You are on page 1of 253

Tytuł oryginału

Vas
Copyright ©  2019 by Ker Dukey & K. Webster
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:
Kinga Jaźwińska-Szczepaniak
Korekta:
Maria Kąkol
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-314-0


SPIS TREŚCI

POSTACI
OD AUTOREK
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Epilog
PODZIĘKOWANIA
PODZIĘKOWANIE
O autorkach
Przypisy
DEDYKACJA

Naszym wspaniałym, wygłodniałym i wrażliwym Czytelnikom…


Dziękujemy, że wciąż bierzecie udział
w naszej pokrętnej zabawie.
POSTACI

(w kolejności władzy i wpływów)

Najważniejsze rodziny:
Rodzina Wasiliewów (Gospodarze Igrzysk)
Yuri – Ojciec (wiek: 52 lata)
Vera – Matka (wiek: 45 lat). Wkrótce po narodzinach bliźniąt
opuściła rodzinę.
Vlad – Najstarszy brat (wiek: 22 lata)
Vika – Siostra bliźniaczka (wiek: 18 lat)
Viktor – Brat bliźniak (wiek: 18 lat)

Rodzina Wetrowów
Yegor – Ojciec (wiek: 59 lat). Nie żyje.
Anna – Matka (wiek: 45 lat). Nie żyje.
Veniamin „Ven” – Najstarszy brat (wiek: 28 lat)
Niko – Drugi brat (wiek: 19 lat). Nie żyje.
Ruslan – Trzeci brat (wiek: 18 lat)
Andru – Brat Yegora
Timofiej – Kuzyn, najstarszy syn Andru
Rodion – Kuzyn, drugi syn Andru
Zahkar – Kuzyn, adoptowany syn Andru

Rodzina Wolkowów
Leonid – Ojciec (wiek: 55 lat)
Olga – Matka (wiek: 46 lat)
Diana – Starsza siostra (wiek: 24 lat)
Irina „Cień” – Młodsza siostra (wiek: 18 lat)
Vas – Brat przyrodni (wiek: 18 lat)
Anton – Ochroniarz Diany (wiek: 51 lat). Nie żyje.
Rodzina Woskobojnikowów
Iosif – Ojciec (wiek: 61 lat)
Veronika – Matka (wiek: 55 lat)
Ivan – Starszy brat (wiek: 30 lat)
Artur – Młodszy brat (wiek: 28 lat). Nie żyje.
Alyona – Najmłodsza siostra (wiek: 19 lat)

Drugorzędne rodziny:
Rodzina Orlowów
Arkady – Najstarszy syn (wiek: 28 lat)

Rodzina Koslowów
Nestor – Ojciec (wiek: 55 lat)
Antonina – Matka (wiek: 49 lat)
Stepan – Jedyny syn (wiek: 19 lat). Nie żyje.

Rodzina Baskinów
Alfred – Ojciec (wiek: 52 lata). Nie żyje.
Monica – Matka (wiek: 47 lat). Nie żyje.
Kira – Córka (wiek: 24 lata). Nie żyje.

Rodzina Egorowów

W pozostałych rolach:
Darya

Kiedy zachodzi słońce, mrok rozświetla księżyc.


WYRAZISTY
WYGŁODNIAŁY
WROGI
WOLKOW
OD AUTOREK

Wszelkie prawa zastrzeżone.


Niniejsza książka ma charakter literacki. Imiona, postacie, miejsca
i  zdarzenia są wytworami wyobraźni autorek lub zostały użyte
wyłącznie fikcyjnie, a  wszelkie ich podobieństwa do osób żyjących
lub zmarłych, instytucji, wydarzeń lub miejsc są całkowicie
przypadkowe.
Prolog

Vas
Kiedyś…

Pot, lepki i  śliski, pokrywa moją skórę, gdy posuwam ją coraz


mocniej.
– Ukarz mnie, Vas – jęczy Vika stłumionym głosem, dobiegającym
spomiędzy poduszek ułożonych na jej dziewczęcym łóżku.
Spędza tu więcej czasu niż w nowym domu.
Z początku pieprzenie jej było zabawne. Zupełnie jakbym
pokazywał środkowy palec jej bratu i  przyszłemu mężowi. Przez
większość życia byłem dla nich nikim – zawodnikiem, którym
zainteresował się Vlad, gdy zobaczył mnie na ringu należącym do
Rodiona i Zahkara oraz przeznaczonym do podziemnych walk.
Słodka, jebana szesnastka. Właśnie straciłem matkę i  musiałem
znaleźć sposób na przetrwanie. Czułem żądzę krwi i miałem napady
agresji. Wiedziałem, że muszę znaleźć sposób, by ten gniew
ukierunkować – by działał na moją korzyść. A  dzięki kochanej
mamusi od najmłodszych lat trenowałem mieszane sztuki walki.
Byłem niczym śmiercionośna broń, która tylko czeka, by wymierzyć
ją w cel, i Vlad doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Znałem kuzynów Vena Wetrowa, Rodiona i  Zahkara, ponieważ
dorastałem w  ich cieniu. Nie przypominali jednak pozostałych
członków najważniejszych rodzin. Byli inni – mieli swój własny styl
życia – i  to w  nich właśnie podziwiałem. Z  biegiem lat staliśmy się
dobrymi przyjaciółmi.
Vlad dostrzegł we mnie potencjał. Pamiętał mnie z  czasów
młodości i  chciał, żebym został jego zawodnikiem na Igrzyskach –
dopóki nie dowiedział się, kto jest moim ojcem.
Był wkurwiony jak sto pięćdziesiąt, gdy usłyszał o  moim
ewentualnym pochodzeniu, a  jeszcze bardziej się wściekł, gdy
przyjęto mnie do jednej z najważniejszych, liczących się rodzin.
Syn i spadkobierca imperium Wolkowa.
Vlad nigdy nie uważał mnie za równego sobie, więc pieprzenie
Viki sprawiało, że czułem się, jakbym był na haju. Żałosne, że
pozwoliłem mu mieć nade mną tak dużą władzę. Zrzucam to na karb
swojego młodego wieku, ale ponieważ szybko się uczę, pragnienie,
by być lepszym od nich, szybko stało się silniejsze niż pragnienie
akceptacji.
– Mocniej, Vas. Zerżnij moją cipkę. – Vika odwraca głowę i patrzy
na mnie.
Makijaż rozmazuje się jej na policzkach. Spoglądam na jej pośladki
i  wymierzam jej kilka silnych klapsów, dzięki czemu mój fiut
pozostanie wystarczająco twardy, by dalej ją pieprzyć. Obejmując
ramieniem jej biodra, szukam łechtaczki, po czym chwytam ją
między palce i szczypię.
– Tak, jeszcze – błaga.
Ściskam jeszcze mocniej i  sięgam do przodu, by chwycić ją za
włosy. Krzyczy, szczytując, a ja się rozluźniam i wysuwam z niej.
– Doszedłeś? – pyta, wzdychając i opadając bezwładnie na pościel.
– A obchodzi cię to? – prycham.
– Ani trochę.
Ściągam prezerwatywę i wyrzucam ją do kosza obok szafki nocnej,
po czym zeskakuję z  łóżka i  zbieram swoje ubrania. Muszę iść pod
prysznic, żeby zmyć z  siebie jej zapach. To się musi skończyć. Tym
razem nawet nie dałem rady dojść.
Gdy wychodzę spod prysznica, ona już śpi. No i  bardzo, kurwa,
dobrze.
Wyślizguję się z  pokoju i  kroczę korytarzem posiadłości
Wasiliewów, ale zatrzymuję się, kiedy słyszę czyjś płacz dobiegający
z kuchni. Brzmi miękko i kobieco. Nie jest to rzadkie zjawisko w tym
domu, ale teraz, gdy mieszka tu moja siostra, nie będę mógł zasnąć,
jeśli nie upewnię się, że to na pewno nie ona.
Przechodzę przez drzwi i  prawie wpadam na stojącą bez ruchu
kobietę, która ma szeroko otwarte oczy i  jest zupełnie naga, nie
licząc małej skórzanej obroży zapiętej na jej szyi.
Światła są zgaszone, ale przez okna ciągnące się od podłogi do
sufitu wkrada się blask lamp ogrodowych, który podkreśla
najdrobniejszy kontur jej nieskazitelnego ciała.
Ma rozciętą wargę. Gdy podchodzę bliżej, zaczynam dostrzegać
siniaki pokrywające każdy centymetr jej ciała.
Kto chciałby oszpecić takie piękno?
–  Wszystko w  porządku? – pytam, marszcząc czoło i  rozglądając
się, by zobaczyć, skąd się, kurwa, wzięła. Jest sama, ale nigdy
wcześniej jej tu nie widziałem. Wygląda cholernie młodo, aż za
młodo.
Czy to dziwka, którą Vlad ma na boku? Co za skurwysyn.
Nagle otwierają się tylne drzwi i  do środka wchodzi jeden
z  ochroniarzy Yuriego, który przynosi ze sobą zapach dymu
papierosowego.
–  Proszę pana. – Kiwa głową, gdy spostrzega, że jestem obok.
Kieruje wzrok na dziewczynę, choć wydaje się, że nie widzi jej
nagości. Pewnie to jest widok, który ogląda przez cały czas. – Dalej.
Czas minął – rzuca do niej.
–  Nie zdążyłam nic zjeść – szepcze tak cicho, że nie jestem
pewien, czy mój umysł nie płata mi jakichś figli.
– Byłem tam ze dwadzieścia minut. Miałaś kupę czasu – stwierdza
mężczyzna.
Dziewczyna na moment przymyka otoczone gęstymi rzęsami oczy,
a  jej usta zaczynają się poruszać, jakby odmawiała cichą modlitwę.
Wzdryga się lekko, gdy ochroniarz Yuriego chwyta ją za ramię
i wypycha za drzwi.
Instynkt podpowiada mi, że powinienem jej pomóc. Zanim jeszcze
zdążę się zorientować, co robię, łapię faceta za ramię, zatrzymując
go. Jego spojrzenie pada na moją dłoń, a  potem przenosi wzrok na
moje oczy. Jest surowy i groźny.
Mógłbym w  jednej chwili skręcić mu kark, po czym cisnąć jego
ciało na posadzkę, zanim w ogóle zdałby sobie sprawę z tego, co się
stało. Ale jestem tu nowy. Nie mogę zabijać ochroniarzy Wasiliewów,
przebywając na ich własnym pieprzonym dworze.
–  Kim ona jest? – pytam, wiedząc, że nie odpowiedziałaby mi,
nawet gdybym zapytał ją bezpośrednio. Domyślam się tego po jej
wzroku wbitym w  podłogę, dokładnie takim, jaki przystoi karnemu
niewolnikowi.
Kurwa. Nie ma mowy, żeby była niewolnicą, którą kupili. Chore
sukinsyny.
–  Jesteś w  rezydencji Wasiliewów, a  nie Wolkowów – odgryza się
gnojek w tanim garniturze.
–  Pozwól jej zjeść. – Powściągam narastającą wściekłość
i  przemawiam językiem uniwersalnym, który wszyscy doskonale
rozumiemy: pieniędzmi. Wyciągam zwitek banknotów z  kieszeni,
odliczam tyle, żeby go zadowolić, i  wsuwam mu je do przedniej
kieszeni marynarki.
Szczerzy się.
– W sumie sam mógłbym zjeść – oznajmia, ciągnąc ją z powrotem
do kuchni.
Jej urok jest obezwładniający. Muszę walczyć z  chęcią pójścia za
nimi. Jestem na terenie Wasiliewów, a  nie Wolkowów. Nie mogę
domagać się, by niewolnice nosiły pieprzone ubrania i jadły posiłki,
niezależnie od tego, jak bardzo mam ochotę ściągnąć z  siebie
marynarkę i okryć nią tę dziewczynę. Wasiliewowie lubią przykładnie
karać każdego, kto ośmieliłby się naruszyć ich prawo własności, i to
właśnie na tę dziewczynę spadłby ich gniew, a  nie na mnie.
Zmusiliby mnie jednak do patrzenia, nie byłbym w  stanie ani
wymazać tego z pamięci, ani z tym żyć.
Muszę być silniejszy, żeby móc wykonywać takie ruchy. Ale nie
szkodzi, władza to coś, po co zamierzam wkrótce sięgnąć.
Po całą tę pierdoloną władzę.
–  Ona należy do tatusia. – Moich uszu dobiega głos stojącej na
schodach Viki.
Czaiła się, jak pieprzona żmija, która tylko czeka, by ukąsić.
– Co? – warczę, wzburzony tym, że niezauważona zakradła się tak
blisko mnie. Kurwa, przecież stać mnie na więcej.
Vika przewraca oczami i krzyżuje ręce na piersiach.
– Ta dziwka. Tatuś ją kupił i postanowił zatrzymać dla siebie. Nie
jest żadną damą w opałach.
Kurwa, nienawidzę tych ludzi. Ostatnio najbardziej Viki.
–  Zawsze chcesz wszystkich ratować. – Wzdycha i  robi kilka
kroków, by stanąć ze mną twarzą w twarz. Dłońmi wodzi po klapach
mojej marynarki i  przymyka powieki, trzepocząc rzęsami, oblizuje
wargi, po czym zsuwa rękę niżej, do mojego kutasa, który jest miękki
i zupełnie nie w nastroju, by udawać zainteresowanie kolejną rundą.
– Możesz uratować mnie, Vas – grucha.
Parskam śmiechem.
Niewiniątko się znalazło, dobre sobie. Do niewinnej jej bardzo
daleko.
– Ludzi trzeba ratować przed tobą, a nie na odwrót – odpowiadam.
Unosi kąciki ust.
– Ale ciebie nie trzeba – szepcze, podnosząc głowę, by przycisnąć
usta do mojej szczęki.
Ma rację. Nie potrzebuję ratunku przed nią, bo guzik mi zrobi.
–  Dobranoc, Viko. – Odsuwam ją na bok i  podchodzę do drzwi
wejściowych, po czym otwieram je i znikam.
Gdy uderza mnie chłodne powietrze, odprężam się. Nie miałem
skończyć wśród ludzi takich jak oni. Miałem stać u boku takich jak ta
dziewczyna. To, że ją kupili, nie znaczy, że jest ich własnością.
Jestem gotów się założyć, że z własnej woli się nie sprzedała.

***

Wzdycham ciężko, wracając z rezydencji Wolkowów.


Nie powinienem był pozwolić, żeby Vika namówiła mnie na wizytę
dziś wieczorem. Teraz obraz dziewczyny spotkanej w kuchni będzie
tkwił w mojej głowie przez całą noc: dzika grzywa ciemnobrązowych
włosów okalająca jej słodką twarz, duże brązowe oczy z  plamkami
koloru miodu – zbyt słodkie i niewinne jak na świat, w którym żyje.
Kurwa.
Patrzę w  niebo i  szukam najjaśniejszej gwiazdy. Mama zawsze
mówiła, że ta, która świeci najjaśniej na nocnym niebie, będzie
oświetlać mi drogę nawet wtedy, gdy już dawno nie będzie jej na tym
świecie. Wierzę w jej słowa, bo zawsze mnie wspierała.
Noc to mój żywioł. Zawsze myślałem, że mam swoje miejsce
wśród cieni, wśród ludzi, którzy żyją w  świetle księżyca, a  nie
w promieniach słońca.
Moja mama ciężko harowała. Była biedna jak mysz kościelna
i  wychowywała mnie samotnie. Nie pochodziła z  prominentnej
rodziny, nie miała też żadnych powiązań ze światem pieniędzy.
Każdy zarobiony przez nią rubel pochodził z godzin spędzonych na
pracy – sprzątaniu domów obcych ludzi, karmieniu ich dzieci, byciu
wykorzystywaną przez mężczyzn innych kobiet.
Dorastałem wśród dzieci, z którymi nie było mi wolno pokazywać
się publicznie. Z którymi nie mogłem bawić się na tym samym placu
zabaw ani chodzić do szkoły. Uczęszczały do prywatnych placówek,
znajdujących się za wielkimi kutymi bramami, które miały za
zadanie trzymać z dala niepasujących do tego typu miejsc ludzi.
Czyli takich jak ja.
Oni byli bogaci i wpływowi. Ja byłem synem służącej.
Kiedy moja mama łatała mi dziury w spodniach, żeby starczyły na
kolejny rok, moi rówieśnicy wyrzucali markowe ciuchy – których
nigdy nawet nie założyli – bo były modne w poprzednim sezonie.
Diana i Irina nigdy nie dały mi odczuć, że jestem wyrzutkiem czy
kimś niegodnym, ale ich matka to już zupełnie inna sprawa. Nie
pozwalała mi nawet siadać przy tym samym stole, przy którym
siadały jej córki. Jadłem w kuchni ze służbą, gdy jaśnie państwo już
skończyli posiłek. Byli obyci i  podróżowali po świecie. Boże
Narodzenie spędzali, jeżdżąc na nartach, a  latem opalali się na
egzotycznych wyspach, wynajętych tylko dla siebie.
Jeśli chodzi o  mnie, miesiąc wakacji spędzałem z  moją ciotką,
która mieszkała na Kamczatce. Prawie codziennie zabierała nas na
plażę z zapakowanym prowiantem, bo tak było taniej. Podobnie jak
mama nie miała pieniędzy na luksusy, takie jak: jednodniowe,
zagraniczne wypady czy wakacje. Zmarła, gdy skończyłem dwanaście
lat. Mama mówiła, że to z  powodu złamanego serca, ale tak
naprawdę podcięła sobie żyły, gdy dowiedziała się, że spodziewa się
dziecka swojego pracodawcy.
Kto chciałby dziecko z nieprawego łoża? I to takie, którego ojcem
jest bezwzględny kawał skurwiela, niepotrafiący utrzymać fiuta
w spodniach.
Moja matka, ot kto. Ciotka nie miała dość siły.
„Przeszłabym przez to wszystko jeszcze raz i  nawet bym się nie
zastanowiła. Dzięki niemu mam ciebie, Vas”, przypominam sobie jej
słowa.
A teraz jestem tutaj i  spoglądam na rezydencję, która wkrótce
będzie moja. W  przeszłości nie mieliśmy nawet takiego luksusu,
jakim jest choćby własny pokój, a  mury tej posiadłości przecież
mogły pomieścić małą wioskę. Ale kiedyś mieszkał w  niej bogaty
mężczyzna, a z nim – nieszczęśliwa żona i dwie córki, które marzyły,
by mieć możliwość wyboru i być wolne.
Tylko że… ich marzenia, nadzieje i duma zgasły, gdy pojawiły się
okazje, dzięki którym ten mężczyzna, nasz ojciec, mógł realizować
własne plany. Zamierzał stać się kimś więcej, niż był, i  mieć coś
więcej niż miliony, które leżały na jego koncie.
Jak ważne są pieniądze i  pozycja, skoro niektórzy poświęcają
wszystko, by je zdobyć?
Rozdział 1

Vas
Siedem miesięcy później…

Spoglądam na mojego ojca, ale nie czuję jakiejś szczególnej więzi


z nim, tylko obawę związaną z tym, że to jego krew płynie w moich
żyłach. Kiedy tu przyjechałem, miałem nadzieję, że odnajdę rodzinę
i  zostanę przez nią uznany po spędzeniu całego dotychczasowego
życia na marginesie, w końcu chciałem poczuć się jak jeden z nich.
Zupełnie nie wiem, jak mogłem pragnąć czegoś takiego.
Szukając tego mężczyzny, który mógłby podbudować poczucie
mojej wartości, znieważyłem kobietę, która mnie wychowała.
Wszyscy synowie pragną być akceptowani przez własnych ojców,
ale gdzieś w głębi mnie tkwiło przeczucie, że on nie okaże się takim
człowiekiem, za jakiego go uważałem.
Faktycznie nie był. Był jeszcze gorszy.
– Spędzasz dużo czasu tutaj, w posiadłości Wasiliewów.
Wygładzam dłonią marynarkę i uśmiecham się. Ojciec nienawidzi
poczucia, że nie ma nade mną kontroli. Chciałby, żebyśmy byli jak
Yuri i Vlad. Taki układ, w którym tatuś mówi dzieciom, by skoczyły,
a one ślepo wykonują jego rozkaz. Pieprzę to. Zawiódł mnie na całej
linii, gdy zniszczył moją siostrę, Dianę, traktując ją gorzej niż psa.
Oddał ją do domu Yegora, gdy zdradziła Vlada, a  potem zachwycał
się nią, gdy przyniosła chwałę nazwisku Wolkow na Igrzyskach,
jakby cała reszta nigdy nie miała miejsca.
Rzygać mi się chce.
Moja matka też okazała się niepotrzebna. Przez chwilę była dla
niego jak talia kart, którą mógł się bawić i układać według własnego
uznania, aż w  końcu stała się zbędna; wówczas schował ją
i zapomniał o jej istnieniu.
–  Moja siostra tu mieszka – oświadczam, uśmiechając się do
niego. – Z przyjemnością nadrabiam stracony czas.
Spogląda na mnie smutno i marszczy brwi.
– Żałuję, że sprawy nie potoczyły się inaczej.
A ja nie. Gdyby on mnie wychowywał, jakim byłbym teraz
człowiekiem?
Czy byłbym równie bezdusznym draniem, jak on?
–  Nie wchodzisz? – pytam, stojąc przy samochodzie, i  obserwuję
ojca siedzącego wewnątrz i przypiętego pasami.
– Nie, mam sprawy do załatwienia.
Od śmierci Yegora jest jakiś nerwowy. Ciekawi mnie, co to za
sprawy, ale nie na tyle, żeby zaproponować, że z  nim pojadę. Jest
ktoś, z kim muszę się zobaczyć.
– Dobrze, do zobaczenia w domu.
Kiwa głową i każe kierowcy ruszać.
Na stypę po pogrzebie Yegora zjeżdża się coraz więcej gości.
Próbuję wejść do sali, zanim pojawi się Vika, ale ta mała
manipulantka znowu okazuje się sprytniejsza ode mnie. Kręci się po
holu i  wzrokiem natychmiast wyłapuje mnie z  tłumu, jakby nic
innego nie robiła, tylko obserwowała drzwi w  oczekiwaniu na moje
przybycie.
Ta dziewczyna to kolejny wytwór środowiska, w którym przebywa.
Wychował ją bezwzględny mężczyzna, który nie dostrzega
w kobietach żadnej wartości.
Vika została przehandlowana nie raz, lecz dwa razy, jakby była
jakimś wielbłądem na pustyni. Jej ojciec nie docenił jednak własnej
córeczki. Nie jest ani słaba, nie wygląda też na pokonaną. To
diablica, w której płonie mroczny ogień.
Przypomina swojego tatusia o wiele bardziej niż jej brat.
Próba uniknięcia jej jest daremna, więc podchodzę do stolika
z  drinkami i  biorę kieliszek. „Wsparcie się” płynem wydaje się
niezbędne, kiedy przebywa się w jej towarzystwie.
Ciągłe wymachiwanie marchewką przed nosem Viki jest
wyczerpujące. Domaga się ode mnie coraz więcej, ale ja nie potrafię
jej tego dać. Mam nadzieję, że Yuri przychyli się do jej prośby
o rozwód, choć jest to bardzo mało prawdopodobne.
– Dalej, Vas, wymknijmy się stąd – błaga Vika. – Przecież nikt nie
zauważy.
Ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę, jest wymknięcie się, by
zaspokoić jej potrzebę kutasa. Prześlizguję się wzrokiem po ludziach
w  poszukiwaniu pewnej wyjątkowej osoby, a  gdy ją zauważam, nie
mogę oderwać od niej oczu.
–  Dlaczego nigdy nie możesz poświęcić mi całej uwagi? – prycha
Vika. – Ciągle jesteś jakiś rozkojarzony.
Jestem tak cholernie znudzony jej beznadziejną egzystencją.
Nawet nie potrafię już dłużej udawać. Prostuję się nagle, kiedy
zauważam, że Veniamin puszcza moją siostrę Dianę i  niczym
prawdziwy taran przepycha się przez zgromadzonych gości. Tłum
rozstępuje się jak pieprzone Morze Czerwone – wszyscy odskakują,
oprócz niej.
Moja sponiewierana gwiazda.
Ruszam do przodu, ale nie daję rady dobiec do niej na czas. Ven ją
odpycha, po czym dziewczyna z  hukiem ląduje na posadzce. Taca,
którą trzymała w  ręku, upada na nią, a  szkło rozbija się o  płytki
i  rozpada na małe kawałeczki. Ven trąca mnie barkiem, gdy ślepo
zmierza w kierunku bliżej nieokreślonego celu – czegoś za mną.
–  Darya – dyszę, klękając, by pomóc uprzątnąć z  niej ten
rozpierdziel.
Syczy tylko cicho w  odpowiedzi i  odsuwa rękę od brzucha.
Karmazynowe plamy przesączają się przez białą koszulę, którą ma na
sobie. Pierwszy i  jedyny raz widzę, że pozwolono jej ubrać się
w cokolwiek. Yuri lubi, kiedy jest naga i uległa.
Kurwa, cała krwawi.
Oglądam obrażenia na jej ciele, ignorując ryk rozlegający się za
mną.
– Już w porządku, Vas – szepcze Darya. Nie sposób nie zauważyć
licznych sińców na jej udach: siniaków, których doznała z ręki tego
skurwiela, który wielokrotnie ją gwałcił. Na szyi ma obrożę, ale dziś
nie ma do niej przyczepionej smyczy.
Krew gotuje się we mnie na myśl o tym, jak teraz musi wyglądać
jej życie. Pewnego dnia zabiję go za to. W  tej chwili chcę jej tylko
pomóc…
Choć odczuwam też ochotę na inne rzeczy.
–  Przysięgam, że nic mi nie jest – powtarza i  patrzy swoimi
złotymi, miodowymi oczami, które błyszczą strachem, na coś ponad
moim ramieniem.
Podążam wzrokiem za jej zaniepokojonym spojrzeniem do
stojącego za mną Yuriego.
– Co to, kurwa, ma znaczyć, chłopcze? – warczy i odwraca się, by
wrzasnąć na swojego syna. – Vlad. Dlaczego Veniamin dusi twoją
siostrę? I  dlaczego ten gnojek, Wolkow, obmacuje mojego
pieprzonego zwierzaczka?!
Vlad rusza, by uporać się z  zamieszaniem, które wybuchło za
moimi plecami.
Odwracam się i widzę, jak odciąga Vena od Viki.
Co tu się odpierdala?
Vika zasysa powietrze.
– O co ci chodzi, do cholery? – charczy.
– Wszyscy won! – wykrzykuje Yuri.
Zewsząd słychać jedynie odgłosy stóp ludzi zmierzających
w kierunku wyjścia.
Co jest nie tak z tymi przyjęciami Wasiliewów?
Kiedy w  pomieszczeniu zostają tylko Wolkowowie, Wasiliewowie
i Wetrowowie, Yuri zapala papierosa.
Twarz Vena pokryta jest purpurą, kiedy Ruslan i  Vlad usiłują
trzymać go z  dala od Viki, a  Diana przemawia do niego ściszonym
głosem. Vika natomiast wpatruje się we mnie, trzymającego Daryę
w ramionach.
– Niech ktoś lepiej zacznie gadać – żąda Yuri, wydmuchując kłąb
dymu.
– Ten bydlak usiłował mnie zabić, a ty nawet nie kiwnąłeś palcem!
– wrzeszczy na swojego ojca Vika.
– Veniaminie? – pyta Yuri.
– Ona zabiła Niko – oznajmia Ven śmiertelnie poważnym tonem.
Vika blednie i przykłada dłoń do sińców, które pojawiają się na jej
szyi od uścisku dłoni Vena, chcącego wycisnąć z niej życie.
–  Veniaminie, jakże mi przykro, że ambicje i  ego Viki wymknęły
się spod kontroli. Co mogę zrobić, by to naprawić? – pyta Yuri,
a wszystkim, oprócz Ruslana, opadają szczęki.
– Tato – dyszy Vika.
– Zamknij jadaczkę, do kurwy nędzy – warczy. – Zawsze byłaś dla
tej rodziny jedynie ciężarem.
– To właśnie miałem zamiar wam powiedzieć – oznajmia Ruslan,
wyciągając z marynarki jakieś papiery i podając je Venowi. – Ojciec
i  Yuri dogadali się kilka miesięcy temu. Ty i  Vlad zostaliście
właścicielami Igrzysk, dostaliście tyle samo procent udziałów.
Jesteście partnerami. Wszystko to należy do was.
Ven i Vlad sztywnieją, a  Diana zatacza się, kiedy szuka w  twarzy
Yuriego potwierdzenia prawdziwości tych słów.
–  Yegor był gotowy, by przekazać pałeczkę tobie, Ven, i  miał coś
do Leonida Wolkowa – stwierdza zimno Yuri. – Udało mu się zdobyć
udziały Wolkowa, razem z  niewielkim procentem od Iosifa
Woskobojnikowa. To dałoby ci pięćdziesiąt jeden procent udziałów.
Oczywiście, nie mogłem na to pozwolić, więc uzgodniłem z nim, że
to ja ustąpię, by odzyskać ten jeden procent, a władzę przejmą nasi
dwaj synowie. – Yuri gasi papierosa. – Widzisz zatem, że nie chcemy
żadnych konfliktów. Musicie ze sobą współpracować, a to – dodaje,
machając ręką między Viką a Venem – nie przejdzie.
– Żądam zemsty za śmierć mojego brata – warczy Ven.
–  Będzie cię to kosztować jeden procent – szczerzy się Yuri.
Manipulant pierwszej klasy.
Chce, żeby to Vlad miał większość udziałów.
– Załatwione – odgryza się Ven.
–  Ven – rzucam ostrzegawczym tonem, a  uwaga wszystkich
zebranych koncentruje się na mnie.
–  Dlaczego, do kurwy nędzy, tulisz dziwkę mojego ojca, Vas? Nie
udawaj, że cokolwiek do mnie czujesz! – drze się Vika, błędnie
odczytując moje ostrzeżenie skierowane do Vena jako troskę o nią.
– Ona nie jest dziwką – cedzę.
–  O Boże, nawet nie zdajesz sobie sprawy, że naprawdę masz
rację. – Ruslan parska śmiechem. Podchodzi do Yuriego i wręcza mu
jakiś dokument.
– O co chodzi? – pyta Vlad.
Yuri spogląda spode łba i  przebiega wzrokiem po papierach
trzymanych w ręku.
– Vlad. – Ruslan gestem wskazuje na Daryę i ze złośliwą iskierką
czającą się w jego oczach wyjaśnia: – Poznaj swoją młodszą siostrę.
Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, bo to, co właśnie powiedział,
to jeden wielki absurd, ale szybko rezygnuję, a  cisza – ogłuszająca
cisza – wypełnia salon. Marszczę czoło i czuję, że serce mi się ściska.
–  Co ty, do kurwy nędzy, powiedziałeś? – warczy Vlad,
podchodząc do ojca i wyrywając mu dokument z rąk.
Przyglądam się uważnie Daryi, próbując doszukać się
jakiejkolwiek wskazówki w  jej wyglądzie. Teraz, gdy nie patrzy
w  światło, dostrzegam, że jej oczy są bardziej brązowe niż
bursztynowe – w niczym nie przypominają oczu Wasiliewów.
Ma miękkie i  delikatne rysy, stanowiące zupełne przeciwieństwo
Viki.
Vlad spogląda na Ruslana, mrużąc oczy.
– Co to, do chuja, ma znaczyć?
– Posłańców się nie zabija – odpowiada Rus. – Znalazłem to wśród
rzeczy mojego ojca.
– On kłamie! – wrzeszczy Vika, w głowie z pewnością karząc mnie
na tysiące sposobów za to, że wciąż klęczę przy Daryi.
Obrażenia dziewczyny są powierzchowne, ale powinien obejrzeć je
lekarz.
– Podnieś ją – mamrocze Vlad, więc pomagam jej wstać.
Yuri wręcz warczy:
–  To nieprawda. Z  pewnością to kolejna z  tych sztuczek Yegora,
które tak lubił. Pamiętacie jego gierki, a to jest jeszcze jedna z nich.
– Chrząka. – Przecież ona jest nikim. Powiedz mu, dziewczyno. –
Jego nieznoszący sprzeciwu ton sprawia, że Daryę przeszywa dreszcz
i zaczyna drżeć, wciąż uwięziona w moich ramionach.
– Jestem nikim – powtarza.
Ten sukinsyn musi stanąć ze mną na ringu, bym mógł go nauczyć,
jak wytrzymać pieprzone lanie, które sam spuszcza innym.
–  Jesteś kimś – zwracam się schrypniętym głosem do Daryi, po
czym zbliżam usta do jej ucha tak, że tylko ona może mnie usłyszeć,
i szepczę: – Dla mnie jesteś kimś.
Rozdział 2

Darya
Panie Boże, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną.
Wbijam wzrok we wzór dywanu leżącego w  salonie. Nigdy nie
pozwalano mi tu przebywać, aż do teraz. Wzór jest niepodobny do
żadnego z tych, które widziałam do tej pory. Złoto, czerwień i oranż.
Wszystkie barwy splecione, tworzące niezwykłe dzieło sztuki
pokrywające podłogę. Jest czymś, co ma zostać zdeptane
i zabrudzone. Misterne ściegi przypominają mi te, które wykonywała
siostra Iwanonwa. Miała jakieś trzydzieści parę lat i  w klasztorze
była kimś, kogo mogłam nazwać „przyjaciółką”. Wszyscy duchowni
zachwycali się jej dziełami i bardzo je chwalili.
Serce pęka mi z bólu. Tęsknię za nią.
Tęsknię za prostotą mojego ówczesnego życia.
Zza drzwi dochodzą gniewne, podniesione głosy, a  ja zerkam na
opatrującą mnie pielęgniarkę. Oczyściła mi skaleczenia, po czym
obandażowała rany. Opuszki jej palców są miękkie i delikatne, choć
jednocześnie wykonują precyzyjne ruchy, świadczące o  jej
doświadczeniu. Rany nie są głębokie, a  ból jest wręcz absurdalnie
mały w porównaniu z męką, przez którą przeszłam w tych murach.
Zamykam oczy i odganiam łzy.
Nie będę o tym myślała. Nie będę myślała o nim.
– Myśl, kurwa, myśl. – Dudniący, głęboki głos zwraca moją uwagę.
Jak zawsze.
Vas Wolkow. Mężczyzna przesiąknięty grzechem, jak ta cała
reszta, który jednocześnie wyglądem przypomina anioła. Czasami
zastanawiam się, czy Bóg wysłał go, żeby mnie strzegł, kiedy byłam
wystawiana na próbę. Innym razem wydaje mi się, że Bóg mnie
opuścił i  jestem w  jakimś czyśćcu urządzonym na ziemi na wzór
piekła. Tak czy inaczej, nie jestem pewna, jaką rolę Vas ogrywa
w moim świecie.
Kiedy skóra mi się rozgrzewa, przygryzam wargę i  odmawiam
cichą modlitwę:
Panie Boże, Jezu Chryste, daj mi siłę.
Vas krąży po pomieszczeniu, a ja nie mogę się dłużej powstrzymać
przed patrzeniem na niego. Ma na sobie garnitur, teraz bez
marynarki, podobnie jak pozostali, ale nie jest aż tak wyrafinowany,
tylko dzikszy i  mniej dyskretny. Pod powierzchnią szaleje bestia.
W normalnych okolicznościach taka myśl by mnie przeraziła. Ale po
uporaniu się z  tym, przez co ostatnio przeszłam, mam ochotę
uwolnić drzemiącą w  nim bestię. Co najgorszego może się stać?
Zostanę zabita i w końcu uwolniona z tego piekielnego więzienia?
Vas wygląda, jakby chciał pochłonąć mnie w  całości – jego białe
zęby przygryzają wewnętrzny kącik dolnej wargi, a  siekacz lśni
w  świetle. Ma zęby, które wyglądają o  wiele bardziej zabójczo niż
jakikolwiek demon, o którym czytałam, studiując księgi.
Moja skóra znów się rozgrzewa. Jest coś przytłaczająco grzesznego
w pragnieniu śmierci zadanej zębami człowieka.
Panie Boże, Jezu Chryste, przebacz mi.
Jego silne palce przeczesują gęstą, brązową grzywę włosów.
Gdybym była odważniejsza, podeszłabym do niego, ujęła jego dłonie
w  swoje i  powiedziała, żeby przestał się tak o  mnie martwić. Bo
przecież się martwi. Ma to wypisane na twarzy. Może właśnie
dlatego tak staram się walczyć w  jego obecności. Pragnę uwolnić
kryjącą się w  nim bestię, bo w  głębi duszy mam przeczucie, że być
może ten potwór byłby w  stanie mnie ocalić. Nie zniszczyłby mnie
tak, jak zrobili to inni. Wziąłby mnie w  swoje potężne ramiona
i zgładziłby inne demony po to, by mnie chronić.
Gdyby była tu siostra Iwanonwa, wysłałaby mnie do jednej z kaplic
na modlitwę, gdyż jestem pewna, że mam na twarzy wypisane
wszystkie grzeszne myśli. Zawsze wydawało mi się, że ona dokładnie
wie, co mi chodzi po głowie.
Mimo to nie jestem w stanie odwrócić od niego wzroku. Krzyżyk,
który zawsze nosi na szyi, pozostaje ukryty pod kołnierzykiem
i krawatem, ale czuję, że jego siła promieniuje i udziela się również
mnie. To znak, którego potrzebowałam tej nocy, gdy wszedł do
kuchni i  przemienił moje piekło w  odkupienie. Nie miał wtedy
krawata, a górny guzik jego koszuli był rozpięty. Łańcuszek błyszczał
w świetle, ukazując mi cudowną iskierkę nadziei.
Nie wiem, dlaczego jakiś człowiek – wcielenie samego diabła –
zabrał mnie z  mojego domu, którym był klasztor, i  zmusił do życia
w  tym świecie. To było tak dawno temu, że ledwie potrafię sobie
przypomnieć, ile czasu minęło. Miesiące? Lata? Niektóre dni były dla
mnie jak wieczność – wieczność wtłoczona w  dwadzieścia cztery
godziny. Fakt: ten diabeł wcielony skazał mnie na to życie, ale gdyby
nie on, nigdy nie spotkałabym Vasa Wolkowa.
„Złam ją. Yuri lubi, gdy są uległe”, okrutne słowa człowieka-diabła
ciągle rozbrzmiewają w mojej głowie, dręcząc mnie.
Ponownie przenoszę wzrok na twarz Vasa. Czuję w  piersi
trzepotanie przypominające skrzydła gołębi w starej kaplicy, w której
tak lubiłam przebywać. Za każdym razem, gdy odwzajemnia moje
spojrzenie – zupełnie jakby mógł zajrzeć w  głąb mojego umysłu,
skóra staje mi w  płomieniach, a  serce śpiewa. Tylko jedna osoba
potrafi sprawić, że czuję się dowartościowana. I jest nią właśnie on.
Mój promień nadziei.
–  Będę musiała pobrać krew – informuje mnie pielęgniarka
trzymająca w ręku igłę, rozpraszając moje myśli.
Wyciągam rękę z rękawa marynarki, którą dał mi Vas, i podaję jej
ją. Staram się nie wdychać jego zapachu. Męski. Mocny. Odurzający.
Wyczuwam w nim nutę mięty, przypominającą mi o mięcie z ogrodu
znajdującego się za klasztorem. Arcybiskup Dimitrow, który był dla
mnie miły, podobnie jak Vas, lubił dodawać miętę do swoich
napojów, więc uprawiałyśmy ją w  ogromnych ilościach. Mięta
kojarzy mi się z  blaskiem księżyca, ciepłą letnią bryzą i  odrobiną
wolności.
– Nie sądzisz, że wystarczająco dużo krwi dziś straciła? – mruczy
Vas, podchodząc do nas, i  jeszcze szczelniej zakrywa moje ciało,
ściągając klapy swojej marynarki.
Drżę pod wpływem jego dotyku.
–  Mogę zamiast tego obciąć trochę włosów – odpowiada
pielęgniarka, zmieniając igłę na nożyczki.
–  Proszę, nie martw się o  mnie – szepczę do niego i  biorąc
nożyczki od pielęgniarki, ucinam kosmyk włosów, po czym wrzucam
go do stojącego na tacy pojemnika.
– Czy to wszystko? – żąda odpowiedzi Vas.
Ona przytakuje i pakuje swoje rzeczy.
–  Dziękuję za opiekę – zwracam się do pielęgniarki; mój głos
nadal przypomina ochrypły szept.
„Odzywasz się tylko wtedy, gdy ci pozwolę, czyli, kurwa, nigdy”.
Odpędzam okrutne słowa Molokha, starając się nie łkać.
Pielęgniarka spogląda na mnie zaskoczona i marszczy brwi.
– Nie ma za co.
Kiedy kobieta wychodzi, Vas wzdycha i  opada na siedzenie obok
mnie. Ma lekko rozstawione nogi, co przyprawia mnie o  szybsze
bicie serca. Nie mogę się powstrzymać od wpatrywania się w  jego
masywne, umięśnione uda ukryte pod naprężonym materiałem
spodni. Ogrzewa mnie żar jego ciała i czuję niepohamowaną chęć, by
się w niego wtulić.
– Jak się czujesz?
Przenika mnie intensywność jego lodowatobłękitnego spojrzenia
i żołądek od razu fika mi kozły. Jest nieziemsko przystojny. Jakby Bóg
naprawdę poświęcił dodatkowy czas na zadbanie o  to, by jego rysy
były absolutnie doskonałe. Mocno wyrzeźbiona szczęka. Uśmiech,
który nadaje się tylko dla anioła. Troska, która zdaje się
promieniować z  niego niczym promienie słoneczne – takie ciepłe,
tak cudownie ciepłe.
W przeciwieństwie do świata, w  którym żyję i  który zawsze jest
taki zimny.
–  Skołowana. – Przygryzam dolną wargę i  wytrzymuję jego
spojrzenie.
Gdy kosmyk moich włosów opada mi na twarz, zakłada mi go za
ucho. Dotyk jego palców na policzku sprawia, że zaczynam pragnąć
czułości.
Bez pytania przechylam głowę, by mocniej poczuć jego dotyk,
i  zamykam oczy. Wszystko, co znam, to dystans. Zakonnice
w  klasztorze, w  którym dorastałam, bardzo dbały o  zachowanie
ściśle zawodowego kontaktu z  mieszkającymi tam dziewczętami.
Pocieszenia miałyśmy szukać w  wierze. Bóg był naszym ojcem,
naszym panem, naszym życiem.
Ale On mnie opuścił, kiedy pozwolił diabłu wcielonemu wejść do
swojego domu i mnie zabrać.
Panie Boże, Jezu Chryste, przebacz mi.
Siostra Iwanonwa zwykła powtarzać, że Pan wystawia mnie na
próbę. Dlaczego Jego próby muszą być tak trudne? Tak niszczące
duszę? Jestem nimi wszystkimi znużona. Nie jestem silna. Minęło
tyle dni, a moja wiara w Niego wciąż mnie zawodzi.
Drzwi otwierają się z  trzaskiem i  do pokoju wchodzi Irina. Jest
żoną Vlada Wasiliewa, syna człowieka, który trzyma mnie jak
niewolnicę w tym piekle. Czy to, co mówią, może być prawdą? Że ten
człowiek jest moim krewnym?
–  Vlad mnie przysłał – oświadcza, uśmiechając się. – Yuri się
zaparł.
Yuri. Gardzę tym imieniem. Nazywam go Molokh – to imię
demona, któremu zostałam złożona w  ofierze, bóg słabeuszy. Jego
płomienie trawią moje ciało, ale nie są w  stanie spopielić mojej
duszy.
Nawet jeśli próbuje mnie złamać, jego zło nie przenika przeze
mnie.
– Daryo, czy to może być prawda? – pyta Irina, siadając na poręczy
kanapy, obok mnie. – Czy naprawdę możesz być córką Yuriego?
Nigdy.
Mam jednego Ojca. Świętego.
Nieprzyjemne uczucie ściska mi żołądek. Walczę z  mdłościami,
lecz w  każdej chwili mogę nie wytrzymać i  zwymiotować, niszcząc
wspaniały dywan leżący na podłodze.
Yuri Wasiliew wyłonił się wprost z czeluści piekielnych.
– „Ażeby nie uwiódł nas szatan, którego knowania dobrze są nam
znane”1 – odpowiadam szeptem. Moje spojrzenie napotyka wzrok
Vasa, więc przesuwam nim po jego gardle i  próbuję wypalić dziurę
w materiale koszuli, pod którą ukryty jest krzyżyk. Strasznie tęsknię
za moim krzyżykiem. Odebrano mi go wraz z  resztkami równowagi
psychicznej wiele, wiele miesięcy temu. Bezwiednie dotykam szyi,
na której wisiał przez tyle lat. Teraz oplata mi ją obroża podobna do
tej, którą miał pies w klasztorze, przypominająca mi o miejscu, które
zostało mi przypisane w tym domu. W tym świecie.
Czy wszyscy mnie opuścili?
–  To fragment z  Biblii – wyjaśnia Vas zdezorientowanej Irinie. –
Drugi List do Koryntian, rozdział drugi, werset jedenasty.
– Czytasz Biblię? – Uśmiecha się i unosi jedną ze swoich idealnie
wypielęgnowanych brwi. Wygląda i  zachowuje się dziś łagodnie
i  gościnnie. Bardzo to wszystko skomplikowane. Ta kobieta żyje tu,
gdzie ja tylko egzystuję, a to pierwszy raz, kiedy naprawdę mogę się
jej przyjrzeć i przebywać w jej towarzystwie.
–  Co teraz będzie? – pyta Vas, rozpinając mankiety i  podwijając
rękawy do łokci, jednocześnie ignorując jej pytanie. Jego ciało to
prawdziwa feeria barw, przez co nie mogę oderwać wzroku od
obrazów na jego skórze, przedstawiających wojnę pomiędzy
aniołami i  demonami. Zupełnie jakbym patrzyła na sufit w  jednej
z naszych licznych kaplic w zakonie.
Szloch ściska mi gardło, w oczach gromadzą się niewylane łzy, a w
głowie rodzi się pytanie:
Czy to kolejna próba mojej wiary?
Tak bardzo przyzwyczaiłam się do cichych rozmów i  bycia
ignorowaną, że nie zdaję sobie sprawy ze słów kierowanych do mnie
przez Vasa:
– Daryo, proszę, nie płacz. Obiecuję, że dowiemy się, kim jesteś –
przyrzeka.
– I gdzie jest twoje miejsce – dodaje Irina.
– Przecież wiemy, gdzie ono jest – odpowiada Vas, po czym śmiało
obejmuje mnie w  pasie, co ponownie wywołuje u  mnie drżenie,
a potem wciąga mnie na swoje kolana.
Nabieram gwałtownie powietrza, kiedy to robi, rozluźniam się
i  zaczynam wdychać jego zapach. Z  bliska pachnie liśćmi mięty
świeżo zerwanymi z  ogrodu w  letni dzień i  morską wodą. Piękna
mieszanka zapachowa. Cały jest piękny. Sposób, w jaki mnie trzyma,
zapewnia mi bezpieczeństwo i  ochronę, sprawia, że chce mi się
płakać. Jego ramiona zamykają mnie w  nieustępliwym uścisku.
Zupełnie nie przypomina to siły tych, którzy zamieszkują ten dom.
Powinnam lękać się dotyku mężczyzny. Jeśli zdobyte tutaj
doświadczenie czegokolwiek mnie nauczyło, to właśnie tego, ale ja
się nie boję, wręcz przeciwnie – przyjmuję ten dotyk z  radością.
Przez wiele miesięcy udowadniał mi, że nie wszyscy mężczyźni
kierują się szatańskimi pokusami.
– A gdzie jest to miejsce? – pyta Irina.
–  Na pewno nie tutaj – rzuca gniewnie Vas, wstając i  pociągając
mnie za sobą.
Ze strachu zastygam w  jego objęciach. Nie ze strachu przed nim,
lecz z  obawy przed tym, co się z  nim stanie, gdy demon Molokh
zobaczy go trzymającego mnie na rękach niczym swoją własność.
– Zaczekaj – woła za nami Irina, ale Vas zbyt szybko zbliża się do
drzwi.
Gdy tylko do nich docieramy, otwierają się szeroko. Staje w  nich
Vlad, czerwony i wściekły; tak bardzo przypomina własnego ojca. Na
jego widok z  moich ust wydobywa się jęk i  rozpaczliwie przylegam
do Vasa, który zacieśnia uścisk i warczy:
– Zejdź mi z drogi, Wasiliew.
Bursztynowe oczy Vlada zwężają się, a szczęka zaczyna drgać.
– Nigdzie nie zabierzesz mojej siostry.
Mojej siostry.
Na te słowa serce mi zamiera. Wiem, że oni bez przerwy je
powtarzają, ale wydają się do mnie nie docierać. Nie chcę w  to
wierzyć. Jeśli on jest moim bratem, to znaczy, że Yuri jest moim
ojcem. Jak to jest możliwe?
Cała dygoczę, gdy kolejne łzy spływają po moich policzkach.
– Nie jest tu bezpieczna i doskonale o tym wiesz – syczy Vas.
Vlad kieruje na mnie swoje ogniste spojrzenie, a ja się wzdrygam.
Jego rysy łagodnieją, kiedy lekko marszczy brwi.
– Darya, tak?
Delikatnie kiwam głową.
–  Dopóki nie otrzymamy wyników badań twojego DNA,
gwarantuję ci bezpieczeństwo – przyrzeka.
– A co potem? – odpowiada Vas. – Boże, a  co, jeśli okaże się, że
nią nie jest? Rzucisz ją z powrotem na pożarcie temu pierdolonemu
wilkowi?
Krzywię się lekko, gdy wzywa imię Pana nadaremno. Vlad to
dostrzega i  podchodzi bliżej. Kiedy wyciąga rękę, próbuję się nie
skulić. Nie chce mnie uderzyć. Wydaje się, że cieszy się z  mojej
obecności. Przesuwa palcem po moim policzku, a  na jego ustach
błąka się nieśmiały uśmiech.
– Wyglądasz jak ona – mruczy.
Ona?
–  Zaopiekujemy się Daryą. – Słyszę za plecami głos Iriny. –
Dopilnujemy, by nikt jej nie skrzywdził. Prawda, Vlad?
Vlad wpatruje się w  swoją żonę z  zaciętym wyrazem twarzy;
w jego oczach błyszczy miłość, co sprawia, że rozluźniam się, nadal
tkwiąc w ramionach Vasa. W oczach mojego rzekomego ojca mieszka
pustka. Ale miłość? Nie przywykłam do widoku tak czystych emocji,
a to Pan uczy nas miłości. Miłość jest dokładnie tym, czego pragnę.
–  Vas – zwraca się do niego kobieta stojąca za plecami Vlada.
Rozgląda się wokół, a  ja rozpoznaję w  niej Dianę Wolkow, siostrę
Vasa. – Postaw dziewczynę na ziemi.
– Diano – rzuca. – Wiesz, że ona nie jest tu bezpieczna.
– Ale będzie – odpowiada Vlad, z przekonaniem. – Umieścimy ją
w pokoju zlokalizowanym tuż obok naszego. Nie znajdzie się nawet
w  pobliżu skrzydła należącego do mojego ojca. Masz moje słowo,
Wolkow. Włos jej z głowy nie spadnie. Słuchaj, grzecznie proszę, nie
żądam, przez wzgląd na moją żonę, a  twoją siostrę. Nie zmuszaj
mnie, bym postąpił inaczej.
– A jeśli okaże się, że nie łączą was więzy krwi – ciągnie Vas – to
co wtedy?
Vlad zaciska zęby.
– Zajmiemy się tym w odpowiednim czasie.
–  Nie – oznajmia Vas. – Załatwimy to teraz. Chcę mieć twoje
słowo. Jeśli okaże się, że nie jesteście rodziną, pozwól, że po nią
przyjadę. Nie odsyłaj jej znów do swojego ojca. Okaż jej tę łaskę.
Okaż ją mnie – rzuca błagalnym tonem Vas.
Irina podchodzi do Vlada i chwyta go za łokieć.
– Obiecujemy – mówi w imieniu swoim i męża.
Vlad sztywnieje, ale potakuje.
–  Tyle jestem w  stanie zagwarantować. – Rozchyla usta
w uśmiechu. – Za odpowiednią cenę.
Z tego, co zdążyłam zaobserwować, zawsze wchodzi w  grę jakaś
cena.
– Jaką?– warczy Vas.
– Będziesz trenował mojego następnego zawodnika na Igrzyska.
– Zgoda – odpowiada Vas bez wahania. Potem spogląda na mnie.
– Nic ci się nie stanie, kiedy tu będziesz. Moje siostry o to zadbają,
obiecuję.
Kiedy wszyscy patrzą na mnie, pragnę jedynie wtulić twarz w jego
szyję i ukryć się. Nikt nigdy nie troszczył się o mnie tak bardzo, nie
oczekując niczego w  zamian. Zawsze mówiono mi tylko, co mam
robić, i wymuszano to na mnie.
–  O czym myślisz, Daryo? – pyta Vas. – Nie bój się, możesz mi
powiedzieć.
Przełykając kłębiące się w moim gardle emocje, przytakuję.
– Czy mogłabym dostać ubranie? – szepczę. – Takie, które zakryje
mnie przed wzrokiem innych?
–  Cholera, oczywiście – odpowiada chłodno Diana. – Dostaniesz
ubrania, kosmetyki i  jedzenie. Będziesz miała zapewnioną
prywatność i  bezpieczeństwo. A  co najważniejsze, nie będziesz
traktowana jak zwierzę.
Vlad przytakuje i  wyciąga dłoń w  moją stronę. Odpina zapięcie
obroży na mojej szyi, po czym ściąga ją i ściska mocno w pięści, a ja
nie mogę powstrzymać uśmiechu na myśl o swoim wyzwoleniu.
– Dziękuję – wzdycham.
Panie Boże, Jezu Chryste, proszę, niech ten człowiek okaże się moim
bratem.
Rozdział 3

Vas
Używam wszystkich swoich mięśni, by pomóc Daryi wstać, po czym
obserwuję, jak odprowadzają ją moje siostry. Ale tak, udaje mi się to
zrobić.
Widziałem to nieme błaganie we wzroku Diany. Moja najstarsza
siostra jest sprytna. Opanowała zasady tej gry lepiej niż ktokolwiek
z  nich; dobrze grała zarówno na Igrzyskach, jak i  poza nimi. W  ich
świecie jestem nowy i choć głośno wyrażam swoje zdanie, to czasem
muszę się zamknąć – to konieczna strategia w  rozgrywce, w  której
biorę udział. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, więc już
wcześniej brałem pod uwagę inne opcje. Kiedy podczas kolacji
z  okazji zwycięstwa Diany Yuri paradował z  Daryą, która w  pupę
miała wbity analny korek w  kształcie ogona, wiedziałem, że czas ją
stamtąd wyciągnąć, bo w przeciwnym razie wypatroszyłbym Yuriego
od pachwiny po przełyk na oczach wszystkich, a  potem sam bym
zginął za taką zdradę. Musiałem działać mądrzej; i  tak właśnie
robiłem, ale teraz to już nie ma znaczenia. Jeśli ona jest siostrą
Vlada, wszystko się zmieni.
Gdy tylko Darya opuszcza pomieszczenie, Vlad wypuszcza
wstrzymywane powietrze i  rozluźnia barki. Zazwyczaj jest
opanowany i groźny. W tej chwili – niemal złamany.
Spoglądam na niego i krzyżuję ręce na klatce piersiowej.
– Powiedziałeś: „Wygląda jak ona” – stwierdzam. – Jaka „ona”?
Kieruje na mnie wzrok i przeciąga dłonią po żuchwie.
– Moja matka.
Zalewa mnie fala ulgi. Jeśli istnieje choć cień nadziei, że ona
rzeczywiście jest z  rodziny Wasiliewów, to będę się tego kurczowo
trzymał. Ponieważ krew płynąca w  jej żyłach oznacza dla niej
bezpieczeństwo. Wasiliewowie lubią dbać o swoich. Zwłaszcza Vlad.
Traktuje Irinę, jakby była najdelikatniejszym kwiatem. Słyszałem,
jak ciepło wspomina swojego brata, Viktora. I  choć wyraźnie
nienawidzi własnego ojca, szanuje go i  przestrzega narzuconych
przez niego zasad. Jeśli Darya jest ich krewną, Vlad roztoczy nad nią
opiekę. Daryą, w  przeciwieństwie do Viki, nie kieruje jedynie chęć
osiągnięcia własnego celu. Nie bierze udziału w  żadnej rozgrywce.
Jest jak ostatnia niewinna w świecie grzeszników.
– Chciałbym się z nią widywać – zwracam się do niego. – Chcesz,
żebym trenował twojego zawodnika, w porządku, podejmę się tego.
Ale w  zamian chcę mieć z  nią kontakt, żeby sprawdzać, co u  niej.
Dzwonić do niej, kiedy będę chciał. Zobaczyć ją, kiedy tylko zechcę –
oznajmiam. Kurwa, nie ustąpię w  tej sprawie. Tego właśnie
potrzebowałem. Ona nie jest już własnością Yuriego.
–  Odnośnie do twojego dostępu do tej rodziny to nic nie ulegnie
zmianie – odpowiada chłodno. – Jesteś bratem mojej żony i  dzięki
temu zyskałeś już klucz do naszego królestwa. Jeżeli nie będziesz
nadużywał tego przywileju, nie widzę powodu, by cokolwiek miało
się zmienić.
Wypuszczam oddech pełen ulgi.
Tylko dlatego, że Irina jest moją siostrą, pozwolono mi
przychodzić tu i wychodzić stąd o każdej porze. Dzięki temu mogłem
też widywać Daryę. Ma w  sobie coś, co mnie do niej przyciągnęło.
Może to uroda i  niewinność… Jest niczym ofiara w  świecie pełnym
okrutnych barbarzyńców. Jej bezbronność przypomina mi moją
matkę, dlatego zapragnąłem ją chronić od chwili, kiedy ujrzałem ją
po raz pierwszy.
I, kurwa, wcale nie przeszkadza mi, że jest przy tym tak cholernie
piękna. Wcale.
Ma ogromne, o  głębokim spojrzeniu oczy w  kolorze miodu.
Miękkie, pełne, różowe usta. Najciemniejsze rzęsy, jakie w  życiu
widziałem, rzucające cień na wysoko osadzone kości policzkowe.
Burzę czekoladowobrązowych włosów, w  które wplecione są złote
pasma. Taka piękna i  delikatna niczym anioł. Zasługująca nie tylko
na ochronę, lecz także na uwielbienie. Mógłbym ją wielbić każdej
nocy, klęcząc i całując każdą część jej ciała.
– Vika spierdoliła sprawę – chrząka Vlad, rozpraszając moje myśli
dotyczące tej, którą chciałbym pieprzyć i którą w tej chwili w swojej
głowie posuwam.
– Co?
– Byłeś trochę zajęty Daryą, więc być może umknęło ci, że to Vika
stoi za śmiercią Niko.
W życiu bym czegoś takiego nie przegapił, podobnie jak ryczącego,
rozwścieczonego, szarżującego byka o imieniu Veniamin Wetrow.
–  Zabije ją? – pytam, nie mogąc ukryć niepokoju goszczącego na
mojej twarzy. To dziwka, ale posuwałem jej cipkę od miesięcy, więc
nie powiem, żebym zaraz życzył jej śmierci, to zbyt surowa kara,
nawet dla takiego grzesznika jak ja.
Jego ogniste oczy błyskają rozbawieniem.
– Nie. To byłoby zbyt proste. Ven odpowiednio ją ukarze.
– Ufasz mu, że jej nie zabije?
– Ufam, że nie będzie jej pieprzył – odpowiada, mrużąc oczy, czym
insynuuje, że wie, co robiłem z Viką – lecz że da jej nauczkę. Moja
siostra zasłużyła na wszystko, co ją do tej pory w życiu spotkało. Ale
Ven jej nie zabije. W końcu nadal jest moją siostrą.
–  W przeciwieństwie do twojej drugiej siostry – ripostuję, nie
chcąc kontynuować rozmowy na temat mojego pieprzenia się z Viką.
– Darya nie zasłużyła na żadną z kar, które wymierzał jej twój ojciec.
Vlad zaciska zęby i  podchodzi do małego stolika, na którym stoi
karafka ze złocistobrązowym płynem. Wlewa płyn do dwóch
szklanek, po czym podaje mi jeden.
–  Może nie jest moją siostrą. Nie oceniajmy pochopnie –
stwierdza lodowatym, pełnym okrucieństwa głosem.
Ignorując go, sięgam po szklankę i wypijam płynny ogień, po czym
wbijam w niego surowe spojrzenie.
– Rozbaw mnie i powiedz, co myślałbyś o swoim ojcu, gdyby Darya
naprawdę okazała się jego córką.
Jego rysy twardnieją, a knykcie robią się białe; ściska szklankę tak
mocno, że niemal pęka.
–  Jeśli należy do rodziny, zajmiemy się nią. To jest w  tej chwili
najważniejsze. Wiesz, jak żyją nasi ojcowie, Vas. Jak wygląda nasz
świat.
W jego oczach widzę dzikość, która mówi mi jednak coś zupełnie
innego. To mi wystarcza. Widzę nienawiść i chęć zemsty, które płoną
w jego spojrzeniu. Wszystko to skierowane jest przeciwko jego ojcu.
Vlad może i nie chce wyjawić mi swoich planów, ale ja i tak je znam.
Jego pokerowa twarz nie spełnia swojego zadania. Myślę, że winę za
to ponosi moja słodka siostra i  jej sporych rozmiarów brzuch
ciążowy.
–  W porządku. – To wszystko, co mam do powiedzenia. Może
i wyrażam swoje myśli na głos, ale wiem też, kiedy trzymać gębę na
kłódkę. Wytykanie Vladowi jego nienawiści do własnego ojca nie
wpłynie pozytywnie na moją pozycję.
–  Jak ona się tu w  ogóle znalazła? – pytam jakby samego siebie.
Czy nikogo innego nie ciekawi, jak to się stało, że ta dziewczyna,
krew z ich krwi, znalazła się właśnie tutaj?
Widzę, jak puls Vlada przyspiesza, zaciska zęby i odpowiada:
– Też się nad tym zastanawiam, przyjacielu. Z całą pewnością nie
znalazła się tutaj przypadkiem. Chodź – chrząka – muszę podpisać
kilka dokumentów z  Veniaminem. Wygląda na to, że mój ojciec
zrobił ze mnie głównego udziałowca Igrzysk. I  tak powinno być. –
Wpatruje się we mnie przez dłuższą chwilę. – Dobrze byłoby, żebyś
mi nie podpadł, Wolkow. Wyszkol dobrze mojego zawodnika. Bądź
lojalny, bo pewnego dnia, gdy nasi ojcowie przeniosą się w zaświaty,
to my będziemy rządzić tym wszystkim. A  kiedy ten moment
nadejdzie, będę potrzebował kogoś, komu w  pełni zaufam. To, że
jesteś spokrewniony z moją żoną, nic nie znaczy. Zaufanie rodzi się
poprzez doświadczenie i czyny. Będę musiał to wszystko zobaczyć na
własne oczy.
Zaciskam zęby, ale przytakuję.
– Będziesz miał najlepszego zawodnika – zapewniam go. – Diana
skopała na Igrzyskach tyłki wrogów, a  nauczyła się tego od gościa,
który właśnie przed tobą stoi.
–  Diana dobrze sobie poradziła – zgadza się. – Chcę, żeby mój
nowy wojownik był jeszcze lepszy. Chcę zabezpieczyć naszą pozycję,
w końcu jesteśmy jedną z najważniejszych rodzin.
–  Mojemu ojcu nie spodoba się, że trenuję twojego zawodnika –
ostrzegam. – Będzie chciał, żebym przygotował kogoś wystawionego
przez Wolkowów.
– Twój ojciec nie musi o tym wiedzieć – stwierdza cicho. – To jest
umowa między dżentelmenami. Nie zapominajmy, że Leonid zrzekł
się swoich udziałów. Może w ogóle nikogo nie wystawi.
–  Dowiedzą się, że szkolę kogoś dla ciebie – staram się go
przekonać. – Twoja żona nie potrafi dochować tajemnicy.
A  ponieważ ojciec oddał swoje udziały, tym bardziej będzie chciał
mieć wojownika, by udowodnić swoją pozycję.
Śmieje się cicho, co zbija mnie nieco z pantałyku.
–  Powiedz mu to, co chce usłyszeć – podpowiada. – Powiedz, że
pomagasz mi tylko po to, by móc widywać się z Iriną. Spraw, by w to
uwierzył, jeśli to dla ciebie takie ważne. Ale kiedy będziesz tutaj,
w  trenowanie mojego zawodnika masz włożyć całą energię
i nieziemski wysiłek. Chcę zwyciężyć.
– Jak my wszyscy – rzucam mu wyzwanie.
–  Sądzę, że czasami może być więcej niż jeden zwycięzca, jeśli
w  grze są różne rzeczy do zdobycia. – Rozciąga usta w  wilczym
uśmiechu. – Ven właśnie dostał uroczą małą Vikę i  z pewnością
ogromnie cieszy go ta nagroda.
A ja zdobędę Daryę.
Vlad nalewa nam kolejną kolejkę.
–  Za dżentelmeńskie umowy i  zwycięstwo tych mądrzejszych
w naszym świecie.
– Zdrowie – mamroczę.

