You are on page 1of 557

1

Golgota
2013
4

BAEJ PITEK

Golgota
Korekta: Hanna Rydian Ilustracje i okadka: Baej Pitek Puszczykowo 2013 P.H.U Multikram ul. Mawska 20D 87-500 Rypin Alternatywne zakoczenie:

BAEJ PITEK

Druk i oprawa:

www.golgota.com.pl Copyright 2013 by Baej Pitek All rights reserved.

Golgota

BAEJ PITEK

Spis treci:

I Koniec i pocztek ............................................................................................................... 9 Iniuria prolog .............................................................................................................. 11 1. Mortifer ...................................................................................................................... 30 2. Homicidium ................................................................................................................ 55 3. .M.J .......................................................................................................................... 57 4. Psyche .......................................................................................................................... 70 5. Aucupatio ....................................................................................................................80 II Mimoza ......................................................................................................................... 107 6. Golgota ..................................................................................................................... 109 7. Ars magica ............................................................................................................... 160 8. Captiuncula ................................................................................................................175 9. Vide cor Meum ........................................................................................................ 180 10. Animus ................................................................................................................... 215 11. Pons asinorum ........................................................................................................ 225 12. Deductus ................................................................................................................ 259 13. Apocalypsis ............................................................................................................ 291 14. Ayahuaska .............................................................................................................. 325

Spis treci:
15. Inferimum .............................................................................................................. 362 16. Genera Mondoe .................................................................................................... 370 III Gnicie ......................................................................................................................... 393 17. Julia Hauptmann ................................................................................................... 395 18. Sacrum profanum .................................................................................................. 424 19. Limuzyny i pickupy ................................................................................................ 451 20. Grb ....................................................................................................................... 483 21. Feliks Pat .................................................................................................................517 Epilog ........................................................................................................................... 522 IV Historie golgockie ...................................................................................................... 526 Pocaunek na dobranoc ............................................................................................... 528 Cyrk .............................................................................................................................. 541

Podzikowania:

o niesamowite, e marzenie o "Golgocie" wanie si spenio. Razem osignlimy cel, ponad 500 stron naszego wynionego horroru. Moemy ze stuprocentow satysfakcj podzikowa sobie nawzajem. Oczywicie znaczy to tyle, e nadszed czas, aby wymieni z osobna wszystkich,

ktrzy okazujc naprawd potn dawk yczliwoci, zaangaowania i ciekawoci, przyczynili si do ukoczenia opowieci o maej polskiej miecinie, ktra skrywa ogromn i zupenie ponadczasow si, w zasadzie kompletnie nieznan czowiekowi. Si podwiadomoci. Golgota nie staa by si powieci internautw bez internautw. Z tej wanie przyczyny chciabym podzikowa wszystkim bez wyjtku uytkownikom serwisu wykop.pl, ktrych cenne uwagi i spostrzeenia przyczyniy si bez cienia wtpliwoci do udoskonalenia naszej wsplnej powieci. Dzikuj wspautorom: janyx, kseri14, jowellla3. Kochani, fragmenty, ktre napisalicie, dopeniy wizj "Golgoty" o pomysy, na ktre nigdy w yciu bym nie wpad. Za to nale si wam najszczersze podzikowania. W tym miejscu osobne sowa wdzicznoci nale si Hannie Rydian, ktra z zapaem przeprowadzia pierwsz korekt maszynopisu o objtoci kilkuset stron. Ogromnie dzikuj mojej rodzinie. Nie sdz, aby udao mi si kiedykolwiek odpaci wam w peni, za ca dobro, jak codziennie mnie obdarowujecie. Mamo, Tato Olgo... przyjmijcie moje wyrazy wdzicznoci! Dzikuj moim przyjacioom, ktrych pomoc jest rwnie nieoceniona: Damianowi Grzybkowi za czas spdzony w Kotlinie Kodzkiej, Piotrowi Zarembie za wsplne pisanie na dziace, Maciejowi Alabie za wszystkie niepoliczone rozmowy, Janowi Mazurkowi za zaangaowanie. Dzikuj te Mateuszowi Brodziakowi, ktremu zawdziczam pomys na to, aby uczyni Golgot powieci internautw, Mikoajowi Wdarskiemu za prawdziwie ssiedzk przyja, a take Ani Rychlik za wszystkie przyjacielskie rady, Sandrze Annie Sierant niezmiennie zainteres[owanej tematem ksiki, Marinie Kozikowskiej za rozmow nad Wart, siostrom: Ani i Gosi Marciniak za inspirujc ciekawo, Natalii Zimo za wsparcie, oraz Klaudii Karasiskiej, pierwszej fance Golgoty na Facebooku. Przyjaciele, aden z was nigdy nie powiedzia "nie da si". Da si i wy wiedzielicie o tym od pocztku. Baej Pitek, Puszczykowo 2013 r.
8

Koniec i pocztek
Kochanie Ty moje, jeste tu ze mn Mioci porann trafiasz w dnia sedno Czy mgbym Ci prosi o pocaunek? Bdcy sennym dnia mego zwiastunem.

Cz I

wiadomy sen i opisane na amach powieci metody wprowadzania si w stan wiadomego nienia s potwierdzonymi naukowo faktami, w przeciwiestwie do budzcej liczne kontrowersje techniki wyjcia z wasnego ciaa podczas snu, zwanej OOBE. Naukowcy cay czas badaj sen wiadomy, jako metod leczenia we wspczesnej psychiatrii.

10

Prolog

Iniuria

Jeli kto wadz cierpi, nie mw, e jej sucha; Bg czasem daje wadz w rce zego ducha
~ Adam Mickiewicz

31 grudnia 1998 roku, Siedemnacie minut po szstej rano. Dzielnica Hamptons, Nowy Jork

1.

Grudzie zaatakowa nas najmocniej. Demon mierci przyby do nas niezapowiadany, szerzc wrd nas mier, niczym epidemia tajemniczej, tropikalnej choroby. Ktrego dnia wydawao nam si, e temperatura spada

niemal z minuty na minut. Wiecznie wiszczcy wiatr u jednych wywoywa tylko depresj. Wszyscy pozostali byli bliscy szalestwa. Rozpaczliwe prby wydostania si z tego pieka oznaczay dla nas kar mierci godowej, z wyzibienia, na skutek pobicia lub pogryzienia przez psy. Onieony Blok 11, widoczny doskonale ze wszystkich zachodnich okien naszego domu, wchodzi w skad kilkunastu podobnych, wybudowanych w ten sam sposb budynkw i barakw.
Stara kobieta przerwaa pisanie, w zamyleniu wygldajc przez okno. nieg, nieg, nieg, nic tylko nieg. I zimno. Takiej zimy nie byo ju dawno, Bg jej wiadkiem, e przenikliwy chd prawie ama jej koci. Cisna wypisanym dugopisem przez otwarte okno balkonowe.
11

Z jej ogromnej sypialni na drugim pitrze piknej rezydencji wida byo bogate Hamptons, nowojorsk dzielnic bogaczy, ktra niemiao budzia si do ycia. Zimowe soce przebijao si z wysikiem przez cikie granatowe chmurzyska. Panowaa burzowa atmosfera, a w powietrzu dao si odczu charakterystyczne elektryzowanie. W takich miejscach jak Pinberry Street 4041E odczuwano takie chwile jako prawdziwy koszmar. W kocu nadejdzie cholerna burza. Staruszka kroczek za kroczkiem dotara do szafki po drugiej stronie sypialni, gdzie prawie na pewno lea ostatnio jaki dugopis. Byleby tylko sprztajca Juanita nie pooya go w gabinecie Stanleya, pomylaa starsza pani. Wdrwka na przeciwlegy kraniec ogromnej willi byaby dla niej prawdziwym koszmarem. Szczeglnie teraz, szczeglnie rano. Wtedy soce owietlao wszystkie zdjcia jej ma Staszka, na kadej cianie ogromnego domu. W kadym miejscu inne wspomnienie: Staszek na harleyu, Staszek i ona w objciach na punkcie widokowym w Wielkim Kanionie, Staszek gaszczcy psa, Staszek z Johnnym Cashem w Las Vegas A ona, ogldajc mimowolnie te fotografie na cianach, tak bardzo chciaa, cho na pi sekund wrci, razem z mem, do czasw z tych wspomnie! Oddaa by wszystko za chwile, w ktrych jej kochany m odwiedza j w snach to jej wystarczyo, wtedy rozmawiaa z nim o mierci, a on mwi jej, eby si nie baa. Te chwile miny. Staszek nie yje, niemdra starucho! syszaa rankiem gos rozsdku, dzie w dzie ten sam, coraz bardziej oskarycielski. Staruszka budzia si codziennie o szstej nowojorskiego czasu, jak z zegarkiem w rku i nie potrafia zrozumie jak mona marnowa dzie na przewracanie si z boku na bok, albo wylegiwanie si do dziewitej. Nawet w tak zimne dni jak dzi, do jasnej cholery! mylaa siwowosa dama, dumna ze swojego polskiego pochodzenia Gloria Burnfield. Newton przecie powiedzia: ciao w spoczynku pozostanie w spoczynku! Popatrz na swoich meksykaskich ogrodnikw. Cae ycie siedz na trawniku w cieniu drzewa i pal skrty, nawet si z tym specjalnie nie kryjc. Drogi Boe, chro mnie przed zgorzknieniem, bagam nie pozwl mi za bardzo nimi gardzi! mylaa, nienawidzc wszystkich ludzi wiata ju od samego rana. Widziaem t rozgoryczon yciem pani tylko dwa razy w yciu. Pierwszy raz spotkaem j we nie, i cho na pocztku bya bardzo, ale to bardzo przeraona moj osob (- To ty! krzyczaa. Mj Boe, jeste!) to w kocu i tak opowiedziaa mi wszystko. Prbowaem przekona j, aby zacza mi ufa, albo przynajmniej ufa ludziom, nawet jeli nawet miaoby si okaza, e jeden na stu z nich to niegodny naszej uwagi idiota, lub jaki inny bandyta.
12

- Bo ludzie s w gruncie rzeczy dobrzy, pani Burnfield! mwiem. Ale ona nie suchaa. Staruszka wiedziaa lepiej ode mnie, co powinna myle o innych ludziach. No i o mojej osobie. Krzyczaa na mnie, denerwujc si i szybko doprowadzajc swoje ociae staroci serce do niezdrowego galopu. Wrzeszczaa we nie. Bylimy wtedy razem na szczycie gry, wia wiszczcy wiatr, a chmury przybray odcie gbokiej czerni. W kadej chwili miao sta si co okropnego. W snach takie rzeczy po prostu wiemy. W naszym jedynym wsplnym nie Gloria Burnfield cedzia ze smutkiem pene nienawici sowa, w zasadzie nie do mnie, lecz w bliej nieokrelon przestrze: - Ludzie, to potwory, nie wszyscy, ale wikszo, wiesz? Wikszo tak. Chocia teraz TO si skoczyo, wszystkie te potwornoci staj si pomau zapomniane westchna ciko Gloria. - Ale ty to wiesz prawda? Kto jak kto, ale ty wiesz, e masowe morderstwa mog w kadej chwili zacz si znowu. - To raczej niemoliwe, prosz pani odpowiadam. - Nam te mwili, e to niemoliwe. Nie miecio nam si w gowach, e czowieka mona najpierw zesa do getta, a potem bydlcym wagonem do komory, jak chore zwierz. Zamilkem. Bo i c mogem powiedzie? - Nie moesz ufa prawie nikomu, nie po tym co mi zrobili w Europie! mwia coraz szybciej i szybciej, naprawd nie w moj stron, tylko patrzc pustym wzrokiem na wzgrza, a sen przybiera natychmiast form niekontrolowanego koszmaru. To takie uczucie, jak patrze na mrowisko i nie mc ogarn wzrokiem tysicy mrwek naraz. - Pani Burnfield - Nie moesz mnie zapewni, e TO si nie stanie znowu, kimkolwiek by sobie nie by! mwia do mnie Gloria Burnfield, a przerzedzone biae wosy opotay jej na wszystkie strony targane podmuchami powietrza. Nie moesz mnie nawet zapewni, e TO nie trwa nadal. S miejsca, o ktrych nie mamy bladego pojcia, prawda? Libia, albo Pakistan. Korea Pnocna. Nie wiemy co si tam dzieje! I wiesz co? Jest takich miejsc caa masa! A ja wiedziaem o czym mwi i wiedziaem, e ma racj. Na wiecie byo peno takich miejsc, gdzie TO dziao si nadal. Koszmar trwa dalej i nie pozwala na dalsze rozwaania. Wiatr wiszcze przecigle. Ju po chwili na senn gr docieraj onierze. - Nie daj si wykorzystywa ludziom! to ostatnie sowa staruszki w tym nie.

13

Potem s ju tylko krzyki i haas. Kilkudziesiciu onierzy wreszcie zdobywa szczyt, docierajc na miejsce naszego spotkania. Jeden szybki ruch onierskiego bagnetu i staruszka pada na ziemi, a krew cieknie jej z piersi. Sysz przeraliwy skrzek. I miech onierza. Przeraa mnie jedno: na twarzy staruszki twarzy maluje si wyraz ulgi. Ale Gloria Burnfield nie umara naprawd. Nie mogem jej na to pozwoli. To, co miaa zrobi, nie zostao jeszcze zrobione. Obudzia si wic z tego snu. A po takich snach, jak ten o onierzach na grze, budzia si, cho nie z krzykiem to jednak przeraona, nie mogc uwierzy, e nadal yje. A potem, odchodzc od ka jak najdalej, siadajc na krzele i stukajc nerwowo knykciami o blat sekretarzyka (ktry okrelaa czsto mianem swojego pisarskiego kcika, piszc listy do garstki swoich ywych przyjaci) mylaa o mierci, kolejny i kolejny raz. Pocieraa te donie w nerwowym przypywie zaangaowania i modlia si szeptem, a jej cichutki gos rozchodzi si po ogromnym pokoju, tumiony przez ciany: Boe, uchowaj moj zmczon yciem dusz szeptaa cichutko. - Daj mi odwag, abym moga zmienia rzeczy, ktre mog by zmienione. Daj mi te agodno bym moga akceptowa to czego nie mog zmieni i mdro abym ech zapomniaam. Znw co mi si pochrzanio. Wygramolia si z krzesa przy biureczku i westchna ciko. Znw bdzie musiaa zay swoje leki. Cay koktajl. Jej m skrzyczaby j, e zaywa ich zbyt duo, oczywicie gdyby y. Ale nie yje. Zestaw piguek na dzisiejszy dzie skada si z porannej porcji kolorowych, amerykaskich antydepresantw, bkitnych lekw na serce, tych na kwasy odkowe, oraz tych wieczornych (po prostu biaych) na dobry sen. Cay ten farmaceutyczny popis czeka na ni w lodwce, podobnie jak reszta potnego zapasu, wystarczajcego w zupenoci do koca nastpnego i jeszcze nastpnego tygodnia. Starsza pani miaa nadziej, e nie zabraknie jej niczego, kiedy bdzie wreszcie umiera. Tylko kiedy to bdzie, kiedy do cikiej cholery? Nafaszerowana lekami potrafia zaakceptowa swoj mier. To nic, e akceptacja bya kamliwa, polegaa w zasadzie tylko na myleniu w stylu jeszcze nie teraz, spokojnie, dzisiaj jeszcze na pewno nie umr. Gloria Burnfield mylaa, e poykajc garciami cae tabletki zdoa odwlec mier dzie po dniu, przemkn jej pod nosem niezauwaona i zwyczajnie y sobie dalej. Oczywicie wyczekujc mierci, bo przecie wszyscy kiedy umrzemy, i bojc si jej kadego dnia.

14

Gupie, prawda? Gloria wiedziaa o tym podwiadomie. Czsto kiedy staa w kuchni przed otwart lodwk i wyjmowaa z pudeeczka lekarstwa, dopaday j myli prawdziwej narkomanki. Jak dobrze, e istniej lekarstwa. Jak dobrze, e wpywaj na moje mylenie. Bez lekw mogabym - mj Boe, nie chciaa nawet o tym myle. Wiedziaa, jak bardzo kruche jest jej ciao. Dni kadego z nas s policzone, to pewne, ale kiedy wreszcie si skocz? mylaa. Baa si wiata i trudno jej si dziwi. Nie rozumiaa wojny w Iraku, jak prowadzi jej kraj; wszak w czasach kiedy ona przeywaa wojn, miertelny wrg by zawsze jawny, grony, diabelnie realny i jasno okrelony. To si skoczyo, kociaku usyszaa znw gos kochanego Staszka, zwanego tutaj, na ziemi USA Stanleyem Burnfieldem. - Przychodz takie czasy, kochanie, e amerykanie ju sami nie wiedz z kim walcz. Gloria Burnfield nie miaa si za lekomank w peni znaczenia tego sowa, wszak lekarz sam zaleci jej skrupulatne przyjmowanie lekw. A ona bardzo lubia uczucie lekkoci po ich zayciu, tak bardzo lubia kiedy krcio jej si w gowie, a oddech stawa si nierwny. Na trzewo nie rozumiaa nie tylko walki z Saddamem w Zatoce, ale take wielu rzeczy, ktre pojawiay si we wspczesnych Stanach. Kadego dnia byo ich coraz wicej. Kiedy bya napana, moga by kim innym. I nie zawraca mierci gowy. Ale byy fotografie. W caym domu, a nawet tutaj w kuchni. Staszek i Gloria przy fontannie di Trevi, Staszek przy lokomotywie na festynie kolejowym w Detroit, Gloria tulca maego foksteriera. Kiedy zamieszkaa tu (jeszcze nie Hamptons, ale jednak ju w Stanach) razem z mem tu po drugiej wojnie, w 1946 roku, cae to ogromne i dumne pastwo wygldao zupenie inaczej ni teraz. Gloria tsknia za czasami, kiedy arwka wiecia duej ni tysic godzin, a talerz z obiadem w restauracji nie by wielkoci kopaka samochodowego. - I najwitsi chrocie dlaczego jest tak, e wszyscy ludzie prowadz wycig na szczyt? Na szczyt nie prowadzi si wycigu, tylko si go zdobywa tak, czy nie, psia jego ma?! wydzieraby si Stanley. On wiedzia, kiedy jest nie tak. - Och Stanley, mj Staszku ty cholerny tetryku! westchna Gloria Burnfield z wielk mioci, a lodwka z otwartymi drzwiczkami chodzia jej twarz. Oczywicie nikt nie odpowiedzia.

15

2.
- Juanita, ty szalona dziwko! Uwaaj troch! powiedzia ze zoci i o wiele za gono Pablo Cortez, dwudziestoczteroletni waciciel firmy CZYSTY PABLO Cleaning Service. Nie machaj tymi tustymi apami! Jeszcze nas zobaczy! Otwarta do, z ktrej dosta w twarz od swojej dziewczyny, szybko ostudzia jego emocje. Prawie spad na onieon ziemi, przez t pojeban suk! - To ty chciae sobie pooglda t star Polk, zboczony durniu! sykna sprztaczka, Juanita Perez, prywatnie i od miesica jego narzeczona. Stali razem na drabinie, opartej przy cianie budynku, a kiedy ona krzyczaa na niego, on gapi si na jej wielki, wypity tyek, cho opakowany w grube, zimowe spodnie, to wygldajcy smakowicie, nawet na wysokoci kilku metrw nad ziemi. Mao ci seksu, napalony pajacu? - Po prostu si zamknij, zamknij! sycza Pablo Cortez. Nie masz pojcia o co chodzi! - A o co chodzi? Skoczyy ci si pornusy, stary onanisto? Pablo mia ochot j kopn. Niech si zamknie, niech po prostu zamknie ten dzib, nie ma pojcia co si dzieje, a terkocze jak zepsuta kosiarka. Chodzi o milion dolarw! Milion! - Jeste taka gupia! Nawet nie wiesz, e chodzi o dziennik... wyjania wreszcie od niechcenia. - Dziennik? powtrzya. - Jej dziennik! mwi z dum - Wiesz w ogle, co to jest dziennik? - Nie denerwuj mnie paniczu Pablo Armando Cortez! Nawet nie prbuj, rozumiesz?! zacza prawie krzycze, stojc na drabinie o kilka stopni wyej od niego. Masz mnie za idiotk? Oczywicie, e wiem co to jest dziennik! Po co ci on, do cholery? Drabina zachwiaa si niebezpiecznie, kiedy Juanita zacza si wcieka. Nieze widowisko, pomyla Pablo Cortez. Para meksykacw, stojcych w Sylwestrowy poranek na drabinie przy oknie, w Hamptons. Dziwne, e nie przyby jeszcze policyjny oddzia SWAT. - Nie ogldasz telewizji, chica? zapyta Pablo swoj kochank. - Nie wiesz kim jest twoja pani Burnfield, ktrej myjesz codziennie gacie? - To wdowa po Stanleyu, wacicielu serwisw samochodowych Burnfields. Jest strasznie dziwna. I wiesz co? Nie zawsze si myje, brudaska! Musi do niej przychodzi ta prawie-pielgniarka Karen - Nie o to pytam. Mylisz, e ty bdziesz w stanie si my w jej wieku, kretynko? spyta retorycznie. - Chodzi mi o to kim bya dawniej, kiedy nie mieszkaa w Stanach!
16

- A kim bya, powiesz mi wreszcie? - To uciekinierka! Prawdziwa uciekinierka! prawie wykrzykn Pablo, z entuzjazmem gestykulujc i puszczajc drabin. Pisali o tym dzisiaj w Washington Post! Jest najstarsz yjc uciekinierk w Stanach! Juanita prawie si rozemiaa. - Jaka uciekinierka, co ty pieprzysz, Cortez? postukaa si knykciem w czoo. Ona? Jak jaka Gloria D.B. Cooper, tak? - To uciekinierka z obozu, kretynko, prawdziwego obozu mierci! - Co? bkna tylko. Mylisz, e w to uwierz? Jezu, ty naprawd tak mylisz ty serio wierzysz w to, co mwisz! Panie, och Panie, prosz daj mi si, bo zaraz mu przypierdol! - Juanita, posuchaj cho raz! Wszyscy mieli gdzie to jej pisanie, no nie? Mwia mi o tym, pamitasz? Dziwactwo starszej pani rozkrca si Pablo. - A teraz? Nie mam pojcia co ona tam wypisuje, w tym swoim miesznym pamitniczku, ale Bg mi wiadkiem, od dzisiaj ten dziennik jest wart z milion, albo dwa. Milion dolarw, rozumiesz? Wiesz co by si stao, gdyby ten dziennik przypadkiem, no wiesz zagin? - PABLO CORTEZ, TY AOSNY KLEPTOMANIE-ONANISTO! rykna na cay gos Juanita, trzsc drabin. - Ciiii! Zamknij si, maa! Powiedz mi lepiej, kiedy babcia kadzie si spa. Wemiemy jej ten dzienniczek i spadamy do LA! wist! Dosta to na co zasuy. Pantofelek speni swoj funkcj doskonale, kiedy przy kontakcie z twarz sprztacza spowodowa, e puci on drabin i zrobi odruchowy krok do tyu. Spad na twarz z wysokoci piciu metrw. Tylko idioci zadzieraj z meksykaskimi kobietami.

3.
Gloria Burnfield nie syszaa upadku Pabla Corteza z drabiny, nie syszaa nawet Juanity krzyczcej na niego i wyzywajcych go od pojebanych chciwych kretynw, ju po zejciu na onieony trawnik. Starsza pani miaa ju dziewidziesit lat i w wolnym czasie mylaa o mierci, nie zwracajc uwagi na to, co si wok niej dzieje. Uwielbiaa te narzeka. Podobnie jak Stanley w ostatnich latach ycia, nie potrafia zdoby si na empati w stosunku do niektrych ludzi, ot choby tych wiecznie rozmawiajcych przez swoje telefony komrkowe popapracw wszelkiej maci. Ci durnie, przewanie rodowici Amerykanie, zachowywali si w taki sposb, jak gdyby samo ju posiadanie tego elektronicznego wynalazku dawao powd do traktowania ludzi z wyszoci.
17

Jej samotne myli natychmiast, i bardzo ochoczo, obray kurs narzekanie. Starsza pani nie zdaa sobie nawet sprawy z tego, e ta wanie jedna, do przygnbiajca w swoim wydwiku myl, nadaa kierunek ostatniemu dniu jej ycia. Caa naprzd! Biedni, bdzcy w swym aosnym yciu kretyni, utrzymywani przy yciu radosnymi kamstwami swoich szefw! - mylaa, syszc w gowie gos nieyjcego ma. Dwik jego sw, nioscy si w jej umyle, by tak doskonale wyrany, jak gdyby to naprawd krzycza jej m Stanisaw, zwany Stanleyem. Prosty, cho dumny mechanik samochodowy polskiego pochodzenia, ktry pniej, w dobrych czasach, sta si wacicielem midzystanowej sieci warsztatw samochodowych Burnfields, by w tym niezy. Cholerni, amerykascy yuppies! yjcy przez cae ycie w przekonaniu, e sowa przedstawiciel handlowy jeszcze komukolwiek imponuj! Ale nie dostan nas, nie damy si! Jestemy dumnymi Polakami, i mamy swoje wasne przekonania, czy nie? Rosnce podatki dla wacicieli duych firm? Po moim cholernym trupie! Po trupie Zmary m, podobnie jak ona, by polskiego pochodzenia. I znalaz si w kraju Washingtona zupenie przypadkiem. Dlaczego przyjechali do USA? Nie jest to w tej chwili istotne, w adnej mierze romantyczne, ani tym bardziej grnolotne. Przybyli tu razem, statkiem. Tak si po prostu stao i ju. Wtedy si poznali i zakochali, a polskie nazwisko Stanisawa Ponieckiego stao si amerykaskie, gdy celnik portowy, wraz z urzdnikiem do spraw emigrantw, zechcieli popisa si fantazyjnym tumaczeniem, i faktyczne popisali si: Stanley Burnfield, brzmiao swojsko i bardzo dobrze. Prochy umczonego yciem starego Stanleya rozrzucone zostay na play przy Lighthouse Point w stanie Floryda, jego ulubionym miejscu w caym USA. Nieco egoistyczne z jego strony cholerny zgredzie, nie pomylae o swojej starej onie! staruszka nigdy wicej, poza ceremoni rozrzucenia prochw na palmowej play, nie zdobya si na to, aby dotrze, choby jeszcze ten jeden jedyny raz, w to pikne miejsce. Stanley-Stanisaw by jednak ywy w jej pamici, wbrew temu, co prbowaa wmwi jej odwiedzajca j kadego dnia niedosza pielgniarka, modziutka Karen Westley. Oprcz sprztajcej w domu Juanity i lokaja, ktrego imienia Gloria za nic w wiecie nie potrafia wymwi, wic nazywaa go po prostu Starym Zgredem Alfredem, pikna Karen o urodzie dziecka stanowia ostatni z trzech osb, ktre suyy staruszce do samego koca.

18

Ale Karen Westley nigdy nie poznaa ma Glorii, nie moga, bo gdy umiera, ona bya ledwie nastolatk, zapewne obciskujc si na tylnej kanapie ogromnego volvo, nalecego do jednego z napastnikw szkolnej druyny futbolowej. Mimo to, bezczelna prawie-pielgniarka usilnie prbowaa wpoi swojej pani, jak wielkie znaczenie ma jej pami o zmarym mu. - Pamitaj o swoim mu, kochanie. Karen wie co mwi, naprawd! mwia, pomagajc Glorii wej do wanny w ogromnej, luksusowej azience. - Nie pozwl by umar w twojej gowie. Nie pozwl! mwia do niej, starej kobiety, Amerykanka o urodzie dziecka. Na dodatek w diablo irytujcy sposb, z charakterystycznym dla Amerykanw przejciem na ty. Czasem staruszce wydawao si, e liczna Karen ma j za idiotk, na dodatek idiotk bdc ju jedn nog w grobie, albo w pierwszej fazie stenia pomiertnego. Czua si wtedy okropnie. To wszystko nie miao tak wyglda. ycie pata figle i nie zawsze posuwa si do przodu, prawda? Czasem po prostu zatacza krgi. Jej syn, o ktrego istnieniu Gloria Burnfield nigdy nie zapomniaa, pozostawa nieuchwytny, cho ona wiedziaa, e nie opuci jeszcze Nowego Jorku, by gdzie cakiem niedaleko. A jednak jej kochany pierworodny, Jack Burnfield, pozostawa odcity od zdziwaczaej starej matki. - Bo i kto chciaby kocha tak zmczon yciem staruch? Mga narzekania przykrya jej umys koderk otpienia. Zapytacie pewnie: to znaczy?. Jak to, jeszcze macie czelno?! Tak wanie odpowiedziaaby wam kobieta, gdyby zdaa sobie spraw, zapewne ze miertelnym w skutkach przeraeniem, e syszymy kad jej myl. Gloria nie wiedziaa, e jej wspomnienia uciekinierki z obozu zagady, zmieniy si dzisiejszego poranka w towar wart miliony. Pisaa terapeutycznie, aby do koca nie oszale. Wanie tego si baa, tej koderki. I musiaa pisa, czasem wrcz nie lubia tego nie robi. Wszystko, byleby nie myle o Jacku. Znw usiada przy stoliku pisarskim. Przygotowujca si do pisania ostatniej czci swoich wspomnie Gloria Burnfield zamkna oczy. Wiedziaa, e jej rozmowa ze Staszkiem-Stanleyem, wygldaaby dokadnie w nastpujcy sposb: - Jack to, Jack tamto! krzyczaby Staszek, wymachujc nieco zbyt energicznie rkoma w nerwowym przypywie gestykulacji. - On odszed, przenis si na Queens, lata na haju z jakimi podejrzanymi typami, wiedziaa o tym? Synalek ma nas w dupie, woli lata za kurwiszonami i wciga kokain z desek barowych kibli! - On bierze? zapytaaby wtedy.
19

- Gloria, Gloria - westchnby Stanley. - Nie ma chwili, kiedy nie mylaaby o synku, dorosym, rozpieszczonym naszymi pienidzmi facecie, ktry w pewnym momencie ycia po prostu si spakowa i wyszed bez poegnania jego fajka zostaaby wanie nabita kolejn porcj tytoniu, a rozgniewany Staszek szukaby teraz zapaek. Kotku, powiedz ale tak szczerze, brakuje nam czego? - Nie odpowiedziae. Powiedz mi, czy on bierze narkotyki? - Tak. Bierze. Na potg. - Od dawna? - Wydaje mi si, e tak. Pojechaem z Tomem na Queens, to dobry pracownik i potrafi dochowa tajemnicy. Siedzielimy w samochodzie pod domem jednej z tych kurewek, ktre tak uwielbia Jack. - Dlaczego mi nie powiedziae? westchnaby Gloria. - Jack - Jack to, Jack tamto! achnby si Stanley. - By tam, wiesz? Widzielimy go, ja i Tom. Mj Boe jaki wstyd my mamy apy ubrudzone samochodowym smarem, wypruwamy sobie yy, aby godnie y, a nasz syn chodzi po barach, blady jak mier, pod rk z panienk w skrzanym paszczyku, majc na oko jakie szesnacie lat. Jack i jaka lafirynda. Caowali si pod wejciem, a ona woya mu rk w spodnie. Na rodku ulicy, rozumiesz?! Wtedy Gloria Burnfield na dobre by si rozpakaa. Staszek ma wiele dobrych cech, w gruncie rzeczy wiedziaa, e jest lepszym czowiekiem od niej samej, ale jednego nie moga dostrzec u swojego kochanego ma jakiegokolwiek wspczucia dla staczajcego si syna. Pierwsza za pojawiaby si, gdy Gloria wyobraziaby sobie nietrzewego Jacka pod jak spelun, ktry nie wiedzc, e jest obserwowany przez ojca, desperacko pragnie by pokochanym, nawet przez jak ulicznic. zy kapay by wtedy na dywan, kiedy Gloria Burnfield wyobraaaby sobie Jacka wkadajcego swj jzyk w wargi jakiej obrzydliwej kurwy, o tak bez wtpienia. za za z. Kap, kap, kap. Na ten ich cholernie drogi perski dywan. - W porzdku, w porzdku szeptaby Staszek przez zby, gadzc jej policzek, bo gdyby nie to, ona pakaaby jeszcze z dwie godziny, bez cienia wtpliwoci. Jack to cholerny kretyn nie pozwol, eby pakaa przez tego skurwysyna! zaperzyby si Stanley. Oczywicie gdyby y. O tak, jej Stanisaw woyby rk w kiesze i niczym Napoleon Bonaparte mgby tak gada godzinami. Jak cholerny cesarz - wanie w ten sposb irytowaby si jej Staszek, tak jak robi to dzie w dzie, od czasu przybycia do Stanw. A do
20

osiemdziesitego smego, kiedy spad ze skutera nienego w Aspen, amic sobie krgosup i umierajc w potwornych mczarniach. Szkoda, wielka szkoda. Gloria Burnfield niespodziewanie stracia nagle ochot na pisanie. C, kaprys starej pani. Kolejny raz wstaa i wyjrzaa niemiao przez okno. Spojrzaa w d. Jej uwag zwrcia przewrcona na trawniku drabina i lady stp na niegu. Doprawdy, ma racj, ci cholerni ogrodnicy naprawd przez cay dzie nic nie robi, tylko pal t swoj mierdzc marihuan gdzie na jej posesji... Gloria pomylaa, e jeli nie zapomni, to skrzyczy za to Starego Zgreda Alfreda, i to jeszcze dzi. Na razie jednak postanowia, e da ogrodnikom szans na sprztnicie drabiny, zanim to ona bdzie musiaa si tym zaj. Przeniosa wzrok nieco dalej. Na dwupasmowej szosie pod domem suno powoli kilka samochodw. Na pierwszy rzut oka nic ciekawego. Chocia niech no tylko kobiecina zaoy okulary jaki mczyzna szed pieszo w stron przystanku autobusowego. Tak, tak szed, trzymajc za rk najwyej trzyletni dziewczynk. W tym miejscu warto pokusi si o kilka sw wyjanie. Gloria Burnfield akceptowaa, i to ze smutkiem, tylko jeden jedyny wiat - taki w ktrym nie ma zwyrodnialcw, ani mw bijcych swoje ony. O tak, Gloria wioda smutne, cho idealne ycie, gdzie brak wstrzykujcych sobie jakie wistwa punw (Boe, mam nadziej, e Jack nie bierze heroiny), mierdzcych wasnymi odchodami ebrakw, a przede wszystkim psychopatw. Oni byli najgorsi, wariaci i psychopaci. W Stanach prawie kadego dnia a huczao od wieci, na temat masowych mordercw, takich najgorszych, pokroju Richarda Kuklinskiego, ktry zabi w bestialski sposb trzysta osb. Trzysta dusz, na mio bosk! Po tym co byo jej dane przey w swojej ojczynie, po przeyciu bezpatnych wakacji w najwikszym piekle, jakie kiedykolwiek powstao na Ziemi, miaa wite prawo do nieufnoci. Starsza pani wygldajca przez okno znowu poczua si tak, jak wtedy, gdy bya mod dziewczyn, wygldajc przez okno drewnianego baraku KL Auschwitz, i upewniajc si, e moe zje surowego ziemniaka, ktrego przemycia pod wiziennym pasiakiem, korzystajc z nieuwagi stranikw. Facet, ktrego Gloria Burnfield widziaa przez okno, szed sobie po prostu z ma dziewczynk, a starsza pani w trzydzieci sekund po prostu przyja za oczywiste, e to co najmniej onanizujcy si Kaligula, pedofil w stanie chorego podniecenia seksualnego, albo skalpujcy swe maoletnie ofiary wariat pajcy LSD. Przeraajca szrama na jej poczuciu bezpieczestwa znw otworzya si. Mczyzna, ktrego widziaa, by to
21

cakowicie normalny czowiek. Taki typowy facet, jakich miliony w Nowym Jorku, zapewne odprowadzajcy swoj wasn creczk do przedszkola, suchajcy jej opowieci o tym, jak to wczoraj ulepia plastelinowego krliczka o imieniu Zbu, za ktrego pani w kuchni daa jej na drugie niadanie dokadk ulubionych tostw z jajkiem. To nie s normalne czasy, pomylaa Gloria. W normalnych czasach nie zastanawiaaby si nawet przez moment, czy ten facet to na pewno nie jaki chory zboczeniec, ktry zrobi tej dziewczynce... och! Boe, wity Boe! - wici chrocie! wykrzykna z trwog, cay czas wygldajc przez okno. Kiedy byo inaczej, a czasy byy spokojne. Od dawna nie ya jednak w normalnych czasach i nie miaa pojcia, czy trzymajcy dziewczynk mczyzna w okularach zasaniajcych p twarzy i w niespotykanej w tych okolicach koszulce z napisem GOSUJ NA BUSHA, A TY? to aby na pewno nie jaki ekshibicjonista, pedofil, albo masturbujcy si w autobusach zwyrodnialec, jeden z tych, o ktrych kadego dnia ostrzegali j troskliwi dziennikarze z Fox News. - Mj Boe, dzisiejsze Stany to naprawd niespokojny kraj powiedziaa do siebie cicho Gloria, z gorycz przygldajc si mczynie z dziewczynk, a do chwili kiedy nadjecha szkolny autobus. Moga pomyle o nieskoczenie wielu sytuacjach, skojarzenia zaleay od niej wystarczy, e wspomniaaby z cichutkim umiechem, jak sama prowadzia malutkiego Jacka na przystanek, gdzie zawsze o sidmej czternacie zatrzymywa si bananowo-ty autobus szkolny. A jednak, dokonaa wyboru. Tymczasem mczyzna z koszulk Busha pomacha dziewczynce na poegnanie, kiedy wskoczya po stopniach autobusu. Drzwi zamkny si z cichym sykiem. I wtedy nagle, stao si co dziwnego. Straszliwe wspomnienie targno ciaem starszej pani. Druty kolczaste. Wyjce psy. Rozszarpane wielkimi biaymi kami gardo. Krzyki i krew. - Zupenie tak jak wtedy, kiedy Pod wpywem nagego impulsu starsza pani zasonia okna grub, czerwon zason z filcu. W pokoju natychmiast zapanowa pomaraczowy pmrok. Dyszca ze strachu przed przeraajcym wspomnieniem, siwowosa dama schowaa si na chwil przed nadchodzcym dniem. Robi tak czciej ni wam si wydaje.

22

- Leki. Musz wzi cholerne lekarstwa. Co za dzie, mj Boe, co za dziwny dzie z ca pewnoci nie bdzie dzisiaj soca. Mj Boe, gdyby mj m wymamrotaa, ale nie skoczya. Opierajc kociste okcie o blat wysuonego sekretarzyka, pomylaa, e coraz czciej jej wasne zrzdzenie doprowadza j do szewskiej pasji. A skoro j, to innych pewnie te Zapalia czerwonego chesterfielda i pochylia si nad pierwsz w poowie zapisan kartk papieru. Po chwili wrcia do pisania swoich wspomnie uciekinierki, od dzi wartych milion dolarw.

Straszliwe opowieci kryy wrd nas o Bloku 11, niczym opowieci o duchach, ktre dzieci opowiadaj sobie na noc. S takie historie, o ktrych czowiek chce jak najszybciej zapomnie. Piramida z ludzkich gw gdzie na opanowanych przez Vietkong szlakach przerzutowych. Zdjcia tych gw byy w gazecie, na mio bosk! I jeszcze wszystkie te okropnoci z telewizji pogruchotane ciao psa, ktrego kto cign na acuchu samochodem. Nastolatek przypalajcy swojego chomika zapalniczk Ludzie brzydz si takimi opowieciami, cho w gruncie rzeczy lubi tego sucha, nie wszyscy, ale wikszo. Jeeli chodzi o nasz opowie, to bya ona przeraliwie prawdziwa, dziaa si wanie tu i teraz, zimnej grudniowej nocy czterdziestego drugiego roku, a naleaa do tych z gatunku najobrzydliwszych. Nasz oprawca by bezimienny, ale na pewno by SS-mannem. Dla nas oni wszyscy byli to tylko Hansowie, Helmutowie i Hermanowie, stanowicy cao, ktrej obawialimy si najbardziej. Z tego wanie wzgldu mwio si ze strachem o tajemniczych krzykach zza cian Bloku. Wrzaski i modlitwy, syszane jakby z podziemi, przypominay nam o bliskoci pani mierci. Znajdowaa si na wprost nas, bya widoczna przez nasze okno. Ta pani obserwowaa nas. Poczucie nieuchronnoci, nadchodzcego wielkimi krokami przeznaczenia, budzio obawy, pacz i szalestwo. A pani mier naprawd na nas patrzya, bya ju jeden barak od nas, moe bliej, mylaam wtedy. Wszystkie moje przypuszczenia i obawy okazay si suszne.
Granatowa powiata cakowicie opanowaa ogromny pokj Glorii. Jeszcze nie uderzy pierwszy piorun, ale byo blisko. Szary popi z papierosa staruszki spad na trzeci zapisan kartk papieru.

Szanowni Pastwo Czytajcy, kimkolwiek jestecie, uwaam, e powinnicie zna prawd. Gwarantuj, e nie zaboli a tak, jak bolaa nas wtedy. Zasugujecie na to, by wam

23

j przypomnie, cho syszelicie pewnie kilka prostych sw o naszym koszmarze. By moe nilicie o nas w nocy i budzilicie si zlani potem. Mam przykr wiadomo to nie wystarczy. Blok 11, przez wielu ju dawno wyparty ze wiadomoci, powinien znajdowa si w naszej psychice przez cae wasze ycie. Powinnimy wszyscy mie w pamici, e kady z ludzi jest zdolny do najwikszych okropiestw, jeli tylko stworzymy moliwoci do ich uczynienia. Boe, jeli nie mam racji w kwestii mojego prywatnego pieka, jakim byo KL Auschwitz, nie pozwl mi pisa dalej. Jestem ju bardzo, bardzo stara, by moe std pomys na to, eby wreszcie uczyni moje myli niezapomnianym wiadectwem wielkiego cierpienia. Boli mnie rka, na ktrej nadali mi numer. Piecze mnie skra. Mam poczucie mczcej mnie choroby, ktr zarazili mnie moi oprawcy. Czuj, e mimo biegncych lat, niewiele si zmienio, a wszechobecna, ogarniajca mnie zewszd, obudna, cho podwiadoma postawa volenti non fit iniuria1, doprowadza mnie do rozpaczy. I cho mino kilkadziesit lat od tych straszliwych chwil, to ja nadal nosz w sobie wszystkie te potwornoci. One nie umary, to chyba ja umaram ju dawno temu, wygldajc przez dziur w deskach baraku. Oto jest strach przed yciem w towarzystwie mierci. Jeeli wasze ycie znaczy dla was cokolwiek, trzymajcie si od niego z daleka.
Zacigajc si ostatni raz, staruszka zgasia papierosa, wrzucajc niedopaek do kubka niedopitej wieczornej herbaty. Zacza nagle pisa bardzo szybko:

Nie wiem, jak wyglda ycie innych, ktrzy wydostali si ze miertelnej puapki. Myl i mam szczer nadziej, e jest o wiele lepsze od mojego ycia, takiego, ktre trzeba wie po przerzucaniu na ciarwk siedemdziesiciu piciu wychudzonych trupw jednego dnia. Ci, ktrzy razem ze mn przeyli swoje osobiste pieko, stanowili garstk, makabryczny klub niedobitkw, ktrzy przeszli wraz ze mn przez najmroczniejsze zakamarki ludzkiego umysu. Dziwne zrzdzenie losu, e niektrzy z nich stali si moimi przyjacimi, z ktrymi utrzymuj kontakt poprzez listy. Obawiam si, e moe to i faktycznie lepiej, e nie wiecie tak naprawd nic konkretnego o naszej krzywdzie, a jeli tak jest w istocie, to Boe dopom - niech wiat zapomni o nas na zawsze.
Staruszka nigdy nie yczya sobie spektakularnego zakoczenia, nie pomylaa o tym, stawiajc ostatni kropk w yciu. Zawa przyszed nagle. up! I ju ciska jej pier z nieludzk si. Lec na ziemi starsz pani dostrzega dopiero Juanita, ktra zaniepokojona dobiegajcymi z sypialni odgosami, wreszcie zdecydowaa si wej do sypialni swojej pani z uyciem zapasowego klucza. Czterdzieci sekund pniej karetka bya ju w drodze,
1

Volenti non fit iniuria z ac. Chccemu nie dzieje si krzywda. 24

a po kolejnych trzech minutach sanitariusze wynosili umierajc starsz pani z jej ogromnej rezydencji.

4.
Wszedem do wielkiego domu Burnfieldw, kilka godzin pniej, kiedy wszyscy oprcz Alfreda i pogronej w rozpaczy Juanity ju wyszli. Pani Gloria Burnfield zostaa odwieziona do szpitala. A ja? Musiaem odzyska wspomnienia starszej pani, zanim dostan si w rce pewnego chciwego meksykanina ze skonnoci do kradziey. Obiecaem sobie, e ostatni raz wamuj si do czyjego domu, po czym wywayem zamek w drewnianym oknie i wszedem do sypialni starszej pani. - Gdzie to moe by? pytam si najciszej jak potrafi. Rozgldam si po pokoju. Panuje tu chaos powstay podczas akcji ratunkowej. Kopic papierek po rozpakowanej strzykawce jednorazowej zastanawiam si, czy pod moj nieobecno sprztacz Pablo Cortez speni swj plan i ukrad warte milion dolcw wspomnienia. Najwyraniej tak, chciwy skurwiel mia dzi swj szczliwy dzie. Nigdzie nie mog znale dziennika pani Glorii. Moja misja zakoczya si niepowodzeniem. W poszukiwaniu dziennika przeszukaem cae pitro rezydencji Burnfieldw i nie znalazem niczego, co zwrcioby moj uwag. Wspomnienia starszej pani rozpyny si w powietrzu. A wic czas uda si do szpitala, zanim kto mnie tu zauway. Starsza pani mnie potrzebuje. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze jedna rzecz. Ostronie, uwaajc eby nikt mnie nie usysza, wychodz na klatk schodow. Tutaj jest najwicej zdj. Wybieram jedno jedyne przedstawiajce syna Stanisawa i Glorii Burnfieldw. May chopiec siedzi na kolanach taty, ktry z kolei siedzi na oponach w warsztacie samochodowym. Oboje s ubrudzeni smarem. I szczliwi jak nigdy. Patrz na odwrt fotografii. STANLEY I JACK W BURNFIELDS czytam. C, nie mam tego czego chciaem, ale przynajmniej nie wychodz z pustymi rkoma. Teraz mog ju jecha do mojej wiekowej przyjaciki. Nie zostao jej ju zbyt wiele czasu, a ja nie chciabym eby mczya si niepotrzebnie zbyt dugo.

25

5.
Pojawiam si na korytarzu szpitala. Widz biae, wypenione jarzeniowym wiatem korytarze caego parterowego oddziau ratunkowego. Panuje tu zgiek, atmosfera popiechu. Jako widzialna, cho niedostrzegana przez nikogo posta, odziana w najlepszy garnitur na jaki sta mnie w tej chwili, przybywam poegna kochan starsz pani. Nikt nie zwraca na mnie uwagi, po prostu krocz pomidzy uwijajcymi si ze swoj robot pielgniarzami i ludmi na wzkach inwalidzkich. W rku trzymam bukiet onkili, radonie pstrokatych. Przed nimi jeszcze kilkanacie godzin agonii, zanim zwidn. Nie pytajcie skd wiedziaem, ale trafiam na sal 303 zajmowan w tej chwili przez lec na ku, zgorzknia yciem pani. Podchodz do niej, a gdy dostrzegam ruch jej klatki piersiowej, ona dostrzega mnie. Otwiera oczy i patrzy na mnie przez chwil, a jej wargi ukadaj si wreszcie w saby umiech. - Witaj. - Dobry wieczr, pani Burnfield. - To ty? pyta z wielkim spokojem w gosie i jakby lekko rozbawiona. Kiwam gow e tak. - Ach no c. To chyba dobrze, e w kocu przybye. Cho mylaam, e jeste kobiet. Te kwiaty s dla mnie? - Oczywicie. Gloria Burnfield rozemiaa si cichutko: - To cakiem ciekawe, nie sdzisz? zapytaa. - Co takiego, prosz pani? - Lk wyjania. - Tak bardzo si ciebie baam, przez cae ycie tak bardzo si baam, oj tak to prawda Najpierw w Polsce. Potem tutaj, w Stanach. Potem po odejciu Jacka. A potem po mierci Staszka. A teraz widz, e jeste niegrony. I cakiem przystojny umiechna si ponownie, a wida byo e czyni to z wysikiem. - Dzikuj, to bardzo mie co pani mwi, pani Burnfield odpowiadam starszej pani. - Mam prob... prosz nie odmawiaj starej kobiecie. Czy mgby moe c, potrzebowaabym kogo, kto potrzymaby mnie za rk, wtedy kiedy to si stanie powiedziaa zawstydzona. - Nigdy tego nie robiam, i obawiam si, e przez cae swoje ycie nic nie robiam, tylko mylaam sobie jak to jest. - To nieprawda, pani Burnfield.

26

- Och wiem, e mwisz to z grzecznoci achna si staruszka. - Jeste naprawd bardzo uprzejmy, ale czy moglibymy mie to ju za sob? I prosz niech to nie potrwa dugo. Troch si boj. - Pani Burnfield, to bdzie dla mnie zaszczyt zdejmuj rkawiczki z doni. - A wic podejd do mnie prosz i zap starsz pani za rk poprosia, po czym z wahaniem dodaa: - Powiedz czy to bdzie bolao? - Nie, prosz pani. - A wic dobrze powiedziaa Gloria Burnfield i wzia moj do. Dobrze. I umara. Zgon nastpi dokadnie o pnocy, a pewn sensacj wywoa personel szpitala, podczas ktni pod na korytarzu pod sal zmarej staruszki. Poszo o to jak dat umieci w zasadzie na akcie zgonu 31 grudnia 1998 czy 1 stycznia 1999. Kilka minut i uporali si z tym problemem. Rzucili chyba monet, ale nie widziaem tego na wasne oczy. Byem ukryty, dobrze schowany. Nikt mnie nie zauway. Nikt nawet na mnie nie spojrza. A mino par minut, byo po wszystkim i wszyscy sobie poszli. Monitor pracy serca zosta odczony i sta w milczcym szacunku nad potwornie bladym martwym ciaem. Gloria Burnfield, zawa minia sercowego czytam na karcie pacjenta, zawieszonej na porczy jej elektrycznego ka. Zapalenie papierosa w szpitalnej sali zostaoby odebrane jako kompletny brak szacunku, szczyt chamstwa i grubiastwa, ale oczywicie tylko wtedy, gdyby kto mnie przyapa. Dym szybko spowi ca sal. Nikt nie zakaszla. Czy modziutka dziewczyna mczya starsz pani radami w stylu nie zapominaj o swoim mu, pki nie umrzesz, ale spokojnie to nie potrwa dugo, kochanie? Oby nie. Mam wielk nadziej, e jeszcze kiedy spotkam pani Burnfield, choby po to, eby przeprosi za cae zamieszanie. Udao mi si odzyska ostatni fragment wspomnie staruszki. Teraz wiem ju, e wysiek zosta w peni opacony. Tych kilku pomitych kartek, w przeciwiestwie do dziennika, lepkie apy sprztacza-onanisty nie dopady. Ta cz wspomnie kobiety, ktrej nigdy nie udao mi si pozna tak dobrze, jakbym sobie tego yczy, bya chyba najbardziej dramatyczna. Zapisane kartki ze wspomnieniami Glorii Burnfield odnalazem czerwienic si jak dziecko i grzebic z najwikszym szacunkiem na jaki byo mnie sta, pod szpitaln poduszk starszej pani. Gsty, nerwowo zapisywany kobiecy maczek, rni si diametralnie od kaligraficznej pedantycznoci zapisywanych wczeniej sw starej kobiety. Od pielgniarki w szpitalu Roosevelt Memorial dowiedziaem si, e spisaa je niedosza
27

pielgniarka Karen Westley. Bya studentk, spdzajca przy starszej pani kilka ostatnich godzin przed jej mierci, gdy ona sama nie bya ju w stanie zapisa ani sowa. Pniej, gdy starsza pani umara, Karen wysza ze szpitala, jeli wierzc sowom pielgniarki wspominajc co o zasuonym urlopie. Zapisane przez wolontariuszk nieco dziecinne i pene bdw ortograficznych sowa ukaday si w szokujce zdania:

Stojcy naprzeciw nas Blok by makabrycznom kolekcj narzdzi do torturowania ludzi. Cele stojce, czyli kilkuosobowe klitki, metr na metr, w ktrych winiowie odbywali wielodniowe godwki, som faktem. Nieludzki pezo pseudoeksperyment tych potworw nigdy nie pozwoli mi na urodzenie dziecka. Nazici na zawsze okaleczyli me ciao, a wszystkie blizny miay bole mnie do koca ycia. Te na nogach i gowie, ukryte pod moimi wosami nie som jednak najbardziej dotkliwymi z blizn. Najgorsz szpecc mnie skaz, t niewidzialn, byo ponienie nadal pynce w moich yach, jak najbardziej wstydliwe wspomnienie. Myl, e mj m Pami i udrczone ciao, stao si moim jakby amuletem wiadomoci, ktry potwierdza mi codziennie, kadego dnia, e to co mnie spotkao zdarzyo si naprawd. Nie zapomn. Dopiero po dugich latach, niemiao pozwoliam sobie na zaakceptowanie tego, e mier nie czai si ju za kadym rogiem. Mam nadziej, e opuci na zawsze te strony, kiedy nareszcie bdzie ju po mnie. Mora moich obu ywotw sprzed pieka i po piekle - jest tragiczny. Do dzi nigdy nawet nie sprbowaam przezwyciy lku do gonego mwienia o miejscu jeszcze gorszym, od Bloku, na widok ktrego pakaam przez cae lata. Artyku w gazecie spowodowa, e zdlaam. Gdy ocknam si cztery godziny puniej i spojrzaam na zdjcie Pieka, byam bliska wymiotw. Koszmarne demony nigdy nie opuciy mojego udrczonego, maego wiata. Gdy bdziecie mieli okazj zapytajcie innych winiw, ktrzy przeyli Pieko razem ze mnom, wszystkich tych mczyzn i kobiety, wszystkie dzieci i starcw. Prawdopodobnie dojdziecie do wniosku, e istniao w naszych mylach miejsce, kturego balimy si jednak po stokro bardziej. Tam gdzie bylimy, nikt nie wypowiada jednak sowa na jego temat. Miejsce jednak istniao, i byo najkoszmarniejszym wspomnieniem mojego caego ycia. Komora. Tamtej grudniowej nocy nieg dopad nas okoo trzeciej nad ranem, ze zdwojon siom mroonc nasze koci i emocje. Budynek mieszczcy Blok 11 stojcy naprzeciw naszego baraku w Koncer Konzenza Konzentrationslager Ausz Auschwitz by nazywany
28

wienzieniem w wienzieniu. Moim zdaniem, by wienzieniem w samym rodku ludzkiej rozpaczy.


Chowam wspomnienia staruszki do kieszeni. Na jej przedramieniu dostrzegam ostateczny dowd prawdziwoci dopiero co przeczytanych sw. Tatua wizienny starej kobiety mia jej pali rk ywym ogniem do samego koca wiata. ciskam bukiet onkili, a po paszczu cieknie mi woda. Myl, wiem, e byoby zbrodni przemilcze jej krzywd. Nigdy nie blakncy, wytatuowany numer nadany jej przez niemieckich oprawcw ponie bez ustanku. Kobieta umara i nie mam pojcia, jak dowiedzie si, czy zaznaa spokoju. Jestem w kocu tylko mierci, nikim wicej. Nie znam nikogo, kto mgby mi w tym pomc. Chocia moe jej m gdyby y.

29

Rozdzia I

Mortifer

Aut vincere, aut mori Albo zwycistwo, albo mier.


~ Sentencja aciska

3 padziernika, druga dekada XXI wieku. Kilka minut po szstej po poudniu. Polskie pasmo grskie, miejscowo Sarbinowe Doy

1.

ilkanacie zraszaczy ustawionych na trawniku wok Jednostki Centralnej miarowo nawadniao idealnie zielon, krtko przystrzyon traw. Mimo niedzielnego popoudnia na parkingu przed kwater gwn stao jeszcze kilka

samochodw. Par minut po osiemnastej soce chylio si ju ku zachodowi, niespiesznie sunc ku dumnym wierkom, okalajcym cay kompleks lnicych jak tafla lodowatej wody budynkw. Olbrzymie kwadraty hartowanego szka odbijay wrzeniowe, zaamujce si wiato od swej powierzchni, w zasadzie nie dopuszczajc promieni soca do wntrza potnej konstrukcji ze stali i pancernych szyb. Czarny samochd podjecha niespiesznie pod elazn bram wjazdow, a po okazaniu przez kierowc potwierdzajcego tosamo dokumentu przy budce stranika, wjecha na posesj. - Witamy ponownie, sir rzek stranik do kierowcy. Ten jednak tylko machn rk.
30

Mijajc kilkupitrowe, okalane szkem budynki, przypominajce z zewntrz bardziej kompleks naukowy, anieli wybudowan w zaledwie rok najpotniejsz jednostk wywiadowcz w caym kraju, pasaerka amerykaskiej limuzyny pomylaa, e czuje si dokadnie tak jak w miejscach, w ktrych baa si tak bardzo, e modlia si do Boga. Przez ca reszt ycia w niego nie wierzc. Nazywaa si Anna Kamiska. Bya pikna, jak gdyby taczya przez cae swoje ycie. I w gruncie rzeczy tak byo: ze zdumiewajc lekkoci suna przez cae wszystkie swoje dni, spdzajc je u boku swojego ma, profesora Adama Drzewieckiego wiatowego autorytetu w dziedzinie snu terapeutycznego i laureata nagrody Nobla. Bya kochajca i kochana. Ale nie dzi, dzisiaj bya ofiar porwania. Na jej policzkach dostrzeglibycie z ca pewnoci wyrane oznaki paczu i upokorzenia. Rozmazany na twarzy tusz do rzs i napuchnite od ez worki pod oczami to oczywisty sygna, e mczyzna prowadzcy limuzyn jest niebezpieczny. Czy byo tak w istocie? Przyjmijmy za pewne, e potnie zbudowany, barczysty kierowca o niadej cerze i gronej twarzy, na pewno by w stanie doprowadzi Ann do paczu. Anna Kamiska baa si odezwa, nie naraajc si przy tym gronie wygldajcemu facetowi z wojska, ktry siedem godzin wczeniej wyway drzwi od jej poznaskiego mieszkania, groc jej broni, a dopiero potem pokazujc ogromn legitymacj. ABW zdya przeczyta. Nie miaa pojcia, czego moe od niej chcie Agencja Bezpieczestwa Wewntrznego. A teraz bya poddana woli tego gronie wygldajcego, niadego mczyzny w czarnym stroju. Nie wiedziaa dokd wiezie j ten czowiek i chocia agent wielokrotnie (cho pswkami) uspokaja, e nic jej nie grozi, ona nie wierzya w ani jedno sowo. Nie przekonaa jej nawet legitymacja na smyczy, ktr agent wrczy jej po przejechaniu przez bram wjazdow. Rozkaza w prostych sowach, aby zaoya j na szyj. Na ogromnym plastiku karty magnetycznej widnia tylko wielki orze i napis SUBIEKT. To ostatnie, cho bardzo dyplomatyczne, natychmiast spowodowao, e zimne krople lepkiego potu wystpiy jej na czoo. - Moe mi pan powiedzie - Prosz o cisz powiedzia grzecznie, ale stanowczo. - Mimo wszystko - Cisza uci agent spokojnym tonem. Nie moga si std wydosta, bya przeraliwie godna i zmczona, a na dodatek wanie staa si jakim cholernym subiektem. Dotaro do niej, e absolutnie nikt nie ma

31

prawa jej odnale, nikt nie widzia, kiedy ten ogromny facet porwa j z jej wasnego mieszkania w Poznaniu i przywiz j tutaj. Z powrotem do Sarbinowych Dow. Miejsce, w ktrym znajdowaa si jednostka, byo jej doskonale znane, kupili przecie nawet ogromny dom na wzgrzu, grujcy nad tym miasteczkiem. Jej m prowadzi tu badania naukowe. By to rodzaj jakiej pokrconej wsppracy, chodzio o pomoc polskiemu wywiadowi w zamian za fundusze na rozwj kliniki jej ma. Kompleks naukowy? Jednostka Centralna? Miejsce otoczone len gstwin miao wiele nazw i byo dziwne, bardzo dziwne. Zbyt dziwne! jak dodaliby bohaterowie starych westernw, dokadnie na pi sekund przed rozpoczciem przeraajcej strzelaniny. Wraenie przytaczajcej perfekcji byo na terenie kompleksu wszechobecne. Stalowe konstrukcje podtrzymyway ogromne szklane paty (wedug zamwienia w przetargu dopuszczajce do wntrza od 25 do 40% wiata sonecznego, w zalenoci od temperatury) tworzce razem wielk, szklan kopu, ze wspania mozaik przy gwnej bramie. Mozaika w kompleksie wojskowym. Absurd! Kosztowny ornament by wykonany z tysicy kolorowych pytek, by take przesadnie stylizowany na wyjtkowo stary. Praca przedstawiaa bia posta bez twarzy, w zocistej aureoli. Nie bya to jednak posta Chrystusa, ani adnej innej postaci religijnej, wykonano j zaledwie kilka miesicy temu. Jej majestatyczny wydwik przywodzi na myl co najmniej sklepienie Kaplicy Sykstyskiej. Prno jednak dopatrywa si wzniosych kontekstw w tej aosnej, cho bardzo kosztownej prbie wprowadzenia mistycznego klimatu na teren Jednostki Centralnej. By to niesamowicie dziwny, cho konsekwentny w swoim szalestwie wymys dowdztwa, kolejny element psychologicznych zagrywek wobec odwiedzajcych. W swoich zamwieniach sprzed ptora roku, artysta wykonujcy zlecenie na mozaik znalazby wpis:

Uniwersalna posta jednoznacznie kojarzca si odbiorcy z wybawieniem, ukojeniem, zbawieniem etc. W adnym wypadku i kategorycznie nie powinna przedstawia mierci, choroby, smutku, take gbokiej zadumy, rozwaa, wtpliwoci. Przedstawianie jednoznacznie kojarzcych si postaci religijnych rwnie nie jest dopuszczalne.
Chrystus bez twarzy na dobre wpisa si w schemat Jednostki. Prawda jest taka, e doskonale obrazowa niemal wszystko, co skryway sterylne mury kompleksu. - Co to za posta? Ta z mozaiki. Dlaczego - Powiedziaem pani ju raz. Nie bd z pani rozmawia.

32

Anna Kamiska westchna ciko, patrzc w stron ogromnego agenta. Jechali i jechali, a w gowie kobiety pojawiay si wszystkie informacje, jakie moga zapamita o tym miejscu. A byo ich wiele. W odrnieniu od innych ludzi plotkujcych o przeraajcych rzeczach, jakie si tu wydarzay, jej wasny m bywa tu niezwykle czsto. Czasem nie wraca std przez wiele dni do domu, albo do kliniki psychiatrycznej, ktr wsplnie prowadzili. Kiedy Adam Drzewiecki wreszcie powraca z Jednostki Centralnej, siada koo niej na ku i obejmowa ramieniem, wtedy opowiada jej z zaangaowaniem o tym niesamowitym miejscu. Miaa wicej informacji o tym kompleksie, ni poowa onierzy tu stacjonujcych. Wiedziaa, e niektrzy z nich przyrwnywali kompleks do dworca kolejowego. Byo to wedug zarzdu efektem wyjtkowo niepodanym. Atmosfera podry bya bowiem w tym miejscu mniej potrzebna, ni gdziekolwiek indziej na wiecie. Pod czujnym okiem zimnej jak ld, bezwzgldnej pani dyrektor, prbowano wytworzy w budynku atmosfer najdroszego hotelu, czy prestiowej kliniki odwykowej dla bogatych, prbujcych rzuci prochy, na nowo definiujc siebie jako ludzi sukcesu. Czyniono ku temu odpowiednie kroki: dwa dni temu przed recepcj ustawiono wystaw zdj paryskiego fotografa, Marca De Florian pt. Jest mi jak w raju, a kady dzie to dar od Wszechwiata, co wedug administracji miao odwlec niepodane myli. Pesymizm jest niewaciwy gosia oficjalna polityka kompleksu. zuboa, by w ostatecznoci zabi! W caoci przeszklony, wielokrotnie modernizowany kompleks Jednostki Eksperymentalnej, mia powierzchni ponad dwch i p tysicy metrw kwadratowych i przeszed w tym roku kolejny remont, zgodnie z oczekiwaniami zarzdu. Nie dalej jak miesic temu zachodni cz budynku po raz kolejny przebudowano, tym razem modernizujc wntrza w myl zasad feng-shui. Waciciele kliniki przywizywali ogromn wag do dobrego samopoczucia goci od samej bramy wjazdowej, a do samego koca pobytu. Dawao si jednak wyczu specyficzn sztuczno, cechujc zarwno zachowanie pracownikw, jak i nastrj caego budynku i przylegajcych mu terenw. Miejsce zbyt idealne. Mury kompleksu skryway wiele tajemnic, ale take trzy razy wicej kamstw. Zbyt czyste i zbyt perfekcyjnie wystrojone sale, korytarze i gabinety byy po prostu Pesymizm

33

nienaturalnie wietne, panowa tu zbyt wielki porzdek, by byo mona odczu cokolwiek w tym budynku za rzeczywiste. Po wejciu nieco gbiej w struktur caego kompleksu przekonalibymy si o jak ekstremalnych poczynaniach mowa. Ale jeszcze nie teraz. Limuzyna przejechaa przez kilkusetmetrowy podjazd, zatrzymujc si dopiero przed strzeonym wjazdem, a cilej rzecz ujmujc, przed podziemnego parkingu. Kolejny, jeszcze groniejszy i jeszcze potniejszy w budowie, czarnoskry stranik, przy niewielkiej budce spojrza na ni podejrzliwie. B. J. SMITH, przeczytaa na zotej plakietce przypitej do munduru. Naprawd, kurwa, wszystko mwice nazwisko - Odznaka, prosz pani rzek B.J. Smith. - Natychmiast. Owszem, wzorem swojego kierowcy-porywacza, ona take musi wystawi odznak w jego kierunku, potwierdzajc tym samym, e oboje maj prawo tu wjecha. Szybko zaoya legitymacj subiekta, nie mwic ani sowa. Stranik nawet nie mrugn, po prostu kiwn gow. Wyda komend przez krtkofalwk, jednak kobieta nie zrozumiaa co dokadnie powiedzia. Drzwi bramy zaczy rozsuwa si, nie wydajc z siebie nawet najcichszego skrzypnicia. Stranik kiwn gow ponownie. Jecha. Auto wjechao do najwikszej windy towarowej, jak kobieta kiedykolwiek widziaa. Mienica si na pomaraczowo lampa ostrzegawcza zgasa, gdy kierowca zgasi silnik i wyczy wiata. Rozwietlone mocnym jarzeniowym wiatem wntrze stalowej puszki przyprawio j o micy bl gowy. Potne drzwi zasuny si za nimi. Rozleg si stumiony zgrzyt i winda zacza zjeda w d. Sekundy wolno przeksztacay si w minuty. Minuty wleky si w nieskoczono, a niepokj kobiety nieustannie rs. Bya przeraona jak cholera. Niespodziewanie winda stana. - Prosz pani, jestemy na miejscu odezwa si kierowca, przejedajc autem przez otwarte drzwi, a to, co ukazao si oczom kobiety, z ca pewnoci nie byo podziemnym parkingiem. Byo miastem. - Prosz si nie ba, prosz pani oznajmi czowiek w czerni chodnym, beznamitnym gosem. C powiem to tylko raz, jest pani w najbezpieczniejszym miejscu wiata, bez adnej wtpliwoci doda po chwili duszego milczenia kierowca, przejedajc pomidzy betonowymi supkami i wczajc si do ruchu.
34

rozsuwan elazn rolet,

stanowic co w rodzaju bramy. Kierowaa, wedug przypuszcze kobiety do

Nie odpowiedziaa ani sowem na sowa agenta. Cholerne miasto pod ziemi, mylaa, przeraona jak diabli. Kierowca z wyrozumieniem pokiwa gow, jak gdyby syszc jej myli. Tak, to co ogldali robio wraenie, piorunujce. ona noblisty widziaa wiele miejsc, ktre imponoway jej rozmachem i myl techniczn mieszkacw. Nowy Jork, Kuala Lumpur, Hong Kong i wszystkie pokazowe miasta w Chinach, wybudowane tylko po to, aby pochwali si majstersztykami inynierii i dumn myl architektury na najwyszym poziomie. Pomimo tych wszystkich wspaniaych miejsc, ktre widziaa w swoim yciu, podziemne, najnowoczeniejsze i najbardziej naszpikowane technologi miasto wielkoci cholernego Szanghaju, przytoczyo j swoim potnym majestatem tak bardzo, e poczua si niemal nic nie wart mrwk. Potga naukowa w towarzystwie technologii skryy si pod ziemi, jak krasnoludzka Moria z ksiek Tolkiena. I cho byo to najprawdziwsze miasto, to cechowao je jednak pewne kalectwo. Dopiero po kilku krtkich chwilach spdzonych w podziemnej metropolii do kobiety dotaro, e brak tu jednak czego bardzo, bardzo wanego: nieba. Widoczne z bliskiej odlegoci czarnobrunatne skay, jakby ciany wielkiej jamy, majestatyczne i wysokie na setk metrw, tony w mroku wraz z rosnc odlegoci. Niewymienione ani razu z prawdziwej nazwy miasto, ukryte pod ziemi, byo skazane na wieczny mrok, albo korzystanie wycznie z energii elektrycznej. Teraz, gdy przeraona ona noblisty pojawia si tu jako wiziony zakadnik, pomylaa, e to nie do pojcia. - Niemoliwe przewodnia myl bya prosta, a jednak faszywa. Rozwietlone chodnym, biaym wiatem z miliardw nienobiaych diod przywodzio na myl fantastyczne krainy rodem z filmw sci-fi. - Ale to dzieje si naprawd wyszeptaa Anna Kamiska. Kobieta z trudem oderwaa wzrok od widoku miasta za szyb samochodu i po raz dwusetny dzisiejszego dnia spojrzaa niepewnym wzrokiem na kierowc limuzyny. Nic nie udao jej si jednak wyczyta z tego nieprzeniknionego spojrzenia, penego niezachwianej wiary w suszno celu misji. Misji, w ktrej to ona odgrywaa rol schwytanej do siatki wdkarskiej ryby, ktra miota si na wszystkie strony, nie mogc zaczerpn tchu przez miertelnie piekce skrzela. Twarz kierowcy, agenta specjalnego odzianego w czarny garnitur, nie okazywaa jakichkolwiek emocji. Czowiek penicy tak funkcj jak on nie mg sobie na to pozwoli.

35

Limuzyna ktr kierowa agent toczya si dalej, asfaltow arteri w gb cigncego si w nieskoczono podziemnego superkompleksu, do granic moliwoci naszpikowanego nowoczesn technologi. Oto zdumiona kobieta przeciera wilgotne od strachu oczy, nie mogc wyj z szoku. Miasto wybudowane pod naturaln ziemsk kopu przycigao jej wzrok jak magnes. Nie dao si nie patrze. Roztacza si przed ni zwariowany kalejdoskop najrniejszych obrazw: wielopitrowych w peni przeszklonych budynkw, ludzi ubranych w wojskowe mundury, biaych kitli naukowcw i technikw, a take duo bardziej wyniosych generaw i komandorw, ktrych piersi zdobiy setki odznacze. Byu w podziemnym miecie mnstwo zwykych szarych ludzi: mieciarzy, wrzucajcych zawarto mietnikw miejskich do maej mieciarki, par modych ludzi trzymajcych si za rce, tkwicego na posterunku przy maszynie do hot-dogw sprzedawc, palcego papierosa Oto pojawia si na przejciu dla pieszych maa dziewczynka, trzymajca w rku maego pieska na baterie. Naciskajc brzuszek biaego futrzaka zabawka porusza apkami, wydajc z siebie trzeszczcy odgos jakiego szczekajcego pinczera. Auto przejeda przez skrzyowanie, gdy kierowca dodaje gazu. Automatyczna skrzynia biegw lekko szarpie. Ludzie na ulicy zachowuj si tak, jakby byli w tym miejscu od zawsze: rozmawiaj ze sob, spacerujc wzdu alejek pomidzy budynkami, dyskutuj Bg wie o czym z wikszym lub mniejszym zapaem, podczas gdy niewielkie, cho wszechobecne oddziay onierzy, maszeruj w sobie tylko znanych kierunkach. Kiedy auto dojechao do kolejnego skrzyowania i zatrzymao si, aby przepuci jadcy niepiesznie transporter opancerzony, coraz bardziej zdumiona kobieta widzi chopca, najwyej trzyletnie dziecko, trzymane za rk przez barczystego pukownika w ogromnych okularach przeciwsonecznych. Co robi dzieci pod ziemi, do jasnej cholery?! Nie byo czasu na rozwaania. Szybko zniknli jej z oczu, gdy auto skrcio w kierunku kolejnej, niekoczcej si podziemnej ulicy penej ludzi. adna spord rozstpujcych si i przepuszczajcych czarnego chryslera osb nie zwrcia na nich najmniejszej uwagi. Bya to najnormalniejsza w wiecie sprawa, e w miejscu, o ktrego istnieniu ludzie na powierzchni nie mieli bladego pojcia, pojawia si pojazd wyprodukowany na grze. A wic wszyscy mieszkacy utrzymywali sekret jego istnienia. To niemoliwe! Kobieta spoglda na swj elektroniczny zegarek i ze zdziwieniem stwierdza, e ciekokrystaliczna tarcza wskazuje godzin 16:77. Przez chwil rozwaa, co moe by tego
36

powodem, zrzuca to jednak na karb wszechobecnej elektroniki. Zreszt miaa w tej chwili o wiele wiksze problemy, ni le dziaajce zegarki. Jej oczom ukaza si najdziwniejszy budynek, jaki kiedykolwiek przyszo jej w yciu oglda. Potna stalowa konstrukcja nie przypominaa swoim wygldem adnego spord budynkw, ktre wczeniej byo jej dane ujrze. Prawd powiedziawszy, nie przypominaa absolutnie niczego. Budynek architekta-pijaka. Absolutny brak logiki, przywodzcy na myl szalonego artyst, ktry pod wpywem alkoholu dorwa si do deski krelarskiej i bezsensowny ksztat budynku przywodzi na myl poczenie spodka kosmicznego z ogromn budk telefoniczn. Byo to najbardziej racjonalne zestawienie, jakie przychodzio do gowy, przy zetkniciu z tak przedziwn konstrukcj. Cho i ten opis wyda si kobiecie cakowicie bezsensowny, w rzeczywistoci stanowi cakiem udan prb opisania tej dziwacznej konstrukcji. Kierowca czarnego chryslera zatrzyma auto, wysiad z samochodu i otworzy jej drzwi, gestem zapraszajc w kierunku absurdalnego budynku. Kobieta, chcc nie chcc, wreszcie wysiada z samochodu. - Wszystko wyjani pani w dowdztwie oznajmi agent, dyskretnie cho stanowczo chwytajc kobiet za rami i prowadzc z wyrazem kontrolowanej delikatnoci, pod drzwi absurdalnego budynku. Obiektyw kamery przemysowej natychmiast przesun si w ich stron, kiedy stanli pod wejciem. - Major Rifat Darlovi, ABW, sektor bezpieczestwa i Anna Kamiska, subiekt powiedzia gono wojskowy, patrzc prosto w elektroniczne oko kamery. Wizyta zaplanowana, przekacie informacj. Prosz o przejcie kontroli nad snem subiektu. Moja rola si koczy ostatnie sowa skierowa ju bezporednio do drcej kobiety. Przejcie kontroli nad snem? Chryste panie, oczywicie, pomylaa Anna Kamiska, a wszystkie niejasnoci zwizane z porwaniem jej do podziemnego miasta, momentalnie znikny. Jakim cudem facet w garniturze porwa j z mieszkania, w ktrym, jak stwierdzia wanie zdumiona, nie bya ju od dobrych kilku lat? Bo nia. Dlaczego zegarek pokazywa godzin 16:77, przeczc wszelkiej logice? Jakim prawem, na terenie Jednostki Centralnej w Sarbinowych Doach, powstaa ogromna, podziemna metropolia, o ktrej istnieniu ludzko nie miaa bladego pojcia? Bo we nie takie rzeczy s normalne. Momentalnie po uzyskaniu odpowiedzi na jedno pytanie, w gowie Anny Kamiskiej kbiy si kolejne, jeszcze bardziej absorbujce uwag. Szybko odtworzya cay sen, wracajc mylami do wczeniejszych wydarze. Podziemne miasta? Ogromne windy dla limuzyn? Dzieci noszone na rkach przez
37

onierzy? Dlaczego kilkadziesit tysicy ludzi miaoby si gromadzi pod ziemi, czego tu szukali? I skd to cae porwanie? Przecie pamita, e zasypiaa dzi wieczr w swoim wasnym ku, przed zaniciem rozmawiajc ze swoim mem o planach na jutrzejszy dzie. Mieli pracowa z Adamem nad wskrzeszaniem zapomnianych wspomnie we nie, a on nazywa to powrotem do korzeni. Dlaczego kto miaby j porwa z mieszkania, skoro zasypiaa w kompletnie innym domu, w grskiej willi, kilkaset kilometrw na poudnie od Poznania, wanie w Sarbinowych Doach? Dlaczego ktokolwiek uzna, e jej obecno tutaj bdzie miaa jakiekolwiek znaczenie? C, najwyraniej jej wasna podwiadomo miaa jej co do przekazania. I, cho po stwierdzeniu zdumiewajcego faktu, i faktycznie znajduje si wewntrz snu, z atwoci udzielia odpowiedzi na wszystkie nasuwajce si jej pytania, pewne kwestie dalej stanowiy jedn wielk niewiadom: Dlaczego nie mog wydosta si ze snu, dlaczego nie mog si po prostu obudzi? pytaa si w mylach kobieta, trzymana za rami przez barczystego Darlovia, w oczekiwaniu na spotkanie z elementem jej snu. - Chc przerwa sen! krzykna do agenta. - Nie mam pojcia, o czym pani mwi. Powtarzam: koniec rozmowy! To wszystko nie jest naprawd, to nigdy nie istniao. To znaczy istniao, ale tylko w jej nie. Problem polega na tym, e Anna zawsze, bez wyjtku, bya w stanie wydosta si ze snu, kiedy sprawy przybieray zy obrt, a coraz czciej po prostu zapanowa nad wydarzeniami. W cigu ostatniego roku potrafia przej kontrol nad prawie kadym snem, niemale z dziewidziesiciodziewicioprocentow skutecznoci. Wydostawaa si z poncych budynkw, pokonywaa lk przed wysokoci, arachnofobi, pozbya si nikotynowego naogu w cigu siedmiu nocy, a nawet przeprowadzia z mem operacj na otwartym sercu ywego czowieka. Oczywicie we nie, bez adnego ryzyka. I co z tego? Na co jej statystyki, medyczna wiedza, czy podre po kadym wymarzonym miejscu na wiecie, kiedy teraz staa si zakadniczk wasnej psychiki? Dotychczas uwaaa swoj senn cz psyche za podn i doskona. We nie robia ju wszystko co chciaa. Odwiedzaa ju stepy akermaskie za czasw rosyjskich carw, odbya z mem podr po Hollywood z lat siedemdziesitych, wsplnie byli wiadkami wszystkich najwaniejszych bitew w historii ludzkoci. Jej m wpad nawet na pomys, aby odtwarzali sobie we nie wszystkie sceny biblijne, jedna po drugiej.

38

Robili to, jedzc przy tym senny popcorn. Jak do tej pory kady ich sen przebiega spektakularnie, bardzo szczliwie i dziki Bogu, bez wikszych komplikacji. A do dzi. To sen. To senna rzeczywisto. Mj mzg jednoczenie tworzy i odbiera, jest autorem i czytelnikiem. Aktorem, reyserem i widzem w jednym. A reyser potrafi przecie pokierowa caym spektaklem, zaprojektowa go od podstaw i zapanowa nad caym chaosem, ktry kbi si w jego gowie, podczas powstawania przedstawienia! mylaa Anna gorczkowo odtwarzajc w mylach mantry wpajane jej przez ma niemale kadego dnia przed zaniciem. A jednak. Nadal nie potrafia wydosta si z elaznego ucisku ubranego na czarno agenta. Wtedy dotaro do niej, co si dzieje. Zdaa sobie spraw z prostego faktu i poczua si troch tak, jak gdyby zamalowujc kratki w zeszycie, nagle stwierdzia, e niewiadomie rysowaa szachownic. Genera Mondoe. Nareszcie zrozumiaa co si wici, z czym przyjdzie jej zmierzy si ju za chwil. On przyjdzie, on w zasadzie ju tu jest. Ten, na widok ktrego po raz pierwszy w yciu przerwaa sen przez drgawki, ktre niespodziewanie targny jej picym ciaem. Potwr z szafy. Mroczna suma wszystkich lkw zmierzaa ku niej, cho na razie nie przybraa jeszcze adnej postaci. A ona moga jedynie myle co czuje polna mysz, kiedy pada na ni cie drapienego myszoowa. Anna Kamiska zrozumiaa, e za chwil kolejny raz spotka si z NIM. To wanie ON wyjdzie jej na spotkanie, ON wyjdzie z tego absurdalnego budynku. Pikna kobieta zerwaa si momentalnie z ucisku, chwycia agenta specjalnego za klapy marynarki i z caej siy zaciskajc donie przemwia: - Myloksztacie, rozkazuj ci wypuci mnie w tej chwili. Wiem, e nie jeste prawdziwym czowiekiem, jeste tylko czci mojego snu. Przejmuj nad nim kontrol, rozumiesz? - wypowiedziaa te sowa pewnym gosem, wiedziaa bowiem doskonale, e gwnie to od jej woli zaley co odpowie jej trzymajcy j mocno twr podwiadomoci. Najwyraniej nie dzisiaj. Agent tylko wykrzywi wargi w kliwym umiechu. - Obawiam si, e mj dowdca ma wzgldem pani zgoa odmienne plany - spojrza na ni z cierpliwoci. - Ale prosz si nie ba, obiecaem pani, e jest pani bezpieczna To mwic znw chwyci j za rami. Bolao. To nie miao prawa si zdarzy, wedug zasad opracowanych przez jej ma, kodeksu kadej sennej podry, byo to niemoliwe. A jednak.
39

Niewiele mylc kobieta zacza krzycze, prbujc wyrwa si z ucisku mczyzny. - Wypu mnie! Syszae?! To sen! Mj sen! PRZECIE TO JA MAM TUTAJ WADZ! - krzyczaa Kamiska, miotajc si na wszystkie strony. Nic z tego. Dowiadczony agent kadych sub specjalnych na wiecie (nawet takich nigdy nie istniejcych w rzeczywistoci) z atwoci poradzi sobie z czterdziestoletni, nieuzbrojon i coraz bardziej spanikowan kobiet. Spotkam go. Spotkam mojego myszoowa ju za chwil! Boe, prosz nie nie NIE! Nie mina chwila, a drzwi wejciowe dziwacznego budynku rozsuny si. I to wtedy wanie Anna stana twarz w twarz z potworem, ktrego tak si obawiaa. - Mondoe, ty mieciu szepna. A wic znajduje si w sennym odpowiedniku pieka. Anna zastanawiaa si, kiedy ostatnio pogrya si w rozpaczy tak potnej, e zacza nagle traci zmysy. Wybaczya sobie, przypomina sobie o najgorszym momentach swojego ycia, w kocu musiaa rozdrapa cho jedn star ran, aby dobrze odda przedmiot swojego opisu. Pytania zasuguj jednak na odpowiedzi. Czy w jej wiadomoci znajduje si jeszcze cho strzpek wspomnie tak straszliwych, e jej umys ledwo poradzi sobie z ich przyswojeniem? O tak. Ten, ktry budzi w czowieku wszystkie tego typu myli, pojawi si nagle, jak gdyby cay czas tu by. Nie pojawi si w muzycznym akompaniamencie niepokojcych dwikw, nie wyrs spod ziemi, ani nie zjawi si w spektakularnym filmowym pufff! po prostu drzwi rozsuny si, a ona nagle go zobaczya. Genera Mondoe. Kim by czekoksztatny potwr, ten mroczny duch stojcy naprzeciw Anny Kamiskiej? Na pewno nie by czowiekiem. Byy to dwa metry potwora wychudzonego niemal do samego szkieletu, w czarnym skrzanym paszczu Gestapo, czapce ze srebrn trupi gwk i oczami z ropiejcymi biakami, ktre spoglday z jawnym rozbawieniem na trzsca si ze strachu doros kobiet. Agent Darlovic, kierowca czarnego chryslera, zamiera w bezruchu, patrzc za wszelk cen na paszcz i peen mundur gestapowca, byleby tylko nie na gnijce oblicze generaa. Spoglda na pysk Mondoe, to tak jak spoglda w wypite krocze grubej portowej dziwki pomyla Serb. Senny potwr zdawa nie przejmowa si mylami o jego odraajcym wygldzie. By zbyt potny, aby mc zaprzta sobie gow takimi rzeczami jak prezencja. - Dziewczynko jak mio ci widzie - rzek gosem przypominajcym krakanie setki wygodniaych wron. Maa Aniu, ktry to ju raz?
40

Jego

groteskowo

szpetna

twarz,

pena

ropiejcych krwistoczerwonych ran

wykrzywiona w umiechu o urodzie rozkadajcych si zwok, zdawaa si tylko potwierdza wszystkie obawy. aden czowiek nie mg by mie TAKIEJ twarzy, choby nawet po najstraszliwszej chorobie czy wypadku. On mg. Dwumetrowe gnijce od wewntrz stworzenie zdawao sobie doskonale spraw z wasnej brzydoty, nie postrzegao jej jednak w ludzkich kategoriach, nie wstydzio si jej. Gnijce wargi, i wyace na zewntrz lewe oko, przybierajce w chwilach wielkiej ekscytacji odcie ci, nie wzbudzay w nim zoci czy potpienia. Chocia sam Mondoe stanowi perfekcyjne uosobienie wszystkich zych ludzkich i nieludzkich emocji. - Zadaem ci pytanie, dziewczynko usyszaa Anna Kamiska. Cho rozumiaa znaczenie sw, nie bya w stanie odpowiedzie, tkwia w milczeniu z rozwartymi szeroko ustami i najszybciej jak tylko potrafia, oceniaa swoje szanse. Przypominaa sobie dosownie wszystko, co wiedziaa o sennym demonie. Cho by tylko tworem podwiadomoci, nie istnia w rzeczywistym wiecie i nigdy nie mia prawa pojawi si nigdzie indziej, jak we nie, to senne wydarzenia ostatnich czasw napaway j i profesora Adama Drzewieckiego ogromnym lkiem. Stanowiy rys na szkle, irytujcy jeden procent. Wtedy nie wiedzieli jeszcze, e Mondoe rozplenia si po nie, jak chwast, cay czas nie mogc przesta rosn Anna czsto zadawaa sobie w mylach pytanie: dlaczego akurat genera, skd akurat militarne, a nie na przykad satanistyczne skonnoci sennego monstrum? Skd, do jasnej cholery, ten nazistowski mundur, wielkie oficerskie buty i wojskowa czapka z trupi gwk na popkanej ysej czaszce szpetnego potwora? To akurat byo oczywiste dla Anny Kamiskiej. Miao zwizek z czowiekiem, ktrego nazwisko brzmiao Jack Burnfield. Wtedy kiedy pomylaa o tym wanie czowieku poczua, e co widruje jej psychik, co uparcie chce dosta si do jej gowy, tak jak gwaciciel, ktry pragnie skrzywdzi swoj ofiar.

Czcij mnie, suko.


Mondoe potrafi opta i robi to coraz czciej. Nie mg by czowiekiem, nie tylko ze wzgldu na nieludzk brzydot - by take zbyt ogromny, zbyt potny i zy, aby mwi o jakichkolwiek przejawach czowieczestwa w jego przypadku to by potwr, karmicy si egoizmem i strachem.

Syszaa? Czcij mnie.


- Ty nie bd ci odpowiada, tworze. Element mojego snu - wycedzia jedynie. Tylko na tyle bya w stanie si zdoby.
41

- Zignoruj to, pozwolisz? Nie widzielimy si od duszego czasu. Po prostu mio znw ci zobaczy, ty maa dziwko - rzek potwr, wycigajc rce odziane w grube skrzane rkawiczki w stron Kamiskiej. By to szyderczy gest powitania, a ton gosu peen jawnej obudy: co niemal tak samo szczerego jak pochlebstwa chorego i diablo napalonego zwyrodnialca wzgldem maej, bezbronnej dziewczynki, gdzie na poboczu szosy w samym rodku nocy. Kobieta milczaa. - Zapomniaa mnie? Nie pamitasz kim jestem? zapyta mroczny genera. Nie uwierz w to. Ju, tak szybko? Agent puszcza rami Anny Kamiskiej. Uzbrojony Rifat Darlovi, agent ABW serbskiego pochodzenia jest co najmniej tak samo przeraony widokiem swojego szpetnego dowdcy jak pikna Anna Kamiska. Pewnie nawet on nie spodziewa si, e do Anny ony profesora, ich dzisiejszego subiekta, przybdzie sam genera Mondoe. Zarobaczona twarz przyprawiaa Serba o mdoci za kadym razem gdy spotyka go przykry obowizek rozmowy ze swoim dowdc. Agent pomyla wtedy, e to niedobre co jego dowdca robi tej kobiecie. - Ty kurwo syszy pene nienawici sowa Mondoe, skierowane do Anny, ktrej wargi dr z rozpaczy i lku. Pakaa te przeze mnie, pomyla Darlovi. Przeze mnie. Niespodziewanie agent Rifat Darlovi wtrca si do rozmowy penym dyplomacji tonem: - Generale, nie miaem pojcia, e to wanie genera osobicie zasz... - Zamknij pysk. Agent natychmiast umilk. Goym okiem byo jednak wida, e czyni to z ogromnym wysikiem. - Zadaem ci pytanie, maa dziewczynko zwrci si Mondoe do kobiety. Zapomniaa mnie? - Ciebie si nie da zapomnie, sukinsynu - wycedzia z wciekoci ju prawie kajca Anna Kamiska. Potwr umiechn si przeraliwie. To bya prawda. - Doprawdy, popatrz sama, czy to nie zabawne? Mylaem, e jest kompletnie inaczej. Ale nie martw si, pono zyskuj przy bliszym poznaniu. A bliskie kontakty to ju tylko twoja specjalno, prawda? Na przykad taki Jaaaaack - uda ziewnicie. Ruchalicie si i byo ci niele prawda? Anna spluna mu w twarz.

42

Lewa rka mrocznego demona powdrowaa w kierunku krwawicego i ropiejcego policzka, aby zetrze lin. Gadzc swj dziurawiejcy policzek, oprcz liny, zebra palcami chyba z p garci obrzydliwej ropnej mazi. - Mj Adam ci zniszczy, ju nad tym pracuje! usysza potwr. - Szumowino, nie jeste wart mojej uwagi! - wykrzykna wcieka ze strachu Anna i natychmiast tego poaowaa. I wiem, e istniejesz tylko w moim nie! - dodaa po chwili oskarycielskim tonem. - Tak jakby to przesdzao spraw - oceni szyderczo Mondoe. Po czym znw si zamia. Mia dzisiaj wyjtkowo dobry humor i wiedzia, e to tylko zwiksza jego si. Nie mia zamiaru wychodzi z wspaniaego nastroju, w jaki si wprawi. Rozgromi t suk ju niedugo. O tak... to bya bardzo przyjemna myl dla takiej kreatury jak senny demon. Zniszczy j od wewntrz, miadc jej psychik jak tuczek robi to z kawakiem misa. Przypatrujc si panikujcej Annie z wyran rozkosz zaatakowa ponownie: - Jak to moliwe, e nie moesz si wydosta, maa dziewczynko? Och! Naprawd nie moesz si obudzi?! Ojojoj! - zapiszcza markujc dziecic panik. Anno, maa Anno to takie straszne, kiedy potwr z szafy przejmuje kontrol, czy nie? - Nie masz pojcia o czym mwisz, kreaturo odpowiedziaa Anna mechanicznym gosem, a oczy zaszy jej mg zamylenia. Rozmawia z Mondoe to tak, jakby rozmawia z lekarzem oznajmiajcym ci wanie, e twj rak wchodzi w ostatnie stadium. Jaki rak, o czym on mwi do cholery?! - bbni ci w gowie i zaczynasz nerwowo pociera palcami o skrawki koszuli, podczas gdy czowiek w biaym kitlu tumaczy ci, e radioterapia paliatywna to naprawd dobry sposb na zagodzenie twojego blu, zanim umrzesz. Tak mona powiedzie, e w ten sposb Mondoe rozmawia ze swoimi ofiarami. Uwielbia to robi caym swoim zgniym, zastygym w bezruchu sercem. Kobieta zaciekawia go jak nikt nigdy, co byo zdarzeniem do osobliwym, eby nie powiedzie, e po prostu nieprawdopodobnym. W czasach, kiedy Anna nie znaa jeszcze swojego przyszego ma, Adama Drzewieckiego, genera ciemnoci nie interesowa si ni ani troch. Bya po prostu zwyk, przecitn jak brudna woda przyjacik czowieka, ktry powici wiele dla wiedzy o nieniu. Ciekawo Mondoe, demona snu, Anna wzbudzia dopiero w momencie, kiedy dziesi lat temu staa si on najwikszego autorytetu w dziejach, jeeli chodzi o pojcie nienia. Zdobywajc nagrod Nobla, profesor Adam Drzewiecki nie tylko udowodni, e ma naprawd ogromn wiedz na temat nienia, ale take przycign do siebie problemy.

43

Koszmar Anny Kamiskiej rozpocz si zaledwie kilka dni po odebraniu przez jej ma nagrody Nobla. Dla Adama Drzewieckiego najbardziej prestiowa nagroda naukowa wiata za caoksztat pracy nad wiadomym nieniem, a w szczeglnoci nad technik wyjcia z ciaa podczas sennego relaksu, nie staa si bynajmniej przepustk do ycia w stanie spoczynku, na laurach. Przeciwnie, nagroda Nobla tylko pobudzia wszystkie zapdy profesora do osignicia jeszcze wikszej wiedzy na temat nienia. A sama nagroda jako powd do dumy ju coraz rzadziej go interesowaa. Podobnie jak Wisawa Szymborska, ktra przed mierci przyznaa, e nie wie dokadnie, gdzie w jej mieszkaniu znajduje si noblowskie wyrnienie "za poezj, ktra z ironiczn precyzj pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukaza si we fragmentach ludzkiej rzeczywistoci", tak samo Drzewiecki nigdy nie poprzesta na przygldaniu si swojej nagrodzie "za usilne denie do zgbienia wiedzy o nieniu, sennej rzeczywistoci i waciwociach terapeutycznych snu" raz po raz, gdy ju postawi j na swoim ogromnym biurku w gabinecie swojej kliniki psychiatrycznej. Szedziesicioszecioletni noblista Adam Drzewiecki pozwala sobie na chwil prnej zadumy tylko gdy polerowa swoj nagrod raz w tygodniu. Myla wtedy z niekaman przyjemnoci o swoim dorobku naukowym. Czy nie mia jednak prawa do chwili saboci po takim osigniciu? Potwr Mondoe wiedzia o tym wszystkim, wszak zainfekowa umys Anny i Adama wkradajc si jak wirus do ich snw. Przybiera na sile, obrasta w wiedz i zamierza to wykorzysta. Mia ju plan, a do jego realizacji zamierza uy Anny. Kiedy tak stali pod elektrycznymi drzwiami wejciowymi do absurdalnego budynku, Anna, podobnie jak Rifat robia wszystko eby nie patrze mu w twarz. Zauwaya z przeraeniem, e drzwi za potwornym generaem rozsuwaj si i zsuwaj, jak gdyby oszalae od jego obecnoci, i nie mogce przesta taczy w szaleczym tempie. A genera Mondoe? Spojrza na ni z faszyw, odraajc radoci i znw uksi: - Pamitasz nasze ostatnie spotkanie, kochana? Bylimy wtedy tacy modzi i pikni zadrwi. Uciekaa przede mn w swoim nie. O tak robia to od momentu naszego poznania si pakaa szczajc pod siebie ze strachu. Zmoczya nawet ko! Powiedz kochanie, nadal miertelnie obawiasz si gwatu? - zapyta z umiechem przywodzcym na myl brudn studzienk ciekow. Pytanie byo nage, niespodziewane i diablo trafne. Trafi w czuy punkt. - Ja co ci zamknij si!

44

Anna prbowaa kolejny raz nie odpowiedzie, zignorowa Mondoe. Byo to jednak trudniejsze ni mogoby si wyda na pierwszy rzut oka. Mroczne monstrum nie potrafio wprawdzie czyta w mylach, ale smutna prawda nie pozostawiaa zbyt wiele radoci, byo naprawd duo gorzej. On sam by myl. - Nadal miotasz si na ku, spocona ze strachu, prawda maa dziewczynko? myl zadaa jej pytanie. Wspominasz mnie. Mylisz o mnie, gdy jeste sama w ciemnym miejscu - Zostaw mnie! krzykna Anna. - Tworze podwiadomoci, nie istniejesz! Nie jeste prawdziwy! - rozpaczliwie przeraona czterdziestolatka rozpakaa si. Po licznej, niadej twarzy popyny jej zy. Nikt spord wszystkich zasiedlajcych podziemne miasto ludzi, oprcz agenta Darlovica i nazistowskiego, sennego monstrum nie zwrci na jej pacz najmniejszej uwagi. - Ale istniej, jestem tak samo prawdziwy jak twj senny strach - zamia si genera Mondoe, Stranik Zego Snu. - Jestem realny jak ty sama. I nigdy nie przestan stanowi esencji twojego najwikszego lku Przypomnij mi, co zrobi ci Jack Burnfield, podczas pobytu w waszej klinice, kochanie? Co zrobi ci dziennikarz we nie? Kobieta zamara. - Ty piekielny... - Nawet nie musz zaczyna tematu waszego rnicia dotkn jej policzka skostniaym pazurem, a do momentu gdy nie poczua, e za sekund zwymiotuje. - Nie bj si, nie zdejm dzi spodni. Brzydz mnie takie przecitnoci, takie miernoty jak ty. Po policzku Anny popyna za. Bya obrzydliwie gorzka jak cykuta Sokratesa. - Nie boisz si mnie, boisz si tego co zrobi z twoim umysem, mam racj? usyszaa szept Mondoe. By niemal cakowicie niewinny w tonie i to przerazio j najbardziej. O tak, to bya prawda: sowa Mondoe zabolay j, jak gdyby kto wbi w jej serce szpikulec lodu. I wierci nim jeszcze przez dobr minut. Nie mina chwila a Mondoe zacz nuci szydercz piosenk:

Moja Aniu, myl o wstaniu... Nie zamylaj si, ucisz myli swe przecie widzisz droga Aniu e ja take jestem w nie!

45

Jego piewajcy gos brutalnie przywrci Ann do rzeczywistoci. Zy sen. Bardzo zy. - Powiedz Anulu, powiedz jak byo? nuci dalej Mondoe, a Anna ze zgroz stwierdzia, e przybra gos maego chopca. Co zrobi ci Burnfield, czy byo ci mio? Agent poprawi dyskretnym ruchem klapy czarnej marynarki, starajc si opanowa drenie palcw. - Jezusie nazareski - szepn cicho, tak e nikt nie usysza. Zagrywki potwora byy nieludzkie. Nie dao si ich ignorowa, jaka dziwna sia nie pozwalaa na puszczenie pazem blunierczych sw potworowi. - Sukinsynu, tak bardzo ci nienawidz powiedziaa Anna, z rezygnacj, a zy kapay z jej oczu, na ziemi ogromnego podziemnego miasta. - Nie wa si mnie tkn! Pewnego dnia znikniesz, aby ju nigdy nie wrci! I nikt nie bdzie za tob paka! Mondoe zamia si na cay gos, dosownie trzyma si za boki i rechota szyderczo, przywodzc na myl skrzek wyjtkowo oblenej aby. - O tak, znikn ju niedugo. Przestan istnie w twoim yciu, kiedy bdziesz martwa! - zacisn zby po tych sowach i zazgrzyta nimi, a spomidzy dzise wypezy przeraone robaki. - Nie! Mondoe, nie! - Anna zacza nerwowo obraca gow w poszukiwaniu drogi ewentualnej ucieczki: najpierw w lewo w stron wejcia do dziwacznego budynku projektu szalonego architekta, a potem w prawo w kierunku niekoczcych si arterii podziemnego miasta. Odejd, demonie! krzyczaa. - Dlaczego po prostu nie zostawisz mnie i mojego ma w spokoju!? Dyskusja nagle staa si dla generaa bardzo jaowa. Momentalnie si ni znudzi. Sentymentalne bzdury - Agencie, za mn! I trzymaj t kobiet, chce czy nie chce, idzie z nami - rzuci Mondoe z pozorn ignorancj i obrci si w stron drzwi wejciowych, nie patrzc ju ani razu w ich stron, gdy zmierza do wejcia. - Pokaemy pani Kamiskiej, e wszystko co przeylimy razem, jak do tej pory byo zabaw. A wanie! Powiedz maa dziewczynko obrci si na picie, a skrzypny stawy. - Dziennikarz Burnfield nie tyle ci uwid, co po prostu wykorzysta twj strach, prawda? By twoim prywatnym potworem spod ka szepn Mondoe. Zaufaa mu, a on wylaz spod eczka i zdj ci spodenki, eby zaspokoi swj gd, tak? - Nie masz pojcia, co midzy nami byo! - To mi powiedz. - Nigdy! Nigdy, rozumiesz?!
46

Mondoe wykrzywi zarobaczone wargi. - Zmusz ci do tego, eby mi o wszystkim powiedziaa, ty niewierna suko. Wiem, o wszystkich twoich lkach, znam kade twoje wspomnienie zwizane ze mn - Nie prosz... - Niech si zmieni. rzek Mondoe, a umys Anny zakrya ciemno. Potem nadeszy mroczne wspomnienia.

2.
To byo w ich domu na wzgrzu, kiedy Anna jeszcze bya penosprawna. Cieszya si yciem, jak kada kobieta, ktra osigna w zasadzie wszystko co byo do osignicia. By wieczr. Leeli razem w ku, on Adam Drzewiecki i ona, jego ona Anna Kamiska. Byo ju dobrze po pnocy, a ogie w sypialnianym kominku trzaska wesoo. - Znw mi si wczoraj ni, Ada powiedziaa Anna, wtulajc si w jego pier. Znw mi si ni mj potwr z szafy. - Kochanie - Dlaczego nie moe przesta mi si ni? zapytaa. - Przecie jestem szczliwa i ty te Adam, czemu on cigle mi si ni? Adam Drzewiecki dugo zbiera myli. - Senny potwr jest mistrzem w wielu psychologicznych zagrywkach wobec swoich ofiar powiedzia wreszcie, wac sowa. - Jeeli chodzi o kuszenie atakowanego umysu w taki sposb, aby szybko zszed on na podany przez niego tor, to Mondoe jest prawdziwym ekspertem. - Czy ja zwariowaam, Ada? Czy Mondoe to tylko wytwr mojej wyobrani? - Nie, kotku. Mondoe nie jest twoim wytworem wyobrani, jest najprawdziwszym demonem, krcym po ludzkich umysach. Jest myl. Mona powiedzie e jest takim mrocznym pierwiastkiem zagniedonym wewntrz psychiki kadego, kto cho przez par sekund go zapragn. - Chcesz powiedzie, e go pragnam?! zapytaa. - Kady z nas, kadego dnia ma takie chwile, kiedy - westchn, bo ciko byo mu o tym mwi. Kochanie, genera Mondoe to mentalny wirus, wyznawca strachu, ktry chce pozosta w umysach swoich ofiar ju na zawsze, najlepiej w taki sposb, aby ofiara ju do koca ycia nie moga wyj z szalestwa i rozpaczy. Anna postrzegaa Mondoe nieco inaczej od ma, ale kiwaa gow. W jej wiadomoci genera by przede wszystkim zym facetem. Oczywicie jego wygld odraa j rwnie skutecznie co Adama Drzewieckiego.
47

- Myl, e jego wygld to sygna od naszych podwiadomoci, e mamy do czynienia z ca pewnoci z czym bardzo szpetnym cign Adam. Kady widzi go troch inaczej, ale oglny obraz jest jeden: to wyjtkowo obrzydliwy potwr z gnijc twarz. - Czy on kiedy przestanie nam si ni, kochanie? - Mam nadziej, e tak, kochanie. Mam nadziej, e tak. I kto wie, by moe mia racj. Wszak on sam, profesor Adam Drzewiecki, noblista i ekspert, widywa w swoich najgorszych snach mrocznego generaa Mondoe od wielu lat. Drzewiecki zrywa si wtedy z krzykiem z ogromnego oa maeskiego i bieg w stron barku. Szybko poyka zestaw kolorowych piguek uspokajajcych i doprawia si szklaneczk koniaku. A potem zapada w niespokojny sen o ludziach z ropiejcymi twarzami i krzycza, nawet mimo podwjnej dawki lekw. C, to byo tak zwane ryzyko zawodowe, ktre wanie uroso do monstrualnych rozmiarw. Genera Mondoe by tworem tak samo doskonaym jak przeraajcym, jak dziecko, ktre w cigu kilkunastu lat przechodzi od ssania mleka z piersi kochajcej matki do chorobliwego oberania si jedzeniem liczonym w kilogramach i zaspokajania w ten sposb swoich kompleksw seksualnych. - Boj si, Adam. Mam wraenie, e on siedzi we mnie nawet kiedy nie ni. Mam wraenie, e siedzi we mnie cay czas. - Szczerze powiedziawszy kochanie, czsto odczuwam dokadnie to samo odpar jej m. To powana i jak najbardziej prawdziwa reakcja na koszmar, jaki potrafi rozpta potwr we nie. Nawet teraz, kiedy Anna miaa czterdzieci lat, jej wasny m, ekspert wiatowej sawy w dziedzinie snu nie potrafi wskaza odpowiedzi jak pozby si ciemnego Mondoe z ich umysw. Czasami wspomina nawet, e to niemoliwe. A Anna? C, ona mylaa wtedy o zych facetach i potworach z szafy. I o tym, co dziao si, kiedy bya kilkulatk. Kamiska ju jako maa dziewczynka sama pokonaa z moc szafkowych dziwade, ktre j straszyy, gdy chciaa zasn. Pewnej zimowej nocy zmczona swoim lkiem, sama i bez pomocy tatusia odkrya, ze gdy zapali wiato i otworzy szaf, przeraliwe kreatury znikaj w tajemniczy sposb. Szybko dosza wic do wniosku, e jedyne czego si boi, to sam strach. Pobiega do sypialni rodzicw, aby powiedzie tatusiowi o swoim odkryciu. I cho bardzo si baa, e picy tata na ni nakrzyczy, nie stao si tak. Tatu, cho by tylko prostym stolarzem, wiedzia jak wane byy sowa jego creczki, pene dumy i radoci: - Tatku, tatku ju ich nie ma! Potworw z szafy! Nie boj si!
48

A tatu umiechn si z caego serca. I cho dochodzia dopiero trzecia trzydzieci, zaprowadzi j do kuchni, zagotowa mleka, posadzi przy dziecinnym stoliczku, a potem uklkn koo niej na zimnej kuchennej pododze i cichutko, aby nie budzi mamusi, wytumaczy jej spokojnym gosem raz na cae ycie: - Wszystko na tym wiecie jest zbudowane z czego, krliczku. Wszystko oprcz strachu. Strach jest zbudowany z niczego - pocaowa j w policzek i przytuli najmocniej jak potrafi. Ale ty ju to wiesz. Jestem z ciebie dumny, kochanie. A ona przytulia si do swojego kochanego tatusia, ktry wanie w tej chwili by dla niej caym i jedynym wiatem. Wtedy jeszcze nie moga wiedzie, e czasem potwory z szafy istniej, s tak samo prawdziwe jak strach. Cae jej ycie stao si smutn wdrwk po gwacie, ktry nastpi kilkanacie lat pniej. Ten, kto zgwaci Ann Kamisk chodzi wolny po ulicach, na dodatek stanowi wadz w zamieszkiwanym przez ni miecie, by bowiem burmistrzem. Teraz, trwajc w sennym koszmarze i stojc we nie naprzeciwko generaa Mondoe, stanowicego sum jej wszystkich strachw, Anna Kamiska zaciskaa zby z wysiku, aby tylko nie myle teraz o TYM, co zrobi jej pewien obrzydliwy mczyzna. Tak, wanie TO. To, to, to, to! Anna pomylaa, e genera Mondoe ma racj - ropiejce rany, dziura w twarzy zamiast ust, czerniejce i zarobaczone zby, nie byy tym czego si obawiaa. Draa ze strachu nie przed sam postaci generaa, a przed tym, co zapewne zaraz zrobi z jej psychik, ktr przez tak wiele lat usiowaa doprowadzi do porzdku. Miaa z ni bowiem ogromne problemy. Kilkanacie lat po nocnej rozmowie z tatusiem, kiedy mieszkaa ju z Adamem i nienawidzia mczyzn caym swoim sercem po tym co zrobili, pewnego poranka otworzya drzwi wejciowe od domu i podniosa lec na wycieraczce gazet. Przechodzc do kuchni aby przygotowa sobie patki kukurydziane zaczytaa si w artyku. Omal nie usiada z wraenia pod wpywem cytatu. Patrzc na ciemno lub mier boimy si nieznanego - niczego wicej. czytaa fragment ksiki Rowling, autorki przygd Harryego Pottera. Anna pomylaa wtedy, e to najwiksza bzdura jak syszaa. Patrzc na ciemno nie boimy si wcale nieznanego. Ciemno jest dobra, ciemno pochodzi przecie od samego Boga. Patrzc na ciemno boimy si strachu. A w przypadku Anny strachu przed gwatem. Czy potwr opta tego, ktry pod nieobecno Adama wszed w ni brutalnie i zgwaci, nie tylko jej ciao, ale przede wszystkim jej psychik? C, na razie powinna nam wystarczy wiedza, e potwr karmi si, cho strachem, to jednak w identyczny sposb
49

jak narkomani: po prostu uwielbia by napany, a kiedy pa czu, e moe nareszcie zwikszy dawk narkotyku, od ktrego si uzaleni. eby si napa bardziej. Czyni to, zwikszajc eufori i nie mg przesta. Rnica midzy godzcym si nastolatkiem z niedorozwinitym poczuciem wasnej wartoci, albo stereotypowym polskim punem wtaczajcym sobie w yy kompot, lub te nim, sennym demonem w mundurze, bya tylko jedna Mondoe obera si strachem, orgazmiczn eufori albo po prostu lenistwem swoich ofiar, wyczuwa te uczucia i kiedy tylko ofiara wpadaa w panik i rozpacz, ar. ar jak Rzymianie przed orgi, a do wymiotw. Anna poczua si dokadnie tak jak wtedy, kiedy baa si jeszcze szufladowych wiedm, firankowych wampirw i potworw z szafy. Przypomniaa sobie sowa ojca, nie potrafia jednak umiejscowi ich na adnej paszczynie swojego rozsdku, a przynajmniej nie spogldajc Mondoe prosto w gnijc twarz. Czas stan w miejscu, kiedy Anna Kamiska i genera Mondoe patrzeli na siebie w milczeniu. Wymieniali myli. We nie to cakiem naturalne, prawda?

3.
Podziemne miasto zamaro. Wszyscy znajdujcy si pod powierzchni ziemi ludzie zniknli. Wszyscy, oprcz Rifata Darlovia. Szarpnita za rami Anna z krzykiem zostaje wcignita do dziwacznego budynku. Czuje si przy tym mniej wicej tak, jak gdyby prowadzono j na krzeso elektryczne. - Poka ci prawdziw tortur, ty maa dziwko mia si Mondoe, kiedy szli cigncym si w nieskoczono ciemnym korytarzem za rozsuwanymi drzwiami. Pamitasz tego, ktry ci zgwaci? C mam dla ciebie niespodziank, czeka ci mae

randez vous z tym miym czowiekiem!


- Sprawia ci to rado, potworze? Naprawd ci to rajcuje? pytaa Anna, paczc. - O tak, kochanie, moesz mi wierzy! rozemia si Mondoe, nie odwracajc si nawet w jej kierunku. - Nic nie krci mnie bardziej, ni twj strach, zapomniaa o tym? - Nie rozumiem jaka moc powoaa ci do ycia, Mondoe, ale po moim przebudzeniu jeste nikim. Nie wiesz - Zamknij ryj. Uwag generaa Mondoe zaabsorbowao co innego ni jej przeraenie. Duo ciekawsza sprawa dua sprawa!

50

Lekki zapaszek, ulotny i niemiay, a jednak wyczuwalny i tak wyczekiwany. Zna ten zapach. Nie musia nic mwi. Wyczu w powietrzu zbliajc si wielkimi krokami mier, co jakby pyknicie w powietrzu. I wiedzia ju co si za chwil stanie. Cel, ktry sobie postawi zostanie za chwil osignity. Wanie w tej chwili Anna Kamiska rwnie to poczua co co jakby bardzo zego wanie dziao si z jej ukochanym mem. Rosnca panika, w ktr wpada pograjc si w koszmarnym nie, wanie si potroia: - Co... Jezu, Mondoe, co? Mondoe tylko skin palcem. - Czyby to wyczua, kochanie? - zapyta cicho, i rozszerzy gnijce wargi w umiechu. Wyczua czyj nadchodzc mier, prawda? - Kamiesz. Nie masz takiej mocy, eby - eby, zastanwmy si eby na przykad zabi twojego wielkiego ma? dokoczy genera, oblizujc gnijc twarz, dugim czarnym jzorem. Ale gdzie tam. Adam Drzewiecki to silny czowiek, naprawd silny. Chocia podatny na moj moc, to jednak odporny na cakowite optanie. Ma wielk wiedz - cign, a wreszcie spuentowa: - No chyba, e wanie sam si ugi, jak tchrzliwe zwierz! No chyba, e sam z wasnej woli zabija si wanie w tej chwili! Rozemia si z wasnego szczcia na cae gardo. - Jezu to niemoliwe! pomylaa Anna. Dobry Boe, nie, to nieprawda. Nie mj m, nie teraz, NIE TERAZ DO CHOLERY! Ujrzaa w mylach wielki kamie. Po chwili sta si on jej sercem. - Adam - szepna niemal bezgonie. Po czym rozpakaa si na dobre, a czarna rozpacz ogarna jej serce. Zawia lekki wiatr. Fikcyjne miasto w podziemiach Jednostki Centralnej spowia cakowita cisza, nie liczc kania zrozpaczonej kobiety. Nie mog si obudzi, nie mog pomc mojemu kochanemu Adasiowi! Co on chce sobie zrobi? Dlaczego teraz, dlaczego wanie teraz, do cholery?! - OPTAE GO? CO ZROBIE ADAMOWI, TY CHOLERNY SKURWYSYNU?! rykna Anna czujc, e zdziera sobie struny gosowe pomimo tego, e znajdowaa si przecie we nie. zy dalej pyny jej z oczu. - Co JA zrobiem Adamowi? - zapyta drwico potwor w mundurze. - Niewaciwie postawione pytanie, zgwacona przez burmistrza, a potem zapita przez dziennikarza ze Stanw dziewczynko. To waciwe brzmi: co TY pozwolia, bym zrobi z twoim mem. Spjrz, nisz sobie o podziemnych miastach i sennych postaciach. Idziesz jakim

51

ciemnym korytarzem i prowadzisz pogawdki z potworami i agentami. A w tym czasie twj m wanie si zabija! Bardzo ciekawe, naprawd bardzo - rozemia si szczerze. Anna spucia gow, czujc e za chwil zemdleje. Wyczua to. Dobrze wiedziaa, e to czego tak si baa, wanie nastpio. Mondoe pozwoli jej, by sama wprowadzia swj umys w ten grony stan penej paniki. Senny demon trwa w milczeniu przez duszy czas, a w kocu odezwa si: - Ty ju wiesz, prawda? Takie maestwa jak wasze wyczuwaj to jak bliniaki. Wiesz, e to co mogo si zawsze sta, wanie si dzieje. Nie chciaa na to pozwoli, a jednak pozwolia. Obawiaa si, e to moe si kiedy wydarzy - da sobie kilka sekund na teatraln pauz, po czym rzek: - i to si wanie dzieje! Twj m, senny szaman Ada Drzewiecki wanie popenia samobjstwo! Nie. - Nie wierz ci! Nie wierz, nie wierz! - po policzkach popyny zy. - TO JEST KOSZMARNY SEN! ANI JEDNO SOWO NIE JEST PRAWD! Mondoe mia si. mia si tak, jak czowiek w najszczliwszych chwilach swojego ycia. I rs z sekundy na sekund, by ju ogromny, potny, najwikszy! Przygldajcy si caej scenie potny Serb Rifat Darlovi przetar spocone ze strachu czoo, odgarniajc kruczoczarne wosy na bok. Jezu, ten potwr nie tylko nim rzdzi. Nie byoby to wcale takie najgorsze, wszak kademu panu mona si sprzeciwi. Byo jednak o wiele gorzej, i wanie to spowodowao, e pod dowiadczonym agentem ugiy si kolana. Agent Darlovic by czci tego koszmaru. By wszak stworzony przez to cholerne monstrum, by mu cakowicie poddany i nie mg mu si sprzeciwi. Jak gdyby by jego synem. Ubrany w garnitur mczyzna zrozumia to z trwog wanie teraz i nie miejmy mu tego za ze mimo, e by dorosy, liczy sobie dopiero kilka dni sennego ycia. To co poczu agent specjalny, cay ten ogromny al i nienawi do szpetnego tworu zwanego generaem Mondoe, w poczeniu z prawdziwym wspczuciem do ony noblisty, Anny Kamiskiej, staa si w istocie pierwszym ludzkim odruchem, na jaki kiedykolwiek si zdoby. To byo jego pierwsze prawdziwe uczucie, tak jakby narodzi si dopiero teraz. Szkoda, e pierwsza emocja, jak poczu Darlovic, byo w istocie mieszank nienawici i alu. Przez cay nieokrelony okres czasu suby dla straszliwego Mondoe, ktry jemu samemu wydawa si wiecznoci, nie czu nic. Teraz, kiedy narodziy si w nim pierwsze ludzkie odruchy, byo ju za pno. Adam Drzewiecki wanie w tej chwili popenia samobjstwo.
52

- Mondoe, ty potworze - rzek Rifat, patrzc jak klczca na ziemi, sina od paczu Anna po chwili pada na ziemi, tukc kobiecymi pistkami zimny bruk podziemnego miasta. Genera spojrza od niechcenia w jego oczy. Wyczekujco skin rk. - Masz mi co do powiedzenia? - zapyta potwr czujc wasn potg. - miao, nie krpuj si, Darlovi. Chocia raz powiedz co, co ma szans mie jakiekolwiek znaczenie. Agent specjalny, a raczej jego nowo narodzone serce pono. - Nie czujesz tego, prawda? Ty chory podmiocie, nie czujesz nic, oprcz godu wycedzi Darlovi, podchodzc kilka krokw w stron monstrum, zatrzymujc si jednak przy lecej Annie i kadc swoj do na jej ramieniu. Agent specjalny nie zauway iskierki zaniepokojenia w czarnych jak smoa oczach sennego potwora, bo wanie w tej chwili Anna z niemal zwierzcym odgosem szarpna jego rk z obrzydzeniem - bya to przecie do diabelskiego pomagiera. A szkoda, moe ten wanie dziwny bysk w lepiach potwora dodaoby Darloviowi pewnoci siebie w ostatnich minutach ycia. Rifat ze smutkiem zabra rk, mylc, e niezalenie od tego, czy Anna mu zaufa czy nie, pomoe jej. Zrobi wszystko, aby przerwa koszmarny sen, w ktrym trwali, podejmie wszelki wysiek, aby tylko zakoczy cierpienie kobiety, ktr w tej chwili pokocha. Jakby to planowali, gdy tylko Rifat otworzy usta, Mondoe odezwa si niespodziewanie: - Jack Burnfield i ty... wycedzi w kierunku Anny. To wasza wina, nie moja. Mwi powanie, nie zrzucam odpowiedzialnoci. Wy do tego doprowadzilicie, zdradzilicie tego czowieka, zdradzilicie razem twojego ma, Adama Drzewieckiego. A teraz on umiera, czy to nie zabawne? - Nie - zaprzeczya Anna, bez wikszego przekonania, powiedziaa to jednak bardziej do siebie, anieli do stojcych przed ni sennych tworw. - Zaprzeczam temu co usyszaam. To jest wszystko jeden wielki koszmarny sen. Wiem, e Adam yje, nie umar. On yje. Na pewno yje! Mondoe zamiaby si znw, w swej wielkiej inteligencji wiedzia jednak, e mogoby to zosta odebrane jako bana, a tego przecie nie chcia. By diabelnie mdrym tworem, wiedzia wic z penym przekonaniem, e nadszed czas na objawienie Annie swojej prawdziwej, wielkiej potgi. Chc prawdziwej ogromnej rozpaczy. Niech suka dry, niech si do mnie modli ze strachu! pomyla i natychmiast powiedzia:

53

- Poka Ci, dziewczynko. Opucimy na chwil sen, wyjdziesz z wasnego pogronego we nie ciaa i ujrzysz mier swojego ma. Potrafisz wychodzi z ciaa prawda? Wiem, e tak wiesz co zrobi? Nawrc ci na wyznanie tego co niewyznane, a uwierzysz, e twj m Adam zdycha jak tchrz, ktrym by przez cae ycie. Jak chory szczur, ktry gryzie si po apach kiedy wie, e umiera - rzek, po czym unis swoj praw kocist rk wysoko do gry. W rku trzyma ju swj amulet zegarek mierzcy faszywe godziny i minuty, na opak, do tyu. - Patrz rzuci w stron Anny. A ona ulega i spojrzaa. Nastpnie po raz kolejny krzykn doniole trzy sowa, brzmice niczym zaklcie w ustach czarnoksinika: - Niech si stanie! I nagle podziemne miasto znikno. Pogrona w gbokim, koszmarnym nie, Anna Kamiska, dokonaa czego, co do dzi przez lwi cz naukowcw jest uwaane za szamaski blef. Miaa nadziej, e w przeciwiestwie do opuszczenia ducha z jej wasnego ciaa, samobjcza mier jej ma okae si jednym wielkim kamstwem. Oczywicie mylia si.

54

Rozdzia II

Homicidium

Gdyby kiedy we nie poczua, e oczy moje ju nie patrz na ciebie z mioci, wiedz, em y przesta
~ Stefan eromski

3 padziernika, pi minut po pnocy. Prywatna klinika psychiatryczna profesora Drzewieckiego

1.

rofesor Adam Drzewiecki nie mia chwili do stracenia. Dawno temu skoczy si czas, w ktrym panowa nad sytuacj. Mwic bardziej dosadnie, wszystko si spierdolio. Idc szybkim, niespokojnym krokiem przez zaciemniony korytarz swojego szpitala

psychiatrycznego, myla o tym, czy nie przesadzi tym razem, w swoim uporze do stawiania milowych krokw. Jego jedynym rdem wiata bya latarka, ktr trzyma w rku jak najwikszy skarb. Znajdowa si w swoim wasnym dwupitrowym szpitalu psychiatrycznym i znalaz wreszcie sposb, swoj ostatni szans na wydostanie si z tego przekltego miejsca. Miejsca, ktre stworzy dwanacie lat temu, kiedy z prawdziwej czystej pasji zbudowa, krok po kroku, swoje marzenie o wasnej klinice psychiatrycznej. Teraz to miejsce miao si sta jego grobem.

55

Naukowiec nie mia szans na wydostanie si ze miertelnej puapki, a przynajmniej tak uwaa jego oprawca, cigajcy go jak duch, niewidzialny i niesyszalny, jednak wyranie obecny tu za plecami profesora i gotowy w kadej chwili go zabi. Jego sumienie. Wszed do swojego gabinetu, w pierwszym odruchu chcc zapali wiato. Gdy dotaro do niego, e pstrykajc przecznik niczego nie osignie, przez jedn ulotn chwil Adam Drzewiecki poczu czyj obecno w gabinecie, jak gdyby kto go obserwowa. Bg? Niemoliwe nie wierzy w jego istnienie, poza tym wyczuwa obecno osoby, ktr dobrze zna, jak gdyby wasna ona obserwowaa go z bliej nieokrelonej przestrzeni, gdzie w cieniu. Bzdura. Wedug jego wiedzy jedynymi osobami poza nim, znajdujcymi si na terenie jego kliniki psychiatrycznej byli: dziennikarz Jack Burnfield, w tej chwili uzaleniony od substancji jego autorstwa, oraz jego ona Anna, podobnie jak dziennikarz, pogrona w narkotycznym transie. A jednak czu, e obserwujca go posta jest bliej, ni mu si wydaje. I wcale nie pi, tylko patrzy na niego. Przyglda mu si. I smuci j to co robi, rani j straszliwie. - Co ty narobi, stary durniu rozejrzyj si i spjrz sobie w twarz powiedzia do siebie noblista. Burnfield odchodzi od zmysw przez twj roztwr, Anna przestaa ci kocha z tego samego powodu. A cae miasteczko yczy ci mierci C, wszyscy dostan to, czego chc. Upewniajc si, e cika stalowa krata w oknie jednej z izolatek, utrzyma ciar jego ciaa na odpowiedniej wysokoci, profesor Drzewiecki stojc na obitym w skr taborecie, zarzuca sobie wze na szyj. Zaciska go mocno, lecz nie z caej siy, w odpowiednim miejscu, tak aby grawitacja moga skrci mu kark. Przez sekund w jego gowie pojawia si ostatnia myl:

Kroki milowe. Kamienie.


Nastpnie jednym zdecydowanym ruchem stopy strca taboret na ktrym stoi. Krok w dobr stron.

56

Rozdzia III

.M.J

Ach! ach! Majorze, dzisiaj yjem, jutro gnijem, to tylko nasze, co dzi zjemy i wypijem!
~ Adam Mickiewicz

3 padziernika, chwil pniej. Podziemne miasto we nie Anny Kamiskiej

1.
laczego?! DLACZEGO TO ZROBIE?! - Anna kaa rozpaczliwie, kiedy widok jej wiszcego na sznurze ma, targanego konwulsjami, usta. Znw wrcia do snu o podziemnym miecie. Mondoe sprawia wraenie niewzruszonego. W odzianych w rkawiczki, wychudzonych dosownie do szpiku koci rkach,

trzyma swj bibelot. Bawi si nim teraz, jak gdyby nic si nie stao. W rzeczywistoci sumiennie rozwaa, co wanie si wydarzyo. Nie spodziewa si mierci Drzewieckiego, przynajmniej nie w tym momencie. A jednak mier nadesza. Pokaza j Annie Kamiskiej w doskonaej chwili. Mia tak zdolno, nauczy si jej. Nie mia jednak pojcia dlaczego, a jego uwag absorbowao co zupenie innego, ni mier Drzewieckiego. Nie czujesz tego, prawda? Ty chory podmiocie, nie czujesz nic oprcz godu. przypomnia sobie Mondoe. Sowa Darlovica byy dla niego niegrone, nie pierwszy raz spotka si z buntem ze strony swoich pomagierw no c, niedoskonaoci mog zdarzy si wrd gnid.
57

Pytanie stworzonego przez niego agenta Darlovia ugodzio jednak dotkliwie sennego demona, odzianego w nazistowski mundur, jakby trafiy bolenie w jedyny punkt na mapie jego mtnej duszy, ktry mona by nazwa punktem prawdziwym. Nie chodzio o brak sumienia, Mondoe zdawa sobie spraw, e jest zy i to sprawiao mu parszyw, z rado. Mowa raczej o tym, e genera snu wanie zda sobie spraw ze swojej poraki pseudoludzie, ktrych tworzy do wasnych potrzeb nie powinni by niedoskonali, a ostatnio reprezentowali swoim zachowaniem niemale same nieprzydatne emocje rado? Wspczucie? MIO? Absurd. Pooy temu kres w kilka chwil. Demon rozkada lekko swoje zgrzybiae donie, oblizuje zarobaczone wargi, skupia ca swoj energi na odegraniu roli nieprzystpnego potwora i mwi z nienawici: - Twj Ada zabi si jak sposzona dziwka, dziewczynko. Dynda sobie teraz na kracie, jak breloczek. Powiedz jakie to uczucie? - Gwno moesz wiedzie! Twoje serce zgnio! zy kapay po policzkach Anny. - To mi wyjanij. - Nie bd z tob rozmawia na aden temat, parszywa kurwo! Rb sobie ze mn co chcesz, dotaro?! - Ale nie ma Wtedy niespodziewanie usysza kolejne sowa Darlovica, znowu brzmice inaczej, ni wszystkie jego dotychczasowe, przepenione lkiem monosylabiczne bknicia, ktre agent wydawa z siebie, wykonujc jego rozkazy. - Zamknij si, po prostu zamknij ten parszywy ryj, tak abymy mogli wreszcie przesta sucha gwna, ktrym zatruwasz wszystko co dobre na tym wiecie! wyrzuci z siebie ogromny Serb. - I tak nie zrozumiesz, Mondoe. Boisz si, to kolejna z miliarda negatywnych cech, jak dziwnym zrzdzeniem losu obdarzy ci najwyraniej sam diabe. Jeste pozbawiony uczu, i wspczuj ci z caego serca. Nigdy nie pojmiesz mioci. Generale doda spokojnym, opanowanym gosem agent specjalny. Mondoe parskn miechem. - A co TY moesz wiedzie o jakimkolwiek uczuciu, agencie? Jeste moim wytworem. Mona powiedzie, e stanowisz mj miesznie may uamek, si rzeczy jeste gorszy ode mnie. Ty aosny produkcie, nie masz pojcia o czym mwisz! - zamia si genera, jednak nie tak wylewnie i szyderczo jak przed paroma chwilami. Milczenie. - Stworzyem ci na moje podobiestwo prowokowa dalej potwr. - Jeste jednocyfrowym promilem, nie znaczysz dla mnie wicej ni ta suka, ktrej zaraz zmiad t kurewsk dusz. Jestem twoim bogiem, zapomniae?
58

Agent Darlovi wiedzia ju, e Mondoe znw prbuje go zniewoli. Tak, to samo prbuje zrobi Annie. Opta j. Najwyraniej tak, jak opta Drzewieckiego. Rifat spodziewa si, e za chwil, przestanie istnie, lub w najlepszym wypadku przeniesie si na inny poziom egzystencji - o ile w ogle moemy mwi o innych jej poziomach w przypadku tworw podwiadomoci, a co do tego nie mia pewnoci. Potwr wyciga ju ku niemu swe macki, ktre jednak dziwnym trafem nie zdoay przebi si przez pancerz spokoju agenta specjalnego. Przynajmniej jak do tej pory. - Kamiesz - odpar Darlovi po chwili. Spojrza na kajc Ann, a jego serce znw unioso si wysoko do gry. Wiedzia, e jeli w jego aosnej egzystencji zaistnia cho cie szansy na to, e moe przynajmniej raz zrobi co dobrego, to czas na konkretny krok nastpi wanie teraz. Nawet jeli miaoby go to kosztowa ycie. - Ada... mj kochany Ada... pakaa cay czas Anna, a Darloviowi, cho nigdy nie podejrzewaby si o posiadanie tego dziwnego narzdu, pko serce. Z caej siy zapragn mie on, kobiet z ktr mgby umrze. Albo umrze wanie dla niej. W tej samej chwili przesta si ba. - Sprzeciwiam si twojemu istnieniu, Mondoe rzek agent. - Nie masz takiej mocy, pionku.

- Ale Anna ma! powiedzia Darlovi, a faszywy genera rozszerzy oczy.


Senny agent specjalny odkry wanie kolejny raz, i to w cigu jednej nocy, czym jest czowieczestwo. I w tej chwili zamierza powici swe ycie dla tej wiedzy. Mondoe by tworem piekielnie inteligentnym, podobnie jak wszystkie inne znane nam ze postaci, z czasem sta si jednak zbyt pewny swojej niewypowiedzianej wrcz potgi. Ale by te zbyt prny. I cho z pocztku wcale si tak na to nie zapowiadao, agent nie mg uwierzy we wasne szczcie, oto bowiem nastpio to, co moglibymy okreli mianem momentu zwrotnego. - Za to co omielasz si o mnie mwi, pionku, rzuc na ciebie kltw. Jestem pewien, e naszej maej kurewce spodoba si taki may popis. powiedzia, a potem wpatrujc si w agenta Darlovia zaropiaymi lepiami, wycign faszywy zegarek w jego kierunku. - Patrz. Patrz na mj zegarek. - Nie, zapomnij o tym odrzek pewnie Darlovi. Widziaem to, widziaem co robisz ludziom tym amuletem, potworze. - Patrz. Darlovi zamilk. - Spjrz na zegarek, jeli kochasz Ann.
59

- NIE RB TEGO, NIE GRAJ ZE MN MONDOE! rykn Darlovi. NIE MYL, E NABIOR SI NA TWOJE PIERDOLONE GIERKI! - Nie kocha Ci - wzruszy ramionami Mondoe, przypatrujc si pytajcemu wzrokowi Kamiskiej. C, co zrobi. Pewnie chciaaby go skosztowa, co? Taki przystojny, muskularny Serb sam go stworzyem! Jest, jak sama widzisz potnie zbudowany i cholernie silny. Mgby ci przepoowi gdyby chcia. Ale tak si nie stanie. Sama syszaa, e ma ci gdzie, ty maa dziwko. - ANNA NIE SUCHAJ TEGO - Milcz. Po prostu zamilcz Mondoe wycign donie, w ktrych trzyma odwrotny zegarek, po czym skierowa je ku twarzy agenta. Mimo duej odlegoci jego diabelska moc zadziaaa, a agent Darlovi nie mg wydusi z siebie sowa. Mondoe rzuci na niego czar, zaklei mu usta niewidzialnym klejem. - Naprawd nie ma sensu otwiera pyska, agencie Darlovi. Syszymy jedynie stumione charknicia i jakie werbalne rzygi - rozemia si Mondoe. Agent Darlovi nie mg mwi. Mondoe odebra mu t moc. Mia by niemy ju do koca ycia, ale Mondoe nie odebra mu suchu: sysza kade sowo. Kade parszywe sowo generaa ciemnoci: - Nie martw si, Aniu, to e ten ndzny skurwiel nie jest w stanie Ci pokocha nie znaczy, e nie chciaby ci zaspokoi. A na pewno chciaby tego, chciaby ci wyrucha, mimo tego, e wanie przyznaje si przed sob do swoich pierwszych ludzkich odczu, to nie powiedzia tego na gos. A teraz no c, chyba jednak nie dowiemy si jak brzmi jego zdanie rozemia si genera Mondoe, jak aosny prezenter telewizyjny z wasnego, taniego artu. - Ale wiesz co? pyta retorycznie demon. Mam dla ciebie propozycj, ty brudna kurewko. Na otarcie ez proponuj krtk piosnk, och, tak wiesz dla rozlunienia emocji. Kiedy Mondoe rozmawia z Ann, o ile w ogle mona mwi o dialogu, Darlovi nie myla o tym, e ju nigdy w yciu nie wypowie ani sowa. Pomyla po prostu o Annie, o tym co mgby dla niej zrobi. I w momencie kiedy o tym pomyla, wtedy wanie nasta prawdziwy cud. - Raz, dwa, trzy, cztery - rozleg si wesoy ton. Oto bowiem genera Mondoe przybiera gos maego chopczyka i prawie niewinnym gosikiem nuci parszyw piosenk.

Kady swoj ma Golgot, na barkach krzy niesie, Nikt do koca nie wie, co dzie mu przyniesie! Jak kochanki oczy w wielkich reflektorach Seks sprzedaje, koka wciga, oto twa Gomora.
60

To troch tak, gdy si starasz zaraz Tworzysz, dziaasz, chwalisz I jedyne co masz to parali. Ja nie milkn nigdy, to smutek ton nada: To demon go dopad, on zmysy postrada! Wszystko, nie sowo, stao si ciaem Wystarczy, e o tym pomylaem!
- Zamknij si demonie, ucisz swj plugawy ryj! krzyczaa, ale on nie sysza, zajty wymylaniem kolejnych rymw. Niech ten parszywy pysk na zawsze zamilknie! Refren by najgorszy, najbardziej bolesny dla Anny Kamiskiej:

Znasz to ty, znam to ja, zna noblisty suka: Kto wie, kiedy, jak i gdzie, gow ci przeszukam! Czowiek jak Bg! mylisz, ale to bzdura, Bogiem jestem ja! Poddanym twoja skra! (nadchodzi tortura!) A wic mdl si szczurze! I trz! aobny pls Drugie to sen, a ycie jedno? Halo! Pamitaj! Nie wiesz na pewno Czy Mondoe aby nie trafi w sedno!
I tak nuci i nuci, a wersy piosenki coraz bardziej dokuczliwe i mcce umys weray si mimo woli do ich wiadomoci. Zaraliwie ze sowa tworu w gestapowskim mundurze rozpleniay si w umyle szybko i z wielk atwoci, jak gdyby powoane do dziaania przez mroczne wersy piosenki Mondoe. Rozochocony i radosny twr straci jednak czujno. Kiedy agent Rifat wyczuwa pod poami swojej czarnej marynarki ciar metalowego przedmiotu, moe si jedynie domyla tego co nastpi. Nie ma pojcia co wanie pojawio si pod pazuch, ale takie rzeczy zdarzay si w cudzych snach czsto.. Rifat wiedzia, e musi wykorzysta moment, jeli tego nie zrobi, czeka go mier.

61

Wiedzia o tym doskonale. Mondoe zdepcze go jak robaka, spowoduje e jego niewierny suga eksploduje, albo po prostu zamieni go w linicego si idiot. Postanowi jednak zaryzykowa. Nie tracc ani chwili duej i zerkajc okiem na nuccego upiorn piosenk demona, za wszelk cen stara si zbliy niezauwaalnie do Anny. Spoglda na Mondoe. I znowu. Chyba go nie widzi. Nie, chyba nie. Pomau pomau i ju znajduje si naprzeciw kajcej Anny.

Kady grzech twj chrzestem mej potgi, Uciekaj, szybko spadaj, bo w planie mki, Sprbuj projektowa, gupcze, sam si przekonasz: Mondoe ju tu jest i szybko ci pokona!
Zanim Mondoe zdy wykona choby jeden ruch, albo pomyle cho jedn myl, Rifat ju wrcza jej w donie dziwny przedmiot, ktry ona odbiera od niego z twarz wyraajc cakowite zaskoczenie. - Co ty - szepcze. Oczywicie nie odpowiedzia. Czym bya ta maleka rzecz i skd wzia si niespodziewanie w wewntrznej kieszeni agenta specjalnego Rifata Darlovia? Czy bya to potna bro, a moe co w rodzaju maego noa, ktrym Anna Kamiska mogaby si zabi, tak jak szpieg, ktry przegryza zbami kapsuk z cyjankiem potasu, kiedy wie ju, e nie ma szans na ratunek? Czy zawieszony na acuszku niepozorny bibelocik mia jakie nieznane ludziom Zachodu waciwoci czarnomagiczne, by talizmanem od haitaskiego kapana voodoo, albo stanowi terapeutyczny amulet do kontrolowania rzeczywistoci? Nic z tego. Idc dalej tym tokiem mylenia nie zbliymy si, nawet o troch, do odpowiedzi. Maleka rzecz bya bowiem zwykym medalionem. Wojna na amulety nie wchodzia w gr, najpotniejszym i jedynym prawdziwym amuletem, majcym potne waciwoci czynienia mocy, by jedynie faszywy zegarek Mondoe, ktry traci sw tajemnicz moc, gdy prbowa uy go ktokolwiek poza nim. A zdarzy si ju jeden taki przypadek, kiedy poprzedni z jego tworw poczu co co generaa osobicie brzydzio ludzkie uczucia. Pomocnik Mondoe wykrad mu jego faszywy zegarek, ale senny demon ju po minucie zorientowa si, co si stao. Powiesi wtedy twr za jaja. Dosownie.

62

A medalion Anny? C, by tylko zwykym medalionem: po wewntrznej stronie obu zotych skrzydeek widniay cakowicie niemagiczne malutkie wizerunki pastwa modych Adama Drzewieckiego i Anny Kamiskiej. Ale byo przecie co jeszcze. Anna przestaa paka. Jej ciche kanie ustao momentalnie, jak gdyby srebrny, byszczcy w jej rku zamknity przedmiocik, by najpotniejszym lekarstwem na cay bl, niemoliwy do zniesienia stan, w ktry wprowadzi j senny demon. Bya to prawda i teraz, kiedy ju otworzya kopert medalionu, ktry otrzymaa od swojego ma w dniu lubu, i podwaya paznokciem wieczko, wiedziaa ju co ujrzy. Trzy litery, ich wsplna mantra. Nieco niej wyznanie mioci. I podpis. Cztery litery okrelajce wsplnie biblijne imi jej zmarego ma. Co to takiego? Dziwnym trafem to wanie takie niewielkie detale, przedmiociki, albo na pozr nieistotne drobnostki potrafi zmienia bieg historii. Na medaliku byo wygrawerowane po prostu:

Kocham trwajc. Adam.


Co oznaczaa tajemnicza inskrypcja .M.J? C, tego Rifat nie wiedzia, szczerze powiedziawszy nie do koca rozumia, skd w jego kieszeni znalaza si nagle pamitka, ktrej nigdy wczeniej nie widzia na oczy. Nie ma jednak czasu na adne rozwaania i moe to dobrze. W tej samej chwili Mondoe zauwaa co si stao i momentalnie przestaje piewa swoj szydercz przypiewk. Plugawe, pene jadu sowa generaa cichn, a w powietrzu daje si wyczu jakby westchnienie ulgi. Genera wytrzeszcza oczy, przez chwil nie mogc wydoby z siebie sowa. Wreszcie udaje mu si wydoby z siebie dwik: - Zostaw to, ty zawszona pizdo! - krzyczy, ale jest ju za pno. Medalion jest ju w rkach Anny Kamiskiej, dla ktrej czas stan nagle w miejscu. Nadeszy wspomnienia.

.M.J

2.
Anna, ona noblisty, nadal tkwi w nie. Jej posta jest nadal widoczna dla Mondoe i Rifata, cho genera Mondoe ma wraenie, e posta kobiety staa si dla niego jakby mniej wyrana, trudniejsza do dostrzeenia.
63

Anna pogrya si we wspomnieniach:

To byo w podpoznaskim lesie, na nieznanej zwykym turystom wiey widokowej, kiedy jeszcze nic nie wiedzielimy i jedyne, czego chcielimy od ycia, to prawdziwej, nieskoczonej mioci... Na sto procent to byo ciepe popoudnie, dzie w ktrym gdzie daleko, w Egipcie albo Iraku, nie pamitam dokadnie, rozbi si jaki samolot. Nie to byo jednak najwaniejszym wydarzeniem tamtego piknego dnia, o nie. Byo jedno takie o wiele bardziej niesamowite w swojej wymowie pierwszy raz kiedy Adam dotkn niemiao mojej doni, a nasze place sploty si jak wiklina w piknym, maym koszyczku. Dotkn moich palcw niespodziewanie, cho delikatnie to i tak westchnam. Cofn rk, tak jakby zrobi co wyjtkowo obrzydliwego

3.
SENTYMENTALNA KURWO, PRZESTA POGRA SI WE WSPOMNIENIACH! rycza coraz gorzej widzcy Ann genera Mondoe, miotajc si na wszystkie strony i wycigajc przed siebie kociste rce jak lepiec. Genera cho posiada zamglone biae oczy, w rzeczywistoci sta si lepy nietoperz, ktry nagle traci zmys echolokacji i odbija si jak pijak po cianach zamieszkiwanej meliny. Moliwe, e by ju po prostu stary. Nie wiadomo ile mia dokadnie lat, pewien mdry czowiek mwi, e co najmniej kilka tysicy. Wydaje si jednak, e w kategoriach potwora, ktry ywi si sennym strachem swoich ofiar, trudno jest mwi o ramach czasowych. By to jednak fakt: w chwilach gbokiego przeraenia, Mondoe by jak dziecko w ciemnociach, a zmysy patay mu figle. Kiedy by przeraony, a najczciej przeraaa go czysta, nieskazitelna dobro, wtedy przestawa widzie tak jak widz ludzie, wszystko rozmywao si w bieli, a on stawa si niemale niegronym krzykaczem. "Niemale", stanowi miertelne zagroenie dla swoich ofiar. Tyle, e teraz, gdy kobieta otworzya medalik i pogrya si w miosnych wspomnieniach, nie czu niczego, jak gdyby nigdy nie byo tu Anny Kamiskiej. C, bya to cena igrania z ludzkimi zmysami, ktrych potwr musia si nauczy, jednego po drugim.
64

bo stawiajc na swj

doskonay wch i wyczuwajc strach z dokadnoci co do jednej dziesitej metra, nadal

- Mwi do ciebie, rozkraczajca nogi raszplo, syszysz?! ODPOWIADAJ! Anna zignorowaa sowa Mondoe, nawet go nie syszaa. Pakaa caym swoim sercem.

4.
Kilka dni pniej, moe dwa, a moe trzy. Nasz pierwszy pocaunek nad

poznask Wart, kiedy Adam przyjeda do mnie, prostej, dwudziestoletniej dziewczyny z delegacji naukowych w Niemczech, we Francji, czy w innej Szwajcarii. Wzi mnie za rk, o wiele pewniej ni wtedy za pierwszym razem, tam na wiey. - Chc, eby moje ycie byo pasjonujce. Co ja pieprz... chciabym eby TWOJE ycie byo takie! - powiedzia Adam, spogldajc z ogromnym wzruszeniem na Ann. Chc tego. Chc ciebie. Powiedzia to w taki sposb, jak gdyby dopiero teraz zrozumia wag sw, ktre wypowiedzia do praktycznie ledwo znanej mu osoby. I znowu zawstydzony spoglda na krlow swoich marze, jak gdyby powiedzia wanie co wyjtkowo obrzydliwego. Jego obawy okazay si bezpodstawne. Anna spojrzaa na niego takim wzrokiem, e jej oczy poruszyy w tym momencie cay jego wszechwiat. - Czy potrafiaby... - zacz Adam, ale urwa w p zdania - Czy potrafiaby mnie moe... pokocha? Promienie soca rozwietlay jej twarz z tak energi, jak gdyby wszystkie neutrony wiata zgromadziy si nagle w jednym miejscu. - Ale... ale ty nie rozumiesz. Adamie, kochany, ja... ja pokochaam ci od chwili kiedy ci zobaczyam, rozumiesz? - wykrztusia Anna, odruchowo dotykajc szyi. Swojej piknej, cudownej szyi o ktrej on ni odkd pamita. - Czy potrafiabym ci kocha? Ada, powiedziaabym ci ju wtedy... jeste moim wymarzonym mczyzn. Ja ju ci kocham! zy popyny jej z oczu ju przy drugim ale. Rzeka pyna z wolnym, na pierwszy rzut oka niedostrzegalnym prdem. Jaki mczyzna ze smycz w rku woa swojego psa. "Fado, chod tu"? A moe to by Fabo? Wtedy ona dotkna jego rki. Na pocztku chwycia tylko dwa palce i przez jedn niesamowicie dug sekund nie potrafia oceni, czy dobrze zrobia. Jego do odwzajemnia jej dotyk, kiedy przytrzyma j delikatnie za plecy. To wanie wtedy Adam Drzewiecki po raz pierwszy w yciu pocaowa swoj on. Pomyla te, e jak nigdy w yciu ma ochot zapali papierosa. Ju siga do kieszeni swojej szarej, wenianej kurtki po paczk chesterfieldw, kiedy pomyla, e Ania by tego nie chciaa.
65

Druga rka, jakby majc wasn wiadomo, doczya do tej spoczywajcej na plecach Anny. O takich chwilach mwi si, "czas stan wtedy w miejscu", a oni zrozumieli to wanie dzisiaj, kiedy trwali tak w pocaunku, a niebo czerniao z kad chwil. - Chciabym z tob zamieszka - wypali Adam mylc o tym, czy ju zawsze bdzie wobec Tej-Wymarzonej-Dziewczyny tak automatycznie bezporedni. Pokiwaa gow, ale jej oczy nie spuszczay z niego wzroku. - Nie zdajesz sobie sprawy. Nie rozumiesz, jeszcze tego nie rozumiesz. - Czego nie rozumiem? - Nie masz pojcia - dodaa. - Musiaabym z tydzie tumaczy tobie co si wanie stao. Jestem w cikiej sytuacji rodzinnej, wiesz... mj ojciec. - wypowiedziaa dwa ostatnie sowa takim tonem jakim ludzie mwi "plugawe gwno". - ale Ada! Ja mam dopiero dwadziecia lat! - A ja troch wicej. Ale czy to znaczy, e nie powinnimy? - Nie! - wykrzykna przeraona t myl. - Ale Adam, jak to sobie wyobraasz? Przyprowadzasz mnie do domu... - Moj kobiet... - wtrci z dum. - ...i co? Oznajmiasz swoim rodzicom cze, to jest Anna, mieszka z nami od jutra"? Adam rozemia si wtedy szczerze i mia si tak dugo, a pomyla, e to nie wypada i zamkn usta. A potem powiedzia wreszcie, kiedy ona patrzya na niego z mieszank ciekawoci i obawy: - Wynajem dom - oznajmi z radoci. - Napisaem publikacj o terapii behawioralnej w kontekcie wiadomego nienia. I zapacili mi za to ogromne pienidze! Oczy Anny stay si wielkie jak spodki: - Dom?! Ogromne pienidze?! - i ju pakaa znowu. - To zbyt wiele! To stanowczo za duo, to si nie skoczy dobrze! - Nie zrozum mnie le, kochanie! - powiedzia natychmiast j przytulajc. - Od kilku lat mojego ycia staram si doprowadzi je do wymarzonego poziomu. Marzyem o bogactwie, o pienidzach, i czasem je nawet miaem. A teraz wszystko jest dobrze, znalazem ciebie. I tak bdzie ju zawsze, wiem to na pewno, bo wiem, e wszystkie marzenia si speniaj. Nie wiedziaa co powiedzie. Ale on wiedzia: - Kocham ci i jestem tego pewien jak nigdy w yciu. Nie znam ci zbyt dobrze, ale Bg mi wiadkiem, e kocham ci jak jasna cholera. Kiedy wracaem do domu z pracy jedziem do miejsca, w ktrym mieszkasz w nadziei, e ci spotkam. Kiedy paciem w
66

sklepie za zakupy zagapiem si na jak dziewczyn z maym dzieckiem, bo pomylaem, e to moga by ty - mwi bardzo szybko Adam. - Naprawd? - Naprawd. Jest co takiego jak mio, przez chwil o tym zapomniaem. Ale przypomniaem sobie o tym w tak pikny sposb, e chc na ciebie patrze i patrze przez cay czas. nisz mi si. I to s najpikniejsze sny, jakie niem. - Wiesz... - powiedziaa. - Nie wiem czy to nie za duo? Zasugujemy na to? - Zasugujesz. To znaczy, my zasugujemy na siebie, kochana - odrzek Adam Drzewiecki. - Czy mgbym jutro pokaza ci ten dom? - To znaczy, e... mogabym naprawd z tob zamieszka? Wtedy przysiad i wtuli si w jej brzuch, obejmujc jej nogi rkoma. wiat ucich, byli tylko oni. - O niczym innym nie marz, pikna. - Tak, tak, tak! Boe, tak! - skakaa wok niego z radoci. - Bd z tob mieszka, bdziemy robi sobie niadania, bd ci przynosi jedzenie do ka, bd ci robia masae i bd ci kocha, kocha, kocha! - Tak! - wykrzykn Adam. - Jest tam duy ogrd, bdziemy mie psa. Kiwna gow. - Bdziesz mnie kocha? Tak na zawsze? - Przysigam. A ty mnie? - Do mierci. - A potem? - A potem si zobaczy - odpara z wielk mdroci, a Adam poczu, e jest aktualnie najszczliwszym czowiekiem na ziemi. To wszystko byo w istocie najpikniejszym spenionym marzeniem Adama Drzewieckiego w caym jego dotychczasowym yciu. I kiedy tuli swoj ukochan, wymarzon dziewczyn, wiedzia ju, e bogactwo jest tylko wtedy, kiedy chcemy zainwestowa je w mio.

5.
- NATYCHMIAST ODDAJ MI TEN MEDALION, PLUGAWA DZIWKO! I TAK JESTE ZBYT SABA, ABY ZROBI Z NIEGO JAKIKOLWIEK UYTEK! krzycza Mondoe. Krzyk to w zasadzie nie jest zbyt dobre okrelenie. To by ryk, co jak wydobywajca si z gnijcego serca dwikowa wydzielina. mierdzca gwnem i plugawymi kamstwami.
67

- Nasz lub... szepna wzruszona kobieta. I nagle, jak gdyby tajemnicza sia rozptaa prawdziw burz, wspomnienia przybray na sile, jak gdyby w leniwy strumyczek wstpia nagle moc rozszalaego i miertelnie niebezpiecznego grskiego potoku. .M.J, cokolwiek dla niej znaczyo, wywoao kaskad uczu, mkncych jak najszybsze samochody na torze wycigowym. Niemoliwy do zatrzymania strumie czystej mioci zaatakowa cay sen z tak si, e wok Anny Kamiskiej, Mondoe zdawa si widzie jedyny kolor, na ktry nie mg patrze. Kobieta tona w bieli, a jej serce poddao si prdowi o niewypowiedzialnej mocy. - Wymie si ze mn, syszysz? krzycza genera, wiedzc e traci kontrol nad snem, z sekundy na sekund. We ode mnie mj zegarek! To potny amulet! Oddaj mi swj medalik, nic ci nie da, tutaj wewntrz snu, WEWNTRZ MOJEGO SNU, TY PARSZYWA DZIWKO, ODPOWIADAJ! JAK MIESZ MNIE IGNOROWA! Ale ona nie syszaa ju czarnych sw Mondoe. Przypomniaa sobie, e jej m Adam ma dokadnie ten sam napis na wewntrznej stronie swojej obrczki.

- Obrczka obrczk kochanie, ale kocham ci nad ycie tumaczy jej, gadzc jej wosy, gdy zasypiali. Ale nigdy nie zapomnij o .M.J. Prosz ci, ze wzgldu na nasz mio. Nigdy nie zapominaj o .M.J. A wtedy ona, zdajc sobie spraw z wagi sw ma chciaa si do niego przytuli ca sob i trzyma go przy sobie, trzyma i nigdy nie puszcza. Dopki wszystko nie minie, dopki cay wiat nie zmieni si w jeden wielki cholerny krater cuchncy siark. - Nie zostanie kamie na kamieniu z tego wiata, a ja bd ci kocha, mj mu. .M.J! odpowiadaa wtedy.
- WYDAJE CI SI, E MASZ WADZ PRZEZ TEN PIERDOLONY MEDALIK, ALE JESTE W BDZIE! rycza Mondoe. Rifat Darlovi prbuje powstrzyma niewypowiedzian nienawi generaa, zamkn na zawsze jego twarz, tak eby nigdy ju nie wypowiedzia ani jednego faszywego sowa. Jest ju przy Mondoe, cho niszy od niego, to uderza z caej siy w jego wychudzone ciao w nazistowskim paszczu. - Niech ci si nie wydaje, e wygrasz, ty aosna mendo mwi Rifat. - GI! Cios pici agenta bolenie ugadza Mondoe. Senny demon jednym ruchem rki chwyta Rifata Darlovia za koszul i ciska nim w cian dziwacznego budynku. Sia uderzenia jest tak wielka, e ze cian spada tynk. Poowa eber zbuntowanego agenta zostaje zamana w jednej chwili. Nie ma ju siy wsta. Umiera na miejscu. - Nie! krzyczy Anna.
68

- SPJRZ NA MNIE! syszy najgoniejsze ze wszystkich ryki Mondoe, a z jego oczu zaczyna wylewa si krew, podczas gdy jego zby nagle wyduaj si o kilka centymetrw. Jeszcze chwila i bdzie mia ky jak wilk. SPJRZ NA MOJ POTG, TY NIC NIE ZNACZCA KURWO! OBIECUJ CI, E SPOTKA CI TO SAMO! ZGNIJESZ Z SAMOTNOCI, A NA KOCU BDZIESZ BAGA, EBYM DO CIEBIE WRCI! - Przerywam ten sen, Mondoe mwi Anna. - NATYCHMIAST POWIEDZ MI, CO ZNACZY .M.J! LUBY MIOCI JEDYNEJ? LADY MEGO JESTESTWA? - Nie jeste nawet blisko. - WIATO, MIO, JEDNO! MIEM MIOWA JEDYN! - Dobranoc, Mondoe powiedziaa Anna, po czym ostatni raz przywoaa szczliwe wspomnienie zwizane z Adamem Drzewieckim. Przypomniaa sobie, jak jej kochany m pocaowa j po raz pierwszy publicznie, na ich lubie kocielnym. I wszyscy patrzeli! To byo niesamowite, jej mama, witej pamici Zofia, pakaa przez ca uroczysto, bdc pod wraeniem tej piknej chwili. Wtedy sen si skoczy.

69

Rozdzia IV

Psyche

Kady dzie to odrobina ycia. Kade przebudzenie, to odrobina narodzin, kady poranek, to odrobina mioci, kady sen za, to namiastka mierci
~ Artur Schopenhauer

3 padziernika, kilka minut po pierwszej w nocy. Szpitalny boks na pitrze kliniki Drzewieckiego

1.

awzity umys potrafi wykreowa dowolny obraz, naprawd kad sytuacj, podczas gdy cae ciao w zasadzie nie odrnia wizualizacji od rzeczywistoci. Naukowo potwierdzony fakt brzmi: ludzie wyobraajcy sobie gr w tenisa, a

dokadniej rzecz ujmujc sam ruch, nieustanne bieganie z rakiet i prac rk, odczuwaj dokadnie te same bodce, jakie odczuwaj prawdziwi tenisici w trakcie gry. To naturalne zjawisko zostao niedawno wykorzystane do porozumiewania si z ludmi od wielu lat trwajcymi w stanie piczki. Najpierw udao si im przekaza reguy gry. Wyobraajc sobie ruch lub jego brak ustalono odpowiedzi tak lub nie. Trwajcy w gbokiej piczce ludzie potrafili komunikowa si z personelem medycznym, kiedy za pomoc skomplikowanej aparatury i caej masy czujnikw, okazao si, e nastpio epickie w swojej wadze wydarzenie - pacjenci potrafili odpowiada na pytania twierdzco i przeczco.
70

To prawdziwa rewolucja! W kontekcie ludzi w stanie wegetatywnym rzuca to nowe wiato, midzy innymi na kwesti eutanazji! Skoro ludzie potrafi odpowiada na pytania syszysz mnie?, czy wiesz gdzie jeste? to nie pozostawia to dosownie ani jednej suchej nitki na wszystkich przyrwnujcych ludzi w stanie wegetatywnym do warzyw! Metod komunikacji ze nicymi opracowa noblista Adam Drzewiecki. - Ci ludzie maj wiadomo, oni nadal tam s! Przywizujmy do nich wiksza uwag, na lito bosk! grzmia Adam Drzewiecki na przemwieniu w Sztokholmie, kiedy ju burza braw spowia niezliczone rzdy najznakomitszych naukowcw tego wiata. Drzewiecki doskonale zdawa sobie spraw, e budzca melancholi i niepokj piczka jest owiana otoczk mistycznej tajemnicy, swego rodzaju przeyciem tabu, tylko dla wybranych. Wiedzia te, e przez takie mylenie mona zapomnie, jak duo mona dowiedzie si o procesie snu, ktremu powicamy jedn trzeci ycia. Nie zapominajc oczywicie, e mamy do czynienia z ludmi, ktrzy przewanie woaj w swojej wiadomoci prosz, pomcie mi si wydosta!. - Bez cienia wtpliwoci istniej wrd tych biednych, cae ycie nicych ludzi i tacy, ktrzy cho bardzo chc, nie mog si wydosta z Wiecznej Krainy. Krainy, ktrej nie znamy, i o ktrej moemy jedynie snu niezbyt dokadne i niepoparte niczym domysy. Jedyne, czym si pocieszamy, to nadzieja: nie wydaje nam si, aby ludzie w piczce mieli koszmary. Przeciwnie, jestemy zdania, e pomijajc przykr kwesti niemoliwoci powrotu do wiata rzeczywistego, to naprawd niesamowite przeycie. Brawa. - To troch tak, jakbymy tworzyli sytuacje, ktre nas spotykaj, tylko poprzez nasze wyobraenie. Czy jestemy w stanie sta si najbogatszymi ludmi w okolicy po prostu o tym mylc? Albo czy samotna dziewczyna, pracujca na kasie w hipermarkecie, jest w stanie w cigu roku sta si najbardziej powaan pisark na caym wiecie? Oczywicie, to cakiem naturalne. Problem polega na tym, e nasza wyobrania ma dwa skrajne bieguny. A wic wystarczy przez pewien czas wmawia sobie chorob, dopatrywa si jej objaww i czeka na wewntrzny niepokj, ktry przychodzi jak spodziewany go. Taki, ktry najpierw nieco zbyt gono si mieje, potem krzyczy, a wreszcie zaczyna rzuca meblami po twoim pokoju i mieje si z ciebie szyderczo, podczas gdy jedyne co ty moesz zrobi, to walczy rozpaczliwie ze swoj skoowan psychik. Czarny.

71

Czarny by wszystkim, co widziaa Anna Kamiska. Nie istnia dla niej ju aden inny wiat, ani ten rzeczywisty, ani ten, ktry stworzy jej mzg. wiat czerni, z ktrego istnienia zdaa sobie spraw, nie przemawia do niej jako szczeglnie prawdziwy. A ona, szczerze mwic, miaa to gdzie, bo jej ukochany m si zabi. Zrobi to, mimo e przysiga jej, e nigdy tego nie zrobi. A ona wiedziaa, e jeli si zaraz nie ruszy, bdzie tak wisia, a jego ciao wiszce na sznurze cakiem zbutwieje i stanie si suche jak papier. A mogo si tak zdarzy, przecie jedyna yjca osoba poza ni, dziennikarz Jack Burnfield, by tutaj, na tym samym pitrze, kilka boksw dalej, zaabsorbowany w absolutnej caoci uzalenianiem si od substancji wyprodukowanej przez jej nieyjcego Adasia. Nie odbiera ju rzeczywistoci, jej zdaniem kompletnie odci si od wiata doczesnego. Szczerze powiedziawszy wtpia, e Jack j pamita. Wrcia mylami do mierci ma. To si stao naprawd, naprawd! Pki mier nas nie rozczy, kurwa jego ma to bya jej pierwsza myl o mu po przebudzeniu. No to nas wanie rozczya, ty cholerny skurwysynu! Przeklinaa, ale bya w tych przeklestwach tylko wielka ao, nic wicej. Samotna za popyna po delikatnym jak jedwab policzku Anny, lecz ona nie zwrcia na to uwagi. Czy bya otpiona narkotykiem pyncym w jej yach? Jak jasna cholera. W przeciwnym razie nigdy nie nazwaaby skurwysynem swojego ma, nigdy do tej pory nie nazwaa go w mylach choby debilem; kochaa go nad ycie, caym swoim sercem, ktre on wznosi na wyyny szczcia kadego dnia. Anna poczua, e ma ochot si rozpaka. Chocia nie, by moe ma na to ochot, ale nie moe sobie na to pozwoli! Nie daa sobie czasu na rozpacz, a bdc w peni precyzyjnym narkotyk, nadal pompowany w jej krwioobiegu jej na to nie pozwoli. Jedyne czego chciaa w tej chwili to spa. Anna Kamiska leaa na pododze, sama w izolatce szpitala psychiatrycznego, wybudowanego dwanacie lat temu, a w chwili obecnej cakowicie opuszczonego, jeli nie liczy Jacka Burnfielda, no i trupa jej ma, profesora Drzewieckiego, powieszonego na grubej okiennej kracie, w luksusowym gabinecie na pitrze. Do jej wiadomoci pomau zaczy dociera pierwsze przejawy racjonalnego mylenia. Nie miaa pojcia, jaki czas temu skoczy si jej sen o podziemnym miecie, onierzach trzymajcych za rk mae dziewczynki i potnym sennym demonie, ktry, z czego zdaa sobie spraw z przeraeniem, rs w si z nocy na noc. Miasteczko zamieszkiwane przez takich ludzi, jak tutaj w Golgocie, w jaki niewytumaczalny sposb znajdowao sposb, aby odnale nastroje pene smutku i nieufnoci.
72

Rifat Darlovi. Nazwisko nie istniejcego w rzeczywistoci agenta specjalnego, ktry w jej nie przywiz j do podziemnego miasta pod Jednostk Centraln, a potem uwolni j ze snu, wrczajc jej medalion od ma, dudnio w jej gowie, nie pozwalajc na skierowanie myli na inny tor. A przecie on te zgin, powici dla niej ycie, jako niemowa. I cho nie moga tego przyzna przed Mondoe (wszak demon momentalnie wyczuby t siln, najprawdziwsz myl) widziaa, e ten czowiek, potny Serb, si w niej zakocha. Boe, jak to moliwe? Paczca cicho Anna niespodziewanie zdaa sobie spraw, e nastpi przeom. Na czym polegaa rewolucja? C, przede wszystkim aden inny myloksztat bo tak okrelali z mem senne postaci - nie potrafi jak do tej pory zmieni jej mylenia na temat jakiegokolwiek snu, ktry przeya. Twory podwiadomoci traktowaa z tak ogromnym dystansem, e z czasem zaczy traci one znaczenie. mier ktrego z sennych ludzi nie oznaczaa niczego zego, nawet te tragiczne niosy ze sob swego rodzaju pikno. Wszystko pynie, kochana, panta rhei!, powiedziaby Feliks Pat, nauczyciel z okolicznej szkoy podstawowej poczonej z gimnazjum. Feliks, jej prawdziwy przyjaciel, po takiej radzie jak ta, umiechnby si do niej ufnie. A potem nawet nie patrzc na butelk piwa, wystrzeliby w powietrze kapsel zapalniczk i poda pyszny napj do rki. Wszystko pynie. Dobre, kurwa, sobie. Sny Anny pustoszay, a pseudoludzie wystpujcy w jej marzeniach sennych stawali si mniej i mniej znaczcy kadej nocy. To zmienio si, kiedy poznaa agenta specjalnego, Serba Rifata Darlovica. Twr, przybierajc posta barczystego agenta specjalnego, wrczy jej we nie medalion, co wane taki, ktry istnia w rzeczywistoci pozasennej by to, jak ju mwiem, prezent na rocznic lubu. Medalion .M.J. Spekulacji na jego temat byo wiele, Anna sama syszaa o mierci Marnych Jasnowidzw i winiach Midzy Jedzeniem od tych co bardziej zoliwych spekulantw. Tylko ich dwoje Adam i Anna, nierozczne zakochane w sobie maestwo wiedziao co oznacza .M.J. A teraz ju tylko sama Anna to wiedziaa. Czterdziestoletnia Kamiska ciska w rku medalik od ma, ktry otrzymaa na duo wczeniej przed czasami, w ktrych bdzie on odbiera najbardziej prestiow nagrod wiata. Bdc, jak to mwi Jack swoj rodowit angielszczyzn, perfectly

73

honest, w tej chwili ogle nie interesowa j fakt, e jest wart okoo siedmiu milionw dolarw. Miaa to gdzie, wszak Adam zawsze jej mwi, e jeli czowiek jest w stanie si wzbogaci naturalnie, a na pewno tak jest, to raczej nie moe to zajmowa caego ycia. - Bogactwo przychodzi, jeli czujesz si bogata, moja piknoci mwi Adam, trzymajc jej smuk do. - Nawet jedna czwarta ycia na zdobycie majtku wydaje mi si aonie duym kawaem czasu wycitym z yciorysu, wiesz? - Ale niektrzy ludzie - zacza Anna. - Niektrzy ludzie to Adolf Hitler, a jednak nie wszyscy chc zagazowa p wiata, prawda? - To co innego! Adam by wtedy cierpliwy: - Ile czasu zamierzamy powieci na denie do bogactwa, a ile po prostu na bycie bogatymi, moja pikna? A ona nie wiedziaa co powiedzie, za to kadego dnia dzikowaa losowi za to, e obdarzy j mioci tak ogromnego umysu, jak umys Adama Drzewieckiego. Teraz, kiedy go zabrako, wszystkie ich wsplne pienidze (ktre teraz stay si jej pienidzmi) nagle straciy dla niej jakkolwiek warto. Pieprzy pienidze, wspania rezydencj, klinik i noblowski Sztokholm. Adam nie wrci ju nigdy. Rozpakaa si na dobre. Anna dopiero teraz, po tylu latach zrozumiaa, e tym, co moe pokona strasznego Mondoe we nie, jest uczucie prawdziwego, miosnego wzruszenia. Takiego, pod wpywem ktrego czowiek zmienia swoje ycie na zawsze. Do takich uczu nie da si doj bez ludzi, choby tych wymylonych, prosz pani usyszaa w gowie sowa Rifata Darlovia. Nie byo to wspomnienie, wiedziaa, e to tylko wytwr jej wyobrani, a jednak Zupenie jakby Serb w cigu kilku godzin snu sta si jej przyjacielem, pokrewn dusz. Jak gdyby by prawdziwym czowiekiem. Jak gdyby mj Boe, jak gdyby mia uczucia. A przecie nie mg ich mie, by tylko tworem jej mzgu! Nie mona nawet powiedzie, e umar! W pierwszym odruchu chciaa oznajmi swojemu mowi: Adamie nastpia rewolucja, to czego si dzi dowiedziaam, moe zmieni nasze podejcie do wiadomego nienia! Powinnimy traktowa senne odbicia naszej podwiadomoci jak prawdziwych ludzi! Wzruszajmy si we nie, aby trwa w piknym stanie ducha za dnia!

74

Niestety Anna nie zrobi tego ju nigdy. Ponownie: jedyne czego pragna to wrci do tego snu, nawet gdyby znw miaa spotka potwornego generaa. Wszak w tej najsmutniejszej chwili w jej yciu sen by jedynym wyjciem z caego bagna, w ktre Mondoe wprowadzi ich maestwo. Teraz, gdy Adam Drzewiecki nie yje, Anna zrozumiaa, e jej m zosta najwyraniej optany przez generaa Mondoe. Targany jego blunierczymi mylami, ktre podsuwa mu co noc, genera wreszcie doprowadzi go do ostatecznoci. - Nazistowskie bydle... - wyszeptaa. Widziaa, e to wszystko prawda, nie musiaa nawet sprawdza czy TO wydarzyo si naprawd, pokonujc elazny ucisk we wszystkich miniach i podnoszc si z podogi na wzek, a nastpnie opuszczajc izolatk i kierujc si na pitro, do gabinetu ma. Nie musiaa i nie moga, bo jej ciao byo niedoskonae, udrczone niepenosprawnoci. I chocia radzia sobie z tym jak potrafia, ostatnio nawet to nie wystarczyo, si rzeczy spdzaa wic cae dnie w ku. Miaa na to jednak pewien sposb. Technik wyjcia z wasnego ciaa opanowaa ju dawno temu, i cho wielu ludzi uwaao t zdolno za parapsychologi, co co wie si z magi i demonami, ona znaa prawd i wiedziaa, e to bzdura. Skrt naukowy okrelajcy t niezwyk czynno i zdobywajcy coraz wiksz popularno brzmia krtko: OOBE. Czym w zasadzie byo opuszczenie wasnego ciaa? C, to troch tak jak gdyby mwi o bieganiu - aden, nawet najbardziej doskonay opis biegu nie odda tego niesamowitego uczucia, kiedy pot wstpuje na czoo, a wiatr rozwiewa wosy. Profesor Drzewiecki mwi wszak, e istnieje dokadnie tyle rnych odczu zwizanych z truchtem albo dzikim sprintem w d zbocza, ile istnieje ludzi na wiecie. Po prostu kady postrzega t cudown czynno szybkiego biegu w inny sposb najwiksi wynalazcy biegnc pobudzali swoje zwoje mzgowe do kreatywnego mylenia, najlepsi lekarze na wiecie dokonywali przeomowych odkry w medycynie, rozpdzajc si dziki sile swoich ng, przy okazji pokonujc ponad czterdziestokilometrowy maraton, a leniwe skurwiele... c, oni mogli co najwyej ni albo czyta niezbyt udane opisy tego fantastycznego uczucia, kiedy przebiegnie si narzucony przez siebie dystans, dotrze si wreszcie do celu, nieistotne gdzie si znajduje, a potem wyleje na siebie p butelki wody, pochaniajc drugie p z nadludzkim tempem. Podobnie wyglda kwestia eksterioryzacji, czyli wychodzenia z wasnego ciaa. - Nauka jest sceptyczna jeeli chodzi o opuszczanie ducha przez fizyczne ciao, prawdopodobnie dlatego, e obcowanie ze swoj podwiadomoci po dzi dzie wie
75

si z uywaniem tak nielubianych przez spoeczestwo sw jak "ezoteryczny" albo "projekcja astralna" mawia noblista. - To kojarzy si bardziej z tarotem wykadanym przez star cygank, gdzie w zaciszu rozklekotanego barakowozu, ni z powan nauk, prawda? A jednak profesor Adam Drzewiecki postawi temu kres i wanie midzy innymi za to wrczono mu najbardziej prestiow nagrod naukow na caym wiecie.

