Professional Documents
Culture Documents
Vas
Copyright © 2019 by Ker Dukey & K. Webster
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Kinga Jaźwińska-Szczepaniak
Korekta:
Maria Kąkol
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
POSTACI
OD AUTOREK
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Epilog
PODZIĘKOWANIA
PODZIĘKOWANIE
O autorkach
Przypisy
DEDYKACJA
Najważniejsze rodziny:
Rodzina Wasiliewów (Gospodarze Igrzysk)
Yuri – Ojciec (wiek: 52 lata)
Vera – Matka (wiek: 45 lat). Wkrótce po narodzinach bliźniąt
opuściła rodzinę.
Vlad – Najstarszy brat (wiek: 22 lata)
Vika – Siostra bliźniaczka (wiek: 18 lat)
Viktor – Brat bliźniak (wiek: 18 lat)
Rodzina Wetrowów
Yegor – Ojciec (wiek: 59 lat). Nie żyje.
Anna – Matka (wiek: 45 lat). Nie żyje.
Veniamin „Ven” – Najstarszy brat (wiek: 28 lat)
Niko – Drugi brat (wiek: 19 lat). Nie żyje.
Ruslan – Trzeci brat (wiek: 18 lat)
Andru – Brat Yegora
Timofiej – Kuzyn, najstarszy syn Andru
Rodion – Kuzyn, drugi syn Andru
Zahkar – Kuzyn, adoptowany syn Andru
Rodzina Wolkowów
Leonid – Ojciec (wiek: 55 lat)
Olga – Matka (wiek: 46 lat)
Diana – Starsza siostra (wiek: 24 lat)
Irina „Cień” – Młodsza siostra (wiek: 18 lat)
Vas – Brat przyrodni (wiek: 18 lat)
Anton – Ochroniarz Diany (wiek: 51 lat). Nie żyje.
Rodzina Woskobojnikowów
Iosif – Ojciec (wiek: 61 lat)
Veronika – Matka (wiek: 55 lat)
Ivan – Starszy brat (wiek: 30 lat)
Artur – Młodszy brat (wiek: 28 lat). Nie żyje.
Alyona – Najmłodsza siostra (wiek: 19 lat)
Drugorzędne rodziny:
Rodzina Orlowów
Arkady – Najstarszy syn (wiek: 28 lat)
Rodzina Koslowów
Nestor – Ojciec (wiek: 55 lat)
Antonina – Matka (wiek: 49 lat)
Stepan – Jedyny syn (wiek: 19 lat). Nie żyje.
Rodzina Baskinów
Alfred – Ojciec (wiek: 52 lata). Nie żyje.
Monica – Matka (wiek: 47 lat). Nie żyje.
Kira – Córka (wiek: 24 lata). Nie żyje.
Rodzina Egorowów
W pozostałych rolach:
Darya
Vas
Kiedyś…
***
Vas
Siedem miesięcy później…
Darya
Panie Boże, Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną.
Wbijam wzrok we wzór dywanu leżącego w salonie. Nigdy nie
pozwalano mi tu przebywać, aż do teraz. Wzór jest niepodobny do
żadnego z tych, które widziałam do tej pory. Złoto, czerwień i oranż.
Wszystkie barwy splecione, tworzące niezwykłe dzieło sztuki
pokrywające podłogę. Jest czymś, co ma zostać zdeptane
i zabrudzone. Misterne ściegi przypominają mi te, które wykonywała
siostra Iwanonwa. Miała jakieś trzydzieści parę lat i w klasztorze
była kimś, kogo mogłam nazwać „przyjaciółką”. Wszyscy duchowni
zachwycali się jej dziełami i bardzo je chwalili.
Serce pęka mi z bólu. Tęsknię za nią.
Tęsknię za prostotą mojego ówczesnego życia.
Zza drzwi dochodzą gniewne, podniesione głosy, a ja zerkam na
opatrującą mnie pielęgniarkę. Oczyściła mi skaleczenia, po czym
obandażowała rany. Opuszki jej palców są miękkie i delikatne, choć
jednocześnie wykonują precyzyjne ruchy, świadczące o jej
doświadczeniu. Rany nie są głębokie, a ból jest wręcz absurdalnie
mały w porównaniu z męką, przez którą przeszłam w tych murach.
Zamykam oczy i odganiam łzy.
Nie będę o tym myślała. Nie będę myślała o nim.
– Myśl, kurwa, myśl. – Dudniący, głęboki głos zwraca moją uwagę.
Jak zawsze.
Vas Wolkow. Mężczyzna przesiąknięty grzechem, jak ta cała
reszta, który jednocześnie wyglądem przypomina anioła. Czasami
zastanawiam się, czy Bóg wysłał go, żeby mnie strzegł, kiedy byłam
wystawiana na próbę. Innym razem wydaje mi się, że Bóg mnie
opuścił i jestem w jakimś czyśćcu urządzonym na ziemi na wzór
piekła. Tak czy inaczej, nie jestem pewna, jaką rolę Vas ogrywa
w moim świecie.
Kiedy skóra mi się rozgrzewa, przygryzam wargę i odmawiam
cichą modlitwę:
Panie Boże, Jezu Chryste, daj mi siłę.
Vas krąży po pomieszczeniu, a ja nie mogę się dłużej powstrzymać
przed patrzeniem na niego. Ma na sobie garnitur, teraz bez
marynarki, podobnie jak pozostali, ale nie jest aż tak wyrafinowany,
tylko dzikszy i mniej dyskretny. Pod powierzchnią szaleje bestia.
W normalnych okolicznościach taka myśl by mnie przeraziła. Ale po
uporaniu się z tym, przez co ostatnio przeszłam, mam ochotę
uwolnić drzemiącą w nim bestię. Co najgorszego może się stać?
Zostanę zabita i w końcu uwolniona z tego piekielnego więzienia?
Vas wygląda, jakby chciał pochłonąć mnie w całości – jego białe
zęby przygryzają wewnętrzny kącik dolnej wargi, a siekacz lśni
w świetle. Ma zęby, które wyglądają o wiele bardziej zabójczo niż
jakikolwiek demon, o którym czytałam, studiując księgi.
Moja skóra znów się rozgrzewa. Jest coś przytłaczająco grzesznego
w pragnieniu śmierci zadanej zębami człowieka.
Panie Boże, Jezu Chryste, przebacz mi.
Jego silne palce przeczesują gęstą, brązową grzywę włosów.
Gdybym była odważniejsza, podeszłabym do niego, ujęła jego dłonie
w swoje i powiedziała, żeby przestał się tak o mnie martwić. Bo
przecież się martwi. Ma to wypisane na twarzy. Może właśnie
dlatego tak staram się walczyć w jego obecności. Pragnę uwolnić
kryjącą się w nim bestię, bo w głębi duszy mam przeczucie, że być
może ten potwór byłby w stanie mnie ocalić. Nie zniszczyłby mnie
tak, jak zrobili to inni. Wziąłby mnie w swoje potężne ramiona
i zgładziłby inne demony po to, by mnie chronić.
Gdyby była tu siostra Iwanonwa, wysłałaby mnie do jednej z kaplic
na modlitwę, gdyż jestem pewna, że mam na twarzy wypisane
wszystkie grzeszne myśli. Zawsze wydawało mi się, że ona dokładnie
wie, co mi chodzi po głowie.
Mimo to nie jestem w stanie odwrócić od niego wzroku. Krzyżyk,
który zawsze nosi na szyi, pozostaje ukryty pod kołnierzykiem
i krawatem, ale czuję, że jego siła promieniuje i udziela się również
mnie. To znak, którego potrzebowałam tej nocy, gdy wszedł do
kuchni i przemienił moje piekło w odkupienie. Nie miał wtedy
krawata, a górny guzik jego koszuli był rozpięty. Łańcuszek błyszczał
w świetle, ukazując mi cudowną iskierkę nadziei.
Nie wiem, dlaczego jakiś człowiek – wcielenie samego diabła –
zabrał mnie z mojego domu, którym był klasztor, i zmusił do życia
w tym świecie. To było tak dawno temu, że ledwie potrafię sobie
przypomnieć, ile czasu minęło. Miesiące? Lata? Niektóre dni były dla
mnie jak wieczność – wieczność wtłoczona w dwadzieścia cztery
godziny. Fakt: ten diabeł wcielony skazał mnie na to życie, ale gdyby
nie on, nigdy nie spotkałabym Vasa Wolkowa.
„Złam ją. Yuri lubi, gdy są uległe”, okrutne słowa człowieka-diabła
ciągle rozbrzmiewają w mojej głowie, dręcząc mnie.
Ponownie przenoszę wzrok na twarz Vasa. Czuję w piersi
trzepotanie przypominające skrzydła gołębi w starej kaplicy, w której
tak lubiłam przebywać. Za każdym razem, gdy odwzajemnia moje
spojrzenie – zupełnie jakby mógł zajrzeć w głąb mojego umysłu,
skóra staje mi w płomieniach, a serce śpiewa. Tylko jedna osoba
potrafi sprawić, że czuję się dowartościowana. I jest nią właśnie on.
Mój promień nadziei.
– Będę musiała pobrać krew – informuje mnie pielęgniarka
trzymająca w ręku igłę, rozpraszając moje myśli.
Wyciągam rękę z rękawa marynarki, którą dał mi Vas, i podaję jej
ją. Staram się nie wdychać jego zapachu. Męski. Mocny. Odurzający.
Wyczuwam w nim nutę mięty, przypominającą mi o mięcie z ogrodu
znajdującego się za klasztorem. Arcybiskup Dimitrow, który był dla
mnie miły, podobnie jak Vas, lubił dodawać miętę do swoich
napojów, więc uprawiałyśmy ją w ogromnych ilościach. Mięta
kojarzy mi się z blaskiem księżyca, ciepłą letnią bryzą i odrobiną
wolności.
– Nie sądzisz, że wystarczająco dużo krwi dziś straciła? – mruczy
Vas, podchodząc do nas, i jeszcze szczelniej zakrywa moje ciało,
ściągając klapy swojej marynarki.
Drżę pod wpływem jego dotyku.
– Mogę zamiast tego obciąć trochę włosów – odpowiada
pielęgniarka, zmieniając igłę na nożyczki.
– Proszę, nie martw się o mnie – szepczę do niego i biorąc
nożyczki od pielęgniarki, ucinam kosmyk włosów, po czym wrzucam
go do stojącego na tacy pojemnika.
– Czy to wszystko? – żąda odpowiedzi Vas.
Ona przytakuje i pakuje swoje rzeczy.
– Dziękuję za opiekę – zwracam się do pielęgniarki; mój głos
nadal przypomina ochrypły szept.
„Odzywasz się tylko wtedy, gdy ci pozwolę, czyli, kurwa, nigdy”.
Odpędzam okrutne słowa Molokha, starając się nie łkać.
Pielęgniarka spogląda na mnie zaskoczona i marszczy brwi.
– Nie ma za co.
Kiedy kobieta wychodzi, Vas wzdycha i opada na siedzenie obok
mnie. Ma lekko rozstawione nogi, co przyprawia mnie o szybsze
bicie serca. Nie mogę się powstrzymać od wpatrywania się w jego
masywne, umięśnione uda ukryte pod naprężonym materiałem
spodni. Ogrzewa mnie żar jego ciała i czuję niepohamowaną chęć, by
się w niego wtulić.
– Jak się czujesz?
Przenika mnie intensywność jego lodowatobłękitnego spojrzenia
i żołądek od razu fika mi kozły. Jest nieziemsko przystojny. Jakby Bóg
naprawdę poświęcił dodatkowy czas na zadbanie o to, by jego rysy
były absolutnie doskonałe. Mocno wyrzeźbiona szczęka. Uśmiech,
który nadaje się tylko dla anioła. Troska, która zdaje się
promieniować z niego niczym promienie słoneczne – takie ciepłe,
tak cudownie ciepłe.
W przeciwieństwie do świata, w którym żyję i który zawsze jest
taki zimny.
– Skołowana. – Przygryzam dolną wargę i wytrzymuję jego
spojrzenie.
Gdy kosmyk moich włosów opada mi na twarz, zakłada mi go za
ucho. Dotyk jego palców na policzku sprawia, że zaczynam pragnąć
czułości.
Bez pytania przechylam głowę, by mocniej poczuć jego dotyk,
i zamykam oczy. Wszystko, co znam, to dystans. Zakonnice
w klasztorze, w którym dorastałam, bardzo dbały o zachowanie
ściśle zawodowego kontaktu z mieszkającymi tam dziewczętami.
Pocieszenia miałyśmy szukać w wierze. Bóg był naszym ojcem,
naszym panem, naszym życiem.
Ale On mnie opuścił, kiedy pozwolił diabłu wcielonemu wejść do
swojego domu i mnie zabrać.
Panie Boże, Jezu Chryste, przebacz mi.
Siostra Iwanonwa zwykła powtarzać, że Pan wystawia mnie na
próbę. Dlaczego Jego próby muszą być tak trudne? Tak niszczące
duszę? Jestem nimi wszystkimi znużona. Nie jestem silna. Minęło
tyle dni, a moja wiara w Niego wciąż mnie zawodzi.
Drzwi otwierają się z trzaskiem i do pokoju wchodzi Irina. Jest
żoną Vlada Wasiliewa, syna człowieka, który trzyma mnie jak
niewolnicę w tym piekle. Czy to, co mówią, może być prawdą? Że ten
człowiek jest moim krewnym?
– Vlad mnie przysłał – oświadcza, uśmiechając się. – Yuri się
zaparł.
Yuri. Gardzę tym imieniem. Nazywam go Molokh – to imię
demona, któremu zostałam złożona w ofierze, bóg słabeuszy. Jego
płomienie trawią moje ciało, ale nie są w stanie spopielić mojej
duszy.
Nawet jeśli próbuje mnie złamać, jego zło nie przenika przeze
mnie.
– Daryo, czy to może być prawda? – pyta Irina, siadając na poręczy
kanapy, obok mnie. – Czy naprawdę możesz być córką Yuriego?
Nigdy.
Mam jednego Ojca. Świętego.
Nieprzyjemne uczucie ściska mi żołądek. Walczę z mdłościami,
lecz w każdej chwili mogę nie wytrzymać i zwymiotować, niszcząc
wspaniały dywan leżący na podłodze.
Yuri Wasiliew wyłonił się wprost z czeluści piekielnych.
– „Ażeby nie uwiódł nas szatan, którego knowania dobrze są nam
znane”1 – odpowiadam szeptem. Moje spojrzenie napotyka wzrok
Vasa, więc przesuwam nim po jego gardle i próbuję wypalić dziurę
w materiale koszuli, pod którą ukryty jest krzyżyk. Strasznie tęsknię
za moim krzyżykiem. Odebrano mi go wraz z resztkami równowagi
psychicznej wiele, wiele miesięcy temu. Bezwiednie dotykam szyi,
na której wisiał przez tyle lat. Teraz oplata mi ją obroża podobna do
tej, którą miał pies w klasztorze, przypominająca mi o miejscu, które
zostało mi przypisane w tym domu. W tym świecie.
Czy wszyscy mnie opuścili?
– To fragment z Biblii – wyjaśnia Vas zdezorientowanej Irinie. –
Drugi List do Koryntian, rozdział drugi, werset jedenasty.
– Czytasz Biblię? – Uśmiecha się i unosi jedną ze swoich idealnie
wypielęgnowanych brwi. Wygląda i zachowuje się dziś łagodnie
i gościnnie. Bardzo to wszystko skomplikowane. Ta kobieta żyje tu,
gdzie ja tylko egzystuję, a to pierwszy raz, kiedy naprawdę mogę się
jej przyjrzeć i przebywać w jej towarzystwie.
– Co teraz będzie? – pyta Vas, rozpinając mankiety i podwijając
rękawy do łokci, jednocześnie ignorując jej pytanie. Jego ciało to
prawdziwa feeria barw, przez co nie mogę oderwać wzroku od
obrazów na jego skórze, przedstawiających wojnę pomiędzy
aniołami i demonami. Zupełnie jakbym patrzyła na sufit w jednej
z naszych licznych kaplic w zakonie.
Szloch ściska mi gardło, w oczach gromadzą się niewylane łzy, a w
głowie rodzi się pytanie:
Czy to kolejna próba mojej wiary?
Tak bardzo przyzwyczaiłam się do cichych rozmów i bycia
ignorowaną, że nie zdaję sobie sprawy ze słów kierowanych do mnie
przez Vasa:
– Daryo, proszę, nie płacz. Obiecuję, że dowiemy się, kim jesteś –
przyrzeka.
– I gdzie jest twoje miejsce – dodaje Irina.
– Przecież wiemy, gdzie ono jest – odpowiada Vas, po czym śmiało
obejmuje mnie w pasie, co ponownie wywołuje u mnie drżenie,
a potem wciąga mnie na swoje kolana.
Nabieram gwałtownie powietrza, kiedy to robi, rozluźniam się
i zaczynam wdychać jego zapach. Z bliska pachnie liśćmi mięty
świeżo zerwanymi z ogrodu w letni dzień i morską wodą. Piękna
mieszanka zapachowa. Cały jest piękny. Sposób, w jaki mnie trzyma,
zapewnia mi bezpieczeństwo i ochronę, sprawia, że chce mi się
płakać. Jego ramiona zamykają mnie w nieustępliwym uścisku.
Zupełnie nie przypomina to siły tych, którzy zamieszkują ten dom.
Powinnam lękać się dotyku mężczyzny. Jeśli zdobyte tutaj
doświadczenie czegokolwiek mnie nauczyło, to właśnie tego, ale ja
się nie boję, wręcz przeciwnie – przyjmuję ten dotyk z radością.
Przez wiele miesięcy udowadniał mi, że nie wszyscy mężczyźni
kierują się szatańskimi pokusami.
– A gdzie jest to miejsce? – pyta Irina.
– Na pewno nie tutaj – rzuca gniewnie Vas, wstając i pociągając
mnie za sobą.
Ze strachu zastygam w jego objęciach. Nie ze strachu przed nim,
lecz z obawy przed tym, co się z nim stanie, gdy demon Molokh
zobaczy go trzymającego mnie na rękach niczym swoją własność.
– Zaczekaj – woła za nami Irina, ale Vas zbyt szybko zbliża się do
drzwi.
Gdy tylko do nich docieramy, otwierają się szeroko. Staje w nich
Vlad, czerwony i wściekły; tak bardzo przypomina własnego ojca. Na
jego widok z moich ust wydobywa się jęk i rozpaczliwie przylegam
do Vasa, który zacieśnia uścisk i warczy:
– Zejdź mi z drogi, Wasiliew.
Bursztynowe oczy Vlada zwężają się, a szczęka zaczyna drgać.
– Nigdzie nie zabierzesz mojej siostry.
Mojej siostry.
Na te słowa serce mi zamiera. Wiem, że oni bez przerwy je
powtarzają, ale wydają się do mnie nie docierać. Nie chcę w to
wierzyć. Jeśli on jest moim bratem, to znaczy, że Yuri jest moim
ojcem. Jak to jest możliwe?
Cała dygoczę, gdy kolejne łzy spływają po moich policzkach.
– Nie jest tu bezpieczna i doskonale o tym wiesz – syczy Vas.
Vlad kieruje na mnie swoje ogniste spojrzenie, a ja się wzdrygam.
Jego rysy łagodnieją, kiedy lekko marszczy brwi.
– Darya, tak?
Delikatnie kiwam głową.
– Dopóki nie otrzymamy wyników badań twojego DNA,
gwarantuję ci bezpieczeństwo – przyrzeka.
– A co potem? – odpowiada Vas. – Boże, a co, jeśli okaże się, że
nią nie jest? Rzucisz ją z powrotem na pożarcie temu pierdolonemu
wilkowi?
Krzywię się lekko, gdy wzywa imię Pana nadaremno. Vlad to
dostrzega i podchodzi bliżej. Kiedy wyciąga rękę, próbuję się nie
skulić. Nie chce mnie uderzyć. Wydaje się, że cieszy się z mojej
obecności. Przesuwa palcem po moim policzku, a na jego ustach
błąka się nieśmiały uśmiech.
– Wyglądasz jak ona – mruczy.
Ona?
– Zaopiekujemy się Daryą. – Słyszę za plecami głos Iriny. –
Dopilnujemy, by nikt jej nie skrzywdził. Prawda, Vlad?
Vlad wpatruje się w swoją żonę z zaciętym wyrazem twarzy;
w jego oczach błyszczy miłość, co sprawia, że rozluźniam się, nadal
tkwiąc w ramionach Vasa. W oczach mojego rzekomego ojca mieszka
pustka. Ale miłość? Nie przywykłam do widoku tak czystych emocji,
a to Pan uczy nas miłości. Miłość jest dokładnie tym, czego pragnę.
– Vas – zwraca się do niego kobieta stojąca za plecami Vlada.
Rozgląda się wokół, a ja rozpoznaję w niej Dianę Wolkow, siostrę
Vasa. – Postaw dziewczynę na ziemi.
– Diano – rzuca. – Wiesz, że ona nie jest tu bezpieczna.
– Ale będzie – odpowiada Vlad, z przekonaniem. – Umieścimy ją
w pokoju zlokalizowanym tuż obok naszego. Nie znajdzie się nawet
w pobliżu skrzydła należącego do mojego ojca. Masz moje słowo,
Wolkow. Włos jej z głowy nie spadnie. Słuchaj, grzecznie proszę, nie
żądam, przez wzgląd na moją żonę, a twoją siostrę. Nie zmuszaj
mnie, bym postąpił inaczej.
– A jeśli okaże się, że nie łączą was więzy krwi – ciągnie Vas – to
co wtedy?
Vlad zaciska zęby.
– Zajmiemy się tym w odpowiednim czasie.
– Nie – oznajmia Vas. – Załatwimy to teraz. Chcę mieć twoje
słowo. Jeśli okaże się, że nie jesteście rodziną, pozwól, że po nią
przyjadę. Nie odsyłaj jej znów do swojego ojca. Okaż jej tę łaskę.
Okaż ją mnie – rzuca błagalnym tonem Vas.
Irina podchodzi do Vlada i chwyta go za łokieć.
– Obiecujemy – mówi w imieniu swoim i męża.
Vlad sztywnieje, ale potakuje.
– Tyle jestem w stanie zagwarantować. – Rozchyla usta
w uśmiechu. – Za odpowiednią cenę.
Z tego, co zdążyłam zaobserwować, zawsze wchodzi w grę jakaś
cena.
– Jaką?– warczy Vas.
– Będziesz trenował mojego następnego zawodnika na Igrzyska.
– Zgoda – odpowiada Vas bez wahania. Potem spogląda na mnie.
– Nic ci się nie stanie, kiedy tu będziesz. Moje siostry o to zadbają,
obiecuję.
Kiedy wszyscy patrzą na mnie, pragnę jedynie wtulić twarz w jego
szyję i ukryć się. Nikt nigdy nie troszczył się o mnie tak bardzo, nie
oczekując niczego w zamian. Zawsze mówiono mi tylko, co mam
robić, i wymuszano to na mnie.
– O czym myślisz, Daryo? – pyta Vas. – Nie bój się, możesz mi
powiedzieć.
Przełykając kłębiące się w moim gardle emocje, przytakuję.
– Czy mogłabym dostać ubranie? – szepczę. – Takie, które zakryje
mnie przed wzrokiem innych?
– Cholera, oczywiście – odpowiada chłodno Diana. – Dostaniesz
ubrania, kosmetyki i jedzenie. Będziesz miała zapewnioną
prywatność i bezpieczeństwo. A co najważniejsze, nie będziesz
traktowana jak zwierzę.
Vlad przytakuje i wyciąga dłoń w moją stronę. Odpina zapięcie
obroży na mojej szyi, po czym ściąga ją i ściska mocno w pięści, a ja
nie mogę powstrzymać uśmiechu na myśl o swoim wyzwoleniu.
– Dziękuję – wzdycham.
Panie Boże, Jezu Chryste, proszę, niech ten człowiek okaże się moim
bratem.
Rozdział 3
Vas
Używam wszystkich swoich mięśni, by pomóc Daryi wstać, po czym
obserwuję, jak odprowadzają ją moje siostry. Ale tak, udaje mi się to
zrobić.
Widziałem to nieme błaganie we wzroku Diany. Moja najstarsza
siostra jest sprytna. Opanowała zasady tej gry lepiej niż ktokolwiek
z nich; dobrze grała zarówno na Igrzyskach, jak i poza nimi. W ich
świecie jestem nowy i choć głośno wyrażam swoje zdanie, to czasem
muszę się zamknąć – to konieczna strategia w rozgrywce, w której
biorę udział. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, więc już
wcześniej brałem pod uwagę inne opcje. Kiedy podczas kolacji
z okazji zwycięstwa Diany Yuri paradował z Daryą, która w pupę
miała wbity analny korek w kształcie ogona, wiedziałem, że czas ją
stamtąd wyciągnąć, bo w przeciwnym razie wypatroszyłbym Yuriego
od pachwiny po przełyk na oczach wszystkich, a potem sam bym
zginął za taką zdradę. Musiałem działać mądrzej; i tak właśnie
robiłem, ale teraz to już nie ma znaczenia. Jeśli ona jest siostrą
Vlada, wszystko się zmieni.
Gdy tylko Darya opuszcza pomieszczenie, Vlad wypuszcza
wstrzymywane powietrze i rozluźnia barki. Zazwyczaj jest
opanowany i groźny. W tej chwili – niemal złamany.
Spoglądam na niego i krzyżuję ręce na klatce piersiowej.
– Powiedziałeś: „Wygląda jak ona” – stwierdzam. – Jaka „ona”?
Kieruje na mnie wzrok i przeciąga dłonią po żuchwie.
– Moja matka.
Zalewa mnie fala ulgi. Jeśli istnieje choć cień nadziei, że ona
rzeczywiście jest z rodziny Wasiliewów, to będę się tego kurczowo
trzymał. Ponieważ krew płynąca w jej żyłach oznacza dla niej
bezpieczeństwo. Wasiliewowie lubią dbać o swoich. Zwłaszcza Vlad.
Traktuje Irinę, jakby była najdelikatniejszym kwiatem. Słyszałem,
jak ciepło wspomina swojego brata, Viktora. I choć wyraźnie
nienawidzi własnego ojca, szanuje go i przestrzega narzuconych
przez niego zasad. Jeśli Darya jest ich krewną, Vlad roztoczy nad nią
opiekę. Daryą, w przeciwieństwie do Viki, nie kieruje jedynie chęć
osiągnięcia własnego celu. Nie bierze udziału w żadnej rozgrywce.
Jest jak ostatnia niewinna w świecie grzeszników.
– Chciałbym się z nią widywać – zwracam się do niego. – Chcesz,
żebym trenował twojego zawodnika, w porządku, podejmę się tego.
Ale w zamian chcę mieć z nią kontakt, żeby sprawdzać, co u niej.
Dzwonić do niej, kiedy będę chciał. Zobaczyć ją, kiedy tylko zechcę –
oznajmiam. Kurwa, nie ustąpię w tej sprawie. Tego właśnie
potrzebowałem. Ona nie jest już własnością Yuriego.
– Odnośnie do twojego dostępu do tej rodziny to nic nie ulegnie
zmianie – odpowiada chłodno. – Jesteś bratem mojej żony i dzięki
temu zyskałeś już klucz do naszego królestwa. Jeżeli nie będziesz
nadużywał tego przywileju, nie widzę powodu, by cokolwiek miało
się zmienić.
Wypuszczam oddech pełen ulgi.
Tylko dlatego, że Irina jest moją siostrą, pozwolono mi
przychodzić tu i wychodzić stąd o każdej porze. Dzięki temu mogłem
też widywać Daryę. Ma w sobie coś, co mnie do niej przyciągnęło.
Może to uroda i niewinność… Jest niczym ofiara w świecie pełnym
okrutnych barbarzyńców. Jej bezbronność przypomina mi moją
matkę, dlatego zapragnąłem ją chronić od chwili, kiedy ujrzałem ją
po raz pierwszy.
I, kurwa, wcale nie przeszkadza mi, że jest przy tym tak cholernie
piękna. Wcale.
Ma ogromne, o głębokim spojrzeniu oczy w kolorze miodu.
Miękkie, pełne, różowe usta. Najciemniejsze rzęsy, jakie w życiu
widziałem, rzucające cień na wysoko osadzone kości policzkowe.
Burzę czekoladowobrązowych włosów, w które wplecione są złote
pasma. Taka piękna i delikatna niczym anioł. Zasługująca nie tylko
na ochronę, lecz także na uwielbienie. Mógłbym ją wielbić każdej
nocy, klęcząc i całując każdą część jej ciała.
– Vika spierdoliła sprawę – chrząka Vlad, rozpraszając moje myśli
dotyczące tej, którą chciałbym pieprzyć i którą w tej chwili w swojej
głowie posuwam.
– Co?
– Byłeś trochę zajęty Daryą, więc być może umknęło ci, że to Vika
stoi za śmiercią Niko.
W życiu bym czegoś takiego nie przegapił, podobnie jak ryczącego,
rozwścieczonego, szarżującego byka o imieniu Veniamin Wetrow.
– Zabije ją? – pytam, nie mogąc ukryć niepokoju goszczącego na
mojej twarzy. To dziwka, ale posuwałem jej cipkę od miesięcy, więc
nie powiem, żebym zaraz życzył jej śmierci, to zbyt surowa kara,
nawet dla takiego grzesznika jak ja.
Jego ogniste oczy błyskają rozbawieniem.
– Nie. To byłoby zbyt proste. Ven odpowiednio ją ukarze.
– Ufasz mu, że jej nie zabije?
– Ufam, że nie będzie jej pieprzył – odpowiada, mrużąc oczy, czym
insynuuje, że wie, co robiłem z Viką – lecz że da jej nauczkę. Moja
siostra zasłużyła na wszystko, co ją do tej pory w życiu spotkało. Ale
Ven jej nie zabije. W końcu nadal jest moją siostrą.
– W przeciwieństwie do twojej drugiej siostry – ripostuję, nie
chcąc kontynuować rozmowy na temat mojego pieprzenia się z Viką.
– Darya nie zasłużyła na żadną z kar, które wymierzał jej twój ojciec.
Vlad zaciska zęby i podchodzi do małego stolika, na którym stoi
karafka ze złocistobrązowym płynem. Wlewa płyn do dwóch
szklanek, po czym podaje mi jeden.
– Może nie jest moją siostrą. Nie oceniajmy pochopnie –
stwierdza lodowatym, pełnym okrucieństwa głosem.
Ignorując go, sięgam po szklankę i wypijam płynny ogień, po czym
wbijam w niego surowe spojrzenie.
– Rozbaw mnie i powiedz, co myślałbyś o swoim ojcu, gdyby Darya
naprawdę okazała się jego córką.
Jego rysy twardnieją, a knykcie robią się białe; ściska szklankę tak
mocno, że niemal pęka.
– Jeśli należy do rodziny, zajmiemy się nią. To jest w tej chwili
najważniejsze. Wiesz, jak żyją nasi ojcowie, Vas. Jak wygląda nasz
świat.
W jego oczach widzę dzikość, która mówi mi jednak coś zupełnie
innego. To mi wystarcza. Widzę nienawiść i chęć zemsty, które płoną
w jego spojrzeniu. Wszystko to skierowane jest przeciwko jego ojcu.
Vlad może i nie chce wyjawić mi swoich planów, ale ja i tak je znam.
Jego pokerowa twarz nie spełnia swojego zadania. Myślę, że winę za
to ponosi moja słodka siostra i jej sporych rozmiarów brzuch
ciążowy.
– W porządku. – To wszystko, co mam do powiedzenia. Może
i wyrażam swoje myśli na głos, ale wiem też, kiedy trzymać gębę na
kłódkę. Wytykanie Vladowi jego nienawiści do własnego ojca nie
wpłynie pozytywnie na moją pozycję.
– Jak ona się tu w ogóle znalazła? – pytam jakby samego siebie.
Czy nikogo innego nie ciekawi, jak to się stało, że ta dziewczyna,
krew z ich krwi, znalazła się właśnie tutaj?
