Professional Documents
Culture Documents
Karta redakcyjna
Dedykacja
Przedmowa
Część pierwsza. Pies Briana
Rozdział 1. Geniusz u psów?
Rozdział 2. Wilczy moment
Rozdział 3. W garażu moich rodziców
Rozdział 4. Sprytny jak lis
Rozdział 5. Przetrwanie najbardziej przyjaznych
Część druga. Psi rozum
Rozdział 6. Pies ma głos
Rozdział 7. Zagubione psy
Rozdział 8. Zwierzęta stadne
Część trzecia. Twój pies
Rozdział 9. Najlepsze w swojej rasie
Rozdział 10. Ucząc geniusza
Rozdział 11. Na psią miłość
Podziękowania
Zdjęcia
Przypisy
© Copyright by Copernicus Center Press, 2019
Copyright © 2013 by Brian Hare and Vanessa Woods. All rights reserved.
Tytuł oryginalny
The Genius of Dogs: How Dogs Are Smarter Than You Think
Rysunki dzięki uprzejmości
Bryana Goldena
Adiustacja i korekta
Gabriela Niemiec
Projekt okładki
Bartłomiej Drążkiewicz
Grafika na okładce
GlobalP | iStock
Skład
MELES-DESIGN
ISBN 978-83-7886-416-5
Wydanie I
Kraków 2019
Geniusz u psów?
Wiele twarzy geniuszu
Wilczy moment
Wilki podbijają świat tylko po to, by wszystko stracić
Życie w zamrażarce
Około sześciu milionów lat temu Ziemia zaczęła się ochładzać. Antarktyda
i Grenlandia pokryły się lądolodem, który powoli narastał również na
terenie Ameryki Północnej i na północy Europy[10].
W tym czasie w Afryce Wschodniej pewne naczelne zamieszkujące lasy
zeszły z drzew i przeniosły się na bardziej otwarte trawiaste równiny.
W wyniku ewolucji zaczęły poruszać się w postawie wyprostowanej, co
pociągnęło za sobą niezliczone zmiany w ich anatomii. Okiełznały ogień,
polowały i na nie polowano, a po milionach lat zyskały twarz, którą co
dzień widzimy w lustrze.
Kiedy nasi przodkowie opuszczali korony drzew, w zapisach kopalnych
po drugiej stronie świata, w Ameryce Północnej, zaczęły pojawiać się
ślady pierwszych psowatych[11]. Canis ferox przypominał małego kojota
o mocniejszej budowie i wielkiej głowie[12].
Kosmita odwiedzający naszą planetę sześć milionów lat temu, który
z pokładu swojego statku przyglądałby się tym dwóm różnym
stworzeniom, nigdy nie zgadłby, jak ściśle splotą się ich drogi. Gdybyśmy
mieli wybrać dwa gatunki, które zwiążą się silniej niż jakiekolwiek inne na
ziemi, postawilibyśmy raczej na takie, które mają za sobą dłuższą wspólną
historię ewolucyjną, podobną wielkość, budowę anatomiczną, może nawet
pochodzą z tego samego miejsca. Czy połączylibyśmy naszych
chwiejących się jeszcze na dwóch nogach w swojej afrykańskiej kolebce
przodków z niewielkim, wyposażonym w kły mięsożercą z drugiego końca
świata? Byłby to zdecydowanie strzał w ciemno.
Nieco później, około 2,5 miliona lat temu, powiększający się obszar
lądolodu, ruchy płyt tektonicznych i niewielkie odchylenia w orbicie
ziemskiej sprowadziły na ziemię epokę lodowcową. Nie trzeba było nawet
dwustu tysięcy lat, żeby klimat zmienił się z ciepłego i umiarkowanego
w przeraźliwie zimny[13]. Olbrzymie masy sprasowanego lodu o grubości
niemal dwóch kilometrów pokryły Amerykę Północną, po czym wpadły do
oceanu, tylko po to, by znów się wynurzyć. Gigantyczne góry lodowe
wypełniły północny Atlantyk, doprowadzając do dalszego spadku
temperatur. Utworzenie się pomostu lądowego między Ameryką Północną
a Południową odcięło Ocean Atlantycki od Pacyfiku, zaś wody Arktyki
i Antarktydy utrzymywały go w chłodzie, izolując od cieplejszych prądów
równikowych[14].
Trudne warunki przeplatały się z cieplejszymi okresami, zwanymi
interglacjałami: w czasie ich trwania pogoda przypominała dzisiejszą. Cykl
zlodowacenie–interglacjał trwał – z pewnymi wahaniami – około
czterdziestu tysięcy lat. Kiedy epoka lodowcowa osiągała swoje mroźne
apogeum, nie była najbardziej sprzyjającym czasem na życie. Lasy leżały
zniszczone pod lodem. Ziemia była całkowicie zmrożona, poza cienką
warstewką na powierzchni, która topiła się każdego lata, po czym pękała
i na powrót zamarzała w zimie. Połowa roślinności zniknęła[15]. Lodowce
głęboko wrzynały się w ląd, przekształcając krajobraz i zmieniając bieg
rzek. Przejmująco zimne powietrze było dodatkowo suche i pełne pyłu.
Zwierzęta i rośliny wycofywały się przed posuwającym się lądolodem
w stronę równika, by w czasie okresów międzylodowcowych powracać na
dawne siedliska[16].
Gdzieś między 1,7 a 1,9 miliona lat temu w tym niegościnnym
środowisku pojawił się wilk. Canis etruscus był prawdopodobnie
przodkiem współczesnych przedstawicieli tego gatunku. Psowate,
odizolowane do tej pory w Ameryce Północnej, dzięki wyniesieniu płyt
tektonicznych przez przesmyk lądowy w Cieśninie Beringa szybko
przedostały się do Azji, skąd rozsiały się po Europie i Afryce[17].
Wilk etruski był mniejszy od dzisiejszych[18]: miał szczuplejszą budowę
ciała i czaszkę podobną do amerykańskiego kojota[19]. Największe
wrażenie wywołuje fakt, że ten stosunkowo niewielki ssak rozprzestrzenił
się po Europie i objął ją w swoje posiadanie tak całkowicie, że mówi się
o tym jako o „wilczym momencie” (wolf event)[20].
W owym czasie polowały również inne drapieżniki. Pachycrocuta
brevirostris, największa hiena, jaka kiedykolwiek stąpała po ziemi, była
wielkości dzisiejszego lwa i jako jedyna posiadała wystarczająco masywną
czaszkę i potężne zęby trzonowe, żeby miażdżyć kości ofiar[21]. Wilk
etruski jednak – osiągający zaledwie jedną czwartą jej rozmiaru – nie
tylko z powodzeniem z nią konkurował, ale zdołał stać się najważniejszym
drapieżcą swoich czasów, zwiastując niejako sukces swoich potomków.
W czasie gdy wilki podbijały Europę, wcześni ludzie po raz pierwszy
opuszczali Afrykę. Homo erectus ze swoim dużym mózgiem i szybko
poruszającymi się kończynami właśnie zaczął wytwarzać skomplikowane
narzędzia[22]. Wyżsi o dobre sześćdziesiąt centymetrów od swoich
australopiteckich przodków (w postawie wyprostowanej osiągali około stu
osiemdziesięciu centymetrów wzrostu), pozwolili swoim tyczkowatym
nogom zanieść się korytarzem lewantyńskim do Eurazji.
Na stanowisku archeologicznym w Dmanisi w Gruzji pod ruinami
średniowiecznej fortecy paleontolodzy odnaleźli szczątki naszego przodka,
Homo erectusa[23]. Natrafili również na niemal idealnie zachowaną czaszkę
wilka etruskiego. Oznacza to, że prawdopodobnie wtedy, 1,75 miliona lat
temu, ludzie i wilki spotkali się po raz pierwszy.
Milion lat temu epoka lodowcowa nasiliła się. Temperatura była
nieprzewidywalna: nasi przodkowie mogli doświadczyć zmiany klimatu
z umiarkowanego w mroźny w ciągu zaledwie jednego pokolenia.
W najzimniejszym okresie gigantyczny lądolód rozciągał się na
powierzchni niemal trzynastu milionów kilometrów kwadratowych,
pokrywając północną część Ameryki od Atlantyku po Pacyfik aż do
Nowego Jorku[24], większość północnej Europy od Norwegii po Rosję oraz
obszar od Syberii po północno-wschodnią Azję. Na półkuli południowej
lód przykrył Patagonię, Afrykę Południową, południe Australii, Nową
Zelandię i oczywiście Antarktydę.
Kocie królestwo
To właśnie na tych połaciach lądolodu, w cieniu lodowców, wyewoluowały
olbrzymie bestie epoki lodowcowej. Ssaki rosną, kiedy robi się zimno.
Większe zwierzęta mają mniejszy stosunek powierzchni ciała do masy:
wypromieniowują mniej ciepła i mogą utrzymać je dłużej w zimniejszych
warunkach. Drugim powodem, dla którego w chłodniejszym klimacie ssaki
potężnieją, jest fakt, że oziębiona ziemia staje się suchsza. Powietrze nie
jest w stanie wysycić się taką ilością wody, jaka zostaje uwięziona
w lądolodzie: takie warunki są wprost idealne dla terenów trawiastych. Jeśli
jednak ilość opadów nadal maleje i proces wysychania postępuje, rosnące
na nich trawy stają się mniej pożywne. Większe zwierzęta roślinożerne
mają większe żołądki, przystosowane do trawienia pokarmu niższej
jakości; mogą również wyruszać w dalsze wędrówki, przetwarzając
olbrzymie ilości pożywienia: mamut włochaty na przykład mógł paść się
dwadzieścia godzin na dobę, pochłaniając w tym czasie do dwustu ton
trawy[25].
Na coraz większych roślinożerców mogły polować tylko coraz większe
drapieżniki. Choć bylibyśmy w stanie rozpoznać niektórych członków
klubu mięsożerców przemierzających Europę pół miliona lat temu,
prawdopodobnie zdziwilibyśmy się, widząc ich na tym akurat kontynencie,
na pewno zaś wstrząsnąłby nami ich rozmiar. Lew (Panthera leo), należący
do tego samego gatunku co lew afrykański, był od niego o połowę większy;
hiena (Crocuta crocuta) przerastała współczesne hieny o 25%[26]. Ważący
około pół tony największy w okolicy niedźwiedź jaskiniowy przestrzegał
wprawdzie diety całkowicie roślinnej, konkurował jednak z drapieżnikami
o legowiska.
Były również i takie drapieżniki, których wielkość nie zmieniła się
z czasem – lampart (Panthera pardus) przypominał te współcześnie żyjące
w Afryce[27], wilki zaś były porównywalne z dzisiejszymi większymi
alaskańskimi przedstawicielami tego gatunku.
Istniały także zwierzęta, których dziś już nie zobaczymy, jak tygrysy
szablozębne (Smilodon fatalis). Już sama liczba szczątków kopalnych
odnalezionych w asfaltowych jeziorach kalifornijskiego Rancza La Brea
(występowały pięciokrotnie częściej niż następni mięsożercy w kolejności)
wskazuje na to, że żadne drapieżniki tamtych czasów nie mogły się z nimi
równać[28]. Te koty wielkości współczesnego lwa chwytały ofiarę
potężnymi przednimi kończynami i przyciągały ją ku sobie za pomocą
wysuwanych pazurów, po czym zatapiały swoje długie, zakrzywione górne
kły w jej szyi w pojedynczym, śmiertelnym dźgnięciu. Polowały w stadach
i były w stanie pokonać zdobycz znacznie większą od siebie[29].
Nowi na mieście
Churchill zwraca uwagę, że kiedy ludzie współcześni przybyli do Europy,
byli dominującym społecznym mięsożercą. Chociaż pod względem siły nie
mogli się równać z innymi drapieżnikami, przewyższali je liczbą. Mieli
także coś, czego neandertalczykom brakowało – broń rażącą na odległość,
taką jak miotacze oszczepów, być może także łuk i strzały.
Neandertalczycy znali włócznię, ale używali jej jako broni o krótkim
zasięgu: niewielka grupka neandertalskich mężczyzn nie miała szans
z polującym stadem lwów czy tygrysów szablozębnych. Co innego duża
horda ludzka, która była w stanie wyrzucać włócznie na odległość
czterdziestu czy pięćdziesięciu metrów – to była konkurencja.
Po tym, jak człowiek współczesny wypchnął z rynku mięsożerców, zajął
się zjadaniem przedstawicieli roślinożernej megafauny: mamutów,
nosorożców włochatych, koni, bizonów, oryksów, dzikiego bydła i jeleni.
W miarę jak rosło zagęszczenie ludzkiej populacji, zaczął interesować się
także innym pożywieniem: rybami, ptakami, królikami i wiewiórkami,
o które zaczął rywalizować z mniejszymi drapieżnikami, takimi jak ryś czy
lis, wskutek czego ich liczebność gwałtownie spadła. Chwilę później
zaczęli znikać także wielcy roślinożercy. W rezultacie, piętnaście tysięcy
lat po przybyciu ludzi współczesnych, większość dużych mięsożerców,
w tym neandertalczycy, przeszła do historii.
Przetrwali tylko dwaj – niedźwiedź brunatny i wilk szary, Canis lupus.
Pierwszemu z nich, zasadniczo wszystkożernemu, żywiącemu się roślinami,
rybami i niewielkimi ssakami, być może udało się uniknąć bezpośredniej
rywalizacji o pokarm z ludźmi. Chociaż nie wyginął, jego populacja bez
wątpienia znacząco się zmniejszyła.
Fakt przetrwania Canis lupus trudno wyjaśnić. W szczątkach kopalnych
gatunek ten pojawił się około miliona lat temu na Alasce[41], zaś w Europie
zawitał około pół miliona lat później[42].
Wilki nie tylko rozprzestrzeniły się po całej zachodniej półkuli i stały się
jednymi z odnoszących największe sukcesy drapieżników na świecie –
gdzieś po drodze jakaś część ich populacji spędzała z ludźmi przez wiele
pokoleń wystarczająco dużo czasu, żeby cechy morfologiczne,
fizjologiczne i psychiczne jej członków przekształciły się z tych
charakterystycznych dla dzikiego wilka w te typowe dla domowego psa.
Przez długi czas obowiązywała teoria mówiąca, że ludzie świadomie
przygarniali wilcze szczenięta i celowo je oswajali[43]. Zoolog Ian
McTaggart-Cowan pisał:
Gdzieś na wczesnym etapie historii młody wilk został przyjęty do naszego kręgu
rodzinnego[44] i z czasem stał się praojcem psa domowego: najbardziej udanej
i użytecznej z podjętych przez nas prób udomowienia zwierzęcia[45].
Kiedy się jednak nad tym zastanowić, pogląd ten nie ma większego
sensu. Ludzie współcześni świetnie radzili sobie z polowaniem bez wilków.
Wilki zjadają mnóstwo mięsa[46], nawet do pięciu kilogramów dziennie[47]
– stado liczące dziesięć osobników potrzebuje jelenia dziennie, by
przetrwać. Śmierć z głodu była realnym zagrożeniem dla wielu
mięsożerców epoki lodowcowej, a przy czym rywalizacja o zasoby była
bardzo zacięta: na tyle, że ludzie, którzy przestali zadowalać się swoimi
60% ogólnego budżetu energetycznego, doprowadzili do wymarcia
wszystkich dużych mięsożernych gatunków poza wilkiem. (Głód jest
istotną przyczyną śmierci wśród wielu drapieżników[48], w tym lwów, hien
cętkowanych, wilków, dzikich psów i rysi. W myśl ogólnej zasady do
utrzymania około dziewięćdziesięciu kilogramów mięsożernej biomasy –
niezależnie od wielkości ciała drapieżnika – potrzeba mniej więcej
dziesięciu ton zdobyczy)[49].
Wilki są straszliwie zaborcze, jeśli chodzi o jedzenie[50], i jeżeli ludzie
chcieli zawłaszczyć sobie jakąś część ich łupu, musieliby prawdopodobnie
o nią walczyć. Uciekająca ofiara wzbudza w nich instynkt pogoni: ruszają
za nią i zadają jej wiele ran, aż padnie[51]. Szał żerowania, który następuje
potem, jest szybki i onieśmielający. Wilki od zawsze były nękane przez
padlinożerców, a ich ostre, tnące zęby idealnie nadają się do oddzierania
dużych kawałów mięsa, przy czym cenią dokładnie te same części
upolowanej zwierzyny co ludzie: bogate w białko organy wewnętrzne
(wątrobę, serce i płuca) oraz mięśnie. Przy jedzeniu często wywiązują się
sprzeczki[52], a towarzyszące im ugryzienia, stosunkowo niegroźne dla
wilka, poważnie raniłyby pokrytego delikatną skórą człowieka.
Udomowienie pozostałych zwierząt ma sens. Bydło, świnie i konie
mogły z początku być dzikie, być może nieco agresywne w sytuacji
zagrożenia, ale nie miały kłów i nie żywiły się mięsem. Związek człowieka
z wilkiem zupełnie nie trzyma się kupy.
A jednak: na wschodzie Morza Śródziemnego, w Izraelu, wtulone we
wzgórza na północy Jeziora Galilejskiego znajduje się starożytne miejsce
pochówku. Tam, pod płytą z wapienia, opierając głowę na lewym
nadgarstku, spoczywa ludzki szkielet[53]. Jego prawa dłoń delikatnie gładzi
drugie szczątki – szczeniaka.
Żyjący przypuszczalnie dziesięć–dwanaście tysięcy lat temu człowiek
był przedstawicielem kultury natufijskiej, rozwijającej się w epoce
kamienia na wąskim, równoległym do wybrzeża Morza Śródziemnego
paśmie ziemi, rozciągającym się między Turcją a półwyspem Synaj, na
którego najwyższym szczycie (górze Synaj) Bóg miał przekazać
Mojżeszowi dziesięć przykazań. Teren ten w niczym nie przypominał
jałowej, ciernistej pustyni, którą jest dzisiaj – była to pokryta lasem żyzna
ziemia, pełna darów natury i zwierzyny łownej. Natufijczycy byli
społecznością łowiecko-zbieracką, która osiedliła się w tym regionie. Żyli
w siedliskach częściowo zakopanych w ziemi i posługiwali się narzędziami,
takimi jak noże wytwarzane z kości czy kamienie szlifierskie. Ważniejsze
jednak są miejsca pochówku. W każdym stałym obozowisku ukrytym
w sercu natufijskiego krajobrazu znajdowały się groby, umieszczone albo
bezpośrednio w opuszczonych domach, albo tuż obok nich. Ciała starannie
układano, zwykle w pozycji wyprostowanej i z twarzą ku górze. Ozdabiano
je nakryciami głowy, naszyjnikami i bransoletkami wykonanymi z muszli,
paciorków i zębów. Niektóre mogiły mieściły więcej niż jedno ciało;
wśród nich znalazły się także jedne z najwcześniejszych grobowców,
w których człowiek został pochowany z przedstawicielem innego gatunku –
w tym przypadku z psem[54]. Podobnie datowane pochówki psów odkryto
w całej Europie, w Lewancie, na Syberii i w Azji Wschodniej[55].
Tak więc gdzieś między przybyciem człowieka współczesnego do
Europy czterdzieści trzy tysiące lat temu a pierwszymi pochówkami psów
dwanaście tysięcy lat temu wilk został udomowiony. Udomowiony to mało
powiedziane: więź, jaka nawiązała się między nim – teraz już psem –
a człowiekiem stała się tak bliska, że często chowano ich razem[56]. Przez
następne stulecia, choć wilki nadal prześladowano i doprowadzono na skraj
wyginięcia, relacja z psami jeszcze się zacieśniła.
W miarę jak styl życia populacji łowców-zbieraczy stawał się coraz
bardziej osiadły, wilki musiały natykać się na nich coraz częściej, czy to
podczas polowań, czy w czasie żerowania wokół obozowisk, gdzie zjadały
śmieci i ludzkie odchody. Ale najpierw coś musiało się zmienić, musiało
stać się coś dramatycznego, coś, co sprawiło, że ludzie przestali postrzegać
wilki jak zagrożenie.
Na to, co to mogło być, wpadłem przez zupełny przypadek.
Rozdział 3
Sieci społeczne
Ludzie nie rodzą się z w pełni rozwiniętymi zdolnościami poznawczymi.
Nasze niemowlęta przychodzą na świat bezradne i wymagają więcej opieki
ze strony rodziców niż jakiekolwiek inne zwierzę, głównie ze względu na
swój nie do końca wykształcony mózg o wielkości zaledwie jednej
czwartej mózgu dorosłego człowieka. Dzieje się tak, ponieważ otwór
w naszej miednicy, przystosowanej do chodzenia w postawie
wyprostowanej, jest mniejszy niż u bonobo[2*] i u szympansa zwyczajnego
i jedynie nie całkiem dojrzały mózg jest w stanie się przez niego
przecisnąć podczas porodu. Oznacza to, że większa część procesu jego
rozwoju zachodzi już po opuszczeniu przez dziecko macicy[1].
Badania nad rozwojem poznawczym dowiodły, że nie wszystkie
zdolności rozwijają się u dzieci w tym samym czasie i w tym samym
tempie: te pojawiające się wcześniej stają się podstawą dla kolejnych,
bardziej złożonych[2].
Mike był jednym z pierwszych naukowców, którzy zdali sobie sprawę,
że gwałtowny rozkwit umiejętności społecznych niemowlęcia ma miejsce
już w dziewiątym miesiącu życia[3]. Następuje wtedy rewolucja, która
pozwala dzieciom wyjść poza ramy egocentrycznego widzenia świata:
zaczynają zwracać uwagę, na co inni patrzą, czego inni dotykają i jak
zachowują się w różnych sytuacjach. Jeśli mama przygląda się
samochodowi, niemowlęta starają się podążyć za jej spojrzeniem
i dopasować do niej swoją linię wzroku. Kiedy dzieci widzą coś dziwnego
– na przykład elektrycznego śpiewającego Świętego Mikołaja – zanim coś
zrobią, szukają twarzy dorosłego, żeby ocenić jego reakcję.
Niemal w tym samym czasie niemowlęta zaczynają rozumieć, o co
chodzi dorosłym, kiedy na coś pokazują; same też zaczynają wskazywać
różne rzeczy. Obserwując nas pokazujących im ptaszki albo samodzielnie
wskazując ulubioną zabawkę, małe dzieci rozwijają kluczowe zdolności
komunikacyjne. Śledząc reakcje i gesty innych ludzi oraz to, na co
zwracają uwagę, niemowlęta uczą się rozszyfrowywać ludzkie zamiary[4].
Odczytywanie intencji stanowi fundament poznawczy wszelkich
przejawów naszej kultury i komunikacji[5]. Wkrótce po rewolucji
dziewiątego miesiąca niemowlęta zaczynają naśladować zachowania innych
i wypowiadają swoje pierwsze słowa. To właśnie odczytywanie intencji
pozwala im nabywać wiedzę kulturową, której w żaden sposób nie byłyby
w stanie zgromadzić same. Te, u których ta umiejętność rozwija się
z opóźnieniem, mają zwykle problemy z przyswajaniem języka,
naśladowaniem i nawiązywaniem kontaktu z ludźmi[6]. Bez kultury i języka
zaś nie moglibyśmy budować na osiągnięciach poprzednich pokoleń: nie
byłoby praw, rakiet, iPadów. Skończylibyśmy prawdopodobnie jako łatwy
cel dla wszelkiej maści drapieżników.
Kiedyś, stojąc na jednej z plaż u wybrzeża Australii, zobaczyłem wielką
czarną płetwę wynurzającą się z wody tuż obok grupy pływaków. Huk fal
całkowicie mnie zagłuszał. Zacząłem gorączkowo machać w ich stronę,
a gdy już mnie zauważyli, zrobiłem coś, czego nie robiłem nigdy wcześniej
– pochyliłem się i położyłem sobie na plecach dłoń na kształt płetwy.
Wszyscy pospiesznie wyszli z wody, pomimo tego, że przypuszczalnie
w życiu nie spotkali się człowiekiem postępującym w ten sposób. Mój
prosty gest poinformował ich, że zobaczyłem coś, czego oni nie widzieli.
Biorąc pod uwagę kontekst, byli w stanie wydedukować, co chciałem im
przekazać – byli w niebezpieczeństwie, które miało postać rekina. Tego
typu społeczne wnioskowanie wymagało zrozumienia mojej intencji
komunikacyjnej. Pływacy zakładali, że moje ruchy były jednocześnie
znaczące i użyteczne, pozostało im tylko zastanowić się, jak mają
dopasować do nich swoje zachowanie. Na szczęście to był tylko delfin, ale
gdyby płetwa należała do żarłacza białego, zrozumienie mojej intencji
komunikacyjnej mogło uratować im życie.
Ta zdolność wyposaża nas również w niesłychaną elastyczność przy
rozwiązywaniu problemów[7]. Aby sprawdzić, czy to właśnie ona czyni nas
ludźmi, Mike porównał ludzi z naszymi najbliższymi żyjącymi krewnymi,
szympansami karłowatymi i zwyczajnymi[8]. Jeśli posiadamy jakąś cechę,
której nie mają szympansy[9], prawdopodobnie wyewoluowała ona już po
tym, jak gdzieś między pięć a siedem milionów lat temu rozeszły się nasze
linie genealogiczne.
Mike musiał zestawić ze sobą zdolność pojmowania intencji
komunikacyjnej u niemowląt i szympansów. Jeśli miała być ona tak
kluczowa dla ludzi, jak pierwotnie zakładał, szympansy nie powinny jej
wykazywać. Z drugiej strony, jeśli ich wyniki byłyby porównywalne
z tymi, jakie osiągają niemowlaki, Mike wiedziałby, że jest na złym
tropie[10].
Badanie poziomu rozumienia intencji komunikacyjnych u małpy, która
nie posługuje się językiem, jest dosyć karkołomne. Chociaż jednak język
ludzki jest najbardziej złożoną formą komunikacji, nie jest formą jedyną.
Zarówno bonobo, jak i szympansy zwyczajne podczas interakcji
społecznych używają gestów[11]. Popychają lub klepią kogoś, zachęcając,
żeby się z nimi pobawił; kładąc dłoń pod podbródkiem kogoś, kto akurat
je, proszą go o porcję dla siebie. Podobnie jak dzieci, szympansy, zanim
dorosną, uczą się rozumieć i korzystać z dziesiątków różnych gestów.
Przyglądając się, jak szympansy reagują na gestykulację innych, możemy
zorientować się, czy potrafią odczytać ich intencje.
Mike posłużył się grą opracowaną przez Jima Andersona, szkockiego
prymatologa z Uniwersytetu w Stirling[12]. Anderson ukrywał pokarm
w jednym z dwóch pojemników, po czym podpowiadał różnym naczelnym,
gdzie się znajduje: dotykał, wskazywał albo patrzył na właściwe naczynie.
Kapucynki, które badał, sromotnie oblały test: udawało im się go przejść
dopiero po setkach prób, a po każdej zmianie typu wskazówki trening
musiał zaczynać się od nowa.
Ponieważ szympansy mają wyrafinowany system społeczny i są z nami
tak blisko spokrewnione, Mike zakładał, że poradzą sobie lepiej niż inne
małpy. Jednakże także one zawiodły[13]. Nawet kiedy w końcu nauczyły się,
że powinny wybierać wskazany pojemnik, wystarczyło, że eksperymentator
odsunął się od niego, żeby znowu nie zdawały egzaminu[14].
Jedynym wyjątkiem były szympansy wychowywane przez ludzi[15], co
oznaczało, że przez tysiące godzin miały okazję wchodzić z nimi
w interakcje. Tych kilka osobników z niezwykłą historią było jedynymi,
które potrafiły spontanicznie wykorzystać cały wachlarz ludzkich gestów,
żeby znaleźć jedzenie.
Wydawało się, że hipoteza Mike’a, głosząca, że instynktowne rozumienie
cudzych intencji komunikacyjnych jest talentem, który czyni ludzi
wyjątkowymi, jest dobrze ugruntowana. W odróżnieniu od niemowląt
szympansy były w stanie używać nowych gestów w nowych sytuacjach,
tylko jeśli dużo ćwiczyły lub były wychowywane przez ludzi. To
sugerowało, że szympans nie rozumie, że wskazując na coś, chcesz mu
pomóc. Mike myślał, że odkrył, co sprawia, iż jesteśmy wyjątkowi.
Waga eksperymentu
Na doświadczenia naukowe można patrzeć jak na mikroskop, który
pozwala nam zajrzeć w inne umysły. Za zachowaniem, które u dwóch
różnych osobników czy gatunków wydaje się identyczne, mogą stać dwa
zupełnie różne typy poznania.
Jak pisał Mike:
Należy dodać, w razie gdyby ta reguła miała zostać źle zrozumiana, że w żadnym
wypadku nie wyklucza ona interpretacji danej czynności w kategoriach procesów
wyższych, jeśli dysponujemy już niezależnymi dowodami na występowanie
owych procesów u obserwowanego zwierzęcia[21].
Od garażu do rewolucji
I tak jesienią 1995 roku znaleźliśmy się, Oreo i ja, w lodowatym garażu
moich rodziców. Zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie wykonać z Oreo ten
sam test, którym naukowcy badali niemowlęta, szympansy i inne małpy[23].
Rozłożyłem dwa plastikowe kubki w odległości mniej więcej dwóch
metrów od siebie, udając, że umieszczam pod jednym z nich jedzenie, tak
naprawdę ukradkiem chowając je pod drugim[24]. Potem zrobiłem coś,
czego Oreo jeszcze nigdy nie widział.
Stanąłem w połowie drogi między kubkami i wskazałem na ten, pod
którym był pokarm. (Dziewczynka na ilustracji poniżej jest dobrze
opłacaną profesjonalistką i w niczym nie przypomina mnie z tamtego
okresu).
– Oreo, idź, szukaj!
Oreo pobiegł prosto do kubka, na który wskazywałem. Powtórzyłem to
kilka razy – Oreo zawsze szedł za moimi podpowiedziami. Rozwiązywał
spontanicznie nowy problem. Było możliwe, że znaczenie mojego gestu
dedukował za pomocą wnioskowania społecznego.
– Oreo, jesteś geniuszem!
Napierając na mnie całym swoim wielkim, ciepłym cielskiem, oblizał
mi twarz – poczułem na policzku okruszki po psich ciasteczkach. To był
wspaniały moment w mojej karierze naukowej.
Wparowałem do biura Mike’a i pokazałem mu rezultaty. Wprost
wychodził z siebie z podekscytowania, choć moje wyniki mogły dowodzić,
że jego hipoteza jest niesłuszna. Żeby jednak z pewnością stwierdzić, że
Oreo rzeczywiście rozumiał intencje komunikacyjne (co, jak wcześniej
zakładał Mike, było domeną wyłącznie ludzi), musieliśmy najpierw
wyeliminować inne możliwe wyjaśnienia jego zachowania.
Przychodziły nam do głowy miliony pytań. Może Oreo, szukając
jedzenia, po prostu posłużył się węchem? Czy uczył się odczytywania
gestów stopniowo, z czasem? Czy potrafił posługiwać się tylko jednym,
z góry ustalonym typem gestów, jak szympansy? Czy obrócił głowę
w kierunku, w którym poruszyłem ręką, a potem po prostu podążył za
wzrokiem? Czy też zrobił coś znacznie głębszego? Czy to możliwe, że
Oreo zrozumiał, że chcę mu pomóc? Czy odczytał moją intencję
komunikacyjną, moją chęć wskazania mu, gdzie znajduje się jedzenie?
Czy zdawał sobie sprawę, że chociaż on nie wiedział, gdzie jest przysmak,
ja to wiedziałem?
Drzewa zmieniły się w szkielety, przejmujący wiatr przesuwał po
podjeździe martwe liście – jesień w Georgii przeszła w bezśnieżną zimę.
Choć była stosunkowo łagodna, sprawiała, że – pomimo bielizny
termicznej, flanelowych spodni, kurtki puchowej i rękawiczek –
rozkładając kubki w nieogrzewanym garażu, nie czułem palców. Oreo
przeciwnie – w swoim zbitym czarnym futrze w niższych temperaturach
czuł się nawet lepiej.
Pierwszą rzeczą, którą musieliśmy zrobić, było upewnienie się, że Oreo
nie znajduje jedzenia za pomocą węchu. Tym razem znów ukryłem
przysmak pod jednym z kubków, ale zamiast na niego wskazać, patrzyłem
w ziemię.
Chociaż Oreo prawdopodobnie wyczuwał pożywienie gdzieś w pobliżu,
samo węszenie nie było w stanie zaprowadzić go do właściwego kubka.
Kiedy nie wskazywałem, za pierwszym razem trafiał mniej więcej
w połowie przypadków – ponieważ szanse znalezienia przysmaku wynosiły
właśnie pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, wiedzieliśmy, że zgadywał.
Kilkanaście badań przeprowadzonych później na setkach psów ponad
wszelką wątpliwość dowiodło, że psy nie posługują się swoim zmysłem
węchu do odnalezienia pokarmu w podobnych okolicznościach[25].
Istniała możliwość, że Oreo po prostu kojarzy moją rękę z jedzeniem
i wybiera kubek, który leży bliżej mojego wyciągniętego palca.
Umieściłem więc trzy kubki przed nim i trzy za nim, po czym wskazałem
na jeden z tych ostatnich – Oreo odwrócił się i wybrał właściwy, nawet
pomimo tego, że musiał odejść od mojego palca, żeby się do niego
dobrać[26].
Być może w kontaktach ze mną Oreo nauczył się stosowania tylko kilku
określonych sygnałów – gdyby to była prawda, z jednej strony z czasem
powinien uzyskiwać coraz lepsze wyniki w testach, z drugiej miałby
problem z odczytywaniem wskazówek, których nigdy wcześniej nie
widział. Oreo jednak zawsze wybierał właściwy kubek już za pierwszym
razem: trudno było mówić o jakimkolwiek postępie, jeśli od samego
początku wszystko szło niemal idealnie[27]. Wykorzystywanie nowych
podpowiedzi również nie sprawiało mu problemu, niezależnie, czy
wskazywałem kubek stopą, czy po prostu spoglądałem na niego, zwracając
głowę w jego stronę[28].
Mogło się też zdarzyć, że reakcja mojego psa była czysto odruchowa –
odpowiadał na ruch, który towarzyszył mojemu gestowi: kiedy
przesuwałem jakąś część mojego ciała w lewo lub w prawo, Oreo przenosił
wzrok w tym kierunku w automatycznym odzewie na poruszenie się.
Gdyby tak było, zbliżałby się do kubka, na który spojrzał, nie rozumiejąc
mojej intencji udzielenia mu pomocy. On jednak podążał za moimi
wskazówkami również wtedy, gdy wskazując w lewo, zaczynałem iść
w prawo. Oznaczało to, że nawet kiedy widział mnie oddalającego się od
właściwego kubka i musiał pójść w kierunku przeciwnym do kierunku
spojrzenia, nadal decydował się zaufać moim podpowiedziom. W dodatku
gdy poprosiłem, żeby mój młodszy brat zasłonił mu oczy, tak by
otworzywszy je, zobaczył mnie już wskazującego na coś (co w ogóle
eliminowało ruch), także z tej całkowicie statycznej sytuacji wyciągnął
właściwe wnioski. Kolejne badania udowodniły, że psy dają sobie radę
nawet wtedy, kiedy wskazuje się na właściwy kubek tylko przez chwilę
i zaprzestaje gestu, gdy pies decyduje, w którą stronę spojrzeć[29]. Nie
wyglądało na to, że zachowanie Oreo było wyłącznie reakcją na ruch
związany ze społecznym gestem człowieka.
Mike był pod wrażeniem. Teraz potrzebowaliśmy psa, który nie
aportował tyle co Oreo. Być może nasze treningi do World Series przez te
wszystkie lata dały mojemu psu możliwość stopniowego wyrobienia
w sobie elastycznego podejścia do ludzkich gestów. Zwerbowałem więc
Daisy, psa mojego młodszego brata.
Daisy była kudłatym czarnym kundlem ze schroniska i w ogóle nie
aportowała. Kiedy rzucało się jej piłkę, czasem nawet zdarzało się, że za
nią pobiegła, ale z pewnością nie budziło w niej entuzjazmu przynoszenie
jej z powrotem.
Okazało się, że we wszystkich zadaniach niemal dorównuje Oreo.
Spontanicznie posługiwała się moimi gestami i kierunkiem spojrzenia,
żeby odnaleźć jedzenie, i przeszła pomyślnie większość testów
kontrolnych, które wcześniej zaliczył Oreo. Wyglądało na to, że
umiejętności Oreo nie były niczym niezwykłym i prawdopodobnie
opanowało je wiele psów. Oznaczało to, że możemy przeprowadzić
badania na większej grupie.
Chcieliśmy wiedzieć, czy psy są w stanie odczytywać gesty jedynie
swoich właścicieli, czy również obcych. Być może – tak jak ludzie
nieświadomie reagujący na dziwactwa i nawyki swoich czworonogów – psy
z czasem uczą się odpowiadać na specyficzne zachowania swoich
właścicieli. Znaczyłoby to, że gesty innych ludzi i psów zostawiałyby ich
obojętnymi. Żeby to sprawdzić, udałem się do centrum dziennej opieki dla
psów.
