Professional Documents
Culture Documents
Mateusz Grzesiak - Alpha Human (Ebook PL)
Mateusz Grzesiak - Alpha Human (Ebook PL)
A LPHA H UMAN
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub
fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione.
Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie
książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie
praw autorskich niniejszej publikacji.
Wydawnictwo HELION
ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail: sensus@sensus.pl
WWW: http://sensus.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://sensus.pl/user/opinie?alphum
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-246-2737-0
MG
PRZED NARODZINAMI
Każde z nich miało swoje życie, tak jak inni ludzie. Jak większość
osobowości z naszych czasów organizowali swoje życie w kontekście
dwóch miejsc, czyli pracy i domu, w oparciu o bardzo powtarzalne i
przewidywalne formy organizowania czasu. Rano do pracy, wieczorem
do domu. W jednym i drugim miejscu wykorzystywali może
dwadzieścia, może trzydzieści czasowników; tyle potrzeba, by typowy
umysł realizował się poprzez bazowe aktywności: chodzenie, jedzenie,
spanie, mówienie, słuchanie itd. Żyli w tym samym śnie, w takiej samej
niekwestionowanej iluzji, w jakich żyło ich pokolenie, biorąc za pewnik
większość dogmatów. Że trzeba pracować, by móc funkcjonować, że
robi się to, do czego się zostało przygotowanym w szkołach, że w
określonym wieku należy się pobrać i postępować w odgórnie ustalony
sposób. Widelec w lewej, nóż w prawej ręce, cały ustalony zestaw
wyuczonych, potrzebnych zresztą, schematów. Ale tego dnia świat
zaplanował dla nich coś innego, niż ich umysły mogły przewidzieć. Czy
cokolwiek można przewidzieć?
I ta dusza czeka zawsze przy ciałach, tak jak czekała przy Twoich
rodzicach (dwojgu ludzi jeszcze tak nienazywanych), patrząc i słysząc
zupełnie inaczej. A to była magiczna noc. Gwiazdy świeciły jak nigdy
przedtem, kibicował Ci cały świat, Rzeczywistość (Bóg) cieszyła się tak
samo z narodzin jak ze śmierci (bo po pierwsze jej nie ma — opinie o
śmierci możemy mieć tylko za życia, jest więc niesprawdzoną tezą — a
po drugie Rzeczywistość jest bezwarunkowa, a pod ocenami kryje się
zawsze miłość i akceptacja). A gdy się coś rodzi, to zawsze coś umiera,
bo życie i śmierć to dwie strony tego samego wektora. I dwoje
dorosłych ludzi, splecionych w miłosnym uścisku, przeżywało orgazm.
Ale był to orgazm zupełnie inny niż tylko fizjologiczny — kumulacja
energii przeszła przez próg konwersji i transformowała ją w przeżycie
tak silne, że na chwilę znikła osobowość. Orgazm szczęścia, radości i
pewności, że nie było żadnego ważniejszego momentu ani miejsca (bo
nie ma) niż to, w którym byli. Stworzone „my” było silniejsze niż
jakiekolwiek „ja” i dopiero w takiej chwili, gdy „ja” i „ty” przestają
istnieć, z tego „my” może powstać nowe życie. Śmierć i życie są ze sobą
związane jak brat i siostra… I tak samo musi umrzeć „ja”, musi umrzeć
„ty”, by „my” dało światu nowe życie. Choć bardziej to Rzeczywistość je
daje, a ludzie mają szansę być tylko głosicielami tego, co Ona mówi i
robi. Oni byli w tym momencie dawcami nowego życia, bo orgazm,
który mężczyzna miał w kobiecie, nie był dla niego, ale dla niej. To
rozumieją mężczyźni, gdy porzucają złudę kontroli i zaczynają się
kochać (zaczynają dawać wyraz miłości), a przestają pieprzyć (przestają
dawać wyraz władzy, zawsze pochodzącej z lęku). Wtedy nadal mogą
się pieprzyć, ale jest to wybór, a nie mus. I gdy on wypuścił siebie z
siebie (energia męska jest dająca i aktywna), a ona przyjęła jego w
siebie (energia kobieca jest akceptująca i pasywna), dusza wiedziała, że
nadszedł czas. I gdy on w plemniku pędził wiedziony przeznaczeniem,
tak jakby był stworzony tylko do jednego (tak samo jak my jesteśmy
stworzeni tylko do tego, co w danej chwili robimy), a ona czekała
(jesteśmy też perfekcyjnie cierpliwi, gdy nie ma historii o pośpiechu i
spóźnieniach), dusza przesunęła się bliżej, bo nadchodził jej czas. Gdy
żyjesz poza nim, tak jak ona żyła, nie ma już ani nic do zrobienia, ani do
zyskania i stracenia, nie ma też pośpiechu ani nie można się na nic
spóźnić. I gdy plemnik wszedł do jajeczka, umarł w nim i ono umarło, i
w procesie wzajemnej anihilacji narodziło się nowe życie, a bardziej
dokładnie — kontynuowało się, tym razem na ziemi.
Ona trzymała jego ciało, on osunął się z niej, gdy zeszło napięcie z
mięśni. Był absolutnie samotny (przeżycie związane z orgazmem czyści
energie i doprowadza do chwilowego balansu poprzez uczucie pustki i
jedności, dlatego tak wiele osób traktuje seks albo masturbację jako
rozwiązanie, przynajmniej czasowe, trapiących ich problemów). Był
ciałem, w którym żył, był spokojem, jaki odczuwał, prześcieradłem,
które go otulało. Ona, otwierając się dla siebie poprzez niego, była
spełniona (spełnienie zawsze towarzyszy nam wtedy, gdy nie ma już
potrzeb i jest ostateczną satysfakcją). Odkrywała, jak bardzo wiele się
bierze, dając, i bez poczucia iluzji straty, jakie ma ego (osobowość,
dając cokolwiek, zawsze oczekuje minimum tyle samo w zamian),
realizowała siebie. W miłości nie ma miejsca na intelektualne
rozważania (umysł jest zawsze o, na temat czegoś, przez co dysocjuje
się od wydarzeń) i można jedynie przeżywać w radości to, co się ma (i
tak nigdy się nie ma nic innego niż to, co się ma, i ten stan nie ulega
zmianie, bo nawet mając „więcej”, dalej masz tyle, ile masz). A oni
mieli siebie. Ona, potem, po zajściu w ciążę, choć nie wiedzieli jeszcze o
tym oficjalnie, poświęci swój świat wygód na wymiotowanie bez
ostrzeżenia, nietypowe potrzeby jedzeniowe, sinusoidy emocjonalne i
to wszystko w imię wyższego celu, który jest ważniejszy. On zacznie
inaczej myśleć o pieniądzach i odnajdzie się w roli opiekuna,
poświęcając siebie na rzecz ideałów piękniejszych niż osobowości.
Jedno i drugie wchodzi na drogę służenia innym, najbardziej
szlachetnej działalności człowieka. Zobowiązani sami przed sobą (tak
się dzieje, gdy zamiast fałszywej moralności słuchasz prawdziwego
sumienia) wchodzą na ścieżkę, na której to dopiero możesz zrealizować
się Ty. Za dziewięć miesięcy się narodzisz.
K ONWERSJE
Mijają miesiące, a dojrzewający facet konwertuje się w mężczyznę.
Najpierw, zanim jeszcze poznał moc, był dużym dzieckiem. Przenosił
odpowiedzialność na zewnątrz, domagał się od świata spełniania
swoich potrzeb. Ego było bardziej zależne od innych. Autorytet
zewnętrzny, który towarzyszy nam w warunkowym świecie od samego
początku, nakazuje brać bez sprawdzenia rady innych (te różnią się tym
od informacji, że należy je wziąć). To pierwszy poziom hipotez — umysł
zaczyna być wypełniany informacjami i rozpoczyna się poznawanie
intelektualne, kreujące świat snu. Te informacje nie zostały jeszcze
empirycznie sprawdzone, w związku z czym kreowany jest z ogromną
konsekwencją świat iluzji, w którym poruszają się pierwsze
osobowości. Ludzie grają role rodziców — zaczynają proces socjalizacji
i wychowują człowieka na swoje podobieństwo. Ponieważ znają
jedynie to, co znają, mając dobre intencje przy braku znajomości
mechanizmów, instalują w absolutnie chłonnym umyśle schematy,
które tworzą świat. To istna Księga Rodzaju — człowiek stworzony na
Jego podobieństwo na początku tworzy świat (swoich własnych
poglądów, myśli, przekonań), choć nie może zweryfikować na tym
etapie, czy ten świat jest prawdziwy. Pierwszy poziom hipotez daje
umysłowe założenia i prawdy: że trzeba przyjąć system wartości
charakterystyczny dla danego kolektywu, że dziewczynka bawi się w
dom i lalkami, a chłopiec żołnierzykami. Kreowana jest płeć, jedna z
najbardziej fundamentalnych historii i dogmatów umysłowych. Ksiądz
społeczeństwa instaluje moralność i dzieli świat na dobry i zły, tworząc
zasady postępowania i funkcjonowania (katolikiem się nie rodzisz, ale
możesz się nim zrobić). Koledzy ze szkoły dają do zrozumienia, że
akceptacja w grupie zależy od wypalenia papierosa, a telewizja
generalizuje wyjątki od zasad i nagle podróż do Kolumbii (choć nigdy
tam nie byli) prezentuje się w umyśle jako niebezpieczna eskapada.