Widzę, jak puls Vlada przyspiesza, zaciska zęby i odpowiada:
– Też się nad tym zastanawiam, przyjacielu. Z całą pewnością nie
znalazła się tutaj przypadkiem. Chodź – chrząka – muszę podpisać
kilka dokumentów z Veniaminem. Wygląda na to, że mój ojciec
zrobił ze mnie głównego udziałowca Igrzysk. I tak powinno być. –
Wpatruje się we mnie przez dłuższą chwilę. – Dobrze byłoby, żebyś
mi nie podpadł, Wolkow. Wyszkol dobrze mojego zawodnika. Bądź
lojalny, bo pewnego dnia, gdy nasi ojcowie przeniosą się w zaświaty,
to my będziemy rządzić tym wszystkim. A kiedy ten moment
nadejdzie, będę potrzebował kogoś, komu w pełni zaufam. To, że
jesteś spokrewniony z moją żoną, nic nie znaczy. Zaufanie rodzi się
poprzez doświadczenie i czyny. Będę musiał to wszystko zobaczyć na
własne oczy.
Zaciskam zęby, ale przytakuję.
– Będziesz miał najlepszego zawodnika – zapewniam go. – Diana
skopała na Igrzyskach tyłki wrogów, a nauczyła się tego od gościa,
który właśnie przed tobą stoi.
– Diana dobrze sobie poradziła – zgadza się. – Chcę, żeby mój
nowy wojownik był jeszcze lepszy. Chcę zabezpieczyć naszą pozycję,
w końcu jesteśmy jedną z najważniejszych rodzin.
– Mojemu ojcu nie spodoba się, że trenuję twojego zawodnika –
ostrzegam. – Będzie chciał, żebym przygotował kogoś wystawionego
przez Wolkowów.
– Twój ojciec nie musi o tym wiedzieć – stwierdza cicho. – To jest
umowa między dżentelmenami. Nie zapominajmy, że Leonid zrzekł
się swoich udziałów. Może w ogóle nikogo nie wystawi.
– Dowiedzą się, że szkolę kogoś dla ciebie – staram się go
przekonać. – Twoja żona nie potrafi dochować tajemnicy.
A ponieważ ojciec oddał swoje udziały, tym bardziej będzie chciał
mieć wojownika, by udowodnić swoją pozycję.
Śmieje się cicho, co zbija mnie nieco z pantałyku.
– Powiedz mu to, co chce usłyszeć – podpowiada. – Powiedz, że
pomagasz mi tylko po to, by móc widywać się z Iriną. Spraw, by w to
uwierzył, jeśli to dla ciebie takie ważne. Ale kiedy będziesz tutaj,
w trenowanie mojego zawodnika masz włożyć całą energię
i nieziemski wysiłek. Chcę zwyciężyć.
– Jak my wszyscy – rzucam mu wyzwanie.
– Sądzę, że czasami może być więcej niż jeden zwycięzca, jeśli
w grze są różne rzeczy do zdobycia. – Rozciąga usta w wilczym
uśmiechu. – Ven właśnie dostał uroczą małą Vikę i z pewnością
ogromnie cieszy go ta nagroda.
A ja zdobędę Daryę.
Vlad nalewa nam kolejną kolejkę.
– Za dżentelmeńskie umowy i zwycięstwo tych mądrzejszych
w naszym świecie.
– Zdrowie – mamroczę.
***
Darya
Pokój jest znacznie większy od tego, który dostałam wcześniej.
Zdecydowanie za duży jak na moje potrzeby. Na środku pokoju stoi
ogromne, mahoniowe łoże z baldachimem, uszytym z granatowej
tkaniny, która została udrapowana przy każdym z czterech słupków.
Z ogromnego okna, przy którym stoją dwa fotele i stół, rozciąga się
malowniczy widok. Fotele są obite miękkim materiałem i wyglądają
na bardzo wygodne. Siedząc przy tym oknie w nocy i wpatrując się
w piękny księżyc, poczuję się jak w raju.
Być może to dar od Boga.
Nagroda za próbę, której w jakiś sposób sprostałam.
Gdy Irina omawia z pokojówką, co mi zamówić i przynieść,
podchodzę do okna. Opuszkami palców sunę po szybie i walczę
z uśmiechem. W dole widzę odjeżdżający samochód i Vasa, stojącego
w lekkim rozkroku obok lśniącego, czarnego sportowego auta
i trzymającego ręce na biodrach. Gdy rozkoszuję się tą skradzioną
chwilą z nim, przenikają mnie niezwykłe emocje.
Panie Boże, Jezu Chryste, niech będą Ci dzięki za ten dar.
– Chodź, Daryo – odzywa się Irina, chwytając mnie za ramię
i odciągając od okna, od Vasa, przy którym zostawiam swoje serce;
prowadzi mnie do ogromnej łazienki.
Gdy tylko dostrzegam znajdujące się tam lustro, odwracam wzrok.
I dopiero, kiedy Irina zajmuje się nalewaniem wody do wanny,
nieśmiało spoglądam na swoje odbicie – w klasztorze nie wolno nam
było używać luster, chroniąc nas przed próżnością, którą lubi kusić
nas diabeł – lecz nie widzę własnego piękna, o którym wcześniej
mówili inni, gdy patrzę na siebie. Nie jestem taka, jaką widział mnie
arcybiskup Dimitrow.
„Swoją urodą przypominasz boskiego anioła”, zwykł mawiać.
Zamykam oczy, myśląc o tym, jak przesuwał kciukiem po moim
policzku, gdy siostry nie patrzyły. Był dużo starszy ode mnie, w jego
ciemnych włosach pojawiły się pasma siwizny, ale traktował mnie,
jakbyśmy byli w tym samym wieku, i faworyzował. Nikt nie śmiał
o tym mówić, ale w głębi serca to czułam.
***
– Kilros 2 jest dla tych, którzy ponad wszystko wychwalają Boga – mówi
z dumą arcybiskup Dimitrow, uśmiechając się do mnie. – Twój głos,
twoja czystość i twój wdzięk sprawiły, że zasłużyłaś na miejsce w chórze.
Otwieram ze zdumienia oczy, słysząc jego słowa.
Pokornie służyłam Bogu jako siostra w kościele, odkąd skończyłam
czternaście lat i kiedy to zostałam zabrana z przykościelnego sierocińca.
Przez dwa długie lata na każdym nabożeństwie patrzyłam, jak kobiety
o anielskich głosach śpiewają z serca dla chwały Pana. Zgromadzeni
wierni podnosili ręce i kiwali głowami.
To taki wielki zaszczyt. Jestem tak przejęta, że nie potrafię nic
odpowiedzieć.
Arcybiskup spogląda w kierunku drzwi, które pozostają otwarte.
Kobietom i mężczyznom nie wolno przebywać sam na sam w jednym
pomieszczeniu. Dotyczy to nawet tych, którzy najgorliwiej służą Panu.
Pokusa czai się wszędzie. W jego brązowych oczach dostrzegam błysk
smutku, jakby chciał móc porozmawiać ze mną na osobności.
– Czy mam je zamknąć? – pytam, mając nadzieję, że sprawię mu
przyjemność.
– Proszę, siostro.
Serce kołacze mi w piersi, gdy podchodzę do drzwi i przyciągam do
siebie. Kiedy się odwracam, arcybiskup nie siedzi już przy biurku. Jest
ubrany w czarną, opływającą ciało sutannę, a duży, złoty krzyż
spoczywa na środku jego klatki piersiowej. Uśmiecha się, gdy podchodzi
do mnie.
– Pozwól mi usłyszeć to jeszcze raz, żebym mógł mieć pewność –
mruczy cicho.
Kiwam głową i zaczynam dla niego śpiewać, a mój głos, choć zwykle
cichy i niepewny, nabiera nowego brzmienia. To pieśń o odkupieniu
i miłości Pana do wszystkich, nawet do grzeszników. Obserwuje mnie
uważnie i staje tak blisko, że czuję jego gorący oddech na twarzy.
Strasznie tu zimno, a ja tęsknię za ciepłem.
– To – mówi, delikatnie obejmując dłonią moje gardło – jest
prawdziwy dar od Boga. Czuję moc Pana promieniującą z twoich strun
głosowych. Twoje pieśni sprawią, że inni pozostaną w zgodzie z Bogiem,
siostro. Czy rozumiesz, jaką łaską On cię obdarzył? Dał ci narzędzie,
byś mogła rzucić grzeszników na kolana.
Mrugam szybko i uśmiecham się, śpiewając.
– Będziesz doskonałym uzupełnieniem chóru. Dopilnuję, by siostra
Iwanonwa wiedziała, że twój rozkład dnia ulegnie zmianie, byś mogła
uczestniczyć w próbach.
Kiedy kończę śpiewać, odsuwa rękę, ale pozostaje blisko. Mam ochotę
go objąć i podziękować za jego hojność. Potrzeba czułości staje się zbyt
wielka, bym mogła ją zignorować. Robię krok do przodu i przytulam się
do jego masywnej sylwetki. Na początku sztywnieje, ale po chwili
przyciąga mnie bliżej i śmieje się.
– Twoja niewinność to wielki dar, dziecko – zwraca się do mnie
niskim i groźnym głosem, którego nigdy nie słyszałam. – Ale to także
przekleństwo.
– Przekleństwo? – szepczę.
Jego dłoń zsuwa się po moim kręgosłupie i zatrzymuje na pośladkach.
– Niewinność jest pokusą nawet dla najsilniejszych mężczyzn. Będą
chcieli zniszczyć to, co stworzył Bóg. Zechcą uczynić to nieczystym. Tej
pokusie ulegną nawet ci najbardziej bogobojni.
– Nie chcę nikogo kusić – mamroczę.
– Kuszenie nie wynika z twojej winy – odpowiada szeptem. – To
mężczyzna musi je zwalczyć, dziecko. A jeśli nie potrafi tego uczynić,
musi błagać o przebaczenie. – Nie zabiera dłoni z moich pośladków, co
sprawia, że dreszcze przechodzą mnie z podenerwowania.
Wstyd rozpala moją skórę. Czy jestem kusicielką? Nie rozumiem
kłębiących się we mnie uczuć.
– Mężczyzna będzie musiał prosić o przebaczenie, jeśli oddali się od
Boga, nawet na kilka chwil. Nasz Bóg jest łaskawy i przebacza.
Spoglądam na niego. Ma zamknięte oczy, ale znów ściska moją pupę
i mocniej się do mnie przytula. Twardość między nami wbija się we
mnie, przez co wyrywa mi się sapnięcie. Zaczynam się wić w jego
uścisku, na co on rozchyla usta. Otwiera oczy i przeszywa mnie
spojrzeniem pełnym żaru. Przez chwilę zastanawiam się, czy diabeł nie
przysłał demona, który chce, bym nakłoniła duchownego do grzechu,
niczym bestia, która posiadła jego duszę.
Sięgam ręką do jego twarzy; nigdy wcześniej nie widziałam takiego
spojrzenia. Duchowny wysuwa język i liże mój środkowy palec. Przenika
mnie kolejna fala wibracji. Serce bije coraz mocniej. Nie wiem, czy
powinnam zostać, czy uciekać.
Chwyta wolną ręką mój nadgarstek i wkłada sobie ten sam środkowy
palec do ust. Głęboko nabieram powietrza, zszokowana. Jestem pewna,
że teraz wstąpił w niego demon. Ma szkliste i dzikie spojrzenie. Ogarnia
mnie przerażenie, ale pozostaję w bezruchu. Ssie mój palec, jakby to był
lizak – dawano nam je na Boże Narodzenie w sierocińcu. Jego szorstki
język pociera od spodu mój palec, przesuwając się po nim w górę i w dół.
Zabawne uczucie. Łaskocze.
Gdy jęczy, zaciska mi się żołądek.
Nasz Bóg jest łaskawy i przebacza.
Będę się bardzo mocno modliła o przebaczenie, ale do tego czasu
pozwalam sobie na ten mały akt niezwykłej czułości ze strony
arcybiskupa Dimitrowa. Uwalnia moją rękę, ale strużka śliny
pozostawiona na moim palcu sprawia, że jego usta nadal pozostają
z nim połączone. Łapie mój nadgarstek i wpycha mi mokry palec do ust.
Potem drugi i trzeci. W jego oczach płonie ogień, gdy wsuwa je coraz
głębiej, aż staje się to nieprzyjemne. Najdłuższy palec uderza w tył
mojego gardła, a ja się krztuszę. Łzy napływają mi do oczu i ciekną po
policzkach, a ślina spływa mi po brodzie.
– Siostro – warczy, przyciskając swoje ciało do mojego, aż stoję
przyparta do ściany. – Co siostra uczyniła?
Moje oczy rozszerzają się ze strachu.
Utkwiwszy we mnie spojrzenie, kołysze biodrami raz po raz, w tym
samym rytmie poruszając palcami w moich ustach. Po chwili z jego
gardła wydobywa się jęk i sapnięcie. Nieskończenie długo wpatruje się
we mnie w ciszy, aż między nami pojawia się wilgoć, która wsiąka w mój
habit. Jego wilgoć. Nie rozumiem, skąd się ona wzięła i czym jest.
– Musisz pobiec i zmienić habit – stwierdza, wyciągając palce z moich
ust. – Przez resztę wieczoru będziesz musiała błagać Pana
o przebaczenie. Zwalniam cię z innych twoich obowiązków.
Po prostu przytakuję, przełykając wielką gulę, która powstała w moim
gardle.
– I jeszcze jedno, siostro – rzuca, odsuwając się ode mnie.
Moje spojrzenie pada na mokrą plamę, powstałą na czarnym
materiale w miejscu, w którym czułam jego twardość.
– Tak?
– Nigdy więcej nie zamykaj drzwi, kiedy jesteś sama z mężczyzną.
Czuję, że właśnie zostałam skarcona, więc potakuję tylko i pędzę do
drzwi. Zanim wyjdę, docierają do mnie jego słowa:
– Dziecko, będziesz wspaniałym ogniwem w naszym chórze. Już nie
mogę się doczekać, kiedy będę mógł patrzeć, jak śpiewasz na każdej
mszy. Pamiętaj, że twój śpiew to dar.
***
***
Jest wściekły.
A kiedy Molokh wpada w furię, wyładowuje ją na mnie.
Kulę się na łóżku, obejmując ciało ramionami. Może zapomni, że
w ogóle tu jestem. Może wyjdzie z pokoju, żeby spędzić resztę wieczoru
na piciu w bibliotece, jak ma w zwyczaju. Przynajmniej kiedy jest
kompletnie pijany, zachowuje się wobec mnie miło. W takich chwilach
mówi do mnie po imieniu i składa pocałunki w miejscach, które
sprawiają, że moje ciało sprzysięga się przeciwko mnie. Ale po takich
właśnie chwilach zwykle następuje najgorsze. Kiedy upojenie mija
i dociera do niego, co robi, zaczyna mnie bić tak mocno, że ledwo
potrafię funkcjonować.
Czy te chwile czułości są warte bólu, który po nich następuje?
Nic nie jest warte znoszenia jego wściekłości.
Panie Boże, Jezu Chryste, dodaj mi sił.
Kłóci się przez telefon ze swoim synem Vladem.
– Czyżbyś znudził się Daryą? – słyszę dobiegający z komórki głos
Vlada. Serce mi staje.
Molokh chwyta mnie za włosy i popycha tak, że upadam obok niego
na kolana. Wymierza mi silny cios w policzek, aż krzyczę z bólu.
– Darya uczy się, czym jest fisting. Nic jej nie będzie. – Molokh
spogląda na mnie wyzywająco, liczy na to, że podważę jego kłamstwo.
– Czy teraz to już wszystko? – rzuca Vlad.
– Resztę przedyskutujemy później. Pozdrów ode mnie moją przyszłą
synową – cedzi przez zęby, po czym rozłącza się.
Jego ponure spojrzenie prześlizguje się po mnie.
– Uważasz, że to zabawne?
Oczy rozszerzają mi się z przerażenia i próbuję zaprzeczyć ruchem
głowy.
– N-nie – odpowiadam.
Znowu krzyczę, gdy przypiera mnie do łóżka, rozwierając mi dłońmi
uda. Przez chwilę szamocze się z paskiem, a potem wyciąga swoją
sflaczałą męskość. Może to Bóg się mną opiekuje, bo Molokh nigdy nie
jest tak twardy, jakby tego pragnął. Ale minusem jest to, że zawsze to go
frustruje. Pociera nim o mnie i szturcha moje wejście, ale jego członek
wygina się w złą stronę i wślizguje się między moje pośladki.
– Jebana bezużyteczna dziwka nie potrafi nawet sprawić, by facetowi
porządnie stanął! – grzmi.
Sięga po leżące na stole tlące się cygaro i wsuwa je we mnie, co
sprawia, że krzyczę. Parzy, a ja szlocham, w odpowiedzi na jego
okrucieństwo. Tak mocno mnie dusi, że niemal tracę przytomność,
a potem wyciąga ze mnie ohydny przedmiot i wkłada go do ust. Oczy ma
bezduszne i puste, gdy rzuca:
– Chcę, abyś później kogoś poznała. – Po tych słowach gniewnie
opuszcza pokój.
Na zmianę płaczę i śpię. I tak cały dzień, aż robi się ciemno. Upływają
kolejne godziny. Zaczyna mi burczeć w brzuchu, pochłania mnie smutek.
Kiedy w końcu pojawia się pijany, niosąc miskę pełną winogron, niemal
się cieszę, że go widzę. Jest znośny, tylko kiedy tak się zachowuje.
Siada na łóżku i poklepuje się po udach, a blask lampki nocnej
sprawia, że wydaje się wręcz sympatyczny. Podchodzę do niego, siadam
mu na kolanach – zgodnie z jego życzeniem – i łapczywie zjadam
winogrona, którymi mnie karmi. Ponieważ jest pijany i ma ledwie
otwarte oczy, sporo owoców upuszcza,a ja je znajduję i zjadam, później,
kiedy zasypia. Kończy mnie karmić i przyciąga do siebie. Jego wargi
słodko przyciskają się do mojego policzka, a ja czuję zapach alkoholu.
– Dlaczego mnie zostawiłaś, słodka Vero? – pyta zbolałym głosem.
Otwieram usta, by po raz setny przypomnieć mu, że nie jestem nią,
ale on wpycha we mnie kolejne winogrono. Pochyla się do przodu
i całuje moje nagie ramię – niezgrabnie, ale delikatnie. Zawsze wolę
delikatność. Jego dotyk jest miękki, przytula mnie do siebie, jakbym była
czymś niezwykle cennym. A potem kładzie mnie z powrotem na łóżku.
Drzwi sypialni otwierają się i do środka wkracza mężczyzna.
Niepewnie stoi na nogach, bo też jest pod wpływem alkoholu. Nie znam
go. Nie przypomina Molokha. Jest wyższy, bardziej umięśniony
i przystojny. Wydaje się niebezpieczny. Tak jak wszyscy mężczyźni w tym
świecie.
Zastygam w bezruchu i przygryzam wewnętrzną stronę policzka, gdy
Molokh spogląda na mnie lubieżnie.
– Nie mówiłeś, że jest tak piękna.
Mężczyzna uśmiecha się, patrząc na moje obnażone ciało, a w jego
twardych, orzechowych oczach błyska uznanie.
– Myślisz, że obracałbym brzydką dziwkę? – Molokh chrząka, wstając
i pozwalając mężczyźnie zająć miejsce na łóżku, obok mnie.
Serce łomocze mi w piersi, gdy dociera do mnie jego zapach. Pachnie
czystością, jak świeża pościel.
– Posmakuj jej, Arturze. Spraw, by szczytowała – żąda Molokh.
– Chcesz, żebym sprawił, że dojdziesz, kotku?
Rozlega się łoskot szkła rozbijającego się o ścianę.
– Nie pytaj jej, kurwa, o zdanie. Po prostu rób, co ci każę – ryczy
Molokh, a ja odnoszę wrażenie, że ten człowiek jest bardziej więźniem,
tak jak ja, niż jego przyjacielem.
Cała zaczynam drżeć. Kiedy czuję wargi mężczyzny na skórze,
uciekam w głąb siebie.
Panie Boże, Jezu Chryste…
Obdarzając mnie pocałunkami, wędruje ustami po moich
posiniaczonych piersiach i kieruje się do wzgórka. Wodzi językiem po
mojej szparce, która jest cała pokryta krwią po wcześniejszych torturach
Molokha.
– Smakujesz jak grzech – mruczy, a jego gorący oddech łaskocze.
Walczę z przepełniającym mnie szlochem. Nie jestem grzesznicą ani
kusicielką. Nie chcę tego. Artur szuka tej części mojego ciała, która
sprawi, że zaleje mnie rozkosz. Ssie i skubie ją. W odpowiedzi na jego
pieszczoty chwytam za prześcieradło, żeby przytrzymać się tego świata
i nie zatracić się w zepsuciu. Czuję jego palce wciskające się we mnie,
kłują, ale nie sprawiają mi bólu, kiedy szuka tego zdradzieckiego
miejsca w środku mnie.
Panie Boże, Jezu Chryste, wybacz mi, że to czuję.
– Właśnie tak, Vero, dojdź na jego języku, wiem, że potrafisz –
warczy Molokh.
Czasami chciałabym być tą Verą, którą tak bardzo kocha.
W końcu mężczyzna znajdujący się między moimi udami znajduje
punkt, dzięki któremu przed oczami wybuchają mi tysiące gwiazd.
Krzyczę i poddaję się grzesznej przyjemności zalewającej moje ciało.
O przebaczenie będę modliła się później.
Na razie pozwalam, by pochłonęła mnie rozkosz, a nie ból, bo jutro
wszystko wróci do normy.
***
Vas
Siedzę w zaparkowanym samochodzie i słyszę dobiegający świst
wiatru, jakby chciał mnie ostrzec przed nadciągającą burzą. Bóg
jeden wie, jak długo tu jestem, wpatrując się w rozciągający się
przede mną cmentarz.
Prześladują mnie myśli o Daryi. Fakt, że musiałem ją zostawić
w jaskini lwa, dowiedziawszy się, kim on może dla niej być, napawa
mnie niepokojem. Jak bardzo się to odbije na jej psychice?
Czekałem na okazję, by uwolnić ją od Yuriego, i nawet
przygotowałem plan, w którym założyłem, że pod osłoną nocy z nią
ucieknę i nigdy nie wrócimy. Ale teraz wszystko się zmieniło. Nie
musiałbym zostawiać moich sióstr. One mnie potrzebują, zresztą –
choć ciężko to przyznać – ja również na nie liczę. Z pełnym frustracji
westchnieniem otwieram drzwi samochodu, wiatr od razu uderza
mnie w twarz. Żwir chrzęści pod moimi butami, gdy idę przez
parking w stronę ścieżki, która zaprowadzi mnie do celu. Zaczyna
padać lekki, orzeźwiający deszcz. To znak, że niebo się otwiera
i aniołowie mogą zstępować, by nad nami czuwać. Mama zawsze mi
to powtarzała. Mam nadzieję, że dziś wieczorem tak właśnie jest i że
czuwają nad moim aniołkiem.
Podążam w kierunku miejsca ostatniego spoczynku mamy. Moje
serce przeszywa ból, gdy widzę napis na jej nagrobku:
„Oddana matka”.
I taka była. Dała mi wszystko, czego potrzebowałem. Co
najważniejsze, dała mi miłość.
– Cześć, mamo – wzdycham, klękając i zgarniając trochę kurzu
z jej grobu. – W takich chwilach chciałbym, żebyś tu była i podzieliła
się swoją mądrością. Nigdy nie wiem, czy to, co robię, jest słuszne,
i czy robię to z właściwych powodów. – Kolejne pełne niespokojne
westchnienie. – Zawsze potrafiłaś mnie ustawić do pionu. – Wyrywa
mi się krótki śmiech, po czym stawiam kołnierz marynarki, by
osłonić się przed wiatrem.
– Ta dziewczyna… – Urywam, szukając odpowiedniego słowa. –
Jest inna, mamo. Nie potrafię tego nazwać. – Drapię się po żuchwie
i zamyślam. – Cholera, a może potrafię. Może to dzięki tobie. Nie
pozwoliłaś mi stać się jednym z nich. Dobrze mnie wychowałaś.
Kurwa, tęsknię za tobą. – Wstaję, otrzepuję się z kurzu i zaciskam
pięści. – Obiecuję, że nie pozwolę, by stała się ich kolejną ofiarą.
***
***
***
***
Darya
Nigdy w życiu nie widziałam tak rozległego ogrodu. Wszędzie rosną
kwiaty, które wydzielają zapachy perfum, jakich używają otaczające
mnie kobiety. Nie mogę uwierzyć, że pozwolono mi przechadzać się
wśród takiego piękna.
Gdy wyczuwam, że Vas się do mnie zbliża, z mojego wnętrza
wydobywa się pełen zadowolenia dźwięk i nim się orientuję,
zaczynam cicho śpiewać. Tak dawno nie czułam potrzeby robienia
tego, że teraz doprowadza mnie to do łez. W żadnym razie nie mogę
się łudzić, że tak mogłoby wyglądać moje życie. Jeśli badania,
o których mówią, dadzą wynik negatywny, znowu zostanę rzucona
wilkom na pożarcie. Może Vas mówi prawdę, zapewniając, że nigdy
na to nie pozwoli. Nie mam powodów, by mu nie ufać, ale
jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, jak potężnym człowiekiem
jest Molokh – jeśli będzie chciał mieć mnie z powrotem u swego
boku, nikt nie będzie w stanie go od tego odwieść.
– Dlaczego przestałaś? – zwraca się do mnie Vas, sprawiając, że
serce zaczyna mi się tłuc w piersi.
Zwracam ku niemu twarz, po czym siadam naprzeciwko, na
świeżej, wręcz jadeitowej trawie. Gdy przesuwam dłonią po jej
miękkich źdźbłach, zastanawiam się, co robią, że jest taka zielona
i soczysta. Cały ten ogród przypomina obraz.
– Już nie śpiewam – przyznaję miękkim szeptem.
– Śpiewałaś w klasztorze? – zadaje kolejne pytanie, wyrywając
źdźbło trawy i przełamując je.
– Kiedyś tak, a potem… – Marszczę brwi, bo ogarnia mnie wstyd.
– A potem? – pyta, kładąc dłoń na mojej i ściskając ją w wyrazie
otuchy.
W mojej głowie pojawiają się wspomnienia z nocy, podczas której
zostałam wyrzucona z arcybiskupiego chóru.
***
***
Vas
– Dlaczego to zrobiłeś? – pytam, czając się w kącie gabinetu ojca.
Ojciec aż podskakuje z zaskoczenia i prawie upuszcza szklankę
szkockiej.
– Nie możesz się tak zakradać, Vas. Ktoś ci kiedyś wpakuje kulkę
w łeb.
Uśmiecham się i podchodzę, po czym siadam na fotelu
znajdującym się przed jego biurkiem.
– O mnie się nie martw. A teraz odpowiedz na moje pytanie.
Szarpie za węzeł krawata i kręci głową, siadając.
Szukam podobieństwa między nami. Na szczęście większość cech
odziedziczyłem po matce, ale gdy ojciec przeszywa mnie błękitnym
spojrzeniem, wiem, że oczy mam po nim. Te same
lodowatoniebieskie oczy odziedziczyła również moja siostra.
– Obawiam się, że nie rozumiem, o czym mówisz – prycha, jakbym
był uciążliwą muchą.
– Udziały – podpowiadam. – Igrzyska i najważniejsze rodziny były
dobrymi zabezpieczeniami. Zyskownymi przedsięwzięciami dla
Wolkowów. Ze względu na to, że Diana wygrała poprzednie zawody,
powinniśmy stać się silniejsi niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego
chcę wiedzieć, dlaczego na stypie Yegora dowiedziałem się, że
zrezygnowałeś ze swoich udziałów. Teraz Igrzyska są niemal po
równo podzielone między Wasiliewów i Wetrowów, a my,
Wolkowowie, zostaliśmy z niczym.
Otwiera szerzej oczy i opróżnia szklankę.
– To był zwykły interes.
– Oddałeś im wszystko – stwierdzam chłodno.
– Dziewczyny weszły w obie rodziny. Nie powiedziałbym, że
z czegokolwiek zrezygnowałem. Wręcz przeciwnie, zyskaliśmy
silniejszą pozycję – przekonuje.
– Jesteśmy słabi – odpowiadam.
Robi się czerwony na twarzy, którą po chwili wykrzywia grymas.
– To była celowa zagrywka. Mam plany, o których ty nie masz
najmniejszego pojęcia, chłopcze.
Przechylam szyję na prawo i lewo, aż słychać chrzęst kręgów.
Chłopcze, prycham w myślach. Ten facet nie zdaje sobie sprawy,
jak bardzo potrafię być zabójczy.
– Chcę, żebyś mnie na bieżąco informował.
Ojciec wydaje z siebie krótkie parsknięcie:
– A to dlaczego?
– Bo leży to w twoim najlepszym interesie. – Mrużę oczy. –
Trenuję Woskobojnikowa na Igrzyska.
– Że co? – syczy. – A kto, do cholery, ci tak kazał? Masz trenować
zawodnika, który będzie reprezentował rodzinę Wolkowów.
– Zawarłem układ z Vladem – oznajmiam wprost. – Jeśli ty nie
zdradzasz mi swoich zamiarów, muszę brać sprawy we własne ręce.
Wpatruje się we mnie przez chwilę, a jego umysł powoli zaczyna
łączyć kropki.
– Powinienem kazać ci trenować kogoś dla naszej rodziny, ale
prawdę mówiąc, nie chcę, by ktokolwiek zaszkodził pozycji Diany.
Ivan już raz udowodnił swoją wartość w Igrzyskach, dlaczego mieliby
wystawiać go ponownie? – Marszczy nos, jakby poczuł zapach
czegoś nieświeżego.
– Nie mówimy o Ivanie, tylko o młodej Alyonie – wyjaśniam,
szukając w wyrazie jego twarzy jakiejkolwiek reakcji.
Pokój wypełnia cisza, po czym ojciec zaczyna się uśmiechać.
– To może okazać się dla nas korzystne. Jeśli porządnie
wytrenujesz Alyonę i pójdzie jej równie dobrze, jak naszej Dianie, jej
wartość będzie porównywalna z wartością twojej siostry. Wtedy mój
syn będzie mógł stać się częścią rodziny Woskobojnikowów, jedną
z czterech najważniejszych. Alyona będzie dla ciebie idealną żoną.
Sukinsyn.
Zgrzytam zębami. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
Założyłem własny biznes po tym, jak firma produkująca wódkę
trafiła w ręce Iriny i Vlada. A kobieta, którą wybiorę sobie na żonę,
będzie tylko i wyłącznie moim pieprzonym wyborem. Ojciec jest
niespełna rozumu, jeśli myśli inaczej.
– Za kilka dni wyjeżdżam do Moskwy – informuję go, nawet nie
próbuję wchodzić w dyskusję o mojej ewentualnej żonie.
– Spraw, bym był z ciebie dumny, synu. – Uśmiecha się i kładzie
mi rękę na ramieniu.
Odnoszę wrażenie, że to szczery, serdeczny gest.
– Nic mi nie mówiłeś o swoich planach – podkreślam.
Wzdychając, opuszcza rękę i podchodzi do biurka, porządkuje
papiery, a potem siada.
– Dowiesz się wszystkiego w stosownym czasie. – To jedyne
słowa, które udaje mi się usłyszeć.
Kręcę głową i zostawiam go z jego obowiązkami. Nie będę
tresowanym, żebrzącym o ochłapy pieskiem. Mam już własne
perspektywy i będę koncentrował się na trenowaniu Alyony oraz
rozbudowywał zaplecze treningowe dla nowych zawodników.
Zyskałem reputację w naszym mrocznym świecie, a treningi ze mną
są niezwykle kosztowne. Kiedy zbuduję swoje własne imperium,
wszyscy dowiedzą się, przed kim należy uklęknąć.
***
Darya
Jestem uzależniona od czekoladek Alenka, dlatego Vas kupił mi ich
całą paczkę na poprzedniej stacji benzynowej. Zjadłam wszystkie
sama i teraz żałuję, że nie zostawiłam sobie trochę na później.
Podróż do Moskwy trwała w nieskończoność, ale wreszcie
dotarliśmy na miejsce. Vas powiedział, że mogliśmy polecieć
samolotem, gdyby nie to, że nie lubi ruszać się nigdzie bez
samochodu, zwłaszcza że mamy tu zostać na dłużej. Ogarnia mnie
jakieś nieokreślone napięcie, ale nie boję się, raczej jestem
podekscytowana. Gdy mkniemy autem przez ruchliwe, oświetlone
miasto, przypominam sobie, jak wczesnym rankiem Vlad przyszedł
do mojego pokoju, gdzie akurat czytałam i jadłam śniadanie.