"Sporadyczne wychodzenie z wasnego ciaa podczas stanu gbokiego odprenia jest faktem, niezalenie od tego, czy wspczesna nauka si z tym godzi, czy nie. Prosz to napisa kursyw. Moemy si nauczy opuszcza wasne ciaa!" brzmia pierwszy akapit
wywiadu z Adamem Drzewieckim opublikowanym na amach amerykaskiego Newsweeka. Anna pomylaa o swoim pierwszym razie, kiedy m uczy j jednej z wielu technik wyjcia z wasnego ciaa, ktr sam opracowa. Byo to dokadnie w tym samym pomieszczeniu, w ktrym znajdowaa si teraz sama i w ciemnociach. Jej m nakaza jej przebra si w lun koszule nocn, w ktrej uwielbiaa spa, a nastpnie uoy si wygodnie na ku, przykry kodr i zrelaksowa si. To byo jakby wczoraj. Adam podchodzi do maej wiey stereofonicznej, wkada do pyt CD i ju po chwili z gonikw, niezbyt gono, scz si dwiki orientalnej muzyki, wprowadzajcej umys w stan gbokiego relaksu. - Muzyka agodzi obyczaje, ale nam chodzi teraz o co zupenie innego - powiedzia tajemniczo jej Adam. - Kochanie, sprbuj odci si od wszystkiego, najlepiej zamknij oczy ju teraz. Anna bez wahania wykonaa polecenie. - Dobrze - kontynuowa jej m, upewniajc si, e jego Ania faktycznie zamkna oczy. - Teraz przechodzimy do fazy, ktra sprawia problem najwikszej iloci moich pacjentw. - Dlaczego? - Ciii... - przyoy palec do ust. - Nic nie mw. Niewiele rzeczy ma teraz znaczenie, nieistotne co dzieje si wok nas, wane eby odci si od wszystkich bodcw. Jakie znaczenie maj wszystkie problemy tego wiata, skoro sami pracujemy nad rozwizaniem twojego najwikszego problemu? To wszystko nieistotne - mwi z pasj jej m. - Nawet twoja niepenosprawno nie ma teraz znaczenia. A teraz postaraj si zasn, cay czas wyobraajc sobie ruch, na przykad znajd si na placu zabaw i usid na krzeseku karuzeli, obracajcej si w kko albo zacznij si wspina po zawieszonej z nieba linie. - Co to da? - zapytaa Anna, z podekscytowania zapominajc o nakazie milczenia.
76

- Cicho, kochanie. Musisz poruszy swoim astralnym ciaem. Dziwnie to brzmi, ale mwi do ciebie z paszczyzny naprawd gbokiego zrozumienia: tkwij w transie i ruszaj swoim ciaem we nie. To musi by cigy ruch. - Skd bd wiedzie, kiedy wyszam z ciaa? - Wkrtce bdziesz moga si o tym przekona. Najpierw wejd w trans, znasz to uczucie. To ten moment, w ktrym ju prawie zasypiasz, prawie dajesz woln rk swojej podwiadomoci, eby odtworzya ci w gowie jaki sen. Odrzu wszystkie te luno powizane ze sob myli i skup si na zachowaniu wiadomoci. Oddychaj gboko i daj wiar temu, e twj duch moe unie si ponad twoim ciaem. I bd cierpliwa, niektrym zajmuje to cae lata praktyki! A wic wiczya, z wysikiem podejmujc prb wyobraenia sobie ruchu i prbujc zahipnotyzowa siebie sam, tak, aby udowodni sobie, e wyjcie z ciaa jest moliwe. Mylaa o karuzeli, szybko jednak poddaa ten pomys, na rzecz liny, ktr wizualizowaa sobie zwisajc z nieba, i na ktrej wspinaa si trzymajc gruby sznur rkoma i nogami. Wchodzia po linie przez dugie godziny, bezskutecznie. Nie udao si za pierwszym razem. Ani za drugim, ani za trzecim te nie. Zasypiaa za kadym razem. A wreszcie, kiedy Anna bya bliska poddania si, niemal w zupenoci przekonana o swojej niedoskonaoci, wtedy to przyszo, nagle i niespodziewanie. Wtedy po raz pierwszy w yciu wysza z wasnego ciaa. Nagle jakby po prostu znalaza si po przeciwlegej stronie pokoju i z niedowierzaniem rozgldaa si na wszystkie strony. - Nie mog wiedzie, czy ci si udao czy nie, bo tylko ty moesz to wiedzie, kotku. Tak czy siak wiesz ju, e twoje udrczone ciao jest tylko opakowaniem - powiedzia wtedy Adam, caujc j w czoo. A ona unoszc si nad ziemi spoglda na swojego ma, ktry cauje w czoo jak inn kobiet i z trudem przypomina sobie, e to JEJ wasne czoo jest wanie caowane, e to JEJ ciao ley przykute do szpitalnego ka, jej i nikogo innego. Niesamowite uczucie patrze na siebie z perspektywy osoby trzeciej. Fakt, wszyscy widzimy si w lustrze na co dzie nawet po kilka razy, ogldamy si na filmach wideo nagrywanych komrk przez naszych znajomych. Wiemy jak wygldamy, czasy kiedy musielimy oglda swoje oblicze w tafli jeziora albo kauy miny bezpowrotnie. To wanie t niesamowit zdolno wykorzysta genera Mondoe, pokazujc Annie Kamiskiej samobjcz mier ma. Wymusi na niej wyjcie z ciaa i pokaza jej jak jej ukochany zaciska sobie ptle na szyi.
77

- Nie zna ycia ten, kto nie spojrza na siebie z dystansu i nie mowa tu o metaforze, lecz prawdziwej kilkumetrowej odlegoci mwi czasem Adam Drzewiecki. A jeli z pewnej odlegoci patrzymy take na mier?

2.
Anna Kamiska przypomniaa sobie moment, w ktrym pierwszy raz w yciu ogldaa swoj wasn, pogron we nie posta nie mogc wyj ze zdumienia. Teraz, lec samotnie w izolatce, nie uya jednak swojej bezcennej zdolnoci zwanej OOBE. Nie potrafia si do tego zmusi. Kto wie, moe po prostu baa si widoku wasnego maonka, ktry najprawdopodobniej popuci w spodnie, gdy po odciciu dopywu tlenu do mzgu minie jego odbytu zelay na ucisku? Obrzydliwe! Nie obchodzio jej kiedy i czy w ogle przyjdzie do niej kto, ktokolwiek, aby sprawdzi jak czuje si dzisiaj. Wtpia, eby to w ogle nastpio. Nie interesowao jej nawet to, e w jej cuchncej potem izolatce zabrako wiata. Bya sama, zupenie sama.

3.
Zakrzywienie czasu jest najbardziej zdumiewajc rzecz, na jak moe natrafi czowiek zamknity przez duszy czas w odcitym od wiata pomieszczeniu. Myli Anny kryy wok bliej nieokrelonego celu, im duej staraa si odkry dlaczego mier ukochanego jeszcze do niej nie docieraa, tym wiksza frustracja j ogarniaa. Kim by kierowca limuzyny? Co symbolizowaa dziewczynka z zabawkowym pieskiem na ulicy podziemnego miasta? W jaki sposb ON zdoa przeama mojego ma, jak doprowadzi go do ostatecznoci? Nie potrafia zmusi si do uczucia smutku, nie pozwala jej na to narkotyk krcy w jej krwioobiegu. Wycigna si na kozetce, zdajc sobie nagle spraw z faktu, i na jej przedramieniu przyklejono plastrem jej dojcie doylne, przez ktre przeroczystym wykiem podawano jej roztwr. Roztwr by okreleniem na genialne poczenie kilkunastu substancji farmakologicznych, ktrych nazw Anna nigdy nie bya w stanie wymwi, nawet gdy

78

prbowaa powtarza je za Adamem, ktry od duszego czasu kilka razy dziennie ofiarowywa jej t wspania mieszank. - To mj dar, ukochana szepta, wbijajc jej ig wenflonu w y na przedramieniu, a gdy pojawiy si zrosty, na nodze albo na kostkach stp. Trwaj w absolucie, odgo cae zo ze swojej wiadomoci i bd szczliwa, jako ja jestem. Kocham ci, moja pikna. Po czym kad swoj pomarszczon do na jej policzku. Wtedy zapadaa w sen, a on kad si przy niej na ku i gadzi jej wosy. Czasem samemu aplikowa sobie wasnorcznie przygotowan substancj, i spali tak obok siebie, spali i nili jedno marzenie, razem, noc w noc i dzie w dzie. Roztwr by wszystkim. Pozwala jej zapa w najgbszy sen, taki, o ktrym zwyky miertelnik mg tylko pomarzy. W takich snach jak ten, ktry miaa przed chwil, Anna Kamiska czua, e wszystko co ma, cae jej ycie, jest pod absolutn kontrol jej samej. Jej Ada, czyli profesor Drzewiecki, zwyk nazywa to najwspanialsze uczucie snem wiadomym. Anna nie miaa pojcia, jak dokadnie rol odgrywa w tym wszystkim koktajl biaych proszkw zmieszanych z wod, wiedziaa natomiast jedno - nigdy w yciu nie zaleao jej tak bardzo na yciu wewntrz wspaniaych snw, w ktrych bya wolna i odkrywaa z zachwytem najgbsze zakamarki swojej podwiadomoci. Tak, sen wiadomy na roztworze to bya zdecydowanie najlepsza rzecz, jaka spotkaa j w yciu. Seks stanowi ju dla niej jedynie aosn namiastk, ogarniajcego j uczucia cakowitej bogoci, nawet kokaina, ktr przed rozpoczciem terapii profesora Drzewieckiego wcigaa z luboci nawet kilka razy w cigu miesica, nagle staa si aonie sztuczna i niechciana. Podczas fazy REM snu, najgbszej fazy spord wszystkich, endorfiny, czyli hormony odpowiedzialne za uczucie szczcia, mnoyy si w jej ciele z prdkoci rozpdzonego pocigu. Teraz moga czu si szczliwa natychmiast po zapadniciu w sen. I sumiennie analizowa swoj psychik po przebudzeniu, tak jak nakaza jej ukochany m. Spojrzaa na stolik przy ku. Medalion .M.J lea sobie jak gdyby nigdy nic na niewielkim blacie i szydzi ze wszystkich jej rozwaa. Zwymiotowaa na podog nie zwracajc na to uwagi.

79

Rozdzia V

Aucupatio

Cmentarze s jedyn szans ucieczki (...). Obok, dokoa, tylko umarli. Kto mnie tu znajdzie i zdradzi? Bogosawieni umarli! Oni s jedyn moliwoci ocalenia!
~ Gustaw Herling-Grudziski

3 padziernika, nieco pniej. Szosa wyjazdowa z kliniki psychiatrycznej

1.

ziennikarz Jack Burnfield zahamowa ostro wielka spalona ga spada po uderzeniu pioruna na zakrt szosy. Ogromny range rover wpad w ostry polizg, silnik zawy. Amerykanin jednym sprawnym ruchem kierownicy wyprowadzi auto Wbrew przekonaniom Anny Kamiskiej, nie spa w tej chwili kilka boksw obok

na piaszczyste pobocze szosy, o wos mijajc ostre, oberwane gazie. niej. Cho by napany substancj profesora jak nigdy w yciu, nie mg sobie pozwoli na sen. Stao si, to czego obawia si najbardziej. Teraz ucieka z kliniki profesora Drzewieckiego tak szybko jak tylko si dao. Mokra nawierzchnia nie stanowia przeszkody dla potnej angielskiej terenwki, drzewa na szosie przy prdkoci dwustu dwudziestu na godzin owszem.

80

Szybko objecha ga i z rosnc prdkoci pogna w d, na ostatnim odcinku dwudziestokilometrowej drogi dojazdowej do cmentarza, ktry stanowi jego cel. Musia odnale grb. Wykopa co niezwykle gronego. I zniszczy to jak najszybciej, zanim bdzie za pno. Jack zdawa sobie spraw z tego, e przyczepno jego auta na szosie w grach bya po prostu wymarzona, oczywicie jeli za pomoc przecznika wybierze odpowiednie ustawienie zawieszenia. Nie mia jednak pojcia, jak jego auto sprawdza si podczas pocigu policyjnego. Pocigu, w ktrym to on po raz pierwszy w yciu odgrywa rol zwierzyny. Dodajc gazu wjecha w kolejny, cholernie le wyprofilowany zakrt i mimo ogromnego stresu w jakim si znalaz, ze zdumieniem stwierdzi, e nadal robi to naprawd nienajgorszym refleksem, w najlepszym samochodzie jaki kiedykolwiek sobie kupi. Jack Burnfield wyczy reflektory. Daleko w dole zauway policyjn blokad. Dwa radiowozy no przynajmniej sdzc po iloci niebieskich, mrugajcych wiate pomyla. W tych okolicach ju samo spotkanie dwch policyjnych wozw w jednym miejscu zdarzao si wyjtkowo rzadko. No, chyba e w takich okolicznociach, jak kiedy burmistrz miasteczka zayczy sobie, aby grudniowy festyn zorganizowany przez jego politycznych zwierzchnikw odby si z wyjtkow pomp wtedy wszystkie, bo a trzy radiowozy (dwa wysuone mercedesy w124 i jeden volkswagen jetta) zjeday do rynku, aby udowodni swoj iloci, jak podniosym wydarzeniem jest wybr Miss nieynki, poczony z przemwieniem kandydata na burmistrza, zupenie przypadkiem bdcym take aktualnym burmistrzem. Jack nie zastanawia si nad tym dugo, nie mia na to czasu. Wanie zauway, e wysoko ponad nim, kilka poziomw wyej na asfaltowej serpentynie, a wic za nim, jedzie radiowz. To musiaa by stara jetta, a jett jedzi zawsze ten sam czowiek, Andrzej Hauptmann, komendant tutejszego posterunku policji, bijcy swoj on Juli co noc i wlewajcy w siebie dokumentnie litr alkoholu co wieczr. Warto w tym wanie miejscu doda, e ostatnie spotkanie z tym straszliwym skurwielem omal nie doprowadzio Jacka Burnfielda do mierci. Dziennikarz przyspieszy, mimo wyczonych wiate. Cho zna drog czu, e ronie mu adrenalina. Wskanik na desce rozdzielczej pokazywa sto pidziesit kilometrw na godzin, kiedy wjecha w kolejny zakrt nieco za wczenie. Opony buksoway przeraliwie, gdy prawa strona samochodu wpada na
81

pewnego

smutnego ydowskiego

pobocze. Kontra kierownic bya w zasadzie nie popartym niczym odruchem bezwarunkowym. Mimo wszystko cudem unikn rozbicia. Dziennikarz jecha z zawrotn prdkoci, a drog owietla mu w zasadzie tylko ksiyc. Gdzie wysoko w grach przecigle zawy samotny wilk. Jack cholernie ba si zwierzt, ktre wyskakuj na szos tylko po to, by trafi w postaci krwawej miazgi na jego zderzak czy mask. Mimo to, bardziej od kolizji, obawia si wizienia, lub mierci na miejscu zdarzenia. Tym razem przesadzi, jego dziennikarska dociekliwo moga go zabi w kadej chwili. Doda gazu jeszcze bardziej, a silnik zawy ochoczo. Mrugajce na niebiesko punkciki znikny ju dobr minut temu. Na przedniej szybie pojawio si nagle kilka kolejnych kropel, przerwanego na kilka minut deszczu, ktre zamieniy si po chwili w prawdziwe deszczowe tsunami. Jacka gwno obchodzia burza, gdy zaraz za zakrtem wjecha w ostatni dug prost. Zamierza speni obietnic dan sobie, przede wszystkim jednak chcia wyj cao z opresji. Rozpdzony, pdzcy z grki czarny range rover wyglda na tle ciemniejcego nieba jak cie. Bysk niespodziewanego geniuszu przeci jak ostrze noa panik Jacka Burnfielda. Dziennikarz nacisn na hamulec, nie zdajc sobie sprawy, e zostawi na szosie podwjny czarny lad hamowania. Mimo braku jakiegokolwiek rda wiata zauway len ciek po prawej stronie. Bez wahania skrci w jej kierunku, zagbiajc si w las. Samochd wjecha w gb lasu, zapada cakowita ciemno. Tak jak przypuszcza Jack, to nie mogo skoczy si inaczej toczc si po lenej drce zarysowa i pognit okrutnie obie strony swojego angielskiego wozu, raz omal nie wjecha prosto w ogromny pie. Nie przejmowa si tym jednak specjalnie, ca uwag skupi na ucieczce. Ju po dwch, moe trzech minutach, Jack Burnfield zaciera rce z zadowolenia, siedzc wygodnie w skrzanym fotelu wozu, zaparkowanego w kompletnych ciemnociach, na mchu midzy sosnami. Sta si niewidzialny dla policjantw, choby mieli tdy przejeda setki razy. No, moe prawie niewidzialny, ale na chwil obecn i tak bya to najlepsza kryjwka, na jak mg sobie pozwoli. Ze swojej kryjwki nie widzia radiowozw. Wiedzia jednak, e to dobre wieci: oznaczaj jego cakowity kamufla. W ciemnoci grskiego lasu wystarczy poczeka kilka godzin, by zapanowaa kompletna dezorganizacja. Z ca pewnoci cigajce go jednostki skieruj si w d szosy, wystarczy tylko troch poczeka. Potem oddali si, choby pieszo.

82

Jego samochd moe rwnie dobrze tu pozosta. Wrci po niego, albo kupi sobie nowy, gdy sprawa przycichnie. Pulitzera mia przecie w kieszeni.

2.
Ptora kilometra wyej dwudziestoletni posterunkowy nazywany przez wszystkich po prostu Juniorem, klasyczny przykad debila w mundurze, habicy codziennie zawd policjanta, wcisn do deski peda gazu nadniszczonego volkswagena. Bra ju udzia w kilku powaniejszych akcjach policyjnych. Cho miasteczko nie byo miejscem, w ktrym spektakularne pocigi za mkncymi po szosach czarnymi beemkami, nalecymi do napakowanych dealerw narkotykowych, zdarzay si choby raz na miesic, to sam Junior mg wymieni nawet i z dziesi akcji, podczas ktrych dziao si bardzo wiele. Poar kliniki psychiatrycznej tego chorego wira-noblisty by pierwszym zdarzeniem, ktre przychodzio mu do gowy. Wjechali tam z tatukiem i prbowali zrobi porzdek. Nie do koca si udao, ale przynajmniej sprbowali, do kurwy ndzy. Drugi z przykadw to moment, w ktrym zastrzeli czowieka. Chocia nie, to si nie liczy, to nie byo przecie akcj policyjn, tylko zwykym wypadkiem. Ten menel by najebany, a ja robiem swoj robot. tak to sobie wytumaczy, ani razu do tego nie wracajc. Szybko pomyla o innych, spord jego ciekawych dni, w caej jego ptora letniej karierze w policji. Usuwa rozbit cystern z drogi, ciga pieszo grup uchodcw zza wschodniej granicy, raz nawet bra udzia w konwoju samochodowym wiozcym okoliczn tras samego ministra zdrowia. Nigdy jednak nie przyszo mu prowadzi pocigu samochodowego za niewidzialnym celem. Kierowca ogromnej terenwki, ktr cigali, niespodziewanie wyczy wiata, tym samym zamieniajc si we uciekajcego wroga, ktrego nie wida. - Zwolnij uprzedza go starszy stopniem partner. Wie o zawodzie dobrego policjanta duo wicej ni todzib siedzcy teraz za kierownic, bdcy przypadkiem jego wasnym synem. Stary komendant nie mia pojcia za jakie grzechy pokarano go takim losem. Junior by chyba najwikszym gupkiem w caej wiosce i jeszcze kilku okolicznych wsiach. Stary Hauptmann przypomina sobie w chwilach wielkiej zoci takie momenty jak wtedy, kiedy kochany synek, posterunkowy Jan Hauptmann, ukrad mu z portfela sze tysicy zotych i to tylko po to, eby przetrwoni ca kas na koks, whisky i dziwki ze swoimi kolesiami. Cho miasteczko byo mae, nie brakowao tu pokus, o nie ze znalezieniem najdroszego, bo niepenoletniego kurwiszona, Jan Junior Hauptmann nie mia najmniejszego problemu, tak samo jak nie przeszkadzao mu to, e ojciec znalaz go po
83

caej tej akcji z seksem z nieletni, lecego w rowie przy szosie, bez gaci i pienidzy, bekoczcego co niezrozumiaego, przez wymiociny kapice z jego ust. Czasami komendantowi Andrzejowi Hauptmannowi wydawao mu si, e kocha syna za mao, dzi wiedzia jednak tylko jedno: ten zasrany gwniarz nigdy nie wypenia jego polece. Rozpieszczany od dziecka mody szczeniak zamieni si teraz w kompletnie nieprzydatnego pasoyta, nie nadajcego si nawet do drogwki. - Nie dogonimy go tym gwnem! odpowiada zdenerwowany syn, znw z caej siy wciskajc peda gazu. To drobne nieposuszestwo utwierdzio w przekonaniu Andrzeja Hauptmanna, e jego syn z ca pewnoci jest gwno wart w zawodzie policjanta. I wtedy komendant zauway lady opon. Tak krtkie, e prawie niemoliwe do dostrzeenia. Ale byy tam, byy na pewno! - Zatrzymaj si! Zatrzymaj si w tej chwili! woa Andrzej Hauptmann. Mody policjant nie reaguje. Wiekowa jetta nadal jedzie sto kilometrw na godzin (mimo tego wszystkie plastiki trzeszcz). Pasek klinowy piszczy, a radio krtkofalowe skrzeczy przeraliwie. - Niby dlaczego? pyta kierowca. - Zatrzymaj si! Zatrzymaj, kurwa! ryczy komendant Hauptmann do syna. Jest ju niesamowicie wkurwiony, wiedzia od razu, e patrole z synem to najgorsza rzecz, jaka moga mu si w yciu przytrafi, nie liczc jego ony, podejrzliwej suki, ktra najprawdopodobniej ju wkrtce dopnie swego i wreszcie przyapie go na zdradzie. Stary Hauptmann z caej siy wciska kolano syna w peda hamulca. Autem niebezpiecznie zarzuca. Sekund pniej jazda samochodem zamienia niekontrolowany polizg. - Tato, kurwa! wrzeszczy nastolatek, desperacko starajc si wyprowadzi auto z polizgu. Nadal nic nie rozumie. Czemu jego nienawidzcy go od dnia, w ktrym si urodzi stary koniecznie chce, eby si rozbili? Pojebao ci?! Hauptmann bierze zamach i uderza syna pici w twarz. Idiota po matce myli, a star jett telepie na lewo i prawo, gdy syn odruchowo puszcza kierownic i zakrywa domi pulsujc tpym blem szczk. Radiowz przez kilkanacie metrw jedzie bezwadnie, nie kierowany przez nikogo. - Nacinij porzdnie ten pierdolony hamulec! Wysiadamy! On gdzie skrci! cedzi przez zby ojciec, zakadajc czapk komendanta i wygldajc przez okno w ciemno. si w

84

3.
Siedzc porodku lasu w aucie, starajc si opanowa drenie rk i odruch zaciskajcych si na kierownicy palcw, Jack pomyla o tym, jak wiele zmienio si w jego yciu podczas pobytu w klinice profesora. Prawd mwic wszystko. Przypomnia sobie dzie, w ktrym pierwszy raz w cigu caej jego dziennikarskiej kariery poczu, e ma szans zrobi co, co zmieni mylenie ludzi. Co, co sprawi, e spoeczestwo wreszcie ujrzy prawd, tak dugo skrywan wrd pospnych wzgrz. Trzy miesice temu, trzeciego lipca, mieszkajcy w Stanach Zjednoczonych, a konkretniej w melinie mieszczcej si w nowojorskiej dzielnicy Queens, Jack Burnfield otworzy przy porannym papierosie swoj skrzynk e-mailow i ze zdumieniem stwierdzi, e wanie otrzyma zaproszenie od czowieka, na ktrego polowa od dwch lat. Niedostpny i skryty profesor Adam Drzewiecki otoczy murem tajemnicy swoj podejrzan klinik psychiatryczn, nie pozwalajc nikomu z zewntrz na demencj plotek, ktre mnoyy si wok niego i tajemniczego szpitala, ktry wybudowa tu, w polskich grach, na poudniu kraju. Adam Drzewiecki nie odpowiada nikomu, nie tumaczy niczego, nie zrobi absolutnie nic, aby polepszy w jakikolwiek sposb swj dogorywajcy wizerunek ostatniego polskiego noblisty i mia gdzie rozchodzce si szeptem pogoski. A byo tych pogosek wiele, tak wiele, e z czasem zaczy si one czy w jedn, cho bardzo niespjn, to jednak cao. Mroczne plotki mwiy o tym, e w jego mrocznej klinice oprcz pokazowego oddziau A, gdzie leczy si depresj i stany lkowe, istnieje te oddzia B, na ktrym przeprowadza eksperymenty medyczne na ludziach, czasem bez ich zgody. Ludzie chc wierzy w takie rzeczy, niektrych po prostu do tego cignie, prawda? Profesor Adam Drzewiecki wedug wielu by to czowiek, ktry ju si skoczy, kompletnie odci si od rzeczywistoci. A Jack? Jego interesowao w zasadzie tylko jedno dlaczego naukowca przestao interesowa, co ludzie mwi o mrocznych i upiornych piwnicach jego szpitala, w ktrym to rzekomo ludzie zmuszani s do seksu grupowego nakrcanego psychotropami. Dlaczego noblista ju nic nie robi kierunku odzyskania zaufania ludzi? To wanie ta postawa profesora Drzewieckiego spowodowaa, e postrzeganie naukowca jako szanowanego uczonego i chlub narodu odmienio si diametralnie. Tak diametralnie, aby w krtkim czasie przej od skrajnoci do skrajnoci: czyli do nienawidzenia profesora caym sercem przez wszystkich, absolutnie wszystkich.
85

Ludzie w kraju i na wiecie od dawna mieli go w dupie, a dziennikarz taki jak Burnfield bardzo interesowa si takimi ludmi. Jack nie mg w to uwierzy, cho spoglda w ekran monitora z otwartymi ustami i po raz pierwszy czyta krtki list e-mailowy od profesora, pomimo swojej pretensjonalnej treci, to jednak napisany ze zgodnie ze wszystkimi zasadami formalnej korespondencji. No, moe nie do koca z wszystkimi. Od: prof. Adam Drzewiecki <a.drzew@mtalk.detroit.gov> Do: Jack Burnfield <jack.burnfield@gmail.com> Temat: Re: Propozycja Szanowny Panie, przyznaj, e przeczytaem paski list z niedowierzaniem szczerze mwic, nie spotkaem si jak do tej pory z tak skrajn bezczelnoci. Pisze Pan, panie Burnfield, e chce odkry prawd o mnie. Wiele razy czytaem listy od ludzi takich jak Pan, przekonanych o swojej nieskazitelnoci w deniu do jednej, jedynej prawdy i tylko prawdy. Na potwierdzenie swoich sw dodam, e jest Pan czterdziest sidm osob, ktra pisz do mnie list w podobnym tonie. Chc opisa

prawdziwego profesora Drzewieckiego, chc napisa artyku, ktry bdzie autoryzowany przez Pana, i ktry rozwieje wszelkie wtpliwoci dotyczce jasnoci Paskich dziaa i przekona et cetera, et cetera.
Pana sowa. Ale chwila, moment! Na cae szczcie to wanie ja, ten straszny noblista owiany aur mroku i mierci, jestem osob, ktra ma prawo stawia warunki, ba! Ma nawet prawo wycofa si bez adnych konsekwencji z caej wesoej gadaniny, w ktrej wanie bierzemy udzia. Zapyta Pan wic zapewne, jak brzmi moje postulaty? 1. Chc, eby udzieli mi pan szczerej odpowiedzi na pytanie, czy Paski artyku zatytuowany Komisarz OConelly ucina spraw gwatu na nastolatce mwi prawd. Czy rzeczywicie caa ta afera z komisarzem, ktry gwaci nieletni prostytutk miaa miejsce i to dokadnie tak, jak pan to opisa? Jeeli dowiem si, e odpowied, ktrej pan udzieli (o ile w ogle si pan na to odway) bdzie faszywa, niepena, albo wymijajca, pragn Pana z tego miejsca poinformowa, e jedno wielkie gwno obchodzi mnie nasza dalsza znajomo. 2. Prosz opisa swj najbardziej osobisty sen. Z wyrazami szacunku prof. hab. Adam Maria Drzewiecki
86

Jack przeczyta ten e-mail jeszcze z dwadziecia razy, zanim przeanalizowa w sposb satysfakcjonujcy ca jego tre, wgbiajc si coraz bardziej i bardziej w kolejne podteksty, ktrych doszukiwa si midzy wierszami. Adam Drzewiecki zarzuca mu bezczelno, jest oburzony jego zachowaniem. Na dodatek stawia warunki, pyta o prawd i tylko prawd. Tylko przez chwil Burnfield rozwaa moliwo skamania temu czowiekowi. Nie, nie ma sensu, pomyla. I tak bdzie wiedzia, e kami. Nie zastanawiajc si ju ani chwili duej zacz pisa tak szybko, e przy drugim akapicie przewrci okciem kubek z kaw. Klnc na czym wiat stoi, gdy gorcy pyn wyla si na biurko i zala jego spodnie, zacisn zby i dopisa reszt tego, co chcia odpowiedzie profesorowi. Od: Jack Burnfield <jack.burnfield@gmail.com> Do: prof. hab. Adam Drzewiecki <a.drzew@mtalk.detroit.gov> Temat: Re: Propozycja Szanowny Panie profesorze! Jestem pod dziennikarskim wraeniem. Nie mam pojcia w jaki sposb poczy mnie Pan profesor z artykuem "Komisarz O'Conelly (...)" opublikowanym w nowojorskim dzienniku szmat czasu temu, ale musz przyzna dobra robota. Policjantom po publikacji artykuu na amach NY News rwnie udao si ustali, e to wanie ja jestem jego autorem. Zoyli mi wizyt wieczorem nastpnego dnia po publikacji. Przypaciem to spotkanie cikim pobiciem. Nie chciabym si na ten temat specjalnie rozpisywa. Dziennikarstwo, ktre prowadz, jest prac specyficzn i wiele razy ldowaem w bocie, pobity do nieprzytomnoci, aby napisa kolejny dobry artyku. Tak, jako czterdziesta sidma osoba licz na spotkanie z panem. Oto odpowiedzi na Paskie pytania: 1. Artyku "Komisarz O'Conelly (...)" mwi prawd. Raphael O'Conelly, prywatnie m i ojciec trjki dzieci, w istocie utrzymywa kontakty seksualne z nieletni prostytutk, penic jednoczenie funkcj szefa komendy policji w dzielnicy Queens w Nowym Jorku. Jeeli zapyta mnie pan o dowody, bd zmuszony udzieli odpowiedzi, prosz jednak, aby umoliwi mi Pan wyjanienie tej kwestii na ywo, podczas spotkania. Jestem niezmiernie ciekaw dlaczego zada Pan profesor wanie takie, a nie inne pytania. 2. Mj najbardziej osobisty sen... co ma Pan konkretnie na myli? Nie pamitam ich dobrze. Przeywaem ju w swoim trzydziestoletnim
87

yciu kilka przyjemnych marze i byem w tych marzeniach szczliwym czowiekiem, gwnie po to, aby obudzi si rano i stwierdzi, e moje odczucie szczcia nie ma adnego oparcia w rzeczywistoci. Sny s dla mnie jakby odskoczni od codziennoci, chocia jestem zmuszony przyzna, e ostatnio coraz rzadziej dopatruj si w moich snach jakiegokolwiek sensu, traktujc senne marzenia jako por na relaks. Pamitam mj najpikniejszy sen, jeli o to Pan pyta - by to senny seks z nieznan i nigdy przeze mnie nie widzian kobiet. Okolicznoci tego snu uzna Pan z pewnoci za dziwaczne, bo uprawialimy mio w piwnicy. Czuem wtedy jakie nieznane zagroenie, jak gdybym ama tabu, a sacrum stao si sacrum profanum. A jednak uczucie mioci do tej przepiknej kobiety byo najradoniejsz rzecz, jaka przydarzya mi si w yciu. ywi nadziej, e moje odpowiedzi uzna Pan profesor za satysfakcjonujce. Z powaaniem, Jack Burnfield

Jack zdy pj do azienki, wzi krtki prysznic, a potem umy zby, mylc przez cay czas o kokainowym proszku. Przechodzc do salonu spojrza na swoje odbicie w lustrze przy drzwiach wejciowych. Wyglda jak kto, kto potrzebuje pomocy. Zdawa sobie z tego spraw, nie by przecie gupi i wiedzia, e jego strj, stan higieny, a przede wszystkim jego nastrj byy parszywe. Bya w tym zachowaniu ogromna rutyna. W terminologii profesora Drzewieckiego zostaby nazwany osobnikiem nie do odratowania Jack umiechn si krzywo na t myl. Czasem przeraao go wasne nierbstwo, do tego stopnia, e wybiega na ulic w rodku nocy, nabuzowany kokain jak sto pidziesit i bieg przed siebie sprintem przez wiele minut, aby pa ze zmczenia gdzie przy przystanku autobusowym i zasn tam. Czemu to robi? C, Jack Burnfield nalea do tych osb, ktre zrobi wszystko, byleby tylko mie pod koniec dnia poczucie, e zrobili cokolwiek Cholerna rzadko. - Wypadaoby ogoli swj zawszony pysk, przyjacielu, a potem zastanowimy si, co zrobi z tym cholernym dniem - powiedzia do siebie Jack, cho bez cienia umiechu, to jednak jako niemiay art. Nakadajc piank do golenia na policzki i brod nie nuci, ani nie gwizda adnej melodii. Dzisiejszy poranek, cho rozpocz si pasjonujco, bo korespondencj z jednym z najbardziej niedostpnych naukowcw na wiecie, to najpewniej mia sta si za chwil
88

kurewsko nudny. Wedug Jacka list od profesora by jedynym entuzjastycznym wydarzeniem w cigu dnia. Jedynym, oprcz kokainy. Tak, pocigajc powolnymi ruchami ostrze maszynki do golenia po swoich okrytych kilkudniowym zarostem policzkach, Jack przypomnia sobie o tym, e naley si czym zaj, a nie bardzo wie czym. Wiedzia, zna si nie od dzi, e jeeli chodzi o dzisiejszy dzie, mgby na pewno przygotowa sobie co do jedzenia potem dugo, dugo nic, a potem wreszcie zadzwoni do ktrego ze znajomych dealerw, ktrych w promieniu pidziesiciu metrw od drzwi wejciowych swojego mieszkania zna co najmniej czterech, wcign przez nos troch koksu, a wreszcie, gdy bdzie ju na tyle napruty, aby zaakceptowa otaczajcy go, szpetny wiat, wyj na ulic i zacz szuka kolejnego tematu na nowy artyku. By przecie dziennikarzem, do cholery, od jakiego czasu z tego si utrzymywa - z dobrych tematw. Problem w tym, e tematy zaczynay si koczy. One lub Jack. By ju tylko Drzewiecki, a raczej wta nadzieja, e noblista odpisze - teraz, lub w ogle. - Dwa tygodnie - rzek Burnfield. - Niech profesor odpowie w dwa tygodnie, a bd zadowolony. Na pewno nie spodziewa si jednak, e odpowied od najsynniejszego noblisty ostatnich lat przyjdzie w cigu dwch-trzech minut, o nie! Jack Burnfield nie przypuszcza, e profesor w ogle zechce kontynuowa z nim rozmow. Kto wie, by moe w przypadku takich ludzi jak profesor Adam Drzewiecki, ktrzy prawdopodobnie maj swoje grymasy, nie moe by mowy o zaufaniu do dziennikarzy? Moe s na to zbyt mdrzy? Gdy cichy dwik z komputera, oznajmiajcy o nowej przychodzcej wiadomoci, rozleg si w caym jego zapuszczonym mieszkaniu mao nie podern sobie garda yletk. Pobieg do laptopa nawet nie zmywajc pianki z twarzy. Ikonka e-maila miotaa si we wszystkie strony. A zakrcio mu si od tego w gowie i zatoczy si krok do tyu jak pijak. Odruchowo chwyci si za gow. Co si dzieje do jasnej cholery?

Przybywaj.
Nie przeczyta tego na ekranie. To sowo wtargno mu do gowy, jak co obcego, co, co z ca pewnoci nie byo jego wasn myl. Jak gdyby zostao wysane z bardzo, bardzo daleka.

89

- Nonsens powiedzia na gos i po chwili o tym zapomnia. C, wciganie kokainy powoduje, e takie rzeczy nie stanowi dla niego ciekawego przedmiotu do rozwaa. A odpowied profesora? Ta bya krtka i bez podpisu. Od: prof. Adam Drzewiecki <a.drzew@mtalk.detroit.gov> Do: Jack Burnfield <jack.burnfield@gmail.com> Temat: Re: Propozycja A wic zapraszam pana do mojego domu w Polsce. Przekonamy si, ile jest warte paskie dziennikarstwo, panie Burnfield. Miejscowo, w ktrej mieszkam z maonk, Sarbinowe Doy, znajdzie pan w samochodowym GPS bez problemu jednak tylko w wypadku jeli ma on funkcj znajdowania najbardziej zawszonych, plugawych wiosek w caym kraju. Do zobaczenia.

Jack by wtedy tak podniecony, e w pierwszej chwili nawet nie zauway, e do wiadomoci s doczone dwa zaczniki. Jeden z nich by trzymegabajtowym pdf-em. Drugi by zapisany w formacie .jpeg. Kiedy ju je otworzy i zobaczy, co jest w plikach, stwierdzi, e cay jego plan na dzisiejszy dzie moe si chrzani. Wtedy wanie ten lepszy Jack, Jack-dziennikarz, postanowi, e zrobi wszystko, aby tylko napisa reporta o profesorze Drzewieckim. Noblista by czowiekiem, o ktrym przeczyta chyba wszystko co byo do przeczytania w Google i w ogle caym Internecie. Zacznik numer jeden, byy to notatki prasowe o Drzewieckim, krtkie, a ich tytuy treciwe: Profesor podejrzewany o EKSPERYMENTY na ywych ludziach, TYLKO U NAS: Spowied byego przyjaciela noblisty! TO PSYCHOPATA!. Byo tych krtkich wpisw setki, a dwie wymienione byy najlejszymi w swojej brutalnoci. Bya tego caa masa. A zacznik numer dwa? Bya to zapisana w .jpeg kolejna porcja newsw, tym razem pozytywnych. Daty ich publikacji umieszczone przy tytuach mwiy jasno, e chodzi o ostatni rok, podczas ktrego profesor rzekomo kompletnie straci zainteresowanie relacjami z mediami. Trzy artykuy. Jeden o tym, e by w Sztokholmie, jako noblista zaproszony na wrczenie nagrd z szacunku. Siedzia koo Lecha Wasy, prowadzc z nim pogawdk. Drugi artyku mwi o wiadomym nie. By to wywiad z Drzewieckim, w ktrym opowiada on o swoich problemach. Zakrelony fragment brzmia:

90

Nigdy nic mi nie udowodniono, cho prasa i tak zawsze bdzie prbowaa udowodni mi, e jestem w bdzie. Nie mam nic wsplnego z morderstwem pani Alice Davies, ony pastora Charlesa Davisa, ani tym bardziej ze mierci mojego pracownika pochodzenia romskiego. Znaem ich, jego i j, to prawda. Pracowalimy razem. Gowilimy si nad wielk rzecz. A potem od pastwa z kamerami i policji nachodzcej mnie w biay dzie, w moim wasnym domu, dowiaduje si, e zabiem on tutejszego pastora, z ktr rzekomo miaem burzliwy romans, a potem, jakby tego byo mao, zabiem wasnego pracownika. Prokuratura nie postawia mi adnych zarzutw. Co jeszcze? Szanowni pastwo, czego wy wszyscy jeszcze ode mnie chcecie?
Wywiad by zeskanowany, a kolumna tekstu zostaa obrysowana grubym czarnym markerem i opisana, zapewne przez Drzewieckiego, notk dla mnie. Bya krtka: Nie wierzy pan? To nie mamy o czym rozmawia. Wtedy znowu to dziwne uczucie wdaro si do gowy Jacka. Znw wysano do niego sygna z bardzo daleka, z krain, ktrych nie zna:

Przybywaj.
Burnfield pomyla wtedy, e musi zrobi co ze sob, bo zaraz oszaleje z entuzjazmu. Podbiega do azienki i odkrca zimn wod w umywalce. Dugo myje sobie twarz. Musi pozna tego czowieka. Musi, do cholery. W pliku przesanym przez noblist byy nie tylko newsy. Filmy na YouTube? Prosz bardzo, link do serwisu rwnie znajdowa si w .pdf-ie Drzewieckiego. Kilka chwil, gdy przegldarka wczytuje adres strony i ju po chwili wyszukiwarka zwraca ponad osiem tysicy filmikw wideo po samym wpisaniu do sowa Drzewiecki. Wikszo autorw tyche filmikw to byli amatorzy, sfrustrowani ludzie zbyt rzadko wychodzcy z domu. Pluli na jego zdjcia i sikali na jego samochd zaparkowany w centrum Warszawy. Oto niektre tytuy tych filmikw: MOJIM ZDANIEM DRZEWIECKI TO PSYCHICZNY CZOWIEK!!!11, JEBA MENGELEGO DRZEWIECKIEGO, kolejny zosta nawet oznaczony tagiem, eby atwiej byo go odnale: [SPRAWA DRZEWIECKIEGO] NA STOS Z SZUJOM DRZEWIECKIM, inny mia bardziej patriotyczny wydwik: 11 LISTOPADA PROTESTUJMY POD DOMEM ADAMA DRZEWIECKIEGO, a jeszcze inny dopatrywa si u profesora nazistowskiej ideologii: NOBLISTA ADOLF DRZEWIECKI. To nie byo jeszcze takie najgorsze. Bya take ta druga cz, ta o wiele bardziej niepokojca. Strona reprezentowana przez telewizj i radio w Polsce. Opiniotwrczo czsto wymienia si w tym kraju na generowanie rzeczywistoci. Relacje na ywo spod domu tego czowieka tworz
91

rzeczywisto, a nie informuj o niej. Bo jak inaczej mona odebra reporta o Drzewieckim, nadawanym pod kryptonimem NA YWO PILNE, w porze najwikszej ogldalnoci, w ktrym jaki nikomu nie znany reporter mwi amicym si gosem, jak to spotka kobiet w miasteczku, ktra nie do, e widziaa Drzewieckiego kilka razy w miasteczku (i to bez adnej ochrony, panie dobrodzieju!) to nawet troch go znaa? I rozmawiaa z nim, naprawd z nim rozmawiaa, twarz w twarz, nie dalej jak miesic temu, tu w dole miasteczka! - Jakim czowiekiem by Adam Drzewiecki? pyta facet odziany w szary garnitur z fryzur na poyczk. Dziennikarz mwi by, w czasie przeszym i takim tonem jakby Drzewieckiego ju nie byo na wiecie, jakby nie y. Kamera zmienia ujcie i teraz nie wida ju ysiejcego dziennikarzyny. Teraz oko kamery zblia si na w stron odwrconej tyem, zamazanej sylwetki grubego babsztyla. Podpis w dole ekranu gosi: Ssiadka Maria M. (49 l.). A linijk niej, pogrubionymi literami: Wydawa si taki normalny, kiedy z nim rozmawiaam!. - Wie pan! mwi znieksztaconym gosem kobieta, a reporter cho niewidoczny, to na pewno ju wie, e nie bdzie atwo. Babsztyl bdzie gada i gada. Milczy jednak z jako-takim szacunkiem, pozwalajc kobiecie si wygada: To troch tak, jak ja si przeniosam w te strony dziesi lat temu. To un znaczy Drzewiecki dopiro koczy t swoj klinik urzdza! Byo to tak, e un wtenczas tu kupowa te dom, t wielk chaup na wzgrzu, gdzie wczeniej szlachta, nie szlachta, panie - grube, zmazane cielsko kiwao si na fotelu w lewo i prawo. I byo nawet dobrze, panie dziennikarzu. Kobit mia, adnom takom, porzundn bez adnych tam jaki tych opalona taka! Brunetka! Aktorka panie, teatralna! Kamieczyk, czy jako tak, ja nie pamitam za dobrze - A potem, jak tu zamieszka? Co si stao, gdy zamieszka tu Adam Drzewiecki? - Co si zmienio w tym miasteczku, panie, co si w nas no znaczy w ludziach zmienio. To jak on przyby to byo akurat wtedy gdy tu u nas zaczli gin ludzie. No to przecie nikt nie jest gupi, tak? pyta retorycznie, elektronicznie zmodulowanym gosem. Taka osobisto tu do nas przybywa, tu jedna chata, tu druga chata nakupowa, pracy nadawa ludziom to i nad wiosk zapanowa! U niego pracowali, pracowali na kotowniach, na ogrodach, kilku nawet pod dach przygarn. A ludzie ginli tu u nas! Siedem osb, panie! Sie-dem! I my do niego nawet chodzilimy, bo mwilimy, e ta nasza policja tu w Sarbinowych to za przeproszeniem moe gwno, a nie robot detektywa. Nikt nie podejrzewa, e to moe by on. A potem si okazuje, e on odmawia zezna i nie stawia si na policji.

92

Reporter kiwa gow. Spisaa si dobrze gruby babsztylu, myli zapewne. Ludzie dostali czego chcieli. Mam ju swoj sensacj dla tumu. - Jak tak mona, panie?! cigna baba. - Ju pniej na niego inaczej patrzaam panu powiem. Inny czowiek! I mi si na serio wydaje, e to on zabi. Dziennikarz nie chce jeszcze koczy przedstawienia, ale jakby od niechcenia pyta jeszcze kobiecin: - Czyli siedem osb zagino, tak? - Tak. No, mwi panu, tragedia, nawet si do Matki Boskiej najwitszej panienki modliam w t noc, co ju bya sidma osoba zaginita! Ale patrz pan, zagino siedem osb, a znaleziono tylko dwie. Martwe jak ich pan Bg stworzy reporter skrzywi si na to dziwne porwnanie. - To gdzie reszta, my si pytamy, no nie? - Rozumiem. Spord siedmiu zaginionych w Sarbinowych Doach, odnaleziono dwie martwe ofiary? - Tak, tak! Morderstw tu u nas! - Kogo znaleziono? - Za pirszym razem to takiego jednego cygaskiego menela. Naczy przepraszam najmocniej - zawstydzia si. Takiego modego Cygana znaczy. Alkoholika. - Gdzie? - Znaleli go pod mostkiem, takim no wie pan, kadk tak jak nad strumieniem. Tam jest szosa, asfalt i w ogle. O tu, jak pan wyjeda z Sarbinowych Dow! Najpierw pomylelimy wszyscy, e wie pan, szed nawalony, to i burd jak wszcz. Albo kto wie, moe jego zaczepili, bo u nas panie to ja nie wiem w sumie za co, ale takich jak on, to nienawidz. Ale on zosta uderzony czym choler bardzo twardym przedmiotem znaczy. Podstawa czaszki zmasakrowana! Jakemy go ujrzeli z mem, comy tam pobiegli wszyscy od razu jak si policja zebraa, tomy a si z moim mem przeegnali. Ja mwi Bogu, Jezus Maria - A jaki to ma zwizek z Adamem Drzewieckim? dopytywa dziennikarz. - Panie, no przecie mwiam, chyba nie?. Ten cygaski chopak u niego pracowa! U noblisty! odpowiedziaa mu wymachujc rkoma. - Ten alkoholik? Nie dziwi to pani? - Dziwi, dziwi. No ale ten Drzewiecki to taki by, dziwak. I le mu z oczw patrzyo, no mwi panu, pniej to ja ju si baam nawet Szybko, zmie temat. Przesta pierdoli! Jack niemal sysza myli reportera, cho nie widzia go na ekranie. - A druga ofiara? powiedzia mczyzna natychmiast. Dobrze.

93

- oo, no panie, to inna sprawa kompletnie! Panie dziennikarzu, no niebo do ziemi! Ona bya no taka, e no bya taka wie pan z wielkiego miasta. Ze Stanw, z Czikago, czy co takiego. Czarna, w sensie znaczy si czarnoskra no! Te pracowaa dla Drzewieckiego, bya tu moe z miesic, przyjechaa takim czerwonym samochodem mwi panu, ona bya taka pikna, ale tak wie pan afrykasko. W takiej ciemnej piknoci to nawet i rasista by si zakocha! - Ta kobieta mieszkaa u Adama Drzewieckiego? - Tak i to dugo, z dwa miesice. Ja tam nic nie mwi, e oni tam co. Tego niby nie wiem. Ale gupia nie jestem, nie? Jeste, jeste. Ale dobrze si sprawujesz w roli krzykacza. - Jak si nazywaa ta kobieta? pyta dziennikarz. - Tak po amerykasku. Jak nasza Alicja. - Alice? - O, o! Alice i nazwisko miaa jak ten nasz pastor tutaj! Cz Charles Davies. - Alice Davies? To crka tutejszego pastora? - ona, panie, O-NA! No przecie mwiam! Ee nie mwiam? Jezu, pomyla Burnfield. Jeli miaby rozmawia z t kobiet duej, ni trwa planowany przez realizatorw trzyminutowy wywiad, to najpewniej roztrzaskaby jej reflektorem telewizyjnym gow. - Szanowna pani, nie bardzo rozumiem, a nasi widzowie zasuguj na rozjanienie sytuacji dlaczego ona czarnoskrego pastora przyjeda ze Stanw do Drzewieckiego, skoro jej m mieszka w tej samej miejscowoci? - No wanie, panie dziennikarzu! To samo my mwili! Jak to jest, e nie mieszkaj razem, to ja tam rozumiem, e w Ameryce woli zosta. Ale jak ju przyjeda, to czymu nie do ma, nie? Przecie on te traci wtedy autore autoryre on wtedy zaufanie ludzi traci! - Rozumiem. Co si stao z t kobiet, kiedy zamieszkaa u profesora Adama Drzewieckiego? - Min jaki czas, no tak jako te dwa miesice, jak panu mwiam. Pach! uderzenie doni o do - A ona znaleziona przez nasz policj martwa, i to gdzie? Kilka metrw od potu jego dziaki, panie! Kilka metrw od potu Drzewieckiego lea jej trup, mwi, e uduszona na mier! - A co na to policja? - U nas policja to nie jest za dobra panu powiem szczerze. Ale robili swoj robot. Weszli do jego mieszkania od razu. Pono Drzewiecki nie stawia oporu i by totalnie zaskoczony. Przywieli go na nasz komend. I nie uwierzy pan! Mija kilka godzin, a na
94

miejscu pod komend pojawia si no chyba z dziesi samochodw, poowa czarna, a poowa policyjna na sygnale. e mylelimy, e to prezydent nasz przyjecha we wasnej osobie do tego Drzewieckiego! Reporter ju nie przerywa. - Kim on jest, e tak go traktuj?, my si pytamy mwi podniecona kobieta. Tam byli wszyscy, byli nasi policjanci, byli ich policjanci, byli amerykanie i jacy faceci z rzdu! Z rzdu! No mwi panu afera jak nie wiem! I on wyszed, ten Drzewiecki, wypucili go z aresztu! Niby mia siniola pod okiem, no ale panie, co to jedno limo, za dwa morderstwa, i to co najmniej. Jeszcze wychodzc skurwiel rkawy zakasa i wsiad do limuzyny! No bezczelny, nie? Nie odpowiada na pytania dziennikarzy, a wie pan czemu?! Bo nie byo adnych dziennikarzy. A potem wszystkie auta odjechay i odwieli go do domu! Pan to rozumie? Ja tego nie rozumiem! - A jak zareagowa na wie o zamordowaniu ony pastor Charles Davies? - Charles jak zareagowa? Wanie to jest najdziwniejsze, panie! Oni, znaczy si tutaj zdya si oburzy. Drzewiecki i ten cay pastor Davies. Oni si po tym wszystkim zaprzyjanili, pan to rozumie? Kto to rozumie? Ja tego nie rozumiem - rozoya rce. Za 10 sekund koczymy. - Istniej wok profesora i noblisty Adama Drzewieckiego coraz to wyej pitrzce si stosy tajemnic pointuje dziennikarz, syszc w suchawce gos z reyserki. Czy noblista, o ktrym mwi si, e jest naukowcem nioscym mier, odway si stawi czoa tezom postawionym w naszym programie? Mwia do pastwa ssiadka noblisty Adama Drzewieckiego. Napisy. Tu filmik internetowy si koczy. Jack nie mg uwierzy w to, co wanie zobaczy. Czy ludzie byli a tak gupi? Ssiadka okazaa si dla reportera naprawd pomocn idiotk. Jack wiedzia co nieco o dziennikarskich zagrywkach wobec swoich rozmwcw w trakcie trwania wywiadu. W dzisiejszych czasach pokierowanie rozmow byo tym atwiejsze, im twj rozmwca jest bardziej zakochany w mediach. A ta kobieta z reportau bya gotowa powiedzie wszystko, byleby tylko zaistnie jako grube rozmazane cielsko na ekranie swojego plazmowego telewizora, w wieczornych wiadomociach, i chepi si tym e poznaa prawie przystojnego reportera z Warszawy. Bya kupiona. To byo wida od razu. Ssiadka Drzewieckiego? Sama powiedziaa, e Drzewiecki kupi dom na wzgrzu. Rzut oka na zdjcia satelitarne i Jack widzi, e co tu nie gra. Adam Drzewiecki i jego ona nie maj ssiadw. A ta paniusia w rozmazanej

95

powiacie? Kim jest? Faktycznie go widziaa, cho raz? Na ulicy, albo przy rynku, nieopodal ratusza jak zaatwia swoje sprawy? Jack w to wtpi. To wanie przez takich ludzi jak ona, lwia cz szarego spoeczestwa mieszaa tego czowiekiem z botem. I przestao si robi ciekawie. Byy nawet zamieszki. Byy manifestacje pod domem Drzewieckiego i pod jego szpitalem, a tutejszy komendant Andrzej Hauptmann zama nog podczas prby opanowania rozentuzjazmowanego tumu. Raz nawet wyciek filmik z komrki, jak w stron kliniki lec cegy, kamienie i jaka pieprzona rura. Jeden facet z ludzi biorcych udzia w manifestacji pod klinik Drzewieckiego chcia potem odszkodowanie od profesora za uszczerbek na zdrowiu. Dosta t rur w plecy, tak mwi. Okazao si, e by nachlany i wszystko mu si przynio, wic sprawa szybko ucicha. A Drzewiecki? Co on wtedy robi? Wyszed do ludzi, stawi im czoo? Zdementowa wszystkie plotki? Zaprosi wszystkich do swojej kliniki? Nie, absolutnie nie. Drzewiecki nie zrobi nic. I nie mino przez to duo czasu a pojawiy si artykuy na temat jego kliniki, opisywanej od wewntrz z perspektywy pacjenta. Jakim cudem? Jednemu polskiemu dziennikarzowi udao si zdoby zaufanie profesora i przedstawi si jako biznesmena z propozycj finansow: jeeli profesor zgodzi si przeprowadzi na nim terapi, on zapaci mu wielomilionowe honorarium. I zosta z Drzewieckim, faktycznie mu si udao. A do pierwszej sesji terapeutycznej, kiedy nie wytrzyma nerwowo, zagrozi Drzewieckiemu pobiciem i uciek z kliniki w szpitalnej piamie. Tak pono byo, cho moliwe, e to tylko ludzie tak gadali. Artyku autorstwa tego anonimowego reportera pojawi si we wszystkich znaczcych gazetach i portalach.

96

POTWR Z GRSKIEJ WIOSKI NARKOTYZUJE SWOJE OFIARY?


Zrobi ci wkucie. Bd ci szpitalnego rejestrator dwiku nagra szokujce sowa Adama Drzewieckiego. Na nagraniu reporter NewsEkspressu pyta Drzewieckiego, czy to, co chce mu wstrzykn doylnie w ramach swojej tzw. terapii, to nie aby grony narkotyk. Narkotyk? A co to w zasadzie znaczy? odpowiada noblista pytaniem. Obawy naszego reportera nie zostaj rozwiane: Co to za substancja? Nie robie mi adnych bada. Nie wiesz na co jestem uczulony, do licha nie wiesz nawet jak mam grup krwi. W czym ma mi to pomc? dopytuje nasz czowiek, wedug jego relacji dokadnie w tym momencie, zdenerwowany gdy zarzuca naukowiec plastikowy podawa roztwr, od ktrego bdzie ci si lepiej spao. Bd ci go podawa, a si nie wyleczysz ze swojego alkoholizmu. Myl o karuzeli albo linie to nagrane kilka dni temu sowa prof. Adama Drzewieckiego, noblisty, ostatniego w polskiego gminie zamieszkaego

Sarbinowe Doy. Interesujce opini publiczn pytanie brzmi: czy znany z mrocznych tajemnic swojej kliniki psychiatrycznej polski psychiatra

naprawd jest potworem z grskiej wioski, jak okreliy go ju w zeszym roku zachodnie media? Anonimowy z nasz prowokacji reporter redakcj, wsppracujcy dokona

dziennikarskiej i podajc si za czowieka proszcego o pomoc lekarsk dotar do niesawnej uiszczeniu kliniki opaty, psychiatrycznej otrzyma od profesora. Czowiek ten, oczywicie po Drzewieckiego sal szpitaln, i ju po kilkudziesiciu minutach po wejciu do budynku dowodowy. nagra Ukryty przy w pomocy ka
97

pojemnik z roztworem na wieszak do kroplwki i tu cytat swoim szaleczym, roztrzsionym wzrokiem spoglda na opracowan przez siebie substancj farmaceutyczn. Nie zadawaj tyle pyta, mj drogi, inaczej caa ta terapia nie bdzie warta funta kakw odpowiada wreszcie profesor. Daj mi swoj rk i pozwl mi si wku. ~ Wicej na stronie 5

odtwarzacza mp3 wstrzsajcy materia nodze

Do tego wszystkiego byy zdjcia przepiknej willi profesora, znajdujcej si zaledwie kilkanacie kilometrw od jego synnego szpitala. Kada fotografia w obszernej galerii zdj wykonanych przez pot, opatrzona bya podpisem KRLESTWO POTWORA?. Jack nie udawa przed sob, e koniecznie chce dotrze do prawdy, Jack mia w dupie t tylko jedn rzecz: nie interesowao go w zasadzie, czy plotki o doktorze oka si prawd czy nie. On te chcia pozna tego czowieka i napisa albo przedstawi go w taki sposb, w jaki wyda mu si najbardziej prawdziwy. Czy ten czowiek, Adam Drzewiecki, sta si celem Jacka, bo stanowi jego drabin do kariery? By moe wtedy Jack troch tak to postrzega. W kocu wie o tym upadajcym czowieku tyle, e niejeden ju dawno by si wycofa z gromadzenia informacji. A teraz pisze z nim e-maile. Pocztkowo chcia napisa artyku o Drzewieckim, a potem sprzeda go do jednej z kilku codziennych gazet, oczywicie te, ktra zapaci za niego najwicej. Wkrtce po otrzymaniu zaproszenia doszed jednak do wniosku, e mgby postara si bardziej i napisa ksik. Krtko potem jego dziewczyna, jego ukochana Cynthia popenia samobjstwo. Wanie wtedy Jack Burnfield, dziennikarz i wykadowca historii zrozumia, e jego ycie w Stanach Zjednoczonych na zawsze dobiego koca. Jack czsto myla o tych czasach ale tak naprawd myla wtedy o swojej dziewczynie, ktra zachlastaa si yletk na mier. Szybko uciek z Ameryki, w zasadzie nie pamitajc samej podry samolotem. Pamita jedynie, e na warszawskim Okciu czeka na niego pochodzcy z Warszawy przyjaciel, paparazzo, cho nie do koca wtajemniczony w cae gwno, w ktre Jack si wpakowa, to jednak wiadomy jego problemw i gotw do pomocy. - Przyjacielu nie wygldasz najlepiej. powiedzia wtedy. Bardzo mi przykro, z powodu z powodu tego co si stao. Kochae j - Tak. Nie chc o tym gada urwa Jack. To bya prawda, nie do koca dotaro do niego to co si stao na Queens. Teraz by tutaj w Polsce i realizowa to, co wielu psychiatrw okrelao mianem terapii geograficznej. Oddalajc si od przyczyny swoich zmartwie mia zamiar odegna na zawsze demon przeszoci. - Pjdziemy odebra twj baga? zapyta przyjaciel, gdy stali przed terminalem lotniczym. - Nie mam adnego bagau. Mdry czowiek nie skomentowa.

98

- Teraz ju masz powiedzia po prostu, wrczajc mu w do kasetk. W rodku jest trzysta tysicy zotych. Wystarczy, aby mg sprbowa poukada sobie ycie w naszym kraju. Moe i jestem szuj bez sumienia, ale nie jestem kutw. Trzymaj, Jack. Wykorzystaj to dobrze. I witaj w Polsce. Po czym uciska Jacka serdecznie i oddali si tak szybko, e ten nawet nie zdy powiedzie dzikuj. Ju za dwa dni, dwudziestego szstego, punkt dziewita wieczr, Burnfield odwiedzi profesora Drzewieckiego, zamieszkujcego swoj wiekow rezydencj w miejscowoci Sarbinowe Doy, piset kilometrw na poudnie od centrum Warszawy. Wtedy nie wiedzia jeszcze, e oprcz noblisty czekaa na niego prawdziwa Golgota i to, co nocami wypezao na zewntrz z mrocznych zakamarkw grskiego miasteczka. To, czego wolaby nigdy nie widzie na wasne oczy stawao si coraz bardziej agresywne i miertelnie niebezpieczne. I byo godne, tak bardzo godne. W takich dniach jak dzi, Sarbinowe Doy witay nowych przybyszw z jakim silnie magnetycznym prdem. Jak gdyby to miasteczko tak sobie tego yczyo.

Przybywaj.
Przybd. A na razie musz kupi sobie samochd. I co do jedzenia - pomyla Jack Burnfield, stojc przed warszawskim terminalem. Wsiad to takswki i kaza zawie si do najbliszego komisu samochodowego. Sprzedawca AUTOGRATKI BEZ WPADKI UBEZPIECZENIE DO KADEGO AUTA NA 30 DNI GRATIS!!!, czowiek z wielkim brzuszyskiem oraz koszul w kwiatki wpuszczon w spodnie, przyglda mu si uwanie i rzuca pene podejrze ukradkowe spojrzenia, kiedy paci gotwk za najwiksze auto jakie tu znalaz. - Pan nie std, prawda? powiedzia sprzedawca, miy i odprony, wypisujc kwit ubezpieczeniowy na trzydzieci dni. Umowa kupna-sprzeday zostaa ju podpisana, a gotwka za samochd, dziewidziesit pi tysicy zotych, znajdowaa si ju w jego szufladzie pod biurkiem. - Nie. Z USA odpar Jack, mylc o czekajcej go podry. - Takie pikne auto no ale u was w Stanach to pewnie same takie wielkie jed, nie? pisa dalej kwit, nawet nie patrzc na Burnfielda. Wymwi w Stanach najbardziej amerykasko jak potrafi. We Sztenach. - Zdziwiby si pan. - Priusowa plaga, co? rozemia si sprzedawca. Odpu panie Jezu tym psiakrew ekologom! Wszdzie tylko te pieprzone hybrydy. - Ot to, przyjacielu. Ot to.

99

4.
Przybyem.
Czterolitrowy Range Rover, kupiony przez Jacka Burnfielda w Warszawie, zatrzyma si przed bram prowadzc do willi profesora Drzewieckiego. Dziennikarz dotar na miejsce spotkania. Jack widzia w swoim yciu wiele okazaych rezydencji - wszak jego bogaci rodzice, zamieszkujcy bogate Hamptons, niemal codziennie poznawali nowych ludzi z coraz to wikszymi i bardziej okazaymi posiadociami. A on, chcc nie chcc, rwnie uczestniczy w ich odwiedzaniu. Sklepienia, mozaiki i szklane kopuy w prywatnych budynkach nie robiy na nim wraenia. Budynki w caych Stanach Zjednoczonych miay jednak wedug Jacka jedn wspln cech: byy wzgldnie nowe. Tak... budowane w niewyobraalnym dla Polakw tempie ogromne wille i rezydencje byy dla Jacka nieznone. Nienawidzi on szczerze amerykaskiego budownictwa, ktre uwaa za zbyt hipermarketowe, zbyt hurtowe i plastikowe, aby mogo wzbudzi jego podziw. Czy mona powiedzie, e mia europejski gust? By moe, cho osobicie Jack Burnfield by zdania, e to wiedza historyczna, ktr posiada, wyksztacia u niego odmienny od Amerykanw gust architektoniczny. O tak, Jack wiedzia duo o historii, a co si z tym wie, wiedzia take o wikszoci nurtw w budownictwie, jakie istniay na przestrzeni dziejw. Wykada wszak histori na podrzdnym, ale jednak uniwersytecie, czy nie? Nigdy nie widzia jednak tak przepiknej, wiekowej willi jak ta, przed ktrej bram wjazdow wanie zajecha. Bya to rezydencja przedwojenna, czy szlachecki paac? Jack nie mia pojcia, czego fragment widzia, wygldajc jak mae dziecko przez szyb swojego auta. Nie dostrzeg ogromnego domu w caoci, ktry chowa si czciowo za fontann, a reszt widoku zasaniay drzewa. Midzy przsami potnej, dwuskrzydowej bramy z kutego elaza, ujrza dugi, owalny podjazd dla samochodw wysypany wirem i kryty starymi dbami, ktre w masowej iloci zdobiy ca posesj noblisty, przy okazji gwarantujc mu wicej prywatno, ni mg sobie wymarzy. Sprawiao to takie wraenie, jak gdyby ju pierwsi waciciele tego potnego dworu, zapewne polscy arystokraci, ju dwiecie-trzysta lat temu wiedzieli, jak cenna bdzie dla czowieka w przyszoci sodka, upragniona prywatno. Tak jak gdyby wyprzedzajc swoj epok, chowali na przyszo swj dom midzy dbowymi koronami i tym samym zapewniali, moe nie sobie, ale ju na pewno swoim potomkom, intymno do koca ycia.

100

Fragment domu, ktry Jack ujrza, natychmiast wzi za lewe skrzydo, jak si pniej okazao susznie. Burnfield nie wzi jednak pod uwag rozmiarw budynku, ktry w pniejszym czasie przyprawi go o zawrt gowy. Dom by naprawd ogromny. Nie wyprzedzajmy jednak faktw, Jack nadal siedzi w samochodzie stojcym pod ogromn bram, a deszcz uderza o mask wozu. Wybierajc numer telefonu komrkowego profesora Jack pomyla o aparacie fotograficznym, ktry mimo wyranego zakazu profesora zabra ze sob. Sprzt lea sobie w schowku jego range rovera, ktry mcc wciekle wycieraczkami i owietlajc bram biksenonowymi reflektorami, sta na mostku nad wyschnit fos. Samochd dziennikarza tkwi w bezruchu z cichym warkotem silnika, jakby czekajc na dalszy rozwj wydarze. To podobnie jak Jack, ktry wyczekujc sygnau poczenia, modli si o to, aby profesor nie zrezygnowa z zaproszenia. A przecie moe to zrobi. W kadym momencie. Po chwili Jack wyrzuci cyfrwk przez okno. Aparat rozbi si z trzaskiem o kamie przy fosie i ju po chwili nie byo po nim ladu. - Halo? usysza, dokadnie w tej samej sekundzie. - Panie profesorze, mwi Jack Burnfield. Nie byo odpowiedzi, cho wyranie sysza czyj oddech w suchawce. - Jestem dziennikarzem, bylimy umwieni na dzi... - doda niemiao, po czym do jego wiadomoci dotara myl: Piknie. Brakuje tylko, eby si teraz rozmyli. Co wtedy zrobi? Nie wiem nic o tym kraju, kompletnie zero! Prawe skrzydo bramy zaczo otwiera si, a po chwili doczyo do niego lewe. "Witamy w krlestwie snw..." - zdaway si szepta wsplnie, cho Burnfield szybko uzna t wasn myl za absurdaln. Szybko, jak gdyby w obawie, e ju za chwil skrzyda bramy zaczn si zamyka, przejecha przed mostek, pokona podjazd i zaparkowa auto przed domem. Mia racj. By przeogromny. Cztery poziomy. Potne skrzyda. Fontanna przed dwuskrzydowymi drzwiami wejciowymi, najwikszymi jakimi Jack w yciu widzia. Herb rodowy nad nimi by ksztatem, podzielonym na trzy pionowe pasy, zdobione murowanymi rolinami i z napisem .M.J. Tak tam byo napisane: .M.J.

101

Jack wysiad z samochodu i przeskakujc po trzy stopnie na raz dotar wreszcie do upragnionych drzwi wejciowych willi profesora. Nie mg odnale dzwonka, niewiele mylc zastuka knykciami w potne, jesionowe drzwi. - Panie profesorze, to ja, Jack Burnfield! zawoa. Drzwi natychmiast si otworzyy, a Jack stan twarz w twarz w najwikszym autorytetem w kwestii snu na wiecie. - Dobry wieczr, panie Burnfield. Czekaem na pana umiechn si naukowiec i wycign do na powitanie. Profesor Drzewiecki, cho widziany przez Jacka po raz pierwszy, wyglda na czowieka, ktry na wyrane yczenie wchodzi jedn nog do wasnej mogiy. Mczyzna ten by ubrany jak gentelman, z obowizkowym garniturem w szare prki i zegarkiem kieszonkowym na acuszku, o ktrego istnieniu czsto zapomina. By stosunkowo niskim, przygarbionym ze staroci czowiekiem. Szedziesicioszecioletni naukowiec na pierwszy rzut oka sprawia wraenie czowieka od duszego czasu szykujcego si do mierci. I dokadnie tak te wyglda. Mia smutne, podkrone oczy w zagbionych, workowatych oczodoach i obejmujc ca gow burz siwych wosw, zapewne bezskutecznie zwalczan podunymi ruchami grzebienia codziennie rano. Wzrok Drzewieckiego by peen starczej mdroci, ale by te nieobecny w wikszoci przypadkw. A postawa? C, z pewnoci mona by rzec, e naukowiec mia icie dworski styl, Jack skamaby jednak okrelajc go mianem wyniosego. Noblista by raczej uprzejmie zainteresowany. Takiego go zapamita Burnfield. Czy wiedzia, e Drzewiecki chce popeni samobjstwo i to w cigu najbliszych trzech miesicy? Nie. A moe nie chcia tego wiedzie. Modli si, eby tak byo. I obieca sobie, e nigdy nie zapomni prawdy, ktr pozna dziki Drzewieckiemu, wanie tej pamitnej nocy. - Dobrze, e pan przyby (Przybye!) naprawd wietnie Czy podr upyna spokojnie? zapyta profesor, wieszajc paszcz Jacka na eliwnym wieszaku. - Mona powiedzie, e tak. To prawdziwy

Przybye! Jak dobrze, e przybye!


- Panie Burnfield? gos profesora by spokojny, ale natychmiast przywrci Jacka do rzeczywistoci. - Tak. Tak, obyo si bez problemw. Przepraszam, jestem troch zmczony - Chce si pan pooy? Jeeli tak, poka panu pokj gocinny - Najpierw wolabym z panem porozmawia, panie profesorze rzek Jack z nadziej. - Naprawd mi na tym zaley.
102

Naukowiec umiechn si tajemniczo. Jego smutne oczy figlarne iskierki, ktre niespodziewanie zabysny w tych jego smutnych, mdrych oczach, przywiody Jackowi na myl inn polsk noblistk, Wisaw Szymborsk. To samo spojrzenie, ta sama mdro. Czy wszyscy mdrzy Polacy mieli to spojrzenie? - A wic zapraszam rzek naukowiec po prostu, wskazujc rk w gbi wielkiego domu. Mam nadziej, e znajdziemy wsplny jzyk. Wtedy bd mg wtedy wszystko ulegnie zmianie. Weszli do pokoju kominkowego. Zaciekawiony dziennikarz pooy przed profesorem paczk winiowych darumw i natychmiast wczy dyktafon. Profesor zerka na Jacka, a w jego oczach nie dao si ju nagle wyczyta tego samego figlarnego spojrzenia, ktrym obdarzy go w hallu wejciowym. To niesamowite. Zmienia spojrzenia w cigu sekund. Potrafi by dobrotliwym dziadkiem i bezwzgldnym naukowcem. Chocia szczerze mwic, kiedy profesor Adam Drzewiecki odnotowa ju w swojej wiadomoci urzdzenie rejestrujce na tam magnetofonow, kade nasze sowo, w jego oczach byo wida ju tylko mier.

Przybye! Jak dobrze to wietnie, e nareszcie przybye!


Och, skup si do cholery! Jack nie wiedzia, co chce mu powiedzie profesor tym spojrzeniem. Mia to zrozumie kilka dni pniej. Teraz znw rozbolaa go gowa. Nie uprzedzajmy wic biegu wydarze, przypominam, e jestemy w miasteczku, ktre nie wybacza adnych bdw. - To wszystko prawdopodobnie i tak nie ma sensu, redaktorze rzek wreszcie profesor Drzewiecki, spogldajc na krcce si szpule maego dyktafonu. Porozmawiamy, spokojnie, niech pan si nie obawia ale po prostu przyjmuj za wysoce prawdopodobne, e doczy pan do grona moich przeciwnikw westchn. - Myl, e i tak by mi pan nie uwierzy, chobym nawet postara si z caych si pana przekona. Wydaje mi si ostatnio, e spoeczestwo postawio na mnie krzyyk. - Pana naprawd interesuje to, co myli na temat Doktora mier spoeczestwo? zapyta Burnfield. - Widzi pan? Nadalicie mi ju nawet pseudonim. Wy, dziennikarze, nie macie za grosz wyczucia. Ja Doktorem mier? Dajcie spokj - Mimo wszystko sprbujmy o tym wszystkim porozmawia, panie profesorze odpar wtedy Jack. Spokojnie i pomau. Nie wszystko od razu. Powoli, powoli bo si rozpierdoli, usysza w gowie wesoy krzyk swojego kolegi ze szkolnej awy. Naukowiec sprawi mu wraenie czowieka, ktry znalaz si po zej stronie barykady. By skrpowany. Ale Jack doskonale to rozumia. Przewanie to Drzewiecki
103

zadawa pytania, a prowadzone przez niego sesje terapeutyczne swego czasu stanowiy powielany z namaszczeniem wzr terapii behawioralnej. Synny laureat nagrody Nobla wsta, po czym zaproponowa Jackowi wyjcie na papierosa. - Palenie wewntrz domu to do gupi nawyk, z ktrego staram si zrezygnowa wyjani. - Pozwoli pan, e zapalimy? Niele pan trafi. Uwielbiam diarumy. Jack i Drzewiecki wyszli na ogromny balkon. Profesor, patrzc w nico, pali papierosa za papierosem, a wreszcie po dugiej walce z samym, sob przemwi. To co wtedy usysza Jack, cakowicie odmienio jego ycie, cay sposb postrzegania rzeczywistoci. Szczerze mwic to, co usysza byo najpotniejsz prawd, jak kiedykolwiek usysza w yciu. Prawd, ktra zmieniaa wszystko.

5.
Trzy dugie miesice pniej, kiedy wszystko runo jak domek z kart i nie byo ju adnej nadziei, Jack Burnfield nadal by przekonany, e zapis wasnych przey, ktry wiz teraz skrztnie ukryty w schowku samochodu odmieni jego los. Jego reporta o tym, co przey u Drzewieckiego sta si prawdziw ksig. Nie potrzeba byo eksperta, aby stwierdzi, e napisa wasnorcznie prawdziwy bestseller. Opisa wszystko, dosownie wszystko, co si stao u noblisty. I co z nim zrobia terapia profesora. Jack spdzi u profesora trzy miesice, dugie dwanacie tygodni. aden inny okres w jego yciu nie by dla niego rwnie niesamowity, co czas spdzony w gociach u Adama Drzewieckiego. Pierwszy dziennikarz, ktry zdoby zaufanie Drzewieckiego zagrozi mu noem i uciek z jego kliniki w piamie. Napisa potem artyku, zdaniem Jacka redni i stronniczy. A drugi i jak na razie ostatni dziennikarz? By nim wanie on sam, Jack Burnfield. Niemal nie przypaci yciem wszystkich tych cholernych wydarze u profesora, a byo ich wiele przez te trzy miesice i byy one wszystkie z rodzaju takich, ktrych nie wymyliby nawet najwikszy wariat. Raz omal nie spon ywcem. A raz prawie nie wyszed z szalestwa, w jakim pogrya go jedna albo druga dziwna substancja noblisty. A teraz? Teraz profesor Drzewiecki nie yje. Siedzcy w ukrytym samochodzie, pogronym w ciemnociach lenej gstwiny, Jack przypomnia sobie, jak kwadrans temu, moe

104

troch duej, wszed do gabinetu naukowca i na wasne oczy ujrza, e stary czowiek po prostu przerwa dalszy bieg wydarze. Drzewiecki zawiesi sobie sznur na szyj i strci stoek. Jack widzia jego zamany kark i suche, szeroko otwarte oczy. Czy ktokolwiek chciaby na wasne yczenie oglda co takiego? Nie sdzi, naprawd nie sdzi. A teraz, kiedy jest po wszystkim? Czy byo warto? Jak cholera. Jack wiedzia, e musi jeszcze tylko napisa jedn rzecz i bdzie to zapewne stanowio najwiksza trudno. Musi opisa mier Drzewieckiego i jej prawdziwe motywy i sprawi mu to cholern przykro, ale Bg mu wiadkiem, jeli uda mu si wydosta z tej przekltej okolicy i zbiec z kraju, wtedy wiat dowie si jak to byo z Drzewieckim naprawd. W miejscu takim jak Sarbinowe Doy, w czasach kiedy umaro ju tyle niewinnych ludzi, przynajmniej ta jedna mier nie pjdzie na marne. Musi si std wydosta. Musi. Jeli mnie teraz znajd, bd musia si broni. Bd musia ich zabi! pomyla Jack, siedzc w samochodzie, ukryty w ciemnym lesie. Nie mg tego wiedzie na pewno, ale czu policjanci z miasteczka byli ju na jego tropie. Nie mg jednak zrobi nic wicej, ponad to, na co si zdecydowa. Oby jego kryjwka okazaa si wystarczajco bezpiecznym miejscem. Ksika, jak napisa po poznaniu prawdy, ktr Drzewiecki objawi mu jako dorobek jego caego ycia, miaa by jego przepustk do Pulitzera, jak na razie wszystko wskazuje jednak na to, e moe sta si jego wyrokiem mierci. Siedzc w samochodzie, w kompletnych ciemnociach, zamykajc drzwi od rodka i biorc dwie tabletki nasenne, trzydziestoletni Amerykanin pomyla, e chyba czas na emerytur.

105

106

107

Cz II

Mimoza
Sowo ma moc, ma moc tworzenia Sowo symbolem duszy spojrzenia, Cho przed dziaaniem, To ju za myl, Sowo ju dawno wstao i wyszo!

108

Rozdzia VI

Golgota

Jakby cierpienie uczyo, to Polska byaby jednym z najmdrszych krajw wiata


~ Maria Dbrowska

Trzy miesice wczeniej, pocztek lipca. Miejscowo Sarbinowe Doy

1.

ack Burnfield by dopiero w Warszawie i lec na ku w mikroskopijnych rozmiarw hotelowym pokoiku, zaczyna na powanie przygotowywa si do spotkania z profesorem Drzewieckim, kiedy przybywamy do miejsca, ktre noblista Z ca pewnoci kady odwiedzi kiedy cho jedno mroczne miejsce, do ktrego

wybra na swoje miejsce do ycia: do Sarbinowych Dow. nigdy i za adne skarby nie mia ochoty wraca. Na przykad pen punw toalet na dworcu kolejowym. Obskurne prosektorium w podziemiach zrujnowanego szpitala. Zapuszczony cmentarz w dolinie, o ktrym syszelimy pogoski o urzdzanych na czarnych mszach. Skd w ludziach ta tajemnicza sia, prowadzca ich w takie miejsca? Na to pytanie prbowali odpowiedzie mieszkacy miasteczka noszcego do wyszukan nazw Sarbinowe Doy, z czasem i w zasadzie nie wiadomo kiedy, skrcon do tej prostszej: Golgota. - Gdyby przyby tutaj cho jeden pisarz, trzasn drzwiami swojego samochodu, wycign swoj maszyn do pisania z baganika, a potem wszed do karczmy Pod Barogiem i poprosi o wynajcie pokoju, by moe wtedy wanie, po miesicu stukania w
109

klawisze starej maszyny, zdoaby udzieli skrconej odpowiedzi na pytanie: co jest z nami nie tak, do cholery? Co jest nie tak z tym miastem? Jaka tajemnicza sia nawiedzia jego mieszkacw? Ale tak si nigdy nie stanie zwyko si mwi po kilku gbszych, najczciej wanie we wspomnianej karczmie, nalecej do starego Doriana Baroga. A potem, po ostatnim yku czystej i zacigniciu si samodzielnie skrcanym papierosem z supermocnym tytoniem, ci co bardziej pijani mwili jeszcze: - Istniej na mapie wiata takie miejsca, ktre w niewytumaczalny sposb wysysaj z nas energi jak czarna dziura wypowiadali sowa pgosem, po czym szeptali: - Takie miejsca karmi si naszym niepokojem i powoduj, e zastanawiamy si przez reszt dnia, w ktrym miejscu skrcilimy w niewaciw stron. Istnieje szansa, e do rozmowy wczy by si najstarszy (lub najbardziej pijany) spord goszczcych karczm Doriana Baroga goci. Wtedy dopiero moglibymy uzyska nieco konkretniejsz odpowied, oczywicie jeeli nie przeszkadzaby nam smrd, wydobywajcy si z ust prawicego czeka. Jeeli udaoby nam si skupi nie na zapachu pleni i wdy, tylko na sowach, usyszelibymy: - Pieprzona dziura! To wanie w takich miejscach jak Golgota dzieci przypite do swoich fotelikw samochodowych nagle zaczynaj paka. To wanie takie miejscowoci opuszczaj wszyscy ksia, a drg nikt nie remontuje. Bo i po co?! tutaj nastpioby wzniesienie szklaneczki z wdk w teatralnym gecie aosnego toastu. - Przejedajcych samochodw jest tu jak na lekarstwo!

2.
Z punktu widzenia przejedajcego szos kierowcy, prowadzcego swojego srebrzystego nissana i nuccego sobie pod nosem "Sweet home Alabama" miasteczko na pierwszy rzut oka wygldao normalnie. Mczyzna jedzie sobie szos w stron poudniow, w kierunku centrum Golgoty. Wiezie sobie swj adunek: by moe s to baniaki z przeterminowan col, ktre zamierza opchn jakiemu frajerowi po powrocie do domu, a moe czterdzieci gram amfetaminy, ktr naby po okazyjnej cenie do dalszej odsprzeday. Czowiek za kierownic piewa ulubiony utwr Lynyrd Skynyrd. Lynyrd wspominaj czasy, kiedy pilimy wszyscy whisky z butelki i nie mylelimy o jutrze, a znieksztacony gos wokalisty pyncy z radia, ktre kierowca kupi na giedzie samochodowej trzynacie lat temu, brzmi jakby wydobywa si spod wody.

110

Nasz bohater nie przywizuje wikszej wagi do tego, co widzi przez przedni szyb swojego wozu, kiedy zjeda szos z gry. Szczerze mwic bardziej absorbuje go teraz ciko wchodzca czwrka przy zejciu z pitego biegu i trzeszczce goniki, przez ktre nie sysza dobrze ukochanego utworu swojej modoci. I szczerze powiedziawszy nie ma mu si co dziwi, Golgota nie bya szczeglnie absorbujcym uwag miejscem, ot, skupisko zabudowa, co niewiele wikszego od wsi jednak znacznie mniejszego od przecitnej miejscowoci. Witajcy bezimiennego kierowc znak "SARBINOWE DOY" nie jest jedynym, ktry zobaczy na swojej dalszej drodze. Gdyby to, co przeczytalicie w dwch powyszych akapitach mwi do was najstarszy z goci karczmy Baroga dodaby z ca pewnoci, e rwnie dobrze miasteczko mogoby nazywa si "Wypierdalajewo". Czy miaby racj? Nie wiadomo. Tak czy siak kierowca nissana kieruje si w d szosy. Pomija, co zrozumiae, absurdalne ograniczenie do osiemdziesiciu na godzin, podczas gdy zawieszenie stuka i puka na wszechobecnych dziurach, jak cholerna orkiestra. Nie da si jecha szybciej, ni aosne dziesi kilometrw na godzin. To po prostu niemoliwe! Prowadzcy jedn rk niedoszy piewak ujrzy jeszcze tablic informacyjn, z tak ogromn iloci treci na naniesion, e przeczytanie w caoci tekstu byo niemoliwe bez zatrzymania si. Poobijany Nissan nie stan jednak przy tablicy, ktra gosia:

SARBINOWE DOY GOLGOT ZWANE, MIASTU PRAWA OD 1991 NADANE.


TWOJA GMINA INFORMUJE, E NA ODCINKU 7,8 KM NIE PONOSI ODPOWIEDZIALNOCI ZA NAWIERZCHNI DRG.
WIDZISZ POAR? NIE WAHAJ SI I ZADZWO PO STRA!

WSPPRACUJ Z POLICJ I RAD MIASTA STWORZON DLA CIEBIE!

111

Pomidzy linijkami tekstu umieszczone byo jeszcze logo z swk trzymajc poarnicz sikawk i cztery znaki zakazu, oznajmiajce w skrcie, e na lasy w Golgocie mona tylko patrze. A niej, grubymi literami wycitymi z ciemnej folii i doklejonymi najwyraniej samowolnie widnia napis zawieszony na wielkim bannerze reklamowym.

OBYWATELU, WALCZ O SWOJE!


ODWIED NASZ STRON I ZAFUNDUJ OCHRON! ZBIERAMY NA ZWIKSZENIE PRAW NASZYCH MUNDUROWYCH W DOBIE NAJAZDU AMERYKASKIEGO! SZUKAJ NAS W INTERNECIE I WYRA SWJ SPRZECIW, POPIERAJC
AKTUALNEGO BURMISTRZA

P. URBANA WARENA.
PRZYSZO I ZAUFANIE? TYLKO NA URBANA WARENA GOSOWANIE! www.urbanwaren.eu/wybory.html

Auto przejechao obok tablicy, mijajc nawoywania do protestu i niezbyt udane rymowanki wyborcze Urbana Warena z prawej strony. Kierowca nie przeczyta ani jednego sowa spord caej kaskady jaskrawych napisw. Skupi si na dwigni zmiany biegw, ktra lada moment moga po prostu zosta mu w rce. - Pieprzony rzch stwierdza krtko. C nie trzeba byo robi lewego przegldu, opaconego litrem chrzczonej whisky szemranemu typowi z warsztatu. Po niecaym kilometrze Pan Nissan psioczy te na zacinajce si wycieraczki po spryskaniu szyby pynem. A jednak zdoa wychwyci tre nastpnego bannera, rozwieszonego nad szos, pomidzy dwiema sdziwymi sosnami:

112

DEBATA OBYWATELSKA
WTOREK, godz. 22:00, SALA 203 NOWEJ SZKOY,

"AMERYKANIE W GOLGOCIE? CO, JAK I DLACZEGO?"


WYJANIAMY WSZELKIE NIEJASNOCI GOCIMY STRON AMERYKASK!
Organizatorzy: prof. ADAM DRZEWIECKI, pastor CHARLES DAVIES, prof. FELIKS PAT.

Kierowca, gdyby tylko ujrza obie tablice pomylaby zapewne, e w miecie toczy si spr o los przebywajcych tu Amerykanw - cokolwiek robili w tych okolicach, najwyraniej nie byli tu najmilej spodziewanymi gomi. Bezimienny kierujcy zrozumiaby w lot, e jedni prbuj wykurzy jankesw z tych pospnych stron, nazywajc ich przybycie najazdem, podczas gdy ci drudzy, bdcy w opozycji do tych z ratusza, prbuj za wszelk cen przekona wszystkich, e obecno Amerykanw nie jest wcale taka za. Drzewiecki, Drzewiecki czy to nie ten pojebany noblista? Pan Nissan nie myla o profesorze zbyt wiele, cigle zdominowany przez problemy rzdu trzeszczcych gonikw, oraz przytaczajc wiadomo rosncego zmczenia: mia bowiem jeszcze ponad trzysta kilometrw do przejechania, a ta cholerna dziura, do ktrej wanie wjeda z ca pewnoci nie posiadaa choby jednego zjazdu na autostrad. GPS Pan Nissan wymieni ju dawno temu na trzydzieci gram pierwszorzdnej marychy, i cho bya wietna, prawie bez nasion, to ju dawno j wypali. Trzeba byo powici troch kasy na map, kiedy zatrzymywa si na stacji benzynowej przed obiadem. Cholera! Jak dotd nie wyprzedzi, ani nie min adnego samochodu. Od jakiego czasu po prostu toczy si po dziurawej drodze, zastanawiajc si czy los ukarze kiedy czowieka, ktry dwadziecia cztery kilometry temu wskaza mu ten doskonay skrt. Bo jeli nie, to zawrci za par chwil aby go znale i urwa mu jaja. Droga prosta jak psu w dup strzeli. Debil by si zgubi, panie kochany!. Bzdury.
113

Dokadnie w tej chwili miasto zaciekawio si nowym przybyszem. Kto (lub co) po prostu nagle zainteresowao si skromn osob naszego coraz bardziej zirytowanego fatalnym dniem bohatera. Czy to Golgota przycigna go do siebie jak samodzielny organizm? Wcale o to nie prosi. Nie zna jeszcze mrocznej strony tych pospnych okolic, nigdy nie sysza o wysysajcych energi mrocznych miejscach, ani jakich tam sennych marach, ktre nawiedzaj sny. Czy w takim razie potrafi si przeciwstawi tym dziwnym siom? Nie. Ciemno po prostu zainfekowaa jego wiadomo, jak osobliwy wirus. Przynajmniej tak powiedziaaby, bawic si zegarkiem na acuszku i umiechajc si niewesoo... zreszt, jestem ju w peni przekonany, e dobrze wiecie o kim mwi. Jezu drogi, czy tu w ogle ktokolwiek mieszka? myla Pan Nissan. - Zwijaj ten cholerny asfalt na noc i ukrywaj si w swoich maych domkach? Ani jednego roweru, nawet gupiego pijaczka ze starym skadakiem! Lynyrd Skynyrd uton w kaskadzie trzaskw i piskw, aby po chwili cakowicie zamilkn. Co jest nie tak z tym radiem?! Co to za miejsce? I co si w zasadzie dzieje?! - dziwi si coraz bardziej nasz nowo poznany przybysz, spogldajc z niepokojem na ciemniejce, zachmurzone niebo i niespodziewanie, pod wpywem impulsu, mylc o swoim wyjedzie w karkonoskie lasy na obz przetrwania. Oddzieli si wtedy od grupy kolonijnej, chcc wej na najwysze drzewo w okolicy i... zgubi si w gstwinie lasu. Odnaleli go policjanci przeszukujcy, wraz z psami i ca mas ochotnikw, ogromny teren parku narodowego. Robili to niemale przez bite siedemdziesit godzin non stop. Pamita dobrze co powiedzia mu wtedy mody aspirant, ktry jako pierwszy dostrzeg go rozbeczanego, z buzi umazan jagodami, ktrymi zosta zmuszony ywi si przez trzy dugie doby. - O kurwa, jeste, ty may fiucie! Znalazem ci! krzykn z entuzjazmem policjant, a zaraz potem doda to najgorsze: - Powinnimy ci tu zostawi, gnojku. Nie myl sobie, e wszystko ju dobrze! May chopiec rozchyli wtedy szczki ze zdumienia. Widok czowieczej sylwetki, zbliajcej si do niego po dugim czasie odosobnienia w lenej gstwinie, tak go ucieszy, e zapomnia o wszelkich trudach, do ktrych zosta zmuszony. Spa pod goym niebem, na zmian budzc si z paczem i zasypiajc niespokojnym snem. Codziennie maszerowa, chcc odnale wyjcie z labiryntu drzew. Robi nawet kup pod drzewem. Nie spodziewa si jednak takiego powitania ze strony sympatycznie wygldajcego mundurowego.
114

- Syszae, may mieciu? - usysza. - Wstawaj, jedziemy prosto na komisariat. A kiedy chopak rozbecza si na dobre, a jego twarz staa si czerwona i fioletowa zarazem, surowy modziak w brudnej, odblaskowej kamizelce zamia si: - Co? Chciaby zobaczy mamusi? - zadrwi. - Ty aosna gnido! Wiesz ilu ludzi ci szuka, ile pierdolonych psw wcha teraz twoje galoty? Jasne lepiej si gdzie schowa, pj do lasu, eby cay komisariat lata za jednym maym debilem, ktry nie umie wyj z pieprzonej lenej gstwiny. - ostatnie zdanie wypowiedzia podniesionym gosem, a wreszcie z ogromn satysfakcj powiedzia, w jego przekonaniu pserio: Kole! Nie becz jak pizda! Takich paczcych gogusiw nie lubi w ciupie! Wiesz co to jest ciupa? Przed tob rok w wizieniu! I cho byo to kamstwo, zwyka sadystyczna zabawa ze strony poirytowanego brakiem snu policjanta, to wspomnienie byo najgbsz ran w caej wiadomoci dorosego od wielu lat czowieka, kierowcy srebrzystego nissana z rozregulowan czwrk. To jakia pieprzona wiocha! Powinienem wrci i skopa tego idiot... pomyla Pan Nissan po czym ziewn. - Boe, jestem taki zmczony. Zblia si powoli, ale jednak, do centrum miasteczka. Do zawszonych Sarbinowych Dow. S na ziemi miasta i wioski przyrwnywane do piknych kobiet. Gdybymy mieli przyrwna miasteczko Golgot do kobiety, byaby ona star prostytutk. Jeeli chcia dotrze do domu przed pnoc, szczeglnie biorc pod uwag szmat czasu, ktry powici na odnalezienie zjazdu (ktry nie istnia w promieniu siedemdziesiciu kilometrw) musia si wyspa. Koniecznie! Mgby nawet kupi sobie szeciopak w najbliszym monopolowym i spdzi wieczr w towarzystwie bezpatnych pornusw z hotelowej sieci kablowej. O ile w wiosce takiej jak ta istnieje co takiego jak sie kablowa. Albo hotel. Dojecha do rozstaju drg. Z zaskoczeniem odczyta podwjny napis "Sarbinowe Doy" na obydwu znakach oznaczajcych rozwidlajcy si w liter V kierunek obu dziurawych szos. Jak to? To nie wjecha jeszcze do tej cholernej wiochy? Przecie mija znak! Oczywicie adnej wzmianki o hotelu, zajedzie dla kierowcw, albo chocia pieprzonej stacji benzynowej. W lewo czy prawo? Po duszej chwili kompletnie pozbawionych logiki rozwaa, kierowany niejasnym przeczuciem, skrci w prawo. Zegary na desce rozdzielczej owietlay mu twarz. Nawet nie zauway, kiedy prawie kompletnie si ciemnio.
115

Przejecha tak jeszcze kilometr, zagbiajc si w las na dobre i starajc si nie myle o przytaczajcym uczuciu zagubienia, znanym mu z koszmarnej przygody swojego dziecistwa. Niespodziewanie samochd wyda z siebie kilka aosnych prykni, zakaszla i podawi si chwil, a wreszcie zgas. Bez adnego ostrzeenia, ani jednego pieprzonego mignicia kontrolki baku, samochd po prostu zatrzyma si. - Kurwa ma! - krzykn, uderzajc pici w kierownic. Klakson zawy. Kurwa, kurwa, kurwa! Wszechogarniajce, niemal zapomniane uczucie totalnego wkurwienia na cay wiat, pogryo kierowc starego Nissana. I byo w rzeczywistoci pierwszym uczuciem, ktre powiza z t podupad wioch. Nie pamita na razie ani oficjalnej nazwy, ani tej przyjtej. Doy. Cholerne Doy Jakietam. Niczym nie zraony twr, zwany Golgot, mia utkwi w jego wiadomoci, o to bdmy spokojni. Na razie jednak osada pozwolia przybyszowi na poznanie wszystkich jej wtpliwych urokw. Zapada grobowa cisza.

3.
Dwa kilometry dalej od rozgoryczonego kierowcy-dealera, wzdu ostatniego odcinka dziurawej szosy znajduj si pierwsze zabudowania Golgoty. Po prawej stronie stoi budynek starej szkoy. Przeznaczenie tego budynku byo jednak inne ni edukacja golgockiej modziey, chyba e dwa opancerzone Humvee w pustynnych barwach, stojce na boisku naleay do nadgorliwych nauczycieli przysposobienia obronnego. Wybudowana wiele lat temu dwupitrowa budowla z wysok dobudwk na sal gimnastyczn, zostaa opanowana przez amerykaskich onierzy. Nie kryli si oni specjalnie swoj obecnoci w Golgocie, a jedynym ogrodzeniem ich tymczasowej bazy by niewysoki potek z brzydkich metalowych prtw, w ktrym po dwch-trzech minutach poszukiwa odnalelibymy dziury wielkoci bramy wjazdowej do garau. Przez zardzewiae przsa potu, oprcz ogromnych wojskowych terenwek, wida take co najmniej tuzin odzianych w moro onierzy, a na dachu - co wydawa si mogo szczeglnie egzotyczne - niewielkich rozmiarw, lekki, dwuosobowy helikopter z amerykask flag na ogonie stanowicym zwieczenie czarnego, byszczcego kaduba. Co robili w tym miejscu Amerykanie, i do czego potrzebowali helikoptera?

116

Sycha woanie jedynego cywila na terenie jednostki. Jest odziany w czarny paszcz, i cho stoi w do znacznej odlegoci, mona atwo stwierdzi, e istnieje w jego sylwetce co niepokojcego. Jaki przebrzydy pierwiastek. Byo to co, co wprawia w uczucie niepewnoci i elektryzujcego napicia, jak gdyby wszystko, co dzieje si w okolicy, caa energia pynca w tym miejscu, bya sterowana przez tajemniczego mczyzn w czerni. - Nie jestecie tu przez przypadek, dumni marines! Wasza misja to gwarancja stabilnoci w niepewnych czasach - przemawia, a oni wiczyli w pocie czoa nad swoj tyzn fizyczn, wykonujc serie przewrotw, pompek i przysiadw. - Wojna psychologiczna trwa i wielu ludziom nie podoba si to, co dzieje si w tym miasteczku! krzycza dowdca. - Tak jest! - Ale wy jestecie silnymi, dumnymi obywatelami Stanw, jestecie odporni na bl! I bdziecie wiczy, dopki nie zapewnimy sobie i naszym sprzymierzecom stabilnoci wywiadowczej, o jakiej nie nio si moim przeoonym! onierze nie przestawali wiczy. Przewrt. Pompka. Przysiad. - Kim jestemy?! - sycha okrzyk z grupy kilkunastu mczyzn. - Marines! - Kim?! - Marines! ryknli jak jeden m. - Co tu robimy, marines? zapyta dowdca dononym gosem. - Wprowadzamy porzdek, przy uyciu wszelkich dostpnych rodkw, celem osignicia rwnowagi wywiadowczej! - wykrzyknli wszyscy automatycznie. Mantr wpojon w ich amerykaskie gowy powtarzali codziennie kilkadziesit razy. - Przeciwko czemu walczymy? - Przeciwko wszelkim przejawom niestabilnoci w okolicy wsplnie wybudowanej Jednostki Centralnej! By moe misja amerykanw w Golgocie bya pokojowa. Lub przynajmniej takie byy polityczne zaoenia ludzi z Langley w Stanach Zjednoczonych. Czowiek odziany w czarny paszcz wiedzia jednak doskonale, e uycie swoich onierzy do wasnych celw jest prostsze, ni komukolwiek mogoby si wydawa. Mia bowiem w rku potne narzdzie: talent do wzbudzania lku. Strach by jego sprzymierzecem i wiedzia o tym doskonale.

117

4.
Budynek zajmowany przez onierzy z kraju Washingtona i Roosevelta graniczy z niewielkim osiedlem. Trzy rwnolege ulice o mylco przyjemnych nazwach Winiowa, Rana i Orzechowa, wypenione po brzegi cile przylegajcymi do siebie domkami szeregowymi, zostay wyszczeglnione na mapie miasteczka jako gi. Gsta zabudowa susznie nie zwrci na razie naszej uwagi na to ogarnite pozornym spokojem miejsce; odnotujmy jedynie fakt i gi z jakiego powodu wypenione byy tanimi, szpanerskimi samochodami w wikszoci zakupionymi w pobliskim komisie samochodowym, stanowicym esencj tutejszej szarej strefy. Byy to kupione za grosze przegnite i mierdzce gazem beemki, audi i mercedesy wozy swego czasu wzbudzajce pewien rodzaj respektu na drodze, dzi budzce co najwyej rozbawienie zwykych obywateli. Oto cmentarzysko samochodw-zombie, plegalnych tworw wskrzeszanych do ycia po raz wtry, coraz to nowymi przeszczepami silnikw. Golgockie gi. Miejsce pene pknitych gowic i cofanych przebiegw. To wanie te stare, w wikszoci niemieckie auta, stanowiy doskonay opis mentalnoci swych wacicieli, kryjcych si teraz w zaciszu swoich kupionych za lichwiarski kredyt domkw. Wacicieli zaniepokojonych z dnia na dzie coraz bardziej o swj los, a jednoczenie okrytych si lenistwa, wtaczan w siebie z luboci, gdzie za domami, wraz z marihuanowym dymem. Z pewnoci gnicie miasta zaczo si z tego miejsca. Tak przynajmniej twierdzili jego mieszkacy. Nawet ci, ktrzy nigdy tu nie byli. Osiedle, nazywane gami, byo jakby epicentrum rozchodzcej si po miecie kamliwej mentalnoci ludzi zalknionych. Mieszkacy gw byli przearci nieufnoci i potrzeb wzbudzania szacunku najtaszym kosztem; najlepiej przy pomocy kradzionych kopakw i odklejajcymi si naklejkami na zderzakach w stylu "ZAP MNIE JELI POTRAFISZ", "NIE DRANIJ LWA BO LEW TO JA" i innych tego typu utartych sloganw. Chobymy nawet weszli na jeden z dachw domkw szeregowych, ustawionych w piciu rwnych rzdach wzdu wspomnianych wczeniej ulic Winiowej, Ranej i Orzechowej, nie dostrzeglibymy znad wierkw i sosen pitnastometrowej anteny radiowo-telewizyjnej, nalecej do rozgoni radiowej GRR 1 FM, czyli Gminnej Rozgoni Radiowej numer 1. Bya to dwuletnia stacja radiowa, z siedzib przy samej wiey, nadajca na czstotliwoci 88,8 FM muzyk klasyczn, operow i - o dziwo! - rozrywkow, a co
118

godzin wiadomoci lokalne, na przemian z dyskusjami na temat przyszoci regionu Golgoty i reklamami pobliskiej pralni chemicznej. No i oczywicie radosnymi dinglami malutkiej sieci trzech sklepw spoywczo-monopolowych, nalecych do modego, cho bardzo przedsibiorczego holendra Vincenta van Hogena. - Kupuj u Hogena, zrb to teraz, bo u Hogena wielka przecena. To przecen czas, blisko i dla was... - nuci radonie mski tenor. - Przecena na nabia i ca garmaerk. Zapytaj sprzedawc o kupony ywnociowe. Zaskocz si jakoci produktw i pamitaj... honorujemy tylko gotwk! Cho poziom stacji pozostawia wiele do yczenia, podobnie jak bezstronno polityczna, o ktrej dwjka spord trjki prowadzcych audycj dziennikarzy najwyraniej zapomniaa (zawsze kiedy tylko byo to moliwe wtrcajc swoje trzy grosze o dobroci i wielkoci Urbana Warena powizanego w czasach PRL z bezpiek) mieszkacy Golgoty zgodnie przyznali, e czsto suchaj GRR 1 FM. Szczegln popularnoci cieszyy si poranne wiadomoci dla rolnikw, debaty dotyczce budowy nowej drogi i wywiady z pracownikami ratusza. Przesiadujcym wieczorem w domu mieszkacom Golgoty, po caym mczcym dniu penym cikiej pracy, zdarzao si te przysn w fotelach, podczas gdy z gonikw pyn do nich (tylko troszek przyspieszony) Wagner. Szo wic cakiem niele, przynajmniej jak na radio dla tysica suchaczy. Przynajmniej tak mwi jedyny z dziennikarzy GRR 1, ktry nie posikowa si samym tylko Internetem przy opracowywaniu wiadomoci do cogodzinnego bloku informacyjnego i ktry zdobywa si raz po raz, w miar moliwoci, na wysiek przeprowadzenia czego w rodzaju wywiadu rodowiskowego. Czy to znak, e Golgota sza z duchem czasu? By moe tak, jednak wyciganie dalekosinych wnioskw o nowoczesnoci lokalnej spoecznoci i panujcego w regionie postpu, pyncego z samego posiadania stacji radiowej na terenie miasteczka byo tak samo trafne, jak mwienie o nowoczesnoci tej dzielnicy dowolnego miasta, dla ktrej mieszkacw dostpna jest myjnia bezdotykowa. Nieco daleko posunite wnioski, prawda? Bdzie nam dane wej do siedziby stacji radiowej, cho nie jest to tak ciekawe miejsce jak mogoby si wydawa i nie przypomina w niczym nowoczesnych przeszklonych kompleksw potnych rozgoni oglnokrajowych, ktre moemy zaobserwowa przy autostradach.

119

Zreszt nie jestemy jeszcze do koca zapoznani ze specyficzn atmosfer panujc w Golgocie. Przyjmijmy wic z wdzicznoci pozorny spokj, jakim obdarowao nas miasteczko w chwili, kiedy dopiero je poznajemy. I nie bdmy bezczelni w swojej ciekawoci; wkrtce przekonamy si na wasnej skrze, jak wciekle potrafi ksa ten ponury twr, jeli tylko wychylimy nos centymetr poza wyznaczon lini. Tubalny bas dziennikarza prowadzcego audycj przywodzi na myl muskularnego czarnoskrego olbrzyma, szczerze powiedziawszy wielu mieszkacw Golgoty przez dugi czas nie potrafia przyj do wiadomoci, e wokal naley do chudziutekiego jak patyk piegowatego rudzielca, ktry zaledwie dwa lata temu zdoby tytu magistra. Dziennikarz nazywa si Filip Mauss i dziki do jednoznacznie brzmicemu nazwisku by chyba pierwszym rudzielcem w historii nie przezywanym Rudy, tylko po prostu Mysz lub Mysza w zalenoci od uznania. - ...porozmawiamy o tym pniej w wieczornej audycji GRR 1, radia blisko ciebie dziennikarz prawdopodobnie nacisn na komputerze jaki przycisk, bo po sekundzie z gonikw popyna melodia dingla Gminnej Rozgoni Radiowej. Po chwili znw rozleg si jego gos: - Jest godzina dziewitnasta trzydzieci. Przy mikrofonie Filip Mauss. Powtrz raz jeszcze, wanie otrzymalimy potwierdzenie i ju za kilka dni odbdzie si na antenie naszego radia spotkanie z pani Urszul Waren, przedstawicielk urzdu gminy, czonkini Rady Miejskiej, a prywatnie on naszego aktualnego burmistrza pana Urbana Warena. Ju wkrtce przekonamy si, jakie jest stanowisko pani Waren w sprawie nasilajcych si konfliktw midzy stacjonujcymi w Golgocie amerykaskimi onierzami piechoty a mieszkacami. Niektrzy z nich maj do, tu cytat jednego z nich, "kolejnej okupacji przez wojska z zachodu". Co na to wadze? Przekonamy si ju niebawem zachca dziennikarz. - Pani Waren opowie nam take o swoim zaangaowaniu w kampani wyborcz ma i uchyli nam rbka tajemnicy, jeeli chodzi o jej ycie prywatne. A teraz posuchajmy Robbiego Williamsa i niemiertelnego Angels z dziewidziesitego dziewitego roku. I ju po kilku sekundach plsania na pianinie Robert Peter Maximilian Williams rozpocz swoj ballad, pochodzc z krka o tym samym tytule:

I sit and wait Does an angel contemplate my fate And do they know
120

The places where we go When we're grey and old


Mniej wicej w tej samej chwili, kiedy brytyjski gwiazdor dochodzi do pierwszego "And through it all she offers me protection", Filip Mauss dochodzi do wniosku, e ma ochot wysuchiwanie gorzkich alw cholernej Urszuli Waren niemal tak samo, jak ma ochot na amputacj dowolnej spord wszystkich swoich czterech chudych koczyn. E-maila z zaproszeniem radnej do studia nie wysa on, lecz jego niezbyt dobry kolega-dziennikarz, Arnold Bilderberg, aosny i niezbyt utalentowany dziennikarzyna, licy tyki Urbana i Urszuli Warenw kadego dnia i za wszelk cen. Dosownie przed chwil na skrzynk odbiorcz rozgoni radiowej Filip Mauss otrzyma e-maila zwrotnego, askawie informujcego jego skromn rozgoni o tym, e szanowna pani Waren wyrazia zgod na udzia w wywiadzie na ywo. W zaczniku znajdowaa si umowa z jej podpisem. No i dobrze, niech Bilderberg rozpywa si z zachwytu nad pierwszorzdn polityk Urszuli i Urbana, a ja w tym czasie bd siedzia sobie nad Gichon i owi ryby, pomyla Filip Mauss. Zamierza podczas wywiadu znale si tak daleko od radioodbiornika jak tylko si da. Dzwonek komrki Myszy wdar si do jego wiadomoci, powodujc nienormalne rozdranienie. Ju wiedzia, e gdy odbierze, spotka go jaka przykro. Nie myli si. - Stary, przepraszam, nie mam pojcia jak mogo do tego doj. Serio sorry przywita Maussa rozmwca. - Ja ciebie te serdecznie witam odrzek Mysza. - O czym ty mwisz, Arnold? - Waren. Pani radna miejska Urszula Waren poprawi si natychmiast Bilderberg. Przykro mi, ale bdziesz musia poprowadzi z ni wywiad na ywo. Mysza rozemia si. - Przecie wiesz, e nienawidzimy si bardziej, ni ydzi i Hitler. adna tajemnica! Trzy sekundy milczenia, a potem odpowied: - Wybacz mi, Mysza. Pomyliem terminy na umowie. - Nie mj problem, Bilderberg. Odkr to jako! krzykn dziennikarz. - Nie da rady, stary. Jeszcze raz wybacz, gupi bd, naprawd gupi. Dasz sobie rad, jeste cakiem niezy. I rozczy si bez poegnania, a Filip Mauss jeszcze przez dobr minut trzyma telefon z szeroko rozwartymi ustami. Dopiero teraz pomau zacz uwiadamia sobie, co moe to dla niego oznacza. Kopoty.
121

Ta oblena gruba baba bdzie po raz kolejny usiowaa przej kontrol nad caym czasem antenowym. Czasem, ktry jest przecie ograniczony, nawet w tak niewielkiej rozgoni jak ta! pomyla z gorycz Mysza. Filip stara si by profesjonalist w kadej sekundzie prowadzonej przez siebie audycji, dlatego najpierw upewni si, e czerwona kontrolka z przylepionym plasterkiem, opatrzonym czarnym napisem "MW", bdca odpowiednikiem amerykaskiego "ON AIR", jest wyczona, potem zdj suchawki z uszu, a dopiero potem pozwoli sobie na chwil saboci: - Kurwa ma, po co?! Po co, po co, po co! - krzykn, niesyszany przez nikogo. Czego ona tu szuka do cholery! Kolejny raz uczestnicz w cholernej propagandzie Warenw! Ta kobieta za kadym razem wpaja tym biednym ludziom stek kamstw swojego cholernego musia! Mwic tym biednym ludziom mia na myli oczywicie swj tysic suchaczy, bardziej lub mniej wiernych, w kadym razie wszystkich, suchajcych jego audycji mieszkacw w promieniu dwudziestu omiu kilometrw. Moe nie byy to zbyt imponujce liczby, ale dla modego dziennikarza byo to wicej, ni mg sobie wymarzy, przynajmniej w takiej wiosce jak Golgota. Rozwcieczony nie na arty Filip spojrza na mikrofon, ustawiony na maym statywie i stojcy sobie na blacie biurka, jak gdyby nigdy nic. Przenis wzrok wyej, na ciekokrystaliczny ekran monitora. Robbie piewa dalej niewzruszony o blu kroczcym w d jednokierunkowej ulicy. I bdzie tak piewa jeszcze przez dobre dwie minuty. Oprcz Filipa Maussa w parterowym budynku rozgoni nie byo zupenie nikogo, w zasadzie mona powiedzie, e w tej chwili wszystko co usysz ludzie siedzcy przy radioodbiornikach zaleao od niego. Naprawd wszystko. Filip Mysza Mauss ju na pierwszym wykadzie swoich studiw dziennikarskich usysza, e tak jak lekarz, powinien z wasnej nieprzymuszonej woli zoy przysig Hipokratesa, wypowiadajc synne "po pierwsze nie szkodzi", tak prawdziwy dziennikarz, czy to radiowy, czy to prasowy, czy to telewizyjny, powinien zoy obietnic obiektywnoci, rzetelnoci i niezawisoci do samego koca wykonywania zawodu. Czyli, jak obieca sobie Filip, do samiutekiej mierci. Przysig uczciwoci dziennikarskiej zoy sobie tego samego dnia w niezbyt dumnym, ale za to bardzo pamitnym miejscu - w kabinie uczelnianej toalety, podczas przerwy midzy zajciami. Z oczywistych wzgldw nie mg tego wiedzie, ale zrobi to jako jedyny spord kilkuset innych suchaczy wykadu.
122

Przysig sobie zawsze dy do prawdy, samej prawdy i tylko prawdy. Nigdy nie zapomnia o moralnej odpowiedzialnoci, jaka spoczywa na nim, niezalenie od tego czy znajdzie si wkrtce w szkolnym radiowle, mwic Tu Filip Mauss, na dzisiejszy obiad stowka serwuje potrawk z kurczaka i kompot, czy bdzie przeprowadza wywiad z samym Barackiem Obam w brytyjskim BBC 3. aden, spord wczeniej wspomnianego tysica golgockich suchaczy rudego dziennikarza, nie mg wiedzie, co myla ten mody czowiek wanie w tej chwili i z jakim dylematem si boryka. Mysza ustawia nastpn piosenk, tak aby da sobie przynajmniej pi minut na rozwaania. Z gonikw rozlega si wybrany przez niego fragment chopinowskiej etiudy. Suchajc dwikw genialnego kompozytora mody Mauss zamyka oczy i na jeden cudowny moment odpywa gdzie daleko, wznoszc si nad kopuy drzew i frunc w gr ku niebiaskiemu sklepieniu.

5.
Byo to cakiem niedawno, w upalne lipcowe popoudnie, okoo godziny szesnastej. Popoudniowa audycja trwaa w najlepsze. Filip Mauss, bdcy na antenie od godziny czternastej do dwudziestej drugiej myla, e to bdzie naprawd dobry dzie. Odnis ju kilka drobnych sukcesw w cigu dnia: najpierw udao mu si poczy z ambasadorem Polski w Rzymie (co jak na tak mikroskopijn rozgoni byo nie lada wyczynem) i krtki wywiad na temat zaginionego w Alpach Polaka poszed wietnie. Potem rozdzwonili si mieszkacy, gdy przyszed czas na Sygnay Dnia audycj, podczas ktrej suchacze przejmowali anten i poruszali w zasadzie kady temat, jaki przyszed im do gowy. Przewanie trafiay si przeklestwa i wyzwiska, czciej ni mogoby si wydawa. Ale nie dzi, dzisiaj poszo gadko. Par telefonw z yczeniami dla solenizantw, jeden w sprawie afery w Sejmie i dwa odnonie wczeniej wspomnianej, nowo budowanej drogi dojazdowej. Szo niele, naprawd niele. Do czasu. Urszula Waren wparowaa bez adnej zapowiedzi do siedziby GRR 1, z takim impetem, jak gdyby lokalne trzsienie ziemi rozptao si nagle w radiowym sercu Golgoty. Powinnicie wiedzie, e w przypadku tak maych rozgoni, jak ta mieszczca si na poudniowym wschodzie mapy Sarbinowych Dow, nie moe by mowy o adnych przedsionkach, korytarzach, recepcjach, ochroniarzach strzegcych dostpu do studia, menagerach czy choby zwykych sekretarkach.
123

Jedynym luksusem w GRR, oprcz przedpotopowego ekspresu do kawy, ktry podczas przygotowywania espresso warcza, jak gdyby wataha wilkw przebiegaa wanie pod oknami studia, by stojak na rowery, ktry Mysza wasnorcznie zespawa, przy pomocy swojego dobrego znajomego Gerarda Kepplera, aby mc bez obaw zostawia swj przypity rower przed miejscem pracy. Monitor rudego Myszy zacz si trz, kiedy sto pidziesit kilogramw ywej wagi zbliao si do niego, niczym rozpdzona ciarwka. I wanie to spowodowao, e zaniepokojony Mauss obrci si na fotelu i ze zdumieniem zda sobie spraw, e do siedziby radia GRR przybyo monstrum. Rozwcieczony upewni si najpierw, e kontrolka "MW" nie wieci si, a nastpnie szybkim ruchem cign suchawki z gowy i nie wstajc z fotela zapyta najuprzejmiej jak potrafi w tej chwili: - Co pani tu robi, do cikiej cholery? - Spasuj modziecze! Zdajesz sobie w ogle spraw z KIM - to sowo zaznaczya szczeglnie dobitnie, wskazujc grubym paluchem na swoj obwis pier - masz do czynienia?! - Zdaje sobie spraw, e powinna pani std wyj w tej chwili - oznajmi Mysza, wstajc z obrotowego fotela. renice grubej Urszuli Waren zwziy si w drobne szparki. - Za chwil poprosz ci o nazwisko! Mysza rozemia si, bardziej ze zoci anieli z faktycznego rozbawienia. - Nie jestemy na ty, prosz pani. A moje nazwisko nie jest adn tajemnic, nazywam si Filip Mauss i po raz ostatni prosz pani o opuszczenie cholernego studia. - Opanuj si! - Jestem opanowany. To pani wlatuje tutaj jak do siebie, nie zwaajc na lampk nad drzwiami wejciowymi. - Jak znowu lampk?! Przychodz tu w sprawie... - Jest wielka i czerwona - wszed jej w sowo stanowczo, ale jednak w miar spokojnie, cho gos dra mu nieco, pod wpywem emocji. - I jest obok niej napis "NIE WCHODZI AUDYCJA". Wielkimi literami. A teraz prosz... Kobieta wzia ogromny haust powietrza i zacza krzycze: - Jestem Urszula Waren! Radna miejska, przedstawicielka urzdu gminy i ona... - Nie interesuje mnie to, e jest pani on Urbana Warena. I gwoli cisoci doskonale wiem, kim pani jest. Usiowaem przeprowadza z pani wywiad ju kilka razy. - I co, nie udao ci si, co? zapytaa ironicznie Waren. Biedny dziennikarz nie mg si dodzwoni do pani radnej?
124

- Nie, prosz pani. Bylimy na antenie trzykrotnie wyjani Mysza po czym doda: - Za kadym razem udowadniaa pani, e nie potrafi uczestniczy w wywiadzie, czy jakiejkolwiek innej konwersacji, nie krzyczc i nie przerywajc swojemu rozmwcy. Zrezygnowaem z zaniania poziomu naszej stacji. - Ty - PAN podnis gos dziennikarz, nie wytrzymawszy ju ani sekundy duej. Ma pani pitnacie sekund na opuszczenie tego pieprzonego studia! W istocie, utwr Never let me down again grupy Depeche Mode dobiega koca. Po zakoczeniu odtwarzania piosenki z pyty, program komputerowy automatycznie przeczy sygna nadawczy na mikrofon stojcy na biurku, a kontrolka MW zawieci si. Czego oczywicie Urszula Waren nie moga i nie chciaa wiedzie. Wolaa skupi si na zmasakrowaniu Myszy: - Posuchaj mnie, ty skurwiay dziennikarzyno! - rykna na cae gardo. - Masz jeszcze mleko matki pod nosem i wanie ze wzgldu na to bdziesz okazywa mi naleny szacunek za kadym razem, kiedy si spotkamy! Za kadym razem, rozumiesz?! Nie pamitam twojej twarzy, w ogle nie mog skojarzy twojej rudej mordy z jakkolwiek czynnoci, a wykonywaam ich wiele podczas mojej kariery politycznej! - wyrzucia z siebie przepenione jadem zdania w takim tempie, e normalny czowiek zdyby co najwyej przeczyta linijk tekstu. Mysza tylko unis brwi. A ona kontynuowaa z wciekoci: - A teraz posuchaj mnie, bo chodzi o bezpieczestwo! Moje, twoje, a nawet twojej biednej matki, ktra nie do, e musiaa mczy si przez wiele lat, wychowujc takie cierwo jak ty, to jeszcze musi sucha swojego synalka dzie w dzie w swoim gwnianym, tranzystorowym radyjku na baterie, siedzc na swoim rozkraczonym wzku inwalidzkim! Nawet nie zauwaya, e kontrolka "MW" owietla jej twarz jaskraw czerwieni od dobrych dziesiciu sekund. Dziennikarz musia przyzna, e jej piekielna przemowa staa si, przez t subteln gr cieni i czerwonego wiata, jeszcze bardziej ognista. - Czyli jednak pamita mnie pani oznajmi rzeczowo Mysza. Potwierdzam pani sowa, moja mama w istocie jest osob niepenosprawn. A teraz moe wyjani n mi pani w ostatniej chwili ugryz si w jzyk, chcia bowiem odruchowo powiedzie nam co sprowadza radn miejsk w progi GRR 1, zanim wyjdzie pani, kolejny raz trzaskajc drzwiami? - Nie pouczaj mnie, szczeniacki podmiocie! - wycedzia rozwcieczona do czerwonoci Urszula Waren, a zwaliste piersi koysay jej si, jakby byy samodzielnymi
125

organizmami, wbrew wasnej woli i z niezrozumiaych przyczyn umieszczonymi w dwch workach przybrudzonej biaej sukienki w kwiecisty wzorek. - Jeste zbyt mao wartym modym gnojkiem, ktry poucza starszych i mdrzejszych od siebie! Nie jeste wart ani jednego mojego sowa! I skoro mnie znasz na tyle, eby mnie poprawia, to dobrze wiesz, e mam problemy zdrowotne i w adnym razie nie mog si denerwowa, ty cholerny potworze! Mysza ledwo powstrzyma si od miechu. Zemsta ju si dokonaa, jednak cig epitetw pod jego adresem powstrzymywa go od zatrzymania buchajcego tumanami pary wodnej rozpdzonego pocigu towarowego, z ktrym rozmawia: - Prosz pani - odpar swoim najbardziej wysublimowanym radiowym gosem. Wolabym, eby bya pani bardziej rzeczow osob. Nazywa si pani Urszula Waren, jest pani radn miejsk, on aktualnego burmistrza, ktry bdzie stara si o reelekcj. Uwaa pani, e takie zachowanie przystoi osobie penicej funkcj - tu omal nie buchn miechem - pierwszej damy? Tym razem przesadzi. Nie do e przedstawi j profesjonalnym tonem i w zasadzie wprost objani suchaczom kim jest baba, ktra wydziera si w niebogosy w gonikach ich radioodbiornikw, to jeszcze zada jej pozornie zwyke i kulturalne pytanie, doskonale wiedzc o tym, e za chwil znw zostanie obrzucony stekiem oszczerstw. Przesadzi, to byo pewne. A moe wcale nie! Grube twarzysko z potrjnym podbrdkiem przybrao o dwa stopnie mniej rozwcieczony wyraz twarzy, najwyraniej analizujc sowa Maussa i wybierajc bez kontekstu co bardziej pochlebne epitety. - Nie podoba mi si to, co wygadujesz o mnie i moim mu, dziennikarzyno. - To znaczy? To wystarczyo, aby pokna przynt, ze spawikiem, yk, wdk i pomostem wdkarskim wcznie (byaby w stanie to zrobi, uwierzcie). - Mojego ma burmistrza i MNIE - uniosa palec w dumnym gecie doprowadzaj do szewskiej pasji twoje opowieci o wsppracy Urbana z bezpiek. Nawet nie przemylaa co mwi, a ju dodaa prdko: - I nie zgodz si, eby rozgasza plotki o seksualnych podbojach mojego niewiernego ma wszystkim mieszkacom tego zapyziaego wygwizdajewa. Nie masz adnych dowodw, wszystkie te mae kurewki na zawsze opuciy moje Sarbinowe-kurwa-Doy!

126

- Mwia do pastwa Urszula Waren - rzek Mysza, obracajc si na fotelu w stron mikrofonu. - Wywiad rwnie rzeczowy co wulgarny, nie planowany przez nas, a jednak majcy miejsce na antenie Gminnej Rozgoni Radiowej, kana pierwszy. Dzikujemy za uwag, a teraz czas na troch doskonaej muzyki. Po czym zadowolony ustawi w komputerze po jednym utworze zespow The Rolling Stones i GunsnRoses (Sympathy for the devil oraz November rain w akustycznej wersji, prawdziwa pereka!) i odwrci si ponownie w stron rozwcieczonej Godzilli. Ta jednak opucia studio.

6.
Mysza wrci mylami do teraniejszoci, nie otworzy jednak oczu. Jeszcze nie czas. Najpierw musi uporzdkowa myli. Dobry dziennikarz, za jakiego oczywicie uwaa si Filip Mauss, powinien operowa suchymi faktami, nawet kiedy chce mu si rzyga na sam myl o obiekcie swojej pracy. Skupi wic myli, pozwalajc aby jego negatywne emocje ucichy na rzecz spokoju, cechujcego wszystkich podziwianych przez niego dziennikarzy. Czy Chad Brock kiedykolwiek nazwa swoj rozmwczyni tust suk? Mysza pyta si retorycznie w duchu. - By moe tak, kto wie, moe uderza wciekle w biurko po nieudanym wywiadzie i w zaciszu swojego ogromnego domu. Ale na antenie? Nigdy. A moe Keith Malley stwierdzi kiedykolwiek, e nie ma ochoty rozmawia z adn "grub, skorumpowan kurw" i po prostu odmwi przeprowadzenia wywiadu swoim szefom? Oczywicie, e nie. Skup si, Myszko! - Chc i potrafi. Chc. I potrafi - mruczy do siebie Mauss, nie pozwalajc sobie jeszcze przez kilka chwil na otwarcie oczu. Przysiga obiektywizmu? Nic nie znaczce sowa w chwili, kiedy mamy do czynienia z kamcami. Po chwili gowie Filipa Maussa pojawia si plan dziaania. W cigu nastpnych kilkunastu sekund biurko ze stojcym na mikrofonem zostaje dosownie zawalone notatkami, sporzdzonymi przez rudowosego dziennikarza w cigu ostatnich dwch tygodni.

127

- Urszulo Waren, dzisiejszego wieczora spotka ci co o wiele gorszego od kompromitacji - myli dziennikarz. - Szykuj si na spotkanie z prawd, i Bg mi wiadkiem, choby miaa to by moja ostatnia audycja, przedstawi twoj osob w wietle, ktrego tak si obawiasz. Ju niedugo...

7.
Kolejnymi istotnymi dla tej historii budynkami w Golgocie byy, patrzc od strony poudniowej: dom nauczyciela z pobliskiej szkoy podstawowej (poczonej z gimnazjum, ale dopiero po wejciu do Unii Wspfinansujcej Krtkie Autostrady) oraz budynek ratusza, stanowczo zbyt reprezentacyjny, jak na miasteczko liczce niespena dwa tysice mieszkacw. wieutka elewacja wykonana gwnie z marmuru przywodzia na myl co najmniej siedzib Banku Federalnego, albo giedy na Wall Street. Pierwszy z nich, parterowy budyneczek, bya to typowa polska kostka, pamitajca czasy Sekretarzy Partii i przeciwsonecznych okularw ysego jegomocia, oznajmiajcego przy przekrzywionej fladze, e ojczyzna nasza staje w obliczu zagroenia. Mimo niezbyt piknej bryy, dom by zachowany w nienagannym stanie: jego waciciel sam malowa elewacj, reperowa obluzowane okiennice, a nawet sadzi i pielgnowa roliny w ogrodzie od frontu, zawsze kiedy pozwala mu na to czas i skromna pensja. Przez niezasonite okno kuchni wida, jak stary kawaler przygotowuje swoje ukochane spaghetti ze sodk kukurydz. - Sodka Maryjo, gdzie ja podziaem otwieracz do puszek? mamrocze do siebie nauczyciel. Jest zdania, e gadanie do siebie pomaga zachowa czysto umysu. Czyta o winiarce sowieckiego agru, ktra gadaa do siebie przez dziewi miesicy pobytu w izolatce i w zasadzie tylko dziki temu udao jej si nie postrada zmysw. Pamita te o przykadzie zamieszczonym w tej samej ksice, kilka kartek dalej: jeden z winiw, umieszczony w podobnym, kompletnie odcitym od wiata i innych ludzi miejscu odbywa po mikroskopijnym, brudnym pomieszczeniu wdrwki w wyobrani. Wyobraajc sobie piesze podre w dalekie regiony ZSRS chodzi w kko po celi, otula si nawet kocem, gdy byo mu zimno, bo gdy szed przez nieosonite drzewami stepy wia przeraliwy wiatr. - Dowdco, dowdco, gdzie si podzia ten gupi otwieracz? Odbir mwi Feliks, przystawiajc zamknit pi do ust i markujc rozmow przez krtkofalwk.

128

- Nie mam pojcia, pukowniku Pat odpowiedzia sam sobie. Jeste zdany na siebie, amigo! - Moe w szufladzie, baza? Odbir. - Sprawdzalimy. Ni chuja, zero otwieraczy. - Baza, potrzebuj jakiej sugestii. - Kurwa, pukowniku, pogwkuj troch. odpowiedziao dowdztwo. Gdzie e go pooy ostatnim razem, ty tpy buraku? Uwielbiany przez swoich uczniw Feliks Pat, zwany Psorem, bardzo nie lubi kiedy przeszkadzano mu w gotowaniu, a przede wszystkim w jedzeniu. Jak sam okrela, bya to czynno intymniejsza od seksu.

8.
W przypadku takich miejsc jak Golgota, nie moemy mwi o ttnicej yciem metropolii, w ktrej wiadomo o wybuchu gazu na skrzyowaniu znajdzie si dopiero na smej stronie codziennej gazety. Szczerze powiedziawszy, tematem numer jeden od dobrego miesica bya kampania wyborcza (cho miao si to zmieni na jeden koszmarny tydzie dla Urszuli Waren, ktra wylewnie tumaczya, e rudy dziennikarz sprowokowa j poza anten, perfidnie wczajc nadawanie gosu w najmniej odpowiednim momencie. "SOWA WAREN WYJTE Z KONTEKSTU?" pytay retorycznie ogromne litery regionalnego tygodnika Pascha, chyba pierwszy raz w historii podkradanego przez ssiadw z cudzych wycieraczek lecych przed drzwiami wejciowymi). To bardzo proste: proponuje wam, abymy za pomoc nieznanej wam wczeniej czarodziejskiej mocy, przenieli si w czasie o dwie godziny naprzd. Gwarantuj, moemy w mig znale si w budynku ratusza miejskiego, a konkretniej, w niewielkich rozmiarw dziesicioosobowej salce konferencyjnej na pierwszym pitrze, opatrzonej numerem 305, gdzie no c, gdzie mody amerykaski onierz zaspokaja wanie staystk pracujc tu zaledwie od szeciu godzin. - Jeste wietny! jczaa blondynka, a trzscy si rytmicznie wielki st na wtych metalowych nkach ledwo zachowuje swoj struktur. Pozwlmy dalej buzowa hormonom, a cilej pomimy nadchodzce kilkanacie minut, z ktrych poowa stanowia seria stumionych parskni i orgazmicznych jkw. Amerykascy onierze maj ikr, nie powiem, e nie, ale zapewniam: nie to stanowi przedmiot naszej opowieci.

129

Przeniemy si wreszcie do czasu, w ktrym dziej si rzeczy istotne dla naszej historii, to znaczy do godziny wp do jedenastej wieczorem, kiedy w tym miejscu znajdzie si osoba odgrywajca w historii o Sarbinowych Doach niezwykle istotn rol. T osob by Urban Waren, burmistrz Golgoty. Zoliwi mieszkacy Sarbinowych Dow, a wierzcie mi, e takich nie brakowao, mawiali e Urban Waren dobra sobie on jak bokser - wedug kategorii wagowej. By to obrzydliwie gruby, bardzo chciwy i bardzo zy czowiek, ktry dosta Golgot w swoje tuste apy tylko dziki manipulacjom i naciskom ze strony jego wpywowych przyjaci. Burmistrz Sarbinowych Dow ju na pierwszy rzut oka wyglda na czowieka, ktry swoim wygldem stara si wzbudzi przepenione wadczym autorytetem zaufanie. By to czowiek po szedziesitce, z pucoowat, czsto czerwienic si twarz, przeoran licznymi zmarszczkami. Chorobliwie gruby, samozwaczy wadca Golgoty mia tendencj do pocenia si, mia take siwe wosy, zaczesane do tyu w taki sposb, eby za wszelk cen upodobni si do nieyjcego lidera ukochanej partii politycznej, lubujcej si w biao-czerwonych, pasiastych krawatach. Nie nalea jednak do tej partii, nie nalea w ogle do adnego ugrupowania politycznego, dlatego jego krawat i w ogle cay strj wyglda zawsze tak samo neutralnie. Urban Waren nosi ogromn, ale jednak w miar dopasowan marynark z cielcej skry, na klapie ktrej nosi przypink z czarnym socem - herbem miasta Sarbinowe Doy. Jego saboci byy spodnie garniturowe, ktre szyto mu na miar w wielkiej Warszawie, z materiaw zakupionych za bajoskie sumy. Nosi je nawet zim, gdy temperatura w miasteczku spadaa do minus trzydziestu stopni. Liczy si autorytet, powtarza sobie i myla o miasteczku, a wtedy od razu robio mu si cieplej. Sala konferencyjna, w ktrej czsto przebywa burmistrz, nie bya dua, nie byo takiej potrzeby. Urban Waren zawsze, ale to zawsze, zajmowa honorowe miejsce, znajdujce si za ogromn map, przedstawiajc miasto Sarbinowe Doy. Mapa, cho wykonana jeszcze w latach osiemdziesitych, wyranie poka i nadgryziona zbem czasu, stanowia element jego wadczego wizerunku, kiedy przemawia do rady miejskiej, na przykad przekonujc, tych swoich leniwych debiltek do zwikszenia budetu na remont elewacji ratusza. Siedzc przy stole ze splecionymi w koszyczek domi, myla o tym, dlaczego to wanie on, a nikt inny, zdoby upragniony fotel burmistrza Sarbinowych Dow. Pomyla o ostatnim spotkaniu Rady Miejskiej:

130

- Liczy si autorytet, kochani. Powinnicie mi bardziej ufa. - mwi do czonkw rady, cho bya to w zasadzie formalno. Czonkw rady miejskiej owin sobie wok palca szantaem i sabotaem ju dawno temu. - By moe wydawanie kolejnych pienidzy na nasz siedzib wyda wam si trwonieniem publicznych rodkw, ale zapewniam, e tak nie jest. Kto zaufa nam ponownie, kiedy nie bdzie widzia w miecie adnych zmian? Nie obsadzimy kwiatkw przy rondzie, jeli tego ronda nie bdzie. Wybory ju niedugo, moi mili! Co z tego, e podreperujemy dug publiczny, e pozmienia si kilka cyferek, skoro w miecie nic si nie zmienia? - Urban, nie wydaje ci si... zaczyna wiceprzewodniczcy Henryk Staumberg, ale nie koczy. Oczy burmistrza Golgoty, miotajce w jego stron niemal fizycznie odczuwalne pioruny, uciszaj go momentalnie. Dopiero wtedy burmistrz przemawia: - By moe znamy si prywatnie, mj zastpco i wierz mi, e ceni sobie nasz znajomo. Wolabym jednak, ebymy na terenie ratusza zachowali wobec siebie przepeniony szacunkiem dystans. - przerywa wtedy lodowatym tonem burmistrz, palcami bawic si przypinanym do marynarki czarnym soneczkiem. Trwa to krtk chwil i pomaga mu si skupi. To lepsze od palenia papierosw, przynajmniej wedug niego. - Moim zdaniem powinnimy zwikszy budet na remont elewacji ratusza, o kolejne dwiecie tysicy zotych. Liczy si wizerunek, rzadko to powtarzam? Kto jest za zwikszeniem funduszy na nasz imid? - pyta burmistrz Waren, ale ju zna werdykt. Gosujmy, moi mili! A rada miejska gosowaa, i gosowaa w taki sposb, aby tylko nie podpa grubemu burmistrzowi, Urbanowi Warenowi. W przypadku elewacji ratusza cakowity koszt remontu elewacji wynis trzysta osiemdziesit pi tysicy zotych - pienidzy zebranych na mocy prawa od podatnikw. Waren mia niesamowity talent do knucia intryg i wykorzystywania ludzkich saboci. Kiedy, jeszcze przed wyborami, naobiecywa ludziom zote gry, gruszki na wierzbie, i w ogle wszystko, czego inni kandydaci nie odwayli si naobiecywa, i kiedy dosta si wreszcie na upragniony skrzany fotel burmistrza, wtedy rozpocz mudny proces poznawania saboci swoich radnych miejskich. I tak w stosunkowo krtkim czasie dowiedzia si na przykad, e Henryk Staumberg, jego zastpca, ma problemy ze spaceniem dziesiciu tysicy zotych kredytu, ktry zacign, bo brakowao mu pienidzy na wymarzonego SUV-a ze stajni Lexusa. Wystarczya drobna pomoc finansowa, kilka prostych operacji na komputerze z dostpem
131

do konta miejskiego i w ten sposb burmistrz Waren zapewni sobie lojalno Staumberga do koca kadencji. Alina Piskorz, inna czonkini rady miejskiej, miaa ogromny problem z posaniem syna do szkoy w Sarbinowych Doach. Fakt, dzieciak nie by zbyt zdolny, prawd powiedziawszy Urban Waren nigdy nie spotka rwnie skretyniaego dziecka, na dodatek z cholernym ADHD, w caym swoim szedziesicio kilkuletnim yciu. No bo jakim cudem, i na mio bosk, mona mie problemy z poprawnym mwieniem w wieku prawie siedmiu lat? A jednak mona, Urban Waren przekona si o tym osobicie. "Deeen hobryyyyyyy!" - wrzasn chopak, linic si gdy Alina Piskorz upara si, e Waren musi koniecznie pozna jego syneczka, ktry przecie "ma na pewno jaki talent, tylko gboko skrywany". Co zrobi wtedy burmistrz Golgoty? Umiechn si i poklepa chopaka po gowie, w duchu obiecujc sobie, e ju nigdy w yciu nie zamieni sowa z tym debilem. A potem? Potem wykona dwa, no moe trzy telefony w kilka istotnych miejsc. Nastpnie dokoczy swoj kaw, paskudn lur, ktr przygotowaa mu rozentuzjazmowana Piskorzowa, a pijc j spoglda z niedowierzaniem na siedmiolatka krzyczcego "Bania! Bania!" i kopicego piekarnik w kuchni. Poczeka jeszcze pi minut, modlc si do Boga, aby ten da mu si, aby nie wsta i nie zajeba tego maego skurwiela na miejscu, a potem gdy rozleg si dwik jego komrki, odebra, posucha, pokiwa gow, rozczy si i powiedzia, e dzieciak ma zapewnione miejsce w klasie sportowej. Tak wanie dziaa Urban Waren, czowiek, ktry wiedzia jak wane jest zaufanie czowieka.

9.
Teraz, w chodny wieczr, po godzinach pracy urzdu, kiedy staystka zostaa zaspokojona, a onierz ju dawno zaoy z powrotem galoty w moro na swoj amerykask dup, burmistrz Golgoty siedzia samotnie w swoim ogromnym gabinecie, w miejscu, ktre kocha caym swoim sercem, przedzielonym od sali konferencyjnej zaledwie szklanymi drzwiami. Urban Waren modli si do Boga, aby ten da mu si. By czowiekiem gboko wierzcym i wiedzia, e czeka go cholernie nieprzyjemna rozmowa z on, ktrej serdecznie nienawidzi.

132

Drogi Boe, myla, prosz ci pom mi, bo wiem, e nie bdzie przyjemnie. Pozwl mi poradzi sobie z moj on. Pozwl mi by dobrym czowiekiem i dobrym burmistrzem. Pozwl mi dalej sprawowa wadz w miejscu, ktre pokochaem i ktremu pokornie su, jako ty suye wszystkim swoim uczniom. Daj mi si, abym dalej mg by taki dobry i skromny, jaki byem do tej pory. Daj mi si, abym dalej wierzy w ludzi, ktrzy przecie nie daj mi powodw do tego, abym w nich wierzy. Kto ich poprowadzi, jeli nie ja, Panie? I tak dalej i tak dalej, w podobnym tonie. Nawet nie zauway, kiedy modlitwa stopniowo zacza przeksztaca si w rozmylania na temat miasta, a w szczeglnoci funduszy miejskich, ktre ostatnio jako niedomagay. Urban Waren nie zdy jednak zastanowi si nad tym jako szczeglnie gboko, bo drzwi jego gabinetu otworzyy si i do rodka wparowaa jego ona, Urszula Waren. Urban Waren mia w stosunku do ony podobne odczucia, co kady z nas, kiedy widzi co takiego. Czu najzwyklejsz w wiecie odraz. Moe wanie dlatego urzdza perwersyjne orgie z modziutkimi dziewczynami, kiedy tabliczk na drzwiach wejciowych do ratusza obracano na "ZAMKNITE. PETENTW ZAPRASZAMY JUTRO!". Kto wie, by moe chcia po prostu pooglda sobie modziutkie, zaokrglone tylko w odpowiednich miejscach ciaka modych dziewczyn. No i oczywicie troch sobie pociupcia, bo to co widzia w tej chwili przed sob, nie nadawao si do seksu nawet przy zamknitych oczach. - Urban! Musisz mi pomc! - powitaa go ona, a on pomyla, e w porzdku, niech bdzie, wetknie w jej ogromne dupsko rur od odkurzacza, ustawi ssanie na maksymaln moc i poczeka, a poczciwy elektroluks wyssie cay tuszcz z jej ogromnego cielska. - O co chodzi? - powiedzia za to burmistrz. - Wywiad. Mam wywiad z Maussem w radio, zapomniae? Urban Waren westchn. Daj mi siy panie, bo przydadz mi si jak cholera. - Kiedy? - Za kilka dni - odpara natychmiast. - W takim razie powinna si do niego dobrze przygotowa. GRR 1, tak? - dopyta burmistrz. Urszula potwierdzia kiwajc gow, a wielkie piersi zataczyy. Urban Waren czsto patrzy na ogromne cycki swojej ony, ktre poruszay si do gry i w d, gdy ona chciaa powiedzie "tak", oraz na linii lewo-prawo, kiedy czemu przeczya. Wszystko lepsze, ni patrze na jej wciek twarz z podwjnym podbrdkiem.

133

- Parszywa stacyjka, dobrze, e mamy tam dwch co bardziej uwiadomionych... to mwic, burmistrz Golgoty pomyla o obu swoich ludziach w szeregach stacji. Byli to Arnold Bilderberg i Wiktor Borysewicz. Cho jeden by ydem, a drugi ruskiem, to mieli jedn wspln, podan przez Urbana Warena cech: popierali jego rzdy w stu procentach. Oboje szczodrze opacani, bo przecie nie popierali Warena za darmo, naleeli do ludzi, ktrych ten trzeci dziennikarz, Filip Mauss, przeciwnik burmistrza, nazywa "zurbanizowanymi", bynajmniej nie ze wzgldu na swoje miejskie pochodzenie. To wanie ten trzeci dziennikarz, ten pierdolony rudy Mysza, stanowi rys na szkle, doprowadzajc Urbana Warena do szewskiej pasji. Burmistrz spojrza na swoj on, chyba pierwszy raz od kilku dni, prosto w twarz. Nie lubi tego robi. I tym razem rwnie utwierdzi si w przekonaniu, e nie warto, zawsze kiedy spoglda w te jej lepia spotykao go rozczarowanie. Tym razem byo tak samo. Jeden rzut oka i wiedzia, ze Urszula Waren miaa ogromny problem. - Mw - rzek oczekujc burzy. - Nie rozumiesz, nic nie rozumiesz Urban! Jest ogromny problem! Wywiadu nie poprowadzi ani Bilderberg, ani Borysewicz! - wykrzykna Urszula. - Ciszej do cholery! I zamknij wreszcie drzwi! - sykn Urban Waren. Burmistrz, czy nie burmistrz, ale w takim miasteczku jak Golgota, wiadomoci im bardziej tajne, tym szybciej przechodziy z ust do ust. A w takich sprawach naleao zachowa dyskrecj. Urszula Waren fukna, dajc wyraz swojej dezaprobacie, ale jednak obrcia si na picie i zwalistymi krokami doczapaa do podwjnych, dbowych drzwi otwartych na wp, po czym zatrzasna je bezczelnym ruchem rki. Uwaaj suko, nie masz pojcia ile pracy kosztowao mnie ustawienie przetargu na wyposaenie ratusza! - pomyla wtedy burmistrz Golgoty, jednak szybko si uspokoi: - Jak to moliwe, Urszulo? Mamy w GRR dwch dziennikarzy, a to wanie ten trzeci poprowadzi z tob wywiad? Nie pamitasz, jak doprowadzia moj reputacj do ruiny podczas wywiadu prowadzonego przez tego Filipa Ma... Mu.... - MAUSSA, URBAN! TA SZUJA NAZYWA SI FILIP MAUSS! - rykna Urszula Waren, a on nawet nie mia siy jej ucisza. - Ten mie nie poinformowa mnie, e kontrolka nadawania jest wczona! Nie wracajmy do tego tematu! Rozmawialimy o tym i to nie raz, Urbanie! - Nie krzycz. Dlaczego si zgodzia na wywiad prowadzony przez niego? powstrzyma si, aby nie doda po dziecinnemu: "Pojebao ci, kurwa, do reszty?"

134

- To nie moja wina! Dostalimy e-maila - wypowiedziaa to sowo fonetycznie, "emajla" - od ich stacji radiowej, nie podpisanego z imienia i nazwiska. Po prostu "Gminna Rozgonia Radiowa Numer 1 pragnie zaprosi pani na wywiad na ywo. Przesyamy niezbdn umow, prosimy o odesanie podpisanej umowy faksem lub podpisan podpisem elektronicznym". Nie mam pojcia jak podpis moe by elektroniczny, ale odesaam im faksem podpisan umow. Chciaam wyjani wszystkie sprawy, rozjani twj i mj wizerunek w oczach wszystkich tych ludzi, ktrzy bd tego sucha... - ...bo mylaa, e to Bilderberg, albo Borysewicz poprowadz rozmow tak? Cycki jego ony poruszyy si w pionie. Tak. Urban Waren w pierwszym odruchu chcia przejecha domi po swoich wosach. Przypomnia sobie, e nie powinien tego robi. Walczy z tym odruchem, psua si od niego jego nieskazitelna, wymodelowana fryzura. - Pozostaje pytanie dlaczego zaprosi ci Filip Mauss... - westchn. - Nie zaprosi mnie! Dzwoniam przed chwil do Bilderberga! To on, Arnold Bilderberg, mnie zaprosi. Przeprasza mnie chyba przez dwadziecia minut. To bya jaka cholerna pomyka! Bilderberg do teraz nie potrafi wyjani, dlaczego bd bra udzia w wywiadzie akurat z Maussem, ale to on prowadzi audycj tego dnia! - No to przestaw ten cholerny wywiad, zrb tak eby prowadzi go Bilderberg albo Borysewicz! Powiedz, e nie moesz przyj! Olej to, olej tego pierdolonego Maussa! Ruch cyckw w linii poziomej uwiadomi go, e bdzie z tym problem. Jezu Chryste, daj mi siy, bo ta suka znw w co si wpakowaa. - Nie mog, wanie o to si rozchodzi! wrzasna paczliwie. - Wie mnie umowa. Sprawdzaam to! Nie wypacimy si, jeli nie przyjd. Bilderberg mi to tumaczy, to maa stacyjka, ale potrafi szanowa swj czas antenowy i obietnic dan suchaczom. Poza tym Mauss na pewno jako to wykorzysta, nienawidzi nas szczerze, odkd... odkd mnie zmanipulowa na ywo! - Nie musisz mi tego tumaczy - powiedzia burmistrz Sarbinowych Dow. - Caa Golgota syszaa, jak obrazia jego chor matk, wyzwaa obywateli od debili i stwierdzia na ywo, e jest gupim szczonem z mlekiem pod nosem. - Nie przypominaj mi o tym, Urbanie Waren! - krzykna wzburzona orka. - Nie wiedziaam, e to leci na ywo! Co ja mam zrobi do cholery? No powiedz mi Urban! A on tylko podnis do gry jedn rk, zamykajc oczy. Drug rk przytkn do nosa. Gest by oczywisty. "Zamknij si i daj mi pomyle". Zamilka, a Urban Waren pogry si we wspomnieniach.

135

- Odbdziesz ten wywiad - oznajmi Waren tonem nie uznajcym sprzeciwu. Pjdziesz do GRR, usidziesz na przeciwko Maussa z podniesion gow, a potem odpowiesz na kade pytanie jakie ci zada, uywajc takiej iloci dyplomacji na jak ci sta. Musisz sobie poradzi, Urszulo. Nic nie poradz. - Ale on... Filip Mauss... bdzie mnie pyta o Drzewieckiego! - wykrzykna Urszula Waren. - To przypomnisz spoeczestwu Golgoty, e to on jest winien obecnoci amerykanw w tym zawszonym miasteczku! Urszula nie wygldaa na przekonan. Wci bya roztrzsiona i bardziej irytujca ni kiedykolwiek, o ile to w ogle moliwe. - Urban, nie jeste gupi - powiedziaa. - A jeli Mauss zapyta mnie o cokolwiek, co ma zwizek z Kamisk i Alice Davies? Kurwa, czowieku ju zapomniae, e j zabie? Kurwa, kurwa, kurwa! - to byo jej powiedzenie w chwilach najpotniejszego gniewu. Najpierw wsadzie jego onie, Annie Kamiskiej tego swojego dziwkarskiego fiuta na si! Zgwacie j, do cikiej cholery, zdradzie mnie kolejny raz! Walne j w gow! Doprowadzie j do kalectwa, ona nie moe przez ciebie chodzi, do cholery! A potem, gdy zwierzya si z tego swojej jedynej przyjacice, zajebae Alice Davies z zimn krwi! I jeszcze ten Cygan, ktry by przypadkowym wiadkiem caego zajcia... - ZAMKNIJ RYJ! - rykn Urban Waren. W tej chwili nie obchodzio go, e sekretarka Julita McPay zapewne usyszaa ju, mimo zamknitych grubych drzwi, jak wydziera si na swoj on. Temat Alice Davies i Anny Kamiskiej by dla niego zamknity od dawna, a ta gruba pizda nie miaa prawa znw do niego wraca. Chocia fakt, wtedy przesadzi. Tamtego wieczoru, gdy goci jeden jedyny raz w willi Drzewieckich, pod nieobecno tego wira-noblisty, bdnie oceni, e Anna Kamiska z nim flirtuje. le odebra sygnay, tak si chyba na to mwi. Ale Anna Kamiska sama sobie bya winna, do kurwy ndzy, myla burmistrz Golgoty. Byo to tak...

10.
Kiedy Urban i Anna weszli do pokoju z kominkiem, rozmawiali cakiem normalnie, jak cywilizowani ludzie. Urban mwi o tym, e bardzo szanuje jej ma-noblist, mimo e mieszkacy nie popieraj jego obecnoci w Sarbinowych Doach, bo przez Drzwieckiego w miecie pojawili si Amerykanie.

136

Byo to oczywicie kamstwo, ale ona nie dawaa po sobie pozna, e widzi to doskonale. Urban Waren raz czy dwa spojrza wprawdzie na rowek midzy jej piknymi, mocno cinitymi przez stanik piersiami, ale to jeszcze nie byo grzechem miertelnym, przynajmniej nie w jego przekonaniu. A ona? Po co pytaa go o jego dowiadczenia seksualne we nie? Powinna wiedzie, jak na niego dziaa sowo seks w ustach piknej kobiety, bo owszem, Urban Waren by zdania, e Anna Kamiska to naprawd nieza dupcia. Wszystko posypao si, wanie wtedy, tego felernego wieczoru, w tej jednej chwili, kiedy Urban Waren podniecony rozmow o seksie zacz si do niej dobiera. Pocztkowo tylko robi aluzje, na przykad kiedy schylia si aby pogrzeba w kominku nagle stwierdzi, e jest przekonany, e jej ulubiony kolor to czerwony. Anna nie zareagowaa, nie rozumiejc, albo po prostu zbywajc milczeniem ten tani tekst o kolorze majteczek. Mimo to usiada koo niego i cignli rozmow dalej, cho Urban Waren mia ju potn erekcj i stara si j ukry, zakadajc nog na nog. Nie mogc si pohamowa, z obrzydliwym umiechem rechoczcej aby, w kocu woy palec do tego nieszczsnego rowka. Wspomnia przy tym co o wystrzaowych balonikach. Anna z okrzykiem odrazy odrzucia jego rk i spojrzaa na niego przeraona, szeroko otwierajc usta. Wtedy stwierdzi, e nie wytrzyma i po prostu nagle cign spodnie, i zapa j z caych si za gow. Anna bya totalnie zaskoczona i opieraa si, wrzeszczc i wierzgajc si z caych si. Wszystko na nic, nic nie poradzisz w momencie kiedy spotykasz napalonego jak skurwysyn burmistrza najgorszego miasta w caym kraju, zotko. Urban Waren wierzgn jej ciaem do gry, a potem zdj, a w zasadzie rozszarpa na niej jej czarn sukienk z ogromnym dekoltem. Prawie nie sysza krzykw Kamiskiej. Jej majteczki faktycznie byy czerwone, Urban myli si jednak twierdzc, e s w takim samym kolorze co stanik. Biustonosz by bielusieki i ciasno trzyma jej cycuszki, co podniecio go najbardziej. Wreszcie, po dugich jak godziny minutach Urban Waren szarpn bielizn z jej niadego ciaa i w ni wszed. Posuwa j szybko jak na swj wiek, mimo jej gonych, nioscych si po caym ogromnym domu krzykw "Nie, bagam nie!", ktre podniecay go jeszcze bardziej ni lece na ziemi majtki i stanik. Wszystko trwao dwie, no moe dwie i p minuty. Sto kilkadziesit sekund, ktre zmienio ich ycia.

137

Gdy byo ju po wszystkim Anna ju nie krzyczy. Urban ley obok niej na dywanie rozoonym przed kominkiem i prbuje doprowadzi rozszala pikaw do porzdku. Cholera jasna potny orgazm omal nie przyprawi go o zawa serca! Nie mg ruszy si z miejsca, w yciu nie by tak podniecony i w yciu nie czu si tak bliski mierci, gdy doszo ju do wytrysku. A Anna Kamiska? Gadatliwa suka, pomyla Urban zaciskajc pici i raz po raz uderzajc o blat burmistrzowskiego biurka. Nie pakaa, nie bya w stanie w obecnoci Urbana. Lec w niewielkiej odlegoci od niego, signa po komrk, lec na skrzanej kanapie i zadzwonia do cholernej ony pastora, do tej kurwy Alice Davies, gdy on nie mg si ruszy, bo pieprzone serducho walio jak oszalae. ona pastora... co tu pomoe ona pastora?! Anna powiedziaa jej, to czego miaa nie mwi. Pakaa i krzyczaa, ale powiedziaa dosownie o wszystkim. O wszystkim! Jak Urban chwyci jej pier i maca j przez stanik. Potem jak woy jej rk pod majtki i grzeba palcami tam, wanie tam. Gdy zacza krzycze, eby Alice powiedziaa o wszystkim swojemu mowi, pastorowi Charlesowi, Urban Waren zapa wreszcie oddech, wsta i przyoy jej czym cikim, to chyba by pogrzebacz do kominka. Skd mg wiedzie, e uszkodzi rdze krgowy? Cae szczcie, e, jak powiedziaa jego gruba ona Urszula, Urban Waren nie jest gupi. Doszo do rozmowy telefonicznej Alice Davies z rozpakan Ann Kamisk. A on by wiadkiem tej rozmowy i wiedzia, co musi zrobi: zajeba Alice Davies i to jak najszybciej, jeszcze dzi, ju za chwil, za pi minut, to o pi minut za pno. Tylko, e wtedy przyszed ten mody i kompletnie pijany cygan. - Pani Anno, to ja Harim! Serdecznie przepraszam za mj stan, cholera jasna, ten pijak Keppler znowu mnie namwi... - zacz ale nie skoczy. Zorientowa si, e ona jego pracodawcy ley na ziemi, naga i paczca. - Oesz kurwa ma ja ci esz pierdol! Co tu si stao? Nie zdy powiedzie nic wicej. Jego bd polega na tym, e nie rozejrza si dokadnie po pokoju i nie dostrzeg Urbana Warena, ktry zdy ukry si w najstarszej kryjwce wiata, dostpnej w zasadzie w kadym pokoju: za drzwiami. Ciki, metalowy pogrzebacz w rkach burmistrza pozbawi go jednoczenie przytomnoci i ycia. Burmistrz pomyla wtedy, e nieszczcia nie chodz parami, tylko, kurwa, dwuszeregiem. Zanim wybieg z domu Drzewieckiego, przeraony, e ona pastora zdy powiedzie komu, na przykad swojemu mowi, e burmistrz Sarbinowych Dow
138

wanie zgwaci on noblisty i zabi cholernego Cygana, Urban Waren uy najzwyklejszego w wiecie szantau na Annie Kamiskiej. - Posuchaj mnie, cholera... - wyszepta jej do ucha, kiedy ona leaa na pododze, ledwo przytomna po uderzeniu, w groteskowo wygitej pozycji. - Jeli powiesz komukolwiek o tym, co zaszo, wrc do ciebie. I wtedy wsadzenie ptaka w twoj pikn kuciapk bdzie ostatni rzecz, na jak bd mia ochot. To mwi ci ja, Urban Waren, burmistrz Golgoty: po prostu Ci zajebi. Mowi powiesz, e wywrcia si na schodach, e przyszed wamywacz i ci uderzy, nie wiem, nie interesuje mnie to. Mnie tu nie byo, rozumiesz? - Rozumiem. Prosz ci, bagam... - szlochaa cichutko, a on mylc o tym, e w yciu popenia si wiele bdw, za ktre musi si paci, kopn j w gow. Wtedy Anna Kamiska stracia przytomno. - Nie mog sobie pozwoli na wpadk, maa... - szepn. - Zobacz comy narobili. Teraz musz zajeba twoj czarn przyjacik. Oczywicie miertelnie obawia si, e Anna Kamiska si wygada, komu jeszcze poza Alicj Daviesow. Na przykad swojemu mowi, kiedy ten wrci do domu. Nie obawia si policji, Andrzej Hauptmann, komendant, bra przecie udzia w orgietkach, ktre organizowa w ratuszu po godzinach. By jego zwolennikiem jak jasna cholera. Ale taki noblista? Ten mg narobi gnoju, z ca pewnoci. Bg wiadkiem Urbanowi Warenowi, burmistrz Golgoty zamierza speni obietnic dan Kamiskiej, gdyby tylko sprawa si wydaa. Zda sobie spraw, e musi co zrobi z ciaem Cygana. Stara si dwign jego ciao na bark, jednak czasy modoci i tyzny fizycznej, tak przydatnej podczas wieloletniej pracy w bezpiece, dawno miny. Teraz mg jedynie cign trupa za rce. Robi to przez rcznik, ktry nerwowo odszuka w najbliszej azience. W jego przekonaniu cae wieki miny, zanim dotaszczy zalatujcego tanim winem nieboszczyka, na schody przy drzwiach wejciowych. Jeszcze tylko kilka krokw i waduje trupa do baganika swojego samochodu. Kiedy by modszy, robi takie rzeczy wielokrotnie i nigdy nie mia wyrzutw sumienia, kiedy na przykad pakowali ciao spaowanego na mier studenta do rozklekotanej ubeckiej Nysy. Teraz, gdy by w wieku szedziesiciu piciu lat pomyla, e gdy dzisiejszy dzie dobiegnie koca, jego serducho albo stanie, albo po prostu zastrajkuje jak pieprzona Solidarno i wyskoczy mu przez gardo, w poszukiwaniu rozsdniejszego waciciela. Tak, z ca pewnoci, nigdy od dwudziestu lat nie by tak wyczerpany jak teraz.
139

Powinien wzi urlop, najlepiej wyjecha gdzie daleko std, moe do jakiego kraju, gdzie doceniaj ludzi powicajcych si dla wyszych idei, a nie tylko w kko wymagajcych wicej i wicej. Moe do Stanw? Pewnie nie byy takie ze, to tylko m tej kurwy, Adam Drzewiecki nada jankesom w Golgocie taki kontekst... Takie wanie myli targay umysem burmistrza Golgoty, kiedy jecha swoim czarnym audi z trupem w baganiku do domu Daviesw. Zaparkowa samochd w taki sposb, aby zasoni ogromn limuzyn cae wejcie do domu Charlesa i Alice. Przeegna si za powodzenie caej misji. Boe, daj mi si, pomyla. Niech w domu nie bdzie dzieci, ani tego wielkiego Murzyna, bo nie wiem co zrobi. Wszed do ich domu, upewniajc si uprzednio, e Alice jest sama w domu. Na szczcie dla niego, tak wanie byo. Alice Davies siedziaa przy stole w kuchni i pakaa. W rku cay czas trzymaa bezprzewodow suchawk telefonu. Zadzwonia ju do kogo innego, czy cay czas nie moga si otrzsn po rozmowie ze zgwacon przyjacik? Urban Waren mia nadziej, e to drugie. Stara si zachowywa jak najciszej i chyba mu to wychodzio. Alice nawet nie zauwaya, e kto wszed do domu - w chrzecijaskiej chacie nie byo alarmu, Daviesowie ufali Bogu, a nie elektronicznym wynalazkom zapewniajcym bezpieczestwo. Ich bd, pomyla Urban Waren, zaciskajc donie na szyi Alice Davies i dugo, naprawd dugo, duszc j z caych si. Wtedy, mniej wicej minut pniej po tym, jak Alice Davies, wydajc z siebie ostatnie rozpaczliwe charknicia i stknicia, wyziona ducha, dotara do Urbana Warena prosta myl. Skoro nie by pewien, czy zemdlona Anna Kamiska si nie wygada, to znaczy, e kobieta potrzebowaa czego w rodzaju przypomnienia, ostrzeenia o caej sprawie, jaka zasza midzy nimi przed kwadransem i kilkoma minutami. Pomys brzmia: niech ciao Alice Davies i tego Cygana bdzie takim ostrzeeniem! Czy na rwnie bezczeln myl mg wpa ktokolwiek poza Urbanem Warenem? Niezbyt prawdopodobne. Ale im duej burmistrz Golgoty si nad tym zastanawia, tym bardziej wydawao mu si to rozsdne. Zaszantaowa ju wprawdzie Ann Kamisk: jeli powie komukolwiek o jego obecnoci w ich willi, zabije j. Teoretycznie mia wic czyste rce. Ale co stanie si w momencie, kiedy podrzuci ciao Alice Davies i Cygana pod dom Drzewieckiego? Innymi sowy: co Urban Waren moe na tym zyska? C, po pierwsze

140

Anna Kamiska otrzyma jednoznaczne ostrzeenie: jestem bezczelnym skurwysynem, zobacz, nawet nie pozbyem si cia. Sprbuj si wygada, przecie nikt ci nie uwierzy. A po drugie? C, Urban Waren jako byy ubek (o ile mona mwi o byych ubekach) wiedzia co nieco o tym, co dzieje si zawsze, gdy odnajdzie si wicej ni jednego trupa w dziwnym miejscu. Media i policja rozptaj prawdziw burz. Bd artykuy o odnalezionych ciaach w gazecie, moe nawet przyjedzie telewizja. Telewizja! Do Golgoty! A najlepsze bdzie to, e wszyscy powi te dwa trupy z Drzewieckim! Jedna jedyna kwestia pozostawaa otwarta: czy zgwacona Anna Kamiska nie wyjawi prawdy swojemu mowi, a co gorsza policji, mediom i wszystkim uczestniczcym we wrzawie, jaka rozpta si wkrtce po odnalezieniu cia? Urban Waren przez chwil rozwaa wszystkie za i przeciw. Wreszcie poszed do azienki, znalaz detergent i umy szyj martwej jak cholera czarnoskrej kobiety, tak, eby mie pewno, e nie pozostanie ani jeden odcisk jego burmistrzowskiego palca. Modym Romem nie przejmowa si jako szczeglnie. Takich jak on byo w Golgocie coraz wicej, a ten w chwili zabjstwa by pijany jak diabli. Nikt nie bdzie si specjalnie przejmowa pijanym Cyganem, uspokaja si burmistrz Waren, taszczc drugiego trupa do subowego samochodu. Mino kolejne dwadziecia minut, kiedy pod oson nocy samochd zatrzyma si ponownie przed potem do willi Drzewieckiego i Kamiskiej. Ciekawe czy Drzewiecki zdy ju wrci do domu, pomyla Waren. Nie, raczej nie. Pewnie siedzi na jakiej konferencji, albo przeprowadza te swoje popierdolone eksperymenty na ludziach w tej dziwnej jednostce wojskowej, o ktrej nikt nie chcia mu powiedzie ani sowa (jemu! A by przecie burmistrzem!). Otworzy baganik, zaoy rkawiczki do golfa na rce i z niemaym trudem wytaszczy dwa ciaa w niezbyt wysokie krzaki pod potem posesji noblisty i jego ony. Nastpnie wycign telefon komrkowy, upewni si, e jego numer jest na pewno zastrzeony, po czym wykona dwa krtkie telefony. Pierwszy z nich by na policj. - Halo? Jestem pod potem tego wira Adama Drzewieckiego! Panie, tu s dwa trupy! Dwa trupy, rozumie pan?! Jedna czarna kobieta i jeden ciemny mczyzna! Przyjedajcie szybko! - powiedzia to wszystko na jednym wdechu, po czym natychmiast si rozczy. Tyle wystarczyo. Wiedzia, ze komendant Andrzej Hauptmann zjawi si na miejscu najdalej za kwadrans. Drugi telefon by do Anny Kamiskiej.
141

Urban Waren zdoby jej numer bez problemu, sama dzwonia do niego, proponujc wizyt w ich willi. Kiedy usysza smutne, paczliwe "halo?" po kilku cigncych si w nieskoczono sygnaach oczekiwania, w tonie gosu Anny Kamiskiej rozpozna, e Adama Drzewieckiego z ca pewnoci nie ma jeszcze w domu. Kto wie, moe Anna Kamiska nadal ley naga na pododze przed kominkiem? - Pamitaj zotko. Jedno sowo na mj temat i zajebi nie tylko ciebie. zagrozi Urban Waren. - Miej na uwadze dzieciaczki Daviesw. Sodkie istotki prawda? Po czym, nie czekajc na odpowied, znowu si rozczy. Wanie w taki sposb zaatwia si sprawy w Golgocie.

11.
- Urban, pytaam ci o co! - pene pretensji sowa grubej ony brutalnie przywrciy Urbana Warena do rzeczywistoci. Wspomnienie zgaso. Myl o Annie Kamiskiej, jej rowku midzy piersiami, tym cholernym rowku, przez ktry wszystko si zaczo. Myl o Alice Davies, kiedy zacisn swoje rce na jej szyi, a ona wydaa z siebie aosne "khpppprrrhhh", a jej ciao targane agonalnymi drgawkami wreszcie si uspokoio. Myl o Cyganie, ktrego imienia nawet nie pamita, kiedy wszed do pokoju z kominkiem i zobaczy nag Ann Kamisk, paczc i lec na ziemi. Baganik jego audicy wypakowany trupami. Wszystko ucicho. Podnis gow. Czas stawi czoa teraniejszoci. W kocu teraniejszo to nie przeszo, prawda, panie Jezu? - O co, Urszulo? - zapyta. - O aptek! Filip Mauss na pewno bdzie mnie pyta o cholern aptek. Spraw yje cae miasto, w kocu pisaa o tym "Pascha". Z twojej apteki zgino tyle niebezpiecznych lekw, e mona by nakarmi nimi pewnie z czterystu godnych punw. - Tak - odpowiedzia tylko, jednak polityczna natura burmistrza Golgoty szybko nakazaa mu powiedzie co wicej: - Tak. Tak. Trzeba co z tym gwnem zrobi. Na pewno. Urszula patrzaa na niego wymownie. Oczekiwaa, e Urban w mig znajdzie dla niej panaceum na wszystkie troski. A on, nawet tak wielki umys jak on, by w kocu tylko czowiekiem. Wreszcie westchn ciko, zda sobie spraw, e znw mimo woli bawi si czarnym soneczkiem przypitym do klapy marynarki, i powiedzia:

142

- Nie mwiem ci tego jeszcze. Tak naprawd Adam Drzewiecki nie ma z wamaniem do "Rynkowej" nic wsplnego. Fakt, troch przegiem kiedy zadzwonia do mnie ta mieszna redaktor z "Paschy", nie powinienem tak jasno dawa do zrozumienia, e to ten wir-noblista mgby mie cokolwiek wsplnego z kradzie. Urszula rozszerzya oczy. - Drzewiecki nie wama si do apteki? - Oczywicie, e nie. Naprawd uwaasz, e czowiek jego pokroju nie ma nic lepszego do roboty, tylko lata po miecie z omem, pod oson nocy, i wamywa si do aptek, by kra morfin? - Nie o to chodzi! - odparowaa natychmiast. - Na pewno nie ukrad tych lekw osobicie. Ale mylaam... czytaam o tym... e to ludzie Drzewieckiego dokonali kradziey! - "Najprawdopodobniej" - zacytowa Urban Waren. - Najprawdopodobniej. Tak powiedziaem. I tak napisali w tym szmatawcu. Ale to nie Drzewiecki, ani jego ludzie. Zreszt z tego co widz, on nawet nie ma swoich ludzi. yje sobie z Kamisk wypowiedzia nazwisko ony noblisty szybko, za wszelk cen starajc si, aby rowek midzy piersiami nie pojawi si ju w jego wiadomoci - w wielkiej willi, a on sam prowadzi klinik, ktra z tego co mi wiadomo, jest ju kompletnie opuszczona. Nie maj ani jednego pacjenta, rozumiesz? Cycki zakoysay si na potwierdzenie. - Rozumiem, ale... w takim razie, skoro nie zrobi tego Drzewiecki, to kto to zrobi, to cholery? Kto okrad aptek? - Moi ludzie. - CO?! - Zatrudniem do tej roboty Cyganw, tych z obozowiska przy szosie. Kazaem im wama si do apteki, pod oson nocy. Daem im dokadne wskazwki co maj ukra. Wykonali robot naprawd profesjonalnie. - doda. Urszula nie pamitaa, aby kto kiedykolwiek wywar na niej takie wraenie, jak jej m w tej chwili. Nie wiedziaa tylko, czy to dobrze czy le. W tym wanie momencie zdaa sobie spraw, e jej wasny m j przeraa. - Po jak choler Cyganie mieliby wamywa si do twojej wasnej apteki? - Nie "mieliby", tylko wamali si i zrobili to naprawd dobrze sprecyzowa burmistrz Waren. - Uyli omu, a mimo to alarm si nie wczy. Nie mam pojcia w jaki sposb im si to udao. - Nie odpowiedziae, Urban! Kciki ust burmistrza Warena wykrzywiy si w kliwym grymasie.
143

- Cyganie wamali si do mojej apteki, abym mg wykorzysta to zajcie przeciwko Drzewieckiemu. Chc zrzuci na niego win, rozumiesz? Znw ruch ogromnych piersi, tym razem w poziomie. Nie, nie rozumiaa. Urban nie pamita ju, kiedy ostatnio widzia swoj on nag, pewnie mino ju dobrych kilka lat, kiedy uprawia z ni seks, ale mia nadziej, e nigdy ju nie zobaczy tych ogromnych sutkw. Wzdrygn si na sam myl o tym, e mgby w ogle dotkn tych ogromnych, tustych balonw. - Co mam zrobi, kiedy mnie zapyta o "Rynkow"? - zapytaa po chwili milczenia ich wacicielka, patrzc na Urbana z mieszank niedowierzania i szoku. Czasem wydawao jej si, e nie zna swojego ma, e to jaki obcy czowiek, ktry wiele lat temu, w zasadzie z kompletnie nieznanych jej powodw, powiedzia na otarzu sakramentalne "tak". - Jak to co?! Jeszcze pytasz? Czy ty masz w ogle jakie pojcie o polityce? Masz i w zaparte, twierdzi e Adam Drzewiecki, szurnity noblista, profesor mier, zleci swoim pracownikom wamanie si do apteki, bo brakowao mu dragw do narkotyzowania pacjentw w tej swojej cholernej klinice! - sykn Waren, pamitajc o Julicie McPay za dbowymi drzwiami. Nie mg sobie pozwoli na krzyk, Pan Jezus upomnia go ju w duchu, za to, e nie zachowuje dyskrecji w tak istotnych dla miasta sprawach. Poza tym nie powinien si denerwowa. Jego pikawa nie bya ostatnio w najlepszym stanie, doktor mwi mu co o nadcinieniu ttniczym. - A jeli Drzewiecki ci pozwie? zapytaa Urszula. - Przecie, to nie on wama si do apteki, tak? - Nie doceniasz mnie - oceni burmistrz Waren. - Artyku nie mwi jednoznacznie o Drzewieckim. Nie moe mnie pozwa, bo nie ma za co. A ja i William Rowen nie do, e nadal jestemy w posiadaniu tych lekarstw, to jeszcze dostaniemy pienidze z ubezpieczenia od kradziey. Rwnowarto skradzionego towaru plus dwadziecia pi procent! - doda z dum. Rozsiad si wygodnie w fotelu. Rola burmistrza jest niezwykle trudn rol, ale on wiedzia, e spoczywa na nim ogromna odpowiedzialno. Liczy si miasto, licz si jego Sarbinowe Doy. Niestety czasem, gdy nie dao si rozwiza sprawy praw stron, trzeba byo pojecha lew. Wiedzia o tym doskonale i to stanowio jego najwiksz si. - No dobrze - skwitowaa gruba Waren. - Myl, e sobie poradz, ale... M unis brwi.

144

- "Myl"? - powtrzy. - Nie myl! Od mylenia s w tym miecie takie jednostki jak ja! Wykonaj swoje zadanie najlepiej jak potrafisz, to wszystko. Nie skomentowaa. - Co chciaa powiedzie? - zapyta wreszcie burmistrz, widzc e co gryzie jego on. Poza tym bardzo chcia, eby ju sobie posza, mia ochot troch si podroczy ze swoj sekretareczk. Wpada mu w oko, moe nie powinien przyjmowa jej na to stanowisko tylko dlatego, e bya liczniutka i modziutka, ale bdmy szczerzy, ktry prezes wielkiej firmy nie lubi od czasu do czasu popatrze sobie na opite w akiecik mode ciako swojej asystentki, ot tak, aby troch si rozluni? Urszula Waren wahaa si chwil, a wreszcie wypalia: - Moe by zmikczy troch Maussa przed wywiadem? - To znaczy? - To znaczy... - znw si zawahaa, a wreszcie ubraa sw myl w odpowiednie sowa. - Biblia mwi oko za oko, tak? Mauss mnie omieszy, omieszy nas, omieszy twj urzd. Moe bymy tak odpacili mu si piknym za nadobne? - Mw dalej. - Te twoje leki z "Rynkowej". Masz je w dalszym cigu, tak? A Mauss pije herbat hektolitrami Przytakn. I momentalnie zrozumia. - Niezbyt czsto, ale jak si postarasz, potrafisz by cakiem pomysowa - pochwali on burmistrz. - Zrozumiaem twj plan, rozwa to. A teraz wyjd. - doda swoim najbardziej oschym tonem. - Mam ton papierw do przejrzenia. Urszula chciaa jeszcze co powiedzie, nienawidzia kiedy m zbywa j swoj urzdnicz gadanin. Mimo to zagryza wargi, znw obrcia si na picie i wysza nie zamykajc za sob drzwi. Urban Waren odczeka chwil, po czym wsta z ogromnego fotela i przeszed do pomieszczenia po drugiej stronie dbowych wrt. Spojrza na Julit, ktra wanie grzebaa w segregatorach lecych na najniszej pce regau, prawie przy samej ziemi. Jej tyek wyglda jak pierdolona formua jeden. - Julita, pozwl do mnie na chwil. Chciabym porozmawia o twojej karierze w ratuszu. - powiedzia burmistrz.

145

12.
Nauczyciel Feliks Pat zamieszkujcy jedyny wolnostojcy dom, w otoczeniu szeregowej zabudowy gw Golgockich zjad ju swoje ukochane spaghetti, popijajc dla smaku wyborn bugarsk karkan. Podzikowa Bogu za wspaniay posiek, a nastpnie, zgodnie z codziennym rytuaem, wzi prysznic i rozsiad si na kanapie przed telewizorem, czekajc na sen. Ten jednak nie chcia nadej, a Psor zacz zastanawia si, czy aby na pewno o niczym nie zapomnia. Jego do przyziemnej natury problem z bezsennoci wprowadzi go w uzalenienie od proszkw nasennych, ktre wtacza z siebie nie bez wyrzutw sumienia dzie w dzie, przez dwa dugie lata swojego ycia. Piguki. To takie dziecinne. Uwiadamiajc sobie, jak wielkie spustoszenie siej te malutkie wyroby szwajcarskich koncernw farmaceutycznych (zamknite w doustnych kapsukach w przyjemnym zielonym kolorze) w jego yciu, z dnia na dzie odstawi odurzajce go proszki. Liczc dzie dzisiejszy w caoci, by czysty od miesica i czterech dni. Bez wikszych komplikacji! - co stwierdza ze zdumieniem. Dzisiejszego wieczora jego problemy ze snem najwyraniej powrciy. I cho nie chcia dopuci tej myli do gosu za wszelk cen, w kocu pomyla t jedn niemia myl, e moe mgby odstpi od zasady tylko dzi wieczr i pozby si swoich kopotw ykajc jedn jedyn piguk. Ukry dwie czy trzy w kuchennej szufladzie, pod zlewem, z tego samego powodu, dla ktrego alkoholicy stawiaj sobie na pce nienapoczt butelk whiskey - aby wiczy siln wol. - Bzdura - mrukn cicho, lecz jednak na gos. Nawet o tym nie myl. To to czysta hipokryzja! Myl o zayciu piguki, ktrej tak si obawia, gdy wreszcie dosza do penego wymiaru jego wiadomoci, wydaa mu si tak oczywista, jak gdyby by w stanie powici miesic i cztery dni swojego niepania w imi kilkuset minut spokojnego, cho sztucznie utrzymywanego snu. Z drugiej strony, nie byo jeszcze tak pno, by moe uda mu si zasn bez wspomagaczy i przespa cho kilka godzin, tak eby jutrzejszego dnia mc wsta bez problemw i tego cholernego uczucia piasku pod powiekami. Jak na razie piguka, jedna, druga i trzecia, spoczywaj bezpieczne w szufladzie, skryte przed wiatem i osdzajcymi spojrzeniami.

