You are on page 1of 217

HISTORYCZNE BITWY

BERNARD NOWACZYK

POWSTANIE SPARTAKUSA
73-71 p.n.e.

BELLONA
Warszawa
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek
za zaliczeniem pocztowym z rabatem do 20 procent od ceny
detalicznej.
Nasz adres:
Bellona SA
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: 022 457 03 06, 022 652 27 01
fax 022 620 42 71
Internet: www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl
www.ksiegarnia.bellona.pl

Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz


Ilustracja na okładce: Daniel Rudnicki
Redaktor merytoryczny: Monika Baczyńska
Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska
Korektor: Teresa Kępa

© Copyright by Bernard Nowaczyk, Warszawa 2008


© Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2008

ISBN 978-83-11-11022-9
WSTĘP

Problematyka niewolnictwa w świecie starożytnym nie


jest w Polsce zbyt popularna. Tym bardziej do popularnych
nie należy problematyka powstania Spartakusa — tego
największego fenomenu w dziejach antycznego niewol-
nictwa. W Polsce większość ludzi, którzy cokolwiek
słyszeli o'niewolnictwie czy o gladiatorach (oczywiście
pomijam tutaj historyków z wykształcenia oraz tych,
którzy uważali na lekcjach historii starożytnej) — wiedzę
o nich czerpią z filmów fabularnych produkcji amerykań-
skiej lub włoskiej. Wiedza pochodząca z tych filmów jest
jednak znacznie skażona. Pomijam tutaj jeden film ame-
rykański, który stara się w miarę rzetelnie ukazać ten
problem (a który opowiada właśnie o Spartakusie i o kie-
rowanym przez niego powstaniu), ale o nim wspomnimy
trochę szerzej później.
W miarę wyczerpujące informacje na temat niewolnic-
twa, położenia niewolników w starożytności i icłi walki
o wolność, możemy spotkać jedynie w suchych pracach
naukowych, których styl odstrasza przeciętnego czytelnika.
Jeśli chodzi o opracowania popularne, w 1952 roku wydano
w Polsce książkę radzieckiego historyka Aleksandra W.
Miszulina o powstaniu Spartakusa. Niestety, jest to pozycja
przestarzała, posługująca się językiem archaicznego, pseu-
donaukowego, zwulgaryzowanego marksizmu, popularnego
w naukach, społecznych w okresie stalinowskim i jakiś czas
po śmierci Stalina. Kilkadziesiąt lat temu czytelnik inte-
resujący się powstaniem Spartakusa mógł jeszcze przeczytać
dwie pozycje beletrystyczne. Pierwszą z nich jest książka
polskiej autorki powieści dla młodzieży, Haliny Rudnickiej,
pt. Uczniowie Spartakusa, którą to piszący te słowa pamięta
jak przez mgłę (na ile pamięć pozwala, można ocenić, że
ta książka przedstawia wydarzenia historyczne dość wier-
nie). Druga z pozycji beletrystycznych to powieść amery-
kańskiego komunizującego pisarza, Howarda Fasta, pt.
Spartakus. Książka ta, jak również film amerykański
nakręcony na jej podstawie, w warstwie historycznej
zawiera dwa błędy: przyjęcie za oczywiste, za Plutarchem
z Cheronei, istnienia żony Spartakusa, a także, wbrew
innym przedstawieniom, ukazanie śmierci bohatera nie
w bitwie, lecz na krzyżu.
Ponadto wydano w Polsce jedną książkę o Spartakusie,
napisaną przez polskiego historyka, Romana Kamienika,
pt. Studia nad powstaniem Spartakusa, a także kilka
przyczynkarskich artykułów w specjalistycznych periody-
kach. Niestety, książka Romana Kamienika stanowi zbiór
artykułów wydrukowanych już wcześniej w tych periody-
kach, napisanych suchym, niedostępnym dla przeciętnego
czytelnika językiem. Jednak nie to jest największym
mankamentem tej książki; jest nim jej nakład: 300 egzem-
plarzy (tak, to nie pomyłka — nakład wynosi trzysta
sztuk). Jest więc ona prawie niedostępna, nawet w biblio-
tekach uniwersyteckich (piszącemu te słowa udało się ją
zdobyć po wielu trudach w bibliotece Uniwersytetu Marii
Curie-Skłodowskiej w Lublinie). Obficie cytowane w książ-
ce R. Kamienika teksty autorów obcojęzycznych pochodzą
w większości z końca XIX i początku XX wieku. Nowsze
pozycje to w większości, tak jak i w Polsce, artykuły
i fachowych periodyków ze Związku Radzieckiego lub
krajów satelickich (Czechosłowacja, Bułgaria, Niemiecka
Republika Demokratyczna i inne), i to też w większości
sprzed 30-40 lat.
Pomimo swej hermetyczności, omówiona wyżej książka
stanowiła cenną — i to nie tylko dlatego, że jedyną polską
— pozycję poruszającą ten temat. Szczególnie wartościowe
były uwagi chronologiczne i topograficzno-geograficzne,
a w pewnym stopniu nawet charakterologiczne (charak-
terystyki niektórych postaci).
Dla przedstawienia problematyki niewolnictwa niezwykle
cenna była książka Izy Bieżuńskiej-Małowist i Mariana
Małowista, zatytułowana Niewolnictwo, natomiast do przed-
stawienia genezy gladiatorów posłużyła niewielka roz-
miarami, ale napisana przystępnym językiem, praca angiel-
skiego historyka, Michaela Granta, pod tytułem Gladiatorzy.
Pozycją bardzo ważną, choć niedotyczącą powstania,
była książka Pawła Rochali Imperium u progu zagłady.
Najazd Cymbrów i Teutonów, która przybliżyła mi charak-
terystykę epoki poprzedzającej powstanie.
W dobie obecnej możemy spotkać także informacje
o niewolnictwie, o powstaniach i buntach niewolników
(w tym także o powstaniu Spartakusa) w internetowej
„encyklopedii" — Wikipedii, ale brak informacji o auto-
rach tych artykułów i notek, ich często całkowita anoni-
mowość, stwarza niebezpieczeństwo spotkania się z cał-
kowicie bałamutnymi, niemającymi nic wspólnego z praw-
dą stwierdzeniami. Dlatego też należy podchodzić do nich
z dużą ostrożnością.
Podstawą do napisania niniejszej książki były jednak
głównie teksty, które — co prawda z pewną dozą przesady
— możemy nazwać źródłami. Należą do nich prace
historyków rzymskich, takich, jak Salustiusz, Liwiusz,
Paterkulus, Dion Kokcejanus, Florus, i najważniejszy z nich
(bo nie tylko świetny pisarz, lecz także twórca historii)
Juliusz Cezar, oraz prace pisarzy greckich: Polibiusza,
Appiana z Aleksandrii, Diodora Sycylijskiego i najwybit-
niejszego z nich, cenionego biografa, Plutarcha z Cheronei.
Bezpośrednie opisy powstania niewolników znajdziemy
u trzech z tych autorów: Florusa, Appiana z Aleksandrii
i Plutarcha z Cheronei.
Choć każdy z nich był dzieckiem swoich czasów i należał
do warstwy uprzywilejowanej, opisując powstanie Spar-
takusa i przedstawiając jego postać, potrafił wznieść się
ponad uprzedzenia, wynikające ze statusu powstańców,
i ukazać ich w miarę uczciwie.
W tym miejscu pragnąłbym podziękować Spółce De
Agostini Polska za pomysł wydania we współpracy z Za-
kładem Narodowym im. Ossolińskich biblioteczki „Arcy-
dzieła Kultury Antycznej". Szkoda tylko, że wydanie to
opiera się na wydaniu sprzed półwieku, a więc zawiera
w części wprowadzającej wykłady niekiedy przestarzałe
i anachroniczne. Niemniej jednak sam pomysł wydania tej
biblioteczki, a także formy jej zakupu — w kioskach
z prasą lub w prenumeracie — należy uznać za ze wszech
miar udany. Poprzednie wydania tych pozycji są, szczegól-
nie w małych miejscowościach (a w takiej przyszło mi od
kilkudziesięciu lat żyć), praktycznie niedostępne.
Pozycje typu podręcznikowego takich polskich autorów,
jak Maria Jaczynowska, Józef Wolski, a z zagranicznych
Geza Alfoldy, Nikołaj Maszkin czy Leonhard Schumacher,
pozwoliły mi lepiej poznać epokę i zwyczaje panujące
w omawianym okresie.
Na koniec informacja niezbędna dla każdego uważnego
czytelnika: Ponieważ wszystkie daty dotyczą wydarzeń
mających miejsce przed naszą erą, celowo opuściłem, by
nie nużyć Czytelnika, literki „p.n.e." po każdej z dat. Moim
zdaniem powinno to ułatwić lekturę.
Rozdział I
NIEWOLNICTWO W ŚWIECIE STAROŻYTNYM NA
PRZYKŁADZIE GRECJI I REPUBLIKI RZYMSKIEJ

DEFINICJA NIEWOLNICTWA. ŹRÓDŁA NIEWOLNICTWA.


SYTUACJA PRAWNA I BYTOWA NIEWOLNIKÓW

W nauce nie wypracowano jednolitej definicji niewolnictwa.


Wynika to z istnienia jego różnorodnych form w zależności
od obszaru, na którym występowało, oraz od okresu — inne
było niewolnictwo w świecie antycznym (Grecja i Rzym),
inne na Dalekim Wschodzie; inne w starożytności, inne
w średniowieczu, a jeszcze inne w czasach nowożytnych.
Najprościej można określić niewolnictwo jako jedną z naj-
starszych formacji społecznych, opartą na wykorzystywaniu
pracy innej osoby bez wynagrodzenia. Osoby te są zniewo-
lone, to znaczy należą do swojego pana i nie mogą
zrezygnować z pracy u niego, on zaś może je swobodnie
sprzedać lub kupić. Niewolnictwo to także instytucja prawna.
Niewolnik w świetle prawa jest rzeczą — przedmiotem,
a nie podmiotem prawa. Stanowi przedmiot praw mająt-
kowych innej osoby. Dzieci zrodzone z niewolnicy stanowią
pożytki z rzeczy i na mocy prawa także są niewolnikami1.

1
Zob. http://pl.wikipedia.org/wiki/Niewolnictwo
Niewolnicy w starożytności tworzyli najniższą warstwę
społeczną, pozbawioną wszelkich praw osobistych i ma-
jątku (choć w okresie schyłku tej formacji w starożytnym
Rzymie niewolnicy mogli posiadać mienie osobiste, a na-
wet i pieniądze).
Niewolnictwo powstaje z chwilą wykształcenia się pierw-
szych organizacji o charakterze niemal państwowym, w mo-
mencie, gdy następuje powolne rozwarstwienie pierwotnych
społeczeństw i rodzi się obrót produktami wytworzonymi
przez ludzi. Jednym z warunków powstania niewolnictwa są
konflikty zbrojne między różnymi grupami ludzi — wojny
o ziemię, o jej wytwory i zasoby. Po zakończonym konflikcie
należało coś zrobić z pokonanymi — nieopłacalne stało się
ich masowe mordowanie, stąd wzięła się chęć wykorzystania
ich jako bezpłatnej siły roboczej.
O istnieniu niewolnictwa w czasach zwanych archaicz-
nymi informują nas dzieła literackie, także te napisane
przez Homera (Iliada i Odyseja). Stamtąd możemy się
dowiedzieć, że niektórzy z jeńców wojennych zostali
obróceni w niewolników w pełnym tego słowa znaczeniu
i byli wykorzystywani jako bezpłatna siła robocza. Inni
natomiast stali się domownikami — wprawdzie o najniższej
pozycji w domu pana, ale jednak nie niewolnikami. Można
z tego wnioskować, że niewolnictwo w początkach Grecji
nie było jeszcze bardzo powszechne. Wzrost aktywności
gospodarczej i zwiększenie popytu na tanią siłę roboczą
wpłynęły stymulująco na znaczenie, a tym samym i na
liczbę, niewolników. Stopniowo ludzie niewolni zostali
sprowadzeni do roli własności swych panów (Arystoteles
określa niewolników mianem „żywej własności") 2 . W ar-
chaicznej, a później także i w antycznej Grecji największą
liczbę niewolników stanowili jeńcy wojenni. Stosunkowo
niewielu pochodziło z „reprodukcji" — czyli rodziło się

2
http:/www.wikipcdia.org/wiki/historia/starozytnagrecja/
w domu właściciela. Źródłami dostarczającymi niewolników
były terytoria położone na północ i wschód od Grecji
_____ ziemie określane przez Greków jako barbarzyńskie.
Mieszkańcy tych ziem byli porywani przez piratów i innych
najeźdźców, a następnie sprzedawani Grekom. Herodot
podaje, że niektórzy spośród Traków (lud zamieszkujący
ziemie na północ od Hellady) „sprzedają swoje dzieci na
obczyznę" 3 . Z podobnym przekazem o sprzedaży kogoś
bliskiego w niewolę spotykamy się w Biblii — w rozdziale
37 Księgi Rodzaju opisano sprzedanie Józefa przez jego
braci (wzmianka ta świadczy moim zdaniem raczej o po-
wszechności tego zjawiska niż o jego wyjątkowości).
Grecy powszechnie uważali, że prościej jest brać w nie-
wolę ludzi „innych", spoza ich własnego kręgu kulturowego
i etnicznego. To pozwalało lepiej „uzasadnić" ich zniewo-
lenie — byli to bowiem obcy, różniący się od swoich
właścicieli językiem, wyglądem, sposobem bycia. Mimo to
w toku wojen między Grekami brano w niewolę także
innych Greków — byli to jednak mieszkańcy innych polis.
Po roku 600 niewolnictwo w Grecji staje się powszechne.
Jednocześnie w wyniku reform Solona zanika niewolnictwo
za długi, powszechne w dawniejszych wiekach (dotyczy to
co prawda tylko Aten, ale za ich przykładem idą i inne
polis). Przed Solonem niewolnikiem mógł zostać każdy,
kto z różnych przyczyn (nieurodzaj, brak rąk do pracy,
przeludnienie wsi) był zmuszony do zaciągnięcia pożyczki
na lichwiarski procent. Niespłacony dług wraz z procentem
bardzo często przekraczał wartość ziemi, która stanowiła
zastaw. W tej sytuacji wierzyciel stawał się jej właścicielem.
Mógł on zatrzymać na niej dłużnika jako wyrobnika lub
sprzedać go do innego polis jako niewolnika. Solon umorzył
chłopskie długi, przeprowadził wykup za fundusze państ-
wowe chłopów sprzedanych za granicę i zabronił podobnych

1
Tamże.
praktyk w przyszłości. Zniesienie niewoli za długi nie
zmniejszyło skali niewolnictwa, ograniczyło je tylko do
obcokrajowców. Na wzrost liczby niewolników wpływała
ich stosunkowo niska cena — wynikało to z tego, że dzięki
kolonizacji, opanowywaniu terenów leżących poza geogra-
ficzną Grecją, przybyło źródeł pozyskiwania niewolników.
Mimo to niewolnictwo w starożytnej Grecji nie stało się
masowe. Przyczyna była dość prozaiczna — greckie
gospodarstwa rolne nigdy nie przekształciły się w latyfundia,
a i sam sposób uprawy ziemi nie wymagał wielu rąk do
pracy przez cały rok. Dlatego utrzymywanie dużej liczby
niewolników, których należało przecież żywić także w okre-
sie ich bezczynności, było nieekonomiczne.
Pomimo tego w V wieku liczba niewolników w niektórych
polis wzrosła i sięgnęła nawet jednej trzeciej populacji.
Wynikało to z faktu, że bogaci Grecy uważali za niehonorowe
paranie się pracą zarobkową i fizyczną. Inaczej wyglądało to
w niższych warstwach społeczeństwa: wolny, ale biedny
Grek imał się każdego zajęcia, pracując niejednokrotnie tak
samo ciężko jak niewolnik. Niewolnicy wykonywali prak-
tycznie każdą pracę. Ci domowi (najczęściej kobiety) zaj-
mowali się utrzymaniem porządku, przygotowywaniem
posiłków, tkactwem, opieką nad dziećmi, a często także ich
nauczaniem. Niewolnicy zatrudnieni w małych warsztatach
rzemieślniczych (tkacze, garncarze, kowale) lub pracujący
w gospodarstwach wiejskich bardzo często pracowali ramię
w ramię ze swoimi właścicielami. Inaczej wyglądało to
w wielkich majątkach. Tam wykonywali swoje obowiązki
pod nadzorem wyznaczonego przez pana niewolnika, który
odpowiadał za ich pracę. Znacznie gorsza była sytuacja
niewolników zatrudnionych w kopalniach złota, srebra
i ołowiu. Niskie, duszne i wąskie korytarze, praca w niemal
zupełnych ciemnościach, brak zabezpieczenia wyrobisk
— wszystko to sprzyjało powstawaniu urazów, często
kończących się trwałym kalectwem lub śmiercią.
Niewolnik w Grecji całkowicie podlegał swemu właścicie-
lowi. Był, jak to określił cytowany już Arystoteles, „żywą
własnością", pozbawioną całkowicie praw. Właściciel mógł
swego niewolnika karać według własnej woli — nawet
śmiercią. W Atenach — państwie o największej wolności,
kolebce demokracji — zabicie niewolnika było uważane
jedynie za czyn mało elegancki. Niemniej jednak przypadki
trwałego okaleczania niewolników, a tym bardziej zabijania
ich, były sporadyczne — niszczenie swojej własności, i to tak
dobrze nadającej się do pracy, było traktowane jako głupota,
a poza tym uznawano je po prostu za nieekonomiczne.
W Grecji występowała jeszcze jedna kategoria niewolników,
której nie spotkamy w Rzymie królewskim i republikańskim.
Byli to niewolnicy państwowi — demosioi — czyli „należący
do ludu". We wszystkich państwach greckich poza Spartą
wykonywali oni prace na rzecz państwa — między innymi
pełnili funkcje zbliżone do tych sprawowanych przez dzisiej-
szych policjantów (udzielali pomocy urzędnikom dokonującym
aresztowań); a nawet byli państwowymi katami4.
Inaczej wyglądała sytuacja niewolników w Sparcie. Spar-
tiatom nie wolno było posiadać osobistych niewolników.
Właścicielem niewolników, którymi niejako dziedzicznie
byli potomkowie dawnych mieszkańców Lakonii, było
państwo. Niewolnicy ci, nazywani helotami, byli zatrudnieni
w kopalniach i na roli. Mieszkali oddzielnie, poza murami
miasta. Z uwagi na to, że wolno im było zakładać rodziny,
ich populacja w zasadzie zawsze przewyższała populację
spartiatów. Dlatego władze Sparty co pewien czas prze-
prowadzały swoiste wyprawy na wioski helotów i dokony-
wały fizycznej eksterminacji części z nich. W takich
wyprawach uczestniczyła głównie młodzież, dla której miała
to być zaprawa przed spełnieniem funkcji, do jakiej był
przeznaczony każdy młody spartiata — funkcji wojownika.

Opracowano na podstawie artykułu Niewolnictwo w: http://www.


wiw.pl/historia/starozytnagrecja
Taki stosunek do niewolników był przyczyną tego, że
tylko na terenie Sparty dochodziło do buntów niewolników.
W pozostałych zaś państwach nie odnotowano takich
wydarzeń — sporadycznie dochodziło tam jedynie do
przypadków ucieczek czy też szukania azylu w świątyniach.
Wynikało to prawdopodobnie ze znacznego rozproszenia
niewolników, różnic w ich pochodzeniu (a co za tym idzie
— braku zaufania jednego niewolnika do drugiego), a poza
tym — nadziei na wyzwolenie przez pana (co było
zjawiskiem dość częstym).
Niewolnictwo rzymskie rozwijało się w sposób podobny
do tego znanego z Grecji, zachowywało jednak wiele
odrębności. Przyczyną był inny niż w Grecji proces
tworzenia państwa. Z początkowego państwa-miasta w wy-
niku podbojów powstał jednolity organizm o bardzo dużym
terytorium i różnorodnych typach gospodarki, stąd też duże
zapotrzebowanie na bezpłatną siłę roboczą. Do zaspokojenia
zapotrzebowania na niewolników nie wystarczały metody
znane z Grecji, jak niewola za długi czy, zlikwidowane
dopiero w Prawie dwunastu tablic, prawo głowy rodziny do
sprzedawania swoich dzieci. Zresztą w IV wieku zniesiono
w Rzymie niewolę za długi i zlikwidowano sprzedaż
członków rodziny. Stąd konieczność „uzupełniania" liczby
niewolników na inne, znane już z kontaktów z koloniami
greckimi i z państwami fenickimi, sposoby. Jednym z nich
od IV wieku jest zakup niewolników od korsarzy.
Od początku III wieku rynek niewolniczy zasilany jest
głównie w wyniku wojen i poprzez zakup korsarskich
łupów. Zapotrzebowanie na te łupy powoduje nawet ufor-
mowanie się na terenie Ilirii (dzisiejsze wybrzeże Dalmacji)
w III wieku korsarskich państw, których działalność była
ukierunkowana na zdobywanie i dostarczanie niewolników
na rynki Rzymu i Kartaginy.
Największej jednak liczby niewolników początkowo
dostarczały wojny. W ich wyniku masowo obracano w nie-
wolników żołnierzy pokonanych armii, a często także całą
ludność podbitych miast i terenów. Łupem byli także
niewolnicy z podbijanych terytoriów, którzy w ten sposób
zmieniali swoich panów (stąd całkowita bierność niewol-
ników w trakcie wojen — nie opłacało się im popierać
żadnej ze stron konfliktu, bo to nie zmieniało ich położenia
— chyba że któraś ze stron obiecała wyzwolenie).
Liczby niewolników zdobywanych w wyniku wojen na przełomie
IV i III wieku na terenie Italii nie są imponujące.
Początkowe podboje dostarczają od 2000 do 4500 ludzi
(wyjątek stanowią zdobycze w dwu miastach samnickich
10 000 i 11 000 niewolników) 5 . Inne wyniki dają wojny
toczone poza terenem Italii. W toku pierwszej wojny
punickiej wzięto w niewolę 20 000-25 000 ludzi, w takcie
drugiej z tych wojen — 30 000, w czasie wojny w Epirze
— aż 1 500 000, a w czasie podboju Sardynii przez
Tyberiusza Semproniusza Grakchusa — aż 80 000 ludzi.
Ta ostatnia liczba spowodowała nawet załamanie się rynku
niewolniczego — niskie ceny niewolników z tej wyspy
przyczyniły się do powstania przysłowia „Tani jak Sard".
Zdobycie Kartaginy w 146 roku to łup w wysokości 50 000
niewolników, a zwycięstwo Mariusza nad Teutonami i Cym-
brami to odpowiednio 90 000 i 60 000 jeńców. W okresie
późniejszym największe zdobycze przynoszą wojny galijskie
Cezara — około miliona jeńców, z tego sprzedanych
w niewolę około połowy tej liczby 6 . Podawane liczby nie
dają pełnego obrazu rynku niewolniczego.
Zdobycze wojenne i łupy pirackie nie były jednak
w stanie zapewnić stałego dopływu niewolników tak, aby
zaspokoić stale rosnący popyt. Stąd też wyrażany przez
niektórych badaczy tego problemu pogląd, że jednym

I - B i e ż u ń s k a - M a ł o w i s t , M. M a ł o w i s t , Niewolnictwo, War-
szawa 1987, s. 45.
Tamże, s. 46-47. Także: A.W. M i s z u 1 i n, Powstanie Spartakusa,
Warszawa 1952, s. 32-33.
z głównych — jeśli nie najważniejszym — źródeł pozys-
kiwania niewolników był przyrost naturalny, czyli swoista
hodowla tych „bydląt" lub „ożywionych i obdarzonych
mową narzędzi", jak określano w Rzymie niewolników.
Ta, może niezbyt elegancko nazwana, „hodowla" niewol-
ników opierała się zarówno na związkach partnerskich
między niewolnikami, jak i na stosunkach właścicieli
niewolników z niewolnicami. W każdym przypadku dziecko
zrodzone z niewolnicy było prawnie niewolnikiem i stano-
wiło własność właściciela niewolnicy.
Reasumując, można stwierdzić, że źródłami pozyskiwania
niewolników były: łupy wojenne, czyli jeńcy, łupy pirackie
sprzedawane na wielkich targach niewolników, przyrost
naturalny, zakup niewolników u ludów barbarzyńskich, a także,
przynajmniej w początkowym okresie, niewola za długi.
Należy tutaj zaznaczyć, że niewolnictwo nie wy-
stępowało (lub występowało w prawie niezauważalnej
ilości) u ludów koczowniczych — takich, u których
instytucje państwowe, a także mniejsza lub większa
własność prywatna, jeszcze nie istniały lub odgrywały
małą rolę. Wynikało to z tego, że utrzymanie i upil-
nowanie niewolnika przy ciągłych zmianach miejsca
pobytu było praktycznie niemożliwe, a całą pracę wy-
konywali członkowie plemienia. Koczownicy często
natomiast dostarczali niewolników ludom osiadłym,
i to zarówno spośród członków własnego ludu, jak
i spośród obcoplemieńców pojmanych w trakcie walk.
Przyczynami, dla których w starożytnym Rzymie wzras-
tało zapotrzebowanie na niewolników, były: osiadły tryb
życia, rozwój gospodarki rolnej, stopniowe powiększanie
się, dzięki wykupowi za długi, gospodarstw rolnych (po-
wstawały w ten sposób wielkie gospodarstwa, w których
nie wystarczała już praca członków rodziny), oraz zmiana
sposobów i kultur uprawiania ziemi — gospodarstwa
nastawione na produkcję zboża zaczęły się specjalizować
(produkować oliwki, winogrona i tym podobne). Praca
takich gospodarstwach wymaga profesjonalizacji i wysił-
ku przez większą część roku.
Głównymi gałęziami gospodarki, w których zatrudniano
niewolników, były: rolnictwo, pasterstwo, górnictwo mine-
rałów, kamieniarstwo, rzemiosło (w Grecji jako współ-
pracownik właściciela, w Rzymie jako wykonujący pracę
bezpośrednio pod nadzorem pana).
Najcięższa, wyniszczająca fizycznie i w bardzo krótkim
czasie doprowadzająca do śmierci była praca w kopalniach
i kamieniołomach. Niewolnicy zatrudniani byli także w domu
właściciela — jako stajenni, do obsługi trzody chlewnej
i bydła, a specjalnie szkolona grupa — jako wychowawcy
i nauczyciele dzieci właściciela. Kobiety, oprócz typowych
prac wykonywanych także i obecnie — takich jak sprzątanie,
gotowanie, szycie, tkanie czy pełnienie roli piastunek i mamek
— zmuszane były także do spełniania zachcianek seksualnych
swoich właścicieli lub sprzedawane do ówczesnych domów
publicznych. Pierwsza wzmianka o takim przeznaczeniu
niewolnicy występuje już w Iliadzie (spór Achillesa z Agame-
mnonem o brankę), w okresie późniejszym jest to praktyka
normalna, stosowana (z powodu „modnego" w Grecji i Rzymie
homoseksualizmu i biseksualizmu) także wobec przystojnych
młodzieńców. W omawianym okresie niewolnicy wyjątkowo
wykorzystywani byli jako osobiści sekretarze swoich właś-
cicieli, a nawet zastępowali ich jako bankierzy udzielający
pożyczek i dysponujący nawet pokaźnymi kwotami pieniędzy.
Swoistym rodzajem niewolnictwa, rozpowszechnionym
w Rzymie, choć znanym także i w innych państwach (ale
w stosunkowo ograniczonym zakresie), było gladiatorstwo
ale o tym szerzej powiemy dalej.
Nie do pozazdroszczenia była też sytuacja prawna
niewolników. Właściciel miał absolutną władzę nad nie-
wolnikiem, który stanowił przecież jego własność, był
jego rzeczą. Taka sytuacja prawna występowała zarówno
w Grecji, jak i w Rzymie. Właściciel mógł niewolnika
kupić, mógł więc go i sprzedać, podarować, zapisać
w testamencie, uczynić zastawem pod pożyczkę, mógł
też, jeśli takie było jego życzenie, wyzwolić. Mógł
kierować niewolnika do takiej pracy, jaką uznał za
stosowną. Nie było żadnych ograniczeń w karaniu niewol-
ników za rzeczywiste lub domniemane winy albo niepo-
słuszeństwo. Najczęściej stosowanymi karami dla niewol-
ników były skierowanie do gorszej, bardziej uciążliwej
pracy, chłosta, a nawet kara śmierci. Tę ostatnią stosowano
wyjątkowo i tylko za bardzo poważne przewinienia (bunt,
zamach na życie właściciela, nieudzielenie mu pomocy
w przypadku takiego zamachu) lub jako środek zastrasze-
nia. Wynikało to z faktu, że niewolnik był przecież co
prawda tylko ożywionym i potrafiącym mówić narzędziem,
ale jednak narzędziem kosztownym, co czyniło pozbawia-
nie go życia lub choćby tylko trwale okaleczanie nieopła-
calnym i bezsensownym. Zdarzały się co prawda przypadki
nadmiernie okrutnego traktowania niewolników, ale nie
było to normą.
Wiele do życzenia, z dzisiejszej perspektywy, pozo-
stawiało także wyżywienie niewolników. Znane z zapis-
ków Katona normy żywieniowe dla niewolników zatrud-
nionych na roli to cztery funty chleba (około 1300
gramów) dziennie, około 10 kwadrantali (około 260 litrów)
wina na rok i do tego oliwki spadziowe i oliwa w ilości
sekstariusza (około 15 litrów) na miesiąc 7 . Nie najlepiej
przedstawiały się warunki „zakwaterowania" niewolników.
Jak wynika z badań archeologicznych, pomieszczenia
mieszkalne dla nich to często pozbawione okien klatki
o powierzchni nie przekraczającej 8 - 1 0 metrów kwad-
ratowych dla 6 - 1 0 osób 8 .
7
Marcus Porcius Ca to, O gospodarstwie wiejskim, Wrocław 2006,
s. 83-85.
8
L. S c h u m a c h e r , Niewolnictwo antyczne, Poznań 2005, s. 97.
Właściciele oszczędzali także na odzieży swoich niewol-
ników. Norma przydziału odzieży to jedna tunika i płaszcz
oraz drewniane trzewiki na dwa lata 9 .
Należy zaznaczyć, że podane wyżej informacje odnoszą
się w zasadzie tylko do niewolników zatrudnionych w rol-
nictwie, mogą one jednak posłużyć jako podstawa do
przypuszczenia, że podobnie żyli zatrudnieni w kopalniach,
a być może także w rzemiośle. Inne warunki bytowe mieli
pasterze bydła i trzody chlewnej. Podstawą hodowli były
olbrzymie pastwiska, więc niewolnik nie mógł być krępowa-
ny ani zamykany na noc. W tej sytuacji, aby utrudnić
ucieczki, wzorem znakowania stosowanego na zwierzętach,
właściciele piętnowali niewolników poprzez wypalanie zna-
ków własności na ich ciele. Niewolnicy-pasterze doglądając
stad. nie otrzymywali systematycznie pożywienia — musieli
starać się o nie sami. Aby mogli je zdobyć, dostawali od
swych właścicieli oręż myśliwski (oszczepy, łuki i strzały)
i wprawiali się w łowiectwo, a czasem nawet trudnili się
rozbojem. Można tutaj zauważyć (wyprzedzając to, o czym
będzie mowa w następnych rozdziałach), że w ten sposób
ćwiczyli się — co umknęło ich właścicielom — na dobrych
żołnierzy przyszłych armii powstańczych.
Jeszcze inaczej wyglądała sytuacja służby domowej
w wielkich majątkach. Jeśli patrycjusz (członek naj-
wyższego stanu w Rzymie) nie chciał w oczach sąsiadów
wyglądać na skąpca, musiał dbać o wygląd służby.
Dlatego często z trudem odróżniano w takich majątkach
ludzi wolnych od niewolników. Niewolnicy domowi
z biegiem czasu dzielili się na coraz bardziej wyspe-
cjalizowane grupki — osobny niewolnik (niewolnica)
był np. do podawania kosmetyków, fryzjer, kucharz
do mięs, do krojenia ptactwa, do nalewania wina, odźwie-
rny czy zapowiadacz przybyłych gości.

9
Marcus Porcius C a t o, dz.cyt., s. 86.
Występowały także bardziej pożyteczne funkcje: pias-
tunka lub piastun do małych dzieci, mamki, pedagodzy
(głównie Grecy), nauczyciele jazdy konnej i fechtunku.
U najbogatszych występowali także lekarze domowi, a na-
wet osobni aptekarze. Wykształceni Rzymianie trzymali
także niewolników wyćwiczonych w pisaniu, tak po grecku,
jak i po łacinie. Wykorzystywano ich do sporządzania
wyciągów z pism innych autorów, a także do kopiowania
tego, co napisał wykształcony właściciel. Sytuacja takich
niewolników w niczym nie przypominała doli niewolnika
wiejskiego — żyli oni częstokroć na wyższym poziomie
niż wolni Rzymianie z niższych sfer.
Najlepsze warunki mieli niewolnicy wykorzystywani do
zarządzania majątkiem właściciela, którym często powierzano
duże kwoty pieniędzy. W imieniu swojego pana i dla
pomnożenia jego majątku udzielali oni pożyczek. Ich po-
średnictwo było niezbędne szczególnie wtedy, gdy właściciel
należał do patrycjatu — przedstawicielowi stanu najwyższego
nie wypadało bowiem zajmować się lichwą. W takich
przypadkach za zgodą właściciela, który miał w tym swój
interes, część zarobionych pieniędzy niewolnik mógł prze-
znaczać na swoje potrzeby (przynosiło to korzyść obu
stronom, gdyż niewolnik mogący drobną część zarobionych
pieniędzy pozostawić dla siebie, dążył do zwiększenia zysku
pana). Zdobyte w ten sposób środki niewolnicy przeznaczali
na wykupienie się z niewoli, które, choć prawnie naganne,
było jednak stosowane, także pod przykrywką wykupienia
przez podstawioną osobę.
Sytuacja niewolnika, który dbał o majątek swego właś-
ciciela, a nawet dzięki swoim umiejętnościom znacznie go
pomnażał, była w porównaniu z sytuacją niewolników
wiejskich wprost komfortowa — za swe usługi mógł on
bowiem liczyć na wyzwolenie. W okresie schyłku Republiki
Rzymskiej wyzwolenia stawały się coraz częstsze, choć,
biorąc pod uwagę stosunek liczby wyzwoleń do liczby
niewolników, było to zjawisko marginalne i nie dotyczyło tych
zatrudnionych poza domem (czyli poza okiem) właściciela.
Wyzwoleniec nie miał jeszcze pełnych praw (dopiero w okresie
cesarstwa wyzwoleniec stawał się z mocy prawa obywatelem
rzymskim), niemniej jednak przestawał być niewolnikiem i mógł na
przykład zawrzeć związek małżeński, także z wolną kobietą.
W zasadzie jedynymi szansami niewolników na odzyskanie
wolności były samowykupienie, zasłużenie na łaskę wyzwolenia
lub ucieczka. Trzeba przyznać, że były to szanse bardzo nikłe
i dostępne nielicznym, przebywającym w pobliżu pana.

WPŁYW NIEWOLNICTWA NA GOSPODARKĘ


I POŁOŻENIE DROBNYCH CHŁOPÓW W RZYMIE

Niewolnictwo w Rzymie swój rozkwit datuje w zasadzie


na drugą połowę II wieku, choć jego początki to zakończenie
drugiej wojny punickiej. W tym też czasie stopniowo narasta
kryzys pańśtwowy. Odnoszone na wielu frontach zwycięstwa
militarne i wynikające z nich zdobycze terytorialne, a czasem
wprost przechodzące wyobraźnię łupy wojenne w postaci
niewolników i szlachetnych metali, nie przychodziły bez
ofiar. Pogarszała się sytuacja demograficzna państwa, co nie
pozostawało bez wpływu na gospodarkę.
Pozornie zdobycze terytorialne i łupy sugerowały, że oto
Rzym ma się coraz lepiej. Ale zwycięstwa dawały zyski
tylko części społeczeństwa — kilkuset najbogatszym rodom
patrycjuszy czy też stojącym o szczebel niżej rodzinom
najbardziej rzutkich ekwitów. Dla prostych obywateli nie
starczało tych bogactw — dla nich w okresie wojen
i podbojów był trud żołnierki i, jakże często, śmierć,
a w okresach pokoju — ciężka, osobiście wykonywana
praca w małych gospodarstwach rolnych.
W tym to czasie patrycjusze postanowili naruszyć odwiecz-
ne prawo rzymskie (Prawo dwunastu tablic), określające
maksymalną powierzchnię majątków ziemskich. Uważali
— i to całkiem słusznie — że pieniądze (duże pieniądze)
to władza, i że ludzi, którzy mają władzę, jeżeli tylko nie
naruszają norm obowiązujących we własnym gronie, nikt
nie rozliczy z naruszania prawa (jakże znane jest to także
i w czasach nam współczesnych).
Arystokracja zaczęła rywalizować o wielkość majątków,
pałaców, stad bydła i liczbę niewolników. Niektóre majątki
osiągnęły taki rozmiar, że poszczególnych patrycjuszy
byłoby stać na wystawienie prywatnych armii, i to nie
tylko dlatego, że posiadali wystarczającą do tego liczbę
niewolników lub innych ludzi od nich zależnych.
Prawo ograniczające wielkość działek ziemi omijano w ten
sposób, że latyfundia zakładano częściami (w pewnej od
siebie odległości), przepisywano na członków rodu lub
nabywano ziemię na terenach podbitych. Majątki na terenie
Italii powstawały w zasadzie wskutek wykupu zadłużonych
(często ponad miarę) drobnych działek wolnych chłopów.
Wolny obywatel, zmuszony do służby w wojsku, nie miał
często ani czasu, ani też siły na uprawianie ziemi, nie mógł
sobie pozwolić na zakup niewolników, a pozostawiona na
gospodarstwie rodzina nie była w stanie własnymi siłami
należycie uprawiać ziemię. Ponadto w wyniku podbojów
uzyskiwano tereny, na których uprawa zboża i hodowla były
bardziej opłacalne — do Rzymu i do całej Italii sprowadzano
na skalę masową żywność o wiele tańszą niż ta produkowana
na miejscu. Do Rzymu sprowadzało się tanie zboże z Sardy-
nii, Sycylii, Egiptu i Afryki (tak nazywała się wtedy
prowincja rzymska, nie jest to nazwa kontynentu). Zmieniły
się w tej sytuacji rodzaje uprawy — zamiast zboża zaczęto
uprawiać winogrona, powstały gaje oliwne, a taki typ
gospodarki nie jest możliwy na małym spłachetku ziemi
— do tego potrzeba dużej przestrzeni i więcej rąk do pracy.
Członkowie rodów patrycjuszy (a z czasem ekwitów)
zdobywali majątek na drodze legalnej — poprzez uzys-
kiwanie najwyższych stanowisk państwowych. Konsul, po
roku sprawowania swojej funkcji, otrzymywał jako prokonsul
namiestnictwo w bogatej prowincji, a to prowadziło do
pomnażania zysków — zarówno poprzez zwykły rabunek
mieszkańców prowincji, jak i nakładanie na nich podatków,
a także wywoływanie kolejnych wojen z sąsiadami. Podobnie
majątek zdobywał pretor — gdy zostawał propretorem, też
otrzymywał namiestnictwo, tyle tylko że w biedniejszej niż
prokonsul prowincji.
Zdobyty w ten sposób majątek należało zagospodarować.
W powstających latyfundiach nie zatrudniano ludzi wolnych
— także od własnej ziemi — dlatego że byli oni zbyt
drodzy, a poza tym jako obywatele Rzymu podlegali
służbie wojskowej, co przy dużej częstotliwości wojen
powodowało odrywanie ich od pracy, i to często na długi
czas. A zatem w tych dużych gospodarstwach zatrudniano
niewolników. Ich utrzymanie kosztowało tylko tyle, ile
wydano na nędzne wyżywienie i ubiór (co wykazano już
wyżej). Wolni chłopi nie byli w stanie konkurować gos-
podarczo z olbrzymimi latyfundiami, gdzie koszty produk-
cji, dzięki zatrudnianiu taniej siły roboczej, były dużo
niższe. Grozę takiej sytuacji zauważali co światlejsi oby-
watele, stąd próby reform — niestety, nieudane.
O tym, jakie to rodziło skutki, tak pisze autor jednej ze
starożytnych syntez dziejów Rzymu: „Bogaci (...) zajęli
przeważną część nie rozdzielonej ziemi i nabrawszy z cza-
sem przekonania, że nikt im już jej nie odbierze, zaczęli
najbliżej nich położone obszary jako też niewielkie działki
ubogich częścią zakupywać za ich zgodą, częścią zagarniać
siłą, tak że mieli pod uprawę całe latyfundia zamiast
wiejskich włości. Do ich zagospodarowania używali kupo-
wanych robotników rolnych i pastuchów [czytaj niewol-
ników 10 ], bo wolni byliby odrywani od pracy na roli na
10
Wszystkie wtrącenia w cytatach pochodzą od autora, chyba że
zaznaczono inaczej.
wyprawy wojenne; taki rodzaj własności przynosił im
równocześnie i ten wielki zysk, że liczba niewolników nie
objętych służbą wojskową a płodzących wielką ilość dzieci
powiększała się bez przeszkody. (...) W następstwie tego
możni potężnie się bogacili i wzmagała się w kraju liczba
niewolniczej służby, natomiast liczba Italów nękanych
i biedą, i daninami, i służbą wojskową spadała; coraz mniej
było też chłopów nadających się do wojska. (...) A jeśli nawet
nastał okres pokoju, to skazani byli na gnuśne bezrobocie, bo
ziemia była w posiadaniu bogaczy, którzy posługiwali się
przy pracy na roli niewolnikami, a nie ludźmi wolnymi" 11 .
Taka sytuacja rodziła zalążek przyszłych klęsk Rzymu
— niemniej jednak na razie rosło bogactwo tych, którzy
już i tak byli bogaci, co powodowało wzrost zapotrzebowa-
nia na niewolników. I choć cytowany autor zaznacza, że
liczba niewolników wzrastała dzięki przyrostowi natural-
nemu, to jednak nie było to jedyne źródło ich pozyskiwania.
Nadal bardzo ważnym pozostawało zdobywanie niewol-
ników w drodze podbojów — było to pozornie mniej
kosztowne, a poza tym nie trzeba było czekać, aż niewolnik-
-niemowlę osiągnie wiek, w którym będzie się nadawał do
pracy. Gromadzenie dużej liczby niewolników w jednym
gospodarstwie nosiło w sobie zalążek buntu, ale o tym
będzie mowa w dalszej części opracowania.

GLADIATORZY — SPECYFICZNA GRUPA NIEWOLNIKÓW

Jeżeli mówimy o powstaniu Spartakusa, nie możemy nie


przedstawić specyficznej grupy niewolników, jakimi byli
gladiatorzy. To grupa ludzi, których przeznaczeniem było
zabawianie widzów walką na arenie. Nie były to jednak
zapasy czy walka, jaką w dzisiejszych czasach uprawiają
zawodnicy tak zwanych sportów walki, j a k i m i są boks,
11
A p p i a n z Aleksandrii, Historia rzymska, t. II, Wrocław 2004,
s. 609-610.
karate, judo itp. Była to walka na serio, a używana w niej
broń służyła do zadawania ran i do zabijania. Skąd się
wzięła ta specyficzna forma rozrywki, znana w tej postaci
tylko w kręgu kultury łacińskiej? Jest ona w zasadzie
emanacją pierwotnej metody eliminacji pokonanych wro-
gów. Była ona początkowo znana wśród ludów koczow-
niczych, które nie miały warunków do obciążania się
niewolnikami, a stały już na tak wysokim stopniu świado-
mości, że wiedziały, iż pokonany, a niezlikwidowany
fizycznie przeciwnik po pewnym czasie może stać się na
nowo przeciwnikiem. Fizyczną eliminację wroga podczas
podboju z zamiarem stałego osiedlenia się na zdobytym
terytorium stosowano już w czasach biblijnych. Gdy
Izraelici po ucieczce z Egiptu zdobywali Ziemię Obiecaną,
wycinali w pień całą ludność zajmowanych terenów
(według Jozuego wynikało to z nakazu Jahwe — o czym
można przeczytać w Księdze Jozuego). Podobnie, choć
może nie tak rygorystycznie, tę zasadę stosowano przy
podboju dzisiejszej Grecji przez plemiona greckie. Tak
samo było na terenach Italii. Z czasem zaczęto stosować
składanie ofiar z ludzi (jeńców, niewolników, skazańców)
na uroczystościach pogrzebowych. Literacki opis tego
zjawiska zawiera Iliada — z okazji pogrzebu Patroklesa
Grecy składają ofiary z jeńców. Podobny opis znajduje się
w Eneidzie — Eneasz składa ofiarę z ludzi podczas
pogrzebu Pallasa:
Z laurenckiej bitwy liczny łup druhów gromadzie
Wieść każe: Długim rządem sunie zdobycz droga,
Rumaki i oszczepy, wydarte z rąk wroga;
Z rękami związanymi w tyle, chyląc głowy
Idąjeńce co zbroczą krwią stos pogrzebowyl2;
Później zwyczaj składania ofiar przerodził się w zmusza-
ne jeńców do walki ze sobą. Taką walkę między jeńcami
12
Publiusz W e r g i 1 i u s z Maro, Eneida, XI, 78-82, Wrocław 2004,
s
- 334-335.
zorganizował Hannibal na pogrzebie swego brata, poległego
w bitwie z Rzymianami — to właśnie legioniści rzymscy
wcielili się w rolę gladiatorów. Nie stronili od takich zabaw
także i Rzymianie — w 206 roku Publiusz Korneliusz
Scypion, po zdobyciu Nowej Kartaginy (miasto w Hiszpanii
założone przez Hazdrubala Pięknego), urządził tam igrzyska,
w trakcie których walczyło i zginęło kilkuset jeńców
kartagińskich i iberyjskich. Od tego był już tylko krok do
organizowania walk na śmierć i życie nie tylko w trakcie
ceremonii pogrzebowych, lecz także dla rozrywki gawiedzi.
Pierwsze igrzyska, które urządzono nie tylko dla uczcze-
nia zmarłego, ale zarazem dla pokazania bogactwa i zna-
czenia rodu, to munera (ofiara dla zmarłych), zorganizowa-
ne w 183 roku po śmierci Publiusza Licyniusza Krassusa,
w których wzięło udział dwustu jeńców. Te igrzyska trwały
kilka dni i zgromadziły tłumy widzów.
Całkowicie od charakteru religijno-pogrzebowego od-
stąpiono w 105 roku, kiedy to na koszt państwa zor-
ganizowano zawody kilkuset gladiatorów w celu prze-
błagania bogów i podniesienia obywateli na duchu w obliczu
zagrożenia najazdem Cymbrów i Teutonów.
Że takie widowiska cieszyły się poklaskiem w różnych
epokach, świadczyć mogą opisy średniowiecznych eg-
zekucji, które zawsze gromadziły tłumy żądnego widowiska
plebsu, często zawiedzionego w swych oczekiwaniach,
jeżeli ofiara umierała zbyt szybko.
Walki gladiatorów z czasem zaczęto organizować z róż-
nych powodów, nie zawsze nawet „patriotycznych". Stop-
niowo, poza charakterem ceremonialnym, walki te przybie-
rały charakter rozrywkowy i zarazem polityczny. Starający
się o wysokie stanowiska publiczne urządzali te widowiska
dla zdobycia popularności wśród plebsu.
Sama nazwa „gladiator" jest pochodzenia rzymskiego
— wywodzi się z łacińskiego gladius, czyli miecz (począt-
kowo gladiatorzy walczyli tylko na miecze).
Gladiatorzy wywodzili się spośród niewolników, jeńców
wojennych, skazanych na śmierć, a także żołnierzy
w tym tych, którzy zostali ukarani za winy popełnione
w trakcie służby — tchórzy, dezerterów i tym podobnych.
Gromadzono ich w specjalnych szkołach gladiatorów,
z których najbardziej znane i cenione były w Kapui
i Puteoli (w Kampanii). Ćwiczeni przez właściciela szkoły,
zwanego lanistą, skoszarowani w specjalnych budynkach
zwanych ludi, tworzyli zespół zwany familia gladiatoria
i byli wynajmowani do walk, a czasem sprzedawani ich
organizatorom. Dzielili się na grupy walczące różnymi
rodzajami broni. Najprostszym orężem gladiatora był
rzymski miecz zwany gladiusem. Byli też gladiatorzy
walczący siecią i trójzębem (gladiatores retiarii), pętlą
i mieczem (gladiatores laquearii), walczący na wozach
zaprzężonych w dwa konie (gladiatores essedari), walczący
dwoma mieczami (gladiatores dimachaeri) lub bronią
samnicką (gladiatores Samnites), a także uzbrojeni na wzór
tracki (gladiatores Thraces)13.
Do szkół kupowano odpowiednich niewolników i or-
ganizowano im szkolenia. Gladiatorzy żyli w szkole właś-
ciwie w dobrych warunkach. Właściciel w dobrze pojętym
interesie własnym musiał dbać o ich zdrowie i kondycję.
Dlatego w poważnych szkołach zapewniano nawet fachową
opiekę medyczną, dbano też o dietę mającą zwiększyć siłę
— według ówczesnych poglądów zapewniały ją takie
produkty, jak jęczmień i czosnek.
Samo przygotowanie do walki składało się z kilku
etapów. Nowicjusze ćwiczyli walkę na specjalnie stworzo-
nych manekinach, słupach do zadawania ciosów, a dopiero
po pewnym czasie przechodzili do treningu z partnerem,
początkowo posługując się drewnianymi imitacjami broni.
Kolejny etap takiego szkolenia to walka stępionymi, celowo
13
Opracowano na podstawie hasła Gladiatorzy w: Mała encyklopedia
kultury antycznej, Warszawa 1990, s. 288-289.
cięższymi niż normalne mieczami. Gdy lanista (lub jego
pomocnik spośród najlepiej wyszkolonych gladiatorów)
uznał, że uczeń jest już dość dobrze wyszkolony, dawano
mu do ręki prawdziwy oręż.
W szkole utrzymywano wysoką dyscyplinę, nie unikano
surowych kar, aż po piętnowanie rozpalonym żelazem.
Czasami nawet najbardziej krnąbrnych karano dla przy-
kładu śmiercią, i to w męczarniach. Pilnowano też, by
niewolnicy, w ucieczce przed ich zdaniem hańbiącą
śmiercią na arenie, nie popełniali samobójstw. W pełni
wyszkolonych zawodników lanista sprzedawał do innych
ośrodków, organizatorom igrzysk, lub też czasowo wynaj-
mował. Takie szkoły przynosiły ich właścicielom niekiedy
bardzo znaczne zyski.
Walki na arenie miały swoje zasady, a także od-
powiednią oprawę. Do poszczególnych pojedynków do-
bierano przeciwników, którzy z reguły, dla uatrakcyj-
nienia widowiska, byli odmiennie uzbrojeni — zazwyczaj
sieciarz walczył z retiariusem, trak z samnitą itp. Na
arenę, po uroczystym otwarciu igrzysk, wkraczała przy
dźwięku trąb pierwsza para i sędzia prowadzący walkę.
Z boku areny stali strażnicy, których zadaniem było
reagowanie w przypadku odmowy walki przez gladia-
torów. Gdy do walki stawali naprawdę równorzędni
zawodnicy, mogła się ona nawet znacznie przeciągnąć
— w tej sytuacji sędzia przerywał ją i ogłaszał remis.
Były to jednak stosunkowo rzadkie przypadki, a ich
powtarzanie się budziło w widzach zniecierpliwienie,
a nawet wybuchy złości. Dlatego też walka najczęściej
kończyła się rozstrzygnięciem — co nie oznaczało
zabiciem przeciwnika. Śmierć bezpośrednio w walce
nie była zbyt częsta, najczęściej jeden z zawodników
padał obalony lub ciężko ranny.
Gladiator pokonany w walce (ale jeszcze żywy) mógł
zdać się na litość widzów lub organizatora igrzysk, którzy
decydowali o jego losie gestem ręki — kciuk podniesiony
do góry oznaczał życie, skierowany ku ziemi — śmierć.
Zawodnicy walczący mężnie, nieunikający starcia, mogli
liczyć na litość. Pokonany, któremu darowano życie, był
sprowadzany (znoszony) z areny i trafiał pod opiekę
medyka. Pokonanego, któremu nie darowano życia, prze-
ciwnik dobijał. Zabitego gladiatora zwlekał z areny niewol-
nik przebrany za etruskiego demona śmierci, Charuna,
wyposażony w młot, którym na wszelki wypadek rozbijał
mu głowę. W zawodach następowała przerwa, w trakcie
której przy dźwiękach muzyki zasypywano piaskiem krew
i wyrównywano arenę, po czym następowały kolejne
pojedynki.
Czasami organizowano walki gladiatorów z dzikimi
zwierzętami — walczących z takim przeciwnikiem nazy-
wano gladiatores bestiarii — a w czasach wykraczających
poza omawiany okres organizowano walki zbiorowe, w tym
także pokazy bitew morskich, w których uczestniczyły
jednocześnie tysiące zawodników.
Większość gladiatorów żyła krótko — ginęła po kilku
zaledwie pojedynkach. Do prawdziwych wyjątków należeli
tacy, którzy walczyli w kilkunastu, rzadziej w kilku-
dziesięciu igrzyskach. Dzięki temu, że stawali się ulubień-
cami gapiów, zasługiwali na wyzwolenie. Większość gla-
diatorów jednak była traktowana jako „ludzie bez honoru",
którym nie należał się nawet prawdziwy pogrzeb.
Mimo takiego przeznaczenia — walka na śmierć i życie,
i to często z człowiekiem, z którym przyszło dzielić izbę
— w gronie gladiatorów rodziły się przyjaźnie, co czasami
skutkowało spiskami. Dlatego też bardzo często skuwano
ich na noc w obawie buntu.
Gladiatorzy byli czasem wykorzystywani przez poli-
tyków rzymskich jako straż przyboczna, a nawet wciągani
do ich spisków. Przykładem tego może być próba
wciągnięcia gladiatorów do rozgrywek politycznych
w czasie nieudanego spisku Katyliny w 63 roku, czy też
wykorzystywanie ich na szeroką skalę w czasie wojen
domowych — przez Mariusza i Cynnę do walki z Sullą,
a przez Sullę do walki o Rzym. Najbardziej zasłużeni
w tej walce zostali przez Sullę wyzwoleni i otrzymali
nazwisko Korneliusze, od imienia Sulli. Istniała także
groźba zaangażowania gladiatorów przez Cezara do walki
z senatem i Pompejuszem.
Los gladiatora był nie do pozazdroszczenia, choć
gorsza od niego była dola niewolnika w kopalni. Dlatego
przekazanie takiego niewolnika z kopalni do szkoły
gladiatorów było prawie łaską. Dobrze wyszkolony gla-
diator, zwłaszcza jeśli w trakcie walk zasługiwał u ga-
wiedzi na oklaski, mógł liczyć na uzyskanie statusu
prawie wyzwoleńca — stawał się pomocnikiem lanisty,
szkolił innych i tym samym nie brał już bezpośrednio
udziału w walce. Z czasem zdarzały się przypadki wy-
zwolenia takiego gladiatora (dzisiaj nazwalibyśmy go
pomocnikiem trenera, a może nawet trenerem ekipy
sportowców), często pod warunkiem pozostania w szkole.
Bywały też przypadki, że taki wyzwoleniec sam stawał
się lanistą, czyli właścicielem (lub wspólnikiem wła-
ściciela) szkoły — a tym samym swoich byłych kolegów.
Były to jednak tak rzadkie przypadki, iż należy uznać,
że w zasadzie jedynym wyzwoleniem gladiatora była
śmierć, a jedyną nadzieją — udana ucieczka lub bunt.
Wśród warstw wykształconych ocena tej rozrywki była
negatywna. Uważano, że jest to bezmyślna i okrutna
praktyka, niegodna ludzi myślących.
Została ona jednak zakazana w Rzymie dopiero
w IV wieku n.e. przez cesarzy Konstantyna Wielkiego
i Teodozjusza I Wielkiego. Przyczyniło się do tego rozpo-
wszechnienie religii chrześcijańskiej, która uznawała taką
rozrywkę za grzech — może dlatego, że w czasach
prześladowań za wiarę wyznawców Chrystusa często spo-
tykał los gladiatorów. Bardzo często bowiem skazywano
ich na walkę na arenie (najczęściej z dzikimi zwierzętami).
Zakazy walk i nakaz likwidacji szkół gladiatorów wydawa-
no w 399 i 404 roku n.e., niemniej jednak w Rzymie trwały
one do 440 roku, a w Cesarstwie Wschodnim (Bizantyjskim)
zakończono ich organizowanie dopiero we wczesnym
średniowieczu — w 681 roku (a więc już wtedy, gdy
chrześcijaństwo było od wielu lat religią panującą).
Rozdział II
POWSTANIA NIEWOLNIKÓW
PRZED WYSTĄPIENIEM SPARTAKUSA