***
***
Vas
Ona mi ufa. Ja pierdolę, wpadłem po uszy z tą dziewczyną. Mam
wrażenie, że kawałek po kawałku rozkłada mnie na czynniki, żeby
zajrzeć do mojego wnętrza, po czym zostawia tam fragmenty siebie.
Nie planowałem sprowadzenia jej do klubu. Chciałem, żeby
rozgościła się w apartamencie przed poznaniem moich kuzynów, ale
nie mogłem znieść myśli o zostawieniu jej tam beze mnie, nawet
jeśli byłbym w tym samym budynku.
Szlag, chcę być tam, gdzie ona.
Muszę mieć ją w zasięgu wzroku, żeby uwierzyć, że to dzieje się
naprawdę. Nie jest już uwięziona przez Yuriego. Jest wolna, kurwa
jego mać – wolna i pod moją opieką.
Jak to dziwnie wszystko się plecie. Przecież czułem, że ona stanie
się częścią mojego życia, zanim tak naprawdę się o tym
dowiedziałem. Nigdy nie wierzyłem w przeznaczenie, ale trudno mu
zaprzeczyć, gdy widzi się je na własne oczy.
Docieramy do prywatnej windy, którą zjedziemy na dół, gdzie
toczy się prawdziwa akcja. Niewielka przestrzeń windy sprawia, że
jej miękkie ciało napiera na moje – wyraźnie odczuwam jej
pragnienie mnie. Zdradzają ją rwący, przyspieszony oddech i sposób,
w jaki zagryza dolną wargę. Serce zaczyna mi walić, a krew spływa
wprost do kutasa. Nie chcę jej przestraszyć, wbijając się w nią, więc
poprawiam spodnie w kroku i uśmiecham sztywno, odliczając
sekundy do momentu otwarcia się drzwi.
Zalewa mnie fala adrenaliny, gdy naszych uszu dobiega ryk walki.
Rodion wskazuje głową na Ivana wchodzącego na ring. Jego
przeciwnik jest szerszy, wyższy i bardziej zbudowany, stoi
naprzeciwko niego, a na klatce piersiowej i dłoniach nosi ślady krwi
po odniesionych zwycięstwach.
– Mam go powstrzymać? – pyta Rodion, marszcząc czoło.
– Nie – odpowiadam z uśmiechem. Niech to będzie lekcja dla
Alyony.
Siostra Ivana właśnie przepycha się przez tłum, by mieć lepszy
widok, i nie zdaje sobie sprawy, że kuzyni mają swoją prywatną lożę
– siedzą w niej często niczym dwaj bogowie na tronie, kierując
poczynaniami maluczkich, a czasem dołączając do walki, jeśli są
żądni krwi.
Napinam mięśnie, gdy pada pierwszy cios, któremu towarzyszy
dźwięk łamanych kości i okrzyki radości rozpalające pomieszczenie.
Czuję, że jestem spragniony rywalizacji. Miękka, ciepła dłoń wsuwa
się w moją, oszałamiając mnie. Darya przygląda mi się; gęste rzęsy
okalają jej bursztynowe oczy, w których migocze niepewność. Być
może to zbyt wiele, jest zbyt wcześnie. Porusza ustami, lecz tłum jest
zbyt głośny, bym mógł usłyszeć, co mówi. Pochylam się i sztywnieję,
gdy jej pełne wargi dotykają mojego ucha.
– Możemy podejść bliżej? – pyta, a ja parskam śmiechem.
Jest jak jedna wielka niespodzianka.
Kiwam głową i chwytam jej dłoń.
– Dobry jest – przyznaje Rodion, obserwując Ivana zadającego
serię ciosów. – Pewny siebie – dodaje.
– Butny – poprawiam go, patrząc, jak Ivana napawa się
skandowaniem tłumu; zbyt wiele czasu poświęca na gloryfikację
zwycięstwa, zamiast upewnić się, że jego przeciwnik już się nie
podniesie.
Ivan spostrzega mnie stojącego z boku, spojrzeniem najwyraźniej
rzuca mi wyzwanie, co przyprawia mnie o zawroty głowy.
Chciałbym, żeby to mnie wyzwał na pojedynek – trochę krwi
pomogłoby mi dziś zasnąć. Ale ten skurwiel dobrze mnie zna
i dlatego zamiast mnie wybiera anioła znajdującego się obok.
Puszcza do niej oczko, a ja tłumię w sobie potrzebę, by pozbawić go
kilku z tych białych zębów, którymi lubi błyskać.
– Wkurwiłeś go? – Zahkar cedzi, gdy Ivan przechodzi do ataku,
wymierzając szybkie kopniaki. Przeciąga walkę, żeby się popisać.
– Podjąłem się trenowania jego siostry, by mogła zmierzyć się
z nim w Igrzyskach. Więc… jak myślisz?
Wzrok Zahkara ciemnieje, gdy prześlizguje się nim po tłumie
w poszukiwaniu Alyony.
– To dość nietypowy zawodnik jak na Vlada. – Marszczy brwi.
– Dlatego chcę, żebyś pomógł jej się przygotować. Musi pracować
dwa razy ciężej, by stać się dwa razy lepsza.
Stanowczo kiwa głową i spogląda na Rodiona, który robi to samo.
– Doszły cię jakieś słuchy o Vice? – Zahkar przygląda mi się.
– Z tego, co wiem, twój kuzyn trzyma ją w zamknięciu, jakby była
więźniem rodem z XIX wieku – odpowiadam.
Vika wytrzyma w niewoli. Psychicznie jest silniejsza, niż się
wydaje. W końcu trzeba mieć jaja i nerwy ze stali, żeby zabić
własnego brata bliźniaka.
– Poprosiłeś nas o nową tożsamość dla kobiety, kiedy planowałeś
tę szaloną ucieczkę z Yuriego… – Zahkar mądrze nie kończy tego
zdania. Kieruje wzrok na Daryę, a potem z powrotem na mnie, po
czym potrząsa gniewnie głową i zaciska zęby. – …Jakim bydlakiem
trzeba być, żeby nie rozpoznać własnej krwi?
– Chorym – warczę.
– Wracając do sprawy: mamy te papiery. – Wzrusza ramionami,
dając mi możliwość podjęcia decyzji.
Nie ma sensu teraz uciekać z Daryą. Jest bezpieczna i ma prawo
mieć udziały w imperium, które stworzyli Wasiliewowie. Kurwa, Vlad
nigdy nie przestałby nas ścigać, gdybym z nią wyjechał, a co stałoby
się z moimi siostrami, gdybym nie mógł zadbać o ich interesy?
Zostaniemy i zobaczymy, jak wszystko się ułoży.
Przez pomieszczenie przetacza się lawina oklasków, gdy
przeciwnik Ivana po raz kolejny z hukiem upada na matę.
Woskobojnikow już świętuje, nie zauważając, że facet podnosi się.
Daję znak jednemu z ochroniarzy kuzynów, żeby stanął przy Daryi,
i wchodzę na ring. Ivan uśmiecha się do mnie i podnosi rękę, jakby
chciał przybić piątkę.
Co za kretyn.
Zamachuję się, po czym uderzam pięścią w bok głowy Ivana, która
odskakuje, następnie błyskawicznie wyprowadzam cios, trafiając
w nos jego przeciwnika, tym samym zwalając go z nóg i pozbawiając
na dobre przytomności. W tym momencie na chwilę zapada cisza, po
czym rozlegają się gromkie okrzyki i wrzaski. Zostawiam stojącego
jak słup Ivana, odwracam się i wracam do Daryi. Alyona również do
niej dołączyła, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Skąd wiedziałeś, że on się podniesie? – Alyona szepcze.
– Każdy zawodnik musi wiedzieć, kiedy jego przeciwnik leży
pokonany, a kiedy jest tylko ogłuszony. To twoja pierwsza lekcja i to
dlatego Vlad chce, by reprezentował go ktoś świeży, a nie taki, który
się tylko popisuje, zamiast wykonać zadanie.
Kiwa stanowczo głową, rozumiejąc, że to wszystko stanowi naukę,
dzięki której stanie się tym, kim ma się stać. Musi być lepsza od
swojego brata – kurwa, nawet lepsza od Diany, bo nowi zawodnicy
będą trenowani intensywniej. Stwierdzenie, że wygrana Diany była
zaskoczeniem, jest niedopowiedzeniem roku. Dla staruchów
rządzących naszym światem zwycięstwo kobiety jest niewybaczalne.
No cóż, szkoda, że się powtórzy.
Moje usta wykrzywia uśmiech, a przez myśl przemyka mi cierpiąca
Vika.
– Rodion – rzucam, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Widzę
malujące się jego oczach szaleństwo, gdy podchodzi do mnie.
– Proszę, powiedz mi, że sam chcesz walczyć.
Potrząsam głową i nachylam się do jego ucha.
– Dokumenty, które przygotowałeś dla mnie na wypadek ucieczki,
bardziej przydadzą się Vice. – Wyczuwam, jak ciało Rodiona
sztywnieje w reakcji na moją prośbę.
Ven jest jego krewnym, ale jeśli zabije Vikę, straci jednocześnie
Dianę. Ratuję go przed nim samym, a jednocześnie ofiarowuję Vice
coś, czego nikt inny nie chce jej dać: szansę.
– Jesteś pewien? – pyta.
Kiwam głową, po czym chwytam dłoń Daryi i wracam do windy.
Starczy wrażeń na jedną noc.
***
***
– Vas – przez moje myśli na temat ostatniej nocy przebija się głos
Alyony i wywołuje jęk protestu.
– Co znowu? – warczę.
Narzekała już na to, że prysznic jest pieprzonym prysznicem, a nie
wanną, w której można się zrelaksować, a żaluzje w jej pokoju nie
chronią przed porannym słońcem.
– Powiedziałeś, że czas na śniadanie – burczy, trzymając miskę, do
której wrzuciłem granolę i grecki jogurt.
– Tak właśnie powiedziałem. Przestań gadać i zabieraj się do
jedzenia.
– Nie mogę tego jeść – oświadcza roztrzęsionym głosem. – Muszę
mieć bekon, jajka, no wiesz, prawdziwe żarcie.
Wydaję z siebie przepełnione udręką westchnienie, ignoruję ją
i pukam do drzwi łazienki, w której dobre trzydzieści minut temu
zniknęła Darya, żeby wziąć prysznic.
– Daryo, wszystko w porządku? – wołam i słyszę dobiegające
z wnętrza pomruki. – Otwórz drzwi. Nie słyszę, co mówisz.
Dwie sekundy później rozlega się dźwięk przekręcanego zamka
i drzwi się uchylają. W końcu otwiera je na oścież – ma pochyloną
głowę, dlatego najpierw ukazuje się grzywa ciemnych włosów.
Spoglądam na jej ciało i nie jestem w stanie ułożyć najprostszego
zdania. Jest ubrana w parę obcisłych dżinsów, które mają rozdarcia
na udach. Jej mikroskopijny top odsłania połowę brzucha i przylega
do piersi, które są tak ściśnięte, że prawie wylewają się z dekoltu.
– Kurwa.
– Gorąca jak diabli, co nie? – pyta Alyona, stając za mną.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że ruszyła się z miejsca po
napadzie złości odnośnie do śniadania.
– Irina dała ci te rzeczy? – Nie jestem w stanie oderwać od niej
wzroku. Nie wygląda jak moja Darya, wygląda jak…
Alyona.
– Nie, ja sama jej to dałam. – Alyona mruga do mnie
porozumiewawczo. – Te dżinsy nie leżą na mnie najlepiej, ale na niej
wyglądają rewelacyjnie, prawda?
– Nie wyglądasz, jakby było ci wygodnie – zwracam się do Daryi
wbijającej wzrok w swoje stopy.
– To nie… – zaczyna, ale nie udaje jej się dokończyć.
– Nie ty – kończę za nią, ściągając własną koszulkę i wkładając ją
na nią.
Spogląda na mnie z radością, gdy bluzka otula jej drobną sylwetkę.
– Dziękuję. – Darya przebiega wzrokiem po mojej nagiej klatce
piersiowej, a na jej policzki po raz kolejny wypływają rumieńce.
– Jasna cholera, Vasiu, zawsze uprzedź damę, zanim się
rozbierzesz – grucha Alyona, wachlując się ręką, a na jej twarzy
tańczy uśmiech.
– Nie jesteś damą – odpowiadam zrzędliwie. – Jesteś upierdliwym
bachorem. A teraz wsuwaj to przeklęte śniadanie. Musimy ruszać na
trening.
Rozdział 10
Darya
Zatracam się w jego zapachu, daję się mu pochłonąć. T-shirt, który
mi dał, mógłby pomieścić dwie takie Darye; zawsze chciałam go
założyć. To mnie tak absorbuje, że nawet nie zdaję sobie sprawy,
kiedy wyprzedziłam Vasa i Alyonę. Drzwi windy powoli się zamykają
i zaraz uwiężą mnie w środku, samą. Pozwalam opaść koszulce,
której zapach wdychałam, i wpadam w panikę, słysząc, że Vas
wykrzykuje moje imię, po czym znika po drugiej stronie metalowych
drzwi windy, którą zjeżdżam do podziemi. Winda zatrzymuje się na
pierwszym piętrze klubu.
Klub w tej chwili wygląda zupełnie inaczej niż wczoraj, bo gdy
tylko drzwi się otwierają, wita mnie cisza. Nie ma śladu po
atmosferze wczorajszego wieczoru, zamiast niej w powietrzu unosi
się dziwny chłód. Pomieszczenie jest większe, niż przypuszczałam,
i jakby opustoszałe. W głowie pojawia się myśl, czy nie powinnam
nacisnąć odpowiedniego guzika, by wrócić na nasze piętro, ale
w końcu robię krok do przodu i wkraczam do klubu.
Roztaczający się przede mną widok wprawia mnie w zachwyt
i zdumienie.
Rodion i Zahkar są tu, na dole. Podczas gdy wczoraj w powietrzu
królowała muzyka i taniec, teraz do moich uszu docierają
intensywne jęki i pomruki, przywodzące na myśl pragnienie, które
należy zaspokoić. Żołądek zwija mi się w supeł. Próbuję odwrócić
oczy od tego, co widzę przed sobą, ale nie jestem w stanie tego
zrobić. Widok jest odurzający.
Skóra ocierająca się o skórę. Kremowa i ciemna. Ten, który ma na
imię Rodion, leży na skórzanej kanapie stojącej w rogu, w tylnej
części pomieszczenia. Dłońmi obejmuje talię kobiety, która
zwrócona do niego plecami siedzi na nim okrakiem i napiera na jego
biodra. Jest naga, wykonuje koliste ruchy pośladkami, a jej piersi
falują i kołyszą się. Kobieta pochyla się do przodu; jej dłonie
spoczywają na biodrach drugiego mężczyzny, który przytrzymuje
głowę kobiety przy swoim kroczu i którego męskość znika raz po raz
w jej ustach. Ale to, co sprawia, że zupełnie tracę zmysły, to kuzyn
Zahkar stojący za tym mężczyzną, zatapiającym się w kobiecych
ustach. Zahkar uderza w niego biodrami, wbijając się w mężczyznę
od tyłu i sprawiając, że kobieta drży i krztusi się, jednocześnie
jęcząc. Stanowią jedno wielkie ciało, plątaninę kończyn, czerpiąc
z siebie rozkosz w najbardziej grzeszny sposób. Nie mogę
zaprzeczyć, że kusi mnie ich rozpusta, czuję żar w żołądku
i kołatanie serca w klatce piersiowej. Ten obraz mnie hipnotyzuje.
Za mną rozlega się odgłos otwieranych drzwi, po czym Vas
i Alyona dołączają do mnie, kiedy tak tkwię nieruchomo.
– Matko Święta, kurwa – syczy Alyona, gdy jej wzrok pada na
rozebranych Rodiona i Zahkara.
– Nie ma w tym nic świętego – słyszę własny głos, a Vas krótko się
śmieje i kręci głową.
– Masz ochotę się przyłączyć? – zaprasza Rodion, a jego gorące
spojrzenie przeszywa mnie na wskroś i sprawia, że oczy mi się
rozszerzają.
– Choć brzmi to kusząco, nie dołączymy do was – odpowiada
drwiąco Vas, po czym bierze mnie za rękę i prowadzi z powrotem do
windy.
Nie mogę oderwać od nich wzroku, ale mężczyźni powoli znikają
z pola widzenia, kiedy drzwi windy zamykają się przed nami. Tym
razem zjeżdżamy aż do podziemi. Idziemy wzdłuż korytarza do
kolejnego pomieszczenia – jest ogromne i puste, nie licząc mat
pokrywających całą podłogę.
– Czy oni zawsze się dzielą? – pyta Alyona, przerywając ciszę.
Odwracam się, by spojrzeć na Vasa, i wyczekuję jego odpowiedzi.
Unosi brew i przewraca oczami.
– Tylko tak to robią.
– Wcześniej byli seksowni – stwierdza Alyona z uśmiechem. – Ale
teraz… cholera.
Podnoszę rękę, którą chwyta Vas. W jego błękitnych oczach maluje
się rozbawienie.
– Nie musisz podnosić ręki, jeśli chcesz o coś zapytać.
– Och, dobrze – mruczę i czuję, że ciepło wypływa mi na policzki.
– No cóż…
– Wyrzuć to z siebie, mała – zachęca Alyona.
– Co on robił z tym drugim mężczyzną? Czy wszyscy mężczyźni
robią to ze sobą nawzajem? – pytam, ponieważ nigdy nie widziałam
czegoś podobnego.
– No właśnie, Vas, czy ty też to robisz z kuzynami Vena? – Alyona
parska śmiechem.
Vas podnosi środkowy palec w kierunku Alyony, a potem
delikatnie pieści mój policzek.
– Nie, nie wszyscy mężczyźni to robią. Ja nie. Ale dla niektórych
mężczyzn oddających się rozkoszy nie ma różnicy, czy ciało należy
do kobiety, czy do mężczyzny. Dla nich to po prostu cielesność,
piękno, połączenie.
Alyona klepie Vasa po ramieniu, a potem opiera na nim głowę.
– Jak ty to poetycko ujmujesz. – Dosłownie się ślini.
Vas odsuwa rękę od mojej twarzy, odtrąca Alyonę i wskazuje na
drzwi znajdujące się na tyłach sali.
– Idź się przebrać. Nie możesz trenować w tym wdzianku godnym
prostytutki.
Przygryzam wargę, by powstrzymać chichot, a Alyona mruży oczy.
Ubrała się w obcisłą spódniczkę i ledwie cokolwiek zakrywającą
bluzeczkę. Ma perfekcyjny makijaż, a włosy ułożone w fale opadają
kaskadami wzdłuż jej ciała.
Alyona powiedziała mi, że prostytutka to ktoś, kto sprzedaje swoje
ciało, uprawiając seks. Rozmawiałyśmy o tym wczoraj, gdy późnym
wieczorem narzekała, że w telewizji puszczają tylko Pretty Woman.
– Spierdalaj, Vasiu – odpowiada, również pokazując mu uniesiony
środkowy palec, po czym robi naburmuszoną minę. – Możemy
chociaż najpierw coś zjeść?
– Przecież już jadłaś. – Vas wzdycha głośno, jest widocznie
sfrustrowany.
– To nie było prawdziwe jedzenie, Vasiu.
W odpowiedzi Vas tylko wskazuje na drzwi i mruży oczy. To próba
sił, ale Alyona ostatecznie się poddaje i zgodnie z nakazem Wolkowa
odmaszerowuje.
Gdy tylko drzwi się za nią zamykają, Vas odwraca się do mnie
i pociera dłonią kark, jakby go bolał.
– Przykro mi, że to zobaczyłaś.
Pewnie mówi o tej niezwykłej, przesyconej erotyzmem scenie,
której byłam świadkiem.
– Nie przepraszaj, ja… ja chcę się uczyć – wyjaśniam, płonąc cała
z zażenowania.
Vas robi wielkie oczy i niemal się krztusi.
– Chcesz się tego nauczyć? – pyta zachrypniętym głosem.
Teraz z kolei ja jestem w szoku. Kręcę głową.
– Nie, to znaczy, chcę się uczyć o życiu i o tym, jak ono wygląda
w prawdziwym świecie. Przez większość czasu byłam pod kloszem,
dopóki nie uprowadził mnie diabeł wcielony.
Marszczy brwi i wygląda jakby się martwił. Nie ciepię, kiedy jego
twarz przybiera taki wyraz. Unoszę ręce i wygładzam mu zmarszczki
opuszkami palców.
Zamyka oczy i oddycha głęboko, czując mój dotyk na swojej
skórze.
– Kim był ten diabeł wcielony, Daryo?
Człowiekiem, który wepchnął mnie w sam środek koszmaru, który
ostatecznie doprowadził mnie tutaj, do ciebie.
– Diabłem, wcielonym diabłem – oświadczam.
Otwiera powoli oczy i wbija we mnie lodowate, błękitne
spojrzenie. Wstrzymuję oddech, pragnąc, by przysunął swoje usta do
moich i pocałował mnie, uśmierzającym tym ból rozlewający się po
moim wnętrzu. Ta noc, kiedy spałam obok niego, była najlepsza
w całym moim życiu, ale rano obudziłam się z pulsującą potrzebą,
której nie potrafię się pozbyć. Wiem, że on by potrafił…
– Powiedział mi pewnego dnia, że wróci po mnie, jeśli gra potoczy
się w odpowiedni sposób – szepczę, drżąc na myśl o tym
uporczywym wspomnieniu, które kołacze mi się po głowie. –
Powiedział, że jestem pionkiem. Asem w jego rękawie. Że pewnego
dnia przyjdzie i wykona ten ruch. – Nie wiem dokładnie, o co mu
chodziło, ale jedno jest pewne: w końcu wróci.
Błękitne oczy Vasa stają się zimne i wzburzone. Jest silny
i odważny, jak najprawdziwszy anioł stróż zesłany przez Boga, by
mnie chronić.
– Zabiję go, jeśli jeszcze raz po ciebie przyjdzie – oznajmia. –
Przysięgam.
A ja mu wierzę.
Rozdział 11
Darya
Dwa i pół miesiąca później…
***
***
Vas
– Wyluzuj, brachu – radzi mi Rodion, zaciskając dłoń na moim
ramieniu. – Poluzuj trochę dziewczynie smyczkę.
Zaciskam zęby i gromię go wzrokiem. Nie zapomniałem, że jeszcze
kilka miesięcy temu Yuri naprawdę trzymał ją na smyczy. Chcę, żeby
posmakowała trochę życia, i z pewnością nie mam zamiaru być jak
ten chory skurwiel, który trzymał ją w zamknięciu. Może Rodion ma
rację. Może powinienem pozwolić jej złapać oddech. Alyona bardzo
się z nią zżyła. Chce chronić Daryę, więc nie pozostaje mi nic innego
jak jej zaufać.
– Mam wieści na temat Viki – oznajmia Rodion, patrząc na mnie
groźnie.
Nieczęsto zdarza się, żeby mówili cokolwiek na poważnie; no
i strasznie wkurza mnie to, że Rodion posyła wściekłe spojrzenie
właśnie mnie.
– No i?
Spogląda na otaczający nas tłum, sącząc drinka, po czym mówi
cicho:
– Kilka tygodni temu Ven poprosił nas, żebyśmy po nią przyjechali
i potraktowali ją w szczególny sposób, ale mu odmówiliśmy.
Powiedzieliśmy, że w tej chwili mamy tu gościa, dlatego sprawa
będzie musiała poczekać.
– Tortury seksualne? – pytam zmęczonym głosem. – A co na to
wszystko Diana?
Wzrusza niedbale ramionami, a jego usta wykrzywia uśmieszek.
– Pytanie brzmi: co ty o tym wszystkim myślisz?
Zarzuca przynętę, żeby sprawdzić, czy gdzieś w głębi duszy
rzeczywiście coś czuję do Viki. Doskonale wie, jak sprawy się mają,
mimo to chce się zabawić moim kosztem. Najwyraźniej nie zależy
mu na posuwaniu jej. Kurwa, akurat ją bez dwóch zdań ucieszyłaby
zabawa z tymi dwoma, bo jest pieprzoną sadystką.
– Ven powierzył zaszczyt poskromienia tej lwicy naszemu
Timofiejowi. Przywiezie ją do nas niebawem. Nowe dokumenty dla
niej i plan są wykonane tak, jak chciałeś. Vas… – robi pauzę,
uśmiech znika z jego twarzy i pozostaje na niej tylko groźna maska –
…ogarniemy tę sprawę dla ciebie, niemniej, to cię będzie kosztować.
W świecie, w którym żyjemy, ludzie zawsze domagają się zapłaty.
– Nie miałem złudzeń. – Przeczesuję dłonią włosy, a potem
opieram ręce na biodrach. – Ile?
– Okrągły milion.
Prycham.
– Milion?
– Za tyle sprzedał nam ją Ven pod naciskiem twojej siostry. Na
początku w ogóle nie brał pod uwagę sprzedaży.
– Niemożliwe. – Kręcę głową z niedowierzaniem.
Ven by jej nie sprzedał, prawda? Dla kobiety takiej jak Vika, która
w światku przestępczym zawsze była księżniczką, wychowana na
panią wywyższającą się nad służące, które były jedynie niewolnicami
w ich domu, bycie sprzedaną jak jedna z nich musiało być
upokarzające i poniżające. Karma to jednak suka.
Rodion wzrusza ramionami i choć nie zdążył jeszcze dopić
swojego drinka, to już podchodzi do niego barmanka z dolewką.
Mężczyzna odprowadza wzrokiem jej tyłek, gdy ta zmierza w stronę
prywatnego baru, przez ramię puszczając do niego oko. Na co on
wyciąga językiem jedną z kostek lodu i kruszy ją zębami; nie spieszy
się z odpowiedzią.
– Nie było łatwo go przekonać, ale w końcu się zgodził. Nie wie
też, o co ty prosiłeś, więc wszystkie ustalenia zostaną między nami.
Pieprzony milion za Vikę. Mam kasę, ale nie taką, więc musiałbym
zwrócić się o nią do mojego starego, a to ostatnia rzecz, na jaką mam
ochotę. Wszystkie moje oszczędności włożyłem w ośrodek
treningowy.
– Pięćset tysięcy mam od ręki. – Chrząkam. – Resztę zdobędę
wkrótce.
– Nie zależy nam na twoich pieniądzach. Chcemy, żebyś dla nas
walczył. Jedna duża walka. Jeden raz i dług spłacony.
Jedna walka za milion?
– Z kim? – pytam. Musiałby być kimś kurewsko wyjątkowym, żeby
wymazać taki dług.
– Czacha – odpowiada bez zbędnych wyjaśnień, patrząc mi prosto
w oczy.
Czacha to postrach wszystkich zawodników, czy to w klatce, na
ringu, matach, czy na ulicach, absolutnie wszędzie. Jego
okrucieństwo jest tak olbrzymie, że przez nie musiał zaangażować
się w walki podziemne – nigdy nie pozostawia przeciwników
żywych, o co głównie w podziemiu chodzi.
– Miesza tu i tam, a do tego ma niewyparzoną gębę. Nie okazuje
nam szacunku. Nie chodzi tylko o zlikwidowanie go; ma zostać
załatwiony w tym klubie, upokorzony przez naszego zawodnika. My
zdecydujemy, jaką śmiercią zginie – odgryza się Rodion. Unosi rękę,
chwytając nią za mój kark, i zbliża moje czoło do swojego. – Zrób to
dla nas. Vika będzie wolna, a my będziemy twoimi dłużnikami.
Ogarnia mnie spokój. Wiem, że jestem lepszy niż Czacha. Nie
będzie to łatwa walka, ale wiem, że mogę wygrać. Rodion też zdaje
sobie z tego sprawę, bo inaczej nigdy by mnie o to nie poprosił.
Także kładę dłoń na karku Rodiona i uśmiecham się.
– Zrobiłbym to za darmo.
Kiwa głową, a z jego piersi wydobywa się śmiech.
– Wiem. To tylko część zabawy. A wiesz, jak ją uwielbiamy. Skoro
mowa o bawieniu się: skusisz się na Niebiańską Słodycz? – pyta,
oferując mi bladoróżową tabletkę, jakbyśmy właśnie nie ustalili, że
ktoś zginie.
– Co to takiego?
Uśmiecha się złowrogo.
– Coś grzesznego.
– Jak bardzo grzesznego?
– Sprawi, że się odprężysz. Zdecydowanie tego potrzebujesz.
Wsuwam tabletkę do kieszeni, a potem spoglądam na tętniący
tłum. Muzyka jest ogłuszająca, ale nieregularne bicie mojego serca
wydaje się jeszcze głośniejsze – pragnie ją zobaczyć, jak zawsze.
Trudno jest się oprzeć Daryi. Każdej nocy obdarowuje mnie
najsłodszym, najbardziej niewinnym spojrzeniem, które sprawia, że
mój fiut aż boli. Od lat nie zaliczyłem tak długiego okresu bez seksu.
Jej widok w zwykłej koszuli nocnej, gdy się modli, a potem wślizguje
pod moją kołdrę, by się przytulić, zaczyna przypominać torturę.
Staję się coraz bardziej uzależniony od trzymania jej w ramionach
i wdychania jej zapachu.
Patrzę na morze ludzi, gdy nagle ktoś przykuwa moją uwagę. Nie
byle kto. Tylko ona.
Szczęka prawie opada mi na podłogę, gdy podchodzi do mnie wraz
z Alyoną. Darya jest ubrana w białą, obcisłą jak cholera sukienkę,
której daleko do niewinności. Jej smukłe nogi mienią się w świetle
reflektorów, a czarne szpilki z czarnymi paseczkami sprawiają, że
nogi sprawiają wrażenie dłuższych. Na twarz nałożyła makijaż, przez
co ledwie ją poznaję: ma długie, czarne rzęsy i starannie umalowane
powieki. Ale to jej usta dosłownie zapierają mi dech w klatce
piersiowej – pełne, seksowne, czerwone. Chcę wyssać z nich cały
kolor.
– Ożeż ty w mordę – odzywa się stojący obok mnie Rodion.
Ignorując go, ruszam w stronę kobiet. Mam ochotę nawrzeszczeć
na Alyonę za to, że pozwoliła jej się tak ubrać. Za to, że pokazała
wszystkim to, co należy do mnie. Słowa już mają spłynąć z moich
ust, ale wtedy zauważam, z jaką nadzieją wpatruje się we mnie
Darya. Chce mi się podobać, tylko tyle rozumiem.
Gdy do niej docieram, otaczam ją w pasie ręką, jakbym chciał ją
przytulić. Drugą kładę na boku jej szyi. Zerka na mnie,
uświadamiając sobie naszą bliskość.
– Jesteś tak piękna, że trudno cię nie pocałować – mruczę,
przyciskając usta do jej rozchylonych czerwonych warg.
Przymykamy oczy; wsuwam palce w jej włosy i delikatnie je
szarpię. Wysuwam język, by mógł zatańczyć z jej językiem.
Z początku jest nieśmiała, ale potem chwyta palcami przód mojej
koszuli i ochoczo łączy swój język z moim. Gdyby była jakąkolwiek
inną kobietą, już bym ją złapał za tyłek, podniósł i wyniósł stąd, żeby
gdzieś zerżnąć.
Ale nie jest pierwszą lepszą. Jest moją Daryą.
I zasługuje, by smakować ją powoli. By się do niej zalecać,
jakbyśmy żyli w pierdolonej epoce wiktoriańskiej. Pragnę obsypywać
ją prezentami, pocałunkami i komplementami, aż będzie błagać
o więcej. Wtedy obdaruję jej kobiecość moim językiem, potem
fiutem. Pokażę jej, jak wspaniały może być seks. Że nie jest
przeznaczony dla potwórów, by dawać im przyjemność, lecz dla
dwóch splecionych dusz, które rozpaczliwie poszukują sposobu, by
się połączyć.
Jako że nie zawsze jestem pierdolonym świętym, moja dłoń
wędruje do jej tyłeczka. Ściskam go z uznaniem, na co ona jęczy
w moje usta. Robię się twardy jak skała, więc przyciągam ją bliżej,
żeby mogła poczuć, jak bardzo mnie podnieca.
W końcu musimy zaczerpnąć powietrza. Odrywam się od niej
i patrzę w jej piękne, bursztynowe oczy, które mienią się szczęściem.
Czuję, że serce dudni mi niczym basy w klubie. Jej dolna warga jest
nabrzmiała, a ja mam ochotę ją przygryźć. Zanim zdołam się
powstrzymać, kradnę szybkie muśnięcie, a potem delikatne
skubnięcie.
