You are on page 1of 274

Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
Dla Holgera, mojego męża, ukochanego

i najlepszego przyjaciela

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
Między bodźcem a reakcją leży wolność.
Viktor Frankl

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
NAPRAWDĘ?! KAŻDY POTRAFI
STWORZYĆ UDANY ZWIĄZEK?

Tak, dobrze przeczytałeś. Ludzie, którzy daremnie szukają szczęścia

w miłości, gdyż, jak sądzą, nie znaleźli dotychczas tej właściwej osoby albo

utknęli w nieudanym związku, w zdecydowanej większości mają w sobie

potencjał, aby stworzyć ze swoim partnerem – także obecnym – szczęśliwą

relację. Jednak żeby to osiągnąć, należy nauczyć się kilku rzeczy, które

stanowią podstawę udanego związku. W tej książce wyjaśnię, o jakie

umiejętności chodzi i jak można je zdobyć. Spełniony związek miłosny nie

jest bowiem sprawą szczęścia, ale kwestią osobistych decyzji

i wewnętrznego nastawienia.

Spełniony związek miłosny nie jest bowiem sprawą szczęścia, ale


kwestią osobistych decyzji i wewnętrznego nastawienia.

Oczywiście istnieją pojedyncze osoby, które nie potrafią stworzyć

bliskiego związku lub są zdolne to zrobić tylko w bardzo ograniczonym

zakresie. Doświadczyły one albo wielkiej psychicznej traumy, która

zniszczyła ich zaufanie do innych ludzi, albo/i brakuje im – co bywa

częściowo uwarunkowane genetycznie – empatii bądź pewnej pobudliwości

emocjonalnej, która jest ważna w miłości. Przy bardzo trudnych


zaburzeniach afektywnych psychoterapeuci mają ograniczone możliwości

działania. Takich przypadków nie będzie zatem dotyczyło moje bezczelne

stwierdzenie, że każdy potrafi stworzyć udany związek.

Jestem jednak przekonana, że (prawie) każdy może być w szczęśliwym

związku miłosnym, jeśli uda mu się zachować równowagę między

dopasowywaniem się a posiadaniem własnego zdania czy – jak to mawiają

psychologowie – między więzią a autonomią. Chociaż brzmi to banalnie,

i w pewnym sensie takie właśnie jest, mało kto ma świadomość, jak bardzo

obie te umiejętności – z jednej strony dopasowania się do kogoś innego,

a z drugiej wyrażania własnego zdania – określają nasze uczucia, myśli

i zachowania. Potrzeba więzi (czyli dopasowania) i potrzeba autonomii

(czyli wyrażania siebie) dotyczą całej ludzkości i zaliczają się do

podstawowych potrzeb egzystencjalnych człowieka. Wpływają również na

poczucie naszej wartości, ponieważ to, czy czujemy się ważni

i wartościowi, czy raczej wątpimy w naszą wartość, wynika z doświadczeń,

jakie mieliśmy jako dzieci i dorośli, z jednej strony w tworzeniu więzi

i w miłości, a z drugiej w wyrażaniu własnego zdania i utrzymywaniu

autonomii.

Jestem przekonana, że na wybór naszego partnera czy partnerki oraz na

to, czy nasz związek jest udany czy też nie, rzutują dwie opozycje: więź

i autonomia oraz podporządkowanie i dominacja (poczucie własnej

wartości). Również kłopoty ze znalezieniem jakiegoś partnera, mimo że

chce się być w związku, a także decyzja, by wieść życie w pojedynkę, mają

źródło w niepomyślnym ustawieniu się w stosunku do bieguna więzi

i bieguna autonomii.

Sprawiedliwość, podział obowiązków, kompromisy, walka o władzę,

atrakcyjność, namiętność, erotyka, rodzicielstwo, małżeństwo, życie

w pojedynkę, skoki w bok, romanse, zaufanie, nieufność – wszystkie te


kwestie odgrywają ważną rolę w naszym życiu. Można je zredukować do

potrzeb więzi i autonomii, poczucia podporządkowania i dominacji,

zrozumieć je w ich kontekście i, co ważne, naprawić je albo zlikwidować

dotyczące ich problemy. Kto znajduje właściwą równowagę między

dopasowaniem się a wyrażaniem własnego zdania i kto czuje się na równi

z partnerem (i innymi ludźmi), jest zdolny do tworzenia związków,

budowania kariery zawodowej i czerpania radości z życia. Te trzy

umiejętności są podstawowymi filarami zdrowia psychicznego.

Jak wskazuje sam tytuł mojej książki, jej głównym tematem będzie

umiejętność tworzenia związków. Chcę pokazać, jak silnie nasze

podstawowe ludzkie potrzeby więzi, autonomii i wyrażania siebie wpływają

na kształtowanie się naszych relacji. Sposób, w jaki obchodzimy się

z naszymi podstawowymi potrzebami, w istotnej mierze określa bardzo

wiele kwestii, w tym to, czego chcemy i kim jesteśmy; kogo kochamy i jak

traktujemy naszego partnera; czego się boimy i jak się przed tym lękiem

chronimy; czy żyjemy po swojemu, czy jesteśmy zależni od innych; co nas

pochłania, a co zniechęca; o co się kłócimy, a kiedy ulegamy.

Ponadto chciałabym wam wyjaśnić, jak możecie odnaleźć szczęście

w miłości, polepszyć swoją umiejętność tworzenia więzi i zachowania

autonomii, a także ustabilizować idące z tym w parze poczucie własnej

wartości. W tym celu przedstawię wiele praktycznych wskazówek

i ćwiczeń.

Książka jest przeznaczona dla osób o każdej orientacji seksualnej,

ponieważ w każdym związku ważną rolę odgrywają opisane tu

mechanizmy dotyczące więzi, autonomii i poczucia własnej wartości.

Nawet jeśli piszę o parach heteroseksualnych, to również geje, lesbijki

i osoby transseksualne mogą to wszystko odnieść do swoich związków.


Chciałabym sprawić, abyście wzięli kwestię szczęścia w miłości

w swoje ręce, a nie biernie czekali, aż wasz partner czy partnerka kiedyś się

zmieni lub że do waszych drzwi zapuka ta jedyna i właściwa osoba. Dzięki

tej książce będziecie mogli samodzielnie wejść na drogę poszukiwania

wymarzonego partnera albo zrozumieć, że znaleźliście go już dawno temu.

Chciałabym sprawić, abyście wzięli kwestię szczęścia w  miłości


w  swoje ręce, a  nie biernie czekali, aż wasz partner czy partnerka
kiedyś się zmieni lub że do waszych drzwi zapuka ta jedyna i właściwa
osoba.

Zebrałam tu wiele praktycznych ćwiczeń, które wymagają od

czytelników zaangażowania. Zdecydujcie sami, czy wszystkie ćwiczenia

aktywnie przeprowadzicie, czy tylko je przeczytacie i poukładacie sobie

w głowie. Możecie też wykonać tylko te ćwiczenia, które was zainteresują.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
CZYŻBYŚMY BYLI POKOLENIEM
NIEZDOLNYM DO TWORZENIA
ZWIĄZKÓW, PANI STAHL?

Od czasu pojawienia się na początku 2016 roku bestsellerowej książki

blogera Michaela Nasta Pokolenie ja. Niezdolni do relacji* dziennikarze

często zadają mi to pytanie. Nast twierdzi, że przesadny perfekcjonizm

i koncentracja na sobie w naszym społeczeństwie, a szczególnie w młodym

pokoleniu, powodują, że ludzie coraz rzadziej są chętni do tworzenia

związków. Młodsze pokolenie szuka idealnego partnera, a taki niestety nie

istnieje. Zwłaszcza młodzi mężczyźni częstokroć mówią: „Jestem

niezdolny do tworzenia związku”, traktując to jako wymówkę mającą

usprawiedliwić ich niechęć do wchodzenia w relacje. Jest to taka niby-

męska migrena. Jak twierdzi Nast, portale randkowe dodatkowo

przyczyniają się do tego, że relacje stają się coraz bardziej powierzchowne

i niezobowiązujące. Autor pisze na podstawie własnych przeżyć, a ogromna

popularność, jaką się cieszy, dowodzi, że jego doświadczenia nie są

odosobnione.

Z pewnością wiele osób można uznać za niezdolne do tworzenia

związków – ale czy nie zawsze tak było? Może ta niezdolność do

wchodzenia w relacje wyraża się dziś inaczej niż kiedyś? Aby

odpowiedzieć na to pytanie, przejrzałam aktualne wyniki badań


psychologicznych na temat miłości i związków w różnych pokoleniach

i doszłam do następujących wniosków: złe relacje i rozbite małżeństwa

zdarzały się od zawsze i nie można krótkotrwałości związku/małżeństwa

traktować jako kryterium niezdolności do tworzenia relacji. Obecnie

wprawdzie pary rozstają się częściej i szybciej, ale nie dlatego, że ludzie nie

potrafią już tworzyć związków, tylko dlatego, że zwiększyły się wymagania

dotyczące jakości związku. Wynika to między innymi z rosnącej

niezależności kobiet, które są dziś dużo mniej skłonne niż kiedyś do

pozostawania w nieszczęśliwym „małżeństwie opiekuńczym”. Większość

pozwów rozwodowych składają kobiety. Poza tym społeczny gorset jest

obecnie dużo luźniejszy – nikt nie musi brać ślubu i zakładać rodziny, aby

być uznanym za wartościowego członka społeczeństwa. Również

seksualność może być doświadczana w dużo bardziej swobodny

i niezobowiązujący sposób. Internet pozwala bez przeszkód przeżywać

seksualne przygody. Nie są to jednak okoliczności przyczyniające się do

nasilenia ludzkich obaw przed tworzeniem związków, ale raczej warunki

ułatwiające życie osobom niezdolnym do wchodzenia w relacje. Liczba

osób wzbraniających się przed związkami nie jest zatem większa niż

dawniej, lecz osoby takie są po prostu bardziej widoczne w naszym

współczesnym społeczeństwie. Ponadto chciałabym tu wspomnieć, że już

w latach sześćdziesiątych XX wieku życie bez tworzenia stałych związków

było stanem pożądanym. „Kto wolnej miłości nie uznaje, ten po stronie

establishmentu staje” – brzmiała dewiza ówczesnej młodzieży i już wtedy,

w dobie bez internetu, całkiem dobrze funkcjonowała.

Obecnie wprawdzie pary rozstają się częściej i  szybciej, ale nie


dlatego, że ludzie nie potrafią już tworzyć związków, tylko dlatego, że
zwiększyły się wymagania dotyczące jakości związku.
Przyczyną nieumiejętności budowania związków nie jest ani dostęp do

internetu i wynikające z niego liczne możliwości wyboru, ani życie w

wielkim mieście. Tę niezdolność wynosimy z domu. Od mamy i taty

dowiadujemy się, czy jesteśmy istotami godnymi miłości, ich postępowanie

zadecyduje też, czy będziemy umieli całkowicie zaufać drugiej osobie

w relacjach międzyludzkich. Wzorce, które przejęliśmy od rodziców,

znacząco wpływają na nasze późniejsze życie uczuciowe. Warunki

wychowywania dzieci nie pogorszyły się w ostatnich dziesięcioleciach.

Statystycznie rzecz biorąc, rodzice młodszej generacji są znacznie lepiej

poinformowani, co jest dobre dla dziecka, i traktują swoje potomstwo

z większą empatią niż silnie straumatyzowani rodzice powojennego

pokolenia. Wiedza na temat wychowywania dzieci niezmiernie się

poszerzyła, także w warstwach mniej wykształconych powszechna stała się

świadomość, że bicie dzieci to nic dobrego. Wzrósł natomiast odsetek

rozwodów, lecz – jak pokazują liczne badania – rozwód bywa dla dzieci

łatwiejszy do zniesienia niż ciągłe kłótnie rodziców. Przebywanie

z nieustannie kłócącymi się rodzicami to częsta przyczyna lęku przed

związkiem.

Lęk ten powstaje także wtedy, gdy dzieci za bardzo muszą się

dopasowywać do rodziców, aby im się przypodobać. Kiedy rodzice nie

potrafią w sposób empatyczny wspierać rozwoju swego dziecka, wówczas

przejmuje ono odpowiedzialność za udane relacje z rodzicami. Od nich

zależy bowiem jego egzystencja i gotowe jest zrobić wszystko, żeby rodzie

je kochali. Za nadmierne dopasowanie płaci jednak wysoką cenę, jaką jest

rezygnacja z części własnej tożsamości. A to stanowi pożywkę dla lęku

przed związkiem w dorosłości. Obawy przed wchodzeniem w relację są

wynikiem połączenia lęku przed utratą partnera z lękiem przed zatraceniem

siebie w bliskim związku uczuciowym. Zajmę się tym obszerniej w dalszej


części książki. Fenomeny, które Nast opisał w swojej książce, czyli

poszukiwanie idealnego partnera, nagłe wycofywanie się po pierwszych

randkach, promiskuityzm, wchodzenie w niezobowiązujące relacje oraz

gwałtowne przeskoki między bliskością a dystansem, to typowe symptomy

lęku przed związkiem. Kto jednak sądzi, że osoby odczuwające taki lęk

zazwyczaj nie zawierają małżeństw, myli się – istnieje niemało małżeństw

z lękowymi partnerami. W takich stadłach jedna lub obie osoby

przeprowadzają liczne manewry dystansowania się, takie jak na przykład

ucieczka w pracę i hobby, utrata popędu seksualnego, utrzymywanie

stosunków pozamałżeńskich, milczenie lub częste kłótnie.

Przyczyną nieumiejętności budowania związków nie jest ani dostęp


do internetu i wynikające z niego liczne możliwości wyboru, ani życie
w wielkim mieście. Tę niezdolność wynosimy z domu.

Potrzeba więzi to wrodzona potrzeba podstawowa, która dotyczy

wszystkich ludzi. Obecnie z wielu ankiet wynika, że większość ludzi nadal

chce znaleźć partnera, z którym spędzi życie, a nawet się z nim zestarzeje.

W tej materii nic się nie zmieniło. Moje osobiste obserwacje również to

potwierdzają – znam wiele młodych osób, które bardzo wcześnie, czasem

nawet już w szkole, wiążą się z jakimś partnerem i pozostają z nim długo

w związku. Za moich czasów zdarzało się to sporadycznie. Dawniej dużo

częściej zmienialiśmy partnerów. Być może właśnie dziś mamy do

czynienia z pokoleniem, które lepiej niż kiedykolwiek „umie tworzyć

związki”.

Większość ludzi nadal chce znaleźć partnera, z  którym spędzi życie,


a nawet się z nim zestarzeje.
* M. Nast, Pokolenie ja. Niezdolni do relacji, tłum. E. Kochanowska, Warszawa 2017.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
WIĘŹ I AUTONOMIA

Jak pamiętamy, potrzeba więzi i przynależności oraz potrzeba bycia

człowiekiem wolnym i niezależnym należą do podstawowych ludzkich

potrzeb egzystencjalnych. Towarzyszą nam przez całe życie, od narodzin do

śmierci. Jeśli noworodek nie znajdzie żadnej osoby, która stworzyłaby

z nim więź i przyjęłaby go, to umiera, jest bowiem całkowicie zależny od

troski i opieki innych osób. Nasze pierwsze doświadczenie na tym świecie

dotyczy więc zależności naszej egzystencji. Więź i zależność łączą się ze

sobą. Jedyne autonomiczne zachowanie, które umożliwia noworodkowi

zwrócenie na siebie uwagi, to krzyk. Tylko w taki sposób dziecko może

wpływać na swoich rodziców. Jeśli rodzice nie reagują na krzyk i pozwalają

mu wrzeszczeć w nieskończoność, dziecko przekonuje się, że jego działanie

jest nieskuteczne i że nie może samo wpływać na swoje życie. Skutki tego

głębokiego doświadczenia bezsilności pojawiają się w dorosłym życiu,

przede wszystkim wtedy, gdy dalszy okres dzieciństwa i młodości jest

naznaczony niewielkim wpływem dziecka na rodziców, ponieważ do jego

potrzeb podchodzą w sposób autorytarny i rygorystyczny.

Nasz rozwój polega na tym, że się coraz bardziej usamodzielniamy

i uniezależniamy. Celem jest stanie się w okresie wczesnej dorosłości osobą

całkowicie autonomiczną, potrafiącą wieść oddzielne od rodziców

i samodzielnie kształtowane życie. Możliwości wpływania na świat


zwiększają się wraz z rozwojem dziecka – najpierw uczy się chwytać,

raczkować, chodzić, mówić, a z czasem jego przestrzeń działania coraz

bardziej się poszerza. U rozwijającego się człowieka bardzo ważną rolę

odgrywa potrzeba więzi – na początku tworzy się więź z rodzicami, potem

z rodziną, czyli rodzeństwem i dziadkami. W przedszkolu ramy odniesienia

poszerzają się o wychowawców i kolegów, a w szkole – nauczycieli

i przyjaciół. W okresie dojrzewania pojawiają się pierwsze próby

nawiązania relacji miłosnych.

Jeśli rodzice nie reagują na krzyk i  pozwalają mu wrzeszczeć


w  nieskończoność, dziecko przekonuje  się, że jego działanie jest
nieskuteczne i że nie może samo wpływać na swoje życie.

Przez całe życie zajmujemy się zaspokajaniem z jednej strony potrzeby

więzi, z drugiej zaś potrzeby samostanowienia i postępowania zgodnie

z własną wolą. Nasza potrzeba więzi oczywiście nie ogranicza się tylko do

związków miłosnych, ale dotyczy także innego rodzaju kontaktów z drugim

człowiekiem: pogawędek z przygodnie napotkanymi osobami, udziału

w masowych imprezach, spotkań ze znajomymi w knajpie, spędzania czasu

z przyjaciółmi. Pierwszych dwadzieścia lat naszego życia jest określone

przez zdobywanie niezależności i poszerzanie międzyludzkich kontaktów,

a jego środek naznaczony jest próbami osiągnięcia właściwej równowagi

między więzią a autonomią. Pod koniec życia nasza niezależność

w znacznym stopniu znowu się kurczy, gdyż jesteśmy zdani na pomoc

innych oraz tracimy więzi z bliskimi nam rówieśnikami, ponieważ

umierają. Nasza własna śmierć kończy zarówno nasze relacje, jak i naszą

niezależność.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
DOPASOWYWANIE SIĘ
I WYRAŻANIE WŁASNEGO
ZDANIA

Aby jakiekolwiek stosunki międzyludzkie mogły być udane, ich uczestnicy

powinni umieć zarówno się dopasowywać, jak i wyrażać własne zdanie. To

pierwsze służy naszej potrzebie więzi, to drugie zaś potrzebie autonomii.

Kto nie potrafi się dopasować, nie zdoła też stworzyć więzi, a kto nie umie

wyrazić własnego zdania, straci w relacji osobistą wolność. Większość osób

albo zanadto się do innych dopasowuje, albo za bardzo się od nich

odseparowuje. Niektórzy przeskakują między tymi dwoma biegunami

w zależności od rodzaju i fazy związku. Bywa, że ktoś podporządkowuje

się silnemu partnerowi, ale w innym związku sam obiera pozycję

dominującą.

Osoby nadmiernie się dopasowujące w relacjach międzyludzkich,

a szczególnie w związkach miłosnych, silnie tłumią swoje potrzeby

i pragnienia. Próbują najlepiej jak to możliwe spełniać oczekiwania swego

partnera (a często także innych ludzi). Kierują się podprogowym lękiem, że

w przeciwnym razie utracą bliskość osoby, z którą są związane. Zdarza się

też, że osoba nadmiernie się dopasowująca postępuje odwrotnie, unikając

bliskich relacji lub po chwilach bliskości wytwarzając dystans. To również

jest objawem lęku przed związkiem. Osoby nim dotknięte nie widzą innej
możliwości uratowania wolności osobistej, jak tylko przez stałe

dystansowanie się od partnera. Prawdziwie wolne i niezależne mogą się

poczuć dopiero wtedy, kiedy są same lub w otoczeniu ludzi niemających

wobec nich żadnych szczególnych oczekiwań. Tylko wtedy dają sobie

prawo do postępowania zgodnego ze swoimi pragnieniami i potrzebami,

które odczuwają najlepiej, gdy w pobliżu nie ma nikogo, kto by od nich

czegokolwiek wymagał.

Kto nie potrafi się dopasować, nie zdoła też stworzyć więzi, a kto nie
umie wyrazić własnego zdania, straci w relacji osobistą wolność.

Żeby móc się dopasować, muszę mieć określone społeczne umiejętności

– dostrzegać potrzeby bliźnich i je rozumieć. Potrzeby drugiego człowieka

poznam dzięki umiejętności współodczuwania, czyli empatii. To ona buduje

most od Ja do Ty. W kontaktach i relacjach międzyludzkich niezbędne jest,

aby ich uczestnicy wychodzili sobie naprzeciw, otwierali się,

wypracowywali kompromisy, integrowali się, zwracali się o pomoc,

ustępowali, jednoczyli się i trzymali razem. Te wszystkie zachowania służą

wzajemnemu dopasowywaniu się i tworzeniu więzi. Dopasowując się do

partnera, zmniejszam różnicę między sobą a nim, upodabniam się do niego.

Spełniam jego oczekiwania, aby mnie zaakceptował. Do takich zachowań

motywują nas takie uczucia, jak miłość, sympatia i pociąg erotyczny,

natomiast do przystosowywania się do panujących reguł i norm

społecznych zmusza nas uczucie wstydu.

Chcąc stworzyć z drugą osobą więź, potrzebuję jednak także pewnej

dozy autonomii osobistej, w przeciwnym bowiem razie zagrozi mi w relacji

utrata własnej wolności. Wielu ludzi odczuwa obawę przed takim

zagrożeniem na samą myśl o nawiązaniu bliskiego związku miłosnego.


Dbanie o własne interesy i potrzeby wymaga innych umiejętności niż te,

które są niezbędne do zaspokojenia potrzeby więzi – muszę umieć

oddzielać się od drugiej osoby i stawiać jej granice. Moje spojrzenie kieruje

się wtedy nie na więź i na to, co wspólne, lecz na to, czym się od swojego

partnera różnię i co nas dzieli. Kiedy się z kimś sprzeczam, nabieram

wobec niego dystansu. Podejmuję więc ryzyko, że tracę – przynajmniej

w tym momencie – bliskość z tą osobą. Aby poradzić sobie z takim

oddzieleniem od innych, niezbędna mi jest własna wola, dzięki której dążę

do własnych celów i interesów. Muszę też oczywiście wykazać się

umiejętnością wchodzenia w konflikt – potrafić zająć własne stanowisko

i umieć bronić swojego punktu widzenia.

Pojęcia związane z autonomią to między innymi: wolność, kontrola,

oddzielanie, władza, samostanowienie, odpuszczanie, separacja, dominacja,

współzawodnictwo i konkurencja. Chodzi tu o walkę o przeżycie

i o forsowanie własnych interesów także wtedy, gdy są sprzeczne

z interesami innych osób czy partnera. Dlatego by osiągnąć osobistą

wolność i autonomię, musimy umieć odseparować się od innych i pewne

rzeczy sobie odpuszczać. W trakcie dorastania odseparowanie dotyczy

rodziców, a czasem też innych osób, jeśli chcemy iść własną drogą.

Umiejętność oddzielenia się, będąca jednocześnie przyzwoleniem na nie,

stanowi warunek dania sobie zgody na wejście w związek miłosny. Kto

bowiem żywi przekonanie, że nie może nigdy zostać porzucony przez

swego partnera lub że nie ma prawa nigdy się z nim rozstać, temu trudno

powiedzieć „tak” partnerowi – wyimaginowana utrata wolności byłaby

w tym przypadku zbyt duża. Z reguły takie osoby mają za sobą

doświadczenie dotyczące przynajmniej jednego z rodziców, że nie mogą się

od niego oddzielić bez poczucia winy. Wyraz rozczarowania na twarzy

matki może tak głęboko wryć się w pamięć, że w późniejszych latach


związek miłosny będzie się kojarzyć z nadmiernym przywiązaniem

i obowiązkiem.

Do obrony naszej autonomii potrzebujemy uczucia agresji, mówi się

nawet o tak zwanej agresji separacyjnej. Złość i agresję odczuwamy wtedy,

kiedy zostały przekroczone nasze osobiste granice, kiedy czujemy się

niespokojni, zablokowani, niezrozumiani, odepchnięci, obrażeni czy

niesprawiedliwie potraktowani. Agresja jest konieczna, abyśmy mogli się

bronić i chronić. Potrzebujemy też pewnej dozy agresji, aby sięgać w życiu

po to, czego chcemy.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
PODPORZĄDKOWYWANIE SIĘ
I DOMINACJA

Oprócz potrzeby bycia autonomiczną jednostką i potrzeby tworzenia więzi

wszyscy mamy ogromną potrzebę akceptacji i uznania naszej osoby. Nasza

samoocena ściśle się wiąże z jakością naszych relacji i z subiektywnie

odczuwaną zdolnością do obrony. Kto potrafi wyrażać własne zdanie, ten

czuje się silny psychicznie. Kto wchodzi w czułe i dobrze funkcjonujące

związki, ten czuje się akceptowany. Wzmacnia to poczucie własnej

wartości.

Co powinienem robić, aby być kochanym i akceptowanym? Czy

wystarczy, że po prostu jestem, jaki jestem? Czy wolno mi obstawać

w związku przy swoich uczuciach, pragnieniach i potrzebach? Czy muszę

spełniać oczekiwania innych i się do nich dopasowywać? Odpowiedzi na te

pytania zależą od mojej samooceny. Jeśli mam stabilne poczucie własnej

wartości, będę uważał, że jestem OK taki, jaki jestem, i że w związku nie

muszę się ani uginać, ani ukrywać. Jeśli moja samoocena jest trochę albo

bardzo nadszarpnięta, wówczas dojdę do wniosku, że w jakiś sposób muszę

się wysilać, aby być kochanym. I tu leży główna przyczyna problemów

w związku – ludzie często nie mają odwagi być autentyczni. Ukrywają

jakąś część siebie, wypierając pewne uczucia, nie wyrażając swoich

potrzeb, przejmują określoną rolę, unikając konfliktów czy zmiatając


problemy pod dywan. Nie czują się na równi ze swoim partnerem, lecz roją

sobie, że w jakiś sposób są mu podporządkowani. A gdy stajemy się ulegli

wobec (pozornie) silniejszego partnera, wówczas naszą naturalną reakcją

jest podporządkowywanie się mu (albo ucieczka od niego). Pokrewną

reakcją jest dopasowywanie się, które znajduje wyraz w tym, że staramy się

spełniać oczekiwania naszego pozornie silniejszego partnera, aby mu się

przypodobać i zyskać jego akceptację. Innymi słowy, poświęcamy część

własnej autonomii, aby zaspokoić naszą potrzebę więzi.

To zaś, kto znajduje się na pozycji dominującej, a kto na

podporządkowanej, zależy nie tylko od samooceny człowieka, lecz także od

tego, jak pewnie czuje się w związku. Może więc się zdarzyć, że zakocha

się w sobie dwoje ludzi z niestabilną samooceną, którzy teoretycznie są ze

sobą na równi. Ale wtedy często bywa tak, że jeden z partnerów chroni

swoje niestabilne poczucie własnej wartości, utrzymując dystans wobec

drugiego, a więc uciekając w niezależność, podczas gdy inny się

dopasowuje i bardzo zbliża się do partnera, odczuwając silną potrzebę

więzi. Dużą rolę odgrywa tu oczywiście dynamika samego związku – im

bardziej dystansuje się partner pozornie niezależny, tym bardziej podsyca

lęk przed stratą w tym drugim, w wyniku czego wzbudza w nim gwałtowny

impuls do silnego przywiązania. W takim układzie władzę ma „uciekający

przed bliskością”, a bezsilny jest „czepiak”. Z powodu różnicy poziomu

władzy uciekający zajmuje silniejszą, dominującą pozycję, a uczepiony go

partner czuje się podporządkowany i zależny. Utrzymywanie dystansu

przez walczącego o autonomię partnera odbywa się nie tylko w sposób

aktywny, czyli przez ograniczanie spędzanego wspólnie czasu oraz

zachowywanie fizycznego dystansu, ale również pasywnie, gdy ten partner,

będąc fizycznie obecny, mało się otwiera i prawie nie angażuje w związek.
Pożądana jest sytuacja, kiedy spotyka się dwoje ludzi, którzy są ze sobą

na równi i czują się równowartościowi. Wówczas każdy z nich może liczyć

na zaspokojenie zarówno swoich potrzeb więzi, bliskości i zależności, jak

i swego pragnienia samodzielności i autonomii. W udanym związku

człowiek może ufać drugiej osobie, wsłuchiwać się w nią, być empatyczny,

poświęcać się, ustępować i zawierać kompromisy. Zachowując prawdziwą

autonomię, może być autentyczny, stawać po stronie swoich pragnień

i potrzeb, argumentować, negocjować i się kłócić. Jeśli z partnerem będą

mieć wspólny system wartości, podobne zainteresowania oraz kilka innych

wspólnych cech, stworzenie udanego i szczęśliwego związku stanie się

możliwe. Ta książka mówi o tym, jak to osiągnąć.

Pożądana jest sytuacja, kiedy spotyka się dwoje ludzi, którzy są ze


sobą na równi i czują się równowartościowi.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
PROGRAM NASZEGO ZWIĄZKU

Jeśli chcemy zrozumieć samych siebie oraz nasze schematy wchodzenia

w związki, musimy wiedzieć, jak ważne są nasze doświadczenia

z dzieciństwa. Naszymi pierwszymi związkami miłosnymi są relacje

z rodzicami. Uczymy się w nich, czy jesteśmy warci, żeby się o nas

troszczono, czy możemy mieć wpływ na nasze życie. W relacjach

z rodzicami zdobywamy pierwsze egzystencjalne doświadczenia więzi

i autonomii. Doświadczenia te zostawiają trwały ślad w naszym mózgu,

przede wszystkim w strefie odpowiedzialnej za życie uczuciowe. Mamy tu

do czynienia z silnym uwarunkowaniem, które staje się naszym

nieświadomym psychicznym programem działania w dorosłym życiu. Jest

tak dlatego, że w pierwszych sześciu latach życia mózg rozwija się

najintensywniej i doświadczenia z tego czasu powodują powstanie połączeń

neuronowych, które w naszym mózgu tworzą swego rodzaju mapę.

Wytłumaczę tę kwestię na konkretnym przykładzie. Julia od dwóch lat

spotyka się z Robertem. Często czuje się w tym związku samotna. Po

okresie początkowego zakochania Robert zaczął coraz bardziej się od niej

oddalać. Dużo pracuje i ma dla Julii mało czasu. A nawet gdy są razem,

często sprawia wrażenie zestresowanego i mentalnie nieobecnego. Julia

cierpi w tym związku na silny lęk przed utratą i robi wiele, aby mocniej

przywiązać do siebie Roberta, usiłując mu się przypodobać. Julia wspomina


swoich rodziców z miłością. Ale byli oni osobami publicznymi, często

przebywali poza domem i wtedy opiekę nad nią przejmowały nianie.

Dziewczynka często czuła się samotna i okropnie tęskniła za rodzicami. Ta

mała Julia ciągle siedzi w dorosłej kobiecie jako jej tak zwane wewnętrzne

Dziecko. „Wewnętrzne Dziecko” jest psychologiczną metaforą dla tej

części naszej osobowości, która ciągle nieświadomie powraca do starych,

dziecięcych wzorców zachowania. Dystans Roberta przywołuje na

pierwszy plan wewnętrzne Dziecko Julii – czuje się więc tak samo samotna

i bezbronna jak wtedy, gdy jej rodzice przebywali gdzieś daleko, a ją

pozostawiali w domu. Julia nie ma – tak jak wówczas z rodzicami –

żadnego wpływu na tę sytuację. Robert uparcie robi swoje, mimo że

partnerka często prosiła go o więcej bliskości i przywiązania. Julia w relacji

z Robertem walczy o silniejszą więź.

Robert jest domem dla własnego wewnętrznego Dziecka. Matka

ubóstwiała go i trzymała bardzo blisko siebie. Mały Robert miał zawsze

poczucie, że nie może zostawić mamy samej, a potęgowała to częsta

nieobecność ojca w domu. Chłopczyk odnosił wrażenie, że jego mama

czuje się samotna i nieszczęśliwa, i nieświadomie przejął za nią

odpowiedzialność. Roberta dręczyły więc wyrzuty sumienia, kiedy spotykał

się z przyjaciółmi, zamiast zostać z mamą. Jego wewnętrzne Dziecko

zostało tak zaprogramowane, że związek miłosny kojarzy mu się z silnym

przywiązaniem, zobowiązaniami i poczuciem winy. Dlatego często ma

uczucie, że w związku z Julią się dusi, ucieka więc w pracę i inne

aktywności. Robert w relacji z Julią walczy o swoją wolność i autonomię.

Jeśli Robert i Julia chcieliby się poczuć szczęśliwi w swoim związku,

każde z nich musiałoby najpierw nauczyć się rozumieć swoje wewnętrzne

Dziecko, a więc musiałoby sobie uświadomić swe głębokie, nieświadome,

dziecięce oprogramowanie. Dopiero w kolejnym kroku mogliby zacząć je


zmieniać. Robert musiałby zrozumieć, że w związku może być wolnym

człowiekiem, a Julia powinna się bardziej otworzyć i rozwinąć swoje

autonomiczne umiejętności, żeby już nie czuła się tak zależna od Roberta

i przestała się go kurczowo trzymać.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
NASZ SCHEMAT ZDOBYWCY

Jeśli chcemy ulepszyć nasz związek lub znaleźć partnera, z którym

naprawdę będziemy szczęśliwi, musimy wnikliwie przeanalizować, co do

tej pory szwankowało. Gdy nasz związek jest trudny, często winą za to

obarczamy partnera lub niesprzyjający los. Mamy skłonność do szukania

w świecie zewnętrznym przyczyny naszych nieszczęść. Moim zdaniem

w rzeczywistości bardzo rzadko się zdarza, żeby cała wina leżała po stronie

zdarzeń losowych. Wychodzę z założenia, że za wszystkie problemy, które

w szerszym sensie nas dotyczą – także problemy w związkach – w istocie

odpowiadamy sami. Może uznasz, że to zbyt radykalna wypowiedź,

i poczujesz wewnętrzny sprzeciw. Być może masz partnera, którego

zachowanie – jak Roberta w przedstawionym wcześniej przykładzie – jest

rzeczywiście trudne dla drugiej osoby. Ale dlaczego wybrałeś akurat tę,

a nie inną osobę na partnera czy partnerkę? I dlaczego z nią jesteś? Może

odpowiesz, że na razie nie spotkałeś na swej drodze życia tej jedynej

właściwej osoby. Albo że zawsze zakochujesz się w niewłaściwych

ludziach. A może wzruszysz ramionami i powiesz: a dlaczego niby mam

wchodzić w stały związek? Nie mam na to ochoty. Lubię być singlem.

Powszechnie się sądzi, że znalezienie właściwej osoby, z którą

będziemy szczęśliwi, to kwestia przypadku lub łuta szczęścia.

W rzeczywistości jest tak, że nasza podświadomość, czyli nasze


wewnętrzne Dziecko, znacząco wpływa na to, w kim się zakochujemy albo

nie. Jeśli zawsze znajduję z pozoru niewłaściwe osoby, to dlatego, że taki

mam swój miłosny program, swój nieświadomy schemat zdobywcy.

Trwanie w trudnym związku też się wiąże z moim wewnętrznym

Dzieckiem. Często przyczynia się ono również do tego, że związek nie

działa jak należy. Jeśli twierdzę, że nie potrzebuję żadnych stałych

związków, że wolę życie w pojedynkę albo liczne romanse, to dlatego, że

taki jest mój program związku.

Nasza podświadomość, czyli nasze wewnętrzne Dziecko, znacząco


wpływa na to, w kim się zakochujemy albo nie.

Nasz wzorzec związku i nasz schemat zdobywcy są ze sobą połączone –

jeden zależy od drugiego. Aby to wyjaśnić, znowu użyję przykładu Julii

i Roberta. Program związku Julii jest naznaczony tym, że rodzice często

zostawiali ją samą, przez co jej wewnętrzne Dziecko mocno tęskni za

więzią i miłością. Równowaga Julii między więzią a autonomią zachwiana

jest na rzecz potrzeby więzi. Julia ma w sobie wszystkie umiejętności, by

się związać i dopasować – jest w niej potrzeba harmonii, gotowość do

kompromisów, bardzo się stara, by wszystko robić dobrze i spełniać

oczekiwania Roberta. Z trudem natomiast przychodzi jej stanąć niezależnie

na własnych nogach. Ma wprawdzie dobry zawód i sama może się o siebie

zatroszczyć, radziła też sobie, żyjąc jako singielka, ale jej wewnętrzne

Dziecko żywi ogromny lęk przed niezależnością i samotnością. W głębi

czuje się niedorosła do takiego życia. Julia tęskni za silną ręką, która

przeprowadzi ją przez życie. Dla jej wewnętrznego Dziecka wariant, żeby

ktoś przy niej był, jest najbezpieczniejszy. Dlatego Julia szuka w swoim

partnerze dokładnie tego, czego jej brakuje – silnego, autonomicznego Ja.


I sądzi (nieświadomie), że to właśnie znalazła w Robercie. Robert jest

„zimnym typem”, bije od niego niezależność i siła, co w oczach Julii czyni

go niezwykle atrakcyjnym.

Z kolei wewnętrzne Dziecko Roberta boi się nadmiernej bliskości.

Szybko czuje się zagarnięte i zmanipulowane. Najbezpieczniejsza opcja dla

wewnętrznego Dziecka Roberta to poleganie na samym sobie. Jego

równowaga zaburzona jest na rzecz autonomii. Lubi takie kobiety jak Julia,

które promieniują ciepłem, ponieważ jego wewnętrzne Dziecko odczuwa

wprawdzie lęk przed więzią, ale jednocześnie bardzo za nią tęskni. Julia ma

bowiem pewne umiejętności, których Robertowi brakuje.

Julia mówi o sobie, że lubi „zimnych facetów”, bo miłych i czułych

uważa za nudnych. Dopóki Julia nie zmieni swego schematu zdobywcy,

dopóty nie znajdzie tej właściwej osoby. Zawsze będą ją pociągali

mężczyźni, którzy potrzebują dużo dystansu i osobistej przestrzeni

w związku, co jednak odbiera jej poczucie bezpieczeństwa i napawa ją

lękiem. Gdyby nauczyła się większej niezależności i samodzielności, nie

potrzebowałaby szukać tego u pozornie silniejszego partnera, ponieważ

uwewnętrzniłaby te cechy w sobie. Wówczas zmieniłby się jej sposób

postrzegania mężczyzn i szybciej byłaby w stanie dostrzec, że niektórzy

„zimni faceci” nie są wcale tacy zimni, a jedynie mają problemy

z wchodzeniem w związki. Jednocześnie mogłoby się okazać, że

mężczyźni, którzy na pierwszy rzut oka nie sprawiają wrażenia zimnych,

zaczynają się jej podobać, ponieważ mocno stąpają po ziemi i są

autentyczni.

Gdyby z kolei Robert zmienił swój wzorzec związku, pozbywając się

lęku przed bliskością, nie musiałby dłużej uciekać przed Julią i mógłby

stworzyć z nią bliską relację.


Podobnie jak u Julii i Roberta dzieje się u większości ludzi – szukamy

w naszym partnerze tego, czego nam samym brakuje. Szukamy naszej

„lepszej połowy”. W większości przypadków zarówno pragnienie

uzupełnienia i dopełnienia przez partnera, jak i fakt, że w poszukiwaniu

partnera aktywnie uczestniczy nasze wewnętrzne Dziecko, pozostają

nieuświadomione. Dziecko chciałoby bowiem uleczyć swoje rany

z dzieciństwa. U Julii ranę stanowi poczucie pozostawienia jej samej sobie

przez rodziców. Robert został zaś zraniony nadmiernym, kurczowym

przywiązaniem swojej matki. Próba naprawienia dzięki partnerowi tego, co

w dzieciństwie poszło źle, rzadko się udaje. Uleczyć trzeba swoje

wewnętrzne Dziecko. Im jest ono zdrowsze, tym większą ma zdolność do

stworzenia związku i tym łatwiej mu znaleźć odpowiedniego partnera.

Czasem musi wyjść z trwającego właśnie związku. Ale może być też tak, że

nauczy się bardziej doceniać i kochać obecnego partnera.

Tak właśnie dzieje się u  większości ludzi – szukamy w  naszym


partnerze tego, czego nam samym brakuje. Szukamy naszej „lepszej
połowy”.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
TYPOWY MĘŻCZYZNA, TYPOWA
KOBIETA

Istnieją pewne różnice w zachowaniu mężczyzn i kobiet. Czy te różnice

mają podłoże genetyczne, czy może powstają w procesie wychowania?

Przez długi czas popularne było wywodzenie różnic płciowych

z uwarunkowań genetycznych, a nawet pozornie zostało to potwierdzone

przez niektóre badania. Współczesne analizy wskazują jednak, że wrodzony

charakter różnic między kobietami a mężczyznami to nadinterpretacja.

Różnice te w znacznej mierze polegają na odmienności społecznie

odgrywanych ról, których dziewczynki i chłopcy uczą się w procesie

wychowania i które przyczyniają się do zróżnicowania sposobów ich

zachowania i myślenia. Dowodzą tego między innymi niedawne prace

amerykańskiej badaczki Lisy Eliot*.

W każdym razie – z przyczyn genetycznych lub/i w wyniku

wychowania – około dwóch trzecich mężczyzn skłania się raczej ku

biegunowi autonomii, podczas gdy dwie trzecie kobiet umiejscawia się

bardziej po stronie więzi. Jak wpływa to na komunikację i zachowanie?

Mężczyźni największą wagę przykładają do konkretów, kobiety zaś na

pierwszy plan wysuwają relację. Statystycznie mężczyznom łatwiej

przychodzi nabranie dystansu do różnych spraw i kierowanie się

rozsądkiem przy podejmowaniu decyzji. Kobiety są w większym stopniu


nastawione na współpracę i bardziej skłonne do zastanawiania się nad

skutkami swoich działań wobec innych. Jeśli Julia opowiada Robertowi

o problemie, jaki ma ze swoją przyjaciółką, to oczekuje, że Robert jej

wysłucha i zrozumie jej uczucia. Robert z kolei stara się znaleźć

rozwiązanie problemu. Julia jednak wcale tego nie potrzebuje – być może

rozwiązanie samo się znajdzie podczas rozmowy. Jej chodzi po prostu

o współuczestnictwo Roberta w jej sprawach.

Psychoterapeuta i autor książek Björn Süfke znalazł przekonujące

wyjaśnienie tego często występującego problemu w komunikacji między

mężczyznami i kobietami. Mówi, że w procesie socjalizacji mężczyzn

niektóre uczucia nie są mile widziane – bezsilność, bezradność, smutek,

strach, wstyd mogą być odczuwane raczej przez kobiety niż przez

mężczyzn. Chłopcy wcześnie się uczą tłumić w sobie te tak zwane miękkie

uczucia. Radość i złość są natomiast dozwolone. Przypomnijmy: złość czy

agresja to emocje przynależne sferze autonomii. Gdy Julia jest smutna

i trochę bezradna z powodu konfliktu z przyjaciółką, Robert czuje się

nieswojo, ponieważ on sam nie chce mieć z tymi uczuciami do czynienia.

Ale tak właśnie działa współodczuwanie – konfrontujemy się z własnym

smutkiem, by poczuć smutek kogoś innego. Kiedy jednak kontakt

z własnymi uczuciami jest dla nas jakimś zagrożeniem, musimy odegnać te

uczucia od swego partnera, żeby nie obudziły się w nas samych. Brak

empatii stanowi więc obronę przed własnymi miękkimi uczuciami, których

człowiek nie chce doświadczać. Z drugiej strony empatia należy do

podstawowych umiejętności potrzebnych do nawiązania więzi. Problemy

niektórych mężczyzn (a także kobiet) z wczuwaniem się w emocje

bliźniego obniżają ich zdolność do tworzenia związków.

Jeśli należysz do „empatycznych kalek”, które mają kłopot

z odczuwaniem empatii, radzę ci, abyś na początek pozwolił sobie poczuć


swoje miękkie emocje, a w kolejnym kroku otworzył się na emocje innych.

Możesz nawiązać kontakt ze swoimi emocjami, jeśli świadomie będziesz

zwracał na nie uwagę. Kiedy więc na przykład poczujesz lekki smutek, nie

tłum go w sobie automatycznie, jak zwykle to robisz, lecz postąp odwrotnie

– daj mu w sobie przestrzeń. Nie martw się – nie będzie cię trzymał

w nieskończoność ani nie zwali cię z nóg. Emocje – te pozytywne i te

negatywne – są czymś przejściowym. Im lepszy masz kontakt ze swoimi

uczuciami, tym mniej zagadkowe wydadzą ci się też uczucia innych ludzi.

Emocje – te pozytywne i  te negatywne – są czymś przejściowym. Im


lepszy masz kontakt ze swoimi uczuciami, tym mniej zagadkowe
wydadzą ci się też uczucia innych ludzi.

Ponieważ mężczyźni są wychowywani wśród konkretów, rozmawiają

ze sobą znacznie częściej o sprawach rzeczowych niż o relacjach i wolą

wspólnie coś robić, niż gadać. Dla mężczyzn przebywanie „jeden obok

drugiego” jest przyjemną formą spędzania czasu. To oznacza, że na

przykład chętnie razem majsterkują przy samochodzie, idą na ryby, żeglują

albo grają w golfa. Kobiety natomiast zagłębiają się bardziej w swoich

rozmowach i współuczestniczą w zajęciach.

W męskich relacjach dużo większą rolę aniżeli w kobiecych odgrywa

współzawodnictwo i konkurowanie. Mężczyźni chętnie się w swoim gronie

sprawdzają, pokazują, na czym się znają. Spędzanie czasu na

współzawodnictwie zalicza się do sfery autonomicznej, ponieważ tu nie

chodzi o to, co łączy mnie z innymi, lecz o to, co potrafię lepiej. Ponieważ

kobiety są z reguły silniej zakotwiczone po stronie więzi, kładą większy

nacisk na to, co wspólne – bardziej liczy się dla nich stworzenie

porozumienia niż sprawdzanie się nawzajem. To uwidacznia się już


w dzieciństwie – dziewczynki kochają zabawy, które mogą razem

kształtować, podczas gdy chłopcy chętnie ze sobą konkurują i walczą.

Kiedy spotykają się zaprzyjaźnione pary, to nierzadko mężczyźni

godzinami zaciekle rozprawiają o polityce, a kobiety opowiadają sobie

o osobistych sprawach. Ale oczywiście kobiety również mogą być

nastawione na konkret, rozwiązywanie problemu czy rywalizację, tak jak

mężczyźni mogą być nastawieni na budowanie więzi i empatię. Mówimy tu

jednak o statystycznej większości. Wymienionymi wyżej umiejętnościami

dysponują obie płcie, a te słabiej rozwinięte mogą w sobie budować

i trenować. Jedne i drugie umiejętności mają ogromne zalety. Ważne, aby

przedstawiciele obu płci wykształcili w sobie wzajemne zrozumienie dla

swojej odmienności, nie potępiali jej, lecz ją doceniali. Kobiety mogłyby

ćwiczyć się w pewnej siebie argumentacji i z większą śmiałością

demonstrować swoje zalety. Z kolei mężczyźni mogliby pracować nad

swoją empatią, umiejętnością współodczuwania, więcej wspólnie

przeżywać, a mniej rywalizować.

* Por. www.zeit.de/wissen/2010-06/hirnentwicklung-kleinkinder-geschlechter.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
LĘK PRZED PORZUCENIEM
DODAJE PIKANTERII,
A POCZUCIE PEWNOŚCI
JEST NUDNE

Ludzie, którzy cierpią na lęk przez tworzeniem więzi, dobrze znają pewien

fenomen: jeśli są pewni przychylności partnera, traci on dla nich swoją

atrakcyjność. Jeśli natomiast partner utrzymuje ich w niepewności albo

zachowuje się zmiennie, są w nim bardzo zakochani i seksualnie

podnieceni. W tym kontekście mówi się o biernym (pasywnym) i czynnym

(aktywnym) lęku związanym z więzią. Pasywnym partnerem jest w naszym

przykładzie Julia, która kurczowo trzyma się Roberta. Aktywnym

partnerem, który ciągle wytwarza dystans, jest Robert. To, kto jest stroną

bierną, a kto czynną, może się zmieniać w zależności od związku, w jakim

akurat jesteśmy, ale także w obrębie jednego związku. Jeśli Julia na

przykład odsunęłaby się od Roberta, ponieważ poznałaby innego

mężczyznę, to byłoby wielce prawdopodobne, że Robert nagle zapłonąłby

do niej miłością i by o nią walczył. W poprzednim związku, z Walerią,

Robert zajmował bierną pozycję. Waleria potrafiła być tak samo namiętna,

jak i jędzowata i zachowywała się wobec Roberta ambiwalentnie. Robert

był na jej punkcie kompletnie zakręcony.


Z kolei Julia rozstała się ze swoim byłbym chłopakiem Chrisem, aby

być z Robertem. W ich związku Chris był osobą bardziej przywiązaną, co

Julię do niego zniechęcało, ponieważ uważała to za oznakę jego słabości.

W związku z Chrisem to właśnie Julia zajmowała aktywną pozycję.

Dlaczego tak się dzieje? Otóż póki nie czuję się w związku pewnie

(bywa tak nawet w długoletnich małżeństwach), póty lęk przed utratą

autonomii jest stłumiony, a lęk przed porzuceniem nasilony. Innymi słowy,

w mózgu aktywny jest system więzi. Aktywny system więzi chce

koniecznie przywiązać do siebie wybraną osobę i znajduje się nieustannie

w stanie najwyższego alarmu. Człowiek jest wtedy napędzany lękiem przed

porzuceniem i chce zrobić wszystko, aby zdobyć nad tym stanem kontrolę.

Aktywność systemu więzi wytwarza następujące „symptomy”:

czujemy się bardzo zakochani i seksualnie „napaleni” na partnera,

nie myślimy o niczym innym, tylko o partnerze,

idealizujemy partnera i stawiamy go na piedestale,

niestrudzenie wierzymy w happy end i w to, że nasz partner wreszcie

odpowiednio silnie zaangażuje się w związek,

próbujemy przekonać do siebie partnera za pomocą różnych trików i

dążenia do perfekcji,

udajemy obojętność albo próbujemy wzbudzić w partnerze zazdrość,

aby go wreszcie złapać,

żyjemy w nieustannej niepewności i lęku przed utratą partnera, co może

wpędzać nas w głęboki smutek,

czujemy się podlegli partnerowi i uzależnieni od niego,

uważamy, że nasze zachowanie przeszkadza partnerowi.

Uaktywnienie się systemu więzi i leżący u podstaw tej aktywizacji lęk

przed porzuceniem odczuwamy jako stan wielkiego zakochania. Ale ten


stan nie ma nic wspólnego z miłością. Miłość jest uczuciem pewnym,

głębokim i spokojnym. Jeśli partner wysyła ambiwalentne sygnały i nie

czujemy się przy nim pewnie, wówczas system więzi zostaje

zaktywizowany również wtedy, kiedy jest się już długo razem, a nawet

wówczas, gdy się spotykamy z kimś innym. Ponieważ jednak system tak

długo pozostawał aktywny, wydaje się nam, że chodzi tu o wielką miłość.

Tymczasem to po prostu lęk przed stratą, który tak rozgrzewająco działa na

namiętność. Robert w związku z Walerią cierpiał na lęk przed porzuceniem

i dlatego uruchomił się u niego system więzi. To wytworzyło w nim iluzję

wielkiej miłości. Do dziś jeszcze mentalnie nie do końca rozstał się

z Walerią i wyobraża sobie, że była jego wielką miłością. Odwrotnie było

w przypadku Julii, u której w związku z Chrisem nie uruchomił się system

więzi, ponieważ Chris dawał jej poczucie pewności. System ten zaczął

u niej działać, kiedy poznała Roberta, który od początku wysyłał jej

ambiwalentne i sprzeczne sygnały. Swój lęk przed stratą niestety pomyliła

z miłością i wymieniła gotowego do tworzenia związku Chrisa, z którym

mogła być szczęśliwa, na unikającego bliskich więzi Roberta.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
NAGŁA ŚMIERĆ UCZUCIA I INNE
TECHNIKI DYSTANSOWANIA SIĘ
WOBEC PARTNERA

Początki związków naznaczone są często niepewnością obojga partnerów.

Na początku każda strona dąży do zapewnienia sobie miłości

partnera/partnerki. Pragnienie, by mocno schwytać swój obiekt miłosny, ma

ścisły związek z potrzebą pielęgnowania poczucia własnej wartości. O ile

odrzucenie w miłości mocno rani samoocenę, o tyle sukces w podboju

miłosnym silnie ją wzmacnia. Aktywny system więzi, który uruchamia się

w stanie zakochania, chce przejąć kontrolę nad sytuacją i umocnić naszą

samoocenę. Gdy obiekt miłosny zostaje zdobyty, potwierdza to naszą

wartość i zaspokaja potrzebę więzi, a co za tym idzie – ucisza system więzi.

Kiedy więź jest bezpieczna, wówczas w osobach odczuwających lęk przed

bliskością, takich jak Robert, budzi się obawa przed utratą niezależności.

Gdy dochodzi do stworzenia stałego związku, takie osoby zaczynają czuć

się osaczone przez oczekiwania partnera i żałują niektórych obietnic, jakie

składały w pierwszych porywach namiętności. Nagle czują się

niekomfortowo i mają wrażenie, że są w jakiś sposób ograniczane. Włącza

się wtedy u nich system autonomii, którego działanie powoduje nagłą

śmierć uczucia. Uczucie zakochania się wypala, a partner traci na

atrakcyjności. Gdy tylko Robert się zorientował, że złowił Julię, poczuł się
osaczony przez jej oczekiwania. Pojawiło się w nim wówczas nieświadome

skojarzenie z nadmiernie dominującą i pełną oczekiwań matką. Dopóki

Robert nie czuł się w związku z Julią całkiem pewnie, dopóty kierował nim

lęk przed odrzuceniem. W tej fazie chodziło o zdobycie Julii i zyskanie

poczucia pewności. Po pierwszej fazie zakochania włącza się system

autonomii, który dba o zachowanie odpowiedniej, bezpiecznej odległości

od partnera. Może to doprowadzić nawet do rozstania. Typowymi oznakami

aktywności systemu autonomii są:

poszukiwanie idealnego partnera,

po zdobyciu partnera koncentrowanie uwagi na jego słabych stronach;

wady partnera stają się tak jaskrawe, że nagle zaczynamy wątpić, czy

rzeczywiście jest tą właściwą dla nas osobą,

samodzielne zarządzanie bliskością i dystansem w związku, czyli

jednostronna silna kontrola nad tym, czy i kiedy pozwalamy partnerowi

na bliskość,

niemyślenie o wspólnej przyszłości i unikanie częstych randek,

uważanie partnera za natręta w przestrzeni osobistej albo w obrębie

własnego mieszkania,

wątpienie w związek i myślenie o rozstaniu,

po chwilach bliskości z partnerem wytwarzanie na nowo dystansu,

bycie często niedostępnym dla partnera,

wyłączanie się mentalne w obecności partnera,

brak ochoty na seks z partnerem,

ograniczanie do minimum wspólnie spędzanego czasu,

dostrzeganie wielu innych atrakcyjnych potencjalnych partnerów i/lub

zachwycanie się byłym partnerem,

rozpoczęcie romansu i/lub częste skoki w bok.


Za systemem autonomii ukrywa się nadmierny lęk przed stratą i/lub

nadmierny lęk przed zagarnięciem przez partnera. Nieraz jedno łączy się

z drugim – osoba z niską samooceną, nadmiernie się dopasowująca sądzi,

że aby przypodobać się partnerowi, musi spełniać jego wszystkie

oczekiwania i naginać się do jego woli. To z kolei wywołuje w niej

przekorę i opór, ponieważ nie chce stracić samej siebie. Aby tego uniknąć,

dystansuje się od partnera. Te wewnętrzne procesy zachodzą jednak często

nieświadomie – wówczas ludzie odczuwają po prostu silne zwątpienie

w partnera czy partnerkę i zadają sobie pytanie, czy rzeczywiście to jest ta

właściwa osoba.

Lęk przed byciem zagarniętym jest czystą projekcją, a więc wewnętrzną

obawą, która powoduje zrzucenie winy na kogoś innego. Wynika

z głębokiego poczucia, że trzeba dopasować się do oczekiwań partnera.

Osoby dotknięte tym lękiem nie nauczyły się w dzieciństwie, że mogą

współtworzyć relację, dowiedziały się raczej, że tkwi się w niej bez ruchu

i nie ma się na nią wpływu. Gdy tylko poczują, że trzymają partnera

w garści, ten przemienia się w ich oczach we wroga, który chce nimi

manipulować i ich zagarnąć. Jedyną możliwą dla nich formą odzyskania

wolności, jaką dostrzegają, jest wewnętrzne lub zewnętrzne wycofanie się

ze związku.

Psychologicznie rzecz biorąc, poczucie ograniczenia pojawia się

dopiero wtedy, kiedy partnerzy uznają, że są w związku, czyli mają wobec

siebie zobowiązania. Moment ten określany jest bardzo różnie w zależności

od nasilenia lęku przed związkiem. Niektórzy zrywają już na etapie flirtu,

inni wycofują się po ślubie. Ucieczka następuje dopiero wówczas, gdy

osoba dotknięta lękiem odniesie subiektywne wrażenie, że „teraz to już jest

na poważnie” czy „teraz to już się nie da wywinąć”.


Ten z kolei, kto zajmuje bierną pozycję, jak Julia, fałszywie sądzi, że

znalazł wielką miłość i nie zdoła bez niej żyć, albo mniema, że nigdy

więcej nie znajdzie osoby, z którą będzie mógł być tak szczęśliwy.

Aktywizacja systemu więzi sprawia, że nadmiernie idealizujemy naszego

partnera. Czujemy się wręcz uzależnieni od partnera, bezradni i zdani na

niego. Powtórzę – ten rodzaj uzależnienia nie ma nic wspólnego z miłością.

Wszystko może się jednak zakończyć happy endem zarówno dla Julii,

jak i dla Roberta. Jak to zrobić, o tym właśnie traktuje ta książka.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
INNE PRZYCZYNY WYGASANIA
MIŁOSNYCH UCZUĆ

Partner, którego się wcześniej pożądało, z różnych przyczyn może nagle

stracić swoją atrakcyjność. Niektórych od wchodzenia w związki odstrasza

nie tylko obawa przed stłamszeniem i utratą niezależności, ale także

nadmierny lęk przed stratą partnera. W tym kontekście mówi się też

o „lękowym unikaniu więzi”. Takie osoby budują wewnętrzne i zewnętrzne

obwarowania, aby się chronić przed zranieniem. Boją się, że partner je

porzuci, jeśli mu naprawdę zaufają i się przed nim otworzą. Wewnętrzny

płot stawiają jednak z reguły dopiero wtedy, gdy partner ich do siebie

dopuści. Dopóki nie są pewni uczuć partnera, dopóty czują do niego

ogromną miłość i bardzo za nim tęsknią. Mechanizm ten rządzi się

następującą logiką: czego nie mam w garści, tego nie mogę stracić.

Czasami ludzie lękowo unikający więzi pozostają w sferze marzeń

i fascynacji, zakochując się w osobach, które są nieosiągalne.

NIE JESTEŚ MOJĄ OZDOBĄ!

W wygasaniu miłosnych uczuć wobec partnera dużą rolę odgrywa brak

tolerancji dla własnych słabości. Ludzie, którzy mocno koncentrują się na

swoim wizerunku oraz dokładają wielu starań, by pozostawiać po sobie


dobre wrażenie, mogą źle znosić słabości swego partnera, ponieważ on

również musi pasować do ich osobistego wizerunku. Powinien ich

dowartościowywać i być pod każdym względem reprezentacyjny, bo

inaczej próżność takiej osoby niezwykle cierpi. W takiej sytuacji mówimy

o narcyzmie. Osoby narcystyczne charakteryzują się niestabilną samooceną,

co kompensują przez dążenie do perfekcji i wspaniałości, dlatego często

zachowują się tak, że sprawiają wrażenie nadzwyczaj pewnych siebie.

Partnerzy osób narcystycznych są przedłużeniem ich wizerunku i są

wystawieni na ogień krytyki, kiedy – w oczach narcyza – zawiodą. Aktywni

narcyzi nie szczędzą krytyki swoim partnerom ani innym osobom.

Wyszukując słabości swego bliźniego, chronią się przed nadmierną krytyką

własną. Swoje poczucie niższości projektują na partnera, a ten siłą rzeczy

musi czuć się tak, jak nie chce się czuć narcyz, czyli jako niewystarczająco

dobry i małowartościowy. Kolejną przyczyną agresywności narcyza jest

jego wysoka nadwrażliwość. Nawet drobna krytyka może go rozwścieczyć.

Osoby narcystyczne często tworzą więzi typu lękowo-unikowego. Jeśli nie

mają poczucia, że partner kocha je wystarczająco mocno, wywołują kłótnie

albo zrywają. A partner niewiele musi robić, aby narcyz poczuł się

odrzucony. Po zerwaniu narcyz potrafi jednak całkiem szybko ponownie się

zbliżyć do swojego partnera. Nierzadko są to związki osób, które stale się

schodzą i rozchodzą. O problemach, jakich osoby narcystyczne

doświadczają w związkach, powiem więcej w rozdziale „Narcystyczne

strategie obronne”.

MAM CIĘ W GARŚCI

Są ludzie, którzy nie potrafią być sami i niekiedy, zgodnie z przysłowiem

„lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”, wiążą się z partnerem, który
im się w rzeczywistości nie podoba. Częściej zdarza się to ekstrawertykom

niż introwertykom, gdyż ci pierwsi nie przepadają za samotnością. Kiedy

jednak lęk przed samotnością zostanie już ukojony, na plan pierwszy

wysuwają się wypierane wcześniej wady partnera i pojawia się pytanie, czy

nie należałoby rozejrzeć się za kimś lepszym. Zapewne niektórzy z was

zapytają, po czym poznać, że partner jest albo nie jest tym właściwym, i jak

się zorientować, czy wasze wątpliwości nie wynikają tylko z lęku przed

więzią. Można na to pytanie odpowiedzieć na dwa sposoby: 1. Poczuj

w sobie, jaki był prawdziwy motyw stworzenia związku z tą właśnie osobą.

Co cię w niej pociągało? Jakie lęki odgrywały tu rolę? 2. Z perspektywy

swojego rozsądnego rozumu przyjrzyj się wadom, jakie dostrzegasz

w swoim partnerze. Zastanów się, czy rzeczywiście są tak duże, że

obiektywnie mogą wyjaśnić ochłodzenie twojego uczucia. Często bowiem

bywa tak, że przyjmując racjonalny punkt widzenia, takie osoby

dostrzegają, że ich krytyka jest przesadzona. Jeden z byłych uczestników

mojego seminarium powiedział mi na przykład, że zerwał ze swoją

dziewczyną, ponieważ była za niska o trzy centymetry. Racjonalnie rzecz

biorąc, wiedział, że było to po prostu niepoważne. I rzeczywiście, za jego

krytycznym postrzeganiem ówczesnej dziewczyny krył się ogromny lęk

przed związkiem.

Jak już wspominałam, osoby nadmiernie się dopasowujące mają trudny

dostęp do własnych emocji i potrzeb. Dlatego wiele z nich gnębi

niepewność, czy wybrały właściwego partnera, i dręczą je wątpliwości, czy

w ogóle chcą z nim być. A może po prostu z nim są, ponieważ źle im żyć

w pojedynkę? Ograniczony dostęp do własnych uczuć utrudnia takim

osobom podjęcie decyzji, czy chcą (albo nie chcą) spotykać się ze swoim

partnerem.
NIE MOGĘ SIĘ ROZSTAĆ

Kolejną przyczyną nadmiernie krytycznego postrzegania partnera lub

kandydata do stworzenia związku jest głębokie, nieświadome przekonanie:

„Nie mogę się rozstać”, o czym pisałam w rozdziale „Dopasowywanie się

i wyrażanie własnego zdania”. W szczególności osoby nadmiernie się

dopasowujące, które mają problem z aktywnym współkształtowaniem

związku, są przekonane o tym, że nie wolno im nikogo rozczarować. A jeśli

nie mogę rozczarowywać, to nie mogę się rozstawać, nawet gdy pomyliłem

się w wyborze partnera lub też związek z innych powodów nie jest dla mnie

dobry. To zrozumiałe, że u osób mających w sobie ten wewnętrzny nakaz

rodzi się wahanie w sytuacji wchodzenia w stały związek. Partner musiałby

być idealny, aby w ogóle można było podjąć ryzyko zaangażowania się w „

związek na zawsze”. Nawet drobne słabości odstraszają takie osoby od

wchodzenia w trwałe relacje. Łatwiej angażować im się w przelotne

romanse. Ale kiedy sądzą, że znalazły właściwego partnera, pojawia się

nowy problem – własna niewystarczalność. Ponieważ osoby dopasowujące

się do innych zawsze mają zachwiane poczucie własnej wartości, są

przekonane, że nie uda im się utrzymać przy sobie tak idealnego partnera,

co z kolei skłania je do tego, by unikać stałego związku z tą osobą bądź po

chwilach bliskości ponownie wytwarzać dystans. Ten model działania

oparty na przechodzeniu od bliskości do oddalenia może wtrącić takie

osoby w nierozerwalny i kompletnie nieszczęśliwy związek, zgodnie z ich

przekonaniem, że nie mają prawa się rozstać, co często również idzie

w parze z ogromnym lękiem przed samotnym życiem.

