You are on page 1of 62

WINCENTY LUTOSŁAWSKI

ROZWÓJ POTĘGI WOLI


(Wybrane rozdziały)
Spis treści

II. Warunki powodzenia ćwiczeń...............................................................................................3


III. Rytm oddychania..................................................................................................................7
IV. Ćwiczenia ożywcze............................................................................................................11
V. Umiejętność odpoczynku....................................................................................................19
VI. Ćwiczenia psychofizyczne.................................................................................................24
VII. Ćwiczenia estetyczne........................................................................................................35
VIII. Radża joga ......................................................................................................................42
IX. Zastosowania szczegółowe................................................................................................49
X. Ogólne zasady ćwiczeń.......................................................................................................56
XI. Posty...................................................................................................................................58
II. Warunki powodzenia ćwiczeń

Nim przystąpimy do przedstawiania samych ćwiczeń, ważnym jest zdać sprawę z


warunków zasadniczych, bez których ćwiczenia pożądanych rezultatów nie dadzą.
Pierwszym warunkiem rozwoju władz wyższych jest ograniczenie do minimum funkcji
niższych, więc najstaranniejsze unikanie tego, co ciało nasze może obciążyć, pożytku mu nie
przynosząc. Stąd Hindusi uprawiali wstrzemięźliwość nadzwyczajną, jedząc najczęściej tylko
raz na dzień i to tylko pokarmy roślinne.
W naszych warunkach życia trzeba zwrócić szczególną uwagę na potrzebę zupełnego
wyrzeczenia się alkoholu i tytoniu, a w miarę możliwości też mięsa i ryb. Nabiał, orzechy,
owoce są najodpowiedniejsze dla tych, co chcą rozwinąć wyższe władze ducha.
Jeśli ktoś z przyzwyczajenia używa mięsa, to powinien je przerobić przez staranne
bardzo żucie, z wolą i wyobraźnią skierowaną ku wyzwoleniu się od wpływu, jaki zwierzęca
strawa wywiera. Każdy kawałek mięsa powinien być żuty razem z chlebem lub innym
pokarmem roślinnym, z usilnym postanowieniem, aby mięso utraciło szkodliwe właściwości
i stało się w skutkach podobne do roślin. Lepiej wcale mięsa nie jeść, tylko poprzestać na
umiarkowanym pożywieniu roślinnym, raz lub dwa razy na dzień.
Kto jada raz, ten najlepiej to uczyni około południa, kto chce się żywić dwa razy, to
może to uczynić o 10 rano i 3 po południu, lub w innych godzinach dogodnych, zawsze
jedząc powoli i przeżuwając najstaranniej pożywienie, z wolą skierowaną ku jego doskonałej
asymilacji.
Próżne są wysiłki wzmożenia sił przez przekarmienie, bo siły nasze zależą nie od tego,
ile jemy, lecz od tego, ile asymilujemy z pokarmu przyjętego.
Głód jest warunkiem dobrego trawienia, przy częstych zaś posiłkach nigdy tej
przyprawy nie mamy. Obciążając ciało zbyteczną strawą, zadajemy mu dodatkową pracę
wydzielania tego nadmiaru. Ciało, w ten sposób przeciążone, jest mniej dostępne dla prądów
prany i mniej uległe woli ducha.
Chcąc wejść na drogę ćwiczeń, mających w pełni rozwinąć nasze siły ducha i ciała,
trzeba przynajmniej na czas jakiś wyrzec się niższych przyjemności, jakie dać może obfitość
lub wykwintność jadła. Nadto trzeba pamiętać, że z jedzenia, prócz pożywienia materialnego,
czerpiemy prane jako prąd ożywczy dla nerwów, i że ta ważna czynność ma miejsce podczas
przeżuwania w ustach. Trzeba więc strzec się połykania tego, co jemy, tylko żuć tak długo,
aż się w ustach rozpłynie i żując chcieć, aby prana była z tego jadła przez język i
podniebienie wyciągnięta, bo prana ulega ruchom woli naszej i wystarczy chcieć i wyobrażać
sobie, że wciągamy prane, aby rzeczywiście ją wciągnąć do systemu nerwowego i tym
wzmagać nasze siły żywotne.
Przy tym trzeba jedzenie traktować uroczyście, jako inicjację niższych monad, które do
wyższego wprowadzamy organizmu i przy jedzeniu o niczym innym nie myśleć, ani też nie
mówić, tylko całą myśl i wolę skupić na wciąganie prany i na dokładne przeżucie pokarmu.
Dlatego indyjski jogin najchętniej je sam i medytuje nad cudem przemiany materii,
czując, że w tej chwili, kiedy w ustach jego się kęs chleba rozpływa, miliony monad
roślinnych wchodzą w nową fazę życia, przyjmując służbę w organizmie ludzkim.
Jedzenie jest to jakby uroczysta promocja uczniów klasy niższej do wyższej lub
immatrykulacja maturzystów do uniwersytetu. Jogin przemawia do nich wewnętrznie, życząc
im powodzenia na nowej drodze i zapewniając ich o swej życzliwości. Ponieważ każdy organ
ciała ma swą jaźń naczelną, która zawiaduje funkcjami tego organu, więc do tych jaźni
pomocniczych jogin też wewnętrznie przemawia, polecając im dobre przyjęcie nowych
materiałów organizmu. Poleca żołądkowi ich trawienie dokładne, kiszce stolcowej
najrychlejsze wydzielenie tych monad, co egzaminu wstępnego nie wytrzymały, aby nie
zawadzały i nie psuły ładu i porządku wewnątrz ciała.
W ten sposób jedząc z pełną świadomością tego, co czyni, jogin potrzebuje bardzo
niewielkiej ilości jedzenia i trawi doskonale to, co zje, nigdy nie obawiając się zaburzeń. Aby
to trawienie ułatwić, dostarcza swym organom wewnętrznym obfitej ilości płynu, twierdząc,
że nie tylko rośliny potrzebują podlewania. Podczas jedzenia pić nie należy, ale na godzinę
najmniej przed jedzeniem i także na godzinę przedtem, czyli na dwie godziny przed
jedzeniem trzeba wypić szklankę wody, ssąc ją kropla za kroplą tak, aby całą prane z wody
wyciągnąć i wewnętrznie polecając organom, by tę wodę użyły na soki trawienia.
Przed wypiciem należy nasycić wodę praną. To się czyni w sposób następujący: bierze
się w lewą rękę szklankę z wodą, trzymając ją od dołu tak, aby dłoń była zwrócona ku górze,
a prawą ręką potrząsa się tak nad wodą, jakby się chciało płyn jakiś spływający z luźnie
wiszących palców do wody strącić. Potrząsa się rytmicznie, mniej więcej tyle razy na minutę,
ile się ma uderzeń serca.
I podczas tego błogosławieństwa wody, w miarę ruchów prane ku niej ściągających,
trzeba rytmicznie oddychać, w ten sposób, że przez 6 takich ruchów wciągamy powietrze,
przez 3 je zatrzymujemy, przez 6 wypychamy i przez 3 znów pozostawiamy płuca
wypróżnione. Kilka takich rytmicznych oddychań zupełnie wystarcza, by zamagnetyzować
wodę i skupić w niej nadzwyczajne ilości prany, jeśli podczas tej operacji o niczym się nie
myśli, tylko się skupi całą myśl i wolę na prąd prany, który się ku wodzie w ten sposób
kieruje.
Tak samo gdy pijemy, trzeba sączyć każdą kroplę między językiem a podniebieniem, z
wyobrażeniem, że wyciskamy prane, która bezpośrednio przez język idzie do nerwów i
mózgu.
Tak czyniąc, będziemy czuć wielkie orzeźwienie po wypiciu magnetyzowanej wody.
Trzeba to czynić na godzinę i na dwie przed jedzeniem, a prócz tego z rana zaraz po
przebudzeniu i wieczorem przed zaśnięciem, kierując się co do ilości wody doświadczeniem,
tak aby stolec był zupełnie regularny.
Funkcję ekskrecji jogin traktuje równie poważnie, jak funkcje asymilacji, ma na to stałą
godzinę, najlepiej zaraz po jedzeniu i pobudza wolą swoje kiszki, aby wydzieliły wszystko,
co zbyteczne w sposób możliwie doskonały. Takie wydzielanie regularne resztek tego, co się
jadło dnia poprzedniego, uwalnia organizm od jadów, jakie się wytwarzają po dłuższym
zanieczyszczeniu kiszek i zdrowe, świeże wydzieliny człowieka, który przemianę materii
utrzymuje w należytym biegu nie mają wcale przykrej woni, cechującej ekskrementy ludzi
niewstrzemięźliwych i niezdrowych.
Te warunki ekstremalnego odżywiania i wydzielania tego, co nie służy organizmowi, są
konieczne do skuteczności ćwiczeń oddychania.
Nadto jogin najstaranniej co dzień obmywa całe ciało, bądź w kąpieli chłodnej, bądź
przynajmniej często zwilżanym grubym ręcznikiem. Obmycie to powinno nastąpić w
przeciągu najwyżej jednej minuty, zaczynając od piersi, ramion, grzbietu i brzucha, potem
sięgając na całą powierzchnię ciała, maczając ręcznik i wyciskając go lekko kilka razy, by
każda część ciała zetknęła się ze świeżą wodą.
Woda nie powinna być zbyt zimna, lecz koniecznie świeża i czysta, nie taka, co stała
przez noc w pokoju.
Trzeba zacząć od wody ciepłej i stopniowo temperaturę obniżać, aż przywyknie się
używać do tego obmycia wody prosto ze źródła. Podczas obmywania trzeba głęboko
oddychać, a po obmyciu obcierać się energicznie rękami, aż prawie wyschnie ciało i po
włożeniu bielizny użyć ruchu, gimnastykując wszystkie części ciała do zupełnego rozgrzania.
Można też obmycie to podzielić na dwie części i obmywać górną część ciała z rana, zaś dolną
wieczorem, jeśli ktoś nie znosi całkowitego obmycia i zbyt trudno się po nim rozgrzewa.
Przy obmyciu i obcieraniu trzeba się wstrzymać od innych myśli i wolę skupić na to, by
usunąć zbyteczne materiały z powierzchni skóry i otworzyć jej pory dla wydzielania tego, co
zbywa.
Skrupulatna czystość ciała jest pierwszym warunkiem powodzenia ćwiczeń
oddychania. Czystość ta powinna się rozciągać nawet na wewnątrz, do kiszki stolcowej z
jednej, a do jamy ustnej z drugiej strony.
Usta po każdym pożywieniu należy starannie przepłukać i oczyścić szczoteczką, lub
palcem i proszkiem do zębów. Za proszek do zębów używa jogin sproszkowanej kory
niektórych drzew, lecz w Europie używane proszki równie dobrze cel osiągają.
Nadto trzeba i wewnętrzną błonę nosa utrzymać w czystości, przez wciąganie po kilka
razy rano wody chłodnej do nosa tak głęboko, by dochodziła do gardła, i silne potem
wypchnięcie powietrza razem z wodą i nagromadzonym w ciągu dnia pyłem. Aby to
uskutecznić, pogrąża się całą twarz w miednicy napełnionej wodą, kilka razy się wciąga
bardzo mocno i wypycha się wodę z powietrzem przez palcami ściśnięte dziurki od nosa nad
kubłem, powtarzając to po kilka razy, aż się nawet głębsze zatoki nosa oczyszczą.
Oprócz tej skrupulatnej czystości ciała, właściwej jego irygacji wewnątrz i zewnątrz,
warunkiem powodzenia ćwiczeń jest zachowanie soków najżywotniejszych, czyli czystość
płciowa.
Jogin jest wolny od podnieceń płciowych i nie traci ani nie przyjmuje nasienia.
Zarówno kobieta, jak mężczyzna, gdy wejdą na drogę ćwiczeń psychofizycznych, muszą się
wstrzymać od bliższego zetknięcia z płcią drugą, które wyczerpuje siły. Dla kobiet rzecz to
łatwa na ogół, dla mężczyzn, których złe obyczaje zepsuły, czystość jest daleko trudniejsza,
lecz jeszcze potrzebniejsza, bo nieczystość na większe straty ich naraża.
Aby osiągnąć tę czystość, jogin używa ćwiczeń szczególnych, które niżej podamy.
Oprócz tych fizycznych warunków, jogin kładzie wielki nacisk na pewne moralne
warunki powodzenia ćwiczeń. Te moralne warunki są jeszcze ważniejsze niż fizyczne, choć
jedne i drugie są całkiem niezbędne dla jakiegokolwiek powodzenia, tak dalece, że bez
ćwiczenia oddychania mogą stać się szkodliwe i naruszyć równowagę umysłu.
Należą tu przykazania, znane na Zachodzie, lecz na Wschodzie daleko ściślej
przestrzegane przez tych wybranych, co powzięli postanowienie, by przez ćwiczenia wznieść
się nad zwykłe ludzkie koleje i osiągnąć moc i potęgę nadludzką. Tacy ludzie nie powinni
nikomu niczego zabierać, przede wszystkim żadnej istocie jej życia. Więc jogin nie tylko nie
zabija zwierząt, służących nam za pokarm, ale nawet owadów, które mącą jego spokój, ani
muchy, ani komara, ani pchły. Wszystkie te stworzenia, w miarę, gdy naszą wolę skupiamy
ku wyższym celom, przestają nam szkodzić. Ale nie dosyć jest wstrzymać się od zabójstwa
czynem. Myśl jest czynem i zabijanie myślą tak samo nasz rozwój wstrzymuje, jak zabijanie
ręką lub bronią.
Nie zabijaj, znaczy też nie pragnij niczyjej śmierci ani zguby, wyrwij z serca wszelką
zawiść, zazdrość i nienawiść.
Kto chce siły życia w sobie rozwinąć do najwyższej potęgi, ten powinien wszystkim
istotom dobrze życzyć, pragnąc ich szczęścia i spokoju. W szczególności dotyczy to wrogów
naszych, których obezwładniamy naszą życzliwością i dobrodziejstwami.
Trudny to warunek dla nas, tak dobrze wyćwiczonych w nienawiści przez wrogów. Ale
pojmijmy ich ciemnotę i barbarzyństwo i życzmy im światła, i skruchy.
Dalej jogin powinien się wstrzymać od pożądania wszelkiej cudzej własności: nie tylko
nie kraść, ale nawet nie przyjmować darów, bo go to pozbawia materialnej niezależności.
U nas sumienie jest wielce znieczulone pod tym względem, szczególnie gdy chodzi o
to, by podstępem lub przemocą odebrać coś w zamian za to, czego zostaliśmy pozbawieni,
korzystamy bez skrupułów z wszelkiej własności państwowej, a czasem nadużywamy w
ogóle tego, co jest do użytku publicznego przeznaczone. Ale kto chce dojść do celu
najwyższej doskonałości, ten musi wyrzec się wszelkiej formy przywłaszczania sobie
czegokolwiek, co mu się nie należy. Wyrzeczenie się darów także jest dosyć przeciwne
naszym skłonnościom, bo lubimy sami dawać, ale jeśli uwzględnić okoliczność, że skuteczne
ćwiczenia można przedsięwziąć tylko w zupełnym odosobnieniu lub też w otoczeniu
wyłącznie złożonym z ludzi, dążących do tegoż celu, łatwo się zgodzić na wyrzeczenia się
przyjmowania darów.
Nareszcie jogin nie powinien kłamać, ani powtarzać plotek, w ogóle mowę ograniczyć
do minimum i tylko tyle mówić, ile koniecznie potrzeba, to przykazanie sięga do myśli,
zabrania więc też fałszywych podejrzeń, oszczerstw myślowych, wszelkiej wewnętrznej
nieszczerości.
Potwarz, lekceważenie bliźnich, bezpodstawna krytyka ich myśli i czynów należą do
naszych wad narodowych.
Chcąc się podnieść z osłabienia woli, na które cały naród cierpi, trzeba koniecznie żyć
w atmosferze życzliwości i dobrej woli życząc wszystkim dobrze, nikogo nie podejrzewając
niesłusznie i nie osądzając, skupiając myśli na własnych obowiązkach i zadaniach, bez
ciekawego wdzierania się w cudze życie, bo to nas na kłamstwo naraża.
Streszczając powyższe wywody, pamiętajmy, że głównymi warunkami powodzenia
ćwiczeń oddychania są:
1. Czystość ciała zewnątrz i wewnątrz, osiągnięta przez staranne obmywanie ciała, wciąganie
wody do nosa, czyszczenie jamy ustnej i picie magnetyzowanej wody rano, wieczór, na dwie
i na jedną godzinę przed każdym jedzeniem; staranne żucie jedzenia, tak by się w ustach
rozpływało, bez. potrzeby połykania.
2. Przeniknięcie wolą i wyobraźnią wszystkich tych czynów, ze świadomym wpływem na
prąd prany, który z jedzenia i napojów wyciągamy, a który ożywia nasze nerwy, wzmacnia je
i oczyszcza. Działanie bezpośrednie na poszczególne organy, polecając im dobre
spożytkowanie pokarmów i napoju. Umiarkowanie w jedzeniu, odstępy takie między jednym
pożywieniem a drugim, abyśmy czuli prawdziwy głód, bez którego jedzenie pełnego pożytku
nie przynosi.
3. Bezwzględna wstrzemięźliwość od alkoholu, tytoniu, rozpusty i wszelkiej nieczystości.
4. Wstrzemięźliwość od zabijania, zawiści, nienawiści, kłamstwa, oszczerstwa, plotek,
kradzieży i od przyjmowania darów, które naszą niezależność krępują.
Kto te warunki zachowa, ten jest przygotowany do właściwych ćwiczeń oddychania,
mających usunąć z ciała wszelkie choroby i zapewnić niezwykłe siły ciała i ducha.
Z tych warunków najtrudniejsza dla Polaków jest wstrzemięźliwość od ujemnych lub
nieżyczliwych myśli o tych, którzy nam jakąś krzywdą wyrządzili lub w ogóle o naszych
znajomych, co mają inne niż my przekonania polityczne i religijne. Takie myśli są najgorszą
przeszkodą dla duchowego rozwoju i wzmożenia siły woli.
Trzeba zupełnie zaniechać wszelkiej obmowy, a tym bardziej potwarzy, jeśli chcemy
sami pozyskać pełnię sił duchowych, umysłowych i fizycznych.
III. Rytm oddychania

Główną wadą naszego oddychania jest brak rytmu, wielka jego nierówność. Dzieci i
dzicy oddychają rytmicznie, regularnie, równo i głęboko. W miarę, jak jaźń doznaje coraz
intensywniejszego życia psychicznego, uczucia i myśli wpływają na bieg oddychania w ten
sposób, że zależy ono nadmiernie od życia wewnętrznego.
Gdy się zamyślimy, wstrzymujemy oddech, gdy się wzruszymy, przyśpiesza się bicie
serca i oddech. A te nierówności prowadzą także do tego, że płuca coraz to mniej dostają
powietrza, nerwy coraz to mniej prany, bo przywykamy do coraz to mniej głębokiego
wciągania powietrza.
Płuca, pozostawione sobie, przyjmują tylko tyle, ile koniecznie potrzebują, ograniczają
swe działanie i stąd ogromny wzrost suchot.
Powszechnie wiadomo, jak dalece tlen jest niezbędny, by krew odnawiać, a Hindusi
odkryli potrzebę prany do utrzymania siły nerwowej i twierdzą, że przy oddychaniu jeszcze
więcej prany można ściągnąć do nerwów niż z pokarmów i z czystej wody.
Pierwszym warunkiem po temu jest ustanowienie stałego rytmu, zgodnego z rytmem
bicia serca.
Każdy człowiek, w każdej epoce swego rozwoju fizycznego, ma pewien naturalny,
najwłaściwszy rytm oddychania, zależny od objętości płuc, szybkości krążenia, a także od
stanu zdrowia.
Chodzi więc o to, by ten rytm odkryć i zastosować. Poznamy go po tym, że oddychając
w rytmie normalnym najmniej się będziemy męczyć.
Trzeba się bardzo wystrzegać fałszywej ambicji w tym względzie, która by od nas
wymagała zbyt ryzykownych prób.
Jeśli ktoś bez wysiłku nie może zwolnić rytmu oddychania więcej niż np. 10 sekund na
wdech i wydech, a zapałałby chęcią przyzwyczajenia się do oddychania dwa razy wolniej,
czyli trzy razy na minutę, to nie zyskałby na tym, bo takie oddychanie, zamiast wzmagać jego
siły, wyczerpałoby je i męczyło. Dopiero bardzo powoli można robić postępy w tej mierze.
Chodzi przede wszystkim o to, by oddychanie było rytmiczne, a nie bezładne, jak bywa u
większości ludzi. Bezładne drgania powietrza tworzą przykre szmery, rytmiczne zaś fale
tworzą harmonijne dźwięki. Tak samo bezład w ruchach wewnętrznych organizmu
odpowiada słabości, a rytm wewnętrzny stwarza zdrowie i siły.
Można by zacząć od ćwiczeń, mierząc rytm według bicia serca i wciągając powietrze
przez pewną ilość uderzeń, a wypychając je przez tyleż uderzeń. Ale trudno jest zwracać
uwagę na puls i liczyć uderzenia godzinami, a chcąc nauczyć się rytmu, trzeba całych godzin
takich ćwiczeń. Mamy w ciele naszym naturalne wahadła, które godzinami bez zmęczenia
można całkiem równomiernie poruszać i które dadzą najlepszą miarę rytmu.
Są to nasze nogi. Idąc krokiem posuwistym, niezbyt szybkim a równym, gdy baczymy
na spokój wewnętrzny, rychło dochodzimy do tego, że każdy krok odpowiada jednemu
uderzeniu serca. Wtedy trzeba zacząć oddychać zgodnie z rytmem chodu, więc np. przez
cztery kroki wciągnąć powietrze, przez cztery wypychać. W ten sposób idąc całkiem równo
przez pół godziny lub dłużej, dochodzi się do tego, że już automatycznie rytm się zachowuje,
nie zwracając szczególnej uwagi na liczenie kroków.
Trzeba co dzień po kilka godzin przez kilka miesięcy tak ćwiczyć, aby rytm wybrany
stał się stałym, tak, że już w tym rytmie oddychać będziemy, nawet jeśli jesteśmy zajęci
czym innym i jeśli pozostajemy bez ruchu. Aby ten cel osiągnąć, należy z każdej okazji
korzystać, kiedy chodzimy i zaraz zastosować oddychanie do rytmu naszego kroku.
Co do miary samej rytmu, to będzie ona różna dla różnych osób i trzeba się strzec w
tym przesady. Mało kto będzie potrzebował szybszego rytmu, jak po cztery kroki na wdech i
wydech, a mało kto może zacząć od wolniejszego rytmu, jak po 8 kroków na wdech i
wydech. Powoli należy rytm zwalniać, bo im wolniejszy rytm, tym głębsze oddychanie. Ale
początkowy rytm należy tak długo zachować, aż stanie się automatyczny.
Dopiero wtedy nowe wtargnięcie się jaźni świadomej do nieświadomego zazwyczaj
procesu oddychania zwolni rytm nieco i zachowa ten zwolniony rytm tak długo, aż płuca do
niego przywykną; każde takie zwolnienie rytmu wymaga długiej praktyki i wszelkie zbyt
gwałtowne postępowanie na nic by się nie zdało.
Trzeba oddychać wybranym rytmem bez przymusu, całkiem swobodnie i nie czuć się
zmęczonym po godzinach takiej praktyki. Łatwiej z początku liczyć kroki parzyste, więc na
cztery kroki liczyć tylko dwa kroki prawą nogą, a na osiem cztery. W ten sposób wdech i
wydech zaczynałby się od kroku prawą nogą, co jest ułatwieniem z początku. Ale gdy
oddychanie staje się automatyczne, łatwo jest zwolnić rytm o jeden krok i wtedy wdech
będzie się zaczynać od ruchu prawą nogą, wydech od ruchu lewą nogą.
Oprócz tych głównych ćwiczeń w rytmie normalnym, które najpierw nad wszystkimi
innymi przeważać powinny, trzeba od początku na daleko mniejszą skalę uprawiać ćwiczenia
w rytmie zwolnionym. Jeśli np. rytm normalny jest osiem kroków na wdech i tyleż na
wydech, to rytm zwolniony będzie na tym polegać, że wciągamy powietrze przez osiem
kroków, zatrzymujemy w płucach przez cztery kroki i wypychamy przez osiem kroków,
trzymając potem płuca puste przez cztery kroki, przez co dochodzimy do jednego oddechu na
24 kroki, czyli na początek półtora raza wolniej niż rytm normalny.
Takie ćwiczenia nie powinny być zbyt długie, ani zbyt częste, nie więcej, jak kilka razy
na dzień po kilka minut. Po kilku tygodniach takich ćwiczeń w rytmie zwolnionym można
dalej go zwalniać, ale jednocześnie uprawiając najczęściej ćwiczenia w rytmie normalnym.
Hindusi przywiązują wielką wagę do zatrzymywania powietrza w płucach przez czas
dłuższy, a także do wytrzymywania bez powietrza przez dłuższy przeciąg czasu, aż do
poczwórnego rytmu. Twierdzą, że to ułatwia rozproszenie prany po całym ciele i
gruntowniejsze przeniknięcie nią wszystkich włókien nerwowych.
Przy tym zaleca się trzymać powietrze w płucach cztery razy tak długo, jak się
wciągało, a wypychać w ciągu połowy tego czasu, co się trzymało. Więc np. przez 4 kroki
wciągać, przez 16 kroków zatrzymać i przez 8 kroków wypychać.
Jaki zwolniony rytm jest komu najwłaściwszy, to trzeba w każdym wypadku
wypróbować: ogólnych przepisów dawać nie można.
Jeśli ktoś doszedł do tego, że bez wielkiego wysiłku może oddychać bardzo powoli,
zatrzymując powietrze w płucach cztery razy tak długo, jak wciąga, to należy także ćwiczyć
we wstrzymywaniu się od oddechu przez czas dłuższy, np. przez 4 kroki wciągać, przez 8
kroków wypychać i przez 16 kroków trzymać płuca próżne.
Wszystkie te ćwiczenia trzeba robić z umiarkowaniem i postępować powoli, podczas
gdy oddychanie w normalnym rytmie przy chodzeniu można uprawiać bez ograniczeń
godzinami codziennie.
Aby jednak rytm oddychania przyczynił się do wzmożenia sił duchowych, trzeba
rychło połączyć z nim pewien rytm psychiczny, dla którego rytm fizyczny jest tylko
podstawą. Chodzi o to, by w miarę wdechu i wydechu jednocześnie skupić wolę i wyobraźnię
na tym, że wdychamy powietrze z praną, a wydychamy je z jadami, przez organizm
wytworzonymi, których się chcemy pozbyć. Trzeba wyobrazić sobie prąd prany,
przenikający organizm i zatrzymany, skupiany w nerwach i prąd wyziewów szkodliwych,
usuwany z wielką mocą ciała. Gdy przywykniemy do tego wyobrażenia ogólnego, należy je
potem zmienić na szereg wyobrażeń szczegółowych.
Zatem przez pewien czas, idąc prosto i oddychając w rytmie normalnym, kieruję prane
szczególnie do lewej nogi, by jej dać pełną siłę i żywotność, potem do prawej nogi, do lewej
ręki, do żołądka, do głowy, wzdłuż stosu pacierzowego, do każdego organu, potrzebującego
właśnie tego prądu ożywczego. A za każdym razem, gdy wydycham powietrze, z tego
samego znów organu wyciągam wszystko to, co mu szkodzi i co go osłabia.
W miarę przywykania do takiej inspekcji organizmu przez porządkującą i ożywiającą
jaźń, zaczynamy odczuwać te prądy, które sobie wyobrażamy i przekonawszy się, że to nie
gra wyobraźni tylko, lecz że prana istotnie posłuszna woli naszej idzie tam, gdzie rozkażemy
i ożywia każdą część ciał, usuwając wszelkie dolegliwości i cierpienia. Ale taki stopień
uświadomienia sobie prądów prany, żeby usuwać zmęczenie i nawet psychiczną depresję
przez kierowanie tymi prądami, osiągnąć można dopiero po długich i wytrwałych
ćwiczeniach.
W miarę, jak przywykniemy łączyć rytm fizyczny oddychania z pewnym rytmem
wyobrażeń, możemy skutecznie stosować ten rytm do pożądanych stanów psychicznych.
Jeśli ktoś się bardzo rozgniewał i nie może się uspokoić, niech się przejdzie, rytmicznie
oddychając i żywo wyobrażając sobie, że wdycha łagodność, a wydycha gniew to go
uspokoi.
Zwykle wyobrażenia nasze przepływają przez naszą świadomość, przychodząc nie
wiadomo skąd i mało zależąc od stałych celów woli.
Poddając je rytmowi oddychania, uczymy się skupienia, które gdy je raz posiądziemy,
ułatwi nam rozwiązanie najtrudniejszych zadań, opanowanie wzruszeń, słabości cielesnej i
duchowej. A ze słabością walczyć należy nie wtedy, kiedy już nas opanowała, lecz wtedy,
kiedy się czujemy najsilniejsi.
Więc nałogowy pijak nie wtedy będzie mógł skutecznie wdychać abstynencję, a
wydychać alkoholizm, gdy jest pijany, ale gdy po wytrzeźwieniu ma największy wstręt do
alkoholu, wtedy właśnie może ten wstręt ustalić przez rytmiczną grę wyobraźni.
Jeśli ktoś nie ma ochoty do poważnej pracy i marnuje czas w sposób bezpłodny, to
wiele zyska przez wdychanie pracowitości, a wydychanie lenistwa. Taka gra wyobraźni o
wiele jest łatwiejsza niż samo rozpoczęcie pracy, a usposabia w ten sposób, że po niejakim
czasie takich ćwiczeń praca staje się łatwiejsza.
Takie ćwiczenia łatwo wyśmiewają ci, co nie mają pojęcia o istotnych warunkach życia
psychicznego. Lecz ktokolwiek je cierpliwie wypróbuje, przekona się o ich skuteczności.
Chodzi tu o to, że dla osiągnięcia pewnych zmian psychicznych potrzebny jest rytm
wyobrażeń, kolejno po sobie następujących, a przeciwległych sobie tak, że przyciągamy to,
które nam sprzyja, zaś odpychamy to, które nam szkodzi.
Łatwiej jest taki rytm ustanowić niż skupić wyobraźnię stale na czas dłuższy na jednym
wyobrażeniu. A najłatwiej osiągnąć ten rytm, gdy go połączymy z fizycznym rytmem
oddychania i skupiania prany w organizmie. Ale trzeba tu zachować niezbędną kolej ćwiczeń
i nie zaczynać od tego, co najtrudniejsze.
Więc najprzód należy doprowadzić do automatyzmu fizyczny rytm samego oddychania
na to całą uwagę i wolę skupiając, dopiero następnie przeprowadzić wolą świadomą
skupienie prany, aż ono będzie odbywać się automatycznie, tak, że już nie będzie wymagać
szczególnej uwagi.
Osiągnąwszy te dwa szczeble, skutecznie możemy skierować potęgę rytmu ku
psychicznym naszym potrzebom i zwalczać wady głęboko zakorzenione za pomocą
rytmicznego następstwa wyobrażeń, np.:
1. Wdychać wstręt do tytoniu, wydychać nałóg.
2. Wdychać łagodność, wydychać gniew.
3. Wdychać umiłowanie milczenia, wydychać plotkarstwo.
4. Wdychać miłość prawdy, wydychać kłamstwo.
5. Wdychać wiarę, wydychać niedowiarstwo.
6. Wdychać nadzieję, wydychać pesymizm.
7. Wdychać czystość, wydychać nieczystość.
8. Wdychać mądrość, wydychać głupotę.
9. Wdychać pracowitość, wydychać lenistwo.
10. Wdychać wolę, wydychać słabość itd.
Wszystkie te rytmiczne psychiczne ćwiczenia można odbywać najskuteczniej przy
normalnym rytmie oddychania, podczas zwykłej przechadzki.
Gdy robimy ćwiczenia o zwolnionym rytmie, przy zatrzymaniu powietrza w płucach,
trzeba sobie wyobrazić skupienie prany, jakby zgęszczanie jej wzdłuż stosu pacierzowego, z
wyobraźnią skierowaną ku najniższemu kręgowi, gdzie cała ta energia się skupia, nim razem
z wydechem pójdzie w górę wzdłuż kręgosłupa zasilić mózg.
Prądy prany wzdłuż kręgosłupa są najważniejsze i krążą w dwóch równoległych
kanałach po prawej i lewej stronie. Między tymi kanałami jest trzeci, w którym u ludzi
zwykłych nie ma prądu, a dopiero się wytwarza w miarę rozbudzenia daru jasnowidzenia, do
którego jogin dąży. Otóż wzbudzić ten prąd możemy w ten sposób, że kierujemy prane w dół
i w górę w bocznych kanałach, uciskając ją i skupiając podczas zatrzymania oddechu i
kierując następnie w górę z całej siły.
Ćwiczenia oddychania, odbywane przy chodzeniu, są najskuteczniejsze dla obudzenia
poczucia rytmu. Gdy to poczucie jest obudzone, łatwiej jest stosować rytmiczne oddychanie
do innych ruchów ciała, za pomocą których pobudzamy działalność wszystkich mięśni.
Przy wszystkich ćwiczeniach podczas chodu należy najbaczniejszą uwagę zwracać na
to, by się trzymać zupełnie prosto i pionowo, tak, aby głowa była w jednej linii z
kręgosłupem, a kręgosłup miał kierunek taki, jaki przyjmuje sznur, na którym zawiesimy
ciężar.
Piersi powinny być wysunięte naprzód, brzuch wciągnięty nieco, stąpać trzeba na
przednią część stopy, prawie wcale nie dotykając piętą ziemi i elastycznie wznosić się na
palce jednej nogi, gdy rytmicznie przesuwa się naprzód, najmniej ją oddalając od ziemi tak,
żeby większa część ruchu była wahadłowa, bez napięcia mięśni.
A usta przy tym trzeba trzymać ściśle zamknięte, by całe oddychanie odbywało się
przez nos, jak zalecają Hindusi, zgodnie z europejskimi higienistami.
Podczas ćwiczeń trzeba całą uwagę mieć na nich skupioną i innych myśli do
świadomości nie dopuszczać jak te, które do ćwiczeń należą.
W ten sposób każde ćwiczenie będzie zarazem też ćwiczeniem w skupieniu myśli,
czego nam tak brak.
Gdy się po temu nadarzy okazja, najlepiej te ćwiczenia odbywać całkiem lub półnago,
wystawiając ciało na działanie powietrza i słońca, szczególnie wczesnym rankiem w lecie.
IV. Ćwiczenia ożywcze