– Gorący widok, ale teraz idziemy na drinka – przerywa Alyona,
odciągając Daryę ode mnie.
Śmiech tej drugiej rozbrzmiewa głośniej niż puszczona muzyka,
więc nie pozostaje mi nic, tylko ją wypuścić. Należy jej się to – po
prostu być młodą kobietą, która dobrze się bawi w klubie. Ogarnia
mnie przemożna chęć, by ją zamknąć i zapewnić jej bezpieczeństwo,
ale nie byłbym wówczas lepszy od Yuriego. Śledzę kroki dziewczyn,
kiedy udają się w kierunku prywatnego baru w strefie VIP. Rodion
podchodzi do nich i obejmuje ramieniem Alyonę.
– Jutro rano zamierzam zająć się treningiem Alyony! – krzyczy
materializujący się obok mnie Zahkar.
Odwracam się i widzę, że mój przyjaciel również patrzy w ich
stronę.
– Chcę poćwiczyć z bronią – wyjaśnia.
– Nie jest jeszcze gotowa.
Wzrusza tylko ramionami.
– Musi być. Trenujesz ją od dwóch i pół miesiąca, a ona potrafi się
tylko obronić przed atakiem, i to w najlepszym wypadku. Na pewno
nie jest w stanie wyrządzić nikomu krzywdy.
– Daję ci godzinę, a potem po nią przyjdę. Dobrze wykorzystaj
swój czas – radzę.
Podchodzą do nas dziewczyny wraz z Rodionem. Zarówno na
twarzy Alyony, jak i Daryi maluje się podobny uśmiech. Jestem
szczęśliwy jak cholera, że znalazła przyjaciółkę.
Nie możesz zginąć, Alyono.
Dam z siebie wszystko, by wyszkolić Alyonę tak, by wygrała.
Sprowadzę nawet Dianę, żeby mogła z nią potrenować i przygotować
ją na to, czego może się spodziewać. A mając Rodiona i Zahkara
w zespole, ta dziewczyna jest w stanie wygrać przyszłoroczne
zawody. Musi to zrobić. Darya nie może stracić przyjaciółki, nie po
tym wszystkim, przez co przeszła.
– Lepiej skosztuj Niebiańskiej Słodyczy – zwraca się do mnie
Rodion. – Te dwa aniołki już jej posmakowały.
Piorunuję go wzrokiem.
– Dałeś im narkotyki?
– No i super – stwierdza Alyona. – Dziś wieczorem się
rozerwiemy. Rodi mówi, że to pomoże się nam odprężyć. Nie
zamierzamy się ostro bawić ani nic z tych rzeczy. Wrzuć na luz.
Darya uśmiecha się radośnie. Jest tak cholernie niewinna.
Przysuwam się do niej bliżej i przyciągam ją do siebie, a ona obraca
się w moją stronę i wbija we mnie wzrok.
– Też spróbowałeś tych Słodyczy? Rodion mówi, że są bezpieczne.
– Uśmiecha się, ale zaraz marszczy brwi. – Są bezpieczne, prawda?
Wyciągam tabletkę z kieszeni i połykam ją bez popijania.
– Jeśli mówią, że są bezpieczne, to znaczy, że tak jest. Chodź.
Usiądźmy. – Odciągam ją od grupy i prowadzę do małej sofy w rogu.
Gdy siadamy, od razu wciągam ją na kolana. Ponieważ każdej nocy
sypia w moim łóżku, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Ale teraz,
kiedy siada na mnie ubrana niczym pieprzona bogini, czuję się
znacznie bardziej intymnie. Nie mogę stracić jej z oczu. Jest zbyt
piękna i bardzo bezbronna. Ktoś mógłby spróbować mi ją odebrać.
Z głośników płyną kolejne piosenki; rozmawiamy przy ich
akompaniamencie. Darya zadaje mnóstwo pytań o klub, wyraźnie
widać, jak jest szczęśliwa. Cały czas mam też Alyonę na oku. Nie
chcę, żeby dała nogę z jakimś przypadkowym gościem. Na szczęście
Rodion i Zahkar również jej pilnują. Zazwyczaj odrzuca ich zaloty,
ale dziś najwyraźniej z nimi flirtuje. Doskonale wiedzą o tym, że nie
powinni jej pieprzyć. Nie po to tutaj przyjechała – nie są jej
potrzebne dodatkowe atrakcje odwracające uwagę od treningów.
Darya porusza się w rytm muzyki, wciąż siedząc na moich
kolanach i ocierając się o mojego kutasa. Doprowadza mnie tym do
szaleństwa. W miarę upływu nocy uświadamiam sobie, że
Niebiańska Słodycz to łagodniejsza odmiana ecstasy. Jakby ci
skurwiele dokładnie wiedzieli, czego potrzeba tej dziewczynie;
z pewnością wyszła już ze swojej skorupy.
– Chodź do mnie, piękna – warczę, nagle owładnięty potrzebą, by
znów ją pocałować.
Chichocze, gdy przyciągam ją do siebie i całuję. Ten pocałunek jest
jeszcze gorętszy od poprzedniego. Gdy Darya odrywa usta od moich
i odchyla głowę do tyłu, by kołysać się przy dźwiękach muzyki,
zaczynam całować jej szyję. Jej lekko słony i jednocześnie słodki
smak jest zniewalający. Zasysam skórę na tyle mocno, że mam
nadzieję zostawić ślad, który wszyscy będą mogli zobaczyć. W jej
gardle wibruje jęk, który przyprawia mnie o obłęd. Całuję ją wzdłuż
obojczyka i domagam się więcej – już mam zsunąć jej sukienkę
i odsłonić piersi, gdy ktoś ściąga mi ją z kolan.
Ogarnia mnie wściekłość, ale tłumię ją, gdy uświadamiam sobie,
że to Alyona.
– Musimy iść do łazienki! – wrzeszczy w moim kierunku. –
Zjawiłam się w samą porę! Prawie bzyknęliście się na oczach
wszystkich!
Darya uśmiecha się do mnie nieśmiało, ale nie umyka mi ogień
skrzący się w jej oczach. Może Niebiańska Słodycz była jednak złym
pomysłem. Niemniej, w tej chwili nic nie wydaje się złe. Wszystko
jest w porządku.
– Wracajcie szybko – rzucam.
Oddalają się, a ja poprawiam spodnie w kroku, gdzie pod
ubraniem pręży się mój kutas. Rodion, stojący po przeciwległej
stronie sali, śmieje się i wskazuje na mnie. Pokazuję mu środkowy
palec, a następnie wstaję, po czym podchodzę do niego i do Zahkara,
szturchając ich obu żartobliwie.
– Dlaczego słuchamy tego gówna? – pytam. – Myślałem, że
zamówiliście na dzisiaj występ jakiegoś piosenkarza.
Zahkar marszczy brwi.
– Wycofał się w ostatniej chwili.
Gdy przechodzi koło nas kobieta z trzymaną w dłoniach tacą,
Rodion chwyta kilka kieliszków. Podaje mi jeden, a ja natychmiast go
wychylam, rozkoszując się pieczeniem w gardle. Jestem teraz tak
kurewsko rozpalony, że wręcz płonę od wewnątrz.
Kilka minut później Alyona wskakuje mi od tyłu na plecy i próbuje
mnie dusić jednym z chwytów, którego niedawno się nauczyła.
Usiłuję ją z siebie zrzucić, a ona zaczyna piszczeć. Przewracamy kilka
osób i spotykamy się z paroma pełnymi dezaprobaty spojrzeniami.
W końcu uwalniam się od niej.
– Co za upierdliwy bachor – mruczę.
– O mój Boże! – krzyczy Alyona nagle. – Vas! To ona! Wynajęli ją!
To ona będzie tu występować, prawda? Łoboda? Darya! Ona tu jest!
Rozglądam się w poszukiwaniu Daryi, ale nigdzie jej nie widzę.
Serce chce mi wyskoczyć z piersi.
– Gdzie ona jest? – krzyczę.
Z twarzy Alyony znika uśmiech, marszczy czoło.
– Była tuż za mną, kiedy wskoczyłam ci na plecy.
Łoboda zaczyna śpiewać, przyciągając uwagę Alyony. Mijam ją,
próbując znaleźć Daryę. Ludzie głośno wiwatują i wrzeszczą,
wskazując na scenę, ale ja nie zwracam na nich uwagi, zajęty
szukaniem mojego anioła. Już zaczyna mi odbijać, gdy słyszę, jak
Alyona krzyczy.
– Czego? – pytam.
– Ja pierdolę, Vas – woła zszokowana. – Patrz!
Podążam za jej spojrzeniem na scenę. Na środku sceny stoi
rozśpiewana postać, ale to nie Łoboda. To Darya. Kurwa, zawładnęła
sceną i wszystkich ogarnęło szaleństwo.
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
Przepycham się przez tłum ludzi, nie dbając o to, kto stoi mi na
drodze. Gdy docieram pod scenę, spoglądam na nią z zachwytem.
Fantastycznie wykonuje jeden utwór, a potem następny. Śpiewa
jedną piosenkę za drugą, jakby to ona była artystką i wszyscy
przyszli tu po to, by ją zobaczyć. Gdy milknie i zaczyna mrugać
oszołomiona, stwierdzam, że już ma dosyć. Wystarczająco długo się
bawiła.
– Darya! – wołam.
W jej spojrzeniu widać ulgę, a ona bez obaw zeskakuje ze sceny
prosto w moje rozpostarte ramiona. Niebiańska Słodycz dodaje mi
kopa, ale jej najwyraźniej dodała najprawdziwszych skrzydeł. Muszę
ją stąd zabrać.
– Poradzisz sobie? – pytam Alyonę, przechodząc obok niej.
Rodion i Zahkar trzymają się blisko. Obaj kiwają głowami.
– Nic mi nie będzie. Zabierz stąd naszego małego słowika. Będzie
potrzebowała drzemki – stwierdza.
Mierzwię włosy Alyony, a potem przytulam do siebie Daryę
i odchodzę. Otacza ramionami moją szyję i chyba wącha moje włosy.
Teraz całuje mnie w ucho. O, kurwa.
– Z drogi – warczę, odpychając od siebie kolejne tańczące osoby.
W końcu udaje mi się wejść z nią do windy. Gdy wjeżdżamy na
nasze piętro, Darya ponownie nuci cicho jakąś melodię. Drzwi się
rozsuwają, więc ruszam przed siebie korytarzem, po czym wchodzę
do apartamentu, ostrożnie wnosząc dziewczynę do środka,
i przekręcam zamek w drzwiach.
– Chodź tutaj – proszę, przytulając ją. – Muszę cię przebrać.
Po przekroczeniu progu naszego pokoju stawiam ją na nogach. Ma
szkliste spojrzenie, ale jej uśmiech jest seksowny jak cholera. Miesza
mi w głowie.
– Jestem taka szczęśliwa – mruczy kuszącym głosem. – Dzięki
tobie.
– Wykończysz mnie, skarbie – warczę. – Wiesz, jak trudno jest ci
się oprzeć, gdy tak się zachowujesz?
Zaczyna rozpinać zamek z boku sukienki.
– Nie chcesz mnie?
Podchodzę do niej i przesuwam jej rękę w dół, żeby rozpiąć to
ustrojstwo do końca.
– Aż za bardzo – odpowiadam.
– Więc mnie weź – szepcze, patrząc na mnie rozszerzonymi
oczami.
– Nie w ten sposób.
Robi nadąsaną minę, co sprawia, że mój kutas staje się jeszcze
bardziej wygłodniały, ale ignoruję ich oboje. Pomagam jej się
rozebrać. Zamiast koszuli nocnej, którą zwykle ubiera, pomagam jej
włożyć jedną z należących do mnie koszulek, ja zostaję w samych
bokserkach. Darya wdrapuje się na moje łóżko, a ja gaszę światło
i kładę się obok niej. Przytulamy się jak zwykle.
Z początku.
Po chwili odwraca się do mnie przodem i w ciemności odnajduje
swoimi ustami moje. Nasze mieszające się oddechy są naprawdę
gorące.
– Kiedyś ktoś mi powiedział, że jestem kochanką nocy. Mroczną
kusicielką. Czy kuszę cię teraz, aniele?
Śmieję się cicho.
– Aniele?
– Mój aniele stróżu.
Ponownie przyciska swoje usta do moich i całuje mnie
intensywnie. Moim dłoniom daleko do dotyku anioła, gdy zaczynają
wędrować po jej ciele. Pieprzony Rodion i jego Niebiańska Słodycz.
Wiedziałem, że tak to się skończy. Kurwa, byłem przekonany.
Kiedy moja ręka przesuwa się po majtkach, które ma na sobie, z jej
gardła wydobywa się wypełniony potrzebą jęk. Poddaję się
upojnemu działaniu narkotyków. Wsuwam dłoń pod materiał,
dotykając jej idealnej cipki.
– Vassss…
Przesuwam palcem wzdłuż jej szparki. Jest tak cholernie mokra.
Mój palec zagłębia się w jej wnętrzu, a ona jęczy.
– Muszę przestać – syczę, gorączkowo usiłując się chwycić resztek
samokontroli.
– Nie przestawaj – błaga. – Jest cudownie.
Wsuwam palec do jej ciasnego, ociekającego potrzebą wnętrza,
ocierając się brzegiem dłoni o jej łechtaczkę. Zaczyna drżeć
i zaciskać się wokół mojego palca. Ustami szuka moich warg
i rozpaczliwie mnie całuje. Zatracamy się w tej szalonej chwili, aż
w końcu z jej ust wydobywa się krzyk rozkoszy, która znajduje ujście
na moim palcu. Wysuwam go, gdy jej ciało się rozluźnia.
– A teraz… Daryo – szepczę. – Śpij.
Dziewczyna wypuszcza z siebie ciężkie westchnienie.
– Dobrze. Dziękuję, Vas.
Tak cholernie słodka.
– Polecam się, skarbie. W każdej chwili.
Zasypia w ciągu kilku sekund, w przeciwieństwie do mojego fiuta,
który pozostaje rozbudzony. Jedyne, co mi zostało, to przytulić ją do
siebie i zmusić się do zachowania spokoju. Serce łomocze mi
w piersi. Gdyby wciąż mnie błagała, chyba nie potrafiłbym jej
odmówić. Pewnie mnie znienawidzi, kiedy jutro się obudzi
i zrozumie, co zaszło. Całuję ją delikatnie w czubek głowy.
Mam jednak, kurwa, nadzieję, że tak się nie stanie.
Rozdział 13
Darya
Nigdy mi się to nie znudzi: budzić się przy Vasie i być otuloną jego
zapachem. Rozciągam obolałe kończyny, a na moich ustach zakwita
uśmiech, gdy przez umysł przetaczają się wspomnienia poprzedniej
nocy. Zaciskam uda i przesuwam dłonią po jego klatce piersiowej,
a kiedy moje palce natrafiają na krzyżyk, który nosi, wzdycham.
Nigdy nie pytałam go o jego wyznanie. Zawsze wydawało mi się, że
to delikatny temat, więc nie poruszałam go, ale jestem ciekawa
znaczenia tatuaży pokrywających jego skórę i krzyżyka, którego
nigdy nie zdejmuje. Pozwalam swoim oczom podziwiać ciało Vasa –
jego sylwetkę, którą został obdarzony. Jest taki piękny. Tęsknię za
jego smakiem, chcę poczuć go na ustach i języku.
– O czym myślisz? – pyta, oddychając ciężko.
– O życiu. – Uśmiecham się, owijając na palcu jego łańcuszek; ten,
na którym zawieszony jest krzyżyk.
Moje obecne życie wygląda zupełnie inaczej niż to w klasztorze,
gdzie uczyłam się o grzechach ciała. Tylko jak coś, co jest tak
wspaniałe, może być złe? Dlaczego Bóg stworzył nas zdolnymi do
dawania tego rodzaju rozkoszy, a potem miałby tego zabronić?
– Przepraszam – mówi cicho Vas, jeszcze nie do końca obudzony.
Słysząc to, sztywnieję.
– Za co?
Obraca nas tak, że teraz leżymy na boku, wpatrzeni w siebie.
– Nie powinienem był wczoraj tego robić. – Marszczy brwi, a mnie
wręcz palą palce, by pogładzić jego zmartwioną twarz.
– Wczorajsza noc była najlepszą w całym moim życiu – przyznaję
szczerze. – Nigdy wcześniej nie czułam czegoś podobnego.
– Byłaś na haju – mówi rozbawiony, choć tak naprawdę wcale nie
jest mu wesoło.
To było coś więcej niż wrażenia, jakie wywołała tabletka. Chodziło
o coś znacznie większego. Poczułam się wolna.
– Po raz pierwszy w życiu pragnęłam tego, co się ze mną działo.
Chcę go pocieszyć i dodać otuchy, ale moje słowa nie przynoszą
pożądanego efektu. Zamiast tego wokół jego oczu zaczynają
pojawiać się głębsze zmarszczki, które są efektem jego smutku.
– Nie mogę znieść myśli, że zostawiłem cię na jego pastwę, kurwa.
Powinienem był zabrać cię pierwszej nocy, gdy tylko cię zobaczyłem
– wyznaje i wzmaga uścisk na moim biodrze. – Zostawiłem cię tam,
przez co ten stary zjeb mógł cię gwałcić.
Przecież nie znał mnie wtedy. Jak mógł mnie uratować przed
Molokhem? W końcu to on tam rządził. Przebywałam tam
wystarczająco długo, by zrozumieć, czym jest władza, i dowiedzieć
się, że on jest nietykalny.
– Poczekaj – wzdycham, obejmując dłonią jego policzek, gdy
analizuję w myślach wypowiedziane przez niego słowa. – Gwałcić?
Molokh tego nie robił. Nie był w stanie. – Na samą myśl przechodzą
mnie ciarki. Próbuję złapać drżący oddech, gdy kolejne obrazy tego,
jak się nade mną znęcał, powracają do mnie niczym fale uderzające
o skałę.
– Co masz na myśli? – Vas podnosi się trochę, opierając głowę na
ręce spoczywającej na poduszce.
Opadam na plecy i wpatruję się w sufit, zbyt zawstydzona, by móc
spojrzeć mu w oczy. Na nowo przeżywam własny wstyd.
***
***
– Daryo. – Prawie zaczynam płakać, gdy słyszę, jak Vas tak miękko
wypowiada moje imię, wyrywając mnie tym ze wspomnień.
– Nie mógł stwardnieć, gdy próbował… zrobić to ze mną. Nie
mógł, więc zamiast tego reagował przemocą – szepczę.
Moje słowa powodują, że Vas podnosi się z miejsca.
– Więc on nigdy…?
Kręcę głową. Nie musi wiedzieć o tym, jak tamten wkładał we
mnie różne przedmioty, ani o człowieku o imieniu Artur, który robił
te rzeczy, których Molokh nie był w stanie zrobić.
– Nazywał mnie Vera. Nie rozumiałam dlaczego, dopóki Vlad nie
wspomniał, że tak miała na imię nasza matka.
– Więc te siniaki na twoich udach…? – pyta zmartwiony.
– To tylko efekt jego gniewu, bo sam nie mógł – wzdycham.
Powietrze uchodzi mi z płuc, gdy Vas wciąga mnie na swoje kolana
i przyciska do siebie. Wtulam się w niego – nasze ciała idealnie do
siebie pasują – opieram głowę na jego ramionach, a on po prostu
mnie obejmuje.
– Mam cholerną ochotę zrobić mu krzywdę. Złamać każdy palec,
który kiedykolwiek zadał ci ból.
Czuję jego gorący oddech na włosach. Odsuwam się i ujmuję jego
twarz w dłonie.
– Nie. Nie daj mu tej satysfakcji. Pozwolisz mu wówczas przejąć
nad sobą kontrolę. Jestem tutaj, w twoich ramionach. Właśnie tu
chcę być. Dopóki nie spotkałam ciebie, bezustannie towarzyszył mi
strach. – Przełykam nerwowo i przysuwam swoje usta do jego,
obejmując je w gwałtownym, rozpalającym duszę pocałunku.
Wyrywa mi się pełen pragnienia jęk, a on zdaje się tracić resztki
pieczołowicie utrzymywanej kontroli. Kładzie dłonie na pośladkach
i ściska je mocno, wpijając palce w moje ciało. Sapię zaskoczona jego
szorstkością, czekając, aż owładnie mną strach. Kiedy tamci
traktowali mnie brutalnie, płakałam, nienawidząc każdej sekundy.
Z Vasem… to coś zupełnie innego. Chcę tego – czymkolwiek to
„coś” jest.
Chcę, żeby moje ciało ocierało się o niego. Jego bezwzględny dotyk
jest tak samo uzależniający jak delikatne muśnięcia naszych warg,
dlatego chcę obu tych rzeczy.
– Daryo – błaga. Przypomina to szept. Słodką modlitwę.
Gdybym była Bogiem, oddałabym temu aniołowi wszystko, o co by
poprosił, zwłaszcza jeśli robiłby to właśnie w ten sposób. Jak
mogłabym mu kiedykolwiek powiedzieć: „nie”? Jak miałabym
kiedykolwiek chcieć mu odmówić?
– Vas – szepczę prosto w jego usta. – Chcę, żebyśmy byli razem.
Tylko ty możesz ugasić szalejący we mnie ogień.
Warczy, a gdy odrywa się od moich ust i naciera na mój
podbródek, jego pocałunki zamieniają się w miłosne ukąszenia.
– Zamierzam sprawić, że cała staniesz w płomieniach.
Nie boję się jego ostrzeżenia. Dotyka mojej pupy, sprawiając, że
w jednym rytmie kołyszę się wraz z nim. Czuję, jak twardnieje pode
mną, i zamiast obawiać się, że weźmie mnie tak jak Artur, jestem
podekscytowana myślą, że Vas chce, abym to ja wzięła jego.
Gdy zaczynam ściągać koszulkę, on lekko się odsuwa. Mój
spokojny, rozbawiony mężczyzna zniknął. Teraz w jego błękitnych
oczach maluje się napięcie połączone z pragnieniem i pożądaniem…
mnie. Nic nie wskazuje na to, że miałby mnie skrzywdzić, mimo że
wygląda, jakby miał ochotę mnie pochłonąć.
Pragnę zostać pochłonięta. Wyłącznie przez niego.
Zrzucam z siebie T-shirt, a wzrok Vasa pada na moje piersi. Jedna
z jego dłoni przenosi się z mojej pupy na nie, by po nich sunąć. Jego
dotyk jest delikatny i pełen uwielbienia. Przypomina mi przypowieść
z Biblii, w której to kobiety równie delikatnie obmywały stopy
Jezusowi, oddając mu boską cześć.
W mojej głowie odzywają się dzwonki ostrzegawcze,
przypominając o wszystkim, czego uczono nas w klasztorze – że
oddawanie czci fałszywym bożkom jest grzechem. A jednak mój
anioł grzeszy. Czci mnie, jakbym była godna jego hołdu.
Sprawia, że też chcę zgrzeszyć.
Chcę go zapytać, co stanie się za chwilę. Wiem, co nastąpi
z perspektywy fizycznej – gdyby to był Artur, pewnie wsadziłby we
mnie swój członek. Czasami Molokh pokazywał mu, co sprawia, że
moje ciało zareaguje. Najczęściej ukrywałam się wtedy
w bezpiecznym miejscu, we własnym umyśle, odmawiając modlitwy.
W tej chwili nie potrafię sobie przypomnieć słów ani jednej z nich.
– Jesteś taka piękna – mruczy pełnym zachwytu głosem Vas.
Pragnę rozkoszować się tym, jak na mnie patrzy, jakbym była
promieniami słonecznymi ogrzewającymi jego twarz. Daje mi to siłę
i jednocześnie uzależnia mnie. Pragnę więcej.
– Ty też, mój aniele – szepczę.
Zaciska palce na moim sutku, co sprawia, że przeszywa mnie
dreszcz rozkoszy.
– Nie jestem aniołem.
– Jesteś moim aniołem – odpowiadam z uśmiechem.
– Czy anioł zrobiłby to? – pyta ochryple i pochyla się do przodu.
Gdy chwyta mój sutek ustami, z gardła wyrywa mi się jęk.
Najpierw ssie go mocno, a potem łagodzi ból, liżąc go językiem.
Z każdym muśnięciem moje majtki wilgotnieją. Przechodzi mi przez
myśl, że może mu się nie spodobać fakt, że moja wilgoć zostanie na
jego bokserkach.
– Kurwa, jesteś taka gorąca – mruczy, gładząc moje wrażliwe
ciało.
Przeciągam palcami po jego miękkich włosach i kołyszę biodrami.
Całe moje ciało pulsuje potrzebą – pragnieniem zaspokojenia
wewnętrznego głodu.
– Vas – błagam. – Chcę…
– Więcej?
– Taaak.
– Więc zdejmij je, piękna – szepcze, ściągając mi majtki.
Klękam i niezręcznie się ich pozbywam. Mężczyzna przyciąga
mnie do siebie, sadzając na swojej twardej jak skała, ukrytej pod
materiałem bokserek męskości. Obejmuje dłonią moje pośladki
i pokazuje mi, jak ocierać się o niego, by dostarczyć nam
przyjemności. Spoglądam w dół na to, jak moja cipka przesuwa się
po jego napierającej na bokserki erekcji. Oznaki mojego podniecenia,
kremowe i śliskie, nasączają materiał jego bielizny.
Do przodu i do tyłu. Tam i z powrotem.
Vas powoli pomaga mi nadać tempo, które przyniesie mi najwięcej
przyjemności. Chwytam go za ramiona, żeby się utrzymać, po czym
pozwala mi przejąć kontrolę. Rozkosz promieniuje spomiędzy moich
ud, jestem obolała, ale jednocześnie spragniona więcej. Gdy nasze
oczy się spotykają, jego wzrok przepełniają szaleństwo i żądza.
Ledwo utrzymuje w ryzach odbijające się w jego błękitnym
spojrzeniu pragnienie pochłonięcia mnie.
– To przyjemne uczucie – wzdycham. I pragnę go. Tak często
rozkosz była na mnie wymuszana. Nienawidziłam tego, i ich, ale nie
tego, co dzieje się teraz. Pragnę każdej chwili, którą Vas może mi
dać.
– Zawsze sprawię, że będzie ci dobrze – przyrzeka, wygląda na
zaciętego i zdeterminowanego.
Ośmielona odsuwam się i ściągam mu bokserki. Gwałtowny
wdech, który bierze, trochę mnie niepokoi – zastanawiam się, czy
ma na to ochotę. Lecz jego komplementy odnośnie do tego, jaka
jestem idealna, sprawiają, że strach mnie opuszcza.
– Jesteś taki duży – mruczę.
Vas się śmieje.
– To najlepszy sposób, żeby facet się dobrze poczuł.
Nie mogę się powstrzymać od uśmiechu.
– Lubisz być taki duży? Nie boisz się, że zrobisz mi krzywdę?
Stanowczo chwyta mnie za podbródek i przyciąga do swoich ust.
Nasze wargi niemal się dotykają.
– Nigdy. Cię. Nie. Skrzywdzę.
Przez cały czas czułam się tak, jakbym to ja była tą silniejszą, bo
byłam na górze. Ale teraz – dzięki temu pocałunkowi– czuję, że to
on sprawuje kontrolę. I podoba mi się to. Z radością stwierdzam, że
mu ufam i wiem, że zaopiekuje się mną bez względu na wszystko
i nigdy nie wyrządzi mi krzywdy, jak Molokh czy Artur.
Moje jedwabiste ciało prześlizguje się po jego erekcji. Skóra Vasa
jest gładka, gorąca i twarda i tak cudownie przylega do miękkich
części mnie. Lubię się z nim pieścić. Gdy opuszczam biodra niżej,
Vas ociera się o tę część ciała, która sprawia mi największą rozkosz.
Jęki i pomruki, które wydaje podczas pocałunku, powinny mnie
zawstydzić.
Lecz najwyraźniej wcale nie krępują jego. Jesteśmy razem, tu
i teraz.
Unoszę się ponownie i ujmuję jego członka w swoją dłoń. Drży.
Vas mruczy niezrozumiałe słowa, gdy przesuwam czubek jego kutasa
wzdłuż mojej śliskiej szparki. Zabiera dłoń z mojego pośladka i sięga
nią do szuflady stolika nocnego, ale gdy zaczynam się na niego
nabijać, porzuca poszukiwanie czegoś tam, by chwycić mnie za
biodro.
– Jezu, Daryo – syczy. – Ja pierdolę, zabijesz mnie.
Rozumiem, że przesadza, ale uwielbiam, kiedy wstępuje we mnie
ta nieokiełznana siła, dzięki której ktoś taki jak ja może rzucić na
kolana takiego człowieka jak Vas.
– Przywrócę cię do życia – droczę się; rozciągając moje ciało, by
mogło zmieścić jego potężnego członka. – Będę cię całować, aż
ożyjesz, mój aniele.
Kiedy osuwam się ponownie na jego twardy członek, nasze oczy
znów się spotykają. Jego wzrok płonie i wydaje się dziki. Jakby
zaborczy i zdesperowany. Mogę sobie tylko wyobrazić, że moje
spojrzenie wygląda podobnie.
Podnosi nas i pada na kolanach, pieszcząc dłońmi moje pośladki.
– Ujeżdżaj mnie, piękności. Weź tego kutasa. Jest twój.
Przytrzymuję się jego ramion i wbijam mu pięty w plecy, żeby się
przytrzymać. Pozwalam, by kontrolę przejął ten sam zmysłowy rytm,
który kiedyś skłonił mnie do tańca w świetle księżyca. Moje ciało
porusza się razem z jego ciałem, kołyszemy się i wibrujemy. Kręcę
biodrami i czuję, jak ściany mojego wnętrza zaciskają się. Wszystko
po to, by żyć tą chwilą i chłonąć każdą wspólnie spędzoną sekundę.
Jego dłoń wsuwa się pomiędzy moje uda. Odnajduje pączek,
w którym spotykają się wszystkie zakończenia nerwowe, i zaczyna
zręcznie masować. Jakby od zawsze znał tę część mojego ciała
i dokładnie wiedział, jak działa. Krzyczę, odrzucając głowę do tyłu,
i zaciskam cipkę pod wpływem rozkoszy. Mam wrażenie, że
doprowadziłam Vasa do zupełnej utraty kontroli. Wsuwa się we mnie
od spodu, a jego palec między moimi udami pracuje coraz szybciej
i mocniej. Zalewa mnie rozszalała przyjemność. Zbyt intensywna,
tak że już nad nią nie panuję.
– Pomocy – wykrztuszam. Nie wiem, w czym potrzebuję pomocy,
ale wiem, że Vas będzie tym, który przyjdzie mi na ratunek.
Szczypie moją łechtaczkę, po czym zalewa mnie kolejna fala
rozkosz. Z moich ust wydobywa się krzyk, ale w przeciwieństwie do
tych wszystkich wcześniejszych jest to krzyk dziękczynny. Moje ciało
drży i pręży się, a ja niemal omdlewam w jego ramionach.
– Jeszcze nie koniec, słodka Daryo – warczy, przewracając nas na
łóżko. Wlepia we mnie swoje dzikie oczy i zagłębia się w moim
wnętrzu, jakby chciał mnie rozdzielić na pół, szukając mojego serca.
Pragnę, by je znalazł. Ono należy do niego.
– Spójrz, jaka jesteś cholernie doskonała. – Obejmuje dłonią moją
twarz. Ociera się o wrażliwe, pulsujące wnętrze i wypełnia mnie.
Przed oczami widzę gwiazdy, gdy kolejny orgazm eksploduje we
mnie. Tym razem pociągam Vasa za sobą, w otchłań zatracenia.
Spadamy razem.
Zalewa mnie ciepło, które pali od środka. Przywieram do
spoconego ciała Vasa, rozpaczliwie pragnąc go do siebie przytulić.
Zamiast się oderwać, on przysuwa się do mnie, zanurza najpierw
usta w moich włosach, by po chwili zacząć całować moje gardło.
Obsypuje mnie pocałunkami, a jego kutas wciąż we mnie drży.
Oznaki jego rozkoszy wyciekają z mojego ciała, rozlewając się na
łóżko. Powinnam czuć się zawstydzona, ale podoba mi się to. Chcę,
żeby robił to częściej – żeby wypełnił mnie każdą cząstką siebie, aż
staniemy się jednością.
– Zabijesz mnie – szepcze, ale w jego głosie słychać radość.
– Dlaczego w takim razie tak się cieszysz z tego powodu? –
drażnię się z nim.