W okolicach Emory były popularne dwa takie ośrodki: Our Place
i Yours Pet Services. Ludzie podrzucali tam swoje psy, żeby bawiły się,
w czasie gdy oni sami pracowali. Przebywały tam całe tuziny czworonogów
i dla każdego z nich byłem kompletnie obcy. Te psy nie dorastały, tak jak
Daisy czy Oreo, obserwując język mojego ciała – było możliwe, że
podpowiedzi otrzymane od nowego człowieka nie będą dla nich tak
czytelne.
Co ciekawe, było inaczej. Okazało się, że podążały za moim
spojrzeniem i gestami wskazywania tak umiejętnie jak Oreo i Daisy[30].
Inne grupy badawcze uzyskały później podobne wyniki[31]: psy potrafią
odczytać gestykulację niemal każdej osoby.
Kolejnym krokiem było przekonanie się, czy psy potrafią
wykorzystywać gesty innych psów. Maggie, jeden z psów z ośrodka, była
biszkoptowym labradorem. Lekki artretyzm powodował, że trudno było ją
nazwać wiercipiętą. Zdaliśmy sobie sprawę, że jeśli przywiążemy jej
smycz do haka umieszczonego w ścianie, będzie przyglądała się naszym
kubkom zupełnie bez ruchu. Pozwoliliśmy jej obserwować, jak pod
jednym z nich ukrywamy jedzenie. Maggie patrzyła w stronę właściwego,
ale jej ciało znajdowało się dokładnie w połowie dystansu między nimi.
Następnie pozwoliliśmy drugiemu psu zbliżyć się do któregoś z kubków.
Bez problemu rozwiązał zadanie – spontanicznie podążył za wzrokiem
i ułożeniem ciała Maggie, żeby znaleźć przysmak[32].
W tym momencie Mike i ja wiedzieliśmy, że możemy być na tropie
czegoś ważnego. Wyeliminowaliśmy całą masę prostych wyjaśnień faktu,
że Oreo rozumiał gesty lepiej niż szympansy; przekonaliśmy się, że ta
umiejętność cechuje również inne psy i że potrafią ją one wykorzystywać
również w interakcjach z przedstawicielami swojego własnego gatunku.
Nadszedł czas na postawienie grupy psów przed jeszcze większym
wyzwaniem.
Podczas badania, czy szympansy rozumieją intencje komunikacyjne,
Mike użył innej wskazówki: małpy patrzyły, jak człowiek kładzie na
właściwym kubku niewielki klocek. Był to nowy, zupełnie arbitralny
sygnał: szympansy nigdy wcześniej go nie widziały i nie miał on żadnego
ustalonego znaczenia. Żeby zrobić z niego użytek, szympansy musiałyby
dokonać uogólnienia i wydedukować, że ma on podobne znaczenie do tych,
których uczyły się wcześniej. Tak się nie stało: nasi kuzyni nie byli
w stanie zgadnąć, do czego służy klocek, i nie wykorzystywali go jako
wskazówki przy szukaniu jedzenia.
Postanowiliśmy przeprowadzić to badanie na psach z centrum.
Pomalowałem drewniany klocek w czarno-białe łaty – było mało
prawdopodobne, że którykolwiek z psów miał podobną zabawkę albo że
któryś z ich właścicieli posługiwał się czymś takim w domu. W sytuacji
kontrolnej, kiedy psy wchodziły do pomieszczenia, klocek stał już na
jednym z kubków – w żaden sposób nie wpływało to na częstotliwość
wybierania właśnie tego pojemnika, wiedzieliśmy więc, że to nie sam
klocek je przyciąga: był po prostu nowym sygnałem bez żadnego
konkretnego znaczenia. Gdy jednak psy na własne oczy widziały, że to
człowiek umieszcza klocek na kubku, spontanicznie traktowały to jako
dziwną podpowiedź, gdzie znaleźć przysmak.
Następnie jeszcze utrudniliśmy zadanie. Żeby wykluczyć możliwość, że
psy korzystają z tego arbitralnego gestu jedynie przyciągnięte przez ruch
związany z kładzeniem klocka na kubku[33], sprawiliśmy, że nie mogły
obserwować samego procesu – widziały tylko, jak już po umieszczeniu
klocka człowiek go dotyka. Okazało się, że to również traktują jako
wskazówkę.
Biegnąc ze sforą
Jeśli masz zamiar żyć w stadzie mięsożerców, ważne jest, żebyś był
w stanie przewidzieć, co inni jego członkowie zrobią za chwilę. Gesty są
typem informacji społecznej, która pomaga nam zgadnąć, co pozostali
mogą chcieć zrobić. Kierunek spojrzenia może wskazywać, dokąd chcesz
iść; pokazując na coś, możesz zaznaczyć, że jesteś tym zainteresowany.
Wiedza o czyimś potencjalnym następnym kroku ułatwia koordynowanie
naszych zachowań: gdyby wilki posiadały umiejętności zaobserwowane
u psów, łatwiej byłoby im współpracować przy polowaniach.
Drapieżnikom przydaje się również zdolność przewidywania kolejnych
działań ofiary na podstawie jej sygnałów społecznych. Jeśli widzisz, że
jeleń patrzy w lewo, możesz ruszyć w tamtą stronę i dotrzeć do celu
wcześniej niż on. Możliwe, że psy odczytują ludzkie gesty w tak niezwykle
sprawny sposób, dlatego że wywodzą się z grupy mięsożerców, dla których
kluczowe dla przetrwania było rozszyfrowywanie znaków społecznych
innych gatunków. Według naszej hipotezy „dziedzictwa sfory” wilki, jako
bezpośredni przodkowie psów, powinny dorównywać im w umiejętności
rozumienia ludzkich gestów komunikacyjnych[52].
Mike wiedział, że mogę mieć trudności w znalezieniu właściwych
wilków. Zwierzęta te z natury są skrajnie nieufne wobec ludzi – nawet te
urodzone w niewoli w pobliżu człowieka robią się nerwowe. Wcześniejsze
badania porównawcze zdolności uczenia się wilków i psów wykazały, że
osiągane wyniki zależą od tego, jak dorastały wilki: te wychowywane przez
własne matki wypadają w testach gorzej od psów, te zaś, którymi
zajmowali się ludzie, mogą uzyskiwać lepsze rezultaty od nich dokładnie
w tych samych zadaniach[53].
Kiedyś w Niemczech próbowaliśmy już przeprowadzić doświadczenia
na parze wilków wychowywanych przez matkę. Nie umiały zrobić użytku
z naszych gestów, ale prawdopodobnie oblałyby również każdy inny test,
kompletnie nie były bowiem zainteresowane nawiązaniem z nami
kontaktu[54]. Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy porównać psie i wilcze
zdolności poznawcze, musimy znaleźć wilki, które podobnie do psów
dorastały w interakcji z ludźmi.
Przetrząsnąłem internet i cudem natknąłem się na idealną watahę. Wolf
Hollow został założony przez Paula Soffrona, strażaka, który w 1988 roku
otrzymał pięć wilczych szczeniąt. Utworzył rezerwat wilków w Ipswich
w stanie Massachusetts, żeby kształcić szerszą publiczność i pokazać jej
tych wiele powodów, dla których warto pokochać wilki.
Kiedy do niego przyjechałem, wataha liczyła już trzynaście osobników,
rezerwat stał się placówką edukacyjną przyciągającą trzydzieści tysięcy
odwiedzających rocznie[55], a sam Paul leżał przykuty do łóżka chorobą
Alzheimera. Jego żona, Joni, która kierowała ośrodkiem, podeszła do
naszych badań z entuzjazmem. Poznałem również Christinę Williamson,
młodą niebieskooką biolożkę o rudoblond włosach. Niewysoka i drobna,
Christina niezupełnie odpowiadała wyobrażeniu kogoś, kto biega ze sforą
wilków, ale to właśnie ona wychowała wiele z nich od szczenięcia i znała
historię pozostałych. Na ile to tylko możliwe, kiedy się nie żyje dosłownie
w stadzie, była częścią watahy.
Wilki z ośrodka miały do czynienia z ludźmi na niespotykaną skalę[56],
a także, co ważniejsze, przez pierwsze pięć tygodni życia były
wychowywane przez nich, a nie przez matki. Później stopniowo
wprowadzano je do watahy, przy czym nadal niemal codziennie miały
kontakt z Christiną. W osłupieniu patrzyłem, jak Christina wchodzi na
wybieg, żeby wybrać kilka wilków, które miały wziąć udział w naszej
zabawie z gestami. To było więcej, niż mogłem sobie wymarzyć, o ile nie
zamierzałem sam wychować grupki wilków (w bostońskim mieszkaniu
byłoby to nieco niewygodne).
Pamiętam, że kiedy usiadłem przed moim pierwszym wilkiem, żeby
pokazać Christinie, na czym polega test, pomyślałem: „Babciu, dlaczego
masz takie wielkie wszystko?!”. Uderzyło mnie, jak ostrożnie wilki
podchodziły. Choć codziennie widywały tuziny nowych ludzi biorących
udział w zajęciach edukacyjnych, ewidentnie mierzyły mnie wzrokiem.
Gdy wyciągnąłem ich ulubiony przysmak – kostki sera – ich sposób
postępowania zmienił się: teraz miałem przed sobą dwa zwierzęta, chociaż
potrzebowałem tylko jednego. Zanim Christina zdążyła powiedzieć „Nie!”,
spróbowałem poczęstować oba wilki naraz. Zobaczyłem tylko błysk zębów
i usłyszałem skomlenie – jeden z basiorów zacisnął szczęki na pysku
drugiego. Żadnego ostrzegającego warknięcia, żadnych ugryzień na pół
gwizdka – to z pewnością nie były psy.
Po tym, jak pokazałem Christinie przebieg testu, poprosiłem, żeby
spróbowała go przeprowadzić. Wilki natychmiast zbliżyły się do niej
i pozwoliły się drapać przez ogrodzenie, machając ogonami. Było jasne, że
to Christina będzie eksperymentatorką w większości doświadczeń.
Kiedy otrzymaliśmy wyniki, pokręciłem z niedowierzaniem głową.
Naprawdę byłem przekonany, że wilki wypadną równie dobrze jak psy,
może lepiej – pomysł z dziedzictwem sfory miał sens. Okazało się jednak,
że wilkom bliżej do szympansów: choć Christina próbowała wskazać im,
gdzie ukryto jedzenie, za pomocą trzech różnych typów znaków, wybierały
na chybił trafił[57]. Dziewięciotygodniowe psiaki, z którymi miałem do
czynienia wcześniej, wykazywały większą wprawę w odczytywaniu
ludzkich gestów niż one[58].
W tamtych czasach niewielu ludzi badało zdolności poznawcze wilków,
więc obawialiśmy się, że ich wyniki byłyby równie słabe w jakimkolwiek
sprawdzianie przeprowadzanym przez ludzi. Kiedy jednak Christina
spróbowała innej zabawy (wilki musiały zapamiętać, w której dłoni
schowała jedzenie), zgadywały niemal bezbłędnie – ich niezdolność do
skorzystania z podpowiedzi Christiny nie wynikała więc z braku
zainteresowania przysmakiem czy z zaniepokojenia wywołanego
obecnością człowieka[59].
W późniejszych latach naukowcy hodowali wilki tylko po to, by
porównywać ich umiejętności społeczne z psimi. Zwierzęta te miały nawet
więcej kontaktu z ludźmi niż wilki, które ja badałem, ale rezultaty
eksperymentów nie różniły się znacząco od naszych. W wieku czterech
miesięcy silnie uspołecznione wilki nie potrafiły posłużyć się gestem
swojego opiekuna jako wskazówką przy szukaniu jedzenia, nawet jeśli
wychowywały się z nim od szczenięcia. Dorosłe osobniki potrzebowały
ukierunkowanego szkolenia, żeby dorównać spontanicznemu zachowaniu
psich szczeniąt[60]. Tak jak szympansy, wilki były w stanie przyswoić
znaczenie ludzkich gestów komunikacyjnych za sprawą treningu czy
socjalizacji, ale nie demonstrowały tej umiejętności samorzutnie bez
żadnego wcześniejszego przygotowania[61].
József Topál z Węgierskiej Akademii Nauk odkrył jeszcze jeden aspekt
zależności psów od naszych sygnałów społecznych[62], który czyni je
podobnymi bardziej do niemowląt niż wilków: ich niezwykłe zdolności
prowadzą je do takich samych błędów, jakie popełniają małe dzieci.
Psy obserwowały, jak eksperymentator ukrywa zabawkę w jednym
z dwóch punktów, po czym bez problemu ją odnajdywały. Potem
eksperymentator ponownie chował zabawkę, po czym na oczach psa
przenosił ją w inne miejsce. Tak jak niemowlęta, psy myliły się i najpierw
szukały przedmiotu tam, gdzie został umieszczony na początku, mimo że
widziały, iż zmieniał położenie. Kiedy cały proces przenoszenia dokonywał
się za pomocą przezroczystych żyłek, a nie człowieka, psy – tak jak ludzkie
dzieci – nie popełniały więcej tego błędu: był on spowodowany kontekstem
społecznym, a nie lukami w pamięci.
Co ciekawe, wilki wychowywane przez ludzi nie wpadały w tę pułapkę:
niemal zawsze znajdywały zabawkę, nawet jeśli przenosił ją człowiek.
Topál i jego współpracownicy doszli do wniosku, że stanowi to dowód na
poparcie tezy, że u psów wyewoluowało niezwykłe wyczulenie na ludzkie
sygnały społeczne, co upodobnia je do niemowląt. Pokazuje to również,
w jaki sposób przesadne poleganie na człowieku może w niektórych
sytuacjach zbijać psy z tropu[63]. Wilki są genialne na swój sposób.
W tych badaniach psy okazały się wyjątkowe nie tylko na tle
naczelnych, ale także w porównaniu z najbliższymi sobie psowatymi. Nie
mogły po prostu odziedziczyć swoich „niemowlęcych” zdolności. Kiedy
obaliliśmy hipotezę ekspozycji i hipotezę dziedzictwa sfory, zostało nam
tylko jedno wyjaśnienie: psy wykształciły podstawowe rozumienie
ludzkich intencji komunikacyjnych w procesie udomowienia.
Był to ekscytujący pomysł, zakładał bowiem, że zdolności poznawcze
psów upodobniły się do tych obserwowanych u niemowląt. O konwergencji
mówimy, gdy niespokrewnione gatunki w odpowiedzi na ten sam problem
wytwarzają niezależnie od siebie podobne rozwiązania. Biolodzy często
stwierdzają zbieżność w budowie części ciała bardzo daleko
spokrewnionych zwierząt: na przykład ryby, pingwiny i delfiny, wszystkie
mierząc się z trudnościami związanymi z poruszaniem się w wodzie,
w sposób niezwiązany ze sobą wykształciły płetwy. My mieliśmy do
czynienia ze zjawiskiem rzadziej spotykanym: konwergencją
psychologiczną. Psy niezależnie od nas wyewoluowały w sposób, który
sprawił, że stały się nam poznawczo bliższe niż nasi najbliżsi krewni.
Prawda o udomowieniu
Ponieważ zakładamy, że ludzie oswoili zwierzęta na swoje własne
potrzeby, niemal powszechnie przyjmuje się, że udomowienie sprawia, że
stają się one w pewnym sensie słabsze, mniej dostojne czy po prostu
głupsze. Ludzie myślą o dzikich zwierzętach jako o stworzeniach
majestatycznych i należących do natury, o domowych zaś jako o czymś
w rodzaju sztucznych tworów. Kiedy jednak weźmiemy pod uwagę
pochodzenie zwierząt domowych, okaże się, że prawda ma znacznie więcej
odcieni.
Psy na przykład nie zawsze są głupsze od wilków. Mają swój własny
specyficzny talent, który – sądząc po naszych pierwszych eksperymentach
ze szczeniakami i wilkami – wydawał się skutkiem udomowienia.
Najbardziej ekscytujące było jednak coś innego: gdybyśmy byli w stanie
sprawdzić, czy umiejętności społeczne psów wykształciły się w czasie ich
oswajania w wyniku konwergencji z ludźmi, być może na tej podstawie
dowiedzielibyśmy się też, czy z podobnego procesu wyewoluowały również
nasze własne zdolności w tym zakresie.
Był tylko jeden problem – w tamtym czasie wydawało nam się, że nie da
się tego sprawdzić, a bez eksperymentalnego potwierdzenia z twardej
ścieżki nauki ześlizgiwaliśmy się w rozmyte gawędziarstwo.
Tak było aż do czasu, kiedy pewnego wieczoru cały nasz instytut wybrał
się na kolację do chińskiej restauracji na Massachusetts Avenue. Byłem na
drugim roku studiów doktoranckich. Przypadkiem usłyszałem, jak Richard
mówi o bonobo i o tym, jak trudno jest wytłumaczyć ich ewolucję[64].
Wyjaśniał psychologiczne różnice między nimi a szympansami
zwyczajnymi: bonobo były mniej agresywne i spokojniejsze. Poza tym oba
gatunki różniły się także fizycznie: szympansy karłowate mają mniejsze
kły, mniejsze czaszki i są smuklejsze.
– O! – powiedziałem, niegrzecznie przerywając rozmowę. – To całkiem
jak udomowione srebrne lisy syberyjskie.
Richard odwrócił się uprzejmie i czekał, aż się wytłumaczę.
– W Rosji przeprowadzono eksperyment hodowlany: krzyżowano lisy
tak, żeby były mniej agresywne. Z czasem zwierzęta zmieniły się w ten
sam sposób jak bonobo, o których mówił pan przed chwilą: małe zęby,
głowy i cała reszta. Pisał o tym Ray Coppinger z Hampshire College[65]. To
światowej sławy ekspert od zachowania psów, badał psy na całym świecie
– trajkotałem.
Richard intensywnie wpatrywał się we mnie.
– Czy możesz podrzucić mi ten rozdział do poniedziałku rano?
Zdobyłem dla niego artykuł. W konsekwencji znalazłem się w pociągu
jadącym na Syberię.
Rozdział 4
Chłopski geniusz
W czasie gdy rozterki Darwina pozostawały wciąż nierozstrzygnięte, Stalin
znalazł sobie własnego, sowieckiego bohatera – Trofima Denisowicza
Łysenkę, syna ukraińskiego chłopa. Natknął się on na starą technikę
uprawy zwaną jarowizacją, która pozwalała uzyskać wcześniejsze
kwitnienie roślin po uprzednim wystawieniu ich na działanie niskich
temperatur. Pszenica na przykład przed kwitnieniem potrzebuje długiego
okresu chłodu – prawdopodobnie nasiona „orientują się” w ten sposób, że
zima minęła i można bezpiecznie rozkwitać[8].
Łysenko ogłosił, że wystarczy zamrozić nasiona na dwa tygodnie, by
pszenica ozima wykiełkowała na wiosnę – rozwiązywało to problem
nasion, które niszczały z powodu niedostatecznego śniegu. Jak przystało na
prawdziwie szalonego naukowca, utrzymywał, że to on sam wymyślił tę
metodę, podczas gdy w rzeczywistości stosowano ją od jakichś stu lat.
Twierdził także, że wyhodowane przez niego nasiona dawały obfitsze
i wartościowsze plony, które uchronią miliony przed śmiercią głodową[9].
Pierwszy raz opisał proces jarowizacji Stalinowi w 1935 roku, ledwie
dwa lata po Wielkim Głodzie. Deklarował, że jest w stanie stworzyć nowe
odmiany pszenicy w jedną piątą czasu, jaki naukowcy uważali za
konieczny, by tego dokonać, i obiecywał nawet dziesięciokrotnie
zwiększyć krajową produkcję tego zboża[10]. Potem zaś dodał coś, co Stalin
bardzo chciał usłyszeć: przyrzekał, że zmiany, jakich dokona w ziarnach,
będą widoczne również w kolejnych pokoleniach roślin.
Jego eksperymenty oczywiście zakończyły się porażką. Żeby przekonać
władzę, że dotrzymuje słowa, Łysenko zaczął fałszować wyniki badań[11].
Odrzucił kilka dobrze udokumentowanych praw genetyki, by następnie
w ogóle odrzucić koncepcję genu jako takiego[12].
Przed nastaniem epoki Łysenki sowiecka biologia rozwijała się
niezwykle dynamicznie i była bardzo szanowana w środowisku. Wśród
amerykańskich biologów krąży nawet stary dowcip: jeśli myślisz, że
dokonałeś jakiegoś odkrycia, sprawdź, czy aby Rosjanie nie opisali go już
w jednym ze swoich nikomu nieznanych czasopism pisanych cyrylicą.
Dmitrij Iwanowski w 1892 roku jako pierwszy odkrył istnienie wirusów.
Nikołaj Kolcow wymyślił olbrzymią, złożoną z podwójnej nici molekułę
na równo ćwierć wieku przed tym, jak Watson i Crick po raz pierwszy
opisali cząsteczkę DNA w 1953 roku. Nadson i Filipow zaobserwowali
mutacje spowodowane działaniem promieniowania rentgenowskiego dwa
lata przed amerykańskim genetykiem i laureatem Nagrody Nobla
Hermannem Mullerem[13].
Okres wielkiego terroru 1937–1938 położył jednak kres wielu karierom
naukowym. Stalin był przekonany, że rząd, wojsko, praktycznie każda
warstwa sowieckiego społeczeństwa była przesiąknięta korupcją i roiła się
od szpiegów. Zainicjował masową czystkę, doprowadzając do aresztowania
1,3 miliona osób, z których połowa została skazana na śmierć[14],
a pozostałych zesłano do gułagów.
Nic dziwnego więc, że naukowcy wystarczająco odważni, by głośno
powiedzieć, że prace Łysenki to oszustwo, lądowali w więzieniu, byli
torturowani albo zostawali straceni – niektórzy zresztą na prośbę samego
Łysenki, który stał się potężny, arogancki i rozsierdzony.
Po drugiej wojnie światowej stan sowieckiej biologii jeszcze się
pogorszył. Darwinizm był demonizowany, po części w reakcji na ideologię
nazistowską, która wypaczyła teorię jego twórcy, by móc usprawiedliwić
politykę rasowej eksterminacji. Naziści uważali Rosjan za podludzi[15],
czemu dali wyraz w czasie inwazji na Rosję, podczas której masowo palili
wsie, dokonywali na miejscowej ludności publicznych egzekucji,
poddawali ją torturom i niewolili seksualnie.
Później nastała zimna wojna – stosunki między Rosją a Stanami
Zjednoczonymi i Wielką Brytanią pogorszyły się, a wszystko, co
pochodziło z Zachodu, miało być naznaczone jego gnuśnością i zepsuciem.
Darwinizm widziano jako usprawiedliwienie dla kapitalistów, którzy –
jako silniejsi i inteligentniejsi – bogacili się, podczas gdy rzesze
robotników żyły w ubóstwie. Genetykę odbierano jako narzędzie
amerykańskiego imperializmu, sankcjonującą rasizm panujący
w tamtejszym społeczeństwie[16].
Oczerniając Zachód, jednocześnie wychwalano wszystko, co rdzennie
rosyjskie. Łysenko stał się bohaterem – gloryfikowali go nie tylko Stalin
i podległe mu władze, ale również prasa, która widziała w nim uosobienie
„bosonogiego profesora”, chłopskiego geniusza. Fotografie
przedstawiające Łysenkę na tle błękitnego nieba głaszczącego złote kłosy
pszenicy zalały media. Portrety uwieczniające jego mocno zarysowane
brwi, jasne oczy i kwadratową szczękę zdobiły ściany wszystkich instytucji
naukowych. Wznoszono pomniki ku jego czci[17].
Ponieważ wszyscy, którzy nie zgadzali się z Łysenką, zostali zwolnieni,
uwięzieni albo zabici, kolejne pokolenie łysenkistów było niemal
kompletnie niewykształcone[18], co nie przeszkadzało jego
przedstawicielom nadal zajmować najwyższe stanowiska naukowe –
opóźniło to rozwój dyscypliny o całe dekady.
W 1948 roku Łysenko ostatecznie zatriumfował – Stalin poparł jego
postulat całkowitego odrzucenia genetyki w ZSRR[19]. Instytucje zajmujące
się tą gałęzią nauki zostały albo zamknięte, ale przekształcone zgodnie
z założeniami teorii Łysenki, zaś zespoły ich pracowników straciły pracę.
Materiały traktujące o genetyce zniknęły z uniwersytetów i podręczników.
Genetycy zostali oficjalnie uznani za wrogów ludu.
W takiej właśnie atmosferze jeden człowiek przeprowadził być może
najwspanialszy eksperyment z zakresu genetyki behawioralnej
w dwudziestym wieku.
Odpalenie Sputnika
Miałem teraz dwustopniowy plan. Po pierwsze, gdy tylko wróciłem,
poleciłem Natalie rozpocząć pracę z grupą młodych lisów z grupy
kontrolnej – miała je uspołecznić. To były dwu-, trzymiesięczne
szczeniaki, najmłodsze lisy na fermie. Codziennie przez sześć tygodni
miała wyciągać je z kojców i po prostu przebywać z nimi przez kilka
godzin w jednym pomieszczeniu, krok po kroczku przygotowując je do
testu. Jej zadaniem było podłożenie jedzenia pod kubek i sprawdzenie, czy
liski podejdą i go dotkną – gdyby tak się stało, miała dać im przysmak.
Potem miała ukryć pokarm pod jednym z dwóch kubków i zobaczyć, czy
zwierzęta będą w stanie dokonać jakiegokolwiek wyboru, niezależnie
nawet, czy będzie trafny, czy nie. Jeśli udałoby się jej zajść tak daleko,
mieliśmy jakąś szansę je przebadać.
Po drugie, w razie gdyby Natalie nie udało się uspołecznić lisów na czas,
obmyśliłem inną wersję naszego eksperymentu. Dzięki mojemu olśnieniu
w bani zdałem sobie sprawę, że o ile lisy kontrolne były nieśmiałe
w stosunku do ludzi, również one, jak wszystkie inne, wydawały się kochać
zabawki. Choć kiedy pierwszy raz się do nich zbliżyłem, umykały
chyłkiem, odkryłem, że jeśli usiądę spokojnie przed ich boksem, już po
minucie zaczną się do mnie zbliżać. Kiedy zaś pomachałem przed nimi
piórkiem, wyglądały, jakby zupełnie pozbyły się strachu: natychmiast
podchodziły i zaczynały gonić i się nim bawić, choć nadal trzymałem je
w ręce. To było jak magiczne piórko słonika Dumbo. Gdyby udało mi się
znaleźć sposób na użycie go w doświadczeniu, mogłyby rzeczywiście
chcieć zagrać z nami w naszą zabawę z gestami.
Potrzebowałem stołu. Musiał być dopasowany wielkością do lisich
boksów, a jego blat powinien mieć możliwość wysuwania się w ich
kierunku, żeby zwierzęta mogły dokonywać wyboru bez konieczności
zbytniego zbliżania się do człowieka.
Byłem w stanie sklecić coś takiego w jedno popołudnie, ale Irena nie
chciała o tym słyszeć. To był poważny eksperyment naukowy, a ona nie
miała zamiaru pozwolić, żeby został przeprowadzony na jakiejś tandetnej
amerykańskiej prowizorce – musiała dostarczyć mi cud rosyjskiej myśli
inżynieryjnej, z którego mógłby być dumny sam Bielajew.
Projekt stołu został wysłany do działu technicznego, gdzie zajęto się nim
z powagą godną misji kosmicznej. Cała procedura trwała dwa tygodnie.
Niemal wychodziłem z siebie z niecierpliwości.
Kiedy sprzęt w końcu przyjechał, miejsce niecierpliwości zajął zachwyt.
Zamiast prymitywnej konstrukcji ze sklejki, którą sobie wyobrażałem,
miałem przed sobą lśniący i nowoczesny stół z porządnego metalu. Po obu
stronach wysuwającego się bezszelestnie blatu z pleksiglasu umieszczono
wymyślone przeze mnie zabawki – pudełka w kolorze sowieckiej czerwieni
z przymocowanymi do nich paskami metalowej taśmy mierniczej.
Z łatwością mogłem przesuwać blat tak, żeby końcówki taśmy znalazły się
w zasięgu lisich łap.
Młode liski wariowały z radości, mogąc pociągać za taśmę pazurkami
i pyszczkami i odskakiwać, kiedy ta zwijała się z powrotem, wydając przy
tym nęcący odgłos kliknięcia. Zabawki były kocimiętką dla lisów. Stół był
wspaniały. Ochrzciłem go Sputnik, co szalenie ubawiło Rosjan.
– Brain! – wołali każdego ranka – Jak tam Sputnik?
Nadszedł mój czas. Ponad połowa naszego pobytu już minęła, a nie
osiągnęliśmy niemal nic. Natalie spędzała z liskami każdą wolną chwilę, ale
nie mieliśmy pojęcia, czy uda jej się nauczyć je zasad naszej zabawy
z kubkami. To nadawało mojemu badaniu ze Sputnikiem całkiem nowe
znaczenie – mogło się okazać, że to jedyny sposób, żeby porównać obie
populacje.
Lis z grupy kontrolnej obserwował mnie, kiedy ustawiałem Sputnik
przed jego boksem. Odsunął się, kiedy usiadłem za stołem i nastawiłem
kamerę. Pokryty lśniącym czarnym futrem, był nieziemsko piękny:
strzygąc czarnymi uszami, spoglądał na mnie nieufnie.
Wszystko zmieniło się, kiedy wyciągnąłem kijek z przytwierdzonym na
końcu piórkiem. Natychmiast podszedł i usiadł na drewnianej desce, którą
położyłem na środku jego kojca. Śledził każdy ruch piórka (swoją drogą,
kiedy pokazałem piórko lisom z grupy doświadczalnej, były nim tak samo
zainteresowane). Ciekawość przemogła strach. Schowałem piórko i na
oczach lisa dotknąłem jednej z dwóch zabawek na stole.
Taśma miernicza odgięła się, powracając do swojego pierwotnego
kształtu z nieodparcie pociągającym kliknięciem. Następnie, nie wydając
żadnego dźwięku, blat stołu przesunął się tak, że obie zabawki
jednocześnie znalazły się w zasięgu lisa, który natychmiast skoczył na
jedną z nich i zaczął pstrykać taśmą i ocierać się o nią w zabawie.
Byłem gotowy. Wszystkie lisy, zarówno te z grupy eksperymentalnej,
jak i te z kontrolnej, uwielbiały bawić się którąś z taśm mierniczych.
Mogłem wysuwać blat, wskazując jeden z pasków taśmy[61] – znalazłem
metodę porównania obu populacji, która nie wymagała wcześniejszej
socjalizacji, treningu ani wynagradzania jedzeniem.
W ramach eksperymentu kontrolnego przeprowadzałem również inną
wersję tego samego doświadczenia. Tym razem, kiedy wskazywałem jedną
z zabawek, lisy nie widziały moich rąk: umieściłem przed sobą tablicę,
która całkowicie zakrywała mnie od szyi w dół – w ten sposób moje dłonie
przez cały czas trwania eksperymentu pozostawały niewidoczne. Zamiast
nich do wskazywania jednej z taśm używałem piórka przymocowanego do
kijka, którym manipulowałem zza tablicy. Również w takich
okolicznościach lisy chętnie skakały na jedną z zabawek i szarpały nią tam
i z powrotem.
Lisy z grupy kontrolnej już tak się nie bały, nawet kiedy siedziałem
nieopodal. W końcu mogłem porównać ich wybory z tymi przedstawicieli
grupy doświadczalnej.
Chociaż obie grupy uwielbiały moje zabawki, miały zupełnie różne
preferencje. Pstrokata drużyna przyjacielsko nastawionych lisów
doświadczalnych wolała bawić się zabawką, którą dotknąłem ręką. Druga
grupa wybierała tę, której dotknęło piórko na patyku[62].
Tendencja ta była widoczna już w czasie pierwszych prób i utrzymała
się po przeprowadzeniu wielu kolejnych, nawet pomimo tego, że nie
nagradzaliśmy zwierząt jedzeniem. Była to mocna przesłanka, by twierdzić,
że dobór Bielajewa zmienił sposób, w jaki lisy podchodziły do ludzkich
gestów.
W międzyczasie, po sześciu tygodniach socjalizacji, Natalie również
odniosła sukces: znalazła takie młode lisy z grupy kontrolnej, które czuły
się swobodnie w jej towarzystwie i były w stanie dokonać właściwego
wyboru, kiedy pokazywała im, jak chowa jedzenie pod jednym z kubków.
Nadszedł czas, by sprawdzić, czy będą umiały skorzystać z jej gestów przy
szukaniu jedzenia.
Po kolejnym tygodniu prób i na dwa dni przed wylotem z Moskwy
mieliśmy w ręku ostateczne wyniki. Lisy z grupy kontrolnej osiągały
wyniki podobne do silnie uspołecznionych wilków i szympansów: nie
wybierały zupełnie losowo, ale nie były również zbyt biegłe w korzystaniu
z naszych gestów przy poszukiwaniu ukrytego pokarmu. Lisy z grupy
eksperymentalnej były od nich zdecydowanie lepsze, nawet pomimo faktu,
że ich kontakt z ludźmi był znacznie bardziej ograniczony.
Rezultaty obu naszych eksperymentów prowadziły do jednego wniosku:
doświadczenie Bielajewa wpłynęło na zdolność lisów do odczytywania
ludzkich gestów. Był to bezpośredni skutek eksperymentalnego
udomowienia – krzyżowanie najbardziej przyjaźnie nastawionych zwierząt
wywołało ewolucję procesów poznawczych.
Richard miał rację, ja się myliłem. Lisy z grupy doświadczalnej
rozumiały ludzkie gesty lepiej, nawet pomimo tego, że Rosjanie nie
rozmnażali ich specjalnie pod tym kątem. Dobierano je tak, by były jak
najprzyjaźniej nastawione do ludzi, a umiejętność rozszyfrowywania
znaczenia ludzkich gestów pojawiła się u nich przy okazji, jak opadnięte
uszy i zakręcone ogony.
Gdybyśmy mogli przebadać populację założycielską z 1959 roku, jej
przedstawiciele nie potrafiliby odczytywać naszych gestów tak, jak ich
potomkowie z grupy eksperymentalnej. Tamte pierwsze lisy potrafiły
odpowiedzieć na zachowanie innych lisów, ale ich strach przed ludźmi
powodował, że kiedy zobaczyły człowieka, ich pierwszą reakcją była
ucieczka. Lisy z dzisiejszej grupy kontrolnej miały ten sam odruch. Kiedy
jednak uspołeczniliśmy je, poprzez przebywanie z nimi tygodniami, albo
kiedy przyciągnęliśmy ich uwagę zabawkami zrobionymi z piórek czy
taśmy mierniczej, ich zwykły strach przed ludźmi ustępował. Gdy zamiast
niego pojawiało się zaciekawienie[63], lisy te do pewnego stopnia potrafiły
wykorzystać ludzkie gesty: ciekawość potęgowała rodzącą się w nich
umiejętność odczytywania sygnałów społecznych – umiejętność obecną już
w populacji założycielskiej, wywodzącą się z potrzeby interpretowania
zachowań innych lisów.
Poprzez mechanizmy ewolucji genetycznej hodowla selekcyjna
całkowicie wykorzeniła u lisów z grupy doświadczalnej strach przed
ludźmi. Obawa została zastąpiona silną motywacją do nawiązania z nami
kontaktu, jakbyśmy byli lisami. Ta emocjonalna zmiana pozwoliła im na
wejście z nami w interakcję i rozwiązywanie problemów, z którymi inne
lisy nie potrafiłyby sobie poradzić bez intensywnej socjalizacji[64].
– Ej! – Usłyszałem za sobą czyjś szept. – Czy to nie jest ten gość od
psów? Jak on się nazywa?
– Brian Hare? – również szeptem odpowiedziała jego towarzyszka. – To
chyba Brian Hare.
Właśnie wystartowaliśmy z Mbandaka, niewielkiego miasteczka
w Demokratycznej Republice Konga. Czterdziestoletni jednosilnikowy
samolot sprawiał wrażenie nieco wysłużonego; skórzane siedzenia
zaskrzypiały, kiedy poczułem na ramieniu klepnięcie właściciela jednego
z głosów.
– Przepraszam – powiedział dobiegający sześćdziesiątki mężczyzna,
siedzący obok żony i jakiejś innej pary. – Czy pan jest tym facetem od
psów?
Ilekroć ktoś nazywa mnie „tym facetem od psów”, jestem przekonany,
że pomylił mnie z kimś sławnym. Zwykle wyjaśniam, że jestem
antropologiem ewolucyjnym i badam różne gatunki zwierząt, żeby
zrozumieć, jak wykształciły się nasze zdolności poznawcze – ale wtedy
ludzie zaczynają wyglądać na znudzonych.
– Tak – powiedziałem. – Miło mi pana poznać.
Obie pary należały do American Kennel Club, największej organizacji
kynologicznej w Stanach Zjednoczonych, i leciały w Kotlinę Konga
w poszukiwaniu basenji. Psy tej rasy spotyka się w Afryce Zachodniej
i Środkowej, ale prawdopodobnie pochodzą gdzieś z regionu Konga[1].