PIERWSZE WZMIANKI
0 PRÓBACH WALKI NIEWOLNIKÓW O WOLNOŚĆ

Autorzy starożytni stosunkowo rzadko wspominają


w swych pismach o stosowanych przez niewolników
formach oporu przeciwko swym panom. Niemniej jednak
można i u nich spotkać informacje na ten temat. Najprostszą
z form oporu było zbiegostwo. Spotykamy się z nim już
w starożytnej Grecji i Egipcie. W Grecji zbiegowie korzys-
tali często w trakcie ucieczki z azylu świątynnego. Był to
tylko azyl czasowy — to kapłani decydowali o losie zbiega
1 mogli oddać go właścicielowi lub wyrazić zgodę na
zmianę właściciela poprzez akt kupna. Z czasem znaczenie
tego azylu wzrosło. W pismach starożytnych autorów
spotykamy nazwy takich świątyń, jak świątynia Drymakosa
na Chios (legendarnego przywódcy powstania niewolników
na tej wyspie), świątynia Artemidy Efejskiej czy świątynia
w Adanii. Ta forma oporu była w zasadzie niedostępna dla
niewolników w kopalniach, a także dla tych. którzy byli
znakowani.
Drugą formą oponi były bunty. W Grecji
wzmiankowano w zasadzie tylko o powstaniach helotów
w Sparcie. Jednym z poważniejszych buntów, opisanym
dość szeroko, jest powstanie niewolników na wyspie
Chios w III wieku. Tam niewolnicy uciekali masowo w
góry i napadali na domy swoich właścicieli. Przez jakiś
czas ich przywódcą był. według legendy, niejaki
Drymakos. Następne bunty na terenach greckich lub
hellenistycznych wybuchają w drugiej połowie II wieku.
Są to powstania na terenie byłego królestwa Pergamonu.
na wyspie Delos i w kopalniach w Attyce. Stosunkowo
szeroko opisywane powstanie Arystonikosa w
Pergamonie w zasadzie trudno nazwać typowym
powstaniem niewolników. Wywołane przez przy-
rodniego brata ostatniego króla Pergamonu. było próbą
oporu przeciw włączeniu tego państwa w skład imperium
rzymskiego. Arystonikos wezwał do walki niewolników,
ale także chłopów, ludność miejską i rzesze biedoty. Było
to więc. jakbyśmy to obecnie nazwali, powstanie
narodowowyzwoleńcze, z elementami walki niewolników
o ich prawa — przywódca obiecał im wolność. Celem
powstania było zorganizowanie "państwa słonecznego", w
którym wszyscy mieli być sobie równi. Przeciwko
powstańcom Rzym skierował armię pod wodzą konsula
Krassusa, a po jej klęsce w 130 roku — armię konsula
Marka Perpenny. Ostatecznie ten dowódca pokonał armię
powstańczą.
W swojej historii Rzymu Liwiusz wspomina o buntach
niewolników w początkowym okresie istnienia Republiki
Rzymskiej, ałe inni autorzy starożytni nie potwierdzają
tych wzmianek. Najstarszy z buntów, będący w zasadzie
buntem biedoty przeciw niewoli za długi, wybucha w IV
wieku..,(...) z jednej strony groziła wojna z Wolskami, a z
drugiej strony państwo wrzało wewnętrzną niezgodą i
rozwinęła się nienawiść między patrycjuszami a ludem,
głównie z powodu niewoli za długi. Lud szemrał, że na
zewnątrz walczy w obronie wolności i całości państwa, a
w ojczyźnie popada w niewolę (...) u własnych współoby-
wateli. Takie wrogie nastroje, tlące samorzutnie,
wyjątkowo nieszczęśliwa dola jednego człowieka
zamieniła w prawdziwy pożar. Raz wpadł na Forum
pewien starszy już człowiek; miał on na sobie wszystkie
oznaki przebytych cierpień. Ubiór jego był zupełnie
brudny, jeszcze szpetniejszy był wygląd ciała bladego i
wychudzonego jak szkielet. Oprócz tego zapuszczona
gęsto broda i włosy nadawały jego twarzy szczególnie
dziki wygląd. Poznano go jednak mimo tak strasznej
zmiany w wyglądzie (...). Pytano, skąd ten wygląd, skąd
to pohańbienie. lud skupił się wokół jego osoby jakby na
jakim wiecu, a on opowiedział, że brał udział w wojnie z
Sabinami, a ponieważ z powodu spustoszenia pól przez
wroga nie tylko nic zebrał żadnych plonów, lecz nadto
spalono mu dom. zrabowano mienie, bydło uprowadzono,
a oprócz tego w niedogodnym dla niego okresie nałożono
na niego daninę, musiał zadłużyć się. Ten właśnie dług w
połączeniu z procentami najpierw pozbawił go roli
odziedziczonej po ojcu i po dziadku, później zaś całego
mienia ruchomego (...) a wreszcie — jakby jakaś zaraza
doszedł nawet do jego osoby; wierzyciel nie zabrał go
wprawdzie w niewolę, ale zaprowadził do ergastulum
[podziemne miejsce pracy, gdzie wykonywano najcięższe
roboty] i na katownię. Tu pokazał swe plccy poranione od
niedawno otrzymanej chłosty. Na ten widok i na to
opowiadanie podniósł się ogromny hałas. Rozruchy nie
ograniczają się już tylko do rynku, lecz ogarniają miasto
w różnych punktach. Dłużnicy, zarówno wzięci w
niewolę, jak i pozostający na wolności, ze wszystkich
stron wpadają na. miejsca publiczne. (...) Wszędzie
znajdują się ludzie dobrowolnie przystający do roz-
ruchu"1. Rozruchy trwały długo, a życie patrycjuszy było
1
Tytus L i w i u s z, Dzieje od włożenia miana Rzymu. Wrocław
2004. s. ltO-112.
zagrożone. Zbuntowanych nie powstrzymała nawet
wiadomość o zbliżaniu się do miasta wrogiej armii.
Pewne uspokojenie nastąpiło dopiero po obietnicy zakazu
trzymania obywateli rzymskich w kajdanach i
zamknięciu. Obywatele wzięli udział w wojnie, licząc na
to, że po zwycięstwie obietnice zostaną dotrzymane. Ale
patrycjusze. a szczególnie lichwiarze, nic mieli zamiaru
wykazać się słownością. Po zakończeniu wojny rozruchy
wybuchły więc ponownie. Ustały dopiero po powołaniu
instytucji trybunów ludowych, których zadaniem była
ochrona praw i wolności plebsu. Jednocześnie zniesiono
instytucję niewoli za długi. Niemniej jednak trudno te
kilkuletnie zamieszki uznać za powstanie niewolników.
Natomiast od początku II wieku mnożą się lokalne
bunty, ale już na tyle poważne, że wymagające wysłania
ze stolicy wojsk pod dowództwem pretora (czyli dość
znacznego rangą urzędnika państwowego i wojskowego).
W 198 roku doszło do zamieszek wśród dużej liczby
niewolników z Kartaginy zgromadzonych w Setii (jest to
czas po klęsce Kartagińczyków w drugiej wojnie
punickiej. stąd wielość niewolników z tego państwa).
Zamieszki te stosunkowo łatwo stłumiono w wyniku
zdrady, przywódców aresztowano (choć źródła tego nic
podają, zostali prawdopodobnie straceni). Po tym buncie
przyjęto zasadę (niestety dla samych Rzymian
nicprzestrzeganą). aby nie gromadzić w jednym miejscu
znacznej liczby niewolników tej samej narodowości.
W 196 roku wybuchł bunt w Etrurii — stłumiono go po
wysłaniu wojsk pod wodzą jednego z pretorów. Część
ujętych uczestników buntu zwrócono właścicielom, część
skazano na biczowanie i następnie ukrzyżowanie (ten
rodzaj kary "wejdzie Rzymianom w krew" i będzie
stosowany na szeroką skalę przy następnych powstaniach
niewolników).
Kolejne wzmiankowane w źródłach powstanie wybucha
w 185 roku w Apulii. Tam bunt podnoszą niewolnicy-
-pasterze, dysponujący bronią (dla ochrony stad przed
drapieżnikami właściciele wyposażali ich w łuki i oszczepy).
Ich opór był zatem większy niż w trakcie poprzednich
buntów. Niemniej jednak i oni zostali pokonani po wysłaniu
przeciwko nim oddziału wojska pod dowództwem pretora
z Tarentu. Po stłumieniu buntu represje znów były okrutne
— siedem tysięcy ujętych powstańców skazano na śmierć
(prawdopodobnie także przez ukrzyżowanie).
Wymienione powstania nie miały jednak charakteru
masowego i nie stanowiły poważniejszego zagrożenia dla
systemu niewolniczego. Zagrożenie takie powstało jednak
wraz z masowym napływem do poszczególnych prowincji
wziętych w niewolę żołnierzy pokonanych armii i miesz-
kańców podbitych terenów. Wśród takich ludzi — pamię-
tających przecież o tym. że jeszcze niedawno byli wolni,
a ponadto bardzo często związanych wspólnotą języka,
religii i zwyczajów — łatwiej było o zawiązanie spisku,
łatwiejsze było też dowodzenie nimi w walce.

PIERWSZE POWSTANIE NIEWOLNIKÓW NA SYCYLII


(138-132)

Zakończenie trzeciej wojny punickiej. zniszczenie Kar-


taginy. a także pomyślne dla Rzymu wyniki wojen mace-
dońskich i syryjskich oraz wzięcie mieszkańców tych
pokonanych państw do niewoli, spowodowały masowy
napływ nowych niewolników, szczególnie na Sycylię. Ta
wyspa, obrócona przez zdobywców — Rzymian — w sku-
pisko olbrzymich majątków, w których latyfundystami byli
ekwici (klasa niższa od patrycjuszy. ale bardziej rzutka
i energiczna), przez prawie 6() lat nie zaznała wojen.
O sytuacji na wyspie pisze Diodor Sycylijski: ..Mieszkańcy
Sycylii znacznie podnieśli swój poziom życia i zgromadzili
wielkie bogactwa; kupowali niewolników w dużych iloś-
ciach. Gdy tylko sprowadzano ich w gromadach z obozu.
w którym przebywali, właściciele kazali piętnować ich
skórę znakami rozpoznawczymi. Najmłodszych przezna-
czano na pastuchów, innym przydzielano takie zajęcia,
jakie wyznaczała doraźna potrzeba. W pracy obchodzono
się z nimi surowo; uważano za właściwe tylko, by dbać
o nich w minimalnym stopniu — tak (...) jeśli chodzi
0 wyżywienie, jak i ubranie. Dlatego większość niewol-
ników zdobywała środki do życia, zajmując się rozbojami;
wszędzie było pełno zabójstw, gdyż rozbójnicy rozpełzali
»,ię jak żołnierze. Zarządzający Sycylią nie odważyli się
karać tych rozbójników z powodu wielkiego znaczenia
1 autorytetu ich właścicieli, popleczników przestępców; (...)
Niewolnicy, nękani pracą ponad siły. poniżani częstym
biciem bez najmniejszego powodu, nie mogli tego znosić
cierpliwie. Skrzyknęli się i spotkali w stosownej porze na
rozmowy o powstaniu (...)"\
Sytuacja na Sycylii była. jak wynika z opisu, w stanie
wrzenia. Potrzebny był tylko dodatkowy impuls i przywód-
ca. który wezwałby do walki i przedstawił jej ceł. Pierwsi
wojownicy już byli gotowi — to pasterze uzbrojeni przez
swych właścicieli. Stada bydła wypasano luzem, więc aby
przynajmniej w części chronić je przed drapieżnikami,
zaopatrywano pasterzy w oszczepy i łuki.
Na przywódcę powstania wybrano Eunusa. z pochodzenia
Syryjczyka, niewolnika dwu panów — Antygcncsa i Pytona
r Enny. Niewolnik ten był zdolnym prestidigitatorem,
poły kacze m ognia, przepowiadaczem przyszłości, zajmował
się także opowiadaniem i wyjaśnianiem snów. Wśród
zabobonnych niewolników (w większości Syryjczyków
i Kartagińczyków) cieszył się znacznym poważaniem.
Wykorzystywany przez właścicieli do zabawiania gości
biesiadnych, przedstawiał się jako przyszły król, co budziło
wśród panów wesołość, ale współtowarzysze niewoli darzyli

D i o d or Sycylijski. Biblioteka, Księga XXXIV. cyt. za: F o c j USJ.


biblioteka, t. 111. Kodeks 244. Wrocław 2006. s. 377-378.
go wielką czcią. „Ten człowiek jeszcze przed powstaniem
niewolników mówił, że ukazała mu się bogini syryjska
i oznajmiła, że zostanie królem. Nie przestawał rozpowiadać
tej przepowiedni wśród niewolników, jak i mówić o niej
swemu panu"3.
Wkrótce, w wyniku splotu sytuacji, j e g o autorytet został
wykorzystany, a przepowiednia stała się faktem. W Ennie
mieszkała rodzina właścicieli niewolników (niejaki Damofil
z żoną Megalillą). którzy okrutnym traktowaniem swych
podwładnych zasłużyli sobie na nienawiść niewolników.
Dręczeni niewolnicy postanowili ich, bez. względu na
konsekwencje, zamordować. O poradę poprosili Eunusa.
Ten przygotował do buntu czterystu innych niewolników.
„(...) uzbroili (się) jak mogli i pod wodzą Eunusa. który
wielokrotnie dokonywał dla nich cudu z płomieniami,
zaatakowali Ennę. Napadali na domy i dokonywali maso-
wych rzezi, nie szczędząc nawet niemowląt przy piersi. (...)
O kobietach lepiej byłoby nie mówić; hańbili je (wprost na
oczach mężów) i znieważali (...) dowiedzieli się. że Damofil
przebywa wraz z żoną w swoich ogrodach podmiejskich.
Stamtąd wyciągnął ich wysłany oddział niewolników i spro-
wadził. wlokąc na sznurze. (...) Widziano, że niewolnicy
oszczędzili jedynie ich córkę z powodu jej ludzkiego
postępowania, okazywanego współczucia i chęci śpieszenia
z taką pomocą, jakiej tylko mogła udzielić. Wynika z tego,
7e to, co spotkało innych, nie było przejawem okrucieństwa
wrodzonego niewolnikom, lecz odpłacenia się tym samym
za krzywdy, jakie im przedtem wyrządzono" 4 .
Po opanowaniu Enny i wymordowaniu właścicieli nie-
wolników, w tym tych. którzy bezpośrednio przyczynili się
do wybuchu buntu, Eunus obwołał się królem (spełnił się
więc jego sen). A że był człowiekiem mądrym i przewidu-
jącym. a także znającym granice swojej wiedzy, wybrał
s
Tamże. s. 378.
4
lamie. s. 379-380.
spośród powstańców ludzi znających się na wojnie i mia-
nował ich dowódcami swojego wojska. Początkowo w po-
wstaniu naczelne dowództwo sprawował niewolnik o imie-
niu Achaj (imię to sugeruje, że był to człowiek z kręgu
kultury greckiej — Grek lub Macedończyk — co jest
prawdopodobne, gdyż nie dalej jak 8 lat wcześniej zakoń-
czyły się wojny Rzymu z Macedończykami i ze Związkiem
Achajskim). który w kilka dni uzbroił i wyprowadził
w pole, jak podaje Diodor, 6000 powstańców.
Skierowane przeciwko nim miejscowe siły rzymskie
/lekceważyły początkowo niewolników, co sprawiło, że
rozproszone oddziały, zamiast zlikwidować powstanie,
zostały rozbite, a ich broń posłużyła zwycięzcom. Rozbicie
sił rzymskich spowodowało rozszerzenie się powstania
i wzrost liczebności wojska niewolników. „Tymczasem
jakiś Cylicyjczyk. Kleon, wszczął inne powstanie niewol-
ników. Wszyscy [Rzymianie) podnieśli się na duchu
w nadziei, że oba powstania będą się zwalczały, a sami
buntownicy wyniszczą się nawzajem i uwolnią Sycylię od
buntu. Wbrew wszelkiemu oczekiwaniu powstańcy doszli
między sobą do zgody. Kleon na zwykły rozkaz Eunusa
podporządkował mu się i sprawował czynności jakby
naczelnego dowódcy przy królu, rozporządzając (...) włas-
nym wojskiem liczącym pięć tysięcy żołnierzy"5.
W ciągu trzydziestu dni armia powstańcza wzrosła do
około 20 000 żołnierzy, o jej naczelnym wodzem został
Kleon. Do walki z nimi przystąpiła armia sycylijska,
dowodzona przez Lucjusza Hypseusza. licząca 8000 ludzi
— prawdopodobnie nie byli to legioniści w czynnej służbie,
raczej coś w rodzaju pospolitego ruszenia, składającego się
z niezbyt doświadczonych żołnierzy. W walnej bitwie
armia ta została pokonana. Przewaga niewolników — dwa-
dzieścia tysięcy przeciw ośmiu tysiącom Rzymian — nie

5
Tamżc. s. 381.
usprawiedliwiałyby takiej klęski, gdyby było to w pełni
sprawne wojsko. Wiadomość o tej porażce nic tylko rozeszła
się po Sycylii, lecz także dotarła na półwysep.
W Italii (w samym Rzymie) i na terenach greckich
(w Attyce. na wyspie Delos i w innych punktach) doszło
także do, mniejszych co prawda, wystąpień niewolników,
które zostały jednak szybko stłumione: „(...) dzięki szyb-
kiemu przyjściu z pomocą i bezwzględnym represjom
osoby odpowiedzialne za sprawy publiczne dość szybko
uśmierzył)' bunty i przemówiły do rozsądku wszystkim
pozostałym, którzy w podnieceniu wypatrywali buntu"6.
Z uwagi na te niepokoje oraz klęski Rzymu w wojnie
w Hiszpanii, prowadzonej nieudolnie i przynoszącej ogrom-
ne straty armii rzymskiej, wstrzymano na pewien czas
wysyłanie wojsk na Sycylię tak, aby zachować siły do
rozprawy z mniejszymi buntami, a także jak najszybciej
zakończyć (oczywiście zwycięsko) wojnę z plemionami
iberyjskimi w okolicach Numancji.
Wykorzystując tę nieoczekiwaną przerwę w działaniach
wojsk rzymskich na Sycylii, powstańcy opanowali prawie
całą wyspę, a ich armia urosła do około 200 000 wojow-
ników. Przez mniej więcej cztery lata wyspą rządzili
niewolnicy.
Dopiero zwycięstwa odniesione przez Scypiona Afrykań-
skiego Młodszego w Hiszpanii i zdobycie Numancji po-
zwoliły Rzymowi na reakcję na Sycylii. Wysianie na
wyspę armii pod dowództwem konsulów (zaangażowanie
tak wysokich rangą urzędników świadczyło o wadze, jaką
przywiązywano do likwidacji tego nęcącego innych przy-
kładu ..nieprawości"). Gajusza Fulwiusza Flakkusa i Luc-
jusza Kalpurniusza Pizona. a następnie przekazanie dowódz-
twa nad tą armią konsulowi Publiuszowi Rupiliuszowi,
odwróciło bieg wypadków.

* Tamże.
Zdobycie po długotrwałym oblężeniu (w trakcie którego
otuońcy z głodu dopuszczali się nawet kanibalizmu) miasta
T;uirotnenion przez Rzymian i wymordowanie wszystkich
ujętych w nim niewolników rozpoczęło pasmo sukcesów.
.(...) wódz rzymski został panem wszystkich zbiegłych
niewolników znajdujących się w mieście; poddano ich z jego
rozkazu torturom, po czym strącono w przepaść"7. Wkrótce
w otwartej bitwie zginął wódz powstańców. Kleon. a stolica
powstańców, Enna, została zdobyta w wyniku zdrady. Króla
Antiocha (bo takie imię przyjął Eunus) ujęto żywego i wtrą-
cono .,(...) go do więzienia; lam niezliczone ilości robactwa
stoczyły mu ciało i tak skończył w Nlorgantynie w sposób
odpowiadający jego łotrostwu"8. Pozostałe drobne oddziałki
powstańców zostały- rozbite lub same się rozproszyły. Wcześ-
niej oddział straży przybocznej Antiocha, liczący tysiąc ludzi,
w obawie przed mękami, na jakie zapewne zostałby wydany
przez Rzymian, popełnił zbiorowe samobójstwo.
Tak w 132 roku zakończyło się trwające 6 lat pierwsze
poważne powstanie niewolników, które wymagało zaan-
gażowania w nieprzynoszącą chwały wojnę nie lokalnych
rządców czy choćby pretorów, ale najwyższych dostoj-
ników polityczno-wojskowych, jakimi byli w Rzymie
konsulowie.
Na uwagę zasługuje też fakt, że powstanie nie wybuchło
w zupełnie przypadkowym momencie. Choć bezpośrednią
jego przyczyną była zła postawa konkretnych właścicieli
niewolników, to przecież rozpoczęło się w czasie, gdy
Rzym był militarnie zaangażowany w Hiszpanii i ponosił
tam klęski, co ułatwiło powstańcom ich walkę. Można tu
wysnuć przypuszczenie, że nie był to zbieg okoliczności,
lecz zaplanowana i w jakiś sposób koordynowana akcja.
Skoro jednak autorytety naukowe nic wyciągnęły takiego
wniosku, trudno i mi się o to pokusić.
7
Tanu«. s. 382.
* Tamże. s. 383.
DRUGIE POWSTANIE NA SYCYLII W LATACH 104-101

Pod koniec n w. Rzym. toczący dotychczas w zasadzie


zwycięskie wojny, znalazł się w poważnym niebezpieczeń-
stwie. Stale zmniejszała się liczba wolnych obywateli
zdolnych do noszenia broni, a przy tym do wyposażenia się
w tę broń — jednym słowem zaczynała się kurczyć baza
rekrutacyjna. Jednocześnie zasada, w myśl której dowódcą
armii mógł być tylko konsul (lub. gdy wystawiano więcej
niż dwie armie, były konsul, czyli prokonsul), powodowała
ograniczenie bazy dowódczej do wąskiej grupy ludzi,
z których nie wszyscy przecież mieli odpowiednie predys-
pozycje dowódcze.
W tym czasie, a dokładnie w latach 111-105. toczono
w sposób całkowicie nieudolny wojnę w Afryce przeciwko
Jugurcic — wojnę, która ukazała nie tylko brak jakiegokol-
wiek przygotowania niektórych dowódców do jej prowa-
dzenia. lecz także powszechną wśród patrycjuszy korupcję.
Jednocześnie nadeszło nowe zagrożenie z północy — na
drogę podbojów wyruszyły dwa bitne i ludne plemiona
germańskie — Cymbrowie i Teutonowie. Pierwsze starcia
Rzymian z nowymi WTOgami to pasmo klęsk i niepowodzeń.
Rzym na gwałt potrzebował wojska. Nie wystarczały zaciągi
wśród własnych obywateli, bo. choć teoretycznie populacja
była wystarczająco duża. to obywatele nie mieli pieniędzy
na wyposażenie się i uzbrojenie. Wezwanie sprzymierzeń-
ców z Italii też nie wystarczyło. Senat Rzymu wezwał więc
państwa zależne i wasalne do dostarczenia wojsk. I tutaj
zaczęły się problemy. Państwa wasalne też były poważnie
osłabione, głównie z powodu wyludnienia, którego przy-
czyną w wielu przypadkach było uprowadzanie mieszkań-
ców w niewolę do Rzymu. Nieoceniony Diodor Sycylijski
tak przedstawia sytuację: „Podczas wyprawy wojennej
Mariusza przeciw Cymbrom senat upoważnił go do zawar-
cia przymierza wojskowego z ludami zamorskimi. Mariusz
w vsłał do Nikomedesa. króla Bitynii. posłów z żądaniem
pomocy. Nikomedes odpowiedział, że większość Bityń-
czyków. ograbiona przez poborców podatkowych, popadła
w swojej prowincji w niewolę. Wobec tego senat po-
stanowił. że żaden wolny sprzymierzeniec nie może stać
s ię niewolnikiem w prowincji i że namiestnicy mają się
skrupulatnie zająć wyzwoleniem tych, których uczyniono
niewolnikami" 9 .
Takie zadanie zostało powierzone między innymi namies-
tnikowi Sycylii, propretorowi Publiuszowi Lucyniuszowi
Nerwie. Ten w swej nieudolności wezwał tych. którzy
uważali, że zasługują na wyzwolenie, przed swój trybunał.
A że każdy niewolnik w głębi duszy uważał, że popadł
w niewolę niesłusznie (czemu nie powinien się dziwić nikt.
kto ma choć trochę oleju w głowic), przybyło ich bardzo
wielu. Namiestnik, po ogłoszeniu pewnej liczby wolnymi,
przestraszył się. że przychodzi do niego aż tylu ludzi, i nie
tylko wstrzymał dalszą procedurę wyzwalania, lecz także
unieważnił wydane już poprzednio postanowienia o nadaniu
wolności. Najprawdopodobniej nie tylko masa domagają-
cych się wyzwolenia powstrzymała Nerwę — niemały
wpływ na taką decyzję miała też postawa właścicieli
niewolników, którzy po prostu go przekupili.
Doprowadziło to do spontanicznego wybuchu buntu
wśród tych. którym kazano powrócić do panów. Ten
pierwszy odruch buntu udało się stłumić dzięki podstępowi
i zdradzie, a buntownicy albo zginęli w walce, albo
popełnili samobójstwo. Nielicznych, których ujęto, zgła-
dzono. co poskutkowało rozwiązaniem przez propretora
jego. przypuszczalnie niewielkiego, oddziału żołnierzy.
Tymczasem bunt wybuchł w innym miejscu. Niezdecy-
dowanie Nerwy spowodowało szybki wzrost liczby po-
wstańców, co umożliwiło im rozbicie wysłanego przeciwko

* Tamże. s. 386.
nim oddziału wojska. „Tytyniusz stoczył bitwę z rebelian-
tami. którzy mieli przewagę liczebna i znajdowali się na
lepszych, trudno dostępnych pozycjach. Zmuszony został
do odwrotu. Spośród jego żołnierzy jedni padli zabici,
drudzy porzucili broń i z trudem znaleźli ocalenie w uciecz-
ce"10. Niewolnicy zdobyli broń, a ich armia szybko zaczęła
się rozrastać. W kilka dni przekroczyła osiem tysięcy.
Powstańcy obrali swoim wodzem i królem Salwiusza,
dotychczasowego niewolnika, a zarazem — podobnie jak
jego poprzednik sprzed kilkudziesięciu lat — trochę magika,
trochę wróżbitę. Kierując się jego wskazówkami, w armii
powstańczej zaczęto tworzyć w miarę jednolite oddziały
o zbliżonej liczebności. Oprócz oddziałów piechoty stwo-
rzono też jazdę. Powstańcy, widząc słabość przeciwnika,
dokonali symbolicznego czynu: obiegli miasto Morgantynę
— miejsce męczeńskiej śmierci Eunusa. wodza powstania
sprzed trzydziestu lat.
Wkrótce armia powstańcza przekroczyła liczbę 20 000
pieszych i 2000 konnych żołnierzy. Doszło do bitwy z armią
namiestnika liczącą 10 000 ludzi. Nieudolnie dowodzeni
Rzymianie zostali po jednym, niezbyt chlubnym zwycięstwie
(zdobyli prawie niebroniony obóz. w którym wzięli do
niewoli kobiety i dzieci), pokonani — poległo ich około 600.
a aż 4000 zostało wziętych do niewoli. Na taki wynik walki
duży wpływ miało zapewnienie wodza powstańców, że ci
z pokonanych, którzy porzucą broń. pozostaną przy życiu.
Po tym zwycięstwie ponowiono oblężenie Morgantyny.
Oblężeni Rzymianie, aby zwiększyć swoje szanse, obiecali
znajdującym się w mieście niewolnikom wolność w zamian
za udział w obronie. Ale. jak to już w historii Rzymu
bywało, po odparciu oblężenia obietnica ta nie została
dotrzymana, co spowodowało ucieczkę części niewolników
do armii powstańczej.

,0
Tamże. s. 388.
Na wieść o takim obrocie sprawy doszło do buntu
w jeszcze kilku innych miejscach wyspy. Nowi powstańcy
na wodza i króla obrali Ateniona — niewolnika, a zarazem
zarządcę dużego majątku (co wskazuje na to, że nie
był on człowiekiem niewykształconym). Jak wynika
z przekazów, znał się on także na wojnie i odznaczał
się osobistą odwagą. Podlegli mu powstańcy obwołali
go królem. Atenion na terenie opanowanym przez jego
armię przystąpił do organizacji zaplecza. Do armii nie
przyjmował wszystkich chętnych. Tym, którzy nie na-
dawali się w pełni do wojska, polecał pozostawanie
w dotychczasowych majątkach i pracę na rzecz armii
— czy to jako rolnicy zaopatrujący powstańców w ży-
wność. czy też jako wytwórcy broni (w dzisiejszych
czasach powiedzielibyśmy, że tworzył zaplecze logis-
tyczne). W stosunkowo krótkim czasie armia Ateniona
rozrosła się do liczby dziesięciu tysięcy.
Rozwój powstania spowodował nasilenie się zamieszek
na całej wyspie. Powstawały luźne bandy złożone tak
z niewolników, jak i z wolnej biedoty. Ponownie, tak samo
jak przy poprzednim buncie, Rzymianie zawiedli się
w swoich nadziejach na to. że pomiędzy przywódcami
powstania dojdzie do bratobójczych walk. Atenion uznał za
króla Salwiusza i podporządkował się jemu i jego dowódcy
wojskowemu — Tryfonowi (według niektórych historyków
Tryfon i Salwiusz to ta sama osoba — gdy bowiem
Salwiusz przyjął koronę królewską, przybrał imię Tryfon).
Zjednoczone armie powstańcze opanowały prawie całą
Sycylię. Powstańcy tworzyli na nich własną administrację,
a ich wodzowie i król zaczęli stosować ceremoniał dworski,
łączący w sobie elementy rzymskie ze wschodnim przepy-
chem (królowi i wodzom podczas oficjalnych wystąpień
towarzyszyli zawsze liktorzy uzbrojeni w topor) ).
Sytuacja na Sycylii uległa częściowej zmianie po objęciu
w 103 roku namiestnictwa przez Lucjusza Licyniusza
Lukullusa, który sprowadził na wyspę armię liczącą 14 000
żołnierzy — Rzymian i Italików.
W tym też roku doszło do wielkiej bitwy w pobliżu
miejscowości Skirtaja. Początkowo niewolnicy przeważali,
ale kilkukrotne zranienie Ateniona spowodowało panikę
wśród powstańców. Rzucili się oni do ucieczki, której nie
był w stanie opanować ich dowódca. Tryfon. „Atenion,
wspomagany przez swoich dwustu jeźdźców, zwyciężał,
pokrył trupami cały teren, na którym walczył, ale został
ranny w oba kolana. Gdy otrzymał trzecią ranę — ta
wyłączyła go z boju. W tej chwili niewolnicy upadli na
duchu i rzucili się do ucieczki. Atenion. pozostawiony na
polu bitwy jako trup. nie został rozpoznany; udawał zabitego
i z nastaniem nocy uszedł cało. Rzymianie odnieśli wspa-
niałe zwycięstwo. Wojska Tryfona poszły w rozsypkę; on
sam ratował się ucieczką. Podczas ucieczki wielu żołnierzy
padło; razem zginęło nie mniej niż dwadzieścia tysięcy
buntowników" 11 . Pretor Lukullus nie wykorzystał jednak
swego zwycięstwa i dopiero w dziewięć dni po bitwie
przystąpił do oblężenia stolicy powstańców. Triokali.
W następstwie tego opóźnienia w bitwie pod Triokalą
poniósł klęskę. „Pretor nie osiągnął żadnego z postawionych
sobie celów, czy to z powodu gnuśności, czy przekupstwa.
Dlatego właśnie Rzymianie wytoczyli mu później proces
i wydali wyrok skazujący" 12 .
Następca Lukullusa, pretor Gajusz Serwiliusz. także nie
osiągnął w 102 roku żadnych sukcesów i także został
wskutek tego skazany na wygnanie. Prawdopodobnie nie
była to jednak kara sprawiedliwa. Rzym. zajęty w tym
czasie wojną na śmierć i życie z Teutonami i Cymbrami.
nie był w stanie skierować na ten — w końcu drugorzędny
— teatr działań wojennych wystarczających sił. Wojska
powstańcze nadal odnosiły zwycięstwa. Jedyną zmianą
" Tamże. s. 394.

Tamże.
było to. że po naturalnej śmierci Tryfona na czele powstania
stał już tylko jeden wódz — wyleczony z ran Atenion.
Dopiero skierowanie na Sycylię w 101 roku. pod koniec
wojny z Cymbrami. drugiego konsula, Maniusa Akwiliusza.
zmieniło sytuację. Jak podają źródła, w bitwie wydanej
Atcnionowi „stoczył z nim bohaterski bój; zabił go, a sam
został ranny w głowę, ale wyleczył się" 13 . Jeśli to prawda.
bvł to pierwszy i zarazem ostatni przypadek potraktowania
przywódcy powstania niewolników jako osoby równorzęd-
nej i zasługującej na szacunek. Ale był to naprawdę
przypadek odosobniony. W następnej bitwie Manius Ak-
wiliusz rozbił dziesięciotysięczny oddział pow-
stańczy.
Ale powstanie, choć już w bardzo ograniczonym zakresie,
trwało. Dalej opór stawiali niewolnicy — w tym bohaterską
postawą oddziału liczącego około 1000 wojowników,
dowodzonych przez Satyra (nie wiadomo czy to imię
wodza, czy też nadany przez Rzymian bezimiennemu
niewolnikowi niezbyt pochlebny pseudonim), walcząc
w jednym z miast. Aby uniknąć strat. Rzymianie wszczęli
pertraktacje i zaproponowali bojownikom honorową kapi-
tulację. Zagwarantowano im i ich wodzowi darowanie
życia. Niestety, tutaj już nie stało konsulowi honoru.
Poddających się „wysłał do Rzymu i przeznaczył na
gladiatorów do walk z dzikimi zwierzętami. Niektórzy
utrzymują, żc zgotowali oni sobie wspaniały konicc.
Odmówili walki z dzikimi zwierzętami i pozabijali się
wzajemnie przy ołtarzach publicznych. Po zabiciu ostat-
niego, kiedy już wszyscy nie żyli. Satyr sam. własną ręką,
skończył z sobą po bohatersku" 14 . Powstanie zostało zakoń-
czone z niezbyt wielką chwałą Rzymu.
W powstaniach sycylijskich na uwagę zasługuje sposób
organizacji państwa niewolniczego. Wodzowie powstania
" Tamże. s. 395.
14
Tamże.
przyjmowali tytuły królów. W obu też przypadkach nie
zlikwidowali ustroju niewolniczego jako takiego. Wolność
otrzymali tylko ci. którzy byli zdolni do noszenia broni
i którzy przystąpili do walki. Pozostali nadal spełniali
dotychczasowe funkcje — ich zadaniem była praca dla
dobra walczących, a głównie zapewnienie armii żywności
i uzbrojenia. Nie są znane zamysły przywódców powstania
co do dalszego losu tych niewolników, którzy nie uczest-
niczyli bezpośrednio w walkach. Państwa, które starali się
oni utworzyć na Sycylii, były organizowane na wzór
monarchii hellenistycznych z pewnymi atrybutami rzym-
skimi — dlatego że tylko takie państwa i takie ustroje były
im znane. Nigdy nie udało się powstańcom opanować całej
wyspy, nie uzyskali też zbyt dużego poparcia wśród
wolnych, ale nieposiadających majątku tubylców. Los
powstań i ich uczestników był przesądzony. Nawet gdyby
przejściowo udało się opanować całą wyspę, Rzym nie
ścierpiałby na swoich ziemiach takiego tworu, który prze-
czył ustrojowi społecznemu panującemu wtedy powszechnie
na całym znanym świecie. Mimo zatem przejściowych
trudności i tak wcześniej czy później musiałby go zlik-
widować, jako źródło i podnietę do podobnych prób oporu.
Nie takie bowiem potęgi musiały uznać wyższość Rzymu
i ugiąć się przed nim — że przypomnimy tylko los
Kartaginy czy też monarchii hellenistycznych (Seleukidów
czy Macedonii), państw i plemion barbarzyńskich itp.
Zresztą. Rzymianie już nieco wcześniej (w trakcie pierwszej
wojny punickiej) opanowali tę wyspę, znali ją na wylot,
a więc mogli to zrobić po raz kolejny.

INNE WYDARZENIA UZNAWANE ZA POWSTANIA NIEWOLNIKÓW

Tuż przed drugim powstaniem na Sycylii wybuchły


w Italii także i inne zamieszki z udziałem drobnych grup
niewolników. Pierwsze z nich to bunt około 30 niewolników
w okolicach Nuceni (miasto w południowej Kampanii),
szybko stłumiony — niewolników pokonano i ukarano
śmiercią. Drugie, podobne wydarzenie to bunt już dwustu
niewolników w okolicach Kapui (to miasto, leżące także
u Kampanii, zasłynie jeszcze w późniejszym okresie).
I ien bunt krwawo stłumiono, a jego uczestników częś-
ciowo wybito w walce, częściowo wymordowano na
krzyżach.
Stosunkowo inną niż ciężki los niewolników przyczynę
miał bunt niewolników pod dowództwem wolnego, po-
chodzącego z dobrego ckwickiego domu Rzymianina.
Tytusa Wettiusza. rozgrywający się także na terenie Kam-
panii i sąsiedniej Lukanii. Tutaj powodem poderwania do
walki niewolników była romantyczna miłość do pięknej
niewolnicy, stanowiącej własność innego Rzymianina.
Zakochany młodzieniec postanowił wykupić ją z niewoli,
a że nie było go stać na zapłacenie całej kwoty, poprosił
o odroczenie długu. Niestety, w umówionym terminie nie
zgromadził "wystarczającej kw oty i nic było go stać na tak
wielki wydatek, dlatego uknuł spisek, zakupił na kredyt
pięćset zbroi, uzbroił swoich niewolników i rozpoczął
walkę z okolicznymi właścicielami, wyzwalając ich niewol-
ników. Bunt szybko się rozszerzał, toteż jego przywódca
przystąpił do organizacji własnej armii, stosując podział na
centurie i organizując obóz wojskowy na wzór armii
rzymskiej.
Senat Rzymu uznał tę sytuację za bardzo niebezpieczną
i skierował przeciwko buntownikom stosowne siły (cztery
tysiące piechoty i czterystu jazdy) pod dowództwem pretora
Lucjusza Lukullusa (tego samego, którego później skiero-
wano na Sycylię, gdzie się nie popisał). ..Pretor wyruszył
tego samego dnia na czele sześciuset żołnierzy i dotarł do
Kapui. gdzie zgromadził cztery tysiące piechoty i czterystu
jeźdźców. Dowiedziawszy się o przybyciu Lukullusa,
Wettiusz zajął umocnione fortyfikacjami wzgórze i obsadził
je swoim całym wojskiem, liczącym trzy tysiące pięciuset
ludzi"'5.
Buntownicy, mający przewagę nad Rzymianami — bro-
nili się przecież w ufortyfikowanym obozie na szczycie
wzgórza — odnosili początkowo sukcesy. Do upadku tego
nietypowego powstania przyczyniła się zdrada jednego
z wodzów — podobnie jak Tytus Wettiusz wolnego
Rzymianina. Apoloniusza: „Potem Lukullus przekupił Apo-
loniusza. dowodzącego wojskami Wettiusza, zapewnił go
— dając porękę państwową — że nie poniesie kary,
i nakłonił, by zdradził swoich wspólników. Tak więc
Apoloniusz, współdziałając z Rzymianami, podniósł rękę
na Wettiusza" 16 . Zdradzony przez wspólnika, Wettiusz
w obawie przed karą. jaka by go czekała, popełnił samobój-
stwo. Ujętych niewolników zgładzono. Rzymianie tym
razem dotrzymali danego zdrajcy słowa i darowali mu życie.
Powstanie (a raczej rewolta) Wettiusza mieści się pomię-
dzy pojęciami powstania niewolników i ich walki o wolność
a wykorzystaniem potencjału bojowego niewolników przez
wolnych Rzymian — z tą tylko różnicą, że nie było to
wykorzystywanie ich do walki o wpływy polityczne czy
o władzę, ale do załatwienia spraw czysto osobistych.
Zwycięstwa Rzymian w walce z niewolnikami nie
przynosiły chwały wodzom, nic dawały prawa do triumfu,
choć często wymagały większego talentu wojskowego
i wysiłku niż zwycięstwa nad barbarzyńcami. Cóż to
bowiem za sukces pokonać „mówiące narzędzia". A prze-
cież najgorsze miało dopiero nadejść. Masowe bunty
niewolników nie przyczyniły się do zmiany sposobu myś-
lenia ich właścicieli, nie spowodowały zmiany sytuacji
niewolnych. wprost przeciwnie pogarszały ją. Ponadto,
z upływem czasu od drugiego powstania na Sycylii, możni
zapominali o swoim przerażeniu, pamiętali natomiast, że
li
Tamże, s. 385.
Tamże.
powstania udało się przecież stłumić. W dodatku, mimo
swej siły, powstania ograniczały się do niewielkich terenów.
a nawet, jak w przypadku powstań sycylijskich, do prowincji
w pewnym stopniu odizolowanych od reszty państwa. To
wszystko powodowało z upływem czasu bagatelizowanie
niebezpieczeństwa. Otrzeźwienie nastąpiło dopiero po naj-
większym buncie w historii Rzymu — buncie, który
w pewnym momencie zagroził nawet samemu miastu
i doprowadził do zniszczeń na terenie całej Italii.
Rozdział III
SYTUACJA POLITYCZNO-MILITARNA RZYMU
NA PRZEŁOMIE II I I WIEKU

Zwycięskie zakończenie w 146 roku wojny z Kartagina


i jej ostateczne zniszczenie spowodowało przejściowe
osłabienie Rzymu i spowolnienie dalszych podbojów. To
z kolei wywołało ożywienie wśród zewnętrznych przeciw-
ników imperium.