Śmieje się, łaskocząc mnie swoim gorącym oddechem.
– Bo to byłby najsłodszy sposób na opuszczenie tego świata.
Uśmiecham się i wodzę paznokciami po jego spoconym ciele.
– Przynajmniej opuścimy go razem.
Unosi się lekko i zwraca ku mnie swoją przystojną, radosną twarz.
– Czyżbyśmy oboje umarli?
Wydaję z siebie urwane westchnienie:
– Czuję się martwa. Szczęśliwa, ale martwa.
Na jego twarzy gości uroczy, chłopięcy uśmiech.
– Może powinienem przywrócić cię do świata żywych. – Jego
członek znów się we mnie porusza i twardnieje.
– Może tak.
Ledwie te słowa opuszczają moje usta, Vas znów zaczyna mnie
całować.
Dorastając, zawsze zastanawiałam się, jak to jest być w niebie.
Teraz już wiem: jest właśnie tak. Mam nawet własnego anioła.
Rozdział 14
Vas
Wiciokrzew i wanilia. Czuję na sobie jej zapach i nigdy nie chcę się
go pozbyć. Darya jest dla mnie wszystkim, a nawet więcej. W głowie
kołacze się myśl, że zrobiliśmy to za wcześnie. Powinienem był dać
jej więcej czasu, ale to spojrzenie w jej oczach, rozpaczliwy dotyk…
Potrzebowała tego tak samo jak ja. W całym moim ciele jeszcze czuję
echo wspólnie spędzonych chwil. Cholera, zamieniam się
w pieprzoną, ckliwą pierdołę, ale chyba nigdy wcześniej nie czułem
się tak szczęśliwy.
Wchodząc do sali treningowej, staram się wyglądać normalnie.
Mam nadzieję, że Alyona nie zauważy, jak bardzo się spóźniłem, ale
to trochę tak, jakbym oczekiwał, że dzieci stojące pośrodku sklepu ze
słodyczami nie zauważą cukierków.
Gdy tylko wślizguję się do środka i zajmuję miejsce, jej wzrok pada
na mnie natychmiast. Darya zasnęła, a ja nie miałem serca jej
budzić. Musi dać wypocząć temu swojemu słodkiemu ciału, które
będę mógł później ponownie zmęczyć. Jeden z ludzi Rodiona
i Zahkara jej pilnuje, żebym przez chwilę nie musiał się o nią
martwić. Zostawiłem Daryi wiadomość, żeby do mnie zadzwoniła,
gdy będzie gotowa do nas dołączyć, i mam nadzieję, że stanie się to
wcześniej niż później. Już mnie drażni brak jej obecności. Mam
przejebane, ta dziewczyna uzależniła mnie od siebie. Co gorsza, ja
wcale nie chcę się od niej uwalniać, tylko połknąć ten haczyk
w całości.
Nigdy nie czułem większej ulgi niż wtedy, kiedy powiedziała, że
Yuri – jej pieprzony ojciec – nigdy jej nie zgwałcił, bo mu nie stawał.
Jest sadystycznym i do tego zboczonym chujem. Trudno uwierzyć, że
Darya jeszcze żyje, biorąc pod uwagę jej wiedzę na temat problemów
Yuriego z erekcją. Z całą pewnością nie pozwoliłby, żeby ta
informacja się rozniosła, a Darya żyje tylko dlatego, że jest jego
córką i przypominała mu jego byłą żonę, której imieniem nazywał
Daryę.
– Ach, która to godzina, Romeo? – drwi Alyona, wyraźnie
zauważając moje spóźnienie, i unosi wypielęgnowaną brew, a kiedy
Rodion przestaje zadawać jej ciosy, które nijak miały się do tych, na
które rzeczywiście go stać, dziewczyna stuka palcem w nadgarstek,
jakby miała tam zegarek, i zaciska usta, cmokając z dezaprobatą.
– Skoro starcza ci sił, żeby pyskować, to znaczy, że Rodion nie
zmęczył cię wystarczająco – stwierdzam.
– Ależ zmęczył mnie okropnie. – Puszcza mi żartobliwe oczko, co
jeszcze bardziej mnie wkurza.
– Wyluzuj – odzywa się Zahkar, podchodząc do mnie z boku. – Nie
zaliczył jej.
– A ty skąd wiesz? – warczę.
Uśmiecha się w odpowiedzi.
– Bo ja też jej nie przeleciałem.
Wzruszające.
Ci dwaj pieprzą się tylko razem. Trochę to dziwne, ale to
wyłącznie ich sprawa. Kocham ich jak braci, więc wiem, że skoro
poprosiłem ich, aby nie dotykali jej w ten sposób, to tego nie zrobią.
– Podaj mi trochę wody – sapie Alyona, podchodząc do nas
teatralnym krokiem.
– Nie wyglądasz, jakby lał się z ciebie pot – zauważam.
Otwiera usta, po czym wykonuje aktorski gest – kładzie ręce na
biodrach i wygląda, jakby była obrażona.
– Jestem damą. Nigdy nie leje się ze mnie pot.
Prycham pod nosem, a ona mruży oczy.
– Vas, co byś powiedział na to, żeby trochę dzisiaj odreagować? –
pyta Rodion, dołączając do nas.
– Co masz na myśli?
Nie będę znowu brał tych pieprzonych prochów. Muszę zachować
jasny umysł, Alyona także. Potrzebuje odpoczynku i treningu, dzięki
któremu będzie skrajnie wyczerpana, a nie melanżu i relaksu, jakby
to był jakiś pieprzony pobyt w spa.
– Dziś wieczorem mamy tu kilka walk. Jeden z zawodników
reprezentujący inny klub chce sobie zbudować renomę. Byłoby miło
zobaczyć, jak przegrywa na naszym terenie. – Rodion gładzi dłonią
skórę głowy i mruga do mnie.
– To z nim walcz. – Śmieję się.
Rodion to śmiertelnie niebezpieczny zawodnik. A jeśli dodać do
niego jego brata… stanowią duet nie do zatrzymania.
Zahkar oblizuje wargi.
– To raczej kiepski pomysł. – Wzrusza ramionami, po czym
rozsiada się w fotelu, a jego designerskie spodnie napinają się
w kroku, przyciągając uwagę zarówno Alyony, jak i jego własnego
brata.
Chryste.
– Chciałabym zobaczyć, jak walczysz. – Alyona odrywa wzrok od
Zahkara, niemal podskakując z radości.
– Byłoby dobrze pokazać uczniowi, na co stać mistrza – dodaje
Rodion, wzruszając ramionami.
Podnoszę się i wskazuję na Alyonę.
– Dobrze, ale to będzie ostatnia noc, kiedy będziesz mogła przyjść
do klubu na imprezę. Chcę mieć twoje słowo, że się w końcu skupisz
i poświęcisz treningowi. W czasie Igrzysk na szali będzie leżało
twoje życie.
Przewraca oczami, po czym patrzy na swoje paznokcie i kiwa
głową, mrucząc pod nosem:
– Niech będzie.
Przysuwam się bliżej, żeby widziała, jak bardzo poważnie do tego
podchodzę.
– Alyono, musisz to, kurwa, zrozumieć. Tam przyjdą nie tylko
ludzie, którzy będą chcieli cię zabić, lecz również o wiele gorsze
kanalie pragnące rozebrać na części pierwsze taką ślicznotkę jak ty;
obejrzą cię od środka. Te sadystyczne fiuty będą cię gwałcić, aż
wyzioniesz ducha. Czy ty to w ogóle pojmujesz?
W jej oczach pojawiają się łzy, co sprawia, że czuję się jak ostatnia
pizda. Nie mam zamiaru jej denerwować, tylko chcę ją, kurwa,
uświadomić, z czym tak naprawdę się zmierzy.
– Dianie udało się wyjść z tego cało dzięki twojemu treningowi –
odpowiada z przekonaniem.
– Diana nie musiała nic udowadniać – chrząkam – bo ciężko
zapierdalała, żeby się przygotować.
– Ja też będę – prycha, przecierając oczy ze złości. – Nie skreślaj
mnie tak szybko. Jestem w stanie udźwignąć ten ciężar.
Rodion zarzuca rękę na jej barki i całuje ją w głowę.
– On przecież wie, że jesteś w stanie, bo inaczej nigdy by cię tu nie
ściągnął.
Zahkar wstaje i klepie mnie po plecach.
– Proponuję, żebyśmy dali jej dzisiaj przedsmak. Zgłośmy ją do
walki z jakimś świeżakiem i zobaczmy, jak sobie poradzi – namawia
nas głębokim i jednocześnie miękkim głosem, jakby próbował
zahipnotyzować wszystkich tu obecnych.
– Przygotujcie, co trzeba, a ja obstawiam, że wygra – odpowiadam.
Warto stracić pieniądze, by dodać jej otuchy.
Napiętą atmosferę przerywa dzwonek mojej komórki. Zostawiam
ich i ruszam po Daryę, która właśnie wstała.
Rozdział 15
Darya
Gapię się. Gapię się na niego przez cały czas i nie mogę przestać.
Pomyśli, że jestem chora psychicznie, jeśli nie odwrócę od niego
wzroku.
Przestań, Daryo.
Para wypełnia niewielkie pomieszczenie, choć z prysznica nawet
nie leci woda. Jestem przekonana, że źródłem temperatury jest
pozbawione koszulki ciało Vasa. Gdy zdejmuje spodnie i zostaje
w samych obcisłych bokserkach, zaczynają mi mięknąć kolana.
Przypomina mi się dzisiejszy poranek. Kochaliśmy się dwa razy.
Było idealnie, wręcz niebiańsko. Całe doświadczenie było
niepodobne do niczego, co robiłam wcześniej. Te chwile należały
tylko do nas. Byliśmy sobie równi, a ja nigdy nie czułam się do tego
stopnia nasycona.
– Jesteś głodna? – pyta Vas, a ja się rumienię.
Tak, o rany, on widzi, że mam głód wypisany na twarzy, mimo że
przed chwilą nakarmił mnie rozkoszą.
– Nie – odpowiadam nieco zbyt wysokim głosem, po czym szybko
dodaję: – Eee, może trochę. – Przygryzam wargę. Czy to normalne,
że czuję tak silną potrzebę bycia z kimś?
– Jeśli chcesz, możemy coś zjeść przed wyjściem do klubu –
proponuje, pochylając się, by zakręcić kran przy umywalce; nawet
nie zdawałam sobie sprawy, że ciągle płynie z niego woda.
Nie mogę uwierzyć, że pomyślał akurat o tym, że mogę być
głodna.
Zanurza maszynkę do golenia w wodzie i zaczyna się golić, a jego
oczy śledzą moje odbicie w lustrze. Czy to ma być seksowne? Bo jest.
I to jak.
– Daryo? Wszystko w porządku? – Marszczy brwi i przestaje
przesuwać maszynką po zaroście. Troska wypisana na jego
przystojnej twarzy sprawia, że serce bije mi szybciej. Tak bardzo
martwił się, że może mi wyrządzić krzywdę, jednak nic, co zrobił,
mnie nie zraniło. Może trochę bolało, ale niektóre rodzaje bólu są
rozkoszne i pożądane. Zwłaszcza gdy osoba, która go zadaje, robi to
tak, że wręcz zaczyna się o niego błagać.
– Tak, nic mi nie jest. Idę pod prysznic. – Może to schłodzi moje
rozpalone ciało.
Ściągam przez głowę włożoną wcześniej koszulkę i rzucam ją na
podłogę, po czym wchodzę pod prysznic i odkręcam kurek z zimną
wodą. Gdy lodowaty strumień spływa na moje ciało, z ust wyrywa mi
się syknięcie. Nagle drzwi kabiny się otwierają, a ja przez lejącą się
wodę dostrzegam stojącego przede mną nagiego Vasa.
– Nie możesz tak kusić mężczyzny, skarbie. – Oddycha ciężko, a w
jego spojrzeniu dostrzegam taki sam głód, jaki trawi mnie. – Zaproś
mnie do środka, Daryo… – prawie błaga.
Bez wahania wyciągam do niego rękę, tak że nawet nie kończy
zdania. Przyciągam jego usta do swoich i pochłaniamy się nawzajem;
moje dłonie suną po każdej z twardych wypukłości jego ciała. Mam
wrażenie, że zaraz wybuchnę, jeśli wkrótce nie poczuję go w sobie.
Nasze języki toczą pojedynek, przygryzamy się zębami,
rozchylamy wargi spragnieni czegoś więcej.
Dłońmi obejmuje mój tyłek, unosi mnie i opiera o ścianę, a jego
potężne ciało przygważdża moje, znacznie drobniejsze. Niezgrabnie
oplatam go rękami, co sprawia, że moje sutki ocierają się o jego
klatkę piersiową. Obejmuję go nogami w pasie i pragnę tylko stopić
się jeszcze bardziej z jego ciałem, mimo że już znajdujemy się tak
blisko siebie, że praktycznie stajemy się jednością. Jego członek
pulsuje przy moim wejściu, ocierając się o moją gorącą cipkę przed
tym, jak wtargnie do jej wnętrza.
Nie wytrzymam, zaraz dostanę ataku serca, moja klatka piersiowa
porusza się tak szybko z powodu przepływającego przeze mnie
pragnienia, by mnie pochłonął.
Nieokrzesana i pełna magii energia rozchodzi się po całym moim
ciele, kiedy Vas delikatnymi ruchami bioder napiera na moje gorące
wnętrze.
Zbliżając dłoń do mojej twarzy, odgarnia mi z oczu mokre włosy
i wpatruje się we mnie tak intensywnie, że ściska mi się gardło. Tak
smakuje życie. Tego właśnie doświadcza człowiek, który pragnie być
pożądany przez drugą osobę. Kiwam głową, dając mu przyzwolenie,
którego najwyraźniej szuka, i chcę, by łzy szczęścia płynące po
moich policzkach zmieszały się z kroplami wody padającymi na
nasze nagie ciała.
Jego dłonie wędrują wzdłuż mojego ciała, unosząc mnie delikatnie
trochę wyżej, aż w końcu docierają do moich bioder. Główka jego
członka wciska się powoli do środka, rozciągając mnie, aż w końcu
udaje mu się wejść we mnie na całą długość i spleść nasze ciała.
Z moich ust wydobywa się jęk, a woda, która mnie obmywa, wydaje
mi się bardziej święcona niż ta, która była w klasztorze.
Bóg stworzył nas, byśmy mogli odczuwać rozkosz. By kochać
i pożądać, więc oddawanie się temu nie może być złe, prawda?
W przeciwnym razie byłoby to okrutne. Mój Bóg nie jest okrutny.
Jestem tego pewna.
Vas cudownie drażni i ściska palcami moje sutki, a następnie
zasysa swoimi gorącymi ustami jeden z nich i przesuwa po nim
językiem. W tym samym czasie moje biodra zaczynają powoli
przesuwać się w górę i w dół po jego nabrzmiałej męskości; nauczył
mnie tego dzisiejszego poranka.
Po moim brzuchu rozlewają się wibracje, które wkrótce opanowują
całe ciało i wywołują gorące dreszcze. Każda komórka mojego ciała
jest świadoma tego, że on jest we mnie, dotyka i pieści mnie.
– Pragnę żyć w tobie, aniele – jęczy Vas, po czym najpierw ściąga
mnie z siebie, a następnie opuszcza tak, abym mogła stanąć na
nogach.
– Odwróć się – szepcze, obsypując pocałunkami mój podbródek
i wsuwając opuszki palców pomiędzy moje wargi sromowe, masując
wieńczący je pączek.
Posłusznie obracam się i robię szybki wdech, gdy on ustawia mnie
tak, że piersiami opieram się o szklaną ścianę prysznica.
Każe mi rozsunąć nogi, a następnie chwyta za moje biodra
i ustawia je tak, że przylegam pośladkami do niego, po czym wsuwa
się z powrotem do mojego gorącego i wilgotnego wnętrza,
wyzwalając kolejne jęki rozkoszy.
Wilgotna skóra ociera się o wilgotną skórę, kiedy wchodzi we
mnie. Jego plecy pokrywają moje, gdy przesuwa dłońmi po moich
nadgarstkach, które następnie unosi nad moją głową, splatając swoje
palce z moimi i spajając nas ze sobą.
Z każdym uderzeniem bioder jego ruchy są coraz głębsze,
silniejsze i bardziej zdecydowane. Daję mu wszystko, co posiadam,
i właśnie wtedy, gdy myślę, że już dłużej nie wytrzymam, on puszcza
jedną z moich dłoni i oplata mnie ręką w talii. Sunie nią w dół
i pieści mój wzgórek, po czym rozdziela obrzmiałe wargi, odsłaniając
moją kobiecość. Pociąga nas do tyłu, tak że teraz to on, z członkiem
wciąż tkwiącym we mnie, opiera się o ścianę, a ja jestem przyciśnięta
plecami do jego klatki piersiowej. Vas sięga po głowicę prysznica
i zbliża ją do mojej odsłoniętej, wrażliwej łechtaczki. Kiedy trafia we
mnie strumień wody, miękną mi kolana, a moje żyły opanowuje
obezwładniające pulsowanie.
Jego biodra wciąż napierają na mnie. Skóra uderza o skórę.
Towarzyszą nam ciężkie oddechy i przepełnione rozkoszą jęki,
a krople wody dzwonią na moim nagim ciele niczym
najcudowniejsza ścieżka dźwiękowa. Vas miłośnie wielbi moje ciało
z każdym pchnięciem swojej męskości.
Kabinę prysznicową wypełnia czysta ekstaza, która jednocześnie
eksploduje w moim ciele, rozpalając każde zakończenie nerwowe
i sprawiając, że podkurczam palce u nóg i zamykam oczy. Vas
wtłacza we mnie swoje gorące nasienie, po czym rozluźnia się,
mięknie i przygryza delikatnie moje ramię. Dyszymy w tym samym
rytmie.
Nigdy nie będę miała go dość.
***
Vas
Słychać dudnienie muzyki. Grają Back in Black AC/DC. Tłum szaleje,
a ja z całej siły zaciskam zęby i rzucam Rodionowi wrogie spojrzenie.
Pieprzony Aleksander Mogiła. Od dnia, w którym go poznałem,
a było to rok temu w tym właśnie klubie, uwiera mnie jak drzazga
w dupie. Często walczy w Moskwie. Stosuje podstępną i okrutną
technikę, by rozłożyć przeciwników na łopatki. Chodzą słuchy, że
w ciele ma chirurgicznie wszczepione metalowe płytki, by móc być
jeszcze bardziej brutalnym, niż jest. Podobnie jak Czacha – o nim też
można usłyszeć podobne historie; mam się z nim zmierzyć w walce,
dzięki której spłacę mój dług u kuzynów.
Ja pierdolę, przecież Aleksander zabije Alyonę.
Kurwa.
Rodion i Zahkar patrzą na mnie, obaj kręcą głowami. To nie oni
stoją za takim zestawieniem zawodników. Ktokolwiek miał z nią
walczyć, z pewnością nie miał być to on. Ich spojrzenia jarzą się
wściekłością.
– Wygląda na to, że Aleksander jednak się pojawił – stwierdza
głośno Vlad, siadając na swoim miejscu i zachęcając Daryę, by
usiadła obok niego.
– To twoja sprawka? – pytam gniewnie.
Kieruje na mnie wzrok; jego bursztynowe oczy przeszywają na
wskroś.
– Ona musi zwyciężyć, Vas. Ma wygrać Igrzyska.
– Nie trenujemy jej w ten sposób – warczę. – On ją zabije.
Darya unosi głowę i przekręca ją w moją stronę; w jej spojrzeniu
migocze przerażenie.
– N-nie.
– Nie martw się, postaram się coś z tym zrobić. Zostań tu –
nakazuję jej, po czym zaczynam przedzierać się przez tłum.
Aleksander, w porównaniu z Alyoną, jest prawdziwym olbrzymem,
mierzącym ponad dwa metry. Jest szczupły, ale silny. Jego skóra
kolorem przypomina węgiel. Posiada najbardziej niebieskie oczy na
świecie. Jest niczym pyton – zawsze gotowy do ataku. Dla większości
mężczyzn jest skurwielem nie do pokonania. Alyona nie ma cienia
szansy. Przechodzę obok grupki ludzi i dostrzegam ją: stoi i czeka
tuż za bramką; uśmiecha się, bo flirtuje z nią jakiś facet.
Jest taka kurewsko niewinna i nieprzygotowana. Ja pierdolę.
– Alyona! – wrzeszczę; mój głos jest ostry i wręcz zabójczy.
Dziewczyna otwiera szeroko oczy, gdy podchodzę do niej.
Chwytam ją za ramiona i potrząsam nią.
– Słuchaj mnie, i to uważnie. – Wskazuję na klatkę, gdzie po ringu
przechadza się onyksowy potwór i sprawia, że tłum szaleje. Zaczyna
mnie mdlić. – Najlepiej będzie, jeśli pozwolisz, by załatwił cię
jednym celnym ciosem.
Prycha w odpowiedzi.
– Co? Chyba nie mówisz poważnie. Ćwiczę od miesięcy. Dzisiaj
szczególnie dobrze się przygotowałam. Rodion mówi, że jestem
zaskakująco dobra.
– Przygotowana na walkę z dziewczyną – kwituję. – Ale nie na
starcie oko w oko z tym monstrum. Do kurwy nędzy, ja sam
musiałbym się nieźle napracować, żeby rozłożyć tego skurwiela na
łopatki.
W jej oczach czai się strach.
– Ale wy jesteście dziecinni. Tylko dlatego, że jestem
dziewczyną…
– Taka jest prawda. – Zgrzytam zębami. – To nie miała być
seksistowska uwaga.
Błądzi wzrokiem pomiędzy mną a ringiem. Przygryza wargę, a jej
dłonie zaczynają się trząść.
– Boję się.
– Wiem – mówię, marszcząc czoło. – Przykro mi. Musisz zostawić
swój strach poza ringiem. Najlepiej unikaj ciosu w podbródek, bo
stracisz zęby. Jesteś od niego dużo niższa, więc chociaż to działa na
twoją korzyść. Niech ci przyłoży prawym sierpowym. – Przebiegam
palcami po włosach i kładę dłoń na karku, starając się pozbyć
napięcia. – Ciosy będą wyjątkowo brutalne. Jakby, kurwa, był
zrobiony ze stali. Padnij i nie waż się podnosić. Sparing z kimś, kto
zabija jednym potężnym ciosem, nie pomoże ci wygrać Igrzysk.
Właściwie to żaden trening, tylko jakiś absurd.
– Czyli to nie wy wystawiliście go do walki ze mną? – pyta, szybko
dodając dwa do dwóch.
Kręcę głową.
– Vlad. – Alyona zaciska usta, szukając go w tłumie. Kiedy wraca
spojrzeniem do mnie, w jej oczach płonie ogień. – Będę równie
dobra, jak Diana. Wygram te Igrzyska, Vas. – Stuka palcem w moją
klatkę piersiową. – Chcę żyć.
W tym momencie, jak na zawołanie, DJ puszcza piosenkę
powitalną dla Alyony. Jest dziewczęca i radosna, zupełnie odmienna
od tych, przy których zazwyczaj walczy się na ringu. Tłum się śmieje,
a ja mam ochotę zabić ich wszystkich. Mają czelność kpić z Alyony?
Mam ochotę rzucić się na DJ-a, ale uprzedza mnie Zahkar, który
przedziera się przez tłum niczym mroczny cień z piekła rodem, za
wszelką cenę gotowy wypełnić swoją misję. Chwyta faceta za gardło
i rzuca go na konsolę. Nie słyszę, co mówi, ale DJ jest przerażony jak
skurwysyn.
Alyona otwiera drzwi klatki i wkracza do środka niczym mała
królewna, którą z wyglądu przypomina. Blond włosy ma związane
w grzeczny kucyk. Zdejmuje koszulkę, co wywołuje gwizdy i okrzyki
publiczności. Jej piersi spoczywają w jaskraworóżowym, sportowym
staniku, a spodenki ledwo zakrywają tyłek. Szczupła figura pozwala
jej na zwinne, dobrze przemyślane ruchy. Na udach, łydkach
i bicepsach pojawiły się mięśnie, których nie było jeszcze kilka
miesięcy temu.
Nagle piosenka się zmienia, a z głośników zaczyna płynąć
hardrockowy utwór. Alyona rozluźnia napięte ramiona. Skinąwszy
głową Daryi, wbija wzrok w swojego rywala.
Zahkar podchodzi do klatki z prawej strony i mówi coś do Alyony,
a jego brązowe palce zaciskają się na metalu. Dziewczyna przytakuje,
a następnie przechodzi na lewą stronę, by posłuchać Rodiona.
Znowu kiwa głową. On też trzyma się klatki, naśladując swojego
brata. Ja stoję po południowej stronie; moje knykcie bieleją, gdy
wykrzykuję słowa zachęty.
Aleksander odnajduje moje spojrzenie i uśmiecha się. Jego
masywna głowa wolno zatacza kręgi, kiedy porusza karkiem. Nawet
nie przejmuje się młodą Woskobojnikówną – jest dla niego czymś,
czym można się pobawić i dzięki czemu można łatwo zarobić
pieniądze.
Gong rozbrzmiewa, o wiele za wcześnie, więc Alyona zakłada
ochraniacz na zęby. Ten skurwiel znajdujący się w klatce rechocze na
jej widok, co nieczęsto zdarza się na ringu. Alyona podskakuje
miękko, jej blond kucyk kołysze się, a on krąży wokół niej, lustrując
ją wzrokiem. Mówiłem, żeby splotła włosy w warkocz i upięła go
w kok, żeby nie można było za nie szarpać, ale oczywiście nie
posłuchała, bo bardziej zależy jej na tym, żeby ładnie wyglądać.
Tłum skanduje i szaleje. Te skurwysyny pragną krwi. Normalnie też
byłbym podekscytowany i pobudzony. Ale nie teraz. Przecież to nie
fair. Niech szlag trafi Vlada.
Ten, zamiast wyglądać na zadowolonego z siebie, marszczy brwi.
Widzę, jak Darya coś do niego mówi. Mam nadzieję, że pójdzie mu
w pięty jak cholera. Ta dziewczyna potrafi sprawić, że źli ludzie
zaczynają czuć się źle, bo pokazuje im, jacy naprawdę są.
Aleksander zamachuje się, ale Alyona robi unik. Świetna robota,
mała. Może jeszcze nie radzi sobie równie dobrze w ofensywie, ale
ciężko pracowaliśmy nad obroną. Ważne, aby jak najdłużej
utrzymała się na nogach, bo wtedy będzie mogła nauczyć się
wyprowadzać własne zabójcze ciosy.
Jej przeciwnik wykonuje kolejny zamach, a ona odskakuje do tyłu,
ledwie unikając uderzenia masywnymi knykciami w szczękę. Jego
wzrok pada na lewą stronę. Kurwa. Nie mam nawet czasu, by
krzyknąć. Olbrzym już unosi nogę w górę, uderzając golenią w jej
lewy bok. Nie tak brutalnie jak zwykle. Ten dupek celowo się
powstrzymuje, bo chce się z nią zabawić. Alyona odruchowo się cofa
i przykłada rękę do żeber. Przez chwilę potyka się przerażona,
a Aleksander szczerzy do niej zęby w wilczym uśmiechu.
Rodion ryczy jak zwierzę, które nie może wyrwać się z klatki lub –
w tym przypadku – które chce znaleźć się w jej środku. Kurczowo
trzyma się żelaznego ogrodzenia. Nigdy nie widziałem go tak
wkurwionego. Zahkar z kolei mówi coś do Alyony, i to działa, bo
dziewczyna otrząsa się i znów podejmuje śmiertelny taniec ze swoim
przeciwnikiem. Kiedy on rzuca się na nią, ona unosi nogę, uderzając
rękami w jego jaja, co skutkuje jego pełnym bólu rykiem. Zanim
dziewczyna ma szansę się wycofać, Aleksander łapie ją za udo
i przewraca na matę; leży na plecach, zupełnie bezbronna. Walka,
zamiast przypominać krwawą jatkę, czego wszyscy się spodziewają,
przypomina zabawę w kotka i myszkę. Olbrzym zadaje serię krótkich
kopnięć w jej prawe udo. Jej jęki świadczą o tym, że boli ją jak
cholera.
Nie poddaje się jednak i nie oddala od niego, lecz turla się
w stronę jego nogi, łapie go za kostkę i nie wypuszczając jej z rąk,
odskakuje z impetem, co sprawia, że Aleksander ląduje na tyłku.
Kurwa.
Boże, to było sprytne, ale maksymalnie go wkurwiło.
Alyona podrywa się na nogi i udaje jej się kopnąć go w bok głowy.
Nie na tyle mocno, żeby go zranić, ale wystarczająco silnie, by zrobić
krzywdę samej sobie. Rzuca mi spojrzenie pełne zdziwienia i odsuwa
się od niego, lekko utykając.
– Nie patrz na mnie! – krzyczę, potrząsając siatką otaczającą ring.
Odwraca się dokładnie w tym momencie, w którym Aleksander
wstaje, a potem łokciem uderza ją w szczękę. Po raz kolejny – nie
z całej siły. Gdyby to zrobił, zginęłaby na miejscu. Dziewczyna
obraca się wokół własnej osi, jakby wykonywała piruet, i wpada
prosto na siatkę, której Rodion uczepił się jak pierdolona małpa.
Mężczyzna syczy coś do niej, co każe jej się szarpnąć i stanąć twarzą
w twarz z napastnikiem.
– Chcesz, żebym przerwał walkę? – krzyczy do niej, na co ona
zaprzecza ruchem głowy.
Aleksander, ledwie zmęczony, szczerzy się do niej, a ona wali go
prosto w nos. Jego oczy robią się okrągłe jak spodki, z nozdrzy tryska
krew. Łapie Alyonę za gardło i przygniata do maty. W legalnych
walkach duszenie postrzegane jest jako faul, ale to przecież nie
arena UFL6. Olbrzym rozluźnia uchwyt, bo dziewczyna jest bliska
omdlenia, po czym jeszcze raz z całej siły napiera na jej gardło.
Wykonuje wymach nogą i uderza ją mocno w brzuch. Alyona próbuje
się skulić, ale jest za późno – jej ciało nie jest wystarczająco
wytrzymałe, a on ma przewagę. Ponownie ją kopie, na co ona jęczy
z bólu. Okrąża ring, wyśmiewając się z niej i rozkładając ramiona
w kształcie litery V niczym pieprzony zwycięzca, jakby to, że
przypierdolił drobnej kobietce, czyniło z niego twardziela. Kutas.
Dziewczyna nadal jest przytomna; próbuje doczołgać się do rogu
klatki.
Podążający za nią Aleksander kopie ją w brzuch, gdy ta próbuje
dźwignąć się na kolana, podpierając rękoma. Siła tego kopnięcia jest
tak duża, że przewraca Alyonę na plecy i pozbawia ją tchu.
– Kończę to – warczy Rodion.
– Nie, jest po prostu oszołomiona. Daj jej chwilę – odpowiada
Zahkar.
Alyona podnosi się na chwiejnych nogach. Aleksander pędzi w jej
stronę, po czym wymierza jej kopniaka w skroń, sprawiając, że
dziewczyna upada na matę. Nie wstaje. Bogu dzięki, że jeszcze
oddycha.
– I oto mamy zwycięzcę – oznajmia spiker. – Aleksander Mogiła!
Otwieram bramkę i podbiegam do leżącej na ringu Alyony.
Jęczy, gdy przewracam ją na plecy. Ma posiniaczoną całą twarz.
Ten skurwiel zrobił z niej miazgę.
– Trzymasz się? – pytam, gładząc ją po spoconych blond włosach,
które wysunęły się z kucyka.
– Nic jej nie będzie – syczy stojący obok mnie Rodion. – Chcesz
pomścić naszą dziewczynę i jednocześnie wygrać dla mnie trochę
kasy?
Kurwa, pewnie, że tak.
Podnosi Alyonę i schodzi z nią z ringu. Tłum wrzeszczy jak
oszalały, a Aleksander obserwuje mnie z narożnika, popijając wodę,
gotowy do następnego pojedynku.
Zdejmuję koszulkę, a tłum zaczyna szaleć. Wiedzą, co nastąpi za
chwilę.
DJ doskonale wie, jaki utwór dla mnie puścić, i wkrótce dudniące
basy wstrząsają podłogą, która drży pod naszymi stopami. Tłum
i moi kibice szaleją – rozumieją, co ta piosenka oznacza. Zamierzam
skopać parę tyłków, a oni mnie za to kochają. Wrzaski. Ogłuszające
wrzaski. Aleksander może i jest niebezpieczny, ale to ja jestem
zabójczy.