NIKOMU NIE MOGĘ UFAĆ


Do nagłego zaniku uczuć miłosnych może także doprowadzić wczesna

trauma związana z budowaniem więzi. Ludzie, którzy we wczesnym

dzieciństwie doświadczyli bycia zdanym na kogoś innego albo fizycznej

lub psychicznej przemocy, nauczyli się, że więź stanowi zagrożenie dla ich

egzystencji. Zbyt duża bliskość budzi w nich strach, przywołuje

doświadczenia dzieciństwa, kiedy więź kojarzyła się z osamotnieniem. Aby

przeżyć, robią to, czego nauczyli się w dzieciństwie – wyłączają wszystkie

swoje uczucia. To nie jest świadomy proces, lecz odruchowa reakcja, którą

nazywam „zastygnięciem”. W języku psychologicznym proces ten nosi

nazwę „dysocjacji” – dotknięta nią osoba nauczyła się swego rodzaju

teleportacji z własnego ciała i swoich uczuć, aby nie czuć tego, co się

w niej dzieje. Gdyby chciała swoje traumatyczne doświadczenia

z dzieciństwa przepracować, najważniejsze dla niej byłoby, żeby na nowo

nauczyła się czuć i odbierać doznania płynące z ciała. W dalszej części

książki przedstawię bardziej szczegółowo sposoby na uzdrowienie się

z traumatycznych doświadczeń związanych z więzią.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
DYGRESJA: LUBIĘ BYĆ SINGLEM

Niektórzy pewnie pomyślą, że ta książka ich nie dotyczy, ponieważ są

zdeklarowanymi singlami. Zdeklarowani single twierdzą, że nie mają

ochoty na kompromisy i stresy związane z byciem w związku. Wielu z nich

wyjaśnia też, że nie są gotowi na poświęcenie swojej seksualnej wolności

za cenę stałej relacji. W zasadzie trudno kwestionować takie nastawienie,

pod warunkiem że to prawdziwie wolny wybór danej osoby. Jednak

w wielu wypadkach tak nie jest. Niejeden singiel żyje w pojedynkę,

ponieważ tylko tak potrafi żyć – sam, a nie w związku. Zdeklarowani single

odczuwają głęboki, najczęściej nieświadomy lęk przed więzią. Są mocno

zakotwiczeni na biegunie autonomii – tylko nie będąc w stałym związku,

czują się naprawdę wolni i niezależni. Ich wewnętrznemu Dziecku związek

miłosny kojarzy się z cierpieniem i nieszczęściem. Albo czują się uwiązani

i ograniczani, albo żywią wewnętrzne przekonanie, że i tak zostaną

porzuceni, a ich serce zostanie złamane. Niektórzy w dzieciństwie i okresie

dorastania doświadczyli silnej traumy związanej z bliskością, toteż ich

wewnętrznemu Dziecku bliska relacja kojarzy się po prostu z lękiem

i przerażeniem. Ich wewnętrzne Dziecko czuje się najbezpieczniej, kiedy

jest samo. Więź kojarzy mu się ze zdaniem się na czyjąś łaskę i niełaskę,

z podporządkowaniem i uległością.
Sama nie znam żadnego singla, który preferowałby życie w pojedynkę

zamiast udanego związku miłosnego. Bycie singlem jest raczej złem

koniecznym. Większym złem byłoby tkwienie w nieszczęśliwym związku

albo bycie porzuconym. Niektórzy single sądzą, że i tak nie znajdą żadnego

partnera i nie będą kochani. Inni mają poczucie, że nie znajdą nikogo, kto

będzie im pasował. Jeszcze inni wolą przelotne seksualne przygody,

którymi nieświadomie kompensują sobie swoją potrzebę bliskości,

w rzeczywistości jej nie zaspokajając.

Na pewno niektórzy z was zapytają, dlaczego jestem taka pewna, że

ludzie wolą stały związek niż bycie singlem. Odpowiedź brzmi: ponieważ

stabilne związki miłosne leżą w naszej naturze. My, ludzie, jesteśmy tak

zaprogramowani, aby nawiązywać bliskie więzi. Zajmowała się tą kwestią

dogłębnie amerykańska badaczka Helen Fisher, która doszła do kilku

wniosków. Mianowicie, uczucie zakochania przyczynia się do tego, że

znajdujemy partnera, aby mieć z nim potomstwo. Kiedy dzieci pojawiają

się na świecie, stan zakochania musi zniknąć, bo w przeciwnym razie

młodzi rodzice zajmowaliby się tylko sobą i zaniedbywaliby swoje

potomstwo. W idealnej sytuacji zamiast zakochania pojawia się uczucie

miłości, a więc spokojny, ale trwały rodzaj więzi. Potrzebujemy jej, aby

nasze dzieci wychować, doprowadzić do samodzielności oraz stworzyć

więzi rodzinne, które są niezbędne dla ich dobrego rozwoju, co

w przypadku naszego gatunku wymaga wielu lat. Natura wyposażyła

mężczyznę w silny popęd seksualny, aby mógł swoje geny możliwie

szeroko rozprzestrzeniać. Kobiety z natury nudzą się dopiero wtedy, kiedy

prześpią się z jednym i tym samym mężczyzną co najmniej dwieście razy.

One również chcą, żeby ich geny zataczały szersze kręgi, ale unikają chowu

wsobnego. W efekcie mają skłonności do stabilnych związków

połączonych z okazjonalnymi skokami w bok.


Stabilne związki miłosne leżą w  naszej naturze. My, ludzie, jesteśmy
tak zaprogramowani, aby nawiązywać bliskie więzi.

Jak już wspominałam, lepiej żyć w pojedynkę niż w nieszczęśliwym

związku. Każdy zdeklarowany singiel powinien jednak zapytać sam siebie,

czy życie w pojedynkę jest naprawdę tym, czego chce. A może wrodzona

potrzeba więzi została tylko przykryta i wyparta przez lęki i złe

doświadczenia z przeszłości? Zapraszam każdego, kto realizuje swój

miłosny program pod hasłem „Singiel z wyboru”, aby korzystając z tej

książki, zbadał go i być może jakoś zmienił.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
DOŚWIADCZENIE CZY GENY?

Być może także ciebie frapuje pytanie, czy nasze geny odpowiadają

w jakimś stopniu za sposób, w jaki kształtujemy nasze związki

i postrzegamy świat. Otóż geny w istotny sposób określają cechy naszego

charakteru, nasze skłonności, nasze sympatie czy antypatie. Na ten temat

napisałam książkę, która nosi tytuł So bin ich eben! Meine persönliche

Gebrauchsanweisung (Taki już jestem! Moja osobista instrukcja obsługi).

Gdybyś chciał określić swój wrodzony profil osobowości, możesz to zrobić

za pomocą bezpłatnego testu osobowości, który znajdziesz na mojej stronie

stefaniestahl.de. Zapraszam!

Nasze geny nie tylko decydują o cechach charakteru, ale mają też

wpływ na program więzi i autonomii. Jak dowiedziono, przychodzimy na

świat z różną potrzebą bliskości i dystansu. Istnieją tak zwane dzieci

przytulanki oraz maluchy mniej potrzebujące fizycznego kontaktu.

Geny wpływają również na doświadczanie poczucia własnej wartości.

Osoby ekstrawertyczne mają mniejszą skłonność do lęku, częściej są pewne

siebie niż osoby introwertyczne, które idą przez życie z większą refleksją

i rozwagą. Ekstrawersja i introwersja to cechy osobowości silnie

ukształtowane genetycznie. Nasz program więzi jest rezultatem połączenia

naszych wrodzonych cech z wzorcami, które powstały w nas w wyniku

życiowych doświadczeń.
Ważną rolę odgrywa tu tak zwane dopasowanie rodzic-dziecko. Na

przykład kiedy potrzebująca dużo miłości matka rodzi dziecko

przejawiające niewielką potrzebę przytulania się, może poczuć się

sfrustrowana, a nawet przez nie odrzucona, co czasami utrudnia jej

nawiązanie więzi z dzieckiem. Niewykluczone, że z drugim dzieckiem

zwiąże się silniej, jeśli będzie ono lepiej odpowiadało na jej potrzebę

bliskości. Gdy matka jest mało empatyczna, w ogóle nie zauważy, że jej

potomek nie chce być ciągle przytulany, i będzie zalewać go swoją

nadmierną czułością, którą bezbronne dziecko będzie musiało znosić.

W konsekwencji może z czasem rozwinąć się w nim silna potrzeba

autonomii i wolności. Będzie wręcz alergicznie reagowało na potrzebę

bliskości swojego partnera albo wcale nie zechce wchodzić w stałe związki

miłosne. Ludzie, którzy cierpią na lęk przed związkiem, często przychodzą

na świat jako osoby rozsądne i rzeczowe. A ci, którzy są spragnieni

bliskości i miłości, rodzą się już jako istoty szczególnie potrzebujące uczuć

i harmonii.

Kiedy więc analizujemy nasze osobiste doświadczenia, zastanówmy się

nad tym, z jakimi cechami przyszliśmy na świat. I pomyślmy, jak nasi

rodzice się do nich dopasowywali albo jak dużo dawali przestrzeni tym

wrodzonym, dziecięcym cechom.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
DOM RODZINNY – OBÓZ
TRENINGOWY DLA NASZYCH
ZWIĄZKÓW MIŁOSNYCH

Wspominałam, że pierwsze lata życia są niezwykle ważne dla

kształtowania się naszego wewnętrznego programu, ponieważ w tym czasie

zachodzą istotne zmiany w rozwoju mózgu. Powstają wówczas głębokie

uwarunkowania, nazywane także wdrukowanymi wzorcami. Wzorce te

określają sposób, w jaki postrzegamy siebie oraz interpretujemy zewnętrzną

rzeczywistość.

Oczywiście oprócz rodziców także inni ludzie i różne inne czynniki

odciskają trwałe ślady w naszej osobowości. Podobne znaczenie jak

doświadczenia z dzieciństwa mają przeżycia z dalszych lat rozwoju, przede

wszystkim z okresu dorastania, kiedy to mogą się pojawić sytuacje, które

wywrą decydujący wpływ na nasze dorosłe życie. Przez cały czas, aż do

śmierci, pozostajemy w ciągłym procesie rozwoju, nieustannie zbieramy

nowe doświadczenia i ciągle się uczymy. To, że tak bardzo koncentruję się

tu na rodzicach i pierwszych latach życia, ma dwie przyczyny. Po pierwsze,

początkowe lata życia pozostawiają w nas szczególnie trwałe ślady. Po

drugie, chciałabym przedstawić te sprawy w jak najprostszy

i najklarowniejszy sposób. Ta książka byłaby zbyt obszerna, gdybym

zajmowała się w niej wszystkimi traumami, jakich ludzie doświadczają


z powodu zdarzeń życiowych czy ze strony innych osób. Bardzo cię jednak

proszę, abyś sam dla siebie zrobił taką analizę. Wszystkie rozważania, które

tutaj odnoszę do rodziców, możesz bowiem odnieść do innych ważnych dla

ciebie osób lub zdarzeń życiowych. Ćwiczenia, które przedstawię w dalszej

części książki, możesz wykonywać, dopasowując je do swojej sytuacji.

Jeśli więc powiesz: „U mnie to nie rodzice byli źli, lecz brat, babcia czy

koledzy z klasy”, przeanalizuj swoje osobiste wdrukowane wzorce,

odnosząc je do tej właśnie osoby.

Początkowe lata życia pozostawiają w nas szczególnie trwałe ślady.

Nasze postrzeganie jest kształtowane przez nieświadome programy,

które w wyniku doświadczeń życiowych pozostawiły w nas głębokie ślady.

Z tego powodu nie jesteśmy zdolni do obiektywnego postrzegania. To nie

jest nowe przekonanie – już starożytny filozof Epiktet twierdził: „Nie

rzeczy niepokoją człowieka, lecz wyobrażenia o nich”. Niektórzy

psychologowie i filozofowie sugerują, by nie mówić o poznawaniu

rzeczywistości, lecz o jej stwarzaniu. Według nich to my nadajemy

zdarzeniom wokół nas subiektywne znaczenie, na które reagujemy – co

wyjaśniłam wcześniej na przykładzie Roberta i Julii. Nie reagujemy zatem

na zewnętrzne wydarzenia, ale na naszą interpretację tych wydarzeń. Kiedy

więc Robert zapomina o swoich ustaleniach z Julią, Julia nie myśli, że

Robert po prostu bierze na siebie za mało odpowiedzialności w ich związku

– co zgadzałoby się z rzeczywistością – lecz mówi sobie: „Jestem

nieważna”. To wewnętrzne przekonanie, które można nazwać schematem

myślowym, Julia wyrobiła sobie w dzieciństwie, a Robert na nowo je

rozbudza. Na obiektywne zdarzenie (zapomnienie o spotkaniu) nakłada się

interpretacja („Jestem nieważna”), na nią uczucie (uraza/smutek), a na to


wszystko reakcja (płacz, wyrzuty, narzekanie). I tak to działa u nas

wszystkich – widzimy zachowanie innych ludzi przez okulary naszych

dziecięcych wdrukowanych wzorców.

Jeśli więc chcielibyśmy zrozumieć nasz program więzi, powinniśmy

zająć się tymi dziecięcymi wzorcami. Nie musimy w tym celu penetrować

najgłębszych zakątków naszej duszy i przepracowywać całego dzieciństwa.

Wystarczy, że odnajdziemy motyw przewodni naszych działań i reakcji –

i go zrozumiemy. Dlatego w następnym rozdziale raz jeszcze poruszę

kwestię warunków naszego dziecięcego rozwoju oraz ich wpływu na

kształtowanie się naszej potrzeby więzi, umiejętności autonomicznych

i poczucia własnej wartości.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
PIERWOTNE ZAUFANIE I ODBITE
POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI

Ludzie przychodzą na świat z podstawowymi potrzebami psychicznymi

i biologicznymi. Noworodek jest zdominowany przez cielesne doznania,

takie jak głód, pragnienie, zimno, ssanie, karmienie, mycie, przewijanie

i głaskanie, a pierwsze interakcje z bliską osobą polegają głównie na

fizycznym kontakcie. Potrzeba więzi noworodka, zasadniczo związana

z cielesnością, jest zaspokajana przez opiekuna całkowicie albo

niewystarczająco, a w najgorszym razie pozostaje niezaspokojona.

W pierwszych latach życia kształtuje się tak zwane pierwotne zaufanie albo

pierwotna nieufność. Jeśli noworodek lub małe dziecko płacze, a wtedy

ktoś do niego przychodzi, podnosi je, głaszcze czy karmi, to w dziecku

tworzy się na najgłębszym cielesnym poziomie zaufanie do świata i innych

ludzi, które wyraża się w poczuciu, że jest się mile widzianym. Jednak

dziecko dowiaduje się o swojej wartości nie tylko dzięki zabiegom

opiekuńczym ze strony bliskiej osoby, ale również dzięki mimice swoich

najbliższych. Gdy rodzice często się uśmiechają i są radośni podczas

zajmowania się dzieckiem, to ich zadowolenie i szczęście odbija się w nim

niczym w lustrze. W psychologii mówi się wtedy o odbitym poczuciu

własnej wartości. Jest to silne uwarunkowanie, które pozostaje w nas na

długo – dążymy do akceptacji ze strony naszych bliźnich i wstydzimy się,


gdy doświadczamy odrzucenia. Potrzeba akceptacji i lęk przed odrzuceniem

to najsilniejsze motywatory, które znajdują się na usługach naszej potrzeby

więzi. Gdyby wszystko było nam obojętne i niczego byśmy się nie

wstydzili, nie bylibyśmy zdolni dopasowywać się do innych. Bylibyśmy

w dosłownym znaczeniu tego słowa asocjalni. Nasza głęboka potrzeba

poczucia własnej wartości oraz środek opresji emocjonalnej, jakim jest

wstyd, regulują nasze zachowania w społeczeństwie.

W pierwszych latach życia kształtuje się tak zwane pierwotne zaufanie


albo pierwotna nieufność.

To, czy nasze podstawowe psychiczne potrzeby więzi i uznania zostaną

zaspokojone przez naszych rodziców, w dużej mierze zależy od tego, na ile

rodzice są zdolni do tworzenia więzi i współodczuwania. Rodzicielskie

współodczuwanie jest głównym wyznacznikiem rodzicielskich

kompetencji. Jak już wcześniej pisałam, empatia buduje most od Ja do Ty

i dlatego stanowi tak istotny wskaźnik naszych umiejętności

budowania więzi. Właśnie w pierwszych latach życia, kiedy niemowlę nie

potrafi sformułować swoich potrzeb, zdane jest wyłącznie na umiejętności

swego opiekuna w zakresie wczuwania się w jego położenie. Także

w późniejszych latach rozwoju niezwykle ważne jest, aby rodzice –

a przynajmniej jedno z nich – potrafili wczuwać się w potrzeby, radości czy

problemy dziecka. Dzięki empatii dziecko doświadcza, że jest w porządku

takie, jakie jest, i ma prawo czuć to, co czuje, a jednocześnie uczy się swoje

emocje i zachowania regulować. Kiedy na przykład dziecko przychodzi

smutne z przedszkola, ponieważ jego kolega nie chciał się z nim bawić,

wówczas empatyczny rodzic odzwierciedla jego smutek, mówiąc na

przykład: „Ojej, rozumiem, że jesteś smutny, ponieważ Filip nie chciał się
z tobą bawić”. Potem, gdy już uczucie dziecka zostanie nazwane

i zaakceptowane, współczujący rodzic może zaproponować jakieś

rozwiązanie: „Poczekaj trochę, może jutro Filip będzie miał inny nastrój.

A jak nie, pobaw się z kimś innym”. W ten sposób dziecko uczy się kilku

rzeczy naraz: 1. To, co czuję, nazywa się „smutkiem”; 2. Mam prawo czuć

smutek; 3. Mogę sobie jakoś poradzić z tym uczuciem. Wówczas

zachowuje się ono podobnie, odczuwając także inne emocje, na przykład

radość, sympatię, złość, wstyd czy zazdrość. Dzięki empatycznym

sformułowaniom i komentarzom bliskiej osoby uczy się nazywać swoje

uczucia i je w sobie integrować. To też oznacza, że zasadniczo ma prawo

odczuwać wszystkie emocje i poznaje, jak się z nimi obchodzić.

Empatia buduje most od Ja do Ty i  dlatego stanowi tak istotny


wskaźnik naszych umiejętności budowania więzi.

Jeśli natomiast rodzice mają trudności z wczuwaniem się w emocje

dziecka, wówczas (niechcący) sygnalizują mu stale, że jego uczucia

i potrzeby nie są w porządku. To niekoniecznie dotyczy całego spektrum

emocji – niektórzy rodzice nie potrafią obchodzić się tylko z niektórymi

z nich. Na przykład złość jest emocją, z którą dużo ludzi ma problem,

dlatego że sami nie potrafią jej dobrze regulować i są zbyt agresywni albo

że ją chronicznie wypierają, mają zahamowania w jej wyrażaniu. Ci ostatni

nauczyli się od swoich rodziców, że złość jest niepożądana, zła, a nawet

niebezpieczna, a więc uczą się tę emocję dławić. Jeśli nie zdadzą sobie

później sprawy z tego wzorca zachowania, przekażą go swoim dzieciom.

Ich dziecko musi więc, jak kiedyś jego mama i tata, podporządkowywać się

życzeniom rodziców i wypierać swoją złość. Chcąc się dopasować,

rezygnuje z części swojej autentyczności. Aby uniknąć nieporozumień,


chciałabym podkreślić, że nie chodzi tu o to, aby dziecko

w niepohamowany sposób mogło wyrażać swoją złość. Oczywiście musi

się nauczyć regulować swoje uczucie złości, ale także mieć okazję do jej

okazywania, by móc dzięki udanemu wychowaniu zmieniać sposób jej

wyrażania w ciągu swego rozwoju. Zasadniczo jednak złość powinna być

dozwolona. Jest witalnym wyrazem nas samych, potrzebujemy jej, aby

pokazać, że umiemy innym stawiać granice.

Chcąc umiejętnie obchodzić się z dziecięcą złością, rodzice nie powinni

traktować jej zbyt osobiście. Niektóre matki i ojcowie mają z tym jednak

problem, kiedy dziecko się od nich separuje, co na przykład dość

gwałtownie uwidacznia się w tak zwanym okresie buntu dwulatka. Aby

z sukcesem wyrazić swoje zdanie, dziecko potrzebuje poczuć agresję

separacyjną – wówczas może krzyknąć do matki: „Idź sobie!”. To niezbyt

miłe wyrażenie, ale w stadium rozwojowym kilkulatka, który nie potrafi

jeszcze wczuwać się w nastrój rodzica, jest całkowicie na miejscu. Rodzice

o niestabilnym poczuciu własnej wartości mogą odbierać napady złości

dziecka zbyt osobiście i reagować na nie nadmierną złością albo smutkiem

i rozczarowaniem. Gdy (za każdym razem) reagują silną złością, dziecko

zaczyna się bać i uczy się, że wyrażanie własnego zdania jest

niebezpieczne. Kiedy rodzice (za każdym razem) reagują rozczarowaniem

i smutkiem, dziecko uczy się, że rani innych, wyrażając własne zdanie, i że

jest odpowiedzialne za uczucia swoich rodziców. Te doświadczenia

zostawią w jego mózgu ślad w postaci najważniejszego wzorca i programu

zachowania.

Dobrzy rodzice nie tylko zaspokajają potrzebę więzi swego dziecka, ale

także okazują zrozumienie dla jego potrzeby autonomii. Rozwój dziecięcej

autonomii związany jest z wrodzoną potrzebą eksploracji, która pozwala

dziecku z ciekawością i dociekliwością badać otoczenie. Dzieci mają


w sobie silną potrzebę zrozumienia otaczającego je świata i poradzenia

sobie z nim. Dlatego lubią określone zabawy, jak na przykład zrzucanie raz

po raz zabawki na podłogę, w nadziei że dorosły będzie ją podnosił. W ten

sposób trenują poczucie własnej sprawczości, czyli uczą się, że mogą mieć

wpływ na otoczenie. Poczucie posiadania wpływu na innych, a nie bycie

tylko zdanym na nich w stosunkach międzyludzkich, jest istotnym

elementem doświadczania autonomii. Dlatego ważne jest, aby dzieci mogły

wyrażać swoją wolę i w miarę możliwości mogły ją forsować. W ten

sposób uczą się, że mieć własne zdanie jest OK i że opłaca się o nie

walczyć. Wola dziecka nie może być jednak jedynym czynnikiem

decydującym o postępowaniu rodziców – dziecko musi się też przecież

nauczyć dopasowywać do innych. Nasze potrzeby więzi i autonomii stale

wchodzą ze sobą w interakcje i ciągle ze sobą konkurują. Dopasowywania

się, które służy nawiązywaniu więzi, trzeba się nauczyć, tak jak i wyrażania

własnego zdania służącego zaspokajaniu potrzeby autonomii. Dla

stworzenia więzi trzeba zawsze zrezygnować z odrobiny niezależności,

a dla zdobycia autonomii poświęcić pewną część więzi. Niezbędne jest stałe

utrzymywanie równowagi między tymi dwiema potrzebami, a przynajmniej

powinniśmy to umieć, kiedy stajemy się dorośli. Często jednak tak nie jest

– bywa, że albo zanadto się dopasowujemy, albo jesteśmy zbyt

buntowniczy, a jeszcze inni z nas kursują między tymi skrajnościami.

Należy jeszcze wspomnieć, że rodzice pozostawiają trwałe ślady

w swoich dzieciach nie tylko przez swoje działania wychowawcze, ale

także służąc im za wzór do naśladowania. Dzieci identyfikują się bowiem

ze swoimi rodzicami, szczególnie z rodzicem tej samej płci, jako wzorem

funkcjonowania w danej roli. I tak na przykład niektóre matki dają swoim

córkom przykład niewielkiej samodzielności, kiedy trwożliwie dopasowują

się do swego męża i są od niego zależne emocjonalnie i finansowo. Część


ojców z kolei wdrukowuje synom zachowania skutkujące tworzeniem

słabych więzi, kiedy w domu często bywają zarówno fizycznie, jak

i emocjonalnie nieobecni. Oczywiście nieobecny ojciec pozostawia także

ślady w psychice córki, a mało autonomiczna matka w swoim synu. Jeśli

więc chcemy zrozumieć, jakie wzorce wynieśliśmy z rodzinnego domu,

powinniśmy przeanalizować wzory osobowe naszych rodziców.

Do zachowań rodziców, które nie zaspokajają potrzeby więzi dziecka,

należą: fizyczna i mentalna nieobecność, brak emocjonalnego ciepła,

niedostatek empatii, rygorystyczny autorytaryzm, brak zrozumienia,

deprecjacja, znęcanie się, zaniedbywanie.

Zachowania rodziców, które utrudniają rozwój autonomii dziecka, to

nadmierne przywiązanie, rygorystyczny autorytaryzm, tłumienie dziecięcej

niezależności, brak wsparcia, lęk separacyjny ze strony przynajmniej

jednego z rodziców (przeświadczenie, że nie może zostawić dziecka),

a także brak autonomii u rodzica, z którego płcią identyfikuje się dziecko.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
PŁYNNE PRZEJŚCIE
OD NEGATYWNYCH
DOŚWIADCZEŃ DO TRAUMY

Co rozumiemy przez pojęcie traumy? Według Franza Rupperta, znanego

niemieckiego badacza traumy, jest ona psychiczną sytuacją awaryjną,

występującą wtedy, kiedy zawiodły wszystkie zwykle stosowane strategie

obronne. Traumę określa się więc jako stan maksymalnej bezradności

w stanie zagrożenia. Dzieci mogą doznać wczesnego straumatyzowania

przez swoich rodziców, kiedy oni sami noszą w sobie nieprzepracowane

traumy. Ale doświadczenie traumy może nam się zdarzyć na każdym etapie

życia, na przykład w wyniku jakiejś zbrodni, wypadku czy katastrofy

naturalnej. We wczesnym dzieciństwie negatywne doświadczenie potrafi

łatwo zamienić się w traumę.

Traumatyczne wydarzenia odciskają głębokie piętno w ośrodku strachu

umiejscowionym w ciele migdałowatym w naszym mózgu. Często włącza

się w nim później stale alarm, mimo że przyczyna traumy już od dawna nie

występuje. Wielu ludzi, którzy doświadczyli traumy, żyje w ciągłej

gotowości lękowej. Przede wszystkim wtedy, gdy zdarzyło się to

w późniejszych latach życia, na przykład w wyniku wypadku,

a straumatyzowane osoby z trudem wypierają trudne wspomnienia

i nieustannie prześladują je obrazy grozy. Wskutek psychicznego


obciążenia są rozdrażnione i agresywne, stale lękowo napięte i nadmiernie

uważne. Ciało migdałowate pełni tu funkcję rzetelnego dozorcy, który raz

zaspał i nie ostrzegł przed niebezpieczeństwem, a teraz przy najdrobniejszej

okazji wszczyna alarm. Taki rodzaj reagowania określa się mianem stresu

pourazowego.

Może się zdarzyć, że osoby, które wcześnie doświadczyły traumy ze

strony swoich rodziców, albo się od niej izolują, albo ją wypierają, by nie

móc jej sobie przypomnieć. Program przetrwania przeciwdziała ich

powrotowi do traumatycznych przeżyć. W ten sposób mogą bez zakłóceń

funkcjonować w codziennym życiu. Traumy rodzinne, jeśli pozostają

nieprzepracowane, mogą być przekazywane przez kolejne pokolenia. Na

przykład czyjaś babcia w dzieciństwie straciła rodziców, którzy zginęli na

wojnie. Dorastała w domu dziecka, gdzie nie było nikogo, kto by ją

pocieszył i zauważył jej smutek. Mała dziewczynka, aby móc psychicznie

przeżyć, wypierała swoje cierpienie i zwątpienie i się od niego

odseparowywała. Nigdy więc nie przepracowała śmierci swoich rodziców,

a uczucia smutku, opuszczenia, strachu, zwątpienia i bezradności zamroziła

w sobie. A teraz wyobraźmy sobie tę dziewczynkę jako dorosłą kobietę

i matkę, która rodzi córkę. To nieuniknione, że będzie miała trudności

z radzeniem sobie z uczuciem smutku, opuszczenia, strachu i zwątpienia

u swojej córki, ponieważ w sobie samej ma zablokowany dostęp do tych

właśnie emocji. Kiedy zatem jej córka będzie smutna, co dzieciom często

się zdarza, matka nie będzie umiała zauważyć smutku córki i jej w nim

towarzyszyć – aby to zrobić, musiałaby mieć dostęp do swojego smutku.

Smutek córki będzie w niej wywoływał podprogowy lęk przed pojawieniem

się jej własnego smutku, przez który mogłaby popaść w rozpacz. Córka

nauczy się więc wypierać miękkie uczucia, aby nie obciążać nadmiernie

matki. W ten sposób straci ważną część siebie, część swojej autentyczności,
by utrzymać z matką dobrą więź. Przejmie odpowiedzialność za udaną

relację z matką. Ponieważ dziecko żyje w głębokiej symbiozie z matką,

nieświadomie wyczuwa jej głęboki smutek i przejmuje odpowiedzialność

za jej uszczęśliwianie. Tak dziewczynka może wyrosnąć na słoneczko

swoich rodziców, nauczycieli i kolegów, może stać się dzieckiem, które

nigdy nie sprawia kłopotów i pozornie zawsze dobrze funkcjonuje. To

doświadczenie stanie się dominującym programem więzi w dorosłym życiu

tej dziewczynki. Oznacza to, że jako dorosła kobieta będzie bardzo dobrze

funkcjonować i stale troszczyć się o potrzeby innych, a nie o swoje własne.

Jaki wpływ ma taki program na umiejętność tworzenia związków przez tak

funkcjonującą osobę? Możliwości są dwie: 1. Pozostanie uwięziona

w nadmiernym dopasowywaniu się i będzie się starała spełniać wszystkie

oczekiwania partnera, zgodnie z przyzwyczajeniem łatwiej wyczuwając

potrzeby innych niż swoje. 2. Będzie zachowywać dystans, odgradzać się,

czasem unikać bliskich relacji miłosnych z lęku przed utratą siebie.

Ponieważ w dzieciństwie takie osoby miały tylko negatywne doświadczenia

z próbami odseparowania się od innych, potrzebują wyznaczenia

wyraźnych granic w zewnętrznym świecie.

W obu przypadkach osobie dotkniętej taką traumą brakuje jakiejś części

siebie. Brakuje jej dostępu do własnych uczuć, brakuje jej też

samozrozumienia. Jej wewnętrzne dziecko chroni się przez nadmierne

dopasowanie lub odgrodzenie, bo jeszcze nie zrozumiało, że dziś jest już

dorosłe i może wieść własne życie. W następstwie tego może się zdarzyć,

że taka osoba utknie w iluzji miłości, jak ujął to Ruppert. Kobieta z naszego

przykładu mogłaby więc znaleźć się w nieszczęśliwym związku i pomylić

miłość z uzależnieniem. Obecne w niej dziecko – podobnie jak wcześniej

w relacji z matką – weszłoby w symbiotyczny układ, w którym czułoby się

zobowiązane uszczęśliwiać innych i nie mieć własnych potrzeb. Póki ta


kobieta się nie ocknie i nie zauważy, że trwa w określonym „trybie

funkcjonowania”, póty nie będzie mogła stwierdzić, czego chce ona sama

i co jest dla niej dobre. Nie zdoła żyć w prawdziwej bliskości, ponieważ

w związku będzie obecna tylko częścią swojej osoby.

Wiem, że to wszystko brzmi trochę przerażająco. Dlatego chciałabym

dodać, że niektóre wzorce, także powstałe w wyniku traumy, można

przepracować. W tej książce podpowiem ci, jak to zrobić. Ważne, abyś

teraz się zastanowił, jakie warunki życia twojej rodziny mogły wpłynąć na

twój program więzi. Czy zdarzyła się w twojej rodzinie jakaś trauma, która

mogła mieć wpływ na twój rozwój?

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
ODWAGA BYCIA SZCZERYM

Z mojej długoletniej praktyki terapeutycznej wiem, że niektórym ludziom

z trudem przychodzi zbudowanie szczerego i krytycznego obrazu własnego

dzieciństwa i swoich rodziców. Dlatego chciałabym raz jeszcze podkreślić,

że nie chodzi o to, byśmy obarczali rodziców winą za nasze aktualne

problemy, lecz abyśmy zrozumieli niektóre uwarunkowania i wzorce

naszych zachowań. Bez tego nie jest możliwe uzyskanie samoświadomości,

a bez niej nie da się zmienić wdrukowanych sposobów reagowania. Znam

niemało ludzi w średnim wieku lub starszych, którzy późno skonfrontowali

się z realistycznym obrazem własnego dzieciństwa. Opowiadają mi, że

długo wypierali fakt, iż mieli nieszczęśliwe dzieciństwo. Długo wierzyli, że

było piękne. Kiedy myśleli o nim, przypominały im się tylko piękne chwile

i obrazy. Ale kiedy zaczęli dokładnie mu się przyglądać, musieli stwierdzić,

że tak naprawdę w głębi siebie czuli się samotni i niezrozumiani albo że

odsuwali na bok własne potrzeby, aby nie zniszczyć miłych chwil i zrobić

przyjemność rodzicom. Patrząc wstecz, dostrzegli, że się samooszukiwali,

a ich obraz dzieciństwa był iluzją. Dopiero dzięki realistycznemu oglądowi

swojej przeszłości takie osoby mogą zrozumieć same siebie i rozgryźć swój

psychiczny program. Taki wgląd pozwala im stworzyć nowy program,

który dużo bardziej odpowiada ich obecnej, dorosłej rzeczywistości. To


nowe wewnętrzne nastawienie idzie w parze ze zmienionym zachowaniem,

które mniej obciąża ich związki i czyni życie szczęśliwszym.

Dlaczego wielu ludziom tak trudno spojrzeć krytycznie na swoich

rodziców? Dlatego, że jako dzieci jesteśmy z natury rzeczy skazani na to,

by rodziców postrzegać jako dobrych i porządnych. Nasza egzystencja

zależy od nich, poczulibyśmy się więc bezbronni i zdani na łaskę losu,

gdybyśmy jako dzieci doszli do wniosku, że nasi rodzice są nie w porządku

albo są źli. Czteroletnie dziecko, które jest bite przez swojego ojca, myśli:

„Tata ma rację, jestem zły”, a nie: „Tata jest agresywny, ja jestem całkiem

w porządku”. Abstrahując od tego, że dla psychiki dziecka przyznanie, że

jest zależne od nieudolnych rodziców, byłoby zbyt niebezpieczne, to

również poznawczo dziecko nie jest zdolne do sformułowania moralnej

oceny niezależnie od rodziców. Brakuje mu do tego rozeznania. Z jego

perspektywy świat wygląda tak: „Jestem mały, a ty jesteś duży i masz

władzę, a więc jesteś dobry, a ja zły”. Przypomnę, że w każdym z nas

rezyduje część osobowości zwana w psychologii „wewnętrznym

Dzieckiem”. W przypadku negatywnych doświadczeń z dzieciństwa

właśnie ta część sprawia, że jako dorośli często sądzimy, że inni są

w porządku, tylko my jesteśmy w jakiś sposób skrzywieni. Kiedy

identyfikujemy się z naszym wewnętrznym Dzieckiem, a przede wszystkim

z jego niskim poczuciem własnej wartości, nawet jako dorośli czujemy się

mali i rzadko mamy wrażenie bycia na równi z innymi. Uwięzieni w tym

swoistym matriksie – naszym „wewnętrznym programie” – roimy sobie, że

jesteśmy zależni od osób, które potrafią lepiej niż my decydować, co jest

dobre, a co nie.

Mając taki program, wielu ludzi idzie niepewnie przez życie

i potrzebuje silnej ręki, która ich poprowadzi. Dopóki nie zdadzą sobie

sprawy ze swoich wdrukowanych wzorców, dopóty pozostaną w nich


uwięzieni. Będą mieć skłonność do wywyższania bliźnich zgodnie

z zasadą: „Ty jesteś duży, a ja mały”. Wywyższenie jakiejś osoby nierzadko

przechodzi z czasem w jej deprecjację. To częsty fenomen, że umniejszamy

wartość ludzi, których postrzegamy jako dominujących, by znaleźć się

z nimi na równi.

Ktoś, kto często znajdował się w sytuacji podporządkowania

i zależności, nie potrafi odseparować się od swoich rodziców, ponieważ

jego wewnętrzne Dziecko ma w sobie symboliczny lęk przed puszczeniem

dłoni mamy. Autonomiczne umiejętności takich ludzi są za słabo

rozwinięte, a oni funkcjonują, wykorzystując tylko część swojego

potencjału. W ten sposób żyją, idealizując swoich rodziców i wikłając się

w relacje z nimi, a do tego są przekonani, że ich dzieciństwo było

wspaniałe. Aby spojrzeć na własnych rodziców krytycznym okiem, muszą

nabrać wobec nich trochę dystansu, czyli poluzować więź z nimi. I to

właśnie powoduje u wielu z nich lęk, który sprawia, że ich wewnętrzne

Dziecko czuje się małe i zależne. Do tego kochają rodziców i czują się

zobowiązani do lojalności względem nich. Jeśli myślą o rodzicach

krytycznie, natychmiast pojawia się w nich poczucie winy. W niektórych

przypadkach psychiczne wstrząsy z dzieciństwa są tak silne, że mają wręcz

traumatyczny charakter. Uruchamia to w dziecku program przetrwania,

który przeszkadza w późniejszym uświadomieniu sobie tych zranień.

Wyparcie chroni osoby dotknięte traumą przed psychicznym cierpieniem.

Kolejnym krokiem naszej pracy będzie wspólne odtworzenie programu

więzi i autonomii, dlatego proszę cię o jak najuczciwsze skonfrontowanie

się ze swoją przeszłością i z rodzicami. Na początku może to być bolesne,

ale da ci ogromną szansę na uporanie się z uczuciami z przeszłości

i pozwoli wykształcić w sobie całkiem nowe nastawienie. Pomocne przy

tym będzie uświadomienie sobie dobrych cech swoich rodziców, które


szanujesz i za które jesteś im wdzięczny. Ponadto musisz pamiętać, że twoi

rodzice również mieli rodziców, którzy na ich psychice odcisnęli własne

piętno. Kiedy rodzice popełniają błędy – a zdarza się to wszystkim –

najczęściej postępują tak nie po to, by szkodzić swojemu dziecku, lecz

z reguły dlatego, że sami w niewystarczający sposób przeanalizowali

i przepracowali swoje dzieciństwo. Autorefleksja jest więc niezwykle

ważna, by nie przenosić swoich wdrukowanych wzorców na dzieci i żeby

potem one ich nieświadomie nie wdrażały w swoim życiu. Jeśli nauczę się

lepiej rozumieć siebie, to nie tylko otworzę sobie drogę do szczęśliwego

życia, ale także stanę się lepszym człowiekiem. Dlatego zachęcam cię do

przejścia wraz ze mną kolejnych etapów analizy zmierzającej do

opracowania twojego osobistego programu więzi.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
ZNAJDŹ SWÓJ PROGRAM WIĘZI

Chciałabym w końcu wyjaśnić, dlaczego w książce zwracam się do

czytelnika na „ty”. Nie lubię używać pełnej dystansu formy „Pan/Pani”,

kiedy zajmujemy się prywatnymi sprawami. To poufałe „ty” znosi dystans

i bezpośrednio dotyka całej twojej osobowości. A mnie właśnie o to chodzi.

Chcę ci pomóc w zrozumieniu twoich osobistych wdrukowanych wzorców

oraz indywidualnego programu więzi. Dopiero gdy je sobie uświadomisz,

będziesz mógł pójść dalej i je zmienić.

Radzę ci, abyś kontynuując lekturę, założył sobie notatnik, w którym

będziesz wykonywać zaproponowane ćwiczenia oraz zapisywać swoje

kolejne doświadczenia, myśli i przeżycia. Traktuj ten notatnik jako rodzaj

osobistego zeszytu refleksji. Polecam to także moim klientom. Pisząc, dużo

głębiej przepracowujemy różne sprawy, a ponadto zmuszeni jesteśmy

doprowadzać do końca notowaną myśl. Możesz oczywiście tylko

przeczytać ćwiczenia, jeśli robienie zapisków byłoby dla ciebie zbyt

uciążliwe. Lepsze efekty da jednak aktywne przeprowadzanie ćwiczeń,

a notowanie myśli i uczuć tak naprawdę nie zajmie ci wiele czasu.

PIERWSZY KROK: JAKIEGO RODZAJU WIĘŹ


ISTNIAŁA MIĘDZY TOBĄ A TWOIMI RODZICAMI?
Ćwiczenie: Zbadaj więź ze swoimi rodzicami

Weź, proszę, swój zeszyt i  zanotuj, w  jakim stopniu rodzice zaspokajali twoją potrzebę
więzi, kiedy byłeś dzieckiem (w wieku 0–10 lat). Jeśli nie dorastałeś w obecności rodziców,
odpowiedz sobie na to pytanie w odniesieniu do osoby, która się tobą opiekowała. Zapisz
swoją odpowiedź, dopasowując ją do każdego z  rodziców (lub opiekunów). Jeśli miałeś
jednego rodzica biologicznego, a  drugiego przybranego (macochę, ojczyma), możesz –
o ile odgrywał w twoim życiu ważną rolę – zanotować to także przy nim.
Aby wykonać to zadanie, musisz zagłębić się w  sobie i  przywołać przed oczy wyobraźni
swoje dzieciństwo, być może jakąś określoną sytuację, która jest ciągle żywa w  twoich
wspomnieniach. Jeśli masz niewiele wspomnień z wczesnego dzieciństwa, oznacza to, że
raczej nie było ono zbyt piękne. Trudne dzieciństwo częściej bywa wypierane niż dobre.
Jeżeli więc masz mgliste wspomnienia ze swojego dzieciństwa albo nie masz żadnych
wspomnień, wybierz te, które przychodzą ci do głowy z późniejszych czasów i są związane
z twoimi rodzicami. Potem spytaj siebie: Czy gdy byłem mały, rodzice byli tacy sami, jak to
zapamiętałem z późniejszych lat?
Przygotowałam listę pozytywnych i  negatywnych atrybutów więzi, żeby ułatwić ci
opisywanie rodziców. Pomocą w  wykonywaniu tego ćwiczenia, jak również następnych
ćwiczeń, będą przykłady dotyczące relacji Julii i  Roberta – postaci, które poznałeś już
w  rozdziale „Program naszego związku”. Julia zademonstruje nam ćwiczenie poświęcone
więzi, a Robert autonomii.

Zapytaj siebie: Czy mama/tata byli...


Pozytywne atrybuty: kochający, opiekuńczy, empatyczni, przychylni, wspierający, ciepli,
silni, delikatni, szczodrzy, przewidywalni, w dobrym nastroju, zrównoważeni.
Negatywne atrybuty: nieczuli, zimni, wycofani, obojętni, przeciążeni, mało wyrozumiali,
pozbawieni empatii, bardzo autorytarni, zdystansowani, niezainteresowani, agresywni,
przemocowi, zagrażający, zestresowani, rozdrażnieni, nieobliczalni.

Przy każdym z  rodziców zanotuj odnoszące się do niego atrybuty, które opisują jego
umiejętność tworzenia więzi czy też jego stosunek do ciebie.

Przykład Julii:
Mama: zbyt często przebywała poza domem. Kochająca, bardzo się o  mnie troszczyła,
kiedy była w domu.
Tata: zbyt często przebywał poza domem. Najczęściej miły, czasami jednak zestresowany
i rozdrażniony, kiedy był w domu.
DRUGI KROK: JAKIE UCZUCIA BYŁY W DOMU MILE
WIDZIANE, A JAKIE NIE?

Ćwiczenie: Jak rodzice obchodzili się z uczuciami?

Zapisz, jakie uczucia i emocje były w domu dozwolone. Z jakimi rodzice potrafili dobrze się
obchodzić, a  z  jakimi nie? Jakie uczucia/emocje miałeś prawo czuć, a  jakie były
niepożądane czy też jakimi uczuciami/emocjami rodzice czuli się przytłoczeni?
Pozytywne uczucia: radość, duma, miłość, przychylność.
Negatywne uczucia: smutek, bezradność, wstyd, zazdrość, strach, złość.
Czy czułeś się czasem samotny i nierozumiany przez rodziców, ponieważ niektóre uczucia
nie były mile widziane w twoim domu?

Przykład Julii:
Mama zawsze była sztywna i  nieobecna, kiedy płakałam i  prosiłam, żeby więcej nie
wyjeżdżała. Myślę, że całkowicie przytłaczał ją mój smutek i nie potrafiła nic z nim zrobić,
ponieważ wyzwalałam w  niej bardzo duże poczucie winy. Poza tym ona sama nigdy nie
okazywała smutku. Zawsze pokazywała, że jest silna, mimo że w głębi siebie na pewno nie
była wcale taka twarda. Ogólnie miała problem z miękkimi uczuciami, jak wstyd, strach czy
bezradność. Kiedy ja je odczuwałam, ona była bezradna. Myślę, że zawsze miała poczucie,
że jest złą matką. Dlatego przyzwyczaiłam się nie okazywać tych emocji. Miękkie uczucia
do dziś wprawiają mnie w  zakłopotanie. Mama umiała natomiast dobrze obchodzić się
z  pozytywnymi i  twardymi uczuciami, pokazywała, jak mnie kocha. Nawet kiedy byłam
rozgniewana, było to dla niej OK.
Tata potrafił dobrze obchodzić się z  pozytywnymi uczuciami. Zawsze okazywał, że mnie
kocha i  że jest ze mnie dumny. Umiał lepiej niż mama obchodzić się ze mną, gdy byłam
smutna. Pocieszał mnie wtedy i  dodawał odwagi. Przy tacie nie mogłam natomiast się
złościć, bo wtedy i  on sam zaraz się denerwował. Kiedy wpadałam w  złość, natychmiast
wywoływałam ją u niego i wtedy zaczynała się między nami kłótnia.

Z  jakimi uczuciami potrafisz się dobrze obchodzić, jakie tłumisz, a  jakie są u ciebie zbyt
silne? Zanotuj je.

Przykład Julii:
Pozwalam sobie na radość, przychylność, miłość.
Za często poddaję się swoim lękom, przede wszystkim lękowi przed stratą.
Przeważnie tłumię swój gniew.
Wstydzę się miękkich uczuć, takich jak smutek czy bezradność. Przejęłam od mamy
przekonanie, że zawsze muszę być silna.

TRZECI KROK: JAKĄ ROLĘ, JAKIE ZADANIE MIAŁEŚ


W SWOJEJ RODZINIE?

Ćwiczenie: Jaka była twoja rola w rodzinie?

Zastanów się, czy miałeś w  rodzinie przypisaną określoną rolę, jakieś zadanie do
wykonania. Rola często bywa przypisywana na  podstawie cech, z  którymi dziecko
przychodzi na świat. Jeśli  na przykład jest lękliwe i  wrażliwe, wmawia mu się chętnie, że
jest wrażliwcem w  rodzinie – co nie musi oznaczać niczego złego, ale wpływa na obraz
siebie, jaki tworzy dziecko.
Niektóre dzieci dostają rolę czy zadanie bycia silnym. Gdy matka jest słaba, dziecko
przejmuje odpowiedzialność za jej samopoczucie, starając się być silne i radosne, aby nie
osłabiać jeszcze bardziej biednej mamy. Kiedy rodzeństwo od urodzenia jest chorowite lub
przysparza rodzicom wiele zmartwień z  innych powodów, dziecko postanawia, że nie
będzie dodatkowym ciężarem. Zdarza się też, że rodzice lub jedno z  nich, mając dobre
zamiary, by wychować dziecko na silne i  pewne siebie, sprawiają, że czuje ono
nieświadome zobowiązanie, by nie okazywać słabości. Inne dzieci odczuwają presję, by
uszczęśliwiać mamę, ponieważ często widzą ją smutną. Niektóre z kolei sądzą, że muszą
utrzymać związek mamy i taty, ponieważ rodzice tak często się kłócą, że dziecko boi się, że
mogliby się rozstać.
Skonfrontuj się teraz ze sobą i poczuj, czy odgrywałeś jakąś określoną rolę lub czułeś się
zobligowany do wykonania jakiegoś zadania w swojej rodzinie. Zanotuj to.

Przykład Julii:
Grałam często rolę „małej dziewczynki”, żeby mama i  tata widzieli, jak bardzo potrzebuję
ochrony, i  żeby byli przy mnie. Do  tego odczuwałam presję, głównie ze strony mamy, że
muszę być silna. W jakiś sposób próbowałam robić obie te rzeczy jednocześnie.

CZWARTY KROK: ZNAJDŹ SWOJE SCHEMATY


MYŚLOWE
Schematy myślowe to głębokie i najczęściej nieświadome przekonania

o nas samych, naszej wartości i naszych relacjach. Powstają w wyniku

doświadczeń, jakie zdobywamy w ciągu naszego życia, a przede wszystkim

w pierwszych jego latach w kontakcie z rodzicami. Schematy myślowe są

w pewnym stopniu językiem programowania naszego poczucia własnej

wartości. Co ważne, rodzice nie przekazują dzieciom schematów

myślowych bezpośrednio, lecz przez swoje zachowanie wobec nich. Kiedy

na przykład dziecko doznaje pełnej miłości troski ze strony swoich

rodziców, wówczas powstaje w nim schemat myślowy w rodzaju: „Jestem

kochany”, „Jestem mile widziany”, „Jestem ważny”. Jeśli natomiast

dziecko doświadcza odrzucenia i chłodu emocjonalnego, wtedy pojawia się

w nim schemat myślowy typu: „Nie jestem nic wart”, „Jestem sam”, „Nikt

mnie nie kocha”. Schematy myślowe są zawsze prosto sformułowane,

ponieważ nasza podświadomość operuje całkiem prostymi kategoriami.

Schematy są jak wewnętrzne programy, z których pomocą interpretujemy

rzeczywistość. Stanowią główną część naszego wewnętrznego Dziecka i są

stosowane przez nas także w życiu dorosłym. W znacznej mierze decydują

o tym, w jaki sposób postrzegamy, czujemy, myślimy i jak się

zachowujemy.

Ćwiczenie: Twoje schematy myślowe dotyczące więzi, miłości


i rodziny

Proszę, abyś teraz zajrzał w głąb siebie i poczuł, jakie schematy myślowe masz w sobie na
temat więzi, miłości i związków. W tym celu sprawdź, czego udało ci się dowiedzieć o sobie
i swoich rodzicach w pierwszych trzech krokach poszukiwania swego programu więzi. Aby
pomóc ci w  odnalezieniu schematów myślowych, zebrałam kilka przykładów pozytywnych
i  negatywnych schematów. Ich lista nie jest oczywiście kompletna, dlatego śmiało dopisuj
do niej swoje własne zdania i sformułowania.
Przykładowe pozytywne schematy myślowe, które dotyczą
jakości więzi z rodzicami

Jestem OK
Jestem wystarczająco dobry
Jestem kochany
Jestem ważny
Jestem wartościowy
Mogę być sobą
Jestem mile widziany
Jestem otoczony opieką
Mam prawo czuć
Mogę się bronić

Przykładowe negatywne schematy myślowe

Schematy myślowe, które bezpośrednio dotyczą poczucia własnej wartości

Nic nie jestem wart


Nie jestem wystarczająco dobry
Do niczego się nie nadaję
Nie powinienem żyć
Nie jestem ważny
Jestem ciężarem
Nikt mnie nie kocha
Tak czy inaczej, zostanę porzucony
Jestem winny
Jestem bezradny (mały, bezbronny)

Schematy myślowe, które służą rozwiązaniu problemów mamy i taty (strategie obronne)

Muszę spełniać twoje oczekiwania (dobrze funkcjonować, być perfekcyjny)


Nie mam prawa czuć (być smutny, zły)
Muszę się dopasowywać (naginać, nie okazywać własnej woli)
Muszę być silny
Muszę uczynić cię szczęśliwym (Jestem odpowiedzialny za twoje szczęście)
Nie mogę cię rozczarować
Nie mogę się odseparować (Muszę być przy tobie)
Przykład Julii:
Nie jestem wystarczająco dobra. Tak czy inaczej zostanę porzucona. Jestem sama. Muszę
być perfekcyjna. Nie mogę cię rozczarować. Muszę się dopasować i być uległa.

Na przykładzie schematów myślowych Julii łatwo można zauważyć

związek między jej niestabilnym poczuciem własnej wartości (Nie jestem

wystarczająco dobra) a strategiami obronnymi, które się na tym podłożu

wykształciły (Muszę być perfekcyjna. Nie mogę cię rozczarować). Strategie

obronne są sposobami zachowania, które odbierają władzę schematom

myślowym i odbudowują nadszarpnięte poczucie wartości. Strategie

obronne omówię szerzej w rozdziale „Dziecko Cienia i jego strategie

obronne”.

Być może dzięki temu ćwiczeniu odnalazłeś dużo schematów

myślowych, może nawet więcej niż Julia. Schematy myślowe stanowią

często wariację na określony temat. W przypadku Julii jest nim lęk przed

samotnością i przed porzuceniem. Prawie wszystkie jej schematy myślowe

są związane z lękiem przed opuszczeniem. Julia musi więc być perfekcyjna,

aby nie została porzucona, i musi spełniać wszystkie oczekiwania, aby się

przypodobać. Musi się dopasowywać i być uległa, aby jej nie opuszczono,

tym bardziej że zgodnie ze swoim wewnętrznym systemem schematów

i tak sądzi, że zostanie porzucona, ale nic nie może na to poradzić

(ponieważ jej rodzice za każdym razem ją zostawiali i mała Julia nie miała

na to żadnego wpływu). Dużo miejsca poświęcam tu kwestii lęku,

zwłaszcza lęku przed porzuceniem. Chcę pokazać, jak ściśle schematy

myślowe są związane z uczuciami. Więcej opowiem o tym w następnym

rozdziale.

Ćwiczenie: Znajdź swoje główne negatywne schematy myślowe


Masz już spis swoich schematów myślowych na temat więzi, miłości i rodziny. Zajmiemy się
teraz schematami negatywnymi i  spróbujemy je zredukować do jednego centralnego
tematu, czyli głównego schematu myślowego. Przeczytaj listę wszystkich swoich
schematów i  poczuj, które cię najbardziej poruszają, najbardziej dołują. Zidentyfikuj co
najmniej jeden, ale nie więcej niż trzy schematy myślowe jako swoje główne schematy.

Przykład Julii:
Zostanę porzucona. Nie jestem wystarczająco dobra.

PIĄTY KROK: ZIDENTYFIKUJ SWOJE UCZUCIA

Abyś mógł zrozumieć swoje wewnętrzne Dziecko, powinieneś rozpoznać

swoje uczucia. To one sprawiają, że pewne rzeczy robimy, a innych nie.

Schematy myślowe są jedynie myślami. A myśli same w sobie nie mają

wielkiej siły motywacyjnej. Każdy to wie – sama myśl, która jest

szkodliwa, niezdrowa czy niekorzystna dla nas, nie motywuje nas ani do

podjęcia jakichś zachowań, ani do ich porzucenia. Gdyby tak było, po

świecie chodziliby tylko rozsądni ludzie, którzy odżywialiby się zdrowo

i regularnie uprawiali sport. Nie byłoby też ludzi uzależnionych. Istnieją

jednak uczucia, które towarzyszą naszym myślom i schematom myślowym

– to one motywują nas do działania albo nas od niego powstrzymują.

W psychologii mówi się o zachowaniach zbliżania się i unikania. Uczucia

sygnalizują nam, czy chcemy się do czegoś zbliżyć, czy raczej tego unikać.

Schematy myślowe wyzwalają w tobie emocje nawet wtedy, gdy nie jesteś

tego świadomy. Bardzo ważna jest jednak umiejętność zidentyfikowania

takiego uczucia, abyś w przyszłości mógł się w odpowiednim momencie

przyłapać na tym, że działasz w trybie swego wewnętrznego Dziecka,

a więc że jesteś uwięziony w swoich schematach myślowych.

Spróbuj zatem raz jeszcze świadomie skonfrontować się z uczuciami

wyzwalanymi w tobie przez twoje schematy myślowe. Jeśli sprawia ci to


trudność, przypomnij sobie jakąś sytuację konfliktu ze swoim partnerem

lub byłym partnerem, w której twoje wewnętrzne Dziecko czuło się

zranione. Jakie uczucia wywołuje w tobie wspomnienie tego konfliktu?

Które z nich są ci znajome? Czy możesz powiązać je ze swoimi

schematami myślowymi? Zwróć uwagę na swoją fizyczną reakcję,

wywoływaną przez te uczucia, jak na przykład ucisk w klatce piersiowej,

łaskotanie w brzuchu, przyspieszone bicie serca czy ściskanie w gardle.

Kiedy rozpoznasz to uczucie w ciele, na przykład ucisk w klatce piersiowej,

zapytaj sam siebie, jak możesz nazwać ten ucisk. Czy chodzi tu o lęk, czy

o presję dopasowania się?

Główną rolę w naszym życiu emocjonalnym odgrywa zawsze lęk przed

stratą lub lęk przed porażką. Są one ściśle związane z naszym poczuciem

własnej wartości. Z reguły oba rodzaje lęku bazują na schematach

myślowych, które wyrażają emocje związane z niskim poczuciem własnej

wartości. Wiele osób nosi w sobie – w różny sposób sformułowany –

następujący schemat myślowy: „Jestem niewystarczająco dobry”. Lęk

przed stratą i porzuceniem jest duży, ponieważ wewnętrzne Dziecko nie

może uwierzyć, że jest kochane, nawet jeśli w rzeczywistości tak jest. Takie

osoby często boją się porażki, ponieważ sądzą, że potwierdzi ona ich

poczucie niskiej wartości. Nawet osoby ze stabilną samooceną

doświadczają lęku przed porzuceniem czy porażką, gdyż takie lęki stanowią

część ludzkiej natury. Podobnie jak potrzeba dowartościowania się

i poczucie wstydu, służą one temu, byśmy nie szli przez życie jako egoiści,

lecz dopasowywali się do społeczeństwa. Jednak ludzi, którzy z zasady nie

wierzą w siebie, ogarnia silniejszy lęk przed stratą i porażką.

Główną rolę w naszym życiu emocjonalnym odgrywa zawsze lęk przed


stratą lub lęk przed porażką.
Wiele innych emocji to emocje wtórne, będące pochodną dwóch

wspomnianych wyżej lęków. Kiedy na przykład ponoszę porażkę,

odczuwam wstyd. Kiedy stracę bliską mi osobę, czuję smutek. Kiedy grozi

mi strata, doświadczam zazdrości. Reakcją na porażkę lub stratę bywa także

wściekłość. Często uciekamy w złość, aby wyprzeć głęboki smutek, który

mogłaby w nas wywołać strata lub doznane niepowodzenie. Złość to

uczucie twarde, smutek zaś miękkie, dlatego przedkładamy złość nad

smutek. Zdarza się też odwrotna sytuacja – ludzie hamujący w sobie agresję

odczuwają smutek, chociaż odpowiedniejszą reakcją byłaby złość. Często

zauważam to u moich klientów, którzy na przykład opowiadają mi, jak źle

traktuje ich partner, że ich obraża, wymyśla im, nie mogą na niego liczyć.

Mówią mi, że jest im smutno z powodu takiego zachowania partnera. Kiedy

ich pytam, czy ich ono nie złości, najczęściej zaprzeczają, mimo że złość

byłaby tu dużo właściwszą reakcją niż smutek. Ci klienci – częściej są to

kobiety niż mężczyźni – stoją jednak całkowicie po stronie więzi

i najczęściej już w dzieciństwie nauczyli się tłumić swoją złość, aby nie

zagroziła ich relacji z rodzicami, a potem z partnerem. Agresja separacyjna

jest jednak niezbędna, by się w razie potrzeby obronić albo zakończyć

związek. Osoby dotknięte takimi lękami, jakie mieli moi klienci,

poświęcają natomiast część swojej autonomii, tłumiąc złość, aby utrzymać

swoją więź z partnerem.

Ćwiczenie: Zidentyfikuj swoje uczucia

Zapisz, jakich uczuć często doświadczasz w  swoim związku miłosnym. Jakie uczucia
sprawiają, że trzymasz się kurczowo trudnego partnera? Albo jakie uczucia dystansują cię
wobec partnera? Czego się boisz? Za czym najbardziej tęsknisz?

Przykład Julii:
Mam w sobie ogromny lęk przed porzuceniem i dlatego często jestem zazdrosna. To ma też
związek z tym, że często czuję się małowartościowa. Najbardziej tęsknię za miłością i bliską
relacją.

SZÓSTY KROK: PODSUMOWANIE

Skoro już odkryłeś główne treści swojego programu więzi, powinieneś tę

swoją wiedzę podsumować, by mieć cały program wyraźnie przed oczami.

Ćwiczenie: Jasno sformułuj swój program więzi

Nawiąż raz jeszcze wewnętrzny kontakt ze swymi uczuciami, ponownie przejdź po kolei
wszystkie kroki i  spróbuj nakreślić swój program więzi. Zanotuj go w  swoim zeszycie
refleksji.

Przykład Julii:
Mama i  tata za często byli poza domem, przez co czułam się okropnie samotna. Ciągle
wydawało mi się, że to ja jestem temu winna, bo nie jestem grzeczną dziewczynką.
I dlatego też dziś myślę o sobie, że jestem niewystarczająco dobra. To oczywiście bzdura,
ale tak się właśnie czuję. Dziecko we mnie, mała Julia, odczuwa przerażający lęk przed
samotnością. Potrzebuję, żeby zawsze ktoś był przy mnie. Ogromnie tęsknię za miłością
i  więzią. Dlaczego związałam się właśnie z  Robertem, który zostawia mnie ciągle samą?
Zakochałam się w nim, ponieważ wydawał się taki silny i niezależny, czyli miał w sobie to,
czego mi brakuje. Sądziłam, że będzie mnie ochraniał i w jakiś sposób troszczył się o mnie.
Ale chybiłam. Zamiast tego Robert obudził we mnie lęk przed porzuceniem, a ja próbuję, jak
głupia, przejąć kontrolę nad sytuacją, robiąc wszystko, by mu się przypodobać. Przy czym
to, że on się tak dystansuje, nie ma ze mną prawdopodobnie nic wspólnego. Być może jego
wewnętrzne Dziecko jest po prostu inaczej zaprogramowane niż moje. Pewnie ma to
związek z jego nadmiernie dominującą matką...

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
ZNAJDŹ SWÓJ PROGRAM
AUTONOMII

Teraz spróbujemy odszukać i zrozumieć twoje autonomiczne umiejętności.

Sprawdzimy, jak twoi rodzice wspierali twoją niezależność lub jak

utrudniali jej rozwój albo być może wymagali jej od ciebie za wcześnie.

PIERWSZY KROK: JAK RODZICE ZASPOKAJALI


TWOJĄ POTRZEBĘ AUTONOMII?

Ćwiczenie: W jakim stopniu mogłeś rozwijać swoją autonomię?

