Professional Documents
Culture Documents
Brzechwa Jan - Akademia Pana Kleksa
Brzechwa Jan - Akademia Pana Kleksa
Pan Kleks kaza nam ustawi si pod cianami, sam natomiast zabra si do pracy.
Kady sprzt, do ktrego zblia si pan Kleks, trzeszcza lub skrzypia na jego widok i ufnie
ociera si o jego ubranie. Krzesa i stoki z radoci tupay nogami, a zegary pojkiway
zepsutymi sprynami.
Z najwiksz ciekawoci przygldalimy si zabiegom pana Kleksa. Zabra si on przede
wszystkim do stou, ktry sta w rogu sali. Opuka go dokadnie na wszystkie strony, uj za
jedn z ng i zmierzy mu puls, po czym przemwi niezmiernie czule:
- No co, mj maleki? Ju ci nie boli, prawda? Gorczka mina, deski si zrosy, za trzy-
cztery dni bdziesz zdrw zupenie.
Podczas gdy st cichutko skomla, pan Kleks wysmarowa mu blat t maci i szpary w
deskach przysypa zielonkawym proszkiem.
Nastpnie zbliy si do szafy, ktra straszliwie zaskrzypiaa obojgiem drzwi.
- Jak tam? - zapyta pan Kleks. - Czy bardzo jeszcze kaszlesz? Chyba nie. Wkrtce ju
bdziesz zdrowa, tylko si nie martw.
Mwic to, przyoy ucho do jej plecw, bardzo uwanie wysucha, po czym napuci
kroplomierzem do wszystkich zawiasw po kropli oleju rycynowego.
Szafa odetchna gboko i czule pocza asi si do pana Kleksa.
- Jutro ci jeszcze odwiedz - rzek pan Kleks - bd tylko dobrej myli. Na cianie wisiao
pknite lustro. Pan Kleks przejrza si w lustrze dokadnie i poprawi sobie piegi na nosie,
wyj z kieszeni czarny angielski plasterek i nalepi go wzdu caego pknicia.
- Patrzcie, chopcy, uczcie si, jak trzeba leczy pknite szko! - zawoa do nas wesoo pan
Kleks.
Po tych sowach j naciera lustro flanelow szmatk, a gdy po chwili odlepi plasterek, nie
byo ju ani ladu pknicia. '
Niech Anastazy i Artur zanios lustro do jadalni. Jest ju zdrowe - powiedzia pan Kleks.
Nieco duej trway zabiegi przy zepsutym zegarze. Trzeba byo przepukiwa wszystkie
rubki, zapuszcza kropelki, smarowa i naciera pknit spryn, jodynowa wahado.
- Biedactwo - rozczula si nad nim pan Kleks - tyle musisz si nacierpie. No, ale nic,
wszystko bdzie dobrze.
Gdy pan Kleks pocaowa go w cyferblat i czule pogaska po drewnianej szafce, zegar nagle
wydzwoni godzin, wahado poszo w ruch i w caej sali rozlego si gone "Tik-tak, tik-tak,
tik-tak".
Bylimy po prostu zdumieni, a niebawem mielimy sposobno przekona si, jak bardzo
przywizane s do pana Kleksa chore sprzty.
Zamierzalimy wanie opuci szpital, gdy nagle okazao si, e pan Kleks zgubi swoj
ulubion zot wykaaczk.
- Nie wyjd std, dopki zguba si nie znajdzie - oznajmi pan Kleks.
Rozpoczy si poszukiwania. Wszyscy, ilu nas tylko byo, poklkalimy na pododze i
pezajc na czworakach, przeszukiwalimy zakamarki, kty i skrytki. Mateusz fruwa po caej
sali, wtykajc dzib do rozmaitych szpar i szczelin w pododze i w cianach, tylko pan Kleks
siedzia w powietrzu z nog zaoon na nog, yka piguki na porost wosw, bo mu kilka ze
zmartwienia wypado, i rozmyla.
Poszukiwania nasze trway dugo, a mimo to nie zdoalimy odnale wykaaczki. Pan Kleks
rwnie by bezsilny, gdy jego prawe oko nie wrcio jeszcze z ksiyca i wskutek tego nie
mogo by wysane na ogldziny.
Nic te dziwnego, e widzc zgryzot pana Kleksa i nasz niezaradno, chore sprzty, same
zabray si do szukania zguby. Kulawe stoliki i stoki kutykay po caej sali, dziurki od
klucza rozglday si uwanie dookoa, szuflady powysuway si pojkujc dnami, lustra
usioway odbi po kolei wszystko, co tylko mogy w sobie pomieci, wreszcie piec, pragnc
take przyczyni si do znalezienia wykaaczki, powtarza nieustannie:
- Zimno-zimno-ciepo, zimno-ciepo-ciepo.
Zegar chodzi bardzo dugo i dopiero gdy zacz si zblia do okna piec zawoa:
- Ciepo-ciepo-ciepo!
Zegar obejrza dokadnie parapet i ramy okna, a potem zabra si do przeszukiwania firanek.
- Gorco-gorco! - woa piec.
Okazao si, e wykaaczka najspokojniej tkwia w fadach firanki tu nad podog.
W ten sposb chore sprzty odnalazy zgub pana Kleksa.
Pobyt nasz w szpitalu przecign si do poudnia. O tej porze pan Kleks jada zazwyczaj
drugie niadanie, my za udajemy si nad staw lub na boisko, gdzie codziennie odbywa si
jedna lekcja na wieym powietrzu.
Zatem gdy po wyjciu ze szpitala chorych sprztw zeszlimy na d, pan Kleks wypyn
przez okno do ogrodu na pow motyli, Mateusz natomiast zarzdzi zbirk i poprowadzi
nas na boisko, na lekcj geografii. Byem ju poprzednio w dwch szkoach, ale po raz
pierwszy w yciu widziaem tak lekcj geografii.
Mateusz wytoczy na boisko du pik zrobion z globusa, rozdzieli nas wszystkich na dwie
druyny i powyznacza nam stanowiska zupenie tak, jak do gry w pik non. Mateusz by
sdzi, fruwa nieustannie w lad za pik i gwizda, gdy ktry z nas popenia bdy. Caa
za sztuka polegaa na tym, aby uderzajc w pik nog, wymienia rwnoczenie miasto,
rzek albo gr, w ktr wanie trafi czubek trzewika.
Na znak dany przez Mateusza gra rozpocza si. Biegalimy za globusem jak szaleni i
kopalimy pik z caych si.
Przy kadym kopniciu pada okrzyk ktrego z graczy:
- Radom!
- Australia!
- Londyn!
- Tatry!
- Skierniewice!
- Wisa!
- Berlin!
- Grecja!
Mateusz gwizda raz po raz, okazywao si bowiem, e Antoni wymieni Skierniewice
zamiast Mysowic, Albert pomiesza Kielce z Chinami, za Anastazy wzi Afryk za Morze
Batyckie.
Gra ta bawia nas niesychanie, popychalimy jeden drugiego, przewracalimy si na ziemi,
wykrzykiwalimy nazwy miast, krajw i mrz, Mateuszowi pot spywa z dzioba, ja sapaem
jak miech kowalski, a jednak nauczyem si przy tym z geografii wicej ni w dwch
poprzednich szkoach w cigu trzech lat.
Przy samym kocu gry przytrafi si pewien nie przewidziany przypadek: jeden z
Aleksandrw tak mocno kopn globus, e wzbi si on niezmiernie wysoko, a nastpnie spad
nie na boisko, lecz przelecia przez mur i dosta si w ten sposb na teren jednej z ssiednich
bajek. Bylimy ogromnie zakopotani, gdy nie wiedzielimy, w jakiej bajce mamy szuka
naszej piki: czy uda si do Tomcia Palucha, czy do Trzech winek, czy te moe do
Sindbada eglarza.
Gdy tak zastanawialimy si nad tym, co pocz, rozleg si nagle wesoy gos Mateusza:
- Aga, opcy!
Co miao oznacza:
- Uwaga, chopcy!
Spojrzelimy przed siebie i oczom naszym ukaza si niezwyky widok: od strony muru
zbliaa si do nas przeliczna Krlewna nieka, a za ni dwunastu krasnoludkw dwigao
na plecach nasz globus.
Pobieglimy na spotkanie witajc ich jak najserdeczniej.
Krlewna nieka umiechna si do nas askawie i rzeka:
- Wasza pika potuka mi kilka zabawek, mimo to jednak zwracam j wam, ale pod
warunkiem, e nauczycie moich krasnoludkw geografii.
- Doskonale! Bardzo chtnie! - zawoa Anastazy, ktry by najmielszy z nas wszystkich.
Tymczasem staa si rzecz zgoa niespodziewana: Krlewna nieka, a wraz z ni dwunastu
jej poddanych, zaczli pomau topnie i rozpywa si w gorcych promieniach sierpniowego
soca.
- Zapomniaam, e u was jest przecie lato - szepna zawstydzona Krlewna nieka.