Jestem pierdolonym Aniołem Śmierci. I przychodzę po niego.
Opuszczając na chwilę ring, znajduję moją dziewczynę i wkładam
jej przez głowę swój łańcuszek, lądujący na jej szyi.
– Przypilnuj tego, kochanie.
Darya chwyta krzyżyk w dłoń i przygryza wargę, w jej oczach
błyszczy radość.
Zsuwam z siebie spodnie, pozbywam się reszty ubrań i podchodzę
do rogu klatki, gdzie jeden z ludzi Rodiona i Zahkara obwiązuje mi
ręce taśmą. Gdy wchodzę na ring, uważnie śledzę Aleksandra
wzrokiem – w jego oczach widzę przebłysk niepokoju.
Właśnie tak, skurwielu.
Poruszam szyją w prawo i lewo, aż przeskakują mi kręgi w karku,
i wskazuję na mojego przeciwnika, szczerząc zęby.
– Gotowy, by skończyć jak mała dziewczynka? – Drażnię się z nim.
– Wiemy, że lubisz się z nimi bawić.
Mimo że również się wyszczerza, to jednak na jego twarzy maluje
się wściekłość. Przechodzę na środek ringu, podnoszę rękę i znów na
niego wskazuję.
– Mówię do ciebie, dziewuszko. Chodź do tatusia. Byłaś
niegrzeczna i teraz dostaniesz klapsa. – Zachęcam go ruchem palca,
by podszedł do mnie bliżej.
Tłum ryczy ze śmiechu. Ci ludzie jedzą mi z ręki. A kanalie
pokroju Aleksandra powinny znaleźć się pod podeszwą mojego buta.
Tak właśnie muszą się czuć członkowie najważniejszych rodzin –
potężni, ponad wszystkimi; pieprzeni zwycięzcy. Czuję się jak oni
tylko wówczas, gdy walczę w klatce, niezależnie od tego, jak teraz
brzmi moje nazwisko.
Tyle lat musiałem wszystkim udowadniać, że jestem dobry. Nie
mieliśmy grosza. Byłem synem służącej, więc w sumie nikim. Ale
kiedy dowiedziałem się, że moje pięści są zabójcze i sprawiają, że
ludzie kulą się ze strachu, nauczyłem się, jak wykorzystać tę
umiejętność.
I już nigdy nie byłem nikim.
Rozlega się gong oznaczający rozpoczęcie walki. Dalej drwię
z Aleksandra. Alyona musiała korzystać z ochraniacza na zęby, lecz
ja go nie potrzebuję, bo ten skurwysyn nie zbliży się do mojej
ślicznej buźki.
Poza tym mam ochotę się z nim podroczyć i podokuczać mu.
– Powiedziałeś mamusi, że dzisiaj się z nią spotkasz? – pytam, gdy
okrążamy ring, nie spuszczając z siebie wzroku. Zazwyczaj się nie
popisuję i nie podjudzam przeciwników, bo nie muszę tego robić, ale
ten skurwiel rozdrażnił mnie maksymalnie, dlatego rozpierdolę go
w drobny mak.
Matka Aleksandra zmarła, gdy był małym chłopcem, dlatego ten
w odpowiedzi na moje słowa warczy; emanuje z niego złowroga
energia.
– Może pomalujemy twoją trumnę na różowo. – Uśmiecham się do
niego.
Dupek szarżuje, napędzany furią. Jakie to przewidywalne. Unikam
jego ciosu, po czym popycham go. Jego własna siła i pęd działają na
jego niekorzyść, więc pada na matę twarzą w dół. Tłum skanduje,
tupie i drze się jak oszalały.
Spoglądam w górę i uśmiecham się. Wykonuję lekki ukłon
w stronę ludzi, a potem zaczynam przechadzać się po ringu,
swingując.
Bach! Bach! Bach! Bach!
Twarz Aleksandra odskakuje do przodu i do tyłu. W tę i z
powrotem.
Potyka się, ale jeszcze go nie nokautuję. Ostrożnie obchodzę ring
dookoła i znajduję miejsce, gdzie siedzi przyglądająca się walce
Alyona. Cała jest spuchnięta, zakrwawiona i posiniaczona.
– Najpierw musisz zmęczyć przeciwnika – tłumaczę jej, jakby to
był normalny dzień spędzony na sali treningowej. – Potem
zaczynasz sprawiać wrażenie, że jesteś rozkojarzony. –
Błyskawicznie się odwracam, robię silny wymach nogą i uderzam
stopą Aleksandra w skroń; olbrzym stęka i upada, pocierając obolałe
miejsce. – Kiedy on dochodzi do siebie, ty jeszcze trochę go obijasz,
Alyono. Zrozumiano?
Ona przytakuje.
– Dobrze. A teraz patrz! – krzyczę.
Atakując Aleksandra, zadaję mu nie jeden, dwa, trzy czy cztery
ciosy, lecz pięć ciosów w brzuch, a potem odwracam się. Obchodzę
go dookoła i kopię w kręgosłup, posyłając go w stronę Alyony.
Gdy facet stara się zebrać do kupy, ja kieruję wzrok w stronę,
z której słyszę głos krzyczący moje imię; rozpoznałbym go
w każdym, nawet najliczniejszym tłumie. Darya spogląda na mnie
szeroko otwartymi brązowymi oczami. Jest taka piękna.
Puszczam do niej oczko.
A potem ruszam na mojego przeciwnika.
Skupiony. Zabójczy. Przygotowany.
– Gdy już jest słaby i jedzie na oparach, wykańczasz go! Mocno.
Szybko. Śmiertelnie! – zwracam się do Alyony, starając się
przekrzyczeć ryczący tłum. – Celuj w gardło.
Aleksander potrząsa głową. Błaga mnie. Nie chce umierać. I gdyby
nie to, że widok mnie mordującego drugiego człowieka wpłynąłby
fatalnie na mój obraz w oczach Daryi, właśnie to bym zrobił –
zabiłbym go; zmiażdżyłbym mu tchawicę jednym ciosem. Ale nie
jesteśmy na Igrzyskach, podczas których panują właśnie takie
zasady. W tym miejscu obowiązują inne i jeśli chce się tu walczyć,
trzeba ich przestrzegać. Właśnie dlatego musieliśmy pozwolić
Alyonie wejść i działać. W przeciwnym razie oznaczałoby to brak
szacunku dla Rodiona i Zahkara, a także dla pieniędzy, sportu, gry.
Dlatego postępuję zgodnie z zasadami. Walki na śmierć i życie
organizuje się dla elity – nie tutaj.
Bach! Bach! Bach! Bach! Bach! Bach!
Zadaję mu cios za ciosem. Celuję we wszystkie czułe miejsca. Nos,
oczy, uszy, usta. Słychać pęknięcia i chrupnięcia, gdy łamię kolejne
kości. Skupiam się na tych częściach ciała, które będą boleśnie się
zrastać. A potem, gdy mam już dość patrzenia na niego, obracam się,
kolanem uderzam go w nerkę i posyłam na deski.
Trzęsie się i drży, krew leje mu się z nosa.
Chociaż ledwo widzi zza spuchniętych powiek, kieruje na mnie
wzrok, zdający się mówić: „Zakończ to, proszę”.
Z przyjemnością, sukinsynu.
Wykończę go tak, jak on wykończył ją.
Mocnym kopniakiem w pierdoloną twarz.
– Oto i nasz zwycięzca. Vas! Aniooooooooł Śmieeeeeeerci!
Jednak tym razem, w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich
walk, nie czekam, by napawać się zwycięstwem.
Spadam stąd w cholerę.
***
***
Darya
Przełykam gulę żalu, która mnie dławi, dlatego że przed odjazdem
nie zdążyłam zobaczyć się z Vasem, a Vlad zaraz po walce kazał mi
się zbierać. Przecież to mój brat. Vas nie pozwoliłby mi z nim jechać,
gdyby stanowił dla mnie niebezpieczeństwo. Uśmiecham się do
Vlada i spuszczam wzrok. Bardzo chciałabym móc zapanować nad
nerwami, które przejmują nade mną kontrolę – odkąd wsiedliśmy do
samochodu, jestem okropnie zdenerwowana.
– Jak upłynął ci czas poza domem? – pyta, mając ręce złożone na
kolanach.
Zajmujemy tylne siedzenia czarnego SUV-a, którym jedziemy. Brat
siedzi sztywno i sprawia wrażenie skrępowanego.
– Przeszedł moje najśmielsze oczekiwania – wzdycham. – Już
nigdy nie chcę utracić wolności – odpowiadam, mając nadzieję, że
mnie zrozumie.
Wydaje się, że moje słowa przynoszą mu ulgę. Opuszcza ramiona
i pochyla się do przodu, ujmując moją dłoń.
– Zawsze będziesz wolna, Daryo. Jesteś bezpieczna. Obiecuję.
Wypowiada te słowa tak pewnie i z takim przekonaniem, że
odruchowo przysuwam się bliżej i przytulam do niego.
– Tak się cieszę, że mam brata – szepczę mu do ucha.
Rozluźnia mięśnie i odwzajemnia uścisk.
– A ja jestem szczęśliwy, że jestem tym bratem. – Ściska mnie
mocniej, niż się spodziewałam, a potem uwalnia mnie, śmiejąc się,
gdy zaczyna brakować mi tchu. – Przepraszam – mówi, marszcząc
czoło. – Po prostu… jesteś tak bardzo podobna do naszej matki.
– Do Very?
– Tak. – W jego oczach pojawia się ból, który jednak błyskawicznie
znika, gdy na powrót przywdziewa na twarz żelazną maskę, którą
nosi na co dzień.
– Szkoda, że nie miałam szansy jej poznać. Myślisz, że gdzieś tam
jest? – pytam z tęsknotą, po raz pierwszy myśląc, że być może mam
matkę. Nigdy wcześniej nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
– Nie rozumiem bardzo wielu rzeczy dotyczących naszej matki –
odpowiada, a ja wiem, że właśnie pokazuje mi wrażliwą część swojej
natury. – Nigdy nie byłem w stanie pojąć, dlaczego nas porzuciła;
bardzo długo jej za to nienawidziłem. Potem ty pojawiłaś się
w naszym życiu, więc musiała mieć jakiś powód, by nas opuścić, tak
mi się wydaje.
– Przeze mnie? – pytam.
– Być może. – Uśmiecha się smutno.
– Przepraszam.
– Za co? – dopytuje, marszcząc czoło.
– Za to, że wam ją odebrałam.
Panie Boże, Jezu Chryste, proszę, niech mi wybaczy.
Vlad bawi się zegarkiem oplatającym jego nadgarstek i oświadcza:
– Nigdy nie przepraszaj za to, że się urodziłaś. Jesteś dla mnie
prawdziwym darem. Dla całej naszej rodziny.
Bezwolnie ziewam i gwałtownie wciągam powietrze do płuc.
– Zmęczona? – pyta Vlad, śmiejąc się cicho.
Tak. Widok Vasa pokonującego tego człowieka na ringu był
niesamowity. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę
akceptować przemoc, ale to, co zobaczyłam, sprawiło, że serce
zaczęło mi szaleńczo bić, a podniecenie rozlało się w żyłach
podobnie jak ta tabletka, którą wcześniej dał mi Zahkar. Krew, pot,
skóra dotykająca skóry, publiczność i muzyka – to wszystko razem
było ekscytujące. Mam nadzieję, że Vas zabierze mnie tam raz
jeszcze, gdy kolacja dobiegnie końca.
– Odpłynęłaś gdzieś? – pyta Vlad.
Otwieram szeroko oczy i rozchylam usta, gdy uświadamiam sobie,
że ściskam w dłoni krzyżyk Vasa.
– Przepraszam, jestem po prostu bardzo zmęczona.
Zrzuca z siebie marynarkę i otula mnie nią.
– Śpij. Obudzę cię, gdy dotrzemy do samolotu.
Samolot? Nigdy nie leciałam samolotem. No cóż, będę się tym
martwić po krótkiej drzemce.
***
***
***
Vas
Moim jedynym towarzyszem podczas jazdy autostradą jest księżyc.
Rozpędzam samochód do prędkości, do której został stworzony.
Drogi są prawie puste, a ja mam świetny czas.
Dzwoni komórka. Na widok wyświetlającego się na pulpicie deski
rozdzielczej imienia Vlada marszczę brwi. Jest noc, więc powinien
już spać. Serce zaczyna mi łomotać, gdy do mojej głowy wkrada się
niepokojąca myśl, że z Daryą może być coś nie tak.
– Co się dzieje? – pytam na powitanie.
Z słuchawki Bluetooth płynie tylko jego drżący oddech, na którego
dźwięk moja panika się wzmacnia.
– Vlad? – warczę.
– Gdzie jesteś? – odpowiada tym samym tonem.
– Jadę do domu po tym, jak mnie zostawiłeś. – Nie mam zamiaru
ukrywać wzburzenia w głosie.
– Kiedy tylko wrócisz, od razu idź do niej. Darya miała atak paniki,
a przy tobie czuje się bezpiecznie, więc…
Czyli sprawa wygląda tak, że on chce, żeby czuła się bezpiecznie,
a to z kolei oznacza jedno: musi przełknąć swoją dumę i pozwolić mi
zająć się dziewczyną.
– Trzy godziny i jestem na miejscu. – Kończę połączenie i ściskam
mocniej kierownicę.
Ona mnie potrzebuje. Ja jej, kurwa, też.
***
***
***
Darya
Bezmyślnie bawię się luźną nitką zwisającą z marynarki, którą Vas
zarzucił mi na ramiona, gdy przyjechaliśmy. Moje życie to rzeź
i jeden wielki chaos. Nie modlę się już tak jak kiedyś. Czy to dlatego
wokół dzieją się same złe rzeczy? Wszyscy się kłócili, a ja nie chcę,
żeby komuś, kto jest mi bliski, stała się krzywda. Zahkar i Rodion są
moimi przyjaciółmi, a teraz, być może, kimś więcej? Czy Molokh
wyrządzi im krzywdę dlatego, że ich ojciec – nasz ojciec – go
zdradził? Dobry Boże, jak to wszystko możliwe? Nie miałam żadnej
rodziny, a teraz mam dwie.
Nagle drzwi się otwierają; serce podchodzi mi do gardła, ale to nie
jest lekarz. To woźny pchający wózek.
Czekamy na jakiekolwiek wieści już dwie długie godziny.
Proszę, Boże, pozwól Irinie i jej dziecku przeżyć, odmawiam po raz
setny modlitwę.
Diana przemierza w tę i we w tę szpitalny hol, podczas gdy Ven
rozmawia przyciszonym głosem ze swoimi kuzynami – z moimi
braćmi, jeśli to, co powiedziała matka Diany, jest prawdą. Mam
braci; dwóch, a nie tylko jednego. Vas ściska moją dłoń, a ja nie
mogę oderwać wzroku od Rodiona i Zahkara.
Kręci mi się w głowie, gdy próbuję sobie przypomnieć, kim
właściwie była moja matka. Bycie żoną Molokha musiało być
koszmarem. On jest prawdziwym zwierzęciem. Andru – mój
rzekomy prawdziwy ojciec – jest zdecydowanie przystojniejszym
mężczyzną i nie ma w oczach tego okrutnego błysku, który wypełnia
spojrzenie Molokha.
Jakby wiedząc, że o nich myślę, Rodion odwraca się w moją stronę.
Przygląda mi się, marszcząc czoło, po czym mówi coś do Vena. Czuję,
że od łomotu serca żebra mogą mi zaraz pęknąć. Czy zechcą mnie
jako siostrę?
– Wszystko w porządku? – pyta Vas, pochylając się, by pocałować
mnie w skroń.
– Poczuję się lepiej, gdy się dowiem, że z Iriną wszystko
w porządku. – Uśmiecham się blado.
Vas ciężko wzdycha.
– Ja też. Siedzą tam już masę czasu.
Mijają sekundy, które zamieniają się w minuty, a następnie drzwi
się otwierają.
W końcu ukazuje się w nich Vlad.
Uśmiecha się.
Bogu dzięki, że się uśmiecha.
Nigdy nie widziałam kogoś równie… szczęśliwego.
– To chłopiec – oznajmia, śmiejąc się, jakby był w szoku,
pocierając dłonią czoło i szukając mnie wśród stłoczonych na
korytarzu osób.
– Urodził nam się zdrowy chłopiec.
Chłopiec.
Diana podbiega do niego, tuż za nią podąża Vas.
– A Irina? – żąda odpowiedzi panicznie piskliwym głosem.
– Świetnie – zapewnia ją. – Obojgu nic nie będzie. Kiedy upadła,
pękło jej łożysko, czy coś. – Kręci głową. – Ale dzięki temu, że tak
szybko ją przywieźliśmy, mogli natychmiast przeprowadzić cesarskie
cięcie. Będzie zdrowa i urodzi mi więcej synów.
Vas i Diana zadają mu milion pytań na temat dziecka, a ja mogę
w końcu odetchnąć z ulgą. Do porodu zostały tylko dwa tygodnie,
więc dziecko nie przyszło na świat o wiele za wcześnie, dzięki Bogu.
Od tych wszystkich niewiadomych zaczyna mi się robić niedobrze.
Wykorzystuję chwilę nieuwagi Vlada i wymykam się za drzwi, by
zaczerpnąć świeżego powietrza.
Łzy palą mnie pod powiekami, a przez moją głowę przelatuje
milion myśli, niczym opadające liście na początku jesieni. Co się
stało, że moja mama musiała sama podołać trudom ciąży? Że mnie
porzuciła? Że nigdy nie wróciła do swoich pozostałych dzieci? Czy
Molokh kiedykolwiek pozwoli mi być wolną? Pozwoli mi być częścią
życia Vlada?
Siadam, bo czuję, że zaraz nogi odmówią mi posłuszeństwa, po
czym mocniej naciągam na ramiona marynarkę Vasa i obserwuję
świat wokół.
Wyczuwam czyjąś obecność, co powoduje, że lekko się spinam,
a potem ten ktoś siada tuż obok.
– Córka, co? – Dudniący, głęboki głos należy do Andru Wetrowa.
Nawet nie zauważyłam, że również tu przyjechał.
Moje policzki płoną jaskrawą czerwienią.
Czy się gniewa? Czy w ogóle chce mieć córkę?
– Sama nie wiem – odpowiadam mu szczerze.
Zaciska usta i przygląda mi się.
– Dzięki testom będziemy mieć pewność. Właśnie się tym
zajmujemy. – Wyciąga rękę i zakłada mi za ucho niesforny kosmyk
włosów. – Wyglądasz jak Vera. – Jego rysy miękną na chwilę, by
zaraz stwardnieć. – Ale nie widzę podobieństwa do siebie.
Jego słowa ciążą mi jak kamień na sercu. Jaka jest szansa, że
w ogóle jestem jego dzieckiem? A może odziedziczyłam wygląd tylko
po matce?
– Może mam po tobie charakter – sugeruję szeptem. – Lubisz
śpiewać?
Uśmiecha się lekko, jakby rozbawiły go moje słowa.
– Lubię muzykę – odpowiada, pocierając jedną dłonią o drugą
i dmuchając w nie, żeby się rozgrzać.
Na moich ustach rodzi się uśmiech.
– A lubisz Alenki?
– Te czekoladki? – pyta, unosząc brew.
Kiwam głową.
– A kto nie lubi? – Znów się wyszczerza, jednak nie wydaje mi się,
żeby jego uśmiech był złowrogi. Andru nie przeraża mnie w takim
stopniu jak Molokh czy nawet czasem mój brat Vlad. Przypomina mi
raczej Rodiona. Właściwie to go lubię.
– Jakiś problem? – dobiega mnie niski głos Vasa.
Wiedziałam, że nie minie dużo czasu, zanim zauważy moją
nieobecność.
Spoglądam wyżej, by zobaczyć, w jaki sposób Vas patrzy na Andru
– jego troska o mnie jest niczym dar od Boga.
– Nie wiem, Wolkow – stwierdza Andru. – Może ty mi powiesz.
Właśnie dowiedziałem się, że kobieta, którą kochałem dawno temu,
urodziła mi dziecko. Być może to gówno prawda, ale jeśli jest
inaczej, to mam pewien problem.
Wzdrygam się na jego słowa.
– Nie jestem problemem – mamroczę, sama zaskoczona
kąśliwością własnego tonu.
Vas prycha, a Andru się uśmiecha.
– Może to nie było odpowiednie słowo – przyznaje Andru. –
Jestem po prostu zaskoczony, że dowiedziałem się o kolejnym
potomku, o dziecku, które było molestowane i wychowywane bez
żadnej rodziny, którą w gruncie rzeczy ma. – Żyłka na jego szyi
pulsuje wściekle.
– Przez całe życie byłam sierotą, więc teraz, perspektywa
posiadania rodziny… – Milknę i spoglądam w dal, myśląc o Vladzie,
Rodionie i Zahkarze, po czym zwracam się z powrotem do Andru: –
Trochę mnie przytłacza.
Marszczy brwi, ale przytakuje.
– Jeśli jesteś moją córką, będę miał wiele do nadrobienia. Zawsze
zastanawiałem się, jak by to było mieć dziewczynkę.
Uśmiecham się do niego głupkowato.
– Mam nadzieję, że jestem twoją córką, Andru. Rodion i Zahkar
wyglądają na zadowolonych, a ja ich obu bardzo lubię.
Andru prostuje się i wypina lekko pierś, jakby był dumny z tego, co
powiedziałam.
– Przyspieszę badania DNA. Tak czy inaczej, dobrze będzie
wiedzieć.
– Wszystko w porządku? – pyta Vlad, wychodząc ze szpitala. Jego
uśmiech znika, gdy dostrzega siedzącego obok mnie Andru Wetrowa.
– Tak, braciszku – odpowiadam, unosząc kąciki ust.
Andru krzywi się, a ja zastanawiam się dlaczego.
– Jeśli jest moją córką, chcę, żebyś zagwarantował jej
bezpieczeństwo, by była z dala od twojego potwornego ojca. Za
wszelką cenę, Vlad – oświadcza Andru zimnym głosem, podnosząc
się. Jest tak wysoki i władczy, że świat wokół niego jakby się kurczył.
– Mój ojciec jest teraz wściekły, ale to przejdzie. – Vlad rzuca
Andru oskarżycielskie spojrzenie.
– Masz szczęście, że nie zabiłem go podczas kolacji – odgryza się
Andru. – Zawsze respektowałem hierarchię, Vlad, ale twój ojciec nie
ma już większości udziałów w Igrzyskach. Moja tolerancja dla jego
braku szacunku maleje.
Vlad tylko warczy:
– Nie mów mi o braku szacunku. Pieprzyłeś jego żonę. Czy to
przez ciebie nas zostawiła?
– Nie tylko ciebie zostawiła – stwierdza Andru, a w jego oczach na
chwilę pojawia się smutek. – W sprawie Daryi mówię poważnie. Ma
być bezpieczna.
– Jest moją siostrą, co oznacza, że właśnie jest bezpieczna – cedzi
Vlad. Najwyraźniej jest urażony tym, że Andru sugeruje coś innego.
– Może być twoją siostrą, ale może też należeć do rodziny
Wetrowów. Jeśli okaże się, że tak jest, chcę mieć twoje słowo, że
potrafisz utrzymać ojca w ryzach i że on nie wyrządzi jej krzywdy.
W przeciwnym razie będziesz miał na karku wojnę – ostrzega Andru.
Vlad nie odpowiada.
Andru jedną dłonią poprawia krawat, a drugą przeczesuje włosy.
– Dopóki nie będziemy mieli ostatecznych wyników, chcę, żeby
mieszkała ze mną w Moskwie.
– Mowy nie ma – warczy Vlad. – Nigdzie nie pojedzie.
Rozmawiają o mnie, jakby mnie tu wcale nie było. Vas jest spięty
jak naprężona struna. Błyskawicznie pojawiają się Rodion i Zahkar,
a za nimi kroczy Ven. Żaden z nich nie ma na sobie marynarki,
a rękawy koszul podwinęli do łokci, ukazując umięśnione ramiona.
Są gotowi do walki.
– Darya zostaje ze mną – wtrąca Vas stanowczym tonem. – Tylko
ze mną będzie się czuła naprawdę bezpiecznie, i to jest
najważniejsze. Chodzi o to, czego ona chce, a nie o to, co wy
ustalicie za jej plecami. – Posyła mi uśmiech i łagodne spojrzenie. –
Prawda, skarbie?
Pod wpływem czułych słów unoszę kąciki ust. Podchodzę i biorę
go za rękę.
– Chcę zostać z Vasem. Przy nim czuję się bezpiecznie.
Andru wydaje się zirytowany, zaciska usta, ale nie sprzeciwia się.
Oczy Vlada błyskają, jakby miał na końcu języka jakąś uwagę
i powstrzymywał się przed jej wypowiedzeniem. Robi krok do
przodu, prawie dotykając klatką piersiową Andru.
– Zanim wyjedziesz, chcę wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś?
– Co zrobiłem? – burczy tamten.
– Pieprzyłeś moją matkę. – Ton Vlada jest lodowaty.
Zamiast mu się odgryźć, Andru robi krok do tyłu i ponownie
przeczesuje palcami włosy.
– Nie pieprzyłem jej. Nie była dziwką, Vladimir. Ona była…
– Jaka? – odszczekuje Vlad.
– Wyjątkowa.
– W jakim sensie „była wyjątkowa”? – Vlad domaga się
odpowiedzi, a w jego głosie słychać ból.
Czuję, że coś dusi mnie w gardle. Chciałabym podejść do niego,
wesprzeć go, ale Vas ściska mnie mocniej i wiem, że nie pozwoli mi
narażać się na niebezpieczeństwo, gdy emocje są tak silne. Wydaje
mi się, że Andru nie doda nic więcej, ale wtedy przytakuje ruchem
głowy na znak tego, że rozumie, czemu Vlad chce to wiedzieć.
– Kochałem ją – przyznaje, wzdychając.
Zapada cisza, po czym Vlad syczy:
– Cóż, ja też ją kochałem. A ty mi ją odebrałeś. Odebrałeś ją nam.
Andru potrząsa głową.
– Mnie również zostawiła, Wasiliew. Być może odeszła z moją
córką.
Obaj odwracają się, by na mnie spojrzeć. Vas otacza mnie
opiekuńczo ramieniem, przyciągając do siebie.
– Przepraszam – szepczę, przepełnia mnie strach i ból. Zarówno
Vlad, jak i Andru marszczą brwi.
– Ciebie też porzuciła – przypomina mi Vlad. – Nie przepraszaj za
słabość naszej matki.
– Uważaj, co mówisz, chłopcze – rzuca Andru. – Wiesz, czyją była
żoną. Kto wie, dlaczego uciekła.
Vlad krzywi się z obrzydzeniem.
– Pamiętaj, z kim rozmawiasz, starcze. Nie jestem już chłopcem.
Atmosferę można ciąć nożem, jest tak gęsta. Vlad zajmuje
przegraną pozycję – rodzina Wetrowów jest liczniejsza
i bezwzględniejsza, a on jest w tej chwili jedynym przedstawicielem
Wasiliewów.
– Mój ojciec nie odpuści. Ktoś będzie musiał zapłacić za błędy
naszej matki – stwierdza z goryczą Vlad.
Wzdrygam się na taki dobór jego słów.
Andru zaciska zęby.
– Więc sam coś z tym zrób, skoro jesteś tak cholernie potężny
i dorosły. – Spojrzenie Andru staje się okrutne. – Chyba że chcesz,
żebym ja się tym zajął.
Ramiona Vlada napinają się.
– Nie pozwolę ci zamordować mojego ojca. Jeśli dowie się, że
w ogóle o tym myślałeś, będzie domagał się twojej głowy.
– Niech więc po nią przyjdzie. – W oczach Andru maluje się czysta
furia, a we mnie rodzi się strach. Nie chcę, by Molokh skrzywdził
kogoś przeze mnie.
Ven kładzie dłoń na ramieniu Vlada, który szarpie się
w odpowiedzi.
– Zawieramy pakt z diabłem – oznajmia Ven.
Powietrze aż trzeszczy od napięcia.
– A czyją duszę chcesz poświęcić? – pyta Vlad, wyraźnie
zaintrygowany.
– Myślę, że zaoferujemy jedyną rzecz, której będzie pragnął.
Oddamy mu udziały – wyjaśnia zwyczajnie Ven. – Trochę moich
i trochę twoich. Wiesz, że twojego ojca zawsze obchodziły jedynie
Igrzyska. Żyje tym całym syfem. Niech odpuści Andru i Daryi, a my
damy mu coś, na czym mu bardzo zależy.
– W ten sposób oddajesz więcej władzy Wasiliewom – ostrzega
męża Diana, dołączając do nas, choć powietrze jest mroźne. –
Dwóch z nich będzie miało udziały.
– Za to Darya będzie bezpieczna – przypomina Vas swojej
siostrze. – Ven ma rację. Udziały to jedyna rzecz, której Yuri będzie
pragnął bardziej niż zemsty – dodaje, jakby ją namawiał.
Diana zaciska usta, rzuca mi przepraszające spojrzenie i wzdycha.
– Vas, dlaczego jesteś skłonny oddać jakiekolwiek udziały? – pyta
Vlad, a Ven się śmieje. Jest zmęczony, ale szczery.
– W dupie mam udziały, Vlad. Nieważne, jaki będzie wynik DNA
Daryi. Wszystkich nas coś łączy, w ten czy inny sposób. Czy to przez
krew, czy przez małżeństwo, czy przez lata przyjaźni. – Uśmiecha
się, ściskając ramię Vlada. – Wszyscy straciliśmy zbyt dużo, by teraz
stracić jeszcze więcej.
– Jedna trzecia i nic więcej – zgadza się Vlad, kiwając głową. – Mój
ojciec znowu będzie miał prawo głosu, ale nie będzie głównym
udziałowcem.
Andru uśmiecha się.
– Ale kiedy on umrze, ty nim się staniesz.
Serce mi wali w szaleńczym tempie, gdy widzę stojących przede
mną mężczyzn.
– W takim razie podzielmy je na cztery części, Andru. Yuri będzie
musiał pohamować swój gniew, jeśli staniesz się naszym partnerem
w interesach – ripostuje Ven, wykrzywiając usta w uśmiechu.
– Chcesz się rozstać z takim procentem? – pyta Vlad, a w jego
tonie pobrzmiewa podejrzliwość.
– Nie obchodzi mnie, ile będę miał udziałów. Niech staruszkowie
zawiadują tym interesem. Nigdy nie chciałem mieć go na własność.
– Ven otacza ramieniem talię Diany i przyciąga ją do siebie, na co
ona odpręża się i kładzie dłoń na jego klatce piersiowej.
– Zgoda – ustępuje Vlad.
– A jeśli Darya nie jest twoją córką, Andru? – rzuca Vas. –
Odpuścisz?
– Nigdy bym jej nie skrzywdził – prycha zniesmaczonym głosem
Andru. – Ona wygląda zupełnie… – zaczyna, po czym rzuca mi
smutne spojrzenie.
Wyglądam zupełnie, jak ona. Ktoś, kogo kochał.
– Jeśli wyniki badań będą negatywne, nadal będziesz dzieckiem
Very. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by uchronić cię przed
gniewem Yuriego. Pamiętaj, że nie musisz się mnie obawiać. Nigdy.
Łzy po raz kolejny napływają mi do oczu.
– Dziękuję – udaje mi się wykrztusić.
– Tak. Dziękuję. – Vas przytakuje gestem głowy.
– Chciałabym, żebyś kiedyś mi o niej opowiedział – informuję
Andru. – Bez względu na to, czy jesteś moim ojcem, czy nie.
Zahkar mruga do mnie, a Rodion się uśmiecha. Serce mi rośnie, bo
mam nadzieję, że są moimi braćmi.
– Ja też mogę ci o niej opowiedzieć – odzywa się Vlad ostrym,
przepełnionym bólem tonem.
– Byłoby fajnie – oznajmiam z radością.
– Zatem wszystko ustalone – potwierdza Vlad. – Idę zobaczyć się
z moim nowo narodzonym synem i jego mamą. Do końca tygodnia
załatwimy, co trzeba. Do tego czasu – dodaje, patrząc na Vasa –
pilnuj, by moja siostrzyczka była bezpieczna.
– Nikt więcej jej nie tknie – przyrzeka Vas niskim głosem.