Genetycznie basenji są zaliczane do dziewięciu ras psów pierwotnych,
które przypominają wilka bardziej niż jakiekolwiek inne[2]. W Stanach
Zjednoczonych basenji są rzadkie – spotkana przeze mnie czwórka
poszukiwała świeżej krwi: szczeniąt, które w Ameryce mogły rozpocząć
nową linię rodową. Słyszeli, że niektóre ze społeczności żyjących w lasach
niedaleko naszego celu trzymają basenji.
Rozmawialiśmy chwilę o nich i ich wilczej genetyce. Już miałem
wyjaśnić im, co robię w Kongu, kiedy kątem oka zobaczyłem, że
wlatujemy prosto w zbliżającą się ku nam burzę. Wyglądało to naprawdę
nieciekawie: szaroczarne chmury, kłębiąc się i piętrząc, zaczynały nas
otaczać. Zapiąłem mocniej pas.
Samolotem rzucało szaleńczo na wszystkie strony, po czym nagle
zaczęliśmy spadać: pilot podciągnął maszynę tylko po to, by natychmiast
znów zapikowała. Po kilku błyskawicach i ogłuszającym grzmocie zrobiło
się bardzo ciemno. Naraz, wśród ostatnich wstrząsów, wychynęliśmy na
pełne światło dnia. Usiłując wyglądać na niewzruszonego, rozluźniłem
dłonie kurczowo zaciskające się na oparciu i wyjrzałem przez okno.
Pod nami rozciągał się las tak prastary i tak przeogromny, że równie
dobrze mogła to być kraina z jakiegoś filmu o dinozaurach. Liście
rozmywały się w zieloną mgłę łączącą się gdzieś daleko z niebieskawą linią
horyzontu. Nigdzie nie było śladu ludzkiej aktywności: żadnego
wykarczowanego poletka, żadnej smużki dymu. Jedyną rzeczą zdolną
przerwać dżunglę była rzeka, wijąca się znaną sobie drogą ku oceanowi.
Widziana z góry, odbijała błękit nieba, ale kiedy zeszliśmy niżej, okazało
się, że od garbników, które wymywała z drzew, jej głębiny stały się czarne
jak węgiel.
Odkąd pamiętam, w wiadomościach zawsze powtarzali, że puszcze
znikają, że na ziemi nie ma już prawdziwie dzikich zakątków. Nigdy nie
pomyślałbym, że coś takiego, że taki ocean drzew, mogło jeszcze
gdziekolwiek przetrwać. To był najpiękniejszy widok, jaki dane mi było
kiedykolwiek oglądać[3].
I właśnie gdzieś tam, głęboko pod kopułą drzew, żyli sobie dawno
niewidziani krewni, których przyjechałem odnaleźć.
W sercu Afryki
Dziesięć milionów lat temu ruchy skorupy ziemskiej rozdzieliły dwie płyty
tektoniczne w Afryce Środkowej: utworzona w ten sposób płytka niecka
w sercu kontynentu stała się Kotliną Konga[4]. Znajdujące się w pobliżu
jezioro Tanganika od czasu do czasu wylewało, tworząc wielki śródlądowy
zbiornik wodny, czego śladem jest dzisiejsza równina zalewowa.
Około ośmiu milionów lat temu wokół Wielkiego Rowu Wschodniego
wypiętrzyły się grzbiety górskie, powodując osuszenie się leżących na
wschód od niego sawann. Mniej więcej w tym samym czasie pierwsze
hominidy wyłoniły się z terenów zalesionych i zaczęły w postawie
wyprostowanej penetrować nowe środowisko.
Na zachód od łańcuchów górskich dżungla wciąż trwała: olbrzymia
i nienaruszona, stanowiła idealne siedlisko dla żyjących na drzewach małp
człekokształtnych. Przez lata puszcza rozszerzała się i malała, a okalające
jezioro Tanganika góry Marungu w południowo-wschodnim Kongu były
miejscem, w którym przodkowie dzisiejszych małp człekokształtnych
znajdowali schronienie, kiedy las się kurczył w okresach dotkliwej suszy.
Z czasem wody Oceanu Atlantyckiego wdarły się w głąb lądu, gdzie
ostatecznie połączyły się z wylewami jeziora Tanganika, tworząc potężną,
najgłębszą na świecie (dochodzącą nawet do 230 metrów głębokości)
rzekę, rozciągającą się tęczowym łukiem ku północy kraju. Przecinając
krajobraz, rzeka Kongo oddzieliła jednocześnie od siebie różne populacje
wczesnych przodków małp.
Na północ od niej płyty tektoniczne tworzące Wielki Rów Wschodni
nadal się od siebie oddalały, tworząc właściwe warunki dla wykształcenia
się wielkiego lasu równikowego i rozległych obszarów przejściowych
między nim a bardziej otwartym lesistym terenem i w końcu sawanną. To
właśnie w takim środowisku wczesne małpy człekokształtne wyewoluowały
w dzisiejsze goryle i jednego z naszych dwóch najbliższych krewnych,
szympansa zwyczajnego.
Na południe od rzeki Kongo sprawy miały się inaczej. Drastyczna
różnica wysokości między głęboką kotliną a otaczającymi ją górami
spowodowała powstanie znacznie bardziej charakterystycznego
środowiska: z powodu niemal całkowitego braku stref przejściowych,
porośniętych nieco luźniejszą roślinnością, gęsta, tropikalna puszcza stała
się wyizolowanym ekosystemem, sprzyjającym ewolucji szalenie
różnorodnych gatunków zwierząt, z których wiele nie występuje nigdzie
indziej na świecie[5].
Jednym z tych gatunków jest najbliższy żyjący krewny człowieka,
którego istnienie pozostawało tajemnicą przez większą część ostatnich
dwustu lat.
Samolot wylądował na gorącym, zapylonym pasie Basankusu,
miasteczka położonego w Prowincji Równikowej Demokratycznej
Republiki Konga. Około stu tysięcy mieszkańców żyje tu bez
elektryczności, bez bieżącej wody i bez stałej opieki medycznej.
Wysiadłem i z trudem oparłem się przemożnemu pragnieniu ucałowania
ziemi. Podróżowałem z Claudine André, światowej sławy działaczką na
rzecz ochrony środowiska[6]. Ta atrakcyjna sześćdziesięcioletnia kobieta
urodziła się Belgii, ale całe życie spędziła w Kongu. Kiedy zapytałem ją,
jak przeżyła lot, stwierdziła jak gdyby nigdy nic: „No tak, w końcu mamy
porę deszczową”. Okazało się, że przespała całą drogę: kiedy człowiek
przetrwa kilka wojen i dyktatur, przyzwyczaja się do wszelkiego rodzaju
turbulencji[7].
Dotarliśmy nad rzekę Lopori i wsiedliśmy do czółna zrobionego
z wydrążonego pnia drzewa. Kiedy nasz przewodnik zapuścił motor,
zaczęliśmy z terkotem w całkiem niezłym tempie posuwać się po rzece,
rozcinając wodę gładką jak tafla szkła.
Wkrótce zostawiliśmy za sobą jakiekolwiek ślady ludzkiej obecności.
Z rzadka mijaliśmy zarzucających sieci rybaków balansujących boso na
krawędzi pirog, przez większość czasu byliśmy jednak sami. Podczas dni
pogodnych jak ten rzeka stawała się lustrem, idealnie odbijającym chmury
na niebie, gęste, zielone poszycie i przelatujące nam nad głową ptaki. Zbite
listowie wylewało się na rzekę, gałęzie uginające się pod ciężarem liści
nurzały się w wodzie.
Ni z tego, ni z owego zobaczyliśmy przed sobą cudowną plażę w rodzaju
tych, jakich można byłoby spodziewać się raczej po Bahamach: pokrytą
białym, drobniutkim piaskiem i usianą wyschłymi palmowymi liśćmi.
Zatrzymaliśmy się i wyciągnęliśmy czółno na ten niewiarygodny brzeg.
Po pniu drzewa zsunął się niewyraźny czarny kształt i poprowadził swoją
rodzinę ku plaży. To były bonobo – nasi najbliżsi, niemal zapomniani
krewni.
Etumbe, przewodniczka grupy, podeszła pierwsza. Na plecach niosła
nowo narodzone niemowlę, a starszego syna trzymała za rękę. Kiedy
zobaczyła Claudine, pisnęła radośnie i usiadła wystarczająca blisko, żeby
Claudine mogła dojrzeć dwoje szeroko otwartych oczu zerkających na nią
z gęstwiny czarnego maminego futra. Beni wybiegł z lasu, fikając koziołki,
podczas gdy Lomela próbowała w biegu złapać go za stopy. Za nimi
podążali kolejni, w sumie przywitało nas dziewięć małp. Obserwowałem,
jak dorastają, Claudine znała je całe ich życie – to były bonobo z Lola ya
Bonobo. Te sieroty, których rodzice padli ofiarą handlu mięsem,
wypuszczono na wolność niemal rok przed tym, jak przyleciałem do Konga
– była to pierwsza próba przywrócenia bonobo na łono natury. Brałem
udział w tym procesie jako doradca naukowy[8], teraz zaś Claudine
sprowadziła mnie, żebym zobaczył, jak sobie radzą w nowym domu.
Spędziliśmy z szympansami cały dzień na plaży, gruchając do nowego
dziecka Etumbe i obserwując zabawy Beniego i Lomeli. To była czysta
przyjemność: widzieć je szczęśliwymi, zdrowymi i wolnymi.
Zostaliśmy przez tydzień i codziennie podglądaliśmy bonobo. Dawało
nam to poczucie niewiarygodnej satysfakcji – w końcu wszyscy ciężko
pracowaliśmy na to, by mogły wrócić do dżungli. Ostatniego dnia nie
mieliśmy najmniejszej ochoty wyjeżdżać. Kiedy w końcu nadszedł czas
i wyszliśmy z lasu do czekającego na nas czółna, zobaczyliśmy, jak Etumbe
zmierza ku nam bardzo stanowczym krokiem – wiedząc, że jest silniejsza
od kogokolwiek z nas, byłem nieco zaniepokojony jej stanowczością. Gdy
mijaliśmy ją, żeby wejść do pirogi, spojrzała nam – każdemu z osobna –
w oczy, po czym kolejno chwyciła nasze dłonie, przytrzymała je we
własnych i potrząsnęła w delikatnym „do widzenia”. Jako naukowiec nie
mam pojęcia, co sobie myślała, jako człowiek jednak odebrałem to jako
najserdeczniejsze „dziękuję”, jakie zdarzyło mi się otrzymać w życiu.
W międzyczasie w Kongu
Teraz więc musiałem znaleźć sposób, by przebadać szympansy zwyczajne
i karłowate. Tym razem nie tylko nie miałem pod ręką Rosjan
konstruujących stoły specjalnie dla mnie – znalezienie w niewoli populacji
bonobo, które można by skłonić do wzięcia udziału w eksperymentach
poznawczych, było jak szukanie małego dodo.
Po tym, jak przelecieliśmy przez środek burzy, żeby odwiedzić
wypuszczone na wolność bonobo, musieliśmy znów poszybować nad
Kotliną Konga, żeby dotrzeć tam, gdzie wszystko się zaczęło. Lola ya
Bonobo to siedemdziesiąt pięć akrów tropikalnej dżungli niedaleko stolicy
kraju, Kinszasy. Korony drzew szeleszczą, kiedy długie ramiona zwinnie
przenoszą się z gałęzi na gałąź. Wysokie nawoływania wypełniają
powietrze. Bonobo przetrząsają jezioro w poszukiwaniu lilii wodnych,
machają nogami z wysokich gałęzi i stają na głowie na kępach miękkiego
mchu. Dla sześćdziesięciu osieroconych bonobo, które tu żyją, to raj na
ziemi – to zresztą właśnie w tutejszym języku znaczy Lola ya Bonobo: „Raj
Bonobo”. Do powstania tego miejsca doprowadziła Claudine André, moja
rudowłosa towarzyszka, która przespała lot do Basankusu.
W 1997 roku Claudine ocaliła sierotę bonobo nazwaną Mikeno.
Szympansy karłowate są gatunkiem silnie zagrożonym, ponieważ
nielegalnie poluje się na nie dla mięsa. Myśliwi, którzy zabili matkę
Mikeno, usiłowali sprzedać go na znacznie bardziej dochodowym,
przynoszącym miliardy dolarów zysku międzynarodowym rynku
egzotycznych zwierząt domowych.
Po spotkaniu Mikeno Claudine poświęciła życie ochronie ostatnich
szympansów karłowatych[47]. We współpracy z kongijskim rządem
niezmordowanie dąży do zablokowania handlu sierotami bonobo. To dla
nich stworzyła azyl Lola ya Bonobo, jedyny taki rezerwat na świecie,
w którym żyje największa populacja tego gatunku trzymana w niewoli.
Właśnie tutaj ja, Richard i Victoria Wobber z Uniwersytetu Harvarda
chcieliśmy przetestować naszą hipotezę samoudomowienia[48].
Potwierdziliśmy, że bonobo dzielą się znacznie chętniej niż szympansy
zwyczajne. Gdy dwa szympansy zwyczajne i dwa bonobo wpuszczano do
pomieszczenia, w którym było jedzenie, te pierwsze zwykle unikały się
nawzajem, przy czym któryś z nich usiłować zabrać całe pożywienie dla
siebie. Bonobo zachowywały się inaczej: po wejściu do pokoju niezależnie
od wieku zawsze dzieliły się pokarmem, czasem nawet w czasie jedzenia
bawiły się ze sobą[49]. Ich niezwykłe postępowanie, które
zaobserwowaliśmy, wydawało się zachowaniem młodzieńczym:
młodociane szympansy zwyczajne są znacznie bardziej tolerancyjnie
nastawione do dzielenia się niż dorosłe osobniki. Bonobo w każdym wieku
zaś, również te dojrzałe, zachowują tę wyrozumiałość młodych
szympansów, zupełnie jakby „zamrożono” je w wieku młodzieńczym.
Przypuszczaliśmy, że – jak zwierzęta udomowione – bonobo w pewnym
sensie nigdy nie dorastają[50].
Aby zrozumieć fizjologię stojącą za tym postępowaniem,
potrzebowaliśmy nieco małpiej śliny: znajdują się w niej hormony
wydzielane przez zwierzęta – również ludzi – w stresujących sytuacjach.
Niestety, nikt wcześniej nie pobierał próbek śliny od szympansów, ani
zwyczajnych, ani karłowatych. Victoria wpadła na genialny pomysł.
Zmiażdżyła trochę pudrowych cukierków i w powstałym w ten sposób
proszku maczała bawełniane płatki kosmetyczne. Widok i zapach słodyczy
sprawił, że mieliśmy przed sobą dziesiątki ochotników z szeroko
otwartymi, zaślinionymi ustami: musieliśmy jedynie przetrzeć ich wargi
wacikiem, żeby nasączyć go śliną, podczas gdy zwierzęta z lubością ssały
słodki proszek.
Podczas eksperymentu wpuściliśmy do pomieszczenia dwa samce – albo
szympansa karłowatego, albo zwyczajnego – żeby sprawdzić, czy potrafią
podzielić się jedzeniem. Zarówno przed tym, jak weszły do pokoju, jak
i po wyjściu z niego Wobber pobrała od nich próbki śliny: wyniki ich
analizy miały wykazać wystąpienie ewentualnych zmian w poziomie
kortyzolu i testosteronu podczas przeprowadzania testu – wydzielanie
kortyzolu zwiększa się, kiedy zwierzę jest zestresowane, poziom
testosteronu zaś rośnie w sytuacjach związanych ze współzawodnictwem.
Porównanie próbek pobranych przed i po eksperymencie potwierdziło
nasze przypuszczenia. Kiedy samiec szympansa zwyczajnego był zmuszony
do dzielenia się z innym osobnikiem, rosła ilość wydzielanego przez niego
testosteronu: postrzegał on test jako rywalizację, do której – by móc
wygrać – musi odpowiednio przygotować swoje ciało, nie zaś jako okazję
do podzielenia się. U bonobo natomiast odnotowaliśmy wyraźny skok
w poziomie kortyzolu, przy czym ilość testosteronu nie uległa zmianie: dla
nich eksperyment był nie tyle pojedynkiem, który trzeba wygrać, ile
stresującą sytuacją towarzyską. Jak zdenerwowana para na randce
w ciemno, która gada o czymkolwiek, żeby ukryć zakłopotanie, bonobo
bawią się czy nawet obejmują, walcząc z tym samym rodzajem stresu.
Fizjologia bonobo nie jest nastawiona na walkę o pożywienie, co mogłoby
prowadzić do agresji. Przeciwnie – reagują w sposób, który zapobiega
konfliktom i sprzyja dzieleniu się, co było zgodne z naszymi
przewidywaniami[51].
Z naszej hipotezy samoudomowienia się bonobo wynikało także, że
podobnie jak lisy z grupy eksperymentalnej, które były zaciekawione
ludźmi i nie wykazywały wobec nich agresji, bonobo powinny czuć pociąg
do obcych i nie reagować na nich agresją. By sprawdzić to założenie,
daliśmy im wybór: mogły podzielić się pożywieniem z obcym lub
z członkiem własnej społeczności.
Jeden z szympansów karłowatych wchodził do pomieszczenia pełnego
jedzenia. Po dwóch stronach pokoju były wejścia do kolejnych boksów:
w jednym z nich siedział nieznany szympans, w drugim osobnik z tej samej
grupy. Bonobo mógł wybrać, którego z nich wpuścić.
Ku naszemu zdziwieniu badane zwierzęta nie zjadały same wszystkiego:
zamiast tego otwierały drzwi innym i dzieliły się z nimi jedzeniem, przy
czym częściej nawet zapraszały obce osobniki niż znajomych towarzyszy.
Z całą pewnością ci pierwsi byli dla nich ciekawsi[52].
Cała nasza praca zdawała się potwierdzać, że zachowanie, rozwój
i fizjologia bonobo sprawiły, że stały się one gatunkiem bardziej
przyjaznym niż szympans zwyczajny. Ostatnim wyzwaniem dla hipotezy
samoudomowienia było ustalenie, czy ich przyjacielskość sprawiła
również, że – jak psy – stały się one „mądrzejsze”.
Pracując wcześniej z szympansami zwyczajnymi, opracowaliśmy już
idealny test, który mógłby to sprawdzić[53]. Przed dwoma szympansami
kładliśmy ponad półtorametrowej długości czerwoną deskę – na obu jej
końcach znajdowały się naczynia pełne jedzenia. Przy każdym z nich
zamontowano metalową pętlę, przez którą przeciągano długą linę: żeby
przyciągnąć deskę ku sobie, szympansy musiały jednocześnie pociągać oba
końce liny – jeśli ciągnął tylko jeden, lina wysuwała się z pętli jak
sznurowadło. Jedyną drogą do dostania się do pokarmu była zatem
współpraca obu szympansów.
W większości wypadków szympansy zwyczajne radziły sobie z zadaniem
wspaniale: spontanicznie rozwiązywały problem już w pierwszej próbie;
kiedy potrzebowały pomocy, zdawały sobie z tego sprawę i wiedziały, do
kogo najlepiej się o nią zwrócić. Współpracowały na poziomie złożoności
obserwowanym u ludzkich dzieci[54].
Ale chociaż osiągane przez nie wyniki robiły olbrzymie wrażenie, miały
swoje ograniczenia. Po pierwsze, badanie mogliśmy przeprowadzić jedynie
na kilku wybranych parach, ponieważ, jak wiedzieliśmy wcześniej
z eksperymentu dotyczącego dzielenia się, większość z nich nie była zdolna
do dzielenia się jedzeniem. Osobniki dominujące denerwowały się, jeśli
któryś z podległych choćby zbliżył się do pokarmu – nawet jeśli ten nadal
pozostawał poza jego zasięgiem. To z kolei sprawiało, że szympansy
będące niżej w hierarchii były zbyt wystraszone, żeby w ogóle podejść do
liny czy deski, co uniemożliwiało jakąkolwiek współpracę[55].
Po drugie, szympansy zwyczajne nie były w stanie dzielić się jedzeniem,
jeśli nie zostało im podane w postaci dwóch odrębnych porcji. Wystarczyło
umieścić pokarm na środku deski, żeby można było zapomnieć
o współdziałaniu: jedno ze zwierząt natychmiast usiłowało zagarnąć całość
dla siebie, drugie zaś automatycznie odmawiało uczestniczenia w teście.
Nawet jeśli te same dwa osobniki uprzednio wielokrotnie z sukcesem
współpracowały ze sobą, jeden pojemnik z pożywieniem całkowicie
niweczył wcześniejszą chęć współdziałania.
Przeprowadziliśmy to samo doświadczenie na Kikwit i Noiki z Lola ya
Bonobo. W odróżnieniu od swoich kuzynów, którzy byli w nim ekspertami,
bonobo nigdy nie spotkały się z tego rodzaju testem. Gdy tylko Kikwit
i Noiki zobaczyły jedzenie, natychmiast pobiegły i pociągnęły linę,
przyciągając deskę tak, że znalazła się w ich zasięgu. Następnie zrobiły
coś, czego nigdy nie zaobserwowaliśmy u szympansów zwyczajnych:
zwierzęta jednocześnie wyciągnęły ręce w kierunku pokarmu i każde
z nich wzięło sobie trochę – częstowały się na zmianę, aż naczynie było
puste.
Nawet kiedy przesunęliśmy jedzenie na środek deski, bonobo nadal
współpracowały ze sobą, biorąc dla siebie dokładnie połowę zdobytej
porcji. Wszystkie bonobo, które badaliśmy, zachowywały się tak samo:
żadnego strachu, żadnej nieustępliwości – tylko i wyłącznie udana
współpraca, dzielenie się i zabawa. Nawet jeśli łączyliśmy bonobo
z nowymi osobnikami, nadal potrafiły współdziałać. Były lepsze niż
szympansy zwyczajne w rozwiązywaniu tego zadania polegającego na
kooperacji nawet mimo tego, że szympansy ćwiczyły dłużej. Ich
zwiększona tolerancyjność i przyjazne nastawienie sprawiły, że okazały się
bardziej elastycznymi partnerami niż szympansy zwyczajne[56].
Samoudomowienie sprawiło, że bonobo, tak jak psy, stały się
sprytniejsze[57].
Jeśli dobór naturalny może ukształtować bonobo i psy tak, by były
bardziej przyjazne i miały bardziej rozwinięte umiejętności społeczne, co
z innymi gatunkami? Może być tak, że odpowiedź zamieszkuje nasze
najbliższe okolice. Dziesiątki dzikich gatunków zwierząt ponownie zasiedla
tereny, z których wygnało je gwałtowne rozrastanie się miast podczas
zeszłego stulecia. Wymaga to od nich mniejszego – w porównaniu
z osobnikami żyjącymi na terenach wciąż dzikich – lęku przed
człowiekiem[58]. W ciągu ostatnich trzydziestu lat florydzki karłowaty jeleń
key deer, endemiczna odmiana mulaka białoogonowego, coraz częściej jest
widywany na obszarach miejskich. Populacje tego gatunku, które żyją
najbliżej siedzib ludzkich, stały się mniej bojaźliwe, większe i bardziej
społeczne. Co więcej, częściej też wydają na świat potomstwo – a zatem są
lepiej dostosowane niż jelenie żyjące z dala od miast[59].
Kandydatów do samoudomowienia można znaleźć również wśród
mięsożerców: tereny zurbanizowane jako miejsce zamieszkania upodobały
sobie szczególnie lisy, kojoty i rysie[60]. Być może stoimy u progu
kolejnego wielkiego zwrotu domestykacyjnego: za dziesiątki czy setki lat
wiele drapieżników może dołączyć do psów, samoudomawiając się
w wyniku procesu dostosowywania się do życia w wielkim mieście.
Samoudomowieni ludzie?
Jako antropolog zajmujący się ewolucją człowieka Richard nie mógł nie
nakłaniać nas, żebyśmy zastanowili się, jak samoudomowienie mogło
wyglądać w naszym własnym przypadku. Szybko stało się jasne, że
samoudomowienie może okazać się szczególnie przydatne w wyjaśnieniu
ewolucji społecznych zdolności poznawczych naszego gatunku, które
sprawiają, że jesteśmy tak różni od pozostałych małp człekokształtnych.
To badania nad zachowaniem niemowląt zwróciły naszą uwagę na
kwestię umiejętności społecznych u zwierząt. Mike i inni naukowcy
zainteresowani rozwojem dzieci zdali sobie sprawę, że podstawą ludzkich
zdolności poznawczych są umiejętności społeczne, które niemowlęta
nabywają w pierwszym roku życia[61]. To właśnie one pozwalają małym
dzieciom porozumiewać się z dorosłymi i uczyć się od nich tak, jak nie
potrafi tego żaden inny gatunek. Niemowlęta posiadają jednocześnie
niesłychaną motywację do współdziałania: już w wieku czternastu miesięcy
spontanicznie pomagają innym i lubią wspólne zabawy[62].
W porównaniu z innymi małpami człekokształtnymi ta rewolucja
społeczna występuje u naszych młodych bardzo wcześnie[63]. Umiejętności
zdobywane na tym etapie pozwalają niemowlętom w pełni korzystać z ich
tolerancyjnego środowiska. My, dorośli, dzielimy się z nimi absolutnie
wszystkim, od pożywienia i schronienia po wypchane zwierzęta i książki,
co jeszcze podsyca w nich chęć do współpracy: to zjawisko obserwowano
we wszystkich kulturach świata[64]. Później, kiedy dorastamy, stajemy się
wątkiem we wspólnej tkaninie większej grupy społecznej. Wybudowanie
Wielkiego Muru Chińskiego, rozszyfrowanie ludzkiego genomu,
stworzenie demokratycznego rządu – wszystko to wymagało od nas
poziomu współpracy nieosiągalnego dla innych gatunków. Pozostaje
jednak pytanie: jak to się stało, że ludzie wykształcili w sobie taką potrzebę
współdziałania?
Bonobo i szympansy zwyczajne udowodniły nam, że elastyczna
kooperacja wymaga tolerancji. Te ostatnie rozumiały, że muszą
współpracować, żeby zdobyć jedzenie, ale to nie wystarczyło: ich emocje
wzięły górę i partnerstwo się rozpadło[65].
To prosta, ale przejmująca idea: zanim staliśmy się ultrakooperatywni,
musieliśmy się stać ultratolerancyjni[66]. Wykształcenie tolerancji
poprzedziło ewolucję innych, bardziej wyrafinowanych form ludzkiego
poznania społecznego. Wnioskowanie, planowanie i umiejętność
koordynacji działań nie na wiele się zdadzą przy polowaniu czy szukaniu
schronienia, jeśli nikt nie będzie w stanie znieść angażowania się
w działania grupy czy nawet wysłuchać, co inni mają do powiedzenia.
Utrzymanie mózgu umożliwiającego tak złożone zachowania jest bardzo
kosztowne z metabolicznego punktu widzenia i jego powstanie nie byłoby
ewolucyjnie możliwe, gdyby nie przyczyniał się bezpośrednio do
przetrwania osobników. Oznacza to, że tak unikalne formy zdolności
poznawczych niezbędnych do nawiązania współpracy mogły wykształcić
się jedynie po tym, jak ludzie stali się bardziej tolerancyjni.
Selekcja przeciw agresji umożliwiła lisom, psom i bonobo rozwinięcie
ich umiejętności współpracy i komunikacji. Być może u ludzi wystąpił ten
sam mechanizm.
Samoudomowienie mogło być także katalizatorem ewolucyjnej reakcji
łańcuchowej, która doprowadziła do wykształcenia się zupełnie nowych –
poza tymi obserwowanymi u lisów, psów i bonobo – zdolności
poznawczych, niebędących jedynie przejawem już istniejących
predyspozycji w nowych kontekstach.
Kiedy jakaś populacja jako całość stała się bardziej tolerancyjna
i przyjaźnie nastawiona, każdy osobnik obdarzony lepiej rozwiniętymi
umiejętnościami społecznymi miał przewagę nad tymi mniej biegłymi
w odczytywaniu sygnałów społecznych. Te bardziej zmyślne społecznie
jednostki mogły aktywnie poszukiwać sposobów na wykorzystanie swojej
nowo nabytej umiejętności dzielenia się owocami wspólnego wysiłku.
Mogły na przykład zacząć dzielić się pożywieniem z osobnikami z nimi
niespokrewnionymi, kolejno nawzajem wyręczać się w opiece nad dziećmi
czy nawet tworzyć sojusze z sąsiednimi tolerancyjnymi grupami, żeby
pokonać mniejsze, mniej tolerancyjnie nastawione społeczności. Te
zaawansowane społecznie jednostki z pokolenia na pokolenie miałyby
większą szansę przetrwać i osiągnąć większy sukces reprodukcyjny.
Ostatecznie otrzymalibyśmy populację złożoną wyłącznie z wysoce
tolerancyjnych i świetnie radzących sobie w społeczności osobników[67].
Przyjazne nastawienie sprawiło, że ludzie stali się bardziej inteligentni.
Samoudomowienie mogło utorować drogę wybuchowi nowych form
współpracy i komunikacji, których pojawienie się radykalnie zmieniło
historię ludzkości.
Pies ma głos
Czyżbyśmy rozmawiali?
Rozmowa
Konwersacja między psami a ludźmi okazuje się daleka od jednostronnej
i znacznie bardziej złożona, niż wielu naukowców, w tym ja, mogłoby
przypuszczać. Psy wokalizują na różne sposoby, wydawane przez nie
dźwięki mają wiele znaczeń i zarówno psy, jak i ludzie są w stanie
rozpoznać kontekst, w jakim niektóre z nich występują (psy ponadto na ich
podstawie umieją zidentyfikować różne osobniki). Zachowania
komunikacyjne psów nie ograniczają się tylko do niekontrolowanego
hałasowania wynikającego z nadmiernego pobudzenia. Psy dostosowują
emitowane przez siebie sygnały głosowe i wzrokowe, tak żeby
maksymalnie zwiększyć prawdopodobieństwo, że ich wiadomość dotrze do
adresata.
Według najnowszych badań jednakże podobne umiejętności
komunikacyjne zaobserwowano również u wielu innych zwierząt[47]. Psy
nawet nie zbliżają się do poziomu niemowląt, które zaczynają używać
gestów i słów, jednocześnie przyswajając podstawy gramatyki.
W dodatku, chociaż psy potrafią wyrażać prośby za pomocą sygnałów
wzrokowych, nie używają ich jednak (z wyjątkiem, być może, Phillipa) do
przekazywania informacji innym.
Tym, co rzeczywiście wyróżnia psy na tle pozostałych stworzeń, jest ich
zdolność do rozumienia ludzkiej komunikacji. Niektóre psy potrafią dzięki
procesowi eliminacji niezwykle szybko nauczyć się setek nazw
przedmiotów. Samorzutnie pojmują także, do jakiej kategorii dana rzecz
należy, a są i takie, które wykazują rozumienie dla symbolicznej natury
etykiet nadawanych im przez ludzi. Być może naprawdę rozumieją słowa.
Do tej pory skupialiśmy się na zdolności psów do rozwiązywania
problemów za pomocą komunikacji. Czasem jednak muszą się z nimi
mierzyć, kiedy nie mogą polegać na innych członkach stada, kiedy nie ma
nikogo, z kim można by się porozumieć. Jak radzą sobie wtedy?
Rozdział 7
Zagubione psy
Psy nie we wszystkim są lepsze od wilków
Zagubione w przestrzeni
Żeby przetrwać, wszystkie zwierzęta muszą znaleźć pożywienie, wodę
i schronienie. Umiejętność nawigowania w przestrzeni i zapamiętywania,
gdzie się co znajduje, jest kluczowa. Psy (a także ogólniej: zwierzęta
udomowione) są jednak przypadkiem szczególnym: ich troskami
związanymi z przetrwaniem zajmują się ludzie, zaspokajając wszystkie ich
podstawowe potrzeby (a czasem również wiele ponadpodstawowych).
Wracając do pojęcia udomowienia jako czegoś, co czyni zwierzęta
głupszymi, i biorąc pod uwagę, że zwierzęta udomowione nigdy nie muszą
dojść dalej niż do drzwi wejściowych, niektórzy zastanawiali się, czy
domestykacja nie doprowadziła czasem do upośledzenia ich naturalnych
zdolności nawigacyjnych[1].
Kiedy jestem w Australii, codziennie rano zabieram moje przyjaciółki
Chocolate i Cinę na spacer na plażę. Wracając do domu, musimy wspiąć
się na strome wzgórze. Chocolate zawsze posłusznie mi towarzyszy, Cina
jednak dochodzi jedynie do połowy drogi, po czym wybiera skrót przez
ogródki sąsiadów.
Niedawno badano zdolność psów do chodzenia na skróty. Podczas
eksperymentu psy obserwowały człowieka ukrywającego pożywienie na
dużym polu. Następnie eksperymentator odchodził z nimi trzydzieści
metrów od jedzenia, obracał się o dziewięćdziesiąt stopni i przesuwał się
o kolejne dziesięć metrów w innym kierunku.
Nawet jednak jeśli przyjmiemy, że psy mają lepszą pamięć niż koty,
niekoniecznie znaczy to, że ich pamięć jest świetna. W zadaniu
sprawdzającym starzenie się i pamięć psy i szczury poruszały się po
labiryncie, w którym z jednego centralnego punktu odchodziło na kształt
promieni słońca osiem ramion: w każdym z nich ukryto jedzenie,
a zwierzęta musiały zapamiętać, którą ścieżkę już spenetrowały. Psy
wybierały właściwie w 83% przypadków, podczas gdy szczurom udawało
się to w ponad 90% już za pierwszym razem. W nieco trudniejszej wersji
testu szczury podejmowały trafne decyzje w 95%, a psy jedynie w 55%
wypadków[6].
Kiedy mamy w pamięci wszystkie pokazywane w wiadomościach
historie psów zdolnych poruszać się w przestrzeni, jakby miały własny
GPS, fakt, że w testach nie są w stanie obejść ogrodzenia (jak wilki) albo
zapamiętać, gdzie już były (jak szczury), może wydawać się zaskakujący.
Prince, kudłaty shi tzu, znalazł drogę do domu po pięciu latach, mimo że
jego właściciel w tym czasie czterokrotnie się przeprowadzał[7]. Porwany
przez tornado terier Mason zdołał wrócić z dwiema złamanymi nogami[8].
W 1991 roku Jacquie, moja teściowa, ze swoim psem Snooper
odwiedziła znajomą mieszkającą 6,5 kilometra od niej. Musiała
pozałatwiać parę spraw i wyszła na chwilę: Snooper skorzystała z okazji,
wypadła z domu i uciekła. Był wczesny zimowy wieczór, ciemno, choć oko
wykol. Po odwołaniu grupy poszukiwawczej około północy Jacquie
wróciła do siebie. Na podjeździe czekała na nią Snooper, machając
ogonem. Jak odnalazła drogę do domu?
Czasem psy potrafią korzystać z punktów orientacyjnych: ułatwia im to
namierzenie celu z różnych pozycji[9]. Psy obserwowały, jak zakopywano
zabawkę pod jednolitą warstwą drewnianych wiórów, która pokrywała całą
podłogę: robiono to tak skutecznie, że psy nie były w stanie jej znaleźć ani
wywąchać. Następnie eksperymentator umieszczał drewniany kołek pół
metra od miejsca, gdzie zagrzebał zabawkę: psy umiały skorzystać z tej
podpowiedzi w jej znajdywaniu.
Jeśli eksperymentator przesuwał kołek, kiedy zwierzęta nie patrzyły, psy
zmieniały miejsce kopania odpowiednio do jego nowej pozycji[10]: nie
robiłyby tego, gdyby nie używały go jako punktu orientacyjnego, którym
kierowały się w poszukiwaniach.
Chociaż jednak psy mogą wykorzystywać punkty orientacyjne, zwykle
tego nie robią. Powiedzmy, że przysmak jest schowany po ich lewej
stronie. Obracamy psa, żeby zbliżał się do jedzenia z przeciwnego
kierunku, co oznacza, że będzie je miał po prawej. Niestety, pies nadal
pójdzie w lewo – nazywa się to podejściem egocentrycznym[11].
Być może suka mojej teściowej i inne psy, które trafiły do domu, po
prostu miały szczęście. Ádám Miklósi zdaje się to potwierdzać, kiedy
mówi, że „większość zagubionych psów nigdy nie odnajdzie domu”[12].
Z sześciu–ośmiu milionów psów i kotów, które rokrocznie trafiają do
schronisk, około 30% tych pierwszych jest odbieranych przez właścicieli.
Wiele z nich błąka się w zagubieniu. Ponieważ psy ogólnie wypadają dość
blado w rozwiązywaniu problemów nawigacyjnych związanych
z omijaniem przeszkód, wykorzystaniem punktów orientacyjnych
i pamięci roboczej, nie ma co liczyć na to, że nasz pies sam znajdzie drogę
do domu – lepiej go zaczipować.
