You are on page 1of 192

# 43

Seria Bitwy / Taktyka

Witold Biernacki

Moim wnukom
Jasiowi, Stasiowi i Frankowi
Witold Biernacki

Wojna beocka 379–371 p.n.e.


Koniec hegemonii Sparty
Copyright © Witold Biernacki 2012, 2016
Copyright © Wydawnictwo inforteditions
Wszelkie prawa zastrzeżone/All rights reserved/
Alle Rechte vorbehalten/Tous les droits reserves

www.inforteditions.com.pl | inforteditions@interia.pl

Zabrze – Tarnowskie Góry 2016

ISBN 978-83-89943-??-?

Wydawnictwo inforteditions
skr. poczt. 2, 41-813 Zabrze
tel. +48 32/272 84 96

Redakcja: Witold Grzelak (redaktor serii), Anna Grzelak


Redakcja techniczna: Bogusław Nikonowicz

Korekta: Katarzyna Jezierska

Projekt typograf iczny: Piotr Bujas

Ilustracje kolorowe: Velimir Vukšić

Mapy i schematy © Witold Biernacki, Andrzej Michalik, Witold Grzelak


Rozdział

Prolog 7
I Wojna z Olintem 19
II Wyzwolenie Teb 29
III Kampania 378 roku 41
IV Kampania 377 roku 55
V Kampania 376 roku 65
VI Wojna na Morzu Jońskim 75
VII Starcie pod Tegyrą 83
Strona
VIII Wojna na Korkyrze 91
IX Zdobycie Platejów przez Beotów 101
X Pokój 371 roku 103
XI Bitwa pod Leuktrami 107
Epilog 150
Zamiast zakończenia 156
158 Aneksy
184 Spis map
i schematów

185 Podstawowa
bibliografia

189 Indeks
osobowy
PROLOG

Tak to u nas był jeden taki, co przeczytał przypadkiem


dwie czy trzy księgi Efora i tym wszystkim naokoło zanudzał,
a każdą ucztę obrzydzał nieustannie opowiadając
o bitwie pod Leuktrami i jej skutkach,
tak że nadano mu przydomek Epaminondasa1.

Z akończenie wojny korynckiej, którą toczono w  latach 395–387


p.n.e.2 i zawarcie tzw. pokoju Antalkidasa (nazywanego też poko-
jem królewskim), nie przyniosło korzyści żadnej ze stron konfliktu. Przy-
byłym do Sardes przedstawicielom greckich poleis Tiribazos, satrapa Lidii,
okazał pieczęć królewską i odczytał „pokój, który przysłał im król”:

„Król Artakserkses uważa za sprawiedliwe, by poleis w  Azji należały


do niego, a z wysp Klazomenaj i Cypr; pozostałe helleńskie poleis, i ma-
łe, i wielkie, mają pozostać autonomiczne, oprócz Lemnos, Imbros, Sky-
ros, gdyż te, tak jak za dawnych lat, powinny należeć do Ateńczyków. Jeśli
któraś z  dwóch stron zawierających pokój tych warunków nie przyjmie,
to ja z pomocą tych, którzy owe warunki chcą przyjąć, będę z nią wojował
i  na lądzie, i  na morzu, i  okrętami, i  pieniędzmi” (Ksenofont, Hellenika,
V.1.31).

Co prawda Sparta nie utraciła swojej hegemonii na lądzie, Ateny nie


odbudowały swej arche, ale wszystkie pozostałe miasta greckie poleis miały
zachować autonomię, jednak jedynym zwycięzcą okazała się Persja. Król
królów, Artakserkses II, zyskiwał dla siebie zwierzchnictwo nad miastami
greckimi w Azji Mniejszej.

1 Plutarch, Moralia, O gadulstwie, 22, Wrocław – Warszawa 2005.


2 Wszystkie daty roczne, o ile nie podano inaczej, odnoszą się do czasów przed narodzeniem Chrystusa.

7
Wielu Hellenów, m.in. Isokrates3, odczytało zawarty traktat jako zdradę
swoich rodaków w  Azji Mniejszej i  na wyspach Morza Egejskiego, nato-
miast zgoda Sparty na takie rozwiązanie nadszarpnęła – w ich oczach – jej
reputację. Inni nie widzieli nic nagannego w takim postępowaniu i przyjaź-
ni z Persami; w ich oczach pieniądze płynące ze skarbca Artakseksesa nie
tylko nie różniły się od płaconych przez rodaków, ale nawet były lepszej
jakości. Kiedy pewien Grek na wieść o zawarciu pokoju powiedział: „Biada
Helladzie, skoro już Spartanie medyzują”, Agesilaos replikował: „Nie, to
raczej Medowie lakonizują” (Plutarch, Artakserkses, 22.2).
Pokój Antalkidasa czynił z Króla Królów rozjemcę pomiędzy greckimi
poleis, zaś utrzymywanie równowagi sił między nimi dawało mu gwaran-
cję, że nie przysporzą już kłopotów monarchii Achmenidów. Ponadto pokój
między Hellenami umożliwiał królowi swobodny zaciąg, tak pożądanych,
najemników greckich. Była to jednak broń obosieczna, gdyż hoplici i pel-
taści równie chętnie wstępowali w szeregi satrapów buntujących się prze-
ciwko swemu władcy. Natomiast miasta greckie w Azji Mniejszej zostały
wyzwolone spod panowania perskiego dopiero przez Aleksandra Wielkiego
w roku 334.
Mimo iż w  tekście traktatu nie było mowy o  uprzywilejowanej roli
Sparty, ta była gotowa bronić swej hegemonii w samej Grecji. Zwłaszcza,
że niektóre z  państw greckich nie chciały się dobrowolnie podporządko-
wać zwierzchnictwu Lacedemonu. „W czasie zawarcia pokoju Antalkidasa
[Spartanie] wydali ogłoszenie, że zwracają miastom wolność i  niepodle-
głość, a jednak harmostów nie usunęli z miast” (Polibiusz, IV.27.2).
O ile król Agesipolis I, syn Pauzaniasza z rodu Agiadów, próbował pro-
wadzić politykę rozsądku i  umiaru, to Agesilaos II z  rodu Eurypontydów
głosił idee imperialistyczne. Dążył do opanowania całej Hellady, szczerze
nienawidził Teb i nigdy nie ufał demokratom. Prowadząc armię spartań-
ską przeciwko królowi perskiemu, a  potem w  wojnie korynckiej przeciw
hoplitom innych miast greckich, zyskał opinię gorącego patrioty, dzielnego
żołnierza, który cieszył się miłością swych podkomendnych.

„Tryb życia jaki prowadził, nie był mniej surowy niż jego towarzyszy.
Unikał przesytu i nadmiernego picia. Korzystał ze snu, nie pozwalając, by
nim owładnął, lecz podporządkowując go swoim poczynaniom. Jeśli chodzi
o upał i chłód, to tak je znosił, że jako jedyny potrafił zawsze dobrze wyko-

3 Isokrates (436–338) – mówca grecki, nauczyciel wymowy, twórca teorii klasycznej prozy attyckiej. Zalicza-
ny do kanonu dziesięciu mówców. Jego zasługą jest, że dokonał klasyfikacji prozy attyckiej, wprowadzając
podział na: języki poetyckie i  języki prozy. Najbardziej znana i  najważniejsza jest jego mowa polityczna
„Panegiryk”, w której Isokrates wzywa wszystkich Greków do zjednoczenia się przeciwko Persom.

8
Witold Biernacki – Wojna beocka

rzystać różne pory roku. Namiot jego stał pomiędzy namiotami żołnierzy,
a łoże, które się tam znajdowało, nie było pod żadnym względem lepsze od
innych.
Mawiał zwykle, że władca powinien przewyższać zwykłych ludzi nie
zniewieściałością i zbytkiem, lecz wytrzymałością i męstwem […].
Przyjaciół zachęcał, by starali się bogacić nie dzięki majątkowi, lecz mę-
stwu i cnocie.
Kiedy chciał, by żołnierze szybko coś wykonali, sam jako pierwszy brał
się za to na oczach wszystkich.
Widząc pewnego kulawego Lakończyka [Agesilaos sam był od urodzenia
kulawy – W.B.], który wyruszał na wojnę i szukał konia, zagadnął go: »Czy
nie widzisz, że na wojnie nie potrzeba tych, co mogą uciekać, ale tych, co
wytrwają na stanowisku?«.
Zapytany, w jaki sposób zdobył tak wielką sławę, odparł: »Pogardzając
śmiercią«”. (Plutarch, Moralia, 209 f – 210 a; 210 f).

Nic dziwnego, że ten uwielbiany przez Spartan monarcha decydował


o kierunku polityki swego kraju przez większą część pierwszej połowy IV
wieku. Jego decyzjom nie mogli się przeciwstawić ani współrządzący Agesi-
polis, ani potem jego syn, Kleombrotos.
Kiedy wysłannicy powrócili do swych miast i przedstawili warunki po-
koju, Agesilaos, wykorzystując dowolną interpretację zapisów w  pokoju
królewskim o autonomii, zmusił Tebańczyków, grożąc najazdem, do roz-
wiązania Związku Beockiego, który stanowił o sile militarnej Teb. (Po za-
kończeniu wojny peloponeskiej Tebańczycy domagali się zburzenia Aten.
Kiedy Spartanie odmówili, zwrócili się przeciwko niej i w wojnie korynckiej
stanęli po stronie jej wrogów: Koryntu, Argos, a  także Aten. W  ten spo-
sób zrazili sobie Spartę, a  zwłaszcza Agesilosa, który bezpośrednio starł
się z Tebańczykami na polu bitwy pod Koroneją i odniósł z ich rąk kilka
ciężkich ran). Teraz wystarczyło, że Agesilaos „płonąc do Tebańczyków
nienawiścią” wyruszył ze Sparty i zaczął koncentrować oddziały pelopone-
skie w Tegei, gdy zjawili się przed nim wysłannicy tebańscy. Teby musiały
uznać wolność poleis beockich. Lacedemończycy wymusili również roz-
wiązanie unii Koryntu z Argos (386). Z Koryntu wypędzono przeciwników
Sparty, którzy udali się na wygnanie do Aten, a miasto przyłączyło się do
Związku Peloponeskiego. Sparta nie rozwiązała jednak innych federacji,
nawet na Peloponezie, jak na przykład związku Achajskiego, albo Etolskie-
go, którymi „mniej się interesowała, i być może nie naciskała na zmianę
statusu mniejszych miast w Beocji, które nie były członkami federacji, lecz

9
miastami podporządkowanymi komuś innemu”4. Lacedemończycy trakto-
wali zapis o autonomii w sposób wybiórczy i dla siebie wygodny; naruszali
go gdy wymagał ich interes, ale ostro reagowali, gdy inni zamierzali go
naruszyć. Wiele miast peloponeskich przyjęło warunki traktatu bez sprze-
ciwu. Jednak nie wszystkie. Na Peloponezie Mantineja i Fliunt uparcie bro-
niły swoich demokratycznych rządów, natomiast na północy na Półwyspie
Chalkidyjskim rósł w siłę Olint. Eforowie spartańscy nie zamierzali tolero-
wać nieposłuszeństwa i postanowili, wykorzystując dowolną interpretację
pokoju królewskiego, zmusić je do uległości, jedno po drugim, zanim zdążą
zjednoczyć się i wspólnie wystąpić przeciwko Sparcie5.

Oblężenie Mantinei
W  385 roku Lacedemończycy, wykorzystując wygaśnięcie trzydziesto-
letniego rozejmu, zażądali od demokratycznych przywódców Mantinei,
aby dobrowolnie zburzyli mury swego miasta. (Mantineja powstała oko-
ło roku 470 w  wyniku synojkizmu, tj. kiedy mieszkańcy kilku wiosek
wznieśli mury polis i przeprowadzili się do niego). Posłużyli się pretekstem
– oskarżyli ich, że pozostając członkami Symmachii Spartańskiej, dostar-
czali w czasie wojny korynckiej zboże dla Argos. Odmówili też przysłania
Sparcie posiłków, zasłaniając się obchodami świąt religijnych, przez co stali
się niegodnymi zaufania sprzymierzeńcami. Mantinejczycy zdecydowanie
odmówili zburzenia murów otaczającej ich polis. Odrzucając spartańskie
ultimatum, Mantineja znalazła się w sytuacji beznadziejnej, zwłaszcza, że
Ateny i  Argos odmówiły jej pomocy. Ateny „postanowiły nie zrywać po-
wszechnego porozumienia” (Diodor, XV.5.5).
Wyprawę przeciwko upartemu miastu poprowadził król Agesipolis,
mimo iż jego ojciec Pauzaniasz „bardzo był zaprzyjaźniony z przywódcami
ludu w Mantinei”. Król Agesilaos wymówił się od tego obowiązku, „powo-
łując się na to, że Mantineja wyświadczyła jego ojcu wielkie usługi w woj-
nach z Messeńczykami” (Ksenofont, Hellenika, V.2.3). Jak zauważył Pierre
Carlier, Agesilaos obejmował dowodzenie w kampaniach, które mogły mu
przynieść chwałę i zyski6. „Za owymi manewrami politycznymi – pisze Ry-
szard Kulesza – dotyczącymi dowództwa ukrywali się prawdziwi inicjatorzy
ekspedycji. Zapewne szukać ich powinniśmy w otoczeniu Agesilaosa, który
w razie porażki młodego Agesipolisa zyskałby okazję do wykazania się swo-
4 P.J. Rhodes, Historia Grecji. Okres klasyczny 478–323 p.n.e., Kraków 2009, s. 223.
5 N.G.L. Hammond, Dzieje Grecji, Warszawa 1977, s. 549-550.
6 P. Carlier, La vie politique à Sparte sous le règne de Cléomène Ier: essai d’interprétation, Ktèma 2 (1977), s. 83,
p. 66.