Jednocześnie z ćwiczeniami rytmicznego oddychania podczas chodu można rozpocząć


niektóre intensywniejsze ćwiczenia, w celu wzmocnienia organizmu cielesnego i
niewidzialnego ciała astralnego.
Ciało astralne, dopóki sobie go nie uświadamiamy, ćwiczyć możemy tylko w związku z
ciałem widzialnym, aby jedno i drugie utrzymać w pełni żywotności.
Oto najważniejsze spośród takich ćwiczeń:

Głębokie zupełne oddychanie

Przede wszystkim należy się nauczyć tak wciągać powietrze do płuc, by każda część
płuc została w zupełności wypełniona tlenem i praną.
Zwykle przy oddychaniu zaniedbywane bywają albo szczyty płuc, albo też ich głębsze
części. Jeśli ktoś oddycha, głównie poruszając górne żebra, to wdycha powietrze do
szczytów, jeśli zaś porusza przeponę i mięśnie brzuszne, to wdycha głębiej, ale za to
zaniedbuje szczyty.
Chcąc całe płuca wypełnić, trzeba uwzględnić wskazówki następujące:
1. Stanąć lub siąść, trzymając się zupełnie prosto. Wciągając powietrze przez nos, zapełnić
najprzód niższą część płuc, wydymając brzuch i zniżając przeponę.
2. Następnie napełnić średnią część płuc, rozpierając niższe żebra.
3. Na koniec wypełnić szczyty, rozpierając wyższe żebra, cofając i podnosząc nieco ramiona,
i podnosząc zarazem przeponę od dołu, tak, aby płuca podtrzymywała.
Te trzy części wdechu powinny stanowić jedną nieprzerwaną całość i prąd powietrza
wciągany nie powinien być przyśpieszany, zwalniany, ani zatrzymywany, aż całe płuca
całkowicie wypełni.
Trzeba unikać przerw i niepotrzebnych poruszeń, a zwyciężyć skłonności do dzielenia
wdechu na trzy różne części.
Z biegiem czasu trzeba dojść do tego, by całe płuca wypełnić w kilka sekund i
koniecznie po wypełnieniu ich zatrzymać przez kilka sekund przynajmniej cały zapas
powietrza w płucach. Następnie należy wydychać bardzo powoli, zatrzymując płuca wydęte i
podnosząc przeponę brzuszną, w miarę, jak się płuca opróżniają. Dopiero po zupełnym
opróżnieniu płuc można piersi opuścić.
Dobrze jest ćwiczyć się w tym oddychaniu przed zwierciadłem, trzymając ręce na
brzuchu, by zauważyć ruch ciała.
To ćwiczenie jest podstawą wszystkich następnych i powinno być z wielką starannością
uprawiane, gdyż od doskonałości wdechu zupełnego zależy wartość innych ćwiczeń.
Kto się przyzwyczaił, chodząc, do rytmicznego oddychania o stopniowo zwalnianym
rytmie, temu łatwiej będzie dojść do zupełnego wdechu. Takie zupełne oddychanie pobudza
działanie wszystkich wewnętrznych organów, które zwykle są zaniedbywane.
Trzeba jednak się i tutaj strzec przesady, i nie doprowadzić płuc do zmęczenia, które
się bólem lub kłuciem wyraża. Stopniowo tylko można powiększyć wytrzymałość płuc i
baczyć trzeba na to, by sobie przez zbyt wielki pośpiech nie zaszkodzić.
Lepiej raz wykonać zupełne odetchnięcie z całą dokładnością niż kilka razy pośpiesznie
i niedokładnie.
Lepiej kilkanaście razy w ciągu dnia wykonać po kilka zupełnych wdechów niż kilka
razy na dzień po kilkanaście.

Wydech oczyszczający

To ćwiczenie oczyszcza płuca, pobudza nerwy i orzeźwia cały organizm. Szczególnie


korzystne jest ono dla tych, co publicznie mówią lub śpiewają, aby zmęczone organy
oddychania odświeżyć.
1. Wykonać wdech zupełny, jak wyżej.
2. Zatrzymać powietrze w płucach przez kilka sekund.
3. Zwężyć otwór ust jak do świstania, lecz nie wydymać policzków i wypchnąć gwałtownie
trochę powietrza, potem na chwilę wydech wstrzymać i znowu małymi ilościami, ale z całą
siłą powietrze pozostałe wydychać w szeregu poruszeń rytmicznych, aż tyle powietrza
wypchniemy, ile możemy.
Kto spróbuje tego ćwiczenia, spostrzeże, iż w ten sposób wydech można znacznie
zwolnić tak, że np. trwa pół minuty i dłużej, co byłoby trudne przy ciągłym i nieprzerwanym
wydechu.
To zwolnienie wydechu najłatwiej w ten sposób się osiąga i zwiększa wytrzymałość w
mowie i śpiewie.

Wdech pobudzający nerwy

To ćwiczenie jogin uważa za jeden z najskuteczniejszych środków pobudzenia nerwów


i wzmożenia żywotności.
1. Stanąć prosto.
2. Wciągnąć wdech zupełny i zatrzymać go.
3. Wyciągnąć ramiona przed siebie, nie naprężając ich, używając tylko tyle siły, aby je
utrzymać przed sobą.
4. Powoli skurczyć ręce ku ramionom, stopniowo kurcząc mięśnie z wysiłkiem tak, że gdy
dojdą do ramion, pięści będą tak mocno zaciśnięte, że odczujemy drżenie w nich.
5. Trzymając mięśnie w napięciu, powoli wygiąć pięści na zewnątrz i cofnąć je szybko,
ciągle w napięciu, po kilka razy.
6. Wypchnąć gwałtownie powietrze przez usta.
7. Wykonać wydech oczyszczający (patrz wyżej ćwiczenie 2).
Skuteczność tego ćwiczenia zależy od szybkości, z jaką się cofa pięści, od naprężenia
mięśni i od ilości powietrza w płucach.
Przy cofaniu pięści ku ramionom trzeba sobie wyobrażać, że zgarniamy prane ku
głowie, a wtedy skutek się najlepiej odczuwa.

Wdech śpiewaków

Ćwiczenie to działa na głos, czyniąc go coraz to piękniejszym i więcej harmonijnym.


Każdy jogin ma silny i piękny głos, harmonijny i donośny, a jednak delikatny i giętki.
1. Wykonać wdech zupełny, bardzo powoli, w ciągu najdłuższego czasu, jakiego tylko
możemy użyć przy ciągłym, równym wciąganiu powietrza przez nos.
2. Zatrzymać przez kilka sekund.
3. Wypchnąć powietrze gwałtownie i szybko przez szeroko otwarte usta, jakby chuchając.
4. Wykonać wydech oczyszczający.
Na gatunek głosu mają wielki wpływ mięśnie twarzy. Czasem ludzie z obszernymi
płucami mają nędzny głos, a inni przy ciasnych płucach miewają głos donośny i dźwięczny.
Warto jest dokonać próby następującej:
1. Stanąć przed lustrem i usta zwęzić do świstania, bacząc przy tym na kształt ust i ogólny
wyraz twarzy.
2. Potem mówić lub śpiewać jak zwykle i zauważyć różnicę.
3. Następnie znów świstać i spróbować mówić lub śpiewać, zachowując ten kształt i wyraz
twarzy, co przy świstaniu.

Wdech zatrzymany

Hindusi spostrzegli, że zatrzymanie powietrza w płucach, po zupełnym wdechu, jest


bardzo korzystne, nie tylko dla samych płuc, ale dla organów trawienia, dla nerwów i dla
krążenia krwi.
Krew się przez to lepiej utlenia, gdy zaś powietrze dłużej zatrzymane wypychamy, to
wypychamy z nim także gazy trujące, które pozostały w płucach po poprzednim zwykłym
oddychaniu. Jest to rodzaj przeczyszczenia płuc. Ćwiczenie to wielce pomaga w chorobach
wątroby, żołądka i krążenia krwi, a także usuwa przykrą woń oddechu osób niezdrowych.
1. Stanąć prosto.
2. Wykonać wdech zupełny, zatkać nos i usta.
3. Zatrzymać powietrze dłużej, mierząc czas zegarkiem, aby sprawdzać postępy.
4. Wypchnąć gwałtownie powietrze przez otwarte usta.
5. Wykonać wdech i wydech oczyszczający.
Oczywiście, to ćwiczenie trzeba wykonywać z umiarkowaniem, nie częściej niż to
można uczynić bez zmęczenia.
Trzymając szczelnie zamknięte usta i ściskając nos palcami, można zacząć robić takie
ruchy brzuchem i żebrami, jakby się oddychało i wyobrażać sobie przy tym, że się prane
prosto przez piersi wciąga. W ten sposób osiąga się dłuższą wytrzymałość na zatrzymanie
oddechu i wolniejszy rytm normalny.
Inna odmiana tego ważnego ćwiczenia polega na tym, że po wciągnięciu zupełnego
wdechu w postawie stojącej i szczelnym zatkaniu nosa i ust, kładziemy się na łóżko bez
poduszki i zaczynamy ruchy mięśni piersi i brzucha tak, jak przy oddychaniu, wpuszczając
nieco powietrza za każdym razem, gdy robimy mięśniowe ruchy wdechu, lecz wnet
zaciskając nos, gdy robimy ruchy wydechu i w ten sposób zwiększając nagromadzone
powietrze tak długo, jak możemy wytrzymać. Na końcu trzeba wypchnąć powietrze
gwałtownie i szybko przez otwarte usta i zawsze wykonać wdech i wydech oczyszczający
kilka razy w normalnym rytmie.

Pobudzenie płuc

Ćwiczenie to pobudza działalność i orzeźwia całe ciało. Jeśli z początku wywoła pewne
osłabienie lub omdlenie, to trzeba go zaprzestać i przejść się, a po pewnym czasie do
ćwiczenia powrócić, używając go z umiarkowaniem.
1. Stanąć prosto, z rękoma u boków.
2. Wykonać wdech bardzo powolny i stopniowy, łagodnie przy tym uderzając piersi końcami
palców, w coraz to inne miejsca, jakbyśmy tym ruchem chcieli skierować siłę, idącą od
palców, ku płucom.
3. Gdy płuca są pełne, zatrzymać powietrze i klepać piersi dłońmi, z wyobrażeniem i chęcią
zatrzymania siły, którą poprzednie ruchy skupiły.
4. Wykonać wdech i wydech oczyszczający kilka razy w normalnym rytmie.
Ćwiczenie to działa silniej niż zwykłe głębokie oddychanie, i w tym spostrzegamy, że
delikatne dotknięcie palcem, które nie jest mięśniowym wysiłkiem, jednak wielki wpływ
wywrzeć może, gdy z palców tryska prana, ulegająca naszej woli.

Rozepchnięcie żeber

Aby zupełne oddychanie coraz to lepiej wypełniało całe płuca, trzeba żebra przyuczyć
do ruchu na zewnątrz, rozszerzając klatkę piersiową. Osiąga się to przez następujące
ćwiczenie:
1. Stanąć prosto.
2. Umieścić ręce po bokach, pod pachą jak najwyżej, aby wielkie palce były skierowane ku
grzbietowi, zaś inne palce rozciągały się na klatce piersiowej.
3. Wykonać wdech zupełny.
4. Zatrzymać powietrze.
5. Łagodnie ściskać boki, powoli wydychając.
6. Wykonać wdech i wydech oczyszczający.

Rozszerzenie klatki piersiowej

To ćwiczenie uzupełnia poprzednie, rozszerzając niższe żebra.


1. Stanąć prosto, wykonać wdech zupełny i zatrzymać powietrze.
2. Wyciągnąć ręce do przodu i zacisnąć pięści na wysokości ramion.
3. Machnąć rękoma wstecz poziomo z całej siły, trzymając pięści zaciśnięte.
4. Znowu pięści połączyć przed sobą i kilka razy machnąć nimi wstecz, wciąż zatrzymując
powietrze i starając się wciągnąć za każdym razem jeszcze trochę więcej powietrza,
5. Wypchnąć nagromadzone powietrze przez otwarte usta.
6. Wykonać wydech oczyszczający.
Ćwiczenia tego należy używać z umiarkowaniem, by płuc nie nadwyrężyć.

Ćwiczenia poranne

Tutaj podajemy szereg ćwiczeń, które można wykonać w krótkim czasie, a które
najlepiej odbyć rano, zaraz po wstaniu.
1. Stanąć prosto, głowa do góry, ramiona w tył, kolana sztywne, ręce przy bokach.
2. Wznieść się powoli na palcach, wciągając zupełny wdech i jednocześnie podnosząc ręce
ku górze, jakby się chciało pofrunąć. Gdy się wciągnie powietrze, zatrzymać je na kilka
sekund i powoli opuszczać się na pięty, wypychając powoli powietrze przez nos i
powtarzając wznoszenie się z wdechem, opuszczanie rąk i całego ciała z wydechem kilka
razy, elastycznie i rytmicznie.
3. Wykonać wdech i wydech oczyszczający.
4. Powtórzyć to ćwiczenie, używając tylko jednej nogi, kolejno prawej i lewej.
5. Wyciągnąć ręce przed siebie, dłoń o dłoń, machnąć je wstecz poziomo kilka razy z
ożywieniem, wznosząc się na palcach, gdy ręce wstecz idą i zaciskając pięści, a opuszczając
się na pięty i klaskając w dłonie, gdy znów do przodu powracają, zachowując rytm normalny
w tym ruchu lub wciągając powietrze przez kilka poruszeń i wypychając je od razu po kilku
poruszeniach w chwili, kiedy ręce idą do przodu.
6. Gdy ręce są wyciągnięte w bok, zacząć zakreślać nimi koła niezbyt szerokie; sięgając
wstecz tak daleko jak można, lecz nie wysuwając do przodu dalej niż linia piersi. Wciągać
powietrze przez 6 poruszeń i wypychać, potem robić takie koła w drugą stronę z tym samym
rytmem oddychania.
7. Wyciągnąć ręce do przodu, dłoń o dłoń, trzymając małe palce razem, wznieść ręce do
góry, aż palce spoczną na wierzchu głowy w ten sposób, że wszystkie palce dotykają się
zewnętrzną stroną i potem cofnąć łokcie, wciągając powietrze i zatrzymując przez chwilę
palce na szczycie głowy; gdy łokcie są całkiem w tyle, wyprostować ramiona ku górze i w
tył, aż spoczną u boku w zwykłej pozycji. Powtórzyć kilka razy.
8. Wyciągnąć ręce w bok, zgiąć je w łokciu tak, aby końce palców dotknęły ramion i w tym
położeniu łokcie wypchnąć do przodu, aż się zetkną i cofnąć tak daleko, jak można.
Powtórzyć kilka razy, wdychając przy cofaniu, wydychając, gdy łokcie idą do przodu.
9. Ręce na biodra, łokcie wstecz, przegiąć ciało do przodu, trzymając piersi wystające i
ramiona w tył wygięte; potem wyprostować się powoli i łagodnie, wciągając powietrze, nie
zginając kolan. Następnie pochylić się na prawo i na lewo, nie zmieniając położenia niższej
części ciała. Nareszcie kręcić ciało wkoło tak, aby głowa opisywała największe koło, w
prawo i w lewo, rytmicznie oddychając. Przy tym ruch zyskuje, jeśli w każdej chwili, jak
radzi G. Stebbins, głowa jest pochylona w przeciwległym kierunku niż tułów, gdy ciało
zgięte do przodu, to głowa wygięta w tył, gdy ciało w tył wygięte, głowa na piersi, gdy ciało
pochylone na prawo, głowa przylega do lewego ramienia. Z początku taka przeciwległość
ruchów jest trudna, lecz warto ją zdobyć.
10. Stanąć prosto, podnieść ręce do góry, dłonie ku przodowi. Nie zginając kolan zgiąć ciało
tak, aby palce rąk dotknęły podłogi i podnieść się, wciągając powietrze i wyginając całe ciało
w tył. Powtórzyć kilka razy, wdech przy podnoszeniu ciała, wydech przy zginaniu go do
przodu.
11. Stanąć prosto, z rękoma na biodrach i wznieść się kilka razy na palcach, jakby na
sprężynach, za każdym razem zatrzymując się na chwilę, gdy się jest podniesionym. Pięty
razem, kolana nie zgięte. Następnie rozstawić nogi na dwie stopy od siebie i przykucnąć kilka
razy, podnosząc się jednocześnie na palcach i oddychając rytmicznie.
12. Stanąć prosto, ręce na biodrach. Stojąc na lewej nodze, machać prawą do przodu i w tył,
nie zginając w kolanie. To samo lewą nogą. Następnie, stojąc na lewej, podnieść prawe
kolano tak wysoko jak można kilka razy i stojąc na prawej, podnieść lewe kolano tyleż razy.
Potem na przemian podnosić lewe i prawe kolano w tempie przyśpieszonym, aż się dojdzie
do wykonania powolnego biegu, stojąc w miejscu.
13. Stanąć prosto, wyciągnąć ręce do przodu, dłonie w dół, palce wyprostowane razem,
wielki palec pod nimi. Zgiąć ciało do przodu, jednocześnie machając rękoma w tył tak
daleko, żeby ręce wystawały nad ciałem, jak skrzydła. Powtórzyć kilka razy.
14. Stanąć prosto, wyciągnąć ręce w bok z dłońmi otwartymi do góry. Ściskając pięści z całej
siły, wciskając dobrze palce do środka. Otworzyć rękę jak wachlarz, wyginając dłoń w dół
tak daleko jak można i znów szybko zacisnąć pięści kilka razy, za każdym razem starając się
zupełniej ścisnąć i otworzyć, wyginając na zewnątrz rękę.
15. Położyć się na brzuch podnosząc nogi i ręce w górę i opuszczając je po kilka razy. Potem
położyć się na grzbiet z rękoma wyciągniętymi w linii przedłużenia ciała dotykając ziemi
zewnętrzną stroną palców i wtedy podnieść obie nogi pionowo do góry.
Powtórzyć to kilka razy. Następnie, po opuszczeniu nóg, podnieść górną część ciała do
siedzącej pozycji, trzymając ręce prosto przed sobą. Na koniec znów przekręcić się na brzuch
i wznieść ciało, opierając je na dłoniach i na palcach nóg, potem opuszczać, zginając łokcie i
wznosić na wyciągniętych rękach przy wyprostowanych kolanach i sztywności całego ciała.
Powyższe piętnaście ćwiczeń można wykonać po niejakiej wprawie w ciągu kilkunastu
minut, a przez to osiągnąć równomierne wyćwiczenie wszystkich mięśni, przy najmniejszym
wysiłku. Jeśli nie tracić czasu między jednym ćwiczeniem a drugim, tylko brać je jako jedną
całość, tak jak różne ruchy, które się składają na całość tańca, a przez cały czas rytmicznie
oddychać, robiąc wdech i wydech przez równą ilość ruchów, to powyższy komplet
porannych ćwiczeń może być powtarzany kilka razy dziennie i wiele się przyczyni do
zdrowia i rozwoju sił.
Każdy ruch trzeba wykonać dokładnie i z upodobaniem, z życiem, kładąc duszę w
każdą część ciała i posyłając wolą prądy prany ku poruszanym częściom, skupiając, o ile
można, wzrok i uwagę na te części, które poruszamy, jakbyśmy chcieli je zachęcić.

Ćwiczenia kąpielowe

Jogin obmywa ciało co dzień najstaranniej i wyciera prawie do sucha własnymi


rękoma, przez co wciera siły we wszystkie jego części, bo ruchem tym wciska do skóry
prane, zawartą w kroplach świeżej wody, wiszących na ciele. Podczas obmycia należy
głęboko oddychać i używać wody chłodnej, lecz niezbyt zimnej, zależnie od tego, jaką
temperaturę najlepiej znosimy, stopniowo próbując obniżyć ją do temperatury źródlanej
wody, jaką rozporządzamy.
Przed samą kąpielą należy odbyć pierwsze z porannych ćwiczeń, wyżej wymienionych.
Jeśli nie ma wanny, to wystarczy gruntownie wytrzeć ciało mokrym ręcznikiem,
mocząc go w świeżej wodzie i wyciskając kilka razy podczas nacierania ciała, zaczynając od
ramion i piersi, obcierając następnie brzuch, nogi, ręce i grzbiet, wciąż głęboko oddychając.
Potem wytrzeć skórę rękoma prawie do sucha i po włożeniu bielizny wykonać ruchy
następujące:
1. Stanąć prosto, wyciągnąć ręce do przodu z zaciśniętymi pięściami, machnąć je wstecz
kilka razy tak daleko, jak można, wciągając coraz to więcej powietrza za każdym ruchem i po
kilku ruchach gwałtownie wypychając przez usta.
2. Trzymając ręce wyciągnięte w bok, zacisnąć pięści i zakreślić koła pięściami w jedną i
drugą stronę po kilka razy, potem prawą pięścią w jedną stronę, a lewą w drugą.
3. Stojąc prosto, podnieść ręce do góry, dłonie do przodu i zgiąć się do przodu, nie zginając
kolan, aż palce dotkną ziemi.
4. Podnieść się na palcach kilka razy ruchem sprężynowym.
5. Rozstawić nogi na dwie stopy i przykucnąć, jednocześnie wznosząc się na palcach kilka
razy.
6. Znów wykonać ruch początkowy, machając rękoma z zaciśniętymi pięściami wstecz kilka
razy, wciągając powietrza coraz to więcej za każdym ruchem, a po kilku ruchach wypychając
gwałtownie przez usta.
7. Wykonać wydech oczyszczający.
Trzeba się przyzwyczaić do połączenia tych ruchów w jedno, tak, aby następowały po
sobie bez przerwy, pobudzając krążenie w całym ciele.

Pobudzenie krążenia

Gdy długo siedzimy i czujemy brak krążenia, a nie możemy powtórzyć kompletu
ćwiczeń porannych, to są wskazane ruchy następujące, które w krótkim czasie pobudzają
krążenie.
1. Stanąć prosto i wciągnąć zupełny wdech.
2. Zatrzymując powietrze, przegiąć ciało do przodu, trzymając w obu rękach kij i ściskając
go z całej siły.
3. Podnieść się i powoli wypchnąć powietrze, przestając ściskać kij.
4. Powtórzyć to kilka razy i zakończyć wydechem oczyszczającym.
To ćwiczenie sprowadza krew do kończyn i uwalnia głowę od zbytniego jej napływu.