Wymieniam z nim ukradkowe spojrzenia. Jego mina mówi, że
tylko on będzie mnie dotykał, i to w sposób nie do końca niewinny.
Rumienię się, odwracając wzrok.
Rozdział 20
Vas
Jej mlecznobiałe uda oplatają mnie mocno w pasie, podczas gdy ja
wykonuję mocne pchnięcia biodrami do przodu. Skórę pokrywa nam
cienka warstwa potu, która sprawia, że jej pośladki wyślizgują się
z moich dłoni. Śmiejemy się pomiędzy pocałunkami. Podczas
treningu zawładnęło nami pożądanie.
W przerwach między sparingami Alyony zazwyczaj ćwiczyłem
z Daryą, by nauczyć ją chociaż podstawowych chwytów potrzebnych
do samoobrony, ale nigdy nie udawało nam się przebrnąć przez
trening bez rzucenia się na siebie; byliśmy rozpaleni do białości.
Otaczam ramionami plecy Daryi i odsuwam ją od ściany korytarza,
o którą się opieraliśmy, po czym wchodzę z nią do sypialni.
Przenieśliśmy się do sąsiedniego apartamentu, żeby dać choć
odrobinę prywatności zarówno sobie, jak i Alyonie. Gwałtownie
opadam pośladkami na materac, a Darya z trudem łapie oddech. Mój
kutas wciąż tkwi głęboko w jej ciasnej, gorącej cipce.
Pozostaję w pozycji siedzącej, pozwalając mojej drobnej kochance
nocy przejąć kontrolę. Jej jęki doprowadzają mnie do szaleństwa –
pragnę już zawsze słyszeć te pełne rozkoszy krzyki i czuć jej
rozgrzane wnętrze zaciskające się wokół mojego kutasa.
– Może powinniśmy być ciszej? – jęczy, ocierając się o mojego
fiuta, jakby nic innego w życiu nie robiła.
– Nie, po prostu pieprz mnie, piękna, na głos i z dumą. –
Uśmiecham się zawadiacko, a ona zaczyna się śmiać, ale ten radosny
dźwięk przerywa orgazm, przetaczający się przez jej spięte ciało.
– Vas, Vas, o tak! – krzyczy, gdy przechylam biodra pod
odpowiednim kątem, by uderzyć w ten niewielki splot nerwów,
doprowadzając ją tym do szaleństwa.
Jej piersi podskakują, kiedy zwiększa tempo w pogoni za
spełnieniem. Chwytam ją za biodra i kieruję jej ruchami, aż w końcu
wlewam swoją rozkosz do jej gorącego wnętrza. Napinam mocno
mięśnie brzucha; ostre rżnięcie, któremu oddajemy się od czasu
powrotu do Moskwy, czyli od miesiąca, sprawiło, że mój brzuch jest
jakby bardziej umięśniony.
Zarówno Vlad, jak i Andru dali Daryi więcej swobody, odkąd
otrzymali wyniki badań potwierdzające, że dziewczyna jest
dzieckiem Andru. Wydaje mi się, że było to większym szokiem dla
Rodiona i Zahkara niż dla Daryi. Dziewczyna przeżyła tak wiele
zmian w tak krótkim czasie, że poprosiła, abyśmy zostali w Moskwie
jeszcze przez jakiś czas, na co pozostali się zgodzili. Zresztą nie mieli
nic do gadania w tej sprawie.
Jej nowi bracia przyjęli ją z radością, świetnie odnajdując się
w swojej nowej roli. Uwielbiają Daryę, a ona uwielbia ich. Timofiej
też jest jej bratem, ale musiał wyjechać, by przypilnować Viki.
Pewnego dnia również z nim będzie mogła zacząć budować więź.
– Czy powinniśmy się kochać przed dzisiejszą walką? – Darya
jęczy, znajdując się blisko mojej klatki piersiowej i przylegając całą
sobą do mojego ciała, jest wyczerpana.
Mój kutas wciąż drży w jej cipce i przygotowuje się do kolejnej
rundy.
– Myślę, że tylko piłkarze nie mogą się pieprzyć przed meczami.
Siadając, przygryza dolną wargę i porusza tyłkiem.
– Czyli możemy to zrobić jeszcze raz?
Cholera, zawsze jest taka słodka.
Chwytam ją i obracam, wbijając się w jej ciepłe, spragnione ciało.
– Kurwa, jasne, że tak.
***
Darya
Całe pomieszczenie tętni muzyką.
Alkohol krążący w mojej krwi pozwala mi się rozluźnić. Wiem, że
Vas wygra walkę. To grzech, że podobają mi się przemoc i seks, ale te
dwie rzeczy doprowadzają mnie do szaleństwa z pragnienia,
potrzeby, pożądania. Ożywam, gdy widzę spoconego Vasa i jego
mocno napięte mięśnie, dzięki którym wykonuje precyzyjne ruchy.
Bijąca od niego siła jest niczym unosząca się wokół jego ciała dziwna
moc. Przypływ adrenaliny, strachu i podniecenia wywołany
perspektywą oglądania jego walki sprawia, że czuję się prawie tak
naćpana jak po narkotykach Zahkara.
– Siostrzyczko, powiedz braciszkowi, co chciałabyś dostać na
urodziny? – Zahkar wyszczerza zęby w uśmiechu, który wydaje się
przeznaczony tylko dla mnie.
Nigdy nie miałam rodziny, a gdy rozmyślałam o tym, jakby to było,
gdybym ją miała, moje wyobrażenia były dalekie od rzeczywistości,
w której tak naprawdę żyją moi bracia: Vlad, Rodion, Zahkar. Nie
mogę się doczekać, by poznać również Timofieja. Zasmuciła mnie
wiadomość, że miałam jeszcze jednego brata, który zginął
w Igrzyskach; sposób, w jaki Vlad opowiada o Viktorze, upewnia
mnie w przekonaniu, że z pewnością bym go polubiła. Rodzina
i miłość przesłaniają teraz mrok mojej przeszłości. Samotność, która
kiedyś mnie wypełniała, w tej chwili jest jedynie wspomnieniem
z poprzedniego życia. Wspomnieniem dziewczyny, której już nie
rozpoznaję. Jeszcze zanim wyniki się potwierdziły, bliźniacy
zapewnili mi dom, komfort, bezpieczeństwo, rodzeństwo.
– Chanel – odzywa się Alyona. – Cokolwiek, byle Chanel. – Patrzy
na szklankę wypełnioną wodą ogórkową i marszczy czoło,
wychylając jej zawartość.
Musi przestrzegać ścisłej diety i chodzić na treningi, więc nie
wolno jej pić alkoholu ani spędzać zbyt dużo czasu w klubie. Vas
kazał jej przyjść dziś wieczorem, żeby mogła zobaczyć, jak walczy.
Ma się od niego uczyć.
– A czy wiesz, co to Chanel, siostrzyczko? – pyta rozbawiony
Zahkar, patrząc na Alyonę.
Przez ostatnie dwa tygodnie on i Rodion urządzali mi niby--
urodziny, żeby nadrobić te, których nie mogli ze mną spędzić. Kupili
mi już biżuterię mieniącą się barwnymi kamieniami zatopionymi
w złocie i ubrania, których pewnie nie dam rady „wynosić” do końca
życia.
– Chanel to perfumy – odpowiadam z dumą. Irina używa Chanel
Numer Pięć. Kiedyś widziałam buteleczkę wśród jej rzeczy.
– Ha! – krzyczy dumnie Alyona. – Chociaż akurat w tym
kontekście chodziło mi o ubrania – dodaje, wzruszając ramionami.
– Proszę. – Zahkar podaje mi starannie zapakowane pudełko
z kokardką.
– Nie musisz mi nic kupować – tłumaczę nieśmiało. – Twoja
miłość to wszystko, czego potrzebuję.
– I masz ją – odpowiada, patrząc na mnie z troską w oczach, którą
często widuję także w spojrzeniu Vasa. – Jesteś dla nas darem
i jesteśmy nieskończenie wdzięczni, że ciebie mamy. – Siada obok
mnie i ściska mi dłoń. – A to jest to, co najbardziej lubimy robić dla
siebie nawzajem. Lubimy się popisywać. Daj nam się porozpieszczać.
Rodion dołącza do nas, lecz na jego twarzy maluje się marsowa
mina.
– Wszystko w porządku? – pytamy jednocześnie z Alyoną.
– Tak – mamrocze, jakby myślami był gdzie indziej. – Otwórz swój
prezent. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Odsuwam papier i poruszam pudełkiem – słychać lekkie
grzechotanie, coś stuka w środku. Otwieram wieczko i znajduję
w środku kluczyk.
– Kupiliście jej mercedesa? – Alyona skrzeczy mi przez ramię.
Wodzę spojrzeniem po moich braciach i Alyonie. Nie wiem, co to
jest ten „mercedes”.
– To samochód, mała – wyjaśnia cierpliwie Alyona. – Cholernie
drogi, jak znam twoich braci.
– Chcemy nauczyć cię jeździć – zdradza Rodion. W jego tonie
słychać niemal błaganie.
Wstaję i wspinając się na palce, by w ogóle móc ich dosięgnąć,
biorę ich w ramiona.
– Strasznie się cieszę. Dziękuję.
Zahkar wybucha śmiechem, który przeszywa mnie na wskroś.
– Czy powiedziałam coś zabawnego? – pytam, odsuwając się od
nich.
– Jeszcze go nie widziałaś.
Wzruszając ramionami, trzymam w ręku kluczyk.
– Sama świadomość, że chcesz mnie uczyć, jest wystarczającym
prezentem. Nie mogę się doczekać, by uczyć się od was obu.
– Proszę, proszę, kto został spuszczony ze smyczy – słyszę
znajomy głos.
W zasięgu naszego wzroku pojawia się Ivan Woskobojnikow, a moi
bracia odwracają się, by zobaczyć, kto do nas dołączył.
– To strefa prywatna – informuje go olbrzymi ochroniarz, ale
Rodion unosi rękę, pokazując, by wpuścił gościa do strefy dla VIP-
ów.
– Nie sądziłem, że Vas kiedykolwiek spuści cię z oka. – Ivan łypie
na mnie jednym okiem, omiatając nim całą moją sylwetkę
i zatrzymując go na moich piersiach.
– Jest ze swoimi braćmi, a oni nie lubią, gdy ktoś zwraca się do
niej takim tonem – warczy Zahkar.
– Właśnie miałem wam powiedzieć, że Ivan się pojawił. – Rodion
zwraca się do naszego brata.
– Ivan, czy ty czasem nie powinieneś trenować w rezydencji
Yuriego? – Alyona wstaje i krzyżuje ręce na piersiach, przez co jej
cycki niemal wylewają się z dekoltu.
– Jebać Yuriego – warczy jej brat. – Znalazł sobie nowego
zawodnika. Takiego, o którym wy, chłopcy, na pewno słyszeliście.
– O czym ty, kurwa, pierdolisz? – mruczy Zahkar.
Żołądek skręca mi się z nerwów. Atmosfera się zmienia. Nie
podoba mi się mroczny wyraz twarzy Ivana. Jego wzrok nieustannie
spoczywa na mnie, jakby miał jakieś ukryte zamiary.
– Czacha – chrząka Rodion, kręcąc głową. – Właśnie dostałem
telefon. Nie będzie walczył dziś wieczorem. Yuri kupił go jako
swojego zawodnika na Igrzyska.
W tej samej chwili, gdy Ivan podchodzi bliżej i zgarnia ze stolika
mojego drinka, kątem oka widzę, jak Vas wychodzi z windy i zmierza
w naszym kierunku. Ogarnia mnie poczucie ulgi i prawie rzucam się
w jego objęcia, gdy podchodzi bliżej.
– Co się dzieje? Wszystko gra? – pyta mnie, szukając na mojej
twarzy odpowiedzi na pytania.
Ivan prycha.
– Powinienem był wiedzieć, że nie będziesz daleko. Jesteś jak jej
tresowany piesek.
– Co ty tu, do ciężkiej cholery, robisz, Ivan? – Alyona warczy. –
Jesteś pijany i zachowujesz się jak ostatni złamas.
Błyskawicznie wyciąga rękę i zaciska ją na gardle Alyony,
a następnie, wykorzystując siłę rozpędu, mocno popycha ją do tyłu.
– Zamknij się, kurwa, ty durna szmato. Wyglądasz jak pieprzona
zdzira i bez wątpienia te dwa pojeby ją z ciebie zrobili – prycha. –
Nie jesteś moją siostrą.
Moi bracia chwytają go i ciskają na krzesło.
– Lepiej się, kurwa, uspokój, zanim twoje słowa i czyny będą
kosztować więcej, niż dasz radę zapłacić – ostrzega Rodion, a jego
twarz wykrzywia wściekłość.
Śmiejąc się jak wariat, Ivan unosi środkowy palec.
– Walcie się, dupki.
Opadam na kanapę obok Alyony, żeby sprawdzić, czy na jej szyi
nie powstały siniaki, ale ona podrywa się ze swojego miejsca
w stronę Ivana i zaczyna wrzeszczeć.
– Ty jebany gnoju! – Nie daje rady dosięgnąć go rękami, ponieważ
moi bracia przytrzymują jej szczupłe ciało, uniemożliwiając jej
zbliżenie się do Ivana.
– Odpierdol się. – Ivan macha lekceważąco ręką.
– Sam się pierdol, Ivan! Kurwa, nienawidzę cię! – Alyona pociąga
nosem, uwalnia się z uchwytu moich braci i rusza w stronę
prywatnych wind prowadzących do naszych apartamentów.
– Jest słaba, Vas. Czy ty ją czegokolwiek nauczyłeś? – W śmiechu
Ivana kryje się mrok , a jego oczy wciąż są wpatrzone we mnie.
– Jeszcze cię zaskoczy – prycha Vas – i skopie ci tyłek.
– No Diana to to nie jest. Nieważne, jak długo byś ją trenował.
Z Dianą miałeś fart; po prostu jej się poszczęściło. Alyona zdechnie
na tych Igrzyskach. A jak się miewa twoja druga siostra? Zrobiło się
nieciekawie, gdy ta broń wystrzeliła.
Vas porusza się tak szybko, jakby nie był zwykłym śmiertelnikiem,
i pochyla się nad Ivanem niczym ryczący smok, który zaraz zacznie
zionąć ogniem.
– Kurwa, wydaje mi się, czy twój ton brzmiał, jakbyś nam groził,
Woskobojnikow? – warczy. – Nie zmuszaj mnie, żebym przyniósł ci
wstyd na oczach wszystkich, spuszczając ci łomot.
Ivan podnosi ręce do góry w geście poddania i ponownie zaczyna
się złowrogo śmiać. Moje tętno gwałtownie przyspiesza.
W powietrzu czuć niebezpieczeństwo, co samo w sobie jest
odurzające.
– Spokojnie – grzmi w odpowiedzi. – Nigdy nie skrzywdziłbym
słodkiej Iriny. Chciałem tym strzałem nieco uspokoić sytuację.
– Co za skurwysyn – rzuca Rodion. – To ty strzelałeś? Życie ci
niemiłe?
– Vas?! – wołam, ponieważ czuję strach pełzający po mojej skórze
niczym wirus. Nic dobrego z tego nie wyniknie, nie tutaj i nie w ten
sposób.
– Vas… – próbuję jeszcze raz.
– Tak, kochanie, już idę. Vlad go załatwi, gdy tylko do jego uszu
dotrze ta informacja.
Rozdział 22
Vas
Zaczynam oddalać się z Daryą u mego boku, gdy przez muzykę
przebija się przepełniony gniewem głos Ivana; opowiada o mojej
dziewczynie.
– Mój brat posuwał tę twoją dziewuchę, Wolkow – szydzi.
Serce wali mi w klatce piersiowej, czuję, że nogi mam jak z waty.
Łup. Łup. Łup.
Wciąż obejmuję Daryę w talii i powoli odwracam głowę w stronę
Ivana. Czuję, że wypełnia mnie czysta agresja, która niczym mroczna
istota błaga o uwolnienie.
– Coś ty, kurwa, powiedział?
Ten dupek naprawdę chce się dzisiaj pożegnać z życiem. Przyszedł
tu, żeby nas sprowokować, a gdy się mu nie udało, zaczął gryźć – za
cel obrał sobie mnie i mojego anioła. Kiepski ruch, skurwielu.
– Wiem wszystko o tym, jak ją ruchał, bo słabowitemu Yuriemu
Wasiliewowi nie stawał fiut.
Łup. Łup. Łup.
Rusza w naszą stronę, jego ręce zaciśnięte w piersi zwisają mu po
bokach. Wskazuje na moją dziewczynę i szydzi dalej:
– Yuri obiecał mi udział w ruchanku tej ciasnej cipki. Powiedział,
że będzie moją nagrodą, tak jak wcześniej była nią dla Artura.
Darya dyszy z przerażenia, wstydu, strachu.
Łup. Łup. Łup. Łup. Łup.
Dziewczyna wyrywa mi się i potyka, robiąc kilka kroków do tyłu.
Czuję jej emocje tak, jakby były moimi własnymi; nabrzmiewają
w powietrzu tuż obok mnie. Ivan kłamie, kurwa, w żywe oczy. Chyba
faktycznie chce umrzeć. A bestia zamknięta we mnie szarpie się na
łańcuchu, spragniona, by zadośćuczynić jego życzeniu.
Kuzyni podchodzą bliżej Ivana, wciąż pozostając na uboczu.
Zachowują się spokojnie, ponieważ otaczają nas klubowicze, ale ich
oczy przypominają ogień i lód i wręcz płoną wściekłością, aż
w końcu spoglądają na moją dziewczynę i marszczą brwi.
Odwracam się do Daryi i dostrzegam na jej twarzy wyraz, którego
nigdy wcześniej nie widziałem.
Poczucie winy.
Jej dolna warga drży. Darya zaczyna kręcić głową, a łzy wielkości
ziaren grochu spływają po jej policzkach.
Wiedziałem, że Yuri jest pojebem, ale to, co usłyszałem, tylko
utwierdza mnie w tym przekonaniu. Powiedziała prawdę, mówiąc, że
nie był w stanie jej wziąć. Nie powiedziała mi tylko, że do rżnięcia jej
wykorzystał kogoś innego.
Wzbiera we mnie zazdrość, ale zaraz po niej pojawia się żal
z powodu tego, co straciła przez tych mężczyzn. Dźwięki muzyki
zlewają się w jedno i zamiast nich w moich uszach rozbrzmiewa
uporczywy szum. Twarze zamazują się mi się przed oczami,
a budzący się wewnątrz mnie gniew, który zamyka mnie w żelaznej
pułapce, powoduje, że moje logiczne myślenie słabnie. Zauważam
jedynie, że Ivan zrzuca z siebie koszulę i przyjmuje pozycję bojową,
unosząc podbródek w górę i opuszczając go dół. Otwiera usta,
z których wylewają się przypieczętowujące jego los słowa:
– Poślę cię do piachu, Vas, a potem wezmę to, co prawnie należy
się mnie.
Bez namysłu rzucam się do ataku. Z całej siły uderzam go pięścią
w żuchwę, przez co spada ze schodów niedaleko baru. Ludzie
krzyczą, rozbiegając się, a ja widzę tylko jego. Mój wewnętrzny mrok
pochłania mnie, więc pozwalam przejąć kontrolę nade mną samemu
szatanowi. Mam jeden cel. Jedyne, na czym się skupiam, to sprawić,
by ten skurwiel zapłacił za swoje słowa. Zeskakuję ze schodów
i znajduję się tam, gdzie Ivan właśnie się podnosi, po czym
w mgnieniu oka wyprowadzam kolejny cios w jego twarz, zanim
zdąży oprzytomnieć i zamachnąć się ręką na mnie. Ivan jest starszy
i nieco lepiej zbudowany, mimo to rozniosę mu słabowitą dupę na
strzępy i wyślę go do jego brata błąkającego się po pierdolonych
czeluściach piekielnych. Uderza mnie w żebra, czego, o dziwo, nawet
nie czuję – nie czuję nic – więc odpowiadam mu potężnym
kopniakiem posyłającym go na stół, w wyniku czego krzesła
i szklanki spadają na podłogę. Ktoś mnie chwyta, ale z łatwością go
odtrącam.
Ivan popycha mnie tak, że wpadam na kotarę i ląduję tuż za nią,
tyłkiem na parkiecie. Ludzie krzyczą i rozpraszają się, ale potem
tworzą wokół nas ciasny krąg gapiów. Woskobojnikow spogląda na
mnie wygłodniałym wzrokiem z góry. Jego stopy poruszają się jak
u wojownika, na którego został wytrenowany. Szkoda, że nigdy mi
nie dorówna.
Mocnym kopnięciem zwalam go z nóg, a potem dopadam do
niego, zaciskając dłonie na jego szyi i siadając na nim. Uderza mnie
w żebra, ale dzięki przepełniającej mnie wściekłości jestem odporny
na ból spowodowany jego uderzeniami. To będzie, kurwa, jego
koniec. Nie ma we mnie litości.
Trzask! Trzask! Trzask!
Odgłos mojej pięści wgniatającej się w twarz rywala miesza się
z moimi własnymi rykami. Krew tryska z jego ust i nosa.
– Nigdy się do niej nie zbliżysz. Zabiję każdego, kto tylko
spróbuje. Nikt jej już nigdy nie skrzywdzi! – krzyczę, zadając cios za
ciosem. Przepływa przeze mnie furia tak potężna i gwałtowna, że
wydobywa ze mnie ciemność, której nigdy wcześniej tak naprawdę
się nie spodziewałem. Zawsze wiedziałem, że jestem śmiertelnie
niebezpieczny, ale to? Ta wściekłość jest nie do opanowania. Jest siłą
samą w sobie.
Już mam zadać kolejny cios, gdy ktoś szarpie mnie do tyłu,
przyciskając do siebie. Ivan kaszle krwią, jęcząc. Kilku mężczyzn robi
krok do przodu i stawia go na nogi. Patrzę na miazgę, która jeszcze
przed chwilą była człowiekiem – i to człowiekiem szanowanym,
z ambicjami. Człowiekiem, którego kiedyś nazywałem przyjacielem.
Korzysta z chwili wytchnienia, by przedrzeć się przez tłum, a jego
słowa odbijają się echem w mojej głowie, naruszając wizerunek
mojej dziewczyny.
Uwalniam się z rąk tego, który mnie chwycił, i odpychając ludzi
stających na mojej drodze, wściekle ryczę – dźwięk ten wydobywa
się gdzieś z mojego wnętrza. Ivan znów kieruje się w stronę strefy
VIP; porusza się chwiejnie, powoli, jest na wpół żywy. Dopadam go
i popycham tak, że ten zataczając się, wypada na korytarz. Ludzie
usuwają się z drogi. Dupek myśli, że może zwiać przede mną do
windy, ale ja jestem szybszy. Wślizguję się do środka, a drzwi windy
w tej samej chwili się zamykają.
– Czy wspominała ci, jak dochodziła z cichym jękiem, gdy mój
brat posuwał ją w każdą dziurkę? – drwi, plując krwią. Oddech ma
ciężki i urywany.
Znów wykonuję zamach pięścią, ale on się uchyla, a moje knykcie
uderzają o stal. Rzuca się do przodu, celując głową w mój brzuch
i wpychając mnie z impetem w zamknięte drzwi. Wbijam palce
w przyciski, kiedy próbuję zebrać się w sobie i odepchnąć go. Drzwi
się rozsuwają, a my wypadamy na podłogę sali treningowej. Turlamy
się, wymachując nieustannie pięściami. Udaje mu się przygnieść
mnie swoim ciężarem, jednak wykorzystuję jego chwilową przewagę
przeciwko niemu i wbijam mu kolano w nerkę. Wyje z bólu, ale nie
odpuszcza. W tej chwili obejmuje rękami moje gardło, odcinając mi
dopływ powietrza. Próbuję uderzać w boki, ale bezskutecznie. On
zdaje sobie sprawę, że tu motto przewodnie brzmi: „Zabij albo zgiń”.
Potrzebuję ostatniego zastrzyku energii, zanim nadejdzie moment
chwały zwycięzcy.
– Gdy tylko cię zabiję, odbiorę ci ją, Wolkow. Tak jak twoja siostra
zabrała mi brata. I nie będę, kurwa, delikatny jak Artur. Wszyscy
wiemy, że był słabeuszem, zupełnie jak Alyona. Sprawię, że Darya
będzie kwiczała niczym zarzynana świnia – syczy, nie zważając na
napływającą do jego ust krew, która potem spływa mu po brodzie.
Brakuje mu kilku zębów i próbuje odwrócić moją uwagę słowami,
które jedynie potęgują moje szaleństwo. – Będę ją tak długo gwałcił,
aż się podporządkuje…
Przepełnia mnie rozszalała, oślepiająca furia, więc podnoszę rękę
i chwytam go za obie strony twarzy.
– Pierdol się! – wypluwam.
Szybkim ruchem, któremu towarzyszy odrażające trzaśnięcie,
skręcam mu kark, a jego ciało wiotczeje i bezwładnie na mnie opada.
Oddycham gwałtownie, a w uszach dzwoni mi tak głośno, że niemal
w głowie słyszę jej głos.
– Vas!
Odpędzam od siebie zabójczą wściekłość, gdy widzę, jak moja
dziewczyna wybiega z windy. Jej bracia podążają tuż za nią, na ich
twarzach maluje się troska. Darya dławi się łzami, kiedy uświadamia
sobie, co właśnie się wydarzyło.
– Przepraszam – udaje mi się wykrztusić.
W jej spojrzeniu widać jednocześnie oskarżenie i przerażenie.
Patrzy na mnie i pada na kolana tuż obok mnie. Odpycha ode mnie
zwłoki Ivana, warcząc:
– Przepraszam?! – krzyczy. – Ty przepraszasz?
Mrugam zdezorientowany, a potem kieruję wzrok na jej braci.
– Chciał zrobić jej krzywdę – bronię się. Zabicie kogoś w ich klubie
bez konkretnego powodu pociąga za sobą konsekwencje.
Darya podrywa głowę i patrzy na Rodiona i Zahkara, a po
policzkach spływają jej łzy.
– Zasłużył na to – szlocha; jej dolna warga drży gwałtownie, gdy
zaczyna błagalnym tonem wyjaśniać: – Jego brat też zasłużył na
śmierć. Byli zwierzętami, ulubieńcami Molokha. Nie pozwolę jemu
ani nikomu innemu odebrać mi niczego więcej. – Ujmuje moją
twarz. – Jeśli ukarzecie Vasa, musicie ukarać i mnie – kwili,
przyciskając swoje usta do moich.
Nasz pocałunek ma posmak metalicznej krwi Ivana – zabójcze
przypomnienie tego, co czeka każdego rozpoczynającego grę, której
nie może wygrać.
– Siostrzyczko. – Rodion kaszle, chcąc tym oderwać od moich ust
Daryę, która najwyraźniej odczuwa potrzebę całowania mnie.
Moje serce pozostaje ściśnięte imadłem, które – wstyd się
przyznać – znalazło się tam po tym, jak dowiedziałem się o Arturze
i o tym, co przede mną ukrywała. Może nie powinienem się tak czuć,
bo jest to wobec niej nie fair, ale nic na to nie poradzę.
– Możesz go teraz puścić. Vas podszedł do tematu w niewłaściwy
sposób – oznajmia Rodion. – Ale… kurwa – dodaje, kręcąc głową –
zrobilibyśmy dokładnie to samo, gdyby Vas nie zachowywał się jak
obłąkany.
– Na górze panuje chaos. Musimy sprawdzić rozmiar szkód. –
dzieli się swoimi obawami Zahkar; jego głos brzmi surowo.
Wzdrygam się na ich ton.
– Zapłacę za szkody. – Mam na myśli pieniądze, które trzeba
będzie zapłacić klientom, aby nie puścili pary z ust, choć w takim
miejscu jak to nieczęsto trafia się ktoś, kto miele jęzorem na prawo
i lewo. Jednak kiedy w zeszłym roku kuzyni pobili w klubie
mężczyznę niemal na śmierć, to zaoferowali gościom kupę kasy jako
gest dobrej woli oznaczający: „Przepraszam, jeśli zrujnowaliśmy ci
wieczór”, dlatego tym razem będą musieli zrobić to samo, bo bójka
miała miejsce w głównym barze, a nie w podziemiach.
Winda sygnalizuje swoje przybycie, a następnie wychodzi z niej
trzech mężczyzn. Za Andru, ubranym w drogi czarny garnitur,
podąża dwóch ochroniarzy. Zimne oczy Andru z obrzydzeniem
spoglądają na Ivana, po czym omiata wzrokiem swoją córkę i mnie.
– Czyś ty zupełnie stracił rozum, chłopcze?
Na te słowa cały się spinam, bo nie jestem żadnym pieprzonym
chłopcem.
– Zamierzał ją skrzywdzić. Dokładnie tak, jak zrobił to, kurwa,
jego brat. – Powoli podnoszę się, a Darya idzie za moim przykładem.
Wściekłość nadal wstrząsa całym moim ciałem.
Wypowiedziane przeze mnie słowa docierają do Andru, który się
lekko wzdryga.
– Chciał cię skrzywdzić, zwjozdoczka7?
Darya przytakuje i puszcza moją rękę, by podejść do Andru. Głos
jej się łamie, ale odważnie, choć szeptem, oznajmia:
– Artur opowiedział swojemu bratu o rzeczach, okropnych
rzeczach, do których mnie zmuszał, podczas gdy Molokh przyglądał
się temu. Ivan miał zamiar zrobić mi to samo.
W moich wnętrznościach wzbiera ból, a demony żyjące w moim
umyśle podsuwają mi obrazy gwałcenia mojej dziewczyny, siejąc
w nim spustoszenie. W spojrzeniu Andru iskrzy wściekłość.
Natomiast Rodion i Zahkar aż drżą od nienawiści po tym, co
usłyszeli.
– Była to zatem zbyt łagodna śmierć – syczy Andru. – Moi ludzie
pozbędą się ciała. Chłopcy, idźcie na górę i zróbcie wszystko, co
w waszej mocy, by ogarnąć ten bajzel. Resztą zajmę się ja. Wygląda
na to, że zjawiłem się w samą porę.
– Nie żeby nas nie cieszyła twoja obecność – odzywa się Zahkar –
ale po co przyjechałeś?
– Mamy sprawę do Wolkowów – odpowiada gładko Andru. – Chcę,
żebyście obaj mi towarzyszyli.
– Jaką sprawę? – pytam.
Andru wysuwa się do przodu, zakłada luźny kosmyk włosów za
ucho Daryi i głaszcze ją po policzku.
– Trzeba wypełnić i podpisać dokumenty. Yuri się zgodził, ale
teraz pozostaje cześć oficjalna. Twoja siostra, Diana, uznała, że
najlepiej będzie, jeśli wszyscy spotkamy się na neutralnym gruncie.
Wszyscy zgodzili się na rezydencję jej ojca.
Rodion i Zahkar pełni uznania przytakują głowami.
– Dobrze, załatwimy wszystko na górze, a potem zamkniemy
interes na kilka dni, żeby wszystko ucichło – oświadcza Rodion
przed wyjściem.
Jego ludzie zabrali się już do pracy; ciągną ciało w stronę klatki
schodowej. Zostajemy więc we trójkę.
– Wszystkim się zajmiemy – zapewnia nas Andru. Nie pyta, kim
jest Molokh, ale sądząc po niebezpiecznym błysku w jego oczach,
domyślam się, że wie. Yuri Wasiliew nie zniknie jednak tak po
prostu. Nawet Wetrow nie zmusi go do tego.
– Nadszedł czas, by moja córka wróciła do domu. Bardzo bym
chciał, żebyście oboje wrócili do domu – oświadcza, patrząc na nas.
Darya rzuca mu się w ramiona, obejmując go mocno. Po raz
pierwszy, odkąd dowiedziała się, że jest jej prawdziwym ojcem,
podeszła do niego z własnej woli. On nie naciskał, a ona do tej pory
chyba nie miała ochoty. Andru z początku sztywnieje, ale po chwili
przytula ją mocno do siebie i całuje w czubek głowy.
– Jesteś moją córką, zwjozdoczka. Nie pozwolę, by stała ci się
krzywda – przyrzeka, gładząc palcami jej jedwabiste brązowe włosy.
– Nie pozwolę też, by ktokolwiek wyrządził krzywdę tym, których
kochasz. – Jego oczy spotykają się z moimi i dziękuje mi skinieniem
głowy, jakby chciał powiedzieć: „Dziękuję, że zabiłeś tego kundla
Woskobojnikowa, który chciał zgwałcić mi córkę”.