Zanim zorientowalimy si w sytuacji, biedna Krlewna nieka z kad chwil malaa
topniejc coraz bardziej, a wreszcie rozpucia si cakiem i zamienia si w maleki
przezroczysty strumyczek. Poczyo si z nim dwanacie innych strumyczkw i wszystkie
razem popyny w stron jednej z furtek w murze, szemrzc znane sowa marsza
krasnoludkw:
Hej-ho, hej-ho,
Do domu by si szo!
"Jak to dobrze, e nie jestem ze niegu" - pomylaem sobie, patrzc na oddalajcy si coraz
bardziej strumyczek.
Tak skoczyy si odwiedziny Krlewny nieki w Akademii pana Kleksa.
Gdy tak staem zamylony, rozleg si gwatowny dwik dzwonka.
To Mateusz wzywa nas na obiad.
KUCHNIA PANA KLEKSA
W Akademii pana Kleksa nie ma adnej suby i wszystkie niezbdne czynnoci
wykonywane s przez nas samych. Obowizki podzielone s midzy uczniami w ten sposb,
e kady z nas ma jakie okrelone stae funkcje gospodarskie. Anastazy otwiera i zamyka
bram, a nadto zarzdza balonikami pana Kleksa. Piciu Aleksandrw zajmuje si nasz
garderob i bielizn, to znaczy, e dbaj o jej czysto, ceruj poczochy i przyszywaj
guziki. Albert i jeden Antoni uprztaj park i boisko; Alfred i drugi Antoni nakrywaj i
podaj do stou; drugi Alfred i trzeci Antoni zmywaj naczynia; Artur sprzta sal szkoln;
trzej Andrzeje utrzymuj porzdek w jadalni, sypialni oraz na schodach; trzej Adamowie
wydzielaj soki do mycia i sosy do obiadu; pozostali uczniowie zajmuj si rozmaitymi
innymi sprawami gospodarskimi i jedynie w kuchni niepodzielnie krluje sam pan Kleks.
Wszyscy bylimy zawsze niezmiernie ciekawi, jak pan Kleks radzi sobie z gotowaniem na
tyle osb, ale wstp do kuchni by zabroniony. Dopiero w zeszym tygodniu pan Kleks
oznajmi, e przydziela mnie do kuchni i wyznacza na swego pomocnika. Byem tym
zachwycony i chodziem po Akademii dumny jak paw.
Gdy Mateusz zadzwoni na obiad, wszyscy chopcy pobiegli do jadalni, gdzie Alfred i drugi
Antoni krztali si ju dookoa stou, ja za udaem si do kuchni.
Musz koniecznie opisa jej wygld i urzdzenia, ktre zaprowadzi tam pan Kleks.
Wzdu jednej ciany stay na dugich stoach blaszane puszki, wypenione szkiekami
przernych barw i odcieni. Po przeciwlegej stronie umieszczone byy naczynia z jadalnymi
farbami oraz ogromny zbir najdziwaczniejszych pdzli i pdzelkw. Na oknach stay
drewniane skrzynki z jaskrawymi kwiatami, wrd ktrych przewaay nasturcje i pelargonie.
Porodku kuchni wznosi si wielki st z metalowym blatem. Sta na nim pkaty szklany sj,
napeniony pomykami wiec, oraz mnstwo maych soikw z kolorowym proszkiem.
Przystpujc do gotowania obiadu pan Kleks woy biay kitel i zabra si do przyrzdzania
potraw.
Do ogromnego rondla wrzuci trzy kwarty pomaraczowych szkieek, dosypa garstk biaego
proszku, dola wody, cienkim pdzelkiem wymalowa na powierzchni zielone grochy, po
czym na zakoczenie dorzuci kilka pomykw wiec, od ktrych woda w rondlu natychmiast
zawrzaa. Wwczas pan Kleks wymiesza dokadnie ca zawarto rondla, przela j do wazy
i rzek do mnie:
- Zanie t waz Alfredowi do jadalni. Myl, e zupa pomidorowa bdzie dzisiaj doskonaa.
Rzeczywicie, musz przyzna, e jeszcze nigdy w yciu nie jadem nic rwnie smacznego, a
przecie ugotowanie zupy nie trwao nawet piciu minut.
Podczas gdy chopcy jedli pierwsze danie, pan Kleks zabra si do przyrzdzania pieczystego.
W tym celu woy do duej brytfanny jeden pomyk wiecy, pooy na nim maleki
kawaeczek misa, wrzuci dwa szkieka: jedno czerwone i jedno biae, wszystko to posypa
szarym proszkiem, a gdy miso ju si upieko i szkieka rozgotoway si, przyoy do
brytfanny powikszajc pompk i kilkakrotnie nacisn jej denko. Brytfanna natychmiast
wypenia si po brzegi apetyczn i wonn pieczeni woow, oboon buraczkami i
tuczonymi kartoflami. Na kartoflach wymalowa pan Kleks zielony koperek. Piecze ta z
trudnoci zmiecia si na pmiskach, ktre zaniosem do jadalni.
Na deser pan Kleks postanowi przyrzdzi kompot z agrestu. Obci kilka listkw pelargonii,
posypa je proszkiem agrestowym i skosztowa.
- Nie smakuje mi! - rzek sam do siebie. - Lepszy bdzie kompot z malin.
Nie zastanawiajc si dugo, pochwyci gruby pdzel, zarzurzy go w czerwonej farbie i
kompot agrestowy przemalowa na kompot malinowy.
By tak znakomity, e prbowaem go trzykrotnie, a bybym chtnie zjad jeszcze wicej.
Mogem sobie na to pozwoli, gdy po przyrzdzeniu kompotu, co trwao jedn chwil, pan
Kleks uda si do jadalni z polewaczk, aeby piecze pola brunatnym sosem,
wzmacniajcym dzisa.
Gdy po obiedzie chopcy wzili si do robienia porzdkw oraz do innych zaj
gospodarskich, pan Kleks wrci do kuchni i rzek do mnie:
- No, Adasiu, teraz pora na nas, pewno jeste ju bardzo godny. Powiedz, co chciaby zje
na obiad? Moesz sobie wybra kad potraw, na jak masz apetyt.
Z natury jestem bardzo akomy, tote propozycja pana Kleksa poruszya mnie ogromnie.
Dugo zastanawiaem si nad tym, na co mam waciwie apetyt, i wreszcie wybraem sobie
omlet ze szpinakiem.
Pan Kleks natychmiast porwa w do pdzel, umacza go w rozmaitych farbach i czc je w
odpowiedni sposb, namalowa omlet, potem szpinak, wrzuci do rodka pomyk wiecy, po
czym zrcznie wyoy wszystko na talerz, mwic:
- Myl, e mj omlet bdzie ci smakowa; powinien by wymienity.
Omlet by rzeczywicie wyborny i wprost rozpywa si w ustach.
W podobny sposb przyrzdzi dla mnie pan Kleks kurczaka z mizeri i pierogi z jagodami.
- A co pan bdzie jad, panie profesorze? - zapytaem niemiao.
W odpowiedzi na moje pytanie pan Kleks wyj z kieszonki pudeeczko z pigukami na porost
wosw, pokn pi takich piguek jedn po drugiej i rzek:
To mi zupenie wystarczy. Natomiast dla smaku zjem sobie moj ulubion kolorow potraw.
Mwic to, zerwa kwiatek nasturcji, zanurzy go naprzd w zielonej farbie, potem w
niebieskiej, potem w srebrnej, wreszcie zjad go z ogromnym smakiem.
Musz ci to wytumaczy - powiedzia pan Kleks widzc moje zdziwienie. - Przed wielu,
wielu laty przebywaem w Pekinie, stolicy Chin, i zaprzyjaniem si tam z pewnym chiskim
uczonym, doktorem Paj-Chi-Wo. Nazwisko to na pewno ju nieraz obio ci si o uszy. Ot
wspomniany doktor Paj-Chi-Wo nauczy mnie wyrabia jadalne farby, ktre stanowi esencj
rozmaitych smakw. Niebieska farba jest kwana, zielona jest sodka, czerwona jest gorzka,
ta jest sona, natomiast z rnych pocze farb powstaj smaki porednie. Tak wic
odpowiednie poczenie farby zielonej z bia i z odrobin szarej daje smak waniliowy,
brzowa z t posiada smak czekoladowy, farba srebrna, domieszana do czarnej i z lekka
zakropiona seledynow, smakuje jak ananas. I tak dalej, i tak dalej.
W opowiadaniu pana Kleksa uderzyo mnie to, e jak si okazao, zna dobrze doktora Paj-
Chi-Wo, tego samego, ktry da Mateuszowi cudown czapk bogdychanw. Byo w tym co
bardzo zagadkowego.
Tymczasem pan Kleks cign dalej swoj opowie:
Doktor Paj-Chi-Wo odkry mi rwnie inne swoje tajemnice oraz nauczy mnie wszystkiego,
co dzisiaj umiem. Midzy innymi wyjawi mi ukryte znaczenie ludzkich imion. Tym wic
tumaczy si, e do mojej Akademii przyjmuj tylko uczniw, ktrych imiona zaczynaj si
na liter A, gdy wiadomo z gry, e s zdolni i pracowici. Do imienia Mateusz przywizane
s wszelkie pomylnoci. Dlatego te Mateuszem nazwaem mego ulubionego szpaka.