WOJNA Z JUGURTĄ (111-105)

Wojny z tymi zewnętrznymi przeciwnikami, toczone


ze zmiennymi skutkami, powodują reakcję łańcuchową.
Pasmo kompromitacji rozpoczyna wojna w Afryce z nu-
midyjskim królem Jugurtą. Ten nieślubny wnuk stronnika
Rzymu. Masynissy. usynowiony na łożu śmierci przez
swego stryja Micypsę. po jego zgonie zabija jednego
ze swoich przybranych braci. Hiempsala. i doprowadza
w krótkim czasie do obalenia władzy drugiego z nich.
Adherbala. Obalony władca szuka pomocy w Rzymie.
Jugurta, znając chciwość patrycjuszy rzymskich, „wy-
prawia do Rzymu posłów z wielką ilością złota i srebra
i zaleca im najpierw hojnie obdarować dawnych jego
przyjaciół, następnie nowych jeszcze pozyskać, w końcu
wahania robić wszystko, co tylko przekupstwem da
osiągnąć. A kiedy posłowie przybyli do Rzymu
I według zalecenia króla przesłali wielkie podarunki
swvm gospodarzom i innym osobistościom, mającym
podówczas znaczenie w senacie, doszło do tak gwałtow-
nej zmiany nastrojów, że w miejsce największej nienawi-
ści, jaka otac/ała Jugurtę. zyskał on znaczenie i życz-
liwość arystokracji"1. Senat Rzymu przekupiony przez
jugurtę, nie bacząc na prośby wygnanego Adhcrbala.
doprowadził tylko do przywrócenia go do rządów w czę-
ści państwa. Rzymscy posłowie wysłani do Numidii
zostali przekupieni przez Jugurtę i przeprowadzili podział
królestwa w taki sposób, że najbogatsze tereny przyznali
uzurpatorowi. Ale i to było nic w smak ambitnemu
Jugurcie. który po krótkim czasie rozpoczął na nowo
wojnę z bratem. Pomimo przybycia posłów rzymskich,
udało mu się pokonać, a następnie zabić Adherbala. T e g o
było już dla Rzymian za wiele. Posłów Jugurty od-
prawiono do Afryki, a w ślad za nimi wysłano armię
konsularną pod dowództwem konsula Lucjusza Kalpur-
niusza Bestii.
Początkowo Rzymianie odnoszą sukcesy. Zajęli część
Numidii, w tym kilka miast. Na dłuższą metę jednak
Lucjusz Kalpurniusz nie okazał się dobrym wodzem.
Jugurta przez posłów zaczął go kusić pieniędzmi i na
trudności wojny wskazywać, konsul, którego chorobą była
chciwość, łatwo dał się zawrócić z obranej drogi"2. Strony
dogadały się i wojna ustała. Oburzenie tak jawnym przekup-
stwem powstałym w Rzymie poskutkowało wyznaczeniem
nowego wodza armii — konsula Spuriusza Albinusa. Ten
z kolei, zajęty bardziej karierą polityczną niż wojną, opuścił

Gajus S a l u s t i u s z Knspus. Wojno z Jugurtą, w: tego/. Sprzysi<ir


**e Kary liny i Wojna z Jugurtą. Wrocław 2006. s. 76.
J
Tamże. $. 95.
armię, pozostawiwszy ja pod dowództwem swego brata
Aulusa.
Aulus, wiedziony ambicją, postanawia sam zakończyć
wojnę i, pomimo nastania zimy, wyprawia się na Jugurtę.
Zwiedziony przez przeciwnika i wciągnięty w zasadzkę,
został pokonany (nie obeszło się i tu bez zdrady i przekup-
stwa, ale tym razem na niższych szczeblach dowodzenia).
.Jugurta w rozmowie (...) z Aulusem oświadcza, że
chociaż zamknął go w takim kotle, że mógłby go orężem
lub głodem zgubić, to jednak pomny na niestałość
i zmienność losów ludzkich przepuści ich wszystkich cało
pod jarzmo, jeśli Aulus zawrze z nim układ pokojowy;
prócz tego winien Aulus w przeciągu 'dziesięciu dni
opuścić terytorium Numidii" 3 . Okrążona i pozbawiona
wody i żywności armia poddaje się. Zostaje przepusz-
czona pod jarzmem (niezwykła hańba dla Rzymian), a jej
dowódca zgadza się za cenę życia swojego i swoich
żołnierzy na wszystkie warunki Jugurty. Powróciwszy do
Afryki po reprymendzie udzielonej przez senat, konsul
Albinus zastał armię zdemoralizowaną i niezdolną do
udziału w wojnie, pozbawioną nie tylko woli walki, lecz
także i części broni.
Wobec takiego stanu rzeczy działania wojenne zostają
zawieszone do czasu przybycia nowego wodza — konsula
Metellusa, co nastąpiło w 109 r. Nowy wódz na wstępie
podejmuje czynności majace na celu przywrócenie spraw-
ności wojsku. Nie przystępując do walki, całą energię
wkłada we wzmocnienie dyscypliny poprzez stałe ćwicze-
nia. Po przywróceniu armii spoistości decyduje się na
wznowienie walk. Dochodzi do bitwy nad rzeką Muthul.
w której, po początkowych sukcesach Jugurty, szczęście
odwraca się od Numidyjcżyków. Armia rzymska zaczyna
odnosić zwycięstwa. Kolejne klęski powodują tak duże

' Tamże, s. 107-108.


straty w armii Jugurty, że na koniec pozostają mu tylko
nie wyszkoleni rekruci.
Mimo odnoszonych przez Rzymian sukcesów, wojna
przedłuża się. Nie pomaga nawet taktyka „spalonej ziemi"
__ pustoszenie przez Rzymian pól, palenie lasów i nisz-
czenie miast i osiedli. Jugurta z kolei prowadzi wojnę
metodą partyzancką. Najbardziej zaciętą bitwą tego etapu
wojny jest oblężenie Zamy (miasta znanego z klęski
Hannibala w 202 roku).
W toku tej kampanii wojennej ostateczne szlify bojowe
zdobywa wschodząca (choć będąca już w kwiecie wieku)
gwiazda armii rzymskiej — legat Gajusz Mariusz (czło-
wiek pochodzący z nizin społecznych, którego działalność
zarówno wojskowa, jak i polityczna zaważy znacząco na
dziejach Rzymu). W trakcie kolejnej kampanii, prowa-
dzonej w latach 107-105. Gajusz Mariusz, już jako konsul,
wespół z kwestorem Lucjuszem Korneliuszem Sullą (także
niepochodzącym z arystokracji i też człowiekiem, który,
mimo chlubnych c z y n ó w , zapisze się w pamięci potom-
nych jako zbrodniarz o niepohamowanej ambicji i żądzy
władzy za wszelką cenę), ostatecznie zwycięża tę, tak
kompromitującą, wojnę.
Jugurta. wydany przez s w e g o teścia i stronnika. Bok-
chusa. zostaje zawieziony do Rzymu, gdzie zgodnie ze
zwyczajem rzymskim zostaje zamordowany. Nic jest
to jednak koniec kłopotów- R / y m n i kompromitacji
nieudolnych często d o w ó d c ó w . „W tym samym czasie
wodzowie nasi Kwintus Cepion i Gncjusz Maniliusz
nieszczęśliwie walczyli z Gallami [błąd autora cytatu:
nie z Galami, lecz z plemionami germańskimi: Cymb-
rami. Teutonami i Ambronami). Od tej grozy zadrżała
cała Italia. Od tego czasu aż po dziś dzień panowało
wśród Rzymian mniemanie, że każdy nieprzyjaciel uleg-
nie ich męstwu, jednakże z Gallami [Germanami] walka
toczy się już o sam byt. a nie o sławę. Lecz kiedy
zakończono wojnę w Numidii i doniesiono, że Jugurtę
związanego wiodą do Rzymu, Mariusz, choć nieobecny,
został wybrany konsulem i jako prowincję wyznaczono
mu Galię. Jako konsul odbył z wielką chwałą triumf
w dniu pierwszym stycznia. I w tym czasie cała nadzieja
i potęga państwa opierała się na jego osobie" 4 .

NAJAZD CYMBRÓW I TEUTONÓW

W 120 roku z zimnej, ciasnej i niezbyt urodzajnej


Jutlandii ruszają głodne, żądne walki i łupów, a przy tym
bitne plemiona germańskie. Może pierwotnie był to
wymarsz w celu znalezienia nowego terytorium do osied-
lenia się, ale w trakcie wędrówki priorytety się zmieniły.
Wyprawa przeradza się w wyprawę rabunkową. Droga
tych plemion jest kręta i znaczona stałymi walkami
z mieszkańcami terenów, przez które wiedzie ich szlak.
Wcześniej lub później na trasie ich marszu nieuchronnie
musiały znaleźć się tereny pozostające pod władzą lub
..opieką" Rzymu.
Takie ..spotkanie" nastąpiło w 113 roku, gdy Germanie
najechali na sojuszników Rzymu — Noryków. Wezwany
do pomocy Rzym wysyła dwulcgionową armię konsula
Gncjusza Papiriusza Karbona — około 20 0 0 0 legionistów
i oddziałów posiłkowych rekrutujących się spośród jego
sprzymierzeńców. Z tą armią konsul postanowił zaatakować
hordę liczącą trzysta tysięcy wojowników, nie zwracając
uwagi na to. że przecież wysłannicy plemion germańskich,
mający na uwadze sławę, jaką cieszyły się Rzym i jego
wojsko, obiecali wycofać się z krainy Noryków. Co
zamierzył, to i wykonał.
W bitwie, która rozegrała się niedaleko od obleganej
przez Germanów Norci, konsul ukarany „(...) został za

* Tamzc. s. 188.
swoje wiarołomstwo, bo poniósł wielkie straty. (...) Może
nawet byłby wszystkich zgubił, gdyby nic to. że jeszcze
w ciągu bitwy zapadły ciemności, a następnie lunął deszcz
i odezwały się donośne grzmoty. Jedni i drudzy wycofali
się i walkę ze strachu przed mocami niebieskimi przerwano.
Rozproszeni Rzymianie schronili się mimo to w lasy
i dopiero po trzech dniach ledwie się pozbierali. Teutonowie
zaś pociągnęli do kraju Galów" 5 . Germanie nie przeszli
więc do Italii, lecz, jak wynika z powyższego cytatu,
skierowali się na żyzne tereny Galii.
Do następnego starcia z nawałnicą teutońsko-cym-
bryjską dochodzi w 109 roku w prowincji Galia Za-
alpejska, a więc już na terytorium Rzymu. Wysłany
przeciwko tym najeźdźcom konsul Marek Juniusz Sylanus
poniósł druzgocącą klęskę.
Następny wódz rzymski, konsul Lucjusz Kasjusz Lon-
ginus. w walce z helweckimi Turyngami. którzy opuścili
swoje ziemie w obawie przed Cymbrami i Teutonami,
także ponosr w 107 roku sromotną klęskę. Wódz rzymski
zginął w bitwie, a pozostali przy życiu legioniści przeszli
pod jarzmem i dzięki temu uzyskali wolność. Była to już
trzecia armia, którą utracono w walce w ciągu niespełna
pięciu lat.
W końcu senat Rzymu uwierzył, że przeciwnik jest
naprawdę groźny, i wysłał aż dwie armie konsularne, każdą
liczącą po czterdzieści tysięcy żołnierzy — niestety, roz-
dzielone pomiędzy dwóch dowódców, w dodatku skłóco-
nych ze sobą. W tej sytuacji dochodzi w 105 roku do bitwy
pod Arausio. Kończy się ona totalną klęską Rzymian.
Germanie nie brali w tej bitwie jeńców, toteż straty
Rzymian wyniosły 120 CX)0 ludzi, w tym 80 0 0 0 samych
żołnierzy 6 .

A p p i a n z Aleksandrii. Historia rzymska, t. f. Wrocław 2004. s. 60.


P. R o c h a 1 a. Imperium u progu zagłady. Najazd Cymbrów i Teuto-
Warszawa 2007. s. 84.
Rzym stanął w obliczu totalnej zagłady. Kolejne
wybijane przez przeciwników armie (pamiętajmy, że
dopiero co skończyła się wojna z Jugurtą) to ogromna,
trudna do odrobienia strata dla wojska. Powszechny spis
ludności, przeprowadzony w 114 r. wykazał, że Rzym
liczy 394 336 obywateli (jest to liczba teoretycznie
zdolnych do służby w wojsku). Ale wielu z nich z różnych
powodów nie nadawało się do służby wojskowej. Pozo-
stawała jeszcze rzesza tak zwanych sprzymierzeńców
— mieszkańców Italii, niebędących obywatelami Rzymu
— ale i oni ponieśli straty w poprzednich walkach,
a poza tym Rzymianom nie mieściło się w głowach, by
w ich armii służyło więcej Italików niż obywateli
rzymskich.
Jedyną szansą, jaką widzieli prości obywatele Rzymu,
było powierzenie prowadzenia wojny zwycięzcy Jugurty,
konsulowi Gajuszowi Mariuszowi. Był to najszczęśliwszy
wybór. (Znamienne jest i to. że dla uniknięcia corocznej
zmiany naczelnego dowódcy Mariusz został wybrany na
stanowisko konsula na okres od 104 do 100 roku — czyli
sprawował ten urząd 5 lat z rzędu, a w sumie przez siedem
kadencji, także w latach 107 i 86.)
Mariusz w stosunkowo krótkim czasie stworzył nową
armię, stosując w jej organizacji swoiste zasady, ujęte
później w ramy tak zwanej reformy Mariusza (szcze-
gółowo reforma ta zostanie omówiona w następnym
rozdziale). W szerokim zakresie zaangażował do walki
mieszkańców Italii (Italików lub, jak się ich także
nazywa, Latynów). Sprzymierzeńcami Rzymu stały
się w tej wojnie (choć tylko przymusowo) także i inne
ludy — te zagrożone przez Cymbrów i Teutonów.
Były to głównie stawiające opór Germanom ludy ga-
lijskie, zarówno te. które już podlegały władzy Rzymu
(mieszkańcy Galii Przcdalpejskiej i Galii Zaalpejskiej),
jak i wolni Galowie.
Szczęściem dla Rzymu było i to, że po bitwie pod
Arausio w o j s k a napastników się rozdzieliły. Cymbrowie
najechali Hiszpanię, a Teutoni pozostali w Galii. Po
niepowodz.eniach w Hiszpanii i zbyt słabych zdobyczach
w Galii następuje zmiana planów — oba plemiona
decydują się zaatakować Italię. Tym razem napastnicy
postanawiają dokonać najazdu nic z jednego, lecz z dwu
kierunków. Teutoni mają, po spustoszeniu Galii Zaalpej-
skiej. wkroczyć na półwysep od zachodu, a Cymbrowie
od wschodu. Plan byłby dla Rzymu zabójczy, gdyby
nie to, że zawiodła (co w zasadzie nie powinno dziwić)
koordynacja działań, a także gdyby nie mistrzowskie
działania Mariusza.
Po upływie aż dwóch lat miało miejsce kolejne starcie.
Przeciwko samym Teutonom oraz Ambronom (sojusznikom
Teutonów) stanęła armia Gajusza Mariusza. Do decydującej
walki doszło na terenie Galii Zaalpejskiej pod Aquae
Sextiae w 102 roku. W rozegranej w dwóch ..odsłonach"
bitwie Gcntianie. pomimo liczebnej przewagi, ponieśli
klęskę tak wielką, że oba uczestniczące w niej plemiona
praktycznie przestały istnieć. W bitwie tej łącznie poległo
— według różnych przekazów — od stu pięćdziesięciu do
dwustu tysięcy wojowników germańskich, a około dziewięć-
dziesięciu tysięcy dostało się do niewoli.
Pół roku później, wiosną 101 r. doszło na terenie
Galii Pizedalpejskiej do slaicia z Cyinbiaiiii. klóizy
nie mieli pojęcia, że ich sojusznicy przestali już istnieć.
Armia rzymska, dowodzona przez prokonsula Kwintusa
Lutacjusza Katulusa, w pierwszym zetknięciu z wrogiem
uległa panice i wycofała się aż za rzekę Pad. Tym
samym praktycznie bez oporu oddała prawie całą Galię
Przedalpejską. Dopiero połączenie otrzeźw iałej po pa-
nicznym odwrocie armii Katulusa ze zwycięską, a więc
Pewną swej siły, armią Mariusza, pozwoliło Rzymianom
na udział w otwartej bitwie.
Ostatnia bitwa rozegrała się pod Vercellae na terenie
Galii Przedalpejskiej. Do walki stanęło około czterdziestu
tysięcy żołnierzy rzymskich przeciwko około stu tysiącom
cymbryjskich wojowników. Bitwa ta. podobnie jak bitwa
z Teutonami. zakończyła się praktycznie unicestwieniem
wojowniczego plemienia. Według różnych źródeł w bitwie
tej poległo (lub popełniło samobójstwo w obawie przed
niewolą) około stu czterdziestu tysięcy członków plemienia,
do niewoli trafiło natomiast sześćdziesiąt tysięcy .
Zagłada grożąca Rzymowi od kilkunastu lat została
oddalona.

WOJNA ZE SPRZYMIERZEŃCAMI

Okres w z g l ę d n e g o spokoju po zakończeniu wojny


z Cymbrami i Teutonami nie trwał zbyt długo, a i tak był
to okres spokoju tylko na granicach. Wewnątrz narastały
konflikty, z których jeden przekształcił się w otwartą
wojnę. W pewnym sensie można byłoby nazwać go
wojną domową. Wrzenie wśród plemion zamieszkujących
Italię, a niebędących Rzymianami, narastało od dawna.
Nierównoprawnc traktowanie tych plemion i jednoczesne
nakładanie olbrzymich o b o w i ą z k ó w , g ł ó w n i e o charak-
terze militarnym (przymusowe dostarczanie wojsk posił-
kowych na praktycznie wszystkie toczone przez Rzym
wojny), podatków i danin, a także stopniowa uliala
ziemi publicznej przejmowanej przez Rzymian, powodo-
wały opór.
W czasie wojen na terytorium Italii zdarzały się
przypadki przechodzenia całych plemion na stronę prze-
ciwnika. Tak było podczas wojny z Pyrrusem. jak też
w czasie wojny z Hannibalem. Plemiona Italii domagały
się zrównania w prawach z obywatelami Rzymu. Żądania

Liczbę poległych i w/iętych do niewoli Teutonów i Cymhrńw


przytaczam za P. R o c h a l ą , dzcyt . s. 183-184. 222.
takie stawiała nie tylko starszyzna plemienna, licząca na
włączenie jej do szeregów arystokracji, lecz także po-
spólstwo.
Nadzieję na rozwiązanie sprawy po ich myśli rozbudził
w 91 roku w sprzymierzeńcach trybun ludowy Marek
Liwiusz Druzus. Rozumiejąc potrzeby sprzymierzeńców
i niższych warstw społecznych, zaproponował cztery usta-
wy. z których jedna dotyczyła nadania pełnych praw
obywatelskich wszystkim wolnym mieszkańcom Italii. Opór
warstwy możnych (patrycjuszy i ekwitów) skłonił go do
poszukiwania rozwiązania siłowego, w oparciu o istniejące
wśród plemion tajne stowarzyszenia. Próba ta jednak
zakończyła się zamordowaniem Druzusa 8 .
W tej sytuacji jedyną drogą do osiągnięcia praw
obywatelskich dla większości plemion italskich stała się
wojna. Rozpoczęła się ona w roku 90 w Asculum w wy-
niku przypadku. Przebywający w mieście pretor Gajusz
Serwiliusz po części wykrył spisek. „(...) wpadł do
Askulum. gdzie święcono właśnie jakąś uroczystość i po-
czął ostro grozić mieszkańcom, został przez nich zabity,
ponieważ sądzili, że wykrył on już ich plany. Razem
z nim zginął też legat jego. (...) Kiedy ci padli, nie
oszczędzano już i innych Rzymian, lecz wszystkich,
którzy tam bawili, Askulańczycy napadali i wycinali,
a mienie ich roz-grabiali"9.
Sygnał do walki został wydany. Sprzymierzeńcom
pozostała już tylko wojna. Początkowo nie wszystkie
plemiona przystąpiły do walki, ale historyk Appian z Ale-
ksandrii wymienia ich aż 13. Szybko zaczęto formować
armię: „zaczęli się zbroić, mieli zaś prócz wojsk stojących
Po miastach ogółem do 100 000 jazdy i piechoty. Rzy-
mianie ze swej strony łącznie z ludami italskimi, które

Zob. M. J a c z y n o w s k a . Historia siarotytnego Rzymu, Warszawa


'982. s. 150 « n.
A p p i a n z Aleksandrii, d^cyt.. t. U. s. 645.
jeszcze utrzymały związek z nimi, wystawili przeciw nim
równe siły" 10 .
Rzym potraktował sprawę poważnie i skierował przeciw
sprzymierzonym plemionom armie dowodzone przez kon-j
sulów Lucjusza Juliusza Cezara i Publiusza Rutyliusza
Lupusa. Dodano im doświadczonych dowódców, jak Gajusz
Mariusz (nadal świetny, pomimo podeszłego już wieku),
Gnejusz Pompejusz Strabon (ojciec przyszłego konsula
i triumwira Pompcjusza Wielkiego), Kwintus Cepion,
Gajusz Perpenna, Licyniusz Krassus (ojciec pogromcy
Spartakusa, Marka Krassusa) i Korneliusz Sulla.
Wojna przebiegała zmiennie — sukcesy odnosiła to ;
jedna, to druga strona. Często na stronę sprzymierzeńców
przeciągano żołnierzy rzymskich i ich najemników. „Kiedy
zaś Sckstus Cezar ściągnął 10 000 piechoty galijskiej oraz
konne i piesze oddziały Numidów i Mauretanów i poma-
szerował na Acerrac. Papiusz [wódz zbuntowanych plemion]
sprowadził syna byłego króla numidyjskicgo Jugurty,
Oksyntasa. strzeżonego przez Rzymian w Wenuzji, i przy-
brawszy go w purpurę królewską raz po raz pokazywał
Numidom służącym pod Cezarem. (...) Ponieważ wielu
Numidów gromadnie przechodziło do niego jako swego
króla, więc Cezar odesłał resztę ich do Afryki jako
podejrzanych" 11 .
Obie strony toczyły walkę bezpardonowo i przeprowadzały
w zdobywanych miastach masowe rzezie przeciwników.
Często uciekano się do podstępów. Armia rzymska ponosiła
duże straty — między innymi zginął jeden z jej wodzów,
konsul Rutyliusz Lupus. W wojnie wytracono prawie całko-
wicie plemię Marsów, którzy uprzednio zabili w walce
jednego z kolejnych konsulów. Lucjusza Porcjusza Katona.
Rzezi Marsów dokonał Mariusz, za co też odbył swój ostatni
w życiu triumf.
10
Tamże, s. 646.
11
Tamźc, s. 649-650.
Aby zachować wierność Umbrów i Etrusków, konsul
Juliusz Cezar (nie mylić z późniejszym triumwirem i dyk-
tatorem) p«d koniec 90 roku wniósł projekt ustawy przy-
dającej wiernym sprzymierzeńcom pełne prawa obywatel-
skie. .Rzymianie nie przyjęli jednak tych nowych obywateli
do 35 tribus [dzisiejszy okręg wyborczy], na jakie się
wówczas dzielili, by przeważając liczebnie przy głosowaniu
nie brali góry nad dawnymi obywatelami, lecz stworzyli 10
nowych tribus, w których mieli głosować na ostatku. (...)
Toteż głos ich był często bez znaczenia, ponieważ 35
dawnych tribus, które wpierw powoływano do głosowania,
stanowiło większość" 12 .
Przeciągające się walki skłoniły Rzym do dalszych
ustępstw — w 89 roku ogłoszono nową ustawę (lex Plautia
Papina), przyznającą pełne prawa obywatelskie wszystkim
sprzymierzeńcom, którzy w nieprzekraczalnym terminie 60
dni zaprzestaną walki i złożą broń. Spowodowało to rozłam
w szeregach sprzymierzeńców. Poszczególne plemiona
zaczęły przechodzić na stronę Rzymu lub tylko wycofywać
się z walki i składać broń.
Wojna ostatecznie zakończyła się w 88 roku. ..Takie to
były główne wydarzenia w wojnie ze sprzymierzeńcami
w Italii, prowadzonej z wielką zaciętością aż do końca,
dopóki cała Italia nie otrzymała obywatelstwa rzymskiego.
(...) Włączeni zostali do tych samych tribus, co poprzednie
ludy, aby wymieszani między dawnych obywateli nie mieli
w głosowaniach przewagi nad nimi. mimo że stanowili
większość'" 3 .
Pomimo włączenia plemion do szeregów obywateli, nie
uzyskały one jednak pełnych praw. Co prawda cytowany
powyżej Appian pisze o dziesięciu nowych tribus (czyli
okręgach wyborczych), które utworzono specjalnie dla tych
nowych obywateli, ale. po pierwsze, zmniejszało to ich
" Tamże. s. 655.
" Tamże, 5. 658.
wpływ na wyniki głosowań, po drugie większa niż u starych
obywateli odległość do stolicy ograniczała ich udział
w głosowaniach, a po trzecie należy zaznaczyć, że staro-
żytny autor się pomylił — tych nowych tribus utworzono
nie dziesięć, tylko osiem.
Do pełnej integracji z Rzymem jako ojczyzna dochodziło
bardzo powoli. Świadczyć może o tym i to. że podczas
powstania S p a r t a k u s a w jego armii znalazło się trochę tych
nowych (bo raptem sprzed 15 lat) obywateli, szczególnie
spośród biedoty i plemienia Samnitów. Mogłoby ich być
znacznie więcej, gdyby nie pamięć niektórych plemion
o tym. że w armii rzymskiej, szczególnie w oddziałach
dowodzonych przez Mariusza i Sullę (ci dwaj już wówczas
nienawidzili się), służyło wielu niewolników, którzy za
swoje zaangażowanie uzyskali wyzwolenie (choć nie wszys-
cy — Rzymianie niezbyt lubili dotrzymywać słowa danego
niewolnikom).
Pomimo poniesionych w toku wojny bardzo dużych
strat, w jej rezultacie, jak wynika ze spisu ludności
dokonanego w 86 roku, liczba obywateli Rzymu znacznie
wzrosła i przekroczyła 463 tysiące 14 . Ten wzrost nie był
efektem przyrostu naturalnego, lecz przyznania praw oby-
watelskich byłym sprzymierzeńcom.

PIERWSZA WOJNA Z MITRYDATESEM (88-84)

Jeszcze tliła się wojna ze sprzymierzeńcami, gdy doszło


do bardzo ciężkiego i długotrwałego konfliktu zbrojnego
z królem Pontu. Mitrydatesem VI Eupatorcm. Ten bardzo
zdolny władca, uważający się za kontynuatora dzieła
Aleksandra Wielkiego, postanowi! po objęciu tronu w Pon-
cic rozszerzyć swoje władztwo na całe terytorium Azji
Mniejszej. Pierwsze jego łupem padło królestwo Bitynii
14
J. W o l s k i . Historia powszechna Starożytność. Warszawa 1971,
s. 398. Także M. J a c z y n o w s k a. dz.cyt.. s. 152.
rządzone przez rzymskiego nominanta. Zagrożony władca
tego państwa do wojny z Milrydatesem przygotował
armię liczącą 50 tysięcy piechoty i 6 tysięcy jazdy,
p o n a d t o do walki po j e g o stronie stanęły wojska rzymskie
dowodzone przez Maniusza Akwiliusza (byłego konsula,
któremu zlecono „uporządkowanie" zagmatwanych stosun-
ków w Azji Mniejszej), namiestnika prowincji Azja
- Gajusza Kasjusza Longinusa. oraz namiestnika Cylicji
-Kwintusa Oppiusza. Podległe im wojska liczyły łącznie
około 120 tysięcy piechoty i 12 tysięcy jazdy.
Armia Mitrydatesa liczyła 250 tysięcy piechoty i 40 ty-
sięcy jazdy 15 . Połączone armie Bityńczyków i Rzymian
poniosły w kilku starciach z Pontyjczykami totalną klęskę.
Mitrydates opanował Bitynię i wkroczył na terytorium
rzymskie — do prowincji Azja.
Tam przedstawiał się jako wybawiciel z rzymskiego
ucisku, szczególnie zaś zadbał o pozyskanie sobie Greków,
zamieszkujących od dawna miasta na wybrzeżu Morza
Egejskiego.'Helleni, od czasów wielkiej kolonizacji grec-
kiej bardzo liczni na tych terenach, witali go z radością.
Wychodząc naprzeciw ich oczekiwaniom, a zarazem
pragnąc ich trwale ze sobą związać, Mitrydates wydał
w Efezie edykt skierowany przeciwko Rzymianom i wszy-
stkim ich sojusznikom: ..(...) do wszystkich satrapów
i władz miejskich wysłał tajne zlecenie, aby po upływie
30 dni wszyscy równocześnie uderzyli na bawiących
u nich Rzymian i Italików. żony ich. dzieci, tudzież
wyzwoleńców pochodzenia italskiego, zabili ich i ciała
nie pogrzebane porzucili, mienie zaś ich podzielili między
siebie i króla Mitrydatesa. (...) Równocześnie wyznaczył
kary za ich pogrzebanie lub ukrywanie oraz nagrody dla
donosicieli i tych. co zabijają ukrywających się. Niewol-
nikom, którzy zdradzą lub zabiją swych panów, obiecał

" A p p i a n z Aleksandrii, dz-cyl.. t. H. s. 482.


wolność. (...) Rozkazy te rozesłał Mitrydates w tajemnicy
w tym samym czasie. Kiedy więc nadszedł dzień wy-
znaczony, w całej Azji rozgrywały się różne żałosne
wydarzenia" 16 . Mieszkańcy prowincji wykonali ten rozkaz
z prawdziwą „przyjemnością", taka bowiem panowała
wśród nich nienawiść do Rzymian. W podzięce za ten
czyn Mitrydates zwolnił wszystkie miasta greckie w Azji
z podatków na pięć lat.
Po zajęciu Azji król skierował się do Grecji właściwej,
gdzie, obróciwszy demokratów przeciwko stronnikom
rzymskim, pozyskał nowych sojuszników. W rezultacie
władza Rzymu i tam została obalona. Grecy witali
Mitrydatesa jak zbawcę i traktowali Rzymian przebywa-
jących wówczas na terenie Grecji podobnie jak niedawno
w Azji. Opór stawił Mitrydatesowi jedynie Rodos, ponadto
walkę prowadziły nieliczne wojska namiestnika Macedo-
nii. Strony konfliktu — zarówno Mitrydates i jego sojusz-
nicy. jak i nieliczne wojska rzymskie ze swymi sojusz-
nikami — nie szczędziły w walce nikogo, a z pojmanymi
obchodziły się okrutnie.
W Rzymie nie pozostawiono tej sytuacji bez stosownej
riposty. Namiestnictwo Azji objął Lucjusz Korneliusz Sulla.
W 87 roku wylądował on w Grecji i natychmiast przystąpił
do zdecydowanej akcji. Najpierw obiegł Ateny i Pireus.
W trakcie tego oblężenia stosowano po obu stronach na
prawie masową skalę różnorodne machiny oblęzniczc.
Było ono długotrwałe, a sukces Sulla osiągnął dopiero po
wygłodzeniu obrońców. „W Alenach nędza coraz bardziej
się potęgowała. (...) Kiedy zarżnęli wszystko bydło, gotowali
ściągnięte skóry i rozgotowane lizali, niektórzy rzucali się
nawet na ciała zmarłych. Sulla na wieść o tym kazał
wojsku otoczyć miasto murem, aby nawet jedna osoba nie
mogła się wymknąć niepostrzeżenie. Kiedy to wszystko

14
Tamże. s. 487.
wykonano (...) uderzy! na mury z drabinami, a równocześnie
począł je rozbijać. Ponieważ osłabieni obrońcy rzucili się
zaraz do ucieczki, wtargnął do miasta i natychmiast zaczęła
się w Atenach wielka i bezlitosna rzeź. (...) a nie oszczę-
dzano ani dzieci, ani kobiet, gdyż Sulla kazał zabijać
wszystkich, co staną w drodze, rozgniewany o to, że tak
szybko i bez powodu opowiedzieli się po stronie bar-
b a r z y ń c ó w i tak twardy stawili mu opór. (...) Tylko niewielu
mimo osłabienia uciekało na Akropol; (...) Dnia następnego
Sulla sprzedał niewolników, wolnym zaś. których nie
zdążono pomordować z powodu zapadającej nocy. a było
ich bardzo niewielu, darował wolność. Ale i tym odebrał
prawo do głosowania i wyboru (...)" 17 . Miasto zostało
obrabowane i w znacznej mierze zniszczone. Natomiast
obrońcy Pireusu. stwierdziwszy, że obrona jest beznadziej-
na. po zadaniu Rzymianom dużych strat wycofali się na
okręty i wypłynęli w morze.
Do pierwszej poważnej bitwy na otwartym polu doszło
w 86 roku- pod Cheroneą. Dla Greków i innych przed-
stawicieli ludów hellenistycznych było to miejsce szczególne
— miejsce klęski w wojnie z królem Macedonii Filipem II
Macedońskim w roku 338, a tym samym symbol ogranicze-
nia ich suwerenności i poddania hegemonii Macedonii.
Teraz walka toczyła się pozornie (tak Mitrydates roz-
propagował swoją wojnę wśród społeczeństwa greckiego)
o odzyskanie tej suwerenności, utraconej najpierw na
rzecz Macedonii, a potem Rzymu. Jednak, jak na ironię,
w armii Mitrydatesa Grecy byli reprezentowani w nie-
znacznej liczbie. Po upadku Aten i rzezi ich mieszkańców.
Grecy, którzy już dawno utracili ducha bojowego, nie
widzieli sensu w zbytnim narażaniu się dla mrzonki,
a zresztą poznali już siłę Rzymu i nie wierzyli w moż-
liwość pokonania imperium.

" Tamie. $. 502-503.


Armia króla Poniu liczyła 110 tysięcy żołnierzy i miała
w swoim wyposażeniu bardzo groźny, choć przestarzały
sprzęt — rydwany bojowe, broń znaną już w czasach
faraonów, ale od kilkuset lat praktycznie niestosowaną.
Zasadniczym mankamentem tej armii były jednak bardzo
niskie kwalifikacje jej dowódcy — Archelaosa. Siły rzyms-
kie. dowodzone przez Korneliusza Sullę. liczyły niewiele
ponad 30 tysięcy żołnierzy. Jednak to nie liczebność armii
miała decydujące znaczenie na polu walki.
Rzymski historyk Appian tak przedstawia przygoto-
wanie się przeciwników do walki: „Sulla (...) zobaczyw-
szy, że Archelaos rozłożył się obozem koło Cheronei
w urwistej okolicy, gdzie w razie niepowodzenia nie
miałby żadnej możliwości odwrotu, zajął sam szeroką
równinę i natychmiast wyprowadził swe wojsko w pole,
aby Archelaosa zmusić do bitwy, nawet wbrew j e g o
woli. Rzymianie stali bowiem na płaskiej równinie,
stwarzającej dogodne warunki zarówno do pościgu, jak
i do odwrotu, Archelaosa zaś otaczały strome skały,
które nigdzie nie pozwalały użyć na raz całego wojska,
bo skutkiem nierówności terenu nie można go było
w zwartej linii ustawić, natomiast w razie odwrotu
ucieczka byłaby utrudniona przez skały" 18 .
Gdy nadeszły siły rzymskie, pontyjski dowódca próbo-
wał naprawić swój błąd, rzucając do walki jazdę i wozy
bojowe. Szarża nie odniosła jednak skutku jazda
została zatrzymana i następnie odrzucona, natomiast wozy
bojowe zostały przez Rzymian przepuszczone przez pier-
wszą linię i otoczone na tyłach. Tam. pozbawione moż-
liwości zawrócenia, uległy zniszczeniu. Ponowiona szarża
jazdy odniosła początkowo sukces — „rozcięła" falangę
rzymską i okrążyła ją, ale atak odwodu rzymskiego,
umieszczonego na skrzydle pod osobistym dowództwem

" Tamże. s. 505.


Sulli, zmienił sytuację. Armia pontyjska w panice próbo-
wała się wycofać, ale niedogodne ukształtowanie terenu
uniemożliwiło odwrót.
Zwycięstwo Rzymian było druzgocące. Według cyto-
wanego już Appiana z bitwy uratowało się niewiele ponad
10 tysięcy PontyJeżyków (czyli 10% armii), a straty
rzymskie wyniosły 15 żołnierzy (liczba zdecydowanie
zaniżona — chyba że. znanym już z innych wojen zwycza-
jem rzymskim, liczono tylko rdzennych Rzymian, nie
biorąc wcale pod uwagę sprzymierzeńców, choć w armii
Sulli mieli oni znaczną przewagę liczebną).
W bitwie tej Sulla zastosował fortyfikacje polowe — dla
uniknięcia wyjścia przeciwnika na skrzydła oraz tyły i ataku
od niechronionej strony, otoczył swoje wojska rowem.
Fortyfikacje te. niedokończone przez Sullę. nic odegrały
jednak żadnej roli — rydwany i jazda nawet do nich
nie dotarły.
Do drugiej bitwy, praktycznie decydującej o losach
wojny, doszło w tym samym roku pod miejscowością
Orchomenos. Nadal zdecydowaną przewagę liczebną miała
armia pontyjska. Do walki stanęło około 90 tysięcy żoł-
nierzy Mitrydatesa przeciwko około 30 tysiącom żołnierzy
Sulli. Sulla, w obawie przed jazdą pontyjską, tym razem
mającą dużo dogodniejsze warunki do walki, znowu przy-
gotował przeszkody w postaci rowów szerokości 10 stóp
(około 3 metrów) w miejscach, z których przypuszczalnie
mogła zaatakować.
Bitwa została rozegrana dwuetapowo. W pierwszym
dniu zakończyła się odparciem przez Rzymian ataku
przeciwnika i prawie całkowitym zniszczeniem jego kawa-
lerii. W drugim dniu. po otoczeniu Pontyjczyków na
wybranych kierunkach rowem wykopanym pod osłoną
nocy. Sulla zaatakował obóz przeciwnika i, mimo bohater-
skiego oporu, zdobył go. Nic było to jednak tak druzgocące
zwycięstwo jak pod Cheroneą — znaczna część wojsk
przeciwnika co prawda się rozproszyła, ale po krótkim
czasie zebrała się na nowo.
W tym samym roku senat Rzymu skierował na teatr
działań wojennych nową armię pod dowództwem konsula
Lucjusza Waleriusza Flakkusa. z zadaniem odebrania
dowództwa Sulli, którego uznano za wroga ojczyzny. Był
to wynik toczącej się już od pewnego czasu wojny domowej
w Rzymie (o czym będzie mowa dalej). Jednak już po
przybyciu do Azji Mniejszej, w obozie przeciwników Sulli
doszło do rozłamu. Część armii przeszła na stronę Sulli,
nad pozostałą zaś częścią, po zamordowaniu Flakkusa,
dowództwo przejął Gajusz Flawiusz Fimbria. Działał on
przez jakiś czas samodzielnie, dokonując między innymi
zniszczenia w 85 roku Ilionu (dawnej Troi). Zniszczenie to
współcześni uznali za większe niż podczas wojny tro-
jańskiej. Po pewnym czasie jednak i ta część wojska
przeszła na stronę Sulli. Fimbria po tym wydarzeniu
popełnił samobójstwo, a dowództwo nad jego legionami
Sulla powierzył swemu pretorowi Lucjuszowi Licyniu-
szowi Murenie.
Ponoszone w wojnie klęski — a przy tym odstępowanie
dotychczasowych sojuszników, a nawet przechodzenie
części miast greckich na stronę Rzymian (co było wielką
stratą nawet mimo znacznych możliwości mobilizacyjnych)
— zmusiły Mitrydatesa do rozpoczęcia rokowań pokojo-
wych. Pokój był też na rękę Sulli, który musiał szybko
wracać do Rzymu, by tam odzyskać władzę. Dlatego też na
początku 84 roku zawarto układ pokojowy, w wyniku
którego Rzym odzyskał utracone początkowo tereny. Jest |
to typowy kompromis. Rzym co prawda otrzymał z po- j
wrotem prowincję Azja. ale niebezpieczeństwo przyszłej
ewentualnej wojny nie zostało zażegnane. Król Pontu
zachował swoje państwo i nie zmniejszył swojej armii. Nie
odstąpił też od realizacji swych ambicji — nastąpiła tylko •
przerwa dla nabrania sił.
DRUGA WOJNA Z MITRYDATESEM (83-82)

Wojna ta, rozpoczęta przez Murenę, pozostawionego


przez Sullę na straży Azji, została w zasadzie wywołana
przez pomyłkę. Mitrydates, pozbawiony zdobyczy uzys-
kanych na początku pierwszej wojny, postanowił powetować
sobie straty na innych sąsiadach. Przystąpił więc do szeroko
z a k r o j o n y c h zbrojeń, chcąc zaatakować Kolchidę i Bospor,
państwa położone daleko od posiadłości rzymskich. Nie-
świadomy tego planu Murena doszedł do wniosku, że są to
zbrojenia przeciwko Rzymowi, toteż zaatakował Pont
i spustoszył znaczne terytoria. W odwecie Mitrydates. po
zgromadzeniu odpowiedniej liczby wojska, zaatakował
Murenę i w jednej tylko bitwie odniósł druzgocące
zwycięstwo.
Następstwem tego zwycięstwa było opanowanie przez
króla Pontu znacznej części Kapadocji. Dopiero ka-
tegoryczny rozkaz Sulli, by Murena zaprzestał wojny,
i jednoczesne zapewnienie Mitrydatesa, że pokój zawarty
z Rzymem będzie przestrzegany, na początku 81 roku
zakończyły walki. Pokój zawarto na warunkach status
quo ante bellum.

TRZECIA WOJNA Z MITRYDATESEM (74-64 ROK)

Przystępując do trzeciej za swego panowania wojny.


Mitrydates przygotował się do niej bardzo starannie. Znał
już doskonale siły Rzymu i jego nieustępliwość. Przygo-
towania czysto militarne poprzedziła ofensywa dyploma-
tyczna. Największe nadzieje pokładał Mitrydates w świeżo
Pozyskanym, w jego mniemaniu najlepszym, sojuszniku
— Kwintuszu Sertoriuszu, byłym stronniku Mariusza,
który opanował Hiszpanię i zorganizował tam swoje
Państwo, prowadząc skutecznie wojnę przeciwko Rzymo-
wi. Król otrzymał od niego pomocników — doradców
wojskowych: Marka Mariusza, Lucjusza Magiusza i Luc-
jusza Fanniusza.
Mitrydates pozyskał jako sojuszników także wiele
plemion i narodów (w tym miejscu ograniczę się do
wymienienia tylko niektórych): Armeńczyków, Scytów,
Taurów. Achajów, Sarmatów. Traków i innych. Zawarł
także porozumienie z piratami z Cylicji, aby zwalczać
flotę rzymska i atakować wybrzeża i miasta nadmorskie
należące do Rzymu. Pozwoliło mu to na wystawienie
bitnej armii, liczącej 140 tysięcy piechoty i 16 tysięcy
jazdy. Ponadto przystąpił do gromadzenia zapasów żyw-
ności. produkcji broni oraz budowy okrętów wojennych
i transportowych.
Pretekstem do wojny był testament króla Bitynii. Niko-
medesa. który na łożu śmierci przekazał swoje królestwo
Rzymowi. Atak Mitrydatesa na Bitynię doprowadził do
błyskawicznego opanowania tego państwa. Opanowane
zostały także Kapadocja i Paflagonia. Wojska Mitrydatesa
wkroczyły do prowincji Azja. Na wieść o sukcesach
Pontyjczyków. na terenach Azji Mniejszej opanowanych
przez Rzymian znowu wybuchł bunt miejscowej ludności.
Miasta greckie w Azji Mniejszej przeszły, tak jak w po-
przedniej wojnie, na stronę króla Pontu.
Rzym zareagował błyskawicznie, wysyłając do Azji
dwie trzydziestotysięczne armie dowodzone przez konsulów
Marka Aureliusza Kottę. i Lucjusza Licyniusza Lukullusa
(ten drugi uchodził, i słusznie, za najbogatszego z Rzymian
— to od jego nazwiska utworzono słowo „luksus": zresztą
podczas wojny z Mitrydatesem Lukullus znacznie zwiększył
swój majątek).
Armia Kolty wylądowała pod Chalcedonem nad morzem
Marmara. gdzie została pokonana i oblężona. „Kiedy pod
Chalcedonem zjawił się Mitrydates, Kotta nie mając
doświadczenia nie ośmielił się wyjść naprzeciw niemu,
a tylko dowódca jego floty. Nudus. z pewną częścią wojska
obsadził najsilniejsze punkty na równinie, z których został
dnakowoż wyparty. (...) Z największą trudnością uciekł
ku bramom Chalcedonu, a że przy bramach powstał tłok
skutkiem tego. że wszyscy cisnęli się naraz, więc żaden
pocisk ze strony ścigających nie chybiał. Kiedy przerażeni
strażnicy przy bramach przy pomocy odpowiednich urzą-
dzeń spuścili w dół zasuwy zamykające. (...) Nudus i inni
dowódcy dostali się wprawdzie do góry przy pomocy lin.
ale wszyscy pozostali ginęli między przyjaciółmi i nie-
przyjaciółmi. wznosząc ręce ku jednym i drugim. (...)
Mitrydates wykorzystał sprzyjającą sposobność i tego
samego dnia skierował swe okręty do portu. Udało mu się
przerwać zaporę z rozpiętego u wejścia spiżowego łańcucha,
po czym spalił cztery okręty nieprzyjacielskie, a pozostałych
60 uprowadził. (...) Zginęło przy tej sposobności około
3 tys. Rzymian, między nimi Lucjusz Manliusz. senator, po
stronie Mitrydatesa 20 Bastarnów, którzy pierwsi wtargnęli
do portu"19. Armia Kotty została na pewien czas obez-
władniona. '
Lukullus po wylądowaniu pospieszył na pomoc ob-
lężonym i po niewielkich potyczkach, w wyniku zdrady
jednego z doradców przysłanych przez Sertoriusza — Lu-
cjusza Magiusza, okrążył armię Mitrydatesa w pobliżu
obleganego przez niego miasta Kyzykos (u Appiana miasto
to nosi nazwę Cyzyk). To w szybkim tempie spowodowało
trudności zaopatrzeniowe, najbardziej dotkliwe, ze względu
na dużą liczebność armii, jeśli chodzi o żywność.
Pomimo takiego ze wszech miar niedogodnego położenia,
król Pontu „(...) podjął atak na Cyzyk ze wszystkimi siłami
jakie do oblężenia przygotował, w przekonaniu, że w ten
sposób znajdzie równocześnie pomyślne wyjście z trudności
terenowych i zaradzi brakowi żywności. Ponieważ rozpo-
rządzał wielkim wojskiem, próbował wszelkich sposobów.

' Tamże. s. 537-538.


Podwójnym murem otoczył składy okrętowe, a rcsztd
miasta odciął rowami" 20 .
W walce wykorzystywano wszystkie znane wówczas
machiny bojowe, zarówno lądowe, jak i montowane na
okrętach, takie jak wieże oblężnicze, szopy z taranami,
katapulty i, widocznie po raz pierwszy zastosowaną, gdyż
dość szczegółowo opisaną przez Appiana, helepolis stułok-
ciową. na której umieszczono drugą wieżę z katapultą
i ruchome pomosty. Podobną machinę ustawiono na sprzęg-
niętych okrętach tak. aby szturmować miasto od strony
morza. Obrońcy tarany „(...) druzgotali głazami lub od-1
chylali pętlami, albo też osłabiali ich siłę uderzenia
przez spuszczenie koszów wypełnionych wełną. Płonące
pociski oblewali wodą i octem, a pęd innych osłabiali
przy pomocy wysuniętych grubych tkanin wełnianych
lub wolno zwieszających się zasłon płóciennych. (...
A jednak, choć tak wielki był wysiłek, z jakim przeciw-
stawiali się niebezpieczeństwu, to przecież pewne części
muru spłonęły i do wieczora runęły (...) nikt jednak nie
ośmielił się wtargnąć tamtędy, a Cyzyceńczycy nocą
odbudowali natychmiast te miejsca" 21 . Niepowodzenia
w ponawianych szturmach i głód, jaki zapanował w j e g o
armii, także z powodu nadejścia zimy. zmusiły Mit-
rydatesa w 73 roku do załadowania pozostałych zdolnych
do walki żołnierzy na okręty i wycofania się. Część sił
pontyjskich przebijała się lądem T«*n manewr, choć przy
dużych stratach, udał się.
W tym czasie Lukullus przystąpił do budowy floty
wojennej. Przy jej pomocy zadał duże straty flocie pontyj-
skiej i /dobył panowanie na Morzu Egejskim, wypierając
z niego Mitrydatesa. W walce na lądzie siły pontyjskie
ponosiły też znaczne straty. Pozostawiony na wybrzeżu
pontyjski korpus (w sile około 10 tysięcy żołnierzy i 50
30
Tamże. s. 540.
11
Tamże. s. 541.
okrętów) pod dowództwem Mariusza (wysłannika Ser-
toriusza), królewskiego syna Aleksandra oraz eunucha
Dionizjusza, został w 73 roku zniszczony. Jego dowódców
o t k a ł straszny koniec: Dionizjusz popełnił samobójstwo.
M a r i u s z został na rozkaz Lukullusa ścięty, a Aleksandra
t y m c z a s o w o pozostawiono przy życiu, aby uświetnić triumf
Lukullusa (po odbyciu takiego triumfu jego główna „ozdo-
ba" była mordowana).
Mitrydates. zagrożony przez wojska Kotty. początkowo
próbował zaatakować Bizancjum, ale po rozproszeniu j e g o
floty przez burzę morską wycofał się do Pontu. Tam
pospiesznie zbierał nowe siły. Wezwał na pomoc swego
zięcia, króla Armenii. Tigranesa, i swego syna Macharesa.
króla Bosporu (państwo nad morzami Azowskim i Czarnym
obejmujące między innymi Krym). Tak kończy się dla
Mitrydatesa rok 73.
Niepowodzenia wojenne s p o w o d o w a ł y stopniowe od-
stępstwa części sojuszników — króla zdradzili nawet
członkowie j e g o rodu. W tej coraz trudniejszej sytuacji
wierności dochował jedynie król Armenii Tigranes. Na
początku 72 roku doszło do bitwy między Lukullusem
a Mitrydatesem pod Kabeirą. Walki pod tym miastem,
toczone przez dłuższy czas, początkowo pomyślnie dla
Pontyjczyków, zakończyły się w wyniku niezrozumienia
rozkazów królewskich paniką w armii Mitrydatesa.
Została ona rozbita. ..Kiedy się Lukullus dowiedział
o pomyślnej walce (...) i zobaczył ucieczkę nieprzyjaciół,
wysłał wielką część jazdy w pościg za uciekającymi,
a
tych, którzy się j e s z c z e w obozie krzątali koło pako-
wania rzeczy, otoczył piechotą i wydał rozkaz, by
tymczasem nie grabić, a tylko wycinać nieprzyjaciół bez
miłosierdzia. (...) Ale żołnierze na widok złotych i sreb-
rnych naczyń tudzież k o s z t o w n y c h szat zapomnieli
o rozkazie. Inni, którzy dopadli samego Mitrydatesa, tak
uderzyli muła niosącego wory ze złotem, że złoto się
wysypało, a że się przy tym zatrzymali, umożliwili
Mitrydatesowi ucieczkę (...)"". Z pola walki uszedł
jedynie Mitrydates z oddziałem 2 tysięcy jazdy. Tak to
chciwość i żądza zdobyczy uniemożliwiła zakończenie
wojny. Schronienia uciekającemu królowi udzielił Tig-
ranes. który odrzucił żądanie Lukullusa, by go wydał.
Lukullus cały 71 rok (według innych także 70) poświęcił
na opanowywanie osamotnionych punktów oporu żołnierzy
króla Pontu, ustanawianie tam administracji i przywracanie
„porządku" w prowincjach zbuntowanych w wyniku po-
czątkowych klęsk rzymskich.
Działania wojenne zostały wznowione z końcem 70 roku.
Armia rzymska wkroczyła na terytorium Armenii. Po
początkowych, toczonych ze zmiennym skutkiem, walkach,
doszło w 69 roku do bitwy pod Tigranocertą — nowo
wybudowaną przez króla Armenii stolicą, nazwaną tak od
jego imienia. Armia armeńska, licząca według Appiana
250 tysięcy piechoty i około 50 tysięcy jazdy 23 , a według
innych łącznie około 100 tysięcy żołnierzy 24 została w tej
walce pobita przez Lukullusa, który posiadał tylko dwa
legiony i bardzo niewiele jazdy (w sumie około 10 tysięcy).
Tę walkę ułatwiło Rzymianom lekceważenie okazywane
im przez króla Armenii. „Na widok drobnej garstki Rzymian
tak zażartował: «Jeśli to są posłowie, to jest ich za wielu,
a jeśli nieprzyjaciele, to ich grubo za mało». (...) Lukullus
zauważywszy dogodnie położone wzgórze z tyhi za Tig-
ranesem, kazał jeździe niepokoić przeciwników z frontu,
ściągać ich na siebie i cofać się dobrowolnie, by w czasie
pościgu szyki barbarzyńców uległy rozluźnieniu, sam zaś
z piechotą okrężną drogą podążył ku wzgórzu i wszedł na
nie niepostrzeżenie. (...) Skoro stąd zobaczył nieprzyjaciół

23
Tamże. s. 549-540.
23
Tamże. s. 553.
R.E. D u p u y . T.N. D u p u y , Hiftoria wojskowości. Siaroiyt-j
ność Średniowiecze. Zarys encyklopedyczny. Warszawa 1999. s. 90.
rozsypanych na wielkiej przesir/cni w zwycięskim pościgu.
a ich zwierzęta juczne skupione u stóp wzgórza, zawołał:
Z w y c i ę s t w o jest nasze, mężowie!> i pierwszy pędem się
rzucił w stronę zwierząt jucznych. (...) I wszystko nagle
rzuciło się ucieczki. (...) rzeź była olbrzymia, tym
więcej, że nikt nie brał żadnych łupów; (...) wycinali
nieprzyjaciół na przestrzeni 120 stadiów, dopóki ich noc
nic zaskoczyła" 23 .
Odbudowaniem armii armeńskiej zajął się Mitrydates.
który w stosunkowo szybkim tempie powołał pod broń
około 100 tysięcy żołnierzy. Niestety, dla niego, mimo
pomyślnych wyników potyczek z niewielkimi oddziałami
rzy mskimi, klęska była i tak nieuchronna.
Mitrydates unikał stoczenia decydującej bitwy, oba-
wiając się, że armia, którą dysponował, pomna wszystkich
dotychczasowych niepowodzeń, nie sprosta Rzymianom
w otwartym boju.
Doszło co prawda do jeszcze jednej dużej bitwy, ale to
właśnie postawa Mitrydatesa. jego obawa przed rzuceniem
do walki całości sił. jakimi rozporządzał, spowodowała
w 68 roku klęskę pod Artaksatą. Lukullus też nic był
w stanie zakończyć wojny — j e g o armia była już zmęczona.
Przeciwnik, unikając decydującego starcia, uderzeniami
małych i bardzo ruchliwych oddziałów doprowadzał legio-
nistów na skraj wyczerpania.
Tymczasem w armii rzymskiej nastąpiła zmiana do-
wódcy. Do Azji Mniejszej przybył doświadczony wojow-
nik — z w y c i ę z c a z Sertoriuszem w wojnie w Hiszpanii,
ostateczny pogromca oddziałów niewolników kontynu-
ujących bunt po śmierci Spartakusa, wreszcie c z ł o w i e k ,
który w błyskawiczny sposób oczyścił Morze Śródziemne
z piratów, z którymi walka wydawała się dotychczas
Wszystkim nie do wygrania. Był to Gnejusz Pompejusz

" A p p i a n z Aleksandrii. dz.cyt., i. II. s. 553-554.


o przydomku Wielki. To on zebrał o w o c e działań
Lukullusa.
Mitrydates dysponował już niewielką (około 30 ty-
sięcy żołnierzy), ale zdeterminowaną armią. W dużej
części tworzyli ją uciekinierzy z armii rzymskiej oraz
mieszkańcy prowincji rzymskich w Azji. Tak jedni,
jak i drudzy doskonale wiedzieli, że tylko zwycięstwo
króla Pontu pozwoli im zachować życie, na darowanie
odstępstwa i zdrady nie mieli bowiem co liczyć. W tej
sytuacji doszło w 66 roku do bitwy nad Lykos, w której
na skutek zasadzki armia Mitrydatesa poniosła klęskę.
W bitwie poległo (według Appiana) 10 tysięcy żołnierzy
królewskich.
Pomimo tej klęski Mitrydates nic zrezygnował z walki.
Przedarł się z niewielkim oddziałem przez Kaukaz i stepy
nad Morzem Czarnym do Królestwa Bosporańskiego,
gdzie panował jego syn (w międzyczasie ów syn. o imieniu
Machares. zdradził ojca i zawarł układ z Rzymem),
licząc, że stamtąd, z pomocą plemion zamieszkujących
wschodnie i zachodnie wybrzeża, na nowo zaatakuje
Rzym. Pompejusz nic ścigał go. gdyż mimo zwycięstw
nad plemionami zamieszkującymi Kaukaz (Albanowie
i Iberowie), nie odważył się przejść przez góry. Zawrócił
— po bitwie nad rzeką Kyros (dzisiejsza nazwa to Kur)
stoczonej z plemionami Kaukazu — i wkroczył do
Armenii, aby ukarać jej władcę za pomaganie Mitrydate-
sowi. Ten. w obawie o istnienie swojego państwa, zawarł
w 65 roku pokój z Pompejuszem i zrzekł się wszystkich
zdobyczy.
Tymczasem na Krymie doszło do spotkania Mitryda-
tesa z synem Macharesem. Syn. nie uzyskawszy przeba-
czenia za zdradę, popełnił samobójstwo. Mitrydates
odtworzył na Krymie armię, ale jego plany wznowienia
wojny z. Rzymem (tym razem w Europie, aby wykorzys-
tać n i e n a w i ś ć do Rzymu żywioną przez wiele plemion
przymusowo wcielonych do imperium) nie ziściły się.
Były 10 już tylko marzenia podstarzałego człowieka. Ze
w s z y s t k i c h stron otaczali króla zdrajcy. Gdy zdradził go
u k o c h a n y syn Farnaces, który koronował się na oczach
ojca. Mitrydates zażył truciznę. Gdy nie poskutkowała,
poprosił jednego ze swoich wiernych żołnierzy, by go
d o b i ł . Inny opis śmierci Mitrydatesa przedstawia historyk
p j o n Kokcejanus: „Mitrydates próbował skończyć z sobą.
N a p r z ó d zgładził swe żony i pozostałe dzieci za pomocą
trucizny, potem wypił resztę. (...) Trucizna, choć śmier-
telna. nie zdołała go powalić. (...) Uderzenie miecza było
tępe na skutek słabości ręki wywołanej starością i obec-
nymi nieszczęściami, a nadto zażyciem trucizny. (...)
Kiedy nie mógł skończyć ze sobą i wydawało się. że
marudzi zbyt długo, przypadli do niego ci, których
wysłał przeciwko swemu synowi. (...) Mieczami i włócz-
niami przyspieszyli jego zgon. (...) Farnaces zabal-
samował jego zwłoki i wysłał do Pompejusza na dowód
tego co się stało" 26 .
Tak skończył w 63 roku jeden z najwytrwalszych
przeciwników Rzymu, człowiek wybitny, ale i zarozumiały,
wytrwały i odporny na trudy (był w trakcie wojen kilka-
krotnie ranny), ale jednocześnie zmienny w nastrojach.
Śmierć Mitrydatesa zażegnała na wiele lat niebezpieczeń-
stwo ze wschodu. Pompejusz mógł odbyć wreszcie uprag-
niony triumf. (Za poprzednie zwycięstwa nad Sertoriuszem
i nad Spartakusem triumf się nie należał. Jeden z przeciw-
ników to przecież Rzymianin, a drugi to niewolnik. Za
zwycięstwo nad Sertoriuszem przyznano mu według nie-
których historyków tylko prawo do owacji. Inni twierdzą
jednak, że był to triumf).