Ćwiczenia nasenne

Kto pilnie wykonywać będzie powyższe wskazówki, temu nie grozi bezsenność.
Jeśli ktoś chce osiągnąć cel najdoskonalszego rozwoju ciała i duszy, to przyzwyczai się
rano wstawać i wcześnie iść spać.
Spać należy przy otwartych oknach, bez pierzyn, tylko pod takim przykryciem, jakie
jest niezbędnie potrzebne, daleko lepiej pod kocami wełnianymi, które można od czasu do
czasu wyprać, niż pod kołdrą watowaną, która w sobie gromadzi wyziewy pokoleń.
Hindusi zalecają by najmniej mieć poduszek pod głową, spać najlepiej nago, pod
najlżejszym przykryciem, by powietrze miało najłatwiejszy dostęp do ciała, z głową
zwróconą ku północy lub na wschód. Gdy sen nie przychodzi, dobrze jest, leżąc na grzbiecie,
ruszać palcami u nóg i rąk, kolejno kurcząc i wyciągając mięśnie kończyn.
Potem, gdy już się zmęczymy, zatkać wielkim palcem prawej ręki prawe ucho, a
wielkim palcem lewej ręki lewe ucho, drugim palcem prawej ręki lekko przycisnąć prawe
oko zamknięte i tak samo drugim palcem lewej ręki lewe oko, trzeci palec każdej ręki
położyć na odpowiednim otworze nosa, czwarty i piąty na ustach i w ten sposób
symbolicznie się odgraniczywszy od świata, zacząć kolejno wciągać powoli powietrze przez
lewy otwór nosa, trzymając prawy zamknięty, potem zamknąć lewy otwór i powoli
wypychać powietrze przez prawy, znów przez prawy wciągać i przez lewy wypychać,
kolejno zatykając trzecim palcem jeden lub drugi, tak że po każdym wypchnięciu powietrza
przez jeden otwór następuje wciągnięcie przez ten sam otwór i znów wypchnięcie i
wciągnięcie przez inny. Przy tym należy sobie wyobrażać, że wciągamy senność, a
wypychamy wszelkie troski, niepokoje i zbyteczne myśli. Zwężona droga wdechu i wydechu
ułatwia skupienie uwagi na tej czynności i zwolnienie rytmu.
To ćwiczenie, jeśli ściśle wykonane, ma nadzwyczajną moc usypiającą. Rytmiczny
ruch trzeciego palca, zatykający kolejno lewy i prawy otwór, słabnie i zasypiamy.
Gdy idziemy spać, wyobrażajmy sobie, że opuszczamy ciasne więzienie doczesnego
życia i wznosimy się do towarzystwa najczystszych duchów, aby od nich siły zyskać,
potrzebne w pracach dnia następnego. Budząc się zaś usiłujmy sobie przypomnieć nauki we
śnie otrzymane, a w miarę wytrwałych usiłowań, stale czynionych w tym kierunku,
nauczymy się zawsze w chwili przebudzenia uświadamiać sobie treść tego, cośmy we śnie
doświadczyli, a co zwykle bywa zapomniane.
V. Umiejętność odpoczynku

Niewielu ludzi umie odpoczywać. Dzicy i dzieci znają zupełny odpoczynek bez ruchu,
bez żadnych skurczonych mięśni, bez żadnych trosk ani zbytecznych myśli. Z domowych
zwierząt kot nam daje przykład doskonałego odpoczynku, gdy całym swym ciężarem
przylgnie do ziemi, jakby wszystkie jego członki były, jak zmoczone płachty rzucone na
kupę. Na Wschodzie, gdy karawana zatrzyma się po długim pochodzie, ludzie rzucają się na
ziemię, odkurczają wszystkie mięśnie, wycofują z nich prane i leżą jakby umarli, czasem
zasypiając a odpoczywając doskonale, nawet jeśli nie zasną.
Jedna godzina takiego doskonałego odpoczynku więcej sił gromadzi niż kilka godzin
snu niespokojnego, pełnego widziadeł, które straszą i męczą. Wszystkie wędrowne plemiona
zdobyły tę umiejętność doskonałego spoczynku i pod tym względem Hindusi są podobni do
Indian i do Arabów. My musimy uczyć się tego za pomocą ćwiczeń szczegółowych.
Aby dojść do idealnego spoczynku, trzeba pojąć głębszą istotę mięśniowych wysiłków.
Za każdym razem, gdy wykonujemy jakiś ruch, stwarzamy prąd prany od mózgu do
poruszonego mięśnia. Każdy ruch mimowolny, automatyczny oddziaływuje na mózg,
czerpiąc zapasy prany. Nie tylko ruch wykonany, ale nawet ruch zamierzony i powstrzymany
wywołuje taki prąd prany, nawet przy pozornym spokoju mięśni. Każda myśl wyrażająca się
w ruchu powoduje ubytek w zapasach prany.
Uczucia, które mają swe naturalne mięśniowe wyrażenie, także powodują prądy prany
ku mięśniom.
Zupełnego spoczynku nie ma zatem bez wstrzymania wewnętrznych ruchów, myśli i
odczuć. Wtedy dopiero prąd odśrodkowy ustaje i zaczynają się wzmagać zapasy prany,
czerpane przy oddychaniu, skupiane w organach centralnych, w mózgu i kręgosłupie.
Ludzie, którzy spokojnie usiedzieć nie mogą, ciągle mimo woli poruszając to nogi, to
ręce, to usta, kręcąc się niepotrzebnie i gadając bez treści, postępują jak ci, co biorąc wodę z
samowara zapomną kurka zakręcić. Gdy później im wody trzeba, wszystka wypłynęła. Aby
mieć znaczne zapasy sił, trzeba umieć dokładnie zakręcić kurki, przez które płyną te siły. Kto
nie umie wstrzymać wydatku sił na jakiś czas, ten nie umie ich gromadzić. Jednym z
najpospolitszych grzechów w tym względzie jest zbyteczne gadanie na wiatr, wskutek
nieumiejętności milczenia i skupienia. Tylko ten, co umie milczeć i myśleć, przemówi w
potrzebie doskonale. Milczeniem gromadzi siły wymowy.
Aby doprowadzić całe ciało do zupełnego spoczynku i zamknąć wszystkie krany,
którymi wypływa siła nerwowa, trzeba zacząć od ćwiczeń częściowych, które tutaj
podajemy.
1. Wyciągnąć prane z ręki, tak aby zwieszała się bez życia, ulegając tylko własnemu
ciężarowi, przy zupełnym odkurczu mięśni, gdy trzymamy ramię przed sobą. Machać tą
martwą ręką za pomocą ruchów przedramienia, z wyobrażeniem prądu prany, dośrodkowo
idącego od wiszącej ręki. Powtórzyć to z prawą i lewą ręką, potem z obydwoma naraz i
praktykować, aż się wyraźnie uczuje ustępujący prąd prany.
2. W ten sam sposób odkurczyć mięśnie palców, aby się zwieszały o własnym ciężarze i
poruszały biernie, gdy nimi machamy, ze świadomością prądu prany, od kończyn idącego ku
centralnym organom.
3. Ściągnąć prane z przedramion i machać nimi za pomocą ruchu ramion, tak aby zwieszały
się pod wpływem własnego ciężaru odkurczone od łokcia.
4. To samo uczynić z ramionami, ubezwładniając je, aby się zwieszały bez życia i wahały w
różne strony, gdy poruszamy ciało. Ramiona powinny zawisnąć jak puste rękawy. Podnieść
ramiona nad głowę i nagle pozbawić ich siły, tak, aby opadły martwe bez żadnego skurczu.
5. Stopę ubezwładnić, by się zwieszała biernie, gdy ruszamy podudzie. To jest trudne
ćwiczenie, gdyż stopa bywa zwykle w stanie pewnego kurczu mięśni. To samo uczynić z
podudziem od kolana, stojąc na lewej nodze i opierając się prawą ręką o ścianę, podczas
kiedy zwieszamy podudzie z odkurczeniem mięśni poniżej kolana. To samo z udem; stojąc
na jednej nodze, na wzniesieniu, drugą zwieszamy bezwładnie by ulegała tylko własnemu
ciężarowi. Obie nogi w ten sposób ćwiczyć w bezwładności.
6. Podnieść kolano tak wysoko, jak można i nagle pozbawić całą nogę prany, tak aby spadła
o własnym ciężarze.
7. Odkurczyć mięśnie szyi, tak aby głowa schyliła się naprzód o własnym ciężarze i szła za
poruszeniem ciała, przy zupełnej bezwładności. Siedząc w fotelu, opuścić w ten sam sposób
głowę w tył.
8. Odkurczyć mięśnie piersi i łopatek, aby cała górna część ciała zwieszała się o własnym
ciężarze. Siedząc w krześle, odkurczyć mięśnie pasa tak, aby górna część ciała zwiesiła się
do przodu, jak u ludzi, którzy siedząc zasypiają.
9. Odkurczyć mięśnie szyi, tak aby opadła głowa, potem pasa, tak aby zwiesiła się górna
część ciała, potem mięśnie powyżej kolan i nareszcie poniżej kolan, aż całe ciało upadnie na
ziemię, jakby w jednej kupie, jak mokra płachta.
Gdy kto się w takim odkurczaniu wszystkich mięśni wyćwiczy i nauczy się w ten
sposób upadać bezwładnie na ziemię, to zabezpieczy się na przypadek mimowolnego
upadku. Dziecko instynktownie ubezwładnia wszystkie mięśnie, gdy pada i dlatego może tak
często upadać bez poważnej szkody. Także po pijanemu ludzie upadają w ten sposób i
dlatego pijani niewiele sobie szkodzą, gdy upadają w warunkach, w których kto inny łatwo
mógłby nogę lub rękę zwichnąć.
10. Wyciągnąć ręce w bok jak najdalej, wznieść się na palcach i wyciągać ręce w górę jak
najwyżej, w ogóle wyciągając wszystkie członki na wszystkie strony, jak instynktownie
czynią ludzie zmęczeni to usuwa skurcze pewnych mięśni i rozprowadza prane po całym
organizmie, wyrównując stan ożywienia poszczególnych organów.
Powyższe ćwiczenia są przygotowaniem do głównego ćwiczenia, które polega na
bezwładności całego ciała przy powstrzymaniu odśrodkowego prądu prany i skupieniu
przybytku, osiągniętego z oddychania.
11. Położyć się na grzbiecie, najlepiej nago, bezpośrednio na trawie lub piasku. Odkurczyć
wszystkie mięśnie. Przewędrować ciało myślą od góry do dołu, sprawdzając, czy gdzieś nie
pozostają mięśnie skurczone i odkurczyć je. Oddychać przy tym równo i spokojnie, po kilku
rytmicznych głębokich oddychaniach. Po niejakim czasie przewrócić się na bok i zupełnie
ubezwładnić wszystkie mięśnie, czując cały ciężar ciała, przylgnąć nim do ziemi, jak kot, gdy
się grzeje na słońcu. Uczynić to samo na drugim boku i na brzuchu. Wyobrażać sobie ciężar
ciała, potem usunąć ze świadomości wszelkie wyobrażenia i tak leżeć bezwładnie w
zupełnym spokoju. Po niejakim czasie podnieść ręce i opuścić je bezwładnie. To samo
uczynić z nogami i z głową, dla sprawdzenia ich bezwładności. Często spostrzegamy
skłonność, by jakąś część ciała podtrzymywać wysiłkiem mięśni trzeba wszystko zdać na
ziemię i cały ciężar każdej części ciała poruczyć ziemi. Odczuć tę olbrzymią podporę i zaufać
jej z zupełnym usunięciem wszelkiej troski, wszelkiej obawy, wszelkiej nienawiści i
wszelkiego gniewu.
12. Leżąc zupełnie spokojnie z zamkniętymi oczyma, z ledwo dostrzegalnym oddechem, z
rękoma spoczywającymi obok ciała, wyobrazić sobie to leżące ciało, jako całkiem obce
narzędzie jaźni, a jaźń, jako mającą siłę opuszczenia ciała i wędrowania we wszechświecie.
Wznieść się myślą do światów nas otaczających, spojrzeć na ziemię z daleka, jako na jedną z
milionów planet, zapomnieć o wszystkim, co stanowi naszą osobowość i uprzytomnić sobie
wiekuiste życie jaźni, to co jest istotne; wyobrazić sobie, że ludzkie życie doczesne jest tylko
jednym z krótkich doświadczeń jaźni nieśmiertelnej, uświadomić sobie jaźń, jako siłę czysto
duchową, część niezbędną całości wszechświata i odczuć życie całości, tak jak je opisywał
Mickiewicz w Widzeniu: „Nagle moje ciało, jak ów kwiat polny, otoczony puchem, prysło,
zerwane Anioła podmuchem, i ziarno duszy nagie pozostało... i zdało mi się, żem się nagle
zbudził ze snu strasznego, co mnie długo trudził. I jak zbudzony ociera pot z czoła, tak
ocierałem moje przeszłe czyny, które wisiały przy mnie, jak łupiny wokoło świeżo
rozkwitłego zioła. Ziemia i cały świat, co mnie otaczał, gdzie dawniej dla mnie tyle było
ciemnic, tyle zagadek i tyle tajemnic, i nad którymi jam dawniej rozpaczał: już w nim
ujrzałem wszystko w głębi, na dnie, jak w ciemnej wodzie, na którą blask padnie. Teraz
widziałem całe wielkie morze, płynące z środka, jak ze źródła, z Boga, a w nim rozlana była
światłość błoga. A mogłem latać po całym przestworze, biegać, jak promień przy boskim
promieniu mądrości Bożej; i w dziwnym widzeniu i światłem byłem i źrenicą razem. I w
pierwszym, jednym rozlałem się błysku, nad przyrodzenia całego obrazem: w każdy punkt
moje rzuciłem promienie; a w środku siebie, jakoby w ognisku, czułem od razu całe
Przyrodzenie. Stałem się osią w nieskończonym kole: sam nieruchomy, czułem jego ruchy;
byłem w pierwotnych żywiołów żywiole, w miejscu, skąd wszystkie rozchodzą się duchy,
świat ruszające, same nieruchome: jako promienie, co ze środka słońca leją potoki blasku i
gorąca, a słońce w środku stoi nieruchome. I byłem razem na okręgu koła, które się wiecznie
rozszerza bez końca i nigdy bóstwa ogarnąć nie zdoła. I dusza moja, krąg napełniająca,
czułem, że wiecznie będzie się rozszerzać i wiecznie będzie ognia jej przybywać, będzie się
wiecznie rozwijać, rozpływać, rosnąć, rozjaśniać, rozlewać się, stwarzać i coraz mocniej
kochać swe stworzenie i tym powiększać coraz swe zbawienie. Przeszedłem ludzkie ciała, jak
przebiega promień przez wodę, ale nie przylega do żadnej kropli: wszystkie na wskroś
zmaca, i wiecznie czysty, przybywa i wraca i uczy wodę, skąd się światło leje, i słońcu mówi,
co się w wodzie dzieje".
Ten wierny opis wyjątkowej ekstazy, doznanej przez wieszcza, najzupełniej się zgadza
z tym, co jogin indyjski zna jako stan zupełnego duchowego spoczynku i wyzwolenia od
wpływów ciała, stan świadomie osiągnięty przez ćwiczenia. W tym stanie ciało wypoczywa i
skupia siły nerwowe. Gdy duch z wędrówki wszechświatowej wraca, znajduje narzędzie
posłuszne, a sam jest wyzwolony od słabości, które od ciała go uciskały.
Im zupełniej kto zdoła w ten sposób wyzwolić się, z doczesności przejść już w tym
życiu do wieczności, tym odporniejszy będzie na doczesne strapienia. Ale i tego nie trzeba
nadużywać, bo tymczasem nasze zadania są tutaj.
Prawdziwa umiejętność odpoczynku uczy nas skupiać siły w spokoju do wysiłku.
Wielu ludzi istotnego spoczynku wcale nie doznaje nawet we śnie, bo nie umieją się oderwać
od trosk bieżących i marnują wiele sił na niepotrzebne ruchy. Tacy ludzie nie są w stanie
całej siły włożyć w ruch potrzebny.
Kto się nauczy odpoczywać i odśrodkowy prąd prany przemieniać czasowo na
świadomy prąd dośrodkowy, ten w chwili potrzeby okaże niezwykłe siły.
Chodzi o to, by wprowadzić do życia rytm kolejnego skupiania prany i używania jej do
celów, które uznamy za potrzebne.
Jeśli zaczniemy obserwować naszych bliźnich, to spostrzeżemy, że wiele sił marnują na
próżno i rzadko spoczywają w zupełnym spokoju. Widać to na każdym kroku. Mało kto umie
bez najmniejszej przerwy godzinę strawić na jakiejkolwiek pracy. Większość daje się byle
czym oderwać i jeśli nie zdradzi tego w ruchu, to marnotrawstwo to pozostanie ukryte w
myśli. A takie zmarnowane, bezcelowe myśli, również osłabiają jak zbyteczne ruchy.
Trzeba kierować myślą celowo, a za to umieć być bezmyślnym, gdy się postanowi
zupełnie wypocząć. Zdolność usuwania ze świadomości każdej na razie zbytecznej myśli,
skupiania wszystkich sił na tym celu, jaki w danej chwili mamy przed sobą jest także
warunkiem umiejętności odpoczynku.
Kto intensywnie pracuje, ten łatwiej się nauczy doskonale odpoczywać. Kto myśli i
ruchy rozprasza podczas pracy, ten nie umie się potem skupić w doskonałym odpoczynku.
Niepokój zbyteczny o to, czemu zapobiec nie możemy, męczy nas i pozbawia
potrzebnego nam odpoczynku.
Przypuśćmy np., że człowiek bardzo zajęty, a mający wkrótce wyjechać najbliższym
pociągiem, w ostatniej chwili wsiądzie do powozu, mającego zawieźć go na dworzec. Często
się trafia, że przez całą drogę myśli o możliwym spóźnieniu i pogania powóz wysiłkiem swej
woli, gdy właśnie mógłby doskonale wypocząć, ufając koniom, że go dowiozą.
Gdy pewien człowiek prędzej umie wykonać jakąś pracę niż inny, to najczęściej polega
to na tym, że ani chwili czasu nie traci na myśli lub ruchy, do celu nie prowadzące. Ta
zdolność natężonej pracy jest w ścisłym wzajemnym związku z umiejętnością doskonałego
wypoczynku, podczas którego się skupia siły.
Opanowanie myśli, pozwalające nam w czasie odpoczynku na usunięcie ze
świadomości tego, co nam spokój odbiera, przygotowuje nas do tego rodzaju opanowania
myśli, które pozwala skupić siły na cel główny i bezpośredni, a jednak używać w każdej
chwili tylko tyle tych sił, ile rzeczywiście potrzeba, nie czekając ani chwili z ich użyciem.
Woda z kranu płynąca marnuje się, gdy zapominamy kran dobrze zakręcić po użyciu go, a
także gdy zbyt odkręcimy ten kran, wtedy gdy potrzebujemy wody w małej ilości. Aby nalać
wody szklankę, nie trzeba kranu odkręcać tak, jak dla nalania wiadra, bo się wiele wyleje.
Podobnie jest z siłą nerwową: trzeba przy pracy tyle sił użyć, ile potrzeba, nie więcej.
Dla podniesienia kosza z owocami, nie trzeba tak się wysilić, jakby w nim były
kamienie.
Ci, co najlepiej wytrzymują pracę umysłową, najoszczędniej używają swych sił, nawet
gdy intensywnie pracują, to jeszcze odpoczywają.
Aby tę umiejętność zdobyć, trzeba umieć zdać się na automatyzm psychofizyczny tyle,
ile tylko można i przyuczać jaźnie pomocnicze, by pełniły, to, co do nich należy.
Łatwo to sobie wyjaśnić na dosyć prostym przykładzie. Jedni ludzie czytają daleko
prędzej niż inni. Chcąc dojść do szybkiego czytania, trzeba wszelkie wyobrażenie o kształcie
liter usunąć ze świadomości, poruczając to jaźniom pomocniczym, czyli jak inni mówią
sferze nieświadomej, tak że patrząc na litery nie widzimy liter, lecz od razu całe wyrazy i
zdania sobie uświadamiamy, bez mechanizmu sylabizowania.
Gdy każdy organ spełnia to, co do niego należy, jaźń naczelna daleko mniej potrzebuje
wysiłku. A chcąc poszczególne organy wykształcić, trzeba od czasu do czasu zwrócić na nie
szczególną uwagę, kolejno je ubezwładniając i tchnąć w nie siłę.
Gdy sobie nadto uprzytomnimy, że każda myśl, każdy wyraz nasz jest wydatkiem siły,
gdy opanujemy w ten sposób myśli i słowa, by ich na próżno nie marnować, by zawsze
stanowiły szeregi, do celu prowadzące, to siły nasze, nagromadzone w chwilach odpoczynku,
nie tak łatwo będą się wyczerpywać.
A myśl i uczucie, gdy je tak opanujemy, będziemy umieli skupić nadzwyczajnie wtedy,
gdy zajdzie tego potrzeba. Szybkość myśli bywa bardzo różna, rozumowanie, trwające
godzinami u jednego, może się odbyć błyskawicznie w innej jaźni.
Największą szybkość osiąga myśl konsekwentna, zgodna z sobą, wolna od
niepotrzebnych dodatków.
Gdy ktoś nad naturalnym przebiegiem swej myśli zacznie się zastanawiać, zwykle
spostrzega tyle tych niepotrzebnych dodatków, co chwastów w zaniedbanym ogrodzie.
Przy pracy intensywnej nie należy oczekiwać zmęczenia, by na chwilę odpocząć.
Umieć nagle przejść od intensywnej pracy do zupełnego spoczynku, nagle usunąć ze
świadomości to, co nam spokój odejmuje to jest zdolność, którą można nabyć przez
powyższe ćwiczenia, jeśli je wykonywać sumiennie a regularnie. To przejście od czynności
do spoczynku jest podobne do momentalnego zwrócenia prądu elektrycznego w
przeciwległym kierunku za pomocą komutatorów.
Tu chodzi o prąd prany, który przy pracy jest odśrodkowy, przy spoczynku
dośrodkowy.
Dopóki ktoś nie oswoi się z wyobrażeniem tych prądów niewidzialnych wewnątrz
ciała, dopóki nie dojdzie do uświadomienia ich sobie, niełatwo będzie mógł osiągnąć
największą sprawność ducha i ciała, najintensywniejszą zdolność pracy i umiejętność
najdoskonalszego spoczynku.
A gdy raz się osiągnie władzę nad kolejnymi fazami prądów dośrodkowych i
odśrodkowych, bardzo mało czasu wystarczać nam będzie na zupełny wypoczynek,
kilkanaście minut takiego świadomie wytworzonego spoczynku zastąpi godzinę zwykłego
snu, nawet jeśli nie zaśniemy podczas takiego ćwiczenia.
Świadomie wywołany odpoczynek, zależny od naszej woli, ma całkiem inne skutki niż
mimowolna bezczynność przy rozproszeniu myśli i uczuć, na której trawimy męczące
godziny, gdy nie możemy zdecydować się na jakąś pracę. ćwiczenia odpoczynku należy
uprawiać regularnie, a nie wtedy dopiero, gdy już jesteśmy przemęczeni i niezdolni do
skupienia woli na właściwe ćwiczenia, wiodące do zupełnego i skutecznego odpoczynku.
VI. Ćwiczenia psychofizyczne

Po niejakim czasie ćwiczeń fizycznych, w których uwaga jest głównie zwrócona na


prądy prany i na ich uświadomienie, można z pożytkiem zacząć zawilsze ćwiczenia
psychofizyczne, których podstawą jest rytmiczne oddychanie w pozycji bądź siedzącej, bądź
leżącej, przy zupełnej nieruchomości ciała.
Rytmiczne oddychanie dla ćwiczeń psychofizycznych powinno być uregulowane
według bicia serca lub pulsu, w ten sposób, że zaczyna się np. od wdechu przez sześć
uderzeń, zatrzymania powietrza w płucach przez trzy uderzenia, wydechu przez sześć
uderzeń i odpoczynku z opróżnionymi według możności płucami, podczas trzech uderzeń.
Powoli stopniowo się rytm zwalnia, doprowadzając go do tego, że wdech trwa np. 15
uderzeń pulsu, zatrzymanie 7 uderzeń, wydech 15 uderzeń i spoczynek opróżnionych płuc 7
uderzeń. W ogóle spoczynek i zatrzymanie mają trwać dwa razy krócej, niż wdech i wydech,
ale nie trzeba się nadto śpieszyć z postępem w stopniowym zwolnieniu rytmu, gdyż chodzi o
to, aby rytmiczne oddychanie odbywało się z całą swobodą, bez nadmiernego wysiłku i bez
zmęczenia, w poczuciu harmonii z rytmem wszechświatowym.
Donioślejsze zjawiska przyrody, jakie znamy, są zawsze wynikiem rytmu, regularnego
następstwa równych ruchów, które nazywamy wibracją.
Tak samo jak dźwięki, barwy, elektryczność mają swój rytm, tak samo istnieje pewien
rytm oddychania, najwłaściwszy dla każdego organizmu; trzeba zatem ten rytm uchwycić i
stopniowo go zwalniać.
Wolniejszy znacznie jest rytm tonów niż barw i tony też więcej do duszy idą, więcej
służą dla wyrażenia uczuć i myśli niż barwy.
Jeszcze znacznie wolniejszy jest rytm działania psychofizycznego, który służy dla
skupienia prany. Ale rytm ten musi być zastosowany do stanu organizmu i kto jeszcze nie
dojrzał do wyjątkowo zwolnionych rytmów, niech się o nie przedwcześnie na próżno nie
kusi, bo na tym nie zyska.
W stanie rytmicznego oddychania ciało, w szczególnej będące harmonii z jaźnią
najłatwiej ulega woli. Jest ono jakby nastrojone i dusza może wtedy na nim grać. Może
wpłynąć na krążenie krwi lub prany, skierować je wedle potrzeby. Może skupiać wielkie
ilości prany, tworzyć z niej kształty, odpowiadające wyobrażeniom i wędrujące według
naszej woli tam, gdzie je poślemy, aby pewien cel osiągnąć.
Praniczne te kształty są spostrzegane przez tych, co są stosownie nastrojeni i tym się
tłumaczą zjawiska telepatii, leczenia wolą lub modlitwą, magnetyzmem itp.
Aby pogodzić rytm oddychania z rytmem pulsu, trzeba zapamiętać ten ostatni, bo nie
można w czasie samego oddychania mierzyć pulsu. Należy przedtem, trzymając palec na
pulsie, liczyć uderzenia pulsu w myśli i zatrzymać w pamięci jego rytm, aby potem już liczyć
na pamięć uderzenia, bez potrzeby sprawdzania. Wielce to ułatwia wahadło, zrobione z
ciężaru, zawieszonego na sznurze takiej długości, aby rytm wahadła odpowiadał
przeciętnemu rytmowi pulsu. Takie wahadła można skracać lub przedłużać, stosownie do
zmian w pulsie, jeśli puls nasz ulega długotrwałym zmianom. Jeszcze lepiej, aby wahadło
działało na słuch. Przy głębszych wdechach dobrze jest nastawić wahadło tak, aby jeden ruch
jego dwóm uderzeniom pulsu odpowiadał.
Jeśli robimy rytmiczne oddychanie siedząc, trzeba koniecznie baczyć na to, by się
trzymać zupełnie prosto, ramiona w tył, ręce na kolanach, głowę w prostej linii nad
kręgosłupem. Jeśli leżąc, to całe ciało powinno leżeć równo, bez poduszki pod głową.
Wciągać powietrze należy powoli przez nos i tak samo powoli przez nos wydychać.
Gdy się już rytm naturalny uchwyci, to ustaje potrzeba liczenia uderzeń pulsu lub ruchów
wahadła, bo się będzie całkiem naturalnie w zgodzie z pulsem.