Najszczliwsze imi to Ambroy, ktre ja sam nosz. No, ale mniejsza z tym - zakoczy
pan Kleks swoje opowiadanie - czas ju pj do parku, chopcy na nas czekaj.
Godziny poobiednie zawsze spdzalimy w parku, gdzie pan Kleks wymyla dla nas
przerne zabawy i rozrywki.
Tego dnia bawilimy si w poszukiwaczy skarbw.
Szukajcie dobrze, a znajdziecie - powiedzia do nas znaczco pan Kleks.
Wszyscy chopcy rozbiegli si po parku, ja za zaproponowaem Arturowi, aby poszed na
poszukiwania wraz ze mn. Artur chtnie si zgodzi, wobec czego zabralimy si wsplnie
do ukadania planu wyprawy.
Jak ju wspomniaem poprzednio, park otaczajcy Akademi pana Kleksa by niezmiernie
rozlegy. Sdziwe dby, wizy i graby, kasztany i tulipanowce strzelay wysoko w gr,
rzucajc gsty cie na liczne jary i wwozy. Rosnce dziko krzewy, pokrzywy i opuchy,
krzaki dzikich malin i jeyn, bujne zarola i wszelkiego rodzaju zielska tworzyy gszcze nie
do przebycia, utrudniajce dostp do grot i pieczar, ktrych peno byo w jarach i cianach
rozpadlin. Niektre czci parku przypominay dungl, gdzie ludzka noga nie postaa od
wielu lat i skd po nocach dolatyway tajemnicze odgosy i szumy.
Nikt z nas nie usiowa nigdy przenikn w gb tych chaszczy, chocia wszystkich nas
pocigaa ch ich poznania. Docieralimy niekiedy do bliej pooonych pieczar,
zagldalimy do niektrych dziupli wydronych w stuletnich drzewach, ale wyobrani
nasz draniy stale owe niezbadane i nieprzebyte gszcze.
Po naradzie odbytej z Arturem wzilimy z domu latarki, sznury, ostry n myliwski, kilka
innych jeszcze poytecznych przedmiotw, gar kolorowych szkieek, ktre da nam pan
Kleks na wypadek, gdybymy byli godni, po czym ruszylimy w kierunku wschodniej czci
parku.
Przebijalimy si z trudem przez las wysokich pokrzyw, przez ostpy dzikiego ubinu, noem
torowalimy sobie drog poprzez spltane gazie drzew, czogalimy si na czworakach pod
zwieszajcymi si tu nad ziemi gaziami, kaleczylimy si o sterczce konary i ski, a
wreszcie stanlimy w samym sercu tajemniczej gstwiny.
Rozgldalimy si niespokojnie wokoo, uwanie nasuchujc. Dolatyway nas ciche szmery,
podobne do szeptw ludzkich, jakie tumione miechy, szelest suchych lici, potrcanych
przez wystraszone jaszczurki.
Spojrzaem w gr. Wysoko nad nami rozpocieray si potne konary starego dbu. O jakie
dwa metry ponad naszymi gowami widnia otwr szerokiej dziupli, ktra obu nas
niezmiernie zainteresowaa.
- Dobrze byoby si tam dosta - powiedzia Artur.
- No chyba! - odrzekem z zapaem.
Nie zwlekajc zabralimy si do roboty. Artur zwiza koniec sznura w ptl i zarzuci j na
jeden z konarw drzewa. Rzut by celny. Sznur mocno zawisn na grubym sku, dokoa
ktrego ptla si zacisna. Po chwili Artur z koci zwinnoci wdrapa si po sznurze i
znikn w gbi dziupli. Uczyniem to samo i niebawem obaj znalelimy si we wntrzu
dbowego pnia. Ze zdziwieniem stwierdzilimy, e stoimy na szczycie krconych schodw,
prowadzcych w d.
- Schodzimy? - zapyta Artur.
- Oczywicie, e schodzimy! - odrzekem.
wiecc latarkami, krok za krokiem zaczlimy zstpowa w d po wskich stopniach
schodkw. Naliczyem ich ogem dwiecie trzydzieci siedem. Schodzenie trwao dobry
kwadrans, a kiedy wreszcie stanlimy na samym dole, oczom naszym ukaza si wylot
ciemnego wskiego korytarza. Szlimy przed siebie starajc si zachowa jak najwiksz
cisz. Przyznaj, e ze strachu miaem dusz na ramieniu, a rwnoczenie dokadnie
syszaem bicie nie tylko wasnego serca, ale rwnie serca Artura. Kilkakrotnie musielimy
skrca to w prawo, to w lewo, a w kocu znalelimy si w ogromnej sali, owietlonej
jaskrawym zielonym wiatem. Porodku stay trzy elazne skrzynie z piknymi okuciami.
Bez trudu otworzyem pierwsz z nich. Jakie byo nasze zdumienie, gdy na dnie skrzyni
ujrzelimy malek zielon abk z malek zot koron na gowie.
Nie dotykajcie mnie! - rzeka abka. - Wiem, e jestecie z Akademii pana Kleksa i zupenie
bez potrzeby zabkalicie si do ssiedniej bajki, do bajki o Krlewnie abce. Jeli mnie
dotkniecie, natychmiast przemienicie si w aby i zostaniecie ju tutaj na zawsze. Bajka o
mnie jest wprawdzie bardzo pikna, ale nie ma koca i od pidziesiciu lat czekam na to,
aby kto wymyli jej zakoczenie. aden z was nie potrafi mi w tym dopomc, dlatego te
zostawcie mnie w spokoju, uszanujcie moj wol, a za to bdziecie mogli zabra sobie
wszystko, co znajduje si w dwch pozostaych skrzyniach.
Syszc te sowa, ukonilimy si grzecznie Krlewnie abce i z wielk ostronoci
opucilimy wieko skrzyni.
Nastpnie otworzyem drug skrzyni w przekonaniu, e w niej rwnie ukryta jest jaka
niespodzianka. Na dnie jednak lea may zoty gwizdek i nic wicej. Bardzo rozczarowany
rzekem do Artura: We sobie ten gwizdek, obejd si bez niego!
I nie czekajc na towarzysza, zbliyem si do trzeciej skrzyni.
Artur uwanie oglda gwizdek, ja za przez ten czas otworzyem trzeci skrzyni i wyjem z
niej lecy na dnie maleki zoty kluczyk.
- A to ci dopiero skarby! - zawoaem ze miechem. Wziem z rk Artura gwizdek,
przyoyem go do ust i zagwizdaem.
W tej samej chwili jaka niewidzialna sia porwaa nas obu i uniosa wysoko w gr. Zanim
zdylimy si opamita, stalimy na ziemi u stp dbu. Wprawdzie sznur nasz zwisa z
dbowego ska, jednak na prno szukalimy dziupli w tym miejscu, gdzie bya poprzednio.
Przejci nasz przygod, ruszylimy w kierunku stawu, gdzie mia nas oczekiwa pan Kleks.
Zastalimy go w otoczeniu uczniw, gdy wszyscy ju wrcili ze swych poszukiwa. Obok
pana Kleksa leay znalezione przez nich skarby. Byy wic zote monety, sznur pere,
skrzypce ze zotymi strunami, kubek z ametystu, tabakierki, piercienie z drogimi
kamieniami, srebrne talerze, poski z bursztynu i koci soniowej i mnstwo rozmaitych
innych cennych przedmiotw.
Czulimy si zawstydzeni widokiem tych skarbw.
- A wy cocie znaleli? - zapyta nas z umiechem pan Kleks.
Pokazalimy mu kluczyk i gwizdek.
Pan Kleks przyglda si tym przedmiotom z takim skupieniem, jak gdyby zobaczy co
niezwykego.
- To s nieocenione skarby - rzek do nas po chwili. - Kluczyk ten otwiera wszystkie bez
wyjtku zamki. Gwizdek natomiast posiada tak waciwo, e wystarczy na nim zagwizda,
aby znale si tam, gdzie si by pragnie. Spisalicie si najlepiej ze wszystkich i dlatego
otrzymacie zaszczytne wyrnienie!
Po tych sowach pan Kleks zdj sobie z nosa dwie due piegi i przylepi po jednej mnie i
Arturowi.
Wszyscy chopcy z ogromnym zaciekawieniem ogldali znalezione przez nas przedmioty, a
gdy jeszcze opowiedzielimy o Krlewnie abce, zazdrocili nam bardzo naszej przygody.
- Kady z was moe zatrzyma sobie na wasno to, co dzisiaj znalaz - owiadczy pan
Kleks. - A teraz nie tramy wicej czasu. O czwartej mamy pj do miasta. Wobec tego, e
zostay jeszcze trzy kwadranse, niechaj nam Ada Niezgdka opowie, jak to byo wtenczas,
kiedy mu si zachciao lata, i co przy tej sposobnoci widzia. Jest to bardzo ciekawa
historia.