K a s j u s z Dion Kokcejanus. Historia rzymska. Wrocław 2005.


s. 190-191.
WALKI WEWNĘTRZNE W RZYMIE NA PRZEŁOMIE II I I WIEKU

Oprócz wojen zewnętrznych, które w mniejszym lub


większym zakresie toczyły się także na terytorium opano-
wanym przez Rzym. zagrożeniem dla państwa były walki
wewnętrzne pomiędzy stronnictwami reprezentującymi
różne warstwy społeczne.
Przyczyną tych walk były rosnące różnice majątkowe
pomiędzy obywatelami rzymskimi, prowadzące między
innymi do powiększenia się grupy ludzi niemających
żadnego majątku (wolni chłopi, którzy nie mogli podołać
konkurencji z rosnącymi majątkami patrycjuszy i ek-
witów i w wyniku tego tracili swoją ziemię, plebs miejski
itp.). Miało to wpływ, o czym wspomniano już w po-
przednich rozdziałach, także na sprawy obronności im-
perium — w armii służyli bowiem wolni obywatele,
którzy mieli obowiązek uzbroić się i wyposażyć na wojnę
we własnym zakresie. Zaistniała sytuacja przypominająca
błędne koło. Wojny odrywały wolnego chłopa od ziemi,
co powodowało upadek jego gospodarstwa i skutkowało
tym. że na następną wojnę nie było go stać. nie miał
bowiem za co się wyposażyć.
Pierwsze próby zaradzenia tej sytuacji pojawią się
w drugiej połowic U w. Powszechnie uważa się. że za
taką próbę należy uznać reformy agrarne Tyberiusza
Semproniusza Grakchusa z 133 roku. Wprowadzała ona
górną granicę posiadanej ziemi publicznej w wysokości
500 jugerów (125 ha) na jednego użytkownika tej ziemi,
plus po 250 jugerów na dwóch jego synów, co w sumie
dawało rodzinie 1 (XX) jugerów (250 ha). Nadwyżka ziemi
publicznej miała być rozdzielona między najbardziej
potrzebujących chłopów (po 30 jugerów — czyli po 7.5
ha — na osobę). Mimo że była to bardzo ograniczona
reforma, uzyskano około miliona jugerów (250 tysięcy
ha) ziemi, co wywołało opór tych. którym tę ziemię
odebrano. W wyniku zamieszek wywołanych przez pat-
rycjuszy. Tyberiusz Grakchus został zamordowany. „(...)
senat zebrał się w świątyni bogini Fides. (...) Powziąwszy
uchwałę ruszyli na Kapitol. Na czele ich pochodu kroczył
tzw. kapłan najwyższy, Korneliusz Scypion Nazyka,
wołając wielkim głosem, by ci. co pragną ratować ojczyz-
nę szli za nim. (...) Kiedy podszedł do świątyni i runął na
grakchańczyków, ci cofnęli się przed nim z szacunku dla
dostojnego męża. za którym widzieli (...) senatorów. Ale
oni wydarli z rąk grakchańczyków kije, rozebrali między
siebie odłamki ław i (...) uderzyli nimi na przeciwników,
ścigali ich i strącili ze skały. (...) W zamęcie tym zginęło
wielu grakchańczyków [według Plutarcha zginęło ich
ponad trzystu — wszyscy od kijów i kamieni, nikt od
mieczal i sam Grakchus uwijający się koło świątyni, pod
bramą jej. koło posągów królów. Ciała ich wszystkich
wrzucili w nocy w nurty rzeki. (...) W taki to sposób
zabity został na Kapitolu (...) Grakchus. (...) Zginął
w walce o przeprowadzenie znakomitego planu reformy" 27 .
Drugą próbę poprawy sy tuacji podjął w 123 roku (a więc
w dziesięć lat później) brat zamordowanego Tyberiusza
— Gajusz Grakchus. Tym razem prócz reformy agrarnej
planowano także i inne udogodnienia dla biedoty, między
innymi wyznaczenie każdemu człowiekowi z ludu miesięcz-
nej racji żywnościowej na koszt państwa oraz rozwój
osadnictwa biedoty w prowincjach. Pomny jednak na los
swego brata. Gajusz poszukał sojuszników wśród ekwitów
i proletariatu miejskiego, a także nieposiadających praw
obywatelskich Laty nów (namawiał ich do walki o te prawa,
wskazując, że to im się słusznie należy). W ten sposób
powstało stronnictwo popularów (stronnictwo ludowe).
Występowało ono w miarę zwarcie przeciwko senatowi,
którego zwolenników od tej pory zwano optymatami

A p p i a n z Aleksandrii, dz.cyl., i. II. s. 619-621.


(najlepszymi). Optymaci w walce przeciwko popularom
wykorzystali próbę założenia przez Gajusza Grakchusa
kolonii rolnej na terenach dawnej Kartaginy. Ponieważ
był to teren poświęcony po zburzeniu Kartaginy bogom,
za tę próbę oskarżono reformatora o bezbożność i naru-
szenie uchwały zakazującej po wieczne czasy osiedlania
się w tym miejscu. W 121 roku doszło do walk pomiędzy
popularami, a optymatami. W ich wyniku zginęło około
3000 ludzi, a Grakchus popełnił samobójstwo. „Ten
z konsulów, który był w mieście obecny, Opimiusz, kazał
pewnej grupie zbrojnych zebrać się o świcie na Kapitolu,
zwołał (...) senat (...) senat zawezwał Grakchusa i Flakkusa
z ich domów do kurii dla usprawiedliwienia się; ci jednak
z bronią wbiegli na Wzgórze Awentyńskie. (...) W drodze
zaś wzywali do broni niewolników, obiecując im wolność;
(...) po czym wysłali do senatu Kwintusa, syna Flakkusa,
prosząc o podjęcie układów (...) kazał go konsul Opimiusz
uwięzić (...) przeciw Grakchowi zaś i jego towarzyszom
wysłał zbrojnych. (...) Grakchus przez most drewniany
uszedł z jednym niewolnikiem na drugą stronę rzeki do
jakiegoś gaju i. kiedy mu już groziło ujęcie, sam nadstawił
niewolnikowi głowę do ścięcia. (...) Flakkus został ujęty
i stracony. Głowy Grakcha i Flakkusa pewni ludzie
zanieśli Opimiuszowi, który im za nie zapłacił równą
ilością złota (...) a zwolenników, których zdołał ująć (...)
polecił stracić przez uduszenie" 29 . Pomimo klęski, wy-
stąpienia braci Grakchów zachwiały monopol władzy j
patrycjatu. Nie udało się natomiast zahamować procesu
wzrostu wielkiej własności ziemskiej i zmniejszania się
liczby wolnych chłopów posiadających ziemię.
Kolejny konflikt między popularami a optymatami wy-
buchł w okresie sprawowania władzy konsularnej w latach
104-100 przez Gajusza Mariusza — człowieka wybitnego.

* Tamże. s. 630-632.
lecz niepochodzącego z arystokracji i tym samym zmuszo-
nego niejako przez okoliczności do szukania poparcia
w ś r ó d popularów. Niemniej jednak to nie on, lecz trybun
ludowy /- lat 103 i 100. Lucjusz Apulejusz Saturninus. oraz
pretor. Gajusz Serwiliusz Glaucja. stanęli na czele refor-
m a t o r ó w . Głównymi obszarami działania były: kwestia
agrarna, rozdawnictwo zboża dla najuboższych obywateli
oraz sprawy sojuszników.
Jeśli chodzi o ziemię, najważniejszym problemem było
nadanie jej weteranom armii Mariusza. Jednak nie tylko
oni domagali się ziemi. Musiał starać się o nią dla swych
bvłych żołnierzy także stronnik senatu i od pewnego czasu
osobisty wróg Mariusza. Lucjusz Korneliusz Sulla. Popu-
larzy od początku stosowali w swojej walce demagogię
i terror, co spowodowało przejście ekwitów do stronnictwa
obrońców senatu.
Senat w obronie swego statusu nadał konsulom specjalne
uprawnienia (wprowadził „stan wyjątkowy") i zmusił
Mariusza do walki z popularami, co doszczętnie skom-
promitowało go w oczach ludu. „Kiedy senat skazał ich na
śmierć. Mariusz z największą niechęcią i ociągając się
zaczął jednak gromadzić zbrojnych przeciwko nim (...)
Glaucja i Apulejusz w nadziei, że Mariusz ich osłoni,
poddali się pierwsi, a za nimi zrobił to samo i Saufejusz.
(...) Mimo że wszyscy domagali się natychmiastowej ich
śmierci. Manusz kazał zamknąć ich w kurii, by postąpić
z nimi bardziej zgodnie z prawem. Ale lud uważając to za
wybieg zaczął zrywać dachówki z kurii i miotać nimi na
Apulejusza i jego towarzyszy, aż ich zabito. Zginęli w ten
sposób i kwestor, i trybun, i pretor, przybrani jeszcze
w odznaki swego urzędu. (...) Zginęła też przy tych
zaburzeniach wielka gromada innych (...)" 29 . Senat i op-
tymaci byli górą.

* Tamże. s. 639.
I znów po pewnym czasie (w 91 roku) kolejna, podobną
próbę reform podjął trybun ludowy Marek Liwiusz
Druzus, akcentując w planach nadanie praw obywatel-
skich sprzymierzeńcom. I ta próba skończyła się zamor-
dowaniem reformatora, ale jakby ubocznym jej skutkiem
była wojna z sojusznikami. Na czas tej wojny oba
wrogie sobie stronnictwa wystąpiły razem w obronie
interesu państwa.

WOJNA OPTYMATÓW Z POPULARAMI


— WOJNA SULLI Z MARIUSZEM I JEGO STRONNIKAMI

Po zakończeniu wojny z sojusznikami, pomiędzy popu-


larami i optymatami doszło do niezwykle zaciętej wojny
domowej. Popularzy skupiają się wokół trybuna ludowego
z 88 roku. Publiusza Sulpicjusza Rufusa. a następnie wokół
ponownie wybranego na konsula Mariusza oraz wokół
konsula z 87 roku. Lucjusza Korneliusza Cynny. Optymaci
stawiają na Lucjusza Korneliusza Sullę. Decydujące zna-
czenie miały jednak armie obu głównych przeciwników
— Mariusza i Sulli — gdyż były to już armie wierne
swoim wodzom, a nie Rzymowi. Toteż gdy Sulla w roku
88 został wysłany jako konsul do Azji na wojnę z Mit-
rydatesem, popularzy postanowili skorzystać z jego nieobec-
ności i opanować miasto, odebrać Sulli dowództwo i prze-
kazać je Mariuszowi. „Sulla dowiedziawszy się o tym
postanowił rzecz rozstrzygnąć zbrojnie. Zwołał więc na
zebranie wojsko, które również pragnęło wziąć udział
w zyskownej wyprawie na Mitrydatcsa (...) przedstawił im
brutalne wobec niego postępowanie (...) i nie mówiąc nic
więcej wyraźnie (bo jeszcze nie śmiał mówić o takiej
wojnie) polecił im. aby byli gotowi na dalsze rozkazy. (...)
Oni jednak zrozumieli, o czym myśli (...) sami odsłonili
zamysły Sulli i poczęli wołać, aby ich śmiało prowadził na
Rzym. (...) Ucieszony Sulla ruszył zaraz z sześciu legionami
żołnierzy. (...) Po drodze zatrzymali go posłowie pytając,
w jakim celu z bronią ciągnie na ojczyznę; on zaś
opowiedział, że chce ją uwolnić od tyranów. (...) Wkroczył
Sulla do miasta robiąc wrażenie nieprzyjaciela, który m był
zresztą istotnie; dlatego też okoliczni mieszkańcy próbowali
się bronić rzucając z góry pociski, zaniechali jednak tego.
kiedy im zagroził podpaleniem domów. Mariusz i Sulpicjusz
z ludźmi, których zdołali uzbroić, usiłowali stawić im opór.
(...) Wywiązała się tu walka między wrogimi stronami,
pierwsza w Rzymie, która nie miała charakteru rozruchów,
lecz została stoczona (...) przy dźwiękach trąb i pod
znakami bojowymi według zasad wojennych" 50 .
Ale zwycięstwo było połowiczne. Co prawda Mariusz
i Sulpicjusz Rufus zostali uznani za wrogów ojczyzny (co
poskutkowało rychłym zabiciem Rufusa). ale Mariusz ocalał
— nie znalazł się nikt. kto by miał odwagę go zabić przed
spełnieniem się przepowiedni o jego siedmiokrotnym
pełnieniu funkcji konsula. Sulla po uspokojeniu sytuacji
w Rzymie'wyprawił się do Azjii. aby walczyć z Mit-
rydatesem. a tymczasem na konsula na rok 87 wybrano
Cynnę — stronnika popularów.
Wznowił on walki z optymatami i w ich wyniku
opanował Rzym. Dużą pomoc okazał mu Mariusz, ponow-
nie bardzo popularny wśród popularów. Popularzy doko-
nali w mieście prawdziwej rzezi. Zamordowano konsula
Gnejuszu Oktowiusza i wielu spośród senatorów. W swej
walce przeciw optymatom Cynna oparł się między innymi
na niewolnikach, którym obiecał wolność, jeśli tylko
udzielą mu pomocy, oraz na byłych sprzymierzeńcach
(a obecnie nowych obywatelach Rzymu), którym z kolei
obiecał usunąć różnice między nowymi i starymi obywa-
telami w nadanych prawach. Jednak, jak to już bywało, po
zajęciu Rzymu i wymordowaniu swoich przeciwników.

" Tamże. s. 662-663.


Cynna i Mariusz, nie dotrzymali słowa danego niewol-
nikom. By uspokoić ich właścicieli, wymordowali swych
niedawnych sojuszników. Do popełnienia lej zbrodni użyto
najemników — Galów. W toku walk z niedobitkami
optymatów, a także masowych pogromów, Cynna i Ma-
riusz zostali w 86 roku ponownie wybrani na konsulów
(Mariusz po raz siódmy, zmarł jednak w drugim miesiącu
sprawowania urzędu).
Sulla. po zakończeniu w 84 roku wojny z Mitrydatescm,
wrócił do Italii na czele swoich zwycięskich i wiernych
wojsk z zamiarem ponownego zdobycia władzy. Dys-
ponował armią liczącą 40 tys. żołnierzy. Po jego przybyciu
część wojsk stojących do tej pory po stronie popularów
przeszła na jego stronę. W obozie wojskowym zamor-
dowano Cynnę. Wielu spośród ocalałych z rzezi opty matów
przyłączyło się do Sulli — wśród nich byli między innymi
Marek Krassus i Gnejusz Pompejusz, z którymi spotkamy
się jeszcze w następnych rozdziałach i którzy odcisną swe
piętno na dziejach Rzymu.
Rozpoczęła się zacięta wojna, w której nikt nic oszczędzał
nikogo (z doświadczeń historycznych wynika, że wojny
domowe są ze swej natury najbardziej okrutne). Po stronie
popularów walczyły niektóre z plemion sojuszniczych
— był to ich odwet za okrucieństwa popełnione przez Sullę
w czasie wojny ze sprzymierzeńcami. Zaciekłość wojska
Sulli zmusiła część wodzów popularów do ucieczki. I tak
Kwintus Sertoriusz uszedł do Hiszpanii, gdzie utworzył na
pewien okres własne państwo, które dość długo miało
opierać się Rzymowi. Marek Perpcnna zaś stawiał począt-
kowo opór na Sardynii, a potem, zagrożony, uszedł ze
swoimi żołnierzami do Hiszpanii, do Sertoriusza. Inni
stronnicy popularów, pozbawieni złudzeń co do losu. jaki
ich czekał po zwycięstwie opty matów, walczyli do końca,
„(...) wiedzieli bowiem dobrze, że Sulla nie myśli o ich
ukaraniu, poprawieniu czy nastraszeniu, lecz obmyśla dla
nich katusze, wyroki śmierci, konfiskaty i w ogóle zupełną
zagładę- (...) Wobec tych (...) stosował Sulla wszelkie
formy gwałtu, i to zarówno w stosunku do jednostek, jak
i miast (—)"31- Zaciekła wojna trwała trzy lata.
po zajęciu przez Sullę Rzymu i pokonaniu w wielu
krwawych bitwach wojsk popularów, rozpoczął się okres
rozliczania się z przeciwnikami. „(...) Sulla zwołał Rzymian
na zgromadzenie, (...) sławił siebie (...) dodając (...) że (...)
nieprzyjaciół natomiast nie będzie w żadnym wypadku
oszczędzał. lecz będzie ich tępił do ostateczności. (...) Po
tvch słowach natychmiast ogłosił publicznie listę skazanych
na śmierć obejmującą blisko 40 senatorów i około 1600 tak
zwanych ekwitów. (...) Wkrótce potem umieścił na tej
liście następnych senatorów. (...) W całej Italii odbywały
się (—) surowe sądy, a oskarżenia były najrozmaitsze:
o dowództwo, o udział w wyprawie, o wypłacenie pieniędzy
lub inne usługi czy w ogóle o udzielenie rady na szkodę
Sulli. (...) Ze szczególnym naciskiem oskarżano bogatych.
Gdy zaś zabrakło podstaw do oskarżania jednostek, zwrócił
się Sulla przeciwko miastom i karał je również burząc ich
zamki lub niszcząc mury. nakładając kontrybucje. (...)
W większości miast, aby mieć swoje załogi w całej Italii,
osadził żołnierzy, którzy pod jego rozkazami brali udział
w wojnie, i rozdzielał między nich zagarniętą ziemię oraz
domostwa, czym zjednał sobie wielką ich życzliwość" 32 .
Na tuk zwanych listach proskrypcyjnych listach osób
do zamordowania — znalazło się ogółem 90 senatorów
(w tym 15 byłych konsulów) i 2600 ekwitów. ..Rzeź
pojmanych pod przewodem Sulli wtedy nie ustawała. (...)
Na senatorów więc padł strach podwójny, gdyż sami byli
już bliscy wiary, że doznają jakiegoś okropnego losu. skoro
dopuszczał się w słowie i w czynie rzeczy tak bezbożnych.
Z tego powodu liczni, przeżywając podwójne udręki.

" Tamże. s. 687.


' Tamże. s. 699-701.
pragnęli sami należeć do lud/i już ginących na zewnątrz,
byleby w końcu uwolnić się od strachu. (...) Ale los ich
został odroczony. Tymczasem resztę zarzynano i wrzucano
do rzeki. Stąd uznana za okropną zbrodnia Mitrydatesa,
który w jednym dniu wyciął wszystkich Rzymian w Azji,
wydawała się błahostką w porównaniu z liczbą ludzi wtedy
wymordowanych i zc sposobem ich zgonu. (...) Mordy,
które tam się. rozpętały, jakby na dany znak ogarnęły
stolicę, kraj. wszystkie miasta Italii. Bo wielu nienawidził
sam Sulla. wielu także jego zwolennicy, jedni naprawdę,
inni na pozór. Popełniając podobne zbrodnie chcieli
pokazać, że mają charakter podobny do j e g o charakteru
i w ten sposób umocnić przyjaźń z nim. (...) W takich
okolicznościach pada ofiarą mnóstwo ludzi nawet obojęt-
nych. choć nie przystają do żadnej z dwóch stron. (...) Nikt
nie mógł znaleźć żadnego środka ratunku. (...) Łzy lub
śmiech groziły natychmiastową zgubą. (...) Nikomu nie
wolno było boleć nad utratą przyjaciela ani triumfować nad
zabitym wrogiem; także ich ścinano pod zarzutem, że
naigrawają się z kogoś. (...) Głowy wszystkich gdziekol-
wiek pomordowanych zaniesiono na Rynek Rzymski
i wystawiono na rastrach"33.
Ogółem w czasie wojny domowej zginęło ponad 100 ty-
sięcy ludzi, co można prawie porównać ze stratami w wojnie
z Cymbrami i Teutonami — a zaznaczyć przecież należy,
że tutaj wyginęły całkowicie niektóre najstaisze rody
rzymskie. Po zwycięstwie Sulla objął rządy dyktatorskie,
i to na czas nieograniczony (w Rzymie zgodnie z prawem
władzę dyktatora można było sprawować tylko przez
6 miesięcy).
Tak w toku działań wojennych, jak i w trakcie roz-
liczania się z pokonanymi. Sulla wykorzystywał nie-
wolników. licząc na ich nienawiść do właścicieli i chęć

M
K a s j u s z Dion Koktejanus, dzcyt.. s. 137-140.
uzyskania wolności. Za oddane usługi wyzwolił 10 tysięcy
niewolników 54 .
Niespodziewanie w roku 79 Sulla składa władzę dyk-
tatorską i usuwa się na wieś. Tam też w 78 roku umiera.
W taki sposób zakończyła się pierwsza wojna domowa
w Rzymie. Mimo zwycięstwa senatu, nie rozwiązano
zasadniczych problemów, dlatego nadal istniało źródło
konfliktów, a efekty wojny wskazywały na to. że jedynym
remedium jest władza jednostki.

WOJNA Z SERTORIUSZEM

Zakończenie wojny domowej nie oznaczało końca kło-


potów Rzymu. Najpoważniejszym w tym czasie przeciw-
nikiem okazał się zdolny i ambitny stronnik popularów.
Kwintus Sertoriusz. Ten namiestnik Hiszpanii nie uznał
władzy Sulli i w zarządzanej przez siebie prowincji utworzył
coś w rodzaju ..rządu na obczyźnie" — namiastkę rzym-
skiego senatu i innych instytucji państwowych — i przeciąg-
nął na swoją stronę rdzennych mieszkańców. Armię,
składającą się ze stronników popularów, którzy przybyli
tam razem z nim, a następnie uzupełnioną przez około
10 tysięcy żołnierzy przewiezionych z Sardynii przez
Marka Perpennę, uzupełnił tubylcami.
Rzym skierował zaś przeciwko niemu armię pod dowódz-
twem prokonsula Mctcllusa. która jednak ponosiła w walce
klęski. Rozzuchwalony zwycięstwami Sertoriusz nosił się
nawet z zamiarem wyprawy na Rzym. co po przybyciu
posiłków Perpenny było nawet w miarę realne.
Klęski Metellusa zmusiły Rzym do wysłania do Hiszpanii
stosunkowo młodego, ale już doświadczonego wodza
— Gnejusza Pompejusza. Jednak i ten dowódca nie
Poprawił sytuacji. Już w pierwszej bitwie stracił cały

A p p i a n z Aleksandrii, dz.cxt.. L II. s. 706.


legion: „Kiedy przybył do Hiszpanii, zaraz Scrtoriusz
wyciął mu cały legion, zbierający paszę, wraz ze zwierzę-
tami jucznymi i ich obsługą, a miasto Lauron w oczach
samego Pompcjusza ograbił i zniszczył"' 5 . W następnej
bitwie Gnejusz nie tylko poniósł klęskę, lecz także sam
został ciężko ranny. Odtąd jednak losy walczących się
odwróciły: gdy dowodził Sertoriusz. odnosił zwycięstwa,
ale gdy Perpenna — zwycięstwo coraz częściej było po
stronie Pompejusza i Metellusa. Wojna jednak była prze-
wlekła i nic nie rokowało porażki Sertoriusza, opierającego
się coraz bardziej na tubylcach. Jedynym wyjściem dla
wodzów rzymskich było doprowadzenie do niesnasek
w armii Sertoriusza. Nie było to zbyt trudne, gdyż część
jego żołnierzy — Rzymian, z niechęcią patrzyła na to. że
ich wódz zbytnio faworyzował tubylców i się z nimi bratał.
Stąd przypadki dezercji, które tylko wzmagały nieufność
Sertoriusza i jeszcze bardziej wiązały go z Celtyberami
(rdzennymi mieszkańcami). Mimo to wojna toczyła się
nadal ze zmiennym szczęściem walczących. Fortuna od-
wróciła się od Sertoriusza dopiero w 73 roku. Pompcjusz
i Metellus. prowadzący wojnę na rozbieżnych kierunkach,
zaczęli odnosić sukcesy, szczególnie w walkach przeciwko
rozdzielonym oddziałom przeciwnika (Perpenna odznaczał
się bowiem mniejszymi zdolnościami wojskowymi niż
Sertoriusz).
Z powodu przedłużania się wojny, gdy Rzym był
zmuszony do walki na kilku frontach (toczyła się w tym
czasie trzecia wojna z Mitrydatesem, trwało także niebez-
pieczne dla państwa powstanie niewolników), wodzowie
rzymscy wykorzystali niesnaski w armii przeciwnika.
Niespodziewanie dla nich ambitny, lecz. w zasadzie
nieudolny podwładny Sertoriusza, Perpenna, zawiązał spi-
sek. Nic miał on na celu pomóc przeciwnikom, ale

35
Tamie. s. 716.
w rzeczywistości tak się stało. W 72 roku spiskowcy
zamordowali Sertoriusza w czasie uczty. Wodzem został
perpenna. co w zasadzie zakończyło wojnę.
Na początku 71 roku doszło do decydującej bitwy,
w której armia Perpenny poniosła klęskę, a jej wódz.
wzięty do niewoli, został na rozkaz Pompejusza stracony,
pośrednio wskazuje to na brak powiązania między spis-
kowcami a Rzymianami, jednak, znając podstępną naturę
Pompejusza, nie można być tego pewnym.
Klęska Perpenny to koniec wojny w Hiszpanii. Dlatego
uprawniony jest wniosek, że przyczyną klęski było zamor-
dowanie Sertoriusza — jego zdolności dowódcze i przyjaźń
z Celtyberami stanowiłyby dla Rzymian wystarczającą
przeszkodę na drodze do ostatecznego zwycięstwa.
Zakończenie wojny w Hiszpanii było o tyle szczęśliwe
dla Rzymu, że zwolniło wojska Pompejusza i umożliwiło
im powrót do Italii, zagrożonej jeszcze przez — co prawda
osłabionego i tracącego szczęście wojenne, ale nadal
groźnego — Spartakusa. A choć nic doszło do współpracy
między Sertoriuszem (a w późniejszym czasie Perpenną)
a Spartakusem, to przecież każdy z nich wiązał siły
Rzymian, uniemożliwiając zebranie ich w całości do walki
z jednym z przeciwników.
Rozdział IV
ARMIA RZYMU W II I I WIEKU

ORGANIZACJA ARMII RZYMSKIEJ W II WIEKU.


BAZA REKRUTACYJNA

Armia rzymska powstawała w toku walk z sąsiadami na


półwyspie i poza geograficznymi granicami Italii. Ustawi-
czne wojny wymagały dobrze wyposażonego, uzbrojonego
i wyszkolonego wojska. Taką też armię, której organizacja
i zasady prowadzenia wojen wykształciły na przestrzeni
wieków, miał Rzym. Jej podstawową zaletą było to, że
była obywatelska — opierała się na pospolitym ruszeniu
(obecnie nazwalibyśmy ją armią typu milicyjnego). Obo-
wiązek służby wojskowej spoczywał na wszystkich zdol-
nych do noszenia broni mężczyznach w wieku od 17 do
60 lat (starsi niż 47-letni zobowiązani byli do służby
garnizonowej). Teoretycznie Rzym (traktowany łącznie,
to znaczy samo państwo-miasto, sprzymierzeńcy, czyli
Italikowie. oraz prowincje i państwa zależne) mógł wy-
stawić nawet kilkusettysięczną armię, składającą się
z dużej liczby zaprawionych w walkach weteranów,
ponieważ w zasadzie nie było okresu, w którym nie
toczono by wojen. O sile wojska decydowały takie
czynniki, jak: wysokie morale żołnierzy — obywateli,
gotowych do poświęceń dla ojczyzny, utrzymywanie
wysokiego poziomu wyszkolenia i zdolności bojowej
(wynikające tak z doświadczenia, jak i ze stałych ćwiczeń
oraz bardzo surowej dyscypliny), a także stworzenie
nieznanej nigdzie poza Rzymem formacji bojowej — le-
gionu. zdolnego do walki samodzielnej oraz we współ-
działaniu z innymi takimi samymi legionami.
Na początku II wieku legion, stale do tego czasu
modyfikowany, uzyskuje swój ostateczny kształt (co prawda
tylko na mniej więcej sto lat). W tym okresie stanowiły
go cztery kategorie żołnierzy (zaliczenie do którejś kategorii
wynikało z doświadczenia bojowego legionisty). Pierwszą
kategorią byli velites — piechota lekkozbrojna. w której
skład wchodzili najmłodsi, ale też najmniej doświadczeni
żołnierze. Byli oni przeznaczeni do rozpoznania, pro-
wokowania przeciwnika do walki, zabezpieczenia (wspólnie
z jazdą) skrzydeł legionu i do pościgu. Pozostałe trzy
kategorie to. piechota ciężkozbrojna, która uszykowana
była w trzy linie. Pierwszą linię tworzyli hastati — żołnierze
wiekiem zbliżeni do \elites — a więc mający od
17 do 24 lat — ale już z pewnym doświadczeniem
bojowym. Druga linia ciężkozbrojnych to principes — ma-
jący od 25 do 30 lat i stosunkowo duże doświadczenie
bojowe. Trzecią linię tworzyli triarii — najstarsi wiekiem
(31-46 lat), o największym doświadczeniu, stanowiący
jakby ostatnią linię obrony lub grupę rozstrzygającą o zwy-
cięstwie lub klęsce. W piechocie służyli wolni chłopi,
posiadający ziemię. Lekkozbrojnymi mogli być także
plebejusze nieposiadający ziemi — wynikało to z tego.
że każdy żołnierz musiał sam zaopatrzyć się w broń.
W formacjach jazdy służyli ekwici i. rzadko, patrycjusze
— zakup i utrzymanie konia oraz inne niż w piechocie
uzbrojenie kosztowały więcej. Najmniejszą jednostką armii
była decuria (dziesiątka), większą tworzyła centuria (setka)
licząca 60 ludzi. Dwie centurie tworzyły manipuł liczący
120 żołnierzy (manipuły hastari i principes) i 60 legionistów
w manipule triarii. Trzydzieści manipułów i 1200 velites
tworzyło legion. Razem w legionie służyło 4200 żołnierzy.
Każdy legion otrzymywał 300 konnych, co razem z piechotą
stanowiło 4500 ludzi (współczesna brygada). Do legionu
rzymskiego dodawano legion sprzymierzeńców o podobnej
organizacji (także posiadał jazdę w liczbie 300 konnych).
W ten sposób tworzono związek o liczbie około 9000
żołnierzy — czyli współczesną dywizję. Dwie takie „dywi-
zje", czyli dwa legiony Rzymian i dwa legiony sprzymie-
rzeńców. tworzyły liczącą około 20 000 ludzi armię kon-
sularną. dowodzoną przez konsula.
Jeżeli wystawiono tylko jedną armię lub łączono dwie
armie konsularne w jedną całość, to konsulowie danego
roku dowodzili nią na zmianę (i tak było to lepsze
rozwiązanie niż w Atenach, gdzie armią dowodziło na
zmianę dziesięciu strategów). Mankamentem takiego wy-
znaczania wodzów było to. że konsulów wybierano na
roczne kadencje, co przy długotrwałych wojnach powodo-
wało także coroczną zmianę dowódców. W przypadku gdy
wojna wymagała wystawienia większego wojska, pozo-
stałymi armiami dowodzili prokonsulowie. czyli konsulowie
z poprzedniego roku. W wyjątkowych sytuacjach do
dowodzenia całością sił państwa powoływano dyktatora
(na pół roku).
Konsulowi (prokonsulowi) podlegał sztab armii składa-
jący się z dowódców wyższej rangi. Stanowili go legaci,
trybuni wojskowi i prefekci wojskowi. Sprawy admini-
stracyjne. finansowe i kwatermistrzowskie prowadził kwes-
tor. Każdy z legatów sprawował dowództwo nad legionem
(mógł też dowodzić armią w zastępstwie konsula). Spośród
sześciu prefektów dwóch sprawowało przez miesiąc dowódz-
two legionu, zmieniając się co dzień, pozostali zaś
służyli przy naczelnym dowódcy. Trybunom podlegało
Targ niewolników — mozaika z Pompei i relief nagrobny z Arles
Praca niewolników w kopalni — waza grecka z V wieku p.n.e.

Niewolnicy w kuźni — z prawej nadzorca i prawdopodobnie zieceniodaw-


ca pracy — waza grecka z V wieku p.n.e.
Niewolnicy wiejscy — praca przy tłoczeniu wina. Mozaika z Pompei

Walki gladiatorów — różne fazy. Mozaika z Pompei


Gladiatorzy w walce — zakończenie walki, zwycięzca dobija przeciw-
nika, którym jest sieciarz w hełmie trackim. Na obrzezach rysunku
widoczne elementy uzbrojenia — hełmy, nagolenniki, na dole miecz
(gladius). tarcza sieciarza, złamany oszczep
Giadiatorzy w walce. Trak i Samnita — koniec walki — Trak pozbawiony
proni Mozaika z Arles

Gladia r dobijający prze-


ciwnika Rzymska lampa Walka gladiatorow — sieciarz i Samnita.
oifwna . I w. n.e. Waza rzymska z I w. p.n.e.
Hełm gladiatora — Traka

Trening gladiatorów. Trak walczy z Galem


z boku walkę obserwuje nauczyciel, w głębi
sieciarz Ćwiczy zarzucanie sieci na manekinie
Gladiator — sieciarz. Na obrzeżach rysunku elementy uzbrojenia

ochronnego
Gladiator Trak. Rzymska fi-
gurka z brązu z I w. n.e.

Gladiator Gal. Rzymska figur-


ka z brązu z przełomu I w.
p.n.e.-l w. n.e.
sześćdziesięciu centurionów — po dwóch na każdy ma-
nipuł1.
Kadra dowódcza wywodziła się w zasadzie z patrycjuszy
(poza centurionami, którymi mogli zostać najbardziej
doświadczeni i wyszkoleni weterani z klasy najniższej);
czasem mogli te stanowiska objąć zdolni ekwici — ale
były to stosunkowo rzadkie przypadki. Szczególnie rzadko
zdarzało się to wśród naczelnych dowódców — konsulów.
Najbardziej znanym przykładem takiego wodza był wywo-
dzący się z ekwitów Mariusz, ale droga wiodąca go na
szczyt władzy cywilnej i wojskowej była bardzo długa.
Zgoła częstsze przypadki stanowili naczelni wodzowie,
a także ich zastępcy — legaci, prefekci i trybunowie
— których jedyną legitymacją dowództwa było pochodzenie
patrycjuszowskie. co nie było przecież dowodem na to, że
mieli oni zdolności do sprawowania tak wysokich funkcji
wojskowych. Taki system doboru dowódców skutkował
często tym. że nie sprawdzali się oni w warunkach wojny,
co było często przyczyną klęsk w bitwach.
Sprawność działania zapewniała koordynacja taktyczna
między manipułami w jednej linii i pomiędzy liniami,
a także współdziałanie z konnicą. Manipuł stawał do walki
w małej falandze, głębokiej na sześć szeregów liczących po
20 żołnierzy. Odległość miedzy manipułami w linii
wynosiła około 18-20 metrów. Każda z linii liczyła 10
manipulów. Manipuły linii następnej kryły luki linii
poprzedzającej (szyk w szachownicę) — co pozwalało na
przesuwanie linii i tworzenie w ten sposób szyku zwartego
— lub też umożliwiały wycofanie linii pierwszej przez
ugrupowanie drugiej. Linia trzecia stanowiła odwód.
Lckkozbrojni wystawiani byli w linii przed falangą, a po
rozpoczęciu walki wycofywali się poprzez luki i prze-
chodzili na skrzydła.

:
E R. D u p u y. T.N. D u p u y. dz.cyt, s. 69-70.
Armia konsularna ustawiała się do bitwy w linię legionów
— w centrum dwa legiony Rzymian, po bokach oddziały
sprzymierzeńców (legiony), na skrzydłach konnica i czasem
lekka piechota zaciężna (łucznicy, procarze i inni).
Hastati i principes byli uzbrojeni w dwa ciężkie oszczepy
(pilum) długości 2.1 metra i miecze o długości około
60 centymetrów. Oszczepy służyły do miotania na przeciw-
nika. miecze —r do walki wręcz. Uzbrojenie triarów
stanowiły miecz i służąca do pchnięcia włócznia (hasta)
o długości około 3.5 metra. Velites używali w walce kilku
krótkich oszczepów (iaculum), długich na około 1,2 metra,
oraz miecza 2 . Hastati jako uzbrojenia ochronnego używali
lekkich pancerzy w formie dwu owalnych lub prostokątnych
płyt chroniących pierś i plecy, z czasem zastąpionych przez
kolczugi. Głowę osłaniał skórzany hełm. obity blachą
z doczepionymi osłonami policzków. Podstawowym uzbro-
jeniem ochronnym była tarcza — scutum. Principes byli
uzbrojeni tak samo jak hastati. Triarii mieli najsilniejsze
uzbrojenie ochronne. Stanowiły je: pancerz kolczy lub
płytkowy, na nogach nagolcnice, tarcza scutum i ciężki,
zbliżony wyglądem do greckiego, hełm.
Całość noszonego przez żołnierza wyposażenia wraz
z palami do budowania obozu stanowiła ciężar około
36 kilogramów, a mimo to Rzymianie maszerowali bardzo
szybko (wspomnieć tutaj należy o wzroście Rzymian — do
wyjątków należeli mężczyźni wyżsi niż 165 centymetrów)'.

ARMIA RZYMSKA PO REFORMIE MARIUSZA

Reforma arniii, jej przyczyny i skutki

Postępujące w zastraszającym tempie kurczenie się.


a właściwie zanikanie, warstwy wolnych chłopów — pod-
2
Tamże. s. 71.
ł
Tamże. 5. 71. Por. także P. R o c h a l a . dtcyL, s. 125-126.
stawowego źródła rekrutów, połączone z nieprzerwanymi
w zasadzie wojnami toczonymi przez Rzym na prze-
strzeni II wieku, spowodowało upadek armii obywatels-
kiej. Stopniowo wytworzyła się armia stała, a żołnierz
tej armii stał się w pewnym stopniu zawodowym, dla
którego wojna i służba w wojsku stanowiły źródła
utrzymania. Szczególnie silnie występowało to w prowin-
cjach zamorskich, gdzie wojny trwały niekiedy po wiele
lat (na przykład wojna w Afryce) i dlatego niemożliwe
było wysyłanie na taki teatr działań wojennych co rok
nowej armii. Zanikła stopniowo zasada tworzenia wojska
na podstawie corocznego poboru do armii. Nic uległ
natomiast zmianie system doboru kadry dowódczej, choć
coraz częściej dochodzili do tych stanowisk zdolni
przedstawiciele warstwy ekwitów. Nadal jednak zawo-
dowi politycy bez jakiegokolwiek doświadczenia wojs-
kowego stawali na czele armii, co w walce z silnymi
przeciwnikami skutkowało co najmniej brakiem zaufania
podwładnych do przełożonych i odwrotnie. Spadło też
morale wojska, jego lojalność wobec państwa, co wyni-
kało między innymi z tworzenia jej z warstw społecznych
o bardzo wątpliwej reputacji (różnego rodzaju ludzie
luźni, nieposiadający żadnego mienia, plebejusze żyjący
na koszt państwa). Obniżyła się dyscyplina, spadał
stopniowo poziom wyszkolenia. Stąd wzrastająca wśród
zołnierzy U l e także wśród dowódców) tendencja do
tworzenia w walce bardziej zwartego szyku bojowego,
co odbijało się ujemnie na mancwrowości wojska — linia
bojowa legionu coraz bardziej przypomina falangę grec-
ką. a nic rzymski szyk manipularny.
W zaistniałej sytuacji Gajusz Mariusz — człowiek obcy
dla patrycjuszy. pochodzący z rodziny, która nie miała
przodków wśród arystokracji — zawdzięczający swoje
wyniesienie na funkcję konsula nie pochodzeniu, a zdol-
nościom dowódczym (większym zresztą niż zdolności
polityczne, ale przecież nie można wymagać wszystkiego),
postanowił dokonać zmian w systemie rekrutacji i uzupeł-
niania armii oraz w jej organizacji i sposobie prowadzenia
walki. Reforma ta wprowadzana była stopniowo.
Zasadniczą różnicą w stosunku do armii typu obywatel-
skiego było to. że straciły wszelkie znaczenie kryteria
przynależności stanowej, zamożności, a nawet wieku, stażu
i dośw iadczenia. /.anikł podział wojska na hastati, principes
i triarii. Żołnierze stali się równi, zanikła całkowicie grupa
velites — ich rolę przejęli żołnierze najemni. Wojownikowi,
którego nie było stać na uzbrojenie, broń zapewniało
państwo (a w zasadzie wódz).
Najważniejszym jednak elementem reformy Mariusza
była zmiana organizacji legionu. W jego składzie powstała
nowa jednostka taktyczna — kohorta, składająca się
z trzech manipułów (te zaś z kolei z dwu centurii),
co po podniesieniu liczby żołnierzy we wszystkich cen-
turiach do 80 dało 480 ludzi w kohorcie. Dziesięć
kohort stanowiło legion. Kohorty ustawiały się do walki
w linię głęboką na osiem do dziesięciu szeregów. Odstępy
pomiędzy żołnierzami w początkowej fazie walki i podczas
wykonywania manewrów wynosiły około 90 centymetrów,
by w trakcie walki wręcz zwiększyć się do 1,80 metra.
Odstępy między kohortami równały się szerokości linii
kohorty w szyku zwartym.
Legion stawał do walki w dwie lub trzy linie kohort
(w układzie po cztery — trzy — trzy. pięć — pięć lub
sześć — cztery kohorty w linii). W ten sposób zachowano
elastyczność manewrową — nadal był to szyk w szachow-
nicę. tyle że kohort, a nie manipułów. Był to więc układ
jednostek silniejszych niż w szyku manipularnym. Połączo-
no też elastyczność legionu z możliwością tworzenia szyku
zwartego (zachowującego pozory starej falangi). Szerokość
frontu kohorty to 35—45 metrów — a zatem legion rozwijał
się na szerokości około 300 metrów (głębokość szyku to
ponad 110 metrów) 4 . W taki sposób uzyskiwano — przy
ustawieniu w trój liniowym szyku armii liczącej osiem
legionów — front szerokości 2400 metrów.
Podczas bitwy obronnej stosowano szyk w linię, czworo-
bok lub koło. Linię stosowano w walce zza umocnień
polowych lub linii okopów, rozwijając w nią dziesięć
kohort. Czworobok powstawał z normalnego szyku w wy-
niku dość skomplikowanych manewrów w taki sposób, by
po trzy kohorty stawały frontem z przodu i z tyłu. a po
dwie po bokach. Podobnie tworzono szyk w koło, ustawiając
kohorty w lekki owal.
W skład legionu wchodził dziesięcioosobowy kontyngent
speculatores, czyli zwiadowców, trębacze, sygnaliści, sa-
perzy i rzemieślnicy, co zwiększało liczbę żołnierzy do
5 tysięcy. Za legionem szły zastępy służby (tak wolnej, jak
i niewolników), dzielącej się na grupy pisarzy, woźniców,
tragarzy, co dawało około 2000 do 2500 ludzi. Do legionu
dołączano także oddziały pomocnicze, zastępujące dotych-
czasowych velites, rekrutowane głównie z Galii Przedalpej-
skiej, oddział jazdy liczący około 400 kawalerzystów (byli
to najemnicy z Tracji i z Afryki, rzadziej z Galii i Hisz-
panii), a także najemną lekką piechotę (procarzy z Balearów,
łuczników z Krety i Cyklad oraz oszczcpników).
Zanikła tradycyjna jazda rzymska złożona z obywateli
należących do klasy ekwitów. Podstawową jednostkę jazdy
(rekrutującej się z najemników) stanowiła odtąd turma
składająca się z 32 kawalerzystów. którymi dowodził
centurion. Do walki turma stawała w czterech szeregach
— po ośmiu jezdnych w szeregu. Dziesięć turni tworzyło
oddział nazywany ala, którym dowodził trybun. Ala wal-
czyła w dwu lub trzech liniach. Dyscyplina takiej jazdy
— złożonej wszak z ludzi niebędących obywatelami, a więc
nieprzejawiających w żadnym stopniu uczuć patriotycznych
4
E R. D u p u y. T.N. D u p u y, dz.cyt., ». 93-94. Także P. R o c h a 1 a.
dzcyl..s. 109-110.
— była niższa niż piechoty, dobry dowódca mógł ja jednak
w pełni wykorzystać.
Legionistów rekrutowano spośród mieszkańców wsi łub
biedoty miejskiej. Otrzymywali oni żołd od dowódcy,
któremu przysięgali wierność — toteż powoli stawali się
żołnierzami wodza, a nie republiki. Mogli też liczyć na
łupy wojenne — stad często większy zapał w rabowaniu
zabitych i ich obozu niż w pościgu za uciekającymi
przeciwnikami, a zarazem większe przywiązanie do wodza
odnoszącego zwycięstwa, bo to wiązało się ze zdobyczą.
Problemem takiego systemu było to, że z upływem lat
żołnierz najemny stawał się niezdolny do dłuższego pono-
szenia trudów walki, nie był już w stanie służyć w wojsku,
a nie miał możliwości odłożyć sobie z żołdu odpowiedniej
kwoty na dalsze życic. W ten sposób zostawał w zasadzie
bez środków do życia, co było bardzo często powodem
niezadowolenia weteranów. Stąd dążenie dowódców do
zapewnienia im nadziału ziemi. O takie nadziały walczyli
z senatem zarówno Mariusz, jak i jego przeciwnik Sulla,
co było jedną z przyczyn wojny domowej.