***

–  Podpisz tutaj – odzywa się Vlad, w  jego głosie pobrzmiewa


zadowolenie.
Ven składa podpis na jakimś dokumencie, jednocześnie trzymając
za gardło wijącą się Vikę. Dziewczyna przeklina, krzyczy i  rzuca się
na niego z  pazurami. Nikt nawet nie próbuje jej ratować. Nikt nie
stara się posprzątać gówna, w  które sama się wpakowała. Przez
ułamek sekundy obawiam się, że rozgada, iż to ja pomagałem jej
w  otruciu ojca Vena, ale zachowuje tę informację dla siebie. Kiedy
jednak jej złote oczy spotykają się z  moimi, zdaję sobie sprawę,
dlaczego mnie nie wydała: myśli, że zdołam ją uratować.
Kolejna zagrywka.
Kolejny ruch.
– Trzymaj się – zwracam się do niej.
Nadzieja. Daję tej biednej dziewczynie nadzieję. W jej oczach lśnią
łzy, a ja przez chwilę czuję się jak największy drań na świecie. Vika
jest nikczemna, ale w  niczym nie przypomina swojego ojca.
Widziałem, jak lekceważy moje siostry i  traktuje z  góry swojego
męża, ale miałem szansę zobaczyć też jej inne oblicze – które jest
niedostępne dla innych. Widziałem, kiedy była bezbronna.
Widziałem, jak płacze. Czasem po seksie przytulałem ją, gdy
mieliśmy okazję. Wtedy znikała plująca jadem żmija; trzymałem
w ramionach małą, przestraszoną dziewczynkę. Nigdy by się do tego
nie przyznała, ale ja to czułem.
–  Vas – szlocha. Jej oczy błagają mnie, choć powinna prosić
o  pomoc swojego męża. Nie żeby Ruslan próbował choćby kiwnąć
palcem w jej sprawie, bo przecież Niko był również jego bratem.
Odwracam od niej wzrok. Nie mogę być pierdolonym rycerzem
w lśniącej zbroi dla wszystkich. Nie jestem nim. Nie jestem ulepiony
z  połyskującego srebra i  odwagi. Jestem zepsuty i  fałszywy.
Przedzieram się przez bagno tego świata, szukając swojej zdobyczy,
w której mógłbym zatopić zęby.
Wrzeszczy, gdy Ven przerzuca ją sobie przez ramię i  wynosi
z domu. Rus siada obok mnie i stęka:
– Rozwodzę się z nią.
Unoszę brew i spoglądam na niego.
– Czyżby?
Patrzy na mnie zmrużonymi oczami.
–  Podejrzewałem, że mnie zdradza. Dziwka – prycha. – Ale żeby
przykładać rękę do śmierci mojego brata? Niewybaczalne. Zasługuje
na wszystko, co spotka ją ze strony Vena. – Szturcha mnie łokciem,
jakbyśmy byli kumplami, choć nie jesteśmy żadnymi pieprzonymi
kumplami. – Kto wie, może pozwoli ci ją przelecieć, gdy sam z  nią
skończy. Pieprzenie jej jest jak posuwanie zimnej, zdechłej ryby, ale
dupę ma ciasną.
Na końcu języka mam ripostę, że wiem, jak ciasna jest Vika, i  że
zupełnie nie przypomina zdechłej ryby, kiedy wykrzykuje moje imię,
bo potrafię sprawić, by mruczała jak pierdolony kociak. Ruslan
pewnie nie potrafi odróżnić jej cipki od tyłka, głupi skurwiel.
Pomaga mi świadomość, że jest takim dwulicowym
krótkodystansowcem. Vika uwielbiała porównywać moje seksualne
umiejętności z  umiejętnościami Ruslana, a  raczej ich brakiem.
Zamiast uderzyć go tam, gdzie boli najbardziej, tylko się uśmiecham.
–  Daruję sobie. Nie przepadam za przechodzonymi ochłapami –
odpowiadam niskim, pełnym insynuacji głosem, chcąc mu
przekazać, że w  noc poślubną pieprzyłem jego żonę; że soki
spływające po jej udach, gdy prowadził ją do łoża nowożeńców, były
efektem orgazmów, do których ją doprowadzałem. Co za pieprzony
dupek.
Jego nozdrza falują, a  policzki robią się okropnie czerwone,
wyglądają gorzej niż cherlawa broda, którą zapuszcza.
– Przepraszam. Mam kilka spraw do załatwienia.
Na przykład prowadzenie imperium własnego ojca.
Do zobaczenia później, śmieciu.
Kiwam głową na pożegnanie i podchodzę do Vlada.
– Gdzie jest Yuri? – pytam, zachowując chłodny wyraz twarzy.
– Daleko od Daryi – zapewnia mnie.
– Jeśli zrobi jej krzywdę, zabiję go.
Nasze spojrzenia spotykają się – w jego migocze wściekłość, która
jest odpowiedzią na śmiałość bijącą z moich oczu.
– Jeśli jest moją siostrą, nie skrzywdzi jej – cedzi.
– A jeśli to zrobi?
– Wtedy ja zabiję go pierwszy.
Uśmiechając się, chwytam go za ramię i oznajmiam:
– Miło robi się z tobą interesy.
Wymykam się z  ich ogromnej rezydencji i  widzę zmartwioną
Dianę, która stoi przy samochodzie Vena. Ten wpakował Vikę do
bagażnika, ale nie może domknąć klapy, bo ona ciągle wysuwa palce.
Diana trzyma go za rękę i  odwodzi od chęci przytrzaśnięcia knykci
dziewczyny, co Ven ewidentnie zamierza zrobić. Vika w  końcu
zabiera swoją dłoń po tym, jak moja siostra szepcze jej coś do ucha.
Klapa bagażnika zatrzaskuje się.
–  Jadę do domu! – wołam do Diany, która odwraca się i  rzuca
w moje ramiona, więc ściskam ją mocno. Tak długo byłem sam, bez
rodziny. Siostry to najlepsze, co mogło mi się przytrafić. Mój
niedźwiedzi uścisk jest żelazny. Unoszę ją lekko i  obracamy się
wkoło. Moja zawsze poważna siostra chichocze, co sprawia, że serce
ściska mi się w  piersi. Odstawiam ją na ziemię, po czym pytam: –
Myślisz, że będzie bezpieczna?
Patrzy na mnie z zawziętością czającą się w jej błękitnych oczach.
–  Irina nie pozwoli, by cokolwiek jej się stało, Vas. Jestem o  tym
przekonana. – Przygryza krwistoczerwoną wargę, po czym szepcze:
– Czy to ta, o  której wspominałeś wcześniej? Ta, do której należy
twoje serce?
Boże, to było kilka miesięcy temu. Dziwię się, że w  ogóle to
pamięta.
– Chcę tylko… – Chronić ją i objąć. Scałować jej ból. Słyszeć, jak
jej miękki, słodki głos szepcze słowa przeznaczone tylko dla mnie.
Chcę stać się jej rycerzem w  nie do końca błyszczącej zbroi,
zwyciężającym dla niej w bitwach i zdobywającym jej serce. – Chcę
tylko, żeby była szczęśliwa. Bezpieczna.
Diana uśmiecha się do mnie i staje na palcach, by pocałować mnie
w policzek.
–  Jesteś dobrym człowiekiem, Vas. Nie pozwól, by to w  tobie
zmienili. Kocham cię.
Głaszczę ją po głowie i uśmiecham się.
– Też cię kocham, siostrzyczko. Lepiej się zbieraj, żeby mała Vika
się nie udusiła. Nie wiem, ile ma tam powietrza.
Śmieje się.
– On jej nie zabije.
Unoszę brew i rzucam wyzywająco:
– Jesteś tego pewna?
Poklepuje mnie po ramieniu i przytakuje.
–  Vika jest podła. Dopuściła się wielu strasznych rzeczy. Ale nie
pozwolę mu jej zabić. Ven może wymierzyć jej karę, ale… – Urywa
i  odwraca wzrok. Na jej twarzy pojawiają się rozpacz i  przerażenie.
Tak samo wyglądała podczas Igrzysk, gdy kamery pokazały ją
z  bliska. – W  pewnym sensie jest ofiarą. I  w najciemniejszych
momentach mojego życia była przy mnie, w  całej ohydnej
okazałości, ale była obok. Dlatego nie mogę pozwolić, by cokolwiek
jej się stało. Zaufaj mi, potrafię trzymać wielkiego Wetrowa
w ryzach.
Silnik budzi się do życia, a  wspomniany Wetrow niecierpliwie
naciska klakson.
–  Pewnego dnia załatwimy wszystkich złych. – Takich jak Yuri,
mój ojciec i pieprzony Rus Wetrow.
–  Oczywiście, że tak, skarbie – mówi tylko z  pozoru wesołym
głosem, gdyż na jej twarzy maluje się brutalność. Tak przerażające
okrucieństwo na tak pięknej twarzy.
Śmieję się krótko i macham siostrze na pożegnanie.
Dziś wieczorem trochę odetchnę, a  jutro zacznę trenować
zawodnika Vlada. Będę też starał się wykorzystać nawet
najdrobniejszą okazję, by zobaczyć się ze słodką Daryą.
Ona jest moja.
Serce wali mi w piersi.
W końcu wykonam ten ostatni ruch i przeciągnę ją na moją stronę,
czyli tam, gdzie jej miejsce.
Rozdział 4

Darya
Pokój jest znacznie większy od tego, który dostałam wcześniej.
Zdecydowanie za duży jak na moje potrzeby. Na środku pokoju stoi
ogromne, mahoniowe łoże z  baldachimem, uszytym z  granatowej
tkaniny, która została udrapowana przy każdym z czterech słupków.
Z ogromnego okna, przy którym stoją dwa fotele i stół, rozciąga się
malowniczy widok. Fotele są obite miękkim materiałem i wyglądają
na bardzo wygodne. Siedząc przy tym oknie w  nocy i  wpatrując się
w piękny księżyc, poczuję się jak w raju.
Być może to dar od Boga.
Nagroda za próbę, której w jakiś sposób sprostałam.
Gdy Irina omawia z  pokojówką, co mi zamówić i  przynieść,
podchodzę do okna. Opuszkami palców sunę po szybie i  walczę
z uśmiechem. W dole widzę odjeżdżający samochód i Vasa, stojącego
w  lekkim rozkroku obok lśniącego, czarnego sportowego auta
i  trzymającego ręce na biodrach. Gdy rozkoszuję się tą skradzioną
chwilą z nim, przenikają mnie niezwykłe emocje.
Panie Boże, Jezu Chryste, niech będą Ci dzięki za ten dar.
–  Chodź, Daryo – odzywa się Irina, chwytając mnie za ramię
i  odciągając od okna, od Vasa, przy którym zostawiam swoje serce;
prowadzi mnie do ogromnej łazienki.
Gdy tylko dostrzegam znajdujące się tam lustro, odwracam wzrok.
I  dopiero, kiedy Irina zajmuje się nalewaniem wody do wanny,
nieśmiało spoglądam na swoje odbicie – w klasztorze nie wolno nam
było używać luster, chroniąc nas przed próżnością, którą lubi kusić
nas diabeł – lecz nie widzę własnego piękna, o  którym wcześniej
mówili inni, gdy patrzę na siebie. Nie jestem taka, jaką widział mnie
arcybiskup Dimitrow.
„Swoją urodą przypominasz boskiego anioła”, zwykł mawiać.
Zamykam oczy, myśląc o  tym, jak przesuwał kciukiem po moim
policzku, gdy siostry nie patrzyły. Był dużo starszy ode mnie, w jego
ciemnych włosach pojawiły się pasma siwizny, ale traktował mnie,
jakbyśmy byli w  tym samym wieku, i  faworyzował. Nikt nie śmiał
o tym mówić, ale w głębi serca to czułam.

***

Dwa lata temu…

– Kilros 2 jest dla tych, którzy ponad wszystko wychwalają Boga – mówi
z  dumą arcybiskup Dimitrow, uśmiechając się do mnie. – Twój głos,
twoja czystość i twój wdzięk sprawiły, że zasłużyłaś na miejsce w chórze.
Otwieram ze zdumienia oczy, słysząc jego słowa.
Pokornie służyłam Bogu jako siostra w  kościele, odkąd skończyłam
czternaście lat i kiedy to zostałam zabrana z przykościelnego sierocińca.
Przez dwa długie lata na każdym nabożeństwie patrzyłam, jak kobiety
o  anielskich głosach śpiewają z  serca dla chwały Pana. Zgromadzeni
wierni podnosili ręce i kiwali głowami.
To taki wielki zaszczyt. Jestem tak przejęta, że nie potrafię nic
odpowiedzieć.
Arcybiskup spogląda w  kierunku drzwi, które pozostają otwarte.
Kobietom i  mężczyznom nie wolno przebywać sam na sam w  jednym
pomieszczeniu. Dotyczy to nawet tych, którzy najgorliwiej służą Panu.
Pokusa czai się wszędzie. W  jego brązowych oczach dostrzegam błysk
smutku, jakby chciał móc porozmawiać ze mną na osobności.
–  Czy mam je zamknąć? – pytam, mając nadzieję, że sprawię mu
przyjemność.
– Proszę, siostro.
Serce kołacze mi w  piersi, gdy podchodzę do drzwi i  przyciągam do
siebie. Kiedy się odwracam, arcybiskup nie siedzi już przy biurku. Jest
ubrany w  czarną, opływającą ciało sutannę, a  duży, złoty krzyż
spoczywa na środku jego klatki piersiowej. Uśmiecha się, gdy podchodzi
do mnie.
–  Pozwól mi usłyszeć to jeszcze raz, żebym mógł mieć pewność –
mruczy cicho.
Kiwam głową i zaczynam dla niego śpiewać, a mój głos, choć zwykle
cichy i  niepewny, nabiera nowego brzmienia. To pieśń o  odkupieniu
i  miłości Pana do wszystkich, nawet do grzeszników. Obserwuje mnie
uważnie i  staje tak blisko, że czuję jego gorący oddech na twarzy.
Strasznie tu zimno, a ja tęsknię za ciepłem.
–  To – mówi, delikatnie obejmując dłonią moje gardło – jest
prawdziwy dar od Boga. Czuję moc Pana promieniującą z twoich strun
głosowych. Twoje pieśni sprawią, że inni pozostaną w zgodzie z Bogiem,
siostro. Czy rozumiesz, jaką łaską On cię obdarzył? Dał ci narzędzie,
byś mogła rzucić grzeszników na kolana.
Mrugam szybko i uśmiecham się, śpiewając.
–  Będziesz doskonałym uzupełnieniem chóru. Dopilnuję, by siostra
Iwanonwa wiedziała, że twój rozkład dnia ulegnie zmianie, byś mogła
uczestniczyć w próbach.
Kiedy kończę śpiewać, odsuwa rękę, ale pozostaje blisko. Mam ochotę
go objąć i podziękować za jego hojność. Potrzeba czułości staje się zbyt
wielka, bym mogła ją zignorować. Robię krok do przodu i przytulam się
do jego masywnej sylwetki. Na początku sztywnieje, ale po chwili
przyciąga mnie bliżej i śmieje się.
–  Twoja niewinność to wielki dar, dziecko – zwraca się do mnie
niskim i  groźnym głosem, którego nigdy nie słyszałam. –  Ale to także
przekleństwo.
– Przekleństwo? – szepczę.
Jego dłoń zsuwa się po moim kręgosłupie i zatrzymuje na pośladkach.
–  Niewinność jest pokusą nawet dla najsilniejszych mężczyzn. Będą
chcieli zniszczyć to, co stworzył Bóg. Zechcą uczynić to nieczystym. Tej
pokusie ulegną nawet ci najbardziej bogobojni.
– Nie chcę nikogo kusić – mamroczę.
–  Kuszenie nie wynika z  twojej winy – odpowiada szeptem. –  To
mężczyzna musi je zwalczyć, dziecko. A  jeśli nie potrafi tego uczynić,
musi błagać o przebaczenie. – Nie zabiera dłoni z moich pośladków, co
sprawia, że dreszcze przechodzą mnie z podenerwowania.
Wstyd rozpala moją skórę. Czy jestem kusicielką? Nie rozumiem
kłębiących się we mnie uczuć.
– Mężczyzna będzie musiał prosić o przebaczenie, jeśli oddali się od
Boga, nawet na kilka chwil. Nasz Bóg jest łaskawy i przebacza.
Spoglądam na niego. Ma zamknięte oczy, ale znów ściska moją pupę
i  mocniej się do mnie przytula. Twardość między nami wbija się we
mnie, przez co wyrywa mi się sapnięcie. Zaczynam się wić w  jego
uścisku, na co on rozchyla usta. Otwiera oczy i  przeszywa mnie
spojrzeniem pełnym żaru. Przez chwilę zastanawiam się, czy diabeł nie
przysłał demona, który chce, bym nakłoniła duchownego do grzechu,
niczym bestia, która posiadła jego duszę.
Sięgam ręką do jego twarzy; nigdy wcześniej nie widziałam takiego
spojrzenia. Duchowny wysuwa język i liże mój środkowy palec. Przenika
mnie kolejna fala wibracji. Serce bije coraz mocniej. Nie wiem, czy
powinnam zostać, czy uciekać.
Chwyta wolną ręką mój nadgarstek i wkłada sobie ten sam środkowy
palec do ust. Głęboko nabieram powietrza, zszokowana. Jestem pewna,
że teraz wstąpił w niego demon. Ma szkliste i dzikie spojrzenie. Ogarnia
mnie przerażenie, ale pozostaję w bezruchu. Ssie mój palec, jakby to był
lizak – dawano nam je na Boże Narodzenie w sierocińcu. Jego szorstki
język pociera od spodu mój palec, przesuwając się po nim w górę i w dół.
Zabawne uczucie. Łaskocze.
Gdy jęczy, zaciska mi się żołądek.
Nasz Bóg jest łaskawy i przebacza.
Będę się bardzo mocno modliła o  przebaczenie, ale do tego czasu
pozwalam sobie na ten mały akt niezwykłej czułości ze strony
arcybiskupa Dimitrowa. Uwalnia moją rękę, ale strużka śliny
pozostawiona na moim palcu sprawia, że jego usta nadal pozostają
z nim połączone. Łapie mój nadgarstek i wpycha mi mokry palec do ust.
Potem drugi i  trzeci. W  jego oczach płonie ogień, gdy wsuwa je coraz
głębiej, aż staje się to nieprzyjemne. Najdłuższy palec uderza w  tył
mojego gardła, a ja się krztuszę. Łzy napływają mi do oczu i ciekną po
policzkach, a ślina spływa mi po brodzie.
–  Siostro – warczy, przyciskając swoje ciało do mojego, aż stoję
przyparta do ściany. – Co siostra uczyniła?
Moje oczy rozszerzają się ze strachu.
Utkwiwszy we mnie spojrzenie, kołysze biodrami raz po raz, w  tym
samym rytmie poruszając palcami w  moich ustach. Po chwili z  jego
gardła wydobywa się jęk i  sapnięcie. Nieskończenie długo wpatruje się
we mnie w ciszy, aż między nami pojawia się wilgoć, która wsiąka w mój
habit. Jego wilgoć. Nie rozumiem, skąd się ona wzięła i czym jest.
– Musisz pobiec i zmienić habit – stwierdza, wyciągając palce z moich
ust. – Przez resztę wieczoru będziesz musiała błagać Pana
o przebaczenie. Zwalniam cię z innych twoich obowiązków.
Po prostu przytakuję, przełykając wielką gulę, która powstała w moim
gardle.
– I jeszcze jedno, siostro – rzuca, odsuwając się ode mnie.
Moje spojrzenie pada na mokrą plamę, powstałą na czarnym
materiale w miejscu, w którym czułam jego twardość.
– Tak?
– Nigdy więcej nie zamykaj drzwi, kiedy jesteś sama z mężczyzną.
Czuję, że właśnie zostałam skarcona, więc potakuję tylko i  pędzę do
drzwi. Zanim wyjdę, docierają do mnie jego słowa:
–  Dziecko, będziesz wspaniałym ogniwem w  naszym chórze. Już nie
mogę się doczekać, kiedy będę mógł patrzeć, jak śpiewasz na każdej
mszy. Pamiętaj, że twój śpiew to dar.

***

– Daryo? – pyta Irina, przerywając moje rozmyślania.


W lustrze napotykam jej zatroskane spojrzenie. Dotykam szyi
w miejscu, w którym on kiedyś mnie dotykał. Gdyby tylko mógł mnie
zobaczyć teraz albo jeszcze wczoraj, gdy Molokh używał sobie
w moim gardle.
Drżę i tłumię szloch.
–  Cicho, skarbie – uspokaja. – Już masz gotową gorącą kąpiel.
Zaopiekuję się tobą.
Irina jest miła, ale nie mogę się nadziwić, dlaczego moje
pochodzenie tak bardzo się dla niej liczy. Kilka dni temu, kiedy
widziała mnie klęczącą u  stóp Molokha podczas obiadu w  kuchni,
pospiesznie wyszła z  pomieszczenia, nawet nie oglądając się za
siebie. Jedyną osobą, która kiedykolwiek się zatrzymała, jest Vas.
Spuszczam wzrok z powrotem na podłogę, gdzie jest bezpiecznie,
i pozwalam jej pomóc mi się rozebrać. Stara się być bardzo delikatna,
zdejmując opatrunki.
–  Dobra wiadomość jest taka, że wszystkie skaleczenia wyglądają
na powierzchowne i  już nie krwawią – stwierdza, gdy jestem już
naga. – A zła wiadomość: w wodzie mogą cię trochę szczypać.
Nie mogą być dużo gorsze niż ból spowodowany jego dłonią,
karzącą moje ciało tylko dlatego, że wyglądam jak ktoś, kogo on tak
bardzo nienawidzi.
– Dziękuję – szepczę.
Pomaga mi wejść do wanny, a  potem siada na zamkniętej klapie
sedesu. Zerkam na nią i  na jej ręce obejmujące powiększający się
brzuch. Jej oczy promieniują miłością, tak jak oczy Vlada. Może i są
częścią świata Molokha, ale skrywają w sobie dobro. Tej nadziei będę
mogła się trzymać. W  dodatku Irina jest spokrewniona z  Vasem,
który skrywa pod powierzchnią, oprócz szalejącej bestii, osobowość
dobrego człowieka. Tę, którą pragnę poznać. To jego ochrony
potrzebuję.
Jest mężczyzną, którego pragnę dotknąć.
Pamiętam, jak arcybiskup Dimitrow ocierał się o mnie. Wtedy tego
nie rozumiałam. Teraz zdaję sobie sprawę, że wykorzystywał moje
ciało dla własnej przyjemności. Skusiłam go swoją niewinnością. Nie
ma dnia, żebym nie błagała Boga o  przebaczenie. Arcybiskup
Dimitrow był dobrym, bogobojnym człowiekiem. Nie zasłużył na to,
bym go skusiła. Jak źle musiał się czuć, gdy dał się omamić mojej
niewinności. Patrząc wstecz, nie jestem pewna, czy
powstrzymałabym go, gdyby posunął się dalej. Ta myśl mnie
paraliżuje. Czasami grzechy, które mężczyźni popełniają na moim
ciele, są przyjemne. Zdradza mnie moje ciało, bo zachowuję się
wtedy jak nierządnica – i to jest najgorsza kara: hańba, wina, grzech.
Wstrząsa mną przepełniony poczuciem wstydu szloch.
Irina mnie głaszcze i mruczy słowa otuchy, a potem zabiera się za
mycie mojego ciała. Gdy jestem już czysta jak łza, o ile fizycznie taka
mogę być, pomaga mi umyć włosy. Po kąpieli, owinięta miękkim
ręcznikiem, czuję się o  wiele lepiej. Wstępuje we mnie nadzieja,
która nadchodzi jak fala przypływu. Podążam za nią bez lęku i  z
radością. Niebezpiecznie jest tak łatwo poddawać się tym emocjom,
ponieważ wszystko mogło się jeszcze zawalić, i to w jednej chwili.
Moje myśli usłyszał chyba sam szatan, ponieważ kiedy tylko
opuszczam łazienkę, moje oczy spotykają się ze spojrzeniem Vlada.
Zrzucił marynarkę od garnituru i  stoi przy łóżku z  gniewnym
grymasem na twarzy. Szara kamizelka i  biała koszula przylegają do
jego ciała. Jest szerszy w  klatce piersiowej niż Vas, ale nie mam
wątpliwości, kto wygrałby w prawdziwym pojedynku. Byłam na tylu
przyjęciach w  tym domu, że udało mi się ukradkiem podejrzeć
umiejętności Vasa. Jego ciało składa się z  samych mięśni i  ma
w  sobie ledwo hamowaną brutalność; jest jak pantera, o  której
kiedyś czytałam w książce – smukły i zabójczy, potężny i piękny.
–  Może odrobinę prywatności? – Irina zwraca się do swojego
męża.
– Racja – zgadza się, ale zamiast nas zostawić, tylko podchodzi do
okna i  stojąc odwrócony do nas plecami, wpatruje się w  krajobraz
rozciągający się za szybą.
Walczę z  uśmiechem, a  Irina przewraca oczami sfrustrowana.
Podnosi z  łóżka długą, skromną białą suknię, na co moje serce
trzepocze. Przypomina mi koszule, które nosiłyśmy podczas
obrzędów oczyszczenia przed innymi duchownymi w kościele. Ciepło
rozlewa się w dole moich pleców. Pomaga mi założyć stanik, którego
nie zwykłam nosić. Jest dla mnie zbyt wyzywający, ale nie mam
odwagi nic powiedzieć. Jeśli mam być ze sobą szczera, to biała
koronka i  małe miseczki są śliczne. Zerkam w  dół na swoje piersi
i  zachwycam się tym, jak są wypchnięte do góry. Vas widział mnie
nagą i w stanie absolutnego upodlenia. Ciekawe, czy spodobałabym
mu się teraz.
–  Vlad nie patrzy – zapewnia mnie Irina, gdy zauważa mój
rumieniec. – Możesz być pewna.
Naprawdę?
Irina pomaga mi włożyć majtki, które prawie nic nie zakrywają.
Nie jestem pewna, czy rozumiem, o  co w  tym wszystkim chodzi,
skoro materiał wchodzi mi między pośladki i nic nie zakrywa. Znów
gryzę się w  język. Następnie wkładam suknię i  choć sprawiała
wrażenie skromnej, gdy leżała na łóżku, teraz jest zbyt obcisła jak na
mój gust. W  dodatku przylega do moich piersi, jest dopasowana
w talii i ma głęboki dekolt. Ale chociaż zakrywa mi ramiona i sięga
do podłogi. Jak się nie ma, co się lubi… To maksimum tego, na co
mogę liczyć.
– Usiądź. Rozczeszę ci włosy – poleca mi Irina.
Siadam przy toaletce, a  ona przysuwa za mną krzesło. Vlad
odchodzi od okna, by podejść do nas. Opiera się biodrem o  blat
i wpatruje się we mnie. Odważnie spoglądam w górę, szukając w jego
oczach czegoś znajomego. Czyż nie cudownie byłoby zobaczyć w nim
siebie? Może wtedy ból i  przerażenie zniknęłyby na zawsze. To
wszystko wydaje się zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Przyjdzie
jeszcze czas na wszystkie „czy”, „ale” i „dlaczego”. Na razie muszę
przeżyć, a  bycie z  nim spokrewnioną jest moim jedynym kołem
ratunkowym.
– Ile masz lat, Daryo? – pyta Vlad.
Mrugam oczami.
– Niedawno skończyłam osiemnaście.
Zaciska zęby i odwraca wzrok.
–  Daty się zgadzają – zwraca się do Iriny. – Mama odeszła po
urodzeniu bliźniąt. – Następnie pyta mnie: – Czy pamiętasz swoją
matkę?
Pamiętam, jak mi śpiewała. To moje najwcześniejsze
wspomnienie.
– Jedyne, co pamiętam, to siostry z sierocińca.
– Trafiłaś tam jako małe dziecko? – dopytuje.
Kiwam głową.
– Jako niemowlę.
– A kiedy opuściłaś klasztor?
– Kiedy mnie zabrał. Pojawił się pewien człowiek, wcielony diabeł,
wszystkie wydarzenia po tym się rozmywają. – Przenika mnie
dreszcz i  zamykam oczy. – Pamiętam klatki. Smaganie biczem.
Okrutne zimno. Chciał złamać we mnie ducha.
W pokoju zapada cisza.
– Diabeł wcielony – powtarza Vlad powoli, próbując zrozumieć, co
mówię. – Wtedy ja cię kupiłem?
Potwierdzam, mrugając oczami, i dodaję:
– A potem oddałeś mnie jemu. Molokhowi.
Jego nozdrza falują.
– Molokhowi? Yuriemu, mojemu ojcu?
Ponownie kiwam głową.
–  Ten diabeł wcielony – zwraca się do mnie, sięgając do kieszeni
i  pokazując mi zdjęcie człowieka, który pilnował mnie, gdy
siedziałam w  klatce i  byłam przewożona – czy to jest ten, którego
masz na myśli?
– Nie. To nie jest diabeł wcielony – mamroczę.
Zza drzwi dobiega odgłos kroków, który sprawia, że moje ciało
sztywnieje. Gdy cichną, odprężam się i wypuszczam wstrzymywany
oddech.
Vlad wzdycha, kucając przede mną.
– Yuri, mój ojciec, już cię nie skrzywdzi. Nikt tego nie zrobi.
Moje myśli wędrują do czasów sprzed kilku miesięcy.

***

Jest wściekły.
A kiedy Molokh wpada w furię, wyładowuje ją na mnie.
Kulę się na łóżku, obejmując ciało ramionami. Może zapomni, że
w ogóle tu jestem. Może wyjdzie z pokoju, żeby spędzić resztę wieczoru
na piciu w  bibliotece, jak ma w  zwyczaju. Przynajmniej kiedy jest
kompletnie pijany, zachowuje się wobec mnie miło. W  takich chwilach
mówi do mnie po imieniu i  składa pocałunki w  miejscach, które
sprawiają, że moje ciało sprzysięga się przeciwko mnie. Ale po takich
właśnie chwilach zwykle następuje najgorsze. Kiedy upojenie mija
i  dociera do niego, co robi, zaczyna mnie bić tak mocno, że ledwo
potrafię funkcjonować.
Czy te chwile czułości są warte bólu, który po nich następuje?
Nic nie jest warte znoszenia jego wściekłości.
Panie Boże, Jezu Chryste, dodaj mi sił.
Kłóci się przez telefon ze swoim synem Vladem.
–  Czyżbyś znudził się Daryą? – słyszę dobiegający z  komórki głos
Vlada. Serce mi staje.
Molokh chwyta mnie za włosy i popycha tak, że upadam obok niego
na kolana. Wymierza mi silny cios w policzek, aż krzyczę z bólu.
–  Darya uczy się, czym jest fisting. Nic jej nie będzie. – Molokh
spogląda na mnie wyzywająco, liczy na to, że podważę jego kłamstwo.
– Czy teraz to już wszystko? – rzuca Vlad.
–  Resztę przedyskutujemy później. Pozdrów ode mnie moją przyszłą
synową – cedzi przez zęby, po czym rozłącza się.
Jego ponure spojrzenie prześlizguje się po mnie.
– Uważasz, że to zabawne?
Oczy rozszerzają mi się z  przerażenia i  próbuję zaprzeczyć ruchem
głowy.
– N-nie – odpowiadam.
Znowu krzyczę, gdy przypiera mnie do łóżka, rozwierając mi dłońmi
uda. Przez chwilę szamocze się z  paskiem, a  potem wyciąga swoją
sflaczałą męskość. Może to Bóg się mną opiekuje, bo Molokh nigdy nie
jest tak twardy, jakby tego pragnął. Ale minusem jest to, że zawsze to go
frustruje. Pociera nim o  mnie i  szturcha moje wejście, ale jego członek
wygina się w złą stronę i wślizguje się między moje pośladki.
– Jebana bezużyteczna dziwka nie potrafi nawet sprawić, by facetowi
porządnie stanął! – grzmi.
Sięga po leżące na stole tlące się cygaro i  wsuwa je we mnie, co
sprawia, że krzyczę. Parzy, a  ja szlocham, w  odpowiedzi na jego
okrucieństwo. Tak mocno mnie dusi, że niemal tracę przytomność,
a potem wyciąga ze mnie ohydny przedmiot i wkłada go do ust. Oczy ma
bezduszne i puste, gdy rzuca:
–  Chcę, abyś później kogoś poznała. – Po tych słowach gniewnie
opuszcza pokój.
Na zmianę płaczę i śpię. I tak cały dzień, aż robi się ciemno. Upływają
kolejne godziny. Zaczyna mi burczeć w brzuchu, pochłania mnie smutek.
Kiedy w końcu pojawia się pijany, niosąc miskę pełną winogron, niemal
się cieszę, że go widzę. Jest znośny, tylko kiedy tak się zachowuje.
Siada na łóżku i  poklepuje się po udach, a  blask lampki nocnej
sprawia, że wydaje się wręcz sympatyczny. Podchodzę do niego, siadam
mu na kolanach – zgodnie z  jego życzeniem – i  łapczywie zjadam
winogrona, którymi mnie karmi. Ponieważ jest pijany i  ma ledwie
otwarte oczy, sporo owoców upuszcza,a ja je znajduję i zjadam, później,
kiedy zasypia. Kończy mnie karmić i  przyciąga do siebie. Jego wargi
słodko przyciskają się do mojego policzka, a ja czuję zapach alkoholu.
– Dlaczego mnie zostawiłaś, słodka Vero? – pyta zbolałym głosem.
Otwieram usta, by po raz setny przypomnieć mu, że nie jestem nią,
ale on wpycha we mnie kolejne winogrono. Pochyla się do przodu
i  całuje moje nagie ramię – niezgrabnie, ale delikatnie. Zawsze wolę
delikatność. Jego dotyk jest miękki, przytula mnie do siebie, jakbym była
czymś niezwykle cennym. A potem kładzie mnie z powrotem na łóżku.
Drzwi sypialni otwierają się i  do środka wkracza mężczyzna.
Niepewnie stoi na nogach, bo też jest pod wpływem alkoholu. Nie znam
go. Nie przypomina Molokha. Jest wyższy, bardziej umięśniony
i przystojny. Wydaje się niebezpieczny. Tak jak wszyscy mężczyźni w tym
świecie.
Zastygam w bezruchu i przygryzam wewnętrzną stronę policzka, gdy
Molokh spogląda na mnie lubieżnie.
– Nie mówiłeś, że jest tak piękna.
Mężczyzna uśmiecha się, patrząc na moje obnażone ciało, a  w jego
twardych, orzechowych oczach błyska uznanie.
– Myślisz, że obracałbym brzydką dziwkę? – Molokh chrząka, wstając
i pozwalając mężczyźnie zająć miejsce na łóżku, obok mnie.
Serce łomocze mi w piersi, gdy dociera do mnie jego zapach. Pachnie
czystością, jak świeża pościel.
– Posmakuj jej, Arturze. Spraw, by szczytowała – żąda Molokh.
– Chcesz, żebym sprawił, że dojdziesz, kotku?
Rozlega się łoskot szkła rozbijającego się o ścianę.
–  Nie pytaj jej, kurwa, o  zdanie. Po prostu rób, co ci każę – ryczy
Molokh, a ja odnoszę wrażenie, że ten człowiek jest bardziej więźniem,
tak jak ja, niż jego przyjacielem.
Cała zaczynam drżeć. Kiedy czuję wargi mężczyzny na skórze,
uciekam w głąb siebie.
Panie Boże, Jezu Chryste…
Obdarzając mnie pocałunkami, wędruje ustami po moich
posiniaczonych piersiach i  kieruje się do wzgórka. Wodzi językiem po
mojej szparce, która jest cała pokryta krwią po wcześniejszych torturach
Molokha.
– Smakujesz jak grzech – mruczy, a jego gorący oddech łaskocze.
Walczę z  przepełniającym mnie szlochem. Nie jestem grzesznicą ani
kusicielką. Nie chcę tego. Artur szuka tej części mojego ciała, która
sprawi, że zaleje mnie rozkosz. Ssie i  skubie ją. W  odpowiedzi na jego
pieszczoty chwytam za prześcieradło, żeby przytrzymać się tego świata
i  nie zatracić się w  zepsuciu. Czuję jego palce wciskające się we mnie,
kłują, ale nie sprawiają mi bólu, kiedy szuka tego zdradzieckiego
miejsca w środku mnie.
Panie Boże, Jezu Chryste, wybacz mi, że to czuję.
–  Właśnie tak, Vero, dojdź na jego języku, wiem, że potrafisz –
warczy Molokh.
Czasami chciałabym być tą Verą, którą tak bardzo kocha.
W końcu mężczyzna znajdujący się między moimi udami znajduje
punkt, dzięki któremu przed oczami wybuchają mi tysiące gwiazd.
Krzyczę i  poddaję się grzesznej przyjemności zalewającej moje ciało.
O przebaczenie będę modliła się później.
Na razie pozwalam, by pochłonęła mnie rozkosz, a  nie ból, bo jutro
wszystko wróci do normy.

***

– Daryo – zwraca się do mnie Vlad, wyrywając mnie z zamyślenia.


Mam mokre policzki, więc Irina podaje mi chusteczkę.
– Tak? – pytam, oddychając głęboko.
– On już nigdy więcej cię, kurwa, nie dotknie – przysięga.
Obietnica zawarta w  tych słowach wdziera się do mojej duszy.
Może i jestem naiwna, ale mu wierzę.
Rozdział 5

Vas
Siedzę w  zaparkowanym samochodzie i  słyszę dobiegający świst
wiatru, jakby chciał mnie ostrzec przed nadciągającą burzą. Bóg
jeden wie, jak długo tu jestem, wpatrując się w  rozciągający się
przede mną cmentarz.
Prześladują mnie myśli o  Daryi. Fakt, że musiałem ją zostawić
w jaskini lwa, dowiedziawszy się, kim on może dla niej być, napawa
mnie niepokojem. Jak bardzo się to odbije na jej psychice?
Czekałem na okazję, by uwolnić ją od Yuriego, i  nawet
przygotowałem plan, w którym założyłem, że pod osłoną nocy z nią
ucieknę i  nigdy nie wrócimy. Ale teraz wszystko się zmieniło. Nie
musiałbym zostawiać moich sióstr. One mnie potrzebują, zresztą –
choć ciężko to przyznać – ja również na nie liczę. Z pełnym frustracji
westchnieniem otwieram drzwi samochodu, wiatr od razu uderza
mnie w  twarz. Żwir chrzęści pod moimi butami, gdy idę przez
parking w  stronę ścieżki, która zaprowadzi mnie do celu. Zaczyna
padać lekki, orzeźwiający deszcz. To znak, że niebo się otwiera
i aniołowie mogą zstępować, by nad nami czuwać. Mama zawsze mi
to powtarzała. Mam nadzieję, że dziś wieczorem tak właśnie jest i że
czuwają nad moim aniołkiem.
Podążam w  kierunku miejsca ostatniego spoczynku mamy. Moje
serce przeszywa ból, gdy widzę napis na jej nagrobku:
„Oddana matka”.
I taka była. Dała mi wszystko, czego potrzebowałem. Co
najważniejsze, dała mi miłość.
–  Cześć, mamo – wzdycham, klękając i  zgarniając trochę kurzu
z jej grobu. – W takich chwilach chciałbym, żebyś tu była i podzieliła
się swoją mądrością. Nigdy nie wiem, czy to, co robię, jest słuszne,
i  czy robię to z  właściwych powodów. – Kolejne pełne niespokojne
westchnienie. – Zawsze potrafiłaś mnie ustawić do pionu. – Wyrywa
mi się krótki śmiech, po czym stawiam kołnierz marynarki, by
osłonić się przed wiatrem.
–  Ta dziewczyna… – Urywam, szukając odpowiedniego słowa. –
Jest inna, mamo. Nie potrafię tego nazwać. – Drapię się po żuchwie
i  zamyślam. – Cholera, a  może potrafię. Może to dzięki tobie. Nie
pozwoliłaś mi stać się jednym z  nich. Dobrze mnie wychowałaś.
Kurwa, tęsknię za tobą. – Wstaję, otrzepuję się z  kurzu i  zaciskam
pięści. – Obiecuję, że nie pozwolę, by stała się ich kolejną ofiarą.

***

Gdy docieram do domu, przez chmury przebija się blask księżyca.


Dom. To miejsce nigdy tak naprawdę nim dla mnie nie było, mimo
że przez wiele lat tu się wychowywałem.
Spod zamkniętych drzwi gabinetu mojego ojca sączy się światło.
Zastanawiam się, czy nie zapukać, by sprawdzić, dlaczego o  tak
późnej porze jest jeszcze na nogach, ale powstrzymuję się, gdy
moich uszu dobiegają jęki i uderzenia skóry o skórę.
Kiedy skręcam na korytarz, prawie zderzam się z panią Wolkow.
–  Proszę, proszę, bękart powrócił – wita mnie. – Cały czas mam
nadzieję, że wyjedziesz i nigdy nie wrócisz. Która jest?
–  Jest późno – mamroczę. – Albo wcześnie. Zależy, jak na to
spojrzeć. – Uśmiecham się, a w moich oczach błyska złośliwość.
– Dzień, debilu. Pytam, który dzisiaj jest. – Pstryka palcami przed
moim nosem, jakbym to ja był pod wpływem, a nie ona. Jak bardzo
się naćpała? Rozgląda się wokół mnie i  nie czekając na odpowiedź,
zaczyna odchodzić.
Zaciskam pięść i  ciężko wypuszczam powietrze, po czym
odwracam się i wołam:
– Olgo, poczekaj. Pozwól, że odprowadzę cię do twojego pokoju.
–  Idę poszukać mojego męża – wypowiada słowa słabym, jakby
nieśmiałym głosem.
Chwieje się i marszczy czoło, gdy zerka na mnie przez ramię.
Niemo przeklinając, podchodzę do niej i odwracam w moją stronę.
– Właśnie poszedł po szklankę wody i przyniesie ci ją do pokoju –
zapewniam, prowadząc ją w przeciwnym kierunku. Nie chodzi o to,
że chcę ją uchronić przed widokiem męża zanurzonym po jaja
w  innej kobiecie, ani o  to, że sam nie mam ochoty brać na siebie
skutków tej sytuacji, ale robię to dla biednej służącej, od której
Wolkow wymaga dodatkowych obowiązków. Dlaczego miałaby
stracić pracę i  zostać wyrzucona przez jego wściekłą żonę tylko
dlatego, że on nie potrafi utrzymać fiuta w spodniach?
Zaskakuje mnie, gdy pozwala mi wejść do swojego pokoju
i posadzić się na łóżku.
–  Jest już późno. – Podnoszę jej buteleczkę z  tabletkami
nasennymi. Chwytam jedną palcami i gestem nakazuję jej otworzyć
usta.
Gwałtownym ruchem wyrywa pigułkę z moich palców, a przez jej
twarz przebiega grymas.
– Nie jestem dzieckiem.
A prawie się nabrałem.
– Powinnaś wziąć prysznic i poczekać, aż pigułka zacznie działać
– nalegam.
–  Chcesz powiedzieć, że jestem brudna? – Próbuje panować nad
ciążącymi jej powiekami, ale te same się zamykają, po czym
gwałtownie unoszą, czemu towarzyszy dreszcz, wstrząsający jej
ciałem.
–  Tak, właśnie mówię, że brzydko pachniesz, a  twoje włosy są
w nieładzie.
Słyszę, jak zasysa powietrze, a  następnie wyciąga dłoń, by mnie
uderzyć, ale jej ruchy są zbyt ociężałe i nieskoordynowane. Z cichym
klapnięciem jej ręce opadają z  powrotem na kolana. Śmieję się
smutno, ale nie z rozbawienia, tylko z litości. Przez te wszystkie lata,
kiedy byłem mały, pragnąłem być częścią tego wszystkiego. Moją
matkę odtrącono i wmówiono jej, że nie jest godna Yuriego. Że jest
niczym w porównaniu z jego olśniewającą żoną. Tylko że ten worek
kości obok mnie – naćpany, wymięty i  przygnębiony – nie ma nic,
czego mogłaby pragnąć moja matka. Nic, czego ja powinienem był
chcieć.
Człowiek, którego tak bardzo starała się trzymać z daleka od mojej
matki, wyssał z  niej życie, wydoił ją i  zostawił, by dzięki lekom
mogła egzystować w  niebycie, podczas gdy on posuwa kolejną
służącą.
– Nie śmierdzę, prawda? – pyta tak cichym głosem, że prawie jej
nie słyszę.
–  Powinnaś wziąć prysznic i  włożyć świeżą koszulę nocną, by
poczuć się bardziej komfortowo – proponuję.
– Lubię się kąpać – mamrocze.
Kiwam głową i podwijam rękawy.
– Naleję ci wody do wanny.
– Dlaczego? – pyta, zanim docieram do drzwi jej łazienki.
– Co: dlaczego? – Krzyżuję ręce na klatce piersiowej i przyglądam
się jej.
– Dlaczego jesteś dla mnie dobry?
Dla kobiety jej pokroju to zupełnie obce pojęcie.
Wypuszczając pełen frustracji oddech, odpowiadam:
–  Bo okazanie drugiemu człowiekowi dobroci nic nie kosztuje.
I dobrze działa na duszę. Może powinnaś kiedyś spróbować.
Zostawiam ją z  tymi przemyśleniami i  przekonuję samego siebie,
żeby nie utopić jej w  wannie, którą właśnie napełniam wodą. Moja
mama nie życzyłaby sobie, żebym ją pomścił, zabijając tę kobietę.
Jest wystarczająco martwa. Stworzyła swoje własne piekło i  ciągle
w nim żyje. Tyle mi wystarcza.

***

Zostaję tak długo, aż wyjdzie z  łazienki, żeby się upewnić, że nie


zasnęła w wannie i nie utopiła się. Zrzuca ręcznik i przygląda mi się,
czekając na moją reakcję, lecz ja w  odpowiedzi tylko się prostuję
i  wydaję z  siebie drwiący pomruk, okazując w  ten sposób swoją
dezaprobatę. Podchodzę do niej i schylam się, żeby podnieść ręcznik
i jej podać. Wyrywa mi go z rąk.
–  Jakże nisko upadłaś. – Uśmiecham się lekko i  wychodzę
z pokoju.
Moja dobroć dla tej kobiety właśnie się wyczerpała.
***

Po trzech godzinach snu, dwóch napojach energetycznych i batonie


proteinowym, który smakuje, jakbym przeżuwał skórę, wróciłem do
rezydencji Wasiliewów. Diana wita mnie od progu i  widząc
zakłopotanie na mojej twarzy, uśmiecha się.
– Nie sądziłeś, że tu będę? Przecież ci obiecałam. – Unosi idealnie
wypielęgnowaną brew.
–  Po prostu nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie –
odpowiadam.
– Nauczyłeś mnie, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. I tak już
mi zostało. – Wzrusza ramionami i  zbliża się, by pocałować mnie
w policzek.
Nasze treningi przed Igrzyskami były wyjątkowo intensywne – od
świtu do zmierzchu każdego dnia przez wiele miesięcy. Ten tryb
życia pozostał także we mnie.
–  Gdzie ona jest? – Staram się nie brzmieć jak desperat, ale to
pulsowanie w  moich żyłach sprawia, że zaczynam się denerwować.
Muszę na własne oczy przekonać się, że nic jej nie jest.
–  W ogrodzie – odpowiada mi Diana z  łagodnym uśmiechem na
ustach. – Idź. Przyniosę jej tylko coś do jedzenia i picia.
Teraz moja kolej, by unieść brew.
– Mają tu od tego służących – drwię, na co moja siostra szturcha
mnie w ramię.
– Nie trzeba mi usługiwać.
Diana rusza w stronę kuchni, a ja, napinając mięśnie, przechodzę
przez dom i kieruję się do drzwi wychodzących na ogród.
Widzę ją przez okno znajdujące się obok wyjścia, ale postanawiam
jeszcze nie ujawniać swojej obecności. Jej piękno hipnotyzuje, więc
przez chwilę po prostu się na nią gapię. Stoi wśród krzewów róż,
wdychając zapach każdej z nich, jakby były jedyne w swoim rodzaju.
Kiedy promienie słoneczne całują jej skórę, emanuje z  niej blask.
Wędruję wzrokiem po jej ciele, podziwiając, jak sukienka, którą ma
na sobie, opina jej ramiona, otula krągłości, a  jednocześnie skrywa
ciało przed ciekawskimi spojrzeniami. Jej długie włosy są czyste
i  wyszczotkowane, swobodnie opadają na plecy. W  jej brązowych
oczach kryje się ból; burza, przed którą rozpaczliwie szuka
schronienia, a  to sprawia, że pragnę wymazać jej cierpienie. Nasze
spojrzenia spotykają się; odgradza nas szyba. Zachwyca mnie, kiedy
rozchyla usta i  bierze wdech, uświadamiając sobie, że ma
towarzystwo. A  widok jej ust, które układają się w  nieśmiały
uśmiech, dostarcza mi świeżą dawkę adrenaliny.
Uśmiech. Tylko dla mnie. Nareszcie mogła poczuć zapach tych
róż.

***

Sześć miesięcy temu

Od chwili, gdy po raz pierwszy ujrzałem małą niewolnicę Wasiliewa,


minęły tygodnie. Część mnie nigdy więcej nie chce jej zobaczyć. Stanowi
niepotrzebną komplikację i  nie powinienem poświęcać tej dziewczynie
uwagi, ale nieważne, jak bardzo staram się to sobie wmówić, i tak ciągle
szukam jej wzrokiem w nadziei, że spotkam ją ponownie.
–  Vas? – szczebiocze Irina, śmiejąc się z  tego, że myślami jestem
zupełnie gdzie indziej.
Uśmiecham się i przeciągam dłonią po karku.
– Przepraszam, siostrzyczko. O czym mówiłaś?
– Pytałam, jak idą treningi Diany.
Jej pytanie zmusza mnie do zmiany postawy: rozglądam się po pokoju
w  poszukiwaniu szpiegów. Wiem, że Irina nigdy nie przekazałaby
Vladowi tych informacji tylko po to, by uzyskać nad Dianą przewagę,
ale nie mogę też wykluczyć, że Vlad nagrywa moje rozmowy z Iriną, by
dowiedzieć się czegoś o metodach treningowych i postępach Diany.
–  Dobrze – szepczę. To wszystko, co mogę powiedzieć. Nienawidzę,
gdy Irina spuszcza wzrok i skubie zębami dolną wargę, ale teraz moim
priorytetem musi być Diana.
–  Skoro już o  tym mowa… Muszę się z  nią zobaczyć, więc dzięki za
śniadanie.
Podnosi się i kładzie dłoń na sercu, po czym wzdycha:
– Ten chłód, który jest teraz między nami, mnie dobija.
Nie musi nic więcej dodawać, bo wiem, że chodzi jej o  nią i  Dianę.
Dystans między nimi nie będzie wieczny. Diana uwielbia Irinę i byłaby
tu w mgnieniu oka, gdyby siostra jej potrzebowała.
–  Takiej więzi jak wasza nie da się tak łatwo zerwać, Irino. Wasze
dusze łączą więzy krwi i przeszłość. Znów wspólnie odnajdziecie pokój.
Spójrz tylko na nas. – Obdarzam ją uśmiechem, a ona go odwzajemnia.
– Pewnie masz rację. Dziękuję, że dziś wpadłeś.
– Nie ma sprawy.
Całuję ją w policzek i wychodzę z jadalni.
Gdy docieram do foyer, słyszę głośne warknięcie Yuriego:
– Zostań!
Odwracam się i widzę, jak wpycha nagą dziewczynę – która istniała
tylko w  moich snach, przynajmniej taką miałem nadzieję – do jednego
z  wielu pokoi znajdujących się wewnątrz jego rezydencji; traktuje ją,
jakby była nieszczególnie lubianym psem. Nie zauważa mnie, kiedy
przechodzi obok i  znika z  pola widzenia, a  tuż za nim podąża jego
ochroniarz. Dupek.
Powinienem wyjść, ale zamiast tego ruszam korytarzem i wślizguję się
do pokoju, w którym znajduje się ona.
Stoi odwrócona do mnie tyłem, jej ciało można podziwiać jak na
wystawie dzieł sztuki. Długie włosy opadają na plecy i  kończą się nad
wgłębieniem, tuż nad jej pośladkami. Jest kurewsko piękna, a  ja czuję
się jak kupa gówna, skupiając się na pragnieniach, od których pulsuje
mój kutas.
– Hej – odzywam się, przerywając ciszę.
Odwraca się i  otwiera szeroko oczy. Opada na kolana, pochylając
głowę, co sprawia, że napinają mi się wszystkie mięśnie.
–  Nie jestem twoim panem – oznajmiam jej, nienawidząc samego
faktu, że w  ogóle go ma. Świat to pojebane miejsce i  nienawidzę, że
należę do tej gorszej części. – Pozwól, że ci pomogę –  proponuję, po
czym chwytam ją pod ramię i  pomagam jej wstać. Oczami spijam
ciemne aureole sutków wieńczących jej sterczące piersi; są twarde
i  wręcz błagają o  dotyk moich gorących ust. Jestem dupkiem, ale
i  mężczyzną. Może w  innym życiu mógłbym ją poznać jak należy,
zabierać na prawdziwe randki i  zalecać się do niej. Kurwa, co ja
pierdolę: zalecać się do niej? Co jest ze mną nie tak, do cholery?
Obserwuję, jak spogląda w kierunku zamkniętych drzwi, i uśmiecham
się, żeby rozładować napięcie.
–  Yuri chyba gdzieś się spieszył. – Wzruszam ramionami i  wskazuję
głową okno, w  które chwilę wcześniej się wpatrywała. – Chcesz
zaczerpnąć świeżego powietrza? – Gestem pokazuję na drzwi tarasowe,
po czym podchodzę do nich.
–  Czy pachną równie pięknie, jak wyglądają? – pyta potulnie,
lustrując wzrokiem krzewy róż rosnące tuż za patio.
–  A może pójdziesz i  sama się przekonasz? – Odblokowuję zamek,
a  jej ciało sztywnieje. Jest jak przerażone zwierzę: składa się tylko
i wyłącznie ze strachu.
– To zabronione – wzdycha.
– Jak się tu znalazłaś? – pytam, pochodząc do niej. Wyciągam rękę,
by założyć jej za ucho kosmyk włosów. Jest oszałamiająco piękna,
delikatna i  krucha. Wyrzeźbione rysy, owalne oczy, które wydają się
niemal za duże, by pasować do jej twarzy, mały nosek i  wydatne usta,
górna warga jest tak samo pełna jak dolna. Chęć posmakowania tego
piękna wibruje nieustannie w mojej krwi, kierując się wprost do mojego
fiuta i odcinając od tlenu mój pieprzony mózg. Nie powinienem być z nią
tutaj. Z mojej strony to pieprzone szaleństwo.
– Diabeł wcielony.
Jej słowa przebijają się przez mgłę spowijającą mój umysł. Wyrywam
się z tego osłupienia, w którym przez nią ugrzązłem.
– Kto?
Wysuwa język, by zwilżyć wargi, a ja tłumię jęk.
–  Pytałeś, jak się tu znalazłam – oznajmia. – Przysłał mnie diabeł
wcielony.
Zanim udaje mi się zapytać ją o  coś więcej, drzwi się otwierają
i wchodzi służąca, która zatrzymuje się w pół kroku, gdy zauważa, że tu
jestem.
– Och, przepraszam. Przysłano mnie po Daryę.
– Darya – powtarzam, a na moje usta samowolnie wypływa uśmiech.
Piękne imię dla pięknej dziewczyny.
–  Żegnaj – szepcze Darya, posłusznie podchodząc do kobiety, która
wyciąga do niej rękę.
– Vas! – wołam, na co odwraca nieco głowę, by dosłyszeć moje słowa:
– Mam na imię Vas.

***

Tamtego dnia coś się ze mną stało. Poczułem to w  sobie –


przyciąganie było tak silne, że nie wiem, dlaczego z nim walczyłem.
Czułem się tak, jakby nasze dusze się wzajemnie rozpoznały: ból,
zdrada, zagubione dziecko szukające schronienia, domu, kogoś, kto
by ją chciał. Ja, kurwa, ja jej pragnę. Nie tylko ciała, lecz także myśli,
słów, uśmiechu. Chciałbym ją chronić przed tym nienawistnym
światem. Uświadamiam sobie to tak dosadnie, że prawie uginają się
pode mną kolana.
Pragnę wdychać jej zapach, tak jak ona wącha róże. Wiem, że jej
woń jest wyjątkowa i że chcę się nią napawać.
Darya pochyla głowę i  ponownie zaczyna napawać się zapachem
róż. Już mam otworzyć drzwi i do niej dołączyć, gdy słyszę zbliżające
się za plecami kroki.
– Kim jest ta nowo przybyła? – pyta ktoś znajomym głosem, stając
obok i odciągając moją uwagę od pięknego widoku.
Odwracam się i  widzę jednego z  kilku nielubianych przeze mnie
dupków.
–  Ivan – mówię, po czym uśmiecham się, chwytając jego
wyciągniętą na powitanie rękę.
–  Dobrze cię widzieć, ale tamten widok jest nieco lepszy. –
  Puszcza oczko i  wskazuje na okno, a  jego knykieć przesuwa się po
szybie.
Ignorując przemożną chęć złamania mu ręki, puszczam ją
i podążam za jego wzrokiem w stronę Daryi.
–  Ona jest tu gościem, w  przeciwieństwie do niektórych –
 stwierdza stanowczo Vlad, stając obok mnie.
Ramiona Ivana sztywnieją, wsuwa ręce w kieszenie garniturowych
spodni i  rzuca Vladowi ostre spojrzenie. Ivan może i  jest dużo
starszy od Vlada, ale zna swoją pozycję w hierarchii – zajmuje niższe
miejsce niż Wasiliew.
– Mój ojciec powiedział, że posłałeś po mnie – zwraca się do niego
Ivan. – Mam zacząć trenować do Igrzysk.
On ma być tym zawodnikiem, którego mam szkolić?
Ivan jest poważny, starszy i  będzie o  wiele trudniej go trenować
niż kogoś młodego.
–  Gdybym chciał, żeby walczył dla mnie staruszek, posłałbym po
Veniamina – rzuca Vlad, w  tym samym momencie wraca Diana,
niosąc tacę pełną jedzenia. Wasiliew pierdoli głupoty i  próbuje się
wyżyć na Dianie i  Ivanie. Ven nigdy nie wykonałby rozkazu Vlada,
mimo że posiada tylko czterdzieści dziewięć procent udziałów w tym
przedsięwzięciu.
Diana cała się jeży, po czym przewraca oczami, popycha drzwi
i rusza w stronę Daryi. Ivan nie spuszcza z niej oczu. Być może nadal
ma do niej żal o  to, że zabiła jego brata Artura. Z  drugiej strony,
gdybym mógł wykorzystać ten gniew, uczyniłoby to z  niego
niemożliwą do powstrzymania maszynę do zabijania na Igrzyskach.
Bywa, że słabość człowieka staje się jego największą siłą.
Vlad zdejmuje marynarkę i  przerzuca ją przez ramię, po czym
uśmiecha się z  zadowoleniem, widząc, że Ivan przygląda się scenie
rozgrywającej się na zewnątrz.
Podążam za jego spojrzeniem do Diany, która podaje Daryi
szklankę soku pomarańczowego. Darya wypija ją jednym haustem,
jakby przemierzała pustynię i  właśnie trafiła do pierwszego
wodopoju.
–  Czy to przypadkiem nie jest Yuriego… – W  umyśle Ivana
zaczyna coś świtać.
– Nie – warczymy jednocześnie z Vladem, zanim zdąży dokończyć
swoje pytanie.
Kieruje na nas swoją uwagę, marszcząc czoło.
–  O co chodzi? – Ma napięte ramiona, gdy się nam przygląda.
Podnosi rękę i  pociera kark, jakby ten gest miał mu pomóc się
rozluźnić.
Vlad przyszpila go do miejsca spojrzeniem, po czym wypluwa na
niego cały swój jad:
– Powiem ci, o co chodzi – syczy. – Twój ojciec przysłał nie tego
Woskobojnikowa.
Napięcie wiszące w  powietrzu staje się nie do zniesienia.
Chciałbym zaproponować, żebyśmy przenieśli dyskusję tam, gdzie
nie będzie Daryi – w  razie gdyby wściekłość Vlada miała przybrać
nową formę.
–  Artur zginął w  twoich Igrzyskach – wyrzuca z  siebie Ivan
i  wskazuje na Dianę. – Ona go zabiła. Jestem ostatnim
Woskobojnikowem.
Vlad prycha i  porusza karkiem; słychać charakterystyczne
chrupnięcie.
–  Ivan – mówię spokojnym głosem. – Ona chciała tylko przeżyć.
Nie było to nic osobistego i lepiej, żebyś spuścił trochę z tonu. Jest
moją siostrą, pamiętasz? – Lepiej dla niego, żeby o  tym, kurwa,
pamiętał.
–  A to, co się dzieje na Igrzyskach, zostaje zapomniane, kiedy
dobiegają końca – dodaje ostro Vlad. – To smutne, gdy ginie nasze
rodzeństwo, ale udział w  Igrzyskach wiąże się z  dużym ryzykiem.
Artur był tego świadomy.
Ivan wzdycha ciężko i zrezygnowany kiwa głową.
– Wybacz mi, moje słowa podyktowała gorycz. Dla mnie to wciąż
świeża sprawa. Chyba jednak nie będziesz chciał, by reprezentował
cię Woskobojnikow. – Odwraca się, jakby chciał odejść, ale
zatrzymuje go mroczny śmiech Vlada, na co ja z kolei marszczę brwi.
W co on teraz pogrywa?
– Wręcz przeciwnie. Zależy mi na najmłodszym Woskobojnikowie.
Gdy Ivan odwraca się i  staje twarzą w  twarz z  zadowolonym
z  siebie Vladem, atmosfera gęstnieje jeszcze bardziej, jeśli to
w ogóle możliwe.
–  Przecież to ledwie dziewczynka. – Ivan kręci głową
z niesmakiem. – Alyona jest tylko pieprzoną dziewczynką.
Vlad nie może mówić poważnie. Alyona nie jest tylko
dziewczynką; jest dziewczynką przez duże D – pieprzoną
księżniczką. I przyjaciółką.
–  Tak naprawdę jest kobietą, a  one okazywały się niezłą bronią
podczas Igrzysk. – Vlad wbija wzrok w  Ivana, jakby prowokując go,
by się sprzeciwił.
Kurwa. Alyona to nie Diana.
–  Mój ojciec do tego nie dopuści. – Ivan krzyżuje ręce na klatce
piersiowej niczym duże, rozkapryszone dziecko.
–  Twój ojciec zrobi, co mu każę – prycha Vlad. – Jak każdy
grzeczny Woskobojnikow.
Ivan zaciska dłonie w pięści i zgrzyta zębami.
– Ale twój ojciec nie pozwoli, by reprezentowała go kobieta.
Wasiliew zaciska zęby, po czym uśmiecha się.
–  Nie ona będzie dla niego walczyć, tylko ty. Ona będzie walczyć
dla mnie.
Nie pada już ani jedno słowo, rozwścieczony Woskobojnikow
zostawia nas samych.
–  Kobieta? – pytam, gdy Ivan opuszcza dom. Staram się ukryć
swoją irytację najlepiej, jak potrafię. Ona w niczym nie przypomina
Diany. Nawet odrobinę. Tak bardzo nie nadaje się na zawodniczkę,
że samo zaproponowanie jej udziału w  Igrzyskach jest dla niej jak
wyrok śmierci.
Spojrzenie Vlada zatrzymuje się na Dianie. Moja siostra stoi po
drugiej stronie ogrodu, ze zmarszczonymi brwiami i  założonymi na
piersiach rękami patrzy na Daryę. Ta z kolei nie przestaje zachwycać
się kwiatami, zupełnie nie zwracając uwagi na otaczającą ją
publiczność.
– Ma w sobie coś niezwykłego – stwierdza Vlad z podziwem.
– Diana? – pytam, patrząc na niego zmrużonymi oczami.
Jego usta wykrzywiają się w wyrazie obrzydzenia.
– Nie, Darya. Jest taka…
– Niewinna? – podpowiadam.
–  Inna. – Marszczy brwi. – Nie rozumiem, dlaczego moja matka
miałaby ją dokądś odesłać, zamiast po prostu oddać ją nam.
Kładę mu dłoń na ramieniu w geście pocieszenia.
–  Czasem nie otrzymujemy odpowiedzi, których szukamy,
a  czasem matki robią dla swoich dzieci coś, by je chronić. Może
myślała, że lepiej jej będzie w klasztorze.
Moja matka nie zdradziła mi, kim jest mój ojciec, aż do śmierci.
Nie chciała, żebym był pod jego wpływem, kiedy dorastałem.
„Nie zasługiwał na ciebie. Jesteś kimś więcej niż tylko jego synem,
Vas”.
Vlad strzepuje moją rękę, chrząkając, i  odchodzi. Wychodzę na
zewnątrz i podchodzę do Daryi.
–  Możesz jej potowarzyszyć? Muszę wykonać parę telefonów –
wyjaśnia Diana.
Kiwam głową i  gładzę ją po ramieniu w  podziękowaniu za
dotrzymanie słowa i opiekę nad Daryą.
Gdy zostajemy sami, siadam na trawie z wyprostowanymi nogami.
Podwijam rękawy koszuli, odchylam do tyłu i  opieram się na
łokciach, krzyżując kostki u  nóg. Rozkoszuję się słońcem
wyglądającym zza chmur, a wtedy rozlega się dźwięk, jakiego nigdy
nie słyszałem. Piękny. Melodyjny. Anielski.
Ona śpiewa.
Łup.
Rozdział 6

Darya
Nigdy w życiu nie widziałam tak rozległego ogrodu. Wszędzie rosną
kwiaty, które wydzielają zapachy perfum, jakich używają otaczające
mnie kobiety. Nie mogę uwierzyć, że pozwolono mi przechadzać się
wśród takiego piękna.
Gdy wyczuwam, że Vas się do mnie zbliża, z  mojego wnętrza
wydobywa się pełen zadowolenia dźwięk i  nim się orientuję,
zaczynam cicho śpiewać. Tak dawno nie czułam potrzeby robienia
tego, że teraz doprowadza mnie to do łez. W żadnym razie nie mogę
się łudzić, że tak mogłoby wyglądać moje życie. Jeśli badania,
o  których mówią, dadzą wynik negatywny, znowu zostanę rzucona
wilkom na pożarcie. Może Vas mówi prawdę, zapewniając, że nigdy
na to nie pozwoli. Nie mam powodów, by mu nie ufać, ale
jednocześnie zdaję sobie sprawę z  tego, jak potężnym człowiekiem
jest Molokh – jeśli będzie chciał mieć mnie z  powrotem u  swego
boku, nikt nie będzie w stanie go od tego odwieść.
–  Dlaczego przestałaś? – zwraca się do mnie Vas, sprawiając, że
serce zaczyna mi się tłuc w piersi.
Zwracam ku niemu twarz, po czym siadam naprzeciwko, na
świeżej, wręcz jadeitowej trawie. Gdy przesuwam dłonią po jej
miękkich źdźbłach, zastanawiam się, co robią, że jest taka zielona
i soczysta. Cały ten ogród przypomina obraz.
– Już nie śpiewam – przyznaję miękkim szeptem.
–  Śpiewałaś w  klasztorze? – zadaje kolejne pytanie, wyrywając
źdźbło trawy i przełamując je.
– Kiedyś tak, a potem… – Marszczę brwi, bo ogarnia mnie wstyd.
– A potem? – pyta, kładąc dłoń na mojej i ściskając ją w wyrazie
otuchy.
W mojej głowie pojawiają się wspomnienia z nocy, podczas której
zostałam wyrzucona z arcybiskupiego chóru.

