Professional Documents
Culture Documents
Z wyrazami mioci
Elfredzie i Herbertowi Jamesowi Smithom
I
NATAL
Krtka wcznia.
skarp. Niej zbocze agodniao, przechodzc w dolin rzeki Tugeli. Pyna ona dwadziecia
mil dalej i nie mogli jej tego dnia dojrze z powodu lekkiej mgieki, ktra wisiaa w
powietrzu. Za rzek, daleko na pnoc i sto mil na wschd - a do morza - rozcigao si
terytorium Zulusw. Tugela stanowia granic. Stroma skarpa poprzecinana bya pionowymi
wwozami, poronitymi gstym, oliwkowozielonym buszem.
Niej, w dolinie, w odlegoci dwu mil, stay zabudowania Theunis Kraal. Dom
mieszkalny by duy, z dwuspadowym holenderskim dachem z gadko przystrzyonej somy.
W maej zagrodzie stay konie; duo koni, poniewa ojciec bliniakw by czowiekiem
zamonym. Nad kwaterami suby unosi si dym z palenisk i sycha byo stumiony odgos
rbanego drzewa.
Sean zatrzyma si na skraju skarpy i usiad na trawie. Uj jedn ze swoich
zaboconych bosych stp i przekrci, eby lepiej przyjrze si rance po cierniu. Wycign go
ju wczeniej. Skaleczenie na picie wypenia teraz szczelnie brud. Garrick usiad tu obok
niego.
- Czowieku, ale ci bdzie bolao, kiedy mama poleje jodyn - powiedzia z
przejciem. - Na pewno uyje igy, eby wyduba brud. Zao si, e bdziesz rycza...
bdziesz rycza na cae gardo!
Sean zignorowa go. Wzi odyg trawy i zacz duba ni w ranie. Garrick
przyglda si temu z zainteresowaniem.
Rzadko si zdarza, by bliniacy tak rnili si od siebie. Sean powoli upodabnia si
do mczyzny; grubiay mu ramiona, a szczenicy tuszczyk ustpowa miejsca twardym
muskuom. Mia ywe kolory: czarn czupryn, brzow od soca cer, usta i policzki jasne
od pyncej wewntrz wieej, modzieczej krwi oraz oczy koloru ciemnego indyga, ktry
przypomina odbijajcy si w grskim jeziorze cie chmury.
Garrick by szczupy, z wskimi jak u panienki kostkami i przegubami. Brzowe
wosy o niezdecydowanym odcieniu opaday mu kosmykami na szyj, skr mia upstrzon
piegami, a nos i obwdki oczu czerwone od nkajcego go bez przerwy siennego kataru.
Wykonywany przez Seana zabieg nie przyku na dugo jego uwagi. Wycign rk i zacz
bawi si zwisajcym uchem Partacza; pies przesta ziajc i przekn dwa razy kapic mu z
jzyka lin. Garrick podnis gow i spojrza w d zbocza. Nieco poniej miejsca, w
ktrym siedzieli, zaczyna si jeden z poronitych krzakami wwozw. Nagle wstrzyma
oddech.
Gatunek antylopy.
3. Waite Courteney poda swojej onie rk i pomg jej wsi do powozu. Dotkn
czule jej ramienia, po czym obszed powz, zatrzymujc si po drodze, eby pogaska konie
i wcisn gbiej kapelusz na ys gow. By rosym mczyzn i bryczka ugia si pod jego
ciarem. Wzi do rk lejce i odwrci si. Jego oczy, osadzone po obu stronach wielkiego
zakrzywionego nosa, zamiay si do stojcych na werandzie bliniakw.
- Bd to sobie poczytywa za zaszczyt, jeli obu panom uda si unikn wszelkich
kopotw w cigu tych kilku godzin, podczas ktrych wasza matka i ja bdziemy poza
domem.
- Tak, tato - odparli zgodnym chrem.
- Sean, jeli korci ci, eby wdrapa si znowu na to wielkie niebieskie drzewo
gumowe, zwalcz to w sobie, czowieku, zwalcz to.
- Dobrze, tato.
- Garrick, postaraj si nie przeprowadza ju wicej eksperymentw z fabrykowaniem
prochu... zgoda?
- Tak, tato.
- I nie udawajcie takich niewinitek. To dopiero sprawia, e ciarki chodz mi po
grzbiecie!
Waite dotkn batem byszczcych, zaokrglonych koskich zadw i bryczka
potoczya si drog do Ladyburga.
- Nie powiedzia nic o dubeltwce - szepn z powag Sean. - Teraz id sprawdzi,
czy w okolicy nie krc si sucy... gdyby nas zobaczyli, narobiliby wrzasku. Potem
podejd do okna sypialni. Tam ci podam.
Kcili si przez ca drog do podna skarpy. Sean nis dubeltwk na ramieniu,
obejmujc obiema domi kolb.
- To by mj pomys, moe nie? - domaga si potwierdzenia.
- Ale ja pierwszy zobaczyem inkonk - protestowa Garrick. By znowu odwany. Z
kadym oddalajcym go od domu krokiem mala strach, jaki odczuwa przed kar.
- To si nie liczy - poinformowa go Sean. - Ja wpadem na pomys z dubeltwk,
wic ja bd strzela.
- Jak to jest, e tobie zawsze przypada caa przyjemno? - zapyta Garrick. Seana to
pytanie wyprowadzio z rwnowagi.
- Kiedy odkrye przy rzece gniazdo jastrzbia, daem ci si do niego wdrapa. Moe
nie? A gdy znalaze rebi dujkera, daem ci je wykarmi. Moe nie? - zapyta.
- Dobrze. Wic dlaczego nie dasz mi strzeli, skoro ja pierwszy zobaczyem inkonk?
W obliczu takiego uporu mona byo tylko zachowa milczenie i Sean nie odezwa si
ju ani sowem, zaciskajc tylko mocniej donie na kolbie strzelby. eby wzi gr w tym
sporze, Garrick musiaby mu j wydrze. Garrick wiedzia o tym i zacz si dsa. Sean
zatrzyma si wrd drzew u podna skarpy i spojrza przez rami na swego brata.
- Chcesz mi pomc, czy mam to zrobi sam?
Garrick wlepi oczy w ziemi i kopn gazk. Pocign nosem - rano zawsze
bardziej dokucza mu katar sienny.
- No wic jak?
- Co chcesz, ebym zrobi?
- Zosta tutaj i policz wolno do tysica. Zamierzam obej zbocze i poczeka tam,
gdzie przebieg wczoraj kozio. Kiedy skoczysz liczy, id w gr wwozem. W poowie
drogi zacznij krzycze, hikonka bdzie ucieka w t sam stron, co wczoraj. Zgoda?
Garrick niechtnie kiwn gow.
- Zabrae ze sob acuch Partacza?
Garnek wycign z kieszeni acuch i pies, widzc go, cofn si. Sean zapa go za
obro, a Garrick zaoy acuch. Partacz pooy uszy po sobie i popatrzy na nich z
wyrzutem.
- Nie puszczaj go. Ten stary kozio rozdarby go na strzpy. Moesz ju zacz liczy
- powiedzia Sean i ruszy w gr zbocza. Okry wwz szerokim ukiem z lewej strony.
Stopy lizgay mu si po trawie, strzelba ciya, a w zboczu tkwio mnstwo ostrych
kamieni. O jeden z nich skaleczy sobie do krwi palec u nogi, ale nie zwaa na to i pi si
dalej do gry. Na skraju zaroli stao wyschnite drzewo, obok ktrego znajdowaa si
kryjwka inkonki. Sean wdrapa si wyej i zatrzyma tu przed szczytem wzniesienia.
Wyej, ponad falujc na wietrze traw, zwierz mogoby dojrze jego gow. Dyszc ciko
znalaz gaz wielkoci beczki do piwa, o ktry mg oprze luf, ukucn za nim i wycelowa
dubeltwk. Przesun lekko luf w lewo i w prawo, sprawdzajc, czy nic nie zasania mu
pola strzau. Wyobrazi sobie, jak trzyma na muszce inkonk i dreszcz podniecenia przebieg
mu przez rce, ramiona i kark.
- Nie bd musia wodzi za nim luf... powinien biec cakiem wolno, prawie
truchtem. Wsadz mu kul prosto pod opatk - wyszepta.
Zama strzelb, wyj z kieszeni koszuli dwa naboje, wsun je do komr i zoy
bro z powrotem. Musia uy caej siy obu rk, eby odcign due ozdobne kurki, ale
udao mu si i teraz bro bya nabita i odbezpieczona. Pooy j ponownie na kamieniu i
wpatrywa si w d. Po jego lewej stronie widniaa na zboczu ciemnozielona plama wwozu,
a dokadnie poniej rozciga si trawiasty pas, przez ktry powinien przebiec kozio. Sean
zgarn niecierpliwie wosy z czoa; byy mokre od potu.
Mijay minuty.
- Na co, do diaba, czeka Garry? Taki jest czasami nierozgarnity! - mrukn i jakby w
odpowiedzi usysza w dole gos brata. Jego krzyk dobiega z daleka, stumiony przez busz.
Rozlego si pojedyncze, pozbawione entuzjazmu szczeknicie - Partacz take si dsa, nie
lubi acucha. Sean czeka z palcem wskazujcym na spucie strzelby, wlepiajc oczy w
miejsce, gdzie koczy si busz. Garrick krzykn ponownie - i kozio wynurzy si z
kryjwki.
Wybieg szybko na otwart przestrze z podniesionym pyskiem i przylegajcymi do
grzbietu dugimi rogami. Sean przechyli si na bok, wodzc luf za biegncym zwierzciem,
starajc si, by muszka i szczerbinka znalazy si na jednej linii z jego czarn opatk.
Wypali z lewej lufy i sia odrzutu zwalia go z ng; w uszach hucza mu odgos strzau, w
nozdrzach czu wo spalonego prochu. Podnis si szybko, nie wypuszczajc z doni
strzelby. Kozio lea w trawie, beczc jak owca i kopic nogami w agonii.
- Trafiem go - krzykn Sean. - Trafiem go za pierwszym strzaem! Garry! Garry!
Trafiem go, trafiem!
Partacz wynurzy si z buszu, cignc za sob na acuchu Garricka, i Sean, wci
krzyczc z radoci, pobieg w d, eby si do nich przyczy. Polizgn si na kamieniu i
upad. Strzelba wypada mu z rki i wypalia z drugiej lufy. Odgos strzau by bardzo gony.
Kiedy Sean ponownie zerwa si na nogi, Garrick siedzia na trawie i cienko piszcza piszcza, wpatrujc si w swoj nog. Strza z dubeltwki roztrzaska j i zamieni ciao pod
kolanem w krwawe strzpy. Z otwartej rany, w ktrej wida byo biae okruchy koci, laa si
silnym, ciemnym strumieniem krew, gsta niczym pomidorowy sos.
- Nie chciaem... O Boe, Garry, ja nie chciaem. Polizgnem si. Sowo daj,
polizgnem si - jkn Sean. On rwnie nie mg oderwa oczu od rany. Z twarzy
uzd i pobieg do zagrody. Zagoni w rg ogrodzenia gniad klacz, obj ramieniem jej szyj,
wetkn do pyska wdzido, zawiza rzemyki i wskoczy na oklep na jej grzbiet.
Kopn klacz pitami i nakoni do biegu w stron bramy. Odchyli si do tyu, kiedy
poderwaa si do skoku, i przylgn do jej karku, gdy ldowaa, po czym usadowi si lepiej
na jej grzbiecie i pocign za uzd, kierujc klacz na drog do Ladyburga.
Do miasta byo osiem mil i powz zajecha tam wczeniej od Seana. Odnalaz go
przed domem doktora van Rooyena; konie sapay ciko, a ich skra zlana bya potem. Sean
zelizgn si z koskiego grzbietu, podszed do drzwi gabinetu zabiegowego i cicho je
otworzy. W pokoju unosi si sodkawy zapach chloroformu. Garrick lea na stole. Po jego
obu stronach stali Waite i jego ona, a doktor my rce w stojcej przy cianie emaliowanej
miednicy. Ada Courteney cicho pakaa; jej twarz zalana bya zami. Wszyscy odwrcili si,
spogldajc na stojcego w progu Seana.
- Chod tutaj - powiedzia Waite Courteney. Gos mia matowy i bez wyrazu. - Chod
tu i sta koo mnie. Bd odcina nog twojemu bratu i, na Chrystusa, nie pozwol ci ani na
chwil odwrci od tego oczu!
5. Dni, ktre nadeszy, byy ze. Umys Garricka wyzwoli si z jarzma rzeczywistoci
i pogry w gorcej krainie delirium. Chopiec dysza ciko i rzuca rozpalon gow na
wszystkie strony, paczc i zawodzc w wielkim ku; kikut nogi spuch jak bania i szwy
byy tak napite, e wydawao si, i wyrw si z obrzmiaego ciaa. Z ran wyciekaa na
przecierado ta i cuchnca ropa.
Przez cay ten czas bya przy nim Ada. Ocieraa mu pot z twarzy, zmieniaa opatrunki
na kikucie, trzymaa przy ustach szklank, eby si napi, i uspokajaa, kiedy majaczy. Miaa
podkrone ze zmczenia i zmartwienia oczy, ale nie opuszczaa go. Inaczej Waite. Cechowa
go typowy dla mczyzn strach przed cierpieniem i dosownie dusi si, gdy tylko duej
zosta w pokoju. Co p godziny wchodzi i stawa przy ku, a potem nagle odwraca si i
opuszcza pomieszczenie, eby niespokojnie kry po caym domu. Z korytarzy dochodzio
Ad jego cikie stpanie.
Sean te nie wychodzi z domu: siedzia na og w kuchni albo w odlegym kcie
werandy. Nikt si do niego nie odzywa, nawet suba; przepdzali go, kiedy prbowa
wlizgn si do sypialni Garricka. By samotny tak, jak tylko moe by samotny kto, kogo
gnbi poczucie winy - bo Garry'ego czekaa mier, poznawa to po niedobrej ciszy, ktra
wisiaa nad Theunis Kraal. Z kuchni nie dochodziy adne rozmowy ani stukanie garnkw,
nie sycha byo dononego, gbokiego miechu ojca; nawet psy byy markotne. mier
zawadna Theunis Kraal. Jej zapach unosi si z poplamionych przecierade przynoszonych
do kuchni z pokoju Garricka; pimowy, zwierzcy zapach. Czasami Seanowi wydawao si,
e j widzi; nawet siedzc w jasnym wietle dnia na werandzie czu, jak czai si blisko niego,
e jest jak cie na obrzeu jego widzenia. Na razie nie przybieraa adnej formy. Bya
chodem i ciemnoci, ktra otaczaa dom gromadzc siy potrzebne, by zabra jego brata.
Trzeciego dnia Waite wypad z krzykiem z pokoju Garricka. Przebieg przez dom i
podwrko.
- Karlic! Gdzie jeste? Osiodaj Rooiberga. Pospiesz si, czowieku, niech ci diabli.
On umiera, syszysz mnie, on umiera!
Sean nie rusza si spod kuchennych drzwi, gdzie siedzia oparty o cian. Obj tylko
mocniej ramieniem szyj Partacza, ktry dotkn chodnym nosem jego policzka. Patrzy, jak
ojciec wskakuje na ogiera i odjeda. Podkowy zadudniy na drodze do Ladyburga i kiedy
przebrzmia ich odgos, Sean wsta i wlizgn si do domu; nasuchiwa chwil przy
drzwiach sypialni Garricka, a potem otworzy je cicho i wszed do rodka. Ada odwrcia si
do niego; miaa zmczon twarz. Wygldaa o wiele starzej ni na swoje trzydzieci pi lat,
ale czarne wosy cigna do tyu w elegancki kok i miaa na sobie wie i czyst sukni.
Mimo wyczerpania wci bya pikn kobiet. Miaa w sobie agodno i dobro, ktrych nie
potrafiy zniszczy bl i zmartwienia. Wycigna rk do Seana. Podszed do jej krzesa i
spojrza na Garricka. Domyli si, dlaczego jego ojciec pojecha po doktora. W pokoju czaia
si mier - lodowaty chd unosi si nad kiem. Garrick lea nieruchomo; twarz mia
t, oczy zamknite, a usta popkane i suche.
W Seanie wezbraa caa drczca go samotno i poczucie winy. Z piersi wydar mu
si zdawiony szloch, szloch, ktry kaza mu uklkn i wtuli twarz w sukni Ady. Paka po
raz ostatni w yciu, paka, jak pacze mczyzna - z przejmujcym blem, czujc, jak kady
szloch rozrywa mu pier.
Waite Courteney wrci z Ladyburga z doktorem. Kolejny raz Seana wyprowadzono z
pokoju i zamknito drzwi. Przez ca noc sysza, jak krztaj si w pokoju Garricka, sysza
ich przytumione gosy i szuranie ng po drewnianej tej pododze. Nad ranem byo po
wszystkim. Gorczka mina, Garrick przey. By ywy, ale skrajnie wyczerpany zapadnite oczy tkwiy gboko w ciemnych oczodoach - niczym u kociotrupa.
Jego ciao i umys nigdy w peni nie wrciy do zdrowia po brutalnej amputacji.
Dochodzi do siebie wolno - min tydzie, zanim mg sam podnie do ust
poywienie. Lecz pierwszym pragnieniem bya ch zobaczenia brata.
- Gdzie jest Sean? - zapyta, zanim jeszcze potrafi wypowiedzie co goniej ni
szeptem.
I Sean, wci przepeniony poczuciem winy, przesiadywa przy nim godzinami.
Dopiero kiedy Garrick zasypia, Sean wymyka si z pokoju i z wdk albo oszczepami i
szczekajcym u jego boku Partaczem wybiega na sawann. To, e spdza tyle czasu przy
ku chorego, wiadczyo o rozmiarach jego skruchy. Bezczynno drania go niczym
uprz modego rebaka; nikt nie wiedzia, ile kosztoway go te przesiedziane w ciszy
godziny, podczas ktrych cae jego ciao rozsadzaa niewyczerpana energia, a jedna myl
gonia drug.
A potem Sean musia wraca do szkoy. Wyjecha w poniedziaek rano, kiedy byo
jeszcze ciemno. Garrick przysuchiwa si odgosom odjazdu, reniu stojcych na podjedzie
koni i gosowi Ady wydajcej ostatnie instrukcje.
- Woyam ci pod koszule butelk syropu na kaszel, oddaj j Fraulein, jak tylko si
rozpakujesz. Ona dopilnuje, eby go zay przy Pierwszych objawach przezibienia.
- Tak, mamo.
- W maym kuferku masz sze kamizelek. Zakadaj wie kadego dnia.
- Kamizelki s dla maminsynkw.
- Rb, co ci ka, mody czowieku - to gos Waite'a. - I jedz szybciej swoj owsiank.
Musimy ju wyjeda, jeli mam ci zawie do miasta na sidm.
- Mog si poegna z Garrym?
- Poegnae si z nim ju wczoraj wieczorem... teraz na pewno jeszcze pi.
Garrick otworzy usta, eby zawoa, ale wiedzia, e i tak go nie usysz. Lea cicho
przysuchujc si szuraniu odsuwanych w jadalni krzese, potem procesji krokw na
werandzie, gonym okrzykom poegnania i na koniec turkotowi k toczcej si po wirze
bryczki. Po odjedzie Seana i ojca zrobio si bardzo cicho.
Dni mijay bezbarwnie. Jedynym janiejszym momentem stay si dla Garricka
weekendy. Czeka na nie z utsknieniem, a okres midzy jednym a drugim wydawa mu si
wiecznoci - modym i chorym czas pynie wolniej. Ada i Waite niewiele wiedzieli, co czu.
W jego pokoju znajdowao si teraz centrum caego domu; przenieli tu ze wietlicy dwa
wielkie skrzane fotele, postawili je przy ku i spdzali w nich wieczory: Ada ze swoimi
robtkami, a Waite z fajk w ustach i kieliszkiem brandy przy okciu, strugajcy drewnian
nog i miejcy si swoim gbokim miechem. Oboje starali si nawiza z nim kontakt. By
moe przyczyn ich poraki sta si fakt, e robili to tak ostentacyjnie, u cofnicie si do tych
lat, kiedy Garry by maym chopcem, okazao si niemoliwe. Pomidzy dorosymi a
tajemnym wiatem modych istnieje zawsze pewna bariera, pewna rezerwa. Garrick mia si
razem z nimi i rozmawia, ale to nie byo to samo, co obcowanie z Seanem. W cigu dnia Ada
musiaa prowadzi due gospodarstwo, a Waite mia na gowie pitnacie tysicy akrw
ziemi i dwa tysice sztuk byda. To by czas, kiedy Garrick czu si najbardziej samotny.
Gdyby nie ksiki, mgby tego nie wytrzyma. Czyta wszystko, co przynosia mu Ada:
Stevensona, Swifta, Defoe'a, Dickensa, a nawet Szekspira. Wielu rzeczy nie rozumia, ale
czyta apczywie i opium drukowanego sowa pomagao mu przetrwa dugie dni a do
pitku, do powrotu Seana.
Kiedy wraca Sean, wydawao si, e przez cay dom przechodzi potny podmuch
wiatru. Drzwi trzaskay, szczekay psy, sucy zrzdzili, a wszdzie, na grze i na dole,
sycha byo tupot bosych stp. Najbardziej haasowa sam Sean, ale nie wycznie. Bya
rwnie jego wita: koledzy z klasy, z wiejskiej szkoy, do ktrej chodzi. Przyjmowali
autorytet Seana z podobn gotowoci, co Garrick; zdoby go sobie nie tylko si pici, ale
rwnie wesooci i wigorem, ktre zaraay innych. Przyjedali tego lata do Theunis Kraal
ca gromad, czasami we trzech na grzbiecie jednego kucyka, niczym siedzce na
sztachetach jaskki. Dodatkow atrakcj stanowi kikut Garricka. Sean by z niego bardzo
dumny.
- Tutaj wanie zeszy to doktor - mwi, wskazujc na lady szww biegnce wzdu
pofadowanej blizny.
- Czy mog tego dotkn?
- Nie za mocno, bo pknie.
Garrickowi nigdy nie powicano tyle uwagi w caym jego yciu. Promienia, kiedy
wlepiali w niego rozszerzone z przejcia oczy.
- mieszne uczucie... tak jakby bya gorca.
- Czy to bolao?
- Jak przeci ko?... toporem?
- Nie. - Tylko Sean by w stanie odpowiedzie na tego rodzaju techniczne pytania. Pi. Tak jak piuje si drzewo. - Pokaza otwart doni, jak si to robi.
Ale nawet tak fascynujcy temat nie mg zatrzyma ich na dugo i w kocu zaczynali
si niespokojnie krci.
- Hej, Sean, Karl i ja wiemy, gdzie jest gniazdo czapli... chcesz zobaczy? - mwili.
Albo: - Chodmy apa aby. - I wtedy Garrick prbowa desperacko zwrci z powrotem na
siebie ich uwag.
- Jeli macie ochot, moecie obejrze moj kolekcj znaczkw.
Ley tam, na kredensie.
- Nie, widzielimy j ju w zeszym tygodniu. Chodmy.
W tym wanie momencie Ada, ktra przysuchiwaa si rozmowie przez otwarte
drzwi kuchni, wnosia jedzenie. Pieczone w miodzie koeksustery4, pokryte lukrem ciastka
czekoladowe, konfitury z melona i p tuzina innych smakoykw. Wiedziaa, e nie wyjd z
pokoju, dopki nie zmiot wszystkiego z talerzy, i e rozbol ich od tego brzuchy, ale byo to
Rodzaj faworkw.
6. Jeste pewien, e nigdzie ci nie uwiera? - zapyta Waite, kucajc przed krzesem
Garricka i przymierzajc protez. Obok nich staa Ada.
- Tak, nigdzie, pozwlcie mi stan. Jezu, ale Sean si zadziwi, prawda? Bd mg
pojecha z nim do szkoy w poniedziaek, prawda? - Garrick dra cay z podniecenia.
- Zobaczymy - mrukn niezobowizujco Waite. Wyprostowa si i stan obok
krzesa.
- Ado, moja droga, we go za drugie rami. Teraz suchaj, Garry, chc, eby najpierw
si z tym oswoi. Staniesz z nasz pomoc i bdziesz si stara po prostu utrzyma
rwnowag. Rozumiesz?
Garrick kiwn z entuzjazmem gow.
- Dobrze, wic teraz wsta.
Garrick wyprostowa przed sob protez, ktra zaszuraa po drewnianej pododze.
Podnieli go i stan opierajc si caym ciarem na sztucznej nodze.
- Patrzcie! Stoj na niej! Hej, patrzcie, stoj na niej - krzykn i rozjania mu si
twarz. - Dajcie mi chodzi, dalej! Dajcie mi chodzi.
Ada spojrzaa na ma, ktry skin gow. Poprowadzili wsplnie Garricka do
przodu. Potkn si dwa razy, ale nie dali mu upa. Proteza klekotaa po deskach podogi.
Zanim doszli do koca werandy, nauczy si podnosi wysoko nog, kiedy przesuwa j do
przodu. Zawrcili i w drodze powrotnej potkn si tylko raz.
- Wspaniale, Garry, wspaniale ci idzie - powiedziaa ze miechem Ada.
- Niedugo bdziesz radzi sobie sam. - Waite umiechn si z ulg.
Nie spodziewa si, e pjdzie to tak atwo, a Garrick natychmiast wzi go za sowo.
- Pozwlcie mi stan samemu.
- Nie tym razem, chopcze. Na jeden dzie wystarczy.
- O Jezu, tato. Nie bd prbowa chodzi, po prostu stan. W razie czego zapiecie
mnie razem z mam. Prosz, tato, prosz.
Waite zawaha si.
- Pozwl mu, mj drogi - wstawia si za Garrickiem Ada. - Tak dobrze sobie radzi.
Pomoe mu to odzyska wiar we wasne siy.
- No dobrze. Ale nie prbuj chodzi - zgodzi si Waite. - Gotw jeste, Garry? Pu
go.
Pucili go ostronie. Zachwia si lekko i ich rce pospieszyy z powrotem.
7. Sean przyjecha do domu w pitek po poudniu. Mia podbite oko - bjka musiaa
mie miejsce przed kilkoma dniami, bo brzegi siniaka zdyy si ju zazieleni. Sean bardzo
powcigliwie wypowiada si na jej temat Przywiz ze sob jaja muchowki - ofiarowa je
Garrickowi - oraz ywego wa w tekturowym pudeku, ktrego Ada natychmiast skazaa na
mier, nie zwaajc na pen pasji mow, wygoszon przez Seana w jego obronie, a take
uk wystrugany z drzewa M'senga, ktre, wedug opinii Seana, najlepiej nadaje si do
sporzdzania ukw.
W Theunis Kraal jak zwykle wiele si zmienio wraz z jego przyjazdem - wszdzie
wicej byo gwaru, wicej ruchu i wicej miechu.
Na kolacj podano tego dnia olbrzymi piecze woow i kartofle w koszulkach ulubione danie Seana, ktry zmiata wszystko z talerza niczym godny pyton.
- Nie wkadaj tyle do ust - strofowa go siedzcy u szczytu stou Waite, ale w jego
gosie brzmiaa czuo. Trudno byo nie faworyzowa jednego z synw. Sean przyj
reprymend w duchu, w jakim zostaa udzielona.
- Tato, w tym tygodniu oszczenia si suka Frikkiego Oberholstera. Ma sze
szczeniakw.
- Nie - odpara zdecydowanym gosem Ada.
- Jezu, mamo, chocia jednego.
- Syszae, co powiedziaa matka, Sean.
Chopiec pola miso sosem, przekroi kartofel i podnis powk do ust. Waciwie
wcale nie spodziewa si, e si zgodz - ale gra bya warta wieczki.
- Czego nauczye si w tym tygodniu? - zapytaa Ada. To byo przykre pytanie. Sean
uczy si tylko tyle, ile byo trzeba, eby unikn kopotw - i ani troch wicej.
- Och, mnstwa rzeczy - odpar niezobowizujco i szybko zmieni temat. Skoczye ju sztuczn nog dla Garricka, tato?
Zapada cisza. Garrick wlepi oczy w talerz; jego twarz pozbawiona bya wyrazu. Sean
wsadzi sobie do ust drug powk kartofla.
- Jeli tak - przemwi z penymi ustami - to jutro ja i Garry idziemy na bagna owi
ryby.
- Nie mw z penymi ustami - warkn Waite z nieoczekiwan zoci. - Zachowujesz
si jak prosiak.
8. Soce stao wysoko na niebie, gdy nastpnego ranka Waite Courteney wrci do
domu na niadanie. Jeden ze stajennych wzi od niego konia i odprowadzi do zagrody, a
Waite popatrzy za nim, stojc przed siodlarni. Omit wzrokiem porzdne biae pale
zagrody, czyste podwrko i elegancko umeblowany dom. Przyjemnie jest by bogatym zwaszcza kiedy si wie, jak wyglda bieda. Pitnacie tysicy akrw yznych pastwisk, zoto
w banku i tyle byda, ile potrafi wyywi ziemia. Waite umiechn si i ruszy przez
podwrko.
Usysza piewajc w mleczarni Ad.
Miaa czysty, sodki gos i Waite umiechn si jeszcze szerzej - przyjemnie jest by
bogatym i zakochanym. Zatrzyma si na progu mleczarni; grube kamienne ciany i cika
somiana strzecha sprawiay, e we wntrzu panowa chd i pmrok. Ada staa odwrcona
plecami do drzwi, koyszc si w takt piosenki i obracajcej si maselnicy. Waite przyglda
jej si przez chwil, a potem podszed i obj od tyu w pasie.
Obrcia si zaskoczona w jego ramionach, a on pocaowa j w usta.
- Dzie dobry, moja pikna mleczareczko - powiedzia.
Przywara do niego.
- Dzie dobry, mj panie - odpara.
- Co jest na niadanie?
- Och, za jakiego romantycznego gupca wyszam! - westchna. - Chod ze mn, sam
zobaczysz.
Zdja fartuch, powiesia go przy drzwiach, poprawia wosy i wycigna do niego
do. Trzymajc si za rce przecili podwrko i weszli do kuchni. Waite gono pocign
nosem.
- Pachnie przyjemnie. Gdzie s chopcy?
Waite zauway, e stoi za nim Ada. Obejrza si przez rami. Chodmy std mwiy jej usta. Uja jego rk.
poderwa
si
ziemi,
uciekajc
przed
koskimi
kopytami:
by
- Garry ma racj, Sean, nie mona ich odrni po upierzeniu. Samiec jest po prostu
troch wikszy, to wszystko.
- A nie mwiem - powiedzia Garrick, ktremu obecno ojca najwyraniej dodaa
odwagi.
- Taki jeste mdry - mrukn sarkastycznie Sean. - Pewnie przeczytae o tym w tych
swoich ksikach, co?
Garrick umiechn si, zadowolony z siebie.
- Popatrz, pocig.
Rzeczywicie ze skarpy zjeda pocig, cignc za sob dugi piropusz dymu. Waite
puci konie kusem. Zbliyli si do betonowego mostu nad Baboon Stroom.
- Widziaem t ryb.
- To by patyk. Ja te go widziaem.
Rzeka stanowia granic posiadoci Waite'a. Przejechali przez most i ruszyli pod
gr. Przed nimi lea Ladyburg. Pocig mija zagrody dla byda; wjedajc do miasta
zagwizda i wypuci wysoko w powietrze obok pary.
Miasto rozcigao si na duym obszarze; kady dom otoczony by ogrodem
warzywnym i sadem. Szerokie ulice mogy pomieci trzydzieci sze sztuk byda idcego w
jednym rzdzie. Cze domw wzniesiono z wypalanej cegy, cze pobielono; kryte byy
strzech lub arkuszami falistej blachy pomalowanej na zielony albo matowoczerwony kolor.
W rodku rozciga si plac, a centralny punkt Ladyburga stanowia kocielna wiea. Na
skraju miasteczka miecia si szkoa.
Waite wjecha na gwn ulic i puci konie kusem. Na chodnikach byo niewielu
ludzi; zdjci porannym chodem przemykali pod rozoystymi drzewami, ktrymi wysadzana
bya ulica; wszyscy, co do jednego, pozdrawiali Waite'a, a on unosi w gr bat witajc
mczyzn i uchyla kapelusza przed kobietami, nie na tyle jednak, by odsoni ys czaszk.
Otwarte byy ju sklepy, a przed wejciem do banku sta na swoich tyczkowatych dugich
nogach jego waciciel, David Pye. Ubrany by na czarno, niczym karawaniarz.
- Dzie dobry, Waite.
- Dzie dobry, David - zawoa zbyt serdecznie Courteney. Dopiero sze miesicy
temu spaci nalenoci cice na hipotece Theunis Kraal i zbyt wiea bya w jego umyle
pami dugw; czu si nieco zakopotany, jak wieo wypuszczony z kryminau przestpca,
ktry spotyka na ulicy naczelnika wizienia.
- Karl, ty zaniesiesz to - wyda instrukcje. - Denis, we t brzow torb. Tylko jej nie
upu, czowieku, w rodku s cztery soiki z demem. Chod, Garry - zwrci si do brata.
Ruszyli w stron internatu; Garrick zlaz z bryczki i pokutyka szybko za nimi.
- Wiesz, Sean? - odezwa si gono Karl. - Tato pozwoli mi strzela ze swojej
strzelby. Sean stan jak wryty.
- Niemoliwe! - krzykn bardziej z nadziej ni przekonaniem.
- Pozwoli mi - powtrzy uszczliwiony Karl. Wszyscy stanli wlepiajc w niego
oczy i wtedy dogoni ich Garrick.
- Ile razy strzelie? - zapyta ktry z nich z respektem, Karl ju mia powiedzie
sze razy, ale w ostatniej chwili zmieni zdanie.
- Och, mnstwo razy... ile tylko chciaem.
- Bdziesz si ba huku wystrzaw... mj tata mwi, e jeli czowiek zacznie zbyt
wczenie, nigdy nie zostanie dobrym strzelcem.
- Nigdy nie chybiem - stwierdzi z byskiem w oku Karl.
- Chodmy - powiedzia Sean i ruszy w stron budynku. Nigdy w yciu nie by tak
zazdrosny. Karl pospieszy za nim.
- Zao si, e nigdy nie strzelae ze strzelby, Sean, zao si. Sean umiechn si
tajemniczo, szukajc jakiego nowego tematu; wiedzia, e Karl bdzie dzisiaj mwi tylko o
jednym.
Z werandy internatu wybiega na ich spotkanie dziewczynka.
- To Anna - powiedzia Garrick.
Kiedy biega, wok jej dugich, chudych, brzowych ng owijaa si spdniczka.
Miaa czarne wosy i drobn twarz, w ktrej tkwi wystajcy podbrdek.
- Cze, Sean.
Sean odchrzkn. Anna ruszya za nim, podskakujc, eby dotrzyma mu kroku.
- Miae przyjemne ferie?
Sean ignorowa j dalej. Zawsze przyazia i zagadywaa go, kiedy by w obecnoci
swoich przyjaci.
- Mam ca puszk kruchego ciasta, Sean. Chcesz troch?
W jego oczach pojawi si bysk zainteresowania. Kruche ciasto pani van Essen byo
synne w caej okolicy i gowa Seana odwracaa si ju ku Annie, ale opanowa si w ostatniej
chwili i z determinacj kroczy dalej w stron internatu.
- Czy mog siedzie obok ciebie w tym proczu, Sean? Sean odwrci si do niej ze
wciekoci.
- Nie, nie moesz. A teraz uciekaj, jestem zajty.
Wspi si po schodach. Anna zostaa na dole; wygldaa, jakby zbierao si jej na
pacz, i Garrick pochyli si ku niej niemiao.
- Jeli chcesz, moesz usi koo mnie - powiedzia cicho. Rzucia na niego okiem, a
potem spojrzaa w d, na jego nog.
Rozchmurzya si i zachichotaa. Bya adna. Pochylia si do niego.
- Kuternoga - powiedziaa i zachichotaa znowu.
Garrick obla si jaskrawym rumiecem i nagle spociy mu si oczy. Anna zasonia
obiema domi usta, odwrcia si ze miechem i pobiega do swoich koleanek stojcych
przed czci internatu przeznaczon dla dziewczt. Garrick, wci zaczerwieniony, wspi
si po stopniach za Seanem i ciko opar o balustrad.
W drzwiach chopicej sypialni staa Frdulein. Okulary w drucianych oprawkach i
stalowoszare wosy nadaway jej przesadn powag, ktra rycho stopniaa na widok Seana.
Wychowawczyni umiechna si szeroko.
- Ach, mj Sean, dobrze, e przyjechae - co brzmiao waciwie jak: Ach, mein Sean,
topsze sze pszyjechalesz.
- Dzie dobry, Frdulein.
Sean obdarzy j swoim umiechem numer jeden.
- Znowu urose - powiedziaa, mierzc go wzrokiem. - Bez przerwy roniesz, jeste
ju najwikszym chopcem w caej szkole.
Sean przyglda si jej z rezerw, gotw do podjcia natychmiastowej akcji obronnej,
gdyby prbowaa go obj, co zdarzao si czasem, kiedy nie umiaa zapanowa nad
wypeniajcymi j uczuciami.
Wdzik, urodziwy wygld i arogancja cakowicie zawadny jej teutoskim sercem.
- Szybko, musicie si rozpakowa. Zaraz zaczynaj si lekcje. - Odesza do swoich
obowizkw i Sean poprowadzi z ulg swoj druyn do sypialni.
.- Tata mwi, e w przyszy weekend pozwoli mi pj ze strzelb na polowanie, nie
tylko strzela do celu - wraca uparcie do swojej kwestii Karl.
Sean udawa, e nie syszy.
- Denis, po kuferek Garry'ego na tym ku.
Wzdu cian znajdowao si trzydzieci ek, kade ze stojc obok szafk. Sala
bya schludna i ponura - wygldaa dokadnie tak, jak wyglda wizienna cela albo sypialnia
w internacie. W rogu siedziaa grupka piciu albo szeciu chopcw, pogronych w rozmowie. Spojrzeli na wchodzcego Seana, ale nie wymieniono adnych pozdrowie - siedzcy
w rogu naleeli do opozycji.
Sean usiad na swoim ku i podskoczy na prb - byo twarde jak deska. Garrick
przeszed przez sypialni stukajc protez i Ronny Pye, przywdca opozycji, szepn co do
swoich przyjaci, ktrzy spojrzeli na Garricka i rozemiali si. Garrick zaczerwieni si
ponownie i szybko usiad na ku, eby ukry swoj nog.
- Myl, e najpierw upoluj dujkera, a dopiero potem tata pozwoli mi strzeli do
kudu albo do inkonki - stwierdzi Karl.
Sean zmarszczy brwi.
- Jaki jest nowy nauczyciel? - zapyta.
- Wyglda na faceta w porzdku - odpar jeden z siedzcych w rogu. - Jimmy i ja
widzielimy go wczoraj na stacji.
- Jest chudy i nosi wsy.
- Raczej si nie umiecha.
- Na przysze ferie tata zabierze mnie pewnie na polowanie na drugi brzeg Tugeli odezwa si z zaczepk w gosie Karl.
- Mam nadziej, e nie ma wira na punkcie ortografii i tych rzeczy - rzuci Sean. Chyba nie zacznie znowu tej historii z ukadem dziesitnym, jak stary Jaszczur.
Rozlegy si zbiorowe potakiwania, a potem po raz pierwszy odezwa si Garrick.
- Ukad dziesitny jest cakiem atwy - powiedzia. Zapada naga cisza. Wszyscy
wlepili w niego oczy.
- Moe nawet upoluj lwa - stwierdzi Karl.
10. Najmodsi uczniowie obojga pci ulokowani zostali w jednej sali. awki byy
podwjne; na cianach wisiay mapy, due tabliczki mnoenia i portret krlowej Wiktorii.
Pan Anthony Clark przyglda si z katedry swoim nowym uczniom. Panowao pene napicia
oczekiwanie; jedna z dziewczynek zachichotaa nerwowo i oczy nauczyciela poszukay rda
dwiku, ale chichot umilk, zanim zdy go zlokalizowa.
- Moim smutnym obowizkiem jest zadba o wasze wyksztacenie - ogosi. To nie by
art. Wszelkie powoanie, ktre skonio go do obrania tego zawodu, wygaso dawno temu w
wyniku intensywnej niechci, jak budzili w nim modzi. - Waszym nie mniej smutnym
obowizkiem bdzie podda si temu z caym hartem ducha, na jaki was sta - kontynuowa,
spogldajc z niesmakiem na ich wiecce twarze.
- Co on mwi? - szepn Sean nie otwierajc ust.
- C... - uciszy go Garrick.
Oczy pana Clarka obrciy si szybko i spoczy na Garricku. Nauczyciel zszed, nie
spieszc si, z katedry i zatrzyma si przy jego awce. Uj midzy kciuk i palec wskazujcy
kilka rosncych na skroni Garricka wosw i szarpn je do gry. Garrick pisn cienko, a pan
Clark wrci powoli za katedr.
- Przechodzimy do lekcji. Grupa pierwsza bdzie tak dobra i otworzy zeszyty do
wicze ortograficznych na stronie pierwszej. Grupa druga na stronie pitnastej... - oznajmi,
po czym zleci wszystkim, co maj robi.
- Bolao ci? - zapyta szeptem Sean.
Garrick prawie niedostrzegalnie kiwn gow i Sean poczu, jak budzi si w nim
intensywna nienawi do tego czowieka. Nie spuszcza go z oczu.
Pan Clark niedawno przekroczy trzydziestk. By chudy, co podkrela dodatkowo
jego trzyczciowy garnitur. Mia blad twarz o ponurym wyrazie, ktry nadawa jej
opadajcy wsik, i nos zadarty do tego stopnia, e wida byo wyranie rozwarte nozdrza tkwiy porodku jego fizjonomii niczym lufy dubeltwki. Podnis gow znad trzymanej w
rku listy i wycelowa swoje nozdrza prosto w Seana.
Bdzie z nim kopot - pomyla; kopoty potrafi rozpoznawa bezbdnie. Zam
go, zanim wymknie si spod kontroli.
- Ty, chopcze, jak si nazywasz?
Sean obejrza si wystudiowanym ruchem przez rami. Kiedy spojrza znw przed
siebie, policzki pana Clarka nieco si zarowiy.
- Wsta.
- Kto, ja?
- Tak, ty. Sean wsta.
- Jak si nazywasz?
- Courteney.
- Prosz pana.
- Courteney, prosz pana.
Zmierzyli si wzajemnie wzrokiem. Pan Clark na prno czeka, a Sean opuci oczy.
Bdzie z nim duy kopot, duo wikszy, ni sdziem - pomyla.
- W porzdku, siadaj - powiedzia gono.
Przez klas przeszo prawie syszalne westchnienie ulgi. Sean czu, e zdoby sobie
respekt; wszyscy dumni byli z jego zachowania. Poczu dotyk na ramieniu. To bya Anna,
ktra siedziaa tu za nim - najbliej, jak moga. Normalnie draniy go jej zaloty, teraz
jednak to lekkie dotknicie ramienia sprawio, e poczu si jeszcze bardziej zadowolony z
siebie.
Seanowi wolno mijaa godzina. Narysowa strzelb na marginesie swojego zeszytu do
wicze, a potem star j starannie gumk. Przez chwil przyglda si Garrickowi; irytowaa
go pilno, z jak brat wypenia polecenia nauczyciela.
- Kujon - szepn, ale Garrick zignorowa go.
Sean nudzi si. Unis si niespokojnie w awce i jego uwag przyku kark Karla;
widnia na nim dojrzay pryszcz. Sean wzi linijk, eby go wycisn, ale zanim zdy to
zrobi, Karl zapa si rk za rami, tak jakby chcia si podrapa. Midzy palcami trzyma
zwinit kartk. Sean odoy linijk i niepostrzeenie odebra licik. Rozwin go na
kolanach. Na papierze znajdowa si jeden wyraz: Moskity.
Sean umiechn si. Mistrzostwo, z jakim imitowa brzczenie moskita, byo jedn z
wielu przyczyn, ktre spowodoway rezygnacj poprzedniego nauczyciela. Przez sze
miesicy stary Jaszczur wierzy, e po klasie fruwaj moskity; przez kolejnych sze wiedzia
ju, e ich nie ma. Prbowa wszelkich forteli, jakie zdoa wymyli, eby wykry sprawc,
ale w kocu da za wygran. Za kadym razem, kiedy zaczynao si monotonne brzczenie,
pojawia si coraz wyraniejszy tik w kciku jego ust.
Sean odchrzkn i zacz brzcze. Caa klasa z trudem powstrzymywaa si od
miechu. Wszystkie gowy, cznie z gow Seana, pochylone byy pilnie nad ksikami. Pan
Clark pisa co na tablicy; rka, w ktrej trzyma kred, zawahaa si, ale po chwili suna
rwno dalej.
Bya to sprytna imitacja; ciszajc i wzmacniajc gos Sean wywoywa wraenie, e
owad unosi si w powietrzu. Tylko lekkie drenie grdyki wskazywao, e to jego sprawka.
Pan Clark skoczy pisa i odwrci si twarz do klasy. Sean nie by taki gupi, eby
natychmiast przesta; pozwoli moskitowi jeszcze troch polata, a potem umilk.
Pan Clark opuci katedr i ruszy wzdu rzdu awek najbardziej oddalonych od
Seana. Przystan raz czy dwa, eby sprawdzi prac ktrego z uczniw. Doszed do koca
sali i zawrci, idc przejciem, przy ktrym siedzia Sean. Zatrzyma si przy Annie.
- Niepotrzebnie robisz takie zakrtasy przy L - powiedzia. Wzi od niej owek i
narysowa prawidowo liter. - Widzisz, o co mi chodzi. Popisywanie si przy pisaniu jest tak
samo naganne jak popisywanie si w yciu codziennym.
Odda jej owek i okrcajc si na picie, trzasn z caej siy Seana w gow otwart
doni. Gowa Seana odskoczya w bok; odgos uderzenia przetoczy si po zamarej w
osupieniu klasie.
- Moskit siedzia ci na uchu - powiedzia pan Clark.
11. W cigu dwu nastpnych lat Sean i Garrick z dzieci stali si modziecami.
Pynli z silnym prdem, szybko posuwajc si z biegiem rzeki ycia.
Nagle usysza gosy; kto szed w jego stron przez plantacj. Ogarnity panik
wcisn si gbiej w ywopot, prbujc si w nim ukry; nie pomyla nawet o tym, eby
zagwizda.
Gosy zbliay si i po chwili rozpozna midzy drzewami Ronny'ego Pye'a; razem z
nim byo dwch jego kolegw. Uzbrojeni w proce szli z zadartymi gowami, wypatrujc
ukrytych na drzewach ptakw.
Wydawao si, e nie zauwa przyklejonego do ywopotu Garry'ego. Prawie go
minli, ale w ostatniej chwili Ronny odwrci gow i zobaczy go. Wpatrywali si w siebie z
odlegoci zaledwie dziesiciu stp, Garrick skurczony w zarolach i Ronny, na ktrego
fizjonomii zdumienie powoli ustpowao miejsca zoliwej satysfakcji. Rozejrza si szybko,
eby sprawdzi, czy nie ma w okolicy Seana.
- To stary kulawiec - stwierdzi. Jego koledzy zawrcili i stanli obok niego.
- Co tutaj robisz, kuternogo?
- Szczury zary ci jzyk, kuternogo?
- Nie, to termity zary mu nog! Ich miech rani go jeszcze mocniej.
- Odezwij si do nas, kuternogo.
Ronny Pye mia odstajce uszy, ktre tkwiy po obu stronach gowy niczym skrzyda
wachlarza. By rudy i niezbyt duy jak na swj wiek, co czynio go zoliwym.
- No chod. Porozmawiaj z nami, kuternogo. Garnek obliza wargi; w kcikach oczu
zebray mu si zy.
- Hej, Ronny, ka mu ruszy w tany, o tak. - Jeden z pozostaych pokaza plastycznie,
w jaki sposb utyka Garrick. Rozlegy si kolejne wybuchy miechu, goniejsze i bardziej
miae w miar, jak go otaczali. - Poka nam, jak chodzisz.
Garrick rozejrza si na obie strony, szukajc drogi ucieczki.
- Twojego brata tutaj nie ma - zapia Ronny. - Nie musisz si za nim oglda.
Zapa Garricka za koszul i wycign go z zaroli.
- Poka nam, jak chodzisz.
Garrick bezskutecznie prbowa si wyzwoli z ucisku Ronny'ego.
- Pu mnie, bo powiem Seanowi. Jak mnie nie pucisz, powiem Seanowi.
- Dobrze, puszcz ci - zgodzi si Ronny i pchn go obiema rkoma w pier. - Nie
wchod mi pod nogi! Z drogi, kuternogo!
Garrick zachwia si do tyu.
Bieg rzeki wyznaczay punkty orientacyjne. Niektre z nich niedue jak sterta kamieni
na pycinie.
Waite Courteney przyglda si Seanowi siedzcemu po drugiej stronie stou w
Theunis Kraal. Widelec, na ktry naoy sobie troch jajecznicy na szynce, zatrzyma si w
poowie drogi do ust.
- Obr si twarz do okna - odezwa si podejrzliwie. Sean usucha.
- Co tam masz, do diaba, na policzku?
- Hej, nie wolno ci tego robi! - zawoa bez przekonania Sean. Chcia, eby si znowu
wyprostowaa - te piersi sprawiay, e jego odek dziwnie si zaciska - ale Anna uklka i
woda sigaa jej teraz a do podbrdka. Widzia je pod wod. Chcia, eby si wyprostowaa.
- Tak tu przyjemnie. Dlaczego nie chcesz si wykpa?
Obrcia si na brzuch i zanurzya gow pod wod; nad powierzchni ukazay si
bliniacze ksztaty jej poladkw i odek Seana znowu si zacisn.
- Wchodzisz? - zapytaa ocierajc obiema domi oczy.
Sean sta ogupiay; w cigu kilku sekund jego uczucia do niej przeszy gruntown
rewolucj. Z caej duszy pragn znale si w wodzie tu obok tych tajemniczych biaych
owalnych ksztatw, ale hamowa go wstyd.
- Boisz si! Chod, ja ci dodam odwagi - drania si z nim. Wyzwanie ukuo go.
- Nie boj si.
- No to wchod.
Waha si jeszcze przez kilka sekund, a potem zrzuci kapelusz i rozpi koszul.
Odwrciwszy si do niej plecami, cign spodnie, po czym odwrci si i da nurka do
stawu, wdziczny za oson, jak dawaa mu woda. Wynurzy gow, a Anna wepchna j z
powrotem pod powierzchni. Zapa j za nogi, wyprostowa si, przewrci j na plecy i
pocign na mielizn, tam gdzie nie moga si skry pod wod. Wymachiwaa ramionami,
eby utrzyma gow na powierzchni, i piszczaa z uciechy. Sean polizgn si na kamieniu i
upad puszczajc j. Zanim si podnis, wskoczya mu na plecy. Mg j atwo zrzuci, ale
dotyk jej ciaa sprawia mu przyjemno - byo liskie i ciepe mimo zimnej wody. Podniosa
gar piasku i sypna mu we wosy. Nie opiera si specjalnie. Zarzucia mu rce na szyj i
czu teraz, jak przylega do z tyu cae jej ciao. Napicie, jakie odczuwa w odku,
rozszerzyo si na ca pier i zapragn wzi j w ramiona. Przekrci si, sigajc do tyu,
ale ona wylizgna mu si z rk i daa z powrotem nurka na gbin. Sean rzuci si za ni z
pluskiem. Annie stale udawao si przed nim umkn i gono si miaa.
W kocu stanli naprzeciwko siebie, zanurzeni a po szyj, i Sean poczu, jak ogarnia
go zo. Chcia wzi j w ramiona. Zauwaya zmian w jego nastroju i wysza na brzeg.
Pochylia si nad jego ubraniem, podniosa koszul i wytara ni twarz. Staa naga zupenie
si nie krpujc - miaa zbyt wielu braci, eby wiedzie, co to wstyd. Sean obserwowa, jak
jej piersi zmieniay ksztat, gdy podnosia w gr ramiona; przyglda si jej ksztatom i
dostrzeg teraz, e chude niegdy nogi wypeniy si ciaem; jej uda ocieray si o siebie, a w
Garrick wypuci ze wistem powietrze. Gwatownie poblad, tylko jego nos pozosta
zaczerwieniony i obolay.
- To znaczy - mwi powoli Sean, tak jakby prbowa wyjani to sobie samemu - to
znaczy, naprawd j przernem, zupenie tak, jak o tym kiedy mwilimy. Zupenie tak
jak... - machn rkoma, jakby chcia sobie pomc; nie potrafi znale sw. Pooy si na
plecach na ku.
- Pozwolia ci - gos Garricka zniy si niemal do szeptu.
- Poprosia mnie o to - odpar Sean. - To byo liskie... ciepe i liskie.
A potem, dugo po zgaszeniu wiata, kiedy obaj ju leeli, Seana doszed cichy
szelest dochodzcy z ka Garricka. Przysuchiwa si jaki czas, a nabra pewnoci.
- Garry! - oskary go gono.
- Nie robiem tego, naprawd nie robiem.
- Wiesz, co powiedzia nam tato. Wypadn ci zby i dostaniesz pomieszania zmysw.
- Nie robiem tego, naprawd nie robiem - gos Garricka by zdawiony od ez i
przezibienia.
- Syszaem ci - powiedzia Sean.
- Drapaem si tylko w nog. Sowo honoru.
Na koniec wody rzeki pokonay ostatni wodospad i wpady do morza; chopcy weszli w
wiek mski.
Pan Clark nie potrafi zama Seana. Zamiast tego, da si wcign w nie koczce
si zmagania, w ktrych - wiedzia o tym dobrze - traci powoli punkt po punkcie. Teraz po
prostu ba si tego chopaka., Nie kaza mu ju wstawa z awki, bo Sean by rwnego z nim
wzrostu. Zmagania trway od dwch lat; obaj znali swoje sabe punkty i wiedzieli, jak je
wykorzystywa.
Pan Clark nie znosi pocigania nosem; by moe traktowa je podwiadomie jako
naigrawanie si z wasnego, zdeformowanego organu powonienia. Sean mia bardzo szeroki
repertuar: od ledwie syszalnego wchania konesera sprawdzajcego bukiet brandy a po
gony gardowy charkot.
- Przepraszam, prosz pana, nie mog na to nic poradzi, troch si przezibiem.
Ale potem, eby nie by mu dunym, pan Clark odkry, e moe atwo zrani Seana
poprzez Garricka. Krzywdzc choby troch tego drugiego, zadawao si nieopisane
cierpienia Seanowi.
To by zy tydzie dla pana Clarka. Dokuczaa mu wtroba osabiona uporczywymi
nawrotami malarii. Od trzech dni cierpia na straszny bl gowy; poza tym niezbyt fortunnie
zakoczyy si jego rozmowy z rad miejsk na temat przeduenia kontraktu. Poprzedniego
dnia Sean da prawdziwy pokaz pocigania nosem i pan Clark zblia si do kresu swojej
wytrzymaoci.
Wszed do klasy i zasiad za katedr; omit wzrokiem swoich uczniw, zatrzymujc
spojrzenie na Seanie.
Niech tylko sprbuje - pomyla. - Niech no tylko sprbuje, to zatuk go na
mier.
W cigu ostatnich dwu lat uczniowie zostali rozsadzeni inaczej; Seana i Garricka
rozdzielono i Garrick siedzia teraz w pierwszej awce, gdzie pan Clark mia do niego atwy
dostp, a Sean mia swoje miejsce daleko, prawie na samym kocu klasy.
- Grupa pierwsza otworzy czytanki na stronie pitej - powiedzia pan Clark - grupa
druga na...
Garrick pocign nosem; znowu dokucza mu katar sienny. Pan Clark zamkn
ksik z gonym trzaniciem.
- Niech ci diabli - zakl cicho, a potem powtrzy goniej: - Niech ci wszyscy
diabli! - Zatrzs si z wciekoci; szeroko rozwarte nozdrza wyranie mu pobielay.
Podbieg do awki Garricka.
- Niech ci diabli! Niech ci wszyscy diabli, ty may przeklty kaleko! - wrzasn i
uderzy Garricka w twarz otwart doni. Chopiec zapa si obiema rkami za policzek i
wytrzeszczy na niego oczy.
- Ty brudna maa winio - dar si pan Clark. - Teraz ty te zaczynasz.
Zapa Garricka za wosy i waln jego czoem o pulpit awki.
- Ja ci naucz. Na Boga, ja ci naucz. Ja ci poka. - Trach. - Ja ci poka. - Trach.
Tyle czasu zajo Seanowi, by do nich dobiec. Zapa rk pana Clarka i odcign go
od brata.
- Niech pan go zostawi! On nic nie zrobi!
Pan Clark spojrza na twarz Seana - nie panowa teraz zupenie nad sob - twarz, ktra
przeladowaa go przez dwa dugie lata. Zacisn pi i trzasn go w szczk.
Sean zatoczy si do tyu; od siy uderzenia stany mu zy w oczach. Przez sekund
lea oparty o jedn z awek, wpatrujc si w Clarka, a potem rykn z gniewu.
Ten dwik otrzewi nauczyciela, ktry cofn si do tyu. Sean dopad go ju po
dwch krokach. Bijc obiema rkami i ryczc z wciekoci przy kadym uderzeniu, zapdzi
Clarka a pod tablic. Nauczyciel prbowa uciec, ale Sean zapa go za konierzyk koszuli i
pocign do siebie - do poowy urwany konierzyk zosta mu w doni i Sean zada jeszcze
jedno uderzenie. Nauczyciel osun si wzdu ciany na podog. Sean sta nad nim ciko
dyszc.
- Precz std - sapn Clark. Zby mia poplamione krwi, ktra wypeniaa mu usta;
kilka kropel wypyno mu na wargi. Pod uchem stercza zabawnie naderwany konierzyk.
W klasie sycha byo tylko ciki oddech Seana.
- Precz - powtrzy pan Clark.
W Seanie wypali si cay gniew. Trzsc si ze zdenerwowania ruszy w stron
drzwi.
- Ty te - wskaza Clark Garricka.
Garrick wsta z awki i pokutyka za Seanem. Wyszli razem na szkolne podwrko.
- Co teraz zrobimy? - zapyta Garrick; na jego czole wyrs wielki czerwony guz.
- Myl, e powinnimy i do domu.
- A co z naszymi rzeczami?
- Nie damy rady ich wszystkich zabra... bdziemy musieli posa po nie pniej.
Chod.
Przeszli przez miasto i znaleli si na drodze prowadzcej na farm. Dotarli prawie do
mostka nad Baboon Stroom, zanim ktrykolwiek z nich odezwa si ponownie.
- Jak mylisz, co zrobi tata? - zapyta Garrick. To pytanie nurtowao ich od chwili, gdy
opucili mury szkoy.
- Nie wiem, ale cokolwiek zrobi, warto byo - umiechn si Sean. - Widziae, jaki
mu daem wycisk? Prosto w ten jego wiski ryj.
- Nie powiniene tego robi, Sean. Tato nas zabije. Mnie te, a ja przecie nic nie
zrobiem.
- Pocigae nosem - przypomnia mu Sean.
12. Teraz Sean mia tor, po ktrym mg biec. Urodzi si po to, by biega, a Waite
Courteney wyprowadzi go z boksu, w ktrym sta i gryz wdzido. Sean bieg, nie wiedzc,
jaka czeka go nagroda i jak duga jest gonitwa; mimo to pdzi wypeniony radoci, poda
tak szybko, jak tylko potrafi.
Codziennie przed witem, stojc razem z ojcem i Garrickiem w kuchni i trzymajc w
obu doniach kubek z kaw, czu ogarniajce go podniecenie na myl o nadchodzcym dniu.
- Sean, we ze sob Zam i N'duti i upewnij si, czy w chaszczach nad rzek nie
zabkay si jakie krowy.
- Zabior tylko jednego pastucha, tato. N'duti bdzie ci potrzebny przy zbiorniku.
- Dobrze. Sprbuj docign do nas koo poudnia. Musimy dzisiaj wykpa tysic
sztuk.
Sean wypi do koca kaw i zapi marynark.
- W takim razie musz ju i.
Przy kuchennych drzwiach czeka stajenny, trzymajc dla niego konia. Sean wsun
strzelb do futerau i nie dotykajc stop strzemienia skoczy na siodo; unis do,
umiechajc si do Waite'a, po czym zawrci konia i ruszy przez podwrko. Ranek by
jeszcze ciemny i zimny. Waite obserwowa go stojc w progu.
Jest piekielnie pewny siebie - pomyla. Ale takiego wanie chcia mie zawsze
syna i by z niego dumny.
- Co chcesz, ebym zrobi, tato? - zapyta stojcy obok Garrick.
- W zagrodzie dla chorego byda s jawki... - Waite przerwa nagle. - Albo nie.
Lepiej bdzie, jak pojedziesz ze mn.
Sean pracowa przez cay ranek, kiedy soce wisiao niczym sceniczny reflektor
nisko nad ziemi, radosne i cae w zocie, a cienie byy dugie i czarne. Pracowa w poudnie,
pocc si w upale; pracowa w deszczu i we mgle, ktra spywaa szara i wilgotna z
paskowyu; pracowa podczas krtkiego afrykaskiego zmroku. Do domu wraca po ciemku.
Kada minuta bya dla niego przyjemnoci.
Pozna dobrze bydo. Nie po imieniu, bo tylko woy pocigowe miay swoje nazwy,
ale po rozmiarach, maci i znakach szczeglnych, zna je tak, e po jednym spojrzeniu na
stado wiedzia, ktrych sztuk brakuje.
- Zama, ta stara krowa z zakrzywionym rogiem. Gdzie ona jest?
- Nkosi - ju nie zwracano si do niego zdrobniale Nkosizana: paniczu, ale panie, jak
do ojca. - Zabraem j wczoraj do zagrody dla chorego byda. Miaa robaki w oku.
Nauczy si rozpoznawa choroby po sposobie, w jaki zwierz si poruszao i
trzymao gow. Nauczy si je leczy. Robaki najlepiej zala naft, a odpadn od rany
niczym ziarna ryu. Kiedy zwierz zapadnie na oftalmi, trzeba przepuka oko
nadmanganianem. Na wrzody i wglik najlepszy jest pocisk i ognisko, w ktrym palio si
padlin.
Pierwszego cielaka odebra w akacjowym gaju przy brzegu Tugeli; zawin do okcia
rkawy i zrobi to sam, czujc na rkach luz przypominajcy mydo. Kiedy potem matka
lizaa swoje mae, chwiejce si przy kadym dotkniciu jej jzyka, Seana dawio ze
wzruszenia w gardle.
Nic nie byo w stanie wyczerpa jego energii. Pracujc bawi si.
Doskonali swoje umiejtnoci jedzieckie: zeskakiwa z sioda i bieg obok konia, a
potem wskakiwa z powrotem i zeskakiwa z drugiej strony; stawa na siodle w penym
galopie, rozsuwa nogi i opada w d, a jego stopy same wchodziy w strzemiona.
Wprawia si w strzelaniu - a umia trafi biegncego szakala z odlegoci stu
pidziesiciu krokw, przecinajc na p cikim pociskiem jego ciao nie wiksze od
foksteriera.
Poza tym wykonywa take robot za Garricka.
- Nie czuj si zbyt dobrze, Sean.
- Co ci dolega?
- Boli mnie noga, wiesz, jak j sobie ocieram, kiedy za dugo jed.
- Wic dlaczego nie wracasz do domu?
- Tata kaza mi naprawi ogrodzenie wok trzeciego zbiornika do kpania byda Garrick pochyli si w siodle, masujc nog i prbujc si umiechn.
- Przecie naprawie je w zeszym tygodniu - zdziwi si Sean.
- Zgadza si... ale druty chyba znowu si obluzoway. Dziwnym trafem wszystkie
naprawione przez Garricka przedmioty bardzo szybko psuy si ponownie.
- Zabrae ze sob noyce do drutu? - zapyta Sean i Garrick skwapliwie wycign je
z torby przy siodle.
- Ja to zrobi - stwierdzi Sean.
13. Tak silne byy te nowe doznania, e Sean mg ywi nienawi nawet do
Garricka. Ale nie na dugo. Gniew Seana, podobnie jak jego nienawi, by szybki niczym
pomienie ogarniajce such traw; gorce i wysokie, ale krtkotrwae i pozostawiajce same
popioy, bez tlcych si agwi.
Waite'a nie byo akurat w Theunis Kraal. Przez trzy kolejne lata wybierano go na
prezesa Zwizku Hodowcw Byda i za kadym razem odmawia. By wystarczajco prny,
by poda zwizanego z urzdem prestiu, i zarazem do rozsdny, aby zdawa sobie
spraw, e ucierpi na tym jego farma. Sean i Garrick pomagali mu ju od dwch lat, kiedy
zbliy si termin kolejnych wyborw.
W noc poprzedzajc jego wyjazd do Pietermaritzburga Waite odby rozmow z Ad.
- W zeszym tygodniu dostaem list od Bernarda, moja droga - powiedzia stojc przed
lustrem w ich sypialni i przycinajc brod. - Nalegaj, ebym w tym roku przyj prezesur.
- Bardzo to mdre z ich strony - stwierdzia Ada. - Jeli si zgodzisz, bd mieli
najlepszego czowieka, ktry nadaje si na to stanowisko.
Waite zmarszczy brwi, koncentrujc si na przystrzyganiu brody. ona wierzya w
niego tak niepodwaalnie, e i on sam nie wtpi o swoich zdolnociach. Przypatrujc si
teraz swojemu odbiciu w lustrze, zastanawia si, jak wiele sukcesw zawdzicza wsparciu
udzielanemu mu przez Ad.
- Poradzisz sobie, Waite. - To nie by apel ani pytanie, to byo proste stwierdzenie
faktu. Kiedy to powiedziaa, on sam rwnie w to uwierzy.
Odoy noyczki na komod i obrci si do niej. Siedziaa na ku ze
skrzyowanymi nogami, w biaej koszuli nocnej i ze spywajc na ramiona fal ciemnych
wosw.
- Sdz, e Sean potrafi zaopiekowa si farm - stwierdzia. - Oczywicie razem z
Garrym - dodaa natychmiast.
- Sean szybko si uczy - przytakn Waite.
- Masz zamiar przyj ten urzd?
- Tak - odpar po krtkim wahaniu i Ada umiechna si.
- Chod do mnie - powiedziaa, wycigajc ku niemu ramiona.
Sean odwiz ojca i Ad na stacj w Ladyburgu; w ostatniej chwili Waite upar si, e
zabierze on do Pietermaritzburga. Chcia, eby i na ni spyno co z jego zaszczytu.
Sean odnis baga do wagonu i czeka na peronie, podczas gdy ojciec i Ada
rozmawiali z grupkami wybierajcych si na zebranie hodowcw. Lokomotywa zagwizdaa i
podrni rozeszli si do swoich przedziaw. Ada ucaowaa Seana i wesza do rodka. Waite
zatrzyma si troch duej na peronie.
- Gdyby potrzebowa jakiej pomocy, Sean, jed do pana Erasmusa w Lion Kop. Ja
wracam w czwartek.
- Nie bd potrzebowa adnej pomocy, tato. Waite cign usta.
- W takim razie musisz by Bogiem, bo tylko on jeden nie potrzebuje adnej pomocy powiedzia ostro. - Nie bd takim cholernym gupcem. W razie kopotw zwr si do
Erasmusa.
Wspi si za Ad do przedziau. Pocig drgn i nabierajc szybkoci ruszy w stron
skarpy. Sean patrzy, jak staje si coraz mniejszy, a potem zawrci do bryczki. By teraz
panem Theunis Kraal i podobao mu si to uczucie. Zgromadzeni na peronie ludzie
rozchodzili si i nagle ujrza idc ku niemu Ann.
- Cze, Sean.
Miaa na sobie zielon bawenian sukienk, wypowia od czstego prania.
Umiechna si, odsaniajc swoje drobne biae zby i wpatrujc si w jego twarz.
- Cze, Anno.
- Nie pojechae do Pietermaritzburga?
- Nie. Musz doglda farmy.
- O!
Stali w milczeniu, skrpowani obecnoci tylu ludzi. Sean odkaszln i podrapa si w
nos.
- Chod, Anno. Musimy jecha do domu - zawoa jeden z jej braci, stojcy przy kasie
biletowej. Anna pochylia si do Seana.
- Zobaczymy si w niedziel? - zapytaa.
- Przyjd, jeli bd mg. Ale nie wiem... musz doglda farmy.
- Postaraj si, Sean, prosz. - Na jej twarzy malowaa si powaga. - Bd na ciebie
czekaa. Zabior co na lunch i bd czekaa cay dzie. Prosz, przyjd, choby tylko na
krtk chwil.
- Dobrze, przyjd.
- Obiecujesz?
Sean siedzia odchylony do tyu w krconym fotelu, trzymajc buty na blacie biurka.
Zaoy z wdzikiem nog na nog.
- Tata ci zabije - odezwa si drcym gosem Garrick.
- Tata jest w Pietermaritzburgu - zauway nie bez racji Sean. Garrick przekroczy
prg i rozejrza si po pokoju. Tak naprawd widzia go po raz pierwszy w yciu. Podczas
dotychczasowych wizyt zbyt absorbowaa go myl o bolesnej karze. Zapamita tylko
skrzane obicie fotela, ktremu przyglda si przechylony przez porcz, z tykiem
wystawionym na smagnicia bicza.
Teraz rozglda si na wszystkie strony. ciany obite byy boazeri z ciemnotych,
szlifowanych desek, a sufit ozdobiony sztukateri w ksztacie dbowych lici. Porodku
pokoju zwisaa na miedzianym acuchu pojedyncza lampa. Mg podej do kominka z
brzowego ciosanego kamienia, obok ktrego leay gotowe polana.
Na pce przy kominku stay fajki i pojemnik na tyto, przy jednej ze cian stojak ze
strzelbami, a dalej szafka wypeniona obitymi w zielon i brzow skr encyklopediami,
sownikami oraz ksikami podrniczymi i rolniczymi - prno by jednak szuka na niej
literatury piknej. Na cianie naprzeciw biurka wisia olejny portret Ady w biaej sukni i z
kapeluszem w rku - artysta uchwyci w nim co z jej agodnego usposobienia - a nad
kominkiem przepyszne, dominujce nad caym pokojem poroe bawou cape z wielkimi
karbowanymi guzami i szerokimi rogami.
By to pokj mczyzny; na rozcignitych na pododze leopardzich skrach leay
pogubione psie wosy i wszdzie czu byo silnie obecno Waite'a; unosi si tu nawet jego
zapach. Nalea wyranie do niego, podobnie jak wiszce przy drzwiach tweedowa kurtka i
kapelusz terai 6. Obok Seana staa otwarta szafka, a na niej butelka brandy. Sean trzyma w
rku pkaty kieliszek.
- Pijesz brandy taty - stwierdzi oskarycielskim tonem Garrick.
- Jest cakiem nieza.
Sean unis kieliszek i przyjrza si zocistej cieczy; potem zanurzy w niej wargi i
przytrzyma przez chwil w ustach, przygotowujc si do jej przeknicia. Garrick
obserwowa go ze strachem i Sean stara si zrobi to bez zmruenia oka.
- Chcesz troch?