Przypomnij sobie i  zapisz, jak każde z  rodziców (lub twoich opiekunów) podchodziło do
kwestii twojej autonomii. Czy wspierali cię w  twojej samodzielności? A  może zbyt silnie
przywiązywali cię do siebie? Albo zbyt szybko byłeś zdany na własne siły? Zanotuj to
wszystko. Poniżej zamieściłam listę przykładowych atrybutów, którą możesz się posiłkować,
chcąc określić, w jaki sposób rodzice wpływali na kształtowanie się twojej autonomii.
Mama/Tata...
Pozytywne atrybuty: byli wspierający; dużo mnie nauczyli; przekazali mi zaufanie do moich
umiejętności; dodawali mi odwagi, kiedy bałem się wyzwań; wierzyli we mnie; pomagali mi,
kiedy sam z czymś sobie nie radziłem; byli przy mnie, ale się nie narzucali; mogłem się od
nich odłączyć bez poczucia winy; mogłem wyrażać własną wolę i  ją często forsować;
mogłem się złościć.
Negatywne atrybuty: zaniedbywali mnie; często zostawiali mnie samego; wciąż wymagali
ode mnie zbyt wiele; byli bardzo autorytarni; wszystko wiedzieli lepiej; mało mnie uczyli; nie
wspierali mnie w samodzielnym robieniu różnych rzeczy; za dużo rzeczy robili za mnie; za
często podejmowali za mnie decyzje; przytłaczali mnie swoją miłością; wywierali za dużą
presję; mieli jasne wyobrażenia o  tym, jaki powinienem być; nie potrafili obchodzić się
z  moją złością; nadmiernie mnie ochraniali; zbyt mocno mnie do siebie przywiązali; nie
mogłem/nie mogę się od nich odseparować; sami byli bardzo potrzebujący, tak że zawsze
musiałem mieć na nich wzgląd; zajmowali się dużo sami sobą; byli kochający, ale
jednocześnie jakoś oddaleni; nie potrafili obchodzić się z moimi miękkimi uczuciami; na zbyt
wiele mi pozwalali – w jakimś sensie byłem silniejszy niż moi rodzice.

Przykład Roberta:
Mama mnie ubóstwiała, aż za bardzo. Przytłaczała mnie swoim uczuciem. Zawsze miałem
poczucie winy, kiedy zostawiałem ją samą. Nieustannie potrzebowała wsparcia. Kochałem
ją i jednocześnie jej nienawidziłem.
Tata nie chronił mnie przed mamą, zostawił mnie samemu sobie. Nauczył mnie kilku rzeczy
i  wspierał moją samodzielność. Powinien był częściej hamować matkę, tak żebym nie był
zdany tylko na nią.

DRUGI KROK: JAKI PRZYKŁAD DAWALI CI


RODZICE?

Ćwiczenie: Czy mogłeś rozwijać swoją samodzielność?

Pomyśl, jaki przykład swoim postępowaniem dawali ci rodzice, a  szczególnie rodzic tej
samej płci, pod względem autonomii i samodzielności. Byli wolni i sami stanowili o sobie czy
raczej zależni i dopasowujący się do innych? A może byli zbyt niezależni, a więc fizycznie
i/lub mentalnie nieobecni i odgrodzeni od rodziny?

Przykład Roberta:
Mama: była bardzo niesamodzielna. Trzymała się mnie kurczowo, ponieważ tata poświęcał
jej mało czasu. Nie miała jednak w  sobie tyle siły, by się rozstać z  ojcem. Była od niego
zależna emocjonalnie i finansowo.
Tata: zajmował się swoimi sprawami. Był skoncentrowany na sobie, nieskłonny do
kompromisów. Często zostawiał mamę samą, mnie też. Był bardzo autonomiczny
w egoistyczny sposób.

TRZECI KROK: JAK RODZICE OBCHODZILI SIĘ


Z TWOJĄ ZŁOŚCIĄ?
Jak już pisałam, agresja – wyrażająca się uczuciami złości i wściekłości –

jest zachowaniem bardzo ważnym dla odseparowania się i pójścia własną

drogą. Niektórzy ludzie są zbyt agresywni, inni zaś zbyt zahamowani

w wyrażaniu agresji – oba te wzorce zachowania mają negatywny wpływ

na przeżywanie autonomii i niezależne postępowanie. W psychologii

wyróżnia się agresję czynną i agresję bierną. Tę pierwszą od razu łatwo

rozpoznać: jasna argumentacja, obrona, kłótnia, krzyk, bicie. Ta druga

wchodzi tylnymi drzwiami. Osoby zahamowane w wyrażaniu agresji często

właśnie są agresywne w sposób bierny. Polega to na tym, że nie mówią,

czego chcą, lecz krążą wokół tematu i się obmurowują. Sposoby

okazywania biernej agresji to między innymi milczenie, guzdranie się,

składanie obietnic bez pokrycia, „zapominanie” o obietnicach, wrabianie

innych, izolacja, uparte zajmowanie się własnymi sprawami,

nieumiejętność zawierania kompromisów.

Ludzie, którzy w pozytywny sposób kształtują swoje autonomiczne

życie, potrafią wyrażać własne pragnienia, obstawać przy swoim zdaniu,

argumentować i pertraktować. Wykorzystują agresję w sposób

konstruktywny. Dlatego są zrozumiali i przewidywalni dla swoich bliźnich.

Osoby zbyt aktywnie agresywne mają natomiast wdrukowaną potrzebę

dążenia do władzy i forsują swą niezależność i potrzeby, nie oglądając się

na innych. Zachowują się autorytarnie, roszczeniowo, kłótliwie, głośno,

uparcie i wykazują małą gotowość do negocjacji.

Ludzie, którzy w  pozytywny sposób kształtują swoje autonomiczne


życie, potrafią wyrażać własne pragnienia, obstawać przy swoim
zdaniu, argumentować i pertraktować. Wykorzystują agresję w sposób
konstruktywny.
Osoby, które kształtują swoją autonomię w sposób bierno-agresywny,

również mają wdrukowaną potrzebę dążenia do władzy. Chętnie się

obmurowują – uparcie zajmują się swoimi sprawami, nie lubią dużo gadać.

Rozmowę o związku puszczają mimo uszu i składają puste obietnice, bez

zamiaru ich realizacji i przeprowadzenia jakiejkolwiek zmiany. Bardziej

zatwardziali nie składają nawet obietnic. Niektórzy ludzie mający trudności

z bezpośrednim wyrażaniem agresji manipulują swoimi bliskimi,

narzekając i wiecznie się na coś uskarżając. Nieraz są marudni i płaczliwi,

w ten sposób próbują skłonić innych, by się o nich troszczyli. Tę metodę

często stosują kobiety, ale bywają i mężczyźni, którzy się tak zachowują.

Ćwiczenie: Czy mogłeś się złościć i okazywać własną wolę?

Zastanów się, w  jaki sposób realizujesz swoje zainteresowania i  jak zaspokajasz swoje
potrzeby. Czy rodzice liczyli się z twoją wolą? Czy mogłeś ją swobodnie wyrażać, czy wolno
ci było się złościć? Jaki przykład swoim postępowaniem dawali ci rodzice pod względem
forsowania własnych potrzeb? Zapisz osobno dla każdego z  rodziców, w  jaki sposób
obchodzili się z twoją i swoją złością.

Przykład Roberta:
Mama ciągle marudziła. Manipulowała mną, wykorzystując swoją słabość i swój ciężki los.
Nigdy właściwie się nie złościła, była najwyżej rozczarowana – to było trudniejsze do
zniesienia, niż gdyby była zła. Musiałem tłumić swoją złość, aby żyć dobrze z mamą. Gdy
tylko wpadałem w  złość, mama natychmiast zaczynała płakać. Wtedy od razu czułem się
winny i  „dobrowolnie” przestawałem się złościć. Jeszcze dziś miewam napady duszności,
kiedy to sobie przypominam – to samo uczucie pojawia się często u mnie w obecności Julii,
kiedy wymaga ode mnie więcej bliskości albo kiedy jest smutna.
Tata był bierno-agresywny. Typowy „murarz”. Z  uporem zajmował się tylko swoimi
sprawami, na nic zdawały się prośby i błagania mamy. Uciekał w pracę i hobby. Kiedy o tym
teraz myślę, to widzę, że zachowuję się podobnie. A niech to!

CZWARTY KROK: ZNAJDŹ SWOJE SCHEMATY


MYŚLOWE
Przyszła pora, żeby zbadać, jakie schematy myślowe związane z autonomią

w sobie wykształciłeś. Co ważne, schematy te mają wiele elementów

wspólnych ze schematami myślowymi dotyczącymi więzi, dlatego

sporządzając ich listę, będziemy się czasem powtarzać. Wynika to z tego,

że potrzeby więzi i niezależności wzajemnie na siebie oddziałują.

Wyobraźmy sobie na przykład osobę, której rodzice w dzieciństwie nie

zaspokajali w wystarczający sposób jej potrzeby więzi. Mogła ona

wykształcić w sobie schemat myślowy: „Wszystko muszę robić sama”.

Ponieważ doświadczyła mało bliskości, nie wytworzyło się w niej zaufanie

do innych ludzi. Osoba ta ma akurat problem w obszarze autonomii, gdyż

nieświadomie zdecydowała, że ze wszystkim musi sobie radzić sama.

Sprawdzimy również, czy w obszarze autonomii znalazłeś jakieś

schematy myślowe, które różnią się od schematów dotyczących więzi.

A może schematy myślowe odnoszące się u ciebie do obu tych kwestii są

takie same?

Ćwiczenie: Twoje schematy myślowe dotyczące autonomii

Biorąc pod uwagę sposób, w  jaki rodzice zaspokajali twoją potrzebę autonomii, znajdź
schematy myślowe, które w  sobie w  tej kwestii wykształciłeś. Możesz skorzystać z  listy
przykładów zamieszczonej poniżej.

Pozytywne schematy myślowe dotyczące autonomii:

Potrafię to (Sam sobie z tym poradzę; Jestem silny)


Mogę/potrafię się bronić
Mogę mieć własną wolę (Mogę być sobą)
Jestem duży i samodzielny (Mam kontrolę; Mam wpływ)
Stoję na równi z innymi (Mam takie same prawa jak inni)
Mogę się oddzielić (Mogę zajmować się swoimi sprawami; Mogę cię rozczarować)
Mogę się złościć (Mam prawo odczuwać swoje emocje)

Negatywne schematy myślowe dotyczące autonomii:


Nie dam rady tego zrobić (Jestem przeciążony)
Nic nie potrafię (Nie potrafię sprostać życiu; Potrzebuję pomocy)
Jestem podporządkowany (Jestem słaby/mały; Staczam się na dno; Jestem zdany na łaskę
innych)
Jestem pozostawiony samemu sobie
Jestem bezsilny (Jestem bezradny)
Góruję nad tobą (Jestem silniejszy od ciebie; Jestem największy)

Schematy myślowe, które tworzą strategie obronne:

Muszę się izolować (chować się, chronić się)


Muszę się przed tobą bronić
Nie mogę się poddać
Muszę pozostać dzieckiem
Nie mam prawa się odseparować
Nie ma prawa mówić „nie” (Nie mam prawa się oddzielić; Nie mam prawa mieć własnej
woli; Moje pragnienia się nie liczą)
Muszę wszystko robić sam (Nie mogę nikomu zaufać)
Muszę się oddzielić (Muszę się stać niewidoczny)
Nie mogę się bronić
Muszę się dostosować (Nie mam prawa się złościć; Nie mam prawa cię rozczarować)
Muszę utrzymać kontrolę/przewagę/władzę
Muszę wygrywać (Muszę być najlepszy)
Muszę walczyć

Przykład Roberta:
Negatywne schematy myślowe: Jestem bezsilny. Jestem zdany na siebie.
Schematy myślowe, które tworzą strategie obronne: Muszę się podporządkować. Muszę się
obmurować. Muszę się izolować.

Ćwiczenie: Znajdź swoje główne schematy myślowe

Zajmując się kwestią twojej autonomii, musimy się skupić także na twoich głównych
schematach myślowych, które, jak zapewne pamiętasz, są centralnym tematem twoich
wdrukowanych wzorców. U Roberta wszystko wynika z tego, że jako dziecko nie miał prawa
nikogo rozczarować i  musiał się podporządkowywać (tego nauczył się w  relacji z  matką).
Stąd rozwiązanie jego problemu brzmi (za przykład służył mu ojciec): Muszę się izolować.
Przejrzyj raz jeszcze swoje schematy myślowe związane z  autonomią i  poczuj głęboko
w sobie, które z nich są dla ciebie najważniejsze. Zapisz je.

Przykład Roberta:
Nie mogę rozczarowywać. Muszę się podporządkować. Muszę się izolować.

PIĄTY KROK: ZIDENTYFIKUJ SWOJE UCZUCIA

Ćwiczenie: Zidentyfikuj swoje uczucia

Gdy już znalazłeś swoje główne schematy myślowe, poczuj w  sobie, w  jaki sposób ich
doświadczasz oraz jakie emocje odczuwasz, kiedy myślisz o  swojej autonomii i  wolności.
Możesz też pomyśleć o  swoim obecnym (albo poprzednim) związku i  spytać siebie, jakie
typowe negatywne uczucia pojawiają się wtedy w  tobie. Które z  nich są obciążające lub
destrukcyjne dla twojego związku?
Poczuj te emocje w ciele. U wielu osób, kiedy myślą o autonomii, pojawia się na przykład
uczucie ucisku (na przykład w  żołądku, okolicach gardła czy ramion), które odzwierciedla
ich wewnętrzny przymus dopasowywania się.
W  modelu autonomii takie emocje, jak poczucie winy, złość czy przekora, odgrywają
szczególną rolę. Osoby, których autonomia była w  znacznym stopniu ograniczana,
ponieważ już jako dzieci przejęły za dużą odpowiedzialność za udany związek swoich
rodziców, szybko odczuwają poczucie winy. W  głębi siebie czują się w  dużej mierze
odpowiedzialne za uczucia bliźnich (tak jak wcześniej za uczucia któregoś z  rodziców).
Z tego powodu rodzi się w nich często złość i przekora, ponieważ w głębi siebie wzbraniają
się przed tym poczuciem odpowiedzialności i  odczuwaniem winy. Ludziom, u  których
równowaga zachwiana jest na rzecz autonomii, trudno sobie poradzić z  oczekiwaniami
innych wobec nich, przede wszystkim reagują przesadnie wrażliwie na oczekiwania
swojego partnera. Ich wewnętrzne Dziecko ma ciągle wrażenie, że musi grzecznie spełniać
czyjeś oczekiwania – i  właśnie dlatego staje się krnąbrne, przekorne i  wszystko robi na
odwrót.

Zanotuj swoje uczucia w zeszycie refleksji.

Przykład Roberta:
Presja dopasowania się, lęk przed porażką, uczucie ucisku i  duszności, poczucie winy,
złość, przekora.
SZÓSTY KROK: PODSUMOWANIE

Ćwiczenie: Program autonomii w skrócie

Zbierz raz jeszcze wszystkie swoje myśli, uczucia i  wiedzę o  swojej autonomii, tak abyś
zobaczył w  całości swój program autonomii. Może ci w  tym pomóc ponowne przejście
wszystkich kroków, które dotyczą kwestii autonomii, i  odnalezienie w  nich motywu
przewodniego swoich działań i reakcji.

Przykład Roberta:
Mama przytłaczała mnie swoją miłością. Z  tego powodu pojawiały się we mnie wyrzuty
sumienia i myśli, że zawsze muszę być przy niej (dziś przy Julii). To jednak wywoływało we
mnie tak silne napady duszności, że natychmiast stawałem się krnąbrny i  postępowałem
dokładnie na odwrót, niż oczekiwała matka, a  więc się izolowałem.  Dlatego w  związku
z  Julią walczę nieustannie o  swoją autonomię, mimo że Julia nie jest moją matką
i  nieszczególnie mnie ogranicza. Patrząc z  dystansu, widzę, że oczekiwania Julii wobec
mnie są całkiem uzasadnione.
===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
POZNAJ SWOJE DZIECKO CIENIA

Kim jest Dziecko Cienia? To ta część twojego wewnętrznego Dziecka,

która doznała zranienia, doświadczyła negatywnych przeżyć w relacjach

z rodzicami. Wszystko, co odcisnęło na tobie negatywne piętno w kwestii

więzi, autonomii i poczucia własnej wartości, należy do sfery Dziecka

Cienia. Wdrukowane negatywne wzorce są twoim programem

zakłócającym, który dotąd utrudniał ci szczęśliwe funkcjonowanie

w związku. Chciałabym jednak podkreślić, że każdy człowiek ma jakieś

negatywne doświadczenia, nie istnieją bowiem idealni rodzice ani idealne

dzieciństwo. W każdym z nas mieszka więc Dziecko Cienia. Używam tej

poręcznej metafory, aby nam się łatwiej pracowało. Czytelnicy mojej

książki Odkryj swoje wewnętrzne Dziecko* już się z nią zapoznali. Zajmuję

się w niej głównie programami więzi i autonomii – w obu z nich Dziecko

Cienia sprawia kłopoty. Trudne i negatywne doświadczenia z dzieciństwa,

które dotyczyły kwestii więzi, autonomii i związków, są podporządkowane

Dziecku Cienia. Możesz to sobie po prostu uświadomić albo, idąc za

przykładem Julii, zapisać.

Każdy człowiek ma jakieś negatywne doświadczenia, nie istnieją


bowiem idealni rodzice ani idealne dzieciństwo. W  każdym z  nas
mieszka więc Dziecko Cienia.
Muszę tu jeszcze wspomnieć, że naprzeciwko Dziecka Cienia stoi

Dziecko Słońca. Symbolizuje ono nasze pozytywne wdrukowane wzorce,

a także wszystko to, co jako dorośli sami ukształtowaliśmy w sobie

pozytywnego. Dziecko Słońca jest naszym stanem docelowym i w dalszej

części książki poświęcimy mu dużo uwagi.

Ćwiczenie: Zwizualizuj swoje Dziecko Cienia

Jeśli chcesz sobie dokładnie wyobrazić swoje Dziecko Cienia, najlepiej odtwórz je
wizualnie. Pozwoli ci to od razu zobaczyć, jakie masz wdrukowane wzorce z  dzieciństwa.
W  tym celu polecam ci wykonanie ćwiczenia pisemno-rysunkowego. Narysuj na kartce
formatu przynajmniej A4 dużą sylwetkę dziecka. Przykładowy rysunek znajdziesz na drugiej
stronie okładki.
U  góry kartki, po prawej i  lewej stronie sylwetki, napisz słowa, którymi jako dziecko
nazywałeś swoich rodziców (lub opiekunów), czyli mama i tata, mamusia i tatuś czy jeszcze
inaczej. Pod nimi zanotuj hasłowo, jacy byli twoi rodzice lub opiekunowie czy jak ty jako
dziecko ich odbierałeś. Możesz wzorować się na określeniach wymienionych w ćwiczeniach
na temat więzi i  autonomii. Zbierz razem wszystkie istotne negatywne atrybuty twoich
rodziców związane z  obu kwestiami (więzi i  autonomii). O  pozytywnych atrybutach
będziemy mówić przy Dziecku Słońca.

Przykład Julii:
Mama: często nieobecna, nie potrafiła obchodzić się z  miękkimi uczuciami, nie potrafiła
mnie pocieszać. Musiałam być silna, nie mogłam płakać.
Tata: często nieobecny, czasem rozdrażniony.

Potem w rejonie brzucha i klatki piersiowej sylwetki Dziecka Cienia zapisz swoje negatywne
główne schematy myślowe, które wiążą się u ciebie z tematem więzi i autonomii. Ze spisu
sporządzonego we wcześniejszych ćwiczeniach wybierz najwyżej pięć schematów.

Przykład Julii:
Lęk przed porzuceniem, zazdrość.
Zostanę porzucona. Nie jestem wystarczająco dobra.

W  obszarze brzucha zapisz także negatywne uczucia, które się  w  tobie pojawiają, kiedy
myślisz o więzi i autonomii.
Teraz masz przed sobą całościowy portret swojego Dziecka Cienia,

a więc obraz swoich wdrukowanych negatywnych wzorców, które

nieustannie przysparzają ci kłopotów w związkach. Chodzi tu o wzorce,

które można sprowadzić do naszych schematów myślowych

i odpowiadających im uczuć. Aby nie odczuwać ciągle ciężaru tych uczuć

i schematów myślowych lub by skompensować poczucie niższości,

wykształciliśmy w sobie – już jako dzieci – różne strategie obronne.

Strategie te są często sformułowane w postaci schematów myślowych, na

przykład: „Muszę być miły i grzeczny”, „Muszę być idealny”, albo jak

u Roberta: „Muszę się izolować”. O strategiach obronnych opowiem więcej

w dalszej części książki. Zanim do nich dojdziemy, chciałam jednak

zaznaczyć, że w naszych związkach najbardziej ciążą nam właśnie strategie

obronne, ponieważ manifestują się w naszych zachowaniach.

Na razie spróbuję ci pokazać, jak postrzegamy rzeczywistość, jak ją

konstruujemy i jak na ten proces rzutuje nasze Dziecko Cienia. To bardzo

ważne, abyś zrozumiał, jak ogromny zasięg mają schematy myślowe i jak

silnie wpływają na twoje postrzeganie, myślenie, uczucia i zachowania. Już

dzięki samemu poznaniu swoich wewnętrznych programów, a więc

swojego Dziecka Cienia, możesz do nich nabrać dystansu i zacząć lepiej

regulować myśli i kontrolować emocje.

* W Polsce książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Otwartego (przyp. red.).

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
NASZ FILM W 4D – ZMIANA
PERSPEKTYWY POSTRZEGANIA

„Siedziałam na sankach i obserwowałam uciekający do tyłu krajobraz. Nie

miałam żadnej kontroli, sanki pędziły stromo w dół. Mknąc na przełaj,

kurczowo trzymałam się sanek, sztywna ze strachu. Nagle pojawił się

głęboki wąwóz, wielka przepaść przede mną. Byłam kompletnie bezradna,

nie mogłam zahamować, wiedziałam, że to będzie mój koniec...”. Coś

podobnego przeżyłam kiedyś na symulatorze 4D jazdy na sankach

w miasteczku filmowym wytwórni Bavaria Film. Odpowiednie okulary

dały mi wrażenie trójwymiarowości obrazu oglądanego na ekranie, a efekty

specjalne (ławka się poruszała, wokół wiał wiatr) – ów czwarty wymiar –

sprawił, że czułam się tak, jakbym sama uczestniczyła w sfilmowanym

zdarzeniu. Iluzja siedzenia na prawdziwych sankach była idealna. Kiedy

pokaz, który na szczęście trwał tylko pięć minut, się skończył, pomyślałam:

„Dokładnie tak to jest!”. Gdy identyfikujemy się ze swoim Dzieckiem

Cienia, tkwimy w perspektywie uczestnika i wierzymy we wszystko, co

myślimy i czujemy. Siedzimy w naszym osobistym kinie 4D. Jeśli chcemy

wyjść z tego filmu, musimy zmienić perspektywę: z uczestnika na

obserwatora. Tylko wtedy jesteśmy w stanie rozpoznać, że

w rzeczywistości siedzimy w kinie i mamy do czynienia jedynie z projekcją

na ekranie.
Gdy identyfikujemy się ze swoim Dzieckiem Cienia, tkwimy
w  perspektywie uczestnika i  wierzymy we wszystko, co myślimy
i czujemy. Siedzimy w naszym osobistym kinie 4D.

Co to konkretnie oznacza? Gdy identyfikujesz się ze swoim Dzieckiem

Cienia, rzeczywiście wierzysz, że w istocie nie jesteś wystarczający albo że

jesteś przytłoczony oczekiwaniami swego partnera. Tym, w co faktycznie

wierzysz, są twoje schematy myślowe, czyli całkiem przypadkowo

wdrukowane wzorce, które mówią – przynajmniej częściowo – tylko

o trudnościach twoich rodziców. Gdyby rodzice mieli inne problemy –

w dobrym i złym sensie – wówczas w tobie ukształtowałyby się inne

schematy myślowe. Takie to proste. Schematy myślowe odzwierciedlają

umiejętności tworzenia relacji przez twoich rodziców oraz ich zdolności

wychowawcze, a nie obiektywną prawdę ani twoją osobowość. Zazwyczaj

można to zrozumieć, przyjmując perspektywę obserwatora postrzegającego

rzeczywistość z pomocą trzeźwego rozsądku. Obierając perspektywę

obserwatora, patrzysz na siebie z zewnątrz. Przyglądasz się sobie – bez

żadnych emocji, całkowicie rozsądnie – i oceniasz rzeczowo, jakbyś był

sędzią we własnej sprawie. Gdybyś chciał to teraz zrobić, zwizualizuj swoje

Dziecko Cienia, patrząc z zewnątrz, i przyjrzyj się temu wszystkiemu, co

ma związek z twoimi osobistymi wdrukowanymi wzorcami. Oceń, czy

twoje schematy myślowe i związane z nimi uczucia są rzeczywiście

uzasadnione. A może są po prostu konsekwencją określonej konstelacji,

jaką tworzyłeś wraz z rodzicami, i przy innym waszym układzie byłyby

odmienne? Wyobraź sobie po prostu, co by było, gdyby twoi rodzice

zachowywali się inaczej. Od razu dostrzeżesz, że w Dziecku Cienia

ukształtowałyby się całkiem inne schematy myślowe. Dziecko Cienia


ukazuje zależność między zachowaniem rodziców a rozwojem dziecka.

Niewiele zaś mówi o rzeczywistym charakterze dziecka.

Nasz rozsądek, którego siedzibą jest płat czołowy mózgu, pracuje

wolniej, ale bardziej gruntownie niż emocje powstające w układzie

limbicznym, głównie w ciele migdałowatym – jednej z ważnych dla

biologii rozwoju pierwotnych części mózgu. Ma to istotne znaczenie dla

naszego zachowania. Kiedy na przykład odczuwamy strach, emocja ta

błyskawicznie dociera do naszej świadomości i kieruje naszym działaniem,

ponieważ w ekstremalnej sytuacji musi zapewnić nam przeżycie – nie ma

wtedy czasu na długie rozważania i argumentację naszego rozsądku. Ten

ostatni przegrywa w starciu z ciałem migdałowatym – w każdym razie

wtedy, gdy pojawia się nagły i silny strach. Dopiero kiedy emocje opadną,

nadchodzi czas działania rozsądku. Wtedy w spokoju może przeanalizować

sytuację i ją zrozumieć. Umysł to najważniejsze narzędzie przy

postrzeganiu z perspektywy obserwatora. We współczesnej psychologii ten

logicznie myślący umysł jest określany jako wewnętrzny Dorosły albo Ja-

dorosłe.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
NASZE JA-DOROSŁE

Nasze Ja-dorosłe jest najważniejszym pomocnikiem w dystansowaniu się

wobec projekcji naszego Dziecka Cienia. Projekcja polega na tym, że nasz

wewnętrzny obraz własnej osoby przenosimy na innych. Wygląda to na

przykład tak: Dziecko Cienia Julii myśli i czuje, że jest niewystarczająco

dobre i mało wartościowe. Kiedy Robert trzyma Julię na dystans, pracując

nieustannie albo zajmując się swoim hobby, Julia, projektując swój obraz

siebie na Roberta, sądzi, że on się od niej dystansuje, ponieważ nie jest dość

dobra, warta miłości i wystarczająco ładna. Z tej projekcji rodzi się pomysł

Julii na rozwiązanie problemu: próbuje być lepsza, piękniejsza i milsza, aby

przekonać do siebie Roberta. Te starania będzie kontynuować tak długo, jak

długo będzie się identyfikować ze swoim Dzieckiem Cienia i wierzyć we

wszystko, co czuje i myśli. Gdyby zmieniła swój punkt widzenia

i przyjrzała się sytuacji z pomocą swego Ja-dorosłego, a więc obrała

perspektywę obserwatora – czego powinna się nauczyć z ćwiczeń

dotyczących jej programu więzi – mogłaby dostrzec, że zachowanie

Roberta nie mówi o jej wartości, lecz o jego własnym Dziecku Cienia.

Z powodu jakiejkolwiek kobiety Dziecko Cienia Roberta czuje się

udręczone, ponieważ swoje doświadczenia z zależną i nadmiernie

narzucającą się matką projektuje na wszystkie inne kobiety. Jeśli więc

przeanalizujemy zachowania Julii i Roberta z pomocą naszego Ja-


dorosłego, dostrzeżemy z zewnętrznej perspektywy obserwatora, że nie

spotyka się tu dwójka dorosłych ludzi, lecz dwoje Dzieci Cienia. Dziecko

Cienia Julii tęskni za więzią i bliskością, Dziecko Roberta natomiast,

chociaż właściwie tęskni za tym samym, czuje ogromny lęk przed

zagarnięciem przez dominującą kobietę, wskutek czego nie potrafi jej

zaufać. Robert nie odczuwa potrzeby więzi poza momentami, kiedy otwiera

się przed Julią.

W naszym życiu codziennym mieszają się różne perspektywy

postrzegania rzeczywistości – punkt widzenia Dziecka Cienia z optyką

zdroworozsądkową – a my nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by te dwa

stany świadomości od siebie oddzielać. Dlatego uczucia Dziecka Cienia

traktujemy zbyt poważnie i w nie wierzymy. Tak dzieje się z Julią, której

rozsądek podpowiada, że Robert to nieco trudny partner, a lęk sugeruje, że

to ona nie jest wystarczająco dobra. W każdym razie jej lęk przed

porzuceniem i porażką dominuje nad rozumnym oglądem rzeczy. Wskutek

ambiwalentnego zachowania Roberta u Julii aktywuje się system więzi,

toteż lęk przed porzuceniem odczuwa ona jako wielką miłość. Powstaje

dylemat. Aby go rozwiązać, Julia musiałaby zdystansować się wobec uczuć

Roberta. Nie powinna więc wierzyć swemu uczuciu zakochania (czytaj:

lęku przed porzuceniem) ani brać go za podstawę swoich decyzji. W tej

sytuacji Julia powinna posłużyć się rozsądkiem, który powie jej, że

w rzeczywistości jest w Robercie tak mocno zakochana, ponieważ wciąż

nie jest pewna, czy go zdobyła. Do wzmocnienia jej uczucia przyczynia się

także podporządkowana pozycja, w jakiej się znalazła, idealizując Roberta.

Robert jest samowładcą decydującym o bliskości i dystansie w ich związku,

co dodaje mu blasku i wielkości w oczach Dziecka Cienia Julii. Gdyby Julii

udało się radykalnie, w stu procentach obrać perspektywę obserwatora,

mogłaby dostrzec, że stoi na równi z Robertem i nie jest on nieosiągalnym


bohaterem z jej marzeń, lecz człowiekiem, który ma ogromny problem

z bliskością i związkami miłosnymi. W ten sposób mogłaby się wreszcie

wyzwolić z uwikłanej relacji i zrozumieć, że nie ma możliwości

kontrolowania sytuacji, ponieważ to, jak Robert się czuje i zachowuje, nie

zależy od niej. Dzięki zmianie perspektywy mogłaby Roberta

odidealizować. Wielokrotnie byłam świadkiem, jak moi klienci po

przyjęciu perspektywy obserwatora błyskawicznie trzeźwieli ze swego

miłosnego upojenia.

Robert z kolei, obierając zewnętrzny punkt widzenia, mógłby dostrzec,

że Julia nie jest jego matką. Wtedy by sobie uświadomił, że nie jest już

dzieckiem, lecz dorosłym człowiekiem, co gwarantuje mu wolność

osobistą, nie musi zatem bronić się przed swoją partnerką, izolując się od

niej. A więc i Robert dzięki swojemu Ja-dorosłemu mógłby się pozbyć

swoich projekcji.

Jak umocnić swego wewnętrznego Dorosłego, opowiem szerzej

w rozdziale „Wzmocnij swoje Ja-dorosłe”. W najbliższych rozdziałach

zamierzam jednak napisać więcej o strategiach obronnych Dziecka Cienia.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
DZIECKO CIENIA I JEGO
STRATEGIE OBRONNE

Jak pamiętamy, Julia wkłada wiele wysiłku, aby podobać się Robertowi. To

zachowanie jest pewnego rodzaju strategią obrony własnej, w skrócie –

strategią obronną. Uruchomienie strategii obronnej to, najczęściej

nieświadoma, próba rozwiązania problemu, jaki stwarzają nasze negatywne

schematy myślowe i wywoływane przez nie nieprzyjemne uczucia, których

nie chcemy doświadczać. To rodzaj kompensacji dla naszej nadszarpniętej

samooceny. Jeśli bowiem zgodnie z moimi schematami myślowymi żywię

przekonanie, że nie jestem wystarczająco dobry, zaczynam z całych sił

starać się to zmienić. Próbuję na przykład wszystko robić jak należy albo

wręcz perfekcyjnie. Dążenie do perfekcji to zresztą bardzo powszechna

strategia obronna. Inną taką strategią jest dążenie do harmonii. Osoby,

których Dziecko Cienia odczuwa wielki lęk przed odrzuceniem, usiłują

unikać wszelkich konfliktów. Często mówią „tak”, choć chciałyby

powiedzieć „nie”, ponieważ ich Dziecko Cienia wręcz wyłazi ze skóry,

żeby spełnić wszelkie oczekiwania i każdemu dogodzić.

Są także osoby, które chronią swoje Dziecko Cienia nie przez bycie

miłym, grzecznym i wszystkim przytakującym, lecz poprzez energiczne

bronienie własnych praw i ofensywną walkę.


Strategie obronne można podzielić wzdłuż linii więź-autonomia.

Strategie, które zaspokajają podstawową potrzebę więzi, polegają na tym,

że osoba je stosująca stara się dopasować do innych i otoczenia. Do tej

grupy należą między innymi takie strategie, jak dążenie do perfekcji,

dążenie do harmonii, bezradność, regresja (pozostawanie dzieckiem),

delegowanie odpowiedzialności, narzekanie i użalanie się, konsumpcjonizm

i uzależnienia. Strategie, które służą podstawowej potrzebie autonomii, to

dążenie do władzy i kontroli, odmawianie i obmurowywanie się oraz

ucieczka, napaść i agresja. Ogólnie można stwierdzić, że ludzie, którzy

stoją po stronie więzi, dopasowując się, stosują bierne strategie obronne,

a ci, którzy biorą stronę autonomii, wykorzystują czynne strategie obronne,

jak przejmowanie kontroli czy walka.

W istocie wszyscy stosujemy więcej lub mniej strategii obronnych.

Każdy z nas stara się unikać błędów, zdarza nam się przerzucać

odpowiedzialność na innych, dążymy do uzyskania poczucia kontroli,

stanowiącego główny element autonomii. Z moich obserwacji wynika, że

większość ludzi ma tendencję do częstszego stosowania określonego

rodzaju strategii – albo autonomicznych, albo dostosowawczych. Wydaje

się też, że kobiety są bardziej skłonne do dopasowywania się, a mężczyźni

do autonomii. To wyjaśnia, dlaczego kobiety częściej trzymają się

kurczowo mężczyzn, którzy nie są nimi szczególnie zainteresowani, niż

mężczyźni kobiet. Według moich szacunków tylko około jednej trzeciej

mężczyzn preferuje dostosowawcze strategie obronne i około jednej trzeciej

kobiet wybiera strategie autonomiczne. Niektórzy z kolei naprzemiennie

przeskakują między więzią a niezależnością, podobnie jak Robert i Julia,

którzy zmieniali rolę z pasywnej na aktywną, i odwrotnie, w zależności od

osoby aktualnego partnera albo fazy związku (zob. rozdział „Lęk przed

porzuceniem dodaje pikanterii, a poczucie pewności jest nudne”).


Kobiety są bardziej skłonne do dopasowywania się, a  mężczyźni do
autonomii. To wyjaśnia, dlaczego kobiety częściej trzymają się
kurczowo mężczyzn, którzy nie są nimi szczególnie zainteresowani,
niż mężczyźni kobiet.

Problem pojawia się jednak wtedy, gdy ciągle stosujemy jakąś strategię

obronną. Nie rozwiązuje to leżącego u jej podstaw problemu, ale go

pogłębia, a czasem wręcz stwarza nowy problem. Postępując w taki sposób,

obciążamy relacje międzyludzkie. Kiedy próbuję silnie kontrolować

partnera, śledząc każdy jego krok, staje się on zestresowany i reaguje

złością. Gdy natomiast stale dążę do zachowania harmonii kosztem

własnych potrzeb, nie będę się dobrze czuć w stałym związku, a może

nawet go zakończę, aby wreszcie móc zająć się sobą i swoimi sprawami.

Wskutek dążenia do perfekcji wiele osób zadręcza się i w najgorszym razie

doprowadza się do stanu wypalenia. Kurczowe trzymanie się Roberta przez

Julię sprawia, że mężczyzna się od niej coraz bardziej oddala, a z kolei jego

wycofywanie się powoduje, że Julia coraz silniej się do niego przywiązuje.

Jeśli chcemy polepszyć nasz związek albo znaleźć odpowiedniego

partnera, powinniśmy najpierw skonfrontować się z naszymi strategiami

obronnymi. Przedstawię je w kolejnych rozdziałach. Wcześniej wyjaśnię

zależność między stosowanymi przez nas strategiami a cechami

osobowości ekstrawertycznej bądź introwertycznej.

EKSTRAWERTYCZNE I INTROWERTYCZNE
STRATEGIE OBRONNE

Jestem przekonana, że osobiste strategie obronne, które wykształca każdy

z nas, są w dużym stopniu uwarunkowane genetycznymi predyspozycjami


do ekstrawersji lub introwersji. To dwa typy osobowości różniące się

licznymi cechami. O tym, czy ktoś jest ekstrawertykiem czy

introwertykiem, decyduje w przeważającej mierze genetyka.

Psychologiczny konstrukt ekstra- i introwersji został po raz pierwszy

sformułowany przez słynnego szwajcarskiego lekarza i psychoanalityka

Carla Gustava Junga. Zaobserwował on, że ludzie czerpią energię z dwóch

źródeł: z kontaktu ze światem zewnętrznym i z kontaktu ze światem

wewnętrznym. Z tego wywodzi się więc energetyczna koncepcja ekstra-

i introwersji. Ekstrawertycy ładują swoje akumulatory w kontakcie

z innymi ludźmi, introwertycy zaś doładowują się energetycznie,

przebywając w samotności. Z tym zróżnicowaniem łączy się również

określony zestaw cech i sposobów zachowania. Pozytywnymi cechami

ekstrawertyków są towarzyskość, rozmowność, zapał do działania,

gotowość ponoszenia ryzyka, spontaniczność i umiejętność wchodzenia

w konflikt. Introwertycy z kolei lubią zanurzać się w świecie własnych

myśli i swego bogatego życia wewnętrznego. Do ich pozytywnych cech

charakteru należą roztropność, koncentracja, niezależność, spokój, zdolność

analitycznego myślenia, empatia, umiejętność słuchania innych.

Mózgi ekstra- i introwertyków funkcjonują w odmienny sposób. Dwie

części autonomicznego układu nerwowego – układ współczulny i układ

przywspółczulny – to wielcy rywale. Pierwszy z nich jest układem

aktywującym, który przygotowuje ciało do walki i ucieczki, podczas gdy

drugi jest układem spokoju – troszczy się o to, by ciało wypoczęło i się

zregenerowało. Autonomiczny układ nerwowy pracuje niezależnie od

naszej woli. U ekstrawertyków silniej działa współczulny układ nerwowy,

u introwertyków zaś układ przywspółczulny. Dlatego ekstrawertycy mają

dużo większą energię i potrzebę działania niż introwertycy. Ich mózg ma

zwiększone zapotrzebowanie na dopaminę, substancję będącą


neuroprzekaźnikiem w układzie współczulnym. Z tego powodu

ekstrawertycy są bardziej podatni na uzależnienia – dobre jedzenie, alkohol,

seks, zwycięstwa i sukcesy powodują wyrzut oczekiwanej z utęsknieniem

dopaminy. Ekstrawertyk potrzebuje silnych bodźców z zewnątrz, aby mógł

się poczuć odpowiednio dostymulowany. Zbyt słaba stymulacja wywołuje

u niego drażliwość, szybko się nudzi, kiedy wokół nic się nie dzieje,

a przebywanie w samotności jest dla niego trudne.

W układzie przywspółczulnym z kolei neuroprzekaźnikiem jest

acetylocholina – kiedy jej poziom jest za niski, w mózgu introwertyka rodzi

się napięcie. Introwertycy reagują rozdrażnieniem, kiedy dociera do nich za

dużo bodźców, przede wszystkim w postaci kontaktów społecznych.

Ponadto introwertycy mają wrażliwszy ośrodek lęku – silniej motywuje ich

wizja uniknięcia lęku lub zapewnienia sobie bezpieczeństwa niż

perspektywa nagrody.

Ekstrawertycy zasilani dopaminą są bardziej skłonni do wpadania

w euforię i zachwyt niż napędzani acetylocholiną introwertycy. Zazwyczaj

częściej mają dobry humor. Bywają też bardziej impulsywni niż

kontrolujący się introwertycy, a kiedy znajdują się pod wpływem stresu, ich

impulsywność może się przerodzić w agresywność. Do negatywnych cech

ekstrawertyków można więc zaliczyć niecierpliwość, agresywność,

powierzchowność, tendencję do autokreacji, skłonność do unikania

autorefleksji oraz lekkomyślność.

Jeśli wewnętrzna równowaga ekstrawertyka zachwiana jest na rzecz

więzi, ma on tendencję do aktywnej walki o uwagę i aprobatę.

W pozytywnej formie wyraża się to w poszukiwaniu kontaktu z innymi

ludźmi, otwieraniu się na innych, rozmawianiu o swoich problemach

i zdobywaniu sympatii innych dzięki otwartemu sposobowi bycia. Strategia

obronna ekstrawertyka, która raczej nie ułatwia kontaktów społecznych,


lecz powoduje kłopoty, może polegać na intensywnym domaganiu się

uwagi i zainteresowania. Obserwuje się to na przykład u typów

histerycznych, o których napiszę szerzej w rozdziale „Histeryczne strategie

obronne”. Często takie osoby nadmiernie koncentrują się na autokreacji

i dominują w rozmowie, mówią dużo o sobie i nie interesują się tym, co

słychać u innych. Ekstrawertycy mogą też dać się pochłonąć swojej pracy

lub aktywnościom związanym ze spędzaniem wolnego czasu, aby odwrócić

uwagę od swego życia wewnętrznego. Uciekają więc w różnorodne,

najczęściej społeczne aktywności i są stale zajęci. Ekstrawertycy

skłaniający się w stronę autonomii mogą przekształcić swoją impulsywność

w połączeniu ze zdolnością wchodzenia w konflikty w chroniczną

i przesadną gotowość do walki. Napiszę o tym więcej w rozdziale „Napaść

i atak” (s. 164). Waleczna natura ekstrawertyków popycha ich nieraz do

zbyt długiej walki o utrzymanie związku lub o jakąś sprawę i za późno

rozpoznają, że czas dać sobie spokój.

Z kolei introwertyk, jeśli nie jest dobrze zakorzeniony w sobie, ma

skłonności do przesadnego lęku, małostkowości, bierności, wycofywania

się, wypierania, unikania kontaktów i sztywnego trzymania się swoich

przyzwyczajeń. W związku z tym jego strategie obronne są dużo bardziej

defensywne niż u ekstrawertyka. Introwertyk chowa się niczym ślimak

w swojej skorupie lub zamyka w świecie fantazji, a jego kontakt ze światem

zewnętrznym bywa sporadyczny. W pozytywnym sensie roztropność

introwertyków może prowadzić do znajdowania dobrych rozwiązań

różnych problemów. Tak czy inaczej, osoba introwertyczna stosuje strategie

obronne polegające głównie na wycofywaniu się w bezpieczne otoczenie.

Introwertycy i ekstrawertycy w związkach


Jakie pułapki czyhają na partnerów, gdy introwertyk zwiąże się

z ekstrawertykiem? Znacząca różnica między nimi dotyczy wewnętrznego

procesu przetwarzania bodźców. Introwertycy mają dłuższe połączenia

nerwowe niż ekstrawertycy, dlatego ci drudzy cechują się większą

szybkością reagowania, co jednak wcale nie świadczy o wyższej

inteligencji. Podczas rozmowy wygląda to tak, że introwertyk, zanim

odpowie na zadane pytanie, na chwilę zagłębia się w sobie – najpierw

myśli, potem mówi. Ekstrawertyk natomiast potrafi jednocześnie myśleć

i mówić, dlatego nieraz sam bywa zaskoczony – w pozytywnym

i negatywnym sensie – tym, co powiedział. Tak więc kiedy ekstrawertyczna

żona przychodzi wieczorem do domu i pyta swego introwertycznego męża,

jak spędził dzień, on milknie i chwilę się zastanawia, zanim jej odpowie.

Ten brak natychmiastowej reakcji może być przez ekstrawertyczkę, która

nie rozumie powolności introwertyka, odbierany mylnie jako rodzaj

skrytości. Zamiast czekać na odpowiedź, kobieta sama zaczyna opowiadać

o swoim dniu. To z kolei może przywieść introwertycznego męża do

przekonania, że jego żony wcale tak naprawdę nie interesuje, jak spędził

dzień. I wtedy obrażony może znowu wycofać się do swojej skorupy. Spore

zagrożenie wybuchem konfliktu w dyskusji czy rozmowach o związku

stwarza różna u introwertyka i ekstrawertyka szybkość mówienia

i reagowania. Często się zdarza, że ekstrawertyk sam kształtuje przebieg

rozmowy o związku, ponieważ introwertyka przytłacza to, że partner

oczekuje od niego szybkiej reakcji. W takiej sytuacji introwertyk może się

kompletnie zablokować, doprowadzając tym ekstrawertyka do jeszcze

większego wybuchu złości. Wówczas dobrym pomysłem jest danie

introwertykowi czasu na zastanowienie i przełożenie rozmowy na inny

dzień.
Introwertycy często negatywnie oceniają impulsywność

ekstrawertyków. Nie lubią głośnych kłótni i kiedy ekstrawertycy je

wszczynają, nie mogą tego znieść. Introwertycy mają niewiele zrozumienia

dla impulsywności ekstrawertyków. Wszystkim introwertycznym osobom

doradzałabym, aby nie brały sobie tak bardzo do serca impulsywności

swoich ekstrawertycznych partnerów i nie były wobec nich pamiętliwe, tak

jak pamiętliwi nie są ekstrawertycy. Ogólnie można powiedzieć, że

ekstrawertycy, kłócąc się i dyskutując, są raczej agresywni aktywnie,

natomiast introwertycy wyrażają swoją agresję w sposób bierny, budując

wokół siebie mur i się wycofując. O różnych formach okazywania biernej

i czynnej agresji będę jeszcze wielokrotnie wspominać.

Jeśli nie masz pewności, czy jesteś intro- czy ekstrawertykiem, możesz

sobie zrobić test osobowości na mojej stronie internetowej

www.stefaniestahl.de, który pomoże ci to ustalić. Test mierzy dodatkowo

inne wrodzone cechy, dzięki czemu po jego wykonaniu otrzymasz bardzo

dokładny opis swojego typu osobowości. Napisałam nawet o tym książkę

zatytułowaną So bin ich eben! Meine persönliche Gebrauchsanweisung

(Taki już jestem! Moja osobista instrukcja obsługi), która dostarcza wielu

inspirujących i pomocnych wskazówek, jak rozwiązywać konflikty

w związku.

STRATEGIE OBRONNE W SŁUŻBIE BUDOWANIA


WIĘZI

Aby zaspokoić naszą potrzebę więzi, musimy się dopasować i przypodobać

– co robią wszyscy ludzie, ale w różnym zakresie i wymiarze. Kiedy jednak

osiąga to taką skalę, że poświęcamy część naszej autonomii, nie mamy do

czynienia ze zdrowym zachowaniem, lecz ze strategią obronną. Jak już


wspomniałam, wielu z nas wykształca swoje strategie obronne

w dzieciństwie. W tym okresie są one zrozumiałym sposobem radzenia

sobie z rodzicami, ale gdy nieświadomie przenosimy je w dorosłe życie,

przekształcają się w tak zwane wadliwe programy, które wpływają

negatywnie na nasze dorosłe związki i relacje. Mimo że zmieniły się

zewnętrzne warunki – dorosły mężczyzna czy dorosła kobieta przestali być

małymi dziećmi, które są zależne od rodziców – ich Dzieci Cienia niestety

jeszcze tego nie zrozumiały. Niektóre nadmiernie dopasowujące się osoby

nie zauważają, że tamta zależność weszła im w krew, czyli – mówiąc moimi

słowami – całkowicie identyfikują się ze swoim Dzieckiem Cienia. Ze

strachu przed życiem w pojedynkę tkwią więc w nieprzynoszących im

szczęścia związkach. Albo też przekazują odpowiedzialność za swoje

decyzje innym osobom. Kieruje nimi obawa, że zostaną odrzucone lub

porzucone. Dlatego są silnie zmotywowane do robienia wszystkiego jak

należy i nierozczarowywania innych. Poświęcają część swojej autonomii

i prawa do stanowienia o sobie. A kto nie ma prawa rozczarowywać, nie

jest wolnym człowiekiem. W wielu przypadkach osoby nadmiernie

dopasowujące się nie odłączyły się tak naprawdę od swoich rodziców –

nawet wtedy, gdy nie utrzymują z nimi kontaktu lub ich rodzice nie żyją.

Utożsamiając się ze swoim Dzieckiem Cienia, żyją wtłoczone w pewien

wzorzec przekazany im przez rodziców i więzną w przymusie

dopasowywania się do rodzicielskich oczekiwań albo buntują się przeciw

nim – co ostatecznie jeszcze bardziej przywiązuje je do rodziców. Jeśli

bowiem ktoś stale robi coś przeciwnego, niż oczekują od niego rodzice czy

inni ludzie, też nie jest wolny w swoich wyborach i decyzjach.

Kto nie ma prawa rozczarowywać, nie jest wolnym człowiekiem.


Chciałabym zaznaczyć, że te rodzicielskie oczekiwania wcale nie muszą

być realne. Mogą być również oczekiwaniami wyimaginowanymi. Pokażę to

na przykładzie Julii, której Dziecko Cienia nosi w sobie przekonania: „Nie

jestem wystarczająca dobra” i „Zostanę porzucona”. Te schematy myślowe

motywują Julię do samoobrony. Do jej strategii obronnych należą: dążenie

do harmonii, dążenie do perfekcji, narzekanie i marudzenie oraz „zajadanie

problemów”. Już jako dziecko Julia chciała się koniecznie przypodobać

swoim rodzicom, żeby ci nie zostawiali jej samej. Oni jednak stale to robili,

a ona pocieszała się wtedy słodyczami.

Przykład Julii wyraźnie pokazuje, że rodzice nie muszą brać czynnego

udziału w kształtowaniu strategii obronnych swoich dzieci, wymagając od

nich konkretnego zachowania. Rodzice Julii nie oczekiwali od niej, że

zawsze będzie miła, grzeczna i idealna. Naprawdę ją kochali,

a wszystkiemu winna była ich częsta nieobecność w domu związana

z życiem zawodowym. Z drugiej strony jednak żadne z nich nie potrafiło

poświęcić swojej kariery dla dziecka i pozostać w domu. W takim sensie

poczucie małej Julii, że nie stała się wystarczająco ważna dla swoich

rodziców, nie było do końca mylne. Jednakże Julia sobie przypisała

spowodowanie całej sytuacji. Zrodziło się w niej zatem przekonanie

(schemat myślowy), że nie jest wystarczająco dobra i musi się jeszcze

bardziej starać, aby przypodobać się rodzicom. A właściwym

wytłumaczeniem byłoby przecież stwierdzenie, że rodzice Julii są

skoncentrowani na karierze i poświęcili pewną część więzi z córką na rzecz

życia zawodowego. Ale takiego punktu widzenia małe dziecko przyjąć nie

potrafi.

Dziś Julia jest dorosła i samodzielna, lecz jej Dziecko Cienia za pomocą

swoich strategii obronnych walczy o miłość i uwagę Roberta i sądzi, że bez

niego nie mogłoby żyć. Psychologiczny wiek Dziecka Cienia Julii wynosi
około pięciu lat. Część osobowości Dziecka Cienia nie dorosła i pozostaje

na dziecięcym etapie rozwoju.

Na kolejnych stronach przedstawię najczęstsze strategie obronne

nakierowane na budowanie więzi. U ich podstaw wyraźnie widoczny jest

lęk przed utratą więzi. Oprócz nich istnieją także strategie autonomiczne,

które opiszę szerzej w rozdziale „Strategie obronne w służbie autonomii”.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że ludzie, którzy stosują

autonomiczne strategie obronne, nie przykładają dużej wagi do więzi

z innymi, demonstrując raczej swoją potrzebę dystansu i wolności. Należy

jednak pamiętać, że więź powstaje na pierwszym etapie naszego rozwoju

i dopiero na jej fundamencie buduje się niezależność. Wiele osób, które

stosują autonomiczne strategie obronne, robi to w reakcji na problemy

związane z tworzeniem więzi, co oznacza, że jeśli nawet mają skłonność do

nadmiernego dopasowywania się, to buntują się przeciw więzi. Tak więc

jeśli przy dalszej lekturze książki stwierdzisz, że zazwyczaj obierasz

autonomiczne strategie obronne, spróbuj się zastanowić, czy nie odpowiada

za to twoje nadmiernie dopasowujące się Dziecko Cienia.

Podczas lektury kolejnych rozdziałów pomyśl, jakie strategie obronne

często stosujesz, i zapisz je w obszarze stóp sylwetki twojego Dziecka

Cienia.

Idealizacja i wyparcie

Percepcja stanowi podstawę naszych uczuć, myśli i zachowań. Reagujemy

bowiem tylko na to, co postrzegamy – nawet gdy proces postrzegania

przebiega częściowo nieświadomie. Jeśli jednak niektórych rzeczy nie chcę

widzieć, będę się zamykać na rzeczywistość, to znaczy ją wypierać. Jeżeli

moje Dziecko Cienia tęskni za więzią, musi być skłonne do unikania

konfliktu z osobą, z którą tworzy więź. Jak już wcześniej wspomniałam,


wiele osób, których potrzeba więzi nie została w dzieciństwie odpowiednio

zaspokojona, unika konfrontacji. Dlatego nie tylko stronią one od

potencjalnych konfliktów, ale również po prostu ich nie dostrzegają. Na

przykład idealizują swego ukochanego, nawet gdy on, obiektywnie rzecz

biorąc, ma poważne wady charakteru. Nadmiernie dopasowujące się

Dziecko Cienia często wypiera rzeczywistość i upiększa wiele spraw.

Zazwyczaj robi to, nie wygłaszając własnego zdania oraz wzbraniając się

przed ocenianiem.

Wiele osób, których potrzeba więzi nie została w  dzieciństwie


odpowiednio zaspokojona, unika konfrontacji.

Miałam kiedyś klientkę, która poczuła się zdradzona przez swoją

szwagierkę, gdy ta, po latach bliskiej zażyłości, wycofała się z kontaktu,

kiedy moja klientka zachorowała na raka. Szwagierka nie mogła znieść

takiego obciążenia. Nic dziwnego, że klientka poczuła ogromny zawód. Ale

przy bliższym przyjrzeniu się szwagierce okazało się, że od zawsze była

osobą trudną i nieszczerą. Moja klientka jednak nigdy nie przyglądała się

jej krytycznie, lecz po prostu ją tolerowała. Tak silna była jej potrzeba

więzi. Sama, czerpiąc doświadczenia z rozbitych relacji rodzinnych,

koniecznie chciała w rodzinie męża znaleźć zdrowe relacje, wypierała więc

fakty, które przeczyły jej pragnieniom. Jeśli wcześniej przejrzałaby na oczy,

zauważyłaby, że szwagierka jest egoistką i osobą niezdolną do przyjaźni.

Od początku utrzymywałaby wobec niej odpowiedni dystans

i oszczędziłaby sobie późniejszego rozczarowania. Ale moja klientka

łudziła samą siebie, aby ukoić tęsknotę swego Dziecka Cienia za więzią.

Ludzie, których cechuje silna potrzeba więzi, często trochę naiwnie

kroczą przez życie. Czasem nawet sami siebie określają jako „za dobrych
dla tego świata”. Dopasowują się, pomagają, wyświadczają przysługi, są

usłużni. I w skrytości mają nadzieję, że dzięki temu będą kochani

i akceptowani. Wskazówki pomagające trochę krytyczniej spojrzeć na świat

znajdziesz w rozdziale „Otwórz oczy”.

Tłumienie uczuć

Złość i agresja są największymi wrogami harmonii. Osoby często

dopasowujące się do innych już jako dzieci nauczyły się, że złość jest

uczuciem niemile widzianym, a nawet niebezpiecznym. Szybko więc

wyćwiczyły się w jej wypieraniu. Ale gdy wyprze się złość, wyparte zostają

także inne uczucia, ponieważ mogłyby wyzwolić potrzeby, które z kolei

utrudniłyby dopasowanie się otoczenia. W przypadku nadmiernie

dopasowujących się osób nie chodzi bowiem o to, czego one chcą, lecz

o to, czego oczekują od nich inni.

Nadmiernie dopasowujący się ludzie nieraz narzekają, że mają słaby

dostęp do własnych emocji. Często nie są pewni, czego chcą, i dlatego

z trudem przychodzi im podejmowanie decyzji. Nierzadko ta niepewność

pojawia się w odniesieniu do partnera – czy w ogóle chce się z nim być

albo czy on lub ona jest tą właściwą osobą. Nie ufają własnemu osądowi,

ponieważ nie do końca go czują. Nawet racjonalne oceny i rozważania

w procesie podejmowania decyzji podszyte są emocjami.

Tłumiona agresja może w skrajnym przypadku objawić się w postaci

depresji. Osoby depresyjne są często zahamowane w wyrażaniu agresji –

zwykle dotyczy to kobiet. Wspominałam już, że około dwóch trzecich

kobiet chroni siebie, nadmiernie się dopasowując, nic więc dziwnego, że

depresja przez długie lata uważana była raczej za kobiecą chorobę. Osoby

nią dotknięte czują się puste, wypalone, bezwartościowe, winne, bez

motywacji, zmęczone życiem. Przyglądając się tym wszystkim


symptomom, można by opisać depresję jako formę rezygnacji. Ludzie

z depresją są kompletnie wyczerpani z powodu swoich wytężonych i w

końcu daremnych wysiłków, by podporządkowywać się innym i spełniać

wszystkie oczekiwania.

Depresja jest stacją końcową na drodze nieustannego dopasowywania

się. Ponieważ osobom nadmiernie się dostosowującym z trudem przychodzi

obrona przed innymi, narasta w nich uczucie bezradności i bezsilności,

przeradzające się w „duchowy paraliż”. Skarżą się, że nic prawie nie czują

poza pustką. Ta pustka ciągnie je w dół, niektóre nawet odbierają sobie

życie.

U mężczyzn i chłopców depresja często ujawnia się w postaci agresji.

W wyniku uwarunkowań wychowawczych mężczyźni mają większy

problem, aby przyznać się do miękkich uczuć, takich jak przygnębienie,

bezradność czy smutek. Uczucie agresji, zaliczane do uczuć twardych, jest

natomiast dopuszczalne. Dlatego depresyjni mężczyźni są często

rozdrażnieni, agresywni i/lub skłonni do ogłuszania się różnego rodzaju

używkami. Tylko około jednej trzeciej kobiet jest bardziej zakotwiczona na

biegunie autonomii niż więzi. Z moich obserwacji wynika, że w stanie

depresji kobiety te również mają skłonność do agresywnych zachowań.

O ile wiem, dotychczas nie prowadzono jednak psychologicznych badań na

ten temat.

Nadmiernie dopasowujące się osoby są bezustannie nastawione na

wyczuwanie oczekiwań innych ludzi. Dlatego zajmują się bardziej

uczuciami innych niż swoimi własnymi. Czasem dochodzi wręcz do tego,

że w obecności innych tracą kontakt ze swoim wnętrzem i na przykład

dopiero po fakcie czują się urażone uwagą, jaką ktoś wygłosił na ich temat.

Najlepiej odczuwają własne emocje, kiedy są same albo gdy w pobliżu nie

ma nikogo, kto mógłby mieć wobec nich jakieś oczekiwania.


Osoby nadmiernie się dopasowujące nie potrafią dobrze się oddzielać

od uczuć, potrzeb i oczekiwań swego partnera, ponieważ w stu procentach

czują się odpowiedzialne za powodzenie związku. Z głęboko

zakorzenionego lęku przed odrzuceniem poświęcają własne potrzeby.

Ograniczony dostęp do własnych emocji nieraz łączy się z utrudnionym

kontaktem z doznaniami płynącymi z ciała. Takie osoby prawie nic nie

czują, wskutek czego często przekraczają swoje cielesne granice – są za

grube albo za chude, uprawiają intensywnie różne sporty bądź nie

uprawiają żadnego, uskarżają się na brak popędu seksualnego. Również

w kwestiach seksualnych identyfikują się z potrzebami partnera, a swoje

własne pragnienia trzymają na wodzy. Seks jest raczej spełnianiem

obowiązku, a nie doświadczaniem przyjemności.

Jest tajemnicą poliszynela, że mimo emancypacji wiele kobiet nadal

zajmuje w związku pozycję podporządkowaną, wielu mężczyzn zaś

dominującą. Inaczej nie da się chyba wytłumaczyć światowego sukcesu

książki Pięćdziesiąt twarzy Greya, opisującej sadomasochistyczny związek.

Kiedy nadmiernie dopasowujący się mężczyzna myśli, że musi być w łóżku

„grzecznym i delikatnym” kochankiem, znika jego i jej namiętność.

Nadmiernie dopasowująca się kobieta nie ma natomiast śmiałości

powiedzieć partnerowi o swoich pierwotnych żądzach. W ten sposób oboje

robią w łóżku to, czego ich zdaniem partner/partnerka od nich oczekuje,

a namiętność wygasa.

Nieodczuwanie emocji ma także związek z lękiem przed negatywnymi

uczuciami, których boi się każdy z nas, niezależnie od tego, czy jest osobą

nadmiernie się dopasowującą czy nie. Wszyscy obawiamy się jakichś

zdarzeń losowych, które mogłyby nas dotknąć. W rzeczywistości tym, co

wywołuje w nas lęk i przerażenie, wcale nie są same tragiczne wydarzenia,

ale raczej uczucia, które te wydarzenia mogłyby w nas wywołać.


Gdybyśmy nie odczuwali strachu, smutku, wstydu czy bezradności, z dużo

większą obojętnością reagowalibyśmy na nieprzyjemne wydarzenia,

ponieważ bez emocji, które się zazwyczaj z nimi wiążą, stałyby się dla nas

bez znaczenia. Tę obojętność wiele osób nieświadomie lub nawet

świadomie wyćwiczyło w sobie, aby życie nie było tak bardzo bolesne.

Tacy ludzie koncentrują się na swoim rozumie, działają racjonalnie,

trzymając nerwy na wodzy. Przez to jednak obce jest im poczucie, że żyją,

ponieważ to właśnie uczucia czynią nas żywotnymi. Bez nich bylibyśmy

wewnętrznie martwi – i to jest właśnie stan charakterystyczny dla osób

cierpiących na depresję.

Jeśli zbyt silnie tłumisz własne emocje, pierwszym krokiem terapii

powinno być skierowanie uwagi na samego siebie. Powinieneś zacząć

uważnie doświadczać swoich fizycznych i psychicznych odczuć. Kilka razy

w ciągu dnia zatrzymaj się i spytaj sam siebie, jak się teraz czujesz, co się

w tobie dzieje. Dalsze wskazówki dotyczące udzielania samemu sobie

pomocy znajdziesz w rozdziale „Odczuj własne emocje”.

Kilka razy w ciągu dnia zatrzymaj się i spytaj sam siebie, jak się teraz
czujesz, co się w tobie dzieje.

Dążenie do harmonii

Osoby silnie dążące do harmonii mają zazwyczaj pokojową i delikatną

naturę. Ze względu na uwarunkowania genetyczne chętnie dopasowują się

do innych, często są introwertykami. Jeśli na to nałożą się trudne

doświadczenia z dzieciństwa, które będą wspierać te tendencje, ich

umiłowanie harmonii może się rozwinąć w skłonność do unikania

konfliktów. Nadmiernie dopasowującym się osobom z trudem przychodzi


odseparowanie się od potrzeb i oczekiwań innych ludzi. Dlatego często

mówią „tak”, kiedy myślą „nie”. W swoich związkach nie czują się

wystarczająco pewnie, aby obciążać je dodatkowo konfliktami. Ich Dziecko

Cienia jest przekonane o swojej niewystarczalności i dlatego bardzo się

stara zdobyć przychylność innych. Osoby odczuwające silną potrzebę

harmonii często wyobrażają sobie potencjalne konflikty w sytuacjach, które

z reguły nie wyzwalają żadnych większych sporów. Ich przemożny lęk

przed odrzuceniem powoduje zbyt wielką ostrożność w kontaktach

z innymi. Stąpają przez życie na paluszkach, obchodząc się z innymi jak

z jajkiem.