***

–  To prawdziwe błogosławieństwo mieć cię w  chórze – mówi z  dumą


arcybiskup Dimitrow, uśmiechając się do mnie. – Tak jak
przypuszczałem, twój głos, twoja czystość i wiara pozwoliły ci zajaśnieć
jak najprawdziwszy anioł. Muszę cię jednak prosić na słówko.
Jego pochwały działają na mnie krzepiąco, ale nie czuję się
komfortowo, przebywając z  nim sam na sam. Ostatnim razem…
ostatnim razem… byłam dla niego pokusą. Czuję spływającą po plecach
strużkę potu, gdy robię krok w stronę drzwi.
–  Nie masz się czego obawiać, dziecko – przemawia łagodnie. –
Modliłem się i  prosiłem Pana o  przebaczenie. Wszyscy grzeszymy. Nie
da się nic z  tym zrobić. Krew Chrystusa obmywa nas z  grzechu, więc
pozostaje nam jedynie błagać Boga o przebaczenie. To On nas umiłował
– uspokaja moje napięte nerwy.
–  Ja też się modliłam – mamroczę. – Modliłam się, by nigdy już
nikogo nie skusić. Żebym już nigdy nie postawiła waszej świątobliwości
w  takiej sytuacji. – Spoglądam przez ramię na otwarte drzwi,
zastanawiając się, czy nie lepiej byłoby po prostu stąd uciec.
Ale wtedy siostra Iwanonwa z pewnością by już na mnie czekała. Od
jakiegoś czasu bezustannie mnie karci, jakby dokładnie wiedziała, do
czego doszło tamtego dnia między mną a  arcybiskupem Dimitrowem.
Mam wrażenie, że chce mnie ukarać. Być może zesłał ją sam Bóg, by
wypełniła jego wolę.
– Zamknij drzwi, dziecko – stanowczo zwraca się do mnie arcybiskup
Dimitrow. – Ty drżysz. Czy siostra Iwanonwa cię skrzywdziła? Czy mam
udzielić jej reprymendy?
Przenoszę na niego swoją uwagę.
– Ja…
Z głębi korytarza słyszę, jak wspomniana siostra strofuje kogoś
ostrym tonem. Wzdrygam się, wyobrażając jej surowe, przeszywające
mnie spojrzenie. Zawsze ją kochałam i  sądziłam, że ona także mnie
kocha, ale ostatnio coś się zmieniło. Znów czuję, że otacza mnie chłód
i samotność.
–  Drzwi. – Twardy tembr głosu arcybiskupa Dimitrowa świadczy
o tym, że nie przyjmuje sprzeciwu.
Trzęsą mi się ręce, gdy pochodzę i chwytam za klamkę. Czuję na sobie
czyjś wzrok i  spotykam spojrzenie siostry Iwanonwy. Widzi, co
zamierzam zrobić. Zaciska usta, ale nie wymawiają słowa „nie”.
Zamykam drzwi, po czym odwracam się, by spojrzeć na arcybiskupa
Dimitrowa. Jak zawsze jest przystojny. Na moją twarz wpełza nieśmiały
uśmiech. Wyczuwam jego silny zapach, który tak bardzo polubiłam.
Staram się nie myśleć o  tym, co wydarzyło się ostatnim razem; kiedy
jego ciało ocierało się o  moje. Jak bardzo się wtedy wystraszyłam, ale
także jak bardzo to wspomnienie płonęło we mnie później.
Dotykałam się.
To wydarzyło się przez przypadek pod prysznicem, ale gdy palec
wsunął mi się w  szparkę, przeszedł mnie dreszcz rozkoszy. Chciałam
zapoznać się z  tym uczuciem, lecz wtedy usłyszałam chichot innych
zakonnic, które weszły do łazienki. Modliłam się całą noc, błagając
Pana, by wybaczył mi moje grzeszne myśli i czyny.
Krzesło biurowe arcybiskupa Dimitrowa skrzypi, gdy ten opiera się
o nie plecami i odchyla do tyłu. Duchowny mruży oczy i patrzy na mnie
przenikliwe. Jestem wdzięczna, że tym razem siedzi.
–  Pan przemówił do mnie wczoraj wieczorem podczas modlitwy –
mruczy niskim głosem.
– Naprawdę? – Otwieram szeroko oczy.
–  Oczywiście, dziecko. Często do mnie przemawia. Moim
obowiązkiem jest wsłuchiwać się w  Jego słowa i  wypełniać boską wolę
najlepiej, jak potrafię.
– Co powiedział Pan?
– Chce, żebyśmy razem odbyli pokutę.
– Jaką?
– Stań w kącie – instruuje ochrypłym głosem. – Twarzą do ściany.
Marszczę czoło, kiwam głową i jestem posłuszna. Jego fotel ponownie
skrzypi, a on wydaje z siebie głuchy pomruk.
–  Unieś habit – rozkazuje stanowczo, nie pozostawiając miejsca na
sprzeciw.
– Co? Dlaczego?
Zapada lodowata cisza, którą po chwili przerywa:
– Ponieważ Pan tego chce.
Czuję się skarcona, więc chwytam dół habitu i podciągam go do góry,
zatrzymując się poniżej pośladków.
–  Rózeczką Duch Święty dziateczki bić każe, tak napisano w  Biblii,
Pan chce, żebym cię wychłostał za kuszenie mnie.
Przenika mnie dreszcz, a do oczu napływają łzy.
– Ale ja nie mam ochoty cię karać – zapewnia mnie.
Jego słowa sprawiają, że serce mi się ściska.
– Dziękuję.
– Ale jeśli nie będę Mu posłuszny, sam zostanę ukarany.
–  Nie – protestuję głośno, spoglądając na niego przez ramię. – To
moja wina.
Mężczyzna potrząsa głową.
– Zatem dokonało się. Jako twój przełożony postąpię tak, jak należy.
Teraz pochyl się i  odsłoń pośladki. Zsuń bieliznę i  pozwól mi zobaczyć
twoją czystość. Gdy będę poddawał się karze, przypomnę sobie, że
poświęcam się dla ciebie. Żebyś pozostała najczystsza. To mój
obowiązek.
Wypuszczam z siebie zdławiony szloch.
– Przepraszam.
–  Nie przepraszaj – uspokaja. – Po prostu bądź mi posłuszna. Im
szybciej to zrobisz, tym szybciej będziemy mogli mieć to za sobą. Pan
będzie zadowolony, że ktoś odpokutował za te grzechy. Niech to będzie
moim udziałem.
Łzy wypływają spod moich powiek, gdy podnoszę habit i obwiązuję go
wokół talii. Zza moich pleców dobiega mnie gwałtowne sapnięcie.
– Ściągnij je – rzuca szorstko.
Przytakuję tylko, bo płacz uniemożliwia mi mówienie, po czym
opuszczam zwykłe białe majtki w dół ud. Czuję na pośladkach chłodne
powietrze. Wolałabym, żeby mnie wychłostał w  ramach wspólnej
pokuty, a nie żeby przyjmował karę tylko na siebie.
Słyszę jego jęk, fotel znów skrzypi, a  potem moich uszu dobiegają
dźwięki dłoni uderzającej o ciało. Co on robi? Czy karze swoją męskość
za to, że ostatnio mu stanęła? Płyną kolejne łzy. Jakie to musi być dla
niego straszne!
– Przepraszam – szlocham. – Tak bardzo mi przykro.
Odgłosy nie ustają. Arcybiskup wydaje z siebie różne dźwięki, potem
bolesny jęk, a  następnie westchnienie. Nie ruszam się z  miejsca, ale
jestem wdzięczna, że pokuta dobiegła końca.
–  Widok twojego nietkniętego ciała był wart tego bólu – zapewnia
mnie. – Nasuń bieliznę i popraw habit.
Staram się doprowadzić swoje ubrania do porządku, po czym
odwracam się i widzę, jak wrzuca zużyte chusteczki do kosza. Podaje mi
jedną czystą, którą pospiesznie biorę do rąk. Jego spojrzenie twardnieje,
kiedy chwyta mnie za nadgarstek.
– Przykro mi, dziecko, ale Bogu nie podoba się już to, że należysz do
chóru. Nie będziesz mogła śpiewać, dopóki nie uzna, że nasza pokuta
została odprawiona – stwierdza ze smutkiem.
– Nie – wykrztuszam. – Proszę.
–  Nie mnie musisz przebłagać. Proś Boga dziś wieczorem, zanim
położysz się spać. Szukaj Jego miłosierdzia. W  końcu znów wrócisz do
Jego łask. Wiem o  tym. Do tego czasu masz przychodzić do mnie
każdego wieczoru po kolacji, tak jak dziś. Będę przyjmował twoją
pokutę, aż Pan zacznie się radować. – Uwalnia moją rękę i  uśmiecha
się. – Możesz już iść.
Wybiegam z  gabinetu i  biegnę korytarzem. Oczy mam zamglone od
łez. Chór był dla mnie wszystkim. Uwielbiałam śpiewać. To był dar od
Boga, a teraz został mi odebrany. Czy na zawsze?
Na drodze staje mi siostra Iwanonwa, na którą niemalże wpadam.
Wpatruje się we mnie zimnym wzrokiem.
–  Kochanka nocy – stwierdza lodowatym głosem. – Diabeł przysyła
cię, żebyś wykonała jego brudną robotę, co?
Odsuwam się od niej i potrząsam głową.
–  Nie, siostro, ja… – Wstyd nie pozwala mi na kolejne słowa. Tylko
arcybiskup Dimitrow, ja i  Bóg wiemy, co się stało i  dlaczego muszę
zostać ukarana. Nie mogę się do tego przyznać nawet przed nią.
– Wiem, co robiłaś. Nie myśl, że jesteś pierwszą urodziwą zakonnicą,
która skusiła mężczyznę – syczy, chwytając mnie za wątły biceps.
Krzyczę, gdy ciągnie mnie ścieżką biegnącą obok ogrodów. Zbliżamy
się do ławki, na której lubię siadywać i  późną nocą czytać Biblię pod
gwiazdami. Dziś jednak księżyc i gwiazdy schowały się za chmurami.
– Czy on zachował twoją czystość, karząc samego siebie? – pyta.
Patrzę na nią, a łzy toczą mi się po policzkach.
– Ja…
W jej spojrzeniu błyska ból, gdy szepcze:
–  Myślałam, że jestem wyjątkowa. – Potem popycha mnie w  stronę
ławki i  szyderczym głosem dodaje: – Bóg obdarzył mnie obowiązkiem
ukarania was obojga.
– Ale on…
–  Wiem, co zrobił – odgryza się. – A  twoje pośladki pozostaną
nieskalane, takie jakie były w  dniu twoich narodzin. Będzie karał was
oboje przez wiele miesięcy. A  potem, gdy pomyślisz, że się w  tobie
zakochał, porzuci cię dla kogoś młodszego i  ładniejszego, w  kogo nie
wszedł i kogo nie splamił, dla kogoś czystego.
Nie pojmuję sensu jej słów ani tego, co ma na myśli.
– Siostro Iwanonwo – błagam. – Nie rozumiem.
– Bóg to zrozumie, a ja wykonam dla Niego to zadanie. A teraz połóż
ręce na ławce. Zrób dokładnie to, co kazał ci zrobić arcybiskup
Dimitrow. Pokaż mi swoją niewinność, abym mogła wymierzyć
odpowiednią pokutę.
Trzęsącymi się rękami posłusznie wykonuję rozkaz: podciągam habit
i  zsuwam bieliznę. Niedaleko rozlega się trzask, jakby ktoś odłamał
gałązkę z drzewa. Po kręgosłupie przebiega mi dreszcz.
–  Za każdym razem, gdy będziesz krzyczeć, kara stanie się dziesięć
razy gorsza. Masz być cichą kochanką – rozkazuje.
Trzask!
Cios, który spada na moje pośladki, sprawia, że na moim ciele
zaczyna szaleć ogień piekielny. Wbrew sobie krzyczę i przyjmuję kolejne
silne uderzenia. Przygryzam dolną wargę, by powstrzymać szloch,
i próbuję utrzymać się na nogach, bita przez siostrę raz za razem.
Czy to jest ta pokuta, którą wymierzał sobie arcybiskup Dimitrow?
Biczuje i  chłoszcze, aż zaczynają mi się trząść kolana i  w końcu
upadam. Bolą mnie pośladki, a  z ran sączy się krew. Drżę
niekontrolowanie, gdy ona siada na ławce obok mnie. Przesuwa palcami
po moim ramieniu, jej dotyk jest czuły.
–  Teraz jesteś już bezpieczna – mruczy. – Pokuta zadowoli Pana.
A  arcybiskup Dimitrow nie będzie już musiał ponosić za ciebie kary. –
Rozbrzmiewa jej zimny śmiech, który przyprawia mnie o dreszcze. – Nie
mogę się doczekać, kiedy odkryje moje dzieło. Będzie bardzo
zadowolony.
W jej tonie czai się coś złowrogiego, ale nie mam odwagi się z  nią
kłócić.
– Przepraszam – szepczę.
– Idź do łóżka, kochanko nocy. Powinnam była wiedzieć od pierwszej
nocy, kiedy cię tu przyłapałam biegającą po zmroku, że jesteś pomiotem
szatana. Ale jesteś też dzieckiem Bożym. To od ciebie będzie zależało,
czy będziesz podążać ścieżką prawości. I nie myśl, że nie będę nad tobą
czuwać i  czekać z  niecierpliwością, by móc przywrócić cię na właściwą
drogę.

***

–  Podobała mi się ta pieśń – oznajmia Vas, a  ja powracam do


rzeczywistości. – Była przepełniona smutkiem, a zarazem słodyczą.
Zupełnie jak ty.
–  Nie jestem smutna, gdy ty jesteś blisko – przyznaję szczerze,
rozkoszując się uśmiechem, którym mnie obdarza.
Rozdział 7

Vas
– Dlaczego to zrobiłeś? – pytam, czając się w kącie gabinetu ojca.
Ojciec aż podskakuje z  zaskoczenia i  prawie upuszcza szklankę
szkockiej.
–  Nie możesz się tak zakradać, Vas. Ktoś ci kiedyś wpakuje kulkę
w łeb.
Uśmiecham się i  podchodzę, po czym siadam na fotelu
znajdującym się przed jego biurkiem.
– O mnie się nie martw. A teraz odpowiedz na moje pytanie.
Szarpie za węzeł krawata i kręci głową, siadając.
Szukam podobieństwa między nami. Na szczęście większość cech
odziedziczyłem po matce, ale gdy ojciec przeszywa mnie błękitnym
spojrzeniem, wiem, że oczy mam po nim. Te same
lodowatoniebieskie oczy odziedziczyła również moja siostra.
– Obawiam się, że nie rozumiem, o czym mówisz – prycha, jakbym
był uciążliwą muchą.
– Udziały – podpowiadam. – Igrzyska i najważniejsze rodziny były
dobrymi zabezpieczeniami. Zyskownymi przedsięwzięciami dla
Wolkowów. Ze względu na to, że Diana wygrała poprzednie zawody,
powinniśmy stać się silniejsi niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego
chcę wiedzieć, dlaczego na stypie Yegora dowiedziałem się, że
zrezygnowałeś ze swoich udziałów. Teraz Igrzyska są niemal po
równo podzielone między Wasiliewów i  Wetrowów, a  my,
Wolkowowie, zostaliśmy z niczym.
Otwiera szerzej oczy i opróżnia szklankę.
– To był zwykły interes.
– Oddałeś im wszystko – stwierdzam chłodno.
–  Dziewczyny weszły w  obie rodziny. Nie powiedziałbym, że
z  czegokolwiek zrezygnowałem. Wręcz przeciwnie, zyskaliśmy
silniejszą pozycję – przekonuje.
– Jesteśmy słabi – odpowiadam.
Robi się czerwony na twarzy, którą po chwili wykrzywia grymas.
–  To była celowa zagrywka. Mam plany, o  których ty nie masz
najmniejszego pojęcia, chłopcze.
Przechylam szyję na prawo i lewo, aż słychać chrzęst kręgów.
Chłopcze, prycham w  myślach. Ten facet nie zdaje sobie sprawy,
jak bardzo potrafię być zabójczy.
– Chcę, żebyś mnie na bieżąco informował.
Ojciec wydaje z siebie krótkie parsknięcie:
– A to dlaczego?
–  Bo leży to w  twoim najlepszym interesie. – Mrużę oczy. –
Trenuję Woskobojnikowa na Igrzyska.
– Że co? – syczy. – A kto, do cholery, ci tak kazał? Masz trenować
zawodnika, który będzie reprezentował rodzinę Wolkowów.
–  Zawarłem układ z  Vladem – oznajmiam wprost. – Jeśli ty nie
zdradzasz mi swoich zamiarów, muszę brać sprawy we własne ręce.
Wpatruje się we mnie przez chwilę, a  jego umysł powoli zaczyna
łączyć kropki.
–  Powinienem kazać ci trenować kogoś dla naszej rodziny, ale
prawdę mówiąc, nie chcę, by ktokolwiek zaszkodził pozycji Diany.
Ivan już raz udowodnił swoją wartość w Igrzyskach, dlaczego mieliby
wystawiać go ponownie? – Marszczy nos, jakby poczuł zapach
czegoś nieświeżego.
–  Nie mówimy o  Ivanie, tylko o  młodej Alyonie – wyjaśniam,
szukając w wyrazie jego twarzy jakiejkolwiek reakcji.
Pokój wypełnia cisza, po czym ojciec zaczyna się uśmiechać.
–  To może okazać się dla nas korzystne. Jeśli porządnie
wytrenujesz Alyonę i pójdzie jej równie dobrze, jak naszej Dianie, jej
wartość będzie porównywalna z wartością twojej siostry. Wtedy mój
syn będzie mógł stać się częścią rodziny Woskobojnikowów, jedną
z czterech najważniejszych. Alyona będzie dla ciebie idealną żoną.
Sukinsyn.
Zgrzytam zębami. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
Założyłem własny biznes po tym, jak firma produkująca wódkę
trafiła w ręce Iriny i Vlada. A kobieta, którą wybiorę sobie na żonę,
będzie tylko i  wyłącznie moim pieprzonym wyborem. Ojciec jest
niespełna rozumu, jeśli myśli inaczej.
–  Za kilka dni wyjeżdżam do Moskwy – informuję go, nawet nie
próbuję wchodzić w dyskusję o mojej ewentualnej żonie.
–  Spraw, bym był z  ciebie dumny, synu. – Uśmiecha się i  kładzie
mi rękę na ramieniu.
Odnoszę wrażenie, że to szczery, serdeczny gest.
– Nic mi nie mówiłeś o swoich planach – podkreślam.
Wzdychając, opuszcza rękę i  podchodzi do biurka, porządkuje
papiery, a potem siada.
–  Dowiesz się wszystkiego w  stosownym czasie. – To jedyne
słowa, które udaje mi się usłyszeć.
Kręcę głową i  zostawiam go z  jego obowiązkami. Nie będę
tresowanym, żebrzącym o  ochłapy pieskiem. Mam już własne
perspektywy i  będę koncentrował się na trenowaniu Alyony oraz
rozbudowywał zaplecze treningowe dla nowych zawodników.
Zyskałem reputację w naszym mrocznym świecie, a treningi ze mną
są niezwykle kosztowne. Kiedy zbuduję swoje własne imperium,
wszyscy dowiedzą się, przed kim należy uklęknąć.

***

Przemierzam posiadłość Wasiliewów w  poszukiwaniu Vlada.


Zadzwonił do mnie i  poprosił, żebym natychmiast przyjechał.
W rezydencji panuje cisza. Myślę tylko o tym, by poszukać Daryi, ale
wpierw muszę się dowiedzieć, co ma mi do powiedzenia mój
szwagier.
Wchodząc do gabinetu Vlada dostrzegam, że przywdział maskę
surowości. Ten widok sprawia, że zgrzytam zębami.
– Zamknij drzwi – nakazuje, wskazując na nie głową.
Robię, co każe, i siadam przed jego biurkiem.
– Vlad.
–  Vas. – Zaciska zęby, a  mojej uwadze nie umyka drżenie jego
położonej na blacie dłoni, którą po chwili zaciska w pięść.
– O co chodzi? – pytam ostro.
Jego zachowanie sprawia, że krew wrze mi w żyłach, jeszcze zanim
dotrze do serca i ponownie wprawi je w szaleńczy wyścig.
–  Darya jest moją siostrą. – Przełyka głośno ślinę, a  jego brwi
lekko opadają, łagodząc rysy twarzy.
Wypuszczam oddech pełen ulgi. Jeśli jest jego krewną, zaopiekuje
się nią.
– Ale nie jest tu bezpieczna – stwierdza, a w jego bursztynowych
oczach zbiera się burza. – Nie w  tym domu. Jeszcze nie. Oleg,
człowiek, z którym handlowałem, gdy kupiłem Daryę jako…
– Niewolnicę – uściślam.
– …Zniknął z powierzchni ziemi. Nie wierzę, że Oleg mógłby nas
tak po prostu zdradzić, znikając z  dnia na dzień. Nadal nie wiemy,
czy aby na pewno to Yegor stoi za tym wszystkim, a ja muszę mieć tę
pewność. Nie chce mi się wierzyć, że to zwykły zbieg okoliczności.
Potrzebuję kilku miesięcy, żeby go odnaleźć. Darya pozostanie pod
twoją opieką, dopóki po nią nie przyjadę. Nie chcę, żeby przebywała
w pobliżu mojego ojca.
Łup.
Dlaczego nie miałaby być przy nim bezpieczna?
– Można by pomyśleć, że skoro wie, że jest jego córką, zostawi ją
w spokoju – prawie warczę.
Vlad ma dziwną minę, ale nie udaje mi się zapytać, co ma na
myśli, bo rzuca tylko:
–  Chcę, żebyś zabrał ją ze sobą do Moskwy. – Zaciska zęby. –
Dopilnuj tylko, żeby Rodion i  Zahkar jej nie tknęli. Nawet włos ma
jej nie spaść z  głowy. Jeśli coś się stanie mojej siostrze, ty za to
odpowiesz, czy jej się to podoba, czy nie.
Ten skurwiel i jego groźby.
–  A niby jak? – drwię, chociaż to oczywiste, że nie pozwolę
nikomu jej tknąć.
Rozdyma nozdrza.
–  Sam masz siostrę. – Uśmiecha się. – Mówię o  Dianie, tak dla
jasności.
Kiwam głową.
– Nie sądzę, by Venowi podobało się, że grozisz jego kobiecie.
Ani samej Dianie, jeśli już o  niej mowa. Kielich goryczy pełen
gróźb Vlada dawno się przelał.
– Więc nie pozwól, żeby doszło do takiego rozwoju spraw – rzuca.
Dupek blefuje. Ale zamiast odpowiedzieć na jego blef
i powiedzieć, żeby się odpierdolił i łaskawie opuścił ten padół łez, po
prostu przytakuję. Chcę, żeby Darya została ze mną, czyli tam, gdzie
jego jebnięty ojczulek nie będzie mógł jej dosięgnąć.
–  Darya będzie przy mnie bezpieczna. Nie dam im się nawet do
niej zbliżyć. – Drapię się po dolnej szczęce i  mrużę oczy. – Patrz,
a  mną się jakoś nie martwisz. Przecież już jedną twoją siostrę
zerżnąłem. – Nie mogę się powstrzymać od drażnienia go.
–  Nie szarżuj, Wolkow. Vika pieprzy się dla sportu i  dla zabawy.
Zgadzam się, byś zabrał tę drugą siostrę ze sobą, gdy będziesz
trenował Alyonę, i proszę, byś chronił Daryę przed kuzynami Vena.
–  Nie tkną jej nawet palcem – zaręczam. – Nie pozwolę, by
ktokolwiek ją skrzywdził.
W jego oczach dostrzegam ulgę. Podchodzi do mnie, trzymając
w dłoni małe ostrze, a ja spinam się, gotów wytrącić mu je z ręki, na
wypadek gdyby chciał mnie dźgnąć. On jednak tego nie robi, tylko
chwyta moją dłoń i nacina skórę. Pojawia się strużka krwi, po czym
Vlad przyciska moją rękę do kartki papieru.
– Przypieczętujemy to krwią. – Kiwa głową.
Wyrywa mi się krótki śmiech.
–  Trochę na modłę średniowieczną, co? – Coś złowrogiego, a  już
z pewnością mrocznego, czai się w jego bursztynowych oczach.
Wzruszając ramionami, wsuwa papier do szuflady i  podaje mi
chusteczkę.
–  Nasze rodziny wciąż trochę tkwią w  mrokach średniowiecza –
odpowiada, wzdychając. Podnosi szklankę, wypija jej zawartość
jednym haustem, po czym napełnia ją ponownie i powtarza proces.
Coś go poważnie niepokoi, ale obawiam się zapytać, co to może
być. Zamiast tego przyjmuję dar, który mi ofiarowuje.
Daryę.
Będzie pod moją pieprzoną ochroną. Może wreszcie uda mi się
teraz nieco odetchnąć.
***

–  Nie podoba mi się to wszystko – stwierdza nadąsana Irina. –


Dopiero co zaczynałam ją poznawać.
–  To była wola twojego męża – odpowiadam bez ogródek,
wrzucając walizkę do bagażnika samochodu.
Irina lekko mnie szturcha.
– Nie bądź taki do przodu.
– No co? – zwracam się do niej z uśmiechem. – Jeśli masz z tym
problem, idź do szefa.
Przewraca oczami tak mocno, że przez chwilę boję się, czy nie
wyjdą jej na wierzch.
– Dbaj o jej bezpieczeństwo.
Przytulam siostrę, chociaż jej brzuch zrobił się naprawdę
ogromny. Wkrótce na świat przyjdzie kolejny Wasiliew.
– Ze mną jest bezpieczniejsza niż tutaj, gdzie pieprzony Yuri może
się do niej dobierać. Oboje o tym wiemy.
Przytakuje. Moja siostra zdaje sobie sprawę, jakim zboczonym
psycholem jest Wasiliew senior.
– Zgoda. Tylko… – Urywa odsuwając się. – Ona jest po prostu taka
niewinna. A te wszystkie rzeczy, które odstawialiście z Viką… Darya
nie jest taka.
Zgrzytam zębami i odgarniam kosmyk włosów z twarzy Iriny.
–  Vika była tylko środkiem do celu. Sposobem na spędzenie
wolnego czasu. Darya… – Słowa zamierają mi w  gardle, gdy
dziewczyna ukazuje się w drzwiach domu.
Jest piękna i, dzięki Bogu, ma na sobie ubranie. W  czarnych
legginsach, butach i  obszernym czarnym swetrze wygląda dziś tak
normalnie. Tak bardzo różni się od kobiety, którą próbowałem
poznać przez ostatnie kilka miesięcy.
–  …Wygląda cudownie – kończę, bo oddech mi się rwie, kiedy
Darya zbliża się do nas.
Irina trąca mnie łokciem, gdy Darya z zaróżowionymi policzkami
wbija wzrok w ziemię.
– Przestań z nią flirtować – syczy Irina.
Prycham. Tego sobie nie odmówię. Ignorując moją wścibską
siostrę, podchodzę do Daryi i ujmuję jej małą, delikatną dłoń. Kiedy
zbliżam ją do ust i  całuję jej środkowy knykieć, Irina jęczy. Ale
Darya? Kieruje na mnie brązowe oczy i  obdarza najsłodszym
uśmiechem, pojawiającym się na jej ustach. Tak cholernie pięknym.
– Byłaś już kiedyś na wycieczce? – pytam.
Ona kręci głową i odpowiada:
– Nie jako zwykły pasażer.
Kiedy jej oczy zasnuwa mgła, wiem, że myślami wraca do tego, jak
została porwana i  sprzedana, jakby była jakimś pieprzonym
zwierzęciem.
–  Zawsze musi być ten pierwszy raz – stwierdzam łagodnie. –
Musimy jednak najpierw pojechać po Alyonę. Przygotuj się. Jest
dosyć specyficzna.
W oczach Daryi błyska ciekawość.
– Nie będzie miała nic przeciwko temu, że jadę z wami?
–  Nie – zapewniam ją. – Jedźmy, póki jest jasno. – Otwieram
drzwi od strony pasażera, a gdy już wsiada do środka, zamykam je za
nią. Następnie zwracam się do Iriny: – Postaraj się utrzymać Vlada
w  ryzach. Powiedz Yuriemu, żeby się pierdolił. A  jeśli zaczniesz
rodzić, kiedy mnie nie będzie, niech Diana ci pomoże. Wrócę, gdy
tylko będę mógł.
Przytula mnie po raz ostatni.
– Kocham cię.
– Ja ciebie też.
Wsiadam do samochodu; jest mi nieco cieplej na sercu. Wcześniej,
dopóki mój ojciec nie sprowadził mnie do swojego życia jako
dorosłego mężczyznę, czułem się samotny. Matka umarła. Nie
miałem żadnej rodziny, do której mogłem się zwrócić o  pomoc.
A  potem zostałem wrzucony w  wir tego życia. Żądny pieniędzy
i  władzy ojciec nic dla mnie nie zrobił, ale dwie dziewczyny, które
pokochałem już jako dzieciak, stały się moimi prawdziwymi
siostrami. Od razu poczułem ogromną chęć zaopiekowania się nimi.
Irina i  Diana są dobrymi ludźmi i  naprawdę je kocham. Są moją
rodziną. Zrobiłbym wszystko, by zapewnić im bezpieczeństwo.
Gdy zerkam na Daryę, ogarnia mnie ta sama chęć zaopiekowania
się nią – było tak od pierwszej chwili, gdy natknąłem się na nią
w  kuchni. Moimi siostrami też chcę się opiekować, ale kiedy w  grę
wchodzi Darya, w moim wnętrzu płonie także pożądanie. Nie chodzi
o to, że chcę ją przelecieć, a raczej o to, by ją posiąść i uczynić moją.
Kiedy wspomniałem o  tym Dianie, spojrzała na mnie pełnym
sceptycyzmu wzrokiem, więc odrzuciłem ten pomysł.
Prawie jej nie znam.
A jednak pragnę bardziej niż czegokolwiek w całym swoim życiu.
Sam ledwo mogę to ogarnąć, a co dopiero komuś wytłumaczyć.
– Zakładam, że Vlad przekazał ci najnowsze wieści – stwierdzam,
zerkając na nią.
–  Jest moim bratem. – Podnosi wzrok i  znów posyła mi ten
cudowny uśmiech. Jest szczęśliwa.
–  Miło dowiedzieć się, że w  końcu masz rodzinę – oznajmiam. –
Kiedy odkryłem, że Diana i Irina są moimi siostrami, poczułem nagłą
więź ze światem. Przestałem dryfować.
– Tak – mruczy. – Dokładnie tak.
– Jest dla ciebie miły?
– Vlad?
– Wiesz, słynie z… – Bycia dupkiem, dodaję w myślach.
–  Bardzo miły. Ciągle mnie o  coś pyta, chociaż wydaje się
rozgniewany, ale nie na mnie. – Przeszywa ją dreszcz.
– Zimno ci?
Zaprzecza ruchem głowy.
– Jest po prostu zupełnie inny niż wtedy, gdy spotkałam go po raz
pierwszy.
– Kiedy kupił cię od tego przemytnika?
Jej dłoń zaczyna drżeć, więc sięgam po nią i  otulam swoją.
Sztywnieje, ale pozwala mi spleść nasze palce.
–  Trzymał mnie dla swojego ojca. – Słowa przychodzą jej
z trudem. – Czy tak właśnie działa ten świat?
Zaciskam zęby.
– Niestety, urodziłaś się w okrutnej rodzinie.
Wzdryga się, a ja ściskam jej dłoń.
– Nie martw się, w moim przypadku jest tak samo. – Uśmiecham
się do niej. – I  to sprawia, że jesteśmy przyjaciółmi. Łączą nas te
same gówniane okoliczności.
– Chciałbyś być moim przyjacielem? – pyta nieśmiało.
Kurwa, sama słodycz.
–  Pewnie, że tak. I, jeśli pozwolisz, chciałbym ci pokazać, że nie
wszyscy mężczyźni są źli. Niektórzy potrzebują kobiet, które mogą
kochać i uwielbiać.
– Jak Vlad i Irina?
Vlad może przez większość czasu być dupkiem do potęgi, ale
trzeba mu przyznać, że ubóstwia moją siostrę. Zabiłby każdą osobę
stąpającą po tej ziemi, żeby ją chronić. I  nawet gdyby ten kutafon
akurat kogoś katował, to w  chwili, w  której pojawiłaby się Irina,
przerwałby tę czynność, utkwiłby w niej przepełnione miłością oczy
i obdarzył ją tajemniczym uśmiechem.
Nawet najczarniejszy charakter może okazać się dobry.
– Dokładnie jak oni – zgadzam się, wjeżdżając na ulicę, na której
mieszka Alyona. – Ożeż, kurwa mać.
– Co się stało?
Wjeżdżam na podjazd i parkuję za czerwonym samochodem marki
Ferrari, na którego tablicy rejestracyjnej umieszczono napis
„Blndscz”. Blond sucz, o  którą chodzi, taszczy wielką walizkę,
schodząc po schodach. Cały podjazd jest zawalony bagażami. Ale
dopiero to, co ma na sobie, sprawia, że głośno jęczę. No jak, kurwa,
mam nauczyć lalkę Barbie, jak stać się pierdoloną królową śmierci na
wzór Diany?
Jezu.
Kiedy mnie dostrzega, Alyona puszcza walizkę, która stacza się ze
stopni. Ma na sobie czarne skórzane spodnie, obcisłe jak jasna
cholera. Do tego szpilki, dzięki którym jej wysoka i smukła sylwetka
osiąga ponad metr osiemdziesiąt. Opięty biały sweterek z głębokim
dekoltem w kształcie litery V odsłania jej ponętne piersi, a niemalże
platynowe blond włosy ułożone są w  miękkie fale opływające jej
twarz. Ukoronowaniem całości jest pełen makijaż. Wygląda,
jakbyśmy szli na jakąś pierdoloną sesję zdjęciową.
Kurwa.
Wysiadam z samochodu i potrząsam głową.
– Wysłałem ci wiadomość, żebyś ubrała się na sportowo.
Jej lśniąca, różowa górna warga podwija się.
– Ja też cię witam, Vasiu.
Przewracam oczami, podnosząc ciężką walizkę.
– Nie nazywaj mnie tak.
– Dlaczego nie? – drażni się ze mną, chwytając najmniejszą torbę
leżącą na ziemi. – To słodkie imię.
– Gucio albo Fifi są słodkie. „Vasiu” brzmi tak, jakbym był jednym
z twoich stylistów, którzy sądzą, że pojawienie się Ricky’ego Martina
jest najlepszym wydarzeniem, które mogło przydarzyć się ludzkości
od czasu wynalezienia krojonego chleba – odpowiadam
z przekąsem.
– Kim jest Ricky Martin?
– Kimś, kogo kochała moja mama. Zapomnij. Po prostu wsiądź do
samochodu – marudzę.
– Vasiu! – piszczy. – W samochodzie siedzi jakaś dziewczyna. Kto
to? Czy to twoja laska? Jak to możliwe, że dopiero teraz się o  tym
dowiaduję?
Przeciągam dłonią po twarzy w geście zmęczenia.
– To Darya. Moja przyjaciółka. Zostaw ją w spokoju.
–  A co z  Viką? Wszyscy wiedzą, że się ruchaliście – stwierdza
z uśmieszkiem.
Ignoruję ją i  staram się upchnąć resztę jej walizek do bagażnika.
Gdy w  końcu udaje mi się go zamknąć, Alyona marszczy idealnie
zrobione brwi.
–  Nie myśl, że odpuszczę. Nie teraz, gdy Vika zagroziła, że mnie
oskalpuje tylko za to, że po prostu rozmawialiśmy. Głupie
dziewuszysko nie rozumie, że mężczyźni i  kobiety mogą być
przyjaciółmi. A teraz opowiadaj – rzuca zachęcającym tonem.
– Vika wykorzystała wszystkie swoje dziewięć żyć i ukochany tatuś
przekazał ją jako spłatę długu.
Jej jaskrawe usta otwierają się szeroko, formułując w literę O.
–  Niemożliwe. Nie postąpiłby tak. Co takiego okropnego zrobiła
Vika?
Stoję na ulicy i plotkuję jak znudzona kura domowa.
– Wkurwiła Vena, a teraz Ven się nią… ekhm, opiekuje.
Alyona rozszerza swoje jasnoniebieskie oczy, w  których tli się
iskierka strachu.
– Rozumiem.
Dopada mnie poczucie winy. Nie mogę znieść tego, że jej zasrany
ojciec-porażka kazał tej dziewczynie, której hobby to imprezowanie,
trenować do Igrzysk. I  tego, że Vlad kazał mi ją przygotować. Jest
moją przyjaciółką i  nieraz szaleliśmy razem w  nocnych klubach
w mieście. Nigdy jej nie przeleciałem, bo nie jest w moim typie; zbyt
wyzywająca i śmiała. Viką przesyciłem się do tego stopnia, że chyba
starczy mi na resztę życia. Ale bez względu na niewyparzoną gębę
Alyony i  jej zadziorną postawę wciąż jest ona bogatą dziewczynką,
która nie powinna brać udziału w rozgrywkach potworów.
Przyciągam tego chudzielca do siebie, żeby ją przytulić.
–  Zrobię wszystko, żebyś była przygotowana. Wygrasz to
w  cuglach, zrozumiano? Musisz się tylko maksymalnie skupić
i uważnie słuchać tego, co mówię.
Przytakuje i  ściska mnie mocniej. Alyona nie jest osobą, która
otwarcie okazuje uczucia czy emocje. Tylko po jej cichym szlochu
poznaję, że jest o krok od płaczu.
– Hej – szepczę. – Dopilnuję, żebyś była gotowa. Dlatego właśnie
Wetrowowie będą cię trenować razem ze mną. Wiem, czego mogę cię
nauczyć, ale oni zdobyli też inne umiejętności, które mogą wnieść
coś nowego.
Odsuwa się, a  jej ciemne rzęsy trzepoczą szybko ponad
policzkami, gdy stara się odgonić nadciągające łzy.
–  I właśnie dlatego spakowałam siedem walizek – odpowiada
z szelmowskim uśmiechem. – Nie można iść do Klubu Czernyj 3 bez
odpowiedniej garderoby.
–  Nie będziesz miała siły, żeby się bawić – ostrzegam. –
Przeczołgamy cię, codziennie po piętnaście godzin na dobę.
Aż cała promienieje.
– Co oznacza dziewięć godzin na imprezowanie.
– Pakuj tyłek do samochodu – zrzędzę.
Wsiadamy do samochodu. Darya nerwowo wierci się na przednim
siedzeniu. Nawet nie mam czasu, by je sobie przedstawić, więc robi
to Alyona – pochyla się do przodu, wciskając swój biust pomiędzy
nas, i  wyciąga długą, szczupłą rękę, ociężałą od co najmniej
dwudziestu bransoletek.
– Jestem Alyona Woskobojnikow.
Darya niezgrabnie ujmuje jej dłoń.
– Darya.
–  Darya Wasiliew – dodaję. – Okazuje się, że Vlad ma jeszcze
jedną młodszą siostrę.
Darya rzuca okiem na Alyonę, która aż wzdycha.
– Wow – stwierdza. – Straszne. Przypomina mi Viktora, niech Bóg
ma w opiece jego piękną duszę.
Viktor był bratem bliźniakiem Viki i choć łączyły ich więzy krwi, ja
nie widziałem podobieństwa między nimi. Nadal nie widzę, bo za
każdym razem, gdy na nią patrzę, jej oczy coraz bardziej
przypominają oczy Vlada.
– Zawsze miałeś coś do Wasiliewów – odzywa się Alyona, siadając
na swoim miejscu i zapinając pasy.
Spoglądam na jej odbicie w  lusterku wstecznym: wzrusza
ramionami. Wyjeżdżam na drogę i biorę Daryę za rękę. Przy Alyonie
jest bardziej zrelaksowana. Tej dziewczyny trudno nie lubić, nawet
jeśli zna się ją bardzo krótko. Jest szalona i niesforna, ale zabawna.
A  ponieważ jest też słodka, wiele spraw uchodzi jej na sucho. I,
cholera, zawsze to wykorzystuje. Te jej pyskate usteczka pomogą jej
przetrwać Igrzyska. Muszę tylko zadbać, żeby jej ciało i  sprawność
fizyczna szły z nimi w parze.
–  Jakiej muzyki słuchasz? – pyta Alyona. – Tylko, proszę, nie
mów, że Ricky’ego Martina.
– Pierdol się – chrząkam.
Powietrze wokół naładowane jest energią. Darya chichocze –
nigdy nie słyszałem tak cudownego, nieskrępowanego dźwięku.
– Jedyna muzyka, jaką znam, to ta, którą śpiewa się w kościele.
Alyona prycha:
– W kościele? Ale że co? Psalmy?
– Na przykład Hos Ephanerothe4 – odpowiada Darya z uśmiechem
i  zanim którekolwiek z  nas zdąży zadać kolejne pytania, Darya
zaczyna śpiewać.
Alyona, która tak samo jak ja zawsze mówi na głos to, co myśli,
teraz milknie. Dostaję gęsiej skórki na rękach, gdy ta słodka, cicha
dziewczyna siedząca obok mnie zamyka oczy i śpiewa najpiękniejszą
pieśń, jaką kiedykolwiek słyszałem. Pieśń poruszającą każdą strunę
duszy.
Psalm dobiega końca, a Alyona gwiżdże z uznaniem.
– Cholera, masz całkiem pokaźne płucka, mała!
Jej pochwała sprawia, że Darya cała się rozpromienia.
– Dziękuję. A jakich piosenek ty słuchasz?
Moje serce przeszywa ból. Wspaniale jest patrzeć, jak Darya
wychodzi ze swojej skorupy. Alyona znów pochyla się do przodu
i  podłącza swój telefon, a  jej cycki prawie wylewają się na kokpit.
Wkrótce rozlega się dudnienie basów, dźwięki wprawiają Alyonę
w  ruch. Darya ciągle zerka na mnie i  śmieje się z  wygłupów
dziewczyny.
5
–  To, moja droga, jest Łoboda . Jest boska – chwali Alyona. –
Wybacz, Vasiu, ale jesteś skazany na słuchanie mojej królowej przez
całą drogę.
Wzdycham ciężko, lecz na moich ustach pojawia się uśmiech.
Wszystko jest takie normalne, mimo że ostatnio moje życie było
przeciwieństwem normalności. Życie Daryi też było jedną wielką
kpiną. Biednej Alyonie, siedzącej z  tyłu, przyjdzie wkrótce dostać
życiową lekcję, gdy zostanie wrzucona na ring po to, by walczyć.
Ja na razie cieszę się chwilą. Bo ta chwila to wszystko, co mam.
Rozdział 8

Darya
Jestem uzależniona od czekoladek Alenka, dlatego Vas kupił mi ich
całą paczkę na poprzedniej stacji benzynowej. Zjadłam wszystkie
sama i teraz żałuję, że nie zostawiłam sobie trochę na później.
Podróż do Moskwy trwała w  nieskończoność, ale wreszcie
dotarliśmy na miejsce. Vas powiedział, że mogliśmy polecieć
samolotem, gdyby nie to, że nie lubi ruszać się nigdzie bez
samochodu, zwłaszcza że mamy tu zostać na dłużej. Ogarnia mnie
jakieś nieokreślone napięcie, ale nie boję się, raczej jestem
podekscytowana. Gdy mkniemy autem przez ruchliwe, oświetlone
miasto, przypominam sobie, jak wczesnym rankiem Vlad przyszedł
do mojego pokoju, gdzie akurat czytałam i jadłam śniadanie.

***

–  Prawdziwy ranny ptaszek z  ciebie – stwierdza Vlad chłodnym


i beznamiętnym głosem.
Tak bardzo przypomina mi czasem Molokha.
Przeszywa mnie dreszcz.
–  To dobry czas na studiowanie Pisma Świętego – szepczę.
Popłakałam się, gdy Irina podarowała mi Biblię. Molokh nigdy nie
pozwolił mi jej mieć… nie wspominając już o czytaniu czegokolwiek.
Vlad ściąga brwi i opiera się o półkę z książkami, patrząc na mnie od
góry.
– Wyglądasz zupełnie jak ona.
Otwieram szeroko oczy i staram się nie drżeć.
– Twoja matka?
– Nasza matka – odpowiada, kiwając głową.
Ale w przeciwieństwie do Molokha nie wygląda na rozgniewanego czy
na wpół zakochanego – wydaje się po prostu szczęśliwy. Rzecz jasna, nie
uśmiecha się. Nie sądzę, by poza Vasem jakikolwiek inny mężczyzna to
robił, ale jego spojrzenie pozostaje łagodne. W oczach mężczyzny można
wyczytać wiele rzeczy. Czai się w  nich albo zło, albo dobro. Nie ma
niczego pomiędzy.
– Gniewasz się? – pytam.
Zaprzecza.
–  Cieszę się, że mam jeszcze jedną siostrę. – Klęka przede mną,
wyjmuje mi Biblię z rąk, po czym kładzie ją na stoliku obok i ujmuje
moją dłoń. – Daryo, przykro mi. To życie jest parszywe, a ja ponoszę
odpowiedzialność za to, że tak właśnie wygląda. Gdybym wiedział,
że mam drugą siostrę… – Urywa i zaciska usta w wąską linię. – Testy
wykazały, że jesteśmy rodzeństwem. Chcę, żebyś wiedziała, że
spędzę resztę życia na zapewnianiu ci tego, co ci się słusznie należy.
– Dziękuję – odpowiadam miękko.
– Ale są pewne rzeczy, na które nie mam wpływu. Mogą sprawić,
że staniesz się bezbronnym, łatwym celem – dodaje gniewnie. –
I właśnie dlatego nie możesz tu zostać.
Wzdrygam się na jego słowa, a w mojej piersi wzbiera przerażenie.
– C-co?
Jego spojrzenie łagodnieje.
–  Vas zabiera córkę Woskobojnikowa do Moskwy, by trenowała
pod okiem Wetrowów. Myślę, że powinnaś ich poznać. Są cholernie
pokręceni, ale… – wzdycha – Vas zadba o twoje bezpieczeństwo. Po
prostu trzymaj się go i pozwól, by cię chronił. Poza tym nie będziesz
musiała siedzieć zamknięta w  tym domu. Wystarczająco długo
byłaś… więziona. Myślę, że dobrze by ci zrobiło, gdybyś wyszła do
ludzi i poznała prawdziwy świat.
– Dobrze – szepczę.
Dopóki Vas jest częścią tego świata, nie będę się bała.
–  Ale wiedz jedno, kochana siostrzyczko – wyjaśnia miłym,
łagodnym tonem. – Twoje miejsce jest ze mną i z moją rodziną. Od
teraz jesteś pod ochroną Wasiliewów. Jeśli stanie ci się krzywda,
osobiście wypatroszę tego, kto będzie za to odpowiedzialny. Czy
wyrażam się jasno?
Ogarnia mnie niepokój. Okrucieństwo w jego spojrzeniu mrozi mi
krew w żyłach.
–  Daryo, nigdy więcej nie chcę widzieć tego wyrazu na twojej
twarzy, gdy na mnie patrzysz. Nie musisz się mnie bać, nigdy. Od
dzisiaj zawsze będę cię chronił. Jesteś moją siostrą, w naszych żyłach
płynie ta sama krew. Rozumiesz?
Wargi mi drżą, gdy przytakuję i  wypowiadam zdanie, które
układałam sobie w  głowie, odkąd dowiedziałam się, że Vlad może
być moim bratem.
– Dziękuję ci… bracie.
Jego jabłko Adama porusza się w górę i w dół; Vlad odwraca wzrok
i szybko wstaje.
–  Idź i  spakuj się. Niedługo wyjeżdżacie – poleca zachrypniętym
i zdławionym głosem.
Czyżbym go zasmuciła?
– Nie chciałam…
–  Jestem twoim bratem – odpowiada ostro. – Masz prawo tak
mnie nazywać. Możesz mnie nazywać, jak ci się żywnie podoba. Nie
jesteś jakąś małpą w zoo. Należysz do potężnego rodu, a to oznacza,
że należy zmiatać kurz sprzed twoich stóp.
– Dziękuję ci, braciszku.
Tym razem naprawdę się do mnie uśmiecha.

***

–  Nareszcie! – wykrzykuje Alyona, wskazując na budynek, przed


którym tworzy się kolejka, ciągnąca się aż za róg. – Czernyj. O rany,
odkąd otwarli ten klub, nie mogłam się doczekać, kiedy tu przyjdę.
To niesprawiedliwe, że wpuszczali swojego ulubieńca Vasia, a  mnie
nie. Mówiłam ci, że raz próbowałam wejść?
Vas prycha, ale po jego uśmiechu widać, że bawi go ta historia.
– I jak ci poszło?
–  Bramkarz mnie nie wpuścił – żali się Alyona. – Powiedziałam
mu, że nazywam się Woskobojnikow, a  on się tylko roześmiał.
Kurwa, śmiał mi się w  twarz! Miał tupet, gruby dupek. Musieliśmy
iść z przyjaciółmi na drugą stronę ulicy do jakiejś lamerskiej knajpy.
Ten jeden jedyny raz moje cycki mnie zawiodły.
–  Cycki nie wygrają za ciebie każdej walki – stwierdza Vas,
rechocząc.
– Cóż, od tamtej pory nauczyłam się robić z nich lepszy pożytek –
wyjaśnia Alyona. – Założę się, że ten bramkarz jadłby mi teraz
z ręki. Właściwie to zamierzam mu powiedzieć…
–  Nic mu nie będziesz mówić – zrzędzi Vas. – I  tak wejdziemy
przez zaplecze. Jutro musisz wstać skoro świt, więc najlepiej będzie,
jeśli od razu pójdziesz do pokoju i uderzysz w kimono.
– No, kurwa, chyba śnisz, Vasiu Wolkow! Kpisz czy o drogę pytasz?
Nie możesz mnie ciągnąć przez całą Rosję do najlepszego klubu
w  kraju tylko po to, żeby powiedzieć mi, że mam iść spać. Ja
pierdolę, nie. Idę potańczyć. Lubisz tańczyć, mała? Pozwalali ci
tańczyć w klasztorze?
Śmieję się cicho. Jest jedyna w  swoim rodzaju, to na pewno.
Niektórzy starsi zakonnicy tak bardzo ekscytowali się podczas
nabożeństw, że tańczyli w kółko, ale to wszystko.
–  Właściwie to nie. Ale… – Przygryzam dolną wargę. Coś w  tej
dwójce sprawia, że mam ochotę opowiedzieć im różne głupie
historyjki, które mi się przytrafiły.
– No, wyduś to z siebie – zachęca Alyona. – Czuję, że kryje się za
tym jakaś historia. Prawdopodobnie bardzo nudna, bo kościelna i w
ogóle, ale i tak chcę ją usłyszeć.
–  Ty to jesteś upierdliwa – narzeka Vas, gdy skręcamy w  ciemną
uliczkę, znajdującą się z boku budynku.
–  No jakże by inaczej – świergocze pewnie Alyona. – Opowiadaj,
kobieto.
– Cóż, nie można było wychodzić w nocy, ale czasami wymykałam
się, żeby pomodlić się w  ogrodzie w  świetle gwiazd… – Urywam
przypominając sobie zapach mięty i odgłosy świerszczy.
–  Jesteś niczym prawdziwy zbuntowany anioł – stwierdza
z rozbawieniem Alyona.
–  I tam tańczyłam. Nie tak jak w  kościele. Po prostu wirowałam,
pląsałam i  skakałam – wzdycham, uśmiechając się do siebie. –
Zawsze czułam, że ożywam w  świetle księżyca, ale to dlatego, że
diabeł uwielbia nas kusić pod osłoną nocy, więc wszystko wydaje się
wtedy bardziej kuszące. Taka sztuczka, żeby zgrzeszyć – opowiadam
biednej Alyonie, która pewnie nie ma pojęcia, że sama jest
doskonałym ucieleśnieniem pokusy i grzechu.
– Cóż, nie wiem, czy księżyc sprawia, że grzeszysz, ale widziałam
ten twój słodki tyłeczek na stacji benzynowej i założę się, że te pląsy
na pewno skuszą chłopców, a  grzeszników zachęcą do zabawy –
droczy się Alyona.
–  Nie będzie żadnego kuszenia pieprzonych chłopców – odgryza
się Vas, gdy wjeżdżamy na parking za budynkiem. – Bo wszystkich
pozabijam.
Odruchowo wzdrygam się i  posyłam Alyonie spanikowane
spojrzenie. Ona po prostu przewraca oczami i szepcze:
–  Jest po prostu zazdrosny. – Alyona mruga do mnie
porozumiewawczo.
Czuję ciepło rozchodzące się po moim ciele. Czyżby Vas nie chciał,
żeby przychodzili tu inni chłopcy, bo pragnie mieć mnie tylko dla
siebie?
– Cześć, chłopie. – Vas zwraca się do faceta w czarnym garniturze.
–  Pan Wolkow – wita się chłopak. – Pana miejsce jest wolne.
Pokojówki posprzątały apartament, o  który pan prosił. Rodion
powiedział, że potrzebny będzie tylko jeden. Zgadza się, proszę
pana? – pyta, śledząc wzrokiem całą naszą trójkę.
–  Tak, muszę je mieć cały czas na oku. Jeden wystarczy –
zapewnia Vas.
Facet naciska przycisk, by nas wpuścić, po czym pochyla się
i spogląda na Vasa.
– Walczysz?
– Trenuję – chrząka Vas.
–  Daj mi znać, gdybyś walczył. Załatwię kogoś na zastępstwo,
żebym mógł to zobaczyć.
Vas potakuje i wjeżdża do podziemnego garażu.
– Aż mam gęsią skórkę. – krzywi się Alyona. – Ten facet zabujał
się w tobie na amen. „Daj mi znać, gdybyś walczył, bo marzę o tym,
by po walce zlizać ci pot z klaty” – przedrzeźnia go niskim, męskim
głosem.
Na myśl o  tym obrazie otwieram szeroko oczy i  pochylam głowę,
by wyszeptać cichą zdrowaśkę.
– Straszna z ciebie świruska, Woskobojnikow – mruczy Vas.
– Twoja ulubiona – odpowiada.
Bawi mnie, jak się przekomarzają. W  domu Vlada wszyscy są
strasznie poważni i  ponurzy. Czasem dobiega mnie chichot Iriny,
który niesie się echem po korytarzach, ale nie zdarza się to często.
Wydaje się, że towarzyszące mi dwie osoby lubią żartować z  siebie
nawzajem, ale tak życzliwie i po przyjacielsku.
Wysiadamy z  samochodu, więc w końcu rozprostowuję kości. Vas
wpatruje się w mnie. Gdy czuję jego wzrok przesuwający się po moim
ciele, cały żartobliwy nastrój znika. W  takich sytuacjach zazwyczaj
czuję się zawstydzona. Ale z Vasem jest inaczej. Lubię czuć na sobie
jego gorące spojrzenie. Sprawia, że chcę się obracać wokół własnej
osi, żeby mógł zobaczyć mnie całą. Na moją skórę wkrada się
rumieniec. Jego błękitne spojrzenie intensywnieje, a zęby zaciskają.
– Chodź, Daryo – zwraca się do mnie, wyciągając rękę. – Trzymaj
się blisko. Jeśli zobaczą, że jesteś ze mną, zostawią cię w spokoju. –
Potem rzuca przez ramię: – Jesteś zdana na siebie, młoda.
Alyona mija nas, śmiejąc się. Zdążyła już włożyć szpilki. Nie ma
też na sobie swetra, tylko czarną, obcisłą bluzkę na ramiączkach.
– Nie martw się, Vasiu. Poradzę sobie sama.
Vas potrząsa głową, po czym daje mężczyźnie napiwek i kluczyki.
– Zaniesiesz bagaże do mojego apartamentu?
– Oczywiście, proszę pana – odpowiada.
Alyona otwiera ciężkie, stalowe drzwi znajdujące się tuż przed
nami i  w tym samym momencie ze środka wylewają się głośne
dźwięki. Muzyka jest raczej mroczna i  postępna, wywołuje u  mnie
dreszcz strachu.
Vas pochyla się tak, że jego gorący oddech łaskocze moje włosy.
–  Jestem przy tobie. – Jego dłoń ściska moją, więc część
zbierającego we mnie napięcia ulatnia się. – I  cokolwiek by się nie
działo, nie bierz niczego, co podadzą ci Wetrowowie.
Kiwam głową i  pozwalam, by poprowadził mnie korytarzem,
a  następnie przez przechodzimy przez kolejne drzwi do
pomieszczenia, w którym jest jeszcze głośniej. Ludzie wypełniają je
po brzegi. Jestem oszołomiona dziwacznym wyborem strojów.
Futrzane ciuchy przeplatają się z  mieniącymi się tkaninami.
Połyskujący makijaż z  różowymi włosami. Nigdy nie widziałam
czegoś podobnego. Ktoś próbuje podać mi kieliszek, ale Vas go
odpycha. Mężczyzna potyka się i  z powrotem znika w  tłumie. Gdy
Vas odwraca się, by na mnie spojrzeć, białka jego oczu stają się
jeszcze jaśniejsze pod wpływem dziwnego fioletowego światła.
Uśmiecha się, a jego zęby się świecą. Ten uśmiech przywodzi na myśl
złego wilka, ale mimo to nie boję się go.
Alyona jest tuż przed nami, tanecznym krokiem zmierzając do
przodu. Kilku mężczyzn jawnie gapi się na nią. Wiem dlaczego – jest
oszałamiająca. Nigdy w życiu nie widziałam równie pięknej kobiety.
Gdybym potrafiła sobie wyobrazić, jak wygląda anioł, to być może
ona byłaby najbliższa temu wyobrażeniu. Ale nie byłaby potulnym
aniołem. Tylko rozwiązłym. I, o dziwo, na tym właśnie polega część
jej uroku.
Czy ja też staję się rozwiązła?
Przeszywa mnie uczucie smutku. Czuję, jakbym od początku była
skazana na bycie złą. Na bycie kusicielką. Potem zostałam porwana
i wykorzystana przez Molokha. Dopiero później dowiedziałam się, że
w  moich żyłach płynie krew jednego z  najbardziej znanych ludzi
w Rosji. A teraz? Teraz czuję się dobrze w towarzystwie Alyony i Vasa
– dwóch osób, którym daleko do świętości i które mimo to lubię.
Alyona ma zamiar ruszyć na parkiet, lecz Vas wyciąga rękę i klepie
ją po ramieniu, po czym wskazuje miejsce ukryte za ciemnymi
zasłonami. Dziewczyna robi wielkie oczy i  uśmiecha się, po czym
rusza w  tamtą stronę. Gdy mężczyzna pilnujący wejścia dostrzega
Vasa, wita go skinięciem głowy i odsuwa zasłony.
Wolkow prowadzi mnie dalej, w  głąb pomieszczenia, masując
miejsce pomiędzy łopatkami, jakby chciał dodać mi otuchy.
Zatrzymuje się przy skórzanej kanapie i uśmiecha się, zaglądając mi
w oczy.
–  Zaraz wracam – zapewnia, po czym mnie opuszcza. Podchodzi
do dwóch mężczyzn pogrążonych w  burzliwej dyskusji i  ściska ich
obu. Cała trójka żartobliwie się poklepuje i  śmieje. Vas przekazuje
im jakieś informacje, po czym wskazuje na mnie.
Muzyka jest tak głośna, że całe moje ciało wibruje. Opuszczam
ręce, tak że swobodnie zwisają po moich bokach, i  zaczynam
odczuwać przemożną potrzebę znalezienia jakiegoś zacienionego
kąta, w którym mogłabym się skryć.
–  Ten frajer nie potrafi nawet przedstawić nam najgorętszych
facetów w klubie? Jasny gwint, tylko spójrz na nich. Bogu niech będą
dzięki za stworzenie czegoś równie pięknego, nie? – Alyona stara się
przekrzyczeć muzykę i żartobliwie szturcha mnie w ramię.
– Chciałabyś się pomodlić? – pytam ją, zupełnie zdezorientowana.
Schyla głowę i patrzy na mnie, po czym parska śmiechem.
– Kurwa, nie. Kiepska jestem w te klocki. Chyba będziemy musiały
same się przedstawić. Chodź, mała.
Złączając swoje palce z moimi, podchodzi do nich i klepie Vasa po
ramieniu. Gdy wszyscy trzej mężczyźni się odwracają, dwóch z nich
wpatruje się w  nią głodnym wzrokiem. Trzeci – Vas – patrzy na
mnie, a wyraz jego oczu jest dokładnie taki sam.
Wiedziałam, że nie powinnam była sama zjadać wszystkich
czekoladek.
– Chłopaki, to jest siostra Vlada – wyjaśnia, wciąż świdrując mnie
spojrzeniem.
– Przecież to nie Vika – zauważa jeden z nich.
Uśmiech Vasa jakby rozjaśnia całą jego twarz.
–  Nie, to nie ona. Poznajcie Daryę. – Klepie mężczyznę lekko
w  klatkę piersiową. – Długa historia, opowiem innym razem. –
Wskazuje głową na Alyonę. – A ten potwór jest wasz.
Alyona spogląda na niego.
– Nasz? – pyta głośno ten o jaśniejszym odcieniu skóry i twardym
spojrzeniu.
– Wasz, żebyście mogli ją trenować – podkreśla Vas. – Rodion, to
właśnie jest najmłodsza członkini rodziny Woskobojnikowów,
z którą masz mi pomóc.
Drugi mężczyzna o ciemnej skórze marszczy brwi.
– Mamy już jednego Woskobojnikowa. Walczy teraz w klatce.
Alyona i Vas wymieniają zdezorientowane spojrzenia.
–  Ivan jest tutaj? – rzuca Vas. – Co to, do kurwy nędzy, ma być,
Zahkar? Wiesz, że nie wysłałbym tak po prostu kogoś i  nie
zostawiłbym go tobie. Nie jestem twoim brodatym kuzynem-idiotą.
Zahkar uśmiecha się.
–  Lepiej żeby ten brodaty kuzyn-idiota nie usłyszał, że go tak
nazywasz. Chodź. Pogadajmy z twoim… – urywa, patrząc na Alyonę
– …bratem?
Ona przewraca oczami.
–  Moim bratem, który jest dupkiem, żeby to było jasne. I  byłoby
miło wiedzieć, że to on zajmie moje miejsce, przed naszym
wyjazdem i podróżą przez połowę Rosji, żeby tu dotrzeć! Zaraz, a czy
to oznacza, że w  końcu będę mogła poimprezować? – Cieszy się,
pełna nadziei.
– Nie zajmie twojego miejsca – warczy Vas.
Powietrze wokół nas jest przesycone gniewem, a ja drżę w środku.
Potężny strach, pod którego wpływem żyłam przez ostatnie
miesiące, kiedy ciągle byłam narażona na czyjś gniew, sprawia, że
zaczynają trząść mi się ręce.
Rodion obejmuje Alyonę w pasie i przyciąga do siebie, jakby znał
ją całe życie.
– Nie, Vas jasno powiedział, że jesteś nasza. Nie może już cofnąć
tych słów. – Oblizuje swoje pełne wargi, bezczelnie gapiąc się na jej
dekolt.
– Spadaj, pięknisiu – odgryza się Alyona, odpychając go od siebie.
– Może i  jesteś czarujący jak cholera, ale teraz jestem wkurwiona.
Prowadź do mojego brata.
Wargi Rodiona wykrzywia złowrogi grymas, który przyprawia
mnie o dreszcze.
– Twoje słowo jest dla mnie rozkazem, moja królowo.
Alyona odrzuca swoje blond włosy przez ramię i  odchodzi, a  jej
krągła pupa kołysze się w  rytm stawianych przez nią kroków.
Wpatruję się w nią i marzę, by być choć w połowie tak ładna i pewna
siebie.
Zazdrość.
To zupełnie nowy grzech. Zazwyczaj nie zauważam ludzi, a  tym
bardziej nie jestem zazdrosna.
Vas obejmuje mnie ramieniem i przyciąga blisko siebie.
– Są kuzynami Vena Wetrowa. Właśnie od nich powinnaś trzymać
się z daleka.
Odwracam się i podnoszę na niego wzrok. Z tak bliska czuję jego
zapach. Ślinka mi cieknie, bo mam ochotę sprawdzić, czy smakuje
równie dobrze, jak pachnie. Niepokój sprzed kilku chwil znika, gdy
tylko jego skóra styka się z moją.
– Ale oddajesz im Alyonę? Zrobią jej krzywdę?
Kręci głową.
–  Już bardziej martwię się o  to, że to ona ich skrzywdzi. Może
i jest chudą laską, ale za to nieokiełznaną – żartuje.
–  Ufam ci. – Słowa same wypływają z  moich ust. Bo taka jest
prawda.
Vas zatrzymuje się i  spogląda na mnie z  taką intensywnością, że
prawie uginają się pode mną kolana.
– Ufasz mi?
–  Że nie pozwolisz, by stała jej się krzywda. Jest teraz moją
przyjaciółką. – Uśmiecham się do niego z dumą.
Unosi dłoń, by przesunąć kciukiem po moim podbródku.
–  Nie zawiodę twojego zaufania, Daryo. Nigdy. – Delikatny
pocałunek, który składa na moim czole, sprawia, że moja dusza staje
w płomieniach.
Czy anioł może mieć taki wpływ? Upadły – na pewno.
Ale dlaczego nawet w najmniejszym stopniu mnie to nie przeraża?
Bo tym aniołem jest Vas Wolkow – właśnie dlatego.
Rozdział 9

Vas
Ona mi ufa. Ja pierdolę, wpadłem po uszy z  tą dziewczyną. Mam
wrażenie, że kawałek po kawałku rozkłada mnie na czynniki, żeby
zajrzeć do mojego wnętrza, po czym zostawia tam fragmenty siebie.
Nie planowałem sprowadzenia jej do klubu. Chciałem, żeby
rozgościła się w apartamencie przed poznaniem moich kuzynów, ale
nie mogłem znieść myśli o  zostawieniu jej tam beze mnie, nawet
jeśli byłbym w tym samym budynku.
Szlag, chcę być tam, gdzie ona.
Muszę mieć ją w  zasięgu wzroku, żeby uwierzyć, że to dzieje się
naprawdę. Nie jest już uwięziona przez Yuriego. Jest wolna, kurwa
jego mać – wolna i pod moją opieką.
Jak to dziwnie wszystko się plecie. Przecież czułem, że ona stanie
się częścią mojego życia, zanim tak naprawdę się o  tym
dowiedziałem. Nigdy nie wierzyłem w przeznaczenie, ale trudno mu
zaprzeczyć, gdy widzi się je na własne oczy.
Docieramy do prywatnej windy, którą zjedziemy na dół, gdzie
toczy się prawdziwa akcja. Niewielka przestrzeń windy sprawia, że
jej miękkie ciało napiera na moje – wyraźnie odczuwam jej
pragnienie mnie. Zdradzają ją rwący, przyspieszony oddech i sposób,
w  jaki zagryza dolną wargę. Serce zaczyna mi walić, a  krew spływa
wprost do kutasa. Nie chcę jej przestraszyć, wbijając się w nią, więc
poprawiam spodnie w  kroku i  uśmiecham sztywno, odliczając
sekundy do momentu otwarcia się drzwi.
Zalewa mnie fala adrenaliny, gdy naszych uszu dobiega ryk walki.
Rodion wskazuje głową na Ivana wchodzącego na ring. Jego
przeciwnik jest szerszy, wyższy i  bardziej zbudowany, stoi
naprzeciwko niego, a na klatce piersiowej i dłoniach nosi ślady krwi
po odniesionych zwycięstwach.
– Mam go powstrzymać? – pyta Rodion, marszcząc czoło.
–  Nie – odpowiadam z  uśmiechem. Niech to będzie lekcja dla
Alyony.
Siostra Ivana właśnie przepycha się przez tłum, by mieć lepszy
widok, i nie zdaje sobie sprawy, że kuzyni mają swoją prywatną lożę
– siedzą w  niej często niczym dwaj bogowie na tronie, kierując
poczynaniami maluczkich, a  czasem dołączając do walki, jeśli są
żądni krwi.
Napinam mięśnie, gdy pada pierwszy cios, któremu towarzyszy
dźwięk łamanych kości i okrzyki radości rozpalające pomieszczenie.
Czuję, że jestem spragniony rywalizacji. Miękka, ciepła dłoń wsuwa
się w  moją, oszałamiając mnie. Darya przygląda mi się; gęste rzęsy
okalają jej bursztynowe oczy, w  których migocze niepewność. Być
może to zbyt wiele, jest zbyt wcześnie. Porusza ustami, lecz tłum jest
zbyt głośny, bym mógł usłyszeć, co mówi. Pochylam się i sztywnieję,
gdy jej pełne wargi dotykają mojego ucha.
– Możemy podejść bliżej? – pyta, a ja parskam śmiechem.
Jest jak jedna wielka niespodzianka.
Kiwam głową i chwytam jej dłoń.
–  Dobry jest – przyznaje Rodion, obserwując Ivana zadającego
serię ciosów. – Pewny siebie – dodaje.
–  Butny – poprawiam go, patrząc, jak Ivana napawa się
skandowaniem tłumu; zbyt wiele czasu poświęca na gloryfikację
zwycięstwa, zamiast upewnić się, że jego przeciwnik już się nie
podniesie.
Ivan spostrzega mnie stojącego z boku, spojrzeniem najwyraźniej
rzuca mi wyzwanie, co przyprawia mnie o  zawroty głowy.
Chciałbym, żeby to mnie wyzwał na pojedynek – trochę krwi
pomogłoby mi dziś zasnąć. Ale ten skurwiel dobrze mnie zna
i  dlatego zamiast mnie wybiera anioła znajdującego się obok.
Puszcza do niej oczko, a ja tłumię w sobie potrzebę, by pozbawić go
kilku z tych białych zębów, którymi lubi błyskać.
–  Wkurwiłeś go? – Zahkar cedzi, gdy Ivan przechodzi do ataku,
wymierzając szybkie kopniaki. Przeciąga walkę, żeby się popisać.
–  Podjąłem się trenowania jego siostry, by mogła zmierzyć się
z nim w Igrzyskach. Więc… jak myślisz?
Wzrok Zahkara ciemnieje, gdy prześlizguje się nim po tłumie
w poszukiwaniu Alyony.
– To dość nietypowy zawodnik jak na Vlada. – Marszczy brwi.
– Dlatego chcę, żebyś pomógł jej się przygotować. Musi pracować
dwa razy ciężej, by stać się dwa razy lepsza.
Stanowczo kiwa głową i spogląda na Rodiona, który robi to samo.
– Doszły cię jakieś słuchy o Vice? – Zahkar przygląda mi się.
– Z tego, co wiem, twój kuzyn trzyma ją w zamknięciu, jakby była
więźniem rodem z XIX wieku – odpowiadam.
Vika wytrzyma w  niewoli. Psychicznie jest silniejsza, niż się
wydaje. W  końcu trzeba mieć jaja i  nerwy ze stali, żeby zabić
własnego brata bliźniaka.
– Poprosiłeś nas o nową tożsamość dla kobiety, kiedy planowałeś
tę szaloną ucieczkę z  Yuriego… – Zahkar mądrze nie kończy tego
zdania. Kieruje wzrok na Daryę, a  potem z  powrotem na mnie, po
czym potrząsa gniewnie głową i  zaciska zęby. – …Jakim bydlakiem
trzeba być, żeby nie rozpoznać własnej krwi?
– Chorym – warczę.
–  Wracając do sprawy: mamy te papiery. – Wzrusza ramionami,
dając mi możliwość podjęcia decyzji.
Nie ma sensu teraz uciekać z  Daryą. Jest bezpieczna i  ma prawo
mieć udziały w imperium, które stworzyli Wasiliewowie. Kurwa, Vlad
nigdy nie przestałby nas ścigać, gdybym z nią wyjechał, a co stałoby
się z moimi siostrami, gdybym nie mógł zadbać o ich interesy?
Zostaniemy i zobaczymy, jak wszystko się ułoży.
Przez pomieszczenie przetacza się lawina oklasków, gdy
przeciwnik Ivana po raz kolejny z  hukiem upada na matę.
Woskobojnikow już świętuje, nie zauważając, że facet podnosi się.
Daję znak jednemu z  ochroniarzy kuzynów, żeby stanął przy Daryi,
i wchodzę na ring. Ivan uśmiecha się do mnie i podnosi rękę, jakby
chciał przybić piątkę.
Co za kretyn.
Zamachuję się, po czym uderzam pięścią w bok głowy Ivana, która
odskakuje, następnie błyskawicznie wyprowadzam cios, trafiając
w nos jego przeciwnika, tym samym zwalając go z nóg i pozbawiając
na dobre przytomności. W tym momencie na chwilę zapada cisza, po
czym rozlegają się gromkie okrzyki i  wrzaski. Zostawiam stojącego
jak słup Ivana, odwracam się i wracam do Daryi. Alyona również do
niej dołączyła, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Skąd wiedziałeś, że on się podniesie? – Alyona szepcze.
–  Każdy zawodnik musi wiedzieć, kiedy jego przeciwnik leży
pokonany, a kiedy jest tylko ogłuszony. To twoja pierwsza lekcja i to
dlatego Vlad chce, by reprezentował go ktoś świeży, a nie taki, który
się tylko popisuje, zamiast wykonać zadanie.
Kiwa stanowczo głową, rozumiejąc, że to wszystko stanowi naukę,
dzięki której stanie się tym, kim ma się stać. Musi być lepsza od
swojego brata – kurwa, nawet lepsza od Diany, bo nowi zawodnicy
będą trenowani intensywniej. Stwierdzenie, że wygrana Diany była
zaskoczeniem, jest niedopowiedzeniem roku. Dla staruchów
rządzących naszym światem zwycięstwo kobiety jest niewybaczalne.
No cóż, szkoda, że się powtórzy.
Moje usta wykrzywia uśmiech, a przez myśl przemyka mi cierpiąca
Vika.
–  Rodion – rzucam, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Widzę
malujące się jego oczach szaleństwo, gdy podchodzi do mnie.
– Proszę, powiedz mi, że sam chcesz walczyć.
Potrząsam głową i nachylam się do jego ucha.
– Dokumenty, które przygotowałeś dla mnie na wypadek ucieczki,
bardziej przydadzą się Vice. – Wyczuwam, jak ciało Rodiona
sztywnieje w reakcji na moją prośbę.
Ven jest jego krewnym, ale jeśli zabije Vikę, straci jednocześnie
Dianę. Ratuję go przed nim samym, a jednocześnie ofiarowuję Vice
coś, czego nikt inny nie chce jej dać: szansę.
– Jesteś pewien? – pyta.
Kiwam głową, po czym chwytam dłoń Daryi i  wracam do windy.
Starczy wrażeń na jedną noc.