Hipotezy pierwszego stopnia, niesprawdzone w praktyce, czynią z
umysłu dziewice mówiące o seksie i nakazują powtarzać wyuczone
wzorce, które nie są jeszcze prawdziwe. Nie ma mowy o intuicji,
będącej podstawą każdej umiejętności, jest za to coraz większa głowa
wypełniona schematami, definicjami, dogmatami. To dziecko właśnie,
któremu cały świat kolegów, rodziny, księży, mediów, gwiazd ekranu,
nauczycieli i rządów doradza, jak ma żyć. Na tym etapie umysł wierzy w
istnienie autorytetu zewnętrznego i odbiera sobie prowadzenie i
odpowiedzialność, które dają wiarę w siebie i zaufanie, że można żyć
samodzielnie. Owca podąża, beczy, gdy boli, goni za tłumem i
zmieniająca się moda nakazuje kupić w nowym sezonie ciuchy nowego
koloru, by anonimowo iść za tłumem w grupowej akceptacji. Dopiero
gdy pojawi się siła do zmiany, wtedy owca ma szansę na konwersję w
lwa. Właśnie rodzi się silne ego. Wszyscy tak mamy i tak wygląda
przechodzenie między etapami snu.
Przez ten etap przechodzi każdy z nas, bo rodząc się z czystą kartą
(John Locke), w niewinności oddajemy innym prawo zapisywania
wszystkiego, co uznają za stosowne. A świat pisze swoim własnym
pismem w głowie małego dziecka wszystkie zasady, języki, definicje,
hierarchie. Ono przyjmuje, bo nie tylko nie ma innego wyjścia, ale nade
wszystko bez procesu socjalizacji nie byłoby w stanie przejść przez ulicę
czy nauczyć się rodzimego języka. Psychologowie są dziś zgodni, że
zdecydowana większość naszych przekonań (a co za tym idzie —
zachowań) pochodzi z pierwszych czterech lat dzieciństwa, kiedy
trudno jest jeszcze mówić o wyrobionej logice. Dziecko jest niewinne,
bez możliwości wyboru. Rodzi się jako Chrystus, jest Buddą, ale nie z
wyboru, a więc nie z dojrzałości. A tak się nie liczy, bo inaczej nigdy nie
stałoby się zadość wolnej woli, która odróżnia nas od innych gatunków
zwierząt. Pomyśl tylko, jak nudno jest aniołom w niebie. Są tak
perfekcyjne, nigdy nie popełnią błędu, nigdy nie będą mogły
zadośćuczynić, nigdy też nie zmartwychwstaną ani nie przejdą przez
prawo wyboru. Pomyśl tylko, że każdy pies wraca do pana, który go
bije, i że w swoim posłuszeństwie służy z natury, lecz nie z wyboru. Nie
położył świadomości i umysłu na jednej ścieżce, tak jak my. My mamy
tę możliwość. To piękny, boski prezent. Zawsze mamy wybór. I to małe
dziecko musi przyjąć zewnętrzne autorytety — uczyć się szybko
zależności od matki, ojca, traktować każde słowo jako demonstrację.
Bez wyrobionej jeszcze moralności nie ma znaczenia, czy rodzice się
biją do nieprzytomności, zalewają alkoholem, czy przytuleni siedzą
przed telewizorem — nie wiadomo jeszcze, co jest dobre i co jest złe,
więc równie dobrze można wziąć wszystko. I dziecko bierze. To proces
konstrukcji snu, który daje jedyne życie, jakie znamy.
Ten bunt jest potrzebny, by wyrwać się spod władzy wielu bożków —
nieomylnych rodziców (a jednak też popełniających błędy), zawsze
mądrzejszych nauczycieli (którzy wcale nie są obiektywni), religijnych
guru (bo przyłapano jednego z nich na seksie z prostytutką w
samochodzie), autorytetów społecznych (lekarze handlują skórą),
obiecujących dobrobyt polityków (nakradł i uciekł za granicę) i tak
dalej, i tak dalej, i tak dalej… Dziś ludzie mają zupełnie inne bóstwa niż
mały posążek Światowida albo hinduskiego słonika — w portfelu
błyszczy karta kredytowa dająca rzekomo poczucie bezpieczeństwa,
dzięki której można kupować nie za swoje pieniądze; internet pozwala
przegooglować życie, by broń Boże nie mieć chwili samotności (bo
wtedy budzą się te wszystkie dialogi wewnętrzne, które najlepiej
uciszyć drinkiem, internetem, gazetą z obrazkami, telewizorem); plotki
z gazet dostarczają historii, jakimi można zająć umysł (bo wystająca
pierś znanej aktorki jest bardziej wartościowa niż wystająca pierś
zwykłej pani Wiesi). Religia ego wyznaje zupełnie inne zasady i modli
się do innych, niewidzialnych bożków. I jest o wiele bardziej
międzynarodowa i potężniejsza niż którakolwiek inna.
Zysk lwa w porównaniu z owcą wydaje się być oczywisty: nie zależy od
innych, a jedynie od siebie, ma „wygodniejsze” życie, może liczyć na
siebie i pnie się coraz wyżej po drabinie społecznej. Ale taki stan jest
okupiony ogromnym wysiłkiem wynikającym z ciągłego tracenia
energii. Na nerwy, że jeśli się nie uda, to będzie źle (bo owcom się nie
udaje). Na kontrolę, bo trzeba przecież przykryć ten ogromny lęk bycia
zwykłym (a chodzi przecież o bycie niezwykłym). Na udowadnianie, że
jest się najlepszym w najważniejszych kategoriach (bo bez podziwu
innych nie będzie dowodu, że tak jest). Na konkurowanie i rywalizację z
innymi, bo przecież inni ludzie są zagrożeniem dla tego, co się ma
(napędza to ogromna iluzja straty). Na ambicję, która każe robić coraz
więcej, coraz mniej spać, coraz więcej osiągać i która nie pozwala
cieszyć się tym, co się ma. Na porównywanie się z innymi i ciągle
sprawdzanie, czy jest się lepszym i skąd idzie zagrożenie. Lew będzie
miał problemy ze zdrowiem, utrudnione relacje, przykryje miłość
kontraktem, spokój relaksem w spa, radość entuzjazmem z zakupów.
Lew to tzw. drugie małżeństwo — w pierwszym było się owcą,
ekstremum słabości, więc teraz umysł idzie w drugie ekstremum,
organizując dokładną przeciwwagę dla przeszłości w postaci wygody,
mocy, siły. Tutaj, w pozornym zwycięstwie, spocznie na laurach
zdecydowana większość, bo choć działa dopiero trzecie małżeństwo, to
kusicielki są tutaj potężne. Przecież chodziło właśnie o to, by na
wygodnej, modnej sofie w drogim mieszkaniu cieszyć się dobrym
telewizorem z fajnym partnerem u boku. By mieć własny biznes i
wystarczająco szmalu, by kupić te wszystkie rzeczy, o jakich się
marzyło. Owca podziwiała tych, co mieli jej marzenia, a lew tymi
marzeniami żyje. Marzeń już nie ma, pojawia się gnuśność (albo pęd) i
lenistwo (albo dzika ambicja), które pożerają najlepszych. Na tym
etapie, tak oczywistym, zatrzyma się ogromna liczba buddów, bo
zrezygnowanie z niego jest kolejnym wyzwaniem. Po co rezygnować z
czegoś, co jest przyjemne? Tutaj dopiero można zrozumieć, że dobra
emocja jest jeszcze większą pułapką niż zła. Kule ogniowe, którymi
można miotać we własnym interesie ciągle w zanadrzu… Czy lew
wyjdzie ze swojej skóry?
Lew, który myśli, że jest silny, nie zauważa, że rosnąca władza wymaga
coraz większej kontroli: ponieważ lew musi udowadniać sobie, że jest
na topie, dlatego ciągle walczy i prowadzi batalie. Ma wielu wrogów,
bo na poziomie biznesu żyje konkurencją, w życiu rywalizuje i staje się
niewolnikiem samego siebie. Ale czy wiesz, że kusicielka lwa jest
zupełnie inna? Pomyśl o tym w ten sposób: żebrak i bogacz mają taki
sam poziom zmartwień, różni się on jedynie ilością, ale nie
intensywnością. Żebrak cieszy się ze złotówki tak samo jak bogaty z
kilkunastu tysięcy. Emocja jest identyczna, bo żebrak nie ma (być może
jeszcze) standardów takich jak bogaty, a bogaty już nie ma takich, jakie
miał jako żebrak. Problemem żebraka jest mieć na bułkę, a bogatego
na złotą klamkę i gdy nie mają tego, czego chcą, obaj denerwują się
dokładnie tak samo. Żebrak ma również takie same marzenia jak
bogaty: też chce mieć więcej, tylko w innych proporcjach ilościowych.
Żebrak żyje w iluzji zysku — wierzy w amerykański sen, w to, że gdy
kiedyś będzie bogaty, już wszystko będzie w porządku. A bogaty żyje w
iluzji straty — kiedyś obiecywał sobie, że będzie miał dużo, i teraz już
ma, ale się boi, że to straci. Ponieważ w obu przypadkach lęk jest
motywatorem, nie można się cieszyć z tego, co się ma. Kobieta
poświęca kawałek życia, by znaleźć faceta, a gdy w końcu go znajduje,
wcale się nim nie cieszy (a jedynie uzależnia od jego obecności), bo
teraz dla odmiany się boi, że on odejdzie. Mężczyzna marzy o nowym
laptopie, w końcu go ma, ale teraz trzyma go kurczowo pod pachą i
patrzy podejrzliwie na świat, by go broń Boże nie stracić. Iluzja zysku
konwertuje się w iluzję straty i tym samym ani żebrak, ani bogaty nie
cieszą się tym, że nie mają, albo tym, że mają. Po prostu nie da się
uciec od własnych przekonań i odnaleźć rozwiązania w rzeczach
zewnętrznych, bo go tam nie ma. Identyczna sytuacja jest z czasem —
jeśli go brakuje, będzie go brakowało zawsze, niezależnie od sytuacji
życiowej. Miałem takiego pracownika, który narzekał, że ma go mało,
więc dostał swój zespół do zarządzania. Przestał robić pewne rzeczy,
które delegował na podwładnych, i czy to oznacza, że miał więcej
czasu? Nie, teraz miał czasu tyle samo, ale spędzał go na czymś innym
(na przykład na zastanawianiu się, jak delegować obowiązki na innych).