Nie potrafią jednak wyprzeć całkowicie swoich potrzeb. Na dłuższą

metę prowadzi to do licznych problemów. Wcześniej czy później

w partnerze unikającym konfliktów pojawia się uczucie, że nie dostaje

w związku tego, czego potrzebuje. Ponieważ dopasowujący się ludzie

często nie mają śmiałości stanąć w obronie własnych potrzeb, oczekują od

partnera, że on je po prostu rozpozna i zaspokoi. Czują się urażeni, kiedy

tak się nie dzieje. Albo nie mówią ani słowa i obrażają się, gdy partner nie

reaguje na ich zamilknięcie. Dla ich Dziecka Cienia to kolejne

potwierdzenie schematu myślowego: „Nie jestem ważny”, „Nic nie jestem

wart” lub „Moje zdanie się nie liczy”. Ich Dziecko Cienia nieustannie czuje

się podporządkowane. Z tej perspektywy partner (i każda inna osoba)

prędko zamienia się we wroga. Na partnera projektowana jest pozycja

dominacji, chociaż w wielu przypadkach wcale nie gra on dominującej roli

albo zaczyna ją odgrywać w wyniku określonej dynamiki związku – kiedy

bowiem jeden z partnerów jest bierny w kwestii podejmowania decyzji, to

drugi z konieczności dość szybko przejmuje w związku rolę osoby

aktywnej.
Problemem osób poszukujących harmonii jest brak śmiałości, by wziąć

odpowiedzialność za swoje potrzeby. Odpowiedzialność za swoje życie

delegują na innych i niejako żyją ich życiem. Raczej pozwalają życiu po

prostu płynąć, niż je aktywnie kształtują. Ich silna potrzeba bezpieczeństwa

przejawia się prawie wyłącznie w defensywnych działaniach. Także wyboru

zawodu często dokonują, kierując się silną potrzebą bezpieczeństwa i/lub

spełniając potrzeby własnych rodziców. Ich wewnętrzne dziecko nie ma

odwagi pójść własną drogą i dlatego pozostaje ciągle zależne od swoich

rodziców lub partnera. Osoby dążące do harmonii nieraz tkwią za długo

w związkach tylko z powodu lęku przez rozstaniem i porzuceniem, który

wzmacnia w nich jedynie poczucie nieszczęścia. W wielu przypadkach

takie osoby próbują zmienić swego „zaburzonego” partnera albo

bagatelizują jego oczywiste wady i o wszelkie niepowodzenia w związku

obwiniają siebie. Dużo skuteczniejsze byłoby natomiast skonfrontowanie

się z własnymi problemami dotyczącymi zależności od innych i podjęcie

pracy nad wykształceniem w sobie większej autonomii.

Jeśli zaliczasz się do osób, które poszukują harmonii, uświadom sobie,

że byłoby dużo lepiej, gdyby twój partner wiedział, jak się czujesz i czego

chcesz. Jeśli nieustannie ukrywasz swoje potrzeby, nie ma on właściwie

szans, żeby je zaspokoić. Nie oczekuj, że będzie czytał w twoich myślach.

Ważne jest, abyś przejął za siebie odpowiedzialność i odważył się wyjść

z ukrycia. Dziś jesteś duży i dorosły, a twój partner nie jest twoją mamą ani

tatą. Konkretną pomoc znajdziesz w rozdziałach „Przejmij

odpowiedzialność i zaakceptuj rzeczywistość”, „Decyduj i działaj”,

„Dyskutuj i przedstawiaj argumenty” oraz „Naucz się mówić »nie«”.

Jeśli nieustannie ukrywasz swoje potrzeby, partner nie ma właściwie


szans, żeby je zaspokoić. Nie oczekuj, że będzie czytał w  twoich
myślach. Ważne jest, abyś przejął za siebie odpowiedzialność
i odważył się wyjść z ukrycia. Dziś jesteś duży i dorosły, a twój partner
nie jest twoją mamą ani tatą.

Mężczyźni, którzy są za grzeczni


Kobiety lubią silnych mężczyzn. Mężczyźni nadmiernie się dopasowujący

nie są dla nich atrakcyjni. Dla kobiet ważne jest, aby mężczyzna potrafił

sprostać swojej męskości – także w łóżku. Męskie jest przedstawianie

swego zdania i dyskutowanie o nim. Mężczyzna musi wiedzieć, czego chce.

Męskie jest stawianie sobie celów i usuwanie przeszkód stojących na

drodze do ich osiągnięcia. Męskie jest uwodzenie kobiet i niezwracanie

szczególnej uwagi na ich niechętne odmowy. Krótko mówiąc, wszystkie

autonomiczne umiejętności, o których piszę w rozdziale „Strategie

transformacyjne w służbie autonomii”, są męskie – co oczywiście nie

oznacza, że nie są tak samo ważne dla kobiet. Nadmiernie dopasowująca się

kobieta bardziej jednak odpowiada kobiecemu wzorcowi ról płciowych

(czy tego chcemy czy nie) niż nadmiernie dopasowujący się mężczyzna

odpowiada wzorcowi męskiemu. Oznacza to, że mężczyzna, który ma

u swego boku nadmiernie dopasowującą się kobietę, może uważać ją za

wspaniałą i, co wielce prawdopodobne, specjalnie sobie taką znalazł

z powodu swego kompleksu niższości. Nadmiernie dopasowujący się

mężczyzna, który ma niewielką siłę przebicia i kobiecie pozostawia

w znacznej mierze odpowiedzialność za związek i życie, jest dla kobiety

najczęściej nieatrakcyjny. Poszukiwanie przez kobiety silnych mężczyzn

wynika prawdopodobnie z naszych genetycznych i ewolucyjnych

uwarunkowań.

Mężczyźni, którzy w dzieciństwie nie mieli okazji utożsamić się

z pozytywnym wzorcem męskości, często tłumią w sobie męską część

własnej osobowości. Nierzadko tacy mężczyźni mieli zbyt dominujących

i autorytarnych ojców, dlatego syn przysięgał sobie, że nigdy nie będzie taki
jak jego ojciec. Bywają też matki, które wciągają swoich synów

w antyojcowską koalicję, wypłakując się przed dzieckiem z powodu „złego

taty”. Chłopak uczy się wtedy, że mężczyźni są źli i sprawiają ból

kobietom. W ten sposób dochodzi u niego do zbyt silnej identyfikacji

z cechami kobiecymi. Nadmiernemu dopasowywaniu się może również

sprzyjać sposób wychowywania dziecka przez rodziców, polegający na

żądaniu od niego skrajnie dostosowawczego zachowania, od którego to

wzorca zachowania dziecko nie potrafi uwolnić się w toku swojego

rozwoju.

Określenia „męski” nie należy jednak stosować wymiennie

z określeniami „bezkompromisowy”, „dominujący” czy „uparty”. Męski

mężczyzna powinien być w stanie odczuwać swoje emocje, także te

miękkie, i potrafić o nich mówić. Musi umieć ustępować, zawierać

kompromisy i być delikatny. Cechy te, stojące po stronie więzi

i dopasowania, są istotne dla umiejętności tworzenia związków. Męskim

czyni mężczyznę to, że dodatkowo ma dobrze rozwinięte cechy

autonomiczne, czyli umiejętność stawiania granic i forsowania własnego

zdania oraz seksualną samoświadomość. Jeśli wewnętrzna równowaga

mężczyzny zachwiana jest na rzecz autonomii, jest on tylko

pseudoautonomiczny. To oznacza, że jest uparty i bezkompromisowy, mało

empatyczny i raczej skoncentrowany na sobie. Takie cechy przejawiają

mężczyźni, którzy cierpią na lęk przed więzią, oraz typy macho – o obu

będę jeszcze mówić w dalszej części książki.

Jeśli więc jesteś mężczyzną, zadaj sobie pytanie, czy wystarczająco

dobrze rozwinąłeś swoją męską stronę, czyli swoje autonomiczne

umiejętności, a jeśli nie, to jaka jest tego przyczyna. Uświadom sobie, że

kobiety nie chcą mieć przy sobie pieska pokojowego. Męskość oznacza, że

bierzesz odpowiedzialność za siebie i swoje potrzeby i umiesz je wyrażać,


co jednak nie znaczy, że nie potrafisz zawierać kompromisów czy

ustępować. Kobieta nie porzuci cię dlatego, że wypowiadasz własne zdanie,

że jej się przeciwstawiasz i obstajesz przy zaspokajaniu własnych potrzeb.

Porzuci cię raczej wtedy, kiedy będzie miała poczucie, że jesteś zbyt uległy

i podporządkowany. Wówczas straci dla ciebie szacunek.

Kobieta nie porzuci cię dlatego, że wypowiadasz własne zdanie, że jej


się przeciwstawiasz i  obstajesz przy zaspokajaniu własnych potrzeb.
Porzuci cię raczej wtedy, kiedy będzie miała poczucie, że jesteś zbyt
uległy i podporządkowany.

Dużym problemem mężczyzn jest lęk przed seksualnym

niepowodzeniem. Jak wyjaśnił mi jeden z moich klientów, „penetracja dla

mężczyzny to piekło”. Właśnie wtedy mężczyzna „udowadnia swą

męskość” i – w przeciwieństwie do kobiety – nie może ukryć swojej

seksualnej porażki. Ale dlaczego w ogóle nazywa się porażką sytuację,

kiedy mężczyzna nie osiąga wzwodu? To przecież dyskryminacja.

W przypadku kobiety mówi się, że nie ma ochoty na seks. To dużo mniej

zagrażająca fraza. „Seksualne niepowodzenie” jest określeniem, które

właściwie stosuje się tylko do mężczyzn. Zaburzenia erekcji oraz

przedwczesny wytrysk mają najczęściej źródło w lęku przed porażką.

Mężczyzna nie ufa sobie, że potrafi zaspokoić potrzeby kobiety. Boi się, że

nie spełni jej oczekiwań. Do tego może się przyczyniać także mit, że

kobieta osiąga orgazm tylko w wyniku stosunku płciowego. A do orgazmu

dochodzi przecież najczęściej w wyniku podrażnienia łechtaczki. Orgazm

wyłącznie waginalny nie istnieje, nawet jeśli ciągle panuje takie

przekonanie – zresztą także wśród kobiet. Mężczyźni muszą wiedzieć, że

istnieją lepsze sposoby zaspokajania kobiet niż penetracja.


Mężczyzna może zmniejszyć swój lęk przed seksualnym

niepowodzeniem, wzmacniając swoje autonomiczne umiejętności.

Wszystko, co pomaga w budowaniu samodzielności i odwagi,

zwiększających zaufanie do siebie, wzmacnia też seksualną potencję.

A większa pewność siebie sprawia, że mężczyzna łatwiej zaufa kobiecie.

I w ten sposób wzmacnia też swoją umiejętność budowania więzi. Tak więc

im mężczyzna ma silniejsze poczucie, że umie w zdrowy sposób stawiać

granice, tym łatwiej przychodzi mu tworzyć relację, gdyż nie boi się, że

zatraci siebie w związku. Także lęk przed stratą, który jest częstą przyczyną

unikania bliskich więzi, zmniejsza się w wyniku polepszenia

autonomicznych umiejętności, ponieważ wtedy nie czujemy się tak bardzo

zależni od swego partnera i lepiej potrafimy przeboleć ewentualną stratę.

O tym, jak kobieta i mężczyzna mogą wzmocnić swoje autonomiczne

zdolności, opowiem w rozdziale „Strategie transformacyjne w służbie

autonomii”.

Kobiety, które są zbyt zależne


Teraz zajmę się problemem, który najczęściej, jeśli nie wyłącznie, dotyczy

kobiet. Niektóre z nich są tak bardzo dopasowujące się czy też w tak niskim

stopniu rozwinęły w sobie autonomiczne umiejętności, że właściwie dają

innym całą siebie. Żyją w zależnym związku z mężczyzną, który je źle

traktuje, a nawet znęca się nad nimi. Jak to się dzieje, że tym kobietom nie

udaje się wyzwolić z tego uwikłania? Często dzieci stanowią pretekst do

pozostawania w związku. W rzeczywistości dzieciom w wielu przypadkach

wiedzie się dużo lepiej, kiedy rodzice się rozstaną. Badania nad

rozwodzącymi się parami wykazują, że dzieciom łatwiej się uporać

z rozstaniem rodziców niż nieustanymi kłótniami czy małżeńską przemocą.


Badania nad rozwodzącymi się parami wykazują, że dzieciom łatwiej
się uporać z  rozstaniem rodziców niż nieustanymi kłótniami czy
małżeńską przemocą.

Zależne kobiety (i mężczyźni) mają za mało wewnętrznej siły, aby

wytworzyć w sobie niezależny osąd swego partnera. Ich Dziecko Cienia

jest przekonane, że i tak nie zasługuje na nic lepszego. Identyfikuje się więc

z agresorem, co oznacza, że mentalnie stoi po stronie znęcającego się nad

nim partnera, także wtedy, gdy dorosła część osobowości rozumie, że

powinna się z nim rozstać. Dziecko Cienia ma w sobie jednak ogromny lęk

przed samotnością i niestrudzenie wierzy w happy end. Nikłe umiejętności

autonomiczne potwierdzają tylko u zależnej kobiety iluzję, że nie mogłaby

żyć bez mężczyzny. Silny program więzi włącza się u takich kobiet

szczególnie w towarzystwie mężczyzn, którzy z pozoru są bardzo

autonomiczni i często na początku związku wysyłają sprzeczne sygnały.

Prawdopodobnie dzieje się tak, gdyż kobiety chcą przekonać do siebie

właśnie tego typu mężczyzn i zdobyć nad nimi kontrolę. Nierzadko chodzi

tu o reinscenizację traum z dzieciństwa związanych z relacją z matką lub

ojcem. W psychologii określa się to przymusem powtarzania. Stoi za nim

nieświadome pragnienie, aby znaleźć happy end dla własnej historii.

Wyszukuje się więc tragiczną figurę rodzica, którą nieświadomie projektuje

się na partnera, i ma się tym razem nadzieję na dobre zakończenie. Przymus

powtarzania nie dotyczy oczywiście tylko kobiet, również mężczyźni mogą

wciąż na nowo odtwarzać z partnerką swoją traumatyczną relację z matką

czy ojcem. Wbrew wszelkim ogólnym założeniom, że na związki

tworzone w dorosłym życiu silnie wpływają relacje z rodzicem przeciwnej

płci, z mojego doświadczenia psychoterapeutycznego wynika, że tak

naprawdę nie ma większego znaczenia, jakiej płci był rodzic, który wywarł
na nas mocniejszy wpływ. Nierzadko obserwuję, że kobieta odtwarza

w swoim związku z partnerem relację ze swoją matką, a mężczyzna ze

swoim ojcem.

Jeśli chcesz się wyzwolić z nieszczęśliwego związku, przede wszystkim

przestań idealizować swego partnera, a zamiast tego stwórz – najlepiej

pisemnie – jego czy jej realistyczny obraz. Całą swoją energię, którą do tej

pory kierowałeś na partnera, skup na sobie, aby zlikwidować wszystkie

swoje projekcje i wzmocnić swoją autonomię. Część książki zatytułowana

„Terapia” powinna zapewnić ci w tym duże wsparcie.

Syndrom pomocnika

Kto cierpi na tak zwany syndrom pomocnika, dąży do tego, aby poprzez

dobre uczynki ustabilizować swoją nadszarpnięta samoocenę. Postępuje tak

zgodnie z dewizą: „Pomagając innym, staję się wartościowy”. Często pod

tym hasłem kryje się mieszanka poczucia wyższości z pozorną potrzebą

niesienia pomocy. Pomoc ma sens, jeśli jest udzielana komuś w chwilowej

potrzebie lub w ramach działalności organizacji charytatywnej. Syndrom

pomocnika należy do najbardziej pozytywnie odbieranych przez

społeczeństwo strategii obronnych. Osobom nim dotkniętym zdarza się

jednak często, że wchodzą w związki z ludźmi potrzebującymi pomocy.

Kandydatami do takich relacji są osoby niestabilne psychicznie,

o nieudanym życiu zawodowym, stojące na skraju bankructwa, uzależnione

i wymagające opieki. Pomocnik czy pomocnica roi sobie, że jest rycerzem

na białym koniu, który uwalnia swego partnera od nieszczęścia i w ten

sposób staje się ogromnie ważny i nieoceniony. Jeśli partner bezrefleksyjnie

odmówi przyjęcia odpowiedzialności za swoje nieszczęście, może dojść do

bolesnego uwikłania polegającego na wytworzeniu się kompletnej

zależności. Zamiast przywiązać do siebie pozornie słabego partnera,


pomocnik nagle stwierdza, że sam jest bezradny, ponieważ wszystkie jego

wysiłki idą na marne. Ponadto odmowa przejęcia odpowiedzialności za

własne położenie przez partnera potrzebującego pomocy prowadzi do

nieprzyjmowania przez niego odpowiedzialności za związek. Osoby

z syndromem pomocnika nieraz są źle traktowane przez swoich partnerów.

Ich potrzeba uwagi zazwyczaj nie jest zaspokajana. Mimo to pomocnicy

często nie potrafią zerwać, ponieważ ich Dziecko Cienia sądzi, że samo jest

temu winne, iż partner się nie zmienia. Czuje się żałosne i bezskuteczne,

gdyż jego wysiłki wciąż spełzają na niczym. Ale zamiast opuścić arenę

i zaakceptować porażkę, pomocnik zwiększa starania, aby zdobyć kontrolę

nad sytuacją. Dopiero gdy sam stoi na skraju wyczerpania fizycznego lub

finansowego, udaje mu się, chociaż nie zawsze, wycofać się ze związku.

Jeśli osoba z syndromem pomocnika chciałaby zmienić swoje

nastawienie, musiałaby najpierw zrozumieć, że jej problem z samooceną

nie może zostać rozwiązany przez działania skierowane na zewnątrz, a więc

na przykład przez błyszczenie swoimi dobrymi uczynkami, lecz raczej

poprzez wzięcie za rękę swego niepewnego Dziecka Cienia i zlikwidowanie

wdrukowanych wzorców z dzieciństwa. Jak to zrobić, wyjaśnię szerzej

w części pod tytułem „Terapia”.

Dążenie do perfekcji

Do powszechnych strategii obronnych osób, które nadmiernie się

dopasowują, należy dążenie do perfekcji. Silne lęki przed stratą

i niepowodzeniem motywują Dziecko Cienia, żeby wszystko robić jak

należy, możliwie perfekcyjnie. Za tą strategią stoi obawa, by nie dać się na

czymś przyłapać. Moje Dziecko Cienia jest przekonane, że jeśli nie dam

nikomu pretekstu do ataku, to nikt mnie nie zrani i będę akceptowany.


Osoba dążąca do perfekcji często przekracza własne granice, ponieważ

ich do końca nie czuje. Napędzana mechanizmem dopasowywania się

zatraciła umiejętność kontaktu z samą sobą. To sprawia, że perfekcjoniści

mają skłonność do popadania w wypalenie. Problem osób stosujących tę

strategią obronną polega na tym, że perfekcja jest właściwie nieosiągalna,

więc osoby te ciągle usiłują sprostać swoim wymaganiom. A zakres ich

osądu jest dość ograniczony – nieperfekcyjny znaczy niewystarczająco

dobry. W ich systemie ocen nie istnieje gradacja: perfekcyjny, bardzo dobry,

dobry, wystarczający, w każdym razie jeśli chodzi o ocenę własnych

osiągnięć. Ich strategia pocieszania Dziecka Cienia działa na krótką metę.

Kiedy tylko ucieszy się ono z jakiegoś osiągnięcia, za chwilę musi stawiać

sobie kolejne wyzwania.

Osoby dążące do perfekcji są często obciążające dla związku, ponieważ

wiele czasu poświęcają na spełnianie stawianych sobie wymagań. Dzieje

się to kosztem wspólnego przebywania z partnerem. Nierzadko dążenie do

perfekcji łączy się z pracoholizmem, który jest jednocześnie ucieczką ze

związku. W ten sposób osoba unikająca bliskości stwarza sobie bezpieczny

dystans wobec partnera (zob. rozdział „Ucieczka i unikanie”).

Osoby dążące do perfekcji są często obciążające dla związku,


ponieważ wiele czasu poświęcają na  spełnianie stawianych sobie
wymagań. Dzieje się to kosztem wspólnego przebywania z partnerem.

Ludzie, którzy chcą wszystko robić perfekcyjnie, mają bardzo niepewne

siebie Dziecko Cienia. Niektórzy nie są nawet świadomi, że ono jest takie,

gdyż wypierają to przez odnoszenie sukcesów. Jeśli stoją po stronie

dopasowywania się i więzi, to strategię dążenia do perfekcji odnoszą do

samych siebie, idealizując także swojego partnera. Również w związku


chcą wszystko robić jak należy i być idealnym partnerem. Jeśli natomiast

znajdują się bardziej po stronie autonomii, karcą za swoje słabości siebie

oraz swojego partnera. Nawet drobne wady partnera mogą osobę dążącą do

perfekcji całkiem do niego zniechęcić. Partner takiej osoby musi w równej

mierze jak ona sama przyczyniać się do wzmocnienia jej wartości (zob.

rozdziały „Napaść i atak”, oraz „Narcystyczne strategie obronne”. Pragnę

przypomnieć, że wiele osób waha się między dopasowaniem a autonomią

w zależności od tego, w jakiej fazie związku się znajduje lub w ogóle

w jakim akurat jest związku.

Pozostawanie dzieckiem i bezradność

Osoby, które nadmiernie się dopasowują, idą przez życie na chwiejnych

nogach. Tęsknią za mocnym oparciem w postaci bliskiej więzi. Niepewność

kogoś takiego bierze się głównie z utrudnionego kontaktu z samym sobą.

Notoryczne tłumienie własnych potrzeb rodzi w nim pytanie, czego chce

i kim właściwie jest. Nadmiernie dopasowujący się ludzie szukają

nieustannie rady i potwierdzenia u pozornie mądrzejszych i silniejszych

osób i nie mają odwagi, by wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Nie

ufają sobie. Ich lęk przed popełnieniem błędu i podjęciem złej decyzji

utrudnia im robienie tego, czego chcą. Kiedy ktoś inny, pozornie silniejszy,

podejmie za nich złą decyzję, to przynajmniej nie oni są temu winni.

Partnerzy osób zbytnio się dopasowujących często czują się

przytłoczeni ich nieszczęściem. Na dłuższą metę jest to męczące, kiedy ktoś

nawet przy podejmowaniu drobnych decyzji stale potrzebuje potwierdzenia

i wsparcia. Niesamodzielność takich osób prowadzi do tego, że

autonomiczni partnerzy biorą na siebie coraz większą odpowiedzialność za

wspólne obszary życia. Wówczas w osobach dopasowujących się rodzi się

poczucie, że są zdominowane i podporządkowane. Gdyby jednak bliżej


przyjrzeć się sytuacji, okazałoby się, że taki zarzut ma słabe podstawy.

Poczucie bycia zdominowanym – w znacznej mierze, jeśli nie całkowicie –

pochodzi od nas samych. Powstaje w wyniku dobrowolnego

podporządkowania się komuś pozornie silniejszemu. Wtedy osoba

nadmiernie się dopasowująca zaczyna tamtej drugiej przypisywać winę za

to, że sama nie może wziąć swego życia we własne ręce.

Ludzie, którzy mentalnie pozostają dziećmi, są często mało odporni –

całkiem nieistotne sprawy mogą wywołać w nich ogromny lęk. Od partnera

stale oczekują troski, pocieszenia i wsparcia. Przy tym nierzadko dają

partnerowi do rozumienia, że to, co dla nich robi, jest niewystarczające.

W Dziecku Cienia dopasowujących się osób działają bowiem takie

schematy myślowe, jak: „Nie dostaję tego, czego potrzebuję”, „Nie jestem

ważny”, „Jestem uległy”, które wytwarzają w nich złudzenie, że partner

może ich porzucić. W pewnym sensie partner nigdy nie może zrobić

wystarczająco dużo, by zaspokoić ich potrzeby. A to z kolei budzi jego

Dziecko Cienia, które najchętniej wzięłoby nogi za pas, co dodatkowo

nasila dynamikę relacji. Impuls ucieczki jest szczególnie silny wtedy, kiedy

pozornie silniejszy partner cierpi na (aktywny) lęk przed więzią.

Jak puścić dłoń swego partnera lub rodziców, dowiesz się z części

książki zatytułowanej „Terapia”.

Narzekanie, kurczowe trzymanie się partnera i roszczeniowość

Od opisanych wyżej strategii obronnych niedaleko do dwóch innych:

narzekania i kurczowego trzymania się drugiej osoby. Pozornie zależny

partner podąża za partnerem pozornie niezależnym. Im częściej ten

pierwszy to robi, tym bardziej ten drugi czuje się osaczony i tym szybciej

próbuje od niego uciec. Tę niezdrową dynamikę opisałam w rozdziałach


„Podporządkowywanie się i dominacja” oraz „Lęk przed porzuceniem

dodaje pikanterii, a poczucie pewności jest nudne”.

Gdy związek traci równowagę na linii bliskość-dystans, jeden

z parterów pragnie coraz więcej bliskości, a drugi potrzebuje jej coraz

mniej. W konsekwencji partner poszukujący bliskości czuje się coraz

bardziej niepewnie i traci psychiczną równowagę. Odczuwa wielki lęk

przed stratą, co najczęściej wyzwala w nim silną potrzebę przywiązania się

do tego drugiego. Wszystkimi dostępnymi środkami próbuje odzyskać

kontrolę nad sytuacją. Czuje się ogromnie zależny, wręcz uzależniony od

partnera. A im bardziej czuje się i staje zależny, tym pewniej i bardziej

niezależnie czuje się drugi partner. W tej fazie związku ten drugi często

zaczyna się zastanawiać, czy w ogóle chce być z takim człowiekiem i czy

to jest ta właściwa osoba. U pozornie autonomicznych partnerów wygasa

wówczas uczucie miłości i namiętności, co zależnego partnera wtrąca

w jeszcze większą rozpacz. Wówczas zamiast odpuścić – co byłoby

najmądrzejszym posunięciem – coraz bardziej niepewny siebie partner

zaostrza swoje metody i zaczyna narzekać, chwytać się kurczowo drugiego

i jeszcze więcej od niego wymagać, aż wreszcie autonomiczny partner,

całkowicie wkurzony i zniechęcony, kończy taki związek.

Nie wszystko musi przebiegać w dramatyczny sposób i kończyć się tak,

jak to opisałam. Istnieją małżeństwa i długoletnie związki, w których

zaburzenie równowagi między bliskością a dystansem utrzymuje się na

jednakowym poziomie, „póki śmierć ich nie rozłączy”. Jeden z partnerów

wykonuje liczne manewry służące dystansowaniu się, uciekając na przykład

w pracę, hobby lub romanse, podczas gdy drugi niezmordowanie domaga

się więcej bliskości i uwagi. Jak już wielokrotnie wspominałam, partnerzy

mogą przejmować różne role także w tym samym związku, w zależności od

jego fazy i dynamiki. Są też i takie związki, w których obie strony znajdują
się w trybie ucieczki, a więc niewiele mają ze sobą do czynienia. A mimo to

nie robią nic, aby się rozstać.

Zakupy, konsumpcja i nałóg

Kiedy Dziecko Cienia tęskni za więzią, bliskością i ciepłem, a nie dostaje

tego w wystarczającej ilości, może zacząć pocieszać się różnymi środkami

zastępczymi. Swój lęk przed porzuceniem Dziecko Cienia koi wtedy

alkoholem, nikotyną czy innymi używkami. Używki bowiem mają

regulować emocje – albo tłumić te negatywne, albo wywoływać

pozytywne. Często konsumpcja używek idzie w parze ze społeczną

aktywnością, która służy zaspokajaniu potrzeby więzi. Siedząc w knajpie

z innymi, można poczuć się dobrze i bezpiecznie. Również jedzenie może

zapewnić dużo szczęścia i bezpieczeństwa. Często bywa środkiem

pocieszenia w razie niezaspokojenia potrzeby więzi. Skutkiem takiego

postępowania bywa otyłość albo bulimia. Z kolei anoreksja jest

zaburzeniem odżywiania, które stoi po stronie autonomii – osoby nią

dotknięte walczą nieświadomie o swoją niezależność i przejęcie kontroli.

To, czy jakieś zachowanie przemieni się w nałóg, zależy głównie od

społecznego otoczenia oraz od nadarzających się okazji, ponieważ nie

każdy człowiek, który odczuwa deficyt miłości i bliskości, popada

w uzależnienie. W latach osiemdziesiątych XX wieku wiele osób na

przykład paliło papierosy. Wówczas palenie było akceptowane społecznie.

Jednak dzięki potężnej kampanii antynikotynowej w ostatnich dziesięciu

latach spożycie nikotyny znacząco spadło, a obecnie coraz mniej młodych

osób sięga po papierosy. Niektórzy ludzie mają w sobie predyspozycje

genetyczne do popadania w nałogi. Są osoby, które łatwo metabolizują

nikotynę, i takie, u których ten proces przebiega wolno. Te ostatnie

wykazują niewielką podatność na uzależnienia i albo nigdy nie zaczynają


palić, albo bez większych trudności zostają jedynie palaczami

okazjonalnymi. Także w przypadku alkoholizmu istnieją przesłanki

pozwalające sądzić, że i ta choroba w pewnym stopniu może być

uwarunkowana genetycznie.

Najbardziej ulubioną metodą pozbywania się wewnętrznego poczucia

samotności są zakupy. Kiedy ktoś idzie do sklepu, a tam jest przyjaźnie

witany i obsługiwany, wówczas czuje się mile widziany i akceptowany

przez innych. Poza tym u wielu osób wzrasta poczucie własnej wartości,

kiedy kupują ładne rzeczy, którymi mogą się przyozdobić. Zakupy to także

skuteczny środek na odwrócenie uwagi od siebie i swoich zmartwień.

Uważam, że jeśli chcesz wyjść z nałogu, powinieneś zwrócić uwagę na

dwie decydujące sprawy:

1. Nie możesz identyfikować się ze swoimi potrzebami wynikającymi

z nałogu – musisz raczej patrzeć na nie z perspektywy obserwatora,

o czym wspominałam w rozdziale „Nasz film w 4D – zmiana

perspektywy postrzegania”. Dokładne wyjaśnienie, jak zmienić

perspektywę percepcji, omówiłam w rozdziale „Przyłap się i przełącz

się” oraz w ćwiczeniu „Trzy pozycje postrzegania”.

2. Musisz wyznaczyć sobie jasny cel i określić pasujące do niego uczucie,

które ma się w tobie pojawić. Na przykład jeśli chcesz schudnąć,

powinieneś sobie znaleźć nowe poczucie szczęścia, które zainstalujesz

w swoim umyśle. Możesz sobie wyobrazić, jaki jesteś zwinny,

wysportowany, lekki, i spróbować zobaczyć jak byś się z tym czuł.

Ponadto możesz sobie wyobrazić, że mieszkasz na jakiejś wyspie na

Pacyfiku i odżywiasz się tylko rybami, warzywami i owocami. Ten

obraz ma pokazać, że taki sposób odżywiania bywa bardzo kuszący.

Chodzi o to, aby twoje poczucie bezpieczeństwa i przyjemności, które

daje ci jedzenie, zderzyć z wizją bardzo dla ciebie pociągającą


i zachęcającą. Pamiętaj o tym, że tym, co motywuje nas do działania

albo blokuje, są przede wszystkim uczucia, a więc z osobami

ogarniętymi nałogiem należy pracować w ich obszarze.

Histeryczne strategie obronne

We współczesnej psychologii „histeria” jest przestarzałym pojęciem, dziś

używa się określenia „histrioniczny”, co ma znaczyć tyle co „teatralny”.

Ponieważ jednak w mowie potocznej ludzie częściej posługują się słowem

„histeryczny” i sama uznaję to określenie za mniej sterylne, postanowiłam,

że będę go nadal używać. Fritz Riemann w swojej słynnej książce Oblicza

lęku* wyróżnił kilka typów osobowości: histeryczną, depresyjną,

anankastyczną i schizoidalną. Terminy te bardziej szczegółowo wyjaśnię

w kolejnych rozdziałach. Zajmę się tam również specyficznymi dla danego

typu osobowości problemami w związku.

Według Riemanna każdy z nas ma w sobie elementy wszystkich

czterech struktur osobowości, ale przeważnie silniej ciąży ku jednej z nich,

a więc może zostać przyporządkowany do któregoś z czterech

podstawowych typów osobowości. Silne natężenie jednej lub kilku cech

danej osobowości może spowodować także określone problemy w związku.

Pojęcie histerii wywodzi się z greckiego słowa hysterikos, co znaczy

„pochodzący z macicy”. Dlatego też określenie „histeryczny” przez długi

czas odnoszono tylko do sposobu zachowania kobiet. A istnieją przecież

także mężczyźni, którzy zachowują się histerycznie. Z moich obserwacji

wynika, że częściej cierpią oni na męską odmianę histerii – mianowicie na

narcyzm. Na ten temat napiszę więcej w rozdziale „Narcystyczne strategie

obronne”. Uznanie narcyzmu za męską odmianę histerii jest moim

osobistym poglądem i, o ile mi wiadomo, podręczniki psychologii na razie

nic na ten temat nie wspominają.


Czym charakteryzują się osoby o histerycznej strukturze osobowości?

Temperament osób histerycznych ma ekstrawertyczne uwarunkowania

genetyczne. Są to więc ludzie z natury towarzyscy i chętni do kontaktu, co

wiąże się z wieloma pozytywnymi cechami – są zabawni, żywiołowi,

kreatywni, chętni do zabawy i ekspresyjni. Trudno się z nimi nudzić. Jeśli

jednak histeryczne cechy są mocno uwypuklone, wówczas może to

doprowadzić do wielu problemów w związku. Dziecko Cienia takiej osoby

nosi w sobie schematy myślowe takie jak: „Jestem niewystarczająco

dobry”, „Nie jestem ważny”, „Nikt mnie nie dostrzega”, „Nikt mnie nie

kocha”. Ich największy lęk wywołuje bycie niezauważanym, nieważnym

i pozbawionym znaczenia. Sposób histeryków na obronę siebie naznaczony

jest ekstrawersją. Wychodzą więc na zewnątrz i walczą o uwagę,

w przeciwieństwie do osób depresyjnych, które wycofują się i zamykają

w sobie. Histerię można rozumieć jako supeł różnych strategii obronnych,

mających na celu zapewnienie sobie uwagi, przychylności i miłości ze

strony innych.

Osoby histeryczne rzucają się w oczy z powodu swojej wyjątkowej

gadatliwości i towarzyskości. Przykładają dużą wagę do swego

zewnętrznego wyglądu, są więc nie tylko szykowne, ale często także

seksownie ubrane. Histeryczni mężczyźni i kobiety są zwykle mistrzami

w uwodzeniu. To dla nich ważny środek do zdobywania uznania i uwagi ze

strony innych. Mają skłonności do promiskuityzmu i niewierności.

Są niestabilni emocjonalnie i cierpią na duże wahania nastroju.

Wszystkie uczucia przeżywają bardzo intensywnie. Przy silnie

wdrukowanych cechach histerycznych ich nastrój może się wahać od

stanów euforycznych po bezdenną rozpacz. Ponadto są nieprzeciętnie

lękliwi, mają skłonność do agresji i impulsywnych zachowań, czemu


winien jest ich ekstrawertyzm. Można powiedzieć, że osoby histeryczne są

„hiperaktywne”, co również dodaje im uroku i przyciągającej mocy.

Osoby histeryczne są uzależnione od gwałtownych uczuć i kopów

emocjonalnych. Ich życie musi być barwne, różnorodne, ciekawe

i burzliwe, w przeciwnym razie czują się niedostymulowani i znudzeni.

W ciszy i spokoju do głosu dochodzą ich schematy myślowe i głęboko

ukryte lęki przed odrzuceniem oraz brakiem zainteresowania ze strony

innych.

Histerycy potrafią szybko zawierać nowe znajomości. Łatwo otwierają

się na innych i nawet przy pierwszym kontakcie opowiadają nowo

poznanym osobom o swoich prywatnych sprawach. Rozmówca jest potem

zaskoczony, że po doświadczeniu takiej spontanicznej bliskości

i przyjacielskości nie następuje rozkwit znajomości albo też propozycje

kolejnych kontaktów są niewiarygodne i niezobowiązujące. Osoby

histeryczne są mistrzami pierwszego wrażenia, a nie mistrzami budowania

trwałych relacji. Gdy angażują się w bliski związek miłosny, targa nimi lęk

przed stratą i porzuceniem, ponieważ mają w sobie ogromną tęsknotę za

wieczną miłością i więzią. Histeryczne strategie obronne mają na celu

ściągnięcie na siebie uwagi innych. W pozytywnym sensie histerykom

udaje się to osiągnąć, gdyż są interesujący, zabawni i seksowni. Kiedy

jednak ich strategie obronne przybierają na sile, takie osoby zdobywają zbyt

wielką kontrolę nad bliźnimi, są bardzo wymagające i manipulatorskie,

dlatego ich partnerzy często od nich uciekają, gdzie pieprz rośnie. Bywa

jednak i tak, że one same kończą związek, gdy pojawia się rutyna i partner

zostaje zdobyty. Histerycy uwielbiają bowiem stan zakochania i emocje

z początku nowego związku. Są najbardziej rozentuzjazmowani, kiedy są

zakochani – ich potrzeba akceptacji i potwierdzenia własnej wartości jest


zaspokajana w tej fazie związku. Patrzą na siebie oczami zakochanego

partnera i czują się wtedy świetnie.

Typową kobiecą odmianą histerycznego kształtowania związku jest

sposób na „wymagającą diwę”. (Oczywiście są także męskie diwy, którymi

zajmę się w rozdziale „Narcystyczne strategie obronne”. Diwy potrzebują

dużo więcej uwagi, niż same są gotowe dać. One jednak tak tego nie widzą

– w wyniku działania własnych schematów myślowych są absolutnie

przekonane, że ciągle dostają zbyt mało. Kiedy diwa ma dobry dzień,

sprawia wrażenie pozytywnie naelektryzowanej. W gorszych dniach

emanuje wokół złą energią. Poza tym jej nastrój może szybko się zmieniać.

W ten sposób manipuluje ona swoimi bliźnimi, aby możliwie „posłusznie”

się zachowywali, by jaśnie panią utrzymać w dobrym nastroju. Należy to

jasno powiedzieć – diwy są apodyktyczne i jeśli poczują się w jakiś sposób

urażone lub niezauważane, wpadają we wściekłość. Mogą urządzać

naprawdę straszne sceny. Aby uniknąć tego typu wybuchów, zestresowani

partnerzy chodzą często wokół nich na palcach. Traktują je z największą

ostrożnością i uwagą. Do repertuaru diwy należą także narzekania, błagania

i skargi. Jej Dziecko Cienia władczo żąda uwagi i diwa nie zauważa, że

wszystko kręci się wokół niej, a potrzeby partnera są praktycznie

nieuwzględniane. To partner nie otrzymuje wystarczająco dużo

zainteresowania, chociaż obawy takie ma raczej diwa. Z psychologicznego

punktu widzenia mamy więc tu do czynienia ze zjawiskiem przekształcania

się ofiary w sprawcę, częstym w przypadku tego typu osobowości. Należy

jednak mieć na względzie wewnętrzny dramat tych osób – ich Dziecko

Cienia prowadzi wyczerpującą walkę o zdobycie uwagi, której

w dzieciństwie dostawało za mało.

Jednym z wariantów histerycznej manipulacji jest chorowanie. Diwy

cierpią z reguły na różne mniej lub bardziej poważne dolegliwości, które


wymagają od partnera okazywania im troski i uwagi. Ich skłonność do

teatralnych zachowań sprawia, że dramatyzują przy najdrobniejszej

niedyspozycji. W skrajnych przypadkach dochodzi nawet do tego, że same

powodują wypadki czy symulują choroby.

Istnieją jednak partnerzy, którzy nie podporządkowują się żądaniom

diwy, lecz je bojkotują. W takim układzie związek oscyluje między

gwałtownymi kłótniami a krótkotrwałymi chwilami pojednania. Wściekły

partner albo wyprowadza się i zrywa, albo prowadzi bolesną walkę

o przejęcie kontroli w związku. W tym ostatnim przypadku wpada

w pułapkę wyuczonego odbitego poczucia własnej wartości, polegającego

na tym, że jego Dziecko Cienia zaczyna odnosić do siebie humorzaste

zmiany nastrojów diwy. Sądzi więc, że wyrzuty żony są w jakiś sposób

uzasadnione. Jak pamiętasz, małe dziecko w sytuacji, kiedy jest besztane

czy nawet bite, nie potrafi inaczej odbierać swoich rodziców niż jako

dobrych, a siebie jako złe. Wiele osób, kiedy uaktywnia się ich Dziecko

Cienia, wpada w ten w dzieciństwie wyuczony na zasadzie warunkowania

schemat. Tak jak Dziecko Cienia Julii myśli, że musi być jeszcze lepsze

i wszystko robić porządniej, aby zapewnić sobie miłość Roberta, tak samo

partner diwy, czy raczej jego Dziecko Cienia, sądzi, że dzięki właściwemu

zachowaniu będzie w stanie poradzić sobie z diwą. Należy wspomnieć, że

osoby histeryczne silnie emanują seksapilem i w sferze seksualnej także

poszukują ekstatycznych doznań. Ich partnerzy mogą poszukiwać właśnie

tego typu doświadczeń seksualnych, które polegają na tym, że atrakcyjność

związku wzrasta przez to, że diwa sama decyduje, kiedy dojdzie do

zbliżenia. Partner ma nad tym niewielką kontrolę, co związkowi dodaje

pikanterii, jak pisałam w rozdziale „Lęk przed porzuceniem dodaje

pikanterii, a poczucie pewności jest nudne”.


Największym problemem w kontakcie z osobami histerycznymi jest

brak ich samokrytycyzmu. Wszystkie strategie obronne histeryków

polegają na unikaniu osobistej porażki i odrzucenia. Krytyka, nawet

niewinna, natychmiast wywołuje urazę i wściekłość. Kto nie potrafi

przyjmować krytyki, nie jest także zdolny do stworzenia związku, ponieważ

partner nie ma żadnej szansy na współkształtowanie relacji. Musi albo

podporządkować się dyktatowi histeryka, albo narazić się na gwałtowne

kłótnie, które raczej nie prowadzą do polepszenia jakości związku. Często

zestresowani partnerzy nie widzą innego wyjścia niż rozstanie.

Ale bywają także osoby histeryczne, które są niezwykle miłe

w sposobie bycia. Promieniują ciepłem czy wręcz charyzmatyczną energią.

Nie domagają się swoich praw w tak agresywny sposób jak diwy.

Potrzebują jednak równie dużo uwagi i zainteresowania. Chcą być lubiane

i podziwiane. Podobnie jak wymagające diwy dążą do potwierdzenia

własnej wartości, szukając podziwu u partnera i innych ludzi. Histerycy są

mistrzami konwersacji i autoprezentacji, dzięki czemu udaje im się

przeciągać publikę na własną stronę. Nie przykładają wagi do

prawdziwości swoich opowieści. Lepiej ciekawie kłamać, niż nudno

opowiadać – tak brzmi ich dewiza. Umiejętność słuchania innych nie

należy do ich mocnych stron. Są zbyt zajęci ściąganiem uwagi na siebie,

zbyt mocno zajęci sobą, aby móc poważnie zainteresować się drugą osobą.

Bywa jednak i tak, że dobrze się odnajdują jako pomocnicy terapeutów lub

lekarzy, gdyż taka rola sprawia, że czują się ważni i potrzebni.

Histeryczki jako kochające partnerki potrafią być stałe w uczuciach, ale

nie zawsze są wierne. Cierpią na silne wahania nastroju i potrzebują

partnera, który poświęci im dużo uwagi i zainteresowania. Jak wszyscy

histerycy, one również mają skłonność do impulsywnych zachowań

i spontanicznych wybuchów złości. Z drugiej strony, jak większość


impulsywnych osób, nie są szczególnie pamiętliwe. Kochająca i miła

histeryczka daje partnerowi dużo więcej niż roszczeniowa diwa. Jeśli

partner ją przyjmie i zaakceptuje, a więc będzie traktował

z zainteresowaniem i miłością, a przede wszystkim nie będzie na serio

traktował jej napadów złości, może z nią stworzyć kochające się i udane

stadło.

Wszyscy histerycy stwarzają sobie wyobrażenie świata, w jakim

chcieliby żyć. Nie znoszą ograniczeń i reguł, uważając, że określone zasady

dotyczą innych, a nie ich. Z trudem przychodzi im branie

odpowiedzialności za własne zachowanie. Postępują w tej kwestii jak małe

dzieci, które sądzą, że ich nie widać, gdy zasłonią sobie oczy. Histerycy

często też wyśmiewają różne problemy, ponieważ nie są gotowi

skonfrontować się z rzeczywistością. Jeden z moich klientów wpadł

w niezłe tarapaty, ponieważ ponad rok nie otwierał swojej poczty ze strachu

przed rachunkami.

Problem z osobami o silnie ukształtowanej osobowości histerycznej

polega na tym, że zazwyczaj nie są w stanie uświadomić sobie własnej

struktury osobowości. Odbierają swoje żądania i uczucia jako właściwe

i stosowne do sytuacji, nie zauważając, jak mocno i często naginają

rzeczywistość do własnych wyobrażeń. Ich cierpieniom winni są inni

ludzie, ich rzekomo niewyrozumiały i nieczuły partner, świat lub po prostu

zły los. Aby uwolnić się z perspektywy Dziecka Cienia, musiałyby sobie

najpierw uświadomić, że aktualnie działają w jego trybie. Dopiero kiedy to

nastąpi, zdołają się uwolnić od histerycznego wzorca funkcjonowania.

Najważniejszym krokiem jest samopoznanie, ponieważ na metapoziomie

będzie możliwe zdystansowanie się wobec histerycznych reakcji. Metody,

które mogą w tym pomóc, przedstawię w części „Terapia”.


Depresyjne strategie obronne

Podczas gdy osoby histeryczne aktywnie domagają się uwagi ze strony

innych, osoby depresyjne robią to w sposób bierny, będąc miłe i grzeczne.

Osoby depresyjne nadmiernie się dopasowują i starają się spełniać

oczekiwania innych. Można też powiedzieć, że nadmiernie dopasowujące

się osoby mają depresyjny rys osobowości, co nie musi koniecznie

oznaczać, że rozwinie się u nich depresja.

Osoby o depresyjnej strukturze przychodzą na świat z raczej pokojową

naturą i skłonnością do harmonii. Przy określonych wpływach

wychowawczych cechy te mogą się jednak przekształcić w nadmiernie

dopasowujące się zachowania. Do pozytywnych stron osób depresyjnych

należy serdeczny sposób bycia i pokojowe nastawienie. Bardzo chcą być

lubiane i aby to osiągnąć, gotowe są wiele poświęcić. Potrafią doskonale

wczuwać się w emocje partnera i wręcz wyczytywać potrzeby z jego oczu.

Ich pierwotną potrzebą jest zniesienie granicy między Ja a Ty. Pragną

stopienia się z innymi. Psychicznie zdrowa osoba o depresyjnej strukturze

osobowości ma w sobie ogromną gotowość do miłości i jest w stanie

przetrwać z partnerem najtrudniejsze chwile. Wewnętrzna równowaga osób

depresyjnych zachwiana jest na rzecz więzi i dopasowania. Boją się

niezależności i bycia sobą. Ich Dziecko Cienia jest przekonane, że nie da

rady sprostać życiu i nie potrafi stanąć na własnych nogach. Osoby

depresyjne najchętniej polegałyby na partnerze i żyły jego życiem.

Samodzielność budzi w nich lęk.

Chcę przypomnieć, że ludzie nadmiernie dopasowujący się do innych

tłumią własne uczucia i potrzeby, czyli po prostu samych siebie, aby móc

funkcjonować możliwie najlepiej. Własna wola, jasne cele, forsowanie

swojego zdania – a więc umiejętności autonomiczne – u nich nie występują.

Dlatego tacy ludzie nie mają w sobie wewnętrznego oparcia. Muszą zatem
szukać go na zewnątrz, w związku z partnerem i/lub rodzicami. Z natury

rzeczy dzieci, które nadmiernie dostosowują się do oczekiwań rodziców,

mają potem większy problem z odseparowaniem się od nich. Do tego

jednak niezbędne jest coś, czego się nigdy nie nauczyły, czyli bycie

samodzielnym. Samodzielność z kolei pozwala mieć własną wolę, która jest

niezbędna do podejmowania niezależnych decyzji. Osoby depresyjne

obarczają swoimi problemami partnera i mają nadzieję, że ten poprowadzi

ich przez życie. Ponieważ nie mają dobrego kontaktu z własnymi

potrzebami i odczuwają nadmierny lęk przed popełnianiem błędów,

pozwalają, by decyzje podejmował za nich ktoś inny – partner lub rodzice.

Z trudem przychodzi im przejmowanie odpowiedzialności, co siłą rzeczy

oznacza, że notorycznie znajdują się w pozycji ofiary. Ponieważ osoba

depresyjna czuje się bardzo zależna od partnera, odczuwa ogromny lęk

przed stratą. Tym lękiem, przede wszystkim wtedy, gdy wyraża się on

w formie ogromnej zazdrości, może obciążać partnera. Jej uporczywe

uczepienie się partnera często doprowadza do tego, że partner traci dla niej

szacunek i dystansuje się wobec niej, co z kolei u niej nasila tendencję do

kurczowego trzymania się partnera.

Ludzie nadmiernie dopasowujący się do innych tłumią własne uczucia


i  potrzeby, czyli po  prostu samych siebie, aby móc funkcjonować
możliwie najlepiej. Własna wola, jasne cele, forsowanie swojego
zdania – a więc umiejętności autonomiczne – u nich nie występują.

Partnerzy osób depresyjnych nierzadko ograniczają także własne

potrzeby dotyczące niezależności i osobistej wolności, aby zawsze być do

dyspozycji tych osób. Ponadto dla związku niezwykle obciążająca bywa

bliska relacja osoby depresyjnej z jej rodzicami. Osoby takie pozostają

bowiem często w zależnym układzie z rodzicami i jako dorośli starają się


nadal spełniać ich oczekiwania. Szczególnie trudna jest sytuacja, gdy

rodzice wymagają już opieki. Znam wiele depresyjnych osób, które przez

długie lata poświęcały się całkowicie opiece nad swymi rodzicami. Jedna

z moich klientek, pracująca zawodowo matka dwójki dzieci, codziennie

gotowała i sprzątała u swoich rodziców, ponieważ jej ojciec mimo dobrej

sytuacji finansowej wzbraniał się przed zatrudnieniem pomocy domowej.

Moja klientka nie była w stanie odseparować się od ojca i przekazać mu

odpowiedzialności za rozwiązanie problemu. Dopiero kiedy dopadł ją

syndrom wypalenia i trafiła do mnie na terapię, zdołała oddać rodzicom

odpowiedzialność za ich życie i swoją opiekę zredukować do zdrowego

wymiaru.

Kolejny problem w związku z osobą o depresyjnej strukturze stwarza

ich mała autentyczność, która wynika z ich nikłego kontaktu z własnymi

potrzebami i uczuciami oraz z lęku przed konfliktem. Z jednej strony osoby

te mają ogromne wymagania dotyczące bliskości partnera, z drugiej rzadko

artykułują jakiekolwiek prośby. Także dlatego, że same nie wiedzą do

końca, czego tak naprawdę chcą. Dużo częściej wiedzą, czego nie chcą.

Jednak zamiast to wyrazić, oczekują, że partner odgadnie ich potrzeby – tak

jak one potrafią to robić. A jeśli partnerowi to się nie udaje, osoby

depresyjne mają poczucie, że nie dostają w związku tego, czego potrzebują.

Biorą to partnerowi za złe. Niektóre zrzędzą i jęczą, ale z trudem

przychodzi im przedstawienie we właściwy i dojrzały sposób swoich próśb

i potrzeb. Zdarza się, że w osobach tych narasta coraz więcej zimnej złości.

Ale i ona może być wyrażana w tak aluzyjny sposób, że partner jej nie

dostrzega. Najczęściej partnerzy osób depresyjnych nie mają pojęcia, jak

źle w oczach tych osób wygląda związek. Zawsze jestem wstrząśnięta, jak

skrajnie różna może być ocena jakości związku przez osobę depresyjną i jej

niczego nieprzeczuwającego partnera. Kiedy osoba depresyjna stoi o krok


od rozstania, jej partner sądzi, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Osoba depresyjna stopniowo wycofuje się mentalnie z relacji, ale na

zewnątrz ciągle funkcjonuje zgodnie z rutyną. W tej fazie związku osoby

depresyjne często wdają się w romanse i skoki w bok. Tam szukają uwagi

i wsparcia, którego – według ich przekonania – nie otrzymują od swego

partnera czy partnerki. Wycofanie się ze związku udaje im się zazwyczaj

wtedy, kiedy znajdują sobie kogoś nowego. Źle znoszą bycie w pojedynkę.

Partner osoby depresyjnej jest kompletnie zaskoczony, kiedy się okazuje, że

ona z nim zrywa lub że ma z kimś romans.

Aby uleczyć depresyjne Dziecko Cienia, nieodzowne jest wzmocnienie

swoich autonomicznych umiejętności. Jak to zrobić, opowiem w części

książki zatytułowanej „Terapia”.

Do tej pory poznałeś wiele strategii obronnych, które stoją po stronie

więzi. Czy odnalazłeś w tym siebie? Jeśli nie, zanotuj w obszarze stóp

sylwetki twojego Dziecka Cienia strategie, które najczęściej stosujesz (zob.

ilustrację na drugiej stronie okładki).

W kolejnych rozdziałach przejdziemy do analizy strategii obronnych,

jakie stoją po stronie autonomii. Być może znajdziesz tam coś dla siebie,

nawet jeśli postrzegasz się jako osobę stojącą bardziej po stronie więzi.

Kontynuując lekturę, notuj na stopach sylwetki Dziecka Cienia strategie,

które będą się odnosiły do ciebie.

STRATEGIE OBRONNE W SŁUŻBIE AUTONOMII

Osoby, których Dziecko Cienia broni się, wykorzystując głównie strategie

autonomiczne, na pewnym etapie życia nieświadomie wybrały samotność

jako najlepsze rozwiązanie zapewniające im poczucie bezpieczeństwa. O ile

dla dopasowujących się Dzieci Cienia charakterystyczna jest nadmierna


łatwowierność, o tyle autonomiczne Dzieci Cienia skłonne są raczej do

nieufności. Dzieci dopasowujące się do innych idealizują postrzeganą

rzeczywistość, podczas gdy dzieci autonomiczne odnoszą się do

wszystkiego z dużą dozą podejrzliwości i wykazują potrzebę zachowania

bezpiecznego dystansu wobec partnera oraz innych otaczających je osób.

Osoba mająca autonomiczne Dziecko Cienia wyjaśniła mi to tak: „Ludzi

trzeba trzymać na odległość ramienia, bo wtedy można im się dokładnie

przyjrzeć”. Niezwykle frapujące badania psychologiczne pokazały, że już

w szóstym tygodniu życia niemowlęta przejmują odpowiedzialność za

akceptowanie ich przez matkę. Badaniami objęto matki ze stwierdzonymi

zaburzeniami tworzenia więzi, mieszkającymi w społecznie nadzorowanych

mieszkaniach wspomaganych. Analizowano materiał w postaci nagrań

przedstawiających interakcje między matką a dzieckiem. Na ich podstawie

stwierdzono, że niemowlęta uśmiechały się, gdy matka spoglądała w ich

stronę, a gdy odwracała wzrok, twarz dzieci zastygała, nie wyrażając

żadnych emocji. Zatem intuicyjnie wyczuwały, że potrafią wywołać

pozytywny nastrój u matki, dzięki czemu ułatwiają sobie przeżycie.

W przypadku niemowląt, które doznały traumy, można zauważyć, że ich

ciało sztywnieje, gdy tylko weźmiemy je na ręce. W ten sposób niejako

same „trzymają się w objęciach” i zapewniają sobie bezpieczeństwo,

ponieważ nie doświadczając dostatecznego wsparcia ze strony matki, nie

ufają osobie, która ma je akurat na rękach. U dziecka, które w ciągu dwóch

pierwszych lat życia nauczy się w doskonały sposób dostosowywać się do

potrzeb rodziców, nie wykształci się tak niezbędne poczucie pierwotnego

zaufania pozwalające mu zaakceptować rzeczywistość taką, jaka jest,

i odczuć, że jest bezwarunkowo kochane i objęte opieką niezależnie od

swoich zachowań. Zachwiane poczucie bezpieczeństwa nie jest

fundamentem, na którym można byłoby zbudować zdrową autonomię.


W zależności od rodzaju doświadczeń i stopnia, w jakim wpływają one na

psychikę, dziecko albo wpada w pułapkę zależności od rodziców,

a w późniejszym czasie od innych związanych z nim osób, albo

nieświadomie podejmuje decyzję o unikaniu takiej zależności i obawiając

się skrzywdzenia, nie pozwala innej osobie, by za bardzo się do niego

zbliżyła.

Niezwykle frapujące badania psychologiczne pokazały, że już


w szóstym tygodniu życia niemowlęta przejmują odpowiedzialność za
akceptowanie ich przez matkę.

Wykształcenie się silnego motywu autonomii może również przebiegać

w mniej dramatycznych okolicznościach. Zdarza się na przykład, że

dziecko spotyka się ze zbyt wielu nakazami i zakazami albo doświadcza

nadopiekuńczości ze strony rodziców lub samej matki. Klasycznym

przypadkiem jest zachowanie matek, które na krok nie odstępują swoich

pociech. Dzieci mające nadopiekuńczych rodziców wprawdzie czują się

kochane, lecz „duszą się” pod ich opieką. Dorastające w takich warunkach

autonomiczne Dziecko Cienia zaczyna się buntować, kryje w sobie duży

ładunek nieposłuszeństwa i nie pozwala na jakąkolwiek formę ograniczania

i odbierania wolności. Ktoś taki jako dorosły niemal alergicznie reaguje na

oczekiwania i wymagania partnera, nawet jeśli są w pełni uzasadnione,

ponieważ nieświadomie utożsamia je z oczekiwaniami i żądaniami

stawianymi przez rodziców.

U osób walczących o własną niezależność dużo częściej pojawia się lęk

przed narzuceniem ograniczeń i nadmierną opieką niż przed odrzuceniem

przez partnera. Z drugiej strony nieświadoma obawa przed odrzuceniem

także w ich przypadku odgrywa dużą rolę, ponieważ lęk przed utratą
własnej tożsamości bierze się z nadmiernego dopasowywania się, które jest

dla nich metodą tworzenia więzi. Autonomiczne Dzieci Cienia, podobnie

jak osoby poszukujące więzi, zakładają, że będąc w związku, muszą nagiąć

się do potrzeb partnera. Różnica polega jednak na tym, że u buntowników

takie przekonanie wywołuje opór i wtedy faktycznie nie robią tego, czego

się od nich oczekuje. Poza tym silna skłonność do autonomii może

rozwinąć się na tle samego lęku przed odrzuceniem. Takie osoby wolą same

zrezygnować ze związku, niż pozwolić, by ktoś od nich odszedł, ponieważ

wtedy mogą przynajmniej zachować nad wszystkim kontrolę.

Ogólnie rzecz biorąc, autonomiczne strategie obronne są stosowane

w celu zachowania dystansu i przejęcia kontroli nad drugą osobą. Chodzi

o uniknięcie poczucia bezsilności, podporządkowania się i ośmieszenia.

Lęk przed odrzuceniem i lęk przed niepowodzeniem popychają osoby

autonomiczne do poszerzania obszaru swojej niezależności. Natomiast

u osób szukających więzi tego rodzaju lęki stanowią bodziec do jeszcze

większego przywiązywania się do partnera. A zatem te drugie odnajdują

poczucie bezpieczeństwa w poczuciu przywiązania, tym pierwszym zaś

właśnie autonomia zapewnia bezpieczeństwo.

Nieufność i deprecjacja

Buntownicze Dzieci Cienia z trudem ufają innym i podejrzliwie przyglądają

się partnerom i otoczeniu. Obawiają się, że inni zawłaszczą ich tożsamość

i przejmą nad nimi kontrolę. Odczuwając takie lęki, jednocześnie same

wszystko kontrolują i wszystkim zarządzają, a w dodatku krytycznie

i z dystansem odnoszą się do drugiej osoby.

Podwyższony poziom nieufności u buntowniczych Dzieci Cienia nie

pozwala im na stworzenie więzi opartej na zaufaniu, ale z drugiej strony

chroni je przed rozczarowaniem. Tego typu osoby żywią przekonanie, że


kiedyś i tak zostaną same, lecz wiele z nich sobie tego do końca nie

uświadamia. Prędzej pojawi się u nich obawa przed nieumiejętnością

obdarzenia partnera odpowiednio silnym uczuciem, niż zdadzą sobie

sprawę ze swego przeświadczenia. Typy autonomiczne bardzo często

narzekają na powtarzające się wygasanie uczuć do partnera, które w wielu

przypadkach prowadzi do rozstania. Utrata miłości to tylko czubek góry

lodowej. Ten docierający do poziomu świadomości zanik zainteresowania

drugą osobą jest elementem programu tworzenia dystansu, który uruchamia

się w momencie, gdy związek staje się czymś trwałym. Jeśli przypomnimy

sobie przedstawiony wcześniej pogląd o projektowaniu obrazu własnego Ja

na otaczające nas osoby, zrozumiemy, że osoba o niskim poczuciu własnej

wartości nie oczekuje od partnera, że będzie postrzegał ją w inny sposób,

chyba że ukaże mu się tylko od najlepszej strony. Wysiłek wkładany

w unikanie autentyczności sprawia z kolei, że w świadomości typów

autonomicznych stały związek kojarzy się z męczarnią i ograniczeniami,

dlatego też wydaje im się, że prawdziwą wolność odnajdą jedynie

w samotności. Albo tak bardzo się dostosowują, aż zacierają się granice ich

własnej tożsamości i ludzie ci przez całe życie wytrwale noszą nałożoną

przez siebie maskę. Niektórzy w pewnym momencie doznają załamania

osobowości i zapadają na depresję z wyczerpania, inaczej zwaną

syndromem wypalenia.

Sposobem służącym do stworzenia dystansu, i w związku z tym do

uzyskania wolności osobistej oraz przewagi nad drugą osobą, jest nie tylko

okazywanie fundamentalnego braku zaufania, lecz także bardzo krytyczne

deprecjonowanie partnera. Obniżanie wartości drugiej osoby

i koncentrowanie się na jej słabych stronach to powszechne techniki

wytwarzania dystansu – szczegółowo objaśniłam je w rozdziale „Nagła

śmierć uczucia i inne techniki dystansowania się wobec partnera”. Niewiele


osób zdaje sobie sprawę, że oparty na krytyce proces tworzenia dystansu –

przebiegający automatycznie i nieświadomie – często uaktywnia się pod

wpływem nawet nieznacznego urażenia poczucia własnej wartości lub

pojawienia się lęku przed utratą. Z natury rzeczy za krytyką i deprecjacją

partnera nierzadko skrywają się motywy narcystyczne, które omówiłam

w rozdziale „Inne przyczyny wygasania miłosnych uczuć”. Osoby

narcystyczne nieustannie odczuwają lęk przed zranieniem przez drugą

osobę, podporządkowaniem się jej i bezsilnością wobec niej, czego

doświadczały w domu rodzinnym, a ich Dziecko Cienia poprzysięgło sobie,

że już nigdy nikt go nie upokorzy ani nie zawstydzi, jak czynili to rodzice

albo jedno z nich. Nieuświadomiona chęć zemsty prowadzi do poniżania

drugiej osoby, którą przeważnie jest partner – w ten sposób Dziecko Cienia

broni się przed własnym poczuciem niskiej wartości.

Z części „Terapia”, a konkretnie z rozdziału „Strategie transformacyjne

w służbie tworzenia więzi”, dowiesz się, w jaki sposób można usunąć

program tworzenia dystansu.

Wygasanie uczucia miłości i pożądania

Gaśnięcie uczucia miłości i pożądania to bardzo często obserwowana

reakcja na pozorny nadmiar bliskości i rzekome przywłaszczenie sobie nas

przez partnera. Doświadczającym tego osobom brakuje wystarczającej

umiejętności wyznaczania własnych wewnętrznych i zewnętrznych granic,

wskutek czego w ich oczach partner stopniowo przeobraża się we wroga.

Mają one poczucie, że druga osoba pozbawia je tożsamości i przejmuje nad

nimi kontrolę, co w rezultacie zabija w nich uczucie miłości do partnera

(zob. rozdziały „Lęk przed porzuceniem dodaje pikanterii, a poczucie

pewności jest nudne”, s. 44, oraz „Inne przyczyny wygasania miłosnych

uczuć”).
Dążenie do władzy i rywalizacja

Zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza – tak twierdzą buntownicze Dzieci

Cienia. Jak już wcześniej wspomniałam, w każdej sytuacji starają się one

uniknąć przejęcia nad nimi władzy i kontroli, dlatego same dążą do jej

uzyskania. Swoich partnerów i inne bliskie osoby mają stale na oku

i pragną wszystko wiedzieć na temat ich zamiarów. W skrajnym przypadku

taka podejrzliwość eskaluje do chorobliwej zazdrości, ale także w mniej

drastycznych sytuacjach dochodzi do rozpadu związku wskutek przesadnej

potrzeby kontroli ze strony jednego z partnerów.