- Zamal - wrzasn Sean. Zulus spojrza na niego. - Zatrzymaj je. Na lito bosk, nie
wpuszczaj ju tutaj wicej byda.
Na skraju zbiornika zatrzyma si kolejny baw. Sean skoczy na ogrodzenie. Zerwa
z gowy kapelusz i uderzy nim zwierz po pysku, starajc si je zawrci, ale omino go i
skoczyo w d. Trzymajc si ogrodzenia Sean zeskoczy tam, gdzie przed chwil sta baw.
- Zatrzymaj je! - krzykn. - Zablokuj przejcie drgami, nie wpuszczaj tu wicej ani
jednego!
Rozpostarszy szeroko rce, zapa si belek po obu stronach balustrady i zablokowa
wasnym ciaem przejcie, kopic po pyskach napierajce na niego zwierzta.
- Pospiesz si, do diaba, za tutaj belki! - krzycza. Nacieraa na niego ruchoma
ciana rogatych bw. Bydo, majc przed sob odganiajcego je Seana, a z tyu kolejne
pchajce si zwierzta, wpado w panik; ktry z bawow prbowa przeskoczy
ogrodzenie. Miotajc na wszystkie strony bem, zahaczy Seana rogiem pod ebro, rozrywajc
mu na piersi koszul.
Sean poczu, jak opadaj za nim blokujce przejcie drewniane drgi, i zaraz potem
silne rce Zamy, ktry wyciga go w gr z kbowiska rogw i racic. Dwch pastuchw
pomogo mu przej przez ogrodzenie, ale Sean odtrci ich rce, kiedy tylko znalaz si na
ziemi.
- Chodcie ze mn - rozkaza, biegnc po swego konia.
- Nkosi, ty krwawisz.
Koszula Seana bya poplamiona krwi, ale on nie czu wcale blu. Bydo, ktre
przeszo przez kpiel, znajdowao si teraz w strasznym stanie. Toczyo si w kraalu, ryczc
aonie; jeden z bawow upad, a kiedy si podnis, ledwo mg si utrzyma na drcych
nogach.
- Do rzeki - wrzasn Sean. - Zabierzcie je do rzeki. Moe uda si to zmy. Zama,
otwrz bram.
Do Baboon Stroom byo okoo mili. Jeden z bawow pad, zanim zdyli wygoni go
z kraalu, kolejne dziesi pado, zanim dotarli do rzeki. Zdychay w konwulsjach, z oczyma
postawionymi w sup.
Sean zagoni reszt wykpanego stada do rzeki. Woda bya tu czysta; z kadego
zwierzcia, ktre do niej weszo, spywaa ciemnobrzowa smuga.
- Zosta tutaj, arna. Nie pozwl im wyj.
Sean przepyn koniem na drugi brzeg i zawrci bawoy, ktre usioway si wdrapa
na skarp.
- Nkosi! Jedna sztuka tonie! - zawoa N'duti i Sean omit wzrokiem rzek. Mody
baw wpad w konwulsje na pycinie; lea z zanurzonym bem, mcc racicami
powierzchni wody.
Sean zeskoczy z konia i ruszy brodzc w jego stron. Woda sigaa mu po pachy.
Prbowa podnie eb zwierzcia i zacign je na brzeg.
- Pom mi, N'duti - krzykn i Zulus take wbieg do rzeki. Byo to beznadziejne
zadanie; przy kadym konwulsyjnym skoku zwierz wcigao ich obu pod powierzchni
wody. Kiedy w kocu wywlekli je na brzeg, baw nie y.
Sean usiad w bocie obok padego zwierzcia; by wyczerpany, a puca bolay go od
wody, ktrej si nayka.
- Wygo je na brzeg, Zama - powiedzia, apic z trudem oddech. Ocalae sztuki stay
na pyciznach albo pyway w kko.
- Ile? - zapyta. - Ile pado?
- Jeszcze dwa, kiedy bye w rzece. Razem trzynacie, Nkosi.
- Gdzie jest mj ko?
- Sposzy si. Nie zatrzymywaem go. Wrci sam do domu. Sean kiwn gow.
- Zago je do zagrody dla chorego byda. Przez kilka dni musimy je mie na oku.
Wsta i ruszy pieszo w stron zbiornika. Garrick znikn, a gwne stado wci
zamknite byo w kraalu. Sean otworzy bram i wypuci je na zewntrz. Poczu si teraz
lepiej; wracay mu siy, a razem z nimi ogarnia go gniew i nienawi. Ruszy drog
prowadzc do domu. W butach chlupotaa mu woda i z kadym krokiem coraz mocniej
nienawidzi Garricka. Garrick rozpuszcza chemikalia. Garrick wytraci jego bydo i Sean
nienawidzi go za to.
Wspinajc si na wzniesienie, na ktrym sta dom, zobaczy stojcego na podwrku
brata. Ten rwnie go zauway i schowa si szybko w kuchni. Sean puci si biegiem.
Wpad do domu przez kuchenne drzwi i o mao nie przewrci jednego ze sucych.
- Garrick! - zawoa. - Gdzie jeste, do diaba?
Przeszuka dom; najpierw pospiesznie, a potem jeszcze raz - dokadnie. Garnek
znikn, ale okno w sypialni byo otwarte, a na parapecie widnia zakurzony odcisk buta.
Musia tamtdy przechodzi.
kartce, a potem w rubryce Straty wpisa liczb trzynacie i dwa sowa: zatrucie
chemikaliami. Przyciska tak mocno stalwk, e przecia papier.
Reszt dnia i cay dzie nastpny zajo Seanowi i pastuchom oprnienie zbiornika,
nalanie do niego czystej wody i sporzdzenie wieego roztworu. Z Garrickiem spotyka si
tylko podczas posikw i nie rozmawiali ze sob.
Nazajutrz bya niedziela. Garrick wczenie wyjecha do miasta; naboestwo
zaczynao si o smej. Po jego wyjedzie Sean zacz przygotowania. Siedzc przy lustrze
doprowadzi do porzdku swj zbjecki wygld. Najpierw przystrzyg baczki i zgoli brzytw
cay zarost - a twarz staa si gadka i wiea. Potem przeszed do sypialni pana domu i
skorzysta szczodrze z jego brylantyny, pilnujc, eby zakrci pniej do koca pokrywk i
odstawi soik dokadnie na miejsce. Wtar brylantyn we wosy i z uznaniem wcign w
nozdrza jej zapach. Zaczesa wosy nad czoo, zrobi sobie w rodku przedziaek i czesa je
srebrnymi szczotkami Waite'a tak dugo, a nabray poysku. Potem zaoy czyst bia
koszul, bryczesy, ktre mia na sobie tylko raz, buty byszczce podobnie jak jego czupryna i by gotw.
Zegar nad kominkiem w wietlicy upewni go, e ma jeszcze, mnstwo czasu.
Dokadnie rzecz biorc, dwie godziny. Bya sma; naboestwo koczyo si najwczeniej o
dziewitej i minie zapewne kolejna godzina, zanim Annie uda si zmyli czujno rodziny i
wymkn na randk przy wodospadach. Trzeba byo poczeka. Przeczyta najnowszy numer
Farmera Natalu. Czyta go ju wczeniej ze trzy razy, wiec teraz nawet znakomity artyku o
pasoytach przewodu pokarmowego byda i owiec nie przyciga tak bardzo jego uwagi.
Przez jaki czas buja w obokach - rozmyla o tym, co go czeka, czujc znajome pulsowanie
w bryczesach. Musia inaczej usi, bo spodnie okazay si ciasne. Potem fantazje znudziy
go; Sean by czowiekiem czynu, a nie marzycielem. Przeszed do kuchni, eby poprosi
Josepha o filiank kawy. Kiedy j wypi, mia jeszcze p godziny do wyjcia.
- Niech to wszyscy diabli - zakl i kaza przyprowadzi sobie konia. Wjecha na
skarp, pozwalajc wierzchowcowi wspina si ukosem po zboczu, a na grze zeskoczy z
sioda i puci konia luzem. Tego dnia wida byo wyranie Tugel - ciemny zielony pas
daleko na rwninie. Mg policzy dachy domw w Ladyburgu, a kryta miedzi kocielna
wiea wiecia si w socu niczym morska latarnia.
Ponownie wspi si na siodo i ruszy skrajem paskowyu, a dotar do Baboon
Stroom nad wodospadami. Poda chwil brzegiem strumienia, a potem przejecha go w
pytkim miejscu, stawiajc buty wysoko na siodle, eby ich nie zamoczy. Rozsioda konia
koo staww, spta mu nogi i ruszy pieszo ciek. Po jakim czasie otoczy go gsty,
rosncy wok wodospadw las. Panowa w nim chd i wilgo, drzewa poronite byy
mchem, a gste licie i pncza zasaniay soce. Gdzie w gszczu kry si ptak butelkowy.
- Gul, gul, gul - woa, naladujc odgos pyncej z butelki wody. Jego zawoania
guszy nieustajcy grzmot wodospadw.
Sean rozoy na gazie obok cieki chusteczk, usiad na niej i czeka. Po piciu
minutach zacz si niecierpliwie wierci; po pgodzinie mrucza gono z niezadowolenia.
- Policz do piciuset... jeeli do tego czasu nie przyjdzie, nie bd duej czeka.
Kiedy skoczy liczy, spojrza niecierpliwie w d cieki. Anna wci si nie
pojawiaa.
- Nie bd tutaj siedzia przez cay dzie - owiadczy, nie ruszajc si jednak z
miejsca. Jego uwag przykua gruba ta gsienica; wspinaa si po pniu rosncego troch
niej drzewa. Podnis kamyk i rzuci w ni. Kamyk uderzy w pie o cal nad gsienic.
- Prawie trafiem - pochwali sam siebie Sean i poszuka nastpnego pocisku. Po
chwili zuy wszystkie lece wok kamyki, a gsienica wci wspinaa si leniwie po pniu.
Zmuszony byJposzuka wicej pociskw. Wrci z penymi rkoma i ponownie zaj
stanowisko na gazie. Pooy kamyki u swoich stp i wznowi bombardowanie. Celowa
maksymalnie skoncentrowany i za trzecim rzutem trafi. Gsienica pka wypuszczajc z
siebie strug zielonkawego soku. Sean poczu si oszukany. Rozejrza si, szukajc nowego
celu, lecz zamiast niego zobaczy stojc przed sob Ann.
- Cze, Sean.
Miaa na sobie row sukienk. W jednej doni trzymaa buty, w drugiej koszyk.
- Przyniosam co do zjedzenia.
- Co ci zatrzymao tak dugo? - zapyta Sean, wstajc i wycierajc rce w spodnie. Mylaem ju, e nie przyjdziesz.
- Przepraszam... wszystko poszo le.
Zapado kopotliwe milczenie. Anna zaczerwienia si lekko pod jego spojrzeniem. A
potem odwrcia si i pobiega w gr cieki.
- Go mnie! Kto pierwszy na gr!
Migaa szybko bosymi stopami, zadzierajc do kolan sukienk.
Wybiega z lasu na soce i dopiero tam Sean zdoa j dogoni. Obj j z tyu rkoma
i upadli razem na traw obok cieki. Leeli w ucisku, miejc si i ciko dyszc.
- Naboestwo cigno si strasznie dugo... Mylaam, e nigdy si nie skoczy mwia Anna - a potem...
Zanim zdya skoczy, Sean dotkn jej ust swoimi i natychmiast obja go za szyj.
Caowali si, czujc, jak ogarnia ich coraz wiksze podniecenie, a w kocu Anna zacza
cicho pojkiwa i tuli si do niego caym ciaem. Sean przesun wargami po jej policzku i
szyi.
- Och, Sean, tak dugo si nie widzielimy. Cay tydzie.
- Wiem.
- Tak za tob tskniam... mylaam o tobie kadego dnia.
Sean przyciska twarz do jej szyi i nic nie odpowiada.
- Tsknie za mn, Sean?
- Hmmm - mrukn Sean i unis gow, eby wzi midzy zby patek jej ucha.
- Czy mylae o mnie przy pracy?
- Hmmm.
- Odpowiedz mi, Sean, odpowiedz wyranie.
- Tskniem za tob, Anno, i bez przerwy o tobie mylaem - skama Sean i pocaowa
j w usta. Przywara do niego, a do Seana powdrowaa w d, do jej kolan, a potem wyej,
pod sukienk. Anna zapaa go za przegub i odsuna.
- Nie, Sean, dzisiaj bdziemy si tylko caowa.
Sean odczeka, a rozluni si jej ucisk i sprbowa ponownie. Tym razem odwrcia
si od niego i usiada.
- Czasami wydaje mi si, e to wszystko, czego ode mnie chcesz. Sean poczu, jak
ogarnia go zniecierpliwienie, ale mia do zdrowego rozsdku, eby si pohamowa.
- Nieprawda, Anno. To po prostu dlatego, e tak dugo ci nie widziaem. Tak bardzo
si za tob stskniem.
Natychmiast zmika i dotkna czule jego policzka.
- Och, Sean, przepraszam. Nie miaam wcale zamiaru... ja tylko tak... sama nie wiem. Podniosa si i wzia do rki koszyk. - Chod, pjdziemy nad stawy.
Mieli tam swoje wasne miejsce. Otaczay je trzciny, a wyej na brzegu roso due,
rzucajce cie drzewo; piasek by czysty i biay. Sean rozoy kosk derk, eby mieli gdzie
usi. Syszeli pync obok, niewidoczn rzek. Trzciny szumiay, kiwajc swymi potarganymi gowami przy kadym podmuchu wiatru.
- ...no i nie mogam si go pozby - trajkotaa Anna, klczc na derce i rozpakowujc
koszyk. - Siedzia nic nie mwic i za kadym razem, kiedy si odzywaam, rumieni si i
krci na siedzeniu. W kocu powiedziaam mu: Przykro mi, Garry, ale musz ju i!
Sean nachmurzy si. Na wzmiank o Garricku przypomnia sobie zatrute bydo;
jeszcze nie wybaczy bratu.
- A potem, kiedy wrciam do domu, okazao si, e tato bije si z Frikkiem. Mama
pakaa, a reszta dzieciakw zamknita bya w sypialni.
- Kto komu spuci wycisk? - zapyta z zainteresowaniem Sean.
- Nie bili si ze sob naprawd. Po prostu wydzierali si na siebie. Obaj byli pijani.
Seana zawsze zadziwia brak skrpowania, z jakim Anna wspominaa o zamiowaniu,
jakie zdradzaa jej rodzina do kieliszka. Wszyscy wiedzieli o panu van Essenie i jego dwch
najstarszych synach, ale Anna nie musiaa przecie mwi o tym gono. Kiedy prbowa jej
zwrci uwag. Nie powinna mwi o swoim ojcu takich rzeczy - powiedzia. Jeste mu
winna szacunek. A Anna spojrzaa na niego chodno. Dlaczego? - zapytaa. Byo to trudne
pytanie. Teraz ona sama zmienia temat.
- Chcesz co zje?
- Nie - odpar Sean i obj j. Odchylia si, bronic si i piszczc, a przytrzyma j
pod sob i pocaowa. Potem leaa spokojnie, odwzajemniajc jego pocaunki.
- Jeli teraz bdziesz prbowaa mnie powstrzyma, zwariuj - szepn Sean i
delikatnie odpi grny guzik jej sukienki. Wpatrywaa si w jego twarz szeroko rozwartymi
oczyma, trzymajc donie na jego ramionach, a on rozpi jej bluzk a do pasa. Pogadzia go
koniuszkami palcw po wystajcych ukach czarnych brwi.
- Nie, Sean. Nie powstrzymam ci. Ja te tego chc, chc tego tak samo mocno jak ty.
Tyle byo rzeczy do odkrycia, a kada z nich bya dziwna i cudowna i oni pierwsi j
odkrywali. Prce si na jego klatce piersiowej minie i miejsce, gdzie dostrzegaa
niewyrany zarys jego eber. Dotyk jej skry, gadkiej i biaej, z niewyranymi bkitnymi
smugami y. Zagbienie porodku jego plecw - dotykajc go palcami czua twardo
krgosupa. Meszek na jej policzkach - tak jasny i delikatny, e mg go dostrzec tylko w
penym socu. Uczucie, jakiego doznawali dotykajc si wargami i trzepoczcymi lekko
jzykami. Zapach ich cia; jednego mleczny i ciepy, drugiego ostry i zalatujcy pimem.
Wosy, ktre pokryway jego pier i gstniay pod pachami; i jej, zaskakujco czarne na tle
biaej skry, skupione w jednym maym jedwabistym gniedzie.
Klczc przed Ann, ktra leaa z odchylon do tyu gow i uniesionymi ramionami,
gotowa na jego przyjcie, Sean pochyli si nagle w d i dotkn jej wargami. Miaa smak
czysty jak morska woda.
Otworzya oczy.
- Sean, och nie, nie moesz... och, nie, nie moesz.
Wargi tkwiy w wargach, a midzy nimi pczek, mikki i sprysty jak owoc
winoroli. Sean odnalaz go czubkiem jzyka.
- Och, Sean, nie wolno ci tego robi. Prosz, prosz, prosz - jczaa wczepiajc
jednoczenie rce w jego gste wosy, nie pozwalajc mu si stamtd oderwa.
- Nie mog tego duej wytrzyma... chod do mnie... och, Sean, chod szybko.
Wypenia ich wiatr niczym agiel podczas huraganu, agiel, ktry napina si,
pcznieje, twardnieje, nacignity ponad wszelk wytrzymao, a w kocu pka, rozrywa
si na strzpy i znika. Wszystko znikao. Wiatr i agiel, napicie i podanie, wszystko.
Zostawaa tylko wielka pustka, ktra jest spokojem. By moe rodzajem mierci; moe taka
wanie jest mier. Ale podobnie jak w przypadku mierci, nie by to koniec - bo nawet
mier zawiera w sobie ziarna odrodzenia. Porzucali spokj i zaczynali od nowa - najpierw
powoli, potem coraz szybciej, a stawali si znowu dwojgiem podajcych si ludzkich istot.
Dwojgiem istot lecych na derce midzy trzcinami, pod biaymi palcymi promieniami
soca.
- Za kadym razem jest coraz lepiej, prawda, Sean?
- Aha! - Sean przecign si wyginajc w uk plecy i rozpocierajc ramiona.
- Ty mnie kochasz, Sean, prawda?
- Jasne. Jasne, e ci kocham.
- Myl, e musisz mnie kocha, skoro to robisz - zawahaa si - skoro robisz to, co
zrobie.
- Przecie mwi. - Uwag Seana zacz przykuwa koszyk. Wyj z niego jabko i
wytar je o derk.
- Powiedz mi wyranie. Przycinij mnie mocno i powiedz.
- Do diaba, Anno, ile razy mam ci to mwi? - Sean wbi zby w jabko. - Przyniosa
moe troch kruchego ciasta twojej mamy?
Zapadaa noc, kiedy Sean wrci do Theunis Kraal. Odda konia jednemu ze
stajennych i wszed do domu. Ciao mrowio go od soca i czu w sobie smutek i pustk,
ktre przychodz po mioci, ale by to dobry smutek, taki jaki nios ze sob stare
wspomnienia.
Garrick siedzia w jadalni, jedzc sam kolacj. Kiedy Sean wszed do pokoju, podnis
nerwowo wzrok.
- Cze, Garry. - Sean umiechn si do niego i Garrick natychmiast si odpry.
Sean usiad na krzele obok i klepn go lekko w rami. - Zostawie mi co do jedzenia?
Nienawi znikna.
- Zostao mnstwo - kiwn ranie gow Garrick. - Sprbuj kartofli, s wymienite.
- No c, tato...
- No c, tato. Niech ci wszyscy diabli! Powiedz mi tylko, jak udao ci si
zmasakrowa poow byda na tej farmie w czasie niewiele duszym od tygodnia?
- To nie jest poowa byda... to tylko trzynacie sztuk - przesada bolenie uderzya
Seana.
- Tylko trzynacie - rykn Waite. - Tylko trzynacie! Boe Wszechmogcy, czy mam
ci powiedzie, ile to jest warte w gotwce? Mam ci powiedzie, ile to wymaga cikiej
harwki, czasu i stara?
- Wiem, tato.
- Wiesz! - Waite dysza ciko. - Tak, ty wiesz wszystko. Nikt nie powie ci niczego, o
czym by i tak nie wiedzia, prawda? Nawet tego, jak umierci trzynacie sztuk najlepszej
klasy byda.
- Tato...
- I nie mw do mnie tato, na Jezusa. - Waite zatrzasn cikie okadki rejestru. - Po
prostu powiedz, jak ci si to udao. Co to znaczy zatrucie chemikaliami? Co to jest, do stu
tysicy diabw, zatrucie chemikaliami? Dae je im do picia? Wetkne im do tyka?
- Roztwr by zbyt silny - powiedzia Sean.
- A dlaczego roztwr by zbyt silny? Ile wlae do zbiornika?
- Cztery beczki.
- Oszalae? Czy stracie do reszty rozum?
- Nie sdziem, e to im zaszkodzi - zapomniawszy swojej starannie przygotowanej
mowy, Sean powtarza niewiadomie sowa, ktre usysza od Garricka. - Robio si pno i
bolaa mnie noga... - Sean ugryz si w jzyk. Waite wpatrywa si w niego przez chwil, a
potem wyraz zdumienia ustpi z jego twarzy.
- To Garry! - zawoa.
- Nie - krzykn Sean. - To nie on, to ja.
- Okamujesz mnie. - Waite okry biurko. W jego gosie zabrzmiao niedowierzanie.
Z tego, co wiedzia, zdarzyo si to po raz pierwszy. Wlepi oczy w Seana i nagle ogarn go
gniew jeszcze wikszy od poprzedniego. Zapomnia o bydle - najbardziej zabolao go to, e
okamuje go jego wasny syn.
- Na Chrystusa, naucz ci mwi prawd - zawoa, apic lecy na biurku bicz ze
skry hipopotama.
- Nie bij mnie, tato - ostrzeg go Sean i da krok do tyu. Waite zamachn si wysoko
biczem i opuci go ze wistem w d. Sean uchyli si, ale kocwka dotkna jego ramienia.
Otworzy usta z blu i zapa si za piekce miejsce.
- Ty kamliwy may sukinsynu! - krzykn Waite i zaci go z boku, tak jakby kosi
pszenic. Tym razem bicz owin si Seanowi wok piersi, pod jego uniesionym ramieniem.
Ostry jak brzytwa, przeci koszul, ktra opada w d, odsaniajc czerwon, zaognion
prg na ebrach.
- Naley ci si jeszcze!
Waite podnis ponownie bicz. Odchylajc do tyu rami, straci na chwil
rwnowag i zorientowa si, e popeni bd. Sean nie trzyma si ju za bolce miejsce;
opuci nisko rce, a donie zacisny mu si w pici. Uniesione po bokach brwi nadaway
jego twarzy wyraz satanicznej furii. Poblad i odchyli do tyu wargi, odsaniajc biae zby.
Jego oczy, ju nie bkitne, ale palco czarne, znajdoway si na jednej linii z oczyma
Waite'a.
Zaraz mnie uderzy, pomyla Waite. Zdumienie osabio jego refleks i nie zdy
opuci bicza. Sean dopad go i zapierajc si mocno na obu nogach, woy ca swoj si w
cios, ktry trafi Waite'a w rodek odsonitej piersi.
Uderzenie w serce pozbawio go si. Zatoczy si na biurko i wypuci bicz z doni.
Sean ruszy za nim. Waite poczu si jak pszczoa uwiziona w syropie; widzia i myla, ale
nie by w stanie si poruszy. Zobaczy, jak Sean daje trzy szybkie kroki do przodu.
Uniesiona niczym nabita strzelba prawa rka mierzya prosto w jego odsonit twarz.
Dopiero teraz, kiedy jego ciao poruszao si w zwolnionym tempie, a umys
gorczkowo pracowa, z oczu Waite'a spady uski ojcowskiej lepoty. Zda sobie spraw, e
walczy z mczyzn, ktry dorwnuje mu si i wzrostem, a przewysza szybkoci. Jedyn
wyszo dawao Waite'owi dowiadczenie zdobyte w cigu czterdziestu lat wypenionych
licznymi bijatykami.
Sean wyprowadzi kolejny cios: mia on w sobie ca si pierwszego, i Waite
wiedzia, e jeli dojdzie jego twarzy, to bdzie koniec walki; a mimo to nie by w stanie si
uchyli. Podkurczy podbrdek i przyj uderzenie Seana na czoo. Jego sia cisna go z
powrotem na biurko, ale w momencie, gdy dosigaa go pi, usysza trzask pkajcych
koci.
Uywajc biurka jako oparcia, dwign si na kolana i przyjrza synowi. Sean zgity
by wp z blu; kontuzjowan do przyciska do brzucha. Waite stan na nogi i po paru
gbszych oddechach poczu, jak wracaj mu siy.
- W porzdku - powiedzia. - Skoro chcesz walczy, bdziemy walczy.
Okry powoli biurko, trzymajc w pogotowiu rce, tym razem w peni doceniajc
swego przeciwnika.
- Bd ci tuk tak dugo, a przestaniesz widzie na oczy - zapowiedzia. Sean
wyprostowa si i zmierzy go wzrokiem. W jego oczach byo teraz cierpienie, ale by tam
rwnie gniew. Co poruszyo si w piersi Waite'a, kiedy to zobaczy.
Jest zdolny do walki i bdzie walczy. Zobaczymy, czy dam mu rad. Radujc si w
duchu, zbliy si do Seana, obserwujc pilnie jego lew rk i lekcewac praw, ta bowiem
obezwadniona bya blem. Wiedzia, e nikt nie zdoaby uy rki w takim stanie.
Wyprowadzi cios z lewej rki, celujc dokadnie, starajc si dosign Seana.
Chopak uskoczy i pi mina go. Waite odsonity by teraz cakiem na praw pi Seana,
poaman pi, ktrej wedle wszelkiego prawdopodobiestwa jego syn nie mg uy - i
Sean uy jej, uderzajc z caej siy w twarz Waite'a.
Przed oczyma Waite'a zakwity jaskrawe kolory, a potem zapada ciemno. Okrcio
go w bok i zwali si z ng, uderzajc ramieniem o skr leoparda, ktra przesuna si razem
z nim w stron kominka. Po jakim czasie poczu dotykajce go w ciemnoci rce i usysza
gos Seana:
- Tato, o mj Boe, tato. Dobrze si czujesz?
Ciemno przerzedzia si troch i zobaczy nad sob twarz syna. Znikn gdzie
wykrzywiajcy j gniew, zamiast niego wida byo niemal paniczn trosk.
- Tato, o mj Boe! Prosz ci, tato!
Waite prbowa usi, ale bezskutecznie. Sean musia mu pomc. Klcza
podtrzymujc Waite'a, dotykajc niezdarnie jego twarzy, starajc si zgarn mu wosy z
czoa i poprawiajc potargan brod.
- Przepraszam, tato, naprawd przepraszam. Pozwl, e pomog ci usi na krzele.
Waite usiad i pomasowa podbrdek. Sean krci si wok niego, zapomniawszy o
wasnej rce.
- Co chciae ze mn zrobi? Zabi mnie? - zapyta z wyrzutem Waite.
- Nie chciaem. Po prostu straciem nad sob panowanie.
Moci grzecznie podzikowa. Krtko potem spakowa swoje sakwy i ruszy w stron
granicy.
Rozlegy si stumione miechy.
- Po jego wyjedzie Cetewayo zebra wszystkie swoje stada, ktre pasy si nad
Tugel, i pogna je na pnoc; nastpnie za zapowiedzia wielkie polowanie na bawoy, w
ktrym wemie udzia cae jego impis 9 - dwadziecia tysicy wczni. Polowanie odbdzie si
przy brzegach Tugeli, gdzie ostatniego bawou widziano dziesi lat temu. - Waite upi troch
z kieliszka, obserwujc ich twarze. - Ogosi take, e w pogoni za rannymi zwierztami
wolno bdzie wojownikom przekroczy granic.
Przy stole rozlegy si westchnienia, a potem cichy pomruk. Wiedzieli wszyscy, e
zgodnie z tradycj oznacza to, i Zulusi wypowiadaj biaym wojn.
- C zatem, panowie, mamy robi w tej sytuacji? Czy mamy siedzie i czeka, a
przyjd i nas std wykurz?
Erasmus pochyli si do przodu obserwujc Waite'a.
- Sir Bartle Frere spotka si z tydzie temu z posami krla Cetewayo. Postawi im
ultimatum. Maj do jedenastego stycznia rozpuci do domu wojownikw i przyj z
powrotem reprezentanta Jej Krlewskiej Moci. Jeli Cetewayo odrzuci ultimatum, lord
Chelmsford ma poprowadzi karny korpus ekspedycyjny skadajcy si z oddziaw
regularnych i milicji. W tej chwili trwa mobilizacja korpusu, ktry wyruszy z
Pietermaritzburga w cigu nastpnych dziesiciu dni. Ma przeprawi si przez Tugel przy
Rorkes Drift i zaatakowa Zulusw, zanim przekrocz lini graniczn. Operacja ta ma
zlikwidowa cige zagroenie na naszej granicy i zama na zawsze militarn si Zulusw.
- Najwyszy czas - odezwa si Erasmus.
- Jego Ekscelencja nada mi stopie pukownika i poleci zorganizowa oddzia w
naszym okrgu. Obiecaem, e wystawimy co najmniej czterdziestu uzbrojonych konnych z
furaem, ktrzy docz do wojsk Chelmsforda przy brzegu Tugeli. Jeeli aden z was nie
zgasza sprzeciwu, mianuj was, panowie, moimi kapitanami. Wiem, e mog na was polega
i e pomoecie mi wypeni obietnic, ktr daem Jego Ekscelencji.
Nagle Waite porzuci koturnowy styl i umiechn si od ucha do ucha.
- Nagroda za udzia w kampanii wypacona bdzie jak zwykle w bydle.
Zuluskie wojsko.
Nie mg wiedzie, jak prawdziwe okae si jego stwierdzenie; czas, w ktrym Sean
bdzie rzuca na karciany stolik pienidze warte caego Theunis Kraal - i mia si z
przegranej - by jeszcze odlegy.
16. Commando wyruszao w dzie Nowego Roku. Sylwestra witowano pod dwoma
hasami: Witamy rok 1879 i Niech Bg bogosawi Ladyburskich Strzelcw Konnych. Do
miasta zjechaa ludno caego okrgu, eby wzi udzia w braaivleis 10 i tacach
urzdzonych na rynku. Najpierw trzeba byo podj onierzy tacami, pieni i miechem, a
potem uformowa w kolumny i wyprawi na wojn.
Sean i Garrick wyjechali z domu pierwsi. Ada i Waite mieli doczy do nich po
poudniu. By jeden z tych jasnych dni, w ktre obfituje natalskie lato: bez jednego podmuchu
wiatru i bez jednej chmurki na niebie. Wzniesiony przez jadce wozy kurz dugo wisia w
powietrzu. Przejechali Baboon Stroom i spojrzeli z drugiego, wysokiego brzegu na miasto.
Nad wszystkimi wiodcymi do Ladyburga drogami unosi si kurz.
- Popatrz no, jak si spiesz - powiedzia Sean; zmruy oczy przed blaskiem i
wpatrywa si w drog z pnocy. - To musi by wz Erasmusa. Jedzie z nimi Karl.
Wozy przypominay nanizane na sznurek paciorki.
- Tam jad Petersenowie - stwierdzi Garrick - albo Niewehuisenowie.
- Ruszajmy! - zawoa Sean i smagn konia po karku kocami lejcw. Pogalopowali
w d. Wierzchowce, ktrych dosiadali, byy duymi zwierztami o byszczcej sierci i
przycitych, jak u koni angielskich, grzywach.
Dogonili wz. Na kole siedziay obok matki dwie dziewczyny, siostry Denisa
Petersena. Denis razem z ojcem jechali konno przed wozem.
Wyprzedzajc wz, Sean krzykn na wiwat, a dziewczta rozemiay si i zawoay
co, co umkno z wiatrem.
- Go mnie, Denis! - zawoa Sean, mijajc dwch dostojnie kusujcych jedcw.
Ko Denisa przysiad na zadzie, a potem ruszy w pogo za Seanem. Garrick wlk si z tyu.
Dojechali galopem do skrzyowania, lec pasko na koskich szyjach i szarpic lejce
niczym dokeje. Na ich spotkanie toczy si z gry wz Erasmusa.
- Karl! - zawoa Sean hamujc troch swego konia, eby mc stan w strzemionach.
- Karl! Ruszaj z nami, chopie, na pohybel Cetewayo!
Wjechali do Ladyburga ca paczk. Wszyscy zaczerwieniem i rozemiani; wypenieni
podnieceniem i radoci na myl o czekajcych ich tacach i zabijaniu.
10
Przywizali konie i weszli do sklepu: Sean, Denis i Karl. Wszyscy trzej gono
chodzili i gono mwili. Byli mczyznami, duymi, ogorzaymi, kocistymi i
przyzwyczajonymi do cikiej pracy mczyznami, nie cakiem jednak docieraa do nich
wiadomo tego faktu. Dlatego gono si miali, przybierali buczuczne miny i przeklinali,
kiedy nie byo w pobliu ich ojcw - eby nikt nie domyli si, e nie do koca jeszcze
wierz w t msko.
- Co chcesz kupi, Karl?
- Buty.
- To potrwa cay dzie... bdziesz musia je przymierza. Stracimy poow zabawy.
- Nic si nie bdzie dziao przez najblisze par godzin - protestowa Karl. Zaczekajcie na mnie, chopaki.
Widok Karla siedzcego na stoku i przymierzajcego buty nie by w stanie przyku
na dugo uwagi Seana. Bdzi midzy stertami towarw wypeniajcych sklep Pye'a. Byy tu
styliska kilofw, stosy kocw, worki cukru, soli i mki, a take pki z artykuami spoywczymi i ubraniem. Pod sufitem wisiay damskie sukienki, odzie wierzchnia, sioda i latarnie;
a wszystko to przesiknite byo owym szczeglnym zapachem domu towarowego:
mieszanin parafiny, myda i nowych ubra.
Wilka cignie do lasu, magnes przyciga elazo... Nogi same zaniosy Seana do
stojakw ze strzelbami po drugiej stronie sklepu. Wzi do rki jeden z karabinw Lee
Metforda i sprawdzi mechanizm zamka; pogadzi palcami drewnian kolb, a potem zway
w rku, eby znale rodek cikoci; na koniec przyoy bro do ramienia.
- Cze, Sean.
Podnis wzrok, eby zobaczy, czyj to niemiay gosik przerwa mu mski rytua.
- Ach, to ty, Placku Truskawkowy - powiedzia umiechajc si. - Co sycha w
szkole?
- Nie chodz ju do szkoy. Skoczyam ostatni klas.
Jeli chodzi o kolory, Audrey Pye nie rnia si od reszty swojej rodziny - z jednym
maym wyjtkiem: jej wosy zamiast marchewkowej miay barw przydymionej miedzi i
rzucay jasne byski. Nie bya adna - jej twarz wydawaa si paska i szeroka - ale miaa t
niezwyk cer, ktra bardzo rzadko idzie w parze z rudymi wosami: kremow i pozbawion
piegw.
- Chcesz moe co kupi, Sean?
17. Pidziesit albo wicej wyprzgnitych wozw stao wok placu, ale jego
rodek zostawiono pusty; w wykopanych doach paliy si ogniska. Pomienie przygasay ju i
z daleka wida byo tylko arzce si gownie. Wok ognisk stay w dwch rzdach dugie
stoy, przy ktrych krztay si kobiety, krojc miso i boer-wors 11, smarujc masem chleb,
ustawiajc soiki z marynatami, gromadzc jedzenie na tacach i umilajc wieczr swymi
gosami i miechem.
Na paskim miejscu ustawiono estrad do taca; w jej czterech rogach wisiay na
erdziach latarnie. Od strony orkiestry strojcej instrumenty dobiegay piski skrzypiec i
astmatyczne posapywanie samotnej harmonii.
Mczyni gromadzili si w grupkach midzy wozami i kucali wok ognisk; tu i tam
migao wymierzone prosto w niebo dno butelki.
Petersen zbliy si do otoczonego swymi kapitanami Waite'a.
- Nie chc si czepia, Waite - powiedzia - ale widz, e wczye Denisa do
oddziau Gunthera.
- Zgadza si - odpar Waite podajc mu butelk. Petersen wzi j i otar szyjk
rkawem.
- Nie chodzi mi o ciebie, Gunther - Petersen umiechn si do Gunthera
Niewehuisena - ale bybym o wiele bardziej rad, majc Penisa w tym samym oddziale, w
ktrym jestem ja. eby mie go na oku, rozumiesz.
Wszyscy spojrzeli na Waite'a, czekajc, co powie.
- aden z chopcw nie jedzie razem ze swoim chopcem. Zrobilimy to celowo.
Przykro mi, Dave.
- Dlaczego?
Waite Courteney odwrci wzrok, spogldajc ponad wozami na zachodzce nad
skarp wciekle czerwone soce.
- To nie bdzie polowanie na antylopy, Dave. Moesz si znale w sytuacji, w ktrej
atwiej bdzie ci podj decyzj, kiedy nie bdzie ona dotyczya twoich wasnych synw.
Rozleg si pomruk aprobaty. Steff Erasmus wyj fajk z ust i splun w ogie.
11
Wiejska kiebasa.
- S pewne rzeczy, ktrych czowiek nie powinien oglda. Zbyt ciko je potem
zapomnie. Nie powinien oglda, jak jego syn zabija pierwszego w swoim yciu czowieka,
nie powinien te widzie, jak ginie.
Zamilkli, wiedzc, e to prawda. Nie mwili na ten temat wiele, bo zbyt duga gadka
odbiera czowiekowi odwag, ale otarli si wczeniej o mier i rozumieli, co ma na myli
Steff. Jeden po drugim odwracali gowy, a w kocu utkwili wszyscy oczy w grupce modych
zgromadzonych za ogniskami, po drugiej stronie placu. Denis Petersen powiedzia co, czego
nie dosyszeli, i jego koledzy wybuchnli miechem.
- Po to, eby y, czowiek musi od czasu do czasu zabija - powiedzia Waite - ale
kiedy jest jeszcze zbyt mody, wtedy co traci... traci szacunek dla ycia; zaczyna mu si ono
wydawa tanie. Tak samo jest z kobiet. Mczyzna nie powinien spa z kobiet, zanim nie
zrozumie, o co w tym wszystkim chodzi. W przeciwnym razie to rwnie wydaje mu si
tanie.
- Ja przespaem si po raz pierwszy z kobiet, kiedy miaem pitnacie lat - stwierdzi
Tim Hope-Brown - ale nie mog powiedzie, eby stay si przez to choby troch tasze.
Wprost przeciwnie, uwaam, e zrobiy si ostatnio pierusko drogie.
Waite pierwszy wybuchn dudnicym miechem.
Wiem, e twj stary paci ci funta tygodniowo, ale pomyl o nas, Sean - zaprotestowa
Denis. - Nie jestemy milionerami.
- Wic dobrze - zgodzi si Sean. - Po pi szylingw do puli. Zwycizca zgarnia
wszystko.
- Pi szylingw to rozsdna stawka - stwierdzi Karl - ale ustalmy teraz jasno zasady,
eby potem nie byo ktni.
- Tylko zabici, ranni si nie licz - powiedzia Sean.
- I musz by wiadkowie - nalega Frikkie van Essen. By starszy od innych i mia
lekko przekrwione oczy, zdy bowiem ju ykn z butelki.
- W porzdku, liczy si tylko martwy Zulus i musi to kto powiadczy. Ten, ktry
bdzie mia najwyszy wynik, zgarnia ca pul. - Sean popatrzy, czy si zgadzaj. Garnek
sta nieco z tyu. - Garry bdzie trzyma bank. Podejd no tutaj, Garry, nadstaw kapelusz.
Wrzucili pienidze do kapelusza Garricka, ktry przeliczy je.
- Dwa funty od nas omiu. Zgadza si.
Staa w oknie. Twarz miaa ciemn, ale wiato palcej si za ni lampy otoczyo jej
wosy miedzian aureol. Kiedy tak pochylaa si nad parapetem, wydawao si, e za czym
tskni. Przez bia nocn koszul widzia zarys jej ramion.
Zagwizda nisko, tak eby usyszaa go tylko ona, i dziewczyna poruszya si. Jeszcze
przez chwil wpatrywaa si z owietlonego pokoju w ciemno, a potem powoli i z alem
pokrcia gow. Zasuna kotary i Sean zobaczy oddalajcy si cie. Lampa zgasa.
Trzsc si ze zoci przeszed z powrotem sad i plantacj. Z alejki dobiegy go
dwiki muzyki i przyspieszy kroku. Za rogiem zobaczy ruch i wiato.
- Gupia maa idiotka - powiedzia na gos, ale prcz gniewu byo w nim co wicej.
Uczucie? Szacunek?
- Gdzie bye? Czekaam prawie godzin! - Anna staa si zaborcza.
- Chodziem tam i z powrotem, eby sprawdzi, jak to daleko.
- Ale mieszne? Gdzie bye, Seanie Courteney?
- Chcesz zataczy?
- Nie.
- W porzdku, wic nie tacz.
Przy ogniskach stali Karl i kilku innych. Sean ruszy w ich kierunku.
- Sean, Sean, przepraszam. - Skruszona Anna. - Marz o tym, eby z tob zataczy,
prosz.
Taczyli, potrcani przez innych tancerzy, ale adne z nich nie odezwao si ani
sowem a do chwili, kiedy orkiestra przestaa gra, eby otrze spocone czoa i zwily
spragnione garda.
- Mam co dla ciebie, Sean.
- Co?
- Chod, to ci poka.
Wyprowadzia go z krgu wiata midzy wozy i zatrzymali si przy stercie siode i
derek. Uklka, rozwina jedn z derek i wstaa, trzymajc w doniach kurtk.
- Zrobiam to dla ciebie. Mam nadziej, e ci si spodoba.
Sean wzi j od niej. Kurtka zrobiona bya z wygarbowanej i wygadzonej owczej
skry, z wyszytym zakochan rk ciegiem i biaym jak nieg kouszkiem od wewntrznej
strony.
- Jest pikna - powiedzia Sean. Dostrzeg, ile pracy w to woya. Poczu wyrzuty
sumienia; podarunki zawsze sprawiay, e czu si winny. - Dzikuj bardzo.
- Przymierz j, Sean.
Ciepa, obcisa w pasie i obszerna w ramionach, miecia wietnie jego rozronite
bary. Anna stana tu obok, poprawiajc mu konierz.
- adnie w niej wygldasz - pochwalia zadowolona z siebie. Pocaowa j i poczu,
jak zapomina o tamtej. Anna obja go mocno za szyj.
- Och, Sean, tak bym chciaa, eby nie odjeda.
- Poegnajmy si, jak trzeba.
- Gdzie?
- W moim wozie.
- A twoi rodzice?
- Pojechali na farm. Tato wraca jutro rano. Garry i ja nocujemy tutaj.
- Nie, Sean, za duo ludzi. Nie moemy.
- Nie chcesz? - szepn Sean. - Szkoda, bo to moe ostatni raz.
- Co przez to rozumiesz? - Znieruchomiaa nagle w jego ramionach, drobna i
milczca.
- Jutro wyjedam. Wiesz chyba, co si moe zdarzy?
- Nie. Nie mw takich rzeczy. Nawet o tym nie myl.
- Ale to prawda.
- Nie, Sean. Prosz ci, nie mw takich rzeczy.
Sean umiechn si w ciemnoci. To byo takie atwe, tak dziecinnie atwe.
- Chodmy do mojego wozu - powiedzia, biorc j za rk.
18. niadanie po ciemku, ogniska rozpalone na placu, ciszone gosy, stojcy obok
swoich on mowie, ciskajcy na poegnanie mae dzieci. Osiodane konie, tkwice w
olstrach strzelby i zrolowane z tyu derki, a porodku placu ustawione w szyku jeden za
drugim cztery zaprzone w muy wozy.
- Tato bdzie tutaj w kadej chwili. Jest ju prawie pita - powiedzia Garry.
- Wszyscy na niego czekaj - zgodzi si Sean. Ugina si pod ciarem zarzuconej na
ramiona adownicy.
- Pan Niewehuisen wyznaczy mnie na jednego ze swoich Wonicw.
- Wiem - odpar Sean. - Dasz sobie rad?
- Chyba tak.
Podesza do nich Jane Petersen.
- Cze, Jane. Czy twj brat jest ju gotw?
- Prawie. Wanie sioda konia.
Stana przed Seanem i niemiao podaa mu kawaek jedwabiu w zielone i te pasy.
- Zrobiam kokard na twj kapelusz, Sean.
- Dziki, Jane. Przypniesz mi j?
Przymocowaa kokard do ronda jego kapelusza; odebra go z jej rk i wsadzi sobie
zawadiacko na gow.
- Wygldam teraz jak genera - powiedzia, a ona rozemiaa si. - Co powiesz na
causa na poegnanie, Jane?
- Jeste straszny! - zawoaa maa Jane i szybko ucieka, oblewajc si rumiecem. Ale
niezbyt jaskrawym, zauway Sean. Krcio si ich wok niego tyle, e nie mg si
zdecydowa, od ktrej zacz.
- Jedzie tato - oznajmi Garry na widok zajedajcego na plac Waite'a Courteneya.
- Chodmy! - zawoa Sean odwizujc konia. Ze wszystkich stron ruszyli ku jego
ojcu mczyni trzymajcy swoje konie za uzdy.
- Do zobaczenia pniej - powiedzia Garry i pokutyka w stron jednego z wozw
zaprzonych w muy.
Waite zajecha na czoo kolumny. Za sob mia stojcych w dwuszeregu pitnastu
ochotnikw zgrupowanych w cztery pododdziay, a dalej cztery wozy i zapasowe konie
prowadzone przez czarnych sucych.
Ruszyli przez plac, tratujc miecie po nocnej zabawie i skrcajc w gwn ulic.
Kobiety przypatryway si im w milczeniu, stojc z toczcymi si wok ich spdnic dziemi.
One widziay ju przedtem mczyzn wyruszajcych do walki z czarnymi plemionami; nie
wiwatoway, poniewa stykay si ze mierci i wiedziay, e w grobie nie ma miejsca na
chwa.
Anna pomachaa Seanowi. Nie zobaczy tego, bo ponis go akurat ko i zanim go
okiezna, zostaa z tyu. Opucia rk i patrzya, jak odjeda. Mia na sobie ofiarowany
przez ni kouszek.
Zobaczy jednak miedziany bysk i zdmuchnity szybko z doni pocaunek w oknie
sklepu Pye'a. Zobaczy, bo go wypatrywa. Zapomnia o swojej uraonej mskiej dumie - w
wystarczajcym stopniu, eby umiechn si i pomacha w tamt stron kapeluszem.
A potem znaleli si poza miastem i nawet biegnce za nimi mae urwisy i bezpaskie
kundle zawrciy z powrotem. Kolumna potoczya si drog wiodc do Zululandu.
Soce wzeszo i osuszyo ros. Wzbijajcy si spod kopyt kurz unosi si w poprzek
drogi. Niektrzy ochotnicy spinali konie i podjedali do przodu, a inni cofali si, eby
porozmawia z przyjacimi, wic szyk, w ktrym wyruszya kolumna, rozsypa si. Jechali w
grupkach i samopas, rozlunieni i beztrosko rozgadani, tak jakby wybierali si wanie na
jednodniowe polowanie. Kady z nich ubra si w strj, ktry wydawa mu si najbardziej
sposobny na t wojenn przygod. Steff Erasmus mia na sobie swj witeczny garnitur; ale
jedynie on ubra si tak oficjalnie. Ich stroje czy tylko jeden wsplny element: zielono-ta
kokarda, ale jej upicie zaleao ju od indywidualnych upodoba - niektrzy przyczepili j
do kapeluszy, inni do rkaww, a jeszcze inni do piersi. Byli farmerami, nie wojownikami,
ale ich olstra powyginay si od czstego posugiwania si broni, a kolby strzelb lniy od
pieszczotliwego dotyku doni, ramiona za przyzwyczajone byy do ciaru adownic.
Dojechali do Tugeli dopiero po poudniu.
- Mj Boe, popatrz no! - Sean zagwizda z wraenia. - Nigdy w yciu nie widziaem
jeszcze tylu ludzi w jednym miejscu.
- Mwi, e licz a cztery tysice.
- Wiem, e cztery tysice. - Sean przebieg oczyma po obozie. - Ale nie wiedziaem,
e cztery tysice to a tyle.
Kolumna zjechaa z ostatniego wzniesienia ku Rorkes Drift. Rzeka bya szeroka,
brunatna od bota i spieniona wok pycizn wyznaczajcych brd. Oba brzegi byy agodne i
19. Pierwsz rzecz, jak poczu Garrick, by zapach. Zapach przyku jego uwag i
trzymajc si go kurczowo, mg zacz wypeza ze swojej kryjwki. Jego powrotom do
rzeczywistoci towarzyszyy zawsze lekkie zawroty gowy i zaostrzenie wrae zmysowych.
Kolory byy jaskrawe, skra wraliwa na dotyk, a zapachy i smaki jasne i wyrane.
Lea na somianym materacu. wiecio soce, ale on sam znajdowa si w cieniu, na
werandzie murowanego szpitala nie opodal Rorkes Drift. Rozmyla o woni, ktra
spowodowaa, e oprzytomnia. Stanowia mieszanin potu, ajna i zgnilizny, odoru
rozprutych flakw i skrzepej krwi.
Rozpozna w niej zapach mierci. A potem wrcia mu ostro widzenia i zobaczy
polegych. Uoeni byli wzdu okalajcego podwrko murku, w miejscu gdzie dosign ich
krzyowy ogie ze szpitala i magazynu; leeli midzy budynkami i ekipy grzebice zwoki i
adujce je na wozy miay pene rce roboty. Leeli na pochyoci prowadzcej do brodu,
unosili si w wodzie, wida ich byo take na drugim brzegu. Martwi Zulusi, wok ktrych
leaa porzucona bro i tarcze. Garrick ze zdumieniem zda sobie spraw, e s ich setki: nie,
waciwie tysice.
A potem uwiadomi sobie, e w powietrzu unosz si dwa zapachy; oba byy
zapachami mierci. Czu byo fetor czarnych, puchncych na socu zwok z wzdtymi jak
balony brzuchami, ale take odr jego wasnego ciaa i mczyzn lecych tu obok niego,
ten sam odr cierpienia i rozkadu, tyle e zmieszany z cik woni rodkw
dezynfekcyjnych. mier owina si antyseptycznymi bandaami w ten sam sposb, w jaki
dziewczyna stara si ukry zalatujcy od niej zapach menstruacji.
Garrick przyjrza si swoim towarzyszom. Leeli w dugim rzdzie na werandzie,
kady na swoim wasnym materacu. Niektrzy dogorywali, inni nie, ale bandae wszystkich
poplamione byy krwi i jodyn. Garrick przyjrza si wasnym obraeniom. Lew rk
przymocowan mia bandaami do nagiej piersi. Poczu wzbierajcy w niej bl, pulsujcy
powoli i rwno niczym uderzenia cmentarnego werbla. Poza tym mia obandaowan gow.
Jestem ranny - kolejne zdumienie. Ale jak to si stao? Jak?
- Wrcie do nas, Koguciku - odezwa si pogodny gos. - Mylelimy ju, e
odebrao ci rozum.
Garrick obrci si i popatrzy na mwicego. By to niewielki mczyzna o mapiej
twarzy, ubrany we flanelowe szorty i owinity jak mumia bandaami.
piewajcych wojenn pie dziesiciu tysicy garde, a sta si podobny do odgosu morza
w sztormowy dzie. Soce odbijao si na ostrzach wczni, kiedy impis zbliy si do
Tugeli.
- Spjrz. Ci z przodu maj na gowach henny huzarw! - zawoa jeden z
obserwatorw w szpitalu. - Pozabierali je zabitym z armii Chelmsforda. Jeden z nich zaoy
frak, a inni maj karabiny.
W szpitalu panowaa spiekota; dach by z falistej blachy, a okna zastawione workami
z piaskiem. Otwory strzelnicze wpuszczay do rodka mao powietrza. Ludzie stali tu przy
nich, niektrzy w piamach, inni rozebrani do pasa, pocc si w upale.
- A wic to prawda. Kolumna zostaa zmasakrowana.
- Dosy gadania. Zajmijcie swoje stanowiska i zamknijcie gby na kdk.
Armia Zulusw przesza Tugel szerokim na piset jardw waem. Woda w rzece
spienia si na biao.
- Mj Boe! O, mj Boe! - szepta Garrick patrzc, jak si zbliaj. - Nie mamy
adnej szansy. Jest ich zbyt wielu.
- Zamknij si, do jasnej cholery - warkn sierant, skulony obok niego przy karabinie
maszynowym Gatling, i Garrick zakry doni usta.
zapiewa jeden z chorych na malari w napadzie delirium, a kto inny zamia si piskliwym,
histerycznym miechem.
- Id!
- aduj bro!
Metaliczny szczk zamkw.
- Oszczdzajcie amunicj, ludzie. Strzelajcie tylko na rozkaz.
Gos byka zmieni si z dononego gbokiego pomruku w przenikliwe wycie - wysoki
widrujcy krzyk ogarnitych krwawym szaem atakujcych.
- Spokojnie, ludzie. Spokojnie. Jeszcze nie strzelajcie.
12
Rodzaj wczni.
nich wsadzi dzid przez szpar w futrynie i podnis belk blokujc wejcie. Drzwi byy
otwarte.
Garrick obserwowa pezncego w pyle Zulusa. Rowe mokre wntrznoci koysay
si pod jego brzuchem niczym wahado. Pot spywa Garrickowi po policzkach i kapa z
podbrdka; trzsy mu si wargi. Podnis strzelb i wycelowa w twarz czarnego, ale nie by
w stanie pocign za spust.
- Wtedy wanie ruszye do przodu, Koguciku. Zobaczyem, jak belka wypada z
podprek, i wiedziaem, e za sekund wleci do rodka caa hurma i e nie ma mamy adnej
szansy w walce wrcz.
Garrick puci strzelb, ktra upada z trzaskiem na betonow podog. Odwrci si
od okna. Nie mg patrze na t okaleczon, sunc ku niemu istot. Chcia uciec, chcia si
gdzie ukry. O to wanie chodzio - eby si ukry. Pod powiekami poczu znajome
trzepotanie i wszystko zaczo szarze.
- Bye najbliej drzwi. Zrobie jedyn rzecz, ktra moga nas uratowa. Chocia
wiem, e ja bym si na to nigdy nie poway.
Na pododze leao peno usek - byszczcych miedzianych cylindrw, o ktre atwo
si byo polizgn. Garrick potkn si i padajc wysun przed siebie rami.
- Chryste Panie - wzdrygn si Cockney. - eby woy wasn rk midzy
podprki... ja bym tego nie zrobi.
Tum Zulusw rzuci si do drzwi i Garrick poczu, jak co pka mu w rce. Wisia
tam, wpatrujc si w swoje przekrcone rami i dygoczce pod naporem Zulusw drzwi. Nie
czu adnego blu i po chwili wszystko spowia bezpieczna, ciepa szaro.
- Praylimy w drzwi, a z drugiej strony nie byo nikogo. Dopiero wtedy moglimy
uwolni twoje rami, ale ty stracie przytomno. A do teraz.
Garrick patrzy na drug stron rzeki. Zastanawia si, czy pogrzebali Seana, czy
zostawili go w trawie na er spom.
Lec na boku podkurczy nogi i zwin si w kbek. Kiedy, kiedy by jeszcze nie
znajcym skrupuw maym chopcem, rozbi kamieniem skorup kraba. Zwierztko miao
tusty, mikki, podatny na zranienie odwok; przez przezroczyst skr wida byo organy
wewntrzne. Skurczyo si wtedy, przybierajc t sam obronn pozycj.
- Moim zdaniem dostaniesz swj medal - stwierdzi Cockney.
- Tak - odpar Garrick. W rzeczywistoci wcale go nie chcia. Pragn odzyska Seana.
20. Doktor van Rooyen poda rami wychodzcej z bryczki Adzie Courteney. W
cigu pidziesiciu lat praktyki nie straci wraliwoci na ludzkie cierpienie. Nauczy si j
tylko dobrze ukrywa; nie sposb byo pozna cokolwiek po jego oczach, ustach czy
pomarszczonej i zaronitej twarzy.
- On czuje si cakiem niele, Ado. Zajli si bardzo troskliwie jego rk; mam na
myli wojskowych chirurgw. Zrasta si prosto.
- Kiedy przyjechali? - zapytaa Ada.
- Mniej wicej przed czterema godzinami. Odesali na dwch wozach wszystkich
rannych z Ladyburga.
Ada skina gow, a on spojrza na ni, ukrywajc pod mask zawodowej obojtnoci
szok, jakiego dozna na jej widok. Jej sucha i pozbawiona ycia cera przypominaa patki
sprasowanych kwiatw. Usta miaa kurczowo zacinite, a czarna suknia sprawiaa, e
wydawaa si dwa razy starsza ni w rzeczywistoci.
- Czeka na ciebie w rodku - powiedzia doktor.
Wspili si po kocielnych stopniach, a stojcy przed drzwiami ludzie rozstpili si,
eby ich przepuci. Rozlegy si. stumione, pozdrawiajce Ad gosy i zwyczajowe
kondolencje. Mijali inne ubrane na czarno kobiety z podpuchnitymi oczyma.
W mrocznym wntrzu kocioa panowa chd. awki odsunito pod cian, eby
zrobi miejsce na materace. Wok lecych mczyzn krciy si kobiety.
- Trzymam tutaj najciej rannych, eby mie na nich oko - powiedzia doktor. - Jest i
Garry.
Garrick wsta z awki na ich widok. Na piersi zwisa mu temblak, w ktrym tkwia
wykrcona niezgrabnie rka. Pokutyka w ich stron, stukajc gono protez po kamiennej
pododze.
- Jestem, mamo - powiedzia. - Sean i tato...
- Przyjechaam, eby zabra ci do domu - przerwaa mu szybko Ada, wzdrygajc si
na dwik tych dwch imion.
- Nie powinni ich tam tak zostawia. Powinni...
- Prosz ci, Garry. Jedmy do domu - powiedziaa Ada. - Moemy porozmawia o
tym pniej.
- Wszyscy jestemy bardzo dumni z Garricka - powiedzia doktor.
- Tak - przytakna Ada. - Prosz ci, jedmy do domu, Garry. - Czua, jak wzbiera w
niej al i staraa si go w sobie stumi: tyle smutku stoczonego w tak ciasnej przestrzeni.
Odwrcia si ku drzwiom; nie moga si zdradzi. Nie wolno jej byo paka w ich
obecnoci; musiaa wraca do Theunis Kraal.
Pomocne donie poday torby Garricka do bryczki, a Ada chwycia lejce. adne z nich
nie odezwao si, a przejechali przez gra i spojrzeli w d, na gospodarstwo.
- Ty jeste teraz panem Theunis Kraal, Garry - powiedziaa cicho Ada i Garrick
poruszy si niespokojnie na siedzeniu obok niej. Wcale tego nie pragn; wcale nie pragn
medalu. Pragn powrotu Seana.
21. Mam nadziej, e nie masz nic przeciwko mojej wizycie - powiedziaa Anna - ale
musz z tob porozmawia.
- Nie, skde. Ciesz si, e przysza. Naprawd si ciesz - zapewni j gorco
Garrick. - Tak dobrze ci znw zobaczy, Anno. Wydaje mi si, jakby od naszego poegnania
miny wieki.
- Wiem... I tyle... tyle si w tym czasie wydarzyo. Mj tato i twj. No i Sean... przerwaa. - Och, Garry, nie jestem po prostu w. stanie jeszcze w to uwierzy. Powtarzaj mi
to i powtarzaj, ale ja nie mog w to uwierzy. On by taki... taki peen ycia.
- Tak - zgodzi si Garrick. - By taki peen ycia.
- Mwi o mierci tej nocy przed odmarszem. Nie pomylaam o niej potem ani razu
a do chwili, kiedy... - Anna potrzsna gow z niedowierzaniem - i nigdy nie sdziam, e
moe go spotka. Och, Garry, co ja mam teraz zrobi?
Garrick obrci si i spojrza na Ann. Ann, ktr kocha; Ann Seana. Ale Sean
zgin. Przez gow przeleciaa mu myl, nie uformowana jeszcze w sowa, ale na tyle realna,
by natychmiast poczu wyrzuty sumienia. Pozby si jej.
- Och, Garry, co ja ze sob poczn?
Prosia o pomoc, to byo jasne. Jej ojciec zgin pod Isandhlwan, starsi bracia wci
obozowali razem z Chelmsfordem nad brzegiem Tugeli, a w domu czekaa matka i trjka
maych dzieci, ktrym trzeba byo co woy do garnka. Jak mg o tym nie pomyle!
- Czy mog ci jako pomc, Anno? Powiedz.
- Nie, Garry. Nie sdz, eby mg mi ktokolwiek pomc.
- Jeeli chodzi o pienidze... - zawaha si, nie chcc, by zabrzmiao to obcesowo. Jestem teraz bogaty. Tato przepisa cay Theunis Kraal na mnie i na Seana, a Sean...
Spojrzaa na niego, nic nie mwic.
- Mog poyczy ci troch pienidzy, eby pomc ci stan na nogi - Garrick obla si
rumiecem. - Ile tylko potrzebujesz.
Wpatrywaa si w niego dalej, podczas gdy jej umys przystosowywa si do nowej
sytuacji. Jako jedyny waciciel Theunis Kraal Garrick by czowiekiem bogatym, dwa razy
bogatszym od Seana. A Sean zgin.
- Prosz ci, Anno. Pozwl sobie pomc. Naprawd chc to zrobi.
Garrick by w niej zakochany, to byo aonie oczywiste, a Sean nie y.
- Pozwolisz mi, Anno?
razem. Sean powiedzia mu o tym i Garrick nie mia mu tego za ze. By zazdrosny, ale tylko
troch, poniewa Sean opowiada mu o swoim romansie, dziki czemu jaka jego cz
naleaa rwnie do Garricka. Ale dziecko? Dziecko Seana?
Powoli uwiadamia sobie wszystkie konsekwencje. Dziecko Seana bdzie stanowio
yjc czstk jego brata, czstk, ktrej nie zdoay umierci wcznie Zulusw. Nie straci
zupenie Seana. A Anna musiaa mie jakiego ojca dla swego dziecka - nie ma ma i za
miesic kopotliwe stanie si dla niej wyjcie na ulic. Moe mie ich oboje w jednym
opakowaniu: Seana i Ann. Ona zostanie moj on, nie ma innego wyjcia. Odwrci si do
Anny, czujc, jak ogarnia go uczucie triumfu.
- Co teraz zrobisz, Anno? - By pewien, e naley do niego. - Sean nie yje. Co
zrobisz?
- Nie wiem.
- Nie moesz urodzi tego dziecka. Bdzie bkartem. - Zauway, jak skrzywia si na
to sowo. Wzmoga si jego pewno.
- Bd musiaa odej. Wybraam Port Natal - owiadczya matowym gosem.
Przygldaa mu si chodno, wiedzc, jaka bdzie jego odpowied. - Wkrtce wyruszam.
Poradz sobie. Znajd jakie wyjcie.
Garrick wpatrywa si w jej twarz. Miaa ma gow, osadzon na szerokich jak na
dziewczyn ramionach, wystajcy podbrdek i troch krzywe, ale biae zby - mimo swoich
kocich oczu bya bardzo adna.
- Kochani ci, Anno - powiedzia. - Wiesz o tym, prawda? Kiwna powoli gow,
strzsajc ciemn fal wosw z ramion!
Kocie oczy pojaniay z zadowolenia.
- Tak, wiem o tym, Garry.
- Wyjdziesz za mnie? - zapyta wstrzymujc oddech.
- Nie bdzie ci przeszkadza? Nie bdzie ci przeszkadza, e mam dziecko z Seanem?
- zapytaa, znajc z gry odpowied.
- Kocham ci, Anno.
Niezrcznie zbliy si do niej. Utkwia oczy w jego twarzy. Nie chciaa myle o
nodze.
- Kocham ci. Nic innego si nie liczy. Wycign do niej rk, a ona pozwolia si
obj.
22. Katedra w Pietermaritzburgu stoi przy Church Street. Zbudowana jest z szarego
kamienia. Obok niej mieci si dzwonnica i elazna balustrada oddzielajca ulic od
trawnikw. Po trawie spaceroway z wypit piersi gobie.
Anna i Garrick skrcili w alejk i weszli do pogronego w pmroku wntrza. Przez
witrae przewitywao soce, rzucajc na ciany dziwne kolorowe refleksy. Stanli w
przejciu, trzymajc si za rce ze zdenerwowania.
- Nikogo tutaj nie ma - szepn Garrick.
- Musi kto by - odpara Anna. - Zobacz za tymi drzwiami.
- Co mam powiedzie?
- Po prostu, e chcemy si pobra. Garrick zawaha si.
- No id - szepna Anna, popychajc go delikatnie w stron zakrystii.
- Chod razem ze mn - odpar Garrick. - Ja nie wiem, co mam powiedzie.
Ksidz by szczupym mczyzn; na nosie mia okulary w stalowych oprawkach.
Stanli podenerwowani w progu, a on popatrzy ponad ich gowami i zamkn ksik, lec
przed nim na biurku.
- Chcemy wzi lub - powiedzia Garrick i obla si rumiecem.
- Wic trafilicie pod waciwy adres - odpar oschle. Zdziwi go ich popiech i przez
chwil spiera si z nimi, ale potem wysa Garricka do sdziego pokoju po specjalne
zezwolenie. Udzieli im lubu, ale caa ceremonia bya pusta i nierzeczywista. Gos ksidza
ledwo rozchodzi si w obszernym wntrzu katedry, a oni stali przed nim mali i przejci
lkiem. Dwie staruszki, ktre przyszy pomodli si w kociele, zgodziy si z radoci zosta
ich wiadkami, a potem ucaoway Ann, a ksidz ucisn Garrickowi do. Po chwili wyszli
na soce. Gobie wci spaceroway po trawniku, a ulic przejecha, turkoczc koami,
zaprzony w muy wz. Kolorowy wonica zanuci co i strzeli z bata. Mogo si wydawa,
e nic si nie wydarzyo.
- Jestemy maestwem - powiedzia z niedowierzaniem Garrick.
- Tak - przytakna Anna, ale zabrzmiao to, jakby ona te nie moga w to uwierzy.
Idc rami przy ramieniu ruszyli do hotelu. Nie rozmawiali ze sob ani si nie
dotykali. Zaniesiono baga do ich pokoju, a konie odesano do stajni. Garrick wpisa si do
rejestru, a recepcjonista wyszczerzy do niego zby.
- Umieciem pastwa w numerze dwunastym. To nasz apartament dla nowoecw powiedzia. Ledwo dostrzegalnie mrugn i Garrick, jkajc si, zamrucza co speszony.
- W tym punkcie si pan myli - odezwa si mocnym gosem Garrick. Zapada krtka
cisza.
- Sucham? - mwicy spojrza na niego ze zdumieniem. Garrick pochyli si
spokojnie w fotelu i zacz mwi. Z pocztku by troch spity, ale potem pozwoli sobie na
art, z ktrego rozemiay si dwie kobiety. Gos Garricka stwardnia. W zwizy i
przenikliwy sposb przedstawi przyczyny i rezultaty wojny. Jeden z mczyzn zada mu
pytanie. Byo podchwytliwe, ale Garrick domyli si, w czym rzecz, i udzieli trafnej
odpowiedzi. Wszystko byo jasne jak soce i nie mia adnych trudnoci z doborem sw.
- Musia pan tam by - zaryzykowaa jedna z dziewczt.
- Mj m by w Rorkes Drift - powiedziaa cicho Anna, patrzc na niego, jakby by
kim obcym. - Lord Chelmsford przedstawi go do odznaczenia Krzyem Zwycistwa.
Czekamy w tej sprawie na odpowied z Londynu.
Ponownie zapada cisza, tym razem pena szacunku.
- Sdz, e teraz moja kolejka. Dla pana whisky, panie Courteney?
- Tak, prosz.
Wytrawny, stchy smak whisky tym razem nie by ju taki przykry; popijajc j w
zamyleniu, Garry odkry, e mona si w nim doszuka niewyranej sodyczy.
Kiedy wracali pniej do kabiny, Garrick obj Ann w pasie.
- Bye dzisiaj dusz towarzystwa! - powiedziaa.
- Jestem tylko odbiciem twojego wdziku, kochanie, twoim zwierciadem. - Pocaowa
j w policzek, a ona odsuna si, ale niezbyt zdecydowanie.
- Jeste naprawd nieznony, Garricku Courteney.
Tej nocy Garrick nie mia adnych snw; spa na plecach na sofie, z umiechem na
ustach. Kiedy si zbudzi, mia spierzchnit skr i bolao go midzy oczyma. Umy zby w
azience; pomogo troch, ale bl midzy oczyma nie ustpi. Wrci do salonu i zadzwoni na
stewarda.
- Dzie dobry, sir.
- Moesz mi przynie whisky z wod sodow? - zapyta z wahaniem Garry.
- Oczywicie, sir.
Garry nie zmiesza whisky z wod sodow, ale wypi j jak lekarstwo. A potem w
cudowny sposb znowu poczu grzejce go od rodka ciepo, ciepo, o ktrym przedtem nie
omiela si nawet marzy.
Wszed do kabiny Anny. Bya zarowiona od snu, na poduszce leay spltane
figlarnie jej wosy.
- Dzie dobry, kochanie.
Garrick pochyli si nad ni i pocaowa, przykrywajc kodr przewitujc przez
jedwabn koszul pier.
- Garry, jeste niegrzeczny. - Uderzya go po doni, ale artobliwie.
Na statku pyna rwnie inna para w podry polubnej, wracajca na swoj farm
niedaleko Kapsztadu: siedemdziesit pi akrw najlepszych winnic w caym Kraju
Przyldkowym, jak twierdzi ich waciciel, zapraszajc Ann i Garricka. Nie mieli innego
wyjcia - przyjli propozycj odwiedzin.
Peter i Jane Hugo byli uroczymi ludmi. Bardzo w sobie zakochani, zamoni,
powszechnie znani i lubiani w towarzystwie. Anna i Garrick spdzili z nimi sze cudownych
tygodni.
Pojechali na wycigi do Milnerton.
W Muizenbergu pywali w ciepym Oceanie Indyjskim. Pojechali na piknik do Clifton
i jedli wieo zowione i upieczone na wglu drzewnym langusty. Wybrali si na polowanie z
psami i upolowali dwa szakale po caodziennej dzikiej gonitwie po Hotentockiej Holandii.
Kolacj zjedli w Forcie, a Anna taczya z gubernatorem.
Odwiedzili bazar wypeniony skarbami i osobliwociami z Indii i Orientu. Anna
dostawaa wszystko, o co tylko poprosia. Garry rwnie co sobie kupi - wysadzan
krwawnikami srebrn flaszk, przepiknie wykonan. Pasowaa dobrze do wewntrznej
kieszeni jego marynarki i wcale nie byo jej wida z zewntrz. Dziki niej Garrick by w
stanie dotrzymywa kroku reszcie towarzystwa.
A potem nadszed czas wyjazdu. Ostatniej nocy zjedli kolacj tylko we czwrk.
