You are on page 1of 102

© Galaktyka, Spółka z 

o.o., Łódź 2005


90-644 Łódź, ul. Żeligowskiego 35/37
tel. +42 639 50 18, 639 50 19, tel./fax 639 50 17
e-mail: info@galaktyka.com.pl; sekretariat@galaktyka.com.pl
www.galaktyka.com.pl
 
ISBN 978-83-7579-569-1
EPUB 978-83-7579-572-1
MOBI 978-83-7579-573-8
Wydanie II, 2016
 
Fotografie na okładce: Marcin Cedzyński
Fotografie w tekście: Marcin Jan Gorazdowski
Projekt okładki: Artur Nowakowski
 
Redaktor: Kazimiera Iskrzyńska
Korekta: Małgorzata Gołąb, Aleksandra Krawczyk, Monika Ulatowska
Konwersja do EPUB/MOBI: InkPad.pl
 
Księgarnia internetowa!!!
Pełna informacja o ofercie, zapowiedziach i planach
wydawniczych
Zapraszamy
www.galaktyka.com.pl
info@galaktyka.com.pl, sekretariat@galaktyka.com.pl
 
Wszelkie prawa zastrzeżone. Bez pisemnej zgody Wydawcy książka ta
nie może być powielana ani częściowo, ani w  całości, z  wyjątkiem
cytowania niewielkich fragmentów w  przeglądach i  recenzjach. Nie
może też być reprodukowana, przechowywana i  przetwarzana
z  zastosowaniem jakichkolwiek środków elektronicznych,
mechanicznych, fotokopiarskich, nagrywających i innych.
SPIS TREŚCI

Wstęp
Pochodzenie kota domowego (Felis catus)
Udomowienie kota

Pierwszy kot w domu


a) Wybór rasy
b) Dwa, a może trzy koty
c) Kot i pies
d) Kocia jadalnia i toaleta
Jak zaprzyjaźnić się z kotem
a) Kociak
b) Wesoły młodzik
c) Pan Kot
d) Koty wolno żyjące
Żywienie
a) Kociak
b) Kot dorosły
c) Kot kastrowany – kocur (kastrat)
d) Kotka w ciąży i karmiąca
e) Stary kot
f) Otyłość
Rozród
a) Kotka
b) Kot (kocur)
Profilaktyka chorób zakaźnych
a) Kocięta i koty
b) Koty dorosłe
c) Stare koty

Mity i prawda o chorobach roznoszonych przez koty


a) Toksoplazmoza
b) Glistnica (Toxocara cati) – glista kocia
c) Grzybice skóry
d) Alergia „na kota”

Dolegliwości najczęściej występujące u kotów


a) Skóra
b) Uszy i oczy
c) Nos i jama ustna
d) Przewód pokarmowy
e) Układ moczowy
Kłopoty wychowawcze

Czy mój kot jest szczęśliwy?

Z mojej praktyki
Kiniusia
Moniek
Pudełko
Gruba kotka
Kłopoty z kręgosłupem
Makaron
Maciuś I
Zocha
 
 

WSTĘP

Ci, którzy nie lubią kotów,


w poprzednim wcieleniu byli myszami.
 
 
Kot – zwierzę bliskie ideału, piękny, świadomy swej
doskonałości – świetnie umie dostosować się do otoczenia,
ale trzeba mu na to pozwolić. W ostatnich latach koty stały
się konkurentami psów w  ludzkich rodzinach. Nie trzeba
wychodzić z nimi na spacer i nie szczekają, gdy pozostawić
je same w  domu, choć same w  domu przebywać nie lubią.
Mam nadzieję, że książka ta przyczyni się do powiększenia
grona wielbicieli wszystkich zwierząt i  oczywiście kotów,
a  także polepszenia ich warunków życia. Wierzę też, że
pozwoli lepiej poznać osobowość naszych czworonożnych
przyjaciół, a  zawarte w  niej wskazówki dotyczące
pielęgnacji, profilaktyki chorób, odżywiania i  rozrodu
sprawią, że opieka nad kotem będzie zdecydowanie
łatwiejsza. Pamiętajmy, że zwierzęta potrafią ogrzać naszą
duszę jak najlepszy przyjaciel.
 
Dorota Sumińska
POCHODZENIE KOTA DOMOWEGO
(FELIS CATUS)

Zanim milion lat temu pojawiły się obecnie żyjące


kotowate (felidae), ssaki mięsożerne pochodzące
od wspólnego przodka miacisa ewoluowały przez
70 mln lat. Pies i  kot to pod względem
ewolucyjnym bracia, ale przez miliony lat ich
zwyczaje i wygląd zróżnicowały się na tyle, że dziś
mało kto o  tym pamięta. Koty, niejednokrotnie za
pośrednictwem człowieka, opanowały cały świat,
pierwotnie jednak mniejsze gatunki kotów, takie jak manul
(przodek kotów długowłosych) i wymarły już kot Martellego
(przodek obecnie żyjących małych dzikich kotów),
zamieszkiwały kontynent europejski.
Najbliżej spokrewnione z kotem domowym dziko żyjące
koty, które dotrwały do naszych czasów, to: żbik – Felis
silvestris (można go spotkać w  Polsce), kot nubijski,
azjatycki kot stepowy i  manul. Niektórzy naukowcy
twierdzą, że to żbik jest ojcem pozostałych dziko żyjących:
kota nubijskiego (Felis silvestris libica) i  azjatyckiego kota
stepowego (F. s. ornata) i  że pojawił się on na świecie
nawet 900 tys. lat temu, ale są i  tacy, którzy uważają, że
obecnie żyjący w  lasach Europy żbik to tylko krzyżówka
żbika z  kotem domowym. Na korzyść pierwszych
przemawia fakt, że żbik unika kontaktów z  ludźmi
i  trzymany w  warunkach domowych od oseska zachowuje
się jak zwierzę nie do końca udomowione. Jednak nie
można całkowicie ignorować drugiej teorii, ponieważ żbik
doskonale krzyżuje się z kotem domowym, dając potomstwo
charakterologicznie przypominające zarówno kota, jak
i żbika.
Mimo że kot i pies mają wspólnego przodka, to trwające
bardzo długo różnicowanie ewolucyjne dało efekt dużej
odrębności i musimy zrozumieć, że kot to nie pies, a pies to
nie kot. Piszę to dlatego, że niejednokrotnie ktoś, kto
wcześniej miał psa, zaczyna swego kota traktować jak
poprzedniego pupila, a  jest to nie tylko największy, ale
i  najczęściej spotykany błąd, popełniany przez opiekunów
kotów.
Kot to samotny łowca, który do zdobywania pokarmu
nie potrzebuje pomocników. W związku z tym nie dysponuje
tak bogatą mimiką, która u  psowatych umożliwia
porozumiewanie się w  stadzie. Ponieważ samotnym
polowaniom sprzyja zmrok, właśnie o  tej porze koty stają
się szczególnie aktywne. Owocem polowania w  pojedynkę
są przeważnie małe gryzonie, z  tego wniosek, że kot jada
często po troszku, nie zaś dużo i  rzadko, jak pies. Nie jest
prawdą, że kot szwenda się bez celu. Ma on swój rewir
(niejednokrotnie całe kilometry) i  musi go przemierzać nie
tylko w  celu złapania „obiadu”, ale w  celu znaczenia
terytorium (moczem i  wonną wydzieliną gruczołów
zapachowych na głowie i  szyi, a  także przez drapanie
i  zostawianie zapachu potu z  gruczołów na spodzie łap)
i przepędzania intruzów.
Nie jest prawdą, że koty to zwierzęta niepotrzebujące
towarzystwa; gdyby tak było, matka natura nie
wyposażyłaby kotów w  tyle sposobów okazywania czułości
i oddania. Kota można porównać do samuraja, który walczy
sam, ale to nie znaczy, że nie są mu potrzebni do życia inni
ludzie. Jak samuraj, który najczęściej nie walczył dla siebie,
kot często przynosi swą zdobycz ukochanemu opiekunowi.
Starając się wszystko poszufladkować, człowiek
podzielił zwierzęta na społeczne (stadne) i  te, które radzą
sobie w  pojedynkę. Pies żyje w  grupie społecznej,
niezbędnej do upolowania większej od niego zdobyczy i  do
odchowania potomstwa. Kot co prawda poluje sam, ale źle
znosi samotność i  ma szereg zachowań społecznych,
sprzyjających nawiązywaniu silnych więzi emocjonalnych,
nie tylko z innymi kotami, ale z takimi gatunkami, jak pies
czy człowiek.

UDOMOWIENIE KOTA

Za przodka kota domowego uważa się kota nubijskiego (F.


s. libice) do dziś żyjącego dziko, ale niedaleko osiedli
ludzkich: w  Izraelu, Maroku, Tunezji i  na południu Europy.
Nie wiadomo, czy to kot zbliżył się sam do ludzi, kiedy
zaczynali gromadzić żywność, która z  kolei przyciągała
gryzonie, czy też człowiek zauważył jego
umiejętności łowieckie i zaprosił jako strażnika
spichlerzy.
Rudyard Kipling w  swej opowieści
o  pierwszych ludziach opisuje kota jako
przebiegłego spryciarza, który oswaja kobietę.
Z pewnością krzywdzi kota, przypisując mu cechy włóczęgi,
ale ma trochę racji w  tym, że na przychylność kota trzeba
zapracować przede wszystkim poszanowaniem jego
odrębności. Początków wspólnej drogi kota z  człowiekiem
możemy się tylko domyślać, ale wiemy na pewno, że kości
kota nubijskiego znaleziono już w  jaskiniach ludzi
pierwotnych. Z  całą pewnością wiemy, że 3000 lat p.n.e.
koty przypominające kota nubijskiego były stróżami
magazynów żywności w  Egipcie, co przysporzyło im wielu
wielbicieli i  doprowadziło do uznania ich za święte.
Niestety świętość nie wyszła im na zdrowie. Egipcjanie
mogli zyskać przychylność bogini Bastet, składając jej
w  ofierze zmumifikowane koty. W  konsekwencji w  Egipcie
zaczęło brakować kotów nie tylko do mumifikacji, ale także
do ochrony spichlerzy.
Do Europy kot domowy przybył za pośrednictwem
kupców fenickich, ale jeszcze w X w. kot był tu rzadkością.
Na początku ceniony był przez Europejczyków jako
pogromca gryzoni. Z  czasem, ponieważ jego tryb życia
uznano za tajemniczy, posądzony został o  konszachty
z  diabłem. Straszną cenę zapłacił kot domowy, szczególnie
europejski, za to, że poluje samotnie, najchętniej nocą, za
swoje zwyczaje godowe i  tajemniczy „wyraz twarzy”.
Miliony kotów spłonęły na stosach Wielkiej Inkwizycji.
Głupota ludzka do tej pory pokutuje w  opowieściach
o  przebiegłości i  złych skłonnościach kota. Czarny kot
podobno zwiastuje nieszczęście, biały w  niektórych
regionach Europy jest błąkającą się duszą grzesznika,
wiejskie koty posądzane są o niecne zamiary w stosunku do
małych dzieci. Można by jeszcze opisywać szereg bzdur,
jakie powstały w głowach chorych ludzi, ale po co.
Chcę tylko powiedzieć, że czarny kot Maciuś, który
przebiega mi drogę sto razy dziennie, przynosi mi sto razy
więcej szczęścia niż przebiegający mi drogę ludzie. O kimś,
kto jest niespełna rozumu, mówi się pogardliwie, że „ma
kota”, a  ja zapewniam Czytelników, że mam kota na
punkcie kota.

PIERWSZY KOT W DOMU

Ponieważ świat dzieli się na „psiarzy” i  „kociarzy”,


w niektórych domach koty od pokoleń towarzyszyły
ludziom, ale dla mnie najciekawsze są „kocie
objawienia”, kiedy do domu z  psimi tradycjami
nagle trafia kot. Jak już pisałam wcześniej, kot
i  pies mimo wspólnego pochodzenia różnią się
bardzo, nie tylko wyglądem, ale głównie zachowaniem
i  sposobem zawierania przyjaźni z  człowiekiem. Dość
szybko nawet całkiem malutki „koci samuraj” zdobywa
serce „psiarzy” i  już „mają kota” na punkcie kota. Co
prawda, każde zwierzę wychowywane przez człowieka od
urodzenia zaczyna się z  nim identyfikować, ale historia
kociaka wychowanego od pierwszych godzin życia przez
moją pracownicę, lekarza weterynarii Małgorzatę Brzózkę,
jest warta opowiedzenia nie tylko dlatego, że ów kot jest
niezwykłym kotem, ale właśnie dlatego, że był pierwszym
kotem w domu.
W rodzinnym domu doktor Małgosi zawsze były psy, na
dodatek jej mąż nigdy nie był wielbicielem kotów. Aż tu
nagle w  jej ręce trafiło nowo narodzone kociątko. Ta
bezradna istota wymagała ciągłej opieki, jak każdy
noworodek, i stało się tak, że w ciągu paru dni cała rodzina,
łącznie z psem, podporządkowała się piskom kociaka. Kocie
umizgi małego Netusia zmiękczyły spsiałe serce męża
Małgosi i  choć w  domu poza psem są już cztery koty, to
właśnie Neti pije z mężem Gosi poranną kawę i wspólnie je
śniadanie. O  tym, że koty nabywają cech właściciela, np.
lubią oglądać telewizję, a  niektóre, tak jak tu opisywany
kot, biorą poranny prysznic i  chętnie uczestniczą
w  biesiadach wspólnych z  ludzką rodziną (Neti lubi
czerwone wino), wiedzą tylko ci, którzy mieli już
pierwszego kota.
 
a) WYBÓR RASY
Do połowy XIX w. kot był po prostu kotem domowym,
a  pojęcie kocich ras powstało wraz z  pojawieniem się
pierwszych wystaw kotów w  Wielkiej Brytanii. Ja jestem
zagorzałą zwolenniczką kotów europejskich, które oficjalnie
uznano za rasę dopiero w 1983 r. Przedtem były po prostu
„dachowcami”, kotami wiejskimi, miejskimi, uznanymi za
pospolite, a  przecież to najstarsza rasa kontynentalna.
Niestety serca Polaków zawojowały obce rasy kotów,
których historia jest krótsza i  mniej burzliwa niż kota
europejskiego. Aby kota uznać za rasowego, należy mieć
udokumentowane jego pochodzenie kilka pokoleń wstecz.
Kotów tej rasy z  „mocnymi papierami” w  Polsce nie ma.
Z kolei hodowane w Polsce persy, maine-coony, rexy czy też
rosyjskie niebieskie chętnie korzystają z  możliwości
romansu z  kotkami żyjącymi wolno czy półwolno, podczas
wakacyjnych wyjazdów z  właścicielami lub innego
przypadkowego spotkania, co daje w  efekcie ogromną
liczbę mieszańców pośród kotów wiejskich i  miejskich. Jak
tak dalej pójdzie, kot europejski będzie w Europie, a zatem
i  w  Polsce, rzadkością. Uważam, że naszym obowiązkiem
jest troska o  zachowanie tej rasy, której wiele zawdzięcza
nasza literatura i kultura. Mimo sympatii, jaką darzę „nasze
koty”, chcę Czytelnikom przybliżyć rasy kotów z  innych
stron świata.
Ogólnie rzecz biorąc, koty można podzielić na
krótkowłose i  długowłose, ale ponieważ ciągle powstają
nowe rasy i  ich pochodzące z  różnych stron świata
odmiany z  długim lub krótszym włosem, proponuję
stosowany przez większość hodowców podział na:
1) koty krótkowłose
2) koty półdługowłose
3) koty perskie i egzotyczne
4) koty syjamskie i orientalne.
Podział ten z  pewnością z  czasem będzie ulegał
zmianom, ponieważ uzyskiwanie nowych ras wiąże się
z  krzyżowaniem kotów bardzo różnych pod względem
pochodzenia. Także różnice anatomiczne poszczególnych
ras z czasem dadzą grupy kotów bez ogona, z oklapniętymi
uszami, krótkimi lub długimi łapami. Z  całą pewnością
natomiast nie będzie kotów myśliwskich, obronnych,
policyjnych i stróżujących.
 
Koty krótkowłose
KOT EUROPEJSKI jest średniej wielkości, może być
dość „kanciasty” poza dużą, okrągłą głową. Oczy ma
duże, okrągłe, nieco skośne, na uszach mogą być
pędzelki. Jest kotem niezwykle zwinnym
i proporcjonalnie zbudowanym.
KORAT – kot z  Tajlandii, gdzie uważa się, że przynosi
szczęście (ja uważam, że każdy kot przynosi szczęście).
Tajski opis z  dawnych wieków tak prezentuje korata:
„U  nasady włos ma barwę obłoków, na końcach jest
srebrzysty, a  oczy lśnią niczym krople rosy na liściach
lotosu”. Kot ten naprawdę ma delikatną,
szaroniebieską sierść o  srebrzystym połysku,
szaroniebieski jest również jego nos oraz poduszeczki
łapek, a przepiękne oczy są zielone lub bursztynowe.
ROSYJSKI NIEBIESKI ma dość tajemnicze
pochodzenie, ale wiadomo na pewno, że ulubieńcem
cara Mikołaja I  był kot tej rasy o  imieniu Waszka. Kot
rosyjski niebieski jest delikatny, średniej wielkości,
o  zielonych oczach w  kształcie migdałów. Od innych
niebieskich kotów różni się futrem złożonym z  dwóch
rodzajów włosa.
BRYTYJSKI kot to wyspiarski odpowiednik
europejskiego kota krótkowłosego. Jest jednak większy,
bardziej muskularny i  krągły, ma zwarte „misiowe”
futro, co wraz z dużą okrągłą głową nadaje mu wygląd
pluszowej zabawki.
REXY bez względu na pochodzenie geograficzne
pojawiły się jako mutacja w  przeciętnych kocich
rodzinach, dając kocięta z falującym włosem. Hodowcy
postanowili utrwalić rasy i  tak powstały „karakułowe”
koty, rex dewoński o  trójkątnej głowie czy rex
kornwalijski. Wszystkie rexy cechuje niezwykle
subtelny charakter i potrzeba czułości.
SFINKS – to dopiero mutacja! Goły kot to dziwowisko,
ktoś powie, że świat zwariował, ale świat zwariował już
w  czasach prekolumbijskich, gdy na terenach
obecnego Paragwaju i  Meksyku trzymano te koty jako
„grzałki do łóżka”. Mogę autorytatywnie stwierdzić, że
sfinks doskonale się do tego nadaje. Moja kotka Ita
sypia ze mną od paru lat i  nigdy przy niej nie
zmarzłam.
Japoński BOBTAIL i  MANX, choć pochodzą z  bardzo
odległych wysp (bobtail z  Japonii, manx z  wyspy Man
na Morzu Irlandzkim), mają „coś nie tak” z  ogonem,
a  ich tylne kończyny są dłuższe niż przednie. Bobtail,
zwany „powitalnym kotem”, ponieważ siedząc ma
zwyczaj podnosić jedną łapę, posiada krótki ogonek
w  kształcie pompona. Manx nie ma go wcale lub ma
bardzo krótki, ale zdarzają się też koty tej rasy
z zupełnie normalnym ogonem.
AMERYKAŃSKI KRÓTKOWŁOSY – potomek kotów
europejskich przywiezionych do Ameryki przez
pierwszych osadników.
KOT BURMAŃSKI o prawie pozbawionym podszerstka
jedwabistym futrze, pochodzi od kotki birmańskiej
z  Rangunu skrzyżowanej z  syjamem. Rasę uznano
w  USA w  1936 r., a  w  Wielkiej Brytanii w  1952 r. Kot
ten miał udział w powstaniu wielu ras:
– TONKIJSKIEGO – burmański + syjam,
– BURMILLA – burmański + pers szynszylowy,
– BOMBAJSKIEGO – burmański + czarny kot
amerykański krótkowłosy.
EGIPSKI MAU (w  Egipcie mau znaczy kot) jest
cętkowany i ma agrestowozielone oczy.
KOT BENGALSKI to niesłychanie ciekawa rasa
pochodząca ze skrzyżowania kotów krótkowłosych
europejskich i  amerykańskich z  dzikim kotem
azjatyckim (Felis bengalensis). Jest pomniejszoną kopią
dzikich drapieżników nie tylko z  wyglądu. Cętkowane
futro i zwinne ciało przypominające lamparta (waga do
8 kg) kryje w  sobie niepokorną duszę (jest trudny
w hodowli).
KOT SINGAPURSKI (nazywany w  Singapurze kotem
rynsztokowym) był tak pospolity w  południowo-
wschodniej Azji, jak krótkowłosy europejski w Europie.
Ten bardzo mały kot (2-3 kg) zauroczy każdego
ogromnymi zielonymi, żółtymi lub orzechowymi
oczyma.
OCICAT to kolejny przykład krzyżówek kotów. W  tym
przypadku z  syjama i  mieszańca kota abisyńskiego
powstał cętkowany ocicat.
SZKOCKI ZWISŁOUCHY krótkowłosy, jak i  jego
długowłosa odmiana, jest efektem mutacji, niosącej za
sobą nie tylko klapnięte uszy, ale i  duże obciążenia
genetyczne. Aby więc utrzymać rasę w  zdrowiu, koty
te są regularnie krzyżowane z  innymi rasami, co nie
zmienia faktu, że hodowla ich jest trudna.
AMERYKAŃSKI CURL to także efekt spontanicznej
mutacji dającej nie obwisłe, ale wywinięte do tyłu uszy.
KOT KARTUZKI (chartreux) wyróżnia się spośród
kotów niebieskich bardzo „pyzatymi” policzkami, co
daje mu wygląd naburmuszonego.
KOT ABISYŃSKI pochodzi z  Etiopii i  jest jednym
z  piękniejszych egzotycznie wyglądających kotów.
Średniej wielkości ciało można uznać za kocią
doskonałość; zwierzę porusza się z  gracją, a  jego
szlachetną głowę zdobią duże, szeroko rozstawione
oczy w kształcie migdałów. Przypomina małą pumę.
 