Nikomu poza panem Kleksem nie opowiadaem dotd o mojej wielkiej przygodzie, gdy
obawiaem si, e nikt mi nie uwierzy. Teraz jednak, wobec dania pana Kleksa, nie
pozostawao mi nic innego, jak ca histori opowiedzie od pocztku do koca.
MOJA WIELKA PRZYGODA
Zawsze wydawao mi si, e latanie jest rzecz cakiem atw i e wystarczy tylko unie si
w powietrze, a ju mona poszybowa wzorem ptakw a pod samo niebo.
Tymczasem jednak przypuszczenia moje zawiody mnie zupenie.
Gdy idc w lad pana Kleksa nabraem w puca pewn ilo powietrza i poczuem wewntrz
niezwyk lekko, zrozumiaem, e ju gotw jestem do lotu. Wydem wic policzki i
poczem natychmiast unosi si w gr. Ujrzaem pod sob Akademi pana Kleksa, ktra
oddalaa si ode mnie z wielk szybkoci, park mala i jakby ucieka w d, koledzy poczli
gwatownie si zmniejsza. Gdy tak zupenie pomimo woli wznosiem si coraz wyej,
ogarno mnie uczucie lku i postanowiem jak najprdzej ldowa, okazao si jednak, e nie
mam najmniejszego pojcia o kierowaniu sob w powietrzu. Prbowaem wykonywa rkami
i nogami rozmaite ruchy, usiowaem naladowa przelatujce w pobliu ptaki,
wstrzymywaem oddech, ale wszystko na prno.
Zawisem w powietrzu jak balon i wiatr nis mnie nie wiadomo dokd. Zauwayem, e
przeleciaem ju ponad murem Akademii pana Kleksa, spodziewaem si, e zobacz teraz z
gry wszystkie ssiednie bajki, do ktrych tyle razy przedostawaem si przez furtki w parku.
Poza murem jednak nie dojrzaem zgoa nic prcz kilku zielonych pagrkw, brzozowego
gaju i obsypanych kwiatami k. Bajek nie byo nawet ladu i mur, tak jak kady inny mur,
najzwyczajniej otacza zabudowania Akademii. Po chwili jednak i ten widok znikn mi z
oczu i ujrzaem pod sob miasto, w ktrym domy stay obok siebie jak pudeka zapaek.
Poprzez wziutkie uliczki przebiegay malekie tramwaje, a ludzie jak mrwki snuli si we
wszystkie strony. Moje pojawienie si nad miastem wywoao widoczne zainteresowanie.
Na placach poczy gromadzi si grupy przechodniw z zadartymi do gry gowami.
Widziaem, jak niektrzy z nich wdrapywali si na supy i na dachy i przygldali mi si przez
dugie lunety, a po chwili poczuem na sobie wiato reflektorw. Tymczasem mj lot nie
ustawa i w dalszym cigu nie wiedziaem, w jaki sposb wrci na ziemi. Szybko zapada
mrok, nagle si ochodzio i po chwili zaczem dygota z zimna i ze strachu. Wiedziaem, e
nie mog spodziewa si pomocy pana Kleksa, gdy jego wszechwidzce oko znajdowao si
na ksiycu, a na nikogo innego liczy nie mogem. Z nastaniem nocy ogarna mnie trwoga
nie dajca si opisa. Dokoa widziaem ju tylko gwiazdy. Wreszcie, nie wiedzc kiedy i jak,
wyczerpany lotem, paczem i strachem, zapadem w gboki sen. Nagle obudzio mnie silne
uderzenie w plecy. Otworzyem oczy i ujrzaem przed sob mur, o ktry widocznie uderzy
mnie podmuch wiatru. Staem wprawdzie na ziemi, ale ziemia ta bya zupenie przezroczysta i
bkitna jak niebo. Ogromne zociste soce widniao w dole i promienie jego grzay
niezwykle. Mur zbudowany by z niebieskiego matowego szka.
Postanowiem zdoby si na odwag i posuwajc si wzdu muru odnale jakie wejcie.
Szedem bardzo dugo po przezroczystej ziemi, a wreszcie tak jak przewidywaem,
natrafiem na du bram z matowych szyb. Po krtkim wahaniu zapukaem. Jedna z szyb
odsuna si i ujrzaem gron gow buldoga, ktry trzy razy warkn i szybko zasun
szyb. Niebawem jednak okienko znw si otworzyo i tym razem zobaczyem eb biaego
pudla, ktry przyjanie wyszczerzy zby, mlasn jzykiem i zaszczeka, jak gdyby spotka
starego znajomego.
Umiechnem si mimo woli i gwizdnem przez zby. Miaem bowiem przed paru laty
ulubionego mopsa imieniem Reks, na ktrego zazwyczaj w ten sposb gwizdaem.
Zdziwienie moje nie miao granic, gdy na ten gwizd odpowiedziao mi gone szczekanie,
pudel zosta gwatownie odepchnity i w okienku ukazaa si znajoma mordka mojego Reksa.
Zdawao si, e na mj widok wyskoczy po prostu ze skry. Nie mogem si powstrzyma i z
radoci pocaowaem go w nos, on za poliza mnie tak czule, e a mi serce mocniej zabio.
- Reks - woaem - Reks, to ty?
- Hau! hau! hau! - odpowiedzia mi Reks dugim, wesoym szczekaniem.
Po chwili brama otworzya si na ocie i oczom moim ukaza si niezwyky widok.
Od bramy prowadzia szeroka ulica, po obydwch jej stronach stay dugim szeregiem psie
budy, a raczej niedue domki, pobudowane z rnokolorowych cegieek i kafli, o malekich
ganeczkach i okrgych okienkach, otoczone przelicznymi ogrdkami. Po ulicy spaceroway
psy i pieski najrozmaitszych ras i gatunkw, wesoo poszczekujc i merdajc ogonami, a z
okienek wyglday rowe pyszczki puszystych, rozbawionych szczeniakw.
Reks asi si do mnie bez przerwy, a ja rwnie nie mogem si nim nacieszy.
Rne inne psy z zaciekawieniem, ale przyjanie obwchiway mnie, a niektre serdecznie
lizay po twarzy i po rkach.
Poczuem si dziwnie nieswojo i byo mi wstyd, e nie mogem odpowiedzie psom tak
sam serdecznoci.
Nie rozumiaem ich i wyrniaem si spord nich w sposb zbyt racy. Ulegajc tedy
wewntrznemu gosowi, zapragnem upodobni si do otaczajcych mnie psw i poczem
chodzi na czworakach, co przyszo mi bardzo atwo i wypado cakiem naturalnie. Chcc
naladowa psi mow, sprbowaem szczekn lub warkn, ale z moich ust wydobyy si
sowa, ktrych dotd zupenie nie znaem. Takie same sowa rozlegay si dokoa i naraz
dolecia mnie znajomy gos Reksa:
- Nie dziw si, Adasiu, kady, kto do nas zawita, zaczyna rozumie nasz mow i sam potrafi
ni wada rwnie dobrze, jak i my. Czy si domylasz, gdzie jeste?
- Pojcia nie mam - odrzekem. - Reksie mj drogi, moe mi objanisz, a nastpnie
zaznajomisz mnie ze swymi kolegami, bo czuj si pomidzy nimi cokolwiek obco.
Niech ci to nie martwi. Przyzwyczaisz si szybko do nowego otoczenia. Trafie po prostu
do psiego raju. Wszystkie psy po mierci dostaj si tutaj, gdzie nie doznaj adnych trosk ani
przykroci. Wasz ludzki raj mieci si o wiele, wiele wyej. Nasz znajduje si na poowie
drogi i bardzo wiele ludzi, udajc si do ludzkiego raju, zawadza o nas. Psy bardzo kochaj
ludzi, wiesz o tym. Dlatego te przyjmujemy ich tutaj bardzo chtnie i gocinnie, a po
pewnym czasie wyprawiamy w dalsz drog. Czy i ty si wybierasz do ludzkiego raju?
Opowiedziaem Reksowi o mojej przygodzie, o tym, e wcale jeszcze nie umarem i e moim
szczerym zamiarem jest wrci do Akademii pana Kleksa.
Od Reksa dowiedziaem si, e przed paru miesicami wpad pod koa samochodu, wskutek
czego umar i jako wierny pies dosta si do psiego raju.
- A teraz - rzek Reks - pozwl, e ci przedstawi moich przyjaci. Oto buldog Tom, ktry
pilnuje naszej bramy. Suy niegdy wiernie krlowej angielskiej, dlatego te wszyscy
niezmiernie go szanujemy. Ten pudel, ktrego poznae, ma na imi Glu-Glu. Jest doskonale
wytresowany i zabawia nas przernymi sztuczkami.