Smutek z powodu rychego rozstania miesza si z radosnymi wspomnieniami spdzonych
wsplnie chwil.
Jane Hugo popakaa troch, kiedy caoway si z Ann na dobranoc. Garry i Peter
osuszyli na dole ca butelk, a potem razem weszli na pitro i ucisnli sobie donie przy
sypialni Garricka.
- Przykro nam, e wyjedacie - powiedzia ochrypym gosem Peter. Przyzwyczailimy si ju do waszej obecnoci. Jutro obudz ci wczenie i jeszcze przed
waszym odjazdem wybierzemy si na ostatni porann przejadk.
Garrick przebra si cicho w azience i wszed do sypialni. Jego proteza stpaa
bezgonie po gstym dywanie. Przysiad na wasnym ku, eby rozwiza rzemienie.
- Garry - szepna Anna.
- Jak si masz. Mylaem, e ju pisz.
Zaszelecia pociel. Spod kodry wysuna si zapraszajca do Anny.
- Czekaam, eby powiedzie ci dobranoc.
Garrick podszed do jej ka czujc, e znowu ogarnia go niemiao.
- Posied przy mnie przez chwil - powiedziaa, a on przysiad na skraju jej ka. Nie masz pojcia, Garry, jak dobrze si bawiam przez te ostatnie kilka tygodni. To byy
najszczliwsze dni w caym moim yciu. Dzikuj ci bardzo, mj mu.
Dotkna doni jego policzka. Skulona w ku wydawaa si maa i ciepa.
- Pocauj mnie na dobranoc, Garry.
Pochyli si, eby pocaowa j w czoo, ale ona uniosa szybko gow i poczu
swoimi wargami jej usta.
- Moesz wej, jeli chcesz - szepna, wci go caujc.
Odsuna doni pociel.
I Garry wszed do niej, do ciepego ka. Wino szumiao jej lekko w gowie i
podaa go owym szczeglnym rodzajem namitnoci, ktry daje wczesna cia. To
powinno by takie wspaniae.
Coraz bardziej niecierpliwa, gotowa go poprowadzi, signa w d i zamara
zdumiona, nie wierzc samej sobie. Tam, gdzie spodziewaa si twardej aroganckiej
mskoci, zastaa mikko i niezdecydowanie.
Rozemiaa si gono. Nawet strza z dubeltwki nie zabola go tak gboko jak ten
miech.
- Wyno si - powiedziaa, miejc si okrutnie. - Wracaj do swego ka.
25. Dwa miesice po lubie Anna i Garrick wracali do Theunis Kraal. Garrick mia
zdjty gips z rki, zaj si tym doktor Petera Hugo.
Wybrali drog, ktra omijaa miasteczko, i przecili mostek na Baboon Stroom. Na
szczycie wzniesienia Garrick zatrzyma konie i spojrzeli w d na farm.
- Nie potrafi zrozumie, dlaczego mama wyprowadzia si do miasta - powiedzia
Garrick. - Nie musiaa tego robi. W Theunis Kraal jest mnstwo miejsca dla wszystkich.
Anna siedziaa obok niego milczca i zadowolona. Odetchna z ulg, kiedy Ada
napisaa do nich do Port Natalu po otrzymaniu telegraficznej wiadomoci o ich maestwie.
Mimo e jeszcze moda, Anna miaa do kobiecego instynktu, by wyczu, e Ada nigdy jej
nie lubia. Kiedy si spotykay, Ada bya zawsze mia, ale jej due ciemne oczy nieodmiennie
wprawiay Ann w zakopotanie. Patrzyy zbyt gboko i Anna zdawaa sobie spraw, e
odnajdyway rzeczy, ktre usiowaa ukry.
- Bdziemy musieli j odwiedzi, kiedy tylko znajdziemy chwil czasu. Musi wrci
na farm; Theunis Kraal jest przecie i jej domem - cign dalej Garrick. Anna poruszya si
niespokojnie na siedzeniu. Niech zostanie w tym domu w Ladyburgu, niech tam zgnije pomylaa, ale jej gos, kiedy si odezwaa, by agodny.
- Theunis Kraal naley teraz do ciebie, Garry, a ja jestem twoj on. By moe twoja
macocha wie, co jest dla nas wszystkich najlepsze. - Dotkna jego ramienia i umiechna
si. - A zreszt porozmawiamy o tym kiedy indziej. Jedmy teraz do domu. To bya duga
podr i jestem bardzo zmczona.
Garrick natychmiast obrci si ku niej z wyrazem troski na twarzy.
- Strasznie ci przepraszam, moja droga. Taki jestem bezmylny. Dotkn koni batem i
ruszyli w d zbocza w stron domu.
Na zielonych, otaczajcych Theunis Kraal kach kwita czerwona, rowa i ta
kanna.
Jakie to pikne - pomylaa Anna - i wszystko moje. Nie jestem ju biedna i nigdy
nie bd. Powz toczy si alej, a ona patrzya na spadzisty dach i cikie te drewniane
okiennice.
W cieniu werandy sta jaki czowiek. Anna i Garrick zobaczyli go rwnoczenie.
Wysoki, z szerokimi ramionami, kwadratowymi niczym poprzeczka szubienicy. Wyszed z
cienia i zbieg po schodkach na soce. Umiechn si i na tle jego spalonej na brz twarzy
ukazay si biae zby; to by ten sam znajomy umiech, ktremu nikt nie mg si oprze.
26. Po raz pierwszy Sean zwrci na niego baczniejsz uwag, kiedy zatrzymali si,
eby napoi konie. Poprzedniego dnia w poudnie odczyli si od gwnych si Chelmsforda,
eby przeprowadzi rekonesans w kierunku pnocno-wschodnim. Patrol by niewielki:
czterech biaych na koniach i p tuzina lojalnych tubylcw z plemienia Nonga z Natalu.
Murzyn wzi cugle z rk Seana.
- Przytrzymam twojego konia, kiedy bdziesz pi.
Mia donony, dudnicy gos, co wzmogo jeszcze zainteresowanie Seana. Przyjrza
si Murzynowi i natychmiast go polubi. Biaka jego oczu nie miay tego odcienia, a nos
by bardziej arabski ni murzyski. Jego skra bya barwy ciemnego bursztynu i byszczaa od
oliwy.
Sean skin gow. W jzyku Zulusw nie ma sowa wyraajcego podzikowanie,
podobnie jak sowa przepraszam.
Uklk przy strumieniu i napi si. By spragniony i woda miaa sodki smak; kiedy
wsta, kapao mu z podbrdka, a na kolanach spodni widniay mokre plamy.
Popatrzy na Murzyna trzymajcego jego konia. Mia na sobie tylko krtk spdniczk
z cywecich ogonw; adnych grzechotek, opoczy ani przybrania gowy. Jego tarcza bya z
czarnej, nie wyprawionej skry, a uzbrojenie skadao si z dwch krtkich, ostrych wczni.
- Jak ci zw? - zapyta Sean, wpatrujc si w jego szerok pier i minie brzucha,
ktre wznosiy si niczym wydma na owianej wiatrem play.
- Mbejane. Nosoroec.
- Dlatego e masz twardy rg?
Czarny rozemia si z zadowoleniem; poechtana zostaa jego mska duma.
- A ciebie jak zw, Nkosi?
- Sean Courteney.
Mbejane poruszy bezgonie wargami i potrzsn gow.
- To trudne nazwisko. - I nigdy go nie wymwi; ani razu w cigu tych wszystkich lat,
ktre miay nadej.
- Na ko! - zawoa Steff Erasmus. - Ruszamy dalej. Wskoczyli na sioda, zapali za
cugle i poprawili strzelby w olstrach.
Odpoczywajcy na brzegu Nongaje zerwali si na nogi.
Noc bya bezksiycowa, ale nad ziemi wisiay nisko jasne gwiazdy; w ich wietle
sylwetki czterech pascych si koni odcinay si wyranie na tle bladej trawy. Sean okry
obz i odnalaz dwch wartownikw w penej gotowoci. Wyznaczy przedtem wart
Mbejane na pomocnym skraju obozu i teraz ruszy w tamt stron. Z odlegoci pidziesiciu
jardw rozpozna zarys niewielkich zaroli, za ktrymi zostawi Zulusa. Nagle przyszed mu
do gowy pewien pomys. Umiechn si, opad na czworaki i trzymajc strzelb na zgitych
przedramionach zacz posuwa si do przodu. Peznc powoli i bezszelestnie przy samej
ziemi, dotar w poblie krzakw. Dziesi krokw od nich zatrzyma si i ostronie, cal po
calu, podnis gow. Wlepi oczy w ciemno, starajc si dojrze sylwetk Zulusa pomidzy
limi i poskrcanymi gazkami. Ostry czubek wczni uku go pod uchem, w mikkim
miejscu na szyi tu za koci szczki. Znieruchomia obracajc w bok oczy. W wietle gwiazd
dojrza klczcego nad nim z wczni w rku Mbejane.
- Czy Nkosi mnie szuka? - zapyta powanym gosem Zulus, ale gos dra mu od
skrywanego miechu. Sean usiad i potar miejsce, gdzie ukua go wcznia.
- Tylko nocna mapa widzi w ciemnociach. - zaprotestowa.
- I tylko wieo zowiona langusta pada pasko na brzuch - zachichota Mbejane.
- Jeste Zulusem - stwierdzi Sean, tylko Zulus mg sobie bowiem pozwoli na takie
zuchwalstwo. W gruncie rzeczy jednak od samego pocztku wiedzia, e nie ma do czynienia
z czonkiem jednego z tych bkarcich plemion natalskich, ktre mwiy jzykiem Zulusw,
ale przypominay ich w nie wikszym stopniu, ni bury kot przypomina leoparda.
- Z krwi Chaki - przytakn Mbejane, wymawiajc z szacunkiem imi zmarego krla.
- A teraz podnosisz wczni przeciwko Cetewayo, twojemu krlowi?
- Mojemu krlowi? - w gosie Mbejane nie sycha ju byo skrywanego miechu. Mojemu krlowi? - powtrzy z uraz.
Zapada cisza. Sean czeka. Z ciemnoci dobiego dwukrotne szczeknicie szakala;
jeden z koni zara cicho.
- Krlem powinien zosta kto inny, ale on zgin od ostrego pala, ktry wsadzono mu
w intymne miejsce, przebijajc wntrznoci i serce. Ten czowiek by moim ojcem powiedzia Mbejane. Wsta i ruszy z powrotem w stron zaroli. Sean poszed za nim.
Ukucnli obok siebie, milczcy, ale czujni. Szakal zaszczeka ponownie, gdzie niedaleko
obozu, i Mbejane odwrci gow tam, skd dobiega dwik.
27. Mbejane przypomina Seanowi Partacza idcego tropem dzikiego ptaka; ten sam
pochylony ku ziemi krok, to samo skupienie. Biali siedzieli w milczeniu na koniach. Soce
stao wysoko na niebie; Sean rozpi kouszek, cign go z siebie i przytroczy do
zrolowanej derki z tyu.
Mbejane wysforowa si pidziesit jardw do przodu, a teraz wraca powoli w ich
stron. Zatrzyma si i dokadnie zbada mokry placek krowiego nawozu.
- Hierdie Kaffir verstaan wat hy doen - stwierdzi z aprobat Steff Erasmus; pozostali
zachowali milczenie. Bester Klein nerwowo gadzi kurek karabinu; upa wzmaga si i
czerwona twarz Bestera lnia od potu.
Mbejane mia racj: wkrtce po wyruszeniu z obozu wjechali midzy wzgrza. Nie
byy to agodne, zaokrglone pagrki Natalu, ale skaliste granie poobione jarami i
poprzecinane gbokimi dolinami. Zbocza porasta kolczasty las i wilczomlecz, ktrego szare
pncza pezy po ziemi i krzyoway si ze sob. Trawa bya ostra i wysoka.
- Napibym si czego - powiedzia Frikkie van Essen i otar palcami usta.
Czi pip, czi pip - odezwa si piskliwie brodacz, ukryty w gaziach drzewa
koralowego, przy ktrym si zatrzymali. Sean zadar do gry gow: brzowo-czerwone
upierzenie ptaka odbijao si wyranie na tle purpurowych lici.
- Ile? - zapyta Steff, a Mbejane podszed do niego bliej.
- Pidziesit sztuk, nie wicej - odpar.
- Kiedy?
- Wczoraj po najwikszym upale zeszy powoli w d doliny. Pas si. Nie
wyprzedzaj nas wicej ni o p godziny jazdy koniem.
Steff kiwn gow. Tylko pidziesit sztuk, ale w okolicy mogo ich by wicej.
- Ilu byo z nimi mczyzn? Mbejane cmokn z niesmakiem jzykiem.
- Dwch umfaanw. - Wskaza wczni zakurzone miejsce, w ktrym wida byo
wyrany lad bosej stopy niedorosego chopca. - adnych mczyzn.
- To dobrze - powiedzia Steff. - Id ich ladem.
- Kazali nam wrci i zoy raport, kiedy tylko co odkryjemy - zaprotestowa szybko
Bester Klein. - Powiedzieli, ebymy nie wszczynali adnych burd na wasn rk.
Steff obrci si w siodle.
- Boisz si dwch umfaanw? - zapyta chodno.
- Niczego si nie boj. Takie mamy po prostu rozkazy. - Czerwona twarz Kleina
poczerwieniaa jeszcze bardziej.
- Wiem, jakie mamy rozkazy, dzikuj - powiedzia Steff. - Nie mam zamiaru
wszczyna adnej burdy, po prostu przyjrzymy im si bliej.
- Znam ci - wybuchn Klein. - Kiedy zobaczysz bydo, dostajesz na jego punkcie
krka. Wszystkim wam tutaj wiec si oczy na widok byda jak niektrym na widok
alkoholu. Kiedy zobaczycie stado bawow, nikt was nie zatrzyma. - Klein by brygadzist na
kolei.
Steff nie zwraca na niego uwagi.
- Dalej, ruszamy.
Poziom doliny stopniowo si obnia; po jej obu stronach wznosiy si skaliste zbocza.
Mbejane i Nongaje biegli po bokach wysunici jako czujki; rodkiem galopowali obok siebie
biali jedcy, stykajc si prawie strzemionami.
Sean zama strzelb i wycign nabj z komory. Wymieni go na inny z
przewieszonej przez pier adownicy.
- Pidziesit sztuk to daje tylko dziesi na gow - poskary si Frikkie.
- Czyli sto funtw... tyle, ile zarabiasz przez sze miesicy. - Sean rozemia si
podniecony, a Frikkie zawtrowa mu.
- Wy dwaj! Zamknijcie gby i miejcie oczy szeroko otwarte - skarci ich Steff. Gos
mia flegmatyczny, ale oczy rzucay jasne byski.
- Wiedziaem, e macie zamiar zaatakowa - skary si Klein. - Wiedziaem, to byo
jasne jak soce.
- Ty te si zamknij - powiedzia Steff i wyszczerzy zby do Seana.
Jechali w ten sposb przez dziesi minut; potem Steff krzykn cicho na Nongajw i
patrol zatrzyma si. Nikt si nie odzywa; wszyscy rozgldali si bacznie dookoa i
nadstawiali uszu.
- Nic - powiedzia w kocu Steff. - Jak blisko jestemy?
- Tu-tu - odpar Mbejane. - Powinnimy ju sysze stado. Wspaniale uminione
ciao Mbejane wiecio si od potu; duma kazaa mu trzyma si z daleka od Nongajw. Z
trudem powstrzymywa zapa do walki; podniecenie udzielao si wszystkim.
- Dobrze. Id dalej ich ladem.
Mbejane zaoy sobie na rami tarcz z surowej skry i ruszy dalej. Dwukrotnie
jeszcze zatrzymywali si, eby nasuchiwa, i za kadym razem Sean i Frikkie byli coraz
bardziej niespokojni i niecierpliwi.
- Uspokjcie si - warkn Steff. - Jak mamy cokolwiek usysze, jeli si tak
wiercicie?
Sean otworzy usta, ale zanim zdy odpowiedzie, usyszeli wszyscy aosny ryk
wou, dobiegajcy od strony rosncych przed nimi drzew.
- S!
- Mamy ich!
- Ruszajmy!
- Nie, zaczekajcie - rozkaza Steff. - Sean, we moj lornetk i wdrap si na to drzewo.
Powiesz mi, co widzisz.
- Marnujemy tylko czas - zaprotestowa Sean. - Powinnimy...
- Powinnicie nauczy si robi, co wam, do cholery, ka - przerwa mu Steff. Wa.
Sean z wiszc na szyi lornetk wdrapa si na drzewo i znalaz miejsce, w ktrym
rozwidlay si dwie gazie. Usadowi si tam i uama gazk, ktra zasaniaa mu widok.
- S prosto przed nami! - zawoa prawie natychmiast.
- Ile sztuk? - zapyta go Steff.
- Mae stado... pilnuje go dwch pastuchw.
- Pas si midzy drzewami?
- Nie - odpar Sean. - S na otwartej przestrzeni. Wyglda to na jakie moczary.
- Upewnij si, czy nie ma w pobliu innych Zulusw.
- Nie ma...
- Uyj lornetki, do cholery - przerwa mu ostro Steff. - Jeli tam s, bd si starali
ukry.
Sean przytkn do oczu lornetk i nastawi ostro. Bydo byo tuste, z byszczc
bia skr w czarne ctki i wielkimi rogami. Krya nad nim chmara biaych ibisw. Dwaj
pastuchowie byli cakiem nadzy - modzi chopcy z chudymi nogami i nieproporcjonalnie
duymi genitaliami - charakterystycznymi dla Afrykanw. Sean zlustrowa lornetk moczary i
otaczajcy je busz. W kocu odj j od oczu.
- Tylko dwch pastuchw - oznajmi.
Dnem doliny pyn may strumyk; krystaliczna woda szemraa pord biaego piasku.
Sean przeskoczy go, rzucajc w ty tskne spojrzenie i ju bieg w gr, pokonujc kolejne
wzniesienie. Zbliali si do grani, kiedy w oddali usyszeli za sob przenikliwy krzyk. Sean i
Mbejane obejrzeli si. Na szczycie wzniesienia, z ktrego przed chwil zbiegli, pojawio si,
w odlegoci zaledwie p mili, trzech zuluskich biegaczy. Sean patrzy, jak zbiegaj w d w
ich stron z podskakujcymi na gowie piropuszami i wirujcymi wok ud spdniczkami z
ogonw leoparda. Odrzucili precz tarcze, ale kady z nich ciska w rku assegai.
- Spjrz na ich nogi! - zawoa triumfalnie Mbejane. Sean spostrzeg, e biegn
nierwnym, zataczajcym si krokiem. - S wykoczeni, biegli zbyt szybko - rozemia si
Mbejane. - Teraz musimy im pokaza, jacy jestemy przeraeni: musimy biec jak wiatr,
jakbymy czuli na karku oddech stu Tokoloshe13.
Do wierzchoka wzgrza byo tylko dwadziecia krokw; przebiegli je, udajc
ogarnitych panik. Ale kiedy tylko zniknli Zulusom z oczu, Mbejane zapa Seana za rami.
- Padnij - szepn. Zapadli w traw, a potem podczogali si z powrotem do szczytu
wzniesienia.
Mbejane trzyma swoj wczni skierowan do przodu. Podkurczy pod sob nogi i
wykrzywi usta w umiechu.
Sean pomaca w trawie wok siebie i znaaz kamie wielkoci pomaraczy. Mieci
si wietnie w jego doni.
Syszeli nadbiegajcych Zulusw, tupot ich zrogowaciaych, bosych stp po stoku, a
potem ich oddechy, syczce i chrapliwe, coraz bliej i bliej, a w kocu pokazali si na
grani. Sia bezwadu poniosa ich w d. Tam gdzie na ich spotkanie unieli si z trawy Sean i
Mbejane. Poszarzae ze zmczenia twarze wykrzywiy si w wyrazie absolutnego
zaskoczenia: spodziewali si zobaczy uciekinierw p mili przed sob. Mbejane przebi
pierwszego wczni; zaatakowany nie podnis nawet ramienia, eby sparowa uderzenie.
Ostrze wyszo midzy jego opatkami.
Sean cisn kamieniem w twarz drugiego. Rozlego si planicie przypominajce
odgos, z jakim dojrzaa dynia rozbija si o kamienn podog; trafiony upad na plecy, a z
doni wypada mu assegai.
13
Trzeci Zulus odwrci si, eby uciec, ale Mbejane skoczy mu na plecy, przewrci
na wznak i siedzc na jego piersiach odchyli do tyu podbrdek i podern mu gardo.
Sean spojrza w d, na czowieka, ktrego trafi; zgubi gdzie swoje przybranie
gowy, mia wybit szczk i znieksztacon twarz. Wci si sabo porusza.
Zabiem dzisiaj trzech ludzi - pomyla Sean - i przyszo mi to z tak atwoci.
Patrzy bez emocji, jak Mbejane podchodzi do jego ofiary i jak si nad ni pochyla.
Lecy wyda z siebie krtkie, chrapliwe westchnienie i znieruchomia. Mbejane wyprostowa
si i spojrza na Seana.
- Teraz nie zdoaj nas dogoni przed zmrokiem - powiedzia.
- A tylko nocna mapa widzi w ciemnociach - doda Sean. Mbejane umiechn si,
przypomniawszy sobie art, i jego twarz na chwil odmodniaa. Zerwa gar wyschnitej
trawy i wytar ni sobie rce.
Noc nadesza w odpowiednim momencie, eby ich ocali. Sean bieg przez cay dzie
i w kocu jego ciao zaczo drtwie na znak protestu; bl rozrywa mu piersi przy kadym
chrapliwym oddechu i nie mia ju czym si poci.
- Jeszcze troch, jeszcze tylko troch. - Mbejane szeptem dodawa mu otuchy.
Pocig wyduy si; od najwytrwalszych biegaczy dzielia ich teraz nie wicej ni
mila. Inni zostali w tyle.
- Soce zachodzi, wkrtce bdziemy mogli odpocz - powiedzia Mbejane i dotkn
na chwil jego ramienia; dziwne, ale ten krtki fizyczny kontakt doda Seanowi si. Wyrwna
krok i nie potyka si ju tak czsto, kiedy zbiegali z nastpnego wzniesienia.
Spuchnite i czerwone soce wisiao nisko nad ziemi i doliny wypeniay si
cieniem.
- Ju niedugo, bardzo niedugo - gos Mbejane by niemal bagalny.
Sean obejrza si do tyu: postaci najbliszych Zulusw trudno byo rozrni w
zapadajcym zmroku. I wtedy wykrci sobie nog w kostce - upad ciko na ziemi i lea
na brzuchu nie podnoszc gowy, czujc pulsujcy bl w otartym policzku.
- Wstawaj! - w gosie Mbejane brzmiaa desperacja. Sean zwymiotowa, wyrzucajc z
siebie z blem troch ci.
- Podnie si! - Mbejane szarpa go obiema rkami, prbujc unie na kolana. Podnie si, bo zginiesz - zagrozi. Zapa go pen garci za wosy i zacz je bezlitonie
wykrca.
Nie mam nic - powiedzia nie tak dawno Mbejane. Teraz to samo mg powiedzie
o sobie Sean. Bya w nim pustka; nie czu gniewu, smutku ani blu. Nie docieraa do niego
nawet rzeczywisto. Przygldajc si okaleczonym zwokom, nie potrafi uwierzy, e
naleay kiedy do istoty ludzkiej. Zostao tylko miso; czowiek znikn.
Mbejane wrci po jakiej chwili. Z jednego z nie spalonych wozw wyci ptno, w
ktre owinli Waite'a. Wykopali mu grb. Praca bya mudna, ziemia kamienista i ilasta.
Pochowali Waite'a z rozpostartymi w rigor mortis ramionami. Sean nie potrafi si zmusi,
eby je zama. Delikatnie przysypali go ziemi i usypali w tym miejscu kopczyk z kamieni.
Stanli obaj obok grobu.
- C, tato... - gos Seana brzmia nienaturalnie. Nie by w stanie uwierzy, e mwi
do swego ojca. - C, tato... - zacz znowu, mamroczc pod nosem. - Chciabym
podzikowa ci za wszystko, co dla mnie zrobie. - Przerwa i odchrzkn. - Wiesz chyba,
e zadbam o mam i o farm... najlepiej jak potrafi... i o Garry'ego take.
Po raz kolejny umilk i odwrci si do Mbejane.
- Brakuje mi sw - powiedzia gosem, w ktrym brzmiao zdumienie, prawie uraza.
- Tak - potwierdzi Mbejane. - Brakuje sw.
Sean sta jeszcze chwil nad grobem, zmagajc si z potwornoci mierci i prbujc
poj jej nieodwoalno, a potem odwrci si i ruszy w stron Tugeli. Z boku szed za nim
cofnity o krok Mbejane. Nie dojdziemy do rzeki przed zapadniciem zmroku - pomyla
Sean. By bardzo zmczony i utyka na jedn nog, t z obtart pit.
- Cze, Sean. - Zarumienia si troch pod jego spojrzeniem, ale nie spucia wzroku.
- Postarzae si - powiedziaa, nie zauwaajc prawie kurzu, ktry osiad na jego twarzy,
upudrowa czupryn i rzsy i podrani spojwki.
- Po prostu zapomniaa, jak wygldam - odpar, odwracajc si z powrotem do Ady.
- Nie, wcale nie zapomniaam - szepna Audrey tak cichutko, e adne z nich tego nie
usyszao. Poczua, jak co pulsuje jej w piersiach.
- Siadaj, Sean. - Ada zaprowadzia go do duego fotela po drugiej stronie kominka.
Sta na nim dagerotyp przedstawiajcy Waite'a. - Zrobi ci filiank herbaty.
- A nie mgbym dosta piwa, mamo? - zapyta Sean, sadowic si w fotelu.
- Oczywicie. Przynios ci.
- Nie. - Audrey przefruna przez pokj, kierujc si do kuchni. - Ja przynios.
- Jest w spiarni! - zawoaa za ni Ada. - To takie sodkie dziecko - powiedziaa do
Seana.
- Przypatrz si jej lepiej - umiechn si. - Nie jest ju wcale dzieckiem.
- auj, e Garry... - zacza Ada i przerwaa.
- Czego aujesz? - naciska Sean.
Przez chwil milczaa, mylc o tym, dlaczego Garrick nie znalaz sobie dziewczyny
takiej jak Audrey...
- Nic, nic - odpara i podesza, eby usi obok niego.
- Miaa moe jakie wiadomoci od Garry'ego? - zapyta Sean.
- Nie. Jeszcze nie, ale pan Pye mwi, e bank przysa mu czek do realizacji... z
Kapsztadu.
- Z Kapsztadu? - Sean unis zakurzon brew. - Nasz chopak uywa ycia.
- Tak - potwierdzia Ada, przypominajc sobie wysoko kwoty, na ktr wystawiony
by czek. - Uywa ycia.
Do pokoju wesza z powrotem Audrey: niosa na tacy piwo i szklank. Podesza do
fotela. Sean dotkn butelki; bya zimna.
- Pospiesz si, dziewczyno - ponagli j. - Umieram z pragnienia.
Pierwsz szklank oprni trzema ykami. Audrey nalaa mu znowu i Sean ze
szklank w doni rozpar si wygodnie w fotelu.
- A teraz - poprosia Ada - o wszystkim nam opowiedz. Dobrze byo opowiada - po
tak ciepym powitaniu, popijajc piwo, czujc pulsujcy w miniach agodny bl. Nie zdawa
sobie sprawy, e ma tyle do powiedzenia. Kiedy milk, Ada albo Audrey zadaway mu kolejne
pytania i mg mwi dalej.
- O Boe - westchna w kocu Audrey. - Na dworze jest ju prawie ciemno. Musz
i.
- Sean - powiedziaa Ada wstajc z fotela. - Czy mgby dopilnowa, eby Audrey
bezpiecznie dotara do domu?
Szli obok siebie w pmroku, pod wiszcymi wysoko gaziami drzew.
- Czy bye zakochany w Annie, Sean? - odezwaa si po duszej chwili Audrey.
Wyrzucia to w kocu, a Sean zareagowa w normalny dla siebie sposb: poczu, jak ogarnia
go zo. Otworzy usta, eby j skarci, ale w ostatniej chwili zmieni zamiar. Waciwie
byo to cakiem interesujce pytanie. Czy by zakochany w Annie? Zastanowi si nad tym po
raz pierwszy w yciu. Powtrzy w myli pytanie, usiujc znale na nie prawdziw
odpowied.
- Nie, Placku Truskawkowy, nie - odpar czujc, jak ogarnia go naga ulga.
Umiechn si do niej. - Nigdy nie byem zakochany w Annie. - Ton jego gosu by
waciwy, nie kama. Audrey sza dalej obok niego, caa szczliwa.
- Nie musisz wchodzi ze mn do domu. - Uprzytomnia sobie, e ma poplamione i
brudne ubranie, ktre mogoby wprawi go w zakopotanie w obliczu jej rodzicw. Chciaa,
eby wszystko byo tak jak trzeba od samego pocztku.
- Bd patrzy, a dojdziesz do drzwi - powiedzia Sean.
- Przypuszczam, e jutro jedziesz do Theunis Kraal? - zapytaa.
- Tak, z samego rana - odpar Sean. - Mam tam cholernie duo do roboty.
- Ale bdziesz zachodzi do sklepu?
- Tak - odrzek Sean. Sposb, w jaki na ni spojrza, sprawi, e znowu oblaa si
rumiecem. Nienawidzia swojej jasnej cery: tak atwo j zdradzaa. Pobiega szybko ciek,
ale potem zatrzymaa si i obejrzaa.
- Prosz ci, Sean, nie nazywaj mnie ju wicej Plackiem Truskawkowym. Sean
zachichota.
- Dobrze, Audrey. Bd si stara o tym pamita.
30. Sean uwiadomi sobie, e od jego powrotu z wojny z Zulusami mino ju sze
tygodni: sze tygodni jak z bicza trzs. Popija kaw z kubka wielkoci niemieckiego kufla
do piwa, siedzc na rodku ka w podcignitej do pasa nocnej koszuli i ze skrzyowanymi
nogami, w wygodnej pozie Buddy. Kawa bya gorca; popija j siorbic i wypuszczajc par
ustami.
Cay ten okres wypeniony by prac - zbyt wypeniony, by Sean mg pogry si w
smutku czy alu, chocia wieczorami, kiedy zasiada w gabinecie, gdzie wszystko
przypominao mu Waite'a, wci odczuwa bl.
Dnie ledwie si zaczy, a ju mijay. Trzeba byo teraz doglda trzech farm: Theunis
Kraal i dwch innych, wydzierawionych od starego Pye'a. Sean wypasa na nich bydo
otrzymane za udzia w kampanii i to, ktre kupi po powrocie. Z Zululandu przygnano blisko
sto tysicy sztuk i cena ywca woowego spada do nie notowanego dotd poziomu. Seana
sta byo na to, by wybiera najlepsze okazy. Mg spokojnie czeka na okres, gdy ceny
ponownie wzrosn.
Zsun nogi z ka i podszed do umywalni. Nala do miski wody z dzbanka i
sprawdzi jej temperatur jednym palcem. Bya tak zimna, e poczu ukucie. Waha si przez
chwil, stojc na pododze w swojej miesznej damskiej nocnej koszuli z pracowicie
wyszywanym przodem, spod ktrego wystaway rosnce mu na piersi, poskrcane ciemne
wosy. A potem, zebrawszy ca odwag, zanurzy twarz w misce, nabra w obie donie wody
i pola ni sobie obficie kark, wcierajc palcami we wosy. Po chwili wyprostowa si,
oddychajc gboko i zalewajc wod koszul. Wytar si rcznikiem, rozebra do naga i
spojrza za okno. Zacz si pierwszy brzask i widzia za szyb skbiony tuman mawki i
mgy.
- Cholerny dzie - mrukn gono, ale jego dezaprobata nie bya szczera.
Nadchodzcy dzie wypenia go podnieceniem; mia wiee, wyostrzone zmysy, z
przyjemnoci myla o niadaniu i gotw by zaraz jecha tam, gdzie czekaa na niego
robota.
Podskakujc na jednej nodze, wcign bryczesy, a potem wepchn do nich poy
koszuli i usiad na ku, eby zaoy buty. Przez chwil pomyla o Audrey - jutro musi
wybra si do miasta, eby si z ni zobaczy.
Waciwie zdecydowa si ju na to maestwo. Skaniay go do niego trzy powane
wzgldy. Po pierwsze odkry, e atwiej jest wama si do sejfw angielskich bankw, ni
sprawi, by Audrey daa mu zakosztowa przed lubem zakazanego owocu. A kiedy Sean
czego chcia, adna cena nie bya zbyt wysoka.
Po drugie, yjc w Theunis Kraal razem z Garrym i Ann, doszed do wniosku, e
przyjemnie byoby mie swoj wasn kobiet, kogo, kto gotowaby dla niego posiki,
naprawia ubranie i przysuchiwa si jego opowieciom, teraz bowiem czu si troch wyobcowany.
Trzecim powodem, bez wtpienia najmniej wanym, byy koneksje, jakie wizay
Audrey z tutejszym bankiem. Stanowia jeden z niewielu sabych punktw w fortecy, ktr
otoczy si stary Pye. W charakterze prezentu lubnego mg ofiarowa modej parze Mahoba
Kloof, ale nawet taki optymista jak Sean zdawa sobie spraw, e jego nadzieje s nieco
zudne. Nieatwo byo pozbawi Pye'a jakiejkolwiek czci jego fortuny.
W zasadzie wic podj decyzj. Teraz powinien znale troch czasu i wybra si do
miasta, by poinformowa o tym Audrey. To, e naleaoby j najpierw zapyta, nie przyszo
mu w ogle do gowy. Wyszczotkowa czupryn, przeczesa grzebieniem brod, mrugn do
siebie w lustrze i wyszed na korytarz. Czu zapach przygotowywanego niadania i linka
napyna mu do ust.
W kuchni krztaa si Anna. Twarz miaa zaczerwienion od aru.
- Co na niadanie, siostrzyczko?
Odwrcia si do niego, szybko odgarniajc wierzchem doni wosy z czoa.
- Nie jestem twoj siostr - powiedziaa. - Nie ycz sobie, eby nazywa mnie w ten
sposb.
- Gdzie Garry? - zapyta Sean, puszczajc mimo uszu jej sowa.
- Jeszcze nie wsta.
- Biedaczek jest na pewno bardzo zmczony - umiechn si do niej Sean i odwrcia
si zmieszana. Sean spojrza bez podania na jej brzuch. Dziwne, e Anna w charakterze
ony Garricka stracia dla niego wszelki powab. Nawet wspomnienie tego, co robili
wczeniej, wydawao mu si jakie nieprzyzwoite, kazirodcze.
- Przybierasz na wadze - powiedzia widzc, e urs jej brzuch. Pochylia gow nic
nie mwic. - Prosz o jajecznic z czterech jajek - doda - i powiedz Josephowi, eby jej za
bardzo nie wysmay.
Przeszed do jadalni i w tej samej chwili wszed tam bocznymi drzwiami Garrick.
Mia wci nieobecn, zaspan twarz. Sean poczu przez chwil jego oddech; by niewiey i
zalatywa alkoholem.
- Dzie dobry, Romeo - powiedzia.
Garry umiechn si niemiao. Mia zaczerwienione oczy i jeszcze si nie ogoli.
- Cze, Sean. Jak ci si spao?
- Wspaniale, dzikuj. Domylam si, e tobie take. Sean usiad i nala sobie z wazy
owsianki.
- Chcesz troch? - zapyta Garricka.
- Tak, prosz.
Poda mu waz. Zauway, e Garrickowi trzs si rce. Musz z nim porozmawia,
eby nie zaglda tak czsto do butelki - pomyla.
- Do diaba, ale jestem godny. - Rozmowa bya chaotyczna, jak zwykle przy
niadaniu. Do jadalni wesza Anna i usiada przy stole. Joseph przynis kaw.
- Powiedziae ju Seanowi, Garry? - zapytaa nagle z determinacj w gosie.
- Nie. - Zaskoczony Garry rozla na st kaw.
- Co mianowicie? - zapyta Sean.
Zapada cisza. Garrick machn nerwowo rk. To by ten moment, ktrego si
obawia - co bdzie, jeeli Sean si domyli, jeeli dowie si, e to jego dziecko i zabierze je,
zabierze Ann i swego potomka, zabierze ich i nie zostawi Garrickowi niczego. Ogarnity
irracjonalnymi obawami wlepi oczy w siedzcego po drugiej stronie stou brata.
- Powiedz mu, Garry - rozkazaa Anna.
- Anna bdzie miaa dziecko - powiedzia. Obserwujc bacznie twarz Seana
spostrzeg, e zaskoczenie powoli zmienia si w rado; poczu do brata obejmujc go za
rami w mocnym bolesnym ucisku, prawie miadc mu koci.
- To wspaniale - wykrzykn Sean. - To cudownie. Jeli zachowasz takie tempo,
Garry, ani si spostrzeemy, jak dom zaroi si od dzieciakw. Jestem z ciebie dumny.
Umiechajc si gupkowato Garrick patrzy z ulg, jak Sean ciska troch delikatniej
Ann i cauje j w czoo.
- Dobra robota, Anno, postaraj si, eby to by chopiec. Potrzebujemy tutaj duo
taniej siy roboczej.
Nie domyli si, pomyla Garrick, on nic nie wie i dziecko bdzie moje. Nikt mi go
teraz nie zabierze.
Tego dnia pracowali razem w sekcji poudniowej. Szczliwy i zarazem zakopotany
Garry reagowa miechem na docinki Seana. Wspaniae byo to, e Sean powica mu tyle
uwagi. Skoczyli wczenie; przynajmniej raz jego brat nie mia ochoty pracowa do pnej
nocy.
- Trafiasz do celu z kadej lufy, mj ty podny bracie - powiedzia Sean, pochylajc
si i szturchajc Garricka w rami. - Musimy pojecha do miasta to uczci. Wypijemy szybko
kilka gbszych w hotelu, a potem wpadniemy do Ady, eby jej powiedzie.
Unis si w strzemionach.
- Mbejane - zawoa przekrzykujc ryk i tupot stada - zago te dziesi chorych sztuk
do zagrody przy domu i nie zapomnij, e jutro mamy odebra stado z zagrd sprzedanych.
Zulus pomacha rk na znak, e zrozumia, i Sean odwrci si z powrotem do
Garricka.
- Zabierajmy si std, do diaba.
Jechali strzemi w strzemi; krople deszczu zbieray si na ich ceratowych pelerynach
i wieciy na brodzie Seana. Byo zimno; skarpa krya si za tumanem mokrej mgy.
- Odpowiednia pogoda na kieliszek brandy - oznajmi Sean. Garrick milcza. Znw
czu, jak ogarnia go strach. Nie chcia mwi o tym Adzie. Na pewno domyli si prawdy.
Domylaa si zawsze wszystkiego, tym razem zorientuje si, e to dziecko Seana. Nie sposb
byo jej okama.
Koskie kopyta miesiy boto. Dojechali do rozwidlenia drg i wspili si na
wzniesienie, na ktrym lea Ladyburg.
- Ada bdzie zachwycona, e zostanie babci - zachichota Sean i w tym samym
momencie jego ko potkn si lekko, zgubi krok i zacz oszczdza lew przedni nog.
Sean zeskoczy z sioda i obejrza kopyto. Tkwia w nim wbita gboko drzazga.
- Niech to wszyscy diabli - zakl. Nachyli si, zapa czubek drzazgi zbami i
wycign j. - No c, wyglda na to, e nie pojedziemy razem do Ladyburga. Przez co
najmniej par dni bdzie go bolaa noga.
Garry odetchn z ulg; to odkadao moment, w ktrym bdzie musia opowiedzie o
wszystkim Adzie.
- Twj ko nie okula - odezwa si Sean podnoszc wzrok. - Jed, chopie, przeka jej
ode mnie wyrazy mioci.
- Moemy jej powiedzie innym razem. Wracajmy do domu - zaprotestowa Garry.
- Nie wygupiaj si, Garry, to twoje dziecko. Jed, przeka jej nowin.
Garrick spiera si jeszcze przez chwil, ale spostrzegszy, e Sean zaczynu si
denerwowa, ruszy zrezygnowany do miasta. Sean poprowadzi swego konia z powrotem do
Theunis Kraal. Teraz, kiedy szed piechot, ceratowy deszczowiec krpowa mu ruchy i
zrobio mu si gorco. Zdj go i przerzuci przez siodo.
Zbliajc si do domu zobaczy stojc na werandzie Ann.
- Gdzie Garry? - zawoaa.
- Nie martw si. Pojecha do miasta zobaczy si z Ad. Bdzie z powrotem przed
kolacj.
Jeden ze stajennych podbieg, eby odebra konia. Sean powiedzia mu co i pochyli
si, eby unie uszkodzone kopyto. Bryczesy napiy mu si na poladkach, uwydatniajc
lini ksztatnych ng. Anna nie odrywaa od nich wzroku. Sean wyprostowa si. Pod mokrym
biaym ptnem koszuli wida byo wyranie jego szerokie bary. Wchodzc po stopniach na
werand umiechn si do niej. Mia zmierzwion od deszczu brod i wyglda jak
prawdziwy pirat.
- Musisz teraz bardziej o siebie dba - powiedzia, prowadzc j pod rami do rodka.
- Nie moesz dugo sta na chodzie. - Przeszli przez szklane drzwi i Anna, ktra sigaa
gow do jego ramienia, podniosa na niego wzrok.
- Wspaniaa z ciebie kobieta, Anno, i jestem pewien, e urodzisz wspaniae dziecko.
Nie powinien by tego mwi. Jej oczy zmiky i zwrcia ku niemu twarz.
Odruchowo obj j ramieniem.
- Sean! - Wymwia jego imi, jakby to by okrzyk blu. Przekrcia si szybko i
gwatownie w jego ramionach i przywara do niego caym ciaem, wczepiajc palce w jego
gste wosy. Uniosa twarz i wpia si wilgotnymi, ciepymi wargami w jego usta, wyginajc
ciao w uk i wpychajc uda midzy jego nogi. Caowaa go z cichym jkiem. Uwiziony w
ucisku, zaskoczony Sean dopiero po kilku sekundach oderwa usta od jej warg.
- Oszalaa? - Prbowa j od siebie odepchn, ale bronia si przed jego rkoma.
Opasaa go z tyu domi i przytkna twarz do jego piersi.
- Kocham ci. Prosz, prosz. Kocham ci. Pozwl mi przez chwil si do ciebie
przytuli, to wszystko. Chc si tylko do ciebie przytuli. - Jej gos tumi mokry materia jego
koszuli. Draa.
- Odsu si ode mnie. - Sean rozerwa brutalnie jej ucisk i prawie cisn j na kanap
przy kominku. - Jeste teraz on Garricka, a wkrtce bdziesz matk jego dziecka. Zostaw
dla niego swoje rozpalone mae ciao. - Odwrci si do niej plecami, czujc, jak wzbiera w
nim gniew.
- Ale ja ci kocham, Sean. O mj Boe, gdybym tylko potrafia ci przekona, jak
bardzo cierpiaam, yjc tutaj obok ciebie i nie mogc nawet ci dotkn.
Sean podszed do niej.
- Posuchaj mnie - powiedzia chrapliwym gosem. - Nie chc ciebie. Nigdy ci nie
kochaem, a teraz nie pozwolibym sobie z tob na nic wicej ponad to, co nakazuj stosunki
rodzinne. - Na jego twarzy malowa si wstrt. - Jeste on Garry'ego. Jeeli kiedykolwiek
jeszcze spojrzysz na innego mczyzn, zabij ci. - Podnis do gry donie i zakrzywi
palce. - Zabij ci goymi rkoma.
Widziaa jego twarz tu nad sob. Nie moga znie wyrazu oczu: rzucia si na niego
z pazurami. Odsun si akurat w por, eby uratowa oczy, ale jej paznokcie wyryy krwawe
linie na jego policzkach i nosie. Zapa j za nadgarstki i trzyma, czujc, jak cienka struka
krwi kapie mu na brod. Anna skrcaa si w jego doniach, szarpic si na lewo i prawo.
- Ty winio, ty brudna, brudna winio - wrzeszczaa. - ona Garry'ego, mwisz.
Dziecko Garry'ego, powiadasz. - Odrzucia do tyu gow i wybuchna dzikim miechem. Teraz powiem ci prawd. To, co nosz w swoim onie, mam od ciebie. Jest twoje! Nie
Garry'ego!
Sean puci jej rce i cofn si.
- To nie moe by - wyszepta. - To musi by kamstwo. - Anna sza za nim krok w
krok.
- Nie pamitasz ju, jak si ze mn egnae, zanim wyruszye na wojn? Nie
pamitasz ju tej nocy w wozie? Naprawd nie pamitasz? Naprawd? - ciszya teraz gos,
starajc si jak najgbiej go zrani.
- To byo przed wieloma miesicami. To nie moe by prawd - wyjka Sean, wci
si cofajc.
31. Garry pokutyka przez korytarz. Pistolet by ciki; jego obkowana kolba
ocieraa mu do. Spod drzwi gabinetu przy kocu korytarza biega smuga wiata. Byy
otwarte. Garrick wszed do rodka.
Sean siedzia z okciami opartymi na biurku i twarz schowan w doniach. Syszc
wchodzcego brata, podnis wzrok. Zadrapania na policzkach pokryy si czarnymi
strupami, ale skra wok nich bya czerwona i zaogniona. Spojrza na trzymany przez
Garricka pistolet.
- Powiedziaa ci - rzek pozbawionym wyrazu gosem. Nie zabrzmiao w nim nawet
pytanie.
- Tak.
- Miaem nadziej, e tego nie zrobi - stwierdzi Sean. - Chciaem, eby oszczdzia ci
przynajmniej tego.
- Oszczdzia mi? - zapyta Garrick. - A ona? Czy pomylae o niej?
Sean nie odpowiedzia; zamiast tego wzruszy ramionami i opar si znuony o
krzeso.
- Nigdy dotd nie zdawaem sobie sprawy, jak jeste bezlitosn wini - powiedzia
zdawionym gosem Garrick. - Przyszedem, eby ci zabi.
- Tak. - Sean nie odrywa wzroku od unoszcego si pistoletu. Garrick ciska go
obiema domi; te wosy opady mu na czoo.
- Mj biedny Garry - powiedzia cicho Sean. Pistolet zadra i opad w d. Garrick
skuli si i przytrzyma go midzy kolanami. Szlochajc i przygryzajc wargi stara si
bezskutecznie zapanowa nad sob. Sean podnis si z krzesa, eby do niego podej, ale
Garrick szarpn si do tyu i opar o futryn drzwi.
- Trzymaj si ode mnie z daleka - krzykn - nie dotykaj mnie. - Cisn w niego
pistoletem i ostry kurek zawadzi o czoo Seana, odrzucajc do tyu jego gow. Pistolet odbi
si, uderzy w cian za jego plecami i wypali. Pocisk rozupa boazeri.
- Z nami koniec! - wrzasn Garrick. - Koniec na zawsze. - Sign rozpaczliwie za
klamk i potykajc si wybieg na korytarz, min kuchni i wypad na deszcz. Proteza
grzza w trawie i cigle si wywraca, ale zawsze gramoli si z powrotem na nogi i bieg
dalej w ciemn noc. Przy kadym kroku z jego garda wydziera si szloch.
W kocu drog przeci mu wezbrany od ulewy, huczcy Baboon Stroom. Zatrzyma
si na jego brzegu, wystawiajc twarz na deszcz.
- Dlaczego ja? Dlaczego zawsze ja? - zawoa z blem w ciemno. A potem, doznajc
ulgi tak samo silnej jak pyncy u jego stp strumie, poczu, jak pod jego powiekami
trzepocze skrzydami znajoma ma. Ogarno go ciepo i szaro - osun si na kolana w
boto.
32. Sean zabra ze sob bardzo niewiele: derk, strzelb i zapasowego konia.
Dwukrotnie zgubi w ciemnociach drog do kraalu Mbejane, ale za kadym razem jego ko
odnajdywa j z powrotem. Mbejane zbudowa swoj wielk trzcinow, podobn do ula chat
w znacznej odlegoci od reszty suby, w jego zuluskich yach pyna bowiem krlewska
krew.
Oczekujcego przed ni Seana przez kilka minut dobiegay senne pomruki i odgosy
krztaniny. W kocu zaalarmowany okrzykami Mbejane wynurzy si na zewntrz. Owinity
by w koc, a w doni trzyma star parafinow lamp.
- Co si stao, Nkosi?
- Odchodz, Mbejane.
- Dokd?
- Gdzie oczy ponios. Idziesz ze mn?
- Zabior tylko moje wcznie - odpar Zulus.
Kiedy dotarli do Ladyburga, stary Pye siedzia jeszcze w swoim prywatnym kantorze
za bankiem. Przelicza suwereny, ukadajc je w rwnych zotych stosach, a jego donie byy
delikatne niczym rce mczyzny dotykajcego ukochanej kobiety. Kiedy Sean otworzy
ramieniem drzwi, sign szybko do otwartej szuflady.
- Bro nie bdzie potrzebna - powiedzia Sean i Pye odoy ze wstydem pistolet.
- Wielkie nieba! Nie poznaem ci, mj chopcze.
- Ile mam u pana na koncie? - przeci uprzejmoci Sean.
- Znasz chyba godziny otwarcia.
- Niech pan zrozumie, panie Pye. Spiesz si. Ile u pana mam? Pye wsta z krzesa i
podszed do wielkiego elaznego sejfu.
Zasaniajc kombinacj wasnym ciaem, wykrci waciwe cyfry i otworzy drzwi.
Wyj ze rodka ksig rachunkw i pooy j na biurku.
- Carter... Cloete... Courteney - mrucza przerzucajc kartki. - Jest... Ada, Garrick,
Sean. Tysic dwiecie dziewidziesit sze funtw osiem szylingw i osiem pensw; nie
liczc nalenoci za zeszomiesiczne zakupy w sklepie.
- Niech pan to w takim razie zaokrgli do tysica dwustu. Chc je w tej chwili.
Poprosz take o piro i papier.
- Le na biurku.
Sean usiad, odsun na bok kupki zota, umoczy piro w kaamarzu i zacz pisa.
Kiedy skoczy, spojrza na starego Pye'a.
- Prosz, eby pan to powiadczy.
Pye wzi kartk papieru i przeczyta j. Ze zdumienia opada mu szczka.
- Oddajesz poow swego udziau w Theunis Kraal oraz cae bydo pierwszemu
dziecku swego brata! - wybuchn.
- Zgadza si, niech pan to powiadczy.
- Chyba oszalae - zaprotestowa Pye. - Pozbywasz si caej fortuny. Pomyl o tym,
co robisz; pomyl o swojej przyszoci. Miaem nadziej, e ty i Audrey... - ugryz si w jzyk
i doda: - Nie bd gupcem, czowieku.
- Prosz, niech pan to powiadczy - powtrzy Sean i Pye zoy szybko swj podpis,
mruczc co pod nosem. - Dzikuj. - Sean wzi dokument, woy do koperty,
zapiecztowa i wsadzi do wewntrznej kieszeni paszcza.
- Gdzie s pienidze? - zapyta.
Pye pchn w jego stron pcienny woreczek. Na twarzy mia wyraz niesmaku - nie
zaleao mu na prowadzeniu interesw z pgwkiem.
- Przelicz - powiedzia.
- Wierz panu na sowo - odpar Sean, podpisujc pokwitowanie. Min zagrody
sprzedane i ruszy w gr skarpy drog prowadzc do Pietermaritzburga. U jego
strzemienia bieg Mbejane, prowadzc zapasowego konia. Zatrzymali si na szczycie skarpy.
Wiatr przegna chmury i na niebie pokazay si gwiazdy. Widzieli w dole miasto. Tu i tam
palio si jeszcze w oknach wiato.
Powinienem poegna si z Ad - pomyla Sean. Spojrza w dolin, w stron
Theunis Kraal. Nie wida tam byo adnego wiata. Dotkn listu tkwicego w wewntrznej
kieszeni paszcza.
- Wyl to Garry'emu z Pietermaritzburga - powiedzia gono do siebie.
- Co mwie, Nkosi? - zapyta Mbejane.
- Powiedziaem: Czeka nas duga droga. Ruszajmy.
- Tak - zgodzi si Mbejane. - Ruszajmy.
II
WITWATERSRAND
14
- Brandy, jeli wolno - odpar Sean, umiechajc si do stojcego przy barze eleganta.
- Dzi wieczr nie odmwi po raz drugi drinka.
Przestpujc przez lece ciaa, przeszli z kieliszkami w doniach do stolika Dufforda.
- Oby nam si!
- No to chlup!
Wypiwszy, przyjrzeli si sobie ze szczerym zainteresowaniem, nie zwracajc
najmniejszej uwagi na gramolcych si wok nich poszkodowanych.
- Jest pan w podry? - zapyta Duff.
- Owszem. Pan rwnie?
- Nie mam tego szczcia. Zatrudniem si na stae w firmie Dundee Collieries Ltd.
- Pracuje pan tutaj? - zapyta z niedowierzaniem Sean. Duff w niczym nie przypomina
grnika.
- Jestem zastpc gwnego inyniera - kiwn gow Charleywood. - Ale nie zabawi
tutaj dugo. Za bardzo drapie mnie w gardle wglowy py.
- Czy mog zaproponowa co, eby go spuka?
- Wspaniay pomys - zgodzi si Duff. Sean przynis kieliszki.
- Dokd pan jedzie? - zapyta jego towarzysz.
- Wyruszajc, kierowaem si na pnoc - odpar wzruszajc ramionami Sean. - I tak
ju zostao.
- A skd pan przybywa?
- Z poudnia - odpar krtko Sean.
- Przepraszam, nie miaem zamiaru wcibia nosa w nie swoje sprawy - umiechn
si Duff. - W kocu to pan funduje, nieprawda?
Barman obszed kontuar i zbliy si do ich stolika.
- Czoem, Charlie - pozdrowi go Duff. - Domylam si, e pragniesz otrzyma
rekompensat za zniszczone szko i umeblowanie?
- Niech pan si o to nie kopocze, panie Charleywood. Nieczsto zdarza si u nas taka
wspaniaa rozrba. Nie przejmujemy si jedn zaman nog od stou albo od krzesa, jeli
jest na co popatrze. Firma pokrywa koszty.
- Jeste naprawd wyjtkowo uprzejmy.
2. Nastpnego ranka obudziy Seana zagldajce przez okno, palce promienie soca.
Otworzy oczy i szybko zamkn je z powrotem, prbujc przypomnie sobie, kim jest i gdzie
si znajduje. Przeszkadza mu bl gowy i gony haas - regularne chrapliwe rzenie, ktre
brzmiao, jakby kto obok niego wanie kona. Sean otworzy oczy i powoli przekrci
gow. Kto lea w ku w drugim kcie pokoju. Sean poszuka pod kiem buta i cisn go
w tamt stron; rozlego si parsknicie i nad pociel ukazaa si gowa Duffa.
Przez sekund przyglda si Seanowi oczami czerwonymi jak zimowy zachd soca,
a potem opuci delikatnie gow na poduszk.
- Rycz troch ciszej, jeli aska - wyszepta Sean. - Masz przy sobie ciko chorego
czowieka.
Duo pniej sucy przynis im kaw.
- Daj zna do biura, e jestem chory - rozkaza Duff.
- Ju to zrobiem. - Sucy najwyraniej dobrze zna swego pana. - Jest tu na
zewntrz taki jeden, co szuka drugiego Nkosi. - Zerkn na Seana. - Bardzo si niepokoi.
- To Mbejane. Ka mu zaczeka - powiedzia Sean. Wypili w milczeniu kaw, siedzc
na skraju swoich ek.
- Jak si tutaj znalazem? - zapyta Sean.
- Skoro ty tego nie wiesz, chopie, to nie wie tego nikt. - Duff wsta i przeszed przez
pokj, eby poszuka wieego ubrania. By cakiem nagi i Sean zauway, e chocia jest
szczupy jak chopak, ciao ma piknie uminione.
- Mj Boe, co ten Charlie wla nam do brandy? - poskary si Duff, podnoszc z
podogi marynark.
Odnalaz w kieszeni skalny okruch, wyj i rzuci na kufer sucy za st. Ubierajc
si, spoglda niechtnie na kamyk, a potem podszed w kt pokoju, gdzie znajdoway si
rzeczy, ktre stanowiy jego kawalerskie gospodarstwo. Pogrzeba w nich i wydoby stalowy
modzierz, tuczek oraz poobijan czarn patelni do wypukiwania zota.
- Czuj si dzisiaj bardzo stary - stwierdzi, po czym zacz kruszy kamie w
modzierzu. Wysypa pokruszon zawarto na patelni i trzymajc j w rku wyszed na
dwr do stojcego przy drzwiach wejciowych zbiornika z falistej blachy. Podstawi patelni,
odkrci kran i nala wody.
Sean wyszed za nim i usiedli razem na schodku. Duff zacz dowiadczonym
posuwistym ruchem koysa patelni. Pokruszony skalny py wirowa w wodzie, wylewajc
si za kadym nawrotem przez brzeg patelni. Po pewnym czasie Duff dola do niej znowu
wody.
Nagle Sean zauway, e jego towarzysz zamiera w bezruchu. Z jego twarzy znikny
ostatnie lady kaca: zacisn mocno usta i nie odrywa oczu od patelni.
Sean spojrza w d: co bysno w wodzie, niczym brzuch pstrga, ktry miga w
gr, eby zapa much. Poczu, jak wosy unosz mu si na karku, a przez ramiona
przechodzi dreszcz podniecenia.
Duff szybko dola znowu wody; po trzech kolejnych posuwistych ruchach poderwa
patelni do gry. Siedzieli bez ruchu, w milczeniu, wlepiajc oczy w zakrzywiony zoty lad
na jej dnie.
- Ile masz przy sobie pienidzy? - zapyta Duff, nie podnoszc wzroku.
- Troch ponad tysic.
- A tyle! Wspaniale. Ja jestem w stanie zebra okoo piciuset, ale dorzuc do tego
moje grnicze dowiadczenie. Rwne udziay - zgadzasz si?
- Tak.
- W takim razie, dlaczego tutaj jeszcze siedzimy? Id zaraz do banku. Spotkamy si za
p godziny na skraju miasta.
- A co z twoj prac? - zapyta Sean.
- Nienawidz wglowego pyu. Do diaba z moj prac.
- A Charlie?
- To truciciel. Do diaba z nim.
3. Tej nocy rozbili obz u stp przeczy w cieniu wznoszcego si nad nimi
grskiego pasma. Jechali szybko przez cae popoudnie i konie byy zmczone. Skubay such
zimow traw wystawiajc ogony do wiatru.
Mbejane rozpali ognisko w zaomie czerwonej skay i siedzieli tam skurczeni parzc
kaw i starajc si ukry przed mronymi podmuchami grskiego wiatru, ktry co pewien
czas unosi piropusz iskier z ogniska. Zjedli kolacj; potem Mbejane zwin si w pobliu
ognia, nacign na gow kaross i nie poruszy si a do rana.
- Jak daleko mamy do celu? - zapyta Sean.
- Nie wiem - odpar Duff. - Jutro dotrzemy do przeczy; potem czeka nas pidziesit
albo szedziesit mil przez gry, a nastpnie przez wysoki paskowy. Moe jaki tydzie
jazdy.
- Czy nie gonimy za chimerami? - Sean dola wicej kawy do kubkw.
- Bd ci mg odpowiedzie, kiedy si tam znajdziemy. - Duff podnis swj kubek i
schowa go w donie. - Jedno jest pewne: ta prbka mierdziaa zotem. Jeli jest tam wicej
tego wistwa, kto zapewne rycho si wzbogaci.
- Moe my?
- Braem ju udzia w poszukiwaniach zota. Ci, ktrzy zjawi si pierwsi, zgarniaj
ca pul. Moliwe, e kiedy tam zajedziemy, ziemia w promieniu pidziesiciu mil
przypomina bdzie grzbiet jeozwierza: tyle bdzie palikw wyznaczajcych dziaki. - Duff
siorbn, ykajc kaw. - Ale mamy pienidze: to nasz as w rkawie. Jeeli uda nam si kupi
dziak, mamy kapita, eby na niej pracowa. Jeli zjawimy si za pno, moemy zawsze
odkupi koncesj od spekulantw. A jeeli i to nie wypali, to trudno. Zby zdoby zoto, nie
trzeba koniecznie ry dziury w ziemi... mona zaoy sklep, knajp, przedsibiorstwo
transportowe, co tylko chcesz. Wysypa z kubka fusy.
- Z fors w kieszeni jeste kim; kiedy jej nie masz, kady moe da ci kopa w zby. Wyj z kieszonki na piersi dugie czarne cygaro i poczstowa nim Seana. Kiedy ten
potrzsn gow, Duff odgryz czubek i wyplu go w ogie. Podnis ponc gazk i
przypali sobie, a potem zacign si z zadowoleniem.
- Gdzie nauczye si grniczego fachu? - spyta Sean.
- W Kanadzie - odpar Duff, wypuszczajc z ust obok dymu, ktry natychmiast
porwa wiatr.
- Jedzie troch po wiecie?
- eby wiedzia, chopie. Jest za zimno, aby spa; zamiast tego moemy pogada. Za
gwine gotw jestem opowiedzie ci histori mego ycia.
- Najpierw opowiedz, a potem zobacz, czy jest tyle warta! - Sean okry ramiona
kocem i czeka.
- Udziel ci kredytu - zgodzi si Duff i zawiesi dramatycznie gos. - Urodziem si
trzydzieci jeden lat temu jako czwarty i najmodszy syn barona Roxby... nie liczc
oczywicie innych, ktrym nie udao si doy wieku mskiego.
- Bkitna krew - zauway Sean.
- Oczywicie, wystarczy spojrze na mj nos. Ale prosz ci, nie przerywaj. Nasz
ojciec, Baron Szesnasty, chostajc batem swoje potomstwo bardzo wczenie pozbawi nas
wszelkich resztek uczucia, jakie moglibymy do niego ywi. Podobnie jak Henryk smy,
wola dzieci w abstrakcji. Schodzilimy mu z drogi, kiedy tylko si dao, i taka sytuacja
odpowiadaa wietnie wszystkim. Co w rodzaju permanentnego zawieszenia broni.
Drogi ojczulek mia w yciu dwie wielkie pasje: konie i kobiety. W cigu
szedziesiciu dwu lat swego penego chway ywota udao mu si zgromadzi pikn
kolekcj jednych i drugich. Jego ostatni i nie spenion ambicj bya moja pitnastoletnia
kuzynka, dziewcz, z tego, co pamitam, cakiem urodziwe. Zabiera j codziennie na
przejadk, niemiosiernie obmacujc za kadym razem, kiedy musiaa wsi lub zsi z
konia. Opowiadaa mi o tym, krztuszc si ze miechu.
Niestety, ko ojca, stworzenie gboko cnotliwe, przerwa te umizgi, kopic go w
gow, najprawdopodobniej w samym rodku owych umizgw. Biedny ojczulek nigdy ju nie
wrci do siebie. Prawd mwic, to przykre dowiadczenie tak go odmienio, e w dwa dni
pniej pochowalimy go przy akompaniamencie aosnego bicia w dzwony i zbiorowego
westchnienia ulgi, ktre wydaro si z piersi jego synw oraz ssiadw poenionych z jego
crkami. Duff pochyli si do przodu i pogrzeba w ognisku.
- Wszystko to byo bardzo przygnbiajce. Waciwie kady z moich braci mg
poinformowa lecego na ou mierci ojczulka, i nasza kuzynka jest nie tylko urodziwa,
ale odznacza si wspaniale rozwinitymi rodzinnymi skonnociami do dobrej zabawy. W
kocu, kt mg o tym wiedzie lepiej od nas? Wiesz, jak to jest midzy kuzynami. Niestety
ojciec nigdy si o tym nie dowiedzia, co jest powodem, e do dzi nie opuszcza mnie
poczucie winy... gdybym zdy mu si zwierzy, z pewnoci umarby szczliwszy. Czy ci
nie nudz?
- Ci chopcy niczego nie przegapi. Zjedmy do doliny, poka ci. - Duff ponagli
konia i ruszyli w d. - Spjrz tam, koo strumienia: nie marnuj czasu. Postawili ju myn.
Wyglda mi na czterotuczkowy.
Zbliyli si do jednego z wikszych obozowisk; przy ogniskach krztay si kobiety,
w powietrzu unosi si zapach jedzenia i Sean poczu, jak cieknie mu do ust lina. Mczyni
siedzieli midzy wozami i czekali na kolacj.
- Mam zamiar spyta jednego z tych typkw, co si tutaj dzieje - powiedzia Sean.
Zeskoczy z sioda i poda cugle Mbejane. Duff przyglda si z kpicym umieszkiem, kiedy
usiowa nawiza rozmow z trzema kolejnymi osobnikami. Za kadym razem upatrzona
przez Seana ofiara spuszczaa przed nim wzrok, mruczaa co niezrozumiale i odchodzia na
bok.
- Co jest ze mn nie tak? - spyta w kocu aonie. - Moe si boj, e zara ich
syfilisem?
Duff zachichota.
- Opanowaa ich gorczka zota - powiedzia. - Jeste dla nich potencjalnym rywalem.
Mgby zdechn z pragnienia i aden z nich nawet by na ciebie nie splun, bo by moe
daoby ci to do si, eby poczoga si dalej i wykupi dziak, ktra usza ich uwagi.
Marnujemy tu tylko czas - doda powaniejszym tonem. - Mamy jeszcze godzin do
zapadnicia zmroku. Rozejrzyjmy si sami.
Ruszyli w stron pokaleczonego rowami terenu. W wykopach wida byo
machajcych opatami i kilofami mczyzn - niektrzy byli szczupli i zahartowani, a u boku
kadego pracowa tuzin krajowcw. Inni, z wielkimi wyhodowanymi za biurkiem brzuchami,
pocili si i zgrzytali zbami z blu - donie mieli pokryte pcherzami, a twarze i ramiona
spalone socem na wcieky czerwony kolor. Wszyscy witali Seana i Duffa z t sam
niechtn podejrzliwoci.
Posuwali si powoli na pnoc. Co sto jardw, z regularnoci, ktra przyprawiaa ich
o mdoci, mijali wbity w ziemi i otoczony kopczykiem kamieni palik z przymocowanym
kawakiem ptna. Na ptnie widniao nagryzmolone duymi, kolawymi literami nazwisko
waciciela i numer jego koncesji.
Wiele dziaek nie byo jeszcze zagospodarowanych i Duff zsiada przy nich z konia i
przeszukiwa traw, podnoszc kawaki skay. Przyglda si dokadnie, po czym rzuca je z
powrotem na ziemi. Ruszali dalej, coraz bardziej zniechceni i zmczeni. Rozbili obz po
zmroku na wystawionym na podmuchy wiatru wzgrzu i czekali na kaw.
- Spnilimy si - owiadczy Sean, spogldajc ponuro w ogie.
- Mamy pienidze, chopie, nie zapominaj o tym. Wikszo tych dentelmenw to
bankruci: karmi si nadziej, a nie misem i ziemniakami. Spjrz tylko na ich twarze zaczyna z nich wyziera desperacja. eby dotrze do yy zota, trzeba mie kapita.
Potrzebne s maszyny i pienidze na pace, wozy i doprowadzenie wody, potrzebny jest myn
do rozdrabniania skay, a przede wszystkim potrzeba duo czasu.
- Pienidze na nic si nie zdadz bez koncesji - odpar chmurnie Sean.
- Trzymaj si mnie, chopie. Zauwaye, ile z tych dziaek jest jeszcze nie
zagospodarowanych? Nale do spekulantw i zao si, e mona je kupi. Zobaczysz, jak
w cigu kilku tygodni znikn std mali chopcy i zostan sami mczyni...
- Moim zdaniem powinnimy si std zbiera. To nie jest to, czego si spodziewaem.
- Jeste zmczony. Przepij si dobrze, a jutro zobaczymy, jak daleko biegnie to zoe,
i zastanowimy si, co robi.
Duff zapali cygaro i zacign si; w wietle ogniska jego pociga twarz
przypominaa Indianina. Siedzieli przez chwil w milczeniu.
- Co to za haas? - zapyta Sean. W mroku rozbrzmiewao stumione dudnienie,
niczym odgos tam-tamw.
- Przyzwyczaisz si do tego, jeli zostaniesz tu troch duej - odpar Duff. - To dudni
myn, ktry widzielimy ze wzniesienia. Stoi o mil std w gr doliny; jutro rano bdziemy
obok niego przejeda.
Nastpnego dnia wyruszyli w drog jeszcze przed witem i dojechali do myna w
sabym wietle poranka. Czarna, brzydka budowla przycupna na agodnym stoku gry
niczym potwr, z ktrym walczy niegdy Don Kichot. Prycha dymem i wydawa z siebie
metaliczne skrzypienie, a jego szczki dudniy pospnie, przeuwajc ska.
- Nie zdawaem sobie sprawy, e to takie due urzdzenie - powiedzia Sean.
- Dokadnie takie, jak trzeba - zgodzi si Duff. - I kosztuje due pienidze; nie daj
go nikomu za darmo. Niewielu poszukiwaczy sta na sprawienie sobie takiej maszynki.
Wok myna krcili si ludzie zaspokajajcy jego potrzeby, karmicy go ska i
krztajcy si przy miedzianych stoach, na ktre spyway zote odchody. Jeden z
pracownikw podszed do nich, eby potraktowa ich ze zwyczajn tutaj gocinnoci.
oddycha, a take na czym siedzie i wietnie zdawaa sobie z tego spraw. Fakt, e oczy
wszystkich wlepione s w jej biust i tyln cz ciaa, wcale nie wprawia jej w zakopotanie.
Zamierzya si gronie trzyman w doni warzchwi w stron pierwszej rki, ktra wysuna
si, eby uszczypn j w tyek i rka znikna, a Candy umiechna si sodko i ruszya w
obchd midzy stolikami. Od czasu do czasu zatrzymywaa si, wymieniajc kilka zda z
ktrym z goci i wida byo, e wielu tych samotnych mczyzn przychodzi tutaj nie tylko
po to, eby si dobrze naje. Wpatrywali si w ni jak w obrazek, umiechajc z
zadowoleniem, kiedy si do nich odezwaa. W kocu dosza do Seana i Duffa. Wstali z
krzese, a Candy otworzya szeroko oczy ze zdumienia.
- Prosz, siadajcie, panowie. - Uja j ich grzeczno. - Jestecie tutaj chyba nowi.
- Jestemy tu od wczoraj - odpar, umiechajc si do niej Duff. - A sposb, w jaki
przyrzdza pani stek, sprawi, e poczuem si znowu jak w domu.
- Skd panowie przyjechali?
W oczach Candy zapalio si co wicej ni tylko profesjonalne zainteresowanie.
- Przyjechalimy z Natalu, eby si rozejrze. To jest pan Courteney. Chciaby
zainwestowa gdzie swoje pienidze i sdzi, e tutejsze kopalnie mogyby stanowi
odpowiedni lokat dla pewnej czci jego kapitau.
Seanowi o mao nie opada szczka ze zdumienia, natychmiast jednak przybra
stosown min wielkiego finansisty.
- Ja nazywam si Charleywood - cign dalej Duff. - Doradzam panu Courteneyowi
w sprawach dotyczcych kopalni.