10
1. Peloponez
imi wojskowymi kompetencjami, a w przypadku powodzenia zatrudniał go
(może wręcz wbrew jego woli) do realizacji swojej polityki. W obydwu wy-
padkach prawdziwym zwycięzcą byłby Agesilaos”7. Paul Cartledge twierdzi,
że Agesilaos sprytnie uchylił się od objęcia dowództwa i  wplątał swojego
dużo młodszego i  mniej doświadczonego kolegę, który nie mógł odmó-
wić objęcia dowództwa nad „brudną” ekspedycją przeciwko Mantinei, jak
i w dwa lata później, w wyprawie na Chalkidykę8.
Latem 385 roku Agesipolis ruszył pod Mantineję. Na wezwanie efo-
rów przybył również kontyngent hoplitów z  Teb. Wedle przypuszczeń
G.L. Cawkwella, był to oddział „ochotników”, w skład którego wchodzili
między innymi dwaj późniejsi przywódcy tebańscy Epaminondas i Pelopi-
das; teraz wzięli udział w wyprawie, aby zdobyć doświadczenia wojenne9.
Jednak prawdopodobnie Tebańczycy wysłali na Peloponez kontyngent ho-
plitów, jaki musieli obowiązkowo wystawić w ramach zobowiązań wobec
Symmachii Spartańskiej. Pelopidas był znanym członkiem antyspartań-
skiego stronnictwa Ismeniasa i  Androkleidasa i  jego udział w  wyprawie,
podobnie jak Epaminondasa, był li tylko wypełnieniem obowiązku obywa-
telskiego wobec swojego polis.
W obliczu nadciągającej armii spartańskiej Mantinejczycy wyszli z mia-
sta i stanęli do boju w otwartym polu. Jednak ponieśli klęskę i Agesipolis
zamknął ich wewnątrz murów miasta. „W  tej bitwie został ranny Pelo-
pidas, lecz Epaminondas, narażając się na największe niebezpieczeństwo,
uratował mu życie” (Plutarch, Pelopidas, 4.5–8; Pauzaniasz, VIII.8.7; IX
13.1)10.
Agesipolis stanął – jak wszyscy dowódcy spartańscy – przed niezwykle
ciężkim zadaniem, sztuka oblężnicza była ich prawdziwą „piętą Achillesa”,
wobec jakichkolwiek pozycji obronnych byli wręcz bezradni. Nie pozosta-
wało mu nic innego, jak otoczyć miasto ścisłą blokadą i czekać, aż obrońcy
skapitulują wskutek braku żywności. Żołnierze lacedemońscy wykopali do-
okoła miasta rów, przy czym gdy jedna połowa „uzbrojonych żołnierzy sie-
działa w gotowości dla bezpieczeństwa kopiących, druga połowa oddawała
się pracy” (Ksenofont, Hellenika, V.2.4). Następnie Lacedemończycy i ich

7 R. Kulesza, Sparta w V–IV wieku p.n.e., Warszawa 2003, s. 275.


8 P. Cartledge, Agesilaos and the Crisis of Sparta, Gerald Duckworth 2000, s. 371.
9 G. L. Cawkwell, The King’s Peace, „The Classical Quarterly (New Series)”, (1981) 31, s. 79, p. 33.
10 Epizod o uratowaniu życia Pelopidasowi przez Epaminondasa pod Mantineją według wielu historyków
jest tylko atrakcyjną legendą, por. J.K. Anderson, Military Theory and Practice in the Age of Xenophon, Berke-
ley 1970, s. 310. Inni twierdzą, iż incydent ten miał miejsce podczas bitwy pod Mantineją w roku 418, ale
Tukidydes nie wspomina o udziale Beotów w tej batalii. Gdyby rzeczywiście Pelopidas brał w niej udział,
miałby wówczas nie więcej niż 20 lat, a w chwili śmierci w bitwie pod Kynoskefalaj 74! Zobacz: J. Lazenby,
The killing zone, [w:] V.D. Hanson, (ed.) Hoplites: The Classical Greek Battle Experience, New York and London
1991, s. 109.

12
Witold Biernacki – Wojna beocka

Epominandos ratuje życie Pelopidasowi pod Mantineą

sprzymierzeńcy wznieśli za rowem mur. Mimo to sytuacja pod miastem


była patowa. Mantinejczycy, którzy minionego lata zebrali bogate plony
zboża, czuli się bezpieczni za swymi obwarowaniami. Ponadto sprzymie-
rzeńcy Spartan sprzyjali obrońcom i nocami potajemnie zaopatrywali ich
„we wszystko, czego tamci potrzebowali”. „Gdy Agesipolis – kontynuuje
Poliajnos (II.25) – dowiedział się, co się dzieje, wypuścił wokół obozu sporą
liczbę psów, a najwięcej od strony miasta, tak by nikt nie mógł tam zde-
zerterować, pod groźbą, że dopadną go psy”. Umocnienia miasta miały,
poza zaletami, pewną wadę technologiczną. Były wzniesione z niewypalo-
nej cegły, jedynie fundamenty budowano z wypalonej. Mur z wypalonej ce-
gły lub z kamienia można było łatwiej skruszyć uderzeniami taranów, ten
z niewypalonej cegły znosi lepiej uderzenia machin oblężniczych, ale „pod
działaniem wody rozpuszcza się jak wosk od promieni słońca” (Pauzaniasz,
VIII.8.7–8). Nieznany inżynier znajdujący się w wojsku Agesipolisa zapro-
ponował, aby za miastem Lacedemończycy wznieśli tamę na rzece Ofis
przepływającej przez Mantineję11. Kiedy groblę wzniesiono i woda wzniosła
się powyżej fundamentów murów miejskich, po pewnym czasie rozmiękły
11 Diodor i Pauzaniasz piszą, że rzeka Ofis płynęła nie przez miasto, ale obok niego. Prawdopodobnie taka
sytuacja zaistniała po odbudowaniu Mantinei w roku 370.

13
dolne cegły. Nie mając wsparcia, mury pękały i  pochylały się. Początko-
wo obrońcy podpierali i wzmacniali je drewnianymi belkami. Kiedy jednak
woda wciąż się podnosiła, Mantinejczycy, „zląkłszy się, że w razie zawa-
lenia się dokoła murów zostaną oni pobici orężem”, gotowi byli zawrzeć
z Lacedemończykami pokój i rozebrać umocnienia miasta. Jednak eforowie
spartańscy teraz postawili o wiele surowsze warunki – miasto miało zostać
zburzone, a jego obywatele osiedleni w okolicznych wsiach. Mantinejczy-
cy wobec otaczającej ich wielkiej armii peloponeskiej, bez wsparcia z  ze-
wnątrz, nie mieli wyjścia i zgodzili się na tak ciężkie warunki. Demokraci
mantinejscy obawiali się, że zostaną skazani na śmierć, ale ojciec Agesipo-
lisa, Pauzaniasz, który przebywał na wygnaniu w Tegei, wyjednał u swego
syna, że 60 przywódcom demokratycznym Mantinei pozwolono bezpiecz-
nie odejść z  miasta. Ten akt łaski wzburzył zarówno żołnierzy spartań-
skich, jak i  wygnańców mantinejskich tak bardzo, że tylko żelazna dys-
cyplina Spartan uchroniła wychodzących demokratów przed samosądem.

„Poczynając od bram – pisze Ksenofont – z  obu stron drogi stali żoł-


nierze lacedemońscy z włóczniami w ręku, przypatrując się wychodzącym,
i choć ich nienawidzili, jednak łatwiej im było powstrzymać się od zacze-
piania ich niż najlepiej urodzonym spośród Mantinejczyków; ten jawny
dowód posłuszeństwa swej władzy powinien tu być podkreślony” (Helleni-
ka, V.2.6).

Jednakże wspomniany pojedynczy akt łaski nie wpłynął na inne decyzje:


„Następnie mury zostały rozebrane, Mantineja zaś rozdzielona na cztery
odrębne osady12, w jakich żyli Mantinejczycy za lat dawnych. I z początku
oburzali się, że musieli burzyć istniejące domy i wznosić nowe; kiedy jed-
nak ludzie zamożni zaczęli mieszkać bliżej swych majątków, rozłożonych
dokoła osad, i rządzić się arystokratycznie, uwolnieni od dokuczliwych de-
magogów, poczęli się już cieszyć z dokonanej zmiany. Lacedemończycy za-
częli posyłać do nich nie jednego tylko dowódcę żołnierzy najemnych, lecz
na każdą osadę po jednym; z osad tych wyruszali (ludzie) na wojnę o wiele
chętniej niż za rządów ludu. Tak więc dokonał się przewrót w  Mantinei,
której mieszkańcy przynajmniej pod tym względem stali się mędrsi, że rzeki
przez mury miejskie więcej nie prowadzili” (Ksenofont, Hellenika, V.2.7).
W  ten sposób Lacedemończycy po dwudziestomiesięcznym oblężeniu
nie ograniczyli się do zastąpienia w  Mantinei rządów demokratycznych

12 Diodor (XV.5.4–5) i Pauzaniasz (VIII.8.9 i IX.14.4) piszą, iż mieszkańców Mantinei przesiedlono do pięciu
wsi.

14
Witold Biernacki – Wojna beocka

rządami wąskiej grupy prospartańskich bogatych właścicieli ziemskich,


ale podjęli absurdalną decyzję: rozwiązali mantinejską polis, zmuszając
jej mieszkańców nie tylko do zburzenia jej murów, ale i  do powrotu do
czterech czy pięciu wiosek, które niegdyś utworzyły miasto. Mieszkańcy
tych wiosek, posiadający 1–2 hektarowe gospodarstwa zostali teraz klien-
tami wielkich posiadaczy ziemskich, obciążeni długami i  obowiązkiem
pracy przymusowej. Ponadto z  rozsianych po wioskach Mantinejczyków
Spartanie mogli znacznie łatwiej niż do tej pory egzekwować dostarczanie
kontyngentów hoplitów do armii Związku Peloponeskiego, a nawet, jak za-
świadcza wyżej Ksenofont, gromadzić większe ilości wojska niż poprzednio,
podobnie jak później zdarzyło się to w Tebach, gdyż stronnicy Lacedemo-
nu wysługiwali się im „jeszcze bardziej, niż im nakazywano” (Ksenofont,
Hellenika, V.2.36). Niektórzy wygnańcy znaleźli schronienie w  Atenach.
Należy zgodzić się z P. Cartledge’m, że była to „brudna robota”13.

Oblężenie Flius
Mniej więcej w  tym czasie Spartanie wmieszali się w sprawy Fliuntu,
swego sojusznika ze Związku Peloponeskiego.
Flius leżało na strategicznie ważnym trakcie z Arkadii do Nemei, Kle-
onaju i  Koryntu, i  panowało nad drogą z  Stymphalos do równiny Argos.
Rozpościerająca się na południe od miasta szeroka równina służyła jako
miejsce zbiórki armii Związku Peloponeskiego. Mimo iż miastem włada-
li demokraci, pozostało ono wierne Sparcie do końca wojny korynckiej.
Kiedy w roku 390 peltaści Ifikratesa wciągnęli w zasadzkę i wycięli wielu
żołnierzy fliuntyjskich nieopodal ich miasta, Fliutyjczycy poprosili Lace-
demończyków o  przysłanie żołnierzy, którym powierzyli obronę swojego
polis. Jednak ani wtedy, ani tuż po zawarciu pokoju Antalkidasa nie wrócili
wygnani oligarchowie.

„Lacedemończycy jednak, mimo współczucia dla tych wygnańców,


przez cały czas okupacji miasta zupełnie nie myśleli o  ponownym wpro-
wadzeniu wygnańców, lecz przeciwnie, skoro tylko miasto zdawało się od-
zyskiwać otuchę i wiarę w siebie, wnet się wycofali, a miasto i wszystkie
prawa jego pozostawili w  takim stanie, w  jakim je przejęli” (Ksenofont,
Hellenika, V.4.15).

13 P. Cartledge, Agesilaos and the Crisis of Sparta, s. 371.

15
Ale w roku 384 za sprawą króla Agesilaosa, który faktycznie sterował
polityką Sparty i zwalczał rządy demokratyczne wszędzie gdzie mógł, efo-
rowie zażądali odwołania z wygnania oligarchów. Obywatele Fliuntu, nie
chcąc zadzierać ze Spartą, podporządkowali się jej zaleceniom i przyjęli wy-
gnańców, oddając im ich posiadłości. Sprawy sporne miały zostać oddane
arbitrażowi. Jednakże już jesienią 382 roku kilku oligarchów oraz ich zwo-
lenników przybyło do Sparty, skarżąc się, że dzieje im się krzywda i prosili
o pomoc zbrojną. Uzyskali ją bez trudu, a na czele wyprawy zbrojnej stanął
sam król Agesilaos.
Oblężenie rozpoczęło się późnym latem lub wczesną jesienią 381 roku,
w następujących okolicznościach. Mieszkańcy Fliuntu zgodnie z niedawną
decyzją Związku Peloponeskiego, ale również dlatego, że chcieli się przy-
podobać Agesipolisowi, przekazali mu znaczną sumę pieniędzy w zamian
za żołnierzy, jako ich wkład w kampanię przeciwko Olintowi. Fliutyjczycy
sądzili, że podczas nieobecności jednego z  królów nic im nie grozi, gdyż
„w czasie nieobecności Agesipolisa nie może wystąpić przeciw nim Agesila-
os, gdyż byłoby to rzeczą niedopuszczalną, aby obaj królowie jednocześnie
znaleźli się poza Spartą” (Ksenofont, Hellenika, V.3.10). Takie założenie
było błędne. Owszem, od czasów wyprawy Spartan przeciw Atenom w 506
roku dwóch królów nie mogło brać udziału, ale w  jednej i  tej samej wy-
prawie! Nie oznaczało, że nie mogli pełnić dowództwa nad oddzielnymi,
niezależnymi armiami. „Po złożeniu zwykłych przy wyruszaniu na wojnę
ofiar Agesilaos nie zwlekał, lecz zaraz rozpoczął pochód, zabiegały mu drogę
liczne poselstwa i dawały pieniądze, byle tylko do ziemi ich nie wkraczał,
on jednak odpowiadał, że nie ciągnie z wojskiem, aby krzywdę wyrządzać,
tylko po to, aby krzywdzonym przyjść z  pomocą” (Ksenofont, Hellenika,
V.3.14).
Prawdopodobnie Fliuntyjczycy liczyli na powszechny brak pieniędzy
wśród Spartan i równie powszechną już korupcję wśród nich. Niestety, tym
razem Agesilaos nie miał takiej swobody działania jak w  Azji – eforowie
byli zbyt blisko i próba przekupienia Eurypontydy przez demokratycznych
przywódców Fliuntu nie mogła się powieść. Według Diodora (XV.19.3),
Agesilaos pokonał w bitwie mieszkańców Fliuntu i obległ ich miasto.
To nieukrywane i  jaskrawe naruszenie niezależności Fliuntu wywoła-
ło niezadowolenie i krytykę wśród samych Spartan. Nawet Ksenofont, dla
którego Agesilaos był wzorem cnót spartańskich, napisał: „Wielu Lacede-
mończyków mówiło, że z powodu drobnej garści ludzi [oligarchów na emi-
gracji] wzbudza przeciw sobie nienawiść grodu liczącego więcej niż pięć
tysięcy mężów” (Hellenika, V.3.14).