Na potwierdzenie sw Reksa pudel Glu-Glu fikn w powietrzu pi koziokw, a Reks
cign dalej:
- Ten szpic ma na imi Azorek, a to owczarek Kuba, a to pekiczyk Ralf, a to dobermanka
Kora, a ten pikny chart to chluba naszego raju, ma na imi Jaszczur i na wszystkich
wycigach bierze pierwsze nagrody. Zreszt stopniowo poznasz si z pozostaymi psami,
gdy yjemy tutaj w zgodzie i przyjani.
Istotnie, przed upywem godziny zaznajomiem si co najmniej z setk rozmaitych psw i
czuem si wrd nich tak dobrze, jak u siebie w domu, a moe nawet jeszcze lepiej.
Czarny may ratlerek zbliy si do mnie i rzek bardzo uprzejmie:
- Pozwoli pan, e si przedstawi. Nazywam si Lord.
- Bardzo mi przyjemnie - odrzekem. - Jestem Adam Niezgdka.
- Jakie to dziwne - cign Lord - e ludzie nie rozumiej naszej mowy, chocia mwimy
przecie zupenie wyranie. Nieraz te zastanawiaem si nad tym, dlaczego w niektrych
miejscach wisz tabliczki z napisem: Zy pies. aden Pies nigdy nie bywa zy. To nieprawda.
Mamy wraliwe serca i przywizujemy si do ludzi, ktrzy nieraz bywaj dla nas li i
niegodziwi.
- Powiem ci, Lordzie - przerwa mu Reks - e jeste waciwie niedelikatny. Mj przyjaciel,
pan Niezgdka, by moim panem i czuem si w jego domu nie gorzej anieli tutaj, w psim
raju. Chod, Adasiu - doda zwracajc si do mnie - nie kady Lord jest prawdziwym lordem.
Oprowadz ci po naszym rajskim miecie.
Poegnaem Lorda kwanym umiechem i udaem si z Reksem na zwiedzanie psiego raju, o
ktrym nigdy dotd nie syszaem.
- Ulica, ktr teraz biegniemy, nazywa si ulic Biaego Ka - mwi Reks. - Prowadzi ona od
bramy wejciowej a do placu Doktora Dolittle. Popatrz, oto jest ten plac. Stoi na nim pomnik
doktora Dolittle.
Rozejrzaem si dokoa. Plac by po prostu wspaniay. Schludne jasne domki otaczay go ze
wszystkich stron. Przed domkami na mikkich poduszkach leay wieo wykpane
szczenita. Niektre z nich bawiy si pikami, inne ssay kawaki cukru, jeszcze inne apay
muchy, ktre dobrowolnie wpaday im do pyszczkw. Porodku placu sta pomnik starszego
pana, pod ktrym umocowana bya tablica z napisem: Doktorowi Dolittle, dobroczycy i
lekarzowi zwierzt, wdziczne psy. Pomnik by cay zrobiony z czekolady i mnstwo psw
oblizywao go dookoa. Reks utorowa mi drog do pomnika. Wstyd mi si przyzna, ale
zabraem si do lizania czekolady na rwni z psami, a wreszcie odgryzem doktorowi
Dolittle poow jego trzewika, czyli okoo p kilo czekolady, ktr zjadem ze smakiem,
gdy zaczem odczuwa gd.
- Codziennie - rzek Reks - zjadamy cay pomnik doktora Dolittle i codziennie
odbudowujemy go na nowo. Czekolady nam nie brak, jestemy przecie w raju.
- A gdzie mgbym ugasi pragnienie? - zapytaem. - Bardzo chce mi si pi.
- Nic atwiejszego! - zawoa wesoo Reks. - Jestemy wanie przed moim paacykiem.
Zapraszam ci do mnie na szklank mleka.
Domek Reksa zbudowany by z zielonych kafli. Na ganku leay poduszki i dywany, na
ktrych wygrzeway si malekie mopsiki, zapewne dzieciarnia mego przyjaciela.
W ogrdku na tyach domku rosy krzaki serdelkowe i kiebasiane. Bez trudu zerwaem sobie
kawaek krakowskiej kiebasy i dwa serdelki, ktre zjadem z wielk przyjemnoci.
Zauwayem nadto, e drzewka rosnce pod oknami miay zamiast konarw i gazi
smakowite koci i zakwitay apetycznie rowym szpikiem.
Gdy rozgocilimy si w salonie, Reks nacisn wystajcy ze ciany kran, z ktrego - ku
memu wielkiemu zdziwieniu - zamiast spodziewanej wody trysno do szklanek chodzone
mleko o przemiym smaku lodw mietankowych. Wypiem duszkiem trzy szklanki tego
wietnego napoju, po czym ruszylimy z Reksem w dalsz drog.
Reks raz po raz kania si rozmaitym swoim znajomym i o kadym mia zawsze co do
powiedzenia.
- Ta wylica to pani Nola. Nigdy nie rozstaje si z parasolk, chocia deszczw u nas nie
bywa, a soce wieci od spodu. Ten wielki dog nazywa si Tango. Co dzie przejada si
serdelkami i musi zaywa olej rycynowy. A ta para jamnikw to Sambo i Bimbo. Nie
rozstaj si nigdy i usiuj wszystkich przekona, e krzywe nogi s najadniejsze.
Tu przerwa i po chwili rzek do mnie:
- Uwaaj! Wchodzimy teraz w ulic Drczycieli. Zobaczysz co ciekawego.
Istotnie, ulica ta przedstawiaa widok niezwyky. Po obu jej stronach na kamiennych
postumentach stali chopcy w rnym wieku i o rozmaitym wygldzie. Mona byo rozpozna
wrd nich synw zamonych rodzicw i synw biedakw, chopcw czystych, starannie
ubranych, i umorusanych, rozczochranych brudasw.
Kady z nich kolejno wyznawa psim gosem swoj win:
- Jestem drczycielem, gdy memu psu Filusiowi wybiem kamieniem oko - mwi jeden.
- Jestem drczycielem, gdy mego psa Deka wepchnem do dou z wapnem - mwi drugi.
- Jestem drczycielem, gdy memu psu Rozetce kazaem zje pieprz - mwi trzeci.
- Jestem drczycielem, gdy mego psa Rysia szarpaem nieustannie za ogon - mwi czwarty.
W podobny sposb kady z chopcw przyznawa si ze skruch do przestpstw
popenionych wzgldem tego lub innego psa.
Jak mnie objani Reks, chopcy, ktrzy drcz psy, dostaj si do psiego raju podczas snu, po
czym wracaj do domu w przekonaniu, e wszystko to im si tylko nio.
Jednak po takim pobycie na ulicy Drczycieli aden z chopcw nie drczy nigdy ju wicej
swojego psa.
Byem szczliwy, e udao mi si unikn takiej haby, chocia wcale nie byem znw taki
dobry dla mego Reksa i nawet pewnego razu pomalowaem go caego czerwon farb.
Odetchnem z ulg i od razu odzyskaem humor. Gdy znalelimy si na placu Robaczkw
witojaskich, gdzie stay karuzele, hutawki, beczki miechu i rne tak zwane psie figle,
rzuciem si wraz z innymi psami w wir zabawy.
Byo mi wesoo jak nigdy dotd, jednak gd zacz mi doskwiera i zauwayem, e Reks
pocz niespokojnie wszy.
- Chod - rzek do mnie. - Zjemy co lekkiego, a potem wrcimy do domu na serdelki.
Po czym zaprowadzi mnie na ulic Biszkoptow, gdzie leay stosy biszkoptw maczanych
w miodzie. Byy tak smaczne, e nie mogem si od nich oderwa.
- Opamitaj si - ostrzeg mnie Reks - my jestemy w raju, wic nam nic nie moe
zaszkodzi, ale ty atwo moesz si rozchorowa.
Bardzo mnie interesowao, skd w psim raju bierze si czekolada, biszkopty, mid i inne
smakoyki; kto buduje psie domki i pomnik doktora Dolittle; skd bior si parasolki,
kapelusze, czapraki, w ktre przystrajaj si psy oraz ich rodziny. Uwaaem jednak, e nie
powinienem o to pyta, gdy byoby rzecz niedelikatn wtrcanie si do rajskich spraw.
Pomylaem sobie zreszt, e na to wanie jest raj, aeby wszystko zjawio si si w mig i nie
wiadomo skd.
Zwiedziem jeszcze z Reksem mnstwo ciekawych rzeczy: psi cyrk i psie kina, ulic Baniek
Mydlanych, Zauek Dowcipny i ulic Konfiturow, wycigi chartw i Teatr Trzech Pudli,
hodowl kiszek kaszanych i pasztetowych, ogrdki salcesonowe, szczenic ani oraz
rozmaite inne rajskie urzdzenia.
Wracajc na plac Doktora Dolittle, gdzie mieszka Reks, wstpilimy jeszcze do zakadu
fryzjerskiego na ulicy Syropowej. Dwaj golarce z Gr witego Bernarda ostrzygli nas
bardzo wytwornie, po czym jeden z nich rzek do mnie z dum:
- Nie wiem, czy szanowny pan zauway, e w tutejszym klimacie pchy nie trzymaj si
zupenie.