Koty półdługowłose
SOMALIJSKI jest półdługowłosym odpowiednikiem
kota abisyńskiego.
NORWESKI LEŚNY to duży kot z  kępkami włosów
między palcami. Jego piękne półdługie futro zmienia
gęstość wraz z porami roku.
KOT SYBERYJSKI jest podobny do norweskiego
leśnego, choć zwykle bywa mniejszy, ma mocniejszą
trapezowatą głowę i  grubszy, krótszy ogon.
Mieszkańcy Syberii używali go jako domowego stróża,
ponieważ oznajmia pomrukami, że zbliża się ktoś obcy.
MAINE COON to bardzo duży kot, którego
pochodzenie okryte jest tajemnicą. Przypomina
i syberyjskiego, i norweskiego kota, a różni go od nich
głównie głowa z  kanciastą kufą, szerokim nosem
i mocną brodą.
TURECKI VAN i  ANGORA. Nazwa kotów – angora –
pochodzi od nazwy miasta, obecnej stolicy Turcji,
Ankary. Turecki van, który bardzo lubi wodę, i  angora
turecka są bliskimi krewnymi i  przodkami kotów
perskich. Te półdługowłose, eleganckie koty o  lekko
skośnych, migdałowych oczach mają futro pozbawione
podszerstka, co może być ważną informacją dla
alergików.
RAGDOLL (szmaciana lalka). Duży kot
o  ciemnoniebieskich oczach, który wzięty na ręce
„mięknie” jak szmatka, całkowicie poddając się
pieszczotom. Przodkami „szmacianej lalki” są koty
birmańskie, persy i syjamy.
KOT BIRMAŃSKI (zwany świętym) sierść ma
umaszczoną podobnie jak koty syjamskie, ma jednak
białe rękawiczki i  skarpetki. Koty birmańskie są
wyjątkowo spokojne i dostojne.
KOT BALIJSKI to potomek kotów syjamskich
o półdługiej sierści.
KOT ORIENTALNY długowłosy, dawniej zwany
jawajskim, nie różni się budową od innych
orientalnych.
 
Koty syjamskie i orientalne
To jedna z  najstarszych ras, obecny wygląd tych kotów
różni się bardzo od syjama starego typu. Dawne koty
syjamskie były krępe, duże, z  dość dużą okrągłą głową.
Obecnie syjamy są smukłe i  delikatne, a  głowa ma kształt
klina. Koty orientalne mają sylwetkę identyczną jak syjamy.
Różnią się kolorem oczu i  umaszczeniem sierści. Syjamy
mają oczy niebieskie i  znaczenia na twarzy, uszach, łapach
i ogonie, a orienty oczy zielone, a umaszczenie w jednolitym
kolorze. Istnieje jednak wyjątek – jednolicie biały syjam,
zwany foreign white.
 
Koty perskie i egzotyczne
Koty perskie znane były już w  XVI wieku. Te puszyste,
przemiłe istoty o  bardzo spłaszczonej twarzy z  jakby
cofniętym nosem skrzyżowano w  latach 60. ubiegłego
wieku z  kotami brytyjskimi krótkowłosymi, co dało koty
egzotyczne. Koty egzotyczne różnią się od persów długością
sierści – ich futro jest krótkie i bardzo „pluszowe”. Zarówno
persy, jak i  „egzotyki”, to koty bardzo spokojne
i  niekłopotliwe, jedynie specyficzna budowa czaszki może
powodować u  nich pewne kłopoty zdrowotne. Szczególną
uwagę należy zwrócić na nos, oczy i  uzębienie.
„Zagłębiony” w  część twarzową nosek może utrudniać
oddychanie, włosy rosnące na fałdzie nad nosem mogą
drażnić oczy, a  duże skrócenie żuchwy i  szczęki może
powodować nieprawidłowy zgryz.
 
b) DWA, A MOŻE TRZY KOTY
Jeżeli już zdecydujemy się na kota, namawiam, aby od razu
skoczyć na głęboką wodę i  wziąć dwa kociaki. Proszę mi
wierzyć, że obowiązków wcale nie przybędzie, a  radość
z  posiadania dwóch jest proporcjonalnie większa niż przy
jednym kocie. Poza tym nasz podopieczny nigdy nie będzie
samotny, a  my będziemy mogli wyrzucić telewizor i  bez
końca podziwiać kocie harce. Wyobrażam sobie minę
Czytelnika, kiedy powiem, że mając już dwa koty, łatwiej
nam będzie przyjąć do domu trzeciego, a  radość będzie
potrójna. Nie żartuję, sama mam dziesięć kotów (a  także
dziesięć psów), a  zaczynałam wiele lat temu od maleńkiej
koteczki, która przybyła do „spsiałego domu”, gdzie
przywitała ją piątka psów. Koty są zwierzętami mało
kłopotliwymi przede wszystkim dlatego, że nie trzeba ich
wyprowadzać na spacer. Czują się świetnie nawet
w  niewielkim mieszkaniu, choć nie ukrywam, że naprawdę
szczęśliwe koty to te, które mogą korzystać z  ogrodu,
polując na koniki polne i myszy. Zapewniam jednak, że koty
żyjące w  miejskim mieszkaniu też będą szczęśliwe, jeśli
zapewnimy im ruch podczas zabaw z  nami i  innymi
członkami zwierzęco-ludzkiego stada.
 
c) KOT I PIES
Wspaniale, kiedy kot i  pies to kociak i  szczeniak; dwójka
„dzieci”, nawet różna gatunkowo, zawsze się dogada.
Jeszcze lepiej, jeśli szczeniak jest rasy uważanej za łagodną
lub zwyczajnym kundelkiem.
Są rasy psów, które w pierwszych miesiącach życia nie
wykazują cech agresywnych, ale później mogą niechętnie
tolerować inne zwierzęta w  domu. Najczęściej jednak
przyjaźnie zawarte w „dzieciństwie” trwają całe życie.
Sytuacja zmienia się, gdy w domu jest już kot lub koty,
a  chcemy wprowadzić do domu psa. Najlepiej wybrać
starszego, spokojnego, i  jeśli koty nie atakują go, tylko
uciekają, zostawić zwierzęta w spokoju. Koty bardzo pilnują
swego terytorium i  trudno godzą się na nowego członka
rodziny, ale tylko gdy jest on kotem. Na psa godzą się dużo
łatwiej, bo nie jest on zagrożeniem dla kociego poczucia
terytorialnej własności. Oczywiście są różne koty i  psy,
zdarza się, choć rzadko, że stary kot absolutnie nie godzi
się na intruza bez względu na jego gatunek. Jeżeli w domu
znajduje się już pies lub psy, a chcemy mieć kota, jest jeden
warunek: psy nie mogą być „psami na koty”. Są rasy psów,
które nie akceptują innych zwierząt w  domu i  trudno od
nich wymagać, aby stały się czułe dla kota, jeśli przez wiele
pokoleń selekcjonowano je do zabijania innych zwierząt.
Oczywiście od każdej reguły są wyjątki i  znam psy
bardzo agresywne w stosunku do obcych zwierzaków, które
bardzo czule odnoszą się do „własnych” kotów. Nawet
najłagodniejsze psy są ciekawskie i  natychmiast muszą
sprawdzić, co takiego przynieśliśmy do domu. Dlatego
właśnie najlepiej, gdy jest to kot, który nie zaznał nic złego
ze strony psów, lub kociak, który jeszcze nie zdążył się ich
przestraszyć i  nie podrapie im nosów przy próbie
powąchania. Bardzo ważne, aby kot miał się gdzie schować,
kiedy wszyscy członkowie nowej rodziny będą chcieli go
poznać. Mogę dać przykład mojego psio-kocio-ludzkiego
stada, do którego co pewien czas przybywa nowy członek.
Parę tygodni temu przywiozłam do domu
czteromiesięcznego kociaka Mundka, który panicznie bał
się psów, a  psów przecież u  mnie dostatek. Ciapek 80 kg,
Drapek 30 kg, Picuś, Bombik i  Cypka niewiele większe od
kota, prócz tego cztery dorosłe koty i  wszyscy bardzo
ciekawi: „Co siedzi w koszyku?”
To, co siedziało w  koszyku, wydawało z  siebie dźwięki
godne lwa, czym wzbudzało jeszcze większe
zainteresowanie. Mundek wraz z  posłaniem, miską i  małą
kuwetą pozostał w  transporterze (koszyku), tyle że
pojemnik ten postawiłam w kuchennym kącie i otworzyłam
drzwiczki. Domownicy po kolei zaglądali do środka
i  zniechęceni kocimi obelgami odchodzili. Po pewnym
czasie ciekawski kociak zaczął wyglądać z ukrycia, a nawet
wychodzić na zewnątrz, dając nura do środka, gdy tylko
zauważył psa (koty nie przerażały go tak bardzo jak psy).
Stan taki trwał parę dni, w końcu kot stwierdził, że pies to
też „kot” i pozwalał się wąchać.
Po 2-3 tygodniach narodziła się prawdziwa przyjaźń
między kotem Mundkiem a  psem Drapkiem, zaś inne koty
zgodnie stwierdziły, że Mundek może zostać.
Zaznaczam, że moje psy są niesłychanie przyjazne
w  stosunku do innych zwierząt. Kiedy przyniosłam jeża,
poparskały i zajęły się swoimi sprawami.
 
Kiniusia
Chodziłam wtedy do pierwszej czy drugiej klasy
podstawówki. Los tak sprawił, że zamieszkałam znów
w  mieszkaniu babci przy ul. Wspólnej w  Warszawie.
Podwórko było wspaniałym miejscem do spędzania
wolnego czasu, tym bardziej że bawiła się tam
większość dzieci z mojej klasy.
I  to małe podwórko, które wtedy wydawało mi się
olbrzymie, podarowało mi czarnego kota, a  właściwie
kotkę. Była malutka, chuda, brudna, miała biegunkę –
to wszystko norma kociego nieszczęścia, ale jedno było
niezwykłe: futerko jak u persa.
Siedziała przy pojemniku na śmieci i  rozpaczliwie
wzywała matczynej pomocy. Zamiast prawdziwej kociej
mamy przybiegła dwunożna istota i zabrała ją do domu,
ku niezadowoleniu Beby.
Mieszkała wtedy z  nami suczka yagt terier. Gdy
zwietrzyła kota, odezwał się jej łowiecki instynkt. I  tak
moja biedna babcia została strażniczką Kiniusi – te
drzwi zamknąć, potem tamte otworzyć, aby Wiwa (tak
nazywała się suczka) nie złapała kociaka. Ja do szkoły,
mama do pracy, a  babcia na posterunek. Kochana
Bebunia była intelektualistką, dla której większość
czynności wymagających refleksu i sprawności fizycznej
była niewykonalna. I  stało się. Wracam ze szkoły,
biegnę do kota zamkniętego w  kuchni, a  tu drzwi
otwarte. Już płacząc, szukam kocich zwłok, a tu widzę,
jak Wiwa i  Kiniusia śpią sobie smacznie wtulone
w siebie.
Tak narodziła się wielka psio-kocia czy kocio-psia
miłość. Miłość prawdziwa, bezinteresowna, wielu
ludziom nieznana. Myśliwski pies, który na dworze
zajadle gonił koty, kładł głowę na fotelu, na którym
siedziała Kiniusia i  z  rozanieloną miną poddawał się
kociej toalecie. Mycie oczu, uszu, iskanie, najczulsze
kocie pieszczoty. Wspólne zabawy, ze ściśle
opracowanym scenariuszem. Kot za firankę, pies udaje,
że go szuka, choć wie doskonale, gdzie się ukrył. Nagle
kot wypada zza firanki i  ucieka wspinając się na tzw.
matę (pokrycie mebli i  ścian w  średnim PRL-u) ku
oburzeniu Beby, która bardzo dbała o  schludny wygląd
wnętrza. I  tak parę razy dziennie, aż zamiast maty
wisiały strzępy.
Ten niezwykle udany kocio-psi związek miał wszak
jeden słaby punkt. Torby z  zakupami. Każdy pakunek,
siatka z  kartoflami, walizka wywoływały w  Wiwuni
instynkt stróża i  nawet jej ukochana przyjaciółka
Kiniusia nie miała prawa podejść do pilnowanego
obiektu.
 
d) KOCIA JADALNIA I TOALETA
Najczęściej spotykanym kłopotem właścicieli kotów jest
tzw. brudzenie w  domu. Kot jest z  natury bardzo czystym
zwierzęciem i  załatwia swoje potrzeby fizjologiczne
w określonych miejscach, tzn. takich, gdzie można zakopać
swoje odchody. Musimy jednak pamiętać, że koty używają
moczu i kału w swoistym „języku” komunikacji ze światem,
tym jednak zajmiemy się następnych rozdziałach.
Odpowiednio przygotowana kocia toaleta w  bardzo dużym
stopniu gwarantuje nam zachowanie domu nie
zanieczyszczonego przez kota. Co to znaczy odpowiednio
przygotowana? Jeśli kot pochodzi z  innego domu, gdzie
został nauczony przez matkę załatwiania potrzeb
fizjologicznych do określonego rodzaju żwirku czy kuwety,
np. z papierem, powinniśmy w pierwszych dniach zapewnić
mu w  miarę możliwości podobną toaletę w  miejscu zawsze
dla kota dostępnym i dającym mu poczucie bezpieczeństwa.
Najczęściej ustawiamy kocie kuwety w  łazience. Jest to
całkiem dobre usytuowanie, pod warunkiem że drzwi do
łazienki są zawsze otwarte i  że kot zaakceptuje naszą
toaletę jako swoją. W  przypadku kociąt namawiam do
ustawiania kuwet jak najbliżej ulubionego legowiska
kociaka. Kuweta musi być duża i  łatwo dostępna, mam na
myśli wysokość jej ścianek, które dla małego kociaka mogą
stanowić nie lada przeszkodę.
Polecam kuwety kryte, w  formie „domków”. Koty
zagrzebują swoje odchody w  takiej kuwecie i  nie mają
możliwości rozsypywania żwirku na wszystkie strony.
Równie ważna, jak toaleta jest kocia jadalnia. Ponieważ
koty jedzą bardzo często i  po troszku, ważne jest, aby
stabilnie ustawiona miseczka zawierała zawsze trudno
psujący się pokarm. Najlepiej nadaje się do tego –
odpowiedni dla wieku, płci i rasy – suchy pokarm, pełniący
rolę „dyżurnego posiłku”. Druga miseczka służy do
zapełniania kilka razy dziennie pokarmem wilgotnym
w  takiej ilości, aby został od razu zjedzony i  nie zdążył
wyschnąć. Trzecia miska powinna być zawsze napełniona
świeżą czystą wodą.
Usytuowanie kociej jadalni zależy od tego, czy w domu
poza kotem jest np. pies. W  takiej sytuacji kocie miseczki
muszą stać wyżej, w miejscu niedostępnym dla psa, np. na
parapecie okna, na czymś w  rodzaju barku lub szerokiej
półki.
Poza toaletą i  jadalnią przygotowujemy dla kota
posłanie, pamiętając, że wcale nie musi z  niego korzystać.
Może wybrać sobie poduszkę na kanapie lub miękki fotel.
Równie ważne jest kupienie odpowiedniej klatki, np.
plastikowego transportera, z  którym kot powinien się
zaprzyjaźnić, zanim zaczniemy go doń wsadzać, choćby
w celu odbycia wizyty u lekarza weterynarii.