- Mio mi panw pozna. Jestem Candy Rautenbach. Wida byo, e prezentacja
wywara na niej wraenie.
- Czy nie zechciaaby pani przysi si do nas na chwil, pani Rautenbach? - zapyta
Duff wysuwajc krzeso i Candy zawahaa si.
- Musz teraz zajrze do kuchni. Moe troch pniej.
- Czy zawsze tak gadko kamiesz? - zapyta z podziwem Sean, kiedy zostali sami.
- Nie powiedziaem nic nieprawdziwego - broni si Duff.
- Nie, ale w jak pikne swka potrafisz przybra prawd! Jak, u diaba, mam gra
rol, ktr dla mnie wymylie?
- Nauczysz si z tym y, nie bj si. Po prostu rb mdr min i trzymaj gb na
kdk - poradzi Duff. - A swoj drog, co o niej sdzisz?
hotelu Candy, eby si solidnie naje, a potem Sean wraca sam do namiotu. By tak
zmczony, e prawie nie zazdroci Duffowi komfortu sypialni Candy; wprost przeciwnie,
podziwia jego wigor. Kadego ranka wypatrywa u swego partnera oznak zmczenia, ale
chocia twarz Duffa bya tak samo pociga i wychuda jak zawsze, oczy mia jasne, a krzywy
umiech tchn wesooci.
- Nie mam pojcia, jak ty to wszystko wytrzymujesz - powiedzia mu Sean w dniu, w
ktrym skoczyli wytycza miejsce na myn.
- Lata praktyki, chopie - mrugn do niego Duff. - Ale mwic midzy nami, podr
do Kapsztadu bdzie dugo oczekiwanym odpoczynkiem.
- Kiedy wyjedasz? - zapyta Sean.
- Myl, e z kadym mijajcym dniem naraamy si na to, i kto nas ubiegnie.
Sprzt grniczy bdzie teraz na wag zota.
A ty zaczynasz sobie ju cakiem dobrze radzi. Jakie jest twoje zdanie?
- To samo chodzi mi po gowie - przyzna Sean. Wrcili do namiotu i zasiedli na
polowych krzesach, majc przed sob widok na ca dolin. Przed tygodniem wok hotelu
Candy stao moe ze dwa tuziny wozw - teraz byo ich co najmniej dwie setki, a z miejsca,
gdzie siedzieli, mogli zobaczy osiem albo dziewi innych obozowisk; niektre byy
wiksze od tego, ktre otaczao hotel. Obok pciennych namiotw staway budynki z drzewa
i falistej blachy, a caa rwnina poprzecinana bya polnymi drogami, ktrymi poruszali si bez
adnego okrelonego celu jedcy na koniach i toczyy si wozy.
Bezustanny ruch, chmury kurzu wznoszone przez ludzi i zwierzta, rozlegajce si od
czasu do czasu wybuchy dynamitu wzdu gwnego zoa - wszystko to wzmagao nastrj
podniecenia i oczekiwania, wiszcy nad ca dolin.
- Wyjad jutro rano o brzasku - postanowi Duff. - Dziesi dni zajmie mi jazda konno
do stacji kolejowej w Colesbergu, a dalsze cztery podr na miejsce. Przy odrobinie szczcia
powinienem wrci za dwa miesice. - Obrci si na krzele i spojrza Seanowi prosto w
oczy. - Po zapaceniu Candy jej dwustu funtw i opaceniu wydatkw w Pretorii, zostao mi
tylko mniej wicej sto pidziesit funtw. Kiedy ju dostan si do Paarl, bd musia
wyoy trzysta albo czterysta funtw na myn, a potem wynaj dwadziecia lub trzydzieci
wozw, eby go tutaj dostarczy... powiedzmy, e po doliczeniu niezbdnej rezerwy na
nieoczekiwane wydatki potrzebowa bd omiuset funtw.
Sean spojrza na niego. Zna tego czowieka zaledwie par tygodni. Osiemset funtw
7. Po wyjedzie Duffa Sean eksploatowa bez litoci siebie i swoich ludzi. Zdjli
wierzchni warstw ziemi ze zoa i odsonili je na caej dugoci dziaek nalecych do
Candy, a potem wgryli si w rud i zaczli j gromadzi na hadzie obok miejsca, w ktrym
mia
stan myn. Wci nie mogli natrafi na lad yy Prowadzcej, ale Sean mao mia
czasu, eby si tym przejmowa. Wieczorami wskakiwa do ka i odsypia zmczenie a do
chwili, kiedy kolejny wit wzywa go z powrotem do pracy. W niedziel jedzi do namiotu
Francois i rozmawiali o grnictwie i lekarstwach. Francois mia olbrzymi skrzyni
patentowanych lekw oraz ksik pod tytuem Lekarz domowy. Wasne zdrowie stanowio
jego gwne hobby i leczy si jednoczenie na trzy powane choroby. Chocia zdarzay mu
si chwile niewiernoci, jego prawdziw mioci bya cukrzyca. Powicona tej chorobie
stronica Lekarza domowego bya wytarta i poplamiona od dotyku jego palcw. Mg
recytowa symptomy z pamici i stwierdza u siebie wszystkie. Kolejn jego wybrank bya
grulica koci: poruszaa si z przeraajc szybkoci po caym ciele Afrykanera,
przerzucajc si w czasie krtszym ni tydzie z biodra na nadgarstek. Mimo podupadajcego
zdrowia Francois by jednak prawdziwym grniczym ekspertem i Sean bezwstydnie
wykorzystywa jego wiedz. Cukrzyca Francois nie bya wida taka grona, gdy podczas
kadego z tych niedzielnych posiedze wysuszali do spki z Seanem butelk brandy.
Od hotelu Candy Sean trzyma si z daleka - te byszczce jasne wosy i
brzoskwiniowa cera byy dla niego zbyt wielk pokus. Nie chcia narazi na szwank wieej
przyjani z Duffem przez kolejny niefortunny romans; zamiast tego ca energi
wyadowywa w wykopach Candy Deep.
Kadego ranka wyznacza swoim Zulusom prac na cay dzie, zawsze troch wiksz
ni poprzedniego dnia. Pracowali ze piewem na ustach i bardzo rzadko zdarzao si, by
robota nie zostaa wykonana do zmierzchu. Dnie zleway si ze sob i przeksztacay w
tygodnie, a te, niczym mnoca si ameba, przepoczwarzay w miesice. Wyobrani Seana
coraz czciej nawiedza obraz Duffa zabawiajcego si za jego osiemset funtw z
kapsztadzkimi dziewcztami. Ktrego dnia wypuci si par mil na poudnie drog
prowadzc do Kapsztadu, rozpytujc o Duffa wszystkich podrnych, ktrych spotka, a
kiedy da w kocu za wygran i wrci, pierwsze kroki skierowa do jednej z knajp, szukajc
kogo, na kim mgby si wyadowa. Znalaz wielkiego, towosego niemieckiego
grnika, ktry zgodzi si wywiadczy mu t grzeczno. Wyszli na dwr i przez ca
Anioami. Duff odstawia taniec Dziarskiego Biaego Sieranta, majc za partnerk krzeso;
Sean wraz z pidziesicioma innymi klientami wybija na kontuarze takt kieliszkami i
pustymi butelkami.
Martha pognaa prosto do Seana oganiajc si od rk, ktre prboway dosta si pod
jej spdnic i piszczc gono za kadym razem, kiedy komu udao si uszczypn j w
tyek. Pojawia si u jego boku zaczerwieniona i zdyszana.
- Madame kazaa wam szybko przyj. Szykuj si due kopoty - wyrzucia z siebie i
ruszya ciek zdrowia z powrotem w stron drzwi. Kto zadar jej z tyu spdnic i
zbiorowy mski ryk wiadczy o tym, e nie miaa nic pod spodem.
Duff tak si zapamita w tacu, e Sean musia wynie go na plecach z baru i
zanurzy gow w koskim korycie. Dopiero wtedy udao mu si zwrci na chwil jego
uwag.
- Po jak choler to zrobie? - wrzasn Duff, parskajc wod i wyprowadzajc
potny sierpowy w gow Seana, ktry uchyli si i zapa napastnika wp ratujc go przed
upadkiem.
- Wzywa nas Candy. Twierdzi, e szykuj si due kopoty - powiedzia.
Duff zastanawia si nad tym przez kilka sekund, marszczc czoo z wysiku, a potem
odrzuci gow do tyu i zapiewa na melodi London Burning:
myna; tak eby mieli na oku drog prowadzc do kopalni. Zulusw ukryli w rowach. Gdyby
doszo do walki wrcz, ludzi z syndykatu miaa oczekiwa spora niespodzianka. Duff i Sean
zeszli troch w d zbocza, aby upewni si, e s dobrze zamaskowani.
- Ile zostao nam dynamitu? - zapyta niewinnym gosem Sean. Duff przyglda mu si
przez chwil, po czym wykrzywi twarz w umiechu.
- Chyba wystarczy. Dzi wieczorem przychodz ci do gowy same dobre pomysy odpar i ruszy w stron szopy, ktra suya im za magazyn.
Zakopali pen skrzynk materiaw wybuchowych kilkaset jardw niej, na samym
rodku drogi, i postawili w tym miejscu star blaszan puszk. Nastpnie wrcili do szopy i
przez ca godzin robili granaty z powizanych ze sob lasek dynamitu, zaopatrujc kady z
nich w detonator i bardzo krtki lont. Potem znaleli sobie odpowiednie miejsce i opatuleni w
krtkie kouszki czekali ze strzelbami na kolanach.
Widzieli byskajce w dolinie wiata obozowisk i syszeli dalekie, dochodzce z
barw piewy; zalana ksiycow powiat droga do kopalni pozostawaa jednak pusta. Sean
i Duff siedzieli obok siebie opierajc si plecami o wieo pomalowany kocio.
- Zastanawiam si, skd Candy dowiedziaa si o tym? - odezwa si Sean.
- Ona wie wszystko. Ten jej hotel stanowi centrum tutejszego ycia, a ona dobrze
nadstawia uszu.
Jaki czas milczeli, zanim Sean odezwa si ponownie.
- Nieza dziewczyna z tej naszej Candy...
- Tak - zgodzi si Duff.
- Chcesz si z ni oeni, Duff?
- Dobry Boe! - Duff wyprostowa si nagle, jakby kto ugodzi go noem. - Albo
oszalae, chopie, albo to jest art w najgorszym moliwym gucie.
- Podkochuje si w tobie, a i ty, z tego, co widziaem, nie jeste wobec niej cakiem
obojtny. - Szybkie zaprzeczenie przyjaciela sprawio ulg Seanowi. By zazdrosny, ale nie o
kobiet.
- Oczywicie, cz nas wsplne interesy, temu nie zaprzeczam... ale maestwo! Duff zadra lekko, nie tylko z powodu zimna. - Jedynie gupiec popenia dwa razy ten sam
bd.
Sean obrci si ku niemu zaskoczony.
- Bye ju przedtem onaty?
do nich mwi. Wlepiaj oczy w jeden punkt i ju wiadomo, e myl o nowej sukience albo o
tym, czy zaprosi pani van der Hum na przyjcie. Zapada wwczas milczenie i to kolejny
bd. To znak, a maestwo pene jest znakw, ktre potrafi rozpozna tylko ona.
- Nie zamierzam bynajmniej broni instytucji maestwa, Duff, ale czy nie jeste
troch niesprawiedliwy, oceniajc wszystko na podstawie swoich wasnych negatywnych
dowiadcze?
- Wybierz jakkolwiek kobiet i za jej na serdeczny palec obrczk, a stanie si
twoj on. Najpierw otworzy przed tob swoje ciepe, mikkie ciao, co jest przyjemne, a
potem bdzie si staraa otworzy przed tob swj ciepy, mikki mdek, co nie jest ju
wcale takie przyjemne. Kobieta nie pragnie niczego dzieli, ona chce posiada; przywiera i
tamsi. W stosunku mczyzny do kobiety nie ma niczego odkrywczego, poniewa stosuje si
on do pewnego stworzonego przez natur wzoru, ktrego podstawowym celem jest
zachowanie gatunku eby osign ten rezultat, kada mio, nie wyczajc tej midzy
Romeem i Juli, czy Napoleonem i Jzefin, sprowadza si do wypeniania prostej,
biologicznej funkcji. To taka nic nie znaczca rzecz... takie krtkotrwae, trywialne doznanie.
Poza nim mczyzna i kobieta inaczej myl, inaczej odczuwaj i interesuj si zupenie
innymi rzeczami. I ty to nazywasz przyjani?
- Nie, ale czy ten obraz jest na pewno prawdziwy? Czy to rzeczywicie wszystko, co
ich czy?
- Sam si o tym ktrego dnia przekonasz. Natura w swojej trosce o zachowanie
gatunku umiecia w umyle mczyzny specjaln zapor; uodparnia go ona niczym
szczepionka na wszelkie dobre rady udzielane przez wsptowarzyszy. Kiedy nadejdzie twoja
kolej, wstpisz na szafot z pieni na ustach.
- Przeraasz mnie.
- Najbardziej przygnbia mnie jednostajno tego wszystkiego.. przeklta monotonia.
- Duff pokrci si niespokojnie w miejscu i opar z powrotem o kocio. - O interesujcych
stosunkach midzyludzkich mona mwi tylko tam, gdzie nie wchodzi w gr seks
zrwnujcy wszystkich i wszystko... Mam na myli wizy czce braci, mog to by stosunki
midzy przeciwnikami, panem a jego sug, ojcem i synem, mczyzn i mczyzn.
- Homoseksualistami?
- Nie, bo to po prostu nietypowa posta seksu, a wtedy znowu wracaj stare kopoty.
Kiedy mczyzna zawiera z kim przyja, nie czyni tego powodowany nie kontrolowanym
impulsem, ale z wasnego wolnego wyboru. Kada przyja jest inna, kada inaczej si
koczy albo trwa wiecznie. Nie wi jej adne acuchy, aden rytua ani pisemny kontrakt.
Nie trzeba wszystkiego dla niej porzuca, nie trzeba bez przerwy o niej mwi, rozwodzi si
nad ni i deklamowa na jej cze peanw. - Duff podnis si, eby rozprostowa koci. - To
jedna z niewielu dobrych rzeczy w tym yciu. Ktra jest godzina? Sean wycign zegarek i
przekrci go tak, eby wiato ksiyca pado na tarcz.
- Ju po pnocy. Nie wyglda na to, eby si tu wybierali.
- Przyjad. Tutaj jest zoto, a ono rwnie sprawia, e czowiek przestaje nad sob
panowa. Przyjad. Pytanie tylko kiedy.
Jedno po drugim gasy wiata w dolinie, a w rowach cichy gbokie, piewne gosy
Zulusw. Trawa na stoku Candy Deep falowaa w porywach zimnego wiatru. Siedzc razem chwilami drzemic, a chwilami cicho rozmawiajc - przeczekali ca noc. Niebo rozjanio si
troch, potem piknie zarowio. Niedaleko Hospital Hill zaszczeka pies, doczy do niego
nastpny. Sean wsta i przecign si. Spojrza w d, w stron Obozowiska Ferrieras i
zobaczy ich. Czarna, ruchoma, przelewajca si przez drog plama, ktra wyduya si,
kiedy przejedali przez Natal Spruit, i z powrotem zgstniaa na bliszym brzegu. Pokryta
ros ziemia sprawiaa, e spod koskich kopyt nie unosia si ani jedna chmurka kurzu.
- Mamy towarzystwo, panie Charleywood. Duff poderwa si na nogi.
- Mog nas min i pojecha najpierw do obozowiska Jack and Whistle.
- Zobaczymy, gdzie skrc na skrzyowaniu. Tymczasem lepiej si przygotujmy.
Mbejane! - zawoa Sean, i z wykopu wynurzya si czarna twarz.
- Nkosi?
- Nie picie? Jad.
Czer rozchylia si w biaym umiechu.
- Nie pimy.
- Wic schowajcie si na dole i siedcie tam, a dam wam znak. Piciu najemnikw
leao na brzuchach w trawie, kady z otwartym pudekiem amunicji przy okciu. Sean wrci
szybko do Duffa i przykucnli za kotem.
- Puszk wida std cakiem wyranie. Jeste pewien, e uda ci si w ni trafi?
- Z zamknitymi oczyma - odpar Sean.
Jedcy dotarli do rozwidlenia i skrcili bez wahania w stron
Candy Deep, przyspieszajc kroku, w miar jak wspinali si po zboczu. Sean opar
siedmiu strzelb. Okoo trzydziestu atakujcych byo jeszcze do daleko; biegli zygzakiem,
skuleni wp. Pociski nie odnosiy z pocztku spodziewanego efektu, jednak w miar, jak
odlego si zmniejszaa, zaczli pada pierwsi ludzie. W poprzek zbocza przechodzi pytki
parw i ci, ktrzy do niego dotarli, wskakiwali do rodka i odpowiadali ostrym ogniem na
strzay wynajtych przez Seana ludzi. Kule dzwoniy uderzajc o czci maszynerii,
zostawiajc na niej jasne rysy.
Do oglnego rozgardiaszu doczyy si gosy Zulusw.
- Pozwl nam zej do nich, Nkosi.
- S blisko. Pozwl nam zaatakowa.
- Uciszcie si, szalecy, nie przeszlibycie stu krokw pod ogniem tych strzelb ofukn ich niecierpliwie Sean.
- Ubezpieczaj mnie, Sean - szepn Duff. - Mam zamiar obej od tyu wzgrze, wyj
na nich z boku i wrzuci par lasek dynamitu do tego parowu.
Sean zapa go za rami, wbijajc w nie z caej siy palce. Duff skrzywi si z blu.
- Zrb choby jeden krok, a roztrzaskam ci gow kolb. Jeste tak samo gupi, jak ci
czarni. Strzelaj dalej i daj mi pomyle. - Sean wyjrza na chwil znad kota, ale natychmiast
schowa z powrotem gow. O par cali od jego ucha zabrzcza uderzony kul metal. Gapi
si przez chwil na widniejc tu przed jego nosem wieo odupan farb, a potem wspar
si ramieniem o kocio i poruszy go lekko. Podnisszy wzrok, spostrzeg przygldajcego
mu si bacznie Duffa.
- Razem zejdziemy w d i obrzucimy ich dynamitem - powiedzia. - Mbejane i jego
spragnione krwi dzikusy potocz kocio przed nami. Inni panowie bd nas ubezpiecza.
Rozegramy to wszystko z klas.
Sean przywoa Zulusw i wyjani, o co chodzi. Zgodnym chrem wyrazili swoj
aprobat i przepychajc si wzajemnie, zajli najlepsze miejsca przy kotle. Sean i Duff
wypenili koszule granatami z dynamitu. Zapalili krtkie, nasycone smo kawaki liny.
Sean da znak Mbejane.
- Gdzie s dzieci Zulu? - zaintonowa przenikliwym gosem Mbejane, powtarzajc
starodawne retoryczne pytanie.
- Tutaj - odparli piewnie jego wojownicy, wsparszy ramiona na kotle.
- Gdzie s dzidy Zulu?
- Tutaj.
Kolejne oklaski.
- Nazwijmy go Komitetem Kopaczy - krzykn kto, a tum z entuzjazmem
zaakceptowa t nazw.
-
porzdku,
niech
bdzie
Komitet
Kopaczy.
Teraz
potrzebujemy
wskoczy na st.
- Zastrzel pierwszego, ktry ich dotknie palcem przed wydaniem wyroku, tak mi
dopom Bg - zawoa.
Zatrzymali si. Sean nie dawa za wygran.
- Z tej odlegoci nie mog chybi. Chodcie, sprbujcie tylko. Mam tutaj dwa adunki
na antylopy. Rozerw zaraz ktrego na p.
Cofnli si w kocu, nie przestajc gniewnie pomrukiwa.
- Moe o tym zapomnielicie, ale istnieje jeszcze w tym kraju policja, a take paragraf
dotyczcy morderstwa. Powiecie ich dzisiaj, to jutro inni bd wiesza was.
- Ma pan racj, panie Courteney, to byoby okrutne, bezlitosne morderstwo - zawoa
paczliwym gosem przedstawiciel winiw.
- Zamknij si, ty cholerny gupcze - ofukn go Duff i kto z tumu zamia si. Inni
rozemieli si take i Duff cicho odetchn z ulg. O mao nie doszo do linczu.
- Wytarzajcie ich w pierzu i smole. Duff wyszczerzy zby w umiechu.
- Teraz mwicie do rzeczy. Kto ma na sprzeda kilka beczek smoy? - Rozejrza si
wok. - Co, nie widz adnych ofert? W takim razie musimy pomyle o czym innym.
- Mam dziesi puszek czerwonej farby, po trzydzieci szylingw puszka. Dobry
importowany towar. - Duff rozpozna w mwicym kupca, ktry otworzy wanie sklep w
Obozie Ferrieras.
- Pan Tarry proponuje farb. Co wy na to?
- Nie, zbyt atwo schodzi. Saby pomys.
- Sprzedam taniej. Dwadziecia pi szylingw puszka.
- Wsad sobie gdzie twoj rud farb - wygwizda go tum.
- Niech zagraj w szatask ruletk - krzykn kto inny i tum zaakceptowa pomys
gon wrzaw.
- Tak, tak, przywicie ich do koa!
- Krci si, krci szataskie koo, gdzie si zatrzyma, nie wie nikt - zarycza z dachu
chaty po drugiej stronie drogi brodaty grnik. Tum zawy z radoci.
Sean obserwowa twarz przewodniczcego - nie byo ju na niej umiechu. Duff way
w sobie decyzj. Jeli ponownie sprbuje ich powstrzyma, mog straci cierpliwo i nie
cofn si tym razem przed grob dubeltwki. Nie mg ryzykowa.
- W porzdku. Jeli tego wanie chcecie - powiedzia i obrci si ku przeraonej
grupce winiw. - Z mocy wyroku tego sdu bdziecie przez godzin grali w ruletk z
szatanem. Macie rwnie opuci tutejsze pola. Jeli was tu kiedykolwiek zapiemy, zafundujemy wam kolejn godzin. Rannych nie dotyczy pierwsza cz wyroku. Uwaam, e i tak
dostali za swoje. Pan du Toit dopilnuje wykonania kary.
- Wolelibymy farb, panie Charleywood - odezwa si znowu przedstawiciel
winiw.
- Nie musisz mi tego mwi - odpar cicho Duff, ale tum porwa ju winiw,
cignc ich w stron otwartej, rozcigajcej si za hotelem rwniny. Wikszo obecnych
miaa wasne koncesje i paaa zdecydowan niechci do tych, ktrzy chcieli je uniewani.
Sean zeskoczy ze stou.
- Chodmy si czego napi - zaproponowa Duff.
- Nie masz zamiaru na to popatrze? - zdziwi si Sean.
- Widziaem to ju raz w Kraju Przyldkowym. Wystarczyo mi na cae ycie.
- Na czym to polega?
- Id sam i zobacz. Bd na ciebie czeka Pod Jasnymi Anioami. Zdziwi si, jeli
wytrzymasz ca godzin.
Zanim Sean przyczy si do tumu, wikszo wozw przetoczono ju z obozu i
ustawiono jeden za drugim. Wok nich toczyli si mczyni, podnoszc tylne osie i
podstawiajc pod nie kobyki tak, eby wielkie tylne koa mogy obraca si w powietrzu.
Potem wypchnito do przodu winiw - po jednym na kade koo. Ochocze rce uniosy ich
do gry i podtrzymay w czasie, gdy inni przywizali ich za kostki i nadgarstki do obrczy
k. Plecy skazanych opieray si teraz o piast, a rce i nogi rozpostarte byy szeroko przypominali wyrzucone na mielizn rozgwiazdy. Francois przeszed szybkim krokiem
wzdu wozw, sprawdzajc wizy i wyznaczajc po czterech kopaczy do kadego koa,
dwch na pocztek i dwch na zmian, kiedy zmcz si pierwsi. Doszed do koca linii,
wrci na rodek placu, wycign z kieszeni zegarek i sprawdzi czas.
- W porzdku - krzykn - moecie obraca, kerels.
Koa zaczy si krci, z pocztku powoli, potem coraz szybciej, w miar jak
nabieray rozpdu. Wirujce ciaa zacieray si w powietrzu.
- Krci si, krci szataskie koo, krci si, krci szataskie koo - piewa
uszczliwiony tum.
Po kilku minutach rozlegy si gone miechy przy ostatnim wozie. Ktry z
winiw zacz wymiotowa; pryska na wszystkie strony tymi iskrami niczym wirujce
sztuczne ognie. Potem doczyli do niego kolejni - Sean sysza, jak jczeli i charczeli, kiedy
sia odrodkowa wpychaa im wymiociny z powrotem do garde i wyrzucaa nosem. Odczeka
jeszcze kilka minut, ale kiedy zaczli si wyprnia, odwrci si i zatykajc usta ruszy w
stron Jasnych Aniow.
- Podobao ci si? - zapyta Duff.
- Zamw dla mnie du brandy - odpar Sean.
pozosta na talerzu Seana. - To jest ya Gwna. Biegnie mniej wicej prosto. Tutaj jestem
ja, tu Cousin Jock, a porodku jestecie wy. Heynsowie i my odnalelimy Prowadzc, wy
nie. Wedug mnie, macie j i u siebie; nie wiecie tylko, gdzie szuka.
Na drugim kocu dziaek nalecych do Jack and Whistle yy Gwna i Prowadzca
biegn w odlegoci dwch stp od siebie. Ale kiedy docieraj do granicy Candy Deep,
odlego midzy nimi wzrasta do siedemdziesiciu stp. Natomiast na granicy Cousin Jack z
powrotem zbiegaj si do pidziesiciu stp. Wydaje mi si, e dwie yy tworz co na
ksztat dugiego haku, o takiego - narysowa noem. - ya Gwna jest ciciw, a ya
Prowadzca ukiem. - Mwi ci, Duff, jeli wykopiesz szyb pod waciwym ktem do yy
Gwnej, znajdziesz j... a kiedy to si ju stanie, moesz postawi mi drinka.
Suchali z powag, a gdy Francois skoczy, Duff opar si o krzeso.
- Gdybymy to wiedzieli miesic temu! Skd teraz wemiemy pienidze, eby
wykopa ten nowy szyb i nie wycza myna?
- Moglibymy sprzeda troch naszego sprztu - zaproponowa Sean.
- Potrzebujemy kadego narzdzia, a poza tym gdybymy sprzedali choby jeden
szpadel, wierzyciele rzuciliby si na nas jak godne spy.
- Poyczybym wam, gdybym mia... ale z tym, co paci mi pan Hradsky... - Francois
wzruszy ramionami. - Potrzeba wam okoo dwustu funtw. Nie mam a tyle.
Powracajca do stolika Candy usyszaa ostatnie sowa Francois.
- Co to za tajemnica?
- Czy mog jej powiedzie, Francois?
- Jeeli uwaasz, e to co da...
Candy wysuchaa w milczeniu Duffa, po czym przez chwil si zastanawiaa.
- Wanie kupiam dziesi dziaek ziemi w Johannesburgu, tym nowym rzdowym
osiedlu w dole doliny, i troch krucho u mnie z fors. Ale mog poyczy wam pidziesit
funtw... jeli to wam pomoe.
- Nigdy przedtem nie poyczaem pienidzy od damy... to bdzie dla mnie nowe
dowiadczenie. Kocham ci, Candy.
- Chciaabym w to wierzy - odpara, ale, na szczcie, Duffa kompletnie zawid w
tym momencie such.
- Bdziemy potrzebowa jeszcze stu pidziesiciu - cign szybko dalej - czekam na
wasze dalsze propozycje, panowie.
tylko lekki trening. Duo snu, no i oczywicie adnego alkoholu - owiadczy Duff.
- Widz, e wszystko zostao ju postanowione, prawda? - stwierdzi Sean. - A ja
musz tylko wyj na ring i da si stuc na miazg?
- Robimy to tylko dla ciebie, chopie, po to, eby zdoby saw i bogactwo.
- Dzikuj, bardzo wam jestem wdziczny.
- Chyba lubisz si bi?
- Kiedy jestem w nastroju.
- Nie przejmuj si, wymyl jakie odpowiednio paskudne wyzwiska, eby kiedy
bdzie trzeba, zagrza ci do boju.
11. Jak si czujesz? - zapyta Duff po raz szsty tego ranka - Tak samo jak pi minut
temu - zapewni go Sean. Duff wycign zegarek, popatrzy na tarcz i przytkn go sobie do
ucha zdumiony, e jeszcze tyka.
- Zgromadzilimy przeciwnikw na werandzie. Kazaem Candy poda im drinki za
darmo... mog pi, ile tylko zechc. Im duej tu jestemy, tym mocniej zaprawiaj sobie by
alkoholem. Francois zbiera pienidze za wstp - do mojego sakwojaa. Powdruje do niego
take forsa za wygrane walki. Na drodze za hotelem postawiem na posterunku Mbejane. Jeli
dojdzie do jakiej draki, jeden z nas rzuci mu torb, a on umknie z ni w wysok traw.
Sean wylegiwa si na ku Candy z rkoma zaoonymi za gow. Rozemia si.
- Pomylae o wszystkim. A teraz, na mio bosk, uspokj si, czowieku.
Wyprowadzasz mnie z rwnowagi.
Drzwi otworzyy si gono na ocie i Duff podskoczy z wraenia. W progu stan
Francois, przyciskajc rk do piersi.
- Moje serce - wyszepta, ciko dyszc. - Caa ta historia jest nie na moje serce.
- Co si dzieje na dworze? - zapyta Duff.
- Zebralimy ju ponad pidziesit funtw za wstp. Na dachu siedz wczdzy,
ktrzy nie zapacili, ale za kadym razem, kiedy si do nich zbliani, rzucaj we mnie
butelkami - powiedzia i przekrzywi gow. - Posuchaj tylko. - Cienkie ciany hotelu sabo
tumiy ryk tumu. - Nie powinnimy kaza im dugo czeka. Lepiej wyjdcie, zanim zaczn
was szuka.
Sean wsta.
- Jestem gotw. Francois zawaha si.
- Pamitasz, Duff, Fernandesa? Tego Portugalczyka z Kimberley?
- O nie! - przerwa mu Duff. - Nie mw mi, e tutaj jest. Francois kiwn gow.
- Nie chciaem ci niepokoi, ale kilku miejscowych chopakw zoyo si i wysao
do niego telegram. Przyjecha p godziny temu ekspresowym dyliansem. Miaem nadziej,
e nie zdy, ale... - wzruszy ramionami.
Duff spojrza ze smutkiem na Seana.
- Mwi si pech, chopie. Francois stara si zagodzi szok.
- Zapowiedziaem, e walki odbd si w kolejnoci zgosze. Fernandes jest szsty z
kolei, wic Seanowi i tak uda si zarobi par setek. A potem moemy zawsze powiedzie, e
jest zmczony i zakoczy zawody.
z werandy i wbieg na ring. Sean zobaczy Candy machajc do niego z okna jadalni. Posaa
mu z obu rk causa i w tej samej chwili Trevor Heyns, ktry mierzy czas, uderzy w suce
za gong wiadro. Sean usysza ostrzegawczy krzyk Duffa
i instynktownie si uchyli. Zobaczy przed oczyma gwiazdy, po czym ockn si,
lec midzy nogami stojcych w pierwszym rzdzie widzw.
- Ten sukinsyn uderzy mnie - poskary si gono. Potrzsn gow, dziwic si, e
wci tkwi na swoim miejscu. Kto wyla na niego kufel piwa i to go otrzewio. Poczu, jak
wzbiera w nim gniew.
- Sze - liczy Jock Heyns. Portugalczyk sta przy sznurach.
- Wracaj, gnojku. Mam zamiar jeszcze ci przyoy. Gniew chwyci Seana za gardo.
- Siedem... osiem... Sean podnis si na nogi.
- Cauj twoje matk. - Fernandes cmokn oblenie grubymi wargami. - Pieprz twoj
siostr, o tak. - Pokaza plastycznie, jak to robi.
Sean ruszy do ataku. Zdy trzasn z caej siy Fernandesa w szczk, a potem
napite liny zatrzymay go w biegu i cisny z powrotem w tum.
- Nie byo ci nawet na ringu, jak moge go uderzy! - zaprotestowa facet, na
ktrego wpad, najwyraniej jeden z tych, co postawili na Fernandesa.
- O tak! - zademonstrowa mu Sean. Facet usiad ciko na ziemi i nie mia nic wicej
do powiedzenia. Sean przeskoczy przez sznury. Jock Heyns by wanie w poowie swego
drugiego wyliczania, kiedy Sean przerwa mu i zapawszy lecego Portugalczyka za kudy
podnis go na nogi. Pomg mu zapa rwnowag, po czym zada kolejny cios.
- Raz... dwa... trzy... - zacz z rezygnacj liczy po raz trzeci Jock Heyns. Tym razem
udao mu si dotrze bez przeszkd do dziesiciu.
W tumie rozlegy si gone protesty; Heyns musia krzycze na cae gardo, eby go
usyszano.
- Czy kto chce wnie jakie formalne zastrzeenie? Wygldao na to, e byli tacy, co
chcieli to zrobi.
- Bardzo dobrze, prosz w takim razie na ring. Nie przyjmuj komentarzy z tumu. Stanowisko Heynsa byo zrozumiae; w przypadku zmiany decyzji grozia mu powana kara
finansowa. Ale Sean chodzi wzdu sznurw i mierzy wszystkich srogim spojrzeniem
niczym lew, ktry wyszed wanie na polowanie. Jock odczeka przyzwoit chwil, po czym
unis do gry jego praw rk.
od kurzu oczy.
- Ile? - zapyta.
- Znowu pidziesit. Grozi, e to ju ostatni raz.
Oczy Seana przyku pakunek, ktry Duff trzyma pod pach.
- A to co?
Spostrzeg kapicy przez brzowy papier tuszcz i linka napyna mu do ust.
- Kawaek najlepszej poldwicy. Od dzisiaj koniec z kasz kukurydzian - umiechn
si do niego Duff.
- Befsztyki - rozmarzy si Sean. - Nie dosmaone: krwawice przy kadym ksie,
doprawione odrobin czosnku i sol.
- A obok mnie siedzisz ty i nucisz tskn pie na pustkowiu - doda Duff. - Skocz z
t poezj, chopie, zapal lonty i zejd na d na arcie.
Godzin pniej szli rami w rami dnem swojego wykopu. Za ich plecami toczyli si
Mbejane i jego Zulusi. Seanowi odbio si jedzenie.
- To bya uczta. Ju chyba nigdy nie spojrz na kukurydz. Doszli do samego koca
wykopu, tam gdzie leao rumowisko wieo wysadzonej ziemi i skay. Sean poczu, jak co
ciska go w gardle; ciarki podniecenia chodziy mu po plecach i karku. Nagle w jego rami
wbiy si mocno palce Duffa; czu wyranie ich drenie.
Wygldao to jak w. Gruby szary pyton wi si wzdu jednej ze cian wykopu,
znika pod wieym rumowiskiem i pojawia z powrotem po drugiej stronie.
Duff pierwszy rzuci si do przodu. Uklk, podnis kawaek zotononej skay, duy,
szary nakrapiany odamek, i ucaowa go.
- To musi by ona, prawda, Duff? To musi by Prowadzca?
- To nasza chimera.
- Nigdy wicej kukurydzy - powiedzia cicho Sean, i Duff rozemia si. A po chwili
dzikim, szalonym rykiem uczcili swj triumf.
jego jedynym sabym punktem, a majc przy sobie Maxa, pokona i t przeszkod. Pod t
olbrzymi czaszk kryje si mzg szybki i bezlitosny niczym gilotyna. Teraz, kiedy tutaj
przyjecha, zacznie si nareszcie co dzia. Bdziemy musieli ostro przyspieszy, eby
dotrzyma mu kroku.
- Skoro mowa o przyspieszeniu, Duff - powiedzia po namyle Sean - teraz, kiedy nie
udao nam si kupi dziaek od Greka i nie musimy wydawa caej naszej gotwki, eby
zaspokoi jego chciwo, powinnimy pomyle o zamwieniu sprztu, ktry pracowaby na
kupionych przez nas dziakach.
Duff wyszczerzy do niego zby.
- W zeszym tygodniu wysaem telegram do Londynu. Przed kocem tego miesica
na statku znajd si dwa fabrycznie nowe dziesiciotuczkowe myny.
- Dobry Boe, dlaczego mi nic nie powiedziae?
- I tak miae ju do zmartwie na gowie. Nie chciaem ama ci serca.
Sean ju otwiera usta, eby zdmuchn Duffa z sioda, ale ten puci do niego oko i
zadray mu wargi. Prbowa stumi wzbierajcy w gardle miech, lecz bezskutecznie.
- Ile to bdzie nas kosztowa? - zapyta parskajc gono.
- Jeeli jeszcze raz mnie o to zapytasz, zadusz ci - odpar Duff, miejc si razem z
nim. - Wiedz tylko, e jeli chcemy mie do forsy, eby zapaci za fracht, kiedy wyaduj
te myny w Port Natalu, bdziemy musieli w cigu kilku nastpnych tygodni przepuci przez
t nasz ma maszynk ca gr.
- A co z patnociami za nowe dziaki?
- O to si nie kopocz. To moje zmartwienie.
W ten sposb docieraa si ich spka; w cigu nastpnych tygodni ustali si midzy
nimi podzia zaj. Duff ze swoim darem przekonywania i czarujcym umiechem by tym,
ktry prowadzi negocjacje i wylewa oliw na wzburzone przez niecierpliwych wierzycieli
morze. By istn kopalni wiedzy grniczej - Sean czerpa z niej prawie codziennie - i
pomysw, z ktrych cz bya szalona, a cz wspaniaa. Ale rozpierajca go, niespokojna
energia nie sprzyjaa ich urzeczywistnieniu. Szybko traci zapa i to Sean by tym, ktry
rezygnowa z jego najbardziej niedorzecznych planw i akceptowa te, ktre wydaway si
obiecujce; a kiedy ju sta si ich ojcem chrzestnym, realizowa je tak, jakby naleay do
niego. Duff by teoretykiem, Sean praktykiem. Sean rozumia, dlaczego Duffowi nigdy dotd
nie udao si osign sukcesu; ale zdawa sobie jednoczenie spraw, e sam nie dokonaby
15. Tym samym statkiem przypyn rwnie sprzt braci Heynsw. Jock i Duff
pojechali razem do Port Natalu, wynajli sto wozw i przywieli wszystko za jednym
zamachem.
- Powiem ci, co zrobi, Jock. Zao si z tob, e uruchomimy nasze myny przed
wami. Przegrywajcy zapaci za cay transport - rzuci mu wyzwanie Duff, kiedy dotarli do
Johannesburga i spukali kurz z garda w nowym barze Candy.
- Przyjmuj.
- Powiem wicej. Stawiam dodatkowo piset funtw. Sean szturchn Duffa w ebra.
- Uspokj si, Duff, nie mamy tyle pienidzy - szepn, ale Jock ju przeci zakad.
- Co to znaczy, e nie mamy tyle pienidzy? - zdziwi si Duff. - Zostao nam jeszcze
co najmniej ptora tysica na licie kredytowym.
Sean potrzsn gow.
- Ju nie.
Duff wycign kartk z wewntrznej kieszeni marynarki i pacn ni Seana w nos.
- O tutaj, przeczytaj sobie sam. Sean wyj list kredytowy z rki Duffa.
- Dzikuj, staruszku. A teraz pjd i zapac temu facetowi.
- Jakiemu znw facetowi?
- Od wozw.
- Jakich wozw?
- Tych, ktre razem z Jockiem wynaje w Port Natalu. Kupiem je.
- Co ty wygadujesz, do cholery?
- To by twj pomys, eby uruchomi przedsibiorstwo przewozowe. Zaraz po
rozadowaniu wyrusz w drog do Dundee, eby przywie stamtd transport wgla.
Twarz Duffa rozjania si w umiechu.
- Czy ty nigdy nie zapominasz adnych pomysw? W porzdku, chopcze, moesz
i. Musimy po prostu wygra ten zakad, to wszystko.
Jeden z mynw postawili w Candy Deep, drugi na nowych terenach po drugiej stronie
Cousin Jock. Wynajli do pracy dwie brygady spord johannesburskich bezrobotnych. Jedn
z nich kierowa Curtis, drug Sean, a Duff jedzi tam i z powrotem, dogldajc obu. Mijajc
Cousin Jock, zatrzymywa si zawsze na kilka minut, eby sprawdzi, jak idzie Jockowi i
Trevorowi.
- Wyprzedzili nas, Sean; ich koty s ju pod par - donis ktrego dnia z
niepokojem, ale nazajutrz znowu si umiecha.
- Nie dali do cementu pod fundamenty. Zaczy pka, kiedy zamontowali
zgniatacz. Bd musieli wyla je jeszcze raz. Opni to ich o jakie trzy, cztery dni.
W gospodach ludzie porobili zakady. Notowania zmieniay si gwatownie za
kadym razem, kiedy do jednej ze stron bardziej umiechao si szczcie. Pewnego
sobotniego popoudnia pojawi si w Candy Deep Francois. Przyjrza si, jak pracuj, i rzuci
par dobrych rad.
- Pod Jasnymi Anioami - powiedzia - stawiaj trzy do jednego przeciwko wam.
Uwaaj, e Heynsowie skocz przed przyszym weekendem.
- Moesz i na d i postawi na mnie nastpn pisetk - odpar Duff, nie zwaajc
na przeraon min Seana.
- Nie przejmuj si, chopcze - uspokoi swego partnera. - Ten inynier amator, Jock
Heyns, zamontowa odwrotnie szczki zgniatacza. Zauwayem to dopiero dzisiaj rano; czeka
go nielicha niespodzianka, kiedy sprbuje uruchomi myn. Bdzie musia wszystko rozebra.
Duff mia racj - uruchomili myn pitnacie godzin przed Heynsami. Kiedy Jock
przyjecha do nich z wizyt, opada mu z wraenia szczka.
- Gratulacje.
- Dziki, Jock. Przywioze moe ksieczk czekow?
- O tym wanie przyjechaem pogada. Nie mgby da mi troch czasu?
- Masz u mnie kredyt - zapewni go Duff - a na razie pozwl, e zaprosz ci na
kieliszek i zaproponuj sprzeda wgla.
- A tak, syszaem, e dzisiaj rano przyjechay wasze wozy. Ile bierzesz?
- Pitnacie funtw za cetnar.
- Dobry Boe! To rozbj w jasny dzie. Zao si, e w Dundee nie zapacie wicej
jak pi szylingw.
- Czowiek ma prawo do rozsdnego zysku - broni si Sean. Wspicie si na szczyt
trwao dugo i nie byo atwe, ale Duff i Sean dotarli tam wreszcie i teraz czekaa ich droga z
grki. Zewszd napyway pienidze.
Ten sam fenomen geologiczny, ktry odsun na terenie Candy Deep y Prowadzc
od Gwnej, wzbogaci zoe, wstrzykujc w nie niemal czysty metal. Francois odwiedzi ich
ktrego wieczoru, kiedy umiecili kul amalgamatu w retorcie. W miar jak wyparowywaa
rt, oczy wychodziy mu z orbit; wpatrywa si w zoto niczym czowiek nie mogcy
oderwa wzroku od nagiej kobiety.
- Gott! Od dzisiaj bd chyba musia przesta mwi wam na ty.
- Widziae kiedy bogatsze zoa, Francois? - puszy si Duff. Francois powoli
potrzsn gow.
- Znacie moj teori o tym, e ta skaa tworzya niegdy dno jeziora. To, co tu widz,
obala t hipotez. Wasza ya powstaa w gbokim uskoku, biegncym wzdu dna jeziora...
w naturalnej puapce, w ktrej gromadzio si zoto. Do diaba, chopy, wyowilicie z
zamknitymi oczami liwk z puddingu. Jock and Whistle jest zaledwie w poowie tak
bogaty.
Ich zaduenie w banku spadao niczym supek rtci w barometrze podczas huraganu;
kupcy kaniali si im z umiechem. Wrczony Docowi Sutherlandowi czek pozwala mu do
koca ycia pawi si w whisky. Candy ucaowaa ich obu, kiedy spacili j co do pensa,
razem z siedmioprocentowymi odsetkami. Wkrtce potem postawia nowy dwupitrowy
hotel, z krysztaowym yrandolem w jadalni i wspaniaymi apartamentami na drugim pitrze,
caymi w zotych i kasztanowych obiciach. Duff i Sean natychmiast je wynajli, dajc przy
tym jasno do zrozumienia, e jeli kiedykolwiek zawita do Johannesburga krlowa,
natychmiast oddadz pokoje do jej dyspozycji. Uprzedzajc niejako t ewentualno, Candy
nadaa im nazw Apartamentw Wiktorii.
Francois zgodzi si, po niezbyt dugich namowach, przej prowadzenie Candy Deep
i przenis tam z Jack and Whistle cay swj dobytek skadajcy si z jednej skrzyni z odzie
i czterech skrzy patentowanych lekw. Martin Curtis zosta zarzdc mynu na nowych
terenach; nazwali je Little Sister. Chocia nawet w przyblieniu nie tak bogate jak Candy
Deep, przynosiy co miesic cakiem pokan fortun, a Curtis okaza si tak samo dobrym
pracownikiem jak bokserem.
W kocu sierpnia Sean i Duff pozbyli si wierzycieli; byli teraz niepodzielnymi
wacicielami dziaek i mynw, mieli take pienidze, eby inwestowa.
- Potrzebne nam wasne biuro w miecie. Nie moemy prowadzi tego cyrku w
naszych sypialniach - poskary si Sean.
- Masz racj - zgodzi si Duff. - Wybudujemy je na tej parceli przy placu targowym.
Planowali wznie skromny, liczcy cztery izby domek, w kocu jednak rozrs si on
do dwch piter i dwudziestu pokojw, wyoonych dbow boazeri. Te z nich, ktre nie
byy im potrzebne, wynajli.
- Cena ziemi wzrosa trzykrotnie w cigu ostatnich trzech miesicy - stwierdzi Sean i wci idzie w gr.
- Masz racj; teraz jest czas kupowania - zgodzi si Duff. - Zaczynasz prawidowo
rozumowa.
- To by twj pomys.
- Czyby? - odpar ze zdumieniem Duff.
- Nie pamitasz ju swojej mowy o tym, jak to bdziemy szybowali razem z orami?
- A ty naprawd nie zapominasz niczego?
Kupili ziemi: tysic akrw w Orange Grove i drugi tysic koo Hospital Hill. Ich
wozy, ktrych byo teraz prawie czterysta, kursoway codziennie midzy Johannesburgiem a
Port Natalem i Lourenco Marques. Ich cegielnie pracoway przez siedem dni w tygodniu, po
dwadziecia cztery godziny na dob, eby zaspokoi wci rosncy popyt na materiay
budowlane.
Przez cay tydzie Sean wybija Duffowi z gowy zamiar wzniesienia teatru
operowego, w kocu jednak udao mu si to. Przyczyli si do budowy paacu nieco innych
uciech, finansowanej przez wikszo czonkw Komitetu Kopaczy. Nadano mu, zgodnie z
propozycj Duffa, miano Opery. Wystpujce w nim artystki - zamiast w najwikszych
europejskich teatrach - zwerbowano w otaczajcych Kapsztad i Port Natal dokach, a jako
dyrygenta zaangaowano pewn Francuzk o nader bogatym dowiadczeniu. Nazywaa si
Blue Bessie - Niebieska Bessie - i taki te kolor miay jej wosy. Opera oferowaa rozrywk
na dwch poziomach. Dla czonkw Komitetu i innych wieo upieczonych bogaczy
przewidziano dyskretne wejcie z boku i wytwornie umeblowany salon, gdzie mogli
dyskutowa przy najlepszym szampanie o najnowszych notowaniach giedy w Kimberley.
Dalej znajdoway si urzdzone ze smakiem pokoje wypoczynkowe. Dla prostych robotnikw
przeznaczono obskurny korytarz, w ktrym toczyli si stojc w kolejce. Tutaj nie byo mowy
o adnym wybrzydzaniu i obowizywa piciominutowy limit czasu. W cigu jednego
miesica Opera przyniosa wikszy dochd ni cay Jack and Whistle.
Zanim nasta grudzie, w Johannesburgu pojawili si pierwsi milionerzy: Hradsky,
bracia Heynsowie, Karl Lochtkamper, Duff Charleywood, Sean Courteney i tuzin innych.
Mieli w swoich rkach kopalnie, ziemi, budynki i cae miasto: stali si miejscow
arystokracj, nobilitowan bogactwem i ukoronowan zotem.
Na tydzie przed Boym Narodzeniem Hradsky, niekoronowany, ale uznawany przez
wszystkich krl, wezwa ich na zebranie, ktre miao si odby w prywatnych salonach hotelu
Candy.
- Za kogo on si, do diaba, uwaa - skary si Jock Heyns. - Rozkazuje nam jak
jakiej bandzie czarnuchw.
- Verdammt Juden! - przytakn Lochtkamper.
Ale przyszli, co do jednego, gdy wszystko, za co bra si Hradsky, pachniao
pienidzmi, a oni nie potrafili oprze si temu zapachowi, podobnie jak pies nie moe si
oprze woni cieczki.
Sean i Duff zjawili si ostatni. W pokoju unosi si gsty cygarowy dym i nastrj
oczekiwania. Hradsky rozsiad si w jednym z wytwornych skrzanych foteli; przy jego boku
przycupn cicho Max. Na widok Duffa staremu zabysy oczy, ale jego twarz pozostaa
nieporuszona. Kiedy Duff i Sean znaleli sobie w kocu krzesa, Max wsta z miejsca.
- Panowie, pan Hradsky zaprosi was tutaj, eby przedstawi pewn propozycj.
Pochylili si lekko na krzesach, a w oczach zapaliy im si ogniki, niczym u psw,
ktre zapay wiey trop lisa.
- Zdarza si od czasu do czasu, e kto zajmujcy podobn do waszej pozycj
poszukuje kapitau do sfinansowania dalszych przedsiwzi i pomnoenia ju osignitych
zyskw; z drugiej strony ci z nas, ktrzy maj lece bezczynnie pienidze, szukaj drg ich
zainwestowania.
Max odchrzkn i potoczy po nich swymi smutnymi, piwnymi oczyma.
- Nie mamy dotychczas miejsca, w ktrym spotykayby si owe wzajemne potrzeby,
miejsca podobnego do tych, ktre funkcjonuj w innych centrach wiata finansowego.
Najbliej nas znajduje si gieda w Kimberley, jestem jednak pewien, e przyznacie mi
panowie racj, kiedy powiem, e ze wzgldu na znaczne oddalenie nie ma ona dla nas, w
Johannesburgu, adnego praktycznego znaczenia. Pan Hradsky zaprosi panw tutaj, abymy
rozwayli moliwo utworzenia naszej wasnej giedy oraz jeli spodoba wam si ten
pomys, powoali jej przewodniczcego i rad nadzorcz.
17. Duff sta w gabinecie Seana, odwrcony plecami do kominka, palc cygaro i
czekajc na powz, ktry mia ich zawie na gied. Jego szczupe ksztatne nogi, obute w
czarn byszczc skr, odbijay si wyranie na tle pomieni. Mia na sobie palto, zimowy
poranek by bowiem do chodny. Rozchylony konierz odsania brylant, ktry iskrzy si i
jania w jego krawacie.
- Czowiek przyzwyczaja si w kocu do kobiety - stwierdzi. - Znam Candy od
czterech lat, a wydaje mi si chwilami, e jestem z ni przez cae ycie.
- To wspaniaa dziewczyna - zgodzi si machinalnie Sean, zanurzajc piro w
kaamarzu i podpisujc lecy przed nim dokument.
- Skoczyem trzydzieci pi lat - cign dalej Duff - i jeli kiedykolwiek zamierzam
mie syna...
Sean odoy ostronie piro i spojrza na przyjaciela; usta rozchyliy mu si w
umiechu.
- Kto powiedzia mi kiedy: one otwieraj przed tob swj mikki may mdek, a
potem doda: one nie pragn niczego dzieli, chc tylko posiada. Czy mi si wydaje, czy
sysz cakiem nowy ton?
Duff przestpi z zakopotaniem z nogi na nog.
- Czasy si zmieniaj - prbowa si broni. - Mam trzydzieci pi lat...
- Powtarzasz si - zarzuci mu Sean, a Duff umiechn si sabo.
- No c, prawda polega na tym, e...
Nie dane mu byo skoczy tego zdania; z ulicy doszed ich nagy ttent i machinalnie
odwrcili gowy w stron okna.
- Popiech oznacza kopoty - powiedzia Sean, wstajc szybko z krzesa. Podszed do
okna. - To Curtis. Po jego twarzy widz, e nie przynosi dobrych wiadomoci.
Za drzwiami sycha byo podniesione gosy i szybkie kroki. Po chwili do pokoju
wpad bez pukania Martin Curtis. Mia na sobie kombinezon grniczy i pochlapane botem
kalosze.
- Trafilimy na kurzawk na dziewitym poziomie.
- Jakie szkody? - zapyta Duff.
- Due, zalao wszystko do poziomu smego.
- Jezu, naprawienie tego zajmie nam co najmniej dwa miesice! - krzykn Sean. - Czy
kto na miecie ju o tym wie? Mwie komu?
18. Podzielili na parcele tereny w Orange Grove i sprzedali je, zachowujc sobie
tylko sto akrw, na ktrych zaczli budowa dom. W jego projekt woyli ca swoj
poczon energi i wyobrani. Duff skusi wielkimi pienidzmi ogrodnika z
Kapsztadzkiego Ogrodu Botanicznego. Sprowadzi go do Johannesburga ekspresowym
dyliansem i pokaza mu teren.
- Niech pan zaoy tutaj ogrd - powiedzia.
- Na caych stu akrach?
- Tak.
- Bdzie to pana niele kosztowa.
- Pienidze nie graj roli.
Dywany sprowadzili z Persji, drzewo z lasw wok Knysny, a marmur z Italii. Na
gwnej bramie wjazdowej wyryli sowa: W Xanadu kaza wznie Kubilajchan wspaniay
paac uciech. Tak jak powiedzia ogrodnik, kosztowao to wszystko sporo grosza.
Codziennie po poudniu, po zamkniciu giedy, jechali razem na miejsce budowy i przygldali
si postpowi prac. Ktrego dnia wybraa si z nimi Candy i pokazywali jej wszystko niczym
dwaj mali chopcy.
- Tu bdzie sala balowa - oznajmi jej z ukonem Sean. - Czy mog prosi pani do
taca?
- Z przyjemnoci, sir - odpara dygajc, po czym oparszy si o jego rami, ruszya
dalej, stpajc po nie heblowanych deskach.
- Tutaj bd schody - pyszni si Duff. - Z biaego i czarnego marmuru. A na gwnym
podecie sta bdzie w szklanej gablocie piknie zakonserwowana gowa Hradsky'ego z
jabkiem w zbach.
Rozemiani wspili si po rampie z surowego betonu.
- To pokj Seana. ko zrobimy mu z grubego dbowego drzewa, eby wytrzymao
wszelkie czekajce je tortury.
Objli si ramionami i ruszyli dalej korytarzem.
- A to bdzie mj pokj. Mylaem o wannie z czystego zota, ale inynier uwaa, e
byaby zbyt cika, a Sean, e zbyt wulgarna. Spjrz na widok z okien: mona std podziwia
ca dolin. Mog wylegiwa si rano w ku i czyta przez teleskop wywieszone w
gwnym hallu giedy najwiesze notowania.
- Cudowne miejsce - rozmarzya si Candy.
- Podoba ci si?
- O tak.
- Moe nalee take do ciebie.
Candy zaczerwienia si, ale po chwili na jej twarzy pojawia si irytacja.
- Sean mia racj. Jeste wulgarny.
Ruszya ku drzwiom, a Sean zacz szuka po kieszeniach cygara, eby ukry
ogarniajce go zakopotanie. Duff dopad jej dwoma szybkimi krokami i obrci ku sobie.
- Ty sodka idiotko, to byy owiadczyny.
- Pu mnie - powiedziaa bliska ez, szarpic si w jego ucisku.
- Mwi powanie, Candy. Wyjdziesz za mnie?
Cygaro wypado Seanowi z ust, ale zapa je, zanim dotkno podogi. Candy staa bez
ruchu, nie odrywajc oczu od twarzy Duffa.
- Tak czy nie? Wyjdziesz za mnie?
Pokiwaa gow - raz powoli, a potem szybko dwa razy. Duff zerkn przez rami na
Seana.
- Zostaw nas teraz samych, chopcze.
W drodze powrotnej Candy ponownie odzyskaa wigor. Szczebiotaa beztrosko, a
Duff odpowiada na jej pytania umiechajc si pgbkiem. Sean siedzia skurczony i ponury
w kcie powozu. Jego cygaro nie palio si rwno i w kocu wyrzuci je przez okno.
- Mam nadziej, e pozwolisz mi zachowa moj sypialni w Apartamentach Wiktorii,
Candy.
Zapada cisza.
- Co masz na myli? - zapyta Duff.
- e w takim gniazdku najlepiej mieszka si we dwoje - odpar Sean.
- Och, nie! - zawoaa Candy.
- To jest take twj dom - stwierdzi ostro Duff.
- Oddaj go wam w lubnym prezencie.
- Och, zamknij si - odpar szczerzc zby Duff. - Jest wystarczajco duy, ebymy
pomiecili si w nim wszyscy.
Candy przesiada si szybko obok Seana i pooya mu rk na ramieniu.
- Prosz ci... tak dugo bylimy razem. Bdziemy bez ciebie samotni.
Sean odchrzkn.
- Prosz!
- Zamieszka z nami - powiedzia Duff.
- Prosz.
- No dobrze, zgadzam si - odpar z pospn min Sean.
- Kasztanowy i zoty... takie same kolory, jak te, ktrymi oznaczone s nasze konie mrukn zamylony Sean. - Bd pasowa do jego czarnej skry. A do tego turban ze strusim
pirem.
- O czym ty, do diaba, mwisz? - zdziwi si Duff.
- O liberii Mbejane.
Zostawili powz w specjalnie dla nich zarezerwowanym miejscu i ruszyli w stron
loy czonkowskiej, eskortujc eglujc midzy nimi przeliczn Candy.
- Powiem ci, Duff, e adna z obecnych tutaj kobiet nie umywa si do naszej
towarzyszki.
- Dzikuj - odpara Candy, posyajc Seanowi szeroki umiech.
- Czy to dlatego przez cay czas wlepiasz wzrok w jej biust? - zakpi sobie Duff.
- Masz brudne myli - oburzy si Sean.
- Nie zaprzeczaj - zamiaa si Candy. - Bardzo mi to zreszt pochlebia. Moesz
patrze, ile chcesz.
Przecisnli si przez cib barwnych jak motyle kobiet i wyfraczonych mczyzn.
Nis si za nimi szmer pozdrowie.
- Dzie dobry, panie Courteney. - Akcent umieszczony by na panie. - Jakie s
szans Trade Winda w gwnej gonitwie?
- Moesz na niego postawi ostatniego pensa.
- Cze, Duff, gratulacje z okazji zarczyn.
- Dziki, Jock, czas, eby i ty si za kim rozejrza.
Byli modzi, bogaci, przystojni i wszyscy ich podziwiali. Sean czu si jak w sidmym
niebie z pikn, wspart o jego rami kobiet i idcym tu obok przyjacielem.
- Jest i Hradsky. Podejdmy do niego troch si podroczy - zaproponowa Duff.
- Dlaczego tak go nienawidzisz? - zapytaa cicho Candy.
- Spjrz na niego, to bdziesz miaa gotow odpowied. Widziaa kiedykolwiek
kogo bardziej pompatycznego, aosnego i niesympatycznego?
- Och, zostaw go w spokoju, Duff, nie psuj takiego przyjemnego dnia. Zejdmy na
padok.
- Nie ma mowy.
Duff zaprowadzi ich tam, gdzie tu przy porczy stali Hradsky i Max.
- Szalom, Normanie, i z tob take pokj, Maksymilianie.
Hradsky skin gow, a Max mrukn co pod nosem; kiedy zamruga oczyma, jego
rzsy dotykay policzkw.
- Zobaczyem, jak gawdzicie sobie na boku i pomylaem, e podejd, eby
przysucha si waszemu byskotliwemu dialogowi. Widziaem wczoraj twoj now klacz na
torze prbnym - cign dalej, nie otrzymawszy adnej odpowiedzi - i powiedziaem sobie:
Norman ma now przyjacik... to jedyna moliwo... kupi t szkap dla swojej
ukochanej. Ale dzisiaj mwi mi, e masz zamiar wystawi j do wycigu. Och, Norman,
szkoda, e nigdy nie korzystasz z mojej rady przed popenieniem jednego z tych twoich
gupstw. Jeste czasami taki diabelsko porywczy.
- Pan Hradsky jest przekonany, e Sun Dancer pokae si dzisiaj z jak najlepszej
strony - mrukn Max.
- Miaem zamiar zaproponowa ci dodatkowy zakad, ale bdc z natury czowiekiem
dobrego serca, doszedem do wniosku, e byaby to z mojej strony gruba nieuczciwo.
Zgromadzi si wok nich may tumek, wszyscy byli ciekawi, czym si to zakoczy.
Candy uja delikatnie Duffa za okie, prbujc odcign go na bok.
- Mylaem, e Norman przyjby zakad w wysokoci piciuset funtw. Ale
zapomnijmy o tym - wzruszy ramionami Duff.
Hradsky zrobi niecierpliwy gest doni. Max nie mia adnych trudnoci z
interpretacj.
- Pan Hradsky proponuje tysic.
- To bd, Normanie, wyjtkowa nierozwaga - westchn Duff. - Ale sdz, e nie
mam chyba innego wyjcia, musz przyj.
Przeszli do bufetu. Candy przez duszy czas milczaa.
- Mie takiego przeciwnika jak Hradsky to luksus, na ktry nawet wy, dwaj bogowie,
nie zawsze moecie sobie pozwoli - stwierdzia w kocu. - Dlaczego nie zostawicie go w
spokoju?
- To takie hobby Duffa - wyjani Sean, kiedy znaleli wolny stolik. - Kelner, przynie
nam butelk Pol Rogera.
Przed gwn gonitw zeszli na padok. Posugacz otworzy przed nimi furtk i weszli
midzy krcce si niespokojnie konie. Zbliy si do nich may gnom odziany w jedwabny
strj w brzowo-zote pasy. Przytkn do do czapki i stan przed nimi zakopotany
obracajc w palcach bat.
- Wyglda dzisiaj wspaniale, prosz pana - oznajmi wskazujc gow Trade Winda.
Na koskim barku widniaa ciemna plama potu. Gryz niespokojnie wdzido, unoszc
delikatnie nogi, a w pewnym momencie parskn i dokej obrci oczyma w udawanym
przeraeniu.
- To ostry ko, prosz pana. Jest w nim co takiego, e sam nie wiem... jeli rozumie
pan, o co mi chodzi.
- Chc, eby wygra, Harry - powiedzia Duff.
- Zrobi to, prosz pana, zrobi, co bd mg.
- Jeli ci si uda, dostaniesz tysic gwinei.
- Tysic... - powtrzy dokej wstrzymujc oddech.
Duff zerkn na Hradsky'ego i Maxa, ktrzy konferowali ze swoim trenerem. Zapa
wzrok Hradsky'ego, spojrza znaczco na jego buan klacz i pokiwa ze wspczuciem
gow.
- Wygraj dla mnie, Harry - powiedzia cicho.
- Zrobi to, prosz pana!
Stajenny przyprowadzi do nich wielkiego ogiera i Sean pomg dokejowi wskoczy
na siodo.
- ycz szczcia - powiedzia.
Harry nasun czapk na gow i wzi do rki wodze; mrugn do Seana i jego
maleka twarzyczka zmarszczya si w umiechu.
- Nie ma wikszego szczcia od tysica gwinei, jeli rozumie pan, o co mi chodzi.
- Idziemy - powiedzia Duff, ujmujc Candy pod rami. - Przejdmy na trybuny.
Wyszli szybko z padoku i minli obszar zarezerwowany tylko dla czonkw klubu.
Trybuny byy zatoczone, ale ustpiono im z szacunkiem miejsca.
- Nie potrafi was obu zrozumie - stwierdzia, miejc si cicho Candy. - Najpierw
zawieracie ekstrawagancki zakad, a potem zaatwiacie to w ten sposb, e nie zyskacie nic
nawet w przypadku wygranej.
- Nie chodzi o pienidze - zapewni j Duff.
- Tyle wanie wygra ode mnie wczoraj wieczorem w klabejas16 - powiedzia Sean. Jeeli Trade Wind okae si lepszy od tej klaczy, jego jedyn nagrod bdzie widok twarzy
Hradsky'ego. Strata tysica gwinei zaboli go nie wicej ni kopniak midzy uda.
Przeparadoway przed nimi konie. Szy, podnoszc wysoko nogi, obok prowadzcych
je za uzdy stajennych, a potem zawrciy i pognay galopem w stron zakrtu, skaczc na
boki i podrzucajc do gry bami. W socu lnia ich sier i pobyskiwa okrywajcy
grzbiety jasny jedwab.
Nad szumicym z podniecenia tumem nis si tubalny gos bukmachera.
- Numer drugi dwadziecia do jednego. Sun Dancer pi do jednego. Trade Wind
jeden do jednego.
Duff wyszczerzy zby w umiechu.
- Prawidowo. Ludzie znaj si na rzeczy.
Candy spojrzaa na Seana, gniotc nerwowo w doniach rkawiczki.
- Hej, ty tam na grze. Widzisz, co si dzieje?
- Podchodz teraz wszystkie razem do linii. Wyglda na to, e zaraz rusz informowa j Sean, nie odejmujc od oczu lornetki. - Tak, ruszyy... id do przodu.
- Mw, co widzisz. Mw, co widzisz! - krzyczaa Candy, szturchajc go w rami.
- Harry wysun si na czoo. Czy widzisz klacz, Duff?
- Co zielonego miga w caej grupie... tak, jest szsta albo sidma.
- Co to za ko zaraz za Trade Windem?
- To waach Hamiltona, nie przejmuj si nim, nie wytrzyma do koca okrenia.
Fryz uniesionych koskich bw i cigncej si za nimi wskiej, bladej smugi kurzu
obramowany by otaczajc tor barierk i majaczcymi z tyu biaymi grniczymi hadami.
Konie rozcigny si na zakrcie niczym sznur ciemnych paciorkw, a potem na prostej zbiy
z powrotem w grup.
- Trade Wind wci jest pierwszy... chyba nie odda prowadzenia... waach odpad i
wci nie wida klaczy.
- Jest tam! Tam, Duff, daleko po zewntrznej. Idzie do przodu.
- Szybciej, kochany - szepn Duff. - Poka, co potrafisz.
- Oderwaa si od grupy... dochodzi, Duff, jest coraz bliej - ostrzega Sean.
16
Gra w karty.
- No szybciej, Trade Wind, nie daj si - szepta bagalnie Duff. - Nie daj si.
Doszed ich teraz stukot kopyt; przypomina z pocztku odlegy przybj, ale z kad
chwil potnia. Wida byo wyranie kolory: szmaragdow ziele na buanym grzbiecie i
brzowo-zote pasy na prowadzcym stawk gniadoszu.
- Trade Wind! Szybciej, Trade Wind! - piszczaa podskakujc w miejscu Candy.
Kapelusz opad jej na oczy; zerwaa go niecierpliwie z gowy i wosy rozsypay jej si na
ramiona.
- Dochodzi go, Duff!
- Daj mu pokosztowa bata, Harry, na mio bosk, podetnij go, czowieku!
Ttent kopyt wzmg si, przebrzmia obok nich i odpyn. Pysk klaczy by na
wysokoci buta Harry'ego i posuwa si wci do przodu; za chwil znalaz si na rwnej linii
ze wznoszcym si i opadajcym w galopie barkiem gniadosza.
- Podetnij go, niech ci diabli! - wrzasn Duff. - Podetnij go! Prawa rka Harry'ego
poruszya si szybko jak mamba17 - prask, prask; przez zgiek tumu i stukot kopyt doszed
ich odgos tncego skr bata i ogier jak oparzony skoczy do przodu. Oba konie przeciy
lini mety niczym para w zaprzgu.
- Kto wygra? - zapytaa zamierajcym gosem Candy.
- Nie widziaem, niech to wszyscy diabli - odpar Duff.
- Ani ja... - Sean wyj z kieszeni chustk i otar ni sobie czoo. - To nie na moje
serce, jakby powiedzia Francois. Masz, poczstuj si cygarem, Duff.
- Dziki. Rzeczywicie musz zapali.
Gowy tumu obrciy si ku tablicy nad lo sdziowsk. Zapado pene napicia
milczenie.
- Dlaczego tyle czasu zajmuje im ustalenie kolejnoci? skarya si Candy. - Tak si
zdenerwowaam, e musz i do toalety. Duej nie wytrzymam.
- Wywieszaj numery! - krzykn Sean.
- Czyje? - Candy podskoczya w gr, eby zobaczy co ponad gowami tumu, i
natychmiast zamara w bezruchu z wyrazem przeraenia na twarzy.
- Numer szesnasty! - ryknli chrem Duff i Sean. - To Trade Wind!
17
Jadowity afrykaski w.
Sean szturchn Duffa w pier, a Duff zama Seanowi tkwice w ustach cygaro.
Potem obaj zapali w objcia Candy i uciskali j. Wydaa z siebie cichy pisk i wyzwolia si
z ich ramion.
- Przepraszam - powiedziaa i ucieka.
- Pozwl, e postawi ci drinka - zaproponowa Sean, zapalajc okaleczone cygaro.
- To ja mam zaszczyt ci zaprosi. Nie odmawiaj. - Duff obj go za rami i
umiechnici od ucha do ucha pomaszerowali razem do bufetu. Przy jednym ze stolikw
siedzia Hradsky z Maxem. Duff zaszed go od tyu, zdj mu z gowy cylinder i poczochra
nieliczne ocalae wosy.
- Nie przejmuj si, Norman. Nie mona bez przerwy wygrywa. Hradsky powoli si
odwrci. Wyj z rki Duffa swj cylinder i wyrwna doni wosy. Jego oczy rzucay
niebezpieczne te byski.
- Ma zamiar co powiedzie - szepn podniecony Duff.
- Zgadzam si z panem, panie Charleywood, nie mona bez przerwy wygrywa stwierdzi Norman Hradsky. Wypowiedzia ca kwesti do gadko, zaci si tylko lekko
na p - ten dwik zawsze sprawia mu trudno. Wsta, woy na gow kapelusz i wyszed.
- Czek zostanie dorczony do paskiego biura w poniedziaek rano - powiedzia cicho
Max, nie odrywajc oczu od stou, po czym wsta i wyszed w lad za Hradskym.
bieg razem z nimi. Cikie kalosze grzzy mu w bocie, a nogi, przywyke do lekkiego ycia
i jazdy powozem, szybko saby. Jeden po drugim mijali go kolejni grnicy.
- Zaczekajcie na mnie - chcia zawoa. - Zaczekajcie na mnie.
Polizgn si na grzskim podou i padajc uderzy o chropowat cian. Podnis
si; brod mia oblepion botem i szumiao mu w uszach. Obijajc si o ciany ruszy dalej.