16
Witold Biernacki – Wojna beocka

Spartanie utkwili pod murami Fliuntu prawie na dwa lata. Agesilaos nie
zrobił nic, aby przyspieszyć koniec oblężenia, mimo znacznych przemian,
które zaszły w tym czasie w sztuce zdobywania miast. Potrafił jedynie zmo-
tywować i przyuczyć spośród wygnańców 1000 hoplitów wyszkolonych na
sposób spartański.
Jeden z dowódców fliuntyjskich, Delfion, na czele 300 wyborowych żoł-
nierzy (dziś nazwalibyśmy ich komandosami) swymi śmiałymi wypadami
zza murów miasta, odpierał w różnych punktach ataki oddziałów lacede-
mońskich. Swymi działaniami, „zyskawszy świetną reputację” – jak z po-
dziwem pisze o  nim Ksenofont – uniemożliwiał rozpoczęcie rozmów po-
kojowych. Dopiero kiedy i jego ludziom zabrakło żywności, zgodził się na
wysłanie posłów do Agesilaosa. Miasto skapitulowało w 379 roku, po dwu-
dziestomiesięcznym oblężeniu. Delfion wraz z giermkiem (niewolnikiem)
zdołał, mimo szczelnej blokady, wymknąć się z miasta. W Fliuncie Agesi-
laos zostawił garnizon, który okupywał polis przez sześć miesięcy, chroniąc
prospartański rząd oligarchów. „Dokonawszy tego, rozpuścił sojuszników
do grodów, a wojsko obywatelskie odprowadził do domu” (Ksenofont, Hel-
lenika, V.3.25).
Warunki, jakie postawił król spartański pokonanemu miastu, były
nieporówywalnie łagodniejsze niż te, które dotyczyły pokonanej Matinei.
Zapewne wzięto pod uwagę, że w  czasie wojny korynckiej (w  390 roku)
Fliuntyjczycy poprosili Spartan o umieszczenie w ich mieście załogi, która
miała ich chronić przed peltastami Ifikratesa. Do czasu wycofania w roku
385, przebywający tam garnizon lacedemoński nie ingerował w wewnętrz-
ne sprawy jej mieszkańców, nie doprowadził do zmiany demokratycznych
rządów. Teraz prospartańscy wygnańcy mogli powrócić do Fliuntu.

***

Prawdopodobnie w roku 385 Sparta była aktywna nie tylko na lądzie,


ale starała się przywrócić równowagę sił na wyspach Morza Egejskiego. Być
może wówczas interweniowała na wyspie Tazos, aby przywrócić władzę
prospartańskim oligarchom. Demokraci, których rządy na wyspie zainsta-
lował w 390 roku Thrasybulos, szukali schronienia w Atenach. Interwen-
cja na Tazos miała przypomnieć Ateńczykom, kto sprawuje hegemonię
w  Grecji. Była na tyle skuteczna, że przez kolejne osiem lat unikali oni
militarnej konfrontacji ze Spartą14.

14 P. Cartledge, Agesilaos and the Crisis of Sparta, s. 371.

17
Hoplita grecki
(mal. V. Vukšić)
Rozdział I
WOJNA Z OLINTEM

K iedy na początku IV wieku miasto Olint ustanowiło siłą swoje


zwierzchnictwo nad innymi poleis na Chalkidyce, wzbudziło to nie-
pokój Sparty. W roku 382 „państwo Chalkidejczyków” zajęło niektóre mia-
sta macedońskie, w tym Pellę. Wówczas król Macedończyków Amyntas III
zwrócił się o pomoc do eforów spartańskich. W tym samym czasie przybyli
do Sparty posłowie dwóch miast chalkidyjskich, Akanthos i Apollonii, pro-
sząc o interwencję wobec grożącej im aneksji przez Olint. Eforowie spartań-
scy w obawie, aby Olint nie sprzymierzył się z Atenami i Tebami, postano-
wili zahamować wzrost potęgi Związku Chalkidyckiego i zamierzali podjąć
działania prewencyjne na północy. Pozwolono posłom z Akanthos i Apol-
lonii przedstawić całą sprawę na Zgromadzeniu Spartiatów i Zgromadzeniu
Sprzymierzonych, które głosowały za wojną Lacedemończyków z Olintem.
Związek Chalkidycki, a raczej Związek Chalkidejczyków (to koinon ton
Khalideon), na czele którego stał Olint, mógł wystawić 800 znakomitych
kawalerzystów, 8000 hoplitów i „bardzo dużą liczbę peltastów” (Ksenofont,
Hellenika, V.2.3)1.
Lacedemończycy i  ich sprzymierzeńcy podjęli uchwałę – przy czym
sprzymierzeńcy zamiast oddziałów wojskowych mogli dostarczyć pieniędzy
na opłacenie najemników, po trzy obole egineckie dziennie za hoplitę – że
„jeśli zaś który gród dostarcza jeźdźców, musi dla jednego jeźdźca dawać
opłatę równającą się żołdowi czterech ciężkozbrojnych”. Natomiast gdyby
któreś z  polis uchyliło się od wyprawy, Lacedemończycy mogli je ukarać
grzywną, która miała wynieść dwie drachmy wypłacane codziennie za każ-
dego żołnierza (Ksenofont, Hellenika, V.2.21–22).
Kiedy podjęto te uchwały, Lacedemończycy wyprawili natychmiast
pierwszy oddział pod dowództwem Eudamidasa, który liczył 2000–3000
hoplitów i był złożony z periojków, neodamodeis i Skirytów, oraz kontyn-
gent sprzymierzeńców (tos allos poleos). Miał on zająć Potidaję, dawną so-
juszniczkę Sparty.
1 Rękopisy podają liczbę 800 hoplitów, prawdopodobnie tekst w tym miejscu jest zepsuty. Demostenes w mo-
wie „O przekroczeniu uprawnień poselskich” podaje, że Olintyjczycy mogli wystawić 5000 ciężkozbrojnych.

19
I
Za nim wyruszyło 3000 hoplitów dowodzonych przez brata Eudami-
dasa, Fojbidasa (Diodor, XV.20.3). Fojbidas zamiast ruszyć przez Plateję,
Tespię i Elateję do wąwozu termopilskiego, zboczył z utartego szlaku i ru-
szył ku Tebom. Rozłożył się obozem za miastem na placu ćwiczeń. Praw-
dopodobnie uczynił tak za namową króla Agesilaosa, który „od zawsze” źle
życzył Tebańczykom. W tym czasie w Tebach panowały zamieszki między
stronnikami dwóch polemarchów, Ismeniasa, przedstawiciela demokratów
i Leontiadesa, reprezentanta oligarchów i zwolennika Spartan. Kiedy woj-
ska spartańskie stanęły pod Tebami, Leontiades udał się do obozu Foj-
bidasa i złożył mu propozycję: „jeśli ty i twoi ciężkozbrojni pójdziecie za
mną, to wprowadzę was do samej twierdzy [Kadmei], a  wiedz, że wtedy
Teby będą już całkowicie pod władzą Lacedemończyków i naszą, jako ich
przyjaciół”. Fojbidas chętnie przystał na to, gdyż demokraci tebańscy byli
przeciwni wysyłaniu swych żołnierzy do Chalkidyki, rozpoczęli nawet roz-
mowy z Olintem. Kiedy w Tebach odbywały się misteria poświęcone opie-
kunce Kadmei, Demeter Tesmoforos i na wzgórzu kadmejskim przebywały
same kobiety, Leontiades wprowadził oddziały lacedemońskie do akropolu
tebańskiego (Ksenofont, Hellenika, V.2.26–29). Spartanie obsadzili swój
garnizon na Kadmei i aresztowali Ismeniasa, którego oskarżono przed są-
dem Związku Peloponeskiego m.in. o przyjęcie od Persów pieniędzy. Zo-
stał skazany na karę śmierci i stracony. Władzę w Tebach objęli przyjaźni
oligarchowie i Spartanie. Miejsce Ismeniasa zajął jako polemarcha Archias.
Opozycję złamano terrorem; kto nie zdołał ratować się ucieczką, szedł do
więzienia. Z miasta uciekło trzystu przeciwników tyranii, którzy udali się
na wygnanie do Aten.2 Lacedemończycy ukarali Fojbidasa za zajęcie sprzy-
mierzonego miasta, odbierając mu dowództwo nad korpusem maszerują-
cym przeciwko Olintowi, ale nie zamierzali wypuszczać z rąk akropolu Teb
– Kadmei. Obsadzili go załogą, na czele której postawili Lisanoridasa, oraz
Herippidasa i Arkesosa3. Jak się wydaje, garnizon był złożony wyłącznie ze
sprzymierzeńców spartańskich, jedynie dowódcy byli Lacedmończykami.
Akcja Fojbidasa spotkała się w Sparcie z krytycznym przyjęciem przez
eforów i Zgromadzenie. Jednak Agesilaos wziął w obronę dowódcę, uspra-
wiedliwiając napaść na sprzymierzone miasto, tłumacząc, że trzeba ko-
rzystać ze sposobności. Król stwierdził, „że gdyby ktoś popełnił czyny dla

2 A. Krawczuk, Siedmiu przeciw Tebom, Poznań 1990, s. 32.


3 Z  tych trzech dowódców, tylko o  Herippidasie mam więcej wiadomości. Wiemy, że w  roku 399 pełnił
funkcję harmosty w Heraklei w Trachis. Przed rokiem 400 związany z Derkyllidasem, później stał się bli-
skim współpracownikiem Agesilaosa, w r. 396 przybył z nim do Azji Mniejszej, kiedy Eurypontyda przejął
dowództwo nad wojskami walczącymi z Persją. Właśnie Herippidas objął od Ksenofonta dowództwo nad
najemnikami Cyrusa, którzy wzięli udział w bitwie pod Kunaksą i odwrocie Dziesięciu Tysięcy. Tymi oddzia-
łami dowodził w bitwie pod Koroneją.

20
2. Chalkidyka
I
Lacedemonu szkodliwe, to byłoby słuszne, aby poniósł za to karę; rzeczy
pożyteczne wolno człowiekowi według odwiecznego zwyczaju dokonywać
na własną rękę” (Ksenofont, Hellenika, V.2.32). Ostatecznie sąd spartań-
ski zaakceptował czyn Fojbidasa, ale pozbawił go stanowiska dowódcy nad
korpusem udającym się pod Olint, ponadto ukarano go grzywną. Agesilaos
podkreślał, że należy oceniać działania Fajbidosa z punktu widzenia kryte-
rium spartańskich interesów, tak więc wkrótce odnajdujemy go jako har-
mostę w Tespiach; jak zauważa Plutarch, Spartanie „nie tylko nie ukarali
sprawcę wykroczenia, ale jego czyn zatwierdzili” (Pelopidas, 6). Co najważ-
niejsze garnizon spartański nie został wycofany z Kadme.
Możliwe, że Agesilaos chciał wykorzystać nadarzającą się sposobność
i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Podczas gdy Eudamidas miał po-
dążać na północ bez żadnej zwłoki, nie czekając na wsparcie, celem Fojbi-
dasa były od początku Teby; Olint był tylko zasłoną dymną dla jego – a ra-
czej Agesilaosa – zamiarów4.

1.1. Walki pod Olintem


Tymczasem Eudamidas dotarł do półwyspu Chalikdyckiego i zajął waż-
ny punkt strategiczny, jakim było miasto Potideja, z którego mógł bezpo-
średnio zagrozić Olintowi, oddalonemu zaledwie o około 15 km na północ.
Dowódca spartański obsadził garnizonami sprzymierzone miasta, m.in.
Apolonię i Akanthos, i czekał na przybycie głównych sił lacedemońskich.
Nowym dowódcą głównej armii wysłanej przez eforów został Teleutias,
brat Agesilaosa. Sprzymierzeńcy spartańscy przewidując, że kampania na
północy będzie długotrwała, zamiast wysyłać własnych obywateli – hopli-
tów, chętniej wpłacali uchwalone kwoty. Pieniądze przeznaczano na zaciąg
najemników, którzy byli bardziej przydatni w tej wyprawie, gdyż zapewniali
dowódcy spartańskiemu większą swobodę manewru w czasie długotrwałych
walk, z dala od ojczyzny5. Tylko niektóre poleis wysłały swoje oddziały; mię-
dzy innymi Tebańczycy wysłali oddział hoplitów i jeźdźców. Teleutias ma-
szerował na północ „nie spiesząc się zbytnio, lecz raczej o to się troszcząc, aby
swych przyjaciół nie krzywdzić i zbierać jak najwięcej wojska” (Ksenofont,
Hellenika, V.2.38). Armia wyprawiona przez Spartę liczyła ponad 10  000
hoplitów, przy czym sami Lacedemończycy wyprawili wspomnianych wyżej
2000 neodamodów, periojków i  Skirytów. Wódz lacedemoński chciał za-
pewnić sobie odpowiednie kontyngenty jazdy sojuszniczej, która niezbędna

4 P.J. Stylianou, A Historical Commentary on Diodorus Siculus, Book 15, Oxford 1998, s. 218.
5 R. Kulesza, Sparta w V–IV wieku p.n.e., s. 276.