***

Jesteśmy tu dopiero od pięciu pierdolonych minut, lecz Alyona już


zdążyła porozrzucać swoje rzeczy dosłownie wszędzie. Nie mogę się
ruszyć, żeby nie potknąć się o  jedną z  jej toreb. Zdjęła buty
i zostawiła je na środku pokoju, razem z bluzką i spódnicą, a potem
poszła do największej sypialni i od razu po wejściu oznajmiła, że pod
naszą nieobecność już ją zajęła i  że należy do niej. Przyłapałem
Daryę na tym, że rozbawił ją ten fakt.
–  Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? Będziemy dzielić pokój,
w  którym są dwa łóżka. – Unoszę rozbawiony brwi, rozkoszując się
jej nieziemskością, gdy jej oczy rozszerzają się ze zdziwienia,
a policzki barwią się na różowo.
Jest kurewsko słodka, więc nie chcąc tracić czasu, zdejmuję
z  siebie koszulę i  ruszam do sypialni, która będzie należeć do nas.
Słyszę, jak Darya podąża za mną, i czuję jej wzrok na swoich nagich
plecach, co sprawia, że moja skóra robi się gorąca, a fiut twardnieje.
Cholera, samo wyobrażenie sobie tego, co dzieje się w  jej głowie,
prawie wystarcza, żebym doszedł.
Jej torba leży już na jednym z dwóch łóżek znajdujących się w tym
niewielkim pokoju. Nigdy z  niego nie korzystałem, gdy
zatrzymywałem się tu w  przeszłości, więc nie zdawałem sobie
sprawy, że jest tak cholernie mały. Załatwienie czegoś większego nie
stanowi problemu, ale niech mnie chuj strzeli, jeśli zrezygnuję ze
spędzenia nocy tak blisko niej. Śledzi mnie niepewnym, nerwowym
wzrokiem, grzebiąc jednocześnie w  swojej torbie i  wyjmując z  niej
ubrania.
–  Możesz się tam przebrać – zwracam się do niej, wskazując na
łazienkę.
Potulnie kiwa głową i  odchodzi, zabierając ze sobą swoje rzeczy.
Chowam jej torbę do szafy i  zaciągam zasłony w  momencie, gdy
drzwi łazienki się otwierają. Wychodzi ubrana w jedną z tych białych
babcinych koszul nocnych, ma rozpuszczone włosy i  zarumienione
policzki. I  chociaż nie powinna wyglądać seksownie, ze względu na
swój strój, to jednak niewinność bijąca od niej jest niezwykle
podniecająca. Trafię prosto do piekła za takie myśli.
Leżąc na łóżku naprzeciwko tego, na którym ona będzie spała,
przyglądam się jej – jak wchodzi do pokoju i  pada na kolana.
Przyciska dłonie do siebie, zamyka oczy i  modli się. Jak doszło do
tego, że znalazła się tu ze mną? Ze wszystkich ludzi na świecie to
właśnie ona pojawiła się w moim życiu. Może ja też powinienem się
pomodlić, żeby podziękować Panu za to błogosławieństwo.
–  Amen – kończy głośno, wchodząc na materac i  znikając pod
kołdrą.
Wyłączam lampkę, pogrążając nas w ciemności, i leżę, wpatrzony
w  stronę jej łóżka i  wsłuchany w  miękki oddech, który sprawia, że
zamykam oczy.
– Boję się, że to wszystko jest tylko snem – mruczy cicho.
– Dlaczego? – Marszczę brwi, pragnąc podejść do niej i przytulić ją
do swojej piersi.
– W ciemności diabeł łatwo może mnie dosięgnąć – szepcze.
Przewracam się na plecy, po czym wbijam wzrok w  sufit,
rozważając jej słowa.
Jestem stworzony do życia w nocy; przecież nie wszystkie potwory
czają się właśnie tam.
–  Wystarczy poszukać światła pośród ciemności. „Bez ciemności
nocnego nieba nigdy nie ujrzałabyś piękna gwiazd” – przytaczam
słowa wypowiedziane kiedyś przez moją mamę; to było wtedy, gdy
powiedziałem jej, że nie chcę być spokrewniony z  potworem, który
doprowadził do jej upadku.
W pokoju zapada cisza i  wydaje mi się, że Darya zasnęła, lecz
wtem mój materac się ugina, a  jej ciepłe, miękkie ciało wtula się
w  moje, powodując, że płuca zaciskają mi się i  nie mogę złapać
oddechu.
– C-co robisz? – wykrztuszam.
Jej ciało napiera na moje, pozbawiając mnie jakichkolwiek
zdolności jasnego myślenia.
–  Szukam światła pośród ciemności – szepcze, po czym wzdycha
z zadowoleniem, rozluźnia się i wyrównuje oddech.
Zasnęła, a ja, kurwa, nie mogę zmrużyć oka.

***

– Vas – przez moje myśli na temat ostatniej nocy przebija się głos
Alyony i wywołuje jęk protestu.
– Co znowu? – warczę.
Narzekała już na to, że prysznic jest pieprzonym prysznicem, a nie
wanną, w  której można się zrelaksować, a  żaluzje w  jej pokoju nie
chronią przed porannym słońcem.
– Powiedziałeś, że czas na śniadanie – burczy, trzymając miskę, do
której wrzuciłem granolę i grecki jogurt.
–  Tak właśnie powiedziałem. Przestań gadać i  zabieraj się do
jedzenia.
– Nie mogę tego jeść – oświadcza roztrzęsionym głosem. – Muszę
mieć bekon, jajka, no wiesz, prawdziwe żarcie.
Wydaję z  siebie przepełnione udręką westchnienie, ignoruję ją
i  pukam do drzwi łazienki, w  której dobre trzydzieści minut temu
zniknęła Darya, żeby wziąć prysznic.
–  Daryo, wszystko w  porządku? – wołam i  słyszę dobiegające
z wnętrza pomruki. – Otwórz drzwi. Nie słyszę, co mówisz.
Dwie sekundy później rozlega się dźwięk przekręcanego zamka
i  drzwi się uchylają. W  końcu otwiera je na oścież – ma pochyloną
głowę, dlatego najpierw ukazuje się grzywa ciemnych włosów.
Spoglądam na jej ciało i nie jestem w stanie ułożyć najprostszego
zdania. Jest ubrana w  parę obcisłych dżinsów, które mają rozdarcia
na udach. Jej mikroskopijny top odsłania połowę brzucha i przylega
do piersi, które są tak ściśnięte, że prawie wylewają się z dekoltu.
– Kurwa.
– Gorąca jak diabli, co nie? – pyta Alyona, stając za mną.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że ruszyła się z  miejsca po
napadzie złości odnośnie do śniadania.
–  Irina dała ci te rzeczy? – Nie jestem w  stanie oderwać od niej
wzroku. Nie wygląda jak moja Darya, wygląda jak…
Alyona.
–  Nie, ja sama jej to dałam. – Alyona mruga do mnie
porozumiewawczo. – Te dżinsy nie leżą na mnie najlepiej, ale na niej
wyglądają rewelacyjnie, prawda?
–  Nie wyglądasz, jakby było ci wygodnie – zwracam się do Daryi
wbijającej wzrok w swoje stopy.
– To nie… – zaczyna, ale nie udaje jej się dokończyć.
– Nie ty – kończę za nią, ściągając własną koszulkę i wkładając ją
na nią.
Spogląda na mnie z radością, gdy bluzka otula jej drobną sylwetkę.
–  Dziękuję. – Darya przebiega wzrokiem po mojej nagiej klatce
piersiowej, a na jej policzki po raz kolejny wypływają rumieńce.
–  Jasna cholera, Vasiu, zawsze uprzedź damę, zanim się
rozbierzesz – grucha Alyona, wachlując się ręką, a  na jej twarzy
tańczy uśmiech.
– Nie jesteś damą – odpowiadam zrzędliwie. – Jesteś upierdliwym
bachorem. A teraz wsuwaj to przeklęte śniadanie. Musimy ruszać na
trening.
Rozdział 10

Darya
Zatracam się w jego zapachu, daję się mu pochłonąć. T-shirt, który
mi dał, mógłby pomieścić dwie takie Darye; zawsze chciałam go
założyć. To mnie tak absorbuje, że nawet nie zdaję sobie sprawy,
kiedy wyprzedziłam Vasa i Alyonę. Drzwi windy powoli się zamykają
i  zaraz uwiężą mnie w  środku, samą. Pozwalam opaść koszulce,
której zapach wdychałam, i  wpadam w  panikę, słysząc, że Vas
wykrzykuje moje imię, po czym znika po drugiej stronie metalowych
drzwi windy, którą zjeżdżam do podziemi. Winda zatrzymuje się na
pierwszym piętrze klubu.
Klub w  tej chwili wygląda zupełnie inaczej niż wczoraj, bo gdy
tylko drzwi się otwierają, wita mnie cisza. Nie ma śladu po
atmosferze wczorajszego wieczoru, zamiast niej w  powietrzu unosi
się dziwny chłód. Pomieszczenie jest większe, niż przypuszczałam,
i  jakby opustoszałe. W  głowie pojawia się myśl, czy nie powinnam
nacisnąć odpowiedniego guzika, by wrócić na nasze piętro, ale
w końcu robię krok do przodu i wkraczam do klubu.
Roztaczający się przede mną widok wprawia mnie w  zachwyt
i zdumienie.
Rodion i  Zahkar są tu, na dole. Podczas gdy wczoraj w powietrzu
królowała muzyka i  taniec, teraz do moich uszu docierają
intensywne jęki i  pomruki, przywodzące na myśl pragnienie, które
należy zaspokoić. Żołądek zwija mi się w  supeł. Próbuję odwrócić
oczy od tego, co widzę przed sobą, ale nie jestem w  stanie tego
zrobić. Widok jest odurzający.
Skóra ocierająca się o skórę. Kremowa i ciemna. Ten, który ma na
imię Rodion, leży na skórzanej kanapie stojącej w  rogu, w  tylnej
części pomieszczenia. Dłońmi obejmuje talię kobiety, która
zwrócona do niego plecami siedzi na nim okrakiem i napiera na jego
biodra. Jest naga, wykonuje koliste ruchy pośladkami, a  jej piersi
falują i  kołyszą się. Kobieta pochyla się do przodu; jej dłonie
spoczywają na biodrach drugiego mężczyzny, który przytrzymuje
głowę kobiety przy swoim kroczu i którego męskość znika raz po raz
w  jej ustach. Ale to, co sprawia, że zupełnie tracę zmysły, to kuzyn
Zahkar stojący za tym mężczyzną, zatapiającym się w  kobiecych
ustach. Zahkar uderza w  niego biodrami, wbijając się w  mężczyznę
od tyłu i  sprawiając, że kobieta drży i  krztusi się, jednocześnie
jęcząc. Stanowią jedno wielkie ciało, plątaninę kończyn, czerpiąc
z  siebie rozkosz w  najbardziej grzeszny sposób. Nie mogę
zaprzeczyć, że kusi mnie ich rozpusta, czuję żar w  żołądku
i kołatanie serca w klatce piersiowej. Ten obraz mnie hipnotyzuje.
Za mną rozlega się odgłos otwieranych drzwi, po czym Vas
i Alyona dołączają do mnie, kiedy tak tkwię nieruchomo.
–  Matko Święta, kurwa – syczy Alyona, gdy jej wzrok pada na
rozebranych Rodiona i Zahkara.
– Nie ma w tym nic świętego – słyszę własny głos, a Vas krótko się
śmieje i kręci głową.
–  Masz ochotę się przyłączyć? – zaprasza Rodion, a  jego gorące
spojrzenie przeszywa mnie na wskroś i  sprawia, że oczy mi się
rozszerzają.
–  Choć brzmi to kusząco, nie dołączymy do was – odpowiada
drwiąco Vas, po czym bierze mnie za rękę i prowadzi z powrotem do
windy.
Nie mogę oderwać od nich wzroku, ale mężczyźni powoli znikają
z  pola widzenia, kiedy drzwi windy zamykają się przed nami. Tym
razem zjeżdżamy aż do podziemi. Idziemy wzdłuż korytarza do
kolejnego pomieszczenia – jest ogromne i  puste, nie licząc mat
pokrywających całą podłogę.
– Czy oni zawsze się dzielą? – pyta Alyona, przerywając ciszę.
Odwracam się, by spojrzeć na Vasa, i wyczekuję jego odpowiedzi.
Unosi brew i przewraca oczami.
– Tylko tak to robią.
– Wcześniej byli seksowni – stwierdza Alyona z uśmiechem. – Ale
teraz… cholera.
Podnoszę rękę, którą chwyta Vas. W jego błękitnych oczach maluje
się rozbawienie.
– Nie musisz podnosić ręki, jeśli chcesz o coś zapytać.
– Och, dobrze – mruczę i czuję, że ciepło wypływa mi na policzki.
– No cóż…
– Wyrzuć to z siebie, mała – zachęca Alyona.
–  Co on robił z  tym drugim mężczyzną? Czy wszyscy mężczyźni
robią to ze sobą nawzajem? – pytam, ponieważ nigdy nie widziałam
czegoś podobnego.
– No właśnie, Vas, czy ty też to robisz z kuzynami Vena? – Alyona
parska śmiechem.
Vas podnosi środkowy palec w  kierunku Alyony, a  potem
delikatnie pieści mój policzek.
–  Nie, nie wszyscy mężczyźni to robią. Ja nie. Ale dla niektórych
mężczyzn oddających się rozkoszy nie ma różnicy, czy ciało należy
do kobiety, czy do mężczyzny. Dla nich to po prostu cielesność,
piękno, połączenie.
Alyona klepie Vasa po ramieniu, a potem opiera na nim głowę.
– Jak ty to poetycko ujmujesz. – Dosłownie się ślini.
Vas odsuwa rękę od mojej twarzy, odtrąca Alyonę i  wskazuje na
drzwi znajdujące się na tyłach sali.
– Idź się przebrać. Nie możesz trenować w tym wdzianku godnym
prostytutki.
Przygryzam wargę, by powstrzymać chichot, a Alyona mruży oczy.
Ubrała się w  obcisłą spódniczkę i  ledwie cokolwiek zakrywającą
bluzeczkę. Ma perfekcyjny makijaż, a  włosy ułożone w  fale opadają
kaskadami wzdłuż jej ciała.
Alyona powiedziała mi, że prostytutka to ktoś, kto sprzedaje swoje
ciało, uprawiając seks. Rozmawiałyśmy o  tym wczoraj, gdy późnym
wieczorem narzekała, że w telewizji puszczają tylko Pretty Woman.
– Spierdalaj, Vasiu – odpowiada, również pokazując mu uniesiony
środkowy palec, po czym robi naburmuszoną minę. – Możemy
chociaż najpierw coś zjeść?
–  Przecież już jadłaś. – Vas wzdycha głośno, jest widocznie
sfrustrowany.
– To nie było prawdziwe jedzenie, Vasiu.
W odpowiedzi Vas tylko wskazuje na drzwi i mruży oczy. To próba
sił, ale Alyona ostatecznie się poddaje i zgodnie z nakazem Wolkowa
odmaszerowuje.
Gdy tylko drzwi się za nią zamykają, Vas odwraca się do mnie
i pociera dłonią kark, jakby go bolał.
– Przykro mi, że to zobaczyłaś.
Pewnie mówi o  tej niezwykłej, przesyconej erotyzmem scenie,
której byłam świadkiem.
– Nie przepraszaj, ja… ja chcę się uczyć – wyjaśniam, płonąc cała
z zażenowania.
Vas robi wielkie oczy i niemal się krztusi.
– Chcesz się tego nauczyć? – pyta zachrypniętym głosem.
Teraz z kolei ja jestem w szoku. Kręcę głową.
–  Nie, to znaczy, chcę się uczyć o  życiu i  o tym, jak ono wygląda
w  prawdziwym świecie. Przez większość czasu byłam pod kloszem,
dopóki nie uprowadził mnie diabeł wcielony.
Marszczy brwi i  wygląda jakby się martwił. Nie ciepię, kiedy jego
twarz przybiera taki wyraz. Unoszę ręce i wygładzam mu zmarszczki
opuszkami palców.
Zamyka oczy i  oddycha głęboko, czując mój dotyk na swojej
skórze.
– Kim był ten diabeł wcielony, Daryo?
Człowiekiem, który wepchnął mnie w  sam środek koszmaru, który
ostatecznie doprowadził mnie tutaj, do ciebie.
– Diabłem, wcielonym diabłem – oświadczam.
Otwiera powoli oczy i  wbija we mnie lodowate, błękitne
spojrzenie. Wstrzymuję oddech, pragnąc, by przysunął swoje usta do
moich i pocałował mnie, uśmierzającym tym ból rozlewający się po
moim wnętrzu. Ta noc, kiedy spałam obok niego, była najlepsza
w  całym moim życiu, ale rano obudziłam się z  pulsującą potrzebą,
której nie potrafię się pozbyć. Wiem, że on by potrafił…
– Powiedział mi pewnego dnia, że wróci po mnie, jeśli gra potoczy
się w  odpowiedni sposób – szepczę, drżąc na myśl o  tym
uporczywym wspomnieniu, które kołacze mi się po głowie. –
Powiedział, że jestem pionkiem. Asem w  jego rękawie. Że pewnego
dnia przyjdzie i  wykona ten ruch. – Nie wiem dokładnie, o  co mu
chodziło, ale jedno jest pewne: w końcu wróci.
Błękitne oczy Vasa stają się zimne i  wzburzone. Jest silny
i  odważny, jak najprawdziwszy anioł stróż zesłany przez Boga, by
mnie chronić.
–  Zabiję go, jeśli jeszcze raz po ciebie przyjdzie – oznajmia. –
Przysięgam.
A ja mu wierzę.
Rozdział 11

Darya
Dwa i pół miesiąca później…

– Jeszcze raz. – Vas rzuca polecenie Alyonie.


Ta marudzi pod nosem, a  następnie wykonuje kopnięcie, chcąc
trafić go w brzuch. Tym razem Vas łapie ją za kostkę i przewraca na
matę, zanim dziewczyna w  ogóle zdąży zareagować. Zobaczywszy,
jak mocno uderzyła głową w podłogę, krzywię się.
– Nic jej nie będzie – odzywa się siedzący obok mnie Rodion. – On
jest dla niej jak strzał w  dziesiątkę, dzięki niemu może wygrać. –
Śledzi ich wzrokiem, kiedy wracają do sparingu.
Spoglądam na niego. Rodion ma dziś na sobie bluzę z  kapturem
bez rękawów i  czarne spodnie dresowe. Kaptur naciągnął na włosy
koloru czekolady i tak mocno go opuścił, że prawie zasłania mu oczy.
– Ty go trenowałeś? – pytam.
Odpowiada mi, cały czas mając walczącą dwójkę na oku.
–  Trochę, przez jakiś czas, ale walczył już na długo przed tym,
zanim do niego dotarliśmy. Vas dorastał, oglądając podziemne,
nielegalne walki. Zahkar i  ja, podobnie jak Vas, uczyliśmy się wielu
różnych technik z  mieszanych sztuk walki, ale on połączył
brutalność ulicy i  walk podziemnych z  własnymi umiejętnościami,
tworząc zupełnie nową technikę. Nauczył się grać nieczysto.
– Nieczysto?
Vas wykonuje zamach i  mocno chwyta Alyonę za udo, po czym
błyskawicznie ją obraca, łapie za włosy i  popycha w  stronę
ogrodzenia, brutalnie ją do niego przyciskając. Dziewczyna próbuje
się wyrwać, ale on jest silniejszy. Nie ma zamiaru jej skrzywdzić,
tylko próbuje ją czegoś nauczyć. Jego szepty sprawiają, że Alyona się
odpręża, jakby jej coś tłumaczył. Powoli uderza łokciami w  jego
żebra, a on kiwa głową i krzyczy:
– Mocniej!
Wali go łokciami z  całej siły, aż w  końcu Vas puszcza jej włosy
i rozmasowuje sobie klatkę piersiową.
– Czy „nieczysto” oznacza „lepiej”? – pytam Rodiona.
Zerka na mnie i uśmiecha się.
– Zawsze, Daryo.
Mam wrażenie, że jego słowa odnoszą się nie tylko do walki,
dlatego się rumienię. Odwracam wzrok od jego intensywnego
spojrzenia, kierując go z powrotem na Vasa, który właśnie zdejmuje
koszulkę i wyciera nią pot z twarzy. Jak oczarowana przyglądam się
jego ciału – ciału, do którego widoku przywykłam przez ostatnie
dwa i pół miesiąca, odkąd zaczęliśmy dzielić ze sobą pokój. Każdego
wieczoru, po prysznicu łapczywie śledzę, jak przechodzi obok mnie
w  samych bokserkach, osuszając ręcznikiem włosy. Czasami wydaje
mi się, że jestem tak spragniona, że mogłabym zlizać resztki
spływającej po jego ciele wody; te gorszące myśli zawsze skłaniają
mnie potem do modlitwy.
Mimo to patrzę. Zawsze patrzę.
Vas zauważa, że się na niego gapię, i uśmiecha się do mnie, jakby
przyłapał mnie na jakiejś psocie i  był z  tego powodu bardzo
zadowolony. Zawstydzona przygryzam dolną wargę. Alyona
podchodzi do niego od tyłu i udaje, że próbuje się do niego dobrać.
Rodion pomrukuje, a ja nie mogę powstrzymać śmiechu.
Kiedy znowu zaczynają trenować, po mojej drugiej stronie siada
Zahkar. Vas dał im wyraźnie do zrozumienia, że nie wolno im mnie
dotykać, ale czasem lubią się ze mną przekomarzać, powtarzając, że
z dwoma jest fajniej niż z jednym.
Dzięki, ale jednak pozostanę przy jednym.
Mogłabym się gapić na pozbawionego koszulki Vasa przez cały
dzień.
– Nie pozwólcie, drogie panie, by Vas zamknął was dziś wieczorem
– odzywa się Rodion, odrzucając kaptur do tyłu. – Urządzamy
przyjęcie z okazji naszych urodzin.
Przyglądam się jego twarzy, żeby wyczytać z niej, czy żartuje, ale
on mówi poważnie. Odwracam się, by spojrzeć na Zahkara – wzrusza
ramionami.
–  Jesteśmy bliźniakami – wyjaśnia, rozciągając usta w  wilczym
uśmiechu.
Może i jestem naiwna, ale na pewno nie są bliźniakami. Różnią się
jak noc i  dzień, więc z  całą pewnością nie są ulepieni z  tej samej
gliny. Zaczynam jednak orientować się, kiedy się ze mną droczą.
– A będzie tort?
Rodion prycha.
–  Jasna sprawa, aniołku. Będzie w  maleńkich kawałeczkach.
Poproś mnie później o gryza Niebiańskiej Słodyczy.
–  Vas cię zabije – ostrzega Zahkar, widocznie rozbawiony
dowcipem własnego brata.
– A dlaczego miałbym cię zabić? – pyta Vas, schodząc z ringu.
Podskakuję, a  obaj mężczyźni, znajdujący się po obu moich
stronach, wybuchają śmiechem.
–  Powiedzieliśmy jej o  naszym przyjęciu urodzinowym –
odpowiada gładko Rodion. – Chciałaby przyjść.
Alyona podbiega do nas; jej kucyk kołysze się z każdym krokiem.
– O, to ja też do was dojdę.
Rodion klepie się po kolanie i szczerzy do niej zęby.
– Och, my też chcemy, żebyś doszła.
Vas rzuca im gniewne spojrzenie, marszcząc przy tym brwi, a  ja
przez chwilę łapczywie wodzę wzrokiem po jego wyrzeźbionej,
spoconej klatce piersiowej. Kiedy Alyona parska, zdaję sobie sprawę,
że znowu zostałam przyłapana na gorącym uczynku.
– Skoro ma być impreza, to musimy się przygotować – stwierdza,
wyciągając do mnie rękę.
Chwytam ją i  pozwalam jej się pociągnąć. Vas patrzy na mnie
przenikliwym i  rozpalonym wzrokiem, więc rzucam nieśmiały
uśmiech w jego kierunku, po czym wraz z Alyoną idę do windy. Gdy
tylko zamykają się za nami drzwi, dziewczyna zaczyna się głośno
śmiać.
–  Proszę, powiedz, że świntuszycie za zamkniętymi drzwiami
sypialni. Minęły już prawie trzy miesiące. Wiem, że Vas jest dziwny.
Dalej, gadaj – nawija bez przerwy, nie zważając na pot spływający jej
po skroni. Jak na kogoś, kto ciągle dostaje baty na ringu, wydaje się
całkiem pogodna.
–  My… rozmawiamy do późna w  nocy – przyznaję. – On śpi bez
koszulki.
Zamyka oczy i kręci głową.
– Ale całowaliście się chociaż?
Moim ciałem wstrząsa dreszcz. Molokh kiedyś mnie całował.

***

Przesiąknięty alkoholem oddech pali moje ciało, ogromne dłonie


chwytają mnie za policzki, jego usta opadają na moje. Gruby, śliski
język Molokha zagłębia się w  moich ustach, co sprawia, że wiję się,
starając się uwolnić.
Zaciskam zęby i czuję, jak krew wypełnia mi usta.
–  Ty jebana zdziro – ryczy, a  ręka, która jeszcze kilka sekund
wcześniej pieściła mój policzek, zwija się w  pięść i  uderza tak, że
zapiera mi dech w piersiach.
Mój policzek płonie od ciosu. Drugie uderzenia pada na brzuch
i sprawia, że upadam na podłogę, zwijając się w kłębek.
– Ugryź mnie jeszcze raz, a każę wybić ci wszystkie zęby.
Czuję jeszcze kopnięcie w plecy, a potem zapada ciemność.

***

–  Halo – zwraca się do mnie Alyona miękkim głosem. – Dokąd


odpłynęłaś?
Mrugam szybko i marszczę brwi.
– Nie, nie całowaliśmy się.
– Cóż, mała, dziś wieczorem będziesz całowana. I bardzo ci się to
spodoba. Vas bosko całuje – wyjaśnia.
–  Całowałaś się z  nim? – Czuję dreszcz zazdrości, który zupełnie
mnie zaskakuje.
–  Ja nie. Fuj! Tylko moja kumpela. – Drzwi windy się otwierają,
więc Alyona wychodzi i  idzie wzdłuż korytarza, przede mną. –
Mówiła mi, że jest niesamowity.
Niesamowity.
Nie wątpię.
– Możemy w czymś pomóc? – pyta Alyona, a jej głos staje się teraz
zimniejszy.
Rozglądając się i  dostrzegam mężczyznę w  garniturze stojącego
pod naszymi drzwiami.
– Szukam Vasa – odpowiada, uśmiechając się przy tym szeroko.
Coś w nim sprawia, że przechodzą mnie ciarki. Diabeł wcielony też
się pięknie uśmiechał.
– Vas trenuje na dole. Najlepiej tam go szukać.
Kiwa głową i  przechodzi obok. Alyona staje przede mną, jakby
chciała mnie ochronić, i nie spuszcza z niego wzroku, gdy nas mija.
Mężczyzna mruga do mnie, a ja drżę.
–  Psychol – mruczy Alyona, ponownie chwytając mnie za rękę
i  wciągając za sobą do pokoju. Zamyka drzwi, po czym prowadzi
mnie do głównej sypialni.
– Co będziemy robić? – pytam.
Włącza radio; z  głośników płynie piosenka naszej ulubionej
piosenkarki – Łobody. Natychmiast obie zaczynamy się uśmiechać.
Alyona zaczyna śpiewać, lecz strasznie fałszuje, muszę to przyznać,
ja z kolei jedynie kołyszę się w rytm muzyki.
– Zamknij drzwi do sypialni. Będziemy czarować – świergocze, po
czym wskakuje do łazienki.
– Czarować?
Stęka z  wysiłku, więc zaglądam do środka. Tłumię chichot, gdy
zaczyna ściągać z  siebie sportowy stanik. Jej biust wyskakuje
z miseczek, więc odwracam wzrok.
– Tak, czarować. Tylko muszę najpierw wziąć prysznic. Poszperaj
w  mojej szafie. Znajdź coś fajnego, co ci się spodoba, i  nie, nie
ubierzesz się w  żaden namiot. Dziś wieczorem będziesz miała na
sobie coś seksownego. Wymaga tego tajna operacja, którą nazwałam:
„Pocałuj Vasa”.
Wchodzi pod prysznic i  stara się przekrzyczeć strumień wody,
wrzeszcząc:
–  I nie zapominajmy również o  operacji: „Zobacz, jak robią to
bliźniaki”!
Zerkam w jej stronę.
– Oni nie są bliźniakami. Nie do końca.
Naga, jak ją Pan Bóg stworzył, Alyona wzrusza ramionami.
– Co nie zmienia faktu, że chcemy zobaczyć, jak się pieprzą.
Chichocząc, przykładam dłonie do twarzy. Choć bardzo chcę temu
zaprzeczyć, nie miałabym nic przeciwko temu, żeby jeszcze raz ich
podejrzeć. Wyglądali na szczęśliwych i  wszyscy, którzy brali w  tym
udział, czerpali z  tego rozkosz. Nie wiem, jakie to uczucie, sprawić
sobie samej przyjemność.
Zakonnice nigdy mi na to nie pozwoliły.
Czy Vas by na to pozwolił?
Czuję gromadzące się pomiędzy udami ciepło i  mam przemożną
ochotę, by się dotknąć. Zamiast tego szepczę modlitwę, prosząc
o  siłę. Gdy tylko słowo „amen” opuszcza moje usta, wyobrażam
sobie nagiego Vasa. Ze mną. Wracam myślami do tych okropnych
rzeczy, które robił mi Artur za pozwoleniem Molokha, tylko że
zamiast niego widzę Vasa. Nie bierze mnie wtedy, kiedy chce, i  w
sposób, w jaki chce, tylko prosi o zgodę, a ja chętnie mu się oddaję.
Całowałby mnie i byłby delikatny, po prostu to wiem.
Uśmiecham się i podchodzę do szafy Alyony. Na wieszakach wiszą
setki sukienek i  ubrań. Każdego dnia przychodzą kolejne przesyłki.
Ma obsesję na punkcie zakupów przez Internet. Powoli oglądam
każdy strój. Mój wzrok pada na białą sukienkę – biały to mój
ulubiony kolor. Jest w nim coś, co przemawia wprost do mojej duszy.
Gdy ściągam ją z wieszaka, zdaję sobie sprawę, że jest bardzo skąpa,
ale za to śliczna i miękka.
Czy spodobałaby się Vasowi?
Na tę myśl zrzucam pożyczoną od niego bluzę z  kapturem
i  zsuwam spodnie dresowe, które spakowała dla mnie Irina. Przez
mój stanik sukienka nie układa się tak, jak powinna, więc sięgam
rękoma za siebie i  zdejmuję go. Staram się szybko włożyć ubranie,
ale nie mogę poradzić sobie ze skomplikowanym krojem. W  końcu
uświadamiam sobie, że ramiączko zaczyna się na prawym przednim
ramieniu, ale przechodzi przez górną część klatki piersiowej, oplata
lewą stronę szyi, a  następnie zapina się z  tyłu. Sukienka pasuje
idealnie i  jest dość krótka. Wychodzę z  garderoby, by od razu
skierować się do łazienki, żeby spojrzeć w  lustro; jest całe
zaparowane. W  tej chwili Alyona kończy prysznic i  wychodzi,
owijając ręcznik dookoła ciała.
– Hola, hola – rzuca w moją stronę.
– Przepraszam – wyduszam. – Jeśli tę właśnie chciałaś założyć…
–  Nie. – Podchodzi do mnie i  okręca, żeby zobaczyć w  całej
okazałości. – Nie, tę sukienkę z  pewnością uszyto z  myślą o  tobie.
Jezu, mała, wyglądasz tak seksownie, że poważnie rozważam
zostanie lesbijką.
Kręcę tylko głową, przyzwyczajona do jej wygłupów.
– Podoba ci się?
–  Nawet nie wiesz, jak bardzo. Wyglądasz super – dodaje,
szczerząc się do mnie. – Zrobię ci fryzurę i  makijaż. Każdy będzie
chciał cię mieć.
Mój uśmiech znika.
– Nie chcę, żeby wszyscy mnie chcieli. Chcę tylko Vasa.
Mruga do mnie łobuzersko.
– O to niech cię głowa nie boli. Vas zdecydowanie cię zapragnie.
Jej słowa sprawiają, że znów się uśmiecham.
Rozdział 12

Vas
–  Wyluzuj, brachu – radzi mi Rodion, zaciskając dłoń na moim
ramieniu. – Poluzuj trochę dziewczynie smyczkę.
Zaciskam zęby i gromię go wzrokiem. Nie zapomniałem, że jeszcze
kilka miesięcy temu Yuri naprawdę trzymał ją na smyczy. Chcę, żeby
posmakowała trochę życia, i  z pewnością nie mam zamiaru być jak
ten chory skurwiel, który trzymał ją w zamknięciu. Może Rodion ma
rację. Może powinienem pozwolić jej złapać oddech. Alyona bardzo
się z nią zżyła. Chce chronić Daryę, więc nie pozostaje mi nic innego
jak jej zaufać.
– Mam wieści na temat Viki – oznajmia Rodion, patrząc na mnie
groźnie.
Nieczęsto zdarza się, żeby mówili cokolwiek na poważnie; no
i  strasznie wkurza mnie to, że Rodion posyła wściekłe spojrzenie
właśnie mnie.
– No i?
Spogląda na otaczający nas tłum, sącząc drinka, po czym mówi
cicho:
– Kilka tygodni temu Ven poprosił nas, żebyśmy po nią przyjechali
i  potraktowali ją w  szczególny sposób, ale mu odmówiliśmy.
Powiedzieliśmy, że w  tej chwili mamy tu gościa, dlatego sprawa
będzie musiała poczekać.
–  Tortury seksualne? – pytam zmęczonym głosem. – A  co na to
wszystko Diana?
Wzrusza niedbale ramionami, a jego usta wykrzywia uśmieszek.
– Pytanie brzmi: co ty o tym wszystkim myślisz?
Zarzuca przynętę, żeby sprawdzić, czy gdzieś w  głębi duszy
rzeczywiście coś czuję do Viki. Doskonale wie, jak sprawy się mają,
mimo to chce się zabawić moim kosztem. Najwyraźniej nie zależy
mu na posuwaniu jej. Kurwa, akurat ją bez dwóch zdań ucieszyłaby
zabawa z tymi dwoma, bo jest pieprzoną sadystką.
–  Ven powierzył zaszczyt poskromienia tej lwicy naszemu
Timofiejowi. Przywiezie ją do nas niebawem. Nowe dokumenty dla
niej i  plan są wykonane tak, jak chciałeś. Vas… – robi pauzę,
uśmiech znika z jego twarzy i pozostaje na niej tylko groźna maska –
…ogarniemy tę sprawę dla ciebie, niemniej, to cię będzie kosztować.
W świecie, w którym żyjemy, ludzie zawsze domagają się zapłaty.
–  Nie miałem złudzeń. – Przeczesuję dłonią włosy, a  potem
opieram ręce na biodrach. – Ile?
– Okrągły milion.
Prycham.
– Milion?
–  Za tyle sprzedał nam ją Ven pod naciskiem twojej siostry. Na
początku w ogóle nie brał pod uwagę sprzedaży.
– Niemożliwe. – Kręcę głową z niedowierzaniem.
Ven by jej nie sprzedał, prawda? Dla kobiety takiej jak Vika, która
w  światku przestępczym zawsze była księżniczką, wychowana na
panią wywyższającą się nad służące, które były jedynie niewolnicami
w  ich domu, bycie sprzedaną jak jedna z  nich musiało być
upokarzające i poniżające. Karma to jednak suka.
Rodion wzrusza ramionami i  choć nie zdążył jeszcze dopić
swojego drinka, to już podchodzi do niego barmanka z  dolewką.
Mężczyzna odprowadza wzrokiem jej tyłek, gdy ta zmierza w stronę
prywatnego baru, przez ramię puszczając do niego oko. Na co on
wyciąga językiem jedną z kostek lodu i kruszy ją zębami; nie spieszy
się z odpowiedzią.
–  Nie było łatwo go przekonać, ale w  końcu się zgodził. Nie wie
też, o co ty prosiłeś, więc wszystkie ustalenia zostaną między nami.
Pieprzony milion za Vikę. Mam kasę, ale nie taką, więc musiałbym
zwrócić się o nią do mojego starego, a to ostatnia rzecz, na jaką mam
ochotę. Wszystkie moje oszczędności włożyłem w  ośrodek
treningowy.
–  Pięćset tysięcy mam od ręki. – Chrząkam. – Resztę zdobędę
wkrótce.
–  Nie zależy nam na twoich pieniądzach. Chcemy, żebyś dla nas
walczył. Jedna duża walka. Jeden raz i dług spłacony.
Jedna walka za milion?
– Z kim? – pytam. Musiałby być kimś kurewsko wyjątkowym, żeby
wymazać taki dług.
– Czacha – odpowiada bez zbędnych wyjaśnień, patrząc mi prosto
w oczy.
Czacha to postrach wszystkich zawodników, czy to w  klatce, na
ringu, matach, czy na ulicach, absolutnie wszędzie. Jego
okrucieństwo jest tak olbrzymie, że przez nie musiał zaangażować
się w  walki podziemne – nigdy nie pozostawia przeciwników
żywych, o co głównie w podziemiu chodzi.
– Miesza tu i tam, a do tego ma niewyparzoną gębę. Nie okazuje
nam szacunku. Nie chodzi tylko o  zlikwidowanie go; ma zostać
załatwiony w tym klubie, upokorzony przez naszego zawodnika. My
zdecydujemy, jaką śmiercią zginie – odgryza się Rodion. Unosi rękę,
chwytając nią za mój kark, i zbliża moje czoło do swojego. – Zrób to
dla nas. Vika będzie wolna, a my będziemy twoimi dłużnikami.
Ogarnia mnie spokój. Wiem, że jestem lepszy niż Czacha. Nie
będzie to łatwa walka, ale wiem, że mogę wygrać. Rodion też zdaje
sobie z tego sprawę, bo inaczej nigdy by mnie o to nie poprosił.
Także kładę dłoń na karku Rodiona i uśmiecham się.
– Zrobiłbym to za darmo.
Kiwa głową, a z jego piersi wydobywa się śmiech.
– Wiem. To tylko część zabawy. A wiesz, jak ją uwielbiamy. Skoro
mowa o  bawieniu się: skusisz się na Niebiańską Słodycz? – pyta,
oferując mi bladoróżową tabletkę, jakbyśmy właśnie nie ustalili, że
ktoś zginie.
– Co to takiego?
Uśmiecha się złowrogo.
– Coś grzesznego.
– Jak bardzo grzesznego?
– Sprawi, że się odprężysz. Zdecydowanie tego potrzebujesz.
Wsuwam tabletkę do kieszeni, a  potem spoglądam na tętniący
tłum. Muzyka jest ogłuszająca, ale nieregularne bicie mojego serca
wydaje się jeszcze głośniejsze – pragnie ją zobaczyć, jak zawsze.
Trudno jest się oprzeć Daryi. Każdej nocy obdarowuje mnie
najsłodszym, najbardziej niewinnym spojrzeniem, które sprawia, że
mój fiut aż boli. Od lat nie zaliczyłem tak długiego okresu bez seksu.
Jej widok w zwykłej koszuli nocnej, gdy się modli, a potem wślizguje
pod moją kołdrę, by się przytulić, zaczyna przypominać torturę.
Staję się coraz bardziej uzależniony od trzymania jej w  ramionach
i wdychania jej zapachu.
Patrzę na morze ludzi, gdy nagle ktoś przykuwa moją uwagę. Nie
byle kto. Tylko ona.
Szczęka prawie opada mi na podłogę, gdy podchodzi do mnie wraz
z  Alyoną. Darya jest ubrana w  białą, obcisłą jak cholera sukienkę,
której daleko do niewinności. Jej smukłe nogi mienią się w  świetle
reflektorów, a  czarne szpilki z  czarnymi paseczkami sprawiają, że
nogi sprawiają wrażenie dłuższych. Na twarz nałożyła makijaż, przez
co ledwie ją poznaję: ma długie, czarne rzęsy i starannie umalowane
powieki. Ale to jej usta dosłownie zapierają mi dech w  klatce
piersiowej – pełne, seksowne, czerwone. Chcę wyssać z  nich cały
kolor.
– Ożeż ty w mordę – odzywa się stojący obok mnie Rodion.
Ignorując go, ruszam w  stronę kobiet. Mam ochotę nawrzeszczeć
na Alyonę za to, że pozwoliła jej się tak ubrać. Za to, że pokazała
wszystkim to, co należy do mnie. Słowa już mają spłynąć z  moich
ust, ale wtedy zauważam, z  jaką nadzieją wpatruje się we mnie
Darya. Chce mi się podobać, tylko tyle rozumiem.
Gdy do niej docieram, otaczam ją w  pasie ręką, jakbym chciał ją
przytulić. Drugą kładę na boku jej szyi. Zerka na mnie,
uświadamiając sobie naszą bliskość.
–  Jesteś tak piękna, że trudno cię nie pocałować – mruczę,
przyciskając usta do jej rozchylonych czerwonych warg.
Przymykamy oczy; wsuwam palce w  jej włosy i  delikatnie je
szarpię. Wysuwam język, by mógł zatańczyć z  jej językiem.
Z  początku jest nieśmiała, ale potem chwyta palcami przód mojej
koszuli i  ochoczo łączy swój język z  moim. Gdyby była jakąkolwiek
inną kobietą, już bym ją złapał za tyłek, podniósł i wyniósł stąd, żeby
gdzieś zerżnąć.
Ale nie jest pierwszą lepszą. Jest moją Daryą.
I zasługuje, by smakować ją powoli. By się do niej zalecać,
jakbyśmy żyli w pierdolonej epoce wiktoriańskiej. Pragnę obsypywać
ją prezentami, pocałunkami i  komplementami, aż będzie błagać
o  więcej. Wtedy obdaruję jej kobiecość moim językiem, potem
fiutem. Pokażę jej, jak wspaniały może być seks. Że nie jest
przeznaczony dla potwórów, by dawać im przyjemność, lecz dla
dwóch splecionych dusz, które rozpaczliwie poszukują sposobu, by
się połączyć.
Jako że nie zawsze jestem pierdolonym świętym, moja dłoń
wędruje do jej tyłeczka. Ściskam go z  uznaniem, na co ona jęczy
w  moje usta. Robię się twardy jak skała, więc przyciągam ją bliżej,
żeby mogła poczuć, jak bardzo mnie podnieca.
W końcu musimy zaczerpnąć powietrza. Odrywam się od niej
i patrzę w jej piękne, bursztynowe oczy, które mienią się szczęściem.
Czuję, że serce dudni mi niczym basy w klubie. Jej dolna warga jest
nabrzmiała, a  ja mam ochotę ją przygryźć. Zanim zdołam się
powstrzymać, kradnę szybkie muśnięcie, a  potem delikatne
skubnięcie.
–  Gorący widok, ale teraz idziemy na drinka – przerywa Alyona,
odciągając Daryę ode mnie.
Śmiech tej drugiej rozbrzmiewa głośniej niż puszczona muzyka,
więc nie pozostaje mi nic, tylko ją wypuścić. Należy jej się to – po
prostu być młodą kobietą, która dobrze się bawi w  klubie. Ogarnia
mnie przemożna chęć, by ją zamknąć i zapewnić jej bezpieczeństwo,
ale nie byłbym wówczas lepszy od Yuriego. Śledzę kroki dziewczyn,
kiedy udają się w  kierunku prywatnego baru w  strefie VIP. Rodion
podchodzi do nich i obejmuje ramieniem Alyonę.
–  Jutro rano zamierzam zająć się treningiem Alyony! – krzyczy
materializujący się obok mnie Zahkar.
Odwracam się i  widzę, że mój przyjaciel również patrzy w  ich
stronę.
– Chcę poćwiczyć z bronią – wyjaśnia.
– Nie jest jeszcze gotowa.
Wzrusza tylko ramionami.
– Musi być. Trenujesz ją od dwóch i pół miesiąca, a ona potrafi się
tylko obronić przed atakiem, i to w najlepszym wypadku. Na pewno
nie jest w stanie wyrządzić nikomu krzywdy.
–  Daję ci godzinę, a  potem po nią przyjdę. Dobrze wykorzystaj
swój czas – radzę.
Podchodzą do nas dziewczyny wraz z  Rodionem. Zarówno na
twarzy Alyony, jak i  Daryi maluje się podobny uśmiech. Jestem
szczęśliwy jak cholera, że znalazła przyjaciółkę.
Nie możesz zginąć, Alyono.
Dam z  siebie wszystko, by wyszkolić Alyonę tak, by wygrała.
Sprowadzę nawet Dianę, żeby mogła z nią potrenować i przygotować
ją na to, czego może się spodziewać. A  mając Rodiona i  Zahkara
w  zespole, ta dziewczyna jest w  stanie wygrać przyszłoroczne
zawody. Musi to zrobić. Darya nie może stracić przyjaciółki, nie po
tym wszystkim, przez co przeszła.
–  Lepiej skosztuj Niebiańskiej Słodyczy – zwraca się do mnie
Rodion. – Te dwa aniołki już jej posmakowały.
Piorunuję go wzrokiem.
– Dałeś im narkotyki?
–  No i  super – stwierdza Alyona. – Dziś wieczorem się
rozerwiemy. Rodi mówi, że to pomoże się nam odprężyć. Nie
zamierzamy się ostro bawić ani nic z tych rzeczy. Wrzuć na luz.
Darya uśmiecha się radośnie. Jest tak cholernie niewinna.
Przysuwam się do niej bliżej i przyciągam ją do siebie, a ona obraca
się w moją stronę i wbija we mnie wzrok.
– Też spróbowałeś tych Słodyczy? Rodion mówi, że są bezpieczne.
– Uśmiecha się, ale zaraz marszczy brwi. – Są bezpieczne, prawda?
Wyciągam tabletkę z kieszeni i połykam ją bez popijania.
–  Jeśli mówią, że są bezpieczne, to znaczy, że tak jest. Chodź.
Usiądźmy. – Odciągam ją od grupy i prowadzę do małej sofy w rogu.
Gdy siadamy, od razu wciągam ją na kolana. Ponieważ każdej nocy
sypia w  moim łóżku, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Ale teraz,
kiedy siada na mnie ubrana niczym pieprzona bogini, czuję się
znacznie bardziej intymnie. Nie mogę stracić jej z  oczu. Jest zbyt
piękna i bardzo bezbronna. Ktoś mógłby spróbować mi ją odebrać.
Z głośników płyną kolejne piosenki; rozmawiamy przy ich
akompaniamencie. Darya zadaje mnóstwo pytań o  klub, wyraźnie
widać, jak jest szczęśliwa. Cały czas mam też Alyonę na oku. Nie
chcę, żeby dała nogę z jakimś przypadkowym gościem. Na szczęście
Rodion i  Zahkar również jej pilnują. Zazwyczaj odrzuca ich zaloty,
ale dziś najwyraźniej z nimi flirtuje. Doskonale wiedzą o tym, że nie
powinni jej pieprzyć. Nie po to tutaj przyjechała – nie są jej
potrzebne dodatkowe atrakcje odwracające uwagę od treningów.
Darya porusza się w  rytm muzyki, wciąż siedząc na moich
kolanach i ocierając się o mojego kutasa. Doprowadza mnie tym do
szaleństwa. W  miarę upływu nocy uświadamiam sobie, że
Niebiańska Słodycz to łagodniejsza odmiana ecstasy. Jakby ci
skurwiele dokładnie wiedzieli, czego potrzeba tej dziewczynie;
z pewnością wyszła już ze swojej skorupy.
– Chodź do mnie, piękna – warczę, nagle owładnięty potrzebą, by
znów ją pocałować.
Chichocze, gdy przyciągam ją do siebie i całuję. Ten pocałunek jest
jeszcze gorętszy od poprzedniego. Gdy Darya odrywa usta od moich
i  odchyla głowę do tyłu, by kołysać się przy dźwiękach muzyki,
zaczynam całować jej szyję. Jej lekko słony i  jednocześnie słodki
smak jest zniewalający. Zasysam skórę na tyle mocno, że mam
nadzieję zostawić ślad, który wszyscy będą mogli zobaczyć. W  jej
gardle wibruje jęk, który przyprawia mnie o obłęd. Całuję ją wzdłuż
obojczyka i  domagam się więcej – już mam zsunąć jej sukienkę
i odsłonić piersi, gdy ktoś ściąga mi ją z kolan.
Ogarnia mnie wściekłość, ale tłumię ją, gdy uświadamiam sobie,
że to Alyona.
–  Musimy iść do łazienki! – wrzeszczy w  moim kierunku. –
  Zjawiłam się w  samą porę! Prawie bzyknęliście się na oczach
wszystkich!
Darya uśmiecha się do mnie nieśmiało, ale nie umyka mi ogień
skrzący się w jej oczach. Może Niebiańska Słodycz była jednak złym
pomysłem. Niemniej, w  tej chwili nic nie wydaje się złe. Wszystko
jest w porządku.
– Wracajcie szybko – rzucam.
Oddalają się, a  ja poprawiam spodnie w  kroku, gdzie pod
ubraniem pręży się mój kutas. Rodion, stojący po przeciwległej
stronie sali, śmieje się i  wskazuje na mnie. Pokazuję mu środkowy
palec, a następnie wstaję, po czym podchodzę do niego i do Zahkara,
szturchając ich obu żartobliwie.
–  Dlaczego słuchamy tego gówna? – pytam. – Myślałem, że
zamówiliście na dzisiaj występ jakiegoś piosenkarza.
Zahkar marszczy brwi.
– Wycofał się w ostatniej chwili.
Gdy przechodzi koło nas kobieta z  trzymaną w  dłoniach tacą,
Rodion chwyta kilka kieliszków. Podaje mi jeden, a ja natychmiast go
wychylam, rozkoszując się pieczeniem w  gardle. Jestem teraz tak
kurewsko rozpalony, że wręcz płonę od wewnątrz.
Kilka minut później Alyona wskakuje mi od tyłu na plecy i próbuje
mnie dusić jednym z  chwytów, którego niedawno się nauczyła.
Usiłuję ją z siebie zrzucić, a ona zaczyna piszczeć. Przewracamy kilka
osób i  spotykamy się z  paroma pełnymi dezaprobaty spojrzeniami.
W końcu uwalniam się od niej.
– Co za upierdliwy bachor – mruczę.
– O mój Boże! – krzyczy Alyona nagle. – Vas! To ona! Wynajęli ją!
To ona będzie tu występować, prawda? Łoboda? Darya! Ona tu jest!
Rozglądam się w  poszukiwaniu Daryi, ale nigdzie jej nie widzę.
Serce chce mi wyskoczyć z piersi.
– Gdzie ona jest? – krzyczę.
Z twarzy Alyony znika uśmiech, marszczy czoło.
– Była tuż za mną, kiedy wskoczyłam ci na plecy.
Łoboda zaczyna śpiewać, przyciągając uwagę Alyony. Mijam ją,
próbując znaleźć Daryę. Ludzie głośno wiwatują i  wrzeszczą,
wskazując na scenę, ale ja nie zwracam na nich uwagi, zajęty
szukaniem mojego anioła. Już zaczyna mi odbijać, gdy słyszę, jak
Alyona krzyczy.
– Czego? – pytam.
– Ja pierdolę, Vas – woła zszokowana. – Patrz!
Podążam za jej spojrzeniem na scenę. Na środku sceny stoi
rozśpiewana postać, ale to nie Łoboda. To Darya. Kurwa, zawładnęła
sceną i wszystkich ogarnęło szaleństwo.
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
Przepycham się przez tłum ludzi, nie dbając o  to, kto stoi mi na
drodze. Gdy docieram pod scenę, spoglądam na nią z  zachwytem.
Fantastycznie wykonuje jeden utwór, a  potem następny. Śpiewa
jedną piosenkę za drugą, jakby to ona była artystką i  wszyscy
przyszli tu po to, by ją zobaczyć. Gdy milknie i  zaczyna mrugać
oszołomiona, stwierdzam, że już ma dosyć. Wystarczająco długo się
bawiła.
– Darya! – wołam.
W jej spojrzeniu widać ulgę, a  ona bez obaw zeskakuje ze sceny
prosto w  moje rozpostarte ramiona. Niebiańska Słodycz dodaje mi
kopa, ale jej najwyraźniej dodała najprawdziwszych skrzydeł. Muszę
ją stąd zabrać.
– Poradzisz sobie? – pytam Alyonę, przechodząc obok niej.
Rodion i Zahkar trzymają się blisko. Obaj kiwają głowami.
– Nic mi nie będzie. Zabierz stąd naszego małego słowika. Będzie
potrzebowała drzemki – stwierdza.
Mierzwię włosy Alyony, a  potem przytulam do siebie Daryę
i odchodzę. Otacza ramionami moją szyję i chyba wącha moje włosy.
Teraz całuje mnie w ucho. O, kurwa.
– Z drogi – warczę, odpychając od siebie kolejne tańczące osoby.
W końcu udaje mi się wejść z  nią do windy. Gdy wjeżdżamy na
nasze piętro, Darya ponownie nuci cicho jakąś melodię. Drzwi się
rozsuwają, więc ruszam przed siebie korytarzem, po czym wchodzę
do apartamentu, ostrożnie wnosząc dziewczynę do środka,
i przekręcam zamek w drzwiach.
– Chodź tutaj – proszę, przytulając ją. – Muszę cię przebrać.
Po przekroczeniu progu naszego pokoju stawiam ją na nogach. Ma
szkliste spojrzenie, ale jej uśmiech jest seksowny jak cholera. Miesza
mi w głowie.
–  Jestem taka szczęśliwa – mruczy kuszącym głosem. – Dzięki
tobie.
– Wykończysz mnie, skarbie – warczę. – Wiesz, jak trudno jest ci
się oprzeć, gdy tak się zachowujesz?
Zaczyna rozpinać zamek z boku sukienki.
– Nie chcesz mnie?
Podchodzę do niej i  przesuwam jej rękę w  dół, żeby rozpiąć to
ustrojstwo do końca.
– Aż za bardzo – odpowiadam.
–  Więc mnie weź – szepcze, patrząc na mnie rozszerzonymi
oczami.
– Nie w ten sposób.
Robi nadąsaną minę, co sprawia, że mój kutas staje się jeszcze
bardziej wygłodniały, ale ignoruję ich oboje. Pomagam jej się
rozebrać. Zamiast koszuli nocnej, którą zwykle ubiera, pomagam jej
włożyć jedną z  należących do mnie koszulek, ja zostaję w  samych
bokserkach. Darya wdrapuje się na moje łóżko, a  ja gaszę światło
i kładę się obok niej. Przytulamy się jak zwykle.
Z początku.
Po chwili odwraca się do mnie przodem i  w ciemności odnajduje
swoimi ustami moje. Nasze mieszające się oddechy są naprawdę
gorące.
–  Kiedyś ktoś mi powiedział, że jestem kochanką nocy. Mroczną
kusicielką. Czy kuszę cię teraz, aniele?
Śmieję się cicho.
– Aniele?
– Mój aniele stróżu.
Ponownie przyciska swoje usta do moich i  całuje mnie
intensywnie. Moim dłoniom daleko do dotyku anioła, gdy zaczynają
wędrować po jej ciele. Pieprzony Rodion i  jego Niebiańska Słodycz.
Wiedziałem, że tak to się skończy. Kurwa, byłem przekonany.
Kiedy moja ręka przesuwa się po majtkach, które ma na sobie, z jej
gardła wydobywa się wypełniony potrzebą jęk. Poddaję się
upojnemu działaniu narkotyków. Wsuwam dłoń pod materiał,
dotykając jej idealnej cipki.
– Vassss…
Przesuwam palcem wzdłuż jej szparki. Jest tak cholernie mokra.
Mój palec zagłębia się w jej wnętrzu, a ona jęczy.
– Muszę przestać – syczę, gorączkowo usiłując się chwycić resztek
samokontroli.
– Nie przestawaj – błaga. – Jest cudownie.
Wsuwam palec do jej ciasnego, ociekającego potrzebą wnętrza,
ocierając się brzegiem dłoni o  jej łechtaczkę. Zaczyna drżeć
i  zaciskać się wokół mojego palca. Ustami szuka moich warg
i  rozpaczliwie mnie całuje. Zatracamy się w  tej szalonej chwili, aż
w końcu z jej ust wydobywa się krzyk rozkoszy, która znajduje ujście
na moim palcu. Wysuwam go, gdy jej ciało się rozluźnia.
– A teraz… Daryo – szepczę. – Śpij.
Dziewczyna wypuszcza z siebie ciężkie westchnienie.
– Dobrze. Dziękuję, Vas.
Tak cholernie słodka.
– Polecam się, skarbie. W każdej chwili.
Zasypia w ciągu kilku sekund, w przeciwieństwie do mojego fiuta,
który pozostaje rozbudzony. Jedyne, co mi zostało, to przytulić ją do
siebie i  zmusić się do zachowania spokoju. Serce łomocze mi
w  piersi. Gdyby wciąż mnie błagała, chyba nie potrafiłbym jej
odmówić. Pewnie mnie znienawidzi, kiedy jutro się obudzi
i zrozumie, co zaszło. Całuję ją delikatnie w czubek głowy.
Mam jednak, kurwa, nadzieję, że tak się nie stanie.
Rozdział 13

Darya
Nigdy mi się to nie znudzi: budzić się przy Vasie i być otuloną jego
zapachem. Rozciągam obolałe kończyny, a na moich ustach zakwita
uśmiech, gdy przez umysł przetaczają się wspomnienia poprzedniej
nocy. Zaciskam uda i  przesuwam dłonią po jego klatce piersiowej,
a  kiedy moje palce natrafiają na krzyżyk, który nosi, wzdycham.
Nigdy nie pytałam go o jego wyznanie. Zawsze wydawało mi się, że
to delikatny temat, więc nie poruszałam go, ale jestem ciekawa
znaczenia tatuaży pokrywających jego skórę i  krzyżyka, którego
nigdy nie zdejmuje. Pozwalam swoim oczom podziwiać ciało Vasa –
jego sylwetkę, którą został obdarzony. Jest taki piękny. Tęsknię za
jego smakiem, chcę poczuć go na ustach i języku.
– O czym myślisz? – pyta, oddychając ciężko.
– O życiu. – Uśmiecham się, owijając na palcu jego łańcuszek; ten,
na którym zawieszony jest krzyżyk.
Moje obecne życie wygląda zupełnie inaczej niż to w  klasztorze,
gdzie uczyłam się o  grzechach ciała. Tylko jak coś, co jest tak
wspaniałe, może być złe? Dlaczego Bóg stworzył nas zdolnymi do
dawania tego rodzaju rozkoszy, a potem miałby tego zabronić?
– Przepraszam – mówi cicho Vas, jeszcze nie do końca obudzony.
Słysząc to, sztywnieję.
– Za co?
Obraca nas tak, że teraz leżymy na boku, wpatrzeni w siebie.
– Nie powinienem był wczoraj tego robić. – Marszczy brwi, a mnie
wręcz palą palce, by pogładzić jego zmartwioną twarz.
– Wczorajsza noc była najlepszą w całym moim życiu – przyznaję
szczerze. – Nigdy wcześniej nie czułam czegoś podobnego.
– Byłaś na haju – mówi rozbawiony, choć tak naprawdę wcale nie
jest mu wesoło.
To było coś więcej niż wrażenia, jakie wywołała tabletka. Chodziło
o coś znacznie większego. Poczułam się wolna.
– Po raz pierwszy w życiu pragnęłam tego, co się ze mną działo.
Chcę go pocieszyć i  dodać otuchy, ale moje słowa nie przynoszą
pożądanego efektu. Zamiast tego wokół jego oczu zaczynają
pojawiać się głębsze zmarszczki, które są efektem jego smutku.
– Nie mogę znieść myśli, że zostawiłem cię na jego pastwę, kurwa.
Powinienem był zabrać cię pierwszej nocy, gdy tylko cię zobaczyłem
– wyznaje i wzmaga uścisk na moim biodrze. – Zostawiłem cię tam,
przez co ten stary zjeb mógł cię gwałcić.
Przecież nie znał mnie wtedy. Jak mógł mnie uratować przed
Molokhem? W  końcu to on tam rządził. Przebywałam tam
wystarczająco długo, by zrozumieć, czym jest władza, i  dowiedzieć
się, że on jest nietykalny.
–  Poczekaj – wzdycham, obejmując dłonią jego policzek, gdy
analizuję w  myślach wypowiedziane przez niego słowa. – Gwałcić?
Molokh tego nie robił. Nie był w stanie. – Na samą myśl przechodzą
mnie ciarki. Próbuję złapać drżący oddech, gdy kolejne obrazy tego,
jak się nade mną znęcał, powracają do mnie niczym fale uderzające
o skałę.
– Co masz na myśli? – Vas podnosi się trochę, opierając głowę na
ręce spoczywającej na poduszce.
Opadam na plecy i wpatruję się w sufit, zbyt zawstydzona, by móc
spojrzeć mu w oczy. Na nowo przeżywam własny wstyd.