146

13.
Rynek, jak wszystkie rynki wiata, by to brukowany plac z budynkami po wszystkich czterech stronach, nazywanymi fachowo "obiektami uytecznoci publicznej". Mieci si tu zakad fryzjerski, apteka, pralnia chemiczna, bank oraz przychodnia lekarska . To nie wszystko. Jaki czas temu, obok pomalowanego na winiowo zakadu fryzjerskiego "Bella", prowadzonego przez star pann Stell Janis, wyrs kolejny sklep spoywczo-monopolowy WYKWINT prowadzony przez pracownikw holendra, Vincenta van Hogena. By to blaszany budynek we flagowych barwach firmy, to znaczy w zielonym i tym. Przeraajco szpetna kombinacja. Kilkanacie metrw dalej, na wschd od sklepu, Stella Janis prowadzia swj mikroskopijnych rozmiarw, damsko-mski zakad fryzjerski, w ktrym niemoliwe byo wysiedzenie w ciszy cho p minuty - fryzjerka miaa zadziwiajcy dar do wcigania ludzi w rozmow, i cho najczciej byy to niewiele warte plotki o niezaspokojonych onach i niewiernych mach, trzeba byo przyzna tej kobiecie, e o mieszkacach Golgoty wie chyba wicej od samego ksidza. Na rynku nie byo bezpiecznie. Wieczorem, gdy zapada ciemno, podejrzane typy wychodziy z sobie tylko znanych kryjwek, jak na swoje. Mieszkacom nie podobao si to, co wyprawia si na rynku, na ich cholernym rynku. Chcieli poczu si bezpieczniej. A burmistrz zamierza im to da. Sam mia bowiem problemy zwizane z tym reprezentacyjnym miejscem. Mieszczca si tutaj apteka Rynkowa nie przynosia tyle pienidzy ile zakadali wspwaciciele, Urban Waren i William Rowen, kilka lat temu, siedzc wsplnie nad excelowskimi tabelkami. Byo gorzej ni le, Urban sam nie wiedzia jak do tego doszo, ale znaleli si nad finansow przepaci. Wtedy burmistrz Waren wpad na pomys. Doda dwa do dwch, poczy odpowiednie sznurki i wreszcie znalaz rozwizanie caej sytuacji. Z caego serca pragn wykurzy znienawidzonego Drzewieckiego z Golgoty to jedno. Rwnie serdecznie pragn wygna z miasteczka, ktre uwaa przecie za swoj wasno, stacjonujcych Amerykanw to drugie. Poza tym przydaoby si troch pienidzy, prywatne konto Urbana Warena domagao si kasy w trybie pilnym. Urban Waren powiedzia prawd swojej onie, zanim wyrzuci j ze swojego gabinetu, aby mc w spokoju podwala si do piknej Julity McPay. Burmistrz Golgoty faktycznie zleci Cyganom wamanie si do budynku apteki i kradzie lekw. - Macie to zrobi tak, eby nikt, ale to kurwa nikt, nie zauway ani jednego z was tumaczy im na spotkaniu, ktre odbyo si w miejscu, w ktrym podejmowane s
147

wszystkie brudne decyzje polityczne wiata w lesie. wiata audi a8 nalecego do burmistrza owietlay sylwetki rosych cyganw, kiedy tumaczy im co i jak. Nie przepada za takimi spotkaniami, szczerze mwic ba si tych ludzi, ale co zrobi liczy si dobro miasta, prawda? wita prawda. Kiedy ju byo po wszystkim, a wamanie zostao dokonane, burmistrz Waren musia przyzna, e Cyganie wykonali swoj robot pierwszorzdnie. Zero wiadkw, zniszczone drzwi wejciowe, wyczyszczona kasa i zaginione niebezpieczne leki. Pierwszorzdna robota! Nastpnego dnia po wamaniu, moda dziewczyna, pracownica apteki odpowiedzialna za wczenie alarmu i prawidowe zamknicie lokalu stracia prac w trybie dyscyplinarnym. To znaczy usyszaa "wypierdalaj std w te pdy!" od starego aptekarza i pobiega z paczem do domu. A Urban Waren nie zrobi nic, aby pomc biednej dziewczynie, ktra przez dugie lata po tym wydarzeniu, nie moga znale adnej porzdnej pracy i utrzyma siebie i swojego maego synka. Oto artyku opublikowany w regionalnym czasopimie Pascha:

148

WYDANIE SPECJALNE
ZAGINY NIEBEZPIECZNE LEKI: MOFRINA I KODEINA na ulicach GOLGOTY!
W nocy z wtorku na rod miejscowo Sarbinowe Doy bya wiadkiem wyjtkowo bezczelnej, zuchwaej kradziey z wamaniem, dokonanej w Aptece Rynkowej. Burmistrz Waren, bdcy wspwacicielem apteki przy rynku, postanowi podzieli si z lokaln spoecznoci Golgoty niewesoymi informacjami: W zwizku z bdcym w toku ledztwem ustalono, e w wyniku rabunku dokonanego w nocy z wtorku na rod, okoo godzin od drugiej do czwartej, rozpyny si w powietrzu niezwykle niebezpieczne dla zdrowia silne w dziaaniu substancje farmaceutyczne, m.in. silne tabletki przeciwblowe i przeciwkaszlowe, majce co przyznaj z blem, niepodane w przypadku naduycia waciwoci narkotyzujce tumaczy Urban Waren. Warto utraconych lekw szacuje si na okoo dwadziecia tysicy zotych, oprcz gotwki z kasy fiskalnej i pomieszczenia socjalnego zaginy przede wszystkim leki na tzw. row recept, czyli takie zawierajce morfin, efedryn, metadon, albo laboratoryjn kodein. Przypominam, e nie moe by mowy o naruszeniu, bd zamaniu jakichkolwiek przepisw dotyczcych skadowania
149

lekw. Apteka bya zabezpieczona poprawnie. Wszyscy wiemy, kto zyskaby najbardziej na narkotycznych w swoim dziaaniu lekarstwach, wszak znamy osob, ktra od wielu lat narkotyzuje swoich pacjentw, wmawiajc im bezczelnie, e to terapia psychiatryczna. Burmistrz Urban Waren, nie chce wypowiada si na temat swoich prywatnych przypuszcze dotyczcych zuchwaego wamania: Nie mamy adnych jednoznacznych dowodw mwi. Nie wiadomo dlaczego w aptece nie wczy si alarm, jednak z ca pewnoci doszo do wamania. wiadcza o tym dowody pozostawione na miejscu zdarzenia np. lady po cikim narzdziu, prawdopodobnie omie, ktry zosta porzucony ju po zamaniu zabezpiecze. Warto wspomnie, e Rynkowa nie miaa krat w oknach, jedynym elementem zwikszajcym bezpieczestwo byy rolety antywamaniowe. Istniej take niepotwierdzone przypuszczenia o istnieniu dowodu jednoznacznie obciajcego winn osob w sposb niepodwaalny. O rozwoju sytuacji bdziemy informowa naszych Czytelnikw na bieco.

Tak wanie byo. Przynajmniej wedug Urbana Warena, ktry wanie wychodzi z ratusza, pomimo kolejnego z trudem osignitego orgazmu, nadal mylc o diablo piknej dupie swojej asystentki. Przeszo, wszystko przeszo. Seks z Julit by cakiem niezy, ale teraz czas na interesy. Rozprawi si z Drzewieckim, z amerykacami i w ogle z kadym, kto omieli mu si, kurwa, sprzeciwi. Ostateczne rozwizanie kwestii drzewieckiej tak nazywa to mylach. Burmistrz idzie w kierunku zakadu fryzjerskiego zlokalizowanego vis a vis budynku ratusza. Kto inny na pewno nie wpadby, eby rozpocz ca akcj od wizyty u tej starej cipy, Stelli Janis. On tak. Dlatego by burmistrzem.

14.
Urban Waren to czowiek czynu. A przynajmniej za takiego uwielbia si uwaa, zawsze i wszdzie dajc ludziom rady na temat... innych ludzi. Nie przeszkodzio mu, e tabliczka na drzwiach zakadu fryzjerskiego oznajmiaa wszem i wobec ZAMKNITE. Zapuka w szyb raz, a potem jeszcze trzy razy, duo szybciej i goniej. Drzwi otworzyy si. - Ojej, pan burmistrz! Witam pana serdecznie! rzeka Stella Janis, wacicielka zakadu. Nie za pno na wizyt? - Nigdy nie jest za pno, kiedy chodzi o interesy miasta, Stello odrzek burmistrz agodnie. Wiem, e ju zamknite, ale czy mogaby doprowadzi wosy swojego burmistrza do porzdku? - Oczywicie, panie burmistrzu odrzeka Stella Janis. - I tak nie mam nic do roboty w domu. Ciach, ciach, ciach. Wosy spaday na podog. Stella pracowaa noyczkami w szaleczym tempie. Burmistrz Waren by jej staym klientem, a ona lubia si tym chwali przed innymi klientami. - Musisz wiedzie, Stella, e twj zakad fryzjerski nie bdzie przynosi adnych zyskw, jeeli nie bdzie mia akceptacji ze strony ratusza powiedzia, kiedy fryzjerka powiedziaa mu, e pomau koczy ju zajmowa si strzyeniem jego wosw. - To znaczy? - Ludzie chc mie pewno, e miasto akceptuje takie biznesy jak twj zakad rzek do starej fryzjerki, kiedy ta po strzyeniu jego siwej czupryny cigaa mu czarn pacht z ramion.

150

- Co ma pan na myli, panie burmistrzu? - zapytaa naiwnie Stella, jak na pidziesiciolatk cechujc si swego rodzaju skrzywieniem emocjonalnym. Bya osob przesadnie ufn, cho nie wynikao to z gupoty, a jedynie z rozpaczliwej chci udowodnienia sobie samej, e ludzie s dobrzy. Trafia dzisiejszego wieczoru najgorzej jak moga. - Czy twj lokal przynosi dochody? - zapyta retorycznie burmistrz. - Wie pan sam jak to jest... zawsze mogoby by lepiej - westchna Stella. Polityk wsta z fotela fryzjerskiego, zwracajc uwag, by kpki jego wasnych siwych wosw, lece teraz na kafelkach podogowych, nie przyczepiy mu si do garniturowych spodni, za ktre w stolicy zapaci pi stw. - I moe by, moja droga! Syszaa o programie "Twoje miasto poleca"? - Nie. Byo by w istocie dziwnym, graniczcym z paranormalnoci zjawiskiem, lub zwyczajnym kamstwem, gdyby fryzjerka odpowiedziaa inaczej. Urban Waren wpad na pomys tego "programu" trzydzieci sekund temu. Ten pozornie niewiele znaczcy, krtki dialog burmistrza z jedyn fryzjerk w okolicy, mia sta si pocztkiem najbardziej nieuczciwej kampanii wyborczej w historii miasteczka. Burmistrz Waren trzyma si swojego ratuszowego fotela tak kurczowo, jak gdyby siedzia na mkncej w szalonym tempie kolejce grskiej bez adnego zabezpieczenia. Oczywicie Waren, kochajcy siebie najbardziej na wiecie w obudny i faszywy sposb, nie traktowa swoich poczyna jako rozpaczliwej prby utrzymania stoka, tumaczc swj niecny plan koniecznoci utrzymania toncego okrtu zwanym Golgot, za wszelk cen na wzburzonej powierzchni oceanu. Oczywicie widzia siebie wycznie w roli kapitana, ktry jako jedyna osoba na wiecie bdzie w stanie pokierowa t zaszczurzon golgock ajb na tylko jemu znane prdy morskie, zapewniajce obfito i dobrobyt dla caej jego zaogi. Polityk wyszczerzy zby w wywiczonym umiechu, ktry nie obejmowa jednak jego lodowatych oczu. - To taki system wspierania lokalnych przedsibiorcw, moja kochana. Punkty usugowe, takie jak twj, mog zacz przynosi duo wiksze zyski, jeeli bd posiaday aprobat wadz miasta. - wyjani, gadzc si po siwych, rwniuteko przystrzyonych wosach zaczesanych do tyu. - Oczywicie musz przy tym spenia pewne hmm... standardy, jednak nie sdz, eby by to jakikolwiek problem. Cho Stella nie odezwaa si nawet sowem, jej ufny wyraz twarzy krzycza wrcz "prosz mw dalej".
151

Urban Waren natychmiast to zauway: - W skrcie chodzi o to, e umieszczamy w oknie witryny logo programu. powiedzia burmistrz, mylc o tym, e nikt w tym zapyziaym miecie nie moe rwna si z nim inteligencj. - Wtedy kady przechodzcy wie, e ma do czynienia z lokalem speniajcym wymogi wadz. Wszystkie punkty opatrzone tak nalepk s dodatkowo promowane w wydawanej przez ratusz gazecie i na naszej stronie internetowej. - doda fachowym tonem. Stella pokiwaa gow. Wierzya temu czowiekowi. - A ile bdzie mnie to kosztowa? - zapytaa, w zasadzie niewiadomie zgadzajc si na "wspaniay" pomys burmistrza. - Niewiele. Moemy porozmawia o tym pniej, ale w zasadzie nie ma o czym. - Rozumiem - odpara z zadowoleniem. Gosowaa na tego czowieka, kiedy kandydowa po raz pierwszy i nie dawaa wiary plotkom, ktre pojawiay si w miasteczku na jego temat. Nie potrafia przyj do wiadomoci e ten miy, troch otyy pan, potrafiby zdradzi swoj on z jakim nieletnim kurwiszonem, albo urzdza libacje alkoholowe z prostytutkami, w pomieszczeniach ratusza. To po prostu nie miecio jej si w gowie. Stella Janis naprawd uwaaa, e Urban Waren jest dobry. A on by mistrzem w wykorzystywaniu takich naiwniakw jak ona. Za kadym razem, kiedy ktra z jej klientek i klientw stara si nawiza z ni lun rozmow pod tytuem "gdyby nie ten cholerny Waren w miasteczku ukadaoby si wszystkim o wiele lepiej" wyranie zdenerwowana Stella zmieniaa temat. Nie byo to specjalnie trudnym zadaniem: wystarczyo tylko zamieni "cholernego Warena" na "pieprzonych Jankesw" albo "tego wariata psychiatr zamieszkujcego swoj will na wzgrzu, a kady, bez wyjtku, godzi si na zmian obiektu swoich narzeka. Stella Janis nie moga pozwoli na to, aby ktokolwiek obraa jej ukochanego burmistrza i trzeba przyzna, e bya bardzo wytrwaa w swoich postanowieniach. Podczas dobiegajcej koca pierwszej kadencji Urbana Warena ani razu nie zgrzeszya myl, ani sowem, przeciwko czowiekowi, ktrego tak szczerze podziwiaa. Szkoda tylko, e bya donosicielk. - Chtnie wezm udzia w tym programie, panie burmistrzu - rzeka, biorc w donie miot i zgarniajc na kupk wszystkie wosy Warena. - To naprawd doskonay pomys. Czy inni rwnie podzielaj nasz entuzjazm? Waren wzi paszcz z wieszaka i przywoa na twarz swj synny umiech.

152

- Oczywicie - skama natychmiast. - To nie tak, moja kochana Stello, e ja musz kogokolwiek prosi o to, aby zgodzi si umieci nalepk na drzwiach. To nigdy by nie zadziaao. Stella kiwaa gow bez chwili ustanku, a rozochocony jej entuzjazmem burmistrz doda: - To dziaa w taki sposb, e porzdni obywatele Golgoty, ludzie przedsibiorczy i prawowici sami prosz mnie o to, aby mc przystpi do tego wspaniaego programu. A komisja przybywa na zgoszone miejsce, dokonuje kontroli obiektu i sprawdza jej zgodno z naszymi standardami! Burmistrz Waren wyranie si rozkrci, podniecony doda wic: - Moglibymy wiele zrobi dla twojego zakadu. Promocja i reklama! Zaufanie i niskie ceny usug dla staych klientw! Mona by te pomyle o maym remonciku w przyszoci... rozpdzi si, wabic j jak ryb przynt. - To wspaniay pomys! usysza jej rozanielony gos. - W istocie przytakn. Umiech nie schodzi z jego twarzy. - A jakie kryteria musz spenia, panie burmistrzu? Bo na pewno s jakie kryteria prawda? Kryteria. Oczywicie. - Przede wszystkim lojalno wobec wadz, nie ukrywaem tego nigdy. ogromnej metropolii. Syszaa o wamaniu do apteki? zmieni nagle temat. - Owszem. Czytaam o tym w gazecie. Burmistrz rozszerzy umiech. No jasne, e czytaa. - Straszne, e w tak piknym miecie zdarzaj si cay czas przypadki takie jak ten orzek burmistrz Golgoty. - Nie powinno tak by, naprawd nie powinno... - Bardzo pan przeywa to wamanie? - spytaa z trosk. W ogle, kurwa. W ogle. - Wszyscy wiedz, e apteka naley do mnie. No i do Williama - powiedzia szybko burmistrz, nie wypowiadajc swoich myli na gos. Odbieram to jako osobisty atak. Midzy nami mwic, Stello, wtpi, eby wamania dokona ktokolwiek spoza naszego maego miasteczka... - dorzuci aluzj. - Ma pan na myli tego potwora, Drzewieckiego? Jezu, ta kobieta jest subtelna jak pi w dupie. - Nie mam przeciwko temu czowiekowi adnych dowodw, moja droga. Jeszcze nie - wybrn Waren. - Ale ten czowiek nie powinien mieszka w naszym miasteczku... co
153

My

podrapiemy ciebie, ty podrapiesz nas. Tak to dziaa w kadym miecie, maej miecinie i

to, to nie! Kliniki, jednostki wojskowe, morderstwa... Na pewno zauwaya, e gdy pojawi si w Golgocie kilkanacie lat temu, od tego czasu sporo si tu pozmieniao. Pokiwaa gow z niezadowoleniem. - Amerykanie... - westchna. - To przez Drzewieckiego tu s, prawda? To przez niego wybudowali t dziwn jednostk wojskow na wzgrzu. Czuj si tu jak u siebie. Panosz si po miecie, wprowadzaj swoje dziwne obyczaje i porzdki. Te ich gono krzyczane "fucki" i "shity"... Prosz sobie wyobrazi, panie burmistrzu, e w ostatni sobot widziaam, jak dwch z nich pobio si tu, na rynku, z moim dobrym ssiadem, starym Eugeniuszem Oskowskim. Tylko dlatego, e co do nich krzycza! A oni, nie przebierajc w sowach, po prostu zaczli go okada piciami! Pobiegam na miejsce natychmiast, nawet nie zamknam zakadu! - stara panna dopiero zaczynaa swoj przemow. - I wie pan co mi powiedzieli? e ten czowiek stanowi zagroenie! e nie wolno zakca spokoju, a oni si bronili, bo Eugeniusz Oskowski grozi im broni! Stary Gienek! Broni! Pan sobie wyobraa? Prdzej zostaabym, panie Jezu przebacz mi, cholern burdelmam, ni ten czowiek dotknby jakiej broni! Burmistrz Waren sysza o caym zajciu. By dobrze poinformowanym czowiekiem, mia swoje sposoby na to, eby wiedzie o wszystkim, co mogo okaza si przydatne w przyszoci. Dlatego to on sprawowa wadz, a nie ktokolwiek inny. Prawd powiedziawszy, w ogle nie byo tak, jak opisywaa to Stella Janis. Stary Eugeniusz Oskowski by, z tego co sysza Urban Waren, po paru gbszych, nie by te sam, bo w towarzystwie najwikszego menela w wiosce Gerarda Kepplera. Pijani w sztok darli ryja na cay rynek. Oskowski, na co dzie prawowity i spokojny obywatel miasteczka, po alkoholu krzykacz i awanturnik, krzycza, e amerykanie powinni wypierdala czym prdzej do swojego kraju, zanim mieszkacy Golgoty, dumni Polacy, naprawd si wkurwi, wezm sprawy w swoje rce i zrobi tu porzdek. "Wtedy skoczy si zabawa, tak jak skoczy si wasz pierdolony Wietnam, bambusy!" krzycza pijany starzec. Po czym (burmistrz nie mg w to uwierzy, cho komendant Hauptmann zaklina si, e to prawda) Oskowski wycign gnata, zwyk gazwk, jak mona zamwi w Internecie za stw, no moe stw pidziesit, i zacz ni wymachiwa przed nosem przeczulonym na punkcie terroryzmu Amerykanom. - I co teraz, czarne onierzyki?! krzycza, machajc pistoletem w powietrzu. Powiedziaem ju raz, spierdala mi w podskokach, ale ju! To mogo wkurwi czarnoskrych onierzy, naprawd mogo, Urban Waren doskonale to rozumia. Amerykanie stacjonujcy w Golgocie mieli odgrnie ustalone prawo do wolnego od suby, a nikt nie chce wysuchiwa takich przepenionych
154

rasistowsk nienawici bzdur w sobotni wieczr. Wpierdol by wic oczywistoci, przynajmniej wedug burmistrza. Oczywicie nie powiedzia tego na gos, tylko umiechn si dobrotliwie. - Stello, moja droga Stello... masz oczywicie racj. To skandal, e amerykanie pobili twojego biednego ssiada. Porozmawiam z nim. Podjem ju odpowiednie kroki, eby takie sytuacje nie miay miejsca w przyszoci - to byo kamstwo - ale obawiam si, e moja wadza rwnie ma swoje granice... - to bya akurat prawda. - Mgby pan burmistrz co z tym zrobi? Naprawd? - oczy starej panny rozszerzyy si z uwielbienia. - Nie ma problemu. Liczy si dobro naszego miasteczka - odpar natychmiast Waren, odruchowo dotykajc malutkiego herbu miasta na klapie marynarki. - By moe Eugeniusz Oskowski troszk przesadzi w swojej dosadnoci... - spojrza kontrolnie w twarz Stelli Janis, jednak nie dostrzeg w nich niczego niepokojcego, wic kontynuowa: - ...ale nie moe by tak, e Amerykanie, ktrzy s tu przecie naszymi gomi, naruszaj nietykalno osobist naszego obywatela! To nie Afganistan, do cikiej cholery! - doda wojowniczo. - Dokadnie! To samo mwi mi pniej pan Oskowski. Pobi czowieka za sowa prawdy... do czego to doszo! - Obiecuj ci, e to si wkrtce skoczy, Stello - powiedzia burmistrz. - Nie moe by tak, e z powodu jednego czowieka, Adama Drzewieckiego, ktry realizuje swoje szalecze idee w klinice na wzgrzu, pojawiaj si w naszym miasteczku okupanci, ktrzy, pod pretekstem wprowadzenia stabilnoci, tuk naszych obywateli na rodku rynku! - Co pan proponuje? - zapytaa Stella. Cholernie dobre pytanie. Urban Waren nie zawaha si nawet przez p sekundy. By przecie politykiem. - Wykurzymy std Amerykanw i Drzewieckiego, niech sobie prowadz te swoje, psiakrew, eksperymenty gdzie indziej. Jeli rada miejska podzieli moje zdanie, zwiksz uprawnienia golgockich policjantw wyjani. - Ten czowiek, Adam Drzewiecki, nie moe by ponad prawem! Nie moe by tak, e znajduj u niego pod domem dwa ciaa, a on, po krtkim przesuchaniu, wychodzi sobie na wolno i wraca do domu! Ciaa Alice Davies i tego biednego Roma nie zdyy jeszcze ostygn, a ten, psiama, profesor owiadcza, e jest niewinny i nie ma z t spraw nic wsplnego! - A moe... a moe faktycznie to pomyka? Teoretycznie go oczycili ze wszystkich zarzutw, prawda? zapytaa niemiao Stella. - panie burmistrzu. - dodaa natychmiast, widzc jadowit nienawi w oczach swojego idola.

155

Nie wiedziaa, czy czowiek z ktrym rozmawia, faktycznie ma moliwo zwikszenia uprawnie policjantw, ktrych szczerze powiedziawszy, nikt w Golgocie nie darzy szczeglnym zaufaniem, ale wiedziaa, e Urban Waren nie artuje. To byo wida w jego kliwym spojrzeniu. - Twierdzisz, e Adam Drzewiecki, czowiek, ktry sprowadzi nieszczcie na nasze miasto, ktry przyprowadzi tu lejcych naszych obywateli okupantw, ktry zabi osobicie, albo i nie osobicie, dwie osoby i bezczelnie wyrzuci zwoki, jak worki ze mieciami pod swoj posesj, jest niewinny? zapyta retorycznie Waren. - Ja - Zajrzyj do gazet, Stello! On wama mi si do apteki, kradnc leki! On wama si do Golgoty! - brzmiao to tak patetycznie, e Stella ju nie miaa adnych wtpliwoci, Drzewiecki na pewno jest potwornym Doktorem mier i zasuguje co najmniej na spalenie na stosie. - Tak, panie burmistrzu. Przepraszam - odpara natychmiast. Urban Waren umiechn si w duchu. Co za idiotka. Wiedzia, e stara panna, wieczna dziewica, zacznie gada o wszystkim co mwi, z kadym, dosownie z kadym klientem, jaki si u niej pojawi przez najblisze tygodnie. Bdzie kapa dziobem bez ustanku, a ludzie bd sucha z zaciekawieniem. I nienawidzi Drzewieckiego, jego kliniki i Amerykanw jeszcze bardziej ni do tej pory. Dokadnie tego oczekiwa. Poegna si ze Stell kiwniciem rki, gdy wychodzi z Belli, a dzwoneczek zawieszony nad drzwiami zadzwoni wesoo, powiedzia na odchodne: - Zrobimy co z tym caym profesorem Drzewieckim, kochana. Zrobimy porzdek z Amerykanami. Jedyne czego oczekuj w zamian to penego poparcia. Po czym wyszed, zostawiajc rozanielon Stell sam, a ona jeszcze dugo marzya o tym, eby kiedy spotka takiego mczyzn jak ten wspaniay czowiek i oeni si z kim takim pewnego dnia.

15.
Kolorowa toyota hilux, przyozdobiona za pomoc farby w sprayu w egzotyczne ornamenty mkna po szosie nie zwaajc na dziury i przepisy drogowe. Dwie osoby w szoferce, kilka na pace. Pickup Romw. atwa zdobycz dla kadego policjanta drogwki, prawda? Jednym z ludzi, ktrzy wiedzieli jak jest w Golgocie naprawd by stary Cygan. Tak ten czowiek od wielu lat zdawa si wiedzie co, czego my, zwykli miertelnicy, nie mielimy okazji dostrzec.
156

Stary wyczuwa pewne rzeczy, tak jak koty, ktre wyczuwaj bl gowy i starajc si pomc, adujc si na obola epetyn, czasem ku krzykliwym protestom swoich wacicieli. Czym bya ta jego dziwna zdolno do wyczuwania rnych rzeczy? Tego nie wiedzia. Nigdy o to nie prosi, nigdy si tego nie uczy, ani nie stara si zwikszy tej tajemniczej mocy. Nie przekazano mu tej wielkiej energii z dziada pradziada. Po prostu odkd pamita, potrafi co, czego nie potrafili inni, wiedzia o rzeczach o ktrych teoretycznie nie mia prawa wiedzie, czasem sabiej jak gdyby prbowa czyta ksik przy bardzo sabym wietle, a czasem lepiej, jak gdyby kto szepta mu wszystko do ucha. Byo tak od niepamitnych czasw, a warto wspomnie, e stary Cygan y ju sto dwadziecia lat. To wanie ta tajemnicza zdolno pomagaa mu przez cae ycie, cho starzec musia przyzna, e czasem, gdy ognisko zgaso, a on siedzia na pieku, jeszcze przez dugie godziny pykajc tyto z drewnianej fajki, modli si do sobie tylko znanych bstw, aby zdjli z niego pitno i pozwolili mu odczuwa wiat, tak jak odczuwaj go inni ludzie. Ale bogowie nie suchali. Stary nie mia jednego imienia, ale wszyscy mwili na niego po prostu Bogur. Wyglda dokadnie tak jak czowiek, ktry osign magiczny puap stu przeytych wiosen, a potem, jak gdyby nigdy nic, przey jeszcze dwie dekady. Jego pomarszczona twarz bya coraz czciej wykrzywiona bolesnym grymasem, i trudno mu si dziwi, od czterdziestu omiu lat odczuwa ble reumatyczne w okolicach krzya, mia te problemy z jedzeniem, poniewa nie mia zbw. Bogur nie modli si o mier, przeciwnie, by zdania, e choby mia y jeszcze drugie sto dwadziecia lat, a wszystkie jego czonki ju do reszty wykrzywi artretyzm, bdzie przeywa kady dzie z wdzicznoci. Oprcz Bogura, siedziay na pace jeszcze cztery osoby: modszy brat starego Cygana, osiemdziesicioomioletni Mahurb, jego rwnie wiekowa ona, oraz dwjka dzieci: nastoletni wnuczek Ramon, oraz Gaheba w wieku przedszkolnym. - Patrz, Ramon, patrz! - mwi Gaheba, wskazujc palcem na zataczajcego si przy drodze pijaka, Gerarda Kepplera. Ten syszy dwik dieslowskiego silnika, obraca si, omal si przy tym nie wywracajc i pomimo wypitego litra wdy macha do nich przyjanie rk. Gaheba i Ramon rwnie do niego machaj. Kierowca wesoo trbi klaksonem. Jego imienia studwudziestoletni Bogur nigdy nie mg zapamita, ale brzmiao podobnie do sowa Farmen... czy jako tak, zreszt pies to wcha. Bogur nie przepada za tym rozwrzeszczanym modziecem, by zdania, e prowadzi toyot jak wariat,
157

niepotrzebnie zwracajc uwag na ich obecno w Sarbinowych Doach. W wieku stu dwudziestu lat czowiek cichnie i zdaje sobie spraw, e im mniej go na wiecie, tym lepiej. Poza tym byli w aobie. Stracili ukochanego Harima, czonka ich rodziny, ktry pracowa dla Adama Drzewieckiego, i ktrego Drzewiecki najwyraniej zabi z zimn krwi, podobnie jak zabi jeszcze jedn osob, ktrej nazwiska Bogur nie pamita, ale chyba brzmiao jak amerykaskie imi Dave. I tak ju niele namieszalimy w Golgocie, pomyla Bogur, patrzc w ciemno. Od jakiego czasu trzy sprawy nie daway mu spokoju. Pierwsza sprawa, ich obozowisko przy drodze numer 5, byo okrelane przez Polakw sowem, ktrego znaczenia Bogur nie bardzo rozumia, ale brzmiao ono "nielegalne". - Nie wolno rozbija obozowisk przy drogach, nie wolno! - mwi do nich komendant Hauptmann groc palcem i zapewniajc, e rozniesie ich barakowozy w trzy dupy, jeli natychmiast si nie wynios z miasta. Ale oni nie posuchali. I susznie, pomyla Bogur. W momencie, kiedy przyby do nich z dziwn propozycj ten grubas, burmistrz miasteczka, wszystko si zmienio. To bya druga sprawa, ta ktra powodowaa u Bogura bezsenno. Nie mg zrozumie czemu, ale obieca sobie, e zanim wreszcie umrze, dotrze do sedna sprawy i przeprosi swoje bstwa, jeli popeni grzech. - Powiem krtko. Trzeba si wama w jedno miejsce. - rzek gruby w skrzanej marynarce, tak jak gdyby rodzina Bogura ju bya jego wasnoci. wiata jego czarnej limuzyny owietlaa nie jego, lecz ich, stojcych naprzeciw. Zupenie jak podczas przesuchania. - Trzeba, mwisz? - rozemia si Bogur, mimo ogromnej chci, nie mruc oczu w blasku reflektorw. - Co ci si pomylio! Wydaje ci si, z tego co sysz, e moesz wydawa nam rozkazy, ale tak nie jest, polityku. Kim jeste, e masz czelno mwi mi co mamy robi? - Burmistrzem - odpar grubas. - I nie wydaj wam rozkazw, tylko proponuj prac. Uczciw prac, za uczciwe pienidze. Bogur wykrzywi wtedy pomarszon twarz. - By moe sdzisz, e jestemy oprychami, ktrych moesz sobie wynaj do brudnej roboty, polityku. Jeli tak, istnieje w waszym jzyku takie sowo, ktrego teraz z chci uyj. Wypierdalaj std i to szybko, zanim strac cierpliwo.

158

A grubas, jeeli to w ogle moliwe, rozemia si. By to jednak nieszczery miech i Bogur od razu si na nim pozna. Ten czowiek jest jak mija, pomyla wtedy stary Cygan. - Robota jest uczciwa, bo miejsce, do ktrego trzeba si wama naley do mnie. rzek wreszcie, gdy skoczy zanosi si teatralnym miechem. - Do ciebie? - powtrzy Bogur. - Owszem, do mnie. To moja apteka na rynku. Chodzi o to, aby wrobi kogo w to wamanie. - Kogo? - Czowieka, ktry zabi waszego brata. I moj przyjacik, Alice Davies, on tutejszego pastora. - Adam Drzewiecki... - wycedzi Bogur z ogromn nienawici w gosie. - Ten syn kurwy. Zostawi ciao Harima pod potem, jak miecia, cho Harim robi dla niego dobr robot. - Taaak, no wanie, wanie. Widz, e czytacie gazety. To jak bdzie? - zapyta grubas, wycigajc ogromnych rozmiarw portfel. Wtedy Bogur zacz na powanie rozwaa jego propozycj, a wreszcie si zgodzi. Zgodzi si, cho nie mia pewnoci, e grubas nie kombinuje czego wicej, ni im powiedzia, a wydawao mu si niemal na pewno, e tak mogo by. Nie wiedzia tego na pewno, ale cicho podejrzewa. I nie posucha gosu serca, pierwszy raz odkd pamita. To wanie bya trzecia, najgorsza sprawa. Toyota wjechaa na teren obozowiska na wzgrzu. Gdyby nie zmrok, rozcigaaby si std wspaniaa panorama caych Sarbinowych Dow. Miasteczko pograo si w ciemnoci.

159

Rozdzia VII

Ars magica

To jest nowa prawda, a to stare kamstwa, to may karabin, a to wielki czog, to jest zgnia nerka, a to by kiedy mzg
~ Piosenka ysiny Lenina Wyliczanka.

26 wrzenia, dziewita wieczr. Willa profesora Drzewieckiego

1.

azywam si Jack Burnfield. Jestem dziennikarzem, historykiem, swego czasu byem nawet cakiem niezym, cho rednio legalnym wykadowc. Robi co mog, eby zrozumie co jest nie tak z tym dziwnym, polskim miasteczkiem. Nie wiem jednak, czym tak naprawd jest miejscowo Sarbinowe Doy. Czy to po

prostu kolejna zabita dechami dziura, o ktrej Bg zapomnia ju dawno temu? Nie jest tak, e miasteczko jest po prostu sum wszystkich jego zych mieszkacw, ktrych, jak na zo, znalazo si w tym miejscu ponadprzecitnie duo? Jako dziennikarz, przybyy tu przed kilkoma godzinami, na pewno chciabym pozna prawd o tym cholernym miejscu. To moja druga natura. Po prostu wiedzie.
160

Chocia, z drugiej strony, wydaje mi si, e nie chciabym pozna caej prawdy od razu co czuj, e miasto-prostytutka zemcioby si na mnie, za odkrywanie wszystkich tajemnic podczas jednego wystpienia. Myl, e jak do tej pory, cho nie poznaem nawet jego mieszkacw, panujcych tu obyczajw, a jedynie odczuwajc na wasnej skrze cuchnc stchlizn atmosfer, mog z penym przekonaniem stwierdzi, e moje pierwsze wraenie o Golgocie byo co najmniej niepokojce. Spotkaem si z profesorem w jego willi. Zasiedlimy przed kominkiem i odbylimy cakiem mi pogawdk zapoznawcz. Ale ja chciaem wicej, oczekiwaem konkretw. - Zakochaem si w mojej onie przez sen powiedzia Drzewiecki, kiedy stalimy na potnym balkonie, a on pali kolejnego, chyba ju czwartego, diaruma. Milczaem. Za nami, wewntrz ogromnego pokoju ogie trzaska w kominku w najlepsze. Nie byo jednak nic wesoego w tym trzaskaniu. Byo ono niemale przygnebiajce. Po obrzuceniu si wszystkimi grzecznociami, dao si odczu wiszcy w powietrzu ferment. Panowaa niezrczna cisza. Po zapaleniu przez profesora kolejnego winiowego diaruma, mio pachncy dym odlatywa szybko na zachd, niesiony przez wzmagajcy si wicher. Noblista zacign si mocno, a dym wylatywa z jego ust gdy wreszcie znw przemwi: Nie chodzi mi o prny sentymentalizm. Wiem, e nie to jest przedmiotem tej rozmowy. Przechodzc, bez zbdnych wstpw, do goych faktw czy zna pan pojcie wiadomego snu? Zaprzeczyem zdziwiony. - Operujc sam definicj, to przejcie kontroli nad snem, zdanie sobie sprawy ze stanu nienia oznajmi Drzewiecki, strzepujc popi za balustrad, po czym wyjani: nic bez takiej wiadomoci, nasza podwiadomo sama kreuje scenariusze. Czyli uczestniczymy w nie, jak w reyserowanym filmie. Opanowanie sztuki wiadomego nienia pozwala nam na to, e sami stajemy si zdolni do przejcia kontroli nad nion rzeczywistoci. Przyznam, e z lekka eteryczno-sekciarska gadanina Drzewieckiego troch mnie zaskoczya. Pozwoliem mu jednak kontynuowa swj wywd, liczc, e prdzej czy pniej sam odpowie na zadane przeze mnie pytania. Absolutnie nic nie byo dla mnie jasne. - Mwi mi pan o tym w kontekcie...? zapytaem niezrcznie.

161

Przechyli gow do przodu i spojrza z wyrozumiaoci. Wygldao to tak e broda stykaa mu si z okolicami mostka, jakby chcia przez chwil powiedzie mi: pokombinuj troch!. Gdy naukowiec spoglda tak na mnie niewzruszonymi oczami, sprawia wraenie czowieka rozwanego i zawsze opanowanego. Nie wiedziaem, e tego eleganckiego czowieka poznam gwnie ze skrztnie ukrywanej, szalonej strony, o czym miaam si ju wkrtce bolenie przekona. I to na wasne yczenie. - Panie Drzewiecki? powiedziaem, chocia w sumie to chyba ja powinienem powiedzie co mdrego. Noblista w garniturze w prki spoglda w zadumie na tonce w mroku wzgrza. Nie by rozczarowany, a jednak duma przez chwil, pozostawiajc ciszy jeszcze kilka chwil ycia. Wreszcie zebra myli w cao i odezwa si: - Ot widzi pan, wszyscy nimy co noc. Kada osoba na wiecie. Co dwanacie-czternacie godzin powiedzia spokojnie, a wiatr rozwiewa jego siwe wosy. - Moe si panu wydawa, e ni pani kilka razy na miesic, moe nawet raz na rok, jednak w istocie jest inaczej. Myl, e z du doz prawdopodobiestwa, nie pamita pan, o czym ni dzi w nocy, prawda? O stu pidziesiciu gramach kokainy, chciaem odpowiedzie, ale powiedziaam co innego, chyba troch na odwal: - Ma pan racj. Rzadko miewam sny. Drzewiecki nie wyda si ani troch zniechcony: - A jednak miewa pan takie senne wspomnienia, ktre pamita pan do dzi? przyglda mi si, nie rezygnujc. - Owszem, panie profesorze. Jak kady zacz irytowa mnie swoim wadczym tonem psychiatry. Noblista nie noblista, Drzewiecki operowa cigle samymi oglnikami. Moje dziennikarskie zboczenie zawodowe nie pozwalao mi na zaniechanie prb przyspieszenia caej tej rozmowy. Panie Drzewiecki, czy mgby mi pan wyjani - Istniej dwie rzeczywistoci, panie Burnfield przerwa mi ze spokojem. Nawet nie podnis gosu, nie byo takiej potrzeby: zamilkem momentalnie. Dopiero wtedy stary profesor kontynuowa: Najbardziej zdumiewajca prawda jest prosta, panie Burnfield. Czowiek stworzony zosta do dziaania w dwch wiatach, a jedyna rnica midzy nimi polega na tym, e w jednym mamy wikszy wpyw na rzeczywisto, ni w drugim. - Nie rozumiem wzruszyem ramionami.

162

- Prosz zamkn oczy powiedzia, zaskakujc mnie, chyba jak adna inna osoba, z ktr przeprowadzaem wywiad. A byo tych osb naprawd sporo. Mwi do pana, prosz zamkn na chwil oczy. Chc, eby pan wreszcie zrozumia. Zamknem oczy, mona powiedzie, e to wanie wtedy, po raz pierwszy od rozpoczcia naszej pokrconej znajomoci, zaufaem mu w peni, chocia na jeden moment. Istniej jednak ludzie, tacy jak wanie profesor Adam Drzewiecki - laureat nagrody Nobla za caoksztat pracy nad senn rzeczywistoci, syncy z niesamowitej empatii i potraficy wzbudzi ogromne zaufanie ju w pierwszych minutach znajomoci. Kompletnie bez adnych podstaw. - Bardzo prosz nie otwiera oczu usyszaem gos profesora. - Zapewniam, e warto mi zaufa. Prosz nie myle absolutnie o niczym. Nie myle o niczym. Jasne. Pulsowaa mi gowa. Wcignita przeze mnie kokaina spowodowaa wanie wzrost cinienia krwi, przyspieszya niespodziewanie mj oddech i spowodowaa, jak to okrelaj ludzie w biaych kitlach, pobudzenie psychiczne. Mj boe, nigdy nie potrafiem nie myle o niczym w takich stanach jak kokainowy high. Jest to po prostu niemoliwe. Oczy rozszerzaj si, pozornie pod wpywem pobudzenia i dobrego nastroju. Moe i tak jest, ale nie braem koksu dla dobrego samopoczucia. Musicie wiedzie, e u wszystkich zaywajcych, nie tylko tych ktrzy robi to z tak luboci jak ja, koks wyzwala ogromne pokady euforii, boskie poczucie wadzy nad wiatem. Kokaina na pewno pozwala na wiele rzeczy, nie bez powodu przez wszystkich zaywajcych jest okrelana mianem proszku szczcia. Rwnie pewne jest to, e proch na pewno nie pozwala na zamknicie oczu i nie mylenie o niczym. Po milisekundzie od zamknicia oczu mj napany mzg wygenerowa chyba ze sto tysicy obrazw, absolutnie bez adnego powizania ze sob. Nie wykonaem pierwszego zadania profesora. Zamknem wprawdzie oczy, ale nie potrafiem si wyciszy. Nie w tym stanie. - Czy mgby pan teraz sprbowa odtworzy w mylach balkon, na ktrym si znajdujemy? usyszaem gos. Wkrtce miaem przywykn do tego, e wiksze fragmenty naszych rozmw odbd si bez udziau wzroku. - Tak. To atwe. Bya to prawda, bo byem wzrokowcem i jako dziennikarz potraktowaem rozmow z profesorem jak wyzwanie. Nie dabym rady przeprowadzi w takim stanie zwykego, prostego wywiadu z kolejnym Panem Lub Pani Znaczcym Lub Znaczc Cokolwiek Dla

163

Moich Czytelnikw. Nie potrafi bym spisa nawet najprostszych, nic nie znaczcych wypocin na kartk papieru. Bo owszem, przyznaj si do winy, zrezygnowaem z notesu i dugopisu na rzecz tamowego dyktafonu, a czasem nawet komrki, za co wielu z moich kolegw wyrzekoby si znajomoci ze mn. Oczywicie gdybym mia jakichkolwiek kolegw, no moe poza moim dunikiem, paparazzo z warszawskiego Okcia. Ale to zupenie inna sprawa. Nie byo mi atwo podczas rozmowy z naukowcem. Potraktowaem Drzewieckiego jako dziennikarskie wyzwanie i pomylaem o tym, jak sprzedaj reporta z wywiadem, do Time, albo Newsweeka. Mia myl, koleko? Natychmiast, jak gdyby przygotowana wczeniej, wskoczya mi do gowy wizja caego balkonu. Zobaczyem balustrad balkonow, rozwieszony nad balkonem rozwijany pcienny daszek i wzr materiau na obiciach krzese. wiadomo tego, e najlepszy jak do tej pory wywiad z Drzewieckim przeprowadzi mj najwikszy dziennikarski rywal, wsppracujca z NY Times dziennikarka wieczornych wiadomoci, prywatnie straszliwa suka Mai Thompson, dodaa mi otuchy. I cho prawdopodobnie moja mimika twarzy, mimowolne ciskanie ust i powiek i klepanie si kciukiem w czoo wygldao troch gupio, lekko umiechnity profesor zada mi wreszcie pytanie: - W takim razie jakiego koloru jest posadzka tarasu, na ktrym teraz stoimy? O cholera. Nie potrafiem odpowiedzie na to pytanie. Otworzyem oczy. Drzewiecki nie wyglda na zraonego, przeciwnie zaczo mi si wydawa, e pomimo jego dramatycznego wyrazu twarzy, bawi go caa ta sytuacja. Powstrzymaem si od spojrzenia na podog. Nie spojrzaem na, nawet nieco pniej, kiedy opuszczalimy balkon w popiechu. - wiadomy sen, szanowny panie to taka brama do podwiadomoci powiedzia profesor, przerywajc cisz. Bez problemu dotarby pan do tej informacji, jeli tylko miaby pan nieprzerwany dostp do wszystkich obrbw swojej wiadomoci. Nawet sowem nie zajkn si na temat koloru podogi. - Podwiadomo wprawdzie sama kreuje scenariusze, natomiast moemy nauczy j, bymy to my sami decydowali, o naszym nie. To tak jakby - zamyli si, nagle. Hmm - Ogldaem o tym filmy w kinie, profesorze Drzewiecki wszedem mu w sowo, korzystajc z okazji. - Prosz mi powiedzie, jaki to ma zwizek Jednym nieznacznym ruchem lewej brwi spowodowa, e poczuem si zawstydzony pytaniem, ktre przecie musiaam zada jako dociekliwy dziennikarz.
164

Przerwaem jednak jego przewd mylowy. A on, kwitujc to nieznaczn zmian wyrazu twarzy, spowodowa, e w sekund znienawidziem moje rozpalone rumiecem policzki. Ten czowiek naprawd mia u mnie cholerny autorytet. Zdoby go w kilka minut. Wycignem dyktafon, ktry miaem w kieszeni marynarki, postawiem go na balustradzie balkonu i wyczyem go. Drzewiecki umiechn si. - Rozumiem pana popiech, wynikajcy zapewne z wrodzonej dziennikarskiej ciekawoci, nieche mi pan jednak da skoczy profesor wyranie rozluniony, ponownie umiechn si figlarnie, szybko jednak spowania, mwic nieco szybciej: - Filmy w kinie s fikcj, ja za, wbrew temu co pan pewnie teraz myli, operuj samymi faktami. Obiecuj, e gdy pozwoli mi pan na przekazanie panu tego wszystkiego, co mam zamiar teraz powiedzie, pniej odpowiem na wszystkie pytania, jakie przyjd panu do gowy. Zgodziem si. - Panie Burnfield, tak jak mwiem - westchn i zamyli si na chwil. Tak jak mwiem, moim zdaniem Bg, jeli oczywicie wierzy pan w niego, da nam dwie rzeczywistoci, inaczej dwa wiaty w ktrych moemy dziaa. Moemy swobodnie manipulowa jednym i drugim wiatem, natomiast zasady w nich panujce s diametralnie rne. podkreli. - Te dwa wiaty, o ktrych mwi, to, jak si pani domyla, wiat snu oraz otaczajca nas rzeczywisto. Chciaem ju zada pytanie, jednak znw uspokoi mnie, tym razem spojrzeniem prosto w oczy. Nie w obszar pomidzy nimi, jak niektre osoby, chcce wyj przed dziennikarzem, na o wiele twardszych ni s naprawd. Gboko w oczy. Ludzie, ktrzy zdadz sobie z spraw z tego prostego faktu, otrzymuj dostp do tej drugiej rzeczywistoci gdy tylko zapadn w sen wytumaczy spokojnie, po duszej pauzie. - Co im to daje? zapytaem szybko. Jezu, rozmowa z tym czowiekiem to jak mecz ping-ponga! - Czy wie pan, panie Burnfield, e najlepsi chirurdzy na wiecie potrafi, w trakcie snu, wiczy na wyimaginowanych pacjentach nawet najbardziej skomplikowane operacje? zapyta mnie Drzewiecki. Wiedziaem jednak, e pytanie jest retoryczne. Tacy ludzie w szybkim czasie staj si mistrzami w swojej profesji, bo nawet odpoczywajc w ku, po caym dniu pracy, ich podwiadomo generuje skomplikowane zabiegi medyczne. W peni realistyczne, pozbawione fantazji, czy jakichkolwiek uproszcze, w zasadzie stuprocentowa rzeczywisto, tyle e w gowie. Ci
165

ludzie po prostu kreuj sobie w gowie wiat, gdzie mog w spokoju nauczy si i doprowadzi do perfekcji wszystkie swoje lekarskie cele. wypowiedzia to wszystko na jednym wdechu. - Niesamowite prawda? Zdaje sobie pan spraw z tego, jak wielkie moliwoci ma umys ludzki? Co w zasadzie mona odpowiedzie na tak postawione pytania? I co mona pomyle o czowieku, ktry nie ma pojcia co odpowiedzie? - Nie wiedziaem o tym odparem po chwili. - Ludzi, o ktrych wspomniaem nazywamy orienautami wyjani rzeczowo. - To osoby, ktre poprzez trening silnej woli i inne techniki, osigaj wiadome sny niemal co noc. Z pewnymi problemami, ale chyba zrozumiaem co chcia mi przekaza profesor Drzewiecki. Oczywicie przyjmujc, e wszystko, co powiedzia mi do tej pory, to prawda. - Panie profesorze, jest pan orienaut, prawda? - Gdybym tylko nie mia tylu przykrych spraw na gowie, z ca pewnoci bym si bardzo szeroko umiechn, panie Burnfield potwierdzi Drzewiecki. Tym samym zaciekawi mnie jeszcze bardziej, bowiem wanie potwierdzi istnienie problemw. Trafi pan w sedno. Dowiadczony orienauta potrafi zapa w wiadomy sen, bez specjalnych przygotowa, co noc. powiedzia, domykajc do koca ogromne balkonowe drzwi upewniajc si, e jestemy sami. Wybaczy pan moj paranoj - doda cicho. - Mam nadziej, e mog liczy na pana profesjonalizm? Tym razem, pomimo tego, e prawdopodobnie bylimy w rezydencji sami, zrozumiaem w lot. - Oczywicie, prosz si nie niepokoi uspokoiem go, nagle zdajc sobie spraw, co na temat dwch rzeczywistoci, wiadomego nienia i innych trudnych poj, pomyleliby co mniej uwiadomieni. Gdyby tylko jeden czy dwch idiotw skojarzyo mio profesora do wiadomego snu, z paniem albo chociaby ze zwykym rozdwojeniem jani, profesor mgby zosta uznany za wariata. Drugie centrum burzy wok tego czowieka wybuchoby na nowo w cigu kilkunastu godzin. Zrozumiaem te momentalnie, e mylimy gwnie o mieszkacach pobliskiego miasteczka. Sarbinowe Doy. To dziwne, przeklte miejsce, a jego mieszkacy naprawd nie byli gocinni dla nikogo. I cholernie si bali Drzewieckiego. Miaem si o tym wkrtce bolenie przekona. - Osobicie osigam okoo dwustu-trzystu snw wiadomych w cigu roku. Nieco trudno policzy powiedzia, rozkadajc rce noblista. Sny si mieszaj, a ja czsto
166

wracam do tych ju przeytych. urwa nagle, bo chyba zmieni temat. - Sen wiadomy sprawi, e odnalazem co, czego szukaem naprawd bardzo dugo, co, czego wszyscy pragniemy, w zasadzie nawet nie zdajc sobie z tego sprawy. - Co to takiego? czuem, e nie musz pyta. I tak mi powie. - To taka esencja ludzkiej kreatywnoci, miejsce w ktrym moemy rozpatrywa kady problem z dowolnej perspektywy. Inaczej mwic, wiadomy sen to taki poligon dowiadczalny, miejsce do najbardziej zdumiewajcych eksperymentw, jakie przyjd nam do gowy. Sen daje nam sytuacje i miejsca, ktre nie maj szans zaistnie w rzeczywistym wiecie. Szybkim ruchem rki zgasi niedopaek papierosa. Nagle zrobio si cholernie zimno. - To nie wszystko, panie Burnfield! rzuci. - Teoria wiadomego nienia nie powstaa wczoraj, za ja nie wzywabym pana do siebie, gdybym nie mia pewnoci, e nie wyjdzie pan ode mnie w zasadzie z Pulitzerem w kieszeni. - Prosz mwi dalej odparem. Staraem si nie okaza po sobie nagle rosncego w zawrotnym tempie entuzjazmu. Syszelicie obietnic otrzymania najbardziej prestiowej dziennikarskiej nagrody od ktregokolwiek ze swoich rozmwcw? C moje gratulacje. - Substancj wspomagajc wiadomy sen, zwikszajc kilkukrotnie jego intensywno i czas trwania, jest opracowana przeze mnie mieszanka farmaceutyczna wyjani Drzewiecki. - Pozwoli pan, e nie bd teraz wymienia nazw uytych specyfikw, dla uatwienia nazw go po prostu roztworem. Niewiele z tego zrozumiaem, co oczywicie nie przeszkodzio mi w zrobieniu mdrej miny. Kiwnem gow, nawet nie wiedzc, jak dobrze znana miaa sta si dla mnie substancja Drzewieckiego, a profesor kontynuowa: - Panie Burnfield, podczas moich bada doszedem do wniosku, e ludzie powinni mie wybr. Mwi to z penym przekonaniem. Kady z nas powinien mie moliwo kreowania wszechwiata, w ktrym si znajduje. Dziki roztworowi to staje si moliwe powiedzia z dum. - Moemy wybiera w najdrobniejszych detalach i kreowa nasz rzeczywisto. Moemy przey kad przygod, wybra kade uczucie i natychmiast je odczu. Roztwr zapewnia nam wszystkim szczcie w najczystszej postaci. Szczcie gbsze i potniejsze nawet od mioci. Nage olnienie spowodowao, e zakrcio mi si w gowie. - Wspomnia pan, e zakocha si w onie przez sen - rozpoczem, czujc e tym razem Drzewiecki odpowie na moje pytanie.

167

- W istocie, zanim zrozumiaem, czym jest moja mio do ony, tutaj na wiecie, na pocztku po prostu niem o niej co noc. Podwiadomo sama wykreowaa najlepsze scenariusze. Znw zapada cisza. - Jak to si stao, e z wynionej mioci przeszed pan na uczucie w rzeczywistoci? Drzewiecki zawaha si. - Po prostu si w niej zakochaem. W Annie urwa. Czuam jednak, e chcia powiedzie co wicej. - Odpowiem teraz na pytanie, ktre tak usilnie prbuje mi pan zada od samego pocztku naszej rozmowy. W przeciwiestwie do mojego rozmwcy, nie wahaem si ani chwili: - Gdzie jest teraz paska ona? Profesor nie patrzy ju na mnie. Wydawao si, e przez par cigncych si w nieskoczono chwil w ogle przesta zdawa sobie spraw z mojej obecnoci. Po chwili jednak odpowiedzia, rzek tylko dwa krtkie zdania, a momentalnie wszystko stao si jasne: - Moja ona jest moj pacjentk. Zaprowadz pana do niej. Wsta, a ja poczuem, e szczcie uderza mi do gowy z ca moc. Nigdy wczeniej profesor nie ujawni tosamoci ani jednego spord wszystkich swoich pacjentw. No moe z wyjtkiem tego, ktry uciek w piamie i grozi mu noem. Ale to inna sprawa, to by przecie podstawiony dziennikarz, ktry sam si ujawni i to za grube pienidze. Profesor wanie poinformowa mnie, i to byo dla mnie najbardziej szokujce, e jego pacjentk staa si jego wasna ona, pikna jak arabskie niebo, czarnowosa i czterdziestoletnia Anna Kamiska, przeliczna aktorka teatralna i wieloletnia ona Drzewieckiego, o ktrej such zagin kilka lat temu. Dobrze, e tu przyjechaem, pomylaem podekscytowany. Jeeli nie zdobd nagrody, to tak czy siak sprzedam wywiad z jego on za nieze pienidze. Odwrciem si w stron wyjcia. Dzisiejszego wieczora czekao mnie jeszcze wiele innych atrakcji, o wiele ciekawszych, ni rozmowa o wiadomych snach z profesorem i jego maonk-pacjentk. Widzc odbicie Drzewieckiego w ogromnej przesuwanej i cikiej jak cholera szybie, dostrzegem e naukowiec przypatruje mi si z uwag. Opucilimy balkon i przechodzc przez ogromn posiado profesora, wyszlimy na podjazd przed domem. Profesor wyda mi si nagle konkretnie zdenerwowany. Czyby nie lubi opuszcza bezpiecznego domu? Kiedy wyjedalimy na drog wyjazdow i prbowa otworzy pilotem potn kut bram strzegc jego posesji, kluczyki spady mu na podog samochodu.
168

Pomylaem wtedy, e miertelnie blady Drzewiecki nie odezwie si przez ca drog ani sowem. Myliem si jednak. Trasa do kliniki wioda przez miasteczko, do ktrego najpierw zjechalimy jedynym rodzajem drogi w okolicy: asfaltow serpentyn. Powstaa niespena sto lat temu grska osada nie bya przyjemnym miejscem. Nie bez powodu przez mieszkacw, niespena dwutysiczn grup ludzi, miasteczko byo nazywane Golgot. Kilka godzin wczeniej prbowaem dotrze do informacji skd wzio si tubylcze zamiowanie do biblijnego nazewnictwa i kiedy zaczto uywa nazwy miejsca mierci Chrystusa w tym miejscu. Wszak osada od momentu zaoenia nosia nazw Sarbinowe Doy. W wietle dnia trudno jest jednak zrozumie pewne sprawy, ktre noc staj si oczywiste, nie sdzicie? Kiedy przejedalimy przez zaciemnione miasteczko, moje myli przybray nagle now perspektyw. Po chwili nadeszo do mnie zrozumienie, moja wasna interpretacja nazwy tej dziwnej wioski. Ciemno i koniec. Skupisko domw, gospodarstw i zabudowa Golgoty tono w mroku. Minlimy niewielki rynek, jaki pub opatrzony nazw POD BAROGIEM, stanowicy zapewne miejsce wieczornych posiedze wszystkich facetw w okolicy, posterunek policji oraz strzelisty budynek starego, drewnianego kocioa. Spogldajc w stron zamknitego na cztery spusty terenu parafii ujrzaem ma kapliczk przy wejciu. Posek Matki Boskiej zosta rozbity, jego pozostaoci leay teraz przy chodniku. - W prawo odezwa si niespodziewanie noblista. Samochd wtoczy si na stromo rozpoczynajc si szos, bdc zapewne drog dojazdow do kliniki. Jak na razie nigdzie nie spostrzegem jednak adnego szyldu, adnego znaku informacyjnego. Kiedy tak jechalimy w gr, tracc cakowicie Golgot z oczu, profesor nie mg ju duej milcze: - Wiele osb le o mnie mwi, panie Burnfield. Ze rzeczy stay si w zasadzie moj codziennoci pokiwa gow jakby do siebie. - Ludzie z wioski, ktr przed chwil mijalimy, maj mnie za demona mierci, boj si mnie. Mwi, e zabijam swoich pacjentw, e faszeruj ich lekami, aby ich pniej gwaci. Mwi te, e zabiem dwjk ludzi. Aresztowali mnie. Policjanci z tutejszego posterunku pobili mnie, nawet nie

169

czekajc na udowodnienie mojej rzekomej winy. achn si, skrzywiajc twarz z niesmakiem. Bili mnie po twarzy, a straciem przytomno. - Dlaczego to zrobili? spojrzaem na noblist. - Myl, e po prostu wierz w to, e naprawd jestem tym potworem, o ktrym czytaj w swoich gazetach. e maltretuj dzieci i eksperymentuj na swoich pacjentach. Albo, e zabiem Alice Davies, on mojego przyjaciela, i mojego pracownika Harima, a potem porzuciem ich ciaa. Pod wasnym domem! Pan w to wierzy? Potrzebowaem chwili, aby odpowiedzie. - Ufam panu i dlatego jedziemy do paskiej kliniki, panie profesorze. eby dotrze do prawdy. - Prawdy - achn si Drzewiecki, przejedajc rk po siwych wosach. Obawiam si, od momentu, w ktrym zajecha pan do mojego domu, e prawda, ktr pan ujrzy a pniej opisze, bdzie duo gorsza od faszu, ktrym karmi si od dawna dziennikarze. Przyznam, e moja dziennikarska ciekawo osigna wanie swoje apogeum. Niezalenie od tego, co w zasadzie zamierzaem zrobi i czego oczekiwaem wobec nocnej wycieczki do kliniki psychiatrycznej, czuem e nadchodz dni mojej chway. Czuem to, cho nie wiedziaem co tak naprawd ujrz. pic w farmakologicznym nie, zamknit w pokoju bez klamek kobiet? Psychicznie chory wrak czowieka, bagajcy mnie o pomoc? A moe spotka mnie wielkie rozczarowanie, gdy dotrze do mnie, e prawda przedstawiona przez Drzewieckiego okae si wielkim, smutnym banaem? No wanie. Co bdzie, jeli ona Drzewieckiego, a zarazem pacjentka osawionej kliniki mierci, okae si cakowicie zdrow kobiet, poddawan sukcesywnej i w peni uzasadnionej terapii psychiatrycznej? Przypumy, e jego ona powita mnie umiechem, a Drzewiecki powie C, jak pan widzi moje metody dziaaj. wiadomy sen leczy podwiadomo, panie Burnfield, naprawd leczy. Teraz moe pan napisa o tym, e moja klinika to tak naprawd cakowicie normalny szpital, jakich peno na wiecie. Cholera, co jeli wszystkie te domysy prasowe, plotki o szalonym zdobywcy nagrody Nobla, ktry nie cofnie si przed niczym, aby osign jeszcze wiksz saw, a take strach przed tym szalonym czowiekiem to stek bzdur? Kiedy stanlimy przed zakadem psychiatrycznym profesora, wszystkie te myli ucichy. Budynek szpitala Adama Drzewieckiego, cho wybudowany zaledwie dwanacie lat temu, sprawia wraenie zapuszczonego. Nie byo w zasadzie jakichkolwiek oznak ycia pod dachem. Pokryte odac, niebiesk farb kraty w drzwiach i oknach, zabitych
170

blaszanymi pytami, straszyy kadego, nie tylko przejezdnych. Popkane ciany budynku wielkoci przecitnej szkoy niemal w caoci pokryto wulgarnymi napisami. Wszdzie walay si mieci, kompletnie przypadkowe sterty wszelkiego rodzaju gratw, z ca pewnoci nie zwizanych w aden sposb ze szpitalem. Profesor wydawa si zawstydzony faktem, i mieszkacy Golgoty podrzucaj mu mierdzce opony i zabrudzone pieluchy wasnych dzieci pod drzwi budynku, stanowicego dzieo jego ycia. Ja jednak zwrciem uwag na brak jakichkolwiek potw, przyznam e klinika psychiatryczna doktora Drzewieckiego wyonia si zza zakrtu zupenie niespodziewanie, po lewej stronie szosy wiodcej dalej w gr. Cho nie przypominaa swoim wygldem widzianych przeze mnie wczeniej zamknitych orodkw psychiatrycznych, mj pasaer nie musia mi wyjania, e jestemy na miejscu, wiedziaem o tym doskonale. Zatrzymaem samochd przy zadaszeniu i zgasiem silnik, nie odwayem si jednak wyczy wiate. Jaki przeraony lis znalaz si nagle w blasku reflektorw, a jego byszczce zielone lepia wpatryway si w nas przez dusz chwil. Nie baem si takich miejsc, przeciwnie, wolaem by w tym momencie maksymalnie skoncentrowany. Chciaem jednak unikn niespodzianek. Wysiedlimy z samochodu, a profesor westchn ciko, szukajc czego w kieszeni. Lis czmychn w ciemno. Naukowiec, nie zwracajc na niego najmniejszej uwagi, wycign z kieszeni gruby pk kluczy i latark. - W budynku nie ma prdu, odcili nam go ludzie z miasteczka wyjani. Tutejszy burmistrz nienawidzi mnie chyba jeszcze bardziej od policjantw, o ktrych panu mwiem. Mamy wasne zasilanie, musz jednak wczy generator. Byby pan askaw pomc mi otworzy drzwi? wrczy mi do rki klucz do drzwi wejciowych. Po duszej chwili mocowania si z drzwiami, weszlimy do rodka, zamykajc je za sob. Wntrze budynku zachowao swoj godno, kontrast pomidzy zewntrznymi, brudnymi cianami penymi okratowanych okien i graffiti, a spokojem, jaki panowa wewntrz, by uderzajcy. Chocia w budynku jedynym rdem wiata bya latarka profesora Drzewieckiego, zdyem zauway drewnian boazeri, winiowy skrzany fotel i kominek. Najwyraniej znajdowalimy si w czym w rodzaju hallu. Drzewiecki skierowa wiato latarki w gr. Przez dusz chwil wpatrywalimy si w kompletnej ciszy w to, co chcia mi pokaza. By to obraz. - Rembrant. Dostaem go od pacjenta, zapalonego kolekcjonera sztuki. Podobno przekracza wartoci cay ten budynek rzek cicho Drzewiecki. - Jestem mionikiem
171

sztuki, prawdziwej sztuki, panie Burnfield. Rembrandt Harmenszoon van Rijn nalea do prawdziwych artystw. Po rozmowie z czowiekiem, ktry podarowa mi jego obraz, nie mam adnych oporw, by przyzna, e autor tego dziea by optany moc prawdziwej boskiej twrczoci. Mimowolnie kiwaem gow, suchajc z uwag Adama Drzewieckiego. Profesor cign dalej: - Pniej do jego dzie dobrali si naukowcy, a jake... westchn. - Na rozdaniu nagrd Nobla podszed do mnie kolekcjoner Rembranta, i gdy zaczlimy rozmawia zaszokowa mnie jednym pytaniem. Zapyta mnie po prostu w pewnej chwili: "Czy wie pan, panie Drzewiecki, e Rembrant najprawdopodobniej mia zeza? Prosz zwrci uwag, e gdyby zebra jego trzydzieci sze autoportretw, a na trzydziestu piciu namalowa si z zezem. To nieprawdopodobne!" Obraz przedstawia okryt biaym caunem nag kobiet, pogron w gbokim nie. Na jej twarzy malowaa si ekstaza absolutna. Chodmy dalej panie Burnfield. Mam wraenie, e nie moe si pan doczeka na spotkanie z moj on. - Szczerze mwic, chtnie odwiedzibym toalet odparem.

2.
Kreska po kresce, w szpitalu mierci pomylaem, chyba o sobie, z zaenowaniem. Byo to zaraz po wcigniciu dwch konkretnych, biaych cieek, uoonych rwno na idealnie czystym blacie, przy umywalce, w azience wydzielonej dla odwiedzajcych oddzia kliniki Drzewieckiego. Idealnie biae rczniki, marmury, drewno. I elektryczny grzejnik w kcie. Piknie. Po kilku chwilach od wcignicia poczuem w nosie znajomy przypyw energii, jakby kolejne fale siy, dostaway w nieograniczonej iloci do mojego umysu. Uwielbiaem to pulsowanie. Szybko, nim nie bd ju w stanie zakropliem sobie oczy. Motywacja i pomysy zakrciy mi w gowie.

3.
Weszlimy na pitro, kierujc si na oddzia. Pierwsza nieciso jakiekolwiek potwornoci dziay si, lub nie, w tym budynku, nie odbyway si one w piwnicy. W tym budynku piwnicy po prostu nie byo.
172

Byy za to drzwi z mlecznego szka, ktre byy ostatni barier przed wejciem do tajemniczego wiata snw Drzewieckiego. Pokonalimy je dziki karcie magnetycznej profesora i znalelimy si nagle w jego magicznym wiecie. - Wczyem generator, panie Burnfield. Na szczcie mamy jeszcze paliwo rzek Drzewiecki, dotykajc kilku przecznikw na cianie przy wejciu. Jedna po drugiej zapaliy si wszystkie lampy diodowe. Mimo woli zmruyem oczy. Oddzia nie przypomina typowego oddziau szpitalnego, przywodzi na myl bardziej pomieszczenie biurowe. Oto przed nami pojawi si may labirynt ze szklanych cianek dziaowych, przydymionych w taki sposb, aby zapewni pacjentom maksimum prywatnoci. Mlecznobiae szklane ciany uniemoliwiay zarwno spojrzenie do wewntrz, do pomieszczenia z pacjentem, jak i wyjrzenie pacjenta na zewntrz, na korytarz. Wyjtkami byy miejsca w cianie, w ktrych zainstalowano lustra weneckie. Po jednym dla kadego, spord wielu boksw na oddziale. Z tego co zdyem zauway podczas spaceru z Drzewieckim wszystkie boksy byy puste. Wszystkie, z wyjtkiem jednego, tego w ktrym palio si biae wiato. Drzewiecki zaniepokoi si nagle. Od samego pocztku mojej wizyty wydawa si roztrzsiony, jednak to, co zobaczy w ostatnim boksie, w tym z zapalonym wiatem, przyprawio go o trzsce si rce. Otworzy drzwi z hukiem i wbieg do sali. A ja? Najpierw zajrzaem przez lustro weneckie. A potem wkroczyem do jego wiata. Oto owinita w bia jak nieg pociel, leaa najpikniejsza kobieta, jak kiedykolwiek widziaem. Kruczoczarne wosy otulay z godnoci jej twarz, leaa bowiem na plecach. Miaa niade ciao, aksamitne i pikne, cho wyranie udrczone chorob. Kobieta z obrazu Rembranta leaa owinita kodr, niczym caunem, we wasnych wymiocinach. Natychmiast dotar do moich nozdrzy zapach wymiotw charakterystyczny smrd farmaceutycznych rzygowin, mnie samego przyprawiajcego o mdoci. Podszedem bliej do piknej kobiety. Dopiero teraz zauwayem, e podczono j pod kroplwk, w tej chwili ju pust. Pomimo groteskowego wygldu jej twarzy, nadal w niezrozumiay dla mnie sposb bya anioem, najpikniejsz istot, jak widziaem. Drzewiecki trzyma j ju za rk, drug doni czyszczc jej policzki z zielonawej mazi.

173

- Panie Burnfield, przedstawiam panu moj on powiedzia spogldajc na mnie obdnym wzrokiem. Czy bdzie pan askaw zmoczy rcznik wod? wskaza na umywalk w kcie boksu. Zbyt wiele pyta. Zbyt mao odpowiedzi. Biorc od Drzewieckiego zabrudzony wydzielin rcznik pomylaem, e to najbardziej zwariowana noc mojego ycia.

174

Rozdzia VIII

Captiuncula

Naukowiec jest niczym mimoza, gdy sam popeni bd, i niczym ryczcy lew, gdy odkryje bd zrobiony przez kogo innego
~ Albert Einstein

27 wrzenia, pitnacie minut po pierwszej w nocy, klinika psychiatryczna noblisty

1.

rzez cae swoje dorose ycie Jack Burnfield pragn udowodni wiatu, e urodzi si po to, aby co wnie do istniejcej rzeczywistoci. e jego ycie ma jakiekolwiek znaczenie dla wszechwiata, e potrafi i jest w stanie dokonywa rzeczy wielkich. Kiedy my twarz ony Drzewieckiego z wymiocin, cae jego ycie

przewartociowao si w jednej chwili. Nie prosi o to, nawet tego nie pragn. A jednak, myjc ruch za ruchem twarz czarnowosej pacjentki profesora i wyciskajc rcznik w misce z wod, poczu, e co si zmienio. Jedyne, czego pragn w tej chwili to pozwoli trwa temu uczuciu. Choby przez ca wieczno mia my rzygi z twarzy tej kobiety. Nie wierz, eby wrd was, przyjaciele, znalaz si choby jeden, ktry nie domyliby si, e Burnfield zakocha si w Annie Kamiskiej lecej na szpitalnym ku.
175

Bo owszem rozpali si na jej widok tak bardzo, e z ogromnym, szczerym umiechem w duszy, odtwarza sobie w gowie jeden obraz: oto kroczc przez ycie, nagle, z zachwytu nad jej piknem, niespodziewanie wchodzi w jaki mebel, albo w cian i wywraca si, za kadym razem, kiedy widzi j po raz pierwszy, po raz pierwszy i po raz pierwszy... Pacjentka niespodziewanie obudzia si. Niemiao otwierajc oczy i mruc je natychmiast, gdy razio j jarzeniowe, biae wiato, zapytaa cicho: - Adam? Adam Profesor Drzewiecki nie pozwoli Jackowi na odpowied: - Jestem tu kochanie. Jestem przy tobie. Anna Kamiska zamkna oczy. Na jej twarzy pojawi si wyraz ulgi. - Jak dobrze, e jeste - wyszeptaa cichutko, a Jack poczu, e kto uderza go trzonkiem od siekiery prosto w pysk. - Zdejm ci kroplwk odpar profesor, delikatnie chwytajc w do przeroczysty wyk. Jak si spao? - Cudownie. Ale kim jest ten pan, Adamie? Gapicy si na ca scen Jack poczu, e si czerwieni. - To Jack Burnfield, dziennikarz wyjani spokojnie profesor. Anna Kamiska poderwaa si nagle z ka. Z nieludzk si chwycia domi nadgarstki kompletnie zdezorientowanego Jacka. Spojrzaa w sam rodek jego duszy. Spojrzenie kobiety przeszyo go na wskro, poczu si kompletnie nagi, tak jakby kto nagle uzewntrzni wszystkie jego wystpki i grzechy, wypisujc mu je na czole. Wszystko to stao si w uamek sekundy. - Czego tu szukasz, Jacku Burnfield?! wrzasna, a oczy niemal wyszy jej z orbit. Czyby nie sysza, jakim potworem jest mj m? zamiaa si szyderczo. Jack zamar. - Ja - Potwory! Diaby! krzyczaa Anna, a ucisk jej doni przybiera na sile z sekundy na sekund. Wszyscy jestemy tacy sami i wy te wszyscy stanowicie to samo gwno! Nie zdajesz sobie nawet sprawy, dziennikarzu, jak wielk moc obdarzy mnie mj m! O nie, nie moesz mie o tym pojcia! Rce Jacka wyrway si z niespotykanym u niego lkiem, z elaznego ucisku lecej na ku Anny. Serce walio mu jak motem. - Anno, Jack przyby tu, aby nam pomc oznajmi spokojnie profesor Drzewiecki, nawet nie patrzc w stron zszokowanego Burnfielda. Jest dobrym dziennikarzem. Ma zamiar opisa w swoim reportau, czym naprawd zajmujemy si w naszej klinice
176

Jack nie by tego wcale taki pewien. - Co, na wszystkie witoci, moe wiedzie dziennikarz o naszej wyprawie! krzyczaa Anna. Co! Zapomniae ju, o tym, co z nami zrobili wszyscy dziennikarze, Adamie? Rozejrzyj si, wiat ktry stworzye pogry si w kamstwie, przez takich jak on! wskazaa na Jacka oskarycielskim palcem. A on po raz pierwszy w yciu nie by w stanie wykrztusi choby jednego sowa. Drzewiecki stara si opanowa sytuacj. - Pan Burnfield przyby tu, aby opisa nasz histori od wewntrz. I rczy za to, e ta historia bdzie prawdziwa. ona profesora w najmniejszym stopniu nie wygldaa na przekonan. Szczerze mwic zachowywaa si jak w amoku. - To dziennikarz! Hiena, ktra eruje na twoim powiceniu! Nie ufam mu, tak samo jak nie ufaam wszystkim tym ludziom, ktrzy obiecywali, e opisz twoje badania takimi, jakie s naprawd! Na Boga, czowieku, nie pozwl zniszczy nas cakowicie! Nie widzisz, e gnijemy?! Znw zwrcia swoje wytrzeszczone z wciekoci oczy w stron Jacka: A ty! Nie zobaczye ju do?! Masz czego chciae! wskazaa swoim nienaturalnie dugim palcem wskazujcym na zasychajce resztki wymiocin na swojej twarzy. Wszede do kliniki, rozmawiasz z nami. Opisz mnie i jego! Zrb z nas punw, cierwa nie zasugujce na ycie! Zasugujemy na mier, czy nie, Jacku Burnfield?! Drzewiecki milcza, a na jego twarzy malowa si wyraz gbokiego zasmucenia. Jack zrozumia, e milczc, profesor postanowi da mu szans na wyjanienia. Ale czy naprawd moe liczy na moj rzetelno? pomyla Jack i od razu pomyla, e dwie biae kreski to stanowczo za mao, na takie rozmowy. - Nie zasuguj pastwo na mier, pani Kamiska. Nikt nie zasuguje odpar po duszej chwili. - Wa sowa z rozwag, dziennikarzu wycedzia kobieta. Od tego co powiesz, moe zalee przyszo nas wszystkich. Spjrz na mnie. Co widzisz? Jack milcza. - Co widzisz? zapytaa ponownie. Co wanie zobaczye, Jacku Burnfield? - Widz pani, pani Kamiska odpar niezdarnie. - Gwno! parskna straszliwym miechem. Widzisz doktora Mengele i mier, ktr zadaje dzie po dniu swojej ukochanej, czy nie? Porwnanie, jak stwierdzi w mylach Jack, okazao si nad wyraz trafione. Doktor Mengele, prowadzcy pseudoeksperymenty na karach, blinitach i winiach w obozie

177

koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau, stanowi niespodziewanie trafion metafor tego, co mia okazj wanie oglda. Oto faszerowana na co dzie potnym koktajlem substancji farmakologicznych kobieta na godzie, wykada przed nim ca prawd o wasnym mu, ktry w zasadzie powici jej ycie dla swoich eksperymentw nad wiadomym nieniem. Przy okazji doprowadzajc j najwyraniej na skraj zaamania nerwowego. - Pani m nie jest doktorem Mengele, pani Kamiska odpar dziennikarz. A ja nie odwaybym si na uycie takich porwna, jeli nie bybym co do nich absolutnie przekonany. skama. - W takim razie czego jeszcze pan potrzebuje? zapytaa kobieta, podnoszc si z ogromnym wysikiem z ka i opierajc si na okciach. Jednym ruchem wyrwaa sobie kroplwk z rki. Po ramieniu popyna krew. Czerwone krople yciodajnego pynu skapyway na wymit, przepocon pociel. Jack nie potrafi wyjani swojej odpowiedzi. Sowa po prostu popyny z jego ust, jakby poza jego wiadomoci. Prbowa wyjani to pniej kokainowym hajem, analizowa ca rozmow przez reszt swojego pniejszego ycia. A jednak nie znalaz ani jednego racjonalnego powodu, dla ktrego powiedzia: - Chc wej w wiadomy sen. I opisa wszystko od wewntrz. Niespodziewanie szaleczy wyraz twarzy Anny Kamiskiej zela nieco, po chwili wydajc si Jackowi bardzo agodny. I niesamowicie pocigajcy. Zapada cisza. - Opatrz to, kochanie Drzewiecki przerwa cignce si w nieskoczono milczenie, zbliajc si do maonki z bandaem. Myl, e na dzi wystarczy. - Nie powiedzia cicho Jack. Z caym szacunkiem profesorze Drzewiecki, ale nie wystarczy. Chc zacz jeszcze dzisiaj. Profesor spojrza na niego. Nie by zaskoczony. - Chce pan, abym wprowadzi pana w wiadomy sen? wiadomy sen na roztworze? Jack kiwn gow. Wyraz twarzy profesora Drzewieckiego tylko pozornie wyraa zdziwienie. Chocia w normalnych okolicznociach Jack pomylaby, e to cie umiechu. W tej chwili dziennikarz nie potrafi jednak okreli, czy profesor wyraa w ten sposb swoj aprobat, czy te za chwil powie czowieku, zdajesz sobie spraw na co si piszesz?. - To bdzie wymagao treningu, panie Burnfield. Potrzeba - Zgadzam si.

178

- C Jeeli moja ona nie ma nic przeciwko - odpar naukowiec po chwili, skupiajc uwag na ostatnim wle opatrunku na ramieniu Anny. - Przeciwnie Adamie, ona jest zdania, e to niegupi pomys. odpowiedziaa natychmiast Anna, z ironicznym umieszkiem wpatrujc si w dziennikarza. Przynie roztwr dla mnie i pana Burnfielda, kochanie. Przekonamy si, czy dziennikarz bdzie obroc obiektywizmu, kiedy obudzi si za kilka dni. - W porzdku rzek Drzewiecki. Panie Burnfield, bdzie pan askaw pj ze mn. Przywieziemy paskie ko. Jack zamar. - Kilka dni? powtrzy. wiadomy sen na roztworze trwa kilka dni? Anna znw wydaa z siebie aosn namiastk szyderczego miechu. Przerwa jej jednak nagy atak kaszlu. - Widz, ze pan dziennikarz niewiele wie jeszcze o twojej pracy, kochanie. Tolerancja organizmu na roztwr ronie, panie Burnfield. Szczerze zazdroszcz. Mj pierwszy sen trwa tydzie, teraz utrzymuje si na rednim poziomie, powiedzmy, czterech godzin. To skojarzyo si Jackowi z modelowym przykadem na uzalenienie niemal od kadej znanej mu substancji psychoaktywnej. Poczynajc od niewinnej marihuany, na opiatach koczc, organizm stopniowo przyzwyczaja si do przyjmowanej substancji, a to oznaczao e naleao wciga, albo wtacza w siebie coraz wiksze dawki narkotyku, aby utrzyma Wielki Upragniony High. Dwie minuty pniej, kiedy Jack szed z profesorem po swoje ko, przypomnia sobie o wcignitej kokainie. Czy biay proszek, stanowicy jedyne rdo radosnego entuzjazmu i motywacji, jakie zna, nie bdzie kolidowa ze skadnikami sennego roztworu? Postanowi podj ryzyko i nie wspomina profesorowi o przyjtej p godziny temu koce. Dziesi minut pniej lea ju okryty bia pociel, na ku stojcym p metra od ka Anny Kamiskiej. - Nie musi si pan specjalnie wysila, panie Burnfield. Sen przyjdzie sam, to potrwa dosownie chwil. I prosz si przyoy do nienia, zapamita z niego jak najwicej. Postaramy si razem wycign wnioski, po paskim przebudzeniu. Przyoy si do nienia. Dobre sobie. Kiedy profesor aplikowa mu dojcie doylne na lewym przedramieniu Jack zastanawia si, czy jemu te bd zmywa rzygowiny z twarzy.

179

Rozdzia IX

Vide cor meum

nia mi si rzeczywisto. Z jak ulg si obudziem


~ Stanisaw Jerzy Lec

27 wrzenia, prawie dwie godziny po pnocy. Sen Jacka Burnfielda

1.
ielki niepokj. Strach. Tak, to znowu ja. Nazywam si Jack Burnfield, jestem pochodzcym z Nowego Jorku amerykacem o polskich korzeniach. To wszystko teraz nieistotne. Obiecuj, e przyjdzie pora na to, e bdziemy mogli pozna si

bliej. Na razie nie ma to jednak adnego znaczenia dla historii o wiadomym nieniu, ktr chciaem opowiedzie. Jak wyglda mj pierwszy wiadomy sen, w ktry wprowadzi mnie noblista Adam Drzewiecki? C sprbuj to opisa. Pooyem si na ku, a roztwr kapa sobie przez wyk kroplwki. Kropla za kropl, przez jaki czas, a zasnem. Kady z was posiada ze wspomnienia. Wybierzcie prosz jedno najgorsze. Ju? To teraz pomncie to przez osiemdziesit dwa miliardy szeset osiemdziesit dwa miliony czterysta pitnacie tysicy osiemset dziewidziesit trzy. Oto co czuem.
180

Wizje? Ludzie z ptasimi dziobami, skrzek i pacz maych dziewczynek. Niewiele wicej zapamitaem, a nawet gdybym teraz kama, to chrzacie si. Nic wicej na ten temat nie bd wam mwi. Czas straci znaczenie. Wszystkie uywki, od ktrych nie stroniem, w cigu caego mojego trzydziestoletniego ycia, okazay si marn namiastk tego, co byo mi dane w tej chwili dowiadczy. Istniaem tylko ja i pokrcony cig przyczynowo - skutkowy myli i zdarze, wodzcy mnie coraz wyej i wyej w niebo. No i oczywicie byy te ptaki z rozczapierzonymi dziobami. To kruki! Czarne ogromne ptaszyska. Mae potwory. Z rogami! - podobno nazywaj to wszystko chor jazd. Ja nazywam to skojarzeniami. Nie mam pojcia jak dugo trwaem tak w mentalnym blenderze, wiem tylko, e paradoskalnie sprawiao mi to wszystko wielk przyjemno, tak wielk, e wszystkie moje dotychczasowe przeycia, pierwszy seks, pierwsza mio, pierwszy pocaunek okazay si nic nie wartymi gupotami. Jednoczenie miaem poczucie koszmaru, w ktrym si znajduj, nie znaem bowiem wwczas adnego sposobu na zatrzymanie szalonego wiru, w ktrego samym epicentrum nagle si znalazem. Kada nadchodzca myl wydawaa mi si epicka w swoim znaczeniu. Przemylenia? Nonsens. Moe ciekawo? Gwno, nie ciekawo. Nieprzenikniony chaos, natok myli i wspomnie, zmieszanych ze sob bez adnej widocznej logiki, oto co udao mi si zapamita z psychodelicznej podry. Kaskada wizualnych przey opisywanych z namaszczeniem we wszystkich znanych mi opowieciach narkomanw (spord ktrych poowa nie ya od wielu lat) nie miaa koca.

- Narkoman! Gnida! Ty aosny mieciu! - Kto? - Ty, Burnfield, TY! - Jaki ja?
I tak, skojarzenie za skojarzeniem, dotarem do bardzo nieprzyjemnego momentu, znanego w caym zachodnim wiecie pod nazw bad trip. Przypomniaem sobie nagle wszystkie relacje wiadkw, ktre czytaem z zapartym tchem, wszystkie opowieci mwice o wietle w tunelu podczas stanu mierci klinicznej. Kiedy ciao umiera, a umys ostatkiem si wystrzeliwuje do mzgu koktajl z endorfin.
181

Jedyne, co liczyo si dla mnie w tej chwili to uczucie nieposiadania ciaa. Rosnca bogo istnienia, wzrastajca we mnie z kad sekund. A wic istniao we mnie co o wiele potniejszego, co czego nie jest w stanie pomieci ciao. A potem przysza wielka ulga. Mj umys samodzielnie pogry si w cakowitym spokoju, przejawiajcym si w kadej nadchodzcej sytuacji. Prawdziwy wiadomy sen nastpi dopiero teraz, z czego zdaem sobie spraw w momencie, w ktrym znalazem si w samym rodku koszmaru. Gwar? Nie, to krzyki. I rozkazy wydawane po niemiecku. - Tatiana. Tatiana! usyszaem tak wyranie, e a krzyknem, odwracajc gow w kierunku gosu. To zrozpaczona matka prbuje odnale swoj creczk wrd nieopisanego chaosu i rozpaczliwych krzykw. Nie wiedzie kiedy, wbrew wasnej woli, znalazem si w samym rodku nieopisanego pieka. Byo lato, gdzie nad nami wierkay ptaki, a niebo byo bkitne. Licie drzew szumiay spokojnie, koysane przez lekki wiaterek. Pogod w normalnych okolicznociach mona by uzna za cudown, a wietrzyk za kojcy. Tyle, e okolicznoci w adnej mierze nie byy normalne. W zasadzie byy dokadnym przeciwiestwem normalnoci, o czym miaem przekona si na wasnej skrze ju za chwil. Wiedziaem doskonale gdzie si znajduj. To byo miejsce, do ktrego istnienia pewna cz wiata nie potrafi si przyzna do dzi. To, w ktrym si znalazem nosio wiele nazw, lecz ta zapamitana przez histori brzmiaa Die Judenrampe. Rampa przeadownicza, lub jak wolicie, wysoki peron dla nowo przybyych goci Konzentrationslager Auschwitz. Witamy serdecznie. Nigdy, mimo i poza dziennikarstwem trudniem si take wykadaniem historii na pewnym trzeciorzdnym uniwersytecie, nie rozmylaem duej ni kilka chwil o KL Auschwitz. Nie potrafiem, naprawd nie mogem zmusi si do zrozumienia, na czym polegao pieko wizionych tutaj ludzi. Mj umys, przyznaj, nie potrafi poradzi sobie duej ni kilka sekund, moe nawet mniej, z myl pod tytuem to wszystko w Auschwitz, te wszystkie okropnoci dziay si naprawd. A jednak moja podwiadomo wykreowaa t sceneri, a ja znalazem si w samym rodku ludzkiego cierpienia. A moja wiedza teoretyczna na temat zwyrodnialczych czynw, jakie dziay si w Auschwitz, miaa mnie wkrtce dopa z potn si.
182

Znalazem si tutaj, na rampie, jako jeden spord wielu i nie wiedziaem, z jakiego powodu staem sobie tutaj, wbrew wasnej woli, w morzu chaosu, a cilej rzecz biorc przeraonych na mier ludzi, odzianych w szare, wypowiae paszcze i kurtki. Ostatni ludzie wyskakiwali z wagonw przeznaczonych dla byda, a niecierpliwi nazistowscy onierze okadali ich plecy uderzeniami penymi poncej nienawici. Tumany pary wydostajce si ze stalowego komina stojcej za nami lokomotywy wznosiy si w niebo, cho coraz sabiej. Die Lokomotive z ogromn swastyk na przedzie syczaa zowieszczo, przywodzc na myl stalowego tarpana, odpoczywajcego po dugiej podry. Kby biaej, gstej pary potgoway uczucie coraz bardziej doskwierajcego gorca, buchajc nam prosto w twarze. Miaem na sobie mierdzcy i dziurawy na rkawach paszcz. Czy za chwil zmieni si w wizienny pasiak Auschwitz , a ja zostan tu Bg wie na jaki czas? Tego nie wiedziaem. Esesmani popychali nas, potn grup ludzi w szarych znoszonych kurtkach i dziurawych paszczach, kobiety z chustami na gowach i licznych starcw z gwiazd Dawida na ramionach. W powietrzu latay walizki, skrupulatnie opisane przez wacicieli kred, teraz uznane przez nogi naszych oprawcw za zbdne do dalszej egzystencji. Bo przecie w ich mniemaniu nie byo potrzeby tachania za sob ogromnych kufrw z dobytkiem ycia, kiedy to wanie ycie miao skoczy si w cigu nadchodzcych chwil. Poza tym posiadanie jakichkolwiek cennych rzeczy byo surowo karane w nazistowskich obozach zagady. Im wicej miaem skojarze, tym wicej widziaem. Trzsem si, pomimo upau, tak jakby panowa mrz. Kobiety pakay, prbujc ukry w ramionach swoje przeraone kilkuletnie dzieci. Jaki mody yd szamocze si z grubym nazist, krzyczc co o zbrodni wojennej. Po chwili lduje na ziemi okadany skrzanymi buciorami przez p tuzina oficerw. - Tatiana! Tatiana, kochanie! sysz. Przeraona matka nie moe odnale swojej maej dziewczynki. Widz karabiny, ktre esesmani trzymaj w swoich doniach. Nie zawahaj si uy broni, przeciwnie, to czy skieruj luf w moj stron, czy te w kierunku kogo innego, zaley w zasadzie tylko od ich kaprysu. Ci ubrani w zielone mundury oprawcy maj te pistolety, ukryte w skrzanych kaburach, przypitych do oficerskich paskw przypomniaem sobie przeraony.

183

Od chwili mojego przybycia nie pad, dziki Bogu, ani jeden strza. Cieszyem si tym jedynie przez krtk chwil, bowiem to co miao si rozpta za chwil byo zreszt posuchajcie. Moda matka, szukajca swojej ukochanej maej dziewczynki, znika mi z oczu, a jej rozpaczliwe woanie tonie w morzu wzajemnego przekrzykiwania si. onierze miej si z nas, wybierajc co bardziej wyrniajcych si skiniciem lufy swoich karabinw. - Verdammt Krppel2 mody esesman spoglda w stron starca z amputowan nog. Biedak moe by pewien, e nie przeyje najbliszych piciu minut. Przypomniaem sobie dyskusj z pewnym modym studentem, ktry przyszed do mnie po moim wykadzie, nie mogc uwierzy, jak bardzo niepenosprawn moralnoci dysponuj ludzie, ktrzy dopuszczali si takich rzeczy. By jedynym czowiekiem, ktry zapyta mnie o to, podczas caej mojej kariery naukowej. - To niemoliwe, panie Burnfield. Ludzie zamykani w obozach. Komory gazowe, rozstrzelania. Byy informacje, wiedzielimy o tym, wszyscy zdawalimy sobie spraw, e Niemcy zamykaj ludzi w obozach, aby zamczy ich na mier! Dlaczego nic z tym nie zrobilimy?! Mody i dumny, cho raczej weekendowy wykadowca podrzdnego uniwersytetu, utrzymujcy si w przekonaniu, ze koks, amatorskie dziennikarstwo i dorywcze nauczanie modych studentw historii wcale si ze sob nie gryz nie wiedzia co odpowiedzie. Oto Jack Burnfield, jakiego pamitam. Bezradny i wydajcy z siebie debilne yyyyy hmmm c.. Wahaem si wtedy przez dusz, cignc si w nieskoczono chwil, a potem przypomniaem mu tre mojego ostatniego wykadu. - Najczciej do rozstrzelania, jeszcze nawet przed wejciem do obozu zagady, wybierani byli ludzie starzy i schorowani, w uznaniu nazistw nie nadajcy si do jakiejkolwiek pracy. mwiem do ludzi, ktrzy notowali kade moje sowo, a ja cieszyem si, e wreszcie kto mnie sucha. - W ich mniemaniu byy to jednostkowe bdy, ktre musieli wyapa przy odbiorze nowego transportu ludzi. To byy pomyki, niedobitki z apanek, a esesmani nienawidzili pomyek i niedoskonaoci. Ludzie z podwjnym S na swoich czapkach kopali kaleki po gowach i uderzali kolbami po caym ciele, bo wpojono im do gowy, e ich wasne mylenie jest niewiele warte. Zawsze liczy si tylko rozkaz. No, moe nie rozkaz przepis w regulaminie. Przyznam si, e teraz, stojc na rampie kolejowej Auschwitz-Birkenau, odpowiedziabym temu dociekliwemu czowiekowi zupenie inaczej. Na wasne oczy

Verdammt Kruppel... z niem. przeklty kaleka


184

widziaem, jak mody kopie biednego, niedomagajcego czowieka w kikut, a pniej bez jakichkolwiek oporw amie mu nos obcasem swojego skrzanego buciora. Musiaem odwrci wzrok. Po prostu to zrobiem. - Nach links, nach links! krzyczy doniole najwyszy rang mundurowy., ktry wszed teraz na dach jednego z bydlcych wagonw, aby mc kierowa tumem z gry. Ma ob twarz szkaratnej barwy. I wydaje si bardzo zadowolony z siebie. Kazano nam ustawi si w szeregu. Nikt nas nigdy si tego nie uczy, mimo tego utworzylimy kolumn w cigu najwyej dwudziestu sekund. Zapada grobowa cisza. Pot la si ze mnie strumieniami, nie odwayem si jednak wykona najmniejszego ruchu, ani zetrze choby kilku kropel z czoa. Stalimy tak w milczeniu, podczas gdy esesmani palili papierosy, rozmawiali i miali si z nas. - Pieprzone ydki odzywa si do nas stojcy na wagonie oficer z ob twarz. Cisza, ktr wywoa tym krtkim stwierdzeniem jest absolutna. Bdcie pewni, e nie wyjdziecie std ywi. Powybijamy was wszystkich tak, jak tu stoicie! Po czym wyjmuje z kabury swj pistolet i strzela, nie przykadajc si zbytnio do celowania, ot tak, po prostu, w tum. Moda matka wrzeszczy z blu kula przesza na wylot przez jej brzuch. onierze momentalnie wychwytuj j z tumu sparaliowanych strachem ludzi i nios j za pocig. Po minucie rozlega si dwik wystrzau. Egzekucja z zimn krwi. Jak to moliwe?! Jak, panie Burnfield?! zapytaby mnie mj student. A ja zbybym go wiedz historyczn, byleby tylko nie zadrcza si koszmarnymi mylami i rozwaaniami o ludzkiej moralnoci, ktrej nawet sam wtedy nie miaem. Pusty pocig odjecha po jakim czasie, egnajc nas wysokim, przecigym gwizdem. W milczeniu patrzelimy przed siebie, kierujc wzrok w stron torw kolejowych. Co teraz, ydowskie winie? Co jeszcze moemy dla was zrobi? pytali nas ironicznie onierze. Nikt nie odway si odpowiedzie choby jednym sowem. Stalimy na rampie w kompletnej ciszy, stalimy nie wiadomo ile. Soce wzeszo w zenit i doskwiera nam upa. Bardzo chciao nam si pi. Usyszaem stumiony dwik, najwyraniej kto zemdla, nie wytrzymawszy przeraliwego gorca, jakie nam doskwierao. Wysoki nazista podchodzi do lecej na ziemi kobiety i z wyrazem gbokiego obrzydzenia trca jej twarz koniuszkiem oficerskiego buta. Wykrzywia wargi. Kobieta jest albo nieprzytomna albo po prostu zmara z trwogi.

185

Niewiele mylc mundurowy wyjmuje pistolet, przeadowuje go i strzela jej w ty gowy. - Mein Gott... Sie bringen uns mehr und mehr anfllig komentuje. Czy rzeczywicie do Auschwitz przybywali coraz to sabsi i sabsi? To bya oczywicie prawda, wszak trwaa wojna, ale nie zdyem na ten temat pomyle duej ni p sekundy. Oto wybucha panika, potna i gwatowna, ju nic nie zostaje z szeregu, w ktrym trwalimy, jak mi si wydaje, przez ca wieczno. - Nie! krzyknem w trwodze, jednak nikt mnie nie usysza. Nazici s zaskoczeni. Szybko przywrceni do porzdku nieartykuowanym krzykiem dowdcy wyjmuj paki i zaczynaj okada tum, opanowany przez cakowity chaos. Znw sycha tylko krzyki, z ktrych nie da si zrozumie niemale sowa. Panuje nieopisany haas, przepeniony chaotycznymi krzykami Pomocy! i Ludzie, ludzie ratujcie!. Jestem przeraony, wiem e mier zblia si do mnie, jest ju tu-tu, chwyta mnie za szyj i dusi swoimi palcami, a bielej jej knykcie. Nazici strzelaj bez ostrzeenia, wybierajc sobie za cele najgoniej krzyczcych, najszybciej uciekajcych lub po prostu bdcych w najmniejszej odlegoci. Strzelaj nie tylko w korpusy oszalaego z przeraenia tumu, cz wystrzelanych przecigymi seriami naboi trafia w ludzkie gowy, rozstrzeliwujc czaszki i mzgi. Z luf karabinw wydostaje si mierdzcy dym. Owczarek grubego nazisty wyrywa si ze smyczy. Pies! Czowieku ratuj si! krzycz na cae gardo. Nie mija pi sekund, a bestia ju rozszarpuje gardo przeraliwie skrzeczcego starego yda. I wtedy wydarzyo si co, czego nigdy nie powiedziaem i nigdy nie powiem profesorowi Drzewieckiemu. Na rampie przeadowniczej pojawia si jego ona. Jak gdyby nigdy nic pikna Anna Kamiska wysza zza ostatniego z bydlcych wagonw i sza, jakby niedostrzegana przez nikogo ze spanikowanego tumu, tego caego kipicego kota ofiar i oprawcw. Kroczya dumnie i prosto w moj stron. Ubrana po cywilnemu, w brzowy zamszowy paszcz i wysokie skrzane oficerki bya uderzajco, zabjczo wrcz pikna, w przeciwiestwie do udrczonych wojn kobiet, zaniedbanych i wygodzonych. Pikna Anna miaa czyst niad cer i mocno pomalowane oczy. Sprawiaa wraenie, jakby wyrwano j ze wspczesnych czasw i umieszczono nagle w samym rodku rozszalaego tumu. Jakby po prostu skrcia tego dnia w niewaciwa stron i nagle znalaza si nie na dworcu, lecz na stacji Birkenau, w czasach swojej wietnoci. Mielimy wic co wsplnego.
186

- Prosz pani! krzyknem w jej stron, jednak gos zamar mi w krtani. Panowa potworny zgiek. Kobieta nie syszaa mnie jeszcze, cho ju widziaa. Roztaczajca aur niesamowitej pewnoci siebie odepchna delikatnym ruchem rki stojcego jej na drodze esesmana, przypatrujcego si jej z mieszank wciekoci i bezsilnoci. Mczyzna nie odezwa si sowem, a ja nadal nie mogem wydoby z siebie sowa, kiedy wreszcie stana obok mnie. Nie odezwaa si do mnie, palcem wskazujcym przyoonym do swoich krwistoczerwonych ust oznajmia mi jasno: sied cicho, dziennikarzu. Stalimy tak w milczeniu przez bliej nie okrelon chwil. W mojej gowie wybucha bomba pena pyta. Skd wzia si tu ona profesora? Czy to sen? Ona, pikna Kamiska, te jest jego czci, tak czy nie? A moe po prostu zwariowaem, najzwyczajniej na wiecie, cho w niewytumaczalny sposb utkwiem w tej koszmarnej rzeczywistoci ju na zawsze? Patrzc na rozgrywajcy si wok mnie dramat byem skonny w to uwierzy. To zdumiewajce jak wielk obojtno wykazywaa (istniejca lub nie) ona profesora Drzewieckiego na rozgrywajc si wok nas scen katowania przeraonych ludzi. Wydao mi si to wrcz nieludzkie. W przeciwiestwie do niej, nie potrafiem nie patrze na rozgrywajce si wok mnie dantejskie sceny: dorosych mczyzn w mundurach okadajcych uderzeniami swoich butw i kolb karabinw, najwyej dziesicioletniego chopca. Trzyman za klapy paszcza star kobiecin, prbujc wyrwa si z ucisku modego nazisty, ktra po chwili otrzymuje cios z pici w twarz i zalewa si krwi. Krzyk blu i rozpaczy, kiedy katowany na mier chopczyk osuwa si na betonowe pyty peronu brzmi nieludzko. Jak wycie maltretowanego na mier zwierzcia. Co zdumiewajce, kiedy Anna Kamiska i ja stalimy na rampie, nie spad nam wos z gowy. Byo to niewytumaczalne, mimo e tum wok nas przypomina mrwki miotajce si w panice, na przykad tak jak gdy maa dziewczynka podpala ich mrowisko za pomoc lupy swojego dziadka. Naprawd nie zdaem sobie sprawy, e moglimy przez par chwil poczu si cakowicie bezpiecznie. Co oczywicie wanie mino.. onierzom SS udaje si opanowa sytuacj. Ostatnie krzyki cichn, a panika zostaje doszcztnie zgaszona. Okoo trzydziestu martwych cia ley przed szeregiem przeraonych na mier ludzi, w tym mnie i nadal niewzruszonej caym zdarzeniem Anny, ktra, jeli to w ogle moliwe, wygldaa na znudzon.

187

Nagle ujrzaem tuzin osb, cho ju odzianych przez odpowiednie suby w wizienne pasiaki, to traktowanych na pierwszy rzut oka duo lepiej od nas i pilnowanych w zasadzie bez potrzeby przez samotnego esesmana. Stali tak, ustawieni w parach, w niewielkiej odlegoci od nas, wyczekujc z niecierpliwoci. Niespodziewanie uderzyo mnie we mnie spojrzenie jednego spord dwunastki ubranych w obozowe szmaty mczyzn: przyglda mi si z uwag, a po chwili wyszczerzy w upiornym umiechu resztki swoich zbw. Szalestwo w jego oczach dao mi momentalne zrozumienie: krzywi si do mnie wizie Sonderkomanndo. Szwadron mierci, ludzie od zwok mieli wkrtce zaj si tymi, ktrym nie bdzie dane przey najbliszych minut. Zaj si to znaczy ograbi ich ze wszystkich kosztownoci, wrzuci na drewniany wzek i odwie do komory. Mj ucze uy nawet okrelenia na wpywe trupy w pasiakach, dostajce p miski zgniego jedzenia wicej, i nie bite tak czsto jak pozostali. Nie wiedziaem czy zbeszta go i przerwa, czy przyzna racj. Przypomniaem sobie wczesne wzburzenie tego samego studenta, ktrego imienia za choler nie mogem sobie teraz przypomnie: - Oto jak wyglda w Auschwitz czowiek uprzywilejowany: celem jego ycia jest babranie si w trupach krzycza. - Grzebanie goymi rkoma w tysicach, dziesitkach tysicy zwok, rozstrzeliwanych, gazowanych, bdcych efektem ubocznym przeprowadzanych tu eksperymentw na ludziach, albo po prostu skatowanych na mier spojrza prosto na mnie. - Panie Burnfield, nie mog tego zrozumie. Nie potrafi! Ja te nie potrafiem. Przypatruje si dyskretnie: z tego co zdyem zrozumie czonkowie Sonderkommando, pilnowani przez stranika, ju za kilka minut mieli zaj si wszystkim tym co pozostanie na peronie, ju po przyjciu nowych winiw do obozu KL Auschwitz. Wszystkim, czyli mwic wprost trupami, a raczej ich przedmiotami, przedstawiajcymi jakkolwiek warto. Ju za chwil czonkowie szwadronu Sonderkommando mieli zaj si wszystkimi, nalecymi do nieboszczykw zegarkami, zotymi zbami, wisiorkami, pamitkowymi medalikami, a take walizkami przymusowo pozostawianymi przez nowo przybyych na miertelnie niebezpiecznym peronie. Natychmiast przypominam sobie kolejny z moich wykadw historii: prbowaem wtedy uwiadomi moim studentom, e w Auschwitz ludzie od trupw doskonale zdawali sobie spraw z tego, e to kwestia kilku tygodni, a moe nawet i dni, a to oni sami znajd

188

si na stosie biaych jak kreda, martwych i wychudzonych cia, pniej wrzucanych do piecw krematorium. Byem ju wtedy wykadowc, cho amatorem, to we wasnym mniemaniu z ogromn wiedz na temat drugiej wojny wiatowej, a w szczeglnoci wanie niemieckiej Trzeciej Rzeszy, ktra urzdzia tu w Polsce co, co mieli czelno nazywa obozem koncentracyjnym. W rzeczywistoci nie wiedziaem nic, znaem tylko kilka dat i faktw. Byem najwikszym kretynem na wiecie sdzc, e wiem co o cierpieniu tych ludzi. Co najbardziej tragiczne, czonkowie szwadronu mierci, dzie w dzie zajmujcy si goleniem trupich gw, przeszukiwaniem odbytw i pochew nieboszczykw w poszukiwaniu ukrytych kosztownoci, mieli doskonae pojcie o wszystkich wielkich, tustych kamstwach jakimi karmiono winiw Konzentrationslager Auschwitz. Ludzie Sonderkommando wiedzieli wic, e szczoteczki do zbw i myda, ktre rozdawano przed wejciem do "ani" nie miay by uyte przez winiw ani razu. "anie" nie byy bowiem aniami, a komorami mierci, mogcymi pomieci na raz nawet tysic stoczonych do granic moliwoci i przeraonych do szpiku koci ludzi. Oni naprawd wiedzieli, e prysznice w komorach gazowych to tylko atrapy. Wiedzieli te, e kilka tygodni ycia wicej to jedyne czego mog oczekiwa w zamian za utrzymanie tajemnicy. Szalestwo, ktre teraz widz w ich oczach zdaje si to potwierdza. Moja panika ronie z minuty na minut. Obezwadnia mnie elaznym chwytem, nie dopuszczajc do gosu jakichkolwiek oznak racjonalnego mylenia. Czy tylko ja, spord caego tumu rozkrzyczanych i przeraonych ludzi, dostrzegem umiech jednego z czonkw Sonderkommando? To nie by czowiek. Nie mia prawa nim by, aden czowiek nie mg umiecha si w ten sposb. Widziaem kipice dz mordu wciekle czerwone lepia. I wilczy pysk szczerzcy okryte pian ky. To by umiech samego szatana. Sraem pod siebie ze strachu. Przez uamek sekundy zdawao mi si, e widz w tym umiechu sam mier, a monstrum zamiast ust posiada dziur w zakrwawionej twarzy. Jego oczy zdaway si zaj za bia mg szalestwa, a jego wizienny pasiak zamieni si w mgnieniu oka w czarny skrzany mundur nazistowskiego oprawcy. Moja podwiadomo krzyczy, e umiech potwora by grob, skierowan prosto we mnie. - Chod do mnie usyszaem gos pod czaszk. Chod, nie opieraj si. Zobacz Burnfield, zobacz co potrafi! Ty aosny, nic nie warty punie! Jestem tu aby zgin. Wanie wtedy twarz monstrum zacza gni.
189

Krzyknem przeraony, kiedy Anna pooya mi rk na ramieniu. I cho nie wypowiedziaa ani sowa, w tej chwili dotara do mnie prawda. Miaem ochot pacn si gow w czoo, a na gos powiedziaem: - Kurwa, oczywicie! Obecno Anny Kamiskiej, kobiety ktra w rzeczywistoci ley teraz, nie dalej jak trzy metry ode mnie, otarta z wasnych wymiocin i podczona do kroplwki, oznaczaa jeden oczywisty fakt, o ktrym mj pogrony w panice umys najwyraniej zapomnia na dusz chwil. Znajdowaem si we nie. Ponownie spojrzaem w stron trupa z gnijc twarz. Zobaczyem jednak tylko zwykego czowieka, ponownie odzianego w brudny pasiak w szaro-biae prki. Fakt, biedak wyglda jak jedn nog w grobie, wida byo, e jego udrczone oczy przyzwyczaiy si do codziennego patrzenia mierci prosto w twarz, w adnym razie nie mogem jednak dopatrzy si ladu monstrum, ktrym by przed chwil. Wspczuem mu z caego serca. Nie zdyem zastanowi si nad tym duej ni sekund, a usyszelimy rozkaz ruszenia ydowskich dup z miejsca. Prosto do obozu mierci. Zaraz jak przej kontrol nad snem? Kolumna ludzi przede mn ruszya w stron zejcia z peronu, do bramy wejciowej. Ludzie za mn zaczli wymienia spojrzenia pene paniki i toczy si za moimi plecami. Ostry krzyk stojcego dziesi metrw za mn esesmana przywrci porzdek. - Nie mog przej kontroli! myl przeraony. - Anna! mwi do piknej ony Drzewieckiego. Nie reaguje, nawet na mnie nie patrzy. Jakby na co wyczekiwaa. Krok za krokiem, jak w zwolnionym tempie, widziaem przybliajcy si zawieszony nad wejciem szydzcy z nas napis ARBEIT MACHT FREI, z odwrcon przez jednego z winiw liter B, na znak odbywajcego si za potem koszmaru. Doszlimy tak pospieszani upokarzajcymi krzykami i grobami pobicia do miejsca, w ktrym sta mody oficer, najwyraniej penicy funkcj nadzorcy caego obozu. Sta przed nami odziany, pomimo panujcego skwaru, w czarny skrzany paszcz, skrzane buciory i czapk wiadczc o jego wysokiej pozycji. Odznacze mia na piersi tyle, e mogoby starczy na dziesiciu oficerw i kady z nich natychmiast poczuby si dziesi razy waniejszy. Cho wyranie modszy od wszystkich pilnujcych nas nazistw, wydawa si growa nad wszystkimi, doskonale zdajc sobie spraw z autorytetu i lku, ktry
190

roztacza wok siebie. elazny krzy pod jego szyj oznajmia wszem i wobec, e mamy do czynienia z czowiekiem honoru, przynajmniej wedug nazistowskich standardw. Krl Prus, nieszczsny Fryderyk Wilhelm III nie spodziewa si, w jaki sposb zostanie wykorzystany jego order za czasw Adolfa Hitlera. Prawdopodobnie przewraca si teraz w grobie. Dopiero kiedy zapada absolutna cisza, oficer zacign czapk niej, na wysoko brwi. A potem przemwi: - Jestecie tu na swoje wasne yczenie mwi spokojnym, lecz doniosym i wyranym gosem penym zdecydowania. - aden i adna z was, ydzi i ydwki, Polacy i Polki, ani wy Cyganie i Cyganki, oraz wszyscy, ktrych pominem, nie stoi tutaj przede mn przypadkiem. Znalelicie si tutaj nie z woli naszego wielkiego fuhrera, lecz z waszej wasnej. Tak, dobrze syszycie. Im prdzej to do was dotrze - urwa, bo co mg powiedzie? Tym prdzej std wyjdziecie? - Otrzymaem od Wodza Rzeszy bezporednie rozkazy, dotyczce waszego przeznaczenia. Bdziecie pracowa wszyscy, bez wzgldu na wiek i pe. Kada prba ucieczki bdzie karana mierci. Nie mam wam nic wicej do powiedzenia. Wy dwoje ze mn wskaza na kogo ludzi stojcych za nami. Tak wy dwoje! wtedy wanie, kiedy silne apska jednego z cakowicie ysych, szeregowych esesmanw chwyciy mnie za ramiona zrozumiaem, e chodzi o nas. Byo jednak za pno na jakkolwiek reakcj, przeraony zdyem jedynie zarejestrowa fakt, i przez cignce si w nieskoczono kilka sekund przypatrywao nam si kilkaset par oczu. W przeciwiestwie do Anny, ktrych silne rce ysego nazisty nawet nie prboway dosign, staem jak wryty, przez chwil mocujc si z elaznym uciskiem onierza. - Nie podskakuj mi, przystojniaczku! wybuchn ysy i spoliczkowa mnie. Po damsku, jak pijana kobieta. Odruchowo wycignem rk w obronnym gecie chronicym twarz. I wtedy szarpn mn silnie, prowadzc w stron dowdcy. Niewzruszona niczym Anna kroczya obok mnie. Co si dzieje do cholery, c to za chora sytuacja?! mylaem, przez cay czas zdajc sobie spraw z wasnego nienia, jednak nie bdc w stanie wyrwa si z chwytu ysego szeregowego, ktry przed chwil chlasn mnie w twarz. A policzek bola mnie naprawd. Nie miaem kontroli nad snem. Byem tylko jego uczestnikiem. Tum rzed z kad chwil. Nazici rozpoczli procedur umieszczania swoich nowych niewolnikw w drewnianych barakach, zawsze wypenionych ludmi i tyfusem po brzegi. Ju po chwili stalimy naprzeciw dowdcy.
191

- Chc wiedzie, co tu robicie. odezwa si, patrzc w nasz stron. Nie mam pojcia jakim cudem tu trafilicie, ale oczekuj wyjanie. W przeciwnym razie pozbd si was natychmiast. zagrozi, po czym wskaza praw rk na trzymajcego mnie przez cay czas ysego. Schmidt, spasuj. Ucisk zela natychmiast na swojej sile, a pod wpywem jeszcze kilku sekund silnego spojrzenia modego dowdcy, ysy esesman puci mnie, pokornie oddalajc si o kilka stosownych krokw. Zanim zdyem wypowiedzie sowo, usyszaem sowa Anny, ktra odezwaa si po raz pierwszy, odkd rozpocz si sen. - Dobrze zdajesz sobie spraw z tego kim jeste, tworze rzucia w jego stron niefrasobliwym tonem. Jack! To jest sen, do cholery! odezwaa si do mnie po imieniu. - Otwrz si cho troch na jego wiadom stron, albo te potwory zer ci na niadanie. Wiem doskonale, e to twj pierwszy sen, ale postaraj si okaza cho troch woli, dobrze? Cho mody dowdca pozosta niewzruszony, kpicy umiech ysego Schmidta nie oznacza nic dobrego. Po chwili zwyczajnie si rozemia. - Mein Gott! mia si, patrzc to na Ann to na mnie, z rosncym niedowierzaniem. Mamy tu wariatk! Kobieto, wiesz co robimy w tym miejscu z takimi jak ty? Zdajesz sobie w ogle spraw gdzie jeste? ona profesora spojrzaa na onierza wzrokiem penym ignorancji. W jej oczach widziaem rosnc stanowczo wcieko. - To ty nie zdajesz sobie sprawy z tego gdzie jeste, tworze. Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, kim czym jeste odpowiedziaa, dodajc po chwili: - Jack! To jest posta senna, odbicie twojej podwiadomoci! Jest czci ciebie, wic wydaj mu rozkaz, albo nas zabij. wypowiedziaa te sowa tonem tak spokojnym, jak gdyby chodzio o drobn, niewiele znaczc przysug. Trudno byo w to uwierzy. Ale postanowiem sprbowa. - Oficerze chc porozmawia z t pani zaczem niemiao, po czym dodaem: Prosz, aby zostawi nas pan w spokoju, albo zapewni miejsce, gdzie moemy w spokoju porozmawia. Id std! dodaem szybko. Oczy oficera rozszerzyy si w zdumieniu. - miesz wydawa mi rozkazy? twarz zacza nabiera gronych odcieni czerwieni. Wy, Amerykanie, nie macie za grosz rozumu. Cholerny jankesie, zel ci do komory w pierwszej kolejnoci! Bdziesz si dusi, a ja bd si mia, mia i mia, o tak popatrz!

192

Oficer rozemia si i mia si tak przez chwil. Wida byo, e jest szczerze ubawiony ca sytuacj, podobnie jak Schmidt, ktrego ysy eb trzs si z radoci. - Burnfield, nie suchaj go szepna Anna. - Przecie wiesz, e to tylko twoja psychika! Czy naprawd przez cae ycie nigdy nie prbowae kontrolowa swoich myli? co zdumiewajce szept Anny nadal by spokojny, cho, jak wtedy mylaem, ona rwnie musiaa przecie hamowa swoje rosnce emocje i ca wol kontrolowaa, aby nie da si wcign w wir sennych wydarze. Niespodziewanie wypowiedziaa rozkaz, ktry wyda mi si tak absurdalny, jak caa sytuacja: - Skup si na nastroju! Jacku Burnfield, to twj sen, nie mj! Zrb porzdek ze skurwysynem, rozka mu, eby nas zostawi, albo czeka nas mier! dodaa. - Czego nie rozumiesz?! - Sikoreczko, wydaje ci si pewnie, e to turnus wypoczynkowy. zamia si dowdca i natychmiast spowania - Nie wiem kto da ci prawo do odzywania si, ale za chwil pokae ci, co robimy tutaj z niepokornymi jednostkami. Stra! Trjka rozochoconych rozkazem esesmanw z ysym Schmidtem na czele obapiaj Ann. Ich dotyk nie ma nic wsplnego z unieruchomieniem: nazici z nieludzkim rechotem chwytaj kobiet za poladki, za piersi, jeden z nich chwyta j brutalnie za twarz, a potem cignie za wosy. Jezu zgwac j tu i teraz! myl przeraony na mier. Uminione apy bezceremonialnie obapiaj jej cae pikne ciao. - Jack! krzyczy Anna, kiedy Schmidt bezceremonialnie wkada rk pod bluzk, zmierzajc w kierunku majtek. Wtedy co we mnie pko. Sen czy nie, facet musi by facetem. A przede wszystkim musi by w stanie tego dowie, do kurwy ndzy. Poczuem, e ogarnia mnie moc, jak gdyby nagle kto napromieniowa mnie tajemnicz si. Chocia nie, to chyba nie do koca to Kady czowiek na wiecie zna to uczucie, kiedy wiecie, e walka, choby nie wiem jak nieuczciwa jest nieunikniona. Oczywicie mowa tu o prawdziwej walce, gdy konflikt nie dotyczy rozlanego przypadkiem barowego kufla piwa , lecz sprawy o wiele powaniejszej. Tak, za ktr prawdziwy facet jest zdolny zabi goymi rkoma. - Pu j - rzekem. Do dzi nie wiem, jak Schmidt, czymkolwiek tak naprawd by, wyczyta w moim spojrzeniu, e nie artuj. Jego plugawa do sunca po ciele Anny zatrzymaa si natychmiast na wysokoci ppka, jak gdyby by psem, ktrego pan powstrzymuje krzykiem od ugryzienia.
193

- Syszae? Pu j, mieciu! Poniewa nikt poza moim wasnym paraliujcym lkiem nie trzyma mnie w miejscu, ruszyem szybkim krokiem w kierunku trjki oblenych tworw, odzianych w nazistowskie mundury. Jednym uderzeniem pici pozbawiem Schmidta przytomnoci. Pamitam jedynie ogromne zaskoczenie na jego twarzy, kiedy osun si bezwadnie na brudn owicimsk ziemi. Wtedy si zaczo. Dwjka zwyrodnialcw pucia Ann, momentalnie sigajc za bro. Mody oficer krzycza na cae gardo: - Powstrzyma go! Alarm! Pad pierwszy strza. To strzela do mnie mody oficer. Kula przemkna ze wistem kilka centymetrw od mojego prawego ucha. Chciabym teraz powiedzie, e jak w zwolnionym tempie wykorzystaem odruch schylajcych si z linii ognia nazistw, aby powali wyszego z nich prawym sierpowym w sam szczk. Ale nie, po prostu jebnem mu w ryj, a szczcie byo akurat po mojej stronie. - Jack! - krzyczaa Anna. Bya blada jak kreda z przeraenia, podobnie jak ja. Moja wiadomo wystawia mnie na prb. To prawda, wszystko prawda. Mj Boe, nie mog si std wydosta. Wtedy w mojej gowie pojawia si melodia i sowa piosenki, ktrej nigdy nie syszaem:

Idzie, idzie czarna mier, pomalutku ju tu jest. A wic chod, a wic chod, przyjd wic do mnie te!
Ten sam gos, ktry grozi mi mierci na rampie. Nogi prawie odmwiy mi posuszestwa ze strachu. Niespodziewanie rozlego si przecige wycie syreny alarmowej. Nazici stojcy na dwch najbliszych wieyczkach straniczych przy wysokim ogrodzeniu z drutu kolczastego, mierzyli ju w naszym kierunku ze swoich karabinw. Nie mieli jednak odwagi odda nawet jednego strzau - na szczcie znajdowalimy si zbyt blisko dowdcy, aby zechcieli ryzykowa zesanie na front, a kto wie, czy i nie sd wojskowy i wyrok mierci za zabicie wasnego przeoonego. Cho niewtpliwie byo to szczcie w nieszczciu, mielimy ju na gowie inne problemy.
194

Oto z pobliskich budynkw administracyjnych, zza barakw i w zasadzie z kadej moliwej strony nadbiegali zaalarmowani esesmani. Przeraony zdyem jedynie chwyci Ann za rk i wykrzykn: - Uciekajmy! Kule wiszczay nam nad gowami, kiedy bieglimy w kierunku bramy, ktra dla wielu spord winiw okrelana bya mianem wejcia w jedn stron. Bylimy ju cakiem blisko, widziaem wyranie odwrcony napis ARBEIT MACHT FREI, a nawet znaki z napisami "HALT!" i trupimi czaszkami. Biegnc po kocich bach nawet nie zdaem sobie do koca sprawy z tego, jak potknem si na jednym z co bardziej wystajcych kamieni i rozwaliem sobie kolano. Nawet nie zdyem poczu blu, a bieglimy ju z Ann alejk wiodc ku synnej bramie. Skrcilimy w lewo, widzc ustawion w poprzek bramy ogromn ciarwk i dobry tuzin nazistw, mierzcych do nas z karabinw. Pdzilimy zdyszani i miertelnie przeraeni wzdu potu, a jakie czterdzieci metrw za nami mknli ju pierwsi esesmani na motocyklu z koszem dla pasaera. Nie przestawali do nas strzela. Nigdy nie uwaaem si za specjalnie odwanego czowieka. Nie byem jednym z tych, ktrzy pierwsi rzucaj si do walki, prawd mwic bro trzymaem w rku moe dwa razy w yciu. I to na pokazie policyjnym, zabezpieczon w najlepszy moliwy sposb brakiem magazynka. Teraz jednak oddabym naprawd wiele za jakikolwiek, choby najbardziej wtych rozmiarw pistolet. Moga to by nawet damska beretta, albo karabin, z ktrego nawet nie potrafiem korzysta. I wanie w tym momencie, podczas ucieczki z obozu mierci wzdu potu zrozumiaem na czym polega sowo wiadomy, w wyraeniu "wiadomy sen". Prawdziw prb opanowania sennej sztuki zwanej orienautyk podjem w momencie, kiedy niesiony niejasnym poczuciem krzyknem do Anny: - Otwrz swoj torebk! Szybko, otwrz j! - Jack o czym ty... - pucia moj rk, odruchowo zaciskajc j na pasku swojej skrzanej torebki. - Otwrz t cholern torebk! Drcymi z przeraenia rkoma otworzya kilkoma niezgrabnymi ruchami zamek byskawiczny swojej sporych rozmiarw damskiej torebki. Bez zbdnych ceremonii wpakowaem we swoj rk, macajc w panice upragnionego pistoletu.

195

I rzeczywicie by tam, chodny i zaadowany. Absurdalnie wielkich rozmiarw Smith&Wesson kaliber 11, lni odbijajc promienie soneczne w lufie i rkojeci. Stalimy na rogu budynku administracji, a naboje dziurawice cegy budynku zaledwie centymetry od naszych gw, uwiadamiay nas o zbliajcym si miertelnym niebezpieczestwie. Jak kady stereotypowy Amerykanin, cho nie miaem wikszego dowiadczenia w strzelaniu, umiaem obchodzi si z broni, wszak chodzio tylko o odbezpieczenie, przeadowanie i nacinicie spustu. Nie zamierzaem czeka ani chwili duej. Stojc za rogiem kamienicy i opanowujc drenie rk, odbezpieczyem wic rewolwer i zamykajc lewe oko namierzyem zbliajcy si motocykl, a konkretnie strzelajcego do nas seriami onierza siedzcego w koszu. Wydawa si ucieka ciaem z linii ognia za wszelk cen, cho by moe to tylko motocykl mkncy po kocich bach sprawi takie wraenie. Jakby mimo wszystko w niemieckich onierzach tlia si jeszcze iskra instynktu samozachowawczego. Tak czy siak byem w tamtej chwili absolutnie przekonany, e za par chwil zabij nas na miejscu, zamieni nas w krwaw miazg i najprawdopodobniej przedziurawi Ann i mnie w kilkunastu miejscach na caym ciele. Sen nie sen, jest tu mier. Pomalutku, ju tu jest. Wystrzeliem po raz pierwszy. Kula chybia celu, pdzc w sobie tylko znanym kierunku, gdzie ponad gowami kierowcy i mccego do nas z karabinu pasaera. Niewiele mylc wystrzeliem trzy kolejne naboje. Znw chybiem celu, zawstydzajc chyba wszystkich znajomych teksaczykw. Spaprae robot synku. Cholera jasna! Wystrzelone przeze mnie kule wisny koo zbliajcego si motocykla, mijajc cel o dobre dwa metry, cho esesmani znajdowali si zaledwie pidziesit metrw od nas. Mam dwa naboje. Dwa cele. I, kurwa ma, musz wydosta si z Auschwitz. - Anna! Czy mier we nie... - Pokonaj ich Jack, pokonaj mier! Myl o... - krzykna Kamiska, gdy kolejna cega roztrzaskaa si nad naszymi gowami w drobny mak. Drobne pomaraczowe odamki pospaday nam na gowy. Nie zdya ju powiedzie ani sowa. W tej samej chwili kula przesza przez jej czaszk na wylot.

196

- NIE! - ryknem, patrzc jak z ogromnej dziury na jej czole wylewaj si yciodajne mililitry brunatnej krwi. Jej mzg dosownie przesta istnie. Gsty, niemal czarny pyn la si po jej twarzy maym strumieniem. Wymalowane na jej twarzy kompletne zaskoczenie spowodowao, e pomimo szoku zdaem sobie spraw, e po prostu umara. Jezu. Z okrzykiem strachu wybiegem, a raczej wyoniem si zza rogu ciany. Motocykl by ju tylko kilkanacie metrw ode mnie. W tym samym momencie kierowca motocykla zahamowa ostro, a onierz z karabinem odruchowo zapar si doni o kosz, aby nie wylecie w powietrze. Mylaem, e poszczam si w gacie ze strachu, wyczuem jednak pod koniuszkiem palca wskazujcego chodny spust i natychmiast wystrzeliem. Jeeli kiedykolwiek w yciu bdziecie musieli zmierzy si ze swoim najwikszym lkiem twarz w twarz i to nie w perspektywie nadchodzcej godziny, nadchodzcego miesica, tylko teraz, wanie teraz, wtedy moecie powiedzie z penym przekonaniem, e znalelicie si w mojej sytuacji. - Czas odrni chopcw od mczyzn! - powiedziaby zapewne odziany w czapsy i kapelusz kowbojski Steve McQueen, chwytajc pewnym ruchem rkoje Smith&Wessona. Nie miaem jednak nic wsplnego z McQueenem, jestem wykadowc i dziennikarzem, do cikiej cholery. Chybiem. Nie udao mi si dosign kul z tak niewielkiej odlegoci, z tych aosnych piciu metrw, do nieruchomego celu. Trudno nazwa sukcesem zarysowanie metalowego hemu esesmana, prawda? Zosta mi ostatni, pieprzony nabj. Wymierzyem ponownie, lecz drca ze strachu rka odmwia posuszestwa, wykonujc z chodnym pistoletem osobliwy taniec. - Hende, hende! - krzyczy mierzcy do mnie z karabinu onierz i nie czekajc na odpowied po prostu strzela w moj stron. Nie zdyem podnie rk. Zamknem oczy i poczuem przypyw ciepa w moich spodniach. A wic tak wyglda koniec Jacka Burnfielda - pomylaem. - Zastrzelony przez esesmana w Auschwitz, ktre zamknito prawie siedemdziesit lat temu. Zlany w gacie ze strachu. Nie zdyem pomyle nic innego, wanie w tej chwili poczuem, e rozstrzaskuje mi si kolano. Mundurowy strzeli mi w nog z odlegoci mniejszej ni metr.

197

- Aaaaaaaaaaaaaach! - ryknem z blu jak ranne zwierz i upadem na ziemi. Bolesny kontakt z tward kamienn nawierzchni nie przywid mi na myl absolutnie niczego. Straciem przytomno.

2.
Nicola Morgan twierdzi: "Kiedy zagldasz do jaskini, z pocztku widzisz bardzo niewiele. Ale kiedy przyzwyczajasz si do ciemnoci, widzisz coraz wicej. A jeli odwaysz si zosta tam wystarczajco dugo, w kocu zobaczysz wszystko". By moe miaa racj, jednak pki co za nic w wiecie nie chciaem otworzy oczu, eby sprawdzi, gdzie jestem. Pierwszy raz w yciu znalazem si w sytuacji, w ktrej nie miaem pojcia, co ujrz po uniesieniu powiek. Czuem bl, rozchodzcy si promienicie od kolana, po caej prawej nodze. Chyba nawet czuem wypywajc z niego krew. Caa reszta bya jednak tylko przypuszczeniami. Le w ku, na pitrze kliniki profesora Drzewieckiego? Umarem i jestem w piekle? A moe cay czas jestem uwiziony za drutami kolczastymi obozu zagady? - Wstajemy, wstajemy! - sysz gos, nie jestem jednak w stanie okreli do kogo naley. Nie ma rady, trzeba bdzie otworzy oczy. Uniosem powieki. Patrzc na skpan w ciemnociach, ale moliw do rozpoznania twarz modego oficera, ktry do nas przemawia, dotaro do mnie, e sprawdzio si ostatnie z przypuszcze. Sen trwa dalej, a ja cay czas nie mogem zdoby si na odnalezienie takiej siy, ktra pozwoliaby mi na przejcie kontroli. Dlaczego tego nie potrafi? Zwariowaem! - stwierdziem kolejny raz w mylach, odnotowujc wreszcie fakt, i nie jestem nawet przywizany do chybotajcego si drewnianego krzesa, ustawionego naprzeciw mundurowego w czym w rodzaju podziemnego schronu, lub piwnicy. Sala bya brudna i ciemna, a nieotynkowane goe cegy szpeciy grube ciany. Nie byo te wykadziny, bya za to goa betonowa podoga umazana zaschnit krwi. Jedynym umeblowaniem tego pomieszczenia, oprcz wspomnianych kilku krzese, byo proste, drewniane biurko. By te gramofon, zdobiona demonicznym ornamentem skrzynka z ogromn zot tub dwikow. Nad nami, niczym w tanim filmie grozy, zapalaa si i gasa na przemian zwisajca z sufitu arwka.

198

Oficer wsta z krzesa i powoli odwrci si do mnie plecami. Przez moment rozwaaem atak, nie byem wszak zwizany ani w aden sposb unieruchomiony, oczywicie nie liczc roztrzaskanego kolana i przemoczonych do suchej nitki spodni. Mylaem, e stojcy tyem do mnie oficer zapali papierosa, albo wczy Wagnera. Okazao si jednak, e mia inne plany. Kiedy si obrci moim oczom ukaza si zaskakujcy widok. Oto mody wojskowy paka. Przyznam, e spodziewaem si wszystkiego, oczami wyobrani widziaem ju ogromne noe i pastuchy elektryczne trzymane w jego doniach. Nie byem jednak przygotowany na widok rozbeczanego jak mae dziecko nazistowskiego dowdcy. Ogromne zy kapay mu spod zacinitych z caej siy powiek, a twarz przybraa rozpaczliw barw czerwieni. Potrafiem wyobrazi sobie t twarz, kiedy mieje si szyderczo, na przykad na widok zmuszanego do strasznych rzeczy maego ydka. Nie mogem jednak dopasowa jego oblicza do paczu, ktry wyda mi si bardzo nienaturalny. I jakby ludzki! - Mwiem, e to nie wczasy Burnfield. rycza, a zy kapay i kapay. - Mwiem, a teraz Kamiska nie yje! Anna! Wspomnienie roztrzaskujcego si czoa ony profesora Drzewieckiego wzdrygno moim ciaem. Czy umara? Umara naprawd?! Boe, rozwalili jej gow! Spojrzaem w d. Widok moich przesiknitych krwi i moczem dinsw nie nalea do najprzyjemniejszych. Bl w roztrzaskanym kolanie by niemal tak samo silny jak mj wstyd. W krwawej miazdze dostrzegem bia ko. Moj wasn ko, mj pieprzony piszczel. Do oczu napyny mi zy. Uniosem jednak gow wysoko do gry, zmuszajc si do odrobiny godnoci. Spojrzaem mu w oczy. - Kim jeste, do jasnej cholery? zapytaem wreszcie. Mody oficer patrzy na mnie, a w jego postawie widoczna jest ogromna rozpacz. To doprawdy dziwny widok, kiedy nazistowski onierz nie ma na twarzy tego charakterystycznego, zowieszczego umiechu. Tych charakterystycznych, wykrzywionych w grymasie radoci ust nazisty czasw II wojny, ktry wanie dosta w swoje rce kolejn zabawk, now lalk do tortur, cierwo, podczowieka, ktrym zajmie si z radoci, a do skatowania na mier. Zamiast tego dostrzegem w jego oczach... mj Boe, strach?

199

- Jeste tu przez wasn gupot - rzek mody mundurowy, zdejmujc z rk skrzane rkawiczki i kadc je starannie na dzielcym nas biurku. Przetar oczy, zawstydzony swoim wybuchem paczu. Usiad na krzele po drugiej stronie biurka i skrzyowa palce doni, przypatrujc mi si z uwag. Siedzielimy tak przez chwil, w ciemnym pomieszczeniu, owietlani samotn, zwisajc z sufitu arwk. Oficer wpatrywa si w gramofon przez dusz chwil, po czym przerwa cisz: - Nie masz pojcia co poszo nie tak, prawda? Dlaczego nie moesz si wydosta z fabryki mierci. Byem wcieky, zaskoczony i przeraony. Bl by realny, rozpacz te. Miaem do zabawy w sen, ktry najwyraniej mci si na mnie za zabawy z wasnym mzgiem. To by koszmar, z ktrego nie mogem si wydosta. I ktry zabi on Drzewieckiego. Musiaem jednak przyzna racj oficerowi. Nie miaem pojcia co si dzieje. Czy to wszystko moja wina? - Wypu mnie - rzekem po prostu. - Obawiam si, e na razie nie bdzie to moliwe - odpar, unoszc rce w pojednawczym gecie. - Mamy niewiele czasu, Burnfield, i nie chciabym, ebymy zmarnowali go na czcze gadanie. Przede wszystkim zrb co z tym kolanem, cholera jasna, to twj sen! Zamarem. Nawet czowiek, ktrego uwaaem w tej chwili za swojego miertelnego wroga przypomina mi o tym, e miejsce, w ktrym si znajduje nie istnieje nigdzie indziej, tylko w mojej gowie. Przypomniaem sobie sowa Anny: "Przejmij kontrol Jack! To twj sen". Przej kontrol. Jasne, przecie to takie proste. ona profesora nie yje; ma roztrzaskan na drobniutekie kawaeczki czaszk i ley w kauy krwi na rogu budynku administracyjnego. A ja jestem uwiziony w jakiej piwnicy Auschwitz i kolano pali mnie ywym ogniem. Widz przez dziur w nodze swj wasny piszczel do kurwy ndzy! C, z przejciem kontroli mam najwyraniej drobne problemy. Pomylaem o tym, jak dobrze byoby obudzi si w ku kliniki profesora, koo budzcej si ze snu ywej Anny Kamiskiej. To byo by cudowne. Bybym zapewne cay czas w szoku i zawarbym przysig stuczenia twarzy profesora Drzewieckiego na kwane jabko.

200

Wtedy mgbym ju na zawsze opuci klinik szalonego noblisty. I nigdy wicej nie wrci do wiadomego nienia. - Burnfield, czy rozumiesz sowa, ktre do ciebie wypowiadam?! - podnis gos mody oficer, podnoszc si nieznacznie z krzesa, wsparty na ramionach. Oczy szkliy mu si, kiedy na mnie patrzy. - Czy mgby si skoncentrowa chocia na moment? To twj sen. Ja jestem jego czci. To biurko jest jego czci! - uderzy knykciami zacinitej pici w blat drewnianego mebla. Zadraem. - Za to, co teraz powiem, spotka mnie kara, ze strony mojego pana - rozejrza si niespokojnie, jakby spodziewa si, e przez jedyne zamknite na cztery spusty drzwi wejciowe do pomieszczenia w piwnicy wejdzie nagle sam Adolf Hitler. Wtedy nie wiedziaem jeszcze kto jest jego prawdziwym wadc, i kogo lka si bardziej ni ja lkaem si mierci. - Wylecz si sam, Burnfield. Jeste tu szefem, nie rozumiesz? - Jak - Rewolwer. Przypomnij sobie na jakiej zasadzie wzi si w twoich rkach. Po prostu sprawie, e znalaz si w torebce prawda? - Tak, rzeczywicie tak byo przytaknem. - Ale rewolwer chybi przecie celu! dodaem po chwili. Oficer ponownie uderzy w biurko, tym razem otwart doni. - Rewolwer chybi przedrzeni mnie. Jeste historykiem, czowiekiem wyksztaconym, znajcym jzyki, tak? To ty chybie rewolwerem, a nie rewolwer chybi, ciki kretynie. A teraz wyobra sobie, e masz w peni zdrowe kolano, suche spodnie, a potem wsta. Na zo babci odmrozi sobie uszy polskie powiedzenie byo w tej chwili najlepszym okreleniem tego, co miaem zamiar zrobi. Z czystej zoci postanowiem wsta. Niech zobaczy mj bl, zobaczy, e tego nie potrafi, nie mam kontroli i nie zapowiada si, ebym j mia. Wykonaem polecenie, wbrew wszelkiej logice pomylaem o radosnej uldze w krwawicym kolanie. Ku wasnemu zdumieniu i nie krzywic twarzy z blu, wstaem z krzesa. Szybko wyobraziem sobie zrastajc si ko, znikajc z moich spodni krew i now warstw skry, ktr pokrywa si moja zniszczona noga. Bl momentalnie znikn, jak gdyby nigdy nie istnia, a ja poczuem, e wilgo krwi i moczu, jakby wyparowuje. Przestaje by potrzebna, na rzecz poczucia ciepa i suchoci. A krzyknem ze zdumienia.
201

- Widzisz? zapyta retorycznie mody oficer, nie umiechn si jednak. Drzewiecki moe i umie opowiada caymi godzinami o swoich roztworach, ale zamyli si na chwil. - Nie powiedzia ci, e narkotyk, ktrym ci nafaszerowa to miertelna trucizna, prawda? - parskn oficer. - To prawda Jack, przyjmij do wiadomoci, e w twojej psychice rozpocz si wanie proces uzalenienia ci od substancji, ktr ten szaleniec ma czelno nazywa "cudown". - miertelna trucizna? - powtrzyem jak automat. Oficer kiwn gow ze smutkiem. - Drzewiecki jest jednym z tych ludzi, ktrzy w zalenoci od tego co pasuje im w danej chwili bardziej, przedstawiaj sytuacj albo w czerni i bieli, albo we wszystkich odcieniach szaroci - wyjani. Cho owszem, roztwr ma wiele waciwoci, ktrych cz z nich ten mczyzna objawi ci jako boskie - Nie wierz ci, oficerze - powiedziaem. - Kimkolwiek jeste, nie istniejesz. Jeste wytworem mojej podwiadomoci. I kamiesz! - dodaem oskarycielsko, wskazujc w jego stron drcym palcem. - Jasne, e istniej, idioto - achn si. To wanie ze zrozumieniem tego maj tak wielki problem Anna Kamiska i Adam Drzewiecki. Ja w zasadzie jestem tob, twoj pozytywn stron, twoj dobroci, racjonalnym myleniem, zdrowym rozsdkiem. Nazywaj mnie jak chcesz. Sprawdzaj mnie. Jestem jednak tak samo prawdziwy jak kada twoja myl, jak kade twoje wspomnienie. Istniej w twojej wiadomoci i oddabym za ciebie ycie, gdybym tylko mg. - Nie! - krzyknem. - Nieprawda! To jest sen! Profesorze, prosz mnie obudzi, do cikiej cholery! Oficer znw tylko si umiechn. - Jego tu nie ma, Burnfield. I zapewniam ci, e Drzewiecki nie syszy ci w tej chwili. Jest prawdopodobnie zbyt zajty zmywaniem rzygowin z twarzy swojej ony, ktr doprowadzi na skraj mierci. PRZYPATRZ SI JEJ! - rykn co si w pucach, a podskoczyem. - Naprawd jeste a tak lepy, eby nie zauway, e zatru tym cierwem swoj wasna on w imi jaki wydumanych idei o leczniczych terapiach przy uyciu cudownych substancji? Nie zdyem odpowiedzie, a kontynuowa: - Nie pomylae ani razu, e to jaki wir, jaki wspczesny Mengele, ktry gdy tylko co pjdzie nie tak powie "wybacz, robiem wszystko co w mojej mocy, nie wyszo"? Mylae o tym, przyznaj si, cho profesor ci imponuje. Jack zastanw si, czy naprawd jeste w stanie zaufa z caego serca czowiekowi, ktry potrafi powici wasn on do celw medycznych?
202

Chciaem odpowiedzie "tak", to proste sowo nie potrafio jednak przej mi przez gardo. Nie byem ju pewien niczego, jedyne czego pragnem w tej chwili to wydosta si z koszmarnego snu i przekona si, e Anna ley bezpieczna w swoim ku, a scena jej roztrzaskujcej si w drobne kawaeczki czaszki i mzgu bya tylko wytworem mojej sennej wyobrani. - Zastanw si Jack. Zastanw si chocia przez chwil. W porzdku, zrobiem to. I od razu przypomniaem sobie o wszystkich pytaniach, ktre mi si nasuway. - Czy Anna... - Przekonasz si po przebudzeniu. By moe to przemwi ci do rozsdku bardziej, ni moja jaowa gadanina. - Odpowiedz! Oficer wsta. - Nie. By moe Drzewiecki jest w stanie udzieli ci odpowiedzi na kade postawione przez ciebie pytanie, ale to wanie stanowi dla ciebie najwiksze zagroenie w tej chwili. Nie zauwaye tego, e ten czowiek nigdy nie powie ci "nie mam pojcia, Jack"? przyjrza si mojemu spojrzeniu penym pretensji. - Naprawd nie? Bya to prawda. Cholera, twr czy nie twr, stanowi doskonay przykad na chodn ocen sytuacji. - Dlaczego nie chcesz powiedzie czy Anna yje? - Bo wtedy nie pozostawibym ci moliwoci samodzielnego wycignicia wnioskw. Zrozumiaem, e by to koniec rozmowy, przynajmniej na ten temat. Postanowiem wic zapyta o inne kwestie. - Dlaczego akurat Auschwitz? Co sprawio, e ni o nazistowskim obozie zagady? - Kiedy wchodzie w wiadomy sen miae wizje. Syszae krzyki maych dziewczynek, widziae ptaki z zakrzywionymi dziobami i bye przeraony na mier. Najwyraniej Auschwitz reprezentuje uczucie lku i zagroenia w twojej podwiadomoci. - Dlaczego? I skd wiesz o krzykach i pta... - Bo jestem czci ciebie. Zadawaj mi pytania, lecz nie przerywaj mi prosz zwrci mi uwag. - Jestem twoj podwiadomoci, znam ci lepiej, ni ty sam. To fakt, nie mam pojcia niczym Bg ile wosw ronie na twojej gowie, ale z pewnoci posiadam dostp do wszystkich twoich wspomnie, wszystkich twoich uczu, trosk i wtpliwoci. Im szybciej do tego przywykniesz, tym szybciej dojdziemy do

203

konstruktywnych konkluzji. Oficer podszed do ogromnego gramofonu, pooy ig na winylowej pycie i zakrci korb. Po chwili bliej nieartykuowanych dwikw, z gramofonu popyny dwiki She likes rock and roll rockandrollowej kapeli AC/DC.

A little game of falling down, You rock n roll when the call come round, Come on baby, and make some time, Made in the shade and you wished itd turned around
- To twoja ulubiona piosenka, prawda? zapyta mnie oficer. Byo to pytanie retoryczne, mwi wic dalej: - Kochasz ten utwr. Szczeglnie dwiki gitary, dokadnie w drugiej minucie. Kojarz ci si z wolnoci, suchae tej piosenki kilkaset razy po opuszczeniu domu Glorii i Stanisawa w Hamptons. Nienawidzili tej muzyki z caego serca. Kade sowo oficera byo prawd. Wymieni nawet imiona moich rodzicw. Poza tym utwierdzio mnie to w przekonaniu, e naprawd ni wszak AC/DC powstao dopiero w 1973 roku. Nie sdziem, e kiedykolwiek to przyznam, ale z kimkolwiek lub czymkolwiek wanie rozmawiaem, musiaem przyzna, e istota odziana w nazistowski mundur stawia cakiem rzeczowe argumenty. I jeli byo mi dane kiedykolwiek si przebudzi, zamierzaem postawi Adamowi Drzewieckiemu kilka trudnych pyta. By moe oficer pragn powiedzie co wicej. Czy w jego oczach dao si to wyczyta bez cienia wtpliwoci? Nie. Oficer w Auschwitz, na dodatek przejawiajcy oznaki dobroci, wyda mi si na tyle surrealistyczny, e nie mogem przesta uparcie dry wewntrz wasnej gowy jednej wiodcej myli: To niemoliwe. Wszystko, co otaczao mnie w tej chwili, goa betonowa podoga z pospn arwk zwisajc na samotnym kablu, absurdalnych rozmiarw gramofon, z ktrego pyny dwiki starego, dobrego rock and rolla, a przede wszystkim biurko, to cholerne biurko, na ktrym to co Anna i Adam nazywali myloksztatem pooyo swoje rkawiczki - tego byo dla mnie stanowczo zbyt wiele.

204

Czy bya to pierwsza moja myl, ktrej gwny wydwik brzmia: Dziennikarzu, jeste szalony, ju na zawsze szalony i nigdy nie przestaniesz by! Burnfield, syszysz mnie? NIGDY! Na pewno nie ostatnia. - Nie odpywaj, Jack - powiedzia mody oficer. - Wiem o wszystkim co ci trapi, nie zapominaj, e jestem praktycznie tob. Obudzisz si z tego koszmaru ju wkrtce, a wtedy... I wtedy drzwi otworzyy si i do smutnego pokoju wesza Anna Kamiska. - To niemoliwe... - szepnem, ale jako czowiek w miar inteligentny wiedziaem ju, e we nie mao co moe okaza si niewykonalne. - Ta kobieta ma ci co wanego do powiedzenia, moje ja. - rzek bezimienny oficer do mnie, przygldajc si swymi zazawionymi oczami piknej kobiecie. Anna spojrzaa na mnie, a on na jej lekko wykrzywionych ustach zauway co... co jakby... - Nie. To na pewno nie TO co mylisz, narcystyczny skurwysynu. - pomylaem natychmiast. - Ona jest mem Drzewieckiego, do cholery! Nazistowski oficer wsta z krzeseka. - Zostawiam was samych. Mam nadziej, Jack, e nie obudzisz si ze snu na tyle szybko, abym nie zdy tutaj wrci... moje ja. - rzek do Jacka po czym wyszed, zamykajc za sob drzwi. - Zaraz! krzyknem do drzwi. Odpowiedziaa mi cisza. - Jestem ci winna przeprosiny, Jack - rzeka Anna Kamiska, podchodzc w moim kierunku kilka krokw. Bya cakowicie zdrowa, na jej przepiknej, niadej twarzy nie byo nawet kropelki krwi. No i miaa czaszk w caoci. - Dlaczego ty... dlaczego umara? - Bo mnie zabili - odpowiedziaa natychmiast z rozbrajajc szczeroci. Usiada na krzele obok oficera, a pomidzy nimi znalaz si zdobiony demonicznym ornamentem gramofon. - Sen snem, ale kiedy uciekasz przed hitlerowcami mkncymi na motocyklu, zawsze powiniene mie na uwadze mier. - A dlaczego... - ...dlaczego zmartwychwstaam? C, wanie za to jestem ci winna przeprosiny. spojrzaa na mnie takimi oczami, e omal nie ugiy si pod mn kolana. - Kiedy giniemy we nie, na przykad tak jak ja, kiedy dostaam w gow z automatu, albo kiedy ciebie rozszarpie na kawaki jakie wyjtkowo grone, dzikie zwierz... c, wtedy wikszo ludzi budzi si z krzykiem, zlana zimnym potem.
205

Milczaem. - A jednak mj m udowodni, e mier we nie nie musi oznacza przebudzenia. Szczerze powiedziawszy nie do koca pojmuj w jaki sposb na to wpad, ale kiedy mnie tego nauczy i... oto jestem. Po prostu - powiedziaa. - Rozumiem odparem, czujc si jak idiota. - Przepraszam ci za to, e nie powiedzielimy ci o tym, co oznacza mier we nie, Jack. Kiedy si obudzimy, Adam Drzewiecki dostanie za to ode mnie solidny ochrzan, masz to jak w banku. Zmieszany umiechnem si krzywo. Nie wiedziaem co powiedzie. - Przepraszam, ale musz o to zapyta. Cigle prawie nic nie rozumiem... jeste prawdziwa? - zapyta wreszcie. - Jestem myloksztatem. - To znaczy? - To znaczy, e istniej w twoim nie. Mj m ci to wyjani po przebudzeniu, jest w tym o niebo lepszy. Kiedy ja staram si to wyjani, pacjenci mojego ma czsto doznaj szoku. - Trudno nie dozna szoku po uwizieniu w Auschwitz i ogldania twojego ochlapanego krwi mzgu odburknem. Rozemiaa si cicho. - Bd pamita t rozmow, jeli o to pytasz. Bd wiadoma jej treci powiedziaa Anna po chwili, po czym dodaa: - Wyjaniam to najprociej jak umiem, naprawd. - Nie sdz. Najprociej chyba powiedzie, e nimy to samo? - Nie, nie jest tak jak mwisz, Jack. Raz jeszcze: mj m bdzie o niebo lepszy w przedstawianiu ci teorii snu. Ja jestem tu... - zawiesia gos na trwajc wieczno sekund. - ...ja jestem tutaj aby praktykowa. - Przesta sobie wmawia rzeczy, ktre istniej tylko w twojej gowie zboczony sukinsynu! - pomylaem, ale nie powiedziaem stego na gos. - Skoro o tym mwisz - powiedziaem zamiast wypowiedzie swoje myli dziennikarz. - Czemu nie ma z nami twojego ma? - Och - westchna - nie sdz, eby interesowa go pierwszy sen swojego pacjenta. Przewanie wszyscy budz si z krzykiem i nie mog uwierzy w to, co odkryli. Czowieka przeraa zetknicie z nieskoczonoci Jack. Ludzie zdaj sobie spraw z tego, e s nieskoczeni, ale nie s w stanie za nic w wiecie zrozumie co to jest ta nieskoczono. - brzmiaa tak mdrze, kiedy wypowiadaa te sowa ze stoickim

206

spokojem. - A to wanie z ni styka si czowiek, kiedy otwieraj si pilnie strzeone bramy jego podwiadomoci. Lub kiedy staje si Bogiem, jak mwi Adam. - Co stanie si teraz z tym snem, Anno? W jaki sposb opuci to miejsce? - Wszystko zaley od tego, czego pragniesz. Wiesz czego pragniesz, Jack? - Ja... - miao. - Ale - To tylko sen, Jack. Zebraem w sobie odwag, wszystkie siy powdroway do mojego garda, a jzyk wypowiedzia sowa: - A gdybym powiedzia, e wszystko czego pragn stoi przede mn? zapytaem, po czym natychmiast za kar uderzyem si w twarz, oczywicie w mylach. Dlaczego o to zapytaem?! Jezu, umiechna si. Nie za lekko, a jednak - zdyem pomyle, zanim usyszaem jej brzmic jak pie odpowied: - Wtedy odpowiedziaabym, e nic nie stoi na przeszkodzie, abymy mogli dokona niemoliwego. Abymy sprbowali tego, co jeszcze przed sekund wydawao ci si niemoliwe, Jack. - Skd wiesz co uwaam za niemoliwe? - Uwaasz za niemoliwe seks ze mn. Wida to w twoim spojrzeniu - odpara. Kobiety widz takie rzeczy, mj drogi dziennikarzu Burnfield, tak jak koty, ktre wyczuwaj chore miejsca na ciele czowieka. Nigdy si nad tym nie zastanawiae? Poczuem si zmieszany i nie wiedziaem co powiedzie. Przyznaj to szczerze. Rzadko wydawao mi si, e jestem bezradny. Kokaina, ktr wielki pan Burfield dziennikarz-wykadowca wciga dzie w dzie, bardzo skutecznie hamowaa wszelkie myli skierowane na biegun "nie, nie potrafisz, nie jeste zbyt dobry". Przeciwnie, czuem si nadludzko niemal codziennie. Problem polega na tym, e wszystko inne stracio dla mnie sens, a ja byem Bogiem, codziennie, dugo i prawdziwie. I zostaem Bogiem a do teraz, tyle tylko, e tarzajc si w gwnie kokainowym po okcie. Co najdziwniejsze, to wanie teraz, wanie w tym parszywym miejscu, w obozie koncentracyjnym, nazywanym pniej anus morandi - odbytem wiata, w tym cholernym bunkrze z nag arwk, smutno zwisajc z sufitu, zakochaem si do granic moliwoci w piknej Annie Kamiskiej i poczuem, e cho przez kilka chwil mam prawo by szczliwy. Anna Kamiska bya ju bardzo, bardzo blisko mnie.

207

Najpierw jej noga, odziana w czarne spodnie i but na wysokim obcasie, zbliya si na niewielk odlego do mojej nogi. Potem nasze kolana lekko si zetkny, na pocztku troch niemiao, bo w kocu doszo wanie do zderzenia dwch cakowicie niezalenych wiatw. Nastpnie, co sprawio mi ogromn przyjemno, jej noga owina si wok mojej nogi. Niemiao wtulaa si we mnie. Prosia o pozwolenie. Wtedy dotar do mnie prosty fakt: podniecam j jak cholera . Z cignc si w nieskoczono chwil, nasz dotyk sta si tylko odrobin mocniejszy. Nareszcie zbliylimy si do siebie jeszcze mocniej, o te kilka centymetrw bliej. Przycigalimy si nawzajem. Ona poczua, e jej piersi dotykaj ju mojej klatki piersiowej. Skra na moim ciele wyczua ju materia jej stanika. Pachniaa czym, nie miaem pojcia czym, ale chciaem czu ten zapach ju zawsze, kiedy te idealnie czarne wosy smagay mi twarz. Owina mi rce wok szyi. Spojrzelimy na siebie. Dokadnie w tej chwili poczuem jej gorcy oddech na twarzy. By krtki i ledwo kontrolowany. Widziaem, e stara si teraz opanowa, cho przychodzi jej to z trudem. Znw spojrzenie w sam rodek duszy. Wpatrywaem si w te ogromne, mocno pomalowane oczy, po czym skierowaem rce ku pierwszemu guzikowi konierzyka. Mog to zrobi, wolno mi. Czuj to w jej oddechu, na wasnych policzkach. Czuj jej ar. - To jak, Jack potrafisz dokonywa rzeczy niemoliwych, czy nie? - szepna mi do ucha. - To zaley, co uwaasz za niemoliwe - mruknem. Drugi guzik zosta ju odpity. Lekko ugryza mnie w ucho. - Odpowiedz. Dotknem woln doni jej plecw, a moja rka rozpocza wdrwk po jej ciele. - Teraz nie ma takich rzeczy - odparem wreszcie. Trzeci guzik. - Zabawne... - kciki jej ust rozszerzyy si w ledwo dostrzegalnym umiechu. - A co bdzie... - Nie mam pojcia - pocaowaem j. - Podanie. - Igrasz z ogniem, wiesz o tym? - czwarty i pity guzik. Nie odpowiedziaem, gdy ostatni guzik zosta rozpity. Po chwili jej koszula leaa ju na brudnej, betonowej pododze.

208

3.
- Dlaczego tu jestemy? zapytaem, kiedy byo ju po wszystkim. Nie wiedziaem, czy ma prawo patrze Annie w oczy, kiedy ona zakadaa cignite przeze mnie koronkowe majtki na swoje ksztatne poladki. - wiadomy sen to nie tylko przygody, Jack. Chocia z drugiej strony... moge odnie inne wraenie, po tym, co wanie zrobilimy - obrcia si w moim kierunku i mrugna do mnie okiem, ukazujc mu mimo woli swoje idealne piersi. Byy wspaniae, bez wtpienia. - A dlaczego twojemu mowi tak zaley, eby nia? - Chodzi mu o to, abym staa si nareszcie wolna odpara. - Wszystkie te liczne metody mojego ma na wejcie w wiadomy sen stay si dla mnie nie tylko przygod, kaprysem znudzonej yciem ony noblisty wiatowej sawy, ale take bram do ludzkiej godnoci. Mog we nie wszystko, mog przey cokolwiek czego nie byo mi dane przey w rzeczywistoci - westchna Kamiska, wycigajc z kieszeni spodni may medalionik i przez chwil obracajc go palcami na otwartej doni. - Jack, powiedz mi... ale tak szczerze. Czue si kiedykolwiek w yciu jak uwizany grubym, krtkim acuchem, z ktrego jaki wyjtkowo zoliwy stranik codziennie zabiera po jednym ogniwie? Pomylaem wtedy o tym, e w moim przypadku nie potrzebny jest aden acuch. Mj stranik powinien po prostu mie przy sobie ogromn torb kokainy, a on nie opuciby go do koca ycia. - Nie mam pojcia o czym mwisz, Anno - odrzekem szybko. - Pomyl. Sen nie musi by tylko zabaw. Spdzasz w ku osiem godzin, codziennie. Moe troch mniej, a moe troch wicej, to zaley od tego jak bardzo jeste przywizany do rzeczywistoci. - A jeli przestan rozgranicza jedno od drugiego? - To wtedy naprawd rozumiesz co znaczy y dwadziecia cztery godziny na dob. Bdziesz mia bosk wiadomo ju zawsze. Kiwnem gow ze zrozumieniem. Nie wiedziaem, e Anna Kamiska nie powiedziaa mi jeszcze najwaniejszego. Niespodziewana za na policzku piknej kobiety zasmucia mnie, ale i cakowicie zaskoczya. - Anno, dlaczego ty paczesz? - Cholera - pocigna nosem i stara sobie samotn z z twarzy - czemu tak si stao? Dlaczego to spotkao akurat mnie - Ale co takiego? Westchna smutno.

209

- Jestem sparaliowana od pasa w d, Jack. ycie zaskakuje, prawda? - zamiaa si niewesoo. Nie mielimy z Adamem adnego wypadku samochodowego, nie zamaam sobie krgosupa czy co w tym rodzaju, jeli takie myli wanie przychodz ci do gowy - Ale - ylimy sobie peni ycia, Adam odnosi sukcesy niemale kadego dnia, ludzie go kochali, a ja najbardziej ze wszystkich. Czekaam na niego, wyczekiwaam pod oknem a wrci za kadym razem, przez tyle lat naszego maestwa. Nie zdaa sobie nawet sprawy z tego, e zacisna pici. - Pewnego dnia kto potwr w ludzkiej skrze zrobi mi co co, po czym moje nogi po prostu odmwiy mi posuszestwa, mona powiedzie, e przestaam je mie. Od kilku lat stay si dla mnie tylko balastem. ycie skazao mnie albo na wzek inwalidzki, albo na ko. Do koca ycia, rozumiesz? Bez adnych szans na to, e kiedykolwiek wrc do zdrowia. - Och... - adne och, Jack. Nie zapominaj w jakim pastwie przyszo ci y od kilku dni. - Znam histori Polski, Anno. Jestecie narodem, ktry zawsze budzi czyje militarne ambicje. Wieki waszej historii przedstawiaj si jak spektakularny film najwyszej klasy, a odbudowa tego kraju po drugiej wojnie i komunizmie to prawdziwy - Nie wiesz o nas nic ocenia Anna Kamiska. Czy wiesz, w jaki sposb Polak postrzega w dzisiejszej Polsce drugiego Polaka? A moe wiesz, czym bya dla nas mier Jana Pawa, naszego jedynego papiea w historii? No c, jeli nie, to za to na pewno powiesz mi w jaki sposb nasz kraj zosta podzielony na tysic kawakw, gdy kilka lat po mierci papiea, rozbi si samolot z prezydentem i ca elit tego kraju. To s dla nas wydarzenia na miar zabjstwa waszego Kennedyego w Dallas, Burnfield! Wydarzenia, ktre zmieniy bieg historii! Milczaem, kiedy ona cigna dalej: - Wojna i komuna jest dawno za nami, a to co dzieje si teraz w tym kraju to jedna wielka histeria. Nikt nie wie dokd zmierzamy, a banda nikomu nie znanych z nazwiska skurwysynw od kilkunastu lat rozkrada ten kraj, tak jak zodzieje pod oson nocy kradn tory kolejowe powodujc katastrof. I wiesz co si dzieje? Czowiek nie ufa czowiekowi. Czowiek kombinuje. Czowiek przestaje by dumny ze swojego kraju. Czowiek wstydzi si za swj kraj. Take za mojego ma. A teraz czy moesz powiedzie, e wiesz co o naszym cierpieniu? Zamilkem, poraony jej opini. - Absolutnie nie odparem, zreszt zupenie szczerze.
210

- Tak midzy nami Czy naprawd mylisz, e zawsze byam pani domu sir Drzewieckiego? Cholera jasna, wyrywaam wycieraczki z aut i piam wdk z gwinta, zaraz po ucieczce przed milicj! Pokiwaem gow ze zrozumieniem. Wiedziaem co nieco o burzliwej modoci, w kocu, pomijajc to, e byem trzydziestoletnim uzalenionym od kokainy kawalerem przyjmujcym prostytutki w swojej melinie na Queens, trwaem na haju w stanie modzieczej euforii po dzi dzie. Nie przeszkadzao mi, jakie zdanie na jego temat maj inni ludzie. Lubiem po prostu zapomnie, e nie odniosem w yciu adnego niesamowitego sukcesu. - Staam si inna, kiedy nie ruszaam si z ka przez cztery lata. Wspczesna medycyna nie jest w stanie poradzi sobie z moim problemem, jeszcze nie cigna Anna. - Nie za mojego ycia... W tym momencie kto zapuka do drzwi. A potem rozleg si grzmot tak potny, jak gdyby sam Bg upuci na ziemi co... co bardzo cikiego. Kamie, albo stalowy kontener wielkoci Alaski. Ale nie, to byo co innego. Drzwi otworzyy si, a na bladej twarzy stojcego za nimi modego oficera malowao si czyste przeraenie. - Na zewntrz wymamrota jedynie. Wiedzielimy, e by to odgos eksplozji, i dokadnie w momencie, w ktrym zdaem sobie spraw, e oficer nigdy nie dokoczy zdania, ktre zacz, szybko wybieglimy z mrocznej sali.

4.
Jeeli to, co dziao si w Auschwitz jak do tej pory byo piekem, to brakuje mi sw, aby opisa to, co wydarzyo si w moim nie wanie teraz. Armageddon. Tak to si nazywao. Prawdopodobnie wanie w taki sposb wyglda apokalipsa. Gwarantuj, e ta odbywajca si w moim nie potrafiaby nawrci na chrzecijanizm kadego gboko niewierzcego ateist. Dokumentnie kady miaby w sobie do trwogi, aby zawoa przynajmniej "O Jezusie przenajwitszy!" i pa na kolana, o tak! Co do tego mam absolutn pewno. Widok, ktry ujrzelimy z modym oficerem zapad mi w pami ju do koca moich dni. Co takiego ujrzaem?

211

Auschwitz pono w irracjonalnej ciszy. Nie mog powiedzie, uywajc poetyckich epitetw, e obz mierci ton w jeziorze setek pomieni, gdy byoby to po prostu wierutn bzdur. Pomie by jeden. Ogromny. Morze ognia byo jakby jednym tworzywem. Wszystkie te prymitywne, drewniane konstrukcje zajy si ogniem w jednej sekundzie, tak jak gdyby nie byy niczym wicej ni aosna zapaka. I pony z tak si, e poczuem zapach spalenizny, a dopiero po chwili dotaro do mnie, e to co czuj to zapach moich osmalonych brwi. - Jezu Chryste, co do... - wystkuje oficer. Nie ma pojcia co si dzieje, jest przeraony. Wanie w tym momencie zauwayem, e z barakw wybiegaj ludzie. Winiowie uciekali w popochu przed szalejc poog, a pasiaste mundury pony na ich nagich ciaach, przypiekajc ich ciaa do krwistej czarnoci. Pomie by tak ogromny, e poczuem a przypieka mi si szczecina na brodzie. Doczya do przysmaanych brwi. Esesmani s kompletnie zaskoczeni, nie maj pojcia jak si zachowa. Lwia cz z nich dokonuje najbardziej oczywistego wyboru i salwuje si ucieczk. Podobnie jak winiowie prostu uciekali jak najdalej std. Nagle poczuem w sobie myl. Ostr i obc, widrujc moj wiadomo niczym may, bardzo zaangaowany w swoje zadanie kornik, ktry po chwili rozrs si do niewyobraalnie wielkich rozmiarw, aby krzycze w mojej gowie jedn jedyn myl: - TY? wyszeptaem wreszcie t myl cicho, najciszej jak tylko si dao, do siebie. Nie, dzwoni, ale nie w tym kociele. Skup si, Jack, skup si, cholera jasna. Ja. Tak, to byo to. Zdecydowanie. - Ja? - pomylaem z ogromnym lkiem, a zy napyny mi do oczu. Pniej tumaczyem sobie, e to od aru buchajcego z poncych, drewnianych barakw, ktrych jeden jedyny pomie wznosi si na wysoko dobrych dwudziestu metrw. Nie zapamitaem zbyt wiele z moich przemyle dotyczcych tej jednej, prostej myli. "Ja". Ja jestem za to odpowiedzialny, to jest moja wiadomo, mj sen, moja psychika. wiadomo tego koszmaru, ktry utworzyem wewntrz wasnej gowy, bya dla mnie nie do zniesienia. Gdyby oficer mia przy sobie pistolet, wzorem innych esesmanw przypity do wielkiej, skrzanej kabury, z ca pewnoci wycignbym go teraz i nie baczc na jego
212

okrzyki, strzelibym sobie prosto w eb. Bez znaczenia stao si dla mnie, czy mier we nie oznacza prawdziw mier. Chciaem po prostu przesta istnie, zabi si, zniszczy, zrobi cokolwiek, aby przerwa pieko, ktre stworzyem. Bo przecie to JA, JA, JA, to moje dzieo, to wszystko MOJA WINA! Stao si jednak inaczej. Wstydliwe wspomnienie podpalanego za pomoc szka kontaktowego mrowiska naszo mnie z niespodziewan wyrazistoci. Zapomniaem o tym, e w jaki niesamowicie obcy dla mnie sposb, spowodowaem wasn wol, e Auschwitz pono. To byo troch tak, jak gdyby cay ten jeden pomie nad obozem mierci przywia do mnie to jedno wspomnienie, a ja po prostu przeniosem si na chwil do innego wiata: - Zobacz, zobacz t! - usyszaem wasny gos. Bylimy w lesie, to by jeden z tych cigncych si w nieskoczono wakacyjnych dni, tych, na ktre wysyali mnie zajci rodzice, do przybranego kuzynostwa na Florydzie. Maa mrwka, na ktr mj kuzyn skierowa wizk skupionego wiata rozpaczliwie przebieraa malekimi nkami, obracajc si wok siebie, starajc si za wszelk cen uciec przed ogromnym blem. Chitynowy pancerzyk stworzenia przypieka si. Gdyby mrwka moga krzycze, jej przecigy pisk cierpienia pozostaby w naszej wiadomoci duo duej, ni jedno nudne popoudnie. - Co tu si dzieje? zapyta gos za naszymi plecami. Odwrcilimy si przeraeni. To bya pani Marsh, ssiadka kuzynw. Przygldaa si nam gronym, badawczym wzrokiem, znad okularw z grubymi szkiekami. - Ja my - bknem jedynie. Wida byo goym okiem, co robilimy. Upuszczona na ziemi lupa leaa sobie pod naszymi stopami, jak dowd zbrodni na miejscu zdarzenia. Pamitam, e cholernie si baem, e zacznie na nasz krzycze, zaprowadzi nas do wujka i cioci, i kto wie, pewnie nawet odel mnie do domu, a ja ju do koca ycia bd mia na czole plakietk z napisem SADYSTA. Tak si jednak nie stao, pani Marsh spogldaa na nas w milczeniu, a potem uronia jedn, jedyn z. Kropelka spyna po jej policzku, a ona pocigna nosem, postaa chwil naprzeciwko nas, a potem powiedziaa: - Bawcie si dobrze, chopcy. I posza sobie. To ekscytujce mnie przez par chwil wydarzenie miao miejsce dobre dwadziecia pi lat temu i nie podejrzewaem, e kiedykolwiek przyjdzie mi zetkn si z tym wspomnieniem jeszcze raz.
213

A przynajmniej nie w takiej formie. Teraz, stojc na progu zejcia do podziemnej sali przesucha i spogldajc na dzieo wasnego zniszczenia oraz na oficera, ktry przeciera twarz ze zdumienia, widziaem na wasne oczy mk biednych stworze, ktre jaka tajemnicza, wielokrotnie potniejsza od nich sia, dosownie przypieka ywcem. Tym razem byli to jednak ludzie, nie mrwki. Poczuem, e zbiera mi si na wymioty. Kaskada wyrzutw sumienia wyskoczya z mojej gowy, jakby chciaa wypyn na zewntrz razem z wymiocinami. Rzygajc na brudn, mierteln ziemi mylaem, czy to nie ciekawe, e na co dzie wspczujemy bardziej zwierztom ni ludziom. Wymioty nie ustaj, kiedy patrz na poncych ludzi. Najbardziej przeraajce jest dla mnie to, e trzydzieci razy bardziej robi nam si smutno w momencie, kiedy widzimy chore zwierztko, lub choby w szpitalu czytamy naszemu dziecku bajk o Smutnym Soniku, ktremu umara mamusia, ni w takich momentach, w ktrych widzimy ot choby takiego mierdzcego ula, ktry majaczy co nawet sobie niezrozumiaego, tarzajc si we wasnym gwnie. Dlaczego? Ludzie w biaych kitlach, najczciej ci z co bardziej jajowatymi gowami, tumacz nam raz po raz, e podwiadomie czujemy przez cae ycie smutn prawd. Jest nam bardziej al psa, ktremu jaki pijany zwyrodnialec odrba ap, ni kiedy widzimy jak narkoman umiera w szpitalu na AIDS, bo wiemy albo przynajmniej czujemy podwiadomie, e pies nie mia adnego wyboru. Pies zosta po prostu postawiony przed faktem dokonanym. ul, pun, alkoholik nie. W tym wanie momencie wkrada nam si do umysu gboka pogarda do wychudzonego puna, ktry na tyle nie szanuje wasnego ycia, e jest w stanie doprowadzi si do takiego stanu. Mylenie pozbawione jakiegokolwiek wspczucia. - Mylenie hitlerowcw. Niemal dokadnie w tej samej chwili, w ktrej przysza do mnie ta wanie myl, ta chora melodia, poczuem e wcale nie wymiotuj. Po prostu nie oddycham. Nie tylko we nie. O kurwa. Przez uamek sekundy trwaem tak w ostatniej chwili samotnoci. Byo cakiem przyjemnie. Potny elektryczny wstrzs rozszarpa wszystkie moje myli na strzpy.