- Istotnie - odrzekem - macie tutaj rajskie ycie.
Stwierdziem ze zdziwieniem, e za strzyenie nie zadano od nas zapaty, idc wic ladem
Reksa, grzecznie podzikowaem, liznem mego fryzjera w nos i wyszedem na ulic.
Soce przygrzewao niezmiennie i jak dowiedziaem si od Reksa, nigdy nie zachodzio. Gdy
wrcilimy do domu mego przyjaciela, kaza on swoim szczenitom oprni poduszki na
ganku i zaproponowa mi, abym wycign si obok niego. Leelimy tak, mile sobie
gawdzc i przygldajc si ruchowi na placu.
- Jak odrniacie jeden dzie od drugiego - zagadnem Reksa - skoro soce u was nie
zachodzi i nigdy nie bywa nocy?
- Bardzo prosto - odrzek Reks. - Gdy pomnik doktora Dolittle zostaje doszcztnie zjedzony,
wiemy, e upyn jeden dzie. Budowa nowego pomnika zabiera tyle godzin, co jego
zjedzenie. Odpowiada to razem ziemskiej dobie. W ten sposb obliczymy tutaj czas. Tydzie
okrelamy nazw siedmiu pomnikw. Trzydzieci pomnikw stanowi miesic. Rok skada si
z trzystu szedziesiciu piciu pomnikw. Na placu Tabliczki Mnoenia mieszka dwudziestu
foksterierw-rachmistrzw, ktrzy stale s zajci liczeniem kolejnych pomnikw i prowadz
kalendarz psiego raju.
Tak sobie gawdzc z Reksem, dowiedziaem si od niego rozmaitych szczegw o
pomiertnym yciu psw.
Czuem si bardzo dobrze w jego domu, po pewnym jednak czasie zaczem si nudzi.
Sprzykrzyy mi si biszkopty, czekolada i wdliny i ogromnie zachciao mi si zje troch
krupniku i marchewki, ktr tak pogardzaem w domu. Odczuwaem zwaszcza brak chleba.
Biegem mylami do Akademii pana Kleksa i z rozpacz mylaem o tym, co by byo,
gdybym mia ju zosta na zawsze w psim raju.
Pewnego dnia leaem sobie w ogrdku i wygrzewaem si na socu razem z maymi
mopsikami Reksa. Nade mn zwisay z krzakw serdelki, na ktre patrzyem z obrzydzeniem.
- Aga, ak! Aga, ak! - usyszaem nagle nad sob znajomy gos. Zerwaem si na rwne nogi i
ku wielkiej mej radoci ujrzaem Mateusza, ktry siedzia na gazi szpikowego drzewa z
malek kopert w dziobie.
- Mateusz! Jak si ciesz, e ci znowu widz! - zawoaem. - Jak to dobrze, e po mnie
przylecia. Co za szczcie!
Mateusz sfrun na ganek i poda mi kopert. By to list od pana Kleksa, ktry poucza mnie,
w jaki sposb mam wdycha i wydycha powietrze, aby dowolnie kierowa swoim lotem.
Przemwiem tedy w psim narzeczu do psw, ktre zbiegy si na widok Mateusza,
podzikowaem im za gocin i za dobre serca, ucisnem na poegnanie mego drogiego
Reksa i ca jego rodzin i udaem si wraz z nim i z buldogiem Tomem do bramy
wyjciowej. Mateusz lecia nade mn, wesoo pogwizdujc.
Uprosiem Toma, aby mi da do mojej kolekcji jeden guzik od swego fraczka, po czym raz
jeszcze rzuciem okiem na psi raj i opuciem jego gocinne progi.
Wcignem powietrze do puc znanym mi sposobem, wydem policzki i uniosem si w
gr.
Jaki czas syszaem jeszcze poegnalne ujadanie psw, niebawem jednak psi raj pocz
oddala si ode mnie, sta si jak may niebieski oboczek, a wreszcie cakiem znikn mi z
oczu.
Leciaem obok Mateusza, kierujc si wskazwkami, ktrych udzieli mi w licie pan Kleks.
Po kilku godzinach lotu ujrzaem pod sob w wietle zachodzcego soca dachy domw i
ulice naszego miasta.
- Emia u isko! - krzykn mi w ucho Mateusz, co znaczyo: - Akademia ju blisko!
Rzeczywicie, po chwili dostrzegem mury Akademii, park otaczajcy j ze wszystkich stron i
samego pana Kleksa, ktry wylecia mi na spotkanie i z daleka wymachiwa rkami na
powitanie.
Przed zapadniciem mroku bylimy ju w domu.
Okazao si, e nieobecno moja trwaa dwanacie dni.
Nie umiem po prostu opisa radoci, jak odczuwaem z okazji powrotu na ziemi. Koledzy
nie mogli si mn nacieszy, natomiast pan Kleks kaza mi zoy uroczyste przyrzeczenie, e
nigdy ju wicej nie bd lata.
Przyrzeczenie takie zoyem i dotrzymam go z ca pewnoci.
FABRYKA DZIUR I DZIUREK
Miaem zamiar opisa dokadnie przebieg jednego dnia w Akademii pana Kleksa.
Opowiedziaem wic wszystko, co si dzieje od chwili naszego przebudzenia a do poudnia.
Opisaem lekcj kleksografii, przdzenia liter, odmalowaem kuchni pana Kleksa,
opowiedziaem o poszukiwaniu skarbw i o moich przygodach w psim raju. Od wielu dni
spdzam cay wolny czas nad tym pamitnikiem, a mimo to dobrnem dopiero do momentu,
gdy o godzinie czwartej pan Kleks kaza wszystkim nam zebra si przy bramie i rzek:
- Zaprowadz was dzisiaj na zwiedzenie najciekawszej fabryki na wiecie. Ujrzycie
najwspanialsze urzdzenia i maszyny, przy ktrych pracuje dwanacie tysicy majstrw i
robotnikw. Mj przyjaciel, inynier Kope, jest kierownikiem tej fabryki i obieca
oprowadzi nas po wszystkich halach fabrycznych, abymy mogli przyjrze si pracy ludzi i
maszyn. Bdzie to bardzo pouczajca wycieczka. Prosz ustawi si w czwrki. Idziemy.
Anastazy otworzy bram i ruszylimy w kierunku rdmiecia.
Na placu Czterech Wiatrw wsiedlimy do tramwaju, ktry mia zawie nas do fabryki.
Poniewa dla wszystkich nie wystarczyo miejsca, pan Kleks przy pomocy swojej
powikszajcej pompki rozszerzy tramwaj o sze brakujcych siedze, dziki czemu
jechalimy bardzo wygodnie. Droga pocztkowo prowadzia przez miasto, po pewnym za
czasie wydostalimy si na brzeg rzeki i niebawem wjechalimy na samograjcy most. Jak
nam objani pan Kleks, ciar tramwaju wprawi w ruch maszyneri mostu, dziki czemu z
ukrytych w nim trbek popyny dwiki marsza oowianych onierzy. Po drugiej stronie
rzeki rozrzucone byo malownicze, schludne miasteczko. Byy to domki robotnikw
zatrudnionych w fabryce. Sama fabryka ukazaa si naszym oczom za zakrtem, gdzie
znajdowa si kocowy przystanek tramwajowy. Od tego miejsca prowadziy do fabryki
ruchome chodniki. Czulimy si na nich zupenie jak w lunaparku, gdy nieprzywykli do
takiego rodka komunikacji, nie moglimy utrzyma rwnowagi i wywracalimy si co
chwila na ziemi.
Przeciwlegym chodnikiem zblia si na nasze spotkanie inynier Kope.
By to wysoki, chudy, siwy pan z rozwianym wosem i kozi brdk. Sta na cienkich, dugich
nogach i wymachiwa cienkimi, dugimi rkami. Przypomina mi bardzo stracha na wrble w
podeszym wieku.
Jednym susem przeskoczy na nasz chodnik, obj serdecznie pana Kleksa i pocaowa go w
obydwa policzki.
- Pozwolisz, kochany Bogumile, e ci zaprezentuj moich uczniw. Jest ich dwudziestu
czterech - rzek pan Kleks.
- Aga, ak! - rozleg si gos Mateusza z tylnej kieszeni pana Kleksa.
- A to jest mj ulubiony szpak Mateusz - doda pan Kleks wyjmujc go z kieszeni.
Pan Bogumi Kope przyjrza si nam uwanie, pogaska Mateusza i rzek bawic si
kocem swojej brdki:
- Wielki to dla mnie zaszczyt powita ci, mj Ambroy. Bardzo te chtnie oprowadz
twych uczniw po mojej fabryce dziur i dziurek. Tylko pamitajcie, chopcy - zwrci si do
nas - w fabryce nie wolno niczego dotyka.
Po tych sowach owin lew nog dookoa prawej, palce obu rk pozaplata jak dwa
warkoczyki i pyn na czele naszej gromadki na ruchomym chodniku w kierunku fabryki, do
ktrej przyblialimy si z zawrotn szybkoci.