– Dziękuję ci, tato – mruczy, po czym odchyla głowę do tyłu. – Nie
masz nic przeciwko temu, żebym tak się do ciebie zwracała?
Z jego twarzy znika wyraz brutalności, a zastępuje go miłość.
Patrzy na Daryę tak, jakby była najcenniejszą rzeczą, jaką
kiedykolwiek widział. Ciekawe, czy tak samo ubóstwiał matkę jej
i Vlada.
8
– Możesz robić wszystko, co sprawia ci przyjemność, lubow moja .
A czy ty też mogłabyś coś dla mnie zrobić?
Ona przytakuje jednym słowem:
– Oczywiście.
– Zabierz go z powrotem do domu. Jeśli mam pomóc moim
chłopcom posprzątać ten bałagan, to nie chcę cały czas martwić się
o was. Wróć z Vasem i zostań u Wolkowów. Dam znać, gdy znów
będzie bezpiecznie. – Uśmiecha się, czule muskając jej policzek, na
co ona przechyla głowę, rozkoszując się jego delikatnym dotykiem. –
Ruszaj. Pospieszcie się.
– Dziękuję – chrząkam, gdy go mijam. – Zapłacę każdą cenę. Jaka
by nie była.
Cmoka tylko językiem.
– Nie jestem Wasiliewem, chłopcze. Jestem jej ojcem. To ja jestem
gotów zapłacić każdą cenę za bezpieczeństwo mojej córki. Zrobiłeś
więcej, niż byłem sobie w stanie wyobrazić. – Poklepuje mnie po
ramieniu, po czym sięga po swoją komórkę.
Wprowadzam Daryę do ubrudzonej krwią windy i naciskam
przycisk, by pojechać na nasze piętro.
Moja dziewczyna przytula się do mnie mocno.
– Zabiłeś jej brata – szepcze, przylgnąwszy do mojej piersi. –
Musisz jej powiedzieć.
Przepełnia mnie wstyd. Nienawidzę Artura za to, co zrobił Daryi.
Na szczęście ręce mojej siostry sprawiły, że zapłacił za swoje
grzechy. Ivan nam groził. Zginął tylko za wypowiedzenie tych gróźb
na głos. Ale wciąż… wciąż… nie opuszcza mnie poczucie winy.
– Tak zrobię. I potem wyjeżdżamy.
Biorę ją za rękę i prowadzę do pokoju Alyony. Pukam. Po chwili
staje w drzwiach, patrząc na mnie lodowatym wzrokiem.
– Czego? – warczy, wyraźnie zdenerwowana tym, jak brat
potraktował ją wcześniej. Złość przechodzi jej trochę, kiedy się mi
przygląda; cały jestem ubabrany krwią.
– Vasiu – szlocha, wyczuwając, co chcę powiedzieć, zanim jeszcze
padną jakiekolwiek słowa.
– Wybacz mi – chrypię. – Nie mogłem pozwolić, by on także ją
skrzywdził.
Alyona mruga gwałtownie, lecz mimo to łzy spływają jej po
policzkach.
– Czyli tradycją się stało, że Wolkow załatwia Woskobojnikowa –
odszczekuje. – Przyszedłeś tu, żeby zabić i mnie?
Puszczam rękę Daryi i biorę Alyonę w ramiona. Przytulając tę
sztywną postać, szepczę jej do ucha słowa przeprosin. Może
i nienawidziła swoich braci, ale mimo wszystko byli rodziną.
– Nie mam już braci – szepcze. – Nie mam nikogo.
Jestem wrogiem – zabójczym Wolkowem – a jednak…
– Masz mnie – warczę ostro. – Jestem twoim bratem. Może nie
łączą nas więzy krwi, ale jesteśmy związani inną więzią, równie
silną.
Rozluźnia się i szlocha, nadal tkwiąc w moich ramionach. Po
prostu przytulam moją przyjaciółkę, błagając niebiosa, by mi
wybaczyła. Zrobiłem to dla Daryi, a ona jest dla niej jak siostra.
Żadne z nas nie mogłoby sobie wybaczyć i żyć w zgodzie ze sobą,
gdyby Ivan wyrządził Daryi krzywdę. Alyona w głębi duszy
doskonale o tym wie.
– Wisisz mi nową parę butów, braciszku – stwierdza Alyona,
starając się ukryć wzruszenie, po czym się odsuwa. Wróciła
zadziorna dziewczyna.
– Jestem ci winien o wiele więcej – oświadczam.
Uśmiecha się blado, a łzy na jej twarzy są jedynym
potwierdzeniem tego, że odebrałem jej jedynego pozostałego przy
życiu brata.
– Postaram się o tym pamiętać, gdy będę płacić twoją kartą
kredytową tak szybko, że zrobi się czerwona od liczby transakcji.
Darya staje przede mną i ściska ją mocno, po czym znowu obie
wybuchają płaczem. Zostawiam je, żeby mogły się spakować.
Nasz świat jest popierdolony. Żyją w nim sami grzesznicy.
Ale to jedyny świat, jaki znam – jedyny świat, jaki znamy.
Rozdział 23
Darya
Moja dusza pogrąża się w chaosie. Vas odprowadził mnie do swojego
pokoju dwa dni temu, w środku nocy, po powrocie z Moskwy do
domu. Czuję rozdzierający mi serce dystans między nami. Mimo że
Vas przynosi mi jedzenie i śpi tu ze mną, to mam wrażenie, jakby
ciągle był nieobecny.
Posiadłość należy do jego ojca. Nie przedstawił mi jeszcze nikogo
innego poza pokojówką o imieniu Maria.
Nie wiem, który to już raz przemierzam pomieszczenie tam i z
powrotem, czekając, aż wyjdzie z łazienki. Ten pokój jest większy niż
cały apartament, który wynajmowaliśmy w Moskwie, ale ze względu
na nieobecność Vasa czuję się w nim jak w więzieniu, otoczona
własną udręką. Za każdym razem, gdy zamykają się za nim drzwi, ból
przeszywa moje serce.
Właśnie wybieram książkę z jego wielkiej biblioteczki, gdy pojawia
się ubrany w nienaganny garnitur. Dzisiaj odbywa się spotkanie, na
którym jedna trzecia udziałów w Igrzyskach, do których trenuje
Alyona, zostanie przekazana Molokhowi, aby powstrzymać go przed
zemstą na moim ojcu. I na mnie. Ale to spotkanie odbędzie się
dopiero za kilka godzin, więc nie rozumiem, dlaczego jest już
gotowy.
– Vas, znowu wyjeżdżasz? – pytam potulnie, siadając na brzegu
jego łóżka.
– Muszę tylko coś załatwić, zanim przyjadą najważniejsze rodziny.
– Czuję wewnętrzną pustkę. Nie mam pojęcia, jak naprawić to, co
się między nami zepsuło. Wiem tylko, że cię kocham – oświadczam
z głębi serca i modlę się do Boga, by przyjął moją szczerość
i odwzajemnił się tym samym.
– Wiem. – Marszczy czoło, spoglądając na swoje stopy. – Nie
mogę przestać myśleć o Arturze. – Przełyka ślinę nerwowo.
Pełznąc na czworakach po łóżku, przesuwam się bliżej niego, ale
on tylko wzdryga się i odsuwa od mojej wyciągniętej ręki.
– To nie twoja wina, Daryo. Przepraszam – odpowiada, nie patrząc
na mnie.
– Czy to dlatego, że ci o nim nie powiedziałam? – Staram się
odpędzić wzbierające pod powiekami łzy. Kiedy mnie porzuca, tylko
to jestem w stanie robić: płakać.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – pyta łamiącym się głosem.
Zaciska pięści i patrzy na mnie błagalnie. Przez pojawiające się
w jego pancerzu szczeliny powoli zrzuca z siebie ciężar, który musiał
dźwigać. Nienawidzę siebie za to, że sprawiłam mu ból.
– Chciałam być dla ciebie nietknięta. Dać ci złudzenie czegoś, co
zostało mi odebrane. Jeśli mogłeś uwierzyć, że byłeś moim
pierwszym i jedynym, to ja też mogłam. – Łzy strumieniami
spływają mi po policzkach, a całe moje ciało drży od intensywności
tkwiącego we mnie bólu.
Nie mogę go stracić. Nie przeżyję tego. Pragnęłam być dla niego
czysta.
– Chciałabym, żeby było inaczej, ale choć moje ciało zostało
zbrukane, to serce nie. Od zawsze należało tylko do ciebie –
wyjaśniam, klęcząc przed nim na kolanach.
Vas jakby ugina się pod ciężarem moich słów, a w jego pięknych
oczach migocze blask.
– Kurwa, skarbie. Totalny dupek ze mnie. – Niemal się krztusi,
biorąc mnie w ramiona.
Przylegam do niego całym ciałem, rozpaczliwie szukając jego
miłości, pocieszenia i poczucia bezpieczeństwa, które mi daje.
Moja dusza na skutek zetknięcia się ze swoją drugą połową aż
wzdycha.
– Twoje ciało nie zostało zbrukane. Nic, co oni ci zrobili, nie
wynikało z twojej winy. To, że nie potrafię sobie poradzić z tym
szajsem, też nie jest twoją winą. Jestem zły, kochanie, ale nie na
ciebie. Na siebie, na nich, na wszystko. Żałuję, że nie uratowałem
cię, zanim Yuri w ogóle na ciebie spojrzał. – Przytula mnie tak
mocno, że rozpływam się pod wpływem jego uścisku; już nigdy nie
chcę go opuszczać.
– Uratowałeś mnie, Vas. Nie oddawaj przeszłości naszego tu
i teraz, naszej przyszłości.
Przykłada dłonie do moich policzków i muska moje usta swoimi.
– Kocham cię – szepcze między pocałunkami, w których czuję
narastające pragnienie, przez co jego dotyk staje się coraz bardziej
palący. – Kurwa, przepraszam, skarbie. Tak cholernie cię kocham. –
Odsuwa się zbyt szybko, a ja z powodu utraty kontaktu jęczę, co
sprawia, że Vas się uśmiecha. – Przepraszam. Muszę wyciągnąć
z sejfu trochę pieniędzy. To dla Marii.
Maria to pokojówka, która dba o czystość w tym domu. Kiedy
przyjechaliśmy, znaleźliśmy ją płaczącą na podłodze w łazience
Vasa; w dłoni trzymała test ciążowy. Vas kazał mi się rozpakować,
a sam zamknął się z nią w środku i zaczął rozmawiać. Kiedy w końcu
otworzył drzwi, Maria nie wiedziała, jak mu dziękować.
Okazało się, że jest w ciąży, a ojcem dziecka jest tata Vasa.
Vas nie spał całą noc, a gdy tylko zaczęło wschodzić słońce,
wyszedł. Nie było go przez osiem godzin. Na moje pytanie, gdzie był,
odpowiedział, że na grobie swojej matki. Wiadomość o niewierności
ojca bardzo mu ciąży.
– Co zamierzasz zrobić? – Wzdycham, ocierając łzy, które jeszcze
nie wyschły.
– Chcę, żebyś ją odnalazła po rozpoczęciu dzisiejszego spotkania.
Daj jej pieniądze, które zdobędę, żeby mogła opuścić to miejsce.
– Uwalniasz ją? – Uśmiecham się.
– Nie jest jego własnością, a jej dziecko zasługuje na życie.
– Jesteś dobrym człowiekiem, a wręcz aniołem. – Chwytam za
klapy jego marynarki i przyciągam jego usta do swoich. – Mój
mroczny aniele – mruczę, zanim jeszcze raz zasmakuję jego ust.
***
Vas
Tylko parę kroków dzieli mnie od Daryi, kiedy dociera do mnie sens
jej słów, wstrząsając moim wnętrzem.
– Diabeł… to diabeł wcielony! – woła jak przerażone dziecko.
Świat wokół mnie zwalnia, gdy podążam wzrokiem za ruchem jej
palca. Wskazuje na mojego ojca.
– Kim, do cholery, jest diabeł wcielony? – pyta Rodion, ale
kierowany intuicją Andru już zmierza w stronę mojego ojca.
Diabeł wcielony nie oznacza niczego dobrego.
– Stój! – ryczy mój ojciec, wyciągając w górę pistolet, który
zazwyczaj trzyma w kaburze pod biurkiem. – Nie ruszaj się, kurwa,
bo cię zabiję. Zabiję was wszystkich.
Pokój wydaje mi się klaustrofobiczny. Drobne ciało Daryi drży
w moich ramionach.
– To on, Vas, to diabeł wcielony. – Szlocha, a jej palce wpijają się
we mnie. – Nie oddasz mnie znowu w jego ręce, prawda? – Jej
błaganie trawi moje wnętrze. Pragnę wymazać z jej pamięci złe
wspomnienia i w zamian napełnić ją nowymi, pięknymi.
– Nigdy – zapewniam ją.
Jestem napięty jak struna, zaczynają mnie boleć mięśnie.
– Nie zdążysz załatwić nas wszystkich, bo wcześniej któryś z nas
cię dopadnie – warczy Andru, uważnie obserwując mężczyzn
w pokoju i oceniając odległość, jaka dzieli nas od mojego ojca.
Mógłbym ustawić Rodiona przed Daryą, by stanowił dla niej tarczę,
następnie skoczyć, chwycić Vlada za ramiona – byłby tarczą chroniącą
mnie – i popchnąć go do przodu, by skupił na sobie uwagę mojego ojca,
a następnie okrążyć Andru. Mógłbym przeskoczyć przez biurko; być
może zostałbym trafiony, ale nie takim strzałem, który powstrzymałby
mnie przed chwyceniem leżącego na biurku przycisku do papieru
i rozłupaniem mu nim czaszki. Jeden, dwa ciosy i byłoby po wszystkim.
– To nie był mój pomysł – oznajmia ojciec, wzdychając i drapiąc
się po skroni.
– Jesteś „diabłem wcielonym”? – Nie chce mi się w to wierzyć.
Przez cały ten pieprzony czas był tuż pod naszym nosem. Jego krew
płynie w moich żyłach. On jest kluczem do całej historii mojej
dziewczyny.
– Miałeś się nigdy o tym nie dowiedzieć – wyjaśnia ojciec,
wzruszając ramionami.
– Jak do tego doszło, Leonidzie? – Yuri warczy. – Yegor miał się
wszystkim zająć.
– Jak to wszystkim? – żąda odpowiedzi Vlad, a jego słowa
przepełnia lodowata furia.
Yuri mamrocze pod nosem niezrozumiałe słowa, po czym staje
przed swoim synem.
– Poszukiwaniem twojej matki.
– I zajął się – wyznaje mój ojciec. – Znalazł ją i zrobił to, o co
prosiłeś.
Po jego słowach pokój wypełnia lodowaty powiew.
Vlad wbija w ojca twarde spojrzenie.
– A o co prosiłeś?
Nie dając za wygraną, mój ojciec zadaje kolejne ciosy:
– Chciał jej śmierci. To jedyna odpowiednia kara dla kobiety, która
myśli, że może odejść od męża. – Chrząka, kierując broń na Yuriego,
jakby z rozbawieniem, ale podszytym szaleństwem. – Ale Vera nie
była już sama. Niestety. – Zaczyna celować w moją dziewczynę.
Upadam przed nią, by osłonić ją przed jego groźnym spojrzeniem.
Mój wcześniejszy plan, by roztrzaskać mu czaszkę, nadal uważam za
niezły, aż czuję pokusę, by wziąć się do działania. Gdybym to zrobił,
Rodion, Vlad i Andru mogliby zostać trafieni; kula ominęłaby
jedynie Vena stojącego za potężną sylwetką Andru.
– Nie wiedzieliśmy o dziecku, dopóki nie zapłakało z łóżeczka –
dodaje ojciec, robiąc kilka kroków. – Yegor chciał zabić to małe coś.
Andru aż syczy na te słowa.
– Zabić „ją” – warczę. – Nie „to”.
– Tak, synu – potwierdza ojciec okrutnie brzmiącym głosem. – Ją.
I zobacz, jak zatrzymanie jej przy życiu obróciło się przeciwko mnie.
Oczywiście, musiałeś się zakochać w niewolnicy. Z drugiej strony nie
dziwi mnie to, biorąc pod uwagę, że niewolnicą była także twoja
matka.
Furia podpowiada mi, by skręcić mu kark, ale nie mogę zostawić
Daryi, bo ojciec mógłby do niej strzelić i – co gorsza – trafić.
– Kazałeś zabić moją ciężarną matkę? – Vlad prawie szepcze do
swojego ojca.
Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby wyglądał tak… młodo,
bezbronnie.
– Kazałem ją sprowadzić do domu – burczy Yuri. – Yegor kłamał.
Leonid też kłamie. Nie miałem pojęcia, że jest w ciąży, kiedy
odeszła.
– Po co było zostawiać niemowlę przy życiu? – pyta Andru
miękkim, przepełnionym smutkiem głosem. – Powiem więcej,
dlaczego wtedy nie oddałeś dziecka Yuriemu?
– Bo była, kim była! – ryczy ojciec, a jego twarz purpurowieje
z wściekłości. – Założyłem, że była Yuriego. Wiedziałem, że będę
mógł ją wykorzystać, jeśli nadarzy się okazja.
– Dlaczego moja matka chciała cię zostawić? – dopytuje Vlad. –
Dlaczego po prostu nie powiedziała ci, że dziecko jest twoje? – Kręci
głową, jakby próbował nadać sens temu szaleństwu.
– W tym czasie nie współżyli – informuje go Andru, po czym
zaciska zęby. – Nie robili tego od czasu poczęcia bliźniaków. Była
przerażona, że Yuri dowie się, że kocha mnie. Bała się, że on mnie
zabije, chociaż mówiłem jej, że nie ma się czego obawiać.
– Zabiłbym cię – stwierdza szyderczo Yuri.
– Mógłbyś tylko próbować – prycha Andru.
– Dlaczego teraz? Po co sprzedawać mu ją jako niewolnicę?
Wiedziałeś, co z nią zrobi! – Vlad wpada we wściekłość i rzuca się
w stronę mojego ojca, po czym zatrzymuje gwałtownie, gdy w pokoju
rozlega się strzał.
Ściskają mi się płuca. Zza pleców dobiega mnie krzyk Daryi; jej
palce nie dotykają już moich ramion, w które przed chwilą wbijała
paznokcie. A potem wszystko szlag trafia.
– Ty pieprzona suko! – warczy Yuri.
Z dziury w ramieniu Vlada zaczyna sączyć się krew. Kuzyni rzucają
się za mną, by osłonić Daryę.
Ven podchodzi do Vlada, kładzie rękę na ranie i wbija zimne,
twarde spojrzenie w mojego ojca.
Kurwa.
– Niech się nikt, kurwa, nie rusza! – grzmi ojciec, wymachując
bronią w kierunku nas wszystkich.
– Dlaczego to zrobiłeś? – pytam, skupiając na sobie jego uwagę
w nadziei, że nie zabije swojego jedynego syna. Mam ochotę pozbyć
się jego zatrutej krwi, która biegnie w moich żyłach.
– Bo Yuri sobie na to zasłużył. Żądał, by Diana poślubiła jego syna.
Powiedział mi, że mam znać swoje miejsce w szeregu i że jeśli się nie
zgodzę, to sam się z nią ożeni, a z Iriny zrobi swoją kochankę.
Warknięcie Vlada sprawia, że mój ojciec znów celuje pistoletem
w niego.
– Idealne wyczucie chwili – prycha ojciec. – Skoro zamierzał
traktować moje córki jak dziwki, to podsunąłem mu jego własną.
Miał dziwkę, którą mógł do woli wykorzystywać.
– Ty pierdolony, chory, zboczony gnoju – syczy Vlad.
– Przecież to wszystko przez twojego ojca, kochany zięciu.
– Więc to właśnie był haczyk, który Yegor miał na ciebie, i dlatego
oddałeś mu swoje udziały w Igrzyskach? – pytam, znając już
odpowiedź. – Powiedziałby Yuriemu, że Darya jest jego córką, tylko
że, jak się okazało, wcale nie była jego.
– Nie, ona jest moja. Wiesz, że nie wyjdziesz stąd żywy, prawda? –
Andru uśmiecha się, robiąc krok w stronę mojego ojca. Cała sytuacja
wygląda groźnie.
– Nie każ mi wybierać, któremu z twoich dzieci jako pierwszemu
wpakuję kulkę, Andru – wypluwa z siebie ojciec, spoglądając
z obrzydzeniem na Rodiona i Zahkara. – Oczywiście, że opuszczę ten
pokój żywy, gówno mi zrobicie.
– Zrujnowałeś jej życie – syczę ze zgrozą. – Była niemowlęciem,
dzieckiem, a ty widziałeś w niej tylko pionek w grze.
Darya cicho szlocha za moimi plecami, co sprawia, że moje serce
krwawi z bólu.
– Tak się gra w tę grę, synu. Musisz o tym pamiętać, jeśli chcesz ją
przetrwać. Za dużo w tobie delikatności matki. Musisz stać się
bardziej podobny do mnie.
– Nigdy nie będę taki jak ty – prycham. – Żałuję, że moja matka
powiedziała mi prawdę o tobie. – Powoli wstaję, nie spuszczając
wzroku z Daryi, i jednocześnie szukam sposobu, by znaleźć się bliżej
ojca, nikogo przy tym nie narażając.
Nagle drzwi się otwierają i do środka wpada Olga, która jest
zupełnie nieświadoma tego, co się tu dzieje. Ignoruje wycelowaną
w nią broń, po czym zaczyna wrzeszczeć na Leonida:
– Nie potrafisz trzymać fiuta w gaciach, co?! – drze się. – Znowu
zrobiłeś dziecko służącej? Naprawdę? Czy nie dość już
wycierpiałam?
– O czym ty pieprzysz, kobieto? – warczy ojciec na pędzącą ku
niemu kobietę, choć jego gniew wcale nie jest w nią wymierzony.
Może uda mi się wykorzystać ten chwilowy brak uwagi Leonida.
Niemniej, gdy tylko się ruszam, ręka Olgi sunie po biurku, chwytając
coś błyszczącego.
– Daryo? – Diana dyszy, dołączając do nas w gabinecie, w którym
piekło rozpętało się na dobre, i przebiega wzrokiem po nas
wszystkich. – Dlaczego Vlad krwawi… mamo! – Kobieta ciężko
oddycha.
Mój wzrok pada na Olgę.
– Mam tego dość. Od teraz jestem dla ciebie jedynie imieniem
z przeszłości – oświadcza spokojnie Olga i unosi rękę do góry, po
czym wbija coś w szyję mojego ojca. Ów srebrny przedmiot w jej ręku
przebija mu skórę, a wokół rany zaczyna tryskać krew.
Ojciec otwiera szeroko wypełnione paniką oczy, upuszcza
z hukiem pistolet i chwyta za przedmiot wystający z jego szyi.
W świetle reflektorów połyskuje nożyk do listów.
– Nie, nie rób tego! – krzyczy ostrzegawczo Diana, spiesząc się, by
powstrzymać ojca przed wyciągnięciem stalowego ostrza z szyi, ale
jest za późno. – Mamo, co ty narobiłaś? – wykrztusza w momencie,
gdy ciało jej ojca wiotczeje i opada na nią.
Krew tryska z tętnicy jak z fontanny.
Chlust. Chlust.
Leonid zaciska dłoń na nożyku do listów.
– Olgo – krztusi się, spoglądając na swoją żonę.
Łzy spływają strumieniem po jej policzkach.
– Leonidzie – szepcze.
– Dlaczego nikt nie wzywa karetki?! – woła Diana, dociskając
dłonie do rany, by zatamować krwawienie, ale ciało jej ojca już
zaczyna drżeć. Stracił zbyt dużo krwi. – Wezwijcie karetkę! –
wrzeszczy Diana. – Co się z wami dzieje? Vas…Vas…?
Przykro mi, siostrzyczko. Diabeł wcielony trafi prosto do piekła.
Rozdział 25
Darya
Dwa miesiące później…
***
Alyona
Igrzyska…
Koniec
PODZIĘKOWANIA
od KER DUKEY
Cóż to była za podróż! Igrzyska były szaloną, ekscytującą przygodą,
a ja czerpałam czystą przyjemność z tworzenia tych niesamowitości
razem z K Webster.
Wspólne kreowanie tych światów z K było fantastyczne i jestem
wdzięczna, że na mojej drodze jest ktoś, kto nadaje na tych samych
falach i z kim mogę się tak dobrze bawić. Kocham Cię, Mózgowa
Bratnia Duszo.
Dziękuję Wam, Czytelnicy, że wybraliście się z nami w tę podróż
i zawsze wspieracie nas w naszych działaniach; towarzyszą nam
najbardziej oddani i zaangażowani Czytelnicy i jesteśmy Wam za to
ogromnie wdzięczne.
Nasi Czytelnicy są najlepsi na świecie. Jesteśmy jedną wielką
rodziną i za nic w świecie bym Was nie zamieniła.
Osoby, dzięki którym wszystko to mogło się wydarzyć:
Word Nerd Editing – Monica, ta seria nie byłaby taka sama bez
Twojego wkładu. Dzięki, że dołączyłaś do nas podczas kolejnej
szalonej przygody.
Graficzka: Stacey, dziękujemy, że zawsze znajdujesz dla nas czas.
Ubóstwiamy Twoją pracę i nie pozwoliłybyśmy, by czyjeś inne
czarodziejskie palce dotknęły tej serii. Dziękujemy.
Moje Korektorki: Teresa i Allison, dziękuję, że zawsze porzucacie
wszystkie swoje obowiązki, by wpasować się w mój grafik pracy.
Jesteście najlepsze i doceniam Waszą pomoc w doskonaleniu tych
historii.
Korektorzy K: Dziękuję, że wodzicie swoim orlim okiem po tych
tytułach. Dajecie czadu.
Blogerzy: Uwielbiamy Was za całą Waszą pasję, za Wasz czas
i Waszą pomoc w czytaniu, udostępnianiu i promowaniu naszych
książek. Dziękujemy.
Firmie Indiesage PR: Dziękujemy za ogrom Waszej ciężkiej pracy
związany z wydaniem książek i ich promocją. Jesteście najlepsi.
PODZIĘKOWANIE
od K WEBSTER
Bardzo dziękuję Ker Dukey za to, że zechciała zostać moją
wspólniczką i napisać ze mną tę serię. Świetnie się bawiłam i jestem
ogromnie wdzięczna za przyjaźń, która rozwinęła się przez te lata.
Ker, nie będziesz w stanie się mnie pozbyć, nawet gdybyś próbowała.
Wznoszę toast za kolejne lata wspólnego szaleństwa książkowego
i za ubaw z rzeczy, z których dwie matki nigdy nie powinny się
śmiać, rozmawiając na wideoczacie! Ubóstwiam Cię!
Ogromne podziękowania kieruję do naszych Czytelników! Nawet
nie zdajecie sobie sprawy, czym jest dla nas Wasze wsparcie!
Dziękuję mojemu mężowi. Jesteś moją inspiracją od zawsze!
Kocham Cię!
Wielkie podziękowania należą się moim Czytelnikom z grupy
Krazy for K Webster’s Books. Wszyscy niesamowicie mnie wspieracie
i nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by Wam podziękować.
Ogromne „Dziękuję” kieruję do tych, którzy zawsze mi pomagają.
Elizabeth Clinton, Ella Stewart, Misty Walker, Holly Sparks, Jillian
Ruize, Gina Behrends, Jessica Hollyfield i Nikki Ash – jesteście moją
opoką!
Bardzo dziękuję Tobie, Misty, za to, że zawsze mogę liczyć na
Twoją radę i twój zdrowy rozsądek! Zawsze mówisz to, co należy, i to
we właściwym czasie. Jestem dozgonnie wdzięczna za to, że po
prostu jesteś!
Dziękuję zaprzyjaźnionym Autorom, którzy ofiarowali mi przyjaźń
i wsparcie. Nie macie pojęcia, ile to dla mnie znaczy.
Dziękuję wszystkim Blogerom, tym bardziej lub mniej
zaprzyjaźnionym – robicie wszystko, co w Waszej mocy, by zawsze
dzielić się moimi książkami z innymi. Dajecie czadu!
#AllBlogsMatter
Monica z Word Nerd Edits – bardzo dziękuję za redakcję tej książki
i opiekę nad nią. Jesteś niesamowita i nie potrafię dostatecznie Ci
podziękować! Kocham Cię!
Dziękuję Stacey Blake za to, że jak zawsze byłaś niesamowita przy
opracowaniu graficznym moich książek, i nie tylko. Jesteś wspaniała.
Kocham Cię! Kocham cię! Kocham Cię!
Szczególnie dziękuję Nicole Blanchard, mojej specjalistce od PR.
Jesteś fantastyczna w tym, co robisz, i sprawiasz, że osiągam
zamierzone cele!
Ostatnie, ale nie mniej ważne, słowa podziękowania kieruję do
wszystkich cudownych Czytelników, którzy są gotowi wysłuchać
tworzonych przeze mnie historii i polubić wykreowanych przeze
mnie bohaterów, tak jak polubiłam ich ja. To dla mnie bardzo wiele
znaczy!
O autorkach
KER DUKEY
Wszystkie moje książki to raczej mroczne romanse, lektury
trzymające w napięciu i pełne niepokoju. Gdybym miała cokolwiek
doradzić Czytelnikom sięgającym po którąś z moich powieści…
przygotujcie się na niespodziewane zwroty akcji.
Odkąd pamiętam, uwielbiałam opowiadać historie, czy to pisząc
teksty piosenek, czy też snując opowieści na dobranoc z moimi
siostrami, kiedy dorastałyśmy.
Gdy byłam mała, moja mama zawsze trzymała w ręku książkę –
przekazała mi tym miłość do czytania, jednocześnie zachęcając mnie
do pisania. Nie wszystkie historie miłosne powstają ze światła;
niektóre rodzą się z ciemności, ale wszystkie są równie mocne
i warte opowiedzenia.
Kiedy nie zatracam się w świecie swoich bohaterów, uwielbiam
spędzać czas z rodziną. Jestem mamą i to jest moja najważniejsza
rola, ale kiedy mam wolną chwilę, uwielbiam chodzić na koncerty
lub spotkania autorskie, zabierając ze sobą moją młodszą siostrę.
K WEBSTER
K Webster jest bestsellerową autorką ponad pięćdziesięciu powieści,
w tym romansów współczesnych, historycznych, paranormalnych,
mrocznych, a także tych z gatunku romantic suspense, tabu
i erotycznych. Gdy nie spędza czasu ze swoim zabawnym
i przystojnym mężem oraz dwójką uroczych dzieci, aktywnie działa
w mediach społecznościowych, nawiązując kontakt ze swoimi
Czytelnikami.
Poza pisaniem jej pasją jest czytanie i projektowanie graficzne. K
zawsze można zastać siedzącą przed komputerem – rzuca się wtedy
w wir kolejnych pomysłów i zaczyna działać. Z niecierpliwością
czeka na dzień, w którym jedna z jej powieści pojawi się na dużym
ekranie.
Zapisz się na listę odbiorców newslettera K Webster, by
otrzymywać informacje o nowościach i materiałach. Wystarczy wejść
tutaj: https://authorkwebster.com.
1 Cytat z Biblii Tysiąclecia, 2 Kor 2:11 (przyp. tłum.).
2 Kilros – w cerkwi prawosławnej miejsce na podium przed ikonostasem. Podczas liturgii
znajdują się tu: chór, lektorzy, kantorzy oraz osoby duchowne. Kliros symbolizuje chór
anielski śpiewający na chwałę Bożą (przyp. red.).
3 Czernyj – (z ros.) czarny (przyp. tłum.).
4 Jeden z najstarszych chrześcijańskich hymnów (przyp. tłum.).
5 Switłana Serhijiwna Łoboda – ukraińska piosenkarka. Reprezentantka Ukrainy w 54.
Konkursie Piosenki Eurowizji. Przez ostatnie lata koncertowała także w Rosji (przyp.
red.).
6 Universal Fight League – prestiżowa federacja mieszanych sztuk walki (MMA), której celem
jest organizowanie m.in. najwyższej jakości wydarzeń sportowych (przyp. tłum.).
7 Zwjozdoczka – (z ros.) gwiazdeczko (przyp. tłum.).
8 Lubow moja – (z ros.) kochanie (przyp. tłum.).
9 Karta kredytowa American Express (przyp. tłum.).