22
Witold Biernacki – Wojna beocka

była do walki w północnej części Półwyspu Bałkańskiego. Od władców Gór-


nej Macedonii żądał, aby werbowali dla niego najemników. Derdas II, król
Elimei, oddał do dyspozycji „więcej usług Sparcie niż Amyntas, który zdołał
jedynie zgromadzić wojska składające się »z osób bliskich królowi« – zapew-
ne z jego »przyjaciół«: służących w jeździe – i najemnej piechoty”6.
Kiedy Teleutias przybył do Potidei, dał odpocząć swoim żołnierzom,
uporządkował ich oddziały, a  następnie wtargnął na ziemie należące do
Olintyjczyków. „Kiedy się zbliżał do jakiegoś grodu, nie palił i nie ścinał
drzew, sądząc, że czyniąc coś podobnego, ściąga na siebie trudności wsze-
lakie tak przy posuwaniu się naprzód, jak i  przy cofaniu się; ilekroć zaś
odchodził od grodu, uważał za słuszne ścinać drzewa, aby ułożyć z  nich
zaporę na wypadek pościgu z tyłu” (Ksenofont, Hellenika, V.2.39).

1.2. Pierwsza bitwa pod Olintem


Zbliżywszy się w końcu do Olintu na odległość dziesięciu stadiów, tj.
około 2 km, Teleutias rozkazał swej armii stanąć w szyku bojowym. Zry-
wając z  dotychczasową taktyką grecką, według której miejsce dowódcy
i wyborowych sił było na prawym skrzydle, Teleutias wraz z Lacedemoń-
czykami stanął na lewej flance falangi, którą osłaniało 400 jeźdźców pod
wodzą Derdasa oraz prawdopodobnie oddział Skirytów. Istniał taktyczny
powód takiego rozwiązania. Lewe skrzydło znajdowało się na wprost bramy
miejskiej, której pobite wojska przeciwnika byłyby zmuszone użyć. Pozo-
stała część falangi rozciągała się na prawo. Na krańcu prawej flanki stała
jazda Spartan, Tebańczyków i Macedończyków.
Z miasta wyszły wojska olintyjskie i również ustawiły się w szyku bojo-
wym pod murami, przy czym cała ich kawaleria uszykowała się na lewym
skrzydle; prawdopodobnie prawe skrzydło osłaniali peltaści, chociaż żadne
źródło nie wzmiankuje o użyciu ich przez obie strony.
Bitwę rozpoczęła kawaleria olintyjska, która, jak pisze Ksenofont,
„zwarłszy swe szeregi” uderzyła energicznie na stojącą naprzeciwko kon-
nicę sprzymierzonych. Przypuszczalnie jeźdźcy olintyjscy uszykowani byli
w  kliny, formację bardzo popularną wśród plemion żyjących w  tamtych
rejonach. Szarża wykonana przez kawalerzystów chalkidyjskich była nie-
zwykle skuteczna. Olintyjczycy strącili z konia dowódcę jazdy (hipparchę)
spartańskiego Polycharmosa, zadając leżącemu wiele ran, „pozostałych zaś
jeźdźców zabijali, wreszcie znajdującą się na prawym skrzydle jazdę zmusili
do ucieczki” (Ksenofont, Hellenika, V.2.41). Kiedy jazda prawego skrzydła
umknęła z pola bitwy, zwycięska kawaleria olintyjska mogła teraz zrolować
6 N.G.L. Hammond, Starożytna Macedonia, Warszawa 1999, s. 93–94. 23
I
całą falangę Teleutiasa, uderzając na jej prawą, nieosłoniętą tarczami flan-
kę oraz tyły, zanim stojący na prawym skrzydle hoplici zdołaliby wykonać
manewr polegający na zagięciu skrzydła, tak że „zachwiała się także stojąca
obok niej [tj. jazdy] piechota i całe wojsko poniosłoby niebezpieczną poraż-
kę” (Ksenofont, Hellenika, V.2.41). Sytuację uratował Derdas, który doko-
nał doskonałej, psychologicznej akcji: nie zważając na stojące naprzeciw-
ko wrogie oddziały, minął je i popędził pod bramę miejską. W ten sposób
odciął Olintyjczykom bezpieczny odwrót do miasta. Za nim ruszyło lewe
skrzydło hoplitów lacedemońskich prowadzonych przez Teleutiasa. Kiedy
jeźdźcy olintyjscy ujrzeli to, przerwali atak, zawrócili i pośpieszyli w kierun-
ku bramy. Wielu z nich zginęło podczas mijania szeregów kawalerii Der-
dasa, która miotała w  nich oszczepami, ale większość, podobnie jak cała
piechota, zasłoniwszy się szczelnie tarczami, w  zwartym szyku wycofała
się, osłaniana przez masę uzbrojonych na sposób tracki peltastów i znalazła
schronienie pod murami, a następnie bezpiecznie przeszła przez wrota, po-
nosząc jedynie nieznaczne straty. Falanga Teleutiasa na lewym skrzydle ru-
szyła do przodu, chyba jednak nie weszła w bezpośredni kontakt z wrogiem
i cały ciężar walki spadł na kawalerię. Zapewne peltaści i lekkozbrojni mio-
tając z blanek Olintu pociskami, skutecznie powstrzymywali wojowników
Teleutiasa przed nierozważnym zbliżeniem się do bramy i murów miasta.
Mimo iż Teleutias wzniósł pomnik zwycięstwa, bitwę faktycznie przegrał.
Na wiosnę 381 roku walka ograniczała się do rajdów, przeprowadza-
nych przez kawalerię olintyjską na ziemie sprzymierzonych z Lacedemoń-
czykami poleis. W czasie tych wypadów „brali zdobycz i mordowali ludzi”.
Podczas jednego z nich, 600 jeźdźców olintyjskich zaatakowało w południe
terytorium Apollonii. Jednak właśnie w tym dniu przybył do tego miasta
Derdas ze swymi konnymi. Spożywał właśnie śniadanie, kiedy zobaczył, że
Olintyjczycy podjeżdżali „z lekceważeniem” do przedmieścia i wrót polis.
Dopiero wtedy Derdas rozkazał swym konnym wsiadać na konie, które
trzymał cały czas osiodłane, i uderzył zwartym szykiem na rozproszonych
kawalerzystów wroga. Zmusił ich do pośpiesznej ucieczki i ścigał na prze-
strzeni około 16 km, aż pod same mury Olintu, zabijając w czasie pościgu
około 80 nieprzyjaciół (Ksenofont, Hellenika, V.3.1–2).
Ten sukces Derdas zawdzięczał swoim talentom dowódczym, znakomi-
temu wyszkoleniu i dyscyplinie kawalerzystów. Przedsięwzięta przez niego
daleka pogoń za uciekającym wrogiem była rzadkością w świecie greckim; jej
wynikiem było zadanie maksymalnych strat przeciwnikowi oraz osłabienie
jego morale. Ksenofont pisze, że od tej chwili Olintyjczycy zaniechali wypa-
dów z obawy przed jazdą Derdasa i zostali zmuszeni do uprawy ziemi znaj-
dującej się w najbliższej odległości od murów swego polis (Hellenika, V.3.2).
24
3. Pierwsza bitwa pod Olintem (381 r. p.n.e.)
I
1.3. Druga bitwa pod Olintem
Przez jakiś czas Olintyjczycy trzymali się blisko swoich murów, ale wio-
sną lub wczesnym latem 381 roku Teleutias postanowił zniszczyć i  ten
niewielki skrawek uprawnej ziemi, dzięki któremu mieszkańcy miasta
mogli kontynuować obronę swego grodu. Teleutias maszerował wzdłuż
zachodniego brzegu rzeki Sandanos. Tymczasem pojawili się kawalerzy-
ści olintyjscy, którzy odważyli się przeprawić przez rzekę i śledzili marsz
nieprzyjacielskiej armii. Rozgniewany takim zuchwalstwem przeciwnika,
Teleutias rozkazał peltastom dowodzonym przez Telmonidasa ruszyć na
nich biegiem7. Na ten widok Olintyjczycy zawrócili i uciekli za rzekę. Kiedy
tylko część peltastów przekroczyła w  pościgu rzekę, kawaleria olintyjska
zawróciła i  wykonała szarżę na rozproszonych w  gonitwie nieprzyjaciół.
Zginął Telmonidas i ponad stu jego podkomendnych.
Teleutias widząc, jak jazda nieprzyjacielska wycina jego peltastów,
wpadł w jeszcze większą wściekłość; działał wyjątkowo nierozważnie, jak
na dowódcę spartańskiego; dał się ponieść uczuciom niegodnym Spartiaty.
Jak mówił król Archidamos przed wybuchem wojny peloponeskiej: „Dziel-
ni jesteśmy i roztropni dzięki rozwadze” (Tukidydes, I.84). Natomiast jak
pisał inny strateg – z  odrębnego kręgu kulturowego – Chińczyk Sun Zi:
„Jeśli wrogi wódz jest uparty i skłonny do gniewu, obrażaj go i doprowadzaj
do wściekłości, aby się zezłościł i pogubił, wtedy porwie się na ciebie lekko-
myślnie i bez żadnego planu”8. Na widok porażki swych peltastów, Teleu-
tias rozkazał hoplitom uformować szyk, przeprawić się przez rzekę i ruszyć
w  kierunku nieprzyjaciela. Pozostałym peltastom, którzy dotychczas nie
brali udziału w  walce, oraz swej konnicy – nacierać śmiało na nieprzy-
jacielskich jeźdźców. Ponieważ Ksenofont nic nie wspomina o Skirytach,
prawdopodobnie stali, zgodnie ze zwyczajem, na lewym skrzydle falangi.
Hoplici przechodząc przez rzekę, nie byli w  stanie utrzymać zwartego
szyku. W ich szeregi wkradł się nieład; falanga wyginała się, jej linie były
nierówne i miejscami poprzerywane, nie stanowiły spoistego szyku, więc
nie były tym, co stanowiło jego podstawową zaletę, czyli ścianą tarcz, na-
jeżoną włóczniami. Kiedy wszyscy ci zbrojni znaleźli się w pobliżu murów
Olintu, spadł na nich grad pocisków, miotanych z wież i murów. Podczas
gdy kawaleria olintyjska zawróciła i wsparta przez swoich peltastów ude-
rzyła na ścigających ich nieprzyjaciół, z bramy wypadła z krzykiem zwarta

7 Telmonidas dowodził peltastami zaciągniętymi wśród Traków, por. J.K.  Anderson, Military Theory and
Practice, s. 127.
8 W: Sun Zi, Sztuka wojny, Kraków 2003, s. 21.

26
Witold Biernacki – Wojna beocka

kolumna hoplitów. Pod jej uderzeniem lewe skrzydło falangi peloponeskiej


załamało się. Kiedy padł Teleutias, jego armia rozsypała się w ucieczce na
wszystkie strony. Diodor, który pobieżnie opisuje bitwę, dodaje, że Lacede-
mończycy stracili w niej 1200 ludzi (Ksenofont, Hellenika, V.3.3–6; Diodor
XV.21.1–3).

1.4. Oblężenie Olintu


Spartanie na wieść o  klęsce i  śmierci Teleutiasa, chcąc ratować sytu-
ację pod Olintem (i swoją reputację), jeszcze w roku 381 wysłali na północ
znacznie większe siły, którymi dowodził król Agesipolis. Towarzyszył mu
sztab 30 Spartiatów. Prawdopodobnie, jak przypuszcza R. Kulesza, za de-
cyzją o wysłaniu Agesipolisa stał Agesilaos, który chciał się go pozbyć ze
Sparty, aby ten mógł bez przeszkód zakończyć sprawę Fliuntu. „Zarówno
zwycięstwo jak i przegrana (a nawet śmierć) Agesipolisa znakomicie urzą-
dzały Agesilaosa, a skład »sztabu« zapewne gwarantował zgodny z jego in-
tencjami sposób prowadzenia kampanii”9. Ten pierwszy sprzyjał Fliuntyj-
czykom, którzy ofiarowali mu na wyprawę znaczą sumę pieniędzy; sądzili
bowiem, że Spartanie wysyłając jednego z królów na daleką wyprawę, nie
wyślą drugiego przeciw ich miastu, „gdyż byłoby to rzeczą niedopuszczal-
ną, aby obaj królowie jednocześnie znaleźli się poza Spartą” (Ksenofont,
Hellenika, V.3.10). Tym razem przeliczyli się – Fliunt leżał na Pelopone-
zie, niezbyt daleko od Lakonii, a Agesilaos był zdeterminowany i chciał się
z nim rozprawić.

„Spośród periojków towarzyszyło mu [Agesipolisowi] wielu zacnych


ochotników, wielu cudzoziemców zwanych trophimoi, wielu synów Spar-
tiatów z  nieprawego łoża (nothoi), młodzieńców pięknych i  nieobcych
temu, co w mieście tym za piękne uchodzi, wielu wreszcie wyruszyło z nim
na wojnę ochotników z grodów sprzymierzonych, a zwłaszcza jeźdźców tes-
salskich, pragnących dać się poznać Agesipolisowi” (Ksenofont, Hellenika,
V.3.9, w tłumaczeniu R. Kuleszy).