Osiągane przez nie wyniki powoli poprawiały się z czasem, ale inny
eksperyment wykazał, że nie rozumiały mechanizmu, który stał za ich
sukcesem. Tym razem zamiast jednego sznurka z pudełka wychodziły dwa,
skrzyżowane na kształt litery X, przy czym tylko jeden z nich był
połączony z tacką z jedzeniem. Psy zwracały większą uwagę i pociągały za
linkę, która znajdowała się najbliżej pożywienia – nie rozumiały, że musi
być z nim powiązana[19].
Dla porównania, zarówno małpy naczelne, jak i kruki („małpy
człekokształtne” ptasiego świata) zwykle umieją rozwiązywać tego typu
zadania[20] (choć może się to udać także niektórym psom)[21].
Na własną rękę
Jedną z rzeczy, która w życiu zrobiła na mnie największe wrażenie, był
chihuahua wykonujący skomplikowaną serię ruchów baletowych do hitu
Justina Biebera Babe. Dyscyplina ta nazywa się „taniec z psem” (musical
canine freestyle), a chihuahua zdołał nauczyć się niesamowitej kombinacji
piruetów, zwrotów i skłonów, której nie powstydziłby się sam Justin.
Ponieważ psy można nauczyć wielu bardzo wymyślnych sztuczek, można
by pomyśleć, że są wyjątkowo uzdolnione w przyswajaniu przez
kojarzenie. Nawet jednak w asocjacyjnym uczeniu się niczym się nie
wyróżniają. Harry Frank założył, że psy szybciej niż wilki nauczą się
kojarzyć kolorowy klocek z położeniem jedzenia[36]: biały klocek
wskazywał miejsce schowania pokarmu, dwa czarne klocki zaś oznaczały
pustą skrytkę.
Frank sam wychował grupę wilków, po czym porównał je
z malamutami. Okazało się, że podczas gdy wilki potrzebowały jedynie
nieco ponad pięćdziesięciu prób, żeby bezbłędnie wybierać klocek biały,
a nie czarne, psom potrzeba było na to aż setki. Kiedy następnie Frank
zamienił skojarzenia (czarny klocek wskazywał umiejscowienie jedzenia,
a białe klocki nie), psy opanowywały zadanie 30% dłużej niż wilki[37].
Kiedy przychodzi do działania w pojedynkę, pies nie powinien stawać
w szranki z samotnym wilkiem[38].
Razem z Victorią Wobber przeprowadziłem podobne badanie, przy
czym oprócz arbitralnego związku (kolor właściwego miejsca ukrycia
pokarmu) przygotowaliśmy również społeczną wersję testu. Pomyśleliśmy,
że być może psy wypadły słabo w porównaniu z wilkami, ponieważ miały
nauczyć się czegoś arbitralnego. Zakładaliśmy, że kiedy będą musiały
skorzystać ze wskazówki, z którą są lepiej obeznane, takiej jak tożsamość
osoby, poradzą sobie lepiej.
W naszym eksperymencie społecznym jedna osoba zawsze nagradzała
psa, podczas gdy druga nigdy tego nie robiła: mierzyliśmy, po jakim czasie
psy zorientują się, że jeden z ludzi jest zawsze hojny. Następnie
zamieniliśmy eksperymentatorów rolami: nagle nieprzyjemna osoba
stawała się szczodra i vice versa. Znów sprawdzaliśmy, ile zajmuje psom
przyswojenie tego nowego powiązania.
Porównaliśmy wyniki uzyskane przez psy z tymi osiągniętymi przez
szympansy. Okazało się, że na zorientowanie się, że jedna z osób jest
zawsze wspaniałomyślna, przedstawiciele obu gatunków potrzebowali
mniej więcej tyle samo czasu. Kiedy jednak dobry człowiek zmieniał się
w złego, szympansy natychmiast zauważały zmianę, natomiast psom
zajmowało to znacznie dłużej[39]. Wygląda na to, że to szympansy i wilki,
a nie psy, wyjątkowo sprawnie uczą się asocjacyjnie.
W tym rozdziale przekonaliśmy się, że zwierzę, które wykazuje
niezwykły talent w komunikacji, okazuje się zaskakująco mało lotne,
kiedy przychodzi do poruszania się w przestrzeni czy rozumienia zasad
rządzących światem fizycznym. Oczywiście psy mogą stopniowo uczyć się
rozwiązywania tych problemów poprzez skojarzenia, ale w porównaniu
z wilkami, szczurami i szympansami pozostawione same sobie w żaden
sposób nie zachwycają. Imponują dopiero wtedy, kiedy wracają tam, gdzie
ich miejsce – na łono sfory.
Rozdział 8
Zwierzęta stadne
Psy najlepiej czują się w sieci społecznej
Presja rówieśnicza
Latem mój brat przyjeżdża do nas, żeby jego pies Kuzyn Carter pobawił
się trochę z naszym Tassiem nad jeziorem. Carter i Tassie są mniej więcej
w tym samym wieku, ale ponieważ Carter jest labradorem, od kiedy tylko
nauczył się chodzić, już chciał pływać: jego ulubioną zabawą jest gonienie
za piłką tenisową po jeziorze. Jako szczeniak Tassie podchodził do wody
z większą rezerwą: wchodził do niej na czubkach palców i owszem,
przynosił piłkę, ale tylko jeśli nie musiał przy tym zanurzać głowy.
Tassie miał jednak silny rys rywalizacji. Kiedy pierwszy raz wzięliśmy
Cartera i Tassiego nad jezioro, Tassie nie mógł zdzierżyć widoku Cartera
pakującego się do wody i powracającego triumfalnie z piłką: wkrótce sam
wbiegał do jeziora, jeszcze zanim w ogóle rzuciłem piłkę, byle tylko
wyprzedzić Cartera.
Od tamtej pory Tassie zanurzał się bez problemu. Oczywiście – być
może sam również nauczyłby się pływać, ale sposób, w jaki jego
zachowanie tak nagle się zmieniło, każe mi przypuszczać, że Carter miał
w tym swój udział.
Psy niewątpliwie mogą korzystać na obserwowaniu innych. Jedną
z podstawowych umiejętności, jakie musi nabyć każde zwierzę, jest
odróżnianie dobrego i niewłaściwego jedzenia. Na przykład: jeśli szczur
wyczuje nowy zapach na pysku niedawno zmarłego pobratymca, będzie
unikał każdego pożywienia o podobnym zapachu (co sprawia, że większość
trutek na szczury jest bezużyteczna). Jednocześnie zapachy nowego
pokarmu, które można wyczuć u zdrowych szczurów, przyciągają
pozostałe[1].
Żeby sprawdzić, czy psy zbierają informację o jedzeniu w podobny
sposób, podano im do wyboru pokarm aromatyzowany bazylią lub
tymiankiem. Na początku zwierzęta nie wykazywały żadnych preferencji,
kiedy jednak najpierw spotkały psa, który wcześniej skosztował już
jednego z dwóch smaków, wolały zjeść to samo co on[2]. Jeśli twój pies ma
problemy z innym rodzajem karmy, przebywanie z innymi psami może
pomóc mu przejść na nową dietę.
Dzięki interakcjom z innym psy nie tylko decydują, co jeść, ale również
ile. W innym doświadczeniu psy były karmione albo w samotności, albo
kiedy stały naprzeciw innego jedzącego psa: w tym drugim przypadku
zjadały do 86% więcej[3]. Jeśli więc twój pies musi ograniczyć kalorie, być
może lepiej nie rezerwuj stolika dla dwojga.
Przyglądając się innym, psy potrafią rozwiązywać problemy, które im
samym sprawiają trudności. Widzieliśmy, że wilki potrafią dotrzeć do
pokarmu, omijając bariery szybciej i myląc się rzadziej niż psy[4]. Peter
Pongrácz z Uniwersytetu im. Loránda Eötvösa w Budapeszcie pomyślał
jednak, że skoro psy są zwierzętami stadnymi, być może uczą się
pokonywania przeszkód i niebezpieczeństw nie na własną rękę, lecz
obserwując inne psy. Pongrácz zakładał, że psy znajdą sposób na obejście
zapory znacznie szybciej, jeśli najpierw zobaczą kogoś, kto to robi.
Postawiono psy przez szeregiem zadań, które wymagały od nich
okrążenia ogrodzenia w kształcie litery V[5] – każdy z brzegów litery miał
długość trzech metrów, pożywienie umieszczono zaś w środku V.
Kiedy sfora dzikich psów decyduje, dokąd się udać, za kim idą?
Układanie puzzli
Pomimo stale zmieniającego się genetycznego krajobrazu mogliście
słyszeć o testach DNA, które pozwalają ustalić, jakiej rasy jest nasz pupil.
Morgan Henderson jest genetyczką, doktorantką na Uniwersytecie
Duke’a. W 2010 roku przygarnęła ze schroniska kundelka o imieniu Roxy.
Często zastanawiała się, jakiej Roxy może być rasy. Na podstawie jej
wyglądu, koloru i sposobu, w jaki używała ogona, żeby przyciągnąć czyjąś
uwagę, Morgan wywnioskowała, że musi mieć w sobie geny retrievera
z Nowej Szkocji: psy te rzekomo słyną z umiejętności przywabiania
kaczek w pobliże myśliwych za pomocą machania ogonem. Morgan
postanowiła więc zrobić Roxy test DNA, przy czym jako genetyczka
poświęciła temu nieco więcej uwagi niż przeciętny człowiek.
Dowiedziała się, że istnieją dwa typy testów: wymaz z wewnętrznej
strony policzka, który bada DNA ze śliny i kosztuje sześćdziesiąt–
osiemdziesiąt dolarów, oraz test z krwi, za który trzeba zapłacić sto
pięćdziesiąt dolarów i który musi zostać wykonany przez lekarza
weterynarii. Ostatecznie Morgan zdecydowała się na ten drugi – wiedziała,
że testy z krwi są zwykle dokładniejsze.
Firmy zajmujące się przeprowadzaniem testów DNA przyglądają się
specyficznym odcinkom genomu zwanym markerami, na których znajdują
się przewidywalne różnice w DNA różnych ras[20]. Na przykład kod
genetyczny boksera na pewnym markerze może wyglądać tak: GGT,
podczas gdy Jack Russell terier w tym samym miejscu będzie miał GGC.
Jeśli więc po zbadaniu próbki DNA naszego psa okaże się, że w tym
konkretnym miejscu genomu ma on GGT, jest bardzo prawdopodobne, że
wśród jego przodków jest bokser.
Jedno z przedsiębiorstw testujących DNA psów zbiera informacje
o trzystu dwudziestu jeden markerach DNA u każdego ze zwierząt, którego
poddaje badaniom, i porównuje je z danymi dotyczącymi tego, jak
markery te wyglądają zwykle u przedstawicieli dwustu dwudziestu pięciu
ras. Pozwala to jego pracownikom obliczyć, do jakiego stopnia DNA
naszego psa jest zgodne z wzorcem genetycznym tej czy innej rasy. Takie
testy oczywiście nie sprawdzają się w stu procentach, poza tym każdy pies
może być mieszanką wielu różnych ras: w wynikach badania podaje się
trzy rasy, które nasz pies najbardziej przypomina genetycznie. Badanie
psiego DNA wykorzystywane jest w wielu celach, od ustalenia dziedzictwa
genetycznego danego psa począwszy, skończywszy na wyznaczeniu profilu
psa zamieszkującego zamknięte osiedle, po którym właściciele zapominają
sprzątać[21]. Trzy rasy dominujące w genotypie Roxy to shi tzu, bokser
i basenji – czego Morgan nigdy nie byłaby w stanie przewidzieć.
Licząca sobie już pół wieku książka Scotta i Fullera nie należy do
łatwych lektur. Jest pamiątką po epoce, w której mówienie o kobietach
jako o „słabszej płci” uchodziło na sucho. Autorzy czuli się również
w obowiązku podkreślać, że w wyniku krzyżowania ras psów rodzą się
„zwierzęta doskonałe pod względem fizycznym i behawioralnym”[27],
ponieważ zdarzyło się wcześniej, że gubernator Alabamy zlecił stworzenie
artykułu, w którym zaobserwowane „niezrównoważenie fizyczne
i behawioralne” psich hybryd stało się podstawą do ostrzegania przed
niebezpieczeństwami związanymi ze związkami ludzi różnych ras[28].
Od czasu Scotta i Fullera nikt nie miał odpowiednich funduszy ani chęci,
żeby powtórzyć ich eksperyment na większą skalę: poza niewiarygodnie
wysokimi kosztami wynikającymi z potrzeby wychowania, utrzymywania
i szkolenia pięciuset psów przez dziesięć lat pojawiają się wątpliwości
natury etycznej: co zrobić z pół tysiącem psów po zakończeniu
eksperymentu.
Osobowość rasy
Sam fakt, że trudno jest znaleźć różnice między rasami, nie znaczy jeszcze,
że one nie istnieją. Wiadomo, że pewne upośledzenia fizyczne – jak
problemy z oddychaniem u mopsów czy specyficzny rodzaj nowotworu
u owczarków niemieckich – występują wyłącznie u niektórych ras.
Dotyczy to również kwestii związanych z psychiką: niektóre bulteriery
cierpią na nerwice natręctw: potrafią przez wiele godzin gonić za własnym
ogonem[29].
Zachowanie można także dziedziczyć: psy pasterskie mogą zaganiać
zwierzęta, depcząc im po piętach i podszczypując je, jak australian cattle
dog, lub stając na przedzie stada i trzymając je „na oku”, jak border collie.
Pytanie brzmi: jakie typy zachowań są związane z rasą i czy każda rasa
ma własną „osobowość”? Pierwotnie psy hodowano raczej ze względu na
funkcje niż powierzchowność – interesujące byłoby sprawdzenie, ile z ich
cech funkcjonalnych nadal istnieje.
Badania nad osobowością – nawet u ludzi – nie były szeroko
akceptowane aż do lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku[30]. Żeby móc ją
określić, psychologowie zgromadzili wszystkie słowa, których używamy,
żeby „odróżnić zachowania jednego człowieka od zachowań innych ludzi”:
okazało się, że ich liczba dochodzi do osiemnastu tysięcy[31]. Ostatecznie
zredukowali je do pięciu głównych grup zwanych wielką piątką:
Badani oceniają zdania takie jak „Mam żywą wyobraźnię” czy „Lubię
porządek”, po czym oblicza się ich wynik i przypisuje wartość procentową
każdej składowej „wielkiej piątki”.
Testy osobowości są przydatne, ponieważ – do pewnego stopnia – na
podstawie czyichś cech osobowości można przewidzieć, jak potoczy się
jego życie. Wysoki poziom otwartości i sumienności na przykład zwykle
cechują osobę, która dobrze poradzi sobie z nauką. Niskie ugodowość
i sumienność u dziecka mogą być ostrzeżeniem przed popadnięciem
w kłopoty z prawem w okresie dojrzewania. Ludzie ekstrawertyczni dobrze
sprawdzają się w sprzedaży i na stanowiskach menadżerskich. Naukowcy
znaleźli nawet związek między cechami osobowości a zdrowiem: ludzie,
których wyróżnia sumienność, zazwyczaj wiodą długie, zdrowe życie,
podczas gdy neurotyczność wiąże się z zagrożeniem dla dobrostanu[32].
Oczywiście osobowość nie jest jedynym czynnikiem wpływającym na
to, jakie życie prowadzisz: jej oddziaływanie łączy się z właściwymi
okolicznościami i odpowiednim (albo nieodpowiednim) środowiskiem.
Niemniej jednak testy osobowości pozwalają wskazać tych obarczonych
z natury większym ryzykiem. Ponadto nad niektórymi z cech można
pracować, co może pozytywnie wpłynąć na czyjeś zdrowie, szczęście czy
odnoszone sukcesy.
Kiedy tego typu badania stały się popularne, naukowcy zaczęli się
zastanawiać, czy można by je przeprowadzać również na zwierzętach.
Ponieważ możliwość przewidywania zdolności psa do wykonywania
pewnych prac może się okazać dla nas przydatna, w ciągu ostatniej dekady
psie wersje testu osobowości zaczęły zyskiwać coraz szersze grono
zwolenników[33]: wystarczy wyobrazić sobie test, który pozwalałby
odróżnić psa odpowiedniego do roli psa przewodnika czy towarzysza zabaw
dla dzieci od innego, który w pewnych okolicznościach mógłby stać się
niebezpiecznie agresywny.
Ponieważ zwierzęta nie potrafią mówić, przykrojenie ludzkich testów
osobowości do ich potrzeb jest nieco skomplikowane. Nasze testy opierają
się na słownictwie – nie tylko tym, którym inni opisują nas, ale również
tym, którego używamy do opisania samych siebie. Tak naprawdę nie ma
sposobu, by dowiedzieć się, czy nasz jamnik ma bujną wyobraźnię i dzięki
niej docenia piękno albo czy nasz pudel woli być zorganizowany
i efektywny w działaniu.
Kenth Svartberg z Uniwersytetu w Sztokholmie oraz Björn Forkman
z duńskiego Królewskiego Uniwersytetu Weterynarii i Rolnictwa podjęli
jednak próbę przeanalizowania olbrzymiej ilości danych dotyczących
15 329 psów z 164 różnych ras w celu lepszego zrozumienia psiej
osobowości.
Psy stawiano wobec szeregu różnych sytuacji, a specjalnie wyszkoleni
sędziowie odnotowywali ich reakcje. Wyobraźmy sobie, jak nasze psy
zachowałyby się w podobnych okolicznościach.
Ty i twój pies stoicie na drodze pośrodku lasu. Zbliża się ktoś obcy.
Podaje ci rękę i głaska psa, po czym bierze go na krótki, mniej więcej
dziewięciometrowy, spacer. Jeśli wszystko idzie dobrze, nieznajomy
wyciąga szmatkę i próbuje chwilę pobawić się z psem w przeciąganie albo
aportowanie.
Nieco dalej na ścieżce niewielki włochaty obiekt przywiązany do
sznurka porusza się zygzakiem. Jeśli pies zaczyna go gonić, ucieka, jakby
był żywy.
Potem zaczyna robić się nieco dziwnie. Po jakichś trzydziestu metrach
niespodziewanie pojawia się obcy w pelerynie, którą cały czas trzepocze
jak nietoperz, powoli skradając się do was z zasłoniętą kapturem twarzą.
Jeśli pies go nie zaatakuje, zrzuca kaptur, odkrywając twarz, po czym
próbuje się z nim bawić.
Idziecie dalej. Na ziemi leży manekin ubrany w kombinezon (z rodzaju
tych, jakie noszą w filmach seryjni mordercy). Jego stopy są
przytwierdzone do gruntu, a ręce przywiązane do dwóch drzew linami
i metalowymi pętlami, tak że kiedy ukryta osoba pociąga za sznury,
manekin nagle się podnosi. Gdy znajdujecie się trzy metry od niego, kukła
podskakuje do pozycji stojącej.
Nieco dalej, ktoś – dokładnie w momencie, kiedy go mijacie – przeciąga
łańcuchem po arkuszu blachy falistej, robiąc okropny hałas.
Później nadchodzi czas na moją ulubioną część. Dwie osoby przebrane
za duchy – białe prześcieradła i te sprawy – chowają się w lesie. Na
głowach mają białe plastikowe kubły z otworami na oczy, na których
czarną kreską namalowano im usta i oczy. Kiedy jesteście około sześciu
metrów od nich, duchy powoli wyłaniają się zza drzew
i w charakterystyczny dla zjaw sposób poruszają się w waszym kierunku.
Jakby tego wszystkiego było mało, na końcu toru przeszkód ktoś strzela
z broni palnej.
Trudno nie kochać Szwedów – to z pewnością przebija nudne
kwestionariusze (mam tylko nadzieję, że sprawdzali badanych pod kątem
chorób serca!). W ciągu całego eksperymentu oceniano reakcje psów na
różne sytuacje: czy czuły się swobodnie, wchodząc w kontakt z obcym
i bawiąc się z nim, czy rzucały się w pogoń za małym futrzastym obiektem,
czy próbowały zabić manekin i tak dalej.
Po poddaniu ponad piętnastu tysięcy psów tej próbie Svartberg
i Forkman wyróżnili pięć cech psiej osobowości odpowiadających
„wielkiej piątce” u ludzi. Były to:
• skłonność do zabawy,
• ciekawość / nieustraszoność,
• skłonność do podejmowania pogoni,
• towarzyskość,
• agresywność.
Najinteligentniejsza rasa
Wszyscy zastanawiają się, która z ras jest najinteligentniejsza. Jeśli chodzi
o poznanie, niemal nie ma badań porównujących różne rasy – co jest nieco
zaskakujące, jeśli weźmiemy pod uwagę ilość literatury omawiającej ten
temat. Niedostatek studiów wynika głównie z tego faktu, że po pierwsze
jest aż tyle ras, po drugie nie ma konsensusu co do tego, czym w ogóle jest
rasa, po trzecie zaś dopiero od niedawna dysponujemy danymi
genetycznymi, które pozwalają nam pogrupować rasy na podstawie
faktycznego pokrewieństwa.
Choć póki co naukowcy nie mają zbyt wiele do powiedzenia o tym,
która z ras jest poznawczo najbardziej wyrafinowana, nie znaczy to, że
ludzie nie wyrobili sobie na ten temat zdecydowanego zdania. Rasy
wymieniane wśród najbardziej inteligentnych powtarzają się, choć czasem
w różnym porządku – większość ludzi sądzi, że są wśród nich border collie,
owczarki niemieckie, retrievery i pudle[65].
Niewielka ilość informacji, jaką dysponujemy, nie potwierdza tych
intuicji. Kiedy psy, wzorując się na zachowaniu człowieka, uczyły się
obchodzenia przeszkody, nie zaobserwowano żadnych różnic między
rasami[66]. W innych badaniach, dotyczących umiejętności podążania za
wskazującym gestem człowieka[67], systematycznych różnic było bardzo
niewiele. Jak wynika z porównania śpiewających psów z Nowej Gwinei,
dingo oraz psów ze schroniska, wszystkie psy potrafią całkiem biegle
odczytywać język ludzkich gestów[68].
Istnieje jedynie garstka doniesień naukowych na temat różnic między
rasami w wykonywaniu zadań poznawczych. Jednym z nich są moje
badania omówione w części drugiej, w których porównywałem zdolności
psów pracujących i niepracujących: choć obie grupy dobrze radziły sobie
z rozszyfrowywaniem ludzkiej mowy ciała, psy pracujące wypadały
lepiej[69].
Jak widzieliśmy, psi geniusz w dużym stopniu zależy od komunikacji.
Umiejętność śledzenia kierunku ludzkiego spojrzenia bez wątpienia jest
cennym nabytkiem w psim zestawie podręcznych narzędzi poznawczych.
Mariana Bentosela z Uniwersytetu Buenos Aires[70] wraz ze swoją grupą
badawczą sprawdzała, jak długo przedstawiciele poszczególnych ras patrzą
w twarz swoim właścicielom. Okazało się, że aportery, chcąc otrzymać
nagrodę w postaci jedzenia, spoglądają na nich dłużej niż owczarki
niemieckie. Bentosela zasugerowała, że może to być spowodowane faktem,
że aportery muszą wchodzić w interakcje z ludzkim partnerem,
wskazującym im, gdzie upadła zdobycz, którą mają przynieść. Owczarki
pilnujące trzody mogą w mniejszym stopniu opierać się na reakcjach na
zachowania ludzi, ponieważ ich praca wymaga od nich więcej
niezależności.
Problem z tego rodzaju badaniami polega jednak na tym, że idealnie
byłoby zestawić ze sobą grupy psów wychowywanych w podobny sposób
i poddanych podobnym próbom. W istniejących obecnie porównaniach ras
nie można całkowicie wyeliminować możliwości, że otrzymane rezultaty
wynikają z różnic w historii hodowli[71].
Co więcej, William Helton z nowozelandzkiego University of
Canterbury[72] wskazał jeszcze inną przyczynę znajdowania różnic między
rasami, które w rzeczywistości nie są związane ze zdolnościami
poznawczymi. Helton stwierdził, że tych kilka różnic, które
zaobserwowano, bardziej niż z historyczną przynależnością do ras
użytkowych i nieużytkowych ma związek z wielkością danej rasy.
Psy mogą być dolichocefaliczne (długogłowe, z wydłużonymi
czaszkami, jak u chartów), mezocefaliczne (przeciętne czaszki, jak
u border collie) lub brachycefaliczne (o szerokiej czaszce, jak staffordshire
bull terier). Typ czaszki ma duży wpływ na to, jak pies widzi świat: te
dolichocefaliczne nie są w stanie skupić się na obiektach czy osobach
równie dobrze jak psy z brachycefalią i krótkimi nosami. Wynika to
z faktu, że pola widzenia obu oczu brachycefalicznych psów zachodzą na
siebie w znacznie większym stopniu niż u dolichocefalicznych, a co za tym
idzie – psy te odbierają obraz znacznie bardziej stereoskopowo (w sposób
podobny do ludzi) niż ich długogłowi pobratymcy[73].
Według Heltona większe psy są zwykle bardziej brachycefaliczne, czyli
mają szersze czaszki, co z kolei oznacza, że bardziej przypominają ludzi:
ich oczy są skierowane bardziej do przodu i szerzej rozstawione niż u psów
o wąskich czaszkach. Daje im to lepszy wzrok i wyczucie głębi. Helton
odkrył, że duże psy lepiej radzą sobie z zadaniami związanymi ze
wskazywaniem, co może oznaczać, że różnice między rasami wynikają
jedynie z wielkości[74].
Jak widzimy, nie ma zbyt wielu badań, a z wynikami tych, które istnieją,
nie wszyscy się zgadzają, ale w tym właśnie tkwi całe piękno naukowej
rewolucji: ma to być chaotyczna, oparta na twardych danych konwersacja
ludzi obstających przy swoim zdaniu. Im więcej informacji zbierzesz, tym
głośniej jesteś w stanie krzyczeć – i tak rodzi się postęp.
Morfologia kontratakuje
Wróćmy więc do najinteligentniejszej rasy. Zwykle testy dotyczą
specyficznego typu inteligencji – związanej z wykonywaną pracą albo
posłuszeństwem. Ádám Miklósi i jego współpracownicy nazwali tę cechę
osobowości podatnością na szkolenie.
Helton przejrzał listę i sprawdził, jak najwyżej notowane, elitarne rasy
sprawdzają się w rzeczywistych zawodach agility. Tego typu konkursy,
podczas których pies pokonuje tor przeszkód, pozwalają nieźle oszacować
poziom podatności na szkolenie, ponieważ psy muszą w nich wykonywać
wiele różnych zadań na polecenie właściciela.
Agility składa się z dwóch części: oceny precyzji w wykonywaniu
poleceń, która jest związana z interesującą nas cechą osobowości, oraz
oceny szybkości, która ma prawdopodobnie więcej wspólnego z psią
psychiką. Elitarne rasy (border collie, owczarki niemieckie i aportery)
okazywały się zdecydowanie szybsze. Ponieważ ludzie właśnie te rasy
uważają za najinteligentniejsze, więcej ich przedstawicieli bierze udział
w tego typu rywalizacji i – siłą rzeczy – to do nich należy najwięcej
medali.
Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę precyzję, wyniki ras „elitarnych” nie
odbiegają od rezultatów osiąganych przez pozostałe, niżej notowane rasy,
takie jak chihuahua czy shi tzu[75]: niektóre z nich wykonują zadania
z nawet większą dokładnością niż reprezentanci „elity”. Poza tym,
ponieważ Helton oceniał podatność na szkolenie, postanowił zapytać
właścicieli również o to, jak wiele czasu zajęło im wytrenowanie psa: jeśli
pies był bardzo pojętny, powinno to trwać krócej niż w przypadku psa
mniej poddającego się tresurze. Okazało się, że pod tym względem nie ma
istotnych różnic między rasami uważanymi za najmądrzejsze i resztą.
Helton zauważył natomiast inną prawidłowość: wszystkie elitarne rasy,
które ludzie uważają za bardziej podatne na szkolenie, wyglądają tak samo
– są to przeciętnie wyglądające psy ze średnią czaszką. Nie mają
skróconych łap (jak jamniki), szerokich czaszek (jak buldogi)[76], nie są też
ani bardzo masywne (jak mastify), ani długogłowe (jak charty).
Choć wszystkie te rasy dorównują elitarnym pod względem precyzji,
nietrudno wyobrazić sobie, że jamnik człapiący po torze przeszkód
wygląda znacznie mniej imponująco niż chyżonogi border collie, pomimo
tego, że oba psy prawidłowo wykonują polecenia właścicieli. Być może
kiedy myślimy o „inteligentnych” rasach, w mniejszym stopniu chodzi nam
o ich rzeczywisty intelekt, a bardziej o to, jak się prezentują. Co po prostu
pokazuje, że tak jak nie należy oceniać książki po okładce, nie wolno
również oceniać psa po kształcie czaszki.
Jeśli więc chodzi o różnice między rasami, wszystko sprowadza się do
jednego: jeśli sądzisz, że rasa twojego psa jest tą najlepszą, złe wieści są
takie, że nie ma na to żadnych naukowych dowodów. Mam dla ciebie
również dobre wieści: nie ma też żadnych naukowych dowodów na to, że
się mylisz.
Rozdział 10
Ucząc geniusza
Jak szkolić myślącego psa?
Czynnik jagodowy
Zrobiłem to, co każdy zrobiłby na moim miejscu. Czytałem porady
w internecie i samouczki dotyczące szkolenia. Natychmiast uderzył mnie
powtarzający się w nich ukryty komunikat: to była moja wina. Albo nie
wychowywałem Milo we właściwy sposób, albo za mało się starałem, żeby
go wytresować. Uniwersalną receptą na wszystko było konsekwentne
wynagradzanie i karanie.
Ponieważ właśnie obroniłem doktorat ze znaczenia temperamentu we
współpracy i komunikacji u psów, to rozwiązanie wydawało mi się zbyt
uproszczone. To, jak wychowujemy psa, wpływa na jego zachowanie, ale
przyrodzona mu natura też nie pozostaje bez znaczenia. Zacząłem się
zastanawiać, czy to nie temperament Milo sprawiał, że był nieposłuszny
i za bardzo do mnie przywiązany. Przyszło mi do głowy, że mogę stać się
jego więźniem do końca życia.
Odpowiedzią okazał się język Milo, niebieskofioletowy jak dojrzała
jagoda. Kiedy go adoptowałem, nie wiedziałem, że tylko jedna rasa na
świecie ma taki język. Chow chow narodziły się ponad dwa tysiące lat
temu[1] i są jedną z dziewięciu najbardziej wilczych ras psów. Chińskie
malowidła i figurki z okresu dynastii Han przedstawiają chow chow stojące
dumnie na straży bądź rozłożone majestatycznie pod stołami. Od czasu do
czasu również przyrządzano je i zjadano – nazwa rasy pochodzi
prawdopodobnie z kantońskiego chow, „mieszać”, jak w chow mein. Chow
chow są znane z przywiązania do właścicieli, opiekuńczości
i niesłychanego uporu, a także z tego, że trudno je wytresować.
Mój czworonóg był nieposłuszny nie dlatego, że to ja nie sprawdzałem
się jako trener – po prostu bardziej przypominał wilka i miał inny
temperament niż pozostałe psy. Moja porażka była niczym innym jak
zderzeniem wilczej natury Milo z moimi ogólnopsimi technikami
szkolenia.
Ocalił mnie przypadek. Z powodu bujnego futra, dopiero kiedy
zabierałem Milo ze schroniska, personel placówki zauważył, że nie był
wykastrowany. Obiecałem, że sam poddam go zabiegowi, ale pospieszna
przeprowadzka do Niemiec sprawiła, że zająłem się tym dopiero dziewięć
miesięcy później.
Milo wybudził się po operacji jako zupełnie inny pies. Największym
zaskoczeniem było to, że bez jakiegokolwiek dodatkowego szkolenia
zaczął wykonywać moje polecenia. Przez cały czas, kiedy uczyłem go
komend „siad”, „zostań” i „chodź”, zachowywał się, jakby nie rozumiał, co
do niego mówię. Teraz wiedziałem, że rozumiał doskonale – po prostu nie
słuchał[2]. Nagle nauczył się chodzić na smyczy. Wciąż okazywał niepokój,
kiedy go zostawiałem, ale było bez porównania lepiej.
Temperament Milo zmienił się, kiedy usunięto mu jądra, co zmniejszyło
poziom krążącego po jego ciele androgenu – umiejętności poznawcze,
które posiadał, w końcu miały szansę wpłynąć na jego zachowanie[3].
Milo jest idealnym przykładem tego, jak natura i wychowanie wpływają
na siebie, kształtując zachowanie. Pokazuje także, że szkolenie niektórych
zwierząt może być trudniejsze ze względu na ich temperament.
Aż do czasu, kiedy zostałem zaproszony, żeby wygłosić prelekcję na
konferencji dotyczącej szkolenia psów, sądziłem, że moje przejścia z Milo
są jedynie zabawną anegdotką bez większego znaczenia. Po prezentacji
z podekscytowaniem czekałem na wystąpienia innych uczestników. Nie
zawiodłem się. Wielu prelegentów zachęcało do wykorzystywania ścisłych
metod analizy do oceniania skuteczności technik szkoleniowych, podczas
gdy inni omawiali rolę emocji w prowadzeniu psów zachowujących się
problematycznie. Poznałem kilka pitbuli, które okazały się najsłodszymi
i najbardziej ułożonymi psami, jakie miałem okazję w życiu spotkać,
pomimo tego, że władze doradzały ich uśpienie po tym, jak zostały
uratowane z rąk ludzi organizujących walki psów. Były nawet tańce
z psem: wszystko od księżycowych kroków chihuahua po pudla tańczącego
walca. Było jasne, że ci ludzie znają się na swojej robocie.
Niemniej jednak byłem zaskoczony, kiedy zdałem sobie sprawę, że
pewna dawno odrzucona szkoła psychologii zwierząt nadal zapładnia
wyobraźnię wielu trenerów. Zaproszeni mówcy raz po raz przywoływali
metody szkolenia oparte na warunkowaniu jako potężne narzędzie
pomocne przy rozwiązywaniu wszelkich problemów behawioralnych. Byli
zwolennikami konsekwentnego nagradzania w celu wykształcenia
pożądanego zachowania. Klikery w pełnym rozkwicie.
To wszystko było zabawne do momentu, w którym jeden z uczestników
zaczął wychwalać zalety behawioryzmu. Na ekranie pojawiły się zdjęcia
sprzed dziesiątków lat, przedstawiające szczury i gołębie zamknięte
w skrzynce Skinnera, nam zaś zakomunikowano, że klasyczne
i instrumentalne warunkowanie może być stosowane z równym
powodzeniem u psów, kurczaków i jakichkolwiek innych zwierząt. Chwilę
po tym usłyszeliśmy odę do B.F. Skinnera, odkrywcy ogólnych zasad
uczenia się, które rzekomo zrewolucjonizowały nasze rozumienie zwierząt.
To było całkiem, jakby na środku sali wylądował statek kosmiczny,
a wyskakujący z niego obcy oznajmili, że zabierają nas wszystkich
z powrotem w lata pięćdziesiąte. Zanim opowiem, co zdarzyło się później,
powinienem chyba wyjaśnić, czym jest behawioryzm, jak zmienił oblicze
nauki i społeczeństwa do tego stopnia, że nadal tu i ówdzie utrzymują się
jego relikty, oraz jak pogląd na uczenie się Skinnera został odrzucony
i zastąpiony przez podejście kognitywne.
Pewnego dnia to surowa, karząca ręka ojca, sprawi że mała dziewczynka chcąca
wierzyć, że sama jest partnerką, w której ojciec jest zakochany, spadnie na
ziemię ze swojego królestwa obłoków[6].
Podstawy skinneriańskiego
Skinner odkrył behawioryzm podczas studiów doktoranckich na
Uniwersytecie Harvarda[17]. Był fanem Pawłowa i jego „klasycznego
warunkowania”. Pawłow badał system trawienny psów i zauważył, że mają
one irytujący zwyczaj ślinienia się na widok opiekuna, zanim jeszcze
w zasięgu ich wzroku pojawi się jakiekolwiek jedzenie[18]. Zaburzało to
dane, które Pawłow chciał zebrać, ale po pewnym czasie zorientował się,
że być może jest na tropie czegoś innego. Jedno z możliwych wyjaśnień
mówiło, że psy zdają sobie sprawę, że zbliża się pora posiłku, i ślinią się
w oczekiwaniu na pożywienie: ta hipoteza zakładała, że zwierzęta te są
zdolne do myślenia i wyciągania wniosków. Była jednak również inna
możliwość – widok osoby, która przynosi pożywienie, mógł być bodźcem
wywołującym automatyczną, fizjologiczną reakcję.
Pawłow wykazał, że jest w stanie sprawić, że pies będzie się ślinił
w odpowiedzi na dowolny bodziec (brzęczek, dzwonek, błyskające
światło). Nazwał to zjawisko warunkowaniem, ponieważ bodziec
wywoływał „warunkową” odpowiedź. Z czasem zaczęto o nim mówić jako
o warunkowaniu klasycznym. Szkolenie klikerowe jest idealnym
przykładem takiego warunkowania: klikamy, pies spogląda na nas,
nagradzamy go przysmakiem – powtarzamy cały cykl dopóty, dopóki pies
nie podniesie głowy za każdym razem, kiedy usłyszy kliknięcie.