Rozproszenie prany

Leżąc poziomo przy zupełnie odkurczonych mięśniach, z rękoma na miejscu, gdzie się
żebra zaczynają rozchodzić, oddychać rytmicznie.
Gdy rytm jest ustanowiony, chcieć, aby każdy wdech zwiększoną ilość prany skupiał.
Przy wydechu chcieć, by prana była rozdzielona w całym ciele, dochodząc do
wszystkich narządów komórek, do każdego mięśnia, nerwu, żyły i tętnicy, od szczytu głowy
do stóp, wzmacniając i wzbudzając wszystkie nerwy.
Wyobrazić sobie prąd prany, wchodzący, przenikający płuca ł rozprowadzany po
wszystkich nerwach, aż do kończyn. Nie należy się tu wysilać. Proste postanowienie, by takie
prądy wywołać i wyobrażenie o ich istnieniu wystarczy.
Takie postanowienie i wyobrażenie pewniej działa niż wysiłek, rozpraszający siły, a
prana daleko łatwiej ulega myśli i woli niż krew lub mięśnie. ćwiczenie to wielce orzeźwia i
wzmacnia nerwy.

Usuwanie bólu

Leżąc lub siedząc, oddychać rytmicznie, uświadamiając sobie, że wciągamy prane.


Przy wydechu posyłać prane do bolącego miejsca, aby tam pobudzić krążenie krwi i
działalność nerwów. Potem wciągać więcej prany i przy wydechu żywo sobie wyobrażać, że
wypychamy ból. W ten sposób należy kierować myślą przez siedem oddychań, a potem
wykonać wydech oczyszczający i wejść w stan doskonałego spoczynku.
Po niejakim czasie znów wznowić ćwiczenie, aż ból ustąpi, co przy należytym
wyćwiczeniu rychło następuje. Na przemian trzymać rękę na bolącym miejscu i posyłać prąd
prany przez ramię.
Skuteczność tego ćwiczenia zależy od siły prądu, który umiemy obudzić, a to znów jest
związane z ogólnym wyćwiczeniem woli i skupienia.

Kierowanie krążeniem

Leżąc lub siedząc, oddychać rytmicznie i przy wydechu kierować krążenie do części
ciała, gdzie krew niedostatecznie krąży, np. do nóg, gdy są zimne lub gdy głowa boli od
nacisku krwi, albo do głowy, gdy chcemy czynności mózgowe pobudzić.
Kolejno kierować wolą krążenie ku różnym kończynom i ku wewnętrznym częściom
ciała, by wzmóc obieg krwi w całym organizmie.

Samoleczenie

Leżąc w zupełnym spoczynku, oddychać rytmicznie chcąc wchłonąć znaczne ilości


prany. Z każdym wydechem posyłać prane do chorej części ciała, w celu uzdrowienia jej.
Na przemian przy wydechu wyobrazić sobie, że chorobę wypychamy z ciała. Rękoma
głaskać ciało od głowy ku choremu organowi i wzbudzić prąd prany, idący wzdłuż ramion
przez końce palców ku ciału, uzdrawiający chore organy.
Potem położyć obie ręce na chorą część ciała i przy każdym wydechu posyłać prane ku
choremu organowi, zarówno wewnętrznie, jak i przez ręce, z postanowieniem, by prąd prany
wyciągnął to, co stanowi przyczynę choroby, w ten sposób, jak prąd czystej wody,
skierowany do wiadra z pomyjami, wypłucze pomyje i zastąpi je czystą wodą. Wdech
odpowiada podniesieniu ssącego tłoka, wydech zaś opuszczeniu tłoka i wypchaniu wody.
Skuteczność tych wysiłków zależy od zapasów prany, jakie umieliśmy nagromadzić
przez umiejętne żucie jedzenia, picie wody namagnetyzowanej, rytmiczne oddychanie i inne
ćwiczenia, wyżej wymienione.
Także w miarę, jak się ćwiczymy w tworzeniu prądów leczniczych, te prądy coraz to
łatwiej ulegają naszej woli.
Jeśli ktoś jest bardzo schorowany i słaby, to aby się dźwignąć z niemocy ogólnej,
powinien kolejno skupiać siły i używać ich na ożywienie ciała. Z początku skutek będzie
niewielki, ale w miarę, jak ten niewielki skutek wyzyskamy, owoce trudu będą coraz to
widoczniejsze.
Trzeba tylko uświadomić sobie zależność istotną ciała od jaźni i okrężny proces, za
pomocą którego można doprowadzić zbuntowane ciało do uległości.
Z tymi siłami, jakie mam, poprawiam nieco ogólny ład i harmonię w organizmie i
poszczególnych narządach. To wzmaga moje siły ogólne i mogę ich znów używać, aby
jeszcze więcej wpłynąć na każdą część ciała i do lepszej harmonii całość doprowadzić,
korzystając z chwilowego choć przypływu sił i nie czekając zdecydowanej niemocy, aby z
nią walczyć. Gdy zdobędę nowy szczebel sił ogólnych, nie będę go rozpraszać na zewnętrzne
przedsięwzięcia, dopóki w zupełności własnego ciała nie opanuję, bo to pierwsze pole
wpływu jaźni.
Kto jest chory, nie jest panem własnego ciała, więc tym bardziej nie powinien marzyć o
kierowaniu innymi. Ale systematycznymi wysiłkami, umiejętną gospodarką wewnętrzną
można ciało zupełnie opanować i wszelkie choroby wygnać z niego, z zewnętrzną pomocą
innych lekarstw, jak słońce, powietrze, woda i zdrowy, prosty a umiarkowany pokarm.
Chodzi głównie o to, by się nie zrażać trudnościami początkowymi, ale każdy zyskany
szczebel wyzyskać, aby się wznieść wyżej.
Nie trzeba tracić nadziei, gdy jest źle ani zaniechać ćwiczeń, gdy się czasowo bardzo
dobrze czujemy. Zwykłą wadą tych chorych, co miewają lepsze chwile jest to, że nie
korzystają z tych lepszych chwil, aby nad zdrowiem popracować, lecz cieszą się iluzją
wyzdrowienia i słaby przypływ sił marnują na zewnątrz organizmu.
Wyobraźmy sobie króla, któremu zbuntowało się prawie całe wojsko. Z pozostałą
garstką wiernych sobie żołnierzy najpierw wyzywa do walki jakiś hufiec niezbyt silny. Gdy
pokona wroga tego, a zwyciężonych wcieli do swych szeregów, przedsięweźmie większą
wyprawę. W miarę częściowych, coraz to większych zwycięstw, zaufanie do sił własnych i
wierność żołnierzy będzie wzrastać, aż całe królestwo sobie odzyska przez szereg
roztropnych posunięć.
Gdy w ten sposób postępować będziemy, ćwiczenia samolecznicze nam się powiodą i
zdobędziemy sobie siły, aby innych leczyć.

Leczenie innych

Leczenie magnetyczne nie zastąpi wszystkich lekarstw i zabiegów, przede wszystkim


dlatego, że ludzie, co tak dalece rozwinęli własne siły, aby mogli je rozdawać innym, są
bardzo rzadko spotykani.
Ale w wielu wypadkach, gdy zwykła medycyna jest bezsilna, leczenie praną będzie
skuteczne, jeśli zostanie przedsięwzięte przez osobę, gorąco kochającą pacjenta i, o ile
można, młodszą od niego, mającą więcej naturalnej żywotności.
Uczucie miłości jest siłą ogromną, a dotąd mało pozytywnie wyzyskaną. Gdy mamy
chorego w rodzinie, oddajemy go na pastwę często nieumiejętnym lekarzom i trujemy
lekarstwami.
Sami lekarze tak mało swym lekarstwom ufają, że gdy lekarz jakiś ma w swej rodzinie
chorego, woli go poruczyć opiece kolegi, obawiając się błędów lub odpowiedzialności.
Ci, co chorego kochają, martwią się, żałują go i nie wiedzą, ile mogliby dla niego
dzięki swej miłości zrobić, gdyby nareszcie we własne siły duchowe uwierzyli i zaczęli je
stosować. Aby to uczynić, trzeba nauczyć się skupiać prane i posyłać jej prądy wedle
potrzeby.
Nadto trzeba umieć stwarzać jasne wyobrażenia tych zmian, które pragniemy
przeprowadzić w organizmie chorego.
Gdy się nauczymy gromadzić wielkie zapasy, wciąż odnawiane przez wyżej wskazane
ćwiczenia, wtedy każde nasze dotknięcie, choćby końcem palców, przyniesie choremu
dziwną ulgę.
Jeśli choroba jest umiejscowiona, to należy dotknąć miejsce zaburzenia bądź końcami
palców, bądź całą dłonią i puścić prąd prany, z jasnym wyobrażeniem tego, co chcemy
osiągnąć, rytmicznie przy tym oddychając. Gdy rytm jest ustalony, trzeba wyobrazić sobie
jasno, że z każdym wdechem wciągamy prane i z każdym wydechem ją posyłamy ku chorej
części ciała.
Od czasu do czasu trzeba odjąć ręce i strząsnąć palce na zewnątrz, jakby się strząsało
jad, w nich zawarty. Przedtem i potem należy najstaranniej umyć ręce, a bezpośrednio przed
przyłożeniem ich do ciała chorego potrzymać w zimnej wodzie i starannie osuszyć.
Po zabiegu trzeba wykonać też kilkakrotnie wydech oczyszczający.
W chwili dotknięcia chorego ciała trzeba wyobrażać sobie, że siła, którą posyłamy,
przez nas przepływa, czerpana z nieskończonego zapasu wszechświatowego.
Nie potrzeba rąk przyciskać, bo proste dotknięcie palców lub najwyżej dłoni wystarcza,
nawet w ostateczności przez ubranie, choć skuteczniejsze jest bezpośrednie dotknięcie skóry.
Dotykanie rozstawionymi palcami w różnych miejscach, takim ruchem, jakby się
chciało prąd, wypływający z palców, skierować ku ciału chorego, jest także bardzo
skuteczne.
Przez cały czas tych zabiegów należy rytmicznie oddychać i stanowczo, choć spokojnie
chcieć osiągnąć skutek. Skutek ten będzie zależeć:
1. Od rodzaju choroby. Niektóre choroby, szczególnie nerwowe, łatwiej dają się usunąć
magnetycznymi zabiegami niż inne. Ale nie ma takiej, która przy sprzyjających innych
warunkach nie mogłaby zostać wyleczona w ten sposób.
2. Od wiary pacjenta. Jego wątpliwości wytwarzają rodzaj tarczy niewidzialnej, która nie
dopuszcza prądów leczniczej prany. Prana ulega nadzwyczajnie woli i wyobraźni ludzkiej,
więc kto w te prądy nie wierzy lub przeczy ich istnieniu, ten je wstrzymuje i skuteczność ich
unicestwia. Jednak najwięcej uprzedzeni ludzie bywali skutecznie leczeni, gdy inne
okoliczności sprzyjały.
3. Od stanu zdrowia lekarza. Tylko ci, co są zdrowi, mogą zdrowia udzielać. Państwo
cierpiące na wewnętrzne niesnaski nie może być pożytecznym sojusznikiem w wojnie. Ten
warunek jest jednym z najważniejszych przy nadzwyczajnie silnym zdrowiu można i
niewiarę pacjenta, i ciężki stan jego choroby przełamać.
4. Od stanu skupienia prany w organizmie lekarza, więc od ćwiczeń pranicznych, które
zabieg poprzedzają. Chcąc mieć wielką siłę leczniczą, trzeba nagromadzić wielkie zapasy
prany przez wypoczynek doskonały, rytmiczne oddychanie, doskonałe żucie jedzenia, picie
wody namagnetyzowanej i ćwiczenia praniczne.
5. Od doświadczenia lekarza w używaniu zapasów prany. Im więcej ma on doświadczenia,
tym skuteczniej wzbudzi prądy prany, a jeśli w dodatku posiada wiedzę anatomiczną i
fizjologiczną, będzie w stanie wytworzyć sobie jaśniejsze wyobrażenie o tym, co ma być
osiągnięte.
6. Od osobistego stosunku między pacjentem a lekarzem. Im silniejsza sympatia, tym
większy skutek, bo wtedy łatwiej powziąć intensywne postanowienie pomożenia, nawet z
możliwym uszczerbkiem własnym.
7. Od różnicy płci i wieku. Silniej działa się na płeć przeciwną i na osoby starsze od nas. Na
mężczyznę chorego skuteczniejsze będzie działanie praniczne kobiety, a na kobietę
mężczyzny, lecz to ma daleko mniejsze znaczenie niż powyższe punkty 3, 6. Człowiek
względnie młodszy, przy innych równych warunkach, ma większą siłę leczniczą, ale rzadko
może mieć równe doświadczenie, co starszy, a doświadczenie jest tu jednym z czynników
najwięcej decydujących.
8. Od ilości zabiegów. Choroby chroniczne mogą wymagać bardzo wielu zabiegów na pozór
bezskutecznych, a jednak powoli przygotowujących zmianę. Więc w tych zabiegach trzeba
rzadko spotykanej wytrwałości, której nie zachwieją wszelkie niepowodzenia.
9. Od intuicji leczniczej. Leczenie praniczne jest ściśle indywidualne, więc nie ma stałych
przepisów. Trzeba zatem odgadnąć, jaki ruch, jakie działanie pacjentowi jest potrzebne.
10. Od czynnego udziału samoleczniczego ze strony pacjenta. Pacjent obojętny jest przez to
samo już odporny. Jaźń stale z organizmem połączona ma większy wpływ na ten organizm
niż wszelka jaźń obca.
Uwzględniwszy te wszystkie warunki, łatwo pojąć, jak dalece rzadkie musi być
zupełnie skuteczne leczenie praniczne, ale kto się zapozna z powyższymi zasadami, ten
przynajmniej w rodzinnym kole może wiele ulgi sprawić w cierpieniach.
Największy wpływ pod względem wymiany prany mają kochający się małżonkowie
między sobą, wskutek bezpośredniości zetknięcia i uczuć, które ich łączą. Gdy mąż jest na
zewnątrz zajęty i wydaje wiele energii, a żona korzysta z trybu życia spokojniejszego i skupia
prane, to może ona dla niego być nieocenionym źródłem sił żywotnych, byle tylko ich
stosunek nie był skalany nieczystością.
Kobiety mają więcej wytrwałości w takich ćwiczeniach i częściej odznaczają się wielką
siłą magnetyczną.

Leczenie na odległość

Kto w leczeniu przez bezpośrednie zetknięcie zyskał pewne doświadczenie, ten może
postąpić o krok dalej i osiągnąć wpływ leczniczy na bliskie mu osoby niezależnie od
odległości.
Myśl jego stwarza kształty praniczne, które idą ku osobom, wskazanym przez jego
wolę. Wytwarza się prąd od lekarza ku pacjentowi na kształt telegrafu bez drutu. W tym celu
trzeba stworzyć obraz nieobecnej osoby, aż uczujemy ją blisko nas, co jest właśnie
ustanowieniem stosunku.
Jednym udaje się to łatwiej, innym trudniej. Gdy w ten sposób wyobraźnią zbliżymy się
do nieobecnego chorego lub jego ściągniemy ku sobie, trzeba rytmicznie oddychać, z myślą i
wolą skierowaną ku wzmożeniu sił osoby, której chcemy pomóc, z każdym wdechem
czerpiemy siły z wszechświatowego zapasu, z każdym wydechem posyłamy je ukochanej
osobie.
Skutek będzie pewniejszy, jeśli godziny są umówione i chory wie o tym, że ktoś nad
nim pracuje na odległość, aby się przygotował wewnętrznie do przyjęcia wywieranego
wpływu. W takim razie pożądane jest, by chory był w stanie zupełnego spoczynku i odkurczu
mięśni.
Jednak, gdy lekarz ma doskonałe zdrowie, wielkie zapasy prany i wyćwiczenie w
leczniczym działaniu, to może skutek wywrzeć bez udziału pacjenta i bez jego wiedzy.
W takim razie dobrze jest mieć włosy lub inny jakiś przedmiot, należący do pacjenta, w
ręku podczas zabiegu i patrzeć na jego fotografię, ale i te środki pomocnicze są drugorzędne.
Głównym i wystarczającym warunkiem jest doskonałe wyćwiczenie lekarza i zdolność
naturalna ku takim działaniom, znacznie rzadsza niż zdolność leczenia przez zetknięcie.
Ale, o ile bardzo rzadkim jest pewne i skuteczne leczenie na odległość, to prawie
każdy, przy odrobinie dobrej woli, może w pewnej mierze przyczynić się do zwiększenia sił
ukochanej osoby na odległość przez samo życzliwe myślenie o niej.
Wszystkie życzliwe myśli ku nam skierowane, stwarzają prądy prany, w pewnej mierze
nas zasilające i dlatego na działaczy publicznych wielki wpływ ma opinia, bo porusza myśli i
stwarza prądy dodatnie lub ujemne. Napoleon zawdzięczał swe nadzwyczajne siły głównie
takim prądom.
Tutaj należy też wspomnieć skuteczność modlitw za czyjeś powodzenie lub zdrowie i
posyłanie telepatyczne myśli naszych, co najłatwiej dokonać w czasie rytmicznego
oddychania.
Gdy chwilowo czujemy się osłabieni i chodzi o szybkie skupienie prany, należy
oddychać rytmicznie, mając nogę obok nogi i ręce splecione, aby przez kończyny prąd nie
uchodził.
Chcąc podnieść bezpośrednio żywotność innej osoby, najlepiej usiąść naprzeciwko
niej, zetknąć nasze ręce i nogi z rękoma i nogami tej osoby, której chcemy pomóc i zacząć
rytmiczne oddychanie obu osób w jednym rytmie, przy czym silniejsza przy wydechu
powinna posyłać prąd prany, który słabsza przyjmuje. Zakończyć to ćwiczenie należy
oczyszczającym wydechem.
Wielki wpływ w chorobach ma woda, namagnetyzowana przez osobę zdrową i
umiejącą skupiać prane. Aby wodę namagnetyzować, wystarczy, trzymając szklankę jedną
ręką, wstrząsnąć drugą tak, jakby się chciało jakiś płyn z palców strząsnąć do wody.
Skuteczniej skupiamy prane w wodzie, gdy podczas tego wstrząsania rytmicznie oddychamy,
np. wdech przez 6 poruszeń, zatrzymanie przez 3, wydech przez 6 i spoczynek opróżnionych
płuc przez 3 poruszenia. Poruszenia powinny być, o ile można, w rytmie bicia serca. Przy
tym należy wzrok i uwagę skupić na wodzie i żywo sobie wyobrażać prąd prany, idący ku tej
wodzie.
Gdy chodzi o skutek leczniczy, to trzeba też wolę skierować ku celowi konkretnemu,
jaki się chce osiągnąć i w ten sposób można wodzie nadać różne własności.
W podobny sposób można też działać na jadło, skupiając wolę, by ono choremu w
pewnym oznaczonym kierunku stało się pożyteczne.
Woda i jedzenie, regularnie z pewnym celem magnetyzowane, jeśli przy tym chory
wodę bardzo powoli wypije, a jedzenie najdokładniej przeżuje, nic nie połykając, dopóki się
wszystko między językiem a podniebieniem nie rozpłynie, mogą zastąpić wiele lekarstw.
Ochrona przed złymi wpływami

W miarę ćwiczeń w skupianiu prany i opanowywaniu prądów pranicznych, stajemy się


bardziej wrażliwi na wszystkie myśli i aspiracje swego otoczenia, szczególniej na te myśli,
które są osobiście ku nam skierowane.
Wrażliwość taka ma swe niedogodności, bo każde podanie ręki staje się wymianą
wpływów, nie zawsze korzystnych. Jednakże kto ruch prany opanował w swoim organizmie,
ten może przez proste postanowienie i wyobrażenie wytworzyć pancerz ze zgęszczonej
prany, otaczający całe ciało i chroniący je przed złymi wpływami.
Gdy jesteśmy w otoczeniu ludzi o niskim moralnym i duchowym poziomie, zacznijmy
oddychać rytmicznie i zechciejmy, aby prana utworzyła taki pancerz, czyli aurę, a wkrótce
odczujemy zwiększoną niezależność od otoczenia i od wpływów ujemnych, jakie z
odległości ku nam idą.
Ochronę przed złymi wpływami stanowi też częste posyłanie życzeń spokoju i
szczęścia dla wszystkich istot. Kto pragnie spokoju i szczęścia innych, pracując na to myślą i
wolą ten sam będzie miał spokój i szczęście.

Nabywanie zalet

Wyćwiczona wola nie tylko ciało może opanować, ale też myśli i uczucia. Spokojne
żądanie jaźni, stanowcze postanowienie, towarzyszące rytmicznemu oddychaniu, może
cudów dokonać.
Chodzi tylko o to, by mieć jasne wyobrażenie o tym, czego pragniemy i wtedy przy
wdechu przedstawiać sobie, że prąd prany nam pożądaną zaletę przynosi, a przy wydechu
żywo sobie przedstawić, że usuwamy przeciwległą wadę.
W tym celu najlepiej się położyć zupełnie biernie i oddychać rytmicznie, a po szeregu
rytmicznie zmienianych wyobrażeń skupić wolę i uwagę na pozytywnym żądaniu pewnej
zalety, której nam brak, żywo przedstawiając sobie, jak będziemy działać i wyglądać, gdy tę
zaletę posiądziemy.
Chcąc skutek najrychlej osiągnąć, trzeba zachować pewien porządek i nie zaczynać od
najtrudniejszych do spełnienia żądań.
Najpierw usuńmy jakąś drobną wadę i pozyskajmy przeciwstawną zaletę. Np. róbmy
ćwiczenia takie, aby pozyskać zaletę dokładnego żucia jedzenia i pozbyć się wady połykania
nieprzeżutych potraw. Gdy ten cel osiągniemy, kolejno możemy z dobrym skutkiem stawiać
coraz to trudniejsze wymagania i stopniowo w ten sposób będziemy się doskonalić.
Nie trzeba żądać więcej niż jednej rzeczy naraz i nie trzeba zaniechać żadnego
specjalnego ćwiczenia, dopóki się celu nie osiągnie.
Osiągnięcie bowiem celu wzmaga wiarę w nasze siły, a co za tym idzie wzmaga też
skuteczność dalszych, coraz to trudniejszych wysiłków.
W ten sposób osiągniemy wszystkie zalety, których pragniemy, a nawet wyraz twarzy i
postawa ciała całkiem się mogą zmienić, byle ćwiczyć się systematycznie i posuwać powoli,
ale stale. Na tej drodze można też przebudować wszystkie części ciała na nowy kształt,
rozwijając to, co jest niedostatecznie rozwinięte.
Skłonność do zbytecznych trosk, bojaźliwość, nerwowe niepokoje, zazdrość,
melancholia, smutek, podniecenie itp. można usunąć przez rytmiczne oddychanie, któremu
towarzyszy najpierw alternacja pożądania zalety i odpychania wady, potem zaś stały obraz
celu, do którego dążymy, trwający przez szereg odetchnień, na koniec, z każdym wydechem
stały obraz usuwania tej wady, której się najpierw pozbyć pragniemy.
Przy tym trzeba mieć silne postanowienie bez wahań ani wątpliwości, jeśli skutek ma
być osiągnięty rychło.
Jednym z najważniejszych zastosowań tej metody jest pobudzenie organów
rozrodczych, których doskonałe funkcjonowanie jest nawet przy zupełnej czystości
warunkiem sił nerwowych. Kto nasienia, produkowanego przez organa rozrodcze, nie chce
spożytkować dla zapłodnienia, może ten cenny sok zachować w organizmie i odżywić przez
to mózg i nerwy. W ten sposób zatrzymane w organizmie nasienie służy do celów
odrodzenia, zamiast celów rozradzania.
Gdyby młodzi ludzie zawczasu byli zapoznani z tymi zasadami, byliby mocniejsi
fizycznie, moralnie i umysłowo.
Takie przekształcenie rozrodczej energii daje nadzwyczajną żywotność tym, którzy je
praktykują. Żywotność takich osób jest promieniejąca i ożywia wszystkich, co się z nimi
zetkną.
Nigdzie nie są skupione tak olbrzymie zapasy prany, jak w nasieniu ludzkim, a nasienie
to zbyt często marnuje się przez samogwałt lub w otchłaniach prostytucji, przynosząc
hańbiące choroby.
Organa rozrodcze są najpotężniejszymi akumulatorami prany i można z tych zapasów
czerpać ożywcze siły dla mózgu i nerwów, jeśli człowiek się wyrzecze marnej chwilowej
rozkoszy, która jest mu wspólną z najniższymi zwierzętami.
Spółkowanie nie jest cechą człowieka, tylko powszechną cechą zwierząt. Natomiast
zdolność zatrzymania w organizmie nasienia, bez zaniku organów rozrodczych, utrzymanie
potęgi płciowej do najpóźniejszego wieku, przy zaniechaniu na czas nieograniczony jej
pospolitego użytku to są cechy, które tylko najdoskonalsi wśród ludzi posiadają, ćwiczenie,
za pomocą którego jogin osiąga ten cudowny skutek, jest bardzo proste i powinno być
praktykowane wtedy najwięcej, kiedy pokusy płciowe są najsilniejsze.
Leżąc spokojnie, trzeba rytmicznie oddychać w najwolniejszym rytmie, na jaki bez
zmęczenia zdobyć się możemy, np. wdech 12 uderzeń pulsu, zatrzymanie powietrza w
płucach 6 uderzeń, wydech 12 uderzeń i spoczynek opróżnionych płuc znów 6 uderzeń. Przy
tym należy sobie wyobrazić potęgę rozrodczą natury, którą za każdym wdechem wciągamy i
posyłamy od niższych części ciała w górę ku słonecznemu splotowi, gdzie ma być skupiona
dla ogólnego użytku organizmu. W miarę, jak sobie jasno to wyobrazimy, uczujemy istotny
prąd, wyzwalający organa płciowe od podniecenia i ożywiający cały organizm.
Kto co dzień przed zaśnięciem odbywa to ćwiczenie, ten po niejakiej wprawie może
całe miesiące, a nawet lata, żyć bez utraty jednej kropli nasienia, nie tracąc przy tym wcale
siły płodności, którą zawsze może okazać, gdyby dostateczne miał ku temu powody.
Jeśli chodzi o użycie energii rozrodczej szczególnie dla celów umysłowej pracy, to
można skierować jej prąd ku mózgowi. Z wdechem trzeba wciągać energię rozrodczą do
płciowych organów, z wydechem posyłać ją stamtąd w górę do mózgu.
Ćwiczenie to jest skuteczne także dla kobiet, które pragną się oddać pracy umysłowej,
choć u nich energia rozrodcza nie skupia się w tej mierze, co u mężczyzn.
Obie płcie za pomocą tego ćwiczenia wyzwalają się od pokus nieczystości i wchodzą w
fazę rozwoju, która nas zasadniczo różni od wszystkich zwierząt.
Żadne zwierzę nie bywa tak nieumiarkowane jak człowiek w nadużyciach płciowych,
ale też nie ma innego zwierzęcia o pełnym rozwoju organów płciowych, umiejącego
naturalny wrodzony instynkt zwalczyć i przekształcić dla wyższych celów ducha. Żądanie
bezwzględnej czystości płciowej, od tych co dążą do najwyższej doskonałości, jest wspólne
mnichom z Zachodu z mędrcami Wschodu.
Czystość, podobnie jak inne zalety, można zdobyć przez rytmiczne oddychanie z
uwagą i wolą skupioną na pozbycie się wad nieczystości, którą się brzydzimy.