W tym momencie, z trzaskiem przypominajcym strza z karabinu, pk pod naporem
przesuwajcej si skay jeden z podtrzymujcych strop stempli i z sufitu buchn nagle gsty
obok kurzu. Sean zachwia si na nogach. Wszdzie wok niego gadaa, stkaa i zawodzia
ziemia; co jaki czas dochodziy go jej krtkie stumione jki. Pkay z trzaskiem kolejne
belki, a potem powoli, niczym kurtyna w teatrze, skaa przed nim zacza osuwa si w d.
Tunel wypeni si gstym pyem, ktry przymi wiato lampy i zatyka mu gardo. Wiedzia
ju, e nie ma szans, ale bieg dalej, nie zwracajc uwagi na sypice si obok niego kawaki
skay. Jeden z nich uderzy go w kask i o mao nie zwali z ng. Olepiony wirujc chmur
kurzu zderzy si w penym pdzie z blokujcym przejcie porzuconym wzkiem i upad na
jego metalowy korpus, kaleczc sobie uda.
To koniec - przeleciao mu przez gow, ale natychmiast, wiedziony instynktem,
podnis si i zacz niezdarnie przeciska si obok wzka. Tunel przed nim run z hukiem.
Sean pad na kolana i wpez midzy koa, kurczc si pod stalow solidn platform
dosownie na sekund przed zawaleniem si stropu nad jego gow.
Wydawao si, e oguszajcy grzmot nigdy si nie skoczy, gdy nagle wszystko si
urwao i w zapadej ciszy rozlega si tylko zgrzyt i skrzypienie osiadajcej skay. Sean zgubi
gdzie swoj lamp i otaczajce ciemnoci gnioty go rwnie mocno, jak napierajca na jego
mikroskopijn kryjwk ziemia. W powietrzu unosi si gsty py i Sean nie mg
powstrzyma kaszlu; kaszla, a zabolao go w piersi i poczu w ustach sony smak krwi.
Miejsca byo tak mao, e ledwie mg si poruszy - stalowa platforma wzka wisiaa
zaledwie sze cali nad jego gow; w kocu jednak udao mu si rozpi z przodu
kombinezon i odedrze rbek koszuli. Przyoy kawaek jedwabiu do twarzy, zakrywajc ni,
niczym chirurgiczn mask, usta i nos. Zatrzymywaa drobiny pyu i mg teraz swobodniej
oddycha. Kurz powoli opada; Sean kaszla coraz rzadziej, a w kocu zupenie przesta.
Zdziwiony, e jeszcze yje, zacz bada swoj kryjwk. Sprbowa rozprostowa nogi, ale
natrafi zaraz stop na ska. Obmaca palcami otaczajc go przestrze: nad gow mia sze
cali, po bokach moe dwanacie, pod sob ciepe boto, a wok ska i stal. Zsun z gowy
hem. Lea w skalnej trumnie, przykryty stalowym wiekiem, pogrzebany piset stp pod
ziemi. Poczu pierwszy przypyw paniki. Zajmij czym umys, pomyl o czym, myl o
czymkolwiek, byle nie o otaczajcej ci skale - powiedzia sobie. Poruszajc si z trudnoci
w ciasnej przestrzeni, zacz przeszukiwa kieszenie.
- Jedna srebrna cygarnica z dwoma havanami. - Pooy j obok siebie.
- Jedno mokre pudeko zapaek. - Pooy je na cygarnicy.
- Kieszonkowy zegarek.
- Jedna chusteczka z irlandzkiego ptna, z monogramem.
- Szylkretowy grzebie... czowieka ocenia si po tym, jak wyglda.
Zacz czesa brod, ale zaraz uwiadomi sobie, e zajwszy czym rce, pozwoli
swobodnie buja mylom. Pooy grzebie obok zapaek.
- Dwadziecia pi funtw w zotych suwerenach... - przeliczy je dokadnie - zgadza
si, dwadziecia pi. - Mgbym zamwi butelk dobrego szampana - mwic to poczu w
ustach kredowy smak pyu - i malajsk dziewczyn. Albo nie, dlaczego mam sobie aowa:
od razu dziesi Malajek. Kazabym im taczy, eby szybciej mija czas. Obiecabym kadej
po suwerenie, eby nabray wikszego entuzjazmu.
Szuka dalej, ale nie znalaz ju niczego.
- Kalosze, skarpetki, szyte na miar spodnie, koszula, niestety podarta, kombinezon,
kask... i to chyba wszystko.
Kiedy ju wyliczy cay swj dobytek i zbada cel, nie mg duej odsuwa
toczcych si pod czaszk myli. Przede wszystkim o drczcym go pragnieniu. Boto, w
ktrym lea, byo zbyt gste, by mg odsczy z niego wod. Prbowa to zrobi przez
koszul, ale bez powodzenia. Potem pomyla o powietrzu i doszed do wniosku, e lune
rumowisko przepuszcza go tyle, e zdoa utrzyma si przy yciu. Przeyje, jeli nie umrze z
pragnienia. Jeli nie umrze zwinity niczym pd w ciemnym onie Matki Ziemi. Rozemia
si - robak uwiziony w mrocznych, ciepych wntrznociach olbrzyma - a potem uwiadomi
sobie, e tak wanie wygldaj pierwsze objawy paniki i gryzc palce wcisn pi w usta,
eby powstrzyma miech. Zrobio si bardzo cicho, skaa przestaa si osuwa.
- Jak dugo to jeszcze potrwa, doktorze? Ile mam czasu?
- No c, jeeli bdziesz si tak poci, to szybko si odwodnisz. Moim zdaniem, nie
duej jak cztery dni - odpowiedzia sam sobie.
- A gd, doktorze?
- Och, tym nie musisz si przejmowa. Bdziesz oczywicie godny, ale umrzesz z
pragnienia.
- A tyfus, czy moe dur, nie pamitam ju, jak nazywa si ta choroba. Co o tym
sdzisz, doktorze?
- Gdyby gdzie koo ciebie leay trupy, byby powanie zagroony. Lecz jeste sam,
wiesz o tym.
- Czy nie uwaasz, e dostan pomieszania zmysw, doktorze? Nie od razu,
oczywicie, ale w cigu kilku dni?
- Tak. Chyba zwariujesz.
- Nigdy nie cierpiaem na pomieszanie zmysw, nic mi w kadym razie o tym nie
wiadomo. Nie sdzisz, e atwiej bdzie mi to wszystko znie, kiedy oszalej?
- Jeli pytasz, czy to ci w jakim sensie pomoe, to nie wiem.
- Ach, teraz zaczynasz by tajemniczy; ale rozumiem, chodzi ci o to, i nie wiadomo,
jakie mog mnie przeladowa koszmary? Innymi sowy, e umierajc jako szaleniec, mog
cierpie bardziej ni umierajc z pragnienia? Ale przecie mog nie zdy oszale. Ten
wzek moe zaama si pod ciarem; napieraj w kocu na niego tony skay. To cakiem
prawdopodobne, doktorze; jako lekarz, a wic czowiek nauki, powinien pan sam wpa na
ten pomys. Matce Ziemi nic si nie stao, ale dziecko niestety urodzio si martwe. Para zbyt
mocno.
Sean mwi gono sam do siebie i nagle zrobio mu si gupio. Wzi do rki kamie i
postuka nim w wzek od spodu.
- Brzmi cakiem pewnie. Najprzyjemniejszy odgos, jaki w yciu syszaem, sowo
daj.
Postuka mocniej w metalowy korpus - raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy - i nagle kamie
wypad mu z rki. Stukot powraca - daleki i cichy niczym echo odbite od ksiyca. Sean
zamar cay w bezruchu, a potem zadra z podniecenia. Chwyci z powrotem kamie: uderzy
mocno trzy razy i trzy razy powrcia do niego odpowied.
- Usyszeli mnie, sodki Jezu, usyszeli mnie. - Rozemia si bezgonie. - Droga
Matko Ziemio, nie przyj zbyt mocno, bagam ci, nie przyj. Bd cierpliwa. Poczekaj kilka
dni. Zrobi ci cesarskie cicie i wyjm dziecko z twego ona.
Mbejane zaczeka, a Sean zniknie we wntrzu szybu numer trzy, i dopiero wtedy
zdj z siebie now kurtk. Zoy j starannie i usiad obok niej na kole. Przez chwil
rozkoszowa si dotykiem soca grzejcego jego nag skr, a potem zeskoczy na ziemi i
zaj si komi. Napoi je, odprowadzi z powrotem do powozu i zaoy im luno uprz na
grzbiety. Zabra swoje dzidy ze stopnia przy kole i ruszy w stron poronitego nisk traw
pola, obok budynku administracyjnego. Usiad na ziemi i mruczc cicho pod nosem, zacz
ostrzy dzidy. Po jakim czasie przecign dowiadczonym palcem wzdu kadego ostrza.
Odchrzkn, zgoli kilka woskw z przedramienia, umiechn si zadowolony i pooy
dzidy na trawie. Rozcign si na ziemi i zasn w ciepych promieniach soca.
Obudziy go krzyki. Usiad i instynktownie sprawdzi pozycj soca. Spa godzin
albo troch duej. Krzycza Duff, a Francois, cay zabocony, ypic dookoa przeraonym
okiem, odpowiada na jego pytania. Stali przed wejciem do budynku administracyjnego. Ko
Duffa by mokry od potu. Mbejane wsta i ruszy w ich stron; nadstawi ucha, prbujc
zrozumie ich podniesione gosy. Mwili zbyt szybko, ale domyli si, e stao si co zego.
- Chodnik zawali si prawie do stacji wind na poziomie dziesitym - mwi Francois.
- Zostawie go tam - zarzuci mu Duff.
- Mylaem, e biegnie tu za mn, ale zawrci.
- Po co... dlaczego to zrobi?
- eby zawoa innych.
- Czy zacze ju oczyszcza chodnik?
- Nie. Czekaem na pana.
- Ty cholerny gupcze, on moe jeszcze yje... kada minuta jest na wag zota.
- On nie ma adnej szansy, panie Charleywood. Na pewno zgin.
- Zamknij si, do diaba.
Duff odwrci si plecami od Francois i ruszy w stron szybu. Wok stalowej wiey
zgromadzi si tum i nagle Mbejane domyli si, e chodzi o Seana. Dopdzi Duffa, zanim
ten doszed do szybu.
- Czy to Nkosi?
- Tak.
- Co si stao?
- Zasypao go.
Mbejane przepcha si do windy zaraz za Duffem i aden z nich nie odezwa si ani
sowem a do chwili, kiedy dotarli do poziomu dziesitego. Ruszyli chodnikiem i po krtkiej
chwili zatrzymao ich rumowisko. Kilku grnikw z elaznymi drgami i opatami w rkach
oczekiwao na rozkazy. Mbejane przecisn si midzy nimi. Zatrzymali si razem z Duffem
przed cian pokruszonej, blokujcej tunel skay i dugo milczeli. Wreszcie Duff odwrci si
do biaego brygadzisty.
- Bylicie w przodku?
- Tak.
- On zawrci, eby was zawoa, prawda?
- Tak.
- A wy go tam zostawilicie?
Mczyzna nie mia odwagi spojrze Duffowi w oczy.
- Mylaem, e biegnie tu za nami - mrukn.
- Mylae tylko o tym, eby ocali swoj ndzn skr! - krzykn Duff. - Ty wredny
may tchrzu. Ty obleny, srajcy w portki sukinsynu...
Mbejane zapa Duffa za rami i ten przerwa swoj tyrad. W zapadej ciszy usyszeli
wszyscy cichy stuk: raz, dwa, trzy.
- To on. To musi by on - wyszepta Duff. - On yje! - Wyrwa om z rk jednego z
krajowcw i postuka nim w cian tunelu. Odczekali chwil, syszc tylko wasne oddechy, a
potem dotara do nich odpowied - goniejsza i wyraniejsza ni poprzednio. Mbejane
odebra om Duffowi i wbi go w szczelin w rumowisku. Wida byo napinajce si na jego
plecach muskuy, kiedy prbowa podway jeden z gazw. om wygi mu si w rkach
niczym lukrecjowy lizak; Mbejane odrzuci go na bok i zacz odgarnia kamienie goymi
rkami.
- Hej, ty - warkn Duff do brygadzisty. - Przy oczyszczaniu tunelu bdziemy
potrzebowa drzewa na stemple. Masz je tu dostarczy. Czterech z was - zwrci si do
krajowcw - bdzie pracowao przy cianie. Reszta ma usuwa std kamienie w miar, jak
bdziemy uprzta chodnik.
- Chce pan uy dynamitu? - zapyta brygadzista.
- I spowodowa nastpny zawa? Puknij si w gow, czowieku. Id po to drzewo, a
kiedy bdziesz na grze, wezwij tutaj pana du Toit.
W cigu czterech godzin oczycili pitnacie stp tunelu, rozbijajc wiksze gazy
potnym motem i usuwajc niniejsze sztuki omami. Duffa bolao cae ciao; donie mia
zdarte do krwi. Musia odpocz. Dowlk si do stacji wind, gdzie znalaz koce i wielk
waz zupy.
- Skd to przysano?
- Z hotelu Candy, sir. Przy wejciu do szybu czeka p Johannesburga.
Duff owin si w koc i wypi troch zupy.
- Gdzie jest du Toit?
- Nie mogem go znale, sir.
Mbejane nie odchodzi od ciany. Pierwszych czterech krajowcw skoczyo prac i
ich miejsce zaja wiea zmiana. Kierowa ni Mbejane. Od czasu do czasu mrucza jakie
polecenie, wikszo si rezerwowa jednak na walk ze ska. Duff odpoczywa przez
godzin. Kiedy pojawi si z powrotem, Mbejane wci tam by. Duff patrzy, jak Zulus
obejmuje ramionami gaz wielkoci beczki od piwa, mocno zapiera si nogami i wyrywa go z
rumowiska. W lad za gazem posypay si mniejsze kamienie i ziemia, grzebic nogi
Mbejane a do kolan. Duff skoczy, eby mu pomc. Po kolejnych dwch godzinach musia
znowu chwil odpocz. Tym razem zabra ze sob Zulusa. Da mu koc i kaza wypi troch
zupy. Usiedli obok siebie, z plecami opartymi o cian i zarzuconymi na ramiona kocami. Do
Duffa zbliy si brygadzista, trzymajc w rku wypenion do poowy butelk brandy.
- Przysya to pani Rautenbach, sir.
- Przeka jej moje podzikowania - powiedzia Duff, wycigajc korek zbami i
pocigajc dwa spore yki. zy stany mu w oczach; poda butelk Mbejane.
- Nie wypada - wzdraga si Zulus.
- Pij.
Mbejane upi troch, wytar starannie swoim kocem szyjk butelki i odda j. Duff
pocign kolejny yk i ponownie poda butelk Zulusowi, ale ten potrzsn przeczco gow.
- Maa ilo daje si, dua j odbiera. Czeka nas ogrom pracy. Duff zakorkowa
butelk.
- Ile czasu potrwa, nim do niego dotrzemy? - zapyta Mbejane.
- Dzie, moe dwa.
- Przez dwa dni czowiek moe umrze - zaduma si Zulus.
- Nie kto, kto ma postur byka i diabelski temperament - zapewni go Duff.
Sean lea w bocie z gow opart o tward poduszk hemu. Ciemno bya tak samo
nieprzenikniona jak otaczajca go skaa. Prbowa wyobrazi sobie, gdzie koczy si jedna i
zaczyna druga - kiedy to robi, zapomina na chwil o drczcym go pragnieniu. Sysza brzk
uderzajcego o ska mota i grzechot osypujcych si luno kamieni, ale nie zdaway si one
wcale przyblia. Zdrtwia cay i bola go bok, ale nie by w stanie si obrci - za kadym
razem, kiedy prbowa to zrobi, zaczepia kolanami o wzek. Powietrze w jego maej jaskini
zalatywao stchlizn - zacza go bole gowa. Poruszy si niespokojnie i natrafiwszy rk
na ma kupk suwerenw, uderzy w nie gniewnie, rozsypujc w boto. To one byy
przynt, ktra zwabia go w t puapk. Teraz oddaby je i miliony innych, eby tylko poczu
na twarzy powiew wiatru i dotyk soca. Przywara do niego ciemno, gsta i duszca
niczym czarna melasa; mia wraenie, e wypenia jego nos, gardo i oczy, szczelnie go
oblepiajc. Pomaca wok siebie i znalaz pudeko zapaek. Przez te kilka jasnych sekund
spaliby wikszo drogocennego, wypeniajcego jego jaskini tlenu i nazwaby to uczciw
transakcj - niestety, pudeko zamoko. Pociera zapak po zapace, ale mokre gwki
kruszyy si, nie dajc iskry, wic odrzuci je i zacisn mocno powieki, eby cho w ten
sposb rozjani ciemno. Przed jego zamknitymi oczyma pojawiy si jaskrawe kolory;
poruszay si i zmieniay, i nagle cakiem wyranie ujrza wyaniajc si z nicoci twarz
Garricka. Przez dugie miesice ani razu nie pomyla o swojej rodzinie, zbyt pochonity by
zbieraniem zotego plonu, ale teraz wrciy do tumnie wspomnienia. Tyle byo rzeczy, o
ktrych zapomnia. W porwnaniu z wadz i zotem wszystko inne wydawao si niewane nawet ycie, ludzkie ycie stracio dla niego znaczenie. A teraz jego wasne ycie wisiao na
skraju czarnego uskoku.
- Zamiast tyle gada, lepiej mnie std wycignij. - Gos Seana by schrypnity z
pragnienia i zdawiony od kurzu.
- On ley pod wzkiem!
- To on!
- Dobrze si czujesz, Nkosi!
- Znalelimy go!
Krzyki usyszeli ludzie pracujcy przy stemplowaniu chodnika i przekazali gono
wiadomo do stacji wind.
- Odnaleli go! Jest cay i zdrw! Odnaleli go! Zapominajc zupenie o zmczeniu
Duff i Mbejane skoczyli razem do przodu. Pracujc rami przy ramieniu odgarnli ostatnie
kamienie i klczc zajrzeli pod wzek.
- Widz ci, Nkosi.
- Ja ci te widz, Mbejane. Co zatrzymao ci tak dugo?
- Musielimy odgarn po drodze par maych kamykw, Nkosi. Mbejane sign pod
wzek i ujmujc Seana pod pachy wycign go na zewntrz.
- Nieliche sobie miejsce wybrae, chopcze, eby polee. Jak si czujesz?
- Daj mi troch wody i zaraz dojd do siebie.
- Wody! Dajcie wody! - wrzasn Duff.
Sean przyssa si do kubka, prbujc za jednym ykiem wyprni ca jego
zawarto. Zakrztusi si i woda prysna mu z nosa.
- Spokojnie, chopcze, spokojnie - powiedzia Duff klepic go po plecach. Nastpny
kubek Sean wypi ju wolniej i odsun go od ust, sapic ze zmczenia.
- To byo dobre.
- Chod, na grze czeka na ciebie doktor.
Duff zarzuci mu na ramiona koc, a Mbejane wzi delikatnie na rce.
- Pu mnie, do jasnej cholery. Nie zapomniaem jeszcze, jak si chodzi.
Mbejane postawi go ostronie na ziemi, ale pod Seanem ugiy si nogi, jakby wsta
wanie z ka po dugiej chorobie. Zapa si kurczowo ramienia Zulusa. Mbejane wzi go
ponownie na rce i zanis do windy. Wyjechali na powierzchni.
- wieci ksiyc. I gwiazdy... Boe, jakie to pikne - w gosie Seana brzmia
niekamany zachwyt; nabra pene puca chodnego, nocnego powietrza, ale byo dla niego
zbyt rzekie i ponownie si rozkaszla. Kiedy wyszli z windy, czekajcy przy wiey ludzie
otoczyli ich gstym piercieniem.
- Co z nim?
- Jak si czujesz, Sean?
- W biurze czeka doktor Symmonds.
- Szybko, Mbejane - powiedzia Duff. - Zabierzmy go std, eby si nie przezibi.
Podtrzymujc z obu stron Seana zaprowadzili go do budynku administracyjnego i
pooyli na kozetce w gabinecie Francois. Symmonds przebada go, zajrza do garda i
zmierzy puls.
- Macie tutaj zamknity powz?
- Tak - odpar Duff.
- To dobrze. Owicie go ciepo i zawiecie do domu, do ka. Nawdycha si tyle
kurzu i stchego powietrza, e istnieje powane niebezpieczestwo zapalenia puc. Pojad
razem z wami i dam mu rodek uspokajajcy.
- Nie potrzebuj adnego rodka, doktorze - stwierdzi z umiechem Sean.
- Wydaje mi si, e ja wiem lepiej, co jest panu potrzebne, panie Courteney. - Doktor
Symmonds by modym mczyzn. Cieszy si prawdziw renom wrd johannesburskich
bogaczy i traktowa swoj prac bardzo powanie. - Teraz, jeeli pan pozwoli, odwieziemy
pana do paskiego hotelu - powiedzia i zacz pakowa swoje instrumenty do walizki.
- To pan jest doktorem - zgodzi si Sean. - Ale zanim pojedziemy, chciaem pana
prosi, eby zerkn pan na rce mojego sucego. S strasznie poranione. Zdar je prawie do
koci.
Doktor Symmonds nie podnis nawet oczu znad swojej walizki.
- Nie prowadz praktyki dla czarnych, panie Courteney. Jestem pewien, e znajdzie
pan jakiego innego lekarza, kiedy wrcimy do miasta.
Sean usiad powoli, pozwalajc, by koc zsun mu si z ramion. Podszed do doktora
Symmondsa i zapa go za gardo przygwadajc do ciany. Lekarz mia liczne woskowe
wsiki. Sean uj jeden z nich midzy kciuk i palec wskazujcy i wyrwa go tak, jak to si
robi z pirami martwej dzikiej kaczki. Doktor Symmonds gono zapiszcza.
- Od dzisiaj, doktorze, prowadzi pan praktyk dla czarnych - poinformowa go Sean.
Wycign z kieszeni marynarki Symmondsa chusteczk i wytar ni mae kropelki krwi,
ktre pojawiy si na grnej wardze doktora. - Niech pan bdzie tak dobry i zajmie si moim
sucym.
Sean spojrza bez sowa na poplamione jodyn bandae na jego rkach i na liberi w
zociste i brzowe pasy. A potem odwrci si plecami do Zulusa i wlepi oczy w sufit.
- Kazaem przyj mojemu sucemu, a zamiast niego przysali mi tu mapk na
acuchu.
Mbejane sta nieruchomo. Jego twarz nie zdradzaa adnych uczu, tylko w oczach
mign cie urazy.
- Id, znajd mojego sucego. Poznasz go po stroju, jaki nosz zuluscy wojownicy.
Dopiero po kilku sekundach brzuch Mbejane zatrzs si od skrywanego miechu;
potem zawadn jego ramionami i wykrzywi kciki ust. Zulus zamkn za sob bardzo cicho
drzwi, a kiedy powrci, odziany w swoj star opask, Sean wyszczerzy do niego w
umiechu zby.
- A! Teraz ci widz, Mbejane.
- Ja ci te widz, Nkosi.
Podszed do ka i zaczli rozmawia. Nie mwili wiele o samym zawale i ani sowa
o udziale Mbejane w akcji ratowniczej. Ta sprawa bya zrozumiaa sama przez si, sowa
mogy j tylko popsu. By moe porusz ten temat kiedy w przyszoci, ale nie teraz.
- Bdziesz jutro potrzebowa powozu, Nkosi? - zapyta w kocu Mbejane.
- Tak. A teraz id. Najedz si i wypij.
Sean usiad w ku i dotkn doni ramienia Zulusa. Prawie ze wstydem pozwoli
sobie na ten krtki fizyczny kontakt i zaraz potem Mbejane wyszed.
Wkrtce zjawi si ubrany w jedwabny szlafrok Duff. Zjedli razem stek z jajkiem
sadzonym, a Duff posa po butelk wina, eby mogli po raz kolejny spuka kurz z garde.
- Powiedzieli mi, e Francois wci siedzi Pod Jasnymi Anioami. Zalewa pak,
odkd wydosta si z szybu. Kiedy wytrzewieje, moe przyj do biura i odebra swoj
pensj.
Sean wyprostowa si w ku.
- Masz zamiar go wywali?
- Mam zamiar da mu takiego kopniaka, e wylduje dopiero w Kapsztadzie.
- Za co, do jasnej cholery? - zapyta Sean.
- Za co? - zaperzy si Duff. - Za to, e uciek... wanie za to.
- On przey zawa w Kimberley, zgadza si, Duff?
- Tak.
podao echo jego krokw. Obla si potem i poczu, jak zaczyna drga mu policzek; kiedy
doszed do ciany, postawi lamp na skalnym wystpie. Upewni si, e ma w kieszeni
zapaki, po czym zdmuchn pomie. Ogarna go ciemno. Najgorsze byo pierwsze p
godziny. Dwukrotnie trzyma ju w rku zapaki, ale w ostatniej chwili si powstrzyma. Pod
pachami czu zimne plamy potu; ciemno wypenia jego otwarte usta i dawia go. Musia
walczy o kady haust powietrza: nabiera go, trzyma w pucach, a potem wypuszcza. Na
pocztku uspokoi oddech, a potem powoli, powoli zapanowa nad gnbicym go koszmarem
i wiedzia ju, e wygra. Odczeka jeszcze dziesi minut, oddychajc z atwoci i opierajc
swobodnie plecy o cian tunelu, i zapali lamp. Umiechajc si, ruszy z powrotem do
stacji wind i da sygna dwigowemu. Po wyjciu z windy zatrzyma si na chwil, eby
zapali cygaro; zapak cisn w czarny, kwadratowy otwr szybu.
- Tyle ci si tylko dostao, dziuro - powiedzia, ruszajc w stron budynku
administracyjnego.
Nie wiedzia, e szyb numer trzy zabierze mu w przyszoci co, co ceni sobie rwnie
wysoko jak wasn odwag. Zabierze i nie odda z powrotem. Ale to miao si zdarzy dopiero
po latach.
18
23. Gdy ani Sean, ani Duff nie pojawili si nazajutrz rano na giedzie, przez sal
zarzdu przetoczya si fala plotek, a ceny skakay jak szalone. Po otrzymaniu z
wiarygodnych rde informacji o tym, e Sean i Duff odkryli nowe bogate zoa zota, ceny
akcji Courteneya-Charleywooda poszyboway na niebotyczn wysoko; dwadziecia minut
pniej, po zdementowaniu tych wiadomoci, spady o dwadziecia szylingw. Przez cay
ranek Johnson biega midzy biurem a gied. O jedenastej ledwo mg mwi ze zmczenia.
- Nie przejmuj si, Johnson - powiedzia mu Sean. - Masz tu suwerena, id do hotelu
Grand National i zamw sobie co do picia. Miae ciki ranek.
Jeden z ludzi Jocka Heynsa, ktremu zlecono obserwacj biur CourteneyaCharleywooda, poszed za Johnsonem a do hotelu. Kiedy usysza, co zamawia u barmana,
pobieg w te pdy na gied, eby zoy raport Jockowi.
- Ich starszy ksigowy poszed do baru i zamwi sobie butelk francuskiego
szampana - oznajmi, ciko dyszc.
- Dobry Boe! - Jock omal nie spad z krzesa. Siedzcy obok niego Trevor dawa
gorczkowe znaki swojemu maklerowi.
- Kupuj - szepn mu do ucha. - Kupuj kady skrawek ich akcji, na ktrym zdoasz
pooy rk.
Po drugiej stronie sali Hradsky zagbi si jeszcze niej w fotelu; splt palce na
brzuchu i prawie si umiecha.
O pnocy kontroferta Seana i Duffa bya gotowa.
- Jak zareaguje na to Norman? - zapyta Sean.
- Mam nadziej, e ma do silne serce, eby nie dosta zawau - odpar Duff,
szczerzc zby. - A nie bdzie gry podogi tylko dlatego, e nie pozwoli mu na to jego
wielki brzuch.
- Moe pojedziemy ju teraz do jego hotelu i pokaemy, comy wysmayli? zaproponowa Sean.
- Chopcze, chopcze. - Duff pokiwa ze smutkiem gow. - Tyle czasu zmarnowaem
na twoj edukacj, a ty wci niczego si nie nauczye.
- Wic co zrobimy?
- Polemy po mego, chopcze, zmusimy, eby przyszed do nas. Zagramy z nim na
naszym wasnym boisku.
- Co nam to da? - zapyta Sean.
- Przewag ju na samym wstpie. Bdzie pamita, e to on jest tutaj tym, ktry prosi.
Hradsky przyby do ich biura nazajutrz o godzinie dziesitej rano; zajecha z pomp
czterokonnym powozem, w asycie Maxa i dwch innych sekretarzy. Johnson powita ich
przy wejciu i zaprowadzi do gabinetu Seana.
- Norman, stary Norman! Jake si ciesz, e ci znw widz - powita go Duff,
wtykajc mu do ust cygaro, mimo e dobrze wiedzia, i Hradsky nie pali tytoniu. Kiedy
wszyscy usiedli, Sean otworzy zebranie.
- Spdzilimy troch czasu, studiujc propozycj panw i w zasadzie uznalimy j za
rzeteln, uczciw i do przyjcia.
- Jak najbardziej - potwierdzi grzecznie Duff.
- Na pocztku chciabym stwierdzi - kontynuowa Sean - e ja i pan Charleywood
jestemy przekonani, i zwizek naszych dwch firm jest bardzo podany, co ja mwi... jest
wrcz nieunikniony. Posu si tutaj, jeli mi, panowie, pozwolicie, aciskim przysowiem:
Ex unitate vires.
- Jak najbardziej - przytakn Duff, zapalajc cygaro.
- Jak ju powiedziaem, dokadnie przestudiowalimy propozycj panw i
przyjmujemy j chtnie i z zadowoleniem, ale z pewnymi maymi poprawkami, ktre
pozwolilimy sobie przedstawi. - Sean podnis gruby plik kartek. - By moe zechcecie,
panowie, rzuci na nie okiem. Potem bdziemy mogli sporzdzi ostateczny tekst umowy.
Max z naboestwem wzi do rk papiery.
- Jeli chcecie, panowie, naradzi si na osobnoci, zostawiamy do waszej dyspozycji
przylegajcy do tego pokoju gabinet pana Charleywooda.
Hradsky przenis si wraz ze sw wit do ssiedniego pokoju. Kiedy po godzinie
pojawili si z powrotem, przypominali orszak aobnikw. Max by bliski ez. Odchrzkn
przez cinite gardo.
- Sdz, e powinnimy przestudiowa kad z tych poprawek osobno - owiadczy ze
smutkiem.
Trzy dni pniej dobili targu.
Duff rozla drinki i wrczy kademu jego kieliszek.
- Za now firm, Central Rand Consolidated. Jej pord nie trwa krtko, ale sdz,
panowie, e dalimy ycie dziecku, z ktrego moemy by dumni.
Hradsky zdoby wadz, ale drogo go ona kosztowaa.
- Mwi si trudno... niech przyjd. Mam tylko nadziej, e Candy niczego si nie
domyli.
Dziewitnastego lutego odby si wieczr kawalerski Duffa. Candy udostpnia na ten
cel jadalni i inne pooone na parterze pomieszczenia hotelowe. Francois przyby ze
sporzdzonym w kopalnianych warsztatach prawdziwym majstersztykiem: zaopatrzon w
acuch, olbrzymi elazn kul. acuch przykuto oficjalnie Duffowi do nogi i przyjcie si
zaczo.
Jedna z powstaych pniej frakcji utrzymywaa, e przedsibiorca wezwany do
naprawienia wyrzdzonych w hotelu szkd by po prostu bandyt i wystawiony przez niego
na sum prawie tysica funtw rachunek to ordynarne zodziejstwo. Nikt jednak nie mg
zaprzeczy, e podczas toczonej w jadalni, z udziaem stu mczyzn, gry w bok-boka
ucierpiay troch meble i obicia; take temu, i yrandol nie utrzyma wagi pana Courteneya i
przy trzecim bujniciu urwa si z sufitu, wybijajc cakiem pokan dziur w pododze. Nie
podwaano rwnie faktu, e po tym, jak Jock Heyns przez przeszo p godziny stara si
trafi korkiem od szampana w szklank ustawion na gowie swego brata, kaua wina
signa kostek i caa klepka wymagaa wymiany. Tak czy owak kwot tysica funtw uznano
za grubo przesadzon. W jednym punkcie panowaa za to oglna zgoda - byo to przyjcie,
ktre na dugo zapado wszystkim w pami.
Z pocztku Sean martwi si troch o Duffa, ktry sta przy barze i trzymajc pod
pach metalow kul sucha spronych komentarzy z przylepionym do twarzy kwanym
umieszkiem. Po siedmiu czy omiu kolejkach Sean przesta si niepokoi o przyjaciela i
zaj si yrandolem.
O pnocy Duff namwi Francois, eby uwolni go z acucha, po czym ulotni si z
jadalni tak dyskretnie, e nikt - a ju najmniej Sean - tego nie zauway.
Courteney nie pamita, jak znalaz si w ku. Nad ranem dyskretnie obudzi go
kelner, ktry przynis na tacy kaw oraz licik.
- Ktra godzina? - zapyta Sean, rozkadajc list.
- sma, baas.
- Nie ma potrzeby krzycze - wymamrota. Z trudem udao mu si odczyta sowa mia wraenie, e oczy wyskocz mu z orbit.
Drogi Drubo,
Z pierwsz przeyem koszmar, z drug bdzie to samo. Nie mam zamiaru przez to
wszystko przechodzi. Ty jeste drub, wic przepro w moim imieniu tych wszystkich miych
ludzi. Wrc, kiedy si troch uspokoi. D.
Sean usiad w fotelu i przeczyta list jeszcze dwa razy. Potem wybuchn.
- Niech ci wszyscy diabli, Charleywood! Przepro w moim imieniu. Ty tchrzliwy
sukinsynu! Tak si zmy i zostawi mi na gowie cay ten baagan!
Wypad z sypialni w szlafroku.
- Sam bdziesz za wszystko przeprasza, chobym mia przywlec ci tutaj na linie!
Zbieg w d tylnymi schodami. Mbejane sta na podwrku przy stajni, rozmawiajc z
trzema stajennymi.
- Gdzie jest Nkosi Duff? - rykn Sean. Wlepili w niego wszyscy szeroko rozwarte
oczy.
- Gdzie on jest? - powtrzy Sean ze zjeon brod.
- Baas wzi konia i pojecha na przejadk - odpowiedzia nerwowo jeden ze
stajennych.
- Kiedy? - wrzasn Sean.
- W nocy... moe siedem, moe osiem godzin temu. Powinien niedugo wrci.
Sean ciko dyszc, spojrza na stajennego.
- Gdzie pojecha?
- Nic nie powiedzia, baas.
Osiem godzin temu... Mg by teraz o pidziesit mil std. Sean wrci do swego
pokoju. Rzuci si na ko i nala sobie kolejn filiank kawy.
- To j kompletnie zaamie... - Wyobrazi sobie zy i chaotyczne sceny dzikiej
rozpaczy. - Niech to wszyscy diabli... niech ci wszyscy diabli, Charleywood. - Pocign yk
kawy i pomyla, e on take mgby si std zabra: wsi na konia i pojecha, gdzie oczy
ponios. - To nie ja narobiem tego bigosu... nie chc bra teraz wszystkiego na siebie.
Wypi kaw i zacz si ubiera. Spojrza w lustro, eby si uczesa i wyobrazi sobie
czekajc samotnie w kaplicy Candy... wiszce za jej plecami milczenie, a potem pojedyncze
szepty i miechy.
- Charleywood, ty winio - jkn. - Nie mog pozwoli, eby tam posza. Bdzie
miaa dosy i bez tego. Musz jej powiedzie.
Podnis z toaletki zegarek; byo par minut po dziewitej.
- Niech ci diabli, Charleywood.
Przeszed korytarzem i zatrzyma si przy drzwiach prowadzcych do apartamentu
Candy. Usysza w rodku kobiece gosy i zapuka przed wejciem. W pokoju byy dwie
przyjaciki Candy i kolorowa pokojwka, Martha. Wlepiy w niego oczy.
- Gdzie jest Candy?
- W sypialni, ale nie moe pan tam wchodzi, to przynosi pecha.
- Tak, to najgorszy pech, jaki mona sobie wyobrazi - zgodzi si Sean i zapuka do
drzwi sypialni.
- Kto tam?
- Sean.
doniach i gawdzili z dwiema dziewczynami z Opery. Sean odda lejce jednemu z czarnych
stajennych i pospieszy w ich stron.
- Cze, szefie - zawoa Curtis. - Skd taka markotna mina? To przecie nie pan si
eni.
Wszyscy si rozemieli.
- Francois, Martin, pozwlcie ze mn na chwil.
- Co si stao, panie Courteney? - zapyta Francois, kiedy zostali sami.
- Przyjcie skoczone - owiadczy ponuro Sean. - Wesela nie bdzie.
Otworzyli usta z wraenia.
- Idcie i powiedzcie wszystkim. Powiedzcie, e mog zabra z powrotem swoje
prezenty - wyrzuci z siebie i odwrci si na picie.
- Co si stao, szefie? - zapyta Curtis.
- Powiedz im po prostu, e Candy i Duff zmienili zdanie.
- Chce pan, ebymy im kazali i do domu? Sean zawaha si.
- Nie, niech zostan... niech si wszyscy urn w trupa. Powiedz im tylko, e nie
bdzie wesela.
Wszed do rodka domu. Podenerwowany pseudoksidz czeka na niego w gabinecie
na parterze. Sztywno wykrochmalona koloratka ocieraa mu grdyk.
- Nie bdziemy ci potrzebowa - poinformowa go Sean. Wyj ksieczk czekow,
usiad przy biurku i wypisa czek.
- To za fatyg. A teraz wyno si z miasta.
- Dzikuj panu, panie Courteney, dzikuj panu bardzo. - Facet wyglda, jakby
kamie spad mu z serca. Ruszy ku drzwiom.
- Jeszcze jedno, przyjacielu - zatrzyma go Sean. - Jeli kiedykolwiek szepniesz komu
swko o tym, co tu dzisiaj planowalimy, zabij ci. Czy wyraziem si jasno?
Sean odczeka chwil, po czym przeszed do sali balowej i wsun kilka suwerenw w
do konstabla.
- Wyrzu std tych wszystkich ludzi. - Wskaza gow wasajcy si midzy stoami i
ogldajcy prezenty tum. - A potem zamknij drzwi na klucz.
Odnalaz szefa kuchni.
- Wystaw arcie na zewntrz... niech zjedz to teraz. A potem zamknij kuchni.
- Smakuje okropnie.
- Dobrze ci zrobi.
- Zdrowie panny modej - powiedziaa i wypia do dna.
- Nala ci jeszcze? - zapyta Sean.
- Nie, dzikuj. Wstaa i podesza do okna.
- Robi si ju ciemno. Nienawidz ciemnoci. Ciemno wszystko znieksztaca. To, co
w dzie jest ze, w nocy staje si po prostu nie do zniesienia.
- Przykro mi, Candy. auj, e nie mog ci pomc. Okrcia si na picie i zbliya do
niego, zarzucajc mu ramiona na szyj i przyciskajc blad przestraszon twarz do jego piersi.
- Och, Sean, prosz ci, przytul mnie... tak si boj. Obj j niezgrabnie.
- Nie chc o tym myle. Nie teraz, nie teraz, kiedy jest ciemno - szepna. - Prosz,
pom mi. Pom mi o tym nie myle.
- Zostan z tob. Nie bj si. Usid. Nalej ci nastpnego drinka.
- Nie, nie - przywara do niego z desperacj. - Nie chc by sama. Nie chc o niczym
myle. Pom mi.
- Nie mog ci w niczym pomc. Mog z tob zosta, ale to wszystko.
Gniew i al paliy Seana niczym mieszanka wgla drzewnego i saletry; wbi mocno
donie w jej ramiona, a poczu pod palcami opatki.
- Tak, zra mnie. Dziki temu zdoam na chwil zapomnie. Zabierz mnie do ka i
zra mnie, Sean, zra mnie gboko.
Sean wstrzyma oddech.
- Nie wiesz, co mwisz. To szalestwo.
- Tego wanie chc... chocia przez chwil zapomnie. Prosz ci, Sean, prosz.
- Nie mog tego zrobi, Candy. Duff jest moim przyjacielem.
- Zerwa ze mn, a ja z nim. Jestem rwnie twoj przyjacik. Och, Boe, taka
jestem samotna. Nie zostawiaj mnie i ty. Pom mi, Sean, prosz ci, pom mi.
Sean poczu, jak wypeniajcy go gniew spywa w d i wybucha gorcym pomieniem
w ldwiach. Ona poczua to take.
- Och, tak, prosz ci.
Wzi j w ramiona i zanis na ko. Stojc nad ni, zdar z siebie szlafrok. Ona
take zrzucia to, co miaa na sobie i rozpostara nogi, eby go przyj i pozwoli mu
wypeni pustk. Opad na ni szybko, przebijajc mikk zason i wchodzc w gb jej
ciepego ciaa. W tym, co robili, nie byo podania: byo okruciestwo posunite do granic
ludzkiej wytrzymaoci.
On wyadowywa wypeniajcy go al i gniew, dla niej stanowio to akt ostatecznego
zerwania. Nie skoczyo si na jednym razie. Wchodzi w ni raz po raz, a pociel pokrya
si brzowymi smugami z jego krwawicych plecw, a jej ciao wygio si w uk i legli
spleceni obok siebie, mokrzy i wyczerpani wasn gwatownoci.
- Nie pomogo, prawda? - zapyta cicho Sean przerywajc milczenie.
- Pomogo. - Fizyczne zmczenie sprawio, e nie bya w stanie duej
powstrzymywa ez. Wci tulc si do niego, zacza paka.
Uliczna latarnia rzucaa srebrny kwadrat wiata na sufit. Sean wpatrywa si we,
lec na plecach i suchajc kania Candy. Wyczu moment, kiedy signo szczytu, a potem
czeka, a umilknie. Wtedy oboje zasnli. Obudzili si jednoczenie, jeszcze przed witem,
jakby si wczeniej umwili.
- Jeste teraz jedyn osob, ktra moe mu pomc - powiedziaa Candy.
- Pomc w czym? - zapyta Sean.
- Odnale to, czego szuka. Spokoju ducha, samego siebie... nazywaj to, jak chcesz.
On jest zagubiony. Zagubiony i samotny, prawie tak samo samotny jak ja. Mogam mu
pomc, pewna jestem, e mogam.
- Duff zagubiony? - zapyta cynicznie Sean. - Chyba nie wiesz, co mwisz.
- Nie bd lepy, Sean, nie daj si oszuka jego buczucznym odywkom i manierom
lorda. Zwr uwag na co innego.
- Na przykad na co? - zapyta Sean. Przez chwil nie odpowiadaa.
- Wiesz o tym, e nienawidzi swego ojca.
- Nie mwi o tym duo, ale domylam si, e tak.
- A to, e odrzuca wszelkie autorytety? Jego stosunek do Hradsky'ego, do kobiet, do
ycia. Pomyl o tym, Sean, i powiedz, czy tak postpuje czowiek szczliwy.
- Hradsky wyrzdzi mu kiedy krzywd... Duff go po prostu nie lubi - broni
przyjaciela.
- O, nie, to co znacznie gbszego. Zwalczajc Hradsky'ego, mci si w pewien
sposb na wasnym ojcu. On jest taki rozbity, Sean, dlatego wanie do ciebie przylgn.
Moesz mu pomc.
Sean rozemia si gono.
26. Johannesburg bez Duffa wydawa si Seanowi bardziej pusty; ulice byy mniej
zatoczone. Rand Club sta si ponury, a przyjemno, jak dawaa gra na giedzie, nie tak
intensywna. Musia jednak prowadzi dalej sprawy firmy - za siebie i za Duffa.
Po koczcych si pnym wieczorem konferencjach z Hradskym i Maxem wraca do
siebie, do hotelu. Dawao o sobie zna caodzienne napicie - z odrtwiaym umysem i
piekcymi oczyma mao mia siy, eby rozpamitywa przeszo. Mimo to czu si samotny.
Poszed raz do Opery i pi razem z innymi szampana. Jedna z dziewczt taczya kankana na
duym, ustawionym porodku sali stole i kiedy zadzierajc wysoko halki i dotykajc czoem
kolana zatrzymaa si tu przed Seanem i Trevorem Heynsem, Sean pozwoli Trevorowi
pocign j za majtki - tydzie temu prdzej strzeliby go w nos, ni zrezygnowa z tego
zaszczytu. Wcale go to ju nie bawio. Wczenie wrci do domu.
Nastpnego dnia bya sobota. O dwunastej stawili si w biurze Francois i Curtis, eby
zda sprawozdanie z mijajcego tygodnia.
- Chodcie ze mn - zaproponowa Sean po zakoczeniu zebrania i wyjciu
Hradsky'ego. - Wypijemy par gbszych w barze Grand National, eby, jak to mwi,
ochrzci nadchodzcy tydzie.
Curtis i Francois zaczli si wierci na krzesach.
- Umwilimy si ju wczeniej z innymi Pod Jasnymi Anioami, szefie.
- To wietnie. Id z wami - ucieszy si Sean. Perspektywa spdzenia kilku godzin
wrd prostych ludzi wydaa mu si nagle bardzo ncca. Rzyga mu si chciao na myl o
tych, ktrzy ciskajc z umiechem jego do, czekali jednoczenie na pierwsz nadarzajc
si sposobno, by wykluczy go ze skadu rady nadzorczej. Wspaniale bdzie zabawi si z
tymi dwoma i pogada o tym, jak kopie si ska, a nie o akcjach i udziaach; wspaniale
bdzie pomia si z ludmi, ktrzy w nosie maj to, czy kurs CRC skoczy w poniedziaek do
szedziesiciu szylingw. Da sobie troch w gaz razem z Francois i Martinem; a potem by
moe wyzwie kogo na pojedynek na pici - uczciwy, regularny pojedynek, w ktrym poleje
si krew. Dobrze bdzie spotka si z ludmi, ktrzy nie splamieni s wewntrznym brudem nawet jeli maj brudne paznokcie i plamy potu pod pachami.
Curtis spojrza szybko na Francois.
- Bdzie tam peno obuzw, szefie, w sobot schodz si tam wszyscy grnicy.
- To wietnie - odpar Sean. - Chodmy.
Wsta zapinajc swoj jasnopopielat marynark; jej klapy obszyte byy czarnym
jedwabiem, z ktrym dobrze harmonizowaa tkwica w szpilce krawata czarna pera. Wzi
do rki lec na biurku lask.
- Chodmy... nie stjcie tak.
Ju z odlegoci caej przecznicy doszed ich dobiegajcy z tawerny gwar. Sean
umiechn si i przyspieszy kroku - niczym stary myliwski pies, ktry zwietrzy trop
dzikiej kaczki. Z obu stron eskortowali go Francois i Curtis. Kiedy otworzyli drzwi, na
kontuarze sta akurat olbrzymi grnik. Sean rozpozna w nim jednego ze swoich ludzi z
kopalni Little Sister; ciao mczyzny odchylone byo do tyu, eby zrwnoway ciar
przytknitego do ust gsiora. Przy kadym yku chodzia mu miarowo grdyka.
- Do dna, do dna, do dna! - rycza zgromadzony u jego stp tum.
Grnik wypi do dna, cisn gsiorem w przeciwleg cian i bekn niczym
zablokowany powietrzem gejzer. Ukoni si dzikujc za oklaski i w tej samej chwili
spostrzeg stojcego w progu Seana. Zawstydzony otar usta wierzchem doni i zeskoczy z
kontuaru. Inni obrcili si, zobaczyli Seana i gwar ucich jak noem uci. Ludzie rozeszli si
w milczeniu do swoich miejsc. Sean poprowadzi Francois i Curtisa przez sal. Rzuci na
kontuar gar suwerenw.
- Stawiam wszystkim kolejk. Dzi sobota, mona troch poszale.
- Paskie zdrowie, panie Courteney.
- Wszystkiego najlepszego, sir.
- Gezondheid, panie Courteney.
Ich gosy przepenione byy szacunkiem.
- Pijcie, ludzie, jeszcze mi troch zostao w sakiewce.
Sean sta razem z Francois i Martinem przy barze. Wszyscy miali si z jego
dowcipw, a on przemawia gono, z zarowion ze szczcia twarz, cieszc si, e jest
wrd swoich. Stawia kolejne drinki. Po jakim czasie zacz mu doskwiera pcherz i
wyszed tylnymi drzwiami do ubikacji. Rozmawiali tam dwaj faceci; Sean zatrzyma si na
chwil za przepierzeniem.
- Czego on tutaj, do diaba, chce? To nie jest jego parszywy Rand Club...
- Cicho, czowieku! Chcesz, eby ci usysza, chcesz straci prac?
27. Tej nocy zjad kolacj razem z Candy i przy alkoholu opowiedzia jej, co mu si
przydarzyo. Suchaa w milczeniu.
- Nie chcieli mnie tam. Nie wiem, co im zrobiem. Dlaczego mnie tak nie lubi?
- To ci martwi? - zapytaa.
- Tak, to mnie martwi. Nigdy przedtem ludzie nie ywili wobec mnie takich uczu.
- Zadowolona jestem, e nie daje ci to spokoju - powiedziaa umiechajc si do niego
agodnie. - Ktrego dnia staniesz si cakiem sympatycznym facetem.
- Ale dlaczego mnie tak nienawidz? - nie dawa za wygran Sean.
- Dlaczego? Bo ci zazdroszcz... syszae, co powiedzia ten facet: buty za dziesi
gwinei i zota laska... i o to wanie chodzi. Rnisz si od nich, jeste bogaty. Nie moesz
oczekiwa, e to zaakceptuj.
- Ale ja nigdy nie zrobiem im nic zego - zaprotestowa.
- Wcale nie musiae. Jednej rzeczy nauczyam si w tym yciu: wszystko ma swoj
cen. To jest cz haraczu, ktry musisz zapaci za swj sukces.
- Do diaba, auj, e nie ma tutaj Duffa - stwierdzi Sean.
- Duff wyjaniby ci, e to wszystko nie ma adnego znaczenia, prawda? - zapytaa. Kto by si nimi przejmowa, chopcze, t nie domyt gawiedzi? Poradzimy sobie bez nich
- dodaa naladujc sposb mwienia Duffa. Sean podrapa si w nos i wlepi oczy w st.
- Prosz ci, Sean, nie pozwl na to, by Duff ci wmwi, e ludzie nie maj znaczenia.
On sam w to nie wierzy... ale jest taki przekonywajcy. Ludzie s wani. Waniejsi od zota,
od paacw... od wszystkiego.
Sean spojrza jej prosto w oczy.
- Ju raz to sobie uwiadomiem: kiedy zasypao mnie w Candy Deep. Zobaczyem to
bardzo wyranie, lec w ciemnoci i w bocie. Postanowiem wtedy, e si poprawi. Umiechn si niemiao. - Powiedziaem sobie, e jeli bdzie to w mojej mocy, nigdy ju
nikogo nie skrzywdz. Naprawd miaem taki zamiar, Candy. Tak silnie chciaem go wtedy
wykona, ale...
- Chyba ci rozumiem. atwiej jest co sobie postanowi, trudniej dotrzyma. Nie
wierz, eby jakie pojedyncze zdarzenie mogo odmieni sposb mylenia czowieka. To
przypomina budowanie domu: cega po cegle. Jest ich coraz wicej, a w kocu dom jest
skoczony. Powiedziaam ci ju wczeniej, Sean, e masz w sobie si. Sdz, e ktrego
dnia skoczysz budowa swj dom - a kiedy to zrobisz, nie bdzie w nim sabych punktw.
28. W nastpny wtorek Sean odwiedzi Xanadu po raz pierwszy od czasu ucieczki
Duffa. Johnson i czterej inni urzdnicy z biura pracowali w sali balowej, pakujc i oznaczajc
prezenty.
- Koczycie ju, Johnson?
- W zasadzie tak, panie Courteney. Jutro rano przyl kilka wozw po te rzeczy.
- Dobrze, zrb to. Nie chc, eby one tutaj duej leay. Wszed na gr po
marmurowych schodach i zatrzyma si na podecie. Dom mia w sobie co martwego: nowy i
sterylny, czeka, by wprowadzili si do ludzie i wypenili yciem. Ruszy korytarzem,
zatrzymujc si przed obrazami, ktre wybraa Candy. Byy to oleje utrzymane w mikkich,
kobiecych kolorach.
- Pozbdziemy si ich. Kupi takie, w ktrych bdzie ogie: szkarat, czer i jaskrawy
bkit.
Pchn drzwi do swojej wasnej sypialni. Tu byo lepiej: na pododze leay jaskrawe
perskie dywany, ciany obite byy ciemnosatynow boazeri, a ko nie ustpowao
rozmiarami boisku do gry w polo. Pooy si na nim i spojrza na ozdobiony sztukateri sufit.
- Chciabym, eby Duff ju wrci. Niele bymy tu pohulali. Zszed z powrotem na
d.
U stp schodw czeka na niego Johnson.
- Ju skoczylimy, sir.
- Dobrze si spisae. Moecie i.
Wszed do gabinetu i zbliy si do stojaka z broni. Wzi do rki dubeltwk
Purdeya, podszed do francuskiego okna i przyjrza si jej w penym wietle. Nozdrza
rozchyliy mu si lekko, kiedy poczu zapach smaru do broni. Wracay stare wspomnienia.
Opar strzelb o rami i ciar trzymanej w rku broni sprawi, e ogarno go podniecenie.
Zatoczy luf koo w pogoni za wyimaginowanym ptakiem i nagle zorientowa si, e mierzy
prosto w Duffa. By do tego stopnia zaskoczony, e zamar w bezruchu ze strzelb
wycelowan w jego gow.
- Nie strzelaj, przychodz w pokojowych zamiarach - odezwa si powanym tonem
Duff.
Sean odj strzelb od ramienia i odstawi j na stojak.
- Cze.
- Cze - odpar, nie ruszajc si z progu, Duff.
29. Sean popatrzy na Duffa siedzcego po drugiej stronie stou, szukajc u niego
poparcia. Charleywood wypuci z ust gsty krg cygarowego dymu, ktry zawirowa i
rozpyn si niczym fale na wodzie... Sean, nieco rozgoryczony, zda sobie spraw, e Duff
nie ma zamiaru go poprze. Spierali si o t spraw przez p ubiegej nocy. Do ostatniej
chwili mia jednak nadziej, e jego wsplnik zmieni zdanie. Teraz wiedzia, e tego nie
zrobi. Po raz ostatni zaapelowa do zebranych.
- Poprosili o dziesicioprocentow podwyk pac. Uwaam, e na ni zasuguj: ceny
w miecie skoczyy w gr, a pace pozostay takie same. Ci ludzie maj ony i dzieci,
panowie. Czy nie powinnimy wzi tego pod uwag?
Duff wypuci z ust kolejne kko dymu, a Hradsky wyj z kieszeni zegarek i
popatrzy na znaczco. Max zakaszla.
- Sdz - wtrci si - e dosy ju mwilimy na ten temat. Czy moemy podda
wniosek pod gosowanie?
Sean patrzy, jak Hradsky gosuje przeciwko niemu. Nie chcia patrze na Duffa. Nie
chcia patrze, jak Charleywood gosuje razem z Hradskym, ale zmusi si i obrci gow.
Rce Duffa spoczyway na stole. Wypuci z ust kolejny krg dymu i patrzy, jak rozpywa si
nad stoem.
- Kto jest za przyjciem wniosku? - zapyta Max i Sean razem z Duffem podnieli
jednoczenie rce. Sean wiedzia, jak wane byo to, e Charleywood gosowa tak samo jak
on. Duff puci do niego oko i Sean nie mg powstrzyma umiechu.
- Trzydzieci gosw za, szedziesit przeciw - podsumowa Max. - Oznacza to, e
wniosek pana Courteneya nie przeszed. Zawiadomi zwizek grnikw o decyzji. Czy kto
zgasza jeszcze jakie sprawy przed zamkniciem obrad?
Sean przeszed razem z Duffem do swego gabinetu.
- Poparem ci tylko dlatego, e byem pewien wygranej Hradsky'ego - poinformowa
go artobliwym tonem Duff.
Sean parskn niecierpliwie.
- On ma oczywicie racj - cign nie zraony tym Duff i otworzy drzwi do gabinetu.
- W wyniku dziesicioprocentowej podwyki pac koszty produkcji wzrosyby o dziesi
tysicy miesicznie.
Sean zamkn nog drzwi, nic nie odpowiadajc.
- Na lito bosk, Sean, nie doprowadzaj tej swojej manii do absurdu. Hradsky ma
racj: Kruger moe nam w kadej chwili dowali jeden z tych swoich podatkw, a poza tym
musimy sfinansowa nowe kopalnie w East Randzie. Nie moemy teraz sobie pozwoli na
wzrost kosztw produkcji.
- W porzdku - burkn Sean. - Sprawa jest rozstrzygnita. Mam tylko nadziej, e nie
grozi nam strajk.
- Ze strajkiem te mona sobie poradzi - stwierdzi Duff. - Hradsky ma po swojej
stronie policj, a poza tym moemy w kadej chwili sprowadzi kilkuset ludzi z Kimberley.
- Do diaba, Duff, tak nie mona. Wiesz chyba sam, e tak nie mona. Ten groteskowy
Budda ze swoimi maymi oczkami nie ma racji. Ale co ja mog na to poradzi? Co ja mog
zrobi, do jasnej cholery? - wybuchn Sean. - Czuj si taki bezradny.
- No c, to ty bye tym, ktry chcia odda mu kontrol - odpar miejc si Duff. Przesta prbowa zmienia wiat i chod do domu.
W przedpokoju czeka na nich Max. Sprawia wraenie podenerwowanego.
- Przepraszam, panowie, czy mgbym zamieni z wami dwa sowa?
- W czyim imieniu? - przerwa mu ostro Sean. - Swoim czy Hradsky'ego?
- To sprawa prywatna, panie Courteney - powiedzia, ciszajc gos, Max.
- Nie moe zaczeka do jutra? - zapyta Sean, mijajc go i kierujc si ku drzwiom.
- Prosz, panie Courteney, to szalenie wane. Zdesperowany Max pocign Seana za
rami.
- O co chodzi? - zapyta Duff.
- Musz z wami porozmawia bez wiadkw. - Max ponownie ciszy gos i zerkn
bojaliwie w stron drzwi.
- Wic mw - zachci go Duff. - Jestemy teraz sami.
- Nie tutaj. Czy nie moglibycie spotka si ze mn gdzie indziej? Duff unis brew.
- Co to za sprawa, Maksymilianie? Chyba nie sprzedajesz nieprzyzwoitych obrazkw?
- Pan Hradsky czeka na mnie w hotelu. Powiedziaem mu, e id po kilka
dokumentw, ale jeli natychmiast nie wrc, nabierze podejrze. - Max bliski by paczu;
jego jabko Adama bawio si w chowanego, na przemian wyskakujc i znikajc za wysokim
konierzykiem. Duffa nagle bardzo zainteresowao, co Max ma do powiedzenia.
- Naprawd nie chcesz, eby Norman si dowiedzia? - zapyta.
- O Boe, nie! - W oczach Maxa zalniy zy.
- Zwolnij, Duff, musimy gdzie tutaj skrci. Droga jest zaronita, jeszcze j
miniemy.
cignli lejce, zwalniajc do stpa.
- Ktra godzina? - zapyta Duff.
Sean zacign si cygarem i przybliy tarcz zegarka do arzcego si punkcika.
- Kwadrans po dziesitej. Przyjechalimy troch za wczenie.
- Zao si, e Maksymilian ju tu jest... a oto i nasza droga. Duff skrci w bok, a
Sean ruszy jego ladem. Tu przed nimi wyrosa nagle hada kopalni Little Sister, stroma i
biaa w wietle gwiazd. Minli j i wjechali w rzucany przez ni cie. Ko Duffa parskn i
sposzy si, a Sean musia cisn swojego kolanami, eby nie skoczy w bok. Zza rosncej
przy drodze gstej kpy krzakw wynurzy si Max.
- C za urocze spotkanie w wietle ksiyca - pozdrowi go Duff.
- Prosz, zabierzcie, panowie, z drogi swoje konie. - Max wci zdradza oznaki
najwyszego niepokoju. Przywizali konie obok stojcego w krzakach wierzchowca Maxa i
podeszli bliej do asystenta Hradsky'ego.
- No, Max, co masz nam do powiedzenia ciekawego? Jak si miewa rodzinka? zapyta Duff.
- Zanim przejdziemy do rzeczy, chciabym, abycie dali mi, panowie, sowo honoru,
e bez wzgldu na wynik naszej rozmowy nie zdradzicie nikomu ani swka z tego, co tu
teraz powiem.
Max jest blady jak mier - przeleciao przez gow Seanowi. A moe to tylko
wiato gwiazd.
- Zgoda - przytakn Sean.
- Nic nie powiem, jak Bozi kocham! - zarczy Duff.
Max rozpi guziki paszcza i wydoby spod niego dug kopert.
- Sdz, e atwiej mi bdzie przedstawi moj propozycj, jeli najpierw rzucicie na
to okiem.
Sean odebra mu kopert.
- Co jest w rodku, Max?
- Ostatnie wycigi bankowe ze wszystkich czterech bankw, z ktrymi prowadzi
interesy pan Hradsky.
- Zapaki, Sean. Zawie nam, chopcze - rzuci z oywieniem Duff.
- Mam ze sob latarni - owiadczy Max i ukucn, eby j zapali. Sean i Duff
Ukucnli razem z nim, zbliajc dokumenty do wiata, i przez jaki czas sprawdzali je w
milczeniu. W kocu Sean odchyli si do tym i zapali kolejne cygaro.
- No c, wypada mi si tylko cieszy, e to nie ja jestem winien tyle forsy - oznajmi.
Zoy kartki, wsadzi je z powrotem do koperty, uderzy ni o otwart do i zacz si cicho
mia.
Max zabra mu kopert i ostronie woy j z powrotem pod paszcz.
- W porzdku, Max, wyrzu to z siebie - zachci go Sean. Max pochyli si i zgasi
latarni. To, co mia do zaproponowania, atwiej byo powiedzie w ciemnoci.
- Due wypaty gotwk, ktre pan Hradsky musia przekaza na wasz rzecz,
panowie, a take ograniczenia w wydobyciu diamentw w Kimberley, naoone w wyniku
nowego porozumienia kartelu diamentowego, zmusiy go do zacignicia znacznych dugw
we wszystkich czterech bankach. - Max przerwa na chwil, eby odchrzkn. - Z
rozmiarami tych dugw wanie si, panowie, zapoznalicie. Banki naturalnie zaday
zabezpieczenia i pan Hradsky przekaza im w charakterze takowego cay swj pakiet akcji
CRC. Banki ustaliy kurs graniczny w wysokoci trzydziestu piciu szylingw za akcj. Jak
wiecie, panowie, bieca warto akcji CRC wynosi dziewidziesit szylingw, co zapewnia
bezpieczestwo. Jeli jednak dojdzie do zaamania kursu i cena akcji spadnie do poziomu
trzydziestu piciu szylingw, banki natychmiast rozpoczn sprzeda. Rzuc na rynek
wszystkie akcje, ktre pan Hradsky posiada w CRC.
- Mw dalej, Max - zachci go Duff. - Podoba mi si tembr twojego gosu.
- Przyszo mi do gowy, i w wypadku, gdyby pan Hradsky musia na pewien czas
opuci Johannesburg... na przykad, eby wybra si do Anglii po zakup nowego sprztu...
moglibycie spowodowa, panowie, spadek cen akcji CRC do trzydziestu piciu szylingw.
Przeprowadzona umiejtnie operacja zajaby co najwyej trzy, cztery dni. Moglibycie
zacz si wyprzedawa i rozpuci plotki, e ya Prowadzca si skoczya. Nieobecny pan
Hradsky nie mgby skutecznie broni swoich interesw i w chwili, gdy cena CRC signaby
trzydziestu piciu szylingw, banki rzuciyby na rynek posiadane przez siebie akcje. Ich cena
spadaaby na eb na szyj, a panowie, dysponujc odpowiedni gotwk, moglibycie
wykupi je za drobny uamek ich rzeczywistej wartoci. Nic nie przeszkodzioby wam w
przejciu kontroli nad ca korporacj i zarobieniu przy okazji paru milionw.
Zapada cisza. Mino sporo czasu, zanim Sean odezwa si ponownie.
30. Wyprawienie w podr Hradsky'ego nie okazao si trudne: kto musia jecha do
Londynu. Trzeba byo kupi maszyny, ktre miay stan na nowych terenach na East
Randzie, a take wybra dwch inynierw z przeszo stu, ktrzy zoyli podania i czekali w
Londynie. Hradsky pozwoli askawie, by wanie jemu powierzono to zadanie.
- Wydamy na jego cze poegnalne przyjcie - zaproponowa Duff tego samego dnia
przy kolacji. - Nie, adne poegnalne przyjcie - poprawi si - ale prawdziw styp.
Sean zagwizda Marsz pogrzebowy, a Duff stuka do taktu rkojeci noa w blat
stou.
- Urzdzimy to w hotelu Can... - zacz i przerwa. - Chciaem powiedzie, e
urzdzimy to tutaj. Nie bdziemy skpi grosza, eby sprawi troch radoci staremu
Normanowi. Biedaczek bdzie mg przynajmniej powiedzie: dranie oskubali mnie do
czysta, ale wydali na moj cze wspaniay bankiet.
- On nie lubi przyj - zauway Sean.
- To jeszcze jedna przyczyna, dla ktrej powinnimy je wyda - stwierdzi Duff.
Tydzie pniej pidziesiciu ubranych w wieczorowe stroje czonkw rady
nadzorczej johannesburskiej giedy wyszo prosto z bankietu, eby pomacha na poegnanie
Maxowi i Hradsky'emu, ktrzy odjedali porannym dyliansem do Port Natalu. Duff
wystpi ze wzruszajc, cho wygoszon nieco bekotliwym gosem mow, po ktrej
ofiarowa Hradsky'emu bukiet r. Rozdranione haasem i ruchem konie ruszyy ostro na
pierwszy odgos bata i Max wpad na siedzcego na tylnym siedzeniu Hradsky'ego. Gone
wiwaty nie ustaway a do chwili, kiedy dylians znik z pola widzenia. Sean zarzuci
Duffowi rk na rami, zaprowadzi do biura po drugiej stronie ulicy i usadzi w jednym z
gbokich, skrzanych foteli.
- Czy jeste do trzewy, eby mwi do rzeczy? - zapyta z powtpiewaniem.
- Jasne. Zawsze do paskich usug, jak powiedziaa pewna kurtyzana do klienta.
- Udao mi si zeszej nocy zamieni swko z Maxem - poinformowa go Sean. Wyle nam telegram z Port Natalu, kiedy tylko razem z Hradskym zaokrtuj si na pokad
statku pocztowego. Dopki go nie dostaniemy, nie bdziemy nic robi.
- Bardzo sprytnie... jeste najsprytniejszym facetem, jakiego znam. Na twarzy Duffa
pojawi si szczliwy umiech.
- Id lepiej do ka - poradzi mu Sean.
- Za daleko. Przepi si tutaj.
- Sprzedaj sto tysicy akcji CRC za najwysz moliw do uzyskania cen - poleci
mu Duff.
Facet zamruga oczyma z wraenia, ale zapisa posusznie zlecenie w swoim notesie i
zszed niej, na gwn sal, gdzie gromadzili si ju inni maklerzy. Do dzwonka zostao
tylko kilka minut.
- Co bdzie, jeli to nie poskutkuje? - zapyta Sean. Ucisk w odku by tak silny, e
robio mu si niedobrze.
- Musi poskutkowa... nie moe nie poskutkowa - szepn Duff, tak jakby stara si
przekona rwnie samego siebie. ciska palcami gak laski i przeyka nerwowo lin.
Usiedli czekajc na dzwonek. Kiedy w kocu zabrzmia, Sean a podskoczy z wraenia.
eby pokry zakopotanie, sign do kieszeni po cygarnic. Usysza podniesiony wysoko
gos maklera: Sprzedaj CRC, a potem stumiony pomruk, kiedy zaczto zawiera
transakcje. Przez drzwi sali zobaczy zapisywane na tablicy pierwsze notowania. Trzydzieci
siedem szylingw.
Zacign si mocno cygarem i odchyli w fotelu, usiujc si odpry i nie zwraca
uwagi na niespokojne stukanie palcw Duffa o porcz ssiedniego fotela. Zapisujcy kursy
star poprzednie cyfry i zapisa nowe. Trzydzieci sze szylingw.
Sean wypuci z ust dugi obok dymu.
- Spada - szepn.
Duff zacisn do na porczy z tak si, e pobielay mu palce. Trzydzieci pi.
Nareszcie zaklta liczba. Sean usysza, jak Duff oddycha gono, z ulg.
- Teraz! Przypatrz si dobrze, jak to poleci, chopcze. Wcz si banki. Szykuj si,
chopcze, szykuj si!
Trzydzieci cztery szylingi i sze pensw, zapisa urzdnik.
- Musz teraz wkroczy - odezwa si ponownie Duff. - Przygotuj si, chopcze, zaraz
bdziesz bogaty.
Sal gwn wraca ich makler. Wszed do gabinetu zarzdu i zatrzyma si przed
nimi.
- Udao mi si je sprzeda, sir. Sean wyprostowa si.
- Tak szybko? - zapyta.
- Tak, sir, trzy due transakcje i pozbyem si ich wszystkich. Niestety cena przy
ostatniej sprzeday wynosia ju tylko trzydzieci cztery i sze.
- Tak, panie Charleywood - odezwa si Hradsky, kiedy mijali jego fotel - nie mona
bez przerwy wygrywa. - Wypowiedzia ca kwesti do gadko, zaci si tylko lekko na
p - ale ten dwik zawsze sprawia trudno Normanowi Hradsky'emu.
Duff zatrzyma si, spojrza mu prosto w twarz i otworzy usta, eby si odci.
Porusza przez chwil bezradnie wargami, szukajc odpowiednich sw - i nie znalaz
adnych. Opady mu ramiona, potrzsn gow i odwrci si. Idc potkn si o wystajc
klepk. Sean wzi go pod rami i przeprowadzi przez trajkoczcy tum. Nikt nie zwraca na
nich najmniejszej uwagi. Poszturchiwani i popychani wydostali si na zewntrz. Sean da
znak Mbejane, eby podjecha bliej. Wsiedli do powozu i wrcili do Xanadu.
Weszli do salonu.
- Daj mi si czego napi, Sean.
Twarz Duffa bya szara i wymita. Sean nala dwa due kieliszki brandy i poda jeden
z nich Duffowi. Ten wypi i usiad, wlepiajc oczy w pusty kieliszek.
- Przepraszam ci, straciem gow. Mylaem, e bdziemy w stanie odkupi te akcje
za grosze, kiedy tylko banki zaczn wyprzeda.
- To nie ma znaczenia - odpar zmczonym gosem Sean. - Bylimy bankrutami i bez
tego. Chryste! Ale nas zrobili na szaro!
- Nie moglimy tego przewidzie. To byo tak diabelsko sprytne. Nie moglimy si
domyli, prawda, Sean? - prbowa si usprawiedliwi Duff.
Sean zdj buty i rozluni konierzyk.