Olintyjczycy nie zdecydowali się stanąć do otwartej bitwy z wielką armią


peloponeską i schronili się za murami swego miasta. Oczywiście Lacede-
mończycy i ich sprzymierzeńcy nie mogli się kusić o zdobycie tak obronne-
go polis szturmem; jak zwykle rozłożyli się obozem w  jego pobliżu i  za-
blokowali je. Oddziały peloponeskie, zapewne wspierane przez Amyntasa
9 R. Kulesza, Sparta w V–IV wieku p.n.e., s. 277.

27
I
i Derdasa, a także przez jeźdźców tessalskich, przemierzały tereny należące
do Związku Chalkidyckiego i pustoszyły jego ziemie. Szturmem zdołały za-
jąć miasto Toron, położone na Sitonii, środkowym półwyspie Chalkidikie.
W czasie jednej z takich wypraw, „w czasie największych skwarów letnich”
w 380 roku, król Agesipolis nieoczekiwanie zachorował i zmarł (Ksenofont,
Hellenika, V.3.18). Jego ciało, zanurzone w miodzie, odesłano do Sparty,
gdzie został uroczyście pochowany. W jego miejsce wysłano pod Olint Po-
lybiadesa, syna efora Naukleidesa, który objąwszy dowództwo nad armią
lacedemońską, z wielką energią kontynuował wojnę. W kilku potyczkach
odniósł zdecydowane zwycięstwo, zacieśniając pierścień oblężenia wokół
miasta. Latem 379 roku Olintyjczycy, którzy „zboża ani ze swojej ziemi nie
otrzymywali, ani też nie mogli sprowadzać go morzem” (Ksenofont, Helle-
nika, V.3.26), zostali głodem zmuszeni do kapitulacji. Warunki kapitulacji
nie były zbyt ciężkie, ale Związek Chalkidycki został rozwiązany. Należące
do niego poleis zostały podporządkowane polityce zewnętrznej i rozkazom
Sparty: na każde wezwanie musiały dostarczyć odpowiednich kontyngen-
tów wojskowych. Król Amyntas odzyskał swoje wschodnie ziemie, ale mię-
dzy Macedończykami a Chalkidyjczykami narastała nienawiść.
Wydawało się, że Sparta niepodzielnie dzierżyła władzę nad Helladą,
gdyż jak pisał Ksenofont: „A skoro Lacedemończykom tak dalece się powio-
dło, że Tebańczycy i pozostali Beotowie znaleźli się zupełnie pod ich wła-
dzą, Koryntianie stali się im całkowicie wierni, Argejczycy upokorzyli się
z tego powodu, że powoływanie się na miesiące korzyści już nie przynosiło,
Ateńczycy wreszcie znaleźli się w osamotnieniu, to panowanie ich zdawało
się być dobrze i bezsprzecznie utwierdzone” (Hellenika, V.3.27). Również
według Diodora w tym czasie Lacedemończycy osiągnęli swoją największą
potęgę i panowali nad Grecją zarówno na lądzie, jak i na morzu. W Tebach
stał ich garnizon, Korynt i Argos były zastraszone, a Ateńczycy zasiedlając
na ziemiach pokonanych poleis swoich kleruchów nie cieszyli się wspar-
ciem większości Hellenów (XV. 23. 3-4). Punkt, w którym znaleźli się teraz
Spartanie przypomina pod wieloma względami sytuację z roku 395: ich
sukcesy militarne wywołały zaniepokojenie wobec ich siły w całej Grecji
– co wówczas doprowadziło do zawiązania antyspartańskiej koalicji. Tak
było i tym razem. Skoro Tebańczycy w roku 405/406 udzielili wsparcia
Ateńczykom przy pozbyciu się spartańskiego garnizonu i obaleni oligar-
chów, teraz demokraci ateńscy byli gotowi wesprzeć Tebańczyków, aby ci
pozbyli się garnizonu lacedemońskiego z Kadmei10.

10 Simon Harnblower, The Greek World 479-323, New York 2011, s. 239.

28
Rozdział II
WYZWOLENIE TEB

P ewnego pochmurnego grudniowego dnia 379 roku p.n.e. siedmiu


tebańskich wygnańców, a według Plutarcha i Korneliusza Neposa1 –
dwunastu, wyszło nocą z Aten, uzbrojonych jedynie w małe mieczyki (być
może spartańskie xiphos), rzekomo na polowanie – zabrali nawet ze sobą
psy. Przekroczyli góry Kithajronu i zatrzymali się w lesie. Masyw Kithaj-
ronu wznosił się na południe od Teb; sam wierzchołek góry był nagi, ale
jej strome, pofałdowane zbocza pokrywał płaszcz gęstych lasów jodłowych.
Późnym wieczorem, wmieszani w tłum wracających do miasta robotników
rolnych, przeszli niepostrzeżenie przez bramę Teb. Następną noc i  dzień
spędzili ukryci w domu Charona, gdzie niebawem zaczęli się schodzić spi-
skowcy z całego miasta. Wkrótce zebrało się ich czterdziestu ośmiu. Prze-
wodzili im Pelopidas i  Melon. Wszyscy przygotowywali się do zamachu,
próbowano ostrza mieczów i przymierzano pancerze.
O  zmierzchu, kiedy „była właśnie pora wieczorowego posiłku”, spi-
skowcy wyszli z domu Charona. Pogoda sprzyjała im: coraz silniejsza wi-
chura gnała tumany mokrego śniegu i  drobnego deszczu, co powodowa-
ło, że ulice były puste. Pierwsza grupa, której przewodził Charon, miała
rozprawić się z  Archiasem i jego przyjaciółmi w  domu Fillidasa. Fillidas,
który należał do spisku, był sekretarzem polemarcha Archiasa, zorganizo-
wał „rozpustną hulankę” na zakończenie swego urzędowania2. W skład tej
grupy wchodzili także Kafizjasz, Teokryt i Melon, który dopiero co przybył
z Kithajronu. Wszyscy oni mieli pod ubraniem półpancerze, a na głowach
wieńce jodłowe i sosnowe; niektórzy zarzucili nawet na siebie długie sza-
ty niewieście. W ten sposób przypominali grupę pijaków, która włóczy się
nocą po mieście, prowadząc ze sobą kurtyzany. Natomiast druga grupa,
którą prowadził Pelopidas, uzbrojona jedynie w krótkie miecze ukryte pod

1 Ksenofont, Hellenika, V.4.3; Plutarch, Pelopidas 8.1; Nepos, Pelopidas, 2. J. Rzepka (Cheroneja, s. 47-48) pi-
sze, iż zarówno liczba spiskowców, jak i opowieść o wyzwoleniu Teb nie są wiarygodne, ale zawierają liczne
elementy natury astronomiczno-religijnej oraz zaczerpnięte m.in. z dziejów mitologicznych tego polis.
2 Były to święta Afrodizja, w którym to dniu wszyscy najwyżsi urzędnicy w Tebach, polemarchowie, czy też
tylko niektórzy z nich, składali swój urząd.

29
płaszczami, ruszyła do domów Leontidesa i Hipatesa, najgorliwszych po-
II pleczników tyranii.
Grupa Charona weszła do domu Fillidasa i wmieszała się między służ-
bę, przez chwilę przypatrując się ucztującym. Widok szat i wieńców wpro-
wadził w błąd Archiasa i jego kompanów. „Melon pierwszy z dłonią na rę-
kojeści miecza rzucił się w środek, a gdy mijał Kabiriacha, wylosowanego
archonta, ten chwyciwszy go za łokieć krzyknął: – »Fillidasie, czy to nie
Melon?« Melon odepchnął jego zaczepkę, wyrwał jednocześnie miecz z po-
chwy, wpadł na podnoszącego się z trudem Archiasa i zadawszy mu kilka
ciosów położył go trupem. Filippa ranił w kark Charon, a broniącego się
stojącymi na stole kubkami Lizyteos zepchnął z łoża na ziemię i zabił”3.
Podobno w  tym czasie przybył do Fillidasa posłaniec z  Aten, z  listem
od tamtejszego kapłana świątyni w Eleusis. Ów kapłan był zaprzyjaźniony
z Archiasem i podobno informował w liście o wygnańcach, którzy wyszli
z Aten, niby to polować na Kithajronie, a w rzeczywistości w celu wsparcia
spiskowców w  mieście; zawierał też nazwiska głównych członków sprzy-
siężenia, wśród nich i  Charona. Jednak pijany Archias zlekceważył list
i schował go pod poduszkę, mówiąc: „Na jutro sprawy poważne!”4.
Tymczasem „Pelopidas z towarzyszami cicho podeszli do bramy podwó-
rza Leontidesa i zapukali, a słudze, który się zjawił, powiedzieli, że przy-
noszą Leontidesowi list z Aten od Kallistrata. Sługa oznajmiwszy to dostał
polecenie otwarcia bramy, a skoro tylko zdjął zaworę i uchylił trochę drzwi,
wpadli do środka gromadnie i obaliwszy go rzucili się biegiem przez podwó-
rze do komnaty. Leontides natychmiast domyślił się prawdy i wyciągnąw-
szy sztylet porwał się do obrony. Występny był to człowiek i o tyrańskim
usposobieniu, ale nieustraszonego ducha i silny w ręku. Nawet nie chciał
lamy przewrócić i po ciemku zetrzeć się z napastnikami, ale w świetle i na
oczach wszystkich ledwie zdążyli drzwi otworzyć, zadał Kefisodorowi cios
w bok i wpadł z kolei na Pelopidasa, głośno wołając na służbę. Tych jed-
nakże zatrzymał Samidas ze swoimi; nie odważyli się oni podnieść ręki na
najznakomitszych i najdzielniejszych w boju obywateli. A Pelopidas toczył
walkę z Leontidasem na miecze we drzwiach komnaty, które były ciasne
i leżał w nich umierający Kefisodoros, tak że inni nie mogli go wesprzeć.
W końcu jednak Pelopidas, choć sam lekko ranny w głowę, zadawszy wiele
ran Leontidesowi obalił go i przebił na ciepłych jeszcze zwłokach Kefiso-
dora. A nawet jeszcze ten ujrzał padającego wroga i wyciągnąwszy dłoń do
Pelopidasa oraz wszystkich innych pożegnawszy, pogodnie wyzionął du-
3 Plutarch, Moralia. O duchu opiekuńczym Sokratesa, Wrocław 1954, s. 169 (dalej cyt: Plutarch, O duchu opie-
kuńczym Sokratesa).
4 A. Krawczuk, Siedmiu przeciw Tebom, Poznań 1990, s. 242-243.

30
Witold Biernacki – Wojna beocka

cha. Skończywszy z tym, udali się do Hypatesa, gdzie im drzwi otworzono,


i Hypatesa uciekającego gdzieś na dachu od sąsiadów uśmiercili” (Plutarch,
O duchu opiekuńczym Sokratesa, s. 170-171).
Obie grupy spiskowców spotkały się na rynku koło Polisylu (wielkiej
hali kolumnowej). Stąd ruszyły biegiem w stronę więzienia. Wszyscy stanę-
li w zaułku w pobliżu budynku, a do bramy zbliżył się Fillidas, jako piastu-
jący urząd, który wywołał głównego strażnika i powiedział: „Archias i Filip-
pos każą ci zaraz przyprowadzić do siebie Amfiteosa”. (Plutarch, O duchu
opiekuńczym Sokratesa, s. 171) Strażnik jednak widząc, że pora jest dziw-
na, a Fillidas nie mówił spokojnie, ale był rozgorączkowany i podniecony
walką, zaczął podejrzewać, że mówi nieprawdę: „Kiedy to Fillidasie, pole-
marchowie wzywają więźnia o  takiej porze? Kiedy robili to przez ciebie?
Jaki przynosisz znak?” (Plutarch, O duchu opiekuńczym Sokratesa, s. 171).
Jeszcze nie skończył pytać, gdy Fillidas nie bawiąc się już w  subtelności,
przebił go oszczepem jeździeckim. Wówczas spiskowcy runęli biegiem do
bramy. Wyłamali ją i uwolnili więźniów.
Koło świątyni Ateny zbierali się spiskowcy pod przywództwem Epa-
minondasa i Gorgidasa. Kiedy dowiedzieli się o zabiciu tyranów, rozdano
zdobyczną broń wiszącą w krużgankach świątyni oraz przyniesioną z po-
bliskich warsztatów płatnerskich. Przybył Hippostenejdas z  przyjaciółmi
i niewolnikami, oraz z trębaczami, którzy przypadkowo przyjechali do Teb
na święto Heraklesa. Teraz ci trębacze grali pobudkę, wzywając mieszkań-
ców do broni, a jednocześnie budząc strach wśród przeciwników. Stronnicy
Lacedemończyków w  pośpiechu uciekali do Kadmei, „pociągając ze sobą
tak zwanych znakomitych obywateli, którzy zwykli strażować w nocy na
dole wokół warowni” (Plutarch, O duchu opiekuńczym Sokratesa, s. 172-
173). Widok uciekających do twierdzy bezładnie i w przerażeniu stronni-
ków spartańskich spowodował, że dwaj dowódcy spartańscy – Herippidas
i Arkesones (trzeci, Lisanoridas, na kilka dni przed zamachem udał się do
Haliartos) – również wpadli w panikę i mimo iż mieli pod bronią 1500 żoł-
nierzy, nie mieli zamiaru wychodzić poza mury Kadmei5.
Tymczasem przywódcy rebelii wezwali wszystkich Tebańczyków
– jeźdźców i  hoplitów – pod broń, oświadczając, że „tyrani już zginęli”.
Jednak póki panowały ciemności i sytuacji w mieście nie można było ogar-
nąć wzrokiem, zgromadzeni obywatele zachowywali się spokojnie. Dopie-

5 Według Diodora (XV.25.3) garnizon Kadmei liczył tylko 500 żołnierzy. Jak przypuszcza H. Parke („Herippi-
das, Harmost at Thebes”, CQ 21, 1927, s. 159-165) być może Herippidas był dowódcą wojskowym, któremu
podlegały oddziały w środkowej Grecji. W minionym roku zaprowadził prospartańskie rządy w Oreos na
Eubei. Na zimę wycofał się ze swymi siłami do Teb, co tłumaczyłoby tak znaczną liczebność tamtejszego
garnizonu. Dla porównania garnizon spartański zainstalowany w Atenach w 404/403 roku liczył 700 ludzi.