Dziecko Cienia osób dążących do kontrolowania innych broni się przed

chaosem, przed utratą własnej osobowości. W swej świadomości tworzy

obraz siebie jako osoby niezwykle wrażliwej i kruchej, nawet jeśli uczucia

te skrywa za grubym murem obronnym. Maniacy kontroli sprawują ją nie

tylko nad swoim otoczeniem, lecz także nad sobą. Pedantyczny porządek,

perfekcjonizm i ścisłe przestrzeganie codziennej rutyny mają pokonać lęk

przed własną wrażliwością. Dążenie do kontroli w skrajnej formie może się

przejawiać w czynnościach przymusowych, takich jak na przykład

nieustanne mycie rąk.

Maniacy kontroli sprawują ją nie tylko nad swoim otoczeniem, lecz


także nad sobą. Pedantyczny porządek, perfekcjonizm i  ścisłe
przestrzeganie codziennej rutyny mają pokonać lęk przed własną
wrażliwością.

Wielu maniaków kontroli narzuca sobie niemal obsesyjną

samodyscyplinę. Dążenie do kontroli ma wiele punktów stycznych

z dążeniem do perfekcji – taka osoba dokładnie liczy kalorie, jej odzież


i dom utrzymane są w doskonałej czystości, wszystkie działania

wykonywane są według sztywnego planu i tak dalej.

Kontrola to młodsza siostra władzy. Buntownicze Dziecko Cienia,

podobnie jak jego dopasowujący się odpowiednik, projektuje na otaczające

je osoby pewną dominację i przewagę. Z tą różnicą, że nie czyni tego,

stosując strategię „grzeczności”, lecz za pomocą strategii „oporu”. Osoby

wykorzystujące autonomiczne strategie obronne stawiają czynny lub bierny

opór i nie pozwalają na jakąkolwiek ingerencję z zewnątrz lub na

(rzekomy) atak na ich osobę. Problem polega jednak na tym, że często

strzelają z armaty do komara. Ich obraz świata jest zniekształcony przez

ukryte w nich Dziecko Cienia. Z jego perspektywy taka osoba czuje się

mała, a przeciwnik wydaje się wielki. W takim przypadku szybko dochodzi

do zafałszowania percepcji – błaha uwaga lub mało ważne zapominalstwo

partnera są mylnie interpretowane jako atak lub przejaw braku szacunku.

Generalnie szacunek to jedna z wartości, którą ludzie władzy lubią

najbardziej. Skrywającemu się w nich Dziecku Cienia brakowało pełnego

szacunku ze strony rodziców, co pozostawiło w nim głęboką ranę. Nawet

niewielka krytyczna uwaga, brak uważności lub samodzielność partnera są

jak ziarnko soli, które tę ranę na nowo jątrzy.

Pisząc te słowa, nie mogę zapomnieć o kimś, kogo wszyscy dobrze

znamy – o mężczyźnie typu macho. Na szczęście można go coraz rzadziej

spotkać, przynajmniej w Europie Północnej i Środkowej. Macho celebruje

i generuje władzę, sprawując ją przede wszystkim nad kobietami. Tego

rodzaju mentalność przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, w związku

z czym często się zdarza, że w rodzinie macho – lub, używając

subtelniejszego określenia, patriarchą – był czyjś ojciec. Autorytarni

ojcowie krzywdzili własnych synów, dając swym zachowaniem przykład

pozornej siły, lecz nie ucząc ich, w jaki sposób należy radzić sobie z takimi
uczuciami, jak lęk, smutek, wstyd czy bezsilność. Te uczucia, określane

mianem miękkich, stają się niedostępne dla świadomości chłopców,

a pozostaje im jedynie pancerz władzy dopuszczający wyłącznie twarde

uczucia, takie jak złość czy agresja, ale także radość. Warunkiem

utrzymania władzy jest podporządkowanie sobie partnerki (i innych

bliskich osób), ponieważ macho odczuwa swoją siłę jedynie z pozycji

przewagi. Kategoriami jego myślenia są właśnie przewaga i podległość,

wykluczone jest natomiast w jego świecie traktowanie drugiej osoby na

równi z nim. Jeśli chcemy wytrzymać z tak władczym partnerem, pozostaje

nam jedynie poddanie się mu lub wycofanie do własnego wnętrza. Kobiety

towarzyszące mężczyznom typu macho w ich drodze życiowej często

omijają tę zasadę i za jego plecami robią swoje, wiedząc, że bezpośrednia

obrona i okazywanie asertywności zakończą się eskalacją władzy. Jedyną

szansę na odzyskanie własnej wolności stanowi rozstanie się z partnerem,

chyba że nakłonimy go do uświadomienia sobie mechanizmów, jakie nim

rządzą, oraz do zmiany nastawienia. Na przykładzie władczych osób jasno

widać syndrom przekształcania się ofiary w sprawcę – niegdyś gnębiona

osoba staje się gnębicielem i przenosi na partnera uczucie bezsilności,

którego sama nie chciałaby doświadczyć.

Ucieczka i unikanie

Jedną z najbardziej powszechnych i oczywiście sensownych strategii

obrony własnej jest ucieczka lub unik. Warto przypomnieć, że zastosowanie

którejkolwiek strategii obronnej może stanowić adekwatną próbę

rozwiązania naszego problemu. W zależności od tego, jak oszacujemy

nasze szanse na ostateczną wygraną, możemy wdać się w konflikt albo go

uniknąć. Strategia obronna przeradza się w problem dopiero wtedy, gdy –

na dłuższą metę – bynajmniej nie rozwiązuje konfliktów, lecz właśnie je


tworzy. W tym sensie nieustanne unikanie jakiejś sytuacji lub jakiegoś

działania może doprowadzić do powstania problemu lub go spotęgować.

Przykładem takiego błędnego koła, jak twierdzą psychologowie, jest

radzenie sobie z lękiem – lęki nasilają się tym bardziej, im bardziej staramy

się je omijać.

Osoby z silnym motywem autonomii nie mają szczelnych granic

wewnętrznych. W kontaktach z ludźmi z trudem przychodzi im bycie sobą,

ponieważ już od najmłodszych lat uczyły się spełniać oczekiwania swoich

bliskich. Kiedy zatem w ich otoczeniu pojawia się podmiot mający własne

oczekiwania, uruchamia się w nich program dostosowywania się do tych

oczekiwań. Takie osoby niezwykle łatwo zatracają własną tożsamość

w kontaktach z innymi, a zwłaszcza w bliskim związku z partnerem,

dlatego wolą się zaszyć w swoich czterech ścianach, ponieważ tylko wtedy

mogą robić, co chcą. W samotności najłatwiej im zidentyfikować własne

pragnienia i uczucia. Ucieczka w samotność to niejedyna ich ulubiona

strategia obronna. Kolejną jest ucieczka w różnego rodzaju zajęcia,

pozwalająca obronić się przed zbyt dużą bliskością w związku. Ucieczka

w pracę, w hobby, w internet lub w relacje poza związkiem to praktyczne

sposoby na odcięcie się od wymagań stawianych przez partnera. Taka

ucieczka to jednak nie tylko ratunek przed ingerencją ze strony drugiej

osoby, lecz także sposób odwrócenia uwagi od własnego wnętrza

i własnych lęków. Dużo ludzi skrywających w sobie zestresowane lub

nawet depresyjne Dziecko Cienia nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu,

ponieważ w ciszy dopada ich poczucie zwątpienia we własną wartość oraz

inne lęki. Ich ciągły niepokój i nieustanna krzątanina działają otoczeniu na

nerwy. Z drugiej strony oderwanie się od własnych myśli stwarza doskonałe

warunki do przepracowania problemu, który nas nęka. Jeśli jednak

odwracanie uwagi od problemu prowadzi do jego eskalacji, a nie do


rozwiązania, jest to ostatni dzwonek, aby stawić czoła kłopotom. Unikając

trudnych sytuacji, wysyłamy sygnał do mózgu, że nie ma żadnych szans na

rozwiązanie naszego problemu. Gdy dzieje się tak przez dłuższy czas, nasz

przekaz coraz głębiej zapada nam w świadomość. Uniki i lęki coraz

bardziej się wzmacniają. Jeśli natomiast zabierzemy się do rozwiązywania

problemu i znajdziemy odpowiednie wyjście, poczujemy dumę i szczęście,

co z kolei sprawi, że następnym razem taka sama sytuacja wywoła w nas

mniejszy lęk.

Dużo ludzi skrywających w sobie zestresowane lub nawet depresyjne


Dziecko Cienia nie potrafi usiedzieć w  jednym miejscu, ponieważ
w ciszy dopada ich poczucie zwątpienia we własną wartość oraz inne
lęki. Ich ciągły niepokój i nieustanna krzątanina działają otoczeniu na
nerwy.

W rozdziale „Inne przyczyny wygasania miłosnych uczuć” omówiłam

zjawisko zastygania w bezruchu (w terminologii specjalistycznej określane

mianem „dysocjacji”). Jest to szczególna postać ucieczki, a mianowicie

ucieczka do wewnątrz. Wiele osób stosujących tę strategię obronną

nauczyło się jej już w latach niemowlęctwa, ponieważ w tym wieku nie

miały przecież możliwości ucieczki fizycznej. Opanowały więc technikę

wewnętrznego odcinania się od otoczenia i nienawiązywania z nim żadnego

kontaktu. Osoby czujące, że bliskość partnera zaczyna je przytłaczać,

przejawiają skłonność do takich zachowań. Wtedy ich partner zazwyczaj

ma wrażenie, że druga osoba wewnętrznie się alienuje, co

w perspektywie przyczynia się do bolesnego poczucia osamotnienia, jakie

we wczesnej fazie życia odczuwało Dziecko Cienia osoby ze skłonnością

do dysocjacji. W tym przypadku doskonale widać, jak gnębiące nas


uczucia, przed którymi chcemy się obronić, niemal automatycznie

projektujemy na partnera.

Napaść i atak

Napaść i atak służyły w pradziejach i służą dziś obronie własnego życia

i własnego obszaru. Są reakcją na przekroczenie naszych granic przez drugą

osobę. Mają zatem źródło w dążeniu do zachowania własnej osobowości

i do utrzymania gatunku. Potrzeba walki o przestrzeń życiową i zasoby to

potężny motywator. Wspólne życie w przyjaznej społeczności

(przywiązanie) albo we wrogiej rywalizacji (autonomia) stanowią

fundamentalne doświadczenia życia ludzkiego.

Problem w tym, że nasz mniej lub bardziej cywilizowany świat XXI

wieku wciąż nie wypracował jednolitej definicji takich pojęć jak naruszenie

granic i napaść. Buntownicze Dzieci Cienia uważają za naruszenie ich

wewnętrznych granic sytuację, gdy partner znajduje się w tym samym co

one pomieszczeniu lub gdy rozmawia przez telefon w ich obecności.

W bardzo krótkim czasie czują się przytłoczone wymaganiami, jakie się im

stawia (nawet jeśli są uzasadnione), i w zależności od swojego charakteru

dążą do ucieczki albo ataku. Wiele tego typu osób stosuje wymiennie

najrozmaitsze strategie obrony własnej tożsamości, kierując się ich

przydatnością i własnymi możliwościami. Agresja to odpowiedź na lęk

rodzący się w Dziecku Cienia, bowiem atak, obrażanie, prowokowanie

kłótni nie pozwalają bliżej podejść partnerowi, którego pragnienie bliskości

i wymagania urosły do rangi zagrożenia. Niekiedy taka osoba nie czuje lęku

przed odrzuceniem i stara się zdominować partnera, chcąc trzymać

w szachu jego autonomiczne dążenia. Mężczyźni czy kobiety

charakteryzujący się silną skłonnością do dominacji wykorzystują napaść,


atak i dążenie do władzy w celu zapanowania nad partnerem, a tym samym

do obrony przez zranieniem.

Źródłem agresji może być także nadmierna frustracja i poczucie

znieważenia. Nawet kochające harmonię, dopasowujące się Dzieci Cienia

wpadają w niepohamowaną złość, jeśli partner wciąż odrzuca ich potrzebę

bliskości i wzajemnych zobowiązań. W pewnym momencie frustracja

i poczucie znieważenia mogą spotęgować się do tego stopnia, że ich złość

stanie się silniejsza niż lęk przed konfliktem. Wtedy pojawiają łzy,

awantury i oskarżenia kierowane przeciw partnerowi. Chciałabym

przypomnieć, że u biernych partnerów z lękiem przed rozpadem relacji,

czyli tych, którzy kurczowo trzymają się osób uciekających ze związku,

rodzi się potężne poczucie utraty kontroli. Dlatego zawzięcie walczą o jej

przywrócenie, a tym samym o odzyskanie własnej autonomii. Zatem nawet

ludzie doskonale dopasowujący się do innych mogą wykorzystywać

autonomiczne strategie obronne w chwili, gdy „chodzi o ich życie”, co z ich

perspektywy oznacza zatrzymanie w związku niezdecydowanego partnera.

Budowanie murów i wzbranianie się przed rozmową

Charakterystyczne formy, w jakich przejawia się agresja bierna lub agresja

separacyjna, to niedostępność, ociąganie się, spóźnianie, wymigiwanie

i sabotaż. Kiedy takie osoby mają poczucie, że druga osoba zraniła ich

uczucia, lub czują się przytłoczone oczekiwaniami partnera, nawet

z błahego powodu separują się od otoczenia zarówno zewnętrznie, jak

i wewnętrznie. Wtedy zdesperowani partnerzy wygłaszają monologi,

wyjaśniają, analizują, walczą, awanturują się, płaczą – i trafiają na ścianę

milczenia lub słyszą zdawkowe odpowiedzi. W niektórych przypadkach

separujący się partnerzy składają obietnice i przyrzekają poprawę, lecz ich

słowa nie pociągają za sobą żadnych czynów albo też zmiany wprowadzane
są z takim mozołem, że bezradny partner staje na krawędzi rozstroju

nerwowego. Hans Jellouschek w książce Wie Partnerschaft gelingt –

Spielregeln der Liebe (Udany związek – reguły miłości) wprowadza podział

na agresję forsującą i agresję separującą. Zasadą tej pierwszej jest dążenie

do osiągnięcia określonego celu: „Zachowaj wreszcie porządek!”. Istotą tej

drugiej jest natomiast obrona własnych granic: „Nie mieszaj się w moje

sprawy!”. Innymi słowy, agresja forsująca ma charakter czynny, a agresja

separacyjna bierny. Niejednokrotnie w związku występuje wyraźny podział

ról – jeden z partnerów wciąż czegoś żąda, podczas gdy drugi stale odrzuca

te żądania. Na przykład Julia często pragnie więcej bliskości

i zaangażowania ze strony Roberta, a on zawsze broni się przed jej

pragnieniami. Zatem Robert skrywa w sobie silną agresję separacyjną, Julia

zaś stosuje agresję forsującą. Żądania Julii są tak dobitne, ponieważ Robert

kierujący się potrzebą separacji przez cały czas zachowuje wobec niej

dystans. Zewnętrzny obserwator mógłby odnieść wrażenie, że w tym

związku Robert jest osobą spokojną i zrównoważoną, a Julia to jędza, istna

ksantypa. Podobnie jak to było w przypadku prawdziwej Ksantypy, żony

Sokratesa, żądania Julii są jednak jak najbardziej stosowne, a ich

agresywność wynika z uporczywego wzbraniania się Roberta przed ich

spełnieniem. Bierny bojkot może w sobie zawierać nawet większą porcję

energii niż aktywny atak. Ksantypa zajmująca się domem i dziećmi nie bez

kozery wybuchała gniewem, gdy jej mąż, zamiast pomagać żonie

w obowiązkach domowych, chodził po różnych placach, gdzie bez końca

prowadził dyskusje z napotkanymi ludźmi.

Osobom mającym skłonność do biernej agresji zabraniano

w dzieciństwie otwartego okazywania złości, a ich rodzice nie potrafili

odpowiednio zareagować, gdy dziecko się złościło. Często sami tłumili

agresję i czuli lęk przed konfliktowymi sytuacjami, tym samym tworząc


nieprawidłowy wzorzec dla własnych dzieci. W wielu rodzinach każdy

potencjalny konflikt jest systematycznie zamiatany pod dywan. Jednak

spiętrzona złość w końcu wypływa na zewnętrz i znajduje ujście w postaci

biernej agresji. Bierno-agresywne osoby kryją w sobie ogromne pokłady

nieposłuszeństwa i zimnej złości. Obawiając się konfliktów, w przesadny

sposób dostosowują się do oczekiwań partnerów i bliskich osób,

jednocześnie tłumiąc własne potrzeby. Trochę mają to sobie za złe, lecz

jeszcze bardziej mają to za złe pozornie dominującemu przeciwnikowi,

którego karzą bierną blokadą. W paradoksalny sposób pozornie

dostosowana osoba, stosując bierną agresję, uniemożliwia podjęcie

współpracy i zrobienie wspólnego kroku naprzód. Sama natomiast, tak jak

Robert, żyje w fałszywym przekonaniu, że jest ofiarą, i sądzi, że za bardzo

podporządkowuje się pragnieniom partnera, co ma według niej uzasadniać

jej akty sabotażu. Po raz kolejny istotą rzeczy jest skrajne zniekształcenie

postrzegania przez Dziecko Cienia. Osoba z bierną agresją, kierując się

niejasnym lękiem przed odrzuceniem, nie ujawnia własnych pragnień

i przytakuje drugiej osobie, choć tak naprawdę myśli inaczej. Nie traktuje

partnera jak równego sobie, lecz widzi w nim potężnego przeciwnika.

W wielu przypadkach mamy tutaj do czynienia z projekcją obrazu

dominującego rodzica na obecnego partnera. Taka osoba, podobnie jak

małe krnąbrne dziecko, przeciwstawia się żądaniom drugiej osoby, chcąc

zachować własną autonomię. Dziecko Cienia staje się uparte i przekorne.

Często postępuje wbrew stawianym mu oczekiwaniom albo nie reaguje na

nie i uparcie robi swoje. W ten sposób na partnera przenoszone są uczucia,

których krnąbrne Dziecko Cienia nie chciałoby doświadczać, a mianowicie

uczucie bezsilności i bezradności. Arogant stosujący bierną agresję to

klasyczny przykład tego rodzaju osobowości – i rzeczywiście występuje

ona częściej u mężczyzn niż u kobiet, ponieważ dzięki umiejętnościom


socjalizacyjnym kobiety lepiej radzą sobie z wyrażaniem własnych uczuć

i potrzeb. W podświadomości takiego aroganta tkwi notoryczny lęk przed

podporządkowaniem się rzekomo dominującej kobiecie, dlatego najczęściej

stosuje on technikę separacji i robi wyłącznie to, co chce. Główny, a nawet

jedyny motyw jego oczekiwań dotyczących związku zawiera się w zdaniu:

„Chcę mieć święty spokój!”.

Pewną odmianą agresji biernej jest brak ochoty na seks lub odmawianie

seksu. Bierno-agresywne osoby stale odczuwają przymus spełniania

oczekiwań partnera, dlatego w krótkim czasie seks staje się dla nich

obowiązkiem, co w naturalny sposób zabija erotyczny wymiar życia

seksualnego. Uparte Dziecko Cienia skrywające się w takiej osobie myśli:

„Moje ciało należy do mnie i nie przejmiesz nad nim kontroli”. Ponadto

w tle często czai się lęk przed niepowodzeniem, co szczegółowo omówiłam

w podrozdziale „Mężczyźni, którzy są za grzeczni”.

Intelektualizacja i racjonalizacja

Kolejną strategią dystansowania się od własnych uczuć i uczuć partnera jest

intelektualizacja i racjonalizacja. Jej istotę da się żartobliwie podsumować

w zdaniu: „Nie mogę z tobą być z przyczyn politycznych”. Analogicznie

jak w przypadku autonomicznych strategii obronnych strategię tę częściej

wykorzystują mężczyźni. Osoby, które często i niemal wyłącznie kierują się

rozumem, mają problem z dostępem do własnych emocji, dlatego trudno im

podejmować jednoznaczne decyzje w sprawach miłosnych. Niektórzy brną

w teoretyczne dyskusje na temat istoty miłości i jej sensu, zamiast po prostu

być z kimś w związku. Strategia intelektualizacji i racjonalizacji przejawia

się niekiedy w absurdalnych dyskusjach z partnerem, który ostatecznie nie

ma pojęcia, o czym mówi druga osoba. Tego typu ludzie mają niekiedy

skłonność do kończenia związku z „czysto racjonalnych przyczyn”.


Dochodzą na przykład do wniosku, że związek nie ma szans na przetrwanie

ze względu na różnicę wieku, mimo że są z partnerem już od kilku lat,

a różnica wieku bynajmniej się nie zmieniła. Zdesperowany partner rwie

sobie włosy z głowy i zwyczajnie nie jest w stanie zrozumieć – i słusznie –

dlaczego ów „racjonalista” nagle kończy związek, tłumacząc to faktami,

które były od dawna mu znane.

Za fasadą nawet silnego racjonalizmu ukrywa się lęk przed stratą

i przed niepowodzeniem. Często takie osoby na tyle doskonale kontrolują

własną wrażliwość, że aż przestają ją odczuwać. Ponadto specyfika procesu

socjalizacji, jakiemu podlegają chłopcy, sprawia, że dorośli już mężczyźni

nie potrafią radzić sobie z miękkimi uczuciami, takimi jak smutek,

bezradność, lęk i wstyd, o czym wspominałam we wcześniejszych

rozdziałach. Na miejscu tych emocji pojawia się agresja lub skłonność do

ucieczki w racjonalizację. Racjonalne podejście z pewnością pomaga

w rozwiązywaniu wielu konkretnych problemów, lecz bynajmniej nie

sprawdza się w sprawach miłosnych. Ucieczka przed własnymi uczuciami

to także jedna z przyczyn poszukiwania przez mężczyzn natychmiastowych

rozwiązań w reakcji na osobiste problemy, z których zwierzają się im

kobiety. Otóż, gdyby rzeczywiście z empatią podeszli do emocji

odczuwanych przez partnerkę, musieliby się zetknąć z własnymi emocjami,

takimi jak smutek czy lęk, czego starają się unikać. Dlatego próbują jak

najszybciej załatwić sprawę, pozostawiając partnerkę z poczuciem

niezrozumienia i zlekceważenia. Lęk przed miękkimi uczuciami

prawdopodobnie przyczynia się także do tego, że mężczyznom, ogólnie

rzecz biorąc, z większym trudem przychodzi uświadamianie sobie własnych

emocji. Wielu z nich woli skupiać się na konkretnych sprawach niż na

własnej psychice. Inni wprawdzie zajmują się swoim życiem psychicznym,

ale są to tylko pozory i intelektualno-teoretyczne rozważania, które nie


pozwalają na szczery kontakt z własnymi emocjami. Niektórzy pragną

poczuć więcej, lecz nie potrafią znaleźć właściwej drogi do swoich emocji.

Takim osobom zalecam, aby kilka razy w ciągu dnia zatrzymały się

i koncentrując się na przestrzeni klatki piersiowej i brzucha, zadały sobie

pytanie, co w tym momencie czują. Jeśli zauważymy nawet nieznaczne

uczucie, nie powinniśmy go tłumić, jak to mamy w zwyczaju, lecz z całą

świadomością pozwolić mu się w pełni ujawnić. Pomocną i prostą metodą

uświadamiania sobie własnych emocji jest poświęcanie im większej uwagi,

a nie odruchowe ich tłamszenie. Aby podczas codziennych czynności nie

zapomnieć o takim ćwiczeniu uważności, warto położyć gdzieś w pobliżu

zegarek, pierścionek lub bransoletkę – za każdym razem, gdy spojrzymy na

ten przedmiot, przypomnimy sobie, żeby na chwilę się zatrzymać.

Za fasadą nawet silnego racjonalizmu ukrywa się lęk przed stratą


i  przed niepowodzeniem. Często takie osoby na tyle doskonale
kontrolują własną wrażliwość, że aż przestają ją odczuwać.

Narcystyczne strategie obronne

Jeden z greckich mitów opowiada o pięknym młodzieńcu Narcyzie, który

ujrzawszy własne odbicie w lustrze wody, zakochał się sam w sobie. Do

końca życia cierpiał, nie mogąc zaspokoić miłości do samego siebie. Z mitu

o Narcyzie zaczerpnięto nazwę do określenia osobowości narcystycznej,

charakteryzującej się miłością własną i postrzeganiem siebie samego jako

osoby wspaniałej i niezwykle ważnej. W rzeczywistości demonstrowanie

własnej wielkości i nieskazitelności stanowi jedynie strategię obronną, jaką

nieświadomie tworzy taki człowiek, nie chcąc, aby do głosu doszło jego

zranione Dziecko Cienia. Z moich obserwacji wynika, że tak jak u kobiet

częściej diagnozuje się zachowania histeryczne, tak u większości mężczyzn


stwierdza się zachowania narcystyczne. Formy, w jakich manifestują się

histeria i narcyzm, mają wiele punktów stycznych. Zarówno osobie

histerycznej, jak i narcystycznej zależy na zdobyciu jak największego

uznania. Ich Dziecko Cienia odczuwa nadmierny lęk przed odrzuceniem,

krytyką i ośmieszeniem.

Już we wczesnym dzieciństwie osoba narcystyczna nauczyła się

wypierać swoje Dziecko Cienia, które czuje się bezwartościowe i godne

pożałowania, a w jego miejsce stworzyła drugie, idealne Ja. Osoba

narcystyczna buduje Ja idealne, starając się ze wszystkich sił wybić się

ponad przeciętność. Chwyta się najróżniejszych sposobów, by zostać kimś

szczególnym, ponieważ jej Dziecko Cienia czuje swą pospolitość. Chcąc

trzymać je w szachu, taka osoba dąży do nadzwyczajnych osiągnięć, do

władzy, piękna, sukcesu i uznania. W związku z tym narcyzm składa się

z całej wiązki strategii obronnych. Jedną z nich jest niepiękna strategia

deprecjacji bliźnich. Osoba narcystyczna potrafi znakomicie wyczuwać

słabe strony przeciwnika, werbalizując je w postaci zjadliwej krytyki. Nie

potrafi ani się pogodzić z własnymi słabościami, ani tolerować ich w swoim

otoczeniu, ale skupiając uwagę na słabych stronach drugiej osoby, przestaje

koncentrować się na własnych niedoskonałościach. Krytykując innych,

wywołuje w nich dokładnie takie same emocje, jakich nie chciałaby doznać

sama, mianowicie głęboką niepewność i niskie poczucie własnej wartości.

W przypadku osobowości narcystycznej wyjątkowo wyraźnie ujawnia się

zasada przekształcania się ofiary w sprawcę.

Niektóre osoby narcystyczne wybierają jednak odwrotną strategię

podnoszenia własnej wartości, idealizując najbliższe osoby. Przechwalają

się wówczas wspaniałym partnerem, genialnymi dziećmi i wpływowymi

przyjaciółmi. Wielu narcyzów stosuje obie strategie równolegle, idealizując

jednych i deprecjonując innych. Niekiedy się zdarza, że nowa znajomość


czy nowy związek jest w pierwszej fazie idealizowany, w drugiej

deprecjonowany, a ostateczną fazą jest rezygnacja ze związku.

Wszystkie typy narcyzów, niezależnie od tego, czy obierają strategię

idealizacji czy deprecjacji, mają jedną cechę wspólną – uwielbiają

przechwalać się umiejętnościami, stanem posiadania i osiągnięciami.

Niekoniecznie czynią to z wielkim rozgłosem i pompą. Są wśród nich także

„cisi narcyzi”, nierzadko intelektualiści, którzy w subtelny sposób

demonstrują własną wyższość i wyjątkowość.

Mimo to ludzie narcystyczni mają trochę sympatycznych cech. Potrafią

być nadzwyczaj uprzejmi, mili i interesujący. Wielu z nich to naprawdę

charyzmatyczne postacie. Dzięki dążeniu do sukcesu często osiągają

wysoką pozycję zawodową i cieszą się dużym uznaniem. Zatem ich

wysiłki, aby stać się kimś wyjątkowym, z reguły przynoszą owoce. Tym

sposobem oczarowują oni inne osoby o cechach narcystycznych lub

o zależnej strukturze. Jeśli w związku spotykają się dwie aktywne osoby

narcystyczne, z pewnością będzie się on charakteryzował ciągłą huśtawką

nastrojów, od namiętności do wzajemnego ranienia siebie. Jeśli natomiast

partner osoby narcystycznej należy do osób o uległym charakterze, wtedy

bez większego protestu zniesie słowne ataki i będzie gorliwie starał się

spełniać oczekiwania narcyza. Takie usiłowania są skazane na porażkę,

ponieważ nawet gdyby osiągnął on najwyższy stopień grzeczności, jego

zachowanie nie zmieni zaburzonej percepcji osoby narcystycznej.

Zaburzenie to polega na daleko idącym maskowaniu własnych słabości

w powiązaniu z wyolbrzymianiem, niczym pod szkłem powiększającym,

drobnych i rzekomych wad partnera. Jeśli narcyz utknie w takiej percepcji,

wtedy jego uwaga się zawęża, skupiając się wyłącznie na jakimś drobiazgu,

jak na przykład zbyt długi nos partnerki, przy czym wszelkie pozytywne

cechy tej osoby nagle znikają mu z pola widzenia. Rzekome


niedoskonałości wprawiają narcyza w szaleńczy gniew, ponieważ według

niego partnerka powinna zwiększać jego własną wartość i dlatego musi być

tak jak on doskonała pod każdym względem.

Nikt nie ma szans w konfrontacji ze skłonnością narcyza do skupiania

się na słabych stronach partnera. Osoby zależne sądzą jednak, że jeśli

w jakiś sposób staną się lepsze i piękniejsze, to narcyz też będzie z nich

zadowolony. To błędny wniosek, typowy dla Dziecka Cienia i pojawiający

się nie tylko w relacjach z ludźmi o wybitnie narcystycznej strukturze

osobowości. Na wiele osób deprymująco działa każda krytyka, nawet jeśli

jest bezzasadna i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Takie osoby,

bazując na wewnętrznych utrwalonych wzorcach, ciągle mają poczucie, że

są winne i nie potrafią sprostać stawianym im wymaganiom. Dzieje się tak

nawet wtedy, gdy ich wewnętrzny Dorosły już dawno się zorientował, że

ma do czynienia z osobą narcystyczną i że nie ponosi winy za wciąż

powtarzające się obniżanie jego wartości przez partnera. Tymczasem

Dziecko Cienia nie ma takiej wiedzy i nie może wydostać się z pułapki

poczucia niskiej wartości, które krytyka ze strony narcystycznego partnera

jeszcze bardziej wzmacnia. Szukając ratunku, Dziecko Cienia za wszelką

cenę pragnie zdobyć uznanie ze strony osoby narcystycznej i wkłada coraz

więcej wysiłku w spełnianie jej oczekiwań. Lecz narcyz pozostaje

narcyzem, a osoba zależna ugruntowuje w sobie przekonanie o własnej

bezskuteczności i bezsilności, czym zwiększa stopień zależności od

partnera i wpada w błędne koło.

Skrajna ambicja i dążenie do władzy sprawiają, że osoby narcystyczne

nie cieszą się pochlebną opinią w swoim środowisku pracy. Ich

nadwrażliwość emocjonalna dodatkowo utrudnia kontakt z otoczeniem.

Przebywającym z nimi osobom trudno pojąć, że nawet błahe uwagi potrafią

urazić narcyza, tym bardziej że nikomu, kto obserwuje jego pozornie pewne
siebie zachowanie, nawet nie przychodzi na myśl, iż jest typem wrażliwca.

Jednak pełne niepewności i urażone Dziecko Cienia takiej osoby nie

wycofuje się w sferę smutku, ale wpada w wielką złość. Złość i uraza są

dominującymi emocjami odczuwanymi przez osoby narcystyczne.

Z drugiej strony mogą one popaść w wyraźny stan depresyjny, zwłaszcza

gdy zawiedzie ich strategia osiągnięcia sukcesu i doznają osobistej porażki.

Wtedy Dziecko Cienia wpada w głęboką rozpacz wywołaną bezgranicznym

poczuciem niedoskonałości i bezwartościowości. Wewnętrzny Dorosły

stara się ochronić Dziecko Cienia, stosując znane mu strategie

przywracania sprawczości. Mimo to napięcie emocjonalne bywa tak

wysokie, że dorosła osoba popełnia samobójstwo albo poddaje się terapii

psychologicznej. W najlepszym razie uczy się akceptować i pocieszać

Dziecko Cienia, aby poczuło się zrozumiane i dowartościowane, nawet jeśli

nie dokonuje wielkich czynów.

Trzeba dodać, że zachowania narcystyczne to strategia obronna, którą

wszyscy stosujemy. Dopiero gdy ktoś przekroczy pewne granice, możemy

stwierdzić, czy faktycznie jest narcyzem. Każdy z nas do pewnego stopnia

wykorzystuje narcystyczne strategie, ponieważ wszystkim zależy na

powodzeniu. Zdarza się nam więc nieco deprecjonować niektóre osoby.

Lubimy również trochę się przechwalać, nikt też nie jest zupełnie wolny od

myśli o zdobyciu prestiżu. Niekiedy nasza uwaga zawęża się do

spostrzegania wad innych ludzi i czujemy zażenowanie, gdy nasz partner

przynosi nam „wstyd”. Staramy się, aby Dziecko Cienia zanadto się nie

wychylało, i maskujemy nasze słabe strony. Tak samo jak narcyz na

odrzucenie i krytykę reagujemy poczuciem krzywdy.

Wspólną cechą łączącą osobowości histeryczne z narcystycznymi jest

trudność w identyfikacji struktury własnej osobowości. Jeśli jednak uda się

takim osobom rozpoznać rządzące nimi mechanizmy, będą mogły


skutecznie wyłączyć działający w nich program. Istotą rozwiązania

problemu jest zaakceptowanie własnych wad i pocieszenie skrzywdzonego

Dziecka Cienia. Po przeprowadzeniu takich procesów nie będziemy

odczuwać ciągłej potrzeby akceptacji z zewnątrz i deprecjacji innych osób.

W części zatytułowanej „Terapia” znajdziesz wskazówki, co masz robić,

jeśli przyłapiesz się na zachowaniach narcystycznych.

Obsesyjno-kompulsywne strategie obronne

Ludzie o osobowości obsesyjno-kompulsywnej, inaczej zwanej

anankastyczną, dążą do uzyskania maksymalnej kontroli, a ich celem jest

kontrolowanie wszystkich i wszystkiego. W dzieciństwie rozwój ich

autonomii został w znacznym stopniu ograniczony przez rodziców, którzy

narzucali im zbyt surowe normy i zasady. Dziecko Cienia tych osób w tak

dużej mierze uwewnętrzniło te normy, że stały się one ich własnymi

wyobrażeniami prawidłowych i nieprawidłowych zachowań, wzorcem

dobra i zła. Kryjące się we wnętrzu anankastyka Dziecko Cienia

przepełnione jest poczuciem niskiej wartości i braku wiary we własne siły,

które z kolei wypiera poprzez zachowania obsesyjno-kompulsywne.

Obsesja i kompulsja to przeciwieństwo histerii. Osoba kompulsywna

gromadzi w sobie wszystkie reguły i zasady, natomiast histeryk czuje

nienawiść do wszelkich granic i zasad, które zmniejszają jego obszar

wolności, starając się je w miarę możliwości omijać lub usuwać.

Osoby anankastyczne mają skłonność do pedanterii, skrajnej

oszczędności i radykalnej wierności regułom. Same nie wierzą we własne

możliwości ani w realność utrzymania związku, w którym są. W celach

obronnych okopały się na biegunie autonomii i ogłosiły: „Na nikim nie

można polegać tak dobrze, jak na sobie samym” i „Jeśli cały świat będzie

przestrzegał moich zasad, wszystko będzie w porządku”. Jednak za wybór


obsesyjno-kompulsywnej strategii obronnej płacą wysoką cenę, mianowicie

bezwzględnie tłumią własne potrzeby. W ich życiu nic nie dzieje się

spontanicznie i intuicyjnie, nie ma miejsca na zwykłe cieszenie się własną

egzystencją. Każde działanie wtłoczone jest w sztywne ramy

i podporządkowane rutynie. Osoby obsesyjno-kompulsywne, skupiając się

na ścisłym przestrzeganiu opracowanego planu, tak naprawdę nie wiedzą,

na czym właściwie im zależy.

Na płaszczyźnie emocjonalnej za obsesyjno-kompulsywnymi

zachowaniami kryją się lęki przed niepowodzeniem i odrzuceniem.

Anankastyk pragnie je ujarzmić, stosując sztywne reguły.

Zachowania obsesyjno-kompulsywne są zatem aktywną formą

uzyskiwania kontroli nad własnym życiem oraz nad życiem bliskich osób.

Anankastyk wywiera presję na siebie i na innych, ponieważ potrzebuje

władzy. Tym sposobem szybko traci sympatię otoczenia, które raczej

niechętnie poddaje się jego rozkazom i ma poczucie, że anankastyk poucza

i deprecjonuje.

Osoba przejawiająca zachowania obsesyjno-kompulsywne wyżej stawia

własne normy niż relacje z innymi ludźmi. Jeśli partner nie jest gotowy

przestrzegać jej norm i zasad, związek się kończy, o ile jeszcze nie zostało

zawarte małżeństwo, ponieważ z perspektywy anankastyka ślub stanowi

zobowiązującą umowę, której nie wolno rozwiązać. Anankastyk może

nawet zerwać kontakt z własnymi dziećmi, jeśli w jego oczach będą

zachowywać się „nieprzyzwoicie”. Rainer Sachse, znany psycholog

osobowości, twierdzi, że niemal misyjne działania osoby anankastycznej

mają źródło w lęku przed innymi ludźmi, którzy mogliby ją przekonać, że

życie może być proste i pełne swobody. Oznaczałoby to uleganie pokusom,

trzeba więc otoczenie sprowadzić na właściwą drogę. Egoistyczne

narzucanie zasad uwznioślane jest szlachetnym wołaniem o naprawę


świata. Ludzie, którzy nie stosują się do reguł anankastyka, są przez niego

odrzucani jako niemoralni oraz aspołeczni i deprecjonowani jako szkodniki

społeczne.

Pozytywną stroną zachowań obsesyjno-kompulsywnych jest dążenie do

prawidłowego wykonywania wszelkich działań i zachowywania dawnych

tradycji. Osoby w pełni zdrowe psychicznie i wykazujące jedynie

niewielkie skłonności anankastyczne są strażnikami tradycji i porządku,

opiekunami dawnych obyczajów. We wszystkim dążą do perfekcji i można

na nich w stu procentach polegać. W relacjach są lojalne i cierpliwe, nawet

jeśli to nie wychodzi im na dobre, co ma również źródło w lęku przed

nowym i nieznanym. Takie osoby najbezpieczniej czują się w dobrze

znanym im otoczeniu.

Osoby anankastyczne mają niezmiernie wysokie wymagania co do

przestrzegania zasad i dotrzymywania zobowiązań, dlatego obawiają się

stałych związków. Zwłaszcza przed zawarciem związku małżeńskiego

nachodzą anankastyków potężne wątpliwości co do słuszności podjętych

kroków i wyboru partnera. Odczuwają silny opór przed złożeniem przysięgi

małżeńskiej, choć ślub mieści się przecież w ich konserwatywnym

światopoglądzie. Opór ten karmi się anankastycznym przekonaniem

o nierozwiązywalności małżeństwa. Z perspektywy takich osób podpisanie

aktu ślubu jest jednoznaczne z niemożliwością rozstania się. Im silniej

u kogoś uwydatniają się cechy kompulsywne, tym bardziej sformalizowany

staje się związek partnerski czy małżeński, który jest postrzegany przez

pryzmat dożywotnio wiążącej umowy opartej na wzajemnych

zobowiązaniach. Ponieważ osoby anankastyczne całe życie

podporządkowują obowiązkowi, zdarza się, że odczuwają coraz większą

nienawiść do partnera, przy którym przymusowo trwają. W takim

przypadku relacja nabiera cech związku sadystycznego, w którym osoba


anankastyczna dąży do udręczenia partnera, do którego czuje się

przywiązana niczym łańcuchem.

Dla anankastyka miłość sama w sobie stanowi zagrożenie, nie mówiąc

już o jej niebezpiecznych postaciach, jaką są namiętność i zauroczenie.

Znajdując się na przeciwnym biegunie w stosunku do planu i struktur,

wywołują one w anankastyku głęboki niepokój. Wtedy taka osoba usiłuje

zapanować nad własnymi emocjami, których bynajmniej nie jest pewna.

Dodatkową trudność stanowi fakt, że ucząc się przez całe życie tłumienia

emocji, osoba obsesyjno-kompulsywna nie bardzo je rozumie. Wydają się

jej podejrzane, tak samo jak emocje innych ludzi. Anankastyk potrafi na

przykład jednym ciosem zburzyć romantyczny nastrój przez jakąś

nietaktowną, prozaiczną uwagę. Zresztą w ogóle bardzo oszczędnie wyraża

miłosne uczucia.

Mentalność anankastyczna ma strukturę hierarchiczną – taka osoba

myśli w kategoriach góra/dół, przewaga/podległość, władza/bezsilność,

wygrana/przegrana. W okresie dzieciństwa doświadczyła poczucia

bezsilności, zatem kryjące się w niej Dziecko Cienia przyrzekło sobie, że

nigdy nie dopuści do sytuacji, w której będzie bezsilne i podległe, tak jak

kiedyś wobec mamy i taty. Zatem będąc już w związku, bez przerwy toczy

boje i koniecznie musi utrzymać przewagę nad przeciwnikiem. W takiej

sytuacji partnerowi nie pozostaje nic innego, jak poddać się zasadom

ustalanym przez osobę anankastyczną albo się z nią rozstać. Zaciekle

broniąc się przed zepchnięciem na pozycję pokonanego, anankastyk

przenosi ją właśnie na partnera. Wyjątkowo trudno prowadzić z nim

rozmowy na temat związku, ponieważ wtedy również ujawnia się jego lęk

przed pokonaniem i zniszczeniem, który każe mu uparcie obstawać przy

swoim zdaniu i dominować nad drugą osobą. Taka apodyktyczność staje się
często denerwująca nawet u osób, które przejawiają łagodne cechy

anankastyczne.

Kolejnym problemem spotykanym w związkach z osobami obsesyjno-

kompulsywnymi jest brak spontaniczności i szczerego entuzjazmu.

Partnerzy takich osób często odczuwają niedosyt czułej bliskości

i wspólnego spędzania czasu. Wprawdzie anankastyk godzi się na

propozycje wspólnych aktywności, lecz zaczyna od opracowania

szczegółowego planu i na przykład decyduje, że w każdy piątkowy wieczór

będą się dokądś wybierać z partnerką. Na dobitek tak ściśle trzyma się

przygotowanego programu, jak zresztą we wszelkich innych sprawach, że

partnerka powoli zaczyna mieć wrażenie uczestniczenia w zajęciach

obowiązkowych, co oczywiście w żadnej mierze nie zaspokaja jej

pragnienia bliskości. Gdyby to anankastykowi zarzuciła, ten zareagowałby

ogromną irytacją, bo ze swojego punktu widzenia w idealny sposób spełnił

życzenia partnerki. Organizując wszystko według ścisłych zasad, taka

osoba zapomina o empatii i wykazuje brak elastyczności emocjonalnej,

z trudem odczytując rzeczywiste potrzeby partnera. W rozwiązaniu tego

problemu pomógłby jej lepszy kontakt z własnymi potrzebami. O ile osoba

depresyjna, żywiąca przesadne pragnienie przywiązania się do innych, ma

zbyt wielkie zasoby empatii, o tyle u osoby anankastycznej występuje jej

zbyt mało i nieustannie zabiega ona o wyznaczenie granic i realizację

własnych interesów.

Specyficzne wyzwanie dla partnerów osób obsesyjno-kompulsywnych

stanowi ich stosunek do pieniędzy. Takie osoby są niebywale skąpe. Nawet

zakup nowej, od dawna potrzebnej rzeczy może przerodzić się w dramat.

Obronna strategia zatrzymywania i zachowywania wszystkiego manifestuje

się także w przesadnej oszczędności. Iskrą rozpalającą wiele kłótni między

partnerami jest właśnie kwestia finansów. Także w takich sytuacjach partner


jedynie połamie sobie zęby, spotykając się z bezwzględną

bezkompromisowością anankastyka.

Osoby mające tylko łagodne cechy anankastyczne mogą stworzyć

trwały związek. One też jednak charakteryzują się silną potrzebą

wprowadzania reguł i sporządzania planów i niechętnie zdają się na

przypadek. Poza tym rygorystycznie pilnują wydatków i są bardzo skąpe.

Niektóre przejawiają skłonność do apodyktyczności. Partnerzy takich osób

mogą na nich całkowicie polegać, choć muszą pozostawić im dużą swobodę

kształtowania przestrzeni życiowej, ponieważ nawet osoba z łagodnymi

cechami anankastycznymi lubi decydować, jak ma wyglądać przyszłość.

Jeśli anankastyk pragnąłby się odprężyć i zapomnieć o problemach,

musiałby zrobić coś, co wywołuje w nim największy lęk, a mianowicie

zaprzestać kontroli i zaufać innym. Zatem zadaniem Dziecka Cienia osoby

anankastycznej jest nabycie większej zdolności przywiązywania się do

innych i, co za tym idzie, zwiększenie wiary we własne możliwości. Opis

przebiegu takiego procesu stanowi treść rozdziałów „Wzmocnij swoje Ja-

dorosłe” oraz „Strategie transformacyjne w służbie tworzenia więzi”.

Schizoidalne strategie obronne

„Schizoidalny” znaczy „rozszczepiony” – osoba o cechach schizoidalnych

oddziela własne emocje od swoich myśli. Ktoś taki nie ma nic wspólnego

ze schizofrenikiem, mimo że słowa „schizoidalny” i „schizofreniczny”

brzmią podobnie. Osobowość schizoidalna stanowi przeciwieństwo

osobowości depresyjnej. O ile osoba depresyjna poszukuje poczucia

bezpieczeństwa w silnym przywiązaniu do partnera, ponieważ proces

indywidualizacji i tworzenia własnego Ja wywołuje w niej lęk, o tyle osoba

schizoidalna obawia się wejścia w bliską relację, a poczucie

bezpieczeństwa może zapewnić jej wyłącznie samotność. W związku z tym


osoby schizoidalne przejawiają niezwykle silną tendencję do utrzymywania

bezpiecznego dystansu wobec otoczenia.

Dzieciństwo osób o schizoidalnej strukturze osobowości przeważnie

było mroczne, mogły wtedy doświadczać odrzucenia, wykorzystywania,

molestowania. Dzięki predyspozycjom genetycznym przyszły na świat

z silną skłonnością do racjonalizacji. W okresie niemowlęctwa na pewno

nie należały do dzieci, które lubią być przytulane. Zatem jeśli matka nie

dostrzegła wysyłanych przez dziecko sygnałów i brała je w ramiona

częściej, niż ono tego naprawdę potrzebowało, gwałtowny zalew czułości

z jej strony (lub ze strony obojga rodziców) mógł wyzwolić w dziecku

tworzenie się schizoidalnych strategii obronnych. Aby zrozumieć ten

proces, trzeba postawić się w sytuacji niemowlaka lub małego dziecka.

W pierwszych dwóch latach życia dziecko nie ma dobrze rozwiniętych

umiejętności autonomicznych. Jeśli jest źle traktowane lub wręcz

przytłaczane nadmiarem bliskości, jedyną możliwością obrony, jaka mu

pozostaje, jest wycofywanie się emocjonalne i wyłączanie emocji, co

stanowi istotę schizoidalnej obrony własnego Ja.

Do mocnych stron osób o strukturze schizoidalnej z pewnością należy

ich niezwykle przenikliwy umysł i wysoki poziom niezależności myślenia.

Często są to nowatorzy lub społeczni reformatorzy. Do takich zadań

z jednej strony predysponują ich doskonałe zdolności intelektualne,

a z drugiej niewielka zależność od opinii otoczenia. Dobrze czują się

w samotności, wystarczają im ograniczone kontakty z innymi i nie

potrzebują akceptacji z zewnątrz. Ponieważ potrafią w dużej mierze

oddzielić się od emocji, mają nerwy ze stali. Znakomicie sprawdzają się

w zawodach, w których trzeba zachować zimną krew. Wśród osób

schizoidalnych przeważają mężczyźni, ponieważ dwie trzecie z nich mocno


tkwi na biegunie autonomii i w związku z tym częściej stosuje

autonomiczne strategie obronne.

Problemem osób schizoidalnych jest mała zdolność przywiązywania

się. Trudno im zaufać drugiej osobie i poświęcić się dla niej. Ich Dziecku

Cienia niezmiernie brakuje pewności siebie oraz dostatecznej zdolności

wyznaczania granic, wskutek czego takie osoby, chcąc chronić same siebie,

tworzą wyraźne granice między sobą a otoczeniem. Ogromny dystans, jaki

zachowują wobec innych osób, w znacznej mierze uniemożliwia im

wczuwanie się w innych i rozumienie emocji, jakie nimi rządzą.

W kontakcie z drugim człowiekiem czują się niezręcznie i nie są pewne,

czy mogą zaufać własnej percepcji, czy jedynie tylko coś im się wydaje.

Kiedy ktoś się do nich uśmiecha, nie wiedzą, czy jest to oznaka sympatii

czy szyderstwa. Liczba kontaktów zmniejsza się w toku dorastania,

a w starszym wieku osoby schizoidalne bardzo często są ogromnie samotne.

Niektórzy ludzie o cechach schizoidalnych wyrównują brak zdolności

społecznych świetnym zmysłem obserwacji, który inni mogą łatwo pomylić

z wysokim poziomem empatii.

W swoim otoczeniu osoby schizoidalne sprawiają wrażenie chłodnych

i nieprzystępnych, chociaż niektóre z nich cechuje duża uprzejmość

i życzliwość. Pozorną sprzeczność wyjaśnia fakt, że podczas kontaktów

interpersonalnych takie osoby działają w trybie funkcyjnym. Tkwiącą

w nich głęboką niepewność kompensują zestawem zachowań, jakich

nauczyły się w celu wykorzystywania ich w kontaktach społecznych.

Tworzą nieskazitelną fasadę, zwodząc tym innych, którzy wpadają

w kompletne osłupienie, gdy się zorientują, z jaką obojętnością tak

naprawdę odnosi się do nich osoba schizoidalna. Doskonale zdaje sobie ona

sprawę ze swojej fasadowości i często żyje w nieustannym strachu przed

wpadką. Ktoś taki opowiedział mi kiedyś, jak w dzieciństwie towarzyszyło


mu silne poczucie bycia dziwakiem i nie chcąc skupiać na siebie

nadmiernej uwagi, naśladował zachowania innych dzieci: „Jeśli dzieciaki

śmiały się, ja również się śmiałem. Jeśli z okazji urodzin można było

wybrać sobie drobny prezent, wybierałem go, choć wcale tego nie

chciałem”. Do dziś nęka go niejasna obawa przed zdemaskowaniem.

Osoby schizoidalne najchętniej opuszczałyby dom jedynie w czapce

niewidce. Najlepiej czują się w miejscach, w których nikt ich nie zna

i niczego od nich nie oczekuje. Są to typy samotnicze, dokładne

przeciwieństwo typów towarzyskich. Najchętniej nie umieszczaliby

własnego nazwiska na drzwiach i rzeczywiście z chęcią je usuwają, jeśli

zezwalają na to przepisy. Ich najsilniejszymi motywami są autonomia

i wolność, często powtarzają, że chcą mieć święty spokój. Słaby rozwój

życia uczuciowego zapobiega występowaniu u nich stresu emocjonalnego,

ich podstawowym nastrojem jest obojętność, poza tym nie są zbyt

przywiązani do życia. Mają raczej poczucie, że są biernymi obserwatorami

znajdującymi się na marginesie wydarzeń, którzy przyglądają się życiu

innych, nie biorąc w nim aktywnego udziału. Moim zdaniem stosunkowo

dużo osób schizoidalnych można spotkać w środowisku pisarzy. Połączenie

doskonałej zdolności obserwacji z małą aktywnością w życiu społecznym

tworzy idealny grunt do rozwoju talentu pisarskiego. Tego typu twórcy

niejako wiodą w powieściach życie zastępcze.

Zdumiewające jest, że utrzymując powierzchowną znajomość z osobą

schizoidalną, w ogóle można nie zauważyć jej braku zdolności

przywiązywania się do innych i satysfakcji z życia. Na przykład jeden

z moich klientów jest niezwykle aktywny, zaangażowany w sprawy

polityczne, uczestniczy w życiu artystycznym, a nawet lubi towarzystwo.

Chętnie wdaje się w dyskusje, ma wielu przyjaciół i liczne przygody

miłosne. Nikt nie mógłby przypuszczać, że za pozorną satysfakcją


i aktywnością życiową kryje się głębokie rozszczepienie i że osoba ta

w rzeczywistości nikogo nie dopuszcza do swoich przeżyć. Spora część

ludzi o strukturze schizoidalnej sprawia na swoim otoczeniu wrażenie

dziwaków. Charakterystycznym przykładem jest maniak komputerowy,

który całymi dniami siedzi przed ekranem i nie nawiązuje niemal żadnych

kontaktów zewnętrznych.

Nie ulega wątpliwości, że dla osób schizoidalnych największym

problemem jest bliski kontakt z drugim człowiekiem. W najlepszym razie

pozwalają sobie na krótkotrwałą intymność i bliskość, a niektóre z nich są

nawet zdolne zakochać się, choć ich uczucie nie jest długotrwałe. Miłość

osób schizoidalnych pełna jest „martwych stref” i najczęściej całkowicie

wygasa po początkowej fazie zakochania. Ma szansę rozniecić się na nowo

jedynie pod warunkiem, że osoba schizoidalna przez dłuższy czas zachowa

dystans przestrzenny wobec partnera. W oczach ludzi o strukturze

schizoidalnej bliskość stanowi zagrożenie, gdyż wtedy niezwykle szybko

znikają granice ich własnego Ja. Wskutek doznanych w dzieciństwie

traumatycznych przeżyć bliskie relacje zapisały się w ich pamięci jako stan,

który trzeba znieść bez słowa protestu, lecz nie ma się na niego wpływu.

Miłość oznacza dla nich całkowite zdanie się na drugą osobę i uzależnienie

od partnera. Żyjące w nich Dziecko Cienia czuje się absolutnie bezbronne

i bezsilne, dlatego na bliskość reagują często agresją manifestującą się

w szorstkim odrzucaniu drugiej osoby, lodowatych uwagach, nagłym

zrywaniu kontaktów. W ten sposób po chwilach bliskości znów wytwarzają

dystans wobec partnera. Inną formą schizoidalnego tworzenia dystansu jest

dysocjacja, którą można porównać z zastygnięciem w bezruchu

spowodowanym strachem. W takim momencie osoba schizoidalna

całkowicie „się wylogowuje” ze świata zewnętrznego i wycofuje do świata

wewnętrznego. Nawet jeśli prowadzi z kimś rozmowę, wydaje się


nieobecna. Znika w swoim wnętrzu, tak jak nauczyła się znikać w okresie

dzieciństwa. W związkach z osobami schizoidalnymi dysocjacja wywołuje

u partnera bolesne poczucie samotności. Ogólnie rzecz biorąc, to

dominujące uczucie w każdej tego typu relacji. Partnerzy osoby

schizoidalnej niejako odczuwają jej samotność, którą ona sama tak

desperacko zwalcza.

Niektóre osoby o cechach schizoidalnych w ogóle nie angażują się

w związki, pozostając wiecznymi singlami, a ich potrzeby seksualne

zaspokajają prostytutki. Może się zdarzyć, że zdecydują się na małżeństwo,

ale często motywem takiego kroku jest zapewnienie sobie kamuflażu

w społeczeństwie i tym samym uniknięcie opinii dziwaka z zaburzeniami

w sferze przywiązywania się. W takim przypadku związek małżeński

budowany jest według zasad określanych przez osobę schizoidalną. Krótko

mówiąc, to ona decyduje, kiedy partner może się do niej zbliżyć.

Zazwyczaj dzieje się tak, że uczucia osoby schizoidalnej, które już nawet

w pierwszej fazie zakochania nie były zbyt intensywne (co mogło umknąć

uwadze partnera), zupełnie wygasają w momencie, gdy związek jest już

stały i wiążący. Lecz zamierają nie tylko uczucia, ale i popęd seksualny,

przynajmniej w obszarze aktywności seksualnej z partnerem. Niektóre

osoby schizoidalne współżyją na tym etapie z partnerem, jednak ze względu

na oddzielanie przez nie emocji od seksualności jest on przez nie

postrzegany wyłącznie jako obiekt seksualny służący zaspokojeniu potrzeb

czysto fizycznych. Osoby schizoidalne nie czują do partnera żadnego

przywiązania, toteż łatwo im przychodzą skoki w bok i przygody miłosne,

którym oddają się bez poczucia wyrzutów sumienia. Część z nich jest

jednak z zasady wierna partnerowi.

Nasuwa się zatem pytanie, dlaczego osoby o wyraźniej strukturze

schizoidalnej wchodzą w związki. Odpowiedź jest prosta: pragnienie


przywiązania się do drugiej osoby, ten podstawowy motyw egzystencji

każdego człowieka, jeszcze nie zanikł w nich całkowicie. Osoby

schizoidalne noszą w sobie niespełnioną tęsknotę za miłością i związkiem,

zwłaszcza jeśli są samotne. Chociaż w obrębie związku bliskość partnera

stanowi dla nich zagrożenie, wiele z nich uważa, że bycie samemu to

jeszcze gorszy wybór. Najlepiej się czują w związku, w którym partner

w jak najmniejszym stopniu wymaga od nich zaangażowania i zostawia je

w spokoju. Pozostając w pewnej odległości, postrzegają drugą osobę jako

źródło ciepła, za co są niezmiernie wdzięczne. Aby zatem poradzić sobie

z osobą schizoidalną, druga osoba musi wykazywać dużą niezależność i nie

stawiać żadnych wymagań. Jej zadaniem jest podarowanie miłości bez

określania warunków – ale temu nikt nie potrafi podołać.

Związki z osobą schizoidalną mogą nabrać cech związku

sadystycznego, jeśli głębokie wątpliwości co do miłości partnera przerodzą

się u niej w nienawiść i chęć zemsty. W takiej sytuacji osoba schizoidalna

notorycznie mylnie i odwrotnie interpretuje oraz stale deprecjonuje

wszelkie przejawy zaangażowania uczuciowego i czułości partnera. Na

przykład kiedy partner spontanicznie okaże sympatię, odpowie zjadliwie:

„Masz wyrzuty sumienia, że się tak podlizujesz?”. W wielu przypadkach

cynizm niszczy miłość partnera. W chwilach namiętnej bliskości osoba

schizoidalna atakuje partnera, uderzając w jego najczulsze miejsca: „Nie

patrz takim potulnym wzrokiem, gdybyś tylko siebie widział!”. Na dłuższą

metę nikt nie zniesie takiej formy agresywnego izolowania się, chyba że ma

skłonności masochistyczne i zgadza się na wszystko, lękając się utraty

partnera i mając poczucie winy albo znajdując jakąś przyjemność

w cierpieniu.

Jeśli osoba o cechach schizoidalnych pragnie rozwinąć zdolność do

odczuwania miłości, musi wziąć swoje nękane traumatycznymi


przeżyciami Dziecko Cienia za rękę i wciąż powtarzać mu, że dzisiaj jest

duże i może się bronić, a przede wszystkim jest bezpieczne. Jak

z powodzeniem przeprowadzić ten proces, wyjaśniłam w rozdziałach

„Wzmocnij swoje Ja-dorosłe” i „Strategie transformacyjne w służbie

tworzenia więzi”.

Do tej pory zdążyłeś już poznać wiele strategii obronnych stojących po

stronie autonomii. Czy w którejś z nich rozpoznałeś własne zachowania?

Zastanów się nad tym, jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś. Nazwy strategii

autonomicznych, które często stosujesz, zapisz w obszarze stóp sylwetki

Dziecka Cienia (zob. ilustrację na drugiej stronie okładki).

* F. Riemann, Oblicza lęku, tłum. U. Poprawska, Kraków 2005.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
TYPOWE KONFLIKTY ZWIĄZANE
Z RODZICIELSTWEM

Cały szereg konfliktów, z którymi się borykamy w naszych związkach,

w mniejszym lub większym stopniu wiąże się z Dzieckiem Cienia i jego

schematami myślowymi lub stosowanymi przez nie strategiami obronnymi.

Niekiedy jednak przyczyna leży gdzie indziej. Zdarza się, że w związku

zaczyna brakować równowagi wskutek pojawienia się szczególnych

okoliczności w życiu partnerów, na przykład zostają rodzicami. Warto

wtedy zajrzeć za kulisy ich związku, żeby odkryć podstawowe źródło

konfliktu. Przebieg procesu poszukiwań przedstawię na przykładzie Janiny

i Denisa, którzy są małżeństwem i mają dwójkę dzieci w wieku czterech

i pięciu lat. W ich związku to na Janinie spoczywa lwia część obowiązków

rodzinnych, a dodatkowo czuje ona nikłe wsparcie ze strony Denisa. Jej

sytuację opiszę dokładniej w kolejnym rozdziale. Zdarza się, że na

niewinne pytanie małżonka: „Kochanie, czy widziałaś moje okulary?”,

kobieta reaguje nerwowo, naskakując na partnera. W ostatnim czasie do

takich spięć dochodziło coraz częściej, rozmowy tej dwójki przybierały

coraz agresywniejszy i bardziej kąśliwy ton. Jeśli Janina i Denis chcieliby

zmienić ten stan rzeczy, powinni znaleźć wolną chwilę i w spokoju zapytać

siebie, o co właściwie chodzi. Po takiej rozmowie dojdą do wniosku, że

z chwilą przyjścia na świat dzieci równowaga w ich związku została


zachwiana. Od tej pory Janina pełni rolę osoby zaspokajającej potrzeby

rodziny i dającej wsparcie, natomiast Denis tylko w małym stopniu

angażuje się w życie rodzinne. Janina ma zatem rację, uważając, że na jej

barkach spoczywa zbyt wielka odpowiedzialność, a konto Denisa po stronie

dawania jest mocno na minusie. Pozornie błahe pytanie o okulary

precyzyjnie trafia właśnie w czuły punkt Janiny, która ma dosyć ciągłej

opieki nad dziećmi i nie chce dodatkowo zajmować się Denisem. W miarę

możliwości sam powinien ponosić odpowiedzialność za własne sprawy.

Z kolei Denis czuje się urażony nieustannym zrzędzeniem Janiny, która

czepia się go o każdy drobiazg. Jeśli jednak oboje uświadomiliby sobie,

jakie jest podstawowe źródło ich konfliktu, z pewnością wspólnie

znaleźliby sposób na zmianę sytuacji. W dalszej części rozdziału

przedstawię kilka typowych źródeł konfliktów.

UTRATA RÓWNOUPRAWNIENIA

Kiedy Janina i Denis się poznali, każde z nich miało własne mieszkanie,

zawód, który lubiło, i zarabiało dostatecznie dużo, aby móc samodzielnie

się utrzymać. Oboje cenili własną niezależność. Gdy się spotykali,

zapominali o codziennych sprawach i cieszyli się swoim szczęściem. Po

roku znajomości zamieszkali razem, po dwóch latach wzięli ślub. Wkrótce

pojawiło się pierwsze dziecko, a po roku na świat przyszło kolejne. Janina

wspólnie z Denisem podjęli decyzję, że ona przez pierwsze lata pozostanie

w domu, a mąż będzie zabezpieczał rodzinę finansowo. Denis pełni funkcję

menedżerską w dużym banku i jego zarobki są dość wysokie, ale niemal

codziennie zostaje w pracy po godzinach. Kiedy wieczorem przychodzi do

domu, chciałby mieć wreszcie święty spokój. Janina wypełnia wszelkie

obowiązki związane z opieką nad rodziną, w tym codziennie przygotowuje


smaczną kolację dla Denisa. Jemu samemu nigdy nie przyszło do głowy,

aby pomóc żonie posprzątać po posiłku. Przeważnie zasiada przed

telewizorem, wypija kieliszek wina i kładzie się wcześnie spać.

Z perspektywy dzieci, czujących, że tata tak naprawdę nie jest dla nich

dostępny, mama jest jedyną osobą, z którą mają kontakt. Wprawdzie

w weekendy rodzina zazwyczaj wybiera się gdzieś razem, to jednak tym

wyraźniej pokazuje, że Denis jest „weekendowym tatą”. On rozwija swoją

karierę, a ona coraz bardziej czuje się od niego zależna finansowo. Obniża

się jej poczucie własnej wartości. W dodatku Janina ma wrażenie, że Denis

uważa podległą sobie żonę za mniej atrakcyjną. Rzadko ma ochotę na seks,

a Janina się domyśla, że mąż tęskni za powrotem dawnej, samodzielnej

kobiety, która nie chodziła po domu w kuchennym fartuchu. Kilka razy

zwracała Denisowi uwagę na tę sytuację, przedstawiając mu propozycje

sprawiedliwszego i lepszego podziału ról. W czasie takich rozmów Denis to

wykazuje zrozumienie, to przechodzi do defensywy, a w najlepszym razie

zmienia swoje zachowanie jedynie na krótki czas.