***

Jedenaście miesięcy temu

Pomieszczenie jest o  wiele mniejsze niż cela, którą przydzielono mi


w klasztorze, ale summa summarum wszystko jest lepsze od kontenera,
w  którym siedziałyśmy przez wiele dni. Z  zewnątrz dobiegają jakieś
odgłosy, po czym w  okienku ukazuje się twarz mężczyzny, który patrzy
wprost na mnie. Choć jest starszy niż ten, który nas kupił i przydzielił mi
ten pokój, mają takie same oczy – złote plamki przeplatają się
z ciemnymi cieniami, wyglądają jak szalejący ogień. Spogląda na mnie
inaczej. W  oczach młodszego mężczyzny nie było pożądania, a  ten
człowiek, poprzez sposób, w  jaki na mnie patrzy i  oblizuje wargi,
przywodzi na myśl diabła wcielonego, który odebrał mi poprzednie
życie.
Demon.
Przypomina mi demona.
Kiwa głową do kogoś znajdującego się poza zasięgiem mojego wzroku.
Drzwi otwierają się z  hukiem, co sprawia, że staram się jak najgłębiej
wcisnąć w kąt. Wydaje się, że moja reakcja go zadowala.
–  Zabierz ją do mojego gabinetu – żąda, po czym odwraca się na
pięcie, zostawiając mnie w  rękach wielkiego, ubranego w  garnitur
mężczyzny, który swoimi rozmiarami wypełnia całą przestrzeń.
Wyprowadza mnie z  niewielkiej celi i  prowadzi po schodach do
ciepłego domu. Rezydencja jest olbrzymia, ale pusta jak skorupa. Co za
marnotrawstwo. Wciąga mnie do kolejnego pokoju i  stawia przed
biurkiem. Uścisk jego palców pokrywa siniakami moją skórę, którą
zaczynam rozcierać, żeby złagodzić ból. Spoglądam w  stronę okna
i  przez chwilę zastanawiam się, czy nie rzucić się z  niego, ale ta myśl
szybko się ze mnie ulatnia. Bóg nie wybaczyłby mi, gdybym odebrała
sobie życie, a boję się Go o wiele bardziej niż mężczyzny, który właśnie
pojawił się w  pokoju. Wciąż ma przyklejony do ust ten obleśny
uśmieszek.
–  Rozbieraj się – warczy, podchodząc do stołu, na którym stoją
szklanki i butelki z bursztynowym płynem. Robi sobie drinka i spogląda
na mnie, ponieważ nie wykonałam żadnego ruchu, nie spełniając tym
samym jego polecenia.
Człowiek, który mnie tu przyprowadził, wciąż stoi przy drzwiach
i  przygląda mi się. Część mnie obumiera, kurcząc się pod skórą, która
otula moją duszę.
Kiedy starszy mężczyzna kiwa głową, ten w garniturze podchodzi do
mnie i zdziera ze mnie ubranie.
Panie, proszę, ocal mnie z tego koszmaru.
Przez moje ciało przetacza się sygnał alarmowy, który dodaje mi sił,
więc próbuję go powstrzymać przed odarciem mnie ze wszystkiego.
Jednak na próżno. Jestem jak króliczek zaatakowany przez wilka, nie
mogę równać się z  jego siłą. Rozerwana bluzka obnaża piersi; zostaję
jedynie w białych bawełnianych majtkach, rękoma próbując zakryć ciało
przed jego spojrzeniem. Widzę rozlewające się na mojej skórze czerwone
plamy, które świadczą o mojej walce i porażce.
– Siadaj – rozkazuje starszy mężczyzna, wskazując na biurko.
Łza spływa mi po policzku, ale siadam tam, gdzie mi każe. Nie mogę
nabrać powietrza, więc dławię się histerycznie.
Zdecydowanie jest demonem. Jak Molokh z  ksiąg w  klasztorze. Drżę
na myśl o  tym, że demon, którego zawsze uważałam tylko za zły sen,
może okazać się prawdziwy.
Wyciąga rękę w moją stronę i zakłada mi włosy za ucho. Wyraz jego
twarzy przypomina niemal zachwyt.
–  Przypominasz mi kogoś – myśli głośno i  unosi mój podbródek,
a potem przechyla go na boki. Potem sięga po leżący na biurku nożyk do
otwierania listów. Jest srebrny, zupełnie jak ten, który widziałam
u arcybiskupa Dimitrowa w klasztorze.
Cała sztywnieję, kiedy czuję wsuwające się pod majtki ostrze, które
przecina materiał.
– Proszę – błagam.
–  Trzymaj ją – rzuca Molokh do drugiego mężczyzny, który chwyta
mnie od tyłu za ramiona i popycha tak, że opieram się plecami o twarde
drewno biurka.
Łzy napływają mi do oczu, przez co nie widzę wyraźnie. Próbuję
wyrwać się z  jego uścisku i  kopię ile sił w  nogach, ale coś ciężkiego
uderza o  moje uda, aż krzyczę z  bólu. Mrużę oczy i  szukam wzrokiem
tego, co mogło być źródłem cierpienia. Widzę, że starszy mężczyzna
odkłada na biurko przycisk do papieru. A  gdy rozdziera materiał
bielizny, w moje ciało uderza zimne powietrze.
Panie Boże, Jezu Chryste, zabierz mnie stąd.
Słyszę, jak rozsuwa rozporek, wtedy mój umysł opuszcza
pomieszczenie, znajdując bezpieczne schronienie w modlitwie.
Gniewne chrząknięcia sprowadzają mnie z  powrotem do pokoju, ale
nie czuję, żeby między moimi nogami cokolwiek się działo.
Spuszczam wzrok na jego rękę energicznie pocierającą własną
męskość i  szlochając, wzdycham z  ulgą, gdy odsuwa się ode mnie, po
czym wrzeszczy:
–  To przez ten jej kurewski gąszcz. Żadnemu mężczyźnie nie stanie,
kurwa, gdy nawet nie może dojrzeć dziurki. Oporządźcie ją i powiedzcie
Vladowi, że jest moja.
– Tak jest, proszę pana – odpowiada trzymający mnie mężczyzna, po
czym podnosi do pozycji siedzącej. Zaczyna zbierać moje ubrania, ale
Molokh rozkazuje:
– Nie, nauczy się żyć tak, jak ja chcę. Naga. Teraz należysz do mnie,
dziewczynko. Witaj, kurwa, w domu.

***

–  Daryo. – Prawie zaczynam płakać, gdy słyszę, jak Vas tak miękko
wypowiada moje imię, wyrywając mnie tym ze wspomnień.
–  Nie mógł stwardnieć, gdy próbował… zrobić to ze mną. Nie
mógł, więc zamiast tego reagował przemocą – szepczę.
Moje słowa powodują, że Vas podnosi się z miejsca.
– Więc on nigdy…?
Kręcę głową. Nie musi wiedzieć o  tym, jak tamten wkładał we
mnie różne przedmioty, ani o człowieku o imieniu Artur, który robił
te rzeczy, których Molokh nie był w stanie zrobić.
–  Nazywał mnie Vera. Nie rozumiałam dlaczego, dopóki Vlad nie
wspomniał, że tak miała na imię nasza matka.
– Więc te siniaki na twoich udach…? – pyta zmartwiony.
– To tylko efekt jego gniewu, bo sam nie mógł – wzdycham.
Powietrze uchodzi mi z płuc, gdy Vas wciąga mnie na swoje kolana
i  przyciska do siebie. Wtulam się w  niego – nasze ciała idealnie do
siebie pasują – opieram głowę na jego ramionach, a  on po prostu
mnie obejmuje.
–  Mam cholerną ochotę zrobić mu krzywdę. Złamać każdy palec,
który kiedykolwiek zadał ci ból.
Czuję jego gorący oddech na włosach. Odsuwam się i ujmuję jego
twarz w dłonie.
–  Nie. Nie daj mu tej satysfakcji. Pozwolisz mu wówczas przejąć
nad sobą kontrolę. Jestem tutaj, w  twoich ramionach. Właśnie tu
chcę być. Dopóki nie spotkałam ciebie, bezustannie towarzyszył mi
strach. – Przełykam nerwowo i  przysuwam swoje usta do jego,
obejmując je w gwałtownym, rozpalającym duszę pocałunku.
Wyrywa mi się pełen pragnienia jęk, a  on zdaje się tracić resztki
pieczołowicie utrzymywanej kontroli. Kładzie dłonie na pośladkach
i ściska je mocno, wpijając palce w moje ciało. Sapię zaskoczona jego
szorstkością, czekając, aż owładnie mną strach. Kiedy tamci
traktowali mnie brutalnie, płakałam, nienawidząc każdej sekundy.
Z Vasem… to coś zupełnie innego. Chcę tego – czymkolwiek to
„coś” jest.
Chcę, żeby moje ciało ocierało się o niego. Jego bezwzględny dotyk
jest tak samo uzależniający jak delikatne muśnięcia naszych warg,
dlatego chcę obu tych rzeczy.
– Daryo – błaga. Przypomina to szept. Słodką modlitwę.
Gdybym była Bogiem, oddałabym temu aniołowi wszystko, o co by
poprosił, zwłaszcza jeśli robiłby to właśnie w  ten sposób. Jak
mogłabym mu kiedykolwiek powiedzieć: „nie”? Jak miałabym
kiedykolwiek chcieć mu odmówić?
– Vas – szepczę prosto w  jego usta. – Chcę, żebyśmy byli razem.
Tylko ty możesz ugasić szalejący we mnie ogień.
Warczy, a  gdy odrywa się od moich ust i  naciera na mój
podbródek, jego pocałunki zamieniają się w miłosne ukąszenia.
– Zamierzam sprawić, że cała staniesz w płomieniach.
Nie boję się jego ostrzeżenia. Dotyka mojej pupy, sprawiając, że
w jednym rytmie kołyszę się wraz z nim. Czuję, jak twardnieje pode
mną, i  zamiast obawiać się, że weźmie mnie tak jak Artur, jestem
podekscytowana myślą, że Vas chce, abym to ja wzięła jego.
Gdy zaczynam ściągać koszulkę, on lekko się odsuwa. Mój
spokojny, rozbawiony mężczyzna zniknął. Teraz w  jego błękitnych
oczach maluje się napięcie połączone z pragnieniem i pożądaniem…
mnie. Nic nie wskazuje na to, że miałby mnie skrzywdzić, mimo że
wygląda, jakby miał ochotę mnie pochłonąć.
Pragnę zostać pochłonięta. Wyłącznie przez niego.
Zrzucam z siebie T-shirt, a wzrok Vasa pada na moje piersi. Jedna
z jego dłoni przenosi się z mojej pupy na nie, by po nich sunąć. Jego
dotyk jest delikatny i pełen uwielbienia. Przypomina mi przypowieść
z  Biblii, w  której to kobiety równie delikatnie obmywały stopy
Jezusowi, oddając mu boską cześć.
W mojej głowie odzywają się dzwonki ostrzegawcze,
przypominając o  wszystkim, czego uczono nas w  klasztorze – że
oddawanie czci fałszywym bożkom jest grzechem. A  jednak mój
anioł grzeszy. Czci mnie, jakbym była godna jego hołdu.
Sprawia, że też chcę zgrzeszyć.
Chcę go zapytać, co stanie się za chwilę. Wiem, co nastąpi
z  perspektywy fizycznej – gdyby to był Artur, pewnie wsadziłby we
mnie swój członek. Czasami Molokh pokazywał mu, co sprawia, że
moje ciało zareaguje. Najczęściej ukrywałam się wtedy
w bezpiecznym miejscu, we własnym umyśle, odmawiając modlitwy.
W tej chwili nie potrafię sobie przypomnieć słów ani jednej z nich.
– Jesteś taka piękna – mruczy pełnym zachwytu głosem Vas.
Pragnę rozkoszować się tym, jak na mnie patrzy, jakbym była
promieniami słonecznymi ogrzewającymi jego twarz. Daje mi to siłę
i jednocześnie uzależnia mnie. Pragnę więcej.
– Ty też, mój aniele – szepczę.
Zaciska palce na moim sutku, co sprawia, że przeszywa mnie
dreszcz rozkoszy.
– Nie jestem aniołem.
– Jesteś moim aniołem – odpowiadam z uśmiechem.
– Czy anioł zrobiłby to? – pyta ochryple i pochyla się do przodu.
Gdy chwyta mój sutek ustami, z  gardła wyrywa mi się jęk.
Najpierw ssie go mocno, a  potem łagodzi ból, liżąc go językiem.
Z każdym muśnięciem moje majtki wilgotnieją. Przechodzi mi przez
myśl, że może mu się nie spodobać fakt, że moja wilgoć zostanie na
jego bokserkach.
–  Kurwa, jesteś taka gorąca – mruczy, gładząc moje wrażliwe
ciało.
Przeciągam palcami po jego miękkich włosach i kołyszę biodrami.
Całe moje ciało pulsuje potrzebą – pragnieniem zaspokojenia
wewnętrznego głodu.
– Vas – błagam. – Chcę…
– Więcej?
– Taaak.
– Więc zdejmij je, piękna – szepcze, ściągając mi majtki.
Klękam i  niezręcznie się ich pozbywam. Mężczyzna przyciąga
mnie do siebie, sadzając na swojej twardej jak skała, ukrytej pod
materiałem bokserek męskości. Obejmuje dłonią moje pośladki
i  pokazuje mi, jak ocierać się o  niego, by dostarczyć nam
przyjemności. Spoglądam w  dół na to, jak moja cipka przesuwa się
po jego napierającej na bokserki erekcji. Oznaki mojego podniecenia,
kremowe i śliskie, nasączają materiał jego bielizny.
Do przodu i do tyłu. Tam i z powrotem.
Vas powoli pomaga mi nadać tempo, które przyniesie mi najwięcej
przyjemności. Chwytam go za ramiona, żeby się utrzymać, po czym
pozwala mi przejąć kontrolę. Rozkosz promieniuje spomiędzy moich
ud, jestem obolała, ale jednocześnie spragniona więcej. Gdy nasze
oczy się spotykają, jego wzrok przepełniają szaleństwo i  żądza.
Ledwo utrzymuje w  ryzach odbijające się w  jego błękitnym
spojrzeniu pragnienie pochłonięcia mnie.
–  To przyjemne uczucie – wzdycham. I  pragnę go. Tak często
rozkosz była na mnie wymuszana. Nienawidziłam tego, i ich, ale nie
tego, co dzieje się teraz. Pragnę każdej chwili, którą Vas może mi
dać.
–  Zawsze sprawię, że będzie ci dobrze – przyrzeka, wygląda na
zaciętego i zdeterminowanego.
Ośmielona odsuwam się i  ściągam mu bokserki. Gwałtowny
wdech, który bierze, trochę mnie niepokoi – zastanawiam się, czy
ma na to ochotę. Lecz jego komplementy odnośnie do tego, jaka
jestem idealna, sprawiają, że strach mnie opuszcza.
– Jesteś taki duży – mruczę.
Vas się śmieje.
– To najlepszy sposób, żeby facet się dobrze poczuł.
Nie mogę się powstrzymać od uśmiechu.
– Lubisz być taki duży? Nie boisz się, że zrobisz mi krzywdę?
Stanowczo chwyta mnie za podbródek i  przyciąga do swoich ust.
Nasze wargi niemal się dotykają.
– Nigdy. Cię. Nie. Skrzywdzę.
Przez cały czas czułam się tak, jakbym to ja była tą silniejszą, bo
byłam na górze. Ale teraz – dzięki temu pocałunkowi–  czuję, że to
on sprawuje kontrolę. I podoba mi się to. Z radością stwierdzam, że
mu ufam i  wiem, że zaopiekuje się mną bez względu na wszystko
i nigdy nie wyrządzi mi krzywdy, jak Molokh czy Artur.
Moje jedwabiste ciało prześlizguje się po jego erekcji. Skóra Vasa
jest gładka, gorąca i  twarda i  tak cudownie przylega do miękkich
części mnie. Lubię się z  nim pieścić. Gdy opuszczam biodra niżej,
Vas ociera się o tę część ciała, która sprawia mi największą rozkosz.
Jęki i  pomruki, które wydaje podczas pocałunku, powinny mnie
zawstydzić.
Lecz najwyraźniej wcale nie krępują jego. Jesteśmy razem, tu
i teraz.
Unoszę się ponownie i  ujmuję jego członka w  swoją dłoń. Drży.
Vas mruczy niezrozumiałe słowa, gdy przesuwam czubek jego kutasa
wzdłuż mojej śliskiej szparki. Zabiera dłoń z mojego pośladka i sięga
nią do szuflady stolika nocnego, ale gdy zaczynam się na niego
nabijać, porzuca poszukiwanie czegoś tam, by chwycić mnie za
biodro.
– Jezu, Daryo – syczy. – Ja pierdolę, zabijesz mnie.
Rozumiem, że przesadza, ale uwielbiam, kiedy wstępuje we mnie
ta nieokiełznana siła, dzięki której ktoś taki jak ja może rzucić na
kolana takiego człowieka jak Vas.
–  Przywrócę cię do życia – droczę się; rozciągając moje ciało, by
mogło zmieścić jego potężnego członka. – Będę cię całować, aż
ożyjesz, mój aniele.
Kiedy osuwam się ponownie na jego twardy członek, nasze oczy
znów się spotykają. Jego wzrok płonie i  wydaje się dziki. Jakby
zaborczy i  zdesperowany. Mogę sobie tylko wyobrazić, że moje
spojrzenie wygląda podobnie.
Podnosi nas i pada na kolanach, pieszcząc dłońmi moje pośladki.
– Ujeżdżaj mnie, piękności. Weź tego kutasa. Jest twój.
Przytrzymuję się jego ramion i wbijam mu pięty w plecy, żeby się
przytrzymać. Pozwalam, by kontrolę przejął ten sam zmysłowy rytm,
który kiedyś skłonił mnie do tańca w  świetle księżyca. Moje ciało
porusza się razem z  jego ciałem, kołyszemy się i  wibrujemy. Kręcę
biodrami i czuję, jak ściany mojego wnętrza zaciskają się. Wszystko
po to, by żyć tą chwilą i chłonąć każdą wspólnie spędzoną sekundę.
Jego dłoń wsuwa się pomiędzy moje uda. Odnajduje pączek,
w  którym spotykają się wszystkie zakończenia nerwowe, i  zaczyna
zręcznie masować. Jakby od zawsze znał tę część mojego ciała
i  dokładnie wiedział, jak działa. Krzyczę, odrzucając głowę do tyłu,
i  zaciskam cipkę pod wpływem rozkoszy. Mam wrażenie, że
doprowadziłam Vasa do zupełnej utraty kontroli. Wsuwa się we mnie
od spodu, a  jego palec między moimi udami pracuje coraz szybciej
i  mocniej. Zalewa mnie rozszalała przyjemność. Zbyt intensywna,
tak że już nad nią nie panuję.
– Pomocy – wykrztuszam. Nie wiem, w czym potrzebuję pomocy,
ale wiem, że Vas będzie tym, który przyjdzie mi na ratunek.
Szczypie moją łechtaczkę, po czym zalewa mnie kolejna fala
rozkosz. Z moich ust wydobywa się krzyk, ale w przeciwieństwie do
tych wszystkich wcześniejszych jest to krzyk dziękczynny. Moje ciało
drży i pręży się, a ja niemal omdlewam w jego ramionach.
– Jeszcze nie koniec, słodka Daryo – warczy, przewracając nas na
łóżko. Wlepia we mnie swoje dzikie oczy i  zagłębia się w  moim
wnętrzu, jakby chciał mnie rozdzielić na pół, szukając mojego serca.
Pragnę, by je znalazł. Ono należy do niego.
– Spójrz, jaka jesteś cholernie doskonała. – Obejmuje dłonią moją
twarz. Ociera się o wrażliwe, pulsujące wnętrze i wypełnia mnie.
Przed oczami widzę gwiazdy, gdy kolejny orgazm eksploduje we
mnie. Tym razem pociągam Vasa za sobą, w  otchłań zatracenia.
Spadamy razem.
Zalewa mnie ciepło, które pali od środka. Przywieram do
spoconego ciała Vasa, rozpaczliwie pragnąc go do siebie przytulić.
Zamiast się oderwać, on przysuwa się do mnie, zanurza najpierw
usta w  moich włosach, by po chwili zacząć całować moje gardło.
Obsypuje mnie pocałunkami, a  jego kutas wciąż we mnie drży.
Oznaki jego rozkoszy wyciekają z  mojego ciała, rozlewając się na
łóżko. Powinnam czuć się zawstydzona, ale podoba mi się to. Chcę,
żeby robił to częściej – żeby wypełnił mnie każdą cząstką siebie, aż
staniemy się jednością.
– Zabijesz mnie – szepcze, ale w jego głosie słychać radość.
–  Dlaczego w  takim razie tak się cieszysz z  tego powodu? –
drażnię się z nim.
Śmieje się, łaskocząc mnie swoim gorącym oddechem.
– Bo to byłby najsłodszy sposób na opuszczenie tego świata.
Uśmiecham się i wodzę paznokciami po jego spoconym ciele.
– Przynajmniej opuścimy go razem.
Unosi się lekko i zwraca ku mnie swoją przystojną, radosną twarz.
– Czyżbyśmy oboje umarli?
Wydaję z siebie urwane westchnienie:
– Czuję się martwa. Szczęśliwa, ale martwa.
Na jego twarzy gości uroczy, chłopięcy uśmiech.
–  Może powinienem przywrócić cię do świata żywych. – Jego
członek znów się we mnie porusza i twardnieje.
– Może tak.
Ledwie te słowa opuszczają moje usta, Vas znów zaczyna mnie
całować.
Dorastając, zawsze zastanawiałam się, jak to jest być w  niebie.
Teraz już wiem: jest właśnie tak. Mam nawet własnego anioła.
Rozdział 14

Vas
Wiciokrzew i wanilia. Czuję na sobie jej zapach i nigdy nie chcę się
go pozbyć. Darya jest dla mnie wszystkim, a nawet więcej. W głowie
kołacze się myśl, że zrobiliśmy to za wcześnie. Powinienem był dać
jej więcej czasu, ale to spojrzenie w jej oczach, rozpaczliwy dotyk…
Potrzebowała tego tak samo jak ja. W całym moim ciele jeszcze czuję
echo wspólnie spędzonych chwil. Cholera, zamieniam się
w pieprzoną, ckliwą pierdołę, ale chyba nigdy wcześniej nie czułem
się tak szczęśliwy.
Wchodząc do sali treningowej, staram się wyglądać normalnie.
Mam nadzieję, że Alyona nie zauważy, jak bardzo się spóźniłem, ale
to trochę tak, jakbym oczekiwał, że dzieci stojące pośrodku sklepu ze
słodyczami nie zauważą cukierków.
Gdy tylko wślizguję się do środka i zajmuję miejsce, jej wzrok pada
na mnie natychmiast. Darya zasnęła, a  ja nie miałem serca jej
budzić. Musi dać wypocząć temu swojemu słodkiemu ciału, które
będę mógł później ponownie zmęczyć. Jeden z  ludzi Rodiona
i  Zahkara jej pilnuje, żebym przez chwilę nie musiał się o  nią
martwić. Zostawiłem Daryi wiadomość, żeby do mnie zadzwoniła,
gdy będzie gotowa do nas dołączyć, i mam nadzieję, że stanie się to
wcześniej niż później. Już mnie drażni brak jej obecności. Mam
przejebane, ta dziewczyna uzależniła mnie od siebie. Co gorsza, ja
wcale nie chcę się od niej uwalniać, tylko połknąć ten haczyk
w całości.
Nigdy nie czułem większej ulgi niż wtedy, kiedy powiedziała, że
Yuri – jej pieprzony ojciec – nigdy jej nie zgwałcił, bo mu nie stawał.
Jest sadystycznym i do tego zboczonym chujem. Trudno uwierzyć, że
Darya jeszcze żyje, biorąc pod uwagę jej wiedzę na temat problemów
Yuriego z  erekcją. Z  całą pewnością nie pozwoliłby, żeby ta
informacja się rozniosła, a  Darya żyje tylko dlatego, że jest jego
córką i  przypominała mu jego byłą żonę, której imieniem nazywał
Daryę.
–  Ach, która to godzina, Romeo? – drwi Alyona, wyraźnie
zauważając moje spóźnienie, i unosi wypielęgnowaną brew, a kiedy
Rodion przestaje zadawać jej ciosy, które nijak miały się do tych, na
które rzeczywiście go stać, dziewczyna stuka palcem w  nadgarstek,
jakby miała tam zegarek, i zaciska usta, cmokając z dezaprobatą.
–  Skoro starcza ci sił, żeby pyskować, to znaczy, że Rodion nie
zmęczył cię wystarczająco – stwierdzam.
– Ależ zmęczył mnie okropnie. – Puszcza mi żartobliwe oczko, co
jeszcze bardziej mnie wkurza.
– Wyluzuj – odzywa się Zahkar, podchodząc do mnie z boku. – Nie
zaliczył jej.
– A ty skąd wiesz? – warczę.
Uśmiecha się w odpowiedzi.
– Bo ja też jej nie przeleciałem.
Wzruszające.
Ci dwaj pieprzą się tylko razem. Trochę to dziwne, ale to
wyłącznie ich sprawa. Kocham ich jak braci, więc wiem, że skoro
poprosiłem ich, aby nie dotykali jej w ten sposób, to tego nie zrobią.
–  Podaj mi trochę wody – sapie Alyona, podchodząc do nas
teatralnym krokiem.
– Nie wyglądasz, jakby lał się z ciebie pot – zauważam.
Otwiera usta, po czym wykonuje aktorski gest – kładzie ręce na
biodrach i wygląda, jakby była obrażona.
– Jestem damą. Nigdy nie leje się ze mnie pot.
Prycham pod nosem, a ona mruży oczy.
– Vas, co byś powiedział na to, żeby trochę dzisiaj odreagować? –
pyta Rodion, dołączając do nas.
– Co masz na myśli?
Nie będę znowu brał tych pieprzonych prochów. Muszę zachować
jasny umysł, Alyona także. Potrzebuje odpoczynku i treningu, dzięki
któremu będzie skrajnie wyczerpana, a nie melanżu i relaksu, jakby
to był jakiś pieprzony pobyt w spa.
–  Dziś wieczorem mamy tu kilka walk. Jeden z  zawodników
reprezentujący inny klub chce sobie zbudować renomę. Byłoby miło
zobaczyć, jak przegrywa na naszym terenie. – Rodion gładzi dłonią
skórę głowy i mruga do mnie.
– To z nim walcz. – Śmieję się.
Rodion to śmiertelnie niebezpieczny zawodnik. A  jeśli dodać do
niego jego brata… stanowią duet nie do zatrzymania.
Zahkar oblizuje wargi.
–  To raczej kiepski pomysł. – Wzrusza ramionami, po czym
rozsiada się w  fotelu, a  jego designerskie spodnie napinają się
w  kroku, przyciągając uwagę zarówno Alyony, jak i  jego własnego
brata.
Chryste.
–  Chciałabym zobaczyć, jak walczysz. – Alyona odrywa wzrok od
Zahkara, niemal podskakując z radości.
–  Byłoby dobrze pokazać uczniowi, na co stać mistrza – dodaje
Rodion, wzruszając ramionami.
Podnoszę się i wskazuję na Alyonę.
– Dobrze, ale to będzie ostatnia noc, kiedy będziesz mogła przyjść
do klubu na imprezę. Chcę mieć twoje słowo, że się w końcu skupisz
i  poświęcisz treningowi. W  czasie Igrzysk na szali będzie leżało
twoje życie.
Przewraca oczami, po czym patrzy na swoje paznokcie i  kiwa
głową, mrucząc pod nosem:
– Niech będzie.
Przysuwam się bliżej, żeby widziała, jak bardzo poważnie do tego
podchodzę.
–  Alyono, musisz to, kurwa, zrozumieć. Tam przyjdą nie tylko
ludzie, którzy będą chcieli cię zabić, lecz również o  wiele gorsze
kanalie pragnące rozebrać na części pierwsze taką ślicznotkę jak ty;
obejrzą cię od środka. Te sadystyczne fiuty będą cię gwałcić, aż
wyzioniesz ducha. Czy ty to w ogóle pojmujesz?
W jej oczach pojawiają się łzy, co sprawia, że czuję się jak ostatnia
pizda. Nie mam zamiaru jej denerwować, tylko chcę ją, kurwa,
uświadomić, z czym tak naprawdę się zmierzy.
– Dianie udało się wyjść z tego cało dzięki twojemu treningowi –
odpowiada z przekonaniem.
–  Diana nie musiała nic udowadniać – chrząkam – bo ciężko
zapierdalała, żeby się przygotować.
– Ja też będę – prycha, przecierając oczy ze złości. – Nie skreślaj
mnie tak szybko. Jestem w stanie udźwignąć ten ciężar.
Rodion zarzuca rękę na jej barki i całuje ją w głowę.
– On przecież wie, że jesteś w stanie, bo inaczej nigdy by cię tu nie
ściągnął.
Zahkar wstaje i klepie mnie po plecach.
–  Proponuję, żebyśmy dali jej dzisiaj przedsmak. Zgłośmy ją do
walki z jakimś świeżakiem i zobaczmy, jak sobie poradzi – namawia
nas głębokim i  jednocześnie miękkim głosem, jakby próbował
zahipnotyzować wszystkich tu obecnych.
– Przygotujcie, co trzeba, a ja obstawiam, że wygra – odpowiadam.
Warto stracić pieniądze, by dodać jej otuchy.
Napiętą atmosferę przerywa dzwonek mojej komórki. Zostawiam
ich i ruszam po Daryę, która właśnie wstała.
Rozdział 15

Darya
Gapię się. Gapię się na niego przez cały czas i  nie mogę przestać.
Pomyśli, że jestem chora psychicznie, jeśli nie odwrócę od niego
wzroku.
Przestań, Daryo.
Para wypełnia niewielkie pomieszczenie, choć z  prysznica nawet
nie leci woda. Jestem przekonana, że źródłem temperatury jest
pozbawione koszulki ciało Vasa. Gdy zdejmuje spodnie i  zostaje
w samych obcisłych bokserkach, zaczynają mi mięknąć kolana.
Przypomina mi się dzisiejszy poranek. Kochaliśmy się dwa razy.
Było idealnie, wręcz niebiańsko. Całe doświadczenie było
niepodobne do niczego, co robiłam wcześniej. Te chwile należały
tylko do nas. Byliśmy sobie równi, a ja nigdy nie czułam się do tego
stopnia nasycona.
– Jesteś głodna? – pyta Vas, a ja się rumienię.
Tak, o rany, on widzi, że mam głód wypisany na twarzy, mimo że
przed chwilą nakarmił mnie rozkoszą.
– Nie – odpowiadam nieco zbyt wysokim głosem, po czym szybko
dodaję: – Eee, może trochę. – Przygryzam wargę. Czy to normalne,
że czuję tak silną potrzebę bycia z kimś?
–  Jeśli chcesz, możemy coś zjeść przed wyjściem do klubu –
  proponuje, pochylając się, by zakręcić kran przy umywalce; nawet
nie zdawałam sobie sprawy, że ciągle płynie z niego woda.
Nie mogę uwierzyć, że pomyślał akurat o  tym, że mogę być
głodna.
Zanurza maszynkę do golenia w wodzie i zaczyna się golić, a jego
oczy śledzą moje odbicie w lustrze. Czy to ma być seksowne? Bo jest.
I to jak.
–  Daryo? Wszystko w  porządku? – Marszczy brwi i  przestaje
przesuwać maszynką po zaroście. Troska wypisana na jego
przystojnej twarzy sprawia, że serce bije mi szybciej. Tak bardzo
martwił się, że może mi wyrządzić krzywdę, jednak nic, co zrobił,
mnie nie zraniło. Może trochę bolało, ale niektóre rodzaje bólu są
rozkoszne i pożądane. Zwłaszcza gdy osoba, która go zadaje, robi to
tak, że wręcz zaczyna się o niego błagać.
– Tak, nic mi nie jest. Idę pod prysznic. – Może to schłodzi moje
rozpalone ciało.
Ściągam przez głowę włożoną wcześniej koszulkę i  rzucam ją na
podłogę, po czym wchodzę pod prysznic i  odkręcam kurek z  zimną
wodą. Gdy lodowaty strumień spływa na moje ciało, z ust wyrywa mi
się syknięcie. Nagle drzwi kabiny się otwierają, a ja przez lejącą się
wodę dostrzegam stojącego przede mną nagiego Vasa.
– Nie możesz tak kusić mężczyzny, skarbie. – Oddycha ciężko, a w
jego spojrzeniu dostrzegam taki sam głód, jaki trawi mnie. – Zaproś
mnie do środka, Daryo… – prawie błaga.
Bez wahania wyciągam do niego rękę, tak że nawet nie kończy
zdania. Przyciągam jego usta do swoich i pochłaniamy się nawzajem;
moje dłonie suną po każdej z twardych wypukłości jego ciała. Mam
wrażenie, że zaraz wybuchnę, jeśli wkrótce nie poczuję go w sobie.
Nasze języki toczą pojedynek, przygryzamy się zębami,
rozchylamy wargi spragnieni czegoś więcej.
Dłońmi obejmuje mój tyłek, unosi mnie i  opiera o  ścianę, a  jego
potężne ciało przygważdża moje, znacznie drobniejsze. Niezgrabnie
oplatam go rękami, co sprawia, że moje sutki ocierają się o  jego
klatkę piersiową. Obejmuję go nogami w pasie i pragnę tylko stopić
się jeszcze bardziej z  jego ciałem, mimo że już znajdujemy się tak
blisko siebie, że praktycznie stajemy się jednością. Jego członek
pulsuje przy moim wejściu, ocierając się o  moją gorącą cipkę przed
tym, jak wtargnie do jej wnętrza.
Nie wytrzymam, zaraz dostanę ataku serca, moja klatka piersiowa
porusza się tak szybko z  powodu przepływającego przeze mnie
pragnienia, by mnie pochłonął.
Nieokrzesana i pełna magii energia rozchodzi się po całym moim
ciele, kiedy Vas delikatnymi ruchami bioder napiera na moje gorące
wnętrze.
Zbliżając dłoń do mojej twarzy, odgarnia mi z  oczu mokre włosy
i wpatruje się we mnie tak intensywnie, że ściska mi się gardło. Tak
smakuje życie. Tego właśnie doświadcza człowiek, który pragnie być
pożądany przez drugą osobę. Kiwam głową, dając mu przyzwolenie,
którego najwyraźniej szuka, i  chcę, by łzy szczęścia płynące po
moich policzkach zmieszały się z  kroplami wody padającymi na
nasze nagie ciała.
Jego dłonie wędrują wzdłuż mojego ciała, unosząc mnie delikatnie
trochę wyżej, aż w  końcu docierają do moich bioder. Główka jego
członka wciska się powoli do środka, rozciągając mnie, aż w  końcu
udaje mu się wejść we mnie na całą długość i  spleść nasze ciała.
Z moich ust wydobywa się jęk, a woda, która mnie obmywa, wydaje
mi się bardziej święcona niż ta, która była w klasztorze.
Bóg stworzył nas, byśmy mogli odczuwać rozkosz. By kochać
i  pożądać, więc oddawanie się temu nie może być złe, prawda?
W  przeciwnym razie byłoby to okrutne. Mój Bóg nie jest okrutny.
Jestem tego pewna.
Vas cudownie drażni i  ściska palcami moje sutki, a  następnie
zasysa swoimi gorącymi ustami jeden z  nich i  przesuwa po nim
językiem. W  tym samym czasie moje biodra zaczynają powoli
przesuwać się w górę i w dół po jego nabrzmiałej męskości; nauczył
mnie tego dzisiejszego poranka.
Po moim brzuchu rozlewają się wibracje, które wkrótce opanowują
całe ciało i  wywołują gorące dreszcze. Każda komórka mojego ciała
jest świadoma tego, że on jest we mnie, dotyka i pieści mnie.
– Pragnę żyć w tobie, aniele – jęczy Vas, po czym najpierw ściąga
mnie z  siebie, a  następnie opuszcza tak, abym mogła stanąć na
nogach.
–  Odwróć się – szepcze, obsypując pocałunkami mój podbródek
i wsuwając opuszki palców pomiędzy moje wargi sromowe, masując
wieńczący je pączek.
Posłusznie obracam się i robię szybki wdech, gdy on ustawia mnie
tak, że piersiami opieram się o szklaną ścianę prysznica.
Każe mi rozsunąć nogi, a  następnie chwyta za moje biodra
i ustawia je tak, że przylegam pośladkami do niego, po czym wsuwa
się z  powrotem do mojego gorącego i  wilgotnego wnętrza,
wyzwalając kolejne jęki rozkoszy.
Wilgotna skóra ociera się o  wilgotną skórę, kiedy wchodzi we
mnie. Jego plecy pokrywają moje, gdy przesuwa dłońmi po moich
nadgarstkach, które następnie unosi nad moją głową, splatając swoje
palce z moimi i spajając nas ze sobą.
Z każdym uderzeniem bioder jego ruchy są coraz głębsze,
silniejsze i  bardziej zdecydowane. Daję mu wszystko, co posiadam,
i właśnie wtedy, gdy myślę, że już dłużej nie wytrzymam, on puszcza
jedną z  moich dłoni i  oplata mnie ręką w  talii. Sunie nią w  dół
i pieści mój wzgórek, po czym rozdziela obrzmiałe wargi, odsłaniając
moją kobiecość. Pociąga nas do tyłu, tak że teraz to on, z członkiem
wciąż tkwiącym we mnie, opiera się o ścianę, a ja jestem przyciśnięta
plecami do jego klatki piersiowej. Vas sięga po głowicę prysznica
i zbliża ją do mojej odsłoniętej, wrażliwej łechtaczki. Kiedy trafia we
mnie strumień wody, miękną mi kolana, a  moje żyły opanowuje
obezwładniające pulsowanie.
Jego biodra wciąż napierają na mnie. Skóra uderza o  skórę.
Towarzyszą nam ciężkie oddechy i  przepełnione rozkoszą jęki,
a  krople wody dzwonią na moim nagim ciele niczym
najcudowniejsza ścieżka dźwiękowa. Vas miłośnie wielbi moje ciało
z każdym pchnięciem swojej męskości.
Kabinę prysznicową wypełnia czysta ekstaza, która jednocześnie
eksploduje w  moim ciele, rozpalając każde zakończenie nerwowe
i  sprawiając, że podkurczam palce u  nóg i  zamykam oczy. Vas
wtłacza we mnie swoje gorące nasienie, po czym rozluźnia się,
mięknie i  przygryza delikatnie moje ramię. Dyszymy w  tym samym
rytmie.
Nigdy nie będę miała go dość.

***

Alyona nie wróciła do apartamentu ani w  dzień, ani w  nocy. To do


niej niepodobne, by nie chciała godzinami szykować się na wielkie
wyjście.
–  Czy z  Alyoną wszystko w  porządku? – Opieram się o  Vasa,
wtulając się mocno w  jego ramię. Właśnie zjeżdżamy windą. Nie
mogę się powstrzymać od wdychania jego zapachu, który
rozpoznałabym nawet w  tłumie. Jest kosztowny, męski,
niepowtarzalny i mój.
Spina się, a  następnie przyciska guzik, który zatrzymuje windę.
Odwraca się twarzą do mnie, obejmując jedną ręką mój kark
i pieszcząc opuszkiem kciuka mój policzek.
– Posłuchaj, Daryo, jeśli chodzi o Alyonę…
–  Co z  nią? – Wpadam w  panikę. Przeszywa mnie strach o  jej
bezpieczeństwo.
– Twój brat, Vlad. Nie spodoba mu się, że przywiązałaś się do niej
i stała się twoją przyjaciółką.
Żołądek mi się ściska na myśl o  tym, że miałabym się z  nią nie
przyjaźnić, a  świadomość, że mogłabym zasmucić tym Vlada, tylko
wzmacnia moje zdenerwowanie.
– Dlaczego? – pytam, rozpaczliwie pragnąc dowiedzieć się, jakimi
zasadami rządzi się świat, w  którym teraz żyję, i  gdzie jest w  nim
moje miejsce.
– Bo dla niego jest nagrodą. Narzędziem. Jest zawodniczką, która
reprezentuje jego nazwisko, a kiedy weźmie udział w Igrzyskach… –
Urywa.
Chcę zapytać o te Igrzyska, o których ciągle wspomina i o których
tyle słyszałam, kiedy więził mnie Molokh, ale w  oczach Vasa
dostrzegam ból, którego nie mogę znieść.
– Może w nich zginąć – kończę za niego zdanie.
Wzdycha, zamyka oczy i wspiera swoją głowę na mojej.
–  Obiecuję, że zrobię wszystko, co w  mojej mocy, by była
przygotowana, ale musi chcieć przetrwać, chcieć trenować i  chcieć
wygrać.
I właśnie dlatego potrzebuje przyjaciół. Żeby dać jej powód do
tego, by chciała przeżyć.
–  Nic nie powiem Vladowi, ale proszę, nie zmuszaj mnie, żebym
się o nią nie martwiła i nie była jej przyjaciółką. To niemożliwe. Nie
jestem taka – odpowiadam szczerze.
Uśmiecha się, zbliżając do moich ust, bo chce scałować mój
smutek, który związany jest z  myślą o  tym, że w  moim życiu
mogłoby zbraknąć Alyony.
– Wiem – stwierdza łagodnie. – Właśnie dlatego cię uwielbiam.
Z moich ust wyrywa się sapnięcie. Przytulam się do niego, zanim
zdąży się odsunąć, i obsypuję go pocałunkami.
– Ja też cię uwielbiam, mój aniele.
Jęczy, słysząc przydomek, który mu nadałam, po czym naciska
przycisk uruchamiający windę.
Gdy drzwi się otwierają, ukazuje nam się widok podobny do tego,
który widzieliśmy pierwszego wieczoru po przybyciu do klubu.
Naszych uszu dobiegają wiwaty i  okrzyki, które niosą się echem po
całym pomieszczeniu, ściany pulsują energią, a nas opływa mgiełka
ciepłego powietrza. Wszędzie unosi się zapach krwi i  potu – jakby
był ostrzeżeniem dla wszystkich, którzy chcą zapuścić się w  głąb
pomieszczenia. Vas chwyta mocno moją dłoń. Z  łatwością
i  spokojem przedziera się przez tłum. Dotarłszy do odgrodzonej
części, w  której stoją Rodion i  Zahkar, zaskoczona zauważam, że
towarzyszy im także Vlad. Wyczuwam także zdziwienie Vasa.
Prostuje ramiona i mocniej ściska moją rękę.
– Moja piękna siostra. Prawdziwa uczta dla oczu – wita mnie Vlad,
obrzucając spojrzeniem i  uśmiechając się do mnie. Jego uwaga jest
szczera i sprawia, że robi mi się ciepło na sercu.
– Skąd się tu wziąłeś? – warczy Vas, a wszyscy zebrani obdarzają
go swoimi spojrzeniami. Mięsień w  szczęce Vlada drga, przez co
moje serce zaczyna tłuc się w piersi.
–  Czy tak wita się własnego szwagra? – Mruży oczy, a  Vas
rozluźnia swój żelazny uścisk, nieco się relaksując.
–  Wybacz – odpowiada, wzdychając. – Szykuję się na dzisiejszą
walkę. Nie wiem, gdzie się podziały moje maniery. – Wyciąga rękę.
Vlad mocno ją chwyta, po czym spogląda na drugą dłoń Vasa,
wciąż ściskającą moją.
–  Widzę, że Vas dobrze się tobą opiekuje. Trzyma cię z  dala od
tych dwóch zboczeńców – żartuje Vlad, wskazując głową na Rodiona
i  Zahkara, którzy podają mu drinka i  uśmiechają się, zadowoleni
z określenia, jakiego użył.
–  Vas był – kieruję twarz w  stronę mężczyzny – wspaniały. –
  Uśmiecham się, powstrzymując przed zbliżeniem się do niego
i złożeniem pocałunku na jego idealnych ustach.
Vlad kiwa głową.
– Cieszy mnie to.
–  Więc… co tu robisz? – pyta Zahkar, unosząc brew. – Czy twoja
piękna żona nie ma na dniach urodzić twojego pierworodnego?
Twarz Vlada rozjaśnia się, gdy rozmowa schodzi na temat Iriny.
–  Tak, zostało tylko kilka tygodni, ale musiałem przyjechać po
siostrę. Urządzamy przyjęcie, by móc wprowadzić ją w nasz świat.
Rodion klepie Zahkara po ramieniu.
– Pewnie o tym właśnie chciał z nami rozmawiać ojciec.
–  Miałoby to sens. Przysłał wiadomość, żebyśmy nie ruszali się
z domu w weekend – informuje nas Zahkar.
– Dlaczego nie zadzwoniłeś? Przywiózłbym ją do domu – odzywa
się gniewnie Vas. – A co dzieje się w sprawie, o której rozmawialiśmy
przed moim wyjazdem?
–  W sprawie Olega? – mruczy Vlad tak, że tylko ja mogę go
usłyszeć, marszcząc przy tym brwi. – Myślę, że Yegor odpowiednio
zajął się nim jeszcze przed śmiercią.
– Więc dlaczego nie zadzwoniłeś?
–  Bo pomyślałem, że skorzystam z  okazji, by zobaczyć mojego
zawodnika w akcji.
W sali narasta wrzawa, gdy przedstawiany jest kolejny uczestnik
i  rozpoczyna się przyjmowanie zakładów. Rozmowy zagłuszają
odgłosy uderzeń pięści o ciała.
–  Skąd w  ogóle wiedziałeś, że ona dzisiaj walczy? – pyta
zaskoczony Vas.
–  Mój współpracownik, Rocko, miał na oku wszystko, co tu się
dzieje. Lubię wiedzieć, co w  trawie piszczy, gdy nie ma mnie
w pobliżu. – Ton Vlada sugeruje, że w tym stwierdzeniu kryje się coś
więcej, ale Wasiliew urywa temat.
Mężczyzna, którego spotkałyśmy poprzedniego wieczoru przed
naszym apartamentem, kiwa głową w  naszym kierunku, a  żyła na
szyi Vasa zaczyna gwałtownie pulsować.
– Walka Alyony jest następna – zapowiada Rodion.
Puszczają mi nerwy, a  na czole pojawiają się kropelki potu.
Przyglądałam się jej treningom i nie wydaje mi, żeby była gotowa do
walki. Jest taka drobna. Wiem, że Vas ogranicza siłę uderzeń, kiedy
z  nią ćwiczy. Gdyby naprawdę uderzył ją z  całą mocą, pewnie już
nigdy by nie wstała.
– Siadajmy, dobrze? – Vlad aż promienieje z podekscytowania.
Zamykam oczy i zaczynam się za nią modlić.
Rozdział 16

Vas
Słychać dudnienie muzyki. Grają Back in Black AC/DC. Tłum szaleje,
a ja z całej siły zaciskam zęby i rzucam Rodionowi wrogie spojrzenie.
Pieprzony Aleksander Mogiła. Od dnia, w  którym go poznałem,
a  było to rok temu w  tym właśnie klubie, uwiera mnie jak drzazga
w  dupie. Często walczy w  Moskwie. Stosuje podstępną i  okrutną
technikę, by rozłożyć przeciwników na łopatki. Chodzą słuchy, że
w  ciele ma chirurgicznie wszczepione metalowe płytki, by móc być
jeszcze bardziej brutalnym, niż jest. Podobnie jak Czacha – o nim też
można usłyszeć podobne historie; mam się z nim zmierzyć w walce,
dzięki której spłacę mój dług u kuzynów.
Ja pierdolę, przecież Aleksander zabije Alyonę.
Kurwa.
Rodion i  Zahkar patrzą na mnie, obaj kręcą głowami. To nie oni
stoją za takim zestawieniem zawodników. Ktokolwiek miał z  nią
walczyć, z  pewnością nie miał być to on. Ich spojrzenia jarzą się
wściekłością.
–  Wygląda na to, że Aleksander jednak się pojawił – stwierdza
głośno Vlad, siadając na swoim miejscu i  zachęcając Daryę, by
usiadła obok niego.
– To twoja sprawka? – pytam gniewnie.
Kieruje na mnie wzrok; jego bursztynowe oczy przeszywają na
wskroś.
– Ona musi zwyciężyć, Vas. Ma wygrać Igrzyska.
– Nie trenujemy jej w ten sposób – warczę. – On ją zabije.
Darya unosi głowę i  przekręca ją w  moją stronę; w  jej spojrzeniu
migocze przerażenie.
– N-nie.
–  Nie martw się, postaram się coś z  tym zrobić. Zostań tu –
nakazuję jej, po czym zaczynam przedzierać się przez tłum.
Aleksander, w porównaniu z Alyoną, jest prawdziwym olbrzymem,
mierzącym ponad dwa metry. Jest szczupły, ale silny. Jego skóra
kolorem przypomina węgiel. Posiada najbardziej niebieskie oczy na
świecie. Jest niczym pyton – zawsze gotowy do ataku. Dla większości
mężczyzn jest skurwielem nie do pokonania. Alyona nie ma cienia
szansy. Przechodzę obok grupki ludzi i  dostrzegam ją: stoi i  czeka
tuż za bramką; uśmiecha się, bo flirtuje z nią jakiś facet.
Jest taka kurewsko niewinna i nieprzygotowana. Ja pierdolę.
– Alyona! – wrzeszczę; mój głos jest ostry i wręcz zabójczy.
Dziewczyna otwiera szeroko oczy, gdy podchodzę do niej.
Chwytam ją za ramiona i potrząsam nią.
– Słuchaj mnie, i to uważnie. – Wskazuję na klatkę, gdzie po ringu
przechadza się onyksowy potwór i sprawia, że tłum szaleje. Zaczyna
mnie mdlić. – Najlepiej będzie, jeśli pozwolisz, by załatwił cię
jednym celnym ciosem.
Prycha w odpowiedzi.
–  Co? Chyba nie mówisz poważnie. Ćwiczę od miesięcy. Dzisiaj
szczególnie dobrze się przygotowałam. Rodion mówi, że jestem
zaskakująco dobra.
–  Przygotowana na walkę z  dziewczyną – kwituję. – Ale nie na
starcie oko w  oko z  tym monstrum. Do kurwy nędzy, ja sam
musiałbym się nieźle napracować, żeby rozłożyć tego skurwiela na
łopatki.
W jej oczach czai się strach.
–  Ale wy jesteście dziecinni. Tylko dlatego, że jestem
dziewczyną…
–  Taka jest prawda. – Zgrzytam zębami. – To nie miała być
seksistowska uwaga.
Błądzi wzrokiem pomiędzy mną a ringiem. Przygryza wargę, a jej
dłonie zaczynają się trząść.
– Boję się.
– Wiem – mówię, marszcząc czoło. – Przykro mi. Musisz zostawić
swój strach poza ringiem. Najlepiej unikaj ciosu w  podbródek, bo
stracisz zęby. Jesteś od niego dużo niższa, więc chociaż to działa na
twoją korzyść. Niech ci przyłoży prawym sierpowym. – Przebiegam
palcami po włosach i  kładę dłoń na karku, starając się pozbyć
napięcia. – Ciosy będą wyjątkowo brutalne. Jakby, kurwa, był
zrobiony ze stali. Padnij i nie waż się podnosić. Sparing z kimś, kto
zabija jednym potężnym ciosem, nie pomoże ci wygrać Igrzysk.
Właściwie to żaden trening, tylko jakiś absurd.
– Czyli to nie wy wystawiliście go do walki ze mną? – pyta, szybko
dodając dwa do dwóch.
Kręcę głową.
– Vlad. – Alyona zaciska usta, szukając go w tłumie. Kiedy wraca
spojrzeniem do mnie, w  jej oczach płonie ogień. – Będę równie
dobra, jak Diana. Wygram te Igrzyska, Vas. – Stuka palcem w  moją
klatkę piersiową. – Chcę żyć.
W tym momencie, jak na zawołanie, DJ puszcza piosenkę
powitalną dla Alyony. Jest dziewczęca i radosna, zupełnie odmienna
od tych, przy których zazwyczaj walczy się na ringu. Tłum się śmieje,
a ja mam ochotę zabić ich wszystkich. Mają czelność kpić z Alyony?
Mam ochotę rzucić się na DJ-a, ale uprzedza mnie Zahkar, który
przedziera się przez tłum niczym mroczny cień z  piekła rodem, za
wszelką cenę gotowy wypełnić swoją misję. Chwyta faceta za gardło
i rzuca go na konsolę. Nie słyszę, co mówi, ale DJ jest przerażony jak
skurwysyn.
Alyona otwiera drzwi klatki i  wkracza do środka niczym mała
królewna, którą z  wyglądu przypomina. Blond włosy ma związane
w grzeczny kucyk. Zdejmuje koszulkę, co wywołuje gwizdy i okrzyki
publiczności. Jej piersi spoczywają w jaskraworóżowym, sportowym
staniku, a spodenki ledwo zakrywają tyłek. Szczupła figura pozwala
jej na zwinne, dobrze przemyślane ruchy. Na udach, łydkach
i  bicepsach pojawiły się mięśnie, których nie było jeszcze kilka
miesięcy temu.
Nagle piosenka się zmienia, a  z głośników zaczyna płynąć
hardrockowy utwór. Alyona rozluźnia napięte ramiona. Skinąwszy
głową Daryi, wbija wzrok w swojego rywala.
Zahkar podchodzi do klatki z prawej strony i mówi coś do Alyony,
a jego brązowe palce zaciskają się na metalu. Dziewczyna przytakuje,
a  następnie przechodzi na lewą stronę, by posłuchać Rodiona.
Znowu kiwa głową. On też trzyma się klatki, naśladując swojego
brata. Ja stoję po południowej stronie; moje knykcie bieleją, gdy
wykrzykuję słowa zachęty.
Aleksander odnajduje moje spojrzenie i  uśmiecha się. Jego
masywna głowa wolno zatacza kręgi, kiedy porusza karkiem. Nawet
nie przejmuje się młodą Woskobojnikówną – jest dla niego czymś,
czym można się pobawić i  dzięki czemu można łatwo zarobić
pieniądze.
Gong rozbrzmiewa, o  wiele za wcześnie, więc Alyona zakłada
ochraniacz na zęby. Ten skurwiel znajdujący się w klatce rechocze na
jej widok, co nieczęsto zdarza się na ringu. Alyona podskakuje
miękko, jej blond kucyk kołysze się, a on krąży wokół niej, lustrując
ją wzrokiem. Mówiłem, żeby splotła włosy w  warkocz i  upięła go
w  kok, żeby nie można było za nie szarpać, ale oczywiście nie
posłuchała, bo bardziej zależy jej na tym, żeby ładnie wyglądać.
Tłum skanduje i szaleje. Te skurwysyny pragną krwi. Normalnie też
byłbym podekscytowany i pobudzony. Ale nie teraz. Przecież to nie
fair. Niech szlag trafi Vlada.
Ten, zamiast wyglądać na zadowolonego z  siebie, marszczy brwi.
Widzę, jak Darya coś do niego mówi. Mam nadzieję, że pójdzie mu
w  pięty jak cholera. Ta dziewczyna potrafi sprawić, że źli ludzie
zaczynają czuć się źle, bo pokazuje im, jacy naprawdę są.
Aleksander zamachuje się, ale Alyona robi unik. Świetna robota,
mała. Może jeszcze nie radzi sobie równie dobrze w  ofensywie, ale
ciężko pracowaliśmy nad obroną. Ważne, aby jak najdłużej
utrzymała się na nogach, bo wtedy będzie mogła nauczyć się
wyprowadzać własne zabójcze ciosy.
Jej przeciwnik wykonuje kolejny zamach, a ona odskakuje do tyłu,
ledwie unikając uderzenia masywnymi knykciami w  szczękę. Jego
wzrok pada na lewą stronę. Kurwa. Nie mam nawet czasu, by
krzyknąć. Olbrzym już unosi nogę w  górę, uderzając golenią w  jej
lewy bok. Nie tak brutalnie jak zwykle. Ten dupek celowo się
powstrzymuje, bo chce się z nią zabawić. Alyona odruchowo się cofa
i  przykłada rękę do żeber. Przez chwilę potyka się przerażona,
a Aleksander szczerzy do niej zęby w wilczym uśmiechu.
Rodion ryczy jak zwierzę, które nie może wyrwać się z klatki lub –
w  tym przypadku – które chce znaleźć się w  jej środku. Kurczowo
trzyma się żelaznego ogrodzenia. Nigdy nie widziałem go tak
wkurwionego. Zahkar z  kolei mówi coś do Alyony, i  to działa, bo
dziewczyna otrząsa się i znów podejmuje śmiertelny taniec ze swoim
przeciwnikiem. Kiedy on rzuca się na nią, ona unosi nogę, uderzając
rękami w  jego jaja, co skutkuje jego pełnym bólu rykiem. Zanim
dziewczyna ma szansę się wycofać, Aleksander łapie ją za udo
i  przewraca na matę; leży na plecach, zupełnie bezbronna. Walka,
zamiast przypominać krwawą jatkę, czego wszyscy się spodziewają,
przypomina zabawę w kotka i myszkę. Olbrzym zadaje serię krótkich
kopnięć w  jej prawe udo. Jej jęki świadczą o  tym, że boli ją jak
cholera.
Nie poddaje się jednak i  nie oddala od niego, lecz turla się
w  stronę jego nogi, łapie go za kostkę i  nie wypuszczając jej z  rąk,
odskakuje z impetem, co sprawia, że Aleksander ląduje na tyłku.
Kurwa.
Boże, to było sprytne, ale maksymalnie go wkurwiło.
Alyona podrywa się na nogi i udaje jej się kopnąć go w bok głowy.
Nie na tyle mocno, żeby go zranić, ale wystarczająco silnie, by zrobić
krzywdę samej sobie. Rzuca mi spojrzenie pełne zdziwienia i odsuwa
się od niego, lekko utykając.
– Nie patrz na mnie! – krzyczę, potrząsając siatką otaczającą ring.
Odwraca się dokładnie w  tym momencie, w  którym Aleksander
wstaje, a  potem łokciem uderza ją w  szczękę. Po raz kolejny – nie
z  całej siły. Gdyby to zrobił, zginęłaby na miejscu. Dziewczyna
obraca się wokół własnej osi, jakby wykonywała piruet, i  wpada
prosto na siatkę, której Rodion uczepił się jak pierdolona małpa.
Mężczyzna syczy coś do niej, co każe jej się szarpnąć i stanąć twarzą
w twarz z napastnikiem.
–  Chcesz, żebym przerwał walkę? – krzyczy do niej, na co ona
zaprzecza ruchem głowy.
Aleksander, ledwie zmęczony, szczerzy się do niej, a  ona wali go
prosto w nos. Jego oczy robią się okrągłe jak spodki, z nozdrzy tryska
krew. Łapie Alyonę za gardło i  przygniata do maty. W  legalnych
walkach duszenie postrzegane jest jako faul, ale to przecież nie
arena UFL6. Olbrzym rozluźnia uchwyt, bo dziewczyna jest bliska
omdlenia, po czym jeszcze raz z  całej siły napiera na jej gardło.
Wykonuje wymach nogą i uderza ją mocno w brzuch. Alyona próbuje
się skulić, ale jest za późno – jej ciało nie jest wystarczająco
wytrzymałe, a on ma przewagę. Ponownie ją kopie, na co ona jęczy
z  bólu. Okrąża ring, wyśmiewając się z  niej i  rozkładając ramiona
w  kształcie litery V niczym pieprzony zwycięzca, jakby to, że
przypierdolił drobnej kobietce, czyniło z niego twardziela. Kutas.
Dziewczyna nadal jest przytomna; próbuje doczołgać się do rogu
klatki.
Podążający za nią Aleksander kopie ją w  brzuch, gdy ta próbuje
dźwignąć się na kolana, podpierając rękoma. Siła tego kopnięcia jest
tak duża, że przewraca Alyonę na plecy i pozbawia ją tchu.
– Kończę to – warczy Rodion.
–  Nie, jest po prostu oszołomiona. Daj jej chwilę – odpowiada
Zahkar.
Alyona podnosi się na chwiejnych nogach. Aleksander pędzi w jej
stronę, po czym wymierza jej kopniaka w  skroń, sprawiając, że
dziewczyna upada na matę. Nie wstaje. Bogu dzięki, że jeszcze
oddycha.
– I oto mamy zwycięzcę – oznajmia spiker. – Aleksander Mogiła!
Otwieram bramkę i podbiegam do leżącej na ringu Alyony.
Jęczy, gdy przewracam ją na plecy. Ma posiniaczoną całą twarz.
Ten skurwiel zrobił z niej miazgę.
– Trzymasz się? – pytam, gładząc ją po spoconych blond włosach,
które wysunęły się z kucyka.
–  Nic jej nie będzie – syczy stojący obok mnie Rodion. – Chcesz
pomścić naszą dziewczynę i  jednocześnie wygrać dla mnie trochę
kasy?
Kurwa, pewnie, że tak.
Podnosi Alyonę i  schodzi z  nią z  ringu. Tłum wrzeszczy jak
oszalały, a Aleksander obserwuje mnie z narożnika, popijając wodę,
gotowy do następnego pojedynku.
Zdejmuję koszulkę, a  tłum zaczyna szaleć. Wiedzą, co nastąpi za
chwilę.
DJ doskonale wie, jaki utwór dla mnie puścić, i wkrótce dudniące
basy wstrząsają podłogą, która drży pod naszymi stopami. Tłum
i moi kibice szaleją – rozumieją, co ta piosenka oznacza. Zamierzam
skopać parę tyłków, a oni mnie za to kochają. Wrzaski. Ogłuszające
wrzaski. Aleksander może i  jest niebezpieczny, ale to ja jestem
zabójczy.
Jestem pierdolonym Aniołem Śmierci. I przychodzę po niego.
Opuszczając na chwilę ring, znajduję moją dziewczynę i wkładam
jej przez głowę swój łańcuszek, lądujący na jej szyi.
– Przypilnuj tego, kochanie.
Darya chwyta krzyżyk w  dłoń i  przygryza wargę, w  jej oczach
błyszczy radość.
Zsuwam z siebie spodnie, pozbywam się reszty ubrań i podchodzę
do rogu klatki, gdzie jeden z  ludzi Rodiona i  Zahkara obwiązuje mi
ręce taśmą. Gdy wchodzę na ring, uważnie śledzę Aleksandra
wzrokiem – w jego oczach widzę przebłysk niepokoju.
Właśnie tak, skurwielu.
Poruszam szyją w prawo i lewo, aż przeskakują mi kręgi w karku,
i wskazuję na mojego przeciwnika, szczerząc zęby.
– Gotowy, by skończyć jak mała dziewczynka? – Drażnię się z nim.
– Wiemy, że lubisz się z nimi bawić.
Mimo że również się wyszczerza, to jednak na jego twarzy maluje
się wściekłość. Przechodzę na środek ringu, podnoszę rękę i znów na
niego wskazuję.
–  Mówię do ciebie, dziewuszko. Chodź do tatusia. Byłaś
niegrzeczna i teraz dostaniesz klapsa. – Zachęcam go ruchem palca,
by podszedł do mnie bliżej.
Tłum ryczy ze śmiechu. Ci ludzie jedzą mi z  ręki. A  kanalie
pokroju Aleksandra powinny znaleźć się pod podeszwą mojego buta.
Tak właśnie muszą się czuć członkowie najważniejszych rodzin –
potężni, ponad wszystkimi; pieprzeni zwycięzcy. Czuję się jak oni
tylko wówczas, gdy walczę w  klatce, niezależnie od tego, jak teraz
brzmi moje nazwisko.
Tyle lat musiałem wszystkim udowadniać, że jestem dobry. Nie
mieliśmy grosza. Byłem synem służącej, więc w  sumie nikim. Ale
kiedy dowiedziałem się, że moje pięści są zabójcze i  sprawiają, że
ludzie kulą się ze strachu, nauczyłem się, jak wykorzystać tę
umiejętność.
I już nigdy nie byłem nikim.
Rozlega się gong oznaczający rozpoczęcie walki. Dalej drwię
z Aleksandra. Alyona musiała korzystać z ochraniacza na zęby, lecz
ja go nie potrzebuję, bo ten skurwysyn nie zbliży się do mojej
ślicznej buźki.
Poza tym mam ochotę się z nim podroczyć i podokuczać mu.
– Powiedziałeś mamusi, że dzisiaj się z nią spotkasz? – pytam, gdy
okrążamy ring, nie spuszczając z  siebie wzroku. Zazwyczaj się nie
popisuję i nie podjudzam przeciwników, bo nie muszę tego robić, ale
ten skurwiel rozdrażnił mnie maksymalnie, dlatego rozpierdolę go
w drobny mak.
Matka Aleksandra zmarła, gdy był małym chłopcem, dlatego ten
w  odpowiedzi na moje słowa warczy; emanuje z  niego złowroga
energia.
– Może pomalujemy twoją trumnę na różowo. – Uśmiecham się do
niego.
Dupek szarżuje, napędzany furią. Jakie to przewidywalne. Unikam
jego ciosu, po czym popycham go. Jego własna siła i pęd działają na
jego niekorzyść, więc pada na matę twarzą w  dół. Tłum skanduje,
tupie i drze się jak oszalały.
Spoglądam w  górę i  uśmiecham się. Wykonuję lekki ukłon
w  stronę ludzi, a  potem zaczynam przechadzać się po ringu,
swingując.
Bach! Bach! Bach! Bach!
Twarz Aleksandra odskakuje do przodu i  do tyłu. W  tę i  z
powrotem.
Potyka się, ale jeszcze go nie nokautuję. Ostrożnie obchodzę ring
dookoła i  znajduję miejsce, gdzie siedzi przyglądająca się walce
Alyona. Cała jest spuchnięta, zakrwawiona i posiniaczona.
–  Najpierw musisz zmęczyć przeciwnika – tłumaczę jej, jakby to
był normalny dzień spędzony na sali treningowej. – Potem
zaczynasz sprawiać wrażenie, że jesteś rozkojarzony. –
Błyskawicznie się odwracam, robię silny wymach nogą i  uderzam
stopą Aleksandra w skroń; olbrzym stęka i upada, pocierając obolałe
miejsce. – Kiedy on dochodzi do siebie, ty jeszcze trochę go obijasz,
Alyono. Zrozumiano?
Ona przytakuje.
– Dobrze. A teraz patrz! – krzyczę.
Atakując Aleksandra, zadaję mu nie jeden, dwa, trzy czy cztery
ciosy, lecz pięć ciosów w  brzuch, a  potem odwracam się. Obchodzę
go dookoła i kopię w kręgosłup, posyłając go w stronę Alyony.
Gdy facet stara się zebrać do kupy, ja kieruję wzrok w  stronę,
z  której słyszę głos krzyczący moje imię; rozpoznałbym go
w  każdym, nawet najliczniejszym tłumie. Darya spogląda na mnie
szeroko otwartymi brązowymi oczami. Jest taka piękna.
Puszczam do niej oczko.
A potem ruszam na mojego przeciwnika.
Skupiony. Zabójczy. Przygotowany.
–  Gdy już jest słaby i  jedzie na oparach, wykańczasz go! Mocno.
Szybko. Śmiertelnie! – zwracam się do Alyony, starając się
przekrzyczeć ryczący tłum. – Celuj w gardło.
Aleksander potrząsa głową. Błaga mnie. Nie chce umierać. I gdyby
nie to, że widok mnie mordującego drugiego człowieka wpłynąłby
fatalnie na mój obraz w  oczach Daryi, właśnie to bym zrobił –
zabiłbym go; zmiażdżyłbym mu tchawicę jednym ciosem. Ale nie
jesteśmy na Igrzyskach, podczas których panują właśnie takie
zasady. W  tym miejscu obowiązują inne i  jeśli chce się tu walczyć,
trzeba ich przestrzegać. Właśnie dlatego musieliśmy pozwolić
Alyonie wejść i  działać. W  przeciwnym razie oznaczałoby to brak
szacunku dla Rodiona i Zahkara, a także dla pieniędzy, sportu, gry.
Dlatego postępuję zgodnie z  zasadami. Walki na śmierć i  życie
organizuje się dla elity – nie tutaj.
Bach! Bach! Bach! Bach! Bach! Bach!
Zadaję mu cios za ciosem. Celuję we wszystkie czułe miejsca. Nos,
oczy, uszy, usta. Słychać pęknięcia i  chrupnięcia, gdy łamię kolejne
kości. Skupiam się na tych częściach ciała, które będą boleśnie się
zrastać. A potem, gdy mam już dość patrzenia na niego, obracam się,
kolanem uderzam go w nerkę i posyłam na deski.
Trzęsie się i drży, krew leje mu się z nosa.
Chociaż ledwo widzi zza spuchniętych powiek, kieruje na mnie
wzrok, zdający się mówić: „Zakończ to, proszę”.
Z przyjemnością, sukinsynu.
Wykończę go tak, jak on wykończył ją.
Mocnym kopniakiem w pierdoloną twarz.
– Oto i nasz zwycięzca. Vas! Aniooooooooł Śmieeeeeeerci!
Jednak tym razem, w  przeciwieństwie do wszystkich poprzednich
walk, nie czekam, by napawać się zwycięstwem.
Spadam stąd w cholerę.