Taktyka walki

Przygotowując się do walki, legiony zajmowały (w mia-


rę możliwości) pozycję na wzniesieniu. Umożliwiało to
poszerzenie zasięgu miotanych oszczepów, zwiększało
impet ataku (łatwiej jest biec z nawet lekkiego wzniesienia
niż pod górę). Łatwiejsza była też walka wręcz (miało to
spore znaczenie z powodu różnicy wzrostu — Rzymianie
byli dużo niżsi od prawie wszystkich swoich przeciwników).
Z zasady w pierwszej linii ustawiano najlepsze kohorty
złożone z weteranów.
Po wstępnej walce oddziałów posiłkowych legion ruszał
do natarcia. Pierwsze dwa-trzy szeregi miotały oszczepy
z odległości dwudziestu metrów, jednocześnie zwierając
lekko szyk do przypominającego falangę. Po wyrzuceniu
oszczepów pierwsza linia (osiem do dziesięciu szeregów)
ruszała biegiem do zwarcia z przeciwnikiem i walki wręcz.
Dwa (trzy) pierwsze szeregi, pozbawione już oszczepów,
walczyły mieczami, a pozostałe miotały ponad walczącymi
oszczepy w tylne szeregi przeciwnika. Po krótkim czasie
(z reguły po wyrzuceniu oszczepów przez tylne szeregi), dwa
pierwsze szeregi wycofywały się przez luki do tyłu. a na ich
miejsce do walki wręcz stawały następne. Po wycofaniu się
na koniec szyku legioniści uzupełniali broń miotającą i znów
przechodzili do przodu, by ciskać pilum w tylne szeregi
wroga. W ten sposób kolejne szeregi wkraczały do walki
i wycofywały się. co przypominało coś w rodzaju karuzeli.
Jeśli uderzenie kohort pierwszej linii nie przyniosło
skutku, do walki poprzez luki w szyku pierwszej linii
wkraczały kohorty drugiej linii, luzując pierwszą linię lub
zagęszczając szyk. Karuzela zmian linii trwała w zasadzie
aż do końca bitwy.
Taką wymianę bez większych zakłóceń szeregów i linii
bojowych umożliwiał wysoki poziom wyszkolenia legio-
nistów i znaczne zdyscyplinowanie. Ten sposób walki,
połączony z wysokim morale, pozwalał Rzymianom od-
nosić zwycięstwa nawet nad wielokrotnie liczebnicjszym
przeciwnikiem.
W trakcie walki jazdę i posiłkowe oddziały lekkie
wykorzystywano do wyjścia na skrzydła i tyły przeciwnika.
Wykorzystując obejście wykonane przez jazdę (którą gru-
powano w przypadku jednoczesnego udziału w bitwie
więcej niż jednego legionu), dążono do okrążenia wroga
tak. aby doprowadzić do jego całkowitej eliminacji.
Regułą wojen w starożytności było to. że straty zwycięz-
ców były w zasadzie znikome, natomiast pokonanych
— wręcz katastrofalne. Tak też było w przypadku wojska
rzymskiego — dzięki doskonałemu uzbrojeniu obronnemu
i taktyce ofensywnej, nawet gdy przeciwnik miał przewagę.
odnosili zwycięstwa. Jednak w razie niespodziewanego
przełamania linii lub wyjścia wojsk przeciwnika na skrzydła
lub tyły. legioniści stawali się w zasadzie bezbronni i ulegali
w walce. W takiej sytuacji bitwa często przekształcała się
w rzeź — z pokonanej armii praktycznie nikt nie uchodził
z życiem. Jeśli przeciwnik nie przerwał tej rzezi, to na polu
bitwy pozostawały tylko trupy (wojsko pobite nic miewało
prawie wcale rannych — byli albo zabici, albo ci, którzy
dostali się do niewoli).
Przemarsze na teren przyszłej walki przeprowadzano
w kolumnie marszowej, osobnymi legionami. Przemarsz
takiej armii ubezpieczały wydzielone siły. stanowiące
awangardę i straże boczne. Za kolumną legionu maszero-
wała kolumna zwierząt jucznych (zazwyczaj były to muły
w liczbie do 600 na legion) oraz pozostałe tabory (wozy
z żywnością, dodatkowym wyposażeniem i uzbrojeniem,
sprzętem saperskim i machinami bojowymi). Tyły takiej
kolumny ubezpieczała ariergarda. Często w trakcie przemar-
szu przez terytorium przeciwnika, jeśli stosował taktykę
wojny szarpanej, tabory umieszczano w środku szyku.
Na koniec każdego dnia marszu legioniści zakładali
obóz warowny. Miał on chronić ich przed niespodziewanym
atakiem przeciwnika. Był zazwyczaj kwadratowy lub pros-
tokątny. o lekko zaokrąglonych rogach. Wewnątrz obozu
wytyczano drogi przecinające się pod kątem prostym.
Centralnym miejscem był namiot dowódcy. Pomiędzy
drogami ustawiano namioty poszczególnych pododdziałów
(jeden namiot skórzany na dziesięciu legionistów). Obóz
otaczano palisadą i fosą. Całość prac (wykopanie fosy,
wkopanie palisady, wytyczenie dróg i ustawienie namiotów,
wykonanie sanitariatów itp.) była tak wyliczona i roz-
dzielona. aby obóz był gotowy do zamieszkania i obrony
w ciągu nie więcej niż czterech godzin.
Dłuższy czas na wykonanie prac rezerwowano, gdy obóz
budowano na terenie przeciwnika, w zagrożeniu atakiem jego
wojsk. Wtedy pracowało tylko od jednej trzeciej do
dwu trzecich żołnierzy — pozostali stali w pełnej go-
towości do odparcia ewentualnego ataku. Pracujący zaś
musieli być przygotowani do sprawnego przerwania prac
i pospieszenia do walki.
Obóz budowany na dłuższy czas był codziennie udos-
konalany — pogłębiano fosę. doprowadzano do niej
w miarę możliwości wodę. wzmacniano palisadę, budowa-
no wieże (najpierw na rogach palisady, następnie zagęsz-
czano je). W obozie przeznaczonym do przezimowania
w miejsce namiotów stawiano baraki, które stopniowo
ocieplano.
W miejscu obozowania dla lepszej orientacji umieszczano
znaki poszczególnych legionów, kohort i manipułów.
Stanowiły je: dla legionu — srebrna, trzydziestocentymet-
rowa podobizna orła z rozpostartymi skrzydłami, z umiesz-
czonym na podstawie numerem legionu, zatknięta na
drzewcu: dla kohorty — godło lub medalion z metalu lub
drewna, zamocowane na ostrzu włóczni; dla manipułu
— odznaka podobna do tej dla kohorty, umieszczona na
niskim drzewcu. Odznaki te były używane także w walce
i stanowiły oznaczenie miejsca w szyku w razie zmieszania
szeregów. Godło legionu było chronione, a jego utrata
stanowiła hańbę dla żołnierzy i mogła być powodem
rozformowania takiego oddziału.
Jeśli to było możliwe, obóz budowano na wzniesieniu,
ale głównym warunkiem był łatwy (i to nawet w sytuacji
oblężenia) dostęp do wody 5 .

Uzbrojenie legionistów

Podstawowe uzbrojenie obronne legionisty' stanowiła scutum


— owalna i wypukła tarcza o wysokości do 125 centymetrów.
5
Zob P o l i b i u s z . Dzieje, t. I. Wrocław 2005. 403-407. Także
ŁR. D u p u y . T.N. D u p u y . dz.cyt.. s. 97.
Wykonana była z cienkich listewek drewnianych, skleja-
nych w trzech warstwach i oklejonych płótnem lub filcem,
na który przyklejano skórę cielęcą. Przez środek tarczy
przechodziła metalowa listwa, a jej brzegi okuwano blachą
z brązu. Tak wykonana tarcza ważyła 8 do 10 kilogramów.
Głowę legionisty chronił hełm z brązu, zwieńczony tuleją
wypełnioną o ł o w i e m — służyła ona do osadzenia pióro-
pusza (jeśli był to hełm funkcyjnego). Do ochrony torsu
służył pancerz — była to albo kolczuga w kształcie
koszulki z rękawami lub bez nich. obszyta na brzegach
skórą lub płótnem, albo pancerz łuskowy wykonany
z kaftana skórzanego z naszytymi drobnymi łuskami
żelaznymi lub brązowymi. Wyżsi dowódcy nosili pancerze
torsowe. wymodelowane na kształt męskiego torsu z wy-
raźnie zaznaczoną muskulaturą, oraz nagolenice do ochro-
ny nóg 6 .
Uzbrojenie zaczepne stanowiły: ciężki oszczep, zwany
pilum, i krótki miecz — gladius. Oszczep składał się
z około metrowej długości grotu i około półtoramet-
rowego drzewca. Służył on do miotania w przeciwnika.
Główną zaletę takiego oszczepu stanowił j e g o grot.
Wykonany był z długiego na metr. cienkiego pręta,
zwężającego się 1 cm w miejscu mocowania w drzewcu
do 0.5 cm przy nasadzie ostrza. Ostrze stanowił czworo-
graniasty ostrosłup o długości 3 - 5 cm i przekroju pod-
stawy 1 cm. Taki oszczep po przebiciu grotem tarczy
sunął dalej aż do nasady grotu, czyli na głębokość do
80 centymetrów. Cienki pręt wykrzywiał się i pozostawał
w miejscu wbicia, co utrudniało usunięcie go i stanowiło
poważne utrudnienie dla przeciwnika. Takich oszczepów
miał legionista od dwóch do trzech. Konnica używała
włóczni o długości 3 metrów, zwanej łuista. zakończonej
liściastym grotem 7 .
6
F. R o c h a la. dtcyl.. s. 121-122.
7
Tamże. s. 122-123.
Miecz, nazywany glaJius, to broń z obosieczną głownią,
zaopatrzoną pośrodku w ość. z kończystym sztychem,
rękojeścią o kulistej głowicy z drewna lub rogu. metalowym
trzonem o karbowanej powierzchni lub ujętym w obłe
pierścienie z mało wydatnym pudełkowatym jelcem. No-
szono go przez lewe ramię po prawej stronie w pochwie,
pługości około 60 cm. z czasem dla sprostania uzbrojeniu
przeciwnika wydłużany, w epoce cesarstwa dochodzi do
długości około metra. Ważył około kilograma i służył
zarówno do zadawania cięć. jak i do kłucia". Jazda
używała miecza dłuższego, wzorowanego na mieczach
galijskich (ułatwiało to zadawanie cięć z konia), oraz
długiej włóczni, służącej do pchnięć (prototyp późniejszej
kopii).
Uzupełnieniem broni zaczepnej był sztylet, wykonany
w całości z metalu, i proca. Nie był natomiast popularny
luk — używały go w zasadzie tylko oddziały zaciężne.
Tak uzbrojony żołnierz wyposażony był dodatkowo
w kosz na -drobiazgi, torbę skórzaną, sierp, manierkę,
kociołek, motyko-kilof, siekierę, szpadel i łopatę (przypusz-
czalnie sprzęt .„saperski" był równomiernie rozdzielony
między żołnierzy w dziesiątce, zależnie od tego. jakie
zadanie przypadało danemu legioniście w czasie prac
obozowych i fortyfikacyjnych).
Pomimo takiego wyposażenia i uzbrojenia (a należy
dodać do tego jeszcze dwa pale do budowy obozu i żywność
na kilka dni), armia ta przemieszczała się ze stosunkowo
dużą prędkością, była też. dzięki pozostawaniu w stałej
gotowości do wojny, wytrzymała na trudy długotrwałych
walk i przemarszów. Jeśli miała dobrego, dbającego o żoł-
nierzy i odnoszącego zwycięstwa dowódcę — a tacy byli
w większości nowi dowódcy — była gotowa do walki
i poświęcenia.
' W. K w a i n i e w i c z . Leksykon broni białej i miotającej. Warszawa
2003, s. 67. O u/brujeniu zob. lakze: P o 1 i b i u s z, d^cyt., s. 399-400.
Wyróżnienia i kary i ich wpływ na morale żołnierzy

Na dyscyplinę wojska, i to w każdym systemie społecz-


nym. wpływa stosowany system wyróżnień i kar. O jego
znaczeniu nie może zapominać żaden dowódca, a za-
chowanie odpowiednich proporcji między wyróżnieniami
i karami odgrywa niebagatelną rolę. Dobrze o tym wiedzia-
no także w armii rzymskiej. Opracowany katalog przewinień
i czynów chwalebnych kładł większy nacisk na zapobiega-
nie naruszeniom dyscypliny i reagowanie na nic, niemniej
jednak mieściły się w nim też zachęty do wzorowej służby
i poświęcenia na polu walki.
W katalogu przewinień (uznawanych często za zbrodnię)
na pierwszym miejscu stawiano tchórzostwo, utratę broni
i opuszczenie posterunku. Były one karane biczowaniem,
które albo kończyło się śmiercią ukaranego (najczęściej
w wyniku biczowania, choć zdarzały się przypadki ukrzy-
żowania), albo wygnaniem poza obóz (co było równo-
znaczne ze śmiercią, jeśli obozowano na terenie przeciw-
nika). Mniejszej wagi przewinieniami były: kradzież,
złożenie fałszywego świadectwa i męska prostytucja. Za to
karano także biczowaniem, ale takim, które nie kończyło
się śmiercią. Inne. drobniejsze przewinienia (o ich wadze
decydował trybun wojskowy) były karane karą pieniężną.
Jeśli przypadek tchórzostwa dotyczył całości oddziału
(centurii, kohorty czy legionu), karę śmierci przez biczo-
wanie nakładano na co dziesiątego wybranego losowo
(poprzez odliczanie) żołnierza danego oddziału, natomiast
pozostałych żołnierzy karano gorszym przydziałem żywno-
ści (jęczmień zamiast pszenicy) i obowiązkiem obozowania
poza obwałowaniami obozu. Za utratę orła legionowego
karano cały legion rozformowaniem, a jego dowódca, jeśli
udowodniono, że utrata nastąpiła w wyniku złego dowo-
dzenia, pozbawiany był dowództwa i kierowany do oddziału
jako szeregowy żołnierz.
Za męstwo na polu walki lub za inne chwalebne czyny
wyróżniano żołnierzy pochwała przed frontem oddziału i,
w zależności od wagi czynu, wręczano w podarunku
włócznię, czarę ofiarną (dla piechura) lub rząd na konia
(dla jeźdźca). Najwyższą formą wyróżnienia był dla legio-
nisty złoty wieniec i udział w triumfalnym pochodzie po
zwycięskim zakończeniu kampanii lub wojny. Dla zwycięs-
kich wodzów przewidziano jako nagrodę na zakończenie
wojny lub kampanii owację lub triumf (w zależności od
wagi zwycięstwa odniesionego przez danego wodza) g .
Taki system nagród i kar wpływał mobilizująco na
wszystkich żołnierzy, choć należy przyznać, że najskutecz-
niejszym środkiem była groźba decymacji (dziesiątkowania)
oddziału. Zmniejszała ona niebezpieczeństwo wystąpienia
paniki — bardziej doświadczeni żołnierze sami zapobiegali
jej objawom.

* Zob. P o l i b i u s z . <fcc>?.. s. 411-413.


Rozdział V
POWSTANIE SPARTAKUSA.
POCZĄTKOWE WALKI.
ZWIĘKSZENIE SIĘ SIL POWSTAŃCZYCH

Data wybuchu najgroźniejszego w dziejach Rzymu po-


wstania niewolników nie jest ustalona dokładnie. Według
różnych źródeł wybuchło ono wiosną 74 iub 73 roku.
Za drugą datą przemawia fakt. że latem 74 roku wysłano
Pompejuszowi do Hiszpanii posiłki na wojnę z Ser-
toriuszem (nie zrobiono by tego. gdyby powstanie już
trwało) 1 . Co prawda według radzieckiego historyka
A.W. Miszulina powstanie wybuchło latem 74 roku. jednak
i on przyjmuje, że działania bojowe powstańcy rozpoczęli
dopiero późną wiosna 73 roku. po przezimowaniu na
Wezuwiuszu. Czyżby więc obie strony konfliktu przez
prawie rok nic wiedziały, co robić? Taka wersja wydaje
się bezsensowna. Do tego dochodzi kwestia aprowizacji
— przecież powstańcy, aby przeżyć, musieli zdobywać
pożywienie, i to tylko na drodze grabieży. Czyżby przez
rok nikt na to nie reagował? Dlatego w tej pracy przyjąłem
chronologię powstania od wiosny 73 roku jako bardziej
wiarygodną i udokumentowaną.
' Zob. R. K a m i c n i k. Studia nad powstaniem Spartakusa, Lublin
1984. s. 38 i n.
Powstanie rozpoczęło się od buntu gladiatorów z naj-
większej i najlepszej podówczas szkoły Lentulusa Batia-
tusa w Kapui. Przywódcą tego buntu był gladiator
Spartakus, a jego zastępcami gladiatorzy Kriksos i Oino-
maos (nazywany także Enomaosem). Wybuchło późną
wiosną, tuż przed letnimi igrzyskami, w trakcie których
wykorzystywano do walk pokazowych gladiatorów. Po-
nieważ szkoła gladiatorów Batiatusa należała do bardziej
znaczących, dla skupionych w niej gladiatorów było
oczywiste, że w trakcie tych igrzysk zostaną wykorzystani
na arenie i że wielu z nich zginie. W szkole w Kapui.
z uwagi na dużą liczbę „uczniów", panowała surowa
dyscyplina. Często stosowano kary ciclesnc oraz zaku-
wanie na noc w kajdany.
Początek powstania w istniejących źródłach przedsta-
wiany jest w zasadzie w sposób prawie identyczny. Plutarch
z Cheronei pisał: .Powstanie gladiatorów i pustoszenie
Italii, które przeważnie nazywa się wojną Spartakusa,
z takiej wybuchło przyczyny: Jakiś Lentulus Batiatus
utrzymywał w Kapui gladiatorów, przeważnie Galów
i Traków. Z przyczyn nieważkich, w odczuciu krzywdy, że
właściciel trzyma ich w zamknięciu przymusowo, by potem
występowali w pojedynkach, dwustu takich postanowiło
uciec. Spisek się wydał, ale siedemdziesięciu ośmiu, którzy
się w tym na czas zorientowali i pospieszyli, porwali
z jakieś kuchni noże i rożny i uciekli. Po drodze natrafili
na wozy wiozące zbroje gladiatorskie do innego miasta,
rozgrabili je i uzbroili się (...)"\ Podobnie Appian z Alek-
sandrii: .,(...) na terenie Italii, w Kapui, gdzie dla celów
widowiskowych szkolono gladiatorów, wystąpił Trak Spar-
takus. Kiedyś wojował on z Rzymianami i dostał się do
niewoli, po czym sprzedano go do szkoły gladiatorów.
Przekonał tu około 70 towarzyszy niedoli, że lepiej narażać
;
P l u t a r c h / Cheronei, Żywoty sławnych mfiów, 1.1. Wrocław 2006.
s. 254.
życie dla zdobycia wolności aniżeli dla popisywania się na
widowisku, przemógł wraz z nimi straże i zbiegł" 3 . Brakuje
danych o losie pozostałych uczestników spisku. Należy
w związku z tym przyjąć, że spotkała ich .•sprawiedliwa"
kara — w najlepszym przypadku chłosta, w najgorszym
— powolna śmierć na krzyżu. Nieco inaczej pisze o początku
powstania Lucjusz Anneusz Florus. akcentując szczególnie
hańbę Rzymu: „Można było w istocie znieść hańbę wojny
z niewolnikami, bo chociaż los wystawia ich na wszelkie
zniewagi, stanowią jednak, że tak powiem drugi gatunek
ludzi i mogą korzystać z dóbr naszej wolności. Jak mam
nazwać wojnę wywołaną przez Spartakusa, nie wiem,
ponieważ walczyli w niej niewolnicy, a dowodzili gladiato-
rzy. Pierwsi jako ludzie najniższego gatunku, a drudzy
— najgorszego, powiększyli nieszczęścia Rzymian szyder-
stwami. jakie na nich ściągnęli. Spartakus. Kryksus i Oj-
nomaus rozbiwszy szkołę Lentulusa wydostali się z Kapui
wraz z trzydziestoma albo i więcej mężami związanymi tym
samym losem. Wezwali oni niewolników pod swoje sztan-
dary"4. Z powyższego wynika, że różnie ocenia się liczebność
buntowników. Inną jeszcze liczbę podaje Wellejusz Pater-
kulus: „W czasie wojny hiszpańskiej z Sertoriuszem ze
szkoły gladiatorskiej w Kapui uciekło sześćdziesięciu czte-
rech niewolników pod wodzą Spartaka"5. W opracowaniach
historycznych przyjęto, że w początkowych walkach wzięło
udział około siedemdziesięciu powstańców.

POSTAĆ SPARTAKUSA

Spartakus, jak podają źródła, był Trakiem z plemienia


Maedi. zamieszkującego tereny na północ od Macedonii.
3
A p p i a n z Aleksandrii, dz,cyt.. t. IL s. 722.
4
L u c j u s z Anneusz Florus. Zarys dziejów rzymskich. Wrocław 2006.
s. 148-149.
5
P a t c r k u l u s , Historia rzymska. Wrocław 2006, s. 79.
Trakowie byli ludem wojowniczym — w swej historii
walczyli z Persami, Grekami. Macedończykami, a w końcu
także (wespół ze wzmiankowanym już w poprzednich
rozdziałach królem Mitrydatesem) toczyli walki przeciwko
Rzymianom. Po zakończeniu przez Sullę pierwszej wojny
z Mitrydatesem, Trakowie zostali uzależnieni od Rzymu
i byli zobowiązani do służby w wojskach posiłkowych
republiki.
Takim żołnierzem posiłkowym armii rzymskiej był
prawdopodobnie Spartakus, skoro w źródłach spotykamy
stwierdzenia, że początkowo służył on w armii rzymskiej.
W latach 7 8 - 7 6 niektóre plemiona trackie (między innymi
także Maedi) uniezależniły się od Rzymian i to wtedy,
w wyniku karnych ekspedycji rzymskich. Spartakus mógł
dostać się do niewoli. Z uwagi na j e g o doświadczenie
wojskowe, a także typową dla Traków okazałą budowę
ciała i znaczną siłę fizyczną, zakupiono go do szkoły
gladiatorów (lub, na co wskazują niektórzy historycy,
został tam' skierowany za karę za dezercję z armii
rzymskiej), gdzie prawdopodobnie szybko został nau-
czycielem. Nie jest znana data jego urodzin, należy
jednak przyjąć, że w chwili wywołania powstania był już
dojrzałym mężczyzną — młodzieniec nie miałby tak
dużego daru przekonywania i takiego szacunku, aby
pozostali gladiatorzy posłuchali go i nie tylko przystąpili
do powstania, lecz także powierzyli mu naczelne dowódz-
two. Wynika stąd. że w momencie powstania mógł mieć
nie mniej niż 3 0 - 3 5 lat. O szacunku, jakim go darzono,
tak mówi historyk: „(...) wybrali trzech kolejnych dowód-
ców. z tych jako pierwszego Spartakusa. Był to z po-
chodzenia Trak. z ludu Majdów, pewny siebie i bardzo
silny, a także rozumem i kulturą stojący ponad s w y m
losem, bardziej grecki, niżby wskazywało j e g o pochodze-
nie. Opowiadają, że kiedy tylko został przyprowadzony
do Rzymu na sprzedaż, wąż owinął mu się w czasie snu
wokół głowy. Jego żona (...) powiedziała, że to znak
przyszłej jego i strasznej siły" 6 . Istnienia żony Spartakusa
nie potwierdza żadne inne źródło i jest ono raczej
niemożliwe nie łączono wtedy rodzin, tym bardziej
w szkole gladiatorów.
Nie ma podstaw do powiązania Spartakusa z którymś
z trackich rodów królewskich, jak twierdzili starsi histo-
rycy (pragnąc w .ten sposób zaznaczyć, że tylko ktoś
szlachetnie urodzony mógł być przeciwnikiem tak groź-
nym dla Rzymu). Niemniej jednak, pomimo niskiego
pochodzenia (prawdopodobnie pasterz), w toku walk
Spartakus wykazał się nic tylko zdolnościami przywód-
czymi (jak wspominani już przywódcy powstań na Sycylii,
którzy jednak do dowodzenia w walce wyznaczyli ludzi
obeznanych z wojną), lecz także pewnego rodzaju znajo-
mością sztuki wojennej. Fakt. że w toku powstania potrafił
rozwiązywać problemy nie tylko taktyczne, świadczy
o tym. że nie była to wiedza intuicyjna, ale nabyta w toku
wojen, i to na stanowisku dowódcy szczebla średniego lub
nawet wyższego 7 . (Odnosząc to do współczesności, można
by powiedzieć, że oficer na stanowisku dowódcy kompanii
stał się w wyniku zbiegu okoliczności dowódcą armii.
Zna takie przypadki historia XX wieku. Choćby Józef
Piłsudski, student medycyny na uniwersytecie w Char-
kowie. przed pierwszą wojną światową niesłużący w żad-
nym wojsku, nie tylko został naczelnym wodzem armii
polskiej, lecz także w dodatku odniósł zwycięstwo
w wojnie z bolszewikami, co stanowi wystarczający
dowód jego zdolności. Także Edward Śmigły-Rydz,
absolwent Akademii Sztuk Pięknych, też niesłużący dotąd
w żadnej armii, spisał się świetnie jako dowódca armii
w wojnie z bolszewikami. Z kolei ich przeciwnik w tej

6
P l u t a r c h z Cheronei. d;.cyt.. s. 254.
Charakterystykę Spartakusa opracowano na podstawie haseł encyk-
lopedycznych i: R. K a m i e n i k. dz,cyt., s. 19- 22.
wojnie, Michaił Tuchaczewski. mający co prawda do-
świadczenie wojskowe jako porucznik w pierwszej wojnie
światowej, ale w wojnie z Polską dowodzący całym
frontem, pomimo klęski uznany został za bardzo zdolnego
i groźnego wodza. Dlaczego więc nie miałoby tak być
2080 lat temu?).

POCZĄTEK POWSTANIA

Wybuch powstania niewolników (a właściwie na począt-


ku można mówić tylko o powstaniu gladiatorów) nastąpił
imoże przypadkiem, a może celowo), podobnie jak drugie
powstanie niewolników na Sycylii, w okresie bardzo
niedogodnym dla Rzymu. Toczyła się w tym czasie wojna
w Azji z Mitrydatesem. która zatrudniała aż dwie armie
konsularne; w Hiszpanii ciężkie walki z Sertoriuszem
prowadził na czele armii konsularnej Pompejusz; na morzu
z korsarzami — którzy nic tylko zagrażali żegludze
handlowej, lecz także z powodzeniem atakowali rzymską
flotę wojenną, a nawet czasowo zajmowali wybrzeża
— walczył Marek Antoniusz (ojciec przyszłego triumwira
i męża Kleopatry egipskiej). Toteż początkowo przeciwko
powstańcom skierowano nieliczne siły.
Powstańcy, po ucieczce z. Kapui i zdobyciu niewielkiej
ilości broni, schronili się na Wezuwiuszu. Nazwa góry
może w dzisiejszych czasach budzić pewną grozę — zna-
na powszechnie jako czynny i groźny wulkan, nie nadaje
się na schronisko. Jeśli jeszcze wspomnieć o znanej
z przekazów historyków starożytnych i z wykopalisk
tragedii Pompejów, to tym bardziej trudno uznać to
miejsce za bezpieczne schronienie. Ale Wezuwiusz
dzisiejszy, z czasów powstania i z dnia tragedii Pompejów
to różne góry. Wezuwiusz starszy to obecna Monte
Somma o wysokości 1137 m. Jest niższa od nowego
szczytu, powstałego po wybuchu, który zniszczył Pom-
peje. Ta góra, na której schronili się powstańcy, była co
prawda też wulkanem, ale od kilkuset lat nieczynnym,
o prawdopodobnie niemal płaskim szczycie. Jej dość
strome stoki porastała bujna roślinność, w tym krzewy
dzikiej winorośli, a dostęp do wygasłego krateru, stano-
wiącego szczyt góry. zapewniała tylko jedna dogodna
droga, co ułatwiało zbiegom zabezpieczenie się przed
niespodziewanym atakiem.
Wykorzystując dogodne schronienie. Spartakus przystąpił
do organizacji i szkolenia powstańców. Dokonywał też
licznych wypadów na okoliczne majątki, aby zdobywać
zaopatrzenie i propagować powstanie. „(...) schronili się na
górę Wezuwiusz; przyjmował tu Spartakus uciekających
masowo niewolników, a nawet i niektórych wolnych ze
wsi, i uprawiał rozbój w okolicy wraz z podwładnymi
wodzami, gladiatorami: Ojnomausem i Kriksusem. (...)
Ponieważ dzielił się równo łupami, szybko skupił koło
siebie mnóstwo ludzi"8. Powstańcy nie unikali także walki
z oddziałami rzymskimi, choć raczej nie regularnym
wojskiem, a z pospiesznie zebranymi rezerwistami. ..Naj-
pierw więc maszerujące na nich wojska z Kapui odparli,
zdobywając dużo broni wojennej. Chętnie się w nią
zaopatrzyli, odrzucając uzbrojenie gladiatorskie jako hań-
biące i barbarzyńskie"9. Prowadzenie przez buntowników
akcji werbunkowej i rabowanie okolicznych majątków,
a wreszcie rozbicie skierowanej przeciwko nim ekspedycji,
zmusiły władze rzymskie do reakcji.
Przeciwko powstańcom wysłano około trzech tysięcy
żołnierzy (powinniśmy raczej nazwać ich policjantami
— nie było to bowiem wojsko regularne, a coś w rodzaju
pospolitego ruszenia) pod dowództwem propretora Klau-
diusza Glabra. Rzymski dowódca, oceniając położenie
przeciwnika, popełnił błąd — doszedł do wniosku, że
' A p p i a n z Aleksandrii. dz.cyt.f L n. s. 722.
* P l u t a r c h z Cheronei. dz.cyt., i. 254.
strome ściany góry całkowicie uniemożliwiają zejście ze
szczytu i ograniczył się do zamknięcia posterunkiem
jedynej drogi. Nic zadbał także o zbudowanie typowego
obozu wojskowego i nie wystawił straży wystarczającej
do ochrony.
O manewrze, jaki zastosował Spartakus, tak mówi historyk:
„Z kolei i z Rzymu wysłano przeciw nim trzy tysiące ludzi
pod wodzą Klodiusza. Ten otoczył ich na górze mającej tylko
jedno dojście, i to bardzo trudne, które od razu im odciął,
a z innych stron przepaścistej i stromej, i gładkiej, ale porosłej
mnóstwem dzikiej winorośli. Tej pędy przydatne obcięli
z odrośli i spletli z nich mocne, sięgające ziemi drabiny. Po
nich zeszli bezpiecznie w dół. oprócz jednego; ten pozostał na
górze z powodu uzbrojenia. Kiedy więc zeszli na ziemię,
spuścił im broń. a zrzuciwszy już wszystko sam jako ostatni
się uratował. Tego nie zauważyli Rzymianie"10.
Nie była to ucieczka. Spartakus zastosował manewr
polegający na ominięciu, prawdopodobnie w ciemną noc.
wartowników strzegących jedynej w ich mniemaniu drogi.
Zejście nawet kilkudziesięciu metrów (a należy przyjąć, że
mogła to być i większa stromizna) w dół, nocą. z niezbyt
pewnym zabezpieczeniem w postaci lin (a może drabin)
sporządzonych z pędów roślin, nie było zbyt łatwym
przedsięwzięciem. Schodzących ubezpieczał jeden ze zbie-
gów, który, po otrzymaniu sygnału, na takich samych
linach spuścił na dół broń i zszedł sam.
Z uznaniem należy zaznaczyć, że mimo ciemności,
niezbyt pewnego ..sprzętu wspinaczkowego" i braku do-
świadczenia. w oddziale powstańczym w trakcie schodzenia
z góry nikt nie zginął ani nawet nie został ranny. Po zejściu
na równy teren, powstańcy podeszli skrycie pod obóz
Rzymian, zlikwidowali nieliczne straże i zaatakowali śpią-
cych żołnierzy propretora Glabra. Tak zdobyli obóz. Można

10
Tamże. s. 254-255.
powiedzieć, że nie była to walka, ale rzeź — niektórzy
z Rzymian ginęli we śnie, mało kto zdołał uchwycić broń.
Tylko około połowy żołnierzy rzymskich uciekło (głównie
ci, którzy znajdowali się na posterunku przy drodze
wiodącej na szczyt), reszta poległa.
Był to przemyślany, dobrze zaplanowany i po mistrzow-
sku wykonany atak. Każdy z powstańców musiał mieć
ściśle określone zadanie, w czasie ataku nic mogło bowiem
dojść do zamieszania. Strat niewolników ani też strat
Rzymian nikt z historyków nie podaje, jednak należy
przypuszczać, że zaskoczeni w śnie Rzymianie znacznie
ucierpieli. Nie ulega raczej wątpliwości, że Spartakus
otoczył obóz swoimi ludźmi tak. aby utrudnić ewentualne
wycofanie się i przygotowanie do walki na otwartym
terenie (w takiej walce legioniści mieliby przewagę).
Trzeba jednak zaznaczyć, że przeciwnik ułatwił po-
wstańcom ten manewr, tak poprzez brak rozpoznania terenu,
jak i poprzez potraktowanie wyprawy przeciwko buntow-
nikom jako czegoś w rodzaju wycieczki połączonej z ewen-
tualnym biczowaniem złapanych uciekinierów.
Zdobycie obozu pozwoliło na uzupełnienie zapasów
— także w broń. Rozbicie silnego liczebnie oddziału
odbiło się echem nie tylko wśród Rzymian, lecz także
przede wszystkim wśród niewolników. ..Teraz dołączyło
się do nich dużo miejscowych pasterzy wołów i owiec,
dzielnych i obrotnych zawadiaków, z których część
uzbroili, a części użyli do łączności i jako lekkozbroj-
nych" 11 . Takie zwycięstwo umożliwiło Spartakusowi za-
jęcie prawie całej Kampanii. Było to tym łatwiejsze
przedsięwzięcie, że po klęsce oddziału Klaudiusza Glabra
przez pcw ien czas Rzymianie nie byli w stanie skierować
do walki nowych sił.

" Tamże, s. 255.


DZIAŁANIA WOJENNE JESIENIĄ 73 ROKU.
ROZWÓJ ARMII POWSTAŃCZEJ

Tym razem dla senatu rzymskiego stało się jasne, że


nie jest to nic nieznaczący bunt, ale sprawa bardzo
poważna. Jesienią 73 roku do walki przeciwko powstań-
com został skierowany kolejny oddział wojsk rzymskich.
Na jego czele stanął pretor Fubliusz Waryniusz (historyk
Plutarch z Cheronei nazywa go Publiuszem Barynusem).
Zadaniem tego wodza było powstrzymanie marszu po-
wstańców ze zbocz zachodnich na wschodnie zbocza
Apenin. Nie jest znana liczebność tego oddziału, jednak
należy przyjąć — bazując na wymienionej w źródłach
liczbie nazwisk dowódców poszczególnych części, na
które podzielił Waryniusz swoją armię — że był większy
od legionu (może legion wzmocniony kilkoma dodat-
kowymi kohortami).
Ale Rzymianie nadal lekceważyli przeciwnika. Świadczy
o tym właśnie to. że dowodzący nimi podzielił siły na co
najmniej trzy części. Jeśli oddział Glabra, liczący trzy
tysiące ludzi, został rozbity, to żaden dowódca — wiedzący
w dodatku, że po tamtej bitwie siły powstańców wzrosły.
i to znacznie, nie powinien dzielić swoich sił na oddziały
mniejsze niż ten. który został pokonany. Można przyjąć, że
wojska, którymi dowodził Waryniusz. to co najmniej 12 000
do 15 000 żołnierzy. Tylko luka liczebność armii może
uzasadnić logikę podziału. Ponadto podział sił mogła
uzasadniać także chęć zaatakowania przeciwnika w trakcie
jego przemarszu przez góry tak. aby w ewentualnej bitwie
w wąskich wąwozach zniwelować przewagę liczebną po-
wstańców.
Spartakus, liczący na swoje siły (a według niektórych
historyków jego armię tworzyło jesienią już kilkadziesiąt
tysięcy ludzi), nie miał zamiaru tylko przedzierać się przez
góry i uciekać przed przeciwnikiem. Wiedział, że uciekając
z tak dużą liczbą ludzi, będzie ułatwiał ścigającemu wybór
miejsca i czasu walki oraz atakowanie najpodatniejszych
oddziałów powstańczych. Podjął więc walkę, wybierając
poszczególne oddziały rzymskie zależnie od wielkości ich
sił i stopnia gotowości. Taki sposób przeprowadzania
ataków świadczy pośrednio o tym. że w wojsku powstań-
czym dużą rolę odgrywało rozpoznanie. Na pewno infor-
macji o oddziałach rzymskich dostarczali Spartakusowi
przybywający do niego nowi ochotnicy, ale mógł on też
korzystać z informatorów, którzy celowo pozostawali
u swoich dotychczasowych właścicieli, aby nie wzbudzając
podejrzeń bez przeszkód śledzić działania legionistów.
Dlatego Spartakus mógł swobodnie wybierać i pokony-
wać kolejne oddziały rzymskie, stosując różnorodne formy
walki: zasadzki, nocne napady, ataki na przygotowujących
się do przenocowania, a także otwarte bitwy. „Tu najpierw
jego poddowódcę. niejakiego Furiusza. z trzema tysiącami
żołnierzy zmusili do ucieczki i rozproszyli. Potem Spartakus
czyhał na jego doradcę i kolegę w dowództwie, Kossyniusza
Iw innych pracach występuje on pod nazwiskiem Toraniusz
lub Thoranius). z wielkimi siłami i omal go nie złapał
w czasie kąpieli koło Salin. Z trudem więc i ledwie udało
się Kossyniuszowi uciec, ale Spartakus zaraz zdobył jego
bagaże, zaraz poszedł za nim i ścigał go. i przy wielkim
rozlewie krwi zajął jego obóz: padł wtedy także sam
Kossyniusz. Głównego zaś ich wodza. Barynusa, w wielu
innych bitwach całkowicie pobił i w końcu dostał w swe
ręce jego liktorów i konia. Tak stał się już wielkim
i groźnym, ale w planach był jeszcze powściągliwym" 12 .
Walki z wojskiem pretora Waryniusza toczyły się już
jesienią, a ostatnie potyczki stoczono w grudniu 73 roku.
Nic były to walki z przeciwnikiem nieprzygotowanym,
lecz już z żołnierzami znającymi rzemiosło - być może

" Taniźc. s. 255.


weteranami, choć tych z różnych przyczyn nie mogło być
zbyt wielu. Appian z Aleksandrii stwierdza jednak, że tak
Glaber, jak i Waryniusz „nic mieli (...) regularnego wojska,
lecz w pośpiechu ściągniętych po drodze ludzi, ponieważ
Rzymianie uważali, że nie jest to żadna wojna, lecz
jakiś napad i przedsięwzięcie mające zbójecki charakter"13.
O ile w stosunku do oddziału Glabra jest to na pewno
stwierdzenie właściwe, o tyle w przypadku oddziału
Waryniusza nie wytrzymuje krytyki — minęły już czasy,
gdy plebejusze trzymali po domach broń, nie było też
na terenie Kampanii wolnych chłopów, których stać
było na posiadanie broni.
Dostępne źródła nie podają przebiegu tych walk. można
jednak przyjąć, że oddziały rzymskie, gdy dochodziło do
otwartych starć w polu. prowadziły je według stałych
zasad. Powstańcy, nieznający w większości sztuki wojennej,
dopiero w toku tych walk zdobywali podstawy rzemiosła
wojskowego. Początkowo walka niewolników przedstaw iała
raczej chaotyczne, niezorganizowane ataki ludzi niepo-
trafiących utrzymać żadnego szyku, a zwyciężających tylko
dzięki przewadze liczebnej, choć w trakcie bitew, w których
atutem było zaskoczenie, stosowano formy walki nieznane
Rzymianom.
Brak też w źródłach informacji o organizacji wojsk
powstańczych. Jednak mając na uwadze liczebność armii
niewolników, można z dużym piawdopodobieństwem zało-
żyć. że Spartakus, obeznany z organizacją armii rzymskiej
(będącej w owym czasie najdoskonalszym organizmem
wojskowym), podzielił swoją armię na oddziały zbliżone
formą do tych, którymi dysponował przeciwnik. Stąd nasuwa
się wniosek, że wojsko powstańcze zorganizowano, tworząc
znane i występujące nie tylko w wojskowości rzymskiej
pododdziały, opierające się na systemie dziesiętnym

13
A p p i a n z Aleksandrii, dzcyt.. t. II, s. 723.
— dziesiątki, setki i wyższe (może nawet odpowiedniki
legionów). Do walki armia ta, po pierwszych potyczkach,
ustawiała się w szyk wypróbowany od kilkuset lat, choć
wielokrotnie modyfikowany — w linię zwaną falangą.
W pierwszym rzędzie falangi stawali najroślejsi i najsilniejsi
wojownicy — wiele zależało bowiem od siły i impetu
pierwszego uderzenia. Z uwagi na to. że powstańcy nie byli
tak wyszkoleni jak legioniści, dążono w walce od razu do
starcia wręcz, licząc na zniwelowanie w ten sposób prze-
wagi Rzymian, płynącej z ich lepszego wyposażeniu w broń
zaczepną (w tym w przeznaczone do walki na odległość
oszczepy). Gladiatorzy — jako ci. którzy byli pierwszymi
towarzyszami walki wodza — ze względu na swe umiejęt-
ności szermiercze stanowili coś w rodzaju straży przybocz-
nej. Byli także wyznaczani na stanowiska dowódcze (gla-
diatorem był Kriksos. a także prawdopodobnie Kastus
i Ganikus). Spartakus, mając zapewne w pamięci doświad-
czenia wojenne Traków, utworzył także pododdziały jazdy,
której zadaniami były: ubezpieczanie skrzydeł walczących
oddziałów, prowadzenie rozpoznania i pościg za rozbitym
przeciwnikiem. Jazda nie była zbyt liczna, niemniej jednak
o jej istnieniu świadczą źródła: „Aby zaś regularnemu
wojsku nic brakowało żadnego splendoru, zagarnęli napot-
kane tabuny koni dla zorganizowania konnicy (...)" u .
Dzięki przewadze liczebnej Spartakus mógł w walce
ustawiać swoje wojsko na szerszym froncie niż przeciwnicy,
co umożliwiało ich okrążenie. Tak zorganizowana armia,
licząca w okresie walk z Waryniuszem około 70 000
powstańców, potrzebowała odpowiedniego wyposażenia
w broń. i nie mniej ważnego — wyżywienia. Musiała
być także zdyscyplinowana.
Powstańcy uzbrojeni byli głównie w broń zdobytą na
przeciwniku. Ale było jej dla tak licznej armii stanowczo

14
L u c j u s z Anneusz Floros, dz.cyt„ Wrocław 2006. s. 150.
za mało. Stąd potrzeba wytwarzania jej na miejscu, czyli
posiadania przynajmniej prymitywnych wytwórni broni.
Nie brakowało ludzi do jej produkcji — przecież wśród
niewolników byli wyszkoleni kowale i inni rzemieślnicy.
Potrzebne surowce Spartakus zdobywał lub kupował od
ciągnących za j e g o armią kupców. Potrzebne do tego
środki pochodziły z grabieży majątków. W armii po-
wstańczej z ł o t o i inne kosztowności stanowiły własność
ogółu i były przeznaczane właśnie na uzbrojenie. .,(...)
zakazał kupcom przywozić złoto i srebro, a swoim
ludziom nabywać je: kupowali jedynie ż e l a z o i spiż za
drogie pieniądze, nie krzywdzili też d o w o ż ą c y c h . (...)
Zgromadziwszy w ten sposób wielkie zapasy surowego
materiału dobrze się uzbroili, często też wychodzili na
grabież" 13 . O znaczeniu kupców i w ł a ś c i w y m ich trak-
towaniu świadczyć może to. że przez cały czas wojny
towarzyszyli oni armii powstańczej.
Uzbrojenie armii powstańczej nie odbiegało znacznie
od broni, jaką dysponowali rzymscy legioniści. Część
niewolników, uzbrojona w broń zdobyczną, była dla
Rzymian równorzędnym przeciwnikiem. T e g o wyposa-
żenia nie starczało jednak dla wszystkich. Broń wy-
twarzana w obozie powstańczym to g ł ó w n i e oszczepy,
rzadziej m i e c z e (lub broń zbliżona do nich wyglądem
i przeznaczeniem). Brak czasu i materiałów do produkcji
uzbrojenia z metalu wymuszał stosowanie w walce także
broni prymitywnej, choć znanej — s z c z e g ó l n i e przed-
stawicielom plemion północnej Europy (Galom, Ger-
manom) — to jest włóczni drewnianych, zaostrzonych
jedynie poprzez opalenie i zahartowanie w ogniu, c z y też
różnego rodzaju pałek i maczug. Do broni używanej
częściej niż u Rzymian należały też łuki i proce, co
miało w p e w n y m stopniu zastąpić najgroźniejszą broń

u
A pp i a n 7 Aleksandrii. dz.cyt.. t. FI. s. 724.
legionistów — przeznaczone do miotania oszczepy —pi.
lum.
Najsłabiej wyglądało uzbrojenie obronne. Tarcze wy.
płatano z w ikliny, tylko czasem obciągano je skórą zwierząt
a częściej płótnem. Za pancerze służyły głównie niezbyt
wyprawione skóry, które nakładano włosiem na zewnątrz
Większość nic dysponowała żadną ochroną ciała poza
tarczami — takiej ochrony nie stanowiła przecież odzież
..Kiedy dzięki napływającym z dnia na dzień nowym
posiłkom uformowało się regularne wojsko, sporządzili
sobie prymitywne tarcze z wikliny i skóry zwierzęcej oraz
ukuli miecze z przetopionego żelaza, jakie wynieśli z miejsc
niedoli"16. Część powstańców, głównie pochodzenia ger-
mańskiego i galijskiego, mogła wzorem wojowników a
swoich plemion walczyć całkiem nago. Nie wynikało to ze
swoistego zamiłowania do nagości, lecz z tego. że rany
zadane nagiemu goiły się szybciej (nie dostawały się do
nich zarazki 7. brudnej odzieży). Ponadto widok nagiego
przeciwnika wpływał deprymująco na legionistów — stwa-
rzało to wrażenie, że jest się lekceważonym. Niemniej
jednak brak ochrony ciała powodował, że powstańcy byli
mniej odporni na uderzenia broni kłującej i siecznej.
Najważniejsza dla utrzy mania właściwego morale armii
była sprawa aprowizacji. Tak potężnej armii nie wystarczały
zapasy żywności zdobywane w obozach pokonanych prze-
ciwników. nic można było też liczyć na kupców — transport
ży wności wymagałby od nich zbyt dużego zachodu. Stąd
jedynym źródłem zdobywania wyżywienia była rekwizycja
w majątkach — owa grabież, na którą musieli wychodzić
Było to jedyne źródło zaopatrzenia, dogodne tam. gdzie
występowała wielka własność ziemska.
Gromadzenie żywności, a szczególnie zebranie jej w ilości
pozwalającej na przezimowanie (zimę z roku 73 na 72

'* L u c j u s z Anncuu Flotus. <fccyt. s. 14^-150.


spędzono w Apulii). było zadaniem ważnym i wymagają-
cym dużego wysiłku. Często jednak występowały przypad-
ki dokonywania przez małe oddziałki powstańców grabie-
ży na własną rękę — i to nie tyłko w stosunku do
właścicieli niewolników, lecz także do warstwy drobnego
chłopstwa, występującej w małej już liczbie na terenie
środkowej i południowej Italii. Takie postępowanie od-
straszało wolnych mieszkańców wsi od udziału w ruchu
powstańczym.
Nieuniknione w tak dużym skupisku ludzi — często
żywiących chęć pomszczenia doznanych krzywd — okru-
cieństwo powodowało też nic tylko całkowicie nieuzasad-
nione. lecz także szkodliwe dla sprawy gwałty, które
wywoływał)' żywiołowy opór wśród wieśniaków i drobnych
dzierżawców. Przedstawienie sprzymierzeńców i przeciw-
ników powstańców jest jednak tematem przekraczającym
ramy tego rozdziału i zostanie omówione w innym miejscu.
Pozostaje jeszcze kwestia dyscypliny — na co dzień
i w walce. Z codzienną dyscypliną było najgorzej. Spartakus
musiał często, by ograniczyć nieuzasadnione grabieże,
wywołujące opór wolnej ludności, prowadzić swoje oddziały
przez górzyste, słabo -zaludnione tereny — co powodowało
inne utrudnienia. Starał się też. wykorzystując obszary
o przewadze wielkich gospodarstw, sprowadzać na nie
swoje wojsko, by w ten sposób ograniczyć rekwizycje (czy
może raczej grabież) do własności magnackiej — zwięk-
szało to jednak zagrożenie ze strony przeciwnika. Wprowa-
dził też zasadę ograniczenia własności, którą mógł posiadać
powstaniec. Wszelka zdobycz, także broń. stanowiła mienie
wspólne, nikomu nie wolno było posiadać niczego, co nie
było w danej chwili niezbędne dla jego egzystencji. Takie
rygorystyczne postępowanie było prawdopodobnie jedną
z przyczyn marudersiwa. a może także odstępstw i dzielenia
się armii na mniejsze oddziały, składające się z niezadowo-
lonych z tych ograniczeń.
Sukcesy odniesione w 73 roku spowodowały nieformalne
zawieszenie walk. Strona rzymska, po klęskach Waryniusza
i rozproszeniu jego wojsk, nie była w stanie, u progu zimy.
wystawić nowej armii ani też dosłać uzupełnienia. Nowe
zaciągi do armii można było przeprowadzić dopiero wiosną.
Zresztą Rzymianie nie mieli w zwyczaju prowadzić wojny
zimą ani nie byli do tego przygotowani jeśli chodzi
o zaopatrzenie (brak ciepłej odzieży — a więc częste o tej
porze roku choroby żołnierzy).
Na leża zimowe przeszedł w tej sytuacji także Spartakus
— marsz takiej masy wojsk zimą był praktycznie niemoż-
liwy. A należy przyjąć, że oprócz około 70 000 powstańców
z armią maszerowała także przynajmniej połowa tej liczby
(a być może aż dwie trzecie) członków ich rodzin (kobiet,
dzieci, czasem starców i kalek), a także takich niewolników,
którzy nie byli z różnych przyczyn zdolni do walki.
Spartakus, jeśli chciał, aby traktowano go jako wyzwoliciela
i prawdziwego wodza niewolników, nie mógł w żadnym
wypadku pozostawić tych ludzi na pastwę losu i ich
odrzucić. Można więc przyjąć, że w marszach uczestniczyło
w sumie od 100 000 do 110 000 ludzi. Dlatego też
powstańcy zimująvy w okolicach Thurii w Lukanii grabili
tereny aż po miejscowość Conscntia.
Przezimowanie wymagało dobrego przygotowania. Nie
było możliwe zgromadzenie całej armii powstańczej w jed-
nym obozie. Takich obozów, przynajmniej częściowo
przypominających rzymskie obozy wojskowe, musiało być
kilka. Warunki pogodowe zmuszały też. aby nic ograniczać
się tylko do chronienia się w zdobytych na wrogu namiotach
czy prowizorycznie skleconych szałasach, ale wybudować,
przynajmniej dla rodzin idących z wojskiem, baraki, które
mogły być w jakiś sposób ogrzewane. Obozy musiały też
być przygotowane do obrony. Część z nich mogła wyko-
rzystywać jako obwarowanie swój prowizoryczny tabor,
jednak większość budowana była na wzór rzymski.
Należy zaznaczyć, że zima na Półwyspie Apenińskim
w niczym nie przypomina tej znanej nam z terenów Polski
czy innych obszarów położonych na północ od Alp. Średnia
temperatura stycznia tylko w Alpach spada poniżej zera
stopni Celsjusza. Na Nizinie Padańskiej to od 0 do 3 stopni,
a na południu — od 10 do 12 stopni. Armia powstańcza
zimowała na południu, dlatego utrudnieniem były nie tyle
mrozy, ile intensywne deszcze (średnie roczne opady na
południowo-wschodnich terenach wynoszą 5 0 0 - 6 0 0 mm.
a w wysokich Apeninach około 2000 mm; większość
przypada na okres jesienno-zimowy). Takie warunki mogły
być uciążliwe dla tych. którzy pochodzili z krajów o kli-
macie śródziemnomorskim lub, urodzeni w niewoli, przywy-
kli już do tego klimatu17.
Pomimo zimy, liczebność armii stale wzrastała — na-
pływali niewolnicy, uciekający po dokonaniu samosądów
na właścicielach, a także, co prawda nieliczni, wolni chłopi
i inni przedstawiciele italskiej biedoty. Występowały przy-
padki przystawania do powstańców nawet byłych legionis-
tów z rozbitej i rozproszonej armii Waryniusza, którzy
woleli służbę w armii powstańczej niż narażanie się na,
w ich mniemaniu, pewną śmierć z ręki niewolników. Nie
było ich jednak zbyt dużo. co wynikało zarówno z nadal
surowej dyscypliny, a czasem nienawiści do niewolników
i przywiązania do oddziału, jak i z nieufności Spartakusa
i jego dowódców. Obawiali się oni bowiem napływu
ewentualnych szpiegów lub przyszłej nielojalności tych
ochotników — bo kto już raz zdradził, zawsze może to
powtórzyć.