Jeśli przyjrzymy się obszarowi autonomii i przywiązania w ich

związku, zauważymy, że równowaga między Denisem a Janiną została tak

dalece zachwiana, iż Denis niejako zagarnia całą sferę autonomii, a Janina

ma poczucie uzależnienia i uwięzienia. Jeszcze przed narodzinami dzieci

żadne z nich nie miało trudności ani z własną autonomią, ani

z przywiązaniem.

Powrót do tradycyjnego podziału ról może się przytrafić nawet bardzo

postępowym parom, które zostają rodzicami. Wzorce ról, według których

żyli nasi rodzice, pozostawiają w nas głębokie ślady. Nawet jeśli

postanowimy sobie, że nie będziemy tacy jak nasi rodzice, często

z przerażeniem zauważamy, że zachowujemy się dokładnie tak jak oni

i najwyżej jesteśmy nowszą wersją własnej matki czy własnego ojca. Jeśli
nie chcemy wdepnąć w taką pułapkę, przede wszystkim musimy sobie

uświadomić, co odcisnęło najsilniejsze piętno na naszej psychice. Wtedy

będziemy mogli świadomie zdecydować o wymazaniu takich szablonów

z naszej pamięci i wprowadzić własny pomysł na życie rodzinne oraz

równomierny podział zadań i obowiązków domowych czy zawodowych.

Wzorce ról, według których żyli nasi rodzice, pozostawiają w  nas


głębokie ślady.

Rzecz jasna, także małżeństwo z tradycyjnym podziałem ról może się

okazać dla obojga partnerów szczęśliwe, jeśli komfortowo czują się

w spełnianiu swoich funkcji. Jednak w dzisiejszych czasach duża grupa

kobiet ma wysokie kwalifikacje zawodowe, a wiele z nich zrobiło karierę

jeszcze przed urodzeniem dzieci, dlatego nie czują się dobrze w roli

pełnoetatowej mamy. Sytuację jeszcze bardziej komplikuje fakt, że powrót

do życia zawodowego, zwłaszcza dla osób z wyższym wykształceniem, nie

jest wcale łatwy (to samo dotyczy mężczyzn pozostających w domu).

Stanowiska, na których matki mogłyby kontynuować przerwaną karierę,

rzadko są stanowiskami półetatowymi, na co skarży się wiele kobiet, ale

wciąż niewiele zmienia się w tej kwestii. Im wyższych kwalifikacji

wymaga posada, tym mniejsze są możliwości pracy na pół etatu. Jeśli więc

kobieta po kilku miesiącach od urodzenia dziecka lub po roku urlopu

macierzyńskiego chce powrócić do życia zawodowego, jedynym

rozwiązaniem jest częściowe ograniczenie pracy zawodowej przez męża

lub powierzenie dziecka pod opiekę innej osobie. Rodzice często

wykluczają obie opcje z wielu przyczyn, choćby ze względu na obawę

przed zmniejszeniem się budżetu rodziny, gdyby mąż ukrócił własne

ambicje zawodowe na rzecz żony, czy niechęć do oddania


kilkumiesięcznego dziecka na dziesięć godzin dziennie obcej osobie. Wielu

rodziców nie godzi się na to rozwiązanie, chcąc być dostępnym dla własnej

pociechy i nie pozostawiać jej rozwoju wyłącznie w rękach opiekunek czy

wychowawczyń. Bywa tak zwłaszcza wtedy, gdy dziecko nie rozwija się

prawidłowo i potrzebuje szczególnej opieki.

Na terapii dla par wielu młodych rodziców skarży się, że w zasadzie

nigdy nie spędzają czasu tylko we dwoje, ponieważ każdy dzień, w tym

także weekendy, wypełnia im praca zarobkowa, wychowywanie dzieci

i obowiązki domowe. Pewna para, która pojawiła się w moim gabinecie,

marzyła o zwyczajnym, wspólnym pójściu na spacer! Ten permanentny

brak wspólnego spędzania czasu udawało im się wytrzymać tylko dlatego,

że – jak mi wyjaśnili – wiedzieli, że związki ich przyjaciół funkcjonują na

takiej samej zasadzie.

W licznych przypadkach dochodziłam do wniosku, że nierównomierny

podział obowiązków ma często źródło w trudnościach jednego z rodziców

z delegowaniem zadań innym osobom. Przypominam sobie, jak matka

pięciorga dzieci, która dodatkowo zajmowała się dużym domem i jeszcze

większym ogrodem, uparcie przeciwstawiała się zatrudnieniu pomocy

domowej lub ogrodnika, mimo że nie stanowiło to dla tej rodziny wyzwania

finansowego. Jednak w jej Dziecku Cienia tkwił schemat myślowy

brzmiący: „Nie ufaj nikomu i polegaj wyłącznie na sobie”. Takie

przekonanie dusiło w zarodku wszelkie próby rozsądnego rozwiązania

problemu (do czasu, gdy kobieta uwolniła się od głęboko zakorzenionego

schematu).

Ścisły związek z nierównomiernym podziałem ról w rodzinie może

mieć asymetryczny podział władzy.

ASYMETRYCZNY PODZIAŁ WŁADZY


Utrata równowagi w związku często łączy się z kwestią dostępu partnerów

do źródeł władzy, jakimi są zawód, pieniądze, wykształcenie i poziom

edukacji, relacje z dziećmi, przyjaciółmi i rodziną. Na samym początku

związku Janina i Denis mieli zrównoważony dostęp do tych zasobów –

wykonywali równorzędne zawody, wysokość ich zarobków całkowicie im

wystarczała, mieli kontakt z przyjaciółmi. W chwili narodzin dzieci

równowaga ta została zachwiana.

Autonomia i władza to swoi sojusznicy, tak samo jak przywiązanie

i zależność. W związku Janiny i Denisa szalka wagi przechyliła się na

stronę Denisa – uzyskał on większą autonomię, a tym samym zwiększył

dostęp do takich źródeł władzy jak zawód i pieniądze, jednocześnie

zdobywając większe uznanie. Stało się to kosztem Janiny, która czuje się

podporządkowana i zależna. Z drugiej strony ma ona szeroki dostęp do

źródła władzy, jakim jest relacja z dziećmi. Nikłe angażowanie się

w sprawy rodzinne spowodowało, że Denis zabrnął na pozycje outsidera.

Na szczęście Janina ma na tyle rozwiniętą samoświadomość, że nie mści się

na mężu, wykorzystując w tym celu dzieci i tworząc z nimi poufną koalicję

przeciw „niedobremu tacie”. Zamiast tego stara się włączyć Denisa

w większym stopniu w życie rodzinne, ponieważ to on sam postawił się na

marginesie. Jego Dziecko Cienia naznaczone jest wzorcem ojca, który

własnym przykładem pokazywał, jak należy zachowywać się w tej roli.

W bliskim kontakcie z dziećmi Denis czuje się niezręcznie i jest

skrępowany, dlatego woli uciekać w inne sfery życia. W okresie

dzieciństwa miał słabą więź z ojcem i teraz trudno mu nawiązać kontakt

z własnymi dziećmi. Czuły i troskliwy kontakt z dziećmi wywołuje

dyskomfort w Dziecku Cienia Denisa, choć tak naprawdę ono za tym

tęskni. Gdyby Denis chciał wprowadzić równowagę w relacjach z dziećmi,

a tym samym z Janiną, musiałby uświadomić sobie wzorce, jakie przejął od


rodziców, i podjąć nowe decyzje. Odrzuca on propozycje rozwiązania

konfliktu przedstawiane przez Janinę, ponieważ odpowiada mu rola

jedynego żywiciela rodziny, czego sobie jednak nie uświadamia. Na

poziomie świadomości wciąż zarzuca żonie, że w zbyt małym stopniu

docenia jego finansowy wkład w utrzymanie rodziny. Janina uważa takie

oskarżenia za niesprawiedliwe i za każdym razem doprowadzają ją one do

szału, ponieważ na początku każdej rozmowy na temat związku stara się

wyrazić szacunek dla męża za jego zaangażowanie w utrzymanie rodziny.

Jeśli jednak Denis akurat znajduje się w trybie Dziecka Cienia, jest

w stosunku do siebie bezkrytyczny i broniąc się, wysuwa nieuczciwe

oskarżenia, co znów prowadzi do bezowocnych dyskusji. Niekiedy

przyznaje żonie rację, ale nie wprowadza żadnych zmian. Nie licząc kwestii

finansowych, jego Dziecko Cienia wzbrania się przed wzięciem

odpowiedzialności za relację z żoną i dziećmi. Docieramy tu do kolejnego,

częstego źródła konfliktów, jakim jest niesprawiedliwy podział sfery

dawania i brania.

NIESPRAWIEDLIWY PODZIAŁ MIĘDZY DAWANIEM


A BRANIEM

Warunkiem stworzenia udanego związku jest zapewnienie w nim głęboko

zrównoważonego stosunku między dawaniem a braniem. Jeśli jednak

bieguny przywiązania i autonomii poszczególnych partnerów układają się

tak jak u Denisa i Janiny lub Roberta i Julii, o których pisałam wcześniej,

równowaga między dawaniem a braniem najczęściej zostaje zachwiania.

Skupmy się na przykładzie Janiny i Denisa. Za pracę nad związkiem

odpowiada niemal wyłącznie Janina, a Denis wycofał się w sferę

zawodową. Wprawdzie zapewnianie stabilności finansowej stanowi


niezwykle ważny wkład w budowę szczęścia rodzinnego, ale jest czymś

abstrakcyjnym, wyrażanym jedynie w cyfrach na koncie bankowym.

Tymczasem Janina przez cały czas bierze na siebie rolę osoby dającej,

zaspokajając potrzeby dzieci oraz oczekiwania męża wynikające z jego

potrzeb fizycznych i emocjonalnych. Na pewnych etapach życia nie da się

uniknąć tego rodzaju nierównowagi między dawaniem a braniem. Brak

równowagi można jednak w znacznym stopniu zrekompensować, często

podkreślając, jak bardzo docenia się partnera, który jest w większej mierze

stroną dającą. Ten szacunek można wyrazić słowami – na przykład Denis

przy każdej okazji mógłby podziękować Janinie za to, że poświęciła własną

karierę i opiekuje się dziećmi. Również drobne upominki, kwiaty, biżuteria

czy słodycze bywają miłym dowodem wdzięczności i szacunku. Ponadto

partner, który jest głównie stroną biorącą, powinien zawsze starać się

przejąć część zadań wykonywanych przez stronę dającą. Takie zachowania

pozwalają osobie dającej odczuć, że druga strona zauważa i docenia jej

zaangażowanie.

Z drugiej strony partner dający musi uważać, aby nie przekroczyć

pewnej granicy poświęcenia, gdyż wtedy partner biorący zostanie

sprowadzony do roli krzywdziciela. Naruszy to równowagę w związku nie

tylko z powodu poczucia krzywdy, jakie powstaje u osoby dającej, lecz

także wskutek poczucia winy, jakie rodzi się u osoby biorącej. Dziwnym

trafem takie wyrzuty sumienia nie zawsze skłaniają stronę biorącą do

zwiększenia zaangażowania w związek – wprost przeciwnie, nieraz

motywują ją do wycofania się z relacji. Często się zdarza, że mająca

poczucie winy osoba ucieka w romans, ponieważ w nowej relacji ma

„czyste konto” i czuje, że znów jest pożądana. Wdać się w romans lub

zdecydować na rozstanie w nadziei na lepsze życie bez „wyzyskiwacza”


może także partner dający, który czuje się wykorzystywany i niedoceniany,

a jednocześnie pragnie uwagi i życzliwości innych osób.

Przypomnę kolejny raz, że u mężczyzn występuje skłonność do

projektowania obrazu nadopiekuńczej matki na własną żonę, co może

prowadzić do separowania się od niej i skupiania na autonomii. Przebieg

tego procesu objaśniłam wcześniej na przykładzie Roberta. W takiej

sytuacji każde upomnienie się żony o większą życzliwość i większe

zaangażowanie mąż traktuje jak ingerencję w swobodne podejmowanie

przez niego decyzji. Mógłby przestawić się na dawanie, pod warunkiem że

uwolni się od zakorzenionej w jego Dziecku Cienia projekcji. Z drugiej

jednak strony istnieje spora grupa kobiet, które tkwiąc w tradycyjnych

rolach, mają trudności, by zostać stroną biorącą. Na ich psychice obraz

własnej matki, która bez słowa skargi przyjęła rolę osoby zaspokajającej

potrzeby całej rodziny, odcisnął tak silne piętno, że nawet nie potrafią

przyjąć pomocy z zewnątrz. Jeśli do tego kieruje nimi silny motyw kontroli,

wzbraniają się przed przekazaniem dzieci pod opiekę ojca. Wydaje im się,

że są niezastąpione. Wiele kobiet żywi bowiem błędne przekonanie, że

ojcowie muszą zajmować się dziećmi dokładnie tak jak one same.

A przecież bardzo korzystny wpływ na rozwój dziecka ma pokazywanie mu

różnych form relacji czy spędzania z nimi czasu.

Podobnie jak we wszystkich innych rodzajach konfliktów w związku,

także w razie nieporozumień na tle kwestii dawania i brania bardzo ważne

jest przyjmowanie odpowiedzialności za własne zachowanie, a partnerowi

pozostawienie odpowiedzialności za jego postępowanie. Zatem dopóki

żona nie uzna, że oddanie dzieci pod opiekę ojca zagrozi ich życiu, dopóty

nie powinna ingerować w sposób kształtowania przez męża relacji

z dziećmi. Jedna z moich klientek opowiadała, że podczas jej podróży

służbowych mąż niezbyt starannie zajmował się dziesięcioletnią córką


i przeważnie zapominał o przygotowaniu kolacji. Wtedy córka sama

otwierała lodówkę lub prosiła tatę, żeby dał jej coś do jedzenia, co też

najczęściej robił. Obyło się bez ingerencji matki, a córka do tej pory nie

umarła z głodu. Oto przykład bardzo zdrowego rozdzielenia

odpowiedzialności, dzięki któremu w rodzinie można uniknąć

niepotrzebnych konfliktów. Oczywiście moja klientka wcześniej

kilkakrotnie sugerowała mężowi, aby w większym stopniu przejął

odpowiedzialność za córkę, jednak niezmiernie uparte Dziecko Cienia,

jakie w nim żyło, nie pozwalało poddać mu się nakazom wydawanym przez

kobietę. Dlatego żona, mądrze postępując, przekazała mężowi

odpowiedzialność za jego relację z córką.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
TERAPIA

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
W poprzedniej części książki podpowiadałam, jak rozpoznać swój

program tworzenia związku oraz własne strategie obronne. Wskazówki

zawarte w następnych rozdziałach pomogą wam zmienić swoje wewnętrzne

oprogramowanie i powiązane z nim dysfunkcyjne zachowania, które

utrudniają życie i są źródłem niepowodzeń w związkach.

Proces terapii będzie zmierzał do tego, abyście zaprzestali

identyfikowania się ze swoim Dzieckiem Cienia, przyjęli klarowną, dorosłą

postawę oraz zrozumieli, że Dziecko Cienia tak naprawdę jest waszym

upiorem z dzieciństwa. Tworząc wewnętrzny dystans i patrząc

z perspektywy obserwatora, zdołacie pozbyć się zakorzenionych emocji

oraz negatywnych myśli i przyjąć postawę odpowiadającą waszej obecnej,

dorosłej rzeczywistości. Oprócz tego będziecie mogli stworzyć nowe,

konstruktywne zasady wewnętrzne i nauczyć się zdrowych zachowań, które

niejako staną się antyprogramem w stosunku do programu Dziecka Cienia.

W tej części książki skoncentrujemy się zatem na Dziecku Słońca. Aby móc

je dogłębnie odczuć i nabrać sił do łagodnego pozbywania się Dziecka

Cienia, najpierw musimy mieć silne i dające wsparcie Ja-dorosłe.

W kolejnych rozdziałach szczegółowo opiszę procesy wzmacniające Ja-

dorosłe. Przedtem jednak nieco dokładniej zajmę się czynnikami

wpływającymi na budowanie zdrowego związku, żeby dać wam lepsze

wyobrażenie o celu, do którego dążymy.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
CO SIĘ NAPRAWDĘ SKŁADA
NA SZCZĘŚLIWY ZWIĄZEK?

W poprzednich rozdziałach wspominałam, że stan zakochania ma niewiele

wspólnego z uczuciem miłości. Ten pierwszy manifestuje się

fizjologicznymi reakcjami organizmu, takimi jak przyspieszone bicie serca,

uczucie „motylków w brzuchu” oraz silne, cielesne pożądanie drugiej

osoby. Niezwykle trafne wydaje mi się porównanie go do stresu

egzaminacyjnego, ponieważ w obydwu przypadkach odczuwamy bardzo

podobne emocje – pewnego rodzaju nerwowość i podniecenie. W naszym

ciele objawiają się one niemal w ten sam sposób, tyle że w stanie miłosnego

zauroczenia postrzegamy je pozytywnie, a w stresie egzaminacyjnym

negatywnie. Według mnie zakochanie to bez wątpienia rodzaj stresu

egzaminacyjnego. Znajdując się w tym stanie, też odpowiadamy na liczne

pytania. Czy jestem osobą wartą miłości? Czy jestem osobą atrakcyjną?

Czy chcesz ze mną być? Czy zostaniesz ze mną, nawet gdy pewnego dnia

zobaczysz mnie bez makijażu? Co mam zrobić, żebyś się we mnie

zakochał/zakochała? Czy zostaniesz ze mną? Tych pytań jest więcej.

W początkowej fazie zakochania za wszelką cenę staramy się przekonać do

siebie drugą osobę.

W stanie miłosnego zauroczenia nie ma mowy o zaufaniu między

dwiema osobami – co to, to nie! Otóż wtedy prezentujemy najlepszą wersję


samych siebie i skrzętnie ukrywamy własne słabości, zatem w żadnym razie

nie mówimy o sobie otwarcie i szczerze. Ogólnie rzecz biorąc, zakochana

osoba jest bardziej zajęta samą sobą i zaprezentowaniem własnej

osobowości niż partnerem. Potwierdzają to przeprowadzone badania

neuropsychologiczne, według których w odurzonym miłością mózgu

uaktywniają się obszary odpowiedzialne za naszą samoocenę. Nawet jeśli

zakochani bez przerwy krążą myślami wokół obiektu miłości i stale za nim

tęsknią, tak naprawdę punktem odniesienia ich myśli i odczuwanej tęsknoty

jest radość z własnej ekscytacji, a nie empatia wobec drugiej osoby

i poczucie odpowiedzialności za nią – co z kolei stanowi fundament

miłości, niezbędnego składnika szczęśliwego związku. Miłość

charakteryzuje się wysoką odpowiedzialnością za partnera i dużą

autentycznością partnerów. Pozostałe nieodzowne elementy udanego

związku to szacunek, czułość, wspólne odczuwanie radości, zdolność do

empatii i akceptacja słabości.

W  stanie miłosnego zauroczenia nie ma mowy o  zaufaniu między


dwiema osobami – co to, to  nie! Otóż wtedy prezentujemy najlepszą
wersję samych siebie i  skrzętnie ukrywamy własne słabości, zatem
w żadnym razie nie mówimy o sobie otwarcie i szczerze.

Jeśli jesteśmy odpowiedzialni za partnera w pozytywnym znaczeniu

tego słowa, chcemy, aby się dobrze czuł, i unikamy zachowań mogących go

zranić. Traktujemy drugą osobę z szacunkiem, czułością i doceniamy ją.

Nie znaczy to jednak, że zapewniając jej dobre samopoczucie, mamy

zapomnieć o sobie. Nic bardziej mylnego – bycie odpowiedzialnym

oznacza też dbałość o zaspokojenie własnych pragnień i potrzeb oraz ich

jasne komunikowanie. Jedynie wtedy dajemy partnerowi możliwość

okazywania nam szacunku i doceniania nas. W związku wolno, a nawet


należy przedstawiać najrozmaitsze pragnienia i oczekiwania oraz poddawać

je negocjacjom. Pokazujemy w ten sposób, że jesteśmy autentyczni

i potrafimy obronić siebie i własne pragnienia. Jeśli partnerzy sobie ufają,

bez obaw mogą od czasu do czasu się pokłócić. Ludzie pielęgnujący żywy,

pełen bliskości związek potrafią radzić sobie z konfliktami, ponieważ

z ufnością przyjmują, że miłość pozwoli im przetrwać kłótnię. Poza tym

szczęśliwe pary nie mają częstych powodów do sprzeczek, gdyż kontrolują

swoje wewnętrzne Dzieci Cienia, dzięki czemu żadnej ze stron nie obrywa

się za negatywnie wypaczone projekcje. Obydwoje czują się dobrze

zrozumiani i właściwie postrzegani. Tymczasem w trudnych związkach co

najmniej jedna ze stron nie jest świadoma istnienia wewnętrznego Dziecka

Cienia. Konflikty mające źródło w zdrowych sferach osobowości z reguły

dają się szybko zażegnać. Często wystarczy zawrzeć ugodę pozwalającą raz

na zawsze rozwiązać dany problem. Dotyczy to na przykład kwestii

podziału obowiązków domowych lub przejęcia opieki nad dziećmi. Jeśli

partnerzy są odpowiedzialni i wzajemnie się szanują, bez trudu osiągną

porozumienie.

Miłość charakteryzuje się wysoką odpowiedzialnością za partnera


i dużą autentycznością partnerów.

Partnerzy o długim stażu z wyrozumiałością podchodzą do słabości

drugiej strony, a całą uwagę skupiają na jej atutach. Chociaż nie idealizują

swojej połówki w tak dużym stopniu jak w pierwszej fazie zakochania,

nadal dostrzegają w niej swój ideał. Bywa, że niekiedy dochodzi między

nimi do sprzeczek, ale po jakimś czasie wszystko wraca do normy.

Szczęśliwe pary potrafią się kłócić i godzić, a konflikty nie pozostawiają


żadnych blizn, ponieważ z zasady tacy ludzie ufają sobie i nie wątpią

w miłość drugiej osoby.

Jak zatem wygląda życie seksualne w długoletnich związkach? Czy siłą

rzeczy nie grozi mu powolne wygasanie? Większość szczęśliwych par

regularnie uprawia seks, nawet w zaawansowanym wieku. W sferze

intymnej autentyczność odgrywa tak samo ważną rolę jak w innych

obszarach wspólnego życia, jeśli zatem partnerzy umieją sobie zaufać,

potrafią także oddać się sobie, a ich seksualność cały czas kwitnie.

Oczywiście sam seks nie jest tak częsty i namiętny jak w pierwszej fazie

zakochania, lecz z drugiej strony partnerzy są bardziej świadomi swoich

upodobań. Poza tym pożądanie seksualne zależy od poczucia atrakcyjności

własnego ciała. Brak ochoty na seks pojawia się nie w wyniku spadku

zainteresowania drugą osobą, ale przeważnie wtedy, gdy sami przestajemy

akceptować swoje ciało. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety lubią być

postrzegani jako obiekt pożądania i chcą dobrze wyglądać w łóżku. Brak

poczucia własnej atrakcyjności powoduje, że gwałtownie spada odczuwanie

przyjemności z seksu.

Zdarzają się także szczęśliwe pary żyjące bez seksu, jednak w takim

przypadku oboje muszą na to wyrazić zgodę.

Kolejną cechą charakteryzującą szczęśliwe pary jest skłonność do

regresji, czyli cofanie się do wcześniejszego okresu rozwojowego.

Partnerzy doświadczają wówczas przyjemnej zależności, którą pamiętają

z czasów dzieciństwa. Jak wykazały badania, szczęśliwe pary lubią

gaworzyć jak małe dzieci. Wiele par tworzy rodzaj własnego języka,

używając jedynie im znanych zdrobnień i pieszczotliwych słów. Taką

regresję należy rozumieć jako proces szczęśliwego zanurzania się

w poczuciu bezpieczeństwa, jaki daje związek.


Dobrym prognostykiem dla pary jest duże podobieństwo charakterów.

Na podstawie licznych badań psychologicznych stwierdzono, że „dwie

krople wody” mają szansę na znacznie mniej konfliktowe życie niż

przysłowiowe przeciwieństwa, które rzekomo się przyciągają. Siła

przyciągania działa jedynie w początkowej fazie związku, a na kolejnych

etapach różnice zaczynają sprawiać kłopoty. Wspólny system wartości,

wspólne zainteresowania i hobby oraz wspólna tożsamość kulturowa

niesamowicie ułatwiają porozumienie się dwojga ludzi.

Przedstawiłam wam kilka elementów składających się na szczęśliwy

związek. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać, w jak prosty sposób

można prowadzić wspólne życie, w którym partnerzy czują się dobrze i są

kochani. Czy nie byłoby wspaniale, gdyby w związku każdy czuł się

bezpieczny i jednocześnie wolny? Wystarczy, że porozmawiacie na ten

temat z partnerem i uświadomicie mu, co jest dla was najważniejsze,

a wtedy on was zrozumie i wspólnie poszukacie skutecznych rozwiązań.

Na podstawie licznych badań psychologicznych stwierdzono, że


„dwie krople wody” mają szansę na znacznie mniej konfliktowe życie
niż przysłowiowe przeciwieństwa.

Może pomyślicie, że to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Ale tak

się stanie, jeśli tylko podejmiecie odważne postanowienie, że świadomie

przyjrzycie się sobie, zidentyfikujecie program, według którego działa

wasze wewnętrzne Dziecko Cienia, i się od tego programu uwolnicie.

W kolejnym rozdziale poznacie koncepcję Ja-dorosłego. Wasze dorosłe

Ja zapewni wam wsparcie i da siłę potrzebną do przeprowadzenia zmian.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
WZMOCNIJ SWOJE JA-DOROSŁE

W następnych rozdziałach przybliżę ci metody wzmacniania Ja-dorosłego.

Najpierw będziesz musiał porzucić rolę ofiary i wziąć odpowiedzialność za

swoje Dziecko Cienia. Jedynie w ten sposób uda ci się aktywnie

współtworzyć przedstawione ćwiczenia. Innym razem przeczytasz ich treść,

pewnie nawet przytakniesz im w duchu, ale szybko o nich zapomnisz,

a wszystko zostanie po staremu. Aby kształtować własne zachowanie,

musisz najpierw zrozumieć, co naprawdę nim rządzi. Tylko wtedy, gdy

otworzysz oczy i przyznasz przed samym sobą, że twoim zachowaniem

kieruje Dziecko Cienia, dorosła część twojej osobowości zdecyduje się

przejąć za nie odpowiedzialność. Musisz sam podjąć decyzję, czy coś

w nim zmienisz. Wielu osobom przychodzi to z ogromnym trudem,

ponieważ każda zmiana wywołuje lęk. Stare zachowania wprawdzie nie są

doskonałe, lecz je znamy i jesteśmy ich pewni. Chcąc je zmienić, nie

możemy liczyć, że coś zrobi się samo – nowe zachowania trzeba

wytrenować. Podobnie jak niezbędne są ćwiczenia przy nauce nowego

tańca, nowej dyscypliny sportu czy gry na nowym instrumencie, tak samo

potrzebny jest trening, by się nauczyć nowego sposobu myślenia,

odczuwania emocji i zachowywania się. Na dalszych stronach zebrałam

kilka ćwiczeń, za pomocą których usuniesz stare programy i zainstalujesz

nowe. Zmiana twojego życia na lepsze leży w twoich rękach.


PRZYŁAP SIĘ I PRZEŁĄCZ SIĘ

Królową wszystkich strategii zmian jest strategia polegająca na

przyłapywaniu siebie, gdy znajdujemy się w trybie Dziecka Cienia,

a następnie przełączaniu się na program Ja-dorosłego. Na ten temat pisałam

już nieco w rozdziałach „Nasz film w 4D – zmiana perspektywy

postrzegania” oraz „Nasze Ja-dorosłe”. Tutaj tylko przypomnę w skrócie

parę spraw. Jeśli chcesz się zmienić, najpierw musisz zidentyfikować

faktyczne źródło swojego problemu. Zrobiliśmy to, analizując twoje

Dziecko Cienia. Następnie z perspektywy dorosłego umysłu potrzebujesz

zrozumieć, że główny problem stanowią mimowolnie wdrukowane wzorce,

które nic nie mówią o twoim poczuciu własnej wartości, lecz tylko

świadczą o zasadach, jakie wpoili ci rodzice. Nawet jeśli emocjonalnie

jeszcze nie potrafisz pogodzić się z tym, że twoje schematy myślowe nie

odpowiadają rzeczywistości, przynajmniej przyjmij to na zdrowy rozum.

Uświadom sobie, że to one w najdrobniejszych szczegółach decydują

o twoich działaniach, zatem przyzwyczaiłeś się, że wszelkimi

podejmowanymi przez ciebie czynami steruje Dziecko Cienia, ponieważ to

ono do tej pory tworzyło twoją rzeczywistość. Najłatwiejszym sposobem

jest przyłapanie siebie na własnych uczuciach, dlatego tak bardzo ważne

jest poznanie emocji należących do twojego Dziecka Cienia. Są to na

przykład wstyd, poczucie winy, zazdrość, pustka, lęk przed stratą, lęk przed

niepowodzeniem, smutek, desperacja, poczucie przymusu, przekora czy

złość.

W chwili gdy poczujesz którąś z tych emocji, natychmiast będziesz

wiedział, że oto prawdopodobnie odzywa się Dziecko Cienia. Skąd ta

pewność? Być może teraz zaoponujesz, że przecież każdy ma prawo do

uzasadnionej złości lub uzasadnionego lęku, które nie mają nic wspólnego

z Dzieckiem Cienia. Racja, ale gdy twoje emocje są naprawdę zrozumiałe


i uzasadnione, jesteś tego w pełni świadomy. W kolejnym rozdziale jeszcze

raz wyjaśnię, w jaki sposób odróżnić emocje rodzące się w Dziecku Cienia

– którym nie powinieneś już więcej ufać – od innych emocji.

Nawet jeśli emocjonalnie jeszcze nie potrafisz pogodzić się z tym, że


twoje schematy myślowe nie odpowiadają rzeczywistości,
przynajmniej przyjmij to na zdrowy rozum.

Aby zastosować strategię przyłapywania się, powinieneś wyrobić

w sobie samoświadomość. To fundament wszelkiego rozwoju, co za

każdym razem stwierdzam podczas spotkań z moimi klientami. Musisz

zachować dyscyplinę mentalną, żeby nie zapaść się w Dziecko Cienia, lecz

samoświadomie wznieść się odrobinę ponad siebie i dostrzec, że znów

tkwisz w jego trybie. Wiele osób teoretycznie rozumie ten proces, ale

w ogóle nie stosuje go w praktyce! Jeśli jednak będziesz się

regularnie przyłapywać na trybie Dziecka Cienia i przełączać się na inny

program, w twojej głowie będzie się zapisywać coraz więcej nowych

danych, a wkrótce w sferze twoich emocji zainstaluje się nowy program,

który usunie dawne emocje Dziecka Cienia.

Oprócz tego powinieneś opracować swoją metapostawę. W ten sposób

uświadomisz sobie raz na zawsze, że twoje Dziecko Cienia jest jedynie

projekcją z okresu dzieciństwa i nie ma nic wspólnego z twoją dorosłą

rzeczywistością. Zaraz dam ci do ręki kilka argumentów, abyś mógł

wzmocnić swoje dorosłe Ja. Będą odgrywały ważną rolę w dalszych

ćwiczeniach, ponieważ pozwolą ci utwierdzać się we własnych

przekonaniach i włączać zdrowy rozsądek.

Argumenty wzmacniające Ja-dorosłe


Żadne dziecko nie przychodzi na świat złe.
Dzieci nie są złymi ludźmi.
Dzieci mogą działać na nerwy i być męczące, ale to nie obniża ich wartości.
Rodzice muszą się zastanowić – jeszcze zanim zostaną rodzicami – czy chcą wziąć na
siebie ciężar rodzicielstwa.
Dzieci mają wręcz prawo denerwować. Są w zasadzie bezsilne i potrzebują jakiegoś
sposobu, aby zmusić rodziców do zaspokajania ich ważnych potrzeb. Ich program
brzmi przecież: Przeżyć! Dorosnąć! Wszystkiego się nauczyć!
Kiedy wychowywanie dzieci zbytnio rodziców obciąża, muszą szukać pomocy. Dzieci
nie są tu niczemu winne.
Zadaniem rodziców jest zrozumienie emocji i potrzeb dziecka. Dziecko nie ma
obowiązku rozumieć emocji i zaspokajać potrzeb rodziców.
Zadaniem rodziców jest powitanie dziecka na tym świecie i kochanie go. Dziecko nie
musi swoim zachowaniem zdobywać miłości rodziców.

Od tej chwili twoim zadaniem będzie samoświadoma samoobserwacja,

która pozwoli ci się jak najszybciej przyłapać na pogrążaniu się w sferę

Dziecka Cienia. Zdołasz to zrobić, pod warunkiem że będziesz dostrzegał

własne emocje w momencie, gdy zaczną się rodzić i jeszcze nie będą zbyt

silne, ponieważ bardzo intensywnych uczuć właściwie nie da się już

poskromić. Zatem miej na siebie oko i jeśli tylko zauważysz, że znów

wpadasz w emocje Dziecka Cienia, przełącz się na perspektywę

obserwatora, a więc na twoje Ja-dorosłe, dzięki czemu zdystansujesz się

wobec odczuwanych emocji. Gdy przyjmiesz perspektywę obserwatora, jak

na dłoni zobaczysz, że teraz jesteś duży i dorosły i nie masz żadnych

powodów, by się czuć podporządkowany drugiej osobie. Z tego punktu

widzenia dostrzeżesz, że masz prawo do obrony, wysuwania argumentów

lub rozstania się. Wiem, że teraz pewnie sobie myślisz: „Teoretycznie od

dawna to rozumiem, ale mimo to nie potrafię niczego zmienić”. Gwarantuję

ci, że w kolejnych ćwiczeniach zrobimy dużo, aby twoją nową perspektywę

przenieść na grunt emocji i tam ją utrwalić. Na razie najważniejszą kwestią

jest jedynie zmiana perspektywy, co możesz zrobić, korzystając ze swojego


dorosłego rozumu. W tej chwili nie ma znaczenia, czy wszystkie twoje

emocje podążą za nową perspektywą. Istotne jest to, byś z poziomu rozumu

pojął, że twoje Dziecko Cienia to produkt wychowania, jakie otrzymałeś,

a nie TY SAM.

Ćwiczenie: Dwie pozycje postrzegania

Ćwiczenie ma ci pomóc w  świadomym przestawianiu się z  perspektywy uczestnika na


perspektywę obserwatora. Te dwie perspektywy nazywamy też dwiema pozycjami
postrzegania. Znajdując się w  pierwszej pozycji, w  pełni identyfikuję się ze swoimi
emocjami, a  więc przyjmuję perspektywę uczestnika. Mogą to być  emocje Dziecka Cienia
albo emocje powstające w  zdrowej części mojej osobowości. Gdy zajmuję drugą pozycję
postrzegania, identyfikuję się ze swoim trzeźwo myślącym umysłem, ze swoim Ja-
dorosłym, patrzę zatem z perspektywy obserwatora.
Zanim wykonasz ćwiczenie, przypomnij sobie konkretny konflikt  z  partnerem lub z  inną
osobą, w  którym na pewno uczestniczyło Dziecko Cienia. Nie musisz wybierać od razu
najtrudniejszego konfliktu, lecz raczej skup się na lżejszym lub mniej trudnym, aby łatwiej ci
było zrozumieć zasadę tego ćwiczenia. Zatem wyobraź sobie konkretną sytuację, w której
doszło do kłótni z  drugą osobą albo w  której uniknąłeś konfrontacji, ponieważ – po raz
kolejny – dostosowałeś się.

1. Przejdź do pierwszej pozycji postrzegania, czyli do perspektywy Dziecka Cienia. W tym


celu najwygodniej jest ustawić się w określonym miejscu w pokoju. Z perspektywy
uczestnika, a więc oczami Dziecka Cienia, spójrz na wyobrażonego partnera, z którym
pozostajesz w trudnej relacji, i zauważ, co o nim myślisz, jakie motywy i zamiary mu
przypisujesz oraz jakie emocje to w tobie wywołuje. Gdy już wszystko sobie
uświadomiłeś, całkowicie wycofaj się z tych emocji. Najlepszą na to metodą jest
chwilowe odwrócenie od nich uwagi i skoncentrowanie się na innej czynności lub
otrzepanie się od stóp do głów. Aby odwrócić uwagę, możesz na przykład do każdej
litery alfabetu dopasować nazwę kraju, która się na tę literę zaczyna.
2. Kiedy wydostaniesz się już z emocji Dziecka Cienia, przejdź do drugiej pozycji
postrzegania, czyli do perspektywy obserwatora. Z niej będziesz się przyglądać
samemu sobie i swojemu partnerowi z poziomu Ja-dorosłego, zatem zachowasz
dystans wobec siebie i wobec niego. Możesz sobie nawet wyobrazić, że to w ogóle nie
jesteś ty, lecz zupełnie inny człowiek, który w taki sam sposób odczuwa emocje i tak
samo działa. Dzięki temu wytworzysz maksymalny dystans wobec samego siebie.
Teraz wyobraź sobie, że jesteś bezstronnym sędzią, który musi ocenić ten konkretny
przypadek.

Jak z pozycji zewnętrznej postrzegasz Dziecko Cienia?


Przeanalizuj jego schematy myślowe, jego emocje i jego zachowanie.
Czy uważasz, że emocje i zachowanie Dziecka Cienia są adekwatne do tej
sytuacji?
Gdybyś był swoim terapeutą, co poradziłbyś sobie samemu?

To ćwiczenie możesz wykonywać w przypadku różnych sytuacji

i konfliktów. Umiejętność jak najszybszego przenoszenia się z perspektywy

uczestnika do perspektywy obserwatora stanowi fundament wszelkiej

zmiany i autoregulacji. Istnieje jednak jeszcze jedna perspektywa –

empatyczna, czyli perspektywa drugiej osoby. W kolejnym ćwiczeniu

pójdziemy zatem o krok dalej i spróbujemy utożsamić się z tym, co czuje

ktoś drugi. Perspektywę empatyczną umieszczamy teraz na drugiej pozycji,

ponieważ w dalszych ćwiczeniach na końcu zawsze będzie perspektywa

obserwatora – i ją przesuwamy na trzecią pozycję. Mamy więc trzy

pozycje:

1. Perspektywa uczestnika: identyfikuję się z moim Dzieckiem Cienia (lub

ze zdrowymi obszarami mojego Ja i mojego życia emocjonalnego).

2. Perspektywa empatii: identyfikuję się z emocjami drugiej osoby.

3. Perspektywa obserwatora: obserwuję siebie i drugą osobę z zewnątrz.

Byłoby idealnie, gdybyś potrafił sprawnie przechodzić z jednej

perspektywy do drugiej. Zmieniając pozycje postrzegania, nie musisz nawet

zmieniać miejsca w pomieszczeniu, w którym się znajdujesz. Oczywiście

możesz tak zrobić, ale jest to jedynie metoda pomagająca łatwiej zmienić

perspektywę. Wiele osób lubi przyjmować jedną wybraną perspektywę.

Dostosowujące się do innych, potrzebujące więzi Dzieci Cienia zwykle

wybierają perspektywę empatyczną, co oznacza, że w o wiele większym


stopniu identyfikują się z pragnieniami drugiej osoby niż ze swoimi

własnymi. Wczuwają się w partnera, aby wiedzieć, czego od nich oczekuje.

Skupiając uwagę na emocjach drugiej osoby, nie mogą jednak poczuć

samych siebie. Jak już wspomniałam, udaje się im to jedynie w samotności.

Autonomiczne Dzieci Cienia, które nieustannie koncentrują się na

obronie własnych granic, często przyjmują perspektywę uczestnika. Tym

samym odczuwają wyłącznie własną krzywdę, ale nie zauważają, że druga

osoba też czuje się skrzywdzona. Trudno jest im o empatię, ponieważ za

bardzo zajmują się obroną granic swojego Ja.

Z kolei osoby obierające przeważnie perspektywę obserwatora, nie mają

żadnego kontaktu ani z własnymi uczuciami, ani z uczuciami partnera. Są

niezwykle konkretne, a ich emocje są zazwyczaj bardzo słabe i mają

niewielką rozpiętość. Obserwują świat i własne otoczenie z zewnątrz,

w istocie nie biorąc aktywnego udziału w życiu. Wiele tego typu osób ma

poczucie, że ich egzystencja ogranicza się do pełnienia określonych funkcji.

Zastanów się, czy masz skłonność do zajmowania którejś

z wymienionych pozycji. A może potrafisz doskonale poruszać się między

wszystkimi trzema?

Ćwiczenie: Trzy pozycje postrzegania

Aby wykonać to ćwiczenie, jeszcze raz przywołaj w pamięci konflikt, na którym skupiałeś się
w poprzednim ćwiczeniu. Ponieważ już znajdowałeś się na pierwszej pozycji postrzegania,
a więc przyjmowałeś perspektywę Dziecka Cienia, tym razem przeskocz ten krok i przejdź
od razu do drugiej pozycji. Wczuj się zatem w  partnera i  obserwuj siebie jego/jej oczami.
Jak twój partner się czuje, będąc z tobą? Gdy zakończysz analizę z perspektywy empatii,
znów strzepnij z  siebie wszystkie emocje. Teraz przejdź do trzeciej pozycji postrzegania,
czyli perspektywy obserwatora, i jak bezstronny sędzia przeanalizuj sytuację z poziomu Ja-
dorosłego. W  tej chwili emocje nie odgrywają żadnej roli, istotna jest natomiast bardzo
rzeczowa argumentacja, jaką przeprowadzasz niejako w  „neutralny” sposób. Zakończ
analizę, podając propozycje zachowań, które formułujesz jako swój terapeuta.
Umiejętność zajmowania tych trzech pozycji pomaga radzić sobie

z konfliktami, okazywać innym empatię i rzeczowo oceniać wydarzenia.

Jeśli masz skłonność do pozostawania na jednej określonej pozycji,

potrenuj w codziennym życiu przechodzenie do pozostałych dwóch. Jeżeli

na przykład często identyfikujesz się z emocjami partnera (druga pozycja),

podczas prowadzonych z nim rozmów świadomie poćwicz odczuwanie

własnych emocji. Zadaj sobie kilka pytań. Jak się z nim w tej chwili czuję?

Czego chcę? Jakie są moje pragnienia i potrzeby? Jednym słowem, spróbuj

skontaktować się z własnymi emocjami, nawet gdy akurat przebywasz

w grupie osób.

W razie trudności z przyjmowaniem perspektywy empatycznej

powinieneś świadomie ćwiczyć wczuwanie się w partnera. Skieruj uwagę

na pytania dotyczące jego samopoczucia, intencji i odczuwanych przez

niego emocji. Kiedy wyćwiczysz w sobie zdolność empatii, przekonasz się,

że twoje relacje z partnerem staną się bardziej harmonijne.

Jeśli zazwyczaj znajdujesz się na trzeciej pozycji postrzegania, czyli

z reguły przyjmujesz perspektywę obserwatora, pozwól sobie na częstsze

przechodzenie do pierwszej pozycji – uczestnika – i na bycie sobą. Zwróć

uwagę na własne emocje i pozwól sobie je odczuć. Zadbaj o przyjemność

i aktywność w swoim życiu. W twoim przypadku najważniejszym celem

jest polepszenie kontaktu z samym sobą, w czym pomogą ci ćwiczenia

opisane w dalszej części książki.

Zwróć uwagę na własne emocje i  pozwól sobie je odczuć. Zadbaj


o przyjemność i aktywność w swoim życiu.

ODRÓŻNIAJ FAKTY OD INTERPRETACJI


Jak wspomniałam wcześniej, każdy z nas jest tak uwarunkowany, aby ufać

własnym emocjom, ponieważ to one nadają kierunek naszym działaniom

i wprawiają nas w ruch. Słowo emocje wywodzi się z łacińskiego słowa

emovere, co oznacza „poruszać”. Największym wyzwaniem dla nas jest

niedawanie wiary wszystkim przeżywanym emocjom. Jeśli ich źródłem jest

Dziecko Cienia, stają się złymi doradcami. Jednym słowem, musimy

nauczyć się regulować nasze emocje. Niestety, te biorące początek

w Dziecku Cienia odczuwamy tak samo jak te powstające w zdrowych

obszarach naszej osobowości. Siła naszych emocji zależy od predyspozycji

genetycznych – ekstrawertycy silniej je przeżywają, niezależnie od tego,

czy są pozytywne czy negatywne, niż osoby introwertyczne, których życie

emocjonalne jest bardziej harmonijne, mniej dramatyczne.

Największym wyzwaniem dla nas jest niedawanie wiary wszystkim


przeżywanym emocjom.

Jak odróżnić uzasadnione emocje od emocji Dziecka Cienia? A zresztą

czy te ostatnie w ogóle nie mają prawa się pojawiać? Czasem czytelnicy

przysyłają mi listy, w których piszą, że Dziecko Cienia jest przecież częścią

ich osobowości i tym samym jego emocje także są uzasadnione. Niestety, to

nie do końca prawda. Kiedy zrozumiemy, że programy funkcjonujące

w naszym Dziecku Cienia są programami wadliwymi, ponieważ nasi

rodzice i bliscy nam ludzie nieco nas „uszkodzili”, wtedy zobaczymy, że

emocje mające źródło w Dziecku Cienia opierają się na fałszywych

założeniach i nietrafnej interpretacji rzeczywistości. Bardzo ważną rolę

odgrywa w tym projekcja, o której pisałam w poprzednich rozdziałach.

Zakorzeniając się w naszym Dziecku Cienia, narażamy się na wysokie

ryzyko projektowania fałszywych interpretacji na swojego partnera.


Postępujemy tak jak Julia, która wierząc w swój schemat myślowy „Nie

potrafię niczemu sprostać”, projektowała na Roberta wyobrażenie jego

przewagi nad sobą i zgodnie ze swoim wdrukowanym schematem czuła się

przez niego odrzucona i poniżona. Gdyby chciała zmienić te emocje, nie

może żyć nadzieją, że lękający się przywiązania Robert w końcu przyzna

się do winy, lecz musi zakwestionować stary schemat myślowy

i dotychczasową interpretację rzeczywistości. Przypominam, że grzęznąc

w Dziecku Cienia, przyjmujemy postawę egocentryczną. Małe dzieci biorą

wszystkie wydarzenia do siebie i sądzą, że to z ich powodu rodzice i inne

osoby zachowują się tak, a nie inaczej. Kiedy tata daje lanie dziecku, ono

myśli: „Jestem zły”, a nie: „Tata jest za agresywny”. Kiedy mama uśmiecha

się do dziecka, wtedy ono czuje, że samo jest w porządku. Taka skłonność

do przeglądania się w innych osobach jak w lustrze w poszukiwaniu

potwierdzenia własnej wartości sprawia, że jako dorosłe osoby zbyt

osobiście traktujemy zachowania ludzi z naszego otoczenia. Jeśli nasze

emocje są emocjami Dziecka Cienia, nie powinniśmy ich słuchać, bo to

bardzo źli doradcy.

Znajdź w swojej przeszłości co najmniej trzy zdarzenia, w których

emocje spowodowały, że jeszcze głębiej uwikłałeś się w konflikt,

w poczucie urazy lub w sytuację, z której pozornie nie było wyjścia.

Przeprowadź ich analizę, a wyniki zanotuj w swoim zeszycie refleksji.

Ćwiczenie: Sprawdzamy rzeczywistość

Przypomnij sobie jakąś sytuację z  twojego życia, w  której doszło do konfliktu lub w  której
miałeś problem z drugą osobą, i przeanalizuj ją w opisanych poniżej krokach.

Zachowanie osoby XY...


(W tym miejscu obiektywnie opisz zachowanie drugiej osoby, tak jak gdyby obserwował ją
ktoś bezstronny. Na przykład: Mój partner często nie słucha, co mam do powiedzenia,
i przerywa mi w pół zdania).
Moja interpretacja zachowania...
(Na przykład: Nie traktuje mnie poważnie, nie interesuje go, co myślę).

Jaki mój schemat myślowy pasuje do tej interpretacji?


(Na przykład: „Nie jestem dla niego ważna”).

Jak się czuję, gdy myślę w ten sposób?


(Na przykład: Jestem smutna i wściekła).

Poszukaj co najmniej trzech możliwych wyjaśnień zachowania tej osoby.


(Na przykład: 1. Partner jest ekstrawertyczny i dlatego bardzo niecierpliwy. 2. W zbyt małym
stopniu żądam uwagi, mówię cicho i  powściągliwie. 3. Partner rzeczywiście nie interesuje
się tym, co mówię, ale nie ma to nic wspólnego ze mną, ponieważ poczucie mojej wartości
nie zależy od zachowania mojego partnera. To raczej jego zachowanie wiele o nim mówi).

Twoim nawykiem powinno się stać odróżnianie faktów od interpretacji.

W procesie zdobywania takiej umiejętności dużą pomoc wyświadczy ci

twoje Ja-dorosłe zajmujące pozycję obserwatora.

Twoim nawykiem powinno się stać odróżnianie faktów od


interpretacji.

UWOLNIJ SIĘ OD UWIKŁANIA

Jeśli jestem uwikłany w sprawy drugiej osoby, świadczy to, że jestem z nią

w rzeczywistym lub w potencjalnym konflikcie. Uwikłanie oznacza brak

umiejętności wyraźnego oddzielenia elementów przyczyniających się do

powstania konfliktu (nastawienia, zachowań, emocji itd.), które znajdują się

po stronie drugiej osoby, od elementów, za które sam ponoszę

odpowiedzialność. Julia jest uwikłana w konflikt z Robertem, ponieważ

niejako przejęła odpowiedzialność za brak jego autentycznego

zaangażowania w związek. Biorąc pod uwagę niepoprawną interpretację


podsuwaną jej przez Dziecko Cienia, według której przyczyną ucieczki

Roberta przed bliskością jest jej niedoskonałość, Julia bierze problem na

siebie, starając się ze wszystkich sił być jeszcze lepsza i piękniejsza, aby

zadowolić partnera. Jeśli chciałaby wyzwolić się z takiego uwikłania,

musiałaby przejść do trzeciej pozycji percepcji i wykonać opisane poniżej

kroki.

1. Powinna wyobrazić sobie, że między nią a Robertem stoi szklana

ściana.

2. Wtedy może dokładnie przeanalizować, czy zachowanie Roberta ma tak

naprawdę związek z jej osobą, czy może on sam wnosi wkład

w zaistniałą sytuację – jeśli tak, to odpowiedzialność za tę sytuację

przenieść na niego.

3. Następnie może zapytać siebie, czy zachowanie Roberta faktycznie

świadczy o jej wartości.

4. Może się zastanowić, jakie jej zachowania przyczyniają się do tej

sytuacji.

5. Kierując wzrok w głąb siebie, dostrzeże, które elementy zachowania

Roberta przyczyniają się do tej sytuacji. Teraz może przenieść na

Roberta odpowiedzialność za jego zachowanie, emocje lub projekcje,

a sama wziąć odpowiedzialność tylko za elementy własnego

zachowania.

Dzięki takiemu ćwiczeniu Julia czarno na białym dostrzeże, że

powodem zachowania Roberta jest żywiony przez niego lęk przed więzią,

a jego postępowanie w żadnej mierze nie świadczy o wartości Julii. Sama

przejmie odpowiedzialność tylko za swój wkład w powstanie konfliktu,

mianowicie za zbyt silne uczepienie się partnera. Na podstawie takiej

rzeczowej analizy Julia może podjąć nowe decyzje, na przykład


postanowić, że w przyszłości będzie bardziej troszczyć się o siebie i robić

swoje. Być może nawet dojdzie do wniosku, że należy pomyśleć

o rozstaniu z Robertem.

Przeprowadzając analogiczną procedurę, Robert zrozumie, że to on jest

odpowiedzialny za pozbycie się projekcji obrazu matki na Julię. Uświadomi

sobie, że Julia, pragnąc, by w większym stopniu zaangażował się

w związek, postępuje całkiem normalnie, a on sam nie jest już małym

chłopcem, który musi podporządkować się ingerującej we wszystko

kobiecie. Dzięki temu będzie mógł się otworzyć na większe zaangażowanie

w związek z Julią.

Gdyby każde z nich wykonało to ćwiczenie, mogliby ze sobą

porozmawiać o chęci ucieczki, którą odczuwa Robert, i o potrzebie

kurczowego trzymania się partnera, której doświadcza Julia. Wtedy oboje

mogliby sobie uświadomić rządzące nimi mechanizmy. A jakość ich

związku ogromnie by się polepszyła.

ARGUMENTY ZAMIAST INTUICJI

Jeśli chcesz odróżnić prawdziwe emocje od fałszywych, musisz być pewny

swojego stanowiska. Poczucie pewności zdobędziesz, znajdując

odpowiednie argumenty. Nie jest dobrym doradcą nasza intuicja, gdy

wypływa z emocji Dziecka Cienia. Umysł to co innego – działa w bardziej

ścisły sposób, dlatego powinniśmy częściej do niego się odwoływać.

Powróćmy teraz do poprzedniego przykładu, w którym Dziecko Cienia

żyjące w Julii uważa, że to ona ponosi winę za dystans, jaki utrzymuje

wobec niej Robert. Chcąc sprawdzić zasadność tych przekonań, Julia

powinna przejść do trzeciej pozycji percepcji i używając logicznych

argumentów przemawiających za dotychczasową oceną rzeczywistości oraz


przeciw niej, sprawdzić jej poprawność. Oparta na racjonalnym myśleniu

analiza mogłaby przebiegać tak:

Za: Moje lamentowanie i narzekanie denerwują Roberta. Przez ciągłe

martwienie się przybyło mi trzy kilo. Nie daję mu dostatecznie wolnej

przestrzeni.

Przeciw: Nie narzekałabym, gdyby Robert okazywał mi większe

przywiązanie i poświęcał więcej czasu. Jeśli chciałabym, abyśmy

przynajmniej trzy wieczory w tygodniu spędzali razem, nie byłyby to

wygórowane oczekiwania. Poza tym mam prawo od niego oczekiwać, aby

się zobowiązał do wspólnego zaplanowania urlopu, ponieważ moja

potrzeba przewidywalności i planowania jest w końcu tak samo

uzasadniona jak jego potrzeba elastyczności i swobody. Co się natomiast

tyczy wolnej przestrzeni, to o wszystkim tak czy siak decyduje Robert.

Właściwie jego potrzeby są zawsze na pierwszym miejscu. Mogę się do

niego zbliżyć, tylko jeśli on sam tego chce, ponieważ nigdy nie zgadza się

na kompromis. A przecież kompromisy są częścią każdego związku.

Mężczyzna, który przestaje mnie kochać tylko dlatego, że trochę przytyłam,

nie jest tak naprawdę zdolny do miłości. Zresztą Robert miał problemy

z bliskością także w poprzednich związkach, z wyjątkiem tych, w których

kobieta w ogóle się nim nie przejmowała, tak jak ta wredna Waleria.

Dodatek: ... w tym momencie przypomniało mi się, że dla Roberta

zostawiłam Chrisa. A przecież Chris bardziej angażował się w nasz

związek. Możliwe, że sama mam problem z bliskością i dystansem

w związku i powinnam się tym zająć...

Za każdym razem, gdy przyłapiesz się na tym, że intuicyjne odczucia

uznajesz za rzeczywistość, przejdź do trzeciej pozycji postrzegania

i sprawdź, czy twoje przekonania są słuszne.


WEŹ DZIECKO CIENIA ZA RĘKĘ

Do tej pory wiele się zdążyłeś nauczyć. Dziecko Cienia i jego schematy

myślowe, które cię blokują, oraz jego strategie obronne stały się dla ciebie

zrozumiałe, poznałeś też metody wzmacniania wewnętrznego Dorosłego.

Poza tym wiesz już, jak oddzielić Dziecko Cienia od wewnętrznego

Dorosłego, przechodząc do różnych pozycji postrzegania, a także w jaki

sposób ćwiczyć argumentację. W sumie masz ogromną wiedzę o metodach

uspokajania Dziecka Cienia i wychodzenia z negatywnych emocji. Być

może sam zauważyłeś, wykonując opisane ćwiczenia, że niekiedy pojawia

się w tobie uczucie lekkiego smutku w momencie świadomego spotkania

się z Dzieckiem Cienia. Niewykluczone, że odczuwasz, jak bardzo jest

urażone, wściekłe, smutne i zagubione. Właśnie dlatego nie wystarczy

rozpoznać w sobie Dziecka Cienia, a potem tak po prostu zepchnąć je na

bok i przyjąć perspektywę Ja-dorosłego. Raczej chodzi o to, aby na

pierwszym etapie wzmacniania dorosłego Ja przyjąć nasze Dziecko Cienia

z miłością, zwrócić na nie uwagę i pocieszyć je. Dzięki temu w dalszym

ciągu procesu o wiele łatwiej będzie wyjaśnić mu, że już nie rządzi naszym

obecnym życiem, że jego czas minął, a my dzisiaj jesteśmy dorośli.

Zdobyta i posiadana przez ciebie wiedza doskonale nadaje się do

wykorzystania w bezpośredniej komunikacji z Dzieckiem Cienia

i pocieszenia go. Gdy przyjmiesz perspektywę Ja-dorosłego, wyraźnie sobie

uświadomisz, że negatywne schematy myślowe są efektem twojego

wychowania, ale nie odpowiadają prawdzie. Prawdopodobnie twoje

Dziecko Cienia nie da się ot tak o tym przekonać, ponieważ dawne wzorce

odcisnęły zbyt silne piętno na jego emocjach. Dlatego ważne jest, abyś

spotkał się z Dzieckiem Cienia na płaszczyźnie emocjonalnej, co wymaga

zaakceptowania go przez ciebie. Akceptacja Dziecka Cienia to podstawowy

krok na drodze do uzdrowienia. Gdy mówisz czemuś „tak”, pozbywasz się


wewnętrznego oporu. Jeśli na głębokim poziomie świadomości uznasz, że

Dziecko Cienia zostało zranione, zaakceptujesz sam siebie. Jeśli natomiast

wyprzesz Dziecko Cienia i doznane przez niego urazy, będziesz

kontynuować zło, jakie wyrządzili mu rodzice, i nadal ignorować i negować

jego emocje oraz wewnętrzne rany. Bycie zdrowym oznacza dostrzeganie

całości. Kiedy więc zaakceptujesz ten obszar własnej tożsamości, poczujesz

pełnię swojej osobowości. Dziecko Cienia, które do tej pory wiodło żywot

w cieniu, rozwijając wciąż potężniejsze emocje i coraz bardziej

destrukcyjne programy, znajdzie w tobie własny dom. Im lepiej będzie się

czuło w tym schronieniu, tym będzie spokojniejsze.

Ćwiczenie: Bierzemy Dziecko Cienia za rękę

1. Zamknij oczy i nawiąż wewnętrzny kontakt z Dzieckiem Cienia. Skutecznym sposobem


jest powtórzenie na głos swoich negatywnych schematów myślowych i ich wewnętrzne
odczucie. Niektórym łatwiej wywołać Dziecko Cienia, gdy przypominają sobie
o sytuacjach, w których w pełni się ujawniało. Być może jest to wydarzenie
z dzieciństwa, a może z dorosłego życia. Wyobraź sobie tę sytuację i postaraj się
wczuć w emocje Dziecka Cienia. Prawdopodobnie do głosu dojdą znane ci od dawna
uczucia: lęk, poczucie presji, złość, smutek lub wstyd. Poprzez te uczucia manifestuje
się Dziecko Cienia.
2. Weź głęboki wdech, wypełniając powietrzem brzuch, i powiedz: „Tak, tak właśnie jest.
Oto moje Dziecko Cienia. Moje biedne dziecko, teraz możesz sobie tutaj być. Zauważę
cię i będę poważnie cię traktować. Witam cię serdecznie!”.
3. Oddychaj dalej. Obdarz Dziecko Cienia współczuciem. Zapewnij je, że od tej pory
zawsze będzie miało ciebie i że już nigdy nie pozostanie samo. Powiedz mu, że ty,
wewnętrzny Dorosły, weźmiesz je za rękę i objaśnisz mu świat, tak aby głęboko
w sobie poczuło, że zupełnie wystarczy, iż jest takie, jakie jest.

Zauważysz, że w im większym stopniu akceptujesz Dziecko Cienia,

tym ono staje się spokojniejsze. Czuje się dostrzeżone i zaakceptowane.

Wprowadź to ćwiczenie do codziennych czynności i powtarzaj je jak

najczęściej.
Dopilnuj, aby Dziecko Cienia nigdy więcej nie przejęło władzy nad

twoimi działaniami. Może być ono lękliwe i zniechęcone, skore do ucieczki

albo ataku. Lecz to Dorosły określa, co należy robić. W ten sam sposób

postępuje się z małymi dziećmi w rzeczywistym życiu. Jeśli na przykład

maluch boi się iść do dentysty, kochający rodzic bierze go za rękę i wspiera

w poradzeniu sobie podczas wizyty u stomatologa. Nie pozwala dziecku

przejąć dowodzenia i nie odwołuje wizyty. Nie pozwoli mu też opuszczać

lekcji, gdy dziecko nie będzie miało ochoty iść do szkoły. Właśnie tak

postępuj ze swoim Dzieckiem Cienia, wysłuchując go i pozwalając mu

opowiedzieć o jego lękach i zmartwieniach. Ale ostatecznie to ty, opierając

się na racjonalnym myśleniu i odpowiednich argumentach – a więc patrząc

z perspektywy Ja-dorosłego – podejmujesz decyzję, co zrobić w konkretnej

sytuacji.

Trans Dziecka Cienia

Aby pomóc ci zagłębić się w  obszar nieświadomości, przygotowałam dla twojego Dziecka
Cienia ćwiczenie medytacyjne, które możesz bezpłatnie pobrać ze strony
www.twojewewnetrznedziecko.pl/dzieckocienia. Słuchaj go zawsze, jeśli poczujesz taką
potrzebę.

CODZIENNE STRATEGIE DLA DZIECKA CIENIA

Praktykowanie omówionych przeze mnie ćwiczeń wymaga czasu, gdyż

uzdrawianie Dziecka Cienia to długotrwały proces. W codziennym życiu

rzadko znajdujesz wolną chwilę na długą rozmowę z Dzieckiem Cienia lub

trening przyjmowania trzech pozycji percepcji. Gdy się przyłapiesz na

aktywności Dziecka Cienia w jakiejś trudnej sytuacji, może się okazać

konieczne szybkie przeprowadzenie doraźnych interwencji. Dlatego dalej

zaprezentowałam kilka praktycznych strategii pozwalających na co dzień


radzić sobie z Dzieckiem Cienia. Ich lista jest otwarta – pozwól działać

własnej kreatywności i wyobraźni i znajdź osobiste strategie. Nie zapomnij

zapisać kilku indywidualnych strategii i staraj się mieć je zawsze przy

sobie, aby nie tracić czasu na ich szukanie w pamięci.

Hasła dopingujące

Krótkie, dopingujące zdania w zupełności wystarczą, aby uspokoić Dziecko

Cienia i przejść do innego trybu. W celu ich wymyślenia wyobraź sobie, że

jesteś dobrym rodzicem – tatą lub mamą – Dziecka Cienia, którego ono

potrzebuje, by znaleźć pocieszenie czy oparcie. Oznacza to, że zwracasz się

do niego z miłością i w odpowiedni sposób z nim (wewnętrznie)

rozmawiasz. Jeśli na przykład przyłapiesz się na tym, że twoją reakcją na

drobną krytykę jest obrażanie się, powiedz Dziecku Cienia: „Oj, no już

dobrze. Jesteśmy zupełnie w porządku, nawet kiedy popełnimy mały błąd”.

Gdybyś innym razem przyłapał się na poczuciu podporządkowywania się

jakiejś osobie, możesz powiedzieć: „Ojej, mój skarbie, to przecież nie jest

mama/tata, a dzisiaj jesteśmy już dorośli i traktujemy innych jak równych

sobie”.

Niekiedy pomaga pocieszające pogłaskanie (wyobrażone) Dziecka

Cienia po głowie lub wzięcie go za rękę. Obawiasz się, że takie

postępowanie z samym sobą jest nienormalne? Ależ skąd! Po prostu

spróbuj, przecież nikt cię nie widzi ani nie słyszy. Poczujesz, że takie

działania dobrze na ciebie wpływają i pozwalają uspokoić się Dziecku

Cienia.

Przypomnij sobie co najmniej trzy typowe bodźce, które w codziennych

sytuacjach wyzwalają w tobie Dziecko Cienia, i dla każdego z nich wymyśl

dopingujące hasło lub pocieszający gest. Wszystko, co opracujesz, zapisz

w swoim zeszycie refleksji.