- Tamtej nocy przy hadzie... dabym gow, e Max mwi prawd. - Odchyli si do
tyu w fotelu i zakoysa kieliszkiem. - Chryste! Niele si musieli z nas mia, patrzc, jak
sami zaciskamy sobie ptl na szyi.
- Ale przecie nie jestemy kompletnymi bankrutami, prawda, Sean? - zapyta
bagalnym gosem Duff, proszc choby o cie nadziei. - Wyjdziemy z tego? Wierzysz chyba,
e nam si uda? Zaoszczdzimy dosy, eby zacz od nowa. Odbudujemy to, comy stracili,
no powiedz, Sean.
- Jasne - odpar, miejc si brutalnie. - Ty bdziesz czyci spluwaczki Pod Jasnymi
Anioami, a ja zatrudni si jako pianista w Operze.
- Ale... ale... co nam przecie zostao. Choby par tysicy. Moemy sprzeda ten
dom.
- Nie rb sobie zudze, Duff, ten dom naley do Hradsky'ego. Wszystko naley do
niego. - Sean wychyli do dna swj kieliszek. Wsta szybko i podszed do barku. - Zaraz ci to
wyjani. Jestemy winni Hradsky'emu sto tysicy nie istniejcych akcji. eby je odda,
musimy je najpierw u niego kupi: to jedyna droga. A on moe wyznaczy dowoln cen.
Jestemy bankrutami, Duff, wiesz, co to znaczy? Jestemy zrujnowani!
Sean napeni kieliszek, wylewajc troch brandy na blat.
- Wypij zdrowie Hradsky'ego, to teraz jego alkohol. - Zatoczy rk po pokoju,
wskazujc kosztowne meble i cikie zasony. - Nasy po raz ostatni oczy tym widokiem.
Jutro zjawi si tutaj szeryf, eby przystawi swoje pieczcie; a potem wszystko przejdzie z
mocy prawa w rce pana Normana Hradsky'ego. - Sean ruszy z powrotem w stron fotela i
nagle si zatrzyma.
- Z mocy prawa... - powtrzy cicho - tak si zastanawiam... moe to rzeczywicie
jakie wyjcie.
Duff wyprostowa si z nadziej.
- Masz jaki pomys? Sean skin gow.
- Powiedzmy, p pomysu. Posuchaj, Duff, czy gdyby udao mi si ocali ndzne
par tysicy, zgodziby si std wynie?
- Dokd? Dokd chcesz wyruszy?
- Podalimy na pnoc, kiedy zaczlimy wspln podr. To tak samo dobry
kierunek jak kady inny. Syszaem, e po drugiej stronie Limpopo czeka na chtnych ko
soniowa i zoto.
- Ale dlaczego nie moemy tutaj zosta? Moglibymy zacz gra na giedzie - rzuci
niepewnie, prawie lkliwie Duff.
- Do diaba, jestemy tutaj skoczeni. Inaczej wyglda gra na giedzie, kiedy to ty
pacisz skrzypkowi i ustalasz ton, a inaczej, gdy masz w rku ndzne par tysicy i walczysz o
ochapy ze stou Hradsky'ego. Wyrwijmy si std i zacznijmy od nowa. Pojedziemy na
pnoc, zapolujemy na sonie i rozejrzymy si za now y zota. Zabierzemy ze sob par
wozw i znowu umiechnie si do nas fortuna. Zao si, e ju zapomniae, jak to jest,
kiedy czowiek siedzi w siodle i trzyma w rku strzelb, kiedy czuje na twarzy powiew wiatru
i wie, e w promieniu piciuset mil nie ma adnej kurwy ani maklera.
- Ale to oznacza porzucenie wszystkiego, co stworzylimy tutaj cik prac - jkn
Duff.
- Sodki Jezu, czowieku, jeste lepy, czy po prostu gupi jak but? - napad na niego
Sean. - Nic nie naley tutaj do ciebie. Jak moesz porzuci co, czego nie jeste
wacicielem? Jad do Hradsky'ego i sprbuj dobi z nim targu. Jedziesz ze mn?
Duff spojrza na niego nie widzcymi oczyma. Potrzsn gow. Dotaro do niego w
kocu, w jakiej znaleli si sytuacji, i wpad w co w rodzaju letargu. Z wysokiego konia
bolenie si spada.
- W porzdku - powiedzia Sean. - Zaczekaj na mnie tutaj. Apartament Hradsky'ego
wypenia rozemiany, gadatliwy tum.
W wikszoci obecnych Sean rozpozna pochlebcw, ktrzy jeszcze niedawno krcili
si wok tronw, na ktrych zasiadali on i Duff. Krl umar, niech yje krl! Zobaczyli go
stojcego w progu i nagle umilk miech i gone rozmowy. Ujrza, jak Max zblia si dwoma
szybkimi krokami do biurka, otwiera szuflad, zagbia w niej rk i zastyga w tej pozycji,
wpatrzony w niego. Dworzanie jeden po drugim chwycili kapelusze i laski i pospiesznie
wynieli si z pokoju. Niektrzy z nich mijajc Seana, mamrotali z zakopotaniem sowa
powitania. Po chwili w caym pokoju zostay tylko trzy osoby: stojcy spokojnie w progu
Sean, sterczcy przy biurku z rk na pistolecie Max i siedzcy w fotelu obok kominka
Hradsky. Ten ostatni utkwi w Seanie swoje te, na p zmruone oczy.
- Nie masz zamiaru zaprosi mnie do rodka? - zapyta Sean. Max rzuci szybko
okiem na Hradsky'ego. Ten skin ledwie dostrzegalnie gow.
- Prosz, niech pan wejdzie, panie Courteney. Sean zamkn za sob drzwi.
- Nie bdzie ci potrzebna bro, Max, gra jest skoczona.
- A jej wynik jest korzystny dla nas, nieprawda, panie Courteney?
Sean kiwn gow.
- Zgadza si, wygralicie. Gotowi jestemy odda wam wszystkie nasze akcje CRC.
Max potrzsn ze smutkiem gow.
- Obawiam si, e nie bdzie to takie proste. Sprzedalicie nam, Panowie, cile
okrelon liczb akcji i bdziemy si domagali dostarczenia nam wszystkich.
- A w jaki sposb, waszym zdaniem, mamy je zdoby? - zapyta Sean.
- Moecie je kupi na giedzie.
- Od was?
Max wzruszy ramionami i nic nie odpowiedzia.
- Macie wic zamiar podern nam garda, prawda?
31. Sean odnalaz Duffa w fotelu w salonie, tam gdzie zostawi go wychodzc z
domu. Zacinita w jego doni butelka bya pusta, a Duff nieprzytomny. Poplami alkoholem
kamizelk i mia rozpite trzy guziki. Gdy tak lea w wielkim fotelu, jego ciao wydawao si
jakby skurczone, a zwisajce nad czoem loki agodziy surowy wyraz twarzy. Sean
rozprostowa palce zacinite na szyjce butelki i Duff poruszy si niespokojnie, mruczc i
krcc gow.
- Mali chopcy musz ju i do ka - powiedzia Sean. Unis go z fotela i
przewiesi sobie przez rami.
Duff wypuci z siebie potnego pawia.
- No i dobrze, poka Hradsky'emu, co mylisz o jego cholernym dywanie - zachci go
Sean. - Ulyj sobie jeszcze raz, na zdrowie, nie poplam mi tylko butw.
Duff speni posusznie jego prob i Sean chichoczc wnis go po schodach.
Zatrzyma si na grze i stojc z przewieszonym przez rami Duffem prbowa
przeanalizowa swoje uczucia. Do diaba, czu si szczliwy. To byo naprawd zabawne w
obliczu takiej klski. Dziwic si samemu sobie, ruszy korytarzem w stron sypialni Duffa.
Rzuci go na ko, rozebra i okry kocami, a potem przynis z azienki emaliowan misk i
postawi obok ka.
- Moe bdzie ci potrzebna. pij dobrze. Jutro czeka nas duga droga.
Zatrzyma si ponownie u szczytu marmurowych schodw i spojrza na wspaniay
hall. Zostawia to wszystko i naprawd nie byo si z czego cieszy. Rozemia si gono.
Moe dlatego, e przed chwil jeszcze grozia mu kompletna zagada, a on w ostatnim
momencie zamieni j na co lepszego: uniknwszy najgorszego, przeksztaci klsk w
zwycistwo. aosne mae zwycistwo, zgoda, ale nie znaleli si przynajmniej w gorszej
sytuacji ni wtedy, kiedy przybyli do Witwatersrandu. Czy std wanie brao si
wypeniajce go zadowolenie? Po chwili zastanowienia uzna, e nie tylko. Czu si w jaki
dziwny sposb wyzwolony. To by ten drugi powd. Jecha prosto przed siebie: na pnoc, na
spotkanie nowej przygody. Powoli ogarnia go dreszcz podniecenia.
- adnej kurwy ani maklera w promieniu piciuset mil - powtrzy gono i
umiechn si. Nie prbowa ju dokadnie analizowa wypeniajcych go uczu. Emocje s
tak diabelnie nieuchwytne; kiedy si je w kocu osaczy, zmieniaj ksztat i przygotowana dla
nich siatka sw okazuje si nieprzydatna. Pozwoli, by go pochaniay, czujc, jak dreszcz
radoci przenika cae jego ciao. Zbieg po schodach i kuchennymi drzwiami wypad na
podwrko przy stajni.
- Mbejane! - zawoa. - Gdzie jeste, do diaba?
W kwaterach dla suby rozleg si oskot przewracanego stoka. Drzwi do jednego z
pomieszcze otwary si na ocie.
- Co si stao, Nkosi? - Nago, z jak pojawi si Sean, zaniepokoia Zulusa.
- Wymie mi sze naszych najlepszych koni. Mbejane wymieni je, nie prbujc
ukry zaciekawienia.
- Czy wszystkie s odporne na nagan 19?
- Wszystkie, Nkosi.
- To dobrze. Maj by gotowe jutro przed witem. Dwa osiodane, pozostae pod juki.
Twarz Mbejane rozjania si w umiechu.
- Czy to moliwe, Nkosi, bymy wybierali si na polowanie?
- Cakiem moliwe - zgodzi si Sean.
- Na jak dugo, Nkosi?
- Jak dugo trwa cae ycie? Poegnaj si ze wszystkimi kobietami i zabierz kaross i
dzidy. Zobaczymy, dokd poprowadz nas drogi.
Sean wrci do sypialni. Spakowanie si zajo mu p godziny. Powoli rs porodku
pokoju stos zbytecznych ubra; te, ktre zachowa, mog zaj tylko poow jukw
przeznaczonych na jednego konia. Upchn wszystko w dwch skrzanych walizkach. W
jednej z szaf odnalaz wcinity gboko kouszek i rzuci go na krzeso razem ze skrzanymi
bryczesami i powyginanym kapeluszem - aby leay przygotowane na jutro rano. Zszed na
d do gabinetu i przeprowadzi selekcj broni, ignorujc wymylne dubeltwki i sztucery o
nietypowym kalibrze. Zabra dwie strzelby i cztery mannlichery.
A potem pojecha do Candy, eby si poegna. Bya w swoim Prywatnym
apartamencie, ale wyjrzaa szybko, syszc jego pukanie.
- Wiesz ju? - zapyta j.
- Tak, wie o tym cae miasto. Och, Sean, tak mi przykro... Prosz ci, wejd. Otworzya szeroko drzwi. - Co z Duffem?
- Dojdzie do siebie. W tej chwili urn si w trupa i pi.
19 piczka. Uodparniano na ni zwierzta, wystawiajc je celowo na ukszenia much tse-tse. Te, ktre przeyy,
byy uodpornione.
grabiecami. Szczliwi, e ich poznaje, bo od tego czasu mino ju przecie kilka lat,
toczyli si wok niego i umiechali od ucha do ucha byskajc biaymi zbami, jak potrafi
tylko Zulusi.
- Co przywiodo tutaj trzech takich jak wy rzezimieszkw o tak wczesnej porze? zapyta Sean.
- Usyszelimy, Nkosi, o szykujcej si wyprawie - odpowiedzia w ich imieniu Hlubi
- i zaczy nas pali stopy. Usyszelimy o polowaniu i nie moglimy zasn.
- Nie ma pienidzy na zapat - oznajmi szorstkim tonem Sean. Chcia pokry nag
fal sympatii, jak do nich poczu.
- A kto tu mwi o zapacie? - odpar z godnoci Hlubi. Sean skin gow. Takiej
wanie odpowiedzi oczekiwa. Odchrzkn.
- Pjdziecie ze mn nawet, kiedy wam powiem, e ciy na mnie tagathi? - uy
zuluskiego sowa oznaczajcego kltw. - Pjdziecie wiedzc, e zostawiam za sob trupy i
smutek?
- Nkosi - odpowiedzia powanym tonem Hlubi - tam gdzie poluje lew, zawsze musi
kto zgin. A mimo to starcza poywienia dla tych, ktrzy id jego ladem.
- Sysz gderanie starych kobiet przy tykwie z piwem - zauway oschle Mbejane. Nie ma o czym gada. Konie zaczynaj si niepokoi.
Ruszyli alej pomidzy drzewkami jacarandy i wystrzyonymi szerokimi trawnikami.
Za sob zostawiali szary, spowity w mroku paacyk. Skrcili na drog do Pretorii, wjechali na
szczyt wzniesienia i zatrzymali konie. Sean i Duff obejrzeli si do tyu. Z porannej
wypeniajcej dolin mgieki wystaway grnicze wiee. Patrzyli, jak przy akompaniamencie
ponurego wycia syren mga zamienia si w zoto pod dotykiem soca.
- Nie moglibymy zosta tutaj jeszcze choby przez tydzie? Moe udaoby si co
zaatwi? - zapyta cicho Duff.
Sean siedzia w milczeniu w siodle, wpatrzony w zot mg. Bya pikna. Spowijaa
pokaleczon ziemi i myny - stanowia najlepsz zason dla tego zego, chciwego miasta.
Obrci konia w stron Pretorii i uderzy go po karku lunymi kocami cugli.
III
PUSZCZA
Tego dnia wypucili si razem z Duffem o mil albo dwie przed karawan, a potem
Sean nie mia ochoty trzyma si szlaku ani jecha z powrotem.
- Podjedmy do tego kopje20 - zaproponowa. - Moemy zostawi konie na dole i
wdrapa si na szczyt.
- Po co? - zapyta Duff.
- Dla samej przyjemnoci. Ruszaj.
Podjechali do wzgrza, sptali konie i ruszyli stromym zboczem w gr, omijajc
lece gazy i spltane korzenie drzew. Spoceni i zdyszani dotarli na szczyt i znaleli
ocieniony skalny wystp, gdzie mona byo usi. Sean poczstowa Duffa cygarem i palc
przygldali si krajobrazowi, ktry rozpociera si przed nimi jak mapa.
Poronity traw paskowy przechodzi tutaj w zalesiony, pagrkowaty busz. Na
paskiej jak pszeniczne pole sawannie wyrastay tu i wdzie strome pagrki albo kpy
wysokich drzew. Ze szczytu kopje, gdzie siedzieli, wida byo koryta podziemnych rzek rosnce nad nimi drzewa byy wysze i bardziej zielone. Caa reszta miaa kolor Afryki kolor brzowy o tysicu rnych odcieni. Bladobrzowa trawa na czerwonobrzowej ziemi, z
ktrej wyrastay poskrcane, czekoladowobrzowe pnie obsypane mas brzowych lici.
Midzy drzewami i na zboczach nagich brzowych wzgrz byskay nieokrelonymi
odcieniami brzu grzbiety pascych si gazeli - a dalej, a po odlegy horyzont, rozpociera
si niespiesznie rozlegy brzowy ld, nie tknity ludzk stop, spokojny i dostojny w swoim
bogactwie.
- Czuj si taki may, ale jednoczenie bezpieczny... tak jakbym nie musia si ba, e
kto mnie tu zauway - wyzna Duff i rozemia si z zaenowaniem.
- Wiem, co masz na myli - odpar Sean. Dostrzeg, e po raz pierwszy, odkd opucili
Witwatersrand, z twarzy Duffa Znikno napicie. Umiechnli si do siebie i oparli o
wiszc nad nimi ska. Widzieli swoje wozy ustawione w ciasnym krgu obozu i
wyprzone, pasce si woy. Soce zachodzio i coraz bardziej wyduay si biegnce po
ziemi cienie. Sean i Duff zeszli w kocu ze wzgrza i odnaleli konie. Tej nocy duej ni
dotychczas siedzieli przy ognisku i chocia mao si do siebie odzywali, czuli, e na nowo
poczyo ich stare uczucie. Odkryli now y zota wypenion samorodkami czasu i
przestrzeni. Tych dwu skarbw byo wok nich wicej, ni potrzebowa czowiek w tuzinie
20
Wzgrze.
kolejnych wciele. Przestrze, w ktrej mogli si porusza, jedzi konno i strzela; bezkres
zalany sonecznym wiatem, wypeniony wiatrem, traw i drzewami, zbyt wielki, by mogli
go wypeni sob. I czas. To tutaj wanie si zaczyna: w odmtach leniwej rzeki, toczcej
wody, lecz niezmiennej w ruchu; moesz czerpa z niej, ile chcesz, i wci jest pena. Czas
odmierzany porami roku, ktre go jednak nie ograniczaj, bo lato, ustpujce teraz miejsca
jesieni, jest tym samym latem, ktre nastao przed tysicem lat i nastanie po kolejnym tysicu.
Kiedy miao si wok siebie tyle czasu i przestrzeni, daremne byy wszystkie pragnienia.
Od tej chwili ich ycie potoczyo si w powolnym rytmie obracajcych si k wozu.
Sean, dotychczas wpatrujcy si prosto przed siebie, tam gdzie prowadzi szlak, teraz zacz
oglda si na boki. Kadego ranka wypuszczali si razem z Duffem przed karawan i
wczyli po buszu. Czasami spdzali cay dzie puczc piasek w strumieniu, kiedy indziej
wypatrywali pierwszych ladw soni, ale najczciej po prostu rozmawiali ze sob bd
podkradali si pod stada zwierzyny, ktra z dnia na dzie stawaa si coraz bardziej liczna.
Udawao im si upolowa dosy, eby nakarmi siebie, sub i psy, idce za nimi od Pretorii.
Minli ma bursk osad Pietersburg, a potem na horyzoncie zamajaczyy strome,
pociemniae od tropikalnej puszczy zbocza i wysokie skalne urwiska Zoutpansbergu. Tutaj, u
podna gr, zatrzymali si na tydzie w Louis Trichardt, najdalej na pnoc wysunitej
osadzie biaego czowieka.
W miasteczku rozmawiali z ludmi, ktrzy polowali na pnocnych stokach gr i po
drugiej stronie Limpopo. Byli to maomwni Burowie z poplamionymi tytoniem brodami wysocy mczyni o oczach, z ktrych bi spokj buszu. W dwiku ich uprzejmej,
niespiesznej mowy Sean wyczu gwatown, zaborcz mio do zwierzt, na ktre polowali, i
do kraju, po ktrym poruszali si w sposb tak nieskrpowany. Byli ulepieni z innej gliny ni
Afrykanerzy w Natalu, a take ludzie, z ktrymi spotka si w Witwatersrandzie; nabiera do
nich szacunku, ktry mia jeszcze wzrosn w przyszoci, wwczas gdy przyszo mu z nimi
walczy.
Powiedzieli mu, e przez gry nie prowadzi aden szlak, ale mona je obej dookoa.
Droga zachodnia zahaczaa o pustyni Kalahari, ponur krain, gdzie koa wozw grzzy w
piasku, a kolejne wodopoje byy coraz bardziej oddalone od siebie. Na wschodzie rozcigaa
si za to bujna tropikalna puszcza, obfita w wod i zwierzyn; pooona na nizinie, ktra
stawaa si tym gortsza, im bliej byo do morza - tam wanie, w prawdziwym buszu, kryy
si sonie.
Sean i Duff udali si na wschd i nie tracc z oczu wznoszcych si po lewej stronie
gr, wjechali w puszcz.
2. Po tygodniu trafili na pierwsze lady soni: poamane drzewa i odarte z kory pnie.
Mimo e pochodziy prawie sprzed miesica - drzewa byy ju wyschnite - Sean poczu, jak
przeszywa go dreszcz podniecenia. Tej nocy ca godzin spdzi na czyszczeniu i oliwieniu
broni. Las zgstnia i wozy z trudem przeciskay si midzy drzewami. Co jaki czas
napotykali polany: otwarte, poronite traw vleis21, gdzie, niczym stada domowego byda,
pasy si bawoy i skrzeczay biae ibisy wydziobujce im z grzbietw kleszcze. Teren
poprzecinany by gsto strumieniami, przypominajcymi krystalicznie czyste, obfitujce w
pstrgi szkockie potoki, tyle e ich woda bya ciepa jak krew, a brzegi poronite buszem.
Wzdu strumieni, w lesie i na polanach, pasa si zwierzyna: impale z zagitymi do tyu
rogami, pierzchajce przy pierwszej prbie podejcia, kudu z wielkimi uszami i zazawionymi
oczyma, czarne antylopy z biaymi brzuchami i zakrzywionymi niczym marynarskie
kordelasy poroami, zebry, truchtajce z powag tustego kucyka, podczas gdy dookoa
dokazywali ich towarzysze: gnu, kozy wodne, nyale, antylopy roan - i na kocu sonie.
Sean i Mbejane trafili na lad, idc mil przed karawan. By wiey, tak wiey, e
sok wci spywa z pnia drzewa mahoba-hoba, tam gdzie kora najpierw zostaa podwaona
kem, a potem zerwana. Drzewo pod spodem byo nagie i biae.
- Trzy samce - stwierdzi Mbejane. - Jeden bardzo duy.
- Zaczekaj tutaj. - Sean spi konia i pogalopowa z powrotem. Duff lea na siedzeniu
pierwszego wozu, koyszc si mikko w takt jazdy, ze zsunitym na twarz kapeluszem i
rkoma zaoonymi za gow.
- Duff! Sonie! - wrzasn Sean. - Nie dalej jak godzin drogi std. Siodaj konia,
czowieku!
Duff by gotw w pi minut. Mbejane czeka na nich; zbada ju trop i ustali
kierunek. Jechali za nim wolno strzemi przy strzemieniu.
- Polowae ju przedtem na sonie, chopcze? - zapyta Duff.
- Nigdy - odpar Sean.
- Jasny gwint! - Duff sprawia wraenie zaniepokojonego. - Uwaaem ci za eksperta.
Chyba lepiej bdzie, jak wrc i dokocz drzemki. Moesz mnie zawoa, kiedy nabierzesz
troch wprawy.
21
Mbejane znowu zastyg w bezruchu; jego rka ponownie delikatnie si poruszya. Nie
byo adnych wtpliwoci.
- S tutaj - mwia rka.
Sean i Duff Ukucnli, wpatrujc si w busz, ale widzieli tylko spltane gazie i szare
cienie. Oddychali chrapliwie, a z twarzy Duffa znikn umiech. Rka Mbejane podniosa si
powoli, wskazujc rozcigajc si przed nimi cian rolinnoci. Sekundy mijay niczym
paciorki nawlekane na sznur czasu, a oni wci nic nie widzieli.
Nagle zafalowao wielkie ucho i zmieni si cay obraz. Tu przed nimi sta w
popielatym cieniu wielki szary samiec. Sean dotkn doni ramienia Mbejane.
- Widz - mwio dotknicie.
Rka Mbejane przesuna si powoli, wskazujc w inn stron. Znowu chwila
oczekiwania i wytrzeszczania oczu. I wtedy usyszeli burczenie w brzuchu, w wielkim szarym
brzuchu wypenionym niezupenie przetrawionymi limi. W otaczajcej ich ciszy ten
bulgotliwy, chlupoczcy dwik zabrzmia tak miesznie, e Sean o mao si nie rozemia.
W tej samej chwili zobaczy drugiego samca. Sta take w cieniu, mia dugie te ky i mae,
zamknite oczka. Sean przystawi Duffowi wargi do ucha.
- Ten bdzie twj - szepn. - Poczekaj, a zajm lepsz pozycj. Skrci w prawo,
zachodzc swojego samca z boku, a zobaczy przed sob jego odsonity bark i ujrza pod
workowat, pomarszczon skr ksztat opatki. Kt by odpowiedni; z tego miejsca mg
trafi prosto w serce. Skin na Duffa, podnis strzelb i przyciskajc mocno kolb do
ramienia pocign za spust, celujc tam, gdzie koczy si masywny bark.
Przez spltany busz przetoczy si oguszajcy huk wystrzau; z barku zwierzcia
unis si obok kurzu i samiec zachwia si. Stojcy za nim trzeci so przebudzi si z
drzemki i rzuci do ucieczki. Sean byskawicznie zama bro, wyrzuci zuyt usk,
zaadowa, poderwa strzelb do gry i pocign ponownie za spust. Zobaczy, jak pocisk
doszed celu i wiedzia, e rana jest miertelna. Dwa samce uciekay razem; ciana buszu
rozwara si i pokna je - znikny tratujc wszystko, co stao im na drodze, i trbic gono
z blu. Sean pobieg za nimi, przedzierajc si przez krzaki i nie zwracajc uwagi na ukucia
czepiajcych si go kolczastych gazi.
- Tdy, Nkosi - krzykn pdzcy obok niego Mbejane. - Szybko, bo je zgubimy.
Biegli za oddalajcymi si odgosami ucieczki - sto, dwiecie jardw - dyszc ciko i
pocc si w upale. Nagle busz skoczy si i ujrzeli przed sob szerokie wyschnite koryto
rzeki, okolone stromymi brzegami. Lecy na dnie piasek by olepiajco biay, a rodkiem
sczya si niemrawo cienka struka wody. Jeden z samcw lea martwy w strumieniu; z
rany cieka jasnobrzowa krew. Drugi prbowa wspi si na brzeg; skarpa bya dla niego za
stroma i ranny so bezsilnie si z niej zsuwa. Rwnie krwawi; obrci gow i zobaczy
Seana i Mbejane. Unis uszy i prbowa zaszarowa, grzznc w mikkim piasku
wypeniajcym koryto rzeki.
Sean patrzy, jak si zblia, i podnis z alem strzelb; ale oprcz alu bya w nim
take duma, ktr odczuwa czowiek na widok straceczej odwagi. Zabi go jednym szybkim
strzaem prosto w mzg.
Zeszli na dno rzeki i zbliyli si do zabitego sonia. Klcza z podkulonymi nogami;
ky zaryy si gboko w piasek pod wpywem siy upadku. Przy maych, czerwonych
brzegach ran roio si ju od much. Mbejane dotkn jednego z kw i spojrza na Seana.
- To dobry so - stwierdzi. Nie powiedzia nic wicej, bo nie byo czasu na
pogaduszki. Sean opar strzelb o bark samca; wyj z kieszonki na piersi cygaro i sta
trzymajc je nie zapalone w zbach. Wiedzia, e w przyszoci zabije wicej soni, ale tego
jednego zapamita na cae ycie. Dotkn doni szorstkiej skry - pokrywajca j szczecina
bya sztywna i ostra.
- Gdzie jest Nkosi Duff? - przypomnia sobie nagle. - Czy trafi swojego sonia?
- Nie strzeli - odpar Mbejane.
- Co?! - Sean odwrci si szybko do Zulusa. - Dlaczego? Mbejane pocign szczypt
tabaki, kichn i wzruszy ramionami.
- To dobry so - powtrzy, przygldajc si samcowi.
- Musimy go odszuka - powiedzia Sean podnoszc strzelb. Mbejane ruszy za nim.
Odnaleli Duffa siedzcego samotnie w buszu. Obok niego staa bro oparta o drzewo.
Popija wod z butelki. Na widok Seana odj j od ust i unis w gecie pozdrowienia.
- Hip hip hura! Oto nadchodzi zdobywca! - W jego oczach byo co, czego Sean nie
potrafi odczyta.
- Chybie swojego? - zapyta.
- Tak - odpar Duff - chybiem. - Podnis butelk i pocign nastpny yk. Sean
poczu, e wstydzi si za Duffa. Spuci wzrok nie chcc, by zobaczy, e uwaa go za
tchrza.
- Ruszajmy z powrotem - powiedzia. - Mbejane wrci tutaj z jucznymi komi po ky.
3. Byo prawie ciemno, kiedy przybyli do obozu. Oddali konie jednemu ze sucych,
umyli si w misce, ktr przygotowa dla nich Kandhla, a potem usiedli przy ogniu. Sean
zaj si kieliszkami, unikajc uporczywie wzroku Duffa. Czu si nieswojo. Musieli o tym
porozmawia i ama gow, szukajc sposobu, w jaki mgby poruszy t spraw. Duff
stchrzy i Sean prbowa znale dla niego jakie usprawiedliwienie - moe nie wypalia mu
bro albo on sam zasoni mu cel. Bez wzgldu na to, jak byo, nie zamierza milcze, nie
mg pozwoli, by ta sprawa rzucia cie na ich przyja. Wyjani sobie wszystko i zapomn
o tym. Umiechajc si poda Duffowi kieliszek.
- Prawidowo, umiechaj si, jakby nic si nie stao - powiedzia Duff, wznoszc
kieliszek. - Za naszego wielkiego dzielnego myliwego. Do diaba, chopcze, jak moesz to
robi?
Sean wytrzeszczy oczy.
- O co ci chodzi?
- Wiesz, o co mi chodzi, to przecie cholerny wstyd nie pozwala ci spojrze mi prosto
w twarz. Jak moesz zabija te wspaniae wielkie zwierzta i, co gorsza, odczuwa z tego
powodu przyjemno?
Sean opad mikko na fotel. Nie potrafi powiedzie, ktre z ogarniajcych go teraz
uczu byo silniejsze: ulga czy zdumienie.
- Spodziewam si nawet, co mi powiesz - cign szybko Duff. - Syszaem ju
wczeniej te argumenty... od mojego drogiego ojca. Wyjani mi to wszystko ktrego
wieczoru po polowaniu na lisa. Mwic polowanie, mam na myli dwudziestu jedcw i
liczc czterdzieci psw sfor.
Sean nie ochon jeszcze ze zdumienia, jakie wywoao znalezienie si na awie
oskaronych - przecie przed chwil on gotowa si do roli sdziego.
- Nie lubisz polowa? - zapyta z niedowierzaniem. W ten sam sposb mgby
zapyta: nie lubisz je?
- Zapomniaem ju, jak to wyglda. Z pocztku udzielio mi si twoje podniecenie, ale
kiedy zobaczyem, jak je mordujesz, wszystko z powrotem stano mi przed oczyma. - Duff
pocign yk brandy i popatrzy w ogie. - Od pocztku nie miay adnej szansy. Drzemay
sobie spokojnie, a ty zacze rozrywa ich skr pociskami w ten sam sposb, w jaki psy
rozerway tego biednego lisa. Nie miay najmniejszej szansy.
- Ale, Duff, tu nie chodzi o rywalizacj.
- I to ty jeste tym piknoduchem, ktry walczy z Hradskym o prawa czowieka stwierdzi cicho Duff. - Tym samym, ktry cigle przekonywa, e nie wolno krzywdzi
innych ludzi.
Sean otworzy usta, eby zaprotestowa, ale Duff nie da mu doj do gosu.
- Ty bdziesz zdobywa dla nas ko soniow - cign dalej - a ja bd poszukiwa
zota; kady bdzie robi to, co umie najlepiej. Ja wybacz ci twoje sonie, a ty zapomnisz, co
zrobiem Candy. W ten sposb bdziemy kwita. Zgoda?
Sean skin gow, a Duff podnis do gry kieliszek.
- Jest pusty - powiedzia. - Bd tak dobry i nalej mi jeszcze, chopcze.
4. Ta dyskusja nie pozostawia w nich adnego niesmaku, nie byo skrywanych myli
ani nurtujcych ich wtpliwoci. Cieszyli si tym, co ich czyo, akceptowali dzielce ich
rnice. I kiedy po kadym polowaniu juczne konie przywoziy do obozu ko soniow, nie
sposb byo dostrzec na twarzy ani w gosie Duffa ladu krytyki. Wyraa tylko autentyczn
rado z powrotu Seana. Czasami dzie by udany - Sean trafia na trop, dopada stada i
wraca do obozu tej samej nocy. Czciej jednak, kiedy sonie poruszay si szybko, grunt by
twardy albo Sean nie mg odda strzau przy pierwszym podejciu, nie byo go przez cay
tydzie, nieraz duej. witowali kady jego powrt, siedzc do pna w nocy przy
kieliszku, zamiewajc si i wylegujc dugo nastpnego ranka. Leeli na swoich posaniach
grajc na pododze wozu w klabejas lub czytajc na gos ksiki, ktre Duff zabra ze sob z
Pretorii. A potem, po dniu czy dwch dniach, Sean wyrusza na nastpne polowanie razem z
psami i biegncymi u jego boku krajowcami.
To nie by ten sam Sean, ktry ugania si za dziwkami w Operze i przewodniczy
zebraniom odbywajcym si przy Eloff Street. Na piersi wia mu si nie czesana i nie
strzyona gsta broda. Ziemisty kolor jego twarzy i ramion zmieni si w promieniach soca
na gboki brz, przypominajcy wieo wypieczony bochenek. Napite niebezpiecznie z tyu
bryczesy teraz zwisay luno; zaokrgliy mu si ramiona, a mikkie fady tuszczu ustpiy
miejsca twardym wypukociom mini. Chodzi pewniejszym krokiem, porusza si szybciej
i radoniej si mia.
Zmiana, ktra zasza w Duffie, nie uwidoczniaa si tak bardzo. By jak zawsze
szczupy i mizerny na twarzy, ale w jego oczach przesta si odbija niepokj. Wolniej mwi
i chodzi, a zapuszczona broda w dziwny sposb go odmodzia. Kadego ranka opuszcza
obz w towarzystwie jednego ze sucych i przez cay dzie wczy si po buszu, stuka
motkiem w napotkane gazy albo kuca przy strumieniu puczc wir w swojej patelni.
Wieczorem wraca i bada zebrane w cigu dnia prbki ska; potem wyrzuca je, bra kpiel i
stawia na stole przy ognisku butelk i dwa kieliszki. Jedzc kolacj nasuchiwa, czy w
ciemnoci nie odezwie si szczekanie psw, stpanie koni bd gos Seana. Jeli nic nie
przerywao nocnej ciszy, odstawia butelk i wdrapywa si do swego wozu. Czu si wtedy
samotny, moe niezbyt gboko, wystarczajco jednak, by powroty Seana nabray dla niego
dodatkowego uroku.
Przez cay czas posuwali si na wschd. Znajdujce si na pnocy zbocza
Zoutpansbergu zaczy stopniowo agodnie: urwiska nie byy ju tak stronie i pasmo powoli
si obniao. Myszkujc wzdu jego skraju, Sean odnalaz przecz, przez ktr przeprawili
wozy, zjedajc do doliny rzeki Limpopo. Po raz kolejny zmieni si krajobraz: teren by
tutaj paski, a monotoni kolczastych zaroli z rzadka tylko urozmaicay pojedyncze baobaby
ze swymi wielkimi grubymi pniami zwieczonymi ma aureol gazi. Zaczy si kopoty z
wod, dlatego przed wyruszeniem w dalsz podr Sean wypuszcza si zawsze naprzd w
poszukiwaniu nastpnej glinianki. Za to wyniki polowania byy wspaniae, caa zwierzyna
gromadzia si bowiem wok nielicznych wodopojw i zanim przebyli poow drogi midzy
grami a Limpopo, Sean zaadowa koci soniow kolejny wz.
- Przypuszczam, e bdziemy wraca t sam drog? - zapyta Duff.
- Chyba tak - przytakn Sean.
- W takim razie nie widz sensu taszczenia ze sob tony koci soniowej. Zakopmy j
tutaj i zabierzmy w drodze powrotnej.
Sean spojrza na niego zamylony.
- Mniej wicej raz na rok przychodzi ci do gowy dobry pomys. Tak wanie zrobimy.
Nastpny obz rozbili w dobrym miejscu. Bya tam woda - cay akr botnistej cieczy,
nie zasolonej uryn soni, tak jak niektre z poprzednich wodopojw, by take cie, ktry
znaleli w zagajniku dzikich fig. Bujna trawa zapowiadaa ryche odzyskanie si przez woy
osabione grsk przepraw. Postanowili zatrzyma si tutaj na duej, aby zakopa ko
soniow, zrobi drobne naprawy wozw oraz pozwoli subie i zwierztom przybra troch
na wadze. Przede wszystkim trzeba byo jednak wykopa d wystarczajco duy, by
pomiecio si w nim okoo stu zdobytych do tej pory kw. Uporali si z tym dopiero
trzeciego dnia pod wieczr.
zby. Kiedy da krok do tyu, Duff opad pprzytomny na rce Zulusw. Koszul i wosy
mia mokre od potu. Sean rozgrza ponownie n i oczyci rany na nadgarstku, podczas gdy
Duff jcza i wi si sabo w fotelu. Nastpnie posmarowa oparzenia smarem do osi i obandaowa luno do Duffa pasami, na ktre podar czyst koszul. Zanieli go do wozu i
uoyli na posaniu. Sean podszed do uwizanego przez Mbejane psa. Odnalaz podrapania
pod sierci na barku. Zaoyli psu worek na gow, eby nie ksa, i Sean wypali rwnie
jego rany.
- Przywi go do ostatniego wozu, nie pozwl zblia si tam innym psom i dopilnuj,
eby mia pod dostatkiem jedzenia i picia - przykaza Zulusowi.
A potem wrci do Duffa pprzytomnego z blu i przepicia. Czuwa przy jego
posaniu a do rana.
6. W odlegoci mniej wicej pidziesiciu jardw od obozu, pod jedn z dzikich fig,
zbudowali Duffowi chatk. Na sporzdzonej z erdzi konstrukcji rozpili pacht brezentu,
zrobili dla niego ko i przenieli tam z wozu jego materac i koce. Sean poczy razem
cztery kawaki acucha, zaklepujc mocno motkiem nowe ogniwa. Owin acuchem
drzewo figi. Duff siedzia w cieniu wozu z rk na temblaku i obrzmia twarz obserwujc,
jak pracuj. Jego rany byy pokryte strupami, a ich brzegi zaognione. Sean skoczy mocowa
acuch i podszed do Duffa.
- Przykro mi, stary, ale musimy to zrobi.
- Jeli przypadkiem o tym nie wiesz, niewolnictwo obalono ju do dawno temu stwierdzi Duff, starajc si wykrzywi swoj znieksztacon twarz w umiechu. Podnis si
i ruszy w stron chatki. Sean obwiza go w pasie drugim kocem acucha. Przymocowa
nitem dwa ogniwa i przyklepa kilkunastoma uderzeniami motka.
- To powinno ci utrzyma.
- wietnie dopasowane - pochwali go Duff. - A teraz przyjrzyjmy si mojemu
nowemu mieszkanku.
Sean wszed za nim do chatki. Duff pooy si na ku. Sprawia wraenie bardzo
zmczonego i chorego.
- Kiedy bdziemy wiedzieli? - zapyta cicho.
- Nie jestem pewien - potrzsn gow Sean. - Myl, e powiniene tu zosta co
najmniej miesic... dopiero potem pozwolimy ci wrci do spoeczestwa.
- Cay miesic... to moe by zabawne. Lee tutaj spodziewajc si, e lada chwila
zaczn szczeka lub podnosi nog przy najbliszym drzewie.
Sean nie rozemia si.
- Wypaliem ran bardzo starannie - powiedzia. - Szans, e wydobrzejesz, s jak
tysic do jednego. To, co zrobiem, to po prostu niezbdny rodek ostronoci.
- Tysic do jednego, powiadasz. W takim razie stawiam pitk. - Duff zaoy nog na
nog i wlepi oczy w brezentowy sufit. Sean przysiad na skraju ka. Mino duo czasu,
zanim jego towarzysz odezwa si ponownie.
- Jak to bdzie wyglda, Sean? Widziae kiedy kogo chorego na wcieklizn?
- Nie.
- Ale co na ten temat syszae, prawda? Opowiedz mi, co syszae - nalega Duff.
- Na mio bosk, Duff, na pewno nic ci nie bdzie.
- Powiedz mi, Sean, powiedz, co wiesz. - Duff usiad na ku i zapa Seana za rami.
Sean popatrzy mu twardo w oczy.
- Widziae chyba tego szakala? - zapyta. Duff opad z powrotem na poduszki.
- O, mj Boe! - szepn.
Zaczo si dla nich obu dugie czekanie. Zawiesili przy chatce drug pacht brezentu
i spdzali w jej cieniu cae dnie.
Na pocztku byo bardzo le. Sean prbowa wycign Duffa z czarnej desperacji,
ale Charleywood cae godziny spdza gapic si w busz i macajc pokryt strupami twarz.
Rzadko kiedy si umiecha, suchajc zabawnych historyjek, ktrymi bez przerwy raczy go
Sean. Ale w kocu wysiki tego ostatniego zostay uwieczone sukcesem i Duff zacz
mwi. Opowiada o rzeczach, o ktrych nie wspomina nigdy przedtem, a Sean suchajc
pozna go o wiele bliej ni w cigu spdzonych razem piciu lat. Czasami Duff przechadza
si przed jego fotelem ze zwisajcym z tyu niczym ogon acuchem; innym razem siedzia
spokojnie i mwi, a z jego gosu przebijaa mio do matki, ktrej nigdy nie widzia na oczy.
- W galerii na pitrze by jej portret, spdzaem przy nim cae popoudnia. Miaa
najbardziej urocz twarz, jak w yciu widziaem.
Gos twardnia mu, gdy mwi o ojcu.
- Ten stary sukinsyn... Opowiada o swojej crce.
- Czowiek sucha jej miechu i roso mu serce. Jej grb, przysypany niegiem,
wyglda jak wielkie ciastko z kremem, na pewno by si jej spodoba...
W jego gosie brzmiao niezdecydowanie, kiedy analizowa jakie swoje dawne
postpki, albo gniew, gdy przypomina sobie bdy bd nie wykorzystane moliwoci.
Przerywa wwczas i umiecha si z zaenowaniem.
- Opowiadam same gupoty...
Strupy na jego twarzy zaczy wysycha i odpada, i coraz czciej wypeniaa go
dawna rado ycia.
Zacz sporzdza kalendarz na jednej z erdzi podtrzymujcych brezentowy dach kadego dnia wycina kolejny karb. Stao si to codziennym rytuaem. Wykonywa kade
nacicie z namaszczeniem cyzelujcego marmur rzebiarza, a potem cofa si i liczy
wszystkie na gos, jakby chcia, by przekroczyy trzydziestk, liczb, ktra sprawi, e bdzie
mg si pozby acucha.
7. Byo teraz gorzej ni na samym pocztku. Duff porzuci swj kalendarz i razem z
nim ostatnie skrawki nadziei. Jeli dni byy ze, to noce zamieniy si w prawdziwe pieko.
Nachodziy go wtedy koszmary. Powtarzay si kadej nocy - czasami dwu- albo trzykrotnie.
Po wyjciu Seana stara si nie zasypia, czytajc przy wietle latarni - czasami lea
wsuchujc si w odgosy: chlupotanie ng i parskanie pijcych wod bawow, mikkie trele
nocnych ptakw i gboki pomruk lwa. Ale w kocu zasypia i znowu nawiedza go ten sen:
Siedzia w koskim siodle przemierzajc pask, brzow rwnin: adnych wzgrz,
adnych drzew, nic oprcz gadkiej jak dywan rozpocierajcej si a po horyzont trawy. Jego
ko nie rzuca cienia - co chwila szuka go i dziwi si, e nie znajduje. A potem napotyka
sadzawk - woda w niej bya czysta i bkitna, ale dziwnie byszczca. Ba si tej sadzawki,
lecz co kazao mu do niej podej. Klka tu przy tafli wody i widzia w niej odbicie
wasnej twarzy - poronity brzow sierci zwierzcy pysk, w ktrym tkwiy biae wilcze
zby. W tym momencie si budzi, a strach, jaki przeywa na widok tej twarzy, nie opuszcza
go a do rana.
Sean prbowa mu jako pomc, sam bliski desperacji z powodu swej kompletnej
bezradnoci. W cigu wsplnie spdzonych lat zapanowaa midzy nimi wyjtkowa
harmonia, byli sobie bardzo bliscy - i dlatego Sean cierpia razem z nim. Prbowa si z tego
wyzwoli; czasami udawao mu si zapomnie o wszystkim przez godzin lub dwie, ale
potem pami wracaa z si, od ktrej skrcao go w odku. Duff mia umrze... Duff mia
umrze straszliw mierci. Czy to bd, e pozwala si drugiemu czowiekowi wej w
siebie tak gboko, e potem musi si z nim dzieli ca agoni, sekunda po sekundzie? Czy
czowiek nie ma do swoich wasnych cierpie, e musi rwnie przeywa ich pen miar
z kim innym?
Tymczasem zaczy wia padziernikowe wiatry, zwiastuny pory deszczowej: gorce,
niosce kurz wichury, wysuszajce pot na skrze, zanim jeszcze zdyy j ochodzi;
obudzone przez nie pragnienie sprawiao, e cae stada zwierzyny podchodziy w wietle dnia
do wodopoju - nie zwaajc na rozbity tu obok obz.
Sean mia schowane pod swoim posaniem p skrzynki wina. Tego wieczoru
schodzi cztery butelki, owijajc je w mokre worki. Na krtko przed kolacj zanis je do
chatki Duffa i postawi na stole. Duff obserwowa go bacznie. Rany na twarzy prawie cakiem
ju si zagoiy, zostawiajc na bladej skrze szkliste czerwone lady.
- Chateau Olivier - powiedzia Sean i Duff skin gow.
- Mylisz, e dlatego wydaje si to mniej bolesne? - odpar Duff, potrzsajc gow. Mylisz si oczywicie. To tylko pogarsza spraw. Gdyby tylko bya jaka droga ucieczki,
jaki sposb na przetrwanie tego, co dobre. Ale nie. Jest tylko kompletna bezsilno.
Duff opar si o krzeso. Twarz mia blad i wymizerowan.
- Nawet z tym mgbym si zgodzi, jeli dano by mi wicej czasu.
- Dosy mam tego gadania. Porozmawiajmy o czym innym. Nie wiem, dlaczego tak
si przejmujesz. Twj czas jeszcze nie nadszed, masz przed sob dwadziecia albo
trzydzieci lat - powiedzia grubym gosem Sean i Duff po raz pierwszy spojrza mu prosto w
oczy.
- Rzeczywicie tak mylisz?
Sean nie mg znie jego spojrzenia. Wiedzia, e Duff umrze. Ten za umiechn
si pgbkiem i z powrotem wlepi oczy w kieliszek. Umiech powoli spez mu z twarzy.
- Gdybym tylko mia wicej czasu. Tyle mgbym jeszcze zdziaa - cign dalej. Mgbym odnale swoje sabe miejsca i ufortyfikowa je. Mgbym znale odpowied.
Mgbym! - doda podniesionym gosem. - Wiem, e mgbym! O Boe, nie jestem jeszcze
gotw. Potrzebuj wicej czasu. - Gos wibrowa mu z przejcia, a oczy rzucay dzikie byski.
- Jeszcze za wczenie! Za wczenie!
Sean nie by w stanie tego duej wytrzyma. Zerwa si na nogi, zapa go za ramiona
i potrzsn nim.
- Zamknij si, do diaba, zamknij si! - wrzasn. Duff dysza ciko, wargi mia
rozchylone i drce. Dotkn ich opuszkami palcw, jakby chcia je uspokoi.
- Przepraszam, chopcze, nie miaem zamiaru urzdza scen. Sean puci jego
ramiona.
- Obaj jestemy cholernie napici - powiedzia. - Wszystko bdzie dobrze, zobaczysz.
- Tak. Wszystko bdzie dobrze - zgodzi si Duff, dotykajc palcami wosw
spadajcych mu na oczy. - Otwrz nastpn butelk, chopcze.
8. Tej nocy, kiedy Sean pooy si do ka, Duff mia znowu zy sen. Wino osabio
go i nie zdoa si obudzi. Lea uwiziony w rodku wasnego koszmaru, szamoczc si i
prbujc oprzytomnie, ale za kadym razem, kiedy zblia si do granicy jawy, sen bra go
ponownie w posiadanie.
Sean zjawi si w chatce wczesnym rankiem. Chocia pod rozoystymi gaziami
dzikich fig wci kry si nocny chd, dzie zapowiada si gorcy i suchy. Zwierzta czuy
to. Woy choway si pod drzewami, a od wodopoju oddalao si niewielkie stado elandw.
Samiec, z krtkimi grubymi rogami i ciemnym czubem na czole, prowadzi swoje samice
gdzie w cie. Sean przystan w progu chatki czekajc, a oczy przywykn do panujcego
wewntrz mroku. Duff nie spa.
- Wstawaj z ka, bo na domiar zego porobi ci si odleyny na tyku.
Duff zsun stopy z posania i zajcza.
- Co ty wsypa do tego wina wczoraj wieczorem? - zapyta masujc sobie skronie. Pod czaszk taczy mi kozaka sto tysicy krasnoludkw.
Sean poczu pierwsze ukucie niepokoju. Pooy do na ramieniu Duffa, szukajc
oznak gorczki. Byo zimne. Odetchn z ulg.
- niadanie gotowe - oznajmi.
Duff duba yk w owsiance i prawie nie dotkn pieczonej wtroby elanda. Nie
przestawa mruy oczu, olepiony blaskiem soca, a kiedy wypili kaw, odsun do tyu
swj fotel.
- Mam zamiar pooy swoj obola gow do ka.
- W porzdku - zgodzi si Sean, take wstajc. - Brakuje nam ju misa. Przejd si
po buszu, moe uda mi si upolowa koza.
- Nie, zosta i porozmawiaj ze mn - powiedzia szybko Duff. - Moemy rozegra
par partyjek.
Nie grali ju kilka dni i Sean chtnie si zgodzi. Usiad na skraju ka Duffa i w
cigu p godziny wygra trzydzieci dwa funty.
- Musz ci kiedy nauczy, jak si w to gra - stwierdzi rozpromieniony.
Duff rzuci z rozdranieniem karty na st.
- Nie mam ju ochoty gra. - Przycisn palce do zamknitych powiek. - Ten bl
gowy nie pozwala mi si skupi.
- Chcesz si zdrzemn? - zapyta Sean, zbierajc karty i wkadajc je do pudeka.
W buszu po drugiej stronie wodopoju czatowao stado lww; dwie godziny przed witem
udao im si co upolowa i siedzcy w ciemnoci Sean sysza ich radosny ryk.
Kiedy nasta ranek, Sean wsta zdrtwiay z fotela i ruszy w stron wozw. Przy
ognisku czeka na niego Mbejane.
- Gdzie s inni? - zapyta Sean. Mbejane wsta.
- Czekaj tam, gdzie ich posae. Przyszedem sam. Wiedziaem, e bdziesz mnie
potrzebowa.
- Tak - przytakn Sean. - Przynie z wozu dwie siekiery. Narbali drzewa, ca gr
suchego drzewa, i oboyli nim ko Duffa - a potem Sean podpali je. Mbejane osioda
Seanowi konia, a ten dosiad go i spojrza z gry na Zulusa.
- Zaprowad wozy do nastpnego wodopoju. Tam si z wami spotkam - powiedzia i
wyjecha z obozu. Obejrza si tylko raz i zobaczy, e wiatr rozciga unoszcy si ze stosu
dym w smug dug na mil, pync nad koronami drzew.
9. Seana ogarna rozpacz. Poczucie winy gnbio go tak, jak zgorzel niszczy korze
zba. By winny podwjnie. Zama dan Duffowi obietnic, a poza tym zabrako mu odwagi,
by zrobi to wtedy, kiedy naleao. Czeka zbyt dugo. Naleao zastrzeli go na samym
pocztku, szybko i sprawnie, albo nie powinien by strzela w ogle. Kadym fibrem ciaa
pragn, by dana mu zostaa powtrna szansa sprostania tej sytuacji. Wiedziaby, co robi.
Przeszedby jeszcze raz przez cay horror, byle tylko oczyci sumienie i zmaza plam, ktra
zbrukaa pami ich przyjani.
Rozpacz braa si z przejmujcego poczucia pustki - tak rozlegej, e zupenie si w
niej gubi. Tam gdzie przedtem by gony miech Duffa, jego wykrzywione w umiechu usta,
jego zaraliwy entuzjazm - teraz odnajdywa wycznie szar nico. Nie docieray tam
promienie soca, wszystko spowijaa mga.
Nastpnym napotkanym wodopojem bya pytka kaua pooona w samym rodku
paskiej, wyschnitej poaci bota, wielkoci boiska do gry w poo. Boto popkao i
wygldao jak brykiety o nieregularnym ksztacie, kady rozmiarw rozwartej doni, a kau
mona byo bez trudnoci przeskoczy, nie moczc sobie przy tym stp. Wok a gsto byo
od odchodw zwierzt podchodzcych do wodopoju. Po powierzchni wody pywao w t i z
powrotem kilka ptasich pir, zmieniajc kierunek w zalenoci od podmuchw wiatru. Woda
bya sonawa i brudna.
To by niedobry obz.
Trzeciego dnia Mbejane zajrza do wozu mieszkalnego. Sean lea na swym posaniu.
Nie zmieni ubrania od czasu rozstania z Duffem. Broda zacza mu si zbija w lepki od potu
kotun, pod brezentow pacht byo bowiem gorco jak w piecu.
- Nkosi, wyjd i popatrz na wod. Myl, e nie powinnimy tutaj zostawa.
- Co jest w niej niedobrego? - zapyta obojtnym tonem Sean.
- Jest brudna. Myl, e powinnimy wyruszy w stron duej rzeki.
- Rb, co uwaasz za stosowne - odpar Sean i odwrci si do niego plecami
wlepiajc oczy w brezentow cian.
Mbejane poprowadzi wic karawan w stron Limpopo. Dwa dni pniej ujrzeli
ciemnozielon wstg rolinnoci okalajcej brzeg rzeki. Sean ca podr spdzi na swoim
posaniu, podskakujc na wybojach i pocc si w upale - niewraliwy na wszelkie niewygody.
Mbejane ustawi wozy na skarpie powyej koryta rzeki, a potem razem z innymi sucymi
czeka, a Sean wrci do ycia. Ich nocne rozmowy przy ognisku pobrzmieway trosk i
czsto zerkali w stron nie owietlonego adn latarni wozu mieszkalnego - ciemnego jak
serce jego lokatora.
Niczym wyaniajcy si u schyku zimy ze swojej jaskini niedwied, Sean wynurzy
si nareszcie ze swej kryjwki. mierdziao na nim ubranie. Psy wybiegy mu na spotkanie i
asiy si, toczc wok jego ng, ale on poszed dalej, nie zwracajc na nie uwagi. Jak w
letargu odpowiada na pozdrowienia swoich sucych, po czym zszed ze skarpy i ruszy
wyschnitym korytem rzeki.
Lato zmienio Limpopo w szereg sadzawek porozrzucanych rzadko wzdu gwnego
koryta. Wypeniaa je ciemnooliwkowa woda. Piasek wok nich by olepiajco biay, jak
pokryte niegiem pole, a gazy, ktre dawiy ledwo pync rzek - czarne i liskie.
Rozcigajce si w odlegoci p mili od siebie brzegi byy strome i poronite drzewami.
Sean brn przez piasek, zapadajc si przy kadym kroku po kostki. Dotar do skraju wody,
usiad i zanurzy w niej rk. Uderzyo go, e jest ciepa jak krew. W piasku obok rysowa si
lad krokodyla, a stado map na drugim brzegu potrzsao gaziami i namiewao si z Seana.
Dwa psy pognay przesmykiem midzy dwiema sadzawkami, eby je przepdzi. Biegy bez
entuzjazmu, ze zwieszonymi jzykami, w korycie rzeki panowa bowiem straszliwy upa.
Sean wlepi oczy w zielon wod. Czu si samotny bez Duffa; towarzyszyy mu tylko
poczucie winy i al. Jeden z psw, ktre pozostay przy nim, dotkn zimnym nosem jego
policzka. Obj go ramieniem za szyj i pies przywar do niego. Sean usysza, e kto idzie z
tyu po piasku i odwrci si. To by Mbejane.
- Nkosi, Hlubi trafi na sonie, gdzie o godzin marszu w gr rzeki. Naliczy ze
dwadziecia sztuk z dobr koci.
Sean wlepi z powrotem wzrok w wod.
- Odejd - powiedzia.
Mbejane ukucn obok niego i opar okcie na kolanach.
- Kogo opakujesz? - zapyta.
- Odejd, Mbejane, zostaw mnie samego.
- Nkosi Duffowi niepotrzebny jest twj smutek. I dlatego myl, e opakujesz samego
siebie - stwierdzi Mbejane, podnoszc z piasku kamyk i rzucajc go w wod. - Kiedy
wdrowiec poczuje, e cier wbi mu si w stop - cign dalej cicho - to jeli jest mdry,
wyjmuje go. A jeeli jest gupi, zostawia go w ranie i mwi: zatrzymam ten cier, aby
zawsze przypomina mi, jak cika bya droga, ktr przebyem. Zamiast cierpienia lepiej
jest pamita o tym, co byo przyjemne, Nkosi.
Mbejane cisn nastpny kamyk do sadzawki, a potem wsta i ruszy z powrotem do
obozu. Sean wrci tam dziesi minut po nim, zasta osiodanego konia i strzelb w olstrze.
Mbejane i Hlubi czekali na niego z wczniami w rkach. Kandhla poda mu kapelusz. Sean
trzyma go przez chwil, obracajc w palcach, a potem zaoy na gow i wskoczy na siodo.
- Prowadcie - powiedzia.
W cigu kilku nastpnych tygodni Sean polowa z zaciekoci, ktra nie dawaa mu
chwili czasu na rozmylania. Jego powroty do obozu byy krtkie i rzadkie; robi to tylko po
to, eby zwie ko soniow i zmieni konia. Ktrego dnia, gdy wskakiwa na siodo,
zbliy si do niego Mbejane.
- Nkosi - poskary si. - Mona umrze w przyjemniejszy sposb, ni zaharowujc
si na mier.
- Wygldasz cakiem niele - zapewni go Sean, cho Mbejane by teraz chudy jak
chart, a jego skra lnia niczym antracyt.
- By moe wszyscy ludzie wydaj si zdrowi komu, kto siedzi w siodle - odpar
Mbejane, a Sean zatrzyma si z jedn nog w strzemieniu. Popatrzy uwanym wzrokiem na
Mbejane, a potem postawi nog z powrotem na ziemi.
- Bdziemy teraz wszyscy polowa pieszo, Mbejane, a tego, ktry pierwszy poprosi o
ask, reszta bdzie miaa prawo nazwa kobiet.
Zulus wyszczerzy zby w umiechu; spodobao mu si to wyzwanie. Przekroczyli
rzek i trafili na lad gdzie koo poudnia. Szli nim a do zapadnicia nocy, ktr przespali
lec pod jednym kocem. Rano ruszyli dalej. Trzeciego dnia zgubili trop na skalnej rwninie i
zawrcili w stron rzeki. Trafili na inne stado w odlegoci dziesiciu mil od obozu, ruszyli za
nim i upolowali tego wieczoru trzy dorodne samce. aden z odrbanych kw nie way mniej
ni pidziesit funtw. Noc wrcili do obozu, przespali si cztery godziny i wyruszyli na
kolejne polowanie. Sean zacz lekko utyka i drugiego dnia, podczas jednego z rzadkich
przystankw, cign z nogi but. Pcherz na jego picie pk i skarpetka Zesztywniaa od
zeschnitej krwi. Mbejane popatrzy na niego obojtnie.
- Daleko jest do obozu? - zapyta Sean
- Zdymy przed zmrokiem, Nkosi.
W drodze powrotnej Mbejane nis strzelb Seana. Z jego twarzy
ani na chwil nie zesza maska powagi. Gdy dotarli na miejsce, Kandhla przynis
misk gorcej wody i postawi j przed krzesem Seana. On zamoczy w niej nogi, a cay
orszak przysiad wok w kucki. Na twarzach tych ludzi gocia udawana troska, a cisz
przerywao tylko cmokanie jzykiem - w ten sposb ludy Bantu wyraaj wspczucie.
Rozkoszowali si kad minut oczekiwania, a Mbejane z talentem naturalnego aktora
zwleka z point, chcc wywoa wikszy efekt przed swoj widowni. Sean zacign si
cygarem i zrobi gron min. Z trudem powstrzymywa miech. Mbejane odchrzkn i
splun w ogie. Utkwione w nim byy oczy wszystkich: czekali, wstrzymujc oddech.
- Nkosi - odezwa si w kocu Mbejane. - Gdyby by moj crk, dabym ci w
posagu pidziesit wow...
Milczeli jeszcze przez kilka sekund, a potem rozleg si gony zbiorowy ryk miechu.
Z pocztku Sean mia si razem z nimi, ale potem - kiedy Hlubi o mao nie wpad do
ogniska, a Nonga gono ka wsparty na ramieniu Mbejane, nie zwaajc na to, e po
policzkach pynie mu rzsisty strumie ez - miech uwiz mu w gardle. To nie byo a takie
mieszne.
Spojrza na nich z gorycz - na ich szeroko otwarte rowe usta i biae zby, na
trzsce si ramiona i rozedrgane piersi - i nagle uwiadomi sobie bardzo jasno, e nie miej
si ju wcale z niego. miali si dla samej przyjemnoci. miali si dlatego, e yli. Chcia
zdusi wzbierajcy mu w gardle chichot, ale nie zdy. A potem miech wstrzsn ca jego
piersi i Sean odchyli si w fotelu i nie powstrzymywa go ju duej. Niech to wszyscy
diabli, on take chcia y.
Nazajutrz rano, kiedy wynurzy si ze swego wozu i pokutyka, eby zobaczy, co
Kandhla pitrasi na niadanie, znowu czu, jak na myl o nowym dniu wzbiera w nim
podniecenie. Czu si dobrze. Nie zapomnia o Duffie, nie zapomni o nim nigdy, ale tej
pamici nie towarzyszy ju obezwadniajcy bl. Wycign z rany cier.
10. W listopadzie trzy razy zmieniali obz, trzymajc si poudniowego brzegu rzeki i
posuwajc z powrotem na zachd. Wozy, ktre oprnili przy wodopoju, powoli wypeniay
si Ponownie, zwierzyna bowiem skupiaa si coraz bliej rzeki. Na terenach pooonych
dalej panowaa susza, ale kady dzie wydawa si przynosi obietnic spenienia.
Oboki, rozrzucone przedtem z rzadka na niebie, toczyy si teraz razem, gromadzc
w wielkie, pociemniae na brzegach chmury albo pitrzc dumnie w burzowe fronty. Caa
przyroda bya jak gdyby pod wraeniem ich rosncej potgi. Wieczorami odziewao je w
krlewsk purpur soce, a w cigu dnia podmuchy wiatru zabawiay tacami derwiszw.
Zbliaa si pora deszczowa. Sean musia podj decyzj, czy przeprawi si przez Limpopo i
odci sobie drog na poudnie, gdy wyleje rzeka, czy te zosta tam, gdzie wanie by, i nie
wdrowa dalej. Nie bya to trudna decyzja. Znaleli miejsce, w ktrym brzegi rzeki zbliay
si troch do siebie. Rozadowali pierwszy wz, zaprzgli do niego podwjn liczb wow i
wrzeszczc jak optani, pogonili je w d. Podskakujc na wertepach, wz stoczy si po
stromej skarpie, ale ju po chwili przechyli si niebezpiecznie do przodu, a koa ugrzzy po
osie w piasku.
- Do szprych! - krzykn Sean.
Rzucili si do k, usiujc je obrci, ale woy opady na kolana, nie dajc sobie rady
na sypkim podou.
- Niech to wszyscy diabli - zakl Sean. - Wyprzgnijcie woy i wyprowadcie je z
powrotem na brzeg. Przyniecie siekiery.
Trzy dni zajo im pooenie na dnie rzeki drogi z gazi, a nastpne dwa
przeprawienie wszystkich wozw i przeniesienie koci soniowej na drugi brzeg. A gdy
ostatni wz wtoczony zosta si ludzkich mini do nowego obozu, Sean zarzdzi dzie
wolny i nazajutrz wszyscy wyspali si do woli.
Kiedy Sean wynurzy si ze swego wozu, soce stao ju wysoko nad horyzontem.
By zaspany i rozdraniony po dugim wylegiwaniu si w ku. Ziewn od ucha do ucha i
przecign si, rozkadajc szeroko ramiona niczym rozpity na krzyu. Obliza wargi,
skrzywi si, bo nie przypad mu do gustu ich smak, i podrapa si po piersi. Pod paznokciami
zachrzciy gste wosy.
- Gdzie jest moja kawa, Kandhla? Nie obchodzi ci to, e umieram z pragnienia?
- Woda zaraz si zagotuje, Nkosi.
taki widok nozdrza Seana rozchyliyby si niczym u zarodowego ogiera, tym razem jednak
ca uwag skupi na sylwetkach jedcw towarzyszcych karawanie. Jan Paulus cwaowa
przed swoim ojcem i Sean, zaciskajc pici wzdu bokw patrzy, jak podjeda coraz
bliej. Bur siedzia sztywno wyprostowany. Zatrzyma si kilkanacie krokw przed Seanem,
brzowym i grubym jak pieczona kiebasa kciukiem zsun kapelusz na ty gowy i spi lekko
ostrogami konia. Zwierz zataczyo pod nim.
- Co? Wci tutaj jeste, Rooi Nekl - zapyta z udawanym zdumieniem.
Psy Seana pognay do przodu, eby przywita si ze stadem Przybyszy i po chwili
zbiy si w jedn podniecon i troch nieufn gromad, obwchujc si wzajemnie, prc
grzbiety ze zjeon sierci i zadzierajc nogi w udawanym akcie oddawania moczu.
- Dlaczego nie rozbijesz obozu na drzewie? Bdziesz tam si czu bardziej u siebie zaproponowa agodnym gosem Sean.
- e co? - zapyta Jan Paulus, unoszc si w strzemionach. Oswobodzi praw stop i
zatoczywszy ni uk nad koskim grzbietem chcia zeskoczy z sioda, ale w tej samej chwili
Sean rzuci si w jego stron. Ko sposzy si, Bur straci rwnowag i zapa si sioda, a
Sean chwyci go za jego ry brod i z caej siy pocign w d. Jan Paulus, krcc rkami
mynka, zlecia z sioda i zjedna nog zaczepion w strzemieniu zawis niczym hamak midzy
szarpicym si koniem i trzymajcym go za brod przeciwnikiem. Sean zapar si mocno
pitami o ziemi, delektujc si dzikimi rykami Bura.
Psy, zachcone pyncym z gry przykadem, przerway powitalne ceremonie i
warczc gronie rzuciy si na siebie z wyszczerzonymi zbami. Kaki sierci fruway w
powietrzu jak niesiony burz piasek na pustyni Kalahari.
Pk rzemie mocujcy strzemi; Sean upad na plecy i podnis si na nogi w
odpowiednim momencie, by stan do walki ze zbliajcym si Janem Paulusem. Udao mu
si sparowa sierpowy Bura, ale zatrzs si cay od uderzenia, a potem zwarli si piersiami i
Sean poczu, e trafi na rwnego sobie przeciwnika. Zmagali si w milczeniu, dotykajc
brodami; ich oczy dzielio tylko kilka cali. Sean zmieni szybko rodek cikoci i usiowa
przewrci przeciwnika, ale Jan Paulus przesun si, zwinnie jak tancerz, i nie da oderwa
od ziemi. Teraz on przeszed do ataku, wykrcajc do tyu rami Seana, ktry zaka z
wysiku, prbujc si oswobodzi.
W spraw wmiesza si tymczasem Dziadek Leroux, rozpdzajc psy i wjedajc
koniem midzy walczcych. W powietrzu zawista jego bicz ze skry hipopotama.
- Rozejdcie si! Hej, wy otry, dajcie sobie spokj! Dosy tego, rozejdcie si.
Sean wrzasn z blu, poczuwszy na plecach smagnicie bicza. Przy nastpnym
uderzeniu zawy tak samo gono Jan Paulus. Odstpili od siebie, masujc prgi po bacie i
cofajc si przed kocistym, siwobrodym starcem na koniu.
Nadjecha tymczasem pierwszy wz.
- Dlaczego ich powstrzymae, Dziadku? - zawoaa siedzca na kole matrona,
liczca chyba dwiecie funtw ywej wagi.
- Nie ma sensu, eby si nawzajem pozabijali.
- Wstyd si, stary. I dlatego tylko musisz psu wszystkim dobr zabaw? Nie
pamitasz ju, jak sam uwielbiae bijatyki? A moe tak si zestarzae, e zapomniae o
wasnej modoci? Daj im spokj!
Dziadek zawaha si, strzelajc z bicza i spogldajc spode ba to na Seana, to na Jana
Paulusa.
- Ju ci tu nie ma, ty stary nudziarzu - rozkazaa mu ona. Bya potna,
przypominaa granitowe kopje, biust wypenia szczelnie jej bluzk, a brzowe ramiona byy
grube jak u mczyzny. Twarz skrywa cie szerokiego czepka, ale Sean spostrzeg, e bya
rowa i mikka jak pudding: twarz, ktra czciej si mieje, ni zastyga w gniewie. Obok
niej siedziay na kole dwie dziewczyny, ale nie byo czasu, aby im si przyjrze. Dziadek
wycofa si i Jan Paulus znowu rzuci si do ataku. Sean pochyli si troch do przodu i
balansujc na palcach przygotowywa si na uderzenie olbrzyma, ktrego si zdy ju
posmakowa. Czekao go teraz drugie danie i nie by pewien, czy dotrwa do deseru.
Jan Paulus sprawdzi najpierw Seana dugim prawym prostym, ale ten uchyli si,
pozwalajc, by pi wytracia impet w jego gstej brodzie, i zdzieli Bura w ebra pod
uniesionym ramieniem. Jan Paulus stkn ciko i odskoczy do tyu.
Zapominajc o swoich skrupuach, Dziadek Leroux obserwowa ich ze wzrastajc
uciech. Zapowiadaa si ciekawa walka. Obaj dobrze do siebie pasowali; potni, poniej
trzydziestki, szybcy i zwinni w nogach. Obaj brali wczeniej udzia w niejednej bjce widoczne to byo po tym, jak wyczuwali swoje intencje, schodzc z linii ciosu i wystawiajc
si na uderzenie, ktre kto mniej dowiadczony mgby zada i gorzko potem tego aowa.
Nagle skoczyy si pynne, prawie leniwe ruchy. Jan Paulus zaatakowa z lewej
strony, a potem, niczym zmieniajcy kierunek rzemienny bicz, uy ponownie prawej rki;
Sean zrobi unik, wystawiajc si niewiadomie na potn fang z lewej, ktra wyldowaa
na jego twarzy. Zatoczy si do tyu, krwawic z pknitego policzka. Jan Paulus szed za
ciosem, szukajc z podniesionymi piciami jakiej szczeliny w gardzie. Seanowi udao si
przetrzyma ciki okres. Instynktownie porusza nogami, a w kocu mga przed oczyma
przerzedzia si i poczu powracajce siy. Ujrza nacierajcego ostro Jana Paulusa i uda, e
wci ma mikkie nogi; opuci ramiona i czeka, a Bur podejdzie bliej. Ten zbyt pno
dostrzeg zowrogi bysk w oku przeciwnika; prbowa si cofn, ale kocista pi rozoraa
mu twarz. Zatoczy si do tyu. Teraz i on krwawi.