Nie mogło się nic zmienić, bo to ciągle ten sam umysł, który musi się
nauczyć myśleć inaczej. Pieniądze, których brakuje zawsze tak samo
(po prostu kupuje się inne rzeczy i tak jak wcześniej zmartwieniem
było, czy starczy na opłacenie rachunków, tak teraz chodzi o to, czy
starczy na trzecie auto), czas, relacje — nowa księżniczka po jakimś
czasie i malej emocjonalnej kokainie jest znowu taka sama jak
poprzednia i trzeba szukać nowej… Ta niemożność ucieczki od siebie,
od swoich schematów poznawczych i reakcji emocjonalnych, które
tylko dopasowują się do nowych warunków, jest kapitalną szansą na
pracę nad sobą, bez której — cokolwiek by się działo w świecie
zewnętrznym — „ty” to ciągle jednak takie samo „ty”. I dlatego lew
omamiony wygodnym życiem gnuśnieje i gdy na złotym talerzu
przynoszą królowi owce, może odczuwać dużą niechęć do pójścia dalej
i rozwodu w drugim małżeństwie (oczywiście ze sobą, tak jak przy
każdym rozstaniu). Na tym etapie odpada wielu zawodników i znowu
musi pojawić się siła spoza modelu, by chcieć tę niechęć porzucić.
— Wiesz, dzięki wielkie, ale byłem tam nie tak dawno, wolę jakieś
nowe miejsce, może coś z siedemnastego wymiaru? — odpowiada
przyszły podróżnik.
— Jak to role? Coś jak w teatrze, gdy aktorzy udają, że są kimś innym?
— Tak! Nazywają się księżmi, kapłanami, guru i traktuje się ich w inny
sposób. W ogóle ci Ziemianie to się bardzo nierówno traktują, bo w ich
umysłach panuje zasada względności, której jeszcze nie zrozumieli
kolektywnie.
1. B EZWARUNKOWOŚĆ PRZYKRYWAJĄ
WARUNKOWOŚCIĄ
My żyjemy bez żadnych warunków i zasad, bo znamy swoją
doskonałość i perfekcyjność. Ziemianie, wyposażeni w umysły, tworzą
świat zależności, w którym wszystko jest względne i pozostaje w relacji
do czegoś innego. Stworzą świat przymiotników, w których poznasz
rzeczy małe i rzeczy duże, a nie takie, jakie są. Będą Cię przekonywali,
że są rzeczy lepsze i gorsze, a nie różne. Będą twierdzić, że jest ładnie
albo brzydko, filtrując świat i dzieląc perfekcyjne dzieło Boże na pół.
Wymyślą moralność i stwierdzą, że są rzeczy dobre i złe, choć my
przecież wiemy, że wszystko, co się dzieje, jest tak samo potrzebne.
Stworzą mechanizmy wzajemnej zależności i umówią się na bycie
katem i ofiarą, uciekającym i goniącym, oskarżającym i winnym, i na
wiele innych układów. Byś dokładnie pamiętał, że nasza natura jest
bezwarunkowa i perfekcyjna, dostaniesz w wyposażeniu serce, które
jest przewodnikiem po świecie Miłości. Dzięki niemu będziesz w
każdym momencie mógł odczuć i skorzystać z ciepła i pewności, z jaką
się urodzisz. Im więcej będziesz miał lat, tym bardziej ta natura będzie
przykrywana procesem socjalizacji, wychowania i wszystkimi
umysłowymi reprezentacjami tego, co jest w Twojej Klauzuli
Nieśmiertelności. Ale taka jest droga Człowieka i wcześniej czy później
rozumie on, że jego natura jest bezwarunkowa, i wraca do niej.
Nikt nie ma pretensji, nikt nie ma wymagań i każdy chce się Tobą
zajmować. Ty zakochujesz się w każdej rzeczy, jaką robisz — w
pierwszym łyku powietrza, cieple ciała mamy, otulającym Cię
prześcieradełku, lampie dającej światło, uśmiechających się lekarzach i
pielęgniarkach. Jesteś tym wszystkim, co postrzegasz i odbierasz, i
żyjesz w bezwarunkowości nie tylko całego zewnętrznego świata, ale
tej jedynej prawdziwej — swojej własnej. Nie masz żadnych pretensji
co do swojego wyglądu, inteligencji, koloru i długości włosów,
sposobów myślenia i tym samym cała energia życia, jaką posiadasz,
promienieje na zewnątrz białym światłem. Piękno jest wewnętrzną
relacją z samym sobą, opartą na pełnej akceptacji swojego „ja” i tym
samym innych. Później, w zależności od kultury, w jakiej się urodzisz,
wejdziesz w konwenanse atrakcyjności i urody, które są zewnętrzną
maską dla Piękna. Od makijażu poprzez odzież i ozdoby Człowiek
będzie zmieniał swoje ciało, by pasować do konkretnego modelu
socjalnego i wierzyć, że dzięki temu zdobędzie więcej kontroli. Poczucie
atrakcyjności stanie się fundamentem poczucia własnej wartości (czyli
jakości intelektualnej relacji z samym sobą) oraz wpłynie na szereg
zachowań i sposób filtrowania świata. Atrakcyjność można zmierzyć
centymetrem wzdłuż (odpowiedni wzrost) i wszerz (odpowiednie
wymiary), jest zależna od wieku, fryzury, odzieży, ozdób i wielkie
przemysły są na niej zbudowane. To tak zwany koncept socjalny, który
poprzez niezaspokojone potrzeby tworzy koniunkturę. Ona jest
samonapędzającym się mechanizmem, bo każdy klient będzie
świadomie i nieświadomie przekonywał innych, by byli tacy jak on i
także kupowali. Argumentacja nie będzie miała znaczenia, chodzi o
słynną misję ego pod hasłem: „przekonać wszystko i wszystkich, że
moje pomysły są najlepsze”.
Ten dystans zacznie się zmniejszać wraz z jego rozwojem — gdy stanie
się już nieco bardziej świadome intelektualnie, będzie odsuwało się od
swojej bezwarunkowej natury i stawało bardziej życiowe. Zacznie
istnieć umysłowo jako osobowości, które rozpoczną proces
socjalizowania i życia w warunkowych kolektywach. Będzie już
oceniane w ramach poszczególnych ról (grzeczne/niegrzeczne dziecko,
dobry/zły uczeń, miły/niemiły chłopczyk itd.) i zacznie oddalać się od
swojej bezwarunkowości, choć w porównaniu do dorosłych umysłów
jego prawdziwość jest nieporównywalnie większa. Z kolei poprzez
socjalizowanie staje się istotą społeczną i „normalnieje” — czyli staje
się taki jak inni, zyskując umysłową akceptację (jest akceptowany nie
poprzez bezwarunkowe serce, ale umysł, który znalazł podobieństwa)
— zbliża się w kierunku środka z drugiej strony, oddalając się od bycia
niesamodzielnym, nieintelektualnym zjawiskiem przyrody. To okres
narodzin osobowości, które będą z nim być przez resztę życia, a także
zdobywanie podstawowych, fundamentalnych przekonań dotyczących
samego siebie. Poprzez kategoryzację dziecko zaczyna istnieć w świecie
płci, zdolności, kolorów skóry i zwyczajów, religii, zasad i powinności,
które czynią z jego umysłu coraz bardziej funkcjonalną jednostkę
społeczną. To konieczny proces w byciu
Sanyasin to poszukiwacz Prawdy. Jeszcze jej nie znajduje, ale już wie,
skąd przyszedł i że jej tam nie znalazł. Zaczyna rozumieć dzieci, które
ogląda, i tęsknota za prawdziwym sobą staje się motorem do
poszukiwań duchowych. Dopiero teraz, gdy intelekt okazał się
niewystarczający, świat materialny zaczyna dopełniać się brakującym i
dotąd niewidzialnym światem duchowym. Dlatego na symbolu
nieskończoności sanyasin kontynuuje swoją podróż, wychodząc z
punktu równowagi. Zaczyna się wspinać, poprzez świadomość i
zrozumienie, po drabinie bezwarunkowych uczuć. Już nie ma nic do
osiągnięcia, więc pojawia się długo oczekiwany Spokój. Im bardziej
porzuca poligamię, tym bardziej monogamiczny się staje, budując
relację z samym sobą. To piękny, wspaniały etap odkrywania siebie i
podążania w kierunku odsuniętego kiedyś na bok Pakietu Ziemskiego.