Informacja klimatyczna na podstawie hasła Włochy w: Encyklopedia


..Gazety Wyborczej", L 20. Warszawa (brak roku wydania). $. 138.
Rozdział VI
DZIAŁANIA WOJENNE W DRUGIM ROKU
POWSTANIA. ZWYCIĘSTWA I PORAŻKI.
FIASKO PLANÓW STRATEGICZNYCH

Z nadejściem wiosny 72 roku walki zostały wznowione.


Armia Spartakusa rozrosła się do ponad 100 000 wojow-
ników. Składała się ona zasadniczo z niewolników wiejskich
— byli to głównie przedstawiciele plemion galijskich,
germańskich, iberyjskich i trackich, niewielką część mogli
stanowić mieszkańcy północnej Afryki (raczej nie Murzyni
— ich Rzymianie w zasadzie nie kupowali z uwagi na małą
przydatność do pracy) i być może w małym stopniu Grecy.
Niewielką liczbę stanowili wolni rolnicy, przeważnie z te-
renów zamieszkałych przez, prawic wyniszczonych przez
Rzymian. Samnitów. Przyczyną niskiego napływu tych
nowych obywateli Rzymu do armii powstańczej była pamięć
o tym. że w czasie wojny z sojusznikami Rzymianie
wykorzystywali do walki niewolników, którzy za swą
postawę byli nagradzani wolnością — dlaczego więc teraz
Italikowie, mordowani nie tak dawno przez niewolników,
mieliby ich popierać? Ci przedstawiciele nowych obywateli,
którzy wstępowali do armii Spartakusa, pochodzili głównie
z tych plemion, które w wojnie Rzymu z sojusznikami
przyjmowały niewolników do swoich armii — a takie
przypadki były dość częste.
Zaskakujący jest prawie całkowity brak w szeregach
powstańczych niewolników miejskich. Wynikało to z tego.
że położenie i status niewolnika w mieście różniły się
zasadniczo od położenia niewolnika wiejskiego, zmuszane-
go do ciężkiej pracy. Niewolnicy miejscy, stanowiący tak
zwaną familia urbana, czyli „rodzinę miejską", to przede
wszystkim rzemieślnicy, służba domowa, często żyjący na
wyższym poziomie niż wolni, ale nieposiadąjący żadnego
majątku mieszkańcy miast (plebs). Dlatego niewolnik
miejski czuł pogardę do niewolnika wiejskiego, a zesłanie
na wieś uważał za karę równą prawic wysłaniu do kopalni.
Ponadto niewolnik miejski mógł w większym stopniu niż
niewolnik wiejski liczyć na wyzwolenie przez właściciela,
a w dodatku dość często w szybki sposób mógł dojść do
nawet znacznego majątku. Dlatego niewolnicy z miasta nie
zamierzali uciekać ani też w inny sposób pomagać po-
wstańcom 1 . Niemały wpływ na taki stosunek niewolników
miejskich do powstania miał też fakt. że w większości byli
to Grecy — przedstawiciele narodu, który już zapomniał
o latach chwały wojennej, w większości wykształceni
lepiej niż ich wiejscy odpowiednicy, ceniący życie może
1 w niewoli, ale jednak w miarę spokojne. Wystarczy tutaj
wspomnieć, że nawet wolni Grecy nie garnęli się zbytnio
do boju o wyzwolenie Hellady w czasie pierwszej wojny
Rzymu z Mitrydatesem. gdy ten wezwał ich do walki. Ci
zaś. którzy go poparli, po klęsce pod Cheroneą (patrz
rozdziały poprzednie) utracili wszelką chęć do wojaczki.

ROK 72. MARSZ NA PÓŁNOC. PRÓBA OPUSZCZENIA ITALII

Wiosną powstańcy zdobyli miasto Metapont nad Zatoką


Tarencką. Był to pewien ewenement w tej wojnie: Spartakus
zasadniczo unikał walk o miasta — nie był do tego

1
Por. R. K a m i c n i k. dzcyt., s. 46.
przygotowany, nic posiadał sprzętu oblężniczego. nie
miał też prawdopodobnie żadnego doświadczenia w tego
rodzaju walkach.
Spod Mctapontu armia wymaszerowała na północ, omi-
jając duże portowe miasto, Tarent. Kierunek ten wyniki
moim zdaniem z początkowego braku jasnego planu dzia-
łania. W poprzednim roku armia maszerowała z północy na
południe. Prawdopodobnie wiosną 72 r. zaczął się krys-
talizować nowy plan działań powstańców (wszak nie miał
to być bunt dla samego buntu). Spartakus zamierzał
wyprowadzić masy niewolników na północ, poza terytoria
Rzymu, i po przejściu Alp skierować je do ich ojczyzn.
Realizacja takiego planu wymagała przebrnięcia przez cały
półwysep, dotarcia na tereny Galii Przedalpejskiej. a na-
stępnie rozdzielenia sił. Galowie i Iberowie mieli przejść
wzdłuż wybrzeża w kierunku zachodnim i. omijając góry,
wejść na tereny Galii, a stamtąd przejść dość swobodnie na
północ i na zachód. Germanie, Iliryjczycy, Trakowie
i przedstawiciele innych ludów Wschodu mieli natomiast
maszerować na wschód, w swe strony rodzinne.
Plan ten nie odpowiadał jednak wszystkim zgromadzo-
nym w armii. Jeden z pierwszych dowódców w armii
Spartakusa, jego przyjaciel jeszcze ze szkoły gladiatorów,
Kriksos. na czele oddziału liczącego około 30 000 ludzi,
składającego się głównie z Germanów i prawdopodobnie
z nielicznych wolnych Italików oraz tych. którzy nie znali
już swej ojczyzny (niewolnicy w którymś pokoleniu),
oddzielił się od reszty. Nieznane są jego motywy, można
jedynie domniemywać, że wynikało to z przekonania
o słabości Rzymu, a tym samym o możliwości prowadzenia
walki (i grabieży majątków) dalej bez większych obaw.
Tak też jego plany próbują zinterpretować niektórzy histo-
rycy. Być może nie odpowiadała mu i tym. którzy razem
z nim odeszli dyscyplina wprowadzona przez Spartakusa,
zakaz grabieży, swoisty ..pierwotny komunizm". Nie wy-
trzymuje jednak krytyki przypuszczenie, że Kriksos. w od-
różnieniu od Spartakusa, miał na celu wywłaszczenie
rzymskich właścicieli ziemskich i wyzwolenie wszystkich
niewolników w całej Italii. Plan taki byłby wtedy jeszcze
niemożliwy do spełnienia, wymagałby zmiany systemu
społeczno-gospodarczego i politycznego w całym znanym
wówczas świecie. Trudno też przyjąć, że w oddziale
Kriksosa zgrupowani byli w większej liczbie ..wolni z pól"
— nieposiadający ziemi wolni obywatele. W całej armii
powstańczej było ich tak niewielu, że nie mogli na nic
wpływać, a już na pewno nie na decyzje wodzów*. Należy
jednak stwierdzić, że dokonanie tego rozłamu w sytuacji
zagrożenia było niewątpliwym błędem.
W tym czasie Rzym wystawił do walki przeciwko
buntownikom dwie armie konsularne i wysłał w pole obu
konsulów: Lucjusza Gelliusza i Gnejusza Korneliusza
Lentulusa. Nie byli to już ludzie nieznani, lecz najważniejsi
urzędnicy w państwie, którzy, nim objęli tak wysokie
funkcje, musieli pokonać kilka szczebli kariery urzędniczej
i wykazać się przynajmniej pewnymi umiejętnościami
zarządzania. Lucjusz Gelliusz Publikola to konsul z roku
72, a po powstaniu cenzor z roku 70, uczestnik wojny
z piratami w 67 roku (odznaczył się w niej męstwem),
przyjaciel Cycerona. Gnejusz Korneliusz Lentulus to drugi
konsul 72 roku. w roku 70 także cenzor, autor wielu ustaw,
przyjaciel Krassusa i Pompejusza.
Armie obu konsulów to około 40 000-45 000 legionistów
— j u ż nie swego rodzaju zbieraniny, jak poprzednio rozbite
oddziały, choć na pewno wcielono do nich także tych.
którzy walczyli w poprzednim roku. Armie te działały
oddzielnie, co było błędem. Konsul Gelliusz ścigał Kriksosa:
,.z tych jeden, Gelliusz. zaatakował niespodziewanie i do
szczętu zniszczył odłam germański, który z pychy i zbytniej
2
Taką tezę. skaioną zwulgaryzowanym marksizmem, wysuwa A.W.
M i s z u 1 i n. dz cyt.. s. 84.
pewności siebie odłączył się od Spartakusa"3. Do tragicznej
w skutkach bitwy doszło w pobliżu góry Garganus w pół-
nocnej Apulii. J e d e n z nich rozgromił koło góry Garganus
Kriksosa. który dowodził 30 000 ludzi; zginęło dwie trzecie
wojska Kriksosa i on sam razem z nimi" 4 . Spartakus,
którego oddział znajdował się niedaleko od miejsca bitwy,
pospieszył z pomocą, ale przybył za późno. Zdołał jedynie
pokonać i częściowo rozproszyć armię Gelliusza. Tym
razem powstańcom mogło pomóc pewne rozprzężenie
w oddziale rzymskim, wynikające z euforii po stosunkowo
łatwo odniesionym sukcesie. Brak danych pozwala jedynie
wysnuć przypuszczenie, że atak na legionistów Gelliusza
mógł być dokonany w trakcie odpoczynku po walce, kiedy
to Rzymianie, upojeni odniesionym sukcesem, nawet nie
pomyśleli, że mogliby zostać zaskoczeni przez powstańców.
Znów. pomimo skierowania przeciw nim tak silnej armii,
pogardzani niewolnicy zwyciężyli.
O stratach zadanych Rzymianom w tej bitwie (bo autorzy
starożytni znów ich nie podają) może świadczyć pośrednio
jeden znamienny fakt. Spartakus — mimo że Kriksos
właściwie zdradził swojego wodza, gdy dokonał rozłamu
— postanowił jednak godnie uczcić swego przyjaciela
i pochować go z pełnym ceremoniałem. Dlatego na j e g o
pogrzebie urządził z pełnym przepychem igrzyska, na
których jako gladiatorzy wystąpiło trzystu wziętych do
niewoli żołnierzy rzymskich (a jeśli tylu było zdrowych
jeńców, to musiało w walce zginąć lub tylko zostać
rannymi kilkakrotnie więcej Rzymian). Można uznać, że
był to na pewno akt zemsty ze strony Spartakusa, a jedno-
cześnie chęć pognębienia przeciwników, okazanie im
pogardy (to ja i mój poległy przyjaciel mieliśmy dla waszej
uciechy lub dla uczczenia waszych zmarłych ginąć na
arenie — teraz to wy musicie to robić). ..Pogrzeby poległych
ł
P1 u t a r c h z Cheronei, dz,cyi.. s. 256.
4
A p p i a n z Aleksandrii. <k,cyt, L II. s. 723.
w bitwie dowódców urządzał z imperatorskim przepychem
i nakazywał jeńcom walczyć przy stosie na śmierć i życie,
jak gdyby przez to. że z gladiatora stał się organizatorem
igrzysk, chciał zmazać całą poprzednią hańbę" 5 .
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że był to jednak
normalny w tamtych czasach sposób uczczenia poległego
wodza, pogrzebu osoby znamienitej. Choć niewolnik i gla-
diator, dla organizatora widowiska Kriksos był przyjacielem
i wodzem. Z braku relacji z przebiegu ceremonii po-
grzebowej Kriksosa można posłużyć się opisem podobnej
ceremonii, która odbyła się w 136 roku na pogrzebie także
bardzo groźnego dla Rzymu przeciwnika — iberyjskiego
wodza Wiriatusa: „Ciało Wiriata przystrojone w najwspa-
nialszy sposób spalili na bardzo wysokim stosie i ku czci
jego zarżnęli mnóstwo zwierząt ofiarnych; jeźdźcy i piesi
oddziałami krążyli wokół stosu i sławili go na sposób
barbarzyńców, a w końcu usiedli wszyscy dokoła czekając,
aż ogień wygaśnie. Po zakończeniu pogrzebu na mogile
jego urządzili" igrzyska gladiatorskie".Wystarczy w miejsce
imienia Wiriat (Wiriatus) wstawić imię Kriksos. Ale nawet
przepych ceremonii nie mógł zasłonić jednego: niesub-
ordynacja może i dobrego, ale mało odpowiedzialnego
dowódcy kosztowała powstańców bardzo wiele — utratę
prawie jednej trzeciej armii.
Pomściwszy Kriksosa, po chwilowym postoju armia
powstańcza ruszyła w dalszą drogę, aby nadrobić stracony
czas. W Rzymie narastała panika. Mieszkańcy miasta
zaczęli zachowywać się podobnie jak za czasów Hannibala,
kiedy to powtarzano niczym zaklęcie słowa Hannibal ante
portas („Hannibal u bram") — z tą tylko różnicą, że teraz
wymawiano inne imię. Wszyscy obawiali się ataku na
miasto, którego jedyną w tym momencie obroną były
potężne mury, do których obsadzenia brakowało wojska.
5
L u c j u s z Anneu« Florus. dz.cyl., s. 150.
6
A p p i a n z Aleksandrii, dzcyl.. t- L Wrocław 2004. $. 132-133.
Spartakus nie zamierzał jednak zdobywać Rzymu. Jego
armia nie była na to przygotowana ani psychicznie, ani też
pod względem uzbrojenia. Na walkę o Rzym nie odważył
się ani Hannibal, dysponujący przecież armią doskonale
wyszkoloną, wyposażoną i doświadczoną w wielu wojnach,
ani nawet plemiona Italii w czasie tak zwanej wojny ze
sprzymierzeńcami. Dlaczego miałby się na taki akt odważyć
dowódca powstania?
Armia powstańcza kontynuowała marsz, na północ, sta-
rając się w miarę możliwości unikać starć z wojskami
rzymskimi. A marsz, który podjęto, był przedsięwzięciem
bardzo poważnym. Od wybrzeży Zatoki Tarenckiej do Alp
odległość w prostej linii wynosiła około 1300 kilometrów.
Tylko do samego Padu, który stanowił najpoważniejszą,
choć niejedyną przeszkodę wodną na trasie marszu, było
prawie 900 kilometrów (a przecież warunki drogowe
wymuszały marsz linią przynajmniej łamaną). Tak liczna
armia (ponad 100 000 zbrojnych), obciążona dodatkowo
uciekinierami niebędącymi wojownikami, mogła się poru-
szać jedynie w powolnym tempie. Stąd też unikanie przez
Spartakusa powiększania liczebności armii. Nie przyjmował
on nowych ochotników (chyba że byli to ludzie świetnie
obeznani z wojną). Źródła nie podają, z jaką prędkością
poruszali się niewolnicy. Można jedynie przypuszczać,
opierając się na opisach innych wojen, że tempo marszu
takiej armii nie mogło raczej przekraczać 20 kilometrów
dziennie.
Nic ma informacji o tym, jak wyglądała kolumna
marszowa. Można jednak przyjąć, że otwierał ją zawsze
oddział jazdy, którego zadanie polegało na rozpoznaniu
terenu i sił przeciwnika, a tym samym ubezpieczaniu całej
kolumny. Za jazdą maszerowały w szyku oddziały pie-
choty. Środek szyku stanowiły tabory i rodziny — te. jako
nieuzbrojone, były narażone na zniszczenie w przypadku
nagłego ataku. Choć brak wzmianek na ten temat, po-
wstańcy mieli na pewno wozy ciągnione przez woły.
Znajdowała się na nich zdobycz, a może także ranni. Za
taborami maszerowały następne oddziały piechoty. Szyk
zamykała konnica lub lekkozbrojni. Jazda ubezpieczała
kolumnę marszową także z boków. Ustawienie w taki
sposób kolumny wymagało czasu (doskonale wiedzą to
także i współcześni dowódcy wojskowi, choć dysponują
oni bardziej mobilnym wojskiem). Maszerująca z taborami
piechota tworzyła kolumnę o długości do 15-20 kilomet-
rów. Poszczególne części kolumny obozowały oddzielnie
wzdłuż trasy marszu. Można więc przyjąć, że obozowisko
czoła kolumny z dnia poprzedniego było następnego dnia
obozowiskiem tyłu kolumny. Marsz mógł przebiegać
w jednej lub więcej kolumnach (najprawdopodobniej były
to dwie kolumny maszerujące równolegle w niewielkiej
od siebie odległości).
Marsz na północ nie przebiegał jednak spokojnie. W cza-
sie. gdy Spartakus toczył walkę z pogromcą Kriksosa.
konsulem Gelliuszem. drugi konsul. Lentulus. ze swoją
armią wyprzedził powstańców i zabiegł im drogę na terenie
Picenium. W stoczonej tam bitwie znowu górą byli niewol-
nicy. Armia konsularna została pokonana. ..Drugi konsul,
lentulus. z wielką armią otoczył Spartakusa: ten jednak
uderzył i stoczył bitwę, pokonał poddowódców i zdobył
całe rzymskie zaopatrzenie" . Trochę inaczej opisuje tę
bitwę inny historyk: ..Drugi konsul wyprzedził Spartakusa,
który przez Góry Apenińskie dążył ku Alpom do Celtów
zaalpejskich. i usiłował przeszkodzić mu w ucieczce,
podczas gdy jego kolega go ścigał [prawdopodobnie chodzi
tutaj o zebrane przez konsula Gelliusza pozostałe mu
wojska). Spartakus zwrócił się jednak oddzielnie przeciwko
każdemu z nich i pobił ich. tak że się wycofali stamtąd
w rozsypce. (...) Następnie kazał spalić nieużyteczny sprzęt

* P l u t a r c h z Cheroori. <fcot.. s. 256.


wojenny, wymordować wszystkich jeńców, zarżnąć zwie-
rzęta juczne, by się zbytnio nic obarczać, i ze 120 000
piechoty ruszył pospiesznie na Rzym, przy czym nie
przyjmował żadnych zbiegów, mimo że się tłumnie do
niego zgłaszali. (...) Konsulowie stawili mu czoło ponownie
na obszarze Picenium i doszło znowu do wielkiej bitwy,
która i tym razem zakończyła się klęską Rzymian"8. Z opisu
historyków może wynikać, że jeden z nich mówi nie
o jednej, ale o dwu'bitwach rozegranych w różnym czasie.
W każdym jednak razie bitwy te (lub jedna bitwa) wyha-
mowały marsz armii powstańczej. Możemy też przypusz-
czać, że opis ten dotyczy jednej bitwy, stoczonej według
wspólnego planu obu konsulów. Plan ten zakładał okrążenie
powstańców, ale został odkryty przez Spartakusa.
Spartakus, prawdopodobnie przewidując zamiar przeciw-
nika. który mimo poniesionej poprzednio klęski nadal
dysponował siłami około 30 0 0 0 - 4 0 000 legionistów, po-
stanowił rozegrać bitwę z tak zwanego położenia środ-
kowego. Zwrócił się więc przeciwko temu. który dys-
ponował mniejszymi siłami (konsul Gelliusz został już raz
pobity i osłabiony), i pokonał ponownie jego armię.
Zagrożony możliwością ataku w trakcie przegrupowania
sił, Spartakus zastosował podstęp wojenny, tak błyskotliwy,
że jego opis trafił nawet do rzymskiego podręcznika
wojskowego: „Gdy został otoczony przez wojska prokonsuła
[błąd — powinno być konsulów], Spartakus rozmieścił
pale w równych odstępach przed wjazdem do obozu. (...)
że z daleka wyglądały jak wartownicy. Rozpalił również
ogień wokół obozu i gdy jego wrogowie pozwalali się
oszukiwać temu pustemu przedstawieniu. Spartakus i jego
armia wyślizgnęli się w mrok nocy" 9 . Następnie, wykorzys-

1
A p p i a n z Aleksandrii, efccyt. I. II, s. 723-724.
' F r o n t i n u s . Strategomata. 1.5.22. c y t za: Philip M a t y s z a k .
Wrogowie Rzymu. Od Hannibala do Attyli króla Hunów, Warszawa 2007.
s. 92.
tując położenie i fakt, że Lentulus nie wiedział jeszcze
0 kiesce towarzysza, zawrócił swoje wojsko przeciwko
niemu. Dysponując nadal przewagą liczebną — Lentulus
miał dwa legiony, czyli wraz z oddziałami posiłkowymi nic
więcej niż 20 000 żołnierzy — zaatakował całością sił.
Należy przyjąć, że Spartakusowi udało się wyjść na tyły
Rzymian i zdobyć tabory (a może i obóz), skoro Plutarch
mówi o zdobyciu przez powstańców całego rzymskiego
zaopatrzenia. Bitwy te musiały przebiegać według schema-
tu: zwarty szyk (po stronie niewolników przypominający
falangę), szybki marsz do linii starcia, walka wręcz, manewr
oskrzydlenia, wykonany przez dysponujących przewagą
liczebną, odwrót zagrożonych okrążeniem. Powstańcom
nie udało się w tych bitwach okrążyć przeciwnika — po
stronie rzymskiej walczyła bowiem armia regularna, a nic
zbieranina, więc jej manewry na polu walki były precyzyj-
niejsze. Ale jednak coś krępowało sprawność działania
legionistów. Tym hamulcem była świadomość, że ta
„uzbrojona hałastra" jest jednak sprawną i groźną siłą.
Niezbyt uprawniony jest wyrażony przez Appiana pogląd,
że Spartakus zamierzał zaatakować Rzym. Zresztą przeczą
temu także słowa samego Appiana — jeśli taki byłby
zamiar powstańców, to jaki miałoby sens zniszczenie
sprzętu wojennego i nieprzyjmowanic do armii nowych
ochotników? Nic wytrzymuje też krytyki — tak w od-
niesieniu do zamiaru ataku na Rzym. jak i do dalszego
marszu na północ — wzmianka o niszczeniu taboru
1 wybijaniu zwierząt jucznych. Były one potrzebne do
realizacji każdego z planów. Natomiast wymordowanie
jeńców jest bardzo prawdopodobne — stanowili oni zawsze
utrudnienie w trakcie marszu i groźbę ewentualnego buntu.
To. że doszło do takiego wymordowania jeńców, nic
stanowi żadnego dowodu na okrucieństwo i zbrodniczy
charakter Spartakusa. Była to metoda powszechnie stoso-
wana w tamtych czasach. Z całą bezwzględnością stosował
ją Cezar w czasie swej wojny z Galami, i nawet się tym
chlubił w swym dziele Wojna galijska. Dlaczego niewolnik
pochodzący z barbarzyńskiego narodu Traków miałby być
bardziej humanitarny niż cywilizowany Rzymianin?
Po tej bitwie Spartakus nie przerwał marszu ku Alpom.
Przykład klęski Kriksosa na jakiś czas uspokoił warchołów,
żądnych nie tyle wolności, ile grabieży — dał im do
zrozumienia, że lylko jedność działania i pełne pod-
porządkowanie się jednemu dowódcy daje możliwość
odniesienia zwycięstwa i że tylko ten wódz potrafi
pokonać armie Rzymian.
Pokonani konsulowie nie podjęli pościgu za odchodzą-
cymi na północ — może po cichu liczyli na to. że
buntownicy odejdą tak daleko, że nie zagrożą już ani im,
ani też Rzymowi.
Jedyną zaporę (oprócz warunków terenowych) na drodze
do wolności — drodze do Alp — stanowiły lokalne (czyli
znów prawdopodobnie nie w pełni wartościowe) siły.
którymi dysponował prokonsul Galii Przedalpejskiej. Lu-
cjusz Kassjusz. Jego wojsko liczyło zapewne co najmniej
dwa legiony (prokonsulowi przysługiwała armia konsularna,
a jedyną różnicą w stosunku do armii konsula było to. że
zaciąg do niej mógł być prowadzony tylko na terenie
przydzielonej prowincji).
Do kolejnej bitwy doszło na początku lata (należy
przyjąć, że przemarsz i bitwy zajęły Spartakusowi co
najmniej 4 miesiące) pod Mutynią (miasto położone w pew-
nej odległości od Padu). Przeciwko wojskom powstańczym
stanęły siły Kassjusza, może wzmocnione czymś w rodzaju
oddziałów policyjnych (ich liczebności nie podają niestety
żadne źródła).
Była to już klasyczna bitwa, w której przeciwnicy
stosowali te same szyki, te same metody walki. I znów. jak
to stało się prawie regułą w bitwach, w których powstańcami
dowodził sam Spartakus, zakończyła się pogromem Kas-
sjusza. Powstańcy nie tylko pokonali Rzymian w polu. lecz
także — prawdopodobnie dzięki panice, która opanowała
ich po klęsce — zdobyli bez większego wysiłku Mutynię.
co pozwoliło uzupełnić zapasy.
Zwycięstwo niewolników otworzyło im drogę do Padu.
Przypuszczalnie nad brzegiem Padu Spartakus stanął na
przełomie lipca i sierpnia.

ROK 72. DECYZJA ODWROTU

Po dotarciu do niziny nad Padem, kolejnym krokiem


powinno być — o ile ten marsz miał jasno określony
cel — przekroczenie rzeki, wyznaczenie kierunku wę-
drówki i jak najszybsze opuszczenie terytorium pod-
legającego władzy Rzymu.
W tym momencie doszło jednak do zdarzenia, które
trudno zrozumieć i uzasadnić. Spartakus, nie bacząc na
trudy, jakie poniesiono w tym prawie bezprecedensowym
w tamtych czasach marszu (a przecież śmiało można go
porównać do znanego z XX wieku tak zwanego Wielkiego
Marszu Chińskiej Armii Czerwonej — który, choć przebie-
gał na znacznie dłuższym dystansie, różnił się tylko tym.
że straty poniesione w jego trakcie były proporcjonalnie
kilkakrotnie wyższe od strat armii niewolniczej — czy do
znanej z historii Grecji tak zwanej Anabazy. czyli wyprawy
Cyrusa Młodszego, opisanej przez Ksenofonta). zdecydował
się na odwrót na południe, ponowne trudy długotrwałego
marszu, ponowne walki i przejście przez tereny już raz
narażone na rekwizycje (trasa wędrówki, ze względu na
warunki drogowe i terenowe musiała, przynajmniej częś-
ciowo. przebiegać przez te same tereny).
Źródła nie określają przyczyny takiej decyzji, wspominają
niekiedy jedynie o naciskach niewolników na pozostanie
w Italii w celu grabieży. Podobną przyczynę podają
niektórzy historycy badający problematykę powstania. Tak
uzasadnia ją polski historyk Tadeusz Zieliński: „Ale jego
wojacy ani słyszeć o tym nie chcieli: jakże opuścić
błogosławioną Italię, gdzie pozostało jeszcze tyle nieogra-
bionych bogactw? Porzuciwszy zamiar pierwotny, nie-
spodzianie poprowadził swoje wojsko na Rzym: bo jeżeli
ma już pozostać w Italii, to trzeba było przede wszystkim
skończyć z jej ustrojem państwowym, a na jego miejsce
wprowadzić — co? Kto może wiedzieć, jakie myśli roiły
się w tej śmiałej i mądrej głowie? Ale jego bandy i na to
się nie zgodziły. Bandy te, jak trafnie wyraził się Mommsen
[niemiecki historyk z przełomu XIX i XX wieku], zmusiły
Spartakusa, by został hersztem zbójców, podczas gdy on
chciał być dowódcą armii. Zabójstw, łupieży, podpaleń
— oto czego chcieli podwładni Spartakusa, bojowcy-
-niewolnicy. Dla Italii zaczęła się prawdziwa, mówiąc po
naszemu «hajdamaczyzna». Zniszczeniu uległy folwarki,
chaty, dwory szlacheckie, czasami i miasta; szczególnie
lubowali się spartakusowcy w rabowaniu składów wina
i jeszcze długie lata później mówiono o ocalałych amforach
«szczęśliwej jesieni Opimiusza», że widać uniknęły grabie-
ży Spartakusa. Jeńców traktowali w sposób niesłychanie
okrutny, co zresztą jest zrozumiałe, bo i Rzymianie nie
traktowali spartakusowców jako jeńców wojennych, lecz
krzyżowali ich jako zbuntowanych niewolników" 10 .
Pogląd ten nie wytrzymuje jednak krytyki. Po pierwsze
Spartakus nie miał zamiaru atakować Rzymu — nie miał
po temu ani wystarczających sił, ani sprzętu oblęż-
niczego; nie miał też zamiaru obalać ustroju Republiki
Rzymskiej. Jego celem pozostawało opuszczenie Italii.
Zresztą nie ulegał tak łatwo swoim podwładnym, raczej
gotów był przystać na secesję jakichś sił (przykład
zgody na odstępstwo Kriksosa). Ponadto nie tak wy-
glądały grabieże j e g o armii — nie pozwalał na pijaństwo,

10
T. Z i e l i ń s k i , Rzeczpospolita rzymska, Warszawa 1958, s. 376.
na niszczenie dla samego niszczenia, nie zezwalał też na
posiadanie przez niewolników złota i innych cennych
przedmiotów — całe zdobyte złoto i kosztowności
przeznaczone były na zakup niezbędnych rzeczy u towa-
rzyszących armii kupców, o czym świadczą opinie
starożytnych historyków. Można się natomiast zgodzić
z Zielińskim w opisie traktowania przez obie strony
wziętych do niewoli przeciwników.
Inne zdanie na temat przyczyn odwrotu spod Alp wyraża
radziecki historyk Miszulin: „Można przypuszczać, że Spar-
takus, biorąc pod uwagę trudności przejścia przez Alpy i nie
mając poparcia ze strony zamożnego włościaństwa na
północy, zmienił plan wyprowadzenia niewolników i podążył
na południe, zamierzając przeprawić się na Sycylię, a stamtąd
drogą morską wywieźć niewolników do krajów ojczystych'" 1 .
Ten pogląd, choć bliższy chyba prawdzie, ma jednak
pewne niedociągnięcia. Faktem jest, że Spartakus obawiał
się postawy wolnych chłopów, ale przed wszystkim dlatego,
że w Galii Prżedalpejskiej wielka własność ziemska oparta
na pracy niewolników praktycznie nie istniała, co powodo-
wało trudności w aprowizacji tak olbrzymiej armii. A prze-
cież już poprzednio starał się unikać rekwizycji u drobnych
posiadaczy tak, by nie czynić z nich swych przeciwników.
Główną przyczyną odwrotu były jednak zastane na północy
warunki geograficzno-klimatyczne. Spartakus nie znał, bo
i skąd miał znać, geografii północnej Italii (mogli ją znać
Germanie i Galowie, ale nie musieli z kolei znać planów
dowódcy, więc ich wiedza pozostała niewykorzystana). Pogoda
nad Padem zaskoczyła wodza powstania. Jesień na północy
nadchodzi szybciej niż na południu, a w dodatku tamtejszy
klimat o tej porze roku przypomina zimę na południu. Ale
najważniejszą barierą była rzeka Pad i jej dopływy. Stanowią
one jeszcze i teraz poważną przeszkodę w trakcie działań

11
A. W. M i s z u 1 i n, dz.cyt., s. 86.
wojennych, a przecież obecne armie dysponują prawie dosko-
nałymi środkami przeprawowymi (parkami pontonowymi
mostowymi, zmechanizowanym sprzętem pływającym).
Jak więc wyglądała ta przeszkoda? Pad to największa
rzeka Italii. Liczy 652 kilometry, z tego 600 kilometrów
na Nizinie Padańskiej, gdzie jej wody zasilane są licznymi
dopływami, wypływającymi głownie z Alp. Przeciętna
głębokość to od 2 do 10 metrów (występują jednak
głębokości znaczniejsze, nawet do 17 metrów), a jej
szerokość wynosi od 100 do 1326 metrów (w środkowym
jej biegu, a środek wypada właśnie naprzeciwko zdobytej
przez Spartakusa Mutyni, wynosi około 400-500 metrowi.
W ciągu roku Pad dwukrotnie występował z brzegów
— wiosną, w wyniku topnienia śniegów w Alpach i opa-
dów deszczu, oraz pod koniec lata i jesienią (wrzesień
— listopad) w wyniku intensywnych opadów wynoszących
w Alpach 3000 mm12. Powodzie powodowały powstawanie
w jego dolinie szerokiego i bagnistego jeziora, zresztą
i po ustąpieniu wód dolina rzeki na długo jeszcze przy-
pominała w tamtych czasach bagno. Jeżeli Spartakus
chciałby przeprawić się przez Pad, musiałby całą armią
pomaszerować w górę rzeki, co spowodowałoby zagro-
żenie właśnie tą powodzią, a ponadto zmusiłoby go
do przeprowadzenia rekwizycji u wolnych chłopów. Ale.
co chyba było najważniejsze, to brak sprzętu i środków
przeprawowych oraz fachowców do budowy mostów,
a także brak czasu — nadchodziła już pora deszczów
— były głównymi przyczynami odwrotu.
Drugą przeszkodę stanowiły Alpy. O tym. jakie są
warunki drogowe w Alpach, mógł się Spartakus dowiedzieć
od niewolników z plemienia Cymbrów, którzy pozostali
w niewoli w Galii Przedalpejskiej po klęsce tego plemienia
przed niespełna trzydziestu laty (wzięci wówczas do
12
Encyklopedia Gazety Wyborczej, b.r.w., tom 12, s. 708, takie
K a m i c n i k, dz.cyt., s. 78.
niewoli kilkunastolatkowie nie przekroczyli jeszcze pięć-
dziesięciu lat i mogli pamiętać alpejskie przełęcze, góry,
a przede wszystkim zalegające w górach śniegi). A do
warunków prawdziwie zimowych powstańcy nie byli
przygotowani — śnieżne stoki, i to z północy na południe,
mogli pokonywać przyzwyczajeni do zimna mieszkańcy
północnej Europy, a nie ludzie, którym było zimno już
w południowej Italii.
Gdyby jednak Spartakus chciał kontynuować marsz na
północ, to nawet po pomyślnym pokonaniu Padu (co
wymagałoby naprawdę dużo czasu), zostałby zmuszony do
przezimowania u podnóża Alp, co wcale nie przypominało-
by zimowania sprzed roku. Na taką okoliczność trzeba by
było zgromadzić odpowiednią ilość żywności, zdobyć ciepłą
odzież, zorganizować obozowiska zapewniające odpowied-
nie warunki do przetrzymania mrozów. Obozy nie mogłyby
przypominać skupiska szałasów i namiotów, choćby nawet
najpodobniejszych do obozów rzymskich. Aby przetrzymać
zimę pod Alpami, należałoby zbudować obozy baraków
przystosowanych do ogrzewania przez całą dobę, a nie
tylko co jakiś czas, jak to miało miejsce poprzedniej zimy.
Ponadto takie baraki musiałyby zostać wybudowane dla
wszystkich, a nie tylko dla kobiet, dzieci i starców. Tego
wszystkiego bez walki z mieszkańcami nie można byłoby
przeprowadzić. A przecież walka z drobnymi rolnikami nie
wchodziła w rachubę — należało się liczyć z nieuniknioną
w tej sytuacji reakcją Rzymian. Przeprawa przez Alpy była
możliwa tylko latem, a na tak długi pobyt na nizinie
powstańcy nie mogli sobie w żadnym wypadku pozwolić,
jeśli chcieli uniknąć zagłady.

ROK 72. POWRÓT NA POŁUDNIE ITALII. NOWI PRZECIWNICY

Decyzja zapadła, powstańcy zawrócili. Droga była im


już znana, więc przemarsz powinien przebiegać sprawniej,
a więc trwać krócej. Nawet jeśli dotarliby na południe
jesienią, to i tak byłoby tam lepiej niż na północy.
Plan wędrówki nie był jeszcze sprecyzowany. Na razie,
zdaniem powstańców, nic im nie zagrażało, ostatnie wojska
Rzymu zostały według nich rozbite, a to pozwalało na
spokojne doczekanie wiosny. Wtedy, w zależności od
sytuacji, chcieli podjąć stosowne decyzje. Zresztą większa
część powstańców nie planowała niczego w perspektywie
dalszej niż chwila bieżąca. Od myślenia, planowania
i decydowania był dowódca — skoro do tej pory w wyniku
jego pomysłów nie spotkało ich nieszczęście, to dlaczego
miałaby nastąpić jakaś zmiana.
Dowódca, mający na głowie całość przedsięwzięcia,
w trakcie tego odwrotu pogrążył się w rozmyślaniach.
Wiedział doskonale, że już raz popełnił błąd w decyzji.
Błąd ten na szczęście poskutkował tylko niepotrzebnym
wysiłkiem marszu, ale podwładni mogliby sobie o nim
przypomnieć, gdyby i następna decyzja wodza okazała się
błędna. A przecież głównego planu powstania — wy-
prowadzenia mas niewolników z Italii — nie można było
porzucić.
Wtedy też zrodziła się myśl, by spróbować przeprawić
się na Sycylię. Niestety, znowu, o czym powstańcy prze-
konali się niebawem, zawiodła ich — jak w przypadku
poprzedniej decyzji marszu na północ — wiedza geograficz-
na. Co prawda wiedzieli, że i tutaj występowała przeszkoda
wodna, a oni nie dysponowali okrętami ani marynarzami,
ale w tym przypadku można było liczyć na pomoc tych,
którzy pozostawali, tak samo jak i powstańcy, w stanie
ciągłej wojny z Rzymem, którzy byli jego wrogami — na
pomoc piratów.
W tym czasie piraci współpracowali z Mitrydatesem,
z Sertoriuszem — dlaczego nie mieliby pomóc i innym
wrogom Rzymu? Nie byłby to pierwszy przypadek współ-
pracy piratów z powstańcami — do (co prawda sporadycz-
nych) przypadków obustronnie korzystnych kontaktów
dochodziło już wcześniej. Powstańcy kupowali od piratów
broń, która była nieprzydatna na morzu, a że płacili dobrze,
to nie występowały niechęć ani zadrażnienia.
A dlaczego Sycylia? Można byłoby przecież próbować
przeprawić się przez cieśninę Otranto na Półwysep Bałkań-
ski. Byłaby to co prawda dużo większa podróż morska niż
na Sycylię, ale wyprowadzałaby od razu z bezpośredniej
bliskości Rzymu — co prawda na tereny podlegające
Rzymowi, ale dla wielu jeśli nie rodzinne (choć dla części
już tak), to przynajmniej nie tak odległe od ojczyzny.
Wybór Sycylii można uzasadnić trzema powodami.
Pierwszy z nich to mała odległość wyspy od lądu stałego,
co wymagało krótkiego rejsu morzem i umożliwiało prze-
prawę nawet w kilku rzutach. Drugi powód to pamięć
o tym, że w nieodległej przecież przeszłości Sycylia była
miejscem powstań niewolniczych, a tradycja drugiego
z nich, ponieważ minęło od niego dopiero trzydzieści lat,
była jeszcze żywa w świadomości niewolników (zarówno
tych, którzy walczyli w armii Spartakusa, jak i tych, którzy
żyli w niewoli na wyspie). Stąd uzasadnione przekonanie,
że pojawienie się na brzegu wyspy armii powstańczej może
spowodować wybuch nowego powstania. Wreszcie trzeci,
nie mniej ważny powód, to fakt, że Sycylia stanowiła
w tamtych czasach spichlerz Rzymu, co eliminowało obawę
o warunki bytowe. Ponieważ na wyspie występowała tylko
wielka własność ziemska, ułatwiało i usprawiedliwiało to
ewentualne rekwizycje mające na celu utrzymanie armii.
Marsz armii na południe przebiegał szybciej niż ten
na północ, co nie znaczy, że odbywał się bez przeszkód
ze strony Rzymu. Klęski konsulów i prokonsula Galii
Przedalpejskiej zmusiły Rzym do ponownego wysiłku
mobilizacyjnego. Przebieg wojny, nieudolność dowódców,
spowodowały, że senat odwołał konsulów do Rzymu
i w trybie nadzwyczajnym powołał nowego dowódcę.
„(...) Zagniewany senat kazał konsulom zaprzestać akcji,
a na głównego dowódcę w wojnie wyznaczył Krassusa.
A razem z nim wzięli udział w tej wojnie liczni nobilowie
powodowani jego sławą i przyjaźnią" 13 . O wyborze w nad-
zwyczajny sposób nowego dowódcy pisze tak inny histo-
ryk: „Trzeci [błąd historyka — wojna trwała dopiero drugi
rok — uwaga redakcji dzieła] już rok wlokła się ta straszna
wojna, z której śmiano się początkowo i którą lekceważo-
no, jako że walczono z gladiatorami. Wszystkich ogarnął
taki strach, że kiedy zapowiedziano wybory nowych preto-
rów, nikt się nie zgłaszał, aż dopiero Licyniusz Krassus,
wyróżniający się wśród Rzymian pochodzeniem i bogac-
twem, przyjął dowództwo" 14 .
Z uwagi na to, że postać nowego wodza Rzymian jest
kluczowa dla przebiegu wojny, należy moim zdaniem
omówić ją szerzej niż jego poprzedników.
Marek Licyniusz Krassus Dives urodził się w 114 roku
i był synem konsula Publiusza Krassusa, przeciwnika
Mariusza (popełnił samobójstwo w 87 roku). Marek był
— śladem ojca — zwolennikiem Sulli. W bitwie stoczonej
przez Sullę pod murami Rzymu dowodził prawym skrzyd-
łem armii Sulli i znacznie przyczynił się do zwycięstwa.
Zbił olbrzymi majątek na proskrypcjach sullańskich (ma-
wiał, że prawdziwym notablem jest ten, którego stać na
wystawienie, uzbrojenie i utrzymanie co najmniej jednego
legionu). W 72 roku desygnowany na pretora na rok 71.
Wódz armii rzymskiej w latach 72-71 w wojnie z Spar-
takusem. W roku 70 konsul wraz z Gnejuszem Pompeju-
szem, cenzor w 65 roku. Przeciwnik Pompejusza, zazdrosny
o jego sławę i znaczenie. Pogodzony przez Juliusza Cezara
z Pompejuszem, w 60 roku wchodzi w skład triumwiratu
utworzonego przez Cezara, Pompejusza i niego. Z tej trójki
jest najsłabszym z dowódców, niemniej jednak lepszym od
13
P1 u t a rc h z Cheronei, dz.cyt., s. 256.
14
A p p i a n z Aleksandrii, dz.cyt., t. II, s. 724—725.
każdego innego; w czasie wojny z niewolnikami był
najlepszym z tych, którymi Rzym dysponował na miejscu
w Italii. W 55 roku ponownie konsul wraz z Pompejuszem,
namiestnik Syrii. Wywołuje wojnę z Mezopotamią i Seleu-
kidami. W 53 roku walczy z Partami. Zginął w bitwie
z Partami pod Karrami w tym samym roku. Wraz z nim
zginął też jego młodszy syn15.
Krassus natychmiast przystąpił do organizacji nowej
armii. Przeprowadzając zaciąg, opierał się głównie na
weteranach, na ludziach już doświadczonych w walce.
Stworzył w stosunkowo krótkim czasie armię liczącą sześć
legionów (była to armia większa od konsularnej, gdyż ta
liczyła tylko dwa legiony, a także większa od dwu armii
konsularnych, gdyż te mogły liczyć tylko cztery legiony),
czyli armię imperialną. „Ruszył on na Spartakusa z sześciu
nowymi legionami, a przybywszy na miejsce przejął także
dwa legiony konsulów'" 6 . W tekście źródłowym wystąpił
błąd — Krassus przejął nie dwa, ale cztery legiony (każdy
z konsulów dowodził dwoma legionami), choć można
przyjąć, że legiony te po walkach z powstańcami przed-
stawiały siłę niewiele przewyższającą dwa pełne legiony.
W sumie więc dysponował dziesięcioma legionami — przy-
jmując, że średnio legion powinien mieć 5000 legionistów,
armia ta teoretycznie liczyła 50 000 żołnierzy (praktycznie
jednak, zważywszy, że legiony konsularne były znacznie
przetrzebione, armia mogła liczyć od 40 000 do 45 000
żołnierzy). Była to, niezależnie od tego, jaką liczbę przy-
jmiemy, największa armia wystawiona przeciwko powstań-
com. Jeżeli przyjąć poziom wyszkolenia, panującą w armii
rzymskiej żelazną dyscyplinę, jednolitość uzbrojenia i jego
ilość, były to siły mogące w otwartym boju pokonać
liczebniejszą armię niewolników.

15
Zob. Mała encyklopedia kultury antycznej, Warszawa 1990, s. 418.
Także Mała encyklopedia wojskowa, t. 2, Warszawa 1970, s. 117.
16
A p p i a n z Aleksandrii, dz.cyt., t. II, s. 725.
Początki dowodzenia armią przez Krassusa nie były
jednak nadzwyczajne. Rozpoczęło się ono tak, jak dotych-
czas w tej wojnie — klęską. „Krassus zatrzymał się
u granic Picenium, aby tam przyjąć nadchodzącego Spar-
takusa, a poddowódcę Mummiusza z dwoma legionami
wysłał okrężną drogą z rozkazem marszu za nieprzyjacie-
lem, bez zbliżania się do niego i podejmowania bitwy. Ale
Mummiusz, jak tylko nabrał dobrej nadziei, wdał się
w bitwę, poniósł klęskę, wielu ludzi stracił, wielu uratowało
się rzucając broń i uciekając'" 7 . Czyli znów stało się nie to,
co powinno. Rzymski dowódca zlekceważył przeciwnika,
a jeśli przyjąć, że dysponował dwoma legionami, już
kilkakrotnie pokonanymi w walce, to jego siły były o tyle
słabsze niż powstańców, że pokonanie ich nie stanowiło
dla Spartakusa żadnego problemu.
W zaistniałej sytuacji, biorąc pod uwagę fakt, że pokonani
to żołnierze byłej armii konsularnej — a więc już zdemo-
ralizowani poprzednimi klęskami — Krassus był zmuszony
zastosować wszystkie środki zmierzające do podniesienia
morale i dyscypliny w swoich szeregach. A dysponował do
tego doskonałym, choć bardzo okrutnym narzędziem.
„Krassus przyjął Mummiusza bardzo surowo, żołnierzy na
nowo uzbroił, żądając za to poręki, że będą się teraz już
mieć na baczności. Ale pięciuset pierwszych, najbardziej
tchórzliwych, podzielił na pięćdziesiąt dziesiątek i z każdej
dziesiątki jednego, losem wskazanego, przeznaczył na
śmierć — przywracając w wojsku po wielu, wielu latach
karę praojców. Śmierć taka jest wielką hańbą, a wykonuje
się ją na oczach wszystkich, przy pełnym grozy i boleści
obrzędzie" 18 . Tak drastyczna kara, wykonywana na oczach
pozostałych żołnierzy, miała wszystkim uświadomić, co
ich czeka w podobnym przypadku — miała wywołać
większy strach przed karą niż przed przeciwnikiem. Należy
17
P l u t a r c h z Cheronei, dz.cyt., s. 256.
18
Tamże.
zaznaczyć, że Plutarch, pisząc biografię Krassusa, mógł
potraktować swego bohatera ulgowo, inne bowiem przekazy
mówią o znacznie wyższej liczbie ukaranych decymacją
(zdziesiątkowaniem) — liczba ta dochodzi nawet, według
Appiana, do 4000 zachłostanych na śmierć. Prawdopodobnie
jest to jednak liczba przesadnie zawyżona — stanowiłoby to
dziesiątą część całej armii, a przecież w bitwie zawiniła
tylko część wojska — tylko dwa legiony. Cztery tysiące
żołnierzy to prawie legion, czyli w tym konkretnym przypad-
ku nieco więcej niż połowa uczestników bitwy. Dlatego też
należy odrzucić takie wyliczenie jako nieprawdopodobne
i całkowicie niezgodne z, już i tak okrutnym, prawem.
Ostatecznie więc, pomimo różnic w ocenach, można przyjąć
to, co podaje Plutarch. Nawet taka stosunkowo niewielka
— jak na warunki rzymskie i pozycję społeczną skazanych
— liczba zachłostanych wystarczała do, jak można by to
określić w czasach nam współczesnych, sterroryzowania
podwładnych i przekonania ich, że tchórzostwo nie popłaca.
Jak skuteczny był to środek służący podniesieniu morale
wojska może świadczyć to, że krótko po jego zastosowaniu
doszło do bitwy z niewielkim, bo liczącym 10 000 ludzi,
oddziałem powstańczym, prawdopodobnie wysłanym po
aprowizację na zachodnie wybrzeże. „(...) Zaraz też roz-
gromił 10 000 spartakowców, obozujących gdzieś oddziel-
nie, i dwie trzecie z nich wyciął, po czym pociągnął
z lekceważeniem na samego Spartakusa" 19 . Jak zwykle,
opisując poszczególne bitwy stoczone z powstańcami,
annaliści i historycy nie unikają podawania w dość zaokrąg-
lonych liczbach strat niewolników, unikają natomiast poda-
wania strat Rzymian. Przebieg tej bitwy nie jest znany, stąd
trudności w jej odtworzeniu. Trzeba jednak zauważyć, że
jeśli Krassus użył choćby tylko połowy sił, jakimi dys-
ponował, po raz pierwszy od roku Rzymianie mieli w bitwie

19
A p p i a n z Aleksandrii, dz.cyt., s. 725.
znaczną przewagę liczebną, co na pewno ułatwiło im
walkę. Zdziwienie może jedynie budzić fakt, że nie wybito
oddziału niewolników do nogi — pośrednio świadczy to,
że ze sprawnością Rzymian nie było najlepiej.
Spartakus, nie zważając na postępującą jego śladami
armię Krassusa, konsekwentnie zmierzał w kierunku pół-
wyspu Brucjum, skąd do wymarzonej Sycylii był tylko
krok — Cieśnina Messyńska w najszerszym miejscu mierzy
10 kilometrów, a w najwęższym tylko 3.