JAK ZAPRZYJAŹNIĆ SIĘ Z KOTEM

Przede wszystkim należy dać mu towarzysza


tego samego gatunku.
 
a) KOCIAK
Częściowo już odpowiedziałam na to pytanie
w  poprzednim rozdziale. Kociak, który trafia do
nowego domu, musi mieć czas na poznanie i  miejsca,
i  domowników. Bardzo ważne jest, aby kocięta będące
jeszcze przy matce nie były izolowane od reszty świata. Już
od pierwszych dni należy uczyć je dotyku ludzkich rąk. Jeśli
kotka-mama nie jest płochliwa, trzeba ślepe jeszcze kocięta
brać na ręce, mówić do nich, po to, by w  przyszłości
czerpały przyjemność z  ludzkich pieszczot. Jeżeli w  domu
rodzinnym kotków są psy, to świetnie, poznawanie świata
innych gatunków zaczyna się już od „kołyski”, co znacznie
ułatwi późniejsze kontakty. W  bardzo wielu krajach do
kocich azyli przychodzą wolontariusze, których jedynym
zadaniem jest dopieszczanie kociąt tylko po to, aby ułatwić
przyszłym właścicielom kontakty z  kotem. Kociaki mają
dużo trudniejsze zadanie niż szczenięta. Pamiętajmy, że
w  wychowywaniu psowatych bierze udział całe stado,
w  którym najczęściej szczeniak pozostaje przez całe życie.
Nauka trwa miesiące, a  nawet lata. Psy są zwierzętami
społecznymi i z natury swojej potrzebują współpracy, którą
doskonalą w  ciągu całego życia. Kot jest samotnym łowcą,
który ma zapewnić sobie pokarm, kontrolować teren
łowiecki i  bronić go. Kocia mama ma niewiele czasu, aby
nauczyć swoje dzieci sztuki przetrwania. Kocięta bardzo
wcześnie uczą się od matki zachowań, którym zostaną
wierne do końca. Dlatego tak ważne jest, abyśmy
uczestniczyli w  ich wychowaniu już w  pierwszych
tygodniach życia. Zabawa z  kociakiem to dla nas
przyjemność, a  dla kota nauka przyszłych kontaktów
z  człowiekiem. Pamiętajmy, aby odnosić się z  szacunkiem
do małego kota, bo to król zwierząt – lew w miniaturze.
 
b) WESOŁY MŁODZIK
Najczęściej do nowego domu trafia kociak ok. 3-miesięczny.
Jest to w  przypadku kotów najodpowiedniejszy wiek do
zmiany domu. Kotka miała możliwość przekazania
„dzieciom” wszelkich nauk i  nadszedł czas, aby „wesoły
młodzik” ruszył w  świat. Tak jak zabawa z  malutkim
kociaczkiem jest samą radością, tak karesy kociego
podlotka mogą być bolesne. Są kocie osobniki mające
w  sobie wrodzoną delikatność, są rasy kotów, których
zabawa nawet w  wieku młodzieńczym jest jak muśnięcie
aksamitu, ale przeciętny koci młodzik to brutal. Młody,
dobrze odżywiony kot ma mnóstwo energii i  musi gdzieś
doskonalić swoje świeżo nabyte od matki umiejętności
łowieckie. Najczęściej obiektem polowania jest ludzka ręka
lub noga. Poza tym wspinanie się na drzewo, którym
z konieczności staje się człowiek, jest jednym z elementów
polowania. Wszystkie wymienione ćwiczenia kociaka należą
do bardzo bolesnych (zostawiają krwawe ślady) i  aby ich
uniknąć, trzeba dostarczyć kotu możliwości „polowania” na
odpowiednio przygotowane zabawki i  wspinania się na
przeznaczone do tego sprzęty. Kiedy tylko kot atakuje rękę
czy nogę, należy zainteresować go zabawką na sznurku –
znakomite są sztuczne myszki na mocnej gumce
przymocowanej np. do klamki (proszę pamiętać, że
tasiemka czy gumka zjedzona przez kota może stać się
śmiertelnym zagrożeniem). Znam przypadek kociaka, który
przypłacił życiem zabawę kłębkiem nici.
W  dobrych sklepach zoologicznych można kupić
zabawki „samobieżne”, trzeba jednak sprawdzić, czy są
opatrzone atestem. Wspaniałą rzeczą jest pieniek
umocowany na solidnej podstawie, po którym nie tylko
można sie wspinać, ale także ostrzyć na nim pazurki,
oszczędzając kanapę. (Popularne „drapki” do ostrzenia
pazurów są do nabycia w  każdym supermarkecie). Jeśli
młody kot, mimo możliwości wyżywania się na zabawkach,
czyha na rękę przy każdej okazji, odpychając go, dajemy
wyraz swojej niechęci. Jeśli karcimy kota za brak
delikatności, musimy pamiętać, że nigdy KOTA NIE BIJEMY,
możemy „pacnąć” go „po kociemu” palcem w  pyszczek,
prychnąć, a  jeśli to nie skutkuje, użyć spryskiwacza do
kwiatów. Wodny prysznic w  nos zniechęci każdego kota do
kontynuacji działania. Głaszczemy (najlepiej drapiemy
podbródek) wtedy, gdy jest senny. Podczas szalonej zabawy
ból zadaje nie tylko lekkie kąsanie, ale przede wszystkim
chwyt pazurami. Obcinanie pazurków tylko częściowo
poprawia sytuację, bo drapanie obciętymi też boli.
(Obcinając pazurki, trzeba pamiętać, że pozbawia się kota
swego rodzaju sprzętu taterniczego, umożliwiającego
przytrzymywanie się podczas wspinaczek po drzewach, ale
także po meblach). Na szczęście większość kotów wyrasta
z  szalonych zabaw z  użyciem zębów i  pazurów
skierowanych na ludzkie ręce.
Jeżeli chcemy, aby kot w  przyszłości był zwierzęciem
towarzyskim i  lubił podróżować, trzeba umożliwić mu
kontakt z  ludźmi (także dziećmi), innymi przyjaźnie
nastawionymi zwierzętami (kotami i  psami), a  także
rozpocząć, na początku krótkie, wycieczki samochodem
(zawsze w  odpowiednim transporterze). Pamiętajmy, że
zanim wtłoczymy kota do koszyka czy innego „środka
transportu”, powinniśmy go z  nim najpierw „poznać
i  zaprzyjaźnić”. Najlepiej bawić się z kotem, wykorzystując
koszyk transportowy i dawać w nim smakołyki.
Okres młodzieńczy trwa różnie u  różnych kotów:
zależny jest od rasy, płci, ale też (o  czym wie niewielu) od
pory roku, w  jakiej kot „dorasta”. Znam koteczki spośród
pospolitych u  nas kotów domowych, które w  wieku 3,5
miesiąca miały pierwszą ruję, i  kocurki, które w  wieku 6
miesięcy stawały się ojcami. Tak wczesne dojrzewanie
zawsze występowało wiosną (marzec/kwiecień) i wczesnym
latem (maj/czerwiec), kiedy dzień się wydłużał. I odwrotnie,
kiedy okres dorastania przypadał na koniec lata i późniejsze
miesiące, koty uzyskiwały dojrzałość płciową dużo później.
Tak jak u  ludzi – „młodość musi się wyszumieć”, koty
z  czasem wyrastają z  szalonych wybryków i  z  reguły stają
się spokojne. Wiek dorastania to najlepszy okres na
zdobywanie doświadczeń. W tym czasie kot uczy się i łatwo
można zmienić jego nawyki. Im więcej będzie miał
pozytywnych kontaktów ze światem, tym łatwiej
w przyszłości będzie nam i jemu.
Jak już wspomniałam, z czasem koci podrostek wyrasta
z  szalonych zabaw i  choć nie będziemy tęsknić za
podrapanymi dłońmi, tak niejedno z  nas zatęskni za
szalonym kocim tańcem w  pogoni za cieniem.
Kilkumiesięczny kociak, rozsadzany ciekawością świata
i  energią, wykona dla nas niejeden pokaz polowania na
ducha przeplatany cyrkową wręcz ekwilibrystyką. Niby
siedzi cichutko w  kątku, aż tu nagle wyskoczy jak Filip
z  konopi, na środek pokoju. Ogon zjeżony jak u  wiewiórki,
nogi wyprostowane, skoczy niczym rumak, trochę bokiem,
trochę przodem. Nagle zatrzyma się, wykona salto
w  powietrzu i  popędzi jak szalony za sobie tylko znanym
celem. Zapewniam Państwa, że koty nie mają sobie
równych w  zabawach z  samym sobą, ani w  ludzkim, ani
w zwierzęcym świecie.
Kocie popisy zyskają na atrakcyjności, jeśli w  domu
będzie nie jeden „wesoły młodzik”, ale dwa lub trzy.
Potłuczone wazony, bibeloty zapędzone w  kąt pod szafę są
niczym w  porównaniu z  możliwością podziwiania kociej
„głupawki”.
 
Moniek
Mogłam mieć wtedy 3-4 lata. Wszystko, co pamiętam,
to pojedyncze obrazy, jakby kadry filmu. Resztę wiem
z opowiadań rodzinnych.
Babcia Janina (zwana Bebą) siedzi na kanapie, za
nią chowa się mały syjamski kotek i  za każdym razem,
gdy chcę go złapać, ucieka lub drapie. Do tej pory nie
rozumiem, jak to się stało, że Beba przyniosła kociaka
do domu. Mieszkaliśmy w  malutkim 39-metrowym
mieszkaniu – babcia, mama, ja i  ojciec, który znosił do
domu psy i  coraz to nowe okazy ptaków
pokiereszowanych przez życie lub złych ludzi. Były też
myszki, kura i  perliczka, a  nawet chory na serce
koziołek.
Mieszkanie należało do Beby (co często
zaznaczała). Chociaż lubiła zwierzęta, protestowała (co
prawda bez efektu) przy każdym następnym i chyba nie
można było się jej dziwić. Aż tu nagle przynosi kota. Kot
był mały, ale nie byle jaki, bo syjamski.
Jego „syjamskość” była zupełnie inna niż dzisiejsza
– krótka mordka, okrągła głowa, tylko kolor sierści
i  błękitne oczy były te same. Moniek, bo takie dostał
imię, był dzieckiem z „nieprawego łoża” i nawet rasa by
mu nie pomogła, gdyby babcia go nie wzięła. Pewnie
dlatego go przyniosła. Charakterek miał nie od parady,
ale pomimo niechęci do większości ludzi, szybko
pokochał bezgranicznie moją mamę i mnie.
Miałam wtedy mały wózek dla lalek wyposażony
w  lalczyną pościel. Ubierałam Mońka w  kaftanik
i  czapeczkę, kładłam go do wózka, nakrywałam
kołderką i  lulałam. Znosił to cierpliwie, ale nie chciał
leżeć na plecach jak grzeczne dziecko, ciągle
przewracał się na bok. Układałam go wygodnie: głowa
na poduszce, łapki na kołderce, przez chwilę wyglądał
jak prawdziwe, może trochę włochate dziecko, ale zaraz
hyc na bok i  zwijał się w  kłębek pod kwiecistym
przykryciem z koronką.
W dobrobycie Moniek rozrastał się wszerz i wzdłuż,
aż miło było patrzeć. Jego błękitne spojrzenie,
zaznaczone lekkim zezem, robiło się błogie, gdy
kierował wzrok na mnie lub mamę. Reszta ludzi była
mu obojętna, pod warunkiem, że nie wchodziła mu
w  drogę, a  jeśli już do tego doszło – stawał się
tygrysem.
W  pewnych wymagających tego okolicznościach
zmieniał się jednak w  cywilizowaną istotę. Jeździł
z  nami na wszystkie wakacje, i  to nie samochodem,
a  pociągiem (zresztą kto wtedy miał własny
samochód?). Transporter dla kota to wynalazek
obecnych czasów, a  Moniek nie podróżował nawet
w  koszyku, ale na kolanach mojej mamy, w  przedziale
pełnym ludzi. Siedział grzecznie i wyglądał przez okno.
Spokojny, zrelaksowany, z  przymkniętymi oczyma
delektował się podróżą i  rytmicznym postukiwaniem
pociągu. Wiedział, że jedziemy na wakacje, gdzie czeka
go mnóstwo swobody i  urlopowe romanse. Czasami
robił sobie parodniowe wakacyjne eskapady, ale zawsze
wracał w dzień wyjazdu do domu. Skąd on to wszystko
wiedział?
Podróże skończyły się, gdy przeprowadziliśmy się
pod Warszawę do Jastrzębca, gdzie mój ojciec dostał
nie tylko pracę, ale i  służbowy domek z  ogródkiem.
„Hulaj dusza, piekła nie ma” – pomyślał Moniek i ruszył
na podbój okolicy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby
w  pobliżu nie mieszkał hodowca drobiu. Nauczyciel ze
szkoły podstawowej postanowił zatroszczyć się
o wyżywienie rodziny i wszedł w posiadanie dużej ilości
kurcząt, o które dbał, jak umiał najlepiej.
Moniek, kierowany tymi samymi pobudkami co on,
zaczął dostarczać mojej mamie produkty na rosół. Na
początku nie było wiadomo, gdzie zaopatruje się
Moniuś, a  kiedy rodzice odkryli jego „źródełko”, blady
strach padł na moją rodzinę. Co się stanie, gdy
nauczyciel nakryje sprawcę na gorącym uczynku? I  co
zrobi z nami, jeśli dowie się, skąd pochodzi winowajca?
Kot nie dawał się zamknąć w  domu i  nijak nie
można mu było wybić z głowy polowania na kurczęta.
Którejś niedzieli mama z  przerażeniem zauważyła,
że w  kierunku naszego domu zmierza niezwykła
procesja. Z  przodu nauczyciel z  Mońkiem na ręku, za
nim sznurek dzieci, pewnie uczniów. Przeraziliśmy się.
Pewnie niesie nasze zbite lub, nie daj Boże, martwe
kocię, złapane z kurczakiem w zębach! Przecież Moniek
nikomu obcemu nie dałby się wziąć na ręce.
Mama z  oczyma jak spodki otwiera drzwi i  słyszy:
„Odniosłem państwu kotka, jest uroczy, chodzi między
kurczakami i nawet pazurkiem ich nie draśnie”.
Taki był Moniek.
 
c) PAN KOT
Wszystko jest proste, jeśli Pan Kot dorastał w  naszym
domu. Znamy się, kochamy i  szanujemy. Gorzej, gdy do
domu trafia dorosły kot o  nieznanej przeszłości. Wiedzą
o tym wszyscy miłośnicy tych zwierząt, ratujący je z opresji.
Ktoś zapyta, dlaczego Pan? A  może Pani? Powiem:
i  Pan, i  Pani, ale Pan jest tu pojęciem uniwersalnym,
ilustrującym dumną osobowość kota.
Kot – zwierzę ze wszech miar doskonałe – potrzebuje
przede wszystkim uszanowania swojego charakteru
indywidualisty. Pan Kot musi mieć możliwość wyboru
„drugiego wyjścia”, nie wolno zmuszać go do określonego
zachowania. (Jeśli nie chce, i  tak nie wykona polecenia).
Trafia do nas dorosły kot. Nowy dom, nowi ludzie,
a  jeszcze, nie daj Boże, inne koty lub psy. Wejdźmy w  jego
skórę. Dorosły kot jest bardzo podobny do niejednego
człowieka. Uważa, że jest wart tyle, ile posiada. Oczywiście
w przypadku kota nie jest to konto w banku, ale zależnie od
sposobu życia może to być bardzo duża powierzchnia
terytorium łowieckiego, mniejsza lub większa liczba kocich
wasali i harem żon.
Koty żyjące w  mieszkaniach mają mniejsze terytorium,
ale posiadają własne miski, koszyki, legowiska na półkach
z książkami i tajemne skrytki na pawlaczu czy w kuchennej
szafce, no i oczywiście własne toalety.
Co dzieje się w  głowie biedaka, który nie ma nic? Tak
jak człowiek, który startuje od zera, tak i  kot ma trzy
możliwości:
1) Schować się i  czekać, aż pojawi się szansa na
niezauważone przez innych zjedzenie czegoś, zrobienie
siusiu itp.
2) Walecznie stawiać czoło ciekawskim, demonstrując
wszystkie kocie możliwości zastraszenia przeciwnika
(mając jednak przygotowaną drogę ucieczki) i starać się od
razu zająć pozycję w grupie.
3) Poddać się bez walki, skulić, mówiąc: „Jeśli chcecie,
możecie mnie zjeść”.
W  wyobraźni dorosłego kota każdy obcy na obcym
terenie jest potencjalnym zagrożeniem. Pies na obcym
terenie najczęściej chce pozyskać sympatię napotkanego
osobnika, co nie mieści się w  kociej głowie. Trzeba to
uszanować i  bez względu na rodzaj wcześniej
wymienionych zachowań, dać kotu czas: możliwość
salwowania się ucieczką w bezpieczne miejsce i możliwość
korzystania z  osobnej jadalni i  toalety, dopóki nie
zaakceptuje innych członków zwierzęcej rodziny. Jeśli
w domu nie ma innych zwierząt, sprawa jest łatwiejsza, ale
ludzie także nie powinni narzucać się Panu Kotu dopóty,
dopóki sam nie zdecyduje się na bliższy z  nimi kontakt.
W  nowym domu przestraszony kot może nabrudzić
w  nieodpowiednim miejscu – NIGDY GO ZA TO NIE
KARCIMY! Może zemścić się dotkliwie (kupka na poduszce
czy w  butach), a  czas zaprzyjaźniania się znacznie się
wydłuży. Kocia kuweta ma być ustawiona w  łatwo
dostępnym zacisznym miejscu (najlepiej, jeśli na początku
są dwie lub trzy w różnych miejscach – Pan Kot musi mieć
wybór).
Nie można zrażać się tym, że pierwsze dni dorosłego
kota w  nowym domu są zasiusiane, lękliwe i  wypełnione
prychaniem. Po paru dniach będzie lepiej, a  dobrze będzie
po 3-4 tygodniach – mam tu na myśli te domy, gdzie poza
nowym kotem są inne zwierzęta (psy, koty). W  domach,
gdzie nie ma innych zwierząt, a  tylko życzliwi ludzie,
dobrze będzie albo po paru godzinach, albo po paru dniach.
 
Pudełko
Zanim zacznę dawać Państwu rady dotyczące
zaprzyjaźniania się z  kotem, chciałabym opowiedzieć,
jak ja zaprzyjaźniam się z  moimi pacjentami – kotami.
Niestety czasem opiekunowie bardzo mi to utrudniają
lub wręcz uniemożliwiają. Któregoś dnia zdarzyło się,
że trafił do mojego gabinetu przerażony kot, którego
właściciel na domiar złego zaczął wyciągać z  pudełka
już w poczekalni. Przerażony kot zapierał się, jak mógł,
ale właścicielowi w  końcu udało się wydrzeć go
z  pudełka. Kiedy starał się umieścić go na stole, kot
oczywiście rzucił się do ucieczki strącając wszystko, co
znajdowało się na półkach, i  niewiele brakowało, by
zaczął biegać po suficie. Wystraszeni ludzie pouciekali
z poczekalni, a kot schował się za lodówkę. Trzeba było
wszystko posprzątać, poustawiać meble, a  ja straciłam
zupełnie ochotę na badanie kota, który szczerzył na
mnie zęby, prychając i próbując zahaczyć pazurem.
Drodzy Państwo, błagam Was – nie wyjmujcie kota
z  transportera, zanim nie zostanie on postawiony na
stole, na którym ma się odbyć badanie. Przecież dla
kota jedynym bezpiecznym miejscem w  gabinecie jest
właśnie to pudełko, w  którym go przynieśliście.
Postawcie transporter na stole, otwórzcie drzwiczki
i  nie wyjmujcie kota. Lekarz powinien poświęcić
kociakowi trochę czasu. Wywiadu można dokonać
nawet, gdy kot siedzi sobie wciśnięty w  najciemniejszy
kącik. Z  reguły po kilku minutach kot zaczyna
interesować się tym, co się wokół niego dzieje, czuje się
pewniej i próbuje wysunąć nosek z pudełka. Nie należy
go wtedy chwytać, bo cofnie się i  będzie próbował się
bronić. Nie należy też wytrząsać kota z  pudełka, gdyż
to wprowadza go w  tak nerwowy stan, że
prawdopodobnie wskoczy na plecy lekarzowi albo
właścicielowi, i za wszelką cenę będzie usiłował gdzieś
się schować. Trzeba cierpliwie poczekać, aż kot
spokojnie sam wyjdzie z  ukrycia. Wtedy należy go
pogłaskać i powiedzieć coś do niego spokojnym głosem.
Kiedy kot rozejrzy się wokoło i  zobaczy, że nic
strasznego się nie dzieje, z reguły daje się zbadać.
Nadgorliwość przy badaniu kota, który nie zna
lekarza ani gabinetu, również może przykro się
skończyć. Aby tego uniknąć, na początku lekarz
powinien dotykać kota tylko wtedy, kiedy jest to
konieczne. Jeżeli kot jest zaprzyjaźniony z  lekarzem,
można oczywiście pozwolić sobie na więcej. Niestety,
nie wszystkie koty same wychodzą z pudełka. Są takie,
które trzeba jednak z  niego wyjąć. Dlatego zachęcam,
żeby pudełko miało również klapę otwieraną od góry.
Wtedy nie trzeba kota wyjmować, wystarczy tylko
otworzyć klapę i  można badać go w  środku. Są
oczywiście takie koty, których nie można badać ani tak,
ani na stole. Trzeba je przedtem unieruchomić
specjalnym chwytem. Oprócz chwytu potrzebny jest
ręcznik, rękaw lub specjalnie do tego przeznaczony
worek z  suwakiem – coś w  rodzaju dybów dla kota.
W  każdym razie jeżeli od małego nauczymy kota, że
gabinet weterynaryjny nie jest miejscem, gdzie może
stać mu się krzywda, to można liczyć na to, iż będzie on
dobrze znosił wizyty u lekarza. Przyznam, że większość
moich kocich pacjentów nie broni się przed zabiegami,
które na nich wykonuję.
 
d) KOTY WOLNO ŻYJĄCE
Zaprzyjaźnianie się z kotami żyjącymi w piwnicach i innych
tego typu pomieszczeniach polega na regularnym
dokarmianiu zawsze w tym samym miejscu. Każdy, kto chce
pomóc wolnej kociej populacji, robi bardzo dobry uczynek
nie tylko dla kotów, ale i  dla ludzi, którym umożliwia życie
bez towarzystwa szczurów. Z  natury nieufne (dzięki czemu
żyją) wolne koty po kilkutygodniowym codziennym
kontakcie z  życzliwym człowiekiem przynoszącym
smakowite jedzenie, ufają mu na tyle, że można próbować
nawiązać z  nimi bliższy kontakt. Na początku nie należy
próbować głaskać, ale tak podawać jedzenie, aby kot otarł
się o  nogi czy dotknął ręki trzymającej miskę. Z  czasem te
najodważniejsze pozwolą się pogłaskać, a  nawet wziąć na
ręce. To bardzo ważne, bo dzięki temu będziemy mogli je
leczyć, jeśli zachorują, a  co najważniejsze – sterylizować,
zwłaszcza kotki, aby kocia rodzina nie rozrosła się
nadmiernie. Wszystkie działania profilaktyczne, jak
odrobaczanie czy szczepienie, powinny dotyczyć wolno
żyjących kociąt tak samo jak domowych. Jest jedna
trudność – kocia mama nie zawsze się na to godzi. Tak
naprawdę jest jeszcze jeden kłopot – to kosztuje,
a  najczęściej ci wspaniali ludzie, którzy pomagają kotom,
sami ledwo wiążą koniec z końcem.
Na koniec jeszcze jedna bardzo ważna sprawa, której
nie mogą pojąć niektórzy przyjaciele kotów. Nie ratujmy na
siłę chorych, ułomnych tzw. dzikich kociąt. Jeśli urodzony
w piwnicy kociak jest ciężko chory lub ułomny, często lepiej
poddać go eutanazji niż leczyć połowicznie, bo np. nie
zawsze daje się złapać, aby móc podać mu lekarstwo.
Wyjściem oczywiście jest zabranie go do domu, ale po
wyleczeniu musi już w domu pozostać. Wśród kotów wolno
żyjących musi być coś w rodzaju naturalnej selekcji, aby ich
populacja rozwijała się prawidłowo i  po wieczne czasy
chroniła nas przed plagą szczurów.