Fabryka skadaa si z dwunastu olbrzymich budynkw o przezroczystych murach i
oszklonych dachach. Z daleka ju mona byo rozpozna potne koa maszyn, ktrych stukot
dononym echem rozlega si po caej okolicy.
Gdy weszlimy do pierwszej hali, o mao nas nie olepiy snopy rnokolorowych iskier,
tryskajcych z pasw transmisyjnych, elektrycznych widrw i tokarek.
Maszyny stay dugimi szeregami w kilka rzdw, inne zawieszone byy na linach i dwigach,
przy wszystkich za uwijay si tumy robotnikw ubranych w skrzane fartuchy i hemy o
czarnych szkach.
Praca wrzaa, a oskot maszyn i narzdzi zagusza sowa inyniera Kopcia, ktry tumaczy
co i objania piskliwym gosem.
Zdoaem dosysze jedynie tyle, e w hali tej wyrabiane s dziurki od kluczy, dziurki w nosie
i dziurki w uszach, jak rwnie inne jeszcze dziurki mniejszego kalibru.
Przygldalimy si z ogromnym zainteresowaniem pracy maszyny i podziwialimy niezwyk
wpraw tokarzy, ktrzy za jednym obrotem koa otrzymywali dziesi do dwunastu
przelicznie wykoczonych dziurek.
Gotowe wyroby wrzucali do maych wagonikw, a po napenieniu chwytay je specjalne
ruchome dwigi i przenosiy do skadu w ssiednim gmachu.
Pan Kleks zbliy si do jednego z wagonikw, wyj z nosa obie zuyte swoje dziurki,
wybra sobie dwie nowe, dopiero co utoczone, i woy je do nosa na miejsce starych.
Wyglday licznie, poyskiway polerowanymi brzegami i widzielimy, z jak przyjemnoci
pan Kleks raz po raz wyciera nos.
Pamitajc o zakazie inyniera Kopcia musielimy nieustannie pilnowa Alfreda, gdy mia
ogromn skonno do dubania w nosie i co chwila odruchowo wyciga palec, aby poduba
nim w dziurkach obrabianych przez tokarzy.
W nastpnych halach fabrycznych wyrabiane byy dziury i dziurki wikszych rozmiarw, a
wic dziury na okciach, dziury w mocie, a nawet dziury w niebie. Te ostatnie byy
szczeglnie due i maszyny, na ktrych je toczono, wystaway wysoko ponad dach fabryki, a
robotnicy pracujcy przy nich musieli. wspina si po olbrzymich rusztowaniach.
Dziury na okciach i na kolanach miay przelicznie strzpione brzegi i wymagay szczeglnej
starannoci robotnikw. Pan Kope pokaza nam rne pomysowe rysunki i wzory, podug
ktrych modzi inynierowie wycinali formy suce do wyrobu tych dziur.
W jednym z pawilonw fabrycznych miecia si sortownia, gdzie mnstwo dowiadczonych
majstrw zajtych byo kontrol, pomiarami i sprawdzaniem gotowych ju dziur i dziurek.
Popkane, le wypolerowane, wygite i uszkodzone dziurki wrzucano do duych kotw,
gdzie przetapiano je ponownie.
W ostatniej hali miecia si pakownia. Tam specjalne robotnice wayy dziury i dziurki na
duych wagach i pakoway je do picio- i dziesiciokilowych skrzynek.
Inynier Kope podarowa nam dwie skrzynki dziurek do obwarzankw.
Po powrocie do Akademii pan Kleks upiek duo sodkiego waniliowego ciasta i z dziurek
tych narobi dla nas mnstwo znakomitych obwarzankw, ktrymi zajadalimy si przez cay
wieczr.
Bylimy wszyscy zachwyceni urzdzeniem fabryki, nie moglimy wprost oderwa oczu od
elektrycznych widrw rozpalonych do czerwonoci, od tokarek i wszelkiego rodzaju
narzdzi, ktrych nazw nie znalimy wcale.
Gdy opucilimy fabryk, byo ju prawie ciemno. Z oddali widzielimy przez szklane mury
fontanny iskier niebieskich, zielonych i czerwonych, ktre owietlay ca okolic jak
fajerwerki.
- Z tych iskier mona by przyrzdza doskonae kolorowe potrawy - zauway pan Kleks.
Inynier Kope towarzyszy nam a do przystanku tramwajowego, opowiadajc przerne
historie ze swego ycia.
Okazao si, e w chwilach wolnych od zaj w fabryce inynier wystpuje w cyrku jako
linoskoczek, aby nie wyj z wprawy w owijaniu jednej nogi dookoa drugiej.
Gdy znalelimy si przy kocu ruchomego chodnika, tramwaj sta ju na przystanku i
cierpliwie czeka. By to wz wyleczony swego czasu przez pana Kleksa, dlatego na nasz
widok zazgrzyta z radoci koami i nie chcia bez nas ruszy z miejsca.
Inynier Kope poegna si z nami bardzo serdecznie, niektrych z nas poaskota swoj
kozi brdk, po czym chwil jeszcze rozmawia z panem Kleksem w jakim nieznanym
jzyku, zdaje si, e po chisku, gdy jedyny wyraz, ktry zrozumiaem, byo to nazwisko
doktora Paj-Chi-Wo.
Wreszcie wsiedlimy do tramwaju, ktry niezwocznie ruszy. Pan Kleks, pragnc unikn
cisku, pozosta na zewntrz i szybowa obok w powietrzu.
Przez jaki czas jeszcze widzielimy stojcego na przystanku inyniera Kopcia. Pozaplata
palce obu rk w warkoczyki i macha nimi z daleka na poegnanie. W ciemnociach
wieczoru, na tle uny bijcej od fabryki, duga jego posta sigaa a pod samo niebo.
Dopiero gdy tramwaj skrci w ulic Niezapominajek, stracilimy inyniera Kopcia z oczu.
Niebawem wjechalimy na samograjcy most, ktry tym razem odegra na trbkach marsz
muchomorw.
Pan Kleks, chcc widocznie wyprbowa swoje nowe dziurki w nosie, wtrowa mostowi
nucc melodi przez nos.
Gdy dojechalimy do placu Czterech Wiatrw, byo ju zupenie ciemno, dlatego te pan
Kleks rozda nam pomyki wiec, ktre przechowywa w kieszonce od kamizelki, i w ten
sposb dotarlimy wreszcie pnym wieczorem do naszej Akademii.
W domu czekaa nas przykra niespodzianka.
Wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i przejcia opanowane byy przez muchy.
Nieznone te owady, korzystajc z nieobecnoci domownikw, wdary si przez otwarte okna
do wntrza domu, obsiady wszystkie przedmioty i sprzty, niezliczonymi rojami unosiy si i
brzczay w powietrzu i z ca waciw im natarczywoci rzuciy si na nas. Wdzieray si
do ust i nosw, wpaday do oczu, kotoway si we wosach, kbiy si czarnym rojowiskiem
pod sufitami, w ktach, na piecach i pod stoami. Na to, by przej z pokoju do pokoju, trzeba
byo zamyka oczy, wstrzymywa oddech i opdza si od nich obiema rkami. Nigdy dotd
nie widywaem takiego najcia much.
Leciay w bojowym szyku, jak wielkie eskadry samolotw, formoway si w klucze, w
czworoboki, w puki i nacieray z brzkiem przypominajcym odgos wojennych trb.
Wodzowie wyrniali si rozmiarami skrzyde, wojowniczoci i odwag. Bolesne ukucia,
zadawane mi przez t kliw nawa, wskazyway na to, e walka prowadzona jest na mier
i ycie. W pewnej chwili do pokoju, przez ktry usiowaem przebiec, wleciaa z gonym
brzkiem krlowa much, szybkim bzykniciem wydaa kilka krtkich rozkazw swoim
wodzom, wbia mi do w nos i pomkna na inne pole walki.
wiato lamp nie mogo przedrze si przez t czarn, wirujc w powietrzu chmur.
Chodzilimy po omacku, depczc i zabijajc cae chmary obsiadajcych nas zewszd much,
ale wcale ich przez to nie ubywao.
Nie pomogo rwnie wymachiwanie chustkami i rcznikami. Na miejsce zabitych much
pojawiay si nowe i nacieray na nas z wikszym jeszcze natrctwem.
Pan Kleks, ktry dotd - fruwajc po pokojach - prowadzi z muchami zacit walk, opad
wreszcie z si, zaoy nog na nog i wiszc w powietrzu, zamyla si gboko. Muchy w
jednej chwili obsiady go w takiej iloci, e nie byo go wcale spoza nich wida.