PRÓBA PRZEPRAWY NA SYCYLIĘ

Nie znamy dokładnie daty przybycia armii powstańców


do miejsca planowanej przeprawy na Sycylię. Można
przyjąć, że był to już na pewno początek, jeśli nie
schyłek, jesieni.
Spartakus nawiązał teraz kontakty z piratami, aby omówić
warunki przeprawy. Prowadził także intensywne rozpo-
znanie sytuacji na wyspie — znany jest jeden przykład
ujęcia na Sycylii szpiega działającego na rzecz Spartakusa
— niejakiego Gawiusza, prawdopodobnie obywatela rzym-
skiego. Jeśli szpiegował na rzecz powstańców wolny
obywatel, tym bardziej można mieć pewność, że robili to
i inni, przede wszystkim niewolnicy, i to zarówno ci
z szeregów jego armii, jak i ci z Sycylii.
Przybycie armii niewolniczej w pobliże Sycylii zaniepo-
koiło namiestnika wyspy, Gajusza Werresa. Zarówno nie-
wolnicy, jak i wolni mieszkańcy pamiętali powstanie sprzed
trzydziestu lat. Na wieść o powstaniu Spartakusa mnożyły
się więc przypadki zbiegostwa niewolników, co powodo-
wało uzasadnione obawy o bezpieczeństwo wolnych miesz-
kańców. Dlatego, aby uniknąć ewentualnego desantu po-
wstańców oraz buntu wewnętrznego, Werres umocnił
wybrzeże, szczególnie część graniczącą z Cieśniną Mes-
syńską, rozmieścił liczne posterunki na brzegu i zbudował
wieże obserwacyjne. W portach wprowadzono ścisłą kon-
trolę wpływających i wypływających statków. Zaostrzono
także nadzór nad niewolnikami, jednak nadal dochodziło
wśród nich do wrzenia, a nawet do kilku lokalnych buntów.
Do zawiązania spisku niewolników doszło między innymi
na terenach, na których pod koniec II wieku toczyły się
walki powstańcze.
Sycylia była także zagrożona przez piratów. Przyczyną
było wzięcie do niewoli załogi pirackiego okrętu i odwetowe
spalenie przez piratów w pobliżu Syrakuz wciągniętej na
brzeg rzymskiej floty. Piraci starali się wtedy o uwolnienie
z niewoli swych pobratymców, którym groziła śmierć.
W tej sytuacji nie budzi zdziwienia to, że Spartakus,
nawiązując kontakty z piratami, całkiem poważnie liczył
na ich pomoc. Była to przecież walka z wspólnym wrogiem,
a piraci już w 73 roku atakowali Sycylię, współdziałając
wtedy z flotą Mitrydatesa.
Przeprawa armii powstańczej była jednak przedsię-
wzięciem olbrzymim, przekraczającym prawdopodobnie
możliwości floty pirackiej. Dlatego też zaplanowano
przeprawę w dwu rzutach. „U cieśniny zastał okręty
cylicyjskich piratów. Przystąpił więc do przerzucenia
dwóch tysięcy ludzi na Sycylię, by tam na nowo rozognić
wojnę niewolników, od dłuższego czasu gasnącą i po-
trzebującą nowego podpału" 20 . Wynika z tego, że po-
wstańcy wiedzieli o wrzeniu na wyspie i planowali
wesprzeć siły niewolników lub na nowo wywołać po-
wstanie, a następnie przeprowadzić na masową skalę
przerzut pozostałych sił, wykorzystując do niego flotę
piracką i środki transportowe uzyskane na wyspie.
Do przeprawy na statkach pirackich jednak nie doszło.
Plutarch wyjaśnia to w następujący sposób: „Ale piraci,
uzgodniwszy z nim sprawę, wzięli zapłatę i zwodząc go

20
P l u t a r c h z Cheronei, dz.cyt., s. 256-257.
odpłynęli" 21 . Innym hipotetycznym powodem niedotrzyma-
nia umowy przez piratów jest zawarta prawdopodobnie
przez nich ugoda z namiestnikiem Sycylii, Werresem,
w myśl której miał on oszczędzić piratów wziętych wcześ-
niej do niewoli, a nawet zwrócić im wolność.
Obie wersje, choć prawdopodobne — dlaczego piraci
mieliby być uczciwi wobec powstańców, znana jest
przecież ich rola w dostarczaniu Rzymianom żywego
towaru (niewolników) — trudno uznać za przyczynę ich
odstępstwa od umowy. Przecież jeśli nawet Spartakus im
zapłacił (miał z czego, gdyż w ograbianych majątkach
zdobyto wiele złota, a ponieważ posiadanie go przez
indywidualnych powstańców było zakazane, dysponował
nim tylko wódz), to na pewno tylko część, nie mógł być aż
tak naiwny, by płacić przed wykonaniem usługi. Drugi
z podanych powodów jest też mało prawdopodobny
— gdyby piraci zawarli umowę z Werresem, to nie
prowadziliby rozmów ze Spartakusem, aby nie wzbudzić
podejrzeń drugiej strony.
Można przyjąć, za rozważaniami Romana Kamienika,
inną przyczynę. Według niego w grę wchodziło kilka
czynników. Pierwszym z nich była pora roku. Zbliżała się
już zima i to, jak na warunki południa Italii, nadzwyczaj
ostra — z rzadko tam spotykanymi opadami śniegu. Zresztą
i bez tych anomalii żegluga na wodach okalających Sycylię
w okresie zimowym była niebezpieczna i w tym czasie nikt
tamtędy nie pływał. Natomiast przeprawa tylko przez samą
cieśninę była zimą całkowicie niemożliwa — cieśnina ta to
znane z Odysei miejsce grasowania Scylli i Charybdy
— szczególnie niebezpieczne, „pożerające" przepływające
przez nie statki (znane są opisy katastrof morskich na
wodach okalających wyspę i w cieśninie — pisze o nich
współczesny tym wydarzeniom Cyceron).

21
Tamże, s. 257.
Jeśli nawet przyjmiemy, że piraci zdecydowaliby się na
żeglowanie zimą, to w grę wchodziły warunki logistyczne.
Na statek piracki oprócz załogi można było z trudem
zaokrętować nie więcej niż 50 ludzi, i to bez koni, a przecież
niewolnicy, o czym wiadomo, dysponowali kawalerią. Nie
byłoby to zbyt trudne, gdyby Spartakus zamierzał prze-
prawić tylko dwa tysiące wojowników z ich osobistym
wyposażeniem. Ale armia powstańcza liczyła wtedy jeszcze
(wraz z rodzinami i innymi niewalczącymi) ponad 100 000
ludzi. Cel wodza był zaś jeden — wyprowadzić tych ludzi
spod władzy Rzymu.
Taka przeprawa wymagałaby mniej więcej dwu tysięcy
statków — a cała flota piracka około 70 roku liczyła tylko
około 1300 statków i to rozproszonych po całym morzu,
zaangażowanych w różne przedsięwzięcia, niejednokrotnie
wymagających remontu. Nawet kilkakrotne nawroty wią-
załyby się z koniecznością zaangażowania praktycznie
całej floty śródziemnomorskich piratów, a to było już
niewykonalne-— między innym dlatego, że piraci działali
w małych grupach i, co ważne, nie mieli niczego, co można
by nazwać wspólnym dowództwem.
Piraci w zasadzie działali niezależnie od siebie i to, do
czego zobowiązywali się jedni, nie musiało być wiążące
dla innych. Ponadto zgromadzenie w jednym miejscu tak
dużej floty, jeśli nawet miałoby dojść do zsynchronizowa-
nych działań całych sił pirackich, wymagało po pierwsze
czasu na powiadomienie, podjęcie decyzji i wreszcie
przybycie w jedno miejsce, a po drugie narażało okręty na
zniszczenie w razie sztormów — które były możliwe
w każdym momcncic, i to bez oznak poprzedzających ich
nadejście. To było chyba główną, a być może i jedyną
przyczyną wycofania się piratów z obietnicy pomocy.
Należy wspomnieć, że piraci współpracowali wówczas
z królem Pontu i część (na pewno niemała) ich floty była
zaangażowana we wschodniej części Morza Śródziemnego,
w walkach Mitrydatesa z Rzymianami. Obiektywnie rzecz
biorąc, działania bojowe powstańców w jakiejś mierze
ułatwiały zadanie Mitrydatesowi, a z kolei jego działania
poprawiały sytuację powstańców, gdyż angażowały znaczne
siły rzymskie, i to z dala od Italii. Jednak w tym przypadku
skupienie części floty na Morzu Egejskim i morzu Marmara
nie było dla powstańców korzystne.
Podobnie na pojożenie powstańców wpływała wojna
w Hiszpanii, prowadzona przeciwko Sertoriuszowi.
Nie doszło co prawda do współpracy między Spartakusem
i Mitrydatesem (król mógł współdziałać z Sertoriuszem
— patrycjuszem, z piratami — w końcu mimo wszystko
ludźmi wolnymi, ale w tym przypadku zniżyłby się do
uznania gladiatora za równego sobie) — ale co innego
współpraca, a co innego skorzystanie z tego, że jest jeszcze
ktoś, kto, walcząc przeciwko naszemu wrogowi, pośrednio
pomaca nam. Nie ulega więc najmniejszej wątpliwości, że
udzielenie pomocy Spartakusowi byłoby królowi Mitryda-
tesowi na rękę i że nie miałby on nic przeciwko temu, aby
doszło do współdziałania piratów z powstańcami.
Jednak, biorąc pod uwagę porę roku i ogrom przedsię-
wzięcia, piraci wycofali się z pierwotnych umów. Pozostaje
pytanie, czy korzystając z okazji oszukali Spartakusa.
Wydaje się, że nie doszło do oszustwa. Wiosną 71 roku
podjęto próby ponownego nawiązania współpracy, a prze-
cież nie rozmawiano by z kimś, kto już raz skłamał 22 .
Wycofanie się piratów zmusiło Spartakusa do rozpacz-
liwej próby przeprawy na Sycylię własnymi siłami. A prze-
cież nie dysponował on statkami (może znalazłaby się
tylko jakaś niewielka jednostka pływająca). Wódz po-
wstańców zdecydował się na zbudowanie prymitywnej
floty. Budulca nie brakowało, rzemieślników także, było
więc z czego i z kim budować sprzęt przeprawowy. Można

22
Por. R. K a m i e n i k, dz.cyt., s. 106-108.
tylko zadać pytanie, dlaczego nie podjęto takiej decyzji na
północy, nad Padem. Niepotrzebny byłby kilkusetkilomet-
rowy marsz, a byłoby już dawno po przeprawie i powstańcy
mogliby już przekraczać niższe partie Alp.
Są to jednak pytania z gatunku tych, na które trudno
znaleźć odpowiedź. Najprawdopodobniej zawiodła intuicja
wodza. Tak samo moglibyśmy się pytać, dlaczego geniusz
zawiódł Napoleona w 1812 roku (oczywiście naszej ery)
pod Smoleńskiem, dlaczego nie zdecydował się on na
przezimowanie w jego okolicach, podciągnięcie rezerw
i wszczęcie działań wojennych przeciwko Rosji w następ-
nym roku ze świeżymi siłami.
Do budowania własnej floty zaangażowano wszystkie
siły. Budowano nie okręty, ale prymitywne łodzie i tratwy.
Tratwy konstruowano, wykorzystując jako pływaki beczki
po winie, a zamiast linami w wielu przypadkach wiązano
pokład i pływaki prowizorycznymi sznurami z pędów
winorośli, pnączy i tym podobnych materiałów zastępczych.
Na beczkach układano pomosty z faszyny i powiązanych
ze sobą kłód. Był to sposób dobry na pokonanie rzeki,
praktykowany zresztą przez Hannibala (przeprawa przez
Rodan i Pad) i, niejednokrotnie, inne armie. Niestety, miał
on jedną zasadniczą wadę: nikt go nie wypróbował na
morzu. A przecież Spartakus musiał przepłynąć morze
— co prawda była to wąska cieśnina, ale niezwykle
niebezpieczna (o czym już zresztą wspomniano wyżej).
W dodatku na przeszkodzie stanęła pora roku. W trakcie
podjętej przez niewolników próby przeprawy burza roz-
proszyła tę prymitywną flotę i zatopiła dużą część środków
pływających. Zginęli też i ludzie.
Co więc zmusiło Spartakusa do podjęcia takiej próby,
która przyniosła powstańcom kolejne straty, a tym samym
spowodowała spadek zaufania do wodza (miał się on stać
widoczny dopiero za kilka miesięcy, ale jego źródło tkwiło
w decyzji o samodzielnej przeprawie)? Takim bodźcem
były działania wojsk rzymskich, dowodzonych przez
Krassusa.
Na jakiś czas — zajęci Spartakusem, Sycylią, piratami
itp. — straciliśmy z oczu armię rzymską. Czas jednak do
niej powrócić — tym bardziej że nadchodził trzeci rok
walk, że mijała już euforia powstańców, że przeciwnik
przestał wreszcie lekceważyć armię niewolników.
Rozdział VII
TRZECI ROK WOJNY. MARSZ KU KLĘSCE

Rzym nie zapomniał, bo i nie mógł zapomnieć, o buncie


niewolników. Do armii dowodzonej przez Krassusa wysy-
łano uzupełnienia, jej liczebność więc nie malała. Skończyły
się wojny toczone na obrzeżach imperium: w Tracji
i w Hiszpanii; trwała co prawda nadal angażująca wielkie
siły wojna z Mitrydatesem, ale ogólnie sytuacja Rzymu
poprawiała się. Nadszedł decydujący moment — Rzym
musiał zakończyć tę wojnę, inaczej mógł się doczekać
nowych ognisk zapalnych. Tymczasem siły powstańców
nie wzrastały. Już w 72 roku Spartakus zaprzestał przyj-
mowania nowych ochotników, nie chcąc obciążać się
niewyszkolonymi, słabo uzbrojonymi żołnierzami. Z drugiej
strony kurczyła się baza rekrutacyjna — ci, którzy mieli
przystąpić do powstania, zrobili to już w 73 roku. Przecież
armia powróciła na tereny, na których powstawała i odnosiła
pierwsze sukcesy — do środkowej i południowej Italii.
Toteż ewentualna baza rekrutacyjna, jeśli w ogóle jeszcze
istniała, to w tak małej liczbie, że nie mogła stanowić
realnej pomocy. Tymczasem Krassus, główny przeciwnik
powstańców, mimo że nie tak wybitny wódz, jak Mariusz
czy Sulla lub współczesny mu Pompejusz, zdołał już
udowodnić, że wojnę tę traktował poważnie. Liczył, że
— choć może nie w takim stopniu, jak wojny z wrogiem
zewnętrznym —. da mu ona jednak możliwość uzyskania
najwyższych urzędów. Temu ambitnemu człowiekowi nie
wystarczało, że był najbogatszym Rzymianinem — chciał,
by go ceniono tąkże za to, co zrobił dla chwały Rzymu.

WAŁ KRASSUSA

Gdy wojska Spartakusa zajęły półwysep Brucjum,


Krassus, pewien, że zapędził przeciwnika w pułapkę,
postanowił zamknąć j e g o zdaniem jedyną drogę ucieczki
powstańców. „Nadszedł tam Krassus. Przyjrzawszy się
naturze miejsca, wskazującej, co należy zrobić, zabrał
się do odcięcia półwyspu murem, jednocześnie odbierając
żołnierzom bezczynność, a wrogowi dowóz żywności.
Wielkie i trudną to było zadanie, ale wykonał je i wbrew
pozorom w króUcim czasie ukończył: pociągnął rów od
morza do morza długości trzystu stadiów [około
50 kilometrów]^ szerokości i równej j e j głębokości na
piętnaście stóp* a nad rowem postawił mur, podziw
budzący swą Wysokością i wytrzymałością'". Może
budzić zdziwienie długość tych obwałowań — wydaje
się, że starożytny autor trochę przesadził. Nie przesadził
natomiast z ich znaczeniem. Co prawda opis wału jest
w miarę lakoniczny (by nie powiedzieć, że bardzo
skromny), ale by zrozumieć jaką to było przeszkodą,
warto posłużyć się opisem wału późniejszego tylko
o dwadzieścia l a t . wniesionego przez Cezara w trakcie
oblężenia stolicy Galów, Alezji: „Cezar (...) zarządził
budowę następnego rodzaju umocnień. Najpierw prze-
prowadził rów (j prostopadłych ścianach, szerokości na
dwadzieścia stój), taki, aby szerokość j e g o dna wynosiła

1
P1 u t a r c h z Cheronei, dz.cyt., s. 257.
tyle samo, co odległość między krawędziami u góry;
wszystkie inne umocnienia umieścił w tyle za tym
rowem w odległości czterystu kroków, a to dlatego
że zachodziła konieczność ogarnięcia bardzo wielkiego
obszaru. A nie było sprawą łatwą obsadzenie żołnie-
rzami całej tej linii dookoła, żeby masy nieprzyjaciół
nie mogły nocą napaść nieoczekiwanie na umocnienia.
(...) Na znajdującej się pośrodku przestrzeni przeciągnął
dwa rowy na piętnaście stóp szerokie i tyleż głębokie;
rów wewnętrzny (...) wypełnił wodą odprowadzoną
z rzeki. Za tymi rowami wzniósł nasyp wysoki na
dwanaście stóp. Dodał mu przedpiersień i blanki,
a w miejscach spojenia osłon i nasypu wielkie pale
rozwidlone, które miały przeszkadzać nieprzyjacielowi
przy wspinaniu się, a wokół całego oszańcowania po-
stawił wieże, które stały w odległości osiemdziesięciu
stóp od siebie [przypuszczalnie błąd — byłoby to
tylko 25 m, co wydaje się nieprawdopodobne]. (...)
Cezar uznał, że do tych umocnień należy dodać znowu
umocnienia, aby mogły one być bronione przy mniejszej
liczbie żołnierzy. Ścinano więc pnie drew albo dość
grube konary, następnie odkorowywano je i zaostrzano
na końcach, a także kopano nieprzerwanie ciągnące
się rowy, głębokie na pięć stóp. Owe pale tu wpuszczone
i u dołu powiązane, aby nie można było ich wyrwać,
wystawały na zewnątrz na wysokości gałęzi. Było pięć
takich rzędów wzajemnie ze sobą połączonych i sple-
cionych; ci, którzy by tu weszli, sami by zawiśli na
bardzo ostrych palach. Nazywano je «nagrobkami».
Przed nimi w skośnych rzędach w kształcie pięciokąta
rozstawionych, wykopano doły głębokie na trzy stopy
o zwężającej się z lekka ku dołowi pochyłości. Wy-
gładzone pale grubości uda, u góry dobrze zaostrzone
i mocno nadpalone wbijano tutaj tak, żeby wystawały
z ziemi nie więcej niż na cztery palce; równocześnie
dla wzmocnienia ich i nadania im stateczności każdy
z nich u samej podstawy na głębokość stopy ubijano
ziemią, pozostałą część dołu przykrywano, dla zamas-
kowania zasadzki, łoziną i chrustem. Tego rodzaju
szeregów biegło osiem i były od siebie oddalone na trzy
stopy. Nazywano je «liliami» przez podobieństwo do
tego kwiatu. Przed nimi zakopywano w ziemi pręty
długie na stopę z przymocowanymi do nich żelaznymi
hakami i w niewielkich od siebie odstępach wszędzie je
rozmieszczano; nazywano je «bodźcami»" 2 . O wartości
takich umocnień może świadczyć to, że niektóre ich
elementy były stosowane w XX wieku (oczywiście
naszej ery) przez Wietkong w czasie wojny wietnams-
kiej przeciwko wojskom amerykańskim (pułapki z bam-
busa bardzo zbliżone do cezariańskich lilii czy też,
nawet bardziej jeszcze prymitywne, „bodźce" z zaost-
rzonych haczykowato bambusów).
Czy wał Krassusa był taki sam jak wał Cezara — trudno
stwierdzić. Z opisu Plutarcha można wnioskować, że był co
najmniej bardzo zbliżony. Dzielące te dwie fortyfikacje
dwadzieścia lat to w starożytności przedział czasowy
niemający zbytniego wpływu na rozwój sztuki wojennej,
a tym bardziej na rozwój fortyfikacji. Można więc przypusz-
czać, że Cezar, młodszy nieco od Krassusa, a będący
przecież przez pewien czas jego przyjacielem — wszak był
wraz z nim i Pompejuszem członkiem triumwiratu (niefor-
malnej i faktycznie pozaprawnej formy władzy) — mógł
skorzystać z doświadczeń starszego kolegi, być może nieco
ją udoskonalając.
Czasu na wybudowanie tych umocnień Krassusowi nie
brakowało. Spartakus był na pewno zadowolony z tego, że
przeciwnik go nie atakuje. Ten zyskany nie wiedzieć
czemu czas wykorzystywał na przygotowania się do prze-

2
Gajusz Juliusz C e z a r , Wojna galijska, Wrocław 2004, s. 322-324.
Wojownicy traccy — piechota — różne rodzaje uzbrojenia, w tym także
zdobyczne — wojownik z prawej strony w hełmie greckim, wojownik
w śiodku z nerkowatą tarczą grecką

Legioniści w czasie ćwiczeń — od góry z lewej rzut pilum, z prawej


walka oszczepem, na dole pozycje do walki wręcz
Wojownicy traccy z okresu pierwszej wojny z Mitrydatesem — atakuje
ich jeździec rzymski. Tak mógł wyglądać Spartakus
Legionista rzymski z okresu
republiki po reformie Mariusza

Tak zwany „muł Mariusza" — le-


9ionista rzymski w pełnym ob-
ciążeniu marszowym
Miecz rzymski (glaudius)
i pochwa do miecza. Wyko-
paliska na terenie Niemiec

Scutum — tarcza rzymskiego


legionisty ozdobiona cztere-
ma skrzydłami orła
Legionista rzymski z końca I w. p.n.e. w pancerzu kolczym, obok części
uzbrojenia
Budowa obozu — stawianie palisady na uprzednio usypanym wale,
wykopywanie fosy, z przodu legioniści w pełnym uzbrojeniu ochraniają-
cy pracujących, z prawej fragment planu obozu

Atak piechoty rzymskiej — pierwsze dwa szeregi po wyrzuceniu pilum


przygotowują się do walki wręcz, trzeci szereg rzuca pilum, w lewym
rogu widać znak kohorty, z prawej strony dowódca (centurion)
'•'/iSWi

Rekonstrukcja umocnień rzymskich pod Alezją (Galia — dzisiejsza połu-


dniowa Francja) zbudowanych przez Cezara w 52 r. p.n.e. — tak mogfy
wyglądać wcześniejsze o dwadzieścia lat umocnienia Krassusa

Przekrój umocnień Cezara pod A l e z j ą — być może takie same elementy


zawierały umocnienia „wału Krassusa"
Walka kawalerzystów. Fresk z Pompei przedstawiający, według nie-
których historyków, ostatnią walkę Spartakusa
prawy na Sycylię. Nawet wtedy, gdy ukrycie powstającej
budowli nie było już możliwe, nie interesował się nią
zbytnio, zakładając, że i tak nie będzie potrzeby jej
atakować. Gdy jednak zorientował się w jej znaczeniu, tym
bardziej skupił się na tym, by jak najszybciej przygotować
się do odpłynięcia z Italii.
W ten sposób Krassus, prawdopodobnie bezwiednie,
wypychał Spartakusa z półwyspu, zmuszał go do prób
przeprawy, czym odsuwał od siebie trud walki z powstań-
cami i stwarzał całkiem realne w pewnym momencie
zagrożenie dla Sycylii. Powstańcy, aby uniknąć walki
o przełamanie jego umocnień, musieli skupić się na
znalezieniu wyjścia z pułapki.
Nieprawdziwe jest więc późniejsze twierdzenie Krassusa,
że jego wał udaremnił plany powstańców przeprawy na
wyspę — on faktycznie wymuszał na nich dążenie do ich
zrealizowania. Dopiero zniweczenie ostatniej szansy na
przedostanie się na wyspę wzbudziło zainteresowanie
Spartakusa budowlą wzniesioną przez wroga. Zbiegło się
to z nadejściem niespotykanych dotychczas chłodów i z na-
rastającymi trudnościami aprowizacyjnymi. „Spartakus z po-
czątku nie przejmował się tym [to jest wałem Krassusa]
i sprawę lekceważył. Ale gdy mu zabrakło łupiestwa,
chciał wyjść i zobaczył odcinający go mur, a ze skrawka
półwyspu nie było nic do wzięcia" 3 .
Wojska powstańcze zostały zmuszone do przygotowa-
nia się do nieznanego dla nich dotychczas sposobu walki
— szturmowania umocnień, i to przy braku sprzętu
oblężniczego. Pierwsza próba przełamania umocnień
niejako z marszu nie powiodła się. Opis tego szturmu
spotykamy tylko u Appiana, jest on jednak mało wiary-
godny — historyk podaje, że w tej walce zginęło 12 000
powstańców, przy stratach Rzymian w liczbie trzech

3
P l u t a r c h z Cheronei, dz.cyt., s. 257.
zabitych i siedmiu rannych. Jest to zresztą jedyny przypa-
dek podania strat Rzymian, a i to w liczbach jednostko-
wych, gdy straty powstańców podawane są w zaokrągleniu
do tysiąca. Biograf Krassusa, Plutarch, nie wspomina o tym
tak wspaniałym dla jego bohatera zwycięstwie — dlatego
można w zasadzie z całą pewnością uznać, że jest to
pomyłka Appiana. Niemniej jednak można przyjąć, że
Spartakus, przygotowując się do szturmu, „nie podejmował
już (...) bitwy z całym swoim wojskiem, ale w wielu
punktach mniejszymi oddziałami niepokoił oblegających;
ustawicznie wypadał na nich znienacka, wrzucał do rowu
wiązki chrustu i zapalał je, utrudniając Rzymianom pracę.
Na polu między obu liniami powiesił jeńca rzymskiego,
aby uprzytomnić swoim los, jaki ich czeka, jeśli nie
zwyciężą" 4 . Appian nie jest w jednym punkcie rzetelny
— Spartakus nie powiesił jeńca — on go wzorem Rzymian
ukrzyżował, unaoczniając tak przeciwnikom, jak i swoim
żołnierzom, co ich czeka w przypadku klęski. Jednocześnie
w ten sposób poszukiwał słabego punktu linii obrony
i wyczekiwał dogodnego momentu do szturmu. „(...)
Wyczekiwał więc nocy z burzą śnieżną i zimową wichurą
i wtedy niewielką część rowu zasypał ziemią, drewnem,
gałęźmi z drzew, tak że trzecią część swych ludzi
przerzucił na drugą stronę oszańcowania" 5 . Przekaz nie jest
pełny — rów zasypywano także padłymi zwierzętami
i zwłokami powstańców, którzy zginęli w trakcie szturmu.
Jak wynika z podanego wyżej opisu, powstańcy niepo-
koili Rzymian na prawie całej długości wału, zmuszali ich
do stałej czujności i do rozproszenia sił — nie można było
pozbawić ochrony jakiegokolwiek odcinka umocnień, gdyż
nie znano ani miejsca, ani też czasu ataku.
Powstańcy wyczekiwali więc dogodnego momentu, a jed-
nocześnie z pozorowanymi atakami przygotowywali sprzęt
4
A p p i a n z Aleksandrii, dz.cyt., t. II, s. 726.
5
P l u t a r c h z Cheronei, dz.cyt., s. 257.
do pokonania fortyfikacji (pęki faszyny, kosze z ziemią,
drabiny itp.). Wyczekiwany moment nadszedł — ciemna,
wietrzna noc, w dodatku z zamiecią śnieżną. Na dany sygnał
w kilku miejscach zaatakowano umocnienia, ale tylko jeden
atak, wykonany na pewno z pewnym opóźnieniem w stosun-
ku do pozostałych, był tym właściwym. Pod osłoną śniegu
i mroku w kierunku umocnień ruszyły gromady powstańców.
Nie wszyscy do nich dotarli, ale ich trud podejmowali
następni i następni. Powoli fosa zapełniała się i wyrównywała.
Teraz obiektem ataku stał się „mur". Do jego zniszczenia
wykorzystywano prymitywne tarany i haki z przymocowa-
nymi linami, które zaczepiano o koronę wału i próbowano
rozerwać konstrukcję. Dokonywano także prób (zresztą
udanych) jego podpalenia. Aż wreszcie powstał wyłom.
W czasie gdy jedni go poszerzali, inni wykonywali pozoru-
jące ataki w różnych punktach, a reszta przechodziła już
swobodnie przez obwarowania. Pozostała już tylko walka
z nielicznymi legionistami, którzy znajdowali się naprzeciw
wyłomu, co nie było takie trudne z uwagi na niechęć
Rzymian do walki nocą oraz na znaczną przewagę liczebną
powstańców w miejscu powstania przejścia.
Straty atakujących musiały być na pewno duże, niemniej
jednak podawane przez Plutarcha liczby — straty to dwie
trzecie sił — są na pewno przesadzone. Jeżeli przyjąć, że
na półwyspie odciętych było około 100 000-105 000 po-
wstańców, oznaczałoby to, że przedarło się tylko 35 000
niewolników. Za bliskie prawdy należy raczej przyjąć
liczby podane przez Appiana, z zastrzeżeniem, że nie
odnoszą się do hipotetycznych nieudanych ataków, a wyłącz-
nie do ataku właściwego i pozorowanych. Wyliczenie
podane przez Plutarcha stoi w sprzeczności z innym jego
stwierdzeniem: „Uląkł się Krassus, by Spartakusa nie
porwała chęć marszu na Rzym" 6 . Jak bowiem doświadczony

6
Tamże.
dowódca mógł się obawiać, że powstańcy odważą się
zaatakować potężnie ufortyfikowane miasto w trzydzieści
pięć tysięcy żołnierzy, skoro poprzednio, mimo trzykrotnie
większej siły, nie odważyli się na taki krok? Świadczyłoby
to wprost o panice w szeregach rzymskich, a do tego
nie doszło pomimo udanego wyrwania się powstańców
z pułapki.
Ponadto w głowie. Spartakusa, nawet przy założeniu, że
jego armia poniosła mniejsze straty, zamysł zaatakowania
Rzymu nie mógł nawet powstać. Trudności, jakie napotkał
przy przełamywaniu umocnień zbudowanych w krótkim
czasie, musiały mu uświadomić, co czeka armię nieposia-
dającą sprzętu oblężniczego przy próbie zaatakowania
miasta otoczonego stałymi umocnieniami. Drugim czyn-
nikiem odstraszającym od pomysłu ataku na miasto był
fakt, że w samym Rzymie niewolnicy nie mieli co liczyć
na pomoc. Tamtejsi mieszkańcy, nawet plebejusze i niewol-
nicy miejscy, byli w razie potrzeby gotowi do walki
przeciwko zbuntowanym niewolnikom, którzy zagrażali
przecież porządkowi prawnemu i przywilejom obywateli
rzymskich, a także spokojnemu życiu familia urbana.
Celem Spartakusa — i to bez względu na to, czy armia
liczyła 35 000, jak podaje Plutarch, czy też około
60 000-80 000 (a może i nieco więcej) wojowników
— było nadal poszukiwanie możliwości opuszczenia Italii
i powrotu w strony rodzinne.

OSTATNIE WALKI. KLĘSKA POWSTAŃCÓW

Przełamanie umocnień rzymskich nastąpiło w okresie


zimowym. Trudno jednak określić, czy był to początek
zimy (końcówka 72 roku), czy też jej schyłek (czyli
początek 71 roku). Pośrednio można natomiast wnioskować,
że ostatnie walki powstańców przypadły na wiosnę
71 roku. Przyjęcie takiej pory roku jako terminu tych walk
motywuje znana tendencja, jeśli nie zasada, panująca
w armii rzymskiej: nie prowadzi się walki zimą, chyba że
jest się do tego zmuszonym. Krassus początkowo niezbyt
energicznie ścigał powstańców. Ostatnia bitwa rozegrała
się w tym samym czasie, co rozładunek w Brundizjum
wojsk Lukullusa wracających z Macedonii i Tracji
(a to nastąpiło wiosną). Wtedy także wojska Pompejusza
powoli zbliżały się do granic Italii, co nastąpiło nie
zimą, a wiosną 71 roku.
Spartakus, po przełamaniu wału Krassusa, skierował swą
armię na Półwysep Kalabryjski. Za cel obrał port Brundiz-
jum. Z wyboru jednego ze znaczniejszych portów wynika
jasno zamysł wodza — opuścić Italię. Z tego to portu
prowadziła najkrótsza droga morska na Półwysep Bałkański,
a stamtąd można było kierować się do ojczyzn — na
północ, wschód, do wolnych krain Europy i Azji.
W tym czasie senat Rzymu wpadł na pomysł, jak
zakończyć tę nieprzynoszącą chwały wojnę z niewol-
nikami. Właśnie skończyła się wojna w Hiszpanii. Nie-
udolny następca Sertoriusza — Perpenna, został pokonany
wczesną wiosną 71 roku. Senat wezwał więc pogromcę
Perpenny — Pompejusza, do jak najszybszego powrotu
do Italii. „Rzymianie w mieście na wieść o tym (...)
uchwalili wezwać do prowadzenia kampanii Pompejusza,
który właśnie wracał z Hiszpanii, doszli bowiem do
przekonania, że poskromienie Spartakusa jest zadaniem
wielkim i ciężkim" 7 .
W tym czasie armia rzymska dowodzona przez Krassusa
przeszła ponownie do pościgu za powstańcami. Doszło też
wkrótce do bitwy z niewielkim oddziałem powstańczym,
obozującym oddzielnie nad Jeziorem Lukańskim, w niewiel-
kiej odległości od reszty armii. „Tych zaatakował Krassus,
wyparł wszystkich ich od jeziora, ale od pościgu i rzezi

7
A p p i a n z Aleksandrii, dz.cyt., t. II, s. 726.
musiał się wstrzymać, bo nagle ukazał się Spartakus
i zatrzymał uciekających" 8 . Morale armii rzymskiej ponow-
nie wzrosło. Skłaniający się początkowo do skorzystania
z pomocy Pompejusza, Krassus „(...) już wcześniej napisał
do senatu, że trzeba ściągnąć Lukullusa z Tracji i Pompe-
jusza z Hiszpanii, ale teraz zmienił zdanie i pilno mu było
stoczyć bitwę, zanimby tamci się zjawili. Uświadomił
sobie, że zwycięstwo przypisze się nie jemu, lecz przy-
chodzącemu z pomocą" 9 .
Na uniknięciu walki ze zjednoczonymi wojskami Kras-
susa, Lukullusa, a być może jeszcze i Pompejusza zależa-
ło także i Spartakusowi. Dlatego też doszło, po raz
pierwszy w tej wojnie, do próby zawarcia jakiegoś
układu, który umożliwiłby powstańcom odejście z teryto-
rium Italii bez walki. Prawdopodobnie do Krassusa wy-
słano posła z propozycją rozmów (prawdopodobnie
— gdyż wspomina o tym tylko jeden historyk rzymski,
Appian z Aleksandrii), ale Krassus nią wzgardził.
Widocznie honor patrycjusza Rzymu nie zezwalał na
jakiekolwiek rozmowy ze zbuntowanymi niewolnikami
— z takimi jak Spartakus można było rozmawiać tylko za
pomocą oręża lub bata.
Tymczasem w obozie powstańczym doszło ponownie
do rozłamu wywołanego przez dwu dowódców — Kastusa
i Gannika. I w tym przypadku nie wiadomo, jaka była
tego przyczyna — można co najwyżej przypuszczać,
że i tym razem między wodzami powstańczymi wystąpiły
rozbieżności co do celu działania (być może na to
odstępstwo miały wpływ poniesione straty i błędy w wy-
borze dotychczasowych dróg wyjścia, które zachwiały
wiarę w zdolności dowódcze Spartakusa). Nie są też
znane ani skład narodowościowy odszczepieńców, ani
ich liczba. Tylko Plutarch przytacza liczby odnoszące
8
P1 u t a r c h z Cheronei, dz.cyt., s. 257.
9
Tamże.
się do tego oddziału, ale i one mówią tylko o zabitych
w bitwie, jaką stoczono z Krassusem.
Krassus, naglony przez senat, w obawie, że laury
zwycięzcy mogą przypaść komu innemu, na wieść
o rozłamie i osobnym obozowaniu części sił powstań-
czych, dążył do bitwy. „Pierwej więc zdecydował się
uderzyć na tych oderwanych od Spartakusa i osobno
obozujących, którymi dowodził Gannicjusz i Kastus.
Wysłał więc sześć tysięcy ludzi na zajęcie pewnego
wzgórza każąc im zrobić to skrycie. Ci starali się, by ich
nie rozpoznano, osłonili swe hełmy, ale dostrzeżeni
zostali przez dwie kobiety składające ofiary przed obo-
zem przeciwnika; znaleźliby się w wielkim zagrożeniu,
gdyby nie to, że szybko zjawił się Krassus, staczając
potężną bitwę. Padło w niej dwanaście tysięcy trzystu
ludzi przeciwnika; z tych tylko dwóch z ranami w ple-
cach, wszyscy inni zginęli na swych stanowiskach w szy-
ku bojowym walcząc przeciw Rzymowi" 10 . Znanym
zwyczajem Plutarch nie podaje strat rzymskich. A mu-
siały one być niemałe, skoro przyznaje, że powstańcy
walczyli tak mężnie (ten krótki opis może stanowić
dowód pewnego szacunku dla powstańców). Wielkość
strat poniesionych przez powstańców świadczy o tym, że
po stronie Rzymian walczyła cała armia — takie straty
ponosi się tylko, gdy zostanie się okrążonym. Do wyko-
nania takiego manewru potrzebna była przewaga liczebna
— samą sztuką wojenną nie można było tego osiągnąć,
gdyż powstańcy już ją opanowali i potrafili walczyć tak
samo jak legioniści.
Po tej bitwie wojska powstańcze, które nie podążyły
tym razem na pomoc zaatakowanym, przyspieszyły
marsz, aby jak najszybciej dotrzeć do zbawczego wy-
brzeża. Krassus wysłał za wycofującymi się niewolnikami

10
Tamże, s. 258.
oddział dowodzony przez legata Licynniusza Kwink-
cjusza i kwestora Tremeliusza Skrofę. Nie znamy liczeb-
ności tego oddziału, ale, sądząc po wyznaczonych dowód-
cach, nie mogło to być mniej niż legion, raczej dwa
legiony. Aby ubezpieczyć się przed pościgiem i zyskać
na czasie, Spartakus zawrócił swoją armię (a może tylko
jej część). Oddział rzymski wpadł w przygotowaną
zasadzkę. Doszło do. następnej bitwy, w której ponownie
górą byli powstańcy. W toku walki został ranny jeden
z rzymskich dowódców, co pośrednio świadczy o zacięto-
ści boju. Wynik bitwy ukazuje, że tam, gdzie nie było
Krassusa, Rzymianie nie stanowili dla niewolników
równorzędnego przeciwnika — a więc Krassus nie miał
dobrych, zdolnych do samodzielnego dowodzenia za-
stępców. Nie wiadomo — bo biograf Krassusa tego nie
podaje — gdzie rozegrała się ta bitwa ani jakie straty
poniosły obie strony. Wiadomo tylko, że zarówno bitwa
z Kastusem i Gannikiem, jak i następna, rozegrały się
wiosną, na krótko przed powrotem do Italii wojsk Marka
Terencjusza Lukullusa z Macedonii i Tracji oraz Gneju-
sza Pompejusza z Hiszpanii.
Po ostatnim starciu obu dowódcom było spieszno do
rozegrania decydującej bitwy całością sił. Każdemu z nich
zależało w takim samym stopniu na doprowadzeniu do
bitwy przed przybyciem wojsk wyżej wymienionych
dowódców. Krassus dążył do bitwy, by z nikim nie dzielić
się sławą zwycięzcy, Spartakus — by uniknąć walki
z przeważającymi siłami i móc, jeśli szczęście wojenne
dopisze, kolejno pobić jeszcze niepołączone wojska. Do
walki z Krassusem dążyły też masy powstańcze. Ostatnie
„(...) zwycięstwo jednak zgubiło Spartakusa. Zbiegli
niewolnicy nabrali pewności siebie i nie myśleli już dalej
stronić od bitwy i słuchać dowództwa. W drodze uzbrojeni
otoczyli dowództwo kołem i zmusili je do marszu przez
Lukanię z powrotem, na Rzymian! Spieszno im było taki
sam los zgotować Krassusowi" 11 . Być może podwładni
naciskali na Spartakusa, aby wszczął bitwę, należy jednak
przyjąć, że była to suwerenna decyzja wodza. Unikanie
bitwy zwiększało już i tak duże niebezpieczeństwo grożące
powstańcom. Dlatego też obaj wodzowie — Krassus
z ambicji i pychy, Spartakus z przymusu (dziś powiedzie-
libyśmy, że był to przymus operacyjny) — postawili
wszystko na jedną kartę.
Miejsce rozegrania tej bitwy jest sporne. W zależności
od dostępnych (niezbyt pewnych) źródeł, umieszcza się ją
na terenie Lukanii, Apulii, a nawet Kalabrii. Historycy XX
wieku lokalizują ją nad rzeką Silarus (Sele)12 bądź już na
terenie Kalabrii, na drodze do Brundizjum 13 . Należy przyjąć,
że Krassus zabiegł drogę powstańcom (wynika to pośrednio
z oceny wydarzeń rozgrywających się po bitwie), a Spar-
takus, jeśli chciał jeszcze marzyć o opuszczeniu Italii,
musiał się przebić przez jego pozycje.
Jest to bitwa dość znamienna dla przebiegu powstania.
Można bowiem z bardzo dużym prawdopodobieństwem
uznać, że po raz pierwszy powstańcy mieli już tylko
niezbyt znaczącą przewagę nad armią rzymską. Liczeb-
ność armii Krassusa można określić na podstawie pros-
tego przeliczenia: ilość posiadanych przez niego legionów
pomnożyć przez przeciętną liczebność legionu, a następ-
nie zaniżyć wynik o poniesione straty. Daje to co prawda
wartości przybliżone, ale innych nie uzyskamy. Założe-
nie, że Rzymianie mieli w połowie 72 roku dziesięć
legionów, w tym dwa znacznie osłabione, daje nam
około 40 tysięcy legionistów. Walki stoczone w 72 i 71
roku to osłabienie armii o przypuszczalnie około 5000
ludzi. Uzyskane uzupełnienia nieznacznie zwiększyły

" Tamże.
12
Zob. R. K a m i e n i k, dz.cyl„ s. 35-36.
13
Zob. A. W. M i s z u 1 i n, dz.cyt., mapka po s. 160.
liczebność. Toteż prawdopodobna wielkość armii to
37-40 tysięcy.
Liczebność armii powstańczej jest jeszcze trudniejsza do
ustalenia. Wydaje się, że po przełamaniu wału Krassusa
w armii pozostało jeszcze około 60-80 tysięcy ludzi. Straty
poniesione w toku następnych walk (w tym w wyniku
klęski grupy Kastusa i Gannika) zmniejszyły armię o około
16 tysięcy (tylko grupa odstępców to 12 300 poległych),
straty marszowe (przy tego typu armii nie do uniknięcia)
to kolejne 3 - 4 tysiące. Spartakus w najlepszym przypadku
mógł więc liczyć na 40-60 tysięcy wojowników.
Miejsce bitwy wybrał Krassus, on też próbował narzucić
sposób jej przeprowadzenia. „(...) Spieszył się więc
i Krassus z decydującą bitwą. Stanął obozem w pobliżu
nieprzyjaciela i zaczął kopać rów. Zaraz niewolnicy
podbiegali tam i wdawali się w walkę z pracującymi.
I kiedy coraz liczniejsi z obu stron szli swoim na
pomoc, Spartakus poczuł się zmuszony do bitwy" 14 .
Wzmianka o kopaniu rowu może świadczyć, że powstańcy
mieli jednak pewną przewagę nad Rzymianami, stąd
próba Krassusa skierowania natarcia powstańców na
obszar między rowami (budowę umocnień podobnego
typu zastosował Sulla w bitwie z Mitrydatesem pod
Cheroneą w 86 roku — a przecież Krassus był uczniem
Sulli). Była to więc dla Rzymian bitwa obronna. Być
może ten manewr Krassusa wymógł na powstańcach
przyjęcie ugrupowania bojowego zbliżonego formą do
ugrupowania stosowanego przez Rzymian.
Powstańcy ustawili swoje oddziały w linii, prawdopodob-
nie gromadząc w środku szyku najlepsze siły (zamiarem
Spartakusa, jak wynika z opisu, było przełamanie szyku
Rzymian i rozczłonkowanie go), natomiast na skrzydłach
umieścili lżej uzbrojonych i pozostałą im jeszcze jazdę

14
PI u t a r c h z Cheronei, dz.cyt., s. 258.
(o istnieniu jazdy powstańczej i jej udziale w tej bitwie
świadczą zachowane w ruinach Pompei przekazy ikono-
graficzne).
Głównym zadaniem postawionym przez wodza przed
powstańcami było przełamanie pozycji przeciwnika i,
w miarę możliwości, jego okrążenie. Tylko zwycięstwo,
i to nader przekonujące, otwierało drogę na Brundizjum,
a ten port był celem całego marszu.
Drugi, nie mniej ważny, cel to zadanie Krassusowi tak
dużych strat, by nie był on w stanie udzielić w najbliższym
czasie pomocy przybywającym na teatr działań wojennych
wojskom Lukullusa, które Spartakus musiał pokonać
w następnej kolejności, jeśli chciał zrealizować swój
cel strategiczny.
Przed rozpoczęciem bitwy doszło do szeroko spopula-
ryzowanego epizodu z zabiciem konia przez Spartakusa.
„Ustawił swych ludzi w szyku bojowym i zaraz pod-
stawiono mu konia. Ale on dobył miecza i konia zabił,
mówiąc, że jako zwycięzca będzie miał dość pięknych
koni po nieprzyjacielu, a jeśli dozna porażki, to konia nie
potrzebuje" 15 . Słowa przypisane Spartakusowi zanadto
jednak przypominają słowa Cezara, też podobno wypo-
wiedziane przed bitwą, aby można je było uznać za
prawdziwe. Być może sam fakt zabicia konia miał miejsce,
ale jego znaczenie było inne. Mógł mieć charakter religijny
— złożenie ofiary w celu wybłagania zwycięstwa. Inne
znaczenie tego czynu — o ile do niego doszło — jest
mało prawdopodobne, szczególnie jeśli przyjąć, że wódz
armii, podobnie jak i Krassus, zajął miejsce w środku
szyku (Krassus w pewnym oddaleniu od czoła szyku,
Spartakus w pierwszej linii).
Bitwa, będąca początkowo regularnym starciem dwu
podobnych ugrupowań bojowych, szybko przemieniła się

15
Tamże, s. 258-259.
w niezliczoną ilość pojedynków — w walkę wręcz, w której
decydowały siła, determinacja i uzbrojenie. Determinacji,
woli walki ani woli zwycięstwa powstańcom nie brakowało.
Ale niedostatki ich uzbrojenia i brak zdecydowanej prze-
wagi działały na korzyść drugiej strony.
Warto tutaj przytoczyć trzy krótkie relacje i opinie
historyków starożytnych: „Potem chciał przedrzeć się wśród
strasznej walki i ran wprost do Krassusa. Ale nie dotarł do
niego. Zabił mu dwóch centurionów, z którymi się zderzył.
W końcu gdy wszyscy jego ludzie uciekali [a może zginęli
— w tej bitwie powstańcy dobrze wiedzieli, że lepiej jest
zginąć — przeżycie bitwy narażało tylko na powolną
i bardziej bolesną śmierć, o litości nie było co marzyć]
został sam: otoczony przez wielu, broniąc się dzielnie,
został zakłuty" 16 . Biograf Krassusa akcentuje zagrożenie
swego bohatera, a z zabitych przez Spartakusa, przecież
doskonałego szermierza, wymienia tylko centurionów.
Tymczasem nie było raczej możliwe, by dwaj centurioni
znajdowali się obok siebie, nieprzedzieleni żadnymi szere-
gowcami — kilku z nich na pewno zostało też pokonanych
przez Spartakusa.
Drugi z opisów nie akcentuje ataku na Krassusa, ale
jest nie mniej sugestywny: „Spartakus zupełnie zroz-
paczony uderzył na Krassusa z wielkimi jeszcze (...)
siłami. Wywiązał się długi i zaciekły bój, jak było do
przewidzenia, dziesiątek tysięcy zrozpaczonych ludzi
[uwaga — w niewolnikach dostrzeżono ludzi!]; w toku
bitwy Spartakusa raniono włócznią w udo, ale on przy-
klęknął tylko i osłoniwszy się tarczą odpierał nacierających
na niego, aż okrążony padł wraz z wielką liczbą ludzi,
którzy się wokół niego skupili. (...) Reszta jego wojska
w zupełnym już nieładzie masowo kładła się pokotem, tak
że w rzezi tej zginęło nie dające się policzyć mnóstwo

