrona matki, jedynej kobiety którą jako
tako kochałem. Nie potrafiłem kochać prawdziwie.
Wykorzystywałem każdą dziewczynę z którą byłem. Mimo, że Czarnego
Pana nie było, oni organizowali sobie takie spotkania. Uczyli nas zaklęć
niewybaczalnych często próbowanych na sobie nawzajem. Albo na naszych
zwierzątkach. Wyobrażasz sobie jak małe dziecko musi zabić swojego
ulubionego przyjaciela chomiczka? No i przez te wszystkie lata musiałem
gnębić ciebie, Pottera i Weasleya. Tego ostatniego i tak nie lubię więc bez
różnicy. W szóstej klasie zostałem naznaczony Mrocznym Znakiem bez
mojej zgody. Ojciec był bardzo dumny. Jego syn w końcu stał się jednym z
nich! Pójdzie w jego ślady! No i dostałem misję. Zabicie Dumbledore’a. To
było oczywiste, że Voldemort –jego głos lekko zadrżał, ale zacisnął pięści i
kontynuował. – chciał mnie wykończyć. Sam nie potrafił go zabić i miał
nadzieję, że mi się to uda? Na szczęście Dumbledore zaproponował mi
opiekę. Zgodziłem się i nie żałuję. Także przed wyjazdem do Hogwartu się
zbuntowałem i odszedłem z domu. Jednak wiem, że śmierciożercy
skontaktują się ze mną niebawem. Przed Nim się nie da uciec. Za zdradę się
płaci. Nie chciałem cię w to wciągać, Granger, ale kręcąc się blisko mnie
również jesteś w niebezpieczeństwie. Prędzej czy później dojdzie do niego,
że ze sobą „chodzimy”.
-Ale my przecież…
-A skąd on ma to wiedzieć? –przerwał jej ostro.-Jego to nie interesuje.
Pansy powie wszystko mojemu ojcu i mimo to, że matka Blaise’a
poświadczyła, że chcę się zbliżyć do ciebie, żeby zdobyć informacje o
Potterze nie spodoba mu się to za bardzo. Dla nich zawsze zostaniesz…
szlamą.
-Draco, ja.. –zaczęła niepewnie. Bała się. Wstrząsnęły nią te informacje.
Wszystko co widziała w myślodsiewni było już wystarczająco okrutne. W jej
oczach zaszkliły się łzy. Może i Malfoy miał trudny charakter, bywał
naprawdę okropny, ale miał ciężką przeszłość. Nie spodziewała się, że się
przed nią otworzy. Był bardzo zamknięty w sobie.
-Nie, Granger. Nie zbieram informacji o Potterze. –powiedział chłodno.
Jego twarz jednak przyjęła łagodniejszy wyraz, gdy zobaczył, że Gryfonka
wzdrygnęła się ze strachem. Westchnął. -Chodź spać. Nie ma co tu siedzieć,
bo się tylko rozkleisz. Granger, jesteś stanowczo za łagodna. Pamiętaj. Ja
nigdy nie będę tym dobrym.
Mimo wszystko podeszła do niego powoli i przytuliła. Był zaskoczony. Nie
odwzajemnił tego gestu. Nie chciał, aby się nad nim litowała. Oderwała się
od niego i poszła do dormitorium. Tam zaczęła śnić. Śnić o małym blond
włosym chłopczyku, torturowanym przez ojca..

You might also like