Różnica jest taka, że tym razem to jego wybór wynikający z realizacji
prawa do wolnej woli. O ile jako niemowlę był niewinny, o tyle teraz
jest już odpowiedzialny i coraz lepiej wie, co robi. Intelekt prowadził
wcześniej Człowieka, teraz Człowiek ciągnie go za sobą w kierunku
zrozumienia tego, kim jest. Z egoistycznego przewodnika umysł
zmienia się w coraz bardziej potulnego służącego, a jego Pan znajduje
się coraz wyżej. Spotkanie jest oczywiste — im dłużej sanyasin szuka,
tym więcej ma szansę zrozumieć. Odnajduje się w samotności z samym
sobą coraz bardziej, tak ogromną przyjemność sprawia mu teraz jego
umysł. Wszystkie zewnętrzne narkotyki są porzucane w imię siebie. To
orgazm, przebywanie z samym sobą w akceptacji i miłości, w której
synergicznie łączą się umysł-ciało z duchem. To najbardziej intymne
spotkanie z możliwych. Umysłowe „ja” spotyka Duszę.
Taki stan jest związany z tym, że ciągle aktywny umysł nie potrafi
zrozumieć, że życie ludzkie to droga — gdy nią podąża, spotykają go
doświadczenia. Małe dziecko, mimo że nie ma żadnych celów, osiąga o
wiele więcej niż dorosły — dla niego celem jest zawsze to, co robi.
Pracując na efekt, nigdy się nie poddaje, ale ze względu na brak iluzji
zysku związanej z osiągnięciami nie boi się wyniku, tylko po prostu
pracuje. I pracuje. Pracuje i się uczy. Dorośli myślą, że jeśli czegoś nie
osiągną, to będzie gorzej, a dziecko nie myśli ani o wygrywaniu, ani tym
bardziej o przegrywaniu. Gdy nie ma iluzji straty, jakoby bez
zrealizowania określonego celu życie człowieka było gorsze, umysł po
prostu efektywniej pracuje i siłą rzeczy osiąga, co osiąga. W życiu
ludzkim wszystko jest osiągnięciem, ale nie każdy umysł traktuje tak
samo sukces porannego wstawania i zarobienie dużej kwoty pieniędzy.
Dlatego gdy człowiek dorasta wreszcie do zrozumienia, że nie istnieje
żadna iluzja straty w przypadku nieosiągnięcia celu, wtedy zaczyna w
pełni żyć i nie zależy już od celów, jakie sobie wyznacza. A ponieważ
życie zawsze jest zmienną drogą, pojawiają się na niej coraz to nowsze
osiągnięcia. Można zatem cieszyć się tym, co się ma, i doskonale się
bawić przy wyznaczaniu sobie nowych celów (wynikających teraz z
naturalnych potrzeb danej jednostki) bez lęku przed porażką. Taki
człowiek osiąga o wiele więcej, bo po pierwsze cieszy go wszystko, a po
drugie nie traci energii na negatywne emocje.
Każde „musisz” tworzy iluzję straty (Ziemianie wierzą, że może się coś
złego stać, tak jakby wszystko nie miało dobrych konsekwencji i nie
było potrzebne) poprzez wbudowanie negatywnych emocji związanych
z tym, że się czegoś nie zrobi (nie powie, nie zachowa, nie poczuje itd.).
Tym samym powstaje mechanizm, który tworzy w ciele napięcie
(związane z oczekiwaniem na rezultat) mogące albo eskalować do
czegoś rzekomo gorszego (jeśli nie zostanie spełnione to, co musi się
zrobić), albo zejść i tym samym dać poczucie ulgi. Ta jest zawsze
intensywnością wprost proporcjonalna do napięcia, które kreowało
„muszę”. „Musisz” buduje siebie na iluzji, bo nie istnieje — nie można
dojść do sytuacji, gdy nie ma się wyboru, bo wybór zawsze jest. Nawet
w sytuacjach, gdy ciało zostanie unieruchomione czy jest torturowane,
zawsze pozostaje wybór co do tego, jak się czujesz i co myślisz.
Jedynym podmiotem decydującym o wyborze jesteś Ty i jedynie Ty
mógłbyś zbudować przekonanie, że coś, co się dzieje, jest złe. W stanie
akceptacji coś takiego nie jest po prostu możliwe.
• Umysł Pawełka uczy się, że gdy stanie się coś złego, należy
zwrócić się do: mamy/kobiety/kogoś najbliższego/ kogoś
starszego (w tych wszystkich kategoriach logicznych znajduje
się mama). Powstałe przekonanie pokutuje w jego życiu w
postaci bezradności (Seligman nazwał to wyuczoną
bezradnością) i szukania pomocy na zewnątrz zamiast w
środku.
• Umysł Pawełka uczy się, że płacz zwraca uwagę. Od tej pory
płacze coraz więcej, bo dzięki temu ma korzyść — może zmienić
świat na taki, jaki chce. Po wielu latach może się użalać nad
sobą i wchodzić w osobowość ofiary, by uzyskać to, co chce.
• Umysł Pawełka uczy się kobiecej energii. W przyszłości ma
tendencję do bycia pasywniejszym, bardziej relacyjnym i
przyjmującym do siebie wiele. To dlatego, że problemy z
dzieciństwa były rozwiązywane przez kogoś starszego,
silniejszego, delikatnego i stało się to modelem dla przyszłych
jego zachowań.
• Umysł Pawełka uczy się, że jeśli przez kogoś cierpi, to musi
stworzyć sobie grupę, by odebrać swoje. Takie rzeczy będą
bardzo widoczne już od przedszkola, a w szkole staną się
podstawą funkcjonowania w relacjach z innymi.
— Sobą to ja! — skomentował lisek, choć sam się zdziwił, gdy siebie
usłyszał. Królik był gotowy:
— Oba! — bronił się lisek, choć już było za późno. No bo jak jedno i
drugie może być prawdziwe, skoro jedno ma opinię na temat drugiego
i te dwie opinie są przecież różne.
— Skoro uważasz siebie za liska i się oceniasz, to przecież jest tam i
ktoś, kto ocenia — ty — i ktoś, kto jest oceniany — sobą. Któremu z
nich wierzysz?
— To wtedy się źle czuję, mam wrażenie, że w środku coś się kłóci i
mam konflikty. I pojawiają się te wszystkie dialogi wewnętrzne,
którymi gadam do siebie i w które potrafię się tak wkręcić, że
zapominam o całym rzeczywistym świecie.
— Taka, że jesteś zawsze czymś więcej niż to, co sądzisz na swój temat.
Skoro istnieje myśl, kim jesteś, to musi też istnieć wcześniej, przed nią,
producent tej myśli. I ty jesteś zawsze twórcą, stworzycielem świata
umysłowego, ale nie jego wytworem. Nie możesz być jednocześnie
producentem i produktem, to tak jakby powiedzieć, że dzięcioł jest
dziuplą, którą robi.
Pawełek spędza aktualnie czas na byciu. Śpi tyle, ile chce. Je to, co
podpowiada mu ciało, bo umysł jeszcze nie przejął tego obowiązku.
Każdą informację, jaką ma do przekazania, uzewnętrznia, nie
zatrzymując nic w środku. To nie tylko łączy go z Rzeczywistością, ale
nade wszystko jest zdrowe — gdyby każdy dorosły oddawał się
Prawdzie i nie zatrzymywał emocji w sobie, liczba chorób znacznie by
się zmniejszyła. Podobnie zamiast wiele lat później automatycznie
reagować na zakotwiczone zjawiska z przeszłości, można z czystym
rachunkiem wchodzić ze spontanicznością w każdą nową relację. Dzięki
temu ciągle się zaczyna — otwierasz oczy rano i jesteś nowo
narodzony, bo co było wczoraj, było wczoraj, ale dziś jest już dziś. To
przepiękne życie, w którym każdy ma niekończącą się szansę na to, by
zawsze startować z białą, niezapisaną kartą. Pawełek jest tym, co robi,
bo nie powstał jeszcze żaden koncept osobowości (dziecko nie wie
jeszcze intelektualnie o tym, że istnieje, a więc nie dysocjuje się
umysłem od życia). Więź łącząca go ze światem ma szczególny
charakter — nie istnieje on bowiem jako „ktoś” w świecie, ale nim jest
— i do niego wszystko się zbliża. Znajdują go ludzie pochylający się nad
kołyską, dźwięk, który sam wpada przez uszy, ruchy rączek i nóżek
istniejące same w sobie jako jeszcze niezależne refleksy. Nie istnieją
koncepty miłości, motywacji, rodziny, celów i planów, wspomnień i
relacji, nie ma wartości, moralności i zasad, które później będą
wyznaczały sposób jego funkcjonowania. Istnieje także poza płcią, żyjąc
w pełnej synergii tego, co męskie i kobiece.
Mijają lata, Pawełek już wie świadomie, że jest chłopcem, już zaczął
istnieć jego świat. Nauczył się, jak ma reagować, by dostać nagrodę,
wie, że gdy przejawia dziewczęce zachowania, niespecjalnie podoba się
to tacie (który oczywiście ze swojego domu wyniósł obraz instytucji tak
zwanego prawdziwego mężczyzny i nieświadomie przekazuje go dalej),
wie także, czym należy się bawić. To osobowość płci — od niej się
zaczyna. Ale pojawiły się już kolejne. Pawełek zaczął istnieć także jako
synek — a jeśli jest synek, to jest też tatuś i mamusia.
— Co to znaczy: wychować?
— Czy wydarzyło się dzisiaj coś, co było dla ciebie nauką? — królik
rozumiał, że na to pytanie nie on powinien odpowiedzieć.
— Nie. Bo to inni decydują o tym, czy tak mnie postrzegają, czy nie.
— Właśnie tak.