Skinner poszedł krok dalej: bodźcem, zamiast kliknięcia czy dzwonka,
stało się samo zachowanie zwierzęcia[19]. Na przykład kiedy uczymy psa
siadać na komendę, za każdym razem, gdy mówimy „siad” (bodziec) i pies
siada, dajemy mu przysmak (odpowiedź). Z biegiem czasu to zachowanie
zostanie wzmocnione. Za pierwszym czy za drugim razem prawdopodobnie
będziemy musieli jednocześnie przycisnąć zadek psa do ziemi, ale po
dziesiątym pies będzie siedział po każdym „siad”. Wszelkie myśli, pytania
czy rozumowanie, które zachodzą w głowie naszego psa, są – jakby to ujął
Skinner – irrelewantne. Liczy się tylko zachowanie, które wzmacniamy.
Skinner nazwał to warunkowaniem sprawczym (instrumentalnym),
ponieważ to postępowanie psa aktywnie wchodzącego w kontakt
z otoczeniem sprawia, że pojawia się reakcja bądź nagroda.
Do tresowania swoich zwierząt, głównie gołębi i szczurów, zamiast
klikera Skinner używał skonstruowanego przez siebie urządzenia zwanego
skrzynką Skinnera. Jest to zasadniczo pudełko z czymś w środku, czym
zwierzę może manipulować – dźwignią dla szczura lub przyciskiem dla
gołębia – oraz czymś, co powoduje wzmocnienie, na przykład jedzeniem,
dźwiękiem czy efektami wizualnymi. Pudełko jest podłączone do
urządzenia pomiarowego, które zapisuje, ile razy dźwignia czy przycisk
zostały uruchomione.
Posługując się warunkowaniem instrumentalnym, Skinner był w stanie
nauczyć zwierzęta niesamowitych rzeczy. Jego gołębie grały w ping-ponga
i na pianinie. Wytresował szczury, żeby wrzucały kulkę do otworu, co stało
się znane jako „szczurza koszykówka”[20]. Jednym z pierwszych
przedsięwzięć Skinnera był prowadzony w czasie drugiej wojny światowej
„Projekt Gołąb” – jego celem było wytrenowanie tych ptaków tak, żeby
mogły być wysyłane razem z bombami i by dziobnięciami nakierowywać
je na cel[21].
Kiedy pierwszy raz obserwuje się zwierzęta wykonujące te wszystkie
czynności, można dojść do wniosku, że są niesłychanie inteligentne oraz że
posługują się pamięcią i wnioskowaniem. Skinner jednak utrzymywał, że
tresowanie zwierząt polega jedynie na łączeniu ze sobą szeregu działań, za
które zwierzę było wynagradzane.
Dla jasności: Skinner nie twierdził, że umysł nie istnieje albo że
zwierzęta go nie posiadają. Uważał po prostu, że nie jest istotny, a już na
pewno nie było dlań miejsca w psychologii[22]. Utrzymywał, że nie ma
możliwości, żeby dowiedzieć się, co dzieje się w umyśle zwierząt – jedyną
liczącą się rzeczą było zachowanie, do którego chciał doprowadzić.
Rewolucja kognitywna
Ostatecznie to język wbił gwóźdź do trumny behawioryzmu. Jak
widzieliśmy już, omawiając przypadki Rico i Chaser, ludzkie dzieci uczą
się słów nie metodą prób i błędów, lecz wyciągając wnioski na temat tego,
które dźwięki odnoszą się do których czynności bądź obiektów.
W swojej książce Verbal Behavior Skinner za pomocą mechanizmu
reakcji na bodźce próbował wyjaśnić, jak dzieci uczą się niezliczonej
liczby subtelnych zasad gramatyki. Mało znany (wówczas) językoznawca
Noam Chomsky opublikował tak miażdżącą krytykę tej pozycji, że
Skinnerowi nigdy tak naprawdę nie udało się odzyskać nadszarpniętej
reputacji[35].
Co gorsza, behawioryzm nie był w stanie wyjaśnić zachowania zwierząt:
opierał się na twierdzeniu, że zwierzęta uczą się metodą prób i błędów,
przez co osiągane przez nie wyniki powinny poprawiać się z czasem. Jak
widzieliśmy, zwierzęta dedukują, przy czym nie wszystkie są zdolne do
wyciągania tych samych wniosków, nie wszystkie uczą się tych samych
rzeczy i nie wszystkie uczą się w ten sam sposób. Wiele z różnic między
gatunkami wynika z odmiennych problemów, z jakimi ich przedstawiciele
muszą radzić sobie w środowisku naturalnym. W zależności od tego, czego
potrzebują, żeby przetrwać, zwierzęta wykształciły różne zdolności
kognitywne. Wszystkie te sprzeczności ostatecznie położyły kres
Skinnerowi i szkole behawioralnej[36].
Przy okazji: owiany dziś legendą Chomsky utrzymywał, że dzieci muszą
przychodzić na świat z rodzajem jakiejś wrodzonej inteligencji, która
pozwala im uczyć się języka. Idea wrodzonej wiedzy, która umożliwia
młodym naszego gatunku przyswojenie dowolnego ludzkiego języka wraz
z rządzącymi nim złożonymi zasadami gramatycznymi, zachwiała
podstawami behawioryzmu. Obecnie poglądy Chomsky’ego zostały
zastąpione przez olbrzymią ilość danych rozwojowych pochodzących
z badań nad akwizycją języka u dzieci, które – jak się okazuje –
przyswajają język dzięki unikalnym umiejętnościom poznawczym
właściwym jedynie człowiekowi. Ich wyniki wskazują, że ludzie nie rodzą
się z uniwersalną gramatyką, lecz ze społecznymi zdolnościami
poznawczymi, które pozwalają im później uczyć się na podstawie
wnioskowania i wskazówek dotyczących tego, jak posługiwać się językiem
przynależnym ich własnej kulturze[37].
Po pierwsze: wszyscy ci, których pies nie zawsze zachowuje się idealnie,
mogą poczuć się lepiej – w 60% przypadków psy nie były w stanie oprzeć
się pokusie i zjadały smakołyki, niezależnie od tego, na co patrzył ich
właściciel. Prawdopodobnie nie mielibyśmy również problemu
z odgadnięciem, kiedy najchętniej lekceważyły polecenie swojego pana
w pozostałych przypadkach – tak: wtedy, gdy opuszczał pokój.
Drugą sytuacją, w której najczęściej wykradały pokarm, był moment,
kiedy właściciel był odwrócony do nich plecami. Dowodzi to, że psy
dostrzegają różnicę między przodem a tyłem człowieka i rozumieją, że
ktoś zwrócony do nich plecami nie poświęca im zbyt wiele uwagi.
Rezultaty tych badań potwierdzono wielokrotnie, również w naszym
eksperymencie, w którym psy upuszczały piłkę raczej przed nami (tam,
gdzie mogliśmy ją dojrzeć), niż za nami. Psy były również bardziej skore
do nieposłuszeństwa, kiedy ich właściciel oglądał telewizję i jego głowa
i oczy nie były skierowane na psa.
Być może oznacza to po prostu, że psy nauczyły się, że im bardziej
jesteśmy zwróceni w ich stronę, tym pilniej powinny wykonywać nasze
polecenia.
Niemniej jednak psy częściej sięgały po jedzenie, kiedy właściciel
czytał książkę, niż kiedy spoglądał prosto na nie – jest to o tyle
imponujące, że obie sytuacje były niemal identyczne: właściciel siedział na
krześle, zwrócony ciałem i głową w stronę psa.
Jedyną różnicą był fakt, że przy czytaniu jego oczy skierowane były
w dół. Kontakt wzrokowy sprawiał, że psy najczęściej wykonywały
polecenie i były mu posłuszne najdłużej, co pokazuje, że naprawdę
rozumieją, co ich właściciele są w stanie zobaczyć, i wykorzystują tę
wiedzę, podejmując decyzję o tym, w jakim stopniu powinny poddać się
ich woli. Potrafią posłużyć się swoim rozumem, żeby dostać to, czego
chcą.
Kiedy wydawałem Milo polecenie w domu, wykonywał je natychmiast,
ale gdy tylko wychodziliśmy na dwór, zachowywał się, jakby kompletnie
nie miał pojęcia, o czym mówię. Naukowcy z Uniwersytetu De Montfort
oraz University of Lincoln w Wielkiej Brytanii odkryli, że psy są mniej
skłonne zareagować na komendę „siad”, kiedy ich właściciele stoją dwa
i pół metra od nich, niż kiedy znajdują się tuż przy nich. Jeszcze gorzej
było, kiedy właściciele znajdowali się poza zasięgiem ich wzroku.
Kiedy więc nasz pies nie chce nas słuchać, pamiętajmy, że – choć
zwykle chce nas zadowolić – jest na tyle sprytny, żeby próbować
zastanawiać się, kiedy ignorowanie nas ujdzie mu na sucho. Szczęście
naszego związku może zupełnie dosłownie zależeć od tego, czy mamy na
niego oko.
Szkolenie kognitywne będzie brało pod uwagę również fakt, że różne
procesy poznawcze mogą stawać na przeszkodzie uczeniu się i je
spowalniać. Na przykład: niektóre tendencje mogą uniemożliwiać psom
dostrzeganie rozwiązań, które znajdują się tuż przed ich nosem –
przypomnijmy sobie, jak w części drugiej próbowały przechodzić przez
drzwi, których używały wcześniej, mimo że po zmianie ich umiejscowienia
jak na dłoni widziały nowe przejście i ścianę w miejscu starego. Ich
pamięć o wypróbowanym wejściu wpływała na zdolność polegania na tym,
co widziały[61].
Psy mają również skłonność do podążania raczej za gestem człowieka
niż za świadectwem własnych oczu: kiedy eksperymentator prezentuje im,
gdzie ukrył jedzenie, ale potem pokazuje w innym kierunku, psy nie
szukają pokarmu, który widziały, lecz idą tam, gdzie wskazał im
człowiek[62].
W procesie ewolucji psy wykształciły w sobie tendencję do zwracania
uwagi na sygnały komunikacyjne człowieka nawet wtedy, gdy stoją one
w sprzeczności z tym, co właśnie widziały. Choć w pewnych sytuacjach
może to być korzystne, pociąga za sobą również pewne poważne
konsekwencje: jeśli psy wykrywające materiały wybuchowe będą polegać
bardziej na zachowaniu opiekuna niż na własnym węchu, mogą nie
wywiązać się ze swego zadania[63].
Szkoleniowcy pracujący metodą kognitywną wiedzieliby również, że
niektóre zachowania może być trudno uzyskać ze względu na psią
lateralizację. Według pewnych badań niektóre psy przy manipulowaniu
przedmiotami częściej używają jednej łapy, przy czym suki preferują
prawą, a samce lewą[64]. W dodatku kiedy psy natykają się na bodziec
emocjonalny, jest on przetwarzany w prawej półkuli mózgu, co sprawia, że
w odpowiedzi zwracają głowę w lewo – może to prowadzić do tego, że
pobudzone częściej będą poruszały się w lewą stronę[65], nawet jeśli
z punktu widzenia trenera jest to „zły” kierunek.
W kognitywnym podejściu do szkolenia pies nie jest ani czarną
skrzynką, ani kudłatym człowiekiem. Choć w toku ewolucji nabył
specyficzny rodzaj geniuszu, jak każdy inny gatunek ma też swoje
ograniczenia: zrozumienie ich pozwoli usprawnić techniki tresury. Nie
wymagamy od niemowląt, żeby pojmowały pewne problemy, takie jak
niebezpieczeństwa związane ze schodami czy nożami – to samo dotyczy
psów.
Wbrew powszechnemu przekonaniu na przykład nie istnieje
eksperymentalne potwierdzenie faktu, że psy odczuwają wyrzuty sumienia
czy że rozumieją pojęcie winy podobnie do człowieka. Obecnie
dysponujemy jedynie dowodami na to, że reagują na pełne frustracji
zachowanie właściciela[66]. Oznacza to, że uczenie się po fakcie nie działa.
Naukowcy obserwowali, jak po zawodach na torze przeszkód właściciele
rugali czy nawet fizycznie popychali swoje psy – jedynym skutkiem
takiego zachowania było podniesienie poziomu stresu u zwierząt[67]. Jest
bardzo mało prawdopodobne, że pies rozumie, iż po słabym występie
powinien czuć się winny, czy że werbalna czy fizyczna kara wpłynie
pozytywnie na przyszłe wyniki. Podobnie kiedy przychodzimy do domu
i okazuje się, że nasze rozkoszne szczeniaczki pogryzły kanapę, rozwlekły
śmieci po całym domu albo miały mały wypadek, raczej nie będą w stanie
pojąć, dlaczego jesteśmy źli. Nie ma więc sensu wskazywać na wypełnienie
sofy, resztki ziemniaków czy zasuszoną kupkę i krzyczeć.
Psy są ograniczone poznawczo również przez to, że nie rozumieją, co
ktoś wie, a czego nie wie: na przykład próbowały wskazać (patrząc
w danym kierunku i szczekając) człowiekowi miejsce ukrycia przedmiotu
niezależnie od tego, czy był on, czy nie był świadkiem samego aktu
chowania[68]. Pokazuje to, że kiedy próbują się z nami porozumieć, zwykle
raczej proszą o to, czego chcą. Prawdopodobnie nie są w stanie
komunikować się z nami na podstawie tego, co widzieliśmy (lub nie)
w przeszłości.
Przez całe stulecia ludzie powtarzali sobie historie o heroicznych psach
(oraz przynajmniej jednym kangurze) w typie Lassie, które biegły po
pomoc, gdy ich właściciel wpadał w tarapaty. Żeby sprowadzić ratunek,
Lassie musiała zrozumieć, że powinna poinformować innych ludzi
o niebezpieczeństwie, które tylko ona widziała. Pierwsza seria
eksperymentów nad psim poznaniem zdaje się wskazywać (co być może
nie jest zaskoczeniem), że raczej nieprawdopodobne jest, by nasz pies –
jakimkolwiek wielkim psim geniuszem by był – posiadał zdolności
kognitywne, które by mu to umożliwiały. Psie rozumienie różnych typów
zagrożeń, które mogą dotyczyć ludzi, jest dość ograniczone: choć
większość z nich pojmuje niebezpieczeństwa związane z obcymi[69], ich
słabe rozeznanie w fizyce sprawia, że w innych sytuacjach raczej się nie
sprawdzą.
Krista Macpherson i William Roberts z Uniwersytetu Zachodniego
Ontario postanowili sprawdzić, czy psy są zdolne rozpoznać, że ich
właścicielowi coś grozi. Kiedy ciężka półka z książkami przygważdżała go
do ziemi, psy zwykle nie szukały ratunku u stojącego nieopodal
obserwatora. Nawet gdy ich właściciel krzyczał z bólu i wzywał pomocy,
najwyżej przechadzały się w pobliżu świadka[70]. Najwyraźniej nie
rozumiejąc praw fizyki stojących za całą sytuacją, nie czuły się
zaalarmowane ani zmotywowane do proszenia innego człowieka
o interwencję.
Nie oznacza to oczywiście, że psom nigdy nie zdarza się ratować
ludzkiego życia – robią to non stop. W styczniu 2007 roku Mike Hambling
przechodził z Freddiem, swoim owczarkiem niemieckim, przez
zamarzniętą rzekę. Pies wahał się przed wejściem na lód i protestował,
szarpiąc głową. Nagle tafla załamała się, a Mike wpadł do lodowatej toni.
Bezradnie szamotał się, próbując wyjść, ale ciężkie, nasiąknięte wodą
ubrania ciągnęły go w dół. Kiedy na skutek wychłodzenia zaczynał już
tracić przytomność, poczuł na nadgarstku pociągnięcie: to Freddie z całej
siły ciągnął za smycz. Ostatecznie psu udało się wyciągnąć swojego pana
na brzeg. Zwierzęcy Panteon Puriny jest pełen tego typu historii zwierząt
sprowadzających pomoc w nagłych sytuacjach, a bohaterami 83% z nich są
psy. Ale ile pies jest rzeczywiście w stanie zrozumieć? Czy Freddie
wiedział, że jego pan znajduje się w niebezpieczeństwie, i połączył
lodowatość wody z koniecznością wyciągnięcia Mike’a na brzeg? Czy też
po prostu czuł, że coś go wciąga w stronę dziury w lodzie, i zaczął się na
siłę wycofywać, póki to ciągnięcie nie ustało?
Psy potrafią wyczuć raka, sprowadzić pomoc w razie pożaru i ostrzec
właścicieli o niebezpiecznie niskim poziomie insuliny. Fakt, że nasz pies
nie jest orłem z fizyki, nie oznacza jeszcze, że nie pomoże nam, gdyby
stało się coś złego. W pewnych sytuacjach psy mogą nas uratować:
poznawcze podejście do szkolenia sprawia, że możemy realnie ocenić,
kiedy są w stanie to zrobić, a kiedy nie.
Dzięki szkoleniu poznawczemu możemy dostrzec wszelkie możliwe
sposoby, na jakie pies potrafi się uczyć: czy to przez wnioskowanie, jak
Rico i Chaser[71], czy przez zwracanie uwagi na nasze sygnały
komunikacyjne[72], uczenie się uczenia[73], czy rozwiązywanie problemów
przez naśladowanie zaobserwowanego zachowania[74]. Pozwala nam
również dostrzec, że zdolności te mogą sprawić, iż pies stanie się zbyt
inteligentny, by nas słuchać, a także że istnieją zadania, które przerosną
niektóre czy nawet wszystkie psy, niezależnie od tego, ile czasu
poświęcilibyśmy na ich wytresowanie.
Na psią miłość
Czy moglibyśmy kochać się bardziej?
Różnice kulturowe
Podejście do psów jest odmienne w różnych czasach i różnych kulturach[2].
W Anderson w stanie Tennessee odsłonięto szczątki niezwykle starego psa:
na podstawie badań jego szkieletu ustalono, że cierpiał na wiele schorzeń,
w tym artretyzm związany z chronicznym stanem zapalnym wynikającym
z niezaleczonego złamania żebra. Zwierzę to mogło dożyć sędziwego wieku
z takimi obrażeniami jedynie z pomocą troszczącego się o nie ponad
siedem tysięcy lat temu człowieka. Powszechność występowania takich
psów skłoniła archeologów takich jak Darcy Morey do stwierdzenia, że:
Boks jest pełen psów, ale nie ma w nim jedzenia ani wody. Wszystkie zwierzęta
są brudne; betonowa podłoga tonie w ekskrementach [...] Są tu również martwe
psy, czasem tylko szkielety, niektóre w takim stadium rozkładu, że została po
nich jedynie kupka kości pokryta sierścią [...] Większości psów brakuje
fragmentów uszu wygryzionych przez muchy [...] Wśród zwierząt jest również
matka z młodymi. Okna i drzwi są pozamykane, nie ma wody, temperatura sięga
36 stopni. Dwa szczenięta z miotu nie żyją[22].
PsiaSwatka.com
Psie przywiązanie do ludzi jest czymś absolutnie niezwykłym w królestwie
zwierząt. Psy wolą nas od przedstawicieli swojego własnego gatunku
i potrafią zachowywać się w stosunku do nas jak ludzkie dzieci. Jeśli
przyjmiemy słownikową definicję miłości – „poczucie ciepłego, osobistego
przywiązania lub głębokiej czułości” – to będzie to właśnie to, co psy czują
do nas.
Całe szczęście ich miłość nie pozostaje nieodwzajemniona. W Stanach
Zjednoczonych jest siedemdziesiąt osiem milionów psów. Dane liczbowe
się różnią, ale aż do 81% Amerykanów uważa swoich pupili za członków
rodziny i poświęca im tyle uwagi, ile własnym potomkom. W niektórych
miastach, takich jak San Francisco w Kalifornii, jest więcej psów niż
dzieci. Właściciele psów zawiązali tam komitet polityczny i oczekuje się,
że „głos psiarzy” będzie miał istotne znaczenie w kolejnych wyborach
burmistrza[42]. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety zamieszkujący Stany
Zjednoczone wykazują podobne empatyczne reakcje na historie
o cierpiących dzieciach i szczeniakach[43]. Ponad połowa właścicieli psów
mówi o sobie per „mamusia” lub „tatuś”, a 71% ma zdjęcie pupila
w portfelu i pokazuje je innym. Szczególny status psów przynosi im
samym korzyści: 62% z nich ma własny fotel, kanapę lub łóżko, 13% –
własny pokój, a 55% dostało przynajmniej jeden prezent na urodziny (są
i takie, którym wyprawia się przyjęcie z tortem). Niemal jedna czwarta
właścicieli psów wzięła kiedyś dzień wolny w pracy na opiekę nad
czworonogiem[44].
Nic dziwnego, że niezliczone firmy oferują szeroki wachlarz usług
związanych z hodowlą zwierząt domowych. W 2010 roku wartość branży
zoologicznej przekroczyła czterdzieści osiem miliardów dolarów – była to
także jedna z niewielu gałęzi rynku, która podczas kryzysu 2008 roku
wykazała się zdrowym pięcioprocentowym wzrostem.
Kochamy psy tak mocno, że stały się częścią każdego aspektu naszego
życia – nawet poszukiwań drugiej połówki. Dla wszystkich poszukujących
tej jedynej lub tego jedynego mam tak naprawdę jedną radę – weźcie
sobie psa.
Pewnego słonecznego lipcowego popołudnia młody, przystojny Francuz
stał sobie na rogu ulicy w Vannes, pięknym miasteczku na zachodnim
wybrzeżu Bretanii. Od czasu do czasu mijała go jakaś kobieta, a on mówił:
„Cześć, nazywam się Antoine. Chciałem tylko powiedzieć, że uważam, że
jesteś śliczna. Dziś po południu pracuję, ale zastanawiałem się, czy
mogłabyś mi dać swój numer telefonu – zadzwoniłbym później
i moglibyśmy umówić się gdzieś na drinka”. Antoine spoglądał jej
wymownie w oczy i posyłał rozbrajający uśmiech. Robił tak całe lato;
czasem towarzyszył mu czarny, przyjaźnie wyglądający kundel.
Różnica między Antoine’em a innymi Francuzami polującymi na
kobiece numery telefonów polegała na tym, że kiedy kobieta zgadzała się
i dawała mu swój numer, zamiast się z nią umawiać, wyjaśniał jej, że
właśnie wzięła udział w badaniu ludzkich rytuałów godowych (wyjątek
stanowiła jedna szczęściara, do której Antoine rzeczywiście zadzwonił –
skończyło się to małżeństwem).
Co najlepiej pozwalało przewidzieć udany podryw? Czarny kundelek
niewinnie stojący u boku Antoine’a. Gdy Antoine był sam, pomimo tego,
że był przystojny, jedynie 9% kobiet kapitulowało przed jego
zniewalającym uśmiechem. W towarzystwie psa udawało mu się przekonać
niespodziewane 28% – niemal jedną na trzy. Większość mężczyzn te
statystyki bardzo by uradowały[45].
Być może jednak pies Antoine’a był po prostu wyjątkowo dobry
w przyciąganiu niewieściej uwagi i to temu mężczyzna zawdzięczał swój
sukces. Może ciągnął je za spódniczki albo miał nieodparcie słodziutką
obrożę.
W innym badaniu (opisywanym już w rozdziale 9) młodemu
amerykańskiemu studentowi towarzyszył czarny labrador[46], który jako
pies przewodnik był szkolony, by nie nawiązywać kontaktu z obcymi
ludźmi i w żaden sposób nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Pies raz był
słodki, z pasującymi do siebie smyczą i obrożą, raz zaś wyglądał groźnie:
miał czarną, nabijaną ćwiekami skórzaną obrożę i zamiast na smyczy
chodził na wytartym sznurze. Zmianie w aparycji psa towarzyszyła zmiana
w powierzchowności właściciela: w jednej wersji nosił sportową
marynarkę i był pod krawatem, w drugiej – miał na sobie stary T-shirt,
podarte i brudne dżinsy oraz znoszone robocze buty.
Co najlepiej pozwalało przewidzieć udany podryw? Znów – to, czy
mężczyzna miał ze sobą psa. Nie miało znaczenia, czy zwierzę miało
ćwieki na obroży ani czy jego pan wyglądał elegancko, czy jak bezdomny
włóczęga: jeśli był z nim pies, liczba ludzi, którzy się do niego uśmiechali
albo ucinali sobie z nim pogawędkę, wzrastała o 1000%.
Oczywiście niektóre psy wyglądają bardziej zachęcająco niż inne:
ośmiotygodniowy golden retriever na końcu smyczy gwarantuje nam
zdobycie większej liczby uśmiechów, podejść i numerów telefonu niż
olbrzymi, śliniący się rottweiler (bez urazy dla właścicieli rottweilerów:
ktoś już robił takie badanie i szczeniak goldena wygrał w cuglach)[47].
Koniec końców jednak pies to pies i – niezależnie od tego, czy jesteś
przystojnym Francuzem, czy przeciętnym Amerykaninem, ubranym
niechlujnie czy elegancko – jakikolwiek by był, spowoduje, że różni
nieznajomi będą do ciebie podchodzić, żeby się przywitać. Mała
wskazówka dla tych, którzy zamieszczają fotografie na portalach
randkowych: nawet samo to, że pozujemy z psem na zdjęciu, sprawia, że
wyglądamy na szczęśliwszych, bardziej zrelaksowanych
i przystępniejszych[48].
Biologia miłości
A co z tymi, którzy nie są zestresowani, samotni, nie mają problemów
z sercem ani nie cierpią na nieuleczalną chorobę? Nasza obsesja na
punkcie psów dorobiła się własnej karykatury, podobnej do obrazu starej
panny z milionem kotów. „Psiarze” mówią do swoich psów jak do dzieci,
zakładają im groteskowe ubranka i zostawiają im w spadku olbrzymie
sumy pieniędzy: psy są ich najlepszymi przyjaciółmi, bo nie było innych
kandydatów na to stanowisko.
Niemniej jednak przeciętny właściciel psa (i kota!) nie jest zwykle
smutną, samotną osobą, która tak naprawdę chciałaby nawiązać kontakt
z ludźmi, ale zatrzymała się w połowie drogi. Przeciwnie – ludzie
posiadający zwierzęta domowe są zwykle bardziej ekstrawertyczni, mają
większe poczucie własnej wartości i zazwyczaj czują się mniej
osamotnieni niż ci, którzy ich nie mają. Relacje z najlepszymi
przyjaciółmi, rodzicami i rodzeństwem w obu grupach są równie bliskie –
zwierzęta są traktowane nie jako zamiennik kluczowych relacji
międzyludzkich i wsparcia społecznego, lecz jako ich dodatkowa forma[71].
Nawet jeśli nie ubieramy naszego psa w kreacje od Ralpha Laurena, nie
umieszczamy go na rodzinnym portrecie i nie rozmawiamy z nim, kiedy
jesteśmy przekonani, że nikt nie słyszy, związek z psami jest w nas tak
głęboko zakorzeniony, że ma wpływ na naszą fizjologię.
Hormonem, który wydaje się szczególnie związany z naszą relacją
z psami, jest oksytocyna. Z mózgu przenika ona bezpośrednio do
krwiobiegu i poprzez włókna nerwowe dostaje się do układu
nerwowego[72]. Nazywana czasem „hormonem przytulenia”, oksytocyna
powoduje, że dotyk ukochanej osoby, masaż czy pyszny posiłek sprawiają
nam przyjemność.
Pewne badanie przeprowadzone w Japonii pokazało, że ludzie, których
psy dłużej im się przyglądają[73], wykazywali większy wzrost poziomu
oksytocyny niż ci, których psy patrzyły na nich krócej. Ponadto ci pierwsi
sygnalizowali większe zadowolenie ze swoich zwierząt.
W innym eksperymencie ludzi zapraszano do pokoju, w którym były
jedynie dwa stoły i dwa krzesła[74]. Siadali na dywanie na podłodze ze
swoimi psami, a pielęgniarka pobierała im krew do badania. Przez kolejne
trzydzieści minut uwaga właścicieli była całkowicie skupiona na pupilach:
przemawiali do nich miłym głosem, delikatnie je głaskali i drapali po
całym ciele i za uszami. Po pół godziny ponownie pobierano im krew.
Okazało się, że poza spadkiem ciśnienia i wzrostem poziomu oksytocyny
ludzie doświadczali przypływu całego wachlarza innych hormonów: beta-
endorfin, łączonych z poczuciem euforii i zmniejszeniem bólu, prolaktyny,
sprzyjającej tworzeniu więzi i związanej z zachowaniami rodzicielskimi,
fenyloetyloaminy, której wydzielanie zwiększa się, kiedy znajdujemy
partnera uczuciowego, oraz dopaminy, która zwiększa przyjemne doznania.
Kiedy człowiek wchodził do pomieszczenia i przez trzydzieści minut
czytał książkę, poziom oksytocyny i innych hormonów nie zwiększał się
w takim stopniu, jak po interakcji z psem. Jeszcze bardziej niewiarygodne
jest to, że nie tylko ludzi zalewała fala hormonów – psy też jej
doświadczały! Wygląda na to, że nasze poczucie więzi i tkliwości jest
całkowicie odwzajemnione. Jak dotąd nikt nie przeprowadził podobnego
badania z ludźmi i innymi zwierzętami, ale przewiduję, że u żadnego
innego gatunku nie zajdą podobne zmiany w poziomie tych hormonów.
Suzanne Miller i jej współpracownicy z Uniwersytetu Stanowego
Kolorado[75] chcieli przekonać się, czy istnieje różnica we wpływie, jaki
psy mają na mężczyzn i kobiety. Tym razem również poproszono
badanych, by przez dwadzieścia pięć minut bawili się ze swoim psem lub
czytali. Miller odkryła, że podczas gdy u kobiet zabawa z czworonogiem
powodowała 58-procentowy wzrost poziomu oksytocyny, u mężczyzn ilość
tego neuroprzekaźnika spadała o 21%. Nie oznacza to, że głaskanie psa
dawało kobietom większą przyjemność. Choć oksytocyna nie jest
hormonem kobiecym w ścisłym znaczeniu, wiąże się z estrogenem, przez
co jej działanie na kobiety jest wyraźniejsze[76]. Ponadto, chociaż ilość
wydzielanej przez mężczyzn oksytocyny zmalała, kiedy głaskali psa,
zmalała dwukrotnie bardziej, kiedy czytali.
U mężczyzn kontakt z psem prawdopodobnie może mieć wpływ na
poziom hormonów takich jak testosteron (mają go dziesięć razy więcej niż
kobiety), który związany jest ze zmianami zachodzącymi w okresie
pokwitania (takimi jak rozbudowa masy mięśniowej i zwiększenie
owłosienia) oraz z zabieganiem o pozycję. Jego wydzielanie nasila się
zwykle, gdy mężczyzna przygotowuje się do podjęcia rywalizacji.
Przed zawodami agility naukowcy zbadali poziom testosteronu
i kortyzolu w ślinie osiemdziesięciu trzech mężczyzn i ich psów[77].
Drużyny wzięły udział w konkursie i po tym, jak ogłoszono wyniki,
ponownie pobrano do badania ślinę zwierząt i ich opiekunów.
Mężczyźni, u których przed konkursem wykryto wyższy poziom
testosteronu, częściej wygrywali. Gdy zdarzyło im się jednak przegrać, byli
bardziej sfrustrowani niż ci przegrani, u których poziom testosteronu był
niższy. W zawodach agility przegrana wiąże się z niemożnością ponownego
wzięcia udziału w rozgrywce – walczący o status, nabuzowani
testosteronem mężczyźni nie tylko więc tracili twarz, przegrywając, ale
także nie mogli próbować jej odzyskać.
Co zaskakujące, u psów osób z wysokim poziomem testosteronu po
przegranej rywalizacji wykryto zwiększony poziom kortyzolu, hormonu
stresu. Naukowcy zaczęli szukać powodu, dla którego ludzki testosteron
miałby mieć wpływ na psi kortyzol. Okazało się, że mężczyźni, u których
testosteron nie wydzielał się w dużym stopniu, przed zawodami częściej
głaskali swoje psy i chętniej bawili się z nimi po nich. Ludzie z wysokim
poziomem tego hormonu po przegranej stawali się bardziej agresywni
w stosunku do psów: częściej je poszturchiwali i krzyczeli. To właśnie
prawdopodobnie prowadziło do zwiększenia uwalniania kortyzolu.
Jeśli psy w różny sposób wpływają na fizjologię kobiet i mężczyzn, to
czy kobiety i mężczyźni w różny sposób oddziałują na psy? Wielu ludzi
wierzy, że ich czworonogi reagują inaczej na przedstawicieli różnych płci.
Przynajmniej w jednym badaniu psy bardziej agresywnie – szczekaniem
i utrzymywaniem kontaktu wzrokowego – reagowały na mężczyzn[78].
W pewnym schronisku dla zwierząt w Dayton w stanie Ohio psy
wprowadzono do pomieszczenia, gdzie zostały delikatnie
[79]
unieruchomione : rozprostowywano jedną z ich przednich łap, żeby
weterynarz mógł pobrać krew za pomocą strzykawki. Następnie ludzie
głaskali psa przez dwadzieścia minut, po czym ponownie pobierano mu
krew.
Już samo głaskanie miało pozytywny wpływ na zwierzęta (warto o tym
pamiętać podczas wizyty u weterynarza). Niemniej jednak u psów
głaskanych przez kobiety poziom kortyzolu między pobraniami spadał,
podczas gdy u tych głaskanych przez mężczyzn – wzrastał. Co w kobietach
sprawiało, że psy mniej się stresowały? Czy chodziło o coś w wyglądzie
czy zapachu? Czy też znaczenie miał sposób, w jaki kobiety wchodziły
w interakcję ze zwierzęciem?
W kolejnym badaniu mężczyźni najpierw przechodzili „szkolenie
z głaskania”, żeby upewnić się, że robią to dokładnie tak samo jak
kobiety[80]. Instruowano ich, żeby głęboko masowali mięśnie na ramionach,
plecach i szyi psa oraz by robili to długimi pociągnięciami od głowy aż do
tylnych łap. Podczas masażu mężczyźni mieli mówić do psów spokojnym
i kojącym głosem.
Jeśli to sposób interakcji sprawiał, że psy lepiej reagowały na kobiety
niż na mężczyzn, nauczenie tych drugich, jak mają postępować, powinno
przynieść podobny skutek. Jeśli zaś chodziło o coś związanego
z hormonami lub czymś jeszcze subtelniejszym, to sposób, w jaki
mężczyźni się zachowywali, nie miałby znaczenia – psy nadal byłyby
bardziej zestresowane u ich boku niż w towarzystwie kobiet.
Kiedy mężczyźni po przejściu treningu głaskali psy w bardziej kobiecy
sposób, byli w stanie równie skutecznie redukować u nich poziom
kortyzolu, co dowodzi, że – tak jak kobiety – psy reagują na mężczyzn
lepiej, jeśli ci okażą nieco delikatności.
Psy są z natury tak blisko związane z człowiekiem, że delikatny dotyk
ludzkiej ręki wystarczy, żeby w ich mózgu zaczęły wydzielać się substancje
chemiczne sprawiające, że czują spokój i tkliwość. Przedkładają nawet
nasze towarzystwo nad towarzystwo innych przedstawicieli własnego
gatunku. W zamian za dozgonne oddanie oczekują od nas pożywienia,
ciepła kochającej rodziny i dobrego domu. To od nas zależy, czy
wywiążemy się z naszej części umowy. Psy na to zasługują – wszak to
geniusze!
Podziękowania
Nasz pies Tassie jako szczenię. Uważano, że psy mają większe umiejętności
społeczne niż naczelne i wilki, ponieważ przez całe życie przebywają w stałym
kontakcie z ludźmi. Zaskakujące było odkrycie, że bardzo młode szczenięta,
które jeszcze nie miały szans dobrze poznać człowieka, równie sprawnie jak
dorosłe psy odczytują jego gesty. Brian Hare i Vanessa Woods
Rico, pies rasy border collie, odkryty przez Juliane Kaminski. Kaminski
dowiodła, że nauczył się on setek słów, używając mechanizmu wnioskowania
podobnego do tego, jakim posługują się ludzkie dzieci. Susanne Baus
Oreo, pies Briana z dzieciństwa. To jego zdolność do korzystania ze
wskazujących gestów Briana podczas zabawy w aportowanie doprowadziła do
serii badań naukowych, które zaowocowały odkryciem społecznego geniuszu
psów. Brian Hare
Christina Williamson współpracowała z Brianem przy porównywaniu
umiejętności społecznych psów i wilków. Nawet tak silnie uspołecznione wilki
jak ten nie są w stanie spontanicznie rozszyfrowywać ludzkich gestów
komunikacyjnych jak psy. Sherman Morss, Jr.