Wielki wdech

Dopiero po długiej praktyce wszystkich powyżej wskazanych ćwiczeń może się udać
najtrudniejsze i najskuteczniejsze spośród tych ćwiczeń, mianowicie tak zwany wielki wdech,
odnawiający cały organizm.
Polega on na dawnym indyjskim przysłowiu: „Błogosławieni ci, co umieją przez kości
oddychać".
Ćwiczenie to napełnia całe ciało praną i daje wielką żywotność. Jest to powszechne
oczyszczenie całego ciała, usuwające wszystko to, co zdrowiu przeszkadza. Po tym
ćwiczeniu człowiek czuje się odrodzonym.
1. Leżeć w stanie zupełnego spoczynku, z odkurczem wszystkich mięśni.
2. Oddychać rytmicznie, aż rytm jest ustalony.
3. Przy wdechu wciągać prane przez jedną nogę, a przy wydechu przez tę samą nogę
wypychać tak, jakbyśmy wodę do gąbki wciągali i wyciskali, żeby z niej usunąć nieczystości.
Potem to samo uczynić z drugą nogą przez kilka oddechów, następnie przez obie nogi
wciągać i wypychać prane, przez ramiona pojedynczo i razem, przez łokcie pojedynczo i
razem, przez kolana i łokcie jednocześnie, przez szczyt głowy, przez brzuch, przez organa
płciowe, przez biodra, barki, wzdłuż kręgosłupa w górę i w dół. Po kilka razy powtórzyć
oddech rytmiczny z towarzyszącym wyobrażeniem każdego z ruchów prany, przy czym
zawsze w tym samym kierunku się wypycha, jak się wciągało; całe ciało jest jakby w oceanie
prany, której fale kolejno zewsząd je przenikają i odchodzą, unosząc z sobą wszelkie zarodki
słabości.
4. Po tych umiejscowionych prądach dalej oddychać rytmicznie, wciągając prane przy
wdechu przez całą powierzchnię skóry i napełniając całe ciało życiem, a przy wydechu
wypychać prane z wyobrażeniem, że prąd ten usuwa słabość.
5. Następnie, oddychając rytmicznie, posyłać (przy wydechu) siłę kolejno do głównych
ośrodków nerwowych: do przodu i tyłu głowy, do splotu słonecznego, do najniższego kręgu
stosu pacierzowego, do pępka i do najwyższego kręgu u podstawy mózgu.
6. Wykonać kilka razy wydech oczyszczający.
Dokładne wykonanie tego ćwiczenia jest możliwe tylko dla tych, co już przywykli do
kierowania prądami prany i doszli do zupełnej świadomości tych prądów.

Rozwój duchowy

Skupienie woli, połączone z rytmicznym oddychaniem, wpływa także na rozwój


duchowy. Człowiek posiada wiele władz uśpionych, które dziś u nielicznych jednostek się
budzą, a z czasem będą wspólnym dziedzictwem ludzkości. Te władze może jednostka
rozwinąć wcześniej niż same by się rozwinęły i wyprzedzić w ten sposób rozwój rasy, do
której należy.
We wszystkich ćwiczeniach, mających ten cel, rytmiczne oddychanie stanowi warunek
niezbędny. Rytm poddaje woli cały organizm, a w szczególności mózg i doprowadza go do
harmonii z wszechświatowymi siłami, co sprzyja rozwojowi uśpionych władz.
Na tej drodze trzeba osobistego przewodnictwa tych, co już zaszli dalej, a próby
samodzielnie przedsięwzięte nie są pozbawione pewnego niebezpieczeństwa. Jednak dwa
elementarne ćwiczenia można dosyć powszechnie zalecić.
1. Leżąc w doskonałym spoczynku i oddychając rytmicznie, uświadomić sobie odrębność
jaźni, jej niezależność od ciała, które ożywia i zamieszkuje, i od duszy w znaczeniu, w jakim
Krasicki używa wyrazu dusza w psalmie, gdy mówi: „Dusza i ciało to tylko dwa skrzydła,
któremi czasu i przestrzeni sidła duch mój rozcina w postępowym locie".
Dusza, jako jaźń wcielona, ma swą treść doczesną, myśli i uczucia, które do istoty jaźni
wcale nie należą. Wzbudzić w sobie pragnienie świadomości czystej jaźni, poznania czym ja
jestem? Wyobrazić sobie prąd przemiany materii w ciele i przeciwstawić go tożsamości
jaźni. Uświadomić sobie władzę jaźni nad ciałem i żądać, by ciało nie mąciło jasności, z jaką
siebie chcemy poznać. Wyobrazić sobie ciało, jako narzędzie, a jaźń, jako istotę wyższą nad
ciało, aż dojdziemy do świadomości zupełnej niezależności jaźni od ciała. Ale ciałem nie
trzeba gardzić, bo jest ono potrzebne do spełniania doczesnych zadań, dla których jaźń się
wcieliła. Ciało jest, a przynajmniej powinno być świątynią ducha.
2. W tej samej pozycji, oddychając rytmicznie, uświadomić sobie związek jaźni z Bogiem,
łączność ducha poszczególnego z duchem wszechświatowym. Uświadomić sobie jedność
całości świata i ustanowić ściślejszy związek z szeregiem duchów wyższych, aż do
najwyższego. Przy wdechu wyobrażać sobie, że wciągamy mądrość i potęgę boską, przy
wydechu, że otrzymane siły udzielamy innym potrzebującym, budząc w sobie miłość dla
wszystkich istot, przy zupełnym zaniku chwilowym wszelkiej nienawiści nawet dla wrogów.
Wyobrazić sobie, że przez nas przechodzi prąd boskiej mądrości i siły, który chcielibyśmy z
wszystkimi podzielić.
To ćwiczenie daje zupełne zadowolenie, gdy się je odbywa poważnie, jako rodzaj
nabożeństwa lub modlitwy. Niewczesne żarty, wyzywanie lekkomyślnie boskiej potęgi bez
chęci ofiary za bliźnich, pociągają za sobą przykre skutki. ćwiczenia te są dla tych
nielicznych ludzi, co je mogą pojąć a inni nie powinni na nie zwracać uwagi.
Ćwiczeń tych nie należy robić zbyt często, a gdy zaczną one dawać wielkie duchowe
zadowolenie, trzeba się strzec, by nie wpaść w stan niezadowolenia z codziennych naszych
zadań, bo i one są dla nas potrzebne i nie wolno się od nich wymawiać.
Z medytacji i kontemplacji religijnej trzeba czerpać siły dla zapasów życiowych, nie
zaś zniechęcenie do życia. Wszystko jest dobrze urządzone na świecie i wszystko ma swe
właściwe miejsce. Kto chce zajść najdalej, nie powinien się zanadto śpieszyć, lecz wierzyć,
że Opatrzność daje mu w każdej chwili najlepsze warunki dla rozwoju duchowego. Trzeba w
sobie obudzić taką ufność w kierunek Opatrzności, aby najlepiej można było rozwijać własne
siły.
To stałe usposobienie ufności i życzliwości dla wszystkich istot jest najważniejszym
warunkiem rozwoju. Jeśli kto należy do jakiegoś potężnego zakonu lub towarzystwa, to czuje
nad sobą ciągłą opiekę tej społeczności, której jest uczestnikiem i to mu dodaje pewności
siebie w każdym wystąpieniu. Urzędnik państwowy wie, że bez winy ze swej strony nie
utraci stanowiska i to mu daje pewność, że nie będzie narażony na nędzę, pewność, która go
wyzwala od wielu trosk.
Życie zwierząt jest kierowane nieomylnym instynktem, który im zapewnia zdrowie i
zwierzęce siły. Obudzenie się rozumu w ludzkości spaczyło naturalne warunki życia, bo
rozum ufał sobie zanadto i wkraczał w sferę jemu niewłaściwą. Człowiek, upojony potęgą
rozumu, zaczął go stosować tam, gdzie nie sięga, chciał rozumem tylko własnym urządzić
fizyczne warunki życia i popełnił wiele błędów, które go naraziły na choroby i cierpienia.
Teraz nowa władza się budzi, wyższa niż rozum, intuicja czy natchnienie i zwraca się
ku naturalnym warunkom życia, ale już na innym szczeblu, jakby w linii spiralnej.
Natchnienie, dotąd właściwe nielicznym geniuszom i używane przeważnie dla
twórczości w zakresie sztuki, zaczyna się coraz to więcej zwracać także ku twórczości w
samym sposobie życia, wskazuje nam sposoby naprawienia szkód, wyrządzonych przez
ciasny racjonalizm, otwierając nam coraz to dalsze horyzonty.
Do tego zaliczamy ową cudowną intuicję samoleczniczą, która, gdy jest rozbudzona, w
każdej chwili wskazuje nam, co czynić należy, aby chorobę usunąć, a wskazuje lepiej jeszcze
niż pierwotny zwierzęcy instynkt.
Można jeść, pić i poruszać się w natchnieniu, i z intuicją, tak jak w natchnieniu można
pisać lub mówić.
Uduchowiając w ten sposób wszystkie czynności życia, na pozór powracamy do natury,
ale w istocie wznosimy się wielce ponad naturalny sposób życia i żyjemy nadprzyrodzonymi
siłami, gdyż zaczynamy odczuwać ciągły związek z najwyższymi źródłami życia i
przekształcać ciało tak, aby stało się ono doskonałym narzędziem i nieomylnym wyrazem
piękności ducha.
VII. Ćwiczenia estetyczne

Dotychczasowe ćwiczenia miały głównie na celu rozwój sił nerwowych. Siła nie
zawsze bywa połączona z wdziękiem, a piękność ruchów ma pewien urok, l który więcej
nawet znaczy niż objawy siły.
Przez kilkadziesiąt lat pracował nad teorią wdzięku w ruchach Franciszek Delsarte w
Paryżu, ale dzieła jego wywarły największy wpływ w Ameryce, gdzie powstały szkoły tzw.
harmonijnej gimnastyki.
Jednym z najlepszych dzieł o tym przedmiocie jest „Dynamie breathing and harmonie
gymnastics, a complete system of psychical, aesthetic and physical culture", by Genevieve
Stebbins, New York 1892.
Autorka napisała kilka innych dzieł o ćwiczeniach fizycznych i o umiejętności
dramatycznego wyrażania uczuć, i naucza sama w Nowym Jorku. Z jej prac bierzemy
ćwiczenia następujące, które wyrabiają wdzięk ruchów, giętkość i elastyczność członków.
Polegają one głównie na kolejnych skurczach i odkurczach mięśni, więc łączą w sobie
dwa gatunki ćwiczeń, które wyżej w piątym i szóstym rozdziale zostały odrębnie omówione
według indyjskich źródeł.
Rozwój wdzięku polega zatem na szybkim następstwie po sobie odśrodkowych i
dośrodkowych prądów prany, które kolejno mięśnie kurczą i odkurczają.

Ćwiczenia kończyn

Chodzi tu o kolejne skurczanie i odkurczanie mięśni rąk i nóg.


1. Stanąć prosto, wysunąć prawą nogę trochę naprzód, spoczywając całym ciężarem ciała na
lewej.
2. Przez cztery uderzenia pulsu wdychać i jednocześnie doprowadzić nogę prawą do zupełnej
sztywności.
3. Utrzymać się w rym stanie przez cztery uderzenia pulsu i powoli odkurczyć mięśnie
podczas czterech uderzeń, wracając do pozycji.
4 Powtórzyć kilka razy to ćwiczenie prawą nogą, potem lewą, a nareszcie jednocześnie jedną
i drugą wznosząc całe ciało na palcach i doprowadzając do sztywności obie nogi przez cztery
uderzenia pulsu, zatrzymując je w tym stanie przez cztery uderzenia i odkurczając mięśnie
przy powrocie do pozycji przez cztery uderzenia pulsu.
5. Stanąć prosto i wyciągnąć naprzód jedną rękę, wdychając powietrze przez cztery uderzenia
pulsu, tak jakby wdech ramię podnosił, przy czym trzeba ścisnąć pięść i usztywnić całe
ramię, bacząc, aby się sztywność nie udzieliła mięśniom szyi.
6. Zatrzymać ramię sztywne w tym położeniu przez cztery uderzenia i powoli odkurczyć
przez tyleż uderzeń, powracając do pozycji.
7. Powtórzyć to ćwiczenie kilka razy prawym ramieniem, potem lewym, potem obydwoma
naraz, bacząc przy tym, aby mięśnie gardła i szyi pozostały odkurczone, gdy wyprężamy
ramię, przedramię i pięść. Przy każdym powrocie do pozycji ramiona i ręce powinny być
zupełnie odkurczone i zwisnąć biernie u boku, pozbawione chwilowo prądu prany i
przyjmujące prąd dośrodkowy zamiast odśrodkowego, który towarzyszy naprężeniu.
Ćwiczenia tułowia

1. Stanąć prosto i wdychając przez cztery uderzenia serca wyprężyć mięśnie piersi, cofając
łopatki i doprowadzając piersi i brzuch do sztywności, ale pozostawiając szyję w stanie
odkurczu mięśni.
2. Utrzymać tę pozycję, zatrzymując wciągnięte powietrze przez cztery uderzenia pulsu.
3. Powoli zwolnić mięśnie przez cztery uderzenia serca i powrócić do zwykłej postawy.
4. Opuścić głowę na piersi biernie, zwieszając dolną szczękę bez życia przez cztery
uderzenia.
5. Wciągać powietrze przez cztery uderzenia serca, wyprężając mięśnie szyi i głowy i
podnieść głowę do prostej postawy, tak jakby ją wdech podnosił.
6. Utrzymać głowę w naprężeniu mięśni szyi przez cztery uderzenia pulsu i powoli odkurczać
mięśnie przez cztery uderzenia pulsu, aż znów głowa na piersi opadnie.
7. Po każdym ćwiczeniu wydech oczyszczający.

Pionowe rozpieranie

1. Stanąć prosto z prawą nogą na stopę przed lewą.


Wciągać powietrze przez cztery uderzenia pulsu i powoli przy tym podnosić rękę
prawą do góry, dłoń wyginając na prawo równolegle do podłogi, jakby miała niski sufit
podtrzymać. Jednocześnie lewą rękę w dół trzymać i dłoń wygiąć na lewo równolegle do
podłogi, jakby się chciało ją oprzeć na desce poziomej, jakąś siłą wznoszonej ku sufitowi.
Jednocześnie z ruchem prawej ręki przenosić ciężar ciała ku prawej stronie, aż całkiem
spocznie na prawej nodze i na wielkim palcu lewej. To musi nastąpić podczas czterech
uderzeń pulsu jednocześnie z wdechem i ruchem ramion.
3. W tej pozycji doprowadzić do sztywności wszystkie mięśnie i utrzymać je w tym stanie
przez cztery uderzenia pulsu, rozpierając równoległymi dłońmi z całej siły urojony opadający
sufit i wznoszącą się w górę do sufitu równoległą z sufitem deskę z drugiej strony.
4. Przez cztery uderzenia powoli odkurczać mięśnie, wracając do
5. Powtórzyć to samo ćwiczenie na drugą stronę, z lewą ręką w górę, prawą w dół i opierając
ciężar ciała na lewej nodze i wielkim palcu prawej nogi.
6. Robić oba ruchy na przemian rytmicznie.

Boczne rozpieranie

1. Stanąć prosto i wciągając powietrze przez cztery uderzenia pulsu, napełnić całe ciało
energią usztywniając mięśnie.
2. Przy czwartym uderzeniu pulsu wykonać prawą nogą wyskok w przód, jakby do biegu,
przenosząc ciężar ciała na prawą nogę, ale nie podnosząc lewej.
3. Podnieść prawe ramię do przodu, z dłonią wygiętą w górę, tak jakby dłoń wstrzymywała
zbliżającą się z przodu ścianę. Jednocześnie lewe ramię w tył, z dłonią wygiętą w dół, jakby
wstrzymywała drugą zbliżającą się z tyłu ścianę. W tej pozycji wytrwać przez cztery
uderzenia pulsu, wstrzymując oddech i powoli odkurczając mięśnie, powrócić do pozycji.
4. Powtórzyć to samo ćwiczenie z lewą nogą i lewą ręką do przodu, a prawą wstecz.
5. Powtarzać oba ruchy na przemian rytmicznie.
Ruchy wahadłowe

Przy tych ruchach oddychać należy naturalnie, bez wysiłku, całą uwagę skupiając na
piękno postawy. Głowa powinna być zgięta ku tej nodze, na której ciężar ciała spoczywa,
tułów zaś trzymany w kierunku przeciwnym. Przeciwległość ruchu i postawy ciała
sąsiadujących z sobą wytwarza wyraz piękna i siły. Ciężar ciała powinien spoczywać na
przedniej części jednej z nóg. Ponieważ koło, w którym się obraca głowa, jest mniejsze niż
koło, które tułów zakreśla, więc odgięcie w jedną stronę tułowia powinno być większe niż
pochylenie głowy w drugą stronę. Brzuch powinien być przy tym wciągnięty, a biodra nie
powinny zwieszać się biernie.
1. Stanąć prosto z nogami nieco rozstawionymi.
2. Przenieść ciężar ciała na prawą stopę, z tułowiem nieco w lewo skłonionym, a głową w
prawo.
3. Przenieść powoli ciężar ciała na lewą stopę, z tułowiem odgiętym nieco w prawo, a głową
ku lewej stronie.
4. Powoli tak wahać ciało, ruchem ciągłym to na prawo, to na lewo.
5. Postawić prawą nogę do przodu i kolejno przenosić ciężar ciała na prawą stopę i na lewą,
skłaniając przy tym tułów w tył i w przód, a głowę w przód i w tył.
6. To samo z lewą nogą w przód wystawioną.
7. Postawić prawą nogę w przód ku prawej stronie i powtórzyć to samo ćwiczenie, zawsze
tułów odchylając od nogi, na której ciężar ciała spoczywa, głowę zaś nieco pochylając w
przeciwległym kierunku niż odchylony tułów.
8. Postawić lewą nogę w przód ku lewej stronie, powtarzając to samo ćwiczenie.

Ruchy spiralne

1. Podnieść prawe kolano tak, by się podudzie biernie zwieszało.


2. Zwrócić udo na prawo, powoli prostując nogę i zakreślając nią koło w tył, z powrotem do
pozycji.
3. Powtórzyć to kilka razy prawą nogą, potem lewą, potem na przemian.
4. Wznieść prawą rękę z siłą tylko w ramieniu, tak by przedramię i ręka biernie się zwieszały.
5. Skierować siłę na przedramię, ale nie dopuszczać jej do ręki, tak że ręka pozostaje biernie
zwieszająca się przy naprężonym, w przód wyciągniętym ramieniu i przedramieniu.
6. Ruchem kolistym podnieść dłoń tak, aby ją zwrócić do góry, równolegle do sufitu.
Całość tego ruchu, który powinien być wykonany jednolicie bez przerwy, ma kształt spiralny
i wymaga szybkiego następstwa po sobie odkurczu i naprężenia mięśni przedramienia i ręki.
Takie ruchy są podstawą wdzięku w ruchach i rozwijają zręczność kończyn.
7. Powtórzyć to ćwiczenie lewą ręką i potem obiema rękoma po kilka razy.
8. Wykonać ruch odwrotny każdą z rąk i obiema razem, zaczynając od wyciśnięcia rąk w
przód z dłońmi do góry, potem przekręcić dłoń, aby na chwilę biernie się zwieszała
odwrócona ku ciału i zaraz zwiesić biernie przedramię, na koniec zwiesić ramię, by ręka
wisiała biernie u boku. Wszystkie te ruchy, w szybkim po sobie następstwie, mają stanowić
jedną całość.
9. Stanąć z prawą nogą wysuniętą do przodu i w bok na prawo. Przenieść ciężar ciała na
prawą nogę, podnosząc piętę od ziemi, tak aby ciężar ciała spoczywał na przedniej części
stopy. Przy tym tułów jednak ma być nieco przechylony na lewo w tył, a głowa pochylona na
prawo do przodu. Półokrągłym spiralnym ruchem przenieść ciężar na lewą nogę, również ją
sprężynowe unosząc, a przechylając zarazem tułów na prawo w przód, cofając głowę na lewo
wstecz. Tak wahać się rytmicznie, nie zmieniając położenia nóg, prócz unoszenia tej, na
której ciężar ciała chwilowo spoczywa.
10. Połączyć powyższy ruch z ruchami opisanymi w punktach 4, 7 i 8, tak, aby jedną całość
utworzyć i wtedy, kiedy jesteśmy oparci na prawej nodze na prawo do przodu, z tułowiem na
lewo wstecz, a głową na prawo do przodu, trzymać rękę wyprężoną z dłonią do góry, gdy zaś
cofamy ciężar na lewą nogę, pochylając tułów na prawo w przód, głowę na lewo wstecz,
jednocześnie rękoma wykonywać ruch 8. Całość daje nam ruch taneczny, często używany w
tańcach wschodnich i hiszpańskich, pełen wdzięku.
11. Stanąć prosto, z całym ciężarem ciała na lewej nodze, a prawą nogą zakreślić koło na
lewo i dotknąć wielkim palcem podłogę o piętnaście cali na lewo od lewej stopy, potem
zakreślić całe koło na prawo i wstecz, aż tego samego miejsca dotkniemy wielkim palcem
prawej nogi z tyłu. Twarz i piersi powinny przy tym pozostać niewzruszone, ale lewa noga i
lewe udo powinny się nieco ugiąć i wziąć udział w ruchu. Powtórzyć ten ruch lewą nogą
stojąc na prawej.
12. Klęknąć na podłodze, podnieść ręce złożone ku twarzy, jak w modlitwie, wznieść głowę
do góry, patrząc w niebo. Potem rozdzielić ręce ruchem na zewnątrz i w dół, a w końcu w tył,
podczas gdy głowę pochylamy, aż prawie się dotknie do ziemi. Na koniec podnieść znów
ręce, trzymając dłoń o dłoń pionowo przed twarzą i powtórzyć ruch kilka razy.

Ogólne uwagi o powyższych ruchach

1. Przy ruchach trzeba zawsze uwzględniać przeciwległość wielkiego palca do innych. Gdy
się go trzyma obok innych palców, to zawsze oznacza słabość woli lub niewrażliwość.
Właściwa linia wielkiego palca jest naprzeciw palca sąsiedniego, tak że jeśli ten palec
zginamy, to koniec jego powinien się zetknąć z końcem palca wielkiego. Trzeba ćwiczyć się
w opuszczaniu biernym trzech palców dalszych, gdy pierwszy palec jest wyprężony, aby je
uniezależnić od niego. Ręka powinna mieć w sobie tylko tyle energii, aby nie była
pozbawiona elastyczności, ale należy nią poruszać delikatnie, jak piórem, tak żeby nie czuć
jej wagi. Ciężka ręka robi przykre wrażenie, jakby miała w razie upadku bądź zbić
przedmiot, na który upada, bądź sama być skruszona.
Wszelki ruch prowadzi do pewnej reakcji. Ciało elastyczne, rzucone na ziemię,
odskoczy i takie ciała elastyczne miłe wrażenie sprawiają na oko. Brak elastyczności jest
przykry, bo zdradza brak giętkości i grozi zniszczeniem dotykanych przedmiotów lub
uszkodzeniem dotykającego. Elastyczność ciała jest pierwszym warunkiem wdzięku.
U ludzi ciężkich, głupich i brutalnych nie ma reakcji ani elastyczności, podczas gdy u
człowieka dobrze wychowanego i szlachetnego ruchy mają niewielki rozmiar, lecz znaczną
elastyczność. To sprawia wrażenie wielkich zapasów ukrytej siły i powoduje lekkie
dotknięcie, wdzięczne ruchy i elastyczny krok.
Ze wszystkich członków ciała ręka najłatwiej ulega myślom i dlatego jest w wysokim
stopniu zwierciadłem ducha. Nasza ocena znajomych i nasze wyobrażenie o tym, jak oni nas
oceniają: korzystnie czy niekorzystnie, często się opiera na wrażeniu pierwszego podania
ręki.
Z Głowa jest jakby kwiatem, jeśli ciało porównać z pniem lub łodygą. Odnajdujemy w
niej te same szczeble, co w ciele, tylko w wyższym znaczeniu. Górna część, czoło i oczy
odpowiadają szlachetniejszym uczuciom, a dolna część odpowiada grubszym potrzebom.
Greckie posągi bogów mają górną część twarzy rozwiniętą, a w rzeźbach potworów i
zbrodniarzy widzimy silne szczęki. W miarę wieku przeważające uczucia rzeźbią twarz tak,
że staje się ona wyrazem charakteru, skłonności i namiętności. Różne zmarszczki są liniami,
które dla fizjonomisty mają swe znaczenie, a skoro mają one wyrażać duszę, niech wyrażają
łagodność i spokój raczej niż złośliwość i niepokój. Pożądanym jest, aby linie twarzy szły w
górę, a nie w dół.
Uśmiech jest głównym dłutem, rzeźbiącym twarz i zarazem oddziałuje na ducha.
Wyobraźmy sobie, że chcemy twarz naszą przerzeźbić na posąg, pełen piękna i szlachetnego
wyrazu, osiągniemy to podnosząc myśli. Każda myśl podniosła przyczynia się do
upiększenia rysów. Każde piękne dzieło przeczytane przyczynia się do tego. Pewna dama,
upudrowana i pełna zalotności, spotkała myśliciela, którego piękny wyraz twarzy i żywa cera
wzbudzały jej zazdrość. Spytała go, co robi, aby tak świeżo wyglądać, nie starzeć się i
zachować tak spokojny i łagodny wyraz twarzy. „Obcuję ustawicznie z nieśmiertelnymi,
zaczytując się w ich dziełach, odrzekł: niech pani co dzień czyta wieszczów naszych lub
obcych, a zniknie z jej twarzy wyraz próżności, zazdrości i chciwości". Owa dama obraziła
się i nie chciała wierzyć, by rada była szczera i dobra, a jednak, gdyby usłuchała, więcej by
jej takie zabiegi pomogły niż wszystkie kosmetyki.
Aby nauczyć się dobrze trzymać głowę, pożyteczne są ćwiczenia szyi.
Odwrócić twarz na prawo i w tym położeniu schylić głowę kilka razy, potem odwrócić
twarz na lewo i schylać, i podnosić głowę, następnie pochylić głowę w tył i w tym położeniu
zwracać kolejno twarz na prawo i na lewo, aby giętkość i elastyczność szyi wyrobić.
Podnieść prawą dłoń przed głowę i odwracając głowę na lewo, dłoń wyciągnąć na
prawo w bok. To samo z lewą dłonią.
Tak samo, dłoń podnosząc w górę, schylać twarz i dłoń opuszczając sprzed twarzy,
podnosić głowę.
Te ruchy, często wykonywane, wywołują przyzwyczajenie do przeciwległości ruchów
głowy i rąk i nadadzą szyi wielką elastyczność.

Przeciwległość ramion i głowy

Prawo przeciwległości sąsiadujących z sobą części ciała prowadzi do wdzięku postawy.


Postawa jest wstrzymanym gestem; gesty jednoczesne powinny uszanować tę przeciwległość,
a po sobie następujące mogą być równoległe.
To jest warunek harmonii, symetrii, wdzięku i równowagi. Gdy ramiona spoczywają
powinna zachodzić przeciwległość tułowia i głowy, ale gdy ramiona są w ruchu, trzeba je
przeciwstawiać głowie, tułów zaś nogom.
1. Podnieść łokieć nad głowę, podczas kiedy głowa opada.
2. Trzymając łokieć nad głową, odrzucić głowę wstecz, jednocześnie opuszczając ramię w
ten sposób, by przedramię spoczęło na głowie.
3. Podnieść rękę do piersi, gdy głowa opada.
4. Odwrócić głowę na lewo, gdy prawe ramię rzucamy w bok na prawo.

Przeciwległość kończyn i tułowia

1. Chodzić, poruszając prawą ręką do przodu, gdy lewa noga stąpa, zaś lewą ręką, gdy prawa
noga się wysuwa do przodu.
2. Wyskok naprzód, jak do biegu, lewą nogą, przy jednoczesnym wyprężaniu do przodu
prawej ręki i odwrotnie.
3. Klęknąć, podnosząc oba ramiona do góry.
4. Podnieść się, opuszczając dłonie na piersi.
5. Klęknąć i schylić głowę, zasłaniając twarz rękoma.
6. Podnieść głowę, opuszczając ręce.
7. Zgiąć ciało, jakby zaglądając do studni, cofając ramiona wstecz.
8. Przegiąć się w tył, podnosząc ręce do przodu.
9. Zgiąć się na prawo, podnosząc obie ręce na lewo i odwrotnie. Ostatnie osiem ruchów
powinno być wykonane w ciągłości, jako jedno ćwiczenie, kilka razy powtarzane.