214

Fragment I Uzbrojona kobieta

Oto senny koszmar staje si rzeczywistoci. Miasteczko Golgota opanowane przez mrok letniej nocy ujawnia swoje prawdziwe oblicze gdy zachodzi soce nie ma ju ratunku przed najbardziej mrocznymi elementami zszarganej podwiadomoci Anny Kamiskiej. Trwajca we nie kobieta jest uzbrojona, zdesperowana i miertelnie przeraona. Czego tak si obawia? Do kogo lub do czego celuje? Podpowiedzi: Anna Kamiska jest on noblisty. To uwodzicielska aktorka. Jest pikna jak arabska noc czarnowosa bogini. Pada ofiar gwatu, od tej pory jest sparaliowana. Wybiera wic rzeczywisto snu. Czasem ma jednak koszmary, wtedy pojawia si na ulicy Golgoty a wtedy

215

Rozdzia X

Animus

Jestemy z tego samego materiau co nasze sny


~ William Shakespeare

27 wrzenia, trzecia rano. Sala szpitalna Anny Kamiskiej

1.

est pan idiot, panie Burnfield! Przerwa pan sen swoj mierci! sysz gos i dopiero po chwili dociera do mnie znaczenie tych sw. Rzeczywisto, upragniona rzeczywisto! Le na ku obok Anny Kamiskiej, jestem bezpieczny i oddzielony Sufit z podwieszanych pyt wymylono z pewnoci dugie lata po obozach

rozkoszn kilkudziesicioletni barier od ludzi tkwicych na obozowej rampie kolejowej. koncentracyjnych. Podobnie jak ledowe arwki, podwietlajce biaym, ostrym wiatem nowoczesne szklane boksy profesora Drzewieckiego. Bogu dziki! Jeszcze przez par chwil tkwi w bezruchu, pozwalajc sobie na zebranie si. Udaj, e pi, w rzeczywistoci spogldajc w gr przez przymruone oczy. Kujce w oczy wiato byo pierwsz rzecz, jak ujrzaem po powrocie do rzeczywistoci. A wic przeyty przeze mnie obozowy koszmar, wytwr mojej napanej podwiadomoci, by wszystkim, na co byo mnie sta. Niespodziewanie Drzewiecki uderza mnie otwart doni w policzek.
216

Odruchowo otwieram oczy. - Zdaje pan sobie spraw, co mogo si sta?! profesor nie zniy si do krzyczenia na mnie, jednak mia podniesiony i zdenerwowany gos, a oczy wytrzeszczone i wcieke. Czowieku, defibrylator by szedziesit metrw std, na innym pitrze! - Defibrylator? spytaem zdziwiony, i dopiero teraz ujrzaem stojce obok mnie czerwono-pomaraczowe urzdzenie hewlett-packard. Cztery zielone lampki i wielki zielony napis 220V na cyferblacie uwiadomi mi, e umieraem naprawd. Pamitajcie, drogie dzieci, aby nigdy nie miesza roztworw farmaceutycznych, oferowanych przez noblistw, z kokain. To niezbyt udane poczenie w mojej gowie pojawi si obraz przemawiajcego do naszej klasy nauczyciela matematyki, ktrego ostatni raz widziaem z miliard lat temu. Totalny absurd. - Burnfield, nigdy w yciu nie spotkaem si z tak reakcj na sen! Co pan sobie zrobi?! docieka Drzewiecki. - Wziem - bknem. - Bierze pan co na serce? Depresja? Prozac, albo xanax? - Prozac powtrzyem jak automat. Naukowiec zmarszczy brwi na oznak gbokiego niezadowolenia. - Nie toleruj kamstwa, Burnfield! Taki by warunek twojego przyjazdu tutaj! powiedzia, lecz w tym samym momencie ktem oka spojrza na swoj on i momentalnie si uspokoi. Minie wok jego oczu zelay z ucisku, a zmarszczki znikny. Wzi pan stymulant, prawda? Pobudzi si pan? - Kokaina odparem. Przyznam, e byem w tym momencie bardzo zaenowany swoim nienobiaym, sproszkowanym, takim ni to europejskim ni to kowbojskim podejciem do tematu wiadomego snu. Calm down, people, its just a little lie rozbrzmiay we mnie sowa ballady Davea Gahana. Dobre sobie. - To co pan zrobi powinienem pana wyrzuci, prosz mi wierzy, dzisiaj ratuje pana Hipokrates i nikt wicej! - Zrobi pan to? zapytaem tylko lekko zniechcony. Wiedziaem, e Drzewiecki nie odrzuci mnie. Prawdopodobnie tylko pobudziem jego naukow ciekawo, by moe nigdy nie bada snu wiadomego pod wpywem innych ni roztwr narkotykw. - Nie odrzek natychmiast, rozwiewajc wszelkie wtpliwoci. Nie mam zamiaru, mimo e powinienem. Ma pan szczcie, e moja ona pi. Nie dowie si o niczym, ale to pana wina, nie moja. zaznaczy. - Nie chciaem wyj na idiot, profesorze. To co widziaem
217

- Auschwitz? Jest pan oryginalny w swoich stanach lkowych, Burnfield. To trzeba panu przyzna. - Skd pan - Dar si pan w niebogosy, gdyby nie roztwr, z ca pewnoci obudziby pan Ann jego ona wygldaa w tej chwili, jakby nie oddychaa, tak bardzo pogrona bya w gbokim nie. yje?! Stojak z kroplwk sta przy jej ku, a pojemnik z roztworem by niemal peny. Pana sen trwa nieca minut, zanim pogry si pan w konwulsjach. Skrajna gupota, rwnie z mojej strony niestety Dlatego przewanie stosuj kroplwki, nie zastrzyki. W kadej chwili mog, przerwa aplikacj wskaza na mj roztwr, a ja dopiero teraz zdaem sobie spraw, e wyrwany i okrwawiony wenflon tkwi na kocu wyka. - MINUT? wykrzyknem. - Ciszej! - Minut? - Tak, moe ptorej. Wiem, wydaje si panu, e duo duej. Mnie te to ciekawi, w rzeczy samej to fascynujce. Z mojego ramienia sczya si krew; ratujc mnie, poprzez wyrwanie mi dojcia doylnego z przedramienia, Drzewiecki niemal rozszarpa mi y. - Musimy to opatrzy skin palcem w moj stron. Zostanie pan tu. Cholera, zostaniesz tu Burnfield, chociaby mia za kadym razem wchodzi mi w stan zawaowy. I koniec z paniem, rozumie pan? Spojrzaem na cieknc struk ciepej, czerwonej krwi. Moje usta same uoyy odpowied, ktr miaem pniej analizowa do koca ycia. - Oczywicie, dzikuj panu. Wanie wtedy profesor Drzewiecki rozpocz kolejny eksperyment z moj psychik. I cho wcale nie wyglda na zadowolonego, jednak po chwili odpar: - Jeszcze dzi odpowie mi pan na wszystkie pytania. Zapisze pan te wszystkie swoje wspomnienia, kade skojarzenie ktre przyjdzie panu do gowy to nie byy proby, tylko warunki. Zgodziem si jednak, kiwajc gow. - Widzia pan nazistw? spyta retorycznie, poprawiajc rzemyk na nadgarstku, na ktry nie zwrciem wczeniej uwagi. Na przypitym do niego zotym etonie widnia jaki symbol, nie zdyem jednak rozpozna jaki. - Prosz opisa kadego z nich, w najmniejszych detalach, jakie przyjd panu do gowy kontynuowa Drzewiecki. - Ich zachowanie, wygld, sowa. Analiza jest istot

218

caego przedsiwzicia. A przecie moe si okaza, e jutro nie bdzie pan pamita caego snu. Pomylaem o tym, jak bogaty w szczegy moe sta si mj reporta, jeli zaczn prowadzi taki dziennik. - Bd zapisywa wszystko, co przyjdzie mi do gowy zapewniem go, kiedy zacz opatrywa moje okaleczone przedrami. Bolesne przetarcie krwawicego miejsca po wenflonie gazikiem z wod utlenion nie spowodowao, e wzdrygnem si z blu, prawd powiedziawszy nie zwrciem na to wikszej uwagi. Podobnie myli Drzewieckiego, kryy ju wok jakich wyszych, nieznanych mi dotd orbit. - Prosz by przygotowanym na trening, ktry rozpoczniemy wsplnie. Jest niezwykle istotne, aby osign pan faktyczny wiadomy sen. A nie gwno, w ktre si pan wprowadzi! zakl przy mnie, niezbyt siarczycie, ale jednak po raz pierwszy odkd go poznaem. Dopiero wtedy bd mg pana wypuci z penym przekonaniem, e napisz pan o prawdzie i tylko o prawdzie, do ktrej dotrzemy. - Trening? Na czym polega trening ze wiadomego nienia? zapytaem zaciekawiony. Banda wok mojego ramienia zosta ju owinity, a profesor odszed ode mnie niepiesznie, na kilka krokw. - Rozwiniemy pana wiadomo nie-nienia, czyli po prostu zacznie pan kontrolowa: ni, czy nie ni. To poowa sukcesu. wyjanienia profesora byy skpe w detalach, w przeciwiestwie do tego, czego ode mnie wymaga: - Tymczasem musz przeprowadzi z panem wywiad, oboje zapiszemy swoje spostrzeenia i porozmawiamy o pana obozowych przeyciach. - Widziaem wiele rzeczy. Nie podejrzewaem, e jestem do tego zdolny. Na pocztku czuem rozkosz, czuem uniesienie, dalekie od tego farmaceutycznego. - Ten stan nazywamy Opus Aditus. Dzieo wejcia. Albo wejcie dziea, jak pan woli. Niezwykle bliski jest stanowi duchowych przey, psychodelicznego transu, w ktry potrafi wprowadzi si poudniowoamerykascy szamani plemienni. Albo ludzie podczas mentalnych podry pod wpywem kwasu LSD. To taka esencja czowieka, jego pierwiastek. Ze zgroz pomylaem, czy faktycznie moj esencj s ptaki z powykrzywianymi dziobami i krzyki maych dziewczynek syszane w ciemnoci. Czy powinienem zacz ba si swojej psychiki? - Pamitam uczucie cakowitej jasnoci wyjaniem, a on skin gow na znak, e mwi o rzeczach oczywistych. Pamitam te, e pomylaem wtedy, e czowiek jest zdolny do poczenia z jak ogromn mdroci. Teraz wydaje mi si to troch naiwne
219

- Zupenie typowe odczucia odpar profesor, z lekkim zniecierpliwieniem. Prosz powiedzie, wydaje si panu, e kokaina wpyna na pana postrzeganie sennej rzeczywistoci? To pytanie wydao mi si do gupie, zwaywszy na to, e przeyem tylko namiastk wiadomego snu, ktry na dodatek niemal nie skoczy si moj mierci. - Wydaje mi si, e kokaina miaa wpyw tylko na zerwanie kontaktu z nazistami w poncym Auschwitz, kiedy przestaem oddycha odparem po chwili. To byo chyba najdziwniejsze zdanie jakie wypowiedziaem w yciu, dlatego dodaem szybko: Sam sen by bardzo realistyczny. - Jak znalaz si pan na Judenrampe? Przyjecha pan pocigiem z tymi wszystkimi biedakami? Wysiliem umys. Cholernie rozbolaa mnie gowa. - Nie po prostu si tam znalazem. Byem tam, nie wiem skd i dlaczego. Profesor pokiwa gow. - Nie pomylaem o tym dodaem po chwili, a profesor nareszcie umiechn si, siadajc na taborecie koo mnie i rozszerzajc poy marynarki. - Nie myla pan o tym we nie, bo nie myla pan o tym nigdy podsumowa. Wkrtce nabdzie pan jednak wspaniay nawyk sprawdzania rzeczywistoci, a zostanie on w panu na zawsze, take we nie. Ale nie przerywam panu! dorzuci nagle, wytrcajc si z zamylenia. Potarem obolae skronie na znak gbokiego wysiku intelektualnego. eb pulsowa tpym blem. Czy to nie ciekawe, e boli nas gowa, mimo e teoretycznie nie znajduje si wewntrz niej nic, co mogoby nas bole? - Ach i po wszystkim dam panu aspiryny uspokoi moje obawy Drzewiecki. Jednak na pewno nie teraz. Przypominam, e wci jest pan napany. Nie czuem si napany w adnej mierze. Minuta snu, w moim nie postrzegana jako caa wieczno w magiczny sposb wywietrzaa ze mnie ca wcignit kok. Po raz kolejny zmusiem obola epetyn do odrobiny wysiku: - Na rampie panowa straszny gwar. Matki szukay swoich dzieci, a nazici popdzali ostatnich wychodzcych z bydlcych wagonw wspomniaem. Potem ta lokomotywa... ci wszyscy nazistowscy onierze. Byem przeraony, nie zdya dotrze do mnie informacja, e to tylko moja wyobrania. To byo zbyt rzeczywiste. Czuem, e jest mi gorco, byo lato i autentycznie czuem krople potu na twarzy. By te ten owczarek i potem potem - Spokojnie panie Burnfield, wiem e to do trudne. Prosz zacz opowiada od koca.
220

Pocztkowo wydao mi si to idiotyczne, jednak szybko wymieniem ostatni punkt caej listy wydarze, jaki przyszed mi do gowy. Czyli Auschwitz ponce jednym wielkim, potnym pomieniem. - Wic obudzi si pan krzyczc, widzc jak obz Auschwitz si rozpada. To niezwykle ciekawe zachca profesor. - Nie, to nie tak. wiat nie rozpad si na kawaki sam z siebie. To ja ja zniszczyem to zniszczyem cae Auschwitz. Zmiotem wszystkich z powierzchni ziemi. Zmiotem te sam siebie po czym dodaem po chwili a oni wizili mnie! wanie w tej chwili ominem cay epizod dotyczcy Anny Kamiskiej i jej rozwalonej na drobne kawaeczki czaszki. Profesor patrzy na mnie. - Wczeniej, jeszcze na rampie umiechn si do mnie, w obrzydliwy, demoniczny sposb jeden z winiw powiedziaem. Wszyscy z nich mieli na sobie brudne pasiaki, byli ustawieni parami i pilnowa ich esesman, stojcy w niewielkiej odlegoci od naszego szeregu. Wiedziaem, e spdzili co najmniej kilka lat w obozie, to byo wida po ich twarzach. To byo Sonderkommando. - Musia by pan przeraony zachca Drzewiecki. - Wczeniej esesman zastrzeli jak lec kobiet wspominanie snu od tyu stao si nagle nieco atwiejsze, skojarzenia zaczy przychodzi same z siebie. - Upada sama, nikt jej nic nie zrobi chyba zemdlaa z gorca dodaem, rozkrcajc zwoje mzgowe. Stalimy w szeregu bo kazali nam si tak ustawi. To znaczy najgrubszy z Niemcw, dowdca nam kaza. Momentalnie utworzylimy szereg. Stalimy w gorcu, a lokomotywa, taki parowz z ogromn swastyk na przedzie, odjecha po jakim czasie. - A wczeniej? dopytywa Drzewiecki, jednak w zasadzie nie musia tego robi. Wcignem si w wir koszmarnego wspomnienia na dobre. - Przed odjazdem lokomotywy, esesmani popdzali nas do wyjcia. Nie wychodziem z wagonu, po prostu byem ju na rampie z ca mas ludzi, podczas gdy onierze okadali pakami ostatnich wychodzcych z pocigu. To chyba wszystko Drzewiecki nie wydawa si zniechcony, przeciwnie: - A przed t sceneri? Znalaz si pan na rampie, ale czy potrafi przypomnie pan sobie co byo wczeniej, panie Burnfield? - Nic konkretnego odparem bez zastanowienia. Nagle jednak przyszo olnienie: - Pamitam jednak, stan high przed waciwym wiadomym snem. Straszne! Kada myl wydawaa mi si niezwykle istotna, bardzo wana w swoim znaczeniu. Nie wiem czy dobrze to opisuj, ale poczuem, e cay ja istniej na jakiej dziwnej niematerialnej paszczynie. Troch tak jakbym by duchem.
221

- Doskonale. Bardzo dobrze! Zachcony dodaem: - Wczeniej, przed tym uczuciem, przed tymi wszystkimi epickimi w swojej wartoci mylami miaem co na ksztat wizji. To znaczy najpierw popltane bez adnej logiki skojarzenia i wspomnienia. Kilka obrazw z dziecistwa, nic wanego. A wczeniej - zawahaem si przez moment. - syszaem jakby pacz maych dziewczynek. Widziaem te gupio mi o tym mwi ptaki, a raczej co co byo ich groteskowym obrazem. Miay ostre, zakrzywione dzioby dodaem i natychmiast poczuem si jak skoczony kretyn. Drzewiecki umiecha si, co spotgowao mj wstyd. Profesor zrozumia jednak moje obawy, co do wasnej poczytalnoci i szybko doprecyzowa: - Panie Burnfield, podwiadomo kadego opiera si tylko na rzeczach niezrozumiaych dla nas na pierwszy rzut oka. Przy zetkniciu obrazw podwiadomych, w pana wypadku ptakw z nienaturalnymi dziobami, ze wiadomym podejciem do tematu, wychodzi nam przewanie jedna wielka gupota. A jednak to wanie te obrazy, te paskie dzioby, stanowi niewielkie strzpki wiedzy o nas samych. A raczej, bdc cakowicie precyzyjnym, o panu konkretnie. Jestem co do tego gboko przekonany. Zaszumiao mi w gowie, mj oszoomiony wydarzeniami tej nocy mzg domaga si natychmiastowego zwolnienia obrotw. - Profesorze, naprawd napany czy nie, prosz o aspiryn poprosiem, pozwalajc by gowa opada mi na poduszk. Rozumiem, e jutrzejszy trening rozpoczynamy o poranku. - Jestemy ju spnieni na trening, o ktrym pan mwi, panie Burnfield odpar profesor z umiechem. S cztery minuty po pnocy, a prosz nie zapomina e musimy si porzdnie wyspa mrugn porozumiewawczo. No tak, przecie trenujemy pic. To mwic podszed do mnie i otworzy szufladk przy szpitalnym stoliku mojego ka. Wycign wenflon, a ja zerwaem si zaniepokojony. - Przecie mwi pan, e o mao co nie umarem! Nadal jestem na haju, chce pan eby kolejna dawka roztworu mnie dobia?! Profesor spojrza na mnie zdumiony. - Nie miaem zamiaru robi panu dojcia, panie Burnfield. Mylaem o sobie to mwic bez zbdnych ceremonii wypakowa z celofanu ig z kureczkiem i wbi j sobie w wewntrzn stron nadgarstka, nawet si przy tym nie skrzywiajc. Rozpoczynamy sen grupowy. - Co takiego?
222

- Postaram si aby przynio si panu to samo co mnie. Zapyta pan zapewne jak to zrobi. doda retorycznie. - Bd do pana mwi podczas paskiego snu, oczywicie samemu rwnie nic. W ten sposb w naszych umysach objawi si nasze wzajemne postaci. Nie sdzi pan chyba, e trening bdzie polega na nieniu sobie o leeniu na kozetce i zwierzaniu si ze swoich dziecicych sekretw? - A co z roztworem? zapytaem, przypominajc sobie sowa oficera w pokoju przesucha. Czy nadal pyncy w moich yach bdzie wpywa na moje koszmary? I w zasadzie jak rol odgrywa w tym wszystkim? - Co za duo to niezdrowo, panie Burnfield odpowied bya prosta, jednak zadziwiajco trafna. Prosz si wysika, e si tak wyra. Wydali pan cay roztwr. To robio wraenie. Zachcony brakiem jakichkolwiek zagroe ze strony niebezpiecznego zestawienia pyncego w moich yach roztworu z kokain i rozchodzcym si po ciele poczuciem relaksujcej ekscytacji, zgodziem si na eksperyment mojego Morfeusza. Nie wiem jak robi to ten czowiek, ale sikajc w azience na pitrze nie mogem si ju doczeka kolejnego snu. Wiedziaem, e nie wyjawiem Drzewieckiemu caej prawdy, opisujc sen od tyu pominem cakiem spore fragmenty, na przykad ten, dotyczcy, c, seksu z jego on. Wrciem do sali. Profesor z trosk spoglda na swoj pogron we nie on. Nie wygldaa na tak pikn, jak w moim nie. Znw spojrzaem na lec na ku Kamisk. Worki Anny pod jej piknymi oczami byy ju niemal czarne. A Drzewiecki? Zdawa si tego nie zauwaa, z ledwo zauwaalnym delikatnym umiechem, gadzc on po wosach i poprawiajc jej wyk od kroplwki. Ten widok, zreszt jak wiele innych z kliniki, mia mi zosta w pamici ju do koca ycia. Nie powiedziaem ani sowa, a jednak profesor zda sobie spraw z mojej obecnoci. Sysza kroki? Wtpliwe, byem boso. Obrci si i spojrza na mnie swoim tajemniczym, nieprzeniknionym spojrzeniem, penym starczej mdroci. W jego oczach nadal widziaem to samo pytanie: "co ty moesz o nas wiedzie?" Zamiast tego, profesor Adam Drzewiecki powiedzia tylko: - Musi pan zacz prowadzi dziennik. - Dziennik? - Tak, dziennik. Pamitnik. - Czasem zdarzy mi si co napisa - odparem. - Ale nigdy nie wychodzio z moich pamitnikw nic dobrego. Chyba brak mi systematycznoci...
223

- Popracujemy nad tym, panie Burnfield. Nie mwi o dzienniku, w ktrym opisuje pan swoje przeycia w mojej klinice, chocia przyznaj, chtnie bym przeczyta co takiego. Mwi o dzienniku snw. - Co to takiego? Umiechn si. Szczerze i dobrotliwie. - A jak si panu wydaje? - Mam zapisywa swoje sny, tak? - odpowiedziaem pytaniem. Kiwn gow. - Owszem - potwierdzi. - Caa sztuka polega na tym, aby pisa o swoich snach zaraz po przebudzeniu. Wie pan, jak to jest ze snami, prawda? S kruche i niestabilne. Ulotne, rzekbym. ni pan, obojtnie o czym, obojtnie czy wiadomie czy nie, dajmy na to o paskim udziale w... igrzyskach olimpijskich. Rzuca pan oszczepem, skacze pan przez potki, no wie pan... - wida byo, e sport nie naley do jego najwikszych zainteresowa, ale doskonale zdawa sobie spraw z tego, e to jasne. - ...a potem si pan budzi. Zdaje pan sobie spraw z tego, e wszystko byo snem. A potem przychodz pierwsze myli obudzonego czowieka, najczciej w stylu "poszedbym do azienki", "zaparzybym sobie herbaty", albo po prostu "o, to by tylko sen. A wszystko wydawao si takie realne!". Znaem te myli a za dobrze. W moim przypadku byy one jednak nieco odmienne od tych, ktre przedstawi noblista: "kurwa, czy po wczorajszym wieczorze zostao mi jeszcze koksu na dzisiaj?", "czy ta maolata, ktr tu przyprowadziem, ju sobie posza?". - To teraz tak... - kontynuowa profesor. - Dostanie pan ode mnie zeszyt i dugopis, albo owek, zreszt jak pan woli. Prosz go podpisa, to nada mu bardziej osobisty wydwik. - Dobrze kiwnem gow. - Od tej pory zeszyt bdzie znajdowa si pod pask poduszk, na stoliku koo ka, gdziekolwiek, byle blisko pana. Pierwsz rzecz po przebudzeniu, jak pan zrobi, bdzie spisanie swojego snu. Kady najdrobniejszy detal zaznaczy naukowiec. - nia si panu Edith Piaf? Prosz zapisa. Miaa na sobie diamentow koli? Prosz zapisa. By tam jaki zoty bibelot? Prosz zapisa. W co bya ubrana? Nie pamita pan. Dobrze, ale pamita pan, e to byo gdzie we Francji, chocia nie ma pan pojcia skd taki wniosek. Normalna rzecz we nie. Prosz zapisa. Rozumie pan? - Rozumiem. - To wietnie. Ale nie robimy tego wszystkiego dla zabawy. By moe dziennik pomoe panu w napisaniu rzetelnego reportau o mojej dziaalnoci, ale nawet jeli, to bdzie to, e tak powiem, efekt uboczny.
224

- W takim razie, po co to robimy? - zapytaem. - Aby odnale podobne czynniki we nie. Wsplny mianownik, e si tak wyra. - Wsplny mianownik? - W kadym nie... no moe nie do koca w kadym, ale w zdecydowanej wikszoci... wystpuje powtarzalny element. Na przykad, i tu zaznacz, e teraz wymylam na bieco, bo nie znam przecie paskiej psychiki... nieche powtarzalnym elementem w paskich snach bdzie na przykad stadion - wyjani naukowiec. - Trzymajmy si sportu, niech bdzie odrzekem. - W momencie, w ktrym zda pan sobie spraw, e w sidmym, smym, dziewitym z rzdu nie powtarza si stadion, wtedy bdzie pan mg kontrolowa rzeczywisto za kadym razem, kiedy ujrzy pan Narodowy, albo Camp Nou rzek Drzewiecki. - Co to znaczy "kontrolowa rzeczywisto", panie profesorze? - Dobre pytanie. To znaczy zda sobie spraw ze nienia. W gruncie rzeczy powinien pan to robi przez cay dzie. Powinien pan si pyta kadego dnia po kilkadziesit razy: "Czy to sen? Czy ja aby czasem nie ni wanie w tej chwili? Skd si tu wziem, gdzie byem wczeniej?" - Myl, e zrozumiaem. - Ale zrozumia pan... nie jest pan gupkiem, jak tamten poprzedni dziennikarz spojrza na mnie dobrotliwie. Nie ucieknie pan z krzykiem, ubrany tylko w piam prawda? I nie bdzie pan mi grozi noem kuchennym? - Nie umiechnem si do niego. Czy bya to manipulacja, tani komplement profesora, majcy poechta moje ego i wzbudzi sympati? By moe, cholera, nie wiem na pewno. Profesorowi mona zarzuci oddanie sprawie i uwicanie rodkw ale trzeba przyzna e sukinsyn z niezwyk atwoci wzbudza zaufanie, pomylaem kadc si na ku i zamykajc oczy.

225

Rozdzia XI

Pons asinorum

Jedyne lekarstwo dla znuonych yciem w gromadzie: ycie w wielkim miecie. To jedyna pustynia, jaka jest dzi dostpna
~ Albert Camus

Bezporednio pniej

1.

en to rzecz magiczna, panie Burnfield. Podczas jego pierwszej fazy, nazywanej NREM gaki oczne poruszaj si wolno. W tej fazie zdolno odbioru otaczajcej nas rzeczywistoci stopniowo zanika, aby przej do fazy niewiadomoci nazywanej

drugim stadium gos profesora zacz oddala si ode mnie w momencie kiedy zamknem powieki. Nie znaczyo to jednak w adnym wypadku, e jego sowa przestay do mnie dociera. Przeciwnie, pograjc si w spokojnym potoku sw Drzewieckiego, odczuwaem prawdziw bogo. Tymczasem naukowiec kontynuowa: - Nastpne w kolejnoci, trzecie stadium, jest najdusze w trwaniu, panie Burnfield. Podczas teje fazy mzg ludzki generuje fale o czstotliwoci dwch hercw. Nastpnie, w zgodnie zdumiewajcy wszystkich naukowcw wiata sposb, czowiek
226

wchodzi w faz REM, a jego oczy zaczynaj porusza si szybko. Wtedy wanie nimy, kilka razy w cigu nocy, kady raz przez okoo kwadrans. Nie stoi jednak na przeszkodzie, by przeywa we nie dugie godziny, a nawet lata: w niezrozumiay bowiem sposb umys ludzki posiadajcy moliwo jednoczesnego tworzenia i przebywania wiata potrafi zakrzywi postrzeganie czasu. - A czy jest - Prosz nic nie mwi, Burnfield sowa profesora byy stanowcze, ale agodne w swoim brzmieniu. - Duo lepiej bdzie kiedy pogry si pan we nie. Wiem, e mnie pan uwanie sucha i doskonale syszy. Zamilknem wic. - Zdumiewajce jest to, co za chwil si stanie, tym bardziej, e nie jest pan pod wpywem roztworu, przeciwnie, zay pan rodki pobudzajce umys w do niekorzystny sposb. Moe by troch ciej ni zwykle, ale c, postaramy sobie z tym poradzi powiedzia, a ja zdaem sobie spraw z kaskady nowych informacji, ktre przelatuj mi przed oczami jak rozpdzona kolejka grska. Byem w szoku, przyznaj. Prosz jednak pamita, e caa sztuka zapadnicia w wiadomy sen polega na zachowaniu spokoju i wprowadzeniu si w marzenia, przy jednoczesnym zachowaniu wiadomoci mwi starszy pan. - To tylko jeden ze sposobw wejcia w ten niezwyky wiat, dzi poka panu jednak tylko ten, o ktrym wspomniaem. Tylko jeden sposb - w gowie pojawio si natychmiastowe pytanie, ile jeszcze ten czowiek wymyli metod na wejcie w ten mistyczny i kompletnie mi nieznany wiat? W trans wprowadza mnie jedna z niewielu osb w kraju, ktra osigna absolutne mistrzostwo na wszystkich jego paszczyznach! Obcowanie z guru wydawao mi si bardzo podniosym przeyciem. Pamitaem jednak o zasadzie, ktr narzuci profesor. Nie odzywam si. - Pozwoli pan, Burnfield, e odbdziemy teraz dialog. Nie sdz, aby jako dziennikarz by pan czowiekiem przesdnym, zakadam take, e cakiem susznie wymiewa pan wszystkie znane panu teorie o telepatii. Nasza rozmowa polega bdzie na skierowaniu caej paskiej uwagi na rozmow, ktr z panem prowadz, warunek jest taki, e odpowiada pan tylko w mylach. Jest pan zrelaksowany? - Tak pomylaem, nie wydobywajc z siebie ani jednego sowa. - wietnie odpar profesor. Pana myli kr zapewne wok bliej nieokrelonych sfer. Obraz i skojarzenie, obraz i skojarzenie. To troch tak, jakby przewija film klatka po klatce, prawda?
227

Abso-kurwa-lutnie. A koks mi nie pomaga dodaem w mylach. - Proponuj panu jednak, aby w cigu nadchodzcej minuty sprbowa pan skoncentrowa ca swoj uwag na jednej, wyjtkowo silnie oddziaywujcej myli profesor mwi jednostajnym, jednak nie monotonnym, spokojnym gosem. - e co? zdyem pomyle, ale gos profesora znowu uciszy moje wtpliwoci. - Moe pan przywoa teraz na przykad szczeglnie mie wspomnienie, albo dajc upust fantazji wyobrazi sobie szczeglnie wyrazist chwil. Cokolwiek, byle byoby to silne. Dam teraz panu troch czasu, aby mg pan pomyle. W poowie czasu dam panu zna. Zaczynajmy. Cholera, zaskoczy mnie. Szczeglnie wyraziste wspomnienie? Fantazja? C wybierajmy midzy dum a tyfusem pomylaem, nieprzyzwyczajony do tego e kto kae mi cokolwiek robi w momencie kiedy zasypiam. - Moe po prostu seks z Marylin Monroe? Bzdura, to fantazja i nigdy o tym nie mylaem tak na powanie. Potrzebuj czego silniejszego. Lot paralotni w Cannes? C, prawdziwe, ale za sabe. Pierwsze kupione auto i seks z dziewczyn na tylnym siedzeniu? Pierwsza wygrana walka na pici? Wszystko to za sabe!

- Na pewno ma pan ju t myl, panie Burnfield. Jeli nie, spokojnie, ma pan


jeszcze poow czasu. Przyjdzie na pewno usyszaem. Uspokoiem si, stwierdziem, e jako to bdzie i w ostatniej moliwej chwili chwyciem si jedynego, co faktycznie byo dla mnie bardzo wyjtkowym wspomnieniem: Niech bdzie wic ucieczka z domu, wasne mieszkanie na Queens i moja pierwsza praca w NY News. Moja niezaleno od rodzicw. - Prosz si tam znale, panie Burnfield rzek gos. - Prosz na pocztek stan w tamtym miejscu, nie rozgrywa jeszcze akcji i nie wyobraa sobie nikogo poza panem i otoczeniem. Wykreujmy sceneri. Zaczo si samoistnie. I nie chciao si skoczy.

Jestem na skrzyowaniu dwch szerokich, wielopasmowych ulic, w jednej z najgorszych dzielnic Nowego Jorku. Znam to miejsce, mieszkaem tutaj, zanim okolicznoci zmusiy mnie, abym przylecia w goci do kraju Lecha Wasy i papiea bez lektyki. Jak okiem sign ani ywej duszy. Mrugajce na pomaraczowo wiata zawieszone na kablach, nad skrzyowaniem zdaway si szepta: czas na odpoczynek, dzie min. pij, Ameryko. Rozgldam si, czujc dziwne, nieznane mi wczeniej uczucie powracajcej z poraajc prdkoci atmosfery miejsca, ktre mimo odlegoci odwiedza si w

228

mgnieniu oka. Troch jak zmiana strefy czasowej, po wyldowaniu samolotem w odlegej krainie. To moje Queens, najwiksza z najwikszych dzielnica w caym miecie. Ulice nalece do dziwek, bezdomnych i narkomanw palcych crack. Bya to dzielnica stanowica przedmiot politycznych i spoecznych konfliktw wszystkich, absolutnie wszystkich, niezalenie od zajmowanego w hierarchii spoecznej stopnia, dzielona z racji ogromnych rozmiarw na pomniejsze dystrykty, midzy innymi moje stare mieci na Queensbridge. Ludzie gniedeni w mikroskopijnych rozmiarw obskurnych gniazdkach, chyba tylko ze wspczucia nazywanych mieszkaniami. Najwikszy w historii Stanw Zjednoczonych projekt socjalny. Mj dom. Zamieszkiwana przeze mnie, mierdzca moczem ju na samym wejciu, kamienica miecia si w samym sercu wspczesnego getta. Pojedyncze, odnawiane niemiao budynki z przytwierdzonymi do brudnych elewacji rusztowaniami, stanowi miesznie ma kropelk w caym morzu zniszczonych, wiekowych, szarych i bardzo przygnbiajcych blokw. Nad lini dachw widz znajdujcy si nieopodal koci, piknie podwietlony, bo owszem, przecie bya noc. Tak, to by ciepy czerwcowy wieczr. Na pojedynczych, posadzonych wzdu ulic karowatych drzewkach powieway zielone licie. Niebo byo ciemne i cho przez zanieczyszczenie wiatem nie byo wida gwiazd, byy nade mn z ca pewnoci. wiato palio si w nielicznych oknach, w wikszoci pootwieranych z powodu gorca. Klimatyzatory warczay na mnie cicho. Ta dzielnica, cho zwizana z moj buntownicz modoci nigdy nie witaa mnie z otwartymi ramionami. Powydeptywane, dziurawe i popkane pyty chodnikowe byy bardzo ciepe, po dugim upalnym dniu. Teraz w cigu nocy dzielnica miernot i mend spoecznych oddawaa ciepo. Nie bj si Queensbridge, poranek znw powita nas przejmujcym chodem.
- Ma pan to, panie Burnfield, wiem o tym i jestem pod wraeniem wysiku, jaki pan w to wkada. Prosz przyj wyrazy mojego szacunku za t prac sysz gos, duo dalej ni ostatnio. Dobiega jakby znad budynkw, tak jakby z niebios przemwi do mnie sam Bg Prosz nie otwiera oczu, trwa na miejscu i zaangaowa wszystkie zmysy. Dam panu na to jeszcze wicej czasu, ni ostatnio.

229

A wic utrzymuj poczenie, cho przychodzi mi to z wysikiem, koniecznym do trwania w nowojorskiej rzeczywistoci. W chwili, kiedy na sekund myl o czym innym, mj mzg utrzymuje koncentracj tylko przez par chwil (pniej nastpuje to, co profesor objani mi po przebudzeniu jako zakcenia wiadomoci). To przypominao troch strojenie rozregulowanego telewizora, lawirowanie pomidzy pltanin zakurzonych kabli z tyu kineskopu i manewrowanie anten we wszystkich moliwych kierunkach, byleby utrzyma dobry odbir. Stoj na ulicy, na samym rodku skrzyowania, a latarnie owietlaj silnym tym wiatem ulice, chodniki i zaparkowane samochody. Kto zamyka jedno z okien balkonowych. Cholera, ale tu ciepo! Ktem oka widz na dachu ruch, to chyba jaki dachowiec wyruszy na nocne owy. Zastanawiam si, czy odnajdzie dzi swoje upragnione smakowite kski, moe w jednym ze mierdzcych mietnikw, w alejkach pomidzy budynkami. Chocia kto wie, moe nocny owca zapoluje dzi na ogromnych rozmiarw nowojorskiego szczura. Kiedy tak chon cay klimat tego nieodwiedzanego od wielu lat, cakowicie opustoszaego miejsca, niespodziewanie okazuje si, e najwyraniej nie jestem w miecie sam. Sysz miechy w podwrzu kamienicy nalecej do moich rodzicw. Cigle walcz z zakceniami: gdy tylko myl o czym innym, miasto zdaje si pogra we mgle, a w mojej gowie pojawiaj si chaotyczne obrazy typowe dla kadego zasypiajcego czowieka: w moim przypadku byy to gwnie wspomnienia.
- Niezalenie od miejsca, w ktrym si pan teraz znajduje, prosz spojrze w umyle na swoje donie, panie Burnfield rzek gos z nieba Aby dostrzec mnie, musi pan najpierw dostrzec siebie. Prosz najpierw rozejrze si wok caej scenerii, a potem wycign przed siebie rce i spojrze na ich ksztat, skr na doniach, palce, paznokcie. Wykonaem polecenie, cho tylko w wyobrani. Wycignem przed siebie obie rce. Potrzebowaem chwili, aby w peni wrci do zamieconych nowojorskich ulic i odczu to samo, co odczuwabym, gdybym znalaz si tam w rzeczywistoci. Po kilku momentach staem jednak znw na skrzyowaniu, poczuem nawet w peni, jak rozgrzany chodnik grzeje moje bose stopy. Nie zauwayem wczeniej, e ze studzienek kanalizacyjnych wydostaj si kby pary wodnej, cho teraz widziaem to na wasne oczy. Zupenie jak z lokomotywy na Judenram nie! Tylko nie lokomotywy!

230

W mojej gowie wisna myl o blaszanym potworze z ogromn swastyk na przedzie. I cho znajdowaem si, sdzc po modelach samochodw stojcych przy ulicach, jak najbardziej w czasach teraniejszych, w odlegoci wielu mil i dziesitek lat od nazistowskiego koszmaru, cay czas potrzebowaem skupienia, nie dopuszczajc do gosu jakiejkolwiek innej myli. Z caej siy utrzymywaem w gowie wizualizacj Queens. Skup si Jack, skup si cholera. Myl o samochodach, o tych pieprzonych kombi potworkach - uniosem rce i spojrzaem na. I wanie wtedy w mojej namiastce snu, podczas wycignicia doni, mniej wicej na wysoko oczu, pojawi si wniosek, ktry zmieni cae moje pniejsze ycie. Zobaczyem swoje rce, zobaczyem je wyranie w kadym szczegle. Poczuem przypyw euforii i kiedy tak patrzyem ze zdumieniem na swe przedramiona i susznych rozmiarw donie, moje myli kryy wok caej gamy moliwoci, ktre si przede mn pojawiy. Mog wszystko. Mog znale si w kadym miejscu, jakiego zapragn. Mog w istocie przey wszystkie wymarzone przygody.

Mam dugie linie ycia i mioci na wewntrznych stronach doni. Widz wyranie lekko ponadgryzane paznokcie i drobne woski po zewntrznej stronie nadgarstkw. I moje zarowione knykcie wszystkich dziesiciu palcw. Cholera, jestem tu naprawd i mam wadz nad wszystkim. Przyjmijmy, e TO jest rzeczywisto, a spanie w towarzystwie profesora i jego ony lecej p metra od niego, to zwyky sen.
Momentalnie profesor i jego ona stali si zwyk wizj, ulotn myl, a ja staem z poczuciem penej wiadomoci na ulicy Jefferson Boulevard i patrzyem, z panujc we mnie, stale rosnc mocy, na zaparkowane przy ulicy odrapane i brudne samochody. Miaem w sobie nieodkryte nigdy wczeniej pokady potnej energii. I wanie zdaem sobie spraw z jej istnienia. Wanie wtedy to nadeszo. Gruchno we mnie z tak moc, jak mj poprzedni sen na roztworze: obz, dymice kominy krematoriw, Judenrampe i krzyki oficera niepotraficego utrzyma na acuchu owczarka niemieckiego rozgryzajcego gardo starego yda na strzpy, a take lokomotywy, buchajcej nam par prosto w twarze. W moim umyle pojawi si jasny i klarowny przekaz: oto posiadasz swoj krain, krlu rzeczywistoci. Jeste bogiem.

231

Teraz widziaem ju wszystko. Za moimi domi ujrzaem wszystkie znane mi z tamtego miejsca obiekty: kamienice czynszowe, rusztowanie przy jednym z odnawianych budynkw, kady szczeg ulic Queens. Te plastikowe kosze na mieci, przepenione i brudne. Studzienki kanalizacyjne i bijcy od nich odr. Wszystko. Kot nadal biega po dachach, widziaem jak przemyka cichaczem midzy kominami. Na niebie ujrzaem mrugajcy na czerwono punkcik, to lecia samolot, a ja ze zdumieniem stwierdziem te, e rozpraszajce widok wiato znikno podobnie jak chmury. Moim oczom ukazaa si najbardziej majestatyczna plejada gwiazd, jak mogem sobie kiedykolwiek wymarzy. Cae miliardy gwiazd, rozwietlajce moj dusz. Nigdy w historii Nowego Jorku i caego wiata nikt nie widzia takiego widoku, jaki ja stworzyem sobie teraz, stojc na brudnej ulicy penej strzykawek i zuytych prezerwatyw. Zadowolony z siebie uniosem kciuk w gr, w stron mojej nowej rzeczywistoci. Ale moment, jedn chwil nagle na jednej z odrapanych, brudnych cian, jakie p metra pod oknem parterowych mieszka, ujrzaem napis. To nie byo artystyczne graffiti, w dzielnicy w ktrej obecnie si znajdowaem, stanowioby ono mi odmian w gszczu wszystkich chujw i kurew wypisywanych w kadym moliwym miejscu, w zasadzie nie wiedzie przez kogo i kiedy. Tekst na murze, ktry ujrzaem, rni si jednak diametralnie od intelektualnej miernoty, ktr wyrostki w ortalionowych dresach pragny prezentowa mi bez ustanku na kadym moliwym kroku. Przekaz, cho prosty, daleki by od banau, gosi on bowiem: STRZE SI DEMONA, BO MOE CI POKONA. Pomylaem o jakim demonie mowa i w zasadzie dlaczego moja podwiadomo wykreowaa taki komunikat, wysmarowany grubymi czerwonymi literami na fasadzie budynku mojego wszechwiata. W oddali zaszczeka jaki pies. Szybko przestaem zaprzta sobie tym wszystkim gow. Postanowiem wej w podwrze zamieszkiwanej przeze mnie swego czasu brudnej kamienicy. Przypomniaem sobie czasy, kiedy najwikszym spenionym marzeniem byo prowadzenie wasnej kolumny w podrzdnym brukowcu, zatytuowanej KRONIKA POLICYJNA QUEENS, a wszystko to za potn pensj w wysokoci stu dolarw za felieton co tydzie. Sto dolarw tygodniowo. Naprawd.

232

Zajmowaem si opisywaniem najgorszych przestpstw jakie miay miejsce w naszej dzielnicy, tych aktualnych oraz, kiedy nie udao mi si znale wieego i ciekawego tematu, takich z przeszoci. Moja obsmarowana klitka, odwiedzana czsto przez kadego rodzaju szumowiny alfonsw, napanych crackiem informatorw, a take wszystkie dziwki dzielce si ze mn szczegami o skorumpowanych glinach, bya centrum wieci o wszystkim i o wszystkich. I cho nigdy, poza nielicznymi wyjtkami, nie chwaliem si nie studiowanym zawodem dziennikarza, a kronik policyjn prowadziem pod przybranym pseudonimem, moje mieszkanie zawsze byo dla tych wszystkich ludzi miejscem, w ktrej mog dokona spowiedzi. Robili to na wp niewiadomie, by przela gorycz za nieudane ycie na papier. Oczywicie za moim skromnym porednictwem, wynagradzanym, w razie zainteresowania naczelnego Franka Hopkinsa, skromn premi. Potrafiem jeszcze przynie dobry solidny kawa misa na jego st. Widziaem w jego oczach, e wyglda wtedy jak gdyby z zachwytu mia wzbi si na kilka centrymetrw nad ziemi. Hopkins mwi do mnie wtedy: - Nie mam pojcia skd bierzesz te tematy, Burnfield, i wcale mi si to nie podoba. Ale, do kurwy ndzy, Jack, to jest nieze, to jest piekielnie nieze. Ten kawaek o ucitej gowie w mietniku... po czym siga po wysuony portfel i wyciga z niego zielon stw. Masz. Oprcz pensji. Za tydzie przynie mi co rwnie dobrego, Burnfield, i pamitaj, zyskujemy na tym oboje! Nie zyskiwalimy, Franku Hopkinsie, pieprzony redaktorze naczelny NY News, w swoich drucianych okularkach i ubrudzonej tani chiszczyzn koszul, woonej w spodnie. Na pewno nie ja. W rzeczywistoci wystarczyo kilka miesicy w zawodzie ledczego dziennikarzyny, abym mg z penym przekonaniem stwierdzi, e ju interesuj si mn niebezpieczni ludzie. Wtedy jeszcze nie mylaem o wykadaniu historii, musiao min jeszcze troch czasu, zanim udao mi si pogodzi kokainowy nag z wykadaniem na podrzdnej uczelni. Faszywy dyplom, kupa koksu i studenci okrelajcy mnie profesorem Burnfieldem? Da si to wszystko sklei do kupy. Naprawd si da. Mj talent do sigania rk w gb studzienek ciekowych i taplania si w gwnie a po same okcie, dopki nie odnalazem fascynujcego tematu, mia mnie wkrtce zaprowadzi przed oblicze ludzi wielokrotnie ode mnie potniejszych. I cholernie niezadowolonych z faktu, e pisz o nich w swoim szmatawcu.

233

Podczas odwiedzin w moim mieszkanku, ktrzy zoyli mi mao przyjemni ludzie w policyjnych czapkach na gowach, o mao nie przypaciem yciem artykuu zatytuowanego NASTOLATCE. To by mj pierwszy znany artyku, wcignity w ostatniej chwili na pierwsz stron NY News. Litery, ukadajce si w sowa, i sowa ukadajce si w zdania, krzyczay niemal dosownie: komisarz miejscowej policji jest skurwysynem, ktry dokona gwatu na nastoletniej prostytutce, podczas, jak to sam okreli osobistego przesuchania w jego gabinecie, na komisariacie przy ulicy Strawberry Street. C to by za artyku! Nagwek czterdziestk. Wielkie zdjcie komisarza w odwitnym mundurze, na tle gwiedzisto pasiastej flagi. A obok uderzajco kontrastujce z budowanym przez lata wizerunkiem dobrego gliny, zdjcie najwyej szesnastoletniej lolity, z ogromnym dekoltem i ciemnymi usteczkami, posiadajcymi prawdopodobnie wiksz moc ssania ni najlepszy odkurzacz. Staa na ulicy umiechajc si zalotnie do fotografa, ktry zrobi jej to zdjcie. Czyli do mnie. Tego ranka osignem mj szczyt kariery dziennikarskiej. A wieczorem tego samego dnia, pamitnego trzynastego, mundurowi z NYPD zoyli mi nieoficjalne odwiedziny, bynajmniej nie po to, aby pogratulowa mi rzetelnego dziennikarskiego ledztwa. O nie, herbatka z policj polegaa gwnie na przypiciu do metalowego ka, pobiciu, opluciu i wyzywaniu mnie. Skd wiedzieli, gdzie mieszkam? C, zapewne kady z nich znalazby swj sposb na odnalezienie mnie, tak samo pewne jest to, e aden z nich nigdy nie zdradzi mi w jaki sposb do tego doszo. W kadym bd razie przystawiali mi pistolety do gowy. Prbowali te uci mi penisa. Tkwic w nowej rzeczywistoci, ktr wykreowaem mogem pozwoli sobie nareszcie na wspomnienia. Nie uprzedzajmy jednak faktw. I zostawmy mojego penisa w spokoju. Minem brudn alejk i wszedem na podwrze. Uniosem gow wysoko do gry. Gwiazdy byy niesamowite, absolutnie niemoliwe do zaobserwowania w znanym mi do tej pory wiecie. Umiechnem si do siebie. Bd musia przyzwyczai si jeszcze do wielu rzeczy. Z niemaym wysikiem pchnem cikie stalowe drzwi, prowadzce do klatki schodowej, oznaczonej numerem 3130. W czasach, kiedy mieszkaem w tym miejscu, KOMISARZ OCONELLY UCINA SPRAW GWATU NA

234

dobry dzie oznacza mniej wicej tyle, e nie potknem si na wejciu o jakiego obsikanego alkoholika. Queens nie byo powodem do dumy, nawet jak na standardy z tych nieciekawych stron. Lata spdzone tutaj, z obywatelami drugiej kategorii, stanowiy niezy kawa ycia. Wystarcza szybki rzut oka na moich ssiadw, na wszystkie te szumowiny w bluzach z kapturem, brudnych podkoszulkach i w dziurawych butach, aby mc wysnu szybki wniosek brzmicy: niektrzy maj gorzej ode mnie, o wiele gorzej. I nagle, w magiczny sposb, moja dwupokojowa, mikroskopijnych rozmiarw klitka, ktr wynajmowaam za mieszne pienidze od lubujcego si w marihuanowym haju czarnoskrego wdowca, ktry kaza na siebie mwi Mr. B, okazywaa si cakiem znona. Moe dlatego, e bya ogrzewana. I miaa dach. Mister B dokadnie mi to tumaczy, za kadym razem kiedy przychodzi po kas za wynajem. miechu warte. Gwniane dwa zapyziae pokoiki, z czego jeden z aneksem kuchennym i pralk, a drugi z rozkadan kanap w zestawieniu z wielkim metalowym blatem, sucym za cay mj warsztat samochodowy, na ktry musisz przeznaczy miejsce si rzeczy, jeli tylko jedzisz szesnastoletnim buickiem z przerdzewiaym silnikiem. Nigdy nie czuem si tu naprawd jak w domu, nie dbaem wic o wystrj czy jakiekolwiek wyposaenie. O telewizorze czy wiey stereo mogem zapomnie. Zreszt czego miabym sucha? Drukarka, siedemnastocalowy monitor kineskopowy, router i zestaw klawiatura plus myszka, kupiony w dziale komputerowym jednego z marketw przy zjedzie z szosy E2 oto kompletna lista wyposaenia komputerowego Jacka Burnfielda, w mieszkaniu przy Jefferson Boulevard. Sprzt komputerowy, ktry posiadaem, nie by imponujcy, jednak, jak do tej pory, dobrze wykonywa swoje zadanie. Uywaem go gwnie do pracy, daleko mi byo do konsumpcyjnego podejcia wobec mojego poczciwego blaszaka: ogldanie filmw z cycatymi Rosjankami, suchanie albumw pobieranych z Sieci, czy granie w gry komputerowe uwaaam za czynnoci, ktr Amerykanie w wikszoci okrelaj mianem wasting time. Oczywicie jednoczenie lubujc si w tych czynnociach, jak w niczym innym. Duo bardziej od tego wszystkiego, wolaem przeglda informacje o moich przeciwnikach, uzyskiwa jak najwicej danych na temat moich wrogw. Najlepiej w towarzystwie kokainy oczywicie.

235

- Wchodz w sen, panie Burnfield. Spotkajmy si za minut, no moe dwie usyszaem gos z gbi klatki schodowej, na ucho jakie pitro nade mn. Bez wahania podyem w jego kierunku, wchodzc szybko po zniszczonych schodach. Tak jak mwiem, nie zwracaem nigdy wikszej uwagi na napisy wypeniajce w takich miejscach kady wolny centymetr cian. Teraz rwnie, przeskakujc po dwa stopnie na raz, wolaem nie zagbia si w ich tre. Czy baem si demonicznych wskazwek mojej podwiadomoci, wysmarowanych markerem na cianach pomidzy drzwiami wejciowymi do mieszka moich szemranych ssiadw? A moe po prostu nie chciaem ujrze gdzie nazistowskiego symbolu swastyki, aby nie wrci znw na Judenrampe? Poczuem nagle zapach winiowego dymu. Profesor sta na ppitrze i pali diaruma. Spoglda w zamyleniu przez okratowane drucian siatk okno na kocu brudnego korytarza. Ubrany by w dugi czarny paszcz, nie znaem si na tym, ale na oko za dobrych kilka stw, za ktry w tych czciach miasta mona byo zosta pobitym do nieprzytomnoci. Drzewiecki nie wyglda jednak na przejtego, czy zdenerwowanego przeciwnie, z jego odwrconej do mnie plecami sylwetki w jaki niezrozumiay sposb emanowa chodny spokj. Kiedy podszedem na wycignicie ramienia, odwrci si w moj stron i spojrza na mnie, nie odzywajc si ani sowem. Zrozumiaem, e sto milionw mil std prawdopodobnie pogra si teraz we nie, potrzebuje wic chwili na to, aby doczy do mnie w mojej rzeczywistoci. Nie wydarzyo si nic spektakularnego, kiedy patrzelimy na siebie w milczeniu. adne promienie olepiajcego biaego wiata nie rozwietliy noblisty niczym czarodzieja Gandalfa przybywajcego na ratunek Merry i Pipinowi w magicznym lesie. Pomylaem wtedy, e tylko kontekst nadawany przez nasz psychik kreuje potg i autorytet. Nic takiego jednak nie odczuwaem, nie czuem potgi, ani autorytetu, przeciwnie pomylaem, e obecno znanego na caym wiecie noblisty w takim miejscu jak to, moe si wydarzy tylko we nie. To utwierdzio mnie w przekonaniu, e ju za chwil odbd pierwszy w yciu sen grupowy, nastpi Opus Aditus i profesor nareszcie przedstawi swoj wersj wydarze, raz na zawsze oczyszczajc si z gwna, jakim obrzucili go wszyscy dziennikarze, nie posiadajcy adnego poza wasn chciwoci powodu, aby go niszczy. - Tacy jak ja - pomylaem z zaenowaniem. Czy kady mj artyku stanowi popis uczciwoci i dziennikarskiej rzetelnoci?
236

Nie. Czy mog z czystym sumieniem udowodni sobie, e nigdy w karierze ledczego NY Post nie nagiem faktw dla wasnej korzyci, nigdy nie zszargaem nikomu dobrej opinii kilkoma dodatkowymi linijkami tekstu, wypeniajcymi moje artykuy? Nie. Czy zdarzyo mi si kiedykolwiek opisa przypadek dziennikarski, ktry nigdy si nie wydarzy? Co najmniej kilkanacie razy. Cholera, a jeli to nie jest dobry pomys? Co stanie si w momencie, kiedy profesor zrezygnuje z moich usug? Czemu wybra akurat mnie, skoro czterdziestu siedmiu innych dziennikarzy, poza jednym, tym od piamy, odrzuci? I w zasadzie z jakiego powodu tak bardzo chce, abym zrezygnowa z koksu na rzecz jego synnego roztworu, ktry najwyraniej nie jest mi potrzebny do osigania wiadomych snw, ktre tak ubstwia? Takie myli drczyy mnie, kiedy stanem obok profesora. Spogldalimy tak chwil w milczeniu przez zabrudzone okno. W oddali dao si usysze syren policyjnego radiowozu. Dwik codziennoci, znany kademu, mieszkajcemu w tej okolicy duej, ni par smutnych chwil. Widoczna w oddali stalowa konstrukcja synnego mostu Queensbridge bya podwietlona, podobnie jak koci, niewidoczny z tej strony budynku. May wrbelek usiad na blaszanym parapecie, zdajc sobie najwyraniej spraw z tego, e druciane kratki w oknach nie zapewniaj mu wprawdzie prywatnoci, jednak z ca pewnoci daj mu poczucie wrblowego bezpieczestwa. Profesor przyglda si ptaszkowi z umiechem, patrzc jak ten podskakuje na parapecie krcc ma gwk. Zastuka obrczk w szyb. Ptaszek natychmiast odlecia. Strzaem w dziesitk okazaa si prba nawizania z profesorem rozmowy, poprzez zadanie mu pytania. Nie mam pojcia, czy naukowiec ju spa czy nie, niespodziewanie nabyem jednak pewnoci, e Drzewiecki potrafi rozmawia nie tylko przez sen, ale take zasypiajc. Czy bya to pierwsza oznaka zaufania noblicie w czarnym paszczu, podczas wsplnego snu? Na pewno nie jedyna: - Panie profesorze, syszy mnie pan? zapytaem niemiao. To nie byo pytanie zadane tonem, ktrym wita si kogo na klatce schodowej. To byo ciche pytanie zadane czowiekowi, ktry najprawdopodobniej pi. Profesor spojrza na mnie i umiechn si znowu.
237

Cho by moe by tylko wytworem mojej podwiadomoci, dryfujcej teraz na spokojnym lustrze sennego morza, poczuem, e faktycznie rozmawiam z ywym czowiekiem. Utwierdziem si w moim zachwycie dla naukowca, w momencie kiedy wskaza na mnie palcem i powiedzia: - Jest pan tu, panie Burnfield. - Jestem - odparem. - Gratuluj z caego serca. Gdzie pan teraz jest? zapyta, i cho pytanie zabrzmiao gupio, momentalnie zrozumiaem, o co mu chodzi. Profesor spa swoim snem i wcale nie musia znajdowa si w brudnym Queensbridge. Kto wie, moe siedzi teraz na play, wcierajc sobie olejek palmowy w rozgrzane socem ramiona, popijajc malibu? Ta myl rozbawia mnie i zdaem sobie spraw, e wszystko bdzie dobrze. Wtedy nie mylaem jeszcze, e euforia i podekscytowanie czsto s rwnie zwodnicze co intensywne. Naiwny gupiec ze mnie. - W dzielnicy mojej modoci, w brudnym Nowym Jorku - wyjaniem, a byo to dziwne uczucie, bowiem profesor patrzcy przez okno na pice amerykaskie miasto wydawa si taki realny, e musiaem walczy z nabytym przez cae ycie nawykiem zaoenia, e ludzie, ktrzy rozmawiaj z tob twarz w twarz, znajduj si mniej wicej w tym samym miejscu, co ty. Profesor pokiwa gow - Tak... to cakiem zrozumiae. Nieco przyjemniejsze uczucie, ni groba mierci z rk esesmanw w najsmutniejszym miejscu wiata, prawda? - Oczywicie - odrzekem natychmiast. - Gdzie pan teraz jest, panie Drzewiecki? - Och, mwmy sobie po imieniu, Jack. Nie zwykem uywa wszystkich ziemskich form grzecznociowych podczas Opus Aditus. Niezalenie od tego, czy gociem w snach moich znudzonych yciem pacjentw po rozwodzie, czy samego Dalaj Lam. Rozwarem szczk ze zdumienia. Cae szczcie, e profesor nie mg tego zobaczy naprawd, cho w moim nie spojrza na mnie krzywic brwi. - Rozumiem, pa... Adamie - przeszo mi to przez gardo. - Caa przyjemno... - ...po mojej stronie - dokoczy z umiechem. - Jestem teraz we Florencji, swego czasu przeyem tam niesamowite chwile z moj on. Siedzimy na dachu jednego z tych niesamowitych domw, pokrytych czerwon dachwk wybudowanych na mocie Ponte Vecchio. - Most zotnikw... - westchnem, spogldajc na pogrone w tym wietle ulice Queensbridge. Przypomniao mi to, e miasto jest nadal cakowicie opuszczone.

238

- Czy mog zapyta, w jaki sposb mgbym zaludni mj sen? - zapytaem profesora, wyobraajc sobie, jak patrzy teraz na moj skpan w kojcych promieniach zachodzcego woskiego soca twarz i przyglda mi si z zainteresowaniem. Kto wie, by moe nogi wisz nam w powietrzu, nad rzek Amo, kiedy tak siedzimy sobie na najstarszym mocie w caych Woszech? - Most, na ktrym siedz teraz z panem, budowano w tym miejscu czterokrotnie odpar tajemniczo Adam Drzewiecki. - Pierwszy by drewniany, ju w czasach staroytnego Rzymu. Potem wybudowano kolejny, murowany, zniszczya go jednak powd. Zbudowano wic trzeci i woda znowu pokonaa ludzki wysiek. Podchodzc do budowy mostu po raz czwarty, modzi architekci, Neri di Fioravante i Taddeo Gaddi zmienili koncepcj na - trjprzsow dokoczyem. Przyznam, e metafora profesora nadal bya dla mnie zagadk. Pozwoliem mu jednak kontynuowa i nie rozczarowaem si. - Wkrtce na nowym mocie pojawiy si siedziby cech zotnikw i jubilerw mwi noblista. - Dzi moemy siedzie na tym mocie, ktry przetrwa rzeczy naprawd gorsze od powodzi. Cho oczywicie moglibymy rwnie dobrze siedzie na ktrymkolwiek z mostw, o ktrych ci opowiadam, Jack. Przez dusz chwil analizowaem jego sowa. Cholera, nie zdaem sobie nawet sprawy, e wizualizuj jego sowa w gowie, a ju pitro niej po ulicy jecha pierwszy czarny SUV. Nie jecha jednak sam z siebie, faktycznie prowadzia go jaka kobieta. Rozgldaa si na boki, najwyraniej szukajc jakiego konkretnego adresu. Cho byoby to niemal niemoliwe w prawdziwym wiecie, dostrzega nas patrzcych przez zakratowane okno. Auto zwolnio prdko, zamruga lewy kierunkowskaz, kiedy zaparkowaa auto w wolnym miejscu pod blokiem Burnfielda. Wysza z auta i pomachaa do nas. Chyba nawet si umiechna. Profesor skin gow z zadowoleniem. Nie powiedzia jednak ani sowa. Zdaem sobie spraw, e przecie nie ma pojcia, co wanie si wydarzyo. - Panie pro... Adamie. Jaka kobieta chce, abym zszed do niej chyba chce ze mn porozmawia! - spojrzaem na naukowca, ktry wanie gasi papierosa o brudn cian. Kilka drobin rozarzonego popiou spado na mierdzc podog. - Prosz wic i, Jack. Jestem tu za panem - odpar z umiechem. Czuem jednak w gbi ducha, e Adam Drzewiecki nie mia zamiaru rezygnowa z ciepych promykw soca nad rzek Amo. Pewnie nadal tam siedzi, przynajmniej w swoim wasnym nie.
239

Nic nie stao jednak na przeszkodzie, aby w moim nie poszed ze mn w d schodw, a potem wyszed na ulic. Zrobio si nieco chodniej, cho niebo pomau odnajdywao w sobie ch do przejcia z gbokiej nieprzeniknionej czerni, upstrzonej miliardem gwiazd, do stonowanej szaroci. To znaczy, ja tak chciaem - pomylaem, cay czas nie mogc wyj z podziwu dla potgi wasnej psychiki. Cho nie podejrzewabym si o to nigdy wczeniej, bya naprawd imponujca. Auto stao zaparkowane po mojej stronie ulicy. By to stary lincoln navigator, potne bydle z zeszego dziesiciolecia. Pamitaem dobrze tego potwora i cho moje amerykaskie ycie nauczyo mnie, e prawie piciolitrowy silnik to tak naprawd stosunkowo umiarkowana jednostka, przyjazd do Polski uwiadomi mnie, e byem w bdzie. Kobieta, ktr zobaczyem przez okno przygldaa mi si przez ca, zdajc si trwa wieczno chwil, podczas ktrej szedem w jej kierunku. Nie palia, ani nie rozmawiaa przez telefon. Patrzya wprost na mnie, a ja poznaem j natychmiast. Burza kruczoczarnych wosw, zlewajcych si z kolorami nocy, teraz gdy si szarzyo, piknie kontrastujcych z otoczeniem. Brzowy zamszowy paszcz. To bya Anna Kamiska, ona profesora. Umiechaa si. - Jack! Czy mj m uwiadomi ci wreszcie, nad czym pracujemy? - zapytaa, wycigajc rk na powitanie. Ucisnem do. Bya yczliwie ciepa. - Prawd mwic ju drugi raz. Mam nadziej, e tym razem wszystko skoczy si dobrze. Poprzedni raz skoczylimy przecie na pobycie w Auschwitz - odparem, zdajc sobie spraw, jak absurdalnie brzmiaoby to, gdyby rozmowa odbywaa si naprawd. Ale przecie... odbywa si naprawd. Profesor dotar do nas po chwili. Poy paszcza powieway mu na porannym wietrze, kiedy szed stukajc obcasami o pokryty siatk pkni chodnik, peen niedopakw i kapsli. Jest tutaj, obok nas. Mimo e jest we Florencji. I ley koo mnie, ze swoj on w ku. Cholera... gdzie w takim razie jest ona profesora? Jest prawdziwa, tak? Pytania kbiy si i pltay ze sob, powodujc mtlik w gowie. - Chyba trac rachub, Anno. Miesza mi si w gowie - Nie ma to jak szok przy pierwszym razie... - odpara Kamiska, prowadzc gr sw, patrzc mi prosto w oczy i umiechajc si do mnie zalotnie. By to jednak tylko wytwr mojej wyobrani, po prostu tak zinterpretowaem jej sowa. Chyba. Pamitaj, e

240

uprawialicie seks, przynajmniej teoretycznie, pomylaem. Czy uda nam si dochowa to w tajemnicy przed Drzewieckim? Oby. Nie zapominaj o tym, bo postradasz zmysy durniu! - Dobrze, e nigdy wicej mnie to nie spotka - odparem, mylc si kolejny raz. Miao si to okaza szybciej ni sdziem. - Co ci tu sprowadza? - zapytaem i od razu zdaem sobie spraw z gupoty tego pytania. Przecie leaa obok nas, w klinice profesora. Syszaa kade sowo naszej rozmowy przy oknie, ktra w rzeczywistoci bya rozmow trjki picych obok siebie ludzi. Chocia... przecie to tylko ja znajdowaem si na Queensbridge. Jezu, moe by ciko. - To pan przyby do nas, Jack. I to na kadej paszczynie. Przyby pan do kliniki. Teraz przyby pan do mnie i Adama. Do twarzy panu w sandaach, chocia osobicie wolaabym nie oglda Adama w stroju turysty na Piazza della Signoria rozemiaa si. Pojem. Adam Drzewiecki z on znajdowali si we Florencji, przechodzc, zapewne spacerowym krokiem, te kilkaset metrw od mostu Ponte Vecchio, (na ktrym siedzielimy, jak si okazao, we trjk) a do Piazza della Signoria. To ja byem ich gociem, a nie oni moimi. - Zawsze powtarzam Adamowi, e za bardzo droczy si z nowymi, niezaznajomionymi z potg Opus Aditus. Traci pan rachub, prawda? Skinem gow. To jednak nie wystarczyo, kiwnem bowiem tylko w moim nie, nie w ich. Kurwa ma! - Tak - potwierdziem. Kobieta umiechna si, jednak nie mam pojcia czy naprawd. Mam nadziej, e tak, bo to by pikny umiech. Soce pomau budzio si do ycia. - To przez roztwr, Jack - powiedziaa. - Nie zastanawiao ci jak rol peni, skoro wiadomy sen osigne, o ile dobrze syszaam, bez jego udziau? Zastanawiao mnie. - Tak odparem jedynie. Nie pytajc nikogo o pozwolenie, bo przecie cay czas byem u siebie, otworzyem tylnie drzwi auta Kamiskiej. Maestwo rwnie weszo do rodka, Kamiska na miejscu kierowcy, profesor na przednim fotelu pasaera. - Opus Aditus jest moliwy do osignicia bez wikszych problemw nawet w kilkanacie osb. Oczywicie pod warunkiem, e nie mamy do czynienia z kompletnymi kretynami, dlatego prosz potraktowa pask obecno tutaj jako komplement umiechna si do mnie ponownie, patrzc na mnie w lusterku wstecznym, a ja
241

obiecaem sobie, e ju nigdy nie bd si zastanawia, czy umiech ktry mi wysya jest prawdziwy. By zbyt pikny, aby traci na to czas. Samochd ruszy niepiesznie, sunc pomidzy pic, lecz niemiao budzc si do ycia moj wasn rzeczywistoci. Na ulicach zaczy pojawia si pierwsze osoby. Zobaczyem zataczajcego si czarnoskrego pijaka, ktry o may wos nie wyldowa prosto na masce naszego samochodu. Kamiska zatrbia na niego, a on z wciekoci uderzy zabrudzon czym rk w mask lincolna. Odsun si o krok, mamroczc co w pijackim amoku. Na szyi zawieszon mia kartonow tabliczk. Cho usilnie prbowaem nie patrze na jej tre, niemoliwe do ominicia okazao si przeczytanie trzech sw: STRZE SI DEMONA. Szybko odsunem od wiadomoci wszystkie obawy i lki. Tak mi si przynajmniej wydawao. - Jestemy we nie - powiedziaem stwierdzajc oczywisto. - Mona powiedzie, e osigne sukces, Adamie. Pokazae mi now wraliw na moje odczucia rzeczywisto. Drzewiecki i Kamiska rozemiali si, a ja kolejny raz poczuem si jak pryszczaty dzieciak z osikanymi spodniami, z ktrego miej si koledzy na boisku szkolnym. - Jack, to co zdyem Ci do tej pory, jak to okrelasz, "pokaza" stanowi jak jedn setn tego do czego zmierzamy. - W takim razie do czego zmierzamy? - spytaem, opierajc rce o przednie fotele samochodu. Chodne w dotyku obicie jasnej, skrzanej tapicerki, wydawao si tak prawdziwe, jak wszystko, co przeyem do tej pory. - Przede wszystkim pozbdziemy si wszystkich twoich nawykw, utrudniajcych trwanie w sennej rzeczywistoci. Mwic innymi sowy, wyrzucimy z twojej gowy wszystkie mieci, Jack - Drzewiecki odwrci twarz w moj stron i spojrza przepraszajco. - Prosz nie odbiera tego personalnie, Burnfield. To w jakim wiecie y pan dotychczas, dugie lata spdzone w uamku rzeczywistoci, nazywanej prawdziwym yciem, ma swoje odbicie w paskiej psychice. Jednak jestem tu od tego, na dodatek z moj wspania maonk, abymy mogli dokona oczyszczenia. - Brzmi jak rytua - stwierdziem krtko. - Bo i w istocie jest to rytua - wyjania Kamiska, dodajc gazu po skrcie w lewo. Samochd szybko osign prdko podrn, cho wiadoma cz mojego umysu nadal nie wiedziaa, dokd zmierzamy i jak dugo pojedziemy. - Przekona si pan, e

242

kada sekunda spdzona w nowym wiecie jest warta powiconego czasu. Oczywicie zakadajc, e istnieje... - umiechna si tajemniczo. Rzekbym, e to wszystko za duo. Mj umys mia pewne problemy z przetrawieniem duej iloci informacji, ktre pojawiay si w lawinowym tempie, a kada z nich coraz to bardziej i bardziej poruszaa wte posady mojego dotychczasowego ycia. A jednak ta doskonalsza cz mojego umysu chciaa pozosta na Queensbridge. I cho nie podejrzewabym si o to w najmielszych, nomen omen, snach, to wanie tutaj, we wspczesnym getcie, kojarzcym mi si przede wszystkim z niesprawiedliwoci i cierpieniem tego wiata, odnalazem szczcie. I cho pragnem znale si take w stu innych miejscach, miaem ochot zwiedzi we nie cay wiat, pki co odbieranie rzeczywistoci, a w zasadzie wchanianie jej caym sob jak gbka, wprawiao mnie w zachwyt. Samochd kierowany przez Kamisk wjecha na czteropasmow autostrad. Opuszczalimy wic dzielnic ndzy, w ktrej przyszo mi przey dugich osiem lat mojego ycia, zaraz po ucieczce z przesyconej fors rezydencji moich srajcych pienidzmi rodzicw. Nie mogem zapyta dokd jedziemy. To pytanie nie miao sensu. Sama Kamiska wzorem swojego ma i z niespotykan elegancj mwia do mnie przez cay czas w taki sposb, e niezalenie od rzeczywistoci istniejcej tylko w mojej podwiadomoci, jej sowa miay sens. Dlatego, cho nie zdradziem sowem, e po prostu wsiadem do auta i usiadem na miejscu pasaera, a ona i Drzewiecki, nie wiedzc o tym, zasiedli na przodzie wozu, Kamiska uywaa takich sw jak "zmierzamy". Nie "jedziemy", nie "idziemy". Zmierzamy. Trafno w ocenie sytuacji? Nie sdz, po prostu jzyk, ktry wyksztaci si podczas niezliczonych godzin spdzonych w wynionych wiatach. Automatyczna skrzynia biegw zredukowaa bieg, kiedy Anna zacza hamowa przed ogromn dwunastokoow ciarwk, toczc si ociale skrajnie prawym pasem, prowadzcym do zjazdu z autostrady. Moim oczom ukaza si zielony znak, ustawiony nad zjazdem: Queensboro Bridge. A wic zmierzamy w kierunku kolejnego mostu. Czy stanowi on jednak cel naszej podry i czy profesor Drzewiecki bdzie usilnie wykorzystywa mosty w swoich metaforach dotyczcych snu (nawet o tym nie wiedzc), czy te po prostu musielimy przekroczy rzek, tego nie wiedziaem, dopki nie zatrzymalimy si w poprzek drogi.
243

Auto stano niemale na samym rodku dugoci ogromnej, stalowo-betonowej konstrukcji. Jedn z niewtpliwych zalet snw wiadomych jest fakt, i nigdy nie dowiadczymy korkw drogowych, chyba e sami je powodujemy. I cho po chwili ustawi si za nami podwjny sznur samochodw, ani jeden z kierowcw nie zdecydowa si na uycie klaksonu. Wysiedlimy z samochodu. - Znajdujemy si... to znaczy znajduj si teraz na mocie Queensboro Bridge w Nowym Jorku. Czy mogliby pastwo... przyby do mnie? - zrczno w operowaniu specyficznym jzykiem, ktrym tak swobodnie operowali Kamiska i Drzewiecki, miaa przyj do mnie z czasem. Kamiska umiechna si promiennie, a Drzewiecki zadowolony z moich postpw unis kciuk w gecie pochway. - Robi pan wielkie kroki naprzd, panie Burnfield - powiedzia. - Anno, zapraszam Ci na most Queensboro. To ten, na ktrym kiedy oznajmiem Ci, e... - ...ycie stanowi niemia projekcj - odpara Anna takim tonem, jakby syszaa to codziennie, kadego ranka, przez dwadziecia lat podczas porannego parzenia kawy. Pamitam ten most doskonale. Ju tu jestem. Drzewiecki westchn. - Ja te - oznajmi po chwili. - Jack, byby askaw opisa sytuacj? Opisa sytuacj. Oczywicie. - Jestemy w poowie dugoci mostu, przyjechalimy tutaj autem, ktre stoi teraz zaparkowane w poprzek dwch pasw. Za nami stoj samochody, z ca pewnoci z naszego powodu. Blokujemy drog. - wzruszyem ramionami. - wita, nie wida ju gwiazd. I jest do chodno. - Cakiem niele, Jack - odpar Drzewiecki. W porzdku, widzimy to wszystko. Z czasem opisywanie rzeczywistoci twoim wspnicym, trwajcym w Opus Aditus towarzyszom, bdzie przychodzi ci coraz atwiej. Kto wie, by moe osigniesz w tym takie mistrzostwo, jak moja ona. Naukowiec zakada wic, e nie poprzestaniemy na jednym wiadomym nie. I byem mu za to cholernie wdziczny. Przyznam, e bybym gotw zapaci za dotychczasowe przeycia kade pienidze. Kreowana samodzielnie rzeczywisto bya bez wtpienia najbardziej ekscytujc rzecz, jak przytrafia mi si w yciu. - To wszystko wydaje si takie rzeczywiste... - powiedziaem w zamyleniu, chyba bardziej do siebie ni do moich towarzyszy.

244

Przez chwil patrzelimy w milczeniu na rozpocierajc si przed nami panoram Nowego Jorku. Magnificent, pewnie w taki sposb opisaby j Bono z U2. Po prawej stronie mostu Queensboro rozpociera si olniewajcy widok na Wallabout Bay. Na pierwszym planie widoczna bya wyspa Roosevelta i pospny budynek szpitala Goldwater Memorial, graniczcy od strony poudniowej z Four Freedoms Park, rwnie imienia Roosevelta. Bardziej po prawej stronie dzielnica Long Island City niemiao budzia si do ycia. Jeszcze tylko kilka przecznic na poudnie i znalelibymy si w Greenpoint, dzielnicy nazywanej czasem Ma Polsk. - W jaki sposb okreli jak daleko jestemy teraz od naszego kraju? - pomylaem w zadumie. Bo owszem, pomimo, e spdziem w Stanach cae modziecze ycie, kraj Polakw, do ktrego przybyem w poszukiwaniu dziennikarskiej sawy, stanowi dla mnie niesamowicie atrakcyjn odskoczni od caego syfu, ktry spotka mnie w kraju rozkradanym przez republikanw i demokratw. By ucieczk. Od czego? Mj Boe, od czego zacz moe od nadgorliwych rodzicw, nie zauwaajcych nawet, e pomidzy ich arkuszami przychodw, zestawie cenowych i spotka komisji nadzorczych, ich synek wciga w cigu dnia wicej koksu, ni byliby sobie w stanie wyobrazi. A moe nie, moe zacznijmy od towarzystwa niezliczonej liczby zych kobiet w kadym wieku, ktrych jedynym celem byo pomieszkiwanie w mojej melinie w samym rodku Queens, w zamian za seks oralny, kilka dolarw na crack i zawstydzone spojrzenie, kiedy byo ju po wszystkim. Chocia rwnie dobrze moglibymy rozpocz od krzywych spojrze moich rodzicw, kiedy opuszczaem ich czterdziestopokojow rezydencj w Westhampton w wieku trzydziestu lat, cay czas bez planu na swoje ycie. Cholera, Polska stanowia, pomimo wszystkich swoich wad, naprawd dobr alternatyw. Helikopter policyjny z terkotem migie przelecia wysoko nad mostem. Na swoim blaszanym brzuchu mruga mu na czerwono wskanik, okrelajcy jego pozycj. Poniej miejsca, na ktrym stalimy w zamyleniu, na wodzie, mkno kilka punkcikw, zapewne motorwek, przecinajcych fale w tylko sobie znanym celu. Bardziej wyrane sylwetki widocznych ju na zatoce odzi transportowych poruszay si niemal niezauwaalnie.

245

- To jest rzeczywiste - powiedziaa Anna, nie przestajc si umiecha. Jej twarz wyraaa zadowolenie, maksymaln rado z ycia, tak odleg od rozpaczy wymiotujcego i miertelnie wychudzonego wraku czowieka, ktry ujrzaem dzisiejszej nocy w klinice Drzewieckiego w Sarbinowych Doach. Burz czarnych wosw rozwiewaa jej poranna bryza, wyja wic z kieszeni paszcza ogromne raybany i zaoya je sobie na nos. - Ale do rzeczy, Jack. Mj m z ca pewnoci obieca ci co, co moim zdaniem bdnie nazywa treningiem. Lepszym okreleniem bdzie jednak, jak sam to okrelie, rytua. I rozpoczniemy ten rytua wanie teraz, prawda Adamie? - Owszem, kochanie. Drzewiecki kiwn gow, po czym spojrza na mnie. W momencie, kiedy ustalilimy wszyscy jedno wsplne miejsce naszego snu, nabraem bliej nieuzasadnionej pewnoci, e nasze relacje wewntrz snu, nasze spojrzenia i umiechy, stay si bardziej rzeczywiste. Piknie umalowane oczy Anny spoglday wic na mnie nie tylko w mojej gowie, a podziw profesora Drzewieckiego ktry wzbudziem, okreli on nie tylko swoimi sowami, ale take wyrazem twarzy oznajmiajcym prawdziw satysfakcj. Midzy nami zapanowaa prawdziwa, ludzka blisko. Mylaem, e to wanie wtedy podjem decyzj o wyborze mojej rzeczywistoci; ycie poza snem, pene konfliktw, blu, korkw samochodowych i pyskatych Frankw Hopkinsw wydao mi si nagle aonie mao atrakcyjne. A jednak pomyliem si o kilka minut w swoich zaoeniach. Mniej wicej po tym, co stao si, gdy Drzewiecki zaproponowa: - Chodmy na szczyt przsa. Pocztkowo pomys wyda mi si niedorzeczny, widzc jednak ich zaangaowanie w jego pomys, poddaem si fali entuzjazmu. To tylko sen. Przekroczylimy wic barierki ochronne. Wiatr jakby wzmg si, a ja cho bardzo nie chciaem spojrzaem w d. Pod nami rozpocieraa si kilkudziesiciometrowa przepa, a tafla wody byszczaa zowieszczo. Momentalnie straciem mj entuzjazm i przyznam, e zaczem si po prostu ba. Drcymi rkoma objem stalowy filar, stanem na pierwszej ogromnej rubie i w ten sposb rozpoczlimy mudn wspinaczk. To znaczy ja zaczem, wyobraajc sobie, e Anna i jej m wspinaj si za mn. Profesor chwyci mnie jednak za rami, w momencie kiedy znajdowalimy si jakie dwa metry nad asfaltem.

246

- Mwic "chodmy" miaem na myli znajdmy si tam. Nie miaem na myli tracenia czasu na wspinanie si. - Ale... - Po prostu zamknij na chwil oczy. Posuchaem eksperta. I mao nie narobiem po raz kolejny w spodnie, kiedy otworzyem oczy. Czulicie kiedy takie specyficzne, nie nazwane dotd uczucie, kiedy wiecie ju na pewno, e pdzcy samochd nie zdy pomimo usilnych prb wyhamowa tu przed waszymi stopami? Albo kiedy spadacie z roweru, i przez ulotne kilkanacie, no moe kilkadziesit milisekund, trwacie w locie, wiedzc, e ju za chwil nastpi to co nieuchronne? Jeeli widok z poziomu autostrady na Queensboro by magnificent to widok na szczycie najwyszego przsa by fucking fantastic. A ja byem scared as hell. - Boe, nie! zdoaem wydusi paczliwie. Stalimy na szczycie, zbici w osobliwy trjosobowy cok, na niecaym metrze kwadratowym. Widziaem dobre p Nowego Jorku, a wiatr wy przecigle. Podziwianie widokw byo jednak ostatni rzecz, na jak miaem teraz ochot. Nie potrafiem utrzyma rwnowagi. W ostatniej rozpaczliwej chwili, kiedy podmuch wiatru uderzy z ogromn si, a ja uklknem odruchowo, zobaczyem e profesor i Anna stoj kilkanacie centymetrw ode mnie, niewzruszeni niczym, na szczycie przsa. Trzymali si za rce, a profesor, mj Boe, mia si na cay gos. Przeraony wizj niechybnego lotu kilkaset metrw w d, i rozmiadeniem wszystkich koci o lustro lodowatej wody Wallabout Bay chwyciem si ng Anny. I wtedy profesor spojrza na mnie z wyrazem ogromnej kpiny na twarzy, a w tej samej sekundzie wydarzyy si na raz trzy rzeczy. Pierwsza: na ramieniu profesora ujrzaem krwistoczerwon opask, a na niej symbol czarnej swastyki w biaym kole. Druga: zdaem sobie spraw, e jednym uderzeniem, ktre z braku lepszego okrelenia mona nazwa klepniciem w bark, profesor wytrci mnie z aosnej namiastki rwnowagi, ktr utrzymywaem, trzymajc si jego ony. Trzecia: puciem z trwog nogi Kamiskiej, a ona ze miechem wypowiedziaa tylko jedno sowo: - Lecisz! Istnieje tylko kilka chwil w yciu czowieka, w ktrej w peni zdaje on sobie spraw z wasnej egzystencji. Pierwsz z nich jest te ulotne kilka chwil, par strzpkw myli,
247

zaraz po przebudzeniu, kiedy nie otworzylimy jeszcze oczu i ktrych nigdy nie moemy zapamita ju po opuszczeniu ka (i mwi tu o tych mylach, pojawiajcych si w naszych gowach jeszcze przed tymi mylami, ktre Drzewiecki opisa jako o, to by tylko sen, albo poszedbym do kibla). Drug z nich jest spadanie z ogromnej wysokoci. Ulotne kilka sekund, nic wicej. Oto nasze ycie. I kiedy tak leciaem, przycigany przez grawitacj i rozpdzajc si momentalnie do prdkoci stu szedziesiciu kilometrw na godzin (modlc si w duchu, aby mier z przeraenia we nie nie oznaczaa mierci w rzeczywistoci) oto dokonao si niemoliwe. Ostatnim wysikiem uchyliem zazawione od pdu oczy i ujrzaem jak naukowiec rzuca si z przsa i pdzi z ogromn, nienaturaln wrcz prdkoci w moim kierunku. Czyli prosto w d. Zanim zbliy si do mnie, sysz z irracjonalnie wielkiej odlegoci: - Zatrzymaj to! Sowo stao si ciaem. Kiedy o tym pomylaem. Nie czuem szarpnicia, kiedy zbliajce si do mnie z niesamowit prdkoci wody Wallabout Bay nagle zatrzymay si. A raczej, bdc dokadniejszym, to ja zawisem w powietrzu, wbrew wszelkim znanym prawom fizyki. To wanie w tej sekundzie zadecydowaem, e nie mam czego szuka w realnym yciu. Penym zagroe, rozczarowa i grawitacji. I, cho nie grozio mi ju adne niebezpieczestwo, kiedy tak lewitowaem w powietrzu, drc si z ekscytacji na cae gardo, wiedziaem, e na jednym specyficznym polu co we mnie bezpowrotnie znikno. - Kurwa, ja latam! wyrwao mi si. Wszystkie moje nadzieje zwizane ze wiatem doczesnym umary. Profesor nadlecia do mnie z tak lekkoci, jakby robi to codziennie i zatrzyma si bez wysiku na mojej wysokoci, jak zauwayem, pokonujc pokus, aby zatrzyma si metr lub dwa nade mn. Nazistowska opaska na jego przedramieniu znikna bez ladu. - Wybacz dramatyzm caego zajcia, Jack rzek przepraszajcym tonem. - Mam nadziej, e rozumiesz konieczno udowodnienia ci, czym jest wola we nie. Wycign do mnie rk, w gecie przyjani, aby dowie szczeroci swoich sw. - To... - chciaem wyrzuci z siebie cae tony epitetw pod adresem czowieka, ktry ani chybi przyprawiby mnie o zawa serca, jednak sowa same popyny z moich ust, niesione przez poranny wiatr: - ...najbardziej niesamowita rzecz, jaka spotkaa mnie w yciu! Profesorze, to wspaniae!
248

cisnem ochoczo jego do i potrzsnem ni gorliwie. Na jego twarzy rozwietlonej wschodzcym socem widoczna bya tak wielka euforia, e nagle zrozumiaem, dlaczego ten czowiek zdoby par lat temu najbardziej prestiow nagrod naukow wiata. Wyglda bowiem jak kto, kto dawno temu odnalaz swj ywio, rozpali w swoim sercu ogie pasji i pozwala mu trwa ju do koca ycia. Nie wiedziaem w tej chwili o ciemnej stronie jego dziaalnoci, ktra wkrtce miaa doprowadzi go do ostatecznoci. I zniszczy doszcztnie to, czemu on powici cae swoje ycie. Podekscytowany zapomniaem o symbolu mierci na ramieniu profesora. - Wola istnienia, Jack. Silniejsza od czegokolwiek, we nie osiga apogeum powiedzia naukowiec. Pokiwabym gow, nie byem jednak w stanie wydusi z siebie tej prostej czynnoci. Pokonaem prawo grawitacji! Czy bybym w stanie... Oczywicie, e tak. Podobnie jak naukowiec, byem w stanie nie tylko utrzyma si na wysokoci kilkudziesiciu metrw nad powierzchni zatoki, ale take przemieszcza si za pomoc woli. Pocztkowo ze stosunkowo niewielk prdkoci ruszyem z miejsca, przeczc wszystkim wnioskom empirycznym, nabytym podczas mojego trzydziestoletniego ycia. Nie potrzebowaem punktu odbicia, trzech praw dynamiki Newtona, ani siy grawitacji. Stay si one nagle aosnym fragmentem rzeczywistoci, z ktrej zrezygnowaem, tak jak odrzuca si prawd podczas ktni maeskiej i brnie si w kamstwie, bez mrugnicia okiem. To, czego zaznaem, nie byo jednak kamstwem. Byo prawd, byo tak samo prawdziwym dowiadczeniem, jak rozgrzane pyty chodnikowe na Queensbridge, ktre grzay podeszwy moich butw, ktrych przecie nawet nie miaem na sobie, cay czas lec wygodnie, pod bia pociel ka w klinice psychiatrycznej mojego nowego mentora. Z niemiao zwikszajc si prdkoci lecielimy, profesor i ja, nad Nowym Jorkiem. Wierzcie mi, niesamowite uczucie. - Pa.. Adamie, a Anna? zapytaem. - Nie przejmuj si tym teraz, daj kademu troch swobody, Jack, sobie te! odrzek, zwikszajc wysoko. Zauwayem, e wy rwnie przeszlicie na ty? To dobrze, naprawd dobrze, odrzumy konwenanse.

249

Poleciaem za nim, mylc o tym, e odrzuciem konwenanse o wiele wczeniej, ni mgby przypuszcza Drzewiecki, ciskajc poladki jego ony i caujc j namitnie ju podczas pierwszego snu. Czy bya to zdrada? Nie miaem bladego pojcia. Wiedziaem natomiast, e zrobiem wiele dla uczucia rosncego podniecenia zwizanego z najwspanialsz przygod, jak kiedykolwiek przeyem w swoim aosnym yciu. Rozkoszowaem si pokonan saboci przed duymi wysokociami, a profesor, cho zapewne przeywa tego typu wycieczki co noc, wydawa si ywo zainteresowany wsplnym lotem. I trudno mu si dziwi, wszak widok przesuwajcych si obok nas drapaczy chmur, skpanych w pierwszych promieniach porannego soca, by imponujcy. Lecielimy nad Nowym Jorkiem, a ja zastanawiaem si, o czym myli czowiek, ktry wbrew wszelkim znanym prawom, mknie koo mnie w kierunku zachodniego Manhattanu. Czy podczas pierwszego lotu, kiedy odkry, e wola jest w stanie utrzymywa czowieka nad ziemi, wydawa z siebie okrzyki radoci i podniecenia, tak jak ja teraz (przyznam, e gone "O Jezu!" i "O cholera jasna!", kiedy przelatywalimy nad mostami kolejowymi i wzdu mariny wyryway mi si niezwykle czsto)? Chocia z drugiej strony, by moe noblist bardziej od olniewajcych widokw, interesoway terapeutyczne waciwoci snu, w ktry udao mu si mnie wprowadzi. Kto wie! Daleko w dole widzielimy stojce na skrzyowaniach samochody, cae mnstwo charakterystycznych tych takswek. Znudzeni codziennoci kierowcy stojcy w korkach, trbili od niechcenia na przechodniw, przechodzcych na czerwonym wietle. mieciarze, wykonujc swoj robot ju od pitej rano, zastawili cay prawy pas, blokujc czciowo ruch na jednej z przecznic. Przez uamek sekundy widziaem, jak mocowali si z kolejnym z wielu cikich metalowych kontenerw na odpadki, przecigajc przeze ciki acuch. Nie spodobao si to jednemu z bardziej niecierpliwych kierowcw, ktry pogania pracujcych ludzi trbic klaksonem swojego chevroleta. Nowojorski buc. Byo tu takich wiele, jak w kadym kraju, w ktrym ludzie przekonani s, e mieszkanie w wielkim miecie nadaje niedostpne dla innych przywileje. Na chodnikach i przejciach dla pieszych dostrzegaem z atwoci cae chmary nowojorczykw: odzianych w paszcze i garnitury mczyzn (spogldajcych co chwila na swoje roleksy), kobiety w akietach, palce papierosy w oczekiwaniu na zielone wiato i

250

zastanawiajcych si zapewne, czemu, pomimo kilkunastoletnich karier zawodowych, cay czas docieraj do pracy na piechot. Nikt nie zwraca na nas uwagi, tak jak gdyby leccy nad ziemi ludzie stanowili w tych czciach kraju norm. Nikt nie spojrza na nas, nawet kiedy pognaem za profesorem, stale obniajcym swj lot, do wysokoci kilkunastu metrw nad zabrudzonymi ulicami Manhattanu. Nad naszymi gowami kolejka miejska mkna torami zawieszonymi nad miastem, raz po raz wypuszczajc elektryzujce iskry spod metalowych k. Trudno byo uwierzy, e cay ten wiat stanowi jedynie projekcj, wytwr mojej, Drzewieckiego i Kamiskiej wyobrani. No wanie, gdzie podziaa si Anna? - Za mn, Jack. Ldujemy na chodniku rzek Drzewiecki, jak gdyby nigdy nic obniajc puap lotu na pustym fragmencie Dziewitej Alei i pynnie zamieniajc ldowanie w szybki marsz. Poszedem w jego lady i ju po chwili maszerowalimy razem w tumie ludzi. Nikt nawet na nas nie spojrza. Szlimy chodnikiem jak para biznesmenw pieszcych na miejsce spotkania, jak gdyby nigdy nic. - Sen ma to do siebie, e wszyscy ludzie, ktrych tutaj widzisz, stanowi obraz twojego mylenia o nich. To pozornie banalne zdanie, niesie ze sob wicej ni poow tego, co mam ci do przekazania rzek profesor. - Przyznam szczerze, nie rozumiem odparem. - Nie martw si, spokojnie. Wyobra sobie pewn pani. Ociera manekina z kurzu, najbardziej kuriozalny jest przy tym fakt, e sama jest czym w rodzaju manekinu w twojej gowie wskaza skinieniem rki na schylon kobiet, stojc w wystawie i z zaciciem oczyszczajc nagiego, szarego manekina. Mj mzg ju j wygenerowa. To byo niesamowite! Naukowiec stukn zaobrczkowanym palcem w grube szko antywamaniowe, a czterdziestoletnia murzynka podniosa gow. Cho przez dusz chwil patrzaa na nas z mieszank zaskoczenia i konsternacji, Drzewiecki jakby jej nie dostrzega, cay czas kierujc sowa w moj stron: To nie tak, e kiedy wejdziemy w interakcj z podmiotami tak ich nazywa, to nie byli ludzie, tylko podmioty (cho profesor uywa wiele innych nazw, na przykad humanoidy albo myloksztaty, jak Anna) - wtedy bd one robi to, co mylimy e zrobi. - I znowu musz si przyzna, e nie bardzo rozumiem, Adamie. Nie zniechci si ani troch.

251

- Jack przyjmijmy na poczet przykadu, e pomylisz teraz o tym, eby ta kobieta, ktr kazaem ci sobie wyobrazi, zacza robi ci wyrzuty. Zaczepiasz j bezczelnie podczas jej pracy, przeszkadzasz jej, troch si nas boi. Jeszcze kilka chwil, a ju za chwil zacznie wcieka macha rkoma i awanturowa si, oczywicie jeli nie takie bdzie twoje podwiadome mylenie, to wcale nie zacznie tego robi. Przynajmniej nie od razu. Wzruszyem ramionami, w dalszym cigu nic nie rozumiejc. Profesor nawet nie spojrza w kierunku kobiety, ktra sprawiaa wraenie zaatakowanej. Wydao mi si to bardzo krpujce. - Interakcja z podmiotami polega na tym, e zrobi one to, co mylisz, e byyby w stanie zrobi, bo taki masz obraz wiadomoci podmiotu sowa profesora stay si dla mnie jeszcze mniej zrozumiae. Innymi sowy nawet nie zdajesz sobie sprawy, e rozmawiajc z humanoidem, rozmawiasz tak naprawd z czym co faktycznie ma swoje zdanie, swoje pogldy i dowiadczenia. Prawie, i podkrel to grub kresk, PRAWIE tak jakby miay wasne ycia. - To znaczy, e myloksztaty nie zrobi tego co chc, tylko to, co zrobiy by wedug mnie w prawdziwym yciu? zapytaem. - Tak! ucieszy si profesor. Dokadnie! Spjrz na kobiet z manekinem wskaza palcem, z tak bezczelnoci, jakby pokazywa mi egzotyczne zwierz w zoo. Wyglda tak realnie, prawie mi jej al. Nie daj si jednak zudzi, nigdy, przenigdy jego sowa rozbrzmieway mi w gowie. - Przeprowadzimy may eksperyment. A ty si nie denerwuj. Przytaknem zaciekawiony, a profesor dotkn szyby wystawowej palcem wskazujcym. Nie rozbia si na kawaki, nie eksplodowaa. Po prostu przestaa istnie. Pyk! Nie ma szyby. Zszokowana kobieta wytrzeszczya oczy. Szmatka do czyszczenia manekina wypada jej z rk. - Co do - Dzie dobry! Wybaczy pani t szyb. Potrzebny mi powiedzmy, e ten manekin rzuci profesor beztroskim tonem. Prosz mi go poda, albo najlepiej niech zdejmie go pani tu do nas, na chodnik. Natychmiast. - Ani mi si ni! Wypieprzajcie std! wykrzykna kobieta, cakiem susznie wzburzona. Ogromne piersi podskakiway jej na wszystkie strony kiedy gestykulowaa rkoma, jak zaatakowany kot. Rozgldaa si na boki, z niedowierzaniem stwierdzajc, e szyba, za ktr staa oddzielona od nowojorskiej ulicy przestaa istnie. Syszelicie?! Won! dodaa z sykiem trwogi, jakby w obawie, e ma do czynienia z voodoo.
252

- Manekin, milady odpar profesor, poprawiajc czarny krawat w okolicach konierzyka. To nie jest proba. Daj to w tej chwili, albo ci uderz, kobieto. Spojrzaem zdumiony na Drzewieckiego. Fakt, podmiot, czy jak wolicie humanoid, z ktrym rozmawia nie by czowiekiem, rozumiem, ale czy nie mg odnosi si do niej, (czymkolwiek bya) z wiksz kultur? - Ludzie, zrbcie co! Policja! rykna kobieta. Rozejrzaem si zaniepokojony. Ludzie, a raczej ich senne imitacje, obracali gowy zaciekawieni. Kilka osb przystano w p kroku, a kierowca ogromnego dodgea zwolni, przypatrujc nam si podejrzliwie. Atakuj mnie! Policja, do cholery! Zodzieje! Zodzieje! Drzewiecki nie zwracajc uwagi na przedstawienie jakie rozpta, wzi wysoki krok i wszed do gry, na wystaw sklepu, gdzie jeszcze przed chwil znajdowaa si szyba. Spojrza na swoje spodnie i otrzepa je odruchowo. Po czym bez adnego ostrzeenia, z caej siy uderzy kobiet w twarz. Ta spojrzaa na niego zdumiona, przez chwil nie mogc wydoby z siebie sowa. Dotkna swojego policzka, a potem spojrzaa na swoje palce, jakby sprawdzajc czy nie ma na nich krwi. Dopiero po chwili wybucha gonym paczem. - Ludzie! Bij mnie, bij! Pomocy, bagam! - Powiedziaem ci, aby oddaa mi manekin, podmiocie. Zrb to teraz. rzuci w jej kierunku, po czym spojrza na mnie i jakby dostrzeg moje szeroko rozwarte ze zdumienia szczki, bo doda usprawiedliwiajco: - Jack, to nie jest czowiek. To taki sam element caego snu, jak grawitacja, ktrej zaufae. Wzi manekin na ramiona i z wielk zwinnoci, jak na swj wiek, zeskoczy z wystawy wprost na nowojorski chodnik. - O czym ty mwisz czowieku! Mj Boe, mj dobry Boe! szlochaa kobieta. Nawet nie zauwayem, jak w cigu dosownie kilku sekund, zebraa si wok nas grupa ludzi. W ich oczach widoczne byo poczucie rosncego zagroenia. Patrzc na nich z rosncym niepokojem odnalazem wzrokiem kilku rosych mczyzn, ubranych po roboczemu, z tymi kaskami ochronnymi na gowach. Wygldali, jakby mieli nam za chwil spuci solidne lanie, nie czekajc na policj nawet p minuty. Jeden z nich trzyma ju w rku sporych rozmiarw opat. Jak na razie wszyscy stali w odlegoci co najmniej kilku metrw od nas. Usyszaem jednak jak tucioch z dugimi wosami i smycz reklamow na szyi, mwi do otyej staruszki:

253

- Wezwaem gliny, mamusiu, spokojnie klepa j po ramieniu uspokajajco, samemu trzsc si ze strachu. Ciekawo, a kto wie czy take nie jego humadoidalne ego, nie pozwalay mu na oddalenie si. Nie rni si w swoim rozumowaniu od prawdziwych ludzi. Na 911 powiedzieli, e bd za chwil. I rzeczywicie, niemal dokadnie w momencie, kiedy tucioch wypowiedzia te sowa, rozleg si dwik policyjnych syren. Nie zdyem nawet powiedzie "New York Police Department", a ju zza rogu budynku wyoni si pierwszy radiowz, wielki nienobiay ford crown-victoria z czerwono-niebiesk dyskotek na dachu. Nie mino nawet pi sekund a z alei po drugiej stronie wyjecha z piskiem opon kolejny policyjny samochd, tym razem ogromnych rozmiarw hummer. Policyjne auta zatrzymay si na boku ulicy. Odziani w czarne mundury NYPD funkcjonariusze wysiedli ze swoich rozwietlonych jaskrawymi wiatekami zabawek. cznie byo ich czworo, wrd nich ujrzaem take umundurowan kobiet. Nie miaem jednak czasu na zachwycanie si jej wspania sylwetk i obcisymi spodniami munduru na jej wspaniaym latynoskim tyku. Wanie dostrzegem, e kierowca pierwszego radiowozu to nie kto inny, a Schmidt - skurwiel, w moim poprzednim nie obapiajcy Ann po brzuchu i piersiach, w nazistowskim obozie zagady. Fakt, ysy nazista odziany by teraz w strj nieco innego rodzaju, jego brunatny mundur hitlerowskiego onierza i czapka z ogromn trupi czaszk znikna na rzecz czarnego, nowojorskiego munduru, z ogromn iloci kieszeni i kieszonek. Ale to by on, na sto procent! Nie mia niemieckiego karabinu, a przynajmniej na pewno nie mia go przy sobie. Mia jednak ten sam gupawy wyraz twarzy, wiadczcy o jego gbokiej wierze w cay system kontroli nad aonie nic nie znaczcymi cywilami, ktrego to systemu czci sta si z niekaman radoci. Zobaczyem krzywizn ust Schmidta wyranie, to by ten sam umiech oprawcy z Auschwitz. Dostrzegem te ogromnych rozmiarw gumow pak i kabur na pistolet przypit do skrzanego pasa. - Ty... - wycedziem w jego stron z ogromn nienawici w gosie. Zbrodniarz z obozu Auschwitz, podobnie jak trjka innych policjantw nie sprawia jednak wraenia, jakby mnie kojarzy. - Co tu si dzieje? - zapyta Schmidt, zawieszajc kciuki na szlufkach swoich spodni.

254

Mia charakterystyczny wrd starszych stopniem amerykaskich oficerw policji sposb chodzenia; kady stawiany przez niego krok by tak pretensjonalny, jak gdyby zaleay od niego losy wszechwiata. Mia wic co wsplnego z komendantem Hauptmannem w Golgocie, o ktrym opowiada mi podczas drogi do kliniki pobity przeze Drzewiecki. Policjant Schmidt spojrza wadczym wzrokiem na stojcego pod wystaw sklepow profesora. Po chwili powiedzia: - Sir, prosz odoy tego cholernego manekina i w tej chwili wylegitymowa si. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu Drzewiecki wykona polecenie. Manekin z cichym odgosem uderzenia plastiku o asfalt wyldowa na brudnym chodniku. - Panie profesorze! Niech pan co zrobi, albo zaraz nas aresztuj! - wykrzyknem. Naukowiec jednak tylko wykrzywi wargi w kliwym umieszku. - Nie musisz ju nic opisywa, Jack. Sysz kade sowo tego skurwysyna. I widz go wyranie. Rozwarem usta, jak gdyby uchwa miaa mi wyskoczy z zawiasw. Schmidt zignorowa obelg. Policjanci podeszli do nas na odlego wycignitego ramienia. - Jak... - zaczem, kompletnie zdezorientowany. W mojej gowie kolejny raz rozptao si tornado pyta. W jaki sposb Drzewiecki widzi ju dokadnie to samo co ja? nimy jeden sen, dokadnie ten sam? Skd wzi si tu ten cholerny Schmidt i dlaczego, nie wiedzie czemu, sta si amerykaskim policjantem? I gdzie podziaa si Anna? - Nie ma czasu, Jack odgadn moje myli naukowiec. - Wykonuj polecenia. Pan oficer zamierza najwyraniej zabra nas do miejsca, w ktrym bdziemy mieli sporo czasu na rozwaania. - Sir, prosz zamilkn - odezwaa si liczna pani oficer, stojca najdalej. Cho zabjczo pikna, latynoska wygldaa na tak, ktra jednym ruchem rki jest w stanie powali dorosego mczyzn na ziemi i siadajc mu na plecach sku mu rce kajdankami. Co, swoj drog, z pewnoci byo obiektem wielu fantazji wrd aresztantw. Schmidt podszed do Drzewieckiego, kopic czubkiem buta sztuczn gow manekina. Ta potoczya si w kierunku grupy gapiw, budzc we mnie do jednoznaczne skojarzenie z esesmaskimi nawykami tego potwora. - Dokumenty! Prosz mi pokaza swoje dokumenty! - odezwa si mody mundurowy, o barkach szerszych ni cae Michigan. Sowa nie byy jednak skierowane do Drzewieckiego, lecz do mnie. Odruchowo signem do kieszeni.
255

Tak jak w przypadku chodnej rkojeci rewolweru, ktry znalazem w torebce Anny, poczuem niespodziewany chd plastiku, kiedy moje donie wymacay co co wziem za dowd tosamoci. Wycignem znalezisko z kieszeni i nie patrzc na wrczyem je barczystemu funkcjonariuszowi. - Co do... - sykn zaskoczony policjant przygldajc si zszokowany kawakowi plastiku. Spoglda tak na przez dusz chwil z niezbyt mdrym wyrazem twarzy, zapominajc o tym, jak gupio potrafi wyglda czowiek, kiedy nie kontroluje rozwarcia swoich ust. Wycign plastik w moj stron, spogldajc na mnie wzrokiem oznajmiajcym "dam wyjanie w tej chwili, albo dostaniesz pa w plecy, kole!". Spojrzaem na dokument. Nie dostrzegem zdjcia mojej twarzy, ani mojego nazwiska, lecz osiem sw widniejcych na prostoktnym, plastikowym kafelku. Sowa wypisane byy czerwonym atramentem tak obficie, e tusz a skapywa malutkimi kropelkami na ziemi. Wielkie, drukowane litery ukaday si w sowa: "STRZE SI DEMONA, JU WKRTCE CI POKONA". - Co to znaczy, do cikiej cholery? - zapyta ostro funkcjonariusz. - Czy to jest groba, sukinsynu? - przytkn ociekajc czerwieni plastikow kart pod sam nos, po czym doda z trwog: - O kurwa... czy to jest krew? Owszem, bya w istocie. A funkcjonariusze policji Nowego Jorku bardzo nie lubi krwi. - Na ziemi kurwa! Na ziemi! - wrzeszcz nagle wszyscy mundurowi. Wszyscy wyjmuj z kabur swoje pistolety i mierz w naszym kierunku. Wrd tumu gapiw rozlega si chralne "aaaaach!" i wszyscy jak na komend cofaj si o kilka krokw. Tucioch trzyma w rku iphonea, nagrywajc z zaangaowaniem cae zajcie i najwyraniej zamierzajc podzieli si ze wszystkimi swoimi znajomymi najciekawszym wydarzeniem, w jakim uczestniczy w cigu caego ycia. Drugi raz w cigu jednej nocy mierzono do mnie z broni. Byem w takim szoku, e nie potrafi opisa, czy lufa wymierzona w moim kierunku trwaa tak w miertelnej grobie przez p sekundy czy p minuty. Niewiele mylc, szeroki oficer zahacza stop o moje nogi i jednym ruchem ramion z ogromn si rzuca mnie na ziemi.

256

- Le! - krzyczy, zaciskajc kajdanki na moich nadgarstkach z tak si, e mam wraenie, e zostaa z nich tylko miazga. - Bierz starego! - krzyczy do kobiety w mundurze, ale w zasadzie nie musi tego robi: ta ju wykrca ramiona profesora. Zaobrczkowanego w kajdanki Drzewieckiego prowadzi w moj stron i rozkazuje pooy mu si obok mnie. - Spokojnie, Jack - odzywa si profesor, kiedy leymy tak na brudnej nowojorskiej ziemi, cuchncej moczem i niedopakami papierosw. Spokojnie? - pomylaem z rozgoryczeniem. Czowieku, jeli znw bd strzela mi w kolano, to nie rcz za siebie po przebudzeniu. Ju drugi raz wejcie w wiadomy sen okazao si dla mnie koszmarem, z ktrego nie mogem si wydosta. W czym ma pomc mi wiadomo, e gdziekolwiek prowadzi mnie moja podwiadomo, zawsze i tak zostan powalony na ziemi i odprowadzony do aresztu? A najgorsze jest to, e prawdopodobnie to wszystko moja wina. - dodaem w mylach, przeuwajc gorzki smak poraki. Trjka policjantw oddalia si od nas, zajmujc si stanowczym, ale nie gwatownym rozpdzeniem morza przygldajcych si nam nowojorczykw. Zdoaem dostrzec jak grubas, spanikowany, chowa swj telefon do kieszeni szortw. Latynoska pikno w mundurze staa nad nami, pilnujc nas jak par psw na acuchu. W rku trzymaa krtkofalwk. - Centrala, mam tu dwch delikwentw do zjazdu. Bdziemy u was za dziesi minut, odbir - powiedziaa, spuszczajc kciuk z przycisku na radiotelefonie. - Rozumiem. Udao si potwierdzi ich tosamo? - zapyta znieksztacony przez trzaski gos w suchawce. - Nie uwierzysz - odpara oficer. - Modszy z nich okaza nam uwalany krwi kawa plastiku. Trzask. - Z napisem mwicym o demonach? - zapyta gos. Trzask. - Tak - oficer nie wygldaa na zaskoczon pytaniem. - Jak mwiam, jestemy u was za kilka chwil. Schmidt otworzy cikie drzwi ogromnego hummera, zasiad za kierownic i odpali silnik. Biay SUV z napisem "To serve and protect" idealnie wpisywa si w klimat tego miasta, wiadczc do dobitnie o ogromnej roli policjantw we wspczesnych, zastraszonych widmem terrorystycznych atakw, Stanach Zjednoczonych Ameryki.
257

Finansowany z pienidzy nowojorskich podatnikw potny piciolitrowy silnik warkn gronie, kiedy samochd podjecha kilka metrw w naszym kierunku i zatrzyma si w ostatniej chwili, niemale miadc nam gowy ogromnymi oponami. Mogem dostrzec wyranie ksztat bienika na terenowych oponach policyjnego monstrum. - Wstajemy, wstajemy! - krzykn barczysty funkcjonariusz, szarpic mnie za konierz. Mniej wicej to samo zrobia pikno w mundurze z Drzewieckim, ktry mia sta si najwyraniej moim wiziennym kompanem. Wykonanie polecenia barczystego oficera nie byo atwe, a to ze wzgldu na kajdanki, wpijajce si bolenie w moje obolae nadgarstki. Czuem, e krew odchodzi mi z doni, kiedy dwignem si z niemaym trudem do pozycji stojcej. Otwierajc przede mn drzwi do radiowozu, funkcjonariusz chwyci mnie za gow, nie zapominajc oczywicie o przyjemnoci bolesnego pocignicia mnie za wosy, w stron wntrza samochodu. Z drugiej strony radiowozu do auta gramoli si ju Drzewiecki, podczas gdy kobieta zdejmujc mu kajdanki, ostrzega go: - Jeden numer sonko, a poaujesz, e nie urodzie si kobiet - jej sowa zabrzmiay tak, jakby wypowiadaa t grob co najmniej trzy razy dziennie. Drzwi radiowozu zatrzasny si za nami. Chciaem zada Drzewieckiemu chyba z milion pyta, ten jednak spojrza na mnie wyraajc oczami "jeszcze nie teraz, spokojnie". Zapada cisza.

2.
Policjanci wykonywali rutynowe czynnoci, starajc si rozrzedzi gapiw standardowymi formukami o skoczonym przedstawieniu i rozwijajc t tam "Police line - do not cross" na wystawie sklepu, w ktrej znikna gruba szyba. Manekin lea sobie jak gdyby nigdy nic na nowojorskim chodniku przed sklepem. Kobieta zajmujca si jego czyszczeniem opowiadaa, zanoszc si histerycznym paczem, jak siwy czowiek w paszczu kaza jej odda manekina, a potem uderzy j w twarz. Siedzielimy w radiowozie. Radio zamontowane w centralnej czci deski rozdzielczej trzeszczao i piszczao, ustawione na kana zarezerwowany dla policji, stray poarnej i ratownikw medycznych. Raz po raz dao si sysze kilka komunikatw nadawanych przez mundurowych z caego miasta: - Kr w lewo za nami, wypadek na Rivington Street. Auto uderzyo w hydrant, zabezpieczcie... - Trzask i dwa przecige piski. - Poprosz karetk na skrzyowanie Jefferson i Henry, mam tu pani lat osiemdziesit... Trzask.
258

I nagle rozleg si przecigy, trwajcy dobre dziesi sekund pisk sprzenia zwrotnego. Nagle przez goniki radiotelefonu popyn nierozpoznany gos, ktry kilka chwil wczeniej syszaem przez krtkofalwk licznej pani policjant: - Wy, ktrzy nie wiecie co jutro bdzie. Bo czyme jest ycie wasze? Par jestecie, ktra ukazuje si na krtko a potem znika. zdaem sobie spraw, e by to fragment biblijnej Ksigi Jakuba. - Idzie mier, idzie mier pomalutku ju tu jest. Jacku Burnfield, szykuj si! A potem rozleg si miech samego szatana. Trzask.

259

Rozdzia XII

Deductus

Nasze procesy mylowe przypominaj raczej labirynt ni autostrad, kady zakrt koczy si kolejnym zakrtem, nic nie jest symetryczne, nic nie jest oczywiste. Nie jest to jednak chaos. To wyrafinowane rwnanie matematyczne, tym trudniejsze do rozwizania, e X i Y w rnych dniach przybieraj rne wartoci
~ Jeanette Winterson

Nowojorski areszt policyjny, tego samego dnia

1.

Nowym Jorku pracuje prawie trzydzieci pi tysicy funkcjonariuszy policji: wsatych, ysych albo siwych komendantw, dociekliwych sierantw kadej moliwej rasy i oczywicie oficerw, nazywanych New York's Finest,

stereotypowo posilajcych si, dzie w dzie, jedynie kaw, oraz synnymi na cay wiat pczkami z dziurk. Nowy Jork jest najbardziej policyjnym miejscem na wiecie: w adnym innym miecie na jednego obywatela nie przypada tak wysoki uamek policjanta jak tutaj. Jednym z miejsc zatrudnienia nowojorskich glin by komisariat policji przy West 10th Street 233.

260

Byo to wyjtkowo parszywe miejsce, pene zrezygnowania i niespenionych ambicji. Z ca pewnoci aden rodowity Amerykanin, ani aden nielegalny emigrant nie chcieliby spdzi w tym miejscu nawet godziny. Podniszczony budynek by brudny, straszy zakratowanymi oknami i brzmicym co najmniej ironicznie napisem "WITAMY SERDECZNIE!" na kawaku pleksi, przytwierdzonym nad wiatroapem. Co bardziej zoliwi utrzymuj, e napis ten naleaoby zamieni na "NAJPIERW STRZELAMY, POTEM PYTAMY". Wedug tych samych zoliwcw, racj mia jeden z ostatnio zatrzymanych pijaczkw, ktry zataczajc si na korytarzu dar si w niebogosy, e cholerny Ronald Reagan chcia ju raz zmieni policyjny slogan na "MOESZ UCIEKA, NIE ZDOASZ SI UKRY" a wic wanie tak powinno by tutaj napisane, do kurwy ndzy!. Po wejciu do pomieszcze na parterze, od strony "goci", czyli po prostu aresztantw, awanturnikw, pijakw i dziwek, zwoonych tutaj codziennie w ogromnych ilociach, musimy przede wszystkim oswoi si z panujcym tu smrodem. Roztaczajca si wok wo amoniaku, obsikanych uli i nie myjcych si od kilku miesicy starych punw, bya nie do wytrzymania i dopiero po kilku tygodniach cikiej pracy na komisariacie, mona byo wreszcie przesta oddycha przez gardo. Co mniej wytrwali stayci i kadeci radzili sobie z odorem smarujc si pod nosem silnie pachncym kremem - i to potrafio jednak zawie, gdy w gr wchodzio przeniesienie do celi tymczasowej bezdomnego, ktry za punkt honoru postanowi sobie, e bdzie sra pod siebie a do mierci. Obecnoci aresztantw i gronie wygldajcych facetw nie skutych adnymi kajdankami nie powinnimy si przejmowa - ci bardziej groni, uzbrojeni i niebezpieczni nie trafiali tutaj, lecz wprost do aresztu ledczego. Musimy jednak przywykn, przynajmniej na razie, do wydawanych sucho rozkazw w stylu "Numer A-504, wsta, roz szeroko nogi, obr si i id wzdu czerwonej linii, a do funkcjonariusza Goofreya". Wybaczcie te niedogodnoci, przyjaciele. Jack Burnfield i Adam Drzewiecki wyldowali na komisariacie o godzinie sidmej pidziesit trzy rano. Po wyjciu z policyjnego hummera, eskortowani przez czwrk policjantw, w tym oczywicie biuciast latynosk i zadowolonego z siebie Schmidta, przeszli przez podziemny parking do najwikszego pomieszczenia na parterze komisariatu. Po przeszukaniu oraz zdjciu odciskw palcw, kazano im siedzie w poczekalni i nie odzywa si do siebie.

261

Jack Burnfield i Adam Drzewiecki siedzieli tam ponad dwie godziny, oczywicie, jeli wierzc wskazaniom wielkiego cyfrowego zegara na wschodniej cianie, ktry by przecie tylko senn mar. Tak czy siak, czas wlk si niemiosiernie, a wszelkie prby nawizania kontaktu z Drzewieckim, koczyy si gronymi spojrzeniami i znaczcymi chrzkniciami ze strony zapracowanych funkcjonariuszy. Rozmowy na jakikolwiek temat nie byy tutaj tolerowane, podobnie jak wszelkie prby zapewnienia sobie chwili na papierosa, czy te wyjcia do toalety. - Sied cicho, oddychaj jeli musisz, ale cicho! usysza Burnfield od wielkiego Hindusa. Okratowany telewizor, zawieszony w kcie przy poczekalni, emitowa poranne wiadomoci, o ile mona nazwa wiadomociami bzdury, ktrymi stacja telewizyjna karmia swoich telewidzw. To wszystko nie istnieje naprawd. To si nie dzieje myla Burnfield, pogrony w zadumie, charakterystycznej dla wszystkich, od duszego czasu oczekujcych na co, we wszystkich poczekalniach wiata. Nie ma adnego zagroenia tajfunem drugiego stopnia na Florydzie. Nie istnieje aden dziennikarz z umodelowan co do jednego przylizanego lakierem woska na gowie, owiadczajcy z wielk powag, e dla pand z nowojorskiego zoo rozpocz si wanie okres godowy, jednak z nieznanych zoologom przyczyn zwierzta nie chc kopulowa. Tego nie ma naprawd. Wszystko to wydawao si dla Burnfielda trudne do zaakceptowania, wydawao si bowiem tak realne, jak wszystko co widzia do tej pory w swoim trzydziestoletnim yciu. Dziennikarz w nieistniejcym studiu telewizyjnym, mwicy o nieistniejcych tajfunach i pandach. To byo takie yciowe! Nuce minuty cz si w kwadranse, jak kocwki DNA, doskonae i lepkie. To zdumiewajce, jak bardzo nie doceniamy bezczynnych, lamazarnych momentw naszego ycia, podczas ktrych w magiczny sposb przestaje wydawa nam si, e czas przecieka nam przez palce. A jednak, wyczekujc odczuwamy dyskomfort, nie podoba nam si letarg, w ktry zapada nasz umys. Tego rodzaju otpienie jest chyba najlepszym momentem na to, aby wyciszy swoj rozszala psychik, zamkn oczy i odci si od wszelkich bodcw zewntrznych i - jakkolwiek banalnie by to nie brzmiao - wsucha si w siebie. Sprbowa wyobraa sobie tylko czer lub biel, choby przez minut. Wtedy docieramy do sedna.
262

Burnfield zna teori, nigdy nie skupi si jednak na wprowadzeniu tej prostej techniki do swojego ycia. Kiedy wreszcie mia ku temu okazj, tym razem nigdzie indziej, jak wewntrz wasnego snu, wtedy z pewnym zaskoczeniem stwierdzi, e jego sen jakby zwolni obroty, wskoczy na luz i sun niepiesznie na jaowym biegu. Nie mia nic przeciwko temu. Kiedy zamkn oczy zapada ciemno. Komenda policji natychmiast przestaa istnie, przynajmniej na kilka chwil, po prostu jakby ucicha. Jack powstrzyma odruch otwarcia powiek po pierwszych sekundach od opadnicia powiek i obieca sobie, e nie otworzy oczu, dopki nie bdzie trzeba. Kroki milowe. Kamienie - pomyla, nie wiedzie czemu. Czy to nie zabawne? Nawet nie do koca wie, gdzie teraz jest. Znajduje si wewntrz snu, ale jest przytomny; jest w Polsce, ale w Stanach, jest w Nowym Jorku, ale tak naprawd jest w klinice Drzewieckiego na wzgrzu, ley na ku, siedzi na krzele... Mylc o chaosie panujcym w jego gowie, Jack Burnfield nagle zrozumia, e ksika, ktr postanowi napisa o Drzewieckim i jego klinice nie musi w adnym wypadku opisywa jego poczyna "z zewntrz". Czy po tym wszystkim, co przey Jack, po przybyciu do Auschwitz i doszcztnym zniszczeniu go, po skoku z Queensboro Bridge, po lataniu nad Nowym Jorkiem i po aresztowaniu przez nieistniejc policj, naprawd musi opisywa wszystko to, co go spotkao, z perspektywy czowieka, ktry po prostu przyby do Golgoty i nagle zdoby sposobno do porozmawiania z noblist w jego synnym, demonizowanym szpitalu? Oczywicie e nie. Przecie moe opisa wszystko od wewntrz, z perspektywy snu. To wanie wtedy Jack Burnfield postanowi, e to wanie jego dzieo, jego ksika-reporta, ktry napisze o Drzewieckim, stanie si jego osobistym dziennikiem snw. Poczenie reportau z sennym pamitnikiem wydao si nagle tak oczywiste, e Jack nie mg uwierzy, e nie wpad na to wczeniej. To chyba wanie wtedy granica midzy snem a rzeczywistoci zatara si na dobre. W tym samym momencie rozleg si gos policjanta: - Burnfield, Drzewiecki! Wsta! Jack otworzy oczy, przynajmniej we nie. I omal nie rozbi sobie szeroko rozwartej szczki o brudn podog. Oto sta przed nim bezimienny oficer z Owicimia, ktrego Jack zna ju ze snu o obozie mierci, z brudnego pomieszczenia z gramofonem. Twr wiedzcy o jego yciu wicej ni on sam, podobnie jak Schmidt, nazistowska winia z Auschwitz (a pniej ysy policjant z nabrzmiaym ego) przenis si do kolejnego snu.

263

Burnfield przyjrza si wygldowi stojcego przed nim myloksztatu. Nadal mia wadczy wyraz twarzy, ale ju nie wyglda tak gronie. Czarny, skrzany paszcz i odznaczenia na mundurze znikny. W ogle nie byo munduru, bya tylko biaa koszula w paski, czarne jeansy i kabura pistoletu przypita do paska ze srebrnym rumakiem na klamrze. To by jednak on, na sto procent! Jack skrzywi si. - Adamie, czy za kadym razem, nawet kiedy bd ni o seksie z Salm Hayek, do snu wskoczy mi ten oficer i jego pomagier Schmidt na dokadk? zapyta profesora Drzewieckiego zrezygnowany Jack. - Porozmawiamy o tym, ale nie tutaj odpar Drzewiecki, zbywajc pytanie lekcewacym ruchem rki. Mio ci znw widzie, bezimienny przyjacielu. Zaprowad nas prosz do jakiego bardziej dyskretnego miejsca, dobrze? Dusz chwil zajo Burnfieldowi zrozumienie sw, ktre wypowiedzia Drzewiecki, a skierowa je do oficera. Czyli jednak twr w mundurze naprawd by ich przyjacielem? Czyli, o Jezu Chryste, ten bezimienny myloksztat i Drzewiecki, oni si znaj?! Za duo pyta. Stanowczo, stanowczo zbyt mao odpowiedzi. Jack mia mtlik w gowie i zastanawia si, czy kiedykolwiek przestanie go mie, nic wiadomie. Myla o chaosie, kiedy wraz z bezimiennym oficerem i noblist szli do pokoju opatrzonego numerem 100. - Siadajcie, panowie - rzek bezimienny w koszuli, kiedy weszli do niewielkiego pomieszczenia, bdcego zapewne gabinetem oficera, ktry w tym nowojorskim nie, rwnie by oficerem, tyle, e ledczym. By to jeden z tych typowych pokoi, jakie znamy z amerykaskich filmw o zych przestpcach i glinach, wspdzielony przez dwch policjantw z wydziau kryminalnego, zapewne partnerw na subie. Burnfield ujrza listy gocze z wizerunkami podejrzanych przyczepione pinezkami do tablic korkowych, zajmujcych w zasadzie kad woln przestrze na cianach. Ktem oka dostrzeg te ekspres do kawy, blaszan szafk na dokumenty, oraz smutnie wygldajcy piecyk elektryczny w kcie. No i, a jake, Schmidta, ktry stuka co zawzicie w klawiatur komputera. Adam Drzewiecki usiad na fotelu, Jack poszed w jego lady. Policjant przyklasn w donie. - Miles, byby askaw zostawi nas samych? - sowa oficera byy skierowane do oficera Schmidta, z ktrym policjant dzieli pokj. Najwyraniej w tym nie czowiek ten

264

nazywa si zupenie inaczej. - Bd potrzebowa duszej chwili, eby w spokoju porozmawia z panami. - Jasna sprawa - skin gow tamten, wstajc, poprawiajc skrzan kabur z pistoletem i wychodzc bez zbdnych komentarzy z gabinetu. Jego ysa gowa wrya si w wiadomo Burnfielda, ale nie na dugo. Jack lekko wychylajc gow, dostrzeg przez zakryte na wp uchylonymi aluzjami okno, widok na ulic. Okolica nie naleaa wprawdzie do najpikniejszych, ale Burnfield zwrci uwag na co zupenie innego - na ilo szczegw, z jak jego wasna podwiadomo musiaa si upora, aby wygenerowa tak realistyczny obraz Nowego Jorku. Widzia samochody, stojce w oczekiwaniu na zmian wiata na zielone. Widzia wielu, kompletnie odmiennych od siebie z twarzy i postawy przechodniw, a co zdumiao go najbardziej, kady z nich by ubrany w co innego. Jack nawet nie mia pojcia, e byby w stanie wymyle tyle strojw! Wszyscy szli po ulicy w rnym tempie, niektrzy niepiesznie, z wolna, a niektrzy prawie truchtajc. Byli te tacy rozmawiajcy przez telefony komrkowe, inni jakby od niechcenia pijcy kaw ze starbucksowych kubkw, albo tacy czytajcy gazety i palcy papierosy. Jaka kobieta wydzieraa si na stojcego przed posterunkiem funkcjonariusza z wielk odznak na piersi. Jack nie sysza o co chodzio, wszak szyba w oknie bya bardzo gruba, ale sdzc po jej gestykulacji, sprawa nie cierpiaa zwoki. - e mog tu parkowa, ty wielki pajacu! wyczyta z ruchu warg kobiety. Burnfield nie mg si lekko nie umiechn. Wszystko to nie byy wspomnienia, nigdy nie by na posterunku policji w tej dzielnicy Nowego Jorku, i za nic w wiecie nie mg sobie przypomnie, aby kiedykolwiek w yciu widzia w miecie ulic Burnfield St. - bo wanie tak nazw odczyta na tabliczce na skrzyowaniu. - Niesamowite... wymamrota Jack, chyba ju setny raz. - Co takiego? - zapyta oficer. - To wszystko wydaje si takie realne. Ta ulica, takswki, samochody, przechodnie... - umilk dziennikarz. Cigle tylko to niesamowite, to niesamowite zdaje si, e si powtarzam - doda po chwili. - Nic nie szkodzi - umiechn si lekko policjant. Burnfield Street? Jack mgby by nieco bardziej oryginalny w nazewnictwie... uwaasz, e zasugujesz na swoj ulic? zapyta z ironicznym umieszkiem na twarzy. - Skd pan... No tak. W kocu on, myloksztat, by nim. Sysza kad jego myl. Cholera...

265

- Spokojnie, tylko artowaem - krzywo umiechn si oficer. - I zwracaj si do mnie "ty", albo "Bezimienny". Bdzie duo prociej. - Prociej w czym? - W rozmowie. Musz ci przekaza co bardzo wanego... profesorze Drzewiecki? bezimienny da do zrozumienia profesorowi, e ju czas, aby ten wczy si do rozmowy. Drzewiecki rozsiad si wygodniej w fotelu. - Obawiam si, e nie mamy zbyt wiele czasu, Jack. Nie wydaje mi si wprawdzie, aby mg si nagle obudzi i przerwa sen, w kocu roztwr dziaa w najlepsze - rzek. No ale oczywicie nie moemy cakowicie wykluczy, e za chwil po prostu nie obudzisz si z krzykiem. Mam nadziej, i nasz bezimienny przyjaciel zapewne rwnie, e tak si nie stanie. To, o czym musimy porozmawia, to ryzyko. Czy rozmawialicie ju ze sob wczeniej? - zapyta profesor, wskazujc palcem to na Jacka to na Bezimiennego. - Tak, rozmawialimy - odrzek Jack. - Pan... ty... - zwrci si do Bezimiennego wyjanie mi, e jeste odbiciem mojej podwiadomoci. Znasz wszystkie szczegy mojego ycia, no i w ogle wszystkie moje myli. Wiesz, e lubi AC/DC, lubi kokain i jestem cakiem dobry w gotowaniu spaghetti po bolosku, czy nie? Oficer skin gow. Profesor Drzewiecki lekko si umiechn, ale Jack chyba tego nie zauway. Burnfield po duszej chwili zdoby si na pytanie: - Jeli mog spyta... dlaczego nie masz imienia? - wypali wreszcie. - Bo nigdy mi go nie nadae - odrzek bezimienny twr, wzruszajc ramionami. No tak, oczywicie. Jakeby inaczej. - Czy mgbym w takim ukadzie jako ci nazwa? - Jasne, e tak - oficer usiad na fotelu po drugiej stronie biurka. - Przecie jestem czci ciebie. - Czy imi Matthew ci odpowiada? - zapyta Jack. - Tylko jeli odpowiada tobie, hmm, c Moje Ja - wyszczerzy w jego kierunku zby oficer. - W porzdku, niech bdzie Matthew orzek Jack. Drzewiecki nie wydawa si szczeglnie zainteresowany t czci rozmowy. W tej chwili patrzy w ski w deskach blatu biurka, gboko zamylony. - W porzdku, Jack i Matthew, formalnoci mamy za sob rzek wreszcie, nie odrywajc od desek oczu. - Jack, zamierzam dotrzyma sowa i rozwia wszelkie wtpliwoci, jakie nasuny si podczas tego snu. Z tego co pamitam miae do mnie ca mas pyta prawda?

266

- Owszem, mam wiele pyta! - potwierdzi Burnfield. - Pierwsze z nich brzmi: dlaczego nie powiedziae mi, e mier we nie nie oznacza wcale mierci w rzeczywistoci? Wzrok profesora cay czas by utkwiony w drewnie. - Bo nie zakadaem, e twoja podwiadomo wykreuje Auschwitz i to ju w pierwszym nie, Jack. Naprawd sdzisz, e gdybym tylko o tym wiedzia, pozwolibym ci na przeycie takiego koszmaru? odparowa natychmiast Drzewiecki. - Wikszo moich pacjentw podczas pierwszego snu albo budzi si z krzykiem, wrzeszczc co niezrozumiaego, albo ni o seksie z pikn kobiet, miotajc si na ku w kopulacyjnych ruchach. Oficer przekrci si na fotelu, jak gdyby co sprawio mu nagle wielk niewygod. No tak, pewnie przypomnia sobie, e Jack Burnfield, ktrego by odbiciem, uprawia seks z Ann Kamisk. Oczywicie Burnfield to zauway. - A dlaczego niem o Auschwitz? zapyta natychmiast, tylko troch zmieniajc temat i majc nadziej, e Drzewiecki tego nie wyczuje. - Tumaczyem ci to, Jack. Najwyraniej nazistowski obz koncentracyjny reprezentuje twoje najwiksze, skryte w podwiadomoci lki odrzek natychmiast naukowiec. - Ale ja nawet nigdy tam nie byem! zaprotestowa Burnfield. - Studiowaem i wykadaem histori Trzeciej Rzeszy, znam histori o Auschwitz, przynajmniej na tyle, co kady historyk. Ale jestem w Polsce po raz pierwszy! Skd niemieckie Auschwitz, esesmani i nazistowskie lokomotywy w moich snach? Kiedy stalimy na mocie, na najwyszym przle, przez sekund wydawao mi si, e ma pan opask ze swastyk na ramieniu! To wanie wtedy spadem! Profesor wzruszy ramionami w gecie "skd mog wiedzie, to twoja psychika, nie moja". Jack poczu jednak, e profesor nie powiedzia mu caej prawdy. Czy tak byo w rzeczywistoci? Tego nie wiedzia. W gowie natychmiast pojawia si caa ta kaskada kolejnych pyta. - Adamie, czy to prawda, e ten czowiek, przepraszam ten myloksztat, jest... mn? - Chodzi ci o to, czy naprawd jest odbiciem twojej podwiadomoci? - No wanie. - Jest - potwierdzi Adam Drzewiecki. - Skd mgby wiedzie o twoim ulubionym AC/DC?
267

- C... duo osb lubi i sucha AC/DC. adna tajemnica, e ja te. - odparowa Jack. - Matthew, wybacz mi. To nie tak, e ci nie ufam, tylko... - Rozumiem, Jack. Nie ywi urazy - spokojnie odpar Matthew, opierajc okcie o blat biurka. - Ale jeli nie jeste do koca przekonany, proponuj, eby zada mi kilka pyta testowych, takich, na ktre nawet profesor Drzewiecki nie zna odpowiedzi. Pan profesor na pewno poprze moj propozycj, prawda? - Prawda - odpar noblista. - miao Jack, nie krpuj si. Wal prosto z mostu. - Ju to dzisiaj zrobiem - zaartowa niemiao Jack. - W porzdku, Matthew. Data urodzin mojej matki? - Dwudziesty szsty sierpnia, tysic dziewiset sidmego roku. Dobrze. - Przyczyna mierci mojego ojca? - Wypadek na skuterze nienym w Aspen. Gloria, twoja matka, nie moga si po tym pozbiera przez dugie lata. A idiota, ktry wypoyczy mu skuter z niesprawnymi hamulcami, poszed siedzie na kilka lat. Doszy do tego jeszcze jakie problemy z licencj wypoyczalni... Dobrze. Kolejne pytanie. - Co prbowali mi zrobi policjanci, nasani przez komisarza O'Conelly'ego? Nie waha si nawet sekundy, a ju mwi: - Oprcz tego, e przywizali ci do ka i pobili, prbowali zaj si twoim "sprztem"? zapyta Matthew, skrzywiajc si. - Jeden z nich, najwikszy skurwysyn, wzi twj wasny n do krojenia chleba i przyoy ci go do twojego freda. Kaza ci trzyma go w rku, cay czas groc ci noem. mia si przy tym jak... - Wystarczy, wystarczy! - nie mg tego duej sucha Burnfield. No dobra, a W tym samym momencie dostrzeg, e profesor znw ma co do powiedzenia. Drzewiecki nie odrywajc okcia od oparcia krzesa, lekko unis rk. Wystarczyo, eby oboje, Matt i Jack, zamilkli i pozwolili mu si odezwa. - W porzdku, Jack, myl, e mamy jednoznaczny dowd na to, e Matthew mwi prawd - wczy si do rozmowy profesor Drzewiecki. Matt jest w istocie odbiciem twojej podwiadomoci, na sto procent. To ogromny luksus, wiesz? Jeli kiedykolwiek przeczytae o jakiej informacji, na przykad w gazecie, to nie musisz pamita tej informacji wiadomie, aby uzyska do niej dostp od niego. - To znaczy? - Pozwl, e zadam ci pytanie, Jack. Pamitasz ile mieszkacw liczy sobie Bangladesz?

268

- Nie - odpar Burnfield. - Czytaem o tym kiedy, nie pamitam nawet gdzie, chyba w Internecie. - Zapytaj Matthew - skin gow Drzewiecki. Jack skierowa wzrok na policjanta. - Ilu, Matt? - Sto pidziesit osiem milionw piset siedemdziesit tysicy. Warto przybliona odpar, nie zastanawiajc si nawet sekundy, Matthew. Czad! - pomyla Jack. - Przydatne na egzaminach, oczywicie pod warunkiem, e kto pozwoliby mi zasn przed arkuszem egzaminacyjnym. No i gdybym mia szans na odbycie jakiegokolwiek egzaminu, w co szczerze wtpi. - Myl, e bdziesz mia w yciu jeszcze sporo egzaminw, Jack - rzek Matt, co wprawio Jacka w osupienie. Szybko jednak przywrci siebie i Matta do porzdku. - Cicho, Matt. Nie mwiem tego na gos, wiem e syszysz kad moj myl, ale nie musisz wypowiada kadej z nich na gos, okej? Drzewiecki rozemia si. - Podwiadomo bywa niedyskretna, co, Jack? - Owszem - przytakn Burnfield, po czym doda - Adamie, mam do ciebie jeszcze kilka pyta... - miao. - Wy si znacie? zapyta Jack. Ty i Matt? - Owszem. - Skd, jak? dry. - C, znam ciebie, prawda? Niezbyt dugo, ale jednak, Jack. A to, co widz przed sob to znaczy, przebacz mi Matt, ale mwi o tobie ten myloksztat jest fragmentem twojej psychiki, tak samo jak budynek, w ktrym si znajdujemy, caa Burnfield Street, a nawet wykreowany przez ciebie Nowy Jork. Widz go, bo nimy ju jeden sen. Nastpi cud Opus Aditus - odrzek Drzewiecki. Masz jeszcze jakie pytania? - Tak, mam. Gdzie jest Anna? - wypali natychmiast Burnfield. - Jack, nie myl o niej tyle, to moja, nie twoja ona do cholery! Wiem, e uprawialicie seks we nie, ale to jeszcze nie powd do tego, aby przejmowa si jej nieobecnoci bardziej ni jest to konieczne... - odpar Drzewiecki przewracajc oczami. Anna zajmuje si teraz czym istotnym dla nas wszystkich, to powinno ci wystarczy. Jack Burnfield nie by w stanie wydoby z siebie sowa. A Drzewiecki wyglda na... rozbawionego.

269

- Co tak na mnie patrzysz, naprawd sdzie, e ukryjesz wasz seks przede mn? zapyta profesor. - C, trzeba byo nie zwraca si do niej po imieniu ju podczas drugiego snu. No i nie przyjmowa za pewnik, e ona nigdy nie powie mi o wszystkim. Jack wyglda, jakby mia si w tej chwili rozpaka. Poczu si jak szmata do podogi. - Nie mam pretensji - doda uspokajajco profesor Drzewiecki. - Ustalilimy z on pewne, hmm... reguy naszego maestwa. Co sprawia szczcie jej, sprawia szczcie i mnie. Cho to ciekawe, e wybraa akurat ciebie do swoich erotycznych snw... - Profesorze... - Co innego we nie, a co innego w rzeczywistoci, Burnfield - doda profesor tonem nie znoszcym dyskusji. - Ani sowa wicej na ten temat Jack, rozumiemy si? Ach, i nie ud si, prawie mi z tego powodu przykro, ale to by twj ostatni wyskok z moj on. - Tak jest. Przepraszam. - Och, zamknij si ju! zirytowa si. - Mamy powaniejsze tematy do omwienia! I mwiem ci, mam na imi Adam, tak? - Tak, profesorze - Jack kiwn gow ochoczo, po czym zapyta natychmiast: - To znaczy Adamie, jeli mona jeszcze jedna kwestia dlaczego na pocztku snu musiaem opisywa kady szczeg, to e jestemy w Nowym Jorku, to e pojechalimy na most Queensboro i tak dalej? - Nie mam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie wzruszy rce Drzewiecki. Wydaje mi si, e to ma zwizek z bliskoci midzyludzk. Moesz si uwaa za szczciarza, skoro wedug naszych podwiadomoci nadajemy na tych samych falach. To prawdziwa magia Jack, cho uwaam, e mj roztwr, rwnie nie jest tu bez znaczenia. profesor mwi znw z wielk pasj. - Miaem pacjentw, ktrzy musieli opisywa mi kady detal swojego snu przez cay okres trwania terapii. Poszo ci szybko, skoro ju nie musisz tego robi, przyjmij moje gratulacje. - Dzikuj. - Zapytaj o Sonderkommando! - rzuci Matt. - O wanie - rzek Burnfield. - Dziki, Matt, dobrze mie podwiadomo na wycignicie rki. Profesorze, mwiem ju panu o winiu, ktry podczas pobytu w Auchwitz umiechn si do mnie w... potworny sposb. Nieludzki sposb. Wydawao mi si, e spogldam w twarz samego diaba. Syszaem te gosy w mojej gowie, oskarajce mnie, szydzce ze mnie. Czy mgby pan profesor... - Jack nie dokoczy, widzc smutek profesora. Zmiana nastroju na jego twarzy bya wrcz poraajca.
270

- Genera Mondoe... - szepn smutno naukowiec. - Kto taki? - Mroczna suma wszystkich ludzkich lkw dorzuci, tak jakby to rozwiewao wszelkie wtpliwoci. - Senny demon, innymi sowy. - Senny demon? - umiechn si Jack. - artuje pan, tak? To jaki kolejny rytua? Profesor Drzewiecki spojrza na Burnfielda takim samym wzrokiem, jak dzisiejszego wieczoru, gdy dziennikarz przerwa mu, na tarasie jego posiadoci. To wtedy po raz pierwszy rozmawiali o wiadomym nie. Dziennikarzowi wydao si, e od tamtej pory miny wieki, ale nie, znowu wystarczyo jedno spojrzenie mdrych, starych oczu, aby Burnfield poczu si zakopotany swoimi sowami. - Genera Mondoe, to obrzydliwie zy potwr, Jack - powiedzia tonem kompletnie wypranym z emocji. Spotkasz go ju wkrtce, jestem tego pewien... - Ale dlaczego?! - Burnfield rozszerzy oczy. - Ja... ja nie chc! Nie mam zamiaru go spotyka! - Wiem, Jack, wiem, e nie chcesz - odpar profesor rozedrganym gosem. Niestety szkarada pojawia si wbrew naszej woli, zupenie, jakby miaa wasny umys. - Nie wiem co powiedzie Jack by skoowany. - Senny demon? I to jeszcze jaki genera? rednio daj temu wszystkiemu wiar. - C, to minie. Mondoe jest jak najbardziej prawdziwy, zarczam. Powiniene si go wystrzega, chocia nie mam pojcia w jaki sposb pokrci gow profesor. - Nie potrafi ci odpowiedzie na pytanie, jak pozby si tego demona z wasnych snw. Sam nie wiem dokadnie jak go pokona, podobnie jak moja ona. W momencie, kiedy Drzewiecki mwi, Jack spojrza na Matta. Natychmiast przypomnia sobie jego sowa podczas pierwszego snu, kiedy Matthew by jeszcze oficerem dowodzcym obozem mierci. "Jack, nie zastanawiao ci, e Drzewiecki nigdy nie powie ci po prostu Nie wiem?" - Nie da si nic zrobi? Z tym demonem? - zapyta dziennikarz, uciszajc tego typu myli. - Jestem bezradny, Jack - szepn profesor Drzewiecki. - Kreatura moe nas zaatakowa w kadej chwili. I zapewniam ci, e jest najlepsza w tym co bdzie chciaa nam zrobi. A to nie bd dobre rzeczy. Jack milcza. - Przepraszam, e nie ostrzegem ci wczeniej... - usysza Adama Drzewieckiego. Ale to prawda. Grozi nam optanie przez generaa Mondoe. - Optanie? Co to znaczy?

271

- W kadej chwili moemy zosta przez niego zaatakowani. On zagbia si w psychik ofiary i rozszarpuje j na kawaki. Jack, grozi nam popadnicie w obd. - Obd? Jak to obd? achn si dziennikarz. - Przecie to tylko sen, tak? - Tak, ale ryzyko istnieje i jest ogromne. Moemy popa w schizofreni, albo jakkolwiek inn chorob psychiczn... Jack Burnfield poczu, e burza zoci w jego sercu wanie gruchna kolejnym grzmotem. - ILE RZECZY JESZCZE PRZEDE MN ZATAJASZ, DRZEWIECKI?! - krzykn prosto w twarz profesora, a kropelki liny zbryzgay Adamowi Drzewieckiemu twarz. Kurwa ma, dlaczego nigdy nie mwisz mi wszystkiego?! Senny demon?! Optanie?! Choroba psychiczna, schizofrenia?! Kurwa jego ma, co jeszcze?! Powiedz mi, prosz ci, ty szalecu, czego jeszcze mi nie powiedziae?! - Jack... - PYTAM SI! Co jeszcze przede mn ukrywasz, szarlatanie?! Komisarz Matthew chrzkn znaczco. - Jack, myl, e powiniene okazywa profesorowi wicej... - PIEPRZY SZACUNEK! NIE ZASUY NA NIEGO! - rykn Burnfield, spogldajc w wilgotne oczy Adama Drzewieckiego. - Cay czas zatajasz przede mn prawd! Prowadzisz na mnie jakie chore eksperymenty, tak? Wtaczasz we mnie jaki roztwr, mamisz mnie Pulitzerem, obiecujesz Bg wie co, a tak naprawd nigdy nie mwisz mi nic o tym co mi grozi, kiedy siedz uwiziony wewntrz wasnej, pierdolonej, psychiki! - Ja nie... - MILCZ! - rykn dziennikarz. - MILCZ, TERAZ JA MWI! Sowem si nie zajkne co oznacza mier we nie! Nie zrobie nic, kiedy uwizili nas w Auschwitz, kiedy kula nazisty roztrzaskaa czaszk twojej ony, a mi rozwalili cholern nog! TY POTWORZE! Mylisz, e nie przeyem tego lku naprawd, kiedy uwizili mnie w brudnej piwnicy z gramofonem?! Mylisz, e nie osraem si ze strachu, kiedy spadaem z mostu wprost do Wallabout Bay, a wy mialicie si ze mnie na cay gos?! Profesorowi dray wargi. Ale Jack nie mia zamiaru koczy. Kropla wcale nie przelaa czary. Jack kopn w pierdolon czar z kopyta, cisn ni w powietrze daleko, aby j zniszczy, rozwali, unicestwi. I zrani Drzewieckiego do ywego. - Nie zgadzam si, Jack. Prosz ci, nie... - POWIEDZIAEM CI EBY MILCZA! rykn Burnfield. - Karmisz mnie jakimi frazesami, a tak naprawd gwno ci obchodzi, co si ze mn stanie! Masz w
272

dupie mnie i swoj wasn on, ktra jest sparaliowana od pasa w d i nie moe ju robi nic innego, tylko ni chore sny, cay czas bdc na celowniku demona, ktry w kadej chwili moe opta jej dusz i doprowadzi do jej mierci! Masz si za dobrego czowieka, Adamie Drzewiecki?! CZY TY W OGLE MASZ SI ZA CZOWIEKA?! Skoczy, rdo nienawici zostao wylane do cna. Ale Burnfield zda sobie z tego spraw, dopiero kiedy zauway, e Adam Drzewiecki... rozpaka si. Matthew nie przyglda si caej scenie, cho trwa w milczeniu. Jack dopiero teraz zorientowa si, e Komisarz Podwiadomo od jakiego czasu chowa twarz w doniach, a kiedy ju j odkry, jego oczy rwnie byy wilgotne ze smutku. Mia mokre policzki. Podobnie jak Adam Drzewiecki, ktry trzs si i rycza z rozpaczy jak mae dziecko. - Boe, Jack... paka profesor. - Masz racj! Przepraszam ci. Tak bardzo ci przepraszam Wtedy to wanie Jack Burnfield natychmiast poczu si jak idiota. Wentyl bezpieczestwa, jakim byo wyrzucenie z siebie sw penych nienawici, najwyraniej nie zosta przez niego zakrcony w odpowiedniej chwili. Poczu si tak, jakby uszo z niego cae powietrze. Mia ochot kopn si w dup za to, co powiedzia. Jak mg by tak agresywny wobec starszego pana?! Matthew te nie wyglda na zadowolonego. - By moe masz po czci racj, ale powiedz mi szczerze jeste z siebie dumny, Burnfield? - zapyta jedynie. - Nie. Ja... ja przepraszam. Nie miaem tego na myli bkn dziennikarz. - Masz racj, Jack, wszystko co powiedziae to prawda - kiwa gow Drzewiecki. Nie znam umiaru, kiedy widz zaangaowanie drugiej osoby w moj pasj, nie potrafi przesta. I zapominam o tym, e jestem nie tylko naukowcem, ale take lekarzem. - Ju dobrze, pa.. Adamie. - Nie, Jack, nie paka profesor. - Daj mi dokoczy. Widz, e zrobiem wiele zego od czasu, kiedy przybye do Golgoty. Wiedz, e zrobi wszystko, byleby opuci j zadowolony. Pulitzer nie by gruszk na wierzbie, naprawd mam zamiar dostarczy ci takiej iloci informacji, jakiej tylko zapragniesz. Jack wydawa si konkretnie zdenerwowany swoim zachowaniem. Zacz nawet pociera rce, palec o palec. - Jeszcze raz prosz o wybaczenie wyduka wreszcie ze wstydem. - Nie powinienem by taki chamski wobec pana. To znaczy wobec ciebie, Adamie.

273

- Tak, moesz to zrobi teraz. Zapytaj o generaa Mondoe! - wtrci niezbyt dyskretnie Matthew. No tak, najwyraniej podwiadomo nie zostaa jeszcze nakarmiona odpowiedziami na wszystkie pytania. - Profesorze... - Tak, syszaem pytanie Matta, Jack. Jak mwiem ci wczeniej, jeli midzy osobami nicymi sen grupowy nawizuje si pewna specyficzna blisko wtedy... wtedy dzieje si prawdziwa magia. - otar z w kciku oka. - Przecie sysz Matthew i to doskonale, nie zapominaj o tym dobrze? Ale Jack chcia powiedzie co innego: - Adamie, dlaczego... dlaczego on w ogle istnieje? Ten genera Mondoe? I dlaczego... - Zacznijmy od tego, e twoja podwiadomo ostrzega ci przed nim na kadym kroku, Jack wyjani noblista. - Z czasem, kiedy spdzimy w snach wiadomych troch wicej czasu, zaczniesz zauwaa pewne specyficzne ostrzeenia przed tym, co moe ci spotka. To takie sygnay od mzgu, ostrzeenia przed zem. - Ale... profesorze, nie da mi pan dokoczy! Ja ju widziaem takie ostrzeenia! - Co takiego? - Widziaem napis na murze! - przestraszy si Burnfield, widzc min Drzewieckiego. - Kiedy jechalimy na Queensboro, widziaem te ebraka z kartonow plakietk, zawieszon na szyi. Byo na niej napisane "strze si demona". A pniej, kiedy nas aresztowali i siedzielimy w policyjnym radiowozie, gos w policyjnym radiu powiedzia "par jestecie, ktra ukazuje si na krtko a potem znika". A potem ten sam gos jeszcze doda rymowank, o mojej mierci i no rozemia si! - I dopiero teraz mi o tym mwisz? Jezu Chryste, mamy mniej czasu ni sdziem! wykrzykn Drzewiecki. To by Mondoe! On ju si zblia! Myl, e bdzie tu lada chwila... mj Boe, nie masz pojcia co nas czeka, Burnfield! Nie moesz mie o tym pojcia, do kurwy ndzy! Zakl, a to oznaczao, e jest naprawd niedobrze. - Profesorze to znaczy Adamie prosz... naprawd... nie sdz, aby byo ju a tak le! - powiedzia Jack, zszokowany cay czas zaczerwienion twarz profesora i wielkimi zami, jakie w dalszym cigu kapay noblicie z oczu. - I bagam, prosz ju nie paka! Prosz... czy moe mnie spotka co gorszego od uwizienia w Auschwitz i roztrzaskania mi nogi, albo od aresztowania w centrum Manhattanu?! Czy nie... - Powiedz mu wreszcie, Matt! - pocign nosem Drzewiecki. Jestem pewien, e nie wyrzeknie si ciebie, ani nie opuci snu, jeli okaesz mu szczero. To Jack Burnfield, jeste jego odbiciem! Zasuguje na to, czy nie?
274

Burnfield spojrza na Matthew. Wyglda na zmieszanego, a policzki natychmiast zapony rumiecem wstydu. - Co masz mi powiedzie? Mj Boe, co jeszcze przede mn ukrywacie? - Przede wszystkim, ja te musz ci si do czego przyzna, Jack - powiedzia Matthew, a wida byo, e przychodzi mu to z ogromnym trudem. - Mondoe jest moim panem, a ja jego sug. Mona powiedzie, e jestem jego poddanym. Opta mnie. - Niemoliwe - achn si Jack. - Nie zgadzam si! Matt, co ty pleciesz! Skoro jeste moim odbiciem podwiadomoci, to oznaczaoby, e Mondoe... - ...ci opta. - dokoczy Drzewiecki. Zapada cisza. A Burnfield znw odnotowa istnienie worku cementu we wasnym odku. - Co za bzdura! dziennikarz nie odnotowa nawet, e wsta z krzesa. Jego umys wszed w faz zaprzeczenia.- Przecie nie czuj, ebym mia zwija si z blu, ani bluni na temat Chrystusa kobiecym gosem, no nie? Nie mam nawet zych myli no moe i mam, ale nie bardziej ze od typowego faceta, ktry raz po raz pomyli o wsadzeniu czego swojego tu albo i tam - prbowa ich uspokoi idiotycznym, nerwowym artem, patrzc to na Drzewieckiego, to na Matthew. aden z nich si nie zamia. - Osobicie nie sdz, eby by pod wpywem zej mocy generaa Mondoe, Jack wreszcie powiedzia profesor Drzewiecki, a Burnfield poczu, e czterdziestokilogramowy kamie, ktry kto nagle umieci w jego brzuchu, jakby troch zela na wadze, ku jego wielkiej uldze. Nie, Jack. Moim zdaniem nie jeste przez niego optany. - Skd ta pewno, Adamie? - W kocu nawet nie wiesz kim jest genera Mondoe, czy nie? - No tak, ale moe nie musz nic o nim wiedzie, eby ten demon mnie opta? - Nie. Na pewno nie zaprzeczy stanowoczo Drzewiecki. - Mondoe musi stawi si osobicie, eby opanowa umys. Moim zdaniem to wystarczy, eby mg poczu si bezpiecznie. Na dziewidziesit dziewi procent nie jeste optany, rozumiesz, Jack? - W porzdku. Tak, w porzdku! - oceni Jack o wiele za gono, ni wymagaa tego sytuacja. - By moe jestem optany, a by moe nie. Superekstra, naprawd! Jeeli nie macie nic przeciwko, to wol jednak myle, e nie wdar si ju w moj psychik. - I bardzo susznie odrzek Matthew. Jack natychmiast przypomnia sobie o kolejnym pytaniu. - Matt... pytanie bezporednio do ciebie chciabym si dowiedzie dlaczego z nami rozmawiasz, skoro jeste sug generaa Mondoe. Podwjny agent, czy jak?

275

- Och, to bardzo proste, Jack. Susznie, e o to pytasz. Wiedz, e Mondoe w zasadzie od zawsze mia problemy ze swoimi onierzami, czy te jak to okrela "podmiotami" Matt, oficer policji, mwic te sowa, nie wyglda na osob, ktra zmylaaby na temat generaa jakie niestworzone historie. - Od jakiego czasu genera Mondoe traci kontrol w zasadzie nad kadym sug, jakiego stworzy. By moe po prostu si starzeje, a by moe za wszelk cen pragnie osign potg. I nie skupia si na tym, e jego onierze nios pomoc jego wasnym ofiarom. - Skd to wiesz? O istnieniu innych onierzy Mondoe? - Bo zanim genera Mondoe stworzy mnie, stwarza ju innych. Cho stara si nas od siebie odseparowa, udao mi si porozmawia z jednym z nich. Nazywa si Rifat Darlovi i jest bardzo zym myloksztatem. Towarzyszy generaowi tylko w wyjtkowych okolicznociach i wykonuje dla niego zadania specjalne. - To potwr? - Pytasz o Darlovia czy Mondoe? zapyta Matt. - Nie znam gorszego typu sennej postaci, oprcz samego Mondoe. To prawdziwy demon, cho kady widzi go nieco inaczej. - A ten drugi? - Rifat Darlovi ma posta czowieka, potnie zbudowanego Serba. Zawsze ma na sobie czarny garnitur i kady widzi go dokadnie w ten sam sposb. Nie jest jako szczeglnie przeraajcy z wygldu, najgorsze jest to co robi razem z Mondoe. - No dobrze Jack pokiwa gow. Ale jak to moliwe, e jeste jednoczenie odbiciem mojej podwiadomoci i sug Mondoe? - zapyta. Nie mieci mi si to w gowie! - To te bardzo proste. Wszystko przez twj kokainowy nag wykrzywi wargi Matt. - W twojej gowie zapanowa tak wielki chaos, e twj umys w pewnym momencie sam zacz pragn Mondoe. On czuje pewne rzeczy, jak pies tropicy, ma nos nakierunkowany na pewne specyficzne odczucia. I wtedy atakuje, aby opta - odrzek Matt. Brzmiao strasznie, przynajmniej dla Jacka. - Przyjaciele, jest gorzej ni sdzicie - kontynuowa Matthew, spogldajc na Drzewieckiego i Burnfielda. - Prbowaem ci to powiedzie ju w Auschwitz, Jack. Nie udao si. Powiem ci wic teraz, a za to co powiem spotka mnie kara ze strony mojego pana. Mondoe ronie z nocy na noc. Kiedy tak nie byo, kiedy zamiast atakowa cudze sny, sam spa i to przez dugie dziesitki, jeli nie setki lat. Ale teraz si obudzi. I robi si silniejszy ni kiedykolwiek. - Silniejszy? To znaczy? - zapyta Drzewiecki, wyprzedzajc Burnfielda.

276

- Przede wszystkim ju niedugo bdzie potrafi opta swoj ofiar take poza snem - odpar Matthew. Mwi mi o tym, chwali si, e robi si coraz potniejszy, kiedy prbowalimy odwiedzi i przej sen pewnego adwokata C, udao si, w stu procentach. Straci zmysy. Dotychczas nie byo to moliwe, Mondoe nie zagraa komukolwiek, nigdzie indziej jak w sennej rzeczywistoci. Ale jego sia ronie. Moe si okaza, i to w kadej chwili, e genera przejmie kontrol nad swoj ofiar, take kiedy jest ona przytomna. - Jak sam Szatan... - wymamrota Drzewiecki, mimo, e nie wierzy w Boga, diaba, ani w ogle w cokolwiek, poza rozumem. - Szatan? Nie Mondoe nie jest diabem, na pewno nie. - wyjani Matthew. - Jest za to zbyt niedoskonay, zreszt sam suy komu o wiele potniejszemu od siebie. Ale ja nie skupiabym si na tym, przyjaciele. Ta wasza smutna miejscowo, Golgota... c, Mondoe by tam w zasadzie od samego pocztku. Nigdy nie zastanawialicie si, dlaczego w Sarbinowych Doach panuje tak poda atmosfera, dlaczego dzieci nigdy si nie miej, a wszyscy patrz na siebie podejrzliwie? - Przez Mondoe... - pokiwa gow Drzewiecki. On musia si tam narodzi, by tam jako pierwszy. To oczywiste, pomyla wtedy Jack. Musiao by w tej wiosce jakie spoiwo, co, co czyo tych ludzi do tego stopnia, aby atmosfera w miasteczku staa si tak parszywa, e a nie do zniesienia. Tym czynnikiem by senny genera Mondoe, a raczej to, co demon wyprawia ze swoimi poddanymi podczas snu. - Mondoe panuje ju w Golgocie? zapyta Drzewiecki. - Na pewno jeszcze nie w stu procentach, ale dy do tego odpar Matt. Na razie stara si opanowa sny mieszkacw Golgoty! To nie wszystko! Senny genera ju wkrtce bdzie w stanie udawa dobro. Powinnicie na to uwaa, jak nigdy. Od teraz nic nie jest ju oczywiste, przyjaciele, nic nie jest takie, jakie mogoby si wydawa. Dotychczas Mondoe nie potrafi zmusi si do bycia dobrym. Ale teraz potrafi, a przynajmniej umie ju udawa - mwi szybko Matthew. - Dlaczego powiedziae, e nic nie jest oczywiste? zapyta Drzewiecki. - Bo genera zacznie przybiera nowe postaci. Kady widzi go nieco inaczej, cho czynnikiem wsplnym jest na pewno odraajca brzydota. Teraz to moe si zmieni Matt potwierdzi tym samym obawy profesora. Demon moe ju wkrtce wyglda jak maa, bezbronna dziewczynka, dobrotliwy starzec, albo jakakolwiek inna dobra posta, nie wzbudzajca podejrze. Czy to jest dla was jasne, kochani? Byo. Ale byo te przeraajce.

277

- Mondoe ma zamiar przej kontrol nad ca Golgot. Jak chce tego dokona? Adam Drzewiecki zamierza wykorzysta szans, jak dosta, spotykajc tak doskonale poinformowanego sug Mondoe. Nie rozczarowa si, cho przerazi nie na arty. Matthew wiedzia wicej, ni mgby przypuszcza profesor. - Szczyt potgi kreatura osignie, gdy opta kad, dosownie kad dusz w miasteczku Sarbinowe Doy. To jedyny i ostateczny cel generaa Mondoe. Ale to wcale nie jest najbardziej przeraajca wiadomo. Najgorsze jest to, e to... to znaczy atak Mondoe... moe nastpi w zasadzie w kadej chwili! - mwi komisarz Matthew - Nie znacie dnia, ani godziny, ale wiedzcie, e on ronie w si, karmi si waszymi najskrytszymi lkami. - Jak go pokona? zapyta Jack. - Nie da si odpar natychmiast Drzewiecki. Ale Matt nie odpowiedzia twierdzco. Przez chwil waha si, jak gdyby walczc z lkiem, a wreszcie powiedzia po prostu: - Nie mam pewnoci rzek wreszcie. - Ale dam wam jedn wskazwk: kady sen jest namiastk mierci, odbiciem podwiadomoci strzeonej przez nasze najwiksze lki. W kadym nie znajduje si co, czego demon bdzie strzeg za wszelk cen. Mondoe obawia si, e odkryjecie to co. To moe by miejsce, przedmiot, albo myloksztat, niewane, ale jest to co, dziki czemu docieramy do prawdziwego miosnego wzruszenia. Nigdy o tym nie zapominajcie, dobrze? Cokolwiek to znaczy, pomyla Jack. Prbowa pomyle jeszcze o czym innym, co jakby napis wyryty w kamieniu, ale niedokoczona myl ulotnia si. W tej samej chwili, do ich uszu dobieg dziwny dwik. Pocztkowo nie zwracajce wikszej uwagi jednostajne buczenie, jak gdyby generatora prdotwrczego, z kad sekund roso i przybierao na sile, aby po niecaej p minucie przej w donony warkot. Dziesitki decybeli, mimo woli i coraz szybciej dobiegay do ich uszu, niemal natychmiast powodujc micy bl gowy i niepokj. Jack pomyla wtedy, e to chyba jego mzg wygenerowa parad wycigwek NASCAR, ktre z oguszajcym rykiem silnikw mkny gdzie, kilka przecznic dalej, za Burnfield Street, w kierunku Queens. Nic innego nie przychodzio mu do gowy, chyba e to Anna Kamiska przybya wanie pod bram komisariatu prowadzc ciarwk-potwora. - Co do... - Spokojnie, panowie. Moim zdaniem to tylko podwiadomo Jacka. Nie ma powodu do obaw - mwi Matt, mina przeczy jednak jego sowom.

278

- Wanie, wanie - kiwn profesor. Ale rwnie dobrze moe to by co poza snem. Moe to wentylator na suficie? Albo klimatyzacja? Drzewiecki pomyla, e to najwyraniej w jego klinice jakie urzdzenie ulego awarii, wydajc z siebie niemiosiernie gony terkot, taki jak gdyby woy tektur w szprychy dziecinnego roweru, a potem pomnoy ten haas razy tysic. W kocu uszy, w przeciwiestwie do wzroku, nadal odbieray bodce ze szpitalnego boksu. Nie uspokoi Burnfielda i Matta, o nie, ani troch. Ju na pierwszy rzut oka wida byo, e profesor Adam Drzewiecki nie mia bladego pojcia, co powoduje irytujcy odgos. Do gowy przyszed mu jedynie wspomniany przez niego klimatyzator w szpitalnej sali, ktry przecie nigdy nie sprawia problemw i w ogle nie mia prawa wydawa z siebie tak gonego dwiku. Na sto procent by wyczony w chwili, gdy zasypiali. Kto go wczy? - Nie. To na pewno nie... - jego gos uton w kanonadzie decybelw. Dwik by ju tak oguszajcy, e nikt nie usysza jego sw. Nie ma sensu nic mwi, Burnfield i Matthew i tak nie usysz ani sowa. Zdenerwowany nie na arty Adam Drzewiecki wstaje z fotela i dwukrotnie wskazuje palcem w stron okna. Mczyni natychmiast podnosz si z foteli, podchodz do szyby. Oficer policji podnosi okienne aluzje i odruchowo podnosi gow do gry. W tej samej chwili cztery Messerschmitty Bf 110C1 przelatuj tu przed oknem, najwyej dziesi metrw nad ziemi. - JEZU! - nikt nie syszy jedynego sowa Burnfielda, na ktre by w stanie si zdoby w tej chwili. Przelatujce nad arteri jego podwiadomoci myliwce z czasw drugiej wojny wiatowej, byy oczywistym sygnaem, e jego sen kolejny raz wymyka si spod kontroli. Jack widzi czerwone nosy samolotw. Widzi czarne krzye na skrzydach i swastyki na ogonach ogromnych myliwcw bojowych. W tym momencie przypomina sobie, e ostatnim razem, kiedy nazici w peni przejli kontrol nad jego sennym marzeniem, mao nie przypaci tego spotkania mierci kliniczn. Burnfield z caych si chwyta profesora za klapy marynarki i potrzsa nim jak workiem kartofli. Ma przy tym tak mocno wytrzeszczone oczy, e Drzewiecki przez uamek sekundy zastanawia si, czy to w ogle fizycznie moliwe. - Obud mnie, syszysz?! - wrzeszczy mu w twarz Jack, z caej siy. NATYCHMIAST PRZERWIJ SEN! - Nie mog! - Drzewiecki znw jest niemal bliski paczu, przeraenie suszy mu jednak oczy, powodujc bolesne pieczenie. - Nie mam takiej wadzy!
279

- Co?! Jak to nie moesz?! - Zamknij si i schowaj si pod stoem! Szybko! - krzyczy Drzewiecki. Kolejne samoloty migaj z niesamowit prdkoci pomidzy nowojorskimi wieowcami. Burnfield ktem oka widzi przez okno, jak nowojorczycy, krzyczc i machajc rkoma, uciekaj w popochu przed miertelnym zagroeniem. Ludzie rozbiegaj si we wszystkich kierunkach. Kierowca czarnego BMW, w rozpaczliwym odruchu bezwarunkowym krci kierownic w lewo, w jego przekonaniu, aby unikn zderzenia z nazistowskimi samolotami. Mknce niekontrolowanym polizgiem auto wbija si, z penym impetem, w oszklon wiat przystanku autobusowego, penego ludzi. - Bagam, nie! Nieeeeee. Jaki facet w czarnym t-shircie zostaje potrcony przez takswk, jego pogruchotane si uderzenia ciao wzbija si na dobre trzy metry nad ziemi, aby po chwili rozgnie si na asfalcie w groteskowej pozycji i nienaturalnie powykrcanymi koczynami. Ginie na miejscu, rozlewajc na asfalt litry czerwonej jak mier krwi. Uamki sekund pniej czarne auto staje w ogniu i wybucha. Potny sup ognia rozwietla szar ulic, milisekundy pniej fala uderzeniowa wybija w drobny mak wszystkie szyby w promieniu dwustu metrw. - Mamo! - krzyczy nastolatka w czarnej bluzie Green Day, widzc jak jej mamusia zostaje dosownie pocita na czci kawakami szka, ktre niczym szaracza z egipskiej plagi, zaciemniaj niebo na jedn przeraajc chwil. Zalewajca si krwi kobieta, przez jedn okrutna chwil spoglda prosto na swoj creczk. Nawet nie zdya wskaza jej rk, aby ukrya si wewntrz jednego z budynkw. W tej samej chwili nastpuje druga eksplozja. Panujcy przy tym huk jest tak ogromny, e Burnfield ma wraenie, e za chwil rozsadzi mu czaszk, mimo tego, e schowali si ju pod biurkiem nalecym do Matthew, przyciskajc rce do uszu i do krwi zaciskajc zby na ustach, podczas gdy odamki szka z okien lataj po caym gabinecie. Pilot Messerschmitta otwiera ogie. Seria pociskw kosi wszystkich i wszystko, co znalazo si na linii ognia. Znowu, tak jak w Auschwitz, chaos przejmuje kontrol nad rozszalaym tumem. - APOKALIPSA! Ludzie, uciekajcie! - wydziera si blady, bosy ebrak z dug rud brod, ubrany w brudne achmany. W tej samej chwili jego gowa przestaje istnie. - Wojna! Jezu Chryste, wojna! - krzyczy stara kobieta, zanim zostaje rozdeptana na mier przez chmar ludzi, ogarnitych panik.

280

Wszystko to dzieje si w cigu ptorej, moe dwch sekund. Nadcigaj kolejne samoloty. Burnfield podnosi gow i widzi na amerykaskim niebie cae chmary nazistowskich samolotw. - Adam! Przerwij to! krzyczy do ucha noblicie. - Przecie mwiem... - BAGAM CI! - ryczy Jack. - Nie mog! - dry profesor. - Przysigam, Jack, przysigam, e nie potrafi! Ale Burnfield ju na niego nie patrzy. - Matt! Prosz, zrb co! Ale oficer Matthew tylko wytrzeszcza oczy. Cho zna go tylko troch, Burnfield wie doskonale, e myloksztat nigdy w yciu nie by tak przeraony, jak w tej chwili. aden czowiek, ani aden podmiot podwiadomoci, nie mg by wyj bez szwanku z tak ogromnego szoku, w jakim wanie si znaleli. - Mondoe mj pan ju tu jest zabije mnie za to co powiedziaem Wtedy Burnfield przypomina sobie sowa Anny: "Jack, to twj sen do cholery, zrb co, albo te potwory przejm nad nim kontrol!". - Co robi co robi. co robi, cholera! - krzyczy, podczas gdy jego umys pogrony jest w cakowitej panice. Panujce przy tym uczucie cakowitego odrtwienia powoduje, e wszystko to wydaje mu si nagle straszliwie nierealne. - Zostamy tu. Niech nas zabij! - mwi w kocu Jack. - Nie! - krzycz jednoczenie Matthew i Drzewiecki. - Tylko nie to! - Dlaczego? - Podda si, to podda si woli Mondoe, jeszcze tego nie rozumiesz?! mamrocze, przeraony wizj spotkania ze swoim panem Matt, a profesor przytakuje gorczkowo, na skutek przeraenia na zmian otwierajc i zamykajc usta. Rozlega si dudnicy w bbenkach uszu, kobiecy gos, wzmacniany sztucznie przez megafon, najpewniej umieszczony na dachu policyjnego radiowozu. Policjanci rwnie zszokowani, co reszta amerykaskich obywateli, prbuj rozpaczliwie zapanowa nad krytyczn sytuacj, w ktrej si znaleli i to bez jakiegokolwiek uprzedzenia: - UWAGA! WSZYSCY DO BUDYNKW! TO ATAK TERRORYSTYCZNY! OGASZAM STAN WYJTKOWY! CHOWAJCIE SI W PIWNICACH, NIE WYCHODCIE NA ULICE! POWTARZAM! TO ATAK TERRO... Trzecia eksplozja przerywa policjantce wp sowa. Huk i fala ognia jest tak potna, e budynek komisariatu i wszystkie inne zabudowania w promieniu kilometra dr w posadach, jak gdyby nastpio trzsienie ziemi. I faktycznie, byo tak w istocie, grunt zatrzs si, podobnie, jak cay budynek
281

komisariatu policji. Komoda na dokumenty przewraca si, starannie posegregowane papiery wypadaj z szufladek. Cikie biurko dry, jak gdyby nie wayo wicej ni kilka kilogramw. Lampa przywieszona do sufitu zbija si, wprawiona w rezonans, jak wahado w ciennym zegarze. Przez moment przez rozbite okna nie wida nic, z wyjtkiem rozchodzcych si z ogromn prdkoci pomieni. Wszyscy ludzie na ulicy, wszystkie limuzyny, autobusy, takswki, kosze na mieci, latarnie, chodniki w jednej chwili przestaj istnie. ciana komisariatu osuwa si pod wpywem eksplozji. Z przepotnym hukiem cegie i metalu uderzajcego o co, co jeszcze przed chwil byo ulic, wschodnia ciana posterunku przestaje istnie. Znikna, jak gdyby nigdy jej nie byo. Oto przeraony do granic moliwoci Jack, na chwil oguszony i olepiony wybuchem, zdaje sobie spraw, e dosownie sekund wczeniej widzia ogromny metalowy walec, potn bomb, ktra z przeraliwym wistem spada niemal idealnie w sam rodek policyjnego forda, z wczonymi syrenami. Teraz w miejscu, gdzie jeszcze przed chwil stal biao-niebieski krownik z megafonem, dziennikarz widzi tylko wielki lej. Ucieka. Trzeba natychmiast std ucieka, jak najdalej, jak najszybciej, tak eby ju nigdy nie wrci, pozostawi to cholerne miejsce jak najdalej za plecami, jeszcze teraz, jeszcze w cigu tej sekundy - Adamie, szybko! Matt, spadamy! Kurwa, Matt, rusz si! Adamie, na co czekacie, do cholery?! Dziennikarz pocztkowo nie zdaje sobie sprawy z istoty problemu. Dopiero po chwili zrozumia, e obraz jego podwiadomoci, oficer nowojorskiej policji, siedzi w pozycji embrionalnej pod biurkiem, z szeroko rozwartymi ustami i ma zamknite oczy. Burnfield czoga si do niego przez kilka okropnych chwil. Ju jest przy nim, ju widzi go z bliska, kadzie mu rk na ramieniu. Po torsie Matthew pynie struka krwi, a Jack dopiero po chwili zdaje sobie spraw, e elazny i ostry jak brzytwa prt zbrojeniowy przyszpili oficera za rami do biurka. Jezu Chryste, czy on nie yje?! Czy podwiadomo Jacka Burnfielda wanie umara?! - Matt! Matthew! MATT! Brak odpowiedzi. - MATT, OBUD SI, DO CHOLERY! - zero reakcji z jego strony. Jack zbliy policzek do jego ust. Matt mia bardzo nierwny oddech. By te bardzo blady. Kucajcy profesor Drzewiecki rwnie nie wyglda najlepiej. Naukowiec

282

przyglda si caej scenie i nie mg wydusi z siebie penego zdania. Wyglda, jakby mia spore problemy z zachowaniem przytomnoci. Krztusi si te, jak cholera. - Jack! My... my natychmiast musimy... uciekajmy std, prosz... - mwi z trudem, ledwo syszalnym gosem naukowiec. Drzewiecki charcza i stka, jakby nie mg zaczerpn oddechu. Rzzi niemiosiernie, a z jego ust wydostaway si kolejne oboczki biaego pyu. By to chyba skruszony tynk ze skruszonych cian, cho Burnfield nie mia pewnoci. Zreszt i tak nie mia czasu o tym myle: - Adam, oddychaj spokojnie. I suchaj! Nie zostawi go tutaj! Jack wskazuje na niewiadomego niczego oficera Matthew - Ska go tym samym na mier, rozumiesz?! - To tylko... sen, Jack - wystka profesor marszczc bia twarz. - Nic mu nie pomoesz... Burnfield spojrza na niego takim wzrokiem, e profesor nie mia zamiaru wicej dyskutowa. - Powiedziaem ju raz! Nie zostawi go tutaj na mier, chobym mia zgin, rozumiesz? Nie pozwol, eby jego pan go zniszczy! Noblista kiwn gow, e rozumie. - Dobrze. Ale nie mamy wiele czasu, Jack. W kadej chwili... Mondoe moe... moe - sapa i sapa, a ciko go byo zrozumie. - Rozumiem! Racja, zwijamy si std, Adamie! - rzuci w stron noblisty Jack, nie patrzc w jego stron, przez dusz chwil oceniajc jakie s szanse na to, e uda im si wyswobodzi Matta i w zasadzie, przy uyciu czego mieliby to zrobi w kompletnie zrujnowanym pomieszczeniu. - Ale najpierw musisz mi pomc z tym cholernym prtem! - Najpierw... pozwl... prosz... pozwl mi zaczerpn oddechu. - sapn profesor Drzewiecki. Kaszla i kaszla. - Nie ma czasu, Adam! - zdenerwowa si Jack. - Wiem, e jest ci ciko, przecie sam czuj, e powietrze jest pene pyu, ale musisz wsta i mi pomc, rozumiesz?! Nie poradz sobie sam z tym prtem! - Nie rozumiesz... bagam, to ty pom mi, bo nie dam sobie rady... - wydysza Drzewiecki. - Prosz, wyobra sobie... aparat tlenowy... albo butl... cokolwiek, bylebym. atak przeraliwego kaszlu. -abym mg odetchn! Nie wytrzymam duej, zaraz zemdlej! Jack przypomnia sobie rewolwer Smith&Wessona w torebce Anny Kamiskiej. No tak, musi wyobrazi sobie aparatur, ktra umoliwi Drzewieckiemu zaczerpnicie tchu.
283

Tylko, e dlaczego... - Czemu sam tego nie zrobisz, Adamie? - zapyta Burnfield. - Sam sobie wyobra mask tlenow, butl, nie wiem, cokolwiek! Mogem wyleczy swoj poharatan nog w Auschwitz, wic ty te mgby pomc sobie sam, prawda? - Mylisz, e... mylisz, e... nie prbowaem?! - wystka wreszcie profesor. Mylaem o aparacie tlenowym! Co mnie powstrzymuje! Nie mog sobie pomc! Mondoe, pomyla Jack, po raz pierwszy w yciu. Kimkolwiek jest i gdziekolwiek znajduje si w tej chwili, moc sennego generaa ju ma wpyw na ich wsplny sen. Messerschmitty fruny nad miastem, zaciemniajc niebo. Wyglday niczym chmary czarnych, drapienych ptakw (moe myszooww?) gotowych w kadej chwili obniy puap i pikowa w d z oszaamiajc prdkoci, aby zabija kolejnych ludzi. - Co z tym cholernym prtem... co z tym cholernym prtem - myli Jack gorczkowo. - Nie mam pojcia co z nim zrobi! mamrocze ciko oddychajcy Drzewiecki, spogldajc w stron krwawicego oficera Matthew. Nieprzytomny Matt wyglda, jak gdyby umar ju dawno temu. - Bagam, Boe, zelij mi jakie rozwizanie! mwi spanikowany dziennikarz. Jack Burnfield kolejny raz spoglda w gr; tak, jak nie mg nadziwi si, jak wiele gwiazd widzi na nocnym niebie, gdy zda sobie spraw z wasnego nienia, tak teraz nie moe uwierzy, jak wiele nazistowskich maszyn kry nad pogronym w chaosie Nowym Jorkiem. Maszyny, lecce z guchym warkotem, obniay kurs i zagbiay si w arterie miasta, wystrzeliwujc serie z karabinw maszynowych, siejc popoch i spustoszenie. Raz po raz, z oddali, sycha byo donone wybuchy zrzucanych bomb, a ziemia trzsie si w zasadzie ju cay czas. Ale to nie messerschmitty zrzucay materiay wybuchowe, o nie! Burnfield zdaje sobie z tego spraw dopiero, gdy widzi na niebie ogromne, srebrzyste cygara. Hindenburgi? Zeppeliny? Burnfield nie mia pojcia, nigdy specjalnie nie interesowa si wypenianymi helem lub wodorem potnymi konstrukcjami. Sterowce, leniwie sunce nad miastem, byy rwnie skuteczne w sianiu mierci, co wielkie samoloty. Wielkie czarne swastyki w biaych koach namalowanych na kadubach, bolenie utwierdzay Jacka w przekonaniu, e nie ma co liczy na opdzenie si od swoich najgbiej skrywanych lkw. - Dlaczego nazici, do cholery...? - mwi cicho dziennikarz, rozszerzajc oczy ze zdumienia, widzc jak przepotne maszyny o cylindrycznym ksztacie wypluwaj z siebie
284

kolejne bomby. Zastanawia si, kiedy wreszcie sen si skoczy i jak dugo bdzie musia ukrywa si w budynku komisariatu, obok przyszpilonego metalowym prtem Matthew i przeraonego na mier Drzewieckiego, ktry walczy o kady oddech. "C, najwyraniej nazici reprezentuj twoje najbardziej skrywane podwiadome lki" - Jack przypomnia sobie sowa profesora. Patrzy na niego, nie mwic ani sowa. Noblista rwnie nigdy w yciu nie widzia czego rwnie absurdalnego i przeraajcego. Przeraliwy kaszel, nioscy si po trzech cianach gabinetu, pozostaych w jako-takiej caoci, przerwa rozwaania Burnfielda. - Matt! - Jack podbiega do przyszpilonego kompana, ktry odzyskawszy przytomno miota oczami na prawo i lewo, nie mogc skrci gow w adn stron. Oddychaj! Spokojnie! Wszystko bdzie dobrze! Prt w szyi zdaje si temu przeczy, jak gdyby szydzc z jego sw, i Matt zdaje sobie tego spraw, bo zanosi si histerycznym miechem. Szybko jednak milknie, goym okiem wida, jak stara si przezwyciy bl. Na prno. Tak to jest, kiedy ma si jakie elastwo w szyi. - Cicho bd, Jack. Nic nie mw. Nie bdzie dobrze, bdzie koszmarnie. Suchaj, bo czasu jest coraz mniej... - Musimy ci jako pomc! - krzycza Jack. - Powiedz mi tylko, jak wycign to cholerstwo?! - Powiedziaem, cicho bd. Nie pomoesz mi. A raczej pomoesz, ale tylko zostawiajc mnie w tym miejscu. - NIE! Na pewno nie! Drzewiecki spoglda na przeraonego Jacka w milczeniu. Chyba ju rozumie, co chce mu powiedzie Matthew. Noblista by w kocu mistrzem snu i niezwykle inteligentnym czowiekiem, czy nie? - Powiedziaem, e zostawisz i zrobisz to - rzek Matt ze spokojem. Skierowa oczy w d w kierunku prta. - Troch poboli, no, moe nawet bardziej ni troch. Ale tutaj Mondoe mnie nie dopadnie. - Dlaczego nie? - Bo on szuka WAS, nie mnie, jeszcze tego nie zrozumiae? sykn oficer Matthew. - Widzisz te samoloty, widzisz sterowce? Te wszystkie eksplozje, messerschmitty... Jeszcze tego nie widzisz, ale w tej chwili na ulice wychodz onierze, JEGO onierze. Nie s tu przypadkiem. Mondoe przyby do snu i szuka ci. I wierz mi, znajdzie ci prdzej czy pniej, a wolabym nie bra udziau przy tym spotkaniu. - Czemu?