ŻYWIENIE

Koty, chociaż wraz z  psami należą do zwierząt


mięsożernych, są nimi dużo bardziej niż psy. Koci
organizm, a  w  tym oczywiście układ trawienny,
poszedł „na łatwiznę” i nastawił się na korzystanie
z  gotowego białka zwierzęcego, zatracając
umiejętność syntezy niektórych aminokwasów,
zwłaszcza tych zawierających siarkę (białka zbudowane są
z  aminokwasów). Dlatego nigdy nie zrobimy z  kota
wegetarianina, co przy pewnym nakładzie pracy kulinarnej
jest możliwe w  przypadku psa. Bardzo ważną informacją
dla wszystkich opiekunów kotów jest to, że nie wolno
podawać kotu karmy przeznaczonej dla psów (ani suchej,
ani mokrej).
Poza tym koty, jako typowi mięsożercy, nie posiadają
receptorów smaku słodkiego (lub posiadają je w  ilości
śladowej), dzięki czemu nie grozi im otyłość spowodowana
przejadaniem się słodyczami, choć można utuczyć kota bez
słodyczy.
Koty, chociaż mają węch słabszy niż psy, w porównaniu
z  człowiekiem są mistrzami węchu. Dysponują bardzo
użyteczną dla człowieka umiejętnością, ich nos jest
szczególnie wrażliwy na zapachy zawierające związki azotu,
które wydzielane są przez zepsute lub nieświeże
pożywienie. Jeżeli kot wąchając szynkę, odwraca się
i  „zagrzebuje” łapką, my też lepiej jej nie jedzmy. (Tak
w  ogóle wcale jej nie jedzmy, bo nie należymy do
mięsożerców...).
Koci język jest szorstki jak szczoteczka dzięki rogowym
brodawkom służącym mu nie w  celu rozkoszowania się
smakiem (nie zawierają kubków smakowych), ale właśnie
jako szczotka do czyszczenia futerka.
Kot wolno żyjący jest łowcą polującym na drobną
zwierzynę (gryzonie, ptaki, jaszczurki), które zjada
w  całości po uprzednim dokładnym przeżuciu. Pamiętać
o  tym powinien każdy, kto chce ustrzec kota przed
chorobami dziąseł i  zębów. Domowe koty stanowczo za
mało lub wcale nie muszą gryźć pożywienia. Dostają albo
pokarmy z  puszki, których zawartość jest tak miękka, że
można ją łykać, albo suchą karmę, którą wystarczy nagryźć,
aby pękła, i połknąć. Żeby umożliwiać kotu używanie zębów
zgodnie z  ich przeznaczeniem, można podawać mu mięso
krojone w  paski na tyle długie, aby nie można było ich
połknąć (połknięcie spowoduje odruch wymiotny). Kot
szybko zorientuje się, że aby zjeść mięsną „wstążkę”,
trzeba ją najpierw pogryźć.
 
a) KOCIAK
Prawdziwym wyzwaniem jest wykarmienie nowo
narodzonych kociąt, które z  jakichś względów straciły
matkę. Tak jak wszystkie ssaki, kociaki dostają
w  pierwszym matczynym mleku, zwanym siarą,
przeciwciała chroniące je przed zachorowaniem na choroby
zakaźne. Kocięta, które przez pierwsze dni życia nie napiją
się siary, będą narażone na ciężkie infekcje, dlatego jeśli to
tylko możliwe, trzeba szukać matki zastępczej, która
zawsze, bez względu na wiek kocich osesków, jest
najlepszym rozwiązaniem.
Są jednak takie sytuacje, że nie mamy pod ręką mamki
(matki zastępczej), a  czas leci. W  trzeciej dobie życia
kociątko częściowo zatraca umiejętność przyswajania
przeciwciał z  przewodu pokarmowego. Najlepszym
wyjściem w  takiej sytuacji jest zgłosić się do lekarza
weterynarii, aby podać kociakowi doustnie ~0,25-0,5 ml
pełnej krwi zdrowego dorosłego kota – dawcy, dla którego
podarowanie takiej ilości krwi nie będzie żadnym
uszczerbkiem. Siara ma skład bardzo podobny do krwi,
dlatego ten sposób jest znacznie lepszy niż podawanie
w iniekcji (zastrzyku) gotowych surowic, chociażby dlatego,
że zawierają one przeciwciała tylko przeciw kilku chorobom
zakaźnym, a  siara i  pełna krew może zawierać ich dużo
więcej. Doustne podanie krwi zamiast siary powinno
nastąpić w pierwszej i drugiej dobie życia kociątka. Trzeba
pamiętać, aby podawać krew od kota tej samej rasy lub od
kota europejskiego, ponieważ u  tego kota najczęściej
spotykamy grupę krwi A, w  której jest bardzo mało
przeciwciał przeciw grupie B (u kotów występują trzy grupy
krwi: A, B i AB), lub od rodzeństwa kociaka z innego miotu.
Wystąpienie konfliktu i  niedokrwistości hemolitycznej jest
znacznie mniejszym zagrożeniem dla kociaka niż zakaźna
choroba, która w  tak wczesnym wieku jest wyrokiem
śmierci. Należy również pamiętać, aby „dawca” nie był
kotem „wychodzącym”, bo może być nosicielem takich
chorób, jak białaczka czy FIV.
Poza zapewnieniem noworodkowi ochrony przed
chorobami zakaźnymi trzeba go karmić od pierwszych
chwil życia. Jak to robić, jeśli nie ma kociej mamy? Na
szczęście na rynku jest wiele gotowych preparatów
mlekozastępczych dla kociąt. Są one w  postaci mleka
w  proszku, które należy rozpuszczać w  przegotowanej
wodzie, zgodnie z  przepisem na opakowaniu. (Zanim
kupimy mleko w  proszku dla kociąt, zawsze sprawdźmy
datę ważności). W  pierwszym dniu karmienia gotowym
preparatem mlekozastępczym najlepiej rozrabiać je
w  marchwiance (woda, w  której gotowała się obrana
marchew), co ustrzeże noworodka przed biegunką. Wiemy
już, co podawać, ale jak to zrobić? Konieczna będzie
butelka ze smoczkiem dla kociąt. Smoczek musi być
malutki, bardzo miękki, a bardzo małe dziurki nie mogą być
zrobione na szczycie, tylko z  boku smoczka, co ustrzeże
oseska przed zachłyśnięciem się. Dziurki w smoczku robimy
cienką rozgrzaną igłą. Podczas karmienia trzymamy
kociaka w  pozycji prawie pionowej. Większość nowo
narodzonych kociąt może jednorazowo przyjąć od 3 do 8 ml
płynu, który podajemy co 2-3 godziny z  5-, 6-godzinną
przerwą w nocy. Zapamiętajmy, że nie wolno karmić kocich
osesków mlekiem krowim, które zawiera zbyt dużo laktozy,
a  za mało tłuszczu, białka, wapnia i  fosforu. Jeżeli nie
możemy kupić „kociego mleka”, jesteśmy skazani na
wykazanie się umiejętnościami kulinarnymi.
 
Podaję przepis:
składniki:
– chude mleko (przegotowane) 70%
– chude mięso wołowe 8%
– olej roślinny (sojowy) 3%
– żółtko 3-4%
– chudy twaróg 15%
– mieszanka witaminowo-mikroelementowa 1%
(kupiona w gabinecie weterynaryjnym).
Wszystkie składniki trzeba dokładnie zmiksować
i  przechowywać nie dłużej niż 12 godz. w  lodówce. Przed
podaniem podgrzać do temperatury ok. 37°C.
 
Wspomniałam wcześniej, że koty nie syntetyzują pewnych
aminokwasów (tauryna, arginina, histydyna), których
niedobór w  okresie rozwoju może prowadzić do zaburzeń
wzrostu, zaćmy i  szeregu innych wad. Dlatego tak ważne
jest, aby w podawanym pokarmie mlekozastępczym ich nie
zabrakło. W  gotowym „kocim” mleku w  proszku znajduje
się ich odpowiednia ilość, a  w  pokarmie przygotowanym
w domu głównym ich źródłem jest żółtko jajka kurzego.
Po każdym nakarmieniu masujemy ciepłą wilgotną
szmatką lub wacikiem kocie brzuszki i pupy, aby umożliwić
maleństwom wypróżnienie. Nie wolno o tym zapomnieć, bo
bez takiego masażu, który normalnie zapewnia kocia mama
wylizując potomstwo, nie będzie ani siusiu, ani kupki.
Zdrowe kociaki dużo śpią (płaczą, gdy są głodne)
i  szybko rosną. W  wieku 3 tygodni kocie sieroty powinny
być bardzo powoli przyuczane do pokarmu stałego –
minimalnych ilości surowego skrobanego mięsa wołowego.
Najpierw podajemy na języczek kawałeczek wielkości łebka
od szpilki, następnego dnia troszkę więcej, a  po tygodniu
kociak powinien już umieć jeść samodzielnie, co nie znaczy,
że zrezygnuje z butelki. Koty są „ssakami do potęgi”, nawet
zupełnie duże, kilkumiesięczne koty nie odmówią sobie
possania, gdy nadarzy się matczyny sutek lub butelka ze
smoczkiem. Jeżeli trafi do naszego domu kociak, który umie
sam jeść, sprawa będzie dużo prostsza. Rynek pełen jest
różnego rodzaju karmy dla bardzo małych i  małych kociąt.
Najlepiej jednak kupować gotowe, zarówno puszkowe, jak
i  suche karmy renomowanych firm, przeznaczone dla
danego przedziału wiekowego rosnącego kota, polecone
przez lekarza weterynarii.
Poza podawaniem gotowej karmy uczymy kociaka jeść
różnego rodzaju pożywienie, wprowadzając nowe produkty
w bardzo małych ilościach, aby nie spowodować biegunki:
– mięso surowe, wołowe, koninę, baraninę
– mięso gotowane – drobiowe
– ryby tylko gotowane morskie (filety)
– ser twarogowy
– jogurt, kefir (z żywymi kulturami bakterii)
– śmietankę (12%)
– węglowodany: makaron, domowe kluski, ryż
– tłuszcze, np. masło, olej.
Koty jadają często, a po troszku, muszą więc mieć stały
dostęp do jedzenia, dlatego najlepszym rozwiązaniem jest
„dyżurna” sucha karma (nie psuje się tak łatwo) plus
podawane kilka razy dziennie „mokre”, zawsze świeże
jedzenie. Poza tym zawsze powinna być dostępna świeża
woda. Podawanie mleka krowiego jest możliwe tylko
w  przypadku tych kotów, które tolerują jego składniki, np.
laktozę, i  po jego wypiciu nie występują biegunki. Im
bardziej będzie urozmaicone jedzenie kociaka, tym mniej
wybredny będzie jako kot dorosły. W  przypadku kotów nie
obowiązują psie zasady:
– Nie dawać ludzkiego jedzenia.
– Nie mieszać mięsa, ryb i suchej karmy.
Obowiązuje jednak zakaz podawania:
– surowych ryb (surowe mięso ryb zawiera
antywitaminę B, tiaminozę),
– słonych, pikantnych, wędzonych potraw,
– cebuli, czosnku,
– suchej karmy nieprzeznaczonej dla danego wieku
i stanu kota,
– należy unikać nadmiaru wątróbki (hyperwitaminoza
A).
 
b) KOT DOROSŁY
Możemy uznać, że wraz z pojawieniem się oznak dojrzałości
płciowej kot staje się dorosły. Jednak w  zależności od rasy,
skłonności indywidualnych, jak i  pory roku, w  której
przyszło kotu dorastać, „objawy” dojrzałości mogą pojawić
się bardzo wcześnie, np. w 5. miesiącu życia, a takiego kota
za dorosłego uznać nie można. Przyjmijmy więc, że dorosły
kot, ale jeszcze bardzo młody, to ten, który skończył rok.
Nie zachęcam nikogo do przechodzenia na kupowanie
w  supermarketach karmy dla kotów dorosłych bez
uwzględnienia podziału na etapy dorosłości.
Tak jak pisałam już wcześniej, karma ma być
przeznaczona dla danego przedziału wiekowego, sposobu
życia (inna dla kotów mieszkających w  domu, inna dla
wychodzących). Bardzo dobrze, jeśli kupujemy karmę
przeznaczoną dla konkretnej rasy. Karmy dla kotów
długowłosych zawierają składniki umożliwiające
rozpuszczenie włosów zjedzonych podczas codziennej
toalety, a także więcej tych składników, dzięki którym sierść
może być odbudowana. Karmy dla ras małych, o  drobnych
pyszczkach, są dostosowane do możliwości „gryzących”
takich pyszczków, itd.
Kot żyje nie tylko suchą karmą. Tak jak w  przypadku
kociąt, pełni ona rolę „dyżurnej miski”. Mokre jedzenie
podajemy kilka razy dziennie w  niewielkich ilościach, tak
aby nie stało i  nie wysychało. Stosujemy zasady podane
wcześniej.
 
c) KOT KASTROWANY – KOCUR (KASTRAT)
U  kastrowanych kocurów istnieje większe niż
u  niekastrowanych ryzyko zatykania się cewki moczowej
tzw. struwitami (kamykami, których jądrem są złuszczone
komórki nabłonków i  śluz, na którym osadzają się np.
fosforany). Cewka moczowa kocura ma bardzo wąskie
światło, a  na dodatek przechodzi przez wąską kość
prąciową jak przez rurkę. Jeśli nawet coś małego utkwi
w  cewce na wysokości kości-rurki może nastąpić
zatrzymanie moczu i  bardzo przykre dla kota
konsekwencje. Ciśnienie moczu może wypchnąć przeszkodę
w  postaci np. struwitu tylko wtedy, gdy cewka moczowa
może się rozszerzyć, co jest niemożliwe w  świetle kości
prąciowej. Istnieje kilka sposobów, aby uniknąć tak
przykrych dolegliwości, których wystąpienie najczęściej
kończy się zabiegiem operacyjnym, zwanym „wyszyciem
cewki moczowej”.
Po pierwsze, kocura należy kastrować dopiero wtedy,
gdy osiągnie dojrzałość płciową. W tym rozdziale zajmiemy
się jednak innym ważnym, jeśli nie najważniejszym
sposobem przeciwdziałania zatykaniu się cewki moczowej,
czyli dietą. Podstawową zasadą musi być to, aby organizm
kota produkował dużo moczu, ponieważ jego mała gęstość
uniemożliwi wytrącanie się soli różnych pierwiastków. Aby
dużo siusiać, trzeba albo dużo pić, albo jeść wilgotne
pożywienie. Wyżej wspomniane dolegliwości nasiliły się
u  kocurów, ponieważ pierwsze suche karmy były bardzo
bogate w  białko i  mikroelementy, szczególnie fosfor, i  nie
zawierały odpowiedniej ilości pierwiastków pobudzających
pragnienie. W efekcie dawało to u jedzących je kotów duże
zagęszczenie moczu, w  którym z  łatwością wytrącały się
kryształy amonowo-fosforanowe. Obecnie suche karmy
produkowane dla kastratów mają skład minimalizujący
zagrożenie wystąpienia tych dolegliwości. Wykastrowany
kocur nie może jeść suchej karmy nieprzeznaczonej dla
kastratów. Poza suchą karmą pełniącą rolę „karmy
dyżurnej” powinien jadać różnego rodzaju „mokry pokarm”.
Nie powinno to być tylko mięso czy gotowana morska ryba
(i  jedno, i  drugie zawiera dużo fosforu), ale także nabiał
(jogurt, kefir, śmietanka, biały ser, twaróg), a  także
konserwy przeznaczone dla dorosłych kotów (nigdy dla
kociąt). Są koty, które chętnie jedzą węglowodany w postaci
klusek czy ryżu, ale większość gardzi tego typu frykasami.
W  ich przypadku częściej należy podawać gotowe jedzenie
w  puszkach, które zawiera dość dużą ilość węglowodanów.
Starsze 7-, 8-letnie kastraty, a także te, u których wystąpiły
dolegliwości zwane „zespołem urologicznym”1, powinny
jeść mokre jedzenie lekko posolone.
Ile solić? Na pewno nie tyle, ile soli się potrawy dla
ludzi. Solenie dla kota ma być symboliczne, dosłownie kilka
ziarenek soli na jednorazową porcję mięsa czy innego
pokarmu mokrego. Koty, u  których wystąpiły objawy
zapalne dolnych dróg moczowych (cewki, pęcherza),
powinny zgodnie z  zaleceniem lekarza weterynarii jeść
suchą karmę przeznaczoną dla kotów z  zespołem
urologicznym. Nie należy jednak stosować tego typu karmy
bez przerwy, z  reguły po 5-, 6-miesięcznym podawaniu
robimy 2-, 3-miesięczną przerwę.
 
d) KOTKA W CIĄŻY I KARMIĄCA
Zdrowa ciężarna kotka potrzebuje dużo więcej pokarmu
bogatego w  mikroelementy, białko i  inne składniki mniej
więcej od 2. tygodnia ciąży. Oczywiście, im więcej jest
płodów, tym potrzeby kotki są większe. Dokładnie taka
sama jest sytuacja kotek karmiących: im więcej jest
chętnych do „maminej jadłodajni”, tym więcej sama mama
musi jeść i  pić. W  przypadku kotek sprawa jest łatwiejsza
niż w  przypadku suczek. Kotki same dawkują sobie
pożywienie pod warunkiem, że mają do niego dostęp
i  oczywiście pod dostatkiem świeżej wody. Ważne, aby
sucha karma podawana w  okresie ciąży i  karmienia była
przeznaczona dla ciężarnych i  karmiących kotek. Mokre
jedzenie musi być zawsze świeże i  dobrej jakości.
Jakiekolwiek eksperymenty dietetyczne – typu podawanie
zupełnie nowego rodzaju pokarmu, nawet w  małej ilości,
np. wędzonej ryby – mogą mieć bardzo przykre skutki dla
kociąt, powodując biegunkę.
 