Wreszcie pan Kleks straci cierpliwo. Wypyn szybko przez okno i po paru minutach
wrci niosc w palcach pajka - krzyaka. Przyoy do powikszajc pompk i pajk
szybko zacz si powiksza. Gdy by ju wielkoci kota, pan Kleks wzbi si wraz z nim w
gr i umieci go na suficie. Niebawem ujrzelimy mnstwo nitek zwieszajcych si z sufitu
a do podogi, a po kwadransie olbrzymia pajczyna przedzielia pokj na dwie czci. Setki i
tysice much, cae ich zgiekliwe roje wpaday w nastawione sieci, ale nic nie byo w stanie
osabi ich walecznoci i bojowego ducha. Pajk rzuca si arocznie na zowione w
pajczyn muchy, poera ich szturmujce oddziay, wysysa z nich wszystkie soki, miady
je i tratowa wielkimi wochatymi apami, ale po krtkim czasie tak ju si nimi nasyci, e
dziaanie powikszajcej pompki ustao. Pajk zacz si zmniejasza, wrci do swej
normalnej wielkoci, zmniejszya si rwnie jego pajczyna i muchy w jedno okamgnienie
rozszarpay go na strzpy, mszczc si w ten sposb za klsk swych towarzyszek. Krlowa
much uniosa z sob jako trofeum krzy, zdarty niby skalp z plecw pajka.
Wwczas pan Kleks przywoa nas do siebie i oznajmi, e wanie przed chwil wymyli
specjalny rodzaj muchoapki, ktra uwolni nasz Akademi od plagi much.
Po chwili przynis do sali szkolnej miednic z wod, paczk gumy arabskiej, mydo i szklan
rurk. Podczas gdy my opdzalimy go od much, pan Kleks rozrobi w miednicy klej razem z
mydem i za pomoc szklanej rurki zacz wypuszcza baki mydlane, ktre jedna po drugiej
unosiy si w powietrze.
Zastosowanie tych muchoapek dao nadzwyczajne wyniki.
Muchy oblepiay ze wszystkich stron kleist powierzchni baniek i nie mogc si ju
oderwa, razem z nimi opaday na podog. Pan Kleks nie ustawa w pracy. Wypuszcza coraz
to nowe baki, my za pochwycilimy mioty i wawo wymiatalimy stosy czarnych od much
muchoapek.
Niebawem wszystkie pokoje, sale, pomieszczenia i korytarze zapeniy si mydlanymi
bakami pana Kleksa.
Muchy rzucay si na ich tczow, zdradliw powierzchni i chmarami przylepiay si do
nich. adnej nie udao si unikn tego aosnego losu. Pan Kleks dmucha w rurk bez
przerwy i po godzinie w caej Akademii nie byo ju ani jednej muchy, tylko kilkanacie
przelicznie mienicych si baniek tu i wdzie unosio si jeszcze nad naszymi gowami.
Wymiecione przez nas muchy poukadalimy na dziedzicu w wysokie sterty i dopiero
nazajutrz rano trzy ogromne ciarwki, przysane z Zakadu Oczyszczania Miasta,
uprztny to obrzydliwe cmentarzysko.
Tak zakoczya si wojna pana Kleksa z muchami.
W tym wszystkim jedna rzecz wprawia nas w zdumienie: gdy znaczna cz much bya ju
wytpiona, spoza ich czarnych rojw wyonia si posta fryzjera Filipa, ktry spa na
otomanie w gabinecie pana Kleksa. Pocztkowo nie zauwaylimy go zupenie, tak by
oblepiony przez muchy, kiedy jednak wreszcie dostrzeg go ktry z chopcw, nie moglimy
wyj z podziwu, e najcie much, ktre go szczelnie obsiady, nie zdoao zakci jego snu.
Jedynie gone, przerywane chrapanie pozwalao si domyla, e nie by to sen przyjemny
ani bogi.
Po wytpieniu much pan Kleks obudzi Filipa, kaza nam wyj z gabinetu, zamkn drzwi na
klucz i odby z Filipem dug, tajemnicz rozmow.
Gdy po pewnym czasie drzwi otworzyy si, Filip wyszed bardzo wzburzony i owiadczy
panu Kleksowi podniesionym gosem:
- Od dzisiaj prosz sobie znale innego fryzjera. Nie bd wicej strzyg ani pana, ani
paskich uczniw. Dosy mam ju wyczekiwania i obietnic. Przyprowadz go w tym
tygodniu. I to nieodwoalnie. Dla niego miaa by ta Akademia, a nie dla tej caej paskiej
haastry! egnam pana, panie Kleks.
I nie zwracajc na nas uwagi, wyszed z Akademii, trzaskajc po drodze wszystkimi
drzwiami.
Po chwili dolecia nas z parku jego przeraliwy miech. W wietle ksiyca widzielimy
przez okno, jak przesadzi bram i pobieg ulic Czekoladow w kierunku miasta.
Pn noc zasiedlimy do kolacji. Pan Kleks przez cay czas nad czym rozmyla i by tak
roztargniony, e kalafiory, ktre dla nas przyrzdzi, miay czarny kolor i smakiem
przypominay pieczone jabka.
Po kolacji pan Kleks wezwa do siebie dwch Andrzejw i kaza im zanie do naszej
sypialni dwa ka i pociel, gdy jak oznajmi, spodziewa si w kadej chwili dwch nowych
uczniw.
Gdy Andrzeje wykonali to polecenie, udalimy si do sypialni i pogrylimy si niebawem
w gbokim nie.
Na tym koczy si opis jednego dnia, spdzonego przeze mnie w Akademii pana Kleksa.
SEN O SIEDMIU SZKLANKACH
Dzie pierwszego wrzenia obfitowa w wydarzenia o niezwykej doniosoci. Bya to
niedziela i kady z nas mg robi, co mu si tylko podobao. Artur uczy swego tresowanego
krlika rachowa, Alfred wycina fujarki, Anastazy strzela z uku, jeden z Antonich, klczc
nad wielkim mrowiskiem, obserwowa ycie mrwek, Albert zbiera kasztany i odzie, ja
za bawiem si moimi guzikami i ukadaem z nich rozmaite figury i postacie.
Pan Kleks by nie w humorze. W ogle straci humor od czasu owej ktni z Filipem. Nie
przypuszczaem, e Filip moe by kim wanym w yciu pana Kleksa i e ten fryzjer i
dostawca piegw ma prawo podnosi na niego gos i trzaska drzwiami. Pan Kleks nie myli
si, e Filip chyba zwariowa. Jednak w Akademii od tego dnia co si zmienio. Pan Kleks
przygarbi si nieco, chodzi zamylony i po caych dniach zajty by reperowaniem swojej
powikszajcej pompki. Coraz czciej podczas wykadw wyrcza si Mateuszem, w
kuchni przez roztargnienie przypala potrawy i malowa je na nieodpowiednie kolory, a na
kady odgos dzwonka przy bramie podbiega do okna i nerwowo szarpa brwi.
Gdy owego dnia, ktry opisuj, uoyem z moich guzikw piknego zajca. pan Kleks
nachyli si nade mn i posypa uoon figur brzowym proszkiem. Zajc nagle poruszy
si, pobieg w kierunku drzwi i uciek unoszc z sob moje guziki.
Panu Kleksowi spodoba si wida bardzo ten art, gdy zacz si gono mia, natychmiast
jednak posmutnia na nowo i rzek:
- C z tego, e znam si na kolorowych proszkach, na farbach i na szkiekach, kiedy nie
mog sobie poradzi z tym nieznonym Filipem. Przeczuwam, e bd mia przez niego
mnstwo zgryzot i przykroci. Po prostu uwzi si na mnie.
Zdziwiy mnie sowa pana Kleksa, gdy nie wyobraaem sobie, aby taki wielki czowiek nie
mg sobie z kimkolwiek poradzi.
Pan Kleks, zgadujc moje myli, przybliy si do mnie i dalej mwi szeptem:
- Tobie jednemu mog to wyzna, bo jeste moim najlepszym uczniem. Filip domaga si,
abym przyj do Akademii dwch jego synw. Powymyla dla nich nowe imiona, ktre
zaczynaj si na liter A, i grozi mi, e w razie ich nieprzyjcia odbierze nam wszystkie piegi.
W dodatku ostatnio zwariowa, robi mi na zo i nie przestaje si mia. Zobaczysz, e ta
historia bardzo aonie si skoczy.
Po tych sowach wyj z kieszeni gar guzikw, rzuci je na podog tak zrcznie, e same
uoyy si w figur mego zajca, i wyszed z pokoju kurczc si i podskakujc na jednej
nodze.
Ta rozmowa tak mnie zaintrygowaa, e postanowiem odszuka Mateusza i wypyta go o
szczegy dotyczce stosunkw pana Kleksa z Filipem.
Mateusz spdza zazwyczaj niedziele w bajce o sowiku i ry, dokd lata na nauk
sowiczego piewu. Udaem si wic do parku w nadziei, e dostrzeg go w chwili, gdy
bdzie wraca do Akademii.
W parku uderzyo mnie jakie osobliwe poruszenie i szelesty. Poke ju nieco podszycie
parku wrzao, krzaki chwiay si, trawa si koysaa, nie ulegao wtpliwoci, e strumie
niewidzialnych istot przesuwa si spodem parku, omijajc drogi i cieki.