***

– Jak to „wyszli”? – warczę, wpadając do szatni.


Zahkar klęczy przed Alyoną, próbując opatrzyć jej żebra – na
pewno są złamane i paskudnie bolą. Jedynym, co może ją wyleczyć,
jest czas. I na szczęście go ma. Na razie. Aż do rozpoczęcia Igrzysk.
–  Vlad powiedział, że muszą zdążyć na samolot. Podobno macie
się zobaczyć jutro.
Zahkar wydaje się zupełnie spokojny, ja natomiast wpadam
w furię.
– Nawet nie mogłem się z nią pożegnać! – rzucam.
–  Vasz – bełkocze Alyona. – Szyszko byoo ż ną dobsze, kedy
jechaa. Szcziszkała mne.
Mrugam tylko i zmartwiony marszczę czoło.
– Wszystko w porządku? – pytam.
Przytakuje i odpowiada:
– Jusz kak.
– Magia – odzywa się Zahkar, błyskając szatańskim uśmiechem.
Narkotyki. Jest naćpana jak cholera. To chyba lepsze niż ból.
Ledwo zauważalnym skinieniem głowy potwierdzam, że rozumiem.
– Zbieram się. Zobaczę, czy uda mi się złapać ten sam samolot –
oznajmiam, ruszając do drzwi.
– Eee – chrząka Zahkar. – To chyba nie najlepszy pomysł. Wygląda
na to, że twoja siostra postanowiła pojawić się wcześniej, więc
przyjechała z naszym bratem i przywiozła prezenty. Musisz się tym
zająć.
–  O czym…? – zamieram w  pół słowa, gdy Rodion wciąga do
pomieszczenia Vikę, którą mocno trzyma za łokieć.
Wygląda inaczej, niż się spodziewałem. Jest brudna i  zmęczona.
Schudła. Zupełnie nie przypomina siebie z  okresu, w  którym
widziałem ją po raz ostatni.
– Co, do cholery? – pyta, wyrywając się z uścisku Rodiona.
– Nie mogę teraz się tym zająć – kwituję.
W jej spojrzeniu migocze ból, więc od razu czuję się jak kutas.
–  Chodzi mi o  to, że nie spodziewałem się ciebie teraz –
wyjaśniam.
Vika wyrywa się z uścisku Rodiona i rzuca mi się w objęcia.
–  Diana mnie przywiozła. Powiedziała, że zostałam sprzedana.
Myślałam, że trafię do jakiegoś bydlaka, ale to ty mnie kupiłeś, tak?
Wiedziałam, że mnie kochasz – szlocha.
– Ja? – rzucam. – Nie, Viko.
Podnosi podbródek i marszczy czoło.
– Co? Przecież mnie kochasz, prawda, Vas?
Jezu… ależ to żałosne. I niezręczne.
Alyona prycha i krzywi się:
– Ne kebie, szkabie. Kyko Daję – mamrocze niewyraźnie Alyona.
– Wystarczająco długo odbywałaś karę – zwracam się do Viki.
Spogląda na mnie, uśmiechając się promiennie.
–  Nie zostajesz ze mną – wyjaśniam, a  jej uśmiech znika. –
Wszyscy chcą się ciebie pozbyć. Vlad i twój ojciec wyrzekli się ciebie.
Na Ruslanie nie można polegać. Ven cię nienawidzi i chce zatrzymać
tylko po to, by cię dręczyć. Więc najlepiej będzie, jeśli znikniesz –
mówię jej. – Dogadałem się z Rodionem i Zahkarem. Opracowywali
plan, by bezpiecznie wywieźć cię z  kraju w  miejsce, gdzie będziesz
mogła zacząć wszystko od nowa.
–  Nie chcę tak po prostu zniknąć – odgryza się. – Chcę zostać
z tobą. Tutaj, w Moskwie. Co ty, Vas, przecież dobrze nam razem.
Lekko potrząsam głową.
–  Przykro mi, Viko. Dobrze się bawiliśmy. Ale czas zabawy się
skończył. Pora dorosnąć i zrobić coś ze swoim życiem.
Jej nozdrza zaczynają falować.
– Na przykład zamienić je na inne, znikając?
– Lepsze to, niż stracić je całkowicie.
Stara się przełknąć gorycz i  zatamować łzy, które kręcą się w  jej
bursztynowych oczach.
– Nie zabiliby mnie.
Nic nie odpowiadam. Oboje wiemy, że Vlad może by tego nie
zrobił, ale inni? Ma szczęście, że dostała taką szansę. To jedyna
okazja, by żyć dalej i  cokolwiek z  tego mieć. Naszego świata nie
można tak po prostu zostawić. Fakt, że brat dał jej szansę, dowodzi,
jak bardzo ją w głębi serca kocha.
– I już? Tak po prostu? – Vika krzywi się.
Chwytam ją za ramiona i odpycham od siebie, po czym przytakuję.
–  Tak. Zadzwonię i  sprawdzę, czy wszystko w  porządku,
gdziekolwiek będziesz.
Wbija we mnie złowrogie spojrzenie.
–  Nie fatyguj się. Nic cię, kurwa, nie obchodzę. Teraz stałeś się
tylko jednym z nich.
Gdy się oddala, ruchem głowy daję Rodionowi znak, by poszedł za
nią. Dopilnują, żeby wszystko się ułożyło. Kiedy znika mi z  oczu,
czekam, aż ogarnie mnie poczucie winy. To właśnie ono często
prowadziło do tego, co robiliśmy, ja i Vika.
Tym razem nie czuję nic. Do samego końca pozostaje
niewdzięczna. Nieważne, jak źle jej się wiedzie, ona i  tak chce być
postawiona na piedestale. Może się ustatkuje, a  może w  pewnym
momencie zacznie planować zemstę i  szukać okazji do niej. W  tej
chwili nie pozostało jej nic. Podarowałem jej życie i  wolność. Tyle
powinno wystarczyć.
– Szyżyk na doge – mamrocze Alyona.
– Tak, tak – wzdycham. – Pakuj tyłek pod prysznic, a potem zrób
sobie okłady z  lodu na twarz. Przez jakiś czas na bank nie wygrasz
żadnego konkursu piękności.
Pokazuje mi środkowy palec, stwierdzając:
– Zahkky sządzi, sze jeem kiękna.
On tylko prycha i odpowiada:
– Myślę, że musisz iść do łóżka.
– Do własnego łóżka – poprawiam.
Oboje się śmieją.
Przynajmniej komuś jest do śmiechu.
Jedyne, o  czym mogę myśleć, to fakt, że Vlad, pierdolony,
Wasiliew gwizdnął mi dziewczynę sprzed nosa. Wiem, że to kawał
bandziora, ale lepiej, żeby się nią zaopiekował, dopóki ja tam nie
przyjadę, bo inaczej spotka go los niewiele lepszy od losu
Aleksandra.
Kurwa, Bóg mi świadkiem.

***

Podchodzę do baru i  uśmiecham się na widok mojej siostry


otoczonej z  obu stron mężczyznami. Lgną do niej, mimo że brat
bliźniaków, Timofiej, stoi obok niczym wulkan gotowy do wybuchu.
W  głębi duszy myślę, że mojej siostrze podoba się ta zabawa – jest
jak żmija polująca na polne myszy. Zawsze przedstawia się jako pani
Veniaminowa-Wetrow, a gdy nadal do nich nie dociera, każe im bez
ceregieli spierdalać. Potrafi być kurewsko przerażająca, gdy się
wkurzy. Obserwowanie, jak dorośli mężczyźni trzęsą portkami
osaczeni morderczym spojrzeniem mojej siostry, byłoby dziś nawet
zabawne, gdybym nie spieszył się, chcąc jak najszybciej wsiąść
w  samochód i  pomknąć nim po moją dziewczynę. Odnotowuję
w  pamięci, by zapytać później Timofieja o  podróż Viki, bo wydaje
się, że to on dowodzi całym przedsięwzięciem.
Tłumy szaleją, wyczuwa się tętniącą życiem atmosferę,
wypełnioną wibrującą energią.
Zapowiada się niezła imprezowa noc.
–  Dziękuję za prezent – mówię, podchodząc do niej i  biorąc
drinka, którego trzyma w  ręku; mężczyźni rozpierzchają się
w mgnieniu oka, uznając mnie za zagrożenie, pewnie ze względu na
moją reputację w  tym właśnie klubie. Biorę solidny łyk i  czuję
mrowienie w gardle. W smaku jest pyszne i zupełnie inne. Marszczę
brwi, przyglądając się płynowi w  szklance. Po powierzchni, niczym
rozlany olej, pływają żywe kolory.
– Tęczowa wódka. – Uśmiecha się Diana.
–  Więc to jest ta sprawa, którą musiałaś omówić z  Rodionem
i  Zahkarem? – Szczerzę zęby, będąc dumny z  niej jak cholera. Ależ
ona jest kurewsko silna.
– To właśnie nasz wspólny projekt.
–  Super. – Wychylam resztę do dna i  kręcę głową, gdy siostra
proponuje mi dolewkę. – Prowadzę.
– Gdy podjeżdżałam, zauważyłam, że Vlad odjeżdża. – Chichocze.
– Darya wygląda…
– Dobrze? – Kończę za nią zdanie, unosząc brew.
–  Chciałam powiedzieć, że światowo. Nie ma śladu po dawnej
Daryi. Wspaniale, Vas.
Krzyżuję ręce na klatce piersiowej i  staram się powstrzymać
głupkowaty uśmiech, który zaczyna wykwitać mi na ustach.
–  Tylko uważaj. Vlad nie da się łatwo ugłaskać. – Kiwa głową,
ściskając mi przedramię. – Nie zmuszaj mnie do zabicia go. Naszej
siostrze może się to nie spodobać – żartuje.
– Chcesz, żebym cię odwiózł do domu? – pytam, ale ona zaprzecza
gestem głowy.
–  Jutro wracam z  kuzynami – oświadcza, po czym wskazuje na
Timofieja. – Skończyłam robotę.
–  Do zobaczenia w  takim razie na tej uroczystej kolacji. –
Uśmiecham się i przytulam ją, po czym ruszam w drogę.
Rozdział 17

Darya
Przełykam gulę żalu, która mnie dławi, dlatego że przed odjazdem
nie zdążyłam zobaczyć się z Vasem, a Vlad zaraz po walce kazał mi
się zbierać. Przecież to mój brat. Vas nie pozwoliłby mi z nim jechać,
gdyby stanowił dla mnie niebezpieczeństwo. Uśmiecham się do
Vlada i  spuszczam wzrok. Bardzo chciałabym móc zapanować nad
nerwami, które przejmują nade mną kontrolę – odkąd wsiedliśmy do
samochodu, jestem okropnie zdenerwowana.
– Jak upłynął ci czas poza domem? – pyta, mając ręce złożone na
kolanach.
Zajmujemy tylne siedzenia czarnego SUV-a, którym jedziemy. Brat
siedzi sztywno i sprawia wrażenie skrępowanego.
–  Przeszedł moje najśmielsze oczekiwania – wzdycham. – Już
nigdy nie chcę utracić wolności – odpowiadam, mając nadzieję, że
mnie zrozumie.
Wydaje się, że moje słowa przynoszą mu ulgę. Opuszcza ramiona
i pochyla się do przodu, ujmując moją dłoń.
– Zawsze będziesz wolna, Daryo. Jesteś bezpieczna. Obiecuję.
Wypowiada te słowa tak pewnie i  z takim przekonaniem, że
odruchowo przysuwam się bliżej i przytulam do niego.
– Tak się cieszę, że mam brata – szepczę mu do ucha.
Rozluźnia mięśnie i odwzajemnia uścisk.
–  A ja jestem szczęśliwy, że jestem tym bratem. – Ściska mnie
mocniej, niż się spodziewałam, a  potem uwalnia mnie, śmiejąc się,
gdy zaczyna brakować mi tchu. – Przepraszam – mówi, marszcząc
czoło. – Po prostu… jesteś tak bardzo podobna do naszej matki.
– Do Very?
– Tak. – W jego oczach pojawia się ból, który jednak błyskawicznie
znika, gdy na powrót przywdziewa na twarz żelazną maskę, którą
nosi na co dzień.
– Szkoda, że nie miałam szansy jej poznać. Myślisz, że gdzieś tam
jest? – pytam z tęsknotą, po raz pierwszy myśląc, że być może mam
matkę. Nigdy wcześniej nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
–  Nie rozumiem bardzo wielu rzeczy dotyczących naszej matki –
odpowiada, a ja wiem, że właśnie pokazuje mi wrażliwą część swojej
natury. – Nigdy nie byłem w  stanie pojąć, dlaczego nas porzuciła;
bardzo długo jej za to nienawidziłem. Potem ty pojawiłaś się
w naszym życiu, więc musiała mieć jakiś powód, by nas opuścić, tak
mi się wydaje.
– Przeze mnie? – pytam.
– Być może. – Uśmiecha się smutno.
– Przepraszam.
– Za co? – dopytuje, marszcząc czoło.
– Za to, że wam ją odebrałam.
Panie Boże, Jezu Chryste, proszę, niech mi wybaczy.
Vlad bawi się zegarkiem oplatającym jego nadgarstek i oświadcza:
–  Nigdy nie przepraszaj za to, że się urodziłaś. Jesteś dla mnie
prawdziwym darem. Dla całej naszej rodziny.
Bezwolnie ziewam i gwałtownie wciągam powietrze do płuc.
– Zmęczona? – pyta Vlad, śmiejąc się cicho.
Tak. Widok Vasa pokonującego tego człowieka na ringu był
niesamowity. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę
akceptować przemoc, ale to, co zobaczyłam, sprawiło, że serce
zaczęło mi szaleńczo bić, a  podniecenie rozlało się w  żyłach
podobnie jak ta tabletka, którą wcześniej dał mi Zahkar. Krew, pot,
skóra dotykająca skóry, publiczność i  muzyka – to wszystko razem
było ekscytujące. Mam nadzieję, że Vas zabierze mnie tam raz
jeszcze, gdy kolacja dobiegnie końca.
– Odpłynęłaś gdzieś? – pyta Vlad.
Otwieram szeroko oczy i rozchylam usta, gdy uświadamiam sobie,
że ściskam w dłoni krzyżyk Vasa.
– Przepraszam, jestem po prostu bardzo zmęczona.
Zrzuca z siebie marynarkę i otula mnie nią.
– Śpij. Obudzę cię, gdy dotrzemy do samolotu.
Samolot? Nigdy nie leciałam samolotem. No cóż, będę się tym
martwić po krótkiej drzemce.

***

–  Zaciśnij jej smycz, Arturze. Niech się krztusi. – Następne słowa


kieruje do mnie: – Lubisz, gdy cię posuwa? Ty pieprzona dziwko, jak
mogłaś mi to zrobić?
Czuję, że Artur wsuwa we mnie swój twardy członek, i zamykam oczy,
pragnąc, by mój umysł mógł opuścić to miejsce.
–  Uderz ją w  dupę. – Głos Molokha dobiega moich uszu,
przywracając mi świadomość.
Pac, pac.
Moje pośladki płoną żywym ogniem.
– Kurwa, zaraz dojdę – chrząka Artur.
– Jesteś w niej ledwie dwie minuty, ty pieprzona cioto.
Artur wysuwa się ze mnie, po czym pokrywa moje plecy swoim
gorącym nasieniem. Spod powiek wymyka mi się łza. Nienawidzę
sposobu, w jaki korzysta z mojego ciała.
Moja wiara słabnie.

***

Podskakuję nagle i  otwieram oczy. Oddech mam szybki,


a  przyśpieszony puls czuję nawet w  uszach. Już nie jestem tamtą
dziewczyną z  przeszłości. Tak bardzo chciałabym, żeby ich twarze
przestały nawiedzać moje sny. Zaciskam powieki i  przywołuję
w  myślach twarz Vasa – jego miękkie usta przy moich, ciepło jego
uścisku.
– Lądujemy, Daryo. Zapnij pasy – słyszę głos Vlada.
Powoli otwieram oczy i  dostrzegam go kilka metrów dalej,
siedzącego na fotelu i  zwróconego do mnie tyłem. Dopiero wtedy
uświadamiam sobie, że jesteśmy na pokładzie samolotu, a ja leżę na
dwóch siedzeniach.
– Wniosłem cię do samolotu. Spałaś jak suseł. Dobrze się czujesz?
– pyta, spoglądając na mnie przez ramię.
–  Nic mi nie jest – zapewniam go, siadając i  szukając pasów
bezpieczeństwa. Po obu stronach mojego ciała odnajduję dwie
części, które zapinam. Nie mam pojęcia, przed czym by mnie
uchroniły, gdybyśmy się rozbili. Samolot to samolot. Ale… staram
się zadowolić Vlada, więc wykonuję jego polecenie.
– Koszmar? – pyta twardym, niskim głosem.
– Czasami nie mogę się ich pozbyć.
–  Z czasem znikną – pociesza mnie, a  ja modlę się, żeby miał
rację.

***

Podróż minęła szybko, przespałam większość czasu. Chłód


w  powietrzu sprawia, że wzdłuż kręgosłupa przebiega mi zimny
dreszcz. Niebo oświetla księżyc – jest pełnia, która sprawia, że noc
nie jest taka mroczna i tajemnicza. Odkąd jestem z Vasem, znajduję
pocieszenie w  atramentowym niebie usianym roztańczonymi
gwiazdami. Na myśl o  odległości, jaka nas dzieli, moją pierś
przeszywa ból.
Wchodzimy do rezydencji, ale moje stopy zostają unieruchomione
przez niewidzialną siłę.
Myśli spowija ciemność, przez którą całe ciało zastyga. Powrócił
lęk związany z  tym miejscem i  zanim w  ogóle jestem w  stanie
zrozumieć, co się dzieje, moje płuca się kurczą i przestaję oddychać.
Dotykam rękami szyi, po czym chwytam się za gardło, próbując
zaczerpnąć powietrza. Oczami błagam Vlada o  pomoc. Duszę się.
Tętno gwałtownie wzrasta, krew zbyt szybko krąży w  moim ciele.
Pokój zaczyna wirować w  zastraszającym tempie, sprawiając, że
pojawia się i  znika. Nagle otaczają mnie ramiona, z  którymi
zaczynam walczyć.
Nie. Nigdy więcej nie będę więziona.
– Oddychaj, Daryo. Po prostu oddychaj. – Docierają do mnie słowa
Vlada, niewiele głośniejsze od szeptu.
Próbuję uchwycić się jego słów i skupić na jego głosie, by uspokoić
oszalałe tętno. Pot spływa po mojej skórze, a  oczom znów ukazuje
się pokój – leżę na podłodze, wtulona w objęcia Vlada.
– Już dobrze, po prostu oddychaj – powtarza.
Moje ręce są spocone i  drżą. Nie jestem pewna, co się właściwie
stało, ale zalewa mnie fala smutku, a oczy wypełniają się łzami.
–  To atak paniki, Vlad – słyszę głos Iriny, ale nie odnajduję jej
wzrokiem. – Gdzie jest Vas? – pyta.
Vlad mocniej mnie obejmuje, po czym bierze mnie na ręce i rusza
po schodach. Wchodzi do pokoju, który mi przydzielono, zanim
wyjechałam z Vasem, i kładzie mnie delikatnie na posłanym łóżku.
–  Zadzwonię do niego. Czy chcesz, bym to zrobił? – pyta mnie,
drapiąc się po karku, po czym przeczesuje dłońmi włosy. – Daryo,
proszę, nie bój się przebywać w tym miejscu. To twój dom.
Wtulam się w  poduszkę, dociskając do niej twarz. Chcę, żeby był
zadowolony. Chcę czuć się bezpiecznie. Chciałabym mieć dom, który
przecież mam. Vas jest moim domem.
– Zadzwonię do niego – decyduje Vlad.
Robię wydech, przytakując mu ruchem głowy, po czym niemo
błagam:
Panie Boże, Jezu Chryste, proszę, sprowadź mojego anioła do domu.
Rozdział 18

Vas
Moim jedynym towarzyszem podczas jazdy autostradą jest księżyc.
Rozpędzam samochód do prędkości, do której został stworzony.
Drogi są prawie puste, a ja mam świetny czas.
Dzwoni komórka. Na widok wyświetlającego się na pulpicie deski
rozdzielczej imienia Vlada marszczę brwi. Jest noc, więc powinien
już spać. Serce zaczyna mi łomotać, gdy do mojej głowy wkrada się
niepokojąca myśl, że z Daryą może być coś nie tak.
– Co się dzieje? – pytam na powitanie.
Z słuchawki Bluetooth płynie tylko jego drżący oddech, na którego
dźwięk moja panika się wzmacnia.
– Vlad? – warczę.
– Gdzie jesteś? – odpowiada tym samym tonem.
– Jadę do domu po tym, jak mnie zostawiłeś. – Nie mam zamiaru
ukrywać wzburzenia w głosie.
– Kiedy tylko wrócisz, od razu idź do niej. Darya miała atak paniki,
a przy tobie czuje się bezpiecznie, więc…
Czyli sprawa wygląda tak, że on chce, żeby czuła się bezpiecznie,
a to z kolei oznacza jedno: musi przełknąć swoją dumę i pozwolić mi
zająć się dziewczyną.
– Trzy godziny i jestem na miejscu. – Kończę połączenie i ściskam
mocniej kierownicę.
Ona mnie potrzebuje. Ja jej, kurwa, też.

***

Vlad wskazuje na pokój, w  którym śpi moja dziewczyna, i  zaciska


dłoń na moim ramieniu. Jakby chciał mnie obarczyć winą za taki
obrót spraw. Ale to nie ja wyrwałem ją z otoczenia, w którym czuła
się bezpiecznie, i nie ja sprowadziłem ją z powrotem do piekła, które
napawa ją przerażeniem. Wygląda na to, że doszedł do takiego
samego wniosku, bo z rezygnacją wypuszcza powietrze.
– Dziękuję ci, Vas.
Kiwam tylko głową w  odpowiedzi. Nie ma tu miejsca na show
Wielkiego Vlada Wasiliewa. Darya potrzebuje pomocy, i to ja jestem
kimś, kto może jej ją zapewnić i  ją chronić. W  przeszłości
tolerowałem to, że zawsze starał się być tym wszechmocnym, złym
bandziorem, ale mam powyżej uszu tego, jak się szarogęsi. Do
pewnego momentu mogłem to znieść, ale kiedy w  grę wchodzi
Darya, nie ma takiej opcji. Nie w  tej chwili. Ten etap mamy już za
sobą –  dawno, kurwa, za sobą. Myślę, że w  końcu to do niego
dociera.
Wchodzę do pokoju pogrążonego w  ciemności za sprawą zasłon
zaciemniających. Do środka wlewa się tylko strumień światła
z korytarza; oświetla ją.
Serce wali mi w piersi, dziko i nieregularnie.
Kurwa. Przepadłem.
Dziewczyna należy do mnie. Zdejmuję marynarkę, zamykam
drzwi, a potem kładę się na łóżku i obejmuję ją ramionami. Na krótki
moment spina całe ciało, a następnie wtula się we mnie.
–  Mój mroczny aniele –  mruczy, gdy się odwraca i  wdycha mój
zapach. – Tak strasznie za tobą tęskniłam.
–  Ja też tęskniłem. –  Uśmiecham się, tuląc ją do siebie. Minęło
dziewięć godzin, ale odnoszę wrażenie, że o  wiele więcej. Czy tak
właśnie wygląda miłość?
–  Już nigdy więcej nie chcę nigdzie się ruszać bez ciebie. Czy to
normalne? –  pyta, wtulając się we mnie bardziej, jakby chciała
znaleźć się wystarczająco blisko.
Pragnę jej powiedzieć, że po tym wszystkim, co przeszła, stałem
się dla niej opoką, a nie kimś, kogo potrzebuje jedynie czasami, jak
jej się wydaje. Chociaż część mnie wie, że to najprawdziwsza
prawda, wzdycham, bo ja, do diabła, też jej potrzebuję. Czuję, że to
coś więcej niż uwielbienie dla wybawcy. Nie ma nic lepszego niż
miłość, którą mi ofiarowuje.
Już nigdy nie chcę doświadczyć braku jej obecności. Jest moja.
Koniec.
Będę czcił ją całym sobą.
–  Kiedy weszłam do tego domu, poczułam, jakby ktoś wyrwał mi
serce i  całą resztę. Wszystkie te mroczne cienie związane
z  Molokhem wtargnęły do mojej duszy i  zawładnęły nią. –  Jej ciało
drży, a z ust wyrywa się cichy szloch.
– Już jesteś bezpieczna. Śpij, kochanie. Już nigdy cię nie opuszczę.
Obiecuję.
I dotrzymam słowa.

***

Gdy wchodzę do sypialni, Darya przestaje chichotać i rozchyla usta.


W  jej brązowych oczach płonie pożądanie. Poszedłem się ubrać do
innego pokoju i, jak się okazuje, warto było to zrobić chociażby po
to, by zobaczyć wyraz jej twarzy.
–  Co cię tak bawi? –  pytam, podchodząc do niej i  biorąc ją
w ramiona.
–  Jesteś naprawdę przystojny. Piękny krawat. –  Przygryza dolną
wargę.
Staram się stłumić jęk. Kurwa. Chcę się w  niej znaleźć –  związać
jej ręce tym krawatem i smakować ją językiem.
Darya przesuwa palcami po klapach mojej marynarki i wzdycha.
Na dzisiejszą kolację musiałem ubrać się oficjalnie. Kiedy
obudziliśmy się rano, zabrałem ją na spacer po posiadłości, żeby ją
nieco uspokoić. Po południu wzięliśmy wspólny prysznic
i zdrzemnęliśmy się jak jacyś staruszkowie; było błogo. A teraz moja
kochanka nocy rozkwita pod osłoną nocnego nieba, które majaczy
przez ciągnące się od podłogi do sufitu okno.
–  Nie jesteś gotowa i  nie powiedziałaś mi, co cię tak ubawiło,
zanim tu wszedłem –  mruczę, obsypując pocałunkami jej szyję,
sunąc ustami aż do nagiego ramienia.
Z jej ust wyrywa się westchnienie, po czym odsuwa się ode mnie.
Podchodzi do łóżka i  podnosi czerwoną suknię –  jest satynowa;
Darya nawet nie musi jej wkładać, bym wiedział, że będzie przylegać
do jej ciała jak druga skóra.
–  Ten kolor jest zwykle zarezerwowany dla mojej siostry –
 wyjaśniam, unosząc brwi. Diana słynie z noszenia czerwieni.
–  To absurd, Vas. Nie mogę tego włożyć –  zaczyna się śmiać,
niemal histerycznie i  szaleńczo, a  następnie ukrywa twarz
w materiale sukni.
– Dlaczego to takie śmieszne? – pytam zdezorientowany.
Wypuszczając powietrze, kładzie się na łóżku, wciąż ściskając
sukienkę.
–  Wcale nie jest śmiesznie. Po prostu… chodziłam po tej
rezydencji zupełnie naga. Każdy, kto tu był, oglądał moje ciało, ale
myśl o  tym, że zobaczą mnie w  tym –  wzdycha, unosząc głowę, by
spojrzeć na sukienkę –  w jakiś sposób sprawia, że czuję się jeszcze
gorzej.
–  Bo ona sprawi, że będziesz wyglądać bardziej uwodzicielsko –
  zgadzam się, biorąc sukienkę do ręki i  rzucając ją na podłogę. –
 Wcześniej nie miałaś nic do powiedzenia. Nie miałaś być seksowna,
lecz teraz, ubierając taką suknię…
– Nie jestem już tamtą osobą. Nie chcę, żeby patrzyli na mnie inni
ludzie, zwłaszcza mężczyźni. Chcę tylko, byś patrzył ty. –  Wstaje
i wyciąga rękę, by pogłaskać mnie po policzku. – Czy chcesz, żebym
włożyła ją dla ciebie? –  Spogląda na podłogę i  krzywi lekko wargi
w wyrazie obrzydzenia.
Kurwa, nie.
Nie. Nie chcę jej wypuszczać z tego pokoju. Przedstawienie jej dziś
któregokolwiek z  tych pojebów będzie istną torturą. Oni nawet nie
są godni jej towarzystwa.
–  Chcę, żebyś włożyła, co tylko zechcesz. Dla mnie jesteś
najcenniejszą kobietą stąpającą po ziemi. Piękną, zmysłową,
nienasyconą –  przekonuję ją, całując w  jej pełne, kuszące usta. –
  Jestem pewny, że w  szlafroku wyglądałabyś równie obłędnie. Masz
się czuć komfortowo. Nie jesteś im nic winna.
Pukanie do drzwi odciąga naszą uwagę od tej pełnej żaru chwili.
Czuję, że jeszcze chwila, a zerwałbym z niej ubranie, wziąłbym ją na
łóżku, spóźniłbym się na kolację i miałbym to spóźnienie gdzieś.
– Vas, Darya? – woła Irina przez drewniane drzwi.
Odsuwam się, wzdychając, i  podchodzę do drzwi. Otwieram je
lekko, po czym uśmiecham się do mojej ciężarnej siostry.
–  Goście zaczęli się zjeżdżać. Vlad powiedział, że przysłał
sukienkę dla Daryi, ale wiem, że jego gusta mogą nadawać się
bardziej dla…
– Ladacznicy? – kończę, a ona lekko mnie klepie.
– Nie zrzędź. Masz. – Podaje mi pokrowiec na ubrania. – Kupiłam
ją, zanim dowiedziałam się, że jestem w  ciąży, i  nigdy nie miałam
okazji jej włożyć. Zresztą nieważne, jest bardziej w  stylu Daryi niż
w moim. – Rumieni się, a ja uśmiecham. Moja siostra jest naprawdę
urocza i jestem jej wdzięczny, że przyniosła inną suknię.
– Dziękuję – odpowiadam. – Niedługo zejdziemy na dół.
Kiwnąwszy głową, znika z  pola widzenia. Zamykam drzwi
i  podnoszę pakunek, marszcząc brwi, co wywołuje następny atak
śmiechu mojej dziewczyny.
– Miejmy nadzieję, że poradziła sobie lepiej niż Vlad.
Położywszy pokrowiec na łóżku, zaczynam go rozpinać, a  Darya
wzdycha. Naszym oczom ukazuje się ciemnogranatowa suknia,
prawie czarna, ozdobiona drobnymi kryształkami, które sprawiają,
że wygląda jak nocne niebo. Jest długa, aż do kostek, z dekoltem pod
szyję; materiał całkowicie zakrywa ciało Daryi.
Dobra robota, siostrzyczko.
– Jest idealna, Vas. – Darya klaszcze w dłonie, po czym zdejmuje
sukienkę z wieszaka i zrzuca z siebie koszulę nocną.
Muszę, kurwa, zamknąć oczy, bo zostaje tylko w  białych
bawełnianych majteczkach, które mnie w dziwny sposób kręcą.
Wciąga suknię, zakrywając się. Wiązania okalają jej szyję i opadają
na plecy, ukazując wystarczająco dużo ciała, by było seksowne
w jednocześnie skromny sposób. Wygląda zniewalająco.
– Pomożesz mi? – pyta, przytrzymując materiał przy szyi.
Muszę wziąć się w garść. Następnym razem, gdy będę jej pomagał,
nie będę mógł się powstrzymać przed rozebraniem jej, by móc
poczuć jej nagie ciało na sobie. Cholera, czy ona w  ogóle wie, jak
bardzo jej pragnę?
– Vas? – pyta zachrypniętym głosem.
Tak, kurwa, wie doskonale.

***

Wchodzimy do jadalni razem, ale oczy wszystkich skupiają się


głównie na niej.
Zgromadzili się tu członkowie wszystkich najważniejszych rodzin,
ale nie widzę wśród nich naszego ojca. Moją uwagę przykuwa jednak
jego żona, Olga. Wypija kieliszek wina, jakby to była woda
znaleziona przez nią na środku pustyni. Obie moje siostry niemal
płyną w  naszą stronę, witając nas, a  Ven kiwa nam na powitanie
głową. Wygląda na zmęczonego i  spiętego. Świadomość, że śmierć
jego brata była wynikiem bezwzględnego, podyktowanego
zazdrością morderstwa, a nie zwykłą porażką w Igrzyskach, musi być
dla niego przytłaczająca. Może nie powinienem był pomagać Vice.
Jest taka, bo wychowywała się właśnie w  tej rodzinie, powtarzam
sobie w myślach.
–  Daryo, pozwól, że przedstawię ci naszą matkę –  odzywa się
Irina, biorąc Daryę za rękę, ale napotyka opór, więc marszczy brwi.
–  Czy Vas może pójść z  nami? –  pyta Darya, a  ja w  mig znajduję
się przy niej, kierując się przed siebie i obejmując ją w talii.
– Oczywiście – zapewnia ją Irina z uśmiechem na ustach.
Zanim docieramy do najstarszej damy z  rodu Wolkowów, rozlega
się gong, który sprawia, że Irina cała się rozpromienia i przystaje.
– Może jednak po kolacji – wyjaśnia. – Zajmijmy miejsca.
Pasuje do niej rola pani domu. Zaskakuje mnie ten fakt,
zważywszy na to, że Diana jest jej zupełnym przeciwieństwem.
Mój wzrok krzyżuje się ze spojrzeniami Rodiona i Zahkara, którzy
stoją po drugiej stronie sali i  wznoszą kieliszki w  geście toastu,
a  następnie wskazują na stół. Rodion pochyla się, by podnieść
plakietkę ze swoim nazwiskiem znajdującej się naprzeciwko
tabliczek z naszymi imionami, moim i Daryi.
– Domyślam się, że siedzę tutaj. – Uśmiecha się.
Cieszę się, że dali radę dotrzeć na to spotkanie. W  ich
towarzystwie nie czuję się aż tak nie na miejscu. Nienawidzę
odgrywać przedstawienia na tych przyjęciach. Wolałbym wyciskać
siódme poty na siłowni, na ringu albo jeszcze lepiej w  sypialni
z moją dziewczyną.
Ale Wasiliewowie lubią przy każdej okazji gromadzić publiczność.
–  Timofiej się nie pojawił? –  kieruję pytanie do Rodiona
siedzącego po przeciwnej stronie stołu.
– Przewozi bydło – odpowiada, mrugając porozumiewawczo.
Zadanie Timofieja polega na przetransportowaniu Viki.
Współczuję mu, naprawdę z  głębi serca, bo to będzie dla niego
pieprzony koszmar.
Mam nadzieję, że pewnego dnia Vika doceni ryzyko, które dla niej
podjąłem – ryzyko, które podjęliśmy wszyscy.
–  Kim jest Timofiej? –  szepcze mi do ucha Darya, a  jej piękne,
duże oczy wyrażają zaciekawienie.
–  Ich starszym bratem. –  Uśmiecham się i  opieram chęci
pochwycenia zębami jej pełnej dolnej wargi.
– Och, cudownie, czyli jest ich więcej – stwierdza ze zdziwieniem,
a  ja staram się stłumić rodzący się wewnątrz mnie śmiech. –  A co
z Alyoną? – Darya marszczy brwi.
– A Alyona? – pytam, zwracając się na wprost.
Siedzący obok Rodiona Zahkar wyjmuje telefon komórkowy
i przesuwa kciukiem po ekranie urządzenia. Sekundę później odzywa
się moja komórka, schowana w  kieszeni. Odblokowuję ekran, na
którym pojawia się zdjęcie przedstawiające Alyonę leżącą w  łóżku
i otoczoną poduszkami. Jej twarz zdobią niebieskie i czarne siniaki,
ale uśmiecha się, unosząc kciuk. Śmieję się i  pokazuję fotkę Daryi,
po czym chowam telefon z  powrotem do kieszeni. Spoglądam na
gości i  widzę, że przyjechał tu ojciec Alyony, Iosif, a  także jej brat,
Ivan.
Śmieszy mnie zacięty wyraz twarzy Ivana. Będzie musiał poradzić
sobie z nadszarpniętym ego – podobnie jak wszyscy inni, gdy coś nie
idzie zgodnie z ich planem. Takie jest życie. To życie.
Andru Wetrow, ojciec kuzynów, wchodzi do sali typowym dla
siebie pewnym krokiem. Powietrze niemal gęstnieje od jego
obecności. Bez wątpienia Rodion odziedziczył po ojcu każdą cząstkę
swojej osobowości. Wydaje się, że Andru musiał być niezłym
przykładem do naśladowania, bo Zahkar, który nie jest z  nim tak
naprawdę spokrewniony, również zachowuje się jak on. Śledzę ruchy
Andru aż do momentu, w którym zajmuje miejsce obok Rodiona. Ich
ojciec zawsze miał w sobie jakąś siłę, której nie musiał udowadniać
na prawo i  lewo, bo po prostu, kurwa, wiadomo było, że ją ma.
Zaskakuje mnie jego obecność na kolacji, ale wiem, że Andru,
podobnie jak jego synowie, jest ciekawski i lubi być na bieżąco z tym,
co się dzieje u pozostałych członków najważniejszych rodzin.
Oczy Andru wodzą między Daryą a mną i w końcu zatrzymują się
na niej, lustrując jej rysy twarzy. Domyślam się, że nowa córka
Yuriego jest dobrą sztuką na żonę dla jednego z jego synów.
Odpuść, Andru. Ona należy do mnie.
–  Vas, dobrze cię widzieć –  wita się, unosząc kieliszek i  upijając
łyk.
– Pana również. – Kiwam głową.
–  Miło jest zobaczyć także moich synów poza klubem. Za dużo
czasu spędzacie w ciemnościach, chłopcy. Zamienicie się w wampiry.
– Unosi brew, a jego synowie uśmiechają się do niego.
– Pokusa jest zbyt silna. – Zahkar wznosi toast swoim kieliszkiem,
a jego oczy lśnią diabolicznie.
Jadalnia rozbrzmiewa szumem prowadzonych między sobą
rozmów, aż w  końcu wszyscy zajmują swoje miejsca. Stół jest
ogromny, a  lista gości długa. Vlad chyba chciał, żeby dosłownie
wszyscy, i  to za jednym zamachem, by ukrócić możliwe plotki,
dowiedzieli się, kim naprawdę jest Darya.
Zdenerwowanie Daryi sprawia, że jej ciało niemalże podryguje na
krześle. Kładę dłoń na jej udzie, nachylam się i szepczę jej do ucha:
– Nigdy więcej nie będziesz musisz się niczego bać.
Opiera się o mnie, a jej miękka dłoń spoczywa na mojej.
Krzesło obok mnie wysuwa się z łoskotem, co odciąga moją uwagę
od Daryi. Matka Iriny i Diany usadawia tam swój tyłek.
–  Muszę cieszyć się naprawdę wyjątkowymi względami, skoro
posadzili mnie obok cudownego bękarta mojego męża –  drwi Olga,
podnosząc stojący na stole kieliszek z  winem i  wypijając jego
zawartość. Następnie daje znak służącemu, by ponownie go
napełnił.
– Mamo – wzdycha Diana po drugiej stronie stołu, ale Olga tylko
przewraca oczami.
– Jest bękartem, stwierdzam jedynie fakty – broni się.
Nie chcę, by zgorzkniała suka dostrzegła, jak bardzo mnie uraziła,
rozglądam się więc po jadalni.
– Gdzie jest nasz ojciec?– zwracam się do Diany, ale Olga nachyla
się do mnie i prycha:
– Nie czuje się najlepiej. Innymi słowy, nie miał ochoty przyjść.
Albo jest po jaja w kimś zakopany. Jak to się mówi?
–  Gdy kota nie ma… –  szepczę do niej ściszonym tonem, żeby
siostra mnie nie usłyszała. …Myszy harcują, kończę w myślach.
Olga zaciska pięści i zwraca się do służącej nalewającej jej wino:
– Do pełna – rozkazuje. – Wasiliewowie mają wystarczająco dużo
kasy, żeby napełnić kieliszki po brzegi, idiotko. – Służąca kiwa głową
przepraszająco i wlewa więcej wina do kieliszka.
Moją uwagę przykuwa Vlad, który ujmuje szkło w  dłoń i  stuka
w nie nożem. W pokoju zapada cisza. Młody Wasiliew nie ma nawet
cienia szansy, by się odezwać, bo do jadali wpada przypominający
chmurę gradową Yuri.
Jego twarz nie przypomina oblicza świeżo upieczonego ojca.
Darya spina się, a ja splatam nasze palce pod stołem i ściskam jej
dłoń, by ją uspokoić.
–  Za nic w  świecie nie chciałbym przerywać wam świętowania,
synu –  wypluwa słowa Yuri, spoglądając na moją Daryę
z  nienawiścią, po czym podchodzi do stołu i  zajmuje swoje miejsce
u szczytu.
Dlaczego tak bardzo jej nienawidzi? Przecież to on okazał się
zjebem molestującym swoją biologiczną córkę.
–  Właśnie miałem powiedzieć –  podejmuje Vlad –  że wszyscy
wiecie, dlaczego zostaliście tu dzisiaj zaproszeni. Wygląda na to, że
do naszej rodziny dołączyła nowa członkini. Jeszcze do niedawna
o  niej nie wiedzieliśmy. –  Uśmiecha się do Daryi, a  ona zerka na
niego nieśmiało. –  W każdym calu należy do rodziny Wasiliewów;
wspaniała, silna i odporna na wszelką krzywdę, zatem chciałbym…
Nie dane jest mu jednak dokończyć, bo z  drugiego końca stołu
rozlega się huk. Żołądek mi się zaciska, a  wszystkie mięśnie
sztywnieją. Oczy pozostałych gości zwracają się na Yuriego, który
wstaje i  widelcem wskazuje Daryę. Działam odruchowo –  wykonuję
taki ruch, by schować ją za swoimi plecami. Zabiję go, nim się do
niej zbliży. Niech szlag trafi konsekwencje.
Czy to było ukartowane?
–  Ta mała suka nie jest moja. Nie będzie nosić mojego
pieprzonego nazwiska – obwieszcza.
Kurwa.
Skurwiel.
Kieruję wzrok na Vlada. Jeśli skłamał tylko po to, by jej śmierć
obrócić w  jakiś chory spektakl, to wypatroszę go i  jego ojca, zanim
którykolwiek z nich dotknie choćby jednego włosa na jej głowie.
Vlad zaciska zęby i  unosi lekko rękę, dając mi znak, żebym wziął
na wstrzymanie.
Zdaje sobie sprawę, co rozważam, lecz jest zbyt zajęty
obserwowaniem własnego ojca.
Niemożliwe, moja dziewczyna należy do rodziny, ale nie jest córką
Yuriego. Kurwa. Vlad powinien był mi przekazać tę informację.
Przecież to oznacza, że Darya nadal jest w  pieprzonym
niebezpieczeństwie, a ja siedzę z nią w jaskini lwa, który tylko na nią
czeka.
Vlad lekko blednie i już otwiera usta, by się odezwać, ale Yuri mu
przerywa i zaczyna się śmiać.
– Myślałeś, że uwierzę ci na słowo? Przeprowadziłem własne testy
– warczy Yuri. – Jest tylko w połowie z naszej krwi, i to w tej gorszej
połowie, twojej matki dziwki. –  Spluwa, odkładając widelec
i  siadając na swoim miejscu, jakby właśnie nie zrobił pierdolonej
sceny przy wszystkich.
Ona nie jest jego córką.
– Czyli on nie jest moim ojcem? – Darya wydaje z siebie pełne ulgi
westchnienie i  wtula się we mnie całą sobą. Chyba nawet nie jest
świadoma, że wypowiedziała te słowa na głos.
–  Oczywiście, że nie jest twoim tatusiem. Przecież nawet nie
jesteś do niego podobna – bełkocze Olga, rozlewając wino po całym
stole. – Nie ma co, u Wasiliewów zawsze można liczyć na rozrywkę.
Czy teraz zrzucą ją z balkonu i wybebeszą? – prycha.
Na dźwięk jęku Daryi odwracam się, żeby ją zapewnić, że ta durna
baba żartuje. Kręcąc głową, biorę ją za rękę i uspokajam:
– Wszystko w porządku. Nic ci nie będzie.
– Mamo, wystarczy. – Diana próbuje ją uspokoić, ale na próżno.
–  Co? Oczywiste jest, że to nie jego dziecko. Jest stanowczo zbyt
ładna. – Wzrusza ramionami.
Przy stole rozlegają się pełne oburzenia westchnienia i  gorące
szepty innych kobiet.
– Wygląda na to, że wasze żony myślą, że mogą robić i mówić, co
im, kurwa, ślina na język przyniesie –  warczy Yuri, spoglądając na
Olgę z drugiej strony sali.
Ona w  odpowiedzi posyła mu nienawistne spojrzenie, mrużąc
oczy.
– Nasi mężowie mogą nas zdradzać do woli, posuwać służące, ale
niech ręka boska broni żony przed zakochaniem się w kimś innym! –
 wybucha Olga.
Zapada grobowa cisza, która zagłusza wszystko poza moim
rozszalałym tętnem.
Yuri chwyta nóż i  zaciska pięść wokół jego rękojeści. Nikt nie
odważa się ruszyć ani nawet odetchnąć. Wszyscy siedzą, czekając na
to, co się za chwilę wydarzy, a  dla rodzin, których to bezpośrednio
nie dotyczy, cała ta scena to przejaw słabości. Rysa na łączących
najważniejsze rodziny więzach.
Dlatego właśnie Vlad chciał widowni. Nie przypuszczał, że jego
ojciec zrobi takie przedstawienie. Myślał, że po prostu przełknie
kłamstwo, że Darya jest jego córką. Władza jest dla niego wszystkim,
więc to, że żona Yuriego odgrywa się na nim i  jest skłócona z  jego
synem, nie jest czymś, co chciałby wyjawić szerszej publiczności.
Musi być naprawdę wściekły.
– Wyglądasz jak wasza matka – wypowiada Olga, czkając.
–  A co ty, do cholery, możesz wiedzieć o  naszej matce? –
 gwałtownie żąda od niej odpowiedzi Vlad.
Kobieta wstaje i wskazuje na niego wypielęgnowanym palcem.
– Nie będziesz mnie tu przepytywał, Vladimirze. Raz zmieniłam ci
pieluchę. Twoja matka i  ja byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.
Wiem wszystko, bo potrzebowała kogoś, z  kim mogłaby normalnie
porozmawiać. Wyobraź sobie, że masz za męża Yuriego, ale kochasz
kogoś innego. Przecież on by ją zabił.
–  O czym ty, kurwa, pierdolisz, kobieto? Wyduś to z  siebie, bo
mogę cię z  miejsca zatłuc. –  Yuri ponownie wstaje i  zaczyna
przesuwać się w  kierunku Olgi, która teraz wypija wino z  mojego
kieliszka.
Diana i  Ven podrywają się na nogi, by go powstrzymać. Irina
odsuwa się od Vlada i pędzi w stronę matki i siostry. Odsuwam swoje
krzesło, chcąc zablokować dostęp do Daryi zbliżającemu się niczym
rozpędzony pociąg towarowy Yuriemu. Rozglądam się po jadalni
w  poszukiwaniu wyjścia, potem zerkam na stół, szukając jakiejś
broni, której użyję, jeśli za bardzo się zbliży.
Mógłbym błyskawicznie wbić mu widelec w  oko, a  następnie, gdy
spanikuje, rozkwasić jego krtań, wpychając mu do przełyku szklankę
z wodą. Potem mógłbym chwycić moją dziewczynę i skierować się z nią
do znajdującego się po prawej stronie wyjścia, które prowadzi na
kuchenne zaplecze –  stamtąd moglibyśmy się wymknąć bocznymi
drzwiami do mojego samochodu.
–  Jeśli wiesz, z  kim się pieprzyła, lepiej gadaj teraz albo
zamilkniesz na wieki, ty zapijaczona zdziro! –  grzmi Yuri ponad
ramieniem Vena, który stoi teraz między nim a Dianą i Olgą.
Kilka krzeseł uderza o podłogę, a ludzie zaczynają opuszczać salę,
bo atmosfera robi się coraz gorętsza.
–  Spójrz na ludzi siedzących tutaj. Przecież nietrudno się
domyślić, kto jest jej tatusiem. Po nim jest taka cicha. Prawda,
Andru? –  prycha Olga, zupełnie niezrażona tym, że sekundy dzielą
ją od śmierci lub wywołania wojny między rodzinami.
Wszystkie głowy odwracają się w stronę Andru.
Co jest, kurwa?
Okrzyki niedowierzania rozchodzą się w pokoju.
Andru podnosi się z krzesła, jakby palił mu się tyłek, strącając na
podłogę zastawę stołową, która z  łoskotem ląduje na podłodze.
Wbija w  Daryę swoje niewiarygodnie wielkie oczy. Szok,
konsternacja, miłość –  wszystkie te odczucia i  emocje są widoczne
w jego spojrzeniu, gdy wpatruje się w moją dziewczynę.
– Tato? – Rodion cedzi pełnym niedowierzania głosem.
I wtedy zaczyna się totalna rozpierducha. W  pierwszym odruchu
podrywam się na nogi i  kieruję Daryę do wyjścia, na wypadek
gdybyśmy musieli szybko uciekać.
Yuri rzuca nożem w  Andru, ale chybia dosłownie o  centymetr,
trafiając za to w  ramię jednego z  kelnerów. Sięga do przodu, tym
razem chwyta nóż do krojenia chleba, leżący na półmisku stojącym
na środku stołu, i okrążając stół, rusza w przeciwnym kierunku, żeby
dopaść Andru.
Rodion i  Zahkar przyjmują postawy bojowe, przewracają swoje
krzesła i  stają obok ojca, który bez krzty strachu szczerzy się do
Yuriego. Ci Wetrowowie są naprawdę z piekła rodem.
A Darya?
Płynie w niej nie tylko krew Wasiliewów, lecz również Wetrowów,
jak w moich kuzynach.
Matka Vlada… Ojciec Rodiona…
Ja pierdolę. Takiego obrotu spraw nie spodziewałem się
dzisiejszego wieczoru.
Ven zbliża się do Yuriego z  wyciągniętą ku niemu ręką, ale ten
odpycha go i próbuje dźgnąć nożem.
– Odpierdol się ode mnie, Ven, albo będziesz następny.
– Jak, kurwa, śmiesz!? – krzyczy Diana, dopadając do Vena, który
zatrzymuje ją, gdy próbuje go wyminąć i dostać się do Yuriego.
Ven uśmiecha się, jakby miał porządny ubaw. Wszystkie nerwowe
i  podniesione głosy zlewają się w  jeden, gdy ciała zaczynają się ze
sobą zderzać, próbując usunąć się z drogi lub interweniować. Rodion
i  Zahkar powstrzymują Yuriego, przyciskając swoje dłonie do jego
klatki piersiowej. Stanowią mur, który blokuje drogę do ich ojca.
Vlad rusza w  ich stronę, próbując rozdzielić kuzynów i  Yuriego,
podczas gdy Andru ruchami karku i  głowy stara się rozluźnić
mięśnie obręczy barkowej, po czym otrzepuje klapy marynarki.
–  Jak śmiesz przychodzić do mojego pieprzonego domu –  warczy
Yuri, którego twarz robi się czerwona z  wściekłości. Wygląda, jakby
zaraz miał dostać zawału serca. Cóż to byłby za wspaniały prezent.
–  Zabieraj ode mnie swoje pierdolone łapska, Vlad, i  trzymaj
swojego starego w  ryzach, zanim rozpęta się prawdziwa wojna –
 żąda Rodion.
Nogi aż mnie swędzą, żeby podejść do nich i  pomóc załagodzić
sytuację, ale nie mogę ryzykować, pozostawiając Daryę bez opieki.
Bum. Bum.
Rozlega się strzał z  pistoletu, który wywołuje panikę wśród
pozostałych jeszcze w  jadalni gości. Darya nurkuje w  dół i  ściąga
mnie, żebym zrobił to samo, ale ja próbuję przeczesać tłum
składający się ze służby i gości, żeby zobaczyć, kto i do kogo strzelał.
–  Irina! –  Mrożący krew w  żyłach krzyk odbija się echem pośród
całego zamieszania, a moje serce przestaje bić.
Nie. Nie. Nie.
Rozlega się drugi krzyk. To szloch Diany, która ponownie woła
naszą siostrę. Ludzie się rozstępują i dostrzegam leżącą na podłodze
Irinę, która trzyma rękę na swoim dużym, okrągłym brzuchu.
– Ona krwawi! Wezwijcie karetkę! – krzyczy Diana.
Staję na równe nogi i zaczynam torować sobie drogę, przepychając
się przez zagradzających mi drogę gości. Vlad przeskakuje przez stół
i  upada tuż przede mną –  tam, gdzie na ziemi leży moja siostra.
Krew przesącza się przez jej kremową sukienkę i spływa po udach.
– Dziecko – chrypi, trzymając się za brzuch.
Uderza we mnie déjà vu; kilka miesięcy temu znalazłem Dianę
u podnóża tych samych schodów, kiedy traciła swoje dziecko.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Sprawdzam, czy na jej ciele nie ma rany postrzałowej, ale nic nie
widzę.
–  Przepraszam –  odzywa się młody mężczyzna, którego nie
rozpoznaję, a  następnie podnosi ręce do góry. –  Wpadłem na nią
przypadkiem. Ja nie…
Nie kończy zdania. Staje przed nim Yuri, łapie go za głowę
i  gwałtownie ją przekręca. Ze śmiercionośnym trzaskiem głowa
opada bezwładnie, a ciało z hukiem ląduje na podłodze.
–  Jeśli mój wnuk umrze, zniszczę całą twoją rodzinę, włącznie
z  odebraniem życia twoim wnukom. –  Wskazuje na starszego
mężczyznę, który robi się blady jak trup, wpatrując się w  leżącego
u stóp Yuriego martwego chłopaka.
–  Pojedziemy samochodem –  rzucam, chwytając za rękę Daryę,
która pobiegła za mną do Iriny.
–  Zaraz będzie karetka –  syczy Vlad, a  jego oczy przepełnione są
szaleństwem i  przerażeniem; takiego spojrzenia jeszcze nigdy
u niego nie widziałem.
–  Vlad, szybciej będzie, jeśli ją zawieziemy. Nie czekajmy na
jebaną karetkę – odpowiadam mu stanowczo.
Vlad kiwa głową na znak zgody i  bierze w  ramiona swoją żonę.
Diana, której po różowych policzkach spływają łzy, podąża za nim.
–  Spotkamy się na miejscu –  udaje jej się wykrztusić, po czym
wskazuje na swojego męża. – Ven, ogarnij swoją rodzinę.
Z jadalni wciąż dobiegają podniesione głosy i  kłótnie, ale ci
skurwiele muszą poradzić sobie sami. Jeśli Irina straci dziecko, za
głowę każdego zostanie wyznaczona cena. Oczywiście, o ile Vlad i ja
nie załatwimy ich pierwsi.
Rozdział 19