31
ro kiedy nastał dzień i  potwierdziły się wieści, że zabito prospartańskich
II przywódców Teb, a pozostali schronili się w twierdzy, pod murami Kadmei
zgromadzili się jeźdźcy i piechurzy.
Według Ksenofonta, przybyli z  Aten wygnańcy pchnęli natychmiast
konnych gońców ku granicy, gdzie stali dwaj ateńscy strategowie, których
nazwisk nie znamy – prawdopodobnie działali oni w porozumieniu z bani-
tami. Przypuszczalnie strategowie działali na własną rękę, gdyż zostali póź-
niej skazani na śmierć: „jednego stracili, drugiego zaś, który na sąd się nie
zjawił, skazali na wygnanie” (Ksenofont, Hellenika, V.4.9 i 19). Natomiast
Diodor pisze, że posłańcy przybyli do Aten z prośbą o pomoc w zdobyciu
Kadmei, zanim dotrze armia peloponeska. Zgromadzenie Ludowe zadecy-
dowało, aby następnego dnia wysłać do Teb siły „tak duże, jak to było
możliwe”. Ateńczycy wysłali więc następnego dnia o świcie 5000 hoplitów
ateńskich i  500 jeźdźców pod dowództwem strategosa Demophona, „aby
uprzedzić Lacedemończyków” (Diodor, XV.26.1–2). Ponadto postanowi-
li przygotować następne oddziały, jeśli byłoby to konieczne. Tymczasem
najemnicy Chabriasa byli już w  polu koło Eleutheraj na głównej drodze
do Teb. Peltaści Chabriasa musieli stanowić główne siły dwóch strategów,
o których wspomina Ksenofont.
Po przybyciu do Teb głównych sił ateńskich i równie szybko zebranych
posiłków z  innych miast Beocji, oblężenie Kadmei stało się bardziej sta-
nowcze. Zgromadzono znaczne siły, które Diodor ocenia na 12  000 ho-
plitów i 2000 jeźdźców, ale te liczby wydają się niewiarygodne6. Chociaż
do walki z pewnością włączyli się starzy obywatele miasta, którzy z racji
wieku byli już zwolnieni ze służby wojskowej, wszystkich zbrojnych nie
było więcej niż 7000, tym bardziej że nie wszyscy Beoci przyszli z pomocą
Tebańczykom. Podczas gdy zmobilizowani obywatele ateńscy pełnili rolę
czynnika odstraszającego i blokującego na traktach prowadzących do mia-
sta, Kadmeję szturmowali Tebeńczycy i ich beoccy sojusznicy, i prawdopo-
dobnie najemnicy Chabriasa. Wedle tradycji Epaminondas nie chciał brać
udziału w rozprawie ze swoimi ziomkami, nawet jeśli wysługiwali się Spar-
tanom: „Nie chciał bronić zdrajców, nie chciał też walczyć z nimi, aby nie
plamić rąk krwią rodaków. Każde bowiem zwycięstwo odniesione w wojnie
domowej uważał za żałosne. Lecz kiedy u stóp Kadmei rozgorzała walka ze
Spartanami, walczył w pierwszych szeregach” (Nepos, Epaminondas, 10).
Spartańscy dowódcy garnizonu w twierdzy tebańskiej posłali wiadomość
do Sparty już w czasie zamieszania pierwszej nocy. Równocześnie pchnęli
gońców po posiłki do Platejów i do Tespiów, gdzie od czasu rozwiązania

6 J.K. Anderson, Military Theory and Practice, s. 198.

32
Witold Biernacki – Wojna beocka

Związku Beockiego w roku 386 stały załogi spartańskie. Tespijczykom już


od trzech dni przed przewrotem w  Tebach kazano być pod bronią i  cze-
kać na wezwanie dowódców spartańskich, ale teraz z  pewnych przyczyn
nie wyruszyli. Być może Tebańczycy schwytali kuriera. Z pomocą Kadmei
natychmiast wyruszyli Platejczycy (prowadzeni, być może, przez Lisanori-
dasa), zostali jednak zaatakowani przez jeźdźców tebańskich i straciwszy
ponad dwudziestu ludzi, pośpiesznie wycofali się do swego miasta.
Po kilkudniowym, a być może po kilkunastodniowym oblężeniu, kiedy
garnizonowi w  Kadmei zaczęło brakować żywności, dwaj spartańscy do-
wódcy, którzy dowiedzieli się, że Tebańczycy i Ateńczycy szykują drabiny
oblężnicze i  wyznaczyli znaczne nagrody dla tych mężów, którzy pierwsi
wedrą się na mury twierdzy (co znacznie osłabiło morale najemników spar-
tańskich), doszli do wniosku, że ich siły są zbyt słabe, i podjęli decyzję, aby
opuścić Teby pod warunkiem, że oblegający pozwolą im odejść bezpiecznie.
Jednak kiedy załoga spartańska opuszczała Kadmeję, Tebańczycy złamali
dane słowo, chwytali i zabijali wszystkich popleczników spartańskich, któ-
rych rozpoznali wśród wychodzących żołnierzy i  ich służby. Niektórych
z nich uratowali Ateńczycy. „Tebańczycy za to nawet dzieci zamordowa-
nych (oligarchów), o ile one były, łapali i zabijali” (Ksenofont, Hellenika,
V.4.9–12).
Jeszcze przed kapitulacją Kadmei, na zwołanym zgromadzeniu ludowym
wybrano boeotarchów, po raz pierwszy od 386 roku. Ich liczba jest niepew-
na, być może było ich siedmiu, tak jak rok później. Byli wśród nich Melon,
Charon, Pelopidas oraz, być może, Gorgidas. Krok Tebańczyków był jasny:
Teby rościły sobie prawo do występowania w imieniu całej Beocji.
Jeśli Isokrates pisze prawdę, Tebańczycy niezwłocznie po wyzwoleniu
swojego miasta wysłali posłów do Sparty, oferując sojusz na takich samych
warunkach jak poprzednio. Jednak eforowie postawili kryteria niemożli-
we do ich akceptacji. Zażądali powrotu wypędzonych sojuszników Sparty,
natomiast wygnania z  miasta przywódców przewrotu. Takich warunków
Tebańczycy przyjąć nie mogli. Historia ta często jest odrzucana jako nie-
prawdopodobna, ale być może Isokrates pisze prawdę i nowe władze Teb
próbowały zmiękczyć stanowisko Lacedemonu i przeciwdziałać propagan-
dzie uchodźców7.
W  każdym razie eforowie, na wieść o  tych krwawych zajściach w  Te-
bach, wysłali „w czasie głębokiej zimy” – co było ewenementem w wojnach
toczonych w ówczesnej Helladzie – do Beocji szybko zmobilizowane woj-
sko, którym dowodził po raz pierwszy w polu młody król Kleombrotos, brat

7 Isokrates, Plataicos, XIV.28; „The Cambridge Ancient History”, vol. VI, 2 ed., Cambridge 2006, s. 165-166.

33
zmarłego niedawno Agesipolisa (Plutarch, Pelopidas, 13). Król Kleombrotos
II został wyznaczony na dowódcę wyprawy za radą Agesilaosa, który wymówił
się od niej, stwierdzając, że „on już więcej niż czterdzieści lat służy w woj-
sku, wskazywał na to, że jak wszyscy inni mężowie w jego wieku nie są już
obowiązani chodzić na wojnę poza swoją ojczyznę, podobnie i królów obo-
wiązuje to samo prawo” (Ksenofont, Hellenika, V.4.13). Obowiązkowi służ-
by wojskowej podlegali Spartanie od 20 do 60 roku życia. Z tego wynika, że
w 378 roku Agesilaos miał już ponad 60 lat. Pod Megarą Kleombrotos spo-
tkał wycofujący się garnizon kadmejski. Natychmiast osadzono hermostów
spartańskich, którzy poddali Kadmeję. Wedle Plutarcha z trzech namiestni-
ków Teb Spartanie skazali na śmierć dwóch: Herippidasa i Arkesosa, nato-
miast trzeciego – Lisanoridasa – na wysoką grzywnę i wygnanie (Plutarch,
Pelopidas, 13). Natomiast wedle innej wersji, również przytoczonej przez
Plutarcha, hermości zostali uwięzieni w  Koryncie i  Herippidas i  Arkesos
zrzucali winę na nieobecnego w czasie oblężenia Kadmei Lisanoridasa, na
polecenie gerontów zostali natychmiast straceni (Plutarch, O duchu opie-
kuńczym Sokratesa, s. 173). Jednak bardziej prawdopodobna jest informa-
cja Ksenofonta, że Spartanie stracili tylko jeden z dowódców spartańskich,
a  mianowicie sprawującego naczelne dowództwo Herippidasa, „który po-
rzucił swoją twierdzę, nie czekając na posiłki” i który został teraz opuszczo-
ny i poświęcony przez swojego patrona, Agesilaosa, natomiast Lisanoridasa
i Arkesosa skazali na wygnanie (Ksenofont, Hellenika, V.4.14).
Kleombrotos przeszedł przez północną Megarydę wzdłuż granicy attyc-
kiej, którą osłaniał Chabrias ze swymi najemnymi peltastami stojącymi
pod Eleuterai. Następnie armia peloponeska sforsowała przełęcz nad Pla-
tejami strzeżoną przez 150 Tebańczyków. Byli to uwolnieni z  więzienia
ochotnicy, którzy w ten sposób chcieli odwdzięczyć się swym oswobodzi-
cielom. Jednakże nie zachowywali należytej czujności na swym posterunku
i zostali teraz zaskoczeni przez maszerujących w straży przedniej peltastów
peloponeskich i  wybici. Kleombrotos przekroczył swobodnie wzgórza Ki-
thajronu i zszedł do Platejów, a następnie przybył do Tespiów. Połączyw-
szy się tu ze spartańskim garnizonem, wkroczył na terytorium Teb, ale
nie zaatakował samego miasta, poprzestając na manifestacji siły. Rozłożył
się obozem ze swoją armią pod Kynoskefalai, w którym pozostawał przez
szesnaście dni. Po szesnastu dniach postoju cofnął się na powrót do Te-
spiów. Pozostawiwszy w  Tespiach trzecią część armii pod dowództwem
Sfodriasa, przekazał mu ponadto wszystkie pieniądze, jakie otrzymał od
eforów i kazał mu przeprowadzić dodatkowe zaciągi najemników. Sfodrias
prawdopodobnie otrzymał rozkaz odcięcia Teb od ewentualnych sojuszni-

34
Witold Biernacki – Wojna beocka

4. Wyzwolenie Teb zimą roku 379 p.n.e.

ków. Podjąwszy te decyzje, Kleombrotos powrócił na Peloponez, drogą za-


chodnią prowadzącą wzdłuż Zatoki Korynckiej przez Kreusis. Podczas dro-
gi powrotnej zaskoczyła go nadzwyczajna wichura. „Wiele bowiem innych
szkód sprawił im swą gwałtownością, a zwłaszcza gdy Kleombrotos wraz
z  wojskiem przechodził Kreusis ponad górą spadającą stromo do morza,
wiele osłów objuczonych strącił z urwiska, wiele też tarcz porywając, rzucał

35
je następnie w  odmęty. Wreszcie wielu żołnierzy, nie mogąc iść naprzód
II z tarczami, porzuciło je w różnych miejscach dnem do góry, napełniwszy je
kamieniami. Naówczas, dotarłszy do Aigostena w ziemi megaryjskiej, zje-
dli na wieczerzę, co mogli, i w następnym dopiero dniu wrócili i zabrali swe
tarcze” (Ksenofont, Hellenika, V.4.17–18). Po powrocie do domów, żołnie-
rze spartańscy mówili, że ze względu na postępowanie wodza wyprawy nie
wiedzieli, czy są w stanie pokoju, czy wojny z Tebami.
Kleombrotos – jak można sądzić po jego postępowaniu – nie chciał woj-
ny z  Tebami i  Atenami. Spodziewał się, że jego wyprawa wywrze odpo-
wiednie wrażenie w tych miastach i uda się zakończyć konflikt przez roz-
mowy pokojowe, a w tym czasie nastroje w Tebach ulegną jeszcze zmianie
i  władzę przejmą stronnicy prospartańscy. Natomiast Ateńczycy dobrze
się namyślą, zanim zechcą jeszcze raz interweniować. Szybkość, z jaką La-
cedemończycy wystawili wielką armię i przybyli z nią pod Teby, wywarła
wielkie wrażenie, zwłaszcza w Atenach, gdzie przerażeni Ateńczycy skazali
na karę śmierci owych dwóch strategów, którzy wsparli powstańców tebań-
skich. Wyrok ten prawdopodobnie nie został jednak wykonany.
Jak przypuszcza Nicolas Hammond, Ateńczycy pozostawiliby Teby
ich losowi, gdyby nie „wyczyn” Sfodriasa. Któregoś dnia, na początku 378
roku, Sfodrias ze swymi żołnierzami pojawił się nagle o świcie na równinie
thrisyjskiej, między Eleusis a Atenami. Ograbił wiele domów i powrócił do
Tespii8. Najwyraźniej miał zamiar zająć Pireus i zagrozić Atenom, jednak-
że źle obliczył czas marszu i nie dotarł do celu przed świtem. Współcześni
przypuszczali, że namówił go do tego Kleombrotos albo przekupili przy-
wódcy tebańscy. Jak pisze Paul Cartledge, zaangażowanie młodego króla
w  nieudane przedsięwzięcie nie może budzić żadnych wątpliwości, gdyż
Sfodrias był prawdopodobnie jego człowiekiem i z jego poręki został hermo-
stą Tespii. Agiada chciał się posłużyć hermostą w swojej walce politycznej
z  Agesilaosem, zaciętym wrogiem Teb9. Według Ksenofonta Tebańczycy
przekupili Sfodriasa, gdyż obawiali się, że zostaną sami w walce ze Spartą
i jej sojusznikami. Dzięki temu podstępowi, którego autorami byli, według
Plutarcha, Pelopidas i  Gorgidas, chcieli wciągnąć do wojny Ateńczyków.
Bardziej prawdopodobnym jest, że pchnęła go do tego jego własna ambicja:
chciał powtórzyć wyczyn Fojbidasa, który zajął Kadmeję w  czasie poko-
ju. Przebywający przypadkiem w Atenach posłowie spartańscy zapewniali
Ateńczyków, że Sfodrias działał na własną rękę i przywódcy lacedemońscy
nic nie mają wspólnego z jego akcją; zaręczali, że jego nieodpowiedzialny