Uwagi o gestach

Gest i uczucie, które wyraża, mają na siebie wpływ wzajemny. Jeśli jakiś ruch jest
wyrazem naturalnym pewnego uczucia, to nawzajem ów ruch pobudza nas w kierunku tegoż
uczucia.
Uśmiech Japończyków czyni ich łagodnymi i cierpliwymi, choć nie zawsze bywa u
nich wyrazem już istniejącej łagodności i cierpliwości. Doskonała hipokryzja jest
niedościgłym ideałem, bo kto by jakieś uczucie doskonale wyrażał, nie czując go, ten rychło
by odczuł to, co wyraża. Aktorzy wpadają w rolę i czują to, co wyrażają. Postawa wpojona
żołnierzowi wzbudza w nim odwagę, postawa zakonnika wychowuje w nim pokorę. Żołnierz
jest sztywny i energiczny, kapłan giętki i delikatny, nawet w świeckim ubraniu zawsze
wygląda, jakby błogosławił lub rozgrzeszał. Można zatem przez ciało działać na duszę,
pewnymi gestami wpływać na rozwój uczuć.
Skoro górna część twarzy i górna część tułowia wyrażają szlachetne uczucia, i są
najwięcej rozwinięte w rasach wyższych i u jednostek uduchowionych, to należy kierować
prądy prany głównie ku czołu i piersiom, ożywiając je, aby przewagę miały nad dolną
szczęką i brzuchem. Szlachetniejsze gesty zaczynają się lub kończą na górnych częściach
ciała. Wszystkie wyższe uczucia, jak cześć, miłość i nadzieja uwydatniają się na górnej
części twarzy i tułowia, wszystkie niższe uczucia, jak mściwość, gniew, nienawiść, zazdrość,
zmieniają wyraz dolnej części twarzy i tułowia.
Wyraz twarzy, uwydatniający podbródek, postawa w której brzuch wystaje, a kolana
drżą lub się uginają, to wszystko jest wyrazem słabości i poniżenia, gdyż oznacza uległość
siłom materialnym, podczas gdy wzniesienie twarzy i wystające piersi oznaczają przewagę
ducha. Pewne umiarkowanie, równowaga między ostatecznościami są najwięcej pożądane.
Gesty, idące w górę, wyrażają uczucia podniosłe, skierowane w dół, odpowiadają
uczuciom niższym, zaś gesty, w bok sięgające, odpowiadają łagodności i życzliwości.
Wybuchowe uczucia, jak gniew lub wielka radość, prowadzą do ruchów odśrodkowych, a
skupienie myśli, silne postanowienia, wyrażają się w ruchach dośrodkowych. Gesty zawsze
powinny wyprzedzać mowę, jako wyrazy ogólne, szczegółowo przez mowę uzupełniane.
Słowo jest martwe bez tonu i gestu. Gesty bywają prostolinijne, koliste lub spiralne, a
najwyżej rozwinięte uczucia wyrażają się w geście spiralnym.
Ćwiczenia w gestach charakterystycznych, wyrażających zasadnicze uczucia, nie mogą
być opisane bez licznych rysunków. Kto chce ten dział estetyki uprawiać, znajdzie najlepsze
wzory w dziełach Delsarte'a i jego uczniów.
Powyższe proste ćwiczenia mogą być łatwo urozmaicone, choć bardzo trudno jest
opisywać kombinacje ruchów, których szybkie a łatwe po sobie następstwo stanowi dla oka
całość.
Ta gimnastyka estetyczna ma także swoje znaczenie dla duchowego rozwoju i
prowadzi do tańca jako do sztuki pięknej, w tym sensie, w jakim go uprawia Miss Duncan,
naśladując postawy klasycznych posągów.
U nas najwięcej się rozpowszechniła szkoła Jacques Dalcroze'a, genewczyka, osiadłego
przed wojną w Hellerau pod Dreznem. Byłoby wdzięcznym zadaniem dla Polaka porównać
próżne wysiłki poprzedników i sięgnąć dalej, czerpiąc natchnienie w rodzimych tradycjach
tańców ludowych, jak to czyniła w czasie wojny pani Kazimiera Popowska w Paryżu.
Znaczne tu się otwiera pole twórczości dla osób, mających zamiłowanie do wysiłków w
kierunku wszechstronnego upiększenia życia ludzkiego, przez nadanie ciału wyrazu
duchowych doświadczeń. Piękno ruchów i gestów, wyrażających szlachetne uczucia,
nawzajem oddziaływać będzie na jaźń i wznowi się wtedy na wyższym szczeblu duchowego
rozwoju ideał grecki: pięknego ducha w pięknym bez zarzutu ciele.
VIII. Radża joga

Kto ciało swe za pomocą ćwiczeń psychofizycznych doprowadził do doskonałego stanu


i równowagi, ten może, pod właściwym kierunkiem doświadczonego przewodnika, wejść na
drogę ćwiczeń specjalnych, mających na celu rozwój zupełnie nowych wrażeń, opanowanie
zjawisk zewnętrznych i poznanie głębszej istoty jaźni.
Mędrzec Patandżali dał wskazówki po temu już w odległej starożytności i nazwano tę
naukę Radża Joga, to znaczy królewskie połączenie jaźni z wszechświatem. Radża od tego
samego pierwiastka pochodzi, co łacińskie rex, francuskie roi, royal. Joga odpowiada
łacińskiemu jungere, junctio i znaczy połączenie. ćwiczenia, rozwijające ducha, Hindusi
nazywają Joga, bo są one połączeniem jaźni z Bogiem.
Połączenie analitycznego ducha Indii z syntetycznym geniuszem Grecji odrodzić ma
całą ludzkość. Ludzkość potrzebuje duchowego odrodzenia i drogę ku temu wskazuje
Vivekananda w swym dziele o Radża Joga.
Z dzieła tego wyciągamy tutaj kilka wskazówek głównych dla tych, co by chcieli je
wypróbować.
Trzeba mieć ciało zdrowe i doskonale opanowane, by zacząć ćwiczenia wyższe, które
podaje Vivekananda. Potem ostrzega on, że, prócz bardzo rzadkich wyjątków, nikt nie osiąga
tu powodzenia bez kierownika osobistego, lecz zarazem upewnia, że gdy uczeń jest gotów,
zawsze nauczyciel się znajdzie, bo nad rozwojem ludzkości, jak i poszczególnych ludzi,
czuwa bezustannie miłościwa Opatrzność.
Dla ćwiczeń w Radża Joga Vivekananda zaleca mieć osobny pokój, do którego nie
należy wpuszczać nikogo, prócz tych, co czyste życie prowadzą i podobne ćwiczenia
uprawiają. W tym pokoju nie trzeba spać i wchodzić do niego tylko w zupełnej czystości
ducha i ciała. Należy w nim trzymać kwiaty i dzieła sztuki, palić kadzidło rano i wieczór.
Tego przybytku nigdy nie trzeba bezcześcić gniewem, kłótnią lud nieczystymi
myślami, bo myśli mają wpływ na ściany i wytwarzają kształty praniczne, które pozostają
utrwalając wpływ, jakiemu chwilowo ulegliśmy. Im więcej dobrych i świętych myśli, i
pragnień mamy w jakimś miejscu, tym więcej to miejsce wzbudza w nas coraz to lepszych
myśli i postanowień. Jest to pierwotny ideał świątyni, który został poniżony przez napływ
ludzi obojętnych lub fałszywych do świątyń. Jogin powinien sobie stworzyć taką osobistą
kaplicę i nie dopuścić jej profanacji.
Równie dobre dla ćwiczeń będzie każde odosobnienie i spokojne miejsce, szczególnie
jaskinia, na dnie której nie ma piasku, ani kamyków, więc mająca grunt skalisty. Z braku
osobnego miejsca dla ćwiczeń można je odbywać gdziekolwiek, byle tylko zapewniona była
cisza i spokój, a w tym celu zarazem pożądana jest tajemnica, by ciekawości ludzkiej nie
budzić.
Wszystko to, cośmy wyżej wymienili jako warunki ogólne powodzenia ćwiczeń
oddychania, tym bardziej stosuje się do Radża Joga. Przede wszystkim niezbędna jest
bezwzględna czystość, nie tylko życia, lecz myśli i uczuć. Wielokrotnie ostrzega
Vivekananda, że kto bez doskonałej czystości i wstrzemięźliwości fizycznej porywa się na
ćwiczenia w Radża Joga, ten się naraża na obłęd, a powodzenia mieć nie może.
Więc kto czystości myśli nie osiągnął, powinien uprawiać tak długo ćwiczenia
psychofizyczne wyżej wymienione, aż faktycznie zapomni o istnieniu drugiej płci i żadnych
pożądań cielesnych mieć nie będzie, a przychodzące pokusy wnet zdoła oddalić. Im
doskonalsza czystość, tym szybszy będzie postęp psychiczny.
Także bardzo wielką wagę przywiązuje jogin do czystości w sprawach własności
cudzej. Kto przyjmuje dary, ten z darem przyjmuje wszystkie moralne odpowiedzialności
darzącego, a także jego nieczystości. Kto w jakikolwiek sposób cudzą własność sobie
przywłaszcza, ten traci niezależność. Kto nawet tylko własności cudzej pożąda lub zazdrości,
ten o wiele przedłuża drogę swego duchowego rozwoju. Ale kto się bezwzględnie wyrzeka
tego, co do niego nie należy, ten najrychlej dochodzi do niezależności ducha.
Czystość, wstrzemięźliwość, zaniechanie kradzieży i przyjmowania darów, życzliwość
dla wszystkich istot żyjących, wyrażająca się w tym, że ich nie zabijamy, ani też im nie
szkodzimy, stanowią wstępne warunki i tworzą pierwszy szczebel Radża Joga, nazwany
Jama.
Drugim szczeblem jest Nijama, to znaczy staranne pielęgnowanie ciała przez stosowne
obmycia zewnętrzne i wewnętrzne, opanowanie uczuć smutku i zniechęcenia, zapewniające
nam stały stan zadowolenia i radości, przyzwyczajenie do umartwień, tak abyśmy nie dbali o
wygody ciała, poznanie dzieł mędrców, którzy doszli do wyższych szczebli rozwoju i
bezwzględne oddanie się Bogu, przy zupełnym zaniedbaniu osobistych ambicji, zachcianek i
planów.
Przy tym jogin powinien unikać ostateczności pod względem fizycznym, zarówno
zbytku jak nadmiernych umartwień, nie powinien spać za wiele, ani za mało, tylko tyle, ile
koniecznie potrzeba, wystrzegać się pracy nad siły, zarówno jak i próżniactwa.
Kto chce szybko postępować w rozwoju, tak, aby w pół roku zmienić całą swą naturę,
ten powinien wszystkie szczegóły życia urządzić zgodnie z celem, do którego dąży i ani na
chwilę nie odrywać się od tego celu przez obcowanie z ludźmi, przez czytanie książek
niepotrzebnych lub przez dopuszczanie myśli próżnych. Powinien tak żyć, aby każda chwila
była wypełniona dążeniem do celu. Każdy ruch, każdy czyn powinien być w związku z tym
celem. Nie śpiesząc się, nie męcząc, jednak ustawicznie można pracować i ćwiczyć się,
znajdując w tym nawet wyjątkowy spokój i zadowolenie.
Kto zaś całego życia tym ćwiczeniom oddać nie może, ten wiele zyska, jeśli nimi
wypełni każdą wolną chwilę, ale bez zupełnego poświęcenia się głównemu celowi nie rychło
dojdzie do zupełnego wyzwolenia jaźni, o co tu głównie chodzi. Radża Joga pozwala nam
cały czas wypełnić ćwiczeniami skutecznymi, bez zmęczenia ani wyczerpania sił.
Wstępne warunki Jama i Nijama ustanawiają wysoki poziom moralny dla tych, co dążą
do przyśpieszenia naturalnego postępu w rozwoju psychicznym. To przyśpieszenie rozwoju
może być skutecznie osiągnięte tylko wtedy, gdy pobudki są czyste, gdy chodzi o użycie
zdobytych sił do służby Bożej.
Przy tak wysokim poziomie moralnym, wymaganym od tych, co na tę drogę wchodzą,
same ćwiczenia wydadzą się dziwnie obojętne i na pozór bardzo jałowe. Od człowieka o
wysokiej doskonałości moralnej wymagamy czynu, bezpośrednich usług, oddawanych
bliźnim, służby społecznej. Hindusi zaś żądają od takiego człowieka trudnych, choć prostych
ćwiczeń w opanowaniu ciała i myśli.
Chcąc pojąć i pogodzić wysokie wymagania moralne z ciasnym zakresem
bezpośredniego czynu w takich ćwiczeniach, trzeba sobie jasno uprzytomnić, że ciało nasze
jest obce jaźni, że jaźń, pracując nad ciałem, odbywa pracę społeczną, podnosząc na wyższy
szczebel miliony monad jej bezpośrednio poruczonych.
Więc takie gorliwe zajęcie się naszym ciałem nie jest egoizmem, tym bardziej, że
wymaga rzetelnych wysiłków, a dopóki nasze ciało nie ulega nam w zupełności, jesteśmy za
słabi dla szerszego działania.
Każda słabość fizyczna jest przypomnieniem o najbliższych bezpośrednich
obowiązkach, jakie ze stosunku do własnego ciała wynikają.
Świadome opanowanie ciała, udoskonalenie go, wyrzeźbienie zeń pięknego i
doskonałego żywego posągu, jest zadaniem godnym najwznioślejszego ducha, jest nam
wskazane przez tę dziwną alternatywę, że jeśli nie jesteśmy panami ciała, to zbyt łatwo
stajemy się jego niewolnikami.
Więc warto pół roku lub nawet lat kilka na to poświęcić, by tę wyższą moc nad ciałem
zdobyć, a przez to mieć doskonalsze narzędzie do właściwych zadań społecznych, które
przez wysoce rozwiniętych Hindusów w niepojęty sposób zostały zaniedbane.
Początek właściwych ćwiczeń stanowi trzeci szczebel Radża Joga, nazwany Asana,
czyli postawa. Trzeba znaleźć postawę, w której najdłużej można wytrwać w zupełnej
nieruchomości ciała, tak by o ciele zapomnieć, a całą uwagę skupić na przedmiotach
medytacji i kontemplacji.
Hindusi mają wiele takich postaw, które nam wydawałyby się niemożliwe, ale do
każdej z nich nie jest przywiązane szczególne powodzenie. Chodzi tylko głównie o to, aby
kręgosłup stał pionowo, przy czym można stać, klęczeć lub siedzieć, z nogami
podciągniętymi w górę lub spuszczonymi.
W tej postawie nieruchomej trzeba przede wszystkim nauczyć się rytmicznie oddychać,
robiąc wdech przez lewą dziurkę od nosa przy zamknięciu prawej, potem wydech przez
prawą przy zamknięciu lewej, znowu wdech przez prawą i wydech przez lewą, i tak dalej,
aby kolejno przez każdą dziurkę robić wydech i wdech.
To ćwiczenie wstępne po 5 podwójnych wdechów i wydechów należy z początku robić
przed wschodem słońca, w południe, o północy i wieczorem, potem coraz to częściej, aż do
120 razy na dzień.
Ma ono nerwy oczyścić i przygotować do właściwego pranajama, w ciągu mniej więcej
miesiąca. Trzeba je robić bez pośpiechu, w rytmie normalnym, stopniowo zwalnianym, z
pauzą przed każdym wdechem i wydechem, i z żywą chęcią skupiania zapasów prany.
Po miesiącu takich ćwiczeń następują właśnie ćwiczenia pranajama. W postawie ściśle
nieruchomej, siedząc lub stojąc prosto, z wzrokiem skierowanym na koniec nosa, zaczynamy
wciągać powietrze przez lewą dziurkę od nosa, kierując jednocześnie silny prąd prany w dół
przez lewy kanał kości pacierzowej, tak aby z siłą doszedł do kręgu ostatniego.
Trzeba prądem prany z całej siły przeć w ten kręg i gdy się już wciągnęło powietrze,
ciśnienie prądu wzmagać przy zamkniętych obu dziurkach od nosa, jakby się nabijało
strzelbę.
To zgęszczenie prany ma się odbywać cztery razy dłużej, niż wciąganie powietrza, przy
zatrzymanym wdechu. Potem należy, wypychając przez prawą dziurkę dwa razy dłużej niż
się wciągało powietrze, całą prane, ścieśnioną wdechem i zatrzymaniem, silnie pokierować w
górę w prawym kanale stosu pacierzowego do mózgu.
Następnie znów odwrotnie wykonać wdech przez prawą dziurkę, z podobnym
zatrzymaniem, i wydech przez lewą dziurkę z prądem prany w górę przez lewy kanał
kręgosłupa.
Te dwa wdechy i wydechy stanowią jedno pranajama. Na początek Vivekananda radzi
wciągać przez cztery sekundy, trzymać przez 16 sekund, a wypychać przez 8 sekund, myśląc
o tym tajemniczym gruczole pod ostatnim kręgiem, który należy do działalności pobudzić.
Nie trzeba zbyt szybko postępować, lecz poprzestać na tym, by 4 razy odbyć pranajama
rano i 4 razy wieczorem, nie opuszczając żadnego dnia.
Stopniowo dopiero niektórzy dochodzą do tego, że przez 16 sekund wciągają, przez 64
sekundy zatrzymują, a przez 32 sekundy wypychają. W innym miejscu mowa o pranajama,
przy którym wciąganie trwa przez 36 sekund, ale nie można dojść do takiego zwolnienia
rytmu w krótkim czasie.
Równolegle z tymi ćwiczeniami i również powoli postępując naprzód, trzeba robić
ćwiczenia odwrotne, przy których wcale się nie zatrzymuje powietrza, lecz robi się długą
pauzę między wydechem a wdechem, trzymając przez ten czas płuca opróżnione.
Praktyki te należy odbywać bez przymusu ani wysiłku, z naturalną przyjemnością,
wtedy kiedy innymi ćwiczeniami osiągnęliśmy doskonałe zdrowie. Kto chory lub czuje się
ociężałym lub smutnym, ten nie powinien próbować takich ćwiczeń. Także zaleca się, by
utrzymać te ćwiczenia w tajemnicy przed próżną ciekawością ludzką, która przeszkadza
skupieniu, gdyż o skupienie tu chodzi przede wszystkim. Gdy myśl skupimy nad istotą
własnej jaźni, wtedy dopiero nowe horyzonty nam się otworzą.
Z tych ćwiczeń, tutaj wskazanych, pierwsze i ostatnie można robić bez ograniczeń i bez
niebezpieczeństwa, o ile ktoś jest zdrowy. Natomiast najważniejsze, średnie, polegające na
zatrzymywaniu powietrza w płucach przez czas dłuższy i skupianiu prany ku najniższemu
kręgowi, jest niebezpieczne, jeśli je robimy zbyt często lub jeśli zbyt szybko chcemy
postępować.
Więc trzeba zacząć od kilku pranajama dwa razy dziennie i powoli w miarę możności
wzmagać pauzę między wdechem a wydechem, zawsze zachowując ten stosunek, aby pauza
ta trwała cztery razy tyle, co wdech, a dwa razy tyle, co wydech, przy zupełnej
nieruchomości ciała.
Świadomość prądów wzdłuż kręgosłupa, które pragniemy wzbudzić, przychodzi dość
rychło, jeśli ktoś przedtem uprawiał inne psychofizyczne ćwiczenia.
O te prądy tu chodzi głównie i nie należy wcale tych ćwiczeń uważać za ćwiczenia
oddychania. Rytm oddychania służy tu jedynie za środek, a celem jest pobudzenie kundalini
(glandula coccygea) przez prądy prany, uległe woli. Ów organ kundalini jest u dołu
ostatniego kręgu i w zwykłych warunkach jest bezczynny. Dopiero, gdy prądy po prawej i
lewej stronie kręgosłupa pobudzą go, powstaje prąd w środkowym kanale kręgosłupa,
zwanym Susumna, i prąd ten, idąc w górę, nowe budzi władze, wywołując nieznane
przedtem wrażenia.
Jest to zupełnie metodyczna droga do rozwoju tych stanów, które nam są znane jako
wyjątkowe stany ekstazy i natchnienia.
Ludzi nieczystych, niewstrzemięźliwych i samolubnych te same ćwiczenia mogą
przyprawić o pomieszanie zmysłów.
Przy tych ćwiczeniach, jako też i przy następnych, Pantandżali radzi siedzieć tak,
abyśmy twarz mieli zwróconą na wschód lub na północ. Przyczyny tego warunku nie podaje,
ale łatwo pojąć, że pozycja nie jest obojętna.
Pierwszym skutkiem oczywistym takich ćwiczeń, jeśli wszystkie warunki zostaną
zachowane, jest zmiana głosu, który staje się dźwięczny i doniosły i zmiana wyrazu twarzy w
kierunku spokoju i łagodności. Także ogólny stan zdrowia staje się coraz to lepszy, a
wytrzymałość fizyczna się wzmaga.
Wkrótce po rozpoczęciu ćwiczeń Pranajama, zacząć można ćwiczenie zwane
Pratjahara. Polega ono na tym, by siedząc prosto, w zupełnej nieruchomości, patrząc na
koniec nosa, odwrócić uwagę od wszelkich zewnętrznych wrażeń i skupić ją na przebieg
myśli, lecz nie dawać myślom żadnego kierunku ani materiału, tak by jaźń zachowała się
biernie.
Z początku myśli, przechodzące przez umysł, będą liczne i zmienne, potem coraz to
więcej zdobędziemy spokoju, dochodząc do tego, by jedna myśl wypełniała całą
świadomość.
Taki stan bierności jaźni, przecięcia dowolnego komunikacji ze światem zewnętrznym
jest trudny dla niektórych do osiągnięcia, lecz stanowi szczebel niezbędny w rozwoju
duchowym, bo na to, by myśl opanować, trzeba wiedzieć, jak ona się zachowuje,
pozostawiona samej sobie.
Myśli nasze nie wszystkie należą do jaźni, w znacznej mierze pochodzą z zewnątrz i
jaźń je przyjmuje, nie wiedząc, skąd je dostała, nieświadomie je przerabia na kształty
praniczne, które wysyła w świat, wzbudzając przez nie podobne myśli w innych jaźniach.
Ćwiczenie Pratjahara uświadamia nam tę niezależność jaźni od obcych myśli, które nad
nią działają. Powstrzymywanie jaźni od reakcji na zewnętrzne bodźce jest jednym z
niezbędnych warunków skupienia.
Ten stan może też być wzbudzony pod wpływem innej osoby lub środków
chemicznych, ale to nam nic nie pomoże.
Vivekananda z wielkim naciskiem ostrzega przed takimi zależnościami. Chodzi o to,
aby każdy sam umiał myśl swą opanować, nie zaś o to, by ją poddał wpływowi obcemu.
Hipnotyzowanie, posiedzenia spirytystyczne piętnuje Vivekananda jako najgorszą
prostytucję duchową wiodącą do upadku moralnego i fizycznego, do utraty woli i wszelkiej
zdolności postępu duchowego.
Trzeba opanować myśl od środka, przez własną jaźń i wystrzegać się tych, co chcą nas
opanować, wymagając od nas ślepego posłuszeństwa. Lepiej zostać złym niż stać się
pozornie dobrym pod przemożnym wpływem innych.
Ci, co się szczycą takimi cudownymi wpływami, hałaśliwie nawracając tłumy, sieją
ziarna obłędu, zbrodni, choroby i śmierci.
Prawdziwa Pratjahara opiera się na postanowieniu jaźni, wstrzymującej swe działanie
na zewnątrz i odcinającej się od zewnętrznych wrażeń.
Takie ćwiczenia zupełnej nieruchomości i usiłowanej bezmyślności można uprawiać
godzinami co dzień i na pozór będzie to stratą czasu, ale w rzeczywistości doprowadzi nas do
wielkiego spokoju, ułatwiając opanowanie myśli i uczuć.
Tylko chodzi o to, by przystępując do takich wewnętrznych ćwiczeń, zdawać sobie
sprawę z ich religijnego znaczenia, z tego, że jest to szereg szczebli, prowadzących do
zupełnego uświadomienia jaźni i wyzwolenia jej od tyranicznych wpływów ciała.
Ćwiczenie zaczynać należy od posłania na wszystkie strony świata głęboko odczutego
pragnienia spokoju i szczęścia dla wszystkich istot, potem zaleca Vivekananda modlitwę o
światło i wiedzę i wewnętrzne postanowienie, by utrzymać w doskonałym stanie zdrowia
ciało nam poruczone, które jest naszym najcenniejszym narzędziem na drodze do
doskonałości. Odrzucić należy wszelką słabość moralną i fizyczną, powiedzieć sobie, że
jesteśmy silni i wierzyć w nasze siły, a wtedy one nas nie opuszczą.
Gdy już pewne postępy zrobiliśmy w Pratjahara, można przystąpić do następnego
ćwiczenia, zwanego Dharana. Polega ono na tym, aby w tej nieruchomej postawie i przy
skupieniu, do którego przywykliśmy podczas ćwiczeń Pranajama i Pratjahara, całą uwagę
zwrócić na jedną część ciała, za wyłączeniem innych. Trzeba duszę przenieść do wybranego
punktu, przyjmując wrażenia tylko przez organ wybrany i kolejno w ten sposób jednocząc z
jaźnią różne części ciała np. rękę, serce, mózg itd. Hindusi pomagają wyobraźni,
przedstawiając sobie kwiat pełen blasku wewnątrz serca lub wewnątrz mózgu, lub w pewnej
wysokości nad głową, lub u dołu stosu pacierzowego i w różnych punktach kanału Susumna,
który przez nią idzie. Kwiat ten jest to lotos o 8 płatkach, a światło wewnątrz płonące ma
przedstawiać jaźń.
Trudno jest pojąć, w jaki sposób te obrazy pomagają. Więcej jasne są wskazówki co do
prostszych form Dharana, skupienie uwagi na koniec nosa ma prowadzić do wrażenia miłych
zapachów, skupienie uwagi całej na gardło ma usuwać uczucie głodu, skupienie uwagi na
koniec języka powoduje wrażenie smaku, na początek języka wrażenie słuchu, na
podniebienie wrażenie wzroku. Te wrażenia, wywołane przez ćwiczenia poszczególne,
utwierdzają joginów w świadomości postępu.
Wyćwiczenie jaźni w skupieniu całej uwagi na jednym organie ciała lub na jakimś
zewnętrznym przedmiocie prowadzi do coraz to doskonalszego panowania nad myślami i
wrażeniami, a zarazem do usunięcia z wybranego organu wszelkiej słabości i choroby.
Następne ćwiczenie nazywa się Dhjana. Polega na tym, by robiąc Dharana, odczuć
nieprzerwany prąd ku tej części ciała, której się tyczy nasza uwaga. Więc stan Dhjana wynika
ze stanu Dharana przez skupienie i wytrwałość, a różnicę między jednym a drugim pojmie
jasno tylko ten, co jej doświadczy.
Dhjana może się tyczyć kolejno wszystkich części ciała, następnie zaś przedmiotów
zewnętrznych, poczynając od przedmiotów materialnych i dostrzegalnych przez zmysły, i
postępując powoli ku przedmiotom niedostępnym dla zmysłów, ku kształtom pranicznym i
ku wewnętrznej budowie ciał.
Dhjana jest to stan wysokiego skupienia czyli medytacji, prowadzący do poznania
natury rzeczy. Nieruchomość ciała, opanowanie myśli i wyłączne skupienie uwagi do tego
stanu prowadzą, jedni go prędzej osiągają, a drudzy muszą się dłużej ćwiczyć, lecz jest on
dostępny dla każdego.
Gdy w stanie Dhjana zupełnie usuniemy wrażenie zewnętrznego przedmiotu, a
ograniczymy medytację do skutku, jaki wrażenie wywiera na zewnątrz, to ten stan
najwyższego skupienia nazywa się Samadhi. Opisać go, ani bliżej określić niepodobna, bo
żaden opis nie byłby zrozumiały dla tych, co tego stanu nie doświadczyli. W mistyce
chrześcijańskiej spotykamy podobne wyliczenia kolejnych stanów medytacji i kontemplacji,
dla których określenia używane bywają rozmaite metafory.
Trzy stany: Dharana, Dhjana, Samadhi razem wzięte nazywają się Samjama i stanowią
ostateczne narzędzie, za pomocą którego jogin opanowuje każdą część ciała, każdą jego
czynność i nawet zewnętrzne przedmioty.
Trzeba w takich medytacjach nauczyć się odróżniać zewnętrzną przyczynę wrażeń od
szeregu wewnętrznych zajść, które następują po kolei, nim jaźń wrażenie otrzyma i wywrze
swą reakcję. Badając te wewnętrzne procesy, dochodzi się do coraz to lepszej znajomości
własnego ciała i ustroju ciał w ogóle.
Zdobywa się przez to niezachwiany spokój, w którym zjawia się intuicja rzeczy dla
rozumu niedostępnych. W ten sposób także powoli odsłania się istota jaźni czystej,
niezależnej od ciała, panującej nad ciałem i światem zewnętrznym.
Kolejno uczymy się odróżniać jaźń od wielu rzeczy, które przez długi czas z nią
utożsamialiśmy, a w miarę jak zdobywaliśmy jasną świadomość jaźni, równolegle
wyzwalamy ją i osiągamy potęgę.
Ale dopiero kto się zdoła wyrzec wszystkich potęg zewnętrznych, dochodzi do
najwyższej doskonałości i zabezpieczony jest od nowych upadków. Wtedy uczy się działać
bezpośrednio na każdy przedmiot bez pośrednictwa ciała i na każdą część ciała bez
pośrednictwa nerwów i dochodzi do stanu jasnowidzenia, odsłaniającego mu cały ustrój
światła i wszystkie szczegóły przeszłości własnej i całego świata.
Czystość takiego człowieka ma taką potęgę, że kto się z nim zetknie, staje się czystym.
Ani woda, ani ogień mu zaszkodzić nie mogą, chodzi po morzach suchą nogą, staje w ogniu i
rzuca na około siebie płomienie, sam nie będąc dotkniętym nimi. Może uczynić ciało
lżejszym od puchu i wznosić się w powietrzu lub nadać mu taki ciężar, że nikt go nie
podniesie.
Hindusi, jednostronnie postępując w skupieniu, pozostawili najeźdźcom rządy
własnego kraju i wytworzyli kasty wielce odległe od siebie, mało mające styczności miedzy
sobą.
My bliźnich nigdy całkiem nie pozostawimy samym sobie, ale chcąc im najskuteczniej
pomóc, powinniśmy od czasu do czasu popracować według indyjskich wskazówek w
zakresie Radża Joga.
Według Hindusów do wyzwolenia dojść można różnymi drogami prócz ćwiczeń
psychofizycznych, mianowicie także pracą, modlitwą lub wiedzą. A kto sam się wyzwolił,
ten ma moc wyzwalania innych i ułatwiania im dróg, prowadzących ku wyzwoleniu.
Czyny zewnętrzne, ćwiczenia psychofizyczne, używanie pomocy wyższej lub
działalności czystej myśli, są to różne środki, prowadzące do jednego celu i zależnie od
charakteru, i uzdolnienia jednostki wolno jest wybrać jedną z tych dróg wyłącznie lub też
kolejno poznać wszystkie.
Jako najskuteczniejszą i najszybszą metodę zdobycia wyższych władz Vivekananda
wskazuje te proste ćwiczenia, które dawni Hindusi kilka tysięcy lat temu wymyślili, tworząc
z nich system Radża Joga.
IX. Zastosowania szczegółowe