Walczyli ze zmiennym szczciem - kilkanacie razy wydawao si, e jeden z nich
osiga wyran przewag. Wchodzili w zwarcie uywajc gw i kolan, a potem odskakiwali
od siebie i ponownie okadali si piciami, gonic po caym obozie. W kocu, objci niczym
para zakochanych, stoczyli si po stromej skarpie na wyschnite dno Limpopo. Mikki piasek
apa ich za nogi, wypenia przy kadym upadku usta i przylepia si jak cukier do brd i
czupryn. Po jakim czasie wturlali si do jednej z sadzawek i walczyli tam, zachystujc si
zalewajc im usta wod, brodzc w niej, podobni do hipopotamw, i poruszajc si coraz
wolniej, a zabrako im si, by si podnie i klczeli tylko naprzeciwko siebie, spywajc
wod i chrapliwie apic powietrze.
Sean nie wiedzia, czy zrobio mu si ciemno w oczach ze zmczenia, czy
rzeczywicie zapad ju zmrok. Wpatrywa si w Jana Paulusa, ktry, zgity wp, rzzi
straszliwie i rzyga ci. Sean wyczoga si na brzeg sadzawki i leg z twarz wtulon w
piasek. W uszach brzmiay mu jakie gosy, a przez zalane krwi oczy przesczyo si
czerwone wiato latarni. Podnieli go jego sucy; prawie nie czu dotykajcych go rk.
Gosy zapady w ciemno i straci przytomno.
Obudzio go ukucie i zapach jodyny; szarpn si, eby usi, ale przytrzymay go
czyje rce.
- Spokojnie, spokojnie, walka skoczona.
Sean otworzy jedno oko, aby zlokalizowa gos. Ppchylao si nad nim rowe
oblicze Babci Leroux. Jej rce dotkny jego twarzy i znowu poczu jodyn. Jkn przez
spuchnite usta.
- No tak! Prawdziwy z ciebie mczyzna - zachichotaa Babcia. - Nie pinie nawet,
kiedy rozbijaj mu na kawaki gow, ale wystarczy jedna kropla jodyny i pacze jak dziecko.
11. Sean obudzi si ze wiadomoci, e co jest nie w porzdku. Chcia usi, ale
powstrzyma go bl w naderwanych miniach i nie zagojonych ranach. Jkn gono i
zabolay go od tego wargi. Powoli zsun nogi z posania i przyjrza si sobie, eby oceni
rozmiary zniszczenia. Na jego owosionej piersi widnia ciemny odcisk buta Jana Paulusa;
Sean obmaca go delikatnie, sprawdzajc, czy nie ma zamanego ebra; potem, uspokojony,
podnis lew rk i zbada gbokie, sigajce plecw zadrapania, przygldajc si z bliska
popkanej skrze. Wyj kilka kakw, ktre przyczepiy si do rany. Wsta i natychmiast
zastyg w bezruchu, bo zaku go naderwany misie w ramieniu. Zacz wtedy cicho kl i,
nie milknc ani na chwil, przystpi do dugiej i bolesnej czynnoci zejcia z wozu.
Obserwowa go cay jego orszak - nawet psy wydaway si zaniepokojone. Sean stan na
ziemi i natychmiast zabra si do poajanek.
- Co, u diaba... - zacz i umilk czujc, e z pknitej wargi znw popyna krew.
- Co, u diaba - powtrzy, starajc si nie rusza ustami - mylicie sobie, stojc tutaj
niczym stare baby wok tykwy z piwem... nie macie nic do roboty? Hlubi, czy nie wysaem
ci czasem, eby poszuka ladw soni? - Zulus oddali si szybko. - Co ze niadaniem,
Kandhla? Mbejane, przynie mi misk wody i lusterko.
Usiad w fotelu i ponurym wzrokiem przyjrza si swemu obliczu.
- Gdyby przegalopowao po mnie stado bawow, mniej wyrzdzioby szkd stwierdzi.
- To nic w porwnaniu z jego twarz, Nkosi - zapewni go Mbejane.
- Porzdnie oberwa? - zapyta Sean podnoszc wzrok.
- Rozmawiaem z jednym z jego sucych. Nie podnis si jeszcze z ka i ley tam,
jczc niczym zaszyty w gszczu ranny lew; a oczy ma spuchnite jak wieo narodzony
lepy szczeniak.
- Powiedz mi co wicej, Mbejane. Powiedz szczerze, czy to bya dobra walka?
Mbejane ukucn obok fotela Seana. Przez chwil milcza, szukajc odpowiednich
sw.
- Kiedy bogowie wysyaj przeciwko szczytom Drakensbergu swoje niebieskie
wojska, uzbrojone w pioruny i wcznie byskawic, wszystkie stworzenia wstrzymuj dech z
podziwu. Gdy dwa sonie walcz ze sob na mier i ycie, nie ma w caej puszczy
wspanialszego widowiska. Mam racj?
Sean kiwn gow, mrugajc oczyma.
- Mj ty waleczny niedwiedziu - powiedziaa Babcia, biorc Seana pod rami pozwl, e przedstawi ci moj synow, Henriett. Henrietto, oto czowiek, ktry o mao nie
zabi twojego ma.
Jan Paulus prychn ze swojego krzesa i Babcia rozemiaa si, trzsc wesoo
biustem. Henrietta bya ma, ciemnook dziewczyn. Nie lubi mnie - domyli si
natychmiast Sean. Skoni lekko gow i ucisn jej rk. Szybko j cofna.
- A to moja najmodsza crka, Katrina. Widzia j pan zeszej nocy.
Lubi mnie. Poczu w doni jej dugie palce, zakoczone kwadratowymi
paznokciami. Umiechn si.
- Bez pani opieki wykrwawibym si na mier - powiedzia. Spojrzaa na niego
miejcymi si oczyma.
- Do twarzy panu z paskimi ranami, meneer. Podsinione oko dodaje panu godnoci.
- Dosy tych pogwarek, dziewczyno - przerwaa jej ostro Babcia. - Chod tutaj i siadaj
przy swojej matce. Opowiadaam panu o tym koniu? - zwrcia si do Seana. - No wic
mwi temu handlarzowi: On nie jest wart nawet piciu funtw, nie mwic ju o pitnastu.
Niech pan spojrzy na te pciny, cienkie jak patyki. Na to on, prbujc mnie wykiwa: Niech
no pani spojrzy na to siodo. Ale zobaczyam, e zrzeda mu mina.
Cienka bawena, z ktrej uszyta bya bluzka dziewczyny, ledwo powstrzymywaa
niecierpliwe poruszenia jej piersi. Sean pomyla, e nigdy w yciu nie widzia czego tak
wspaniaego.
Obok ogniska ustawiony by duy st na kozach; po jakim czasie usiedli przy nim.
Dziadek odmwi modlitw. Sean obserwowa go przez zmruone powieki. Broda Dziadka
trzsa si, kiedy si modli, a w pewnym momencie uderzy nawet pici w st, eby
podkreli wano jakiej kwestii, z ktr zwraca si do Wszechmocnego. Jego amen
wypowiedziane zostao z tak si, e Sean ledwo si powstrzyma, eby nie zacz bi
brawo.
- Amen - zawtrowaa Babcia i z garnka wielkoci sporego wiadra naoya na talerze
gulaszu. Henrietta dorzucia do niego frytek z dyni, a Katrina rozdzielia kromki wieego
kukurydzianego chleba. Przy stole zapada cisza, przerywana tylko chwilami brzkiem
uderzajcych o porcelan sztucw i sapaniem oddychajcego przez nos Dziadka.
12. Nazajutrz przy niadaniu Sean zastanawia si nad swym nastpnym krokiem.
Mg napisa zaproszenie na obiad i osobicie je dorczy. Oni wtedy poprosz, eby usiad i
napi si kawy, i jeli troch poczeka, moe wyoni si odpowiednia sposobno. Nawet
Dziadek przestanie w kocu mwi, a Babcia osabi czujno. By przekonany, e uda mu si
porozmawia z Katrin. Nie wiedzia jeszcze, co jej powie, ale tym bdzie si martwi, kiedy
nadejdzie pora. Wdrapa si do wozu i odszuka w skrzyni papier i owek. Wrci do stou,
rozpostar przed sob kartk i obgryzajc koniec owka wlepi oczy w busz. Co poruszyo
si midzy drzewami. Sean odoy owek i wsta. Psy zaszczekay krtko i umilky
rozpoznajc Hlubiego. Wraca biegiem - to oznaczao wane wiadomoci. Sean wyszed mu
na spotkanie.
- Due stado, Nkosi, wiele sztuk z piknymi kami. Widziaem, jak piy wod w rzece,
a potem znikny spokojnie w buszu.
- Kiedy? - zapyta Sean, chcc zyska na czasie. Szuka w mylach powodu, eby
pozosta w obozie - wystarczajco wiarygodnego, aby przekona Mbejane, ktry zacz ju
sioda konia.
- Rano, przed wschodem soca - odpar Hlubi, a Sean prbowa sobie przypomnie,
czy boli go lewe, czy prawe rami. Nie mg polowa z obolaym ramieniem, to jasne.
Mbejane przyprowadzi konia. Sean podrapa si w nos i odkaszln.
- Biegnie za mn tropiciel z drugiego obozu, Nkosi. On take widzia stado i zaraz
powie o tym swemu panu. Ale ja wyprzedziem go, bo w nogach jestem szybki jak gazela zakoczy skromnie Hlubi.
- Ach tak?
Zmieniao to cakowicie problem: Sean nie mg zostawi stada temu ryemu
Holendrowi. Pobieg do wozu i zapa lecy obok posania pas z nabojami. Jego strzelba
tkwia ju w olstrze.
- Zmczony jeste, Hlubi? - zapyta, zarzucajc sobie na rami pas z cik amunicj.
Po ciele Zulusa pyny strumienie potu; oddycha szybko i gboko.
- Nie, Nkosi.
- Dobrze, w takim razie prowad nas do tych swoich soni, moja ty szybkonoga gazelo
- powiedzia Sean, wskakujc na siodo. Spojrza przez rami na drugi obz. Dziewczyna nie
ucieknie.
- Niech mnie diabli - gwizdn Jan Paulus. - Musi ich by co najmniej ze dwiecie.
Sean usysza pierwsze, podobne do wiskiego kwiku, gosy alarmu, zobaczy
falujce uszy i uniesione trby. Sonie zbiy si w stado, odwrciy do nich zadami i rzuciy
do ucieczki, wzbijajc gsty tuman kurzu.
- Paulus zajmie si lewym skrzydem. Panu, meneer, zostawiam rodek, a sam ruszam
w prawo - krzykn Dziadek.
Sean wcisn kapelusz na uszy i uderzy pitami konia. Niczym cinity silnie trjzb
trzej jedcy pogalopowali za stadem. Sean wpad w tuman kurzu. Przed nim poruszaa si
skbiona szara masa. Wybra star samic i podjecha do niej tak blisko, jak mg. Widzia
poszczeglne woski na jej ogonie i skr pomarszczon jak moszna starca. Dotkn doni
karku swojego wierzchowca. Ten pochyli si do przodu i po kilku susach zatrzyma. Sean
wyrwa stopy ze strzemion i skoczy na ziemi na ugitych dla zagodzenia wstrzsu nogach.
Na grzbiecie sonicy wida byo odznaczajce si pod skr krgi - Sean rozerwa je
pierwszym pociskiem i zwierz upado, lizgajc si na tylnych nogach niczym chory na
robaki pies. Ko skoczy do przodu, zanim Sean zdy dobrze usadowi si w siodle, i od tej
chwili wszystko zlao si ze sob: wiszczce w uszach powietrze, ryk rannych zwierzt,
tumany pyu i wo spalonego prochu. Dogoni je pomimo drapicego w gardle kurzu.
Zrwna si z nimi, zeskoczy z konia i strzeli. Czerwona posoka na szarej skrze.
Szczkanie zamka, gorca lufa, szarpica wciekle do tyu kolba. Zalewajcy oczy sony pot.
Z powrotem w siodle. I znowu strza. Dwa kolejne sonie ryczce aonie, lece na
sparaliowanych nogach. Krew jak czerwona flaga. Nastpny, wsunity do komory nabj. I
znowu w siodle. Dogoni je, wycelowa, pocign za spust. Przeszywajcy skr z guchym
odgosem pocisk, a potem dalsza jazda - a w kocu ko osab pod Seanem i musia
pozwoli im uciec. Sta, nie mogc przekn liny i obejmujc rkami koski eb, gardo mia
wypenione kurzem i cinite z pragnienia. Trzsy mu si rce i znowu rozbolao go rami.
Odwiza jedwabn szarf, wytar ni twarz, po czym wydmucha boto z nosa i napi si
wody z manierki. Miaa sodki smak. W pogoni za stadem zapdzi si w busz, w gste
zarola mopani. Ze wszystkich stron otaczay go ich byszczce, zielone, zwieszajce si a
do ziemi licie. Powietrze byo nieruchome i gorce. Sean ruszy z powrotem. Z atwoci
odnajdywa ranne sonie, nasuchujc ich rykw. Widzc go, prboway szarowa, wlokc za
sob tylne nogi i wymachujc trbami. Po strzale w gow osuway si nieruchomo na ziemi.
To bya najbardziej przykra cz polowania, Sean stara si zakoczy j jak najszybciej.
Wok siebie sysza inne wystrzay i kiedy wyszed na polan, zobaczy Jana Paulusa
prowadzcego w jego stron konia.
- Ile? - zawoa Sean.
- Gott, czowieku, nawet ich nie liczyem. Ale polowanie, co? Dasz mi si troch
napi? Zgubiem gdzie manierk.
Strzelba Jana Paulusa tkwia w olstrze, cugle mia zarzucone na rami, a ko szed za
nim z pochylonym ze zmczenia bem. Polana otoczona bya gst cian mopani, zza ktrych
nagle wyskoczy ranny so. To musia by postrza w puco - jedn stron piersi mia ca
pokryt pian, a kiedy rycza, z trby pryskaa mu rowa fontanna krwi. Ruszy na Jana
Paulusa z uniesionymi niczym wojenne sztandary czarnymi uszami. Ko Bura stan dba,
cign Janowi Paulusowi cugle z ramienia i pogalopowa w bok, zostawiajc swego pana
sam na sam z szarujcym soniem. Sean skoczy na siodo, nie dotykajc strzemion. Jego ko
poderwa gow do gry i zataczy niespokojnie w miejscu, ale Sean opanowa go i ruszy do
przodu, eby zwrci na siebie uwag sonia.
- Nie uciekaj, na lito bosk, nie uciekaj! - zawoa, wyjmujc strzelb z olstra. Jan
Paulus usysza go. Stan w lekkim rozkroku i opuci rce. So take usysza krzyk Seana,
obrci w jego stron gow i Sean ujrza w oczach rannego zwierzcia pierwsze oznaki
wahania. Wypali, nie starajc si dokadnie celowa, majc tylko nadziej, e go zrani i
odcignie od Jana Paulusa. Kula przeszya grub skr z odgosem uderzajcego o cian
mokrego rcznika. So odwrci si niezgrabnie, osabiony postrzaem w puca. Sean
cign cugle i zawrci, syszc za sob ryk atakujcego zwierzcia.
Drcymi i liskimi od potu rkami zacz adowa strzelb. Jeden z miedzianych
nabojw wylizgn mu si z palcw, uderzy o kolano i upad w traw pod koskie kopyta.
So dogania go. Sean obluzowa przytroczon do sioda derk i pozwoli jej upa - czasami
sonie zatrzymuj si, eby stratowa nawet zgubiony kapelusz; ale nie ten. Sean obrci si w
siodle i strzeli. So zarycza ponownie - by tak blisko, e tryskajca z trby krew opryskaa
Seanowi twarz. Ko ledwie bieg; Sean czu, jak przy kadym kroku uginaj si pod nim
nogi. Zbliali si do skraju polany, zmierzajc w stron gstej, zielonej ciany buszu. Sean
wsadzi do komory kolejny nabj i przerzuci nog przez siodo. Zacz si powoli zsuwa w
d, a jego stopy dotkny ziemi i mg biec obok konia. Po chwili puci siodo; sia rozpdu
rzucia go do przodu, ale zatoczywszy si raz i drugi, zdoa utrzyma si na nogach.
Odwrci si i zoy do pierwszego porzdnego strzau. So zblia si szybko, przytaczajc
go swoim ogromem, wysoki jak wiszca skaa. Mia zwinit na piersi trb i uniesione
wysoko ky.
Jest za blisko, o wiele za blisko. Z tej odlegoci nie zdoam trafi w mzg.
Wycelowa we wgbienie na czole, tu powyej linii oczu. Wypali i pod soniem
ugiy si nogi; jego mzg niczym przejrzay pomidor trysn z czaszki.
Sean prbowa uciec przed walcym si na niego wielkim cielskiem, ale jedna z
potnych ng przygniota go i upad na twarz. Lea nie ruszajc si z miejsca. Byo mu
niedobrze, w odku wci czu lepki dotyk strachu.
Po chwili usiad i przyjrza si soniowi. Jeden z jego kw zama si rwno przy
samej wardze. Po chwili nadbieg, dyszc ciko ze zmczenia, Jan Paulus. Zatrzyma si
obok sonia, dotkn rany na jego czole, a potem wytat palce w koszul.
- Nic ci si nie stao, czowieku?
Uj Seana pod rami i pomg mu wsta; a potem podnis z ziemi jego kapelusz i
dugo go otrzepywa, zanim poda Seanowi do rki.
13. T noc spdzili osonici z trzech stron brzuchem i nogami jednego z zabitych
soni. Pili razem kaw; Sean siedzia midzy dwoma Lerouxami, oparszy plecy o szorstk
skr martwego zwierzcia. Rysujce si na tle nocnego nieba gazie obsiady spy, a w
ciemnoci sycha byo wstrtny chichot hieny. Dostarczyli prawdziwej uczty grabarzom.
Mao ze sob mwili, bo padali z ng, ale Sean wyczuwa, jak bardzo mu s obaj wdziczni.
- Dzikuj ci, kerel - odezwa si do niego w kocu grubym gosem Jan Paulus, zanim
owinli si w koce.
- By moe pewnego dnia bdziesz mia okazj odwdziczy mi si tym samym.
- Mam nadziej, ja. Mam tak nadziej. Nazajutrz obudzili si wczesnym rankiem.
- Wycicie wszystkich tych kw zajmie nam trzy albo cztery dni - oznajmi Dziadek,
po czym i zadar gow w gr. - Nie podobaj mi si te chmury. Jeden z nas powinien
pojecha do obozu, eby sprowadzi wicej ludzi oraz wozy do zwiezienia koci.
- Ja pojad - zgosi si Sean, wstajc szybko z miejsca.
- Miaem na myli siebie - zaprotestowa stary Leroux, ale Sean woa ju na Mbejane,
eby sioda mu konia, i Dziadek nie bardzo mg si z nim spiera. Nie po wczorajszym.
- Powiedz Babci, eby przeprawia wozy przez rzek - powiedzia Dziadek, dajc za
wygran. - Nie chcemy, eby przybr zasta nas po tej stronie. Na pewno bdzie ci wdziczna
za pomoc.
- Zrobi, co mog - zapewni go Sean.
Jego ko nie odzyska jeszcze si po wczorajszym polowaniu i Sean dotar do rzeki
dopiero po trzech godzinach.
Uwiza konia przy brzegu i zszed do jednej z sadzawek. Rozebra si, zanurzy w
wodzie i natar garci szorstkiego piasku. Kiedy wygramoli si z sadzawki i wytar koszul,
poczu, jak piecze go skra. Wskoczy na siodo i ruszy brzegiem rzeki, ledwo
powstrzymujc si od puszczenia konia galopem. Rozemia si gono do siebie.
- Mam wolne pole, chocia wcale bym si nie zdziwi, gdyby ten podejrzliwy stary
Holender ruszy moim tropem.
Rozemia si znowu i pomyla o ksztacie piersi Katriny i kolorze jej oczu, zielonym
jak creme-de-menthe w krysztaowym pucharze. Muskuy jego ng napiy si i ko wyduy
krok w odpowiedzi na ucisk kolan.
- Dobrze, w takim razie biegnij szybciej - zachci go Sean. - Nie nalegam, ale bd ci
serdecznie wdziczny.
- Och, to wspaniale.
Usiowa domyli si z brzmienia jej gosu, czy to wspaniale, e s cali i zdrowi, czy,
e ich zostawi. Jak na razie wszystkie oznaki byy korzystne; jej zmieszanie byo dobr
wrb.
- Co si stao? - wrzasna z ktrego wozu Babcia. - To nie Dziadek, nie powiesz mi
chyba, e co mu si stao? - Wz zakoysa si niebezpiecznie i w szczelinie ukazao si jej
rowe, pomarszczone od snu oblicze. Zapewnienia Seana utony w potnym zawodzeniu.
- Och, wiedziaam, e to si stanie. Miaam przeczucie. Nie powinnam bya go
puszcza.
- Paulus, och, Jan Paulus! Musz do niego jecha. Gdzie on jest? - krzyczaa Henrietta
biegnc od ogniska rozpalonego za wozami, a potem rozszczekay si psy i do oglnego
zamieszania doczyy si wrzaski sucych. Sean prbowa ich wszystkich przekrzycze,
zerkajc jednoczenie na wychodzc z wozu Katrin. Doprowadzia swoje wosy do
porzdku - spyway jej teraz na plecy obwizane zielon wstk. miejc si, pomoga mu
uspokoi Babci i Henriett.
Przyniosy mu kawy, po czym usiady wok niego i suchay relacji z polowania.
Sean opisa szczegowo histori uratowania Jana Paulusa, zyskujc przez to bardziej
przychylne spojrzenie Henrietty. Tymczasem zrobio si za pno, eby przeprawia wozy
przez rzek, mwi wic dalej - przyjemnie byo mie za audytorium trzy zasuchane kobiety.
Potem zjedli wszyscy kolacj.
Z ostentacyjnym taktem Babcia i Henrietta wycofay si wczenie do swoich wozw,
zostawiajc Seana i Katrin przy ognisku. W dokadnie odmierzonych odstpach rozlegay si
w wozie Babci sceniczne kaszlnicia, majce im przypomnie, e nie s zupenie sami. Sean
zapali cygaro i wlepi oczy w ogie, prbujc rozpaczliwie powiedzie co inteligentnego,
ale do gowy przychodzia mu uparcie tylko jedna kwestia: chwaa Bogu, e nie ma tutaj
Dziadka. Zerkn ukradkiem na Katrin - ona take wpatrywaa si w ogie. Na jej twarzy
widnia rumieniec. Sean natychmiast take si zaczerwieni. Otworzy usta, eby co
powiedzie, ale wydar si z nich tylko krtki, piskliwy odgos. Zamkn z powrotem usta.
- Jeli pan chce, moemy mwi po angielsku, meneer.
- Mwisz po angielsku? - zapyta amicym si ze zdumienia gosem.
- wicz codziennie wieczorem... czytam na gos moje ksiki. Sean umiechn si
do niej zadowolony - to, e mg rozmawia z ni w jego wasnym jzyku, nagle stao si
bardzo wane. Pka tama, wstrzymujca wszystkie jego pytania, i sowa zaczy pyn
nieprzerwanym potokiem. Kiedy Katrina nie umiaa odpowiedzie po angielsku, trzepotaa
rkoma i z powrotem przechodzia na afrikaans. Czasami zapadao na chwil milczenie, a
potem zaczynali mwi jednoczenie i miali si, lekko zmieszani. Rozmawiali, siedzc na
skraju krzese i wpatrujc si w siebie. Wzeszed ksiyc - czerwony, zapowiadajcy deszcz a w ognisku tlio si jeszcze tylko par gowni.
- Katrino, dawno mina ju pora, o ktrej przyzwoici ludzie kad si spa. Pan
Courteney jest zmczony.
Przyciszyli gosy do szeptu, starajc si wykorzysta ostatnie chwile.
- Za minut, dziewczyno, wychodz, eby zaprowadzi ci do ka.
Podeszli do wozu; jej spdnica ocieraa si przy kadym kroku o jego nogi.
Przystana z doni opart o stopie. Nie bya taka wysoka, jak myla: gow sigaa mu
tylko do policzka. Przez kilka sekund waha si, bojc si, e j zrazi, e przerwie delikatn
ni, ktr udao mu si nawiza, ale potem pochyli si ku niej powoli i co zafalowao w
nim, kiedy ujrza, e Katrina unosi lekko policzek i opuszcza powieki.
- Dobranoc, panie Courteney - rozleg si gony, karccy gos Babci. Wyprostowa
si przepeniony poczuciem winy.
- Dobranoc, mevrouw.
Katrina dotkna jego ramienia powyej okcia. Miaa ciepe palce.
- Dobranoc, meneer, zobaczymy si jutro rano.
Wspia si po stopniach, szeleszczc spdnic, i znikna midzy pachtami brezentu.
Sean rzuci grone spojrzenie w stron wozu Babci.
- Dzikuj bardzo... i jeli jest cokolwiek, co mgbym dla pa zrobi, prosz si nie
krpowa.
14. Nazajutrz wczesnym rankiem zaczli przeprawia wozy. W zamcie, jaki powsta
przy zaprzganiu wow i prowadzeniu ich przez uoon z pni drog, nie byo czasu na
rozmow z Katrina. Prawie cay ranek Sean spdzi w korycie rzeki, smac si w socu.
Spocony jak zapanik, zdar z siebie koszul. Kiedy przeprawiali przez rzek wz Katriny,
jecha tu obok niej. Popatrzya na jego obnaon pier i ramiona. Policzki pociemniay jej
pod czepkiem, spucia oczy i nie spogldaa na niego wicej. Kiedy na pnocnym brzegu
pozostay tylko dwa wozy - te, ktre miay pojecha po ko soniow, Sean uzna, e czas na
odpoczynek, umy si w jednej z sadzawek, naoy koszul i przeszed na Poudniowy brzeg,
oczekujc, e spdzi teraz dugie popoudnie w towarzystwie Katriny.
Na spotkanie wysza mu Babcia.
- Dzikuj, mj niedwiedziu. Dziewczta zapakoway ci zimne nuso i butelk kawy,
eby mia si czym posili po drodze.
Seanowi zrzeda mina. Na mier zapomnia o tej przekltej koci soniowej; jeli o
niego chodzio, Dziadek i Jan Paulus mogli j sobie zatrzyma ca.
- Niech pan si nami teraz nie przejmuje, meneer. Wiem, jak to jest z mczyznami.
Kiedy maj co do zrobienia, nie myl o niczym innym.
Katrina trzymaa paczk w doniach. Sean popatrzy na ni, oczekujc jakiego znaku.
Jedno skinienie gowy i oprze si nawet Babci.
- Nie sied tam zbyt dugo - szepna. Myl, e mgby uchyli si od obowizku,
najwyraniej nie przysza jej nawet do gowy. Sean zadowolony by, e tego nie
zaproponowa.
Droga z powrotem bardzo mu si duya.
- Nie spieszye si zbytnio - powita go Dziadek z kwan min i podejrzliwym
byskiem w oku. - Jeli nie chcesz straci czci swojego udziau, zabieraj si lepiej szybko
do roboty.
Wyjcie kw byo delikatnym zadaniem; jedno zelizgnicie si topora mogo
okaleczy ko i zmniejszy do poowy jej warto. Pracowali w upale otoczeni bkitnymi
rojami much, ktre siaday im na wargach i wciskay si do nozdrzy i oczu. Zwoki zaczy
si ju rozkada, a brzuchy rozdte byy gazami, ktre wydobyway si w pomiertnej
czkawce. Uwijali si spoceni, z rkoma do okci umarzanymi we krwi, ale z kad godzin
wozy wypeniay si, a w kocu trzeciego dnia zaadowali na nie ostatni kie. Sean oceni
wchonicia wody, ogusza i olepia. Sean wrci na swoje posanie i przysuchiwa si tej
furii. Przyprawiaa go o senno. Nasun koc na policzek i zasn.
Rano wycign ze skrzyni przy ku deszczowiec. Cerata szelecia gono, kiedy go
na siebie wkada. Zeskoczy z wozu. Drepczce woy zamieniy teren wewntrz obozu w
gbokie do kostek bajoro i nie mona byo rozpali ogniska. Deszcz wci pada, ale jego
szum by nieproporcjonalnie gony w stosunku do siy. Sean przerwa swoj inspekcj
obozu; nagle uwiadomi sobie, e to nie deszcz, lecz gniewny gos wezbranej rzeki. lizgajc
si w bocie wybieg z obozu i stan na brzegu Limpopo. Spojrza na oszala wod. Bya tak
gsta od bota, e przypominaa law, a pyna tak szybko, e wydawaa si nieruchoma.
Przeskakiwaa przez skalne zwaliska, rwaa przez gbiny i syczaa, amic si w drobne fale
na mieliznach. Wraenia, e caa rzeka zastyga w brunatnych konwulsjach, prawie wcale nie
zakca widok niesionych przez ni gazi i pni - tak szybko przemykay po jej powierzchni.
Przepeniony obaw podnis oczy na przeciwlegy brzeg. Wozy Lerouxw znikny.
- Katrina - szepn, aujc tego, co mogo si wydarzy. - Katrina - powtrzy i
poczucie straty zamienio si w gniew. Uwiadomi sobie, e ogarniajca go tsknota nie jest
tylko kuciem w boku, ktre da si atwo rozmasowa i zapomnie - to by Prawdziwy bl,
ktry odczuwa si w gowie, w sercu i w rkach z tak moc jak w ldwiach. Nie powinien
da jej odej. Pobieg z powrotem do wozu, zdar z siebie ubranie i rzuci je na ko.
- Oeni si z ni - powiedzia i zaskoczyy go wasne sowa. Sta nagi, z
oniemielon min.
- Oeni si z ni - powtrzy. Bya to niezwyka myl i troch go nawet przerazia.
Wyj ze swojej skrzyni szorty, zaoy je i zapi rozporek.
- Oeni si z ni. - Umiechn si zdziwiony wasn miaoci. - Niech mnie diabli,
jeli tego nie zrobi. - Zapi pas i przywiza do niego par veldschoenw. Zeskoczy w
boto. Poczu na obnaonych plecach zimne krople deszczu i przeszed go dreszcz. A potem
zobaczy, e zza jednego z wozw wychodzi Mbejane. Ruszy biegiem w stron brzegu rzeki.
- Nkosi, Nkosi, co robisz?
Sean wtuli gow w ramiona i przyspieszy kroku. Mbejane puci si za nim w
pogo.
- To szalestwo... najpierw o tym porozmawiajmy - wrzasn. - Prosz ci, Nkosi,
prosz!
Sean i Katrina stali obok siebie patrzc, jak wozy jej rodziny znikaj za drzewami i
kurtyn deszczu. Sean trzyma j za rk. Czu, e posmutniaa, i obj j ramieniem; jej
sukienka bya mokra i zimna.
Ostatni wz znikn im z oczu i zostali sami w kraju tak rozlegym, jak rozlega jest
samotno. Katrina zadraa i spojrzaa na stojcego obok niej mczyzn. By taki duy i tak
obezwadniajco mski; by obcy. Nagle poczua, jak ogarnia j strach. Zapragna usysze
miech matki i zobaczy jadcych przed wozem ojca i brata - tak jak to byo zawsze.
- Ja chc... - zacza, wysuwajc si spod jego ramienia. Nigdy nie dokoczya tego
zdania. Popatrzya na jego pene, spalone socem wargi i zobaczya, e si umiechaj. A
potem popatrzya mu prosto w oczy i gdzie ulotniy si jej obawy. Czujc na sobie ich
spojrzenie, nigdy nie bdzie si musiaa niczego ba, nigdy a do samego koca, a ten by
jeszcze daleko. Jego mio bya niczym otoczony grubymi murami zamek, bezpieczne
miejsce, do ktrego nikt inny nie mia dostpu. Kiedy po raz pierwszy poczua jej si, moga
tylko cicho sta, grzejc si w jej cieple.
15. Wieczorem wyprzgli wozy Katriny przy poudniowym brzegu rzeki. Wci
padao. Sucy Seana machali rkoma dajc im rne znaki, ale toczca si z rykiem
brunatna rzeka zaguszaa wszystkie prby porozumienia, rozwiewajc zarazem nadziej na
rych przepraw. Katrina spojrzaa w bystry nurt.
- Naprawd przepyne t rzek, meneer?
- Tak szybko, e prawie si nie zamoczyem.
- Dzikuj - powiedziaa.
Mimo padajcego deszczu i dymicego ogniska Katrina przygotowaa posiek tak
samo smaczny, jak ten, ktry przyrzdzaa Babcia. Jedli go pod rozpit obok wozu
brezentow pacht. Podmuchy Wiatru gasiy lamp, szarpay tkanin i zacinay w oczy
deszczem.
Warunki byy tak cikie, e kiedy Sean zaproponowa, eby przenieli si do rodka
wozu, Katrina dugo si nie wahaa. Usiada na skraju ka, a Sean na skrzyni naprzeciwko
niej. Po troch niezrcznym wstpie rozmowa zacza si toczy tak samo szybko, jak
pynca obok rzeka.
- Mam wci mokre wosy - oznajmia w kocu Katrina. - Nie bdzie ci przeszkadza,
jeli bd je wyciera podczas rozmowy?
- Skde znowu.
- W takim razie musz wyj rcznik ze skrzyni.
Unieli si jednoczenie. Wewntrz wozu byo bardzo mao miejsca. Ich ciaa
przywary do siebie i nagle znaleli si na posaniu. Poczua jego wargi, ich ciepy smak i
dotykajce jej karku i plecw silne palce - wszystkie te rzeczy wprowadziy j w dziwne
pomieszanie. Jej ciao odpowiedziao nie kontrolowanymi ruchami, z pocztku wolno, a
potem coraz szybciej. ciskaa jego rce i ramiona. Nie rozumiaa tego, co si z ni dzieje, i
nie dbaa o to. Podniecenie rozlao si po caym ciele i nie moga ani nie chciaa z nim
walczy. Wczepia mu palce we wosy i przycigna ku sobie jego twarz. Zby Seana
zaczy miady jej wargi - sodki, podniecajcy bl. Otoczy rk jej plecy i uj w do
pen, krg pier. Poczu przez cienk bawen, jak staj jej brodawki, i zacz je delikatnie
obraca midzy palcami. Zareagowaa jak rebica smagnita po raz pierwszy batem. Jeszcze
przed chwil leaa oczarowana, a teraz, korzystajc z zaskoczenia, zrzucia go z siebie
konwulsyjnym ruchem. Sean spad z ka uderzajc gow o drewnian skrzyni. Usiad na
pododze, wlepiajc w ni oczy, zbyt zdumiony, eby pomasowa rosncy na gowie guz.
Zarumieniona Katrina zgarna oburcz wosy z czoa. Potrzsajc dziko gow, staraa si
opanowa przyspieszony oddech.
- Musi pan teraz i, meneer... sucy przygotowali panu posanie w jednym z
pozostaych wozw.
Sean gramoli si niezgrabnie.
- Ale ja mylaem... przecie jestemy... to znaczy...
- Trzymaj si ode mnie z daleka - ostrzega go, ogldajc si niespokojnie. - Jeeli
jeszcze raz mnie dzisiaj dotkniesz, to... to ci ugryz.
- Ale, Katrino, prosz ci, nie mog przecie spa w innym wozie.
- Bd przygotowywa ci jedzenie, naprawia ubrania... wszystko! Ale dopki nie
znajdziesz ksidza... - nie dokoczya, ale Sean domyli si, o co chodzi. Pocztkowo nie
dawa za wygran, ale zetknwszy si po raz pierwszy w yciu ze synnym burskim uporem,
wyszed w kocu na dwr szuka swego posania. Usadowi si tam ju przedtem jeden z
psw Katriny - ctkowany szczeniak wielkoci trzech czwartych dorosego osobnika.
Wszelkie prby Seana, eby go wygoni, spezy na niczym - podobnie jak wczeniejsze
utarczki z jego pani. W kocu spdzili t noc razem. Nad ranem znowu zaczli walczy tym razem o poow kocy. Std wzio si przezwisko, ktrym ochrzczono psa: Zodziej.
16. Sean postanowi pokaza Katrinie, jak mocno dotkno go jej zachowanie. Bdzie
uprzejmy, ale chodny. Kiedy nastpnego ranka zasiedli do niadania, jego demonstracyjna
dezaprobata ju po piciu minutach zamienia si jednak w cielcy zachwyt. Nie mg
oderwa oczu od jej twarzy i mwi tyle, e niadanie trwao ca godzin.
Deszcz pada nieprzerwanie przez trzy dni. Potem wrcio soce, witane niczym stary
przyjaciel, lecz mino jeszcze dziesi kolejnych dni, nim rzeka troch si uspokoia. Ale ani
czas, ani deszcz i rzeka nie miay dla nich dwojga wikszego znaczenia. Wczyli si po
buszu i zbierali grzyby albo siedzieli razem w obozie, a kiedy Katrina miaa co do roboty,
Sean nie odstpowa jej na krok. Przez cay ten czas ze sob rozmawiali. Przysuchiwaa si
jego opowieciom. We waciwych miejscach wybuchaa miechem i otwieraa z wraenia
usta. Bya dobr suchaczk. A jeli chodzi o Seana, to gdyby powtarzaa bez przerwy jedno
jedyne sowo, to i tak wprawiaby go w trans sam dwik jej gosu. Trudne byy tylko
wieczory. Sean robi si niespokojny i wynajdywa rne preteksty, eby j dotyka. Chciaa,
eby to robi, ale baa si zarazem wasnej nierozwagi, ktra omal jej nie zgubia podczas
pierwszej nocy.
Wymylia wic cay regulamin i przedstawia mu go.
- Obiecujesz, e bdziesz mnie tylko caowa?
- Nie zrobi nic wicej, chyba e mi pozwolisz - zgodzi si szybko.
- Nie. - Domylia si, e tkwi w tym puapka.
- To znaczy, e wolno mi ci tylko caowa, nawet jeli pozwolisz na wicej?
Zaczerwienia si.
- Jeeli pozwol ci w dzie, to co innego... ale w nocy nawet jeli Powiem tak, to si
nie liczy. A jeeli zamiesz obietnic, ju nigdy w yciu nie pozwol ci si dotkn.
Ustanowione przez Katrin zasady nie zmieniy si a do czasu, Kiedy rzeka opada
dostatecznie nisko, eby mona byo pomyle o przeprawieniu wozw. Natura odpoczywaa,
zbierajc siy do nowej ofensywy. Rzeka bya wezbrana, ale ju nie tak niebezpieczna. Teraz
wanie nadszed odpowiedni moment, eby si przeprawi. Sean pogoni najpierw woy,
ktrych cae stado przepyno rzek wpaw. Trzymajc si ogona jednego z nich, przejecha,
jak na sankach, na drugi brzeg, gdzie czekao go radosne powitanie.
Z wozu z narzdziami wzili sze zwojw nowej liny i poczyli je ze sob.
Obwizawszy si w pasie jednym kocem, Sean ruszy konno z powrotem przez rzek. Lin
popuszcza stopniowo Mbejane. Dotarszy na drugi brzeg, Sean kaza sucym Katriny
oprni wszystkie beczki i przymocowa je do burt pierwszego wozu, eby suyy jako
pywaki. Zepchnli wz do wody, przywizali do niego lin i zsunli beczki niej. Wz unis
si z dna. Sean da znak Mbejane i poczeka, a Zulus przywie mocno drugi koniec liny do
drzewa. Wtedy zepchnli wz w wartki nurt i patrzyli z niepokojem, jak zatacza uk przez
rzek, niesiony prdem i przytrzymywany zarazem przez lin. Osiad na mielinie przy
pomocnym brzegu w odlegoci rwnej szerokoci rzeki, a ludzie Seana, ponaglani radosnymi
krzykami stojcej na drugim brzegu grupy, przybiegli, eby go odzyska. Mbejane
przygotowa ju wczeniej zaprzg wow, ktre wycigny wz z wody. W tym czasie Sean
przeprawi si z powrotem przez rzek, eby odebra lin.
Sean, Katrina i wszyscy jej sucy przepynli ostatnim wozem. Sean sta za Katrina,
obejmujc j mocno w pasie - oficjalnie po to, eby nie pozwoli jej upa - a tubylcy
krzyczeli i trajkotali niczym dzieci na pikniku.
Brunatna woda uderzaa o burt, koyszc nim i przechylajc na wszystkie strony.
Pynli rzek wrd gonych miechw i osiedli po drugiej stronie. Sia uderzenia wyrzucia
ich z wozu na gbok do kolan pycizn i gramolc si wyszli na brzeg. Z sukienki Katriny
spywaa woda, a mokre wosy przylepiy jej si do twarzy. Miaa zabocony policzek i
zanosia si od miechu, drobic oblepionymi przez mokre halki nogami. Sean wzi j na
rce i zanis do swego obozu. Jego sucy dodawali mu gono otuchy, a Katrina piszczaa
radonie proszc, eby postawi j na ziemi, jednoczenie obejmujc go mocno obiema
rkami za szyj.
17. Kiedy deszcze wypeniy wod kade zagbienie terenu i wysiay wie zielon
traw tam, gdzie przedtem by tylko kurz i wyschnita ziemia, zwierzyna oddalia si od
rzeki. Tropiciele Seana wracali co kilka dni do obozu donoszc, e nigdzie nie wida ani
ladu soni. Sean skada im wyrazy ubolewania i wysya z powrotem. Sam zbytnio si nie
martwi: polowa teraz na now zdobycz, bardziej nieuchwytn, a przez to bardziej
pocigajc od starego samca dwigajcego z kadej strony ba po sto pidziesit funtw
koci soniowej. Skamaby jednak, gdyby nazwa Katrin swoj zdobycz. Bya dla niego
kim o wiele waniejszym.
Bya nowym wiatem - miejscem nie koczcych si tajemnic i nieoczekiwanych
rozkoszy, zachwycajcym poczeniem kobiety i dziecka. W niedostrzegalny sposb speniaa
swoje codzienne obowizki. Wraz z jej pojawieniem si jego ubrania stay si nagle czyste i
nie brakowao w nich ani jednego guzika. Znikn gdzie poniewierajcy si w jego wozie
stos butw, ksiek i brudnych skarpetek. Na stole by zawsze wiey chleb i owoce;
niemiertelne steki Kandhli ustpiy miejsca bardziej wymylnym potrawom. Kadego dnia
zdradzaa jaki nowy talent. Potrafia jedzi konno jak mczyzna, ale Sean musia si
odwraca plecami, gdy wsiadaa na konia lub zsiadaa z niego. Strzyga Seanowi wosy i nie
robia tego gorzej od johannesburskiego fryzjera. Miaa w swoim wozie skrzyni z
lekarstwami, ktre uzdrawiay zarwno ludzi, jak i zwierzta. Potrafia obchodzi si z broni
- bez trudnoci rozbieraa i czycia nalecego do Seana mannlichera. Pomagaa mu
sporzdza naboje, oceniajc dowiadczonym okiem adunek. Moga dyskutowa z kliniczn
obiektywnoci na temat rodzenia dzieci i prokreacji, a chwil potem oblewa si rumiecem,
kiedy spojrza na ni nie tak jak trzeba. Bya uparta jak mu, wyniosa, kiedy jej to
odpowiadao, czasami pogodna i tajemnicza, a kiedy indziej radosna jak maa dziewczynka.
Potrafia wrzuci mu za koszul kp trawy i gania si z nim po caym obozie; minutami
mia si do swoich wasnych myli, a take bawi si udajc, e psy s jej dziemi,
przemawiajc do nich i odpowiadajc w ich imieniu. Czasami bya tak naiwna, e Seanowi
wydawao si, e stroi sobie z niego arty, i dopiero po chwili przypomina sobie, e jest
jeszcze bardzo moda. Potrafia w cigu godziny doprowadzi go do szewskiej pasji, a potem
niezwykle szybko zamieni go w baranka. Ale kiedy zdoby ju sobie jej zaufanie i uwierzya,
e bdzie stosowa si do ustalonych przez ni zasad, odpowiadaa na jego pieszczoty z
gwatownoci, ktra zdumiaa ich pboje. Sean by ni kompletnie zaabsorbowany. Bya
najcudowniejsz istot, jak kiedykolwiek w yciu spotka, jeszcze waniejsze byo to, e
18. Tydzie pniej dotarli do rzeki Sabi. Na drugim brzegu widnia w oddali zarys
bkitnoszarych gr, a rzeka bya wezbrana - wezbrana i brunatna.
Ranek wsta rzeki i chodny po nocnym deszczu. Nad obozem unosi si zapach
palonego drzewa, byda i dzikiej mimozy. Z jednego ze strusich jaj, ktre znalaz
poprzedniego dnia Mbejane, Katrina przyrzdzia omlet wielkoci talerza do zupy. By ty i
poywny, doprawiony gak muszkatoow i grzybami. Na deser podaa jczmienne placki z
miodem dzikich pszcz, kaw i cygaro dla Seana.
- Wybierasz si dzi na polowanie? - zapytaa Katrina.
- Hmmm.
- Tak?
- Nie chcesz, ebym wyjeda?
- Od tygodnia nie spdzie ani jednego dnia w obozie.
- Nie chcesz, ebym wyjeda? Wstaa i zacza szybko sprzta ze stou.
- A zreszt i tak nie trafisz na lad adnego sonia... od dawna ju nic nie upolowae.
- Chcesz, ebym zosta?
- Taki adny mamy dzie - powiedziaa dajc znak Kandhli, zby zabra talerze.
- Jeli chcesz, abym zosta, popro.
- Moglibymy pj na grzyby.
- Popro - powtrzy Sean.
- No wic dobrze, prosz.
- Mbejane, rozsiodaj konia, nie bd go dzisiaj potrzebowa. Katrina rozemiaa si. Z
wirujc wok ng spdnic pobiega do swojego wozu, woajc psy. Po chwili wynurzya
si stamtd w czepku na gowie i z koszykiem w rku. Dokoa niej krciy si psiaki,
szczekajc i skaczc.
- No dobrze... w takim razie szukajcie - powiedzia im Sean i ruszyy do przodu,
zataczajc krgi, ujadajc i gonic si wzajemnie. Twarz Katriny ocienia czepek, ale kiedy
spogldaa na Seana, w jej oczach janiaa ziele. Zbierali wiee grzyby, okrge, brzowe i
twarde, z lekko lepicymi si kapeluszami i delikatnymi blaszkami przypominajcymi damski
wachlarz. W cigu godziny zapenili cay koszyk i zatrzymali si pod drzewem manili. Sean
pooy si na plecach. Katrina urwaa dbo trawy i askotaa go po twarzy. W kocu zapa
j za przegub i pocign ku sobie. Psy przyglday si im, siedzc dookoa i wywieszajc
mokre rowe jzyki.
- W Kraju Przyldkowym jest takie miejsce, niedaleko Paarl. Nad pync rzek
wznosz si gry... woda jest tam tak czysta, e wida pywajce na dnie ryby - powiedziaa
Katrina. Przytkna ucho do jego piersi i suchaa, jak bije mu serce. - Kupisz mi tam
pewnego dnia farm?
- Kupi - zgodzi si Sean.
- Wybudujemy dom z szerok werand, a w niedziele bdziemy jedzi do kocioa.
Dziewczynki i malcy zostan z nami w powozie, a wiksi chopcy bd kusowali obok.
- Ile ich bdzie? - zapyta Sean. Podnis skraj czepka Katriny i przyglda si jej
uchu. Byo bardzo adne. W promieniach soca widzia delikatny puszek na jego patku.
- Och, mnstwo... w wikszoci chopcy, ale i par dziewczynek.
- Dziesicioro? - zasugerowa Sean.
- Wicej.
- Pitnacioro?
- Tak, pitnacioro.
Leeli zamyleni. Pitnastka wydawaa si Seanowi odpowiedni, okrg liczb.
- Bd rwnie hodowa kurczaki, chc mie mnstwo kurczakw.
- Dobrze - zgodzi si Sean.
- Nie bd ci przeszkadza?
- A powinny?
- Niektrym ludziom przeszkadzaj kurczaki. S tacy, ktrzy w ogle ich nie znosz powiedziaa Katrina. - Ciesz si, e ty do nich nie naleysz. Zawsze chciaam mie kurczaki.
Sean prbowa ukradkiem dotkn wargami jej ucha, ale odgada jego zamiar i
usiada.
- Co robisz?
- To - odpar Sean, obejmujc j ramieniem.
- Nie, Sean, one na nas patrz - powiedziaa, wskazujc rk psy.
- Zrozumiej - stwierdzi... i na duszy czas zapada cisza. Nagle psy zaczy
gwatownie jazgota. Katrina usiada, a Sean obejrza si i zobaczy leoparda. Sta nie dalej
jak pidziesit jardw od nich, na skraju gstego buszu przy brzegu rzeki. Obserwowa ich.
Wyglda bardzo elegancko - opity w czarno-zote trykoty - dugi i szczupy. Po chwili
pobieg dalej - tak szybko, e zarys jego ciaa rozpyn si w powietrzu - dotykajc lekko
ziemi niczym lizgajca si po wodzie, pijca w locie jaskka. Psy ruszyy za nim caym
stadem, prowadzone przez Zodzieja, ktry ujada zaamujcym si z podniecenia gosem.
- Do nogi, wracajcie do nogi! - zawoa Sean. - Zostawcie go, do diaba, w spokoju,
wracajcie!
- Zatrzymaj je, Sean, pobiegnij za nimi. Stracimy je wszystkie.
- Zaczekaj tutaj - powiedzia.
Pobieg w busz nasuchujc odgosw szczekania. Nie woa, nie byo sensu zdziera
gosu. Wiedzia, co si stanie, i nasuchiwa. Ton polowania zmieni si - sta si ostrzejszy.
Sean zatrzyma si i ciko dyszc, wpatrywa przed siebie. Psy stany. Ich szczekanie byo
teraz goniejsze i bardziej rwnomierne.
- Ten dra ma zamiar z nimi walczy.
Znowu zacz biec i prawie natychmiast usysza skowyt pierwszej ofiary. Nie
zatrzymywa si. Odnalaz psa, star suk z biaymi uszami, lec z rozerwanym brzuchem
tam, gdzie cisn j leopard. Ruszy dalej. Nastpny by brzowy ridgeback z wyprutymi
wntrznociami; wci ywy, prbowa si ku niemu czoga. Pobieg dalej; polowanie
odbywao si poza zasigiem jego wzroku, ale nie oddalao si. Nie pomaga ju poharatanym
psom. Wikszo bya martwa, zanim do nich dotar. lina zgstniaa mu w ustach, serce
walio o ebra i biegnc chwia si na nogach.
Nagle znalaz si na otwartej przestrzeni. Teraz wszystko rozgrywao si przed nim
jak gdyby na scenie. Zostay tylko trzy psy. Jednym z nich by Zodziej. Otaczay leoparda
ujadajc, doskakujc z wyszczerzonymi zbami do jego czarnych ap i odskakujc, kiedy
rzuca si na nie ze stumionym rykiem. Polana poronita bya nisk zielon traw. Soce
stao dokadnie w zenicie; nie rzucao wcale cienia, otulajc wszystko paskim rwnym
wiatem. Sean prbowa krzykn, ale ze cinitego garda nie wydoby si aden gos.
Leopard przekrci si na plecy i leg nieruchomo z gracj sennego kota, rozkadajc apy i
odsaniajc brzuch. Psy cofny si i wahay. Sean krzykn ponownie, ale jego gos by zbyt
saby. Ten kremowoty, mikki i puszysty brzuch stanowi zbyt wielk pokus. Jeden z
psw zaatakowa z nisko pochylonym, otwartym pyskiem. apy leoparda zwary si na nim
niczym potrzask. Przednie zapay i przytrzymay, a tylne wykonay kilka szybkich ruchw.
Przecity niczym skalpelem chirurga pies zaskowycza i pofrun w bok z wypatroszonym
brzuchem. Leopard rozprostowa si ponownie, odsaniajc t przynt. Sean by teraz
bliej. Dwa psy usyszay w kocu jego krzyk. Leopard usysza go take. Stan na czterech
apach i chcia uciec, ale w momencie, kiedy si odwraca, Zodziej skoczy do przodu,
prbujc ugry go w tyln ap i zmuszajc go do przycupnicia.
- Hej, Zodziej, zostaw go! Do nogi, Zodziej, do nogi!
Pies potraktowa krzyki Seana jako zacht. Taczy poza zasigiem migajcych w
powietrzu ap, przenikliwym szczekaniem naigrawajc si z leoparda. Wayy si teraz losy
walki. Sean wiedzia, e jeeli uda mu si odcign psy, leopard ucieknie. Ruszy do przodu
spokojnym krokiem i pochyli si, eby podnie z ziemi kamie i cisn nim w Zodzieja.
Jego ruch zakci jednak rwnowag. Kiedy si wyprostowa, zobaczy, e leopard utkwi w
nim swoje oczy. Poczu w odku liski dotyk strachu. Drapienik szykowa si do ataku.
Pozna to po sposobie, w jaki pooy uszy i przysiad na skurczonych apach. Upuci kamie
i sign po n za pasem.
Leopard obnay zby. Byy te, a jego pysk z lecymi pasko uszami przypomina
eb wa. Ruszy do przodu, sunc nisko nad ziemi i zostawiajc z tyu psy. Sadzi dugimi,
piknymi susami, mknc szybko nad traw i kiedy znalaz si w odlegoci paru krokw,
skoczy wysoko w gr, bardzo szybko i bardzo gadko. Sean poczu jednoczenie wstrzs i
bl. Wstrzs wywrci go na plecy, a bl sprawi, e zabrako mu w pucach powietrza.
Pazury leoparda zagbiy si w jego piersi. Czu, jak rozdrapuj mu ebra. Wbi przedrami
w gardo drapienika i odsun jego pysk od siebie. Poczu na twarzy jego ciki, przejrzay
oddech. Tarzali si razem po trawie. Przednie apy leoparda wci tkwiy w jego piersi, a
tylne signy wyej, eby rozpru mu brzuch. Sean przekrci si desperacko, chcc przed
nimi uciec, i wbi n w grzbiet drapienika. Leopard rykn z blu i ponownie poderwa do
przodu tylne apy; Sean poczu wbijajce mu si w biodro i rozrywajce udo pazury. Bl by
gboki i silny; wiedzia, e jest ciko ranny. Tylne apy wracay. Tym razem go zabij.
Zodziej zacisn zby na apie leoparda, zanim pazury zdyy wbi si w brzuch
Seana. Zapierajc si przednimi nogami cofa si, cigajc leoparda z ciaa swego pana.
Przed oczyma Seana latay jaskrawe plamy, wszystko osuwao si w ciemno. Wbi n w
grzbiet napastnika, blisko krgosupa, i pocign ostrzem midzy ebrami - ruchem, jakim
rzenik wycina kotlet. Zwierz rykno, przez jego ciao przeszed dreszcz, a pazury zacisny
si mocniej na piersi Seana. Sean ci go znowu - gboko i dugo - a potem raz i jeszcze raz.
Dgajc na olep leoparda, ktrego krew mieszaa si z jego wasn, wysun si spod niego
pprzytomny z blu. Psy warczc rzuciy si na martwe zwierz. Sean wypuci z rki n i
dotkn ran na nodze. Laa si z nich ciemna, gsta jak syrop krew - duo krwi. Spoglda w
gb ciemnego komina. Noga leaa daleko, zupenie jakby nie naleaa do niego - to nie bya
jego noga.
- Garry - szepn. - Garry, o Boe. Przepraszam. Ja nie chciaem, polizgnem si... Komin zamkn si i nie byo ju nic - tylko ciemno. Czas by czym pynnym, cay wiat
pyn i przesuwa si w czerni. Soce stao si ciemne i tylko bl nie ustawa, mocny i
nieruchomy niczym skaa bodzca ciemne wzburzone morze. Zobaczy niewyran w
ciemnoci twarz Katriny. Prbowa powiedzie, jak mu przykro. Prbowa powiedzie, e to
by przypadek, ale bl zamkn mu usta. Pakaa. Wiedzia, e ona wszystko zrozumie i
zagbi si z powrotem w ciemnym morzu. A potem powierzchnia wody zakipiaa i zacz
krztusi si z gorca, ale cigle tkwi w nim bl - nieruchomy jak skaa, ktrej mg si
przytrzyma. Unoszca si z morza para otoczya go i zastyga, przybierajc ksztat kobiety.
Przez chwil myla, e to Katrina, ale potem zobaczy, e jej gowa jest gow leoparda, a
oddech cuchnie niczym gnijca, dotknita gangren noga.
- Nie chc ci... wiem, kim jeste! - krzykn na ni. - Nie chc ci. To nie moje
dziecko - i zjawa rozpyna si w oboku, szarym, wijcym si oboku, a potem wrcia do
niego dzwonic acuchem, toczc t pian z szarych zamglonych ust, i ogarn go strach.
Przekrci si, zakrywajc twarz i trzymajc si swego blu, bo tylko bl by czym pewnym i
prawdziwym.
A potem, po tysicu lat, morze zamarzo i szed po nim, i wszdzie, gdzie spojrza,
rozciga si biay ld. Byo mu zimno i czu si samotny. Wia lekki wiatr, lekki zimny wiatr
i po lodzie nis si jego szum, szum, ktry przejmowa smutkiem, a Sean trzyma si
swojego blu, obejmowa go z caych si, bo czu si samotny i tylko bl by Prawdziwy. A
potem pojawiy si na lodzie inne postaci, ciemne figurki podajce w popiechu w jedn
stron, toczce si wok niego i popychajce go do przodu, tak e w kocu zgubi gdzie
swj bl, utraci go w tym desperacko gnajcym gdzie tumie. I chocia adna z postaci nie
miaa twarzy, niektre z nich pakay, a inne miay si biegnc do przodu, a w kocu dotarli
do miejsca, w ktrym wyrbano w lodzie szeroki, gboki przerbel. Jego biae brzegi
przechodziy na samym skraju w ziele, potem w bkit, a w kocu w bezkresn czer i
niektre postaci rzucay si do niego radonie ze piewem na ustach, inne czepiay si
brzegw, z wykrzywionymi strachem, bezksztatnymi twarzami, a jeszcze inne wkraczay w
otcha zmczonym krokiem, jak wdrowcy u kresu dugiej podry. Zobaczywszy przerbel
Sean zacz walczy, prbujc przecisn si przez pdzcy, nioscy go ze sob tum, ale ju
19. Kiedy si obudzi, Katrina umya go. Mbejane pomg go unie i przekrci na
bok, dotykajc delikatnie jego nogi swoimi wielkimi rowymi domi. Zmyli z niego odr
gorczki i zmienili pociel. Sean obserwowa krztajc si Katrin i za kadym razem, kiedy
obracaa ku niemu wzrok, umiechali si do siebie.
- Gdzie bye, kiedy ci potrzebowaem? - zapyta Zulusa, z trudem wymawiajc
kade sowo.
- Wylegiwaem si na socu, jak stara kobieta - odpar na wp ze miechem, na wp
ze wstydem Mbejane. Katrina przyniosa jedzenie i kiedy uderzy go w nozdrza jego zapach,
uwiadomi sobie, e jest godny. Zjad wszystko i znowu zasn.
Mbejane zbudowa w cieniu, przy brzegu Sabi, szaas z otwartymi cianami i somian
strzech, a potem zrobi ko z erdzi i powizanych ze sob skrzanych rzemieni. Pod
czujnym okiem Katriny przenieli Seana z wozu i uoyli w szaasie. Dziewczyna wrcia po
poduszki, a kiedy wesza do szaasu, zastaa Seana uoonego wygodnie razem ze Zodziejem.
- Sean, wyrzu std tego potwora... te koce s wieo wyprane. Zodziej przywar
pasko do ka, chowajc pysk pod pach Seana.
- Nic si nie stanie. Jest cakiem czysty - broni go Sean.
- Powchaj, jak cuchnie.
- Wcale nie. - Sean powcha Zodzieja. - No, w kadym razie, niezbyt mocno.
- Obaj jestecie siebie warci!
Podoya Seanowi poduszki pod gow i obesza ko.
- Jak noga?
- wietnie - stwierdzi Sean. Zodziej niepostrzeenie podpez w gr, ukadajc si
na poduszce.
Powoli mijay dnie. Rany Seana goiy si, a razem ze zdrowiem wracay mu siy. W
przepywajcym przez szaas powietrzu szybko schy strupy pokrywajce jego pier i nog,
wida byo jednak, e blizny pozostan na cae ycie. Rankiem, po niadaniu, Sean
przyjmowa, rozparty na posaniu, swoich Zulusw, Katrina siedziaa na skraju ka, a
sucy w kucki wok niego. Najpierw poruszali sprawy domowe - mwili o tym, jak czuj
si woy, wymieniajc kadego po imieniu, troszczc si o ich oczy, racice i odki. W
jednym z wozw rozdara si brezentowa pachta. Jedyna pozostaa suka miaa akurat cieczk
- czy Zodziej sprosta zadaniu? Brakowao misa - by moe Nkosikazi wybierze si pniej
w cigu dnia na polowanie. Hlubi zapa w sie cztery redniej wielkoci brzany... w tym
momencie rozmowa schodzia na sprawy otaczajcego ich buszu. Poniej pierwszego zakola
rzeki lew zabi bawou - kr nad tym miejscem spy. W nocy stado soni przyszo do
wodopoju o mil w gr rzeki. Kad spraw roztrzsali wszyscy zgromadzeni. Kady mg
wyrazi swoj wasn opini i nie zgodzi si z cudz. Kiedy wszyscy si wypowiedzieli,
Sean zleca im zadania na cay dzie i odsya do pracy. Zostawali z Katrina sami.
Z chatki mieli szeroki widok na cae zakole rzeki, na wylegujce si na biaym piasku
krokodyle i nurkujce z pluskiem w pytkiej wodzie zimorodki. Siedzieli blisko siebie
rozmawiajc o farmie, ktr kiedy kupi. Sean zaoy winnic i hodowl koni, a Katrina
bdzie miaa swoje kurczaki. Przed nastaniem nastpnej pory deszczowej wypeni koci
soniow wszystkie wozy; a potem jeszcze jedna taka Wyprawa i bd mieli do pienidzy,
eby kupi farm.
Katrina trzymaa go w ku duej, ni to byo konieczne. Opiekowaa si nim jak
matka i bardzo mu si to spodobao. Bezwstydnie, jak kady mczyzna, przyjmowa jej
wzgldy i wyolbrzymia nawet troch swoje dolegliwoci. W kocu, niezbyt chtnie,
pozwolia mu wsta. Spdzi w obozie jeszcze cay tydzie, wiczc nog, a potem, kiedy
przesta utyka, wzi ktrego wieczoru strzelb i poszed razem z Mbejane upolowa co na
kolacj. Szli wolno, Sean oszczdza nog, ale mimo to niedaleko obozu udao mu si
upolowa mod antylop eland. Usiad pod drzewem msasa i zapali cygaro, a Mbejane
poszed po sucych, eby zanieli zdobycz do obozu. Przypatrywa si, jak oprawiaj
antylop; jej miso obronite byo biaym tuszczem. Zawiesili je na erdziach i nieli
midzy sob, po dwch Zulusw do kadej erdzi. Kiedy wrcili wszyscy do obozu, Sean
zasta Katrin w jednym z jej tajemniczych nastrojw. Podczas kolacji odpowiadaa
roztargniona na jego pytania, a potem, przy ognisku, usiada daleko od niego. Wygldaa
uroczo i Sean by zaskoczony i troch rozalony. W kocu wsta z krzesa.
- Czas do ka. Odprowadz ci do twojego wozu.
- Id sam. Ja posiedz troch duej. Sean zawaha si.
- Czy co si stao? Zrobiem co zego?
- Nie - odpara szybko. - Nie. Wszystko w porzdku. Id spa. Pocaowa j w
policzek.
- Jeli bdziesz mnie potrzebowaa, jestem w pobliu. Dobranoc, pij sodko.
Wyprostowa si.
- Chod, Zodziej! - zawoa. - Czas do ka.
twojej twarzy i wtedy spojrzae na mnie. Zaczam si wwczas modli, Sean, i modliam si
przez wszystkie dni, podczas ktrych walczye z gangren.
Uklka przed nim i obja go w pasie.
- Teraz yjemy i jestemy z powrotem razem, ale wiem, e to nie bdzie trwa
wiecznie. Moe jeszcze tylko dzie, moe rok, moe, jeli bdziemy mieli szczcie,
dwadziecia lat. Ale nie zawsze. Widz teraz, jaka byam maostkowa. Chc zosta twoj
on.
Pochyli si ku niej szybko, ale ona odsuna si i wstaa. Rozpia guziki i pozwolia,
eby zsuno si z niej ubranie. Rozpucia wosy, ktre opady byszczc fal na jej biae
ciao.
- Spjrz na mnie, Sean. Chc, eby na mnie spojrza. Mog ci da siebie i swoj
mio... czy to wystarczy?
Staa przed nim, nie kryjc niczego, z wosami niczym czarny ogie i mikkim,
wiatem odbijajcym si na mikkiej skrze. Zobaczy, jak rumieniec przechodzi jej z twarzy
na piersi, a rozjarzyy si, rowe i niemiae, a mimo to dumne ze swojej doskonaoci. Nie
patrzy na ni duej. Przycign j do siebie i osoni jej nago swoim wielkim ciaem.
Wstrzsa ni dreszcz i musia owin j przecieradami i przemawia do niej czule tak
dugo, a uspokoia si i leaa z twarz wtulon w jego brod i szyj.
- Poka mi jak... Chc da ci wszystko. Prosz, poka mi jak - szeptaa.
Tej nocy poczyli si ze sob maeskim wzem i byo w tym poczeniu wiele
rnych rzeczy. Bya w nim mikko wiatru i pragnienie, z jakim spkana ziemia wypatruje
deszczu. By ostry i szybki bl, i ruch, ktrym spina si konia biegncego do mety; byy gosy
ciche jak nocne szepty i szczliwe jak powitanie; by radosny lot na skrzydach orw,
triumfalny przypyw i dziki strumie rozpryskujcy si o skaliste wybrzee, a potem spokj,
ciepo, blisko tulcych si do siebie zaspanych szczenit i sen. A po nie zaczo si kolejne
poszukiwanie i odnajdywanie, kolejne poczenie i kolejne odsanianie tajemnic zawartych w
sekretnych zakamarkach jej ciaa.
- Jeli nie znajdziesz szybko jakiego predicanta, bdziemy musieli mu nada imi,
ktrym czsto obdarzasz swoich sucych.
Sean wlepi w ni oczy.
- Co masz na myli?
- Wiesz, jak ich nazywasz, kiedy jeste zy.
- Bkartami - odpar Sean. - Do diaba, e te o tym nie pomylaem! - doda po chwili
zatroskanym gosem. - Musimy znale ksidza. adne moje dziecko nie bdzie bkartem.
Musimy wraca do Louis Trichardt.
- Masz na to nie wicej jak miesic - ostrzega go.
- Mj Boe, nie damy rady tak szybko. Za pno o tym pomylelimy. - Sean poblad
na twarzy. - Poczekaj, wiem ju, co zrobi. Na wybrzeu, po drugiej stronie gr, s jakie
portugalskie osady.
- Ale przecie to s rzymscy katolicy...
- Nie szkodzi, wszyscy pracuj dla tego samego szefa.
- Ile czasu zajmie nam przejcie przez gry? - spytaa z powtpiewaniem Katrina.
- Nie wiem. Na koniu droga na wybrzee nie powinna trwa duej jak dwa tygodnie.
- Na koniu? - Katrina miaa coraz wicej wtpliwoci.
- Och, do diaba... przecie nie moesz jecha konno. - Sean podrapa si w nos. Musz pojecha i sprowadzi ksidza tutaj. Poradzisz sobie sama? Zostawi Mbejane, eby
si tob opiekowa.
- Oczywicie. Nic mi si nie stanie.
- Jeli nie chcesz, to nie pojad. To nie jest teraz a takie wane.
- Jest, sam o tym wiesz. Nic mi si nie stanie, naprawd. Przed swoim wyjazdem
nastpnego ranka Sean odszed z Mbejane na stron.
- Wiesz, dlaczego ze mn nie jedziesz, prawda?
Mbejane kiwn gow, ale Sean i tak odpowiedzia na wasne pytanie.
- Poniewa jest tutaj dla ciebie waniejsze zadanie.
- W nocy - oznajmi Mbejane - bd spa pod wozem Nkosikazi.
- Spa?! - zapyta gronym gosem Sean.
- Tylko przez krtk chwilk, a i tak bardzo lekko - odpowiedzia z umiechem Zulus.
- No, teraz ju lepiej - odpar.
21. Sean poegna si z Katrina. Nie byo ez; rozumiaa konieczno jego wyjazdu i
pomagaa mu j zaakceptowa. Stali przez dusz chwil obok wozu, trzymajc si za rce i
szepczc sobie do uszu czue swka, a potem Sean kaza sobie przyprowadzi wierzchowca.
Hlubi ruszy za nim, prowadzc jucznego konia. Na drugim brzegu rzeki Sean zatrzyma si i
odwrci. Katrina wci staa przy wozie, a nad ni growaa sylwetka Mbejane. W swoim
czepku i zielonej sukience wygldaa tak modzieczo. Sean pomacha im nad gow
kapeluszem i ruszy w stron gr.
W miar jak si wspinali, puszcza zamieniaa si w sawann i kada noc bya
chodniejsza od poprzedniej. A potem sawanna ustpia miejsca stromym zboczom i
wypenionym mg wwozom. Sean i Hlubi drapali si coraz wyej, podajc ladami
zwierzyny, gubic je, cofajc si, jeli trafili na miejsce, gdzie nie sposb byo przej, i dalej
szukajc przeczy. Prowadzili konie nad urwiskami, a w nocy siedzieli tu obok siebie i
przysuchiwali si pohukujcym wok nich pawianom. A ktrego poranka, jasnego jak
oszlifowany diament, weszli na szczyt. Po zachodniej stronie ld rozpociera si niczym
Mapa i odlego, ktr przebyli w cigu tygodnia, wydaa si Seanowi aonie maa. Kiedy
naty wzrok i wyobrani, mia wraenie, e widzi ciemnozielone zakola Sabi. Po
wschodniej stronie ld zlewa si z bkitem, ktry nie by niebem, i Sean nie wiedzia przez
chwil, co to takiego. A potem uwiadomi sobie, e to morze, i mia si razem z Hubim, bo
czu si podobny bogom, stojc tak na szczycie wiata. Znaleli najatwiejsze zejcie i
podali na wschd, a dotarli do nadmorskiej rwniny. U podna gr trafili na wiosk
tubylcw. Widok uprawnych pl i ludzkich osiedli by dla Seana maym szokiem.
Przyzwyczai si ju do myli, e on i jego orszak to jedyni pozostali na ziemi przedstawiciele
gatunku ludzkiego.
Mieszkacy wioski rzucili si na ich widok do ucieczki. Matki apay na rce swoje
dzieci i biegy tak samo chyo jak ich mowie - w tej czci Afryki wci ywa bya pami
handlarzy niewolnikw. Po dwch minutach Sean mia znowu uczucie, e jest jedyn osob,
ktra pozostaa na tej ziemi. Hlubi potrzsn ze smutkiem gow.
- Mapy - odezwa si z charakterystyczn dla Zulusw pogard dla wszelkich innych
afrykaskich plemion.