8 N.G.L. Hammond, Dzieje Grecji, s. 566-567.


9 P. Cartledge, Agesilaos and the Crisis of Sparta, s. 230.

36
Witold Biernacki – Wojna beocka

5. Spóźnona odsiecz Kleombrotosa (zima 379/378 r. p.n.e.)

postępek zostanie surowo osądzony. Jednak wbrew tym zapewnieniom sąd


spartański uniewinnił Sfodriasa, a za takim wyrokiem stał król Agesilaos.
To właśnie Agesilaos wykorzystując postępek termostaty, uzyskał najwięk-
sze korzyści. Mógł obarczyć winą za nieudaną operację jego protektora Kle-
ombrotosa i objąć komendę w planowanej wyprawie przeciwko Beocji.
„Eforowie ostatecznie wezwali Sfodriasa na sąd pod zarzutem zbrodni,
za którą grozi kara śmierci. Ten jednak ze strachu nie usłuchał wezwania

37
i mimo tego nieposłuszeństwa został uwolniony od odpowiedzialności, co
II według zdania wielu jest najniesprawiedliwszym wyrokiem, jaki był wyda-
ny w Sparcie. Przyczyna zaś tego jest następująca: Sfodrias miał syna, zwa-
nego Kleonymosem, zaledwie wychodzącego z pacholęctwa, bardzo piękne-
go i wyróżniającego się wśród rówieśników. Złożyło się tak, że zakochał się
w nim syn Agesilaosa, Archidamos” (Ksenofont, Hellenika, V.4,25).

„Swoje uniewinnienie – pisze Cartledge – zawdzięczał Agesilaosowi, któ-


ry kontrolował większość głosów w spartańskim sądzie najwyższym (skła-
dającym się z  geruzji i  urzędujących w  tym czasie eforów). Czynnikiem,
który mógł mieć wpływ na człowieka na stanowisku Agesilaosa, było to, że
jego syn i następca Archidamos był kochankiem syna Sfodriasa i Ksenofont
opowiada piękną bajeczkę o  tym, jak Archidamos próbował wstawić się
za ojcem ukochanego, ale Agesilaos nie dał się wzruszyć sentymentalny-
mi argumentami. Zamiast tego jakoby powiedział synowi, że aczkolwiek
Sfodrias jest niewątpliwie winien, będzie głosował za jego uniewinnieniem
z pragmatycznego powodu, a mianowicie dlatego, że Sparta potrzebuje ta-
kich żołnierzy jak Sfodrias. Istotnie w Sparcie bardzo brakowało wojowni-
ków, ale gdyby Agesilaos chciał być bardziej precyzyjny i uczciwy, powinien
był raczej oświadczyć, że potrzebuje dowódców, którzy podobnie jak Sfo-
drias po jego uniewinnieniu będą niezłomnie i  bezdyskusyjnie lojalnymi
i posłusznymi wykonawcami jego rozkazów”10.

Tak ostentacyjne pogwałcenie międzynarodowych obyczajów pchnęło


Ateny do sojuszu z Tebami i odbudowy Związku Morskiego. Zdecydowano
posłać pod dowództwem Chabriasa 5000 piechoty i  dwie setki jazdy, by
dopomóc Tebańczykom w obronie miasta11. Natomiast Tebańczycy, mimo
iż Spartanie mieli w swym ręku wiele miejscowości w Beocji, zgromadzili
1500 konnicy i 7000 hoplitów.

10 P. Cartledge, Spartanie. Świat wojowników, Warszawa 2005, s. 212.


11 Pod koniec 380 r., w odpowiedzi na skargę satrapy perskiego Farnabazosa, Ateńczycy odwołali Cha-
briasa, który z własnej inicjatywy walczył po stronie faraona Egiptu Akorisa (Hakor – faraon XXIX dynastii;
panował w  latach 393–380), który wszczął bunt przeciwko Wielkiemu Królowi, a  którego Ateny poparły
jeszcze przed zawarciem pokoju Antalkidasa. Teraz Ateńczycy zmienili front i  wysłali na pomoc Persom
Ifikratesa (Diodor, XV.29,2–4).

38
6. Rajd Sfodriasa (378 r. p.n.e.)
Hoplita grecki
(mal. V. Vukšić)
Rozdział III
KAMPANIA 378 ROKU

P rzygotowując nową wyprawę przeciwko Tebom, eforowie postawili


na czele armii spartańskiej Agesilaosa1. „Lacedemończycy zaś ogło-
sili wyprawę zbrojną przeciw Beotom i  uznawszy, że mógłby rozsądniej
od Kleombrotosa im przewodzić” (Ksenofont, Hellenika, V.4.35). Wierzy-
li, że ten energiczny i  doświadczony król zmusi połączone armie Tebań-
czyków i Ateńczyków do stoczenia krwawej bitwy w otwartym polu, jeśli
tylko nadarzy się taka okazja, i  że przeciwnik zostanie kompletnie pobi-
ty. Umiejętności dowódcze Agesilaos wykazał we wszystkich poprzednich
kampaniach. W  wielu bitwach przewyższał swoich oponentów taktyką,
zawłaszcza podczas kampanii azjatyckiej (396–394), w  czasie której, jak
pisze Diodor, jego dowodzenie zostało ocenione entuzjastycznie (Diodor,
XV.31.3–4). Żelaznych nerwów Agesilaos dowiódł szesnaście lat wcześniej
pod Koroneją, kiedy mógł pozwolić hoplitom tebańskim uciec; zamiast
tego doprowadził do celowego zderzenia swojej falangi z  Tebańczykami,
chcąc ich całkowicie zniszczyć. Podczas tej bitwy został poważnie ranny
i wyniesiony z pola bitwy.
Podczas przygotowania do wyprawy Agesilaos zreorganizował system
rekrutacji armii Związku Peloponeskiego. Utworzono dziesięć okręgów
geograficznych, które miały wystawić odpowiednie oddziały (meré). Były
to następujące okręgi:
1. Lacedemon,
2. i 3. Arkadia,
4. Ekida,
5. Achaja,
6. Koryntia i Megara,
7. Sykion, Fliunt i inni mieszkańcy z Półwyspu Argolidzkiego Akte (Epi-
dauros, Methany, Trojzeny),
1 Kampanie Agesilaosa w 378 i 377 r. opisano głównie na podstawie prac: M.H. Munn, Agesilaos’ Boiotian
Campaigns and the Theban Stockade of 378–377 B.C., [w:] „Classical Antiquity”, vol. 6, No 1, 1987, s. 106-138;
tenże, The Defense of Attica. The Dema Wall and the Boiotian War of 378–375 B.C., Oxford 1993.

41
8. Akarnania,
9. Fokida i Lokryda,
10. Olint i inne państwa z Chalkidyki („i sprzymierzeńcy, którzy miesz-
III kają w Tracji”).
Tak utworzone ośrodki rekrutacyjne mogły zmobilizować nie mniej niż
25 000 hoplitów2.
Gdyby Agesilaos mógł osłabić Teby najpierw atakując Ateny, to nie-
chybnie uczyniłby to. W przeszłości często stosował podstęp, aby oszukać
wroga i  zrealizować swoje cele, atakując w  najmniej oczekiwany sposób.
Ateńczycy musieli być przygotowani na taką ewentualność, że może od-
ciągnąć ich od Teb lub nawet wywabić w  pole i  rozbić w  walnej batalii.
Jednakże Ateńczycy byli przygotowani na taki manewr nieprzyjacielskiej
armii. Dzięki systemowi sygnałów, zostali poinformowani o  aktualnych
ruchach armii Agesilaosa. Co ważniejsze, wały dema3 sprawiały, że byli
przygotowani na wypadek inwazji na Attykę. Rozbudowa i  naprawa linii
dema była tym ważniejsza, że do tej pory nie osadzono wrót w  bramach
Pireusu. Prace – jak się wydaje – nadzorował Chabrias, który wyniósł do-
świadczenia inżynierskie ze swoich walk w Egipcie4. Liczba żołnierzy, szyb-
kość i pomysłowość pozwoliłyby Agesilaosowi łatwo dotrzeć pod Eleusis,
ale żadna z tych przewag nie spowodowałaby prostego przejścia poza pas
dema w  głąb Attyki. Ateńczycy byli przygotowani na taką ewentualność.
Umocnienia dema były wyjątkowo silne ze swej natury – znacznie silniej-
sze niż długa linia tebańskiej palisady – i szpiedzy Agesilaosa z pewnością
poinformowali go o jej wytrzymałości. Zniechęciło to króla do rozpoczęcia
kampanii inwazją na Attykę.
Pod koniec zimy lub wczesną wiosną 378 roku, przygotowując się do
ataku na Teby, Agesilaos doprowadził do zawieszenia wojny, jaką toczyły
dwa miasta w Arkadii: Klejtor i Orchomenos, i zaciągnął na dwa miesiące
najemników, którzy walczyli po stronie Klejtor. Następnie rozkazał im, aby
obsadzili przełęcze prowadzące przez Kithajron. Najemnicy ubiegli Ateń-
czyków i Tebańczyków. Zajęli górskie przejścia, tak że armia peloponeska
mogła bez problemów wkroczyć do Beocji oraz bezpiecznie się wycofać.
Kiedy okazało się, że Spartanie uchwycili najważniejsze przejścia Kithaj-
ronu, stało się jasne, że Tebańczycy będą musieli stawić czoła armii pelo-

2 Diodor, XV.31.2; N.G.L.  Hammond, Dzieje Grecji, s.  567; P.  Cartledge, Agesilaos and the Crisis of Sparta,
s. 272.
3 System umocnień chroniących Attykę. Szerzej opisany w pracy M.H. Munna, The Defense of Attica. The
Dema Wall and the Boiotian War of 378–375 B.C.
4 W Egipcie Chabrias walczył po stronie Achorisa, który zbuntował się przeciwko Artakserkserowi. Zreorga-
nizował egipską armię i flotę, oraz wzniósł umocnienia między peluzyjską odnogą Nilu i bagnem serbonic-
kim, które istniały jeszcze w czasach rzymskich, nazywane „palisadą Chabriasa”.

42
Witold Biernacki – Wojna beocka

poneskiej na granicy własnego kraju, na otwartych równinach i łagodnych


wzniesieniach zlewiska rzeki Aspos. Przywódcy Teb postanowili wykorzystać
do maksimum walory terenu, podobnie jak to uczynił w tym miejscu sto lat
wcześniej perski wódz Mardonios. Wiosną 378 roku Tebańczycy, prawdo-
podobnie z pomocą ateńską, wznieśli umocnienia polowe, które – jak sądzili
– pozwoliłyby im uniknąć dewastacji ich terytorium. Umocnienia składały
się z rowu i palisady, przy czym palisadę tworzyły wbite w wał ziemny pale,
ścięte drzewa, splecione, cierniste gałęzie. Co pewien odcinek, tam gdzie te-
ren był dogodny, pozostawiano wolne przejścia, które pozwoliłyby jeźdźcom
na wypady zza ściany umocnień. Rów i częstokół otaczał „najbardziej war-
tościowe części ziemi” Tebańczyków. Linia tych umocnień zaczynała się na
grzbiecie pasma wzgórz Kynos Kephalai (dziś Rakhi Kendani). Na północnej
stronie Kynos Kephalai znajdował się niezwykle stromy i głęboki wąwóz rze-
ki Kanavari (jego głębokość wynosiła miejscami 200 metrów), tutaj zbocza
były bardzo nieprzystępne i nie wymagały budowy dodatkowych umocnień.
Od wzgórz linia obronna biegła przez ok. 5 km na południowy zachód, na-
stępnie łagodnym łukiem skręcała na zachód wzdłuż grzbietu Souleza i dalej
wznosiła się nad lewym brzegiem rzeki Asopos. Palisada liczyła co najmniej
20  km długości; prawdopodobnie nie tworzyła linii ciągłej, zbudowano ją
tylko w tych miejscach, które można było bez trudu przejść 5.
Pod koniec maja lub na początku czerwca 378 roku, tuż przed żniwa-
mi, Agesilaos ruszył w kierunku Beocji na czele armii liczącej 1500 jazdy,
18 000–20 000 hoplitów i około 8000 lekkozbrojnej piechoty. Sama Spar-
ta wysłała pięć ze swoich sześciu morai. Zgodnie ze zwyczajem Sparta-
nie pędzili stado kóz, „które składano bogom na ofiarę, przed każdą bitwą
wróżąc w ten sposób, czy będzie pomyślna” (Pauzaniasz, IX.13.4). Armia
peloponeska przekroczyła Kithajron i wkroczyła do Platejów, a następnie
do Tespiów. Agesilaos rozłożył się obozem w pobliżu Tespiów i tutaj wypo-
czywał przez kilka dni, przygotowując się do trudnego marszu w kierunku
Teb. Ponieważ armia licząca około 20 000 żołnierzy nie mając dużej bazy
zaopatrzeniowej nie mogła operować w polu dłużej niż przez dwa miesią-
ce, Eurypontyda musiał odnieść szybkie i zdecydowane zwycięstwo w polu,
aby przywrócić lacedemońską supremację nad Beocją.