Gruba kotka
Moje życie toczy się pomiędzy kolejnymi telefonami,
ciągłymi rozmowami z  właścicielami zwierzaków
i udzielaniem porad.
Właśnie zadzwonił telefon i odezwał się miły damski
głos:
– Jest Pani naszą ostatnią deską ratunku!
Okazało się, że pani jest posiadaczką bardzo chorej,
leczonej od paru lat kotki. Leczenie nie przynosi jednak
efektu, a kotka ciągle wymiotuje.
– Czy kotka miała robione badania?
– Oczywiście, ale wyniki nie odbiegają od normy.
A mimo to kotka jest chora i wymiotuje.
Nie pozostało mi nic innego, jak umówić się
z właścicielką kotki w gabinecie.
Następnego dnia przyszły dwie panie – matka
z  córką – niosąc kota w  pudełku. Oczywiście kot nie
został od razu wyjęty z  pudełka. Siedział sobie
grzecznie w  swoim transporterku, a  my zaczęłyśmy
rozmawiać. Właścicielka opowiadała, na czym polegają
dolegliwości kota.
– Systematycznie, prawie każdego ranka, kotka
wymiotuje śliną, czasem podbarwioną krwią.
Niejednokrotnie zdarza się, że w tej ślinie jest kawałek
jakiejś trawki, którą znalazła.
Okazało się, że wymiotuje także po większości
pokarmów, co jest bardzo męczące dla niej i kłopotliwe
dla właścicieli.
– Nie ma mowy o  jedzeniu surowego mięsa,
ponieważ natychmiast je zwraca. W  tej chwili odpadły
już gotowana ryba i  suchy pokarm. Jedyne, co może
zjeść, to gotowany drób, troszkę sera, czasem jogurt,
kefir i saszetki z gotową karmą dla kotów.
Pani była zrozpaczona. Leczenie kotki trwało od
bodaj dwu lat i przynosiło mierne efekty.
– Kiedy dostaje środki przeciwwymiotne,
rzeczywiście na chwilę przestaje wymiotować.
Natomiast gdy tylko przerwie się ich podawanie –
wymioty wracają.
Wyobraziłam sobie, że to nieszczęsne zwierzątko
musi wyglądać jak szkielet. Zastanawiałam się, co temu
kotu może dolegać. Przejrzałam wszystkie badania,
rzeczywiście wyniki nie odbiegały od normy. Badania
dotyczące prześwietlenia przewodu pokarmowego
z  kontrastem również wypadły znakomicie. Nie można
się było dopatrzyć żadnych przeszkód na drodze kęsów
pokarmu. Wyniki krwi, moczu – wszystko prawidłowe.
Byłam zdziwiona, jak to możliwe, że tak niedożywiony
kot ma tak znakomite wyniki badań.
Wreszcie przyszedł czas na obejrzenie pacjenta.
Pani postawiła koci transporter na stole, otworzyłyśmy
drzwiczki. Kotka okazała się niesłychanie przyjaznym
zwierzęciem. Po paru minutach wyszła ze swojego
transporterka i zaczęła się do mnie tulić. Było to bardzo
miłe, ale zdziwiło mnie niesłychanie, że kotka wygląda
jak pączek, a może nawet jak dwa pączki w maśle. Była
tłuściutka i  miała piękną sierść. W  niczym nie
przypominała niedożywionego kota. Szczerze mówiąc,
poczułam się trochę nieswojo jako ostatnia deska
ratunku dla takiego okazu zdrowia. Zaczęłam wątpić
w dolegliwości kota. No i od nowa rozpoczęłam wywiad.
Pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy – na pewno
intuicja mi ją podpowiedziała – to zapytać o  sposób
karmienia kota. Pani nie bardzo zrozumiała, o  co mi
chodzi i  zaczęła mówić jeszcze raz, co podaje jej do
jedzenia.
Zapytałam, ile razy dziennie ją karmi i  jak to
w  ogóle wygląda. Pani z  dumą powiedziała, że w  tej
chwili doszły już do dwóch razy dziennie, ale to też nic
nie daje. Przedtem karmiła kotkę trzy, a  nawet cztery
razy dziennie, ale nie było dobrze, więc uznała, że
trzeba zmniejszyć ilość porcji podawanych w  ciągu
dnia. I  tu był właśnie pies, a  może nawet kot,
pogrzebany. Kotka, kiedy dostawała coś pysznego
(a  uwielbiała surowe mięso, gotowaną rybę i  szereg
innych dań, które jej odebrano), najadała się na zapas,
gdyż wiedziała, że za chwilę miska będzie pusta i to na
długi czas. Ponieważ jadła zbyt łapczywie, zbyt szybko
i  zbyt dużo – wymiotowała i  pyszne kąski lądowały za
chwilę na podłodze. Poranne wymioty były natomiast
spowodowane tym, iż zbyt długo miała pusty brzuszek.
Uczulam więc wszystkich właścicieli: kot musi mieć
stały dostęp do jedzenia! Wtedy nie tylko nie będzie
otyły, ale również nie będzie cierpiał na takie
pseudodolegliwości. Przypominam o  tym wszystkim
lekarzom weterynarii i opiekunom kotów.
Terapia nie była specjalnie trudna, a  dla kotki
bardzo przyjemna. Przede wszystkim pełne miski...
Jedna dyżurna miseczka z suchą karmą, i w ciągu dnia
wielokrotnie podawany mokry pokarm w  niewielkich
ilościach (po to, by nie wysychał). Na początku kotka,
nauczona złym doświadczeniem, zjadała wszystko.
I  oczywiście nadal często zdarzały się wymioty. Po
jakimś czasie nauczyła się jednak, że jedzenia nie
zabraknie. Przestała jeść na zapas i wreszcie dostawała
to, co najbardziej jej smakowało. Nie wymiotowała po
gotowanym kurczaku czy po saszetkach, bo jadła je
bardzo spokojnie. Nie łykała zbyt szybko, nie zatykała
się jedzeniem i  nie zwracała go. Po pewnym czasie nie
wymiotowała również ani po suchej karmie, ani po
surowym mięsie, ani po gotowanej rybie. Stała się
naprawdę szczęśliwym kotem. Co więcej, powiem
Państwu, że nawet troszeczkę schudła.
 
e) STARY KOT
Podobnie jak nie lubią zmian starzy ludzie, tak i stare koty
nie chcą rezygnować ze swoich przyzwyczajeń. Zmiany,
jakie wprowadzamy, powinny dotyczyć tylko „dyżurnej”
suchej karmy (ma ona być przeznaczona dla starych kotów)
oraz tych składników, których eliminację zaleca lekarz
weterynarii w związku z dolegliwościami kota.
 
f) OTYŁOŚĆ
Grubasów przybywa na świecie i  to nie tylko wśród kotów.
Problem otyłości męczy ludzi, psy, nie wspomnę już tuczu
przemysłowego. Co to znaczy „gruby”? Kastrowany kot
domowy ważący 5-6 kg jest przyjemnym w  dotyku
grubaskiem, ale kastrowany kocur ważący 10-12 kg jest
otyłym kaleką.
Czasami są wyjątki. Mój Maciuś – 3-letni kastrat – waży
ok. 12 kg, a  sprawności fizycznej można mu pozazdrościć
(jest bardzo dużym długonogim kotem, ale nie można
powiedzieć, żeby był chudy). Nie trzeba generalizować
i  trzymać się wyliczanek i  tabelek. Wśród kocich ras
i  osobników mamy spore różnice w  wielkości. Maine-coon
czy kot norweski leśny zawsze będą przewyższać wagowo
kota abisyńskiego czy singapurskiego, chyba że te ostatnie
będą otyłe, a  pierwsze chude. Otyłe koty to najczęściej
kastrowane kotki i  kocury, siedzące w  domu i  jedzące
z  nudów. Kastracja przeważnie poprawia apetyt,
szczególnie w  pierwszych miesiącach po jej wykonaniu.
Właściciel, zachwycony szybkim powrotem do zdrowia
operowanego kota (czego objawem jest apetyt), podtyka
rekonwalescentowi co lepsze tłuste smakołyki i  kot rośnie
wszerz.
Najczęściej jedyną rozrywką kota jest jedzenie. Są koty
„po przejściach”, które nieraz zaznały głodu. Kiedy trafiają
wreszcie do domu, gdzie jedzenia jest w  bród, zaczynają
jeść bez opamiętania. Opiekun przestraszony ilością
pochłanianego pokarmu, chcąc przeciwdziałać kociej
nadwadze, zaczyna wydzielać mu jedzenie. I  tu tkwi
pułapka. Na „prosty rozum” opiekun działa prawidłowo,
a  jednak tak nie jest. Koty tego rodzaju jedzą „na zapas”;
jeśli pokarm jest wydzielany, zjadają wszystko, czy są
głodne, czy nie. Jeżeli mają wolny dostęp do pożywienia, po
pewnym czasie orientują się, że jedzenie jest zawsze
i przestają jeść „na zapas”.
Następną pułapką otyłości kociej jest podawanie kotu
tylko tego, co lubi najbardziej. Kot, tak jak człowiek, je
więcej nie z  głodu, ale z  łakomstwa. Lekarstwem przeciw
otyłości jest nie tylko odpowiednia, urozmaicona dieta, ale
ruch. Sprawa jest prosta, jeśli koty mogą wychodzić na
dwór. Trudna, jeżeli w  domu jest jeden kot, któremu nikt
nie poświęca czasu, bawiąc się z  nim. Przypominam, że
otyłość i  brak ruchu to, poza innymi problemami ze
zdrowiem, główna przyczyna syndromu urologicznego.

ROZRÓD

Koty to zwierzęta o  ogromnych możliwościach


prokreacyjnych. Bywają kotki rekordzistki,
które potrafią w  ciągu jednego sezonu
odchować cztery mioty kociąt. Dlatego tak
ważne jest sterylizowanie kotek
nieprzeznaczonych do rozrodu,
a  w  szczególności najbardziej plennych kotek wolno
żyjących. Wychodzące na dwór lub wolno żyjące
niekastrowane kocury biorą udział w  „kocich weselach”,
podczas których niejednokrotnie dochodzi do krwawych
bijatyk, co z  kolei niesie niebezpieczeństwo zarażenia się
kocim niedoborem immunologicznym, zwanym „kocim
aidsem”, powodowanym przez koci wirus niedoboru
immunologicznego (FIV). Choroba ta nie jest groźna dla
ludzi i dla większości innych gatunków, natomiast dla kotów
jest śmiertelna. Szczególnie bliskie kontakty, a  więc także
kontakty seksualne, mogą owocować (poza ciążą) różnego
rodzaju chorobami, z  których część może być śmiertelna.
Mam tu na myśli takie choroby, jak białaczka kotów,
coronowiroza (FIP) czy panleukopenia (parwowiroza
kotów). Dlatego bezpieczniej jest wykastrować i  kotkę,
i kocura, jeśli są kotami wychodzącymi na dwór.
 
a) KOTKA
Jak już wspomniałam wcześniej, kotki dojrzewają płciowo
w różnym wieku, zależnie od rasy, cech osobniczych i pory
roku, w której przychodzi im dorastać. Najczęściej pierwsza
ruja występuje między 5. a  10. miesiącem życia. Ponieważ
u  kotek owulacja (czyli uwolnienie się z  pęcherzyka na
jajniku komórki rozrodczej – jaja) jest prowokowana aktem
seksualnym, niekastrowana i  niekryta przez kocura kotka
po paru miesiącach od pierwszej rui zaczyna mieć coś
w  rodzaju „rui permanentnej”. Polega to na tym, że okres
gotowości do „zawarcia małżeństwa” występuje prawie bez
przerwy lub z  kilkudniowymi przerwami, co uniemożliwia
domownikom i ich sąsiadom spokojny sen.
Kotka w rui wyśpiewuje bardzo głośno nie zawsze miłe
dla ludzkiego ucha serenady – najchętniej nocą. Poza tym
niekastrowana kotka, tak jak kocur, potrafi zostawiać po
kątach i  na kanapach pisane moczem „listy miłosne” – nie
można mieć o to do niej pretensji.
Wszystkie kotki, które mają żyć długo i  zdrowo,
powinny być poddane sterylizacji. Poza tym za dużo jest na
świecie niechcianych kotów. Nie jest prawdą, że kotka musi
choć raz mieć kociaki. Często zbyt młoda kilkumiesięczna
kocia mama nie umie podołać matczynym obowiązkom
i porzuca swój pierwszy miot. Stąd wzięło się powiedzenie:
„Pierwsze koty za płoty”.
Kiedy jest odpowiedni czas na pierwszą ciążę lub
sterylizację?
Zajmiemy się najpierw sterylizacją. Pozbawienie
organizmu, czy to zwierzęcego, czy też ludzkiego,
możliwości posiadania potomstwa – sterylizacja
w  przypadku kotek polega na usunięciu gruczołów
rozrodczych – jajników i  macicy i  nazywa się
ovariohisterectomią. Oczywiście, można usunąć tylko jajniki
(ovariectomia), ale lepiej nie zostawiać w  jamie brzusznej
zupełnie niepotrzebnego już narządu, jakim jest macica.
W  USA sterylizuje się koteczki jeszcze przed
wystąpieniem pierwszej rui, co gwarantuje w  prawie stu
procentach niezapadalność na nowotwory gruczołu
mlekowego. Moim zdaniem, zabieg ten powinien być
wykonany na w  pełni dojrzałej kotce (a  więc na pewno po
pierwszej rui) i  na tyle dużej, aby operacja była wygodna
dla operatora.
Wysterylizowanie kotki po pierwszej rui, najlepiej
między 6. a  12. miesiącem życia, pozwala jej w  pełni
dorosnąć, jest bezpieczniejsze, a  zagrożenie wystąpieniem
nowotworów gruczołu mlekowego wzrasta raptem o 1-2%.
 
Ciąża
Koteczki przeznaczone do reprodukcji powinny być kryte po
osiągnięciu dojrzałości nie tylko płciowej, ale również
fizjologicznej. Pisałam wcześniej, że zbyt wczesna ciąża
może skończyć się odrzuceniem potomstwa przez zbyt
młodą mamę. Zależnie od rasy i innych wcześniej podanych
czynników, gotowość do posiadania i  odchowania
potomstwa przychodzi w różnym wieku.
Kotki z  uprawnieniami hodowlanymi rozmnaża się
zgodnie z zaleceniami doświadczonych hodowców i lekarzy
weterynarii współpracujących ze związkami hodowców
kotów. Najczęściej rozpoczyna się rozród u kotek między 1.
a  2. rokiem życia. Kotka w  rui odwiedza kocura, najlepiej
w  jego miejscu zamieszkania, i  tu najczęściej kończy się
rola opiekunów. Kocia randka przeważnie odbywa się za
zamkniętymi drzwiami, a  do domowników dochodzą
„piekielne” serenady. Są różne kotki i  kocury, dlatego
czasem na zawarcie „małżeństwa” trzeba poczekać dzień
lub dwa. Należy pamiętać, żeby w  pomieszczeniu, gdzie
odbywa się kocia randka, było na tyle dużo miejsca, aby
można się było schować. Kotki bowiem często nie akceptują
partnera i dochodzi do bijatyk.
Najlepiej, jeśli zawarcie pierwszego związku nie
przebiega między dwojgiem niedoświadczonych partnerów,
a  jeśli tak musi być, trzeba ich najpierw przyzwyczaić do
siebie, zaczynając od 10-, 20-minutowych spotkań. Kocur,
który znaczy swój teren, może nie chcieć kryć, jeśli
właściciel wcześniej dokładnie wyczyści „wonne”
pomieszczenie, gdzie ma nastąpić schadzka.
Niejednokrotnie kotka musi spędzić w  domu kocura
tydzień, zanim wzajemnie się zaakceptują.
Ciąża u  kotki trwa, tak jak u  suczki, 2 miesiące, czyli
60-65 dni. Są od tej reguły odstępstwa – znam kotki, które
noszą prawidłową ciążę 70 dni. Im mniej płodów, a  kotka
większych rozmiarów, np. rasy maine coon, tym dłużej trwa
ciąża. Nie powinna jednak przedłużać się ponad 72 dni.
Kotka w  ciąży, bez względu na rasę, powinna być pod
opieką lekarza weterynarii.
Koty (kotki) są zwierzętami sezonowo poliestralnymi,
czyli podczas sezonu rozrodczego kotki mają ruje
cyklicznie, zwykle co 14-21 dni. Sezon rozrodczy w  naszej
szerokości geograficznej zaczyna się wraz z  wydłużaniem
się dnia (luty, marzec), a  kończy się w  krótkich dniach
października. U  kotek przeznaczonych do rozrodu,
trzymanych w  pomieszczeniach, gdzie pali się światło
o  odpowiednim natężeniu przez 14 godz. na dobę, może
wcale nie występować faza bezrujowa (anestus), a  ruje
(estus) mogą powtarzać się cyklicznie cały rok. Kotki
mieszkające razem mają zsynchronizowany cykl rujowy. Jak
już wspomniałam, u  kotek owulacja jest indukowana
kryciem, jednak u wielu kotek nigdy nie krytych występuje
ona spontanicznie, pod wpływem bodźców słuchowych lub
dotykowych. Niesterylizowane i  nierodzące kotki często
zapadają na stany zapalne błony śluzowej macicy łącznie
z  ropomaciczem, na co narażone są szczególnie kotki
przyjmujące środki antykoncepcyjne. Gestageny (np.
progesteron), które są składnikiem środków
antykoncepcyjnych, przy wysokich stężeniach powodują
zmiany w  błonie śluzowej macicy (endometrium),
doprowadzając np. do ropomacicza. Dlatego zdecydowanie
namawiam do sterylizowania kotek nieprzeznaczonych do
rozrodu.
 