285

- Bo mnie zniszczy, zabije, jestem jego sug do cholery i wanie go zdradziem! zirytowa si Matt, ale natychmiast si uspokoi widzc rosncy lk na twarzy Jacka. - A my? - zapyta dziennikarz, spogldajc na profesora Drzewieckiego. - Nas te zabije? Matt znw si rozemia, na chwil zapominajc o swoim pooeniu. I znw szybko przerwa, zanoszc si kaszlem. Krew cay czas cieka mu po koszuli. - To zaley od was - odrzek tajemniczo. - Mondoe jest potny, grony i z kad chwil ewoluuje ale to nie znaczy, e jest Bogiem. To nie uspokoio Burnfielda. - Prosz, podpowiedzcie mi co, cokolwiek... Adamie...? Macie jakie pomysy? Co robi, Matthew? - Kierujcie si na Wysp Wolnoci - odpar natychmiast Matt, nie dajc Drzewieckiemu szansy na jakiekolwiek rozwaania. - By pan profesor kiedy w Nowym Jorku? To tam, gdzie... - ...Statua, oczywicie - odpar natychmiast profesor. - Co?! Dlaczego tam? - wtrci si Burnfield. - Moe nie zauwaye Adamie, ale nad miastem lataj nazistowskie samoloty! Sterowce zrzucaj bomby! Chcesz odbywa teraz wycieczki krajoznawcze? No i jak si tam dostaniemy?! - Zapominasz, e to twj sen, Jack - odrzek Matthew. Powtarzam. W kadym nie znajdziecie takie miejsce, taki przedmiot, albo myloksztat, ktrego strzee demon. Mondoe obawia si tego, e to odnajdziecie. I odkryjecie to... to co si z nim wie. - Dlaczego tym miejscem jest akurat Wyspa Wolnoci? - Jack nie ustpowa - I skd o tym wszystkim wiesz? - Bo to twj sen, a nie zapominaj, e jestem tob, Burnfield. Pomagam ci zrozumie pewne rzeczy, ktrych ty sam nie jeste do koca wiadom. Poza tym jestem te sug Mondoe, tak? Burnfieldowi znw zakrcio si w gowie. - Jack... - stka profesor. Nie mog naprawd nie mog zaczerpn tchu! Bagam... butla! - Tak. Tak oczywicie! Wiedzia jak si za to zabra. By autorem snu, musia sobie tylko wyobrazi rozwizanie. Jack Burnfield jeszcze nigdy w yciu nie by tak skupiony na jednej, stosunkowo prostej rzeczy - butli, jak widzia na filmach o petwonurkach, zagbiajcych si w morsk otcha rafy koralowej, z przytwierdzon do mask tlenow. Na przemian otwiera i zamyka oczy, wyobraajc sobie jej ksztat, kolor, a nawet chd metalu, kiedy dotyka w mylach yciodajnego aparatu.
286

Na prno. - Nie dasz rady, Mondoe jest zbyt blisko. Uwierz mi Jack, pozostawiajc mnie tutaj, czynisz wiksze dobro, ni gdyby zechcia spdzi p snu nad oswobadzaniem mnie! - usysza gos Matthew. - Mondoe atakuje, to kwestia minut, a tu bdzie, nie rozumiesz tego? Sen rzdzi si swoimi prawami, Drzewiecki mwi ci o tym chyba ju z milion razy. Widzisz t dziur w cianie? Moecie przez ni wyskoczy na ulic i... - No wanie... i co potem? - zapyta profesor. - Sprbujemy pieszo dosta si... atak kaszlu - ...na wysp? Czy nie lepiej byoby po prostu wyobrazi sobie... e stoimy przed Statu Wolnoci? Jego wasne puca, wypluwajce coraz wicej pyu uwiadomiy go, e to przecie niemoliwe. Aparat tlenowy nadal pozostawa dla niego marzeniem, podobnie jak dla Jacka. Mondoe faktycznie przejmowa kontrol nad snem. - Wemiemy radiowz - Jack usysza swoje wasne sowa. - Komisariat jest pewnie cakowicie opuszczony, zreszt nawet jeli tak nie jest, to przecie uda nam si przedosta do garau na dole. Wedug wszystkich myloksztatw w tym nie, wanie wybucha wojna, albo co najmniej drugi jedenasty wrzenia. - Dobry pomys, z tym radiowozem. Kierujcie si do najbliszej mariny, postarajcie si ukra jak d - rzek Matt. - Ruszajcie, natychmiast. "Natychmiast" to znaczy teraz, rozumiesz Jack? Nie tramy czasu na bzdury. Przez jedn aonie dug chwil, Jack wpatrywa si w oczy Matta, stopniowo traccego przytomno. Czy jego podwiadomo wanie mdleje? Burnfield nadal mia tysice pyta do myloksztatu, ale widzc gasnc wiadomo oficera zrozumia, e naprawd bd musieli opuci wzgldnie bezpieczn kryjwk i stawi czoa strachowi. - Spieprzajcie std do cholery - rzek Matthew po czym zemdla. - Adam, syszae go! Bierzmy dupy w troki, idziemy po auto i jedziemy do portu powiedzia Burnfield wstajc i spogldajc na nieprzytomnego Matta.

2.
Otworzyli drzwi gabinetu. Komisariat w istocie by opustoszay. - Tdy nas wprowadzili - rzek profesor, wskazujc palcem na dwuskrzydowe metalowe drzwi. - Mam tylko nadziej, e nie bdzie problemw z radiowozem. Kiedy zeszli po schodach do podziemnego garau, ich oczom ukaza si jeden jedyny, stojcy na samym kocu pomieszczenia radiowz. Pojedyncza, sprawna lampa jarzeniowa owietlaa lnic karoseri policyjnego forda, jak gdyby prbujc im wskaza w bezczelnie dosowny sposb "tak, to ten. Bierzcie go i spadajcie std chopaki!".

287

Jack pocign za klamk. Nawet nie by specjalnie zaskoczony, gdy stwierdzi, e drzwi auta s zamknite. - Sprawd, ze strony pasaera, Adamie - powiedzia Burnfield. Profesor wykona polecenie, aby ju po kilku sekundach wyrazem twarzy da mu do zrozumienia, e jego drzwi rwnie s zamknite. - Cel uwica rodki! Odsu si, Jack - rzek Drzewiecki, sigajc po sporych rozmiarw, krwistoczerwon ganic przeciwpoarow, zawieszon na jednym z filarw podziemnego garau. Jako narzdzie do wybicia szyby ganica proszkowa sprawdzia si doskonale. Alarm forda zawy, syreny na dachu, przednie i tylnie reflektory, a nawet kierunkowskazy zaczy wciekle mruga. Wystarczyo jednak, e profesor ostronie, tak aby nie skaleczy si w rk, uj midzy palce plastikowy rygiel sucy do zamykania drzwi od wewntrz, i pocign go do gry, aby zapanowaa cisza. - Nagle nabrae wigoru - stwierdzi Burnfield. - Z twoimi pucami ju lepiej? - Nic nie mw Jack, to moje pierwsze wamanie w yciu. Motywacja dodaje mi si odrzek jedynie profesor, sadowic si na fotelu pasaera i otwierajc od rodka drzwi kierowcy - Kurwa! - zakl po chwili. - Kluczyki! Nie mamy kluczykw! Z caej siy Jack sprbowa wyobrazi sobie ldujcy w jego kieszeni kluczyk do samochodu. Oczywicie na prno, kiesze szydzc z jego koncentracji nadal pozostawaa pusta. - wietnie! Po prostu doskonale! wcieka si Drzewiecki. - Pokonani przez brak kluczykw! - Te to wyczuwasz prawda? - zapyta Jack. - e co bardzo zego przejmuje kontrol nad snem? O Chryste, tak - odrzek ponuro noblista. - Chyba zaczynamy mie pod grk, Jack. Kocz si chwile radosnego skakania z mostu Queensboro. Gdybym tylko wiedzia, gdzie gliny trzymaj te cholerne kluczyki... - Nie mam pojcia, Adamie. Nie byem na komisariacie... Umilk. Skamaby, gdyby dokoczy zdanie. Chcia powiedzie "nie byem na komisariacie ani razu, za kogo ty mnie masz?", ale to przecie nie bya prawda i zda sobie z tego spraw wanie w tej chwili. Jack Burnfield wanie przypomnia sobie swj artyku "KOMISARZ O'CONELLY UCINA SPRAW GWATU NA NASTOLATCE". Zanim policjanci zoyli mu wizyt w mieszkaniu i prbowali zaj si jego, jak to okreli Matthew, "fredem", Jack odwiedzi komisariat na ktrym rzdzi O'Conelly. Nic mu to nie dao, po prostu wszed do ponurego budynku opatrzonego napisem "POLICJA"
288

kierowany niejasnym przeczuciem, e pomoe mu to w napisaniu rzetelnego artykuu o skurwysynie przesuchujcym nieletnie dziwki gwnie przez pakowanie im rk pod kuse spdniczki mini. Pogada chwil z policjantk w recepcji, nawet nie pamita dokadnie treci tej rozmowy, chyba poda si za siostrzeca poszukujcego swojego wujka, ktrego aresztowano dzie wczeniej. Funkcjonariuszka uniosa wtedy brwi, zmierzya Jacka od stp do gw i po chwili odwrcia si, aby zajrze do wielkiej ksigi aresztowanych, lecej na biurku. Jack stwierdzi wtedy, e czas si zwija, zanim kobieta oznajmi mu, e aden czowiek o nazwisku ktre poda nie przebywa w tej chwili na posterunku. Ale zanim to zrobi dostrzeg skrzyneczk, niewielkich rozmiarw niepozorne blaszane pudeeczko zawieszone na cianie, opatrzone napisem "WOZY". - Prawie na pewno wiem, gdzie s kluczyki. Daj mi chwil - powiedzia Burnfield do Drzewieckiego, obracajc si i biegnc w kierunku schodw. - Jaki to numer wozu?! krzykn, gdy by ju prawie przy drzwiach. - Trzynastka! - krzykn Drzewiecki odczytujc numer z klapy baganika. - Oby nie przyniosa nam pecha...

3.
Ju po chwili policyjny ford crown victoria wyjeda z podziemnego parkingu. Widok, jaki ujrzeli Jack i Adam przyprawi ich obu o dreszcze. Wszdzie pon ogie. Wikszo ludzi najwyraniej pochowaa si w budynkach, bo na ulicach zostay ju tylko niedobitki, albo po prostu martwe ciaa, lece na chodniku. Wraki aut pony. Potny krater, powstay po wybuchu spadajcej bomby, by tak ogromny, e zajmowa dokumentnie ca szeroko czteropasmowej Burnfield Street. - Zawracaj, tdy nie przejedziemy! - krzyczy Drzewiecki wprost do ucha Burnfielda. Auto z piskiem opon wykonao obrt o sto osiemdziesit stopni, a potny silnik zawy, gdy Jack wcisn peda w podog. Dziennikarz rozejrza si po kokpicie i wreszcie nacisn przycisk, na rodkowej konsoli, odpowiedzialny za syreny na dachu. - Mylisz, e syrena to dobry pomys? - zapyta Drzewiecki. - Moe lepiej nie zwracajmy na siebie niepotrzebnej uwagi? - Adam, rozejrzyj si! - odpar Jack. - Nie mamy czasu, jeli wierzy Matthew! Naprawd uwaasz, e ktokolwiek zastanowi si, dlaczego jedziemy na sygnale? Profesor zamilk, kiwajc gow.

289

Burnfield wymin poncy wrak ciarwki z lodami, starajc si nie przyglda widokowi poncych w rodku cia kierowcy i sprzedawcy. Ile myloksztatw zdoao ju zgin w jego nie? Czy oni cierpieli naprawd? Nie mg si nad tym zastanawia, a przynajmniej nie teraz. Po prostu nie mg sobie na to pozwoli. Jack szybko spojrza w niebo: nie liczc wyranie oddalajcych si w stron Jersey czterech, moe piciu sterowcw niebo byo cakowicie wolne od messerschmittw. - Adam, czy Matt nie wspomina o onierzach Mondoe? - zapyta Jack, skrcajc ostro w lewo, w stron autostrady. Opony przeraliwie zapiszczay, zostawiajc na asfalcie czarne lady. - Owszem - odrzek profesor. - W takim razie gdzie podziay si wszystkie samoloty? - docieka Burnfield, odczytujc tre znakw drogowych w poszukiwaniu odpowiedniego wjazdu na drog szybkiego ruchu. - Odkd wyjechalimy z komisariatu nie widziaem ani jednego messerschmitta! Gdzie s wszyscy onierze? Noblista nie zdy odpowiedzie. Potnych rozmiarw transporter opancerzony wyoni si zza rogu budynku tak nagle, e Jack nie mia prawa uy hamulca. Po prostu jakim cudem omin pojazd rodem z drugiej wojny wiatowej i z obowizkow swastyk na boku. - Jezu Chryste, Jack! - Spadamy! Burnfield yowa silnik do granic moliwoci, wskazwka obrotomierza osigna czerwone pole ju dawno temu. Noblista spojrza w lusterko: wielotonowy, ciki jak diabli opancerzony potwr ju za nimi jecha. By jakie pidziesit metrw w tyle. Auto wjechao na autostrad. - Z drogi! - krzyczy Jack, omijajc kolejne samochody i zmieniajc pasy jak szalony. Niesamowite, jak wielk kontrol mona zyska podczas wiadomego snu, na dodatek takiego, w ktrym wspdzielimy go z blisk nam osob. Rwnie niesamowite jest to, jak mona straci ca kontro, gdy tylko nieznana nam mroczna sia zdecyduje si na przejcie wadzy. - wietnie! Po prostu, kurwa, przecudownie! Dalej nie pojedziemy! A wic zostali pokonani. I to przez tak bzdur, przez autobus stojcy w poprzek drogi! - Zamknij si i spjrz tam! - Drzewiecki wskaza w stron wody, a konkretniej w stron czego, czego wcieky Jack nawet nie zauway. Motorwka przycumowana do

290

brzegu koysaa si na wodzie, jak gdyby nigdy nic, majc gdzie trzeci wojn rozptan przez nazistw, wszystkie ich samoloty, czogi i sterowce. Transporter opancerzony nadal zmierza w ich kierunku, kiedy Drzewiecki i Burnfield, nawet nie zamykajc za sob drzwi, pobiegli w stron ogromnej, lnicej odzi. - Jak si to odpala do cikiej cholery?! - wrzeszcza Jack, prbujc wciska wszystkie guziki po kolei. - Nie mw mi, e znowu bdziemy musieli szuka kluczyka? - Proste rozwizania s czasem najlepsze, Jack - odpar Drzewiecki otwierajc schowek na rkawiczki. Absurdalnych rozmiarw klucz jest jedynym przedmiotem, ktry znajduje si w rodku. Ruch dwigni i motorwka, zrywajc cum, rusza z rykiem dwch dwustukonnych, zespolonych silnikw. W tej samej chwili mkncy autostrad nazistowski transporter zatrzymuje si o centymetry przed radiowozem, ktry przed chwil porzucili, a z wntrza wysypuj si onierze. To nie byli ludzie. Na pewno nie, po prostu nie. To byy prawdziwe demony. Cho twory byy odziane w nazistowskie mundury i swoimi sylwetkami przypominay co... co czekoksztatnego, to jednak w adnym wypadku onierze generaa Mondoe nie mogli by ludmi. Mieli dugie i zapewne ostre jak brzytwa ky i nienaturalnych rozmiarw czarne lepia pozbawione renic. Poza tym jaki czowiek na wiecie mgby przey cho chwil nie majc skry? Ich nieludzki wcieky ryk utwierdzi Burnfielda w przekonaniu, e aden czowiek nie byby w stanie odda wciekoci tak, jak robiy to teraz demony Mondoe. Jack nie traci chwili na rozwaania. Odwraca gow i patrzy przed siebie. Motorwka odbija si od tafli rzeki Hudson i kieruje si, nieco za bardzo w lewo, cho w stron widocznej w oddali, znanej kademu czowiekowi na wiecie sylwetki kobiety, ktra w prawej doni trzyma pochodni, a w lewej tablic, na ktrej umieszczona jest data uzyskania niepodlegoci przez Stany. Dzieo francuskiego rzebiarza Frdrica Auguste'a Bartholdiego. Statua Wolnoci. - Ciekawe, co powiedziaby Bartholdi, gdyby wpadby na to, e jego pomnik ratuje mi dzi dup we nie - powiedzia do siebie Jack Burnfield. Obra kurs prosto na Statu, a potem rozpaka si z ulgi.

291

Rozdzia XIII

Apocalypsis

Idzie diabe przez pieko: Oj do licha, jak ciepo. Wszystkie diaby wyzdychay, zosta tylko jeden may. Jeden tylko y i gorzak pi!
~ Rymowanka dziecica

Chwil pniej, senny Nowy Jork

1.
iaa motorwka suna po rzece Hudson, osigajc sta prdko podrn czterdziestu piciu wzw. Nie miaa kabiny, jedyn oson przed wiatrem bijcym w twarz, bya aosnych rozmiarw szybka z pleksiglasu, bdca na wyposaeniu

ogromnej odzi motorowej, chyba tylko ze wzgldw estetycznych. Wiao niemiosiernie, porywisty wiatr rozwiewa wosy i kolejnymi podmuchami orzewia ciao i umys. Cho widoczny z motorwki Nowy Jork by nadal pogrony w szaroci, pasaer i sternik w jednej chwili nabrali jakby nowej porcji optymizmu.
292

Zasiadajcy za sterami Jack Burnfield spoglda raz po raz, na nieprzeniknion twarz Adama Drzewieckiego. Profesor wyglda o wiele lepiej, pomyla dziennikarz. Bya to prawda. Nieludzki kaszel naukowca znikn. Noblista, gdy tylko upewni si, e s ju bezpieczni i oddaleni od hordy demonw, pozostaych przy brzegu rzeki obok autostrady, i zabezpieczeni stale rosnc liczb mil przebytych mil morskich, wyranie si uspokoi. - Spjrz na sterowce, Jack - odezwa si wreszcie, gdy mino dobre p godziny podroy. - Cay czas kieruj si poudniowy zachd, w stron New Jersey. - To chyba dobrze? - zapyta niemiao Jack. - Bardzo dobrze! Oznacza to, e Mondoe szuka nas w zym miejscu - umiechn si profesor. Burnfield nie by do koca przekonany, e moe si zrelaksowa. Fakt, czarne messerschmitty znikny rwnie szybko jak si pojawiy, ogromne sterowce zrzucajce bomby te nie stanowiy ju zagroenia, podobnie jak potwory w transporterach opancerzonych, ktre pozostay w miecie. I bardzo dobrze. - A jednak, jestem prawie przekonany, e to nie koniec, Adamie - odrzek Burnfield po duszej chwili milczenia. - Wicej optymizmu, Jack! - profesor rozsiad si wygodniej na kanapie dla pasaerw, pokrytej bia skr. - Co gorszego moe nas spotka, po tym co przeylimy? C, moe nas czeka chociaby spotkanie z sennym demonem, ktrego tak bardzo obawiaj si Matt, twoja wasna ona, no i ty sam, chocia nagle si do tego nie przyznajesz, pomyla natychmiast Jack, ale nie powiedzia tego na gos. Zamiast tego przekrci ster w lewo, kontrujc kurs odzi, ktr po spotkaniu z fal lekko znioso na prawo. Zbliali si do Liberty Island - Wyspy Wolnoci. Statua rosa w oczach. - Jest pikna, prawda? - zapyta retorycznie profesor, przygldajc si wielkiemu pomnikowi. - Wiesz, e Bartholdi nada jej rysy matki, a sylwetk kochanki? - O tym nie syszaem. Ale wiem, e na pocztku, zanim pokrya si patyn, bya brzowa - odpar Jack, jako taki, ale jednak wykadowca historii. - No i mao kto wie, ale w Paryu stoi jej mniejsza bliniaczka. - Zaskakujce, prawda? - kontynuowa Drzewiecki. - Chocia moim zdaniem to fantastyczny pomys. - No nie wiem - zaprzeczy historyk. - Troch mi to trci wie Eiffla w Vegas. Drzewiecki rozemia si. Burnfield - nie. Fale lodowatej wody rozbryzgiway si o dzib i opyway obie strony burty.

293

- Czego w zasadzie szukamy, Adamie? Matt wspomina o myloksztacie, przedmiocie albo miejscu. Ale ja naprawd nie wiem, nawet jako autor snu, o co mogoby mu... - Ucisz si, i spjrz na wysp - uci Adam, wycigajc rk i palec wskazujcy. Jack umilk i ponownie spojrza w kierunku oddalonej o dobre sto metrw Statui. Wiatr zawia mu w gardo, kiedy rozszerzy szczki ze zdumienia. Nie byli na wyspie sami. Tum na wyspie by niesamowity i zajmowa w zasadzie kady metr kwadratowy wolnej przestrzeni. Wszdzie byli ludzie, byo ich tak wiele, e Burnfieldowi przysza nawet do gowy absurdalna myl, e wyspa zatonie pod ich ciarem. By to oczywicie nonsens, ale widzc tak potne mrowie przeraonych myloksztatw osiadych na trawie i chodnikach, okalajcych Statu Wolnoci, Burnfield by zdania, e to cakiem moliwe. Jednak nie to stanowio teraz ich najwikszy problem. Z kadej strony wyspy byy zacumowane odzie: kilka wielkich kilkudziesiciometrowych jednostek nalecych do najbogatszych obywateli walczyo teraz o miejsce przy przystani na wyspie, rozpychajc wszystkie mniejsze dki i jachty na boki. W walce o przetrwanie liczy si dosownie kady centymetr wolnej przestrzeni. - Skd oni wszyscy... - Z lku przed mierci. Przed Mondoe - odpar Drzewiecki. W tej samej chwili ziemia zatrzsa si ponownie. Tym razem nie byo adnego grzmotu, albo eksplozji, poprzedzajcej wibracje. Po prostu posada wiata zacza si trz. W jednej chwili, jak gdyby wszystko w promieniu pidziesiciu kilometrw znalazo si nagle w wielkiej szklanej kuli, ktr potrzsa jakie olbrzymie dziecko. Woda w rzece Hudson jeszcze nigdy w swojej historii nie bya tak wzburzona jak w tej chwili. - Cholera jasna! - zakl Jack, kiedy cik motorwk miota na wodzie, jak nic nie znaczc upink. odek podszed mu do garda. Czy za chwil zwymiotuje na siebie, tak jak Anna Kamiska po jego przybyciu do kliniki, a on okryje si kodr niczym caunem z obrazu Rembranta? - Spokojnie, Jack! Nie jest wcale tak najgorzej! Spjrz! - zawoa Drzewiecki, z caych si trzymajc si burty, a dka unosia si i opadaa na kolejnych wodnych bawanach. Do Burnfielda dotaro, e profesor ma racj. Ogromna fala wanie uderzya o Wysp Wolnoci z tak si, e wielkie tumany wody zostay wystrzelone w powietrze na kilkanacie metrw wysokoci, aby ju po chwili

294

zala wod cz przeraonych na mier ludzi, zgromadzonych na skrawku ldu w poszukiwaniu ratunku. d Burnfielda i Drzewieckiego jest ju jakie pidziesit, moe nawet mniej metrw od brzegu. Tylko co z tego, skoro nigdzie ani ladu wolnej przestrzeni? - Co teraz? - pyta zaamany Jack. - Dobijemy do czyjego statku - postanowi natychmiast noblista. - Z tyu kadej wikszej jednostki jest niski pokad do wdkowania i nurkowania. Przejdziemy przez pokad na wysp, myl, e nikt nie bdzie mia nic przeciwko. Manewrowanie motorwk nie byo dla Jacka proste, tym bardziej, e cay czas musia zmaga si z kilkumetrowymi falami, ktre mkny, jedna za drug, w kierunku wyspy, aby rozbija si po kolei o wysokie wybrzee. Burnfield i Drzewiecki syszeli ju krzyki przeraonych tworw. Brzmiay przeraliwie, Jack przypomnia sobie scen z "Titanica", w ktrej statek przepoawia si na p. Natychmiast porzuci t myl, w obawie, e jego myl jeszcze bardziej pogorszy ich sytuacj. Wszystkie siy skoncentrowa na wprowadzeniu dki na tyy ogromnego, czterdziestometrowego jachtu, opatrzonego dumn nazw "TRUST & SACRIFICE III". Trust and sacrifice... powanie? - pomyla Burnfield, kiedy Adam Drzewiecki wyskoczy na pokad potnej jednostki i owija resztk ich zerwanej liny do wielkiego haka holowniczego. Zeszli na ld. Wszdzie, gdzie tylko okiem sign byli ludzie. Ci, ktrym udao si przyby wczeniej, siedzieli na trawie, nadal ubrani w swoje garnitury, akiety i koszule, w ktrych dzisiejszego poranka wychodzili do pracy. Byli to biznesmeni pod krawatami, bankierzy w okularach, adwokaci w drogich, skrzanych butach kurczowo trzymajcy swoje aktwki przy piersi, a take lekarze, studenci, dzieciaki, i ich przeraone na mier matki. Byli te turyci, tych byo bardzo atwo pozna, po koszulach woonych w krtkie spodnie, aparatach fotograficznych, zawieszonych na szyjach i t-shirtach, z napisami I REALLY LOVE NEW YORK", "SO HERE I AM, MR. BIG APPLE" i tym podobnymi. Na wyspie panowa zgiek, wszyscy byli przeraeni. Burnfield nie moe wyj z szoku widzc grup ratownikw medycznych, prowadzcych reanimacj jakiego staruszka, ktry pamita zapewne czasy drugiej wojny. Starzec nie mg da wiary, e nazici, z ktrymi poegna si na dobre wiele lat temu, powrcili i znw stanowi miertelne zagroenie. Wok reanimowanego, lecego na goej ziemi czowieka zebraa si kilkudziesiciu osobowa grupa gapiw, niektrzy powycigali telefony komrkowe, aby zrobi zdjcie.

295

Ratownicy zdawali si tym nie przejmowa, ca uwag skupiajc na uratowaniu starszego pana. Burnfield gardzi ludmi, ktrzy wzili dramat umierajcego ze strachu czowieka, jako okazj do popatrzenia na co wyjtkowo ciekawego, ale sam przystan na dwie, moe trzy sekundy, widzc sanitariuszy, podnoszcych si od martwego ciaa ze smutnymi minami. Jack usysza: - C, staralimy si. Zapisz czas zgonu, Mike. Dziesita dziewi. - Robilimy wszystko co w naszej mocy - odpar drugi ratownik, niespodziewanie podnoszc gos, gdy ujrza, dwik migawki aparatu, z jednego z telefonw. - Prosz pastwa, prosz rozej si w tej chwili! Sytuacja jest kryzysowa, nasze miasto zostao zaatakowane, ale to jeszcze nie powd, eby si gapi, do cikiej cholery! - A co mamy robi?! - Burnfield usysza z tumu czyi gos. - Przecie i tak wszyscy tu wymrzemy! Burnfield chcia zaprotestowa, chcia w jaki sposb da wyraz swojej dezaprobacie. "Wszyscy tu wymrzemy"? W pierwszym odruchu chcia nawet powiedzie, e to niemoliwe, jego psychika nie moe by A TAK za, aby chcie zniszczy wszystkich nowojorczykw w cigu kilku sekund, na przykad zalewajc miasto fal tsunami, albo przy akompaniamencie potnych wstrzsw sejsmicznych rozstpi czeluci ziemi i wrzuci wszystkie myloksztaty w nieskoczon otcha. Tak si jednak nie stao. Jack nie mia pojcia jak zareagoway by myloksztaty na wie o tym, e nie s prawdziwymi ludmi, tylko zalenymi od jego wasnego umysu aktorami odgrywajcymi spontanicznie swoje role. Podejrzewa jednak, e reakcja wygldaaby podobnie do reakcji Matta, wtedy jeszcze bezimiennego oficera, kiedy wraz z Ann Kamisk znaleli si w Auschwitz. Matthew umiechn si wtedy zowrogo, wlepiajc swoje grone spojrzenie w szamoczc si czarnowos pikno. "licznotko, wydaje ci si pewnie, e to turnus wypoczynkowy. Poka ci, co robi si tutaj z niepokornymi jednostkami! Stra!" Burnfield wzdrygn si na samo wspomnienie kolczastych drutw, i Schmitta pakujcego swoje apska w stron majtek Anny. Przygldajc si tumowi cay czas wlepiajcemu oczy w martwego czowieka, lecego na trawie, postanowi, e nie odezwie si w stron myloksztatw choby nawet i sowem. Jack nie podejrzewa, e jego podwiadomo ma dla niego o wiele szerszy wachlarz niespodzianek, ni mogaby przypuszcza wiadoma cz jego umysu. A szczerze powiedziawszy ta druga bya przygotowana naprawd na wiele, jak gdyby obawiaa si swojej niepokornej siostry. Ta cz umysu Burnfielda wiedziaa, e moe ich spotka dosownie wszystko, przeczc wszelkim zaoeniom, jakie s oczywiste w, jak to okrela Adam Drzewiecki, "rzeczywistoci pozasennej". We nie nie istniaa
296

grawitacja, nie istniao pojcie niezalenej od naszych planw pogody, nie istniao niemoliwe. Wszystko mona byo podway, zaprzeczy temu, wszdzie mona byo i, mona byo zrobi wszystko. Jack nie przypuszcza jednak, e we nie mona zakwestionowa take sam mier. A jednak. - Kochanie! - usysza z tumu damski gos, i odwrci si w jego stron, pocztkowo nie mogc zlokalizowa jego rda. Wzrok przesuwa si chaotycznie po roju cia i gw upakowanych gsto na trawie przed Statu. To mg powiedzie dosownie kady, i przez moment Burnfieldowi wydao si, e te sowa mimo znajomej barwy gosu nie byy skierowane do niego. W tej samej chwili, kiedy odwrci gow, usysza: - Jack, synku! Mwi do ciebie! I wtedy Burnfield obrci si znowu. A potem ujrza swoj nieyjc od wielu lat matk. Gloria Burnfield staa nie dalej ni pi metrw od niego, a on nawet nie zauway jej twarzy, jak gdyby nie pozna jej w tumie. Mama staa tam jednak, z ca pewnoci, patrzaa na niego i pakaa. - Mamo! - wykrzykn Jack, momentalnie ruszajc z miejsca i okciami przedzierajc si przez dzielcy go od mamy tum. - Uwaaj kole! - prychna jaka otya nastolatka z mocnym makijaem i skrzanej kamizelce z wiekami. - Masz si za jakiego Boga, czy jak?! Przepycha si jak buldoer, jak gdyby... Nawet nie zdya dokoczy, a ju zostaa ponownie odepchnita przez kroczcego za Jackiem Drzewieckiego. Noblista nie cacka si z myloksztatami, dlatego kroczc za torujcym sobie drog Jackiem, po prostu odepchn grub dziewczyn, nawet na ni nie patrzc. - Interesujce... - mamrota pod nosem, przypatrujc si ponad gowami, Glorii Burnfield i kroczcemu w jej stron Jackowi. Tymczasem Jack dotar ju do swojej matki. - Synu! Jeste, nareszcie jeste! - jego matka wtulaa ju jego gow w swoj star pier. - Kochanie, nie masz pojcia jak si za tob stskniam! Staszek bdzie tu lada chwila, o ile ten cholerny tum pozwoli mu na zrobienie choby kroku w moj stron. Poszed zorganizowa nam co do picia! - wyjania Gloria. Jack nie mg uwierzy, e tuli swoj mam, starsz pani, ktra przecie umara w nien, sylwestrow noc dziewidziesitego dziewitego roku, w szpitalu. Nigdy nie zdoby si na odwag, aby odwiedzi choby jej grb. O jej mierci dowiedzia si
297

przypadkiem, przerzucajc strony NY News. Ich wsplne nazwisko wyskoczyo spomidzy nekrologw, kujc go w oczy i przyprawiajc go o pacz, jakiego mieszkanie nalece do Mr. T nie syszao w caej swojej pidziesicioletniej historii. - Mamo... - Jack chcia powiedzie "przecie ty nie yjesz od wielu lat", ale wydao mu si to strasznie gupie. Zamiast tego zapyta: - Wiesz o tym, e to sen prawda? - wici chrocie! - wykrzykna z trwog. To byo jej ulubione powiedzenie, a on o tym wiedzia. - Ale Jack... gdzie jest dziewczyna, przez ktr ucieke z domu? Nie ma jej z tob? - Nie mam pojcia - odpar Jack, mylc o wszystkich dziewczynach, przez ktre mgby uciec z domu. Wedug niego byo ich mniej wicej trzy i p miliarda. - Poznaem inn, ma na imi Cynthia. - Czy bd moga pozna wybrank mojego syna? - zapytaa pani Burnfield. - Ona nie yje, mamo. Milczaa z szacunkiem, przez dusz chwil. - Kochae j? - Ja... tak. Tak, kochaem Cynthi. Spojrzaa na niego z tak mioci, z jak nie patrzaa na niego adna inna kobieta w jego yciu. - Przyjmij wyrazy mojego wspczucia kochanie. - C... powiedzia Jack i zamyli si. yletka. Mnstwo krwi. I jej wyraz twarzy, te jej mocno pomalowane oczy, przewanie szkliste, tamtej nocy zmatowiae i wpatrujce si w niego bez ycia. Westchn i powiedzia wreszcie: - C, dzikuj ci mamo. W tej samej chwili przez tum nareszcie dopcha si profesor. - Z drogi! - krzykn, jednak bez wikszych emocji w stron rosego wytatuowanego mczyzny w biaym podkoszulku West Coast Choppers. - Odsu si natychmiast! Po czym popchn go w tum. Jack zdy pomyle jedynie, e to ciekawe, czy profesor sysza sowa motocyklisty, kierujc si w ich stron. - Jeszcze raz powiesz mi co mam robi, to ukrc ci o eb, dziadku! - tak wanie powiedzia mczyzna w tatuaach, wydymajc wargi. Groba wydawaa si autentyczna, nerwowo wrd tumu bya powszechna. Ale Drzewiecki wydawa si zainteresowany zupenie czym innym, kiedy wreszcie dotar do Jacka i Glorii: - Jack! - powita ich. - Zgubie mi si! - zwrci twarz w stron starszej pani. Powiedz mi prosz, czy to twoja mama?
298

- Owszem. - odpar z rezerw Jack. Sprbuj potraktowa j jak zwyky myloksztat, Drzewiecki, to zrwnam ci z ziemi, i niepotrzebna mi bdzie pomoc Biaego Podkoszulka, o nie, pomyla, ale powiedzia jedynie: - Adamie, przedstawiam ci moj matk, pani Glori Burnfield. Profesor wykorzysta znajomo wszystkich dworskich manier, delikatnie ujmujc pomarszczon do starszej pani, w swoj, rwnie pomarszczon, caujc j i przedstawiajc si: - Adam Drzewiecki, jest mi niezmiernie mio pani pozna, pani Burnfield. Gloria wygldaa na zadowolon, ku wielkiej uldze Jacka. - Gloria Burnfield, mnie rwnie bardzo przyjemnie. Jest pan tym synnym naukowcem, prowadzcym badania nad snem, tak? - Owszem szanowna pani. Obawiam si, e tak - pokiwa gow Drzewiecki, umiechajc si skromnie. - To niezwykle ciekawe. Prosz powiedzie, panie profesorze, to wszystko co nas tutaj otacza... wszyscy ci ludzie, samoloty nad miastem i te ogromne sterowce... co jest tego przyczyn? - Pani Burnfield, znajdujemy si we nie pani syna, Jacka. - odrzek Drzewiecki, zdaniem Jacka nie owijajc w bawen i walc prosto z mostu. Ale Gloria Burnfield nie wygldaa na zaskoczon, albo wanie wchodzc w faz zaprzeczenia za wszelk cen. - Tak wanie mylaam... - pokiwaa tylko gow z wielk mdroci. - C, mio mi spotka mojego syna, chociaby we nie. Czy to pan nam w tym pomg? Jeli tak, to bardzo dzikuj. - Nie ma za co, szanowna pani - ukoni si profesor. W tej samej chwili Jack ujrza swojego ojca, czowieka, ktrego ostatnim razem widzia, w momencie najwikszego wzburzenia w yciu, dawno temu. Wystarczyo jedno spojrzenie na twarz ojca, aby Jack przypomnia sobie ca dramatyczn scen, jaka rozptaa si w ich rezydencji w Hamptons, kiedy ucieka z domu. Byo to w pewien gorcy, wakacyjny wieczr, jeszcze przed trzecim lipca. Juanita krztaa si po kuchni wraz z lokajem (pniej, gdy demencja starcza daa o sobie zna, nazywanym przez Glori Burnfield Starym Zgredem Alfredem) pod pretekstem przygotowywania kolacji dla caej rodziny. Ale to nie o posiek im chodzio. W rzeczywistoci ona i lokaj prowadzili w kuchni zawody w podsuchiwaniu kuchnia, graniczca z hallem rezydencji Burnfieldw bya idealnym miejscem, do podsuchania sceny, ktra miaa si wydarzy lada chwila. I faktycznie wydarzya si.

299

Krok za krokiem Jack zblia si do wyjcia. To stanie si ju za kilka sekund! Nareszcie, cholera, nareszcie! Jeszcze kilka krokw dzielcych go od drzwi i bdzie wolny! - Moesz mi powiedzie co robisz? - zapyta ojciec Jacka, wychodzc zza rogu korytarza i widzc dwie pokanych rozmiarw torby sportowe, stojce w hallu, przy drzwiach wejciowych. Stanley Burnfield sta przy nich, a mody Jack na schodach. Wpatrywali si przez siebie tylko przez sekund, zanim modego Burnfielda zirytowao zadane przez ojca pytanie. Stanley zada je tym swoim cholernym tonem wadcy. "Moesz mi powiedzie co robisz?". Jack poczu, e jeszcze jedno sowo, a przyoy ojczulkowi w sam rodek jego zakamanego pyska. - Wyprowadzam si - powiedzia Jack silc si na uprzejmo i majc nadziej, e zabrzmi to na uprzejmo wymuszon. Chcia, eby tak byo. - Nie chc mie z wami nic wsplnego. Mam do waszych pienidzy, mam do ycia utrzymywanego przez kamstwa i dolary. Po prostu si wyprowadzam. Wtedy to Stanley Burnfield zacz si mia. - Wyprowadzasz si? Ty?! - chwyci si za gow i zacz si koysa w przd i w tyu, robic si cay czerwony ze miechu. - Opuszczamy rodzinne gniazdko, co? Doroso zawitaa do maego Jacka, ktry nagle zda sobie spraw, e jest rozpieszczonym, maym gnojkiem, ktry nic w yciu nie osign? Gloria! Gloria! Syszysz? Nasz Jack postanowi, e nie bdzie ju z nami mieszka! - Mamy tu nie ma, ty stary fiucie. Nie bdziesz mg jej w to wmiesza. - wycedzi Jack. - Jak mnie nazwae? - Nazwaem ci starym, zapatrzonym w supki na wykresach, nie interesujcym si swoim wasnym synem, dupkiem! - krzykn Jack na cae gardo. - Mam ciebie serdecznie do ty cholerny skurwysynu! Od czasu kiedy stae si bogaty nie interesuje ci nic innego, jak czubek swojego mierdzcego pienidzmi nosa! Brzydz si tob, rozumiesz?! Brzdk! To Juanita upucia na podog jaki sporych rozmiarw garnek. Byo oczywiste, e ona i Stary Zgred Alfred, podsuchuj, ale dla Burnfieldw stracio to w tej chwili jakiekolwiek znaczenie. Sztorm nadszed szanowni pastwo i prosz trzyma si z caych si. Mamy ju dobre dziesi stopni w skali Bofourte'a. - Zabraniam odnosi si do mnie w ten sposb, rozumiesz?! Zabraniam! Masz okazywa mnie i swojej matce naleny nam szacunek! - Mam to w dupie, czego mi zabraniasz! - krzycza Jack. - I mam gdzie szacunek, do takich ludzi jak wy! Licz si dla was tylko pienidze, tylko te cholerne zielone papierki! A teraz przepu mnie, chc wyj!
300

- Zapomnij o tym - umiechn si Staszek, w najbardziej ironiczny, kliwy sposb, na jaki byo go sta. - Daj ci ostatni szans, Jack. W tej chwili wracaj na gr. - Powiedziaem "przepu mnie"! - NA GR! - rykn Stanley Burnfield. Wtedy Jack go uderzy. Pierwszy i ostatni raz w yciu, ale jednak to zrobi. To by bardziej odruch, impuls wciekoci skumulowany w stron nosa jego ojca, anieli zamierzony sposb na zadanie blu staremu tatukowi. Nie zamierza go uderzy. A jednak to zrobi. - Ty cholerny szczeniaku, nie wa si tu wraca! - rycza Stanley, stojc w progu drzwi i widzc Jacka, ktry trzymajc obie torby, bieg najszybciej jak potrafi w stron ulicy. - Po tym co zrobie nie mam ju syna, rozumiesz?! DLA MNIE JU NIE ISTNIEJESZ! Tak wanie byo, a prawda zabolaa Jacka bardziej, ni jakiekolwiek kamstwo ojca, lub jego wasne, a byo ich wiele, w cigu ich wsplnego ycia w nowojorskiej dzielnicy bogaczy. Teraz, gdy Jack ujrza twarz ojca pierwszy raz od chwili ucieczki z domu, dziennikarz nagle poczu, e uginaj si pod nim kolana. Oto bowiem jego ojciec, ktrego si wypar, umiechn si na jego widok. - Synu... - rzek z wielk mioci, wpatrujc si na drcego z emocji Jacka Burnfielda. - Mj kochany synu... Po czym wycign do niego wyprostowan do na powitanie. To tylko sen, to tylko wytwr mojego mzgu, tumaczy sobie w mylach Jack, obiecujc sobie, e na pewno, za adne skarby nie rozpacze si we nie, na oczach profesora Drzewieckiego. Nie moe si teraz rozklei, to oznaczaoby przyznanie si do bdu! Powoli i niemiao, Jack rwnie wycign przed siebie praw do. Opuszki palcw ojca i syna zetkny si ze sob, jak wiecznie odpychajce si atomy, ktre pod wpywem nieznanej nauce siy nagle zaczy si przyciga. Potem przysza pora na donie, ktre w caoci zetkny si ze sob w objciu po chwili tak dugiej, e obu mczyznom wydawao si, e trwao to ca wieczno. - Nie byo chwili, kiedy bymy o tobie nie myleli Jack. Jeste naszym synem. I obojtnie co si midzy nami wydarzyo i w jakich okolicznociach poegnalimy si ostatnim razem, pamitaj, e nigdy nie przestaniemy ci kocha - rzek Stanley Burnfield, puszczajc jego rk i wpatrujc si w twarz swojego ukochanego syna. - Moe i nie yj, a moja ona Gloria umara na zawa w nowojorskim szpitalu, ale Bg mi wiadkiem Jack, sen czy nie sen, nigdy nie przestan ci kocha. Nigdy, rozumiesz? - Stanley Staszek

301

Burnfield mia zy w oczach. Tata Jacka Burnfielda podobnie jak jego syn dra z emocji i wzruszenia. Wtedy Jack z caej siy przytuli go do siebie, obejmujc go na oczach tumu zaciekawionych Amerykanw. - Kocham ci tato - szepta dziennikarz. - Tak strasznie ci kocham. Adam Drzewiecki i Gloria Burnfield przygldali si tej scenie z wzruszeniem. - Syn marnotrawny wrci - powiedzia cicho profesor, a kobieta pokiwaa gow.

2.
Sterowce suny nad niebem, niczym kosmiczne statki z komiksach o inwazji obcych, sprzedawanych bez okadek, w promocyjnej cenie dwudziestu piciu centw za sztuk. Obraz wydawa si tak surrealistyczny, e Jackowi przyszo na myl, e zdrowy czowiek nie jest w stanie osign takich obrazw w swojej psychice. Czy faktycznie byo tak, e sta si chorym psychicznie czowiekiem, albo e roztwr przyjmowany za namow profesora Drzewieckiego, w jaki dziwny sposb pobudzi jego schizofreniczne fantazje? Zdrowy czowiek nie moe mie w wiadomoci obrazu sterowcw i nazistowskich samolotw sterowanych przez demony i atakujcych Nowy Jork, myla Burnfield. Psychicznie penosprawny czowiek nie moe rozmawia ze swoimi zmarymi rodzicami we nie, wchodzi w sen grupowy z innymi osobami i ucieka motorwk przed hord demonw w transporterze opancerzonym! To si po prostu nie mieci w gowie! Takie wanie myli drczyy umys Jacka Burnfielda. Wtedy Gloria Burnfield szepna co na ucho profesorowi, a ten gorliwie pokiwa gow. - Tak. Tak, oczywicie. Jak najbardziej - odpowiada cicho. - A wic przyszed czas na to, eby o tym porozmawia, Jack. - westchn Drzewiecki, gdy starsza pani si od niego odsuna. - Porozmawia, o czym? - zapyta Burnfield. - Mj drogi... po raz kolejny jestem ci winien wyjanienia i przeprosiny. To stanie si chyba jak nasz tradycj... - zaartowa niemiao profesor. - Szczerze powiedziawszy jestem bardzo ciekaw, czy nie zastanawiae si, dlaczego to wanie ciebie wybraem na opisanie moich dowiadcze. Innymi sowy dlaczego to wanie ty otrzymae moliwo opisania synnej kliniki profesora Drzewieckiego, tak jak jest naprawd. - powiedzia Adam Drzewiecki. - Faktycznie, zastanawiao mnie to - odrzek Burnfield.
302

- Zaprosiem ci do mojej kliniki nie ze wzgldu na to, e twoje dziennikarskie piro jest w jaki szczeglny sposb mi przychylne. - W takim razie dlaczego mnie pan zaprosi? Profesor wydawa si zamylony: - Za chwil si dowiesz. Z ca pewnoci interesuje ci te, dlaczego za kadym razem, kiedy pytasz o nazistowskie korzenie twoich koszmarw, udzielam wymijajcej odpowiedzi. - No wanie - potwierdzi Jack. - Koszmarne miejsce z pierwszego snu to Auschwitz, atakujce moje rodzinne strony samoloty to nazistowskie messerschmitty i hindenburgi... - spojrza na oddalajce si w stron Jersey ogromne cygara. - Czemu nigdy nie moemy o tym porozmawia uczciwie? - Bo dopiero teraz osigne dojrzao, konieczn do zrozumienia kilku spraw, Jack - wyjani profesor. - To znaczy? - C wszystko to o czym mwimy wie si z twoj mam. - Z moj mam? - dziennikarz spojrza na Glori, ktra kiwaa gow, patrzc na noblist i trzymajc Stanleya za rk. - Tak. Teraz, kiedy wreszcie dopucie wspomnienie swoich rodzicw do swojego snu, bd oni mogli wyjani ci kilka spraw. Ja si nie odzywam - odrzek naukowiec, cofajc si o krok w stron tumu. - Nie pchaj si, stary! - krzykna jaka blondynka w okularach-powkach, ale profesor cakowicie j zignorowa. Kobieta fukna ostrzegawczo, jednak nie powiedziaa ju ani jednego sowa. - Jack, jak susznie zwrci mi uwag profesor Drzewiecki, naley ci si par sw wyjanienia - rzeka pani Burnfield. - To, e nad naszymi gowami sun w tej chwili messerschmitty i sterowce ze swastykami na kadubach, to nie jest przypadek. - Czy mogaby mwi janiej, mamo? - zapyta Jack. Nigdy, nawet w najmielszych snach nie przypuszcza, e bdzie odbywa ze swoj matk dialog tego typu. Bdc w zupenoci szczerym, Jack nie podejrzewa, e w ogle odbdzie z Glori Burnfield jakikolwiek dialog. - Oczywicie, oczywicie... - odpara pani Burnfield. - Chocia moe lepiej od sw, przemwi do ciebie obrazy, kochanie. Nie zastanawiao ci, dlaczego nigdy, ale to nigdy, nie odsaniaam przedramion? Dlaczego ani razu nie poszlimy wykpa si nad jezioro, albo na basen? Albo dlaczego nie myam naczy wasnorcznie? - Nie mam pojcia, mamo.

303

- eby nigdy nie musia mnie pyta o... to znaczy, ebym ja nigdy nie musiaa... och do licha! Czyny nie sowa. - powiedziaa Gloria Burnfield, podcigajc do gry rkaw swojej szarej bluzki. 258590. Sze cyfr. Dwa pi osiem pi dziewi zero. Albo innymi sowy dwiecie pidziesit osiem tysicy piset dziewidziesit. Tatua, ktry pon ywym ogniem a do samego koca ycia Glorii Burnfield, by tak intensywnie czarny, e przygldajcy si caej scenie Adam Drzewiecki poczu, e jego samego piecze skra na przedramieniu. - Jezu, mamo! Czy to... - Tak. Byam winiark numer 258590, Jack. Byam jedn z tych winiarek, ktrym nadawano jeszcze numery. Na pocztku byo Ravensbruck, wtedy jeszcze mnie nie oznakowali. A potem przysza pora na Owicim. I na pieko, ktre byo mi dane tam przey. - To... nie... - Jackowi zakrcio si w gowie - Wszystko zaczyna si ukada, prawda, Jack? - zapyta cicho profesor. Jack nie odpowiedzia. Nie by w stanie, ale noblista doskonale to rozumia. Tak wszystko pasowao doskonale. Jakby wszystkie zapadki nagle wskoczyy na przygotowane wczeniej miejsca. Kurtyna posza w d, obraz sta si cakowicie jasny. - Nazistowskie potwory w twoich snach i senne koszmary w otoczeniu esesmanw nie s przypadkiem Jack. Jeste synem osoby, ktra cudem wyrwaa si z hitlerowskiego pieka w jednym kawaku. Mona powiedzie, e lk przed koszmarem narodowego socjalizmu masz zapisany w genach. - Dlaczego... dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziaa? - wykrztusi wreszcie dziennikarz. - Bo sama za wszelk cen staraam si o tym zapomnie. Ale teraz, kiedy nie yj... c, nigdy nie odmawiaj kobiecie prawa do zmiany zdania, w szczeglnoci, kiedy jest martwa - zamiaa si niewesoo mama Burnfielda. - Sytuacja zmienia si diametralnie. - Czy to chciae mi powiedzie, Adamie? ni o Auschwitz i nazistowskich potworach, bo moja mama przeya nazistowski koszmar? Profesor kiwn gow, e tak. - A ty, tato? - dopytywa Jack. Teraz albo nigdy! - Te bye winiem obozu? - Nie, Jack, ja nie. Urodziem si w Polsce, jak twoja mama, ale ona bya ydwk, a ja Polakiem. Auschwitz przeya sama, nie znajc mnie, ani nie majc pojcia co stao si z reszt jej rodziny, jej ojcem i matk, a take czworgiem rodzestwa, ktre rozdzielia wojna. Jeeli chodzi o nas, to znaczy Glori i mnie, poznalimy si dopiero po wojnie, a cilej rzecz biorc wtedy, kiedy pynlimy do Stanw jednym statkiem, w czterdziestym pitym, ju po wojnie. Tak, o tak... - zamyli si nagle, aby przemwi ponownie dopiero
304

po duszej chwili. - Pamitam ten chodny wiatr, ktry powita nas wczesnym rankiem, kiedy przepynlimy ocean. Byo zimno, naprawd straszliwie zimno. Nie mielimy ze sob adnych bagay, nie mielimy nawet kocw, ktrymi moglibymy si okry. Dopynlimy do Nowego Jorku, a pierwsz rzecz, ktr ujrzelimy, ja i twoja matka, bya... wanie ta wyspa. No i znajdujca si na Statua oczywicie. Gloria zapytaa mnie wtedy... - ...czy wszystko w Stanach jest rwnie wielkie i potne, jak ta kobieta dokoczya Gloria Burnfield wskazujc palcem na pomnik, grujcy nad tumem nowojorczykw zgromadzonych na Liberty Island. - A Stanley, wtedy jeszcze Staszek Poniecki odpowiedzia, e nie ma pojcia, ale wyglda na to e tak. Tak si poznalimy. Dwa dni pniej, wynajlimy za dwanacie dolarw nasze pierwsze wsplne mieszkanie. A po miesicu bylimy ju maestwem. Jack oczami wyobrani dostrzeg statek wypeniony po brzegi emigrantami, ktrzy przybyli do USA, aby poukada sobie zniszczone wojn ycie od nowa. Czy jego rodzice pokochali si wanie w tej chwili, kiedy wpatrywali si z niepokojem w ogromny pomnik? A moe stao si to nieco pniej, kiedy zamieszkali razem, w zasadzie przez przypadek, w obskurnej klitce, gdy ju Stanisaw Poniecki sta si Stanleyem Burnfieldem? - Adamie, nadal nie wszystko rozumiem. Powiedziae, e wybrae mnie na opisanie swojego sennego krlestwa ze wzgldu na moj mam, Glori. Okej, rozumiem, ni o nazistach, bo mam jakby lk przed nazizmem zapisany trwale w wiadomoci. Trudno si dziwi, po tym co przesza moja matka... - ...ale nadal nie widzisz zwizku, pomidzy Glori Burnfield, a swoj obecnoci w mojej klinice? - dokoczy Drzewiecki, ponownie kaniajc si matce Jacka. - Dokadnie. - To bardzo proste Jack. Ma to zwizek z czowiekiem, ktrego nazwisko brzmi: Pablo Cortez. - Z naszym ogrodnikiem?! - zdumia si Jack. - Tak z waszym ogrodnikiem - odrzek Adam Drzewiecki. - To cakiem ciekawe nie sdzisz? - Nie. Nigdy nie lubiem tego czowieka - oceni Jack, jak gdyby to przesdzao spraw. - Wydawa mi si liski, niegodny zaufania. Kiedy na mnie patrza, zawsze widziaem w jego oczach tylko czyst zazdro, o... - ...o wszystkie pienidze rodziny Burnfieldw - dokoczy Stanley. - Owszem, wybr tego czowieka na ogrodnika nie by najlepszym pomysem, to akurat niezaprzeczalny fakt...

305

Westchn ciko, jak gdyby chcia tym samym powiedzie "czy to moja wina, e udao mi si zarobi duo pienidzy? Mam udawa, e jestem biedny, czy jak?". - No dobrze, ale co Pablo Cortez ma wsplnego z moim przyjazdem do was? zapyta wreszcie, gdy zapada cisza, coraz bardziej zaciekawiony Burnfield Drzewieckiego, czujc, e choby rozmawia z tym czowiekiem jeszcze sto razy, ten i tak nie wyoy mu caej prawdy i tylko prawdy jak na tacy, tylko ju zawsze bdzie mu j dozowa, jak lekarz morfin. Miligram po miligramie, miligram po miligramie... - To bardzo proste - rozoy donie profesor. - Pablo Cortez skrad dziennik twojej mamy, opisujcy jej obozowe wspomnienia. Co najciekawsze dokona tego niemal w ostatniej moliwej chwili, bo... - Adam Drzewiecki zawiesi gos, jakby nie pewien co wypadaoby powiedzie w kocowej czci tego zdania. Na szczcie pomoga mu w tym Gloria Burnfield, ktra pomimo podeszego wieku nie wygldaa na osob, ktr mona atwo zbi z tropu. - Pablo Cortez skrad mj dziennik w dzie mojej mierci, to znaczy trzydziestego pierwszego grudnia, dziewidziesitego smego. - wyjania rzeczowym tonem starsza pani. - Dzikuj, pani Burnfield - rzek noblista. - W istocie Pablo Cortez skrad dziennik, ktry tamtego grudniowego dnia osign zawrotn warto. Problem pojawi si, kiedy Cortez zda sobie spraw, e nie znajdzie nikogo, kto zapaci mu tak sum za kradziony przedmiot. - Dlaczego nie? - Z dwch powodw. Po pierwsze, bo nie zna w ogle nikogo, kto miaby milion dolarw. Po drugie, wanie dlatego, e by kradziony. Jack pokiwa gow, ale nie wyglda do koca przekonanego. - No dobra, mw dalej Adamie. Bo rozumiem, e to nie koniec. - W istocie, Jack. Dopiero w tym momencie nasze cieki nareszcie si splataj wznowi wtek profesor. - Pablo Cortez zgosi si bowiem do mnie. Byem jedynym czowiekiem, ktrego zna, i o ktrym wiedzia, e... no c, e nie jest najbiedniejszym czowiekiem na wiecie. - Skd meksykaski ogrodnik zna noblist z Polski? - W czasach, kiedy przebywaem w Stanach, na konferencjach naukowych, mieszkaem w hotelach Holiday Inn... Firma Pablo Corteza opiekowaa si terenami zielonymi wok hoteli tej firmy. Wasz ogrodnik zagadn mnie kiedy, gdy jadem niadanie na ogrodzie, ktry on wanie pielgnowa. Od sw do sw, przeszlimy do jako takiej rozmowy, a wreszcie zaproponowa mi kupno pewnego, jak to okreli, niezwykle cennego przedmiotu.
306

Jack nie wierzy wasnym uszom. - Kupie dziennik mojej matki od zodzieja? - wykrzykn Burnfield. - Wiesz jak to si nazywa? - Paserstwo, o ile tylko chciaem go zachowa dla siebie - odpar Drzewiecki z min niewinitka. - A nie chciae? - W adnym razie - noblista wystawi obie donie przed siebie, w obronnym gecie. - Zamierzaem odesa dziennik prawowitej wacicielce, to znaczy twojej mamie. Burnfield rozszerzy oczy. - Wyjanijmy to sobie raz jeszcze, Adamie. Zapacie leniwemu meksykaninowi ze skonnoci do kradziey, milion dolarw, w zamian za dziennik kobiety, ktrej nigdy w yciu nie widziae? - Oszalae, Jack, czy masz mnie za szaleca?! Milion dolarow? O nie, co to, to nie! Zapaciem mu za niego czterdzieci tysicy. Pablo Cortez wyglda jakby mia si rozpaka, gdy mi go wreszcie odda, ale z kolei gotwk przyj ju nie z paczem, lecz z umiechem na ustach. - Co si z nim pniej stao? Z Cortezem? - zapyta Stanley Burnfield, wczajc si do rozmowy. Drzewiecki nie mg sobie odmwi kliwego umiechu. - Aresztowaa go policja, ktr powiadomiem o prbie popenienia przestpstwa. Niektrzy ludzie si po prostu nie zmieniaj. Ten czowiek otrzyma ode mnie czterdzieci tysicy dolarw i odda mi dziennik pochodzcy z kradziey. Schowa pienidze do swojej furgonetki, a potem zadowolony z siebie ponownie zacz strzyc krzewy i kosi traw przy hotelowym ogrodzie. Oczywicie, kiedy dochodzio midzy nami do transakcji, Pablo Cortez sowem si nie zajkn na temat prawdziwego pochodzenia tego dziennika. Twierdzi, e znalaz go na ulicy. Mwi te, e czyta w gazecie, e jest wart co najmniej milion dolarw, no ale jak ju mwiem, zgodzi si na o wiele mniej. Nie mino dwadziecia minut a na miejscu bya ju policja. Po spisaniu zezna wasz ogrodnik zosta aresztowany, nie widziaem go nigdy wicej. Pienidze zwrcono mi tego samego dnia. - A co stao si z dziennikiem? - To bardzo proste. Oczywicie powinien wrci do prawowitego waciciela, to znaczy przepraszam najmocniej, do wacicielki. Ale gdy okazao si, e ta, no c... - ...nie yje, panie profesorze, nie bjmy si tego sowa! - fukna Gloria Burnfield. - ...no wanie, wtedy dziennik pozostawiono po prostu w waszym domu w Hamptons, liczc na to, e gdy pojawisz si w nim ty, Jack, wtedy go odbierzesz. No ale jak do tej pory si tam nie pojawie, a dziennik z tego co mi wiadomo, jest tam do dzi.
307

- A co z naszym domem? Nie byo mnie tam od wielu lat, a wy - spojrza na Glori i Stanleya z wielkim smutkiem - nie yjecie. Nie wystawiono domu na aukcj, ani nic takiego? - W adnym wypadku - odpar Drzewiecki. - Nadal jeste jego prawowitym wacicielem. Z tego co wiem Juanita i wasz lokaj pracuj tam do dzi, mimo e nie widzieli swojego pana od tak dugiego czasu i w zasadzie nikt nie wypaca im adnej pensji. - Rozumiem - kiwn gow Jack, mylc o klitce Mr. T, ktr od kilku lat postrzega jako swj prawdziwy dom. To chyba wanie w tamtej chwili, wrd tumu zaniepokojonych, pogronych w penym napicia wyczekiwaniu, Jack Burnfield uwiadomi sobie w peni znaczenie swoich polskich korzeni. Polska wzywaa go do siebie od duszego czasu. Przyby do niej w chwili, w ktrej odkry, e jego ycie w Stanach dobiego koca. Czy Jack Burnfield mg wiedzie, e ze wszystkich polskich miast, i ze wszystkich polskich wiosek, przycignie go do siebie ta najbardziej parszywa, najbardziej plugawa i znienawidzona przez wszystkich Golgota? Na pewno nie. Adam Drzewiecki i Anna Kamiska rwnie byli Polakami. Ojciec Burnfielda by Polakiem, jego matka polsk ydwk. Jack przypomnia sobie o jego zamiowaniu do europejskiej architektury. Czy dziennikarz poczu w tej chwili, e wcale nie jest Amerykaninem? Cakiem moliwe. Ku niemu sun jednak potwr, ktrego nie tyczyy si takie pojcia jak narodowo, czy przynaleno narodowa. Mroczna energia skupiona w formie czekoksztatnego stwora w nazistowskim mundurze wanie zdaa sobie spraw, gdzie ukrywa si jego cel. - Ludzie patrzcie! - krzycz niektrzy spord morza ludzi, zgromadzonego na wyspie. - Samoloty! Samoloty zawracaj! Rozlega si chralne "aaaach!", kiedy ludzie zdaj sobie spraw, e faktycznie ksztaty messerschmittw przestaj si oddala, a zaczynaj przyblia, robic si coraz wiksze i wiksze. Nie byo ich jeszcze sycha, ale to, e zawrciy i teraz podaj w kierunku wyspy, utwierdzone zostao przez ogromne sterowce, ktre rwnie zaczy zawraca, i teraz byy ustawione mniej wicej bokiem w stosunku do Liberty Island. - Jezus Maria, lec w nasz stron! Te potwory, one... one czego szukaj! - A my wiemy czego - rzek Drzewiecki do Burnfielda. - Musimy si gdzie schowa, Jack. - Ale gdzie? - zapyta Jack.
308

- C... to raczej oczywiste, nie sdzisz? - odpar profesor wskazujc na Statu Wolnoci. - Mamo, tato... chodcie z nami - poprosi Jack swoich rodzicw. - Grozi nam ogromne niebezpieczestwo i musimy si gdzie ukry. To... to co zaatakowao Nowy Jork szuka mnie, i chyba wanie zorientowao si gdzie jestem. Ale oni tylko pokrcili gowami umiechajc si smutno. - Nie kochanie - odpara jego matka. - Nasza rola w tym nie si koczy. - Nie! Prosz, zostacie! - zaprotestowa Burnfield. Wtedy jego ojciec znw obj go ramieniem. - Z caego serca ycz sobie, ebymy jeszcze kiedy spotkali si w ktrym z twoich snw, mj synu. Nie zapomnij nas, a powrcimy niemiertelni. To co stanie si z nami w tej chwili jest rednio istotne. Wane, eby ty pokona to... to co, co zaatakowao twj sen, twj umys. Wtedy powrcisz do nas. Stanley Burnfield i Jack jeszcze przez chwil trwali w ucisku ojca i syna, a Jack mia nadziej, e ta chwila bdzie trwaa wiecznie. Nie trwaa. Staszek puszcza Jacka i mrugajc do syna okiem chwyta za rk swoj ukochan on. - Chod, kochanie. Czas, aby nasz syn stawi czoa swoim najwikszym lkom. - Nie mam najmniejszej wtpliwoci, e ci si uda, Jack. Jeste z krwi Burnfieldw, a oni nigdy nie przegrywaj. Po czym odwrcili si i zaczli i w stron morza ludzi. Jack wiedzia, e zanim si poegnaj musi powiedzie im co niezwykle wanego, co o czym zapomnia na dugie lata swojego samotnego ycia. - Kocham was! - krzykn Burnfield w stron ich plecw. Odwrcili si. - My ciebie te. Pomachali mu rk na poegnanie, a potem zniknli w tumie coraz bardziej spanikowanych ludzi.

3.
- Przepucie mnie. Przepucie! - woa Drzewiecki. "Woa", jeszcze nie krzyczy, chocia jest blisko. Panuje nerwowa atmosfera, kiedy uywajc okci i barkw Jack i profesor przepychaj si przez tum ludzi zgromadzonych na dosownie kadym metrze kwadratowym Liberty Island. - Uspokoi ci? Uspokoi? - pyta wielki policjant, ktry Bg jeden wie jak, ale jednak znalaz si na wyspie, wrd tych wszystkich ludzi, a poniewa godziny jego pracy
309

byy jasno ustalone, nadal poczuwa si do tego, aby peni swoje obowizki. Jack nie mia czasu zastanawia si, czy myloksztat z wielkim glockiem 17 przyczepionym do paska ma co wsplnego z jego podwiadomoci ze skonnoci do mundurowania postaci albo sennym wspomnieniem oficera Matthew, ktry zapewne cay czas ley nieprzytomny na komisariacie przy Burnfield Street. Zanim Burnfield zdy si nad tym zastanowi choby przez sekund, Drzewiecki ju torowa im drog przez mrowie ludzi. - Adamie, zwolnij! - woa Jack w stron profesora, gdy traci go z oczu. - Tutaj jestem, Jack! - odpowiada Drzewiecki, kompletnie z innej strony, ni przypuszcza Burnfield. Jezu, mao brakowao, a zabdziby w tumie! To podsuno mu pewien pomys. - Czy nie lepiej byoby po prostu ukry si wrd ludzi? - zapyta dziennikarz profesora, gdy dotarli do wejcia do wewntrz najbardziej znanego pomnika na wiecie. - Cakiem dobre pytanie, Jack - odpar profesor. - Niestety wydaje mi si, e wzrok Mondoe dziaa nieco inaczej ni nasz. Tak naprawd, jestem prawie pewien, e dostrzegby nas wrd myloksztatw, wieccych jak postacie dwch uciekinierw w lesie, na odczycie z kamery termowizyjnej. - Dwie czerwone sylwetki na niebieskim tle? - Co w tym rodzaju - przytakn naukowiec. - Chocia nie wiem jak dokadnie to dziaa. Wiesz, jako nie byo okazji go o to spyta. - Co ty powiesz? - odrzek Burnfield, napierajc ramieniem na klamk sporych rozmiarw drzwi wejciowych. Weszli do rodka. - Prosz std wyj - usyszeli w tej samej chwili. Cignc si w nieskoczono sekund zajo Jackowi uzmysowienie sobie, e wntrze Statui wcale nie jest opuszczone. Oto przed nimi wyrs jak spod ziemi stranik muzealny, wielki facet z odznak, odziany w niebiesk koszul wpuszczon w spodnie i czarne spodnie od garnituru. Berrington. Tak mia na nazwisko, oczywicie jeli wierzy zotej plakietce z nazwiskiem, przyczepionej do prawej piersi ogromnego mczyzny. Drzewiecki nie traci czasu na jaowe dyskusje. Nie powiedzia "zamknij si, tworze", ani chociaby "nic z tego, myloksztacie, idziemy dalej". Po prostu podszed do tego czowieka i nie zwracajc uwagi na jego rozszerzajce si w przeraeniu oczy chwyci go za szyj. Zacisn je z caej siy i przez p minuty dusi szamoczcego si stranika, prbujcego za wszelk cen wyrwa si z elaznego ucisku naukowca. Po chwili martwe ciao osuno si na ziemi z guchym odgosem, jakby tpniciem, ktre miao utkwi Burnfieldowi w pamici ju do koca ycia.
310

- Zabie go! Zabie! - wystka przeraony dziennikarz. - Zamknij si i pom mi ukry ciao. To tylko myloksztat, Jack, nic wicej. On nie istnieje, ON NIE ISTNIEJE NAPRAWD JEST TYLKO CZCI SNU ZAPOMNIAE O TYM?! - rykn noblista, a w jego oczach Burnfield dostrzeg co tak przeraajcego, e nie mg w nie spoglda ani sekundy duej. To nie bya zwyczajna determinacja, to byo ju czyste szalestwo, takie w imi ktrego czowiek jest zdolny usprawiedliwi zabjstwo nie jednego, nie trzech, ale caych milionw osb i nie zastanawia si nad dokonanym czynem ani przez chwil. Zabjstwo w imi wyszej koniecznoci. Tak by to nazwa Schmidt. - Zabie ochroniarza... cholera jasna, udusie go goymi rkoma... - mamrota zszokowany Jack, w zasadzie nie otwierajc ust. - Jak moge to zrobi, jak moge udusi czowieka... Profesor nie zwraca ju uwagi na Jacka. W mylach okrela jego zachowanie sentymentalnymi bzdurami. Nie moe by tak, e jaki element podwiadomoci pokona nas podczas prby osigniciu celu, myla, prbujc samemu przecign ciao stukilogramowego stranika muzealnego. - Pomoesz mi go ukry, czy pozwolisz, eby za par chwil nas tu zlinczowali? zapyta wzburzony naukowiec. Jack nie potrafi wyjani swej decyzji ju do koca ycia. A jednak, blady jak ciana, chwyci obie kostki stranika i pomg Drzewieckiemu przetaszczy trupa do pomieszczenia socjalnego, opatrzonego wielkimi literami, krzyczcymi "TYLKO DLA PERSONELU".

4.
Dwadziecia mil na pnocny zachd od Liberty Island sterowce dokonay ju penego obrotu o sto osiemdziesit stopni, znowu kierujc si w stron miasta. Siedem potnych maszyn, wypenionych po brzegi lejszym od powietrza gazem, z guchym buczeniem suno nad peryferiami Nowego Jorku. Zasiadajca za sterami posta w garniturze wyczua znajome pyknicie w powietrzu, tak jak ludzie wyczuwaj nagle dochodzcy do ich nozdrzy smrd. To, co wyczu sternik, byo silne i bardzo klarowne. Bio wyranie z jednego miejsca, jak gdyby wskazujc drog. To co byo usprawiedliwian nienawici. - Generale, czy pan rwnie wyczuwa to... co... co si stao wanie w tej chwili. Fala nienawici dochodzi z tamtej strony. Jest mocna, niezwykle mocna - powiedzia agent specjalny, za wszelk cen nie patrzc w twarz swojego przebrzydego pana i stwrcy.
311

- Wiem, Darlovi - rzeka posta w czarnym, skrzanym mundurze, oblizujc zarobaczonym jzykiem gnijce wargi. - Wszystko jasne. Ju wiem gdzie oni s. Mroczny genera spoglda przez swoje wychudzone do granic moliwoci prawe rami. Za jego plecami dyszy odgosem setek umczonych dusz, potnych rozmiarw, czarny jak noc pies o wysokich apach. Przez chwil suma wszystkich ludzkich lkw spoglda na swoje pseudozwierz, a czarny potwr odwzajemnia spojrzenie swego pana, szczerzc ky. Piana toczy mu si z pyska. Jzyk tego wciekego czego, co prawdopodobnie przed poznaniem demonicznego tworu, byo zwierzciem, jest dugi na dobry metr. Prawdziwy Cerber, myli genera. Najwikszy spord wszystkich sterowcw skorygowa kurs. Kierowa si samotnie prosto w stron pomnika.

5.
- Nie mamy wiele czasu, Jack - rzecze profesor, gdy mczyni znajduj si na szczycie schodw, w tej czci Statui, ktra bya dostpna dla zwiedzajcych. Od wielu lat turyci mogli podziwia rozleg panoram Nowego Jorku jedynie poprzez wizjery w ogromnej tiarze, zamieszczonej na gowie pomnika. Wbrew obiegowej opinii nie byo moliwoci dotarcia jeszcze wyej, na szczyt pomnika, ktrym bya pochodnia, trzymana przez Nowojorsk Pani w wysoko uniesionej do gry rce. Przynajmniej nie w rzeczywistoci pozasennej. - Nie wydaje ci si, e dotarcie na sam gr nie jest zbyt mdre, Adamie? - pyta Jack, i byy to pierwsze sowa od czasu mordu dokonanego na myloksztatnym ochroniarzu muzealnym. Dziennikarz bez wikszego zdumienia stwierdza, e jego gos jest roztrzsiony i pomau dociera do niego, e w tej chwili naukowiec przeraa go co najmniej tak samo, jak genera Mondoe, ktry zblia si do nich bez wtpienia. Odcinamy sobie drog ucieczki! Profesor nawet na niego nie spojrza, by zbyt zajty otwieraniem zamka do drzwi, za pomoc kolejnych kluczy, zebranych w ogromny pk, nalecych do zabitego przeze stranika. Nie byy opatrzone adnymi breloczkami, dlatego musia prbowa metod prb i bdw. - Drog ucieczki odcilimy sobie w momencie, w ktrym znalelimy si na wyspie - odpowiada Drzewiecki po chwili, gdy zamek puszcza i rozlatuje si z hukiem, a drzwi stoj przez dwjk mczyzn otworem. - Na gr, Jack, bez dyskusji. Znalelimy si w tym momencie snu, w ktrym nasze losy zostay postawione na szali. Jeli bdziemy
312

teraz traci czas na dywagacje, Mondoe dopadnie nas szybciej, ni bdziesz w stanie powiedzie "schizofrenia".

6.
- Jezusie przenajwitszy! - krzyczy ysiejcy myloksztat, znajdujcy si wrd tumu ludzi, zgromadzonego na wyspie. Mczyzna ten jest hydraulikiem niskiego wzrostu, ma dwie crki i ukochan on, niech bdzie jej na imi Karen. Na co dzie caa czwrka zamieszkuje wsplnie mikroskopijnych rozmiarw domek jednorodzinny w miejscowoci Bangor w stanie Maine. Sam hydraulik (z wyksztacenia elektryk) nie ma imienia, wszak nikt mu go nie nada, ale na poczet przykadu, przyjmijmy W jego myloksztatnej wiadomoci po raz pierwszy od czasu, kiedy si narodzi, to znaczy od jakich pitnastu sekund, budzi si pierwsze uczucie, emocja tak silna, e cakowicie dominuje jego umys. Lk. M Karen z Maine stoi niemale przy brzegu zachodniej strony Liberty Island. Podobnie jak kilka tysicy zgromadzonych za jego plecami osb, myloksztat unosi gow wysoko do gry. Widzi przepotny sterowiec, stale obniajcy wysoko. Swastyka na boku wypenionego helem kaduba bolenie utwierdza go w przekonaniu, e z ca pewnoci skrci dzisiejszego dnia w niewaciw stron. - To sen - szepcze, cho oczywicie nikt go nie syszy, bo skumulowany ryk tysicy przeraonych garde jest tak gony, e nie do zniesienia. - Pieprzony absurd. Nazici ju dawno nie istniej. To nie ma prawa zdarzy si w rzeczywistoci. To nie istnieje naprawd! Oczywicie mia racj. Ale to dziao si, dziao si wanie w tej chwili. I miao dzia si nadal, ku jego wielkiej boleci. Hydraulik by jednak w bdzie w jednej kwestii i mia ku temu prawo, bo nazistowski symbol by mylcy. W adnym wypadku zgromadzeni na wyspie i w ogle w caym Nowym Jorku ludzie nie mieli do czynienia z nazistami. Cho moe gdyby mieli, tak byoby dla nich lepiej.

7.
Trzydzieci dwie sekundy.
- Popatrz - mwi Drzewiecki do Burnfielda, wycigajc rk przez wizjer w pochodni i wskazujc palcem w stron ldu. - Spjrz na myloksztaty. To niesamowite jak bardzo przypominaj nam ludzi. Poruszenie wrd tumu ronie, za kilka chwil
313

przeksztaci si w panik, ktra przejmie kontrol nad tumem. Zapanuje zasada owczego pdu - najsilniejsze jednostki wska sabszym co robi.

Dwadziecia siedem sekund.


- A co robi? - zapyta dziennikarz. - Ucieka. Ucieka jak najdalej std, choby i wpaw. - Bd wskakiwa do wody?

Dwadziecia trzy sekundy.


- Gdy Mondoe wyjdzie ze sterowca? O Boe, tak - profesor mwi to takim niewzruszonym gosem, e Jack zastanawia si, kiedy i czy kiedykolwiek zauway przejawy jako takiej dozy czowieczestwa u faceta, z ktrym kry si teraz w wielkiej pochodni. - Czy ty si w ogle nie boisz? - zapyta Burnfield po duszej chwili. Sterowiec cay czas obnia wysoko. Profesor nie odpowiedzia od razu. Ale kiedy przemwi, wida byo, e way kade sowo. Jego gos by suchy i zachrypnity.

Dwanacie sekund.
- Boj si Jack. Boj si jak cholera. Wiem co moe z nami zrobi Mondoe i wiem, e dopadnie nas prdzej czy pniej. Nie mam dla ciebie adnej wskazwki, zotej rady czy panaceum na wszystkie twoje obawy. Rozwizanie tkwi w tobie, nie we mnie. - Nie wiem co powiedzie.

Pi sekund.
- Postaraj si myle o czym szczeglnie szczliwym - poradzi Drzewiecki. - I nie zapominaj, e to tylko sen. Sterowiec zdy obniy wysoko z kilkudziesiciu do kilkunastu metrw nad poziom rzeki Hudson. Miny jeszcze trzy sekundy. Wielkie cygaro wypenione helem rzucao cie na ca Liberty Island. To niesamowite jak szybko udaje znale si woln przestrze na pozornie zaludnionym do granic moliwoci trawniku pod Statu. Okazuje si, e na Liberty Island byo jednak wolne od ludzi miejsce, wystarczyo po prostu by przeraony tum rozpierzch si na wszystkie strony, deptajc si nawzajem i tratujc co sabszych, zalewajcych si zami, krzyczcych co o apokalipsie witego Jana i sdzie ostatecznym. Nie przeszkadzao im to, e zaczli dosownie wchodzi sobie nawzajem na gowy. Wszystko byleby tylko znale si dalej od ldujcej na ziemi maszyny. Pono nazywaj to instynktem samozachowawczym. Ludzie pchaj si, w ruch id okcie i barki. Przygldajcy si wszystkiemu Jack przypomina sobie panik na Judenrampe, kiedy zgromadzeni przy wagonach bydlcych
314

niedoszli winiowie Auschwitz prbuj ratowa ycie przed strzelajcym esesmanem. Kolejny raz chaos przejmuje kontrol nad tumem. - Prawdziwa jednomylno panuje tylko na cmentarzu - myli natychmiast Jack. Tyle jeli chodzi o jego skupianie si na szczeglnie szczliwych wspomnieniach. Jedna sekunda. Sterowiec wyldowa. Pomruk silnikw nie jest tak gony, jak ryk messerschmittw, tym bardziej e z chwil zetknicia si maszyny z ziemi motory natychmiast cichn. Drzwi kabiny otwieraj si. Przez ostatni, duc si jak najgorsza chwila w yciu sekund panuje solidarna cisza. Gdy dziesitki tysicy gw dostrzegaj w progu sylwetk czekoksztatnego stwora, nie jest jeszcze tak najgorzej. Posta w nazistowskim mundurze stoi tyem do ludzi, prezentujc im swoje wychudzone plecy. - Moe nie bdzie tak najgorzej - mamrocze student w okularach, trzymajcy pod ramieniem biaego laptopa. - Przecie nie wystrzelaj nas wszystkich, no nie? Nie mieli by w tym adnego interesu... Na Boga, czemu mieliby to robi? Mody mczyzna prbuje chyba uspokoi siebie przede wszystkim. Rozglda si, prbujc odnale aprobat wrd przeraonych twarzy. Nikt nie odpowiada. Dopiero maa dziewczynka w rowej kurteczce, trzymana na rkach przez swoj mam, zupenie niepotrzebnie wskazuje palcem w stron ogromnej maszyny, umiecha si i przeamuje martw cisz sowami: - Zobacz mamusiu! Ten pan ma pieska! W istocie warczca bestia przysiada przy nodze swojego piekielnego pana. Trzymana przeze na krtkiej smyczy wpatruje si w tum warczc i toczc pian z pyska. Jest czarna jak noc, a w lnicych nienaturalnym blaskiem oczach kotuje si rzdza krwi. - Ale ma dugi jzyk! Wtedy genera Mondoe odwraca si. Na widok jego gnijcej, szpetnej twarzy tum wydaje z siebie przecige "oooch!". Znajdujcy si najbliej sterowca ludzie zaczynaj paka jak mae dzieci. Kilka kobiet piszczy z ogromnej bojani. Sycha wypowiadane pierwszy raz od wielu lat modlitwy do miosiernego Boga. Ale Mondoe nie przejmuje si tym, jest cakowicie skupiony na swoim jednym, jedynym celu. - Gdzie jest Jack Burnfield - syczy potwr. - Syszycie podmioty? Interesuje mnie tylko, gdzie jest Jack Burnfield.

315

- To... to nie moe by prawdziwe - mwi gruby mczyzna we flanelowej koszuli, do swojego kilkunastoletniego syna. - Kochanie, nie patrz. Po czym zasania mu oczy domi. Cisza. - BURNFIELD DAJ CI MINUT NA TO EBY STAN PRZEDE MN JAK MCZYZNA! - ryczy Mondoe z tak si, e nikt spord przeraonych, pogronych w milczeniu ludzi nie ma ju adnych wtpliwoci: nie maj do czynienia z czowiekiem. To co stoi przed nimi i szuka jednego z nich, jest najwyraniej samym szatanem. - Nie wiecie co si dzieje ludzie? - mieje si wynaturzonym i przeraajco absurdalnym miechem yd. - Naprawd nie wiecie co si dzieje? Oto nadszed dzie zagady! Wszyscy jestemy zgubieni! Przebacz mi panie, bagam odpu wszystkie moje grzechy! Po czym kryje twarz w doniach i pacze rzewnymi zami. Wtedy w progu sterowca pojawia si agent specjalny Rifat Darlovi. Podchodzi, nie bez oporw, do generaa i salutuje mu. Ten odwzajemnia gest, woln rk, w ktrej nie trzyma smyczy. Nie mwi do siebie ani sowa. Przez chwil trwaj w milczeniu, przygldajc si ludziom na wyspie. Genera Mondoe wykrzywia dziur w twarzy. Chyba si umiecha. - Uwolnij psa - mwi po chwili do ogromnego Serba. Rifat natychmiast wykonuje rozkaz: spuszcza ogromn besti z dugim jzykiem ze skrzanej smyczy. - Szukaj, Cerber! Szukaj Jacka Burnfielda! - Jezu Chryste... - szepcze kto, ale nikt go nie syszy. Pies nie czekajc nawet jednej sekundy skacze z progu sterowca i zanurza si w tumie. - NA KOLANA! - krzyczy Mondoe. - NA KOLANA PRZED WASZYM PANEM, PIONKI! KTO WSKAE JACKA BURNFIELDA, TEMU OSZCZDZ YCIE! Wikszo natychmiast wypenia polecenie, bez adnego gadania. Ludzie padaj na traw. Szum przy tym panujcy jest niezwykle gony, wszak i ludzi jest bardzo, bardzo wiele. Zgromadzili si na wyspie, aby uratowa ycie. Jak wielk ironi losu musieli odczuwa teraz, klczc przed potworem ze swoich najgorszych koszmarw? Ogromny pies kry wrd tumu, obwchujc co niektrych mczyzn i przygldajc si maym dzieciom z niekaman dz mordu. Gardowe warczenie dochodzce z wypenionej zbami paszczy jest niepodobne do adnego odgosu jaki wydaje z siebie jakikolwiek zwierz na ziemi. Jakby pochodzio z samego pieka.
316

- BURNFIELD, ZA MINUT CERBER ZACZNIE ICH ROZSZARPYWA NA STRZPY! - ryk generaa jest tak gony, e dociera do kadego zakamarka Liberty Island. Take na szczyt Statui, gdzie Jack przyglda si wszystkiemu paczc i rwc wosy z gowy. - Nie! - krzyczy w jego stron student z laptopem - Potworze, nie masz prawa... Nie dokoczy. Potworny brytan Mondoe zagryz go w nastpnej chwili. - No, moe mniej ni za minut - rzek Mondoe do swojego sugi, Rifata po czym zacz si mia przeraliwym miechem, przypominajcym kraczenie wygodniaych wron. Potny Serb nie wyda z siebie ani jednego dwiku. - Nie znajdziesz go! - syszy w tej samej chwili z ogromnego tumu. - A choby nawet go znalaz, nie pokonasz go, potworze! Mondoe jest zaskoczony. - Syszae to? - pyta Rifata, ale nie traci czasu na prne konwersacje. - Dalej, podmiocie! Przyprowad mi ich natychmiast! Nogi agenta specjalnego dotykaj nowojorskiej ziemi. Serb kroczy dumnie midzy klczcymi na kolanach ludmi, wpatrujcymi si w niego jak w nowego Boga. - Kto to powiedzia? - pyta Darlovi. Drcy ze strachu chudzielec w biaej bluzie z kapturem oczami pokazuje mu par w podeszym wieku, klczc za jego plecami. - Jestecie rodzicami Burnfielda? - pyta Rifat, patrzc na mczyzn i kobiet z siwymi wosami. - Pytam: czy jestecie rodzicami Jacka Burnfielda? Mczyzna nie odpowiada. Wtedy agent specjalny uderza kobiet pici w twarz. - Tak! - przyznaje wreszcie mczyzna. - Nazywam si Stanley Burnfield, a to moja ona Gloria. Jeeli uwaasz, sugo, e pokonasz mojego syna, to znaczy tylko tyle e jeszcze go nie znasz. - Przekonamy si - odpowiada Darlovi, po czym pstryka w ich stron palcami. - Za mn. Pastwo Burnfield nie trac czasu na dyskusj. Z niemaym wysikiem podnosz si z udrczonych reumatyzmem kolan i podaj za odzianym w garnitur wielkim agentem. - Nie bj si, kotku - szepcze Staszek do ucha Glorii Burnfield. - Wyobra sobie, e to sen. To tylko zy sen... Mia racj. Kiedy stanli oboje, ona i m, matka i ojciec, naprzeciw przeraliwej sumy wszystkich ludzkich lkw, w niezrozumiay sposb, ani ona, ani on nie czuli lku. Mondoe rozszerzy dziur w twarzy, tym razem by da upust uczuciu niewypowiedzianego triumfu.
317

- Rodzice Jacka Burnfielda... - mlasn jzorem przygldajc si starszemu maestwu. Kilka robakw z jego ust spado na nowojorsk traw. Mondoe znw czu swoj niewypowiedzian potg i karmi si poczuciem rozchodzcej si po caym jego ciele rozkoszy. - Generale, Cerber... - Niech si bawi - rzek, potwr, nie odrywajc oczu od Staszka i Glorii. Przyglda im si tak jeszcze przez kilka chwil, a wreszcie rykn na cae gardo: - SPJRZ BURNFIELD! GDZIEKOLWIEK JESTE SPJRZ NA ROZGRYWAJC SI W TEJ CHWILI SCEN! SYSZYSZ JACK? TO NADCHODZI! TO JUZ TU JEST, TY MAA GNIDO! - Och, Staszku - rzeka Gloria, chwytajc swojego ukochanego, zmarego w Aspen, ma. - To ma by potwr? Wydziera si jak zepsute radio. No i wyglda zupenie jak jaki pajac. - Masz racj kochanie - cmokn j w czoo Stanley. - Nie zwracaj uwagi. To jaki idiota. - NIECH SI STANIE! NIECH SI STANIE, NIECH SI STANIE! - rykn trzykrotnie Mondoe. Martwe ciaa starego maestwa osuny si na ziemi.

8.
Cisza na najwyszej kondygnacji Statui Wolnoci jest niesamowita. Przenika j tylko kanie Jacka Burnfielda - syna, ktrego rodzice wanie zginli w tragiczny sposb. - Przenajwitszy Jezu, on ich zabi! - pacze dziennikarz. - On zabi moich rodzicw! - Jack, nie! - prbuje go przekrzycze noblista. Trzyma go za koszul, a pici ma zacinite z caych si. Nie moe pozwoli na to, aby Mondoe go sprowokowa! Nie mog opuci bezpiecznej kryjwki! - Pu mnie! Id go zabi! - prbuje si wyrwa dziennikarz. Uderzenie z otwartej doni w twarz, przywraca Burnfielda do porzdku. - Oni ju nie yj Jack. - szepcze profesor. - Umarli wiele lat temu. Burnfield nie mg w to uwierzy. Wiedzia, e to prawda. Ale to co odczuwa w tej chwili, potrzeb zemsty, za to co ten plugawy potwr mia zrobi jego rodzicom, byo prawdziwe. Tak strasznie prawdziwe, e... Jack bierze cztery gbokie oddechy. - Pu mnie, Adam. - Czy... - waha si profesor.
318

- Pu mnie. Prosz. Adam Drzewiecki ustpuje. Przez chwil zastanawia si, czy dziennikarz nie wykorzysta okazji i nie ucieknie po schodach w d, aby ju po chwili nie znale si naprzeciw generaa, a byo to przecie moliwe, wszak on sam, czowiek starej daty, nie pogna by za nim po schodach, nie powstrzymaby modego, silnego mczyzny na si. Jack sta jednak naprzeciw niego. Nie wyglda na kogo, kto chce go oszuka. W tej samej chwili do Drzewieckiego dotaro, e Jack Burnfield wanie straci rodzicw. Ponownie. - Jack... - noblista przez chwil si waha, jak gdyby bojc si powiedzie, tego co pomyla. - Istnieje jeden sposb, na to, ebymy mogli pokona Mondoe. - I mwisz mi o tym dopiero teraz? - To nie tak. Nigdy wczeniej nie prbowaem tego zrobi w taki sposb. - W jaki sposb? - Za pomoc pncza duszy. Jack unis brwi z powtpiewaniem, ale rozszerzy te zazawione oczy. - Pncza... czego? - ...duszy. To substancja psychoaktywna. Postaraj si sprosta Mondoe w tym nie. Bdzie bolao jak cholera, on zrobi wszystko, eby ci zniszczy, ale nawet on ma ograniczony czas. Jeli uda ci si przetrwa spotkanie z nim... - ...nie kocz. Zamilkli. - Jak ty go widzisz, Adam? - pyta Jack, ocierajc zy z policzkw. Byy gorce i pieky jak kwas. - Jak wyglda Mondoe w twoim nie? - To... c... ma gnijc twarz, dugi jzor i wielkie, zamglone oczy. I prochowiec. Szary, prochowiec z wysokim konierzem. Nie ma nazistowskiego munduru, to oczywiste. I czapki, ktr jak rozumiem stanowi w twoich snach element jego nazistowskiego munduru. Ma dugie przerzedzone wosy. I umiech... - zawaha si - ...umiech klauna. - Klauna? - Nie pytaj, Jack. - Zapytam, ale o co innego dziennikarz wskaza na klczcych i wzywajcych wszystkie znane bstwa ludzi na trawniku. - Kady z nich widzi go inaczej? - Nie sdz. To nie s ludzie. Ale w to Burnfield ju nie uwierzy. - Wychodz do niego. - Nie! zaprotestowa Drzewiecki. - Mwiem ci! Nie moe... Ale urwa w p sowa.
319

Jack Burnfield pogna w d schodw na spotkanie ze swoim najwikszym lkiem.

9.
- WYA TY TCHRZLIWY PUNIE, WYA ABYM MG SI Z TOB ROZPRAWI! - rycza genera. - SDZISZ, E UDA CI SI PRZETRWA CAY SEN, ZANIM CI ZNAJD? Niektrzy z klczcych rozgldali si po sobie. O czym mwi ten pochodzcy z pieka potwr? Kim by czowiek, ktrego poszukiwa i dlaczego temu mrocznemu monstrum tak bardzo na nim zaleao? Na to pytanie uzyskali odpowied szybciej ni podejrzewali. - JACK BURNFIELD, NIGDY W YCIU NIE SPOTKAEM... - ...wikszego tchrza? - mwi kto za klczc matk, trzymajc na rkach dziewczynk w rowej kurteczce. - Bdziesz musia to odszczeka, Mondoe. Jestem tutaj. Bestia rozszerzya oczy. Byy zamglone, ale tylko pozornie bdziy nieprzytomnym wzrokiem. W rzeczywistoci genera Mondoe analizowa ju kade sowo Burnfielda. Kada myl Jacka zostaa poddana szczegowemu przewietleniu. Kade sowo, kady gest, kade mrugnicie powiekami, nie uszo uwadze sennego demona, ktry stojc naprzeciw Jacka z rkoma odzianymi w skrzane rkawiczki zaoonymi za plecy, pogry si w poczuciu rosncej energii ktra si karmi. Bya to nienawi, a take strach, wielki strach. O tak... genera Mondoe wyranie wyczuwa bijcy od Jacka smrd lku, a take rosnc w jego umyle gorycz, wypeniajc go po same brzegi - Wydaje ci si, e rozmawiasz z kolejnym myloksztatem, ktre z tak wielk luboci opisywa ci ten twj szaman? - zapyta genera. Jack zacisn praw pi. Nie patrza na generaa, jego twarz kojarzya mu si z czym wyjtkowo obrzydliwym, jak gdyby kto kaza mu przypatrywa si amputacji wasnej koczyny. Burnfield zdawa sobie spraw, e cho znajduje si we nie, to wanie stoi przed najwikszym wyzwaniem jakie kiedykolwiek przed nim postawiono. Jeli zawiedzie Mondoe go opta - wiedzia o tym doskonale. - Zostaw moich rodzicw w spokoju, demonie. Nakazuje ci opuci mj sen wypowiedzia sowa rozkazu. - Nie odpowiedziae na moje pytanie, punie - rozszerzy dziur w twarzy demon. - Nie mam zamiaru! Wtedy Mondoe podszed do Jacka. Z kadym krokiem, kiedy si zblia, Burnfield przypomina sobie kolejne, nastpujce po sobie najgorsze momenty swojego ycia. Pierwszy krok zbliajcego si Mondoe: uderzy Stanleya, wasnego ojca w twarz i uciek z domu. Drugi krok: Gloria
320

Burnfield zalewa si zami, odkrywajc e ich najukochaszy syn ich opuci, aby zamieszka na Queens i pa kokain. Kolejny: goryle O'Conelly'ego w mundurach tuk go przywizanego do ka, i gro odciciem penisa. Jeszcze jeden: pochlastana yletk Cynthia ley na pododze wynajmowanej przez niego klitki, w kauy krwi. Zdaje si tym leeniem szydzi z jego marze i planw. Ostatni krok by najgorszy. Nie bya to ju adna wizja, to bya po prostu rzeczywisto i to przerazio Jacka najbardziej. Mondoe znajdowa si ju na odlego doni. Ich twarze praktycznie stykay si ze sob. Wargi Jacka zadray mimowolnie, kiedy przyglda si z bliska gnijcej twarzy i robakom midzy czarnymi zbami. Mondoe by obrzydliwy, tak strasznie obrzydliwy! Twr jakby usysza t myl, bo przybliy pysk jeszcze bardziej. Okrutny fetor dotar do nozdrzy Jacka - ten zapach przywodzi mu na myl gnijce trucho rozszarpanego przez nieznan besti zwierzcia. - Wydaje ci si, bezwartociowa istoto, e istnieje zbir zasad, jaki mentalny kodeks twojego szarlatana Adama Drzewieckiego, dziki ktremu zwikszysz swoje szanse na przeycie - szepn twr w mundurze, widrujc umys Jacka zamglonymi oczami. Przykre wspomnienia pyny kaskadowo. Jako mae dziecko, podczas odwiedzin u kolegi z klasy zsika si do ka. Pierwsza dziewczyna, w ktrej zakocha si w wieku siedmiu lat wymiaa go na oczach caej szkoy i nazwaa go debilem. Prostytutki, z ktrych usug korzysta, a byo ich tak wiele, tak strasznie wiele! Jestem zym czowiekiem, pomyla Jack. Najgorsze miao jednak dopiero nastpi. Oto bowiem Mondoe wyciga rk z kieszeni, trzymajc w doni niewielkich rozmiarw lnicy metalicznie przedmiocik. - Spjrz na mj zegarek - rzek Czarny Myloksztat. Nie! - usysza Jack gos pod czaszk, nie nalea on jednak do Mondoe, tylko do jego wasnego rozsdku. Cokolwiek zrobisz, nie patrz w stron tego diabelstwa! To co wyjtkowo zego, co na co nie masz prawa nigdy spojrze, rozumiesz?! - Spjrz na zegarek - zanuci Mondoe. - Spjrz na mj medalik, Burnfield. - Zostaw... mnie... - cedzi przez zby Jack, jednak czuje, e potna sia przyciga jego gaki oczne w kierunku trzymanego w doni Mondoe przedmiotu. Bya to prawdziwa walka, Jack czu si tak, jak gdyby jego oczy wykonane byy z metalu, a przedmiocik mrocznego generaa by najpotniejszym magnesem jaki istnia na Ziemi. Bl w oczach by tak samo realny jak strach Burnfielda. Oczy zaszy mu mg. Jeszcze chwila a poleje si z nich krew! - Zmierz si z kim, kto zna ci troch lepiej, Mondoe!
321

Jack usysza te sowa. Zna ten gos. By sodki jak najpikniejsza pie, jak w yciu sysza. I cho obawia si, e jakiekolwiek sowa na niewiele si zdadz, gdy ma do czynienia z sennym potworem (ktry nie do, e by piekielnie inteligentny, to jeszcze cakowicie szalony) to wreszcie, walczc z najmocniejszym przyciganiem jakie w yciu odczuwa, odwrci wzrok. Zauway j. W jego nie znw pojawia si Anna Kamiska. - Pojma t kobiet! - wrzasn natychmiast genera, wskazujc palcem na on profesora. - Pochwyci t dziwk! Natychmiast! Rifat Darlovi biegnie w stron Anny Kamiskiej, trzymajcej w rku lnicy sztylet. Jack zauway, e zarwno mroczny genera, jak i jego senny pomagier s przeraeni widokiem piknej kobiety. Dlaczego akurat ona stanowia dla nich a tak wielkie zagroenie? C, na pewno potrafia wspaniale walczy. To, czego sparaliowana na co dzie Anna Kamiska, bya w stanie dokona w sennej rzeczywistoci, przyprawio Jacka o zawrt gowy. Oto kobieta, ktr uznawa do tej pory za kruch i sab, nie potrafic odrzuci mylenia swojego ma, a przede wszystkim opracowanego przez niego narkotyku, w tej wanie chwili, staa si obiektem najwyszego podziwu, do jakiego by zdolny w tej chwili. Rifat podbieg do Anny Kamiskiej. Ju wyciga rk w kierunku doni trzymajcej zowieszczo mienic si srebrzystym promieniem bro, kiedy Anna jednym ruchem nogi w niemoliwie do opisania krtkim czasie usuna mu si z drogi. Kady przecitny myloksztat wyldowaby od razu na trawniku, zapewne budzc aplauz zgromadzonych na Liberty Island innych myloksztatw, kady, ale nie Rifat Darlovi, agent specjalny. Przestpujc z nogi na nog, potny Serb natychmiast odwraca si w stron Anny, ktr w jego przekonaniu pozostawi za plecami, tyle e Anny ju tam nie byo. Zdezorientowany olbrzym rozglda si, ale jest ju za pno - sztylet Anny Kamiskiej ju dotyka jego szyi, on za w cigu setnych czci sekundy zamienia si w posg. - Jeden ruch - rzecze ona Drzewieckiego. - Jeden jedyny ruch, i tracisz swojego sug. Ale Mondoe tylko si zamia. - Czy swoj powinno, ty maa kurewko. Zniszcz go, nie nadaje si do niczego, skoro nie jest w stanie poradzi sobie, z kim tak aosnym jak ty. Agent Darlovi jest przeraony.

322

- Jeeli mnie pucisz przysigam na wasne ycie, e zostawi ci w spokoju. szepcze zszokowany sprawnoci kobiety i grob niechybnej mierci. - Rozumiesz? Nigdy ci ju nie dotkn, przysigam! - Twoje sowo nic dla mnie nie znaczy - odpowiada Anna i dociska sztylet na szyi Serba. Przez chwil wydaje si, e to koniec agenta Rifata Darlovia i zy lec ogromnemu myloksztatowi z powiek zacinitych z caych si. Twr w czarnym garniturze egna si ze swoim myloksztatnym yciem. A potem... - Nie! Nie rb tego! - krzyczy Jack, ale jest ju za pno. Anna puszcza Darlovia, a raczej wypycha go przed siebie z tak potn si, e agent lduje na kolanach. - Won do swojego generaa, sugo! Nie jeste przedmiotem tej walki, rozumiesz? - Tak, pani! Tak! - pacze agent specjalny. Szybko wstaje i kulejcym krokiem truchta do swojego pana, cay czas stojcego przy ogromnym sterowcu z nazistowskim symbolem na kadubie. - Panie, tak bardzo przepraszam, ona... - prbuje si tumaczy przed generaem Mondoe, cay czas nie mogc uwierzy w to, co wanie si stao. - Bezwartociowy pionku, uwierz mi, e zajm si tob pniej - cedzi rozwcieczony Mondoe w jego stron. - Zejd mi z oczu, nic nie warty podmiocie! Po czym jednym ruchem rki powoduje, e potny wicher wpycha ponad studwudziestokilogramowego agenta wgb kabiny sterowca. Agent przez sekund, moe ptorej, leci w powietrzu z idiotycznym wyrazem twarzy, po czym uderza gow w metalow porcz i traci przytomno. Z jego rozcitego uku brwiowego sczy si czarna krew. Jack nigdy w yciu nie by rwnie skupiony co teraz, cho miao to podoe bezrozumnych, gorczkowych poszukiwa, dosownie jak gdyby prowadzi poszukiwania malekiego zotego piercionka z brylantem w ogromnym lesie, metod chaotycznego kopania goymi rkoma, troch tu, a troch tam. Prawie poczu brunatn ziemi pod paznokciami. Nie mg powiedzie, aby by skoncentrowany na jednej konkretnej myli: po prostu chcia za wszelk cen zrozumie, co swoim potniejszym ni ogromne przeraenie spojrzeniem chciaa mu powiedzie uwiziona Anna Kamiska. Anna, co chcesz mi powiedzie... prosz, daj mi jaki sygna, o co ci chodzi, o czym moesz teraz myle... CO CHCESZ MI POWIEDZIE, TY CHOLERNA SUKO?! - myla z nienawici, tylko przez chwil dajc upust frustracji, ale natychmiast przesta - w kocu to tylko karmio Mondoe. Nie ma takiej siy, Burnfield. Ta dziwka kamie! Nie. To nie moe by prawda. Oznaczaoby to, e to co, przed czym teraz stoi, jest niepokonane!
323

Dlaczego przed chwil nazwa Ann cholern suk? Przecie chciaa mu pomc, bya dobra. Zakocha si w niej, bya pikna, tak bardzo pikna, a pomimo tego to zrobi: bluni przeciw niej. To nie w porzdku, to niesprawiedliwe. Anna Kamiska zasugiwaa na to, aby j przeprosi. Dopiero wtedy bdzie moga mu... No wanie. W tej samej chwili Jack Burnfield zrozumia, e w rzeczywistoci, KADEJ rzeczywistoci, sennej i pozasennej, istniaa taka sia, energia o niewypowiedzianej mocy, ktra bya w stanie odeprze kolejne mroczne wspomnienia i ze myli, ktrymi Mondoe infekowa umys jego i wszystkich innych. Moc ta bya tak potna, e gnijcy stwr obawia si jej najbardziej ze wszystkich, jak do tej pory. Sia przebaczenia. - Przepraszam ci, Aniu - rzek Burnfield. - Tak bardzo ci przepraszam. Jedyne co zdy wyczyta z jej ogromnych oczu, tych piknych, mocno umalowanych oczu, to: "o czym ty mwisz, wariacie?". Przez uamek sekundy przyglda jej si, jeszcze cho przez t aonie krtk chwil szukajc w jej licznej twarzy zrozumienia. Potem spojrza w pysk Mondoe. Furia wylewaa si z niego tak mocno, e jego gnijca morda zacza si topi. Czyby wanie odkry sposb na wyjcie z opresji w jednym kawaku? Nie mia pojcia. Ale postanowi sprbowa. - Wybacz mi Mondoe. Skupiem si na odczuwaniu nienawici do ciebie, zapominajc, e tak naprawd w ten sposb ci karmi. - sowa niosy Jacka wysoko, coraz wyej i wyej. - ZAMKNIJ SI! Ani myla: - Chciabym, eby wiedzia, e i ja ci przebaczam - kontynuoowa Burnfield. Jeste zy, ale to nie powd, eby kierowa czyst zo w twoim kierunku. W gruncie rzeczy naprawd mi ci al: przykro mi, e co o wiele potniejszego od ciebie, by moe sam Szatan, uczyni ci tak dalekim od mioci myloksztatem. Chciabym tylko eby to wiedzia. - NIE MW TEGO MIECIU, ZAPOMNIJ O TYM, E... - Przepraszam ci, Mondoe. - Niech si stanie! - genera wypowiedzia te sowa w zasadzie bezdwicznie, tak cichy by jego szept. Liberty Island przestaa istnie.

324

Roztwr przesta dziaa? Pokonany Mondoe przerwa sen? Dziennikarz nie mia pojcia co wanie si stao, ale wiedzia jedno: drugi najgorszy sen w jego yciu wanie dobieg koca.

325

Rozdzia XIX

Ayahuaska

Kryminalizacja narkotykw to XX-wieczny wynalazek Zachodu. Laudanum, opiumowa tynktura, byo w wiktoriaskiej Anglii w powszechnym uyciu, a wymylona w 1886 roku coca-cola do 1903 roku zawieraa kokain. Przed 1915 nie byo w USA stanu, ktry zakazywaby konopi indyjskich, ktre w Anglii pozostay legalne do lat 20., podobnie jak heroina i kokaina. Zmiany zostay wymuszone wraz z rozwojem armii z poboru i tamy produkcyjnej wedug pomysu Forda. Nikt nie chcia, eby senne odrtwienie ogarniao onierzy maszerujcych do bitwy albo robotnikw pracujcych jak maszyny ~ The Guardian

27 wrzenia, sidma rano, klinika psychiatryczna Drzewieckiego

1.

ack? Jack! Otworzy oczy. Tym razem widok sterylnie biaego sufitu rozwietlonego tysicami ledowych diod nie wywoa ju ulgi. Rozejrza si. Lea na ku, naprawd, po prostu lea w tym cholernym

szpitalnym ku na plecach, z kodr skulon w nogach. Rzeczywisty wiat nadal po prostu sobie istnia, by jak gdyby nigdy nic. Mona by powiedzie, e nic si nie zmienio.
326

e to by tylko sen. Bo przecie by prawda? To si nawet nie stao naprawd, to wszystko co przey, cay ten koszmar, by tylko projekcj jego otpionego narkotykami umysu. Senna mara, tak na to mwi. - Jack, spjrz na mnie! Odwrci si w stron gosu. Obok niego na identycznym ku leaa Anna Kamiska. Kontrast midzy pikn kobiet z raybanami na nosie, jak spotyka w swoich snach, burz jej idealnych czarnych wosw, niadej cery i piknej, mocno umalowanej buzi, a osobie, ktrej przyglda si w tej chwili, uderzy go niemal fizycznie. Anna Kamiska nie bya ju pikna. Znw miaa ten obdny wzrok, fioletowe, eby nie powiedzie, e po prostu czarne worki pod oczami. Znw bya biaa jak kreda i wychudzona do granic ludzkiej wytrzymaoci. Znw bya sparaliowana. Mia szczer nadziej, e tak si nie stao, ale by pewien, e zauwaya jego wzrok. By oceniajcy, a ocena wypada tragicznie i trudno mu si dziwi. Czy on te, po caym przeytym koszmarze, po wszystkim tym, z czym musia si zmierzy, wyglda jak mier? Oby nie. - Jeste ju przytomny, Jack? Rozumiesz, e si obudzie? Jeli tak, to... hej! Witamy wrd ywych! - zamiaa si kraczcym dwikiem z przepony. - Jestem... przytomny - wypowiedzia pierwsze sowa Jack, po czym przekn lin w wysuszonym gardle. - Tak, jestem, jestem. - doda po chwili. - To dobrze. Staraj si rozgraniczy wszystko to co stao si w Nowym Jorku, a wczeniej w Owicimiu. W tej chwili jeste ju zupenie gdzie indziej, jeste w Golgocie. - Tak. Tak, jestem w Golgocie - wymamrota Jack. Czu si niesamowicie. Jak gdyby wrci z dalekiej podry. Jak gdyby wanie zda sobie spraw, e spokj ktry go otacza, jednostajne buczenie klimatyzatora i biae wiato lamp s niedostpnym dla kadego luksusem. Gowa znw opada na poduszk. Zamkn oczy, pragn jeszcze przez kilka chwil rozkoszowa si poczuciem bezpieczestwa. Mondoe i Darlovi, cho nadal istnieli tylko w jego gowie, byli w tej chwili daleko, by tego pewien. Ale co Adam... Jack odwrci si nagle. Chcia zapyta profesora o co, co niezwykle istotnego. Zanim jednak myl, ktr nosi przez uamek sekundy w gowie, zostaa przez niego ubrana w sowa, a Jack wyda z siebie jedynie "Ada...", zda sobie spraw, e przyglda si pustemu ku z wymit, przepocon pociel. Profesora Adama Drzewieckiego nie byo.

327

- Wyjecha - usysza gos Kamiskiej. Spojrza w jej stron. Miaa obie rce uniesione wysoko do gry, i lec zataczaa nimi krgi w powietrzu. - Jak... - On nigdy nie pieprzy si z wspominaniem snw po przebudzeniu. Kiedy si obudzi, po prostu wsta i wyszed - wyjania. - Taki ju jest. - Ale mwi, e analiza jest istot caego przedsiwzicia! Mylaem, e... e bdziemy... - ...wspomina? Owszem, bdziemy analizowa sen, ale musisz tego dokona samemu. Dziennik snw, nie mwi ci? - No tak, ale dokd... - Do Jednostki Centralnej. Pojecha do Jednostki Centralnej. Zajrzyj pod swoj poduszk. Jack wykona polecenie. Bez wikszego zaskoczenia odnalaz pod ni gruby zeszyt ze skrzan okadk, zdziwi si jednak i to bardzo, gdy ujrza toczone w skrze litery ukadajce si w sowa "ANTIDOTUM: SNY JACKA BURNFIELDA". - Antidotum? Anna umiechna si krzywo. - Jeszcze zanim przyjechae, kaza introligatorowi przygotowa taki zeszycik. Ma nadzieje, e bdziesz skrupulatnie prowadzi swj dzienniczek. - odrzeka, nie przestajc zatacza krgw w powietrzu. - On w ogle pokada w tobie wielkie nadzieje, Jack. - Co to znaczy? Ale ona obrcia si do niego plecami. - Pisz, Jack. Ja jeszcze troch si przepi. I zasna. Jack jeszcze przed dusz chwil lea na wznak na swoim ku. Czas po raz kolejny straci dla niego znaczenie, a on dopiero teraz zrozumia dlaczego w tym pomieszczeniu nigdy nie zawinie na cianie aden zegar. W miejscu takim jak to, czas, miaby wymiar jedynie orientacyjny. Tkwic w bezruchu w sterylnym boksie kliniki Adama Drzewieckiego dotaro do niego, e upywajce sekundy i minuty, przeksztacajce si dziwnym zbiegiem okolicznoci w godziny i dni, mog by niczym innym jak tylko zudzeniem, jednostk przyjt przez czowieka, ubran w co, co nazywamy upywajcym czasem. Teraz wydawao mu si to kompletnie bez sensu. Wsta, jego bose stopy dotkny lodowato zimnej posadzki na pododze. W tej samej chwili Jack pomyla, e najprawdopodobniej dopiero w tej chwili zacz postrzega wszystko to co go otacza za w peni realne. By jednak w bdzie, nic nie miao
328

by dla niego

takie jak

wczeniej, przed przybyciem do

synnego

szpitala

psychiatrycznego grujcego nad dziwnym miejscem zwanym Golgot. Jack Burnfield ju do koca ycia mia mie problemy z odrnianiem rzeczywistoci od snu. I najgorsze w tym wszystkim byo to, e nie przejmowa si tym ani troch. Otworzy drzwi wejciowe do szpitalnego boksu i wyszed na korytarz. Elektroniczne urzdzenie, zapewne alarm, zapiszczao trzykrotnie, ale on nie zwrci na to najmniejszej uwagi. Poszed do azienki znajdujcej si na kocu korytarza na pitrze. Wszed do rodka i omal nie krzykn na widok nieznanego faceta, ktrego dostrzeg; a dziesi sekund zajo mu doprowadzenie walcego jak motem ze strachu serca do porzdku i uwiadomienie sobie, e oto przyglda si swojemu wasnemu odbiciu. - Kim ty jeste, sukinsynu? - pomyla wpatrujc si w swoj twarz, zlepione w grube strki wosy, i wyranie uwydatnione koci policzkowe. Czy to tylko wymys jego chorej wyobrani, czy naprawd oczy zapady mu si gboko w oczodoy? - Nie, to na pewno przez koks - pomyla. - Typowe objawy odstawienia, nic wicej. Na pewno. Przez chwil wpatrywa si jeszcze w swj pokryty zarostem "zawszony pysk przyjacielu", obawiajc si, e za chwil usyszy gos pod czaszk. "Przybye, ty may punku! Jak dobrze, e przybye!". Albo "Nie myl sobie, e to koniec, Burnfield, zoyem ci oficersk obietnic. Ja nie rzucam sw na wiatr, syszysz?". Na szczcie nic takiego si nie stao. To bya tylko jego wyobrania. Tylko wyobrania. Przez tydzie Jack na zmian pi, normalnym zdrowym snem i prowadzi dziennik snw. Pocztkowo ba si zasypia, ale szybko okazao si, e gdy skupia si gwnie na tym, eby nie pa, i nie poda roztworu, wtedy demony w nazistowskich mundurach milknie. Tak wic Jack pi w nocy, a w dzie pisze o swoim nie w Auschwitz i w Nowym Jorku. Pisze o Mondoe. Pisze o swojej tragicznie zmarej Cynthii. Dni mijay, a Jack wypeni sowami dobr poow swojego dwustukartkowego dziennika. Nie rozmawia z Ann, ktra albo go unikaa, albo naprawd zapadaa w sen, za kadym razem kiedy prbowa z ni porozmawia. Szybko przenis si wic do boksu obok, tak aby nie przeszkadzali sobie nawzajem podczas nieobecnoci profesora Drzewieckiego.

329

2.
Min tydzie. Jack pamita z tego okresu stosunkowo niewiele. Na pewno duo pisa: ca uwag skupi na tym, aby jego dziennik snw sta si jak najdoskonalszy, jak najdokadniej odzwierciedla wszystkie przeycia, do jakich byo mu dane dotrze dziki przybyciu do kliniki profesora. Koncentracja, ktr uzyskiwa podczas pisania dziennika bya czym niesamowitym. By moe przypominaa troch ten niesamowity trans, w ktry wpada dziennikarz, kiedy wreszcie po uzbieraniu wszystkich materiaw, skompletowaniu caej dokumentacji, przeprowadzeniu wywiadw z setkami osb i ubraniu swoich przey w odpowiednie notatki, moe wreszcie zasi do komputera i napisa Artyku ycia. Ale tworzenie dziennika snw byo czym innym, o wiele potniejszym w swojej wymowie. Jak gdyby znw przeywa kady sen od nowa i dociera do nowych, nieodkrytych elementw kadej przeytej we nie chwili. Zasadnicza rnica, pomidzy tworzeniem artykuu, a pisaniem dziennika, bya taka, e Jack, chyba po raz pierwszy w yciu nie korzysta z komputera, podczas pisania. Fakt, pocztkowo wydawao mu si to nienaturalne i potrzebowa kilku dni, aby dotary do niego wszystkie zalety spisywania swoich myli bezporednio na papier, wasn rk. Z czasem zapomnia jednak o tym, e nie ma moliwoci edycji napisanego tekstu (no, moe poza skreleniem sowa, albo kilku linijek tekstu, co zdarzao mu si rzadko). Byo co mistycznego w tym pisaniu, jak gdyby odkrywa wielk tajemnic, czasem nawet mia to niesamowite wraenie, e rka oddziela si od umysu i bdc jakby samoistnym tworem (myloksztatem?) pisaa sowo za sowem na kolejnej, grubej kartce papieru wielostronicowego, oprawionego w skr dziennika. Burnfield nie przypomina sobie za to, aby mia styczno z Ann Kamisk kobieta, ktra uratowaa mu ycie, najczciej bya albo pogrona w gbokim nie na roztworze, albo po prostu go unikaa. Jedyne chwile, podczas ktrych mieli ze sob jako taki kontakt, to wtedy, gdy jeden jedyny raz zasiedli wsplnie do posiku. Sparaliowana Anna ani mylaa opuszcza szpitalnego ka, dlatego mogli zapomnie, o zjedzeniu wsplnej kolacji w wielkiej, reprezentacyjnej jadalnii, jak dysponowaa klinika Drzewieckiego na parterze. Zjedli posiek w szpitalnym boksie, on trzymajc talerz z jedzeniem w doni, a ona jedzc z talerza na przysuwanym do ka, niewielkich rozmiarw plastikowym stoliku. - Kiedy on wrci? - zapyta Jack, kiedy zjedli ju cay garnek w miar zjadliwego spaghetti, jakie dla nich przygotowa. - Mj m? Jest zajty, ma wan prac do wykonania dla Amerykanw. - Co to za praca?
330

Zawahaa si. - C, wiesz ju, e Jednostka Centralna, wybudowana przez Polakw i amerykaskie suby bezpieczestwa, stana w Golgocie wanie z powodu mojego ma. - Tak, wiem o tym - zachca Burnfield. - Mj m prowadzi tam swego rodzaju... eksperymenty. - Eksperymenty? Czyli te teksty o Mengele - Och, daj spokj powiedziaa, rolujc porcj makaronu na widelcu, cakowicie skoncentrowana na posiku. - Pacjenci, ktrzy si tam znajduj i tak nie s w stanie zaprotestowa. To w wikszoci warzywa, ludzie ktrzy... - urwaa natychmiast, zakrywajc usta doni. - Jezu Chryste, Jack. Nic nie syszae rozumiesz? "Nic nie syszae"? Rozmawiasz z dziennikarzem! - pomyla natychmiast Burnfield, ale zamiast tego natychmiast zapyta: - Chyba si przesyszaem. Twj m prowadzi eksperymenty na ludziach w stanie wegetatywnym? - Zrozum... - Odpowiedz! - I tak powiedziaam ci za duo, Jack - powiedziaa i cho Jack prbowa pyta dalej, by to koniec rozmowy na ten temat. Pik, pik, pik! To odezwao si elektroniczne urzdzenie przytwierdzone do ciany na korytarzu, dajc im jasny sygna, e kto wanie otwiera kluczem drzwi do kliniki. - To on! - wykrzykna Anna. - Jeste pewna? - Jack wcale nie by taki przekonany, wrcz przeciwnie - woski na karku zjeyy mu si, a on sam popad w niepokj, uczucie z ktrym, jak stwierdzi ze zdumieniem, zaznajomi si ju cakiem dobrze. - Oczywicie! Kto inny miaby klucz do drzwi wejciowych? - zapytaa Anna pobaliwie machajc rk. - C... mimo wszystko to sprawdz - powiedzia Jack wstajc i wychodzc z boksu, nie zapominajc o tym, eby zamkn za sob drzwi. Dopiero wtedy, gdy mia pewno, e Anna go nie widzi, wzi do rki jeden z kilku metalowych stojakw na kkach do aplikacji kroplwek. C... lepsza taka bro ni adna prawda? Krok za krokiem, walczc z paraliujcym lkiem dotar do drzwi, za ktrymi znajdoway si schody na parter. Nie mia pojcia, kto oprcz Drzewieckiego mgby chcie dosta si do kliniki, ale nauczy si ju, e w takich miejscach jak Golgota, jego przypuszczenia i prognozy na niewiele si zdaway. Trzymajc w rku chromowany stojak pomyla, e jego ciao walczce z kokainowym naogiem i pragnieniem profesorowego

331

roztworu jest tak osabione, e nie ma najmniejszych szans z jakimkolwiek przeciwnikiem, gdyby okazao si jednak, e to nie Adam Drzewiecki zawita do budynku. - Otworz te drzwi, a za nimi bdzie sta Adam - powiedzia do siebie cicho. - Na pewno Adam. Wstrzyma oddech, zamkn oczy i policzy do piciu. Unis powieki i bardzo szybko otworzy drzwi. - Jack? Boe, wygldasz jak gdyby zobaczy mier - przywita go profesor, bez ceregieli wchodzc na oddzia. Burnfield odetchn z ulg. - Dobrze, e jeste. Zaczynamy tu wariowa... Drzewiecki unis brwi, ale umiecha si. - Poprawka, Jack: ty zaczynasz wariowa - zaznaczy. - Mojej onie nigdy nie przeszkadzay moje delegacje. Kiedy bywaem w domu o wiele rzadziej ni teraz, a ona zawsze znosia to z anielsk cierpliwoci, bez mrugnicia okiem. - ...a przynajmniej lubisz myle o niej w ten sposb - dokoczy w mylach dziennikarz. - Jak byo Profesor szed korytarzem prosto do boksu Anny. - Czuj po zapachu, e poradzilicie sobie z jedzeniem - rzek, wchajc powietrze. - Spaghetti? Mylaem, e Anna go nie cierpi... - A ja mylaem, przynajmniej przez chwil, e wszystkie te teksty o doktorze mier na twj temat, to nieprawda - wypali Jack. Nie poaowa swojej decyzji: profesor Drzewiecki po raz kolejny by mu winien wyjanienia. - Anna troch si zapdzia, ale powiedziaa mi o eksperymentach, ktre prowadzisz na ludziach w tej caej Jednostce Centralnej. Drzewiecki achn si. - To niemoliwe. Wykluczone! Przysigaa mi, e... - C, co jej si najwyraniej pomieszao - kontynuoowa Jack, przerywajc mu w p sowa. Zatrzyma si, z satysfakcj stwierdzajc, e noblista uczyni to samo. - Adam, jeli dowiem si, e to prawda, jeli faktycznie prowadzisz jakie chore eksperymenty na ludziach... c, bd pewien, e dziki mnie wiat si o tym dowie, tak po prostu! - Naprawd uwaasz, po tym wszystkim co przeylimy... - ...nie graj ze mn, Drzewiecki! - Znowu po nazwisku? - zapyta profesor, ale bez cienia kpiny w gosie. - A wic prawdopodobnie bd zmuszony udowodni ci po raz kolejny, e mam czyste rce. - "Po raz kolejny"? Nie udowodnie tego ani razu!
332

- C, to ty tak sdzisz - rzek profesor ze smutkiem, wchodzc do boksu zajmowanego przez swoj on. - Witaj kochanie! Czy Jack opiekowa si tob jak naley? Anna umiechna si promiennie na jego widok. - Adam! Jak dobrze, e jeste! Po czym ucaowaa go w policzek. Burnfield nie podziela ich radoci. Po sowach Anny, ktre usysza zaledwie przed chwil, wszystkie jego wtpliwoci zwizane z osob profesora Adama Drzewieckiego powrciy. Ze zdwojon si. Wszed do sali i od razu powiedzia. - Chc wiedzie, co robisz w Jednostce Centralnej. Drzewiecki spojrza na niego ze zdumieniem. - Pracuj, Anna zdaje si, ju ci tym wspomniaa - odrzek natychmiast. Maonka spojrzaa na niego przepraszajcym wzrokiem. - Kochanie, przepraszam. Zdaje si, e co przekrciam, a Jack le mnie zrozumia. Noblista kiwn gow. - Z pewnoci, z pewnoci... - Zrozumiaem wszystko bardzo dobrze, nie rbcie ze mnie idioty! - wykrzykn Burnfield - Chce wiedzie co dokadnie robisz w Jednostce Centralnej! Oczekuje konkretw, rozumiesz?! - wzburzy si Burnfield, czujc now fal nienawici do profesora. - Uspokj si, Jack! Nie czujesz kto przejmuje kontrol?! Nie widzisz, e stajesz si taki, jak mieszkacy tego cholerego miasteczka? Jack przesta krzycze, a kiedy si odezwa by ju spokojniejszy: - Nie rb ze mnie idioty, Adam. Nie musimy rozmawia o tym teraz, jeli nie chcesz, ale wiedz, e nie odpuszcz. Albo opowiesz mi o tym, co dzieje si w Jednostce Centralnej i dlaczego twoja ona wspomniaa o eksperymentach na ludziach, albo zaprowadzisz mnie tam ze sob, ebym mg to zobaczy na wasne oczy... - ...albo skamiesz na mj temat? - dokoczy Drzewiecki. - Nie skami! - zaprzeczy Jack. - Opisz prawd i tylko prawd. Ale miej wiadomo, e inni dziennikarze najprawdopodobniej te opisywali tylko prawd, tylko ty nigdy nie robie nic, eby przedstawi si w korzystnym wietle! Efekty masz jak na doni, rozejrzyj si! Pusta klinika wymalowana sprayem, pobicie na komisariacie, wrabianie w morderstwo... mam mwi dalej? - On ma racj, kochanie - rzeka Kamiska, chwytajc jego pomarszczon do. Co jak co, ale Jack jest lepiej od ciebie obeznany z tematem public relations... w kocu to
333

on reprezentuje tutaj media, prawda? - po raz kolejny spojrzaa na dziennikarza tym swoim niesamowitym wzrokiem. Nie dao si oderwa od tego wzroku oczu. Po prostu si nie dao. - W porzdku - odezwa si profesor Drzewiecki. - Opowiem ci o Jednostce Centralnej i o tym, co tam robi, niestety i na szczcie. Ale qui pro quo, Jack. Ty opowiesz mi o swoich snach. To znaczy pokaesz mi swj dziennik. Jack kiwn gow. - Zgadzam si. Przepraszam, e si uniosem. Profesor umiechn si tajemniczo i pogadzi Ann po doni. - W tych stronach to normalne Jack... i to mnie cholernie przeraa.

3.
Ogie w kominku trzaska wesoo, jak gdyby szydzc z ich ponurych nastrojw. W powietrzu wisiaa pena powagi atmosfera. Wystrj gabinetu profesora tylko t powag potgowa. - Mhmm... Tak! Jasne! Tak, oczywicie... - mamrota profesor przegldajac karty grubego dziennika prowadzonego przez Jacka. Kiedy skoczy czyta zatrzasn ksig i klasn w donie. - Gratulacje, Jack! To napisany w zasadzie w podrcznikowy sposb dziennik snw, taki z prawdziwego zdarzenia! - Mio mi to sysze - odpar Burnfield. Bo i co mia powiedzie. - Ale jedna rzecz mnie w nim przeraa... - cign profesor. - To znaczy? - Twj dziennik liczy jak widz, okoo pidziesiciu stron. - Tak. Co koo tego. - Czy wiesz, e uye na jego amach imienia Mondoe dokadnie siedemset dwadziecia osiem razy? To oznacza, e na kadej stronie wystpuje rednio okoo czternastu zwrotw na imi bestii. - Imi bestii? - Mondoe, Mondoe, Mondoe, Mondoe, Mondoe! - wylicza Drzewiecki, kadorazowo wskazujc palcem kade z wymienionych sw. - Wszdzie nic tylko Mondoe! To przeraajce, Jack, naprawd straszne! Przedmiotem naszego eksperymentu z dziennikiem, miao by wskazanie sw-kluczy, ktre pozwolioby ci zda sobie spraw ze stanu nienia! Tymczasem nie otrzymujemy tutaj nic, poza wymienianiem twoich obaw i lkw, zwizanych z t senn kreatur! Przez chwil Jack w ciszy analizowa jego sowa.

334

- Wiesz co to moe oznacza, prawda? - zapyta cicho Drzewiecki. - Mondoe nie zosta pokonany, co to to nie. Cay czas siedzi ci w gowie, tylko czeka, a znw zapadniesz w mniej lub bardziej wiadomy sen. ni ci si ostatnio? - Tak - przyzna Burnfield. - Widuj go w zasadzie w kadym nie, odkd opucie klinik. Przewanie przypatruje mi si gdzie w ciemnym kcie pokoju w ktrym jestem, albo goni mnie w milczeniu, kiedy ja uciekam, na przykad w jakim lesie. - przypomina sobie Jack. - Staram si jak mog, aby moje sny byy wiadome, ale nie zostawie mi ani kropli roztworu, a bez niego wiadome nienie jest takie cholernie trudne... - Interesujce... - wymamrota profesor. - Co takiego? - Nic. Przejdmy do mojej obietnicy. Jestem ci winien wyjanienia, odnonie mojej pracy w Jednostce Centralnej, prawda? - Prawda. - Warunek pierwszy: bez dyktafonu. Burnfield skin gow. - Zaatwione. - Warunek drugi: zachowujesz swj dziennikarski obiektywizm, Jack, wierz, e masz go jeszcze troch w zanadrzu. - noblista przypatrywa si Burnfieldowi z uwag. - Jasna sprawa - zgodzi si dziennikarz. - Czy moemy przej do meritum? Profesor rozsiad si wygodniej w swoim fotelu za biurkiem. - C, Jednostk wybudowano na obrzeach Golgoty kilka lat temu. Byo to tak: pewnego dnia do mojej kliniki przybyo kilkunastu facetw ubranych na czarno. To bya taka multinarodowa delegacja wojskowo-naukowa, jakie czternacie, pitnacie osb. Jaka poowa z nich to Polacy, poowa - Amerykanie. Zaproponowali wspprac, bez zobowiza. Niewiele mylc zaprosiem ich, do gabinetu, w ktrym wasnie teraz jestemy, na rozmow. I to by bd. Powinienem ich spawi, jeszcze przy drzwiach wejciowych. - Dlaczego? - zapyta Burnfield, kolejny raz podczas rozmowy z profesorem czujc, e nie musi pyta. Drzewiecki i tak mu powie. - Zoyli mi, jak to si mwi, propozycj nie do odrzucenia. Najpierw mnie skusili. "Wybudujemy tutaj wspania jednostk eksperymentaln, panie Drzewiecki". "Pracuj dla nas" mwili, "szansa rozwoju spektakularnej kariery" mwili. Kusili wspaniaymi wizualizacjami, obiecywali zdziesiciokrotnienie funduszy na moje badania... a wreszcie podpisaem z nimi umow na okres dziesiciu dugich lat. - Dlaczego chcieli wybudowa osobn Jednostk? - pyta Jack. - Nie mogli prowadzi tych bada w twojej klinice?
335

- Chcieli mie wikszy wpyw na to co bd robi - wyjani profesor. - Zatrudnili mnie tam, podpisaem najzwyklejsz w wiecie umow o prac. Od tej pory Jednostka Centralna przestaa by miejscem sucym mi. To ja staem si sucym Jednostki Centralnej. Dzi uwaam, e to tak, jakbym podpisa wasn krwi prawdziwy cyrograf... - Cyrograf? - powtrzy Burnfield. - Dlaczego? - Jeszcze nie rozumiesz? Musz wykonywa dziaania, ktre s sprzeczne z moj wol! To, co ka mi tam wyprawia, a ja musz si na to godzi, to przekracza pojcie ludzkie! To nie ma nic wsplnego z nauk, Jack! - wzburzy si po czym zawoa: - Mj Boe, jak ja auje tej decyzji! - Spokojnie, Adamie - stara si opanowa sytuacj Burnfield. - Dlaczego aujesz? Zamia si bez cienia wesooci. - W tamtych czasach moja renoma bya jeszcze nienadszarpnita, no moe nie cakiem, ale na pewno byo o niebo lepiej ni teraz. Po rozpoczciu z nimi wsppracy... c, rozejrzyj si. Zostaem praktycznie bez niczego. - O jakich dziaaniach wbrew twojej woli mwie? Drzewiecki spojrza na niego przepraszajco. - Nie mog, Jack. Tajemnica wojskowa, pastwowa i jeszcze kilka innych... Burnfield unis brwi. Nie taka bya umowa. - W porzdku - podda si profesor. - A jeli powiem ci, e na terenie Jednostki Centralnej prowadzone s badania psychiatryczne nad wpywem snu na uzyskiwanie informacji? - Uzyskiwanie informacji? - powtrzy Jack, znw zaciekawiony do granic dziennikarskich moliwoci. - Mwisz o przesuchiwaniu ludzi tak? Pokiwa gow. - Tak, ale nie tylko. W Jednostce prowadz... - poprawi si: - W Jednostce prowadzimy badania nad wpywem snu i jego braku na szeroko pojty wywiad i kontrwywiad. To wszystko brzmi troch ezoterycznie, nie sdzisz? - Wszystko co robisz w yciu zawodowym brzmi "troch ezoterycznie", Adamie zwrci uwag Burnfield. - Nie zmieniaj tematu. Co dokadnie badacie w Jednostce Centralnej? - Wiele rzeczy. Niektre z nich s niewinne. Wpyw snu czowieka na jego nastrj psychiczny i tym podobne. Ale jest te ta ciemniejsza strona. Badaj... badamy jak dugo czowiek jest w stanie wytrzyma bez snu i jak to wpywa na jego odporno psychiczn. Zadajemy pytania i udzielamy odpowiedzi. Nazywamy to wszystko Prbami. Jaki jest wpyw LSD i innych substancji psychoaktywnych na psychik czowieka pogronego we nie? Dlaczego opaca si wpywa na psychik przesuchiwanego w taki sposb, eby
336

mia koszmary senne? Jak najskuteczniej torturowa czowieka we nie i jakie wymierne korzyci moemy dziki temu osign... - To brzmi naprawd strasznie - skomentowa dziennikarz, cho powinien si nie odzywa, to jednak nie wytrzyma. Po prostu musia jako zareagowa na sowa Drzewieckiego. - O tak, Jack, bo to w istocie jest naprawd straszne - zgodzi si noblista. - Ci wszyscy ludzie... oni zaczli wariowa, moim zdaniem to si wymyka spod kontroli. To nieetyczne Jack, nie wolno nam tak postpowa. Mwi ci o tym tylko dlatego, e... e ju wkrtce wszystko dobiegnie koca. - Jak to? Co chcesz przez to powiedzie? - Cierpliwoci, Jack. Cierpliwoci. - Wspominae co o jakich Prbach. Co to takiego? - Nie mog powiedzie. - Obiecae! - Nie! - wykrzykn Drzewiecki. - Nie mog, Jack! Nie mog rozumiesz? Zabij mnie! Jack milcza przez dusz chwil. - W porzdku - rzek wreszcie dziennikarz. - Zostawmy to, na jaki czas do tego nie wracajmy. Dobrze? - Dobrze... - westchn Drzewiecki zaamujc rce. Wtedy to, nagle i niespodziewanie Jack Burnfield rozpaka si, po raz pierwszy, poza snem. To kompletnie zaskoczyo noblist, ktry przez chwil kompletnie nie wiedzia co powiedzie. Drzewiecki przypatrywa si jednak jego zom w penym szacunku milczeniu. - Adamie... - chlipa Jack. - Chciabym zada jeszcze jedno pytanie. Wtedy... wtedy zanim TO si zaczo, zanim przyby Mondoe... wtedy, kiedy rozmawialimy z moimi rodzicami... z Glori i Stanleyem... dlaczego nie traktowae ich jak myloksztaty? Bo to byy tylko myloksztaty, prawda? - doda z wtpliwoci. - Moi rodzice naprawd nie yj, tak? - Jack, Jack... mj drogi, nie podejrzewae chyba, e bd traktowa twoj matk, jak jakiego palanta w biaym podkoszulku, albo wrzeszczc murzynk z manekinem? Jack milcza, a profesor zrozumia, e w istocie Burnfield by peen takich wanie obaw. - Przyjacielu, wytatuowany motocyklista, ysy nazista w policyjnym mundurze, albo czyszczca manekina stara murzynka, to tylko myloksztaty. Tumaczyem ci to wiele razy, to tylko zbitki naszych wspomnie, wrzucone do miksera zwanego
337

podwiadomo. Ale twoi rodzice, Jack, twoja matka i ojciec... to zupenie inna para kaloszy. Naprawd wydawao ci si, e bybym w stanie by taki bezwzgldny wobec twoich rodzicw? - Ale oni nie byli prawdziwi! Byli myloksztatami! - Nie, Jack. Nie byli. Zazawione oczy Jacka rozszerzyy si w zdumieniu. - W takim razie czym... kim byli? Adam Drzewiecki pooy mu rk na ramieniu. - Byli wspomnieniami, Jack. Pomimo caej zoci, jaka midzy wami bya, pomimo tego caego gniewu, ktry spowodowa, e opucie rodzinny dom, zachowae jednak w swoim umyle ywe wspomnienie o nich. Wanie to, nie pozwala mi na traktowanie ich inaczej, jak ywych ludzi. - Ale oni nie yj! Adam Drzewiecki pokrci gow. - Nie, Jack, nie mog si zgodzi - zaprzeczy. - Twoi rodzice yj, cho tylko we nie. Nigdy, ale to nigdy nie postrzegaj ich jako martwych, bo to co martwe, jest skoczone. Dopki yj w tobie wspomnienia, Gloria i Stanley s tak samo ywi jak ty i ja. Zdj do z ramienia kajcego Jacka Burnfielda, obrci si na picie i wyszed z gabinetu.

3.
Fragment dziennika snw Jacka Burnfielda.

Miny dwa dni od czasu powrotu Drzewieckiego do kliniki. To by wieczr, kiedy Anna ju spaa. Bylimy w jego gabinecie. Profesor zacz swoj opowie, a ja mylaem tylko o tym aby wrci do ka. Nie suchaem Drzewieckiego. Kozetka, na ktrej siedziaem kusia zaniciem, jednak zmusiem si z niemaym trudem, aby utrzyma ciao w pozycji siedzcej. Powieki stay si cikie, a jaki zoliwy impuls nerwowy wsypa mi pod powieki kilka yek piasku. Cholera ycie bez snu na roztworze jest takie nudne. Dlaczego miabym zawraca sobie gow tym co dokadnie robi ze mn teraz ten cudowny rodek? Nie miaem pojcia w jaki sposb tajemniczy roztwr wpywa na moje euforyczne stany podczas snu. A jednak powodowa, e z lkiem mylaem od dniu, kiedy bd zmuszony poegna profesora.
338

- Mj Boe! - szeptaem do siebie w mylach. Dalsze sowa niosy si w gowie jak krzyk. Opuszczenie kliniki byo teraz najgorszym, co mogoby mnie spotka. Przeywanie snw wiadomych jest najbardziej szczliw chwil mojego ycia. Opisz to w reportau. Mam dziennik! Powinienem za to natychmiast otrzyma Pulitzera! Tak wanie mylaem, machajc nogami nad kozetk. Na myl o nagrodzie spojrzaem na noblist. Profesor porusza ustami, jednak nie docierao do mnie nawet jedno jego sowo. W chwili gdy przykutykaem z niemaym trudem do gabinetu profesora, a ten zacz mwi mi o rzeczach, o ktrych w adnym razie nie chciaem mie pojcia, czuem si jakby poalkoholowy kac mg sta si dla mnie upragnionym zbawieniem. Klimatyzator pracowa miarowo, wsplnie z komputerem i niewielk lodwk generujc jednostajny szum. Wydawao mi si jednak, e przelatuje nade mn rednich rozmiarw boeing. Usiadem na stereotypowej, skrzanej kozetce ala Zygmunt Freud, w zasadzie potulnie przysiadujc na jej brzegu, jakby starajc si by jak najmniej rzeczywistym. Minie zdaway si pali ywym ogniem, specyficzne uczucie krenia w yach dopiero co zdjtej ze mnie zimnej kroplwki powodowao nieprzyjemne dreszcze. Cho elektroniczny termometr przytwierdzony do klimatyzacji wskazywa, e w gabinecie profesora panowao kojce trzydzieci stopni, wydawao mi si, e panuje tu arktyczny klimat. Szpitalna piama na pewno nie pomagaa mi w zmienieniu tej myli. Miaem gsi skrk i czuem si tak, jak gdyby kto z uporem maniaka ku mnie po caym ciele setkami tysicy malutkich igieek. Jakbym dopiero co wyszed z przerbla. Ciao odmawiao posuszestwa, a zmcony brakiem roztworu i kokainy umys podsuwa wyrzuty sumienia. wiat rzeczywisty by ich peen. I to bolao najbardziej. Chrzani to, koniec z koksem przysigaem sobie w tej chwili. Naprawd staraem si nie oszukiwa swojego obkanego ja. Nie byem jednak gotowy na takie zobowizania. yy nie chciay przesta pon, a gowa wysiadaa z blu. W gruncie rzeczy cho winiem koks za mj stan, nie pragnem w tej chwili biaego proszku. Potrzebowaem roztworu. Teraz. Natychmiast, jak niczego innego. Roztwr, roztwr, roztwr Cudowne sny, wasny wiat czowieku jeste cholernym Michaem Anioem rzebicym swj pomnik. Koks jest Ci niepotrzebny! Po co bra kredyt, skoro ma si wszystkie pienidze wiata?

339

Mylaem w ten sposb, targany najwyraniej objawami odstawienia. Z wysikiem nakierowaem moje myli na przyjemniejszy tor mojego wspaniaego snu o Annie Kamiskiej, cudownej istocie o kruczoczarnych wosach, ktra powiedziaa do mnie: Co jeli wszdzie chciaabym ciebie, Jack? Jeste tu teraz, jestem te ja. A wic chciaabym ci to da. Co jeli tylko ty znaczysz cokolwiek? Chod do mnie natychmiast Burnfield! Zrbmy to tu i teraz! Po czym okrya nas wol niewidzialnoci i zacza caowa, szyj, tors. Wreszcie usta. To nawet nie bya prawda, byy to urojone wspomnienia pozbawionego zudze wariata na godzie. Ale takie byy fakty: podczas snu, kiedy znalazem si nagle w samym sercu Auschwitz, a wok rozpta si koszmar, wtedy wanie zdaem sobie spraw, e to ja jestem przyczyn tego wszystkiego. To ja spowodowaem, e Auchwitz pono jednym pomieniem, a potem targny nim wszystkie plagi egipskie w odwrotnej kolejnoci. Profesor powiedziaby pewnie, e dokonaem tego, pozbawiajc myloksztaty prawa do istnienia. Mwic ludzkim jzykiem zrzuciem ludzi z planszy, przestali istnie. Byo to mie i nowe dla mnie wadcze uczucie. Jak gdybym dysponowa boskim wiatrem i mg jednym skinieniem rki rzuca nimi na lewo i prawo, miota nimi a znikn lub nie, w zalenoci od mojej woli. To wanie dzie po tym cudownym dowiadczeniu stwierdziem, e bd w stanie stworzy swoje wasne miasto, moje Nemezis, pracujce na moj korzy wewntrz mojej boskiej psychiki. Mylaem dalej jak niewzruszony yciem wariat, ktrym z pewnoci wtedy byem. Mwi si, e wariatw nie charakteryzuj obkacze myli, tylko wanie to, ze nie zdaj sobie oni sprawy z wasnego wariactwa. Zgadzam si w tym w stu procentach. Chocia w zasadzie bo przecie dlaczeg by nie, uczyni tak aby dosta Pulitzera we nie! Kiedy czowiek zlikwiduje wiedz i potg, wyrzeknie si ich albo od nich umrze, powiedzia kiedy Emil Ciuran. O tak, zdecydowanie musz kontynuowa dzieo. ni jak najlepszy z krlestwa orienautw, sta si prawdziwym mistrzem sennej elity, i przey wreszcie wymarzone ycie w yciu. Moje marzenia, wszystkie moje marzenia zostay zrealizowane. Jedziem kadym samochodem jaki tylko byem sobie w stanie wyobrazi. Tworzyem w mylach wasne modele fordw i ferrari. Podobnie traktuj humanoidalne kobiety. Boe, ta pikna jak Penelope Cruz niada brunetka, te wszystkie dziewczyny epoki pinup girl. Nie potrafibym przesta ich pieprzy.
340

Przyznaem to w mylach z idiotycznym umieszkiem. A podobnych seksualnych maskotek mam cae stada. Do jasnej cholery, nie byo takiej laski ktrej nie mgbym stuka codziennie, lepiej i lepiej, mocniej i ostrzej, w jednej spord tysica luksusowych komnat mojego wasnego paacu. Porodku nalecego do mnie miasta, ktre od podstaw wybudowaem sobie we nie! Byem jednak skromny, i nie byo ono tak ogromne jak Pary czy Nowy Jork. Byo jednake o wiele pikniejsze. Jak dostojnie i monumentalnie, po prostu idealnie wyglda moje doskonae miasto, moje ukochane Nemezis! Perfekcyjne i oywione gwarem podnieconych gosw centrum, pene wspaniaych willi moich doradcw, partnerw i przyjaci. Stoi tam a jake mj paac, zajmujcy ca powierzchni wzniesienia, ktre cignie si a do dwustumetrowego klifu. Zota rezydencja jest tak przepotna, e spacer po niej zajmuje cholerne dziesitki godzin. Mylaem i mylaem bez ustanku, a doprowadziem do cakowitego, nie mogcego si skoczy stanu przepocenia si. Bya to prawda, co mnie optao. Wiele czasu zajo mi zapamitanie rozkadu wszystkich cudownych pomieszcze, ktre umieciem sobie za kadym spord tysica dwustu czterech drzwi mojej posiadoci w sercu kraju o wygldzie Sycylii, zawsze skpanej w wietle zachodzcego soca. Dostawaem dreszczy ze szczcia, kiedy otwieraem ukochane dbowe drzwi Zachodniego Skrzyda mojej posiadoci. Jest to wyjcie na taras, z widokiem na pierwszoplanowy pikny park peen wspaniaych, wyselekcjonowanych podmiotw, ktrych wypatruj przechadzajc si po miecie i porywam do mojego paacu na zawsze. Stadko humanoidw i humanoidek doskonaych. Nigdy nie opuszcz ju mojego parku, jak banda flamingw ogrodowych. Flamingi bya to grupa pidziesiciu, moe szedziesiciu ludzi. Stoj w moim parku zawsze, a kiedy tylko si tam pojawiam witaj si ze mn czule, umiechnici od ucha do ucha i zadowoleni ze swojego ycia, ktre nawet nie istnieje. I oczywicie reaguj z cholernie rozbrajajc szczeroci na moje potrzeby szczcia, dz rozmowy z drugim czowiekiem, czy pragnienie seksu. Ci pseudoludzie s moimi nadmuchiwanymi lalkami, ba! to aosne kukieki na linkach. Ale w czasie snu to wanie pociganie za sznurki sprawia ci tak wielk rado, wic zaangauj si bardziej idioto! Mylaem ju tylko swoimi dzami.

341

Gd snu, poczony z godem za roztworem by nie do zniesienia. Odczuem jednak lekkie uczucie wstydu. W mojej gowie odzywa si jednak rwnie, cho rzadko gos sumienia: Bdc w peni szczerym w twoim miecie zwanym Nemezis jest co czego si wstydzisz Jack. Wiesz o czym mwi, kochany, nie udawaj. Dzielnica ludzi-drobin, twoi malutcy niewolnicy. Dolna Warstwa cudownej arkadii, wstydliwsza poowa miasta istniejcego w twojej gowie, mieszczca si w dole dwustumetrowego kanionu. Dolna Warstwa, o ktrej mylaem, bya kujc w oczy, cho konieczn dzielnic mojego miasta. Dlatego umieciem j kilkaset metrw niej od paacowego raju w mojej gowie. Nemezis, jego architektura, estetyka i klimat to trudne w interpretacji miejsce mojej psychiki. Istniao tylko w mojej gowie, i dotychczas sowem nie zajknem si Drzewieckiemu, o jego istnieniu. O nie, moje miasto byo zbyt cenne aby si nim dzieli. A dzielnica-fabryka w mojej psychice cho bya miejscem wstydliwym c, ten burdel by w istocie kuni mojego ycia. Patrzc na harujcych niewolniczo ludzi odczuwaem potg. Kopali rowy, aby pniej je zasypywa, przerzucali kamienie z jednej strony na drug, w nieskoczono. Banda Syzyfw, ktrych energi si karmiem. Byli moj wasnoci. Istnieli jako wytwr mojej wiadomoci, wic traktowaem ich jak zasb, nie jako ludzi. Podejcie do myloksztatw jak do spraw to tylko kwestia porzucenia uosobie usyszaem w gowie sowa Drzewieckiego. Realizujc zamiar samospenienia swoich egoistycznych potrzeb, przez uwizienie moich pseudoludzi i nakonienie ich do pracy powodowao, e od kilku nocy, zamiast kolejny raz rozkoszowa si najbardziej luksusowym yciem jakim mogem sobie wymarzy, przylatywaem w sennych marzeniach do Dolnej Warstwy z oddziaem moich pomocnych, ochroniarzy i nadwornych. Na miejsce przybywalimy wielkimi, czerwonymi helikopterami ze migami dugimi na dwadziecia metrw i z ogromnymi herbami mojego miasta na bokach. A gdy pilot ostronie zlatywa do Dolnej Warstwy Nemezis zbieraem si w sobie, staraem si by znw rzeczowy, chodny i diabolicznie skuteczny. Dziao si tak jednak tylko wtedy, kiedy odczuwaem siln potrzeb gardzenia podmiotami, ktra pomagaa mi traktowa pseudoludzi zgodnie z funkcj do ktrej zostali przeze mnie stworzeni: do pracy.

342

- Pamitam oczywicie przez cay czas, e humanoidy nie s ludmi. usprawiedliwiaem si, jednak sumienie gryzo mnie czasem bolenie w wiadomo. Gdybym myla inaczej bybym pieprzonym potworem! Niczego nie byem pewien tak bardzo, jak tego, e nie byem ju pewien niczego. Przynajmniej poza snem. Dolna Warstwa. Moje miejsce wyklte. Stworzona przeze mnie spodnia paszczyzna Nemezis, pena niewolniczej pracy wszystkich sztucznych kobiet i mczyzn. Odzianych, oczywicie w pomaraczowe, wizienne uniformy. Miay one tylko jedn funkcj, miay przypomina mi, za kadym razem kiedy nachodzi mnie cho cie wspczucia, e nie mam do czynienia z ludmi, lecz z wytworami. - Ci nibyludzie nie byli prawdziwi i nie mog o tym zapomnie nawet na chwil. Nie wolno mi! potarem obolae skronie czubkami lodowatych palcw. Pomogo, ale tylko na sekund. Ludzkie, to znaczy pseudoludzkie mty tkwi w mojej psychice, pracujc bez wytchnienia nawet na sekund nie przestajc. A robi to wszystko na mj rozkaz, aby speni wszystkie moje cele, pragnienia, a nawet talenty! Jednak z czasem, co nie byo w sumie zbyt trudne do przewidzenia, moja Dolna Warstwa staa si dzielnic przeludnion, na ktr patrzaem mimo wszystko i z uporem maniaka jak na wyjtkowo sprawn jednostk wojskow. - Z prawdziwym narcystycznym podziwem i susznie! umiechnem si do siebie w duchu, jednak umiech ten przypomina bardziej dziur w twarzy, ni cokolwiek innego. - Bo przecie moje terrarium pene jest tych maych mrwek, tych ledwo widocznych goym okiem pracujcych drobinek, nazywanych przeze mnie pieszczotliwie mrweczkami entuzjazmu, radoci i erotycznych odlotw. A mrwek si nie zabija, po prostu dociska si je palcem i zgniata na miazg, nie pamitajc o nich w nastpnej sekundzie. Wydaje mi si, kurwa byem pewien, e mj umys zosta zmcony. Nie byem ju Jackiem Burnfieldem, ktry przyby do Drzewieckiego, dziennikarzem, ktrego jedynym problemem by brak pienidzy, uzalenienie od kokainy i dziewczyna, ktra popenia samobjstwo. W tym nowym Burnfieldzie panowaa jaka nieopisana wczeniej potga, bdca jednak sztuczna i obca. Ale kiedy tylko wracaem do sennej rzeczywistoci wszystko znw wydawao mi si takie oczywiste: Te ludzkie drobiny s moj energi, miliony humanoidw istniejcych w mojej gowie haruj cik prac na moje nowe cudowne ycie. ycie ich pana, krlewski ywot boga wasnych snw!
343

Mylaem tak, siedzc na kozetce naprzeciw profesora i drapic nerwowo lew rk. Przypominaem wtedy schizofrenika podczas napadu lku. Coraz czciej miewaem takie wanie myli szaleca optanego godem. Tak, byem optanym przez z si wariatem, mylaem jak chory psychicznie. By to jednak tylko efekt uboczny mojego mylenia podczas snu. Kocz swoj terapi profesorze, czas na sen pomylaem, prbujc si przecign. Nic z tego, minie odmawiay posuszestwa domagajc si odpoczynku po moich szalonych wyczynach. Znw pomylaem o Kamiskiej stojcej przede mn nago, pod zason niewidzialnoci. Nowy Jack Burnfield, wadca snw, ma jeszcze wiele rzeczy do zaatwienia po tamtej stronie Tymczasem naukowiec pogry si w wywodzie, ktry najwyraniej wydawa go bardzo podnieca. Mwi teraz, a w zasadzie wyrzuca z siebie sowa z ogromn szybkoci. - Ayahuaska, czyli uywany w dungli przez poudniowoamerykaskich Indian napj! wykrzykn z dum. Pokazywa mi jaki skomplikowany diagram na ogromnym monitorze. - Nazywany przez niektrych pnczem duszy, jest w istocie jednym z najsilniejszych rodkw halucynogennych na wiecie! Jeszcze do niedawna tylko najwysi guru plemienni mogli zaywa magiczny pyn, aby pniej w objciach upalnej nocy mc poddawa si mistycznemu transowi powiedzia patrzc na mnie, jednak jak gdyby mnie nie dostrzegajc. Starszy pan ywo gestykulowa domi i rkoma, pokaza mi ju nimi pncze, dusz, ziemi i cay czas macha palcem w moim kierunku. - Odbywany w cakowitych ciemnociach narkotyczny seans w samym sercu dungli, jeszcze kilkadziesit lat temu owiany by aur grozy i tajemniczoci mwi do mnie teraz stukajc zaciekle w klawiatur. Mj kompletnie nie zainteresowany tematem umys nie by ju najwyraniej umysem dziennikarza. Ledwo zwrciem uwag na zdjcie Indianina, umalowanego jakim botem, ktre Drzewiecki pokazywa mi na komputerze. Kontynuowa on jednak z pasj: - Wizano ayahuask z rytualnymi mordami, a niejednoznaczne plotki o kanibalizmie w gbi peruwiaskich dungli tylko pogbiay wszystkie lki i obawy przed nieznanym. Relacje wiadkw, przedstawicieli kultury zachodniej s jednak jednoznaczne: potny narkotyk ma ogromn moc terapeutyczn, ma bowiem niezwyke

344

moliwoci zmiany postrzegania wiata, i to nawet po jednokrotnym zayciu, do koca ycia. Co takiego widzieli ludzie, ktrzy zetknli si z ambrozj? spyta retorycznie. Nie odpowiedziaem. - Krtko mwic wystarczyo raz wypi z niewielkiego drewnianego naczyka okropnie gorzk ciecz, aby po stosunkowo krtkim czasie zetkn si oko w oko, ze wszystkimi swoimi lkami i pragnieniami. Aby rozmawia z Bogiem, Jack! Profesor zaangaowa si w opowie tak bardzo, e nawet nie spostrzeg, e wsta z fotela i rozpocz entuzjastyczn wdrwk wok niego, w jedn, a potem w drug stron. Cay czas nie przestawa gestykulowa. - Cz spord nielicznych ludzi na wiecie, ktrzy mieli sposobno zay ten tajemniczy rodek, utrzymuje zgodnie, e ayahuaska wyzwolia w nich, oprcz caej kaskady fraktali poruszajcych si rytmicznie jak w magicznym kalejdoskopie, posta widmowej kobiety. Interpretowano ducha na wiele sposobw, robili to gwnie podrnicy bdzcy wewntrz siebie pod wpywem eliksiru szalestwa, goszczeni przez szamanw w peruwiaskich dunglach. Co w zasadzie skonio tych ludzi do wielodniowej wdrwki przez upalne i wilgotne dungle? Czy przywioda ich moc ayahuaski? Prawdopodobnie powody byy bardziej prozaiczne i w przeciwiestwie do tego co mwili wodzom plemiennym, chcieli dozna po prostu, jak by to pan okreli potnego tripu, na potrzeby reportay telewizyjnych, albo artykuu w gazecie. Zapowiadao si na naprawd konkretny wykad. Szkoda tylko, e nie byem w stanie nic zapamita. Profesor mwi dalej: - Byli te oczywicie ci bardziej natchnieni, garstka osb prbujcych narkotyku w ramach terapii. Ludzie przez wiele dni bdzili w dungli wynajtymi autami terenowymi, a docierali pod kilka skleconych z desek i odpadw chat, umownie nazywanych wiosk. El bueno! Prowadzono ich w dungl, za dobre pienidze, biali ludzie byli bowiem skonni zapaci ogromne sumy pesos, byleby tylko dostpi zaszczytu poznania dostojnej ayahuaski. I jej kapana, odprawiajcego tajemne mody w umalowanej na biao twarzy, niewtpliwie stanowicej walor turystyczny. Drzewiecki chyba nawet nie zorientowa si, e kry po gabinecie jak autobus po miecie. - Sam duch tego wywaru widzialny przez kilka chwil w samym rodku narkotycznego haju, interpretowany by rnorako. Jedni mwili e to sama Shiwa, drudzy e to przecie Matka Boska. Ci z Australii, ludzie w dugich wosach z dziwnym akcentem, byli raczej skonni przyzna, e chodzi tu o uosobienie nirwany. Widziaem to
345

na wasne oczy, byem w dungli p roku temu. To, czym jest duch ayahuaski, jako czowiek nauki pozostawiam indywidualnemu wiatopogldowi. rozoy ramiona Drzewiecki. - Wszyscy zaywajcy pncze duszy i doznajcy wizji kobiety utrzymywali, e bya ona silnie zwizana z natur, utosamiona ze wszystkimi ywioami i szepczca cicho na ucho tylko kilka sw: jeste bezpieczny. Jeste caym wszechwiatem. Do tej pory nie zwracaem zbytniej uwagi na sowa profesora, tak jakby kazano mi zosta po lekcjach u dyrektora szkolnego. Moje myli oprcz wizji mojej wasnej niezmierzonej potgi byy zwizane, podobnie jak w przypadku objaww zatrucia alkoholem, z ciep pociel i kilkunastoma godzinami leczniczego snu. Profesor gada i gada. Nie przerwaem mu ani sowem, gdy tak mwi bez przerwy. - W rzeczywistoci terapeutyczne waciwoci ayahuaski byy podwaane za kadym razem, kiedy tylko zjawia si czowiek zachodu, utrzymujcy, e cho nigdy w yciu nie by pod magicznym wpywem zawartych w pynie inhibitorw, bdzie stara si wypleni narkomani z plemiennych rytuaw. Aha. - I cho pncze duszy wpisane jest na dobre w kultur ycia tych ludzi, w dungli znalazo si wielu takich, ktrzy chcieli zmie wywar z mieszanki unikalnych rolin z powierzchni ziemi raz na zawsze. Czasy zmieniy si jednak, a ludzie, cho nigdy nie przyznaj tego przed sob nawzajem, uwielbiaj narkotyki w kadej postaci. W czasach obecnych moemy mwi o odrodzeniu ayahuaski z ca jej unikaln moc, i to nie tylko w szamaskich szaasach, gdzie na polanach wrd peruwiaskich drzew, ale w zasadzie na caym zachodnim wiecie. Duch ayahuaski przetrwa, Jack! Duch ayahuaski przetrwa. Te sowa docieraj do mnie jako ostatnie, a z panujcej w gabinecie ciszy zdaem sobie spraw dopiero po duszej chwili. Podnosz gow: Drzewiecki krzta si po swoim gabinecie, otwierajc kolejno szuflady w komodach, swoim sekretarzyku i przepastnym biurku. Wreszcie znajduje to czego szuka. Wyjmuje z kilku skrytek wygldajce jak ogromne porcje marihuany, potnych rozmiarw pakunki prniowe z zielonymi zioami. Tajemn natur substancji znajdujcych si w foliowych opakowaniach oznajmiay ju same nazwy, wypisane na podniszczonych etykietach: A-12-Quichua, A-00-Selk'nam, A-03-Pirah.
346

Spogldajc na tajemniczo nazwane susze zioowe pomylaem o marihuanie wypalonej w cigu caego mojego ycia. Byoby mio znw zapali skrta, za dzieciaka spaliem tego pewnie z kilogram, jeli nie wicej. Jeeli chodzi o moj przygod z tetrahydroksenobinolem mona powiedzie, e zielsko wpisao si w moje ycie, na podobnej zasadzie jak palenie tytoniu przez innych. Stao si po prostu jednym z urozmaice kulawej codziennoci. Jointy byy dobre, a wiat wspaniay. Ziela miay wspaniae waciwoci regenerujce poprzez gbokie odprenie. Kto nie lubi usi sobie na fotelu i przypali skrta, rozmylajc moe nieco zbyt intensywnie, jednak z pen satysfakcj, o sprawach tego wiata? A jednak siedzc teraz w ogromnym skrzanym fotelu znajdujcym si naprzeciw biurka profesora Drzewieckiego i patrzc jak gotuje on pod niewielkim ogniem wod, nie potrafiem si zrelaksowa. Uywajc mniej dyplomatycznych okrele byem zesrany a do nudnoci jak mae dziecko. Mam wypi jaki wywar? pomylaem i natychmiast wybucha we mnie panika. Uwierzcie w takim stanie od narkotyzowania si jeszcze jedn szalon substancj narkotyczn profesora Drzewieckiego wolelibycie pikowa w stron ziemi najszybszym, pieprzonym F-16 wiata. Pomimo wszystko trudno byo mi nie przyzna e skurwysyn ma efekty. Cholera, on mwi przed chwil o zayciu najpotniejszej na wiecie substancji. To nie brzmi dobrze. To na pewno nie brzmi kurwa zachcajco - mylaem, patrzc z niepokojem na drewniane i bardzo sfatygowane naczynie oraz podobnego stanu tuczek, ktre profesor wystawi z namaszczeniem na biurko swojego gabinetu. Laureat nagrody Nobla rozpocz rozbijanie zielonych odyg na miazg, a robi to bez wikszej ceremonii uderzajc tuczkiem o biurko. eb pulsowa mi od haasu jak podczas imprezy techno. Rzyga chciao mi si nawet gdy patrzaem przez chwil na wygaszacz ekranu, na monitorze komputera profesora, ktry animuje trjwymiarow bry, wyginajc j we wszystkich moliwych kierunkach. Po chwili haas tuczenia odyg ustaje, ale ulga nie nadchodzi, epetyna boli dalej. Kiedy profesor przygotowuje wywar rozgldam si z niepokojem po gabinecie. Nowoczesny sprzt Drzewieckiego kontrastowa z antycznymi meblami i wystrojem pomieszczenia, w ktrym si znalelimy, a ju na pewno wyda mi si absurdem w zestawieniu z wyobraeniem o szamaskich szaasach, rozmowach z duchami przodkw i mentalnej podry, podczas ktrej zrozumiem wedug

347

Drzewieckiego, e LSD nie jest wcale najpotniejsz substancj psychoaktywn na wiecie. Co, jeli postradam zmysy? Czy ufam temu czowiekowi na tyle, aby kolejny raz odda mu w posiadanie wasn psychik? przyznam, e rozwaaem moliwo ucieczki, w mylach obliczaem ile w takim stanie zajoby mi dotarcie do drzwi. No i czy nie zrzygabym si po drodze? - W peni rozumiem, jeli ma pan wtpliwoci, jednak prosz si nie ba, terapia ayahuask wyleczy pana z uzalenienia i wyprowadzi z objaww odstawienia profesor podszed do mnie, i pooy mi rk na ramieniu. - Przejdziemy wtedy do pracy na roztworze, i wkrtce osigniemy wielki sukces, wieczcy moj prac, nad wiadomym nieniem. Pan odstawi kokain i rozpocznie prac nad reportaem. Qui pro quo. Bdzie pan zna prawd, bdzie pan mg j opisa. Wtedy wycofam si ze wszystkiego powiedzia w zamyleniu. Nie wzbudzio u mnie wikszych emocji wyznanie profesora. Wtedy zdenerwowany przed psychodeliczn wizyt w krainie czarw Alicji nie wiedziaem, e noblista mwic o wycofaniu si ma na myli nie tylko swoj karier naukow. - Cao potrwa troch czasu, ale po wszystkim dostanie pan roztwr wypowiedzia magiczne sowa. - Mj Boe, wyglda pan na wykoczonego. Wszystkie moje wtpliwoci ustaj. Stary czowiek patrzy na mnie wzbudzajc sympati ufnym spojrzeniem. W rku trzyma ju drewniany kubek z parujcym wywarem.

3.
Kilka sw prawdy naley si Burnfieldowi wanie w tej chwili, o tak. Zaywajc ayahuask, najpierw yk za ykiem, a potem jednym szybkim haustem, Jack poczu si, jak gdyby po raz kolejny traci dziewictwo. Kobiety, a cilej mode i niezwykle liczne dziewczyny w yciu Burnfielda to pasjonujca historia. Przedziera si on bowiem w prdkoci torpedy, przez niedostpne przecitnym mczyznom cieki bdnego romansu, rozpalajcej mu krocze namitnoci i uwielbienia. Swoje wasne dziewictwo straci w wieku pitnastu lat, i cho do dzi nie mg sobie za nic przypomnie imienia tej dziewczyny (wiedzia jednak, e brzmiao jak...

Daisy? Debbie? Dorris?) doskonale pamita za to okolicznoci tego pamitnego


wydarzenia.
348

Byo to w roku 1997, konkretniej w czerwcu, kiedy rok szkolny mia si ku kocowi. Lato uderzyo ju wszystkim do gw i to mocniej ni najmocniejszy z alkoholi, ktre pili w tamtych czasach, kadego popoudnia, gdzie na awkach w parku, albo w zrujnowanych pustostanach na obrzeach dzielnicy. Burnfield jeszcze nie jako wykadowca, a jako kudaty i obwieszony wiekami ucze amerykaskiej szkoy, prbowa przez cay tydzie namwi swoj dugonog partnerk taneczn, do radosnej kopulacji najlepiej jeszcze przed, lub co najmniej w trakcie balu. Od pocztku wiedzia, e adna dziewczyna nigdy nie zdejmie majtek sama z siebie i nie zajmie si jego dojrzewajc mskoci z odpowiednim zaangaowaniem ot tak. Dziewczyny nie bd do niego lgny tabunami tylko dlatego, e ma bogatych staruszkw, sucha Gunsw i gra troch na gitarze. O nie, jeli chce uprawia seks z taczc z nim na balu maturalnym Daisy-Debbie-Dorris, Jack musi zaj si t kwesti osobicie, najlepiej jak potrafi. Co oczywiste nie mia zamiaru wzorem swoich aosnych kolegw wtyka nic swojego w grube i brzydkie dziewczyny, ktre potrafiy rozoy nogi niemale w sekund po magicznych sowach "bzykasz si?", tak samo jak wybi sobie z gowy korzysta z usug prostytutek, ktre w latach dziewidziesitych stay na co drugim rogu. Interesowaa go tylko pierwsza liga kobiecej spoecznoci: pikne, opalone i mocno pomalowane, starsze od niego o kilka lat dziewczyny na widok ktrych jego kumple z klasy mogli chcie si co najwyej masturbowa, gdzie w szkolnej azience. Kobiece krgoci starszych od niego koleanek ze szkolnej druyny cheerleaderek doprowadzay go do gorcej pasji. Zamierza udowodni sobie i nikomu innemu, e jest w stanie to zrobi z Daisy-Debbie-Dorris ju za par dni. To dopiero byoby co! Wiedzia to na sto procent, by pewien, e jest w stanie przespa si z pikn piersiast tancerk ju w cigu nadchodzcego tygodnia. Pi z ni. Pali papierosy. I uprawia ostry, jak na jego nastoletni rozum seks z yw doskonaoci, ktr jakim cudem udao mu si zaprosi na bal i to w ostatniej chwili zanim zrobi to jego kolega Mick, szkolny bzykacz wszystkiego co miao ttno. Zdjby jej majtki i zobaczy wreszcie jej liczny nagi tyeczek, a potem... och, to byo takie przyjemne myle o tym, zajby si nim jak prawdziwy facet, a nie sztucznie i mechanicznie, jak wszystkie te mskie gwiazdy porno ktre widywa na filmach pornograficznych na kasetach od Micka.
349

Cholera, zajby si tym piknym orzeszkiem odpowiednio. Wtedy mody Jack byby ju na zawsze przekonany, e jego ycie moe by dugim pasmem niekoczcych si erotycznych przygd, na ktre przecie zasuguje. Nie wiedzia wtedy jak bardzo pomyli si w swoich przekonaniach. Na razie jednak pozwlmy zazna modemu Jackowi kilku chwil szczcia. Zbuntowany, cho nadzwyczaj inteligentny nastolatek Jack Burnfield mia w gowie swoj dokadn map do majtek dziewczyny, bezbdny plan, ktry uoy sobie w gow w niedziel wieczorem: - Daisy? Daisy! - przyjmijmy, e tak miaa na imi, cho Burnfield jeszcze dugie lata by zdania, e z ca pewnoci nie bya to Daisy. Co bardziej jakby... jak Derris? Albo Debbie?... - Daisy!!! - krzykn trzeci i ostatni raz, przebijajc gos przez dwiki jakiego wyjtkowo patetycznego kawaka. Dziewczyna nie przestawaa obraca si szybciej i szybciej. Nastoletni Jack znalaz j wreszcie po dugich poszukiwaniach na terenie caej szkoy, samotn obracajc swe pierwszorzdne ciao w tacu penym podskokw i piruetw. Jej piersi chciay przy tym wyskoczy z obcisego do granic moliwoci podkoszulka, wystrzeliwujc przy tym wszystkie guziki dekoltu w kosmos. - Czy mogaby przesta wiczy swj taniec i posucha mnie przez chwil? zapyta Jack dziewczyn, podchodzc do starowieckiego magnetofonu, ktrego widok doprowadziby wikszo wspczesnych dzieciakw do spazmw miechu. Zero reakcji z jej strony. Niewiele mylc wyj tam z przegrdki w magnetofonie i przez chwil bawi si ni w rku. Zauway, e cho przerwa dziewczynie trening w do brutalny sposb, ta nadal nie okazywaa jakichkolwiek oznak gniewu czy zoci. To dobrze. Jej anielsk twarz rozwietlay promienie soca, pynce z dziesitek, maych okratowanych okienek, powyej trybun okalajcych due boisko, na ktrym teraz stali. Chopak podziwia przez chwil wspaniay wietlny spektakl na jej twarzy w niemym zachwycie. Czas stan na chwil w miejscu. Burnfield musia przyzna, e cho nie zamienili jeszcze ani jednego sowa, to ju bardzo si podnieci. - Jack? Czy co si stao? - zapytaa ze szczerym zainteresowaniem Daisy. Przypatrywaa mu si ze stoickim spokojem, a po chwili zacza obraca w palcach kosmyk wosw.