Darya
Bezmyślnie bawię się luźną nitką zwisającą z  marynarki, którą Vas
zarzucił mi na ramiona, gdy przyjechaliśmy. Moje życie to rzeź
i jeden wielki chaos. Nie modlę się już tak jak kiedyś. Czy to dlatego
wokół dzieją się same złe rzeczy? Wszyscy się kłócili, a  ja nie chcę,
żeby komuś, kto jest mi bliski, stała się krzywda. Zahkar i Rodion są
moimi przyjaciółmi, a  teraz, być może, kimś więcej? Czy Molokh
wyrządzi im krzywdę dlatego, że ich ojciec – nasz ojciec – go
zdradził? Dobry Boże, jak to wszystko możliwe? Nie miałam żadnej
rodziny, a teraz mam dwie.
Nagle drzwi się otwierają; serce podchodzi mi do gardła, ale to nie
jest lekarz. To woźny pchający wózek.
Czekamy na jakiekolwiek wieści już dwie długie godziny.
Proszę, Boże, pozwól Irinie i  jej dziecku przeżyć, odmawiam po raz
setny modlitwę.
Diana przemierza w  tę i  we w  tę szpitalny hol, podczas gdy Ven
rozmawia przyciszonym głosem ze swoimi kuzynami –  z moimi
braćmi, jeśli to, co powiedziała matka Diany, jest prawdą. Mam
braci; dwóch, a  nie tylko jednego. Vas ściska moją dłoń, a  ja nie
mogę oderwać wzroku od Rodiona i Zahkara.
Kręci mi się w  głowie, gdy próbuję sobie przypomnieć, kim
właściwie była moja matka. Bycie żoną Molokha musiało być
koszmarem. On jest prawdziwym zwierzęciem. Andru – mój
rzekomy prawdziwy ojciec – jest zdecydowanie przystojniejszym
mężczyzną i nie ma w oczach tego okrutnego błysku, który wypełnia
spojrzenie Molokha.
Jakby wiedząc, że o nich myślę, Rodion odwraca się w moją stronę.
Przygląda mi się, marszcząc czoło, po czym mówi coś do Vena. Czuję,
że od łomotu serca żebra mogą mi zaraz pęknąć. Czy zechcą mnie
jako siostrę?
– Wszystko w porządku? – pyta Vas, pochylając się, by pocałować
mnie w skroń.
–  Poczuję się lepiej, gdy się dowiem, że z  Iriną wszystko
w porządku. – Uśmiecham się blado.
Vas ciężko wzdycha.
– Ja też. Siedzą tam już masę czasu.
Mijają sekundy, które zamieniają się w minuty, a następnie drzwi
się otwierają.
W końcu ukazuje się w nich Vlad.
Uśmiecha się.
Bogu dzięki, że się uśmiecha.
Nigdy nie widziałam kogoś równie… szczęśliwego.
–  To chłopiec – oznajmia, śmiejąc się, jakby był w  szoku,
pocierając dłonią czoło i  szukając mnie wśród stłoczonych na
korytarzu osób.
– Urodził nam się zdrowy chłopiec.
Chłopiec.
Diana podbiega do niego, tuż za nią podąża Vas.
– A Irina? – żąda odpowiedzi panicznie piskliwym głosem.
– Świetnie – zapewnia ją. – Obojgu nic nie będzie. Kiedy upadła,
pękło jej łożysko, czy coś. – Kręci głową. – Ale dzięki temu, że tak
szybko ją przywieźliśmy, mogli natychmiast przeprowadzić cesarskie
cięcie. Będzie zdrowa i urodzi mi więcej synów.
Vas i  Diana zadają mu milion pytań na temat dziecka, a  ja mogę
w  końcu odetchnąć z  ulgą. Do porodu zostały tylko dwa tygodnie,
więc dziecko nie przyszło na świat o wiele za wcześnie, dzięki Bogu.
Od tych wszystkich niewiadomych zaczyna mi się robić niedobrze.
Wykorzystuję chwilę nieuwagi Vlada i  wymykam się za drzwi, by
zaczerpnąć świeżego powietrza.
Łzy palą mnie pod powiekami, a  przez moją głowę przelatuje
milion myśli, niczym opadające liście na początku jesieni. Co się
stało, że moja mama musiała sama podołać trudom ciąży? Że mnie
porzuciła? Że nigdy nie wróciła do swoich pozostałych dzieci? Czy
Molokh kiedykolwiek pozwoli mi być wolną? Pozwoli mi być częścią
życia Vlada?
Siadam, bo czuję, że zaraz nogi odmówią mi posłuszeństwa, po
czym mocniej naciągam na ramiona marynarkę Vasa i  obserwuję
świat wokół.
Wyczuwam czyjąś obecność, co powoduje, że lekko się spinam,
a potem ten ktoś siada tuż obok.
– Córka, co? – Dudniący, głęboki głos należy do Andru Wetrowa.
Nawet nie zauważyłam, że również tu przyjechał.
Moje policzki płoną jaskrawą czerwienią.
Czy się gniewa? Czy w ogóle chce mieć córkę?
– Sama nie wiem – odpowiadam mu szczerze.
Zaciska usta i przygląda mi się.
–  Dzięki testom będziemy mieć pewność. Właśnie się tym
zajmujemy. – Wyciąga rękę i  zakłada mi za ucho niesforny kosmyk
włosów. – Wyglądasz jak Vera. – Jego rysy miękną na chwilę, by
zaraz stwardnieć. – Ale nie widzę podobieństwa do siebie.
Jego słowa ciążą mi jak kamień na sercu. Jaka jest szansa, że
w ogóle jestem jego dzieckiem? A może odziedziczyłam wygląd tylko
po matce?
–  Może mam po tobie charakter – sugeruję szeptem. – Lubisz
śpiewać?
Uśmiecha się lekko, jakby rozbawiły go moje słowa.
–  Lubię muzykę – odpowiada, pocierając jedną dłonią o  drugą
i dmuchając w nie, żeby się rozgrzać.
Na moich ustach rodzi się uśmiech.
– A lubisz Alenki?
– Te czekoladki? – pyta, unosząc brew.
Kiwam głową.
– A kto nie lubi? – Znów się wyszczerza, jednak nie wydaje mi się,
żeby jego uśmiech był złowrogi. Andru nie przeraża mnie w  takim
stopniu jak Molokh czy nawet czasem mój brat Vlad. Przypomina mi
raczej Rodiona. Właściwie to go lubię.
– Jakiś problem? – dobiega mnie niski głos Vasa.
Wiedziałam, że nie minie dużo czasu, zanim zauważy moją
nieobecność.
Spoglądam wyżej, by zobaczyć, w jaki sposób Vas patrzy na Andru
– jego troska o mnie jest niczym dar od Boga.
–  Nie wiem, Wolkow – stwierdza Andru. – Może ty mi powiesz.
Właśnie dowiedziałem się, że kobieta, którą kochałem dawno temu,
urodziła mi dziecko. Być może to gówno prawda, ale jeśli jest
inaczej, to mam pewien problem.
Wzdrygam się na jego słowa.
–  Nie jestem problemem – mamroczę, sama zaskoczona
kąśliwością własnego tonu.
Vas prycha, a Andru się uśmiecha.
–  Może to nie było odpowiednie słowo – przyznaje Andru. –
Jestem po prostu zaskoczony, że dowiedziałem się o  kolejnym
potomku, o  dziecku, które było molestowane i  wychowywane bez
żadnej rodziny, którą w  gruncie rzeczy ma. – Żyłka na jego szyi
pulsuje wściekle.
–  Przez całe życie byłam sierotą, więc teraz, perspektywa
posiadania rodziny… – Milknę i spoglądam w dal, myśląc o Vladzie,
Rodionie i Zahkarze, po czym zwracam się z powrotem do Andru: –
Trochę mnie przytłacza.
Marszczy brwi, ale przytakuje.
– Jeśli jesteś moją córką, będę miał wiele do nadrobienia. Zawsze
zastanawiałem się, jak by to było mieć dziewczynkę.
Uśmiecham się do niego głupkowato.
–  Mam nadzieję, że jestem twoją córką, Andru. Rodion i  Zahkar
wyglądają na zadowolonych, a ja ich obu bardzo lubię.
Andru prostuje się i wypina lekko pierś, jakby był dumny z tego, co
powiedziałam.
–  Przyspieszę badania DNA. Tak czy inaczej, dobrze będzie
wiedzieć.
– Wszystko w porządku? – pyta Vlad, wychodząc ze szpitala. Jego
uśmiech znika, gdy dostrzega siedzącego obok mnie Andru Wetrowa.
– Tak, braciszku – odpowiadam, unosząc kąciki ust.
Andru krzywi się, a ja zastanawiam się dlaczego.
–  Jeśli jest moją córką, chcę, żebyś zagwarantował jej
bezpieczeństwo, by była z  dala od twojego potwornego ojca. Za
wszelką cenę, Vlad – oświadcza Andru zimnym głosem, podnosząc
się. Jest tak wysoki i władczy, że świat wokół niego jakby się kurczył.
–  Mój ojciec jest teraz wściekły, ale to przejdzie. – Vlad rzuca
Andru oskarżycielskie spojrzenie.
– Masz szczęście, że nie zabiłem go podczas kolacji – odgryza się
Andru. – Zawsze respektowałem hierarchię, Vlad, ale twój ojciec nie
ma już większości udziałów w  Igrzyskach. Moja tolerancja dla jego
braku szacunku maleje.
Vlad tylko warczy:
–  Nie mów mi o  braku szacunku. Pieprzyłeś jego żonę. Czy to
przez ciebie nas zostawiła?
– Nie tylko ciebie zostawiła – stwierdza Andru, a w jego oczach na
chwilę pojawia się smutek. – W sprawie Daryi mówię poważnie. Ma
być bezpieczna.
– Jest moją siostrą, co oznacza, że właśnie jest bezpieczna – cedzi
Vlad. Najwyraźniej jest urażony tym, że Andru sugeruje coś innego.
–  Może być twoją siostrą, ale może też należeć do rodziny
Wetrowów. Jeśli okaże się, że tak jest, chcę mieć twoje słowo, że
potrafisz utrzymać ojca w  ryzach i  że on nie wyrządzi jej krzywdy.
W przeciwnym razie będziesz miał na karku wojnę – ostrzega Andru.
Vlad nie odpowiada.
Andru jedną dłonią poprawia krawat, a drugą przeczesuje włosy.
–  Dopóki nie będziemy mieli ostatecznych wyników, chcę, żeby
mieszkała ze mną w Moskwie.
– Mowy nie ma – warczy Vlad. – Nigdzie nie pojedzie.
Rozmawiają o mnie, jakby mnie tu wcale nie było. Vas jest spięty
jak naprężona struna. Błyskawicznie pojawiają się Rodion i  Zahkar,
a  za nimi kroczy Ven. Żaden z  nich nie ma na sobie marynarki,
a  rękawy koszul podwinęli do łokci, ukazując umięśnione ramiona.
Są gotowi do walki.
– Darya zostaje ze mną – wtrąca Vas stanowczym tonem. – Tylko
ze mną będzie się czuła naprawdę bezpiecznie, i  to jest
najważniejsze. Chodzi o  to, czego ona chce, a  nie o  to, co wy
ustalicie za jej plecami. – Posyła mi uśmiech i łagodne spojrzenie. –
Prawda, skarbie?
Pod wpływem czułych słów unoszę kąciki ust. Podchodzę i  biorę
go za rękę.
– Chcę zostać z Vasem. Przy nim czuję się bezpiecznie.
Andru wydaje się zirytowany, zaciska usta, ale nie sprzeciwia się.
Oczy Vlada błyskają, jakby miał na końcu języka jakąś uwagę
i  powstrzymywał się przed jej wypowiedzeniem. Robi krok do
przodu, prawie dotykając klatką piersiową Andru.
– Zanim wyjedziesz, chcę wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś?
– Co zrobiłem? – burczy tamten.
– Pieprzyłeś moją matkę. – Ton Vlada jest lodowaty.
Zamiast mu się odgryźć, Andru robi krok do tyłu i  ponownie
przeczesuje palcami włosy.
– Nie pieprzyłem jej. Nie była dziwką, Vladimir. Ona była…
– Jaka? – odszczekuje Vlad.
– Wyjątkowa.
–  W jakim sensie „była wyjątkowa”? – Vlad domaga się
odpowiedzi, a w jego głosie słychać ból.
Czuję, że coś dusi mnie w  gardle. Chciałabym podejść do niego,
wesprzeć go, ale Vas ściska mnie mocniej i wiem, że nie pozwoli mi
narażać się na niebezpieczeństwo, gdy emocje są tak silne. Wydaje
mi się, że Andru nie doda nic więcej, ale wtedy przytakuje ruchem
głowy na znak tego, że rozumie, czemu Vlad chce to wiedzieć.
– Kochałem ją – przyznaje, wzdychając.
Zapada cisza, po czym Vlad syczy:
– Cóż, ja też ją kochałem. A ty mi ją odebrałeś. Odebrałeś ją nam.
Andru potrząsa głową.
–  Mnie również zostawiła, Wasiliew. Być może odeszła z  moją
córką.
Obaj odwracają się, by na mnie spojrzeć. Vas otacza mnie
opiekuńczo ramieniem, przyciągając do siebie.
–  Przepraszam – szepczę, przepełnia mnie strach i  ból. Zarówno
Vlad, jak i Andru marszczą brwi.
– Ciebie też porzuciła – przypomina mi Vlad. – Nie przepraszaj za
słabość naszej matki.
– Uważaj, co mówisz, chłopcze – rzuca Andru. – Wiesz, czyją była
żoną. Kto wie, dlaczego uciekła.
Vlad krzywi się z obrzydzeniem.
– Pamiętaj, z kim rozmawiasz, starcze. Nie jestem już chłopcem.
Atmosferę można ciąć nożem, jest tak gęsta. Vlad zajmuje
przegraną pozycję – rodzina Wetrowów jest liczniejsza
i bezwzględniejsza, a on jest w tej chwili jedynym przedstawicielem
Wasiliewów.
–  Mój ojciec nie odpuści. Ktoś będzie musiał zapłacić za błędy
naszej matki – stwierdza z goryczą Vlad.
Wzdrygam się na taki dobór jego słów.
Andru zaciska zęby.
–  Więc sam coś z  tym zrób, skoro jesteś tak cholernie potężny
i  dorosły. – Spojrzenie Andru staje się okrutne. – Chyba że chcesz,
żebym ja się tym zajął.
Ramiona Vlada napinają się.
–  Nie pozwolę ci zamordować mojego ojca. Jeśli dowie się, że
w ogóle o tym myślałeś, będzie domagał się twojej głowy.
– Niech więc po nią przyjdzie. – W oczach Andru maluje się czysta
furia, a  we mnie rodzi się strach. Nie chcę, by Molokh skrzywdził
kogoś przeze mnie.
Ven kładzie dłoń na ramieniu Vlada, który szarpie się
w odpowiedzi.
– Zawieramy pakt z diabłem – oznajmia Ven.
Powietrze aż trzeszczy od napięcia.
–  A czyją duszę chcesz poświęcić? – pyta Vlad, wyraźnie
zaintrygowany.
–  Myślę, że zaoferujemy jedyną rzecz, której będzie pragnął.
Oddamy mu udziały – wyjaśnia zwyczajnie Ven. – Trochę moich
i  trochę twoich. Wiesz, że twojego ojca zawsze obchodziły jedynie
Igrzyska. Żyje tym całym syfem. Niech odpuści Andru i Daryi, a my
damy mu coś, na czym mu bardzo zależy.
–  W ten sposób oddajesz więcej władzy Wasiliewom – ostrzega
męża Diana, dołączając do nas, choć powietrze jest mroźne. –
Dwóch z nich będzie miało udziały.
–  Za to Darya będzie bezpieczna – przypomina Vas swojej
siostrze. – Ven ma rację. Udziały to jedyna rzecz, której Yuri będzie
pragnął bardziej niż zemsty – dodaje, jakby ją namawiał.
Diana zaciska usta, rzuca mi przepraszające spojrzenie i wzdycha.
– Vas, dlaczego jesteś skłonny oddać jakiekolwiek udziały? – pyta
Vlad, a Ven się śmieje. Jest zmęczony, ale szczery.
–  W dupie mam udziały, Vlad. Nieważne, jaki będzie wynik DNA
Daryi. Wszystkich nas coś łączy, w ten czy inny sposób. Czy to przez
krew, czy przez małżeństwo, czy przez lata przyjaźni. – Uśmiecha
się, ściskając ramię Vlada. – Wszyscy straciliśmy zbyt dużo, by teraz
stracić jeszcze więcej.
– Jedna trzecia i nic więcej – zgadza się Vlad, kiwając głową. – Mój
ojciec znowu będzie miał prawo głosu, ale nie będzie głównym
udziałowcem.
Andru uśmiecha się.
– Ale kiedy on umrze, ty nim się staniesz.
Serce mi wali w  szaleńczym tempie, gdy widzę stojących przede
mną mężczyzn.
– W takim razie podzielmy je na cztery części, Andru. Yuri będzie
musiał pohamować swój gniew, jeśli staniesz się naszym partnerem
w interesach – ripostuje Ven, wykrzywiając usta w uśmiechu.
–  Chcesz się rozstać z  takim procentem? – pyta Vlad, a  w jego
tonie pobrzmiewa podejrzliwość.
– Nie obchodzi mnie, ile będę miał udziałów. Niech staruszkowie
zawiadują tym interesem. Nigdy nie chciałem mieć go na własność.
– Ven otacza ramieniem talię Diany i  przyciąga ją do siebie, na co
ona odpręża się i kładzie dłoń na jego klatce piersiowej.
– Zgoda – ustępuje Vlad.
–  A jeśli Darya nie jest twoją córką, Andru? – rzuca Vas. –
Odpuścisz?
–  Nigdy bym jej nie skrzywdził – prycha zniesmaczonym głosem
Andru. – Ona wygląda zupełnie… – zaczyna, po czym rzuca mi
smutne spojrzenie.
Wyglądam zupełnie, jak ona. Ktoś, kogo kochał.
–  Jeśli wyniki badań będą negatywne, nadal będziesz dzieckiem
Very. Zrobię wszystko, co w  mojej mocy, by uchronić cię przed
gniewem Yuriego. Pamiętaj, że nie musisz się mnie obawiać. Nigdy.
Łzy po raz kolejny napływają mi do oczu.
– Dziękuję – udaje mi się wykrztusić.
– Tak. Dziękuję. – Vas przytakuje gestem głowy.
–  Chciałabym, żebyś kiedyś mi o  niej opowiedział – informuję
Andru. – Bez względu na to, czy jesteś moim ojcem, czy nie.
Zahkar mruga do mnie, a Rodion się uśmiecha. Serce mi rośnie, bo
mam nadzieję, że są moimi braćmi.
–  Ja też mogę ci o  niej opowiedzieć – odzywa się Vlad ostrym,
przepełnionym bólem tonem.
– Byłoby fajnie – oznajmiam z radością.
– Zatem wszystko ustalone – potwierdza Vlad. – Idę zobaczyć się
z  moim nowo narodzonym synem i  jego mamą. Do końca tygodnia
załatwimy, co trzeba. Do tego czasu – dodaje, patrząc na Vasa –
pilnuj, by moja siostrzyczka była bezpieczna.
– Nikt więcej jej nie tknie – przyrzeka Vas niskim głosem.
Wymieniam z  nim ukradkowe spojrzenia. Jego mina mówi, że
tylko on będzie mnie dotykał, i to w sposób nie do końca niewinny.
Rumienię się, odwracając wzrok.
Rozdział 20

Vas
Jej mlecznobiałe uda oplatają mnie mocno w  pasie, podczas gdy ja
wykonuję mocne pchnięcia biodrami do przodu. Skórę pokrywa nam
cienka warstwa potu, która sprawia, że jej pośladki wyślizgują się
z  moich dłoni. Śmiejemy się pomiędzy pocałunkami. Podczas
treningu zawładnęło nami pożądanie.
W przerwach między sparingami Alyony zazwyczaj ćwiczyłem
z Daryą, by nauczyć ją chociaż podstawowych chwytów potrzebnych
do samoobrony, ale nigdy nie udawało nam się przebrnąć przez
trening bez rzucenia się na siebie; byliśmy rozpaleni do białości.
Otaczam ramionami plecy Daryi i odsuwam ją od ściany korytarza,
o  którą się opieraliśmy, po czym wchodzę z  nią do sypialni.
Przenieśliśmy się do sąsiedniego apartamentu, żeby dać choć
odrobinę prywatności zarówno sobie, jak i  Alyonie. Gwałtownie
opadam pośladkami na materac, a Darya z trudem łapie oddech. Mój
kutas wciąż tkwi głęboko w jej ciasnej, gorącej cipce.
Pozostaję w pozycji siedzącej, pozwalając mojej drobnej kochance
nocy przejąć kontrolę. Jej jęki doprowadzają mnie do szaleństwa –
pragnę już zawsze słyszeć te pełne rozkoszy krzyki i  czuć jej
rozgrzane wnętrze zaciskające się wokół mojego kutasa.
–  Może powinniśmy być ciszej? – jęczy, ocierając się o  mojego
fiuta, jakby nic innego w życiu nie robiła.
–  Nie, po prostu pieprz mnie, piękna, na głos i  z dumą. –
Uśmiecham się zawadiacko, a ona zaczyna się śmiać, ale ten radosny
dźwięk przerywa orgazm, przetaczający się przez jej spięte ciało.
–  Vas, Vas, o  tak! – krzyczy, gdy przechylam biodra pod
odpowiednim kątem, by uderzyć w  ten niewielki splot nerwów,
doprowadzając ją tym do szaleństwa.
Jej piersi podskakują, kiedy zwiększa tempo w  pogoni za
spełnieniem. Chwytam ją za biodra i kieruję jej ruchami, aż w końcu
wlewam swoją rozkosz do jej gorącego wnętrza. Napinam mocno
mięśnie brzucha; ostre rżnięcie, któremu oddajemy się od czasu
powrotu do Moskwy, czyli od miesiąca, sprawiło, że mój brzuch jest
jakby bardziej umięśniony.
Zarówno Vlad, jak i  Andru dali Daryi więcej swobody, odkąd
otrzymali wyniki badań potwierdzające, że dziewczyna jest
dzieckiem Andru. Wydaje mi się, że było to większym szokiem dla
Rodiona i  Zahkara niż dla Daryi. Dziewczyna przeżyła tak wiele
zmian w tak krótkim czasie, że poprosiła, abyśmy zostali w Moskwie
jeszcze przez jakiś czas, na co pozostali się zgodzili. Zresztą nie mieli
nic do gadania w tej sprawie.
Jej nowi bracia przyjęli ją z  radością, świetnie odnajdując się
w  swojej nowej roli. Uwielbiają Daryę, a  ona uwielbia ich. Timofiej
też jest jej bratem, ale musiał wyjechać, by przypilnować Viki.
Pewnego dnia również z nim będzie mogła zacząć budować więź.
–  Czy powinniśmy się kochać przed dzisiejszą walką? – Darya
jęczy, znajdując się blisko mojej klatki piersiowej i  przylegając całą
sobą do mojego ciała, jest wyczerpana.
Mój kutas wciąż drży w  jej cipce i  przygotowuje się do kolejnej
rundy.
– Myślę, że tylko piłkarze nie mogą się pieprzyć przed meczami.
Siadając, przygryza dolną wargę i porusza tyłkiem.
– Czyli możemy to zrobić jeszcze raz?
Cholera, zawsze jest taka słodka.
Chwytam ją i obracam, wbijając się w jej ciepłe, spragnione ciało.
– Kurwa, jasne, że tak.

***

Klub jest dziś wypełniony ludźmi po sufit. Rozchodzi się plotka, że


będę walczył, i to nie z byle kim, lecz ze znanym zawodnikiem, który
zyskuje sławę w  podziemiu. To prawda – walczę dla Rodiona
i  Zahkara. Chcą, żebym pokazał temu dupkowi, gdzie jego miejsce,
i  zrobię to. Czacha jest śmiertelnie niebezpiecznym wojownikiem,
więc odpowiednio się przygotowałem, by móc urządzić niezłą rzeź.
–  Adrenalina buzuje w  moich żyłach. – Darya oddycha głęboko,
ma szeroko otwarte oczy, a jej ręce drżą. Jest zdenerwowana.
–  Kochanie, będzie dobrze, a  nawet zabawnie. Dlaczego się
martwisz? – Na moich ustach pojawia się uśmiech, który
zarezerwowany jest wyłącznie dla niej.
Potrząsa głową i przesuwa dłońmi po mojej koszuli.
–  Nie, nie martwię się, jestem… podekscytowana. Nie mogę się
doczekać, żeby zobaczyć, jak walczysz i będziesz ociekał potem, żeby
później… – W tym momencie niemal dyszy.
– Żeby później co? – dopytuję, oblizując wargi.
–  Żebyśmy potem mogli uprawiać seks. – Rumieni się, a  ja nie
mogę się powstrzymać.
Ujmuję jej twarz w  dłonie i  wyciskam pocałunek na jej wargach.
Gdy się odrywam, brakuje jej tchu i  ledwie może ustać na tych
głupich szpilkach, które Alyona jej kupiła – dzięki mojej karcie
kredytowej – razem z  parą „obuwia na walkę” dla siebie, które
wyglądało bardziej jak buty, kurwa, na wybieg dla modelek.
–  Walczę, a  potem będziemy się pieprzyć – obiecuję
z diabolicznym uśmieszkiem.
W jej spojrzeniu lśni pożądanie. Ustawiam ją przed sobą, żeby
ukryć wzwód penisa, który napiera na rozporek spodni. Wtedy
podchodzi do nas tanecznym krokiem Alyona. Ma na sobie sukienkę,
która ledwie zakrywa ciało, ale za to ukazuje wszystkie jej nowe
mięśnie. Przez ostatnie trzy tygodnie udało jej się dojść całkowicie
do siebie po ostatniej walce. Podziwiam jej oddanie sprawie, ale
martwi mnie poziom jej umiejętności. Daleko jej do możliwości
Diany, choć niby mamy jeszcze czas, by je wypracować.
– Czy wy kiedykolwiek robicie sobie przerwę od bzykanka? – pyta
śmiało Alyona.
–  Ja jem. – Śmieję się i  przywołuję wspomnienia sprzed paru
godzin, kiedy to ucztowałem na cipce Daryi.
–  Nie żebym nie wiedziała. Ściany mają uszy. – Mruga
porozumiewawczo do Daryi, której policzki w  tej chwili są
zaróżowione.
– Wódka stygnie, kochani. To będzie dobra noc – przyłącza się do
nas Zahkar, za którym podąża barmanka z  tacą w  dłoni, na której
ustawione są drinki.
Ja uprzejmie dziękuję, bo muszę zachować jasność umysłu na
walkę, ale podaję Daryi kieliszek. Bardzo polubiła Tęczową Wódkę.
Jej bracia postanowili, że będzie to specjalność tego klubu o  takiej
właśnie nazwie, która zresztą już doskonale się przyjęła. Diana zna
się na interesach, a  kuzynowie znają się na klubach. Zarówno ona,
jak i oni ubóstwiają alkohol. To idealne połączenie.
–  Klub jest już pełny, na górze i  na dole – oświadcza Zahkar,
podnosząc kieliszek w moim stronę. – Mamy u ciebie dług, Vas.
Doskonale zdaję sobie z  tego sprawę. Ci dwaj są dla mnie jak
bracia. Walka z  tym dupkiem dla nich to naprawdę nic takiego.
Jestem im winny znacznie więcej. Od zawsze mnie wspierali, nawet
wtedy, gdy moje nazwisko nic jeszcze nie znaczyło. Jesteśmy
rodziną.
–  Idę się przygotować – zwracam się do Zahkara i  daję mu znak,
wskazując głową na Daryę, która wraz z  Alyoną zajęła miejsca
w strefie dla VIP-ów.
– Nie spuszczę jej z oka – obiecuje. – W końcu jest moją młodszą
siostrą. – Klepie mnie w ramię.
Podchodzę do mojej dziewczyny, by ją pocałować i  zapewnić, że
niedługo wracam.
Rozdział 21

Darya
Całe pomieszczenie tętni muzyką.
Alkohol krążący w mojej krwi pozwala mi się rozluźnić. Wiem, że
Vas wygra walkę. To grzech, że podobają mi się przemoc i seks, ale te
dwie rzeczy doprowadzają mnie do szaleństwa z  pragnienia,
potrzeby, pożądania. Ożywam, gdy widzę spoconego Vasa i  jego
mocno napięte mięśnie, dzięki którym wykonuje precyzyjne ruchy.
Bijąca od niego siła jest niczym unosząca się wokół jego ciała dziwna
moc. Przypływ adrenaliny, strachu i  podniecenia wywołany
perspektywą oglądania jego walki sprawia, że czuję się prawie tak
naćpana jak po narkotykach Zahkara.
–  Siostrzyczko, powiedz braciszkowi, co chciałabyś dostać na
urodziny? – Zahkar wyszczerza zęby w  uśmiechu, który wydaje się
przeznaczony tylko dla mnie.
Nigdy nie miałam rodziny, a gdy rozmyślałam o tym, jakby to było,
gdybym ją miała, moje wyobrażenia były dalekie od rzeczywistości,
w  której tak naprawdę żyją moi bracia: Vlad, Rodion, Zahkar. Nie
mogę się doczekać, by poznać również Timofieja. Zasmuciła mnie
wiadomość, że miałam jeszcze jednego brata, który zginął
w  Igrzyskach; sposób, w  jaki Vlad opowiada o  Viktorze, upewnia
mnie w  przekonaniu, że z  pewnością bym go polubiła. Rodzina
i miłość przesłaniają teraz mrok mojej przeszłości. Samotność, która
kiedyś mnie wypełniała, w  tej chwili jest jedynie wspomnieniem
z  poprzedniego życia. Wspomnieniem dziewczyny, której już nie
rozpoznaję. Jeszcze zanim wyniki się potwierdziły, bliźniacy
zapewnili mi dom, komfort, bezpieczeństwo, rodzeństwo.
– Chanel – odzywa się Alyona. – Cokolwiek, byle Chanel. – Patrzy
na szklankę wypełnioną wodą ogórkową i  marszczy czoło,
wychylając jej zawartość.
Musi przestrzegać ścisłej diety i  chodzić na treningi, więc nie
wolno jej pić alkoholu ani spędzać zbyt dużo czasu w  klubie. Vas
kazał jej przyjść dziś wieczorem, żeby mogła zobaczyć, jak walczy.
Ma się od niego uczyć.
–  A czy wiesz, co to Chanel, siostrzyczko? – pyta rozbawiony
Zahkar, patrząc na Alyonę.
Przez ostatnie dwa tygodnie on i  Rodion urządzali mi niby--
urodziny, żeby nadrobić te, których nie mogli ze mną spędzić. Kupili
mi już biżuterię mieniącą się barwnymi kamieniami zatopionymi
w złocie i ubrania, których pewnie nie dam rady „wynosić” do końca
życia.
–  Chanel to perfumy – odpowiadam z  dumą. Irina używa Chanel
Numer Pięć. Kiedyś widziałam buteleczkę wśród jej rzeczy.
–  Ha! – krzyczy dumnie Alyona. – Chociaż akurat w  tym
kontekście chodziło mi o ubrania – dodaje, wzruszając ramionami.
–  Proszę. – Zahkar podaje mi starannie zapakowane pudełko
z kokardką.
–  Nie musisz mi nic kupować – tłumaczę nieśmiało. – Twoja
miłość to wszystko, czego potrzebuję.
– I masz ją – odpowiada, patrząc na mnie z troską w oczach, którą
często widuję także w  spojrzeniu Vasa. – Jesteś dla nas darem
i  jesteśmy nieskończenie wdzięczni, że ciebie mamy. – Siada obok
mnie i ściska mi dłoń. – A to jest to, co najbardziej lubimy robić dla
siebie nawzajem. Lubimy się popisywać. Daj nam się porozpieszczać.
Rodion dołącza do nas, lecz na jego twarzy maluje się marsowa
mina.
– Wszystko w porządku? – pytamy jednocześnie z Alyoną.
– Tak – mamrocze, jakby myślami był gdzie indziej. – Otwórz swój
prezent. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Odsuwam papier i  poruszam pudełkiem – słychać lekkie
grzechotanie, coś stuka w  środku. Otwieram wieczko i  znajduję
w środku kluczyk.
– Kupiliście jej mercedesa? – Alyona skrzeczy mi przez ramię.
Wodzę spojrzeniem po moich braciach i Alyonie. Nie wiem, co to
jest ten „mercedes”.
–  To samochód, mała – wyjaśnia cierpliwie Alyona. – Cholernie
drogi, jak znam twoich braci.
–  Chcemy nauczyć cię jeździć – zdradza Rodion. W  jego tonie
słychać niemal błaganie.
Wstaję i  wspinając się na palce, by w  ogóle móc ich dosięgnąć,
biorę ich w ramiona.
– Strasznie się cieszę. Dziękuję.
Zahkar wybucha śmiechem, który przeszywa mnie na wskroś.
–  Czy powiedziałam coś zabawnego? – pytam, odsuwając się od
nich.
– Jeszcze go nie widziałaś.
Wzruszając ramionami, trzymam w ręku kluczyk.
–  Sama świadomość, że chcesz mnie uczyć, jest wystarczającym
prezentem. Nie mogę się doczekać, by uczyć się od was obu.
–  Proszę, proszę, kto został spuszczony ze smyczy – słyszę
znajomy głos.
W zasięgu naszego wzroku pojawia się Ivan Woskobojnikow, a moi
bracia odwracają się, by zobaczyć, kto do nas dołączył.
–  To strefa prywatna – informuje go olbrzymi ochroniarz, ale
Rodion unosi rękę, pokazując, by wpuścił gościa do strefy dla VIP-
ów.
– Nie sądziłem, że Vas kiedykolwiek spuści cię z oka. – Ivan łypie
na mnie jednym okiem, omiatając nim całą moją sylwetkę
i zatrzymując go na moich piersiach.
–  Jest ze swoimi braćmi, a  oni nie lubią, gdy ktoś zwraca się do
niej takim tonem – warczy Zahkar.
– Właśnie miałem wam powiedzieć, że Ivan się pojawił. – Rodion
zwraca się do naszego brata.
–  Ivan, czy ty czasem nie powinieneś trenować w  rezydencji
Yuriego? – Alyona wstaje i  krzyżuje ręce na piersiach, przez co jej
cycki niemal wylewają się z dekoltu.
–  Jebać Yuriego – warczy jej brat. – Znalazł sobie nowego
zawodnika. Takiego, o którym wy, chłopcy, na pewno słyszeliście.
– O czym ty, kurwa, pierdolisz? – mruczy Zahkar.
Żołądek skręca mi się z  nerwów. Atmosfera się zmienia. Nie
podoba mi się mroczny wyraz twarzy Ivana. Jego wzrok nieustannie
spoczywa na mnie, jakby miał jakieś ukryte zamiary.
–  Czacha – chrząka Rodion, kręcąc głową. – Właśnie dostałem
telefon. Nie będzie walczył dziś wieczorem. Yuri kupił go jako
swojego zawodnika na Igrzyska.
W tej samej chwili, gdy Ivan podchodzi bliżej i zgarnia ze stolika
mojego drinka, kątem oka widzę, jak Vas wychodzi z windy i zmierza
w naszym kierunku. Ogarnia mnie poczucie ulgi i prawie rzucam się
w jego objęcia, gdy podchodzi bliżej.
–  Co się dzieje? Wszystko gra? – pyta mnie, szukając na mojej
twarzy odpowiedzi na pytania.
Ivan prycha.
–  Powinienem był wiedzieć, że nie będziesz daleko. Jesteś jak jej
tresowany piesek.
–  Co ty tu, do ciężkiej cholery, robisz, Ivan? – Alyona warczy. –
Jesteś pijany i zachowujesz się jak ostatni złamas.
Błyskawicznie wyciąga rękę i  zaciska ją na gardle Alyony,
a następnie, wykorzystując siłę rozpędu, mocno popycha ją do tyłu.
–  Zamknij się, kurwa, ty durna szmato. Wyglądasz jak pieprzona
zdzira i  bez wątpienia te dwa pojeby ją z  ciebie zrobili – prycha. –
Nie jesteś moją siostrą.
Moi bracia chwytają go i ciskają na krzesło.
–  Lepiej się, kurwa, uspokój, zanim twoje słowa i  czyny będą
kosztować więcej, niż dasz radę zapłacić – ostrzega Rodion, a  jego
twarz wykrzywia wściekłość.
Śmiejąc się jak wariat, Ivan unosi środkowy palec.
– Walcie się, dupki.
Opadam na kanapę obok Alyony, żeby sprawdzić, czy na jej szyi
nie powstały siniaki, ale ona podrywa się ze swojego miejsca
w stronę Ivana i zaczyna wrzeszczeć.
– Ty jebany gnoju! – Nie daje rady dosięgnąć go rękami, ponieważ
moi bracia przytrzymują jej szczupłe ciało, uniemożliwiając jej
zbliżenie się do Ivana.
– Odpierdol się. – Ivan macha lekceważąco ręką.
– Sam się pierdol, Ivan! Kurwa, nienawidzę cię! – Alyona pociąga
nosem, uwalnia się z  uchwytu moich braci i  rusza w  stronę
prywatnych wind prowadzących do naszych apartamentów.
– Jest słaba, Vas. Czy ty ją czegokolwiek nauczyłeś? – W śmiechu
Ivana kryje się mrok , a jego oczy wciąż są wpatrzone we mnie.
– Jeszcze cię zaskoczy – prycha Vas – i skopie ci tyłek.
–  No Diana to to nie jest. Nieważne, jak długo byś ją trenował.
Z Dianą miałeś fart; po prostu jej się poszczęściło. Alyona zdechnie
na tych Igrzyskach. A jak się miewa twoja druga siostra? Zrobiło się
nieciekawie, gdy ta broń wystrzeliła.
Vas porusza się tak szybko, jakby nie był zwykłym śmiertelnikiem,
i pochyla się nad Ivanem niczym ryczący smok, który zaraz zacznie
zionąć ogniem.
–  Kurwa, wydaje mi się, czy twój ton brzmiał, jakbyś nam groził,
Woskobojnikow? – warczy. – Nie zmuszaj mnie, żebym przyniósł ci
wstyd na oczach wszystkich, spuszczając ci łomot.
Ivan podnosi ręce do góry w geście poddania i ponownie zaczyna
się złowrogo śmiać. Moje tętno gwałtownie przyspiesza.
W  powietrzu czuć niebezpieczeństwo, co samo w  sobie jest
odurzające.
–  Spokojnie – grzmi w  odpowiedzi. – Nigdy nie skrzywdziłbym
słodkiej Iriny. Chciałem tym strzałem nieco uspokoić sytuację.
–  Co za skurwysyn – rzuca Rodion. – To ty strzelałeś? Życie ci
niemiłe?
– Vas?! – wołam, ponieważ czuję strach pełzający po mojej skórze
niczym wirus. Nic dobrego z tego nie wyniknie, nie tutaj i nie w ten
sposób.
– Vas… – próbuję jeszcze raz.
–  Tak, kochanie, już idę. Vlad go załatwi, gdy tylko do jego uszu
dotrze ta informacja.
Rozdział 22

Vas
Zaczynam oddalać się z  Daryą u  mego boku, gdy przez muzykę
przebija się przepełniony gniewem głos Ivana; opowiada o  mojej
dziewczynie.
– Mój brat posuwał tę twoją dziewuchę, Wolkow – szydzi.
Serce wali mi w klatce piersiowej, czuję, że nogi mam jak z waty.
Łup. Łup. Łup.
Wciąż obejmuję Daryę w  talii i  powoli odwracam głowę w  stronę
Ivana. Czuję, że wypełnia mnie czysta agresja, która niczym mroczna
istota błaga o uwolnienie.
– Coś ty, kurwa, powiedział?
Ten dupek naprawdę chce się dzisiaj pożegnać z życiem. Przyszedł
tu, żeby nas sprowokować, a gdy się mu nie udało, zaczął gryźć – za
cel obrał sobie mnie i mojego anioła. Kiepski ruch, skurwielu.
–  Wiem wszystko o  tym, jak ją ruchał, bo słabowitemu Yuriemu
Wasiliewowi nie stawał fiut.
Łup. Łup. Łup.
Rusza w naszą stronę, jego ręce zaciśnięte w piersi zwisają mu po
bokach. Wskazuje na moją dziewczynę i szydzi dalej:
– Yuri obiecał mi udział w ruchanku tej ciasnej cipki. Powiedział,
że będzie moją nagrodą, tak jak wcześniej była nią dla Artura.
Darya dyszy z przerażenia, wstydu, strachu.
Łup. Łup. Łup. Łup. Łup.
Dziewczyna wyrywa mi się i  potyka, robiąc kilka kroków do tyłu.
Czuję jej emocje tak, jakby były moimi własnymi; nabrzmiewają
w powietrzu tuż obok mnie. Ivan kłamie, kurwa, w żywe oczy. Chyba
faktycznie chce umrzeć. A  bestia zamknięta we mnie szarpie się na
łańcuchu, spragniona, by zadośćuczynić jego życzeniu.
Kuzyni podchodzą bliżej Ivana, wciąż pozostając na uboczu.
Zachowują się spokojnie, ponieważ otaczają nas klubowicze, ale ich
oczy przypominają ogień i  lód i  wręcz płoną wściekłością, aż
w końcu spoglądają na moją dziewczynę i marszczą brwi.
Odwracam się do Daryi i dostrzegam na jej twarzy wyraz, którego
nigdy wcześniej nie widziałem.
Poczucie winy.
Jej dolna warga drży. Darya zaczyna kręcić głową, a  łzy wielkości
ziaren grochu spływają po jej policzkach.
Wiedziałem, że Yuri jest pojebem, ale to, co usłyszałem, tylko
utwierdza mnie w tym przekonaniu. Powiedziała prawdę, mówiąc, że
nie był w stanie jej wziąć. Nie powiedziała mi tylko, że do rżnięcia jej
wykorzystał kogoś innego.
Wzbiera we mnie zazdrość, ale zaraz po niej pojawia się żal
z  powodu tego, co straciła przez tych mężczyzn. Dźwięki muzyki
zlewają się w  jedno i  zamiast nich w  moich uszach rozbrzmiewa
uporczywy szum. Twarze zamazują się mi się przed oczami,
a budzący się wewnątrz mnie gniew, który zamyka mnie w żelaznej
pułapce, powoduje, że moje logiczne myślenie słabnie. Zauważam
jedynie, że Ivan zrzuca z siebie koszulę i przyjmuje pozycję bojową,
unosząc podbródek w  górę i  opuszczając go dół. Otwiera usta,
z których wylewają się przypieczętowujące jego los słowa:
– Poślę cię do piachu, Vas, a potem wezmę to, co prawnie należy
się mnie.
Bez namysłu rzucam się do ataku. Z całej siły uderzam go pięścią
w  żuchwę, przez co spada ze schodów niedaleko baru. Ludzie
krzyczą, rozbiegając się, a ja widzę tylko jego. Mój wewnętrzny mrok
pochłania mnie, więc pozwalam przejąć kontrolę nade mną samemu
szatanowi. Mam jeden cel. Jedyne, na czym się skupiam, to sprawić,
by ten skurwiel zapłacił za swoje słowa. Zeskakuję ze schodów
i  znajduję się tam, gdzie Ivan właśnie się podnosi, po czym
w  mgnieniu oka wyprowadzam kolejny cios w  jego twarz, zanim
zdąży oprzytomnieć i zamachnąć się ręką na mnie. Ivan jest starszy
i  nieco lepiej zbudowany, mimo to rozniosę mu słabowitą dupę na
strzępy i  wyślę go do jego brata błąkającego się po pierdolonych
czeluściach piekielnych. Uderza mnie w żebra, czego, o dziwo, nawet
nie czuję – nie czuję nic – więc odpowiadam mu potężnym
kopniakiem posyłającym go na stół, w  wyniku czego krzesła
i szklanki spadają na podłogę. Ktoś mnie chwyta, ale z łatwością go
odtrącam.
Ivan popycha mnie tak, że wpadam na kotarę i  ląduję tuż za nią,
tyłkiem na parkiecie. Ludzie krzyczą i  rozpraszają się, ale potem
tworzą wokół nas ciasny krąg gapiów. Woskobojnikow spogląda na
mnie wygłodniałym wzrokiem z  góry. Jego stopy poruszają się jak
u  wojownika, na którego został wytrenowany. Szkoda, że nigdy mi
nie dorówna.
Mocnym kopnięciem zwalam go z  nóg, a  potem dopadam do
niego, zaciskając dłonie na jego szyi i siadając na nim. Uderza mnie
w żebra, ale dzięki przepełniającej mnie wściekłości jestem odporny
na ból spowodowany jego uderzeniami. To będzie, kurwa, jego
koniec. Nie ma we mnie litości.
Trzask! Trzask! Trzask!
Odgłos mojej pięści wgniatającej się w  twarz rywala miesza się
z moimi własnymi rykami. Krew tryska z jego ust i nosa.
–  Nigdy się do niej nie zbliżysz. Zabiję każdego, kto tylko
spróbuje. Nikt jej już nigdy nie skrzywdzi! – krzyczę, zadając cios za
ciosem. Przepływa przeze mnie furia tak potężna i  gwałtowna, że
wydobywa ze mnie ciemność, której nigdy wcześniej tak naprawdę
się nie spodziewałem. Zawsze wiedziałem, że jestem śmiertelnie
niebezpieczny, ale to? Ta wściekłość jest nie do opanowania. Jest siłą
samą w sobie.
Już mam zadać kolejny cios, gdy ktoś szarpie mnie do tyłu,
przyciskając do siebie. Ivan kaszle krwią, jęcząc. Kilku mężczyzn robi
krok do przodu i stawia go na nogi. Patrzę na miazgę, która jeszcze
przed chwilą była człowiekiem – i  to człowiekiem szanowanym,
z ambicjami. Człowiekiem, którego kiedyś nazywałem przyjacielem.
Korzysta z chwili wytchnienia, by przedrzeć się przez tłum, a jego
słowa odbijają się echem w  mojej głowie, naruszając wizerunek
mojej dziewczyny.
Uwalniam się z  rąk tego, który mnie chwycił, i  odpychając ludzi
stających na mojej drodze, wściekle ryczę – dźwięk ten wydobywa
się gdzieś z  mojego wnętrza. Ivan znów kieruje się w  stronę strefy
VIP; porusza się chwiejnie, powoli, jest na wpół żywy. Dopadam go
i  popycham tak, że ten zataczając się, wypada na korytarz. Ludzie
usuwają się z  drogi. Dupek myśli, że może zwiać przede mną do
windy, ale ja jestem szybszy. Wślizguję się do środka, a drzwi windy
w tej samej chwili się zamykają.
–  Czy wspominała ci, jak dochodziła z  cichym jękiem, gdy mój
brat posuwał ją w  każdą dziurkę? – drwi, plując krwią. Oddech ma
ciężki i urywany.
Znów wykonuję zamach pięścią, ale on się uchyla, a moje knykcie
uderzają o  stal. Rzuca się do przodu, celując głową w  mój brzuch
i  wpychając mnie z  impetem w  zamknięte drzwi. Wbijam palce
w przyciski, kiedy próbuję zebrać się w sobie i odepchnąć go. Drzwi
się rozsuwają, a my wypadamy na podłogę sali treningowej. Turlamy
się, wymachując nieustannie pięściami. Udaje mu się przygnieść
mnie swoim ciężarem, jednak wykorzystuję jego chwilową przewagę
przeciwko niemu i  wbijam mu kolano w nerkę. Wyje z bólu, ale nie
odpuszcza. W tej chwili obejmuje rękami moje gardło, odcinając mi
dopływ powietrza. Próbuję uderzać w  boki, ale bezskutecznie. On
zdaje sobie sprawę, że tu motto przewodnie brzmi: „Zabij albo zgiń”.
Potrzebuję ostatniego zastrzyku energii, zanim nadejdzie moment
chwały zwycięzcy.
– Gdy tylko cię zabiję, odbiorę ci ją, Wolkow. Tak jak twoja siostra
zabrała mi brata. I  nie będę, kurwa, delikatny jak Artur. Wszyscy
wiemy, że był słabeuszem, zupełnie jak Alyona. Sprawię, że Darya
będzie kwiczała niczym zarzynana świnia – syczy, nie zważając na
napływającą do jego ust krew, która potem spływa mu po brodzie.
Brakuje mu kilku zębów i  próbuje odwrócić moją uwagę słowami,
które jedynie potęgują moje szaleństwo. – Będę ją tak długo gwałcił,
aż się podporządkuje…
Przepełnia mnie rozszalała, oślepiająca furia, więc podnoszę rękę
i chwytam go za obie strony twarzy.
– Pierdol się! – wypluwam.
Szybkim ruchem, któremu towarzyszy odrażające trzaśnięcie,
skręcam mu kark, a jego ciało wiotczeje i bezwładnie na mnie opada.
Oddycham gwałtownie, a w uszach dzwoni mi tak głośno, że niemal
w głowie słyszę jej głos.
– Vas!
Odpędzam od siebie zabójczą wściekłość, gdy widzę, jak moja
dziewczyna wybiega z  windy. Jej bracia podążają tuż za nią, na ich
twarzach maluje się troska. Darya dławi się łzami, kiedy uświadamia
sobie, co właśnie się wydarzyło.
– Przepraszam – udaje mi się wykrztusić.
W jej spojrzeniu widać jednocześnie oskarżenie i przerażenie.
Patrzy na mnie i pada na kolana tuż obok mnie. Odpycha ode mnie
zwłoki Ivana, warcząc:
– Przepraszam?! – krzyczy. – Ty przepraszasz?
Mrugam zdezorientowany, a potem kieruję wzrok na jej braci.
– Chciał zrobić jej krzywdę – bronię się. Zabicie kogoś w ich klubie
bez konkretnego powodu pociąga za sobą konsekwencje.
Darya podrywa głowę i  patrzy na Rodiona i  Zahkara, a  po
policzkach spływają jej łzy.
– Zasłużył na to – szlocha; jej dolna warga drży gwałtownie, gdy
zaczyna błagalnym tonem wyjaśniać: – Jego brat też zasłużył na
śmierć. Byli zwierzętami, ulubieńcami Molokha. Nie pozwolę jemu
ani nikomu innemu odebrać mi niczego więcej. – Ujmuje moją
twarz. – Jeśli ukarzecie Vasa, musicie ukarać i  mnie – kwili,
przyciskając swoje usta do moich.
Nasz pocałunek ma posmak metalicznej krwi Ivana – zabójcze
przypomnienie tego, co czeka każdego rozpoczynającego grę, której
nie może wygrać.
– Siostrzyczko. – Rodion kaszle, chcąc tym oderwać od moich ust
Daryę, która najwyraźniej odczuwa potrzebę całowania mnie.
Moje serce pozostaje ściśnięte imadłem, które – wstyd się
przyznać – znalazło się tam po tym, jak dowiedziałem się o Arturze
i o tym, co przede mną ukrywała. Może nie powinienem się tak czuć,
bo jest to wobec niej nie fair, ale nic na to nie poradzę.
– Możesz go teraz puścić. Vas podszedł do tematu w niewłaściwy
sposób – oznajmia Rodion. – Ale… kurwa – dodaje, kręcąc głową –
zrobilibyśmy dokładnie to samo, gdyby Vas nie zachowywał się jak
obłąkany.
–  Na górze panuje chaos. Musimy sprawdzić rozmiar szkód. –
dzieli się swoimi obawami Zahkar; jego głos brzmi surowo.
Wzdrygam się na ich ton.
–  Zapłacę za szkody. – Mam na myśli pieniądze, które trzeba
będzie zapłacić klientom, aby nie puścili pary z  ust, choć w  takim
miejscu jak to nieczęsto trafia się ktoś, kto miele jęzorem na prawo
i  lewo. Jednak kiedy w  zeszłym roku kuzyni pobili w  klubie
mężczyznę niemal na śmierć, to zaoferowali gościom kupę kasy jako
gest dobrej woli oznaczający: „Przepraszam, jeśli zrujnowaliśmy ci
wieczór”, dlatego tym razem będą musieli zrobić to samo, bo bójka
miała miejsce w głównym barze, a nie w podziemiach.
Winda sygnalizuje swoje przybycie, a  następnie wychodzi z  niej
trzech mężczyzn. Za Andru, ubranym w  drogi czarny garnitur,
podąża dwóch ochroniarzy. Zimne oczy Andru z  obrzydzeniem
spoglądają na Ivana, po czym omiata wzrokiem swoją córkę i mnie.
– Czyś ty zupełnie stracił rozum, chłopcze?
Na te słowa cały się spinam, bo nie jestem żadnym pieprzonym
chłopcem.
–  Zamierzał ją skrzywdzić. Dokładnie tak, jak zrobił to, kurwa,
jego brat. – Powoli podnoszę się, a Darya idzie za moim przykładem.
Wściekłość nadal wstrząsa całym moim ciałem.
Wypowiedziane przeze mnie słowa docierają do Andru, który się
lekko wzdryga.
– Chciał cię skrzywdzić, zwjozdoczka7?
Darya przytakuje i  puszcza moją rękę, by podejść do Andru. Głos
jej się łamie, ale odważnie, choć szeptem, oznajmia:
–  Artur opowiedział swojemu bratu o  rzeczach, okropnych
rzeczach, do których mnie zmuszał, podczas gdy Molokh przyglądał
się temu. Ivan miał zamiar zrobić mi to samo.
W moich wnętrznościach wzbiera ból, a  demony żyjące w  moim
umyśle podsuwają mi obrazy gwałcenia mojej dziewczyny, siejąc
w  nim spustoszenie. W  spojrzeniu Andru iskrzy wściekłość.
Natomiast Rodion i  Zahkar aż drżą od nienawiści po tym, co
usłyszeli.
– Była to zatem zbyt łagodna śmierć – syczy Andru. – Moi ludzie
pozbędą się ciała. Chłopcy, idźcie na górę i  zróbcie wszystko, co
w waszej mocy, by ogarnąć ten bajzel. Resztą zajmę się ja. Wygląda
na to, że zjawiłem się w samą porę.
– Nie żeby nas nie cieszyła twoja obecność – odzywa się Zahkar –
ale po co przyjechałeś?
– Mamy sprawę do Wolkowów – odpowiada gładko Andru. – Chcę,
żebyście obaj mi towarzyszyli.
– Jaką sprawę? – pytam.
Andru wysuwa się do przodu, zakłada luźny kosmyk włosów za
ucho Daryi i głaszcze ją po policzku.
–  Trzeba wypełnić i  podpisać dokumenty. Yuri się zgodził, ale
teraz pozostaje cześć oficjalna. Twoja siostra, Diana, uznała, że
najlepiej będzie, jeśli wszyscy spotkamy się na neutralnym gruncie.
Wszyscy zgodzili się na rezydencję jej ojca.
Rodion i Zahkar pełni uznania przytakują głowami.
–  Dobrze, załatwimy wszystko na górze, a  potem zamkniemy
interes na kilka dni, żeby wszystko ucichło – oświadcza Rodion
przed wyjściem.
Jego ludzie zabrali się już do pracy; ciągną ciało w  stronę klatki
schodowej. Zostajemy więc we trójkę.
–  Wszystkim się zajmiemy – zapewnia nas Andru. Nie pyta, kim
jest Molokh, ale sądząc po niebezpiecznym błysku w  jego oczach,
domyślam się, że wie. Yuri Wasiliew nie zniknie jednak tak po
prostu. Nawet Wetrow nie zmusi go do tego.
–  Nadszedł czas, by moja córka wróciła do domu. Bardzo bym
chciał, żebyście oboje wrócili do domu – oświadcza, patrząc na nas.
Darya rzuca mu się w  ramiona, obejmując go mocno. Po raz
pierwszy, odkąd dowiedziała się, że jest jej prawdziwym ojcem,
podeszła do niego z własnej woli. On nie naciskał, a ona do tej pory
chyba nie miała ochoty. Andru z początku sztywnieje, ale po chwili
przytula ją mocno do siebie i całuje w czubek głowy.
–  Jesteś moją córką, zwjozdoczka. Nie pozwolę, by stała ci się
krzywda – przyrzeka, gładząc palcami jej jedwabiste brązowe włosy.
– Nie pozwolę też, by ktokolwiek wyrządził krzywdę tym, których
kochasz. – Jego oczy spotykają się z moimi i dziękuje mi skinieniem
głowy, jakby chciał powiedzieć: „Dziękuję, że zabiłeś tego kundla
Woskobojnikowa, który chciał zgwałcić mi córkę”.
– Dziękuję ci, tato – mruczy, po czym odchyla głowę do tyłu. – Nie
masz nic przeciwko temu, żebym tak się do ciebie zwracała?
Z jego twarzy znika wyraz brutalności, a  zastępuje go miłość.
Patrzy na Daryę tak, jakby była najcenniejszą rzeczą, jaką
kiedykolwiek widział. Ciekawe, czy tak samo ubóstwiał matkę jej
i Vlada.
8
– Możesz robić wszystko, co sprawia ci przyjemność, lubow moja .
A czy ty też mogłabyś coś dla mnie zrobić?
Ona przytakuje jednym słowem:
– Oczywiście.
–  Zabierz go z  powrotem do domu. Jeśli mam pomóc moim
chłopcom posprzątać ten bałagan, to nie chcę cały czas martwić się
o  was. Wróć z  Vasem i  zostań u  Wolkowów. Dam znać, gdy znów
będzie bezpiecznie. – Uśmiecha się, czule muskając jej policzek, na
co ona przechyla głowę, rozkoszując się jego delikatnym dotykiem. –
Ruszaj. Pospieszcie się.
– Dziękuję – chrząkam, gdy go mijam. – Zapłacę każdą cenę. Jaka
by nie była.
Cmoka tylko językiem.
– Nie jestem Wasiliewem, chłopcze. Jestem jej ojcem. To ja jestem
gotów zapłacić każdą cenę za bezpieczeństwo mojej córki. Zrobiłeś
więcej, niż byłem sobie w  stanie wyobrazić. – Poklepuje mnie po
ramieniu, po czym sięga po swoją komórkę.
Wprowadzam Daryę do ubrudzonej krwią windy i  naciskam
przycisk, by pojechać na nasze piętro.
Moja dziewczyna przytula się do mnie mocno.
–  Zabiłeś jej brata – szepcze, przylgnąwszy do mojej piersi. –
Musisz jej powiedzieć.
Przepełnia mnie wstyd. Nienawidzę Artura za to, co zrobił Daryi.
Na szczęście ręce mojej siostry sprawiły, że zapłacił za swoje
grzechy. Ivan nam groził. Zginął tylko za wypowiedzenie tych gróźb
na głos. Ale wciąż… wciąż… nie opuszcza mnie poczucie winy.
– Tak zrobię. I potem wyjeżdżamy.
Biorę ją za rękę i  prowadzę do pokoju Alyony. Pukam. Po chwili
staje w drzwiach, patrząc na mnie lodowatym wzrokiem.
–  Czego? – warczy, wyraźnie zdenerwowana tym, jak brat
potraktował ją wcześniej. Złość przechodzi jej trochę, kiedy się mi
przygląda; cały jestem ubabrany krwią.
– Vasiu – szlocha, wyczuwając, co chcę powiedzieć, zanim jeszcze
padną jakiekolwiek słowa.
–  Wybacz mi – chrypię. – Nie mogłem pozwolić, by on także ją
skrzywdził.
Alyona mruga gwałtownie, lecz mimo to łzy spływają jej po
policzkach.
–  Czyli tradycją się stało, że Wolkow załatwia Woskobojnikowa –
odszczekuje. – Przyszedłeś tu, żeby zabić i mnie?
Puszczam rękę Daryi i  biorę Alyonę w  ramiona. Przytulając tę
sztywną postać, szepczę jej do ucha słowa przeprosin. Może
i nienawidziła swoich braci, ale mimo wszystko byli rodziną.
– Nie mam już braci – szepcze. – Nie mam nikogo.
Jestem wrogiem – zabójczym Wolkowem – a jednak…
–  Masz mnie – warczę ostro. – Jestem twoim bratem. Może nie
łączą nas więzy krwi, ale jesteśmy związani inną więzią, równie
silną.
Rozluźnia się i  szlocha, nadal tkwiąc w  moich ramionach. Po
prostu przytulam moją przyjaciółkę, błagając niebiosa, by mi
wybaczyła. Zrobiłem to dla Daryi, a  ona jest dla niej jak siostra.
Żadne z  nas nie mogłoby sobie wybaczyć i  żyć w  zgodzie ze sobą,
gdyby Ivan wyrządził Daryi krzywdę. Alyona w  głębi duszy
doskonale o tym wie.
–  Wisisz mi nową parę butów, braciszku – stwierdza Alyona,
starając się ukryć wzruszenie, po czym się odsuwa. Wróciła
zadziorna dziewczyna.
– Jestem ci winien o wiele więcej – oświadczam.
Uśmiecha się blado, a  łzy na jej twarzy są jedynym
potwierdzeniem tego, że odebrałem jej jedynego pozostałego przy
życiu brata.
–  Postaram się o  tym pamiętać, gdy będę płacić twoją kartą
kredytową tak szybko, że zrobi się czerwona od liczby transakcji.
Darya staje przede mną i  ściska ją mocno, po czym znowu obie
wybuchają płaczem. Zostawiam je, żeby mogły się spakować.
Nasz świat jest popierdolony. Żyją w nim sami grzesznicy.
Ale to jedyny świat, jaki znam – jedyny świat, jaki znamy.
Rozdział 23

Darya
Moja dusza pogrąża się w chaosie. Vas odprowadził mnie do swojego
pokoju dwa dni temu, w  środku nocy, po powrocie z  Moskwy do
domu. Czuję rozdzierający mi serce dystans między nami. Mimo że
Vas przynosi mi jedzenie i  śpi tu ze mną, to mam wrażenie, jakby
ciągle był nieobecny.
Posiadłość należy do jego ojca. Nie przedstawił mi jeszcze nikogo
innego poza pokojówką o imieniu Maria.
Nie wiem, który to już raz przemierzam pomieszczenie tam i  z
powrotem, czekając, aż wyjdzie z łazienki. Ten pokój jest większy niż
cały apartament, który wynajmowaliśmy w Moskwie, ale ze względu
na nieobecność Vasa czuję się w  nim jak w  więzieniu, otoczona
własną udręką. Za każdym razem, gdy zamykają się za nim drzwi, ból
przeszywa moje serce.
Właśnie wybieram książkę z jego wielkiej biblioteczki, gdy pojawia
się ubrany w nienaganny garnitur. Dzisiaj odbywa się spotkanie, na
którym jedna trzecia udziałów w  Igrzyskach, do których trenuje
Alyona, zostanie przekazana Molokhowi, aby powstrzymać go przed
zemstą na moim ojcu. I  na mnie. Ale to spotkanie odbędzie się
dopiero za kilka godzin, więc nie rozumiem, dlaczego jest już
gotowy.
–  Vas, znowu wyjeżdżasz? – pytam potulnie, siadając na brzegu
jego łóżka.
– Muszę tylko coś załatwić, zanim przyjadą najważniejsze rodziny.
– Czuję wewnętrzną pustkę. Nie mam pojęcia, jak naprawić to, co
się między nami zepsuło. Wiem tylko, że cię kocham – oświadczam
z  głębi serca i  modlę się do Boga, by przyjął moją szczerość
i odwzajemnił się tym samym.
–  Wiem. – Marszczy czoło, spoglądając na swoje stopy. – Nie
mogę przestać myśleć o Arturze. – Przełyka ślinę nerwowo.
Pełznąc na czworakach po łóżku, przesuwam się bliżej niego, ale
on tylko wzdryga się i odsuwa od mojej wyciągniętej ręki.
– To nie twoja wina, Daryo. Przepraszam – odpowiada, nie patrząc
na mnie.
–  Czy to dlatego, że ci o  nim nie powiedziałam? – Staram się
odpędzić wzbierające pod powiekami łzy. Kiedy mnie porzuca, tylko
to jestem w stanie robić: płakać.
–  Dlaczego mi nie powiedziałaś? – pyta łamiącym się głosem.
Zaciska pięści i  patrzy na mnie błagalnie. Przez pojawiające się
w jego pancerzu szczeliny powoli zrzuca z siebie ciężar, który musiał
dźwigać. Nienawidzę siebie za to, że sprawiłam mu ból.
–  Chciałam być dla ciebie nietknięta. Dać ci złudzenie czegoś, co
zostało mi odebrane. Jeśli mogłeś uwierzyć, że byłeś moim
pierwszym i  jedynym, to ja też mogłam. – Łzy strumieniami
spływają mi po policzkach, a całe moje ciało drży od intensywności
tkwiącego we mnie bólu.
Nie mogę go stracić. Nie przeżyję tego. Pragnęłam być dla niego
czysta.
–  Chciałabym, żeby było inaczej, ale choć moje ciało zostało
zbrukane, to serce nie. Od zawsze należało tylko do ciebie –
wyjaśniam, klęcząc przed nim na kolanach.
Vas jakby ugina się pod ciężarem moich słów, a  w jego pięknych
oczach migocze blask.
–  Kurwa, skarbie. Totalny dupek ze mnie. – Niemal się krztusi,
biorąc mnie w ramiona.
Przylegam do niego całym ciałem, rozpaczliwie szukając jego
miłości, pocieszenia i poczucia bezpieczeństwa, które mi daje.
Moja dusza na skutek zetknięcia się ze swoją drugą połową aż
wzdycha.
–  Twoje ciało nie zostało zbrukane. Nic, co oni ci zrobili, nie
wynikało z  twojej winy. To, że nie potrafię sobie poradzić z  tym
szajsem, też nie jest twoją winą. Jestem zły, kochanie, ale nie na
ciebie. Na siebie, na nich, na wszystko. Żałuję, że nie uratowałem
cię, zanim Yuri w  ogóle na ciebie spojrzał. – Przytula mnie tak
mocno, że rozpływam się pod wpływem jego uścisku; już nigdy nie
chcę go opuszczać.
–  Uratowałeś mnie, Vas. Nie oddawaj przeszłości naszego tu
i teraz, naszej przyszłości.
Przykłada dłonie do moich policzków i muska moje usta swoimi.
–  Kocham cię – szepcze między pocałunkami, w  których czuję
narastające pragnienie, przez co jego dotyk staje się coraz bardziej
palący. – Kurwa, przepraszam, skarbie. Tak cholernie cię kocham. –
Odsuwa się zbyt szybko, a  ja z  powodu utraty kontaktu jęczę, co
sprawia, że Vas się uśmiecha. – Przepraszam. Muszę wyciągnąć
z sejfu trochę pieniędzy. To dla Marii.
Maria to pokojówka, która dba o  czystość w  tym domu. Kiedy
przyjechaliśmy, znaleźliśmy ją płaczącą na podłodze w  łazience
Vasa; w  dłoni trzymała test ciążowy. Vas kazał mi się rozpakować,
a sam zamknął się z nią w środku i zaczął rozmawiać. Kiedy w końcu
otworzył drzwi, Maria nie wiedziała, jak mu dziękować.
Okazało się, że jest w ciąży, a ojcem dziecka jest tata Vasa.
Vas nie spał całą noc, a  gdy tylko zaczęło wschodzić słońce,
wyszedł. Nie było go przez osiem godzin. Na moje pytanie, gdzie był,
odpowiedział, że na grobie swojej matki. Wiadomość o niewierności
ojca bardzo mu ciąży.
– Co zamierzasz zrobić? – Wzdycham, ocierając łzy, które jeszcze
nie wyschły.
– Chcę, żebyś ją odnalazła po rozpoczęciu dzisiejszego spotkania.
Daj jej pieniądze, które zdobędę, żeby mogła opuścić to miejsce.
– Uwalniasz ją? – Uśmiecham się.
– Nie jest jego własnością, a jej dziecko zasługuje na życie.
–  Jesteś dobrym człowiekiem, a  wręcz aniołem. – Chwytam za
klapy jego marynarki i  przyciągam jego usta do swoich. – Mój
mroczny aniele – mruczę, zanim jeszcze raz zasmakuję jego ust.