D — Dziadek Karol
B — Babcia Marta
M — Mama Krysia
T — Tata Piotrek
S — Syn Paweł
C — Córka Ania
Możemy teraz zacząć zabawę w rozumienie mechanizmów łączących te
wszystkie elementy. Nie sposób spisać wszystkich hipotetycznych
sytuacji, nie to jednakże jest celem — nam chodzi o naukę myślenia i
zrozumienie, co dzieje się w systemach i grupach, tak by potem nie
tylko być szczęśliwym członkiem większej społeczności, ale także móc
na nią świadomie i efektywnie wpływać.
Historie rodzące się w głowie mają efekty cielesne — pojawia się stres,
któremu towarzyszy napięcie w żołądku, spięcie mięśni i lekkie
pocenie. Ciało zawsze reaguje na myśli, bo tak naprawdę emocja jest
ucieleśnioną myślą. Zachowanie także jest myśleniem.
Co wiemy teraz?
W grze rodzinnej pojawia się zatem trzeci gracz. Ponieważ liczba jest
nieparzysta, powstaje układ z przewagą: grupa kontra jednostka, chyba
że Mama nie stanęłaby (oczywiście w interpretacjach Dziadka i Babci)
po żadnej ze stron. Ale tak się nie dzieje — obraz Mamy jest bliżej
obrazu Babci niż Dziadka, przez co jego osobowość tworzy z jednego
wroga dwóch (mimo groźnie brzmiącej nomenklatury pamiętaj, że
poruszamy się na poziomie myśli — tego, co ktoś uważa za prawdziwe,
a nie tego, co prawdziwe jest — skup się więc na rozumieniu
mechanizmów).
Mama się lekko spina, bo numer telefonu jest zastrzeżony. Ego opiera
bezpieczeństwo na fakcie znania czegoś, a jeśli czegoś nie zna (a nie
można znać zastrzeżonego numeru telefonu), to człowiek odczuwa lęk
(tak jakby coś złego mogło się kiedykolwiek stać). Kiedyś, lata temu,
Virginia Satir skomentowała: ludzie bardziej niż śmierci boją się
nieznanego.
Wyjście z pokoju w celu rozmowy nie oznacza nic innego, jak wyjście z
pokoju w celu rozmowy — to jedyna prawdziwa kalibracja (w
przeciwieństwie do interpretacji) tego, co się dzieje. Gdybyśmy chcieli
się pobawić w interpretację, moglibyśmy stwierdzić na przykład: Mamą
kierowała chęć nieprzeszkadzania sobie w czasie rozmowy; albo
wartość rozmowy telefonicznej jest większa niż tej aktualnej, z
rodzicami; albo intymność relacji z mężem wymaga załatwiania spraw
na osobności itd. Każda z tych interpretacji powinna być wnosząca,
czyli dawać interpretującemu możliwość rozwoju i siebie, i innych, a
także musi być jeszcze potwierdzona przez rzeczywistość (innymi
słowy, musi być stwierdzone, czy jest ona zgodna z prawdą).
To, co dla Syna jest osiągnięciem pozytywnym (dobry Uczeń), dla Córki
okazuje się negatywne — bo ten, kto się uczy, jest kujonem. A zatem
ocenia ona to z perspektywy osobowości, która ma zupełnie inne
wartości i cele. Może jest to tożsamość buntowniczki, której podstawą
funkcjonowania staje się zaprzeczanie jakimkolwiek autorytetom (i w
tym zakresie znajdą się wszelkie instytucje go posiadające odgórnie,
czyli nauczyciele, rodzice, księża itd.) — a to dlatego, że sam bunt
zapewnia jej inność, indywidualność, niezależność. To oczywiście tylko
pozory, bo niezgadzanie się wyłącznie po to, by się nie zgodzić, nie jest
przykładem niezależności, ale związania; niezakwestionowany
buntownik buntuje się dla zasady.
W życiu gramy różne role (a więc mamy różne osobowości). Gdyby ich
nie było — to idealistyczna hipoteza — żylibyśmy bez podziałów na
płeć, wiek, role społeczne itd. Ta utopia nie jest jednak możliwa — do
niej się dojrzewa poprzez zrozumienie, że podziały są potrzebne, ale są
tylko podziałami. Pod ich spodem jest człowiek. I gdy się rodzimy,
błyskawicznie zyskujemy określone etykietki — na przykład chłopca.
Dla niego nie ma jeszcze, na tym poziomie rozwoju, żadnego znaczenia
nic ze świata dorosłych — czy będą go akceptować, czy jest w
porządku, czy wszystko będzie dobrze itd. Tymczasem jest
wychowywany poprzez indywidualny pryzmat rodzica i kultury, w jakiej
żyje, na chłopca. A co to oznacza: być chłopcem?
Co musiało się stać, by Asia uznała, że faceci to dzieci i trzeba się nimi
opiekować? To mogło być modelowanie mamy i nieświadome
kopiowanie wzorców. Mogły to być doświadczenia życiowe — na
przykład musiała ze względu na chorobę męża zajmować się nim —
które zostały zgeneralizowane na resztę mężczyzn. A może czuła się
bezpiecznie, mając obok siebie mężczyznę, który nie uważał się
wówczas za zdolnego do pełnej niezależności i samodzielności, co
dawało jej pewnego rodzaju kontrolę sytuacji (której by nie było przy
samodzielnym mężczyźnie, bo on miałby zupełnie inne standardy, a co
za tym idzie — wymagania). Przyczyn może być wiele, a każda z nich to
przekonanie generujące samowystarczalny filtr percepcyjny, który staje
się samospełniającą się przepowiednią.
Co by musiało się stać, by Asia zmieniła przekonanie? Musiałaby
przeżyć doświadczenie pokazujące jego nieprawdziwość. To, co
zadziała na jednego, wcale nie musi zadziałać na drugiego. To, co
zadziała w jakimś natężeniu na jednego, nie musi w takim samym
stopniu zadziałać na drugiego. Idąc za Archimedesem: by podnieść
świat (chodzi oczywiście o swój własny), trzeba mieć punkt oparcia,
którym każdorazowo jest kontrprzykład zaprzeczający przekonaniu.
Dźwignią staje się świadomość tego, co jest prawdziwe, a co nie. Dajmy
na to, że Asia zakochuje się w mężczyźnie, który uważa, że mężczyźni
powinni być silni i niezależni. Chce z nim być, ale jej zachowania
opiekuńcze są odtrącane, bo on wcale nie chce, by ona prała mu non
stop ciuchy i była kurą domową. Imponują mu kobiety traktujące go jak
partnera, a nie jak małe dziecko. Asia, której przekonania konfrontują
się z rzeczywistością, ma teraz wybór — albo pozostaje w swoim
świecie i nie zmienia swoich przekonań, a co za tym idzie — godzi się z
faktem odejścia ukochanego, albo postanawia porzucić przekonania,
bo w tej nowej dla niej rzeczywistości okazały się być nieadekwatne
(mimo że w poprzednich związkach działały, ale to, co było kiedyś
dobre, nie musi być dobre później). Jeśli je porzuci dla wyższego celu
(jakim jest miłość realizująca się poprzez związek), to zmieni się jej
świat — będzie mogła być z ukochanym. Porzucając myśli, porzuci
zachowania, pozwoli sobie na życie adekwatne do swoich nowych
wymagań i będzie jej łatwiej. Zmiana, choć często używa się
stwierdzenia „na lepsze”, jest tak naprawdę zmianą na „teraz
prawdziwsze”. Ten związek, możliwość bycia z ukochanym partnerem,
jest dla Asi Archimedesowym punktem podparcia, na którym podnosi
się jej świat. Jest motywacją do tego, by się zmienić. Motywacją, by
ewoluować — a ewolucja nie zakłada bycia lepszym, ale bycie bardziej
przystosowanym (i choć dla wielu jest to bycie lepszym, tak naprawdę
po prostu żyjesz na miarę wymagań sytuacji; my, ludzie, nie musimy
zmieniać kształtu dzioba, by lepiej zjadać orzechy — ale po to mamy
płynne umysły, by wypełniać je taką treścią, która w danym momencie
jest potrzebna i stanowi o naszej prawdzie, a gdy żyjemy z taką właśnie
treścią, wtedy jesteśmy szczęśliwi). Ten związek jest wreszcie szansą
zdobycia nowej wiedzy na temat życia i relacji, co można potem
przekazać innym. Gdyby życie nie dawało człowiekowi szans przeżycia
nowych sytuacji, które byłyby motywacją do zmiany, musielibyśmy żyć
z niezmieniającym się sposobem myślenia. Każdorazowo zachodzi
konfrontacja tej wiedzy z rzeczywistością i motywacji do zmiany jest
bez liku — czy to poprzez media, czy doświadczenia z innymi, czy słowa
i czyny innych; cały czas obserwując siebie, dowiadujemy się, czy nasze
myślenie jest adekwatne do rzeczywistości. Jeśli nie, cierpimy. Jeśli tak,
jesteśmy szczęśliwi. Dlatego każdy ból, jaki przeżywają ludzie, nie jest
niczym innym niż informacją na temat tego, że mogą coś zmienić. I
albo zmienią, a ten sam ból w takiej samej sytuacji już nie nadejdzie,
albo odsuną symptomy, nie wyrywając korzenia (na przykład unikają
wyjazdów do lasu ze względu na lęk przed pająkami; wyrwaniem
korzenia byłaby zmiana przekonania powodującego niechcianą
reakcję).
Krysia wściekła się, gdy jej mąż zmienił kanał w telewizji na inny.