1. Dzieci i młodzież
Od najwcześniejszego wieku łatwo jest uczyć dzieci umiejętności rytmicznego
oddychania, szczególniej podczas chodu. Dzieci najczęściej mają naturalny rytm
oddychania i zachowają go, jeśli zwrócić na to ich uwagę.
Nieocenioną korzyść odniosą, gdy zawczasu nauczą się jeść według przepisów
indyjskich, żując dokładnie i powoli każdy kąsek, aż się rozpłynie w ustach i uświadamiając
sobie, że zbudują w ten sposób ciało doskonałe, daleko lepsze, silniejsze i zdrowsze niż ciała
otoczenia.
Warto aby dzieci jadały osobno pod przewodnictwem osoby starszej, która sama nie
jedząc, zwróciłaby całą uwagę na to, jak dzieci jedzą, niestrudzenie im uprzytamniając
doniosłość tego obrządku i kierując ich wyobraźnię ku temu, że przy budowaniu ciała trzeba
mieć tyle rozwagi i staranności, co np. przy budowie domu.
Dzieci są skłonne do nadużyć w jedzeniu i ruchu, trzeba je zawczasu nauczyć
umiejętności odpoczynku, co we wczesnym wieku daleko łatwiej przychodzi. Jeśli kto
nauczy się w dzieciństwie na zawołanie przechodzić od najżywszego ruchu do
bezwzględnego spokoju, to zachowa tę zdolność i później.
,, W wieku młodym ciało jest giętkie i jeśli dopilnować, aby co dzień wszystkie mięśnie
były systematycznie ćwiczone, to zdolność ta pozostanie wielkim skarbem dla wieku
dojrzałego.
Giętkość rąk i nóg we wszystkich stawach może być łatwo utrzymana i wzmożona
przez stałe ćwiczenie u dzieci. Trzeba je uczyć dotykać każdej części pleców jedną i drugą
ręką i doprowadzić do tego, aby całe ciało mogły obmyć i otrzeć bez pomocy.
Większość dzieci może z łatwością piętę podnieść do ust lub czoła; niech tego
ćwiczenia nie zaniedbują, a przyda się ono im w późniejszym wieku, gdy od giętkości i
zręczności ciała zależy często tak wiele.
Daleko łatwiej opanować wszystkie mięśnie w dzieciństwie niż później. Szczególnie
łatwe jest we wczesnym wieku zdobycie zupełnej używalności lewej ręki, tak aby nią umieć
pisać i w ogóle wszystko robić.
Takie urozmaicone ćwiczenia, zwracające uwagę dzieci na to, że są rzeźbiarzami
swego ciała i że mogą coraz to trudniejsze ruchy wykonywać, bardzo pożytecznie im czas
wypełniają.
Trzeba przy tym patrzeć na dokładność ruchów. Dziecko, gdy raz jego uwaga i ambicja
zostaną skierowane ku temu, samo znajdzie przyjemność i zabawę we wszechstronnym
wyćwiczeniu ciała, które mu zapewni doskonałe zdrowie i przygotuje do późniejszej
sprawności.
Ale przy najliczniejszych ćwiczeniach w opanowaniu ruchu trzeba koniecznie też
uczyć dzieci umiejętności odpoczynku, częściowego i całkowitego ubezwładniania ciała.
Daleko to łatwiej nabyć w wieku dziecinnym niż później.
Trzeba też dzieci najwcześniej oswajać z wyobrażeniem, że zdrowie zależy od woli i
przy każdej okoliczności zachęcać do zabiegów samoleczniczych.
Poranne płukanie nosa przez wciąganie wody i najprostsze ćwiczenia oddychania
kolejno jedną i drugą dziurką od nosa są także dla dzieci dostępne i bardzo dla nich
pożyteczne. Wśród innych ćwiczeń szczególnie dla dzieci odpowiednie są wszystkie
ćwiczenia estetyczne, które w nich wdzięk i zręczność rozwiną.
Natomiast ćwiczenia psychofizyczne i Radża Joga są dla dzieci przedwczesne. Trzeba
też bardzo się wystrzegać wobec dzieci wszelkiej sugestii, która działa zewnętrznie i osłabia
ich własną wolę. Niech każdy szczebel rozwoju będzie przez nie samodzielnie zdobyty;
uwagi, jakie im robimy, powinny raczej przypominać powzięte przez nie postanowienia niż
narzucać im naszą wolę.
Młodzież dorastająca może z korzyścią uprawiać niektóre łatwiejsze ćwiczenia
psychofizyczne i szczególnie baczyć na wstrzemięźliwość, zalecaną przez Hindusów.
W okresie walk o zachowanie czystości ćwiczenie wyżej podane odda nadzwyczajne
usługi. W ogóle jednym z najważniejszych zadań tego wieku jest doskonałe opanowanie ciała
pod wszelkim względem i że, kto tego nie dokonał, nie ma prawa szukać szerszego pola
wysiłków, ani też nie może mieć powodzenia na tym szerszym polu. Celu zaś nie osiągną
gwałtowne ćwiczenia, wyczerpujące sny; daleko skuteczniejsze są ćwiczenia powolne a
dokładne, z pełną świadomością wykonywane i metodycznie dążące do coraz to większego
panowania nad ciałem. Że to panowanie i zdrowie w znacznej mierze zależą od
wstrzemięźliwości, to powinno być na każdym kroku wpajane młodzieży.
Wysiłkami woli stopniowymi należy siły wzmagać, oszczędnie gospodarując nimi, a
mając w każdej chwili znaczne zapasy do rozporządzenia.
Młodzież powinna szczególniej hamować naturalną a przesadną ekspansywność,
rozpraszanie sił na wiele niepotrzebnych przedsięwzięć, często zaczynanych, nim się
ukończyło dawniejsze.
Trzeba umieć się skupiać, mieć jeden cel główny w każdej epoce życia i temu celowi
umieć wszystko podporządkować. Cokolwiek do celu nie zbliża, jest szkodliwe.
Młodzież szuka wielu wrażeń, a rzadko je umie przetrawić, uporządkować i wyzyskać.
Więc trzeba młodych ludzi obojga płci nawoływać do skupienia.
Ku temu wielce są pożyteczne ćwiczenia psychofizyczne i ćwiczenia, prowadzące do
zupełnego spoczynku. Trzeba koniecznie wśród młodzieży szerzyć przeświadczenie, że nie to
jest najważniejsze, ile kto wykona pracy, lecz jak ją wykona i jaką pracę obierze.
Przeczytanie ze skupieniem jednej dobrej książki więcej znaczy, niż pobieżne pochłonięcie
setki lichych powieści lub dzienników.
Kto chce czas młodości należycie wyzyskać, aby sobie przygotować życie piękne i
owocne, ten niech się strzeże wszelkiego zetknięcia z lichotą moralną i umysłową. Każda
chwila, spędzona źle, na myślach niskich i marnych, wyciska swe piętno na duszy, a z tych
poszczególnych wrażeń buduje się całość.
Niech nikt nie mówi, że mu książka marna, liche towarzystwo nie szkodzą. Kto dba o
duszę swoją, kto chce pełnię sił rozwinąć, ten niech stara się wyłącznie obcować tylko z
ludźmi, których czci i kocha, nie z wesołymi kolegami i koleżankami. Niech czyta dzieła
wiekopomne, których jest tak wiele, a nie traci czasu na dzienniki ani na bieżącą lichą
literaturę. Niech ciągle dąży naprzód i w górę, bo „droga narodom daleka, a na zabawki
ludzkie nie ma czasu", jak mówi Bolesław Śmiały Słowackiego. „Dziwnie, jak Pan jest dobry
i litosny, a ducha, co się na pracę poświęci, ubiera w kolor, w głos piękny, roznośny
zaopatruje, i do nieba nęci, a do nóg mu świat przywiąże miłosny, tak że on coraz wyżej jako
święci idzie... w swej pieśni wzniesiony powiewie, i świat pociąga, a sam o tem nie wie".
Te słowa Króla Ducha Mieczysława powinny być hasłem młodzieży, a pierwszym
polem pracy jest własne ciało i własna dusza, dopóki jeszcze wiek nie nakłada na nas
cięższych obowiązków.
Od Hindusów powinniśmy się uczyć, jak tysiące próbnych wysiłków, systematycznie
powtarzanych, zbliżają nas do celu. Nie trzeba gardzić żadnym szczegółem, nie godzi się
zaniedbać żadnego drobiazgu, jeśli on leży na drodze ku doskonałości.
Każdą pracę należy uważać za ćwiczenie i czasu, na ćwiczenia użytego, nie żałować.
Nie o to się pytajmy, co kto zrobił, ale jakim on jest? Czego jest w stanie dokonać? Ile może
trudów wytrzymać? Czy sam sobie wystarcza? Czy umie w zupełnej samotności być
szczęśliwym i obcować z Bogiem? Tym się mierzy wartość ludzi, dążących ku istotnym
celom żywota.

2. Robotnicy
Dla nikogo większej doniosłości mieć nie mogą ćwiczenia indyjskie, jeśli je dobrze
zrozumieć i zastosować, jak dla robotników wiejskich i miejskich.
Zaszczepienie wyższych dążeń ku doskonałości wśród robotników opóźni ich
małżeństwa dziś nieopatrzne, a przez to zmniejszy ich ilość, lecz podniesie jakość.
Lekkomyślne małżeństwa, wcześnie zawierane, nie tylko przysparzają
odpowiedzialności, lecz mają także wpływ na gatunek potomstwa. Robotnicy, którzy
przyjmą ideał dążenia ku doskonałości fizycznej i duchowej za pomocą ćwiczeń
psychicznych, będą wybierać sobie towarzyszki ze wszech miar odpowiednie i podniosą
gatunek swego potomstwa.
Obowiązek pracy fizycznej nie jest przeszkodą dla tych ćwiczeń i owszem sam rytm
ruchów potrzebnych w pracy służy za podstawę i zachętę do ćwiczeń wewnętrznych.
Także nikt nie przeszkodzi robotnikowi, gdy idzie do pracy lub wraca z niej, uprawiać
rytmiczne oddychanie, dostosowane do chodu.
Jedząc według przepisów indyjskich, robotnik nauczy się utrzymywać przy sile
organizm, zmniejszając potrzebną ilość jadła, co razem ze wstrzemięźliwością od trunków,
tytoniu, gry i rozpusty, przyczyni się ogromnie do powiększenia oszczędności.
Obmycie ciała poranne zajmie mu kilka minut czasu i nie opóźni w pracy. Niedzielę
może poświęcić na czytanie dobrych książek i obcowanie z przyrodą. Do tego nie potrzeba
nauczycieli, ani laboratoriów, tylko skupionej woli, skierowanej ku wyzwoleniu ducha.
Warunki obowiązkowej pracy fizycznej nie odpowiadają wprawdzie ideałowi, jaki
przyświeca tym, co wyłącznie dążą do wyzwolenia. Lecz te warunki, byle nie zaniedbać
środków postępu psychicznego, nie uniemożliwiają ćwiczeń psychofizycznych, a ćwiczenia
te w wyższym stopniu mogą polepszyć los robotnika, niż los uprzywilejowanych.
Dziś robotnik uważa swe położenie za beznadziejne prawie, za niewolę dożywotnią.
Gdy mu wyjaśnić ideał rozwoju, postępu ludzkiego, a przy tym zaszczepić wymaganą przez
Hindusów wstrzemięźliwość, robotnik będzie zarabiał na jakieś dłuższe wakacje, podobnie
jak urzędnik, a nawet z większą niezależnością od niego, bo urzędnik nie może tak łatwo
opuścić urzędu by na nowo go pozyskać, jak robotnik swego dziennego zarobku i na nowo go
pozyskać.
Najistotniejszym zastosowaniem prawa rytmu do życia robotnika jest alternacja między
pracą rąk a ćwiczeniami ducha. Takie fazy kolejne umożliwia dla robotnika oszczędność,
wynikająca ze wstrzemięźliwości.
Pierwsze wakacje swe robotnik użyje dla poznania kraju rodzinnego, a następne
pozwolą mu odwiedzić obce kraje. Kto przyjmuje obyczaje, wskazane przez indyjską
umiejętność oddychania, ten umie tanio podróżować i wszędzie trafi do ludzi dobrych,
wiedziony przez życzliwe duchy. W drodze rano i wieczór poświęcając godzinę na ćwiczenia
psychofizyczne, będzie najlepiej każdy jogin przygotowany do korzystania z wrażeń i
spotkań.
Możliwość ćwiczeń psychofizycznych, wzmagających siły ciała i duszy, otwiera dla
robotników zupełnie nowe horyzonty i pozwala nam marzyć o takim stanie robotniczym,
jakiego dotąd nigdzie nie ma.
Ćwiczenia te zasadnicze dotychczas były praktykowane przez niewielu i w wielkiej
tajemnicy, teraz dopiero są w sposób prosty i zrozumiały objaśnione dla wszystkich. W
Niemczech i Ameryce rozchodzą się w znacznych ilościach broszury sprzedawane po
wysokich cenach, a nie zawierające nic więcej niż to, cośmy tutaj streścili w postaci
przystępnej „wiedzy dla wszystkich".
Główna prawda, na której spoczywa cała budowa odradzającej się starej wiedzy
Hindusów, to wpływ decydujący stale powtarzanych wysiłków jaźni na siły ciała i duszy.
Chcąc tę prawdę uprzystępnić najszerszym masom robotników, trzeba ją podzielić na
szereg szczebli, stopniowo podnoszących siły duchowe.
1. Pierwszym szczeblem będzie abstynencja dożywotnia, bezwzględna od wszelkich trunków
alkoholicznych. Argumenty, przemawiające na korzyść tej decyzji, są tak liczne i tak silne, że
stanowią one probierz dla wartości moralnej człowieka. Ktokolwiek ma dążenie ku
doskonałości, ten wyrzeknie się alkoholu. Kto nawet tej ofiary dla własnego dobra ponieść
nie umie, ten jest niewolnikiem i na niewolę zasługuje.
2. Wśród abstynentów od alkoholu, ci co poważniej biorą życie i są zdolni obudzić w sobie
ideał dążenia do wyzwolenia wszelkimi siłami, łatwo się zgodzą na abstynencję od tytoniu,
gry hazardowej i rozpusty.
Wszyscy ci, co są skazani na pracę ręczną dla utrzymania fizycznego życia, słusznie są
zaliczani do klasy wydziedziczonych i zwykle bywają pobudzani do zazdrości względem
uprzywilejowanych. Zazdrość i nienawiść ich poniża i osłabia, pogrążając ich w tym
większej niemocy.
Inaczej się rzecz przedstawia, gdy robotnik uzna, że klątwa pracy przymusowej jest
próbą, słusznie na niego nałożoną, aby go pobudzić do wysiłków i wstrzemięźliwości. Z
chwilą pojęcia tego stosunku do Boga robotnik zarazem znajduje drogę, wyzwalającą go z
upokarzającej niewoli.
Każda praca fizyczna składa się z ruchów, dosyć regularnie powtarzanych, i zawsze
można do tych ruchów zastosować rytm oddychania, bez żadnej ujmy dla pracy, a z
ogromnym zyskiem dla zdrowia i rozwoju duchowego.
W miarę, jak się kto przyzwyczai do takiej pracy, połączonej z rytmicznym
oddychaniem i wyobrażeniami, które także rytmicznie razem z oddychaniem po sobie
następują, praca fizyczna zyskuje nowy urok. Robotnik już nie pracuje dla pieniędzy, ale w
każdej chwili pracuje, aby się wydobyć na wyższy szczebel. Skupiwszy uwagę na
doskonałość swej pracy, wymyślać będzie, coraz to nowe, sposoby jej uproszczenia przy
zmniejszonym wysiłku.
Jeśli sobie wyobrazi, że praca, jaką ma przed sobą, jest zewnętrzną formą dla rozwoju
ducha, to praca będzie go wyzwalać. Zdolność do fizycznej pracy, wytrzymałość w ruchach,
które produkują pożyteczne dla bliźnich wartości, wyda mu się przywilejem; z litością będzie
spoglądał na tych, co zaniedbali rozwoju sił fizycznych i nie umieliby wytrzymać nawet pół
godziny wysiłków, jakie zwykły robotnik znosi przez dzień cały.
Wstrzymując się od alkoholu, tytoniu, hazardu i rozpusty, a nie śpiesząc się nadmiernie
z założeniem własnej rodziny, robotnik, mający wyższe aspiracje, zaoszczędzi sobie fundusz,
który mu pozwoli po kilku latach pracy spędzić pół roku na podróżach lub studiach. Ten rytm
kolejnych epok pracy i wypoczynku, zbierania doświadczeń i przetrawiania ich w
jednostajnym zajęciu, nie pochłaniającym całej uwagi, wytworzy nowy typ robotnika­
myśliciela, powoli myślą wyzwalającego się od przymusu pracy fizycznej.
3. Kto się do rytmu przy chodzeniu i pracy przyzwyczaił i stale go używa dla wzmocnienia
sił fizycznych, ten już bez oporu da się wtajemniczyć w dalsze ćwiczenia i wzbudzi w sobie
postanowienie, by nie kraść, nie przyjmować darów, nie kłamać, ograniczać potrzeby własne,
służyć bliźnim i dążyć ku doskonałości.
4. Tacy ludzie będą w stanie, dzięki oszczędnościom, które im zapewni wstrzemięźliwość,
rozpocząć próby przerywania na czas krótszy lub dłuższy pracy fizycznej w celu skupienia
duchowego i rozszerzenia umysłowego widnokręgu.
5. Po powrocie z każdej wędrówki wychowawczej będą oni szerzyć wśród towarzyszy
wstrzemięźliwość, a między sobą zbierać się regularnie dla poważnych studiów nad dziełami
wieszczów naszych, które nie mniej niż stare księgi indyjskie, zawierają najskuteczniejsze
wskazówki, prowadzące do wyzwolenia ducha. W całej literaturze powszechnej nie ma dzieł
tak podnoszących ducha i budzących siły utajone, jak pisma Mickiewicza, Krasińskiego i
Słowackiego. Dopóki kto nie zna wszystkich tych dzieł, nie powinien czasu tracić na inne
książki.
6. Ci, którzy się w ten sposób wykształcą, będą naturalnymi przewodnikami innych
towarzyszy i zdołają ich połączyć w potężne związki, dążące do stworzenia warunków więcej
zgodnych z duchowymi potrzebami tych, co są skazani na pracę fizyczną. Czytelnie zastąpią
szynki, a najzdolniejszych spośród robotniczej młodzieży na koszt wspólny będą posyłać do
większych ognisk oświaty dla zdobycia wyższego wykształcenia, wymagając od nich, aby
całe życie poświęcili na poprawę losu braci robotników.
Do wszystkich tych wyników prowadzi prawo rytmu: najpierw w oddychaniu, potem
we wszystkich czynnościach fizycznych i umysłowych. Wprowadzenie tego rytmu do życia
wcale nie jest utrudnione przez pracę zarobkową fizyczną, i owszem, obowiązek takiej pracy
jest przez wprowadzenie rytmu o wiele ułatwiony.
Im większa niewola, w której człowiek żyje, tym silniejsza tęsknota ku wyzwoleniu.
Więc któż goręcej wyzwolenia pragnąć może, niż robotnik? A ćwiczenia psychofizyczne,
przy zachowaniu zasadniczych warunków moralnych, prowadzą go do wyzwolenia.
Ograniczenie wolności, wytworzone przez brak kapitału, mogłoby stać się wyjątkowym
bodźcem dla upartego dążenia ku doskonałości, która od wszelkich zależności wyzwala.
Chodzi jedynie o to, by więcej rozwinięci towarzysze pojęli i szerzyć zaczęli zasady
psychofizycznego rozwoju.
Jeden żywy przykład takiego wyzwolenia przez ćwiczenie zdziała więcej, niż najlepsza
książka. Takie żywe przykłady już istnieją na Śląsku, a jeśli robotnicy innych okolic zechcą
naśladować górników z pruskiego zaboru, to ten nowy ruch robotniczy, wszczęty na Śląsku,
może łatwo się rozpowszechnić w całej Polsce. W tym celu trzeba ustanowić ściślejszy
związek między pracą umysłową i duchową a fizyczną, między robotnikami fabrycznymi a
inteligencją, kierującą fabrykami i kopalniami. Taki solidaryzm społeczny stopniowo
każdemu robotnikowi otworzy drogę do wyzwolenia przez posiadanie własnego jakiegoś
kapitału, najlepiej w udziałach tego przedsiębiorstwa, w którym pracuje.
Praca, oszczędność, uważanie życia całego za ćwiczenia psychofizyczne,
wstrzemięźliwość od szkodliwych nałogów, opanowanie ciała jako narzędzia celów ducha to
są wszystko środki wiodące do polskiego rozwiązania kwestii społecznej. Nam chodzi o to,
by każdy był panem samego siebie i dobrowolnym sługą bliźnich swoich. Wtedy dopiero
ustanie na ziemi ucisk wydziedziczonych przez uprzywilejowanych, gdy wszyscy ochoczą
służbę bliźnim uznają za najcenniejszy przywilej.

3. Kobiety
Życie domowe kobiety, gdyby je pojąć należycie dawałoby jej dosyć sposobności do
skupienia, nawet gdy kobieta jest robotnicą zmuszoną do utrzymania z pracy rąk.
Jeśli kobieta chciałaby istotnie zostać kapłanką ogniska domowego, za jaką się nieraz
podaje, i wyzwoliła się z próżności, przestała dbać o pozory, a zwróciła swe starania ku
celom rozwoju psychicznego, to mogłaby łatwo stać się źródłem potęgi ducha i
promieniowałaby na siły męża, rodzeństwa i rodziców.
Pomocą tu być może religijność, która na pozór u kobiet jest większa, niż u mężczyzn.
Ponadto kobiety są czystsze od mężczyzn, więc posiadają zasadniczy warunek wyższego
psychicznego rozwoju. Ale przeszkadza im rozproszenie uwagi na zewnętrzne i często
całkiem obojętne drobiazgi, plotkarstwo, gadatliwość, próżność, powszechny a zatrważający
brak zdolności umysłowych nawet u tych kobiet, które wydają się inteligentnymi.
Kobiety, które chcą się wyzwolić z niewoli, w której są trzymane przez panującą płeć
męską, mają zwykle więcej czasu na ćwiczenia psychofizyczne, niż mężczyźni, a powinny
zacząć od ćwiczeń w milczeniu, poskramianiu próżnej ciekawości, wstrzemięźliwości od
plotek i lekkomyślnych sądów o bliźnich.
Dla kobiety najlepszą szkołą skupienia jest skierowanie wszystkich myśli, dążeń i
czynności do pomocy ukochanemu ojcu, bratu lub mężowi.
Kobieta po większej części żyje tylko w mężczyźnie i jej najłatwiej z początku skupić
całe swe życie wewnętrzne naokoło potrzeb wybranego a kochanego mężczyzny.
Najsilniejszym motywem do ćwiczeń będzie dla niej chęć pomożenia temu
wybrańcowi. A jeśli dobrze wybrała, to ten, któremu pomaga, wywdzięczy się, wyzwalając ją
i starając się o jej osobisty rozwój i o wyzwolenie jej własnej jaźni, aż będzie umiała iść
samodzielnie i pomagać innym.
Braterstwo duchowe między kobietą a mężczyzną, choć zawsze możliwe, jest tak
niezmiernie rzadkie, że na nie liczyć nie można, i w większości wypadków kobieta zrobi
najroztropniej, nie ufając zbytnio tym powinowactwom, lecz ograniczając swe pole działania
do tych mężczyzn, z którymi ją łączą związki rodzinne.
Wprawdzie rodzina krwi nie zawsze jest rodziną ducha, lecz powszechna
niedoskonałość ludzi wprowadza do stosunków duchowych między osobami płci różnej zbyt
często niepożądane pierwiastki cielesne. Chyba wielka różnica wieku daje tutaj pewne
gwarancje, lecz niestety, i te nie są zbyt stałe.
Kobieta, która się wyzwoli od więzów naturalnych, w niczym nie ustępuje mężczyźnie
pod względem szczebli potęgi, jakie może rozwinąć. Pouczające przykłady takiej potęgi
jaźni, wcielonej w ciało kobiece, dają nam żywoty takich kobiet, jak Katarzyna z Sienny lub
św. Teresa.