Kłopoty z kręgosłupem
– Pani doktor, stało się coś strasznego! Nasza kicia ma
uszkodzony kręgosłup i  nie może chodzić. Czy będzie
pani dzisiaj w gabinecie?
Ponieważ kotka często wychodziła na dwór,
właściciele nie bardzo wiedzieli, co się stało. Na
dodatek nie było ich w  domu, kiedy się to wydarzyło.
Gdy wrócili, kot przyczołgał się jakoś do domu. Byli
przerażeni. Poprosiłam, aby przed przyjazdem do
gabinetu koniecznie wykonali zdjęcie rentgenowskie
kręgosłupa. Nie widziałam jeszcze kota, ale przy
podejrzeniu urazu kręgosłupa lepiej takie badanie
zrobić. Kot zawinięty w  koce był niesiony na ręku jak
niemowlę. Najpierw zdjęcie. Biorę do ręki, oglądam, ale
wszystko jest w  najlepszym porządku. Na wszelki
wypadek zrobiono również prześwietlenie łap kota.
Żadnych zmian. Myślę sobie – może jakiś uraz głowy…
Odwijamy koc, a  w  moim kierunku podnosi się
rozanielony pyszczek koteczki, która... ma pierwszą
ruję! To nie jedyny taki wypadek. Często zdarzało mi się
spotykać z  właścicielami kotek, którzy nigdy przedtem
nie widzieli kotki w rui. Rzeczywiście chodzi ona wtedy
z  brzuchem przy ziemi. Ktoś, kto się na tym nie zna,
może myśleć, że coś jej się stało. Wałkowanie się po
dywanie to nie brak równowagi u  kotki, tylko typowy
objaw rui. Poruszanie się na przygiętych kończynach
z  wygiętym do dołu kręgosłupem też nie oznacza
choroby, a jęki, jakie wydobywają się z jej gardła, nie są
objawem cierpienia z  powodu bólu kręgosłupa, tylko
serenadą, miłosnym zawołaniem! A nuż usłyszy je jakiś
bardzo przystojny kocur…
 
Poród
Zawsze powtarzam, że w  prawidłowo przebiegającym
porodzie można tylko przeszkadzać. Zakładając, że kotka
w  ciąży jest zdrowa, jest w  wieku odpowiednim do
macierzyństwa i  znajduje się pod kontrolą lekarza
weterynarii, można być spokojnym, ale zawsze czujnym.
Przed zbliżającym się porodem należy przygotować miejsce
dla rodzącej, pudło kartonowe lub koszyk, wyścielone np.
tetrowymi pieluchami. Miejsce to musi być przez kotkę
zaakceptowane. Zawsze mamy pod ręką telefon do
prowadzącego kotkę lekarza weterynarii. Najczęściej przed
zbliżającym się porodem kotka staje się niespokojna i stara
się zwrócić na siebie uwagę opiekunów. Niepokój ten
charakteryzuje pierwszy etap porodu – fazę rozwierania się
szyjki macicy. Z dróg rodnych wydostaje się niewielka ilość
wydzieliny, często podbarwionej krwią.
Następnym etapem jest faza wypierania płodów,
podczas której kotka powinna skupić się na tej czynności.
Parcie podczas porodu występuje cyklicznie i jest wyraźnie
widoczne. Jeżeli wyciek z pochwy jest obfity lub zielonkawy,
zaś parcia trwają bez efektu przez dłuższy czas (1 godz.),
należy niezwłocznie zwrócić się do lekarza weterynarii.
Jeżeli lekarz stwierdzi tzw. „niestosunek porodowy” (za
duży płód, za wąski kanał rodny) lub jakąkolwiek inną
przeszkodę porodową, namawiam na szybką decyzję
wykonania cięcia cesarskiego.
Pomoc porodowa u  kotki jest bardzo trudna, dlatego
zamiast prób wydostania płodu drogą naturalną, lepiej
wykonać cesarskie cięcie, co niejednokrotnie ratuje
kociętom życie, a kotce zaoszczędzi cierpienia. Jeżeli poród
przebiega prawidłowo, nasza rola polega na kontroli stanu
nowo narodzonych kociąt i  liczby łożysk. Pamiętajmy, że
każdy kociak ma swoje łożysko. Pierworódka może nie
bardzo wiedzieć, co zrobić z  noworodkiem. Jeśli urodzi się
on w błonach płodowych, natychmiast go z nich wyjmujemy,
miękką szmatką wycieramy pyszczek i  pocieramy kark.
Pępowinę przerywamy między palcami ok. 5 cm od
brzuszka noworodka lub po podwiązaniu wygotowaną
lnianą nitką, też ok. 5 cm od brzuszka, przecinamy
nożyczkami. Jak najszybciej dajemy kociej mamie „dziecko”
do wylizania i  dostawienia do sutka. Ssanie sutka przez
kociątko pobudza wydzielanie oksytocyny, co powoduje
skurcze macicy i  przyspiesza jej opróżnianie z  następnych
maluchów. Odstępy między jednym a  drugim kociakiem są
różne. Zdarza się, że kotka rodzi 2-3 kociaki co parę minut
i  robi sobie przerwę przed następnymi. Czasem rodzi 1
kocię co 40-60 minut. Są kotki bardziej „leniwe” i  czas
między rodzonymi kociętami wydłuża się do 2-3 godzin –
taki poród zawsze musi się odbywać pod kontrolą lekarza
weterynarii.
Pamiętajmy, że nawet po najbardziej prawidłowo
przebiegającym porodzie kotka musi być skontrolowana
przez lekarza weterynarii, dzięki czemu ustrzeżemy ją
przed komplikacjami okresu poporodowego. Przez pierwsze
dni po porodzie trzeba zwrócić szczególną uwagę na kocią
mamę, a  wszelkie objawy budzące niepokój właściciela są
wskazaniem do wizyty u lekarza weterynarii.
 
b) KOT (KOCUR)
Kastracja kocurów jest zabiegiem, na który opiekunowie
decydują się bez większych oporów, a  to z  powodu
„pachnących liścików”, jakimi dojrzały płciowo kocur
znaczy swój teren. Strzykanie moczem jest dla kocura
wręcz obowiązkiem i  nie można się za to gniewać. Jedyną
radą jest kastracja...
Na szczęście, jest już wiele linii kotów rasowych, które
nie ostrzykują moczem swego terenu, przecież kocury
reproduktory nie mogą być wykastrowane.
Mocz dojrzałego płciowo kocura ma bardzo silny
i  przykry zapach, dlatego w  jego kuwecie musi być dobrej
jakości żwirek pochłaniający zapach, a  kuwetę trzeba
sprzątać bardzo często. Kastracja kocura polega na
usunięciu gruczołów rozrodczych – jąder (koniecznie wraz
z  najądrzami). Najlepiej wykonywać ten zabieg po
uzyskaniu przez kota dojrzałości płciowej. Zbyt wczesna
kastracja powoduje nadmierny wzrost kota (koty
kastrowane jako kocięta osiągają ogromne rozmiary)
i  większą skłonność do występowania niedrożności cewki
moczowej, która po zbyt wczesnej kastracji pozostaje
niedojrzała i cienka, jak u małego kociaka.

PROFILAKTYKA CHORÓB ZAKAŹNYCH

a) KOCIĘTA I KOTY
Każde kociątko wychowywane przez swoją mamę
otrzymuje w jej mleku (siarze) gotowe przeciwciała
chroniące je przed zachorowaniem na wiele chorób
zakaźnych. Niestety, ten rodzaj odporności zaczyna
dość szybko zanikać i  6-, 8-tygodniowy kociak ma
już bardzo niewiele przeciwciał od matki. Właśnie w  tym
momencie należy zaszczepić kociaka, zgodnie z zaleceniem
lekarza weterynarii, przeciw katarowi kociemu
i  panleukopenii. Na temat szczepień przeciw białaczce
zdania są podzielone. Ja nie jestem zwolenniczką szczepień
przeciw tej chorobie przede wszystkim dlatego, że
adiuwant glinowy, używany jako „nośnik” szczepionki, może
powodować u  kotów mięsaki poszczepienne, będące
nowotworami, które w  dodatku mają tendencję do
nawrotów po chirurgicznym usunięciu.
Następne szczepienie kociaka przeciw tym chorobom
powinno nastąpić w wieku 12 tygodni. Zależnie od tego, czy
lekarz zaleci szczepionkę z  żywymi drobnoustrojami, czy
nie, kalendarz szczepień wygląda trochę inaczej.
Najczęściej powtarza się szczepienie jeszcze w  wieku 4
miesięcy. Co do szczepień przeciw wściekliźnie u  kotów,
decyzję o  dacie szczepienia i  jego częstotliwości powinien
podjąć lekarz weterynarii, w zależności od tego, czy jest to
„kot wychodzący” lub wyjeżdżający na wakacje.
Niestety, szczepionka przeciwko wściekliźnie również
może powodować powstawanie mięsaków poszczepiennych.
Najczęściej szczepi się koty w  wieku 12 tygodni, potem
powinno się powtórzyć szczepienie po roku, a następnie co
2-3 lata. W  przypadku panleukopenii, kataru kociego
i  ewentualnie chlamydiozy szczepienie należy powtórzyć
również po roku, a potem co 3 lata.
Szczepienie przeciwko wściekliźnie wykonuje się
podskórnie, zawsze w innym miejscu, raz na jednej, raz na
drugiej kończynie tylnej.
 
Szczepienia:
Kocięta w  7.-8. tyg. – katar koci (herpes i  calicivirus) +
panleukopenia,
w  12. tyg. – katar koci (herpes i  calicivirus) +
panleukopenia,
w  16. tyg. – katar koci (herpes i  calicivirus) +
panleukopenia + ew. wścieklizna2.
Następnie koty szczepimy po 1 roku, a  potem co 2-3
lata.
Szczepienie przeciwko chlamydiozie, białaczce i  innym
chorobom zaleca lekarz weterynarii.
 
b) KOTY DOROSŁE
Jak już wspomniałam, zarówno szczepienia przeciwko
wściekliźnie, jak i  innym chorobom, powinny być
wykonywane z  częstotliwością zaleconą przez lekarza
weterynarii znającego tryb życia kota.
Najnowsze badania dowodzą jednak, że w  większości
przypadków coroczne szczepienie kota mija się z  celem,
dlatego że odporność poszczepienna utrzymuje się dużo
dłużej niż 1 rok.
 
c) STARE KOTY
Jeśli kot przekroczy dziesiąty rok życia, lekarz weterynarii
może zalecić nowy program szczepień, zależny od stanu
kota. Ważne jest, aby starzejącym się kotom wykonywać raz
w roku badanie krwi – podstawową biochemię i morfologię.
Od wyników uzależnia się profilaktykę dotyczącą nie tylko
chorób zakaźnych.
Profilaktyka ogólnie rozumiana to:
1) Żywienie.
2) Tryb życia.
3) Odrobaczanie.
4) Zabawki.
5) Rośliny (trujące dla kotów).
Zarówno prawidłowe żywienie, jak i  tryb życia
omówiłam już wcześniej.
 
Odrobaczanie
W większości przypadków rutynowo odrobacza się kocięta,
ponieważ zarażenie glistą kocią (Toxocara cati) może
nastąpić jeszcze w  łonie matki albo po urodzeniu podczas
ssania. Zawsze należy odrobaczać kocięta preparatem
przeznaczonym dla nich (nie należy używać preparatów
przeznaczonych dla dzieci) i  zgodnie z  zaleceniem lekarza
weterynarii. Odrobaczanie starszych kociąt i  dorosłych
kotów zawsze powinno być poprzedzone parazytologicznym
badaniem kału.
Kał do badania parazytologicznego musi być
uformowany (nie może być biegunki) i  najlepiej pobrać
ostatni jego odcinek. Badanie to pokaże, czy w  ogóle są
robaki, a  jeżeli są, to jakie (co jest niesłychanie ważne dla
skuteczności terapii przeciwrobaczej).
Jeżeli w domu są małe dzieci, a koty wychodzą na dwór,
badanie kału należy powtarzać co 2-3 miesiące. Jeśli kot nie
wychodzi, wystarczy je robić 1-2 razy w roku.
Ci, którzy twierdzą, że nie mogą pobrać „próbki kociej
kupki”, bo kot załatwia się na dworze, szukają wymówki.
Moje koty załatwiają swoje potrzeby w  ogrodzie, mają
swoje ulubione „toalety” i  nie ma kłopotu z  odnalezieniem
ich odchodów.
Pamiętajmy, że środki przeciwrobacze stosowane na
ślepo i na własną rękę mogą nie być skuteczne, a trują nie
tylko robaki, ale także ich żywiciela.
 
Zabawki
Kiedy mały wesoły kot przybywa do domu, pojawia się nam
w  oczach obraz widziany na wielu ilustracjach: „kociak
bawiący się kłębkiem wełny”. Niech ten obraz pozostanie
na ilustracji i  nigdy nie wprowadzajmy go w  życie.
Połknięta przez kota nitka może stanowić dla niego
śmiertelne zagrożenie. Głęboko chowamy wszystko, co
służy do szycia czy robótek na drutach. Najlepsze zabawki
to takie, które można łatwo toczyć, a  nie można zjeść.
Wspaniałą zabawką dla kotka jest naturalne piórko. Nie
stanowi zagrożenia, a  jeśli zostanie nadgryzione, to nic się
nie stanie.
 
Trujące rośliny
Dla kotów największym zagrożeniem jest większość roślin
z  rodziny liliowatych (Liliaceae). Zjedzenie przez kota
nawet niewielkiego kawałka liścia czy kwiatu lilii może
skończyć się niewydolnością nerek. Objawy zatrucia
pojawiają się po 2-6 godzinach od zjedzenia.
Właściciele kotów nigdy i  pod żadnym pozorem nie
powinni przynosić do domu tych kwiatów (ani hodować ich
w ogrodzie).
Takie rośliny jak ostrokrzew, grudnik, gwiazda
betlejemska, jemioła czy amarylis powodują najczęściej
przejściowe objawy ze strony układu pokarmowego
(wymioty, biegunka, ślinienie), ale nie należy ich
lekceważyć, a  najlepiej nie trzymać tych roślin w  domu.
Niewydolność nerek może również spowodować zjedzenie
przez kota większej ilości szczawiku zajęczego (Oxalis
acetosella), zwanego koniczyną, który pojawia się
w  kwiaciarniach wiosną (roślina popularna w  Irlandii
w dniu św. Patryka).
Pamiętajmy, że koty bardzo chętnie skubią zieleninę,
dlatego najlepiej, kiedy mają stały dostęp do zielonej, np.
owsianej, trawy w doniczce.

MITY I PRAWDA O CHOROBACH


ROZNOSZONYCH PRZEZ KOTY

a) TOKSOPLAZMOZA
Toksoplazmoza – choroba, na temat której wygłoszono już
bardzo wiele prawdziwych i  nieprawdziwych opinii,
najczęściej niesłusznie krzywdzących koty!
Ta budząca strach (szczególnie przyszłych
mam) choroba powodowana jest przez
niepozornego, co nie znaczy niegroźnego,
pierwotniaka Toxoplasma gondii, należącego do
kocydiów (Coccidia), mającego niezwykle
złożony cykl rozwojowy. Jedynym żywicielem
ostatecznym (takim, u  którego dochodzi do rozmnażania
płciowego pierwotniaków – czyli zamyka się ich cykl
rozwojowy) w naszej szerokości geograficznej jest kot. Inne
gatunki ssaków, takie jak np. gryzonie czy ludzie, a  także
ptaki, mogą być żywicielami pośrednimi, nosząc w  sobie
różne postacie cyklu rozwojowego pasożyta. Koty
najczęściej zarażają się, zjadając żywicieli pośrednich
(gryzonie i  ptaki). W  nabłonku jelit zarażonego kota,
w wyniku rozmnażania płciowego Toxoplasmy, dochodzi do
powstawania bardzo dużej ilości oocyst, które wydala on
wraz z kałem przez około 1-3 tygodnie, potem oocysty mogą
wcale nie pojawiać się w  kale. Wydalone z  kałem oocysty
stają się inwazyjne dla ssaków (w  tym człowieka) i  ptaków
dopiero po dłuższym czasie (ok. 2 doby) przebywania
w  odpowiedniej temperaturze, wilgotności i  przy dostępie
tlenu. Jeśli kot załatwia się do kuwety, to trzeba być
prawdziwym flejtuchem, aby narazić się na spotkanie
z  inwazyjną oocystą, nie sprzątnąwszy kuwety dzień lub
dwa. Bezpośredni kontakt z  kotem, nawet bardzo bliski
(całowanie, spanie w  jednym łóżku), niczym nie grozi,
ponieważ znając zwyczaje kota i  wiedząc, jaki jest czysty,
wiemy, że nigdy nie dopuści, aby jego futerko było
zanieczyszczone kałem. Zagrożeniem dla ssaków i  ptaków
jest środowisko (ziemia, woda) zanieczyszczone odchodami
chorych kotów, w  których są oocysty. Zwierzęta pasąc się
i  pijąc skażoną wodę mogą zarażać się toksoplazmozą, co
w  konsekwencji prowadzi do prawdziwego zagrożenia dla
ludzi, jakim jest surowe mięso.
W  Polsce do zarażenia ludzi T. gondii dochodzi
najczęściej (w  90%) poprzez zjedzenie surowego lub
niedogotowanego (niedosmażonego) mięsa. Najgroźniejsze
mięso to wieprzowina i  baranina, w  wołowinie T. gondii
zdarza się bardzo rzadko. Pozostałe 10% przypadków
toksoplazmozy u  ludzi powoduje picie surowej wody lub
jedzenie niedomytych warzyw. W  niewielkim stopniu
zagrożoną grupą są lekarze weterynarii, którzy mogą
zarażać się toksoplazmozą przez skaleczoną skórę,
dospojówkowo, aerogennie (przez wdychane powietrze)
podczas wykonywania zabiegów na chorych zwierzętach.
A  tak naprawdę toksoplazmoza, trafnie zwana „chorobą
rzeźników”, grozi tym, którzy mają bezpośredni kontakt
z surowym, zarażonym mięsem.
Chora ciężarna kobieta może narazić swoje
nienarodzone dziecko przezłożyskowo, dlatego wszystkie
kobiety, które zamierzają zajść w ciążę lub już są ciężarne,
powinny zrobić badanie w kierunku T. gondii.
Wielką przykrość sprawia mi brak wiedzy na temat tej
choroby wśród lekarzy medycyny, którzy ciężarnej zalecają
pozbycie się kota. Kot nie jest zagrożeniem bezpośrednim,
jego rola ogranicza się do rozsiewania oocyst w środowisku
i oczywiście dotyczy to kotów wychodzących.
Nawet ciężarna kobieta może sprzątać kocią kuwetę,
pod warunkiem że robi to zaraz po załatwieniu się kota
i  najlepiej w  rękawiczkach. Natomiast kontakt z  surowym
mięsem powinna ograniczyć do minimum, a jeśli już musi je
przygotowywać, to tylko w rękawiczkach.
Nieżyjący już, niestety, wspaniały nauczyciel
akademicki profesor Żarnowski dawał studentom
weterynarii przepis na coś w  rodzaju „szczepienia”
kilkuletnich dzieci (szczególnie dziewczynek) przeciw
toksoplazmozie: „Kiedy mama robi kotlety mielone (np.
wieprzowo-wołowe), powinna dać dziecku do polizania
palec (bez mięsa)”. Powtarzanie tej czynności tak często,
jak często szykuje się kotlety mielone, działa jak swoista
szczepionka. Na język dziecka może dostać się tak mała
ilość pierwotniaka, że nie wywoła choroby, a  spowoduje
wytworzenie przeciwciał i  uniemożliwi zachorowanie
w przyszłości na tę ciężką chorobę. Oczywiście warunkiem
bezwzględnym musi być to, że dziecko jest zupełnie
zdrowe.
Pan profesor Żarnowski odszedł już od nas, ale jego
metoda sprawdza się ciągle wśród bardzo wielu
„weterynaryjnych dzieci”. Mam nadzieję, że po
przeczytaniu tej książki nikt z  państwa nie będzie uważał
kota za bezpośrednie zagrożenie T. gondii. Zachęcam też do
całkowitej rezygnacji z  mięsa, bo wtedy ani metoda prof.
Żarnowskiego nie będzie potrzebna, ani toksoplazma nigdy
nie zagrozi naszemu zdrowiu.
 
b) GLISTNICA (Toxocara cati) – glista kocia
Glista kocia, tak jak i  psia, może powodować u  żywiciela
parateniczego (takiego, u  którego nie dochodzi do
zamknięcia cyklu rozwojowego robaka), którym jest
człowiek, chorobę zwaną larwa migrans (larwa wędrująca).
Niestety najbardziej narażone na nią są małe dzieci,
u których układ odpornościowy jest słabszy i nie nauczył się
jeszcze rozpoznawać zagrożeń.
Jaja glist i tęgoryjców wydalane są z kałem zarażonych
kotów i  psów. Największym zagrożeniem dla dzieci są
piaskownice używane jako kuwety przez koty wolno żyjące.
W  wielu krajach piaskownice nakrywane są na noc
plandekami, a  piasek w  nich bywa zmieniany przynajmniej
dwukrotnie w sezonie.
Zapobieganie glistnicy u  kotów to przede wszystkim
parazytologiczne badanie kału, które powinno być robione
u  kotów wychodzących z  domu co 2-3 miesiące (jeśli są
w  domu małe dzieci), a  u  kotów zamkniętych
w  mieszkaniach 1-2 razy w  roku. Dzięki badaniom wiemy,
czy w  ogóle są pasożyty i  co najważniejsze, jakie.
Pamiętajmy, że pasożyty wewnętrzne nie ograniczają się do
glist i  toksoplazmozy, są jeszcze inne, np. tasiemce czy
lamblie. Odrobaczanie na ślepo, niejednokrotnie zupełnie
zbędne (bo kot nie ma „robaków”), na pewno kotu nie
wychodzi na zdrowie, a  podawanie jednorazowo
„cudownego środka na robaki” – robakom, jeśli są, niewiele
szkodzi. Uspokaja jedynie nasze sumienie: kot został
odrobaczony.
Jedynym wyjątkiem jest odrobaczanie
kilkutygodniowych kociąt, kiedy nie wykonujemy badania
kału, ponieważ większość kociąt otrzymuje od matki
„prezent” w postaci glist.
Zapamiętajmy, że zdrowy dojrzały organizm, czy to
koci, ludzki, czy psi, nie jest bezbronny i potrafi skutecznie
bronić się przed pasożytami, szczególnie wtedy, kiedy miał
już z  nimi do czynienia. Dzieci, które miały owsiki, łatwiej
obronią się w przyszłości przed robakami, takimi jak glisty.
Dorosły zdrowy kot wcale nie musi zarazić się robakami,
nawet jeśli poluje na myszy. Nawet gdy ma jedną glistę, to
niewiele mu szkodząc, utrzymuje ona jego układ
odpornościowy w  gotowości, która nie dopuści do inwazji
pasożytów w jego organizmie.
 