Jasne komunikaty

Nieco surowsze potraktowanie Dziecka Cienia może być pomocne

zwłaszcza wtedy, kiedy ma ono zwyczaj użalać się nad sobą, co się często

zdarza w przypadku kłopotów miłosnych. Jasny komunikat bywa także

sposobem na uzdrowienie go w sytuacjach, gdy Dziecko Cienia zbyt

głęboko zanurza się w swoje emocje, na przykład w lęk. Nic dziwnego,

przecież w rzeczywistym świecie dzieci też potrzebują wyraźnych granic.

Jeśli zatem przyłapiesz się na spirali negatywnych myśli i na wywołujących

lęk scenariuszach, masz prawo użyć surowszego tonu i powiedzieć na

przykład: „No, już dobrze. Nie jesteś jedyną osobą, która ma kłopoty”,

„Przestań się wygłupiać, wciąż ta sama śpiewka!”, „Jeszcze nic złego się

nie wydarzyło, jesteś tylko głosem lęku i złym doradcą” lub coś podobnego.

Opracuj co najmniej trzy jasne komunikaty, które przywołają twoje

Dziecko Cienia do porządku, i zanotuj je.

Źródła mocy

Wyobrażanie sobie określonych sytuacji ma olbrzymią moc – negatywnej

strony tej mocy często doświadczasz, budując w wyobraźni czarne

scenariusze. Siłę wyobraźni da się też oczywiście wykorzystać do

pozytywnej wizualizacji. Znajdź jakiś obraz, z którego będziesz mógł

czerpać wielką siłę i który uspokoi twoje osobiste lęki tkwiące w Dziecku

Cienia albo polepszy mu nastrój. Możesz na przykład wyobrazić sobie swój

ulubiony krajobraz lub sytuację z przeszłości, w której czułeś siłę i ufność

we własne umiejętności. Być może wybierzesz sytuację, w której po prostu

czułeś się szczęśliwy (i której wspomnienie dzisiaj nie wywołuje żalu).

Kolejną opcją jest wyobrażenie sobie fikcyjnych zdarzeń lub zapożyczenie

ich z filmów, na przykład z Gwiezdnych wojen lub Władcy pierścieni. Taki


obraz czy takie zdarzenie musi przede wszystkim wzbudzać w tobie

poczucie wewnętrznej siły i bezpieczeństwa – dzięki temu stanie się twoim

indywidualnym źródłem mocy.

Stań prosto i zanurz się w twoim źródle mocy. Zaangażuj wszystkie

zmysły. Co teraz widzisz? Jakie dźwięki i szmery docierają do twoich uszu?

Czy czujesz jakieś zapachy? Jak się czujesz? Jak czuje się twoje ciało?

Poszukaj hasła, którym mógłbyś określić to źródło mocy, i w swoim

zeszycie refleksji narysuj jego symbol (może to być całkiem zwyczajny

szkic).

Jeśli podczas codziennych czynności przyłapiesz się na tym, że

przełączasz się na tryb Dziecka Cienia, zaczerpnij nieco wewnętrznej siły

ze swojego źródła mocy, które zawsze możesz przywołać w myślach.

Pozycje siły

Podobnie do wizualizacji, która ma bezpośredni wpływ na nasz nastrój,

także postawa ciała wpływa na stan emocjonalno-psychiczny każdego

z nas. Nasze samopoczucie i nasze ciało wzajemnie na siebie oddziałują, co

potwierdziło wiele badań psychologicznych*. W związku z tym możesz

wykorzystać pozycje swojego ciała do szybkiego przełączania się z trybu

Dziecka Cienia na tryb Ja-dorosłego, stosując metody, które wcześniej

przećwiczyłeś.

Ćwiczenie: Pozycje siły – postawy ciała dające poczucie siły

1. Stań prosto i znajdź stabilną pozycję. Postaw całe stopy na podłodze i nieco ugnij
kolana. Teraz wyobraź sobie sytuację, w której czułeś siłę i pozytywne emocje – jakieś
wydarzenie sportowe, osobisty sukces czy szczęśliwą chwilę w życiu prywatnym.
Oczywiście możesz też przywołać w myślach swoje źródło mocy.
2. Teraz opuść wzrok lub przymknij oczy. Całkowicie zanurz się w wyobrażonej sytuacji.
Co teraz widzisz? Jakie odgłosy docierają do twoich uszu? Czy czujesz jakieś zapachy
lub smaki? Co czujesz pod stopami? Jakie emocje zaczynają się pojawiać? Pozwól,
aby ta szczęśliwa sytuacja wpłynęła na całe twoje ciało, a jednocześnie poczuj własny
oddech. Co się z nim dzieje, gdy czujesz swoją siłę? Poczuj swoje stopy, nogi,
pośladki, tułów, ramiona i głowę. Co czujesz, będąc w pozycji siły? Wyprostuj się
i znajdź postawę, która idealnie odpowiada temu stanowi. Od teraz jest to twoja
indywidualna pozycja siły. Znajdź ją także, gdy będziesz siedział.

Od tej chwili, gdy tylko przyłapiesz się na trybie Dziecka Cienia,

przyjmuj pozycję siły i od razu przełączaj się na Ja-dorosłe. Jeśli będziesz

to często powtarzać, uwarunkujesz ciało i mózg do tego stopnia, że

zmieniając postawę ciała, automatycznie wprawisz się w lepszy nastrój.

Skoro już wzmocniliśmy wewnętrznego Dorosłego i uregulowaliśmy

Dziecko Cienia, chciałabym przedstawić ci Dziecko Słońca, które

symbolizuje twoje zasoby, a jednocześnie uosabia stan, do którego dążysz.

* Por. wykład Amy Cuddy dostępny na stronie internetowej

https://www.ted.com/talks/amy_cuddy_your_body_language_shapes_who_you_are.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
ODKRYJ SWOJE DZIECKO
SŁOŃCA

Dziecko Słońca to symbol zdrowych obszarów naszej osobowości, które

wspólnie z obszarami przysparzającymi problemów (reprezentowanymi

przez Dziecko Cienia) tworzą tożsamość każdego z nas. Dziecko Słońca

uosabia naszą zdolność cieszenia się życiem i czerpania z niego

przyjemności. Przypomnij sobie własne dzieciństwo, czasy, kiedy beztrosko

się bawiłeś i głośno się śmiałeś. Przypomnij sobie, jak bez żadnych

uprzedzeń obserwowałeś świat, a wiele kanonów piękna i brzydoty czy

kryteriów prawdy i fałszu norm, którymi dzisiaj się kierujesz, w ogóle dla

ciebie nie istniało. Postrzegałeś rzeczy takimi, jakimi były. Co ciekawe,

nawet osoby mające bardzo przykre wspomnienia z dzieciństwa

przypominają sobie lekkość dziecięcej egzystencji. Przejawiająca się w tych

przeżyciach siła to właśnie Dziecko Słońca – zbiór wszystkich twoich

właściwości, które sprawiają, że jesteś dynamiczny, ciekawy świata i silny.

Jeśli przyjrzymy się Dziecku Słońca, zauważymy, jakie pozytywne wzorce

i właściwości tkwią w twoim wnętrzu. Poznając Dziecko Słońca,

otworzymy dostęp do twojego potencjału kreatywności i dorosłości, dzięki

któremu będziesz mógł na nowo ukształtować swoją postawę wobec świata

oraz obraz samego siebie. Przyjęcie perspektywy Dziecka Słońca pozwoli

nam przekształcić twoje dawne schematy myślowe w pomocne


i wspierające przekonania. Przyjrzymy się twoim mocnym stronom oraz

indywidualnym źródłom mocy, a następnie przejdziemy od strategii

obronnych do strategii transformacyjnych, które pomogą ci

w konstruktywnym i szczęśliwym rozwijaniu twojego związku. Nie

oznacza to wcale stwarzania twojej osobowości niejako od nowa, ponieważ

wiele jej obszarów jest całkiem zdrowych i prawidłowych. Do tej pory

analizowaliśmy i zmienialiśmy te postawy i zachowania, którymi sam sobie

szkodzisz i które zaburzają szczęście w twoim związku. Teraz poświęcimy

uwagę twoim mocnym stronom i zasobom, które się w tobie kryją.

Chciałabym ci pokazać za pomocą ćwiczeń, w jaki sposób możesz

rozwinąć oraz wzmocnić swoje pozytywne obszary i odzyskać dawną

lekkość życia.

Ćwiczenie: Piękne wspomnienia z dzieciństwa

Zabierając się do pracy, wykonajmy na początek małe ćwiczenie na wyobraźnię. Chodzi


o  to, abyś przypomniał sobie piękne zdarzenia ze swojego dzieciństwa. Odpowiedz na
następujące pytania:

Jaka była twoja ulubiona zabawa, gdy byłeś dzieckiem?


W jakim miejscu najbardziej lubiłeś przebywać?
Z kim lubiłeś się bawić?
Jaka była twoja ulubiona zabawka?
Co najbardziej lubiłeś jeść?
Jaki był twój ulubiony zapach?
Jaka była najpiękniejsza chwila w twoim dzieciństwie?

Poczuj, jakie emocje wywołują w tobie te dobre wspomnienia, i zanotuj je w swoim zeszycie
refleksji.

Ćwiczenie: Znajdź swoje pozytywne schematy myślowe

Przechodzimy do poszukiwania twoich pozytywnych schematów myślowych. W  tym


ćwiczeniu oraz w  kolejnych przyda ci się duża kartka papieru (przynajmniej formatu A4)
oraz kolorowe pisaki.
Na kartce jeszcze raz narysuj sylwetkę dziecka. W przeciwieństwie do Dziecka Cienia ma
ono być kolorowe, piękne i  radosne. To  twój szablon Dziecka Słońca (zob. ilustrację na
trzeciej stronie okładki). Dziecko Słońca będzie reprezentowało stan, do którego dążysz,
i  dlatego jego wygląd powinien wzbudzać sympatię. Dzięki temu poczujesz się
zmotywowany i  będziesz miał ochotę na zdobywanie nowych doświadczeń. Zaprojektuj
zatem swoje Dziecko Słońca tak pięknie, jakbyś chciał wygrać konkurs rysunkowy. Narysuj
jego twarz okoloną włosami i ozdób kartkę według własnego gustu i upodobań.
Teraz będziemy szukać twoich pozytywnych przekonań. Zrobimy to w  dwóch etapach. Na
pierwszym etapie przyjrzymy się pozytywnym przekonaniom, które przejąłeś od rodziców
lub innych osób opiekujących się tobą w  dzieciństwie. Na drugim etapie zajmiemy się
głównymi negatywnymi schematami myślowymi twojego Dziecka Cienia i  postaramy się
zamienić je w ich pozytywne przeciwieństwo.

1. Pozytywne schematy myślowe z okresu dzieciństwa

Jeśli twoje relacje z  rodzicami były na tyle dobre, że chciałbyś mieć ich blisko Dziecka
Słońca, napisz „mama” i „tata” po prawej i lewej stronie głowy Dziecka Słońca, a następnie
zastanów się, jakie mieli dodatnie cechy. Co zrobili dobrze? Zanotuj swoje przemyślenia.

Przykład Julii:
Mama: była kochana, troszczyła się o mnie.
Tata: był kochany i opiekuńczy.

Jeśli nie chcesz, aby twoi rodzice towarzyszyli Dziecku Słońca, ponieważ relacja z  nimi
jest/była trudna, możesz opuścić tę część ćwiczenia albo zanotować dodatnie cechy
rodziców na osobnej kartce, obok zaś Dziecka Słońca zapisać tylko pozytywne
przekonania, które od nich przejąłeś.
Może jednak miałeś kochaną babcię, miłą sąsiadkę lub wyrozumiałego nauczyciela, którzy
obdarzyli cię ciepłem, gdy byłeś dzieckiem? Jeśli tak, wpisz tę osobę na rysunku.
Po zanotowaniu dodatnich cech swoich najbliższych osób skieruj uwagę do swojego
wnętrza, by poczuć, jakie pozytywne przekonania przekazały ci te osoby. Aby łatwiej ci było
wykonać ćwiczenie, poniżej zamieściłam listę przykładowych pozytywnych schematów
myślowych.
Pozytywne schematy myślowe

Jestem kochany
Jestem wartościowy
Jestem wystarczająco dobry
Jestem mile widziany
Jestem spełniony
Dostaję to, czego mi potrzeba
Jestem mądry
Jestem ładny
Mam prawo do radości
Mogę popełniać błędy
Zasługuję na szczęście
Życie jest lekkie
Mogę być sobą
Mogę być czasem ciężarem
Mogę się bronić
Mogę mieć własne zdanie
Mogę czuć
Mogę stawiać granice
Dam sobie radę

Jeśli znalazłeś kilka pozytywnych schematów myślowych, wybierz z  nich najwyżej dwa
i zapisz je w obszarze klatki piersiowej sylwetki dziecka. Podobnie jak to było w przypadku
negatywnych schematów, musimy się nieco ograniczyć, żeby ułatwić ci pracę
w codziennym życiu.

2. Odwracanie głównych schematów myślowych

Weź do ręki kartkę z  negatywnymi schematami myślowymi, które zidentyfikowałeś


wcześniej. Zamienimy je w ich przeciwieństwo, czyli w pozytywne przekonania. Myśli takie
jak: „Jestem bezwartościowy” lub „Nie jestem wystarczająco dobry”, niezwykle prosto
obrócić w  ich przeciwieństwo – trzeba tylko wyrażenie przeczące zastąpić twierdzącym
i  otrzymujemy pozytywny schemat: „Jestem wartościowy” lub „Jestem wystarczająco
dobry”. Spotykamy się jednak ze schematami, które nie tak łatwo zmienić.
Największy problem polega na tym, aby w pozytywnych schematach nie użyć przeczenia,
czyli słowa „nie”. Zatem myśli brzmiącej „Jestem odpowiedzialny za twoje szczęście” nie
możemy przekształcić w  „Nie jestem odpowiedzialny za twoje szczęście”. Dla naszej
podświadomości słowo „nie” jest trudne do przetworzenia, ponieważ nie potrafimy o czymś
nie myśleć. Jeśli teraz powiem ci, żebyś nie myślał o  różowym balonie, on natychmiast
pojawi się w twojej głowie. W związku z tym musimy inaczej formułować myśli. Chcąc więc
odwrócić schemat „Jestem odpowiedzialny za twoje szczęście”, możemy na przykład użyć
wyrażeń: „Mam prawo stawiać granice” albo „Mam prawo robić swoje” czy też „Moje
pragnienia i potrzeby są tak samo ważne”.
Takie przekonanie jak „Jestem ciężarem” można obrócić w  „Mogę być czasem ciężarem”.
W końcu nie da się uniknąć pewnych sytuacji, w których obciążamy innych, na przykład gdy
chorujemy lub potrzebujemy pomocy. To samo dotyczy schematu „Mogę popełniać błędy”.
Pozytywne schematy myślowe należy sformułować w  taki sposób, abyśmy mogli je
zaakceptować. Na przykład wiele osób uznałoby obrócenie myśli „Jestem brzydki”
w przekonanie „Jestem ładny” za przekraczające ich możliwości akceptacji. Takim osobom
radzę dodać słowo „wystarczająco”, które nowej myśli nada postać: „Jestem wystarczająco
ładny” czy „Jestem wystarczająco dobry”.
Aby łatwiej było ci zaakceptować pozytywne schematy myślowe, ogranicz nieco ich
znaczenie. Jeśli na przykład uważasz stwierdzenie „Jestem ważny” za przesadzone i masz
wrażenie, że trudno ci będzie je przyjąć, możesz zanotować: „Jestem ważny dla moich
dzieci/przyjaciół/rodziców”. Nowy schemat formułuj tak, abyś dobrze się z nimi czuł.
Pozytywne główne schematy myślowe, jakie opracowałeś, zapisz w  obrębie brzucha
sylwetki Dziecka Słońca.

Przykład Julii:
Jestem wystarczająco dobra. Mogę stanąć na własnych nogach.

Ćwiczenie: Argumenty dla Dziecka Słońca

Jeśli naprawdę chcesz zaakceptować nowe schematy myślowe, postaraj się znaleźć
rozsądne argumenty, które je potwierdzą. Wtedy zauważysz, że twój rozum dużo łatwiej
zgodzi się na nowe przekonania niż na stare. Tutaj przypomnę, że rozum niemal zawsze
ma rację, to tylko nasze emocje mogą być mylne. Aby jednak nowe schematy dały się także
odczuć, najpierw rozum musi je zaaprobować.
Cały ten proces pokażę ci na przykładzie Julii, której negatywne główne schematy myślowe
miały postać: „Zostanę sama”, „Nie jestem wystarczająco dobra”.
Odnośnie do punktu 1. Pozytywne przekonanie wyniesione przez nią z dzieciństwa: „Mogę
stanąć na własnych nogach”, „Jestem wystarczająco dobra”.
Jako przeciwieństwo schematu „Tak czy inaczej zostanę sama” Julia wybrała przekonanie
wzmacniające jej umiejętności autonomiczne, dzięki czemu ewentualność stania się
singlem nie wydaje się jej już taka straszna. Nie zależy od niej, czy zostanie sama, czy też
nie, dlatego pozytywne przekonanie o treści „Robert zostanie ze mną” nie byłoby właściwe,
ponieważ o tym może zdecydować wyłącznie Robert. Pozytywne schematy muszą się więc
znajdować w obszarze, który jesteśmy w stanie kontrolować. Nowy schemat Julii może na
przykład brzmieć: „Zawsze mogę stworzyć więzi” (na przykład z przyjaciółmi). Tym samym
uwydatniony zostaje aspekt aktywnego kształtowania własnych relacji, a Julia nie musi czuć
się bezsilna i  zdana na innych, czego doświadczała w  dzieciństwie. Ponadto takie
przekonanie wzmacnia jej umiejętności autonomiczne.
Argumenty Julii, które potwierdzają słuszność schematu „Mogę stanąć na własnych
nogach”, brzmią następująco: „Dziś jestem dorosła i  sama potrafię o  siebie zadbać. Nie
jestem zdana na opiekę drugiej osoby. Mam wszystkie umiejętności potrzebne mi do
prowadzenia samodzielnego życia. Poza tym jest przy mnie wielu przyjaciół i bardzo dobrze
się rozumiem z  kilkoma osobami z  mojej rodziny. Tym samym wokół mnie znajdują się
ludzie, do których mogę się zwrócić o pomoc lub wsparcie”.
Argumenty Julii, które przemawiają za nowym schematem „Jestem wystarczająco dobra”,
to: „Jestem szczerą i lojalną przyjaciółką. Cały czas staram się rozwijać. Mam dobrą pracę.
Nie muszę być perfekcyjna, mogę mieć wady oraz popełniać błędy i  nadal być
wystarczająco dobra, ponieważ jestem w porządku i mam prawo być sobą”.
Przejdź teraz do pozycji obserwatora, czyli do poziomu Ja-dorosłego, i  poszukaj
odpowiednich argumentów potwierdzających twoje nowe przekonania, a  następnie je
zapisz.

Ćwiczenie: Znajdź swoje mocne strony i swe zasoby

Oprócz sformułowania pozytywnych schematów myślowych potrzebujesz uświadomienia


sobie, jakie masz mocne strony i jakimi dysponujesz zasobami. Do mocnych stron zaliczam
cechy charakteru i  umiejętności, które często przydają się w  życiu, na przykład poczucie
humoru, odwagę czy kompetencje społeczne. Choć raz bądź wobec siebie
wspaniałomyślny. „Samochwała w  kącie stała” to jedno z  najgłupszych powiedzeń, jakie
kiedykolwiek wymyślono. Jeśli z  trudem przychodzi ci mówienie o  własnych zaletach,
wyobraź sobie, jakie pozytywne strony pochwaliliby twoi przyjaciele, lub po prostu o  to
zapytaj.
Aby dodać ci animuszu w określaniu twoich mocnych stron, podaję garść przykładów:

obdarzony poczuciem humoru, szczery, lojalny, pomocny, inteligentny, kreatywny,


rozważny, mający umiejętności społeczne, sympatyczny, zdyscyplinowany, atrakcyjny,
elastyczny, tolerancyjny, dowcipny, wysportowany, uprzejmy, życzliwy, wykształcony,
ambitny, zrównoważony, pełen temperamentu, stabilny, rozrywkowy, uważny,
przedsiębiorczy, niezawodny, uczciwy, sumienny, otwarty, empatyczny.

Swoje mocne strony zapisz na rysunku Dziecka Słońca (zob. ilustracja na trzeciej stronie
okładki).

Przez zasoby rozumiemy źródła siły lub zewnętrzne okoliczności dające nam oparcie i siłę.
Są to na przykład:
dobrzy przyjaciele, zdrowe relacje, rodzina, dzieci, dobra praca, odpowiednie zarobki,
zdrowie, przyroda, muzyka, piękne mieszkanie, zwierzęta domowe, mili
współpracownicy, podróże.

Symbole swoich zasobów narysuj wokół sylwetki Dziecka Słońca (zob. ilustracja na
trzeciej stronie okładki).

Ćwiczenie: Poczuj Dziecko Słońca

Celem ćwiczenia jest zakotwiczenie Dziecka Słońca w  twoich emocjach, umyśle i  ciele.
Najlepiej potraktuj to ćwiczenie jak zabawę, wtedy jeszcze bardziej spodoba się Dziecku
Słońca.
Na początku zabawy stań w wyprostowanej pozycji. Na podłodze połóż przed sobą kartkę
z  narysowanym Dzieckiem Słońca. Przenieś świadomość na własne ciało – jak się teraz
czuje? Następnie skieruj wewnętrzną uwagę na obszar klatki piersiowej i  brzucha – to
siedziba emocji.

1. Przeczytaj cichym głosem swoje pozytywne schematy myślowe i odczuj je w sobie. Jak
się z nimi czujesz, gdy je po cichu wypowiadasz?
2. Przywołaj w pamięci sytuację z twojego życia, w której pozytywne schematy były lub są
słuszne. Mogło tak się zdarzyć podczas spotkania z przyjaciółmi, w czasie pracy,
uprawiania sportu lub na urlopie, być może także podczas słuchania muzyki lub
przebywania na łonie natury. Na pewno przynajmniej raz w życiu doświadczyłeś
sytuacji, w której poczułeś, że twoje pozytywne przekonania są prawidłowe i spójne.
3. Następnie w myślach przejdź do swoich zasobów. Zaangażuj w nie wszystkie zmysły –
wzrok, słuch, węch, smak – i poczuj, jak dają ci siłę.
4. Skieruj uwagę na swoje mocne strony. Nie tylko o nich pomyśl, lecz spróbuj poczuć, jak
odbiera je twoje ciało, gdy po cichu je wypowiadasz. Jakie odczucia pojawiają się
w twoim wnętrzu?
5. Poczuj to wszystko razem – jak twoje ciało czuje się z Dzieckiem Słońca?

Pozostając w  tym stanie, przejdź się po pokoju i znajdź postawę Dziecka Słońca. Poczuj,
jak reaguje twoje całe ciało, gdy trwasz w takiej pozycji. Z pełną świadomością zauważ, jak
przepływa przez ciebie oddech, gdy jesteś w  trybie Dziecka Słońca. Poszukaj małych
gestów wyrażających emocje Dziecka Słońca – niech podpowie ci je twoje ciało. Wykonanie
takiego gestu będzie jak zarzucenie kotwicy, dzięki czemu w codziennym życiu przywołasz
ten pozytywny stan, kiedy tylko będziesz tego potrzebować. Jedna z  moich klientek
spontanicznie otworzyła dłoń, tworząc z niej coś w rodzaju miseczki. Ten odprężający ruch
dłoni stał się jej gestem Dziecka Słońca.
Pozytywne emocje wpisz w obszar brzucha sylwetki Dziecka
Słońca.

Dodatek: Pozostań w  dobrym wewnętrznym stanie Dziecka Słońca. Następnie na


podstawie tego uczucia stwórz w wyobraźni symbolizujący go obraz. Czy będzie to morze
lub inny piękny krajobraz, czy plac zabaw, czy też domek w lesie – przyjmij ten obraz jako
prezent od Dziecka Słońca i potraktuj go jak niespodziankę.
Określ jednym słowem obraz, jaki odnalazłeś w Dziecku Słońca, i zanotuj je.
Podejmij postanowienie, że każdego dnia jak najczęściej i  w  pełni świadomie będziesz
przełączać się na tryb Dziecka Słońca. W  ten sposób stworzysz połączenia synaptyczne
w  mózgu, a  dzięki temu nauczysz się nowej świadomości – tak samo jak opanowujesz
nową sekwencję ruchów. Wszystko to sprawi, że twoje Dziecko Słońca stopniowo stanie się
częścią twojej tożsamości. Na skutek powtarzania ćwiczenia niejako nabierze wprawy
w  twoim myśleniu i  odczuwaniu. Ale to ty sam zdecydujesz, czy chcesz znaleźć się po
słonecznej stronie ulicy, czy też wolisz pozostać w cieniu.

OD DZIECKA SŁOŃCA DO POZYCJI OBSERWATORA

W ćwiczeniu „Trzy pozycje postrzegania” nauczyłeś się oddzielać Ja-

dorosłe od Dziecka Cienia, co pozwoliło ci trzeźwo i realistycznie spojrzeć

na swoje problemy. Jak sobie przypominasz, fundamentem każdej zmiany

jest praktyka przyłapywania się na funkcjonowaniu w trybie Dziecka Cienia

i świadomego przełączania się na tryb Ja-dorosłego. Dzięki Dziecku Słońca

możesz natychmiast wprawiać się w dobry nastrój i przyjmować

perspektywę, z której świat i twoje problemy wyglądają zupełnie inaczej.

Proponuję, żebyś teraz przeszedł z pozycji Dziecka Słońca do pozycji

obserwatora. Zanurz się wszystkimi zmysłami w emocje Dziecka Słońca,

zgodnie ze wskazówkami opisanymi w poprzednim rozdziale, i będąc

w pozycji Dziecka Słońca, spójrz na swój problem z perspektywy

obserwatora. (Niech to będzie na przykład problem analizowany przez

ciebie w trzech pozycjach postrzegania). Możesz też pomyśleć o Julii, która


skupiała się na ucieczce Roberta przed bliskością, i nad jej problemami,

które powstały w związku z tą sytuacją.

Gdyby Julia spojrzała na swój problem z perspektywy Dziecka Słońca,

być może zaśmiałaby się i pomyślała coś w stylu: „O rany, jak my sobie to

wszystko komplikujemy! Ale dobre jest to, że możemy przestać. Zaraz się

do tego zabiorę”.

Z pozycji Dziecka Słońca możesz się oczywiście przyjrzeć także

swojemu Dziecku Cienia. Nasze problemy nabierają zupełnie innego

wymiaru, kiedy patrzymy na nie, mając dobry nastrój, będąc w zgodzie

z samym sobą. Gdy jesteśmy pozytywnie nastawieni, problemy okazują się

mało istotne, a zmartwienia rozpływają się w powietrzu. Z perspektywy

Dziecka Słońca zauważ, że wszystko jest z tobą w porządku i jesteś

wystarczająco dobry, a twoje negatywne przekonania nie mają nic

wspólnego ani z tobą, ani z obecną rzeczywistością, lecz są rezultatem

nadmiernego przeciążenia twoich rodziców. Być może w wyobraźni uda ci

się obdarzyć słonecznym blaskiem twoje Dziecko Cienia i zapewnić je, że

zawsze będziesz przy nim obecny.

Trans Dziecka Słońca

Przygotowałam dla ciebie ćwiczenie medytacyjne pomagające Dziecku Słońca stać się
częścią twojej osobowości. Możesz je pobrać ze strony
www.twojewewnetrznedziecko.pl/dzieckoslonca. Im częściej będziesz go słuchać, tym
mocniej Dziecko Słońca zakorzeni się w twojej podświadomości.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
ZNAJDŹ SWOJE STRATEGIE
TRANSFORMACYJNE

Strategie transformacyjne to sensowna alternatywa dla strategii obronnych.

Chodzi w nich o wyrobienie konstruktywnych wzorców zachowań, które

pozwolą oczyścić i ustabilizować nasze relacje. Sednem przemiany jest

praktyczne wcielenie pozytywnych przekonań w nasze zachowanie.

Poszczególne strategie odnoszą się do tych sfer osobowości, w których coś

chcemy poprawić. W dalszej części rozdziału omówię najpierw ogólne

strategie transformacyjne, które mogą wykorzystywać zarówno

autonomiczne, jak i dopasowujące się Dzieci Cienia. Następnie

zaprezentuję zestaw strategii dla dopasowujących się Dzieci Cienia, dzięki

któremu nauczą się być bardziej autonomiczne, oraz zestaw strategii dla

autonomicznych Dzieci Cienia, które z kolei nauczą się dostosowywać

i tworzyć więzi.

OGÓLNE STRATEGIE TRANSFORMACYJNE

W kolejnych częściach tego podrozdziału zapoznam was z różnymi

strategiami transformacyjnymi, które przydadzą się zarówno

dopasowującym się, jak i autonomicznym Dzieciom Cienia.


Przejmij odpowiedzialność i zaakceptuj rzeczywistość

„No tak, tak to jest...”, „Cóż, moje Dziecko Cienia często czuje się

podporządkowane...”, „Tak, i dlatego często jestem zazdrosny...”, „Tak,

moja matka tak naprawdę nie chciała mnie mieć...”. Dopóki nie

zaakceptujemy rzeczywistości takiej, jaka jest, dopóty będziemy stawiać jej

opór. A to właśnie on kradnie nam najwięcej energii. W ciągu ostatnich

dwudziestu lat w coraz większym stopniu włączana jest w proces

psychoterapeutyczny postawa „afirmacyjnego akceptowania

rzeczywistości”, zakorzeniona w buddyzmie. Akceptacja rzeczywistości

opiera się na fundamencie dwóch zasad:

1. Mogę rozwiązać tylko te problemy, które sobie uświadamiam.

2. Akceptowanie rzeczywistości przynosi mi ukojenie – opór wobec niej

wywołuje wewnętrzne napięcie.

Już sama próba przyjęcia akceptującej postawy w stosunku do

rzeczywistości sprawia, że częściowo pozbywamy się napięcia, a tym

samym swojego problemu. Doświadczyliśmy tego, wykonując ćwiczenie

„Bierzemy Dziecko Cienia za rękę” (s. 226). W chwili gdy przyznaję sam

przed sobą: „Tak, właśnie tak jest”, mam poczucie ulgi. Można tak

postępować w przypadku wszelkich problemów, nawet zwykłych

codziennych utrapień. Mój kolega Jens Corssen, propagator zasady

akceptowania rzeczywistości, radził na przykład wszystkim, którzy utknęli

w korku, żeby sobie powiedzieli: „Kupiłem samochód i w związku z tym

zdecydowałem się na ewentualność stania w korku. Zatem: chcę stać

w korku”. Metoda godzenia się z okolicznościami, których nie możemy

zmienić, uspokaja nerwy. Denerwowanie się wszystkim i wszystkimi

kosztuje nas przecież zbyt wiele energii. Ta konstatacja prowadzi nas do

kolejnej kwestii – brania odpowiedzialności za siebie i za swoje emocje.


Wszyscy mamy skłonność do projektowania stresu i innych

negatywnych emocji na okoliczności zewnętrzne. Za nasz zły humor

obwiniamy partnera, który jest w kiepskim nastroju. To dzieci są winne, że

nie mamy ani minuty spokoju. Kasjerka w supermarkecie doprowadza nas

do kresu cierpliwości, pogoda wprawia nas w przygnębienie. Jak

wyglądałyby nasze codzienne kłopoty, gdybyśmy przyjęli postawę

akceptującą i wzięli odpowiedzialność za nasze emocje? Pierwszym

krokiem do przyjęcia za nie odpowiedzialności jest uświadomienie sobie,

że niemal każde nieszczęście, które nas spotyka (z wyjątkiem prawdziwych

tragedii), to rezultat podjętej przez nas decyzji. Jeśli przyjmiemy taką

perspektywę, wymienione wyżej problemy będą się przedstawiać

następująco: 1. Sam zdecydowałem się na takiego partnera. Czy mogę coś

zrobić, żeby poprawić jego nastrój? Jeśli nie, a on jest w chronicznie złym

humorze bez względu na okoliczności, mam jeszcze możliwość rozstania

się z nim. 2. To ja zdecydowałem się na posiadanie dzieci, a więc muszę

pogodzić się z tym, że czasem mnie denerwują. 3. To nie kasjerka

nadużywa mojej cierpliwości, lecz moje nastawienie do niej i do sytuacji.

Zamiast się denerwować, mogę przecież pomedytować. 4. Pada deszcz, lecz

ode mnie zależy ocena pogody oraz to, w jaki sposób ułożę sobie

i wykorzystam ten dzień.

Znajdź akceptującą postawę wobec swoich problemów – już dzięki

temu zmniejszysz ich wagę o połowę. Moim klientom zazwyczaj

powtarzam, że problem składa się z dwóch części: A i B. Część A ma na

przykład postać: Dostaję ataków paniki, gdy sama jadę samochodem. Część

B to: Jestem beznadziejna, bo dostaję ataków paniki. Zatem częścią B tego

problemu jest moje własne nastawienie do niego.

Wiele osób dołuje siebie tylko dlatego, że mają jakiś problem. Bardzo

często się zdarza, że to część B stwarza większe obciążenie niż część


A i może nawet stanąć na drodze do rozwiązania problemu. Bywa tak na

przykład wtedy, gdy ktoś ogromnie wstydzi się swojego problemu i dlatego

nie szuka pomocy. Zupełnie więc wystarczy, że zajmiesz cię częścią

A swojego problemu, a część B pominiesz lub pozwolisz się jej rozpłynąć

w racjonalnym myśleniu. W przypadku opisanego wyżej przykładu

mogłoby to wyglądać tak: „Ojej, moje biedne Dziecko Cienia dostaje

ataków paniki i czuje, że nie potrafi stanąć na własnych nogach, dlatego

tęskni za maminą dłonią”.

W taki sposób pozbywamy się części B problemu lub sprawiamy, że

nasz wewnętrzny Dorosły bierze odpowiedzialność za część A, podejmując

decyzję: „Ja (twój troskliwy Dorosły) czuwam nad tobą i zadbam, żebyś

niebawem nie odczuwał lęku, ponieważ wymażę twoje stare filmy

i projekcje z dzieciństwa”.

Spróbuj znaleźć przyjazną i akceptującą postawę wobec twojego

problemu i wziąć za niego odpowiedzialność. Związane z tym przemyślenia

zanotuj w zeszycie refleksji.

Pozbądź się projekcji i znajdź metapostawę

W rozdziale „Wzmocnij swoje Ja-dorosłe” poznałeś już kilka ćwiczeń

pozbywania się projekcji tworzonych przez Dziecko Cienia. Tak jak

poprzednio będziemy dążyć do tego, abyś potrafił zidentyfikować „stare

filmy” z przeszłości i nie dał im się zwieść. Jeśli na przykład uświadomiłeś

sobie, że osobowość twojego Dziecka Cienia ma strukturę depresyjną,

ponieważ w dzieciństwie wielokrotnie doznawało ono poczucia bezsilności,

trzeba koniecznie zdemaskować obecną postawę bezsilności jako dawną

projekcję i racjonalnie sobie uzmysłowić, że „dzisiaj jesteś dorosły”

i potrafisz sam decydować o własnym życiu. Wiedzę tę powinieneś też

wykorzystać do stworzenia tak zwanej metapostawy.


Metapostawa to coś w rodzaju nadrzędnej decyzji, jaką podejmujemy

raz na zawsze, abyśmy nie musieli wciąż decydować na nowo w każdej

napotkanej sytuacji. Jeśli zatem uświadomię sobie, że moje depresyjne

Dziecko Cienia ma skłonność do czarnowidztwa, to przyjmując nadrzędną

perspektywę, zaczynam dostrzegać, że kieruje nim jedynie zniekształcona

percepcja, której nie mogę brać pod uwagę przy podejmowaniu decyzji.

Jeżeli ponownie przyłapię się na tworzeniu potwornych scenariuszy, muszę

natychmiast przełączyć się i uświadomić sobie, że po raz kolejny odzywa

się mój depresyjno-lękowy głos i to on szepcze mi do ucha te niestworzone

historie. Przyjmując punkt widzenia Ja-dorosłego, mogę poszukać

odpowiedzi na pytanie, jakie argumenty przemawiają za tym, że faktycznie

wszystko pójdzie źle. Jeśli nawet znajdą się racjonalne przesłanki

potwierdzające te obawy, muszę zadać sobie dodatkowe pytania: „Czy to

przeżyję?” lub „Co może mi się w najgorszym razie przytrafić?”.

Oto kolejny przykład. Gdyby Robert raz na zawsze zrozumiał, że mając

nieustanne poczucie, iż Julia chce nim zawładnąć, jedynie projektuje obraz

własnej matki na partnerkę, i gdyby sobie to uświadomił, mógłby na tej

podstawie stworzyć metapostawę i zainstalować ją w swojej głowie.

Metapostawa mogłaby się wyrażać w takich słowach: „Twoje Dziecko

Cienia uważa, że Julia chce tobą zawładnąć, tak jak twoja mama, która

decydowała o twoim życiu. Bzdura! Nie jesteś już małym chłopcem i masz

takie same prawa jak Julia. Nie musisz ciągle izolować się jak mały,

krnąbrny chłopiec i walczyć o autonomię. Potrzeba większej bliskości

i więzi, jaką wyraża Julia, jest uzasadniona i możesz ją zaspokoić z własnej

woli”.

Julia może stworzyć własną metapostawę i uświadomić sobie, że jej

Dziecko Cienia wciąż łaknie uznania oraz życzliwości, ale nie ma sensu

oczekiwać ich akurat od lękającego się bliższej więzi Roberta, którego


Dziecko Cienia uformowało się pod wpływem narzucającej się matki. Julia

powinna zrozumieć, że jej wartość nie zależy od zachowania Roberta.

Przyjmując tę nadrzędną perspektywę, może postanowić: „Jeśli Robert

znów przełączy się na tryb Dziecka Cienia i znów będzie stawiał mi

absurdalne zarzuty, w wyobraźni stworzę szklaną ścianę, odgradzając się od

niego, i zostawię go samego z własnym zachowaniem” (zob. także rozdział

„Uwolnij się od uwikłania”).

Znajdź metapostawę dla projekcji twojego Dziecka Cienia i zanotuj ją

w zeszycie refleksji.

Zobacz, że życie jest przyjemne

Osoby pozwalające Dziecku Cienia przejąć kontrolę nad swoimi myślami

i emocjami często znają tylko dwa stany psychiczne: stres i wykończenie

albo zmęczenie i znudzenie. Cierpią one na syndrom braku radości,

w skrócie SBR. Ich Dziecko Cienia żyje w przekonaniu, że świat

zewnętrzny jest niebezpieczny, że wszędzie czyhają odmowa i porażka.

W głowie roją im się (nie)prawdopodobne czarne scenariusze, czym

psują sobie nawet piękne chwile. Częstą strategią obronną takich osób jest

dążenie do perfekcji niepozwalające im zatrzymać się i po prostu cieszyć

się życiem. Na odpoczynek pozwalają sobie tylko w czasie choroby. Żyjąc

w ciągłym napięciu, osłabiają własny system odpornościowy i coraz

częściej chorują. W rezultacie ich życie składa się z chorób i stresu.

Już wiecie, co trzeba zrobić: przyłapać się i przełączyć się! Dopóki

jestem uwięziony w swoim matriksie, czyli w Dziecku Cienia, cały czas

wierzę, że to, co myślę i czuję, jest realne. Zrobienie pierwszego kroku

polega więc na odkryciu, że moje lęki nie mają rzeczywistej przyczyny.

Przydatne są tu wszystkie ćwiczenia, które opisałam w rozdziale

„Wzmocnij swoje Ja-dorosłe”. Drugi krok to znalezienie metapostawy


i uświadomienie sobie, że wrogie nastawienie do przyjemności nie ma

sensu. Nikomu – ani tobie, ani twojemu otoczeniu – na nic się nie przydaje.

Mój nieżyjący już ojciec zawsze powtarzał: „Na co komu złe życie?”.

Święte słowa! Uświadom sobie, że gdy masz dobry nastrój, jesteś milszy

dla innych, za to w stresie stajesz się małostkowy i agresywny.

Zestresowana osoba raczej nie polepsza samopoczucia swoich bliskich

i wydaje się jej, że ją otaczają sami idioci. Kiedy odzyska dobry nastrój lub

gdy się zakocha, zada sobie pytanie, gdzie się ci wszyscy idioci podziali.

Nagle spojrzy na świat przez różowe okulary. Przykład ten dobitnie

pokazuje, jak dalece projektujemy nasze stany wewnętrzne na zewnętrzny

świat. Zatem dbanie o przyjemność, radość i odprężenie potraktuj jako

osobisty obowiązek życiowy.

Wspólne cieszenie się życiem i przeżywanie wspólnych chwil radości to

bardzo dobre sposoby wzmacniania związku. Rzadko znajdują na to czas

przede wszystkim pary mające dzieci. W życiu skupiają się na ciągłej

harówce, do czego zmuszają je zewnętrzne okoliczności. Jeśli jesteś

w takiej sytuacji, zastanów się razem z partnerem, czy jako para

dostatecznie o siebie dbacie. A może w waszym związku zabrakło radości?

Gdyby tak było, pomyśl, jakie kroki możecie podjąć, aby znów ją poczuć.

Większość par, które nie odnajdują już przyjemności z bycia razem, dała się

pochłonąć szarej codzienności. Niejednokrotnie partnerzy uwikłani są

w walkę o władzę, wzajemnie obwiniają się o zaburzenie równowagi

w związku między dawaniem a braniem. Często kobiety całkiem słusznie

mają uczucie, że na ich barkach spoczywa zbyt duża część obowiązków

rodzinnych.

Jeśli to wasz przypadek, radzę, abyście znaleźli wolną chwilę

i porozmawiali na temat równowagi między dawaniem a braniem.

Przestrzegam przed wikłaniem się w zarzuty i oskarżenia. Powinniście


skierować uwagę na znalezienie rozwiązania. Pomyślcie, w jaki sposób

możecie rozłożyć ciężar obowiązków. Czy macie możliwość znalezienia

kogoś do pomocy w opiece nad domem i dziećmi? W kalendarzu

zaznaczcie dni, w których będziecie spędzać czas tylko razem lub zrobicie

coś fajnego z całą rodziną. Pamiętajcie, że staniecie się lepszymi

partnerami, rodzicami, pracownikami i bliskimi, jeśli zadbacie

o przyjemność i odprężenie w waszym życiu. Najlepszą na to metodą jest

zaplanowanie przyjemności i zapisanie ich w kalendarzu, podobnie jak

wszystkich innych działań.

Nasz mózg jest niestety tak skonstruowany, że skupia się na

negatywnych sprawach i problemach, ponieważ w ten sposób ewolucja

zapewniła naszemu gatunkowi przeżycie. Szkoda tylko, że oprogramowanie

mózgu jeszcze nie dostosowało się do obecnych czasów. Z tego powodu nie

należy powierzać całego procesu myślenia wyłącznie mózgowi i jego

automatyzmom, lecz trzeba go ciągle, świadomie korygować z poziomu Ja-

dorosłego. Oznacza to, że w chwili, gdy tylko przyłapiemy się na czarnych

myślach, natychmiast mówimy „stop” i koncentrujemy się na myślach

polepszających nastrój. Co mi się udaje w życiu? Z czego mogę być

dumny? Kogo kocham? Kto mnie kocha? Jakie są moje mocne strony? Za

co mogę być wdzięczny? Tych pytań i odpowiedzi nasz mózg nie

sformułuje automatycznie, dlatego musimy dać mu impuls do myślenia.

Osoby mające wysokie poczucie własnej wartości, i tym samym często

stojące po stronie Dziecka Słońca, robią to niejako spontanicznie. Jedną

z tajemnic ich sukcesu i podnoszenia się po porażce jest umiejętność

unaocznienia sobie własnych dokonań i własnych zdolności.

Z drugiej strony znaczną część twojej przestrzeni myślowej powinna

zająć kwestia wdzięczności. Wchodząc w rolę ofiary, łatwo tracimy

zdolność do wyważonej oceny naszego nieszczęścia.


Stale musisz sobie uświadamiać, że ty sam jesteś konstruktorem własnej

rzeczywistości i że wystarczy niewielki wysiłek mentalny, abyś zyskał

więcej radości z życia. Choć zabrzmi to nieco banalnie, powinieneś bardziej

świadomie doświadczać różnych małych życiowych radości. Osoby żyjące

w stresie i działające w określonym trybie często w ogóle nie zważają na to,

co jedzą i piją, ani nie dostrzegają, ile piękna znajduje się w ich otoczeniu.

Dopiero gdy lądują z syndromem wypalenia na oddziale

psychosomatycznym i uczestniczą w tak zwanym treningu pozytywnych

doznań, uczą się na nowo smakować życie i uruchamiać zmysły. Jak już

wspominałam, wiele osób tak silnie tłumi własne pragnienia i potrzeby, że

przestaje je w ogóle odczuwać. Zatem otwórz oczy i przełącz swoje zmysły

na odbieranie piękna. Zadbaj o piękno w swym mieszkaniu i w swym

miejscu pracy (o ile to możliwe), ponieważ twoje otoczenie i twój stan

wewnętrzny wzajemnie na siebie wpływają.

Śmiech sprawia, że czujemy się radośni, i w mgnieniu oka pozwala

ujawnić się Dziecku Słońca. Nie czekaj na coś, co doprowadzi cię do

śmiechu, lecz sam postaraj się sprawić sobie przyjemność. Zamiast rano

denerwować się staniem w korku, włącz płytę z nagraniem dobrego

kabaretu. Polecam ci też książkę Julii Tomuschats Das Sonnenkind-Prinzip

(Zasada Dziecka Słońca). Znajdziesz w niej wiele minićwiczeń, które

pomagają błyskawicznie odzyskać dobry humor w codziennym życiu.

STRATEGIE TRANSFORMACYJNE W SŁUŻBIE


AUTONOMII. NAUCZ SIĘ STAWIAĆ GRANICE,
RÓB SWOJE

Omówię tutaj strategie transformacyjne przeznaczone w szczególności dla

tych Dzieci Cienia, które w zbyt dużym stopniu się dostosowują i dlatego
potrzebują wzmocnienia swojej autonomii. Ich głównym celem będzie

zatem bardziej świadome odczuwanie własnych potrzeb i nauczenie się ich

egzekwowania. Wymaga to umiejętności pozytywnego radzenia sobie

z konfliktami oraz wzmocnienia przekonania, że potrafią stanąć na nogach.

W rezultacie uniezależnią się od nastroju i życzliwości innych osób.

Zwróć uwagę, że nawet Dziecko Cienia o silnej strukturze

autonomicznej może kryć w sobie nadmierne dostosowanie. Osobom

autonomicznym też zdarza się myśleć, że muszą spełniać wszystkie

oczekiwania, aby je kochano, ale w nich ta myśl wywołuje sprzeciw i opór

i uruchamia wewnętrzny antyprogram: „Mam to gdzieś!”. Autonomia

takich osób nie jest zdrową, autentyczną autonomią, lecz raczej pewnego

rodzaju pseudoautonomią opartą na fundamencie izolowania się i stawiania

granic. Wobec tego wiele nadmiernie autonomicznych Dzieci Cienia musi

najpierw stworzyć sobie odpowiednie strategie – które zaraz przedstawię –

żeby dzięki nim osiągnąć zdrową autonomię. Takim osobom o wiele łatwiej

będzie uczestniczyć w przygodzie, jaką jest związek, ponieważ siłę będą

mogły czerpać z umiejętności wytyczania wewnętrznych granic, a tym

samym nie będą musiały tak ostro zaznaczać ich w zewnętrznym świecie.

Jeśli umiem wyznaczać wewnętrzne granice, to znaczy, że czuję się

wartościowy, mam kontakt z własnymi emocjami, potrafię stanąć w swojej

obronie i mogę kształtować swoje relacje. Wyrabianiem takich właśnie

przekonań i umiejętności będziemy się razem zajmować. W następnych

podrozdziałach świadomie ograniczę się do najważniejszych kwestii,

chociaż każda z nich zasługuje na osobną książkę. Nie chcę jednak

przeciążać cię nadmiarem szczegółów, a tylko ukazać istotę zagadnienia.

Traktuj się poważnie


No cóż, to zalecenie może brzmi banalnie, jak z poradnika z najniższej

półki. Faktem jest jednak, że nadmiernie dopasowujące się Dzieci Cienia

nie traktują poważnie własnych potrzeb, ponieważ przeszkadzałoby im to

w ich dostosowawczych zachowaniach. Gdyby takie osoby chciały

traktować poważnie same siebie, musiałyby częściej izolować się od

otoczenia, a tego za wszelką cenę chcą unikać. Ich głęboka potrzeba

harmonii jest jak szlaban na drodze do samego siebie, ponieważ najbardziej

zależy im na tym, aby było miło i przytulnie. Jak pamiętacie z rozdziału

„Dążenie do harmonii” (s. 127), taka strategia obronna jedynie na krótką

metę zapewni harmonię.

Jeśli więc chciałbyś zwiększyć swoją autonomię, musisz podjąć

fundamentalną decyzję, że od tej chwili będziesz serio traktować własne

pragnienia, postawy, emocje, pomysły i cele. Powinny one być dla ciebie co

najmniej tak samo ważne jak potrzeby twoich bliskich lub twojego partnera.

Weź odpowiedzialność za swoje pragnienia i potrzeby, nie oczekując, że

partner wyczyta je z twoich oczu, bo to dla niego zadanie ponad siły. Ty

sam jesteś odpowiedzialny za obronę własnych interesów. Jeśli każde z was

będzie odpowiedzialne za swoje pragnienia, żadne nie będzie musiało

odgadywać myśli drugiej osoby, co umożliwi wam otwartą i uczciwą

rozmowę.

Otwórz oczy

Jeśli zależy ci na większej autonomii, musisz skończyć z wypieraniem.

Wypieranie to jedna z twoich najważniejszych strategii obronnych, służąca

do zapewnienia sobie bliskości innych osób. Przypomnę ci, że w związku

szukasz bezpieczeństwa, a w twoim Dziecku Cienia drzemie lęk przed

odrzuceniem i osamotnieniem. Dlatego idealizujesz wiele osób i nie chcesz

zrozumieć różnic, jakie cię od nich dzielą. Prawdopodobnie wciąż jeszcze


tak naprawdę nie odłączyłeś się od własnych rodziców, nawet jeśli już nie

żyją. Przypuszczalnie nadal spełniasz ich oczekiwania lub świadomie

postanowiłeś sobie, że nie będziesz taki jak oni, choć w głębi duszy ciągle

masz nadzieję na ich aprobatę i uznanie. Rodzice na pewno wiele rzeczy

zrobili dobrze i przekazali ci pozytywne wartości i postawy. Znajdź trochę

czasu i się zastanów, jakie przekonania, postawy i zachowania od nich

przejąłeś. Teraz to ty zdecydujesz, które z nich możesz bez obaw

pozostawić w swoim życiu, ponieważ się z nimi zgadzasz, a które chciałbyś

zmienić, gdyż nie są elementem twojej tożsamości. Spróbuj kiedyś

sformułować swoje w pełni własne zdanie. Przejdź do trzeciej pozycji

postrzegania, a więc do perspektywy Ja-dorosłego, przyjrzyj się rodzicom

z dystansu i postaraj się odszukać własne stanowisko.

Takie samo ćwiczenie przeprowadź, zajmując się innymi ważnymi dla

ciebie relacjami. Jeśli kurczowo trzymasz się partnera, który nie traktuje cię

dobrze, spróbuj wyrobić sobie realistyczny obraz jego/jej oraz waszego

związku. Zatem otwórz oczy, czyli innymi słowy, przestań sobie coś

wmawiać! Na pewno uda ci się to zrobić, jeśli przeanalizujesz własny

związek, obserwując go z trzeciej pozycji percepcji i wyobrażając sobie, że

jesteś sędzią rozpatrującym ten „przypadek”. Zanotuj w zeszycie refleksji

szczere wyniki tej analizy i radę, jakiej udzieliłbyś sobie, gdybyś był swoim

własnym terapeutą.

Nadmiernie dopasowujące się Dzieci Cienia często zajmują drugą

pozycję postrzegania – empatyczną, co oznacza, że silniej identyfikują się

z potrzebami drugiej osoby niż z własnymi. A zatem pilnie trenuj

przyjmowanie pierwszej i trzeciej pozycji percepcji, kierując się

zaleceniami podanymi w ćwiczeniu „Trzy pozycje postrzegania”.

Odczuj własne emocje


Jeśli dostosowujesz się do innych, twoja uwaga często przenosi się na drugą

osobę, zamiast skupiać się na tobie. W kontaktach z innymi gubisz siebie,

dlatego najłatwiej ci odczuwać własne emocje, gdy nikogo nie ma pobliżu.

Naprawdę ważne jest więc dla ciebie dostrzeżenie siebie samego. Jedynie

wtedy odczujesz granicę między Ja a Ty, której potrzebujesz, aby móc

zakotwiczyć się w samym sobie.

Najłatwiejszą metodą odnalezienia kontaktu z samym sobą jest

skupienie się na własnym oddechu. Po prostu zamknij oczy i obserwuj swój

oddech. Nie musisz zmieniać jego rytmu ani go kontrolować, wystarczy, że

go zauważysz.

Następne ćwiczenie będziesz wykonywać z zamkniętymi oczami.

Dlatego zanim je rozpoczniesz, przeczytaj jego opis.

Ćwiczenie: Uspokajanie zdenerwowanego Dziecka Cienia

Zamknij oczy i  świadomie skup się na oddechu. Teraz pomyśl o  sytuacji, w  której bardzo
zdenerwowała cię druga osoba. Jeśli jesteś w  związku, możesz przywołać w  pamięci
zdarzenie, gdy zdenerwował cię partner. Przenieś tę sytuację z  wszelkimi szczegółami,
jakie pamiętasz, do świadomości i  pozwól sobie poczuć złość. (Jeśli wolisz, możesz
przywołać jakieś inne nieprzyjemne emocje lub uczucia, na przykład smutek). Postaraj się
tę złość (smutek, wstyd itd.) odczuć świadomie i  skieruj uwagę do wewnątrz siebie.
Odczuwając jakieś emocje, przeważnie kierujemy uwagę na zewnątrz, na obiekt naszej
złości, na przykład na partnera. Poza tym staramy się złagodzić nasze emocje lub pozbyć
się ich, obmyślając zemstę bądź deprecjonując innych. Chcąc jednak świadomie poczuć
emocje, musimy przeanalizować je w naszym wnętrzu. Gdy tak zrobisz, może zauważysz,
że złość wcale nie jest efektem działań twojego partnera, lecz ma źródło w Dziecku Cienia,
które tym działaniom przypisuje negatywne znaczenie. Mogą się tu zatem ujawniać
schematy myślowe twojego Dziecka Cienia. Podążając za nimi i analizując je, przestajesz
być złością i  stajesz się badaczem złości. Dzięki temu trochę się przesuwasz z  pierwszej
pozycji (perspektywa uczestnika, Dziecko Cienia, absolutna identyfikacja z  uczuciem)
w  kierunku pozycji trzeciej (perspektywa obserwatora, Ja-dorosłe). Z  tego poziomu dasz
radę przyjąć życzliwą, a  nawet pełną współczucia postawę wobec złoszczącego się
Dziecka Cienia, okazując mu zrozumienie. Możesz je pocieszyć sposobem, który poznałeś
w rozdziale „Weź Dziecko Cienia za rękę”. Jeśli weźmiesz za rękę złoszczące się Dziecko
Cienia i  znajdziesz dla niego miejsce w  swoim wnętrzu, ono się uspokoi, a  złość zniknie.
Uświadamiając sobie, w  jak dużym stopniu sam jesteś odpowiedzialny za uczucie złości,
możesz wziąć odpowiedzialność za tę sytuację i  za własne emocje, a  następnie znaleźć
racjonalną metodę postępowania z daną osobą w przyszłości.

Najważniejsze jest jak najszybsze przechodzenie od koncentracji na

swoim oddechu do odczuwanych przez siebie emocji. Dlatego w ciągu dnia

co pewien czas zanurzaj się w sobie, kieruj uwagę na oddech i świadomie

podążaj za pojawiającymi się w tobie emocjami. Dobrym sposobem na

dotarcie do samego siebie bywa medytacja, bardzo pomocne mogą się też

okazać ćwiczenia na lepsze postrzeganie ciała.

Decyduj i działaj

Nadmiernie dopasowujący się ludzie mają trudności z podejmowaniem

decyzji, ponieważ są słabo nauczeni brać pod uwagę samych siebie.

Dlatego najpierw zamieściłam podrozdziały „Traktuj się poważnie”,

„Otwórz oczy” i „Odczuj własne emocje”. Można powiedzieć, że ich tytuły

określają warunki stania się osobą zdolną do podejmowania decyzji.

Przypomnę, że osoby dopasowujące się do innych raczej biernie

przyjmują wszystko, co niesie życie, zamiast w aktywny sposób je

kształtować. Jeśli nauczysz się odczuwać własne emocje, o wiele łatwiej

będzie ci podejmować decyzje oraz świadomie wpływać na swoje życie

i nawiązywane przez ciebie relacje. Proponuję ćwiczenie, które pomoże ci

w odnalezieniu właściwych decyzji. (Przed wykonaniem ćwiczenia

przeczytaj jego opis, ponieważ tym razem też musisz zamknąć oczy).

Ćwiczenie: Wykorzystywanie odczuć fizycznych


do podejmowania decyzji

Zamknij oczy i skoncentruj się na oddechu.


1. Pomyśl o rzeczywistej lub wyobrażonej sytuacji (na przykład o swoim wymarzonym
urlopie), co do której z całym przekonaniem jesteś na tak, i poczuj, jak reaguje twoje
ciało. Zauważ fizyczne przejawy tego pozytywnego uczucia na tak. Być może jest to
łaskotanie, odczucie ciepła w brzuchu czy głęboki wdech. Rozkoszuj się przez chwilę
tym uczuciem. Następnie powoli otwórz oczy, zrób głęboki wdech i wydech, lekko się
otrząśnij i wróć do tu i teraz.
2. Znowu zamknij oczy i wyobraź sobie coś, wobec czego z pewnością jesteś na nie (na
przykład poglądy polityczne, które całkowicie odrzucasz), i poczuj to we własnym ciele.
Na chwilę skup się na tym, następnie zrób głęboki wdech i wydech, pokołysz się
trochę, możesz nawet się wyprostować i przeciągnąć, by w ten sposób zakończyć
ćwiczenie.

Teraz już wiesz, jak czuje się twoje ciało, gdy jesteś „na tak” albo „na nie”. Te dwa odczucia
postaraj się zauważyć, gdy będziesz musiał podjąć jakąś decyzję. Jak się czuje twoje ciało
– czy są to odczucia „na tak”, czy raczej „na nie”?

W rozdziale „Argumenty zamiast intuicji” wspomniałam już, że nasze

przeczucia to źli doradcy, jeśli mają źródło w Dziecku Cienia. Dlatego

niezwykle ważne jest pozbycie się naszych projekcji. Ale w jaki sposób

można odróżnić uczucie Dziecka Cienia od zdrowego, normalnego

uczucia? Aby to zbadać, przejdź do perspektywy obserwatora, a więc

twojego Ja-dorosłego, i z tego poziomu się zastanów, jaki udział w twoim

uczuciu ma Dziecko Cienia. Skorzystaj z objaśnień podanych w ćwiczeniu

„Trzy pozycje postrzegania”. Z doświadczenia wiem, że moi klienci po

przejściu do pozycji Ja-dorosłego bardzo szybko odróżniają prawdziwe

emocje od pozornych i trafnie analizują wkład Dziecka Cienia we własne

uczucia.

Brak umiejętności podejmowania decyzji często wynika z ciągłego

przenikania się Dziecka Cienia ze zdrowym rozsądkiem. W chwili gdy te

dwa stany na siebie zachodzą, mówimy: „W głowie mam wszystko

poukładane, ale...”. Oznacza to, że bystry Dorosły doskonale wie, co trzeba

robić, jednak Dziecko Cienia cały czas marudzi. Dlatego tak ważne jest

rozdzielenie tych dwóch stanów.


Jeśli podjąłeś decyzję sercem i rozumem, nadchodzi czas na działanie.

Niektóre osoby podejmują decyzje, ale potem nie wprowadzają ich w czyn.

Wychodzi na to, że równie dobrze mogłyby ich nie podejmować. Bez

działania nie osiągniemy niczego dobrego. Taka blokada w wykonywaniu

dalszych ruchów może wynikać z pojawienia się dysonansu podecyzyjnego

lub być efektem inercji niedziałania. Dysonans podecyzyjny powstaje

wówczas, gdy po ostatecznym podjęciu decyzji zaczynamy wątpić w jej

słuszność. Dążenie do działania hamują lęk przed porażką i lęk przed

odrzuceniem. Osoby nadmiernie się dopasowujące chciałyby podejmować

decyzje w stu procentach właściwe, a takie przeważnie się nie zdarzają.

Aby zacząć działać, wystarczy zwykle osiemdziesiąt procent pewności.

Zadaj sobie pytanie, co może się stać w najgorszym wypadku, jeśli

podejmiesz złą decyzję, i weź pod uwagę, że każdą można anulować. Tak

samo jest przy wyborze partnera. Wcześniej wspominałam, że wiele osób

odczuwających lęk przez związkiem żywi przekonanie, iż nie będą mogły

się rozstać z partnerem, gdy już raz powiedzą „tak”. Tutaj mamy do

czynienia z dawną projekcją z okresu dzieciństwa, do której powstania

często przyczynia się wymagająca matka. Przez cały czas należy zatem

dążyć do zidentyfikowania Dziecka Cienia, odebrania mu przywództwa

i uwolnienia go od głęboko zakorzenionych lęków i wątpliwości.

A o co chodzi z inercją? Wyobraźmy sobie na przykład, że z pełnym

przekonaniem postanowiliśmy uprawiać sport trzy razy w tygodniu, ale

tego nie robimy. Podobnie jak w przypadku wielu innych problemów,

z którymi mamy do czynienia, w grę wchodzi tu czynnik genetyczny. Otóż

poza naszym programem aktywacyjnym mamy jeszcze program

oszczędzania energii, który dba o nasz odpoczynek i pomaga nam

odpowiednio rozłożyć siły. Zatem lenistwo czy inercja są elementami

naszej osobowości tak samo, jak jest nim aktywność. Każdy z tych stanów
ma działanie samowzmacniające, ponieważ im bardziej jestem aktywny,

tym większą radość odczuwam z aktywności, a im bardziej jestem leniwy,

tym trudniej mi przejść do czynów. Jest to związane z zasadą inercji.

Jeśli więc wskutek lenistwa twoje dobre zamiary osłabną, świadomie

zdecyduj, że na przykład chcesz uprawiać sport i będziesz to robić

regularnie (metapostawa!), a następnie wyznacz sobie stałe terminy. Dzięki

temu przestaniesz się za każdym razem zastanawiać, czy masz akurat

ochotę pójść pobiegać lub poćwiczyć jogę.

Niestrudzenie podkreślam w moich książkach, że metodą pozwalającą

nam optymalnie funkcjonować w życiu jest nadanie codziennym

czynnościom pewnej struktury, która powinna obejmować zarówno

aktywność, jak i czas wolny. Zatem jeśli chcesz robić coś regularnie, wpisz

to na stałe w strukturę swojego dnia i tygodnia. Gdy zrobisz pierwszy krok

i jakaś czynność stanie się rutyną, o wiele łatwiej będzie ci utrzymać tę

strukturę. Jeśli cierpisz na prokrastynację, przyjrzyj się Dziecku Cienia

i jego lękowi przed porażką, ponieważ często to on jest główną przyczyną

ciągłego odkładania spraw na później. Pamiętaj, że odwlekanie działania

i wypieranie problemów kosztuje cię o wiele więcej wysiłku i czasu niż

załatwienie sprawy, ponieważ każdy problem możesz w nieskończoność

przekładać na później. Zrealizowanie jakiegoś zamiaru wymaga natomiast

ograniczonego czasu i niewielkiego nakładu energii. Gdybyś z powodu

swojej prokrastynacji miał przed sobą górę zaległych spraw, postanów

sobie, że każdego dnia będziesz coś załatwiać – to coś może na przykład

oznaczać porządkowanie e-maili przez pół godziny dziennie lub

przeprowadzenie odkładanych rozmów telefonicznych. Tym sposobem

„potężna góra” przestaje nas straszyć i paraliżować.