Wściekła się, bo utraciła dostęp do emocji entuzjazmu i ciekawości,
jakie generowało oglądanie programu. Uważała, że takich rzeczy nie
powinno się robić (sprzeczne z rzeczywistością — powinno się, bo się
robi); że on zawsze chce postawić na swoim (przenosząc na niego winę,
traci odpowiedzialność i nie widzi, że ona chce postawić na swoim w
tym, że on… stawia na swoim); że program w telewizji był super (co
przesuwało na program telewizyjny odpowiedzialność za generowanie
przyjemnych emocji, co jest sprzeczne z rzeczywistością — to jej
sposób myślenia jest odpowiedzialny za generowanie tych emocji).
— Wcale nie rozwiązuje! Dalej czuję się zły i chętnie bym mu coś zrobił!
— Tak rozumując, sobą jesteś zawsze, ale chodzi o to, którym „sobą”.
Czy po tym, jak wejdziesz w emocje, spędzisz w tym stanie resztę
życia?
— Nie. Każda emocja ma czas trwania i tak jak się pojawia, tak też
znika.
— Ach, tak. Gdy czuję się chwilowo źle i w tej złości działam, to mogę
borsukowi podbić oko, zrobić mu krzywdę, a i tak po jakimś czasie ta
złość mi minie…
— A oko borsuka?
— Będzie dalej podbite… I gdy zmieni się mój stan, zmieni się moja
motywacja do działania. Wtedy już nie będę chciał podbijać oczu, ale
będzie za późno i zapłacę rachunek za skutki działań podjętych pod
wpływem mijających przecież emocji…
— Właśnie! Emocja może mijać szybciej, niż podbite oko się goić.
— Jak to?
— Bo?
— Złość.
— Pobicie go.
— OK.
— Co cię zdenerwowało?
— A jesteś głupi?
— Nie.
— A z obsranym ogonkiem?
— Więc?
— Cooo? Nie słyszę — na pół lasu darł się królik — nie słyszę cię, bo
mam brudne uszy!
— Proszę bardzo.
— Jak to jest z tobą, króliku? W sumie nie masz nic specjalnego, ani
przestronnej nory, ani ładnych królic dookoła, futro też już bardziej
szare niż białe, a jednak wyglądasz na szczęśliwe zwierzę… —
skomentował lisek, który coraz częściej odwiedzał mądrego królika.
— Niby tak, ale wiesz… U nas w lesie wszystkim zależy na tym, by mieli
norę fachową, jak najbardziej wypasione gniazdo, powodzenie i
pozycję w stadzie… Dziewczyny się umizgują do chłopaków, chłopaki
się puszą bardziej niż pawie i wydaje się, że wszystkim zależy na kilku
podstawowych życiowych rzeczach: domku, zwierzętach dookoła,
prestiżu, pozycji… O co chodzi?
— Inny świat?
— I mogłeś?
— Bo się boję, że nie będę mógł się realizować, jeśli ich nie będę miał.
— Widzisz więc — chodzi o to, czym się kierujesz, jaka jest motywacja i
wyższy cel. Nikt nie mówi, że jest źle zarabiać szyszki, po prostu czasem
zwierzęta myślą, że dzięki nim będą szczęśliwe, a potem się budzą i
stwierdzają, że jednak nie… Bo szczęście, jak się okazuje, jest stanem
bytu niezależnym od tego, co się dzieje, w którym rozumiemy, że
jesteśmy za pan brat z tym, kim naprawdę chcemy być i jak myślimy. A
świat daje ci ciągle potrzebne informacje.
— Nie!
— A jeśli inni nie chcą mnie słuchać, to znaczy, że coś jest ze mną nie
tak?
— Jadasz jelenie?
— Nie!
— Tak, teraz jest nieodpowiednie dla ciebie. Kto wie, co się stanie
kiedyś… Dziś jednak wiesz, na czym stoisz. Ta wiedza to podstawa.
Piotrek szedł po ulicy szybkim krokiem. Śpieszył się, bo nie chciał się
spóźnić do pracy. Wierzy!, że spóźnianie się jest czymś karygodnym i
oznacza brak szacunku — to przekonanie było więc kierunkowskazem
dla jego działań, które możemy określić jako szybki marsz. Relacja
przekonania do rzeczywistości — szansa przybycia na umówioną porę
— była nikła, ze względu na okoliczności — powodowała pojawienie się
emocji takich jak zdenerwowanie, złość, lęk. Te emocje wpływały
dodatkowo na jego zachowania, nadając jego ruchom niezgrabność,
niechlujność i nierytmiczność.
Sam fakt zdania sobie sprawy jest początkiem, w którym zaczynają się
rozpuszczać mechanizmy. To jeszcze nie oznacza, że w ciągu pięciu
minut ktoś wróci do stanu wyjściowego sprzed kilku (kilkunastu) lat i
przestanie reagować na bodźce — bo kwestia czasu jest wtórna wobec
samej efektywności Twojego działania. Gdy idziecie w dobrym
kierunku, dopiero wtedy szukasz możliwości osiągnięcia celu w jak
najszybszy sposób. W przypadku Juana potrzeba było jeszcze kilku
tygodni jego samodzielnej pracy, z systematycznym postępem z dnia
na dzień.
• stłuczka,
• pytanie Krysi o godzinę,
• Piotrek patrzący na zegarek.
Nick Vujicic, człowiek bez rąk i nóg, inspiruje ludzi na całym świecie, a
dzieciak z patologicznej rodziny jako Eminem śpiewa dla milionów. Im
silniejsze uderzenie, tym większa energia — dlatego nigdy nie bój się
energii, ale pokornie ucz się jej zarządzania. Poświęć życie, jeśli
zechcesz, na to, by stać się wojownikiem, którego największą silą jest
jego życiowa mądrość. To piękny i szlachetny cel.
WARTOŚCI
— Po co? — zapytał królik, który nie był ani gruby, ani chudy. Wyglądał
jak zwykły, przeciętny królik.
— By fajnie wyglądać…
— No, żebym się podobał, rzecz jasna. I by rude kity się za mną
oglądały w lesie.
— Czy to, że będą się za tobą oglądały rude kity, jest zależne od ciebie,
lisku?
— Co jeszcze?
— Jak często?
— Dlaczego?
— Kto mówi?
Ten fakt jest także bardzo kulturowy — plemię brazylijskich Indian jak
Pirahã, badane przez brytyjskiego etnologa Daniela Everetta, wcale nie
posiadało predykatów (słów związanych z jakimś szerszym pojęciem,
na przykład widzieć jest predykatem wzroku, brzmieć predykatem
słuchu, wczoraj predykatem czasu, on predykatem tożsamości itd.)
czasu i nie żyło ani antycypowaniem przyszłości, ani
rozpamiętywaniem przeszłości. Wszystko działo się tu i teraz, i
społeczeństwo — jakby powiedział Horacy, carpe diem (chwytaj dzień)
— namacalnie żyło tylko i wyłącznie w czasie. Niektóre kultury,
szczególnie te bardziej religijne, są o wiele mniej nastawione na
przyszłość, a bardziej na przeszłość i tradycję. Inne, rozwojowe i
technologiczne, skupiają się na wdrażaniu innowacji i myślą
kategoriami tego, co dopiero będzie. Tak czy inaczej, czas jest kwestią
także intelektualną i istnieje w naszych głowach jako schemat
nazywany linią czasu. To po niej się poruszamy, konstruując myśli, to
ona staje się wyznacznikiem kierunku, w jakim idziemy.
Czy można żyć poza czasem? Nie jest to kwestią mocy, ale zrozumienia
tego, że my zawsze żyjemy poza czasem — to na poziomie
doświadczenia pierwotnego. Obojętnie, czy ktoś opisuje wydarzenie
sprzed dziesięciu lat, czy wyobraża sobie, co nastąpi za dwadzieścia,
każda myśl jest myślana w momencie i każda emocja zawsze
odczuwana tu i teraz. Nie ma na poziomie doświadczenia
percepcyjnego czasu i dopiero wraz z przejściem na poziom
interpretacji zaczynamy tworzyć idee przeszłości, przyszłości i
teraźniejszości. Nie ma tego, dopóki nie pojawią się etykiety z
wtórnego poziomu doświadczenia. Ale ponieważ myślimy, elementem
tego myślenia jest także istnienie w czasie — planowanie i
wspominanie, a także analizowanie tego, co się aktualnie dzieje. Nie
ma potrzeby starać się żyć tu i teraz, bo to jest kwestia jedynie
uświadomienia sobie, że takie jest założenie — reszta to już takie
zarządzanie czasem, by żyć jak najefektywniej.
— Ależ to kwoka jest, niech ją! — zirytowana Krysia skarżyła się Beacie
podczas jednego z tak zwanych babskich spotkań. — O co jej chodzi?
— Wiesz, ja bym tak nigdy nie mogła, jest tylu wolnych facetów, którzy
tylko marzą o spotkaniu odpowiedniej kobiety… Mój brat na przykład…
Ale to niestety mój brat!
— Odezwij się wreszcie! Już trzy godziny mnie ignorujesz, nic nie
mówiąc — krzyczał Piotrek, a Krysia nic nie odpowiadała — zacznij
wreszcie normalnie się zachowywać! Ile razy można wchodzić w takie
zachowania, kiedy wystarczyłoby po prostu po wymianie kilku zdań iść
do przodu i zostawić kłótnie za sobą! Przestań to podsycać! W końcu
nic nie zrobiłem…
— Już nie mogę! Nie daję rady! Niech to szlag trafi! — Piotrek teraz już
wrzeszczał, aż w końcu wziął do ręki pilot od telewizora i rzucił nim o
ścianę. Pilot się rozbił, a Krysia nagle zaczęła się trząść i płakać.
Zmieniła posturę, weszła w regresję wieku i szlochała dalej. Piotra
absolutnie wybiło to ze stanu, w jakim się znajdował.