***

Ściskam w dłoniach pieniądze i z niepokojem przygryzam wargę. Vas


powiedział, żebym włożyła je do torby, ale żadnej nie mam. Sięgam
do szafy, wyciągam apaszkę, którą Alyona podarowała mi do
9
kompletu z  dziwną kartą Amex , po czym zawijam banknoty
w materiał.
Gdy otwieram drzwi do sypialni i  wychodzę na korytarz, moje
serce przeszywa strach. Wokół nie słychać żadnych dźwięków,
nikogo nie ma, więc zaczynam biec. Szybko schodzę po schodach
i rozglądam się, a następnie skręcam w lewo i liczę drzwi znajdujące
się po lewej stronie korytarza. Vas powiedział, że Maria będzie
czekać w  czwartym pokoju. Wpadając tam, prawie potykam się
i upadam, ale udaje mi się utrzymać równowagę i nie wypuścić z rąk
zawiniątka.
Vas miał rację. Maria wpatruje się we mnie szeroko otwartymi
oczami i trzyma w ręku ściereczkę do kurzu.
– Hej. – Uśmiecham się i podchodzę do niej. – Vas przysłał mnie,
żebym ci to dała. – Wyciągam apaszkę, ale ona nie chce jej przyjąć.
Staram się uśmiechnąć szerzej i  wyciągam pieniądze, żeby pokazać
jej, co jest w środku.
– Daryo? Co ty robisz? – odzywa się nagle ktoś zza moimi plecami.
Wciskam pieniądze w ręce Marii i odwracam się, by stanąć twarzą
w twarz z Dianą.
– Vas dał jej pieniądze. Nie kradniemy. – Błagam ją spojrzeniem,
by mi uwierzyła.
Diana marszczy brwi, a potem jej czerwone, idealne usta wyginają
się w łuk.
– W życiu przez myśl by mi to nie przeszło. Jestem tylko ciekawa,
dlaczego Vas płaci służącej mojego ojca. – Unosi brew, wkraczając do
pokoju.
O Panie, użycz mi swojej mądrości, proszę.
– Muszę odejść, panienko Diano – mówi jej Maria.
–  Ale dlaczego właśnie w  taki sposób? – dopytuje Diana, robiąc
krok do przodu i sprawiając, że kobieta się wzdryga. Diana emanuje
władczością.
Wszystko we mnie aż się kurczy na słowa, które padają z  moich
ust:
– Ona jest przy nadziei.
Diana mruga porozumiewawczo, krzyżując ręce na piersiach.
– I co z tego? Przecież to nie znaczy, że zostaniesz zwolniona… –
Urywa, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
Maria stara się zasłonić brzuch rękoma pełnymi gotówki i zaczyna
płakać.
– On nie może się nigdy dowiedzieć, panienko Diano. Błagam.
– Mój ojciec ci to zrobił? – Diana wzdycha, zaciskając usta.
Od strony drzwi rozlega się sapanie i  do pokoju, w  którym się
znajdujemy, wpada matka Diany. Wszystko poszło nie tak. Mam
nadzieję, że Vas nie będzie zły.
– Kłamczucha! – Olga wrzeszczy na Marię. – Cofnij te słowa.
Diana chwyta matkę, zanim ta zdąży dosięgnąć pokojówki.
– Nie chciałam tego – szepcze Maria. – On mnie zmusił do…
– Nieprawda! – warczy Olga, przerywając jej. – Zamknij się.
– Zabierz ją stąd, Daryo – rzuca Diana. – W tej chwili.
Posłusznie wyprowadzam Marię na korytarz, po czym dziewczyna
rzuca się do ucieczki, nim zdążę ją powstrzymać.
Potrzebuję Vasa. Głos Olgi, podniesiony i  pełen niepokoju,
dobiega z  pokoju, podczas gdy pędzę korytarzem do wielkiego
gabinetu. „Ostatnie drzwi po prawej, ostatnie drzwi po prawej”,
przypominam sobie, że Vas o tym wspominał.
Nie zawracam sobie głowy pukaniem. Serce wali mi tak szybko, że
w każdej chwili może wyskoczyć z mojej piersi.
Wpadam do środka z  imieniem Vasa na ustach, ale niemal
natychmiast staję jak wryta. Gabinet jest naprawdę olbrzymi
i  wypełniony ludźmi: Molokh, Ven, mój ojciec i  bracia po jego obu
stron, Vas – mój piękny anioł – i… on.
Nie.
Nie, to nie może być on.
Pokój zaczyna wirować mi przed oczami, a moje kolana odmawiają
posłuszeństwa. Wszyscy wlepiają we mnie oczy. Vas rusza jako
pierwszy, tuż przed moimi braćmi i  ojcem, i  rzuca się ku mojemu
omdlewającemu ciału. Wyciągam rękę i  oskarżycielsko wskazuję
palcem na mężczyznę znajdującego się za biurkiem.
– Diabeł… to diabeł wcielony! – wołam.
Rozdział 24

Vas
Tylko parę kroków dzieli mnie od Daryi, kiedy dociera do mnie sens
jej słów, wstrząsając moim wnętrzem.
– Diabeł… to diabeł wcielony! – woła jak przerażone dziecko.
Świat wokół mnie zwalnia, gdy podążam wzrokiem za ruchem jej
palca. Wskazuje na mojego ojca.
–  Kim, do cholery, jest diabeł wcielony? – pyta Rodion, ale
kierowany intuicją Andru już zmierza w stronę mojego ojca.
Diabeł wcielony nie oznacza niczego dobrego.
–  Stój! – ryczy mój ojciec, wyciągając w  górę pistolet, który
zazwyczaj trzyma w  kaburze pod biurkiem. – Nie ruszaj się, kurwa,
bo cię zabiję. Zabiję was wszystkich.
Pokój wydaje mi się klaustrofobiczny. Drobne ciało Daryi drży
w moich ramionach.
– To on, Vas, to diabeł wcielony. – Szlocha, a jej palce wpijają się
we mnie. – Nie oddasz mnie znowu w  jego ręce, prawda? – Jej
błaganie trawi moje wnętrze. Pragnę wymazać z  jej pamięci złe
wspomnienia i w zamian napełnić ją nowymi, pięknymi.
– Nigdy – zapewniam ją.
Jestem napięty jak struna, zaczynają mnie boleć mięśnie.
–  Nie zdążysz załatwić nas wszystkich, bo wcześniej któryś z  nas
cię dopadnie – warczy Andru, uważnie obserwując mężczyzn
w pokoju i oceniając odległość, jaka dzieli nas od mojego ojca.
Mógłbym ustawić Rodiona przed Daryą, by stanowił dla niej tarczę,
następnie skoczyć, chwycić Vlada za ramiona – byłby tarczą chroniącą
mnie – i popchnąć go do przodu, by skupił na sobie uwagę mojego ojca,
a  następnie okrążyć Andru. Mógłbym przeskoczyć przez biurko; być
może zostałbym trafiony, ale nie takim strzałem, który powstrzymałby
mnie przed chwyceniem leżącego na biurku przycisku do papieru
i rozłupaniem mu nim czaszki. Jeden, dwa ciosy i byłoby po wszystkim.
–  To nie był mój pomysł – oznajmia ojciec, wzdychając i  drapiąc
się po skroni.
–  Jesteś „diabłem wcielonym”? – Nie chce mi się w  to wierzyć.
Przez cały ten pieprzony czas był tuż pod naszym nosem. Jego krew
płynie w  moich żyłach. On jest kluczem do całej historii mojej
dziewczyny.
–  Miałeś się nigdy o  tym nie dowiedzieć – wyjaśnia ojciec,
wzruszając ramionami.
–  Jak do tego doszło, Leonidzie? – Yuri warczy. – Yegor miał się
wszystkim zająć.
–  Jak to wszystkim? – żąda odpowiedzi Vlad, a  jego słowa
przepełnia lodowata furia.
Yuri mamrocze pod nosem niezrozumiałe słowa, po czym staje
przed swoim synem.
– Poszukiwaniem twojej matki.
–  I zajął się – wyznaje mój ojciec. – Znalazł ją i  zrobił to, o  co
prosiłeś.
Po jego słowach pokój wypełnia lodowaty powiew.
Vlad wbija w ojca twarde spojrzenie.
– A o co prosiłeś?
Nie dając za wygraną, mój ojciec zadaje kolejne ciosy:
– Chciał jej śmierci. To jedyna odpowiednia kara dla kobiety, która
myśli, że może odejść od męża. – Chrząka, kierując broń na Yuriego,
jakby z  rozbawieniem, ale podszytym szaleństwem. – Ale Vera nie
była już sama. Niestety. – Zaczyna celować w moją dziewczynę.
Upadam przed nią, by osłonić ją przed jego groźnym spojrzeniem.
Mój wcześniejszy plan, by roztrzaskać mu czaszkę, nadal uważam za
niezły, aż czuję pokusę, by wziąć się do działania. Gdybym to zrobił,
Rodion, Vlad i  Andru mogliby zostać trafieni; kula ominęłaby
jedynie Vena stojącego za potężną sylwetką Andru.
–  Nie wiedzieliśmy o  dziecku, dopóki nie zapłakało z  łóżeczka –
dodaje ojciec, robiąc kilka kroków. – Yegor chciał zabić to małe coś.
Andru aż syczy na te słowa.
– Zabić „ją” – warczę. – Nie „to”.
– Tak, synu – potwierdza ojciec okrutnie brzmiącym głosem. – Ją.
I zobacz, jak zatrzymanie jej przy życiu obróciło się przeciwko mnie.
Oczywiście, musiałeś się zakochać w niewolnicy. Z drugiej strony nie
dziwi mnie to, biorąc pod uwagę, że niewolnicą była także twoja
matka.
Furia podpowiada mi, by skręcić mu kark, ale nie mogę zostawić
Daryi, bo ojciec mógłby do niej strzelić i – co gorsza – trafić.
–  Kazałeś zabić moją ciężarną matkę? – Vlad prawie szepcze do
swojego ojca.
Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby wyglądał tak… młodo,
bezbronnie.
– Kazałem ją sprowadzić do domu – burczy Yuri. – Yegor kłamał.
Leonid też kłamie. Nie miałem pojęcia, że jest w  ciąży, kiedy
odeszła.
–  Po co było zostawiać niemowlę przy życiu? – pyta Andru
miękkim, przepełnionym smutkiem głosem. – Powiem więcej,
dlaczego wtedy nie oddałeś dziecka Yuriemu?
–  Bo była, kim była! – ryczy ojciec, a  jego twarz purpurowieje
z  wściekłości. – Założyłem, że była Yuriego. Wiedziałem, że będę
mógł ją wykorzystać, jeśli nadarzy się okazja.
–  Dlaczego moja matka chciała cię zostawić? – dopytuje Vlad. –
Dlaczego po prostu nie powiedziała ci, że dziecko jest twoje? – Kręci
głową, jakby próbował nadać sens temu szaleństwu.
–  W tym czasie nie współżyli – informuje go Andru, po czym
zaciska zęby. – Nie robili tego od czasu poczęcia bliźniaków. Była
przerażona, że Yuri dowie się, że kocha mnie. Bała się, że on mnie
zabije, chociaż mówiłem jej, że nie ma się czego obawiać.
– Zabiłbym cię – stwierdza szyderczo Yuri.
– Mógłbyś tylko próbować – prycha Andru.
–  Dlaczego teraz? Po co sprzedawać mu ją jako niewolnicę?
Wiedziałeś, co z  nią zrobi! – Vlad wpada we wściekłość i  rzuca się
w stronę mojego ojca, po czym zatrzymuje gwałtownie, gdy w pokoju
rozlega się strzał.
Ściskają mi się płuca. Zza pleców dobiega mnie krzyk Daryi; jej
palce nie dotykają już moich ramion, w  które przed chwilą wbijała
paznokcie. A potem wszystko szlag trafia.
– Ty pieprzona suko! – warczy Yuri.
Z dziury w ramieniu Vlada zaczyna sączyć się krew. Kuzyni rzucają
się za mną, by osłonić Daryę.
Ven podchodzi do Vlada, kładzie rękę na ranie i  wbija zimne,
twarde spojrzenie w mojego ojca.
Kurwa.
–  Niech się nikt, kurwa, nie rusza! – grzmi ojciec, wymachując
bronią w kierunku nas wszystkich.
–  Dlaczego to zrobiłeś? – pytam, skupiając na sobie jego uwagę
w nadziei, że nie zabije swojego jedynego syna. Mam ochotę pozbyć
się jego zatrutej krwi, która biegnie w moich żyłach.
– Bo Yuri sobie na to zasłużył. Żądał, by Diana poślubiła jego syna.
Powiedział mi, że mam znać swoje miejsce w szeregu i że jeśli się nie
zgodzę, to sam się z nią ożeni, a z Iriny zrobi swoją kochankę.
Warknięcie Vlada sprawia, że mój ojciec znów celuje pistoletem
w niego.
–  Idealne wyczucie chwili – prycha ojciec. – Skoro zamierzał
traktować moje córki jak dziwki, to podsunąłem mu jego własną.
Miał dziwkę, którą mógł do woli wykorzystywać.
– Ty pierdolony, chory, zboczony gnoju – syczy Vlad.
– Przecież to wszystko przez twojego ojca, kochany zięciu.
– Więc to właśnie był haczyk, który Yegor miał na ciebie, i dlatego
oddałeś mu swoje udziały w  Igrzyskach? – pytam, znając już
odpowiedź. – Powiedziałby Yuriemu, że Darya jest jego córką, tylko
że, jak się okazało, wcale nie była jego.
– Nie, ona jest moja. Wiesz, że nie wyjdziesz stąd żywy, prawda? –
Andru uśmiecha się, robiąc krok w stronę mojego ojca. Cała sytuacja
wygląda groźnie.
–  Nie każ mi wybierać, któremu z twoich dzieci jako pierwszemu
wpakuję kulkę, Andru – wypluwa z  siebie ojciec, spoglądając
z obrzydzeniem na Rodiona i Zahkara. – Oczywiście, że opuszczę ten
pokój żywy, gówno mi zrobicie.
–  Zrujnowałeś jej życie – syczę ze zgrozą. – Była niemowlęciem,
dzieckiem, a ty widziałeś w niej tylko pionek w grze.
Darya cicho szlocha za moimi plecami, co sprawia, że moje serce
krwawi z bólu.
– Tak się gra w tę grę, synu. Musisz o tym pamiętać, jeśli chcesz ją
przetrwać. Za dużo w  tobie delikatności matki. Musisz stać się
bardziej podobny do mnie.
–  Nigdy nie będę taki jak ty – prycham. – Żałuję, że moja matka
powiedziała mi prawdę o  tobie. – Powoli wstaję, nie spuszczając
wzroku z Daryi, i jednocześnie szukam sposobu, by znaleźć się bliżej
ojca, nikogo przy tym nie narażając.
Nagle drzwi się otwierają i  do środka wpada Olga, która jest
zupełnie nieświadoma tego, co się tu dzieje. Ignoruje wycelowaną
w nią broń, po czym zaczyna wrzeszczeć na Leonida:
– Nie potrafisz trzymać fiuta w gaciach, co?! – drze się. – Znowu
zrobiłeś dziecko służącej? Naprawdę? Czy nie dość już
wycierpiałam?
–  O czym ty pieprzysz, kobieto? – warczy ojciec na pędzącą ku
niemu kobietę, choć jego gniew wcale nie jest w nią wymierzony.
Może uda mi się wykorzystać ten chwilowy brak uwagi Leonida.
Niemniej, gdy tylko się ruszam, ręka Olgi sunie po biurku, chwytając
coś błyszczącego.
– Daryo? – Diana dyszy, dołączając do nas w gabinecie, w którym
piekło rozpętało się na dobre, i  przebiega wzrokiem po nas
wszystkich. – Dlaczego Vlad krwawi… mamo! – Kobieta ciężko
oddycha.
Mój wzrok pada na Olgę.
–  Mam tego dość. Od teraz jestem dla ciebie jedynie imieniem
z  przeszłości – oświadcza spokojnie Olga i  unosi rękę do góry, po
czym wbija coś w szyję mojego ojca. Ów srebrny przedmiot w jej ręku
przebija mu skórę, a wokół rany zaczyna tryskać krew.
Ojciec otwiera szeroko wypełnione paniką oczy, upuszcza
z  hukiem pistolet i  chwyta za przedmiot wystający z  jego szyi.
W świetle reflektorów połyskuje nożyk do listów.
– Nie, nie rób tego! – krzyczy ostrzegawczo Diana, spiesząc się, by
powstrzymać ojca przed wyciągnięciem stalowego ostrza z  szyi, ale
jest za późno. – Mamo, co ty narobiłaś? – wykrztusza w momencie,
gdy ciało jej ojca wiotczeje i opada na nią.
Krew tryska z tętnicy jak z fontanny.
Chlust. Chlust.
Leonid zaciska dłoń na nożyku do listów.
– Olgo – krztusi się, spoglądając na swoją żonę.
Łzy spływają strumieniem po jej policzkach.
– Leonidzie – szepcze.
–  Dlaczego nikt nie wzywa karetki?! – woła Diana, dociskając
dłonie do rany, by zatamować krwawienie, ale ciało jej ojca już
zaczyna drżeć. Stracił zbyt dużo krwi. – Wezwijcie karetkę! –
wrzeszczy Diana. – Co się z wami dzieje? Vas…Vas…?
Przykro mi, siostrzyczko. Diabeł wcielony trafi prosto do piekła.
Rozdział 25

Darya
Dwa miesiące później…

– Dajesz, jeszcze raz – zachęca Alyonę Diana.


Alyona całą uwagę skupia na stojącej przed nią kobiecie, która od
trzydziestu minut tłucze ją prawie do nieprzytomności, i to do tego
stopnia, że zapuchnięte powieki utrudniają jej dostrzeżenie mojego
czającego się za nią kuzyna. Spinam się, ściskając dłoń Vasa.
– Musi się nauczyć – szepcze Vas.
Diana zamachuje się, a  gdy Alyona robi unik, stojący tuż za nią
Ven szarpie ją w  swoją stronę. Dziewczyna wydaje zduszony krzyk
zaskoczenia. Rodion i Zahkar przeklinają głośno.
–  Ona da się, kurwa, zabić na tych Igrzyskach – warczy Rodion,
a następnie krzyczy do Alyony: – Zabieraj od niego swoje dupsko!
Alyona wierci się i  szamocze, ale Ven jest twardy jak skała.
Z łatwością trzyma ją mocno jedną ręką, a drugą przykłada jej nóż do
gardła.
– Nie żyje – mówi.
Diana marszczy brwi i kiwa głową, przyznając Venowi rację.
– Jeszcze raz – mówi do Alyony.
Ven puszcza Alyonę, a  ona rzuca mu spojrzenie tak ostre, że
mogłoby ciąć niczym nóż, a  wywołuje jedynie zarozumiały
uśmieszek na twarzy mojego kuzyna. I  wtedy, gdy on napawa się
chwilowym zwycięstwem, ona kopie go prosto w  brzuch, posyłając
na ziemię.
– Ha! – drwi.
Diana atakuje, lecz Alyona jest już na to przygotowana. Uderza
Dianę łokciem prosto w  usta, rozkwaszając jej dolną wargę. Diana
mruga gwałtownie przez chwilę, a potem wyciera krew.
– Dobra dziewczynka – chwali. – Bardzo podoba mi się ten odcień
czerwieni. Założę się, że na tobie też wyglądałby świetnie.
Trafia Alyonę prosto w twarz, przez co ta upada na plecy tuż obok
Vena.
– Koniec treningu na dziś! – krzyczy Rodion, biegnąc w kierunku
maty. Podnosi Alyonę z  podłogi i  popycha w  stronę Zahkara, który
wchodzi ukradkiem tuż za nim.
– Nie zginie tak naprawdę, co? – pytam Vasa, nie mogąc oderwać
wzroku od moich braci, którzy szepczą do niej coś, na co ona
przytakuje.
Vas wydaje z  siebie urywane westchnienie, po czym całuje mnie
w czubek głowy.
– Postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, by do tego nie
doszło. Ale… – Przerywa i  przesuwa kciukiem po grzbiecie mojej
ręki, dodając mi otuchy. – Lepiej pożegnaj się z nią zawczasu. Tak na
wszelki wypadek.
–  Nic mi nie jest – mamrocze Diana, gdy Ven trzyma ją mocno,
sprawdzając jej rozbitą wargę.
– Oberwałaś gdzieś jeszcze? – warczy.
Diana unosi ciemną brew, patrząc na niego.
– A jak myślisz?
On uśmiecha się do niej, mówiąc:
–  Tak właśnie sądziłem. – Wyciąga dłoń, by dyskretnie
przeciągnąć palcami po jej brzuchu.
Serce staje mi w gardle.
– Och! – wykrzykuję, zupełnie zaskoczona.
– Co się dzieje? – pyta Vas.
I kiedy jest tak skupiony na mnie, Diana posyła mi ukradkowe
spojrzenie. Kiwa głową i  mruga porozumiewawczo, a  potem
przykłada palec do ust. Moje wargi rozciągają się w  szerokim
uśmiechu – żona mojego kuzyna jest w ciąży.
– Nic takiego – odpowiadam Vasowi i odwracam się, by napotkać
jego intensywne spojrzenie.
Ma podbite oko, które teraz jest fioletowoniebieskie, ponieważ
wczoraj Alyona uderzyła go z  zaskoczenia łokciem. Jak się okazuje,
łokieć stanowi potężną broń w jej arsenale. Mam nadzieję, że zrobi
z niej dobry użytek podczas Igrzysk.
– Nic, co? – Vas rzuca mi wyzywające spojrzenie i unosi brwi. – Za
długo zadajesz się z Alyoną. Łatwo przejrzeć twoje kłamstwa.
Wiem, że tylko się mną przekomarza, więc po prostu się
uśmiecham i mówię:
– Jestem zupełnie inną kobietą.
I taka właśnie jestem. To niesamowite, jak dziewczyna może się
zmienić dzięki miłości przyjaciół i rodziny.
– Ach, zapomniałam powiedzieć, że tata przyjedzie później, żeby
przywieźć mi tort urodzinowy.
Vas zaczyna się śmiać.
– Czyli on też bierze w tym udział? Strasznie cię rozpuścili, Daryo.
–  Nic na to nie poradzę – odpowiadam żartobliwym tonem. –
Mówią, że jestem księżniczką. Muszę się więc odpowiednio
zachowywać.
Jego szelmowski uśmiech nieco gaśnie, gdy z  czułością głaszcze
kciukiem mój policzek.
– Zasługujesz na to, by traktować cię jak księżniczkę.
Zamykam oczy i  wtulam się w  jego dłoń. Chłoniemy tę chwilę
przeznaczoną tylko dla nas, dopóki do sali nie wkracza mój drugi
brat.
–  Moja zawodniczka nie wygra, jeśli będziesz ją rozpieszczał! –
woła Vlad już od windy, zachowując się, jakby to on był tu
właścicielem. Wyglądałby jak najprawdziwszy bandzior, gdyby nie
to, że trzyma przytulonego do piersi syna, owiniętego w  miękki
niebieski koc. Za nim podąża Irina, uśmiechając się od ucha do ucha,
tak samo jak Vlad.
Brat podchodzi do Vasa i do mnie, a Rodion mamrocze pod nosem
coś na jego temat. Bardzo lubię mojego siostrzeńca, ale w miarę jak
dowiaduję się coraz więcej o życiu i o sobie, dochodzę do wniosku, że
mam pewne preferencje, jeśli chodzi o  moich braci. Wolę Rodiona
i  Zahkara od Vlada. Ten ostatni jest bezwzględnym człowiekiem,
bardzo podobnym do swojego ojca. Może nie tyczy się to sposobu,
w  jaki traktuje kobiety, ale pragnienia władzy, żądzy krwi
i  zwycięstwa w  swoich głupich Igrzyskach już tak. Jest absolutnie
gotów zaryzykować życie Alyony, tak jakby ona w  ogóle nie miała
w  tym wszystkim znaczenia. Ale ona ma znaczenie. Jest ważna
zarówno dla mnie, jak dla Vasa i  moich braci. Vas tłumaczył mi, że
tak to już jest w naszych rodzinach. Nie zgadzam się na to. Chcę być
inna. Mój anioł już zgodził się pomóc mi w  stawaniu w  obronie
kobiet takich jak ja – siłą wziętych do niewoli. Taka będzie moja rola
na tym świecie.
–  Tititiii – grucham do małego, gdy się zbliżają. Mój najmłodszy
bratanek Vsevolod jest najcudowniejszym dzieckiem, jakie
kiedykolwiek widziałam. Ma blond włosy po mamie i  bursztynowe
oczy po tacie. – Mogę go potrzymać?
Vlad przytakuje i  podaje mi go. Krzywi się lekko, wykonując ten
ruch, i  z pewnością stwierdzam, że jestem jedyną osobą, która to
dostrzegła – jego ramię jeszcze się goi i z tego, co słyszałam, musiał
się poddać intensywnej rehabilitacji, by w ogóle doprowadzić swoje
mięśnie do stanu używalności. Kiedy biorę na ręce małego Vseva,
przypominam sobie noc, podczas której Vlad został postrzelony
w  posiadłości Wolkowów, i  wtedy po kręgosłupie przebiega mi
dreszcz. Całuję Irinę w  policzek, a  potem siadam z  moim
bratankiem.
Szczęśliwie była to jedyna rana postrzałowa zadana tamtej nocy.
Śmierć diabła wcielonego się nie liczy.
Mężczyźni zaczynają rozmawiać, a  Irina podchodzi do swojej
siostry. Uwielbiają się. Diana poprosiła wszystkich, by nie zdradzali
szczegółów dotyczących śmierci ich ojca. Irina właśnie dochodziła
do siebie po narodzinach Vseva, więc nie było jej przy tym, kiedy jej
własna matka dźgnęła diabła wcielonego w  gardło nożykiem do
listów. Diana obiecała, że zapewni matce odpowiednią pomoc
i  odeśle ją do ośrodka odwykowego, ale nie chciała, by jej siostra
poznała okropne szczegóły tego, co się wydarzyło. Irina wie tylko
tyle, że jej ojciec załatwiał jakieś interesy z  bandytami, ale
transakcja nie wypaliła i  został dźgnięty nożem przez jakiegoś
faceta, a Diana się nim zajęła. Nie chciała wiedzieć nic więcej, więc
nikt niczego więcej nie opowiadał. Co śmieszne, okazało się, że
Leonid rzeczywiście wyprzedawał cały swój majątek – Vas już po
jego śmierci znalazł opracowywane przez Leonida plany ucieczki.
Tchórz.
Obserwuję Dianę, która w niezwykle czuły sposób głaszcze siostrę
po włosach i uśmiecha się do niej. Przemawia do niej cicho, więc nic
nie słyszę. Rozmawiają, potem Diana gładzi się po brzuchu, a  Irina
krzyczy na tyle głośno, że budzi Vseva.
–  Będziemy mieli dziecko – oznajmia z  dumą Ven. – Chciała
najpierw powiedzieć o tym Irinie.
– Nie gadaj – odpowiada Vas, szczerząc się. – Pozwoliłaś, żeby ten
sęp brodaty cię puknął? – woła do swojej siostry.
Diana śmieje się i wzrusza ramionami.
–  Na nic mu nie pozwoliłam. Wywalczył sobie wszystko krok po
kroku.
Ven zaczyna się śmiać i stwierdza:
– Zawsze dostaję to, czego chcę.
– Tylko bez szczegółów, proszę – jęczy Vas.
Vlad i ja śmiejemy się.
Rodion podchodzi do naszej grupy, zarzuca spoconą rękę na
ramiona Vasa i uśmiecha się do niego; to jego pokręcony uśmiech –
taki, którym popisuje się tuż przed podjęciem naprawdę
nieprzyzwoitej decyzji. Uwielbiam to w  moim bracie. Mimo że jest
przewrotny, to w jakiś sposób nadal jest dla mnie aniołem.
–  Przenosimy tę imprezę na górę – oznajmia Rodion, po czym
kiwa głową w  moją stronę. – Musimy wziąć udział w  imprezie
zaręczynowej.
Całuję Vseva w  jego puszystą blond główkę i  nie mogę się
powstrzymać, żeby nie zerknąć na mój pierścionek zaręczynowy. Vas
oświadczył mi się miesiąc temu, a  ja się zgodziłam. Zapytał, czy
uważa, że jesteśmy niepoważni – potwierdziłam. Następne jego
pytanie brzmiało, czy chcę być jego na zawsze, a ja odpowiedziałam,
że przecież od dawna jestem.
Głowa Alyony ukazuje się za plecami Vasa, po czym dziewczyna
zabawnie zaczyna poruszać brwiami.
–  Czy do mych uszu dotarło słowo „impreza”? Zostaw dzieciaka
i idziemy cię odpicować, mała.
Obdarzam rozciągającym się na moich ustach uśmiechem
wszystkie obecne tu osoby – wszystkie, które są dla mnie rodziną.
Policzki płoną mi żywym ogniem, ale i tak wypowiadam słowa, które
cisną mi się na język:
– O tak, do diabła!

***

Trzy miesiące później…

– Chcę panią przelecieć w tej sukni, pani Krasnoff – mruczy stojący


za mną Vas, a jego wielkie dłonie chwytają mnie w talii.
Wydaję z siebie krótki chichot i opieram się o jego masywną klatkę
piersiową.
– Proszę się częstować, panie Krasnoff.
Miałam wątpliwości, czy przyjąć nazwisko Wolkow, bo nosił je sam
diabeł wcielony. Powiedziałam o  tym Vasowi, a  on, jak zwykle
przemyślawszy już wszystko wcześniej, uśmiechnął się do mnie
i powiedział, że nigdy nie chciał, bym nosiła to nazwisko, on zresztą
też nie. Krasnoff to nazwisko panieńskie jego matki i od teraz także
jego oficjalne nazwisko, mimo że jest synem Wolkowa. Po ślubie
oddaliśmy hołd jego matce, przyjmując nazwisko, które
reprezentowało coś dobrego i pełnego miłości.
Jego dłonie zsuwają się na moje piersi, których dotyka w  tak
zaborczy sposób, że mój puls przyśpiesza. Gdy przez materiał
sukienki dotyka kciukami moich sutków, nie mogę się powstrzymać
od wpatrywania się w  ciemną, gwiaździstą noc. Dziś wieczorem,
podczas naszego ślubu, odczuwałam brak obu naszych matek. Choć
cudowne było to, że Diana, Irina i Alyona stanowiły tak ważną część
naszego dnia, to jednocześnie ciągle myślami wracałam do mojej
matki.
Do Very.
Tata pokazał mi jej zdjęcia, które trzymał pod kluczem. Ich
zdjęcia. Niektóre z nich były niemal nieprzyzwoite. Ale na to akurat
wcale nie zwracałam uwagi. Z wielką chęcią obejrzałam je wszystkie.
Patrzenie na ich miłość dawało mi nadzieję. Tata wpatrywał się
w  nią tak, jak Vas wpatruje się we mnie – jakbym była jego
przyszłością i  trzymała w  ręku wszystkie klucze do jego królestwa.
Moja mama została złapana w sieć diabła wcielonego i to przesądziło
o  jej losie. Nie miała armii oddanych ludzi, którzy byliby gotowi
chronić ją na każdym kroku. Czuję, że z  Vasem mam przed sobą
przyszłość, której moja matka nigdy nie miała. Mój mąż prędzej by
umarł, niż pozwolił, by coś nam się stało.
– Myślę, że tata uronił dziś łezkę – oznajmiam mu, przypominając
sobie, jak ojciec z dumą prowadził mnie do ołtarza w małym kościele
w  mieście. Wszyscy trzej moi bracia stali za Vasem, ubrani
w  dopasowane garnitury i  posyłając w  stronę mojego męża
spojrzenia, które miały go przestraszyć do tego stopnia, by nie ważył
się mnie źle traktować.
–  Myślę, że twoi bracia mogą chcieć wykorzystać ten mały
szczegół przeciwko niemu, więc lepiej zachowaj to dla siebie –
droczy się ze mną, wtulając twarz w moje włosy.
Przez chwilę jestem smutna.
– Myślisz, że twoja mama by mnie polubiła?
Odsuwa się i  odwraca mnie tak, bym stanęła przodem do niego.
Mój żołądek wywija koziołki za każdym razem, gdy na niego patrzę,
bo Vas jest nieziemsko przystojny. Zawsze. Z dnia na dzień staje się
przystojniejszy. Jego dłonie odnajdują moje policzki i  ujmuje moją
twarz.
–  Pokochałaby cię – zapewnia mnie. – Kocham cię, a  mama
zawsze kochała mnie.
Przytulam się do niego i opieram policzek o jego umięśniony tors.
Im więcej trenuje z Alyoną, tym twardszy i  bardziej umięśniony się
staje. Uwielbiam wodzić opuszkiem palca po nowych zagłębieniach.
–  Powinniśmy wrócić i  odwiedzić jej grób, zanim pojedziemy na
miesiąc miodowy – oznajmiam.
Vas wysuwa spinki z  moich włosów w  słodki, powolny
i uwodzicielski sposób.
– Tak uważasz?
Kiwam głową, co sprawia, że kosmyk włosów wysuwa się z upięcia
i luźno opada mi na ramię.
–  Powinniśmy do niej pójść jako mąż i  żona. Myślę, że
spodobałoby jej się to.
Vas uśmiecha się zarazem chłopięco i młodzieńczo.
– Też tak myślę.
Kiedy po raz pierwszy przyprowadził mnie na jej grób, czułam się
zaszczycona, że mogę tak jakby ją poznać. Usiedliśmy przy jej
nagrobku, a  on godzinami opowiadał mi o  niej. Potem zaprowadził
mnie do swojego samochodu, gdzie kochaliśmy się na tylnym
siedzeniu.
Czuję się szczęśliwa, że otwiera się przede mną tak bardzo; nie
zrobił tego nawet przed Dianą ani Iriną.
–  A teraz – rzuca, a  jego lodowatobłękitne oczy ciemnieją, gdy
przesuwają się po moim ciele – zamierzam pieprzyć się z moją żoną.
Zaczynam piszczeć, gdy bierze mnie na ręce i  zanosi na łóżko.
Moją sukienkę – prostą, ale elegancką – po prostu ze mnie zrywa.
Zatrzymuje się na moment, by podziwiać koronkową bieliznę, którą
Irina kazała mi założyć, a potem mruczy z uznaniem.
– Jesteś kurewsko gorąca, kochanie.
– Ty też.
Następne kilka minut przypomina zamazaną plamę. Vas ściąga mi
bieliznę i pozbywa się własnych ubrań. Oboje jęczymy; gorąca skóra
styka się ze skórą. Na twarzy Vasa maluje się czułość, gdy drażniąco
przesuwa swoim fiutem po mojej łechtaczce, co sprawia, że niemal
natychmiast robię się mokra.
– Jak długo jeszcze będzie działał zastrzyk antykoncepcyjny?
–  Pewnie jakiś miesiąc lub dwa – szepczę, ledwie mogąc
powstrzymać uśmiech.
Drażni moje wejście główką swojego członka, a  potem wsuwa się
między moje wargi sromowe i znów pociera moją łechtaczkę.
– Tak sobie myślałem…
Jego kutas powoli wsuwa się we mnie, rozciągając moje wnętrze
w ten rozkoszny sposób, który tak uwielbiam. Zaciskam nogi wokół
jego bioder i zachęcam go, by wszedł głębiej.
– O czym myślałeś? – pytam, oddychając głośno.
– Myślałem, że nie weźmiesz kolejnego.
Na moich ustach rozkwita uśmiech.
– Chcesz założyć rodzinę?
– Niczego nigdy bardziej nie pragnąłem – odpowiada stanowczym
tonem.
– Ja też – wykrztuszam, po czym z oczu zaczynają płynąć mi łzy.
Jego anielski uśmiech zmienia się w  iście szatański, gdy chwyta
mnie za nadgarstki i  przypiera do łóżka. Wykonując mocne
pchnięcia, kocha się ze mną w sposób, który rozpala moją duszę.
–  Świetnie – warczy. – Teraz, gdy zgadzamy się w  tej sprawie,
możemy poćwiczyć.
Łzy płyną mi po policzkach, ale nie mogę powstrzymać śmiechu.
– Poćwiczyć? Trzeba ćwiczyć, żeby to zrobić?
Wchodzi we mnie i sprawia, że jęczę.
–  Właściwie bardziej chodziło mi o  przygotowanie cię niż
o  ćwiczenie. Nie potrzebujemy tego. Do cholery, całkiem nieźle
wychodzi nam razem. – Jego usta przywierają do moich, wręcz
połykając moją odpowiedź.
Zatracamy się we wspólnej rozkoszy. Vas kocha się ze mną tak,
jakbyśmy robili to od lat i mieli to robić jeszcze dłużej. Tym bardziej
teraz, gdy zgodziłam się założyć z nim rodzinę, poddał się swojemu
zwierzęcemu instynktowi. Jego ruchy są gwałtowne i  pełne żądzy.
Uwielbiam, gdy chwyta mnie w  sposób, który zostawia ślady na
moich nadgarstkach, i  jak jego kutas rozciąga mnie aż do bólu.
Podoba mi się, jak jego ciało ślizga się po moim, a ciche, zmysłowe
jęki, które wydaje, sprawiają, że moje serce pulsuje.
– Kocham cię, skarbie – wyznaje, zbliżając swoje usta do moich.
Nie potrafię mu odpowiedzieć, bo jego palec odnajduje moją
łechtaczkę, uciszając mnie przez rozkosz, którą mi daje. To cisza
przed burzą. Gdy dochodzę, krzyczę jego imię i wczepiam się palcami
w  jego ciało. Vas wydaje odgłosy podobne do ryku dzikiej bestii na
kilka sekund przed tym, jak jego gorący członek eksploduje we mnie.
Opada na moją klatkę piersiową i wysuwa się ze mnie. Przeciągam
palcami po jego włosach i wzdycham z radością.
– Ja też cię kocham, mój aniele – szepczę.
Ziewam, a  on uśmiecha się do mnie, przewraca mnie na brzuch
i  daje mi solidnego klapsa w  pupę. Jakimś cudem znów jest twardy
i  wsuwa we mnie od tyłu swój ociekający sokami kutas. Krzyczę
z  zaskoczenia, gdy ciągnie moje nadgarstki do tyłu, na moje plecy,
i przytrzymuje je swoją masywną dłonią.
– Aniele, co? – przedrzeźnia mnie w ten swój cudowny sposób.
– Mmmhmmm.
– Zaraz ci pokażę, żono, jak daleki od anioła naprawdę jestem.
Będzie próbował mnie przekonać. Ale ja wiem swoje.
Ten mężczyzna – mój mąż – biorący mnie ostro od tyłu jest moim
najwierniejszym aniołem stróżem. Silny, nieustraszony, wspaniały
i  perfekcyjnie zbudowany. Wszedłby dla mnie w  ogień i  urządziłby
piekło na ziemi, gdyby musiał. Może i  jesteśmy częścią tego
pokręconego świata pełnego niegodziwych ludzi i ich perwersyjnych
gierek, ale prowadzimy własną grę.
Nasza gra polega na tym, że nieustannie zdobywamy nawzajem
swoje serca.
I oboje wygrywamy.
Epilog

Alyona
Igrzyska…

Biel to mój kolor.


Nie czerń, róż, czerwień, czy nawet ten naprawdę boski odcień
turkusu, który czasami zdobi moje paznokcie.
Zwykła biel.
Myślę, że dzięki niej wyglądam anielsko. Vas się z tym nie zgadza,
ale to było bardzo miłe z  jego strony, że kupił mi parę białych,
pikowanych, skórzanych butów na niedużym obcasie marki Gucci. To
prezent z  okazji Igrzysk. Ze smutnego wyrazu jego oczu wnioskuję,
że potraktował to jako prezent pożegnalny.
Ale ja nigdzie się nie wybieram.
Po to mnie trenował, bym wygrała.
Przez chwilę podziwiam swoje nieskazitelne buty, ignorując
wrzaski, które niosą się echem po korytarzu. Kto powiedział, że nie
można wygrać i jednocześnie wyglądać modnie?
Diana, mimo że załatwiła mojego durnego brata Artura, udzieliła
mi wielu rad odnośnie do Igrzysk. Zdradziła kilka tajnych kryjówek
i pokazała sztuczki, które się tu stosuje – kilka odjechanych ruchów.
Ale najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiła, było podarowanie mi
szminki w niesamowitym odcieniu czerwieni.
To czerwień zwycięstwa.
Zupełnie przypadkowo jest tego samego koloru, co krew.
Maluję szminką usta i  uśmiecham się. Diana powiedziała mi, że
stąd wyjdę. W jej lodowatobłękitnym spojrzeniu ujrzałam absolutną
pewność. Natomiast oczy jej brata – w  przeciwieństwie do jej
własnych, płonących intensywnym blaskiem – były smutne.
Och, Vasiu, nie martw się. Trenowałeś mnie po to, bym nie dała się
tak łatwo pokonać. Może nie noszę nazwiska Wolkow jak potężni
wojownicy, tacy jak Diana i  Vas. Może nie jestem bezwzględnym
sępem brodatym jak Wetrow. I  na pewno nie jestem równie zimna
i bezduszna, jak Wasiliewowie.
Nazywam się Alyona Woskobojnikow.
Jestem nieustraszona, kobieca i kurewsko fantastyczna.
W pobliżu rozlega się trzask, więc w  końcu przestaję podziwiać
swój biały strój, który bez wątpienia wkrótce będzie pasował do
moich ust. Wielka szkoda marnować tę nieskazitelną biel tylko po
to, by ubrudzić ją, przelewając krew tylu osób, ale przynajmniej nie
zachlapię ubrania swoją własną.
„Zarozumialec z ciebie”, biegnąc korytarzem, myślę o bezczelnym
uśmieszku Rodiona – zawsze mówi to w  taki sposób, jakby to była
cecha osobowości. Zahkar, który zwykle jest poważny i  zamyślony,
zgadza się z  nim, uśmiechając. Jak na dwóch facetów
niespokrewnionych ze sobą ci dwaj często mają ten sam wyraz
twarzy.
Vas mówi, że przez swoje zarozumialstwo pożegnam się z życiem,
a Diana, słysząc to, za każdym razem przewraca oczami.
Sama też jest trochę zarozumiała.
–  Witaj, słodziutka. – Korytarz tarasuje olbrzymi mężczyzna
odziany w  gumowy fartuch. Szarpie za linkę piły łańcuchowej;
głośny ryk odbija się echem wokół nas.
Nie myśl, tylko działaj.
Vas i bliźniacy zawsze zgadzają się co do tej zasady.
Wysuwam sztylet zza paska przymocowanego do uda i  mocno go
chwytam. Bez wahania ruszam w  stronę Pana Piły. Gdy tylko
podnosi rękę, by się zamachnąć, wykonuję skomplikowane ruchy
nogami, których nauczył mnie Vas, i  odskakuję do tyłu, poza jego
zasięg. Piła łańcuchowa przecina powietrze, ślamazarnie i  powoli,
a ja rzucam się na niego, śmiejąc się obłąkańczo.
Wyżej, wyżej i  jeszcze wyżej wspinam się na tego człowieka
przypominającego swoją postawą górę.
Gumowy fartuch ułatwia mi dotarcie do jego gardła. Przecinam
mu tętnicę szyjną, w wyniku czego moją twarz zalewa fala jego krwi.
Piła łańcuchowa uderza o  ziemię, a  on próbuje mnie z  siebie
ściągnąć, ja jednak ponownie wspinam się po nim i  obejmuję jego
głowę udami, po czym obracam się, pozwalając, by grawitacja
ściągnęła nas w dół. Rozdzierający trzask pękającego karku przynosi
ukojenie mojemu rozedrganemu sercu.
–  Łatwizna – ogłaszam, klepiąc go po spoconej głowie, a  potem
odsuwam się od jego zwłok.
Podnoszę piłę łańcuchową i wbijam ją kilka razy w ceglaną ścianę,
aż pęka. Dziś już żaden dupek nie będzie próbował użyć jej
przeciwko mnie. Gdy mijam jeden z  ekranów, marszczę brwi, bo
dostrzegam wyświetlane na nim swoje nazwisko:
Alyona Woskobojnikow… milion. Tortury. Gwałt. Śmierć.
Yuri Wasiliew.
Z pewnością on za tym stoi.
To ten stary psychol stworzył te pojebane Igrzyska. Przez niego się
tu znalazłam. Milion dolarów za moją głowę oznacza, że zaraz zlecą
się tu wszystkie świrusy.
Wycieram sztylet o białe spodnie – wkurzona, że niszczę materiał
– a  potem chowam broń z  powrotem do pokrowca. Krew Pana Piły
zdobi także moje buty od Gucciego. Taka jestem poirytowana, że
kilkakrotnie tupię nogą.
– Wisisz mi nowe buty, Wasiliew – mruczę.
–  Hej, suko! – krzyczy jakiś dupek. – Ty jesteś tą pizdą od
Woskobojnikowa?
Obracam gwałtownie głowę w jego stronę tak, że mój blond kucyk
odbija się od mojej twarzy.
– Słucham?
Jest niski i  krępy, ale trzyma w  ręku kij bejsbolowy, którego cały
trzon pokrywają wystające żyletki. No cóż. Wyjmuję mosiężne
kastety ozdobione pięknymi klejnotami – prezent od Rodiona
i Zahkara – i wsuwam je na palce.
– Najpierw zabawię się z tobą po swojemu – oświadcza, oblizując
wargi i chwytając się wolną ręką za krocze.
Bez wahania rzucam się na niego i  chwytam za podstawę kija,
zanim zdąży się nim zamachnąć. Z  warknięciem wyrywam mu go
z ręki i odrzucam. Brzydal zatacza się do tyłu, wyraźnie zaskoczony
moją szybkością i siłą. Kiedy uderzam go swoim pięknym prezentem,
rozlega się chrupnięcie, które bardzo mnie cieszy – jego krew tryska
na moją twarz. Próbuje mnie z siebie zrzucić, wbijając mięsiste palce
w  moje żebra, ale ja ani drgnę. Obejmuję go w  pasie nogami,
jakbyśmy byli kochankami, czym zapewniam sobie doskonałą
pozycję, by móc raz po raz zadawać mu kolejne ciosy. Mój
przeciwnik z  głuchym łoskotem potyka się i  upada na tyłek, więc
popycham go i  przygniatam do ziemi. Jego twarz zamienia się
w  okropną mieszaninę skóry, krwi i  kości. Gdy jego ciało już tylko
drga i bulgocze, chwytam go za głowę i szybkim ruchem skręcam mu
kark.
Znajduję najbliższą kamerę, po czym wstaję i podchodzę do niej.
–  Dzięki, Rodziu – mruczę i  uśmiechając się, posyłam całusa
w stronę kamery. To Rodion nauczył mnie, jak skręcić facetowi kark.
Moich uszu dobiegają kolejne wrzaski. Odwracam się w samą porę,
by zobaczyć uciekającą przed bandą facetów rudowłosą kobietę.
Przechylając głowę, zastanawiam się, czy ją znam, lecz nie poznaję
jej.
Biegnący za nią mężczyzna w czarnej masce przerywa swój pościg,
kiedy mnie zauważa. Trzyma w ręku maczetę, która przyprawia mnie
o  dreszcze, bo cała pokryta jest krwią i  wygląda na ostrą. Bóg mi
świadkiem, że jeśli ten skurwiel mnie skaleczy, to nie spotka go miły
koniec. Jestem zbyt piękna, by mieć blizny.
Zahkar tak mi powiedział.
Wysuwam sztylet i  podchodzę do zainteresowanego mną
mężczyzny. Jest wysoki i muskularny. Wygląda na bardziej godnego
przeciwnika niż Pan Piła czy Brzydal. Działa mi na nerwy.
„Drżysz. Moglibyśmy cię rozluźnić…”, na moich ustach pojawia się
uśmiech, kiedy przywołuję w myślach słowa Rodiona i Zahkara – to
dwaj najbardziej pewni siebie faceci, jakich znam. Wydaje im się, że
wystarczy błysnąć swoimi kurewsko seksownymi uśmiechami, by
dobrać się wszystkim do majtek. Zwłaszcza do majtek któregoś
z Woskobojnikowów.
Ale dziewczyna taka jak ja lubi grać trudną do zdobycia.
Jeśli dziś zginę, oni nigdy mnie nie dostaną.
Marszczę czoło, przypominając sobie, że prawie oddałam się tym
pięknym, draniom – ich ciała są takie gładkie. Wczoraj wieczorem
z  ich ust padły łechtające mnie słowa, a  w chwili słabości prawie
poprosiłam ich, by wzięli mnie na górę i zafundowali mi noc, której
nigdy nie zapomnę. Ale gdy wymieniali między sobą tajemnicze
uśmiechy, przypomniało mi się, że ich jest dwóch, a  ja jedna.
Byłabym dla nich tylko kolejnym podbojem. I jeśli dziś przyjdzie mi
opuścić ten świat – jeśli tak zdecyduje los – to za cholerę nie odejdę
zaliczona przez dwóch seksownych skurwieli o  zabójczych
uśmiechach.
Pieprzę ich.
Niemniej, jeśli wyjdę stąd żywa, to może jednak się skuszę?
–  Większość suk nie szczerzy się jak wariatki, gdy wiedzą, że za
chwilę mogą zostać zgwałcone – prycha facet z  maczetą trzymaną
w dłoni.
Śmieję się z niego i prycham:
– Czy to dlatego nie jest ci do śmiechu?
Zdejmuje czarną maskę – ukazujący się widok przyprawia mnie
o  dreszcze. Całą jego twarz zdobi tatuaż przedstawiający czarną,
przerażającą czaszkę. Miękka skóra wokół jego oczu jest również
pokryta czarnym tuszem, co sprawia, że wygląda upiornie, jak diabli.
–  Czacha – syczę, próbując udawać zupełnie niezrażoną tym
widokiem.
Czacha jest wojownikiem Yuriego. Legendą podziemia. Nawet Vas
byłby poddenerwowany, gdyby usłyszał, że mam się z nim zmierzyć.
Czuję, że poddaję się panice, więc zmuszam się do skupienia na
spokojnych głosach Rodiona i Zahkara, które słyszę w swojej głowie.
„Jesteś mniejsza, szybsza i  mądrzejsza od każdego z  nich.
Wykorzystaj ich rozmiar i siłę przeciwko nim samym. Bądź jak burza,
księżniczko”.
Ponieważ Czacha jest większy i straszniejszy, nie atakuję. Czekam
na jego ruch. Tak jak mnie szkolono. Arogancja go zgubi. Napiera na
mnie, więc obracam się i próbuję go okrążyć, ale jest za szybki. Łapie
mnie za koński ogon i  przyciąga do swojej klatki piersiowej,
wybijając mi z  rąk sztylet, który upada na ziemię. Przykłada mi
maczetę do gardła, jednak nie zamierza mnie zabić. Przynajmniej
jeszcze nie teraz. Na pośladkach czuję uderzenia jego twardego
kutasa, co tylko pokazuje, jakie ma zamiary. Liże mi szyję, a potem
wsuwa rękę pomiędzy moje uda i chwyta mnie za krocze.
Uderzam go łokciem w  brzuch i  odnoszę wrażenie, że kości
w moim ramieniu wręcz krzyczą z bólu. Za to mój przeciwnik nawet
nie stęknął; wydaje się, że ten skurwiel jest zrobiony ze stali. Vas
nauczył mnie uderzać w tej pozycji głową, ale niech mnie szlag trafi,
jeśli uda mi się znokautować tego gościa. Jestem gotowa się założyć,
że Czacha ma twardą czaszkę – jaka piękna gra słów.
– Będziesz kwiczeć tak głośno, że twój tatuś będzie miał koszmary
aż do śmierci. – Znowu mnie liże. – Myślisz, że cię teraz ogląda?
Mój ojciec?
Mam nadzieję, że tak. Mimo bólu pulsującego w  łokciu pokazuję
środkowy palec do najbliższej kamery.
To dla ciebie, tatku. Ty słaby skurwielu.
–  Jeśli masz zamiar dotykać mojej cipki, Czacha, to przynajmniej
spraw, żebym doszła – mruczę, a  mój głos przyjmuje tak
uwodzicielskie brzmienie, od którego w  oczach Rodiona zawsze
rozpalają się szalone błyski, a oczy Zahkara ciemnieją. Darya nazywa
go „syrenim głosem”, a  z kolei Vasiu określa go mianem „głosu
ladacznicy”.
Dupek stojący za mną mocniej wbija swój kutas w mój tyłek.
– To ma być moja przyjemność, nie twoja.
– Jaka szkoda – odpowiadam i udaję, że ziewam.
Chwytam ostrze maczety, o  które ociera się metal kastetu, po
czym odpycham ją od siebie. Obracam się, robię unik i  podnoszę
sztylet, a następnie atakuję. Czacha wymachuje ostrzem w kierunku
mojej głowy, a  ja kucam w  ostatniej chwili. Ostrze ucina mi włosy,
więc wokół nas unoszą się blond kosmyki.
Podnoszę rękę do góry i zamachując się, wbijam mu sztylet w jaja.
Nic cię tu nie chroni, skurwysynu.
Wydaje z siebie upiorny skowyt i upuszcza maczetę, by chwycić za
wystający z  jego krocza sztylet. Wyrywam mu go, zanim go
dosięgnie, a następnie wbijam go w jego brzuch, powyżej pachwiny,
ciesząc się, że metal zagłębia się w  ciało i  nie napotyka na opór
kości.
–  To za to, że nie sprawiłeś dziewczynie nawet odrobiny
przyjemności – syczę, przeciągając ostrze wzdłuż jego jelit. – Sama
musi ją sobie dać.
Czacha upada na ziemię i wykrwawia się, a ja kradnę jego maczetę
i podążam w kierunku kolejnego korytarza. Na samą myśl o tym, że
Yuri pewnie jest wściekły za to, że załatwiłam jego cennego
zawodnika, uśmiecham się i  podskakując jak mała dziewczynka,
zmierzam w  stronę placu zabaw. Muszę znaleźć jakieś schronienie.
Nie jestem zwolenniczką przebywania na otwartej przestrzeni.
Korytarz jest ciemny i pozbawiony okien, a na jego końcu wyraźnie
widać rozwidlenie, które prowadzi albo w  lewo, albo w  prawo;
rozjaśnia je delikatna smuga światła. Kieruję się w tamtą stronę, gdy
nagle w drzwiach, jakieś trzy metry przede mną, staje mężczyzna.
Nie jest tak duży jak Czacha, ale coś w  jego postawie świadczy
o brutalności. Choć jest szczupły, to rozbudowany w barkach. Ma na
sobie czarną, obcisłą koszulę z  długimi rękawami i  czarne spodnie,
a maska na jego twarzy przyprawia mnie o gęsią skórkę. W dodatku
jego włosy są gładkie, długie i brązowe. Wygląda jak jakiś pokręcony
Jezus. Na ręce założył czarne skórzane rękawiczki, ale nie
dostrzegam przy nim żadnej broni, co z  kolei oznacza, że będzie
używał własnych rąk, z którymi doskonale wie, co zrobić.
Spinam się i mocno ściskam maczetę w dłoniach.
– Zejdź mi z drogi, Upiorny Jezusie.
Ignoruje mnie i  robi krok do przodu. Coś mnie w  nim przeraża,
więc odwracam się i pędzę do drzwi znajdujących się obok – prosto
na mężczyznę, który jest prawie tak szeroki, jak wysoki. Ten zamyka
je kopniakiem i blokuje deską, by uniemożliwić wejście każdemu, kto
mógłby mu przeszkodzić, po czym rzuca mnie na podłogę. Maczeta
odbija się od kafelków.
–  Kolacja – mówi mężczyzna, szczerząc ubrudzone krwią zęby;
w jego oczach widać szaleństwo.
Rzucam jedno szybkie spojrzenie na stół stojący na środku pokoju
– leży na nim pocięte ciało z  wylewającymi się z  brzucha
wnętrznościami – mówi mi, że mam do czynienia z  jakimś
walniętym Kanibalem. Cudownie.
–  Czy nie sądzisz, że dzisiaj jest najlepszy dzień na rozpoczęcie
diety? – mamroczę, wstając.
Słychać walenie w  drzwi; uderzenia są nieubłagane. To Upiorny
Jezus usiłuje wejść do środka. Myślę, że łatwiej mi będzie pokonać
Hannibala Kanibala niż Upiornego Jezusa, który mnie przeraża.
Może to intuicja. Czy coś. Ale czy ktoś, kto startuje bez broni
w Igrzyskach, nie jest całkiem jebnięty?
Hannibal Kanibal podchodzi do mnie, podnosząc ze stołu tasak do
mięsa. Rzuca nim we mnie, a ja odskakuję w prawo. Narzędzie wbija
się w  ścianę, utykając w  niej. Szybko robię unik, okrążając stół
i trzymając dystans między mną a tym dupkiem. Jest ogromny, więc
muszę być szybsza.
Ale nie aż tak szybka.
Ślizgam się na mokrej od krwi podłodze, po czym upadam i  z
hukiem uderzam głową o  kafelki. Ciemność zalewa mój wzrok.
Gorączkowo próbuję nie stracić przytomności.
Ciemność. Ciemność. Ciemność.
„Może skusisz się na nieco Niebiańskiej Słodyczy, słodki aniele?”,
pochłonięta przez ciemność uśmiecham się, myśląc o  zalotnym
uśmiechu na ustach Zahkara, gdy mężczyzna podawał mi jedną ze
swoich cudownych pigułek. I o tym, jak swoimi brązowymi palcami
muskał moje usta. A  także o  tym, jak jego brat uważnie nas
obserwował.
Łup. Łup. Łup. Łup. Łup.
Walenie do drzwi sprawia, że wracam do żywych, parę razy
mrugając. Krzyk zamiera mi w  gardle, gdy uświadamiam sobie, że
jestem przywiązana do stołu. Leżące tu wcześniej zwłoki zostały
zrzucone na podłogę, a  Hannibal Kanibal sprawdza ostrze jednego
ze swoich noży, oglądając go w  świetle i  pocierając gruby kciuk
o jego czubek.
Łup. Łup. Łup. Łup. Łup.
Trzask!
Upiorny Jezus wpada z dzikim rykiem do środka. Mam nadzieję, że
zabije tego skurwiela, ale… co wtedy? Jestem przywiązana do tego
przeklętego i  czekam tylko na to, aż mnie zgwałcą i  poćwiartują.
Bezskutecznie próbuję się uwolnić.
Hannibal Kanibal rzuca jednym ze swoich noży, lecz Upiorny Jezus
porusza się, jakby naprawdę był jakimś nieziemskim bóstwem –
w  mgnieniu oka, tak szybko, że ledwo nadążam za jego ruchami.
Wykonuje kopnięcie z  pełnego obrotu i  prawie strąca głowę
Hannibala Kanibala z  ramion. Wielki skurwiel uderza w  stół,
przewracając go na bok wraz ze mną na nim leżącą. Krzyczę z bólu,
gdy w  moje ciało wpijają się więzy. Upadek sprawił jednak, że pas
zaciśnięty na mojej nodze poluzował się nieco, więc udaje mi się
uwolnić ją w  momencie, gdy Upiorny Jezus obiega stół i  przykuca
obok mnie. Jego dłoń przesuwa się po spodniach, na moje udo, po
czym je ściska. Przeszywa mnie dreszcz. Unoszę kolano i staram się
go uderzyć; bezskutecznie, bo jest poza moim zasięgiem. Parska
śmiechem, co doprowadza mnie do szału.
–  Puść mnie, ty dupku! – wrzeszczę, wiercąc się i  kopiąc
niezwiązaną nogą.
Kolejna postać pojawia się w  zasięgu mojego wzroku. Krzyczę
z  przerażenia, dostrzegając w  dłoni gościa tabletkę. Upiorny Jezus
siłą otwiera moje usta, a Pan Tajemniczy wpycha mi do nich pigułkę
o cierpkim smaku. Któryś z nich ściska mój nos, dopóki nie przełknę
jej bez popijania. Szloch oznaczający porażkę prawie wstrząsa moim
ciałem, ale mój upór go tłumi.
Nie pozwolę im wygrać.
Udaję, że jestem senna po zażyciu tabletki, więc odprężam się,
mimo że buzuje we mnie furia. Jeszcze nie zaczęła działać i właśnie
dlatego muszę się stąd wydostać, zanim będzie za późno. Tak jak się
spodziewałam, zaczynają majstrować przy wiązaniach. Jestem
wolna, ale nadal udaję martwą. Sama nie dopadnę ich obu,
w dodatku nie mam broni.
Upiorny Jezus podnosi mnie, a  ja próbuję uspokoić nieregularne
bicie serca.
– Tam – odzywa się jeden z nich, wskazując na ścianę.
Zupełnie zdezorientowana wpatruję się w nią wpół przymkniętymi
oczami. Nic tam nie ma. Pigułka musi już działać, bo przysięgam, że
głos brzmi znajomo. Pan Tajemniczy podchodzi do ściany
i  przechyla głowę na bok – ma na twarzy tę samą głupią maskę,
w  której przypomina Jezusa, co jego kumpel; więcej – są nawet
podobnie zbudowani. Takie już moje szczęście. Znaleźli mnie bez
wątpienia najstraszniejsi kolesie na Igrzyskach i teraz rozmawiają ze
ścianami. Co jest, kurwa, grane?
Pan Tajemniczy wyrywa boazerię, za którą ukazują się ukryte
drzwi. Upiorny Jezus przyciska mnie do siebie, jakby czuł, że moje
serce przyspiesza na myśl o ucieczce. Moje powieki robią się jednak
coraz cięższe, a krew w żyłach płynie jakby wolniej.
Opieram głowę o ramię Upiornego Jezusa.
Pięknie pachnie.
Ten durny, walnięty psychol musi ładnie pachnieć. No oczywiście,
że tak.
Pan Tajemniczy otwiera drzwi i  wchodzi do środka, gdzie panuje
ciemność, a  powietrze jest stęchłe. Upiorny Jezus wchodzi za nim,
po czym Pan Tajemniczy zamyka drzwi i  zaczyna zagłębiać się
w głąb.
–  P-puście m-mnie – mamroczę, nienawidząc swojej
bezbronności. – Puśćcie m-mnie albo u-utnę wam j-jaja.
Obaj się ze mnie śmieją.
Zamykam oczy, otoczona ciemnością, i  wdycham zapach mojego
wstrętnego porywacza. Na zmianę tracę i  odzyskuję przytomność,
wciąż niesiona przez niego; zagłębiamy się w sieć tuneli, by w końcu
dotrzeć do parkingu.
Chwila.
Nie jesteśmy już na arenie?
Diana z  całą pewnością nigdy nie wspominała o  tym tajnym
przejściu.
Moje ciało jest ociężałe i w ogóle nie czuję, by należało do mnie.
Jestem tylko unoszącym się umysłem, wciśniętym w  jakąś
bezużyteczną formę. Pan Tajemniczy podchodzi do sportowego
samochodu w  kolorze nieba o północy – drogi, krzykliwy, znajomy.
Otwiera drzwi od strony pasażera, siada, po czym rozpościera
zapraszająco ramiona. Upiorny Jezus oddaje mnie w  jego ręce
i zamyka drzwi.
–  W-wykradłeś m-mnie – skarżę się Panu Tajemniczemu, który
też ładnie pachnie.
Pan Tajemniczy głaszcze mnie okrytą rękawiczką dłonią.
– Ktoś musiał cię uratować, księżniczko.
– M-mówi się „k-królowo”, d-dupku – warczę, jąkając się, podczas
gdy Upiorny Jezus wsiada za kierownicę i odpala silnik. Wyjeżdżamy
z parkingu.
Świat mknie obok mnie z  taką prędkością, że aż robi mi się
niedobrze. Zaciskam powieki, by zwalczyć mdłości.
– Z-złamałeś z-zasady – mamroczę, ledwo otwierając oczy.
Pan Tajemniczy, który pozbył się już rękawiczki, przesuwa dłonią
po moim udzie. Dostrzegam ogromny kontrast między jego brązową
skórą a moimi białymi, obecnie zakrwawionymi spodniami. Pigułka,
którą mi dali, sprawia, że całe ciało pod wpływem dotyku wręcz
mrowi.
–  Zasady są po to, by je łamać – stwierdza Upiorny Jezus,
wyciągając rękę, by również dotknąć mojego uda. On też nie ma już
na sobie rękawiczki. Ma bladą skórę. Jego palce tańczą kusząco po
ciele Pana Tajemniczego, po czym się odsuwa.
Pan Tajemniczy zdejmuje swoją maskę, a  potem sięga do twarzy
Upiornego Jezusa, żeby pomóc mu z  jego egzemplarzem. Mrugam
zdezorientowana, rozdziawiając usta. Błądzę wzrokiem tam i  z
powrotem pomiędzy dwoma mężczyznami.
Dwie takie same pary oszalałych oczu. Szatańskie uśmiechy.
Dwaj mężczyźni piękniejsi od wszystkich innych, których
kiedykolwiek widziałam.
Świry.
– N-nie możecie m-mnie tak po prostu w-wykraść – zwracam się
do nich, mając nadzieję, że nie brzmię zbyt butnie, co chyba nie do
końca mi się udaje.
Piękny ciemnoskóry mężczyzna uśmiecha się, a  jego poznaczona
bliznami twarz sprawia, że wygląda jeszcze bardziej pociągająco.
– Już to zrobiliśmy.
– A-ale…
– Ciii – mruczy ten o jaśniejszej karnacji głosem, który pojawia się
w zbyt wielu moich nocnych fantazjach. – Jesteś naszą nagrodą.
– N-nie możecie tak s-sobie mnie w-wziąć – kłócę się.
Ten który jeszcze przed chwilą był Panem Tajemniczym, przykłada
dłoń do mojego policzka tak delikatnie, że łzy napływają mi do oczu.
– Oczywiście, że możemy.
Drugi z mężczyzn szczerzy się do mnie.
– I tak właśnie zrobimy.
Udaje mi się zebrać dość siły, by unieść środkowy palec.
Obaj się śmieją, co mnie rozpala.
–  Nie zabraknie też mnóstwa pieprzenia, Woskobojnikow.
Cierpliwość nie jest naszą mocną stroną. Jesteśmy świrami,
ślicznotko. I oficjalnie odebraliśmy naszą nagrodę.
Zamykam oczy i odprężam się.
Serce wali mi z przerażenia i z radości.
Życie w końcu nabierze rumieńców.
I na pewno będzie bardziej ekscytujące niż śmierć.
– Złamaliście zasady – podejmuję temat jeszcze raz.
–  Jesteśmy Moskiewskimi Świrami. My ustalamy te pierdolone
zasady.
Może i są szaleni, ale są moi. Ruszajmy zatem do Moskwy…

Koniec
PODZIĘKOWANIA

od KER DUKEY
Cóż to była za podróż! Igrzyska były szaloną, ekscytującą przygodą,
a ja czerpałam czystą przyjemność z tworzenia tych niesamowitości
razem z K Webster.
Wspólne kreowanie tych światów z  K było fantastyczne i  jestem
wdzięczna, że na mojej drodze jest ktoś, kto nadaje na tych samych
falach i  z kim mogę się tak dobrze bawić. Kocham Cię, Mózgowa
Bratnia Duszo.
Dziękuję Wam, Czytelnicy, że wybraliście się z  nami w  tę podróż
i  zawsze wspieracie nas w  naszych działaniach; towarzyszą nam
najbardziej oddani i zaangażowani Czytelnicy i jesteśmy Wam za to
ogromnie wdzięczne.
Nasi Czytelnicy są najlepsi na świecie. Jesteśmy jedną wielką
rodziną i za nic w świecie bym Was nie zamieniła.
Osoby, dzięki którym wszystko to mogło się wydarzyć:
Word Nerd Editing – Monica, ta seria nie byłaby taka sama bez
Twojego wkładu. Dzięki, że dołączyłaś do nas podczas kolejnej
szalonej przygody.
Graficzka: Stacey, dziękujemy, że zawsze znajdujesz dla nas czas.
Ubóstwiamy Twoją pracę i  nie pozwoliłybyśmy, by czyjeś inne
czarodziejskie palce dotknęły tej serii. Dziękujemy.
Moje Korektorki: Teresa i Allison, dziękuję, że zawsze porzucacie
wszystkie swoje obowiązki, by wpasować się w  mój grafik pracy.
Jesteście najlepsze i  doceniam Waszą pomoc w  doskonaleniu tych
historii.
Korektorzy K: Dziękuję, że wodzicie swoim orlim okiem po tych
tytułach. Dajecie czadu.
Blogerzy: Uwielbiamy Was za całą Waszą pasję, za Wasz czas
i  Waszą pomoc w  czytaniu, udostępnianiu i  promowaniu naszych
książek. Dziękujemy.
Firmie Indiesage PR: Dziękujemy za ogrom Waszej ciężkiej pracy
związany z wydaniem książek i ich promocją. Jesteście najlepsi.
PODZIĘKOWANIE

od K WEBSTER
Bardzo dziękuję Ker Dukey za to, że zechciała zostać moją
wspólniczką i napisać ze mną tę serię. Świetnie się bawiłam i jestem
ogromnie wdzięczna za przyjaźń, która rozwinęła się przez te lata.
Ker, nie będziesz w stanie się mnie pozbyć, nawet gdybyś próbowała.
Wznoszę toast za kolejne lata wspólnego szaleństwa książkowego
i  za ubaw z  rzeczy, z  których dwie matki nigdy nie powinny się
śmiać, rozmawiając na wideoczacie! Ubóstwiam Cię!
Ogromne podziękowania kieruję do naszych Czytelników! Nawet
nie zdajecie sobie sprawy, czym jest dla nas Wasze wsparcie!
Dziękuję mojemu mężowi. Jesteś moją inspiracją od zawsze!
Kocham Cię!
Wielkie podziękowania należą się moim Czytelnikom z  grupy
Krazy for K Webster’s Books. Wszyscy niesamowicie mnie wspieracie
i nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by Wam podziękować.
Ogromne „Dziękuję” kieruję do tych, którzy zawsze mi pomagają.
Elizabeth Clinton, Ella Stewart, Misty Walker, Holly Sparks, Jillian
Ruize, Gina Behrends, Jessica Hollyfield i Nikki Ash – jesteście moją
opoką!
Bardzo dziękuję Tobie, Misty, za to, że zawsze mogę liczyć na
Twoją radę i twój zdrowy rozsądek! Zawsze mówisz to, co należy, i to
we właściwym czasie. Jestem dozgonnie wdzięczna za to, że po
prostu jesteś!
Dziękuję zaprzyjaźnionym Autorom, którzy ofiarowali mi przyjaźń
i wsparcie. Nie macie pojęcia, ile to dla mnie znaczy.
Dziękuję wszystkim Blogerom, tym bardziej lub mniej
zaprzyjaźnionym – robicie wszystko, co w  Waszej mocy, by zawsze
dzielić się moimi książkami z  innymi. Dajecie czadu!
#AllBlogsMatter
Monica z Word Nerd Edits – bardzo dziękuję za redakcję tej książki
i  opiekę nad nią. Jesteś niesamowita i  nie potrafię dostatecznie Ci
podziękować! Kocham Cię!
Dziękuję Stacey Blake za to, że jak zawsze byłaś niesamowita przy
opracowaniu graficznym moich książek, i nie tylko. Jesteś wspaniała.
Kocham Cię! Kocham cię! Kocham Cię!
Szczególnie dziękuję Nicole Blanchard, mojej specjalistce od PR.
Jesteś fantastyczna w  tym, co robisz, i  sprawiasz, że osiągam
zamierzone cele!
Ostatnie, ale nie mniej ważne, słowa podziękowania kieruję do
wszystkich cudownych Czytelników, którzy są gotowi wysłuchać
tworzonych przeze mnie historii i  polubić wykreowanych przeze
mnie bohaterów, tak jak polubiłam ich ja. To dla mnie bardzo wiele
znaczy!
O autorkach

KER DUKEY
Wszystkie moje książki to raczej mroczne romanse, lektury
trzymające w  napięciu i  pełne niepokoju. Gdybym miała cokolwiek
doradzić Czytelnikom sięgającym po którąś z  moich powieści…
przygotujcie się na niespodziewane zwroty akcji.
Odkąd pamiętam, uwielbiałam opowiadać historie, czy to pisząc
teksty piosenek, czy też snując opowieści na dobranoc z  moimi
siostrami, kiedy dorastałyśmy.
Gdy byłam mała, moja mama zawsze trzymała w  ręku książkę –
przekazała mi tym miłość do czytania, jednocześnie zachęcając mnie
do pisania. Nie wszystkie historie miłosne powstają ze światła;
niektóre rodzą się z  ciemności, ale wszystkie są równie mocne
i warte opowiedzenia.
Kiedy nie zatracam się w  świecie swoich bohaterów, uwielbiam
spędzać czas z  rodziną. Jestem mamą i  to jest moja najważniejsza
rola, ale kiedy mam wolną chwilę, uwielbiam chodzić na koncerty
lub spotkania autorskie, zabierając ze sobą moją młodszą siostrę.

K WEBSTER
K Webster jest bestsellerową autorką ponad pięćdziesięciu powieści,
w  tym romansów współczesnych, historycznych, paranormalnych,
mrocznych, a  także tych z  gatunku romantic suspense, tabu
i  erotycznych. Gdy nie spędza czasu ze swoim zabawnym
i  przystojnym mężem oraz dwójką uroczych dzieci, aktywnie działa
w  mediach społecznościowych, nawiązując kontakt ze swoimi
Czytelnikami.
Poza pisaniem jej pasją jest czytanie i projektowanie graficzne. K
zawsze można zastać siedzącą przed komputerem – rzuca się wtedy
w  wir kolejnych pomysłów i  zaczyna działać. Z  niecierpliwością
czeka na dzień, w  którym jedna z  jej powieści pojawi się na dużym
ekranie.
Zapisz się na listę odbiorców newslettera K Webster, by
otrzymywać informacje o nowościach i materiałach. Wystarczy wejść
tutaj: https://authorkwebster.com.
1 Cytat z Biblii Tysiąclecia, 2 Kor 2:11 (przyp. tłum.).
2 Kilros – w  cerkwi prawosławnej miejsce na podium przed ikonostasem. Podczas liturgii
znajdują się tu: chór, lektorzy, kantorzy oraz osoby duchowne. Kliros symbolizuje chór
anielski śpiewający na chwałę Bożą (przyp. red.).
3 Czernyj – (z ros.) czarny (przyp. tłum.).
4 Jeden z najstarszych chrześcijańskich hymnów (przyp. tłum.).
5 Switłana Serhijiwna Łoboda – ukraińska piosenkarka. Reprezentantka Ukrainy w  54.
Konkursie Piosenki Eurowizji. Przez ostatnie lata koncertowała także w  Rosji (przyp.
red.).
6 Universal Fight League – prestiżowa federacja mieszanych sztuk walki (MMA), której celem
jest organizowanie m.in. najwyższej jakości wydarzeń sportowych (przyp. tłum.).
7 Zwjozdoczka – (z ros.) gwiazdeczko (przyp. tłum.).
8 Lubow moja – (z ros.) kochanie (przyp. tłum.).
9 Karta kredytowa American Express (przyp. tłum.).

You might also like