350

- Tak. To znaczy... chciabym wiedzie czy chcesz pi ze mn Jaggermaistera przed balem - wypali Jack. - Mickey mwi mi dzisiaj, e wykombinowa jak wnie na sal alkohol... pono wystarczyo tylko par kaset ze starym, dobrym country nagranym dla wonego Tibbitsa. Dziewczyna rozemiaa si, a jej pokrge piersi nie przestaway jej si trz. Tu-dum, tu-dum, tu-dum Opanuj si, Jack! - Mj drogi, nie uwaasz, e Jagger na terenie szkoy moe si skoczy surowymi konsekwencjami? - zapytaa kokieteryjnie Daisy, doskonale markujc ton Freda Wozniaka, surowego do granic moliwoci dyrektora ich szkoy. "Mj drogi" o Boe prosz, powtrz to raz jeszcze! - pomyla wtedy nastolatek, czujc e co niezwykle przyjemnego rozkwita mu pod sercem. Odpar jednak niemal od razu: - Jeeli Mick nie zacznie wymiotowa ju przy pierwszym tacu to nic nam nie grozi. Pomylaem nawet o gumach - doda Burnfield bezczelnym tonem, radujc si przez chwil zmieszaniem na jej twarzy i... wycigajc z kieszeni wypowiaych jeansw paczk mitowych winterfreshw. Umiechna si do niego. I nie przestaa bawi si ani na sekund tymi cudnymi blond wosami. - No nie wiem... - zastanawiaa si na gos nastolatka. - Nie chciaabym eby Wozniak... Na to Burnfield by ju przygotowany: - Bal jest ju po otrzymaniu wiadectw, Daisy. Formalnie nie bdziesz ju uczennic tej szkoy... - Ale ty bdziesz uczniem tej szkoy jeszcze rok, Jack! - zawoaa z trosk. - Co jeli stary Fred zauway, e bawimy si podejrzanie dobrze, pjdzie do kibla i zastanie tam pust flaszk po likierze albo Jaggerze? A potem podejdzie do nas, zobaczy nasze czerwone pyszczki, a trybik wreszcie zaskoczy w jego gowie i po minucie wywali ci na zbity pysk, zanim zdysz powiedzie "alkohol"? - Nie przejmowabym si tym. - Jak to? - zapytaa. - Daisy nawet wywalenie ze stu tysicy szk na caym wiecie jest warte taczenia z tob na balu po pijaku - odpar Burnfield, robic do niej min. Zarumienia si uroczo, nie rozemiaa si jednak. - Dzieciaku - mrukna, podchodzc do niego. Jej piersi byy ju tylko jakie dwa cale od torsu diablo podjaranego nastolatka. - Zdajesz sobie spraw jaki jeste... sodki?
351

Erekcja w spodniach Burnfielda niemal rozszarpaa mu jeansy na strzpy. A jeli zwariowa i cay ten flirt istnieje tylko w jego wyobrani? A jeli Daisy zauway twardo w jego majtkach, uderzy go w pysk i wybiegnie z paczem z sali gimnastycznej? Wali to. - Nie - odpar szybko. - Zdaj sobie spraw, e mam teraz ochot... to znaczy my moglibymy moe... - Jack? - przerwaa mu. - Sucham? - Chcesz si ze mn pieprzy, prawda? wiat zawirowa, kiedy spyna na niego kropla nowej mioci. Ognistej jak trzysta butelek Mickowych, c Jaggerw. Obja go z tak si, e straci dech. W cigu tej samej sekundy wsuna swj sodki jzyczek pomidzy jego wargi. Nigdy nie poszli na bal. Podczas gdy cay rocznik absolwentw taczy walca, oni w tym czasie zajci byli przerabianiem wszystkich znanych im pozycji seksualnych przy wszystkich znanych im utworach Aerosmith, w domu rodzicw Daisy. Amazing.

4.
Jack wrci na kilka sekund do rzeczywistoci, zanim mia pogry si w odmtach wasnej podwiadomoci. Ayahuaska ju dawaa o sobie zna. Rozejrza si po gabinecie noblisty. Profesor przyglda mu si w z uwag, a on pomyla po raz setny w yciu, e kady dzie przynosi nowe uczucia i nie ma czego takiego jak magazyn szczcia. Chcia powiedzie profesorowi o tym, e wywar chyba zacz ju dziaa. Nie by jednak w stanie wydusi z siebie sowa. Poczu, e znw traci dziewictwo, wraz z piknym duchem szamaskiego wywaru, kiedy zacz odpywa. O ile po wejciu w pierwszy wiadomy sen o nazistowskim obozie zagady na Jacka czekay przede wszystkim bardzo ze wizje ptakw z powykrcanymi dziobami i odgosy paczcych dziewczynek, o tyle wejcie w stan halucynacji pod wpywem ayahuaski odby si w jego przypadku bardzo spokojnie i... naturalnie.

352

Wspomnienie wejcia w mski etap ycia (poprzez wejcie w pikn Daisy) stao si pod wpywem pncza duszy tak ywe, jak gdyby miao miejsce dosownie przed minut. Jack, cho jeszcze na tyle trzewy aby rozrni wspomnienie sprzed lat od rzeczywistoci, widzia oczami wyobrani kady szczeg licznego ciaa blond tancerki z tak dokadnoci, e jego odczucia nie rniy si od tych, jak gdyby faktycznie pieci swoj wybrank, znw rozgrzewajc si niemal do czerwonoci. Jack zamrucza z przyjemnoci, co zdarzyo mu si w towarzystwie innego mczyzny pierwszy i jedyny raz w yciu. Obrzydliwe! Potem przypomnia sobie wszystkie inne swoje dziewczyny. Burnfield posiad ju jako dorosy mczyzna dziesitki kobiet. Najcieplej spord wszystkich piknych i mniej piknych przedstawicielek pci przeciwnej wspomina pitnastoletni dziewczyn z Queensbridge, Cynthi Jones (tak si przynajmniej przedstawiaa) - nieletni prostytutk, z ktr wszed w iluzj jako takiego zwizku, opierajcego si gwnie na wymianie pynw ustrojowych i napdzanego koksem seksu. Jack Burnfield z niekaman przyjemnoci oddawa si czynowi lubienemu, nie nauczy si jednak, e przechwaki tego typu faktami kocz si najczciej bjk. Cho to sowo zbyt delikatne na okrelenie skopania Burnfiela niemale do nieprzytomnoci, gdzie na zapleczu baru na Queens, w najciemniejszym zauku Nowego Jorku, przez band wciekego alfonsa tej dziewczyny. Byo to tak

5.
Jack znajdowa si w jedynym barze w Queens, ktry mu odpowiada. Idealne miejsce dla kogo takiego jak on, porzucajcy swoich rodzicw mody wykadowca, samotny gryzipirek-amator, nie liczc swojej prostytuujcej si dziewczyny, sam jak palec w Wielkim Jabku. Idealny bar? Oznaczao to mniej wicej tyle, e nie dao rady znale brudniejszych szklanek, taszych drinkw i bardziej szemranego towarzystwa w caych Stanach Zjednoczonych. Dochodzia pnoc, a w barze znajdowa si jaki tuzin osb, nie liczc waciciela i barmana w jednej osobie, oblenego typa ze szklanym okiem, cierpicego na zesp Tourettea.

353

W jego przypadku choroba objawiaa si tym, e grubas nie by wstanie wypowiedzie dwch zda, nie rzucajc przy tym swojego rozmwc piciofuntowym stekiem przeklestw. Co w takich miejscach jak to, koczyo si zadym co drugi dzie. O dziwo jednak w spelunie panowa dzi wzgldny spokj. Kby dymu tytoniowego spowijay brudn i ledwo owietlon sal. Dwch kompletnie pijanych mczyzn w rogu usiowao gra w bilard, nie przeszkadzao ju im nawet to, e biaa bila zagina w tajemniczych okolicznociach kilka lat temu. Z dogorywajcej szafy grajcej po lewej stronie od jedynego okna pyny dwiki piosenki Kid Rocka:

Break out the whiskey, And a bottle of wine. Take your shirt off bitch, And chop me out a line.

- Ej kole! usysza za sob tubalny gos, kiedy koczy kolejnego ostatniego ju dzisiaj drinka z polsk wdk. Jack odwrci si i zamar. Za jego plecami zgromadzia si wataha wilkw. I cho oczywicie to tylko metafora gangsterzy ktrych ujrza w istocie przypominali bardziej stado wciekych zwierzt. Czworo czarnoskrych gangsterw, odzianych w bluzy z kapturem i szerokie spodnie, patrzyo na niego z nienawici. I cho trjk z nich widzia po raz pierwszy w yciu, ostatniego spord bandy, najwyraniej ich przywdc pozna od razu. Paulie Davies, obwieszony zotem gangster zdj okulary przeciwsoneczne z twarzy i spojrza na Jacka, siedzcego na obrotowym taborecie przy zadymionym barze. - Wychodzisz na zewntrz, czy mamy ci pomc? - warkn. - Nie skoczyem drinka - odpar Jack, gaszc papierosa w popielniczce. Wiedzia doskonale, e wanie znalaz si w miertelnym niebezpieczestwie. Trzask rozbijanej szklanki Burnfielda spowodowa obrcenie si kilku gw. Po pododze popyn Sobieski z col. - Zapytam raz jeszcze, mieciu - powiedzia gangster, tonem nie znoszcym dyskusji. - Wstajesz i wychodzimy zaatwi spraw na zewntrz, czy mam zabi ci przy wszystkich? Burnfield wsta. Nie by przecie idiot.

354

Wiedzia, e w adnym wypadku jego koci szczki i nadgarstkw nie miay ju szans zachowa swojej struktury. Dosownie po pitnastu sekundach lea ju na brudnym betonie za barowymi kontenerami na mieci zastanawiajc si czy to moliwe, aby ze zamanego nosa wylewao si a tyle krwi. - Za obciganko u Cynthii si paci, przyjemniaczku - usysza. - Masz szczcie, e was znalazem w tym waszym pierdolonym gniazdku mioci. Mieszkasz na Queensbridge nie od dzi, wida. Wiedz jedno. To jest ulicznica kole, a ulicznice powinny by na ulicy. Za romansik z moj dziwk wisisz mi ju jakie pi patoli - cedzi potnych rozmiarw muskularny murzyn z ca mas kolczykw i absurdalnych rozmiarw zotym acuchem na szyi. Osobicie nie dotkn nawet Burnfielda, dysponowa bowiem kilkoma prostakami na jego usugach: odzianymi w skry czarnoskrymi gangsterami, sprawiajcymi takie wraenie, jakby zabicie wasnej matki za kolejk whisky byo dla nich ciekawym wydarzeniem, ubarwiajcym miy dzie. - Gdzie ty si uchowa do kurwy ndzy? - pyta jeden z nich, przypominajcy, o ile to w ogle moliwe, otyego Snoop Dogga. - Dawaj kas kole, albo po prostu rozkurwimy ci gow. - Morda! - rzuci w jego stron obwieszony zotem Paulie. Po czym zwrci si do Burnfielda, patrzc na niego gronie: - Wybacz Trevisowi, to taki prostak, e dziwie si, e potrafi mwi po angielsku. Pacisz i jestemy kwita, odprowadzimy ci nawet pod dom. - Pierdol si! - rozemia si Burnfield, bo c mu pozostao. Nie mia nawet jednej dziesitej wymienionej przez czarnego sumy. I wtedy wydarzyo si co dziwnego. - Paulie, moe jednak... - zawaha si zaskoczony Trevis chwytajc si pod boki - Co moe jednak? Kurwa ile razy ci mwiem, eby nie mwi do mnie po imieniu? Chcesz oberwa w ryj? Jack uwiadomi sobie, e wanie znalaz drog wyjcia z caej tej nieciekawej sytuacji. Zda sobie bowiem spraw, e ma do czynienia z wierinteligentami. Wiedzia te, kim jest przywdca bandy debili. - Paulie? Znam ci! - wykrzykn, cay czas lec na ziemi i wskazujc palcem na alfonsa. "Waciciel prostytutek umiechn si gronie, jednak w jego oczach dao si wyczyta nut niepewnoci.

355

- Nie wydaje mi si - odpowiedzia. - Pozwoliem ci w ogle si odzywa kurwa?! doda po chwili podniesionym gosem. - Ale tak znam ci. Pisaem o tobie artyku do NY News. Travis zarechota. - Jeste sawny Pau... Big P? - mia si patrzc na swoich kolekw. - Ten lamus pisa o tobie w gazecie? Ho, ho chyba mamy tutaj prawdziw gwiazd! Paulie Davies, vel Big P. kopn go w twarz. Z najbardziej idiotycznym wyrazem obitej twarzy jaki Burnfield widzia w yciu, Travis osun si na ziemi bez przytomnoci - Zrobi z tob to samo, jeli za p minuty nie zobacz tu mojej kasy, amatorze moich maolat - zagrozi Paulie, celujc palcem wskazujcym w kierunku Jacka. - Nie stanie si tak, panie Paulie Davies - odpar Burnfield, dotykajc koniuszkami palcw zamanego nosa. Na palce ciekaa mu krew. - Po prostu nie. - Bo? - Bo wiem kim jeste. I co robie w przeszoci - odpar Burnfield prbujc wsta. Nie udao mu si to jednak od razu, okopane ciao pulsowao tpym blem, szczeglnie nerki krzyczay mu o pomoc. Usiad wic na ziemi, nie zwaajc na to, e zrobi to w samym rodku kauy. - Co zrobiem... - ...w przeszoci. Jeste Paulie Davies i doskonale wiem co jest najmroczniejsz z twoich tajemnic. - W takim razie ci rozwal! - rykn Paulie, wycigajc zza poy kurtki ogromny pistolet maszynowy. Tego typu maszyna potrafi wystrzeli nawet setk pociskw w cigu minuty, a muskularny Afroamerykanin mia teraz tak min, jakby zamierza strzela do Burnfielda co najmniej trzy godziny. - Nie zrobisz tego - odpar Jack na tyle spokojnie na ile mg sobie pozwoli w tej chwili. Stara si, aby gos nie dra mu zbytnio, nie mg sobie bowiem pozwoli na okazanie jakichkolwiek oznak saboci. - Niby dlaczego? - zapyta Paulie. Lufa pistoletu znalaza si nagle ju tylko kilkanacie centymetrw od czoa dziennikarza. - Powiem ci, jeli odwoasz swoje pieski - rzek Jack. Paulie zacz wrzeszcze: - arty sobie robisz, mieciu? Rozwal ci za p sekundy, parszywa gnido! Chcesz tego?! Chcesz? - Nie. Odelij tych facetw do diaba, porozmawiamy. Jeli ci nie przekonam, zastrzelisz mnie. Rozumiesz?

356

Trybiki w gowie Pauliego Daviesa obracay si powoli, a wreszcie zbek zahaczy o zbek i czarnoskry rzek tylko dwa sowa. - Dobrze. Wypierdala - to drugie byo skierowane do czonkw jego bandy. Wskaza rk na nieprzytomnego Travisa, ktry wyglda jak zmaltretowane zwoki. - I wecie tego debila. No ju! Do auta pajace! Groteskowy widok gangsterw nioscych swojego kompana jak worek ziemniakw, w stron barowego parkingu przyprawi Burnfielda o stumiany z wysikiem miech, ale rwnie o gsi skrk. Postanowi jednak cign t fars do koca, nawet gdyby okazao si e alfons Paulie Davies okae si wikszym tumokiem ni w tej chwili uwaa. Tak czy siak Burnfield mia tylko jedno wyjcie: blefowa. Ju po chwili zostali sami. Lampa jarzeniowa zawieszona nad blaszanymi drzwiami na tyach baru gasa i zapalaa si w sobie tylko znanej czstotliwoci. Gdzie daleko na wschodzie zaczy ujada dwa albo trzy psy. - Masz minut, pniej ci rozwal. I lepiej eby to co powiesz miao kurwa jakie znaczenie - zagrozi przestpca. Burnfield krzywic si z blu wsta na nogi. Uwalane botem spodnie ciyy mu jak gdyby byy czci osobliwej zbroi z brudu. - Jeste Paulie Davies, strczyciel zajmujcy si poredniczeniem w patnym seksie, handlu ywym towarem i sprzeda cracku - wyrecytowa z pamici Burnfield. Bya to pierwsza linijka artykuu, ktry w istocie napisa kilka miesicy wczeniej i za ktry Frank Hopkins wrczy mu askawie trzysta dolarw premii. - Mw dalej - rzuci alfons. - Jeste cigany przez policj, kryy te plotki, e zaczynaj interesowa si tob federalni. Miae swj niele prosperujcy burdel w Kalifornii, a gdy tam zrobio si zbyt gorco przeniose si tutaj, w zasadzie w ostatniej chwili. Ucieczka autostrad pod prd... niele, tym bardziej, e cigano ci przez kilkanacie stanw caej Ameryki. - trzeba wiedzie, e pami Burnfielda bya naprawd imponujca i nawet tak prosty czowiek jak Paulie Davies odnotowa ten fakt w swojej wiadomoci. Tymczasem Burnfield kontynuowa swj wywd, modlc si w mylach aby jego plan wypali. - W cigu kilku dni po przybyciu do Nowego Jorku, jaki rok temu, znalaze sobie przydupasw, kumpli poznanych podczas omioletniej odsiadki w San Quentin. Od razu zaczlicie kombinowa, jak w krtkim czasie zdoby szybkie pienidze. Due pienidze kiedy Burnfield wypowiada te sowa Paulie nawet nie zda sobie sprawy, e od jakiego czasu mimowolnie kiwa gow.
357

Burnfield mwi dalej: - I te wanie due pienidze postanowilicie zdoby przez dziewczyny, atwowierne cizie, im modsze tym lepsze. Byy wrd nich naiwne studentki przyjedajce do Wielkiego Jabka w poszukiwaniu sawy na Brodwayu, byy te liczne dziennikareczki, ktrym wydawao si e po tygodniu dostan etat w CNN. Ty miae wobec nich inne plany. A jeli jestem dobrze zorientowany, w stanie Nowy Jork nie wolno przetrzymywa dziewczyn wbrew ich woli, a ju szczeglnie jeli s zmuszane do seksu zbiorowego. - ...i s nieletnie - doda Davies, drapic si po uchu. Zote kolczyki taczyy w powietrzu, wydajc z siebie ciche dzwonienie. - Nie pierdol, mw dalej. - Wiem o twoim sekrecie, Paulie. Wiem co stao si z tob w wizieniu San Quentin. Tamtejsi chopcy dziaaj konkretnie jeli chodzi o swoje, nomen omen, cele. Wiesz co mam na myli, prawda? Alfons zblad, przybierajc jeszcze gupszy wyraz twarzy ni przed chwil. Burnfield zda sobie spraw, e trafi wanie los za milion dolarw. - O czym ty... - Suchasz czasem Eltona Johna, Paulie? Ma kilka niezych kawakw, zdoby nawet nagrod Krlewskiej Akademii Muzycznej. Jako jedyny wykonawca muzyki rozrywkowej w caej jej dugoletniej historii, wiesz? Z tego co rozumia Jack, ktry atakowa alfonsa coraz skuteczniej, jego cel zacz wanie wpada w panik. Moe si uda! - pomyla Burnfield, czujc rosnc nadziej na przeycie. Chryste, to ma prawo wypali! Zada wic cios: - Powiniene zosta w Kalifornii, Paulie. Tam duo lepiej traktuj takich jak ty, no moe pomijajc samo San Quentin. Tam takich jak ty traktuj jak... gejdziwki. Spanikowany Paulie zareagowa na ostatnie sowo Burnfielda jak ranne zwierz. Z rykiem rzuci si w kierunku dziennikarza i zanim ten zdy pomyle choby "Ojcze nasz" przystawi mu cholerne uzi do gowy. - Rozkurwi ci ten pierdolony eb rozumiesz? Rozwal ci go! - rycza kryminalista. - Od to. Gwarantuje ci, e wszyscy dowiedz si o twoim gejostwie, gdy tylko pocigniesz za spust. - Nie wierz ci! - No to strzelaj! - krzykn Burnfield, przygotowany na najgorsze. - Nacinij spust i rozwal mi eb, jak sam obiecywae!

358

Paulie nie wyglda na zdecydowanego, mimo e zabi w swoim yciu kilkanacie osb bez mrugnicia okiem. I by gotw zabi kolejne kilkanacie, albo nawet kilkadziesit, zanim zamkn go znw na dugie lata odsiadki w jednym z pord wielu czekajcych na niego wizie Stanw Zjednoczonych Ameryki. - Zabij ci i nikt si nie dowie szepta, a lufa pistoletu draa coraz mocniej. - Nie pracuj samodzielnie - skama Burnfield. - Istnieje jeszcze jedna osoba, ktra wie o twoim zamiowaniu do wielkich penisw. Alfons wyglda jakby mia za chwil zwymiotowa. - A wiesz co jest najlepsze, Paulie? ksa dalej Jack. - Ta osoba ma na to dowody. Nie myl sobie e chodzi o kilka fotek z tob w roli kobiety, o nie! Mwimy tutaj o nagraniu kamer z wiziennego monitoringu, w jakoci tak dobrej, e nawet na maym telewizorze bdzie wida kady wos na twoim tyku. - kontynuowa swj garski atak Burnfield, po czym doda: - Moesz mnie zabi pewnie, e tak. By moe przez jaki czas nikt nie powie mojej mierci z twoj osob, a by moe kto rozpozna ci na zdjciach policyjnych kartotek, gdy ju znajd mojego trupa lecego w tej kauy. - Kto. To. Jest - sowa wypowiedziane zostay przez alfonsa z tak wciekoci, e a straciy wymow zdania pytajcego. - Powiesz mi kim jest druga osoba. - Oczywicie, e tego nie zrobi, Paulie. Nie jestem idiot, a ty jeli rwnie nim nie jeste po prostu zostawisz mnie w spokoju i pjdziesz w choler. - Pieprzony dziennikarzyno! Wisisz mi za kurw! - wcieka si Paulie, miotajc ramionami jak mae dziecko. - A ty mi za rozbity nos i nieprzyjemny wieczr. Drugi warunek brzmi: zostawisz Cynthi Jones w spokoju, rozumiesz? Pozwolisz jej odej z interesu. Zniknie std razem ze mn. Paulie ucich na krtk chwil, a trybiki pod kopu zaczy znw si porusza. Sekundy ciszy przeksztaciy si w minuty, a Paulie myla i myla, a nie byo to jego najmocniejsz stron. To fakt, przewodnictwo nad zorganizowan grup przestpcz przychodzio mu z atwoci i doskonale orientowa si jak wymusi haracz, jak sprzeda dwiecie dziaek heroiny w tydzie, albo zmusi mod dziewczyn do sprzedawania si na ulicach jego dzielnicy. Nie mczy jednak swojego umysu zbyt czsto i po prostu przeywa swoje ycie. - Ona nie bdzie chciaa odej - rzek wreszcie. - Dzie w dzie chodzi naszprycowana towarem, mwi e to pomaga jej zapomnie o problemach. Dostaje go ode mnie za darmo. - doda z dum.

359

- Wiem o tym doskonale - odpar Burnfield natychmiast i bya to prawda. Sam by zszokowany iloci kokainy jak jest w stanie wcign jedna maa lolitka, w dodatku pitnastoletnia i pono przed ucieczk z domu pochodzca z cakiem dobrego domu ydowskiego maestwa lekarskiego. Maa prostytutka zamieszkaa u Burnfielda dwa tygodnie temu, kiedy z podbitym okiem przybya do jego mieszkania, jak domyla si Jack, w poszukiwaniu sprawiedliwoci. - Opisz moje krzywdy, Jack. Odegrajmy si na tych idiotach - zwrcia si do Burnfielda, podcigajc znaczco bezczelnie krtk spdniczk i patrzc na okolice jego rozporka, a on patrzc na jej doskonae nogi pomyla wtedy, e odnalaz swoje Eldorado. I cho z artykuu o biednej, maej Jones nigdy nie wyszo nic wicej poza pomysem, Cynthia zamieszkaa w klitce Jacka odpacajc mu swoj poow czynszu najlepszym seksem jaki by sobie w stanie wyobrazi. Dni mijay szybko, a szczyty perwersji zostay osignite. Codziennie zanim Cynthia opuszczaa dom Burnfielda okoo godziny szstej, potrafia przyj na dzie dobry nawet pi konkretnych, wciekle biaych kresek uoonych rwniutko na blacie kuchennym. W bardzo zrozumiay dla Jacka sposb uzalenia swoje ycie od substancji, ktra jak sama mwia daje jej poczucie, e cae to gwno w jakie si wpakowaa skoczy si lada chwila. Bya jeszcze za moda, eby zrozumie, e wcigany przez ni koks stanowi w zasadzie jedyne rdo jej problemw. Jack rozumia to doskonale, i cho wykorzystywa jej problem w bezczelny sposb, wkrtce zrozumia, e czy go z t dziewczyn co wicej ni tylko doskonae orgazmy. I postanowi jej pomc. Naley zaznaczy, e nie cho Burnfield obieca sobie, pod wpywem nieznanego wczeniej impulsu empatii, e zrobi wszystko, aby wycign dziewczyn z bagna, zapomnia o tym, e sam jest uzaleniony od tej samej substancji co ona. Kokaina stanowia w jego yciu podstaw egzystencji i tak miao pozosta, niezalenie od tego jakich argumentw uyje wobec Cynthii aby ta przestaa pa. Paulie wytrci Burnfielda z zamylenia: - Co ty w ogle widzisz w tej dziwce? Takich jak ona jest w Nowym Jorku kilkanacie tysicy - De gustibus non disputandum est3 rzek Burnfield. - Co? - Niewane.
3

De gustibus non disputandum est z ac. o gustach si nie dyskutuje.


360

Murzyn wycign z kieszeni jointa i przez chwil bawi si nim w doniach. Wreszcie rzek z niechci: - Nie chc wicej widzie was na Queens. Po prostu zniknijcie z dzielnicy, to wszystko. - powiedzia. Dziennikarz kiwn gow. - Masz to jak w banku, Paulie. - rzek. - Nikt nie dowie si o twojej maej tajemnicy, jeli pozwolisz nam odej. - A wic id - to byy ostatnie sowa jakie usysza Jack ze strony Pauliego. Alfons mia odegra jeszcze znaczc rol w historii ycia Jacka Burnfielda, lecz co zrozumiae wtedy na brudnym zapleczu obaj nie mieli pojcia o tym, e wkrtce zaczn potrzebowa siebie nawzajem tysice mil std. Jack obrci si do murzyna plecami i poszed do domu. Alfons zapali jointa i zacign si gboko marihuanowym dymem. Odprowadzi Burnfielda wzrokiem a do wyomu zauka. Pieprzony gryzipirek. Czy ukad by korzystny dla obu stron? By moe tak wanie myla Jack, kiedy szed pieszo do domu, przemoknity do suchej nitki i z krwi cieknc ze zamanego nosa. ycie Burnfielda kolejny raz zmienio ciek, w momencie kiedy dotar do domu, ujrza otwarte na ocie drzwi do mieszkania i zasta swoje malekie krlestwo doszcztnie zdewastowane. Nie majc pojcia co byo tego przyczyn wbieg do sypialni i nagle wszystko stao si jasne. Jego maleka lolita leaa na ziemi w kauy krwi, a na otwartej doni leaa zakrwawiona brzytwa. Jego wasna, cholerna brzytwa. Z gbokich sznyt na obu jej licznych przedramionach wyciek ju cay yciodajny pyn. Cynthia Jones odesza tak jak ya - na skrty. Jack nie wezwa policji, nie sprawdzi ttna swojej kochance, ani nawet si nie spakowa. Wyszed z domu po trzydziestu sekundach od wejcia, mylc o polskiej wdce krcej w jego yach. Kroki milowe. Kamienie. Szesnacie godzin pniej by ju w Polsce.

6.
Trach! Ostatni przebysk jako takiej wiadomoci wdar si do mzgu Burnfielda z tak si, e odczu chwilowe wyjcie z magicznego transu dosownie w fizyczny sposb. Silny wstrzs targn caym jego ciaem, jak gdyby zbuntowany impuls nerwowy, wbrew
361

jego woli przej kontrol nad jego odruchami. Zupenie jak gdyby by yw istot. Zupenie jak gdyby... Stop! To dzieje si tylko w twojej gowie! Jeste w gabinecie Adama Drzewieckiego! To wiatowy ekspert w dziedzinie snu, psychiatra i najwikszy autorytet w dziejach! Przecie nie stanie ci si nic zego, do cholery mielicie wsplnie oczyszcza twj umys! tak wanie myla Jack Burnfield, przygldajc si otaczajcej go rzeczywistoci jak gdyby przez znieksztacajce obraz okulary. Wszystko falowao. Wszystko. - Opanuj umys Jack! Jest twj i niczyj wicej! - usysza gos Drzewieckiego. Ze zdumieniem stwierdzi, e sowa, ktre wanie usysza dotary do niego, mimo, e profesor wcale nie otworzy ust, tylko przyglda mu si z zaciekawieniem. Powiedzia to naprawd? Powiedzia, prawda? - Adamie... - to byo jedyne, na co byo sta napanego pnczem duszy dziennikarza, a i w tym przypadku nie mia cakowitej pewnoci, e imi profesora faktycznie wypyno z jego ust. Granica midzy snem a rzeczywistoci znw zatara si na dobre, mimo e wcale nie pogry si we nie. wity Jezu, czy to wanie nazywaj schizofreni? A co jeli ju nigdy nie wyjdzie z szalestwa, w ktrym si pogry? - Trzymaj si, Burnfield - usysza swj wasny gos. Chyba faktycznie powiedzia to sam do siebie. Jak jaki wariat. Jak psychol! Ta ostatnia myl rozbawia go na tyle, e w cigu kilkunastu sekund cichuteki chichot przeszed w rosy rechot szaleca pozbawionego zmysw. mia si i mia i mia ju w dupie to co istnieje naprawd, a co tylko w jego gowie. W kocu gdyby si gbiej zastanowi, to nie byo adnej rnicy prawda? Istniej dwa wiaty, obiektywny i subiektywny co nie? Wszyscy yjemy w pierwszym, ale ten drugi to ju tylko nasza samotna droga przez ycie. Droga... - ...z ktr nie bd mg si podzieli z nikim! Nikt oprcz mnie nie bdzie wiadkiem mojego wasnego ycia - rechota Burnfield, nie zdajc sobie sprawy, e profesor Drzewiecki syszy kade jego sowo. - Trzymaj si, Jack. Oczy swj umys z Mondoe! powiedzia naukowiec, ale by pewien, e osuwajcy si na stereotypow kozetk Jack ju go nie syszy. Dziennikarz Jack Burnfield dotar ju do swojej podwiadomoci.

362

Rozdzia XV

Inferimum

Powoanie do wolnoci czy si z obowizkiem zrozumienia, e wolno to nie samowola, ale jest to zadanie stojce przed kadym czowiekiem, wymagajce przemyle, rozwagi, umiejtnoci wyboru, decydowania
~ ks. Jerzy Popieuszko

Podwiadomo Jacka

1.

rzyjmujc

przez

chwil,

istnieje

moliwo

opisania

zakamarkw

podwiadomoci Jacka Burnfielda w takiej formie, aby nada im form krtkiej opowieci, osignlibymy efekt, ktry zmroziby z przeraenia kad komrk

ciaa. Tym niemniej moemy jednak przyj, e opisana poniej historia jest tak samo prawdziwa jak kady ze snw. Znajdujemy si w czeluciach skpanego w ciemnoci zrujnowanego budynku w samym sercu Manhattanu. Cho nazici opucili miasto, byy takie osoby ani mylay opuci wanie opuszczonego przez Jacka Burnfielda sennego Nowego Jorku opanowanego przez nazistowskie potwory.
363

Wystarczyo pozosta niezauwaonym, a oboje byli przecie mistrzami kamuflau, dowiadczonymi w boju onierzami, dzielcymi lini frontu na dobre i na ze. Byli onierzami podwiadomoci. A byo ich tylko dwch. Pierwszy z nich, Matthew, znany nam ju mody oficer puka w cikie metalowe drzwi. Nienawidzi tego momentu, jego bezporedni przeoony napawa go takim lkiem, e za kadym razem kiedy musi z nim porozmawia, czuje si dokadnie tak jak w najgorszym dniu swojego ycia. Kiedy by jeszcze maym chopcem, Joseph, jego kolega ze szkolnej awy przybieg do niego pewnego letniego poranka podczas przerwy na boisku szkolnym. By tak zasapany, e dusz chwil zajo mu doprowadzenie swojego oddechu do stanu jako takiej normalnoci. Kiedy rozszalae po dugim biegu serce przestao tuc mu jak motem, a oddech uspokoi si nieco, dziesicioletni Joseph wydusi z siebie wreszcie: - Musisz to zobaczy. Po prostu musisz! - wykrzykn wreszcie w ogromnym podnieceniem. Zaciekawiony chopiec, ktry po kilkunastu latach nudnego, podwiadomego ycia mia sta si oficerem, pobieg za przyjacielem. Szybko pokonali ca kilkusetmetrow drog, prowadzc przez dziur w pocie, a do zagajnika za miedz, przy samym skraju lasu. Chopiec biegnc z caych si przez ca drog, ledwo dotrzymujc kroku swojemu przyjacielowi nie mia pojcia co wzbudzio tak ogromn ekscytacj Josepha, ktry odkd pamita by najbardziej znudzonym dzieciakiem w caej szkole. Zaaferowanie przyjaciela wzbudzio tylko jego ciekawo. I oto kiedy chopcy dobiegaj do wczeniej wspomnianego zagajnika, a serca dudni im jak kocielne dzwony, ich oczom ukazuje si to, co miao zmieni ju na zawsze ycie bezimiennego chopaka i jego przyjaciela Josepha. Oto najlepsi koledzy chopakw, zebrani w kilkuosobowy wianek rozstpuj si, aby zrobi im miejsce, a najwikszy z nich pokazuje z dum szarego kota, zwykego dachowca, ktremu wbili w oczy dwa zaostrzone patyki. Kot miaucza aonie, a ze zmasakrowanych oczodow pyny mu po pyszczku dwie strki gstej czerwonej krwi. - Patrzcie! - krzyczy najwikszy chopak, ktrego imienia Matt nie pamita. - lepy Jim! Nazw go lepy Jim! Wszyscy miej si do rozpuku, wszyscy oprcz gwnego bohatera tej krtkiej opowieci. Rechot modych chopcw rozbrzmiewa w uszach modzieca na dugo po tym jak skoczy wymiotowa.

364

- Co jest cipko? Boisz si lepego Jima? - krzycza duy chopiec, machajc trzymanym za ogon zdychajcym z blu kotkiem. - Patrzcie jaka z niego pipa! Musz to opowiedzie kuzynowi, zesra si ze miechu! Chopcy rechocz, a przyszy oficer patrzy ze zami w oczach na swojego przyjaciela Josepha. Ten nie mieje si razem z nimi. Patrzy mu prosto w oczy. Mino naprawd wiele lat od tego przykrego wydarzenia, a oficer nadal wspomina to wydarzenie z trwog w sercu. Musia jednak zmierzy si z demonami zoliwie zmieniajcymi bieg jego wasnej rzeczywistoci. Teraz kiedy stojc w mroku, puka do drzwi generaa, czu e najwyszy czas co zmieni w swoim yciu. I zamkn wszystkie bolesne rozdziay, na co w rzeczywistoci nie mia odwagi si zdecydowa nigdy ju do koca ycia. Wszystkie te myli wyday mu si, po raz kolejny, aonie nic nie warte, kiedy po trzykrotnym zapukaniu w drzwi usysza suche "wej!". Uchyli drzwi, a w cigu tej krtkiej chwili jego umys wypeni gboki smutek, zwizany nie tylko ze wspomnieniem maego kotka, ale z wieloma innymi przykrociami, ktre spotkay go w cigu ycia. Kiedy zamkn za sob drzwi wbijajc oczy w podog poczu zapach tanich papierosw. Genera wypala ich trzy paczki dziennie, i nie mia zamiaru sucha adnych rad, odnonie zdrowia i cholernego raka. Wszak, podobnie jak mody oficer, by tylko wytworem podwiadomoci. Nie by jednak te ani humanoidem, ani pseudoczowiekiem, wytworem, czy jakimkolwiek innym tworem znanym profesorowi Drzewieckiemu. Ewoluowa. I by kim o wiele potniejszym ni poprzedni, o wiele sabszy i niedoskonay genera Mondoe znany ze snw Kamiskiej i Burnfielda. Genera nigdy nie by czowiekiem. Kim wic by teraz, po przejciu na wyszy poziom? By ciemnoci, by widncym entuzjazmem, samobjcz myl. Albo lkiem przed mierci, smutkiem po zdechym zwierztku, czy roztrzsion myl kobiety okadanej piciami przez pijanego ma. Genera Mondoe przeksztaci si w istot jeszcze potniejsz ni zaledwie kilka godzin temu, a ju wtedy by najsilniejsz postaci wystpujc we wszystkich snach wiata. - Zamknij za sob drzwi rzek genera gosem maej dziewczynki, a mody oficer nie mg nie powstrzyma si od spojrzenia na jego okropn twarz. Bya to twarz trupa.

365

Morda okropnego tworu odzianego w nazistowski mundur gnia coraz bardziej. Mia te skrzyda, czarne i uminione. Okropny smrd bijcy z ropiejcej twarzy bi w nozdrza przyprawiajc o mdoci. Jednak to nie zapach by najgorszy. Teraz jego oczy zagniedone w ogromnych, zakrwawionych oczodoach byy niemal w caoci biae. Nieokrelonego koloru renice tony za bia mg, tak wic oficer nigdy nie by do koca pewien, czy okropne biae oczy patrz na niego, czy bdz gdzie, pozwalajc na chwil wytchnienia. Nienawidzi tej twarzy caej sercem. By jednak zbyt saby, aby nienawidzi samego generaa. - Generale Mondoe - Siadaj. Matthew usiad. - Czy nie uwaasz, e powinnimy to zrobi dzisiejszej nocy, oficerze? zapyta genera Mondoe. Mona by powiedzie, e prawie nie rusza ustami, a jednak z prostej przyczyny kade jego sowo byo bardzo wyrane. Mondoe po prostu nie posiada ust. Posiada za to co w rodzaju jamy na gnijcej twarzy. Oficer chcc nie chcc musia wic przyglda si zarobaczonym, czarnym zbom swojego dowdcy przez dziur w jego twarzy. Raz po raz dostrzega rwnie poczerniay jzyk generaa. Przypomina psie gwno. Mody oficer z trudem powstrzyma odruch wymiotny. - Zadaem ci pytanie. Co o tym sdzisz? - Wic jest jeszcze za wczenie bkn oficer nie patrzc na szpetn twarz Mondoe. - Dlaczego? - Ja c, wydaje mi si, e powinnimy poczeka. Nasz nicy, Jack Burnfield ma wkrtce kompletnie uzaleni si od roztworu. Powinnimy jednak poczeka, a zdy pokocha substancj i wejdzie cakowicie w uzalenienie. Mondoe pokiwa gnijc gow. Jego krgosup wyda z siebie suchy trzask. - Nie jeste gupi w namiastce ust Mondoe miao zabrzmie to jak komplement, majcy zapewne poechta prno oficera i skoni go do mwienia. Oficer by jednak dobry, a dobrzy ludzie i wytwory podwiadomoci wykazuj, przynajmniej z pocztku, odporno na prost manipulacj. Mondoe doskonale o tym wiedzia, dlatego doda po chwili: - Moesz mwi swobodnie, oficerze. Dlaczego si mnie obawiasz?

366

Oficer stojcy naprzeciw monstrum z biaymi oczami natychmiast pomyla o kotku z wbitymi w lepia ostrymi patykami. - Wydaje mi si to znaczy jestem przekonany, e Burnfield nosi jeszcze w sobie pokady silnej woli odpar po duszej chwili. - W gruncie rzeczy nie jest zym czowiekiem, panie generale. Mondoe z gonym mlaskiem pokn lin. By to okropny dwik, a lina generaa bya z pewnoci tak samo czarna jak jego jzyk i zby. Wyraa pogard. - Wic wierzysz w tak zwane dobro, oficerze? zamia si szyderczo. - Silna wola, powiadasz Oficer zwleka z odpowiedzi. Generaowi to jednak nie przeszkadzao: - Wydaje ci si, e ten saby czowiek jest w stanie nam zagrozi? naciska. Naprawd? To uzalenione od prochw dziennikarskie cierwo? Odpowiedz! - Na razie tak, panie generale odpar wreszcie Matt. - Dlaczego tak sdzisz, bezimienny? Mundurowy westchn. - Burnfield jest skootany. Przyby do kliniki Drzewieckiego i od razu wszed w wiadomy sen. Nie ma pojcia czego tak naprawd oczekuje wobec swoich snw. Na razie dosta po prostu nowy wiat i co co w jego przekonaniu jest bosk wadz rzek szybko mody oficer. - Typowe dla ludzi, ktrym wydaje si, e chwycili Boga za nogi. Bawi si w trening z profesorem Drzewieckim i walczy ze swoim kokainowym naogiem. Wydaje mu si, e jest silny. Nie ma jednak pojcia o potdze, jak niesie ze sob wiadomy sen. Mondoe milcza. Nie odezwa si sowem do chwili kiedy cisza staa si dla oficera nieznona i ten ostatni zosta zmuszony do jej przerwania: - Chc powiedzie, e Burnfield nie odkry jeszcze, e jego sny urzeczywistniaj si w yciu. Nie ma pojcia o tym, e myl generuje dziaanie, a dziaanie rzeczywisto. e to sny tworz jego ycie! Umundurowany potwr pomyla przez moment o sowach Monteskiusza: sny rodz rzeczywisto. - A sowo stao si ciaem. Kiedy o tym pomylaem dokoczy sw myl genera, po krtkiej chwili. Myl t sysza w gowie Burnfielda od duszego czasu, trudno byo si wic nie zgodzi z rozumowaniem modego oficera. - Dajmy mu jeszcze troch czasu, a uzaleni si od roztworu, tak jak uzaleni si od kokainy rzek twr nazywany generaem Mondoe. - Substancja nie jest istotna.

367

- Tak. Tak! Zdecydowanie. Poczekajmy generale Mondoe niemiao zgodzi mody onierz. W gbi serca kocha Burnfielda caym sercem i podczas rozmowy z Mondoe myla tylko o tym jak ochroni swojego pana przed mroczn, gnijc postaci swojego przeoonego. Jednak potwr w mundurze doskonale zdawa sobie z tego spraw. - Nie, oficerze. Bdziemy dziaa rzek Mondoe z parszywym umiechem. Spjrz na to z perspektywy osoby postronnej. Dotychczas monstrum w nazistowskim mundurze tkwio w mroku, pozostao niedostrzegane. A jednak objawio si Jackowi Burnfieldowi na kilka chwil w Nowym Jorku. I co najciekawsze objawi si swojemu wacicielowi ju wkrtce, kolejny raz. Wiesz co wtedy si stanie? Wiedzia. - To pan stanie si jego wacicielem generale. - Nie jeste taki gupi! rzek Mondoe. Senny demon nie chcia objawia si Burnfieldowi za kadym razem, kiedy tylko zechce podj prb zaatakowania jego psychiki. Genera wiedzia bowiem doskonale, e za kadym razem kiedy Burnfield staje oko w oko ze swoimi najwikszymi lkami, jego moc do pokonywania takich mrocznych postaci jak on ronie. - Ja to zrobi, oficerze. Osobicie wyda werdykt Mondoe. - Jutrzejszej nocy gdy Burnfield zanie, zaatakuj sen mieszkacw Golgoty. Zasiej ziarno, ktre eksploduje z ca moc, gdy tylko dziennikarz pogry si we nie. Ma pogry si w szalestwie, rozumiesz? Oczekuj od ciebie pomocy i efektw. - Tak jest, generale Mondoe. Zrozumiaem. - Jeszcze jedno! - chlasn jzorem potwr. - Uratowaem ci, nie zapominaj o tym. Gdyby nie ja, pozostaby przyszpilony elaznym prtem do podogi. - To prawda - odpar niepewnie oficer. Mia nadziej, e monstrum nie poruszy tego tematu. - Burnfield nada ci nawet imi. Matthew, zgadza si? Skd on to wiedzia, do cholery? Skd? - Owszem potwierdzi Matt. Mondoe kontynuoowa: - Zaufa ci. A ty sprawiasz pozory, e ufasz jemu. Mam nadziej, e to faktycznie tylko pozory, oficerze - sowa Mondoe stay si znw maksymalnie jadowite i pene niejasnoci. - Naturalnie, generale. Mondoe machn rk. Zbutwiae koci przedramienia chrupny, jak gdyby kto ama mu rk.
368

- Zapytam w ten sposb, "Matthew" - zadrwi genera. - Czy uwaasz, e jeste mi co winien? Czy uwaasz, e jeste mi winien lojalno? - Myl... - zawaha si Matt, ale nie byo czasu na rozwaania. - Tak, tak oczywicie! - Mam dla ciebie propozycj - Mondoe wydawa si by szczerze ubawiony ca sytuacj. - Moe i nie wierz w tak zwane dobro, ale wiem, co oznacza bezgraniczne oddanie swojemu przeoonemu. Jeste zainteresowany, oficerze Matthew? - Jestem. - Siedem dni wykonywania moich rozkazw. Oczekuj od ciebie siedmiu dni penej, bezdyskusyjnej lojalnoci. Jeli po upywie tego czasu stwierdz, e wykonywae moje rozkazy bez adnego "ale", zyskujesz wolno. - Wolno? - powtrzy Matthew. Dziura w ramieniu zaczynaa si ju goi, a jednak w momencie, kiedy senny oficer usysza te sowa, bl rozchodzcy si promienicie od jego rany powrci z ca moc. Bolao jak cholera, ale Matt nie dawa tego po sobie pozna. To chyba z entuzjazmu. - Jak mam... - zacz, ale nie dokoczy. - adnych gwarancji. adnych, rozumiesz? - skrzyda Mondoe wykonay pojedyncze machnicie w powietrzu, a do nozdrzy Matta dotar smrd gnijcych jabek i czego... czego co zostao wydalone ju dawno temu. - Odpowiesz mi w tej chwili. - A jeli odmwi? - TO CI ZNISZCZ! - rykn Mondoe w p sekundy podlatujc do niego i zbliajc si na odlego kilku centymetrw od twarzy przeraonego oficera. Mino kolejne p sekundy, a potwr ju wbija swj kocisty, przeraliwie chrupicy palec w zakrwawiony banda, stanowicy opatrunek na jego ranie. - MASZ MI ODPOWIEDZIE W TEJ CHWILI, AOSNY PODWJNY AGENCIE, ALBO ZMIAD CI JAK KARALUCHA! MOESZ SOBIE ZAMYKA OCZY, ALE JA TU BD, BD ROZUMIESZ? - Zgadzam si! - wrzasn Matthew, po czym si rozpaka. Wszystko byleby tylko przerwa ten potny bl, wszystko byleby tylko szkarada oddalia swj mierdzcy pysk z dala od jego twarzy. - Dobrze. Bardzo dobrze - Mondoe odsun si od Matthew po czym znw wykrzywi dziur w twarzy na znak gbokiego zadowolenia. - Jestem z ciebie dumny. A teraz uciekaj. Nie chc ci widzie, dopki nie wezw ci z powrotem, rozumiesz? - Tak jest - powiedzia Matthew trzymajc do zdrowej rki na krwawicej ranie i natychmiast wychodzc z pomieszczenia.

369

Matthew zamkn za sob drzwi. Gdy tylko to zrobi usysza podekscytowany gos Josepha. Musisz to zobaczy, po prostu musisz!. A potem oczami duszy ujrza najwikszego z kolegw, trzymajcych za ogon nieszczsnego kotka targanego spazmami blu: Co jest cipko? Boisz si lepego Jima?. - Chryste, Jack, miej si na bacznoci. Niech Bog ma nas wszystkich w opiece, albo czeka nas mier wyszepta myloksztat, ale nie by ju niczego pewien. Podczas najbliszej nocy niczego niewiadomy Jack mia przekona si, e od mierci istniej rzeczy o wiele gorsze i ciemniejsze.

370

Rozdzia XVI

Genera Mondoe

Myli, ktrych si nie zdradza, ci nam, zagniedaj si, paraliuj nas, nie dopuszczaj nowych i w kocu zaczynaj gni. Staniesz si skadem mierdzcych myli, jeli ich nie wypowiesz
~ ric-Emmanuel Schmitt

Golgota

1.

ieprzenikniony mrok opanowa Golgot, kiedy cikie, krwistoczerwone soce wreszcie znikno za horyzontem, a na niebo wystpiy ospae, burzowe chmurzyska. Pomaraczowa powiata towarzyszca spektakularnym zachodom soca, bya w

tym miejscu tak popularna, jak amerykascy onierze: jakim cudem tolerowani, a jednak budzcy jawn frustracj i niech, tak za ktr mona oberwa butelk w gow, gdy akurat nie ma wiadkw. W takich miejscach jak Sarbinowe Doy zachd soca nie kojarzy si z czym wyjtkowo romantycznym: aden z mskiej czci mieszkacw miasteczka nie obj dzi swojej ukochanej, w milczeniu przypatrujc si, jak Wielka Gwiazda majestatycznie opada za lini polskich, pospnych gr. Nikt te nie wytumaczy swoim dzieciom, e zachodzce soneczko wcale nie idzie spa, bo soneczko nie pi nigdy, tylko po prostu zaglda na chwil do ludzi po drugiej stronie ziemi.
371

Nie byo na to czasu. Wszyscy doroli mczyni i wszystkie dorose kobiety byli zajci przygotowywaniem si do nadchodzcej nocy. - Dzi kadziemy si wczeniej, kochanie - mwi ona komendanta, do swojego syna Juniora, ktry zajty by pochanianiem kolejnych porcji przygotowanych przez ni kanapek, i to do tego stopnia, e zareagowanie na sowa matki zajo mu kilkanacie sekund: - Co? Westchna, ale z cierpliwoci. - Powiedziaam, e dzi powinnimy si pooy wczeniej, synku - odpara kobieta. - Masz jutro sub na komisariacie, pamitaj, e wyjedasz do pracy, jak tylko w domu pojawi si twj ojciec. "Jak tylko w domu pojawi si twj ojciec". Kurwa! Czy nadejdzie taki dzie, e wasna matka przestanie go traktowa jak srajcego w pieluchy obszczajmurka? - Nie. Chyba oszalaa - powiedzia wreszcie, gdy ks ostatniej kanapki z ososiem wyldowa w jego odku. - Nie bdziesz mi mwi kiedy mam si spa, co ci si chyba pomylio. To, e z wami mieszkam, nie znaczy, e masz prawo rozkazywa penoletniemu. Jestem dorosy i jestem policjantem, zapomniaa?! Spokojnie. Tylko spokojnie. - Nie mwi ci co masz robi, kochanie. Po prostu uwaam... - ...to uwaaj mniej! - wybuchn Junior. - Kobieto! O co ci w ogle chodzi? Spokj. Spokj! - Od jakiego czasu widz, e masz jaki problem - rzeka matka, najagodniejszym tonem, na jaki moga sobie pozwoli, starajc si za wszelk cen, aby gos jej nie dra. Bya to prawda. Junior chodzi na dziwki, chla chyba jeszcze wicej od ojca, a ostatnio chyba nawet wciga przez nos jakie proszki. Matka stracia autorytet u syna ju dawno temu, wiedziaa o tym... ale to, e jej wasny syn woli pj w lady ojca, twardego komendanta Hauptmanna, to jeszcze nie powd, aby odzywa si do niej, jak do sucej! Tylko spokj. T rozmow moe uratowa tylko twj spokj. - Ja mam problem? - wyowi znienawidzone sowo Junior. - Problem? Jaki ja kurwa mog mie problem? - Nie przeklinaj - zwrcia mu uwag. - W tym domu nigdy nie klniemy. Myl... - "W tym domu nigdy nie klniemy"! - przedrzeni matk Junior. - Trzymajcie mnie bo jebn! Nie klniemy, jasne! Chyba, e ojciec znowu przyjdzie do domu nakurwiony jak bela, zbluzga wszystko na czym wiat stoi, potem kadego na swojej drodze i znowu obrzyga ca azienk! - wykrzykn modzieniec. - Kurwa! Kurwa, kurwa, kurwa! Zdajesz sobie w ogle spraw co si dzieje w tym domu?!
372

- Junior, odzywaj si do mnie z szacunkiem - cichutko rzeka matka. - Co? - warkn. - Pozwalasz wasnemu mowi okada si po twarzy, gdy tylko kolejny raz najdzie go ochota na gorza, a mi mwisz, e mam odzywa si do ciebie z szacunkiem? za popyna ju po policzku kobiety. Nie zauway jej. - Junior, zamknij si! - chlipna. - Jeste na haju? Znowu co brae prawda? Przyznaj si. Kupie znowu amfetamin. Kupi. Szkliste, szybko poruszajce si, rozszerzone do rozmiarw piciozotwki oczy potwierdzay to za niego. Ale on wcale nie zamierza przeprasza. - Kurwa, mamo! Kurwa! Jeste tak hipokrytk! Prawisz dorosym ludziom moray, a sama yjesz w kamstwie! Wiesz o tym, nie?! - mody mczyzna by tak wzburzony, e chyba nawet nie zauway, e wsta od stou i teraz krzycza na wasn matk, celujc w ni uniesionym wysoko do gry palcem wskazujcym. - Synu, natychmiast... - Caa ta twoja idea dobrego domu, dobrego wychowania, dobrego sownictwa... nic nie warte gwno! - wrzasn, po czym wyszed z kuchni, kierujc si do wyjcia. - Dokd?! - woa za nim matka. - Niech ci si nie wydaje, e wypuszcz ci z domu w takim stanie! Odpowiedzia jej dwik brzdkajcych o drzwiczki metalowej kasetki kluczy. - Sprbuj tylko wzi quada! Jeli znowu pojedziesz do swoich kolekw... - Zadzwo na policj! - syszy krzyk syna. A potem trzask drzwi. Mona by powiedzie, e mieszkacy miasteczka wyczuwali co w powietrzu. Niepokj panujcy tego wieczora w duszach golgotan by widoczny na pierwszy rzut oka i wystarczyo dosownie kilkadziesit minut, aby w Sarbinowych Doach nie pozosta ju ani jeden ywy czowiek, ktry nie czu by podwiadomie, e tej nocy stanie si co zego. Pogreni w niespokojnym wyczekiwaniu ludzie mieli racj. Z miasteczkiem byo co nie tak, to oczywiste, wszyscy to wiedzieli. Ale byo co wicej, co si zmienio, jak gdyby pogrona w letargu mroczna sia, panujca od wielu lat nad tym chorym miejscem, przebudzia si wanie dzisiejszego wieczoru. I cho aden z mieszkacw nie potrafi sprecyzowa, co tak naprawd czuje, albo czym jest uzasadniony ten dziwny niepokj, ktry nie dawa im spokoju, mniej wicej od czasu kolacji, znalazo si w Golgocie kilka osb, ktre przeczuway, co by moe, wanie dzieje si w tym miejscu.

373

2.
Szosy okalajce cae miasteczko opustoszay niemal cakowicie ju kilka minut po dziewitnastej. Nie byo to czsto spotykane zjawisko w Golgocie. Fakt, w takich miejscach jak Sarbinowe Doy ludzie nie mieli wiele moliwoci spdzenia wolnego czasu po pracy... ale tylko dlatego, e nigdy nie potrafili wyobrazi sobie, co dokadnie mona by zrobi, aby to zmieni. Mieszkacy Golgoty szybko zapomnieli, e w nieco wikszych miastach, nie bdcych znowu tak daleko, bo w odlegoci czterdziestu minut jazdy samochodem, maj do dyspozycji kina, bezpatne biblioteki z szybkim Internetem, przyzwoit filharmoni, teatr i dwie opery, a w tych naprawd sporych, cho odlegych o ptorej godziny jazdy miastach, liczcych sobie wicej ni dwiecie tysicy mieszkacw, istniej ogromne, lnice nowoci futurystyczne multipleksy, pene pokus i promocji, stanowice mi odmian po robieniu zakupw wycznie u Vincenta van Hogena. C, kady ma prawo robi to co uzna w yciu za stosowne, prawda? Ostatnie samochody, nalece do ludzi wykonujcych swoj robot w okolicznych wsiach i pobliskich miasteczkach, zostay zaparkowane na podjazdach przed domami i w garaach. Ich waciciele, nie potrafic dokadnie sprecyzowa swoich obaw, a jednak dobrze wiedzc, e dzisiejszej nocy wydarzy si co, czego nie bd mieli ochoty oglda, nawet przez grube szyby swoich zaryglowanych na cztery spusty domw, zajli si przygotowywaniem si do snu. Matki say ka swoim dzieciom, a ojcowie starali si przekona swoje rozwydrzone dzieciaki, e dzisiaj kategorycznie i bezwarunkowo zostaj na wieczr w domach. - Nie interesuje mnie za jak doros si masz, Sabino! Syszysz? - gos Vincenta by podniesiony, w kocu ile czasu mona marnowa, na bezskuteczne przekazanie crce, e dzi nie spotka si ze swoim chopakiem (ktrego notabene Vincent van Hogen nie znosi). Holenderski przedsibiorca by pewien, e jak tak dalej pjdzie, ten napalony sukinsyn z ton elu na wosach i swoj czapk policyjn, ktr kocha niemal tak samo, jak jego ojciec Andrzej Hauptmann, w kocu dopnie swego i wsadzi swoj policyjn ap w majtki jego siedemnastoletniej crki... o ile ju tego nie zrobi. A wzdrygn si na t myl. - Syszysz? - powtrzy. - Nie spotkasz si z Juniorem, dzisiaj na pewno nie. Zostajesz w domu, rozumiesz? Nigdzie nie wyjdziesz! Tapirujca wosy crka zdawaa si nie sysze jego sw. - Umwiam si z Juniorem wic wierz mi, wyjd. - to byy jedyne sowa, na jakie byo j sta. Nawet na niego nie spojrzaa, przygldaa si swojemu odbiciu w lustrze, najwyraniej oceniajc w mylach stopie swojej atrakcyjnoci seksualnej.

374

- Powiedziaem ci raz, drugi i wicej nie bd powtarza. - ojciec Sabiny zda si na swj ojcowski ton gosu, a potem doda: - Zostajesz w domu, kochana! Skarci si za to w mylach ju po chwili. - Czemu mnie nienawidzisz? - zapytaa odrywajc wzrok od lustra i patrzc Vincentowi prosto w oczy. A on poczu si jak pukownik, ktry musi poradzi sobie z niesubordynacj. - Ja ci kocham, creczko - odrzek van Hogen. - I dlatego zostaniesz. Iskry w jej oczach byy niemal identyczne jak te, ktre naleay do jego zmarej ony. Sabina van Hogen bez wtpienia miaa spojrzenie swojej matki. - Sprbuj mnie zmusi - rzucia wyzywajco. - Prosz bardzo - powiedzia Vincent, po czym zamkn drzwi jej pokoju na klucz. Schodzc po schodach do salonu i starajc si ignorowa krzyki i uderzenia siedemnastoletnich kobiecych pistek w zamknite od zewntrz drzwi pomyla, e samotny ojciec, to rola, ktra zasuguje na co najmniej cztery Oskary.

3.
Bya godzina dziewitnasta trzydzieci. Niektrzy z mieszkacw Golgoty signli ju po rnego rodzaju wspomagacze i otumaniacze, na przykad zmczony cik prac papierkow Urban Waren, ktry dzisiejszego wieczoru zdecydowa si nocowa na kanapie w ratuszu, gdy tylko zamkn ostatni teczk z dokumentami, doszed do wniosku, e najbardziej na wiecie ma ochot napi si dobrego bourbona, najlepiej w towarzystwie cycatych panienek obciskujcych si bez ustanku na kanale dwunastym. O tak, to by cakiem dobry pomys na spdzenie wieczoru, zanim zapadnie w sen. Mino trzydzieci sekund od podjcia tej decyzji. Gruby burmistrz wyldowa na wielkich rozmiarw skrzanej sofie, starajc si nie wyglda na miasteczko zbyt czsto przez cignce si od podogi do sufitu okno. Tak bardzo chcia da tym ludziom to na co zasuguj. Tak bardzo chcia aby to zawszone miasto na zawsze wyrwao si z bezczynnoci i marazmu. To on tego dokona, jeli tylko obywatele przestan rzuca mu kody pod nogi. Jego Sarbinowe Doy moe i nie stan si drugim Nowym Jorkiem, ale podczas drugiej kadencji (bo przecie bdzie druga kadencja, na pewno, na pewno!) Urbana Warena z ca pewnoci bd w stanie zmieni si z nudnej, zabitej dechami wiochy, w rozwijajc si struktur. Na poziomie europejskim oczywicie! - Co dokadnie miaoby si zmieni w Golgocie? - pomyla, wpatrujc si przez chwil w krcc jdrnym tyeczkiem mocno umalowan, ledwie dziewitnastoletni brunetk, na ekranie plazmowego telewizora. Na pewno nie bdzie traci czasu na Drzewieckiego i jego onk. Jeeli wszystko co zaplanowa dojdzie do skutku choby w
375

osiemdziesiciu procentach, to ten zdziwaczay noblista i prowokujca go seksualnie Kamiska przestan stanowi dla niego problem. To kwestia miesica, jeli nie trzech tygodni. Tylko dlaczego nie mg przesta myle o tym cholernym rowku midzy piersiami? - Koniec pracy - mrukn do siebie Waren przez chwil skaczc midzy kanaami. Czas na odpoczynek, zasuye sobie, oddany ludziom za wszelk cen czowieku! Robisz dobr robot, naprawd dobr. Czego si nie robi dla dobra miasta. Wycign bia koszul ze spodni, rozpi konierzyk jednoczenie poluzowujc swj bkitny krawat, a potem zacz si masturbowa.

4.
Pokj zamieszkiwany przez Filipa Maussa by w zasadzie tak daleki od ideaw, jakie mody dziennikarz wypracowa sobie w swojej gowie, e gdy tylko wraca on po dniu cikiej pracy do internatu dla robotnikw, wtedy od razu czu, e jedyne na co ma ochot to zje szybk kolacj, popi te kilka ksw buki z szynk gorc herbat, a potem pooy si na skrzypicym sprynowym materacu, sucym za ko, naoy na uszy wielkie suchawki, a potem zamkn oczy i sucha swojej muzyki zanim zwyczajnie nie zanie, a bateria jego odtwarzacza mp3 wyczerpie si, gdy dojdzie do mniej wicej trzydziestej piosenki. Mysza powici si w caoci pracy prezentera radiowego, a byo tak tylko dlatego, poniewa naprawd wierzy w to, e pewnego dnia do mikroskopijnej siedziby GRR 1 zawita kto, kto odmieni jego ycie i zaproponuje mu prawdziw karier. Spdza cae dni w studio, starajc si ze wszystkich si przeprowadza kolejne wywiady, z pasj odczytywa przygotowywane przez siebie bloki informacyjne, a potem raczc swj tysic suchaczy najlepsz muzyk, jak tylko zna. Pewnego dnia usyszy mnie kto, kto naprawd co znaczy, jaka dziennikarska szycha i powie: "Mauss, ty cholero, gdzie ty by, kiedy ci potrzebowalimy! Rzu t podrzdn stacyjk i ruszaj ze mn w wielki wiat! Czeka ci kariera gwiazdy radiowej!". O tak, wierzy w to, cho w takie dni jak dzisiaj troch mniej ni zwykle. Urszula Waren, Urszula Waren, ta cholerna Urszula Waren... Dzisiejszego wieczoru, kiedy Mysza nareszcie pokona swoim rowerem szeciokilometrow tras do budynku, w ktrym wynajmowa pokj, czu nadchodzc chwa o wiele sabiej. Styrany Filip Mauss odstawi rower do szopy, przylegajcej do niszczejcego, parterowego baraku, z grzecznoci nazywanym hotelem pracowniczym, lub internatem, a potem przetar czoo z potu, westchn ciko i wszed do rodka.
376

- Witaj, Myszko - powita go Matt Kowalsky, barman z karczmy "Pod Barogiem", ktry wynajmowa przylegajcy pokj 13 i w wolnym od pracy czasie caymi godzinami przesiadywa w hallu, gdzie znajdowa si jedyny w budynku telewizor. Mysza umiechn si krzywo, ale zrobio mu si troch lepiej. W budynku byo ciepo, nie byo jeszcze wcale tak pno, no i mia tu przyjaciela. Moe nareszcie odpocz. I cho przez chwil nie myle o Urszuli Waren. - Mwiem ci, Matt, jeszcze raz odezwiesz si do mnie per "Myszka"... Barman rozemia si. - Co, moe nie mwi tak na ciebie cae miasto? - zapyta. - Siadaj, za chwil bd wiadomoci. Mwili, e premier... Mysza nawet nie spojrza na mienicy si niebieskim wiatem telewizor. - Mam do wiadomoci, jak na jeden dzie. Id spa - odpar, ruszajc w kierunku swojego pokoju. Nie pokona nawet kroku a ju usysza gos przyjaciela. - No co ty, Filip! Mylaem, e napijemy si piwa! Premier... - Beze mnie. Szybko pokona dystans dzielcy go od drzwi do pokoju numer 12 i modlc si, aby dzisiejszego wieczoru Matt da mu wity spokj wszed do rodka. Kiedy tylko znalaz si w miejscu, ktre tylko z braku lepszego okrelenia nazywa swoim mieszkaniem, natychmiast dopady go wszystkie doujce myli. Musi sobie poradzi z Warenow. Musi si wynie z tej nory. I przesta udawa, e spektakularna kariera przyjdzie do niego sama, tylko dlatego, e on tego chce. Ale co jeli radna miejska bdzie tak dobrze przygotowana do rozmowy, e... - Koniec - rzuci w stron nakrytego pociel materaca. - Jedzenie. Materac. Sen. Zastanowi si jeszcze chwil, otworzy miniaturow lodwk pamitajc czasy gbokiego PRL-u, a potem zrezygnowa z posiku, trzasn ze zoci drzwiczkami i w cigu uamkw sekund wyldowa na materacu. Nie wycign nawet odtwarzacza z kieszeni. Sen nadszed natychmiast. Studio radiowe byo niesamowite. Szklane ciany, metalowa konstrukcja i pikna posadzka na pododze. Korytarze cignce si w nieskoczono, wypenione naturalnym dziennym wiatem i kojca muzyka sczca si z ledwie dostrzegalnych gonikw, dyskretnie zamontowanych w podwieszanym suficie. Chryste, jak tu piknie! Najpierw wszed do reyserki. Ilo pokrte na ogromnym panelu sterujcym przyprawia Mysz o zawrt gowy. W jego mierdzcej staroci klitce nalecej do GRR
377

1 mia tylko komputer z dostpem do internetu i mikrofon, ktry musia kupi za wasne pienidze. Nie byo nawet porzdnego odtwarzacza muzycznego, a o jakimkolwiek mikserze dwiku mg po prostu zapomnie, zreszt i tak nie miaby czasu go obsugiwa, zajty prowadzeniem audycji na ywo. Tutaj byo inaczej, zupenie jak w raju. Pomieszczenie reyserskie byo zachwycajce, naszpikowane najnowoczeniejszym sprztem i mrugajcymi na zielono diodami. Mauss nie mia pojcia do czego dokadnie su urzdzenia wypeniajce wnk w cianie reyserki w zasadzie od sufitu do podogi, ale natychmiast przypomnia sobie zdjcia, na ktrych piloci ogromnych boeingw z atwoci obsuguj przepeniony technologi kokpit samolotu, wzbijajc ogromn maszyn w powietrze i przemierzajc wiat. Mia ochot skaka z radoci, kiedy do pokoju wszed czowiek w czarnym swetrze, a dostrzegajc stojcego przy szklanej cianie Maussa umiecha si promiennie, wyciga rce przed siebie i mwi: - Mauss! Nareszcie jeste! Wchod do rodka, czas poprowadzi najlepsz audycj, jakie to radio, kurwa, syszao! Po czym wskazuje najszczliwszemu czowiekowi na wiecie niemal niedostrzegalne szklane drzwi w cianie i skinieniem doni zaprasza go, aby usiad na wielkim, skrzanym krzele. Mysza siga rk po mikrofon przypity do sufitu, przykada go do ust i poprawia osonk, korygujc dwik. Nastpnie zakada na gow audiofilskie suchawki, wpina je do odpowiedniej wtyczki i czeka, a zaprogramowany wczeniej utwr zespou Dave Matthew's Band na widocznej na monitorze komputera playlicie dobiegnie koca. - O czym mam mwi? - pyta szybko, naciskajc przycisk sucy do poczenia dwikowego z reyserk. Nie jestem przygotowany! Czowiek w czarnym swetrze zdaje si tym nie przejmowa. - Co tylko przyjdzie ci do gowy, przyjacielu! Wiem, e dasz sobie rad! Dzi mamy jakie siedem milionw suchaczy przy wszystkich odbiornikach w kraju. Wszyscy nie mog si doczeka na to, co chciaby im przekaza. Mysza nie moe uwierzy we wasne szczcie, ale cay czas nie wie, co miaby mwi. - Moe telefony od suchaczy, taka maa debata? - proponuje wreszcie, gdy sekundy dziel go od wejcia na anten. Uniesiony wysoko w gr kciuk zza szklanej szyby uwiadamia go, e to niezy pomys. Utwr "Some devil" dobiega koca. Rozlega si dingiel, patetyczna melodia oznajmiajca suchaczom, e teraz maj do czynienia z najwaniejszym wydarzeniem w caej dziennej ramwce Najwikszego Radia w Kraju.
378

Mysza bierze gboki oddech. Ma ju pomys na swoj debiutanck audycj. Jeszcze chwila. Jeszcze moment i... Teraz. - Witam pastwa, przy mikrofonie Filip Mauss. Jest godzina dwudziesta pierwsza. Czy kiedykolwiek zastanawiali si pastwo nad istot grzechu w naszym yciu? Duchowni mwi nam, e to przekroczenie boskich norm, kady czyn ktry oddala nas od Boga. Niektrzy politycy utrzymuj, e istnieje pojecie grzechu uzasadnionego wysz koniecznoci. Mamy wic moliw do obronienia chciwo, kradzie, a czasami take faszywe wiadectwo, niestao i hipokryzj. Czy istnieje jakakolwiek okoliczno agodzca dla tych czynw? Czy wytumaczony sobie grzech nadal jest grzechem? I wreszcie jaka jest rola czynienia za w naszym yciu? Zapraszam pastwa do dyskusji, numer telefonu do studia... Po czym w gonikach zabrzmiewa utwr Michael Penna. Filip odcza mikrofon. Ma jeszcze kilka chwil zanim rozdzwoni si telefon w reyserce, a czowiek w czarnym swetrze poczy go z wybranym przez siebie suchaczem. - Mamy pierwszego dzwonicego, Myszo - syszy po chwili dziennikarz. Wchodzisz na anten za trzy, dwa, jeden... Mauss bierze gboki oddech. dyskusj. Trzask. - Witam, tu Richard Leonard Kuklinski, dzwoni z wizienia stanowego w Trenton. Mysza wstrzymuje oddech. - Dobry wieczr, jest pan na antenie - mwi radiowiec. - Czy dobrze zrozumiaem? Jest pan pracownikiem wizienia w Stanach Zjednoczonych? Znieksztacony miech w suchawkach mrozi mu serce. - Pracownikiem? Nie sdz. Siedz w tej dziurze ju jaki czas, ale nie pac mi za to ani centa. O mj Boe. - Jest pan wic winiem, czy tak? - pyta Filip. Znowu ten miech. Jest przeraajcy, jak gdyby to nie czowiek a co... co bardzo mrocznego rozmawiao ze wstrznitym Mysz na antenie. - O tak, jestem winiem jak jasna cholera. Pozwolili mi zadzwoni do waszego radia, ebym mg powiedzie kilka sw na temat grzechu. Myl, e mam w tym temacie co do powiedzenia.
379

Witamy

pierwszego

suchacza,

zapraszam

do

rozpoczcia

dyskusji

przypominam, e dzi rozmawiamy o roli grzechu. Prosz si przedstawi i rozpoczynamy

- To znaczy? - "Ktrym odpucicie grzechy, bd im odpuszczone, a ktrym zatrzymacie, bd im zatrzymane" - rzek Kuklinski. - To nie moje sowa. Zna je pan, prawda? - Tak. To werset z Biblii, prawda? - Dokadnie. Panie Mauss, mwi, e jestem zym czowiekiem i chyba maj racj. Zabijaem mae zwierztka gdy byem dzieckiem. Nie wiem czy sprawiao mi to rado, ale czuem co w rodzaju podniecenia. Potem przyszed czas na ludzi. Nie miaem wyrzutw sumienia, kiedy goymi rkoma udusiem skurwysyna, ktry mnie obrazi. Zacisnem donie na jego szyi kiedy sika za barem. Kilka chwil i lea na chodniku martwy. Gos Richarda Kuklinskiego by tak beztroski, jak gdyby wspomina ostatnie przyjcie urodzinowe swojego dziecka. - Panie Kuklinski... - Och, mw mi Richard - odpar gos w suchawkach Myszy. - Nazywaj mnie Iceman, czowiek z lodu, ale ja uwaam, e to przezwisko nie wywodzi si z mojego lodowatego charakteru. To chyba dlatego, e chowaem powiartowane czonki moich ofiar w zamraarce. - W zamraarce? - Mauss chwyci si za szyj. Ma ju dusznoci. Co to za potwr, z ktrym przyszo mu rozmawia? - Tak, w zamraarce, kiedy ju uporaem si z nimi. Z moimi "klientami". Wie pan, ludzie mwi, e wiartowaem zwoki pi acuchow. To mit. Fakt, uyem jej raz czy dwa i faktycznie jest mniej roboty ni zwykle. Ale wie pan co? Robi si cholerny burdel. Brudzia mi si koszula, kiedy flaki ludzi ktrych zabiem latay w powietrzu. Dlatego zaczem uywa zwykej piy. Robota staje si wtedy o wiele czystsza. No i mona uywa tylko jednej rki. - Jednej rki? - powtrzy Filip, czujc, e zaraz osunie si na fotel bez przytomnoci. - Dlaczego to takie wane? Iceman rozemia si kolejny raz. Sucho i metalicznie, jak prawdziwy seryjny morderca. Co bardzo zego nkao psychik tego czowieka. Co niesamowicie czarnego opanowao jego gos. - To proste. Wtedy w drugiej rce mona co trzyma, na przykad kawaek pizzy. To cholernie mczca robota, wie pan? Czowiek musi czasem co zje. Mauss poczu, e zbiera mu si na wymioty. - Czy istnieje... czy istnieje szansa na to, e wypowie si pan na temat grzechu, panie Kuklinski? - Mwiem, po prostu Richard.
380

- Oczywicie - potwierdzi Mauss, nie zdajc sobie sprawy, e kiwa gow, jak gdyby jego rozmwca by tu obok niego. - Grzechy si dziel, Filipie. Moemy je klasyfikowa wedug rnych kryteriw, ale one zawsze bd si dzieli - oznajmia zabjca. - Ja grzeszyem po to, aby co poczu, cokolwiek, tak jak inni ludzie. Zwykle nie czuj nic. Ale wie pan co jest w tym wszystkim najgorsze? - Suchamy. - e ludzie tacy jak ja, bez sumienia, nie potrafi odroni, ktry z popenianych grzechw jest gorszy, a ktry lepszy. One, grzechy, po prostu s i tyle. Pojawiaj si i znikaj. Jak moje ofiary. To jest w tym wszystkim najniebezpieczniejsze. Do wiedzenia poegna si nagle i natychmiast rozczy. Filip nie zdy zareagowa. Gos nastpnego suchacza nie by zapowiedziany, po prostu rozleg si w suchawkach, przyprawiajc Mysz o stan przedzawaowy. Czy reyser w czarnym swetrze oszala? - Dzie dobry, panie Filipie! - syszy Mauss, ktrego zdumione usta zamieraj w bezruchu. Syszy gos dziecka. Chocia nie, moe to po prostu ten facet ma taki dziwny, dziecicy gos... - Witam serdecznie - odpowiada Mysza starajc si za wszelk cen zachowa profesjonalizm. To jego jedyna szansa. - Na pewno sysza pan wypowied poprzedniego suchacza. To trudne, po wysuchaniu czego tak wstrzsajcego, ale czy moe si pan odnie do jego sw? - Ju? - pyta dziecko - Ju mog mwi? - Jest pan na antenie, prosimy o krtkie przedstawienie si - mwi dziennikarz po cigncej si w nieskoczono chwili. Czuje, pierwszy raz od wielu lat, e zera go trema. Normalnie cieszyby si, e udao mu si porozmawia na ywo z kim takim, jak seryjny morderca z USA. Ale nie dzisiaj. Co zdecydowanie dzieje si nie tak, jak powinno. C, show must go on. - Jestem Mondoe - mwi chopiec, a potem dyszy nosem w suchawk, jak gdyby tumic miech. - Nie jestem adnym panem. Mam kilka lat, to chyba nie tak duo prawda? Kilkuletni chopiec? Mysza spoglda przeraony w stron reyserki, chcc zabi wzrokiem mczyzn w czarnym swetrze. Najpierw dopuszcza na anten seryjnego morderc, a potem kilkuletniego chopca. Czy on oszala, do cikiej cholery? Chcia obrzuci reysera stekiem wyzwisk, zrwna go z ziemi, ale nie zrobi tego ju nigdy w yciu. Mczyzna znikn.
381

- Panie Mauss dzwoni bo mam dla pana pewn propozycj - mwi chopczyk Poprzedni suchacz wspomnia, e grzech jest jedyn moliwoci na to, by mg przey jakiekolwiek ludzkie uczucia. Pieprzony potwr, prawda? - Prosz pamita, e jest pan na antenie. Jeli mog spyta... jeste w ogle penoletni? Ile masz lat, kochanie? - Taaak... - gos chopca brzmia dziecinnie, ale sowa, ktre wypowiada z wielk ironi nie brzmiay dziecico. Chyba nie usysza pytania Filipa. - Zdarzy mi si czasem powiedzie sowo za duo, ale to wcale nie jest mj najwikszy grzech. - Proponuj, eby si rozczy, mj drogi. Rozmawiamy tutaj o powanych... - Jestem powany! - krzyczy chopiec - Mam co do powiedzenia, chyba mog si wypowiedzie, skoro ju si dodzwoniem? Mysza dotkn doni swojego czoa. Byo zimne i mokre od potu. - Suchamy - odpowiedzia wreszcie. - Chciabym zaproponowa panu saw. Uczyni pana najszczliwszym czowiekiem na wiecie. Czy przymie pan moj propozycj? - O nie, mj may - odpowiada natychmiast Mauss. - Dzikuj uprzejmie, ale jestem w tej chwili w miejscu, ktre stanowi spenienie wszystkich moich marze. - To sen - odpowiada chopiec. - Jeste we nie, Myszko, jeszcze to do ciebie nie dotaro? Sen? Jak to sen? - Co? - odpowiada jedynie. To jedyne na co sta go w tej chwili. - Nadal jeste w Golgocie, leysz na swoim zarobaczonym materacyku w hotelu pracowniczym najbardziej parszywego miasteczka jakie zna twj kraj - cignie chopiec. - Ja... - Milcz - przerywa chopczyk, a jego gos staje si nagle gosem kogo o wiele starszego. - Milcz, teraz ja mwi. Jeste we nie, nikt ci nie syszy, jestemy tylko my dwaj. Moje pytanie brzmi: czy naprawd pragniesz sawy? Czy naprawd podasz bycia podziwianym, znanym na caym wiecie dziennikarzem radiowym? Moge speni twoje wielkie marzenia... - kusi co po drugiej stronie linii telefonicznej. - Mog sprawi, e bdziesz kimkolwiek chcesz. Dokonamy tego razem, ale musisz mnie o to poprosi. - To... - Czy jeste gotowy, Filipie Mauss? - pyta gos, teraz ju cakiem nieludzki. - Czy jeste gotw przyj mnie do swojej wiadomoci? W gowie Filipa natychmiast wybucha kaskada wizualizacji. To byy wielkie marzenia, naprawd pikne. Marzy o karierze od wielu lat. Chcia by kim, osign co

382

wspaniaego. By sawnym, by powaanym. Prowadzi audycje z najlepszymi i o najlepszych. Zarabia. By kochanym. Kochanym... Przez chwil Mysza rozglda si bo byszczcym, do granic moliwoci naszpikowanym technologi studio radiowym. - Nie - odpowiada wreszcie. - Nie. Odejd precz, przepadnij i nigdy nie wracaj. Oby Bg wybaczy ci to, co robisz. Do widzenia. - TY NIC NIE WARTY MIECIU! - syszy i a zrywa suchawki z uszu, tak gony jest ryk potwora w malutkich goniczkach. Mimo tego, e suchawki le ju na pododze nieludzki skrzek generaa Mondoe dudni Maussowi w uszach jak kocielny dzwon. PRZEKONASZ SI JUZ WKRTCE, E CAA WIOSKA BDZIE NALEAA DO MNIE, DO MNIE ROZUMIESZ? BDZIESZ BAGA O LITO, BDZIESZ SKAMLA JAK SUKA, BDZIESZ... Mysza wybieg ze studia, potykajc si o wasne nogi i paczc jak mae dziecko.

5.
Urban Waren skoczy ju swj onanistyczny seans. Teraz spa w najlepsze na ratuszowej kanapie, przed monstrualnych rozmiarw telewizorem plazmowym, cay czas ustawionym na kana pornograficzny i chrapa tak gono, e cudem by ju sam fakt i nie obudzi si od odgosw wasnej przepony. Cycate rosjanki znikny, na rzecz czarnowosej francuzki z mocnym makijaem odzianej w lateksowy mundur. - Maire, ne pas l'viter! Il vient est dj l! 4 - rzeka dziewczyna, krcc zalotnie swoim okrgym tykiem i oblizujc wargi. Pokrcia si jeszcze troch wok chromowanej rury do striptizu, pobawia si troch kabaretk na lewej nodze, a potem spojrzaa wprost na lecego na kanapie polityka i powiedziaa przepenione mrokiem sowa: - Aller mourir, aller mourir, lentement ici!5 zanucia i rozemiaa si. Gdyby tylko burmistrz Golgoty si obudzi i usysza sowa francuskiej gwiazdy porno, oczywicie przyjmujc, e zrozumia by cho jedno sowo z przepenionej jkami gadaniny, wtedy z pewnoci by si przerazi. adna aktorka w adnym, nawet najbardziej popieprzonym pocieraczu nie wypowiadaa takich sw, jak dziewczyna, ktra spogldaa na niego w tej chwili z ciekokrystalicznego ekranu.
4 5

idzie, ju tu jest..." tu jest!"

"Maire, ne pas l'viter! Il vient est dj l" - z franc. "Burmistrzu, nie unikniesz tego! On ju

"Aller mourir, aller mourir, lentement ici!" - z franc. "Idzie mier, idzie mier, pomalutku ju
383

Tak si jednak nie stao, burmistrz nadal spa, niewiadomy siy, ktr przycign do swojego ycia mylami penymi bluzgw i czynami przeciwko samemu Bogu. Teraz nie byo ju drogi ucieczki. Wszystkie mosty zostay spalone, a Mondoe sun ku niemu bezdwicznie, niedostrzegany przez nikogo. Urban Waren ni o gwacie na Kamiskiej, pierwszy raz odkd popeni ten straszliwy czyn. Dotychczas stara si za wszelk cen utrzyma swoje myli w ryzach i nie dopuci do tego, aby jeden dzie z jego ycia wzi gr nad ca reszt. To byoby niedorzeczne! Robi to wszystko nie po to, aby chroni swj tyek, ale po to, aby mc zmieni to cholerne miasto na lepsze podczas drugiej kadencji. A nie wygraby przecie cholernej drugiej kadencji, gdyby wyszo na jaw, e gwaci on swojego miertelnego wroga, potem dokonuje morderstwa na dwch wiadkach tego "jednorazowego wystpku", prawda? Spokj Urbanie, moe ci ocali tylko spokj. A jednak, podwiadomo rzdzi si swoimi prawami. Urban Waren znw znajduje si w pokoju kominkowym rezydencji Adama Drzewieckiego i rozmawia z on popieprzonego noblisty. Wie, e ju tu kiedy by, odbiera wszystko wok siebie za lekko nierealne i niewiele brakuje, a cakowicie zdaby sobie spraw z tego, e ni. Mglista otoczka wok wszystkiego co widzi i poczucie lekkiego unoszenia si nad ziemi byy oczywistymi sygnaami, e co jest nie tak, e najprawdopodobniej znajduje si we nie. Gdyby tylko zda sobie spraw z wasnego nienia, wtedy mgby zrobi z Kamisk wszystko co tylko zapragnie, moe to wic lepiej, e nicy Urban Waren zrzuci poczucie odrealnienia od rzeczywistoci na karb swojego zmczenia. Tak czy siak by tutaj, by z podniecajc go jak jasna cholera on ostatniego polskiego noblisty w pokoju z kominkiem, a ona znw miaa ten diabelnie pocigajcy rowek midzy piersiami. Anna Kamiska wpatrywaa si w niego. Przygldaa mu si badawczym wzrokiem i, mj Boe, bawia si kosmykiem wosw. - Panie burmistrzu... - mwi Kamiska wpatrujc si prosto w jego oczy. - Jak to jest, e w Golgocie dzieje si tyle niedobrego? Urban Waren odrywa wzrok od jej piersi i przez uamek sekundy odwzajemnia spojrzenie, aby po chwili przenie je w stron kominka. Wbrew pozorom by bardzo niemiay w stosunku do kobiet, mona powiedzie, e im bardziej pragn jakiej kobiety tym wicej przeszkd stawia sobie na drodze ku niej. Czy to wanie dlatego oeni si z najbardziej nieatrakcyjn kobiet w caej galaktyce? Czy to wanie dlatego urzdza seksprzyjcia w salach konferencyjnych ratusza, pene wdki i podliwych spojrze? Oczywicie, e tak.
384

- Droga pani, to co dzieje si w miecie jest niezalene ode mnie - odpowiada Waren, znw mylc o kolorze jej majtek. - Istniej takie rzeczy, na ktre nawet burmistrz nie ma wpywu. - Nawet burmistrz? - Anna Kamiska robi smutn min. - Chce mi pan powiedzie, e jest... e jest taka rzecz, ktrej nie potrafi pan dla mnie zrobi? - Pani Aniu, dla pani mgbym nawet przenie Golgot nad morze - wykrzywia wargi polityk ujawniajc palet przeknitych zbw. Uywa tego tekstu ju par razy, w jego przekonaniu by cakiem niezy. - Nad morze? - rozemiewa si ona noblisty. - Och, ale gry bardzo mi odpowiadaj! Latem na play robi si strasznie gorco! Wtedy potrzebuj kogo, kto zgodzi si co pi minut wetrze mi olejek w plecy... To by ju jawny sygna dla burmistrza Warena. Ponadto trzeba wiedzie, e pomimo swojej naogowej erotomanii burmistrz Sarbinowych Dow mia due problemy z potencj, ktre ta kobieta zdawaa si rozwizywa bez adnego problemu, nawet go nie dotykajc. Burmistrz Sarbinowych Dow Urban Waren mia ju erekcj. Nie tylko we nie. Koc, ktrym burmistrz Golgoty okry si, gdy skoczy masturbowa si nad porno wywietlanym na ogromnym ratuszowym telewizorze, unis si do ju wysoko gry. - Myl, e nie nie ma pani problemw z odnalezieniem kolejki mczyzn, ktra zechciaaby pani w tym pomc - odpowiada, pocierajc kolana w nerwowym przypywie podniecenia. - Prosz usi koo mnie, panie burmistrzu - rzecze Kamiska klepic doni w puste miejsce na skrzanej sofie obok siebie. - Sdz, e istnieje jeszcze kilka rzeczy, ktre powinnam z panem... zrobi. Waren jest w tej chwili najszczliwszym czowiekiem na wiecie. Gdyby tylko obudzi si w tej chwili, zapewne zaklby siarczycie, moe nawet uderzajc pici w st. Po przebudzeniu znw byby tylko brzydkim, grubym erotomanem ze stuprocentow ysin na gowie. Ale teraz, we nie? W tej chwili mgby przysic, e niczego na wiecie nie pragnie bardziej, ni wej w przeliczn on Adama Drzewieckiego i pogry si w rozkoszy po same uszy. Tym razem dokonaby tego za jej zgod, co podniecao go jeszcze bardziej. Kiedy usiad koo Anny czu, e jeszcze chwila a po prostu eksploduje. By ju tak blisko! - Chciaby pan si odpry prawda? - te sowa padaj spomidzy krwistoczerwonych, umalowanych szmink warg Anny Kamiskiej. - Widz to w paskim spojrzeniu, jest pan zmczonym sub na rzecz miasta biednym czowiekiem. Tak bardzo

385

chciaabym jako panu pomc, zrobi co, eby poczu si pan nagrodzony za wszystkie te wysiki... - O tak, kochana pani. Prosz mi wierzy, e niczego w tej chwili tak nie pragn jak chwili prawdziwego docenienia - lewa rka burmistrza nonszalancko lduje na oparciu kanapy, niemale obejmujc doskonae ciao piknej Anny. Cho Anna jest tylko fantazj, Waren nadal nie zdaje sobie z tego sprawy. W jego przekonaniu sta si w tej chwili najprzystojniejszym, najmniejszym i w ogle najlepszym spord wszystkich mczyzn na caym wiecie. Przez t krtk chwil czu, e moe wszystko. C za obuda! - Prosz si nie krpowa - Kamiska te jest podniecona, Urban widzi to wyranie. - Co mogabym zrobi dla kogo takiego jak pan, aby poczu si pan prawdziwym facetem? - Przejdmy na ty - podniecony Waren ju obejmuje Kamisk, dotykajc rk jej plecw, a doni jej lewego ramienia. Jest przyjemnie chodne i pokryte gsi skrk. Myle, e doskonale wiesz czego chciaby w tej chwili kto taki jak ja. Ich twarze s ju jakie dziesi centymetrw od siebie. Wzrok Anny ucieka co chwila z oczu burmistrza, podajc w kierunku grubych misistych ust na szpetnej twarzy starego burmistrza. - Wiem. I zamierzam ci to da, wiesz? Boe, ona naprawd mnie pragnie - myli Waren i nie tracc chwili delikatnie, ale stanowczo popycha jej liczn gow w kierunku swojej twarzy. Kiedy ma doj do pocaunku facet musi by facetem. Z krwi i koci. Ale Urban Waren nigdy nie pocaowa licznej Anny Kamiskiej, nie doszo do tego nawet w jego sennej fantazji. W tej samej chwili kiedy ich usta s ju niemale zetknite ze sob drzwi pokoju kominkowego otwieraj si z hukiem. - Kim jeste do cholery?! - krzyczy Urban Waren, przez krtk chwil przeywajc deja vu. Do burmistrza dociera, e ju by tym pokoju, na dodatek z Ann Kamisk. By wtedy rwnie podniecony co w tej chwili. Pamita, e podoga przed kominkiem bya miejscem, w ktrym doszo do stosunku z kobiet, ktra budzia jego ogromne podanie. Ju w niej by. To ju si stao. Wtedy do pokoju te wszed jaki mczyzna, niemale przyprawiajc Warena o zawa umczonej cholesterolem pikawy. Urban zabi go z zimn krwi, by wszak wiadkiem gwatu. Tyle, e tym razem to nie by pijany Cygan. Nie mia prawa nim by. Burmistrz Waren zdaje sobie spraw, e czowiek, ktry wlecia jak burza do miejsca, ktre jeszcze przed chwil uznawa za pieprzone gniazdko mioci jest wyranie
386

spanikowany. W jego spojrzeniu nie daje si wyczyta niczego konkretnego i moe wasnie to przeraa burmistrza najbardziej. Zszokowany spoglda na Ann Kamisk, ktra umiecha si szeroko, aby po chwili zanie si szyderczym miechem. Wszystko to dzieje si w cigu jednej dziesitej sekundy. - Odpowiadaj natychmiast! - krzyczy Waren. - Mw... mw... mw mi Leszek P - jka si czowiek o obdnym wzroku. Nazwisko nie ma znaczenia. Je-je-jestem nazywany inaczej od wielu lat... mwi mi Wampir z Bytowa. - Powtarzam, kim jeste?! - krzyczy Urban Waren, chwytajc si za pier i oddychajc ciko - Co tu robisz, do cikiej cholery?! Anna! - krzyczy, mimo, e jest naprawd bardzo, bardzo blisko kobiety, ktra teraz mieje mu si w twarz. - Kobieto, mw, znasz tego czowieka?! Wampir z Bytowa? Postradae zmysy czowieku?! - T-t-tak mwi, wanie tak. e oszalaem - mamrocze Leszek P. - P-p-pierwsza, ktr zabiem to bya ta skle-skle-sklepowa co daa mi chleba. Zapytaem j, czy-czy-czy nie zostaaby moj on. Powiedziaa, e nie - kiedy to mwi jego wzrok szuka punktu zaczepienia na czymkolwiek co znajdowao si w pokoju, na kominku, dywanie, kanapie, byleby nie na Annie i Urbanie. - No to-to-to ja si zdenerowowaem, uderzyem j e-elazem. I ona upada. Urban Waren poczu, e wanie spenia si najgorszy koszmar w jego yciu. Zda sobie spraw z wasnego nienia dopiero w tej chwili. Nie przynioso mu to ulgi, o nie, ani troch. Tymczasem Wampir kontynuowa wyznania, na przemian splatajc palce w koszyczek i rozplatajc je. - Mu-mu-musz w kocu komu to powiedzie, teraz kiedy ju-ju-ju wyszedem z wizienia. Onanizowaem si na ni. Ja... ja... ja czuem, e mam dziewczyn wtedy... tak, z ktr, z ktr mgbym odby seksualny... intymny stosunek znaczy. Anna Kamiska umiecha si i ju po chwili mieje si na cae gardo. Ryczy ze miechu wpatrujc si w przeraon i kompletnie ogupia twarz burmistrza Warena. Wampir rwnie spoglda na Ann, jak gdyby w obawie, e liczna czterdziestolatka mieje si z jego. Ale nie, ona miaa si z ogupiaego wyrazu twarzy burmistrza Urbana Warena. - Ty aosny grubasie - mwi w kocu, pomidzy jednym a drugim wybuchem miechu. - Naprawd sdzisz, e uda ci si zrobi to ze mn drugi raz, na dodatek za moj zgod? - Co ty...

387

- Zgwacie mnie, mieciu, tak jak on zgwaci swoj pierwsz ofiar! - krzykna Kamiska wskazujc na Leszka P. - Niczym nie rnisz si od Wampira z Bytowa, jeste takim samym potworem jak on! - Nie jestem potworem, prosz pani. Ja... ja... ja wycofaem zeznania, po tym jak-jak-jak si przyznaem ju - wyzna Leszek P. - Oni... milicja wtedy... oni na mnie krzyczeli, kazali si przyzna. To si przyznaem - wzruszy ramionami. W tej samej chwili byy ubek przypomnia sobie wit zasad: dajcie mi czowieka, a paragraf znajdziemy na niego pniej. - To nie ma w tej chwili znaczenia. Nie jeste tu po to, eby si spowiada, Leszku powiedziaa Kamiska takim samym, agodnym gosem, jakiego przed chwil uywaa w stosunku do podnieconego jak diabli Warena. - Odbye swoj kar, jeste wolny. Moesz mi pomc. Chcesz tego? - T... t... tak prosz pani. Bardzo - obliza wargi Leszek P. Do Urbana Warena dotaro w tej samej chwili, e czowiek, ktremu si przyglda jest upoledzony. - W takim razie zwi tego grubasa - Anna wskazuje rk na burmistrza Golgoty. Zemsta to suka, a tak si skadao, e ja rwnie". Wiesz czyje to sowa, Waren? - Ja... natychmiast przesta... prosz, nie... - burmistrz odruchowo wstaje z kanapy, trzsc si ze strachu. - Zostaw mnie, zboczecu! - krzyczy, gdy wte z wygldu, ale bardzo silne rce Wampira zaciskaj wok jego pasa gruby sznur. Leszek P. dyszy przy tym z wysiku, ale i z podniecenia. Kimkolwiek by i jakiekolwiek grzechy popeni, w tej chwili nie miao to dla niego znaczenia. Liczyo si tylko to co za chwil zrobi z Urbanem Warenem dla piknej kobiety, ktra chciaa z nim rozmawia. - To cytat z Jeaniene Frost, dzieo "Jedn nog w grobie"! - mieje si Anna, gdy Urban Waren jest przywizywany do krzesa przed kominkiem. - Bardzo adekwatny tytu, nie sdzisz? - Nie jeste zy! krzyczy Waren w rozpaczliwej prbie ratunku samego siebie. Leszku, nie jeste zym czowiekiem! - Pidziesit osb mamrocze Wampir. Do tylu si przyznaem na po-po-pocztku. Ale potem o-o-oskaryli mnie tylko o siedemnacie. Dobry Boe. - Co wy... powiedzcie mi tylko... Anno, czowieku... co prbujecie osign?! - Nie. Okaleczymy ci. Pozbawimy ci narzdzia gwatu. Leszku, czy swoj powinno. To mwic wycigna zza poduszki na kanapie ogromny n rzenicki. To niemoliwe. - ODSTAW TO! NA BOGA NIE RB TEGO, POZWL SOBIE
388

- Za-za-zamknij ryj - wyjka Leszek, chwytajc w wt do lnice narzdzie niedoszej zbrodni. - Dobry Jezu, bagam, nie pozwl im na to! Niech stanie si co, co mnie uratuje, bagam, BAGAM! - paka burmistrz Sarbinowych Dow. I wtedy do pokoju wszed sam Mondoe. - CO TO JEST?! - rykn Waren, nigdy w cigu caego ycia nie czujc si bardziej przeraony ni teraz. Ujrza diaba, jego ropiejc twarz, gnijcy jzyk i mnstwo robakw, glizd pezajcych po twarzy stwora w czarnym smokingu. Odszed od zmysw, z ca pewnoci. To kara za grzechy, za wszystkie ze rzeczy, ktre zrobi mieszkacom Golgoty, w tym oczywicie Annie Kamiskiej i biednej Alice Davies. - Mog ci uratowa, przerw ten koszmar w mgnieniu oka - sykno monstrum, machajc skrzydami i poprawiajc czarn muszk. - Urbanie Waren, czy chcesz wyj z tego cao? - TAK! Prosz, kln si na wszystko i bagam, zostawcie mnie w spoko... - Sam powiedziae: to tylko sen. Przyznajesz, e jestem od ciebie silniejszy? Przyznajesz si do tego, e jestes moim sug? - Tak! Mj Boe, oczywicie, e tak! - Powiedz to. - Jeeli istnieje szansa na to, e wyjd z tego cao, to przysigam, e do koca ycia bd suy tylko tobie! Dziura w twarzy potwora rozszerzya si. - Naleysz wic do mnie - rzek, po czym dotkn nienaturalnie dugim, kocistym palcem twarz polityka. - Niech si stanie.

6.
Junior Hauptmann zredukowa bieg i pokona ostatni odcinek drogi prowadzcej do domu van Hogenw. Zaparkowa sportow yamah za samochodem dostawczym opatrzonym napisem "WIKWINT - CZY PRBOWALE JU NASZYCH PODROBW?" i wyczy silnik. Chocia by nabuzowany krc w yach amfetamin zdecydowa si dotrzyma sowa, jakie da swojej dziewczynie i spotka si z ni dzisiejszego wieczoru. Niezalenie od tego, czy w miecie dziao si co dziwnego, czy to tylko wymys chorej wyobrani jego mieszkacw, kiedy chodzi o spotkanie ze liczn Sabin van Hogen trzeba zrobi wszystko, aby bya zadowolona. W kocu potrafia si wtedy odpowiednio odpaci - pomyla drapic si w krocze i wycigajc kluczyki ze stacyjki quada. W kilka chwil pokona pot chronicy posesj
389

Hauptmannw, wzi pierwszy lepszy kamyk, jaki znalaz pod krzewami tui i rzuci nim w okno pokoju na pitrze. Po chwili wiato zapalio si, a w oknie stana jego ukochana, przeliczna, blondwosa nastolatka - Sabina Co Rzadko Sama Zaczyna. - Junior! - ucieszya si, ale pamitaa o tym, eby mwi szeptem. - Mylaam, e nie przyjedziesz! Odebrae mojego SMS-a? - Cze pikna! - mody Hauptmann pomacha do niej rk i wysa jej buziaka. Jasne, ale chyba nie sdzisz, e powstrzyma mnie jaki tam twj stary? Umiechna si lekko. Podoba jej si ten bunt. - Szczerze mwic mylaam, e zrezygnujesz - odpara - Ale... co teraz? Bdziesz tam sta na dole ca noc? O nie, na pewno nie. Nie da si uprawia seksu, kiedy dziewczyna stoi w oknie dobre trzy i p metra nad tob - pomyla mody policjant. Da Sabinie znak pod tytuem "czekaj, zaraz wracam" i znikn za domem. Po chwili wrci, trzymajc w rkach metalow drabin i opar j o fasad domu Hogenw. - Postaraj si by cicho - nakaza dziewczynie. - To cholerstwo wyglda na haaliwe. Rozchichotaa si, ale przekroczya parapet i zacza schodzi po stopniach drabiny. W tej samej chwili kto drzwi wejciowe do jej pokoju. - Sabina, zmieniem zdanie. Moesz... - usyszaa nastolatka, ale nigdy nie dowiedziaa si jakie miao by zakoczenie zdania, ktre wypowiedzia jej skruszony ojciec. Przeraliwy wrzask ogarn cay pokj, posesj i w ogle ca okolic. - WRACAJ TU, NIE POZWOL CI NA TO, O NIE! Junior wzdrygn si. Myl o tym, e za chwil dostanie solidny wpierdol od znienawidzonego ojca swojej maej Sabiny spowodowaa wystrzelenie adrenaliny, ktr poczu niemal fizycznie na skroniach. - Szybko, maa! Przebieraj nogami! - Staram si, nie widzisz?! - zirytowaa si schodzca po drabinie dziewczyna, ale sznurowado adidasw wpltao jej si w szczebel. - Kurwa ma... - zakl Junior i zacz wspina si do gry. Mino dziesi, moe pitnacie sekund zanim uporali si z tym cholernym sznureczkiem i wreszcie zeszli z tej przekltej drabiny. Zdymy! - pomyla Junior Hauptmann - Stary van Hogen bdzie potrzebowa dobre p minuty zanim przytoczy tu swoje grube dupsko. Potrzebowa mniej. - Wydaje ci si, e co robisz, ty cholerny skurwysynu? - usyszeli za plecami, kiedy byli ju na ziemi. Sabina a podskoczya ze strachu, ale Junior nie da sobie w kasz
390

dmucha, by w kocu oficerem policji. Wzi gboki oddech i odwrci si w stron van Hogena. - Jedziemy na wycieczk - odpar bezczelnie, gotw w kadej chwili uchyli si od mkncej w jego kierunku pici starego przedsibiorcy. - artujesz, prawda?! - rykn Vincent van Hogen. Dzwoni do twojego przeoonego! Ty may gnojku, dzisiejszy dzie by twoim ostatnim w roli policjanta! Moe i tak, ale dzisiejszy dzie jeszcze si nie skoczy - pomyla Junior i niewiele mylc z impetem wbieg w wycigajcego telefon komrkowy ojca Sabiny, popychajc go tak, aby wlecia w krzaki. - Zachowaj milczenie - zawoa do niego - Maa, spadamy! - krzykn w stron swojej dziewczyny, wskakujc na quada i zakadajc kask. Ale ona nie wygldaa ju na tak, ktra chciaaby gdziekolwiek z nim jecha. W tej chwili, mimo ciemnoci, Junior zauway, e jej twarz przybraa barw nieprzeniknionej czerwieni. Wygldaa, jakby miaa ochot go zabi. - Ty aosny frajerze! - krzykna i momentalnie si rozpakaa. - Co ty zrobi mojemu tatulkowi! Tatusiu! Tatusiu, nic ci nie jest? To mwic podbiega to lecego na ziemi i krztuszcego si Vincenta, ktry za wszelk cen prbowa wsta z ziemi i to jak najszybciej, eby zdy zla Juniora na kwane jabko, zanim ten ucieknie na swojej zabaweczce. Junior Hauptmann nie mg mu na to pozwoli. Wyglda na to, e zwizek z pikn Sabin van Hogen dobieg koca. Lekko drc doni przekrci stacyjk, wrzuci wsteczny, a potem zawrci i szybko osigajc maksymaln prdko pogna w ciemno. Co za psychol z tego van Hogena! - myla Junior Hauptmann, kiedy oddali si ju na bezpieczn odlego od domu Vincenta. - Odzywa si w ten sposob do funkcjonariusza policji? Grozi mu zatelefonowaniem do wasnego ojca? Przecie jestem ju dorosy, odpowiadam za siebie i mj stary-komendant, nie ma tu nic do rzeczy! Nie odway si zadzwoni do ojca. Za bardzo obawia si o swoj creczk pomyla mody policjant przekrcajc manetk gazu do maksimum i wjedajc w zakrt.

391

Fragment II Wilk w lesie

Spojrzenie wciekych, lnicych czerwieni lepiw ogromnego wilka przeszywa dusz wdrowcy na wskro. To troch tak, jak gdyby w samym rodku lenej gstwiny nagle spojrze mierci prosto w twarz. Lasy wok Golgoty nie s bezpiecznym miejscem, szczeglnie jeli nie ma pewnoci, czy istniej w rzeczywistoci Podpowiedzi: pena wolno!

392

W tej samej chwili wydarzyy si trzy rzeczy. Junior skoncentrowany na walce z ojcem Sabiny van Hogen i nadal napany amfetamin z do duym opnieniem zdaje sobie spraw, e na jego drodze, rodkiem szosy idzie jaki zataczajcy si czowiek. Natychmiast naciska hamulce, niestety na skutek odruchu, ktry naby podczas szalestw na rowerze grskim wiksz si przykada do rczki hamulca przedniego. To powoduje, e gdy tylko quad zwalnia z osiemdziesiciu do piciu kilometrw na godzin ciao Juniora bezwolnie wzbija si w powietrze i wykonujc spektakularne salto nad kierownic lduje twarz w kierunku ziemi, a nieokryte rkawiczkami donie zalewaj si krwi. Pieprzony Gerard Keppler, ten zawszony ul - jest to jego pierwsza myl po tym jak mija szok spowodowany wypadkiem, jeszcze zanim zdy pozbiera tyek z zimnego jak cholera asfaltu. Druga myl brzmi: rozpierdol go goymi rkoma i nic mnie to nie obchodzi, e s cae poranione. - Ty pijacka gnido! - cedzi przez zacinite zby, upewniajc si, e nie przygryz sobie jzyka. Chyba ukruszy sobie zb podczas upadku na ziemi. Jeli tak, to Bg mu wiadkiem, zastosuje si do Biblii, oczywicie po swojemu, i wasnorcznie pozbawi t pijan mend conajmniej czterech siekaczy. - Idziesz sobie ulic jak pan nieba i ziemi, nieowietlony i najebany jak winia! Co ty sobie wyobraasz, wydaje ci si, e moesz tak sobie azi w ciemnociach?! O kurwa, stary, jeste aresztowany jak jasna cholera! Wtedy dotaro do niego, e osoba, ktra stoi nad nim i przyglda mu si wzrokiem szaleca nie jest pijanym Gerardem Kepplerem. W pierwszej chwili Junior pomyla nawet, e nie ma do czynienia z czowiekiem. - To jakie pierdolone zombie! - myli spanikowany, a serce wali mu jak motem. To by mczyzna. A raczej kiedy nim by. Poszarpana marynarka, zakrwawiona koszula i smrd jakby zgniych jaj - oto co odnotowa mody Hauptmann w pierwszej kolejnoci. Ale to nie ubir by najgorszy, o nie. Najgorza bya twarz. - Urban? Urban Waren? - wyduka wreszcie zszokowany Junior przygldajc si obliczu zmasakrowanej postaci. - Co si panu stao, do jasnej cholery? Kto panu to zrobi? Urban Waren nigdy nie by specjalnie przystojnym czowiekiem, to fakt, za kadym razem kiedy Junior widzia burmistrza Golgoty, zawsze przyrwnywa go w mylach do wyjtkowo obrzydliwego prosiaka. Mia wiski may nosek, uszy i by ysy. W dodatku to chytre spojrzenie i kamliwy umiech... o tak, tego byo ju zbyt wiele jak na jedn osob. Teraz, gdy Junior w osupieniu przyglda si zmasakrowanej twarzy burmistrza, pomyla natomiast, e do tej pory nie byo z Warenem wcale tak le. Twarz polityka gnia.

393

Paty skry, zwisajce luno z policzkw przypominay w swojej barwie rozkadajce si jabka. Ropa, wylewajca si z oczu powodowaa smrd, ktry przyprawia Hauptmanna o mdosci. Bya te krew, cae mnstwo krwi - wygldao to tak, jakby kto, a raczej co, jakie wyjtkowo drapiene zwierze zaatakowao Warena w rodku lasu. To nie przerazio jednak Juniora najbardziej, caoksztatu szokujcego wizerunku burmistrza dopenia... brak ust. Dziura w twarzy, po prostu cholerna dziura nic wicej, a za ni te zby, wyranie przerzedzone. - Ja ci pierdol... - wymamrota Junior powstrzymujc odruchy odka i niemiao podchodzc do polityka. Wydawa z siebie odgos jak gdyby bulgotania i w pierwszej chwili mody policjant pomyla, e Urban zaraz bdzie rzyga, pewnie od wasnego smrodu. Ale nie, to nie byo to, o czym myla. Urban Waren na niego warcza. - Co pan, panie Waren! Nie poznaje mnie pan? - Junior odnotowa, e dry mu gos. Dorosy mczyzna by bliski paczu. - To ja, Junior Hauptmann, syn komendanta Andrzeja! Panie burmistrzu... Zero reakcji - Halo? - Junior pomacha mu rk przed twarz. W tej samej chwili dziura w twarzy polityka rozszerzya si, jak gdyby paszcza lwa gotowego do ataku, a spod jzyka Urbana wypezy czarne robaki. Oczy zawieciy biaym blaskiem. - Chod do Mondoe, chod do Mondoe may punie... wiesz, e to czego tak si obawiasz cay czas si zblia, idzie tu - Co tu idzie? Panie burmistrzu co - Idzie mier, idzie mier, pomalutku ju tu jest! - co co kiedy byo burmistrzem wydobyo z siebie gardowy dwik. Poszarpane rce zabrudzone krwi i botem wyprostoway si w kierunku przeraonego modzieca. Drugi raz w cigu kwadransa Junior Hauptmann zosta zmuszony do salwowania si ucieczk. Jego quad nigdy nie wydawa mu si tak aonie wolny, kiedy po nieskoczenie dugich chwilach wreszcze udao mu si odpali silnik i z caej siy pocign manetk gazu. Koa zabuksoway na poboczu, maszyn niebezpiecznie zarzucio, ale Junior mia to gdzie. O tym, e na miejscu spotkania zosta jego kask mia si przekona dopiero kiedy znalaz si osiem kilometrw std. Nie wrci do domu. Paczc z ulgi, strachu i szoku zatrzyma si dopiero na stacji benzynowej w miejscowoci Antonia.

394

- To si nigdy nie stao - powiedzia sobie mody policjant, siedzc na siodeku yamahy i trzsacymi si, zabrudzonymi od krwi, diablo pieczcymi domi odpalajc papierosa. - To nie miao miejsca. Koniec z fet, Junior. Przestajesz pa. Moe wtedy pieprzone halucynacje si od ciebie odpierdol. Biedny mody czowiek nie wiedzia, e to co go spotkao to dopiero pocztek wszystkich jego problemw.

395

396

397

Gnicie
A wic jeste tu, soce, cho boli ci brzuch Pozwl go dotkn... jest mikki jak puch! (A wszystko to sen... jestemy wrd much!) Wszystko to jeno bieszczadzk mar, Chod, bd prawdziwa, niech stanie si samo!

Cz III

398

Rozdzia XVII

Julia Hauptmann

All is running around, Well, its getting me down, Just give me a pain that Im used to
~ Utwr Depeche Mode

15 wrzenia, Golgota. Dom komendanta policji i jego ony

1.

este szmat! krzycza mj m, stojc obok rozwalonych na czci drzwiczek od lodwki. Leaam na pododze, zbyt upokorzona by paka. Przepraszam Andrzejku, tak bardzo ci przepraszam. Dostaam z pici w twarz, upadajc niechccy na jego ukochany barek. Butelka

szkockiej rozbia si z trzaskiem. Haas rozbijanego szka zabola mnie bardziej, ni pokopana pniej twarz. Ale, niech bdzie zacznijmy od pocztku. Przygotowujc ulubione foundeu dla mojego Andrzeja przyapaam si na dziwnej, zapomnianej nadziei. Dzisiaj mnie nie tknie. Potrafi szedziesitki.
399

uderzy

naprawd

mocno,

coraz

mocniej,

mimo

dochodzcej

Myl, e alkohol dodawa mu wigoru, na trzewo by bowiem potulny jak baranek. Cho i tak nie do zniesienia, to przynajmniej nie bi mnie na trzewo. Na przykad skrzanym pasem. Raz za razem, raz i dwa, raz i dwa, a do momentu gdy wielkie paty skry odchodziy ju z moich plecw. Pi coraz wicej i coraz czciej, a nie wiedzie kiedy stao si to natur ciemnej codziennoci mojej i mojego ma. Szczerze mwic nie przypominam sobie dnia, w ktrym nie bolaa mnie przynajmniej poowa wszystkich skopanych mini, obitych i powykrcanych nadgarstkw i co najgorsze, twarzy, ktrej spuchnite minie miay ju pozosta bolce do koca mojego ycia. Dzi mogoby by inaczej mylaam - Moe co w nim pknie, chocia dzi! Tylko w rocznic! - powtarzaam to sobie w mylach co roku, odkd wyszam za damskiego boksera ze skonnoci do whiskey. I tak, jakby moje obawy stay si, nie wiedzie kiedy, niewypowiedzianym yczeniem, tak jak co dzie, gdy kochajcy mowie wracaj do swoich piknych on, tak do mnie wrci dzi do domu mj kochany Andrzej. yczenie spenione. Miego wieczoru, Julio. Nauczyam si, e gdy jest pijany w gruncie rzeczy nie wie co robi: bijc mnie wpada w amok, a rano przysiga mi na wszystkie witoci, e nic nie pamita. Swego czasu byo to na swj sposb kojce, kiedy rano przeprasza mnie, albo przychodzi z wielkim bukietem kwiatw. Szkoda tylko, e ostatni bukiet i ostatnie przeprosiny dostaam od Andrzeja Hauptmanna dwadziecia dwa lata temu. Dzisiaj Andrzej wpad do domu jak burza, par minut po pierwszej, nawalony jak siedem nieszcz. Zrzucajc na ziemi subowy paszcz i bekoczc co niewyranie rzuci w moim kierunku przeszywajce szybkie spojrzenie. Nie patrzyam na niego. Ale on patrzy na mnie, a mnie chyba jak nigdy w yciu pochono czyszczenie kocioka do sera. Cisza pena napicia i odgosy cichego szorowania mojego kocioka trway tylko cztery sekundy. - Co! Julia, do kurwy ndzy, nie myl tak o mnie! rykn wreszcie. Skocz z tym wreszcie, ty jebana dziwko! Ostatecznie Andrzej kopie wciekle w otwarte drzwiczki lodwki, o ktrych wspominaam, a te wypadaj z zawiasw i z ca zawartoci pek lduj z hukiem na kuchennej pododze. Panie i panowie, poznajcie sieranta Andrzeja Hauptmanna. Prosz was. Niech potworny haas, gdy drzwiczki lodwki lec na pytki kuchenne, a wraz z nimi caa
400

zawarto czterech pek jedzenia, nie bdzie dwikiem ktry skojarzycie sobie z jego osob. Ten dwik mgby wam si skojarzy z uderzeniem. Na przykad w twarz. A to wszystko moja wina, wiem, e rzeczywicie tak jest. Tak, w zasadzie rozumiem jego zo. Baagan, panujcy w domu czsto wyprowadza mojego pijanego Andrzeja z rwnowagi. Ale jeszcze mnie nie uderzy! - Pieprzona czarna mapa! Przysigam na Boga, pewnego dnia chyba zajebi gnoja goymi rkoma! Mj biedny, pijany m wanie przypomnia sobie o codziennej tradycji wyklinania jedynego pastora w caej Golgocie, czarnoskrego Charlesa Davisa, od najgorszych na caej golgockiej ziemi. Nigdy si do tego nie przyzwyczaiam. W rzeczywistoci pastor Charles by bardzo miym, skromnym czowiekiem. Wielebny Davies kochajcy rodzin i Stwrc caym swoim sercem, nieraz spoglda na mnie ze wspczuciem, jakby sowa nie byy konieczne. Nigdy nie miaam posiniaczonych ramion, czy doni, nigdy nie miaam choby workw pod oczami. A jednak wielebny dobrze wiedzia co si dzieje, zauway to, czego inni nie mogli lub nie chcieli dostrzec. Moja spuchnit z blu i paczu twarz. Jak choby ostatniej niedzieli, w naszym kociele, przy modlitwie, kiedy nagle pastor Charles odwrci si, patrzc prosto na mnie. W samo serce duszy. Albo tak jak podczas wystpie mojego ma, kiedy to jako prawowity obywatel i komisarz gminnego posterunku przekazywa wiernym wieci i odczytywa ogoszenia policyjne. Trzech ludzi zatrzymano za jazd pod wpywem, niech Bg ma ich w opiece. Dwch ludzi zostao obezwadnionych i unieszkodliwionych, gdy napani awanturowali si pod kocioem. Miej dla nich lito, panie Jezu, bo te chore puny nie wiedz co czyni. A kiedy mwi, a mwi tak przez kilka minut w podobnym tonie, pastor Charles on zawsze spoglda z tak sam litoci, z takim samym alem. Patrza na mnie i paka w duszy. Potrcona okciem butelka przeleciaa przez nasz salon. Ulubion rozrywk mojego ma, bo wyrzuceniu z siebie tony jadowitych sw na temat biednego Charlesa Davisa, byo panoszenie si po domu z flaszk w rku i wykrzykiwanie coraz ciekawszych tekstw pod jego adresem. Z czasem, najczciej po jakich pitnastu minutach pies jerychoski, kamliwy faryzeusz i inne okrelenia, ktrych Andrzej nie przekombinowa jeszcze na Bibli,
401

przeksztacay si w dziecinnie wulgarne, chamskie tekciki sfrustrowanego buntownika przeciw wszystkiemu. Nienawidziam w takich chwilach sw mojego biednego ma. Cho bardziej nienawidziam siebie, wszak nie potrafiam mu pomc. Gboka nienawi narodzia si, bo Andrzej dy, oczywicie bez wzgldu na rodki do promowania swojego nowego, natchnionego iskr Boga przedsiwzicia. Mowa tu naturalnie o tym, czym nasz patologiczny dom y od kilku miesicy: rewolucji na terenie Golgoty i cakowitym przejciu wadzy przez komendanta Hauptmanna. Nie chciaam porusza tego tematu, a jednak wystarczyo tylko jedno moje sowo, ebym wiedziaa co mnie czeka: - Kochanie - Zamknij si kurwa, ZAM-KNIJ! rykn Andrzej, robic si cay czerwony. - Nie przerywaj mi! Temat pastora Charlesa by tematem numer jeden, w naszym domu, cho w zasadzie nie wypowiedziaam si w jego kwestii ani razu w yciu. Wedug mojego ogarnitego paranoj ma, czarny pastor spiskowa przeciwko niemu od rana do nocy, a czasem nawet czciej. Z czasem zaczynao to si robi mieszne, a pijackie wywody ma szybko traciy sens: Kurwa to jest skandal! Skandal! Ten ten czarny pies mnie zabija! yk z butelki, szybko poprawiony drugim. - Uwiesssz mi nie spotkaem nigdy takiego diaba! mie ma jak mani na punkcie oskarssszania mnie o wszystko! Milczaam z szacunku. Postanowiam pozwoli mu si wykrzycze. Taki sposb rozmowy ze mn Andrzej preferowa najbardziej. - Abssolutnie, kurrrwa, wszyssszhho! uderzy pici w st. Zapalniczka spada na podog. - Uwierz mi, zabibym gnoja. A wieszcz sz-eeemu? Zrobibym to, kurwa, dla cie-ee! Nie powiedziaam ani sowa, przysigam. Nawet nie patrzaam na niego, baam si skupi na nim wzrok. - Gdzie jest Junior? zapyta Andrzej. Przeknam lin. - Pojecha. - Quadem? - Tak. - Pozwolia mu?! Przecie wiesz, e wieczorami bywa napany jakim gwnem! Czy tobie si wydaje, e ci nie kocham, Juu-io? wycedzi przez zacinite zby.
402

- Boe, Andrzej - Tak czy nie, kurrrwo jebana?! rykn na cae gardo, a twarz przybraa gron barw czerwieni. - Nie, kochanie, nie - szepnam cicho, naprawd bardzo cichutko. To bya prawda. Przysigam, wszak kocham Ci nad ycie, mj Andrzejku. Oczywicie nie powiedziaam tego na gos. - Nigdy nic nie mwisz. Mam ci cholernie do, ty kurwo! - Przepraszam, mj mu, przepraszam skamlaam kolejny raz, gdy wsta z fotela, nie bez problemu. Zatacza si bowiem, jakby w domu nagle rozpta si prawdziwy tajfun. Uderzy doni w butelk. Nie wyla ani kropli. Gdy dwign si z fotela, wiedziaam, e zamierza mnie uderzy, plus-minus w cigu jakich dwudziestu sekund. Mimo wszystko caa dzisiejsza nienawi komendanta Hauptmanna nie zostaa jeszcze przelana na wielebnego Davisa, o nie! Dzisiejszej nienawici komendant Andrzej Hauptmann mia jeszcze w zanadrzu, oczywicie domyliam si wic, e chce przela reszt tego ogromnego zapasu na mnie. Konierz jego rozpitej do poowy, brudnej jak cholera koszuli, upstrzony by jak czerwon plamk. Przysigam, e spojrzaam na t dziwn, czerwon plamk tylko jeden raz. Nawet nie zdyo przyj mi do gowy, e moe to by szminka. - Nic nie warte zero cedzi Andrzej przez zby, patrzc na plamk wciekle. Mimo, e dziel nas jeszcze dwa bezpieczne metry, od razu czuj, e wieczr spdzi gwnie w towarzystwie Johnnyego Walkera. Ja na dziwki, z Warenem w ratuszu, tak? Nawet mi, kurwa, nie ufaszzz Boe, uchowaj, przed tahh kurw, nawet najwichszych wrochhw! Andrzej spojrza mi w oczy tylko raz, a wszystkie moje nadzieje tego dnia prysny. Wiedziaam ju doskonale, e stucze mnie dzi, moe nawet mocniej ni zawsze. Uderzy mnie w twarz z pici, jak zawodowy bokser, a ja padam na podog, obracajc si wok wasnej osi. - Wiesz za co?! Wiesz?! krzyczy Andrzej. Nie zdyam nawet podnie si z podogi, nie pomylaam nawet o tym by sprbowa uciec. Szczerze mwic, ucieczka nie przysza mi do gowy ani razu, podczas mojej mczarni z czowiekiem, ktrego cigle kochaam. Kopn mnie z wciekoci w nogi, wszak doskonale wiedzia, e nie moe sobie pozwoli na to by kopn mnie w ebra. Zostaby lad. - Bo mnie kurrwa nie kochasz! rykn wciekle. - Nikt mnie, kurwa, nigdy nie kocha!
403

By moe tego dnia oberwaam wanie za widoczny na mej twarzy ogromny lk przed kochanym Andrzejem, ktry tylko czeka na sposobno, by skopa mnie jak psa po powrocie do domu, i bi mnie przez dwie, albo trzy godziny. Skopana i poniona za przestraszon twarz. W zasadzie nie miao znaczenia czy robiam cokolwiek, wystarczy dosownie jeden wos w jedzeniu, albo zwinita pajczyna pod komod, by spowodowa tradycyjne zwieczenie kolejnego dnia: poczucie totalnego upokorzenia oraz rozerwana zbami dolna warga, zamany nos, rozerwany uk brwiowy, a czasem cho na szczcie coraz rzadziej, ble w dole po pijackich gwatach mojego ma, ktre z przyzwoitoci nazywalimy jeszcze seksem. Nauczyam si nie paka w takich chwilach. To go denerwuje. W noce po takich gwatach ni mi si zawsze jeden, ten sam sen. Mj m jest wtedy moim winiem, jestemy w garau, on przywizany do krzesa. Radoci ktr wtedy odczuwam, kiedy widz, jak zakneblowany patrzy na mnie, a ja zaciskam n na swojej posiniaczonej doni, nie zamieniabym na adne inne uczucie, swojego ndznego ycia.

2.
Dzisiejszej nocy ksiyc bardzo jasno owietla posesj Hauptmannw. Stary radiowz sieranta, wysuony volkswagen, sta w poowie na podjedzie, w poowie na trawniku. Drzwi kierowcy byy otwarte, a wiata zapalone, i tak zostao ju do samego rana. Jetta Andrzeja Hauptmanna miaa naprawd dobry akumulator. Julia Hauptmann mieszkajca w samym sercu Golgoty, w domu tu przy rynku nie zmruya oka nawet na sekund. Sen o krzele w garau i zakneblowanym mu nie przyszed do niej, nie tym razem, cho bagaa o niego w mylach. Sowa ma cho te same od wielu lat sprawiay bl trudny do zniesienia. ona znanego w caej okolicy gliny-pijaka, leaa na monstrualnych rozmiarw ou maeskim, oddychajc cicho, by bro Boe nie budzi swojego zasypiajcego oprawcy. Julia Hauptmann usyszaa swoje myli: Mj m Andrzej nie jest zym czowiekiem. Popatrz na swj dom, zobacz, brakuje ci czego? Masz wszystko czego moe chcie ona: dobrze zarabiajcego ma policjanta, wspaniaego syna, twojego ukochanego, przystojnego dwudziestoletniego Juniora, ktry poszed w lady ojca i jest teraz policjantem, stabiln przyszo finansow, szacunek, wysoko postawionych znajomych... prawdopodobnie to wszystko twoja wina, Julio. Musiaa le wybra, co zrobi le w pewnym momencie waszego maestwa.
404

Po czym docieraa do niej myl, dziwnie nierealna, jak gdyby faszywy prorok z kart Apokalipsy wkroczy do jej wiadomoci, obiecujc e wszystko bdzie dobrze.

Na pewno.
W zasadzie trudno si dziwi, e twj m-komendant z dwudziestoletnim staem, najwyszy rang policjant w okolicy, moe w gorszych momentach swojej choroby alkoholowej wpa w amok i uderzy ci przypadkiem w kilku miejscach. Tak wanie brzmiaa ta pierwsza obca myl, jak podmuch cudzej wiadomoci we wasnych nieco mtnych rozwaaniach. To oczywiste czyj oddech czuje ju na plecach Julia Hauptmann. Robaki, gnijce karaluchy i amoniak. O tak, czua to wszystko bardzo wyranie. Wadajcy strachem na wociach golgockich niewidzialny genera Mondoe wyczu jej obecno, jak gdyby parszywe miasto Golgota od wiekw byo ju jego wasnoci. Chora na tysic rnych chorb wioska wskazaa mu osabion dusz Julii, a nieistniejce ciao generaa ju fruno wprost do udrczonej kobiety z prdkoci wiata. Mondoe by bowiem godny, coraz godniejszy. Potwr wiedzia dobrze, e si rozwin, z kadym dniem i z kad noc rosnc w si kilkukrotnie. Potrzebowa jednak coraz wicej umysw do optania, aby mc przetrwa. Tej nocy jego gd osign apogeum, a poczu wreszcie upragniony zapach. Genera nie czu wprawdzie ukochanego fetoru mierci, czu za to inny, duo bardziej pikantniejszy i widrujcy jego zarobaczone nozdrza. Bya to jedna z jego ulubionych woni, od niego byo wszak ju tak niedaleko do zapachu wieej krwi, ktry tak kocha. Opary przemocy. O tak, kuszca wo unosia si nad domem Hauptmannw szczeglnie wyranie. Julia nienawidzia swojego ma tylko w nocy. A Mondoe mia zamiar to wykorzysta.

3.
Julia Hauptmann, kobieta ktra wikszo swojego dorosego ycia spdzia na obwinianiu siebie za maestwo z jednym spord dwch najwikszych skurwysynw w miecie, obmylaa plan. Oczywicie jej myli zostay ju zainfekowane przez demona w mundurze.

Jeste dumn istot Julio usyszaa w swojej gowie dziewczcy gos, ktry
mylnie wzia za swj wasny - Czas, w ktrym dawaa si bezkarnie ponia dobiega

koca. Idzie kres, idzie kres, pomalutku ju tu jest.


Kobieta pocztkowo nie zrozumiaa tej myli, tak jak yczyby sobie tego Mondoe. Nie chciaa zabi swojego ma, kochaa go z caego serca. Chciaa jednak pokaza mu raz
405

na zawsze, e istnieje, jest penowartociow istot ludzk, ktra zasuguje na mio, wsparcie i szacunek. To nie s dobre wiadomoci, jeli w realizacji tego pomysu wemie udzia take senny demon. Szczerze powiedziawszy oznacza to, e w miecie Golgota ju ani jedna dusza nie moe czu si bezpiecznie. Kobieta zapada w niespokojny sen, bdcy w istocie pierwszym wiadomym snem w jej yciu.

4.
Sen by krtki, lecz bardzo wymowny. Karetka pdzia z ogromn prdkoci. Silnik wy przecigle rozkrcony do maksymalnych obrotw. Szybciej, szybciej! Zwykle zakorkowane drogi Rzymu wiodce w stron Stato della Citt del Vaticano dzi nie byy tak zatoczone jak zwykle. Dziki Bogu! Zesp najlepszych, dostpnych w chwili wezwania ratownikw medycznych gna ogromnym ambulansem mercedesa na zamanie karku. - A sinistra! W lewo! - krzyczy ratownik przez ma szybk. - Vedi c' spazzatura maledetto! Auto rozwietlone niebieskimi wiatami przemkno przez wielopasmowe skrzyowanie z przecigym wyciem syreny. Samochody hamuj z piskiem opon. Na granicy przyczepnoci auto wpada w polizg, skrcajc pod ktem prostym w boczn uliczk. Niewzruszony niczym na co dzie kierowca Marco Biaggoni redukuje bieg, aby wyprzedzi zielonego smarta - kierowca mikroskopijnych rozmiarw autka by najwyraniej guchym lepcem. - Cazzo, andiamo! klnie, wyprzedzajc zawalidrog. Nie wiedzieli co dolega czowiekowi, do ktrego musieli jak najszybciej dotrze. Konkretny powd diabelskiego popiechu by spektakularny transport pacjenta w ich karierze. Zaledwie trzy minuty temu, niecae trzy kilometry od miejsca w ktrym teraz si znajdowali dyspozytor centrali ratownictwa medycznego odebra tajemniczy telefon: - Pogotowie, sucham? kompletnie nieznany zespoowi medycznemu z kliniki Agostino Gemelli, wszyscy wiedzieli ju, e czeka ich najbardziej

406

- Tu mwi papie. Prosz prosz o karetk do Watykanu, nie mog - seria stumionych kaszlni i parskni. nie mog oddycha! Dyspozytor mia ochot wyrwa kabel od telefonu i i za nim wyrywajc go spod cian, a dotrze do kolejnego maego skurwiela, ktry zawraca mu gow takimi bzdurami. Gupie arty byy w jego zawodzie na porzdku dziennym, to ju czwarty tego typu telefon dzisiejszego dnia. Oj tak, czsto dzwoniy do niego dzieciaki podajce si za Baracka Obam, albo spaleni marihuan idioci oznajmiajcy mu niemal paczc, e nie wytrzymaj duej ze miechu. Byway te jeszcze bardziej kreatywne rodzaje telefonicznych wybrykw, jak na przykad wtedy, kiedy rozmwca dzwonicy na numer alarmowy prbowa zamwi pizz, albo poskary si na gono szczekajcego psa ssiadw. art kretyna, ktry podawa si za Ojca witego nie mieszy Giuseppe Massuvio, dyspozytora ratunkowego z dwudziestoomioletnim staem i gboko wierzcego katolika ani troch. - Czy bawi ci takie gupie teksty, smarkaczu? zapyta dyspozytor, chcc odoy suchawk. - Ja ja naprawd nie Kimkolwiek by jego rozmwca, nie by w stanie wypowiedzie ani sowa wicej. Sekund pniej rozleg si guchy odgos upadajcego na podog czowieka. Mczyzna spojrza na wywietlacz. Kierunkowy z Watykanu. Dyspozytor Giuseppe Massuvio wanie zda sobie spraw, e ewidentnie duszca si starsza osoba, na ucho po szedziesitce, jest w istocie tym za kogo si podaje. - Ges Cristo! - wyszepta do suchawki, po czym wywoa w centrali prawdziw burz - Ludzie, do jasnej cholery! Szybko karetk do Watykanu! Papie ma dusznoci! By to prawda, w istocie Ojciec wity od dobrych dwudziestu minut cierpia na powane problemy z oddychaniem, ktre zagraay jego yciu. Zwierzchnik kocioa, biskup Rzymu oraz gowa Watykanu w jednej osobie naprawd nie mg duej czeka. Poczenie z central zostao nagle zerwane. Papie umiera. Teraz, kiedy jechali karetk, obrotomierz nowiutkiego ambulansu wskazywa sze tysicy obrotw na minut, w momencie kiedy Marco Biaggoni kolejny raz musia rozpdzi auto na piekielnie krtkim odcinku rzymskiej alei do maksymalnej moliwej prdkoci. To znaczy do stu pidziesiciu kilometrw na godzin.

407

- Szybciej, szybciej! - ponagla jeden z dwch ratownikw medycznych na pokadzie, trzydziestosiedmioletni lekarz Vito Varticielli. Cho stara si opanowa nerwy, stwierdzi u siebie objaw niezwykego podenerwowania, w postaci lekko drcych doni. Ostatni raz przydarzyo mu si to dobre osiem lat temu, kiedy jechali do wypadku szkolnego autokaru na autostradzie. Masakra na dwupasmowym odcinku bya tak ogromna, e pastwo przydzielio kademu z ratownikw bezpatnego psychoterapeut. Od swojego, niezbyt przyjemnie pachncego psychologopodobnego wieaka w szarym sweterku i ledwo po studiach, usysza, e naley dzikowa Bogu za kady przeyty na ziemi dzie, a najlepiej, eby w ogle y tak, jakby kady dzie by ostatnim. Co za bzdury. Jego dni od kilkunastu lat pracy byy ostatnie - przynajmniej dla czci jego pacjentw. W jaki sposb utarte teksty zalatujcego kocim moczem psychologa miay pomc mu upora si z widokiem rozerwanych na p ludzkich gw i dziecicych ramion odnajdywanych po dwadziecia metrw od wraku rozbitego autokaru? Nie mia pojcia. Zbliali si do Watykanu. Wreszcie wjechali na ostatni odcinek trasy, upragnion via della Conciliazione. Na wprost ich, w odlegoci okoo czterystu metrw mogli nareszcie dojrze plac wietego Piotra i przylegajcy do monumentalny budynek bazyliki. Ju niedaleko! Karetka pdzia tak szybko jak tylko moga. Skrzynia biegw szalaa, a silnik pobudzony do pracy wcinitym do samej podogi gazem, zdawa si baga o lito swoim dononym rykiem. Wzmoony ruch uliczny o tej porze dnia nie by niczym wyjtkowym. Gdy mieszkacy Rzymu koczyli prac midzy godzin szesnast a siedemnast, szczeglnie jeli byo to pitkowe popoudnie, tak jak dzisiaj, wtedy w centrum miasta dochodzio do dantejskich scen drogowych. Stuczki i kraksy, zbite reflektory i przednie szyby wybite gowami pasaerw... kierowca karetki Marco Biaggoni zna to wszystko a za dobrze. Chcia unikn tego typu sytuacji za wszelk cen, ale byo to trudne, piekielnie trudne. Gdy pdzi si na ratunek najwyszemu zwierzchnikowi kocioa katolickiego na wiecie nie ma czasu na przejmowanie si wasnym bezpieczestwem - tak wanie myla lekarz, podobnie jak dyspozytor Giuseppe Massuvio rwnie bdcy przykadnym i gboko wierzcym katolikiem. Dopiero teraz lekarz Vito Varticelli pomyla o tym, aby zoy krtk modlitw. Ale nie byo mu dane wypowiedzie tych kilku sw do Jedynego. - Przygotujcie si, za chwil bdziemy wysiada! - syszy lekarz od kierowcy, kiedy karetka zblia si do najsynniejszego placu religijnego na wiecie. Czy on oszala?
408

Naprawd chce zaparkowa rozwietlon niebieskimi wiatami karetk na rodku placu witego Piotra i nosi w popiechu cay moliwy sprzt przez p Watykanu? Zreszt gdzie dokadnie jest umierajcy papie i jak si do niego dosta, do cikiej cholery?! Apartamenty papieskie, bazylika, pomieszczenia Banku Watykaskiego, magazyny, toalety, muzea... Przecie ojciec wity mg by dosownie wszdzie, wszdzie! Malekie pastewko zwane Stato della Citta del Vaticano jeszcze nigdy nie wydawao si Vito Varticelliemu tak ogromne jak teraz. Rozwietlony niebieskim wiatem ambulans mercedesa zatrzyma si z piskiem opon. Byli ju oficjalnie na terenie najmniejszego pastwa na wiecie. Zaledwie p sekundy po tym, jak koa samochodu z przeraliwie gonym piszczeniem gumy trcej o asfalt przestay si obraca, drzwi z boku karetki rozsuny si. Co ciekawe Vito Varticielli nie by jedyn osob, ktra wysiada w popiechu z ambulansu. Fakt, spocony i bez cienia wtpliwoci zdenerwowany jak jasna cholera ratownik medyczny, sprawia takie wraenie, jak gdyby naprawd czu si jedyn istniejc osob we wszechwiecie, ktra byaby w stanie uratowa dogasajce ycie Ojca witego. Ale by tam te kto jeszcze i Varticielli przypomnia sobie o tym dopiero, gdy usysza za plecami gos: - Ruszajmy si, Vito, nie mamy caego dnia! Do wejcia, kierujemy si do wejcia! O tak, Julia Hauptmann, kobieta nica o umierajcym papieu, teraz stojca przy woskim lekarzu, niemale dokadnie w samym sercu placu witego Piotra i odziana w krwistoczerwony uniform ratownika medycznego, wprawiaby w osupienie kadego domorosego psychoanalityka, wczajc w to samego Zygmunta Freuda. Nie miaa pojcia co robi w tym miejscu, prawd powiedziawszy z medycyn miaa mniej wicej tyle wsplnego, co kada gospodyni domowa w Golgocie, czyli absolutnie nic. A jednak napis "PARAMEDICO" na jej plecach, czarny stetoskop zawieszony na jej bladej szyi, torba lekarska z przyborami wiszca na jej ramieniu, a take nosze, ktre zabrali ze sob na wszelki wypadek, biegnc ze wszystkich si w stron ogromnej bramy wejciowej do bazyliki, utwierdziy j w przekonaniu, e to na pewno jeden z tych snw, w ktrych odgrywa rol prawdziwej bohaterki. Bo owszem, zdawaa sobie spraw, ze stanu wasnego nienia. Pamitaa dokadnie, co stao si zanim zasna. Drzwiczki od lodwki. Te cholerne drzwiczki od ich pieprzonej, dwuskrzydowej lodwki. - To wszystko teraz nieistotne, Julio! - zawoa za ni Vito, w zasadzie syszc jej myli. Nawet jej to nie zaskoczyo. We nie takie rzeczy zdarzay jej si czsto - Lepiej powiedz mi, ktrdy dosta si do papiea!

409

- Spytajmy! - odpara Julia, dyszc z wysiku. Torba wynaa jej si w ciao, moga by przysic, e czuje jej ciar na ramieniu. - Hej, ty! - zawoaa w stron odzianego w egzotyczny strj stranika z Gwardii Szwajcarskiej, ktry ju kroczy w ich stron Musimy si dosta do Ojca witego! W tej chwili, rozumiesz?! Stranik umiechn si szyderczo, wykrzywiajc praw poow twarzy w niewesoym grymasie. Nie przywyk do tego, aby ktokolwiek, poza jego bezporednim przeoonym wydawa mu rozkazy. Jakiekolwiek. Czonek elitarnej grupy "Cohors pedestris Helvetiorum a sacra custodia Pontificis", stanowicej osobist ochron gowy kocioa, przerzuci swoj halabard z jednej doni do drugiej, a nastpnie unis brwi: - Do papiea? Wydaje si pani, e Ojciec wity nie jest pod sta opiek lekarsk? - zapyta ironicznie wojskowy. Julia ju otworzya usta, eby odpowiedzie mu co niezwykle niemiego i dosadnego, wszak liczya si kada sekunda. Nie zdya jednak powiedzie ani sowa, bo usyszaa: - Pani raczy wybaczy, ale kto tam u was w centrali chyba oszala! - rzek gwardzista - Nie sdzi pani, e mamy na miejscu kadego lekarza, jakiego tylko zechcemy mie? Naprawd uwierzylicie, e wezwalibymy kogo z zewntrz do samego papiea? Vito Varticielli wyglda w chwili wypowiadania tych sw, jak gdyby dosta czym bardzo cikim w gow. On rwnie prbowa odpowiedzie. Tyle, e tym razem uprzedzia go sama Julia Hauptmann: - Nikt z was nie posaby po kogokolwiek z zewntrz, nawet do papiea, ktrego macie ochrania - ocenia, a szwajcar znw niewesoo si umiechn, tym razem na znak "tak, tym razem masz absolutn racj". - Tylko, e to sam papie do nas zadzwoni, rozumiesz?! - Signora... - We krtkofalwk! Popro, eby kto to potwierdzi! - to ju nie bya proba, tylko rozkaz wydany przez profesjonalistk. Tak wanie czua si Julia Hauptmann podczas tego snu: jak profesjonalistka. - Naprawd uwaa pani, e zrobi... - Szybciej do cholery! Czowieku, czy twoja Gwardia Szwajcarska jest w ogle cokolwiek warta? Starzec, ktrego ochraniasz jest bliski mierci, naprawd tego nie rozumiesz?! Twj szef umiera! "Twj szef umiera".

410

To chyba wanie te proste sowa spowodoway, e cay sen zmieni bieg wydarze wanie w tej chwili. Oto gwardzista siga doni po krtkofalwk, i ju po chwili kontaktuje si z kim po drugiej stronie. - Sprawdcie, czy wszystko z nim w porzdku - mwi po chwili, puszczajc przycisk nadawania a potem kierujc swj palec wskazujcy w stron Julii - Bg ju wie, szanowna pani. Pracuj tutaj od omiu lat. Nie byo atwo si tu dosta. Jeli to wszystko okae si jakim gupim dowcipem... - On nie oddycha! - usysza trzeszczcy gos z wasnej doni - Komunikat otwarty, wezwijcie tu natychmiast jakiego lekarza! Powtarzam... - ...lekarze ju s! - mwi natychmiast gwardzista, nie baczc na dalsze sowa swojego rozmwcy - Bdziemy tam za dwie minuty! "Dwie minuty mog nie wystarczy!" - chciaa zawoa Julia, ale nie zrobia tego. Nie byo na to czasu. Biegli korytarzem ze wszystkich si. Julia Hauptmann nie pamitaa caej drogi do niedostpnych dla zwiedzajcych apartamentw papieskich, ktr pokonali w trjk w najwyszym moliwym popiechu. Jedyne co udao si jej odnotowa, to moment, w ktrym zderzya si z jak niemieck turystk. Biegli, szwajcarski gwardzista, ona i Vito Varticielli, ostatni dwoje obadowani sprztem do granic wytrzymaoci i wanie dotarli do zakrtu na kocu korytarza, kiedy Julia mogaby przysic, e to si stao w mniej ni milisekund - jak spod ziemi wyrosa ta maa, dosownie stuczterdziestocentymetrowa kobieta, nieumylnie tarasujc jej drog. liska posadzka i dziki sprint to niezbyt udane poczenie. Zderzenie byo bolesne, ale Julia Hauptmann prawie tego nie poczua, podobnie jak nie byo jej dane odnotowa choby jednego z caej kanonady krzykw i wyzwisk, jakimi zostaa obrzucona, ju po wyldowaniu na chodnej, marmurowej posadzce. A jednak nastpn scen, jak zapisaa w swojej wiadomoci nie byy przeprosiny, ani konfrontacja z rozhisteryzowan Niemk, paczc na ziemi i kajc co o bezczelnych babach, lecz cikie, dbowe drzwi wejciowe do czci rezydencyjnej, w ktrej mieszka zwierzchnik Kocioa. Umierajcy zwierzchnik. - Kiedy tam wejdziemy, bd musieli pastwo przej przez wszystkie procedury bezpieczestwa. Lekarze, czy nie lekarze, przepisy s... - Otwrz drzwi! Umilk, wycigajc pk kluczy na zotym acuszku i wkadajc kluczyk w dziurk. Przekrci klamk, a potem uchyli drzwi, pakujc swoj gow, odzian w czarny beret do rodka:

411

- Eminencjo, przepraszam, e przeszkadzam. Otrzymalimy faszyw informacj, jakoby... Jezu Chryste przenajwitszy! On chyba nie oddycha! - wykrzykn wreszcie wbiegajc do rodka, a drzwi otworzyy si na ocie. Vito Varticielli spoglda na Juli Hauptmann. Cho ysy doktor jest tylko wytworem jej podwiadomoci, jego przeraone, zmczone spojrzenie zdaje si mowi wszystko: "dziewczyno, to najbardziej niesamowity dzie naszego ycia". - Owszem, masz racj mwi Julia, wiedzc, e senny lekarz zrozumie o co jej chodzi. W chwili, w ktrej oboje przekraczaj prg, Julia przypomina sobie skd zna Varticiellego. Jego twarz, ta jego zmczona, spocona po dugim biegu twarz... to by jej kolega z czasow studenckich, facet, ktry zrezygnowa z nauki ekonomii w Warszawie, po tym, gdy stwierdzi, e jego prawdziw pasj jest ratownictwo medyczne. Wyjecha do Rzymu wiele lat temu, to si zgadzao. Tyle, e nie by adnym Vitem, by zwykym Jakubem, i cho Julia nie moga sobie za nic przypomnie jego prawdziwego nazwiska, wiedziaa ju wszystko. Bya pewna, e osoba na ktr teraz patrzy jest sum wszystkich jej myli zwizanych z prawdziwym Jakubem. Jakubem ktry pewnie nawet ju jej nie pamita. - Jaku... Jezu Chryste! - wyszeptaa, widzc gwardzist klczcego przed odzianym w biel starcem, lecym bezwadnie na pododze, przy biurku. To by gabinet, prawdziwy gabinet Ojca witego, miejsce z ktrego zwierzchnik katolikw porozumiewa si z gowami pastw, politykami wiatowego kalibru, a nawet z samym Bogiem. - Nie oddycha! - wykrzykn stranik, przybliajc policzek do wyranie zsiniaych ust biskupa Rzymu. - Ratujcie go, na ycie mojej matki, on nie moe teraz umrze! To nie ty o tym zadecydujesz - pomylaa Julia, mylc o imieniu Stwrcy i ze zdumieniem stwierdzajc, e ju ma na swoich doniach biae, lateksowe rkawiczki. - Vito! - wykrzykna woskie imi przyjaciela, ktry nigdy si tak nie nazywa Resuscytacja! Zziajany lekarz ju trzyma w doniach lnicy metalicznym blaskiem przyrzd do udraniania drg oddechowych. Nie mija pi sekund, a ju klczy nad papieem z narzdziem w doni i modlc si o to aby przestay mu dre donie, wprowadza metalowy jzor do niedronego garda Ojca witego. - Boe, prosz... - mamrocze przy tym niezbyt przytomnie, jednak Julia wie, e jest w tej chwili skoncentrowany jak nigdy w yciu. W kocu on te by prawdziwym profesjonalist. - To trwa za dugo! - rykn gwardzista oskarycielskim wzrokiem spogldajc to na lecego na ziemi czowieka w biaej sutannie, to na przeraon Juli i Vita Varticielliego - Przybylicie po czasie! On umar!
412

- Zamknij si! - syszy Julia. To Vito Varticielli wanie wycign przyrzd resuscytacyjny. Jeeli teraz si nie uda, to nie uda si w ogle. Jeeli... Nigdy w yciu adna spord trzech osb klczcych nad najwyszym zwierzchnikiem kocioa katolickiego na caym wiecie, nie ucieszya si tak ogromnie na dwik krztuszcego si czowieka. Cho brzmiao to tak, jak gdyby mczyzna w siwych wosach mia za chwil wyplu wasne puca, Julia poczua, e cho nigdy nie bya specjalnie religijna, w tej chwili miaa ochot skaka z radoci i dzikowa Bogu, e dzisiejszego dnia mogli uratowa ycie kogo takiego jak papie. - Prosz nic nie mwi, eminencjo! - gony szept stranika niesie si po cianach gabinetu papieskiego. - Zdarzy si wypadek, straszny wypadek! To cud, e Wasza witobliwo yje, cud, prawdziwy boski cud... Ale papie nigdy nie by osob, ktra pozwala sobie na milczenie. Biskup rzymski otwiera oczy i przez chwil przyglda si zazawionym oczom gwardzisty - czowieka, ktry powici cae swoje ycie, aby dosta si do najbardziej elitarnej gwardii ochronnej na wiecie, a potem wiernie suy swojemu przeoonemu, do koca swoich dni, lub do koca dni swojej suby, nawet jeli jedno z drugim okazaoby si rwnowane. - Co... co si stao? W tej samej chwili Vito Varticielli i gwardzista, dwoje dorosych mczyzn, rozpakao si jak dzieci. kali i smarkali nosami, a ich twarze przybray odcienie najgbszej czerwieni. - Pan... to znaczy Jego witobliwo przestaa oddycha! Odebralimy od Jego witobliwoci telefon i natychmiast przybylimy na ratunek! - paka Vito, wyranie zawstydzony swoim wybuchem emocji i ocierajc doni mokre od ez policzki. Papie wyglda, jak gdyby nie mg uwierzy w sowa lekarza. - Czy to prawda, Dario? Gwardzista wyglda na wzruszonego, e papie pamita imi kogo takiego jak on. Nie pozwoli sobie jednak na to, eby rozklei si ponownie - a raczej to jego wojskowa natura mu na to nie pozwolia. - Tak, eminencjo, co do joty! - potwierdzi gwardzista - Wezw posiki! Potrzebna jest fachowa opieka! Natychmiast jedziemy do Gemelli! - Nie... - odrzek natychmiast papie, prbujc podnie si z ziemi z niemaym wysikiem, jednak bezskutecznie. Gwardzista Dario natychmiast splata donie w koszyk i podpiera gow lecego papiea. Cay czas wyglda tak, jak gdyby walczy, eby nie rozpaka si na dobre. - Dario, mj drogi Dario... kocham ci jak brata, ale musisz zrozumie, e ci pastwo nie przybyli tutaj przypadkowo!

413

To mwic papie spojrza ktem oka na kajcego z ulgi Vita Varticielliego, oraz na Juli Hauptmann, ktra jako jedyna osoba w tym nie istniejca w rzeczywistoci, zatoczya si ze zdumienia. - Eminencjo! Stanowczo nalegam! - gwardzista wyglda na jeszcze bardziej zszokowanego, ni jeszcze przed picioma sekundami. - Utrata oddechu na kilka minut... to cud, e eminencja yje! - Prawdziwy cud - potwierdzi papie, prbujc lekko si umiechn. - Ale... - "Cokolwiek bycie zwizali na ziemi, bdzie zwizane i w niebie; i cokolwiek bycie rozwizali na ziemi, bdzie rozwizane i w niebie" - zacytowa papie i to by koniec dyskusji na ten temat - Bd si za ciebie modli, dziecko - te sowa papiea byy skierowan w stron Julii. - Wykazaa wielk odwag przybywajc tutaj. Chciabym ci za to podzikowa. Julia Hauptmann zaniemwia, ale Ojciec wity kontynuowa: - Czy wiesz, e to wszystko sen? Czy wiesz, e nie jeste tutaj przez przypadek? - Wiem - odrzeka Julia i bya to prawda. - Czy wiesz dlaczego tu jeste? - zapyta papie, ktrego gowa cay czas spoczywaa w niewygodnej pozycji, w doniach zatroskanego gwardzisty Dario. - Ja... nie. Nie mam pojcia. - Szukasz czego naprawd wanego. Wiesz o czym mwi, prawda, moje dziecko? - spojrzenie Ojca witego przeszywao Juli na wskro. Nie odpowiedziaa. - Poszukujesz ukojenia, czego co da ci nadziej i si do ycia z dwjk agresywnych mczyzn pod jednym dachem, czy nie? - Jego witobliwo ma na myli Boga? Papie sprbowa si rozemia, ale zanis si tylko kaszlem, co oczywicie spotkao si z gwatownym protestem stranika i morderczym spojrzeniem, ktre wysa w stron Julii. - Nie Boga moje dziecko, on nie ma tu nic do rzeczy - rzek wreszcie. - Mam na myli... profesora Drzewieckiego! - Profesora Drzewieckiego? - powtrzya, zdumiona jak mae dziecko. - Profesora Drzewieckiego. To czego szukasz znajduje si blisko ciebie, w miejscu, w ktrym mieszkasz. - Sarbinowe Doy... - wypowiedziaa nazw znienawidzonej miejscowoci, jak imi Adolfa Hitlera - Eminencjo, nie rozumiem. Co ma profesor Drzewiecki do mojego szczcia?

414

- Wszystko! - zawoa papie tak gono, e wszyscy a podskoczyli - Przybd do Drzewieckiego, a wszystkie twoje wtpliwoci ustan! Skieruj swoje myli na profesora zamieszkujcego twoj wiosk, a Bg odpowie na twoje woanie przez niego! Oto jest czowiek, ktry ma zdolno, aby uleczy twoje zbolae serce! Oto jest czowiek, ktry bdzie w stanie przeprowadzi ci przez ciernist ciek ycia, na ktrej znalaza si przez ma i syna! - Ja... - Przybd do Drzewieckiego moje dziecko! Mwi to, jako twoja podwiadomo. Przybd do Drzewieckiego i... Julio? - Tak? - Bd si za ciebie modli - powiedzia papie przygldajc jej si dobrotliwym wzrokiem. Wtedy sen si skoczy.

5.
Otwarte oczy s jak portret duszy wystawiony przed dom. "Spjrzcie, tylko spjrzcie kim jestem!" - zdaj si krzycze. Czy to wanie oczy pomagaj odrzni rzeczywisto od sennej mary? Julia Hauptmann nie bya tego wcale taka pewna, kiedy zdaa sobie spraw, e znw ley w ogromnym ou maeskim, na ktrego przeciwlegym kracu pochrapywa jej m-alkoholik. Jak to dobrze, e mieli osobne kodry, wszak ta naleca do Andrzeja Hauptmanna cakowicie pogronego w pijackim nie, bya ju tak wymita i przepocona, e Julia wolaaby spa na ziemi, ni pod czym tak obrzydliwym, na dodatek w objciach swojego oprawcy.

Jeste dumn istot Julio.


Tak wanie pomylaa zasypiajc. I ta myl znw przysza do niej, tym razem, po przebudzeniu, bya jednak bogatsza o wspomnienie. ywy obraz odzyskujcego stracony oddech Ojca witego, a take zapakanego gwardzisty Dario klczcego nad nieruchomym ciaem odzianym w bia sutann nadszed do niej z tak si, e a cicho wypucia powietrze z ust, oczywicie jak najciszej, aby nie obudzi swojego mamroczcego przez sen ma.

Jeste dumn istot, Julio. Jeste dumn istot, wic przybywaj.


Julia przypomniaa sobie wasnie sowa sennego papiea. Biskup rzymski, ktrego wargi byy wtedy nienaturalnie sine, spojrza na ni dobrotliwym wzrokiem i powiedzia, e bdzie si za ni modli. A potem powiedzia, e powinna przyby do profesora Adama Drzewieckiego, aby znale ukojenie dla wszystkich swoich trosk.
415

Przybywaj. Przybywaj do Drzewieckiego.


Co ja w zasadzie wiem o profesorze Drzewieckim? - pomylaa Julia Hauptmann obracajc si na bok, plecami do ma - Wiem, e ma klinik psychiatryczn i ogromn, zabytkow will na wzgrzu. Jest noblist, otrzyma nagrod za badania nad snem. Wiem, e jest zamieszany w podwjne morderstwo, pisay o tym wszystkie gazety, nie tylko "Pascha". Ci biedni ludzie... kochana Alice Davies, ona pastora i pracownik Drzewieckiego, Harim, ktrego nazwiska za nic sobie teraz nie przypomn, ale chyba by Rumunem... albo Romem. Julia westchna cicho. Dlaczego miaabym rzuci to wszystko i odej, na dodatek do czowieka, ktry najprawdopodobniej jest morderc? Tylko dlatego, e mi si to przynio? W porzdku, sen pozostaje snem, to specjalno Drzewieckiego, a jednak... czowiek, ktry poradzi mi takie rozwizanie istnia tylko w moim nie! No i by papieem. To chyba o czym wiadczy, Freud miaby co na ten temat do powiedzenia, ale... Drzewiecki take! To ostatnie przewayo szal. Julia Hauptmann wstaa z ka i wysza z sypialni, cicho stawiajc kroki po diabelnie skrzypicych deskach podogowych i modlc si, aby Bg, w ktrego nie wierzya zbyt mocno, pomg jej w ucieczce z wasnego domu. Wtpia, aby profesor Drzewiecki udzieli jej wyczerpujcych odpowiedzi na kade nurtujce j pytanie, z czego to najwaniejsze brzmiao "dlaczego akurat papie? dlaczego przyni mi si akurat Ojciec wity?". Ale nie miaa nic do stracenia, a ciekawo tylko spotgowaa jej determinacj. Nie masz tu czego szuka, Julio. Twoje ycie u boku lejcego ci ma i agresywnego syna dobiego koca - tak wanie mylaa biorc w rce niewielkich rozmiarw torb podrn i pakujc do ubrania. Nie zastanawiaa si specjalnie co ze sob zabiera - liczyo si tylko to, e podja decyzj, pierwszy raz od wielu lat dokonaa w peni samodzielnego wyboru. I zamierzaa si tego trzyma, choby miaa wzi rozwd z komendantem Andrzejem Hauptmannem. Zesza na d nawet nie zapalajc wiata. Nie byo jej potrzebne, mieszkaa w tym domu od pitnastu lat.

Wszystko dotaro do koca. Do koca, rozumiesz?


- Nie, to nieprawda! To nie bya moja myl! - pomylaa spanikowana, wpatrujc si w drzwi wejciowe, jej bram do wolnoci - Ale jeli nie moja... to czyja? Jezu, chyba naprawd potrzebuj pomocy psychiatry! Julia Hauptmann wysza z domu nie ogldajc si za siebie. Nigdy nie wrcia.

416

6.
Energiczny krok dodawa Julii skrzyde tylko przez pierwsze dziesi sekund. Gdy wysza na chodnik przy drodze wiodcej do ssiedniej wioski, a w bliszej perspektywie do szosy dojazdowej nalecej do kliniki Adama Drzewieckiego, uwiadomia sobie, e myli wanie o cigncej si w nieskoczono asfaltowej serpentynie, co normalne w tych stronach stromej i niebezpiecznej, jak jasna cholera. Natychmiast przypomniaa sobie o obozowisku Cyganw, przed ktrym ostrzega j m. Oczywicie Andrzej Hauptmann nie zapomnia o dodaniu kilku obraliwych epitetw, wspomnieniu o ich zapachu i "tych gwnianych zi, ktore pal w tych swoich fajkach". Ale Julia baa si Cyganw z innego powodu. Baa si ich ze wzgldu na ma. Andrzej Hauptmann by w tych stronach uwaany za elazn rk wadzy, ktr w miecie sprawuje burmistrz i rada miejska. Do tej pory Julia Hauptmann uwaaa, e to dobrze. "Poza tym Junior mgby nauczy si wiele w policji", syszaa od ma po wielokro. Sama nie moga uwierzy jak atwo si na to zgodzia. - A teraz mam za swoje - pomylaa Julia natychmiast, wychodzc poza obrb wiata najbliszej wieccej latarnii i zagbiajc si w mrok. Oczy dopiero po chwili przyzwyczaiy si do ciemnoci, podobnie jej psychika, ktra w tym momencie bya niczym innym jak widncym entuzjazmem. Raz. Dwa. Krok za krokiem, krok za krokiem... Sza i sza, zastanawiajc si kiedy ostatnio wychodzia z domu o tej porze. Przez moment poczua si tak, jak gdyby wysza z domu po godzinie policyjnej, w czasach kiedy mieszkaa jeszcze na dalekiej pnocy Polski, wiele lat temu. Oczywicie natychmiast uznaa t myl za absurdaln, skwitowaa j nawet leciutkim drgnieniem wargi, ale nic poza tym. Nadal sza przed siebie wiadoma sporego czasu, jakiego bdzie potrzebowa do pieszego dotarcia do kliniki. Prbowaa myle o celu, tym samym zachcajc swoje ciao do dalszego marszu, ale miaa z tym do duy problem. - Co ja w zasadzie mu powiem? - mylala mylc o widoku potnej willi profesora Drzewieckiego - "Dobry wieczr, jestem Julia Hauptmann, owszem, ona komendanta Hauptmanna, ktry prowadzi przeciwko panu ledztwo w sprawie podwjnego zabjstwa... mam prob, czy mgby pan rozwiza wszystkie moje problemy? Jest pan doskonaym psychiatr i..." Pomylaa o tym, czy bdzie musiaa przyzna si Drzewieckiemu do tego, e jej m j tuk. Nonsens, przecie nie robi tego celowo - pomylaa automatycznie.

Robi!
- Nie! - pomylaa.

Robi, robi!
417

- Nie robi! - myli Julii stay si ju rozmow.

Skoro nie robi, to co robisz w drodze do Drzewieckiego...


- Ja... - powiedziaa Julia na gos. Wtedy rozleg si ryk:

W DRODZE DO DRZEWIECKIEGO, SAMA JAK PALEC, Z AOSN TORB NA RAMIENIU, PO UCIECZCE Z WASNEGO DOMU...
Krzykna i natychmiast przycisnea sobie obie donie do ust. Co si z ni dzieje, do cholery?! Narastajca panika, bez adnej wyranej przyczyny, tak mogo to wyglda z zewntrz. W gowie Julii Hauptmann zaczo dzia si co obrzydliwego. Najpierw zacza sysze tylko jeden gos. Ale ju po chwili zdaa sobie spraw, e cae dziesitki, setki, miliony gosw rozbrzmiewaj jej pod czaszk, kcc si, krzyczc, paczc i wrzeszczc na siebie nawzajem. Nie potrafia tego nie sysze, cho ju klczaa na ziemi i walia piciami w asflat. Nagle wszystko to, czego obawiaa si Julia Hauptmann, samotna uciekinierka na rodku szosy w samym sercu lasu, caa ciemno, wszystkie dzikie zwierzta, Cyganie w obozowisku, stali si nic nie wartymi bachostkami, w porwnaniu z tym, co kobieta zobaczya oczami wyobrani. Widok by przeraajcy, gdy Mondoe objawi si Julii w caej okazaoci, od razu, bez wahania. Oczywicie nie sta si nazistowskim generaem stanowicym sum lkw Jacka Burnfielda, nie by te demonem odzianym w smoking, jak w przypadku burmistrza Warena, ale... Garderoba papiey jest dzieem synnej w Rzymie firmy krawieckiej "Casa Gammarelli", specjalizujcej si w strojach dla kleru. Mieci si ona przy via Santa Chiara pod numerem 34 i jest prowadzona przez pana Gammareliiego, oraz jego siostrzeca Massimiliano. Oni rownie obserwuj konklawe, wyczekujc z zapartym tchem na nowego papiea. Musz wiedzie, jaki bdzie nowy klient: wysoki i bezczelnie szczupy? A moe wcale nie, moe bdzie trzeba nieco "odchudzi" papiea krojem stoju? Jeeli chodzi o strj Mondoe, to biaa sutanna z wyciciem na czerniejce, rozoyste skrzyda i faszywy, byszczcy czerwieni pastora trzymany w pazurach nie byy tym co przeraao najbardziej. Oczywicie najgorsza bya twarz. Im bardziej Mondoe stawa si potniejszy, tym szpetniejszy wygld przybiera. Jakakolwiek myl na jego temat objawiaa si w umysach wszystkich mieszkacw Sarbinowych Dow, tym on bardziej i szybciej rs w si, potrzebujc coraz wicej ludzkiego lku na pokarm. Twarz Mondoe, o ile kiedykolwiek ni bya w penym znaczeniu tego sowa, przestaa by twarz, w momencie w ktrym faszywy papie zacz pon.
418

Mondoe nie pon jednak na zewntrz, wrcz odwrotnie, jaka niewypowiedziana sia buchaa w jego wntrzu, rozarzona do czerwonoci, gotowa w kadej chwili rozsadzi ciao swojego posiadacza w mgnieniu oka. A jednak z jakiej dziwnej przyczyny nie dziao si tak, Mondoe dalej sta z grymasem wciekoci na twarzy, zgrzytajc zbami z blu. Przesta si umiecha ju jaki czas temu. Szydercze przypiewki, wisielczy humor i gierki ze swoimi podmiotami znikny bez ladu, podobnie jak oczy, ktre wyglday tak, jak gdyby w kadej chwili byy gotowe wyskoczy z oczodow. - Kim jeste? - zapytaa po prostu Julia, bo nie byo sensu ucieka przed wasn myl. - Zamknij ryj - odrzek Mondoe nawet na ni nie patrz. Przestao mie znaczenie czyj dusz si karmi, wane eby byy ich setki, jeli nie miliardy - Posuchasz ze mn radia. - Potworze... kim jeste? - dopytywaa Julia. Musiaa wiedzie, cho podejrzewaa, e to sam szatan rozmawia z ni w jej umyle na samym rodku asflatowej szosy, w rodku lenej gstwiny. - Nie widzisz? nisz o mnie, uratowaa mi ycie, ty i ten twj Vit... Jakub! wystkao monstum chwytajc si za ebra z blu, gdy drgawka targna jego rozarzonym ciaem. - Bye... papieem w moim nie? - Nadal nim jestem - odrzek Mondoe i splun, po czym doda, eby zamkna ryj i oznajmi: - Posuchamy GRR! - Gminnej Rozgoni Radiowej? Dlaczego? - MILCZ! - potwr rozoy rce w jej kierunku, rozleg si trzask amanych koci a potem jego ponowny ryk: - ZAMILCZ, ZAMILCZ, ZAMILKNIJ TY KURWO! LE NA ZIEMI I SUCHAJ! Julia upada na asfalt, modlc si o to, aby nie przejeda tdy aden samochd. Nie zdya pomyle o niczym innym, bo uderzya gow w nawierzchni i pada bez przytomnoci. Przed upadkiem miaa nadziej, e to, co pko w tym obrzydliwym papieu mogo by krgosupem, ale nie bya to prawda. To ebra, ktre potwr jeszcze przed chwil sobie pociera, wyskoczyy spod biaej sutanny, w towarzystwie strzpw czarnej zwglonej skry, ktr przebiy na wylot. Mondoe nadal by w stanie miota ludmi i optywa ich, ale wida byo od razu jak wielki bl sam sobie przy tym sprawia. Nowe zdolnoci Mondoe, ktrych potwr nabywa z kad kolejn godzin budziy prawdziw groz. W niewytumaczalny sposb w wiadomoci Julii Hauptmann rozlega si haas, co jakby krzyk, a potem jej mzg zaczyna przestraja si, i wydajc z siebie
419

gone trzaski w jej wyobrani i ju po chwili... odbiera Gminn Rozgoni Radiow. Gos prowadzcego nie pozostawia wtpliwoci, za chwil dojdzie do niezwykle podniosego wydarzenia. Julia syszy to wszystko wyranie, jak gdyby miaa suchawki na uszach: - ...ponownie przypominam, e ju za chwil przeprowadzimy dugo zapowiadan rozmow z radn miejsk Urszul Waren... - tutaj Filip Mauss zrobi znaczc przerw, tak aby kady spord suchaczy mg dokona jakiej kliwej uwagi w swojej gowie ...ktra pojawi si w GRR 1 po raz pierwszy, od czasu skandalu opisywanego na amach "Paschy", ktry mia miejsce wanie w naszym studio. Prowadzcy audycj rudy dziennikarz przejecha sobie doni po czole i star ze kropelki potu. A ona? Julia wydaa z siebie krzyk, kiedy zdaa sobie spraw, e widzi to wszystko tak wyranie, jak gdyby staa tu za plecami Myszy. Ale to nie byo jeszcze takie najgorsze. Widok widrujcy jej psychik, ociekajcy absurdem i grotesk mia zapa w jej wiadomo ju do koca jej ycia. Oto w mikroskopijnych rozmiarw studio, tu obok niej, na wycignicie rki stoi ju faszywy papie-Mondoe. Gdyby tylko chcia, mgby zabi Maussa goymi rkoma. Mysza nie wyczuwa niczyjej obecnoci za plecami, ale gdyby cho na chwil przyjrza si odbiciu swojego monitora, wtedy ujrzaby w nich co... co jeszcze gorszego, od koszmaru o Richardzie Kuklinskim i dzwonicych do studia demonicznych dzieciach. Julia chciaa ostrzec jako modego dziennikarza, ale nie bya w stanie wydoby z siebie sowa, tak bardzo przeraa j szpetny twr odziany w sutann i poncy od wewntrz. - Moe to pastwa zdziwi, ale radnej Waren nie ma jeszcze z nami - cignie Filip Mauss gdy tylko dwiki kolejnego wyniosego w swojej wymowie dingla ustaj - Czy Urszula Waren pojawi si dzi w naszym studio? Pani Waren, jeeli syszy pani te sowa, powiedzmy, e w samochodzie, w drodze do naszej radiostacji... zapraszamy serdecznie, ma pani jeszcze troch czasu - Mysza nie mg si nie umiechn, z przeksem mylc o tym, e kolejny raz lekko dopiek swojej rozmwczyni. - W tak zwanym midzyczasie wracamy do naszej listy przebojw, aby... Huk otwieranych drzwi by syszalny tak wyranie, e z ca pewnoci wicej ni poowa radiosuchaczy, w tym oguszona dudnicym w gowie dwikiem niewidzialna Julia Hauptmann krzykna z przeraeniem. To si nazywa wejcie! - Jestem na miejscu! - oznajmi damski, gruby gos, pocztkowo cicho bo w wikszej odlegoci od mikrofonu, a potem po kolejnej serii tupotu, trzaskw i stkni, a take w akompaniamencie fatalnie brzmicego dwiku sprzenia zwrotnego, ju cakiem gono, wprost do mikrofonu dla goci. Filip Mauss by tylko odrobin zaskoczony.

420

- Prosz pastwa, pragnbym zapowiedzie dugo oczekiwan radn miejsk, Urszul Waren, ktra wanie dotara do naszego studia. Przerywamy audycj muzyczn, aby rozpocz wywiad. Przypominam, e mog pastwo dzwoni do naszego studia w trakcie trwania programu - nasza automatyczna sekretarka bezlitonie nagrywa kady, nawet najbardziej kliwy komentarz - zaznaczy Mysza. - Pani Waren... czy jest pani gotowa? - Oczywicie - rzeka Urszula, pokazujc Maussowi rodkowy palec. Chcesz gra w ten sposb? - pomyla natychmiast Mysza, ale nie odwzajemni obraliwego gestu. - Pierwsze pytanie jest wrcz oczywiste...- zacz Filip - Jak odniesie si pani do obraliwych sw pod adresem mojej osoby, mojej niepenosprawnej matki, a take spoecznoci golgockiej, ktrej nie spodobay si pani sowa? - Przede wszystkim pierwsza sprawa: dobrze pan wie, e by to zmontowany, niepeny i nieprawdziwy przekaz, ktry dziki swoim komputerowym sztuczkom przeksztaci pan w obrzydliwe sowa, ktrych nigdy nie powiedziaam - Urszula Waren wypowiedziaa zdanie przygotowywane w mylach od samego rana. Byo to tak bezczelne kamstwo, e Mysza omal nie zakrztusi si wasnym jzykiem. - Twierdzi pani wic, e audycja na ywo z pani udziaem nie miaa miejsca? - Na ywo? Naprawd uwaa pan, e radnej miejskiej przystoi takie zachowanie, jakie rzekomo zaprezentowaam w tym pana audiomontau? - oburzya si na niby Urszula waren, szczerzc grub twarz w kierunku rudego dziennikarza. - Cz... - odpar Filip - Ja tak nie uwaam, ja to wiem, byem tego wiadkiem, podobnie jak wszyscy suchacze stacji Gminna Rozgonia Radiowa Numer Jeden! - Roztrzygnie to sd - oznajmia gruba orka, przybliajc misiste wargi do mikrofonu. Mysza wydzia wyranie kropelki liny, ktrymi radna miejska zraszaa jego ukochany mikrofon i poczu, e to moe by ostatni z wywiadw jakie przeprowadzi, jeeli nie opanuje swojej niewypowiedzianej nienawici do tej przeraliwie grubej baby. - Sd? - Pragn pana z tego miejsca poinformowa, e przygotowujemy z mem pozew przeciwko pana oburzajcym praktykom. Spotykamy si w sdzie - dodaa Waren triumfalnym tonem. - Moe i tak - odrzek Mysza beztroskim tonem, mimo e w gardle urosa mu nagle ogromna gula - Kolejne pytanie jest jeszcze prostsze: co czy pani i pani ma, burmistrza urbana Warena, z profesorem Drzewieckim?

421

Wzrok Urszuli Waren zatrzyma si na oczach Myszy tylko na uamek sekundy. Gdyby spojrzenie mogo zabi Mysza leaby ju na ziemi, targany agonalnymi drgawkami. - Z tym MORDERDC? - Urszula Waren oywia si jeszcze bardziej, jest wyranie nakrcona. - Twierdzi pan, e mam cokolwiek wsplnego z czowiekiem, przez ktrego amerykanie najechali na nasze miasto jak hitlerowska banda i okupuj je niczym Krakw? - Twierdz, e... Ale sto pidziesit kilo nienawici nie pozwolio Maussowi na dokoczenie zdania. - Mj m, burmistrz Urban Waren, prowadzi otwart walk polityczn z tym czowiekiem! To przez niego w miecie stacjonuj amerykascy onierze! To przez Adama Drzewieckiego nad miastem gruje nawiedzona przez diaba klinika psychiatryczna, a mieszkacy nie mog spa spokojnie, bo boj si onierzy z Jednostki Centralnej! - oskarenia atwo wydobyway si z tustych ust Urszuli Waren. A Mysza? Nie zdy nawet otworzy warg, bo seria ciosw radnej trwaa nieprzerwanie: - Adam Drzewiecki jest moe profesorem i noblist, ma jakietam zasugi dla nauki, ale wiem jedno: ten czowiek jest zamieszany w morderstwo Alice Davies, ony tutejszego pastora Charlesa Daviesa. Tego samego dnia, w ktrym dokonane zostao morderstwo na tej kobiecie, a jej zwoki odnaleziono pod potem Drzewieckiego. I co? I okazao si, e mamy nie jedn a dwie ofiary! Ale przecie pan o tym wie, prawda? - Drugi z nich nazywa si Harim Oraczko, by zaufanym pracownikiem profesora Drzewieckiego, mia peen dostp do wszystkich pomieszcze w jego rezydencji i na terenie kliniki - wszed jej w sowo Mysza, spogldajc do notatek i ze zdumieniem stwierdzajc, ze sta si dziki Urszuli Waren bardziej agresywnym dziennikarzem. To dobrze. - Dokadnie. Gratuluj notatek. Oto druga, obok naszej drogiej Alice, panie wie nad jej dusz, ofiara czowieka, ktry przez swoje eksperymenty z ludzk psychik, samemu nabawi si problemw z wasn poczytalnoci - przyklasna Urszula Waren i korzystajc z tego, e zaskoczony Mysza nie powiedzia ani sowa, w cigu tych kilkunastu milisekund, kiedy miaa czas si zastanowi, dodaa: - Chc take z tego miejsca rozwiza jeszcze jedn kamliw tez, za ktr rwnie odpowie pan redaktor przed sdem. Mj m nigdy nie korzysta, nie korzysta, ani nie bdzie korzysta z usug prostytutek. Paskie oskarenia...