Zawsze pamiętaj, że lepsza jest jakakolwiek decyzja niż ciągłe

dreptanie w miejscu.
Dyskutuj i przedstawiaj argumenty

Kiedy już zdołałeś się na coś zdecydować, nie musi to oznaczać, że twoja

decyzja spodoba się otoczeniu, a zwłaszcza partnerowi. Jeśli się nie

spodoba, trzeba będzie jej bronić w zewnętrznym świecie. Dla

dopasowujących się Dzieci Cienia taka konieczność to przeważnie istny

horror, dlatego powinny popracować nad swoim rozwojem w tym zakresie.

Poradników na temat umiejętności forsowania własnego zdania oraz sztuki

przekonywania i argumentowania jest przecież mnóstwo. Mając na

względzie, że ta książka już i tak zawiera bogate treści, chciałabym

ograniczyć się do najistotniejszej kwestii i przedstawić ci jedną, za to

skuteczną i łatwą w realizacji strategię, która da ci silne wsparcie.

Najważniejsza jest wewnętrzna postawa, jaką przyjmujemy wobec

partnera, z którym wchodzimy w konflikt. Osoby, których Dziecko Cienia

często czuje się podporządkowane, nieustannie odczuwają lęk przed

znalezieniem się na podległej pozycji. Podległość/dominacja –

zwycięstwo/przegrana to kategorie, którymi operują. Jeśli należysz do

grona tych osób, musisz przyłapać się na takim myśleniu i się przełączyć,

przechodząc do pozycji Ja-dorosłego. Teraz z perspektywy obserwatora

uświadom sobie, że ty i twój partner (lub osoba, z którą jesteś

skonfliktowany) jesteście sobie równi. W myślach przygotuj metapostawę:

chodzi wyłącznie o to, żeby posunąć do przodu wspólną sprawę, a nie

walczyć o władzę. Będąc na poziomie Ja-dorosłego, dodatkowo możesz

„zaktualizować” tryb Dziecka Słońca i świadomie odwołać się do swoich

mocnych stron oraz posiadanych zasobów. Tym sposobem wprawisz się też

w dobry nastrój i poczujesz siłę. W trybie Dziecka Słońca może nawet uda

ci się pobłażliwie spojrzeć na swojego partnera – ostatecznie on też ma

swoje cele i swoje Dziecko Cienia.


Zanim przystąpisz do wykonania kroków opisanych poniżej,

przeanalizuj z perspektywy obserwatora, jak dalece twoje Dziecko Cienia

w negatywny sposób wpływa na relację z drugą osobą. Czy czujesz się

mu/jej podporządkowany, czy masz poczucie przewagi? Może jesteś

o niego/o nią zazdrosna/zazdrosny? Jeśli nie ufasz partnerowi, zapytaj

samego siebie, czy rzeczywiście zdarzyło się coś, co uzasadnia ten brak

zaufania. A może twoja nieufność ma źródło w Dziecku Cienia?

1. Przemyśl, jakie argumenty przemawiają za twoim stanowiskiem/twoim

celem, a najlepiej je zapisz.

2. Zastanów się, jakie argumenty może mieć druga strona.

3. Jeśli druga osoba ma lepsze argumenty, przyznaj jej rację, co rozwiąże

konflikt. Jeśli nie, obroń swoje stanowisko.

4. Stwórz sytuację, w której poruszysz kwestię konfliktu. Nie czekaj, aż

jakiś konflikt sam się pojawi. Wcześniej z całą świadomością wejdź

w tryb Dziecka Słońca, a jeśli się nie uda, przejdź do pozycji Ja-

dorosłego.

5. Przedstaw swoje stanowisko i uważnie posłuchaj, co ma do

powiedzenia druga osoba. Jeśli wysunie dobre argumenty, które

spontanicznie podzielisz, przyznaj jej rację. Jeśli nie poczujesz się

przekonany, poproś o czas do namysłu. Jeśli natomiast jesteś pewien, że

twoje argumenty są lepsze, obstawaj przy swoim zdaniu lub wynegocjuj

kompromis.

Zawsze pamiętaj, że gdy będziesz dobrze usposobiony, z większą

łatwością i w odpowiedni sposób poruszysz każdy problem, nawet ten

z gatunku najtrudniejszych. Jeśli w życzliwy sposób przedstawisz własne

stanowisko, nie stracisz nic z siły przekonywania. Uświadom też sobie, że

w każdej chwili możesz poprosić o czas do namysłu. Właśnie osoby siebie


niepewne, ale także introwertycy, muszą najpierw uporządkować swoje

myśli, zanim podejmą jednoznaczną decyzję.

Naucz się mówić „nie”

Nadmiernie dopasowujące się Dzieci Cienia chcą się podobać i każdemu

dogadzać, dlatego osobom, które mają takie Dziecko Cienia, z trudem

przychodzi szczerze powiedzieć „nie”. Zaburzona percepcja ich Dziecka

Cienia sprawia, że w chwili wyznaczania swoich granic projektują na drugą

osobę uczucie wielkiego rozczarowania. Gorliwie odgadują skierowane

wobec nich oczekiwania i spełniają je bez słowa sprzeciwu. Ludzie uczący

się mówić „nie” przekonują się, że gdy wyrażą sprzeciw, faktycznie nic

złego się nie dzieje, a druga osoba często okazuje im zrozumienie. To

powinno dać ci do myślenia.

Zastanów się nad swoją nieumiejętnością mówienia „nie”, analizując

ten problem w odniesieniu do okresu dzieciństwa. Czy ma ona związek

z doświadczeniami wyniesionymi z rodzinnego domu albo z innymi

osobami? Postaraj się dogłębnie zrozumieć ten obszar Dziecka Cienia.

Metapostawą, która pomoże ci wziąć większą odpowiedzialność za

własne pragnienia i potrzeby, jest zwiększanie transparentności

i uchwytności dla twojego partnera oraz otoczenia. Wtedy łatwiej im będzie

się zorientować, czego można się po tobie spodziewać, co znacznie uprości

wasze relacje. Jak już kilkakrotnie wspominałam, dążenie do harmonii jest

dużym obciążeniem w relacjach z innymi ludźmi, a nawet może je

zniszczyć.

Uświadom sobie zatem, że powinieneś wziąć większą

odpowiedzialność za siebie samego. Tym samym twój partner nie będzie


musiał ponosić tak dużej odpowiedzialności za ciebie – i o to właśnie

chodzi!

Teraz ponownie przyłap się na przebywaniu w trybie Dziecka Cienia

i przełącz się na tryb Dziecka Słońca lub Ja-dorosłego. Z tej pozycji zobacz,

czy istnieją argumenty przemawiające za tym, że twój partner może

słusznie poczuć się rozczarowany, kiedy odmówisz jego prośbie lub

zmienisz poprzednie uzgodnienia. Naprawdę nie musisz wszystkiego na

siebie brać. Przeważnie osoby z lekkimi cechami narcystycznymi szybko

się obrażają, gdy ktoś im czegoś odmówi. Nie pozwól jednak manipulować

sobą w ten sposób. Lepiej spójrz na takiego partnera z perspektywy Ja-

dorosłego i zadaj sobie pytanie, czego możesz się po nim spodziewać.

Uświadom sobie, że nie jesteś odpowiedzialny za Dziecko Cienia swojego

partnera. Jeśli druga osoba czuje się obrażona lub reaguje wściekłością,

ponieważ skorzystałeś z prawa do mówienia „nie”, to jest jej problem i to

ona musi poradzić sobie z własnym Dzieckiem Cienia. Chyba że – tak jak

Robert z naszego przykładu – często stajesz po stronie autonomii

i odrzucasz nawet w pełni uzasadnione prośby. Dzieci Cienia, które często

stawiają opór, niekiedy izolują się zbyt radykalnie lub po prostu są

niesłowne, ponieważ negatywnie odnoszą się do oczekiwań innych. Takie

osoby znajdą odpowiednie dla siebie strategie w rozdziale „Strategie

transformacyjne w służbie tworzenia więzi”. Jeśli zatem z poziomu

Dorosłego stwierdzisz, że twój partner ze zrozumiałych względów może

być rozczarowany, gdy go (po raz kolejny) odepchniesz, czeka cię zadanie

uregulowania twojego zbyt autonomicznego Dziecka Cienia. Jeśli jednak

Ja-dorosłe nie dostrzeże żadnych argumentów przeciw mówieniu „nie”,

weź odpowiedzialność za odmowę i wyraź ją. Nie zapominaj, że odmawiać

też można w całkiem życzliwej formie. Szczere „ nie” przyniesie każdej

relacji więcej pożytku niż wycedzone przez zaciśnięte zęby „tak”.


Co ważne, nie chodzi tu o ciągłe stawianie granic i wyolbrzymianie

każdej własnej potrzeby, nawet zupełnie błahej. Zdarza się, że osoby

uczestniczące w zajęciach na temat asertywności wracają z nich z nową siłą

i potrafią mówić tylko o sobie i swoich potrzebach, co bywa irytujące.

Z doświadczenia wiem, że patrząc z pozycji obserwatora, można doskonale

wyczuć różnicę między właściwym a niewłaściwym stawianiem granic.

Z tej perspektywy dość łatwo rozstrzygniesz, czy masz prawo wyznaczyć

granicę i uczciwie będzie powiedzieć „nie”, czy powinieneś raczej spełnić

prośbę swojego partnera.

Przypomnij sobie sytuacje, w których powiedziałeś „tak” zamiast „nie”,

i zapytaj sam siebie, co stałoby się w najgorszym przypadku, gdybyś mówił

szczerze. Warto zadać takie pytanie, choć często nie do końca sobie na nie

odpowiadamy.

Wielokrotnie wspominałam, że potrafimy przekuć w czyn jedynie to, co

umiemy sobie wyobrazić. Wobec tego w wyobraźni przećwicz sytuacje,

w których stawiasz innym granice. Bardzo pomaga też częste ćwiczenie

mówienia „nie” na głos. Najlepiej rozpocząć od sytuacji, w których nie

waży się twój los. Możesz na przykład mówić „nie” sprzedawcy, który

przedstawia ci dodatkowe oferty. Albo uprzejmie powiedzieć „nie” komuś

z centrum obsługi klienta, kto z uporem próbuje ci coś wyjaśnić przez

telefon. Zastanów się, w jaki sposób możesz wyrazić swoje zdecydowane

„nie” w życzliwy sposób, aby twój rozmówca nie poczuł się urażony.

Odpuść sobie

Dzieciom Cienia, które tęsknią za stworzeniem więzi, trudno odejść od

partnera. Wolą tkwić w nieszczęśliwym związku, niż zdecydować się na

rozstanie, ponieważ lęk przed samotnością hamuje ich wolność wyboru.

Niekiedy jednak rozłąka okazuje się jedynym sposobem wyjścia


z zagmatwanego związku. Bywa tak zwłaszcza wtedy, gdy partner ma

trudny charakter i odrzuca propozycję osobistej refleksji oraz własnego

rozwoju. A oto kilka powodów, dla których według mnie należałoby się

zastanowić nad rozstaniem:

Bezkompromisowość i jednostronny podział władzy. Partner uparcie

robi swoje, często nie dotrzymuje uzgodnień albo je wykonuje

wyłącznie według własnych zasad.

Niezdolność do przyjmowania krytyki. Partner reaguje skrajną urazą na

prawdziwą i rzekomą krytykę. Musisz stanąć po jego stronie albo

wybucha kłótnia.

Odmowa refleksji nad własnym zachowaniem i własnym rozwojem.

Partner jest zdania, że w tym zakresie nie ma żadnych potrzeb,

a wszystko, co się wiąże z psychologią i refleksją, lekceważy lub

nazywa „psychologicznym bełkotem”. Uważa też, że jest w wysokim

stopniu świadomy własnej psychiki, choć w rzeczywistości tak nie jest,

co zdarza się na przykład osobom zainteresowanym ezoteryką.

Zbyt duża zależność. Partner cały ciężar własnych potrzeb przenosi na

barki drugiej osoby, wymaga ciągłej uwagi i wsparcia. Jest skrajnie

niesamodzielny i żąda, aby ta druga osoba była wciąż przy nim.

Zbyt duża autonomia. Partner cierpi na aktywny lęk przed tworzeniem

więzi i nie jest gotowy, aby coś pod tym względem zmienić.

Jeśli trafiliśmy na partnera, który jest bez wątpienia trudnym

człowiekiem, ale nie chce nad sobą pracować, związek z nim ma szansę na

kontynuację, pod warunkiem że odsuniemy na bok większość swoich

potrzeb i niejako poddamy się jego dyktaturze albo będziemy robić swoje

i w zasadzie prowadzić oddzielne życie. Żadne z tych dwóch rozwiązań nie

ma najmniejszego sensu. Zależne Dzieci Cienia narażone są na


ugrzęźnięcie w nieszczęśliwym związku, ponieważ wypierają smutną

prawdę, że taki jest, o czym pisałam w rozdziale „Otwórz oczy”. Co więcej,

wciąż odbudowują mosty empatii i usprawiedliwiają niemal wszystkie

krzywdy, jakie wyrządza im partner. Nie są zdolne do rozstania się z nim.

Jak się nauczyć rezygnowania z relacji? Najmocniejszym spoiwem,

które trzyma rozpadające się związki, jest nadzieja na zmianę na lepsze.

Jeden z partnerów (albo każdy z nich) niestrudzenie wierzy, że druga osoba

się zmieni. W takiej sytuacji trzeba najpierw ocenić związek pod kątem

realiów. Jeśli czujesz, że twój cię nie satysfakcjonuje, przejdź do pozycji

obserwatora i z tej perspektywy określ, w jakim stopniu twój partner i ty

przyczyniacie się do trudności w waszym związku. Najlepiej wyobrazić

sobie, że między wami znajduje się szklana ściana – w ten sposób

mentalnie uwolnisz się od uwikłania. Zajmij teraz stanowisko sędziego

i obiektywnie rozpatrz kwestię, jak dalece realne jest to, że partner się

zmieni. Jeśli dojdziesz do wniosku, że zmiana nie jest realna, pozwól sobie

wewnętrznie odczuć ten rzeczywisty stan. Skieruj uwagę na oddech, na

klatkę piersiową oraz na brzuch i powiedz w myślach: „Nie ma żadnej

nadziei”. Ta chwila może być wprawdzie bardzo smutna, ale zmotywuje cię

do zadbania o lepsze życie.

Zanim przejdziesz do następnego kroku, strząśnij z siebie smutek,

zwracając uwagę na coś innego lub otrzepując się.

Teraz w wyobraźni stwórz wizję swojego życia bez partnera i zastanów

się, w którą stronę chcesz konstruktywnie skierować swoją energię,

ponieważ trudno porzucić coś starego, jeśli nie mamy w zanadrzu czegoś

nowego, co mogłoby wypełnić powstałą pustkę. Dlatego właśnie wiele osób

porzuca dotychczasowy związek jedynie wtedy, gdy na horyzoncie pojawia

się nowy partner. Raczej nie polecam takiego rozwiązania, ponieważ

ryzyko, że zwiążesz się z pierwszym lepszym i ponownie wpadniesz


w pułapkę, jest wysokie. Zamiast tego doradzam skierowanie całej energii

na rzeczy i zajęcia, które pozwolą, aby twoje szczęście zależało już tylko od

ciebie. W związku doświadczamy dużej utraty kontroli, dlatego tak bardzo

ważne jest, aby ją odzyskać. Możesz osiągnąć ten cel, angażując się

w sprawy, które dają ci satysfakcję i poczucie szczęścia lub po prostu

pozwalają się rozwijać. Zatem nadszedł najwyższy czas na zmiany w życiu

osobistym. Oto kilka dziedzin, w których coś mógłbyś polepszyć:

Być może po rozstaniu z partnerem musisz zmienić miejsce

zamieszkania. Zainwestuj energię w piękne urządzenie nowego lokum.

Jeśli zostajesz w dotychczasowym mieszkaniu/domu, zobacz, czy nie

można by zaaranżować go inaczej. Zmień wnętrze, na przykład

przestawiając meble. Wizualna zmiana stanie się wyznacznikiem

nowego etapu w twoim życiu i pomoże ci usunąć z pamięci dawne

wspomnienia.

Jak wygląda twoja sytuacja zawodowa? To najlepszy moment na

zmianę pracy lub rozpoczęcie nauki.

Jakie są twoje relacje z przyjaciółmi? Wzmocnij je i/lub poszukaj

nowych znajomości w internecie lub zapisz się do jakiegoś

stowarzyszenia. Możesz poprosić starych przyjaciół o zapoznanie cię

z interesującymi ludźmi. Przyjaciele są ważni zawsze, a tym bardziej

teraz.

Jakie masz hobby i pasje? Pomyśl o większym zaangażowaniu się

w dawne hobby albo o rozpoczęciu nowego rodzaju aktywności. Może

zawsze chciałeś nauczyć się tańca lub gry na gitarze? To najlepszy czas,

aby się do tego zabrać.

Zwróć uwagę na swój rozwój osobisty. Przeanalizuj i zmień te obszary

tożsamości, które odegrały istotną rolę w wybraniu byłego partnera

i być może przyczyniły się do rozpadu związku. Rozpocznij intensywną


pracę, posługując się tą książką, i wykorzystaj kryzysową sytuację do

osobistego rozwoju.

Jak najczęściej i jak najintensywniej ciesz się życiem. Pozwól sobie na

wszystko, co sprawia ci radość.

Wyobraź sobie naprawdę piękne życie bez twojego partnera. Wszystko

bowiem, co potrafimy sobie wyobrazić, możemy także urzeczywistnić. Jeśli

więc umiesz wyobrazić sobie piękne, kolorowe życie bez obecnego

partnera, stanie się ono faktem. Swoją drogą, na pewno w twoim życiu

pojawi się nowa miłość. Jeśli weźmiesz Dziecko Cienia za rękę, następnym

razem wybierzesz właściwego partnera i poczujesz się szczęśliwszy niż

teraz. Ta droga stoi przed tobą otworem, musisz tylko zdobyć się na

odwagę, aby na nią wejść. Lęk przed tym, że się już nikogo nie znajdzie,

prześladuje każdą rozstającą się osobę, niezależnie od tego, czy ma

dwadzieścia, czy siedemdziesiąt lat. Po prostu uwierz mi, że życie toczy się

dalej.

STRATEGIE TRANSFORMACYJNE W SŁUŻBIE


TWORZENIA WIĘZI. NAUCZ SIĘ DOSTOSOWYWAĆ,
ZAUFAJ I ZAANGAŻUJ SIĘ

Osoby przywiązujące szczególną wagę do autonomii wyznaczają ostre

granice w swoim otoczeniu, aby chronić niepewne siebie Dziecko Cienia.

Niekiedy kryją one w sobie jedynie „wadę w obszarze autonomii”, ale nie

mają „wady w obszarze tworzenia więzi”. To przypadek, gdy matka

doskonale zaspokajała potrzebę więzi dziecka, lecz za bardzo ograniczała

jego wolność. Ludzie tacy jako dorośli nie mają problemu z poczuciem

własnej wartości, ale kiedy zacieśnia się ich relacja z partnerem,

automatycznie uruchamia się w nich stary program Dziecka Cienia, które


kojarzy miłość z nadmiernie ingerującą matką lub z nadopiekuńczym

ojcem.

Aby zmienić taką sytuację, zastosuj zasadę, którą dobrze znasz –

pozbądź się dawnych projekcji i wzmocnij Ja-dorosłe.

Przestań stawiać opór

Już wielokrotnie podkreślałam, że autonomiczne Dzieci Cienia noszą

w sobie mnóstwo uporu i złości. Agresja, będąca emocją z obszaru

asertywności, sama w sobie jest pozytywna, ale jeśli czynnikiem

wywołującym złość są projekcje należące do Dziecka Cienia, przestaje być

adekwatna do sytuacji. Jednak gdy tkwimy w trybie Dziecka Cienia,

wszystkie doświadczane przez nas emocje i rodzące się myśli wydają się

nam właściwe i uzasadnione. Fundamentalnym krokiem na drodze do

zmian, jak pamiętamy, jest uświadomienie sobie, że mamy zaburzoną

percepcję. Musisz zatem znaleźć odpowiedź na pytanie: „Co takiego

wypacza moją percepcję i popycha mnie do stawiania oporu?”.

Przypuszczam, że dzięki ćwiczeniom zawartym w tej książce wystarczająco

zgłębiłeś tę kwestię, ale może brakuje ci ostatniego elementu układanki.

Jeśli stale uciekasz przed bliskością w związku albo nawet w ogóle się

w związki nie angażujesz, postaraj się dogłębnie zbadać źródło swojego

oporu. Aby to zrobić, najlepiej pomyśl o osobie, której się często

sprzeciwiasz. Zajrzyj w głąb siebie i kierując uwagę na pojawiające się

emocje, spróbuj określić przyczynę tego sprzeciwu. Poniżej podaję kilka

propozycji:

Boję się, że druga osoba zawładnie mną i do czegoś mnie zobowiąże.

Boję się, że druga osoba mnie zrani i zostawi.

Boję się, że będę bezsilny i zależny od drugiej osoby.


Brakuje mi bliskości, ale wprawia mnie ona w pewne zakłopotanie.

Jeśli któreś z tych lęków wydają ci się znajome, uświadom sobie, że są

to projekcje Dziecka Cienia, które uroiło sobie, że jest słabsze od partnera

i musi miło i grzecznie spełniać wszystkie jego oczekiwania, a tym samym

odwiesić na kołek własną wolność. W ten sposób generujesz poczucie

zniewolenia i bezsilności w związku. Dziecko Cienia błędnie zakłada, że

twój partner lub twój związek cię ograniczają, a tak naprawdę działa tu twój

program dopasowywania się, który wykorzystujesz do stawiania sobie

wewnętrznych granic i blokowania siebie samego. Twoje Dziecko Cienia

buntuje się przeciw takiemu ograniczaniu wolności i po chwilach bliskości

znów odpycha partnera. Przypuszczalnie ogromnie się boi, że zostanie

samo. Jego strategią obronną jest utrzymywanie za wszelką cenę kontroli,

dlatego trzyma partnera na dystans. W tym miejscu przypomnę, że lęk

przed odrzuceniem i nadmierne dostosowywanie się idą ręka w rękę. Lęk

przed odrzuceniem prowadzi wiele osób do przekonania – jest to zarazem

strategia obronna – że muszą się podporządkować pragnieniom partnera.

Właśnie z takiego sposobu myślenia rodzi się buntowniczy opór.

A może twoje doświadczenia z dzieciństwa sprawiły, że po prostu nie

nauczyłeś się radzić sobie z takimi uczuciami jak bliskość oraz czułość

i dlatego wydają ci się krępujące? Taki przypadek to również pułapka

zastawiona przez Dziecko Cienia, które doświadczenia z dzieciństwa

przenosi na teraźniejszość. Prawdopodobnie twoi rodzice wiele razy cię

odtrącali, a ty bardzo wstydziłeś się własnych emocji. Teraz czujesz się

wręcz sparaliżowany, gdy twój partner chce być blisko ciebie.

Niezależnie do źródła twojego oporu możesz pozbyć się własnych

projekcji, przyjmując znane ci trzy pozycje postrzegania.


Ćwiczenie: Pozbywanie się oporu za pomocą trzech pozycji
postrzegania

1. Przypomnij sobie sytuację, w której Dziecko Cienia przeciwstawiło się twojemu


obecnemu lub byłemu partnerowi. Przejdź do pierwszej pozycji postrzegania
i świadomie pozwól dojść Dziecku Cienia do słowa. Czego się boi (na przykład
manipulacji, podporządkowania, bezsilności, wstydu)? O jakie złe zamiary posądza
drugą osobę?
2. Gdy już w dostatecznym stopniu wysondowałeś Dziecko Cienia, strząśnij z siebie
wszystkie negatywne emocje i przejdź do drugiej pozycji postrzegania, czyli do
perspektywy twojego partnera. Jak on/ona czuje się z tobą, kiedy za każdym razem
odtrącasz go/ją i blokujesz? Spójrz na siebie oczami partnera i poczuj jego/jej emocje.
3. Teraz ponownie strząśnij z siebie wszystkie emocje i przejdź do trzeciej pozycji –
obserwatora – i przeanalizuj swoje zachowanie z poziomu Ja-dorosłego. Musisz sobie
uzmysłowić, że dzisiaj jesteś dorosłą osobą i znajdujesz się na równi ze swoim
partnerem. Jesteś wolny i zdolny do działania, nie musisz wciąż tego udowadniać
i przekornie wszystkiego odrzucać. Rzecz jasna, masz takie same prawa jak twój
partner. Przemyśl, czy jego/jej pragnienia większej bliskości i przywiązania nie są
w pełni uzasadnione. Ty również masz prawo do uzewnętrzniania emocji, możesz
okazać partnerowi swoje przywiązanie i czułość – na pewno się ucieszy. To nie jest
twoja mama ani twój tata.

Dla osób, które w swoim życiu miały traumatyczne przeżycia,

niezwykle ważne jest zachowanie dystansu wobec projekcji Dziecka

Cienia. Jeśli doznałeś głębokich urazów psychicznych, stoisz przed

wyzwaniem przekonania własnego mózgu, że dzisiaj jesteś bezpieczny i że

są ludzie, którym możesz zaufać. Jeśli sam nie potrafisz nabrać dystansu do

minionych doświadczeń, poszukaj profesjonalnego wsparcia i poddaj się

terapii traumy.

Dopuść do siebie miękkie emocje

Autonomiczne Dzieci Cienia z trudem radzą sobie z miękkimi emocjami,

takimi jak lęk, wstyd, smutek czy bezsilność. Przyczyny bywają rozmaite.

Częstokroć to rodzice takich osób nie potrafili uporać się z własnymi


uczuciami. Mogło się też zdarzyć, że matka lub ojciec byli słabi

psychicznie i sami potrzebowali pomocy, czym nadmiernie obciążali swoje

dziecko, które bardzo wcześnie musiało stać się silne i autonomiczne. Albo

też jedno z rodziców było zbyt apodyktyczne i/lub nadopiekuńcze,

w związku z czym dziecko wciąż musiało się mu przeciwstawiać i nigdy

nie mogło okazywać słabości w obawie przed psychicznym zniewoleniem.

Zaletą nadmiernie autonomicznych osób, zarówno kobiet, jak

i mężczyzn, jest często silny charakter i przeważnie osiągają one sukces

w życiu zawodowym. Jednak w obszarze relacji z partnerami ich wysoki

stopień niezależności i siły nieraz sprawia kłopoty, ponieważ nie potrafią

przywiązać się do kogoś drugiego. Stworzenie związku z drugą osobą

wymaga dopuszczenia do siebie emocji, których po prostu nie znoszą.

Miłość jednocześnie wzmacnia i osłabia. Dzięki niej otrzymuję

wsparcie i życzliwość innych oraz zostaję przez nich doceniony. Z drugiej

strony przez miłość staję się zależny i kruchy. Jeśli jednak chcę przejść

przez życie, unikając ciosów i nosząc kuloodporną kamizelkę, muszę

miłość odrzucić. Inaczej będę zmuszony dopuścić do siebie myśl

i poczucie, że ktoś może mnie zranić. Bez dopuszczenia i zaakceptowania

tej emocji nie będę mógł przywiązać się do drugiej osoby. Tutaj znów

kłania się konieczność afirmacyjnej akceptacji rzeczywistości, która

przyniesie nam ulgę.

Ćwiczenie: Afirmacja miękkich emocji

Jeśli masz ochotę, zamknij na chwilę oczy, skieruj uwagę na oddech i przyznaj przed sobą
samym: „Tak, można mnie zranić”, „Tak, jestem zależny od drugiej osoby”, „Tak, boję się
zbyt dużej bliskości i przywiązania”. Ułóż następnie zdania zaczynające się od „tak”, które
dokładnie pasują do twojej indywidualnej sytuacji, i  zaobserwuj, co czujesz, gdy związane
z nimi emocje znajdą miejsce w twoim wnętrzu. Najczęstszym efektem jest poczucie, że te
emocje nie są aż tak złe i dramatyczne, jak się obawiałeś.
Ktoś, kto dopuszcza do siebie tylko twarde emocje, jak gniew albo

radość, ma wprawdzie silny charakter, ale zamyka drzwi do pewnej części

swojej tożsamości. Można powiedzieć, że jest obecny w swoim życiu

jedynie połową własnej osobowości. Jeśli chcesz stać się całością, która

jednocześnie oznacza pełnię zdrowia, dopuść do siebie inne emocje, także

te nielubiane i miękkie. Przekonasz się, że nie zwalą cię z nóg, a jeśli już, to

tylko na chwilę. Żadne uczucie nie trwa wiecznie. Uświadom sobie, że

wciąż tkwisz w szponach dawnych projekcji – twoje Dziecko Cienia

jeszcze nie pojęło, że teraz jesteś dorosły i niezależny od mamy czy taty.

Nawet jeśli twój partner miałby cię opuścić, z pewnością to przeżyjesz, bo

jesteś już dorosły i samodzielny.

Jeszcze raz w pełni świadomie przejdź do trzeciej pozycji postrzegania

i z tej perspektywy przeanalizuj swoją obecną sytuację dorosłej osoby pod

kątem tego, czy dasz sobie radę, jeśli ktoś cię zrani. Zastanów się również,

jak bardzo twoje zachowanie rani partnera. Przecież stosując strategię

obronną polegającą na „uszczelnianiu własnego wnętrza”, zadajesz

partnerowi ból, którego sam nie chciałbyś zaznać. Uświadom sobie, że to

nie jest uczciwe postępowanie, i podejmij decyzję, że zaczniesz traktować

siebie samego i swoich bliskich w łagodniejszy sposób. Zdziwisz się, jak

bardzo ułatwi ci to życie, bo przymus bycia cały czas silnym i niezależnym

pochłania mnóstwo energii.

Naucz się ufać

Zapewne zauważyłeś, że wszystkie strategie transformacyjne są ze sobą

ściśle powiązane i płynnie przechodzą jedna w drugą. Tak właśnie nauka

ufania drugiej osobie styka się z dopuszczaniem miękkich uczuć, a to

z kolei graniczy z wyzbywaniem się wewnętrznego oporu.


Pozwól, że przypomnę, co napisałam wcześniej: nie można zaufać

drugiemu człowiekowi, nie ufając samemu sobie. Tylko jeśli uwierzę

samemu sobie, że potrafię przeżyć stratę czy krzywdę, zdołam zaufać

komuś innemu. Zaufanie zawsze jest inwestycją w siebie. Nigdy nie opiera

się ono na stuprocentowej pewności, że relacja będzie trwała, zawsze

pozostaje choćby niewielkie ryzyko, że ten drugi mnie zostawi i zrani.

Kiedy uświadomię sobie taką ewentualność, będę mógł oddać się drugiej

osobie. Jeśli nie ufam, subiektywnie postrzegane przeze mnie

niebezpieczeństwo rozpadu związku jest wyższe niż realne. Chcąc zatem

bardziej zaufać drugiej osobie, zacznij od Dziecka Cienia i poczucia

własnej wartości lub znajdź przestrzeń dla Dziecka Słońca. Jak poprzednio

twoim celem będzie pozbycie się dawnych projekcji, które przyjęły postać

nieadekwatnych schematów myślowych.

Ogólnie rzecz biorąc, w każdej chwili możesz przejść do pozycji

obserwatora i z tej perspektywy racjonalnie spojrzeć na rzeczywistość,

sprawdzić, czy nieufność wobec partnera lub kandydata na przyszłego

partnera jest uzasadniona. Łatwo to zweryfikować, opierając się na

argumentach. Jeśli twoja nieufność to tylko niejasne i mało konkretne

przeczucie, z pewnością ma źródło w Dziecku Cienia. Jeśli natomiast twój

brak zaufania wynika z jakichś działań i czynów partnera – potwierdzonych

też przez osoby trzecie – jest on obiektywnie uzasadniony. Trudno jednak

określić, gdzie leży granica między zachowaniami akceptowalnymi

a takimi, które faktycznie są już naruszeniem zaufania. Miej więc na oku

Dziecko Cienia, zwłaszcza jeśli szybko czuje się urażone i długo nosi

w sobie urazę. Pamiętaj, że twój partner niekiedy ma prawo być zły,

a wtedy wypowiada słowa, których do końca nie przemyślał. Jeśli druga

osoba przeprosiła cię za wybuch złości, nie rób z tego wielkiej afery i weź

także pod uwagę jej temperament. Osoby ekstrawertyczne mają skłonność


do impulsywnych zachowań i mówią coś, czego tak naprawdę nie mają na

myśli. To całkiem normalne, że w czasie kłótni coś nam się wymsknie, i nie

powinniśmy tego wypominać partnerowi do końca życia.

Kiedy zatem, zajmując trzecią pozycję postrzegania, będziesz się

zastanawiać, czy możesz ufać partnerowi, przykładaj uczciwą miarę do jego

postępków. Według mnie możesz przyjąć następujące kryteria oceny:

Przeważnie mogę polegać na obietnicach mojego partnera – przyznaję

jednak, że zdarza mu się o czymś zapomnieć lub niekiedy w ostatnim

momencie się wycofuje (nie mam do niego stuprocentowego zaufania).

W gruncie rzeczy mogę mieć pewność, że mój partner powie mi, czego

chce, a czego nie chce.

Mój partner nie rani mnie umyślnie. Jeśli już, wynika to raczej z ostrej

kłótni lub jest reakcją na ból, który mu zadałem (na przykład moim

zdystansowanym zachowaniem).

Wiem, że mój partner jest lojalny i można na nim polegać także

w obszarze jego relacji z przyjaciółmi lub kolegami i koleżankami

z pracy.

Mój partner okazuje szczere zainteresowanie mną i traktuje mnie

życzliwie i ze zrozumieniem.

Mój partner jest wierny i czuję się bezpiecznie (uwaga: pułapka dla

bardzo zazdrosnych Dzieci Cienia).

Mój partner angażuje się w moje sprawy i w nasz związek oraz bierze

za niego odpowiedzialność. Z reguły stosujemy uczciwy podział między

dawaniem a braniem.

Czuję, że mój partner mnie kocha.

Jeśli na podstawie obiektywnej analizy dojdziesz do wniosku, że twoja

nieufność jest uzasadniona, postaraj się porozmawiać z partnerem. Zobacz,


czy utracone zaufanie da się jeszcze odbudować i czy możesz mu

wybaczyć. Wybaczenie jest konieczne, jeśli chcesz zostać z drugą osobą,

w przeciwnym razie taki incydent może na zawsze położyć się cieniem na

waszym związku.

Gdybyś miał już za sobą wiele rozmów z partnerem i na przykład nie

potrafił wybaczyć mu romansu, postaraj się zgłębić przyczyny takiej

sytuacji. Odpowiedz sobie na pytanie, czy twój partner z zasady nie jest

godny zaufania i musisz się z nim rozstać, czy też może jest godny

zaufania, lecz twoje Dziecko Cienia po prostu nie potrafi mu wybaczyć,

ponieważ za obecną raną kryją się jeszcze inne niezabliźnione rany

z dzieciństwa. Jeśli dojdziesz do wniosku, że musicie się rozstać, przeczytaj

jeszcze raz rozdział „Odpuść sobie” i zaopiekuj się z całych sił Dzieckiem

Cienia, które najpewniej panicznie boi się samotności. Jeżeli Dziecko

Cienia nie jest w stanie przebaczyć z powodów, które tkwią w nim samym,

możesz wyleczyć dawne rany z przeszłości, wykonując ćwiczenia opisane

w książce.

Jeśli patrząc z perspektywy Ja-dorosłego, stwierdzisz, że wiele

argumentów przemawia za tym, iż możesz zaufać partnerowi, w pełni

świadomie podejmij decyzję, że mu zaufasz. Tak jak niemal wszystkie

sprawy w życiu, tak też zaufanie jest kwestią indywidualnej decyzji.

Ćwicz się w życzliwości i empatii

Skupiając się cały czas na obronie autonomii, często zajmujemy pierwszą

pozycję postrzegania i identyfikujemy się z Dzieckiem Cienia. Cierpi na

tym niestety druga pozycja percepcji, czyli perspektywa empatyczna.

Okopując się na pozycji Dziecka Cienia, dostrzegamy w naszym partnerze

osobę wrogo do nas nastawioną, natarczywą, manipulującą nami, złośliwą,

zależną i tak dalej. A skoro mój partner w oczach Dziecka Cienia jawi się
jako potencjalny agresor, nie mogę przecież okazywać mu życzliwości.

Człowiek został tak skonstruowany przez naturę, aby nie miał żadnej litości

dla wroga i w ten sposób mógł ocalić własne życie. Poza tym wydaje mi

się, że mam rację, bo jeśli ktoś mnie atakuje, ja muszę się bronić!

Partnerzy nadmiernie autonomicznych Dzieci Cienia czują się brutalnie

odrzuceni, samotni i bezradni. Wielokrotnie już wyjaśniałam, że

autonomiczne Dzieci Cienia mają ogromne trudności z zaspokojeniem

oczekiwań partnera. A przecież oczekiwania są wpisane w obszar związku.

Ktoś, kto nawet w przypadku niewielkich oczekiwań ze strony partnera

czuje się ograniczany, nie jest zdolny do stworzenia związku.

Ćwiczenie: Uczenie się życzliwości za pomocą trzech pozycji


postrzegania

Jeśli zauważyłeś, że masz problem z  autonomią, przyjrzyj się swojemu Dziecku Cienia.
Jakie schematy myślowe uaktywniają się, gdy „się zamykasz” i  trzymasz partnera na
dystans? Jaka projekcja z przeszłości może brać w tym udział?
Chcąc przyjąć bardziej czułą i serdeczną postawę, musisz uwolnić się od roli ofiary i zdać
sobie sprawę, że ty i twój partner jesteście jak równy z równym. Przejdź do trzeciej pozycji
postrzegania i z tej perspektywy uświadom sobie, że dzisiaj jesteś dorosły i wolny. Musisz
zrozumieć, że z  natury rzeczy masz takie same prawa jak partner i  dlatego nieustanna
obrona twojej autonomii nie jest wcale konieczna.
Teraz przejdź do drugiej pozycji postrzegania i pomyśl, jak czuje się twój parter, gdy ciągle
się od niego dystansujesz i  izolujesz. Jakie emocje wywołuje w  nim twoje zachowanie?
Poczuj je z pełną świadomością.
Następnie przenieś się do obszaru Dziecka Słońca, przywołując swoje nowe, pozytywne
przekonania, i poczuj je w swoim wnętrzu. Im pozytywniej jesteśmy nastawieni, tym większą
życzliwość okażemy otoczeniu. Zachowując radosny nastrój Dziecka Słońca, życzliwie
przyjrzyj się partnerowi i odpowiedz na następujące pytania:

1. Jaki stosunek do mnie ma mój partner?


2. Jakie ma potrzeby?
3. Czy jego potrzeby są uzasadnione?
4. Gdybym był moim trenerem, co zrobiłbym w przyszłości, aby nie identyfikować się
wciąż ze swoim autonomicznym Dzieckiem Cienia?

Doświadczenia zebrane podczas wykonywania ćwiczenia opisz

w swoim zeszycie refleksji.

Pozwól sobie pomóc

Niejako z natury rzeczy autonomiczne Dzieci Cienia nie lubią przyjmować

pomocy od innych, gdyż jeden z ich schematów myślowych brzmi: „Muszę

samo sobie dać radę”. Nieprawda – nie musisz. Kiedy zajmiesz pozycję

wewnętrznego Dorosłego, z pewnością zrozumiesz, że masz prawo

przyjmować pomoc, a tym samym zawsze możesz stworzyć więzi z innymi

ludźmi. Nie musisz tkwić samotnie za zbudowanymi przez siebie murami.

Nie musisz być idealny, by pozbyć się kamuflażu i dystansu do innych.

Możesz być taki, jaki jesteś, bo wolno ci – jak każdemu innemu

człowiekowi – popełniać błędy i okazywać słabości.

Gdy potrzebujesz pomocy, na przykład rozmowy z przyjacielem,

skorzystaj z niej. Rozmawianie o problemach nie jest oznaką słabości, lecz

raczej potwierdzeniem twoich umiejętności radzenia sobie z kłopotami.

W końcu wszystkie badania psychologiczne udowadniają, że rozmawianie

o swoich problemach ogromnie pomaga, natomiast ich przemilczanie może

nam tylko zaszkodzić.

Zacznij od jakiejś osoby, na przykład od partnera albo przyjaciela lub

przyjaciółki, i otwórz się przed nią. Powiedz, co cię martwi i co przychodzi

ci z trudem. Przekonasz się, że twoje opowiadanie o sobie cieszy te osoby

i nastawia je do ciebie życzliwie. Zobaczysz, że takie rozmowy dają

poczucie ulgi i ułatwiają rozwiązywanie problemów.


Z relacji moich klientów wiem, że ich napady lęku przed

przywiązaniem się do drugiej osoby znikają, gdy zdecydują się

porozmawiać z partnerem i wyjaśnić mu swoje stany emocjonalne, zamiast

uciekać. Wtedy sygnał do ucieczki słabnie i zaczynają odczuwać bliskość

partnera jako coś przyjemnego.

A więc odblokuj się, zaufaj i zrozum, że masz prawo szukać pomocy!

Po prostu powiedz „tak”

Miłość to kwestia decyzji. Zakochać się możemy przypadkiem i nierzadko

macza w tym palce nasze Dziecko Cienia oraz jego skomplikowany

schemat zdobywcy. Miłość natomiast oznacza zdecydowanie się na kogoś

i w pozytywnym sensie wzięcie za niego odpowiedzialności. Wolno nam

jednak też zmienić decyzję, gdybyśmy w późniejszym czasie, niezależnie

od przyczyn, chcieli się z partnerem rozstać. Moja wolność to prawo do

mówienia „tak” i mówienia „nie”. Mając w sobie głęboko zakorzenione

poczucie wolności opierające się na prawie do mówienia „nie”, mogę

szczerze powiedzieć „tak” i wziąć zdrową odpowiedzialność za drugą

osobę. Zdrowa odpowiedzialność polega na tym, że czując do partnera

szczerą sympatię, chcemy, aby miał się dobrze. Niezdrowa

odpowiedzialność przejawia się w poczuciu, że powodzenie związku w stu

procentach zależy od nas.

Zgłaszających się do mnie klientów, którzy odczuwają lęk przed byciem

w związku, często dręczą wątpliwości, czy dany partner do nich naprawdę

pasuje. Wcześniej wspominałam już, że wątpliwości co do wyboru partnera

oraz wygasanie uczucia miłości są elementami programu dystansowania się

od tej osoby. Przyjmując pozycję obserwatora, możesz z dużą pewnością

stwierdzić, czy twój partner faktycznie do ciebie nie pasuje. Z tego poziomu

– jak wynika z mojego doświadczenia – większość osób potrafi dosyć


dokładnie określić, czy mają wątpliwości, bo tak im podpowiada Dziecko

Cienia, czy też dany partner rzeczywiście do nich nie pasuje. Z chwilą

uaktywnienia się lęku przed więzią pojawia się często brak ochoty na seks,

co stwarza istotny problem. Niejednokrotnie ma on wiele wspólnego

z brakiem autentyczności. Chciałabym przypomnieć, że lęk przed więzią

jest efektem nadmiernego dostosowania się, które czasem pozbawia

związek witalności i wigoru. Pomyśl zatem, w jakim obszarze możesz się

wykazać jeszcze większą otwartością i autentycznością wobec partnera.

Kolejnym bardzo ważnym powodem braku ochoty na seks jest niechęć

do zaspokajania oczekiwań partnera. Jeśli partner oczekuje od takiej osoby

seksu, już samo to sprawia, że nie ma ona na nic ochoty. W takim

przypadku, tak jak w wielu innych, należy starać się usunąć projekcje

Dziecka Cienia. Wskazówki znajdziesz w rozdziale „Przestań stawiać

opór”.

Moim lękającym się związku klientom zalecam, aby po prostu przez

miesiąc z pełną świadomością zdecydowali się na swojego partnera – o ile

z pozycji Ja-dorosłego uznali, że on w zasadzie do nich pasuje. Po miesiącu

mogą na nowo podjąć decyzję. Wiele osób przekonało się, że świadome

zdecydowanie się na partnera – nawet tylko na miesiąc – rzeczywiście

zmieniło ich wewnętrzne nastawienie i udało im się do niego zbliżyć.

Jeśli wciąż jeszcze masz wątpliwości, czy twój partner jest właściwą

osobą, zdecyduj się na niego z pozycji obserwatora, czyli z perspektywy Ja-

dorosłego, a gdy twoja decyzja będzie pozytywna, po prostu powiedz „tak”,

nawet jeśli ma to być tylko na pewien czas, i zobacz sam, co z tego

wyniknie.

ZNAJDŹ SWOJE WŁASNE STRATEGIE


TRANSFORMACYJNE
Z wielkiej puli strategii transformacyjnych wybierz te, które z twojego

punktu widzenia są najistotniejsze, a następnie zapisz w obszarze stóp

sylwetki Dziecka Słońca (zob. ilustrację na trzeciej stronie okładki).

Najlepsze efekty przyniesie zapisanie ich własnymi słowami, jak na

przykład: „Przynajmniej dziesięć razy dziennie skupiam się na swoim

wnętrzu i staram się zauważyć moje emocje” lub „O 18.00 kończę pracę

i idę na godzinny spacer” czy „Uważnie słucham, co mówi (imię partnera)

i otwieram się na jego/jej prośby”. Im konkretniejszą formę nadasz swoim

strategiom transformacyjnym, tym większe są szanse, że zastosujesz je

w codziennym życiu.

Jeśli podczas lektury przyszły ci do głowy jakieś inne strategie, których

w książce nie objaśniłam, także możesz je wykorzystać. Przede wszystkim

chodzi o to, abyś na co dzień rzeczywiście ćwiczył zachowania ujęte

w postaci strategii transformacyjnych – z zaskoczeniem zauważysz, jak

szybko robisz postępy.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
PODSUMOWANIE: OSIEM
KROKÓW NA DRODZE
DO NOWEGO ŻYCIA

Droga czytelniczko, drogi czytelniku – jeśli dotarliście do tego miejsca,

zapewne wiele się o sobie dowiedzieliście i nauczyliście. Mam

świadomość, że ta książka postawiła przed wami liczne wymagania

wiążące się z osobistym wysiłkiem i że czasem mogło zabraknąć wam tchu.

Ogólnie rzecz biorąc, nie popieram nadgorliwej pracy. Pragnąc jednak,

abyście dzięki tej książce mogli pomóc sami sobie, postanowiłam

zaproponować wam metodę zorientowaną na praktykę – a to zawsze

wymaga pewnego wkładu własnej pracy. Wyszłam z założenia, że do

rozwiązania wielu problemów wcale nie potrzebujemy terapeuty, a jedynie

wskazówki, jak sami możemy sobie poradzić z problemami. Miałam też na

względzie słabość systemu opieki psychoterapeutycznej. Osoby chcące

dostać się do gabinetu psychoterapeuty muszą długo czekać na wizytę, co

często osłabia ich motywację. Poza tym nie każdy terapeuta i nie każda

terapeutka mogą pomóc konkretnej osobie. Nawet jeśli komuś uda się

odczekać swoje i w końcu spotkać się na osobistej rozmowie z terapeutą,

nie zawsze otrzyma właściwą pomoc. Niekiedy wina leży po stronie

terapeuty, który nietrafnie zdiagnozuje problem, a nieraz po stronie pacjenta

– kiedy nie jest wystarczająco gotowy, żeby wziąć odpowiedzialność za


proces własnego rozwoju, terapia może skończyć się fiaskiem. Jeśli jednak

ktoś ma wolę przejęcia odpowiedzialności za siebie i za swoje Dziecko

Cienia, przypuszczalnie poczyni postępy, nie tylko korzystając z pomocy

(dobrego) terapeuty, lecz także czytając (dobrą) literaturę poradnikową.

Wielu moich czytelników informuje mnie, że pomogli sobie sami dopiero

dzięki moim książkom, choć wcześniej szukali pomocy u różnorakich

terapeutów lub w klinikach psychosomatycznych. Nie piszę tego, żeby się

pochwalić, ale by dodać wam odwagi i jeszcze raz upewnić, że każdy z was

naprawdę może sam dokonać pozytywnych zmian w swoim życiu

i uzdrowić siebie samego, jeśli weźmie swoje Dziecko Cienia za rękę. A do

tego niezbędna jest własna praca, dzięki której nauczycie mózg nowych

rzeczy. Podobnie przecież sprawa wygląda z nauką gry na instrumencie,

opanowaniem nowej dyscypliny sportu czy nowego języka – wszędzie

potrzebny jest trening.

Chciałam pokazać, że każdy w swojej głowie konstruuje własną

rzeczywistość – to najważniejsze przesłanie tej książki. Jako motyw

przewodni przez cały tekst przewija się zalecenie, aby usunąć dawne

projekcje i przyjąć właściwą perspektywę w przyglądaniu się

rzeczywistości. Jeszcze raz powtórzę: przyłapywanie się i przełączanie się

to fundament każdej zmiany. W chwili gdy przyłapiecie się na oglądaniu

starych klisz, a więc kiedy będziecie funkcjonowali w trybie Dziecka

Cienia, musicie natychmiast przełączyć się z perspektywy uczestnika na

perspektywę obserwatora i w ten sposób zająć pozycję Ja-dorosłego

patrzącego realistycznie na sytuację. Trzeba też ćwiczyć przyjmowanie

perspektywy Dziecka Słońca – opanowanie tej umiejętności jest także

kwestią treningu. Z badań psychologicznych wiemy, że powodzenie

w życiu gwarantują nam dyscyplina i pracowitość. Brzmi śmiertelnie

nudnie, ale to prawda. Pocieszy was radosne Dziecko Słońca, a jeśli do tego
przyjmiecie beztroską postawę wobec świata, będziecie się z nim dobrze

bawić. Najlepiej każdego ranka znaleźć kilka minut na przebudzenie

Dziecka Słońca. Przypomnijcie sobie wasze nowe schematy myślowe,

wasze mocne strony i postanówcie, że każdego dnia będziecie ćwiczyć

jedną ze swoich nowych strategii. Ulubiona muzyka pozwoli wam

swobodnie poczuć emocje Dziecka Słońca.

Również wasza postawa Dziecka Słońca (zob. rozdział „Pozycje siły”,

i ćwiczenie „Poczuj Dziecko Słońca”) oraz wasze indywidualne źródło

mocy (zob. rozdział „Źródła mocy”) pomogą wam szybko przenieść się

w obszar Dziecka Słońca. Co jakiś czas słuchajcie transu Dziecka Słońca.

Wielu moich czytelników bardzo go sobie ceni, podobnie jak trans Dziecka

Cienia. Dzięki obu tym transom nowe postawy dobrze zakorzenią się

w waszej podświadomości.

Podsumowując, w ośmiu punktach streszczam najważniejsze zalecenia:

1. Uważnie przyjrzyj się wpojonym w dzieciństwie przekonaniom oraz

uświadom sobie, w jaki sposób latami utrudniały ci życie oraz

tworzenie związków. Jednym słowem, zrekonstruuj Dziecko Cienia

wraz z jego schematami myślowymi.

2. Przyjrzyj się, jak te schematy w konkretny sposób regulowały twoje

zachowania w związkach, a więc znajdź swoje własne strategie

obronne.

3. Odetnij się od starego programu, od Dziecka Cienia, zachowując wobec

niego dystans w typowych sytuacjach, i przejdź do pozycji Ja-

dorosłego. Z tego poziomu spójrz obiektywnie na rzeczywistość. Gdy

tylko przyłapiesz się na przebywaniu w trybie Dziecka Cienia,

natychmiast przełącz się na Ja-dorosłe.


4. Przejdź do własnych zasobów, odkrywając Dziecko Słońca. Poszukaj

nowych, właściwych przekonań, które usuną stare, dysfunkcyjne

schematy myślowe.

5. Odczuj emocje Dziecka Słońca, swoją siłę i dobry nastrój i załaduj

swoje nowe przekonania oraz swoje mocne strony i zasoby w ten stan

psychiczny. Oddychaj świadomie i poczuj, jak twoja klatka piersiowa

i twój brzuch wypełniają się powietrzem (zob. ćwiczenie „Poczuj

Dziecko Słońca”).

6. Razem z Dzieckiem Słońca przejdź do pozycji obserwatora i z tego

poziomu przyjrzyj się problemowi, który od dawna cię dręczy (zob.

rozdział „Od Dziecka Słońca do pozycji obserwatora”).

7. Znajdź własne strategie transformacyjne i stosuj je w swoich

zachowaniach.

8. Niech opisane ćwiczenia towarzyszą ci tak długo, aż wejdą ci w krew.

W ten sposób dotarliśmy do końca naszej wspólnej drogi. Mam

nadzieję, że odtąd zaznasz o wiele więcej szczęścia w swoich związkach.

Miłość, sympatia, zrozumienie i życzliwość są w końcu esencją każdej

relacji międzyludzkiej – i nadzieją, która nam pozostaje.

Idź z radością przez życie i po prostu bądź sobą!

Wszystkiego dobrego,

Twoja Steffi

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
BIBLIOGRAFIA

Arntz A., Jacob G., Terapia schematów w praktyce, tłum. A. Pałynczko-

Ćwiklińska, GWP, Gdańsk 2016.

Branden N., 6 filarów poczucia własnej wartości, tłum. H. Dąbrowska,

Feeria, Łódź 2014.

Corssen J., Tramitz C., Ich und die anderen. Als Selbst-Entwickler zu

gelingenden Beziehungen, Knaur, München 2014.

Dahm U., Mit der Kindheit Frieden schliessen. Wie alte Wunden heilen,

Schirner, Darmstadt 2011.

Dwoskin H., Metoda Sedony. Twój klucz do satysfakcjonującego życia,

tłum. A. Romanek, Helion, Gliwice 2013.

Frankl V.E., Das Leiden am sinnlosen Leben: Psychotherapie für heute,

Kreuz, Freiburg 2015.

Gendlin E.T., Focusing: Selbsthilfe bei der Lösung persönlicher Probleme,

Rowohlt, Berlin, 2016.

Grawe K., Neuropsychotherapie, Hogrefe, Göttingen 2004.

Heyman G.M., Addiction: A Disorder of Choice, Harvard University Press

2010.

Jellouscheck H., Wie Partnerschaft gelingt – Spielregeln der Liebe:

Beziehungskrisen sind Entwicklungschancen, Herder, Freiburg 2007.


Klein S., Der Sinn des Gebens. Warum Selbstlosigkeit in der Evolution siegt

und wir mit Egoismus nicht weiterkommen, Fischer, Frankfurt am Mein

2011.

Klein S., Formuła szczęścia. O doświadczaniu pełni życia, tłum.

E. Jasińska, Czarna Owca, Warszawa 2004.

Nöllke M., Asertywność i sztuka ciętej riposty, tłum. A. Komin, BC

Edukacja, Warszawa 2010.

Reddemann L., Imagination als heilsame Kraft. Zur Behandlung von

Traumafolgen mit ressourcenorientierten Verfahren, Klett-Cotta,

Stuttgart 2015.

Röhr H.-P., Die Kunst, sich wertzuschätzen. Angst und Depression

überwinden. Selbstsicherheit gewinnen, Patmos, Ostfildern 2016.

Ruppert F., Symbioza i autonomia. Trauma symbiotyczna i miłość bez

uwikłań, tłum. Z. Mazurczak, Czarna Owca, Warszawa 2012.

Sachse R., Persönlichkeitsstörung verstehen. Zum Umgang mit schwierigen

Klienten, Psychiatrie-Verlag, Bonn 2006.

Schnarch D., Namiętne małżeństwo. Miłość, seks i bliskość w stałych

związkach, tłum. K. Dałkowska, Kropla, Warszawa 2019.

Stahl S., Das Kind in dir muss Heimat finden. In drei Schritten zum starken

Ich. Das Arbeitsbuch, Kailash, München 2017.

Stahl S., Jein! Bindungsängste erkennen und bewältigen. Hilfe für

Betroffene und deren Partner, Ellert & Richter, Hamburg 2014.

Stahl S., Leben kann auch einfach sein! So stärken Sie Ihr Selbstwertgefühl,

Ellert & Richter, Hamburg 2015.

Stahl S., Odkryj swoje wewnętrzne dziecko. Klucz do rozwiązania (prawie)

wszystkich problemów, tłum. S. Miłkowska, Wydawnictwo Otwarte,

Kraków 2019.
Stahl S., Vom Jein zum Ja! Bindungsangst verstehen und lösen. Hilfe für

Betroffene und ihre Partner, Ellert & Richter, Hamburg 2015.

Stahl S., Alt M., So bin ich eben! Erkenne dich selbst und andere, Ellert &

Richter, Hamburg 2016.

Süfke B., Krajobraz męskiej duszy, tłum. M. Michalski, W drodze, Poznań

2009.

Sunbeck D., Lippmann E., Was die 8 möglich macht: Laufend neue

Aufgaben lösen, VAK, Kirchzarten 2005.

Unger H.-P., Kleinschmidt C., Das hält keiner bis zur Rente durch!, Kösel,

München 2015.

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
Spis treści:

Okładka

Karta tytułowa

Naprawdę?! Każdy potrafi stworzyć udany związek?

Czyżbyśmy byli pokoleniem niezdolnym do tworzenia związków, pani

Stahl?

Więź i autonomia

Dopasowywanie się i wyrażanie własnego zdania

Podporządkowywanie się i dominacja

Program naszego związku

Nasz schemat zdobywcy

Typowy mężczyzna, typowa kobieta

Lęk przed porzuceniem dodaje pikanterii, a poczucie pewności jest nudne

Nagła śmierć uczucia i inne techniki dystansowania się wobec partnera

Inne przyczyny wygasania miłosnych uczuć

Nie jesteś moją ozdobą!

Mam cię w garści

Nie mogę się rozstać

Nikomu nie mogę ufać

Dygresja: Lubię być singlem

Doświadczenie czy geny?

Dom Rodzinny – obóz treningowy dla naszych związków miłosnych

Pierwotne zaufanie i odbite poczucie własnej wartości

Płynne przejście od negatywnych doświadczeń do traumy

Odwaga bycia szczerym

Znajdź swój program więzi


Pierwszy krok: Jakiego rodzaju więź istniała między tobą a twoimi

rodzicami?

Ćwiczenie: Zbadaj więź ze swoimi rodzicami

Drugi krok: Jakie uczucia były w domu mile widziane, a jakie nie?

Ćwiczenie: Jak rodzice obchodzili się z uczuciami?

Trzeci krok: Jaką rolę, jakie zadanie miałeś w swojej rodzinie?

Ćwiczenie: Jaka była twoja rola w rodzinie?

Czwarty krok: Znajdź swoje schematy myślowe

Ćwiczenie: Twoje schematy myślowe dotyczące więzi, miłości i rodziny

Ćwiczenie: Znajdź swoje główne negatywne schematy myślowe

Piąty krok: Zidentyfikuj swoje uczucia

Ćwiczenie: Zidentyfikuj swoje uczucia

Szósty krok: Podsumowanie

Ćwiczenie: Jasno sformułuj swój program więzi

Znajdź swój program autonomii

Pierwszy krok: Jak rodzice zaspokajali twoją potrzebę autonomii?

Ćwiczenie: W jakim stopniu mogłeś rozwijać swoją autonomię?

Drugi krok: Jaki przykład dawali ci rodzice?

Ćwiczenie: Czy mogłeś rozwijać swoją samodzielność?

Trzeci krok: Jak rodzice obchodzili się z twoją złością?

Ćwiczenie: Czy mogłeś się złościć i okazywać własną wolę?

Czwarty krok: Znajdź swoje schematy myślowe

Ćwiczenie: Twoje schematy myślowe dotyczące autonomii

Ćwiczenie: Znajdź swoje główne schematy myślowe

Piąty krok: Zidentyfikuj swoje uczucia

Ćwiczenie: Zidentyfikuj swoje uczucia

Szósty krok: Podsumowanie

Ćwiczenie: Program autonomii w skrócie


Poznaj swoje Dziecko Cienia

Ćwiczenie: Zwizualizuj swoje Dziecko Cienia

Nasz film w 4D – zmiana perspektywy postrzegania

Nasze Ja-dorosłe

Dziecko Cienia i jego strategie obronne

Ekstrawertyczne i introwertyczne strategie obronne

Introwertycy i ekstrawertycy w związkach

Strategie obronne w służbie budowania więzi

Idealizacja i wyparcie

Tłumienie uczuć

Dążenie do harmonii

Mężczyźni, którzy są za grzeczni

Kobiety, które są zbyt zależne

Syndrom pomocnika

Dążenie do perfekcji

Pozostawanie dzieckiem i bezradność

Narzekanie, kurczowe trzymanie się partnera i roszczeniowość

Zakupy, konsumpcja i nałóg

Histeryczne strategie obronne

Depresyjne strategie obronne

Strategie obronne w służbie autonomii

Nieufność i deprecjacja

Wygasanie uczucia miłości i pożądania

Dążenie do władzy i rywalizacja

Ucieczka i unikanie

Napaść i atak

Budowanie murów i wzbranianie się przed rozmową

Intelektualizacja i racjonalizacja
Narcystyczne strategie obronne

Obsesyjno-kompulsywne strategie obronne

Schizoidalne strategie obronne

Typowe konflikty związane z rodzicielstwem

Utrata równouprawnienia

Asymetryczny podział władzy

Niesprawiedliwy podział między dawaniem a braniem

Terapia

Co się naprawdę składa na szczęśliwy związek?

Wzmocnij swoje Ja-dorosłe

Przyłap się i przełącz się

Ćwiczenie: Dwie pozycje postrzegania

Ćwiczenie: Trzy pozycje postrzegania

Odróżniaj fakty od interpretacji

Ćwiczenie: Sprawdzamy rzeczywistość

Uwolnij się od uwikłania

Argumenty zamiast intuicji

Weź Dziecko Cienia za rękę

Ćwiczenie: Bierzemy Dziecko Cienia za rękę

Codzienne strategie dla Dziecka Cienia

Hasła dopingujące

Jasne komunikaty

Źródła mocy

Pozycje siły

Ćwiczenie: Pozycje siły – postawy ciała dające poczucie siły

Odkryj swoje Dziecko Słońca

Ćwiczenie: Piękne wspomnienia z dzieciństwa

Ćwiczenie: Znajdź swoje pozytywne schematy myślowe


Ćwiczenie: Argumenty dla Dziecka Słońca

Ćwiczenie: Znajdź swoje mocne strony i swe zasoby

Ćwiczenie: Poczuj Dziecko Słońca

Od Dziecka Słońca do pozycji obserwatora

Znajdź swoje strategie transformacyjne

Ogólne strategie transformacyjne

Przejmij odpowiedzialność i zaakceptuj rzeczywistość

Pozbądź się projekcji i znajdź metapostawę

Zobacz, że życie jest przyjemne

Strategie transformacyjne w służbie autonomii. Naucz się stawiać granice,

rób swoje

Traktuj się poważnie

Otwórz oczy

Odczuj własne emocje

Ćwiczenie: Uspokajanie zdenerwowanego Dziecka Cienia

Decyduj i działaj

Ćwiczenie: Wykorzystywanie odczuć fizycznych do podejmowania decyzji

Dyskutuj i przedstawiaj argumenty

Naucz się mówić „nie”

Odpuść sobie

Strategie transformacyjne w służbie tworzenia więzi. Naucz się

dostosowywać, zaufaj i zaangażuj się

Przestań stawiać opór

Ćwiczenie: Pozbywanie się oporu za pomocą trzech pozycji postrzegania

Dopuść do siebie miękkie emocje

Ćwiczenie: Afirmacja miękkich emocji

Naucz się ufać

Ćwicz się w życzliwości i empatii


Ćwiczenie: Uczenie się życzliwości za pomocą trzech pozycji postrzegania

Pozwól sobie pomóc

Po prostu powiedz „tak”

Znajdź swoje własne strategie transformacyjne

Podsumowanie: Osiem kroków na drodze do nowego życia

Bibliografia

Karta redakcyjna

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz
Wydawca nie odpowiada za treści zawarte na stronach internetowych, do

których odsyłają linki podane w niniejszej książce, gdyż nie jest autorem

umieszczonych na tych stronach treści, a ich zawartość od czasu publikacji

książki mogła ulec zmianie.

Tytuł oryginału: Jeder ist beziehungsfähig.

Der goldene Weg zwischen Nähe und Freiheit

© 2017 by Kailash Verlag,

a division of Verlagsgruppe Random House GmbH, München, Germany

Copyright © for the translation by Sylwia Miłkowska, Anna Grysińska

Wydawca prowadzący: Ewelina Tondys

Redaktor prowadzący: Anna Małocha

Przyjęcie tłumaczenia: Anna Siwek

Adiustacja: Lidia Klin / Wydawnictwo JAK

Korekta: Maria Armata / Wydawnictwo JAK,

Anna Śledzikowska / Wydawnictwo JAK

Projekt okładki: Nikola Hahn

Na okładce ilustracja autorstwa Lorraine Sorlet

ISBN 978-83-8135-859-0
www.otwarte.eu

Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o., ul. Smolki 5/302, 30-513 Kraków

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek

===LxouFiQSI1BhVmFVYlE7DmtYOVxoWGpZO186WD4PawhpWmNRNFAz

You might also like