Piotr nie wiedział, że odkrył coś nowego — okazało się, że Krysia miała
kotwicę z przeszłości i na podniesiony głos reagowała lękiem. Taka
eskalacja emocji przesunęła zainteresowanie Piotra z kłótni na
autentyczne pomaganie i teraz, mimo że Krysia go odpychała i mocno
płakała, był przy niej i się nią zajmował. Doszedł do takiego punktu,
gdzie walka o swoje nie miała już znaczenia, i już wiedział, co miał
zrobić — miał ją uspokoić i zrobił to doskonałe. W innej konfiguracji
mogliby jeszcze pójść do łóżka i kochać się namiętnie, a seks byłby
wtedy metodą na wyjście z konfliktu. Z czasem, gdyby zachowanie się
powtarzało, mogłoby się okazać, że trzeba się pokłócić, by mieć powód
pójścia do łóżka. To tylko jedna z bardzo wielu możliwych konfiguracji. I
tak gdy ona płakała, on uspokajał, gdy on koniecznie chciał coś
osiągnąć, ona była oporna (pokazując, że nie tędy droga). To wszystko
w związku z ideą balansu — druga strona pokazuje nam zawsze nasze
ekstrema i pomaga wrócić do centrum, do punktu integracji.
Jak przyciągają się ludzie i w jaki sposób pod kątem energetycznym się
dobierają? Istnieją dwa rozróżnienia, które warto poznać — to, co
komuś się wydaje, że jest potrzebne, i to, co się dzieje naprawdę.
Jednym z takich przykładów jest typowy ideał kobiety w oczach
mężczyzny — podoba mu się to, co wyuczone z mediów, ale żyje z
zupełnie kimś innym. Życie nie jest fantazją umysłu, ale jest fantazją
samą w sobie. Dlatego mentalny obraz tego, co rzekomo jest
atrakcyjne, nie musi być wcale związany z indywidualnymi
preferencjami, nade wszystko związkowymi. Filtrowanie partnera pod
kątem krótkiej linii czasu wygląda zupełnie inaczej niż planowanie
wspólnego życia — i o ile weekendowe zabawy i wakacyjne romanse
będą głównie wybierane energią seksualną (która ma zupełnie inne
cele), o tyle do małżeństw włączone już będą serce i intelekt.
Późniejsza transformacja tych energii także może zajść — poznają się
poprzez łóżko, w którym przeżywają tak głębokie uniesienia, że
postanawiają na tym zbudować związek. Ale to nie znaczy, że budują
związek na seksie, ale na tym, co ten seks daje. By w ogóle uznać, że
seks jest udany, potrzeba o wiele głębszego uniesienia niż to przeżyte
podczas godzinnego wypadu do prostytutki, które ma dać chwilową
ulgę (co nie znaczy, że takie uniesienie nie jest możliwe — ogromna
liczba prostytutek wyjdzie z zawodu właśnie za sprawą klienta, z
którym się zwiąże w jakiś sposób). Zarówno środowisko, jak i dostępna
linia czasu wyznaczą możliwe scenariusze, według których ludzie będą
się poruszać. Gdy skupienie mężczyzny na plaży na półnagich ciałach
daje mu dostęp tylko do powierzchni, trudno się spodziewać, by na tej
powierzchni było budowane coś więcej. Ale to nie znaczy, że później
nie zostanie. Po to się robi atrakcyjne wystawy, by klient zechciał wejść
do sklepu.
— OK…
Trzeba trochę pracy, by pojąć, że podział na dobre i złe, gdy nie jest
rozumiany jako pewne wskazanie kierunku, może być przyczyną
cierpienia. Bez zafiksowanego sztucznego rozróżniania, że coś jest
dobre lub złe, każdorazowo mogę się efektywniej odnosić do tego, co
się dzieje. Mogę akceptować przekonania innych, bo dla nich są na ten
moment dobre i mogę podejmować działania oparte o moje sumienie,
wyczucie, intuicję, a nie wyuczone i sztywne zasady, by przedstawić im
swoją wersję zdarzeń. Że nawet gdy facet biegnie do mnie z pięściami,
mogę go powstrzymać i wcale nie potrzebuję do tego schematu, że
jego zachowanie jest złe — choćby dlatego, że dla niego nie jest
(inaczej by tego nie robił)! Nie potrzebuję też innego: że moje jest
dobre — po prostu się bronię, bo nie chcę być uderzony. Podobnie to,
że mam ochotę zapalić papierosa, nie oznacza, że robię coś złego —
wypalam i tyle. Po sprawie. Gdyby palący uważali palenie za złe, nie
paliliby. Przynajmniej jakaś część ich uważa, że coś im to daje. Bez
schematu, że palenie jest złe, nie palisz, bo nie chcesz, albo palisz, bo
chcesz. Ale nie ma wewnętrznego moralisty, który zakazuje i tym
samym aktywuje wewnętrznego buntownika, który ten zakaz kasuje.
— Nie dałem rady, on jest taki silny! — krzyczał lisek z podbitym okiem
do królika. Jednak nie wytrzymał i zdecydował się siłą perswadować
swoje zdanie borsukowi.
— Dlaczego?
— Że nie chcę być lepszy od innych, bo moim celem nie jest bycie
lepszym, ale bycie szczęśliwym. Inni, a dokładniej rzecz biorąc — ich
umiejętności, są dla mnie drogowskazem tego, co jest możliwe. Po
drugie uważam, że jeśli już z kimkolwiek konkurować, to tylko ze sobą
samym — bo to tak naprawdę ostateczny przeciwnik.
— Pokonania siebie?
— Tak, w takiej przenośni; chodzi o pokonanie własnych słabości i
niedoskonałości, a także zwiększenie posiadanych zasobów. Innymi
słowy, jutro możesz być lepszy niż dzisiaj; pod warunkiem że bycie
lepszym oznacza posiadanie większej wiedzy i lepszych umiejętności.
— Nie ma konkurencji, bo nie robisz tego dla poklasku innych, ale dla
siebie samego. Gdyby wyścig polegał tylko na tym, że na końcu możesz
zaśmiać się w twarz przegranym, nie chodziłoby o samodoskonalenie,
ale o udowadnianie — a to są dwa różne światy. Samodoskonalenie to
dyscyplina i chęć dostarczania lepszej jakości, by wszyscy mieli z tego
większy pożytek, a udowadnianie opiera się na filozofii braku i
gorszości. Inni po prostu cię informują, co jest możliwe, dopóki nie
uzyskasz wyników, które są nieporównywalne do innych. Wtedy ty sam
zaczynasz ustawiać sobie poprzeczki, które są tak naprawdę efektem
zdobywanego doświadczenia.
— I tak, i nie — niech moje umiejętności będą dla ciebie, jeśli tak
uznasz i w tym kierunku dalej chcesz się rozwijać, drogowskazem tego,
co jest możliwe. Wystarczy, byś teraz umiał więcej niż wcześniej.
— Umiem więcej…
— To dobrze.
Przymiotnik jako cecha określa emocje lub inne mierniki, które mają
być związane z podejmowanym przez nas działaniem. Jeśli mówimy o
rzeczach ładnych, miłych, sympatycznych, to automatycznie wiążemy z
tym pozytywne stany emocjonalne. Gdy zaś przechodzimy na złe,
pechowe, smutne przymiotniki, wtedy wchodzimy w negatywne stany
emocjonalne. Kiedyś, przy okazji jednego z wielu eksperymentów na
szkoleniu Master NLP, uczestnicy mieli za zadanie opisać zły dzień z ich
życia bez użycia przymiotników. Okazało się, że nie byli w stanie
uzyskać dostępu do emocji, które z tymi przymiotnikami były związane.
Zły dzień przestał więc być zły — bo bez kodu dostępu nie było
negatywnych emocji, ale czysta informacja. Ten eksperyment
pokazywał, jak metodologia osobowości, jej sposoby myślenia
wpływają na nasze samopoczucie. Jakość i charakter tego myślenia jest
właśnie zależny od przymiotnikowego określania właściwości naszych
przeżyć. Każdy z tych przymiotników stanowi albo kategorię ocenną,
gdy jest pewną zgeneralizowaną etykietą, albo czystą informację.
Każda historia na swój temat, jeśli nie mamy do niej dystansu (czytaj:
świadomości umowności naszych założeń), zaboli wcześniej czy
później. Popatrz, jak zestaw cech określi świat Beaty, koleżanki Krysi.
— Niby tak to wyglądało… Ale potem, jak każdy inny, by się ulotnili, a
te bajki o byciu piękną pryskają szybciej niż bańka mydlana.
— Że… Że… No nie wiem… Przecież mnie by nikt nie zechciał… — i łzy
zakręciły się jej w oczach, bo przykryte historyjką o lubieżnych
mężczyznach przekonanie o własnej nieatrakcyjności właśnie ujrzało
światło dzienne. Nie było już, po skonfrontowaniu z rzeczywistością,
wiary w złe zamiary mężczyzn, która miała kompensacyjny charakter —
chroniła ją przecież przed bólem związanym z tym, że sama nigdy
nikogo nie znajdzie, bo się nikomu nie spodoba… Powiedziała o tym
przyjaciółce.
Para się rozstaje i ten fakt staje się nową rzeczywistością. Jedno z nich
zostaje w mieszkaniu, które wcześniej było wspólne. Wraca do niego i
jako nowa osobowość wchodzi w życie starej — dosłownie. Na
przykład zdjęcia, które kiedyś wywoływały entuzjazm, dziś są powodem
bólu. Ulubiony fotel byłego partnera staje się źródłem złości i ta nowa
osobowość patrzy przez zupełnie inny pryzmat na świat tamtej starej.