4. Artyści i uczeni
Mało kto tak grzeszy przeciwko prawom rytmu, jak artyści i uczeni. Bywają oni
najczęściej niewolnikami swych natchnień i pomysłów, zamiast je opanować.
Artysta, który zasmakował w zmienności nastrojów, czuje swą wyższość nad filistrem,
wiodącym życie monotonne, a najczęściej nie domyśla się, że taka zmienność nastrojów,
niezależna od woli, to tylko faza przejściowa wiodąca do wyższego stanu wielkiej
jednostajności zewnętrznej przy olbrzymim bogactwie wewnętrznym.
Uczony w dążeniu do wiedzy zaniedbuje często bardzo swe ciało i krzywdząc je,
pozbawia się potrzebnych sił dla wykonania trafnych skądinąd pomysłów.
Im wszystkim nawet z punktu widzenia szczególnych celów, do których dążą,
ćwiczenia psychofizyczne wielce by pomogły. Nierówność usposobień, cechująca większość
artystów, może być zastąpiona przez uparte wysiłki i ciągłe umiejętne ćwiczenia stałym i
równym promieniowaniem piękna, tak jak siła, objawiająca się gwałtownie i nierówno w
piorunach, została użyta do lamp elektrycznych.
Pracownicy ducha powinni dbać nie tyle o największą ilość dzieł wykonanych, jak o to,
by sami rośli na duchu i stawali się zdolni do wykonania dzieł coraz to doskonalszych.
A na tej drodze Radża Joga może im oddać bardzo poważne usługi. To wielkie
odkrycie, którego każdy rzeczywisty pracownik ducha dokonać sam powinien, że jaźń jest w
istocie swej inna, niż ciało i świat zjawisk, prosi się o zastosowanie, polegające na tym, by
jaźń przestała ulegać wpływom zewnętrznym, a zajaśniała pełnym blaskiem od Boga
czerpanej potęgi.
Jest pewien głos wewnętrzny, głęboko ukryty, który szepcze „jestem", a kto ten szept
usłyszy i pojmie, ten go wzmoże o tyle, aż jaźń wyzwolona grzmotem i błyskawicą wypowie
ogromne, wspaniałe, potężne: Jestem!
X. Ogólne zasady ćwiczeń

Wszyscy uznajemy potęgę Ducha, gdy błyśnie nagle i objawi się wielkim geniuszem.
Nasi przodkowie aryjscy, żyjąc w wyjątkowej krainie o wielkiej jednostajności zmian
atmosferycznych, wynaleźli pewne drogi, które im służyły dla obudzenia Ducha w
najsłabszych. Indie, siedziba najdawniejszej kultury, zostały podbite przez barbarzyńców, a
dawna kultura po części zanikła, po części trzymana w wielkiej tajemnicy, dopiero teraz
zaczyna się do nas przedostawać. Zasady jej są bardzo proste i jasne.
1. Wyobraźnia jest siłą twórczą. Każde jasne wyobrażenie, często wznawiane i dłużej w
świadomości utrzymywane, przyczynia się do urzeczywistnienia rzeczy lub czynności, którą
wyobraża i kształci wolą. Chcąc opanować czyny, trzeba najpierw opanować myśli i
wyobrażenia.
2. Chcąc wolę rozwinąć do wszechmocy, trzeba ją ustawicznie ćwiczyć, poczynając od zadań
najłatwiejszych i stopniowo postępując ku trudniejszym, tak aby przejście od jednych do
drugich nie wymagało nadmiernego wysiłku. Każde wewnętrzne postanowienie, często
wznawiane, ułatwia późniejsze wykonanie postanowionego czynu.
3. Łatwiej działać na własne ciało niż na innych ludzi i w ogóle na świat zewnętrzny. Więc
pragnąc najwyższego rozwoju woli, trzeba zacząć od opanowania ciała, wszystkich jego
zewnętrznych ruchów i wewnętrznych czynności.
4 Najłatwiejszą z czynności fizycznych jest oddychanie i dlatego trzeba zacząć opanowanie
ciała od regulowania oddychania, powracając do pierwotnego rytmu, który zanikł u
większości ludzi wskutek jednostronnej przewagi uczuć. Rytm ten należy stosować do
wszystkich równomiernie wykonywanych ruchów i łączyć go z rytmem wyobrażeń, przede
wszystkim dotyczących prawidłowego funkcjonowania organów ciała.
5. Rytmiczne oddychanie, połączone z ruchem wyobrażeń przeciwległych, po sobie
następujących, stanowi zasadnicze ćwiczenie wyobraźni i woli, które można uprawiać bez
ograniczeń, osiągając przez to coraz większe siły i zdolności.
6. Każde przezwyciężenie pokus niewstrzemięźliwości, od ciała pochodzących, wzmacnia
wolę, podnosi ducha i wyzwala jaźń, a każde ustępstwo pożądaniom ciała osłabia wolę,
przygnębia ducha i więzi jaźń. W miarę, jak odróżniamy czystą jaźń od wszystkiego, co ją
zewnętrznie ukrywa i od wszystkiego, co przez nią przepływa, do niej nie należąc, rośnie
wiara w siebie, a z wiarą i wola wyrasta.
7. Rozwinięta wiara i wola nie mają granic dla swego działania, w każdym razie mogą ciało
nasze zupełnie przerobić i doprowadzić do nieznanej w powszednim życiu doskonałości. Jaźń
uświadomiona, wyzwolona od ucisku ciała, panująca nad nim, gdy zdobędzie doskonałą
czystość, najwięcej wyróżniająca człowieka od wszystkich zwierząt, sama przez się osiąga
potęgę. Stopniowe opanowanie wszelkich ruchów i prądów wewnętrznych prowadzi do
władzy nad światem zewnętrznym o wiele prędzej i pewniej niż badanie zjawisk
zewnętrznych.
8. Do tego celu dochodzi się przez ustawiczne ćwiczenie, a można tak ćwiczenia podzielić,
aby ich następstwo nie powodowało żadnego zmęczenia, jeśli przeplatać ćwiczenia czynne
ćwiczeniami doskonałego wypoczynku, zawsze świadomie kierując każdym stanem duszy i
ciała. Równie ważne jest umieć na czas jakiś wygnać wszelką myśl i wszelkie uczucie ze
świadomości, jak umieć skupić całą uwagę na jednej myśli lub na jednym dążeniu.
9. Zadowolenie i szczęście, jakie daje opanowanie ciała, zdobycie wiedzy i potęgi możliwej
tylko przy czystości i wstrzemięźliwości, jest nieskończenie większe niż wszelkie
zadowolenie, pochodzące od ciała, ujarzmiające jaźń. Szczęście wyzwolonej jaźni jest
jedynym szczęściem rzeczywistym, bo zapewnia doskonały spokój na całą wieczność.
Te proste zasady stanowią podstawę wszystkich ćwiczeń. Same ćwiczenia można
urozmaicać do nieskończoności, wymyślając coraz to nowe. Taka pomysłowość rychło się
zjawia po starannym przyswojeniu sobie ćwiczeń wskazanych. Ogólne zasady trzeba pojąć i
w życie wprowadzić, a do tego najważniejszym środkiem jest przeświadczenie o
prawdziwości ostatniej tezy. Każde ustępstwo, jakie ciału uczynimy, mści się na duchu, bo
wszystko przez Ducha i dla Ducha stworzone jest, a nic dla cielesnego celu nie istnieje.
Próżno ludzie sobie perswadują, że filiżanka herbaty lub kawy, kieliszek wina,
pocałunek osoby nie kochanej, są niewinnymi przyjemnościami. Tu nie ma kompromisu.
Albo ciało, albo duch przeważa. Jeśli wierzymy w szczęśliwość wiekuistą ducha i dążymy do
niej, to nie wolno jest dogadzać ciału. Kto kocha ducha, nie może lubować się ciałem. Kto
dąży do najwyższego szczęścia, nie zadowoli się niższymi rozkoszami. Kto chce wejść na
szczyt góry, nie schodzi bez potrzeby w doliny.
Tutaj walka musi być bezwzględna i taka jest zawsze, ilekroć ktoś naprawdę pojął cel,
ilekroć ktoś skosztował choć raz wyższych zadowoleń ducha. Prawda ta bywa często
przyćmiona przez obcowanie z niewolnikami ciała i czytanie ich pism. Ale kto stale obcuje z
czystymi ludźmi i czyta pisma wielkich duchów, temu słońce prawdy stale świeci i nie kryje
się za chmurami przesądów, namiętności, pożądań, oburzeń, gniewu, lenistwa, pychy,
zazdrości.
Wielu tęskni do nieba i nie wie, jak się do niego dostać. Wielu jest takich, co pragną
dobra, lecz czują się dożywotnio skazani na zło. Wiele położeń jest na pozór bez wyjścia. W
tych wszystkich wypadkach ćwiczenia oddychania, połączone z modlitwą, medytacją i
kontemplacją są cudowną nitką Ariadny, prowadzącą na swobodę z labiryntu ludzkich
udręczeń.
A gdy raz uchwycimy tę nitkę, możemy na niej wciągnąć sznurek nieco grubszy do
wieży, w której jesteśmy osadzeni, a za pomocą sznurka linę, która utrzyma ciężar cały
naszego ciała. Nie ma innych możliwych ćwiczeń, które by można uprawiać tak ustawicznie,
jak te najłatwiejsze i najprostsze z ćwiczeń woli. One dadzą spokój, dadzą siły i natchnienie,
które wskaże drogę wyjścia z najgorszej matni.
XI. Posty

Po osiągnięciu za pomocą powyżej opisanych ćwiczeń wyzwolenia z ciężkiej


chronicznej niemocy, trwającej od 1898 do 1905 roku, rozpocząłem bardzo intensywną
pracę, a choć już nie zapadałem nigdy na periodyczne prostracje, szukałem sposobów, aby
zwiększyć intensywność życia. To mnie doprowadziło w roku 1907 do przedsięwzięcia
dłuższego postu, podczas pobytu w Anglii nad morzem, w Torquay, przed wyjazdem do
Ameryki, gdzie miałem wykładać w Lowell Institute w Bostonie.
Od tego czasu przez szesnaście lat z rzędu odbyłem dłuższe posty na wiosnę, od
kwietnia do lipca, tak że co roku najmniej 60 dni pozostawałem bez żadnego jedzenia,
poszcząc po kilkanaście dni z rzędu, na przemian z kilkudniowym jedzeniem. Odbyłem w ten
sposób w ciągu szesnastu lat sto kilkadziesiąt postów, trwających od kilku do kilkunastu dni.
To mi dało rozległe doświadczenie w zakresie postu i przekonałem się, że proste zaniechanie
jedzenia jest najskuteczniejszym środkiem dla wzmocnienia energii umysłowej i duchowej.
Łatwość przejścia od jedzenia do postu i odwrotnie wzmaga się w miarę, jak kto nabiera
wprawy w poszczeniu. Dla kogoś należycie wyćwiczonego post nie tylko nie jest przykry ani
trudny, lecz daje poczucie dziwnej lekkości i czystości wewnętrznej, osobliwą radość życia
nieznaną ludziom, którzy się regularnie odżywiają.
Aby ten cel osiągnąć, trzeba stopniowo bez nadmiernego wysiłku ćwiczyć się w
zaniechaniu jedzenia. Kto chce takie próby rozpocząć, powinien przede wszystkim dbać o to,
aby już przed rozpoczęciem postu mieć kiszkę stolcową dosyć wolną od kału, gdyż inaczej w
czasie postu kał, pozostający w kiszkach, zatruwa organizm i powoduje niemoc, a także
chorobliwy apetyt.
Dopóki się odbywa trawienie w żołądku, kał z kiszek bywa wydzielany na zewnątrz i
nie przenika do krwi. Ale, gdy zawiesimy czynność żołądka, ustaje mechaniczna pobudka
wydzielin i rozpoczyna się trujące chemiczne oddziaływanie kału na organizm. Toteż przed
pierwszym postem należy w ciągu 3, 4 dni brać lekko przeczyszczające ziółka lub wody
mineralne, a w wilię postu zacząć gruntowne przemywanie kiszek, wprowadzając do odbytu
najpierw małe ilości wody (pół litra) na przemian zimnej i tak gorącej, jak tylko można
wytrzymać (do 50°C), aby pobudzić wydzielanie kału. Gdy woda odchodzi czysta i
niezabarwiona po kilku irygacjach półlitrowych, należy stopniowo powiększać ilość wody
wprowadzanej do kiszek, aż do czterech litrów na raz. Ilość wody, którą można wprowadzić,
bywa różna, i trzeba się wystrzegać wszelkiego nadmiernego wysiłku.
Najlepiej mieć w łazience irygator, który za pomocą prostego urządzenia daje się
opuszczać lub podnosić, aby stopniowo zwiększać lub zmniejszać ciśnienie wody.
Zatrzymanie w kiszkach większej ilości wody zależy też od pozycji ciała. Leżąc na boku na
ławce tak urządzonej, aby do wypróżnienia nie trzeba było wstawać, można najdłużej
wytrzymać największą ilość wody, co ułatwia skuteczne opróżnienie kiszek. Alternacja wody
zimnej i gorącej pobudza ruch kiszek i ułatwia usunięcie bardzo dawnego stwardniałego kału,
który często znajduje się w kiszce stolcowej i w dalszych kiszkach. Miarą oczyszczenia
kiszek jest zabarwienie wody odchodzącej, która po pięciu lub sześciu lewatywach bywa
zupełnie przezroczysta. Przemywszy najdokładniej kiszki w wilię postu, nie trzeba zaniedbać
codziennego przemywania kiszek w czasie postu, gdyż co dzień tworzy się nowy kał w
kiszkach, nawet po kilkunastu dniach postu. Dopiero po licznych postach i przy bardzo
starannym żuciu jedzenia można się nauczyć tak szybkiego oczyszczania kiszek, że jedno lub
dwurazowe przemycie co dzień lub raz na półtora dnia, lub później nawet raz na dwa lub trzy
dni wystarczy.
Miarą postępu w tym względzie jest samopoczucie poszczącego. Jeśli czuje się słabym,
ociężałym lub, co najgorsza, głodnym, to jest wyraźną wskazówką zatrucia zawartością
kiszek i w takich razach najlepiej jest post przerwać, jeść przez kilka dni pokarmy
pobudzające działalność kiszek i nadające się do najdokładniejszego przeżuwania, jak np.
ryż, kasze i owoce, szczególnie figi, przemywać kiszki co dzień i dopiero po należytym ich
przeczyszczeniu znów post wznowić.
Post tylko wtedy będzie skuteczny, jeśli sprawi zadowolenie pacjentowi. Przy
prawdziwym poście nie czuje się wcale głodu ani zmęczenia, ani ociężałości, można
swobodnie używać wiele ruchu, nawet po kilkunastu dniach postu. Kto czuje się źle
poszcząc, ten nie powinien pościć. Kto jest godny, ten powinien jeść. Jeśli ktoś walczy z
pokusą jedzenia, przemaga się, cierpi przy tym, zazdrości jedzącym, to nie zna prawdziwego
postu jako ćwiczenia psychofizycznego, dającego samopoczucie rześkości, wzmożonej
jasności i energii myśli, zdolność do pracy.
Przyczyny postów nieudanych tkwią głównie w zanieczyszczeniu kiszek i w mylnych
wyobrażeniach o stosunku pożywienia do żywotności. Ogół ludzi ma zupełnie mylne
wyobrażenie, jakoby siły zależały od ilości pokarmów, gdy w rzeczywistości zależą od ich
asymilacji. Nadmiar pożywienia utrudnia asymilację i wytwarza ociężałość.
Gdy posty się nie udają, a chcemy koniecznie poznać nadzwyczaj miły stan
wewnętrzny prawdziwego postu, czyli zupełnego wypoczynku organów trawienia, można się
do tego przygotować przez kilka miesięcy doskonałego przeżuwania wszelkiego jadła przy
takim wyborze pokarmów, który to doskonale przeżuwanie ułatwia, za wyłączeniem
pokarmów zwierzęcych, których włókna trudno jest zmienić w ustach w jednolity płyn jak to
czynimy z jarzynami, owocami, kaszami i nabiałem. Przy doskonałym przeżuwaniu trzeba
wstrzymać się od połykania jadła i żuć każdy kąsek tak długo, aż się zupełnie w ustach
rozpłynie, pomimo usiłowań, żeby najdłużej pokarm w ustach zatrzymać i doskonale go ze
śliną przemieszać. Płynne pokarmy, jak np. mleko trzeba także ssać powoli i poddawać
działaniu śliny w ustach. Po kilku miesiącach takiego jedzenia kał utraci przykry zapach i
wtedy łatwiej będzie zupełnie oczyścić kiszki przy rozpoczęciu postu.
Podczas postu należy pić obficie wodę zimną lub gorącą, najlepiej destylowaną. Dla
początkujących stanowi bardzo wielkie ułatwienie picie słodzonej herbaty lub kawy, przy
czym należy napój ssać powoli, nie połykając na raz tyle, ile zwykle się połyka. Kto się
nauczy pościć dłużej z pomocą takich środków podniecających, ten łatwiej przejdzie do
zupełnego postu. Herbata i kawa mniej podniecają przy poście niż gdy stanowią dodatek do
jedzenia. Będąc bardzo wrażliwym na te napoje doświadczyłem, że w czasie postu one mi
snu nie odbierają. Lecz post przy używaniu kawy, herbaty i cukru nie jest zupełnym postem i
nie daje prawdziwego wypoczynku organom trawienia. Można go uważać tylko za ćwiczenie
przejściowe, które ułatwia dzięki sztucznemu podnieceniu zrozumienie, że można się bez
jedzenia obejść przez czas dłuższy. Kto się wyzwoli od uprzedzenia rzekomej konieczności
codziennego odżywiania, ten pozyskuje warunki dla rozpoczęcia prawdziwego postu,
dającego zupełne zadowolenie.
Stan postu, czyli zawieszenie jednej z najpospolitszych czynności organizmu, jest
odrębnym zupełnie stanem świadomości, dającym osobliwe samopoczucie zwiększonej
niezależności od świata zewnętrznego. Ale podobnie jak zaniechanie ruchu ciała nie jest
snem, tak samo zaniechanie odżywiania nie jest jeszcze postem, dopóki nas trapi chęć lub
potrzeba jedzenia. Dlatego ci, którzy postu prawdziwego nie znają mawiają, że się godzą i
posty nazywają głodówkami. Kto naprawdę śpi, ten nie jest wrażliwy na wrażenia
zewnętrzne. Podobnie kto naprawdę pości, ten nie zna głodu.
Jest bardzo wielkim błędem z góry sobie postanawiać pewną ilość dni postu. Trzeba się
tu kierować czujną obserwacją stanu organizmu i nie wstydzić się powrotu do jedzenia, gdy
post się nie udał. Rzadko komu może się udać prawdziwy post od pierwszej próby.
Najczęściej trzeba wielu nieudanych prób, nim się osiągnie prawdziwy stan postu,
nacechowany brakiem wszelkiego głodu i zwiększoną rześkością cielesną i umysłową.
Celem postu nie jest tylko polepszenie zdrowia, pozbycie się choroby, oczyszczenie krwi,
choć to wszystko przez post się osiąga. Daleko ważniejszym celem postu jest zdobycie sobie,
przez uniezależnienie ciała od wpływu przemożnego odżywiania i trawienia, takiej jasności
ducha, która ułatwia rozstrzyganie teoretycznych i praktycznych zagadnień życiowych.
Jasność myśli i łatwość decyzji moralnych są najcenniejszymi skutkami postu.
Gdy w zwykłych okolicznościach pospolitego życia nastręcza się jakaś poważna
trudność bądź teoretyczna, bądź praktyczna, czyli bądź trudność zrozumienia czegoś, bądź
trudność decyzji co do czynu, to dłuższy post jest najskuteczniejszym środkiem
przezwyciężenia takich trudności. Wątpliwości się rozpraszają, zdobywamy jasność myśli i
postanowień, gdy się wyzwolimy choć czasowo od tej zależności, jaką potrzeba jadła
stanowi.
Jeśli ktoś bacznie śledzi za objawieniami wewnętrznymi instynktu samoleczniczego, to
zawsze spostrzeże dni, a nawet tygodnie, gdy się nie ma skłonności do jedzenia. O ile tę
wskazówkę instynktu uszanujemy i zaczniemy post wtedy, gdy się nie chce jeść, zamiast się
zmuszać do jedzenia, to bez najmniejszej przykrości nauczymy się pościć i wielce
skorzystamy na zdrowiu.
Znaczenie postu i skuteczność tego ćwiczenia zależy wielce od intencji, z jaką post
przedsięweźmiemy. Gdy chodzi o usunięcie jakiejś teoretycznej lub praktycznej wątpliwości,
a po kilku lub kilkunastu dniach postu przyjdzie jasność wewnętrzna, dająca nam zupełne
zadowolenie, to zyskamy zwiększone zaufanie do postu. Gdy wypróbujemy posty jako
środek ułatwiający trudne decyzje teoretyczne lub praktyczne, będziemy przygotowani do
użycia postu jako środka powiększającego nasz wpływ na cudzą wolę. W starciach z ludźmi
decydującą jest cicha siła woli, zniewalająca otoczenie do uległości. Otóż ta siła przez post
wzrasta i człowiek wyzwalający się od potrzeby codziennego jedzenia wzmaga swój wpływ
na myśli i uczucia innych ludzi. Gdy post jest przedsięwzięty na intencję określonego skutku,
polegającego na wpływie naszej woli na cudzą wolę, a skutek ten zostanie osiągnięty, znów
zaufanie do postu i skuteczność postów wzrasta. Potem najskuteczniej możemy pokonać nie
tylko nałogi i namiętności własne, ale także cudze.
Tych prawd nie można nikomu inaczej udowodnić, jak doświadczeniem. Na to, żeby to
doświadczenie było przekonujące, trzeba się wystrzegać rozgłaszania intencji naszych
postów przed osiągnięciem skutku, bo przez to budzimy opór nie tylko tych, na których
działać pragniemy, ale także innych ludzi, mających uprzedzenie do tego rodzaju działań.
Skuteczność postu na pewną intencję jest uznana w tradycji religijnej powszechnej i jest
jednym z wielkich pewników życia duchowego. Wiara ta razi materialistów lub
niedowiarków, którzy nie są w stanie zrozumieć związku między wyrzeczeniem się jadła
przez jedną osobę, a pozyskaniem przez tę osobę wpływu na wolę innych ludzi. Jednak ten
związek jest dosyć jasny, jeśli uznamy, że nasze cielesne potrzeby i pożądania pochłaniają
część naszych sił żywotnych, a przez stłumienie tych potrzeb i pożądań pozyskujemy
rozporządzalną siłę do działania w innym kierunku.
Podobnie także działa stłumienie zmysłowości płciowej w czynach i myślach, które
stanowi także rodzaj postu, choć tutaj chodzi o potrzeby mniej pilne i bezwzględne niż bywa
potrzeba jedzenia. Człowiek czysty oszczędza ogromny zapas sił psychofizycznych, które
bywają marnowane przez nieczystość. Życie w czystości wzmaga wolę i zbliża człowieka do
Boga. Ale podobnie jak post, także czystość prawdziwa nie jest jakąś próżnią czy brakiem,
czy zaprzeczeniem czegoś, tylko pozytywnym doświadczeniem takiego stanu ducha, wobec
którego znika pożądanie zadowoleń płciowych.
Ta pozytywność postu, radość i siła, jakie post daje, nie są skutkiem i owocem
zaniechania jadła, tylko wręcz przeciwnie, zaniechanie jadła jest zewnętrzną oznaką takiego
stanu świadomości, przy którym jadło staje się zbytecznym, a nawet szkodliwym. Dlatego
nie można się prawdziwego postu nauczyć przez wysiłki negatywne i nie należy pościć, gdy
się jest głodnym.
Więc prawdziwy post można zacząć najskuteczniej, gdy się ma taką pobudkę duchową,
która usuwa zwykłą potrzebę jedzenia. Naczelną pobudką duchową do postu jest potrzeba
zrozumienia samego siebie, swego położenia życiowego i swego stosunku do Boga. Ta
potrzeba prawdziwego głębokiego skupienia, wyjścia z doczesnych ograniczeń wyraża się w
obojętności wobec własnego ciała i jego pożądań, a taka obojętność dochodzi nawet do tego,
że się staje wyraźnym wstrętem.
Wtedy pościmy bez głodu i osiągamy istotne cele postu.
Ilekroć w ciągu tych ćwiczeń głód się pojawi, należy go zadowolić, z tym jedynie
zastrzeżeniem, by doskonale przeżuwać każdy kąsek jadła i nawet płynów nie połykać, tylko
ssać je w ten sposób, żeby każdą kroplę najdłużej w ustach zatrzymać, aż się sama rozpłynie
bez czynnego aktu połykania. Wtedy głód rychło przeminie i będzie można nowy post
rozpocząć, aż się intencję postu osiągnie.
Częstokroć uważamy za głód to, co nie jest istotnym głodem, tylko uprzedzeniem
umysłowym co do koniecznej potrzeby jadła, lękiem przed oczekiwanym osłabieniem
wskutek postu lub ciekawością wrażenia, jakie uczyni jadło po poście. Trzeba te wszystkie
czynniki odróżniać od głodu i tylko wobec istotnego głodu post przerywać, bo głód jest
wiarygodnym instynktem ciała, domagającego się zaspokojenia potrzeby.
Trudno jest pojęciowo prawdziwy głód określić, bo jest to fizjologiczne doświadczenie,
którego trzeba doznać, by je zrozumieć. Pewną wskazówkę może stanowić spostrzeżenie, że
czujemy głód nie w żołądku ani w kiszkach, lecz w ustach i gardle. Prawdziwy głód nie jest
pożądaniem jakiegokolwiek bądź jadła w ogóle, tylko pewnego określonego jadła, które
działa na nasze zmysły lub wyobraźnię.
Tak przywykliśmy uważać jedzenie za konieczny warunek utrzymania się przy życiu,
że trudno jest bardzo zdobyć się na zrozumienie tego prawdziwego stanu postu, czyli
samowystarczalności ciała przy podniesieniu ducha, inaczej niż jakby post polegał głównie
na zaniechaniu jedzenia. Przy prawdziwym poście zaniechanie jedzenia żadnej roli nie gra,
gdyż się o jedzeniu wcale nie myśli. Jest to stan ducha odrębny, pozytywny, radosny, dający
intensywne zadowolenie. Kto się godzi za radą lekarza, ten tego stanu wcale nie zna.
Prawdziwy stan postu wymaga natchnienia i wzmaga zdolność do przyjmowania natchnień.
Lepiej sto razy próbować postu na próżno i nieudany post przerywać niż łudzić się, że
wytrzymanie dłużej lub krócej bez jadła jest tym prawdziwym stanem postu.
Właściwie, aby tego stanu doznać, trzeba motywów duchowych i sama chęć
odzyskania utraconego zdrowia nie wystarcza. Trudno jest wskazać drogę, wiodącą do tego
duchowego doświadczenia, które zaczyna się od zaniechania jedzenia, lecz nie kończy się na
tym. Można tylko szukających drogi upewnić, że istnieje taki stan świadomości, w którym
człowiek pokornie szukający światła i sił dochodzi do pełni zrozumienia samego siebie, i
poznania środków do celu wiodących. Zewnętrzną cechą tego stanu jest zaniechanie jadła i
zupełna wolność od pokus nieczystości, a zarazem doskonałe zdrowie cielesne. Środkiem zaś
głównym, który ułatwia zdobycie takiej pełni życia i wszechmocy woli jest modlitwa.
Są jeszcze inne wskazówki, które ułatwiają ocenę, kiedy należy zakończyć post. W
czasie postu normalnie język jest obłożony pokładem wydzielin, które ustają, gdy się zaczyna
jeść, a także gdy się zbliża prawdziwy głód. Obłożenie języka wzrasta zwykle w czasie postu
do pewnego punktu, potem stopniowo się zmniejsza i nareszcie, gdy te wydzieliny o
przykrym zapachu ustaną, język i podniebienie przybierają barwę różową, cechującą
zdrowie; wtedy dopiero zjawia się także prawdziwy głód. Większość ludzi przechodzi przez
życie nigdy nie doznawszy tej nadzwyczajnej rozkoszy, jaką daje zaspokojenie prawdziwego
głodu, bo zawsze jedzą nie czekając na głód i narażają się na ciągły szereg niestrawności.
Wydzieliny widoczne na języku i w gardle podczas postu zarazem występują na
wewnętrznych błonach niedostępnych obserwacji bezpośredniej i powodują
charakterystyczny zapach oddechu poszczących, robiący wrażenie gnijącego mięsa polanego
chloroformem. Ten zapach typowy, łatwy do rozpoznania, także ustępuje przed pojawieniem
się prawdziwego głodu i wtedy ma się czysty język i gardło, a także czysty oddech. Gdy to
nastąpi po dłuższym poście, najlepiej ograniczyć się przez dwa dni do płynnych pokarmów w
niewielkiej ilości, a potem także hamować dosyć powszechną skłonność u poszczących do
nadmiernego jedzenia. Organy trawienia po dłuższym odpoczynku wymagają pewnego
czasu, aby wznowić swoje działania stopniowo, a jeśli nagle obciążymy żołądek nadmiarem
jedzenia, to tracimy korzyści wypływające z postu.
Ta techniczna, fizjologiczna strona postów nie powinna nam zasłaniać ich głębszego
duchowego znaczenia. Post oczyszcza ciało od nagromadzonych w nim nieczystości, ale te
nieczystości działały nie tylko na ciało. One utrudniały tak dalece życie ciał, że tłumiły
ducha. Post wyzwala ducha z tego ucisku i pozwala jaźni być sobą. W ten sposób zarazem
wzrasta wpływ ducha na ciało, bo jaźń która się wyzwoli od przewagi ciała, wnet pozyskuje
władzę nad ciałem. Skupienie myśli i woli w kierunku przeobrażenia i przebudowania ciała
najłatwiej osiągnąć podczas postu, gdy post jest prawdziwym postem, a nie tylko
powstrzymywaniem się od jedzenia.

You might also like