Dmitrij Bielajew ryzykował życie w stalinowskiej Rosji, żeby udomowić srebrne
lisy syberyjskie. Współpracowniczka Briana, Anna Stepika, trzyma wynik
czterdziestu pięciu lat krzyżowania lisów, tak żeby były przyjaźnie nastawione
do człowieka. Brian Hare
Suka Mystique i szympans karłowaty Masisi. Mystique strzeże sierocińca
bonobo, w którym Brian i Vanessa badali zachowanie i zdolności poznawcze
tych małp. Bonobo są uważane za „psy małpiej rodziny”, ponieważ wykazują
wiele cech charakterystycznych dla zwierząt udomowionych, takich jak psy.
Brian Hare
Dziki dingo na Wielkiej Wyspie Piaszczystej u wschodnich wybrzeży Australii.
Psy dingo to żywe skamieniałości. Są prawdopodobnie bardzo podobne do
pierwszych psów, które wyewoluowały ze śmiałych i przyjaznych wilków,
korzystających z odpadków gromadzących się wokół pierwszych osad ludzkich.
Dr Bradley Smith
Wstęp
[1] Kaminski, J., J. Call, J. Fischer, „Word Learning in a Domestic Dog: Evidence for
‘Fast Mapping’”, Science 304, no. 5677 (2004): 1682–1683.
[2] Savage-Rumbaugh, E.S., et al., „Language Comprehension in Ape and Child”,
Monographs of the Society for Research in Child Development 58, nos. 3–4 (1993);
Herman, L.M., „Exploring the Cognitive World of the Bottlenosed Dolphin”. W: The
Cognitive Animal: Empirical and Theoretical Perspectives on Animal Cognition,
M. Bekoff, C. Allen, G.M. Burghardt (red.) (Cambridge, Mass.: MIT Press, 2002);
Pepperberg, I.M., The Alex Studies: Cognitive and Communicative Abilities of Grey
Parrots (Cambridge, Mass.: Harvard University Press, 2002).
[4] Gregory, N.G., T. Grandin, Animal Welfare and Meat Science (CABI Publishing,
1998); Grandin, T., Animals Make Us Human: Creating the Best Life for Animals
(Orlando, Fla.: Houghton Miffl in Publishing, 2009).
[5] Zob. również Hunt, The Story of Psychology.
[6] Zob. ibid. oraz Bekoff, The Cognitive Animal; Hauser, M.D., Wild Minds: What
Animals Really Think (New York: Owl Books, 2001).
[7] Squire, L.R., „Memory Systems of the Brain: A Brief History and Current
Perspective”, Neurobiology of Learning and Memory 82, no. 3 (2004): 171–177;
Roediger, H.L., E.J. Marsh, S.C. Lee, „Varieties of Memory”. W: Stevens’ Handbook of
Experimental Psychology, wyd. 3, t. 2, Memory and Cognitive Processes, 2002, 1–41.
[8] Parker, E.S., L. Cahill, J.L. McGaugh, „A Case of Unusual Autobiographical
Remembering”, Neurocase 12, no. 1 (2006): 35–49.
[9] Maguire, E.A., K. Woollett, H.J. Spiers, „London Taxi Drivers and Bus Drivers:
A Structural MRI and Neuropsychological Analysis”, Hippocampus 16, no. 12 (2006):
1091–1101.
[10] Egevang, C., et al., „Tracking of Arctic Terns Sterna paradisaea Reveals Longest
Animal Migration”, Proceedings of the National Academy of Sciences 107, no. 5 (2010):
2078–2081.
[11] Wiley, D., et al., „Underwater Components of Humpback Whale Bubble-net
Feeding Behaviour”, Behaviour 148, nos. 5–6 (2011): 575–602.
[12] Esch, H., „Foraging Honey Bees: How Foragers Determine and Transmit
Information About Feeding Site Locations”. W: Honeybee Neurobiology and Behavior,
C.G. Galizia, D. Eisenhardt, M. Giurfa (red.) (New York: Springer, 2012), 53–64.
[13] Kamil, A.C., „On the Proper Definition of Cognitive Ethology”. W: Animal
Cognition in Nature, R.P. Balda, I.M. Pepperberg, A.C. Kamil (red.) (San Diego:
Academic Press, 1998), 1–28; MacLean, E.L., et al., „How Does Cognition Evolve?
Phylogenetic Comparative Psychology”, Animal Cognition, 15, no. 2 (2012): 223–238.
[14] Tomback, D.F., „How Nutcrackers Find Their Seed Stores”, The Condor 82, no. 1
(1980): 10–19.
[15] Kamil, A.C., R.P. Balda, „Cache Recovery and Spatial Memory in Clark’s
Nutcrackers (Nucifraga columbiana)”, Journal of Experimental Psychology: Animal
Behavior Processes 11, no. 1 (1985): 95–111; Balda, R.P., A. Kamil, P.A. Bednekoff,
„Predicting Cognitive Capacity from Natural History: Examples from Four Species of
Corvids”, Papers in Behavior and Biological Sciences vol. 13 (1996): 15; Bednekoff,
P.A., et al., „Long-Term Spatial Memory in Four Seed-Caching Corvid Species”,
Animal Behaviour 53, no. 2 (1997): 335–341.
[16] De Kort, S.R., N.S. Clayton, „An Evolutionary Perspective on Caching by
Corvids”, Proceedings of the Royal Society B: Biological Sciences 273, no. 1585 (2006):
417–423.
[17] Bednekoff, P.A., R.P. Balda, „Observational Spatial Memory in Clark’s
Nutcrackers and Mexican Jays”, Animal Behaviour 52, no. 4 (1996): 833–839.
[18] Dally, J.M., N.J. Emery, N.S. Clayton, „Food-Caching Western Scrub-Jays Keep
Track of Who Was Watching When”, Science 312, no. 5780 (2006): 1662–1665;
Grodzinski, U., N.S. Clayton, „Problems Faced by Food-Caching Corvids and the
Evolution of Cognitive Solutions”, Philosophical Transactions of the Royal Society B:
Biological Sciences 365, no. 1542 (2010): 977–987.
[19] Anderson, C., G. Theraulaz, J.L. Deneubourg, „Self-Assemblages in Insect
Societies”, Insectes Sociaux 49, no. 2 (2002): 99–110.
[20] Cheney, D.L., R.M. Seyfarth, Baboon Metaphysics: The Evolution of a Social Mind
(Chicago: University of Chicago Press, 2007).
[21] Tomasello, M., J. Call, Primate Cognition (New York: Oxford University Press,
1997).
[22] Tennie, C., J. Call, M. Tomasello, „Evidence for Emulation in Chimpanzees in
Social Settings Using the Floating Peanut Task”, PLoS ONE 5, no. 5 (2010): e10544;
Hanus, D., et al., „Comparing the Performances of Apes (Gorilla gorilla, Pan
troglodytes, Pongo pygmaeus) and Human Children (Homo sapiens) in the Floating
Peanut Task”, PLoS ONE 6, no. 6 (2011): e19555.
[23] Pilley, J.W., A.K. Reid, „Border Collie Comprehends Object Names as Verbal
Referents”, Behavioural Processes 86 (2011): 184–195.
[24] Erdőhegyi, A., et al., „Dog-Logic: Inferential Reasoning in a Two-way Choice Task
and Its Restricted Use”, Animal Behaviour 74, no. 4 (2007): 725–737; Aust, U., et al.,
„Inferential Reasoning by Exclusion in Pigeons, Dogs, and Humans”, Animal Cognition
11, no. 4 (2008): 587–597.
[25] Warden, C., L.H. Warner, „The Sensory Capacities and Intelligence of Dogs, with
a Report on the Ability of the Noted Dog ‘Fellow’ to Respond to Verbal Stimuli”, The
Quarterly Review of Biology 3, no. 1 (1928): 1–28.
[26] Pod koniec dziewiętnastego wieku badania nad zachowaniem i inteligencją zwierząt
prowadzono głównie na psach – naukowcy byli z nimi dobrze zaznajomieni, jako że
w Europie właśnie na ten okres przypadało apogeum popularności hodowli psów. Sam
Charles Darwin był zapalonym myśliwym i miłośnikiem psów. Po powrocie z podróży
dookoła świata na pokładzie HMS Beagle w 1836 roku nie posiadał się z radości, mogąc
znów zobaczyć w Down House swojego psa. Przez pozostałe lata życia czworonogi
towarzyszyły mu niemal stale (Townshend, E., Darwin’s Dogs: How Darwin’s Pets
Helped Form a World-Changing Theory of Evolution [London: Frances Lincoln Ltd.,
2009]). Mnóstwo czasu spędzał na ich obserwacjach, gdy kształtowały się jego teorie na
temat zmienności u zwierząt (zob. Darwin, C., The Variation of Animals and Plants
under Domestication, t. 1 [London: Murray, 1868]), a także kiedy badał ich emocje
i sposoby komunikowania się (Darwin, C., The Expression of the Emotions in Man and
Animals [D. Appleton, 1874]). Jego współpracownik George Romanes stworzył
dwutomowe dzieło opisujące potencjał leżący w inteligencji zwierząt: zawarł w nich
szereg historii zebranych od rozmaitych znawców psów. Podkreślając znaczenie
eksperymentu w weryfikowaniu hipotez dotyczących zwierzęcego intelektu,
w przedstawionym przez siebie zbiorze opowieści przypisywał wielu z nich zdolności
podobne do ludzkich (Romanes, G.J., Mental Evolution in Animals: With a Posthumous
Essay on Instinct by Charles Darwin, C. Darwin (red.) [London: K. Paul, Trench, 1885];
Romanes, G.J., Animal Intelligence, t. 44 [London: Appleton, 1883]).
Niedługo po tym narodziła się psychologia jako nauka i psy w dużej mierze zniknęły
z panoramy badań nad inteligencją zwierząt. Psychologowie początku dwudziestego
wieku wierzyli, że odkryli prostą, brutalną prawdę – umysł nie istnieje, a jeśli nawet
istnieje, jest nieistotny. Nasze myśli, odczucia i świadomość widzieli jedynie jako
reakcje na bodziec (zob. Hunt, The Story of Psychology). Skrajnie sceptyczni wobec
„takich sobie historyjek” o zwierzętach Romanesa i „ezoterycznego bełkotu”, na którym
opierała się zagmatwana podświadomość Freuda, pragnęli czegoś konkretniejszego,
czegoś, co można zmierzyć, czegoś bardziej naukowego.
Zamiast umysłu było tylko coś, co naukowcy zaczęli nazywać „czarną skrzynką”. Do
obwodów znajdujących się w niej nie przywiązywano wagi – liczyło się tylko to, że jeśli
naciśniemy odpowiedni guzik, skrzynka doprowadzi do pewnego zachowania. Ta nowa
gałąź nauki – behawioryzm – niemal niepodzielnie rządziła psychologią w Stanach
Zjednoczonych aż do lat sześćdziesiątych (zob. Watson, J., „Psychology as the
Behaviorist Views It”, Psychological Review 20 (1913): 158–177). Jak na ironię to
badania nad psami rosyjskiego naukowca Iwana Pawłowa pomogły behawioryzmowi
rozkwitnąć i zdusić w zarodku większość badań nad psią inteligencją. Pawłow zauważył,
że psy, na których przeprowadzał doświadczenia, mają irytujący zwyczaj ślinienia się na
widok opiekuna, zanim jeszcze w zasięgu ich wzroku pojawi się jakiekolwiek jedzenie
(zob. Hunt, The Story of Psychology). Jedno z możliwych wyjaśnień mówiło, że psy
zdają sobie sprawę, że zbliża się pora posiłku, i ślinią się w oczekiwaniu na pożywienie:
ta hipoteza zakładała, że zwierzęta te myślą. Była jednak również inna możliwość –
widok osoby, która przynosi pożywienie, mógł być bodźcem, który wywoływał
automatyczną, fizjologiczną reakcję, nad którą psy nie miały żadnej kontroli. Pawłow
wykazał, że jest w stanie sprawić, że pies będzie się ślinił w odpowiedzi na dowolny
bodziec (brzęczek, dzwonek, błyskające światło). Kiedy amerykańscy psychologowie
dowiedzieli się o psach Pawłowa, wielu z nich stwierdziło, że nauka wyklucza
konieczność głębszego psychologicznego wyjaśnienia zachowania.
Najsłynniejszy przedstawiciel behawioryzmu wszechczasów, B.F. Skinner, posunął
się o krok dalej, opowiadając się za teorią, wedle której wszystkie zachowania
u wszystkich zwierząt można wyjaśnić za pomocą kilku uniwersalnych zasad
dotyczących uczenia się. Napisał: „Gołąb, szczur, małpa, które to które? To nie ma
znaczenia” (Skinner, B.F., „A Case History in Scientific Method”, American Psychologist
11, no. 5 [1956]: 221–233). Podczas gdy behawioryzm skazywał na banicję konieczność
brania pod uwagę umysłu zwierzęcia, Skinner bagatelizował eksperymenty na gatunkach
innych niż szczury i gołębie.
Sytuacja ta zaczęła się zmieniać, kiedy w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych
ster przejmowała rewolucja kognitywna. Uniwersalne zasady uczenia się Skinnera
zaczynały kuleć, kiedy próbowano za ich pomocą wyjaśnić język ludzki.
Neuronaukowcy i informatycy zdali sobie sprawę, że podejście kognitywne było
znacznie potężniejszym narzędziem w rozumieniu tego, jak działa mózg i jak zbudować
komputer. Naukowcy badający zwierzęta w środowisku naturalnym zaobserwowali zbyt
dużo oznak inteligencji, by móc zignorować możliwość, że ich umysł pod pewnymi
względami jest podobny do naszego (zob. Bekoff, The Cognitive Animal).
Psy jednak nadal pozostawały poza nawiasem. Naukowcy interesujący się zwierzęcym
poznaniem skupiali się przede wszystkim na naszych najbliższych naczelnych krewnych.
Jane Goodall i Toshisada Nishida dostarczyli pierwszych dowodów na to, że dziko
żyjące szympansy zwyczajne polują, używają narzędzi i je konstruują, a także że są
zdolne do aktów śmiertelnej agresji podczas konfliktów terytorialnych (Goodall, J., The
Chimpanzees of Gombe: Patterns of Behavior [Boston: Harvard University Press, 1986];
Nishida, T., Chimpanzees of the Lakeshore: Natural History and Culture at Mahale
[Cambridge, UK: Cambridge University Press, 2011]). Robert Seyfarth i Dorothy
Cheney odkryli, że różne sygnały alarmowe kotawców sawannowych odnoszą się do
konkretnych drapieżników (Cheney, D.L., R.M. Seyfarth, How Monkeys See the World:
Inside the Mind of Another Species [Chicago: University of Chicago Press, 1992]). Frans
de Waal przyglądał się podstępom i przejawom wielkoduszności, które składają się na
stosunki polityczne szympansów (de Waal, F., Chimpanzee Politics: Power and Sex
Among Apes [Baltimore: Johns Hopkins University Press, 2007]). Tetsuro Matsuzawa
i Sally Boysen wnikliwie przebadali zdolności matematyczne tych małp (Boysen, S.T.,
G.G. Berntson, „Numerical Competence in a Chimpanzee (Pan troglodytes)”, Journal of
Comparative Psychology 103, no. 1 [1989]: 23–31; N. Kawai, T. Matsuzawa, „Cognition:
Numerical Memory Span in a Chimpanzee”, Nature 403, no. 6765 [2000]: 39–40). Sue
Savage-Rumbaugh nauczyła szympansa karłowatego o imieniu Kanzi języka
symbolicznego (zob. Savage-Rumbaugh, „Language Comprehension”), a Mike
Tomasello, Josep Call oraz Andrew Whiten obserwowali i przeprowadzali eksperymenty
mające sprawdzić, czy szympansy są w stanie przekazywać sobie innowacyjne zmiany
kulturowe (Whiten, A., et al., „Cultures in Chimpanzees”, Nature 399, no. 6737 [1999]:
682–685; Whiten, A., V. Horner, F.B.M. de Waal, „Conformity to Cultural Norms of
Tool Use in Chimpanzees”, Nature 437, no. 7059 [2005]: 737–740; Call, J.E.,
M.E. Tomasello, The Gestural Communication of Apes and Monkeys [Psychology Press,
2007]; Tennie, C., J. Call, M. Tomasello, „Ratcheting Up the Ratchet: On the Evolution
of Cumulative Culture”, Philosophical Transactions of the Royal Society B: Biological
Sciences 364, no. 1528 [2009]: 2405–2415). Nastąpiła prawdziwa eksplozja
zainteresowania tym, jak małpy widzą świat i czy aby człekokształtne nie żyją w cieniu
człowieka. Ostatecznie zapał, z jakim przyglądano się naczelnym, rozlał się również na
innych charyzmatycznych przedstawicieli megafauny, takich jak delfiny, papugi
i krukowate. Niemniej jednak psy były jednym z ostatnich gatunków, które porwała fala
entuzjazmu dla badań nad zwierzęcym poznaniem (zob. Bekoff, The Cognitive Animal;
Shettleworth, S.J., Cognition, Evolution, and Behavior [Oxford, New York: Oxford
University Press, 2009]; Miklosi, A., Dog Behaviour, Evolution, and Cognition [New
York: Oxford University Press, 2007], 274).
[5] The IUCN Red List of Th reatened Species – Canis lupus, 2012 (na rok 2012;
dostępne na: http://www.iucnredlist.org/apps/redlist/details/3746/0).
[6] Fritts, S.H., R.O. Stephenson, R.D. Hayes, L. Boitani, „Wolves and Humans”. W:
Wolves: Behavior, Ecology, and Conservation, 289–316.
[7] Walker, B.L., The Lost Wolves of Japan (Seattle: University of Washington Press,
2005).
[8] Fritts, S.H., R.O. Stephenson, R.D. Hayes, L. Boitani, „Wolves and Humans”. W:
Wolves: Behavior, Ecology, and Conservation, 289–316.
[9] Legislative Wolf Oversight Committee, Idaho Wolf Conservation and Management
Plan, 2002.
[10] Fagan, B.M. (red.), The Complete Ice Age: How Climate Change Shaped the World
(London: Thames & Hudson, 2009).
[11] Tedford, R.H., X. Wang, B.E. Taylor, „Phylogenetic Systematics of the North
American Fossil Caninae (Carnivora: Canidae)”, Bulletin of the American Museum of
Natural History 325 (2009): 1–218.
[12] Miller, W.E., O. Carranza-Castaneda, „Late Tertiary Canids from Central Mexico”,
Journal of Paleontology 72, no. 3 (1998): 546–556.
[13] Zob. Fagan, The Complete Ice Age.
[36] Berger, T.D., E. Trinkaus, „Patterns of Trauma Among the Neandertals”, Journal
of Archaeological Science 22, no. 6 (1995): 841–852.
[37] Zob. Schrenk, Muller, The Neanderthals.
[38] Zob. Churchill, Thin on the Ground.
[39] Zob. Shrenk, Muller, The Neanderthals.
[40] Karanth, K.U., et al., „Tigers and Their Prey: Predicting carnivore densities from
Prey Abundance”, Proceedings of the National Academy of Sciences 101, no. 14 (2004):
4854–4858.
[41] Zob. Tedford, et al., „Phylogenetic Systematics”.
[42] Sotnikova, M., L. Rook, „Dispersal of the Canini (Mammalia, Canidae: Caninae)
Across Eurasia During the Late Miocene to Early Pleistocene”, Quaternary International
212, no. 2 (2010): 86–97.
[43] Mech, „Canis Lupus”. Zob. też Clutton-Brock, „Man-made Dogs”; Serpell, Paul,
„Pets in the Family”.
[44] Zob. Mech, „Canis Lupus”.
[45] Zob. Mech, The Wolf.
[46] Zob. Miklosi, Dog Behaviour, Evolution, and Cognition.
[6] Boria, S., et al., „Intention Understanding in Autism”, PLoS ONE 4, no. 5 (2009),
e5596; Carpenter, M., M. Tomasello, T. Striano, „Role Reversal Imitation and Language
in Typically Developing Infants and Children with Autism”, Infancy 8, no. 3 (2005):
253–278; Pelphrey, K.A., J.P. Morris, G. McCarthy, „Neural Basis of Eye Gaze
Processing Defi cits in Autism”, Brain 128, no. 5 (2005): 1038–1048; Prothmann, A.,
C. Ettrich, S. Prothmann, „Preference for, and Responsiveness to, People, Dogs and
Objects in Children with Autism”, Anthrozoös 22, no. 2 (2009): 161–171.
[7] Zob. Tomasello, „Having Intentions, Understanding Intentions”; Hare, B.,
M. Tomasello, „Chimpanzees Are More Skilful in Competitive than in Cooperative
Cognitive Tasks”, Animal Behaviour 68, no. 3 (2004): 571–581.
[8] Prufer, K., et al., „The Bonobo Genome Compared with the Chimpanzee and Human
Genomes”, Nature 486, no. 7407 (2012): 527–531.
[9] Wrangham, R., D. Pilbeam, „African Apes as Time Machines”. W: All Apes Great
and Small, Galdikas, B.M.F., et al. (red.) (New York: Kluwer Academic Publishers,
2002), 5–17; Hare, B., „From Hominoid to Hominid Mind: What Changed and Why?”,
Annual Review of Anthropology 40, no. 1 (2011): 293–309.
[10] Zob. Tomasello, „Having Intentions, Understanding Intentions”; Tomasello, M.,
A.C. Kruger, H.H. Ratner, „Cultural learning”, Behavioral and Brain Sciences 16, no. 3
(1993): 495–511.
[11] Zob. Call, The Gestural Communication; Liebal, K., J. Call, „The Origins of Non-
Human Primates’ Manual Gestures”, Philosophical Transactions of the Royal Society B:
Biological Sciences 367, no. 1585 (2012): 118–128; Pollick, A.S., F.B.M. de Waal, „Ape
Gestures and Language Evolution”, Proceedings of the National Academy of Sciences
104, no. 19 (2007): 8184–8189; Leavens, D.A., W.D. Hopkins, „Intentional
Communication by Chimpanzees: A Cross-Sectional Study of the Use of Referential
Gestures”, Developmental Psychology 34, no. 5 (1998), 813–822.
[12] Anderson, J.R., P. Sallaberry, H. Barbier, „Use of Experimenter-Given Cues
During Object-Choice Tasks by Capuchin Monkeys”, Animal Behaviour 49, no. 1
(1995): 201–208.
[13] Call, J., B.A. Hare, M. Tomasello, „Chimpanzee Gaze Following in an Object-
Choice Task”, Animal Cognition 1, no. 2 (1998): 89–99; Agnetta, B., B. Hare,
M. Tomasello, „Cues to Food Location That Domestic Dogs (Canis familiaris) of
Different Ages Do and Do Not Use”, Animal Cognition 3, no. 2 (2000): 107–112.
[14] Povinelli, D.J., et al., „Exploitation of Pointing as a Referential Gesture in Young
Children, but not Adolescent Chimpanzees”, Cognitive Development 12, no. 4 (1997):
423–461.
[15] Jedynymi szympansami zdolnymi spontanicznie poradzić sobie z tego typu
zadaniami były osobniki, które wychowywały się z ludźmi (zob. Call, Hare, Tomasello,
„Chimpanzee Gaze Following”; Tomasello, M., J. Call, „The Role of Humans in the
Cognitive Development of Apes Revisited”, Animal Cognition 7, no. 4 [2004]: 213–215;
Call, J., B. Agnetta, M. Tomasello, „Cues That Chimpanzees Do and Do Not Use to Find
Hidden Objects”, Animal Cognition 3, no. 1 [2000]: 23–34).
[16] Tomasello, M., J. Call, „Assessing the Validity of Ape-Human Comparisons:
A Reply to Boesch (2007)”, Journal of Comparative Psychology 122, no. 4 (2008): 449–
452.
[17] Martin, P.R., P. Bateson, Measuring Behaviour: An Introductory Guide (Cambridge,
UK: Cambridge University Press, 1993).
[18] Morgan, C.L., An Introduction to Comparative Psychology, new edition, revised
(London: Walter Scott Publishing, 1914).
[19] Visalberghi, E., L. Limongelli, „Lack of Comprehension of Cause, Effect Relations
in Tool-Using Capuchin Monkeys (Cebus apella)”, Journal of Comparative Psychology
108, no. 1 (1994): 15–22.
[20] Ibid.
[21] Zob. Morgan, An Introduction to Comparative Psychology, 59.
[22] Miller, H.C., R. Rayburn-Reeves, T.R. Zentall, „Imitation and Emulation by Dogs
Using a Bidirectional Control Procedure”, Behavioural Processes 80, no. 2 (2009): 109–
114.
[23] Zob. Hare, Call, Tomasello, „Communication of Food Location”.
[24] Ponieważ w tym eksperymencie przeprowadzaliśmy wiele prób w ramach jednej
sesji, zmienialiśmy kubek, pod którym ukrywaliśmy jedzenie, czasem udając, że to
robimy, a czasem rzeczywiście zostawiając karmę. Nie chowaliśmy pożywienia stale
w tym samym pojemniku.
[25] Było to pierwsze pytanie, jakie nam zadawano w związku z naszymi badaniami nad
psim poznaniem, i pierwsze, które zadaliśmy sami sobie. Gdyby okazało się, że psy
potrafią odnaleźć jedzenie, po prostu wyczuwając je z daleka, nie moglibyśmy
przeprowadzić na nich badań opracowanych z myślą o niemowlętach. Wielu naukowców
pochylało się nad tą kwestią i wszyscy uzyskiwali te same rezultaty: pierwsza próba
(zwykle jedyna brana pod uwagę w testach poznawczych), którą podejmowały psy, była
zawsze na chybił trafił. Ponad tuzin eksperymentów przeprowadzonych przez siedem
różnych grup badawczych wykazało, że psy, wilki i lisy w podobnych warunkach nie
znajdują ukrytego jedzenia za pierwszym razem (zob. Hare, Call, Tomasello,
„Communication of Food Location”; Anderson, Sallaberry, Barbier, „Use of
Experimenter-Given Cues”; Agnetta, Hare, Tomasello, „Cues to Food Location”;
Hare, B., J. Call, M. Tomasello, „Do Chimpanzees Know What Conspecifics Know?”,
Animal Behaviour 61, no. 1 [2001]: 139–151; Hare, B., et al., „Social Cognitive
Evolution in Captive Foxes Is a Correlated By-product of Experimental Domestication”,
Current Biology 15, no. 3 [2005]: 226–230; Miklosi, A., et al., „Intentional Behaviour in
Dog-Human Communication: An Experimental Analysis of ‘Showing’ Behaviour in the
Dog”, Animal Cognition 3, no. 3 [2000]: 159–166; McKinley, J., T.D. Sambrook, „Use
of Human-Given Cues by Domestic Dogs [Canis familiaris] Horses [Equus caballus]”,
Animal Cognition 3, no. 1 [2000]: 13–22; Szetei, V., et al., „When Dogs Seem to Lose
Their Nose: An Investigation on the Use of Visual and Olfactory Cues in
Communicative Context Between Dog and Owner”, Applied Animal Behaviour Science
83, no. 2 [2003]: 141–152; Brauer, J., et al., „Making Inferences About the Location of
Hidden Food: Social Dog, Causal Ape”, Journal of Comparative Psychology 120, no. 1
[2006]: 38–47; Udell, M.A., R.F. Giglio, C.D.L. Wynne, „Domestic Dogs (Canis
Familiaris) Use Human Gestures but Not Nonhuman Tokens to Find Hidden Food”,
Journal of Comparative Psychology 122, no. 1 [2008]: 84–93; Ittyerah, M., F. Gaunet,
„The Response of Guide Dogs and Pet Dogs (Canis familiaris) to Cues of Human
Referential Communication (Pointing and Gaze)”, Animal Cognition 12, no. 2 [2009]:
257–265; Hauser, M.D., et al., „What Experimental Experience Affects Dogs’
Comprehension of Human Communicative Actions?”, Behavioural Processes 86, no. 1
[2011]: 7–20; Riedel, J., et al., „Domestic Dogs (Canis familiaris) Use a Physical
Marker to Locate Hidden Food”, Animal Cognition 9, no. 1 [2006]: 27–35; Riedel, J., et
al., „The Early Ontogeny of Human–Dog Communication”, Animal Behaviour 75, no. 3
[2008]: 1003–1014).
Nawet w eksperymentach, w których psy po dziesiątkach prób mogły potencjalnie
nauczyć się wyczuwać jedzenie węchem, nie robiły tego (zob. grupa kontrolna w: Hare,
B., et al., „The Domestication of Social Cognition in Dogs”, Science 298, no. 5598
[2002]: 1634–1636). Jedynie garstka spośród setek badanych osobników osiągała wyniki
powyżej poziomu losowego zgadywania (co swoją drogą nadal jest zgodne z zasadami
prawdopodobieństwa, ponieważ statystycznie 5% grupy powinno wypadać lepiej, niż
wynikałoby to z ich średnich szans; zob. Riedel, „Domestic Dogs (Canis Familiaris) Use
a Physical Marker”). Przeprowadzono również dwa dalsze badania kontrolne, które
potwierdziły, że psy nie posługują się węchem w tego rodzaju testach. Kiedy pokazuje
się im pokarm schowany w jednym z kubków, ale w rzeczywistości bez ich wiedzy
ukrywa się go w drugim, psy (88% z nich) zmierzają w kierunku kryjówki, którą
widziały, a nie tam, gdzie faktycznie znajduje się przysmak (zob. Szetei, et al., „When
Dogs Seem to Lose”). W końcu, gdy ktoś wskazuje na któryś z kubków, a oba zawierają
jedzenie (albo oba pachną jedzeniem, ponieważ specjalnie pokrywa się je zapachem
pożywienia), w swoich poszukiwaniach czworonogi nadal polegają na naszej
gestykulacji (zob. Szetei, et al., „When Dogs Seem to Lose”; Hauser, et al., „What
Experimental Experience Affects”). Psy z powodzeniem wykorzystują informację
węchową jedynie wtedy, kiedy pozwoli im się z odległości kilku centymetrów obwąchać
obie potencjalne kryjówki – jeśli potem postawi się je w punkcie wyjścia i pozwoli
wybrać jeden z pojemników, wybiorą właściwie. Ewentualnie wypadają nieco lepiej, niż
wynikałoby to ze statystyki, jeśli pomoże im się odnaleźć pokarm dzięki wskazówkom
zapachowym, celowo używając w eksperymencie jakiegoś rodzaju kiełbasy o bardzo
intensywnej woni (ich szanse na sukces rosną wtedy do 60%; zob. Szetei, et al., „When
Dogs Seem to Lose”).
[26] Zob. również Riedel, et al., „The Early Ontogeny” (gdzie podobnymi
umiejętnościami wykazywały się już sześciotygodniowe szczenięta); Lakatos, G., Gasci,
M., Topal, J., Miklosi, A., „Comprehension and Utilization of Pointing Gestures and
Gazing in Dog–Human Communication in Relatively Complex Situations”, Animal
Cognition 15, no. 2 (2012): 201–213 (psy wykorzystywały ludzkie gesty wskazujące,
wybierając między czterema różnymi kryjówkami).
[27] Psy odczytują większość ludzkich gestów już podczas pierwszej próby (zob. na
przykład Hauser, et al., „What Experimental Experience Affects”) i nie poprawiają
swoich wyników w czasie trwania eksperymentu: podczas pierwszej i podczas drugiej
połowy sesji testowej dokonują właściwych wyborów podobną liczbę razy (zob. Hare,
Call, Tomasello, „Communication of Food Location”; Riedel, et al., „The Early
Ontogeny”; Hare, et al., „The Domestication of Social Cognition”; Lakatos, G., et al.,
„A Comparative Approach to Dogs’ (Canis familiaris) and Human Infants’
Comprehension of Various Forms of Pointing Gestures”, Animal Cognition 12, no. 4
[2009]: 621–631; Hare, B., M. Tomasello, „Domestic Dogs (Canis familiaris) Use
Human and Conspecifi c Social Cues to Locate Hidden Food”, Journal of Comparative
Psychology 113, no. 2 [1999]: 173–77).
[28] Późniejsze badania wykazały, że psy reagują także na „kłanianie się” lub
przechylanie się w talii o trzydzieści stopni w stronę właściwego kubka. Wykorzystywały
także „kiwanie głową” lub spojrzenia w jego kierunku z towarzyszącym im skinieniem,
które miały znaczyć „tak” (zob. Anderson, Sallaberry, Barbier, „Use of Experimenter-
Given Cues”; Udell, Giglio, Wynne, „Domestic Dogs”).
[29] Miklosi, A., K. Soproni, „A Comparative Analysis of Animals’ Understanding of
the Human Pointing Gesture”, Animal Cognition 9, no. 2 (2006): 81–93.
[30] Zob. Hare, Tomasello, „Domestic Dogs”.
[31] Zob. Anderson, Sallaberry, Barbier, „Use of Experimenter-Given”.
[32] Zob. Hare, Tomasello, „Domestic Dogs”.
[33] W celu zasłonięcia samego aktu położenia klocka przed wzrokiem psa użyto
kawałka piankowej gąbki – zanim zniknął za przesłoną, był w stanie dojrzeć tylko, że
eksperymentator go trzyma. Następnie zasłonę zdejmowano, a zwierzęta mogły dokonać
wyboru. Również i tym razem silnie preferowały kubki, na których stał klocek (zob.
Agnetta, Hare, Tomasello, „Cues to Food Location”). Niemniej jednak ta konkretna
metoda wykluczania wpływu ruchu w przeprowadzonym niedawno badaniu nie
przyniosła tych samych rezultatów (zob. Riedel, et al., „The Early Ontogeny”).
[34] Zob. Hare, et al., „The Domestication of Social Cognition in Dogs”.
[35] Zob. Call, Hare, Tomasello, „Chimpanzee Gaze Following”.
[36] Soproni, K., et al., „Comprehension of Human Communicative Signs in Pet Dogs
(Canis familiaris)”, Journal of Comparative Psychology 115, no. 2 (2001): 122–126.
[37] Soproni, K., et al., „Dogs’ (Canis familiaris) Responsiveness to Human Pointing
Gestures”, Journal of Comparative Psychology 116, no. 1 (2002): 27–34.
Psy ignorują wskazówki pochodzące od przedmiotów nieożywionych. Jeśli na kubek
skierujemy patyk lub ustawimy lalkę czy pluszaka tak, żeby go wskazywały, psy nie
zwrócą na to uwagi. Nie skorzystają też z tych ludzkich zachowań, które zwykle nie są
używane w intencji komunikacyjnej: lekceważą sugestywne poruszanie ramieniem,
przechylanie głowy czy wskazywanie łokciem (zob. Udell, Giglio, Wynne, „Domestic
Dogs”; Hauser, et al., „What Experimental Experience Affects”). Niemniej jednak
istnieje również kilka gestów typowo komunikacyjnych, które zazwyczaj umykają
psom: bardzo niewiele z nich na przykład spontanicznie rozszyfrowuje wskazówkę
związaną ze zmianą kierunku spojrzenia, jeśli nie towarzyszy jej ruch głową w tę samą
stronę. Nie umieją również prawidłowo odczytać gestu, kiedy trzymamy dłoń
w okolicach pępka i używamy jedynie palca wskazującego. Oba te sygnały wydają się
zbyt subtelne dla większości psów (zob. Hare, Call, Tomasello, „Communication of
Food Location”; Hare, Call, Tomasello, „Do Chimpanzees Know”; Soproni, et al.,
„Comprehension of Human Communicative Signs”).
[38] Tresowane szympansy potrafią nauczyć się wykorzystywać kierunek spojrzenia
człowieka do znajdowania schowanego pożywienia, ale nie ma dla nich znaczenia, czy
spoglądamy bezpośrednio na kubek, czy nad nim. W przeciwieństwie do nich
niemowlęta reagują jedynie na kogoś patrzącego wprost na potencjalne miejsce ukrycia
przedmiotu (zob. Soproni, et al., „Comprehension of Human Communicative Signs”).
[39] Teglas, E., et al., „Dogs’ Gaze Following Is Tuned to Human Communicative
Signals”, Current Biology 22, no. 3 (2012): 209–212.
[40] Zob. Brauer, et al., „Making Inferences About”; Kupan, K., et al., „Why Do Dogs
(Canis familiaris) Select the Empty Container in an Observational Learning Task?”,
Animal Cognition 14, no. 2 (2010), 259–268; Hauser, et al., „What Experimental
Experience”. Por. Kaminski, J., L. Schulz, M. Tomasello, „How Dogs Know When
Communication Is Intended for Them”, Developmental Science 15, no. 2 (2011): 222–
232.
[41] Wrangham, R., et al., „Chimpanzee Predation and the Ecology of Microbial
Exchange”, Microbial Ecology in Health and Disease 12, no. 3 (2000), 186–188.
[42] Zob. Agnetta, Hare, Tomasello, „Cues to Food Location That Domestic Dogs”; zob.
Hare, et al., „The Domestication of Social Cognition in Dogs”; zob. Agnetta, Hare,
Tomasello, „Cues to Food Location That Domestic Dogs”.
[43] Zob. Hare, et al., „The Domestication of Social Cognition in Dogs”.
[44] Zob. Riedel, et al., „The Early Ontogeny”; Gacsi, M., et al., „Explaining Dog Wolf
Differences in Utilizing Human Pointing Gestures: Selection for Synergistic Shifts in the
Development of Some Social Skills”, PLoS ONE 4, no. 8 (2009): e6584.