Dlatego jedną z rzeczy, jakie zupełnie nieświadomie robią ludzie w
takich sytuacjach, jest przerobienie całego mieszkania (nawet
pomalowanie ścian na inny kolor), by zlikwidować wszystkie te kotwice
i zarzucić nowe, które pasują do aktualnego stanu rzeczy. Czasem
celowo, ze względu na chęć zatrzymania wspomnień, ktoś takich zmian
nie dokona — kobieta po śmierci męża nadal nosi obrączkę, pozostając
żoną bez męża. Może to służyć chęci zachowania tego, co się zna, choć
uniemożliwia to dokonywanie niektórych zmian, takich jak na przykład
znalezienie nowego partnera. To kolejny dowód na ciągłą konieczność
aktualizowania swojego życia, by mieć pełny dostęp do rozwijających
się zasobów.
— Nie, nie, nie… Bo ona jest za ładna… — usłyszał. Teraz już dokładnie
wiedział, o co chodzi.
— A jakiego?
Dziewczyna ma teraz dwie sprawy rozwiązane — nie musi ani czuć się
dłużna matce, ani być z mężczyzną. Ta wolność jest niezaprzeczalnie
odczuwalna i pozwala jej odkryć to, co chce zrobić i w jakim iść
kierunku. W takiej chwili właśnie decyzja jest podejmowana — czysty
umysł formułuje jedynie słuszny dla Ciebie kierunek, tak że nie musisz
podejmować żadnego wysiłku w myśleniu, co zrobić. To nawet nie ma
sensu — gdy istnieje jakikolwiek lęk, człowiek nie może podjąć decyzji
właśnie ze względu na brak pewności i przekonania o niej. Proces
podejmowania decyzji nie jest więc procesem aktywnym — naszym
zadaniem, jako ludzi, jest jedynie kwestionować myśli, które powodują
cierpienie, i klaryfikować sobie tym samym w pełni drogę do tego, co
jest dla nas słuszne, etyczne, dobre itd. Dlatego też nie ma sensu
wyobrażać sobie, co ona może w tej chwili zrobić — bo nie wiemy ani
ja, ani Ty. W procesie uświadamiania powstają każdorazowo nowe,
zawsze spontaniczne pomysły i odkrycia, do których ograniczone ego
nie ma dostępu. Za to piękny umysł jest twórczy i otwarty.
— Nie wiem, co mam zrobić! — krzyknął lisek, który już jakiś czas nie
odwiedzał królika (najwyraźniej dobrze mu się wiodło i po prostu go
nie potrzebował).
— Jak to? — zdziwił się królik. — Jak można nie wiedzieć, co się ma
zrobić? To niemożliwe!
— Co się stało?
— Nic.
— Co robiłeś?
— A jak to zrobiłeś?
— Właśnie! Co z nią?
— Jak to?
— Nie, tylko pojedyncza strata jest stratą, ale podwójna to już zupełnie
coś innego. Sprawdź. Wyobraź sobie, że nie idziesz na imprezę do
borsuka ani nie jedziesz na szkolenie. Co zyskujesz?
— I najlepsze jest to, że teraz nie wiem, co zrobię, ale wiem, że będzie
OK, cokolwiek się stanie.
— To dobrze. Powodzenia!
ILE I INTENSYFIKATORY
Co się dzieje, gdy orgazm nie jest już celem? Wchodzisz do łóżka bez
napięcia i oczekiwań. Pojawia się połączenie z partnerem, w którym
znika „ja”. Seks nie służy do udowadniania czegokolwiek, ale daje
czystą radość dwóch odkrywających się ciał. Jest spontanicznie, bo nie
ma wymagań i oczekiwań. Kobieta nie jest środkiem do zaspokajania
Ciebie, bo odzyskałeś już odpowiedzialność. Nawet nie musisz
zaspokajać siebie! Nie ma nic do zaspokojenia… Nie ma braku, który
wymagałby zaspokajania. Jesteś obecny i nigdzie Ci się nie spieszy. Nic
nie musi się stać, nie ma więc lęku przed porażką. Taki seks to seks
bardziej oświeconych umysłów — zmienia się zupełnie jego charakter.
Nie napędzają go już emocje, jak w przypadku seksu z mechanizmami
męsko/kobiecymi. Nie ma już u mężczyzny zaliczania (bo nie trzeba
sobie nic udowadniać), nie ma pośpiechu (bo nie ma gdzie iść), nie ma
lęku (bo nie trzeba nic udowodnić), nie ma zwierzęcości (nie trzeba jej
wy… dymać/ruchać/jebać/itp.), bo nie ma już fałszywego poczucia
kontroli, nie ma wymagań w stosunku do niej (bo nie ma schematów
poznawczych, które łączyły na przykład szpilki z seksualnością i
podniecały) i można się cieszyć nią jako człowiekiem, a nie określoną
rolą, którą ona miałaby odegrać. U kobiet nie ma lęku przed
odrzuceniem, który wcześniej otwierał drzwi sypialni; seks nie jest
handlem za niech tylko jeszcze do mnie wróci albo chociaż zadzwoni i
sposobem na związek; nie jest formą budowania własnej atrakcyjności
(bo skoro jej chce, to znaczy, że jest ładna) albo udowadniania sobie
poprzez robienie rzeczy, na które się nie ma ochoty, swojej rzekomej
otwartości; seks przestaje być sposobem na zwrócenie uwagi,
poczuciem się bezpieczną i kochaną, wyjściem z kłótni, przeprosinami
czy wdzięcznością. Gdy ściągniesz te wszystkie maski, dostaniesz
dostęp do czystego flow i do energii, o której większości ludzi tej
planety nawet się nie śniło; czasem jakiś przebłysk w miłości pokaże
świat obrazem oświecenia i dużo praktyki będzie jeszcze trzeba, by
kawałeczek po kawałeczku rozbrajać ego i zyskiwać dostęp do tej
wolności, która jest Twoim udziałem.
— Och, nie pytaj… Pół pensji wydałam, ale powiedz, że nie są tego
warte — i zawiesiła wzrok, a Krysia zorientowała się, że swoją przecież
subiektywną opinią mogłaby wyrządzić przyjaciółce krzywdę. Beata
przygotowała już sobie podświadomie mechanizmy obronne — by
wytłumaczyć wydanie dużych pieniędzy na produkt, musiała
wytłumaczyć to swoim własnym wątpliwościom i dosłownie przekonać
samą siebie. Dlatego stworzyła przekonania o tym, że były tego warte,
że są piękne, niepowtarzalne, wyjątkowe, że na nie zasługuje itd. —
wszystkie usuwające dysonans poznawczy, czyli wyrzuty sumienia
idące z autentycznego przekonania, że tych butów po prostu nie
potrzebowała; ale autentyczne potrzeby nie zawsze idą w parze z
potrzebami ego.
— Nie tylko mnie! Czy ty wiesz, jak teraz faceci się za mną oglądają? —
rzuciła Beata i od razu spojrzała się na stolik przy drzwiach, czekając
bez ruchu na spojrzenie mężczyzn. „Dziwnym” dla niej trafem (nie dla
Krysi, która rozumiała mechanizm samospełniających się
przepowiedni), faktycznie faceci na nią spojrzeli. Ona wtedy odwróciła
od nich wzrok i uśmiechnęła się do Krysi — A nie mówiłam?
Przeszłość i przyszłość są taką samą myślą jak każda inna. Świat Twoich
wspomnień zredukowałeś do tych, które autentycznie pamiętasz —
wiedząc o tym, że narodziłeś się około piątego, szóstego roku życia
(zwykle z tego okresu ludzie mają swoje pierwsze wspomnienie).
Wcześniej nie mogłeś istnieć, bo nie było punktu referencyjnego, który
by to określał. Jedynym dowodem na to, że nie rodzisz się w tej chwili,
ciągle na nowo, jest myśl z przeszłości, że kiedyś „byłeś” — ale to już
nie jest wystarczające. Podobnie jak to, że obraz jest dowodem, że
będziesz — ale to też nie wystarcza. Konsekwentnie więc rodzisz się na
nowo, w każdym momencie, w każdej chwili, gdy zdajesz sobie sprawę
ze swojego istnienia. Planujesz z piękną odwagą, bo plan to tylko plan
— wiesz, że jeszcze musi go potwierdzić rzeczywistość. Oddzieliłeś
historie od doświadczenia, tak że wiesz, co jest Twoje, i wiesz, co jest
prawdziwą przyczyną — dopiero bez warstwy interpretacyjnej
pozostaje czysta, niewzruszona informacja, która staje się pewnym
faktem tego, co wiesz i rozumiesz. Doświadczenie prawdziwe zostało
oddzielone od zaprojektowanego przez umysł, przez co wiesz, że to, co
wiesz, jest autentyczne, a nie nad- lub dointerpretowane. Interpretacji
już nie ma, bo bierzesz rzeczy takie, jakie są.
Nie jesteś nikim. Nie jesteś kimś. Jesteś AlphaHuman. A nawet nie
jesteś AlphaHuman.
EPILOG
Piotrek z Krysią trzymali się za ręce, idąc wolnym krokiem przez park.
Rozkoszowali się ciepłym powietrzem, wiosennym słońcem i cieszyli
tym, że są razem. Nagle drogę przebiegł im mały lisek — i w
okamgnieniu zniknął za drzewami. Piotrek zatrzymał się, wziął głęboki
oddech i łzy popłynęły mu po policzku, przymknął oczy. Gdy je
otworzył, zobaczył swoją żonę karmiącą na ścieżce królika.
Zrozumiał.