c) GRZYBICE SKÓRY
Chorobotwórcze grzyby, takie jak Microsporum (występuje
głównie w miastach) i Trichophyton (spotykany głównie na
wsi), nie przebierają w gatunkach, równie chętnie rosną na
osłabionej skórze ludzkiej, kociej, psiej czy krowiej.
Aby nie zachorować na grzybicę, trzeba mądrze dbać
o  skórę. Inaczej o  ludzką, inaczej o  kocią. Naturalne
mechanizmy obronne odgrywają podstawową rolę
w  obronie przed grzybami. Wielowarstwowa struktura
skóry, złuszczanie się naskórka, są przeszkodą
mechaniczną, a  wydzielina gruczołów łojowych i  obecne
w  niej nienasycone kwasy tłuszczowe stanowią barierę
chemiczną dla grzybów. Kąpanie kotów w  szamponach ze
względów „higienicznych” otwiera wrota drobnoustrojom
(nie tylko grzybom), zmywając ze skóry naturalną barierę
ochronną. Odpowiednia dieta i  unikanie kąpieli
w  detergentach (szamponach) skutecznie chronią przed
grzybicą. Pamiętajmy, że grzyby stronią od kwaśnego
środowiska, dlatego mycie rąk „kwaśnym” mydłem
(o niskim pH) zapobiega przenoszeniu grzybicy.
 
d) ALERGIA „NA KOTA”
Bez zastanowienia obarczamy zwierzęta winą za katar,
astmę czy wysypkę, nie biorąc po uwagę zagrożenia ze
strony elektroniki czy chemii. Bliski kontakt z „plastikowym
światem” zaowocował wybuchem wręcz epidemii alergii,
której przyczyny, jak ślepcy, szukamy w  kociej czy psiej
sierści.
Korzyści płynące z  obcowania z  żywym przyjaznym
zwierzakiem są stokroć większe niż zagrożenie alergią –
z  czego też można znaleźć wyjście. Nieprawdą jest, że
uczulamy się na sierść. Uczulamy się na wydzielinę
gruczołów skórnych (najsilniejszym alergenem jest
wydzielina gruczołów zatok przyodbytniczych), która wraz
z  naskórkiem przylepia się do włosów podszerstkowych
i fruwa na nich w powietrzu. Jeżeli u dziecka lub człowieka
dorosłego zdiagnozowana została alergia „na kota”,
najlepiej będzie, jeśli stanie się właścicielem rasy, która nie
ma podszerstka, np. rex czy sfinks. Natomiast jeśli już ma
kota, należy mu usunąć gruczoły zatok okołoodbytniczych
(jest to zabieg chirurgiczny, ale nie powoduje uszczerbku
kociego zdrowia) i  często przecierać kota wilgotną
ściereczką lub rękawiczką, aby zbierać z  jego sierści
martwe włosy z podszerstka.

DOLEGLIWOŚCI NAJCZĘŚCIEJ
WYSTĘPUJĄCE U KOTÓW

a) SKÓRA
– Pasożyty zewnętrzne
Pchły. Pchła kocia (Ctenocephalides felis) nie
gardzi psem i  człowiekiem, ale na szczęście
w  każdym gabinecie weterynaryjnym można
zaopatrzyć się w  bezpieczne środki przeciw
pasożytom zewnętrznym i  stosować zawsze zgodnie
z  zaleceniem lekarza weterynarii. Koty wychodzące na
dwór muszą być zabezpieczane przeciw pchłom i kleszczom
co 4 tygodnie.
Wszy. Wesz kocia (Felicola subrostratus) jest dziś
rzadkością. Niszczy ją większość środków
przeciwpchelnych.
Świerzb. Najczęściej spotykany u kotów świerzb uszny
(Otodectes cynotis) jest niegroźny dla człowieka, ale może
zarazić psa. Objawia się świądem (drapanie uszu) i  czarną
lub ciemnobrązową, „suchą” wydzieliną w  kanale
słuchowym. Jeśli uważnie przyjrzeć się przez lupę, widać na
ciemnym tle poruszające się żółte plamki. To właśnie
Otodectes cynotis. Świerzb uszny daje się łatwo leczyć, pod
warunkiem że zastosowane będą pasożytobójcze preparaty,
zalecone przez lekarza weterynarii.
Świerzb koci (Notoedres cati) jest zaraźliwy dla innych
gatunków, łącznie z  człowiekiem. Występuje głównie
w  tropiku i  subtropiku, w  Polsce rzadko. Zaczyna się od
zmian na brzegach uszu. Na szczęście dość łatwo poddaje
się leczeniu.
Chejletieloza, tzw. łupież wędrujący, wywoływany jest
przez duże roztocza atakujące inne gatunki, łącznie
z człowiekiem. Łatwo poddaje się leczeniu.
Nużyca. Choroba powodowana przez Demodex cati –
nużeńca zasiedlającego mieszki włosowe. Zdarza się bardzo
rzadko, powoduje wyłysienia skóry.
Pamiętaj, że objawy świądu, łysinki czy jakiekolwiek
zmiany na skórze są powodem do jak najszybszej wizyty
u lekarza weterynarii.
 
– Choroby skóry tła alergicznego
U kotów, tak jak u ludzi, mogą wystąpić alergie pokarmowe
i  kontaktowe – najczęściej mieszane, objawiające się
świądem i  zmianami na skórze. Skóra uszkodzona przez
zmiany alergiczne jest doskonałym podłożem do wzrostu
bakterii czy grzybów. Najczęściej infekcje bakteryjne skóry
są dolegliwością wtórną. Uszkodzenia spowodowane
drapaniem się (pasożyty zewnętrzne, alergie, skaleczenia)
mogą zaowocować bakteryjnym stanem zapalnym lub
grzybicą.
Tak jak wśród ludzi i  psów, zdarzają się u  kotów
dolegliwości skórne tła psychogennego. Nadmierne
wylizywanie pewnych okolic ciała, obgryzanie ogona to
często objawy zaburzeń psychicznych. Jednostka
chorobowa, zwana zespołem falującej skóry, spowodowana
jest nadwrażliwością. Kot nie pozwala się dotykać i  może
stać się agresywny. Wszystkie te dolegliwości wymagają
wizyt u  lekarza weterynarii i  farmakoterapii. Nie wolno
zapomnieć, że skóra jest zwierciadłem stanu całego
organizmu, trochę tak jak oczy są zwierciadłem duszy.
Bardzo wiele chorób niedotyczących bezpośrednio skóry
daje objawy skórne, a  choroby powodujące osłabienie
odporności sprzyjają wystąpieniu chorób skóry.
 
b) USZY I OCZY
Ucho jest niezwykle skomplikowanym narządem, gdzie
perfekcyjnie skonstruowana maleńka „perkusja” przesyła
do mózgu fale dźwiękowe o  różnym natężeniu. Kocie ucho
jest wielokrotnie czulszym narzędziem niż ucho ludzkie.
Poza świerzbem usznym, którym kot zaraża się od innych
kotów, większość stanów zapalnych przewodu słuchowego
jest spowodowana nadgorliwością opiekunów, którzy
z  zapałem czyszczą kotu uszy. Ucho nie służy do dłubania.
Przewód słuchowy wyścielony jest delikatnym nabłonkiem
zaopatrzonym w  ogromną ilość rzęsek, które oczyszczają
kanał z zanieczyszczeń i nadmiaru woszczyny, która z kolei
jest naturalnym materiałem ochronnym nabłonka.
Wkładając do ucha nawet najdelikatniejszy wacik,
uszkadzamy urzęsiony nabłonek i  otwieramy wrota
bakteriom i  grzybom, które w  uchu znajdują doskonałe
warunki do życia. Bardzo często bakteryjne i  grzybicze
stany zapalne przewodu słuchowego są konsekwencją
spadku odporności kota lub zmian na tle alergicznym. Jeśli
jakiekolwiek zmiany zapalne zostaną stwierdzone w  kocim
uchu, ich leczenie powinno być poprzedzone badaniem
bakteriologicznym, mykologicznym czy parazytologicznym,
zgodnie z zaleceniem lekarza weterynarii.
Oczy. O tym, że oczy są zwierciadłem duszy, pisałam już
wcześniej. Kocie oko posiada aż trzy powieki, podczas gdy
u człowieka trzecia powieka zredukowana jest do maleńkiej
struktury w  środkowym kącie oka. Kocia trzecia powieka
może zasłonić gałkę oczną, a dzieje się tak prawie zawsze,
kiedy kot źle się czuje, niekoniecznie z  powodu choroby
oka.
Zapamiętajmy – jeżeli kocie oczy przysłonięte są
częściowo cienką, półprzezroczystą ukrwioną błoną (trzecia
powieka), to znaczy, że kot jest chory.
Zdrowe kocie oko jest szeroko otwarte, lśniące i  łzawi
umiarkowanie. Mrużenie oka, tarcie łapą, nadmierne
łzawienie, ropny wyciek, obrzęk powieki, zawsze stanowią
wskazanie do wizyty u  lekarza weterynarii. Są rasy kotów
z bardzo skróconą trzewioczaszką – persy, koty egzotyczne
– u  których piękne duże oczy są narażone na drażnienie
włosami rosnącymi na skróconym nosku. U  tych kotów
często występuje stan zapalny spojówek, jak również
częściej zdarzają się wrzody rogówki. Jest wiele chorób
wirusowych, takich jak np. „koci katar”, FIV – zespół
niedoboru immunologicznego, FIP czy białaczka, przy
których może wystąpić stan zapalny spojówek, jak
i późniejsze dolegliwości gałek ocznych.
Jakakolwiek zmiana w  wyglądzie oka zawsze powinna
niepokoić i  skłonić do wizyty u  lekarza weterynarii. Nie
wolno stosować kropli do oczu na własną rękę tylko
dlatego, że pomogły kotu sąsiadki.
 
c) NOS I JAMA USTNA
Koci nos to, co prawda gorszy niż psi, ale o wiele lepszy niż
ludzki, czujnik zapachowy. Poza nosem kot posiada narząd
Jacobsona, który jest organem odpowiedzialnym za zmysł
trochę węchu, trochę smaku i  służy do rozpoznawania
gotowości do rozrodu.
Można uznać, że jest to coś, co rozpoznaje feromony
i  potrafi wychwycić z  otoczenia ich naprawdę znikomą
ilość, dlatego kocury tak licznie przybywają do kotki w rui,
a  kotka z  łatwością odnajdzie kocura, gdy jest gotowa do
„zamążpójścia”. Organ ten pozostaje w  łączności zarówno
z  jamą nosową, jak i  ustną. Zdrowy koci nos jest czysty.
Jakikolwiek wyciek z  nosa, nadmierne kichanie czy
duszność są objawami chorobowymi. Zdarza się, że u  ras
takich, jak np. persy czy koty egzotyczne, skrzydełka
nosowe (chrapki) są zbyt duże i  wwijając się do środka,
zatykają dziurki w  nosie. Wtedy już kociątko ma kłopoty
z  oddychaniem i  należy jak najszybciej wykonać zabieg
chirurgiczny, polegający na korekcji skrzydełek nosowych.
Jak już wspomniałam, każdy objaw, czy to
nieprawidłowe oddychanie (duszności), czy po prostu katar
(wyciek z  nosa), jest powodem do wizyty w  gabinecie
weterynaryjnym.
 
Jama ustna
Koci pyszczek jest powodem bardzo wielu ludzkich
rozterek.
Po pierwsze, przypominam, że kot z całą pewnością nie
jest fiołkiem ani różą i wąchanie kociej paszczy nikomu nie
sprawi radości. Najzdrowszy w  świecie młody kot ma
specyficzny, nie najmilszy zapach z  jamy ustnej. Natomiast
odór nie do zniesienia na pewno jest objawem choroby.
W  warunkach naturalnych koty, tak jak i  inne zwierzęta
posiadające zęby, zanim zjedzą upolowaną zdobycz, muszą
ją na tyle rozdrobnić, aby była zdatna do połknięcia. Ten
kto widział, jak kot „żuje” mysz, zanim ją zje, wie, do czego
służą kocie zęby. Nasze koty domowe dostają konserwową
karmę o  konsystencji pasztetu, który można łykać, suchą
karmę połkną nagryzioną i  to wystarczy, jeśli dajemy im
mięso, to drobno pokrojone, serek w  formie pasty – po co
kotu zęby? Dolegliwości ze strony jamy ustnej są
konsekwencją pozbawienia kota możliwości gryzienia.
Praca żuchwy i  szczęki podczas żucia poprawia
ukrwienie, a więc odżywienie, zarówno zębów, jak i dziąseł.
Jedną z  najczęściej występujących chorób jamy ustnej
i  zębów jest u  kotów przewlekła poddziąsłowa nadżerka
zęba, zwana obecnie odontoklastyczną resorpcyjną
nadżerką kotów. Choroba polega na dość powolnej resorpcji
tkanek twardych zęba w  miejscu połączenia szkliwa
i  cementu, czyli na wysokości szyjki zęba. Postępujący
proces chorobowy po pewnym czasie wywołuje duże
dolegliwości bólowe, kot przestaje jeść. Dochodzi do
zapalenia i  rozrostu dziąseł, a  z  czasem do odłamania
korony zęba. Leczenie tej dolegliwości nie jest łatwe, ale im
wcześniej zostanie podjęte, tym lepszego efektu można się
spodziewać.
Wystąpieniu tej dolegliwości sprzyjają nie tylko
skłonności osobnicze, ale na pewno przyczynia się do niej
w  znacznym stopniu kamień nazębny, który jest zmorą nie
tylko psiej, ale i kociej paszczy.
Jak ustrzec kota przed osadzaniem się kamienia?
Jak już pisałam, kot musi gryźć, ale nie zawsze to
wystarczy. Szczególnie u kotów ze skróconą trzewioczaszką
(persy, koty egzotyczne) zęby szybciej pokrywają się
osadem, a  potem kamieniem, co powoduje paradontozę,
odsłanianie się szyjki zębów, uszkodzenia dziąseł. Proces
resorpcji tkanki zęba toczy się w  ukryciu pod kamieniem.
Prawie regułą jest zgłaszanie się do lekarza weterynarii,
gdy na kocich zębach są już „brukowce”.
Lęk opiekunów kotów przed zdejmowaniem kamienia
czy osadu z  kocich zębów wynika z  przeświadczenia, że
zabieg musi być wykonany w  narkozie, a  to może być
zagrożeniem dla życia. I prawda, i nieprawda.
Jeśli na zębach jest tylko osad, a  kot jest ufny
i  spokojny, można go usunąć bez narkozy, zdejmując
(zeskrobując) nawet paznokciem. Jeśli zęby wymagają nie
tylko oczyszczenia z  osadu lub kamienia, ale trzeba
niektóre np. usunąć, narkoza jest konieczna. Nie można
powiedzieć, że nie jest ona zagrożeniem dla życia, ale przy
obecnych możliwościach medycyny weterynaryjnej
prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zagrożenia jest
mniej więcej takie, jak szansa szóstki w totolotku.
Stany zapalne dziąseł, łącznie z  powstawaniem
nadżerek na dziąsłach i języku, mogą być objawami chorób
całego organizmu, nie tylko jamy ustnej, dlatego zawsze są
powodem do wizyty u  lekarza weterynarii. Choroby jamy
ustnej najczęściej objawiają się trudnościami w  pobieraniu
pokarmu, ślinieniem się i  bardzo przykrym zapachem
z  pyszczka. Każdy właściciel kota powinien przynajmniej
raz na miesiąc zajrzeć w  koci „otwór gębowy” i  sprawdzić
stan zębów i  dziąseł. Zdrowe dziąsła są różowe, gładkie
i ściśle przylegają do zębów. Nie powinna nikogo niepokoić
czerwona kreska przebiegająca nad zębami równolegle do
ramion żuchwy i  szczęki, jest to norma, szczególnie
u  młodych kotów, pod warunkiem że nie towarzyszy jej
rozrost dziąseł. Zęby nie powinny być pokryte kamieniem
nazębnym, który może przyczynić się do dolegliwości
zarówno zębów, jak i  dziąseł. Jakiekolwiek zmiany na
wargach czy na granicy nosa i  wargi mogą być np.
rozrostem nowotworowym i  powinny być natychmiast
pokazane lekarzowi weterynarii. Aby ustrzec kota przed
kłopotami będącymi konsekwencją niegryzienia pokarmu,
powinniśmy umożliwić mu ten najlepszy ze znanych mi
sposobów przygotowania jedzenia do dalszej obróbki
w  żołądku i  jelitach. Jeżeli podawane surowe mięso, np.
wołowe, pokroimy w  kilkucentymetrowe paski, kot będzie
musiał je pogryźć, bo inaczej po połknięciu zwymiotuje.
Choć kocie zęby nie wyglądają pokaźnie, daję słowo, że
świetnie poradzą sobie z  chrząstkami i  całkiem sporymi
kawałkami mięsa.
 
d) PRZEWÓD POKARMOWY
Tak naprawdę początek przewodu pokarmowego mamy już
za sobą, bo to przecież jama ustna. Dalsze jego odcinki,
takie jak: gardło, przełyk, żołądek, jelita i  wreszcie odbyt,
najczęściej manifestują swoje kłopoty zdrowotne poprzez
wymioty, biegunkę lub zaparcia. I  tu znów wracamy do
żywienia. Większa część kłopotów z najważniejszą „fabryką
energii życiowej”, jaką jest przewód pokarmowy, wynika
z błędów żywieniowych. Monodieta – podawanie ciągle tego
samego, często zupełnie nieodpowiedniego pokarmu,
kupionego w  supermarkecie i  pozbawionego składników
usprawniających choćby perystaltykę jelit, prowadzi do
bardzo ciężkich chorób nie tylko przewodu pokarmowego,
ale w  konsekwencji całego organizmu. Koty wolno żyjące
zjadają swoje ofiary, którymi są różne zwierzęta, w całości,
mają więc w swoim przewodzie pokarmowym zróżnicowany
pokarm. Urozmaicona dieta, konieczność gryzienia
pokarmu, wolny dostęp do jedzenia i świeżej wody to to, co
jesteśmy winni naszemu podopiecznemu. Powtarzające się
wymioty, biegunka, zaparcia i brak apetytu zawsze powinny
być powodem do odwiedzenia lekarza weterynarii
i wykonania zalecanych przez niego badań.
 