[45] Gacsi, M., et al., „The Effect of Development and Individual Differences in
Pointing Comprehension of Dogs”, Animal Cognition 12, no. 3 (2009): 471–479.
[46] W tym doświadczeniu wzięły udział psy wielu różnych ras. Niemniej jednak
obecnie prowadzone badania nie wskazują bynajmniej, że wszystkie psy są takie same –
dowodzą jedynie, że historia chowu nie wyjaśnia pochodzenia większości (jeśli w ogóle
jakichkolwiek) zaobserwowanych różnic w poziomie biegłości (por. z dyskusją na temat
wpływu wychowania w Udell, M.A.R., N.R. Dorey, C.D.L. Wynne, „Wolves
Outperform Dogs in Following Human Social Cues”, Animal Behaviour 76, no. 6
[2008]: 1767–1773; Wynne, C.D.L., M.A.R. Udell, K.A. Lord, „Ontogeny’s Impacts on
Human-Dog Communication”, Animal Behaviour 6, no. 8 [2008]: 1–6; Hare, B., et al.,
„The Domestication Hypothesis for Dogs’ Skills with Human Communication:
A Response to Udell et al. (2008) and Wynne et al (2008)”, Animal Behaviour 79, no. 2
[2010]: e1–e6).
[47] Zob. Hare, et al., „The Domestication Hypothesis for Dogs Skills”. Por. również
Barrera, G., A. Mustaca, M. Bentosela, „Communication Between Domestic Dogs and
Humans: Effects of Shelter Housing upon the Gaze to the Human”, Animal Cognition 14,
no. 5 (2011): 727–734; Udell, M.A.R., N.R. Dorey, C.D.L. Wynne, „The Performance
of Stray Dogs (Canis familiaris) Living in a Shelter on Human-Guided Object-Choice
Tasks”, Animal Behaviour 79, no. 3 (2010): 717–725.
[48] Zob. Agnetta, Hare, Tomasello, „Cues to Food Location That Domestic Dogs”; por.
Riedel, „Domestic Dogs (Canis familiaris) Use a Physical Marker”.
[49] Zob. Riedel, et al., „The Early Ontogeny”.
[50] Zob. McKinley, „Use of Human-Given Cues by Domestic”.
[51] Udell, Giglio, Wynne, „Domestic dogs (Canis familiaris) Use Human Gestures”;
por. Riedel, et al., „The Early Ontogeny”.
[52] Zob. Hare, Tomasello, „Domestic Dogs (Canis familiaris) Use Human”.
[53] Zob. Hare, et al., „The Domestication of Social Cognition”; Frank, H., et al.,
„Motivation and Insight in Wolf (Canis lupus) and Alaskan Malamute (Canis familiaris):
Visual Discrimination Learning”, Bulletin of the Psychonomic Society 27, no. 5 (1989):
455–458.
[54] Zob. Agnetta, Hare, Tomasello, „Cues to Food Location That Domestic Dogs”.
[55] Więcej informacji o Wolf Hollow: http://www.wolfhollowipswich.org.
[56] Wszystkie wilki były przyjmowane do ludzkiej rodziny jako dziesięciodniowe
szczenięta – aż do ukończenia piątego tygodnia życia spotykały się jedynie z ludźmi
i rodzeństwem z tego samego miotu. Potem umieszczano je w kojcu z matką, żeby nadal
codziennie mogły mieć kontakt z ludźmi. W wieku dwunastu tygodni ponownie
dołączały do reszty watahy, gdzie nadal każdego dnia wchodziły w interakcję z ludzkim
opiekunem, który czasem nawet w celach gospodarskich wchodził do ich zagrody (zob.
Hare, et al., „The Domestication of Social Cognition”).
[57] Ibid.
[58] Teraz wiemy, że nawet sześciotygodniowe psie szczenięta radzą sobie lepiej niż te
wilki z odczytywaniem ludzkich gestów (Gacsi, M., et al., „Species-Specific Differences
and Similarities in the Behavior of Hand-Raised Dog and Wolf Pups in Social Situations
with Humans”, Developmental Psychobiology 47, no. 2 (2005): 111–122; Riedel, et al.,
„The Early Ontogeny”).
[59] Zob. Hare, et al., „The Domestication of Social Cognition”.
[60] Gacsi, M. et al., „Explaining Dog Wolf Differences”; Viranyi, Z., et al.,
„Comprehension of Human Pointing Gestures in Young Human-Reared Wolves (Canis
lupus) and Dogs (Canis familiaris)”, Animal Cognition 11, no. 3 (2008): 373–387.
[61] Rezultaty jednego z badań wydawały się wskazywać, że grupa wilków wypadła
lepiej w odczytywaniu gestów wskazujących niż grupa psów ze schroniska (zob. Udell,
Dorey, Wynne, „Wolves Outperform Dogs”), ale ponowne przeanalizowanie danych
wykazało, że psy uzyskały takie same wyniki jak wilki. Jest to zgodne z wcześniejszymi
doniesieniami dotyczącymi silnie uspołecznionych, poddanych szkoleniu wilków (zob.
Gacsi, et al., „Explaining Dog Wolf Differences”; Hare, et al., „The Domestication
Hypothesis”). Najciekawsze informacje na temat wilków pochodzą z porównania grupy
silnie uspołecznionych ośmiotygodniowych wilczych szczeniąt z ich psimi rówieśnikami
(zob. Gacsi, et al., „Explaining Dog Wolf Differences”). Choć kilka wilczków nie mogło
nawet wziąć udziału w doświadczeniu, ponieważ nie dały się przytrzymać
eksperymentatorom, jako grupa znajdywały pożywienie dzięki pomocy ludzkiego gestu
wskazującego częściej, niż wynikałoby to z czystego rachunku prawdopodobieństwa.
Oznacza to, że te uspołecznione wilki wykazują się umiejętnościami na poziomie
niektórych szczeniąt i lisich młodych z grupy kontrolnej, które badałem – fascynująca
byłaby więc możliwość dalszego śledzenia ich rozwoju. Zgodnie z hipotezą
udomowienia ich zdolność do rozszyfrowywania ludzkich wskazówek powinna maleć
z wiekiem, zagłuszana przez w pełni wykształconą reakcję lękową: z czasem powinny
wypadać równie słabo jak wcześniej badane, przynajmniej czteromiesięczne,
uspołecznione wilki (zob. ibid.). Warto byłoby również sprawdzić, z jak wielu różnych
ludzkich gestów (nie tylko gestu wskazywania) te wilki są w stanie skorzystać, jako że to
właśnie elastyczność w odczytywaniu naszych sygnałów komunikacyjnych jest tak
niezwykła u psów.
[62] Topal, J., et al., „Differential Sensitivity to Human Communication in Dogs,
Wolves, and Human Infants”, Science 325, no. 5945 (2009): 1269–1272.
[63] Zob. ibid.
[64] Wrangham, R.W., D. Peterson, Demonic Males: Apes and the Evolution of Human
Aggression (New York: Houghton Mifflin, 1996).
[65] Trut, L.N., „Early Canid Domestication: The Farm-Fox Experiment”, American
Scientist 87, no. 2 (1999): 160–169; Coppinger, R., R. Schneider, „Evolution of Working
Dogs”. W: The Domestic Dog: Its Evolution, Behaviour, and Interactions with People,
J. Serpell (red.) (Cambridge, UK: Cambridge University Press, 1995), 21–47.
[18] Gershenson, S., „Difficult Years in Soviet Genetics”, Quarterly Review of Biology
65, no. 4 (1990): 447–456.
[19] Zob. Soyfer, „The Consequences of Political”; Gershenson, „Difficult Years in
Soviet”; Medvedev, The Rise and Fall of T.D. Lysenko.
[20] Argutinskaya, S., „In Memory of D.K. Belyaev. Dmitrii Konstantinovich Belyaev:
A Book of Reminescences (V.K. Shumnyi, P.M. Borodin, A.L. Markel’,
S.V. Argutinskaya (red.), Novosibirsk: Sib. Otd. Ros. Akad. Nauk, 2002)”, Russian
Journal of Genetics 39, no. 7 (2003): 842–843.
[21] Trut, L., et al., „To the 90th Anniversary of Academician Dmitry Konstantinovich
Belyaev (1917–1985)”, Russian Journal of Genetics 43, no. 7 (2007): 717–720.
[22] Zob. Argutinskaya, „In Memory of D.K. Belyaev”.
[23] Zob. Kuromiya, Stalin.
[71] Mogło się bowiem okazać, że te niezwykłe umiejętności charakteryzują jedynie psy
domowe, celowo krzyżowane przez ostatnie dwieście lat, żeby stały się towarzyszami
człowieka (zob. Parker, H.G., et al., „Genetic Structure of the Purebred Domestic Dog”,
Science 304, no. 5674 (2004): 1160–1164). Nie stanowiłoby to wówczas poparcia dla
hipotezy o samoudomowieniu psów, ponieważ tego rodzaju cechy powinny być ze sobą
połączone, podobnie jak u lisów eksperymentalnych.
[72] Spotte, S., Societies of Wolves and Free-Ranging Dogs (Cambridge, UK: Cambridge
University Press, 2012).
[73] Zob. Daniels, Bekoff, „Feralization”.
[74] Boitani, L., P. Ciucci, „Comparative Social Ecology of Feral Dogs and Wolves”,
Ethology Ecology & Evolution 7 (1995): 49–72.
[75] Savolainen, P., et al., „A Detailed Picture of the Origin of the Australian Dingo,
Obtained from the Study of Mitochondrial DNA”, Proceedings of the National Academy
of Sciences 101, no. 33 (2004), 12387–12390.
[76] Zob. Koler-Matznick, „The Origin of the Dog Revisited”; Koler-Matznick, J., et al.,
„An Updated Description of the New Guinea Singing Dog (Canis hallstromi, Troughton
1957)”, Journal of Zoology 261 (2003): 109–118; Vila, C., et al., „Multiple and Ancient
Origins of the Domestic Dog”, Science 276, no. 5319 (1997): 1687–1689; Purcell, B.,
Dingo (Collingwood: Csiro Publishing, 2010).
[77] Zob. Koler-Matznick, J., et al., „An Updated Description”; Savolainen, et al.,
„A Detailed Picture of the Origin”; Smith, B.P., C.A. Litchfield, „A Review of the
Relationship Between Indigenous Australians, Dingoes (Canis dingo) and Domestic Dogs
(Canis familiaris)”, Anthrozoös 22, no. 2 (2009): 111–128.
[78] Zob. Spotte, Societies of Wolves.
[79] Zob. Koler-Matznick, et al., „An Updated Description of the New Guinea Singing
Dog”.
[80] Zob. ibid.
[81] Zob. Wobber, V., et al., „Breed Differences in Domestic Dogs’ (Canis familiaris)
Comprehension of Human Communicative Signals”, Interaction Studies 10, no. 2 (2009):
206–224.
[82] Smith, B.P., C.A. Litchfield, „Dingoes (Canis dingo) Can Use Human Social Cues
to Locate Hidden Food”, Animal Cognition 13, no. 2 (2010): 367–376.
[83] Clutton-Brock, J., N. Hammond, „Hot dogs: Comestible Canids in Preclassic Maya
Culture at Cuello”, Belize. Journal of Archaeological Science 21, no. 6 (1994): 819–826.
[84] Heinrich, B., Mind of the Raven: Investigations and Adventures with Wolf-Birds
(New York: Perennial, 2007).
[85] Marlowe, F., The Hadza: Hunter-Gatherers of Tanzania, t. 3 (Berkeley: University
of California Press, 2010); Wrangham, R., Honey and Fire in Human Evolution
(w druku).
[86] Koster, J., „The Impact of Hunting with Dogs on Wildlife Harvests in the Bosawas
Reserve, Nicaragua”, Environmental Conservation 35, no. 3 (2008): 211–220; Koster,
J.M., „Hunting with Dogs in Nicaragua: An Optimal Foraging Approach”, Current
Anthropology 49, no. 5 (2008): 935–944.
[87] Zob. Gacsi, et al., „Species-Specific Differences”; Topal, J., et al., „Attachment
Behavior in Dogs (Canis familiaris): A New Application of Ainsworth’s (1969) Strange
Situation Test”, Journal of Comparative Psychology 112, no. 3 (1998): 219–229; Topal,
J., et al., „Attachment to Humans: A Comparative Study on Hand-Reared Wolves and
Differently Socialized Dog Puppies”, Animal Behaviour 70 (2005): 1367–1375.
[88] Corballis, M.C., S.E.G. Lea, The Descent of Mind (Oxford, UK: Oxford University
Press, 1999); Byrne, R., A. Whiten, Machiavellian Intelligence: Social Expertise and the
Evolution of Intellect in Monkeys, Apes, and Humans (Oxford Science Publications) (New
York: Oxford University Press, 1989); Barkow, J.H., L. Cosmides, J. Tooby, The
Adapted Mind: Evolutionary Psychology and the Generation of Culture (New York:
Oxford University Press, 1995).
[36] Ihobe, H., „Non-Antagonistic Relations Between Wild Bonobos and Two Species of
Guenons”, Primates 38, no. 4 (1997): 351–357.
[37] Hare, B., V. Wobber, R. Wrangham, „The Self-Domestication Hypothesis:
Evolution of Bonobo Psychology Is Due to Selection Against Aggression”, Animal
Behaviour 83, no. 3 (2012): 573–585.
[38] Zob. ibid.
[39] Zob. ibid.
[40] Zob. Wrangham, Pilbeam, „African Apes as Time Machines”.
[41] Zob. Zeuner, A History of Domesticated Animals; Morey, D.F., „The Early
Evolution of the Domestic Dog”; Coppinger, R., L. Coppinger, Dogs: A New
Understanding of Canine Origin, Behavior, and Evolution (Chicago: University of
Chicago Press, 2002).
[42] Zob. Furuichi, „Female Contributions”; Malenky, R.K., R.W. Wrangham,
„A Quantitative Comparison of Terrestrial Herbaceous Food Consumption by Pan
paniscus in the Lomako Forest, Zaire, and Pan troglodytes in the Kibale Forest, Uganda”,
American Journal of Primatology 32, no. 1 (1994): 1–12.
Trudno jest ocenić tę hipotezę, gdyż środowiska zasiedlane przez bonobo i szympansy
zwyczajne w bardzo różnym stopniu są zasobne w owoce (zob. Hohmann, G., et al.,
„Plant Foods Consumed by Pan: Exploring the Variation of Nutritional Ecology across
Africa”, American Journal of Physical Anthropology 141, no. 3 [2010]: 476–485).
W dodatku należałoby założyć, że obecny poziom dostępności pożywienia odpowiada
wcześniejszej obfitości pokarmu. Niemniej jednak, podczas gdy łatwo jest podważyć
czy zakwestionować hipotezę wielkości zbioru owoców, kwestia nieobecności goryli
w lasach zamieszkiwanych przez bonobo nie pozostawia wiele miejsca na dyskusję.
[43] Zob. Wrangham, Peterson, Demonic Males; Furuichi, „Female Contributions”.
[44] Zob. Kano, The Last Ape; por. Furuichi, „Female Contributions”; Surbeck, Mundry,
Hohmann, „Mothers Matter!”; Hare, et al., „The Self-Domestication Hypothesis”.
[45] Mówienie o bonobo jako o małpach nieznających przemocy byłoby przesadą:
samice tego gatunku działające razem potrafią poważnie poranić samce, które stały się
zbyt agresywne. W porównaniu z szympansami zwyczajnymi szympansy karłowate są
jednak uważane za stosunkowo pokojowo nastawione, ponieważ nie występuje wśród
nich dzieciobójstwo, ich samice nie są przymuszane do spółkowania i nigdy nie
zaobserwowano, żeby ich agresja prowadziła do śmierci (potencjalny wyjątek zob.
Hohmann, G., B. Fruth, „Is Blood Thicker Than Water?”. W: Among African Apes,
M. Robbins, C. Boesch (red.) [Berkeley: University of Califorinia at Berkeley Press,
2011]).
[46] To również sprawia, że cechy, których występowanie tak trudno było wyjaśnić,
takie jak mniejsze zęby i czaszki, stają się łatwo wytłumaczalne jako produkt uboczny
selekcji przeciw agresji (zob. Hare, Wobber, Wrangham, „The Self-Domestication
Hypothesis”).
[47] Zob. Andre, C., Une Tendresse Sauvage.
[48] Porównywaliśmy szympansy karłowate z Lola ya Bonobo z szympansami
zwyczajnymi również osieroconymi w wyniku handlu mięsem (ten gatunek także boryka
się z zagrożeniem ze strony kłusowników). Choć Lola ya Bonobo jest jedynym na
świecie rezerwatem bonobo, istnieje ponad tuzin rezerwatów szympansów zwyczajnych
(zob. http://www.pasaprimates.org). Pracowaliśmy w dwóch z nich: Ngamba Island
Chimpanzee Sanctuary oraz Tchimpounga Chimpanzee Rehabilitation Center. Było to
dla nas ekscytujące doświadczenie, ponieważ chcieliśmy przeprowadzać nasze badania
tam, gdzie nasz wysiłek mógłby przyczynić się do wsparcia instytucji chroniących
bonobo i szympansy zwyczajne w ich naturalnym środowisku.
[49] Hare, B., et al., „Tolerance Allows Bonobos to Outperform Chimpanzees on
a Cooperative Task”, Current Biology 17, no. 7 (2007): 619–613.
[50] Później znaleźliśmy również dowody na opóźniony rozwój umiejętności
poznawczych (zob. Wobber, Wrangham, Hare, „Bonobos Exhibit Delayed
Development”).
[51] Wobber, V., et al., „Differential Changes in Steroid Hormones before Competition
in Bonobos and Chimpanzees”, Proceedings of the National Academy of Sciences 107,
no. 28 (2010): 12457–12462.
[52] Hare, B., S. Kwetuenda, „Bonobos Voluntarily Share Their Own Food with
Others”, Current Biology 20, no. 5 (2010): R230–R231; Tan, J., B. Hare, „Bonobos
Share with Strangers”, dane niepublikowane.
[53] To pomysłowe badanie zostało opracowane przez Satoshiego Hiratę z Uniwersytetu
Kioto (zob. Hirata, S., K. Fuwa, „Chimpanzees (Pan troglodytes) Learn to Act with
Other Individuals in a Cooperative Task”, Primates 48 [2007]: 13–21).
[54] Melis, A.P., B. Hare, M. Tomasello, „Chimpanzees Recruit the Best Collaborators”,
Science 311, 5765 (2006): 1297–1300; Melis, A.P., B. Hare, M. Tomasello,
„Engineering Cooperation in Chimpanzees: Tolerance Constraints on Cooperation”,
Animal Behaviour 72, no. 2 (2006): 275–286; Melis, A.P., B. Hare, M. Tomasello,
„Chimpanzees Coordinate in a Negotiation Game”, Evolution and Human Behavior 30,
no. 6 (2009): 381–392.
[55] Ten brak tolerancji wynikał jedynie z konkretnego doboru w parę, a nie charakteru
osobnika. Te same szympansy łączono później z innymi, z którymi dzieliły się
jedzeniem: w towarzystwie tolerancyjnego partnera były w stanie spontanicznie
rozwiązywać zadania wymagające współpracy. Okazało się również, że osobniki, które
wcześniej samorzutnie współpracowały, nie były w stanie współdziałać z nowym,
nietolerancyjnym partnerem. Mogliśmy sprawiać, że szympansy stawały się zdolne lub
kompletnie niezdolne do współpracy, bazując jedynie na ich zdolności do dzielenia się
jedzeniem z potencjalnym partnerem (zob. Melis, Hare, Tomasello, „Engineering
Cooperation in Chimpanzees”).
[56] Hare, B., et al., „Tolerance Allows Bonobos to Outperform Chimpanzees”.
Psy i lisy z grupy eksperymentalnej lepiej radziły sobie z odczytywaniem ludzkich
sygnałów społecznych w wyniku samoudomowienia. Między bonobo a szympansami
zwyczajnymi odkryliśmy podobne różnice: szympansy karłowate częściej patrzą tam,
gdzie spogląda człowiek. Oznacza to, że bonobo także „przy okazji” procesu
samoudomowienia stały się bardziej wrażliwe na ludzkie informacje społeczne
(Herrmann, E., et al., „Differences in the Cognitive Skills of Bonobos and
Chimpanzees”, PLoS ONE 5, no. 8 [2010], e12438). Niemniej jednak, mimo że są
bardziej wyczulone niż szympansy zwyczajne, nadal nie udaje im się przejść testu ze
znajdowaniem pożywienia, w którym psy tak świetnie sobie radzą (Maclean, E.,
B. Hare, niepublikowane dane).
[11] Zob. Aust, et al., „Inferential Reasoning by Exclusion”; Erdőhegyi, A., et al.,
„Doggy-Computer: Recognizing the Pointing Cue in Two- and Three-Dimension”,
Journal of Veterinary Behavior: Clinical Applications and Research 4, no. 2 (2009): 57.
[12] Zob. Kupan, K., et al., „Why Do Dogs (Canis familiaris) Select”.
[13] Za pomocą metody model/rywal wykorzystywanej w tresurze Alexa, słynnej papugi
żako (Pepperberg, I.M., „Cognitive and Communicative Abilities of Grey Parrots”,
Applied Animal Behaviour Science 100, no. 1–2 [2006]: 77–86), psy uczono również
nazw zbiorów nowych obiektów.
[14] McKinley, S., R.J. Young, „The Efficacy of the Model-Rival Method When
Compared with Operant Conditioning for Training Domestic Dogs to Perform
a Retrieval-Selection Task”, Applied Animal Behaviour Science 81, no. 4 (2003): 357–
365.
[15] Coppinger, R., M. Feinstein, „Hark! Hark! The Dogs Do Bark... And Bark... And
Bark... And Bark”, Smithsonian 21 (1991): 119–129.
[16] Lord, K., M. Feinstein, R. Coppinger, „Barking and Mobbing”, Behavioural
Processes 81, no. 3 (2009): 358–368.
[17] Schassburger, R.M., Vocal Communication in the Timber Wolf, Canis lupus,
Linnaeus: Structure, Motivation, and Ontogeny (P. Parey, 1993).
[18] Zob. Gogoleva, et al., „The Sustainable Effect of Selection”; Gogoleva, S.S., et al.,
„Kind Granddaughters of Angry Grandmothers: The Effect of Domestication on
Vocalization in Cross-Bred Silver Foxes”, Behavioural Processes 81, no. 3 (2009): 369–
375.
[19] Fitch, W.T., „The Phonetic Potential of Nonhuman Vocal Tracks: Comparative
Cineradiographic Observations of Vocalizing Animals”, Phonetica 57 (2000): 205–218.
[20] Feddersen-Petersen, D., „Vocalization of European Wolves (Canis lupus lupus L.)
and Various Dog Breeds (Canis lupus f. fam.)”, Archiv fur Tierzucht 43, no. 4 (2000):
387–398.
[21] Yin, S., „A New Perspective on Barking in Dogs (Canis familiaris)”, Journal of
Comparative Psychology 116, no. 2 (2002): 189–193; Yin, S., B. McCowan, „Barking in
Domestic Dogs: Context Specificity and Individual Identification”, Animal Behaviour
68, no. 2 (2004): 343–355.
[22] Farago, T., et al., „Dogs’ Expectation about signalers’ Body Size by Virtue of Their
Growls”, PLoS ONE 5, no. 12 (2010): e15175.
[23] Maros, K., et al., „Dogs Can Discriminate Barks from Different Situations”,
Applied Animal Behaviour Science 114, no. 1–2 (2008): 159–167.
[24] Pongracz, P., et al., „Human Listeners Are Able to Classify Dog (Canis familiaris)
Barks Recorded in Different Situations”, Journal of Comparative Psychology 119, no. 2
(2005): 136–144.
W podobnych warunkach eksperymentalnych jedynie najbardziej doświadczeni
właściciele kotów byli w stanie odróżnić od siebie różne rodzaje miauknięć (Nicastro,
N., M.J. Owren, „Classification of Domestic Cat (Felis catus) Vocalizations by Naive
and Experienced listeners”, Journal of Comparative Psychology 117, no. 1 [2003]: 44–
52).
[25] Molnar, C., et al., „Can Humans Discriminate Between Dogs on the Base of the
Acoustic Parameters of Barks?”, Behavioural Processes 73, no. 1 (2006): 76–83.
[26] Kundey, S., et al., „Domesticated Dogs (Canis familiaris) React to What Others
Can and Cannot Hear”, Applied Animal Behaviour Science 126, no. 1–2 (2010): 45–50.
[27] Carpenter, et al., „Social Cognition, Joint Attention”.
[28] Bekoff, M., „Play Signals as Punctuation: The Structure of Social Play in Canids”,
Behaviour 132, no. 5–6 (1995): 419–429.
[29] Zob. ibid; Bauer, E.B., B.B. Smuts, „Cooperation and Competition During Dyadic
Play in Domestic Dogs, Canis familiaris”, Animal Behaviour 73 (2007): 489–499.
[30] Zob. Hare, Call, Tomasello, „Communication of Food Location”.
[31] Gaunet, F., „How Do Guide Dogs and Pet Dogs (Canis familiaris) Ask Their
Owners for Their Toy and for Playing?”, Animal Cognition 13, no. 2 (2010): 311–323.
[32] Zob. Miklosi, A., et al., „Intentional Behaviour in Dog-Human Communication”.
[33] Rossi, A.P., C. Ades, „A Dog at the Keyboard: Using Arbitrary Signs to
Communicate Requests”, Animal Cognition 11, no. 2 (2008): 329–338.
[34] Zob. ibid.
[35] Zob. Hare, Call, Tomasello, „Communication of Food Location”.
[36] Horowitz, A., „Disambiguating the ‘Guilty Look’: Salient Prompts to a Familiar
Dog Behaviour”, Behavioural Processes 81, no. 3 (2009): 447–452.
[37] Gaunet, F., „How Do Guide Dogs of Blind Owners and Pet Dogs of Sighted
Owners (Canis familiaris) Ask Their Owners for Food?”, Animal Cognition 11, no. 3
(2008): 475–483.
[38] Viranyi, Z., et al., „Dogs Respond Appropriately to Cues of Humans’ Attentional
Focus”, Behavioural Processes 66, no. 2 (2004): 161–172; Gacsi, M., et al., „Are Readers
of Our Face Readers of Our Minds? Dogs (Canis familiaris) Show Situation-Dependent
Recognition of Human’s Attention”, Animal Cognition 7, no. 3 (2004): 144–153;
Fukuzawa, M., D.S. Mills, J.J. Cooper, „More Than Just a Word: Non-Semantic
Command Variables Affect Obedience in the Domestic Dog (Canis familiaris)”, Applied
Animal Behaviour Science 91, no. 1–2 (2005): 129–141; Schwab, C., L. Huber, „Obey or
Not Obey? Dogs (Canis familiaris) Behave Differently in Response to Attentional States
of Their Owners”, Journal of Comparative Psychology 120, no. 3 (2006): 169–175.
[39] Jedno z badań zdaje się sugerować, że psy zdają sobie sprawę nawet z tego, czy
mamy otwarte, czy zamknięte oczy (zob. Call, J., et al., „Domestic Dogs (Canis
familiaris) Are Sensitive to the Attentional State of Humans”, Journal of Comparative
Psychology 117, no. 3 [2003]: 257–263), podczas gdy wyniki innego wskazują, że
w pewnych sytuacjach psy wiedzą, kiedy możemy je usłyszeć (Kundey, et al.,
„Domesticated Dogs (Canis familiaris) React”). Oba omawiane są szerzej w rozdziale
10.
[40] Kaminski, J., et al., „Domestic Dogs Are Sensitive to a Human’s Perspective”,
Behaviour 146, no. 7 (2009): 979–998.
[41] Liszkowski, U., et al., „12- and 18-Month-Olds Point to Provide Information for
Others”, Journal of Cognition and Development 7, no. 2 (2006): 173–187.
[42] Zob. Hare, „From Hominoid to Hominid Mind”.
[43] Topal, J., et al., „Reproducing Human Actions and Action Sequences: ‘Do as I do!’
in a Dog”, Animal Cognition 9, no. 4 (2006): 355–367.
[44] Viranyi, Z., et al., „A Nonverbal Test of Knowledge Attribution: A Comparative
Study on Dogs and Children”, Animal Cognition 9, no. 1 (2006): 13–26.
[45] Zob. Kaminski, „Domestic Dogs Are Sensitive”.
[46] Zob. Gaunet, „How Do Guide Dogs and Pet Dogs”; Kaminski, J., et al., „Dogs,
Canis familiaris, Communicate with Humans to Request but Not to Inform”, Animal
Behaviour 82 (2011): 651–658.
[6] W innym eksperymencie (Macpherson, K., W.A. Roberts, „Spatial Memory in Dogs
(Canis familiaris) on a Radial Maze”, Journal of Comparative Psychology 124, no. 1
[2010]: 47) wykorzystano ten sam ośmioramienny labirynt do sprawdzenia, czy psy są
w stanie zapamiętać położenie czterech miejsc, które wcześniej odwiedziły. Zwierzętom
pozwolono wejść tylko do czterech z ośmiu ramion, po czym, po trwającym chwilę
opóźnieniu, ponownie wpuszczono je do labiryntu – w ramionach, w których
znajdowało się jedzenie, wciąż był pokarm. Szczury pobiły je na głowę nawet bardziej
niż we wcześniejszym doświadczeniu.
Jak dotąd jedynie Rico wykazał się umiejętnością zapamiętywania, gdzie co zostało
ukryte, porównywalną do tej obserwowanej u innych gatunków, takich jak szczury czy
ptaki (zob. Kamil, A.C., R.P. Balda, D.J. Olson, „Performance of Four Seed-Caching
Corvid Species in the Radial-Arm Maze Analog”, Journal of Comparative Psychology
108, no. 4 [1994]: 385; Bird, L.R., et al., „Spatial Memory for Food Hidden by Rats
(Rattus norvegicus) on the Radial Maze: Studies of Memory for Where, What, and
When”, Journal of Comparative Psychology 117, no. 2 [2003]: 176). Rico niemal
bezbłędnie zapamiętywał, w którym pomieszczeniu ukryto różne zabawki, które miał
przynieść (zob. Kaminski, J., J. Fischer, J. Call, „Prospective Object Search in Dogs:
Mixed Evidence for Knowledge of What and Where”, Animal Cognition 11, no. 2
[2008]: 367–371).
[7] Johnston, L., „Missing dog finds way home after 5 years – even to owners’ new
house”, New York Daily News, 19 stycznia 2011, http://articles.nydailynews.com/2011-
01-19/entertainment/27088069_1_missing-dog-children-prince.
[8] West, K., „Mason the ‘Tornado Dog’ Finds His Way Home on Two Legs”, People, 13
czerwca 2011, http://www.peoplepets.com/people/pets/article/0,20502339,00.html.
[9] My, ludzie, możemy przyjmować różne strategie tłumaczenia komuś położenia
przedmiotu: możemy wskazać kierunek w stosunku do obecnie zajmowanej pozycji
(powiedzmy, na lewo lub na prawo) lub odnieść się do powszechnie znanego punktu
orientacyjnego. Podobne taktyki zaobserwowano również u zwierząt: wiele z nich jest
w stanie wykorzystać swoje własne położenie, żeby zapamiętać umiejscowienie innych
obiektów (Orzechy są na lewo ode mnie), a niektóre gatunki potrafią nawet orientować
się wobec elementów krajobrazu (Orzechy są obok drzewa).
[10] Fiset, S., „Landmarkbased search memory in the domestic dog (Canis familiaris)”,
Journal of Comparative Psychology 121, no. 4 (2007): 345–353. Zob. również Milgram,
N.W., et al., „Landmark Discrimination Learning in the Dog: Effects of Age, an
Antioxidant Fortified Food, and Cognitive Strategy”, Neuroscience & Biobehavioral
Reviews 26, no. 6 (2002): 679–695; Milgram, N.W., et al., „Landmark Discrimination
Learning in the Dog”, Learning & Memory 6, no. 1 (1999): 54–61.
[11] Fiset, S., S. Gagnon, C. Beaulieu, „Spatial Encoding of Hidden Objects in Dogs
(Canis familiaris)”, Journal of Comparative Psychology 114, no. 4 (2000): 315–324.
[12] Miklosi, Dog Behavior, Evolution and Cognition.
[13] Zob. Herrmann, et al., „Humans Have Evolved Specialized”; Spelke, E.S., et al.,
„Origins of Knowledge”, Psychological Review 99, no. 4 (1992): 605.
[14] Hood, B.M., L. Santos, S. Fieselman, „Two-Year-Olds’ Naive Predictions for
Horizontal Trajectories”, Developmental Science 3, no. 3 (2000): 328–332.
[15] Hood, B., S. Carey, S. Prasada, „Predicting the Outcomes of Physical Events: Two-
Year-Olds Fail to Reveal Knowledge of Solidity and Support”, Child Development 71,
no. 6 (2000): 1540–1554.
[16] Zob. Herrmann, et al., „Humans Have Evolved Specialized”.
[17] Frank, H., M.G. Frank, „Comparative Manipulation-Test Performance in Ten-
Week-Old Wolves (Canis lupus) and Alaskan Malamutes (Canis familiaris): A Piagetian
Interpretation”, Journal of Comparative Psychology 99, no. 3 (1985): 266–274.
[18] Osthaus, B., S.E.G. Lea, A.M. Slater, „Dogs (Canis lupus familiaris) Fail to Show
Understanding of Means-End Connections in a String-Pulling Task”, Animal Cognition
8, no. 1 (2005): 37–47.
[19] Zob. ibid.
[20] Zob. Herrmann, et al., „The Structure of Individual Differences”; por. Herrmann, et
al., „Differences in the Cognitive Skills”; Heinrich, B., T. Bugnyar, „Testing Problem
Solving in Ravens: String-Pulling to Reach Food”, Ethology 111, no. 10 (2005): 962–
976; Santos, L.R., et al., „Means-Means-End Tool Choice in Cotton-Top Tamarins
(Saguinus oedipus): Finding the Limits on Primates’ Knowledge of Tools”, Animal
Cognition 8, no. 4 (2005): 236–246.
[21] Range, F., M. Hentrup, Z. Viranyi, „Dogs Are Able to Solve a Means-End Task”,
Animal Cognition 14, no. 4 (2011): 575–583.
[22] Whitt, E., et al., „Domestic cats (Felis catus) do not show causal understanding in
a string-pulling task”, Animal Cognition 12, no. 5 (2009): 739–743.
[23] Zob. Brauer, et al., „Making Inferences About”.
[24] Eksperyment w warunkach kontrolnych wykluczył możliwość, że dla psów
atrakcyjne było samo położenie deski na pochyłości – nie zawsze wykazywały
preferencję dla pochyłej deski. Kiedy wynagradzano je za wybór pochyłej deski
w próbach, w których chowano pod nią kawałek drewna, a nie jedzenie, nie wykazywały
ku niej skłonności. Sprawia to również, że jest mało prawdopodobne, żeby pozytywny
wynik właściwego eksperymentu wynikał z samego faktu dotykania deski
potraktowanego jako wskazówka, gdyż procedura podkładania w obu przypadkach była
identyczna. Zob. również Brauer, et al., „Making Inferences About”.
[25] Kundey, S.M.A., et al., „Domesticated Dogs’ (Canis familiaris) Use of the Solidity
Principle”, Animal Cognition 13, no. 3 (2010): 497–505.
[26] Osthaus, B., A.M. Slater, S.E.G. Lea, „Can Dogs Defy Gravity? A Comparison with
the Human Infant and a Non-Human Primate”, Developmental Science 6, no. 5 (2003):
489–497.
[27] Eksperyment ten krytykowano ze względu na to, że psy mogły wykorzystać ruch
ręki człowieka nad początkowym punktem upuszczenia pokarmu jako wskazówkę przy
podejmowaniu decyzji. W dodatku, żeby udowodnić skłonność ku przykładaniu
większej wagi do grawitacji, trzeba by wykazać, że kiedy urządzenie leży na płasko
(rurki są ułożone poziomo), pies jest w stanie przewidzieć, dokąd trafi jedzenie (zob.
Hood, Santos, Fieselman, „Two-Year-Olds’ Naive Predictions”).
[28] Brauer, J., J. Call, „The Magic Cup: Great Apes and Domestic Dogs (Canis
familiaris) Individuate Objects According to Their Properties”, Journal of Comparative
Psychology 125, no. 3 (2011): 353–362.
[29] Miklosi, A., et al., „A Simple Reason for a Big Difference: Wolves Do Not Look
Back at Humans, But Dogs Do”, Current Biology 13, no. 9 (2003): 763–766.
[30] Call, J., M. Carpenter, „Do Apes and Children Know What They Have Seen?”,
Animal Cognition 3, no. 4 (2001): 207–220.
[31] Brauer, J., J. Call, M. Tomasello, „Visual Perspective Taking in Dogs (Canis
familiaris) in the Presence of Barriers”, Applied Animal Behaviour Science 88, no. 3–4
(2004): 299–317; McMahon, S., K. Macpherson, W.A. Roberts, „Dogs Choose a Human
Informant: Metacognition in Canines”, Behavioural Processes 85, no. 3 (2010): 293–298.