422

- Nie wysnuem adnych oskare, wobec pani ma, prosz pani. Z miejsca przepraszam za wulgaryzm, ale sama pani powiedziaa, e "wszystkie te kurewki na zawsze opuciy pani Sarbinowe-kurwa-Doy". To pani sowa, nie moje. - To kamstwo! - wykrzykna wzburzona Waren. - Pani Waren, moe pani tego nie wiedzie, ale mamy stenogramy. Kady dwikowiec na swiecie w trzy, moe cztery godziny bezapelacyjnie zaprzeczy, e dokonaem manipulacji na materiale audio z pani udziaem. Poza tym setki wiadkow suchajcych naszej rozgosni mogy potwierdzi, e wparowaa pani do studia podczas audycji na ywo. - Ja... - Prawda jest taka, e to pani m Urban Waren, a nie profesor Adam Drzewiecki wydaje mi si postaci godniejsz mojej dziennikarskiej uwagi. Nie zaryzykuj tezy, e profesor Drzewiecki jest niewinnym doktorem, leczcym zbolae duszyczki w swoim malowniczym szpitalu na wzgrzu, bo prawdopodobnie tak nie jest, ale nie jestem w stanie uwierzy w bzdury, ktre wypisuje "Pascha" na temat wamania do Apteki Rynkowej, nalecej po pani ma. Twierdzi pani, e Adam Drzewiecki wama si do apteki? Urszula potrzebowaa sekundy, eby przypomnie sobie rozmow z mem w ratuszu. W kamaniu bya nieza, moe dlatego wysza za polityka. - Zapytam pana o to wprost, poniewa polityka moja i mojego ma zawsze kieruje si w stron penej otwartoci, jawnoci i demokracji w penym znaczeniu tego sowa - to zadziwiajce, jak garstwa pynnie i ubrane w elokwencj opuszczay wiadomo Urszuli Waren w sekundy przeksztacajc si w wypowied - Czy uwaa pan, e moj m, Urban Waren, burmistrz Golgoty, szanowany w miecie polityk, jest odpowiedzialny za mier ktrej z tych osb? Czy uwaa pan, e sam wama si do wasnej apteki, aby ukra leki... nalece do niego? - Tak, pani Waren. Dokadnie tak uwaam - odparowa Mauss. - Powtrz to w sdzie, bo wanie tak uwaam. Jestem w trakcie ledztwa dziennikarskiego przeciwko pani i pani mowi. Prosz mi wierzy, e zdobd odpowiednie dowody w tej sprawie zapewni - Szanowna pani, jestem zdania, e Adam Drzewiecki od pocztku jest sukcesywnie wrabiany w wasz brudn polityk, polityk pen kamstw, obudy, brudnej forsy i caej masy przelanej niewinnie krwi. - To skandal! - wykrzykna Urszula Waren - Mam nadziej, e to si nagrao, Filipie Mauss! Wierz mi, e ani jedno sowo przeciwko mnie nie ujdzie ci pazem! Ale Mysza ju kontratakowa:

423

- Nie jestemy na ty, prosz pani. Mwiem to ju wczeniej i tego si trzymajmy. Jak si pani czuje, jako ona takiego czowieka jak Urban Waren? Co czuje kobieta, ktr wasny m zmusza do kamania i krycia go w sprawie o podwjne zabojstwo? - Ty... - PAN. Nie bd tolerowa jawnego okamywania moich suchaczy, pani Waren. Pani m korzysta z usug wszystkich prostytutek w promieniu dwudziestu piciu kilometrw, macza palce w zabjstwie Alice Davies i Harima Oraczko, podejrzewam go take o zlecenie wamania si do jego wasnej Apteki Rynkowej celem wyudzenia odszkodowania! Czy ma pani co do powiedzenia w tej sprawie? - Nie. - W takim razie czas na odrobin muzyki, zaraz po reklamach. Wracamy po przerwie - to mwic Mysza zdj suchawki, upewni si, e kontrolka "MW" jest wyczona i spojrza prosto w rozwcieczone oblicze Urszuli Waren. - Nie myl sobie, e uda ci si zrobi cokolwiek przeciwko nam - wycedzia radna, bogatsza o wiedz na temat wieccych kontrolek - Jestemy w tym miecie nietykalni. Nie-ty-kal-ni, rozumiesz? - Rozumiem... - Mauss odwrci si plecami do Urszuli Waren i to by pierwszy z trzech jego bdw, jakie popeni tego wieczoru. Drugi polega na tym, e nie zauway malutkiej buteleczki z narkotykiem, jaki radna miejska ju trzymaa w swoich pulchnych doniach. Trzeci i ostatni, brzemienny w skutkach polega na tym, e po zaparzeniu kawopodobnego proszku z saszetki, Mauss obrci si bezczelnie w stron Waren, a potem powiedzia po prostu: - Id do azienki. Wchodzimy za pi minut. To mwic wyszed z pomieszczenia nadawczego. Kiedy dziennikarz wrci, mia ju uoon w gowie strategi ataku. Nie przypuszcza, e Urszula Waren posunie si tak daleko w politycznej walce o byt, ale zda sobie spraw z wasnego rozpaczliwego pooenia, w momencie w ktrym zaczy mu dre rce. Po chwili kubek z gorcym napojem wypad mu z rki, a on sam chwyci si za gow w nieprzytomnym grymasie. - Ty... co mi zrobia? - wskaza palcem oskarycielsko, a obraz przed oczami miota mu si na wszystkie strony. - Nie mam pojcia, o czym pan mwi, panie Mauss - rozemiaa si Urszula Waren, pukajc tustym palcem w mikrofon dla goci Ale radz si pozbiera. Mamy mao czasu. Wchodzimy na anten, czy nie?

424

Rzeczywicie, dingiel znowu rozbrzmia w gonikach, a gdy dobieg koca Filip Mauss zmusi si do podniesienia gowy, kolejnego spojrzenia rozmwcy-trucicielowi prosto w oczy, a potem do powiedzenia: - Przy mikrofonie Filip Mauss, wracamy po przerwie. Podczas bloku muzycznego raczylimy si z pani Waren doskonaym napojem... - zawiesi gos - ...ale jestesmy ju z powrotem, na ywo i z kolejn rewelacj na temat skandalicznej polityki maestwa Urszuli i Urbana Warenw. Pani Waren, mam tutaj zeznanie wiadka, ktory utrzymuje, e widzia Cyganw z obozowiska przy szosie wamujcych si do Apteki Rynkowej. Widziano te pani ma w ich obozowisku. - Bzdury! - rozemiaa si Urszula, chocia zamara na moment, gdy tylko dotaro do niej znaczenie sw rudego dziennikarza - Nie ma pan adnych dowodw! - Czy nie czuje si pani zdradzona przez swojego ma? Pytanie ugodzio j bolenie i niespodziewanie. Moe dlatego, e byo tak bezczelnie... trafne? Czy radna miejska Urszula Waren czua si zdradzana przez swojego ma? Mj Boe, waciwie postawione pytanie brzmi: kiedy Urszula Waren NIE czua si zdradzana? Owszem, nieprzyjemne obrazy migay teraz przed oczami wyobrani grubej Warenowej. Byy wszystkie te dziwki: wszystkie te maoletnie kurwiszony, blondynki, brunetki, kilka rudych, a kilka egzotycznej urody. Bya te Julita McPay, ktra dzi przyznaa si Urszuli do seksu z jej mem, na dodatek pi minut po tym jak opucia ona ratuszowy gabinet swojego ma. Ile razy Urban Waren j poniy, ile razy okaza jej brak szacunku? Ile razy wystawi jej i tak ju zszargan reputacj na pomiewisko? I, tak rozmawiajc ze sob tylko w wyobrani... czego tak naprawd Urszula Waren potrzebowaa od krzywdzcego j, wstrzemiliwego seksualnie i chodnego jak ld ma, ktrego przestaa kocha ju dawno temu? Niewidzialny Mondoe nie umiecha si, odczuwa zbyt wielki bl, ktry wypenia go wraz z ponc potg w jego wntrzu. A jednak odziany w papieskie szaty skrzydlaty potwr spoglda na Urszul Waren i jej myli z nieskrywanym wyrazem satysfakcji. Moe i przerosa go wadza do ktrej dotar, moe i rozsadza go od rodka poczucie niewypowiedzianej potgi, w jakie si wprowadzi... a jednak bl tej biednej, otyej kobiety wprowadza go w stan lekkoci i narkotycznej euforii, za ktrym tak tskni. Zamierza to wykorzysta, zanim zniszczy to cae miasto, tak e nie zostanie na nim kamie na kamieniu. Zamierza to zrobi wanie teraz. I udao mu si. Bo przecie to bya prawda i to dotaro do Urszuli Waren wanie w tej chwili, w mikroskopijnym studyjku Gminnej Rozgoni Radiowej, kiedy siedziaa naprzeciw Filipa
425

Maussa, czowieka, ktrego uwaaa za jednego ze swoich najzagorzalszych wrogw i odtwarzaa w mylach jak sukcesywnie Urban Waren okazywa jej brak szacunku i jakiegokolwiek zainteresowania. Byo tak od wielu, wielu lat, cho Urszula Waren nigdy wczeniej si nad tym nie zastanawiaa. Mj Boe, kryzys Warenw naprawd trwa ju tyle czasu?

Twj m ci nie kocha. Nigdy tego nie robi.


Nie, to stanowczo jej zestresowany umys podsuwa jej takie przepenione panik myli. Urszula Waren nigdy nie czua si tak bezradna jak w tej chwili, kiedy niedostrzegany przez ni Mondoe szepta jej do ucha bluniercze sowa. Nawet nie otwiera przy tym swoich poncych ust.

Czemu miaa by broni czowieka, ktrego nie kochasz?


Pomylaa o zamordowanym Cyganie. To byo szalestwo zabija tego czowieka. Podobnie jak szalestwem byo morderstwo na Alice Davies. Gruba kobieta wierzgna pulchnym ciaem cay czas nie odrywajc siedzenia z wygodnego fotela biurowego, bdcego na wyposaeniu GRR.

Twj m ich zabi. I to w jakich okolicznociach! Po gwacie na onie noblisty, ON J ZGWACI, rozumiesz?
- Jaki jest sens bronienia kogo... - szepna Urszula Waren - Sucham? - zapyta Mauss. - ...kogo, kogo si nawet nie zna - dokoczya myl, po czym przysuna sobie mikrofon bliej pucowatej twarzy, pooya pulchne rce na blacie, odchrzkna dwa, trzy razy i powiedziaa na gos: - Mj m jest zabjc Alice Davies i Harima Oraczko. Zabi cygaskiego pracownika Adama Drzewieckiego, po tym jak ten przyapa go na gwacie na onie naukowca, to znaczy aktorce, pani Annie Kamiskiej. Tak jest, mj m jest winny gwatu na Annie Kamiskiej, ktra nigdy nie zgosia tego faktu policji, ani w ogle komukolwiek, poniewa pada ofiar szantau. Filip Mauss poczu si tak, jak gdyby zdoby wanie swj dziennikarski Everest. Dla takich chwil warto siedzie w tej norze i brn w gszczu informacji, przedziera si przez tony e-maili, newsw i telefonw. Takie przeomy jak ten oznaczay dla Filipa "Myszy" Maussa, e jego dziennikarskie ycie ma jednak sens. Prawd powiedziawszy by w tej chwili podniecony jak jasna cholera. Nie powiedzia jednak ani sowa. - Co wicej, jestem w stanie udowodni, e mj m, burmistrz Urban Waren sfingowa wamanie do wasnej apteki przy rynku, a prac t zleci Cyganom zamieszkujcym obozowisko przy szosie. Nie do, e macza palce w oszustwie

426

ubezpieczeniowym, to jeszcze bezczelnie insynuuje, e to profesor Adam Drzewiecki jest winien caej afery z "Rynkow". Sowa wyleway si z jej ust, powodujc zdjcie tak wielkiego ciaru z serca, e z ulgi i wdzicznoci na grubej twarzy Urszuli Waren pojawiy si pierwsze zy. Rumienie wypyn na wiecce policzki tustej kobiety, ktra ocierajc powieki z ez mwia dalej: - Mj m nigdy nie robi nic poza gadaniem, jeeli chodzi o amerykanw w Golgocie - cigna radna Waren. - Mwi, e wsplny wrg, jakim s "te zasrane amerykace" to dobry pretekst, do zjednoczenia elektoratu. Co wicej potwierdzam informacje o tym, e na terenie ratusza byy urzdzanie libacje alkoholowe z udziaem prostytutek i nieletnich. - Pani Waren... - szepn Mauss kompletnie zszokowany. wiat nadal wirowa w szaleczym tempie, a dziennikarz nie mia pojcia co powiedzie. Ale Urszula Waren wiedziaa. Tego wieczoru nie tylko od Mondoe bi wewntrzny ar. Prawd mwic wszyscy obecni w studio byli dzisiejszego wieczoru rozarzeni do granic wytrzymaoci. - Caa rada miejska to pic na wod, konstrukcja wadzy zostaa zaplanowana i wdroona przez mojego ma. Urban Waren cakowicie podporzdkowa sobie policj, oraz kreuje si na mwc tumu, ktry walczy jak lew o dobro Sarbinowych Doow. To bzdura. Liczy si tylko zysk, prosz pastwa, a jeeli chodzi o wasze podatki, to rozejrzyjcie si wok siebie i przejrzyjcie na oczy. Widzicie jakiekolwiek zmiany, widzicie aby cokolwiek zmienio si w tym zasranym miasteczku od dekady? Mieszkacy Golgoty wiedzcie, e wszystko to mowia do was kobieta, ktra spdzia w kamstwie tego czowieka dobre dwadziecia lat. To mowic wstaa z fotela, jednym ruchem rki zrzucia z gowy suchawki, spojrzaa na Maussa i powiedziaa: - Chyba jest pan zadowolony, prawda? I wysza, kolejny raz opuszczajc studio w totalnie zaskakujcy sposb. Napany narkotykiem Filip Mauss dugo nie wiedzia co powiedzie. Wiedzia jedynie, e gdzie tam, dwa, trzy kilometry w stron centrum, w ratuszu, znajduje si pewien czowiek, ktry uderza piciami w meble i klnie najzwyrodnialszymi przeklestwami na swoj grub on.

427

Rozdzia XVIII

Sacrum profanum

Dwaj najwiksi mdrcy koczcej si staroytnoci: Epiktet i Marek Aureliusz, niewolnik i cesarz
~ Emil Cioran

Kilka minut pxniej. Szosa dojazdowa do kliniki psychiatrycznej

1.

erard Keppler jako jeden z nielicznych mieszkacw pospnego miasteczka Golgota urodzi si w tym miejscu czterdzieci cztery lata temu, w chodn grudniow niedziel. Przywyk ju do tego, e zy nastrj w ktry wprawiao go to Szed sobie wic obydwoma poboczami szosy dojazdowej naraz i mia wszystko

cholerne miejsce potrafi wypleni ze swojego umysu tylko w jeden sposb: gorza. gdzie. Obali ju swoj przedpoudniow porcj alkoholu, to jest cilej rzecz ujmujc okoo litra ukochanej wdeczki, stwierdzi jednak, e nie zaszkodzioby wypi jeszcze troch. Jego celem staa si wic pobliska karczma "Pod Barogiem" wybudowana przy hotelu o takiej samej nazwie, a dokadniej zaplecze od strony zachodniej.
428

Trzeba wiedzie, e kierownik gospody wyda ju w jego sprawie kategoryczne zarzdzenie "nie wpuszczania tego zarzyganego niedojdy na posesj". Gerardowi udao si jednak "zagrajguli" jednego z dwch barmanw, modego Matta Kowalsky z ktrym nawiza ni porozumienia, odsprzedajc mu zoty zegarek za par groszy. Od tej pory nie mia ju problemw z dostpem do ukochanej flaszki: Matt po prostu wychodzi pod pretekstem przerwy na papierosa tylnymi drzwiami na zaplecze budynku i transakcja kupna nielegalnie wynoszonej butelczyny odbywaa si w cakowitej dyskrecji. Dzi miao by tak samo, a Gerard poczu si nagle nieco lepiej. Ju po chwili, z charakterystycznym pijackim entuzjazmem zacz piewa:

Gorzka wdka, gorzka wdka, Trzeba j osodzi, Mody mod pocauje, Nie bdzie im szkodzi
Bya to przypiewka weselna, ktr Gerard nazywany "Smuciem" pozna dwadziecia lat temu na wasnym weselu. Przez bezczelnie krtki przebysk wiadomoci, kiedy Gerard szed tak sobie szos i poczu si trzewiejszy ni zwykle, wspomnia zmar zaledwie dwa miesice po lubie on. Pamita dobrze jej liczn twarzyczk okryt biaym welonem, pamita moment kiedy naoy jej na palec zot obrczk, a ona spojrzaa na niego z radoci, a potem nie czekajc na pozwolenie ze strony ksidza, zacza caowa go przy wszystkich przybyych gociach. Rak trzustki na ktry chorowaa, zmieni szczliwego pana modego w modego wdowca, ktry na zawsze utraci swoj rado, topic j po dzie w dzie w morzu gorzay. I tak Gerard, ktremu ssiedzi zazdrocili najpikniejszej kobiety w promieniu dwudziestu kilometrw, z dnia na dzie sta si samotnym, spuchnitym na twarzy pijakiem. Miao tak zosta a do jego samotnej mierci, ktrej Gerard wyczekiwa z niecierpliwoci kadego dnia. O tak pani kostucha powinna go odwiedzi ju dawno temu. Moe wtedy nie mczyby si jak topicy si w beczce wina szczur. Gerard skrci w pierwsz drog w lewo. Bya to dusza droga w kierunku karczmy, lecz co byo dla Gerarda waniejsze biega w taki sposb, aby omin budynek szkoy. Z tego co zdy si zorientowa, a
429

nigdy zbyt dobrze nie potrafi odczytywa godziny z zegarka po pijaku, byo okoo dwunastej trzydzieci. Bya to pora koca lekcji dla wikszoci dzieciakw z caej Golgoty. A Gerard Keppler bardzo nie ich nie lubi. - To Smuciu! Smuciu idzie, patrzcie jaki natrzaskany! - krzyczay dzieciaki wychodzce ze szkoy, a Gerard, cho sprawia wraenie jakby nic go to nie obchodzio, opiera si o betonowy murek przy szkole i czeka a mae potwory zostawi go w spokoju. - Liluniu, chro mnie, chro - szepta wtedy do siebie, w zasadzie nie poruszajc sinymi ustami, lecz wypowiadajc imi zmarej ony - Nie pozwl, aby znw mi dokuczali, kochanie. Zdawa sobie spraw, e po dwudziestoletnim romansie z wd nie bdzie w stanie obroni si nawet przed narwanym dwunastolatkiem. A dzieciaki w tych okolicach potrafiy by naprawd przykre. Asfalt szosy by gorcy i dziurawy. - Cholera, jak gorco mrukn do siebie, w zasadzie nie syszc wasnego gosu. Pomyla o tym, e najwyszy czas uda si na grb kochanej Lileczki, ktra, niech jej ziemia lekk bdzie, spoczywaa na Cmentarzu Ranym jakie siedemset metrw naprzeciw karczmy, po drugiej stronie rzeki Gichon. Nie by u ukochanej maonki ju dobry tydzie, a kwiaty ktre zerwa wtedy na polance, koo willi tego wira Drzewieckiego, pewnie ju dawno zwidy. Najpierw jednak odwiedzi Matta i odbierze swoj flaszk na zapleczu. Bdzie mg j wypi siedzc na malutkiej aweczce przy grobie maonki i nie myle o niczym, tkwic tak sobie w cakowitym spokoju. Na Cmentarzu Ranym, ktry by rany tylko z nazwy, nigdy nikogo nie byo. Mieszkacy chowali swoich bliskich na pooonych dalej cmentarzach, tak jakby podwiadomie bali si e atmosfera Golgoty nie pozwoli zmarym zazna spokoju. Na Cmentarzu Ranym cisza przerywana raz po raz pospnym kraczeniem wron bya dosownie grobowa. Gerard pomyla, e mgby nawet zachla pa na mier i umrze zasypiajc na marmurowym pomniku maonki. To byoby co. Umarbym niczym sam Tristan! - doda w mylach z sarkazmem, wbrew temu co o nim sdzono, nie by bowiem debilem i wiedzia co nieco o literaturze i legendach celtyckich. Wypeniony po brzegi pcherz rozkaza mu ewakuacj w stron przydronego rowu. Kiedy tak sika sobie na traw, prbujc napisa strumieniem wasne imi na piasku, w jego stron nadjecha niespodziewanie czarny mercedes. Mknce w kierunku
430

Golgoty auto zatrzymao si przy jego skromnej osobie, oddajcej si czynnoci fizjologicznej z niekaman przyjemnoci. Gerard obrci si w kierunku drogiej limuzyny, nieskrpowany faktem, i nie schowa nawet swojego "interesu" w brudne spodnie. Przyciemniana szyba przednich drzwi pasaera opada w d. Oczom Gerarda ukazao si dwch mczyzn, ubranych w czarne garnitury i okulary przeciwsoneczne. Ich krtko ostrzyone wosy, wydatne szczki i zakrzywione, wielokrotnie amane nosy wiadczyy o tym, e ma on do czynienia z ludmi z Jednostki Centralnej. Pieprzeni Amerykanie. Przez chwil patrzeli tak na siebie w trjk: oni w samochodzie, on w rowie przy poboczu, z ptakiem w doni. Gerard zakaszla znaczco, schowa co mia schowa (nie zapominajc oczywicie o strzniciu ostatnich kropli w traw) i odwrci si cakowicie w stron tajemniczych przybyszw. Cho stali tu ju z dobr minut, nie odezwali si do niego ani sowem. Co do diaba? - pomyla Gerard, kompletnie zdezorientowany. Nie pytali go o drog, nie chcieli opieprzy go za sikanie, nie wypisywali mu nawet mandatu, cho gdyby tak byo uznaby to oczywicie za absurd, i wykcaby si z nimi przez najblisz godzin. Nic takiego si jednak nie wydarzyo. - Czym mog suy? - zapyta grzecznie Gerard, i cho brzmiao to bardziej jak "Szymm-mooche-suuszy?" byo to na swj sposb rozczulajce. Twarze facetw w garniturach pozostay jednak niewzruszone. - What's your name, sir? - odezwa si bezimienny Amerykanin, odrniajcy si od kierowcy chyba jedynie maym pieprzykiem na policzku. - Nie mam pojcia o czym pan do mnie mwisz, sir. Jeli szukasz drogi, z chci Ci pomog - wybekota Gerard, zdajc sobie spraw, e po raz pierwszy w yciu kto odzywa si do niego po angielsku. Fakt, sysza ju rozmowy stacjonujcych w wiosce Amerykanw, nigdy jednak nie mia sposobnoci do jakiejkolwiek konwersacji z jankesami odzianymi w marynarki, lub mundury. - Jaki jest pan imi? - powiedzia aman polszczyzn elegant siedzcy na fotelu pasaera. Gerard nie ufa ludziom w okularach przeciwsonecznych i dokadnie w tej samej chwili poczu, e chyba bd kopoty. - Nazywam si Gregory - skama nie patrzc rozmwcy w oczy. Nawet gdyby chcia byoby to niemoliwe: szka cyngli elegancika byy tak ciemne, e Gerard pomyla, e to chyba niemoliwe, eby mg nosi je czowiek widomy.

431

Elegant widzia go jednak dokadnie i przyglda mu si z uwag, podobnie jak kierowca. - Well, mister Gregory. Why don't you... zacz mwi pasaer merca, jednak kierowca przerwa mu skinieniem doni. - Prosz do samochd rzuci. Gerard Keppler pomimo piknej pogody poczu na karku zimne kropelki potu. - Dzikuj kierownikowi, tu mi dobrze. Do widz... - postawi ju jeden krok w stron karczmy, a krcy w jego krwioobiegu alkohol doda mu nieco pewnoci siebie. Amerykaniec czy nie, Gerard wiedzia, e faceci w marynarkach nie maj nad nim adnej wadzy. Nie mogli mu nawet wystawi mandatu za jego wybryk z sikaniem. Mczyzna w aucie otworzy drzwi, ale nie wysiad jeszcze z samochodu. Spanikowany Gerard odszed jeszcze kilka sporych krokw i odwrci si z trwog. Czowiek w garniturze ju do niego szed. - We just wanna talk, Gregory! - zawoa w jego kierunku, a Gerard poczu, e za chwil stanie si jedna z trzech rzeczy: albo zaczn si naparza, a sdzc po posturze i iloci jego przeciwnikw skoczy si to zrwnaniem jego biednej osoby z ziemi, albo zacznie ucieka w tej chwili, a oni nieco zdziwieni zrezygnuj z rozmowy pozwalajc mu na ucieczk w len gstwin, albo facet w garniturze po prostu wycignie gnata tak na filmach, ktre oglda wieczorem na swoim przenonym telewizorku w swojej szopie. I zastrzeli go na miejscu, aby potem kto znalaz jego zwoki gdzie pod mostem, nad rzek Gichon. Nagle odechciao mu si mierci i pochwku przy boku jego kochanej Lilianny. Jedynym problemem stay si nogi, na ktre ze strachu podziaa parali. Cho bardzo chcia, Gerard nie mg ruszy si z miejsca. A to spowodowao, e facet kroczcy w jego stron umiechn si ze zoliw satysfakcj. Niezalenie od jego intencji nie oznaczao to na pewno nic dobrego. Wbrew temu co myla teraz przeraony Gerard, ani kroczcy pewnym krokiem pasaer, ani kierowca czarnego mercedesa siedzcy cay czas za kierownic, nie byli uzbrojeni (a przynajmniej nie w tej chwili). Mogliby na mocy porozumienia z rzdem legalnie posiada bro, nawet nie bdc na terenie swoich ojczystych Stanw Zjednoczonych, o tak. Nawet gdyby byy z tym jakie nieprzewidziane problemy Jednostka dysponowaa sobie tylko znanymi rdami pozyskiwania w zasadzie dowolnej broni palnej w kilka godzin. Agenci nie nosili jednak broni z bardziej prozaicznych powodw - ich dowdcy z gwnej bazy CIA mieszczcej si w Langley, uznali, e w takiej wiosce jak Golgota nie bdzie potrzeby afiszowania si uzbrojonymi facetami w garniturach. Tym bardziej, e ich
432

Jednostka Centralna miecia si na terytorium kraju, ktry mia do konserwatywne podejcie do swobodnego posiadania pukawek. Nie przeszkodzio to jednak Gerardowi ujrze oczami wyobrani, jak barczysty elegant odsania po marynarki, ukazujc ogromny czarny pistolet woony za pasek spodni. Czy bya to jednak chwilowa niepoczytalno, czy te faktycznie agent w garniaku postanowi zagrozi Gerardowi broni - tego biedny pijaczyna mia si nigdy nie dowiedzie. - Sir, prosz si zatrzyma - odezwa si agent. Gerard wolaby w tej chwili stoczy walk na pici z Tysonem, ni wykona polecenie tego sprawiajcego grone wraenie faceta. - Zatrzymaj si czowieku! Pjdziesz z nami do samochodu, porozmawiamy, a potem wypucimy - tumaczy agent, a Gerard susznie domyla si e bya to wierutna bzdura. - Zostawcie mnie! Gadajcie z kim innym, panowie ja nic nie wiem! - krzycza Gerard, przeraony jak nigdy w yciu. Przez cae swoje pijackie ycie kierowa si intuicj, i cho zawodzia go ona czciej ni mona by przypuszcza, tym razem ufa jej w stu procentach. Ostatni zbitek trzewo mylcego umysu, kbek szarych komrek odpowiadajcych za zdrowy rozsdek krzycza i uderza w ogromne bbny: Uwaaj Gerardzie! Kiedy wejdziesz do tego samochodu, nigdy ju z niego nie wyjdziesz! Oczywicie mia racj. W tym wanie momencie usyszeli warkot starego silnika dieslowskiego. Ju po chwili zza zakrtu wyoni si rozklekotany volkswagen policyjny. Auto zaczo hamowa z gonym piskiem przetartych klockw hamulcowych i po paru chwilach zatrzymao si za czarn limuzyn. Z auta wysiad komendant Andrzej Hauptmann, odziany w mundur i kabur z pistoletem przypit do biaego, skrzanego pasa. Jego twarz przybraa barw dojrzaego barszczu. - Co tu si dzieje? - zapyta, pomijajc jakiekolwiek formalnoci. Gerard odetchn z ulg. - Panie wadzo! - krzykn. - Ci mczyni wanie... - Zamknij si, pijaczyno - wycedzi mundurowy. Z tej wypowiedzi moemy wycign w zasadzie wszystkie cechy charakteru komendanta Hauptmanna. O ile stanowczo mona byo wzi za zalet, o tyle chamstwo w tonie jego gosu i prawdziwy zachwyt nad sztucznym autorytetem, ktry wok siebie kreowa - ju nie. Zrozpaczonemu Gerardowi odjo dech w piersiach.
433

Nie byo w okolicy innego policjanta pokroju Andrzeja Hauptmanna: by to otyy facet po pidziesitce z burzliw gow, pen zaczesanych do tyu dugich, siwych wosw. Policyjn czapk mundurow nosi z tak dum, jak gdyby istnienie ludzkie i losy narodw wiata zaleay od tego czy zaoy j patrolujc ulice gminy Golgota, czy te zrezygnuje z tego, a brya wszechwiata ruszy si z posad. Na posterunku policji o Andrzeju Hauptmannie kry art, e prdzej Serafin Burke (prywatnie przyjaciel Gerarda od flaszki) zdobdzie mistrzostwo wiata w pywaniu synchronicznym, ni wadczy komendant pozbdzie si swojej czapki. Dodajmy, e Serafin od urodzenia nie posiada prawej rki. Czapka nie wiadczy jednak o niczym, jeli mamy do czynienia z kompletnym bucem. Gerard Keppler nie uwaa, eby ktokolwiek, nawet prezydent mg nazywa go pijaczyn za kadym razem kiedy tylko wypije sobie troszk dla poprawy humoru. Bkn tylko jednak: - Prosz si wyraa, panie Hauptmann. Myl, e powinnimy traktowa si z szacunkiem. Hauptmann rozemia si, trzymajc donie na ogromnym brzuszysku. Rechota i rechota, a brzuch trzs mu si jak worek galarety. - Z szacunkiem? Ty mierdzcy menelu, masz szczcie, e nie ka obi ci pyska za to, e zawracasz dup panom amerykanom! - warkn po chamsku, po czym skierowa pene unienia i poddaczego szacunku w stron stojcego przed samochodem agenta: - Mister... eee... eee... mister amerikanin. Please... - duka Hauptmann, patrzc w niebo i mylc intensywnie, co chwila nerwowo oblizujc wargi. - Please kurwa do not looking at this. It's called ulicho, and we're not... Samuel, pom mi do jasnej cholery! Do akcji wkroczy mody policjant, posterunkowy Samuel. By to czowiek wyksztacony, po studiach i szkole oficerskiej. Szkoda, e na przekltej ziemi Golgoty nie mg sta si nikim wicej ni tylko sug schamiaego Hauptmanna: - And we're not proud of that type of such behavior6- dokoczy posterunkowy, patrzc na Amerykanina. Ten jednak tylko skin gow. Cho Amerykanie pojawili si w Golgocie ju jaki czas temu, nie zostali oni uznani za swoich po dzi dzie. Na palcach jednej rki policzy mona zwolennikw wybudowania Jednostki Centralnej na jednym ze wzgrz grujcych nad miastem. Niewidoczne dziki naturalnej osonie lenej budynki kompleksu Jednostki otoczone byy

zachowania.

And we're not proud of that type of such behavior z ang. I nie jestemy dumni z tego typu
434

tak wielk tajemnic, e co zrozumiae, wrd podejrzliwych mieszkacw przekltego miasteczka zaczy kry plotki. Amerykaska baza wojskowa staa si wic drugim znienawidzonym przybytkiem Golgoty zaraz po niesawnej klinice psychiatrycznej profesora Drzewieckiego. Apogeum nienawici zostao osignite stosunkowo niedawno, kiedy to na jaw wysza dugo skrywana prawda. Caa ta ogromna, liczca grubo ponad piset wojskowych i naukowcw jednostka powstaa w Golgocie wanie z powodu Drzewieckiego. Kady amerykaski dolar i kada polska zotwka wpakowana w Jednostk Centraln uzasadnione byy wspprac naukow z noblist, ktry osiedli si tu i zaoy swj szpital psychiatryczny. - Panie modszy, pan na to pozwala? zwrci si Gerard w stron posterunkowego Samuela. Nie mia pojcia o tym, e jedyny racjonalnie mylcy policjant, prywatnie czowiek ogromnego serca, dobrotliwy i troskliwy utrzymywany by w ryzach za pomoc podego szantau. Komendant Hauptmann zagrozi, e w momencie kiedy zorientuje si, e Samuel zaczyna wykorzystywa, jak to okreli swoje inteligenckie naleciaoci, w tej samej chwili wyrzuci go na zbity pysk i zadba o to, eby kwit ktry wrczy mu z umiechem nie pozwoli mu na zdobycie pracy w zawodzie mundurowego przez najblisze siedemset lat. - Powiedziaem zamknij ten gupi pysk, Smutasie warkn Hauptmann z pogard, jednak tonem na tyle miym aby nie zwrcio to uwag przygldajcych si caej tej komicznej scenie Amerykanw w drogich garniakach. - Protestuj! wykrzykn Keppler. - Ja te! Kurwa ma, ja te! nie wytrzyma Hauptmann podchodzc do pijaczka i w zaledwie dwch ruchach, kopniciem nog w piszczel, oraz wykrceniu lewego ramienia powodujc, e biedny Smuciu lduje na masce czarnego mercedesa. - Sorry za car rzuca komendant w stron jankesw, poprawiajc czapk. Gerard jest w szoku. Policzek piek siarczycie, powstrzyma si jednak od odruchowego przyoenia do rki. Gdyby nie alkohol, hamujcy w znacznym stopniu jego porywczo Keppler z ca pewnoci by mu odda - w przeciwiestwie do stereotypowych pijaczkw Smuciu pod wpywem ukochanej gorzaki raczej stroni od przemocy, wolc nie kala sobie rk zbdn robot. Tak wic powstrzyma si od jakiegokolwiek kontrataku, a jedyn jego reakcj byo zamknicie oczu, pogodzenie si ze swoim losem, odnotowaniu, e maska czarnego auta jest cholernie gorca i wymamrotanie:

435

- To cholerna niesprawiedliwo, panie Hauptmann - po czym wyszepta tak cicho, e nikt tego nie usysza - Jest pan zym czowiekiem... Wspomniany przez niego stary Hauptmann zamia si jedynie, po czym kopn go wciekle w zadek. - Grzeczniej! Robisz nam wstyd przed panami Amerykanami, Smutasie! Posterunkowy Samuel nie wyglda na dumnego z szefa. Od samego pocztku caego zajcia wyglda jakby mia ochot sam kopn swojego przeoonego w dup, po czym wsi do auta trzasn drzwiami i omin cae przedstawienie, ktre nie zapowiadao przecie nic dobrego. Miao sta si jednak inaczej. Oto dwjka Amerykanw, jak gdyby tknita nagym, niewidzialnym impulsem, wysiada z samochodu. Nawet kiedy siedzieli w aucie, nie rozumiejc w zasadzie ani jednego sowa z caego tego folklorystycznego bekotu wiejskich policjantw z zabawnym pijaczyn, z ich postawy bi ogromny autorytet. Teraz kiedy stali vis a vis czarnej limuzyny stanowicej cz budetu projektu Jednostka Centralna, do posterunkowego Samuela, komendanta posterunku Sarbinowe Doy, Andrzeja Hauptmanna, a nawet do Gerarda Smucia Kepplera (na wp stojcego, a wp lecego na rozgrzanej masce samochodu) dociera prosty fakt: mieli do czynienia z facetami tak ogromnej postury, e z trudem miecia si ona w ludzkich kategoriach. Dwjka dotychczas bezimiennych komandosw odzianych w czarne, idealne skrojone garnitury, noszca imiona Bart Jackson i James Marquee, bya tak ogromna, e w momencie w ktrym wysiedli z samochodu nawet sam Andrzej Hauptmann poczu si przez jeden ulotny moment aonie niewiele mogcym pionkiem w wielkiej grze politycznej, w jak uwikana zostaa ich udrczona niewypowiedzianym koszmarem miejscowo Golgota. Dwaj komandosi w garniakach byli ogromni. - Sir, we would like to take that guy to our place and talk, just a little bit! rzek profesjonalnym tonem James Marquee, pochodzcy z St. Paul, dwudziestosiedmioletni oficer Delta Force. Nie by w adnej mierze pewien, czy Andrzej Hauptmann, prostak noszcy mundur komendanta tutejszej policji i z nieznanych mu powodw obnoszcy si tym faktem niczym modelka na wybiegu, zrozumie choby jedno sowo z najprostszej angielszczyzny na jak byo sta rodowitego Amerykanina. Mia jednak nadziej, e ten ktrego stary policjant nazywa biblijnym imieniem Samuel i ktry wyrnia si znajomoci jakichkolwiek jzykw obcych, przetumaczy temu kretynowi jego proste sowa.
436

I tak si faktycznie stao: - Panie komendancie, ten pan mwi, e maj zamiar zabra Sm Gerarda do ichniejszej bazy rzek Samuel, zastanawiajc si w mylach, dlaczego nie przeprowadzi si do jakiego wikszego miasta. Wszak w takiej, dajmy na to, Warszawie odnis by ju z pewnoci moe nie spektakularn, ale na pewno przebojow karier. - Po moim, kurwa, tru to znaczy eee of course, of course! rzuci Hauptmann w stron pary elegancko odzianych mczyzn Smuciu, zabieraj swoj zapijaczon dup z auta panw Amerykanw! Natychmiast! Gerard Keppler chcc nie chcc rusza swoje litery, a cilej rzecz biorc swoj twarz z czarnego mercedesa. Na masce auta pozostawia wyranie odcinity lad jego przepoconej twarzy i przez moment zastanawia si, czy nie wypadaoby wytrze niechlujnego odcisku. Daje jednak za wygran. - I think that's it - rzek drugi z Amerykanw, Bart Jackson, od niechcenia machajc doni w stron policjantw. - We just wanna talk to that man, and we're promise to get him back to... this place - rozejrza si po okolicy. Dziurawa droga i chaszcze bliej nie okrelonych krzakw: oto co ujrza, rozgldajc si od niechcenia. To co powiedzia byo oczywicie kamstwem, Gerard Keppler w zaoeniu anglojzycznych agentw nigdy wicej nie mia ujrze wiata dziennego, jednak autorytet jaki wzbudzali swoim pochodzeniem, wygldem, samochodem i Bg jeden wie czym jeszcze, wzbudzay w polskich funkcjonariuszach niekamany podziw, tak wic Jackson nie sili si wicej na dyplomacj. By moe gdyby Andrzej Hauptmann nie ywi do Gerarda Kepplera tak otwartej nienawici, a posterunkowy Samuel nie da si stamsi wtpliwej wadzy swojego przeoonego, by moe wtedy nie doszo by do uprowadzenia Smucia w biay dzie, jawnie i cakowicie legalnie. By moe. Wszystko gdybanie, szanowny panie. Gerard nie prbowa nawet zrozumie w jaki sposb w cigu kolejnych dwudziestu sekund znalaz si na tylnym siedzeniu limuzyny nalecej do tajemniczych i miertelnie niebezpiecznych Amerykanw. By jednak cakowicie przekonany, e wanie dopada go jego prywatna strzyga i ju wkrtce doczy do swojej ukochanej Lileczki. Dlaczego Gerard nie protestowa, cholera, ycie mu niemie? Och, ale protestowa i to bardzo wylewnie!

437

- Panowie! Kurwa, tak nie wolno! - krzycza coraz bardziej spanikowany, a alkohol dodawa mu werwy w jego, przyznajmy, bardzo ekspresywnych protestach. Biedaczyna nie zdawa sobie nawet sprawy, e w momencie, w ktrym zatrzasny si za nim drzwi luksusowego samochodu, sta si kompletnie niesyszalny dla wszystkich znajdujcych si na zewntrz. O czym dyskutowali Andrzej Hauptmann i posterunkowy Samuel, z Bartem Jacksonem i Jamesem Marquee (o ile w ogle Amerykanie nosili takie nazwiska naprawd, co wedug Samuela byo wyjtkowo wtpliwe)? Oddajmy temu modszemu i inteligentniejszemu z dwojga naszych dzielnych polskich oficerw, e prbowa wstawi si za przeraonym Gerardem. Posterunkowy Samuel zachowa si, jak na dwudziestokilkulatka wyjtkowo profesjonalnie: przepraszajc na chwil z wielk kultur dwjk tajemniczych facetw w czerni odprowadzi swojego przeoonego kilka krokw w stron ich rozklekotanego volkswagena i gdy wreszcie znaleli si w miejscu, ktre Samuel uzna za stosowne do dalszej rozmowy, zada komendantowi pytanie: - Panie komendancie, co oni chc zrobi ze Sm... z Gerardem? Oczy Andrzeja Hauptmanna zwziy si w dwie szparki. - Chuj mnie to obchodzi - odpar. - Ciesz si, e tym razem nie musimy wie tego zarzyganego niedojdy na doek. - Ale panie komendancie! Nie moe tak by, e Amerykanie przyjedaj sobie do naszego miasta bo jaki naukowiec-noblista urzdza sobie tutaj szpital, a potem buduj sobie w naszym lesie jak jednostk eksperymentaln i panosz si po naszym miasteczku, zaczepiajc naszych obywateli! Hauptmann zamia si tylko, z pewnoci zbyt gono jak na dyskretn rozmow. Wida byo, e mia legalnie gdzie co stanie si z tym przeraonym na mier czowiekiem, ktry teraz uderza otwart doni w szyb, zapominajc najwyraniej e jest ona tak mocno przyciemniana, e jego przekaz stanowi wycznie guchy dwik w momencie uderzenia. - Posuchaj mnie Samuel... pracujesz tu od? - zapyta retorycznie. Samuel wiedzia ju w jakim kierunku zmierzy ta rozmowa. - Od czterech miesicy. Panie komendancie, tak nie wolno! Aresztujmy Kepplera, zawiemy go na doek, wemy go na cztery-osiem, nie wiem, wyrzumy go przy jego szopie, ale na rany Chrystusa, nie pozwlmy, eby jacy kolesie w garniturach porywali nam obywateli! - Nazywasz TO - Andrzej Hauptmann wskaza z pogard na czarn S-klas, a w domyle siedzcego w niej Gerarda - obywatelem?!
438

- Pijak nie pijak, jest swj, panie komendancie. To czy stanowi dla nas problem czy nie, to ju inna kwestia - odpar wzburzony Samuel. Czu, e przegrywa t rozmow, mimo e bardzo si stara. - Posuchaj mnie, kochany - Andrzej Hauptmann poprawi sobie czapk, a wszechwiat znalaz si znowu tylko po jego stronie. - Jedno wielkie gwno obchodzi mnie co stanie si z tym mierdzielem, rozumiesz? - A gdyby tam siedziaa paska ona, a nie Gerard Keppler?! - rykn oburzony Samuel. Nie mg uwierzy w sowa skurwysyna, ktry nie wiedzie za jakie grzechy by jego bezporednim przeoonym. - Sprbuj jeszcze raz wmiesza do tego Juli, a oberwiesz w ryj i gwno mnie obchodzi co pomyl o tym ci faceci! - sykn Hauptmann ciszonym gosem - Kurwa ma, przysigam ci, e nie bd mia adnych oporw, jeli jeszcze raz poruszysz temat mojej ony, rozumiesz? Posterunkowy milcza. - Rozumiesz?! - Tak. Przepraszam - odpar zrezygnowany Samuel. Pomyla o wielkim siniaku, ktry zauway wczoraj po poudniu na piknej, cho bardzo zmczonej klatce piersiowej Julii Hauptmann. Czy skurwiel w czapce komendanta j la? Bardzo moliwe biorc pod uwag, e jego wieczorna dawka wlewanego w siebie alkoholu bya porwnywalna z przedpoudniow dawk Gerarda Kepplera. Teraz jednak posterunkowy Samuel musia odpuci: za przeciwstawienie si szefowi tutejszej policji mogo go spotka o wiele wicej przykroci, ni tylko zwolnienie ze suby policjanta, ktr kocha z caego serca. W takich miejscach jak Golgota mogo skoczy si duo, duo gorzej. Dlatego da za wygran, przysigajc sobie w duchu, e tylko dzisiaj, tylko teraz. Oboje podeszli do cierpliwie czekajcych, ogromnych komandosw. - Tumacz, Samuel - rzuci komendant Hauptmann w stron swojego podwadnego, umiechajc si jak przeronita aba w mundurze w stron agentw. Panowie! - wykrzykn z takim patosem, jak gdyby chcia rzec wrcz "Szanowny Marszaku, Wysoka Izbo". Zmierzwi sobie wosy palcami i rozpocz przemow: - Nie widzimy przeciwskaza, przeprowadcie rozmow z panem Gerardem - te sowa ledwo przeszy mu przez gardo - a potem wysadcie go tam, gdzie wam si podoba. Jestem pewien, e nie bdzie mu to przeszkadza. Nie mam pojcia do czego wam potrzebny ten czowiek, ale to nie nasz biznes. Jeeli to wszystko, to ycz

439

wszystkiego dobrego i obymy nastpnym razem spotkali si w przyjemniejszych okolicznociach! Czyli mniej wicej zabierajcie sobie pijaczka w pizdu i rozjedamy si w spokoju. Peace and love - pomyla Samuel, jednak na gos tumaczc najlepiej jak potrafi sowa Hauptmanna. Cholerne wiejskie posterunki... Nie mg przypuszcza, zapisujc si do szkoy oficerskiej, e przyjdzie mu suy w najbardziej pokrconym miejscu na wiecie, o nie. Para Amerykanw, cho z oczywistych wzgldw nie dawaa tego po sobie pozna na pierwszy rzut oka, w duchu bawia si setnie. Jackson i Marquee nie musieli zna polskiego, aby zrozumie bez najmniejszego problemu, e policjanci nie maj pojcia, e w rzeczywistoci dochodzi tu wanie do porwania czowieka w biay dzie. Przez jaki czas po przybyciu do Polski byli zdania, e kraj Jagiellonw jest zdrowo pojebany. Dopiero po czasie dotar do nich fakt, e kraj jest w porzdku - to miasto Golgota byo chore. - Po co wam Gerard? - zapyta Hauptmann. - Samuel przetumacz! Przetumaczy. A potem usysza i przetumaczy odpowied. - Sir, widz e jako jedyny wada pan tu angielskim - rzek Marquee w stron posterunkowego Samuela, z jako takim szacunkiem. - Czy mgby pan wyjani temu... temu panu - wskaza na Hauptmanna z kliwym umieszkiem - jakie s nasze przywileje na terenie okalajcym Jednostk Centraln? Mamy prawo rozmawia z obywatelami waszego kraju, to chyba zrozumiae, prawda? Samuel przytakn. Nie zdy jednak odezwa si sowem, a ju odzywa si Hauptmann. - Co on mwi, Samuel? - zapyta zaniepokojony, poprawiajc czapk po raz kolejny - S niezadowoleni? Jezu, ten facet to kuka wypeniona wazelin - pomyla posterunkowy spogldajc na faszywy umiech komendanta Andrzeja Hauptmanna, skierowany w stron Marquee i Jacksona, oczywicie nie obejmujcy niczego oprcz ust. - Brakuje tylko, eby unis oba kciuki i piewa Gwiedzisty Sztandar, podskakujc wok nich jak pieprzony pajacyk. - Pan zwrci mi uwag, e maj prawo rozmawia z kim im si podoba. Faszywy umiech Andrzeja Hauptmanna zgas szybciej ni wiato w pokoju. - Dobrze, ale chciabym kurwa wiedzie po co! - Amerykanie nie musieli zrozumie nawet sowa, eby zrozumie prosty przekaz: "bd robi problemy". Ale byli do tego doskonale przygotowani, tak wic taki pionek, jak komendant tutejszej policji nie stanowi dla nich adnej przeszkody.
440

Takich ludzi, jak ten pijak nikt nie bdzie szuka. Nikt, a ju na pewno nie taki czowiek, jak ten wieniak w czapce komendanta - pomyla Marquee, oczywicie nie wypowiadajc swoich spostrzee na gos. Z kolei komendant Andrzej Hauptman pomyla tylko: Po co? Ledwo zdy to pomyle, a ju sysza pytanie Samuela, pene autentycznego zainteresowania o los przeraonego alkoholika: - Why, sir? Why do you want to talkwith this guy?7 - zada pytanie posterunkowy. - O co pytasz, posterunkowy? - O czym chc z nim gada, panie komendancie. Agent Jackson zmarszczy brwi i odpar natychmiast za swojego kompana, widzc, e ten nie potrafi udzieli bez problemw adnej sensownej, nie przesiknitej dyplomatyzmem odpowiedzi. Po chwili Samuel przetumaczy pytajcemu wzrokiem z caych si Hauptmannowi, wcale nie bez zoliwej satysfakcji zoliwe sowa agenta: - Nie wasz interes, panowie. Prosz trzyma si swoich spraw, zapewne gdzie w miecie kolejni pijacy wymagaj nadzwyczajnej interwencji. Radzibym ju wsi do swojego cop car - wskaza, w zasadzie ju szydzc otwarcie z dogorywajcego volkswagena - a potem wczy syreny i w te pdy oddali si w stron miasta. Po drodze widziaem, jeli si nie myl, jednego nastolatka z piwem. Samuel wiedzia, e sowa te zostay skierowane w zasadzie tylko do Hauptmanna. Mimo to uwaga zabolaa take jego osob. Po przetumaczeniu wszystkich zoliwoci komendant Hauptmann ju si nie umiecha. Szczerze mwic wyglda, jakby za chwil mia rzuci swoj pierdolon czapk w wielkiego Amerykanina, a potem zwyczajnie i po polsku wykurwi mu na rodku szosy i okada go piciami, a przestanie by takim cholernym dupkiem. Oczywicie tego nie zrobi. - Samuel, jedziemy. Panowie maj wane sprawy do obgadania z naszym obywatelem numer jeden. - Tak jest odpar niechtnie posterunkowy. Trzaskajc drzwiami starego volkswagena i po kilku nieudanych prbach wreszcie odpalajc silnik posterunkowy Samuel pomyla, e przy najbliszej okazji zapyta Smucia czego chcieli od niego ci cholerni jankesi. Czy mg przypuszcza, e nie zobaczy go ju nigdy w yciu? Mg, ale tego nie zrobi

chcecie rozmawia z tym facetem?

Why, sir? Why do you want to talk with this guy? z ang. Dlaczego, prosz pana? Dlaczego
441

2.
Kiedy wypowiadam sowo cisza niszcz j rzeka Wisawa Szymborska, wie panie nad jej dusz i dusz ukochanej maonki Gerarda Kepplera. Liluniu chro mnie, na Boga myla Gerard. Czegokolwiek chc ode mnie ci ludzie, nie pozwl aby staa mi si krzywda. Pomimo cichutko brzczcego radia ustawionego na minimalny poziom gonoci w samochodzie panowaa tak gsta gusza, e Gerard mgby j pokroi noem. Klimatyzacja samochodu pracowaa miarowo, i byy to w zasadzie jedyne dwiki, ktre odbiera. Kilka ulotnych decybeli, zapowiadajcych tarapaty. Z gonikw samochodowego radia nie pyna muzyka, o tej porze GRR 1 przybierao rol radia mwionego. Spiker zapowiedzia basowym gosem, e ju za chwil bdzie dzwoni do ratusza w sprawie, jak to okreli "bardzo wygodnego nieopublikowania wydatkw miasta w tym roku, co jest ewenementem na skal kraju". Chop mia jaja, to trzeba przyzna. Wtedy agent Jackson wyczy dwik. - Panowie ja wiem, ja naprawd wiem, e nie jestem wity... zacz niemiao Gerard. Zero reakcji. Moe nie zrozumieli. - Swoje za uszami mam, nie powiem. Ale cholera, czego ode mnie chcecie, to jest dla mnie, kurwa, nicht verstehen. Wecie mnie wypucie, a zagadam do Matta Kowalsky, on te sprechen english... gwarantuj pyszn wdeczk, a jak si dorzucicie to i moe na tego waszego johnny'ego starczy. - rozpaczliwie skamla Gerard, zdajc sobie spraw, e si pogra. - Panowie, please. Z tej mki moe jeszcze by jaki chleb. Jasna kurwa nie wytrzyma. - Powiedzcie co, bo zwariuj! Wojskowi w garniturach milczeli jak zaklci. Agent Bart Jackson nie odpali jeszcze silnika ogromnej limuzyny, na co dzie wykorzystywanej do przewoenia do Jednostki Centralnej wanych osobistoci. Czekali, a policyjny volkswagen oddali si na stosown odlego, musieli mie absolutn pewno, e nie bd ledzeni. Nie mogli sobie pozwoli na to, aby ktokolwiek odkry, e Gerard Keppler wanie znika na zawsze z miasteczka Golgota. Ile czasu upyno tak w absolutnej ciszy, przerywanej raz po raz skamleniem Smucia Kepplera? Tego poczciwy pijaczyna nie mg okreli, wydawao mu si e co najmniej dwadziecia lat.

442

Wreszcie, samochodowych

gdy

brak

jakiegokolwiek przecign si

dwiku do

poza

jednostajn

prac

dmuchaw

granic

ludzkiej

wytrzymaoci

(przynajmniej dla Gerarda) kierowca odezwa si: - Jedziemy do Jednostki, dzwo po Drzewieckiego. Powiedz mu, e mamy nastpnego do bada - rzek Jackson podajc drugiemu telefon. Przekrci kluczyk, a czterolitrowy dieslowski silnik zawarcza ochoczo. Po chwili mknli ju szos w kierunku ukrytego w gstwinie lasu kompleksu Jednostki Centralnej, nie zwracajc na siebie niczyjej uwagi. Gerard nie pamita drogi do wojskowego kompleksu: kiedy jechali drog z coraz wiksz prdkoci, zdy jedynie pomyle, e jeli tylko bdzie mu dane wykaraska si z opaw, w ktre si wpakowa, pierwsz rzecz jak zrobi po wyjciu na wolno bdzie wizyta na Cmentarzu Ranym. Chocia moliwe, e wylduje tam jeszcze dzisiaj, martwy. Nie wiedzia, e aby speni ogromne marzenie, ktrym nagle staa si aweczka przy grobie Lilii, bdzie musia przej przez prawdziwe pieko, trwajce o wiele duej ni godzin.

3.
- Pieprzone garniaki! - cedzi przez zby Hauptmann. Stara jetta jechaa po bezczelnie dziurawym odcinku szosy prowadzcej w kierunku golgockiego rynku, a siedemnastoletnie zawieszenie pamitajce czasy, kiedy prezydentem by pewien wsaty elektryk, stukao kadym kolejnym wstrzsem, przyprawiajc komendanta Andrzeja Hauptmanna o mdoci. - Niech im si nie wydaje, e na tym koniec, o nie! - A tak panu zaley? - dziwi mu si Samuel, cho musia przyzna, e sprawa Gerarda w istocie bya najbardziej tajemniczym wydarzeniem ostatnich dni suby w tym parszywym miasteczku. - To przecie tylko Gerard, sam pan mwi, e jedyna rzecz jaka moe si wydarzy, to e Smuciu wpakuje swj pijany tyek w problemy, a bdzie za pno, ebymy mogli co z tym zrobi. Posterunkowy niepotrzebnie zredukowa na czwrk. Volkswagen zawy rozpaczliwie, wchodzc w ostry zakrt. - Ten pijak co kombinuje! - Nie powiedziabym - odrzek automatycznie Samuel. Trzymajcy si uchwytu Andrzej Hauptmann by wcieky, cho na razie jeszcze nie krzycza. Jeszcze nie. - Co chcesz przez to powiedzie, posterunkowy?
443

- Wida byo e jest przeraony na mier. Wydaje mi si, e oni po prostu zaczepili go kiedy szed sobie szos po kolejn butelczyn - wyjani. - Bzdura! - achn si Hauptmann. Czapka na jego gowie nagle zacza go uwiera w skronie, a to zapowied migreny w ktr zaraz wpakuje si jego zestresowany yciem eb. Wszystko na jego gowie, wszystko! Samuel wzruszy ramionami, co tylko rozgniewao komendanta jeszcze bardziej. - A niby co takiego mogli chcie tacy ludzie jak oni, od kogo takiego jak ten mierdzcy pijak? - kontynuowa komendant, prowokujc dyskusj. - Nie mam pojcia. Ale na pewno wanie to tak go przerazio - zamyli si posterunkowy, przypieszajc po wyjciu z agodnego uku na szosie. - Mia co przy sobie? Narkotyki, albo bro? - Z tego co wiem to nie. A nawet jeli, to nie powinno interesowa Amerykanw. - Przecie maj zapewnia bezpieczestwo w Golgocie... - dry Hauptmann, pocierajc skronie palcami. Zapowiada si konkretny, naprawd potny bl gowy. - Ale dla nich to czy Smuciu azi sobie nawalony czy nie, to jak splun na ziemi. Nic ich to nie obchodzi. Przecie CIA nie przysao ich tu, eby profilaktycznie sprawdzali czy golgockie pijaczki nie oeniy komu kosy. - Profilaktycznie... - powtrzy Hauptmann, nie bardzo rozumiejc znaczenie tego sowa. Stwierdzi jednak, e nie bdzie sobie zaprzta gowy trudnymi wyrazami. Tak, to by parszywy dzie, nie ma dwch zda - pomyla Andrzej Hauptmann, ktry zaledwie trzy godziny wczeniej odkry, e Julia, jego ona najzwyczajniej w wiecie ucieka z domu, jak jaka cholerna nastolatka. Komendant po odkryciu prawy zdenerwowa si tak bardzo, e cisn "swoj pierdolon czapk" w szyb, co ciekawe z tak si, e rozbi szko na wielkie paty, ktre z przeraliwym haasem wyldoway na pododze kuchni. Nie byo adnej informacji, adnego pieprzonego liciku, zero wyjanie, bez poegnania. Po prostu, kurwa, nic. Siedzcy na fotelu pasaera rozklekotanej jetty komendant golgockiej policji Andrzej Hauptmann zacz zastanawia si, czy powinien wzi rozwd ze swoj on, ktr w trzydzieci sekund po odkryciu ucieczki uzna za romansujc na prawo i lewo latawic. Nie potrzeba tu dobrego prawnika, eby usadzi suk z jej winy, bez adnych alimentw - pomyla Andrzej Hauptmann i nawet nie zawstydzi si tej myli. Poza tym nigdy nie odkrya moich romansw - doda w mylach zadowolony. W tej samej chwili rozleg si dzwonek jego telefonu. Spojrza na wywietlacz. URBAN WAREN. To nie zwiastowao nic dobrego, ale Andrzejowi Hauptmannowi nawet przez myl nie przyszo, eby nie odebra. - Hauptmann, sucham? - zapyta do suchawki, odbierajc poczenie.
444

- Waren - zawsze byo to jedyne powitanie ze strony burmistrza Golgoty. Posuchaj Andrzeju, bdziesz musia co dla mnie zrobi. - Gdzie si pan podziewa? - zapyta komendant Hauptmann. - Sucha pan ony w radio? Nieza historia, rozwd pewnie ju tu tu... - Zamknij si - gos Warena by oschy i cakowicie pozbawiony emocji zupenie, jak gdyby Andrzej Hauptmann nie rozmawia ju z czowiekiem. - Nie mw o mojej onie. Ja wiem o twojej. Komendant zamilk. - Co mam zrobi, panie Urbanie? - zapyta policjant wreszcie, po duszej chwili. - To musi sta si dzisiaj. Dzisiejszej nocy, rozumiesz? - zapyta gos Warena. Komendant policji mg mie jakie przypuszczenia, na przykad mg sdzi, e dziwny gos burmistrza Warena wzi si z jego choroby. Na pewno nie mg jednak przypuszcza, e prowadzi rozmow telefoniczn z na wp ywym czowiekiem, ktrego paty skry odpadaj z twarzy od duszego czasu, i ktry wikszo czasu powica na rozpaczliwe sklejenie plastrami ran, ktre nie zagoj si ju nigdy. Oczywicie komendant Hauptmann nie mg tego wiedzie, ale Urban Waren dopiero po wielu godzinach walki z wielkimi dziurami ropiejcego misa na policzkach, podda si, upad na podgos i zaka aonie, przysigajc, e skoro jest skoczony w Golgocie, to ostatni rzecz jak zrobi bdzie rozpierdolenie kliniki Drzewieckiego w drobny mak. - Szpital Mengelego? - zapyta Andrzej Hauptmann konspiracyjnie ciszajc gos. - We ostr bro, latarki i tylu ludzi ile uda ci si zgromadzi - poleci zombie-Urban Waren suchym gosem. - Dzisiejszej nocy rozprawimy si z czowiekiem, ktry jest odpowiedzialny za cay ten burdel. - Panie Urbanie... - zacz niemiao Hauptmann. Zawsze w takich chwilach czu si jak dzieciak. - Nie sdz, eby atak na klinik Drzewieckiego by najlepszym pomysem. Myl... - Nie myl! Odetniemy miasto od wiata, rozumiesz? - zapyta zombie-Waren. - Odetniemy? - powtrzy Andrzej Hauptmann - Amerykanie - odpar tamten, tak jakby to wyjaniao spraw. - Moe i jestem totalnie skompromitowany, ale nadal jestem burmistrzem. Zgodnie z przysugujcym mi prawem mam prawo wprowadzi stan klski ywioowej. I wanie to robi, wprowadzam pieprzony stan kurewskiej klski ywioowej, rozumiesz? - zapyta gnijcy Urban Waren. - Amerykanie? Panie burmistrzu, nienawidz skurwysynw! Paetaj si po miecie, wszczynaj awantury i nic sobie nie robi z naszych chopcw! A wszystko tak jak pan mwi przez tego pieprzonego morderc Drzewieckiego! - Andrzej?
445

- Tak, panie Urbanie? - Mwiem ci kiedy, e jeste idiot? - Nie, panie Urbanie. - Nie wszystko musisz rozumie - orzek zombie-Waren. - Wiesz co masz zrobi? - Tak jest! Przeka wiadomo o klsce ywioowej. Odezw si przez radio do tej ich Jednostki Centralnej - odrzek natychmiast komendant. - Tylko, e... jest taka sprawa... przecie u nas nie ma adnej klski ywioowej, panie Urbanie. - Ale bdzie - odpar gos w suchawce - Moesz mi, kurwa, wierzy, e bdzie.

4.
Czarna limuzyna mercedesa bya niemale dokadnym przeciwiestwem amerykaskiego chryslera, ktry we nie Anny Kamiskiej zajecha do bram osawionej Jednostki Centralnej. A jednak wszystko inne zgadzao si co do joty - znw spotkali stranika przy bramie, znowu po okazaniu dokumentw wjechali na posesj, a potem pokonujc podjazd,dotarli do rozsuwanej rolety. Czarnoskry stranik B.J. Smith wyszed ze swojej budki i cigncym si w nieskoczono badawczym spojrzeniem omit cae wntrze ogromnej s-klasy, oczywicie najwiksz uwag przykuwajc do miertelnie wystraszonego Gerarda Kepplera, ktrego promile zday si bezpowrotnie opuszcza jego ciao, wraz z kad kolejn kropl potu spywajc na jego pomarszczonym czole. - Legitymacja, prosz pana. Gerard wytrzeszczy oczy. - Legitymacja? Jaka legitymacja? Stranik unis brew. - Panowie, kto to jest? Przywozicie mi niezidentyfikowanych? Ale James Marquee ju wkroczy do akcji. - Mamy dostarczy tego pana bezporednio do profesora Drzewieckiego. Smith pokiwa gow, ale nie da temu wiary. - Sprawdz przez radio - zakomunikowa, przykadajc usta do krtkofalwki zawieszonej na lewym ramieniu - Zero-jeden od posterunku drugiego, mam tutaj w upowanionym aucie niezidentyfikowanego mczyzn, lat okoo pidziesit, bez legitymacji. Prosz o instrukcje. - Przepuszczaj natychmiast - trzeszczcy gos odpowiedzia bez sekundy zwoki. Ten czowiek musi jak najszybciej dotrze do sektora eksperymentalnego. "Bezporednio do profesora Drzewieckiego"? - Gerard Keppler przeegna si ze strachu - "Do sektora eksperymentalnego?"

446

- Panowie, to ju chyba zaszo za daleko - wypali niespodziewanie pijak Wypucie mnie, kurwa, w tej chwili. Mam do tego konstytucyjne... - Zapomnij o swoich prawach - odrzek Bart Jackson, nawet nie odwracajc si w stron subiekta. - Wierz mi, stary. Najlepiej zrobisz, jeli po prostu przestaniesz si rzuca. - Ja si nie rzucam, do cholery! - wykrzykn Gerard uderzajc picia w obity skr fotel kierowcy. Reakcja dwch agentw specjalnych i jednego stranika bya szybsza, ni trwa wymwienie sowa "obezwadnienie". Auto zatrzymao si w tej samej sekundzie. Rwnie dobrze piorun mg gruchn przez szyberdach prosto w potylic Gerarda Kepplera, ktry cakowicie zaskoczony natychmiastow reakcj mundurowych ju po chwili lea na wirze przed autem, wrzeszczc z blu i klc na czym wiat stoi. - Panowie, kurwa! - krzycza Gerard, prbujc bezskutecznie miota si na wszystkie strony. - Nie macie za grosz szacunku! Protestuje, sukinsyny, syszycie mnie! Policja! POLICJA! - Do baganika - orzek Marquee, kiwajc palcem w stron Barta Jacksona. Barczysty Amerykanin ju otwiera klap ogromnego baganika. - aduj si do rodka, zrozumiae? - warczy Jackson, kiedy Marquee podnosi Kepplera z ziemi. - I sprbuj choby mrukn, a obiecuje ci, e nie wyjdziesz z tego ywy. - Polic... - wymamrota Gerard, po czym skapitulowa, przesta si miota i da si poprowadzi w stron mercedesowego baganika, po czym bez zbdnych ceregieli wadowa si do rodka. Marquee zatrzasn klap, po czym obaj agenci wsiedli do auta. Dopiero wtedy B.J. Smith kiwn gow jak gdyby nigdy nic, a potem machn rk i nacisn przycisk. Ogromne, rozsuwane drzwi z hartowanej stali zaczy si rozsuwa. Po trzech, moe czterech sekundach czarny mercedes wjecha niepiesznie do ogromnej towarowej windy. Jarzeniowe wiato odbijajce si od pokrytych go blach cian windy przyprawio Gerarda o bl gowy, mia wic kolejne wsplne przeycie z on Adama Drzewieckiego. Ale kiedy winda zjechaa w d oczom biednego Kepplera nie ukazao si podziemne miasto, o nie. Byo to co o wiele bardziej przeraajcego. Drzwi rozsuny si natychmiast po tym, jak winda zatrzymaa si, informujc mruganiem pomaraczowej lampy, e osigneli poziom ujemny. Po drugiej stronie ujrzeli nie koczcy si, toncy w mroku korytarz, rozwietlony mrugajcymi jarzeniwkami, szerokoci przecitnej szosy. - Pan si nie boi, panie Keppler. Jest pan w najbezpieczniejszym miejscu wiata rzek Bart Jackson, a Gerard przez krtk chwil mia poczucie deja vu. Ju gdzie sysza
447

od kogo te sowa, jakby we nie. Co wicej, mia te poczucie, e ju kiedy przey to wszystko, ale szybko przesta zajmowac tym swoje myli, cakowicie koncentrujc si na uczuciu wszechobezwadniajego strachu i rosncej paniki. - Dokd mnie wieziecie? Moecie mi ju powiedzie... - wystka przeraony alkoholik, starajc si przywie na myl obraz ukochanej Lileczki. Nie potrafi jednak myle o ukochanej, zmarej onie w inny sposb, ni po prostu wizualizujc siebie klczcego nad jej grobem na Cmentarzu Ranym. Daremnie prbowa przekona si, e wcale niekoniecznie umrze ju dzisiaj, co wicej, z zaskoczeniem zda sobie spraw, e wcale nie jest mu tak pieszno do tego, aby spocz w ziemi, obok szcztek doczesnych ukochanej onki. Bart Jackson spojrza znaczco na Jamesa Marquee. Ten kiwn gow. - Zosta pan wytypowany przez nasz agencj i profesora Drzewieckiego. - Wybrany? Do czego? - Przeprowadzimy na panu kilka eksperymentw. - Eksperymentw?! - wykrzykn Gerard - Nie! Nie! Nie zgadzam si syszycie?! - Zgoda nie jest konieczna - przyzna Marquee z rozbrajajc szczeroci. Samochd jecha podziemnym korytarzem z prdkoci nieprzekraczajac piciu kilometrw na godzin. Koa limuzyny toczyy si niepiesznie, wystawiajc cierpliwo i nerwy Gerarda na jedn z najpowaniejszych prb w caym jego yciu. - Co bdziecie mi robi?! - zapyta Gerard, po czym... rozpaka si - Co wy mi chcecie zrobi, skurwysyny? - Nic bolesnego, zapewniam - wyjani Bart Jackson, ale nie patrzy na niego, wypowiadajc te sowa. - To tylko kilka psychologicznych eksperymentw, ktre profesor Drzewiecki nazywa Prbami. Zapewniam, e nie grozi panu fizyczne niebezpieczestwo. Czasy, w ktrych bolesne eksperymenty na ywych ludziach odbyway si na terenie tego kraju, miny wraz z kapitulacj III Rzeszy. Auto zatrzymao si niespodziewanie, w samym rodku dugoci korytarza. Gerard prbowa dojrze jego koniec, wychylajc si lekko do przodu i mruc oczy, ale na prno. Dalszy cig podziemnego tunelu ton w ciemnociach. Biedne serce Gerarda omal nie wyskoczyo mu z piersi, kiedy kto zastuka w szyb auta po jego stronie. Keppler wrzasn przeraony, wierzgniciem odsuwajc si jak najdalej od rda przeraajcego dwiku. Omal nie popuci w spodnie, kiedy zrozumia, e czowiekiem, ktry stoi po drugiej stronie przyciemnianej szyby auta jest profesor Adam Drzewiecki. - Doktor mier! - krzycza Keppler! - Mengele! Zostaw mnie w spokoju, ty chory wirze! Nie pozwol ci zrobi mi sieczki z mzgu, rozumiesz?! NIE POZWOL!
448

A Adam Drzewiecki? Zacz si mia. Gerard najpierw to zobaczy, a dopiero potem usysza. Najpierw zszokowany do granic moliwoci ujrza, jak noblista trzsie si ze miechu i przytyka donie do twarzy. Dopiero potem, gdy Bart Jackson uchyla przedni szyb, Gerard syszy jego szczery i perlisty miech. - Ty... - cedzi Gerard przez zacinite zby. Nie wie o Adamie Drzewieckim wiele, ale przygldajc si starszemu od siebie czowiekowi, odzianemu w drogi paszcz i peen trjrzdowy garnitur, widzi tylko czyste zo. Sysza wszak o wszystkich okropnociach, jakich dopuci si ten czowiek w Golgocie. Ludzie gadaj, zawsze gadaj, i cho Gerard nie wierzy we wszystko co usysza, przyj za zasad dzieli przez trzy wszystkie zasyszane plotki. To i tak wystarczyo, by mao nie posika si w spodnie ze strachu. Mia wraenie, e widzi w osobie profesora Drzewieckiego sam mier, tak bardzo podziaa na niego widok, ktry utosamia z najczystszym zem. - Panie... jak on w si w zasadzie nazywa? - zapyta Drzewiecki kierowc mercedesa. - Gregory - odpar Bart Jackson - Twierdzi, e nazywa si Gregory. - A nazwisko? - Nie poda. - Uchylcie jego szyb, ale nie za bardzo. Jackson speni polecenie Drzewieckiego. - Jak si pan nazywa? - zapyta agodnie Adam Drzewiecki. - Pierdol si! - warkn Gerard - Nie pozwol ci mnie skrzywdzi, fagasie! Moesz sobie prbowa, ale to ci si nie uda, NIE UDA ROZUMIESZ? Adam Drzewiecki zacmoka ustami. - Jest przeraony oceni, cho nie potrzeba byo do tego adnego eksperta Zabieramy go do sali prb. Panowie, czycie swoj powinno. Nie mino pi sekund, a rzucajcy si i wierzgajcy Gerard Keppler zosta przywrcony do pionu i na si poprowadzony do drzwi wychodzcych z prawej ciany niekoczcego si korytarza. Ani jeden z trzech prowadzcych go mczyzn nie odezwa si ani sowem przez ca drog. Wyobrania Gerarda pracowaa na najwyszych obrotach: tortury cielesne, chiskie techniki przesuchiwania kropl wody spadajc na czoo... czego oni od niego chc, do cikiej cholery?! - Prosz pana, wejdzie pan teraz do tego pomieszczenia i pooy si pan spa - rzek Adam Drzewiecki wskazujc Gerardowi na szeroko otwarte drzwi obit w mikk skr i co zauway Gerard - bez klamki po stronie wewntrznej.

449

- Spa?! artujesz?! Ty potworze, uprowadzie mnie wbrew mojej woli i wierz mi, e Strasburg... Trzask! Cikie dni zamkny si za nim z hukiem, kiedy Marquee po prostu wepchn zczerwieniaego ze strachu i upokorzenia Gerarda do pomieszczenia za drzwiami. Jackson, Marquee i sam Drzewiecki przybliyli twarze do szklanego wizjera z hartowanego szka. Widzieli go przez szyb, miotajcego si, walcego piciami w ciany, kopicego wciekle podog, sowem zachowujcego si jak zwierz, ktre stanowczo zbyt wiele czasu spdzio w klatce. Mimo, e Gerard znajdowa si w wizieniu dopiero od kilku sekund profesor Adam Drzewiecki ze zdumieniem stwierdzi, e nowy przybysz przechodzi w ekspresowym tempie przez wszystkie fazy smutku, co ciekawe, typowego dla ludzi miertelnie chorych. Najpierw byo zaprzeczenie: - Kurwa ma, nie wolno pakowa ludzi do samochodw i cel wbrew ich woli! wrzeszcza Gerard, cay czas majc w sobie niewykorzystane poacie energii, ktr zamierza wykorzysta w caoci na rozadowanie agresji - Jeeli kiedykolwiek std wyjd obiecuj, e kady z was, skurwysyny, nie wypaci si do koca ycia! Bg mi wiadkiem, aosne miecie, tu nie potrzeba prawnika! Wygram kady proces, kady, rozumiecie?! Potem przysza czysta zo: - Wy jebane mietniki! - rycza, nakrcajc sam siebie Gerard - Skurwiay profesorzyno, ktry sprzeda swj kraj za gar dolarw, jeeli mnie syszysz, to wiedz, e nie puszcz ci tego pazem! Wiem, e zabie Alice i wiem, e zabie Harima Oraczko tego samego dnia! To przez ciebie powstao to popierdolone miejsce, pene tych amerykaskich pedaw! - To niesamowite... - szepta Adam Drzewiecki, w zasadzie nie analizujc epitetw Kepplera skierowanych bezporednio do jego osoby, a jedynie utwierdzajc si w przekonaniu, e czowiek za szklanym wizjerem w istocie dowodzi, e teoria o piciu fazach smutku jest prawd. Trzecia w kolejnoci faza przybya pod postaci targowania si. - Panowie... widz was przez to mieszne okienko... nie zocie si na mnie, wkurwiem si, bo mam dzisiejszego dnia jeszcze kilka rzeczy do zrobienia... zrozumcie nie wolno porywa tak czowieka w biay dzie! - Gerard mwi wprost do wizjera, mimo e nie zbliy si do tak blisko, jak po drugiej stronie zrobili to Drzewiecki i dwoje agentw specjalnych. - Proponuj ukad! Wy mnie odwozicie do chaty, a ja zapominam o caej sprawie. No dobra... - doda natychmiast - Nie musicie mnie nawet odwozi. Wypucie mnie, a bd mia ca t afer gboko w dupie, rozumiecie?

450

Rozumieli. Ale nie odpowiedzieli, bo zbliao si ju to, na co czekali. Nie przysza od razu, musiao min jeszcze pitnacie, moe dwadziecia minut, podczas ktrych wszystkie poprzednie fazy wymieszay si ze sob, tworzc wybuchowy koktail zaprzeczenia i zoci, wymieszanych z targowaniem si - ot, czysty przepis na najzwyklejsz w wiecie depresj. A kiedy Gerard za szyb skoczy ju paka, tupa, wrzeszcze, grozi i baga, wtedy przyszo to, na co oczekiwali. Akceptacja. - Wtoczy gaz - mwi Drzewiecki, denerwujc si nagle, gdy dochodzi do jego wiadomoci informacja, e tym razem to on staje si oprawc, esesmanem, ktry stoi za wizjerem do komory i przyglda si agonii zgromadzonych wewntrz ludzi. Czy to nie tego obawia si jego najwaniejszy pacjent, Jack Burnfield? Czy nie mwi dziennikarzowi, e lk przed sum wszystkich nazistowskich zwyrodnialczych czynw, jaki reprezentuje w jego snach KL Auschwitz, moe pokona tylko za pomoc swojego mylenia? Czy on sam, profesor i noblista Adam Drzewiecki nie by bliski ez, gdy zrozumia jak wielk ao nosi ten czowiek w swoim sercu i jak wielk cen przyjdzie im wszystkim za to zapaci? Takie wanie myli opanoway umysl najgenialszego umysu w dziejach, jeeli chodzi o senne marzenia i ich wpyw na ludzkie ycie. Kiedy bezbarwny i bezwonny gaz spowi ca komor w ktrej znajdowa sie Gerard Keppler, Adam Drzewiecki nie myla ju o niczym innym, jak o wasnej mierci. Nie chcia przyglda si cierpieniu tego czowieka. Zosta do tego zmuszony, podpisa cyrograf i teraz musia wywiza si ze wszystkich swoich obowizkw, take tych, przez ktre ludzie uwaali go za potwora. A teraz jest ju za pno na protesty, czy rozwaania. Ostatni rzecz jak zrobi Adam Drzewiecki przed mierci, bdzie najwyraniej zatrucie czowieka po drugiej stronie szyby. - Co... wy... mi robicie... - szepta Gerard, osuwajc si na podog, gdy gaz dotar ju do jego puc, kujc w gardo i powodujc swdzenie na caej skrze. Biedny pijaczyna prbowa si drapa, bo uczucie byo naprawd nieznone, ale szybko przesta. Gaz obezwadni ju jego orodek nerwowy. - Profesorze... - zacz Bart Jackson, ale nie skoczy. Przyglda si widokowi gazowanego czowieka i nie mg sobie przypomnie, co w zasadzie prbowa powiedzie, albo o co zapyta profesora jeszcze przed chwil. Nie dao si nie patrze na dramat rozgrywajacy si po drugiej stronie drzwi. - Wyglda okropnie, prawda? - Drzewiecki zdawa si sysze pene wtpliwoci i obaw myli Barta Jacksona i to wyraniej, ni wszystkie krzyki Gerarda Kepplera razem wzite. - Ale w rzeczywistoci to nic takiego. Zapadnie teraz w sen, a cilej rzecz biorc
451

wejdzie najzwyczajniej w wiecie w zwyk narkoz. Nie wiem czy powinienem wam o tym mwi panowie... - zawiesi gos noblista - ...ale w kocu i tak jedziemy na jednym wzku, wic pieprzy to. Wiecie co jest celem tego eksperymentu? Przedstawiono wam zaoenia naszych dziaa? Zaprzeczyli krcc gowami, a Adam Drzewiecki poczu, e ma do czynienia z prawdziwymi profesjonalistami. To przeraao go bardziej ni cokolwiek innego. Ludzie, z ktrymi rozmawia nie zadawali pyta. Byli od wykonywania rozkazw i niczego innego. - Wymieszamy mu rzeczywisto ze snem - wyjani Drzewiecki. - Innymi sowy odwrcimy jego wiadomo. Bdzie myla, e to co dzieje si w realnym wiecie jest tylko zwykym snem, i odwrotnie. - Interesujce - odrzek Marquee i to by koniec dyskusji na ten temat. - Skurwy... skurwysyny... - to byo ostatnie sowo Gerarda Kepplera, zanim zapad w sztuczny sen. Kiedy si obudzi, bdzie mia jajecznic zamiast mzgu - pomyla Marquee, ale z oczywistych przyczyn nie wypowiedzia swoich myli na gos. Jeszcze przez dobre pi minut przygldali si lecemu na ziemi Kepplerowi, ktry kulc si do pozycji embrionalnej przypomina teraz wyjtkowo brzydkie dziecko. - Chodmy, panowie - rzek Drzewiecki, nagle wyrywajc swj umys z okowy zamylenia. - Mamy jeszcze kilka spraw do zaatwienia. Mczyni nie skomentowali sow przeoonego ani sowem. Odwrcili si plecami do drzwi i poszli z profesorem. - Nie wydaje si panu, e powinnimy po kogo posa? - zapyta Marquee, kiedy szli w trjk, z powrotem w stron czarnego samochodu. Dwiki odbijane od kafelkowych cian niosy si daleko, a do najdalszych zaktkw podziemnej czci Jednostki Centralnej. Kady krok brzmia jakby sza caa armia, a kady oddech, jak gdyby to wia wiatr, niesiony kamstwem i niespenionymi obietnicami. Profesor Drzewiecki otuli si szczelniej paszczem. Czy to w ogle moliwe, eby panowa tu przecig? - Co masz na myli? - zapyta wreszcie noblista. - Ten Gregory, czy jak mu tam... ley na pododze. Nie wydaje si panu... Adam Drzewiecki zebra ca odwag jak dysponowa, wzi gboki oddech, a potem powiedzia: - Nie, nie wydaje mi si. I nie pol po pielgniark, ani po oko. - Dlaczego? - Kwestionujesz mj rozkaz? - zapyta ostro profesor.
452

- Nie bd udostpnia ka czowiekowi, ktry wyjdzie std jeszcze dzisiaj oznajmi naukowiec. - Ale, panie profesorze! Grego... ten pijaczek... on mia tu zosta! A do... - ...koca eksperymentu? Koca wyznaczanego przez co, Marquee? Przez mier tego biednego czowieka? - wybuchn Drzewiecki, przystajc w p kroku. Agenci natychmiast poszli w lady noblisty - Nie bd bra w tym duej udziau, co to, to nie. Przeprowadz na tym czowieku eksperyment, ale jeli stwierdz, e zagraa jego wiadomoci, wtedy zerw z wami wspprac, rozumiecie? Nie pozwol duej krzywdzi ludzi kosztem jakiego zafajdanego papierka, ktry kiedy podpisaem. Golgota ujrzaa ju do cierpie i to nie tylko z mojej winy, agencie. Jeeli masz problem, eby to zrozumie, napisz skarg. Marquee i Jackson wygldali na wstrznitych. - Sir, musz potraktowa to jako zagroenie powodzenia misji - rzek ten drugi, chwytajc powoli do wntrza swojej marynarki, i wycigajc ze czarny paralizator - Nie mog pozwoli, na zakcenie porzdku i bezpieczestwa, panie profesorze. Prosz nie stawia oporu i nie ryzykowa. W uzasadnionym przypadku uyj tasera. - Jackson, naprawd mi grozisz, czy tylko si zgrywasz? - zadrwi profesor. Mylisz, e moesz zagrozi czowiekowi i to zawsze rozwie wszystkie problemy? Mj drogi, nie wzie pod uwag, e spenisz wszystkie pragnienia czowieka, do ktrego celujesz, jeli tylko naciniesz na ten cholerny guziczek! - Marquee, wracaj do tego pijaczyny. Nacinij guzik alarmowy, a kiedy nadejdzie pielgniarka, albo lekarz, polij po ko - rozkaza agent Jackson. - I popro o spotkanie z pani dyrektor. Mamy do wyjanienia kwesti niesubordynacji pana profesora. Agent James Marquee zasalutowa energicznie i popieszy bezzwocznie z powrotem w stron komory gazowej. - Popeniasz wielki bd, Jackson - odezwa si Drzewiecki, gdy tylko Marquee znikn z pola widzenia. - Caa ta szopka z eksperymentalnymi technikami przesucha... w ogle, caa ta popieprzona Jednostka Centralna... oto spogldasz na esensj caego za, jakie panuje w tym zawszonym miasteczku - mwi profesor, w zasadzie nie kontrolujc tego, czy mierzcy do niego agent spoglda na niego, czy nie. Nie odpowiedzia, ale lekko draa mu rka, z palcem przyoonym do spustu. - Nie powinienem ci tego mowi, ale dzisiaj wieczorem, najdalej jutro, bdzie ju po mnie - oznajmi beztrosko profesor - Co chce pan zrobi? - zapyta Jackson, ale w gowie pomyla zupenie co innego: "Jezu, ten czowiek, to jaki wir nie dbajcy o wasne ycie! Trzymaj go na bezpieczn odlego, Bart, trzymaj skurwysyna i nie odpuszczaj!".
453

- Och, nic takiego. Po prostu... Ale Adam Drzewiecki nie dokoczy. Przerwa mu odlegy, lecz donony ryk wciekoci, a potem szaleczy tupot, a wreszcie, w ostatniej kolejnoci, pojawienie si agenta Marquee. - ZWIA, ROZUMIESZ?! - rykn agent w stron Drzewieckiego, nie baczc na formalnoci ani kultur osobist. - Skurwysynu, ten pijaczek jakim cudem spierdoli z komory! - Kod czerwony na poziomie zero i na powierzchni! - krzykn spanikowany Jackson w stron swojej krtkofalwki. - Przyjem - odpar wyprany z emocji, znieksztacony elektronicznie gos, a potem spyta - Kto si tam mieje, do cholery? Co w tym takiego zabawnego? - To Drzewiecki - wyjani Jackson i bya to prawda. Profesor Adam Drzewiecki trzyma si za brzuch i mia si za wszystkie czasy. Czy zdawa sobie spraw, e mieje si ostatni raz w cigu caego ycia? Oczywicie, e tak. To mieszyo go najbardziej.

454

Rozdzia XIX

Limuzyny i pickupy

Rnica midzy duym a maym miastem polega na tym, e w duym miecie mona wicej zobaczy, a w maym wicej usysze
~ Jean Cocteau

3 padziernika, dziesi po pitej rano. Szosa dojazdowa do kliniki psychiatrycznej

1.

adne tragiczne wydarzenie w dziejach wiata, ani tym bardziej adna katastrofa nie jest przypadkowa. adna powd, wybuch reaktora jdrowego, rozbicie samolotu podchodzcego do ldowania, ani adne trzsienie ziemi, poar

wielkohektarowych poaci lasu, ani nawet tsunami, nigdy nie dzieje si jako losowe zdarzenie. To raczej reakcja na bodce, suma wszystkich poprzedzajcych mroczny efekt zdarze, acuchowy zwizek przyczynowo skutkowy, ktry w konsekwencji powoduje to, czego ludzie obawiaj si najbardziej. Czy mona wyszczeglni jakiekolwiek czynniki wpywajce na katastrof w willi profesora Drzewieckiego? Naturalnie, e tak. Pierwszym elementem caej ukadanki bdzie telefon Adama Drzewieckiego do Jacka Burnfielda. Zaskoczony Jack wychodzcy wanie z kolejnego na wp wiadomego
455

snu o mroczym nazistowskim demonie budzi si nagle i stwierdza, e jego komrka obraca si na stoliku i wibruje jak wcieka, nie pozwalajc mu na chwil wytchnienia. Tylko przez chwil Jack waha si, czy aby nie zignorowa poczenia od Adama Drzewieckiego. Trwa to najwyej p sekundy, a kciuk Burnfielda ju lduje na przycisku opatrzonym zielon suchawk, a usta dziennikarza samoistnie i bez jego wiedzy ukadaj si w proste sowa: - Tak, sucham? - Mwi Adam - rzek profesor na powitanie - Jack, posuchaj mnie, bo sprawa nie cierpi zwoki. Nie dzwonibym do ciebie, gdybym nie potrzebowa twojej pomocy w naprawd istotnym przedsiwziciu. Jack milcza. Wiedzia, e nadchodz kopoty. - Wemiesz Ann do twojego auta i pojedziecie prosto do mojego domu. Nie bdziesz zatrzymywa si po drodze, rozmawia z nikim, choby to nawet bya cigajca ci policja. Nie moesz sobie na to pozwoli. - Adamie, dlaczego... - Mam problemy w Jednostce. Grozili mi mierci. W mojej klinice nie jest ju bezpiecznie, rozumiesz? - Tak. - Jack? - Tak? - Czy jest co o czym nie wiem? - Owszem przyzna Burnfield - Do twojej kliniki przybya ona komendanta Hauptmanna. Siedzi tu koo nas, z tego co udao mi si zrozumie, zemdlaa na rodku szosy, cudem unikajc mierci. Przywiz j tutaj jeden z Cyganw, wrzeszczc na mnie i plujc mi twarz. Moesz mi wyjani... - Jack chcia dokoczy ostatnie zdanie, ale zda sobie spraw z czego niezwykle istotnego. Cisza w suchawce bya nieprzenikniona, a syszalny przez Jacka oddech profesora nagle usta. - Jack - usysza wreszcie Burnfield i prawie podskoczy z zaskoczenia - Posuchaj mnie teraz bardzo uwanie. Dowiedziaem si czego. Prawdopodobnie w tej chwili w wasz stron zmierzaj Waren, Hautpmannowie i Bg jeden wie kto jeszcze. Burmistrz Waren jest skoczony w Golgocie i nie ma ju nic do stracenia. Dlatego jest dla nas tak miertelnie niebezpieczny, rozumiesz? - Rozumiem. - Za jaki czas jeste w stanie dotrze do mojego domu? - Maksimum za p godziny. - Bd za kwadrans. To sprawa ycia i mierci, Jack, rozumiesz?
456

- Rozumiem, Adamie. Bd na czas - odrzek dziennikarz i to by koniec rozmowy z profesorem. Biegnc do sali ze pic Ann Kamisk Jack Burnfield zastanawia si, czy bdzie im dane przey t noc, oczywicie jeli wierzy sowom profesora Drzewieckiego. Czy mia jakie podstawy, eby mu nie wierzy? adnych. Czy obawia si o ycie Anny, Julii Hauptmann i swoje? O Boe, tak. - Anna! - wykrzykn, wyrywajc pikn, cho zmczon i spraliowan kobiet ze snu - Natychmiast uciekamy z kliniki! Grozi nam miertelne niebezpieczestwo! Kamiska otworzya oczy, jak gdyby wcale nie spaa, tylko wyczekiwaa na jego nadejcie. - Urban Waren? - zapytaa tylko, a on kiwn gow. - W takim razie spadajmy std jak najszybciej, Jack. Musisz mnie wzi na rce. - Mog jako pomc? - zapytaa Julia Hauptmann, bo owszem dotara tutaj, do kliniki profesora, ku swojemu wielkiemu zdumieniu. Z ca pewnoci odbya najbardziej szalon wypraw swojego ycia, pen psychozy i wypaczonych prawd. A teraz staa tutaj, naprzeciw Jacka i Anny, gotowa do ucieczki ze swoimi nowymi przyjacimi. Czyste szalestwo. - Nie sdz - odrzek Jack. Nie wiedzia zbyt wiele o onie komendanta Hauptmanna i szczerze mwic wolaby nigdy nie oglda oblicza pani Hauptmann, ale to nie by jego szpital i nie on podejmowa tutaj decyzje - We wicej kocy dobrze? S w sali obok. A Julia tylko kiwna gow. Cay czas nie moga uwierzy w to co zrobia. Przybya do kliniki Drzewieckiego, aby odnale prawd. Jest tutaj dlatego, bo... przyni jej si papie, ktry jej to nakaza. Czy w caej historii wiata, penej ludzkich poczyna, nietrafionych decyzji, poraek i zapomnienia istnieje mniej racjonalny powd do ucieczki z wasnego domu? Nike szanse Burnfield bez wahania dwign bezwadne ciao kobiety, w ktrej zakocha si przez sen, a potem stawiajc pierwsze niezdarne kroki i czujc ciar Anny na swoich bicepsach dotar bez zamykania drzwi wejciowych do swojego range rovera. Nie bya to najdusza droga jak pokona, trzymajc kobiet w ramionach. A jednak, kiedy dotar do srebrnej terenwki i usadowi ubran w sam tylko piam Ann Kamisk na fotelu pasaera z przodu, by tak zmczony, e musia oprze si o mask auta i odsapn. "Odsapn"? To nie byo dobre sowo. Burnfield by wyczerpany i bliski omdlenia, a przecie przeby tylko pidziesit, moe szedziesit metrw. - Julia przyniesie ci za chwil co do okrycia - oznajmi, po chwili, kiedy by ju w stanie mwi. Kiedy, do cholery, straci ca swoj kondycj fizyczn? Czy stao si to
457

jeszcze przed przybyciem do kliniki profesora, kiedy kada kolejna wcignita kreska kokainy dawaa mu szczcie, w zamian za utrat muskulatury i siy fizycznej? A moe to tajemniczy roztwr profesora by odpowiedzialny za jego wyczerpanie? Nie mia pojcia. - Nie ma czasu na powrt do rodka, Jack - zawoaa za nim Anna Kamiska uchylajc szyb auta, kiedy pokona ju jedn trzeci drogi z powrotem do budynku kliniki psychiatrycznej - Po prostu zawie nas do kliniki najszybciej jak potrafisz. Czuj, e bd problemy. Rozmawiaam z Adamem. - Do ciebie te dzwoni? - zapyta Jack, nawet nie zdajac sobie sprawy z ulewnego deszczu i wichury, jaka rozptaa si w zasadzie natychmiast po opuszczeniu ciepych pomieszcze szpitala. Anna rozemiaa si, co w tej sytuacji, zmrozio dziennikarzowi krew w yach. - Dzwoni? Nie, Jack, nie dzwoni do mnie. ni mi si. Rozmawialimy przez sen. Adam ostrzeg mnie przed Urbanem Warenem i Hauptmannami, zmierzajcymi w nasz stron. A teraz pakujcie si do auta i spadajmy std, zanim przyjad nas zlikwidowa! SZYBKO, ROZUMIESZ? - rykna. Podziaao. Jack w cigu kilku sekund znalaz si w samochodzie i ju uruchamia silnik, aby po chwili po przybyciu Julii i w akompaniamencie ryczcej czterolitrowej jednostki pomkn w d szosy dojazdowej. Co ciekawe do willi profesora Drzewieckiego dotarli bez wikszych problemw. Fakt, wizao si to z pokonaniem cakiem sporego kawaka drogi, z czego pierwsza jej poowa polegaa na zjechaniu do miasteczka, a druga na wjechaniu na gr z powrotem, inn szos, ale ku zaskoczeniu Anny i Jacka obyo si bez komplikacji. Nie spotkali ani jednego radiowozu, nie minli si te z czarnym audi nalecym do Urbana Warena. Zupenie nic. Kiedy range rover Jacka Burnfielda stan naprzeciw wielkiej bramy z kutego elaza, chronicej dostpu do zabytkowej rezydencji Adama Drzewieckiego, Anna Kamiska zaskoczya dziennikarza kolejny raz, wycigajc z kieszeni piamy niewielkich rozmiarw pilota. Gdy tylko nacisna przycisk, ogromne skrzyda bramy zaczy rozsuwa si, a Jack znowu nie mg oprze si wraeniu, e mwi do niego, szepcz mu co na ucho i witaj w krlestwie snw wielkiego noblisty. Przejechali kilkanacie metrw wirowym podjazdem, a Jack z prawdziw ulg przyjrza si w lusterku wstecznym zamykajcymi si za nimi wrotami. Nie czu si jeszcze w peni bezpieczny, ale wiadomo kilkumetrowego potu otaczajcego cay ogromny teren posesji Adama Drzewieckiego dodawa mu otuchy. Anna uya tego samego pilota, ktrym otworzya bram wjazdow, do otworzenia zamka w drzwiach wejciowych. Byo to do karkoomne zadanie, bowiem Burnfield
458

znw niosc Kamisk na rkach, musia pomc jej wycign z kieszeni elektroniczne urzdzenie, aby po chwili pomc jej w rozbrojeniu alarmu i uchyleniu drzwi woln rk. - Jestemy bezpieczni - oznajmia Anna, kiedy zatrzaskowy zamek w cikich, dbowych drzwiach wejciowych zaryglowa si automatycznie po ich wejciu do willi. Biedna kobieta nie miaa pojcia jak bardzo si myli. Miaa si o tym przekona w cigu nadchodzcej godziny. Jack zapyta, gdzie powinni si usadowi, a gdy usysza odpowied, e w salonie, przenis tam Ann i uoy j na wygodnej kanapie. Zapyta, czy nie wolaaby, by przenis j do pokoju kominkowego, ale gdy tylko aktorka usyszaa te sowa, momentalnie wpada w rozdranienie i smutek: - Moe jestem sparaliowana, ale wiem gdzie chc by we wasnym domu, Jack warkna ostrzegawczo. Burnfield poczu wtedy podskrnie, e nie mwi mu wszystkiego, ale nie mia odwagi, aby spyta j, co byo powodem tak wielkiej zmiany nastroju. - Anno, chciabym ci zapyta... - Nie, Jack. Sielanka dziennikarska dobiega koca. Nie zadawaj za duo pyta, wierz mi, tak bdzie lepiej - ucia temat Kamiska. Ale on ju jej nie sucha. Wskaza palcem w stron okna, a konkretniej w stron ogromnej, elaznej bramy wjazdowej, przez ktr sami przejedali dosownie chwil temu. Sta tam samotny samochd, mcc wciekle wycieraczkami i wiecc reflektorami, rzucajc kratkowany cie prosto na ich twarze. - Kto przyjecha - szepna Anna instynktownie, cho stwierdzia oczywisto. Nikt poza Jackiem nie mg sysze tego szeptu, a jednak mimo wszystko oboje poczuli jak wosy je im si na karkach. - Przyjechali... nas zabi? - wyszepta Jack, spogldajc na Ann. Nie przypomina sobie, eby kiedykolwiek by rwnie przeraony co teraz, w ustach poczu smak miedzi, a potne zawroty gowy zaczy targa jego ciaem. Wtedy Anna Kamiska nacisna przycisk otwierania bramy. - NIE! - rykn Jack. Zrobia to. Zrobia to, zdradzia go, zdradzia Drzewieckiego, za chwil tu bd, przyjechali po to, aby z nami skoczy, nie maj nic do stracenia, nie mog sobie pozwoli na... - Nie krzycz - skarcia go Anna, ucinajc ostro jego panik - Nie ma potrzeby si ba. Poznaj samochd wasnego ma, rozumiesz? Dziennikarz zamar, przygldajc si samochodowi Adama Drzewieckiego, ktry w szybkim tempie pokona ca dugo podjazdu, wyrzucajc za sob w powietrze dziesitki maych, biaoszarych kamyczkw. Nie mino dosownie dziesi sekund, a

459

profesor Adam Drzewiecki ju wysiada z samochodu i bieg, jak na swj wiek nad wyraz szybko, w stron drzwi wejciowych do domu. - Zdylimy! - wykrzykn naukowiec, wpadajc do rodka, gdy tylko Anna otworzya mu drzwi pilotem trzymanym kurczowo w doni. Jack zdy tylko pomyle, e jak na sparaliowan kobiet, Anna Kamiska posiada zdumiewajco silne rce. By w stanie uwierzy w to, e kobieta Adama Drzewieckiego jest w stanie zmiady plastikowy pilocik i to jedn doni. - Witaj, kochany - Anna obja go na powitanie i pocaowaa w policzek Dziekuj za ostrzeenie, uratowae nam ycie! - Nie przypisuj mi zasug Jacka, kochanie - Adam Drzewiecki umiechn si blado w stron Burnfielda, jednak jego wzrok by pusty, niewesoy i taki ju pozosta do samego koca. - To nasz dziennikarz przywiz ci tutaj i to w ostatniej chwili! Wyobra sobie, e widziaem radiowozy i auto Urbana Warena wyjedajce z miasta na szos wprost do naszej kliniki! - Jak udao ci si... opuci Jednostk Centraln? - Zagroziem wszystkim broni! - zamia si Adam, w tej samej chwili udowadniajc im, e nie artuje i wycigajc zza pazuchy paszcza lnicy rewolwer. - Nie mam wikszych wtpliwoci, Jack, to by mj ostatni dzie pracy w Jednostce! - Widz, e jeste przygotowany na najgorsze - oceni Jack niewesoo. - Czy bdziesz rwnie zdeterminowany, kiedy... - ...kiedy po nas przyjad? - dokoczy jego myl profesor. - Wierz mi, nigdy nie czuem si rwnie gotowy, co teraz. Ale jeli mog ci prosi przygotuj mi co do jedzenia w kuchni. Chciabym porozmawia o czym z moj on... - Oczywicie - odpar Jack i wyszed z pokoju. Gdy wrci po kwadransie, Anna i Adam pakali. - Przysignij mi, e to nieprawda! - zy kapay po piknej twarzy Anny Kamiskiej dwoma smutnymi strumyczkami - Przysignij mi, e si do tego nie posuniesz! - Przysigam - odpar Drzewiecki, jeszcze nie zdajc sobie sprawy, e Burnfield jest wiadkiem ostatnich zda ich rozmowy. - Jack! - odwrci si nagle, dostrzegajc odbicie dziennikarza w szybie okiennej. - Dzikuj za obiad, jeste nieoceniony! Umieram z godu. Ten sam blady umiech znw pojawi si na jego twarzy, a kiedy jad, Jack dostrzeg w jego oczach co... co jakby... ostatni rozdzia. Nie potrafi tego wytumaczy i nawet niespecjalnie prbowa, ale wiedzia z czym bd musieli zmierzy si ju niedugo. Wrg przybywa pod mury miasta, generale. Jest uzbrojony po zby, miertelnie niebezpieczny, zdeterminowany i nie ma nic do stracenia.
460

Mwi si, e jeli nikt nie planuje nas zabi, to nie mamy adnego problemu pomyla Burnfield, wiedzc, e maj cholerny problem, bez wtpienia. Soce chylio si ku zachodowi, a wzgrza golgockie tony w czerwieni, ktra z czasem zacza przeksztaca si w czysty, niezmcony niczym mrok. Cisza, ktra zapada zaraz po zjedzeniu przez profesora przygotowanego przez Burnfielda posiku, bya absolutna i cigna si w nieskoczono. Byo w tym milczcym zachodzie soca jakie tajemnicze pikno, jak gdyby Sarbinowe Doy odwiedzi dzisiaj Ostatni Dzie wiata. Wygldali przez okno, starajc si nie patrze w stron bramy wjazdowej zbyt czsto - bo jaki miao to mie sens? Apokaliptyczne wizje zaczy dopada Jacka Burnfielda niemale dokadnie w godzin po obiedzie: kiedy nadejdzie wrg? W jakiej iloci? Czy przejd przez bram i zaatakuj od frontu, czy te postawi na pene zaskoczenie? A moe zaatakuj w rodku nocy? Co bdzie, jeli nie zdoaj si obroni? Trzeba bdzie ustawi warty! - myla Jack, nerwowo pocierajc o siebie wszystkie palce obu doni i stwierdzajc, e od jakiego czasu s stuprocentowo mokre od jego wasnego potu. Trwali tak w milczeniu, bo i o czym mieli rozmawia. Goym okiem byo wida, jak wielka solidarno narodzia si wrd trjki ludzi, ktrzy nie tak dawno temu odbywali w klinice psychiatrycznej podre wgb wasnych umysw. To nie bya zwyka przyja. W jaki niewytumaczalny sposb, tego wieczoru, kiedy wyczekiwali - Jack, Drzewiecki i Kamiska - na najgorsz z moliwych opcji, wtedy wanie spyna na nich najprawdziwsza, ludzka mio. Jack nie mg sobie przypomnie momentu, w ktrym zasn siedzc przy stole i opierajc gow na doniach, ale wiedzia jedno: kiedy si obudzi, speniy si wszystkie jego obawy. Byy tym groniejsze, e w tym wiecie, rzeczywistym, doczesnym i penym odcieni szaroci, profesor Drzewiecki mia bardzo ograniczone pole manewru, innymi sowy nie mia tak potnej wadzy, jak imponowa Burnfieldowi kadego razu, gdy wsplnie wchodzili w Opus Aditus. Tutaj, w Sarbinowych Doach profesor Drzewiecki by tylko bardzo, bardzo bogatym, znienawidzonym przez wszystkich czowiekiem, doktorem mier, ktry by podwjnym morderc, zodziejem i szarlatanem. I oni o tym wiedzieli. Kiedy czarne audi Urbana Warena, biay van volkswagena i pickup cyganw zajecha przed bram, Jack pomyla, e nie zrobi jeszcze jednej bardzo wanej rzeczy i to odkd pamita. Widzc stojce przed bram auta swoich nowych miertelnych wrogw Jack Burnfield zda sobie bowiem spraw z tego, e si nie pomodli. - Panie Jezu wszechmogcy, dopom mi, bo nie mam pojcia co robi - szepn Jack, znw ukrywajc twarz w doniach. Wygldao to z zewntrz jakby paka, i nie byo
461

to wcale faszywe zaoenie. zy, bdace produktem niewypowiedzianie silnych emocji, jakie targay amerykaskim dziennikarzem, ktry wbrew woli znalaz si w miejscu, ktre lada chwila stanie si polem najprawdziwszej w wiecie bitwy, pocieky nagle, w zasadzie nie zaskakujc Burnfielda. - Jack... - profesor pooy mu pomarszon do na ramieniu, ale nie powiedzia ju nic wicej. Wpatrywa si w milczeniu przez okno i ze wszystkich si stara si znale jakiekolwiek rozwizanie z kryzysowej sytuacji, w ktr zamiesza nie tylko swojego pacjenta, ale take swoj ukochan on. - Panie Boe, powierzam moje ycie tobie, bo nie mam pojcia, czy przeyje najblisz godzin - szepta Burnfield. - Wpakowaem si w ca t histori na wasne yczenie. Wiem, e nie rozmawiamy ze sob zbyt czsto... - przerwa, bo prawie powiedzia "wszak ty te nie odzywasz si do mnie codziennie, prawda?", ale te sowa nie popyny z jego ust - Jeeli twoj wol jest, abym umar, prosz ci tylko o to, eby to si stao szybko. Reszta w twoich rkach. Amen. To mwic podnis gow, aby ju po chwili profesor Drzewiecki i jego ona ujrzeli, po raz pierwszy w yciu, jak pacze. - Ju s - powiedzia profesor i to byo wszystko co mia na ten temat do powiedzenia. Co jeszcze miaby powiedzie? "Chwytajcie za topory i wcznie"? "Jack, kochanie, karabiny czekaj na was w kuchni"? Nie, jedyne co zrobi Adam Drzewiecki, gdy ujrza samochody stojce pod bram, to bezceremonialne przeadowanie swojej broni. Cho nie, byo przecie co jeszcze... - Anno... - rzek cicho Drzewiecki, z wielk mioci wpatrujc si w podbite czarnymi workami oczy swojej sparaliowanej ony. W tym spojrzeniu bya jednak nie tylko mio. Kamiska zrozumiaa ma w lot. I ju przystpia do dziaania. - Co ty robisz?! - wrzasn Jack, widzc jak Anna umiechajc si naciska pilot od bramy wjazdowej. Czy oni do reszty powariowali?! Wpuszczaj wroga do zamku, tak po prostu, bez walki?! Przecie zabij ich w kilkanacie sekund! Kamiska tylko spojrzaa na Jacka obdnym wzrokiem i zacza si mia, tym swoim szaleczym miechem, miechem, ktry przerazi go tak bardzo, gdy ujrza j po raz pierwszy, lec we wasnych wymiotach w klinice profesora. By to ten sam miech, ktry usysza spadajc z mostu Queensboro w wody zatoki Wallabout Bay - irracjonalny, pusty i bez cienia wesooci. Jack pomyla, e zaraz puci pawia. Tymczasem czarne audi Urbana Warena w towarzystwie tajemniczego biaego vana, oraz pickupa Cyganw wjechao ju na posesj. Koa wszystkich aut toczyy si cicho
462

po wirowym podjedzie. Jack dostrzeg dwch, albo trzech niadych mczyzn stojcych na pace kolorowej pciarwki. Wprawdzie nie trzymali w rkach broni, ale Jack by pewien, e po prostu pooyli j sobie poza obrbem jego wzroku. - Jezu Chryste, Jack... - wyszepta profesor, widzc burmistrza Warena, ktry po zatrzymaniu auta i zgaszeniu silnika wyszed z auta zataczajc si jak pijak - Widziae twarz burmistrza? Burnfield dostrzeg, ale dopiero teraz. I omal nie przewrci si na ziemi pod wpywem obrzydliwego widoku gnijcej, poharatanej i ropiejcej twarzy Urbana Warena. Paty skry odeszy ju z policzkw i dwie wielkie dziury ziony pustk w twarzy polityka, ktrego zachowanie autentycznie przeczyo wygldowi. Burmistrz Golgoty w dalszym cigu, pomimo straszliwego trdu, jaki mczy jego ciao, wydawa podwadnym polecenia, co wicej nadal ubiera si jak czowiek wadzy. Jack ze zdumieniem stwierdzi, e oto ysy grubas z gnijc twarz ma na sobie najprawdziwszy smoking, taki z jedwabnym pasem, bia koszul z wysokim konierzykiem, i - o zgrozo - czarn muszk. Nie przywiodo to dziennikarzowi adnych pozytywnych skojarze, a jake. W gruncie rzeczy wygldao to tak, jakby Urban Waren przywdzia elegancki strj, zamierzajc dzi zgin na polu bitwy, w walce ze swoim najwikszym wrogiem. - ADAMIE DRZEWIECKI! - rykn na cae gardo burmistrz i natychmiast zanis si kaszlem, tak trudnym do opanowania, e Jack pomyla a, e prawdopodobnie nie tylko twarz polityka, ale take cae wntrznoci burmistrza gnij w przeraajcym tempie. C to za przeraajca choroba dopada tego szalonego czowieka?! - ADAMIE DRZEWIECKI, JESTEM TU PO TO, ABY WYRWNA NASZE RACHUNKI! - To ciekawe... - profesor, cay czas przygldajcy si tej scenie zza szyby zdoby si na kliw uwag - On, Urban Waren i jego ona Urszula wrabiaj mnie w morderstwo, odcinaj mi prd w klinice, potem sugeruj, e wamaem si do ich apteki na rynku, a teraz Urban Waren mwi mi o wyrwnaniu jakich rachunkw? Polityka to naprawd dziwna gra... I wtedy to nastpio. Niespodziewanie, wpatrujc si w mroczny kt przemwia Anna Kamiska, a to co powiedziaa, cakowicie zmienio bieg caej historii o Sarbinowych Doach. - Jest jeszcze co, o czym powiniene wiedzie, kochanie... Kiedy Cyganie wyskakiwali z pickupa, a Jack przyglda si z ponur satysfakcj, jak jeden po drugim wyjmuj z paki potnych rozmiarw karabiny maszynowe, Anna Kamiska wreszcie przerwaa milczenie i opowiedziaa swojemu wasnemu mowi, jak to Urban Waren zgwaci j we wasnym domu, potem pozbawi wadzy w nogach, a nastpnie zabi Harima Oraczko i Alice Davies.
463

Wszystko to trwao jakie p minuty, a profesorowi Drzewieckemu nawet nie drgna powieka. - Gwat... - powiedzia wreszcie, suchym i niepodobnym do siebie gosem - Gwat na mojej onie. Morderstwo Harima. A potem zabjstwo ony Charlesa... To mwic wzi pistolet do rki i przystawi go sobie do skroni. - Adamie, co ty robisz!? - wrzasnli rwnoczenie Anna i Jack, oboje przeraeni reakcj Drzewieckiego. Profesor nawet na nich nie spojrza. - To jedyne wyjcie... - wymamrota, przygldajc si zza szyby gnijcemu obliczu Urbana Warena, ktry wanie otwiera tylnie drzwi biaego vana i wydawa instrukcje trzem postaciom, siedzcym na tylniej kanapie i wasnie gramolcym si na zewntrz. Jack nie wiedzia, kim jest dwjka mczyzn, ktr dostrzeg, przypuszcza jednak, e to dziennikarze tutejszej rozgoni radiowej, cakowicie oddani pracy dla burmistrza, by jednak pewien, e osob ktra wysiada jako ostatnia by nie kto inny, a... Urszula Waren. - Adamie, prosz, nie podejmuj adnych pochopnych krokw - Jack wreszcie zdoby si na to, eby przekn lin, a potem przemwi - Zrbmy to razem, zabijmy ich wszystkich, ale prosz ci, nie oddawaj Warenowi przysugi, nie pozwl mu na to, aby kompletnie rozbi twoj rodzin od wewntrz! - Zabi si? - odpar profesor szeptem, cay czas trzymajc luf pistoletu przytknit do swojej skroni - O nie, Jack... w tej chwili to dopiero druga rzecz, na jak mam ochot. To mwic obrci si na picie i wyszed przed dom. - WYA DRZEWIECKI, TY TCHRZLIWY KITLU, PRZYSZED CZAS NA TO, ABYMY WSPLNIE ROZSTRZYGNLI NASZ ODWIECZNY KONFLIKT! - rycza Urban Waren, trzymajc w rku naadowan bro - SYSZYSZ CZY NIE?! WYA, CZAS NA TO... - ...eby, mg znowu zatru mi ycie? - zapyta Drzewiecki, a Urban Waren a wcign ze wistem powietrze. Profesor sta ju w otwartych drzwiach wejciowych do willi i cay czas przykada sobie pistolet do czoa. W jego oczach gnijcy burmistrz dostrzeg tak wielk determinacj, e oddaby wszystko, aby cho na chwil mc poczu moc, jaka bia w tej chwili od siwowosego noblisty. To chyba nie pistolet przy czole, ale wanie to spojrzenie Drzewieckiego przerazio go najbardziej. Burmistrz z gnijc twarz natychmiast wymierzy w stron naukowca i odbezpieczy bro. Wystarczy jeden ruch palca wskazujcego, aby wysa noblist do

464

wiecznoci... a jednak, z tytuu tej niewypowiedzianej aury spokoju i opanowania swojego wroga, Urban Waren nie zdecydowa si jeszcze na zabicie Drzewieckiego. - Opuci bro - rzuci polityk w stron swoich towarzyszy broni. Cyganie i dwjka dziennikarzy z GRR natychmiast opucili lufy swoich pistoletw i karabinw. - Zadaem ci pytanie, Waren - rzek Drzewiecki - Czy przyszed czas na to, aby znw prbowa zatru mi ycie? - Kurwa, nie mam pojcia dlaczego miabym ci odpowiedzie - parskn miechem Waren. - Widzisz co mi si stao w twarz? Wyobra to sobie... budzisz si rano w lesie i nie pamitasz jak si tu znalaze. Nastpnie dochodzisz z powrotem do wasnego miasta i widzisz, jak na twj widok dzieci uciekaj z krzykiem. Drzewiecki pozosta niewzruszony. Nie zadraa mu nawet do, w ktrej cay czas spoczywa chodny pistolet. - A potem... - cign Waren - a potem idziesz do domu i przygldasz si swojej twarzy. A raczej temu co z niej zostao. I jedyne co pamitasz... to te pojebane sny, ktre nies w cigu nocy. Sny i nic wicej. Powiedz mi, Drzewiecki... potrafisz mi to wyjani? Podobno jeste ekspertem od snw... - Zastanwmy si przez moment, Waren. nie, e znw pieprzysz moj on? zapyta cicho Drzewiecki. - Co? - Zapytaem, czy nie o tym, e znw zgwacie moj on. Polityk zawaha si ale tylko przez chwil. - Tak - odpar. - Tak, niem o tym. Miaa ten cholerny rowek midzy piersiami. Kusia mnie... bya uwodzicielsk ma dziwk - rozemia si, jakby z wielkiej ulgi, e wreszcie komu powiedzia, o drczcych go erotycznych snach, nawet jeli miaby to by jego miertelny wrg, Adam Drzewiecki. Profesor nie skomentowa wyznania. Zapyta jedynie: - A ty? - Co ja? - Zgwacie j, Waren? Dziurawa morda polityka wykrzywia si w rubasznym umiechu. - Waliem j a hurczao, spociem si cay jak winia! - zarechota Urban Waren, na chwil zapominajc o wszystkich problemach. - Mj Boe, los nagrodzi ci naprawd pikn onk, nie ma co... ta jej fantastyczna dupeczka... Profesor wyglda jakby ostatkiem si hamowal wszystkie swoje emocje. - Zabie Alice Davies? - zapyta jedynie, starajc si oddycha gboko.

465

- Nie przyszede tu na rozpytki, Drzewiecki. Ale skoro i tak jeden z nas ma dzisiaj zgin, a drugi prdzej czy pniej i tak niedugo umrze... - przyjrza si badawczym wzrokiem caej swojej bandzie onierzy-amatorw - Tak. Zabiem Alice Davies, a wczeniej pieprzyem twoj pikn on. I to w twoim wasnym domu, rozumiesz? Kilku mczyzn spord bandy Warena parskno stumionym miechem. Za to Urszula Waren wygldaa na tak, ktra miaa za chwil zapa si pod ziemi z ponienia. - Apteka - odpar suchym gosem Drzewiecki. - Powiedz mi o aptece. - Te moja robota - wzruszy ramionami Waren - A cilej rzecz biorc robota panw, z ktrymi od jakiego czasu bardzo dobrze mi si wsppracuje - otoczy skinieniem rki wszystkich zgromadzonych Cyganw. - Dobrze ci si wsppracuje z Cyganami? - zapyta profesor - Na tyle dobrze, e zabie jednego z nich? Urban Waren rozszerzy wargi w milczeniu. - Co on powiedzia? - zapyta jeden z Cyganw, mierzcy z lufy karabinu w wir. - Wanie... - odezwa si drugi, stojcy przy toyocie. - Polityku, czy to prawda? - Co prawda? - Urban Waren jeszcze przez chwil prbowa zgrywa idiot. - Ten czowiek zabi waszego brata, Harima! - wykrzykn Adam Drzewiecki. Gdyby nie okolicznoci, z ca pewnoci lekko by si umiechn. Noblista nadal celuje do siebie z broni. To co stao si pniej, tylko pozornie i z perspektywy osoby trzeciej mogo wyglda na totalny chaos. Kto wie, moe z pocztku faktycznie tak byo. Oto rozwcieczeni starzy Cyganie, Bogur i jego brat Mahurb ju celuj broni swojego szefa w... swojego szefa, czyli Urbana Warena. - Zabie Harima, synu kurwy?! - wrzeszczy studwudziestoletni Bogur, wymachujc broni - Odpowiadaj natychmiast, zabie Harima, tak czy nie?! W konsekwencji, ju po kilku, moe kilkunastu milisekundach dziennikarze Borysewicz i Bilderberg mierz ju w stron starych Cyganw, a modzi Cyganie, to znaczy Farim i nastoletni Ramon kieruj bro dokadnie w kierunku... dziennikarzy. - Niech mi ani jeden, kurwa, nie mruknie! - wreszczy Borysewicz, barczysty Rosjanin, ktrego burmistrz Waren pozna wiele lat temu, podczas pracy w Subie Bezpieczestwa - Ktokolwiek z was si ruszy, brudne skurwysyny... - znaczco zamacha luf karabinu. Caego obrazu absurdalnej parady broni pod domem Drzewieckiego dopenia ju po chwili... Urszula Waren, ktra wycigajc zza pazuchy paszcza niewielkich rozmiarw damks berett kieruj j, bez zbdnych ceregieli, we wasnego ma. - Ty aosny skurwysynu! - wydziera si w niebogosy gruba orka.
466

- Zgwacie moj on i zabie mojego najlepszego pracownika, Harima Oraczko... - Adam Drzewiecki mwi gosem, ktry by moe mg by traktowany jako "opanowany", ale ju na pewno nie "spokojny". - ZABIE HARIMA, SKURWIELU! wrzeszcza Bogur. - Wrobie mnie we wamanie do wasnej apteki... - cign dalej Drzewiecki. Cay czas mia wadz nad Urbanem Warenem i to wanie pozwalao mu mwi swobodnie. Pistolet, ktry przystawi sobie do czoa, odbiera Warenowi moliwo zastrzelenia go osobicie, tak wic popeniajcy hipotetyczne samobjstwo Drzewiecki, sta si w pewien pokrcony sposb nietykalny. - ZABIE NASZEGO BRATA! ZABIE NASZEGO BRATA! - Dlaczego mielibycie mu wierzy?! - wrzasn Urban Waren czujc, e z sekundy na sekund traci kontrol. - NIKT JU CI NIE WIERZY, TY AOSNY SKURWYSYNU! - ryczaa czerwona z wciekoci Urszula Waren. Na miejsce prywatnej bitwy Urbana i Drzewieckiego zostaa przywiezona si. Gdy tylko Urban Waren zorientowa si, e jego gruba ona C, moe wyrwnam dzi wicej ni jeden rachunek - pomyla Waren, ktem oka przygldajc si w szybie okiennej odbiciu swojej gnijcej twarzy. - Co teraz zrobisz? - zapyta burmistrza nastoletni Ramon. On te mia w rku bro. I by wcieky jak kady inny. - Rozegram parti poza konkursem. Panowie, prosz o chwil spokoju, to moja prywatna sprawa... - odrzek burmistrz i zrobi wreszcie to, o czym marzy odkd tylko polubi tust Urszul Waren. Pocign za spust, ale nie w stron Drzewieckiego. Kula rozszarpaa mzg grubej ony burmistrza w cigu uamkw sekund. Wystrza, zaguszony odgos rozupujcej si czaszki, a potem eksplodujca, tusta gowa - oto co udao si zarejestrowa wikszoci spord zgromadzonych, w tym take Jackowi i Annie, ktrych krzyk przeraenia zosta zaguszony przez grube szyby okienne z hartowanego szka. To zdumiewajce w jak krtkim czasie moe rozpta si w dowolnych okolicznociach prawdziwe pieko. Wystarczy tylko troch broni, kilka wrogich sobie osb i mnstwo nerww, aby ju po chwili posesja profesora Drzewieckiego zamienia si w obraz prawdziwej rozpaczy. Oto stary Bogur i jego niewiele modszy brat Mahurb strzelaj bez opamitania w stron Urbana Warena. Bez chwili zawahania wykorzystuje to profesor Drzewiecki, ktry cudem unikajc jednej a potem drugiej kuli, wiszczcej mu nad gow i cudem omijajcej jego wasn, cholern aort, wbiega z powrotem do willi i rygluje za sob drzwi. Burnfield, Julia i Anna Kamiska obserwuj jednak wszystko to, co dzieje si potem. A by to najprawdziwszy armageddon.
467

Strzelaj ju wszyscy, odgosy wystrzaw zlewaj si w jedn, przepotn seri, raz po raz przerywan krzykami i tupotem ng. Kule Bogura i jego cygaskiego brata omijaj jakim cudem burmistrza Warena, ktry zdaje si tego nie zauwaa, cakowicie pochonity znikniciem swojego miertelnego wroga. - WYA TY CHOLERNY TCHRZU, WYPIERDALAJ Z TEGO SWOJEGO DOMKU, EBYM MG DOKOCZY TO, CO TY... Nastpuje seria pociskw wystrzeliwanych w stron cygaskich starcw. - STRZELAJ DO TEGO STAREGO CYGANA, BILDERBERG, STRZELAJ, ZANIM ZABIJE NASZEGO SZE... - pierwszy dziennikarz GRR 1 w caej krtkiej historii golgockiej rozgoni radiowej, redaktor Borysewicz nie koczy ostatniego zdania w yciu. Kula wystrzelona z pistoletu nastoletniego Ramona przeszywa jego gow na wylot. Kiedy dziennikarz pada martwy na wirowy podjazd, Ramon zaczyna krzycze: - ZABIEM GO! ZABIEM GO! ZABIEM! To za Harima! To za naszego Harima! - ODCIGNIJ STD RAMONA, TY STARY PIERDOLCU! - wrzeszczy Bogur do brata, tylko na moment przestajc strzela w stron Urbana Warena, ktry odruchowo zasaniajc gnijc gow rkoma, rzuca si w krzaki ozdobne przy fasadzie budynku. Modszy o dwadziecia lat Mahurb walczc sam ze sob wreszcie opuszcza luf karabinu i biegnie w stron miertelnie bladego Ramona, ktry w ich oczach sta si prawdziwym mczyzn, a we wasnych morderc. Ramon by jednak w bdzie krzyczc o Harimie, zemsta nie zostaa jeszcze dokonana i stary Bogur o tym wiedzia. Dlatego nie przestawa strzela w stron krzaczastej kryjwki burmistrza Warena, ktry w tym samym czasie czoga si po ziemi, rozdzierajc swj smoking w kilku miejscach na raz i modlc si o to, aby przed mierci zdoa dorwa w swoje miejsce profesora Drzewieckiego, ktry w jego przekonaniu zniszczy mu ycie. Ciao Urszuli Waren zalewa krwi wirowy podjazd Adama Drzewieckiego. To naprawd niesamowite jak wiele krwi jest w stanie wytrysn na ziemi z jej ogromnego, martwego ciaa. W przeciwiestwie do niej, ciao Borysewicza nie wylewa z siebie ani kropli krwi, nie zmienia to jednak faktu, e na terenie nalecym do Drzewieckiego rozegray si ju kolejne dwa morderstwa. Zabij ci, cholerny skurwysynu! - pomyleli jednoczenie Urban Waren, mylc o Drzewieckim, Bogur mylc o Warenie, podobnie jak Adam Drzewiecki w rodku willi, a nawet zasaniajcy Ramona wasnym ciaem Mahurb, kierujcy swoje myli w stron Bilderberga, ktry mia wobec niego... dokadnie takie same intencje. Oto jest obraz prawdziwej ludzkiej nienawici, takiej w ktrej prawie wszyscy strzelaj do wszystkich, a nie wynika z tego nic, z wyjtkiem dwch trupw lecych na podjedzie.

468

Kto wpad na jednoczcych wszystkich pomys, aby podoy ogie pod wielki dom Adama Drzewieckiego? Na pewno nie by to Urban Waren, ktry docierajc na czworaka do koca krzaczastego skwerku pod samymi oknami willi, stwierdzi, e oddali si od strzelaniny na bezpieczn odlego, a potem podnis niemiao gnijc gow i... znalaz si twarz w twarz z Ann Kamisk. Mwi si, e umiech rozjania. I cho kobieta bya za szyb, to umiech ropiejcej mordy Urbana Warena w adnym wypadku nie by rozjaniajcy. By peen mroku i czarnej satysfakcji gwaciciela. - Cze, suko - powiedzia tylko, a potem przyoy luf pistoletu do okna i wystrzeli, a Anna Kamiska znalaza si w piekle. Na szczcie trwao to tylko chwil, to niewtpliwa zasuga grubych kuloodpornych szyb, ktre noblista kaza wymieni w caej willi, gdy tylko ataki na jego osob nasiliy si w Golgocie. Anna Kamiska uwaaa ten pomys za niedorzeczny, tumaczc mowi, e nigdy, ale to nigdy nie mog pozwoli sobie na zastraszenie. Teraz, cho bya niewierzca, dzikowaa Bogu, e znalaz dla niej tak mdrego ma, jak Adam Drzewiecki. Ten ostatni ju po sekundzie od wystrzau znalaz si koo wrzeszczcej ze strachu i paczcej Kamiskiej. Cakowicie zdezorientowany i oguszony wystrzaem z wasnego pistoletu Urban Waren przyglda si swojemu miertelnemu wrogowi tylko przez sekund. Nie marnuje kolejnych nabojw, widzi przecie siateczk skruszonego, ale nie dziurawego, kuloodpornego szka, ktre zdaje si szydzi z jego wystrzaw. - Ty - pokazuje palcem na Drzewieckiego. - I ja! - wskazuje na siebie - To nie koniec, Drzewiecki! Po czym znika z pola widzenia. Dokadnie w tej samej chwili Adam Drzewiecki, gospodarz atakowanego domu zdaje sobie spraw, e jego domostwo ponie.

2.
- Wschodnia cz domu ponie! Musimy zay maski przeciwgazowe! - krzyczy Drzewiecki, a Anna musi przyzna, e pierwszy raz od bardzo dawna, widzi w oczach swojego ma determinacj, w ktrej zakochaa si wiele lat temu. Nie ma pojcia o co chodzi mowi i nawet nie pamita, czy sama podja t decyzj, czy te automatycznie powiedziaa: - Jack! Id do piwnicy i przynie cztery maski! S na pce, w samym kcie pomieszczenia pod wschodnim skrzydem!

469

Zszokowany ca sytuacj Jack wstaje i zaczyna i, jak przez sen, w stron wskazywan przez rk Anny. - Biegiem, Jack! Jak zaprogramowana na komend maszyna, Jack zaczyna biec, aby po chwili znikn z pola widzenia. Po minucie, moe dwch, wraca, trzymajc w rku cztery czarne maski przeciwgazowe. - Pozostao po subie wojskowej... - mwi Drzewiecki. - Bye w wojsku? - Nie, dlaczego? Jack postanawia nie dry tematu, zreszt i tak nie ma na to czasu. W czasie, kiedy on zajty by gorczkowym poszukiwaniem masek ochronnych, Adam Drzewiecki rozpracowywa niewielkich rozmiarw puszk, stojc na stol. - Zacie je. Pani te, pani Hauptmann - rzecze z ogromnym szacunkiem w stron Julii Hauptmann - Obiecuj, e porozmawiamy na kady temat, jaki tylko si pani wymarzy, kiedy tylko cay ten baagan dobiegnie koca. Oczywicie, zakadajc, e przeyj. Julia Hauptmann przesza przez prawdziwe pieko dla duszy, ale nie moga si lekko nie umiechn. - Dzikuj, panie profesorze. Noblista nie odwzajemni umiechu. - Rozsiejemy tu halucynogenne opary! - oznajmi, rozwiewajc wszelkie wtpliwoci - Ktokolwiek wejdzie do domu, po minucie pogry si w prawdziwym szalestwie! Burnfield nie by wcale pewien, czy to dobrze czy le. - No dobrze i co potem? - zapyta, peen wtpliwoci dziennikarz. - Bdziemy czeka w nieskoczono? - Zbiegniemy std, kiedy tylko bdzie si dao - odrzek profesor, wygldajc ostronie przez okno. Samochody oprawcw stay jak gdyby nigdy nic, podobnie jak martwe ciaa grubej Urszuli Waren i jednego z dziennikarzy GRR 1. Co robi martwy dziennikarz w takim miejscu jak to? - zapyta si w mylach Drzewiecki, z niedowierzaniem mylc o tym, jak wielki wpyw na tych wszystkich ludzi zdoby burmistrz miasteczka, ktry teraz, gdy sytuacja wymkna si spod kontroli, ucieka na piechot jak najdalej std, na dodatek bezczelnie poprzysigajc zemst. Pytanie nie miao jednak sensu. Co ktokolwiek z nich, ludzi ktrzy przecie maj swoje ycia, swoje cele i obowizki, priorytety i godno, robi w tym miejscu?
470

Czy po prostu wszyscy skrcilimy w niewaciw stron dzisiejszego poranka? zapyta si profesor, ale kolejny raz nie otrzyma odpowiedzi. Atakujcy klinik zniknli, a przynajmniej nie byli widoczni z okien tej strony wielkiej willi. Willi, ktrej caa wschodnia cz bya pochonita przez ogie. - Mamy jeszcze troch czasu, zanim budynek sponie - powiedzia Drzewiecki, w zasadzie niewzruszony idcym z dymem, wasnym dobytkiem - Mam nadziej, e uda nam si przemkn niezauwaonym, kiedy zapadnie zmrok. Burnfield pomyla, ze jeli maj zamiar czeka tyle czasu, to nie bdzie mowy o adnym zmroku - poncy w caoci wielki dom profesora i jego ony bdzie suy jako najlepsze rdo wiata w promieniu stu kilometrw. Nie powiedzia tego na gos. Jack nie pamita jak dugi czas spdzili siedzc w milczeniu i penym niepokoju wyczekiwaniu. Skrzydo domu cay czas pono. Wybia pnoc, a wiedzieli o tym tylko dlatego, ze w pewnej chwili odezway si wszystkie zegary w domu... a przynajmniej wszystkie, ktrych jeszcze nie strawi ogie. Halucynogenne opary wydobywajace si z puszki profesora spowiy ju p domu. Szara powiata przypominaa troch mg... chocia by moe to para, ktra osadzia si na masce Burnfielda powodowaa, e nie widzia on wasnego wycignitego na wprost ramienia. Na razie byli tu wzgldnie bezpieczni, ale stao si jasne, e to kwestia minut, nie godzin, zanim bd musieli si std ewakuowa. Dom Drzewieckiego pon ju w zasadzie jednym wielkim pomieniem. Profesor wyglda jednak na niewzruszonego i Burnfield dugo nie mg zrozumie skd w naukowcu tak wielki spokj - w kocu z dymem idzie dorobek caego ycia noblisty, a on nie robi nic, aby t sytuacj opanowa. Przypomniao to dziennikarzowi dlaczego zainteresowa si profesorem Adamem Drzewieckim: wanie z powodu jego kompletnego odcicia si od rzeczywistoci, puszczania pazem wszystkich oszczerstw, jakimi go obrzucano, a take duo z prostszej przyczyny, najzwyklejszego w wiecie ignorowania wszystkich mrocznych plotek na temat jego osoby. Zobacz dokd go zaprowadzio takie mylenie - odezwa si gos w gowie Burnfielda, jednak tym razem mia on pewno, e naley on wycznie do jego. Mondoe by w tej chwili gdzie daleko, by moe nawet postanowi odczeka troch czasu przed kolejnym atakiem. Albo mia nadziej na to, e w jego wielkim dziele zniszczenia wyrczy go Urban Waren ze swoj band. By moe tak byo, kto wie. Kolejnym rzeczywistym wspomnieniem by moment, w ktrym profesor wyszed na chwil z pokoju, a kiedy wrci oznajmi w kilku prostych, pozbawionych emocji sowach, e dom jest ju nie do odratowania, skrzydo domu
471

przestao istnie, i e naley rozpocz ewakuacj. Za oknami byo ju zupenie ciemno, ale wszyscy zgromadzeni wewntrz widzieli pomaraczow un ognia rozwietlajc podjazd i samochody nalece do wroga. Julia Hauptmann i Anna Kamiska przyglday si ognistej powiacie w solidarnym milczeniu. Jack nerwowo poprawia zapicie swojej maski, kiedy usysza stumiony gos Drzewieckiego: - Bdziemy musieli std znikn, i to w przecigu dziesiciu minut. - Wiesz jak to zrobimy, kochanie? - zapytaa Anna, przerywajc swoje wielogodzinne milczenie. - Nie cakiem, ale wiem jak wydosta si z domu - odpar naukowiec, przygldajc si ciemnym oczom swojej piknej maonki. - Przejdziemy przez piwnic i wyjdziemy z drugiej strony budynku, wejciem kuchennym dla suby. - Adamie, nie wydaje ci si, e oni tylko na to czekaj? - zapyta zaniepokojony Burnfield. Ostatni rzecz na jak mia ochot bya wymiana otwartego ognia podczas popiesznego opuszczania poncego budynku. - O tak... - odpar bez wahania profesor. - Tyle, e nikogo z nich nie ma ju na mojej posesji. - Jak to? - zdumia si Burnfield. - System monitoringu milczy i pozwl, e z gry ucisz twoje obawy... - rozoy rce Drzewiecki. Maska przeciwgazowa w niczym nie ujmowaa mu autorytetu i wadczej postawy, prawdziwej i odwanej, a nie obudnej i kamliwej jak w przypadku burmistrza Warena, ktry Bg jeden wie gdzie jest w tej chwili. - Kiedy przyjechali tu swoimi samochodami, brzczyk przy monitorach oszala i mruga jak optany przez kilka godzin... no c, zgas kilkanacie minut temu. - Jestemy sami? - zapytaa Julia. - Och, nie sdz - odpar szczerze noblista. - Wydaje mi si, e czaj si tu za potem. - Czy masz wicej ni jeden pistolet? - Nie. I nie wiem te dokd dokadnie idziemy. Stao si jasne, e o ile byli wzgldnie bezpieczni wewntrz budynku, nawet poncego, to z chwil jego opuszczenia staj si zwierzyn, prawdopodobnie otoczon przez owczych. Julia Hauptmann przekna lin - na pewno nie tak wyobraaa sobie rozwizanie wszystkich jej problemw, ktrej naobiecywa jej, Boe dopom, senny papie. Jack zblad, przygldajc si Adamowi Drzewieckiemu, ktry wanie rozpocz ostatnie sze godzin swojego ycia. Anna Kamiska wygldaa na szczerze ubawion absurdem tej sytuacji. Tak j zapamita Burnfield: przepenion absurdaln radoci, ktra dawaa o sobie zna niepokojcym, gonym miechem.
472

- Adamie... - Ruszajmy - odpar jedynie profesor, nie patrzc Jackowi w oczy. Jego myli byy ju pochonite czym innym... i chyba wanie wtedy pomyla pierwszy raz o krokach i kamieniach milowych. - Kto bdzie musia wzi mnie na rce - rzeka Anna, ale Drzewiecki natychmiast zaprotestowa. - Wemiemy nosze - oznajmi. - Jack byby askaw mi pomc? - Oczywicie - rzek Burnfield idc za Drzewieckim w stron piwnicy. Drzwi dla suby otworzyli trzy i p minuty pniej, niemiao i jakby w zwolnionym tempie, wypatrujc poruszajcych si cieni i ladw stp dosownie wszdzie, tylko nie tam, gdzie faktycznie byy. Halucynogenne opary wydostaway si teraz z budynku kolejn drog ujcia, jak sami stworzyli. Wychodzca jako pierwsza Julia Hauptmann poczua, e dr jej rce - oto dzierya w doniach najprawdziwszy pistolet, ktry z niezrozumiaych dla niej przyczyn przypad wanie jej. Cho bya on policjanta, a bro w jej domu nie bya niczym egzotycznym, to jednak nie potrafia dobrze strzela, a jedynym uzasadnieniem jakie usyszaa, byy sowa Drzewieckiego: - Jack i ja bdziemy nie moj on na noszach. Ani on, ani ja nie mielimy nigdy bezporedniej stycznoci z broni. Jeeli umie pani nacisn ten spust... - wskaza na swym palcem - ...to rwnie dobrze to wanie pani moe nas ubezpiecza. A ona tylko kiwna gow, mylc o szwajcarskich gwardzistach i ambulansach mercedesa. Pierwszym odcinkiem ich trasy ucieczki byo dotarcie do tylniej bramy, ktra bya nazywana bram w zasadzie bez wyranej przyczyny. Kiedy potykajc i lizgajc si po mokrej trawie pokonali truchtem ca dugo trawnika przeoranego przez krety, Jack pomyla, e prawdopodobnie sun teraz prosto na uzbrojonych Cyganw, albo na Urbana Warena, czajcego si gdzie w krzakach, za niewielkich rozmiarw furtk. Nigdzie nie dostrzeg jednak adnych ladw obecnoci wroga - choby strzpka ubrania, naboju, albo czekokolwiek innego. Moe to wasnie ten fakt doda mu otuchy. - Adamie... - rzek Burnfield, kiedy jakim cudem dotarli do maej furtki przy pocie - Powiedz, czy masz jaki pomys na to... gdzie w zasadzie idziemy? Profesor Drzewiecki nie odpowiedzia od razu, w milczeniu przygldajc si swojej poncej willi. Wielki pomie ogarn ju cae golgockie domostwo noblisty, a dach zacz si kruszy, jak gdyby by zrobiony z tektury, i ju po chwili zapad si cakowicie do wewntrz rezydencji. Domostwo profesora oficjalnie przestao istnie. - Mam pewien pomys... - odrzek naukowiec. Przez chwil Jack pomyla, e jak na bezdomnego Adam Drzewiecki zachowuje si nad wyraz racjonalnie, oczywicie nie
473

powiedzia tego jednak na gos - Obejdziemy lasem moj posesj, a potem przejdziemy wzdu drogi do miasteczka. Nie uprzedzaem mojego przyjaciela o naszej wizycie, ale dam gow, e caa Golgota o niczym innym nie mwi, jak tylko o moim poncym domu na wzgrzu... W tej samej chwili co poruszyo si w krzakach, co co byo zaledwie metr, moe osiemdziesit centymetrw od lewej rki Jacka Burnfielda. Dziennikarz wrzasn przeraony i w tej samej chwili wydarzyy si dwie rzeczy: Julia Hauptmann wystrzelia z pistoletu, a spomidzy zaroli jak oparzony wybieg nie kto inny, a... Gerard Keppler. - Ja ci esz pierdol! - zakl, wyskakujc zza krzakw jak oparzony i nic dziwnego, w kocu strzelano do niego z ostrej broni. - Czy wycie w tym miasteczku, wszyscy si z chujami na gowy pozamieniali?! Kurwa, ludzie... I tak dalej, i tak dalej, w charakterystycznym dla Gerarda wulgarno-patetycznym stylu, cakowicie niedorzecznym, biorc pod uwag wyjtkowe okolicznoci, w jakich si wszyscy znaleli. - Kim jeste?! - warkna Julia Hauptmann, nie przestajc mierzy do biednego Gerarda z pistoletu Adama Drzewieckiego - Powiedz kim jeste! I chc widzie cay czas twoje rce! Ta kobieta ma cae tony policyjnych genw we krwi - pomyla wtedy Jack, przygldajc si caej scenie z omoczcym w piersi sercem. - Spokojnie, paniusiu, tylko spokojnie! - Gerard wycign obie donie w pojednawczym gecie. - Powoli z apami! - krzykna Julia, wymachujc broni. Burnfield mia nadziej, ze obejdzie si bez wystrzau i modli si o to widzc, e obie donie kobiety dr, jak od zimna i lada chwila dojdzie do prawdziwego nieszczcia. - To Gregory, czowiek, ktry uciek z Jednostki Centralnej - wyjani Drzewiecki, skiniciem gowy nakazujc Jackowi, aby jego wzorem delikatnie posadzi nosze z jego on na ziemi. W tej samej chwili spojrzenia Gerarda i Drzewieckiego spotkay si. - TY! - rykn Gerard, a oczy prawie wyszy mu z orbit, tak bardzo przerazi go widok noblisty. - To TY! Ty kazae mnie bada w tej swojej popieprzonej Jednostce! Doktor mier, nie kto inny! Co ja ci zrobiem, ty cholerny skurwysynie?! No co?! - To nie aden Gregory, Adamie. A ty si uspokj, Gerardzie! - wykrzykna leca na noszach Anna Kamiska, a Julia natychmiast pomylaa o Vito Varticiellim, z ktrym biega, trzymajc w doniach podobne nosze, przez p Watykanu, a do apartamentw Ojca witego. Sowa Kamiskiej podziaay jak machnicie rdk: kiedy tylko

474

pijak-uciekinier zda sobie spraw, e wasne oczy go nie oszukuj, i e faktycznie widzi przed sob nie kogo innego, a on noblisty, momentalnie si uspokoi. - Anna! - ucieszy si Keppler. - O mj Boe, Anna Kamiska! Co ty tu robisz, kochanie? Jack wymieni porozumiewawcze spojrzenie z Drzewieckim. - Wy si znacie? - zapyta wreszcie profesor. - Te pytanie! - achna si Anna. - Oczywicie, e sie znamy, Adamie! Gerard niejednokrotnie odwiedza mnie w klinice, kiedy ty zwozie nagrody z caego wiata! - Poznalimy si, kiedy poszedem do tej waszej kliniki z uprzejmym zapytaniem o jak flaszencj... - zacz wyjania Gerard. - Anna otworzya mi drzwi, mimo, e nigdy wczeniej nie widziaa mnie na oczy. Anio nie kobieta, panie mier, anio prawdziwy powiadam... Adam Drzewiecki miaby zszokowany wyraz twarzy, gdyby nie to, e by zszokowany od duszego czasu, wic nic si nie zmienio. - Anno, kochanie... czemu mi nie powiedziaa? - zapyta wreszcie. - Nie wiesz o mnie wszystkiego kochanie... - odpara Anna i to by koniec rozmowy, przynajmniej jeli chodzi temat jej znajomoci z Gerardem Kepplerem. - Powiedz mi za to czy Gerard sta si pacjentem w Jednostce? Nie byo sensu ukrywa prawdy. - Tak, kochanie. Panie Gerardzie, moe pan mi wierzy, albo nie, ale nie miaem wpywu na to, kto pojawi si jako pacjent w mo... w Jednostce. To Amerykanie zwozili mi pacjentw... - ...a pan e nie pyta skd s, no pewnie, bo co by to wielkiego naukowca obchodzio, nie? - achn si Keppler, przygldajc si czubkom swoich butw. - Musi pan wiedzie, panie Gerardzie, e to ja dzi pana uwolniem z komory cign Drzewiecki - Nic mnie nie usprawiedliwia, ale prosz tylko, aby mia to pan na swojej uwadze. - Na mojej uwadze... - Gerard wyglda na mile poechtanego sowami profesora Panowie i panie, skoro ju si spotkalimy... nie ma kto z was jakiej flaszeczki? Oto cay Gerard, czowiek, ktry nie zmieni si nigdy - pomylaa Kamiska. - Musimy si zbiera! - oceni Drzewiecki, ignorujc pytanie Kepplera - Cholera, nie mam pojcia w ktr stron... - Zaprowadzi was? - zapyta natychmiast Keppler. - Nonsens, nawet nie wie pan dokd... - Znam te cholerne lasy jak wasn kiesze, panie noblisto - zaperzy si pijaczyna. - Nie wiem dokd chcesz pan sobie azi, ja na pana miejscu gasibym wasn chat, no ale
475

co ja tam wiem, gupi pijak... tak wic mw pan prdko, dokd chcecie si uda, a ja wam pomog, oczywicie za drobn opat... - to mwic kilkakrotnie przytkn dwa palce do szyi, na znak midzynarodowego gestu alkoholizowania si do upadego. - Zaatwione - usyszeli gos Anny pyncy prawie z samej ziemi. - Gerardzie, prosz nam pomc w dostaniu si do miasteczka. Idziemy do domu nauczyciela. - Do Feliksa? - uradowa si Keppler, a szczery, niemale dziecinny umiech rozwietli mu twarz, na sam myl o poczciwym Psorze. - Do Feliksa Pata? - Do tego samego. On rwnie jest moim przyjacielem. - To wspaniale! Chodcie, ekipa! Lecimy w d, do miasteczka! To mwic obrci si natychmiast i powdrowa w ciemno. Zdumiewajce, e dalsza cz wyczerpujcej ptoragodzinnej drogi przez ciemny las mina w tak szybkim czasie. To chyba adrenalina dodawaa im wszystkim skrzyde, bo kiedy kroczyli po urwistym, zalesionym zboczu, niezmiennie kierujc si w d, w stron gw, Jack mgby przysic, e caa droga zleciaa jak z bicza strzeli, w cigu paru minut. Tak czy siak, Burnfield nie mg nie by pod wraeniem, gdy wreszcie, niedostrzeeni przez nikogo i mijajc newralgiczne punkty na mapie miasta, takie jak ratusz, GRR 1, czy komisariat policji, dotarli przed dom Psora. - Pozwlcie, e zapukam! - ukoni si Gerard i zamaszystym krokiem wszed na werand. Trzy ciche stuknicia w drzwi wystarczyy, aby po kilku sekundach drzwi maego domku wolnostojcego otworzyy si niemiao. Zza niewielkiej szpary spogldaly na nich dobrotliwe oczy nauczyciela. - Gerardzie! - powita przyjaciela Feliks Pat - Co ci... przepraszam, co was sprowadza o tak pnej porze? Mog wam jako pomc? - Feliksie, kochany Feliksie... - umiecha si Gerard. - Pamitasz, jak mwie mi, e chciaby jeszcze w swoim yciu dokona czego niezapomnianego. - Pamitam. - No to masz okazj! - rozradowa si Keppler - Tych pastwa szuka cae cholerne miasteczko. Z tego co zdyem si zorientowa, to caa ta banda ma na pieku z policj, naszym ysym burmistrzem, jego on, Cyganami, Amerykanami i chyba tylko Bg wie z kim jeszcze! - Nie moge zachci mnie bardziej... - umiechn si krzywo Feliks, przygldajc si przybyszom. - Witam, panie profesorze. Widz, e przyby pan do mnie z maonk? Adam Drzewiecki jako bezdzietny naukowiec nigdy nie pozna nauczyciela z tutejszej szkoy i szczerze mwic, mia gbokie obawy, czy Feliks Pat nie zatrzanie im drzwi przed nosem. Tak si jednak nie stao.
476

3.
- Mwcie, mwcie, prosz pastwa, byle nie wszyscy na raz, lecz po kolei powiedzia Feliks Pat, gdy ju wszyscy trzymali w doniach po kubku gorcej herbaty z mlekiem - Czy kto moe mi wyjani, co sprowadza pani profesorow z mem... ukoni si z szacunkiem w stron Kamiskiej i Drzewieckiego - ...oraz amerykaskiego dziennikarza, pani Hauptmann i ciebie Gerardzie, w samym rodku nocy, do mojego domu? - Kopoty, Feliksie - opara natychmiast Anna Kamiska, bdca w plecej pozycji na kanapie w salonie. Siedziaa tam z Juli Hauptmann, ktra podtrzymywaa gow aktorki z kadym kolejnym ykiem ciepego napoju. - Nasz dom ponie wanie w tej chwili, podpalony przez Warena i Cyganw. Byli tam take Bilderberg i Borysewicz z GRR - To straszne! - Owszem. - Dlatego nigdy nie sucham tej popieprzonej stacji, ani nie gosuj na Warena... odpar Feliks, jednak bardziej do siebie, ni do niej - Filip Mauss jest jeszcze do zniesienia, ale to co oni wszyscy wyprawiaj z tym miasteczkiem, gdy ju dorw si do gosu... panie Burnfield, czy mgby pan z aski swojej zgasi wiato i zasun firany? - Oczywicie - to mwic Jack wsta i natychmiast speni prob Psora. Nauczyciel nie by gupi, wiedzia, jak wielkie kopoty moe przycign jedyne palce si wiato w okolicy, w miejscu tak gorliwie przeszukiwanym, jak Golgota w tej chwili. - Szukaj nas wszyscy, ludzie Warena, on sam, Amerykanie, z ktrymi zerwaem wspprac, a take Cyganie, cho do nich nie mam absolutnej pewnoci - rzek Drzewiecki po duszej chwili milczenia - Panie Pat, wybaczy pan moj bezczelno, ale nerwy mam ju w strzpach... czy mgbym tu zapali? - Oczywicie, panie profesorze - odpar nauczyciel. - Popielniczka stoi na kredensie. I jeli to nie problem, prosz mi mwi po imieniu. - Naturalnie, Feliksie. Mam na imi Adam - ukoni si noblista. - Caa przyjemno, et cetera, et cetera. Ja te poprosz fajk, Adamie - rzek Feliks, natychmiast schodzc z oficjalnego tonu - Nie paliem od piciu lat, ale Bg mi wiadkiem, to co wyprawia si w tym cholernym miasteczku przekracza wszelkie normy. Nikt spoza miasta jeszcze si nie zainteresowa, co tu si, kurwa, wyprawia? Panie wybacz moj wulgarno... - Nie przejmuj si, Psorze.
477

Feliks umiechn si dobrotliwie. - Nikt nie zainteresuje si tym, co dzieje si w Sarbinowych Doach, bo Urban Waren odci miasteczko od wiata - wyjani Burnfield - Osobicie jestem przekonany, e jestemy zdani wycznie na siebie. Tym bardziej dzikujemy za udzielenie schronienia. Ratuje nam pan ycie... - Mam na imi Feliks. - Ratujesz nam ycie, Feliksie - poprawi si Burnfield, ale ten tylko machn rk. - Nonsens. Kady na moim miejscu zrobiby dokadnie to samo. A teraz powiedzcie... Waren naprawd ma a tak wadz, eby odci Golgot od wiata? - UWAGA! KTOKOLWIEK WIDZIA MORDERC ADAMA DRZEWIECKIEGO, JEGO ON ANN KAMISK LUB DZIENNIKARZA AMERYKASKIEGO SI PRZETRZYMUJCYCH JULI HAUPTMANN ZOBOWIZANY JEST DO NATYCHMIASTOWEGO WYJAWIENIA ICH LOKALIZACJI! - Jezu drogi, co to? - zapytaa Julia Hauptmann, totalnie zaskoczona rozlegajcym si przez megafon dononym gosem. - Poszukuje nas cae miasto - wyjania Anna Kamiska i znw zaniosa si tym swoim szaleczym miechem - Adamie, jak sdzisz, jak wiele czasu minie zanim... Dalszy cig wypowiadanego przeze zdania uton w decybelach emitowanych z megafonu na dachu starej jetty. To Andrzej i Junior Hauptmannowie wszczli poszukiwania, susznie zakadajac e grupa profesora Drzewieckiego bdzie si kierowa w d zbocza, do Golgoty. - POWTARZAM, PORWANO ON KOMENDANTA TUTEJSZEJ POLICJI, POSZUKUJEMY SPRAWCW, PROFESORA DRZEWIECKIEGO, JEGO ONY, ORAZ AMERYKASKIEGO DZIENNIKARZA O NIEUSTALONEJ TOSAMOCI! - Nazywam si Jack Burnfield, do cholery - mrukn cicho "amerykaski dziennikarz o nieustalonej tosamoci", ale nikt go nie usysza. - Mj Boe, kochani, jest gorzej ni mylaem! - wykrzykn Feliks, obawiajc si, e lada chwila kto zaomocze do drzwi, a on sam bdzie musia chowa swoich goci, niczym ydw przed gestapowskim patrolem. - Starajcie si zachowywa jak najciszej, bagam, moe po prostu przejad bokiem... - PORWANO ON KOMENDANTA ANDRZEJA HAUPTMANNA, NAZYWA SIE JULIA HAUPTMANN, MA METR SIEDEMDZIESIT DWA WZROSTU... Ku wielkiej uldze wszystkich zgromadzonych, gos zacz si oddala. - Dobry Boe, co tu si dzieje? Adamie, musiaes naprawd zaj tym wszystkim ludziom za skr... - wysapa wreszcie Feliks, ocierajc pot z czoa i nadajc swojemu

478

gosowi w miar normalny ton - Co takiego zrobies, e wszyscy w miasteczku a tak bardzo ci nienawidz? - Nic - odpar noblista jak dziecko. - Prowadzisz terapi na swoich pacjentach! - wykrzykn Jack. - Opracowae senny roztwr, mieszank farmaceutyczn, to chyba poprawna odpowied, czy nie? Anna Kamiska znw zacza si mia. Kompletnie zdezorientowany Burnfield przyglda jej si przez kilka sekund w milczeniu. Nie ma pojcia o co jej znowu chodzi. W tym samym momencie Adam Drzewiecki postanowi, e skoro zostao mu tylko kilka godzin ycia, to jest winien swoim przyjacioom par sw prawdy. - Kochani, Jack... kolejny raz jestem wam winien dwa sowa wyjanienia - Znowu?! - nie wytrzyma Jack, uderzajc pici w st - Na mio bosk, czowieku, kiedy odkryjesz na st wszystkie swoje karty i przyznasz si, e sekrety to najgorsza rzecz, na jak moesz sobie pozwolic w takim miejscu jak to?! - Uspokj si, Jack, to nie pora na wybuchy zoci... - stara si opanowa sytuacj Gerard, ale dziennikarz nawet na niego nie spojrza. - Jestem zbiegiem, ciga mnie policja, chce mnie zabi p tego cholernego miasteczka, mimo e nigdy w yciu nie widziaem adnego Urbana Warena, ani komendanta Hauptmanna na oczy! - krzycza Burnfield. - Nie mam nic wsplnego z Jednostk Centraln, cholernymi Cyganami, Amerykanami, Polakami i cholera wie kim jeszcze! - Jack, prosz ci o... - Co ukrywasz? - zapyta po prostu dziennikarz. Wpatrywa si w Drzewieckiego z tak si, e profesor musia spuci wzrok. - Mj roztwr... to znaczy... ty nie jeste od niczego uzaleniony, Jack. Cay czas nosisz w sobie objawy syndromu odstawienia kokainowego, ale w gruncie rzeczy ju z tego wychodzisz. I dziki Bogu... - Nie jestem uzaleniony? - powtrzy Burnfield i tym razem to on mia zamiar si zamia. Jako nie przeszo mu to przez gardo, wic doda po prostu: - Czowieku, rce mi si trzs na myl o tym, e mgby odci mnie od tego swojego roztworu! Nie potrafi skupi si na niczym innym, ni tylko na tej twojej diabelskiej substancji, a ty mi mwisz, e nie jestem od niej uzaleniony?! - To glukoza - odpar po prostu Drzewiecki i te wanie dwa sowa spowodoway, e Burnfield prawie spad z krzesa, na ktrym siedzia - Mj roztwr nigdy nie by i nie bdzie niczym innym, ni tylko roztworem glukozy. To najzwyklejsze w wiecie placebo, rozumiesz, Jack?

479

- Placebo? - powtrzy Burnfield - Chcesz mi powiedzie, e uzaleniem si od czego... co nie istnieje?

Oszuka ci.
Nie, nie oszuka, po prostu kolejny raz zatai fragment rzeczywistoci, nie pokaza ci caej prawdy, po prostu...

Zrobi ci w chuja. Po prostu ci oszuka.


Nie! Na pewno nie, na pewno mia jaki wany powd, dla ktrego nie wyjawi mi prawdy o swoim "narkotycznym" roztworze! Pragnem go, nie pytaem o nic wicej, tylko go pragnem, bo chciaem znale si w wiecie marze, bez adnych ogranicze... przecie mu zaufaem, zaufaem Drzewieckiemu, do cholery!

To bd. Nie powiniene. On ci oszuka.


W takim razie co tu robi?! Czego jeszcze szukam wrd ludzi, ktrzy za chwil zostan postawieni przed sdem, za morderstwa, porwania, podpalenie i Bg jeden wie co jeszcze? Nie lepiej bdzie wsta, poegna si, a potem, pomylmy... UOY SOBIE SWOJE WASNE PIEPRZONE YCIE? - Jack... - Nie. - Jack... - NIE! - Prosz... - Roztwr nie istnieje? - Istnieje, ale nie ma adnych waciwoci medycznych - odrzek Drzewiecki - Jack, posuchaj... to byo niezbdne dla dobra terapii. Nie pozwolibym na narkotyzowanie moich pacjentw, a wszystko czego pragne w momencie przybycia do mnie, to po prostu kolejny magiczny proszek, ktry w niezrozumiay dla ciebie sposb odmieni twoje ycie na lepsze. To cakiem oczywiste, Jack, zwaywszy na to, co stao si przed twoim przyjazdem do Polski... - Cynthia... - szepn Burnfield, niewiadom tego, e przypatruj mu si wszyscy zgromadzeni w domu Feliksa. - Jack, nie czuj si oszukany - rzeka agodnym gosem Kamiska - To nie za wola zaprowadzia mojego ma ku temu, aby zataja przed tob, e roztwr to tak naprawd woda z cukrem. To niesamowite, jak odmienn barw gosu potrafi mie ta kobieta, gdy akurat nie rechocze tym swoim przeraajcym miechem - pomyla wtedy Burnfield.

480

- Nikt w tym pomieszczeniu nie jest przeciwko tobie, Jack - powiedzia Psor i agodnie pooy Burnfieldowi do na ramieniu - Rcz za tych ludzi, cho osobicie znam tylko pani profesorow i Gerarda. - Nie moesz wiedzie przez co przeszedem! - wybuchn Burnfield, a potem ukry twarz w doniach, bo przecie nie chcia, aby kolejny raz ogldali go jak pacze. - Nie masz prawa mwi mi, co zasuguj na moj wiedz, a co nie, Drzewiecki! - Nie, Jack. Nie mam - potwierdzi noblista. - Wszystko to kamstwo? - zapyta wreszcie Burnfield, gdy pozwoli sobie na odkrycie doni z zaczerwienionej twarzy - Wszystko co przeylimy, Auschwitz, Nowy Jork... wszystko to nigdy nie istniao? - Ale oczywicie, e istniao, Jack - odpara Kamiska, na powrt zmieniajc podejcie Burnfielda do wiadomego snu. W kocu uprawiali razem seks, to ju co znaczy - Mwiam ci, rozmawialimy o tym. To, e pewne rzeczy istniej tylko w twojej gowie w adnej mierze nie znaczy, e nie s prawdziwe. - W takim razie jak odrni sen od rzeczywistoci? - zapyta Jack. - Wszystko mi si pierdoli. Wszystko. Profesor westchn ciko. Zna bl Burnfielda a za dobrze. - Kolejny raz przepraszam, e ci w to wszystko wpltaem, Jack. Naprawd, z caego serca ci przepraszam. Po czym zamilk i pozwoli aby cisza spowia cay salonik Feliksa Pata na dugie minuty. Cisz przerwao rozpaczliwe ujadanie psa. Brzmiao to tak, jak gdyby zwierz bronio swojego terenu za wszelk cen, z caych si i najgoniej jak potrafi obszczekujc kogo... lub co, co przybyo bardzo niedaleko domu Feliksa. Pies ujada i ujada, pienic si i pewnie skaczc na wszystkie strony, szczerzc ogromne ky - przynajmniej tak wyobrazili to sobie wszyscy zgromadzeni w maym salonie Psora. W tej samej chwili rozleg si dwik wystrzau. Julia Hauptmann odruchowo wbija wzrok w pistolet Drzewieckiego, ktry pooya na kredensie Feliksa. Oczy kobiety s ju wielkoci dwch monet. "To nie ja!" - zdaje si mwi jej przeraony wzrok. Rozlega si cichy, nieludzki pisk, a potem... cisza. - Co to by... Ciii! Palec Drzewieckiego przy jego ustach jasno da do zrozumienia Jackowi, e owszem, speniaj si wanie ich najgorsze obawy. "Zachowajcie cisz, a by moe uda nam si jeszcze wyj z tego wszystkiego obronn rk" - to wanie wyczyta Burnfield w jedynych oczach, ktre dostrzeg w ciemnoci, w oczach noblisty.

481

W jaki sposb Jack Burnfield uwiadomi sobie, e to co stoi za drzwiami na pewno nie jest czowiekiem? C, przede wszystkim naley wiedzie, w jaki upir za drzwiami wkroczy do ich kryjwki. Jack Burnfield zobaczy tylko cie, a jednak wiedzia ju w jaki irracjonalny sposb, e to cie nazistowskiego potwora skrzypicego teraz swoimi dugimi pazurami w drzwi. Sekund pniej usysza w swojej gowie gos:

Otwrz mi drzwi.
NIGDY!

Otwrz drzwi.
- NIE! - krzykn na gos Jack, czujc ju, e bestia za drzwiami dobiera mu si do gowy. Z caych si skupi si na widoku swoich ng, twardo stojcych na ziemi. Jestem u Feliksa Pata, jestem u nauczyciela, u nauczyciela, z Drzewieckim.... - OTWRZ DRZWI, JACK! Jack nie usysza tego tylko w swojej gowie, chocia w chwili kiedy niespodziewanie zerwa si na rwne nogi, podbieg do drzwi i chwyci za klamk by przekonany, e tak jest. Usyszeli to jednak wszyscy i wanie wtedy zorientowali si, e z Jackiem dzieje si co niedobrego. Cholerna racja, z Burnfieldem byo ju bardzo, le. Spocony i walczcy z wasnymi mylami Jack trzyma rk na klamce, a do draa mu pod wpywem jakiej nieznanej mu dotd siy, takiej, ktra dziwnym prdem wkracza przez metalowy uchwyt i przez jego do, wprost do umysu. Nie otworzy drzwi od razu. Ale nie sysza ju protestw wszystkich zgromadzonych w domu Feliksa Pata. - Nie rb tego, Jack, na Boga, nie pozwl, eby to za drzwiami dobrao ci si do gowy! - szepta Drzewiecki, wiadom, e jest syszany przez upiorn si za drzwiami. - Nie otwieraj drzwi, Jack... nie pozwl, eby to nas zabio! - szeptaa Kamiska, paczc, ale widzc jednoczenie, e Burnfield jej nie sucha. Wtedy Jack pocign za klamk. Po prostu to zrobi. Wtedy monstrum wkroczyo. - Kochanie, wrciem - rzek Mondoe, jednym uderzeniem poncego, skrzydlatego ramienia pozbawiajc Burnfielda przytomnoci - Le tu, punku i myl o mnie ciepo. Mondoe objawi si wszystkim. Kady z ludzi, biednych, przestraszonych i skrzyknitych razem dziki niezwykemu rozwojowi okolicznoci postrzega go inaczej. I dlatego wanie tak ich przerazi, stworzenie z piekie. Zalany krwi ze zamanego nosa Jack zanim straci przytomno zdy pomyle tylko jedn myl: "Boe przenajwitszy, przecie on nigdy nie istnia w rzeczywistoci!" A jednak, stao si. By tutaj i sta naprzeciw nich.

482

I cho w rzeczywistoci Mondoe po prostu opanowa ciao dowdcy amerykaskich si Marines, stacjonujcych w Sarbinowych Doach, to Jack ujrza go jednak w swoim dawnym obliczu, to znaczy najbardziej obrzydliwym koszmarze jaki mg sobie tylko wyobrazi. Nie dziwi go nawet specjalnie nazistowski mundur, ktry ujrza, otwierajc drzwi pod wpywem paranormalnej siy. Bdc w krainie wasnego umysu baga Boga, aby to co zobaczy byo jedynie wizj chorego psychicznie kokainisty. Anna Kamiska natychmiast poczua, e dziwna sia wkraczajaca do salonu pod postaci amerykaskiego mczyzny w czarnym skrzanym paszczu pragnie j zgwaci. Nic dziwnego, wszak Mondoe doskonale zna jej najskrytsze obawy i lki. Sparaliowana kobieta wygldaa, jak gdyby ju za chwil przyszo jej stoczy walk wrcz o swoj kobiec godno. - Nie rb mi krzywdy! - kaa, a zy kapay z czarnych workw, bdcych niegdy piknymi powiekami - Bagam, zostaw mnie w spokoju! Feliks Pat widzia Mondoe jako czowieka w biaej masce, ale nie to byo najgorsze, bowiem czowiek ten trzyma w rku ludzk gow. Nauczyciel nigdy wczeniej nie podejrzewa si o takie psychopatyczne wizje, a jednak teraz, gdy potwr wkroczy do jego wasnego domu, widzia to wszystko na wasne oczy. - CO TO TAKIEGO?! - rykna Julia Hauptmann, a twarz rozszerzya jej si w grymasie absolutnego szoku. Zblada, rce zaczy jej podrygiwa bez udziau woli, a ona sama zacza wykonywa dziwny taniec nogami, jak gdyby pragnc da upust napiciu, ktre poczua pod skr. - Nie znamy si? - zapyta potwr, bdcy jej mem, komendatnem Andrzejem Hauptmannem, tyle e z twarz, a z twarz modej kobiety. Widok by tak obrzydliwy, e Juli opanowa mrok, o jaki nie podejrzewaa wasnej duszy - Kochanie, to ja, twj m. Jak sdzisz? Powinienem spizga ci tu przy wszystkich, czy wolisz, ebymy przeszli do pokoju obok? - ZOSTAW MNIE, NIE POZWALAM CI MNIE TKN, KREATURO! - widok Mondoe przy paczcej zami czystej rozpaczy Annie Kamiskiej doprowadzi Juli do skraju przytomnoci. - Gwno mnie interesujesz, dziwko! - Mondoe nie spojrza wicej na Juli Hauptmann, ktra rozpakaa si w tej chwili, targana najgorszymi mylami w yciu. Feliks przypatrujcy si obrzydliwemu widokowi ludzkiej gowy trzymanej przez Mondoe w rce zacz traci wszelk wadz nad wasnym umysem. Wygldao to jak zy trip po LSD, w zamierzchych czasach prbowanego przeze z kolegami na studiach. Dokadnie w tej samej chwili potwr dobra mu si do gowy.

Nie masz ochoty na tabletk, nauczycielu?


483

- Skoczyem z tabletkami - oznajmi Pat stanowczym tonem, ale jednak na gos. To wystarczyo kreaturze w masce.

Skoczye? Zostawie sobie kilka na potem! We je!


- Nie mam zamiaru bra adnych tabletek! - rykn Psor na cae gardo, kurczowo trzymajc si krzesa i trzsc nim niewiadomie.

We je.
- Nie. To trzy pieprzone tabletki, ktrych nigdy nie wezm...

Nie te. Te z apteczki.


I wtedy nauczyciel rozpaka si, bo dotara do niego prawda, oszukiwa si bowiem przez cay czas, odpdzajc od wiadomoci myli o tym, e oprcz trzech schowanych pigukach nasennych, ma ich jeszcze cae opakowanie, ukryte w innym miejscu. zy nauczyciela kapay na podog, a Mondoe ju wskazywa mu rk, trzymajc gow, w ktr stron ma i. - We lekarstwa, nauczycielu. Pomog. Nie prosz - pomyla Feliks, ale to nie wystarczyo. - Tak, w zasadzie to wezm jedn, czy dwie. Dziki - rzek nauczyciel, wstajc z krzesa i nie patrzc zupenie na nic. Mino pi sekund a ju doszed wolnym krokiem do apteczki, wiszcej pod stolikiem do telefonu, otworzy j, a potem wysypa sobie na do kilkadziesit kapsuek leku. - Nie rb tego, bagam Feliks nie rb tego... - szeptaa kajca Kamiska. - MILCZ! - rykn Mondoe, ujawniajc jej narzdzie gwatu. Widok by tak przeraajcy, e Anna zapiszczaa jak mae dziecko, a potem na powrt zalaa si bolesnymi zami. Tymczasem Feliks szuka ju wody mineralnej, a po jej odnalezieniu i otwarciu nakrtki, bezceremonialnie pokn wszystkie tabletki, popijajc je solidnymi trzema ykami niegazowanej. Nie musiao min wiele czasu, medykament musia dotrze tylko do odka, aby po dwoch, trzech minutach Feliks poszed w lady Jacka Burnfielda i bezwolnie padajc na podog. - ZABIE GO! - rykna Julia. Potwr w ciele jej ma i kobiec twarz rwnie nie zaszczyci jej swoj uwag, wpatrujc si w targane drgawkami ciao nauczyciela, z ktrego ust wypywaa teraz gorzka biaa piana. A jednak to wanie Julia Hauptmann, ona komendanta lejcego j noc w noc, kiedy tylko mia ochot, sprzeciwia si tej nocy wadaniu tajemniczej siy zwanej Mondoe. - Zabie go, diable... - powiedziaa Julia, na powrt zwracajc na siebie uwag kreatury - Nie ma takiego pieka, do ktrego mona by ci zesa, bestio.

484

- Zamilcz, ty mtna miernoto! - sykn potwr, starajc si wyczu w powietrzu znajomy zapach strachu przed mierci. Nic z tego, przeszkadza mu w tym dym, wydobywajcy si spomidzy popielistych usek, jakie zaczy tworzy si na caym jego ciele - Nie jeste warta mojej uwagi. Nie istnieje taka rzecz, ktr moga by zrobi, abym przesta, rozumiesz, ty ndzna dziwko? - ZABIJ GO! - rykna Kamiska. Mondoe skinieniem rki pozbawi j tchu. Kobieta wierzgaa teraz ca grn poow ciaa, nie mogc zaczerpn tchu. - Powtrz ostatni raz, ono Andrzeja Hauptmanna - rzek potwr, wpatrujc si przez sekund w rozszerzone oczy przeraonej Julii. - Ratunku szukaj u Drzewieckiego, nie u mnie. Mwiem ci to, kiedy przybya do Watykanu mnie uratowa. Po czym rozemia si bezczelnie, rechoczc przez duszy czas. Znw by mczyzn w czarnym paszczu, dziwnym amerykaninem bez adnego prawdziwego imienia, ktry w niewyjaniony sposb dotar do wadzy nad korpusem Marines, stacjonujcym w miasteczku. Czowiek ten mia si i mia, trzymajc rce na brzuchu, tu pod czarnym krawatem z jedwabiu. P sekundy pniej po tej przemianie Julia Hauptmann uwiadamia sobie znaczenie swojego papieskiego snu. To my nadajemy rzeczom kontekst, to my decydujemy o tym co jest prawdziwe, a co niemoliwe. W pewnej chwili tej rozwagi nagle zapytaa sam siebie: dlaczego nie jestem jeszcze przy kredensie? Gdyby powiedziaa to na gos, zmienia by cay dalszy bieg historii o sennym demonie panujcym w Golgocie. Poniewa jednak tak si nie stao, Julia zerwaa si na rwne nogi, psekundowym sprintem dotara do kredensu, a potem odbezpieczya pistolet i strzelia amerykaninowi prosto w twarz. Kula przebi si przez czaszk mczyzny w jedwabnym krawatem, a jego ciao doczyo do bezwiednie lecych na ziemi Feliksa Pata i Jacka Burnfielda.

Jak wielki problem ze sob trzeba mie, aby zabi czowieka?


To wanie usyszaa Julia pod czaszk, i a wrzasna, bo nie miaa pewnosci do kogo nalea gos w jej umyle.

Zrobia to, zastrzelia jakiego mczyzn, bo wydawao ci si, e to jaki potwr, ktry...
- Pani Hauptmann, prosz si nie obwinia - usyszaa za plecami spokojny i peen rozwagi gos profesora Drzewieckiego - Wszyscy widzielimy, e to co zmienio si w czowieka dopiero na samym kocu. Nie zabia pani czowieka, czy tak? - Tak. Tak - powtrzya Julia, ale nie dotaro do niej znaczenie tego prostego sowa. Pi sekund pniej wybiega z pokoju. Zwymiotowaa kilka metrw dalej. Oczywicie patrzc na Ann Kamisk, Julia Hauptmann nie wiedziaa, e nie jest jedyn kobiet, ktra tej nocy bdzie wymiotowa, tyle, e na wie o mierci ma, ktra nadejdzie do
485

niej we nie ale owszem, Anna Kamiska przeczuwaa ju, spogldajc na martwe ciao czowieka-Mondoe, e istota ktra przeja kontrol nad miasteczkiem Golgota, jeszcze nie zostaa pokonana. Parskna szyderczym miechem, bo c jej pozostao. Korzystajc jedynie z rk, przewrcia si na drugi bok a potem zapada w sen.

486

Fragment III Para z gramofonem

Oto senna piwnica i jej grube, zdobione demonicznym ornamentem, pokryte pleni i kurzem ciany. Posta w nazistowskim mundurze przyglda si przybyszowi z uwag, podobnie jak Anna Kamiska, piekielnie pikna kobieta, ktrej pene podania spojrzenie zdaje si mwi tylko jedno Co w takim plugawym miejscu jak to robi gramofon? Jakie dwieki pyn ze starowieckiego urzdzenia? Podpowiedzi: To oczywicie senny koszmar. Akcja rozgrywa si w podziemiach sennego obozu koncentracyjnego. Za chwil nadejdzie prawdziwa apokalipsa, kiedy sen zacznie si rozpada...