Makaron
– Pani doktor, mój kot wymiotuje makaronem.
Chwilę pomyślałam, i  odpowiadam zrozpaczonemu
Panu:
– Proszę mu nie dawać makaronu.
– Ale ja mu nie daję makaronu, a  on i  tak nim
wymiotuje.
Zastanowiłam się chwilę i  poprosiłam, aby
przyniesiono mi ten zwymiotowany makaron. Okazało
się, oczywiście, że była to dorodna glista. Proszę
Państwa, jeżeli wasz kot będzie „wymiotował
makaronem”, którego mu wcześniej nie podawaliście,
to znak, że trzeba go odrobaczyć.
 
e) UKŁAD MOCZOWY
Niestety, nasze ukochane Mruczki i  Maciusie najczęściej
kończą życie z  powodu niewydolności nerek. Około 3/4
starych kotów cierpi na tę dolegliwość i  w  zależności od
stopnia niewydolności tych niezbędnych do życia organów
żyje krócej lub dłużej. Przyczyn niewydolności nerek jest
bardzo wiele, uogólniając, można powiedzieć, że wszelkie
stany zapalne (nie tylko w  układzie moczowym),
nieprawidłowa dieta, substancje toksyczne i  silne stresy
przyczyniają się do ich uszkodzenia. Na pewno duże
znaczenie ma często występujący u  kotów tzw. syndrom
(zespół) urologiczny (idiopatyczna choroba dolnych dróg
moczowych u  kotów), objawiający się krwiomoczem
bolesnym i utrudnionym oddawaniem moczu. Choć choroba
ta nazwana jest idiopatyczną, czyli o  nieznanej przyczynie,
na pewno można stwierdzić, że do jej występowania bardzo
przyczyniły się suche karmy złej jakości, brak ruchu
i  otyłość, co w  przypadku kotów domowych nie jest
rzadkością. Do zespołu urologicznego zalicza się
dolegliwość często występującą u  kastrowanych kocurów,
polegającą na wytrącaniu się w  moczu tzw. struwitów
(kryształów fosforanów amonowo-magnezowych), które
utrudniają oddawanie moczu lub, zależnie od ich wielkości,
zatykają kompletnie wąską cewkę moczową. W  ostatnich
latach charakter syndromu (zespołu) urologicznego zmienił
się pod względem składu wytrącających się w  moczu
kryształów. Stosowanie w  monodiecie karm ubogich
w  fosfor i  magnez może kończyć się wystąpieniem kamicy
szczawianowo-wapniowej, której skutki są identyczne
z  kamicą struwitową. Aby u  kastrata zapobiec wystąpieniu
tej bardzo przykrej dla kota dolegliwości (która nieleczona
może skończyć się śmiercią), nie wolno kastrowanemu
kocurowi podawać suchych karm nieprzeznaczonych dla
kastratów, jak również nie można stosować monodiety, np.
bardzo bogatej w  fosfor (mięso, ryby). Niedocenioną
profilaktyką tych chorób jest ruch. Koty kastrowane,
mające dużo ruchu i  bardzo urozmaiconą dietę, rzadko
cierpią na niedrożność cewki moczowej. Nie wolno również
zapomnieć, że bardzo ważna jest ilość przyjmowanych
płynów – im bardziej rozrzedzony mocz, tym zagrożenie
wytrącaniem się kryształów mniejsze. Wszelkie stany
zapalne dróg moczowych sprzyjają podwyższeniu pH moczu
(zmniejszeniu kwasowości) i powstawaniu struwitów.
Jeżeli u  naszego kota zaobserwujemy już trudności
w  oddawaniu moczu, tj. długie przebywanie w  kuwecie
uwieńczone kilkoma kroplami moczu, „posikiwanie”
w  niewielkich ilościach po całym mieszkaniu połączone
z  wyraźnym posmutnieniem i  często brakiem apetytu,
trzeba działać natychmiast. Często po opróżnieniu pęcherza
moczowego i  doprowadzeniu do dobrego stanu ogólnego
kota, wszywa mu się cewkę moczową, tworząc nowe
szersze jej ujście ponad kością prąciową, dzięki czemu jej
zatykanie się w przyszłości będzie dużo trudniejsze.
Po wystąpieniu u  kota zespołu urologicznego należy
podawać mu suchą i  puszkową karmę dla kotów z  tą
dolegliwością, jak również leciutko solić domowe jedzenie.
Solenie jedzenia ma na celu zwiększenie zapotrzebowania
na wodę. Picie większych ilości wody zapobiega
zagęszczaniu moczu.
Nie wolno zapominać, że ciągłe podawanie karmy
przeciwdziałającej powstawaniu struwitów może
spowodować wytrącanie się innych kryształów, np.
szczawianów wapnia. Dlatego stosujemy suchą karmę
leczniczą, zgodnie z  wynikiem badania osadu w  moczu,
przez 5-6 miesięcy i  robimy 2-3 miesiące przerwy, podczas
której podajemy inną karmę, np. suchą karmę bytową.
Problemy zatykania się cewki moczowej na szczęście
nie dotyczą kotek, u  których nie występuje naturalna
przeszkoda dla „kamyków” w  postaci kości prąciowej,
a cewka moczowa jest szersza i krótsza.
 
Maciuś I
Nie „Król Maciuś I”, ale kot Maciuś I, a  pierwszy
dlatego, że w  dniu jego śmierci znalazł się młody
kocurek i  odziedziczył po nim imię, ale bez I. Ten
Maciuś żyje do tej pory.
Obecny Maciuś jest czarny jak węgiel, poprzedni
był czarno-biały zupełnie jak Mundeczek, który właśnie
hasa po ogrodzie. Choć na pozór Maciuś I przypominał
inne koty, to różnica była ogromna – był zupełnie ślepy.
Wszystko zaczęło się w  moim gabinecie. Podczas
badania kota usłyszałam opowieść jego właścicielki
o tym, jak to jej brat, student z Lublina, znalazł małego
ślepego kotka. Już od wielu miesięcy kociak przebywa
w  jednej z  lubelskich lecznic weterynaryjnych,
ponieważ brat nie może zabrać go do akademika.
W  dodatku ze studenckiej kiesy nie stać go na dalsze
opłacanie pobytu kota w  lecznicy. I  co zrobić? Przecież
nikt nie weźmie ślepego kociaka. „Jak to nikt? Ja
wezmę”. I za parę dni przyjechał do mnie z Lublina kot
Maciuś I. Małe przerażone zwierzątko o  pięknych,
dużych miodowych oczach służących tylko dla ozdoby.
Nowe miejsce, poprzednie złe doświadczenia i  ślepota
zaowocowały tym, że wszelki kontakt z  czymś żywym
powodował u  niego agresję. Gryzł dotkliwie zarówno
ludzką nogę, rękę, psią łapę, jak i koci ogon. Wychodził
z  założenia, że najlepszą obroną jest atak, a  ponieważ
najwyraźniej spodziewał się ciosu, kąsał każdy
napotkany kawałek żywego ciała.
Najbardziej ucierpiała tłusta pupa mojej nieżyjącej
już staruszki Kiwi, suczki o złotym sercu. Gdyby nie to,
że Kiwusia była wielbicielką kotów i  mleczną matką
kotki o  imieniu Krysia, Maciuś I  nie pożyłby długo.
Przynajmniej raz dziennie zatapiał swoje kły w pośladku
Kiwusi, która tylko warczała i  uciekała. Przez cały rok
trzeba było siedzieć z nogami podwiniętymi na krześle.
Koty kryły się na półkach, psy po kanapach, a  podłoga
była królestwem „zębatego władcy”.
Codziennie bardzo ostrożnie łapałam Maćka
I  chwytem uniemożliwiającym kąsanie, tuliłam,
głaskałam i  tłumaczyłam, że go kochamy. Po roku
zrozumiał. Przeistoczył się w  czułego, mruczącego,
puszystego stwora z  wiecznie zdziwionym wyrazem
pyszczka. „To oni mnie kochają?” Nauczył się swego
otoczenia na pamięć i  nikt, kto mnie odwiedzał, nie
mógł się domyślić, który kot jest ślepy. Wystarczyło
jednak przestawić mebel i już było wiadomo.
Minęły dwa następne lata. Maciuś I  był uroczym
pieszczochem, takim kotem „na rzep”, zawsze do kogoś
przyczepionym, a  najczęściej do swojej byłej ofiary,
Kiwuni.
Byłam sama w domu – cisza, piękna pogoda. Nagle
usłyszałam okropny łomot. Wpadłam do pokoju
i ujrzałam przerażającą scenę: czarno-białe kocie ciałko
miotane z  nieprawdopodobną siłą konwulsyjnymi
skurczami. Istny taniec św. Wita w  kocim wydaniu.
Złapałam poduszkę i  nakryłam kota, starając się nie
dopuścić, aby obijał się o  meble. Po paru minutach
skurcze ustały, Maciuś leżał bez ruchu i zaczął mruczeć.
Nigdy już nie wstał na łapki, żył jeszcze przez trzy
dni, podczas których miał ogromny apetyt. Nosiłam go
na poduszce i karmiłam z ręki, a on mruczał. Po trzech
dniach wstał na chwilę i  przeniósł się do lepszego
świata.
Myślę, że jego trzy lata z nami to był czas nauki dla
nas i dla niego. Nauki miłości.

KŁOPOTY WYCHOWAWCZE

Jak już pisałam wcześniej, kot jest zwierzęciem


niezależnym i  dumnym. Jego sympatia
i okazywanie nam uczuć nie są wynikiem chęci
podporządkowania się, ale efektem naszego
uszanowania jego odrębności. Niektórzy
twierdzą, że kot ma 7 żyć. Ja się z  tym nie
zgadzam (ma jedno i  to takie, jakie my mu zgotujemy), ale
twierdzę z  całą pewnością, że kot musi mieć przynajmniej
dwa wyjścia z  każdej sytuacji. Kłopoty wychowawcze,
objawiające się brudzeniem w  domu, gryzieniem
i  drapaniem (w  złości) domowników, unikaniem kontaktu
z  opiekunem – jeśli nie są objawem choroby, zawsze są
wynikiem nieumiejętnego zmuszania kota do czegoś, czego
nie lubi. W dogadywaniu się z kotem trzeba niejednokrotnie
użyć polityki przez duże „P”. Kot zmuszany siłą na pewno
się zemści, czy to kupą w  butach „terrorysty”, czy też po
prostu zębem i  pazurem. Szanujmy koci sposób życia, jego
zwyczaje, a  pozyskamy sobie prawdziwego, oddanego
przyjaciela.
 
Zocha
Siedziałam w  swoim gabinecie, czekając na
spóźnionego pacjenta, a  tu nagle wchodzi pani
Przedlecka ze swoją ukochaną suczką Sabiną (owczarek
kaukaski) i  oświadcza, że znalazła kota i  nie może go
zatrzymać, bo coś tam... już nie pamiętam. Roztoczyła
przede mną wizję tragicznego losu kotki, jeśli nie
znajdzie się ktoś litościwy. Pani Przedlecka to
prawdziwa miłośniczka „braci mniejszych” i nie bardzo
wierzyłam, że coś złego może stać się kotu, który trafił
w jej ręce, ale obiecałam pomóc w poszukiwaniu domu
dla znajdy. Nie doceniłam pani P., ona nie oczekiwała
tego rodzaju pomocy. Chciała, żebym to ja wzięła kota.
Miałam już kilka psów, kotów, moje ówczesne
mieszkanie miało 45 m  kw. i  nie było z  gumy.
Odmówiłam i było mi przykro, bo na pewno zawiodłam
moją wieloletnią pacjentkę. I  tym razem myliłam się,
nie tylko jej nie zawiodłam, ale rozbudziłam w niej chęć
osiągnięcia celu. Tym sposobem po paru dniach śliczna
koteczka wylądowała w moim mieszkaniu. Nazwałam ją
Zocha, trochę na cześć mojej mamy, a  trochę
z  przekory. Właśnie mama była zawsze przeciwna
następnemu zwierzakowi, i  to w  moim, a  nie jej domu.
Moi zwierzęcy współmieszkańcy przyjęli kotkę z pełnym
zrozumieniem, czego nie mogę powiedzieć o  ludzkich,
którzy jak zwykle popatrzyli na mnie trochę jak na
wariatkę: „następny zwierzak???”.
Zosia bardzo szybko zadomowiła się, ale o przyjaźni
z  psami czy kotami nie było mowy. Była
indywidualistką. Niedotykalska dama, okazywała
sympatię głównie mnie i  z  każdym dniem stawała się
wylewniejsza. Mieszkałam na parterze i  nie miałam
okien ani balkonu zabezpieczonych siatką, i  to właśnie
dzięki Zosi musiałam to zrobić niezwłocznie.
Pod moim mieszkaniem w suterenie przerobionej na
małe lokum mieszkał ksiądz z  pobliskiej parafii. Do
księżowskiego mieszkania przylegała pakamera
z  zawsze otwartym oknem, przed którym zaczęłam
spędzać długie godziny oczekiwania na Zochę. Prawie
za każdym razem, gdy przychodzili do nas goście, robiło
się zamieszanie i  kotka korzystała z  okazji, aby
wymknąć się „do księdza w  odwiedziny”. Stół nakryty,
pełne szkło, wesołe rozmowy, a  ja pod własnym
balkonem przy oknie, z  coraz to nowym wynalazkiem
dla zwabienia kota. Za pierwszym razem udało się
z torbą foliową na sznurku. Zosia, jak większość kotów,
uwielbiała zabawy z  szeleszczącą torbą na zakupy.
Przywiązałam torbę do sznurka, wpuściłam przez okno
do pakamery, po której hulała kotka, i  bardzo szybko
miałam „kota w  worku”. Wyciągnęłam, pod pachę i  do
domu. Następnym razem już się nie udało. Prosiłam,
„kiciałam”, włożyłam do torby kawałek szyneczki, ale
Zosia spoglądała tylko w  górę, widziała mnie w  oknie
i  mówiła słodko „miau – jeszcze trochę”, i  dalej łapać
ćmy i  pajęczaki, których było tam całe mnóstwo.
Musiałam wyglądać okropnie głupio stercząc wiele
godzin pod małym okienkiem. Sąsiedzi patrzyli na mnie
podejrzliwie i  niewiele zmieniło tłumaczenie, że
„czekam na kota”. Kiedy czekanie na kota zaczęło
przypominać „czekanie na Godota”, osiatkowałam
wszystkie otwory okienne i  balkon. Wreszcie mogłam
spokojnie przyjmować gości.

CZY MÓJ KOT JEST SZCZĘŚLIWY?

Odsyłam Czytelnika do pięknego wiersza Wisławy


Szymborskiej Kot sam w  domu. Każdy, kto przeczyta,
zapamięta, że choć kot nie jest tzw. zwierzęciem
społecznym, to jednak nie znosi pustki. Badania
naukowe dowiodły, że kot pozbawiony bodźców
z otaczającego go świata zapada w stan odrętwienia
prowadzący do śmierci. Jego mózg przestaje
pracować, zaniedbując nawet „obsługę” narządów
i układów niezbędnych do życia.
Szczęśliwy kot to taki, w  którego życiu, poza pełną
miską, jeszcze coś się dzieje. Wyobraźmy sobie, jak byśmy
się czuli zamknięci przez całe dnie w  czterech ścianach,
jeśli nawet siedzielibyśmy sami przy najwykwintniej
zastawionym stole. Życie to nie tylko jedzenie i  spanie, ale
wszystko to, co dzieje się wokół nas – radość, smutek,
strach i  ciekawość, a  przede wszystkim poznawanie ciągle
czegoś nowego. I czy to kocie, psie czy ludzkie życie – musi
obfitować w różne zdarzenia. I tak jak każdy człowiek musi
mieć drugiego człowieka, a  pies psa, tak i  kot powinien
mieć kota.

1 Zespół urologiczny, czyli syndrom urologiczny SUK, to szereg stanów


zapalnych pęcherza i cewki moczowej powstałych na różnym tle.
2 Jeśli stosujemy żywe szczepionki, nie szczepimy już w 16. tygodniu

przeciw katarowi i panleukopenii. Zaleca się tylko szczepienie przeciw


wściekliźnie.
ZAKLINACZ KOTÓW
Claire Bessant

Claire Bessant – słynna brytyjska dziennikarka, znawca


genetyki i behawioryzmu kotów – poradzi Ci, jak zrozumieć
swojego kota i jak stworzyć z nim najbardziej przyjacielską
więź.
Koty domowe od dawna towarzyszą ludziom, lecz czy
my potrafimy je rozumieć? Czy tak naprawdę wiemy, co
lubią, a  czego nie? Czy wiemy, dlaczego zachowują się
w  taki, a  nie inny sposób albo co jest przyczyną ich
nieodpowiedniego dla nas zachowania się i  jak je zmienić?
Książka ta stanowi doskonały poradnik odpowiadający na te
i inne pytania związane z poznaniem i zrozumieniem swego
kota, jego potrzeb i  motywacji. Przekazana w  niej przez
Claire Bessant wiedza, oparta na wieloletniej obserwacji
behawioryzmu kotów, pomaga w  zrozumieniu istoty
„kociego świata”, funkcjonowania kota jako kota i  jako
towarzysza człowieka. A  to z  pewnością pozwoli Wam,
miłośnikom kotów, na lepszą komunikację z  mruczącymi
ulubieńcami i  ułatwi rozwiązywanie problemów w  relacji
człowiek – kot. Jeśli więc chcecie dowiedzieć się czegoś
więcej o  nieznanych drogach, jakimi chadza Wasz
„indywidualista”, zrozumieć elegancki i  tajemniczy koci
świat, przeczytajcie tę książkę… i zacznijcie zaklinać Wasze
koty!
Zaklinacz kotów znajduje się na czołowych miejscach
list bestsellerów literatury poświęconej kotom.
KOCI DETEKTYW
Vicky Halls

Znajomość kociej psychiki w  porównaniu ze znajomością


psiej natury jest niestety niewielka. Wiele nieprawdziwych
opinii na temat kotów psuje nasze relacje z  tymi
zwierzętami. Poza tym ludzie poświęcają kotom zbyt mało
czasu, wychodząc z założenia (także fałszywego), że kot jest
samotnikiem i najlepiej poradzi sobie sam. Dzięki książkom
takim jak Koci detektyw, pisanym przez znawców kociej
natury, można uniknąć nieporozumień i  kłopotów w  kocio-
ludzkich związkach. Autorka słusznie zauważa, że opieka
nad zwierzęciem ma być przyjemnością dla obu stron,
a podstawą sukcesu w wychowaniu kota jest pozwolenie mu
na bycie po prostu kotem. Nie zgadzam się z autorką tylko
w  przypadku żywienia kotów. Moim zdaniem sucha karma
to nie wszystko, a  kot powinien dostawać bardzo
urozmaicone jedzenie.
Książkę polecam wszystkim tym, którzy pragną lepiej
poznać kocie charaktery.
Dorota Sumińska
 
Któż z  nas nie chciałby wiedzieć, dokąd prowadzą kocie
ścieżki i  o  czym miauczą nasi pupile… Więź pomiędzy
kotem a  opiekującym się nim człowiekiem może być
naprawdę silna, choć jej budowanie niekiedy przypomina
mozolne wchodzenie pod górę, bo z  kotem czasem po
prostu trudno się „dogadać”. Koci detektyw to wyjątkowy
drogowskaz i  świetny poradnik – dzięki tej książce wielu
opiekunom udało się rozwiązać skomplikowane problemy
z  kotami. Serdecznie polecam ją wszystkim kocim
entuzjastom!
Magdalena Bielicka, redaktorka naczelna
miesięcznika „Kocie Sprawy”
JAK KOT Z KOTEM
Pam Johnson-Bennett

Książka polecana przez Polską Federację


Felinologiczną „Felis Polonia”
 
Jak kot z  kotem to doskonała książka nie tylko dla
opiekunów więcej niż jednego kota. Autorka, Pam Johnson-
Bennett, świetnie rozumie koty i  zna ich psychikę.
Profesjonalnie, acz bardzo przystępnie, wprowadza
czytelnika w  świat widziany kocimi oczami. Dzięki tej
pozycji każdy koci opiekun będzie nie tylko lepiej rozumiał
zachowanie swego mruczącego przyjaciela, lecz będzie
także umiał wejść z  nim w  dialog. Książka jest pełna
bezcennych porad i uwag dotyczących zarówno zachowania
czystości, znaczenia terytorium, wprowadzania kolejnego
kota pod własny dach, socjalizacji, jak i wielu, wielu innych
aspektów życia z  kotami we wspólnym domu. Mam
nadzieję, że pogłębi ona wiele kocio-ludzkich przyjaźni
i pomoże uniknąć nieporozumień.
Wojciech – Albert Kurkowski
międzynarodowy sędzia felinologiczny
 
Pam Johnson-Bennett to światowej sławy behawiorystka
zwierzęca, autorka sześciu wielokrotnie nagradzanych
książek na temat kocich zachowań, znana i  ceniona
felietonistka. Pam prowadzi praktykę behawiorystyczną,
jest częstym gościem w  amerykańskich audycjach
radiowych i  programach telewizyjnych oraz uczestnikiem
konferencji weterynaryjnych. Działa w  organizacjach na
rzecz zwierząt.

You might also like