[32] Zob. Udell, Giglio, Wynne, „Domestic Dogs (Canis familiaris) Use Human
Gestures”.
Istnieje możliwość, że psy podświadomie wiedzą, że wiedzą, ale są zbyt niecierpliwe,
żeby eliminować potencjalne kryjówki w sposób, który w obu tych badaniach posłużył
za podstawę oceny stopnia samoświadomości (innymi słowy, prawdopodobnie zbyt
łatwo odrzucają przyszłe korzyści, jakie mogą płynąć z takiego zachowania). Być może
przyszłe eksperymenty, wymagające mniejszej cierpliwości lub dokonywania mniej
oczywistych wyborów, pozwolą ujawnić ukrytą samoświadomość u psów.
[33] Zob. Tomasello, Call, Primate Cognition; Zazzo, R., „Des Enfants, Des Singes et
Des Chiens Devant le Miroir”, Revue de Psychologie Appliquée 29, no. 2 (1979): 235–
246; Howell, T.J., P.C. Bennett, „Can Dogs (Canis familiaris) Use a Mirror to Solve
a Problem?”, Journal of Veterinary Behavior: Clinical Applications and Research 6, no. 6
(2011): 306–312.
[34] Bekoff, M., „Observations of Scent-Marking and Discriminating Self from Others
by a Domestic Dog (Canis familiaris): Tales of Displaced Yellow Snow”, Behavioural
Processes 55, no. 2 (2001): 75–79.
[35] Biorąc pod uwagę to, jak nowa jest ta dyscyplina, będzie potrzebnych jeszcze wiele
badań, żeby z pewnością orzec, na ile psy rozumieją same siebie. Jest to jeden
z obszarów badań nad zwierzętami, który stawia przed nami największe wyzwania.
Przypuszczam także, że może to być sfera, w której psy nas w przyszłości zaskoczą –
głównie dlatego, że do wyciągania wniosków na podstawie eliminacji mogą być
konieczne pewne rudymentarne formy samoświadomości czy metapoznania (być może
Rico potrafi samorzutnie połączyć nieznany dźwięk z nieznaną zabawką jedynie dlatego,
że jest świadomy, na które przedmioty zna, a na które nie zna określeń).
[36] Zob. Frank, „Evolution of Canine Information Processing”.
[37] Zob. Frank, et al., „Motivation and Insight in Wolf”; Frank, H., „Wolves, Dogs,
Rearing and Reinforcement: Complex Interactions Underlying Species Differences in
Training and Problem-Solving Performance”, Behavior Genetics 41, no. 6 (2011): 830–
839.
[38] Wcześniej Frank porównywał rezultaty osiągane przez szczeniaki malamutów
z tymi uzyskiwanymi przez wilki wychowujące się razem z matką, które miały niewiele
kontaktu z ludźmi – wilki te nie wypadały lepiej niż psy. Frank tłumaczył różne wyniki
wilków odmienną historią chowu: zaobserwował ponoć, że dla szczeniaków
wychowywanych przez matkę jedzenie nie stanowi tak dużej motywacji jak dla
szczeniaków tego gatunku wychowywanych przez człowieka – te miały mieć według
niego prawdziwie wilczy apetyt (zob. Frank, et al., „Motivation and Insight in Wolf”).
[39] Wobber, V., B. Hare, „Testing the Social Dog Hypothesis: Are Dogs Also More
Skilled Than Chimpanzees in Non-Communicative Social Tasks?”, Behavioural
Processes 81, no. 3 (2009): 423–428.
[8] W jednym z badań psy, choć na podstawie obserwacji szybko uczyły się poruszać
dźwignią tak, żeby uwolnić zabawkę, nie robiły tego w zademonstrowanym kierunku
(zob. ibid; Mersmann, D., et al., „Simple Mechanisms Can Explain Social Learning in
domestic dogs (Canis familiaris)”, Ethology 117, no. 8 [2011]: 675–690). Niemniej
jednak mieszane wyniki badań wskazują, że psy nie zawsze potrafią naśladować nawet
najprostsze działania docelowe (na przykład kierunek ruchu). Na ich podstawie wydaje
się nieprawdopodobne, żeby były w stanie społecznie przyswajać sobie bardziej złożone
szeregi nowych dla nich czynności, które są nieodzowną częścią rozwiązywania nawet
najmniej skomplikowanych codziennych problemów, z którymi się mierzymy.
[9] Range, F., L. Huber, C. Heyes, „Automatic Imitation in Dogs”, Proceedings of the
Royal Society B: Biological Sciences 278, no. 1703 (2011): 211–217.
[10] Zob. Topal, et al., „Reproducing Human Actions”.
[11] Zob. ibid.
[12] Gergely, G., H. Bekkering, I. Kiraly, „Rational Imitation in Preverbal Infants”,
Nature 415, no. 6873 (2002): 755.
[13] W ten sposób psycholodzy rozwojowi byli w stanie udowodnić, że niemowlęta nie
tylko rozumieją intencjonalność zachowań innych, ale także są w stanie pojąć, że mogą
oni podejmować różne czynność, aby osiągnąć ten sam cel (w zależności na przykład od
ograniczeń narzucanych przez środowisko). To zapewnia im niesamowitą elastyczność
w uczeniu się od innych podczas dorastania.
[14] Range, F., Z. Viranyi, L. Huber, „Selective Imitation in Domestic Dogs”, Current
Biology 17, no. 10 (2007): 868–872.
[15] Kiedy naukowcy dokonają niezwykłego odkrycia, bardzo ważne jest, żeby inne
grupy badawcze były w stanie uzyskać te same wyniki. To badanie jest dziś
kwestionowane, ponieważ nowszy eksperyment, w którym wykorzystano dokładnie tę
samą metodologię (zob. Range, et al., „Selective Imitation”), nie przyniósł żadnych
dowodów na racjonalne naśladownictwo (Kaminski, J., et al., „Do Dogs Distinguish
Rational from Irrational Acts?”, Animal Behaviour 81, no. 1 [2011]: 195–203): znacznie
większa grupa psów uczestnicząca w nim nie uzależniała swojego zachowania od tego,
czy pies demonstrujący miał piłkę w pysku, czy nie. Kaminski i jej współpracownikom
nie udało się również powtórzyć podobnego doświadczenia (Hauser, et al., „What
Experimental Experience”), którego wyniki sugerowały, że psy są w stanie wyciągać
wnioski na temat pobudek stojących za zachowaniem innych.
[70] Należy podkreślić, że we wszystkich tych badaniach braliśmy pod uwagę statystykę
dotyczącą grupy. Kiedy opracowaliśmy eksperyment sprawdzający umiejętność oceny
większych i mniejszych ilości, który miał na celu sprawdzenie zdolności poszczególnych
osobników, osiągane przez nie wyniki rzadko wykraczały poza statystyczne
prawdopodobieństwo. Wydaje się więc, że umiejętności psów w tym zakresie
w podobnych okolicznościach są bardzo niewielkie.
[71] Zob. Bonanni, et al., „Free-Ranging Dogs”.
[72] Zob. ibid.
[73] Morris, P.H., C. Doe, E. Godsell, „Secondary Emotions in Non-Primate Species?
Behavioural Reports and Subjective Claims by Animal Owners”, Cognition and Emotion
22, no. 1 (2008): 3–20.
[74] Zob. Horowitz, „Disambiguating the ‘Guilty Look’”.
[75] Sprawdzanie, czy naczelne mają poczucie sprawiedliwości, było jednym
z najbardziej kontrowersyjnych obszarów badań nad zwierzęcą psychologią ostatniej
dekady. Choć istnieją wyniki, które można interpretować jako dowodzące jego
występowania u naczelnych, większość badań przemawia za jego brakiem (choć por. de
Waal, F.B.M., „Putting the Altruism Back into Altruism: The Evolution of Empathy”,
Annual Review of Psychology 59 [2008]: 279–300). Ze względu na mieszane rezultaty
eksperymentów na naczelnych do pojedynczego badania wskazującego na istnienie
poczucia sprawiedliwości u psów (zob. Range, F., et al., „The Absence of Reward
Induces Inequity Aversion in Dogs”, Proceedings of the National Academy of Sciences
106, no. 1 [2009]: 340–346) należy podchodzić z ostrożnością. Zanim jego wyniki
zostaną jednak zaakceptowane przez ogół psychologów zwierząt, będą musiały zostać
powtórzone w innych pracowniach – wedle mojej wiedzy do momentu wydania tej
książki tak się jeszcze nie stało.
[76] Singer, T., et al., „Empathy for Pain Involves the Affective but Not Sensory
Components of Pain”, Science 303, no. 5661 (2004): 1157–1162; Jackson, P.L.,
P. Rainville, J. Decety, „To What Extent Do We Share the Pain of Others? Insight from
the Neural Bases of Pain Empathy”, Pain 125, no. 1–2 (2006): 5–9.
[77] Langford, D., et al., „Social Modulation of Pain in Mice as a Evidence of
Empathy”, Science 312, no. 5782 (2006): 1967–1970.
[78] Zob. de Waal, „Putting the Altruism”; Palagi, E., G. Cordoni, „Postconflict Third-
Party Affiliation in Canis lupus: Do Wolves Share Similarities with the Great Apes?”,
Animal Behaviour 78, no. 4 (2009): 979–986.
[79] Zob. Aureli, Natural Conflict Resolution; Koski, S.E., E.H.M. Sterck, „Triadic
Postconflict Affiliation in Captive Chimpanzees: Does Consolation Console?”, Animal
Behaviour 73, no. 1 (2007): 133–142.
[80] Zob. Palagi, Cordoni, „Postconflict Third-Party”; Cools, A.K.A., A.J.M. Van Hout,
M.H.J. Nelissen, „Canine Reconciliation and Third-Party-Initiated Postconflict
Affiliation: Do Peacemaking Social Mechanisms in Dogs Rival Those of Higher
Primates?”, Ethology 114, no. 1 (2008): 53–63.
[81] Nagasawa, M., et al., „Dogs Can Discriminate Human Smiling Faces from Blank
Expressions”, Animal Cognition 14, no. 4 (2011): 525–533.
[82] Platek, S.M., et al., „Contagious Yawning: The Role of Self-Awareness and Mental
State Attribution”, Cognitive Brain Research 17, no. 2 (2003): 223–227; Senju, A., et al.,
„Absence of contagious yawning in children with autism spectrum disorder”, Biology
Letters 3, no. 6 (2007): 706–708.
[83] Joly-Mascheroni, R.M., A. Senju, A.J. Shepherd, „Dogs Catch Human Yawns”,
Biology Letters 4, no. 5 (2008): 446–448.
[84] Podjęto trzy próby powtórzenia wyników badania nad zaraźliwym ziewaniem:
w dwóch z nich nie udało się potwierdzić rezultatów pierwotnego doświadczenia.
W pierwszym żaden z piętnastu psów nie ziewał, ale ziewanie, które miało być bodźcem,
przedstawiano im jedynie w formie nagrania wideo (zob. Harr, A.L., V.R. Gilbert,
K.A. Phillips, „Do Dogs (Canis Familiaris) Show Contagious Yawning?”, Animal
Cognition 12, no. 6 [2009]: 833–837). Innej grupie badawczej także nie udało się
sprowokować psów do ziewania, choć w tym wypadku ziewanie demonstrował człowiek
(zob. O’Hara, S.J., A.V. Reeve, „A test of the Yawning Contagion and Emotional
Connectedness Hypothesis in Dogs, Canis familiaris”, Animal Behaviour 81, no. 1
[2010]: 335–340). W dodatku nie wszyscy zgadzają się co do tego, czy rzeczywiście
należy traktować zaraźliwe ziewanie jako przejaw empatii (zob. Yoon, J.M.D.,
C. Tennie, „Contagious Yawning: A Reflection of Empathy, Mimicry, or Contagion?”,
Animal Behaviour 79, no. 5 [2010], e1–e3). Niemniej jednak w najnowszym badaniu,
w którym odtwarzano psom dźwięk ludzkiego ziewania, odkryto, że zwierzęta „zarażają
się” ziewaniem, słysząc osobę, którą znają, nie robią tego jednak, słysząc nieznajomego.
Te rezultaty są zgodne z teorią empatycznego zaraźliwego ziewania u psów (zob. Silva,
K., J. Bessa, L. de Sousa, „Auditory Contagious Yawning in Domestic Dogs (Canis
familiaris): First Evidence for Social Modulation”, Animal Cognition 15, no. 4 [2012]:
721–724). Biorąc pod uwagę istniejące rozbieżności w literaturze, obszar ten bez
wątpienia będzie stanowił ciekawy przedmiot przyszłych badań. Póki co pewne jest, że
psy reagują na nasze emocje, nie wiemy natomiast, czy wynika to z ich empatycznego
podejścia do innych.
[14] Istniało również wiele innych grup, które trzeba by wziąć pod uwagę, ale ponieważ
to Europejczycy skolonizowali resztę świata, zabrali ze sobą swoje psy i doprowadzili do
wyginięcia genetycznie różniących się od nich zwierząt pochodzących z regionów, które
podbili. U współczesnych psów ze Stanów Zjednoczonych na przykład znaleziono kilka
genów natywnych psów z Nowego Świata. Europejczycy musieli aktywnie
przeciwdziałać krzyżowaniu się „ich” pupili z tubylczymi, żeby zachować „czystość” linii
– najwyraźniej ludzka dyskryminacja dotyka nawet psy (zob. Castroviejo-Fisher, S., et
al., „Vanishing Native American Dog Lineages”, BMC Evolutionary Biology 11 [2011]:
73).
[15] Zob. Parker, et al., „Genetic Structure”.
[16] Cadieu, E., et al., „Coat Variation in the Domestic Dog Is Governed by Variants in
Three Genes”, Science 326, no. 5949 (2009): 150–153.
[17] Parker, et al., „Genetic Structure”.
[18] Parker, H.G., et al., „Breed Relationships Facilitate Fine-Mapping Studies: A 7.8-
kb Deletion Cosegregates with Collie Eye Anomaly Across Multiple Dog Breeds”,
Genome Research 17, no. 11 (2007): 1562–1571.
[19] Zob. von Holdt, „Genomewide SNP”.
[20] Jak być może pamiętacie z lekcji biologii w liceum, podwójna helisa DNA obecna
w każdej komórce naszego ciała może schodzić się i rozchodzić jak zamek
błyskawiczny. Zęby zamka (nukleotydy) muszą do siebie pasować: znajdująca się na ich
końcu adenina zawsze łączy się z tyminą, a cytozyna z guaniną. Litery GTT oznaczają
ciąg nukleotydów po jednej stronie „zamka” DNA – w tym przypadku złożony
z guaniny, tyminy i tyminy. Jeśli jakiś osobnik bądź gatunek w tym samym miejscu
genomu posiada inną kombinację nukleotydów, mówimy, że ich kod genetyczny się
różni.
[21] Glass, Ira, „Witness for the Poo-secution”, This American Life, 19 listopada 2010,
http://www.thisamericanlife.org/radio-archives/episode/420/neighborhood-watch?act=3.
[22] Scott, Fuller,Genetics and the Social Behavior of the Dog.
[23] Zob. ibid.
[24] Zob. ibid.
[25] Zob. ibid.
[26] Zob. ibid.
[39] Bini, J.K., et al., „Mortality, Mauling, and Maiming by Vicious Dogs”, Annals of
Surgery 253, no. 4 (2011): 791–797.
[40] Hussain, S.G., „Attacking the Dog-Bite Epidemic: Why Breed-Specific Legislation
Won’t Solve the Dangerous-Dog Dilemma”, Fordham Law Review 74 (2005): 2847–
2887.
[41] Peters, V., et al., „Posttraumatic Stress Disorder After Dog Bites in Children”,
Journal of Pediatrics 144, no. 1 (2004): 121–122.
[42] Zob. Hussain, „Attacking the Dog”; por. Bini, et al., „Mortality, Mauling, and
Maiming”.
[43] Zob. Hussain, „Attacking the Dog”.
[44] Zob. Bini, et al., „Mortality, Mauling, and Maiming”.
[45] US Dog Bite Fatalities January 2006 to December 2008, 22 kwietnia 2009,
http://www.dogsbite.org.
[51] McNicholas, J., G.M. Collis, „Dogs as Catalysts for Social Interactions: Robustness
of the Effect”, British Journal of Psychology 91, no. 1 (2000): 61–70.
[52] Monroy, A., et al., „Head and neck dog bites in children”, Otolaryngology – Head
and Neck Surgery 140, no. 3 (2009): 354–357.
[53] Brogan, T.V., et al., „Severe Dog Bites in Children”, Pediatrics 96, no. 5 (1995):
947–950.
[54] Reisner, I.R., F.S. Shofer, M.L. Nance, „Behavioral Assessment of Child-Directed
Canine Aggression”, Injury Prevention 13, no. 5 (2007): 348–351.
[55] Duffy, D.L., Y. Hsu, J.A. Serpell, „Breed Differences in Canine Aggression”,
Applied Animal Behaviour Science 114, nos. 3–4 (2008): 441–460.
[56] Zob. Hussain, „Attacking the Dog”.
[57] Zob. http://www-fars.nhtsa.dot.gov/Main/index.aspx;
http://www.bts.gov/publications/national_transportation_statistics/html/table_01_11.html.
[58] Zob. http://www.weather.gov/om/lightning/medical.htm.
[59] Zob. Overall, Love, „Dog Bites to Humans”.
[60] Zob. Brogan, et al., „Severe Dog Bites”.
[61] Zob. Reisner, Shofer, Nance, „Behavioral Assessment”.
[62] Zob. Monroy, et al., „Head and Neck Dog”.
[63] Zob. Reisner, Shofer, Nance, „Behavioral Assessment”.
[64] Zob. Brogan, et al., „Severe Dog Bites”; Overall, Love, „Dog Bites to Humans”.
[65] Helton, W.S., „Does Perceived Trainability of Dog (Canis lupus familiaris) Breeds
Reflect Differences in Learning or Differences in Physical Ability?”, Behavioural
Processes 83, no. 3 (2010): 315–323.
[66] Pongracz, P., et al., „The Pet Dogs Ability for Learning from a Human
Demonstrator in a Detour Task Is Independent from the Breed and Age”, Applied
Animal Behaviour Science 90, nos. 3–4 (2005): 309–323.
[67] Dorey, N.R., M.A.R. Udell, C.D.L. Wynne, „Breed Differences in Dogs Sensitivity
to Human Points: A Meta-Analysis”, Behavioural Processes 81, no. 3 (2009): 409–415.
[68] Zob. Hare, et al., „The Domestication Hypothesis”; por. Smith, Litchfield, „Dingoes
(Canis dingo)”; Wobber, V., et al., „Breed Differences in Domestic”.
[69] Zob. ibid.
[70] Jakovcevic, A., et al., „Breed Differences in Dogs’ (Canis familiaris) Gaze to the
Human Face”, Behavioural Processes 84, no. 2 (2010): 602–607.
[71] Zob. Wobber, et al., „Breed Differences in Domestic”.
[72] Helton, W.S., N.D. Helton, „Physical Size Matters in the Domestic Dog’s (Canis
lupus familiaris) Ability to Use Human Pointing Cues”, Behavioural Processes 85, no. 1
(2010): 77–79.
[73] Zob. Miklosi, Dog Behaviour, Evolution, and Cognition; Helton, W.S., „Cephalic
Index and Perceived Dog Trainability”, Behavioural Processes 82, no. 3 (2009): 355–
358.
[74] Zob. Helton, Helton, „Physical Size”.
[4] Baars, B.J., The Cognitive Revolution in Psychology (New York: Guilford Press,
1986).
[5] Jak opowiadał George Miller, jeden z przywódców rewolucji kognitywistycznej:
„Uczono mnie, żebym badał zachowanie, i z czasem nauczyłem się tłumaczyć moje
pomysły na nowy język behawioryzmu. Ponieważ najbardziej interesowała mnie mowa
i słuchanie, czasem było to dość karkołomne, ale w tamtych czasach od tego, jak dobrze
udawało nam się to rozegrać, mogła zależeć nasza kariera naukowa” (zob. Miller, G.A.,
„The Cognitive Revolution: A Historical Perspective”, Trends in Cognitive Sciences 7,
no. 3 [2003]: 141–144).
[6] Freud, S., „The Passing of the Oedipus Complex”, International Journal of Psycho-
Analysis 5 (1924): 419–424.
[7] J.B. Watson, jeden z założycieli szkoły behawioralnej, powiedział: „Nadszedł czas,
by psychologia odrzuciła wszelkie nawiązania do świadomości, by przestała samą siebie
oszukiwać, że czyni stany psychiczne przedmiotami obserwacji”.
[8] Watson, „Psychology as the Behaviorist Views It”.
[27] Tylko jedno badanie omawiało reakcję pacjentów na ekonomię żetonową: Biklen
zaznaczał w nim, że jedynie jeden czy dwóch z nich wydawało się odnosić pozytywnie
do programu, reszta zaś zajmowała jakieś pozycje na skali między niechęcią
a wycofaniem (Biklen, D.P., „Behavior Modification in a State Mental Hospital”,
American Journal of Orthopsychiatry 46, no. 1 [1976]: 53–61). Choć prawdopodobnie
na skutek programu uzyskano pożądaną zmianę zachowania, Biklen zarówno
zaobserwował, jak i osobiście doświadczył gniewu pacjentów, skierowanego w stronę
jego samego i studentów prowadzących program.
„Jeśli o mnie chodzi, mogą sobie to wszystko wsadzić” – powiedział mu jeden z nich.
„Idź do diabła z tymi twoimi gwiazdkami” – rzuciła studentowi kobieta, której
zasugerował, że w zamian za papierosy może otrzymać gwiazdki.
Biklen odkrył, że kiedy pacjenci dowiadywali się, że nie jest częścią programu i nie
może rozdawać gwiazdek za dobre zachowanie, stawali się bardziej przyjaźnie
nastawieni: siadali z nim i opowiadali mu o życiu sprzed zamknięcia w placówce,
o swoich frustracjach i o pragnieniu wyjścia (zob. ibid.).
Program modyfikacji zachowania miał poprawić jakość życia pacjentów i personelu,
ale – o ironio! – to rozmowa o własnych przemyśleniach i uczuciach dawała im więcej
satysfakcji.
[28] Zob. O’Donohue, The Psychology of B.F. Skinner.
[29] Zob. ibid.
[30] Zob. Rutherford, Beyond the Box.
[31] Zob. Hothersall, History of Psychology.
[32] Chomsky, N., „A Review of B.F. Skinner’s Verbal Behavior”, Language 35, no. 1
(1959): 26–58; Watson, „Psychology as the Behaviorist Views It”.
[33] Reschel, N.A., D.A. Granger, „Physiological and Behavioral Reactivity to Stress in
Thunderstorm-Phobic Dogs and Their Caregivers”, Applied Animal Behaviour Science
95, nos. 3–4 (2005): 153–168.
[34] Rogerson, J., „Canine Fears and Phobias: A Regime for Treatment Without
Recourse to Drugs”, Applied Animal Behaviour Science 52, nos. 3–4 (1997): 291–297.
[35] Baars, „The Cognitive Revolution”; zob. Chomsky, „A Review”.
[36] Zob. Tomasello, Call, „Primate Cognition”; por. Shettleworth, Cognition, Evolution,
and Behavior.
[37] Tomasello, M., Constructing a Language: A Usage-Based Theory of Language
Acquisition (Cambridge, Mass.: Harvard University Press, 2005).
[38] Thorn, J.M., et al., „Conditioning Shelter Dogs to Sit”, Journal of Applied Animal
Welfare Science 9, no. 1 (2006): 25–39.
[39] Rooney, N.J., J.W.S. Bradshaw, „An Experimental Study of the Effects of Play
Upon the Dog-Human Relationship”, Applied Animal Behaviour Science 75, no. 2
(2002): 161–176.
[40] Deci, E.L., R. Koestner, R.M. Ryan, „A Meta-Analytic Review of Experiments
Examining the Effects of Extrinsic Rewards on Intrinsic Motivation”, Psychological
Bulletin 125, no. 6 (1999): 627–668; Warneken, F., M. Tomasello, „Extrinsic Rewards
Undermine Altruistic Tendencies in 20-Month-Olds”, Developmental Psychology 44,
no. 6 (2008): 1785–1788.
[41] Bentosela, M., et al., „Incentive contrast in domestic dogs (Canis familiaris)”,
Journal of Comparative Psychology 123, no. 2 (2009): 125–130.
[42] Meyer, I., J. Ladewig, „The Relationship Between Number of Training Sessions Per
Week and Learning in Dogs”, Applied Animal Behaviour Science 111, nos. 3–4 (2008):
311–320.
[43] Demant, H., et al., „The Effect of Frequency and Duration of Training Sessions on
Acquisition and Long-Term Memory in Dogs”, Applied Animal Behaviour Science 133,
nos. 3–4 (2011): 228–234.
[44] Pryor, K., Don’t Shoot the Dog! (California: Ringpress Books, 1999); Pryor, K.,
Getting Started: Clicker Training for Dogs (Sunshine, 2002).
[45] Smith, S.M., E.S. Davis, „Clicker Increases Resistance to Extinction But Does Not
Decrease Training Time of a Simple Operant Task in Domestic Dogs (Canis
familiaris)”, Applied Animal Behaviour Science 110, no. 3 (2008): 318–329.
[65] Siniscalchi, M., et al., „Dogs Turn Left to Emotional Stimuli”, Behavioural Brain
Research 208, no. 2 (2010): 516–521; Siniscalchi, M., A. Quaranta, L.J. Rogers,
„Hemispheric Specialization in Dogs for Processing Different Acoustic Stimuli”, PLoS
ONE 3, no. 10 (2008): e3349.
[66] Horowitz, A., Inside of a Dog: What Dogs See, Smell, and Know (New York:
Scribner Book Company, 2009).
[67] Jones, A.C., R.A. Josephs, „Interspecies Hormonal Interactions Between Man and
the Domestic Dog (Canis familiaris)”, Hormones and Behavior 50, no. 3 (2006): 393–
400.
[68] Zob. Kaminski, „Dogs, Canis familiaris”; ale zob. również Topal, J.,
A.E.R. Manyik, A. Miklosi, „Mindreading in a Dog: An Adaptation of a Primate
‘Mental Attribution’ Study”, International Journal of Psychology and Psychological
Therapy 6, no. 3 (2006): 365–379.
[69] Zob. Ortolani, Vernooij, Coppinger, „Ethiopian Village Dogs”; por. Bonanni, et al.,
„Free-Ranging Dogs”.
[70] Macpherson, K., W.A. Roberts, „Do Dogs (Canis familiaris) Seek Help in an
Emergency?”, Journal of Comparative Psychology 120, no. 2 (2006): 113–119.
[71] Zob. Kaminski, Call, Fisher, „Word Learning”; Pilley, Reid, „Border Collie
Comprehends”.
[72] Zob. Miklosi, Soproni, „A Comparative Analysis”; Hare, B., M. Tomasello,
„Human-like Social Skills in Dogs?”, Trends in Cognitive Sciences 9, no. 9 (2005): 439–
444.
[73] Zob. Marshall-Pescini, et al., „Does Training Make You Smarter?”.
[74] Zob. Miller, Rayburn-Reeves, Zentall, „Imitation and Emulation”; Pongracz, et al.,
„Social Learning in Dogs”.
Bardzo istotne jest podkreślenie, że proste uczenie się dzięki warunkowaniu,
zdolności do wyciągania wniosków czy mechanizmy społecznego przyswajania wiedzy
niekoniecznie należy traktować jak konkurencyjne wyjaśnienia psiego zachowania.
Dowody świadczące o poprawie wyników nie muszą wykluczać istnienia zdolności
kognitywnych wyższego rzędu czy posługiwania się wnioskowaniem. Podobnie
zaobserwowane umiejętności dedukcyjne nie skreślają automatycznie możliwości
dalszego uczenia się metodą prób i błędów (zob. Hare, et al., „The Domestication
Hypothesis”; Call, J., „Chimpanzee Social Cognition”, Trends in Cognitive Sciences 5,
no. 9 [2001]: 388–393). Świadectwem wystąpienia mniej elastycznych procesów
uczenia się, takich jak warunkowanie klasyczne czy instrumentalne, byłoby, gdyby psy
uczyły się pewnej metody rozwiązywania jednego problemu, ale nie były w stanie jej
uogólnić i zastosować w nieco innej sytuacji. Gdyby psy po delikatnej zmianie
w przyswojonej wcześniej grze potrzebowały dziesiątek lub setek prób, żeby się jej od
nowa nauczyć, wskazywałoby to na to, że posługują się jedną z nieelastycznych form
uczenia się opartego na warunkowaniu.
[75] Cohen, J.A., M.W. Fox, „Vocalizations in Wild Canids and Possible Effects of
Domestication”, Behavioural Processes 1, no. 1 (1976): 77–92.
[76] Yin, S., et al., „Efficacy of a Remote-Controlled, Positive-Reinforcement, Dog-
Training System for Modifying Problem Behaviors Exhibited When People Arrive at
the Door”, Applied Animal Behaviour Science 113, nos. 1–3 (2008): 123–138.
[77] Wells, D.L., „The Effectiveness of a Citronella Spray Collar in Reducing Certain
Forms of Barking in Dogs”, Applied Animal Behaviour Science 73, no. 4 (2001): 299–
309.
[78] Steiss, J.E., et al., „Evaluation of Plasma Cortisol Levels and Behavior in Dogs
Wearing Bark Control Collars”, Applied Animal Behaviour Science 106, nos. 1–3 (2007):
96–106.
[42] Duff-Brown, B., „San Francisco Dog Owners Hope to Sway Mayoral Race”,
http://news.yahoo.com/sanfrancisco-dog-owners-hope-sway-mayoral-race-
070509584.htm (2011).
[43] Angantyr, M., J. Eklund, E.M. Hansen, „A Comparison of Empathy for Humans
and Empathy for Animals”, Anthrozoös 24, no. 4 (2011): 369–377.
[44] Milo’s Kitchen Pet Parent Survey, ankieta przeprowadzona przez ośrodek Kelton
Research w kwietniu 2011 roku.
[45] Gueguen, N., S. Ciccotti, „Domestic Dogs as Facilitators in Social Interaction: An
Evaluation of Helping and Courtship Behaviors”, Anthrozoös 21, no. 4 (2008): 339–349.
[46] Zob. McNicholas, Collis, Dogs as Catalysts.
[47] Wells, D.L., „The Facilitation of Social Interactions by Domestic Dogs”,
Anthrozoös 17, no. 4 (2004): 340–352.
[48] Rossbach, K.A., J.P. Wilson, „Does a Dog’s Presence Make a Person Appear More
Likable?: Two Studies”, Anthrozoös 5, no. 1 (1992): 40–51.
[49] Zob. Pacelle, The Bond.
[50] Gilbey, A., J. McNicholas, G.M. Collis, „A Longitudinal Test of the Belief That
Companion Animal Ownership Can Help Reduce Loneliness”, Anthrozoös 20, no. 4
(2007): 345–353; Lynch, J.J., The Broken Heart: The Medical Consequences of
Loneliness (New York: Basic Books, 1977).
[51] Banks, M.R., W.A. Banks, „The Effects of Animal-Assisted Therapy on Loneliness
in an Elderly Population in Long-Term Care Facilities”, Journals of Gerontology Series
A: Biological Sciences and Medical Sciences 57, no. 7 (2002): M428–M432; Heath, D.T.,
P.C. McKenry, „Potential Benefits of companion Animals for Self-Care Children.
Reviews Of Research”, Childhood Education 65, no. 5 (1989): 311–314; Kehoe, M.,
„Loneliness and the aging Homosexual: Is Pet Therapy an Answer?”, Journal of
Homosexuality 20, nos. 3–4 (1991): 137–142; Mader, B., L.A. Hart, B. Bergin, „Social
Acknowledgments for Children with Disabilities: Effects of Service Dogs”, Child
Development 60, no. 6 (1989): 1529–1534.
[52] Zob. Gilbey, McNicholas, Collis, „A Longitudinal Test”.
[53] Kurdek, L.A., „Young Adults’ Attachment to Pet Dogs: Findings from Open-Ended
Methods”, Anthrozoös 22, no. 4 (2009): 359–369.
[54] McConnell, A.R., et al., „Friends with Benefits: On the Positive Consequences of
Pet Ownership”, Journal of Personality 101, no. 6 (2011): 1239–1252.
[55] Allen, K.M., et al., „Presence of Human Friends and Pet Dogs as Moderators of
Autonomic Responses to Stress in Women”, Journal of Personality and Social
Psychology 61, no. 4 (1991): 582–589.
[56] Beck, L., E.A. Madresh, „Romantic Partners and Four-Legged Friends: An
Extension of Attachment Theory to Relationships with Pets”, Anthrozoös 21, no. 1
(2008): 43–56.
[57] Allen, K., B.E. Shykoff, J.L. Izzo, „Pet Ownership, But Not ACE Inhibitor
Therapy, Blunts Home Blood Pressure Responses to Mental Stress”, Hypertension 38,
no. 4 (2001): 815–820.
[58] Serpell, J.A., „Animal Companions and Human Well-Being: An Historical
Exploration of the Value of Human-Animal Relationships”. W: Handbook on Animal-
Assisted Therapy: Theoretical Foundations and Guidelines for Practice, wyd. 3, A.H. Fine
(red.) (New York: Academic Press), 3–19.
[59] Friedmann, E., et al., „Animal Companions and One-Year Survival of Patients
After Discharge from a Coronary Care Unit”, Public Health Reports 95, no. 4 (1980):
307–312.
[60] Friedmann, E., S.A. Thomas, „Pet Ownership, Social Support, and One-Year
Survival After Acute Myocardial Infarction in the Cardiac Arrhythmia Suppression
Trial (CAST)”, American Journal of Cardiology 76, no. 17 (1995): 1213–1217.
[61] Allen, K., J. Blascovich, W.B. Mendes, „Cardiovascular Reactivity and the
Presence of Pets, Friends, and Spouses: The Truth About Cats and Dogs”, Psychosomatic
Medicine 64, no. 5 (2002): 727–739.
[62] Siegel, J.M., „Stressful Life Events and Use of Physician Services Among the
Elderly: The Moderating Role of Pet Ownership”, Journal of Personality and Social
Psychology 58, no. 6 (1990): 1081–1086.
[63] Beck, A., L. Glickman, „Future Research on Pet Facilitated Therapy: A Plea for
Comprehension Before Intervention”, Technology Assessment Workshop, 1987.
[64] Parslow, R., A.F. Jorm, „Pet ownership and Risk Factors for Cardiovascular
Disease: Another Look”, Medical Journal of Australia 179, no. 9 (2003): 466–468.
[65] Parker, G., et al., „Survival Following an Acute Coronary Syndrome: A Pet Theory
Put to the Test”, Acta Psychiatrica Scandinavica 121, no. 1 (2010): 65–70.
[66] Sockalingam, S., et al., „Use of Animal-Assisted Therapy in the Rehabilitation of
an Assault Victim with a Concurrent Mood Disorder”, Issues in Mental Health Nursing
29, no. 1 (2008): 73–84.
[67] Kaminski, M., T. Pellino, J. Wish, „Play and Pets: The Physical and Emotional
Impact of Child-Life and Pet Therapy on Hospitalized Children”, Children’s Health Care
31, no. 4 (2002): 321–336.
[68] Braun, C., et al., „Animal-Assisted Therapy as a Pain Relief Intervention for
Children”, Complementary Therapies in Clinical Practice 15, no. 2 (2009): 105–109.
[69] Hansen, K.M., et al., „Companion Animals Alleviating Distress in Children”,
Anthrozoös 12, no. 3 (1999): 142–148.
[70] Filan, S.L., R.H. Llewellyn-Jones, „Animal-Assisted Therapy for Dementia:
A Review of the Literature”, International Psychogeriatrics 18, no. 4 (2006): 597–612;
Barker, S.B., K.S. Dawson, „The Effects of Animal-Assisted Therapy on Anxiety
Ratings of Hospitalized Psychiatric Patients”, Psychiatric Services 49, no. 6 (1998): 797–
801; Johnson, R.A., et al., „Human-Animal Interaction: A Complementary/Alternative
Medical (CAM) Intervention for Cancer Patients”, American Behavioral Scientist 47,
no. 1 (2003): 55–69.
[71] Zob. McConnell, et al., „Friends with Benefits”.
[72] Moberg, K.U., The Oxytocin Factor: Tapping the Hormone of Calm, Love, and
Healing (Boston: Merloyd Lawrence Books, 2003).
[73] Nagasawa, M., et al., „Dog’s Gaze at its Owner Increases Owner’s Urinary Oxytocin
During Social Interaction”, Hormones and Behavior 55, no. 3 (2009): 434–441.
[74] Odendaal, J., R. Meintjes, „Neurophysiological Correlates of Affiliative Behaviour
Between Humans and Dogs”, Veterinary Journal 165, no. 3 (2003): 296–301.
[75] Miller, S.C., et al., „An Examination of Changes in Oxytocin Levels in Men and
Women Before and Aft er Interaction with a Bonded Dog”, Anthrozoös 22, no. 1 (2009):
31–42.