16
Tamże, s. 259.
ludzi, podczas gdy Rzymianie stracili do tysiąca żołnierzy;
ciała Spartakusa nie zdołano odszukać'" 7 . I w tym opisie
daje się zauważyć, że autor odczuwa pewnego rodzaju
szacunek dla przegranych, a szczególnie dla ich wodza.
Zdziwienie może budzić tylko mała liczba poległych
Rzymian, ale można to złożyć na karb jej pomniejszania,
szczególnie skoro pokonano przeciwnika — dodawało to
splendoru wygranym. Z drugiej strony w bitwach toczo-
nych w starożytności zazwyczaj straty pokonanych były
wielokrotnie większe od strat zwycięzców. Aby nie
przytaczać danych z bitew, w których Rzymianie wy-
grywali: w bitwie pod Kannami poległo ponad 60 000
Rzymian i tylko 6000 żołnierzy Hannibala 18 . Taki stosunek
poległych wynikał z tego, że klęskę ponosili ci, których
okrążono, a w takim przypadku wielu ginęło nawet bez
możliwości użycia swojej broni. Ale do podanej liczby
poległych Rzymian należy doliczyć przynajmniej dwa
razy tyle rannych — tak wynika z prostego doświadczenia.
Nadal będzie "to za mało, jeśli zauważymy, że Krassus,
pomimo tak świetnego zwycięstwa, nie ścigał tych, którzy
uciekli z pola walki. Musiał przecież zdawać sobie sprawę
z tego, że od północy nadciąga już armia Pompejusza
i należałoby go wyprzedzić, aby zaznaczyć, że zwycięstwo
było całkowite. Jeśli tego nie zrobił, to znaczy, że nie był
w stanie — być może dlatego, że jego żołnierze byli
zmęczeni i ponieśli znaczące straty.
Trzecia opinia o bitwie to krótka, ale bardzo znamienna
konkluzja: „Wreszcie uczyniwszy wypad polegli śmiercią
godną mężów, gdyż jak przystało pod wodzą gladiatora,
walczono bez pardonu. Sam Spartakus bił się bardzo
dzielnie w pierwszym szeregu i zginął jak prawdziwy
wódz". Po łacinie brzmi to jeszcze lepiej: Fortissime
dimicans quasi imperator occisus est, co w dosłownym
17
A p p i a n z Aleksandrii, dz.cyt., t. II, s. 726-727.
18
R. E. D u p u y, T.N. D u p u y , dz.cyt., s. 63.
tłumaczeniu znaczy „Zginął niczym imperator, walcząc
bardzo mężnie" 19 .
Bitwa została zakończona, Spartakus zginął. Ale nikt
w zasadzie nie może być tego całkowicie pewien — zwłok
nie odnaleziono. Może zresztą nie szukano ich zbyt
dokładnie zaraz po bitwie, a ocalałe w obozie powstań-
czym kobiety mogły je ukryć w obawie przed ich zbez-
czeszczeniem przez Rzymian. Wszystkie źródła i opraco-
wania są zgodne co do tego, że wódz powstania zginął.
To samo twierdzą także historycy XIX i XX wieku. Ale
jest jeden wyjątek — Encyklopedia historii świata dla
całej rodziny wydawnictwa Readers Digest (Warszawa
2001) na stronie 588 podaje, że Spartakus zginął na
krzyżu (być może autor hasła zafascynował się opisem
śmierci Spartakusa w powieści Howarda Fasta lub bardzo
sugestywnym obrazem z amerykańskiego filmu nakręco-
nego na jej podstawie).
W walce poległo, w zależności, jakie źródła przyjąć za
pewne, od 12 000 do około 50 000 powstańców, do niewoli
poszło 6000 ludzi, uratowało się (chwilowo) około 5000
wojowników, którzy przedarli się przez okrążenie (a może
wycofali się jeszcze przed jego ostatecznym zamknięciem)
i uszli z pola walki 20 . Tak znaczne rozbieżności w pod-
sumowaniach wynikają z tego, jakie liczby przyjęto jako
wyjściowe. Jeśli przyjmie się, że przez wał Krassusa
przedarło się 35 tysięcy powstańców, to — po odjęciu
około 12 tysięcy poległych odszczepieńców Kastusa i Gan-
nika, 6 tysięcy wziętych do niewoli (następnie ukrzyżowa-
nych) i 5 tysięcy uciekinierów — otrzymujemy liczbę
12 tysięcy. Jeśli jednak przyjmiemy, że przez wał przedarło
się około 80 tysięcy, to po odjęciu powyższych liczb
(z dodanymi do nich pewnymi stratami w dwu pozostałych,
19
L u c j u sz Anneusz Florus, dz.cyt., s. 151. Cytat łaciński z przypisu
do relacji o bitwie w: A p p i a n z Aleksandrii, dz.cyl., t. II, s. 727.
20
Por. R. K a m i e n i k, dz.cyt., s. 55.
nieuwzględnionych powyżej bitwach), otrzymamy liczbę
poległych zbliżoną do 50 tysięcy.
Straszliwy był los tych, którzy dostali się do niewoli.
O karze, jaka spotykała zbuntowanych niewolników — roz-
pięciu na krzyżu — wspomniano już w rozdziale 2. Ale to,
co Krassus zgotował wziętym do niewoli, przebiło wszystko
to, co dotychczas robiono z niewolnikami. „(...) Wszyscy
wyginęli prócz 6000 ludzi, którzy zostali ujęci i powieszeni
wzdłuż całej drogi z Kapui do Rzymu" 21 . Ale autor popełnia
pewną nieścisłość — w Rzymie nie znano szubienic.
Powiesić — znaczyło przybić do krzyża. I tak stały te
krzyże, w odległości 16 metrów jeden od drugiego, na
stukilometrowej drodze, upamiętniając zwycięstwo, a jed-
nocześnie uświadamiając wszystkim, jaka kara spotka tych,
którzy zamarzą o wolności.
Ale to nie był jeszcze ostateczny koniec powstania ani
zarazem ostateczny triumf Krassusa. To, czego pragnął
uniknąć, jednak go dopadło. Z pola bitwy uszło około
pięciu tysięcy 'powstańców którzy, pamiętni wszystkich
popełnionych błędów, uciekali, chcąc uniknąć przeciwnika,
na północ, w stronę Alp.
A. W. Miszulin twierdzi, że powstanie nie upadło, bo
część powstańców uciekła i kontynuowała walkę jeszcze
przez długi czas, że nadal w różnych miejscach wybuchały
bunty22. Pogląd ten w świetle źródeł i analizy przebiegu
powstania nie może się jednak ostać. Oddział zbiegów był
zbyt mały, a gorączkowa nagonka na nich trwała cały czas.
A i biograf Krassusa przyznaje: „Krassus, korzystając ze
szczęścia, znakomicie przeprowadził tę akcję i sam narażał
się na niebezpieczeństwo, mimo to i tutaj sława zwycięstwa
nie ominęła Pompejusza: rozproszeni w ucieczce, w liczbie
pięciu tysięcy, natknęli się na niego i zostali doszczętnie
wybici. Posłał więc do senatu meldunek, że Krassus
21
A p p i a n z Aleksandrii, dz.cyt., t. II, s. 727.
22
Zob. A. W. M i s z u 1 i n, dz.cyt., s. 121 i n.
wprawdzie w świetnej bitwie pobił niewolniczych zbiegów,
ale on sam dopiero wojnę z korzeniami wytępił" 23 .
Do walki z tymi zbiegami doszło na północ od Rzymu
— Pompejusz bowiem na czele swoich wojsk w swej
wędrówce z Hiszpanii nie minął jeszcze Rzymu. Zresztą
nie miał takiego zamiaru — chciał samą obecnością wojska
pod Rzymem wymusić wybór na konsula, mimo że zgodnie
z prawem taki urząd mu się jeszcze nie należał. Kiedy
Krassus był zajęty stawianiem krzyży, niewolnicy, ucieka-
jąc, doszli dość daleko na północ. Nie myśleli o kon-
tynuowaniu walki, lecz tylko o ratowaniu życia.
Zakończyło się największe w starożytności powstanie
niewolników. Władze Rzymu, wielcy właściciele ziemscy,
handlarze niewolników i właściwie wszyscy obywatele
Rzymu, mogli odetchnąć z ulgą. W ciągu ostatnich trzech
stuleci przed naszą erą tylko dwa razy przed Spartakusem
widmo zagłady zajrzało w oczy Rzymianom: gdy Hannibal
zwyciężył pod Kannami i gdy hordy Cymbrów i Teutonów
rozbijały kolejne legiony wysyłane do walki.
Ale te dwa zagrożenia były zewnętrzne. Trzecie zaś było
wewnętrzne, wynikało z istoty ustroju republiki. Wróg był
własny, mieszkał w domu Rzymianina, był wychowany
tak, by żywić w stosunku do swego pana tylko jedno
uczucie — nienawiść.
Klęska powstania Spartakusa, tak jak i klęski poprzed-
nich — co prawda o wiele mniej groźnych dla Rzymu
— powstań, była nieuchronna, wpisana w przebieg zda-
rzenia, wynikająca z jego charakteru. Powstania niewol-
ników — bez względu na to, co piszą historycy stosujący
jako metodę badawczą zwulgaryzowany marksizm — były
skazane na klęskę, gdyż nie stawiały sobie dalekosiężnych
celów obalenia ustroju niewolniczego. Celem powstańców
była albo zamiana ról (teraz wy jesteście niewolnikami,

11
P l u t a r c h z Cheronei, dz.cyt., s. 259.
a my panami — oba powstania sycylijskie), albo wy-
prowadzenie mas niewolników poza władzę Rzymu (Spar-
takus). Już samo to powodowało niemożność zmiany
struktury społeczeństwa rzymskiego. Na nieuchronność
klęski rzutowały także inne czynniki. Najpoważniejsze
z nich to — po pierwsze — brak poparcia ze strony
innych grup społecznych (takich jak proletariat miejski,
pozbawieni ziemi wolni chłopi czy wreszcie niewolnicy
żyjący w mieście), a po drugie — brak jednolitej or-
ganizacji i pozytywnego rewolucyjnego programu. Tych
niedostatków nie mogły nadrobić działania nazwane post
factum „pierwotnym komunizmem" czy nawet „komuniz-
mem wojennym". „Walka prowadzona przez niewolników
przeciwko ich ciemiężycielom, dorównująca swym okru-
cieństwem represjom, których z ich strony doświadczyli,
była heroiczna i wzbudziła uznanie nawet wśród naj-
znamienitszych Rzymian. Jej wynik był jednak od samego
początku przesądzony" 24 .
Tym samym powstanie Spartakusa nie wpłynęło, wbrew
niektórym twierdzeniom, na zmianę ustroju z republikań-
skiego na monarchistyczny. Być może było jedną z kropel
drążących kamień. Niemniej jednak odegrało ono pozytyw-
ną rolę. Oto właściciele niewolników powoli zaczynali
rozumieć, „że brutalne traktowanie i bezwzględny wyzysk
stanowią — zarówno z politycznego, jak i ekonomicznego
punktu widzenia — nieefektywną formę gospodarowania
niewolnikami jako siłą roboczą" 25 . Stopniowo położenie
niewolników poprawiało się, co znalazło odbicie w ich
postawie. Znamienny jest fakt, że powstanie Spartakusa
było nie tylko największym w historii Rzymu — było także
powstaniem w tej historii ostatnim. Konkludując, można
pokusić się o stwierdzenie, że powstanie dokonało
24
G. A1 f o 1 d y, Historia społeczna starożytnego Rzymu, Poznań 1998,
s. 104.
25
Tamże, s. 105.
— co prawda niewielkiej, ale zawsze — korekty ustroju
społecznego Rzymu.
Powstanie wpłynęło w znacznym natomiast stopniu na
gospodarkę rzymską. W toku walk (trwających prawie dwa
lata) zniszczeniu uległy znaczne obszary Italii, doszczętnie
zdewastowano wiele folwarków, sadów i pól uprawnych.
Olbrzymią stratą dla wielkich właścicieli było zabicie
olbrzymiej liczby niewolników (wynosiła ona od 120 000
do 150 000 ludzi poległych w walce lub ukaranych śmier-
cią). Nie mniejszą stratą był ubytek dochodów — brak siły
roboczej w okresie powstania spowodował, że niektóre
pola nie były uprawiane przez dwa lata, a nawet i dłużej.
Te ekonomiczne skutki powstania także miały wpływ na
stosunek do niewolników — wielu światłych obywateli
zrozumiało, że niezmienne utrzymywanie reżymu im na-
rzuconego może się srodze zemścić.
Rozdział VIII
CHARAKTERYSTYKA ARMII POWSTAŃCZEJ

ORGANIZACJA WOJSKA POWSTAŃCZEGO

Skąpe dane źródłowe na temat powstania utrudniają


określenie składu, organizacji, uzbrojenia i charakteru sił
powstańczych. W poprzednich rozdziałach starałem się,
przy okazji opisu bitew i innych działań, w miarę możliwo-
ści, wiedzy i intuicji odnieść się do tych zagadnień.
W tej części chciałbym skupić uwagę Czytelnika na tych
problemach.
Pierwszy z nich to odpowiedź na pytanie, czy tak często
używane w toku narracji określenie „armia powstańcza"
(zamiennie „armia niewolników") jest w pełni uzasadnione.
Armią nazywamy albo ogół wojska lub sił zbrojnych
państwa, albo określony związek operacyjny składający się
ze związków taktycznych i oddziałów. W starożytności na
nazwę „armia" w jej drugim znaczeniu zasługiwały związki
składające się z kilku (kilkunastu) mniejszych formacji.
Taką armią była w Rzymie formacja składająca się z kilku
legionów (armia konsularna, armia imperialna itp.). Waż-
nym wyznacznikiem armii była więc sformalizowana
organizacja, ale także to, że było to skupisko ludzi
odpowiednio przygotowanych do udziału w wojnie, pod-
danych ściśle określonej hierarchii.
Jeśli przyjąć taką definicję, to siły powstańcze kierowane
przez Spartakusa były taką armią. Stanowiły skupisko
lepiej lub gorzej uzbrojonych ludzi, przygotowywanych do
wykonania jednego zadania, podzielonych, przynajmniej
początkowo, na dwa oddziały z jednym dowódcą całości.
Początkowo grupę dowódczą tworzyli Spartakus oraz
podlegający mu Kriksos i Oinomaos. Taka struktura wy-
starczała, gdy całość sił stanowili gladiatorzy, którzy uciekli
ze szkoły w Kapui.
W miarę wzrostu liczebności armii naturalną rzeczą stał
się podział na pododdziały i oddziały o usystematyzowanej
wielkości tak, aby można było powierzać im osobne
zadania. Wzorem dla takiego zorganizowania sił była
struktura armii rzymskiej. Początkowo dowódcami tak
tworzonych grup, na pewno zbliżonych do centurii lub
manipułów rzymskich, byli gladiatorzy. Była to grupa
najlepiej wyszkolona — co prawda głównie do walki wręcz
w pojedynkach, ale część z nic mogła mieć, podobnie jak
Spartakus, doświadczenie wojskowe. To właśnie gladiatorzy
szkolili nowo przyjętych ochotników. Z czasem, gdy nadal
wzrastała liczebność, na dowódców musiano wyznaczać
i innych powstańców niż gladiatorzy, a gladiatorów awan-
sowano na wyższe stanowiska.
W chwili przekroczenia liczby kilkudziesięciu tysięcy,
wojsko powstańcze nie mogło już być dowodzone bezpo-
średnio przez Spartakusa. Jeden człowiek nie był w stanie
kierować taką machiną. Dlatego wydaje się uprawnione
przypuszczenie, że uformowano większe oddziały — coś
na wzór rzymskiego legionu.
W organizowanych oddziałach i pododdziałach starano
się, na ile to było możliwe, zachować jednolitość etniczną
lub przynajmniej językową. Trudno sobie wyobrazić dowo-
dzenie nawet małą grupą, gdyby występowali w niej
podwładni posługujący się kilkoma językami. O stosowaniu
między innymi takiego kryterium podziału świadczy po-
średnio, podkreślany przez wielu historyków, skład etniczny
oddziału (dzisiaj moglibyśmy go nazwać korpusem) Krik-
sosa — prawdopodobnie tworzyli go głównie przedstawi-
ciele ludów germańskich.
Różnorodność uzbrojenia spowodowała podział na pie-
chotę lekkozbrojną, piechotę ciężkozbrojną i jazdę.
Ciężkozbrojni uzbrojeni byli głównie w broń zdobyczną,
mogli więc być równorzędnym przeciwnikiem dla Rzymian.
Takich żołnierzy, w zależności od sytuacji i zadania,
ustawiano w centrum szyku, i — odwrotnie niż u Rzymian
— w pierwszej linii. To oni mieli stanowić siłę rozbijającą
szyk przeciwnika.
Lekkozbrojni byli uzbrojeni w broń własnego wyrobu
lub też w przystosowane do walki narzędzia, a nawet
w zaostrzone kije, maczugi i pałki. Zaliczono do nich także
łuczników i procarzy. Lekkozbrojni (poza łucznikami
i procarzami) "walczyli na skrzydłach lub w drugiej linii.
Procarze i łucznicy używani byli do ostrzału przeciwnika
na początku bitwy, a następnie wzmacniali skrzydła.
Jazda miała przeznaczenie podobne do rzymskiej — osło-
na skrzydeł, oskrzydlanie, a głównie prowadzenie rozpo-
znania, rzadziej pościg.
Jednym z ważniejszych problemów były sprawy obecnie
nazywane kwatermistrzowskimi. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi
(według niektórych wyliczeń sto kilkadziesiąt tysięcy)
należało wyżywić, zaopatrzyć w odzież, leczyć itp. Spraw
tych nie można było pozostawić na żywioł. Najpraw-
dopodobniej zorganizowano specjalny aparat zajmujący się
gromadzeniem zapasów, pochodzących zarówno ze zdoby-
czy wojennych (zdobyte obozy rzymskie), jak i z prze-
prowadzanych rekwizycji (nazywanych przez starożytnych
historyków grabieżami), za które to, według wspominanego
już A. W. Miszulina, podobno płacono zdobytym złotem.
Jeśli tak było naprawdę, to mogło to dotyczyć tylko
płacenia kupcom dostarczającym surowce i materiały,
rzadziej żywność. Do przeprowadzania rekwizycji wy-
znaczano w miarę zaufane grupy, aby uniknąć niepotrzeb-
nych zniszczeń. Był to jednak problem tak trudny do
rozwiązania, że — j a k podają wszystkie źródła — grabieże,
tak te planowe, jak i te przeprowadzane przez różne grupy
powstańców, były prawdziwą plagą i nieszczęściem nie
tylko dla latyfundystów, lecz także dla wolnej ludności.
Powodowało to ciągłe zatargi i odstraszało potencjalnych
sojuszników, a nawet przekształcało ich we wrogów.
Zorganizowany system dowodzenia, próby zorganizo-
wania systemu zaopatrzenia i dystrybucji, w miarę jedno-
lita struktura wewnętrzna, sprawiają, że możemy śmiało
powiedzieć — w opozycji do autorów starożytnych — że
siły powstańcze nie były bandami rabusiów, lecz w miarę
(jak na czas wojny, warunki i skład osobowy) zdyscyp-
linowaną armią, mającą wytyczony cel walki. I choć
w trakcie jego realizacji na różnych szczeblach dochodzi-
ło do wynaturzeń, to nie były one na tle epoki zbyt
przesadne.

SZTUKA DOWODZENIA

Powstanie Spartakusa stanowiło dla Rzymu prawdziwe


wyzwanie. Po raz pierwszy (i na szczęście dla Rzymu po
raz ostatni) zagrożenie dla państwa wyszło ze środka.
Spowodowane było nie najazdem obcych hord, lecz buntem
wewnętrznym, wywołanym przez tych, którzy nie mieli nic
do stracenia.
Porównanie powstania z najazdem Hannibala i wywołana
w związku z tym obawa, że powstańcy mogą pokusić się
o zdobycie Rzymu, a także realna i namacalna groźba
zniszczenia podstaw gospodarczo-ustrojowych (grabież
i niszczenie majątków, fizyczna likwidacja klasy właścicieli
niewolników), przyczyniły się do tego, że można je było
uznać za zjawisko niezwykle niebezpieczne.
Grozę tych wydarzeń powiększało jeszcze to, że bunt
wybuchł w okresie, gdy na przeciwległych krańcach im-
perium toczyły się wojny. Ponadto, w odróżnieniu od
poprzednich zrywów powstańczych, na czele niewolników
stanęła postać wybitna. Spartakus to nie tylko charyz-
matyczny przywódca — to także zdolny (choć przesadą
byłoby użyć określenia genialny) dowódca. Może budzić
zdziwienie, skąd w tym prostym Traku, byłym żołnierzu
(może nie szeregowcu, ale dowódcy średniego stopnia)
zdolności dowódcze. Historia zna wiele przykładów takich
samorodnych talentów, a przecież współczesny Spartaku-
sowi system wyłaniania dowódców w Rzymie w wielu
przypadkach stawiał na czele armii z jednej strony ludzi
przejawiających talent wojskowy, a nawet geniuszy wojny
(przykłady to Mariusz, Sulla, Cezar), a z drugiej — cał-
kowite miernoty w rodzaju wymienianych już powyżej
„bohaterów" wojny z Jugurtą czy też nieudolnych dowód-
ców z początkowego okresu walk z Cymbrami i Teutonami.
Spartakusa należy zaliczyć do grupy dobrych dowódców
— może bardziej stratega niż dowódcę szczebla operacyjne-
go, choć miał i takie zdolności — człowieka umiejącego
wytyczyć jasny cel i uporczywie do niego dążyć. Takim
celem postawionym przez dowódcę przed zbuntowanymi
niewolnikami było opuszczenie kraju niewoli i powrót do
ojczyzny (czasem była to ojczyzna przodków). Temu celowi
podporządkował wszystko. Był też dobrym taktykiem, potra-
fiącym wykorzystać warunki terenowe i klimatyczne oraz
— co jeszcze ważniejsze — wykorzystać błędy popełnione
przez przeciwnika. Do jego najśmielszych manewrów może-
my zaliczyć zejście z Wezuwiusza i zaatakowanie obozu
wroga, a także podobnie zuchwały atak na wał Krassusa
i przerwanie go. Oba te manewry łączy jeszcze i to, że odbyły
się nocą, czego w starożytności unikano.
Pozytywną cechą Spartakusa jako wodza było także to, że
nie poddawał się zwątpieniu, nie był też podatny na żądania
i naciski podwładnych. Przykładem takiej postawy może być
stosunek do secesji Kriksosa oraz Kastusa i Gannika — wolał
zgodzić się na odejście pewnych grup, niż ustąpić przed
żądaniami, które niweczyły jego plan. Potrafił także, gdy
przeprawa na północ okazała się w jego mniemaniu niewyko-
nalna, zmienić cel operacyjny, nie naruszając celu strategicz-
nego — nadal zamierzał opuścić Italię, zmienił tylko sposób
prowadzący do realizacji tego planu.
Choć w drugim roku powstania unikał bitew (gdyż
niepotrzebne bitwy oddalały w czasie realizację głównego
celu), zmuszony do walki wykazywał także zdolności
taktyczne. Przykładami takich walk, doskonale rozegranych
taktycznie, są: w roku 73 — Wezuwiusz, rozbicie kolejno
oddziałów Waryniusza, w roku 72 — pokonanie próbują-
cych go okrążyć konsulów Lentulusa i Gelliusza, w roku
71 zaś do akcji udanych pomimo poniesionych strat należy
zaliczyć przerwanie wału Krassusa. Niestety, później szczęś-
cie wojenne opuściło powstańców.
Spartakusowi nie brakowało także odwagi — w bitwach
nie krył się na tyłach, lecz walczył niejednokrotnie w pierw-
szej linii, a w ostatniej swej walce popisał się umiejętnościami
szermierskimi, zdeterminowaniem i pogardą dla śmierci.
Talenty wodza nie mogą jednak przesłonić faktu, że
mimo wielu wysiłków nie potrafił doprowadzić do zamie-
rzonego celu. Drugą niedoskonałością Spartakusa były
niezbyt udane przedsięwzięcia w zakresie utrzymania
dyscypliny i posłuszeństwa, zarówno w szeregach bezpo-
średnich podwładnych (secesje), jak i wśród szeregowych
żołnierzy (pomimo wybiegów i kar grabieże na własną
rękę trwały do końca powstania).
Na koniec należy stwierdzić, że wojna ta — nawet
w zestawieniu z ogólnym charakterem wojen w starożytno-
ści — obfitowała w okrucieństwa, i to po obu stronach.
Powstańcy nie znali litości dla właścicieli niewolników
złapanych w czasie przemarszów, rekwizycji i grabieży.
Mordowano całe rodziny, dopuszczano się okrutnych,
zbiorowych gwałtów na kobietach, nie oszczędzając nielet-
nich dziewcząt, torturowano nie tylko właścicieli, lecz
także ich zaufanych spośród niewolników i wyzwoleńców
(przecinanie piłą, obcinanie członków), dość często stoso-
wano też ukrzyżowanie.
Rzymianie także nie oszczędzali powstańców ujętych
w trakcie walk, stosowali obok „prostego" ich zabijania
kary tak okrutne, jak ukrzyżowanie, ćwiartowanie, ob-
dzieranie ze skóry. Stosowanie przez Rzymian takich kar
miało jednak swoiste uzasadnienie. Represje miały uświa-
domić zbuntowanym i tym, którzy jeszcze do powstania
nie przystąpili, że walka jest bezcelowa — że lepiej być
posłusznym, ale żywym, niż nieposłusznym, bo to równa
się być martwym.
Rozdział IX
RZYM NA DRODZE DO JEDYNOWŁADZTWA

Klęska powstania niewolników umożliwiła zakończenie


zwycięsko innych wojen (wojna w Azji z Mitrydatesem
i innymi) i rozwiązanie w końcu problemu korsarstwa.
Oba problemy militarne załatwił zwycięzca Sertoriusza
i Perpenny, uważany zarazem za przynajmniej współtwórcę
sukcesu w wojnie z niewolnikami — Pompejusz. Już w 67
roku zlikwidował on korsarstwo na całym Morzu Śród-
ziemnym, a w latach 66-63 nie tylko pokonał Mitrydatesa,
lecz także z wielu małych państewek (Judea, Kapadocja,
Galacja, Kolchida i inne) utworzył państwa wasalne wobec
Rzymu i w ten sposób na długo wytyczył granice Rzymu
na terenie Azji.
W samym Rzymie w tym czasie trwały spory i waśnie,
przeradzające się w walki pomiędzy stronnictwami, które
— osłabiając pozycję senatu — obiektywnie torowały
drogę dla jedynowładztwa. Pierwszym zamachem na władzę
senatu był spisek Katyliny. Człowiek ten, za poduszczeniem
Krassusa i Cezara, stanął do walki o władzę. Pokonany na
drodze pokojowej (uchwalenie przez senat nadzwyczajnych
pełnomocnictw dla konsulów), uciekł się do walki zbrojnej,
wykorzystując niewolników miejskich i gladiatorów, którym
obiecał wyzwolenie z niewoli. W 63 roku został jednak
pokonany.
Następny człowiek niebezpieczny według senatu to
Pompejusz. Pozornie sprawa była prostsza — Pompejusz to
stary stronnik nieżyjącego już Sulli, a więc naturalny
przeciwnik popularów, w konflikcie z senatem pozbawiony
zatem stronników. Ale senat popełnił błąd — razem
z Pompejuszem chciał pognębić uznawanego za stronnika
popularów Cezara. Cezar był przeciwnikiem Sulli, znaj-
dował się na listach osób przeznaczonych do likwidacji po
zwycięstwie Sulli i optymatów. Obaj zagrożeni zjednoczyli
się. A przecież Cezar miał już jednego przyjaciela — Kras-
susa (ten patrycjusz gotów był dla korzyści sprzymierzyć
się z każdym).
W ten sposób doszło w 60 roku do sojuszu Cezara,
Pompejusza i Krassusa, zwanego triumwiratem. Odtąd
bez względu na to, kto pełnił formalnie urząd konsula,
o wszystkim i tak mieli decydować triumwirowie — był
to twór nieistniejący w prawie rzymskim i całkowicie
niezgodny z duchem republikańskim, stanowiący pierwszy
krok do jedynowładztwa. Stosunkowo szybko doszło
jednak do niesnasek między Pompejuszem i Cezarem.
Pompejusz, obawiając się, że Cezar, wsławiony sukcesami
w Galii1, staje się groźny dla jego pozycji, zajął stanowisko
przyjazne senatowi. To Cezar był teraz głównym prze-
ciwnikiem senatu.
W 56 roku nastąpiła jednak zgoda między triumwirami
i odnowienie, tym razem już jawne, przymierza. Nie licząc
się z niczym, triumwirowie ponownie przeprowadzili wybór
Pompejusza i Krassusa na stanowiska konsulów. Ale ten
triumwirat, tym razem z przyczyn obiektywnych, nie
przetrzymał długo. W 53 roku, w bitwie z Partami w Azji,
zginął Krassus. W tym samym czasie Cezar odnosił dalsze
1
Zainteresowanym podbojem Galii polecam: T. R o m a n o w s k i ,
Alezjct 52 p.n.e., Warszawa 2006.
sukcesy w Galii, co wywołało wzrost zawiści Pompejusza
i całego senatu. W czasie gdy Cezar prowadził wojnę
w Galii, w Rzymie trwały walki między popularami
(których należy w zasadzie utożsamiać ze stronnikami
Cezara) a stronnikami senatu.
Cezar, który już dawno zapomniał, o co chodziło
stronnictwu popularów, wykorzystał ich poparcie w walce
nie tyle przeciwko .samemu senatowi, ile przeciwko
instytucjom republikańskim. Na czele popularów stał
trybun Publiusz Klodiusz, zręczny mówca i demagog,
który potrafił zjednać sobie całą biedotę rzymską, a nawet
niewolników. W trakcie walk został on zamordowany, co
wywołało groźne zamieszki z udziałem biedoty i niewol-
ników. Aby je uśmierzyć, senat powierzył władzę nad
Italią Pompejuszowi. Starcie pomiędzy Pompejuszem
(czyli senatem) a Cezarem było nieuniknione. Stronnicy
Klodiusza uciekli z Rzymu do Galii Przedalpejskiej do
Cezara. Senat wezwał Cezara do wydania zbiegów i złoże-
nia dowództwa nad wojskiem, które miał w Galii. Ponie-
waż taki krok nieuchronnie prowadziłby do postawienia go
przed sądem, Cezar odmówił i wyruszył z całą armią
w kierunku Italii.
Wojna domowa wisiała na włosku. W styczniu 49 roku
senat ogłosił stan wyjątkowy i polecił Pompejuszowi obronę
republiki. Cezarowi zaś rozkazał zdać komendę nad woj-
skiem. Armia Cezara szybko zmierzała do celu. „Kiedy
pędząc tak spiesznie przybył do rzeki Rubikon, która
stanowi granicę Italii, zatrzymał się i patrząc na nurty rzeki
pogrążył się w rozmyślaniach, zastanawiając się nad
nieszczęściami wszelakiego rodzaju, jakie nastąpią, jeśli tę
rzekę z orężem przekroczy. (...) Oprzytomniawszy w końcu
odezwał się do swoich towarzyszy: «Jeśli wstrzymam się,
przyjaciele, od przekroczenia tej rzeki, zaczną się dla mnie
nieszczęścia, jeśli ją przekroczę, nieszczęścia spadną na
wszystkich». Po tych słowach jakby natchniony przez boga
przekroczył pospiesznie rzekę, dorzuciwszy to powiedzenie:
«Niech będą kości rzucone»" 2 .
Wojna z senatem, a właściwie z Pompejuszem, stała się
w ten sposób faktem. Ponieważ obrona Rzymu — a tym
samym obrona Italii — przed Cezarem, ze względu na
przewagę wojsk z nim przybyłych, była niemożliwa,
Pompejusz wycofał się z półwyspu. Cezar stał się panem
Italii, ale reszta imperium była zajęta przez wojska wierne
senatowi i Pompejuszowi. Razem z armią Italię opuścił
prawie cały senat. Wojna domowa toczyła się na całym
prawie terytorium państwa. Głównymi jej teatrami były:
Hiszpania, Grecja i Afryka.
W toku tej wojny Cezar w błyskawicznym tempie
oczyścił półwysep z resztek stronników senatu (a właściwie
przeciwnicy sami oddali mu panowanie nad Italią, wycofu-
jąc się z niej) i przerzucił swoje wojska do Hiszpanii, gdzie
już w 49 roku pokonał armię Pompejusza. W roku 48
zwyciężył samego Pompejusza w bitwie pod Farsalos
w Tesalii. Kolejne odsłony tej wojny to: zamordowanie
Pompejusza przez króla Egiptu, Ptolemeusza XIII, i wynikła
z tego krótkotrwała kampania wojenna w tym państwie,
mająca na celu wprowadzenie na tron Kleopatry, krótka
kampania w Azji Mniejszej oraz kampania w Afryce,
zakończona bitwą pod Tapsus w 46 roku. Wreszcie — osta-
teczne rozbicie wojsk pompejańskich pod Mundą w Hisz-
panii w 45 roku 3 .
Wojna domowa została zakończona. Już w 49 r., a następ-
nie w 48 r. (po bitwie pod Farsalos) Cezar został wybrany
przez swoich zwolenników na dyktatora. Po bitwie pod
Tapsus dyktatura ta została przedłużona na dziesięć lat (co
było niezgodne z prawem), a następnie ogłoszono Cezara
dyktatorem dożywotnim (co było już jawną kpiną z prawa).
2
A p p i a n z Aleksandrii, Historia rzymska, t. III, s. 764-765.
3
Zainteresowanych tą wojną odsyłam do: R. R o m a ń s k i , Farsalos
48 p.n.e., Warszawa 2003.
Dyktatura Cezara, choć nosząca znamiona poszukiwania
jakiejś zgodności z ustrojem republikańskim, w zasadzie
była znakiem tego, że w Rzymie nastąpił krach ustroju
mającego cechy demokracji i że nadszedł czas jedyno-
władztwa. Wszystko to, co nastąpiło potem — zamor-
dowanie Cezara, wojna z epigonami republiki, drugi
triumwirat, wreszcie wojna Oktawiana z Markiem An-
toniuszem — nie wniosło niczego nowego. To tylko drobne
rysy (lub ślady po ich zaklejaniu) — republika bowiem
przestała istnieć. Nie zmieniło tego zachowanie zarówno
przez Cezara, jak i jego następców, pozorów ustrojowych:
istnienie senatu, który już nie miał na nic wpływu, czy
utrzymanie urzędów konsulów, cenzorów, pretorów i try-
bunów — te nazwy i funkcje nic już nie znaczyły. Rzymem
rządzili ludzie z tak zwanej dynastii julijsko-klaudyjskiej
(potomkowie rodów: Juliuszy, z którego wywodzili się
Cezar i Oktawian, oraz Klaudiuszy, z którego wywodzili
się następcy Oktawiana).
Upadek republiki był nieunikniony. Rzym stał się już
imperium, a jego władza zachowała się w stanie nie-
zmienionym od czasu, gdy granice miasta były granicami
państwa. Rządzić imperium tak, jak rządziło się miastem,
nie było można. Tak olbrzymie państwo wymagało silnej,
sprawnej władzy, niezależnej od powolnego w swych
decyzjach senatu.
Ale to już całkiem inna historia...
ZAKOŃCZENIE

Upadek imperium rzymskiego nie oznaczał końca niewol-


nictwa jako formacji społeczno-politycznej i ekonomicznej.
Nadal zarówno w Europie, jak i na pozostałych cywilizo-
wanych kontynentach (Azja, północna Afryka), niewolnic-
two istniało, choć w formie szczątkowej. Przybierało ono
różne postacie w zależności od stopnia rozwoju.
W państwach powstających na gruzach Rzymu (trak-
towanego w tym przypadku nie jako miasto, ale jako
państwo) — najpierw plemiennych, potem narodowych
— powstał nowy ustrój: feudalizm. W ramach tego ustroju
współistniały niewolnictwo w jego klasycznej formie (choć
stopniowo zanikające) i poddaństwo chłopów, będące
w swej istocie pewnego rodzaju niewolnictwem. Ustrój ten
był jednak wypierany przez nową formację — oparty na
pieniądzu i pracy nakładczej kapitalizm. W jego ramach
praca niewolnicza lub półniewolnicza stała się niewydolna,
nieekonomiczna.
Ale Europa (w tym tak kraje chrześcijańskie, jak i muzuł-
mańskie) korzystała z pracy niewolników wykonywanej na
innych kontynentach (głównie w Azji) — z niewolniczej
w swej istocie pracy jeńców wojennych w kopalniach i na
galerach.
Niewolnictwo w krajach islamu to głównie kobiety
w haremach (aktualnie istnieje nadał kryptoniewolnictwo
kobiet w domach publicznych).
Pewnego rodzaju nawrót niewolnictwa nastąpił po od-
kryciu Ameryki przez Kolumba w 1462 roku n.e. Na
nowych ziemiach powstały olbrzymie majątki, w których
do niewolniczej pracy zaganiano tubylców. Chrześcijańskim
władcom Hiszpanii i Portugalii (do nich z czasem dołączą
Anglicy, Francuzi i Holendrzy) nic nie przeszkadzało, by
przy nadawaniu ziemi zdobywcom, razem z nią nadawać
na własność jej mieszkańców. Niewolnicza praca tubylców,
wykonywana częstokroć w nieludzkich warunkach, oraz
zawleczone na nowy kontynent nieznane tam dotychczas
choroby, na które rdzenni mieszkańcy nie byli uodpornieni,
w krótkim czasie doprowadziły na wielu terenach (głównie
na wyspach Karaibskich) do wyludnienia. To wywołało
popyt na niewolników spoza Ameryki. Ich źródłem stała
się czarna Afryka. Dostarczycielami tego „towaru", przynaj-
mniej na wybrzeża Czarnego Lądu, byli Arabowie. Dopiero
tam do akcji wkraczali biali kupcy.
Prawdziwym przełomem w dostarczaniu niewolników
z Afryki był rok 1562 n.e. Wtedy to angielski handlarz
niewolników, John Hawkins, wymyślił transakcję wiązaną.
Kupował towary, na które był popyt wśród plemiennych
władców w Afryce, przewoził je na wybrzeża Gwinei,
a tam wymieniał je na dostarczanych mu przez tych
władców niewolników, których przewoził do Ameryki.
Transport niewolników odbywał się w nieludzkich warun-
kach — przeciętnie połowa „towaru" po drodze umierała.
Mimo takich strat interes był jednak opłacalny. Niewolnicy
byli stale poszukiwaną siłą roboczą.— tak na plantacjach
kawy i kakao w Ameryce Południowej i Środkowej, jak
i na plantacjach bawełny w angielskich koloniach w Ame-
ryce Północnej. Ten stały popyt wynikał z nieustannego
rozwoju (do pewnego czasu) tych plantacji i z panujących
na nich warunków pracy, powodujących wielką śmiertel-
ność. Stopniowo właściciele tych plantacji przystąpili,
wzorem starożytnych, do swoistej „hodowli" niewolników.
Wynikało to ze zbyt wysokiej ceny niewolników i z tego,
że urodzeni na plantacji byli już bardziej uodpornieni na
różnego rodzaju choroby i przystosowani do panującego
tam klimatu.
Pod wpływem idei oświeceniowych biali zaczęli zdawać
sobie sprawę z niemoralności niewolnictwa, stopniowo
w wielu krajach Europy coraz powszechniejsze stawało się
przekonanie, że Afrykańczycy to także ludzie, choć może
„trochę mniej wartościowi".
Pierwszym państwem, które ustawowo zniosło niewol-
nictwo w swoich koloniach w Basenie Karaibskim, stała
się w 1794 roku n.e. rewolucyjna Francja (niestety w 1802
roku n.e. Napoleon Bonaparte przywrócił, na szczęście na
krótko, niewolnictwo — ale tylko na Karaibach; we Francji
było ono nadal zakazane). Kongres wiedeński, powszechnie
uważany za Instytucję przywracającą przedrewolucyjny
porządek, w przypadku niewolnictwa okazał się postępowy
— jednym z jego postanowień był zakaz niewolnictwa
w państwach-uczestnikach kongresu. Postanowienia kon-
gresu wyprzedziła o kilka lat Wielka Brytania, która
zakazała w 1807 roku n.e. handlu niewolnikami i ich
posiadania w metropolii i w koloniach.
Niewolnictwo istniało jednak nadal w kraju uważającym
się za największą demokrację dziewiętnastego wieku n.e.
— w Stanach Zjednoczonych. Ale mniej więcej od 1836
roku n.e. i tam postępował kryzys tego systemu. Wynikało
to tak ze wzrastających wśród mieszkańców nastrojów
abolicyjnych, jak i z tego, że kraje europejskie wprowadziły
w życie system kontroli na morzach, uniemożliwiający
transport niewolników. Zanikło więc najważniejsze źródło
niewolników. Wzrastający w siłę w USA system kapitalis-
tyczny, opierający się na najemnej sile roboczej, stał się
jedną z przyczyn wojny secesyjnej. Początkowo nie miała
ona na cełu likwidacji niewolnictwa, jednak to właśnie
w toku jej trwania, w 1865 roku, zostało ono zniesione.
Z krajów rządzonych przez białego człowieka, najdłużej
niewolnictwo przetrwało — i to mimo powtarzających się
kilkakrotnie powstań niewolników — w Brazylii. Zostało
zniesione dopiero w 1888 roku n.e.
Dwudziesty wiek naszej ery stał się okresem, w którym,
obok postępowych aktów prawnych dotyczących likwidacji
niewolnictwa, powstała jego nowa forma. Była nią przy-
musowa, niewolnicza w swej istocie, praca milionów
więźniów obozów pracy, obozów koncentracyjnych. Ich
„pensjonariusze" to de facto państwowi niewolnicy. Taki
system niewolnictwa stworzyły dwa systemy totalitarne:
faszyzm w postaci hitlerowskiej w Niemczech w latach
1933-1945 i komunizm w jego postaci leninowsko-stalino-
wskiej w Związku Radzieckim w latach 1921-1956. W wy-
niku niewolniczej pracy męczeńską śmierć poniosły miliony
ludzi, wykonujących niejednokrotnie nikomu niepotrzebną
pracę. Stanowi to czarną kartę w historii tego wieku,
w trakcie którego doszło przecież do tak doniosłych
wydarzeń, jak choćby likwidacja kolonializmu.
Jednak niewolnictwo w latach po upadku powstania
Spartakusa nie jest naszym tematem.

Krosno Odrzańskie, wrzesień 2007 roku.


MAPY
Mapka schematyczna starożytnej Grecji

REJONY POWSTAŃ NIEWOLNIKÓW W BASENIE


MORZA ŚRÓDZIEMNEGO

obszary ogarnięte przez powstania

obszary spisków i powstań niewolników


SZLAK BOJOWY ARMII SPARTAKUSA
szlak I marszu (ku Alpom)
szlak II marszu (w celu przeprawy na Sycylię)
szlak III marszu (do Brundizjum)
miejsca klęski oddziałów, które odłączyły się
od armii Spartakusa
przypuszczalne miejsce klęski i śmierci Spartakusa
miejsca i daty ważniejszych bitew
BIBLIOGRAFIA

A l f o l d y G., Historia społeczna starożytnego Rzymu, Poznań


1998.
A p p i a n z Aleksandrii, Historia rzymska, t. I, II i III, Wrocław
2004.
B i e ż u ń s k a - M a ł o w i s t I., M a ł o w i s t M., Niewolnictwo,
Warszawa 1987.
C a m p b e l D.B., Greek and Roman Artillery 399 BC-AD 363,
Oxford 2003.
Ca to Markus Porcius, O gospodarstwie wiejskim, Wrocław
2006.
C o w a n R , Roman Legionary 58 BC-AD 69, Oxford 2003.
C e z a r Gajusz Juliusz, Wojna galijska, Wrocław 2004.
D i o d o r Sycylijski, Biblioteka, Księga XXXIV, w: F o c j u s z,
Biblioteka, t. III, Kodeks 244, Wrocław 2006.
D i o n K o k c e j a n u s Kasjusz, Historia rzymska, Wrocław 2005.
D u p u y R.E., D u p u y T.N., Historia wojskowości. Staroźyt-
ność-Średniowiecze, Warszawa 1999.
Encyklopedia „Gazety Wyborczej", t. 1-20, Warszawa, brak
roku wydania.
Encyklopedia historii świata dla całej rodziny, Warszawa 2001.
Encyklopedia szkolna. Histońa, Warszawa 1993.
F l o r u s Lucjusz Anneusz, Zarys dziejów rzymskich, Wrocław
2006.
Fr e d o u i 11 e J-C., Słownik cywilizacji rzymskiej, Katowice
2006.
G r a n t M., Gladiatorzy, Wrocław 1987.
J a c z y n o w s k a M., Historia starożytnego Rzymu, Warszawa
1982.
K a m i e n i k R., Studia nad powstaniem Spartakusa, Lublin 1984.
K w a ś n i e w i c z W., Leksykon broni białej i miotającej, War-
szawa 2003.
L i w i u s z Tytus, Dzieje od założenia miasta Rzymu, Wrocław
2004.
Mała encyklopedia kultury antycznej, Warszawa 1990.
Mała encyklopedia wojskowa, Warszawa, t. 1 — 1967, t. 2
— 1970, t. 3 — 1971.
M a t y s z a k P . , Wrogowie Rzymu. Od Hannibala do Attyli króla
Hunów, Warszawa 2007.
M a s z k i n N.A., Historia starożytnego Rzymu, Warszawa 1951.
M i s z u 1 i n A.W., Powstanie Spartakusa, Warszawa 1952.
P a t e r k u l u s Wellejusz, Historia rzymska, Wrocław 2006.
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Poznań-Warszawa
1982.
P l u t a r c h z fcheronei, Żywoty sławnych mężów, t. I-II, Wroc-
ław 2006.
P o 1 i b i u s z, Dzieje, Wrocław 2005.
R o c h al a P., Imperium u progu zagłady. Najazd Cymbrów
i Teutonów, Warszawa 2007.
R o m a n o w s k i T., Alezja 52 p.n.e., Warszawa 2006.
R o m a ń s k i R., Farsalos 48 p.n.e., Warszawa 2003.
S a l u s t i u s z Krispus Gajus, Sprzysiężenie Katyliny i Wojna
z Jugurtą, Wrocław 2006.
S c h u m a c h e r L . , Niewolnictwo antyczne, Poznań 2005.
S i k o r s k i J., Zarys historii wojskowości powszechnej do końca
XIX wieku, Warszawa 1972.
W e b b e r Ch., The Thracians 700 BC-AD 46, Oxford 2001.
W e r g i 1 i u s z Publiusz Maro, Eneida, Wrocław 2004.
W i s d o m S . , Gladiators 100 BC-AD 200, Oxford 2001.
W o 1 s k i J., Historia starożytna, Warszawa 1971.
Z i e 1 i ń s k i T., Rzeczpospolita Rzymska, Warszawa 1958.
WYKAZ ILUSTRACJI

Targ niewolników — mozaika z Pompei i relief nagrobny


z Arles.
Praca niewolników w kopalni — waza grecka z V wieku p.n.e.
Niewolnicy w kuźni — z prawej nadzorca i prawdopodobnie
zleceniodawca pracy — waza grecka z V wieku p.n.e.
Niewolnicy wiejscy — praca przy tłoczeniu wina. Mozaika
z Pompei.
Walka gladiatorów — różne fazy. Mozaika z Pompei.
Gladiatorzy w walce — zakończenie walki, zwycięzca
dobija przeciwnika, którym jest sieciarz w hełmie trackim.
Na obrzeżach rysunku widoczne elementy uzbrojenia
— hełmy, nagolenniki, na dole miecz (gladius), tarcza
sieciarza, złamany oszczep. (Źródło: S. W i s d o m , Gla-
diators 100 BC-AD 200, Oxford 2001).
Gladiatorzy w walce. Trak i Samnita — koniec walki — Trak
pozbawiony broni. Mozaika z Arles.
Gladiator dobijający przeciwnika. Rzymska lampa oliwna
z I w. n.e.
Walka gladiatorów — sieciarz i Samnita. Waza rzymska
z I w. p.n.e.
Hełm gladiatora — Traka.
Trening gladiatorów. Trak walczy z Galem, z boku walkę
obserwuje nauczyciel, w głębi sieciarz ćwiczy zarzucanie
sieci na manekinie. (Źródło: S. W i s d o m , Gladiators...).
Gladiator — sieciarz. Na obrzeżach rysunku elementy uzbro-
jenia ochronnego. (Źródło: S. W i s d o m , Gladiators...).
Gladiator Trak. Rzymska figurka z brązu z I w. n.e.
Gladiator Gal. Rzymska figurka z brązu z przełomu
I w. p.n.e.-I w. n.e.
Wojownicy traccy — piechota — różne rodzaje uzbrojenia,
w tym także zdobyczne — wojownik z prawej strony
w hełmie greckim, wojownik w środku z nerkowatą
tarczą grecką. (Źródło: Ch. W e b b e r , The Thracians
700 BC-AD 46, Oxford 2001).
Legioniści w czasie ćwiczeń — od góry z lewej rzut pilum,
z prawej walka oszczepem, na dole pozycje do walki wręcz.
A
(Źródło: C o w a n, Roman Legionary...).
Wojownicy traccy z okresu pierwszej wojny z Mitrydatesem
— atakuje ich jeździec rzymski. Tak mógł wyglądać
Spartakus. (Źródło: Ch. W e b b e r , The Thracians...)
Legionista rzymski z okresu republiki po reformie Mariusza.
Tak zwany „muł Mariusza" — legionista rzymski w pełnym
obciążeniu marszowym.
Miecz rzymski (gladius) i pochwa do miecza. Wykopaliska na
terenie Niemiec.
Scutum — tarcza rzymskiego legionisty ozdobiona czterema
skrzydłami orła.
Legionista rzymski z końca I w. p.n.e. w pancerzu kolczym,
obok części uzbrojenia. (Źródło: R. C o w a n, Roman
Legionary 58 BC-AD 69, Oxford 2003).
Budowa obozu — stawianie palisady na uprzednio usypanym
wale, wykopywanie fosy, z przodu legioniści w pełnym
uzbrojeniu ochraniający pracujących, z prawej fragment
planu obozu. (Źródło: R. C o w a n, Roman Legionary...).
Atak piechoty rzymskiej — pierwsze dwa szeregi po wy-
rzuceniu pilum przygotowują się do walki wręcz, trzeci
szereg rzuca pilum, w lewym rogu widać znak kohorty,
z prawej strony dowódca (centurion). (Źródło: R. C o w a n,
Roman Legionary...).
Rekonstrukcja umocnień rzymskich pod Alezją (Galia — dzi-
siejsza południowa Francja) zbudowanych przez Cezara
w 52 r. p.n.e. — tak mogły wyglądać wcześniejsze o dwa-
dzieścia lat umocnienia Krassusa.
Przekrój umocnień Cezara pod Alezją — być może takie same
elementy zawierały umocnienia „walu Krassusa".
Walka kawalerzystów. Fresk z Pompei przedstawiający, według
niektórych historyków, ostatnią walkę Spartakusa.
SPIS TREŚCI

Wstęp 7

Rozdział I
Niewolnictwo w świecie starożytnym na przykładzie G r e c j i
i Republiki Rzymskiej 11
Definicja niewolnictwa. Źródła niewolnictwa. Sytuacja
prawna i bytowa niewolników 11
Wpływ niewolnictwa na gospodarkę i położenie drobnych
chłopów w Rzymie 23
Gladiatorzy — specyficzna grupa niewolników 26
Rozdział II
Powstania n i e w o l n i k ó w przed wystąpieniem Spartakusa . 34
Pierwsze wzmianki o próbach walki niewolników o wolność 34
Pierwsze powstanie niewolników na Sycylii (138-132) .... 38
Drugie powstanie na Sycylii w latach 104-101 44
Inne wydarzenia uznawane za powstania niewolników 50
Rozdział III
Sytuacja p o l i t y c z n o - m i l i t a r n a R z y m u na przełomie
II i I wieku 54
Wojna z Jugurtą (111-105) 54
Najazd Cymbrów i Teutonów 58
Wojna ze sprzymierzeńcami 62
Pierwsza wojna z Mitrydatesem (88-84) 66
Druga wojna z Mitrydatesem (83-82) 73
Trzecia wojna z Mitrydatesem (74-64) 73
Walki wewnętrzne w Rzymie na przełomie II i I wieku ... 82
Wojna optymatów z popularami — wojna Sulli z Mariuszem
i jego stronnikami 86
Wojna z Sertoriuszem 91
Rozdział IV
A r m i a R z y m u w II i I w i e k u 94
Organizacja armii rzymskiej w II wieku. Baza rekrutacyjna 94
Armia rzymska po reformie Mariusza 98
Rozdział V
Powstanie Spartakusa. Początkowe walki. Zwiększenie się
sił powstańczych 110
Postać Spartakusa 112
Początek powstania 115
Działania wojenne jesienią 73 roku.
Rozwój armii powstańczej 119
Rozdział VI
Działania wojenne w d r u g i m r o k u powstania. Zwycięstwa
i porażki. Fiasko planów strategicznych 128
Rok 72. Marsz na północ. Próba opuszczenia Italii 129
Rok 72. Decyzja odwrotu 139
Rok 72. Powrót na południe Italii. Nowi przeciwnicy 143
Próba przeprawy na Sycylię 150
Rozdział VII
Trzeci r o k w o j n y . M a r s z ku klęsce 157
Wal Krassusa 158
Ostatnie walki. Klęska powstańców 164
Rozdział VIII
C h a r a k t e r y s t y k a a r m i i powstańczej 179
Organizacja wojska powstańczego 179
Sztuka dowodzenia 182
Rozdział IX
R z y m na drodze do j e d y n o w ł a d z t w a 186

Zakończenie .' 191


Mapy 195
Bibliografia 198
Wykaz ilustracji 200

You might also like