487

Rozdzia XX

Grb

Czy nie jest tak, e we nie wszyscy jestemy obkani? Czy sen nie jest procesem, dziki ktremu moemy wrzuci nasz obd do mrocznej jamy, jak jest nasza podwiadomo, obudzi si rano i zje na niadanie patki, zamiast dziecka ssiada?
~ Jeff Lindsay

Golgota, dom nauczyciela

1.

ack? Jack, obud si, musimy zakopa zwoki! W jak skrzywionej i bezdusznej rzeczywistoci musia si znajdowa, aby takie wanie sowa budziy jego przytomno? Jack Burnfield zorientowa si, e ley na

ziemi, co przecie byo skutkiem potnego uderzenia, jakie otrzyma od nazistowskiego mosntrum, zerwa si na rwne nogi i rozpocz gorczkowe rozgldanie si po caym pomieszczeniu. - Adam! - jego oczy napotkay spojrzenie profesora Drzewieckiego - Co tu si stao?! - Mondoe... - rzek po prostu noblista - Nie wiem czy chc ci o tym opowiada. - A Julia? A Feliks? O Boe, co z Feliksem?! - Burnfield wanie przypomnia sobie o nauczycielu poerajcym tabletki i popijajcego je wod, jak najsmaczniejszy obiad w yciu.
488

- Jest w piczce - oznajmia Anna - yje! - dodaa natychmiast, wiadoma wybuchowych reakcji Burnfielda. - Jezu... - wymamrota Burnfield osuwajc si na krzeso. Co mymy zrobili, do jasnej cholery? - Wstawaj, Jack. Musimy pozby si ciaa tego czowieka! - gos profesora ponownie doprowadzi dziennikarza na tory rzeczywistoci - Widziae dobrze, do czego zostaa zmuszona Julia! Siedzimy po uszy w gwnie, mj drogi, i teraz naprawd mamy na sumieniu czowieka! - Czowieka? - powtrzya Julia, ocierajc policzki z wymiocin. Wzrok miaa mtny, ale szybko odzyskiwaa jasno umysu. - Widzielimy wszyscy, e to co tu weszo, po prostu uyo ku temu jakiego mczyzny... - nagle zdaa sobie spraw z tego jak to brzmi. - O mj Boe... - szepna po chwili - Zabiam czowieka. - Nie wolno ci tak myle, Julio! - zaprotestowa natychmiast noblista - To nie by aden wybr, po prostu trzeba byo go zastrzeli! - Nie... - Julia pokrcia gow - To ja. To ja go zastrzeliam. Zobacz, ma dziur w gowie. - Porozmawiamy o tym, ale teraz musimy zaj si ciaem. Anno, prosz ci, porozmawiaj z Juli i dodaj jej otuchy... - profesor w zdumiewajcy sposb zmieni swoje spojrzenie i to za kadym razem gdy tylko przyglda si plecej na kanapie Annie Kamiskiej. - Postaram si - odpara maonka, a Drzewiecki pocign Burnfielda za paszcz, po czym mczyni wyszli z domu. - Robie to ju kiedy? - zapyta noblista, gdy wyszli na mikroskopijnych rozmiarw ogrdek, nie wikszy od przecitnego tarasu. Nadal panowaa tu ciemno. Noc nie powiedziaa jeszcze swojego ostatniego sowa i Drzewiecki zdawa si doskonale odczytywa t wiadomo. - Czy zakopywaem kiedy zwoki? To jaki art, prawda? - zapyta Burnfield, a zimno, ktre poczu nie miao nic wsplnego z lodowatym wiatrem, ktry wia w tej chwili od poudnia. - We opaty, stoj oparte o dom - bya to prawda, narzdzia stay przy cianie domu Feliksa, jak gdyby przygotowane do ukrywania zwok. - Gdyby si zmczy daj zna i odpocznij, w kocu to... Mondoe da ci prawdziwy wycisk, co? - Nazywasz go Mondoe? - zapyta Burnfield. - Masz pewno, e to nie byo co w rodzaju... no wiesz... zbiorowej halucynacji?

489

Profesor przez chwil przyglda si twarzy dziennikarza badawczym wzrokiem, a potem jego wzrok zjecha niej, w kierunku lecego pomidzy nimi, zakrwawionego trupa. To mwio wszystko. - Nie mamy chwili do stracenia, Jack - oznami profesor, biorc szpadel w donie i wyznaczajc jego czubkiem miejsce do rozpoczcia kopania. - Bierzmy si do roboty. Przy odrobinie szczcia nikt nas nie zauway. Jack popatrzy na swoje donie. Widzia wyranie opuszki palcow, lini ycia, w ogle wszystko. Na chwil opuci donie, a potem podnis je ponownie. Nic si nie zmienio. - Nie musisz mi wierzy, w kocu mog by tylko myloksztatem, ale... wierz mi, to rzeczywisto, nie sen - profesor poj natychmiast co jest przedmiotem uwagi Burnfielda w tej chwili, dzienniakrz kontrolowa bowiem reczywisto. - Tego si obawiaem - wzruszy ramionami Jack i zabra si do pracy. Kopanie zajo duej ni przypuszczali, bo prawie ptorej godziny. Zaczynao si przejania, czer ustpia granatowi, a potem szaroci, kiedy soce z minuty na minut byo coraz blisze wejcia na nieboskon. Zostao im jeszcze p godziny do wschodu soca, nie wicej. To stanie si dzisiaj. Powiniene to zrobi ju dawno temu. W jaki sposb uwalany ziemi profesor Adam Drzewiecki zda sobie spraw, e to ostatnie chwile jego ycia? C, z charakterystyczn dla siebie nonszalancj. Gowa wyprostowana wysoko do gry, wyprostowane plecy i wolna od papierosa do w kieszeni paszcza, a w oczach duma i wielki al - takiego go zapamita Burnfield, cho na razie niewiadomy autodestruktywnych planw Adama Drzewieckiego, to jednak przygldajcy si noblicie z wielk uwag.

Wci zastanawiasz si nad sposobem?


Adam Drzewiecki przypieszy tempo kopania. D mia ju dwa metry dugoci, p szerokoci i ptora metra gbokoci. To wci niewystarczajco gboko, aby myle o wrzuceniu do tej cholernej dziury ludzkich zwok - denerwowa si profesor, cho nie dawa tego po sobie pozna. Prbowa zaj czym myli, czymkolwiek byle tylko nie myle o podsuwanych mu przez Mondoe sposobach na samobjstwo.

We lekarstwa jak nauczyciel. Zapadnij w piczk, zawsze tego chciae, a potem umrzyj w spokoju.
Trzeba kopa szybciej. Szybciej, szybciej, szybciej. Wtedy zyskamy kilka minut czasu na opanowanie caego tego burdelu... - krzycza w mylach noblista, w rzeczywistoci nie wydajc z siebie choby jednego mruknicia. Szybciej, szybciej, raz i dwa! Przekopywana ziemia fruwaa w powietrzu.
490

Albo zawinij. Zrb to, przecie i tak ju przegrae. Masz sznur w klinice, prawda?
Kopa szybciej, szybciej, szybciej. Jack Burnfield przesta pogbia rw i w ogle zaniecha jakichkolwiek ruchw, gdy nagle zda sobie spraw z szaleczego tempa kopania, jakie narzuci sobie naukowiec. Starszy czowiek mci ziemi pkolistymi ruchami opaty, wyrzucajc w powietrze kolejne yki ziemi. - Adamie, opanuj si! - Jack stara si pomc profesorowi, ktry zachowywa si jak w amoku. - To bezcelowe, Jack! - wybuchn profesor, rzucajc opat w pozostae, stojce przy chatce narzdzia i powodujc straszliwy rumor - Moemy sobie zakopywa trupa tego mczyzny, ale chobymy mieli si tutaj usra od kopania, to i tak zakopujemy tylko pierwsze ciao, ktre Mondoe opanowa w Golgocie. Wiesz o tym, e jego prawdziwa istota znajduje si zupenie gdzie indziej, prawda? - To znaczy gdzie? - zapyta Jack, ktremu nagle przysza do gowy pewna cenna myl. Nie ubra jej na razie w obraz, to stao si za szybko, ale wiedzia ju, e jeli niczego nie spieprzy, to ju za chwile nadejdzie do niego zupenie genialna idea. - W naszych umysach! - postuka si Drzewiecki w gow - Jeszcze tego nie zrozumiae? Ten potwr gniedzi si w naszych umysach! - Nie - burkn Jack - Jeli istniaby tylko w gowie, to jakim cudem potrafiby si rozprzestrzenia? - Za pomoc jego nosicieli, czyli nas... - Drzewiecki ju odpala kolejnego winiowego diaruma za pomoc zapaek, osaniajc ciaem malutki pomyczek. Bya to ta sama paczka papierosw, ktr dziennikarz poczstowa noblist w dniu przyjazdu do jego golgockiej rezydencji. Czas zdawa si pyn inaczej w miejscu takim jak to... - Adamie czy kiedy zamieszkae w Golgocie... czy ju wtedy moge mie Mondoe w sobie? - Chodzi ci o to, czy ju wtedy byem jego nosicielem? - Tak, dokadnie. - Wydaje mi si... - zacz profesor, ale zastanowi si przez chwil - Jestem pewien, e nie. Cho zaczem go widywa w moich snach mniej wicej w tym samym czasie. - Wic mwisz, e on pojawi si w twoim umyle, kiedy zamieszkae w Golgocie? kiwanie si gowy profesora zachcao Burnfielda do dalszych pyta. Prawie mu si udao pomyle t jedn genialn myl, by ju naprawd blisko. Gdzie niedaleko std pewna mroczna sia wanie zdaa sobie z tego spraw. I wcieko j to jak nigdy do tej pory. Spjrz, Jack, spjrz na trupa, ktrego zaraz wadujecie do tej wielkiej dziury myla dziennikarz, pewien jak nigdy, e to jego, nie Mondoe myli - Ta dziwna sia
491

najpierw zamieszkaa mu pod czaszk, potem opanowaa jego umys, a potem cakowicie optaa dusz tego faceta. Sta si bezwolny i niezdolny do samodzielnego mylenia. Kierowaa nim destrukcyjna sia, za moc, ktrej jedynym celem jest... - ...zoenie w grobie - powiedzia na gos Jack, a profesor spojrza na niego ostrym wzrokiem - Adamie, ile jest cmentarzy w Golgocie? - Jeden - odpar Drzewiecki, ale nie wyglda choby na w poowie tak podekscytowanego jak Burnfield. - To Cmentarz Rany, zapuszczone, ale nadal bardzo pikne miejsce. Ale Cmentarz Rany nie jest powizany z Mondoe w aden sposb. Nie ma nic zego w ludziach spoczywajcych w ziemi tego miejsca. Zwoki mczyzny zostay bezceremonialnie wepchnite do wykopywanego rowu. Zasypanie ich ziemi byo kwesti kilku minut. - Nie ma nic innego? - zapyta Jack, czujc ju nieprzyjemne ukucie rozczarowania. A wydawa by si mogo, e by tak blisko, niemale o krok... - C... nie ma nic na adnej wspczesnej mapie, ale na tych przedwojennych, w gablotach ratuszowych, moge zauway, ze by jeszcze jeden cmentarz, cakiem niedaleko std, ydowski - mwi naukowiec - To byo kiedy przy synagodze, ktra zostaa wysadzona w trakcie drugiej wojny. Teraz cay cmentarz jest zaronity lasem... - Mylisz, e... Ich spojrzenia znw si spotkay. Badali si wzrokiem, nawzajem oceniajc stopie wasnego szalestwa. - Jack, nie sdz, aby co takiego jak Mondoe... - ...ukryo si na ydowskim cmentarzu? Dlaczego nie? - nie odpuszcza Burnfield. - To czym jest... czym si staje Mondoe, nie jest materialne. To nie jest prawdziwe! - Nie jest prawdziwe? Nie rozrniasz ju rzeczywistoci od snu? - zirytowa si dziennikarz. - Mwie mi, e kady sen jest rzeczywisty i prawdziwy, tak jak wspomnienia, e kada myl jest REALNA! - Bo tak jest - potwierdzi profesor. - Nie wycofuje si z... - Mondoe jest myl, ale jest prawdziwy! - Burnfield nawet nie zdawa sobie sprawy, e mierzy w pier profesora palcem wskazujcym. Nie miao to znaczenia. Czu, e jest na waciwym tropie, czu, e jeli tylko nie odpuci... - Moemy si tam dosta? - zapyta profesora po chwili. - Rozejrzymy si po okolicy. - To ryzykowne - odpar Drzewiecki. - Poza tym nie zapominaj, e twj samochod zosta przy mojej klinice... Jack wcign powietrze z gonym wistem. Cakowcie zapomnia o swoim range roverze!
492

Ale profesor nie skoczy zdania: - I gdybym po niego nie posa, to pewnie ju by go nie odzyska! - to mwic wycign z kieszeni kluczyki do auta. Nie mg si przy tym leciutko nie umiechn Auto stoi przed domem, od godziny modl si, eby nikt go nie zauway. Moemy jecha, gdy tylko uporamy si z tym cholernym grobem... - Tak. Musimy przydepta ziemi... - odpar automatycznie Burnfield, ale jego myli kryy wok auta - Kto przywiz z kliniki mj samochd? Oddali go tak po prostu? - To zasuga Feliksa. Zgodzi si i z Gerardem na zwiady, kiedy ty leae bez przytomnoci. Zwiady przeksztaciy si w wypraw do kliniki, dotarli tam pieszo, eby si troch rozejrze. Na miejscu nikogo nie byo, tylko zgliszcza... - zasmuci si Drzewiecki, ale natychmiast doda: - No, ale przynajmniej twoje auto udao si odratowa. Feliks przeprasza, e pozwoli sobie poyczy kluczyki. Gdy on i Gerard tylko si obudz, bd mogli opowiedzie ci o wszystkim. - Pniej - odrzek Burnfield - Adamie... pojedziesz ze mn? Wiem, e naraam ci tym samym na niebezpieczestwo, ale... - Nie artuj, Jack - umiechn si profesor Drzewiecki. - Po tym wszystkim w co ci wpakowaem jestem ci to winny. Jedziemy razem. - Razem - powtrzy Jack. Mzczyni podali sobie donie. Czy Jack Burnfield wiedzia, e profesor bdzie mia kompletnie odmienne plany wzgldem Mondoe? Oczywicie, e nie. Wyprawa zostaa zorganizowana w rekordowym czasie i dobrze, wszak kada sekunda zwoki oznaczaa wzrost niebezpieczestwa wykrycia. Jack wyczuwa wyranie to, co dawao o sobie zna w momencie jego przyjazdu do miasteczka Sarbinowe Doy. Wioska zostaa cakowicie opanowane przez generaa Mondoe. Odcita od wiata, targana konfliktami i ludzk chciwoci miejscowo miaa dzisiejszej nocy zmierzy si z najbardziej pierwotnymi siami, jakie istniay w rzeczywistoci graniczcej z snem. To dziao si wanie w tym miejscu, ktre z jakich niezrozumiaych dla dziennikarza przyczyn, pewna mroczna sia, wybraa sobie na miejsce do ycia. Jak wygldaoby tak parszywe miejsce jak Golgota, w momencie, w ktrym kamstwa i faszywe proroctwa Mondoe znikn z powierzchni ziemi? Burnfield nie potrafi sobie tego wyobrazi, cho prbowa, kiedy zasiada za kierownic range rovera, to jednak bezskutecznie, podobnie jak nie mg sobie wyobrazi, aby mieli dosta si na ydowski cmentarz bez adnych komplikacji. Mieli zbyt duo wrogw, poszukiwao ich zbyt wiele wciekych osb, aby mogli tak po prostu przejecha sobie przez miasteczko, i Jack doskonale zdawa sobie z

493

tego spraw, widzc w lusterku wstecznym, jak Adam Drzewiecki dwiga ciao sparaliowanej ony na tylni kanap samochodu. - Poinformowaa Feliksa i Gerarda o naszym wyjedzie? - zapyta Drzewiecki Juli Hauptmann, ktra wysza im na poegnanie. Jack przekrci ju kluczyk w stacyjce i warkot czterolitrowego silnika zagusza sowa profesora, ale kiedy ona komendanta przemwia, usysza kade jej sowo: - O wszystkim im powiem, kiedy si obudz. Na razie lepiej bdzie, jeli porzdnie si wypi. Kochani... - zawahaa si Julia - ...moe i nie wiecie o mnie zbyt wiele i nie znamy si zbyt dobrze, ale z caego serca ycz wam, ebycie odnaleli to czego szukacie. Naciskajc na peda gazu i z rosnc szybkoci oddalajc si od domku Psora, Jack Burnfield zastanawia si, czy yczenia kobiety nie stan si dla nich przeklestwem. Tak czy siak jej sowa miay speni si ju wkrtce. Nie mona jednak powiedzie, e dziennikarz by w stanie przewidzie to co stao si kilka minut pniej. Tylko przez uamek sekundy widzia w lusterku wstecznym, jak Anna szepcze co na ucho swojemu mowi. Ju po chwili noblista odzywa si penym napicia gosem: - Jack, czy mgby co dla nas z Ann zrobi? - byo to w miejscu, w ktrym szosa za zakrtem odbije w dwie strony, z czego jedna z nich bedzie prowadzia do kliniki psychiatrycznej profesora - Anna pomylaa, e dobrze by byo zaatakowa Mondoe "dwustronnie". - Dwustronnie? - powtrzy Jack, naciskajc lekko peda hamulca. Zbliali si do zakrtu. - Powinnimy zmierzy si z nim we nie, zajmujc jego uwag - wyjania Anna, a on wiedzia, e przyglda si jego plecom tym swoim nieznoszcym odmowy, kuszcym umiechem - Wtedy ty miaby czas na to, aby zaj si poszukiwaniem jego ciaa. Jack milcza przez dusz chwil, a silnik wy przecigle. Do zakrtu pozostao jeszcze jakie czterdzieci metrw. - Nie pokonamy tego czego, nie wiedzc, w ktrym miejscu si znajduje, Jack! doda profesor. Ale on mia inne, wasne motywy, dla ktrych pragn wrci ostatni raz w yciu do swojego szpitala. Zakrt do kliniki mieli ju w zasigu wzroku. - W porzdku - oznajmi Burnfield, podejmujc decyzj w ostatniej chwili. Obycie mieli racj, bo z tego co rozumiem, bd musia jecha na cmentarz samemu. - Nie miej nam tego za ze... - usysza gos Anny za plecami - Nie zrozum tego na opak, Jack, ale wydaje mi si, e bdziemy mieli z Adamem rwnie przesrane co ty. Prorocze sowa.

494

- Nie o to si martwi - zaprzeczy Jack. - Mdlcie si, ebymy nie spotkali nikogo na szosie. Jeli dojedziemy do szpitala to bdzie najprawdziwszy cud. Ale cud nastpi. I cho to co ukazao si ich oczom w momencie, kiedy niedowierzajc we wasne szczcie dotarli do zdewastowanego z zewntrz budynku kliniki psychiatrycznej, byo cakowitym przeciwiestwem cudu, to przygldajc si poncej beczce z olejem, oraz odpadkom, chyba medycznym, ktre kto bezczelnie podrzuci pod drzwi naznaczone napisem "UMIERA SI", byli bliscy ez. - Tego tu nie byo! - Drzewiecki wskaza na karoseri samochodu, stojc na czterech cegach i cakowicie blokujcych wejcie przez umazane farb drzwi - Chod, Jack! No dalej! Choby kada okoliczno sprzga si dzisiejszej nocy przeciwko nam! - Te masz wraenie, e co bardzo nie chce, abymy zrealizowali nasz plan? zapyta Burnfield Drzewieckiego, ktry dyszc i stkajc ciko stara si wywalczy dostp do wejcia do wasnego krlestwa. Anna Kamiska obserwuje jak dziennikarz podchodzi do auta i pomaga mocujcemu si z nim Drzewieckiemu upora si z nim. Ju po chwili karoseria starego escorta zostaje przewrcona na bok, a drzwi do szpitala jej ma - otwarte. - Teraz! - szepcze, niesyszana przez nikogo, spoczywajca w plecej pozycji na kanapie samochodowej i opierajc gow o boczn szyb - Zrb to teraz! Adam Drzewiecki zwleka jeszcze przez chwil, zapewnie targany wyrzutami sumienia. Czy nie obieca czowiekowi, ktry mu zaufa, e wejdzie z nim choby w ogie? Czy nie zagwarantowa, e nie odstpi go na krok, choby mieli za kilka chwil zmierzy si z najwikszym znanym czowiekowi zem, ktre najwyraniej skryo si na pewnym ydowskim cmentarzyku? Adam Drzewiecki jeszcze przez chwil bije si z takimi wanie mylami, cho Anna Kamiska ju widzi strzykawk, ktr m ukrywa w doni przed wzrokiem Jacka. Wstrzyknicie zastrzyku nastpuje dokadnie w chwili, w ktrej dziennikarz stawia pierwszy krok przez drzwi z napisem "UMIERA SI". Mija dosownie sekunda, a Burnfield ju osuwa si na ziemi, mylc tylko o tym, e przytrafia mu si to, kurwa, drugi raz podczas tej samej nocy. Nigdy ju nie zaufa profesorowi Drzewieckiego, ktry tyle samo razy przeprasza, co dawa nadziej. Nigdy ju nie bdzie takiej potrzeby... ani moliwoci. - Wybacz, Jack - mwi profesor, wiadom tego e jest obserwowany, cho niesyszany przez Ann - Potrzebuj tylko kilka chwil, eby mc w spokoju si zabi. Odwraca si w stron samochodu i podchodzi do swojej ony. Otwiera drzwi, bierze j na rce i z wysikiem, krok za krokiem, niesie j do swojego szpitala

495

psychiatrycznego. Drzwi "UMIERA SI" Adam Drzewiecki zostawia otwarte. Za chwil wniesie przeze bezwadne ciao pogronego we nie Jacka Burnfielda.

2.
Wntrze kliniki psychiatrycznej profesora Drzewieckiego tono w mroku. Tym razem profesor Drzewiecki nie mia zamiaru traci czasu na wczanie generatorw. Ciemno bya mu na rk. Zapewniaa dyskrecj i cakowicie odzwierciedlaa stan jego ducha. Nie uszo to oczywicie uwadze piknej Annie Kamiskiej, niesionej teraz na ramionach siwowosego noblisty, ktry nigdy wczeniej nie czu si tak stary i zmczony, jak wanie w tej chwili. - Jeste pewien, e chcesz to zrobi? - zapytaa go ona, kiedy wreszcie dotarli do boksu szpitalnego, a Adam pooy delikatnie jej ciao na ku. Oczywicie miaa na myli wejcie w sen, co byo w zasadzie jednoznaczne z walk z Mondoe. - Jak nigdy w yciu - odpar profesor, mylc o grubym sznurze. Musia gdzie tu by, cho nie mg sobie za nic przypomnie gdzie go zostawi. Adam Drzewiecki straci jasno umysu w chwili, w ktrej upi Jacka Burnfielda niewielk dawk substancji nasennej. Nie mia jej odzyska ju nigdy. - Bdziesz przy mnie, kiedy... kiedy go spotkamy? - zapytaa Anna, ju okryta kodr i przygotowujca si do snu. - Bdziesz sta obok mnie, kiedy spotkam potwora z szafy? - Kochanie, bd przy tobie ju zawsze - odpowiada Drzewiecki, mylc o ksidze kamstw, ktrych nikt nigdy nie spisa - I Jack te przy tobie bdzie, pi tu obok. Bardzo ci kocha, wiesz? - To dlaczego go upie? - oczy jego ony zawsze pytay bardziej, ni gos. - Kiedy przyjdzie czas... - zamyli si profesor. - Kiedy przyjdzie czas, bdzie gotowy. To wystarczyo Annie Kamiskiej. - W takim razie... - spojrzenie Anny zawsze przeszywao dusz profesora na wskro. To dlatego zakocha si w niej przez sen. - Dobranoc, ukochany. - pij dobrze, Anno. Adam Drzewiecki jeszcze dziesi minut stoi nad pograjc si we nie maonk. Jej klatka piersiowa zaczyna miarowo unosi si i opada ju po trzech, ale on zdaje si tego nie zauwaa. - Moe mi pan powiedzie... - mamrocze Anna przez sen. Adam Drzewiecki nie wiedzia wprawdzie, e jego ona rozmawia ju z Rifatem Darloviem, sennym agentem

496

specjalnym, ktry "porwa" j do podziemnego miasta pod Jednostk Centraln, ale wiedzia na pewno, e sowa kobiety nie s skierowane do niego. Daje sobie jeszcze kilka chwil na ostatnie przyjrzenie si wasnej onie. - Przebacz mi wszystkie moje ochydne kamstwa, kochanie. Wybacz, e wpakowaem nas w takie bagno. - Myloksztacie, rozkazuj ci wypuci mnie w tej chwili - sowa Anny staj si nagle pene lku i zdenerowania. To ju nie byo mamrotanie, tylko najprawdziwsza w wiecie obawa o wasne ycie - Wiem, e nie jeste prawdziwym czowiekiem, jeste tylko czci mojego snu. Przejmuj nad nim kontrol, rozumiesz? Adam Drzewiecki umiecha si lekko. Anna bya jego najlepsz uczennic. - Ty - cedzi Anna przez zby - Nie bd ci odpowiada, tworze. Element mojego snu Jeszcze przez ostatnie pi sekund w yciu Adam Drzewiecki spoglda na pogron we nie Ann Kamisk, a potem bez sowa wychodzi z sali, zamykajc za sob drzwi. Mylc o krokach milowych i niejasnym przeznaczeniu, Adam Drzewiecki kieruje swoje kroki do gabinetu. Nie by do koca pewien, ale prawdopodobnie gdzie tam, targany niejasnym przeczuciem, albo zgrzytem podwiadomoci, zostawi ju jaki sznur. A jeli tak nie byo, a przecie nie mg totalnie tego wykluczy, to zorganizowanie innego, rwnie porzdnego sznura zajoby mu kilka chwil. W takich miejscach jak to, zawsze znajdzie si kawaek sznura. I solidna krata okienna. Wchodzc do swojego gabinetu Adam Drzewiecki myli o wszystkich ludziach, ktrzy byli obecni w jego yciu. Bdzie ich z kilka tysicy, przynajmniej takich, ktrych kojarzy. Czy pomyla o ktrymkolwiek z nich, gdy staje na stoku i zarzuca sobie ptl na szyj? Oczywicie, e nie. Mia przecie inne rzeczy do zrobienia. - Co ty narobi, stary durniu rozejrzyj si i spjrz sobie w twarz mwi do siebie noblista. Burnfield odchodzi od zmysw przez twj "roztwr", Anna przestaa ci kocha z tego samego powodu. A cae miasteczko yczy ci mierci... C wszyscy dostan to, czego chc. Wierzga caym ciaem, strcajc spod stp niewielki taborecik. Krok w dobr stron. Ciao najwikszego sennego autorytetu w dziejach wiata koysze si tylko przez chwil, gdy odcitym od tlenu ciaem targaj drgawki. Sznur nie skrci karku noblisty, tak wic profesor zdy jedynie pomyle, e oficjaln przyczyn jego wasnej mierci bdzie uduszenie. Ciekawe...
497

3.
Anna Kamiska trwa w jednym z najgorszych koszmarw swojego ycia ju od jakiego czasu, a ten nie przecie w snach wikszego znaczenia. - Niech ci si nie wydaje, e wygrasz, ty aosna mendo mwi Rifat Darlovi, agent specjalny odziany cakowicie w czer i stojcy przed absurdalnym budynkiem, w samym centrum podziemnego miasta, naprzeciw odzianego w nazistowski mundur generaa Mondoe i przeraonej na mier Anny Kamiskiej. - GI! - ryczy potwr, a Anna wije si na ku z nieprzyjemnoci. Poowa eber zbuntowanego agenta zostaje zamana w jednej chwili. Nie ma ju siy wsta. Agent Rifat Darlovi umiera na miejscu. - Nie! krzyczy Anna. - SPJRZ NA MNIE! z zamglonych lepi sennej kreatury zaczyna wylewa si krew, a zby nagle wyduaj si SPJRZ NA MOJ POTG, TY NIC NIE ZNACZCA KURWO! OBIECUJ CI, E SPOTKA CI TO SAMO! ZGNIJESZ Z SAMOTNOCI, A NA KOCU BDZIESZ BAGA, EBYM DO CIEBIE WRCI! - Przerywam ten sen, Mondoe mwi Anna. - NATYCHMIAST POWIEDZ MI, CO ZNACZY .M.J! LUBY MIOCI JEDYNEJ? LADY MEGO JESTESTWA? - Nie jeste nawet blisko. - WIATO, MIO, JEDNO! MIEM MIOWA JEDYN! - Dobranoc, Mondoe. Rzeczywisto przysza nagle i, co zdarza si tylko w nielicznych przypadkach, rwnoczenie z momentem otwarcia oczu. Anna Kamiska dyszaa ciko, cay czas nie mogc przesta lka si nazistowskiej kreatury z krwawicymi powiekami. To dziao si naprawd, nie miaa adnych wtpliwoci. Otaczaa j ciemno, a ona wpatrujc si w nieprzeniknion czer odcitej od wiata i pogronej we nie wioski zdaa sobie spraw, e przed kilkoma chwilami bya wiadkiem mierci wasnego ma. To nie byo zabjstwo, lecz samobjstwo. "Pki mier nas nie rozczy", kurwa jego ma. No to nas wanie rozczya, ty cholerny skurwysynu. Nie obchodzio jej kiedy i czy w ogle przyjdzie do niej kto, ktokolwiek, aby sprawdzi jak czuje si dzisiaj. Wtpia, eby to w ogle nastpio. Nie interesowao jej nawet to, e w jej cuchncej potem izolatce zabrako wiata. Zwymiotowaa nagle, na ziemi, nie do miski i nawet nie zdaa sobie z tego sprawy. Bya sama, zupenie sama.

498

4.
Jak to si stao, e Jack Burnfield zna prawd o mierci Adama Drzewieckiego jeszcze przed swoim przebudzeniem? C, by moe Mondoe, ktrego energi dawao si wyczu w budynku nawet, a moe w szczeglnoci przez sen, wspomg w jaki sposb Ann Kamisk. Tak... byo to cakiem prawdopodobne, i cho Jack Burnfield nie mg wiedzie o tym, e Anna Kamiska opucia swoje ciao, aby ujrze w sennej marze samobjcz mier swojego ma, to jednak czu, e wszelkie jego obawy zwizane ze stanem psychicznym profesora ulegy zwielokrotnieniu. Czy byo tak dlatego, e Adam Drzewiecki sta mu si bardzo bliski i zacz si o niego obawia, czy byo tak dlatego, e noblista wbi mu prosto w szyj zastrzyk z substancj nasenn? Tym razem "roztwr" profesora, bya to prawdziwa jak jasna cholera, ostr, farmaceutyczn mieszanka, mcca w gowie i otpiajca zmysy. wiat cigle wirowa z szalon prdkoci, kiedy Jack Burnfield podnis si na nogi i zda sobie spraw, e jest sam, w boksie szpitalnym, a jeli wierzy sowom profesora, kilka boksw od Jacka, Drzewiecki i jego ona, walcz z najprawdziwszym, cho sennym zem. Trwao to chwil, zanim Jack podj decyzj o opuszczeniu wzgldnie bezpiecznej sali szpitalnej. Zataczajc si jak pun cierpicy na syndrom odstawienia z caej siy pchn drzwi i wyszed na korytarz pogrony w cakowitych ciemnociach. - Ada... mj kochany Ada... - usysza natychmiast paczcy, kobiecy gos, a wszystkie wosy na karku zjeyy mu si z przeraenia. Nie mia przy sobie nic, choby najbardziej aosnej latareczki przywieszanej do kluczy, albo paczki cholernych zapaek, dosownie nic, byleby tylko przerwa panujcy wszdzie mrok. Nie pamita, czy Anna mwia co jeszcze, ale kiedy uchyli lekko drzwi do jej boksu, ujrza tylko cie, zarys postaci, lecy na ziemi, a nie na ku, trzymajcy w rku srebrzysty medalik i szepczcy: - Przysigae mi, e tego nie zrobisz... przysigae mi na nasz mio, e si nie zabijesz... Jack sta tak przez chwil, wiadomy tego, e dla Anny Kamiskiej jest niewidzialny. Przez moment rozwaa, czy nie zapyta Anny co si stao, nie podej do niej i nie przytuli jej, doda otuchy, albo powiedzie, e nie bdzie wcale tak le... Nic z tego. Za bardzo si ba, e j przestraszy. Poza tym umys zacz pata mu figle - rzeczywisto zdawaa si zlewa ze snem w jedn, szarobur ma, ktr Burnfield widzia teraz przed oczami. Musia sprawdzi, czy paczliwy bekot kobiety jest prawd, czy Anna Kamiska ma racj, mwic o mierci swojego ukochanego Adasia. Poza tym nie mg sucha ani sekundy duej szeptu, ktry przywodzi mu na myl najgorsze chwile w jego yciu. Niedostrzeony i nieusyszany przez pogron w ciemnej rozpaczy
499

Ann, cicho przymkn drzwi i najciszej jak potrafi uda si dalej korytarzem, dalej w stron gabinetu. Nie waha si jako specjalnie przed otwarciem drzwi. Zna to miejsce, by tutaj kilka razy, podczas terapii profesora Drzewieckiego. Wielkie obietnice i pikne sowa paday w tym pomieszczeniu niezwykle czsto. Dzi speni si jednak ostatni czyn profesora Drzewieckiego, a Burnfield przekona si o tym p sekundy po popchniciu drzwi i zapaleniu wiata. - Hej, Jack - usysza gos wiszcego na sznurze martwego profesora i omal nie popuci w spodnie ze strachu. Dyszc ciko i uderzajc si z otwartej doni w twarz, aby oprzytomnie, Jack powtarza sobie, e to absolutnie niemoliwe, aby samobojcy przemawiali do niego zza grobu. Kiedy oddech uspokoi si nieco, a szok mija niepiesznie, Burnfield podj decyzj, e musi przyjrze si mimo wszystko zwokom profesora. Nie y na pewno, to nie budzio adnych wtpliwoci. Stary czowiek wisia na kracie okiennej, a sznur wpija mu si w szyj, podczas gdy skra profesora wchodzia w pierwsz faz stenia pomiertnego. - Dlaczego to zrobie? - zapyta Burnfield szeptem. - Nikt nie mia ci nic za ze. Wystarczyo po prostu si nie poddawa, a ty... Nie byo sensu na dalsze rozwaania. Kilka kilometrw std znajduje si pewien ydowski cmentarz, na ktrym, gdy nadejdzie wit, pooy si spa co bardzo, bardzo mrocznego i gnijcego. - Mam nadziej, e odnalaze ukojenie przyjacielu. Oby ona wybaczya ci ten krok, bo ja nie mam ci tego za ze - byy to ostatnie sowa jakie Jack powiedzia kiedykolwiek do profesora Adama Drzewieckiego. Ogarniajc ostatnim spojrzeniem miejsce mierci noblisty Jack Burnfield mia zy w oczach, ale nie zapaka. Wiedzia jak niewiele osb na wiecie, e pewne decyzje yciowe mczyni musz podj w samotnoci. I cho czsto s to decyzje bolesne i kosztowne, to nikt nie powinien smuci si z powodu ich podjcia. Szkoda tylko, e byo dokadnie odwrotnie. Opuszczajc klinik ostatni raz w yciu, Jack Burnfield nie myla o wiadomym nie, mierci, ani mioci maeskiej, lecz o Adamie Drzewieckim takim jakim by naprawd. Burnfield sta teraz przed klinik i pomyla, e noblista zasuguje na szczer prawd. Ludzie jeszcze nie wiedzieli jaki naprawd by profesor, a przecie on sam, dziennikarz z zawodu, przyby tu po to, aby opisa prawd o ostatnim polskim noblicie.

500

Niewiadom tego, e powtarza ostatni wiadom myl profesora, Jack Burnfield szepn w ciemno kilka sw: - Ludzie dostan to, czego chc. Silnik warkn, kiedy Jack nacisn stop peda gazu. Dziennikarz ucieka z kliniki profesora tak szybko, jak tylko si dao. Dokadnie pi sekund po ruszeniu auta z miejsca, zza zakrtu wyonia si wiekowa jetta komendanta Hauptmanna, kierowana przez jego syna, Juniora. - A niech mnie szlag, to ten amerykaski gryzipirek! - woa stary Hauptmann. Zawracaj! - Tato! - krzyczy nastolatek, przeraony nagym wybuchem ojca. - Zawracaj, kurwa! Zawracaj! ryczy Hauptmann, wczajc koguta na dachu. W tej samej chwili wiata mkncego w d szosy range rovera zgasy. Cel Hauptmannw sta si niewidzialny, jednak tylko na chwil. Przejedajc przez kolejny zakrt asfalfowej serpentyny, Andrzej Hauptmann zauwaa lady opon po ostrym hamowaniu. Natychmiast dodaje dwa do dwch. Wie ju, e Jack Burnfield skrywa si gdzie tutaj, wrd tych, a nie innych drzew wielkiego golgockiego lasu. - Zatrzymaj si! Zatrzymaj si w tej chwili! - Niby dlaczego? - Zatrzymaj si! Zatrzymaj, kurwa! ryczy Hauptmann, a Junior patrzy na niego z jeszcze wikszym zdziwieniem. Stary Hauptmann z caej siy wciska kolano syna w peda hamulca. Autem niebezpiecznie zarzuca, aby po chwili samochd wpad w niebezpieczny dla ycia polizg. - Tato, kurwa! Pojebao ci?! Hauptmann uderza syna pici z caejsiy. - Nacinij porzdnie ten pierdolony hamulec! Wysiadamy! On gdzie skrci! mwi przez zacinite zby ojciec, zakadajc czapk.

5.
Trzask! Znw powrt ze snu do rzeczywistoci. Niedugo bolesne powroty wiadomoci stan si pieprzon specjalnoci Jacka Burnfielda, zakadajc oczywicie, e przez przeycia w Golgocie, a przede wszystkim przez terapi psychiatryczn u witej pamici Adama Drzewieckiego, nie postrada zmysw i nie straci zdolnoci do odrniania sennego koszmaru od jawy.

501

Mj Boe, ile czasu tu spdziem? - pomyla Jack, przygldajc si desce rozdzielczej range rovera. Soce ju prawie wschodzi! Nie ma chwili do stracenia, a ja pi sobie w samochodzie, jak jaki cholerny turysta! Po kilku sekundach Jack wyszed z auta, i ju mia zamiar i i nigdy nie wrci, tylko po to, aby zmieni zdanie i wrci do wozu w trybie natychmiastowym. Musi zabra swj dziennik. Jego osobist przepustk do Pulitzera. O tak, choby mia zdechn, optany ju wkrtce przez jaks tajemnicz cmentarn si, ktra panowaa w tym miecie od zarania dziejw, nie wyrzeknie si swojej pracy - nie po to pisa pod okiem Drzewieckiego to senne cholerstwo, eby teraz spali je w kominku, albo porzuci w lesie! Gdzie mia si mieci ten cmentarz, do cholery? - powiedzia do siebie, pakujc swj dziennik snw za pazuch. Drzewiecki wspomina o tym, e ydowski cmentarzyk by w caoci zalesiony. Burnfield wyobrazi sobie wtedy urokliw polan na skraju lasu, ale dopiero teraz, faktycznie bdc porodku lenej gstwiny, dotaro do niego, e wcale nie musi wyglda to w ten sposb. Nie majc niczego do stracenia zakluczy pilotem samochd i zacz przedziera si przez lene chaszcze. Byle do przodu, byle do przodu. Krok za krokiem... Range rover Burnfielda znikn za drzewami ju jaki czas temu. Gazki krzeww smagay Jacka po twarzy, kiedy uparcie poda on przed siebie, kierujc si niejasnym przeczuciem, czym w rodzaju przycigania. Cokolwiek przywiodo go do tej smutnej lenej gstwiny, w przeraliwie deszczowy, janiejcy z kad chwil poranek, teraz to co dawao Jackowi znak, e jest ju niedaleko i chtnie obejmie go swoimi dugimi szponami, przygarnie do siebie, a potem zoy miertelny pocaunek na jego zaschnitych wargach... ydowski cmentarz pojawi si nagle, ale nie nieoczekiwanie. Dziennikarz spodziewa si wrcz, e kiedy przedrze si na si przez najgorszy odcinek, totalnie zakrzewiony i niedostpny dla nikogo skrawek lasu, wtedy wreszcie ujrzy przed sob may, smutny i zapuszczony cmentarzyk, peen nagrobkw z napisami w jidisz. Czy ktrykolwiek z dziennikarzy wyrnionych za swoje osignicia nagrod Pulitzera mgby przypuszcza, e zwieczenie cikiej pracy nadejdzie do w takim miejscu jak to? Jack sdzi, e nie, byo to zbyt absurdalne, a jednak... kiedy stan wreszcie, po dugim, wyczerpujcym marszu pomidzy kilkoma zapuszczonymi nagrobkami. Na jednym z nich, z napisem, ktrego Jack nawet nie prbowa odczyta, dziennikarz dostrzeg za to co, co zmrozio mu na chwil krew w yach. Najzwyklejszy w wiecie tani znicz z czerwonego plastiku pon sobie jak gdyby nigdy nic, upamitniajc spoczywajcego w grobie, nieznanego nikomu spord yjcych czowieka. Pomyczek wewntrz tandetnego pprzeroczystego opakowania zdawa si szydzi ze strachu
502

Burnfielda. Targany porannym wiatrem pon jednak nieustpliwie, wzbudzajc kolejn fal strachu i poczucia samotnoci. - Jestem tutaj, Mondoe - rzek pszeptem Jack, przeskakujc wzrokiem po kadym spord kilkunastu podobnych do siebie starych nagrobkw ydowskich. Jestem tutaj, przyszedem do ciebie, syszysz, skurwysynu? Nikt nie odpowiedzia, a Jack poczu si jak idiota. Czego si w zasadzie spodziewa? Spotkania z senn kreatur, ktra wyjdzie z grobu, niczym zombie z afrykaskich legend, otrzepie nazistowski paszcz z ziemi i bota, a potem rozoy swoje skrzyda i powita go szyderczym umiechem? W zasadzie tak. Ale nie to zajo teraz myli Jacka. Wanie usysza za sob kroki. Ledwo zdy si obrci, a dao mu to tylko tyle, e zdoa jakim cudem uchyli si od ciosu wielkiej, gumowej paki policyjnej, ktr mody Junior Hauptmann prbowa zamontowa w jego plecach. - A masz! - rykn mody policjant, i zamachn si, jednak chybi, uderzajc policyjn pak w traw i prawie si przy tym wywracajc. Jacki widzi jeszcze tylko komendanta Andrzeja Hauptmanna, ktry sapic i klnc cay czas przedziera si z wysikiem przez zielone chaszcze, w caoci skpane w szaroburej mazi wschodzcego dnia... a potem nie ma ju czasu na jakiekolwiek obserwacje. Pistolet pojawi si w rku komendanta golgockiej policji niemal dokadnie w tej samej chwili, kiedy Jack rzuca si za najbliszy dostpny nagrobek, ratujc sobie tym samym ycie. Z tego co widzi Junior, kawa cholernego kamienia nagrobnego naley do p. Izaaka Jakiegotam i dobrze spenia swoj rol ochronn, bowiem gdy ojciec pakuje we cay magazynek swojej subowej giwery, ani jeden z pociskw nie dosiga pieprzonego gryzipirka ze Stanw. Kto go w ogle uczy strzela mojego starego i kiedy to kurwa niby byo?! zastanawia si mody oficer, bezceremonialnie rzucajc pak na ziemi i natychmiast wyjmujc z kabury swoj wasn, ukochan berett. Nie bya ona na wyposaeniu zwykych policjantw, ludzi tak nudnych i ugrzecznionych jak chociaby cholerny posterunkowy Samuel i wasnie dlatego Junior Hautpmann, tak kocha swj pistolet, ktremu wzorem onierzy walczcych po amerykaskiej stronie w Wietnamie, nada nawet imi. Jego Berta, spoczywaa teraz w jego doniach, trzymana kurczowo, lecz pewnie. Przy odrobinie szczcia uda mu si sprowokowa tego cholernego jankesa, aby ruszy dup ze swojej kryjwki.... - Wya Burnfield, ty cholerny tchrzu, cho raz zawalcz ze mn jak mczyzna! krzyczy Junior, dajc wasnemu ojcu znak, eby siedzia cicho. Ten jednak nie sucha syna, jest wszak starszy stopniem i ma cholerne prawo dziaa wedug wasnych
503

przekona, dlatego wanie, kompletnie ignorujc syna, zaczyna skrada si pomidzy nagrobkami w stron kryjwki dziennikarza. Na pocztku nawet mu to wychodzi, jednak tak wielki facet, jak Andrzej Hauptmann, na dodatek pijany i z mczcym go przez p nocy kacem, nie moe przemieszcza si bezszelestnie po lenym cmentarzu, to po prostu niemoliwe. - Zabijemy Drzewieckiego i t jego Kurewn niek, jeli nie wystawisz zaraz swojej amerykaskiej dupy zza grobu, rozumiesz? - woa Junior Hauptmann, starajc si jak moe, aby zaj Burnfielda jakimkolwiek dialogiem, podczas gdy jego ojciec, dostanie si wreszcie za ten pieprzony kamie i zabije gnoja. Ale Burnfield wiedzia, ze groba nie zostanie speniona. Przynajmniej jeli chodzi o sam osob Adama Drzewieckiego, groba jego zabicia bya po prostu niemoliwa do wykonania, a jeli chodzi o Ann, to Jack przypuszcza, e nie stanowi dla Hauptmannw a tak wanego celu. Co innego Julia Hauptmann - stwierdzi w mylach Burnfield, przypominajc sobie o onie komendanta, ktra prawdopodobnie wanie spaa, albo przygotowywaa niadanie zmczonym dug wypraw Feliksowi i Gerardowi. - Komendancie Hauptmann! - rykn Jack, a damski-bokser w czapce komendanta, a przystan w bezruchu na dwik tych sw - Ty i twj syn... ty i twj syn, zostawicie mnie w spokoju, albo twoja ona zrobi wszystko, aby nie wyszed z wizienia przez najblisze dziesi lat! Andrzej Hauptmann przez uamek sekundy analizuje sowa Burnfielda, widzi jednak ktem oka wasnego syna, ktry woln doni puka si znaczco w czoo. Przekaz by jasny: "nie daj si w to wcign, pierdoli gupoty". - Moja ona? - zamia si Hauptmann, nieco goniej, ni zrobiby to gdyby rozmawiali z Jackiem twarz w twarz. - Moja ona zrobi wszystko, czego tylko bd od niej oczekiwa, Burnfield, i ani ty, ani jaki senny szarlatan, nie zmienicie tego, chobycie bardzo chcieli! To ja reprezentuj w tym miecie wadz, ja, rozumiesz? - Ty?! - odkrzykn Jack Mylaem, e Urban Waren! Mimo tego, e gnije mu twarz, to mog si zaoy, e nie zrezygnuje ze swojego... - Mam w dupie tego ysego grubasa, jego ropiejc mord i dziury w jego polikach, rozumiesz?! - rykn Andrzej Hauptmann. - Mam tak samo w dupie moj zdradliw on, moe mi possa, kiedy przyjdzie mi na to ochota! Czowieku, nie daj si tak atwo prowokowa - myli Junior Hauptmann. Mwisz, kurwa, o mojej matce! - Zamknij si, tato! - woa Junior, zaciskajc mocniej palce, na subowej broni. Dosta j w prezencie od dumnego ojca, kiedy zacign si do policji i stalo si jasne, e
504

stanie si bezporednim zwierzchnikiem wasnego taty. Teraz, kiedy Junior zapozna si i zaprzyjani z wasn Bert, nie mg uwierzy, e czowiek, ktry by w Golgocie jego autorytetem i gwarancj nietykalnoci zarazem, mwi w ten plugawy sposb o wasnej onie. Czy ich maestwo byo w ogle cokolwiek warte? Jego wasna matka ucieka z ich domu, jak jakie maltretowane zwierz. Fakt, Junior zdawa sobi spraw, e stary lubi czasem troch wypi, ale mody policjant musia przyzna, e ucieczka matki kompletnie go rozbia. Straci apetyt, w caym domu momentalnie zapanowa totalny baagan, a suche i bezsensowne rozmowy z wiecznie pijanym ojcem-szefem, doprowadzay go do pasji. By moe to ta mroczna sia, panujca na starym cmentarzyku zainfekowaa myli Juniora, a by moe to sam Mondoe, ktry w dziwny sposb zdawa si emanowa spomidzy brudnych, zaronitych pyt nagrobnych, zainteresowa si wanie mylami modego oficera. Tak czy siak, co co wanie pko w Juniorze Hauptmannie, zmienio cay dalszy bieg wydarze. - Co ty do mnie powiedzia, skurwysynie?! - cedzi Andrzej Hauptmann w stron syna. Ta cholerna noc na pewno nie moga przynie nic dobrego, a poranek zapowiada si jeszcze bardziej do dupy, ni przypuszcza. - Powiedziaem, eby nie wyraa si tak o matce - odrzek Junior, a prawa do lekko mu zadraa. Andrzej Hauptmann wyglda, jak gdyby mia zamiar zabi wasnego syna goymi rkoma. Chocia nie, by moe ich relacje prywatne nie miay w tej chwili dla starego Hauptmanna wikszego znaczenia, by moe to nie syn, a jego podwadny, pieprzony Junior Hauptmann, wkurwi go w tej chwili najbardziej swoj niesubordynacj. - Natychmiast si uspokj - rozkazuje synowi. - Rozumiem ci, syszysz? Rozumiem twoj zo. To wszystko wina kurwicej si i uciekajcej z domu dziwki, zwanej Juli Hauptmann - powiedzia komendant. - NIE MW TEGO, ANI SOWA WICEJ, AOSNY PIJAKU, OKAZUJ MOJEJ MATCE WICEJ SZACUNKU, NAWET JELI OD CIEBIE ODESZA, ALKOHOLOWY PIERDOLCU! - rykn Junior, a potem, nie pytajc Boga po co, wystrzeliwuje w powietrze dwa naboje, prawdopodobnie po to, aby da upust swojej ogromnej wciekoci na ojca. W tej wanie chwili, porodku najbardziej absurdalnej sytuacji, w samym sercu lasu i ydowskiego cmentarzyka, Junior Hauptmann zdaje sobie spraw od jak dawna nienawidzi wasnego ojca. Owszem, sam te nie by wity, zdarzao mu si prowadzi radiowz po pijaku, przej si na dziwki z kumplami, albo, no c, pobi ojca wasnej dziewczyny, ale nigdy w yciu nie pozwoliby sobie na uywanie tak parszywych sw i tak silnych ciosw wobec kobiety, ktr jako jedyn na wiecie kocha naprawd.
505

W tej samej chwili Jack zda sobie spraw, e istnieje cie szansy na to, e opuci cmentarz bez uszczerbku na zdrowiu. By to wielki bd z jego strony, luksusowe zaoenie, na ktre nigdy nie powinien sobie pozwala, w takich sytuacjach jak ta, a jednak... Jack pomyla t jedn, jedyn myl. Mam nadziej. - Baczno! - krzyczy stary Hauptmann, tylko odrobin zaskoczony wybuchem wciekoci syna. Wiedzia, e patrole z synem to bdzie prawdziwa katorga, ten rozpieszczony bachor nigdy nie wypenia jego polece, na dodatek zawsze by za t kurw, Juli, ktra go krya, gdy krad mu papierosy, albo pienidze. Ale Junior Hauptmann ignoruje sowa swojego szefa, za co w normalnych okolicznociach spotkay by go same nieprzejemnoci, a w nienormalnych... - POWIEDZIAEM BACZNO, TY CHOLERNY PANTOFLU, MASZ MI TU CHODZI JAK W ZEGARKU I ZAPOMNIE NATYCHMIAST O KURWIE, KTRA ROZKRACZYA NOGI, EBY... Trach! Trzeci nabj z lnicej, czarnej Berty Juniora Hauptmanna zosta wystrzelony z ogromnym hukiem, poszcym wszystkie ptaki w okolicy. Strza nie zosta jednak oddany w gr, jako ostrzegawczy. Tym razem Junior celowa do wasnego ojca i prawie mu si udao go dosign. Czy mia zamiar go zabi? Nie wiedzia, ale ju mierzy kolejny raz w stron gowy wasnego ojca, a donie latay mu w powietrzu, drc i zataczajc koa. - Jeeli jeszcze raz obrazisz moj matk, zabij ci, rozumiesz? - pyta Junior Hauptmann, ignorujc to, e jego ojciec rwnie ju do niego mierzy. Nie mia przecie nabojw w magazynku, wystrzeli wszystkie jak debil w stron ukrywajcego si za kamieniem Burnfielda. Czy zdawa sobie z tego spraw? Po wyrazie wciekego spojrzenia Andrzeja Hauptmanna i przeraliwym umiechu, jaki wyszed mu w tej chwili na usta, Junior Hauptmann zrozumia, e nie. - Prbuj, Junior, prbuj - zamia si komendant. - Sprbuj chocia raz zrobi co od pocztku do koca. Poka, e nosisz w sobie krew tej parszywej dziwki, poka, e z ciebie te jest kawa kurwy! No dalej pocignij za spust, POCIGNIJ ZA SPUST TO CHOLERNY ROZKAZ, TY MAA PIZ... Jack usysza wystrza i a podskoczy. Widzia na wasne oczy, a nawet czu podwiadomie, e strza ktry odda Junior Hauptmann by miertelny. Niedokoczone przez komendanta Andrzeja Hauptmanna obraliwe sowo zawiso w powietrzu, jak przeduajce si w nieskoczono przeklestwo, a dym wydobywajcy si z lufy Berty Juniora Hauptmanna mierdzia jak nic innego.

506

Dopiero po kilku sekundach przygldania si wasnemu ojcu z dziur w gowie, ktry po chwili pada na ziemi, ju bez adnego sowa na ustach, Junior Hauptmann zdaje sobie spraw z tego, czego wanie dokona. - Sodki Jezu... co ja zrobiem... Panika zaczyna wdziera si do jego umysu. Pistolet, ukochana Berta Juniora lduje po chwili na ziemi, aby doczy do paki policyjnej. Junior stara si opanowa drenie prawej doni, trzymajc j za pomoc prawej, ale nic to nie daje. Obie rc dr mu, jak gdyby opotay na wietrze. Po chwili mody oficer osuwa si na kolana, ale nie pacze. Wciga po prostu powietrze z gonym chrumkaniem, jak zrozumia Jack, starajc si za wszelk cen nie zemdle. I faktycznie, udao mu si. Mody mczyzna w policyjnym mundurze wyprowadzi si z szoku bez niczyjej pomocy. Kryjcy si za kamiennym nagrobkiem Jack Burnfield, najwolniej jak potrafi wychyla si odrobin za bezpieczn granic nagrobka i widzi, jak Junior Hauptmann zamyka oczy, a potem zaczyna koysa si na kolanach w przd i w ty. Nie wydaje przy tym z siebie adnego dwiku, Burnfield syszy jedynie gony wist powietrza wciganego przez nos Juniora Hauptmanna, a potem szelest, kiedy policjant wstaje na nogi i podnosi z ziemi Bert oraz pak. Bdem, ktry popeni Jack, byo stracenie czujnoci na trzy sekundy. Trzy cholerne sekundy, dokadnie tyle wystarczyo, aby Junior Hauptmann dotar za nagrobek, bdcy oson Burnfielda przed leccymi w jego stron nabojami. Nie mia si nawet czym obroni i to byo najbardziej ironiczne w caym tym cholernym cmentarnym przedstawieniu. - Nie rb mi krzywdy - powiedzia Burnfield, nie silc si nawet na bagalny ton. Mody, uzbrojony i miertelnie niebezpieczny policjant i tak zrobi z nim to co bdzie chcia. W kocu przed chwil zabi wasnego ojca, czy nie? Ale Junior Hauptmann nie zamordowa Jacka Burnfielda. - Nie widziae niczego, nie widziae ani mnie, ani jego, w ogle nic, rozumiesz? wyszepta Junior Hauptmann, trzymajc kurczowo za szyj totalnie zaskoczonego Jacka. Nigdy mnie tu nie byo i ju nigdy si nie zobaczymy! Bywaj! "Bywaj!". Naprawd to zrobi. Spojrza mu prosto w oczy, skin gow. Poegna si z nim prawie jak z przyjacielem. A potem znikn w lesie, ju na zawsze, aby nigdy wicej nie pojawi si w Sarbinowych Doach. - Wracaj! - krzykn za nim Burnfield. Mia do niego tak wiele pyta, tyle spraw pozostawao niewyjanionych... dlaczego ojciec i syn prowadzili za nim pocig? Czy kierowaa nimi dza zemsty, wendetta za on i matk, Juli Hauptmann, ktra w tej chwili ukrywaa si w mikroskopijnych rozmiarw chatce nauczyciela? I dlaczego Junior
507

posun si do ojcobjstwa? Czy to prawda, co mwi o komendancie Hauptmannie? By pijakiem i damskim bokserem, prawda? Ale czy to oznacza, e zasuy na mier? Na pewno na pochwek. Cho Andrzej Hauptmann by jego wrogiem, by take martwy i to gryzo Jacka najbardziej. Bdzie musia samodzielnie odprawi swojemu oprawcy pogrzeb. - Wykluczone - powiedzia do siebie Jack, gono i stanowczo. - Nie bd si babra w trupach. Nie po to tu przyjechaem! Czyby? - Jestem dziennikarzem, do jasnej cholery! Przyjechaem tu, aby przekona si, kim tak naprawd jest profesor Drzewiecki, a nie, eby zakopywa jego wrogw.

Zakopywa? Tylko zakopywa?


Wtedy do Jacka dotara prawda. Przysza nagle i jako co tak oczywistego, e Jack nie mg zrozumie, dlaczego nie zrozumia tego wczeniej. Pozostaje mu tylko jedno i obawia si tego najbardziej. Pochowa ciao Andrzeja Hauptmanna to jedno. Ale musi te, a moe przede wszystkim, wykopa to, co skryo si w jednym z grobw. Musi wyczerpa si fizycznie, doj na sam szczyt zmczenia, aby bez adnej gwarancji powodzenia, dotrze do pewnego poncego od rodka, ropiejcego i rannego, lecz wci ywego organizmu, a jeli tylko uda mu si go znale, przyjdzie pora na zmierzenie si ze wszystkimi najwikszymi lkami, i to nie we nie, pod ciep kodr, ale tutaj, na zapomnianym przez Boga cmentarzyku w samym sercu golgockiego lasu.

Zrb to. Zasuy na pochwek, Drzewiecki by tego chcia.


- Nie wiesz tego, kreaturo - powiedzia Jack, kierujc swoje sowa ku pospnym, ydowskim nagrobkom. - Nigdy tego nie wiedziae. Ale zrobi to. Pochowam tego skurwysyna tak dobrze, jak tylko bd umia. Godziny mijay w lamazarnym tempie. Jack postanowi, e zajmie si najpierw pochwkiem, a dopiero potem, tym, co sprawiao mu wikszy bl... odchwkiem. Nie mia przy sobie adnego sprztu, ale przypomnia sobie, e w range'u ma litrow butelk wody i ma, teleskopow saperk. Wracajc przez kujce chaszcze i pokrzywy do skrytego w zarolach samochodu, Jack myla o najgorszym dniu swojego ycia.

Samodzielny pochwek wroga? Ekshumacja przeprowadzana saperk? Co jeszcze przyjdzie ci do gowy, zanim przyznasz, e odszede od zmysw?
- Nie. To nieprawda, nie mog tak myle - powiedzia do siebie gono, gdy wycign z auta wszystkie niezbdne przedmioty i zacz wraca w kierunku cmentarzyka. Dochodzia sma rano. Soce wyszo ju wprawdzie na nieboskon, ale korony drzew wielkiego golgockiego lasu skutecznie odcinay cmentarzyk od wikszoci wiata, tak wic, gdy Burnfield dotar tu ponownie, wszystkie nagrobki, podobnie jak
508

martwe ciao Andrzeja Hauptmanna z dziur w gowie, pogrone byy w zasadzie w pmroku. - W porzdku przyjacielu - rzek Burnfield. - Pozwl, e najpierw wykopi ci porzdny grb, a dopiero potem powiem par sw, okej? Brak odpowiedzi dziennikarz uzna za milczc aprobat. Bez zbdnych ceregieli uklkn na ziemi, wbi saperk w pokryt igliwiem ziemi i zacz kopa grb.

Jeste wspodpowiedzialny za to co si stao, Jack... - usysza pod wasn czaszk,


gdy wykopa ju mniej wicej jedn trzeci zadowalajcej go gbokoci grobu. W tej samej sekundzie Jack cisn saperk z caej siy. Rzuci j tak mocno, e gdy wpada z gonym, nieprzyjemnym trzaskiem w pyt nagrobn, ukruszya cakiem spory kawaek "I" w napisie "Izaak". Burnfield nawet tego nie zauway. Krzycza z caych si i dawa upust wciekoci: - Nie prbuj ze mn pogrywa, myloksztacie! Boisz si, e znajd to, co powinno pozosta nieodkryte, co?! A wic posuchaj mnie uwanie, Mondoe! Nie wiem czy mi si uda, ale nie mam nic do stracenia. Zrobi wszystko, eby zakoczy twoje panowanie w Golgocie, choby to bya ostatnia, kurwa, rzecz jak zrobi w moim niewiele wartym yciu!

Co do tego ostatniego si zgadzamy...


- Nie manipuluj mn, zabraniam ci, syszysz?! Jeste tylko w mojej gowie, w mojej gowie... To mwic osun si na kolana, spogldajc w d wykopanego wasnorcznie grobu. By pytki jak cholera, ale by moe na taki, a nie inny grb zasuy czowiek, ktry codziennie od wielu lat, z jadowit konsekwencj la swoj on po pijaku i wypenia polecenia polityka, ktrego gnijce myli przyprawiy go o gnijc twarz. - Suchaj, dupku w mundurze, bo przemwienie bdzie krtkie... - powiedzia Burnfield, nie silc si nawet specjalnie na dostojny gos. - ...dostae dokadnie to na co zasuye, a w moim przekonaniu zasuye na pieko. Zabi ci twj wasny syn, ktry nie mg ju duzej cierpie myli, e jego szef i ojciec jest przyczyn wszystkich jego problemw. Jezus mwi, e kady, ktry powierzy mu swoje ycie, obojtnie jak grzeszne ycie prowadzi, dostpi zbawienia, ale wiesz co? Nie wierz mu. Nie wierz, e kto taki jak ty, bdzie dzi spoywa wieczerz u boku Chrystusa. Wierz za to, e wyldujesz w tej pytkiej dziurze, a kiedy zasypi ci ziemi, nikt nie bdzie nawet wiedzia, e ley tu taki skurwiel jak ty. A teraz hop do grobu! To mwic, Jack trci czubkiem buta spoczywajce przy wykopanym rowie ciao, tym samym powierzajc reszt dziaania prawom fizyki. Ciao Andrzeja Hauptmanna przetoczyo si o sto osiemdziesit stopni, uwalajc si botem zmieszanym z krwi
509

wypywajc spod czaszki, a potem najzwyczajniej w wiecie wpado do pytkiej dziury. Nie tracc ani sekundy Jack zacz goymi rkoma zasypywa ciao ziemi. Pamita, e czu si podczas tej popiesznej czynnoci niezwykle intymnie, tak jak gdyby zobaczy po raz pierwszy w yciu magazyn pornograficzny. Co sekund obraca si, aby sprawdzi, czy nikt nie obserwuje jego poczyna, i mimo tego, i za kadym razem odpowied brzmiaa "nie", nie wystarczao to dziennikarzowi i sprawdza to jeszcze i jeszcze i jeszcze raz. Kiedy skoczy, zda sobie spraw, e myli o grobie amerykaskiego dowdcy, ktry wykopali z Drzewieckim na malutkim ogrdku Feliksa Pata. Potem pomyla o tym, czy ktokolwiek wykopie Adamowi Drzewieckiemu jaki grb, i ze zgroz pomyla, e w gruncie rzeczy, to on moe sta si tym czowiekiem, ktry bdzie musia si z tym zmierzy. Ile jeszcze grobw przyjdzie mu wykopa w tym pieprzonym miejscu? I ile osb bdzie jeszcze musia pochowa, zanim wreszcie opuci te parszywe okolice? - Pierdol - powiedzia po chwili, gdy zdy ju w spokoju przyjrze si nagrobnemu kopczykowi, ktry wasnorcznie ulepi z ziemi. Przez chwil pomyla, e wypadaoby zczy dwie gazie w krzy, ale szybko zrezygnowa z tego pomysu. Powinien std zwiewa, wycofa si do auta, a potem odjecha jak najdalej std, moe nawet opuci ten dziwny kraj i wrci do Stanw, aby raz na zawsze zmierzy si z demonami przeszoci. Czego tak naprawd szuka w Golgocie, jeli nie odrobiny ukojenia? Prawdziwej historii Adama Drzewieckiego? Teraz kiedy pozna t histori, w istocie spektakularn i gwarantujc mu najbardziej prestiow nagrod dziennikarsk na wiecie, Jack Burnfield pomyla, e wolaby nigdy nie przyby do Sarbinowych Dow. Moe powinien si zabi, widzc pokrojone yletk ciao Cynthii Jones? Moe Paulie Davies mia racj, mwic, e miejsce dziwek jest na ulicy?

A jeli to wszystko to wymys twojego chorego umysu?


- By moe tak, by moe wasnie tak jest - Jack by wiadom, jak dziwnie wygldaa dyskusja, ktra prowadzi na pierwszy rzut oka sam ze sob. Jak to dobrze, e by tu sam, bo tylko dlatego mg sobie odpowiedzie: - Ale to nie znaczy, e wiem gdzie jest moje miejsce na wiecie. Powinienem si zmierzy z si, ktra mnie tu przywioda, albo odej, aby ju nigdy nie dotrze do prawdy.

A wic kop.
Jack rozejrza si po grobach, nie skupiajc si za bardzo na adnym z nich. Wszystkie byy tak samo stare, tak samo nagryzione zbem czasu, tak samo pokryte cik len i igliwiem, zaronite mchem i jakim nieokrelonym grzybem. Mona powiedzie, e poza rnymi, nic nie mwicemu Jackowi napisami, wszystkie nagrobki wyglday tak samo.

Na pewno wszystkie?
510

Jeden z nich, ten w samym rogu... czy to gra wiata, ktre z caych si prbowao przedosta si do skrytego pod koronami drzew cmentarzyka, czy faktycznie pewien grb wyglda na wyranie starszy od pozostaych? Jack ju stoi przy najbardziej zniszczonym i najmniej rzucajcym si w oczy prostym nagrobkiem, starajc si odszyfrowa inskrypcj zapisan na wiekowej pycie. Nic z tego... jedyne co udao si zrozumie amerykaskiemu dziennikarzowi, to prosty fakt, e jzyk, ktrego uyto do zapisu epitafium na pewno nie by jzykiem jidisz. - Czy to tutaj si skrye? - pyta szeptem Jack, dotykajc go doni poronitej wyschnitym mchem pyty nagrobnej. - Powiedz, szczerze skurwysynu... to tutaj ley twoje ciao?

Nie dowiesz si, jeli nie zaczniesz kopa.


- Niech Bg zapomni o tym miejscu na zawsze, albo wemie si do roboty - mwi Jack, spluwajc, ale nie na grb Hauptmanna. Potem zacz wykopywa ziemi z najstarszego grobu. Kopa i kopa, a godziny wloky si w nieskoczono. Zanim dotar do jednej trzeciej gbokoci, ktra z jego wasnego lenistwa zadowowolia go poprzednim razem, miny dobre dwie godziny. Traci siy. By pod dziaaniem silnych emocji i cay czas jego ciaem wstrzsa syndrom odstawienia kokainy. To wasnie zaoferowa mu profesor Drzewiecki, prawda? Uwolnienie od spinajcego myli grubego kokainowego acucha. Czy noblista mg przypuszcza, e ostatnim elementem jego terapii, bdzie potrjne kopanie grobu? Cholera go wie - pomyla Jack, zastanawiajc si ile warte byo jego zaufanie do profesora. Czy moe z czystym sumieniem powiedzie, e terapia niesawnego noblisty ze wzgrza zakoczya si powodzeniem? Nie. Cho Jack czu si przytomny, cay czas walczy o utrzymanie poczucia rzeczywistoci. Kopa i kopa, a soce niepiesznie, w swoim wasnym boskim tempie podao po nieboskonie. Co jaki czas robi przerwy, a wtedy przyglda si swoim wasnym doniom, starajc si za wszelk cen oszczdza kady yk wody z plastikowej butelki, o pojemnoci zaledwie jednego litra. Jaki czas temu zacz kopa? Ile godzin upyno od zakopania zmasakrowanych zwok Andrzeja Hauptmanna? Nie mia pojcia, ale obliczy, e skoro zaczo si ciemnia, musia tu by ju dobre dwanacie godzin. - Niesamowite... - szepn, dokadnie w tym samym momencie, w ktrym postanowi definitywnie, e to wszystko nie ma sensu, e powinien teraz siedzie w swoim aucie i oddala si od Sarbinowych Dow z prdkoci stu dwudziestu kilometrw na godzin. Splot kadego ruchu jego mini, kadego wykopanego grama cikiej, golgockiej ziemi, kadej myli, ktra nkaa jego umys od momentu przybycia na

511

ydowski cmentarz, nastpi wanie w tej chwili. Trzonek jego malekiej saperki wanie uderzy o co bardzo, bardzo twardego. Nie mg si ju wycofa. Nie w momencie, w ktrym dotar do zakopanej gboko trumny, ktra, o ile to w ogle moliwe, wygldaa na... nietknit. Jack nie wiedzia ile czasu upyno, zanim oczyci dokadnie cae wieko starej, drewnianej trumny, ale wiedzia jedno. Kiedy sta ju stopami na goych deskach, a potem ponownie wzi w rce ma saperk, aby uderzeniami trzonka dosta si przez cik pokryw do spoczywajcego wewntrz ciaa, nie wiedzie kiedy jego usta zaczy samoistnie skada bogobojn modlitw: - Ojcze nasz, ktry jest w niebie... - szepta Burnfield, a wiatr przybiera na si, koyszc drzewami i wiszczc pomidzy nimi - wi si imi Twoje, przyjd Krlestwo Twoje... Pierwsze uderzenie. Potem drugie. I trzecie. Mondoe tu jest. Musi by. - Bd wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi... Czwarte, pite, szste i sidme uderzenie. Pokrywa zarysowaa si lekko po ostatnim uderzeniu, ale nadal wygldaa na solidn i nieustpliw w swojej twardoci. sme, dziewite, dziesite i jedenaste. - Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj - stka Burnfield, uderzajc raz za razem w wieko. - I odpu nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Trach! Ze zdumieniem stwierdzi, e ostatnie z uderze przynioso jaki efekt. Niewielkich rozmiarw otwr powsta w tym miejscu, gdzie zgodnie z obrzdem chowania zmarych, powinna znajdowa si... twarz Mondoe. Na razie jednak Burnfield nie zdoby si na odwag, aby przytkn twarz do otworu w trumnie. Nie pozwala mu na to przeraliwy odr, ktry wydobywa si z dziury w trumnie jako niedostrzegalny ludzkim okiem swd rozkadajcego si ciaa. A jednak. Bdzie musia to zrobi. A potem rozwali t trumn na kawaeczki. Burnfield podwiadomie unosi saperk oburcz, biorc zamach nad gow i zaczyna uderza z caej siy, paczc i duszc si wasnymi zami. - I nie wd nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode zego... Amen. W tej samej chwili usysza szelest za swoimi plecami. Z wrzaskiem, ktry przerazi najbardziej jego samego, Jack obraca si natychmiast. Jedyne co widzi, to cie, gincy w zarolach, skpanych ju w cakowitej ciemnoci. - Kim jeste!? - krzyczy w ciemne krzaki Jack - Poka si!

512

Przez chwil w zielonych chaszczach panuje cakowity spokj, ale Burnfield wie, e cokolwiek znajduje si w zarolach, jest tam samotne i udaje, e nie istnieje. - Zaczn strzela, jeli si nie pokaesz! - zagrozi Jack. Owszem, pistolet nalecy do Andrzeja Hauptmanna lea w tej chwili na ssiadujcym z rozkopanym grobem nagrobkiem, a cilej rzecz ujmujc, w chwili wypowiadania tych sw, by ju trzymany przez Burnfielda w doni. Kolejny szelest uwiadomi przeraonego Jacka, e nie zrobi z siebie idioty. W tych chaszczach byo co ywego, nie ulegao wtpliwoci. Problem w tym, e Burnfield w cigu sekundy naby pewnoci, e nie ma do czynienia z jakim lisem, czy kun przemierzajc nieprzenikniony golgocki las. To co znajdowao si w zarolach byo ywe i... ludzkie, chocia Burnfield zwtpli w to na moment, gdy ujrza gnijc mord wychodzcej z zaroli postaci. Przez uamek sekundy by nawet pewien, e pomyli si w swoich zaoeniach, to nie on odnajdzie Mondoe w grobie, lecz Mondoe znajdzie w grobie Jacka... Bya to jednak nieprawda. Urban Waren przywodzi na myl Mondoe tylko jeli chodzi o jego ropiejc, dziuraw twarz. Burnfield nie wiedzia jakimi mylami burmistrz Sarbinowych Dow zasuy sobie u sennej kreatury na tak straszliw kar, ale wiedzia jedno... na razie nie ma do czynienia z odzianym w nazistowski mundur Panem Wszystkich Mrocznych Myli. Co oczywicie nie uspokoio go ani troch. - er twoje ciao, dziennikarzu - szczerniae wargi zostay oblizane przez gnijcy jzyk czego, co kiedy byo burmistrzem Golgoty. Burmistrz Waren nie by ju w stanie mwi, ale to, co opanowao jego umys, wyrczao go w tym i to cakiem niele, tak wic gnijcy, odziany w strzpy drogiego garnituru, pnagi i uwalany botem Urban Waren przemawia teraz do Jacka gosem maej, najwyej trzyletniej dziewczynki. - Bd wpieprza twoje ciao, aby zoy twoje plugawe koci w grobie, rozumiesz? - Zabijesz mnie? Mnie nie da si zabi, jeszcze tego nie rozumiesz? Jestem niemiertelny jak cay ten wiat! - wiat nie jest niemiertelny! - wykrzykn Jack, trzscym si ze strachu palcem wskazujcym naciskajc za spust. Trafi, kula przeszya korpus ropiejcego tworu na wylot. Z plecw czego co kiedy byo Urbanem Warenem wystrzelia brunatna ma, zapewne przed infekcj bdc wntrznociami burmistrza. Jakim cudem to co cay czas utrzymywao si przy yciu? C, to gnijce co w resztkach drogiej marynarki, stao naprzeciw Jacka z dziur w piersi i spogldao na niewidzcym niczego wzrokiem. Jack mgby przysic, e Urban Waren nie y ju od jakiego czasu, a Mondoe po prostu opanowa jego powoli
513

rozkadajce si ciao. Czy byo tak w rzeczywistoci? Tego dziennikarz nie wiedzia, cay czas mia bowiem ogromne problemy ze zdefiniowaniem tego prostego sowa w swoim sowniku - Odejd - rzek Jack, dzikujc Bogu za to, e ma w rku bro. Przesta, w momencie kiedy potwr zacz si do niego zblia, a on wystrzeli w jego stron kolejny nabj. Burnfield odda tym samym najlepszy strza w caym swoim yciu, strzeli kreaturze prosto midzy oczy i nawet przez sekund nie poaowa tej decyzji. Stao si tak dopiero wtedy, kiedy bliski paczu dziennikarz zorientowa si, e nabj tkwicy w czaszce Urbana Warena i wielka dziura pomidzy jego martwymi oczami, w aden sposb nie pozbawia Mondoe wadzy nad brudnym ciaem burmistrza. - SYSZAE? ODEJD ODE MNIE, NIE ZROBISZ MI NIC, NIE JESTE W STANIE, NIE ISTNIEJESZ... Wtedy maa dziewczynka wewntrz Urbana Warena rozemiaa si na dobre. Widok by tak groteskowy, e odek odmowi Jackowi posuszestwa. Starajc si cay czas trzyma martwe ciao Warena na muszce Jack Burnfield zwymiotowa do wasnorcznie wykopanego grobu. - Nie istniej? - zamia si dziewczcy gos - Rozejrzyj si. Spjrz gdzie jeste, niech to do ciebie dotrze. Przybye tu, mimo e nie miae adnych dowodw. Kierowao tob jedynie przeczucie... i sam zobacz, dokd ci to zaprowadzio! - Odejd, Waren, kimkolwiek jeste - Jack zda sobie spraw z bezuytecznoci trzymanej w rku broni, dlatego po prostu rozoy szeroko palce, a bro wypada mu z doni, ldujc na wymocinach w grobie. - Prosz, nie mamy adnych wsplnych spraw, ty nie jeste Mondoe... - Mondoe? - powtrzya dziewczynka w gnijcym burmistrzu - Taaak, Mondoe... tak zwyk mnie nazywa twj przyjaciel. Dynda sobie teraz na kracie w oknie swojego gabinetu. Nikt za nim nie zapacze, znienawidzili go ju wszyscy. - Ja za nim pacz - odpar Jack, a pierwsza za popyna po jego policzku. By ju pewien, e dzisiejszego dnia wykopa sobie wasnorcznie grb. Spocznie w nim, kiedy optujcy ciao burmistrza Warena Mondoe wemie si za niego, zabije go na jeden ze stu ludzkich sposobw, albo po prostu zainfekuje jego psychik jak wirus, nie pozwalajc mu ju nigdy wyj z szalestwa i rozpaczy. - To nic nie znaczy - odpar Waren. - Naprawd nic. Moesz sobie mwi co chcesz, Burnfield, moesz sobie wierzy w mio, ale zapewniam ci, e co takiego nie istnieje. Przywizanie do ludzi, bezporednio zwizane z obaw przed ich straceniem. Oto co wy, ludzie, macie czelno nazywa najwyszym uczuciem na wiecie. - Co zamierzasz ze mn zrobi? - zapyta Jack.
514

- Mog powiedzie, e niewiele musz robi - rozemiao si dziecko w Urbanie Warenie - Jeste wrakiem czowieka, Burnfield, z twoj psychik byo le ju w momencie, w ktrym przybye do Drzewieckiego, a teraz... rozejrzyj si, mwi do ciebie, ROZEJRZYJ SI, JESTE NA CMENTARZU I KOPIESZ GROBY, BABRASZ SI W TRUPACH NA WASNE YCZENIE I TAK JU ZOSTANIE. - Nie... nie... - NAPRAWD NIE SDZISZ, E CO TU NIE TAK? NAPRAWD UWAASZ, E WSZYSTKO JEST W PORZDKU? WIADOME SNY? PODRE DO WEWNTRZ SIEBIE? SENNA MIO Z KAMISK? CZOWIEKU, KIEDY WRESZCIE DOTRZE DO CIEBIE, E MASZ ZE SOB PROBLEM? JESTE PSYCHICZNIE CHORY, ROZUMIESZ?! - W jednym si mylisz - wyszepta Jack. - Pomimo caej twojej bezbdnej logiki, pomimo caej tej cholernej inteligencji, ktr dostae prawdpodobobnie od samego Szatana... ty nadal uparcie tkwisz w bdzie. - Wyjanij. - Mio... - wystka wreszcie Jack, podczas gdy Urban Waren, a raczej Mondoe w nim tkwicy, wykona gest absolutnej dysaprobaty. - Ona istnieje. Mog jej nie dowiadcza, albo o niej zapomina. Mog si jej nawet wyrzec na wasne yczenie, albo uwaac, e dotyczy wszystkich poza mn. Ale to nie zmienia faktu, e ona istnieje. I najwyraniej jest sia, ktrej obawiasz si najbardziej. - Nie boj si mioci, Burnfield, nigdy si nie baem tego bezuytecznego, ograniczajcego umys uczucia - odpar burmistrz. - Poza tym, nie powinienem rozmawia o uczuciach z czowiekiem, ktry jest na skraju zaamania nerwowego. To moe si le skoczy... Po czym dziewczynka znw si rozemiaa. - Nie moge ci pozwoli na to, aby wyjecha z Golgoty ywy, Burnfield - rzek Mondoe, dobrze znanym Jackowi, wasnym gosem, pyncym z pokrytych grzybem warg ysego burmistrza. - To miasteczko naley do mnie i tak byo od zawsze. Postradae zmysy, dlatego zakopiesz si w grobie. Jeszcze dzisiejszego wieczoru doczysz do Adama Drzewieckiego uuup! Potne uderzenie w plecy pozbawio tchu Urbana Warena, maej dziewczynki i Mondoe w jednej osobie, ktra teraz leaa bezwadnie na ziemi. Jack Burnfield wierzy w sowa sennej kreatury dopiero teraz. Zaiste musia postrada zmysy, pogry si w cakowitym szalestwie, aby mc uwierzy wasnym oczom i przyzna, e spoglda wanie na odzianego w skr i zoto, ogromnego Pauliego Daviesa, ktry zdawa si zlewa z mrokiem, piesznie wkraczajcym na cmentarz.
515

- Uwaaj, skurwysynie! - przestrzeg Jacka Paulie, podchodzc do niego, a kolczyki i cae jego zoto, ktrym by obieszony, dzwoniy wciekle. - Nie przybyem tu, kurwa, po to, eby ratowa twoje biae dupsko! Jack Burnfield wiele razy pada na kolana i wiele razy paka, nie mogc uwierzy w sowa, ktre usysza. Teraz, wpatrujc si w ogromne oczy czarnoskrego alfonsa, mg przysic, e wierzy w kade sowo jakie usysza od Mondoe. By wariatem, odszed od zmysw, najwyraniej przez narkotyki i psychoterapi profesora Drzewieckiego. Ten czowiek nie mia prawa tu by. Nie tutaj, nie w Golgocie. Nie teraz. Po prostu nie. - Jakim cudem? - wystka jedynie Jack. Nie mia pojcia, czy uzbrojony w ogromny szpadel Paulie Davies ma zamiar mu pomc, czy te po prostu zabi go, chociaby za nieuregulowan patno za Cynthi. Tym niemniej musia si tego dowiedzie przed mierci. Musia zrozumie. Choby ju nigdy w yciu nie wyszed z tego cholernego lasu. - Skd si tu wzie, Paulie? Alfons umiechn si krzywo, ale nie rozemia si. On rwnie wyczuwa podskrnie, e dzieje si w tym miejscu co rwnie zego, co wanego. - Przybyem pomci mier swojej mamuki. Dowiedziaem si o jej mierci, gdy zaczem wszy nieco na twj temat. - Twoja matka... - zrozumia Burnfield, ale nadal by w szoku. - Jeste synem Alice Davies, prawda? - witej pamici Alice Davies, matkojebco! Odzywaj si z szacunkiem o mojej mamuce, albo naprawd mnie wkurwisz, jasne? - odpar Paulie ze mierteln powag w oczach. - Cokolwiek zamierzasz zrobi... prosz wyjanij mi wszystko, zanim... zanim umr - wykrztusi to wreszcie z siebie Burnfield. - Ha, chciaby co? Wiedzie wszystko... wy gryzipirki tak macie. Ale niech ci bdzie, kilka sw prawdy. Najpierw dowiedziaem si, e to niby ten twj kumpel, profesor Drzewiecki zabi moj star z zimn krwi. Potne palce obu doni Pauliego Daviesa mimowolnie i z caej siy zacisny si w pici. - Miaem zamiar przyby tu najszybciej jak potrafi i zabi skurwysyna jeszcze tego samego dnia. Ale wtedy, kiedy tu przybyem kilka dni temu, dowiedziaem si, e wcale nie byo to tak, jak gada cae to cholerne miasteczko! Burnfield pokiwa gow.

516

- Urban Waren - rzek Paulie, trcajc butem martwe ciao z ys, gnijc gow. Ta kurwa tutaj, nazywaa si Urban Waren i bya tu burmistrzem. Sukinsyn zgwaci on Drzewieckiego, a potem zajeba jeszcze jakiego cygaskiego robola. A potem pojecha do mojej matki, tylko dlatego, e ta zgwacona laska powiedziaa jej o wszystkim. - Tak, to wszystko prawda, co mwisz - potwierdzi Burnfield. To zaskoczyo Pauliego. - Wiesz o tym wszystkim? - Mieszkaem u Drzewieckiego i jego ony. Urban Waren przyzna si do wszystkiego, kiedy podkada ogie pod dom profesora. - Wszyscy zginli? - Nie - odpar Burnfield. - Ale Adam Drzewiecki popeni samobjstwo. Jego ona jest w tej chwili w nalecej do niego klinice. A my... Urwa, wiadom tego, e powiedzia alfonsowi o wiele za duo. Jack cay czas nie wiedzia, czy potnych rozmiarw afroamerykanin dokona ju swojej zemsty, czy wrcz przeciwnie, upiecze tego wieczoru dwie pieczenie na jednym ogniu, zabijajc take jego i wrzucajc ich ciaa, do wykopanego przeze grobu. - Co zamierzasz mi zrobi? - zapyta wreszcie Jack, silc si na odwag. - Zabijesz mnie, za to, e uciekem ze Stanw? - Nie mam takiej moliwoci. - Dlaczego? Alfons westchn ciko, a Jack zdy jedynie pomyle, e pewnie znowu za chwil wycigni jointa z kieszeni, aby bawi si nim przez chwil, zanim rozpali go wreszcie i zacignie mocno marihuanowym dymem. - Niech to do ciebie wreszcie dotrze, Burnfield - rzek gangster. Czowiek, ktry z tob rozmawia nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistoci. To znaczy ma, ale tylko w twojej. Paulie Davies nigdy nie istnia. - Co? - wykrztusi dziennikarz. - Jestem tylko w twojej gowie, Jacku Burnfield, synu Glorii i Stanleya. Suchaj AC/DC, kochaj Kamisk i nigdy nie ufaj Drzewieckiemu, ale nie zapominaj o tym ani przez moment - wypowiedzia szokujce sowa Davies - Nigdy nie istniaem poza twoj psychik. Jestem tylko maym elementem twojej wyobrani. - Nie. Nie! NIE, NIE, NIE! - Jack zacz miota si w ciemnociach, oszalay do granic moliwoci. Wszystko, cae jego ycie, zdao zlewa mu si w jednolit brej, z ktrej nie dao si wycign, ani zrozumie ani jednego elementu. Nie wiedzia ju zupenie co jest rzeczywistoci, a co nie, co wicej, nie mia pojcia co tak naprawd znaczyo sowo "rzeczywisto" w jego przypadku.
517

Ale nie to budzio teraz najwikszy strach Jacka Burnfielda, dziennikarza ze Stanw Zjednoczonych, za wszelk cen starajcego si doprowadzi swoj zszargan psychik do stanu wzgldnej uywalnoci. Przez chwil Jack i Paulie widz, jak spomidzy zaropiaych, zgrzybiaych warg Urbana Warena ulatuje ciemny dym, co jakby czarna para. Mija moe p sekundy, a czer rozprzestrzenia si po caym cmentarzyku w rekordowym tempie. A potem, gdy nie ma ju ani jednego centrymetra szeciennego niezajtej przez mrok przestrzeni, ciemno przemawia do Jacka:

Nie widzielimy si ju jaki czas, co Burnfield?


Mondoe opuci ciao burmistrza, ktre teraz leao martwe na ziemi. Byo brzydkie i opuszczone przez wirusa, ktry demon opuci w chwili mierci burmistrza. Ani Paulie, ani Jack, nie widzieli w tej chwili nic poza ciaem Urbana Warena, oraz nieprzeniknionym mrokiem okalajcym cay las jak tajemnicza, czarna mga. Obud mnie pod swoj czaszk, Jack. Nie musisz mnie wykopywa z grobu. Po prostu mnie wezwij, wtedy przyjd. Zawsze przychodz. - Prosz, nie... Paulie przyglda mu si z uwag. Nie znikn, nie przestawa by prawdziwy, tak cholernie prawdziwy... - Bagam... dlaczego po prostu... zostaw mnie na zawsze... - ka Jack. - Skurwysynu, do kogo ty mwisz? - pyta go Murzyn, ale Burnfield kompletnie go ignorowa. Przed chwil dowiedzia si, jak cienka, lub co gorsza, jak bardzo rozmyta jest granica midzy snem a rzeczywistoci w jego przypadku. Czy by na co chory? Nie chcia by! Nie mg! Przecie nie mg by chory, do cholery, to wszystko co przey byo zbyt rzeczywiste, eby uzna to za wymys chorej wyobrani! Wezwij mnie, Jack. Wezwij mnie, a potem zastanowimy si co z tob zrobi. - PRZESTA KAMA! - rykn Jack, z caej siy uderzajc si w twarz. Oczywicie nie pomogo, dlatego jczcy z blu i upokorzenia Burnfield bierze zamach i z caej siy uderza gow w kamienn pyt nagrobn. Sia uderzenia jest na tyle mocna, eby doszo do wstrzsnienia mzgu, i eby po twarzy Jacka pocieka krew z rozcitego uku brwiowego, a jednoczenie na tyle saba, aby nie pozbawi amerykaskiego dzienniakarza przytomnoci. Popro mnie o to, Burnfield. Wtedy to wszystko dobiegnie koca. - NIE WIERZ W ANI JEDNO TWOJE SOWO, MONDOE! - Kto to jest Mondoe, biaasie? Przecie tu nikogo nie ma! Masz nierwno pod kopu, czy jak? - dopytywa Davies, szczerze zainteresowany. A Jack umilk nagle, wiadomy jednej przeraajcej myli.
518

- Nie mam pojcia, czy jeste prawdziwy - wypowiedzia te sowa niemal bezgonie, ale to bez znaczenia, Paulie dobrze sysza sowa Burnfielda. - Mwiem ci ju, e nie. Jestem tak sam czstk ciebie, jak Matthew, czy Kamiska. - Czy oni... - Te siedz w twojej gowie. I kochaj ci jak jasna cholera, skurwysynu! Nie wiem czym sobie na to zasuye... - zamia si Paulie, przez chwil bawic si sygnetem, oczywicie zotym, na palcu wskazujcym, wielkiej prawej doni. W tej samej chwili stao si dla Jacka jasne, e cokolwiek odbywa si tutaj, w samym sercu najciemniejszej ciemnoci, w miasteczku, ktre prawdopodobnie nigdy nie istniao, musi pooy temu kres i to w tej chwili. Nie ba si mierci, o wiele bardziej ba si kalectwa, ale po prostu nie chcia, nie mia ochoty, wola by nie doszo do jeszcze wikszego zagmatwania w jego gowie. Istnia tylko jeden sposb na to, eby to przerwa. Jack wskakuje do ubrudzonego rzygowinami grobu i wyjmuje ze bro. Jest naadowana, odbezpieczona i gotowa do uycia. Doskonale. - Skurwysynu, nie rb gupot! - wykrzykn Davies w tej samej chwili, w ktrej Jack przystawia sobie pistolet do gowy. Pocztkowo kieruj luf w stron skroni, jednak trzsce si rce wyprowadzaj go z tej decyzji. Po chwili wahania Burnfield bierze luf do ust. Jego palec wskazujcy spoczywa na spucie, gotw w kadej chwili go zabi. - Przykro mi, Paulie. To jedyny sposb, abym mg zakoczy wasn psychoz odpowiada Burnfield. Cay czas widzi tylko ciemno, trupa Urbana Warena i Pauliego, nic wicej. Chocia nie, widzi te, oczywicie gdy zrobi zeza, luf pistoletu, wpakowan pomidzy jego wargi. Ma metaliczny posmak. I jest zimna jak jasna cholera. - Nie! Nie, matkojebco, jest jeszcze inne wyjcie! - Davies wyglda w tej chwili jak policyjny negocjator, prbujcy odwie dziennikarza od samobjczej myli. - Jakie? - Zmierz si z nim. Wezwij skurwiela i pokonaj go! - Jego si nie da pokona, Paulie. Jest mn tak samo jak Drzewiecki, Kamiska, Matthew... a nawet ty! - kiedy Jack wypowiada te sowa, muskularny murzyn staje si jakby o p stopnia mniej rzeczywisty. Cokolwiek to tak naprawd znaczyo, dla pogronego w paranoicznych mylach amerykaskiego dziennikarza. - W takim razie pozwl mu si pokona, skurwysynu, ale nie pozwl na to, eby on kaza ci si zabi! - Paulie przypieszy tempo wypowiadanych sw, jak gdyby w obawie, e nie zdy ich wszystkich wypowiedzie, przed pocigniciem Jacka za spust. On ma racj, Jack.
519

Podziaao. Jack pada na kolana, bro wypada mu z reki. - Przybd do mnie, Mondoe, chc eby si tu pojawi. Sta si rzeczywisty i poka mi swoje prawdziwe oblicze - pacze Burnfield, a wielkie zy strachu spadaj na ziemi bez opamitania. I wtedy Mondoe przyby. Nazistowski mundur znikn. Demoniczny stwr nie by odziany w skrzany paszcz gestapo, mundur, ani w ogle w nic co miao jakikolwiek zwizek z podwiadomymi lkami Burnfielda zwizanymi z Auschwitz. Potwr w dalszym cigu cierpia i pon od rodka, co ju na pierwszy rzut oka sprawiao mu niewypowiedzialny bl. Znikny natomiast jego diabelskie skrzyda. Genera Mondoe by ubrany w biay garnitur, a kiedy kto taki jak Mondoe zakada biay garnitur, mwimy tu o najbardziej nieskazitelnej, nieprzeniknionej bieli, jaka moga zaistnie we wszechwiecie. Biel jego stroju, dwurzdowej marynarki, spodni i kamizelki bya tak jaskrawa, e rozwietlaa dotychczas niepokonan ciemno, jaka opanowaa cay ydowski cmentarzyk, co do ktrego istnienia Burnfield mia powane wtpliwoci. Stali tak przez chwil, Mondoe, Jack i Paulie, przygldajc si sobie w milczeniu penym niewypowiedzianego szacunku. Byli wrogami, ale stanowili nierozerwaln cao. Mondoe pomyla nawet, e s jak Bg w trzech osobach, prawdziwa Trjca, tyle e niezbyt wita. Nie powiedzia tego na gos. W takiej chwili jak ta, decydoway si losy jego istnienia i potwr doskonale zdawa sobie z tego spraw. - Jakim cudem go wymylie, Jack? - zapyta bez powitania Mondoe. Splt kociste, gnijce donie za plecami. Kilka kropel ropy spado przy tym na jego idealnie czysty garnitur. - On chyba mwi do ciebie, sukinsynu - powiedzia cicho Paulie. Jack zna juz Mondoe na tyle, by wiedzie, e potwr za chwil sprawi, e alfons przestanie istnie, zamieni si w niemow, eksploduje sam z siebie, albo zacznie wrzeszcze targany najwikszym blem, jaki zna do tej pory, a to i tak za mao. A jednak nie stao si nic takiego. - Prosz ci, eby da mi porozmawia z Jackiem, myloksztacie - rzek Mondoe, a Burnfield rozszerzy usta ze zdumienia. Nie przesysza si. Mondoe naprawd o co prosi. - Jasna sprawa, szefie - odpar Paulie i oddali si niepiesznie o stosowne dwa, trzy kroki. - Zadaem ci pytanie, Jack. A Burnfield? Wszystkie mury fortecy, ktr stara si przez lata wybudowa wok wasnego umysu, upady w tej chwili. Nie wiedzia ju gdzie jest ukryte dobro, a gdzie
520

czai si zo. Nie wiedzia czy walczy po waciwej stronie i czy tu w ogle, do cholery, s jeszcze jakie strony. - Potrzebuj pomocy, Mondoe. - Dostaniesz j. Ale odpowiedz. - Nie wymyliem Daviesa wiadomie - rzek Burnfield, widzc jak alfons gorliwie kiwa gow. - Podobnie nie wymyliem Drzewieckiego, Kamiskiej, Gerarda Kepplera, oficera Matthew, Rifata Darlovia, w ogle nikogo, rozumiesz? Mondoe wykrzywi dziuraw twarz w umiechu. Gdyby nadal mia skrzyda zaopotaby nimi triumfalnie. - Poprawna odpowied, Jack. Czy wiesz dlaczego tu jeste? - zapyta, ale dostrzegajc wyraz twarzy Jacka Burnfielda, kontynuoowa: - Nie, oczywicie, e nie wiesz. Burnfield milcza. - Jeste tu, poniewa doprowadziy ci do tego miejsca twoje decyzje. - Nie rozumiem - odpar Jack zupenie szczerze. - Wiesz, mwi si, e przez ycie przechodzi si w samotnoci. W kontekcie tej wiedzy powiniene rozumie ju co mam na myli - tumaczy Mondoe, jednak dla Jacka nic nie staje si choby odrobin janiejsze. - Jeste ciko chory, Burnfield. Golgota jest projekcj twojego umysu. Ale pociesz ci: cho ludzie zdrowi na umyle nie dostrzegaj mnie tak wyranie jak ty, ani nie tworz sobie wyimaginowanych przyjaci i wrogw, to jednak oni te dowiadczaj umysowych wizualizacji. Kady z przedstawicieli gatunku ludzkiego odczuwa czsto odrealnienie, poczucie zagubienia w rzeczywistoci, albo co wicej, kwestionowania jej. Burnfield pomau pokiwa gow. W dalszym cigu nie ufa sowom Mondoe i ba si, e to kolejna z jego sztuczek. Nic si jednak nie wydarzyo, kiedy przyzna potworowi racj. - Co mam zrobi, eby byo dobrze? - zapyta Jack. - Masz kilka opcji, Jack - odpar Mondoe. - Moesz cakowicie pogry swj umys w fantazji, wykorzysta swoj wyobrani i tkwi gdzie tylko chcesz, przez dwadziecia cztery godziny na dob, moe troch mniej, w zalenoci od tego ile pisz. - A pozostae opcje? - Przyznaj, e to co widzisz jest tylko skrawkiem rzeczywistoci. - Przyznaj. - Na pewno? - Mondoe w to wtpi. - Zgodzie si na to niespodziewanie szybko, Jack. Sdzisz, e cay ten cmentarz, las wok niego, wzgrza, Golgota... nie istnieje? - Tak.
521

- Bd! - skrzywi mord potwr. - le! Dlatego ta opcja nie powinna ci interesowa, Jack. Sam potwierdzie, ze masz problemy z postrzeganiem realnego wiata i odrnianiem go od snu, albo twoich wyobrae. Wystarczy, e zjawi si kto taki, jak ja, albo profesor Drzewiecki, a ty momentalnie jeste gotw porzuci cae dotychczasowe ycie i odci si od niego. A wiesz czemu tak jest, Jack? Burnfield pokrci gow. - Dzieje si tak tylko dlatego, bo odczuwasz w sobie co w rodzaju buntu wobec rzeczywistoci - wyjanio monstrum w bieli. - Co wic mi pozostaje, Mondoe? - Umrze. Ale tylko w wiecie, ktry uznae za rzeczywisty. - Nie zabije si, NIE GRAJ ZE MN MONDOE! - ostatnia fala agresji dodaa Burnfieldowi si, jednak potwr zdawa si tego nie dostrzega. - Nie gram z tob, Jack - rzek genera. - Dlatego rwnie dobrze moesz wyrzuci ten swj pistolecik. - Przecie sam powiedziae, e musz umrze! - "...w wiecie, ktry uznae za rzeczywisty", tak powiedziaem - sprecyzowa Mondoe. - Nie mam pojcia o czym mwisz. - To si odwr, Jack. - Nie odwrc si do ciebie plecami! - Daj spokj, Jack. A Burnfield? Zrobi to. Speni polecenie swojego najwikszego wroga. A potem zobaczy ostatni z epitafium na najstarszym ze wszystkich, nadgryzionych zbem czasu ydowskich nagrobkw:

Jack Burnfield
Memento mori
Jack nie pamita, czy krzykn tylko na pocztku, czy krzycza przez cay czas. Bieg ile si w nogach, a ostre jak brzytwa gazie haratay mu skr na twarzy.

.M.J

522

Rozdzia XXI

Feliks Pat

Czowiek jest wielki w rzeczach kracowych: w sztuce, w mioci, w gupocie, w nienawici, w egoizmie, a nawet w ofiarnoci - ale wiatu najbardziej brak przecitnej dobroci
~ Erich Maria Remarque

Rankiem, Golgota

1.

eliks Pat opiera swoj cich nadziej na to, e yje, po zapachu. Silna wo wieego, dobrego, rzekiego powietrza odegnaa wszystkie jego obawy zwizane ze mierci. I cho trwao to tylko przez drobny procent, aonie may

uamek wszystkich dni caego tego gwna ktre przey, tego ranka nauczyciel poczu si modo. Nastpi cud. Nagle wszystkie jego lki wyday si aonie nic nie znaczce: jego samotno, jego poczucie e ycie zmierza ku mierci, kujce myli o pustym miejscu w ogromnym ku od wielu lat bezskutecznie czekajcym na ukochan, mier rodzicw, i pdzcy naprzd wiat, ktry nigdy nie zwalnia tempa. Jakikolwiek Bg lub jakikolwiek szatan mczy jego dusz, zasiewajc w niej wszystkie te ziarna smutku wiele lat temu, w tej chwili, w tym wanie krtkim momencie

523

ycia nauczyciela nie miay adnego znaczenia, tak jak gdyby od zawsze istniay tylko w jego gowie. Bo przecie gdyby zastanowi si nad tym przez krtk chwil... czy dokadnie tak nie byo? Raz, dwa, trzy yjesz ty. Nie otworzy jeszcze oczu, cho ju wiedzia, e yje, e jest tutaj w Golgocie, ktra przestaa by Golgot a staa si znw zwykym polskim miasteczkiem gdzie w grach. Sarbinowe Doy Golgot nie zwane, nieszczcie na moment std precz wygnane pomyla, parafrazujc w mylach napis z tablicy witajcej przybyszy na drodze dojazdowej. Poduszka bya tak cholernie przyjemnie chodna, e Feliks poczu, e mgby tak spdzi ca wieczno. Nie otworzy oczu i bdzie tu lea do koca swoich dni. Przez chwil wydao mu si to nawet cakiem sensowne. Nieistotne, e nadal bdzie mia problemy z bezsennoci, co do tego mia akurat absolutn pewno. Jego odek zosta nafaszerowany tak iloci tabletek, e prawdopodobnie uodporni si na nie do koca ycia, zreszt i tak nigdy nie wziby ju ani jednej do ust, choby nie wiem jak gono kusi go gos w jego gowie. Spdzi jeszcze wiele porankw w szkole, prbujc wytrze piasek spod oczu, jak zawsze udzc si, e to mu pomoe i pewnie minie jeszcze troch czasu zanim zrozumie, e on te zasuguje na szczliw mio. Niektre problemy nie opuszczaj nas tylko dlatego, e inne przestaj nas mczy. Ale moe to i dobrze, moe tak ma by. W kocu gdybymy nie wiedzieli czym jest cierpienie, skd wiedzielibymy co sprawia nam rado? Unis powieki, tak jak Burnfield unosi je po przebudzeniu, nie bdc pewien co ujrzy swoimi oczami. Stary czowiek ze mnie, co widzia ju tak wiele Znowu by sam w swoim domu. Wiatrakowy wentylator z cichym terkotem obraca plastikowymi skrzydami wysoko nad jego gow. Gdzie w oddali usysza piew ptakw, tak pikny e nie mg poj jak to moliwe, e nie zwrci na niego uwagi nigdy wczeniej. Chaupa nauczyciela, kawalera, starzejcego si z kad chwil samotnika bez grosza przy duszy. - tak wanie myla o tym miejscu w zasadzie od pierwszego dnia, kiedy si tu wprowadzi, wieki temu bez wikszych nadziei, oczekiwa i pienidzy. To wszystko zmienio si w jednej chwili, teraz wanie teraz, a Feliks lecy na ku i niemiao rozgldajcy si po sypialni modli si do Boga aby ta zmiana bya trwaa. Kimkolwiek jest Bg, nigdy nie daje nam jednak adnych gwarancji.

524

W tej chwili sprzyja jednak staremu nauczycielowi, a on nareszcie poczu, e w jego yciu od dugiego czasu brakowao jednego prostego sowa. - Dzikuj - wyszepta. Chwil pniej jego bose stopy dotkny drewnianej podogi jego sypialni. Tak jak poduszka jej dotyk wyda mu si jaki inny. Potrzebowa jeszcze dwch minut na to, eby zebra siy i podwign si z ka, ale kiedy to zrobi wiedzia ju, jak czu si Neal Armstrong, kiedy postawi stop na ksiycu. Kroki milowe. Kamienie pomyla, nigdy pniej nie rozumiejc dlaczego. Pierwsze kroki po wyjciu ze piczki skierowa do azienki: wszed pod prysznic i przez dobr godzin sta pod strumieniem wody, zastanawiajc si gdzie jest Jack i co si stao bo e si stao nie mia adnych wtpliwoci. Potem wyszed spod prysznica, owin si biaym rcznikiem i poszed do kuchni aby zrobi sobie najwiksze niadanie jakie potrafi sobie wyobrazi. Zjad ogromn jajecznic z cebulk i swoimi ulubionymi pomidorkami na zimno, potem jakby na przekr konwenansom pochon potny talerz owsianki z mlekiem, a wszystko popi ogromn dawk soku pomaraczowego. ycie ma jednak sporo zalet, a jedn z lepszych jest pyszna cebulka w jajecznicy! pomyla, po czym skwitowa to potnym bekniciem, co rozbawio go tak bardzo, e cichy chichot ju po chwili przerodzi si w peen ez donony, szczery miech, taki od ktrego moe rozbole brzuch. zy wreszcie przestay pyn mu ciurkiem z oczu, cho on sam myjc naczynia nadal cicho podmiechiwa sobie od czasu do czasu, a wraz z nim podmiechiwaa sobie jego dusza. Co si z nim dzieje do cholery? Trwajcy w doskonaym nastroju Feliks postanowi, po raz pierwszy od wielu lat, e wyjdzie przespacerowa si po miasteczku, ot tak, na przekr wszystkim swoim obawom. Dzi nie bdzie interesowa si przekupnymi gliniarzami, pijanymi Amerykanami, ani Cyganami ze wzgrza. Dzi bdzie cieszy si tym co ma, i cho jest tego niewiele, to na pewno wicej ni mgby sobie w tej chwili wymarzy. A to ju naprawd co. Przed wyjciem dobrze zrobi mu kawa. Kilka minut i nauczyciel ju trzyma w rku malek filianeczk swojego ulubionego espresso. Jeeli nie nabierze peni energii po maym yczku czarnego napoju, ktry Jack zwyk nazywa "pieprzon siekier", to Bg mu wiadkiem, nie zna innego sposobu na peen powrt do si. Trzymajc w rku bia filiank wyszed na taras, stwierdzajc nie bez dumy, e pokona wszystkie swoje lki. W rzeczywistoci zrobi to nieco wczeniej we nie, ale
525

dajmy naszemu przyjacielowi wycign takie wnioski, jakie w tej chwili pomog mu najbardziej. Zasuguje na to, czy nie? Feliks spojrza na widok z tarasu przed domem. Nie by to spektakularny krajobraz jaki widujemy na filmach, w kocowych scenach, kiedy widzimy jak para zakochanych w sobie bohaterw po przejciach obejmuje si czule, a kamera oddala si od nich, i tak trwaj sobie w miosnym ucisku a promienie zachodzcego, pomaraczowego soca pieszcz ich splecione sylwetki. Prawd powiedziawszy z tarasu rozciga si widok na gi, najgorsze osiedle w caej parszywej wiosce Golgota. Widok ten zawsze kojarzy si nauczycielowi z czym bardzo pospnym, zanurzone w szaroci ciasno zbite budynki tego osiedla kojarzyy mu si z czym niezwykle plugawym i godnym pogardy. Dzi jednak byo inaczej, wszystko wygldao nietypowo, eby nie powiedzie, e byo po prostu pikne. Teraz, po przebudzeniu i jego przemianie nawet widok gowych zabudowa stanowicych cz krajobrazu tego maego grskiego miasteczka wyda mu si cudowny. Kable telefonicznie wyglday piknie, a stare pokryte azbestem dachy - inspirujco. Chc pomc tym ludziom, chce wyksztaci ich dzieci - pomyla Feliks, a iskra powoania przeksztacia si w tym momencie w malutki tlcy si niemiao pomyczek. Jednym szybkim haustem oprni kubeczek z kaw. Gorcy pyn rozgrza go od wewntrz, w przyjemny sposb, na jaki nigdy wczeniej nie zwrci uwagi. Wiedzia, e aden optymizm, nawet taki najsilniejszy w yciu, nie potrwa dugo. Ale wiedzia rwnie, i to bya dla niego nowa, pikna wiedza, e optymizm ten naley wykorzysta, wycisn z niego tyle ile si da i tworzy swj nowy wspaniay wszechwiat, pki starczy si. Pki yjemy i mamy po co y jest dobrze. rednio istotne czy dla innych, czy dla siebie. Na przekr. W kocu, jakby na to nie patrze, wiat Myl Jedynie. Feliks Pat nigdy nie spotka ju Jacka Burnfielda. - Nie wiem gdzie jeste, przyjacielu ale dzikuj ci z caego serca, e pojawie si w moim yciu powiedzia, patrzc na wkopujcego skrzynk na listy Samuela.

526

Epilog

Najwikszym niebezpieczestwem dla wikszoci z nas nie jest to, e mierzymy za wysoko i nie osigamy celu, ale to e mierzymy za nisko i cel osigamy
~ Micha Anio

Plac zabaw

1.
atiana! Maa dziewczynka odwrcia si nagle. Cisna w piasek foremk i grabki, zacisna pistki i najszybciej jak moga pobiega do mamy. Wedug jej dwuletniego rozumu Wszystkie promienie i blaski ochoczo owietliy rozemian twarz maej istoty w

jej mamusia bya, z ca pewnoci, najpikniejsz kobiet na Ziemi. rowej kurteczce.

2.
- Profesorze, jeeli wolno spyta... kim on jest? - pyta mczyzna w biaym kitlu. Jest tu nowy, dopiero co rozpocz prac w ttnicej yciem klinice psychiatrycznej w Sarbinowych Doach. Spoglda przez mae okienko do boksu szpitalnego z mlecznego
527

szka. Wewntrz widzi przypitego pasami mczyzn, lecego na szpitalnym ku, z kroplwk. Pogrony w gbokim nie mczyzna, cho wyglda jak nieboszczyk, oddycha lekko. - Nazywa si Jack Burnfield, to Amerykanin. Kiedy by dziennikarzem. Jest w mojej klinice od samego pocztku - wzdycha naukowiec. - Co mu dolega? - Cierpi na schizofreni paranoidaln, ma omamy. Od kilku lat ani razu nie wsta z tego ka - wyjania starszy czowiek. - Profesorze Drzewiecki! - mczyzna w biaym kitlu jest oburzony. Przypina pan czowieka do ka skrzanymi pasami i dziwi si pan e nie chce wsta? - Nie, nie zrozum mnie le - profesor uspokajajco wznosi obie donie w obronnym gecie. - To nie tak, e nie daje mu szansy na to, aby mg wyj z tego pokoju, a potem z mojej kliniki, na wolno. Nie faszeruj go psychotropami, nie jest moim winiem, jeli o to ci chodzi. Czsto prbuj z nim rozmawia, nakoni go do tego, aby wrci do ycia. Odstawiem mu wszystkie leki, eby organizm mg sam wrci do zdrowia psychicznego. - I? - Czasem mam wraenie, e patrzy na mnie cakiem przytomnym wzrokiem. Ale myl, e on ju dawno zrezygnowa z ycia. On go po prostu nie chce! - Czy on... - Nie ma z nim kontaktu, nie odpowiada, nie reaguje. Przewanie wpatruje si w jaki punkt w pokoju. Od roku nie powiedzia ani sowa. - Ani sowa? - Czasem tylko powie jakie zdanie, albo dwa. Co o sennym generale i o jakim roztworze. Albo o Annie Kamiskiej. - O Annie Kamiskiej? - To aktorka teatralna, zagina bez wieci tu po drugiej wojnie wiatowej. Z tego, co udao mi si o niej przeczyta, bya niezwykle utalentowan kobiet. W dodatku bardzo pikn... - umiecha si profesor. Mczyzna w biaym kitlu jeszcze przez chwil wpatruje si w lecego na ku Jacka Burnfielda. - Wybra sen... - mwi wreszcie. Postrada zmysy. To naprawd moliwe? Czowiek jest w stanie zrezygnowa z rzeczywistoci? - Jak wida, mody czowieku - Adam Drzewiecki jeszcze chwil przyglda si pogronemu we nie pacjentowi. - To straszne!

528

- Tak, to przeraajce - zgadza si noblista, po czym po duszej chwili zamylenia dodaje: - Modl si o to, aby koszmary opuciy psychik tego czowieka. Bg mi wiadkiem, to co wyprawia si w jego gowie przeraa mnie jak nic innego. - Modli si pan o niego? I to pomaga? - Nie mj drogi. Ani troch - odpowiedzia profesor. Mczyni obrcili si w stron wyjcia i poszli w swoj stron.

529

530

531

Historie golgockie
A ciemno tu panuje trwoca dusz ludzk... Ciemno tajemnicza, oczy ludzkie mroczca. Nad Golgot Prawda si unosi. Spywa nieustannie z wyyn, ktrych ludzko dostrzec nie portafi ani osign nie moe. Wzgrze golgotaskie to ziemia. Ziemia krwi i paczu, radoci i szczcia...
~ Ryszard Kapuciski

Cz IV

532

Pocaunek na dobranoc

Miasteczko Golgota, Wigilia

1.

wita Boego Narodzenia nigdy nie byy w tych okolicach specjalnie przyjemnym wydarzeniem. Mona powiedzie, e stanowiy dokadne przeciwiestwo zdrowego, rozsdnego wyobraenia o tych dugo wyczekiwanych kilku chwilach w roku, kiedy

koldy i wigilijna wieczerza pozwalay zapomnie na chwil o problemach codziennej, brudnej rzeczywistoci. Nazywam si Matt Kowalsky i jestem mieszkacem Golgoty. Jestem kelnerem w jedynej karczmie w promieniu dwudziestu kilometrw, wielkiej przyhotelowej barorestauracji, opatrzonej dumnym szyldem "KARCZMA POD BAROGIEM - CZY PRBOWAE JU NASZYCH OBIADOKOLACJI?". Nie jestem tu po to, aby przekaza Wam radosn nowin. W tych stronach zapomniano o niej ju dawno temu. Powinicie wiedzie, e w miasteczku takim jak Sarbinowe Doy, ktre z czasem przyjo pospn, cho nieoficjaln nazw Golgota, okres przedwiteczny by przede wszystkim gorczkowym poszukiwaniem jakiejkolwiek nadziei na to, e tym razem bdzie inaczej ni zwykle, e tym razem ktrykolwiek z mieszkacw tej mikroskopijnej mieciny, cho na jedn krtk chwil poczuje prawdziwie witeczn atmosfer. Byo to co, czego wikszoci spord nas, biednych ludzi byo dane zazna jedynie na hollywdzkich filmach w okolicznym kinie. Nie mylcie sobie prosz, e nie prbowano
533

polepszy sytuacji. Byy choinki, kilka witecznych lampek rozwieszonych na wysokich potach przed domami, a nawet wybory Miss nieynki organizowane przez tutejszego burmistrza. Rok w rok miao by lepiej i rok w rok koczyo si to wszystko totaln klap. C, prawdopodobnie w takich miejscach jak Golgota wita nie byy najlepszym pomysem ze wszystkich. Wigili tego roku zapamitaem z kilku powodw, ale historia, ktr pragn Wam opowiedzie jest jedynym witecznym tematem wartej waszej uwagi. Tego dnia, 24 grudnia, przygotowania do Wigilii organizowanej przez nasz karczm zostay wstrzymane ju o godzinie siedemnastej, kiedy stao si jasne, e nieodnieone z niewyjanionych przyczyn drogi dojazdowe do miasta oznaczaj kompletny parali caej wioski. Szef caego hotelu, ogromny Dorian Barog, ktrego wielkie brzuszysko mogo konkurowa rozmiarami jedynie z jego poczuciem wasnej wartoci, zaczepi mnie na zapleczu, kiedy cicho podpiewujc "Dzisiaj w Betlejem" opakowywaem z folii wszystkie przygotowane przez kucharzy witeczne potrawy. - Moesz rwnie dobrze schowa poow z tego, co udao ci si odfoliowa, Matt rzek za moimi plecami tak niespodziewanie, e a podskoczyem. Obrciem si w jego stron i powtrzyem - Schowa... poow? Barog westchn ciko. - Cholerny burmistrz nie wysa w teren ani jednej piaskarki rozumiesz? Dobry Boe, nieg pada bez przerwy od czterech dni, a ten ysy grubas tumaczy si, e zima totalnie ich zaskoczya i nie mog ju nic z tym zrobi. Jest dwudziesty czwarty grudnia, a on mi mwi, e ich zaskoczya. Ja tu oszalej, Matt, naprawd zwariuj! Powiedz sam... nie palant z niego?! Kiwnem gow, e owszem, prawdziwy idiota. - Schowasz teraz karpia, zup grzybow, azanki i groch z kapust - rozkaza Barog tonem nie znoszcym cienia sprzeciwu. - Szefie, ale jeli ktrykolwiek z goci bdzie protestowa... Jego niewesoy, rubaszny miech i trzscy si brzuch uwiadomi mi, e nie, nie bdzie adnych protestw. - Spjrz na sal, Matt - powiedzia wreszcie Barog. - Skcona moda parka, maestwo z dwjk dzieci i to wszystko. Sze osb, rozumiesz? Znw kiwnem gow. - Schowaj wszystko do chodni - rzek Barog, wycigajc zza pazuchy wymitej marynarki wysuon piersiwk. - Id na gr, zawalcz troch o witeczny nastrj. Marry Christmas za wszelk cen, przyjacielu!
534

Po czym rozemia si znowu i wyszed. Stary Dorian Barog nigdy nie wylewa za konierz, to fakt, ale kiedy miewa gorszy nastrj ni zwykle, a dzisiaj z pewnoci tak byo, wtedy ostatni rzecz, ktr miabym ochot zrobi byo wchodzenie mu w drog. Nie dyskutowaem z nim, wolaem w ogle si nie odzywa. Wiedzcie, e mj szef potrafi by naprawd przykry, szczeglnie jeli chodzio o stracone nagle pienidze. - Wspaniale - pomylaem - Po prostu cudownie. Zoyem razem donie, aby zmwi krtk modlitw. - Dobry Boe - szepnem, a mj gos rozchodzi si po pokrytych biaymi kaflami cianach kuchni, wzmocniony kilkunastokrotnie, jak na prawdziwej sali koncertowej. Nie mam pojcia co waciwie chciabym ci powiedzie w ten wigilijny wieczr. By moe po prostu chciabym ci prosi o to, aby zesa na nas odrobin witecznej aski. To w kocu dzie twojego narodzenia, mona powiedzie, e bdziemy obchodzi twoje urodziny i... UUP! Przeraliwie gony odgos wstrzsn caym zapleczem, jak gdyby najwikszy subwoofer na wiecie wanie wyda z siebie potnych rozmiarw basowy rumor. Drugi raz w cigu dzisiejszego wieczoru podskoczyem jak oparzony. UUP! Znw ten dziwny odgos. Guchy jak pie, ale wyrany, wydobywajcy si z tej czci zaplecza, w ktrej znajdowao si wejcie dla pracownikw. Brzmiao to zupenie tak, jakby co, co bardzo cikiego spado z ogromnej wysokoci. Albo tak, jakby kto... albo co... za wszelk cen prbowao si wydosta z puapki. Nonsens - pomylaem, prbujc uspokoi rosnc panik. - Totalna bzdura. Pjdziesz to sprawdzi, zachowasz si jak facet. I ju za chwil okae si, e to nic takiego. Wyszedem z kuchni i krok za krokiem pokonaem dugi korytarz rozwietlony jarzeniowym wiatem. - Nic takiego... nic takiego... Dotaro do mnie, e jedynym miejscem, z ktrego mogy wydobywa si te dziwne odgosy bya chodnia, niewielkie pomieszczenie na kocu korytarza, zawsze pene zamroonych ryb i hektolitrw alkoholu. - Nic takiego... naprawd nic takiego... To mwic wziem gboki jak nigdy w yciu oddech i odliczyem w mylach do dziesiciu. To podobno pomaga. Podobno. UUP! Tym razem naprawd a wrzasnem z przeraenia. Haas niewtpliwe dochodzi za drzwi. Co tam byo, bez dwch zda. Co tam byo i bardzo chciao ju wyj, by na zewntrz, wyle stamtd jak najprdzej, aby...
535

Nie byo czasu na rozwaania. Moja rka ju znajdowaa si na ogromnej, metalowej korbie sucej do otwierania i zamykania cikich drzwi. To by zwyky impuls. Po prostu je otworzyem. wiato automatycznie rozwietlio ca niewielkich rozmiarw chodni. Fala chodu uderzya we mnie z si, ktrej cakowicie si nie spodziewaem. Nie miaem pojcia, e w tym miejscu moe by a tak zimno. Ale nie to zwrcio moj uwag. Cakowicie pochono j to, co ujrzaem na pokrytej gumow wycieraczk pododze. Byo szare, brudne i dygotao z zimna. - Gerard? - wystkaem. - Gerard Keppler? Co ty tu robisz, do jasnej cholery? Szara, dygoczca posta obrcia si niezdarnie, cay czas lec na ziemi. Ogromne jak monety zszokowane oczy wpatryway si we mnie, wytrzeszczone w wyrazie cakowitego zaskoczenia. - Matt! - wykrzykn wreszcie intruz - Co za ulga, ale fuks, prawdziwy witeczny fuks! Mylaem, e to ten grubas, stary Barog przyszed, eby... - Co ty tu robisz, Gerardzie? - zapytaem ponownie, domylajc si ju co jest przyczyn tej niespodziewanej wizyty. - Ja... ja... kto mnie tu zatrzasn! Chciaem sprawdzi czy nie ma tu moe czego do jedzenia. Szukaem chleba albo buek i wtedy jaki cholerny dowcipas pomyla sobie, e... - Nie kam. - Nie kami, kln si, e nie.... - Gerard! Westchn teatralnie i wreszcie wsta na nogi. - Dobra ju dobra, w porzdku... - to mowic wycign zza pazuchy butelk Johnny'ego Walkera. - Przepraszam ci, Matthew. Pomylaem po prostu, e nikomu nic by si nie stao, jeli przylazbym do waszej karczmy cichaczem i wzi sobie jedn, jedyn buteleczk... no tak wiesz, na spokojne wita. - Jedn buteleczk? Tylko jedn? Znw wyda z siebie ten dyszcy odgos. To ju nawet nie byo teatralne westchnicie, tylko prawdziwe tornado z wielkich nozdrzy. - Gerard, pytam ci, jak czowiek czowieka... - zaczem, ale nie skoczyem - Dobra ju, okej! - zirytowa si, wymachujc rkoma i po chwili wycigajc z rkawa identyczn flaszk. - Prosz bardzo, zadowolony?! Jezu Chryste, nie dadz si nawet czowiekowi w spokoju... - ...nawali? - usyszaem znajomy gos za plecami. Nie musiaem si nawet obraca. Wiedziaem, kto za mn stoi i co to oznacza.
536

Dorian Barog. Pieko. Jeeli przed dwudziestoma sekundami oczy Gerarda wyglday jak monety, to teraz rozszerzyy si do rozmiarw tak nienaturalnie ogromnych, e przez moment naprawd mylaem, e obydwie przepite gaki po prostu wyskocz mu z oczodow. Nie wiedziaem ju, czy okoliczny pijaczyna, stary poczciwy Gerard dry teraz z zimna, z delirium alkoholowego czy po prostu z najzwyklejszego w wiecie przeraenia. Nie byo czasu na dalsze rozwaania. Ogromne cielsko Doriana Baroga sunie ju z impetem w kierunku zszokowanego Gerarda, aby w cigu uamkw sekund pochwyci go za klapy szaroburego wenianego i dziurawego w wielu miejscach paszcza. Setne sekund, przysigam, e nie zdyem nawet zaprotestowa, a Dorian Barog ju zbliy sw ob, czerwon twarz na centymetry od wytrzeszczonych oczu zlknionego na mier Gerarda, zazgrzyta zbami, a gdy zapach alkoholu z ust obu mczyzn zmiesza si, wytwarzajc w caej chodni niemoliw do zniesienia mieszank, wycedzi: - Nie zdajesz sobie nawet sprawy jak wielkie masz dzisiaj szczcie, Gerardzie Kepplerze. W tej chwili ratuj ci tylko wita, ty awszony pijaku. wita i nic innego rozumiesz? - Tak! Tak! - sapa Gerard, nawet niespecjalnie prbujc wyrwa si z elaznego ucisku Baroga. Trzeba byo przyzna staremu wacicielowi karczmy, e cho z wygldu przypomina bardziej zawodnika sumo u szczytu kariery, anieli muskularnego, przepenionego si fizyczn mczyzn, to goym okiem byo wida, jak wielki omot spuciby zodziejowi w normalnych okolicznociach. - Nie usyszaem od ciebie przeprosin, ty cholerny pasoycie - usysza Gerard od mojego szefa. - Panie Dorianie, przepraszam, kln si na wszystkie witoci, e nie chciaem nikomu sprawi przykroci, po prostu... Ale wcieky Dorian Barog ju puszcza Gerarda Kepplera, ktry niemale osuwa si na ziemi, z trudem zachowujc wzgldny pion. - Nie tumacz si - rzecze gruby karczmarz, odwracajc si w moj stron. - Matt, o twoim niedopilnowaniu zaplecza porozmawiamy pniej. - Tak jest, panie Barog - rzekem natychmiast. Ale znaem szefa zbyt dobrze. Wiedziaem, e na tych sowach si nie skoczy. Szybko okazao si, e nie pomyliem si w swoich przypuszczeniach. - Ty i ten pijak jestecie mi winni przysug - wycedzi Barog, oddychajc ciko. Pjdziecie teraz na gr, wczycie radiostacj i bdziecie nasuchiwa komunikatw drogowych. Moe w kocu zaczn odsniea szosy. Jeeli nic si nie zmieni do rana, to przysigam, e burmistrz tego miasteczka poauje, e w ogle kiedykolwiek si urodzi.
537

- Tak. Oczywicie - zdaem sobie spraw, e oboje z Gerardem kiwamy gowami jak para wariatw - Gera... to znaczy panie Keppler, wstawaj pan. Idziemy natychmiast na pitro! - Taa jest! - zasalutowa p artem, p serio Gerard, ale widzc min Doriana Baroga natychmiast schowa do do kieszeni.

2.
"Jedynka do bazy, nie mam pojcia gdzie ona moga si podzia. Jestecie pewni, e po prostu nie schowaa si gdzie w domu"? Wysuona radiostacja buczaa i rzzia jak optana, nie pomagay nawet prby nastawienia anteny i regulacji wszystkich dostpnych pokrte z przodu porysowanej obudowy. Nie byem pewien, czy to przez prszcy bez ustanku nieg, stan techniczny starej Motoroli, czy to po prostu najzwyklejszy na wiecie witeczny pech, ktry tego wigilijnego wieczoru mia przeladowa nas ju do samego koca. "Dwjka do jedynki, po prostu szukajcie dalej. Jestemy przy ratuszu i kierujemy si na pnoc. Ani ladu maej". Gerard Keppler zmarszczy brwi. - Syszae, Matt? - zapyta mnie - Zero informacji o drogach, a jednak policjanci poruszaj si po caym miasteczku. Jak mylisz, maj pugi niene zamiast radiowozw, czy jak? - Nie, wydaje mi si, e to piesze oddziay - odrzekem, po czym wyjaniem: "Jedynka" to mody Junior Hauptmann, syn komendanta, poznaj po gosie. A dwjka to najwyraniej sam komendant Andrzej Hauptmann, ojciec Juniora. Kazali mu rusza tyek z domu w Wigili? Bg mi wiadkiem, jeeli to prawda, to suchamy wanie najbardziej wkurzonych ludzi na caym wiecie. - Kogo oni szukaj, Matthew? - zapyta mnie Gerard przygldajc si w milczeniu starowieckiej radiocentrali. - Maej Daviesowej, crki pastora Daviesa - odparem. - Ma na imi Rose, czy jako tak podobnie. Rozwar wargi ze zdumienia. - Maa Rose Davies zagina?! - wykrzykn Gerard Keppler. - Dobry Boe, przecie ona ma dopiero pi lat! Zrobiem zasmucon min. - Taaak, no wanie. Z tego co syszaem od glin, szukaj jej ju dobre dwanacie godzin. Ojciec, stary dobry Charles Davies po prostu wsta rano, zoy codzienn

538

modlitw, a potem poszed do pokoju maej i zorientowa si, e po prostu nie ma jej w eczku. - Sodki Jezu, to nie wyglda dobrze, Matt - szepn Gerard. - Naprawd le si dzieje w Golgocie... Wiatr wy przecigle, a patki niegu cay czas uderzay o okna na poddaszu. ciemniao si. Nic nie wskazywao, aby pogoda miaa si uspokoi. Przeciwnie, wygldao na to, e wszystkie okolicznoci sprzgy si tego wieczoru przeciwko caym Sarbinowym Doom. W tej samej chwili do pokoju wszed Dorian Barog. - Mam to gdzie, panowie! - wykrzykn na wejciu. By ju wyranie pijany, bez cienia wtpliwoci. - Moemy rwnie dobrze odpuci sobie cay ten mieszny wieczorek towarzyski. Wigilia czy nie, czas zrobi dzisiaj co dobrego. Wigilijny dobry uczynek, powiadam wam, o tak! Nie miaem pojcia o czym mwi mj szef, dlatego po prostu zapytaem: - Co ma pan na myli? - Chcecie spaci dug? - zapyta retorycznie chwytajc si za ogromne brzuszysko. - No to macie okazj. Wszystko syszaem. Jezu Chryste, jeli maa Rose nie znajdzie si dzisiejszego wieczoru to moemy by pewni, e nie doyje poranka. Wyruszycie na poszukiwania, przejdziecie si po lesie i poszukacie tej biednej maej dzieciny. - Do lasu? - powtrzy Gerard. - Ja... ale dzisiaj... syszaem, e wilki znowu pojawiy si w lesie i... Mina Doriana Baroga uwiadomia nam, e popoudniowa dyskusja jest ostatni rzecz, na ktr ten wielki czowiek ma ochot. - Rozmawiaem, z gomi - powiedzia, jakby to wyjaniao ca spraw. Zda sobi chyba spraw z gupiego wyrazu naszych twarzy, wic szybko doda: - Pamitaci t skcon park, siedzc przy szstym stoliku? No wiecie, ten facet w garniturze i ta lalka w czerwonej spdniczce... zgodzili si i z wami. - W takim razie ruszajmy - odpowiedziaem bez wahania. Stao si jasne, e o jakiejkowiek Wigilii moglimy zapomnie, a kilka pierogw i barszcz z uszkami nie byy nawet warte wystawienia ich na st. - Szefie, mam pytanie, czy... - ...spokojnie, przyjacielu - odrzek, zanim zdyem dokoczy pytanie. - Poradz sobie z rodzink z pokoju 102, ktra zostaje na miejscu. Ich ojczulek nie wyglda na skonnego do pomocy, powiem wam, e nigdy w zyciu nie spotkaem tak samolubnego skurczybyka, ale... chyba polubi naszego karczmianego grzaca. Podam im troch jedzenia i pogadam z nimi przez jaki czas. Nie powinno by problemw.
539

- Matt! - Gerard najwyraniej postanowi poszuka wsparcia w mojej osobie - Ja... myl, ze nie powinnimy zapuszcza si o tej porze... - Ubieraj paszcz - rozkazaem. - Spotykamy si na dole. Mino zaledwie kilkadziesit sekund, a ju stalimy wszyscy na podjedzie do karczmy "Pod Barogiem". To niesamowite w jak szybkim czasie udao si zorganizowa latarki, dwa niewielkich rozmiarw walkie-talkie, a take lin holownicz bdc na wyposaeniu ogromnego nissana patrola, nalecego do szefa, a take dwie butelki wody, kompas, a nawet niewielk flar ostrzegawcz, ktra znalazla si w plecaku zakochanej pary. - Proponuj si rozdzieli - rzuci na powitanie facet kobiety w czerwonej sukience, teraz ubrany w kurtk z goretekstu i spodnie narciarskie. - Ja i Stacy pjdziemy na pnoc, wy kierujcie si na poudnie. - Dobry pomys - odparem, chocia wiedziaem, e zapowiada si na to, e parka zgubi si w golgockim lesie po przejciu kilometra, no moe dwch, w najlepszym wypadku. Mody mczyzna wyglda na niedowiadczonego piechura, a panna, z ktr przyjecha do hotelu Baroga... c, kto kto wybiera si do lasu w szpilkach raczej nie idzie tam po to, aby pomc w poszukiwaniach, prawda? - Proponuj spotka si przy tym wielkim kamieniu, no wiecie, tym gdzie kilkaset lat temu by jaki otarz, czy co takiego... - wymamrota Gerard, chowajc link holownicz za pazuch dziurawego, mierdzcego paszcza. - Wiecie gdzie to jest, kochani? - Bylimy tam wczoraj - odpar facet, z pewnym zaskoczeniem przygldajc si nam, Zespoowi Ratunkowemu Numer 2. Wyranie nietrzewy okoliczny pijak i kelner z Karczmy Doriana Baroga. Nie ma co, prawdziwy dream team. - W porzdku. Ruszajmy - rzekem po prostu, po czym odwrciem si w na poudnie i zaczem i. Nigdy wicej nie spotkaem faceta w goretekstowej kurtce, ani szpileczkowej milady. Ale wtedy nawet nie przyszo mi do gowy, e mogoby spotka nas wszystkich co, co przydarzyo nam si w gstwinie golgockiego lasu. Zreszt... nie uprzedzajmy faktw. - Matt! - wykrzykn Gerard, kiedy przeszlimy ju pierwszy odcinek pnocnego szlaku, wiecc jedn latark na prawo i lewo i starajc si za wszelk cen dostrzec pod krzakami sylwetk maej dziewczynki. Modliem si o to, eby j spotka. I eby miaa na sobie kurtk. - Co? - odparem gupio.

540

- Powiedz mi, ale tak szczerze... naprawd wydaje ci si, e oni, no wiesz, ci zakochani z Werony... e oni... no wiesz... nie zaczn si migdali, gdy tylko oddal si od karczmy? - Owszem, mj drogi - odrzekem. - Wydaje mi si, e bdzie dokadnie tak, jak przed chwil powiedziae. Dalsz drog pokonywalimy ju w milczeniu. Morale, ktre na pocztku naszej wyprawy zdaway si wrcz wylewa si z nas na wszystkie strony, sabo z kadym nastepnym krokiem. Buty grzzy w niegu, w twarze wia nam przeraliwie wiszczcy w uszach wiatr. Nie potrafi znale sw, aby opisa, jak bardzo zimne potrafi by golgockie lasy o tej porze roku. "Do szpiku koci" - to chyba najlepsze okrelenie. - Spjrz - rzek Gerard, niespodziewanie wyrywajc mnie z potoku doujcych myli. - Spjrz, Matt! Tam, pod t wielk sosn. - Dobry Jezu... - wyszeptaem. Pobieglimy w stron drzewa potykajc si o kamienie i o wos unikajc poamania ng. Pod ogromn, pokryt biaym puchem sosn leaa rowa kurteczka. Nie bya uwalana niegiem, przeciwnie, mgbym przysic, e bya ciepa w dotyku. - Jak mylisz to jej? - spytaem, ale wiedziaem ju jak bdzie brzmiaa odpowied. - O tak, Matt, o tak... - wydusi z siebie Gerard. - Widziaem ma Rose w tej kurteczce, przysigam, e bya identyczna. - Nie mamy wiele czasu - odparem, natychmiast podejmujc marsz. - Jestem pewien, e jestemy na dobrym tropie. - Powiedz o tym naszej zakochanej parce! - usyszaem za plecami gos pijaka, ktry tamtej nocy sta si moim przyjacielem. Nic tak nie zblia ludzi do siebie, jak wsplnie przeyty koszmar, prawda? To nie by gupi pomys. Chwyciem w do walkie-talkie i pstryknem wcznik. Nic si nie wydarzyo. Potrzsnem krtkofalwk. Bya dziwnie lekka. Otworzyem wieczko i zaklnem na czym wiat stoi. Brak baterii. Cholera jasna! - Jestesmy zdani na siebie, przyjacielu! - powiedziaem, ale to nie bya prawda, bo wanie dotarlimy do rozwidlenia drogi. W lewo czy w prawo? Gerard nie traci czasu. Wiecie, tamtego wieczoru przekonaem sie, e cho by prawdziwym wiejskim pijakiem, to jednak serce nadal mia z najprawdziwego krysztau. - Id w prawo - powiedzia po prostu, nawet na mnie nie patrzc. Odruchowo kiwnem gow i skierowaem si w lew stron. Szedem i szedem. Drzewa zdaway si szepta do mnie jak tajemnicz melodi, a wiatr akompaniowa jej smutn pie swoim przecigym wyciem. Wydaje mi si, e szedem tak dobre p

541

godziny, jeli nie duej, ale jednego byem absolutnie pewien: nigdy wczeniej nie byem w tych stronach wielkiego, pogronego we nie lasu. - Dobry Boe, to znowu ja - wyszeptaem, kierujc sowa do Najwyszego Solenizanta - Prosz ci, wysuchaj mej modlitwy. Niczego tak bardzo nie pragn, jak tego, by odnale ma Rose. Bagam, jeli to nie przypadek, e wigili spdzam w najkoszmarniejszym miejscu na wiecie, to spraw, abym mg j odnale ju za chwil! Kiedy po latach przypominam sobie t chwil, staram si odtworzy to co wydarzyo si pniej z jak najwiksz dokadnoci. Pomimo tego, e czasem budz si z krzykiem na wspomnienie tych przeraajcych chwil, koszmar nie pozwala mi na zanicie ju do samego rana. Nie mam pojcia co zrobi, aby przerwa cige analizowanie tego, co stao si w chwili kiedy dotarem na niewielkich rozmiarw polan. Myl, e wie to tylko sam Bg, ale z tego co rozumiem, nie bardzo chce mi wyjawi dlaczego wydarzenia potoczyy si w taki, a nie inny sposb. Ksiyc owietla poacie trawy na polanie z tak si, e mgbym przysic, e adne rdo wiata wyprodukowane przez czowieka, w tym latarka, ktr zabra ze sob mj przyjaciel Gerard, nie byo by w stanie dorwna moc bieli, ktra panowaa na tym niewielkim poletku trawy. Nie byo peni, przeciwnie, ksizyc by tylko niewielkim rogalikiem, ale wierzcie mi, nigdy w yciu nie spotkaem si z tak intensywn wietln biel, jak wanie na tej przekltej polanie. - Nic takiego... nic takiego... to naprawd nic takiego... - szepcz, kolejny raz. Ale to co widz zdaje si przeczy moim sowom. Serce podskoczyo mi do garda, a w ustach zrobio mi si sucho, kiedy zdaem sobie spraw z tego co widz. Moje oczy potrzeboway kilku sekund, aby zrozumie, e to co widz, nie jest halucynacj, ani omamem spowodowanym zmczeniem. To bya prawda i to przeraao mnie najbardziej. - Idzie diabe przez pieko, o do licha jak ciepo... - nucia maa dziewczynka, znajdujca si na samiutekim rodku polany. - Kochanie... dziewczynko... - na nic wicej nie byo mnie sta, gdy poczuem pulsowanie krwi na skroniach. - Wszystkie diaby wyzdychay, zosta tylko jeden may - dokoczya dziecic rymowank, po czym podniosa ma gowk i spojrzaa prosto na mnie. - Prosz pana... czy mgby pan mnie wzi na barana? Jest mi bardzo zimno. I chce mi si pi. - Tak, kochanie, tak... - wydukaem w kocu, przeamujc si i podchodzc do niej na odlego wycignicia doni. Zrzuciem z siebie kurtk i najszczelniej jak mogem owinem ni ma Rose. - Krliczku, od kiedy tu jeste? Powiedz, nie musisz si mnie mnie ba. - Nie wiem, zgubiam si - odpara smutnym gosem i zacza paka.
542

Serce prawie pko mi na p, kiedy wziem j na rce i przytuliem do siebie najmocniej, jak tylko potrafiem. - Nie pacz kochanie, prosz nie pacz. Wszystko jest dobrze, wszystko jest naprawd dobrze. Wracamy do domu. - Wilki! To znowu wilki, znowu przyszy, znowu przyszy! - wykrzykna prosto w moje lewe ucho, a podskoczyem. Prawie upuciem jej mae ciako na onieon, przemarznit ziemi. Dopiero po chwili dotaro do mnie znaczenie jej sw. Jak w zwolnionym tempie obrciem si na picie, cay czas kurczowo trzymajc ma Rose w ramionach. Maa miaa racj. Ogromny basior wpatrywa si w nas swoimi czarnymi jak mier lepiami. Warcza, mia zmiewrzon sier. I nie by sam, dobry Boe, naprawd nie by sam. Dopiero po chwili dostrzegem, e tu za nim, dosownie kilkanacie metrw od nas stoi jeszcze co najmniej tuzin rwnie ogromnych i rwnie miertelnie niebezpiecznych wilczurw. Wszystko to co stao si pniej pamitam jak przez mg. Moe to przez szok, nie wiem, ale gwarantuj, ze to co udalo mi si zapisa stanowi najdokadniejszy opis tego, co byo dane przey nam pniej. - Kochanie - wyszeptaem - Kochanie, Rose nie mw ani sowa. Bd cichutko. Wujek obrci si teraz i bdzie bieg najszybciej jak potrafi. Prosz ci nie pacz, bd cichutko. - Dobrze, wujciu - odpara maa Rose. - Ale ja nie jestem adna Rose. Jestem Emily! Daj mi buziaka, prosz daj mi buzi... Zignorowaem j. Chciabym powiedzie, e ruszyem w olimpijski sprint, e wiszczcy wiatr dodawa mi otuchy, kiedy ruszyem z miejsca i najszybszym sprintem na jaki byo mnie sta dotarem w bezpieczne miejsce. Ale nie, to nie bya by prawda. Zaczem biec, niezdarnie i kulawo, co chwila obracajc gow w kierunku wciekej watahy. Nie mam pojcia czy wilki goniy nas naprawd, czy to tylko wymys mojej rozszalaej wyobrani. Szczerze mwic miaem to gdzie. Korze wystajcy z drogi, oto co mnie spotkao, zmieniajc bieg caej historii, ktr chciaem wam opowiedzie. Pieprzony korze. Potykajc si o niego i lecc na twarz ostatkiem si odwrciem ciao w taki sposb, eby ca si upadku przyj na siebie. Wszystko byleby tylko oszczdzi cierpie maej Rose, cay czas owinitej w moj kurtk. Uderzyem o ziemi i poczuem, e mj obojczyk amie si na kawaeczki. Zawyem z blu a oczy zaszy mi zami. Dopiero po chwili zdaem sobie spraw, e ju nie trzymam Rose w ramionach. Otworzyem oczy i jedyne co dostrzegem to cie, dosownie zarys maej postaci uciekajcej na maych nokach w len gstwin - Rose! Rose kochanie, prosz wr tutaj! Rose! ROSE! - krzyczaem. Na prno.
543

Szukaem jej przez kolejn godzin, w zasadzie ignorujc wszystkie bodce dochodzce do mojej gowy, spord ktrych dziewidziesit dziewi procent brzmiao "bierz nogi za pas i uciekaj, tu wci s wilki, tu nie jest bezpiecznie, uciekaj najszybciej jak potrafisz, uciekaj do Baroga durniu, spadaj std!". Wreszcie daem za wygran. Nie potrafi opisa uczucia, ktre towarzyszyo mi podczas podjcia tej jednej, najciszej decyzji w caym moim yciu. Zakoczyem poszukiwania i kierujc si instynktem samozachowawczym w cigu kolejnej godziny dotarem do karczmy. Gerarda Kepplera, ani zakochanej parki jeszcze nie byo. W wejciu powita mnie napity niemale do nieprzytomnoci Dorian Barog: - Matt! Matt przyjacielu, co si stao, do jasnej cholery, wygldasz jakby zobaczy mier. - Wilki... maa Rose... ja... Zemdlaem. Obudziem si dopiero nastpnego dnia o poranku. Byem w jednym z pokojw hotelowych, a Dorian parzy herbat na tanim, elektrycznym czajniku. Natychmiast po przebudzeniu zerwaem si na rwne nogi. - Szefie! Maa Rose, ona... cay czas jest w lesie, ona... wilki, caa wataha, pieprzona wataha wilkw! - Uspokj si, Matt, co ci napado! - wykrzykn wyranie rozbawiony caym przedstawieniem Dorian Barog. - Dobry Boe, kac mczy mnie odkd wstaem, a ty mi tu wrzeszczysz o jakich wilkach... - Bo tak byo! Ja... ja j znalazem, ja spotkaem ma Rose na polanie! Tam byy te wilczury, uciekaem z ni najszybiciej jak si dao, a potem ten korze, ten pieprzony korze... upadem na ziemi i... i potem ona mi ucieka! - to mwic rozpakaem si. - Bredzisz, przyjacielu. Prosz ci nigdy wicej nie okamuj swojego szefa. Pewnie nachlalicie si z Gerardem kilkaset metrw za moj karczm. - Co?! - wykrzyknem przez zy. - Panie Barog o czym... - Znaleli j! Znaleli j, gdy tylko wyszlicie z karczmy usyszaem przez radio jak stary Hauptmann mwi, e ta dziewczynka, ta maa Rose si odnalaza! Koleanka zaprosia j do siebie, a jej durni rodzice nawet nie zadzwonili do Daviesw, eby ich o tym askawie powiadomi dasz wiar?! Mj Boe, kraj idiotw, totalnych debili... Zamarem. - Ja... ona... ale... - Nic nie mw. Opatrz ci ten obojczyk, nie wyglda to dobrze, oj nie - zacmoka Barog. - Ale najpierw musisz si uspokoi. Rose jest bezpieczna, rozumiesz? - Emily - powiedziaem - Co?
544

- Emily. Mwia, ze nie nazywa si Rose, tylko Emily. Cisza, ktra zapada po moim stwierdzeniu bya tak gsta, e z ca pewnoci moglibycie pokroi j noem. - Matt... przysigam, dzwoni po lekarza. Masz najwyraniej jakie halucynacje, jak Boga kocham. Emily? Emily Rubenstein? - Ja... nie wiem, powiedziaa tylko, e ma na imi Emily, a potem... mwiem ci, ten korze, upadek... ona mi ucieka, rozumiesz? - zaczem traci poczucie rzeczywistoci, kiedy tak bekotaem do niego, co, co z ca pewnoci nie miao dla mojego szefa adnego sensu. - Emily Rubenstein nie yje od kilku lat, Matt - jego sowa wdary mi si do wiadomoci. - Spada ze skay w lesie i poniosa mier na miejscu, rozumiesz? Chowali j na Cmentarzu Ranym, tu w Golgocie, byem osobicie na jej pogrzebie wraz z poow tego pieprzonego miasteczka. Po si i odpocznij, Matt. Bredzisz, jak napany. Przyjaciele, nie mam pojcia w jaki sposb zakoczy t dziwn, wigilijn histori. Nigdy wicej nie rozmawiaem o tym Gerardem, Dorianem Barogiem, ani w ogle z adnym czowiekiem. Nie mam ju pojcia, co z tego wszystkiego jest prawd, a co nie. Jedyne co wiem to, e gdzie tam, w podgolgockich lasach maa dziewczynka cay czas szuka kogo, kto da jej buzi na dobranoc.

545

Cyrk

Bg da czowiekowi pozna wstrt w chwili, gdy wygna go z raju. Czowiek zacz ukrywa to, czego si wstydzi, a w momencie, kiedy si obnay, zosta zalepiony ogromn un. Tak wic zaraz po tym, jak pozna wstrt, pozna i podniecenie ~ Milan Kundera Golgota, lipiec

1.

atrz Ramon! - wykrzykna maa Gaheba - Cyrk, prawdziwy cyrk w Golgocie! No patrz, Ramon, popatrz tu wreszcie! Pitnastoletni Ramon przejecha sobie otwart doni po gowie. Jak tak dalej

pjdzie, to czterdziestominutowy spacer z modsz siostr przeksztaci si w wypraw bez koca. Albo w najlepszym wypadku w wielogodzinn ekspedycj, przerywan z kadym momentem, w ktrym jego malutka siostra Gaheba dostrzee kolejny cyrkowy plakat na supie ogoszeniowym, albo na jakiej przydronej latarni. Skd ona w ogle wiedziaa, e chodzi o cyrk? Przecie nawet nie umie jeszcze czyta! - pomyla Ramon, ale zamiast tego powiedzia: - Taaa... prawdziwy cyrk, Gabi, taki z klownami i balonami... chwila ciszy - to co, zawracamy do domu? - zapyta jeszcze Ramon jakby od niechcenia, ale wiedzia, e mgby rwnie dobrze mwi do ciany. Jego malutka siostrzyczka tuptaa obok niego po chodniku na rynku golgockim i trzymaa go za rk malutk pistk z tak gorliwoci,

546

jak gdyby faktycznie jej Ramon by gotw w pewnym momencie wyrwa si z jej ucisku i rzuci do szaleczej ucieczki. Ale by dopiero byo, gdybym wrci bez maej... - pomyla z trwog nastolatek. Nie usiadbym na dupie przez rok! A kto wie, moe dziadek Bogur wyrzuciby mnie z obozowiska, tak jak wtedy tego pijaka Harima... Skarci si w mylach. "Nie nazywaj swojego zmarego brata pijakiem, smarkaty Cyganie! Masz jeszcze gluty wok zadartego wysoko do gry nosa, a kiedy si rodzie, ja miaem ju sto pi lat! Masz mi okazywa szacunek, Ramon, prawdziwy szacunek, rozumiesz?" - usysza gos swojego dziadka, najstarszego Cygana w caej ich rodzinie, aktualnie zgromadzonej w niewielkim obozowisku przy szosie. Ramon rozumia. By jeszcze mody to fakt, ale zamierza udowodni wszystkim czonkom rodziny (wszystkim! Nawet zmaremu Harimowi!), e nie jest ju dzieckiem, jest modym, odpowiedzialnym mczyzn, penym zaangaowania i pasji, mdrym i inteligentnym, a przede wszystkim prawdziwym niezalenym facetem. Wierzy w to z caego serca, dlatego nawet si specjalnie nie zdziwi, kiedy szecioletnia Gaheba zapytaa nagle: - Ramon, zabierzesz mnie tam? Do cyrku? O tak, pitnastolatek niemale by na to przygotowany. - Nie, zajczku. To tylko plakaty, rozumiesz? Jest na nich napisane "zapraszamy na wielkie otwarcie cyrku ju w czwartek" - wskaza palcem na pierwszy lepszy, skpany w ci i czerwieni arkusz papieru przyklejony popiesznie do blaszanej skrzynki transformatorowej. - W... w czwartek? - powtrzya Gaheba, wytrzeszczajc mae oczy i przygldajc mu si w niewypowiedzianym zdumieniu. - Tak. Czwartek jest jutro, rozumiesz? - zapyta ma istot z nadziej. Gaheba milczaa przez dusz chwil. - Czwartek... - powtrzya. - Taaak... no wanie. Jutro! - pokiwa gow Ramon, jeszcze nie zdajc sobie sprawy ze miertelnego bdu, jaki popeni. - Jutro! Jutro, jutro, jutro! Ramon, jutro! - Jutro, jutro... - powtrzy nastolatek, szczerzc si do niej. - Ramon idzie jutro z Gaheb do cyrku! Jutro cyrk, jutro cyrk! Mj braciszek i ja idziemy do cyrku, i to ju jutro! - zacza niespodziewanie taczy Gaheba. Wywijaa maymi rczkami na wszystkie strony, krcc si przy tym na chodniku w dziecinnych piruetach. Umiech pitnastolatka zgas rwnie szybko, jak si pojawi.
547

- Co...? - wyduka wreszcie, gdy dotaro do niego znaczenie sw siostry. - Gab, chyba nie mylisz, e pjdziemy jutro... Wtedy Gaheba si rozemiaa, oczywicie nie przestajc taczy choby na sekund. - Obiecae! Obiecae! - krzyczaa coraz goniej, cho jeszcze bez pretensji, ani rozpaczy w gosie Obiecae, e pjdziemy do cyrku! Bd klowni, i wata cukrowa, i sonie, i tygrysy, i yrafy, i klowni... - Ju raz powiedziaa, e klowni - Ramon postanowi natychmiast przerwa radosny wywd siostry. - I nie idziemy do adnego cyrku, rozumiesz? Dzisiaj, jutro, za tydzie, ani w ogle! Cisza, ktra zapanowaa po tym stwierdzeniu bya bezkresna i nieprzenikniona. Zaraz po tym rozleg si ryk. - Do cyrku! - rozpakaa si maa Gaheba, a jej pyzata buzia w dziesi sekund przyja barw ciemnego szkaratu. - Jak to "w ogle"? Powiedziae, e do cyrku, Ramon, powiedziae! - Nie - uci Ramon. A przynajmniej sprbowa. - Powiem dziadkowi! - zagrozia Gaheba. - Powiem dziadkowi Bogurowi, zoi ci skr, tak jak ostatnio, kiedy zabrae mu tyto do... - Ciii! - przyoy jej palec do ust, wydajc spomidzy warg karccy dwik. - Och, cicho bd, zamknij si, Gab! - Nie Gab, tylko Gabi, mwiam ci. Dziewczynka zamilka, ale tylko z ciekawoci. Tymczasem chopak gorczkowo kalkulowa w mylach wszystkie za i przeciw. Nie byo jeszcze wcale tak pno. O tej porze nikt nie powinien mie ochoty ich przepdza. No i nie wydadz na krtkie ogldziny ani grosza. Chopak westchn i ponownie przetar czoo otwart doni. - W porzdku - zadecydowa wreszcie. - Wygraa, podskoczymy tam teraz, to wcale nie tak daleko. Ale musisz mi obieca dwie rzeczy. Po pierwsze: nie bdziesz paka, jeli okae si, e... no wiesz... akrobatw brak, zwierzta s jeszcze w klatkach, nie ma jeszcze poprzebieranych klownw i waty cukrowej. Pamitaj, e tak naprawd otwieraj cay ten cyrk dopiero jutro! Robi dla ciebie wyjtek... - Wyjtek - powtrzya zadowolona Gaheba. - A po drugie, Ramon? - A po drugie bdziesz zachowywa si najciszej jak potrafisz, nikt nie moe si dowiedzie, e rozejrzymy si troch tu i tam. Obiecujesz by cicho, Gaheba? - Gabi! To mwic przyoya sobie palec do buzi, i nie mwic ju ani sowa.
548

W porzdku, tyle musi mi wystarczy - pomyla Ramon, chwytajc dziewczynk na rce i kierujc swe kroki w stron cyrkowego obozowiska. Pierwszy odcinek ptorakilometrowej drogi pokonali bez wikszych problemw - trzymajcy ma Gaheb na rkach Ramon mia dugie nogi z wystajcymi kolanami, dlatego stawiane przez niego ogromnych rozmiarw kroki mogy przypieszy nieco ca t cyrkow szopk w ktr wpakowa si na wasne yczenie. Trzymajca si szyi Ramona Gaheba miaa wraenie, e frunie nad ziemi, kiedy tak szli przypieszonym krokiem, oddalajc si od golgockiego rynku. Niespodziewanie Ramon staje jak wryty. Ca uwag koncentruje na ostatnim z plakatw cyrkowych, ktry zauway na latarni przy drodze wyjazdowej z miasteczka.

2.

UWAGA SARBINOWE DOY!


PRAWDZIWE CUDA NATURY W CYRKU SALAM!

Synny Podwjny Czowiek prosto z Indii!


Wsplne nogi, cztery rce i dwie gowy! WYBRYK NATURY! Czy chcesz zobaczyd prawdziw ludzk stonog? Potrjne asy trapezu ze sonecznej Italii wykonaj razem potrjne salto z przewrotem, 15 metrw nad ziemi! Zwyke klowny to nuda? Nasze maj tylko po 40 cm wzrostu! To prawdziwe kary, ale bawi do ez! Podwjny rowerek, onglerka, akrobacje i pokaz z tygrysem!

Latajce Siostry Namatelli!

Najmniejsze Klowny wiata! CZWARTEK, ju od 18:30

KA PRZY E36 (1,5 KM od RYNKU SARBINOWE DOY)

549

- Ramon, co to jest kary? - pyta Gaheba, gdy brat koczy czyta tre to-czerwonego plakatu na gos. Si rzeczy ona rwnie staa si jego odbiorc - a tacy odbiorcy jak ona, dziewczynki w wieku przedszkolnym, z ca pewnoci nale do najbardziej wymagajcych sporod caej grupy docelowej cyrku Salam. - Nie "co to jest", tylko "kim s kary" - poprawia j Ramon, wznawiajc krok. Do wspomnianej ki przy e36 zosta jeszcze dobry kilometr. - Kim s kary? - powtarza dziewczynka, patrzc na brata. Ten wzdycha kolejny raz. Czemu to on musia tumaczy maej to wszystko? - Kary, to mali ludzie, Gaheba. To ludzie, ktrzy zgodzili si wystpowa w cyrku ze wzgldu na to, e s malutcy. - Malutcy? Jak krasnoludki? - pyta maa. - Prawie, ale nie cakiem. Oni istniej naprawd. Maj z czterdzieci centymetrw wzrostu, to jest o tyle, popatrz - Ramon wyciga jedn do na niecae p metra nad ziemi, drug rk kurczowo trzymajc ma siostr. - Tacy mali? - mieje si dziewczynka. - Ojej, Ramon, nie kam! Nie mona by takim maym. Chyba... e ma si sze lat, jak ja! - dodaje po chwili. - Mona, mona. To taka choroba. Chocia pewnie i tak mi nie uwierzysz, dopki nie zobaczysz. A nie obiecywaem, e to nam si uda, pamitasz? Ale Gaheba chyba nie zrozumiaa ostatniego zdania wypowiedzianego przez brata. - A Podwjny Czowiek, Ramon? Co to jest Podwjny Czowiek? Czy to nie jest zadaniem rodzicw, wyjania swoim dzieciom takie popieprzone sprawy? - pyta si w mylach Ramon, zastanawiajc si, czy kto nie rzuci na niego czaru, tak aby wzdycha dzi z bezsilnoci przez cay dzie. Prawdziwy Dzie Cikiego Wzdychania, na serio! Poprawia sobie Gaheb na ramionach, tak aby i jemu i jej wdrwka upyna w nieco bardziej komfortowych warunkach, a potem zbiera w sobie wszystkie znane siy i odpowiada: - Z tego co rozumiem to chyba jacy zronici ze sob ludzie. Bracia syjamscy, rozumiesz? - ...syjamscy - powtrzya bez przekonania w gosie. - Ble! Zapada cisza, ktrej Ramon nienawidzi. Zawsze w takich chwilach mia wraenie, e czego nie dopowiedzia, e nie wyjani maej wszystkiego, przez co za jaki czas jutro, za tydzie, za p roku - bdzie mia kopoty. Od tej znienawidzonej ciszy, do prawdziwej katastrofy byo ju naprawd niedaleko. Wystarczyo tylko, e pewnego popoudnia, kiedy w ich cygaskim obozie zaponie ognisko, maa Gaheba powie "Syjamscy! Syjamscy zronici bracia! Bleee!", a potem (gdy zgromadzi dobry tuzin wpatrzonych we oczu) doda ju tylko co w stylu "To Ramon! To
550

Ramon mi tak powiedzia, to Ramon, dziadziu!". A wtedy mody chopak moe by pewien, e dostanie od dziadka nieze wciry. Nie mog do tego dopuci - pomyla chopak, opanowujc ch kolejnego baaardzo cikiego westchnicia. - Nie mona tak mwi, Gab! - wypali nagle - Nie wolno o takich zronitych ludziach mwi, e s ble! To nie ich wina, e tacy si urodzili! - Ale to obrzydliwe! - odpowiedziaa Gaheba, tak jak gdyby to przesdzao spraw, i chyba zdaa sobie z tego spraw bo znowu dodaa: - Blee! Ramon nie ustpowa. W kocu liczya si jego skra. - Pomyl, nie byo by ci przykro, gdyby kto na ulicy powiedzia do ciebie "haha, co za dziwado, ma cztery rce i dwie gowy, o mj boe, zrbmy sobie zdjcie z tym potworem, jest taki brzydki i okropny, blee!"? Gaheba rozemiaa si. - Przesta, Ramon, przesta! - nie moga przesta si mia, a miaa si naprawd uroczo. - Gaheba, to nie jest mieszne! Im... to znaczy jemu, Podwjnemu Czowiekowi, moe by naprawd przykro, e takie dzieci jak ty wytykaj go palcami. - Gadasz gupoty, Ramon! - orzeka maa siostra - Jeli mu przykro, to po co wystpuje w cyrku? Co by nie gada, kurde, racja - pomyla nastolatek i to, a take fakt i dotarli do skraju obozowiska cyrkowego, zawayo na zakoczeniu tego tematu. - Bd teraz cicho, naprawd cichutko - szepn Ramon do ucha maej Gab - Nikt nie moe si dowiedzie co tu robimy. Rozejrzymy si troch, a potem wracamy do swojego obozu. - Do dziadka? - spytaa dziewczynka - Taak, do dziadka - odpar Ramon. Ramon spdzi cakiem spory procent swojego pitnastoletniego ycia we wszelkiego rodzaju mniej lub bardziej prowizorycznych kryjwkach. Chowa si przed kolegami, cae wieki temu, kiedy zajmowa si jeszcze takimi bzdurami jak lena zabawa w chowanego, chowa si przed starym Bogurem, kiedy ten, zdejmujc wielki, skrzany pas, za pomoc ktrego mia zamiar zoi mu skr warcza i grozi "czekaj no, ty may synu kurwy! Czekaj no, niech ci tylko znajd...", Ramon chowa si take przed policjantami, ktrzy cigali go na piechot przed dobre dwa kilometry, a to tylko z powodu dwch czy trzech kompletnie kwanych jabek, ktre sobie przywaszczy wprost ze sklepu holendra, Vincenta van Hogena. To gupoty tak wanie myla o tym teraz Ramon.
551

Mona wic powiedzie, e mody Cygan mia spore dowiadczenie w ukrywaniu si. Wiedzia, e to, co czsto zapewnia mu przewag, to jego wasna bezczelno. Dlatego po prostu wkroczy z Gaheb na rkach do cyrkowego obozowiska, mieszczcego si w odlegoci kilkudziesiciu metrw, moe nawet mniej, od szosy. Zna takie miejsca, wychowa si w podobnym obozowisku, by przecie Romem, Czowiekiem Wdrujcym. Weszli ju na dobre w teren cyrkowy. Ramon wiedzia, e rnice midzy obozowiskiem cyrkowym, a cygaskim s ogromne. Pierwsza, rzucajca si w oczy w tym miejscu: zero Cyganw. Gdzie okiem sign sami stuprocentowo biali pracownicy fizyczni, wbijajcy wielkie, metalowe koki w ziemi za pomoc ogromnych oburcznych motow, albo rozstawiajcy barierki czy te przenone konstrukcje kas biletowych. Druga: nigdzie nie byo adnego ogniska, wrzca wszdzie praca bya niemale dokadnym przeciwiestwem cichego, lamazarnego spokoju, ktry panowa w obozowisku cygaskim, gdy tylko zaszo soce. Nie przeszkodzio to oczywicie modemu Cyganowi, trzymajcemu na rkach swoj ma siostr, aby nie podej niezauwaonym przez nikogo, do ostatniego spord caej parady wozw cyrkowych, umieszczonych jeden obok drugiego, na uboczu, w rogu ki. "Pan Collini, SYNNY PODWJNY CZOWIEK" - czy na caym wiecie istnieje bardziej dosowna w swoim przekazie tabliczka na drzwiach? - Na pewno chcesz go zobaczy, maa? - pyta Ramon ostatni raz. - Otworz drzwi, zobaczysz sobie Podwjnego Czowieka, a potem bierzemy nogi za pas, zanim si zorientuj to znaczy zorientuje, i najszybciej jak potrafimy spadamy do naszego obozowiska. Raheba pokiwaa gow, ale to nie uspokoio Ramona. Szczerze mwic by cay oblepiony potem, a bicie serca czu na skroniach. - Jeste gotowa? I bdziesz cichutko? - upewni si Ramon, ju dotykajc pozacanej sprayem klamki na drzwiach wejciowych do wozu Podwjnego Czowieka. - Tak, braciszku. - No to... Chcia ju powiedzie "pakujemy si do rodka!" i silnie szarpic klamk otworzy drzwi, ale powstrzyma si w ostatniej sekundzie. Niemal sysza ju trzask i skrzypienie otwieranych przez siebie drzwi. Potrzebowa chwili, aby zrozumie, e ten dwik zaistnia tylko w jego wyobrani. W przeciwiestwie do gosu zza okna w wozie, ktry mwi: - Niech ci szlag, Silvio, przysigam, e pewnego dnia, gdy zaniesz, stucz ci ten szpetny ryj na miazg! Drugi gos odpowiedzia natychmiastowo:
552

- No to sprbuj, ty aosny alkoholiku, sprbuj to zrobi! Ciekawe jak sobie poradzisz z przyronitym do siebie martwym bratem! Ramon zamar. Ze zdumieniem stwierdzi, e stara si nie oddycha, podczas tego krtkiego dialogu zronitych braci Collini. - Oni s dwaj, czy jeden? - pyta cichutko kompletnie zdezorientowana dziewczynka, a Ramon omal nie wrzanie z przeraenia, bo prawie zapomnia o tym, e trzyma na rkach maego czowieka. Najszybciej jak potrafi przytyka palec wskazujcy do ust Gaheby i szepcze nerwowo: - Dwch. S zronici. I bd cicho, na Boga! Gos zza szyby (Ramon nie wie, ktry) odzywa si ponownie: - Gdzie podziae moj cholern flaszk, ty pieprzony bawidamku! Uganiasz si za karlicami, a potem masz pretensj, e pij, gdy starasz si spa! - To nie pij, mwiem ci, ze masz z tym problem, ty mierdzcy menelu! Raz w yciu odstaw wd, zrb to chocia na jeden wieczr, ty... Nie dokoczy. A moe i dokoczy, ale Ramon nie usysza sw jednego ze zronitych braci Collini. To wtedy, dokadnie w tym momencie, dotara do Ramona trzecia rnica, pomidzy cygaskim a cyrkowym obozowiskiem: w obozowisku nikt nie pochwyci go od tyu za szyj, tak aby kompletnie przerazi jego i ma Gaheb do szpiku koci. O tak, trzecia ronica bya najbardziej rzucajca si w oczy i najsilniej zapamitana przez Ramona. Bya maa, miaa czerwone wosy i bia twarz, a w rku balonik. - Co wy tu robicie, smarkacze? Ramon jkn z przeraenia na widok brzydkiej, umalowanej farbami twarzy karowatego klowna. Spodziewa si, e maa Gaheba zacznie wrzeszcze z przeraenia (co oczywicie w konsekwencji oznaczay wciry od dziadka) albo, e na taki widok jak ten bdzie moczy ko przez najblisze dwa lata. Nic takiego si nie stao. Maa Gaheba przez chwil w milczeniu przyglda si karowi. Faktycznie, nie kami, naprawd maj po czterdzieci centymetrw, pomyla Ramon rozwierajc usta i w zdumieniu przygldajc si reakcji maej siostrzyczki. Ta rozszerza kciki ust, jej twarz na moment zawiesza si w skrajnej emocji, a kompletnie zdezorientowany Ramon ju po chwili rozumie, e Gaheba si mieje. - Karze! wybucha dononym miechem Ramon, patrz! Ble, jaki obrzydliwy! - Gaheba! krzyczy natychmiast Ramon, karcc siostr za obraliwe sowa. Natychmiast przepro tego pana!

553

- Karze, karze! Gaheba ju pokazuje jednym z maych paluszkw na groteskowo rozczapierzon twarz klowna, ktry wyglda tak, jakby mia za chwil rozszarpa j ze smutku i wciekoci i to goymi rkoma. - Zamknij si! krzyczy Ramon. Zero reakcji Gaheba, przesta, PRZESTA DO CHOLERY! Gaheba ju nie zwraca uwagi na wygraajcego pici karowatego pracownika Cyrku Salam, cakowicie zaabsorbowa j Ramon, ktry biorc j w ramiona i rzucajc si do ucieczki, prawdopodobnie ratuje jej psychik. Nie to jest jednak przedmiotem jej najwikszej uwagi. - Powiedziae cholera, powiedziae, powiedziae! siostrzyczka bije Ramona w plecy Powiem dziadkowi, jeli nie przeprosisz, powiem dziadkowi, powiem, powiem! Ramon ju nie wzdycha. Biegnie ile si w nogach.

4.
Dlaczego nastpnego dnia, w czwartek, wrcili? C, odpowied miecia si w jednym krtkim imieniu Gaheby, ktra na t niepodlegajc dyskusji okoliczno przywdziaa dopiero co upleciony wianuszek z dmuchawca, po czym obwiecia Ramonowi, e jest gotowa do wyjcia. Zaspany, obudzony w rodku nocy Ramon tumaczy jej, e do otwarcia cyrku jeszcze przynajmniej szesnacie godzin i eby lepiej posza spa. Gaheba pokazaa mu wtedy jzyk i rozpakaa si, a Ramon dugo, dugo j uspokaja. Nic wic dziwnego, e po przebudzeniu i caym dniu w towarzystwie mieszanki wyrzutw sumienia i strachu nie mg sobie przypomnie co konkretnego robi. Jeli jej nie zabior, moe si rozpaka i powiedzie dziadkowi... - myla obgryzajc paznokcie, a soce nad golgockimi wzgrzami zachodzio w majestacie waniliowo-rowych chmur - Jeli j zabior, to nara nas na niebezpieczestwo... A wic stao si, min cay dzie, wybia osiemnasta trzydzieci. A teraz byli tutaj znowu, w obozowisku Cyrku Salam, czuli znw zapach somy pod nogami, wszdzie byy namioty, a ka ttnia yciem. Ramon przeciera oczy ze zdumienia widzc automaty do gier w miejscu wczorajszej kupy piasku i wzka do hot-dogw tam, gdzie mgby przysic, e wczoraj stay wozy, a pomidzy nimi - karze i Podwjny Czowiek.

554

- Wejdmy do rodka, kochanie - mwi cicho w stron Gaheby, ktra trzyma w rczkach wiksz od siebie wat cukrow. I dobrze, pomyla Ramon, wybijajc sobie z gowy bra ma znowu na rce. Nikt nie moe ich rozpozna, co to, to nie. Ramon wyobraa sobie twarz czterdziestocentymetrowego kara przez cay wystp Latajcych Sistr Namatelli. Prawie nie zauwaa, jak jedna z tancerek o wos mija si z roztrzaskaniem czaszki na awach widowni, cudem ratujc ycie i odruchem drugiej rki chwytajc si trapezu. Kiedy publiczno wydaje z siebie chralne "oooooooch!", on dostrzega Kara potrzsajcego niechccy zot kurtyn. Widzi nas?! panikuje Ramon - Nie to niemoliwie, tu s prawdziwe tumy! Bya to prawda, teraz gdy na aren mia wej nie kto inny, a najprawdziwszy w wiecie Podwjny Czowiek prosto z indyjskiego Bangladeszu, wrd golgockiej publicznoci rozlega si wrzawa. Oto komendant Andrzej Hauptmann, z butelk piwa w rku i wyranie napity wykonuje w stron kurtyny gest onanizowania si. To wyranie rozmiesza jego syna Juniora, siedzcego tu obok niego, ktry w tej chwili mwi co do Julity McPay i rozszerza paszcz w lubienym umiechu. To stary zbok - myli Ramon Poznaem si na tym ysym bolcu ju wczeniej. Karze by tu za jego lewym uchem. - Za mn - szepcze. Wosy stany mu dba, serce stano. Zrobio si mu zimno i to w cigu jednej czwartej sekundy. Oto spenia si najwikszy koszmar. On tu jest. Jest koo mnie. Wyciga swoj ma do! - Wychodzimy! - ponagla Karze, wyranie zdenerwowany. Ramon rozglda sie na prawo i lewo, jak optany. Nigdzie nie ma Gaheby! - I mdl si, eby reszta bya choby o uamek mniej wkurwiona, ni ja! - mwi ju, cakiem gono, bo wyszli, wraz z nadchodzc burz braw opuszczajc namiot w poowie spektaklu. Ramon jest zawstydzony, ale i wcieky. - Przeprosiem, za ni, prosz pana! Tumaczyem jej nawet, e nie wolno si mia z dziw... z kar... z takich jak pan! - Z takich jak ja... - powtarza Karze, kluczc pomidzy wozami i wreszcie stajc przed drzwiami wozu Podwjnego Czowieka. - Wtpi, eby co o nas wiedzia, modziecze. A teraz wa do rodka - rozkaza, wskazujc drzwi do wozu i pozacan sprayem klamk, ktr Ramon dotyka wczoraj. - Skorzystamy z tego, e Podwjny Czowiek ma teraz wystp. Mamy ci co do pokazania. Tobie i twojej siostrzyczce... - My? - powtrzy Ramon. - Wszyscy inni - odrzek Karze.

555

A Ramon przeykajc lin i podnoszc najcisz na wiecie rk z mosidzu w stron klamki, otwiera wreszcie drzwi. - Ramon! - pacze Gaheba. Siedzi przywizana elastycznym kolorowym sznureczkiem do dziecinnego krzeseka. Ale nie to przerazio Ramona najbardziej w tej chwili, o nie. Oto dwa inne Kary, jeden wikszy od drugiego i z wyranie zdeformowan czaszk, przygldaj si Ramonowi z uwag. Nie s sami - chichot spod bujnej brody kobiety odzianej w strj arabskiej tancerki mrozi Ramonowi krew w yach, podobnie jak widok czowieka, ktrego twarz i cae ciao przypominao jedn wielk nieregularn mas. Ramon wiedzia ju jak nazywaj tego czowieka na plakatach. "Czowiek so". - Co przeraa ci najbardziej! - jeden z karw wstaje i zaczyna taczy szalony taniec, wykrzywiajc twarz i szczerzc si w stron rozpakanej Gaheby - Co w nas takiego obrzydliwego, e jestemy mali! - Wanie - dodaje Kobieta z Brod, nie przestajc chichota - Nie ma dwch jednakowych ludzi na wiecie, no moe oprcz, was - wskazaa rk na inne kary i zacza si mia. - Nie masz pojcia dlaczego jestemy tutaj, w cyrku - mwi Czowiek-So, a twarz wykrzywia mu si groteskowo wraz z kad wypowiadan spgosk - Myl, e w ogle nie rozumiesz, dlaczego si z nas miejesz... - Ramon! Ramon! - krzyczy maa dziewczynka, kiedy Inni przybliaj si do Gaheby, zaczynaj j dotyka i szczypa. - ZOSTAWCIE J! - wrzeszczy Ramon, ktrego serce ponie w tej chwili ywym ogniem. Ale Inni niemale go nie sysz. - Musi przeprosi - mwi Kobieta z Brod, nie przestajc szczypa wosami policzka rozbeczanej Gaheby. - Przepraszam za ni! - ryczy Ramon. Oni nic nie rozumiej! Nie wiedz, e Gaheba jest taka delikatna! - To nie wystarczy - odpowiada Czowiek-So, po czym wszyscy zaczynaj rechota. Ju po chwili wszyscy zgromadzeni wok Gaheby piewaj szyderczym tonem sowa koysanki

Aaa, kotki dwa szarobure obydwa Ach pij bo wanie jeli gwiazdk z nieba chcesz dostaniesz

556

Chusteczka z chloroformem lduje w nozdrzach Ramona niespodziewanie. Kto mu to zrobi?! To on, jeden z trzech umalowanym farb mikroklaunw. Czy to nie ciekawe, e kary potrafiy pojawia si przed nami zupenie nieoczekiwanie, zupenie jakbymy na co dzie ich Nie dostrzegali. Opary z chusteczki docieraj do chopca. Ramon osuwa si na ziemi.

5.
Gaheba budzi si nagle i otwiera oczy. Chyba obudzi j jej wasny krzyk. Rozglada si bliska paczu i z najwiksz w yciu ulg stwierdza, e z ca pewnoci jest u siebie w ku. Ufff... wszystko to tylko koszmarny sen! Straszny, ale sen! Dziewczynka patrzy na stolik nocny. Dwa odbite bilety z Cyrku Salam zdaway si szydzi z jej rozwaa.

557

You might also like