Zsiedli z koni i przywizali je do stojcego porodku wioski wielkiego drzewa.
Usiedli w cieniu i czekali. Lepianki przypominajce ule byy ciemne od ognia. Midzy nimi
grzebao i dziobao go ziemi par kurczakw. Po pgodzinie Sean dostrzeg obserwujc
- Twj cier jest bardzo bolesny, ale nie tkwi wcale w stopie. - Hlubi znowu zaszura
nogami. - Mwie, e to mapy... czyby zmieni zdanie? - zapyta.
- To s rzeczywicie mapy - westchn Hlubi. - Ale bardzo przyjanie usposobione.
- W takim razie zosta... ale nie stra tutaj zbyt duo si. W drodze powrotnej czeka
nas przeprawa przez gry.
22. Jucznego konia poprowadzi Jednooki - by z tego powodu bardzo dumny. Jechali
przez poronit wysok traw sawann, przez lasy mangrowe i gorc tropikaln dungl, i
potem przez biae koralowe wydmy i poskrcane palmowe gaje, a v kocu dotarli do morza.
Fort Nova Sofala otoczony by grubymi murami i zaopatrzony w mosine dziao, a
rozcigajce si za nim morze byo brzowe od bota, niesionego przez wpadajc do rzek.
- Madre de Dio! - zawoa wartownik na widok Seana i natychmiast zaprowadzi go do
komendanta, nieduego mczyzny o tej, febrycznej twarzy, ubranego w wysuony,
przepocony mundur.
- Madre de Dio! - zakrzykn komendant, wstajc od biurka i przewracajc za sob
krzeso. Troch czasu trwao, zanim zorientowa si, e stojcy przed nim brudny, brodaty
olbrzym nie jest taki grony, na jakiego wyglda. Komendant mwi po angielsku i Sean
przedstawi mu swj problem.
Oczywicie bdzie mu w stanie pomc. W forcie byo trzech jezuickich misjonarzy,
wieo przybyych z Portugalii i wprost palcych si do jakiej roboty. Sean moe sobie
wybra ktregokolwiek z nich, ale wpierw musi si wykpa, zje z komendantem kolacj i
pomc mu w skosztowaniu rnych gatunkw win, ktre przypyny na tym samym statku co
misjonarze. Sean uzna to za dobry pomys.
Przy kolacji spotka si z jezuitami. Byli to modzi mczyni o rowych twarzach Afryka nie miaa jeszcze sposobnoci wycisn na nich swojego pitna. Chcieli z nim jecha
wszyscy trzej, ale Sean wybra najmodszego, kierujc si nie tyle jego wygldem, ile
imieniem. Ojciec Alphonso - to imi miao w sobie co bohaterskiego. Misjonarze poszli
wczenie spa, zostawiajc komendanta, jego czterech oficerw oraz Seana przy pokanej
baterii butelek porto. Wzniesiono toast za zdrowie krlowej Wiktorii oraz jej rodziny, a
nastpnie za pomylno krla Portugalii, rwnie z ca rodzin. To zaostrzyo ich
pragnienie, wypili wic za wszystkich nieobecnych przyjaci, a potem wznieli toasty
wzajemnie za swoje zdrowie. Komendant i Sean zaprzysigli sobie dozgonn przyja i
wierno, co spowodowao, e komendant posmutnia i zala si zami. Sean poklepa go po
ramieniu i zaproponowa, e zataczy specjalnie dla niego Dziarskiego Biaego Sieranta.
Komendant owiadczy, e poczytuje to sobie za wielki zaszczyt, a co wicej, bdzie wprost
wniebowzity. On sam nie zna, co prawda, tego taca, ale by moe Sean wywiadczy mu t
ask i nauczy go krokw. Taczyli na stole. Komendant radzi sobie bardzo dobrze do
chwili, kiedy wpadszy w entuzjazm, le oceni rozmiary podoa. Sean pomg modszym
perliczek. Gdy Sean wraz z towarzyszami zjecha w koryto rzeki, wzbiy si w powietrze w
bkitnej chmurze wirujcych skrzyde.
- Poznajesz t okolic? - zwrci si Sean do Hlubiego, kiedy poili konie.
- Tak, Nkosi, jestemy o dwie godziny drogi w gr rzeki od naszych wozw... idc
przez las zapucilimy si troch za daleko na pnoc.
Sean spojrza na soce - dotykao gazi drzew.
- Zostaa nam jeszcze niecaa godzina dnia... a dzisiejsza noc jest bezksiycowa.
- Moglibymy zaczeka do rana - zasugerowa z nadziej Hlubi. Sean zignorowa go i
da znak ojcu Alphonsowi, eby wsiada na konia. Jezuita szykowa si do duszej dyskusji
na temat sensownoci nocnej jazdy, ale Sean zapa w gar jego sutann i pomg mu wsi
na siodo.
23. Przez ostatni odcinek drogi prowadzia ich zapalona w wozie Katriny i
przewitujca przez brezent lampa. Zodziej oszczeka ich na powitanie, a Mbejane
wyprzedzi innych sucych i zapa za uzd konia Seana. W jego gosie brzmiay
rwnoczenie troska i ulga.
- Zostao mao czasu, Nkosi... zaczo si.
Sean zeskoczy z konia i pobieg do wozu. Odsun brezentow pacht.
- Sean. - Usiada na jego widok. Jej oczy w wietle latarni byy bardzo zielone, ale
widniay wok nich ciemne obwdki. - Przyjechae, dziki Bogu.
Sean uklk przy jej posaniu i wzi j za rk. Powiedzia par sw, a ona przywara
do niego i przesuna wargami po jego twarzy. Znikn cay wiat, pozosta tylko wz stojcy
w ciemnoci, owietlony pojedyncz lamp i mioci dwojga ludzi.
Nagle Katrina Zesztywniaa w jego ramionach i jkna. Sean przytrzyma j. Na jego
twarzy pojawia si bezradno - wielkie rce obejmoway j niemiao i niepewnie.
- Co mog dla ciebie zrobi, kochanie? Jak mog ci pomc? Odprya si powoli.
- Znalaze ksidza? - zapytaa szeptem.
- Ksidz! - Sean cakiem o nim zapomnia. Wci trzymajc j w ramionach, odwrci
si i rykn: - Alphonso! Alphonso! Pospiesz si, czowieku.
Twarz misjonarza pojawia si w szparze; bya blada ze zmczenia i szara od kurzu.
- Daj nam lub - powiedzia Sean. - Szybko, czowieku, kapujesz? Alphonso wlaz do
rodka. D jego sutanny by cakiem podarty i przez dziury przewityway chude, kociste
kolana. Stan nad nimi i otworzy swoj ksik.
- Obrczka? - zapyta po portugalsku.
- Tak, bior j za on - odpar Sean.
- Nie! Nie! Obrczka? - Alphonso podnis palec i zatoczy wok niego krg. Obrczka?
- Moim zdaniem, on pyta si o obrczk - szepna Katrina.
- O, mj Boe - jkn Sean. - Na mier o tym zapomniaem. - Rozejrza si
desperacko wok siebie. - Czego moemy uy? Nie masz w swojej skrzyni jakiego
piercionka lub czego podobnego?
Katrina potrzsna gow. Otworzya usta, eby odpowiedzie, ale szybko je
zamkna, bo zacz si kolejny skurcz. Sean przytrzyma j do czasu, a min, i spojrza
wciekym wzrokiem na jezuit.
- Niech ci wszyscy diabli... daj nam lub. Nie widzisz, e nie ma czasu na wszystkie
te sztuczki?
- Obrczka? - zapyta ponownie Alphonso. Wydawa si bardzo Przygnbiony.
- W porzdku, zaraz bdziesz mia swoj obrczk.
Sean wyskoczy z wozu.
- Przynie mi moj strzelb, szybko! - wrzasn do Mbejane. Jeli Sean chcia
zastrzeli Portugalczyka, to bya to jego sprawa, a obowizkiem Mbejane byo mu w tym
pomc. Poda Seanowi strzelb. Sean wysupa z sakiewki przy pasie zotego suwerena, rzuci
go na ziemi i przystawi do luf. Pocisk wybi w nim dziur o postrzpionych brzegach.
Sean cisn z powrotem strzelb Zulusowi, podnis z ziemi may zoty krek i wdrapa si z
powrotem do wozu.
Trzy razy podczas ceremonii Katrina otwieraa szeroko usta z blu i trzy razy Sean
bra j mocno w ramiona, a Alphonso szybciej klepa swoje pacierze. W kocu Sean zaoy
Katrinie na palec przestrzelonego suwerena i pocaowa j.
- Och, Sean, on wychodzi! - zawoaa Katrina, kiedy Alphonso skoczy ostatni
aciski werset.
- Uciekaj std! - krzykn Sean, wskazujc jezuicie brezentowe drzwi. Wdziczny
losowi misjonarz natychmiast wynis si z wozu.
Nie trwao to ju dugo, ale dla Seana bya to prawdziwa wieczno - jak wtedy, gdy
odcinali nog Garrickowi. A potem jedno silniejsze parcie i byo po wszystkim. Katrina leaa
bardzo cicha i bardzo blada, a niej na posaniu spoczywao ich dziecko, wci z ni
poczone, pokryte szkaratnymi plamami i pokrwawione.
- Nie yje - jkn Sean oblewajc si potem i opierajc o przeciwleg cian wozu.
- Nie! - krzykna z moc Katrina. - Nie, ono yje... Sean, musisz mi pomc.
Powiedziaa mu, co ma zrobi, i w kocu dziecko zapakao.
- To chopiec - wyszeptaa Katrina. - Och, Sean, to chopiec. Bya pikniejsza ni
kiedykolwiek: blada, wyczerpana i pikna.
24. Protesty Seana nie zday si na nic - nazajutrz rano Katrina wstaa z ka i
wlizgna si w jedn ze swoich starych sukienek. Sean kry midzy ni a lecym na
posaniu noworodkiem.
- Wci jestem taka gruba - narzekaa.
- Kochanie, zosta jeszcze w ku przez dzie albo dwa. Skrzywia si, sznurujc
dalej zawzicie swj stanik.
- A kto si zajmie dzieckiem?
- Ja! - odpar z przekonaniem Sean. - Moesz mi powiedzie, co mam robi.
Ktnia z Katrina bya niczym prba zapania rtci goymi palcami - nie warto byo
nawet zaczyna. Skoczya si ubiera i wzia na rce dziecko.
- Moesz mi pomc zej po schodach - powiedziaa z umiechem. Sean i Alphonso
ustawili dla niej krzeso w cieniu jednego z wielkich drzew shuma i sucy podeszli tam,
eby obejrze dziecko. Katrina trzymaa je na rkach, a Sean sta obok, nie wiedzc, jak si
ma zachowa. Wszystko wydawao mu si jeszcze takie nierzeczywiste... jego umys zbyt
wiele musia przetrawi w tak krtkim czasie. Umiecha si oszoomiony, suchajc nie
koczcych si komentarzy swoich sucych i ciskajc osab rk do ojca Alphonsa,
gratulujcego mu po raz dwudziesty tego ranka.
- We swoje dziecko, Nkosi. Chcemy je zobaczy na twoim ramieniu - zawoa
Mbejane, a pozostali Zulusi przyczyli si gono do jego proby. Na twarzy Seana
oszoomienie ustpio powoli miejsca obawie.
- We go, Nkosi.
Katrina wycigna w jego stron owinite w pieluchy malestwo i w oczach Seana
pojawi si wyraz zagonionego w puapk zwierzcia.
- Nie bj si, Nkosi, on nie ma zbw, nie ugryzie ci - dodawa mu odwagi Hlubi.
Sean uj niezgrabnie swego pierworodnego i pochyli si przybierajc typow postaw
wieo upieczonego ojca. Zulusi zaczli wiwatowa na jego cze i twarz Seana powoli rozpogodzia si. Umiechn si z dum.
- Czy on nie jest pikny, Mbejane?
- Tak samo pikny jak jego ojciec - przytakn Mbejane.
- Twoje sowa s niczym n o dwch ostrzach - rozemia si Sean. Przyjrza si
uwanie dziecku. Miao poronit ciemnymi wosami gwk, paski jak u buldoga nos,
mlecznoszare oczka i dugie, pomarszczone, czerwone nogi.
kadego dnia wydawao si zajmowa wicej miejsca na swoim eczku. Jego nki
wypeniy si ciaem, ze skry zeszy szkaratne plamy, a oczy straciy bladoniebieski odcie.
Rzucay teraz zielone byski - wiadomo byo, e bd tego samego koloru co oczy matki.
eby zapeni czym leniwie pynce dni, Sean zacz budowa przy strumieniu chat.
Sucy pomagali mu i ze skromnego projektu przeobrazia si ona w cakiem pokany
domek z uszczelnionymi glin cianami, eleganck strzech i kominkiem. Wprowadzili si
tam Sean i Katrina. Po cienkich brezentowych cianach wozu drewniany domek dawa ich
uczuciu nowe przeycie trwaoci. Ktrej nocy, kiedy na dworze szumia w ciemnoci
deszcz, a za drzwiami skowyta pragncy si dosta do rodka wiatr, rozoyli materac przy
kominku i poczli w jego migotliwym wietle nowe dziecko.
Nadeszo Boe Narodzenie, a po nim Nowy Rok. Deszcze nie paday ju bez przerwy,
a potem cakiem ustay, ale oni wci nie ruszali si z miejsca. W kocu jednak zostali
zmuszeni do wyjazdu, bo koczyy si zapasy podstawowych produktw: prochu, soli,
lekarstw i tkanin. Zaadowali dobytek, zaprzgli woy i wyruszyli wczesnym rankiem. Dolin
wi si dugi sznur zjedajcych w d wozw; na kole pierwszego z nich siedziaa Katrina,
trzymajc dziecko w ramionach, a obok jecha na koniu Sean. Obejrzaa si - przez gazie
cedrw wida byo brunatny dach ich domu. Wydawa si opuszczony i samotny.
- Musimy tu wrci pewnego dnia, bylimy tutaj tacy szczliwi - powiedziaa cicho.
Sean wychyli si z sioda i dotkn jej ramienia.
- Szczcie nie jest przypisane do jednego miejsca, kochanie. Nie zostawiamy go tutaj,
ale zabieramy ze sob.
Umiechna si do niego. Widat ju byo, e oczekuje drugiego dziecka.
26. Pod koniec lipca dotarli do Limpopo i odnaleli brd. Trzy dni zajo
rozadowanie wozw, przeprawienie ich przez mikki piasek, a potem przetransportowanie
przez rzek koci soniowej i caego dobytku. Skoczyli pnym popoudniem trzeciego dnia
i wszyscy byli solidnie zmczeni. Zjedli wczesn kolacj i w godzin po zachodzie soca
Zulusi opatuleni byli ju w swoje koce, a Sean i Katrina uoyli si w wozie i spali spleceni
ramionami. Gowa Katriny spoczywaa na jego piersi. Obudzia si rano cicha i troch blada.
Sean nie zwrci na to uwagi, dopki nie oznajmia mu, e czuje si zmczona i chce si na
chwil pooy - wtedy natychmiast sta si przesadnie troskliwy. Pomg jej wdrapa si do
wozu i podoy poduszki pod gow.
- Jeste pewna, e nic ci nie jest? - zapyta kilka razy.
- To nic takiego... jestem tylko troch zmczona. Zaraz dojd do siebie - zapewnia go.
Bya wdziczna, e si o ni troszczy, ale poczua ulg, kiedy sobie w kocu poszed, eby
dopilnowa zaadunku wozw; Sean nie najlepiej nadawa si do roli niaki. Chciaa zosta
sama, czua si zmczona i byo jej zimno.
W poudnie, ku satysfakcji Seana, ukoczyli zaadunek. Podszed do wozu Katriny,
unis brezent i zerkn do rodka. Myla, e pi, ale ona leaa na posaniu z szeroko
otwartymi oczyma, opatulona w dwa grube szare koce. Bya przeraliwie blada. Sean poczu
pierwsze ukucie niepokoju. Wdrapa si do rodka.
- Kochanie, wygldasz bardzo le. Na pewno nie jeste chora? Pooy jej rk na
ramieniu. Katrina draa. Zamiast odpowiedzie, spojrzaa w d, na podog, i wzrok Seana
pobieg za jej oczyma. Luksusem Katriny by jej nocnik: due porcelanowe naczynie, na
ktrym widniay rcznie malowane czerwone re. Uwielbiaa go, a Sean czsto jej dokucza,
kiedy na nim siedziaa. Teraz nocnik sta obok ka i na widok jego zawartoci Seanowi
zaparo dech w piersiach. Wypeniony by w poowie ciecz koloru mocnego porteru.
- O, mj Boe - szepn.
Sta jak sparaliowany, nie odrywajc wzroku od nocnika, a w gowie huczay mu jak
ttent karawaniarskiej szkapy straszne sowa podsuchanej kiedy w knajpach Witwatersrandu
piosenki:
Owi go w koc
I karm chinin,
Ale wszyscy wiedz i tak,
e to koniec.
Podnis gow i popatrzy jej twardo w oczy, szukajc tam ladw lku. Ale jej
spojrzenie byo rwnie twarde jak jego.
- To czarna febra, Sean.
- Tak... wiem - odpar, bo zaprzeczanie nic by tu nie dao; nie byo nawet cienia
nadziei. To bya czarna febra; najbardziej zoliwa posta malarii, atakujca nerki i
zamieniajca je w wypenione czarn krwi, pkajce przy najmniejszym poruszeniu worki.
Sean uklk przy jej ku.
- Musisz lee bardzo spokojnie.
Dotkn lekko opuszkami palcw jej czoa; miaa rozpalon gow.
- Tak - odpowiedziaa, ale mga zasnuwaa ju jej oczy i zacza si niespokojnie
rzuca w malignie. Sean obj j, eby powstrzyma atak.
Przed nastaniem nocy Katrina pogrya si gboko w malarycznych majakach.
miaa si i ogarnita nieprzytomnym strachem krzyczaa, rzucaa na wszystkie strony gow
i walczya z Seanem, kiedy usiowa da jej co do picia. Ale musiaa pi, to bya jej jedyna
szansa. Trzeba byo wypuka nerki, eby moga y, i Sean przytrzymywa jej gow i poi
si.
W eczku popakiwa godny i przeraony widokiem swojej matki Dirk.
- Mbejane! - zawoa Sean wysoko podniesionym z rozpaczy gosem. Zulus przez cae
popoudnie czeka u wejcia do wozu.
- Co mog zrobi, Nkosi?
28. Przeprawili si przez Magaliesberg i skrcili na zachd, nie tracc z oczu gr. A
potem, w dwa miesice od dnia, kiedy wyruszyli znad Limpopo, dotarli do burskiego osiedla
Louis Trichardt. Sean zostawi Mbejane, eby wyprzg wozy na otwartym placu przed
kocioem, a sam poszed szuka lekarza. W caej okolicy by tylko jeden; Sean odnalaz go w
gabinecie nad sklepem i zaprowadzi do wozw, niosc jego torb. Nienawyky do takich
niewygd siwobrody doktor bieg truchtem, eby dotrzyma mu kroku. Kiedy dotarli na
miejsce, by cay spocony i ciko dysza. Podczas badania Sean czeka na zewntrz, a kiedy
w kocu doktor zszed po schodkach z wozu, dopad go, nie kryjc niecierpliwoci.
- No i co pan o tym myli?
- Myl, meneer, e powinien pan co godzina skada dziki Najwyszemu - oznajmi
doktor potrzsajc z podziwem gow. - Wprost trudno uwierzy, e paska ona przeya
febr i utrat dziecka.
- To znaczy, e nic jej nie grozi, e nie ma niebezpieczestwa nawrotu choroby? upewnia si Sean.
- Teraz nic jej nie grozi... ale wci jest bardzo chora. Moe potrwa nawet rok, zanim
jej organizm odzyska wszystkie siy. Nie ma na to adnego lekarstwa. Musi pan po prostu
zapewni jej spokj, dobrze j odywia i czeka, a uleczy j czas. - Zawaha si. - Jest
jeszcze inne niebezpieczestwo - doda i popuka si palcem w czoo. - Rozpacz potrafi
czasem czyni straszliwe spustoszenia. Paska ona potrzebuje mioci i dobroci, a po
upywie szeciu miesicy kolejnego dziecka, dziecka, ktre zapeni pustk po tym, ktre
utracia. Prosz da jej te trzy rzeczy, meneer, a przede wszystkim mio.
Wyj z kieszeni kamizelki zegarek i spojrza na tarcz. - Czas na mnie! Zawsze tak
mao czasu. Musz i, czekaj na mnie inni potrzebujcy. - Wycign rk do Seana. - Z
Bogiem, meneer.
Sean ucisn mu do.
- Ile jestem panu winien, doktorze?
Lekarz umiechn si; mia brzow twarz i bladoniebieskie oczy; kiedy si
umiecha, wyglda jak mody chopak.
- Nie bior honorarium za sam porad. auj, e nie mog zrobi nic wicej.
Ruszy szybko z powrotem przez plac i kiedy szed, wida byo, e jego umiech
kama: nie by ju taki mody.
- Mbejane - zawoa Sean. - Zdejmij jeden duy kie z wozu i zanie go do gabinetu
doktora.
Nazajutrz Katrina i Sean wybrali si na poranne naboestwo. Katrina nie moga
piewa hymnw na stojco. Usiada cicho w swojej awce, wymawiajc bezgonie sowa
hymnu i spogldajc ze smutkiem w stron otarza.
W Louis Trichardt zostali jeszcze trzy dni, spotykajc si z yczliwym przyjciem.
Mczyni przychodzili do obozu napi si kawy i obejrze ko soniow, a kobiety
przynosiy jajka i wiee warzywa. Ale Seana cigno na poudnie i trzeciego dnia wyruszyli
w ostatni etap swojej wdrwki.
Katrina zacza teraz szybko nabiera si. Ku sabo skrywanemu rozczarowaniu
Zulusw odebraa im opiek nad Dirkiem, a wkrtce potem porzucia lektyk i zaja z
powrotem swoje miejsce na przednim siedzeniu pierwszego wozu. Przybraa na wadze, a na
jej tawych policzkach pojawiy si znowu kolory. Mimo e fizycznie wracaa do zdrowia,
jej umys wci pogrony by w depresji i Sean nie potrafi temu zaradzi.
Na miesic przed Boym Narodzeniem roku tysic osiemset dziewidziesitego
pitego karawana Seana dotara do pasma niskich, otaczajcych Pretori wzgrz i ujrzeli
przed sob stolic. Kwity wanie, obsypujc purpur cae miasto, rosnce we wszystkich
ogrodach drzewka jacarandy, a zatoczone ulice dobrze wiadczyy o stanie gospodarki
Republiki Transwalu. Sean zatrzyma si na przedmieciach, zjedajc po prostu z drogi i
wyprzgajc woy, a kiedy obz by rozbity i upewni si, e Katrina nie potrzebuje jego
pomocy, wdzia swj jedyny porzdny garnitur i kaza przyprowadzi konia. Garnitur uszyty
by wedug mody sprzed czterech lat i dopasowany do brzucha, ktrego dorobi si w
Witwatersrandzie. Teraz zwisa z niego luno, napinajc si tylko na muskularnych
ramionach. Twarz Seana bya spalona od soca, a na piersi - skrywajc fakt, e nie udao mu
si zapi konierzyka - wia si gsta, spltana broda. Na zdartych cholewach kompletnie
zdefasonowanych butw prno byoby szuka najmniejszego ladu pasty, a pot pozostawi
ciemne, tuste plamy na kapeluszu, ktry opada mu na oczy, tak e musia go w kocu zsun
na ty gowy. Nic dziwnego, e ludzie rzucali za nim zaciekawione spojrzenia, kiedy tak
jecha Church Street, majc po bokach wielkiego muskularnego dzikusa i wyronitego
ctkowanego psa. Przecisnli si midzy wypeniajcymi szerok ulic furgonami, minli sal
obrad parlamentu, a potem odwrcone tyem do ulicy i otoczone rozlegymi, zielono-
- Nonsens, czowieku, nawet Kruger nie moe okaza si takim cholernym gupcem.
Poczstuj mnie filiank kawy i cygarem i przejdziemy do twojego gabinetu porozmawia o
interesach.
Twarz pana Goldberga znowu staa si nieprzenikniona, a powieki opady mu na oczy,
tak jakby mia zamiar si zdrzemn.
- O interesach, panie Courteney?
- Zgadza, si, Izzy, tyle e tym razem ja sprzedaj, a ty kupujesz.
- Co pan sprzedaje, panie Courteney?
- Ko soniow.
- Ko soniow?
- Dwanacie wozw.
Pan Goldberg westchn ze smutkiem.
- Ko soniowa teraz nie idzie, cena spada jak jeszcze nigdy dotd. Trudno
cokolwiek sprzeda. - Byo to cakiem dobrze odegrane i gdyby Sean nie zapyta przed
dwoma dniami o obecne ceny, mgby mu nawet uwierzy.
- Przykro mi to sysze - stwierdzi. - Jeli nie jeste zainteresowany, zobacz, moe
uda mi si znale jakiego innego kupca.
- Tak czy inaczej, niech pan wpadnie jeszcze do mojego kantoru - powiedzia pan
Goldberg. - Moemy porozmawia. To nic nie kosztuje.
Dwa dni pniej wci rozmawiali. Sean przyprowadzi swoje wozy i wyadowa ko
soniow na podwrku za magazynem. Pan Goldberg zway osobicie kady kie i zapisa
wynik na kartce papieru. Razem z Seanem dodali dugie kolumny cyfr i zgodzili si co do
cznej wagi. Teraz znajdowali si w ostatniej fazie uzgadniania ceny.
- Daj spokj, Izzy, zmitrylimy ju dwa dni. To uczciwa cena, sam o tym wiesz...
niech ju na tym stanie - mrucza Sean.
- Strac na tej koci pienidze - lamentowa pan Goldberg. - Musz przecie z czego
y, kady musi z czego y.
- No ju dobrze. - Sean wycign do niego prawic. - Powiedzmy, e dobilimy targu.
Pan Goldberg waha si jeszcze przez sekund, a potem poda swoj pulchn do
Seanowi i umiechnli si do siebie, obaj usatysfakcjonowani. Jeden z pomocnikw pana
Goldberga wyliczy suwereny, ukadajc je na kontuarze w kupkach po pidziesit sztuk, a
potem Sean i pan Goldberg jeszcze raz je przeliczyli. Sean wypeni dwa brezentowe
- Czy walc nie jest bardzo grzesznym tacem, Sean? - zapytaa cicho Katrina, kiedy
przerwa, eby zaczerpn oddechu.
Sean umiechn si w ciemnoci.
- Z ca pewnoci!
- Chciaabym raz troch pogrzeszy... nie za bardzo, tylko troch, razem z tob, po
prostu, eby zobaczy, jak to jest.
- Bdziemy - odpar Sean - nurza si w grzechu.
spodziewa si Sean. W cigu czterech lat miasto podwoio swj obszar i zajo nowe tereny
na rwninie. Minli, trzymajc si gwnej ulicy, nowe dzielnice i znaleli si niebawem w
rdmieciu. Tutaj take zaszy pewne zmiany, ale niewielkie; wikszo rzeczy bya taka,
jakimi je zapamita. Przeciskali si przez zatoczon, gwarn Eloff Street i Sean czu, jak
wok niego pojawiaj si duchy przeszoci mieszajc si z wypeniajcym chodniki tumem.
Nagle usysza wyranie miech Duffa i obrci si gwatownie, eby go zlokalizowa;
siedzcy w mijajcym ich powozie dandys ze zotymi plombami w zbach i w cylindrze na
gowie rozemia si ponownie i Sean zorientowa si, e miech Duffa brzmia inaczej.
Bardzo podobnie, ale nie tak samo. Tak byo ze wszystkim - wydawao si podobne, ale
jednak lekko zmienione; budzio w nim nostalgi, ale zarazem al za tym, co mino. Tamte
lata odeszy bezpowrotnie w przeszo. Nic nie jest takie same, bo rzeczywisto moe
istnie tylko w jednym czasie i w jednym miejscu. Potem umiera i czowiek nie moe do niej
wrci - musi i dalej, eby odnale j w innym czasie i w innym miejscu.
Wynajli apartament w Grand National, z salonem, dwiema sypialniami, wasn
azienk i balkonem, z ktrego rozciga si widok na ulic i stojce na zboczu wiee
wiertnicze i biae hady. Katrina bya zmczona. Kazali sobie wczenie poda kolacj do
pokoju, a potem Katrina posza spa, a Sean zszed sam na d, eby napi si czego na
dobranoc. Bar by zatoczony. Znalaz sobie miejsce w kcie i usiad przysuchujc si, ale nie
biorc udziau w toczcej si wok niego rozmowie.
Zmienili obraz wiszcy nad barem - przedtem przedstawia on jak scen myliwsk;
teraz widnia na nim poplamiony krwi genera w czerwonym mundurze, egnajcy si na
polu bitwy ze swymi podkomendnymi. onierze sprawiali wraenie znudzonych. Oczy Seana
bdziy po ciemnych, wyoonych boazeri cianach. Tyle wspomnie wizao go z tym
miejscem. Nagle zamruga oczyma. Blisko drzwi tkwia wybita w boazerii dziura w ksztacie
gwiazdy. Umiechn si, odstawi kieliszek i pomasowa kykcie prawej doni. Gdyby Oakie
Henderson nie uchyli si przed tym uderzeniem, urwaoby mu z pewnoci gow. Da znak
barmanowi.
- Jeszcze jedn brandy, prosz. Co si stao z t boazeri blisko drzwi? - zapyta, kiedy
ten zaj si jego kieliszkiem.
Barman podnis na chwil wzrok, a potem z powrotem wlepi oczy w butelk.
- Dawno temu jaki facet wybi w niej dziur pici - powiedzia. - Szef zostawi to
jako pamitk, rozumie pan.
- Musia by z niego niezy zabijaka... te deski s grube na cal. Co to by za facet? zapyta z nadziej w gosie Sean.
Barman wzruszy ramionami.
- Jaki wczga. Tacy jak on przychodz i odchodz. Zarobi par funtw,
przepuszcz i wracaj tam, skd przyszli. - Spojrza na Seana zmczonymi oczyma. - Naley
si p dolara, chopie.
Sean wolno popija brandy, okrcajc w palcach kieliszek i przypatrujc si
alkoholowi, ktry spywa po szkle niczym oliwa. Zapamitaj ci po dziurze w boazerii.
A teraz powinienem i do ka, postanowi, to nie jest ju mj wiat. Mj wiat jest
teraz na grze i pi - tak przynajmniej mam nadziej. Umiechn si lekko sam do siebie,
wypi pozosta w kieliszku brandy i odwrci si do wyjcia.
- Sean - zabrzmia nad jego uchem czyj gos i poczu, jak kto dotyka jego ramienia. Mj Boe, Sean, to naprawd ty?
Obejrza si i zmierzy wzrokiem stojcego przed nim mczyzn. Mia elegancko
przystrzyon brod i wielki, spalony przez soce i niszczcy si nochal. Pozna go dopiero
po oczach.
- Denis, ty stary zbju. Denis Petersen z Ladyburga. Zgadza si, prawda?
- Nie poznae mnie - rozemia si Denis. - Tyle zostao z naszej przyjani... znikasz
bez sowa, a po dziesiciu latach nawet mnie nie poznajesz!
Teraz mieli si ju obaj.
- Mylaem, e ci ju dawno powiesili - broni si Sean. - Co, u diaska, porabiasz w
Johannesburgu?
- Sprzedaj woowin. Wysa mnie Zwizek Hodowcw Byda - w gosie Denisa
zabrzmiaa duma. - Przyjechaem tutaj, eby renegocjowa nasze stare kontrakty.
- Kiedy wracasz?
- Mj pocig odchodzi za godzin.
- To znaczy, e moemy si napi. Co dla ciebie?
- Ma brandy, jeli mona.
Sean zamwi drinki, po czym wzili je do rk i wstali czujc, jak ogarnia ich nage
skrpowanie. Niegdy bliscy przyjaciele, nie widzieli si przez cae dziesi lat.
- Co porabiae przez wszystkie te lata? - przerwa milczenie Denis.
- Naprawd nie wiem... po prostu wszyscy tak o nim mwi. Przypuszczam, e weszo
to ludziom w krew... on jest ju taki, e inaczej nie da si o nim powiedzie.
Sean powstrzyma ogarniajc go zo. Chcia si dowiedzie. Musia si dowiedzie.
- Nie odpowiedziae mi. Co u niego sycha? Denis zrobi znaczcy gest praw rk.
- Zaglda teraz troch do butelki... trudno mie mu to za ze, wziwszy pod uwag
kobiet, z jak si oeni. Dobrze zrobie, e si z tego wywine, Sean, jeli mog tak
powiedzie.
- Moesz - zgodzi si Sean - ale powiedz mi, jak on si czuje. Co sycha w Theunis
Kraal?
- Wszystkich uderzya troch po kieszeni epidemia rindpestu 22, ale Garry... c, Garry
straci poow stada. Biedny stary Garry, nic mu si nie wiedzie.
- Mj Boe, pidziesit procent!
- Tak... lecz Ronnie oczywicie mu pomg. Da mu poyczk z zabezpieczeniem na
farmie, eby zwiza jako koniec z kocem.
- Theunis Kraal znowu zaduony - jkn Sean. - Och, Garry, Garry.
- No tak... - Denis zakaszla zakopotany. - Chyba musz ju i. Totsiens, Sean powiedzia, wycigajc do niego do. - Czy mam im powiedzie, e ci widziaem?
- Nie - odrzek szybko Sean. - Lepiej nic nie mw.
- Jak chcesz... - Denis zawaha si. - Czy wszystko u ciebie w porzdku, Sean? To
znaczy, czy nie potrzebujesz czasem troch gotwki?
Sean poczu, jak zmniejsza si troch jego przygnbienie; ten pompatyczny may
czowieczek proponowa mu poyczk.
- To bardzo mio z twojej strony, Denis. Ale udao mi si zaoszczdzi par funtw...
dosy, eby mie za co je przez par dni - powiedzia powanym tonem.
- No to wietnie - Denis wyglda, jakby z piersi spad mu wielki ciar. - To wietnie.
Totsiens, Sean - powtrzy, obrci si i wyszed szybko z baru. Sean zapomnia o nim prawie
tak samo szybko; rozmyla teraz o swoim bracie.
A potem podj nag decyzj. Po powrocie z nastpnej wyprawy wrci do Ladyburga.
Wyniona farma niedaleko Paarl rwnie dobrze moe stan w Natalu - Sean zapragn usi
znowu w obitym boazeri gabinecie Theunis Kraal, ujrze schodzc ze skarpy porann mg
22
Choroba byda.
i unoszony wiatrem nad biaymi wodospadami tuman wody. Zapragn usysze znowu gos
Ady i wszystko jej wyjani, wiedzc, e go zrozumie i wybaczy.
Ale przede wszystkim chodzio mu o Garricka - biednego starego Garricka. Musia do
niego wrci: dziesi lat to mnstwo czasu i na pewno Garrick nie ywi ju do niego urazy.
Musi do niego wrci, eby ratowa jego i Theunis Kraal. Podjwszy decyzj, dopi brandy i
ruszy na gr do swego apartamentu.
Katrina oddychaa cicho przez sen, a jej ciemne wosy rozrzucone byy na poduszce.
Rozbierajc si, obserwowa j i powoli znikaa gdzie jego melancholia. Delikatnie odgarn
koc po swojej stronie i w tej samej chwili odezwa si z ssiedniego pokoju Dirk. Sean zajrza
do niego.
- O co chodzi? - zapyta.
Dirk zamruga oczyma niczym sowa, szukajc jakiej wymwki. W kocu na jego
twarzy pojawia si ulga i wystpi ze starym jak wiat daniem.
- Chc si napi wody.
Chwila zwoki, podczas ktrej Sean krzta si w azience, pozwolia Dirkowi zebra
siy i po powrocie ojca mg przej do powanej ofensywy.
- Opowiedz mi bajk, tato. - Siedzia teraz wyprostowany, z otwartymi szeroko
oczyma.
- Opowiem ci bajk, jak kot pali fajk... - zacz Sean.
- Nie, tej nie chc - zaprotestowa Dirk. Bajka o kocie trwaa dziesi sekund i Dirk
wiedzia o tym. Sean usiad na skraju ka i poda mu szklank.
- A co powiesz o tej? By sobie raz krl, ktry mia wszystkie bogactwa wiata... a
kiedy je straci, zorientowa si, e nie byy nic warte i teraz ma wicej, ni mia kiedykolwiek
w yciu.
Dirk sprawia wraenie rozczarowanego.
- To nie bya najlepsza bajka - wyrazi w kocu swoj opini.
- Nie - zgodzi si Sean. - Nie bya, prawda? Ale sdz, e powinnimy by
wyrozumiali i przyzna, e jak na t por nocy, nie bya te najgorsza.
- Dzie albo dwa nie zrobi adnej rnicy. Zaczynamy si dobrze bawi. Dzi
wieczorem zabieram ci na tace... mielimy si przecie nurza w grzechu, pamitasz?
- A kto zajmie si Dirkiem? - zapytaa sabo.
- Mbejane... - Sean przyjrza si jej uwanie. - Wypisz si dobrze po poudniu, a
potem troch pohulamy - powiedzia umiechajc si na wspomnienie chwil, ktre wywoao
w nim to okrelenie.
Kiedy Katrina obudzia si wieczorem, odkrya dodatkow przyczyn swego
przygnbienia. Po raz pierwszy od czasu utraty dziecka zaczo si u niej miesiczne
krwawienie; z jej ciaa i umysu odpywaa caa energia. Nie powiedziaa nic Seanowi, ale
wykpaa si i zaoya t sukni. Potem zaja si wosami, szczotkujc je tak zawzicie,
a rozbolaa j gowa, ale nie zdoaa wykrzesa z nich ycia - byy tak samo matowe jak
spogldajce na ni z lustra oczy tkwice w tawej twarzy.
Sean stan za ni i pochyli si, eby pocaowa j w policzek.
- Wygldasz - powiedzia - jak wysoki na pi i p stopy stos zotych sztabek. - Ale
zda sobie spraw, e ta suknia bya bdem; jej kolor przypomina febryczny odcie jej
skry. Weszli do salonu, w ktrym czeka Mbejane.
- Moemy pno wrci - oznajmi mu Sean.
- To nie ma znaczenia, Nkosi. - Na twarzy Mbejane nie maloway si jak zwykle
adne emocje, ale Sean dostrzeg wesoe iskierki w jego oczach i zorientowa si, e Zulus nie
moe si doczeka, eby zosta z Dirkiem sam na sam.
- Nie wolno ci wchodzi do jego pokoju - ostrzeg go.
- A co bdzie, Nkosi, jeeli zapacze?
- Nie zapacze... ale jeli to zrobi, zobacz, czego chce, daj mu to i ka spa.
Mbejane zrobi rozczarowan min.
- Ostrzegam ci, Mbejane, e jeeli wrc tutaj o pnocy i zobacz, e wozisz go na
plecach po caym pokoju, obu wam wygarbuj skry.
- Nic nie zakci jego snu, Nkosi - skama gadko Zulus.
W hallu hotelowym Sean podszed do recepcjonisty.
- Gdzie mona najlepiej zje w tym miecie? - zapyta.
- Dwie przecznice dalej, sir, w Zotej Gwinei. Na pewno pan trafi.
- Brzmi to jak nazwa jakiej spelunki - odezwa si z niedowierzaniem Sean.
- Zapewniam pana, e nie bdzie si pan skary. Chodz tam wszyscy. Stouje si tam
pan Rhodes, kiedy bywa w miecie, pan Barnato, pan Hradsky...
- A take Dick Turpin23, Cesare Borgia i Benedict Arnold24... - dokoczy za niego
Sean. - W porzdku, przekona mnie pan. Mam nadziej, e nie podern mi tam garda.
Ale kiedy wkroczy do Zotej Gwinei z opart o jego rami Katrin, nawet jego
oniemieli panujcy tam przepych. Odziany w generalski uniform kelner zaprowadzi ich w
d, po marmurowych schodach, a potem po szerokim jak trawnik dywanie, pomidzy
grupkami eleganckich mczyzn i kobiet, do stolika, ktry mimo przymionego wiata
olniewa jasnym srebrem zastawy i nien biel obrusu. Ze sklepionego sufitu zwisay
krysztaowe yrandole, orkiestra bya wspaniaa, a powietrze gste od zapachu perfum i dymu
drogich cygar.
Katrin wpatrywaa si bezradnie w menu, ale Sean przyszed jej zaraz na ratunek
zamawiajc dania. Wypowiada ich nazwy z francuskim akcentem, ktry wywar wraenie na
niej, ale nie na kelnerze. Podano wina i wraz z ich pojawieniem si ogarn Seana wesoy
nastrj. Katrin siedziaa w milczeniu naprzeciwko i suchaa, prbujc wymyli co
dowcipnego, eby mu odpowiedzie. W ich wozie albo podczas spacerw we dwoje w buszu
moga z nim rozmawia godzinami, ale tutaj zamienia si w niemow.
- Zataczymy? - zapyta Sean pochylajc si ku niej i ujmujc jej do. Potrzsna
gow.
- Nie mogabym, Sean. Nie, kiedy wszyscy na mnie patrz. Zrobiabym z siebie tylko
idiotk.
- Daj spokj, poka ci, jak to si robi... to atwe.
- Nie, nie mog, naprawd, nie mog.
I nawet Sean musia przyzna, e parkiet Zotej Gwinei w sobotni noc nie nadawa
si najlepiej na lekcj walca. Kelner przynis na wielkich parujcych pmiskach zamwione
przez nich dania. Sean zaj si nimi i jednostronna rozmowa na jaki czas ustaa. Katrin
obserwowaa go, dubic widelcem w zbyt tustym dla niej jedzeniu. W uszach dzwoni jej
gony miech i rozbrzmiewajce wok gosy. Czua si strasznie wyobcowana i
nieszczliwa.
23
24
- No, Katrino - umiechn si do niej Sean. - Prawie nie dotkna kieliszka. Nie bd
taka ponura, yknij sobie, to ci rozgrzeje.
Posusznie wypia yk szampana. Nie smakowa jej. Sean pokn ostatni langust i
odchyli si na krzele zaczerwieniony od wina i dobrego jedzenia.
- Niech mnie kule... wypada si tylko modli, eby szef kuchni nie okaza si gorszy
przy nastpnych daniach. - Bekn dyskretnie przez palce i rozejrza si zadowolony po sali. Duff mawia, e dobrze przyrzdzona langusta wiadczy o tym, e...
Nagle przerwa i wlepi wzrok w schody - u ich szczytu pojawiy si trzy osoby.
Dwch mczyzn w wieczorowych strojach, a midzy nimi kobieta, do ktrej odnosili si z
wielk atencj. Kobiet bya Candy Rautenbach. Candy ze swymi spitymi na czubku gowy
blond wosami. Candy ze wieccymi w uszach i na szyi brylantami i biustem, ktry nie
mieci si w staniku sukni biaej jak piana na kuflu piwa. Candy z byszczcymi bkitnymi
oczyma i czerwonymi ustami, urocza i pewna siebie Candy. miejc si spojrzaa w jego
stron i ich wzrok spotka si. Patrzya na niego, nie mogc uwierzy wasnym oczom umiech zastyg jej na wargach, a potem znikna gdzie caa jej wystudiowana poza i rzucia
si biegiem po schodach, zadzierajc sukni a do kolan. Za ni ruszyli zaniepokojeni
zalotnicy. Kelnerzy ustpowali jej z drogi, a gowy wszystkich obecnych obrciy si w jej
stron. Sean odsun do tyu krzeso i wsta, a Candy dobiega do i zarzucia mu na
powitanie rce na szyj. Nastpia duga chaotyczna wymiana zda, po ktrej Seanowi udao
si w kocu oswobodzi z ucisku i odwrci w stron Katriny. Candy zarumienia si i
dyszaa lekko z podniecenia; przy kadym oddechu wydawao si, e biust wyskoczy jej ze
stanika. Wci trzymaa Seana za rami.
- Candy, chc ci przedstawi moj on, Katrin. Moja droga, to jest Candy
Rautenbach.
- Witam pani - powiedziaa umiechajc si niepewnie Katrin.
- artujesz chyba, Sean. Oenie si? - zapytaa z niedowierzaniem Candy.
Umiech spez Katrinie z twarzy. Candy zauwaya jej zmieszanie.
- Ale musz pochwali twj wybr - dodaa szybko, chcc naprawi gaf. - Tak si
ciesz, e mog ci pozna, Katrino. Musimy si kiedy spotka, opowiem ci wszystko o
bujnej przeszoci Seana.
- Prawda, e Derek stawia drinki poprzednim razem? Teraz moja kolej, Candy szuka u niej poparcia Harry. Candy zignorowaa ich obu i spojrzaa wyczekujco na Seana,
ale ten obszed st i usiad obok Katriny.
- Co by powiedziaa, moja droga, na pierwszy taniec? - zapyta Derek.
- Rzumy o to monet. Zwycizca paci i dostaje w nagrod pierwszy taniec zasugerowa Harry.
- Zgoda.
- Sean, zapytaam ci, czy Duff jest tu z tob dzi wieczorem? - powtrzya Candy,
patrzc na niego przez st.
- Nie, nie ma go. Suchajcie, wy dwaj, moe dalibycie szans i mnie? - zawoa Sean,
unikajc jej wzroku i wczajc si w targi midzy Harrym i Derekiem. Candy przygryza
warg - miaa zamiar cisn Seana dalej. Chciaa wiedzie, co sycha u Duffa - ale po chwili
znowu si umiechna. Nie bdzie go przecie baga.
- A to co takiego? - zawoaa, uderzajc Harry'ego po ramieniu wachlarzem. - Chcecie
o mnie rzuca monet? Derek zapaci za szampana, a Sean dostanie w nagrod pierwszy
taniec.
- No wiesz, moja droga, powiedziabym, e to troch niesprawiedliwe - poskary si
Harry.
Ale Candy ju wstawaa z krzesa.
- Chod, Sean, zobaczymy, czy nie zgubisz kroku. Sean spojrza na Katrin.
- Nie pogniewasz si, prawda...? Tylko jeden taniec. Katrina potrzsna gow.
Nienawidz jej. To ladacznica. Katrina nigdy dotd nie wymawiaa na gos tego
sowa, widziaa je tylko w Biblii, ale teraz, nazywajc tak w mylach Candy, odczuwaa
gwatown przyjemno. Patrzya, jak Sean podaje rami Candy i idzie z ni na parkiet.
- Czy mog prosi pani do taca, pani Courteney? - zapyta Derek. Katrina ponownie
potrzsna gow, nawet na niego nie patrzc. Nie moga oderwa oczu od Seana i Candy.
Zobaczya, jak Sean bierze j w ramiona i poczua w odku zimn grud. Candy wpatrywaa
si w twarz Seana, miaa si do niego, trzymaa rami na jego ramieniu, do w jego doni.
To ladacznica. Katrina poczua, e jest bliska ez - powtrzenie w myli tego sowa
powstrzymao je. Sean obrci Candy w tacu - Katrina Zesztywniaa na krzele, zaciskajc
lece na kolanach donie - ich nogi stykay si z sob, Candy odchylia si lekko do tyu i
przycisna do niego udami. Katrin dusio w gardle, czua, jak jej piersi zalewa zimna,
obezwadniajca zazdro.
Mogabym wsta i go std wycign - pomylaa. Mogabym mu tego zabroni.
Nie ma do tego prawa. To tak, jakby oboje to robili... robili to razem. Wiem, e robili to
przedtem, teraz wiem na pewno. O Boe, spraw, eby przestali. Prosz, spraw, eby to si
skoczyo.
Sean i Candy wrcili w kocu rozemiani do stolika. Przechodzc obok krzesa
Katriny, Sean dotkn jej ramienia. Odsuna si, ale tego nie zauway. Wszyscy wietnie si
bawili. Wszyscy oprcz Katriny. Harry i Derek wspzawodniczyli o wzgldy Candy.
Tubalny miech Seana nie milk prawie na chwil, a Candy byszczaa niczym brylanty, ktre
nosia na szyi. Sean prbowa co par minut wcign Katrin w rozmow, ale ta uparcie
odmawiaa. Siedziaa tam nienawidzc ich wszystkich. Nienawidzia nawet Seana - po raz
pierwszy w yciu nie bya go pewna, baa si, e go straci. Zerkna na swoje lece na
obrusie donie i zobaczya, jakie s brzydkie w porwnaniu z rkoma Candy: kociste,
spierzchnite i poczerwieniae od wiatru i soca. Schowaa je szybko pod st i pochylia si
do Seana.
- Prosz ci, chc ju wraca do hotelu. Nie czuj si dobrze. Sean przerwa w rodku
opowiadania i spojrza na ni, jednoczenie skonsternowany i zatroskany. Nie mia ochoty
wychodzi, ale pamita, e jeszcze nie dosza do zdrowia. Zawaha si przez sekund.
- Oczywicie, kochanie, przepraszam. Zupenie zapomniaem... Musimy ju i zwrci si do pozostaych. - Moja ona nie jest jeszcze zbyt zdrowa... Dopiero niedawno
dosza do siebie po strasznym ataku czarnej febry.
- Och, Sean, naprawd musisz ju i? - Candy nie potrafia ukry rozczarowania. Tyle jeszcze mamy sobie do powiedzenia.
- Obawiam si, e tak. Spotkamy si jeszcze ktrego dnia.
- Tak - zgodzia si szybko Katrina - kiedy odwiedzimy nastpnym razem
Johannesburg.
- No, nie wiem... moe jeszcze przed naszym wyjazdem - zaoponowa Sean. - Moe w
przyszym tygodniu. Co powiecie na poniedziaek wieczorem?
- Prosz ci, Sean, chodmy ju. Jestem bardzo zmczona - wtrcia si Katrina, nie
czekajc na odpowied Candy. Ruszya sama w stron schodw, ale po chwili obejrzaa si
przez rami. Zobaczya, jak Candy apie Seana za rami, zadaje mu szeptem jakie pytanie i
otrzymawszy zwiz odpowied, wraca do stolika.
- Co ci powiedziaa? - zapytaa go, kiedy znaleli si na ulicy.
- Po prostu si poegnaa - mrukn Sean i Katrina od razu wiedziaa, e skama. W
drodze powrotnej do hotelu nie odzywali si do siebie. Katrin gnbia zazdro, a Sean
rozmyla o tym, czego chciaa od niego Candy i co jej odpowiedzia.
- Gdzie jest Duff? Musisz mi powiedzie - zapytaa.
- On nie yje, Candy.
Przez krtk sekund, zanim si odwrcia, Sean zobaczy jej oczy.
31. Seana obudzi bl gowy, ktrego nie agodzi bynajmniej skaczcy mu po piersi
Dirk. Musia uciec si do przekupstwa i obieca synowi sodycze. Dirk, ktry natychmiast
wyczu swoj przewag, podnis cen do paczki krwek i dwch lizakw, tych z
czerwonymi paskami, i dopiero wtedy pozwoli si zabra Katrinie do azienki. Sean
westchn i da z powrotem nura pod koc. Bl przesun si i tkwi teraz dokadnie midzy
oczyma. Czu w ustach niewiey smak szampana i mierdzia cay cygarami. Po jakim
czasie zapad w psen i bl troch zela.
- Dzisiaj niedziela, Sean. Idziesz z nami do kocioa? - zapytaa chodno Katrina,
stajc w drzwiach sypialni. Sean zacisn mocniej powieki.
- Sean!
Bez odpowiedzi.
- Sean! Otworzy jedno oko.
- Wstajesz czy nie?
- Nie czuj si zbyt dobrze - wycharcza. - To chyba atak malarii.
- Idziesz? - domagaa si jasnej odpowiedzi Katrina. Jej niech do niego nie zelaa
bynajmniej w cigu nocy.
- Nie czuj si na siach, naprawd. Dobry Pan Bg na pewno mi wybaczy.
- Nie wzywaj imienia Pana swego nadaremno - ostrzega go lodowatym tonem
Katrina.
- Przepraszam - jkn Sean, podcigajc obronnym gestem koc pod brod - ale
naprawd, kochanie, przez najblisze par godzin nie mog si ruszy z ka. Pkaby mi
chyba gowa.
Katrina wycofaa si do salonu i Sean usysza, jak mwi do Dirka specjalnie
podniesionym gosem, eby j usysza.
- Twj ojciec nie idzie z nami. Bdziemy musieli sami zje niadanie, a potem sami
pj do kocioa.
- Ale - zauway Dirk - obieca mi za to torb krwek i dwa lizaki z czerwonymi
paskami. - To, zdaniem Dirka, wyrwnywao rachunki. Sean usysza, jak drzwi do
apartamentu zamykaj si i gos chopca cichnie na korytarzu. Powoli odpry si, czekajc,
a przejdzie mu bl midzy oczyma. Po chwili zorientowa si, e obok niego, na stoliku, stoi
taca z kaw, i zacz rozwaa, czy dobroczynny efekt, jaki z pewnoci wywaraby na nim
dua filianka tego napoju, wart jest wysiku i blu zwizanego z koniecznoci przybrania
postawy siedzcej. Decyzja nie bya atwa, w kocu jednak ostronie usiad i nala sobie
kawy. Na tacy sta rwnie may dzbanuszek ze wie mietank i wanie mia zamiar
troch jej sobie dola, kiedy do drzwi salonu rozlego si pukanie.
- Prosz! - zawoa. Sdzi, e to kelner, ktry przyszed zabra tac, i szuka w
mylach odpowiednio ostrej odywki, eby go spawi. Usysza, jak drzwi si otwieraj.
- Kto tam? - zapyta. W salonie zabrzmiay szybkie kroki, a potem Sean wyprostowa
si tak gwatownie, e mietanka rozlaa si na przecierado i jego now nocn koszul.
- Dobry Boe, Candy, nie powinna bya tu przychodzi! - zawoa przeraony.
Odstawi z nerwowym popiechem dzbanuszek na tac i stara si bezskutecznie wytrze
rkoma plam na nocnej koszuli. - Gdyby moja ona... Czy kto ci tu widzia? Nie moesz u
mnie zosta. Gdyby Katrina dowiedziaa si, e tutaj bya... ona nigdy by tego nie
zrozumiaa.
Oczy Candy byy spuchnite i zaczerwienione. Wygldaa, jakby nie spaa przez ca
noc.
- Wszystko w porzdku, Sean, siedziaam po drugiej stronie ulicy w powozie,
czekajc, a wyjdzie twoja ona. ledzi j jeden z moich sucych. Posza do
holenderskiego kocioa przy Commisioner Street, a naboestwo trwa tam co najmniej p
wieku.
Wesza do sypialni i usiada na skraju jego ka.
- Musz porozmawia z tob sam na sam. Nie mog pozwoli ci odej, nie
dowiedziawszy si przedtem o Duffie. Chc, eby mi o tym opowiedzia... opowiedzia
wszystko. Obiecuj, e nie bd paka. Wiem, jak tego nie znosisz.
- Nie przysparzajmy sobie dodatkowych cierpie, Candy. On nie yje. Zapamitajmy
go takim, jakim by za ycia. - Sean zapomnia o blu gowy; jego miejsce zajo wspczucie
dla Candy i niepokj z powodu sytuacji, w jakiej go postawia.
- Opowiedz mi, prosz. Musz wiedzie. Nigdy nie odzyskam spokoju, jeli si nie
dowiem - powiedziaa cicho.
- Czy nie rozumiesz, e to nie ma znaczenia, Candy? Sposb, w jaki od nas odszed,
si nie liczy. Po prostu przyjmij do wiadomoci, e go ju nie ma. - Seanowi zaama si gos,
ale po chwili mwi cicho dalej, prawie sam do siebie. - Nie ma go, to tylko si liczy, nie ma
go, a my stalimy si bogatsi przez to, e go znalimy, i troch ubosi, poniewa go
stracilimy.
- Tam - wskaza rk sypialni Dirk. Zamkn ostronie pudeko ze sodyczami. Zostawi troch dla Beana - oznajmi.
- Na pewno si ucieszy - odpar Sean wchodzc do sypialni. Katrina leaa na ku;
ju pierwsze spojrzenie przekonao go, e co jest z ni nie w porzdku. Leaa z oczyma
wlepionymi w sufit, z twarz t jak u nieboszczyka. Dwoma szybkimi susami dobieg do
jej ka. Dotkn palcami jej policzka i poczu, jak ponownie ogarnia go czarny,
obezwadniajcy strach.
- Katrina?
adnej odpowiedzi. Leaa bez ladu ycia. Sean okrci si na picie i wypad z
apartamentu. Pogna korytarzem i zatrzyma si u szczytu schodw. Na dole w hallu kbili
si ludzie.
- Sprowad doktora, czowieku - zawoa ponad ich gowami do recepcjonisty. - Tak
szybko, jak tylko moesz... moja ona umiera.
Facet popatrzy na niego baranim wzrokiem. Mia zbyt cienk szyj, jak na sztywny
wysoki konierzyk, i wiecce od brylantyny, rozdzielone przedziakiem czarne wosy.
- Pospiesz si, ty gupi sukinsynu! - rykn Sean. Gapili si na niego wszyscy stojcy
w hallu. Wci mia na sobie tylko wski, owinity wok bioder rcznik, a wieo umyte
wosy lepiy mu si do czoa. - Ruszaj, czowieku! Ruszaj! - krzykn podskakujc niecierpliwie. Na balustradzie staa cika kamienna waza; Sean podnis j gronie i dopiero wtedy
recepcjonista ockn si z odrtwienia i wybieg z hotelu. Sean pogna z powrotem do
apartamentu.
Przy ku Katriny sta Dirk. Policzek mia wypchany krwk, a oczy szeroko otwarte
z ciekawoci. Sean zapa go, zanis do drugiej sypialni i zamkn na klucz, nie zwaajc na
wcieke wrzaski nie przyzwyczajonego do takiego traktowania malca. Wrci do Katriny i
uklk przy jej ku. W tej pozycji zasta go doktor. Sean opowiedzia mu w zwizych
sowach o czarnej febrze, a doktor wysucha go i wysa do salonu. Mino duo czasu, zanim
pojawi si z powrotem. Sean wyczu, e za jego pokerow min profesjonalisty kryje si
autentyczna konsternacja.
- Czy to nawrt choroby? - zapyta.
- Nie, nie sdz. Daem jej rodek uspokajajcy.
- Co jej si stao? Co jej jest? - naciska go Sean, ale doktor pozosta niewzruszony.
- Paska ona doznaa szoku... moe otrzymaa jakie ze wiadomoci, co, co mogo
j wytrci z rwnowagi? Czy bya w stresie?
- Nie... wanie wrcia z kocioa. Dlaczego? Co si stao? - Sean zapa doktora za
klapy i potrzsn nim, nie mogc si opanowa.
- Wyglda to na co w rodzaju paralitycznej histerii. Daem jej laudanum. Teraz
bdzie spaa, a wieczorem przyjd zbada j ponownie.
Doktor prbowa wyswobodzi si z ucisku Seana. Ten puci w kocu jego klapy i
mijajc go, pobieg z powrotem do sypialni. Doktor odwiedzi ich ponownie tu przed
zmierzchem. Sean rozebra Katrin i uoy w ku; sama w ogle si nie poruszaa. Mimo
otrzymanego lekarstwa miaa pytki, urywany oddech. Doktor by wyranie zbity z tropu.
- Nie potrafi tego zrozumie, panie Courteney. Nie stwierdzam niczego
odbiegajcego od normy z wyjtkiem oglnego osabienia organizmu. Sdz, e powinnimy
po prostu zaczeka. Na razie nie chc jej dawa wicej lekw.
Sean zorientowa si, e lekarz niewiele tutaj pomoe. Nie zwrci wikszej uwagi na
jego wyjcie i obietnic, e odwiedzi chor nazajutrz rano. Mbejane wykpa Dirka, nakarmi
go i pooy do ka, a potem wylizgn si cicho z apartamentu, zostawiajc Seana samego
z Katrina.
Cikie popoudnie wyczerpao go. Zostawi w salonie palc si lamp i wycign
si na swoim ku. Po chwili zasn.
Kiedy wyrwna mu si oddech, Katrina obrcia ku niemu gow. Sean lea w
ubraniu na kocach, trzymajc nad gow muskularn rk, a o napiciu, w jakim pozostawa,
wiadczyy cignite usta i zmarszczki na czole. Katrina wstaa i podesza do niego, czua si
samotna, jak jeszcze nigdy, nawet w bezludnym buszu, i zraniona ponad granice ludzkiej
wytrzymaoci. Wszystko, w co wierzya, zwalio si w gruzy w cigu kilku minut - kilku
minut, ktre zajo jej odkrycie prawdy.
Przyjrzaa si Seanowi i ze zdumieniem zdaa sobie spraw z tego, e wci go kocha;
Znikno tylko poczucie bezpieczestwa. ciany jej zamku okazay si z papieru. Poczua
zimne podmuchy wiatru, widzc, jak Sean przeywa na nowo swoj przeszo i pragnie do
niej wrci. Kiedy taczy z t kobiet, ciany jej zamku trzsy si, a wiatr wy coraz goniej
- a potem runy w gruzy wok niej. Stojc w pogronym w pmroku pokoju i przygldajc
si czowiekowi, ktremu ufaa tak bezgranicznie, a on tak kompletnie j zdradzi,
przypominaa sobie wszystko od pocztku, eby upewni si, e nie popenia pomyki.
32. Wiedziaa, e nie moe by mowy o pomyce. Sean kocha si z t kobiet tak
jawnie, tak ostentacyjnie, w ich wasnej sypialni, prawie na jej wasnych oczach. Trudno byo
o bardziej wyrany dowd, e nie chce by z ni duej; to tak jakby j spoliczkowa i
wyrzuci na ulic. Osabiona przez czarn febr i miesiczk, ogarnita depresj po stracie
dziecka, nie miaa siy opiera si duej. Kochaa go, ale okazao si, e to mu nie wystarcza.
Nie moga z nim duej zosta: nie pozwalaa na to uparta duma jej rasy. Zostao tylko jedno
wyjcie.
Pochylia si i niemiao go pocaowaa. Poczua ciepy, mski zapach jego ciaa i
dotyk szorstkiej brody na policzku. Przez chwil zachwiaa si w niej determinacja; chciaa
rzuci mu si na piersi, obj ramionami za szyj i baga o ask. Chciaa prosi go, eby da
jej ostatni szans. Gdyby tylko powiedzia, w czym go zawioda - mogaby si zmieni,
gdyby uwiadomi jej, co zego zrobia. By moe, jeli znowu wyrusz razem w busz...
Odsuna si od ka, wciskajc pici w usta. To nie miao sensu. On podj ju decyzj i
nawet jej bagania niczego nie zmieni, zawsze pozostan midzy nimi te sprawy. ya we
wspaniaym zamku i nie przeobrazi go teraz w lepiank. Gnana biczem wasnej dumy
podesza szybko do szafy. Zaoya paszcz i zapia go - siga jej do kostek, zakrywajc
nocn koszul. Na gow zarzucia szal i zawizaa jego koce pod brod. Ostatni raz
spojrzaa na picego Seana. Jego wielkie ciao ledwie miecio si na ku, a na twarzy
wci gocia grona mina.
W salonie zatrzymaa si przy biurku. Biblia leaa tam, gdzie j zostawia. Umoczya
piro w kaamarzu. Kiedy napisaa to, co miaa napisa, zamkna Bibli i podesza do drzwi.
Jeszcze raz si zawahaa, rzuciwszy okiem w stron sypialni Dirka. Nie moga sobie ufa jego widok osabiby jej determinacj. Zatkaa sobie szalem usta i wysza na korytarz,
zamykajc cicho drzwi.
- Dokd ona, do diaba, moga pj? - zapyta gono. - W nocnej koszuli, bez
pienidzy, dokd moga pj?
Wskoczy na siodo i dalej przemierza niespokojnie ulice, zagldajc w twarze
ludziom na chodnikach, jedc wzdu kanaw ciekowych i przeszukujc tylne podwrka i
puste parcele. Do poudnia zajedzi konia, a sam by pprzytomny ze zmartwienia i
niepokoju. Przeszuka kad uliczk w Johannesburgu, da si we znaki policjantom na
posterunku i skl portiera, ale wci nie natrafi na najmniejszy lad Katriny. Przejeda po
raz pity Jeppe Street, kiedy jego wzrok pad na imponujcy dwupitrowy budynek Candy
Hotel.
- Candy - wyszepta. - Ona moe mi pomc.
Znalaz j w jej gabinecie wrd zocistych dywanw, pozacanych mebli i cian
pokrytych row i bkitn wzorzyst tapet. Z lustrzanego sufitu zwisao sze
krysztaowych yrandoli, a w kcie stao biurko z blatem inkrustowanym hindusk mozaik.
Sean odsun na bok prbujcego go zatrzyma maego czowieczka w marynarce z czarnej
alpaki i wpad do rodka. Candy uniosa poirytowany wzrok, ale natychmiast rozchmurzya
si, kiedy zobaczya, kto j odwiedzi.
- Sean... och, jak mio ci widzie.
Wstaa i obesza biurko - jej rozkloszowana suknia zasaniaa nogi i mogo si
wydawa, e pynie nad ziemi. Miaa jedwabicie bia cer, a w oczach migotay radosne
bkitne ogniki. Wycigna rk, a potem zobaczya jego min i stropia si.
- Co si stao, Sean?
Opowiedzia jej w krtkich sowach. Kiedy skoczy, potrzsna stojcym na jej
biurku dzwonkiem.
- W szafce obok kominka stoi brandy - powiedziaa. - Wydaje mi si, e nie zaszkodzi
ci jeden gbszy.
Na dwik dzwonka pojawi si szybko niewielki czowieczek w marynarce z alpaki.
Sean nala sobie du brandy i sucha wydajcej polecenia Candy.
- Sprawd dworzec kolejowy. Zatelegrafuj do stacji dyliansw przy gwnych
drogach wyjazdowych. Wylij kogo do szpitala. Sprawd rejestry wszystkich hoteli i
pensjonatw w miecie.
- Tak jest, madame - kiwa gow przy kadym poleceniu may czowieczek, po czym
bezszelestnie znikn.
Wypi do dna brandy i wlepi wzrok w kieliszek. Jego twarz poszarzaa pod
opalenizn, a oczy pociemniay ze strapienia.
- Mio - powiedzia. - Mio - powtrzy smakujc to sowo, wac je na jzyku. Splugawili to sowo... sprzedaj mio w Operze... zuyli to sowo tak bardzo, e kiedy
mwi kocham Katrin, nie oznacza to wcale tego, co chc powiedzie.
Cisn kieliszkiem, rozbijajc go z trzaskiem o cian. W sypialni poruszy si
niespokojnie Dirk. Sean ciszy gos do bolesnego szeptu.
- Kocham j tak, e a mnie skrca w doku, kocham j tak, e myl o jej stracie jest
dla mnie niczym myl o wasnej mierci.
Zacisn pici pochylajc si na krzele.
- Nie strac jej teraz, na Chrystusa, odnajd j i powiem jej wszystko. Powiem jej to,
co teraz mwi tobie. - Zmarszczy brwi. - Nie sdz, ebym kiedykolwiek dotd powiedzia,
e j kocham. Nigdy nie lubiem tego sowa. Mwiem: wyjd za mnie albo jeste moim
marzeniem, ale nigdy nie powiedziaem wprost, e j kocham.
- Moliwe, e rwnie z tego powodu ucieka. By moe, skoro nigdy jej tego nie
powiedziae, dosza do wniosku, e nigdy tego nie czue - powiedziaa Candy, obserwujc
go z dziwnym wyrazem twarzy: ze wspczuciem, zrozumieniem i odrobin zazdroci.
- Odnajd j - stwierdzi Sean - i tym razem powiem... jeeli nie jest ju za pno.
- Odnajdziesz j i nie bdzie za pno. Nie pokna jej przecie ziemia. A kiedy jej to
powiesz, bdzie szczliwa. - Candy wstaa. - Musisz teraz odpocz, jutro czeka ci ciki
dzie.
Sean przespa si w ubraniu na krzele w salonie. Mia niespokojny sen. Co par
minut budziy go ze myli i rozglda si pprzytomnie po pokoju. Candy przygasia przed
wyjciem gazow lamp, ktra rzucaa saby krg wiata na blat biurka. Biblia Katriny leaa
tani, gdzie j zostawia po powrocie z kocioa i po kadym przebudzeniu wzrok Seana pada
na grub, oprawion w skr ksig. Jaki czas przed witem obudzi si i poczu, e ju nie
zanie.
Wsta. Bolao go cae ciao i czu piasek pod powiekami. Podszed do lampy gazowej i
podkrci j, a potem opuci rk na Bibli. Pod palcami poczu zimn, wylizgan skr.
Otworzy okadk i ze wistem wypuci powietrze.
Pod nazwiskiem Katriny widniaa, wpisana starannym, zaokrglonym charakterem
pisma, data jej mierci. Atrament by jeszcze wiey, jasnobkitny.
Kartka powoli rosa Seanowi przed oczyma, a przesta widzie cokolwiek poza ni.
Uszy wypeni mu szum, szum wezbranej rzeki, przez ktry przebijay si gosy rnych osb.
- Chodmy std, Sean, to le miejsce, jest podobne do grobu.
- Ale przede wszystkim potrzebuje miloci.
- Nie polknla jej przecie ziemia. I jego wasny gos:
- Jeeli nie jest za pno, jeeli nie jest za pno.
Poranne wiato nie byo jeszcze zbyt silne, kiedy dotar do ruin dawnego budynku
administracyjnego Candy Deep. Zostawi konia i pobieg w stron hady, przedzierajc si
przez traw. Wia chodny wiatr; porusza dbami traw i szarpa zielony szal Katriny, ktry
zaczepi si o kolczasty drut ograniczajcy dostp do szybu. Koce szala opotay w
porywach wiatru jak skrzyda wielkiego zielonego ptaka.
Sean doszed do ogrodzenia i spojrza w otwr szybu. Przy samym skraju wida byo
wydart w jednym miejscu kp trawy, tak jakby kto spadajc, chcia si jej w ostatniej
chwili zapa.
Sean uwolni szal z kolczastego drutu, zwin ciki materia w kbek i wystawiwszy
rk nad szyb, rzuci go w d. Opadajc w czarn pustk szal rozwin si i Seanowi
wydawao si przez chwil, e widzi byszczce w ciemnoci zielone oczy Katriny.
- Dlaczego? - szepn. - Dlaczego nam to zrobia, moje marzenie?
Odwrci si i potykajc o wyboje ruszy z powrotem w stron swego konia.
Mbejane czeka na niego w hotelowym apartamencie.
- Zaprzgaj konie - powiedzia mu Sean.
- A Nkosikazi!
- Zaprzgaj konie - powtrzy Sean.
Znis na d Dirka. Zapaci w recepcji rachunek i wyszed na ulic, gdzie czeka ju
na kole Mbejane. Wskoczy do rodka i posadzi sobie Dirka na kolanach.
- Jed z powrotem do Pretorii - powiedzia Zulusowi.
- A gdzie mama? - zapyta Dirk.
- Nie jedzie z nami.
- To znaczy, e jedziemy sami? - dopytywa si Dirk i Sean skin ze znueniem
gow.
- Tak, Dirk, jedziemy sami.
- Ale mama niedugo do nas przyjedzie?