„Kiedy Ateńczycy dowiedzieli się, że Lacedemończycy wkroczyli do Be-


ocji, wysłali natychmiast posiłki dla Tebańczyków” (Diodor, XV.32.2)6.

5 Ksenofont, V.4.38; M.H. Munn, The Defense of Attica. The Dema Wall and the Boiotian War of 378–375 B.C.,
s. 149-150.
6 Jest charakterystyczne, że Ksenofont nie wspomina ani słowem o udziale Chabriasa i Ateńczyków w kam-
panii 378 r.

43
Wysłali najemników pod dowództwem Chabriasa i  wojska obywatelskie
– 5000 hoplitów pod wodzą stratega Demeasa, syna Demadesa, oraz 200
konnych. Oddziały ateńskie przybyły do Teb, tak że połączone siły sprzy-
III mierzonych liczyły nie więcej niż 12 000 hoplitów, być może 5000–6000
lekkozbrojnej piechoty, i nie więcej niż 1700 konnych.
Agesilaos wyruszył z Tespiów drogą, którą poprzednio maszerował Kle-
ombrotos, doliną w górę biegu rzeki Asopos. Za linią umocnień, na wzgó-
rzu Kynos Kephalai, stała w obozie armia tebańsko-ateńska. Diodor pisze,
że połączone siły Tebańczyków i  Ateńczyków „zajęły pewne podłużne
wzgórze, dwadzieścia stadiów od miasta, i zbudowawszy wał ochronny na
trudnym terenie, czekali na atak nieprzyjaciela” (Diodor, XV.32.3). Wspo-
mniany tutaj wał ochronny to prawdopodobnie raczej rów i palisada. Atak
na pozycje nieprzyjaciela był niemożliwy i Eurypontyda znalazł się w sy-
tuacji patowej. Jak zaświadcza Ksenofont, król spartański „zaległ obozem”
i co dzień wyprowadzał swoje wojska po śniadaniu „w różne strony”, aby
pustoszyć tereny tebańskie leżące na zewnątrz fosy i palisady: „rowu i czę-
stokołu” (Ksenofont, Hellenika, V.4.38).
Obóz armii peloponeskiej znajdował się prawdopodobnie na lewym
brzegu rzeki Asopos, aby nie było problemu z dostępem do wody. Na obóz,
który miał kształt zbliżony do okręgu, Spartanie wybierali zwykle wzgórze.
Ksenofont, który przebywał w  czasie wojny korynckiej w  obozie spartań-
skim, w ten sposób opisuje ich obóz wojskowy:

„Powiem także, jak Likurg nakazał zakładać obóz. Ponieważ kąty czwo-
roboku są nieużyteczne, rozkładano obóz w  kształcie koła, o ile nie było
góry zapewniającej osłonę albo jeśli nie mieli muru lub rzeki za plecami.
Straże zaprowadził dzienne, baczące w  stronę obozu. Bo nie dla wrogów,
ale dla przyjaciół są wystawione. Wrogów obserwują jeźdźcy z takich sta-
nowisk, z których patrząc przed siebie, mogliby z bardzo wielkiej odległości
widzieć, gdyby ktoś nadchodził. Ale uważał, że w  nocy powinni czuwać
Skiryci na wysuniętych placówkach poza obozem. Obecnie wykonują jed-
nak tę służbę nawet żołnierze najemni, jeżeli jacy są właśnie w  wojsku”
(Ksenofont, Lakedaimonin Politeia, XII.1–3).

Wojsko peloponeskie, wyruszając po śniadaniu z obozu, ciągle szukało


słabego miejsca, przez które mogłoby wtargnąć poza linie tebańskich umoc-
nień. „Przeciwnicy zaś, gdziekolwiek zjawił się Agesilaos, ustawiali się na-
przeciw niego wewnątrz częstokołu, gotowi do obrony”. Na noc obie wrogie
armie wracały do swych obozów. Jednak któregoś wieczora, jazda tebańska

44
Witold Biernacki – Wojna beocka

wykorzystując osłonę, jaką dawała palisada, a  także wzniesienie Souleza,


niespodziewanie zaatakowała wracających do obozowiska nieprzyjaciół.

„Kiedy Agesilaos już się cofał do swego obozu – pisze Ksenofont (Hellenika,
V.4.38–40) – jeźdźcy tebańscy, dotychczas niewidzialni, wypadli nagle poprzez
przejścia utworzone w ogrodzeniu i – ponieważ peltaści już odchodzili na wie-
czerzę lub ją szykowali, z jeźdźców zaś jedni już zsiedli z koni, drudzy ich dosia-
dali – natarli na nich. Z peltastów wielu powalili, z jeźdźców dwóch Spartiatów,
Kleasa i Epikydiasa, jednego periojka lakońskiego oraz kilku wygnańców tebań-
skich, którzy jeszcze nie wsiedli na koń. Kiedy jednak Agesilaos, zawróciwszy,
pośpieszył im na pomoc ze swymi ciężkozbrojnymi, to jeźdźcy pędzili wprost
na jeźdźców, a  ciężkozbrojni od dziesięciu lat służący w  wojsku spieszyli za
nimi. Jeźdźcy jednak wyglądali tak, jak gdyby popili sobie gdzieś w południe:
oczekiwali bowiem na atakujących, aby rzucić swe oszczepy, jednak nie trafili,
w ucieczce zaś przed tak bliskim wrogiem zginęło dwunastu z nich”7.

Agesilaos zauważył, że przeciwnicy zajmują stanowiska za linią umoc-


nień dopiero po porannym posiłku, wieczorem zaś wracają do swojego obo-
zu na Kynos Kephalai. Sprzymierzeni zostawiali jednak silne straże przy
przejściach. Agesilaos postanowił użyć podstępu. Rozkazał swym żołnie-
rzom przygotować się do wymarszu przed świtem. Złożył stosowne ofiary
bogom i poprowadził armię „ku lewemu przejściu” – jak pisze Poliajnos –
a więc ku zachodowi. Tam też pobiegły tebańskie straże, aby osłonić przej-
ście (Poliajnos pisze, że byli tam „wszyscy” Tebańczycy). Wówczas król wy-
konał zwrot na wschód i „skierował się ku drugiemu przejściu, które było
nie bronione” (Poliajnos, II.1.25), i „jak mógł najprędzej i poprzez nie ob-
sadzone jeszcze przejścia wwiódł ich do wnętrza obwarowania” (Ksenofont,
Hellenika, V.4.41). Teraz król spartański ruszył na północ w kierunku Teb
i, jak pisze Ksenofont, „dawał Tebańczykom możliwość stoczenia bitwy,
zarówno na równinie jak i na wzgórzach, jeśli staną do walki” (Ksenofont,
Agesilaos, II.22). Na południe od Teb, na wzgórzu Konizos zagrodziły mu
drogę wojska tebańsko-ateńskie, które na wieść o przedarciu się wojsk nie-
przyjacielskich przez linię obwarowań, w pośpiechu opuściły swój obóz na
Kynos Kephalai i  wycofały się w  kierunku miasta. Być może ich peltaści
zostali wysłani na południe, aby spowolnić marsz oddziałów Agesilaosa.
Na Konizos pozycji armii sprzymierzonych nie chroniły żadne umocnienia
polowe, ani z przodu, ani z tyłu.
7 Trudno uwierzyć, że palisada była wszędzie wystarczająco wysoka, aby zamaskować ruch kawalerii; jest
bardziej prawdopodobnym, że nieoczekiwane pojawienie się kawalerii tebańskiej było możliwe, gdyż za-
słaniał je również grzbiet Souleza.

45
Falanga Tebańczyków pod dowództwem Gorgidasa stanęła na prawym
skrzydle – zgodnie z tradycją, że honorowe, zaszczytne prawe skrzydło przy-
sługuje tej polis, na której ziemi toczy się bitwa – przy czym w pierwszym
III jej szeregu stanęli hoplici z elitarnego Świętego Zastępu, którzy tego dnia
po raz pierwszy stanęli do boju. Na lewym skrzydle falangę uformowali
hoplici ateńscy; prawdopodobnie w  pierwszych szeregach stali wyborowi
najemnicy Chabriasa, który dowodził wszystkim siłami ateńskimi. Tak
zalecał bowiem dziejopis, dowódca i teoretyk wojskowości, Ateńczyk Kse-
nofont, pisząc o  szykowaniu najemników w  pierwszych szeregach armii
obywatelskiej: „W przypadku kampanii co jest dla obywateli przydatniejsze
od najemników? Ci bowiem, co jest rozsądne, są najbardziej przygotowani
do tego, by stawić czoła przed innymi, najpierw brać na siebie niebezpie-
czeństwo i walczyć” (Ksenofont, Hieron, 10.6).
Agesilaos, który był teraz gotów rozstrzygnąć konflikt w jednej, decydu-
jącej bitwie, uszykował swoich hoplitów w falangę: zajmując z Lacedemoń-
czykami prawe, honorowe skrzydło. „Jeżeli [Spartanie] jednak przypusz-
czają, że dojdzie do walki, król bierze gwardzistów (tò àgema) z pierwszej
mory i prowadzi ich, skręciwszy w prawo, aż znajdzie się w środku, mając
dokoła dwie mory i dwóch polemarchów. Tych zaś, których należy za nimi
ustawić, szykuje najstarszy z  namiotu króla” (Ksenofont, Lakedaimonin
Politeia, XIII.6–7).
Król walczył w pierwszym szeregu, zawsze na prawym skrzydle, w oto-
czeniu gwardii honorowej złożonej ze stu logodes, których sam wybierał
spośród 300 hippeis (Herodot, VI.56.1.6–7). Sprzymierzeńcy peloponescy
ustawili się w centrum i na lewym skrzydle. Prawdopodobnie na skrajnym
lewym skrzydle stanęli Skiryci (hoi Skiritai), którzy „obejmują tę pozycję
w szyku jako jedyni spośród Lacedemończyków” (Tukidydes, V.67.1 – tłu-
maczył Lech Trzcionkowski). Przed walką hoplici zjedli uroczyste śniada-
nie, którym jednocześnie wzmacniali swe siły. Do posiłku podawano wino,
w większych ilościach niż zwykle.
Pierwszy rozpoczął akcję król spartański, rzucając do przodu przeciwko
nieprzyjacielskiej formacji swoje lekkozbrojne oddziały piechoty i  pelta-
stów, „sprawdzając ich wolę walki” (Diodor, XV.32.4). Agesilaos być może
miał nadzieję, że lekkozbrojni zmuszą przeciwnika do opuszczenia swych
obronnych pozycji, zejścia ze wzniesienia i przyjęcia bitwy na równinie: „je-
śli dowódca sam zajmie równinę, a część nieprzyjacielskiej falangi usadowi
się na wzniesieniach, powinien wysłać przeciw niej lekkozbrojne oddzia-
ły” (Onosandros, Strategikos, 18). Jednakże lekkie oddziały Tebańczyków
i Ateńczyków zajmując wyżej położone miejsca, zarzuciły lekkozbrojnych

46
Witold Biernacki – Wojna beocka

i peltastów spartańskich gradem pocisków i zmusiły ich do odwrotu. „Ani


lekkozbrojni, ani peltaści nie byli przydatni Lakończykom” – pisze Poliaj-
nos (II.1.2). Chociaż żadne ze źródeł nie wspomina o tym, być może znacz-
nie liczniejsza kawaleria tebańska i ateńska również wzięła udział w odpar-
ciu wstępnego ataku lekkozbrojnych oddziałów z  Peloponezu, gdyż teren
bitwy sprzyjał działaniom jazdy.
Widząc niepowodzenie swych lekkich oddziałów, Agesilaos zdecydował,
by poprowadzić do boju całą falangę peloponeską:

[…] „przez bogów wyhodowane


mężnej młodzieży falangi w bój wyruszały ponury;
ciemne jak las się jeżyły nad nimi tarcze i włócznie”.
(Homer, Iliada, IV.280–282)

Na prawym skrzydle maszerowali powoli, przy dźwiękach licznych fle-


tów, aby się nie złamał ich szyk bojowy, „w  przerażający sposób” – jak
to określa Diodor (XV.32.4) – Spartanie, tworząc oślepiający „zwarty mur
z brązu i szkarłatu”, gdyż mieli zwyczaj polerować swoje tarcze do połysku
i nosić czerwone płaszcze i tuniki (Ksenofont, Agesilaos, II.7).

„W  czasie wojny [Spartanie] zakładali purpurowe płaszcze. Kolor ten


uważali za stosowny dla mężczyzny, a ponadto jego podobieństwo do bar-
wy krwi wzbudzało w  nienawykłych do takiego widoku ogromny strach.
Korzystny wydawał się także fakt, iż nieprzyjaciel niełatwo mógł dostrzec
tego, który został zraniony, lecz dzięki owemu podobieństwu barw ranny
pozostał niezauważony” (Plutarch, Moralia, 238 f).

Spartanie byli mistrzami nie tylko we władaniu włócznią, ale również


w  wojnie psychologicznej. Zbliżali się powoli, starannie odmierzonymi
krokami, które mroziły krew w  żyłach ich wrogom. W  394 roku stojący
naprzeciwko Spartan Argejczycy uciekli na sam widok zbliżających się ho-
plitów lacedemońskich. Tym razem jednak najemnicy Chabriasa i Ateń-
czycy stali nieporuszeni.
Kiedy obie falangi znalazły się nie więcej niż 200 metrów od siebie, Age-
silaos i towarzyszący mu kapłan zabili w ofierze Artemidzie Agrotera już
w obliczu wroga kozę. Król dał komendę, by wkładać wieńce i rozkazał grać
wszystkim fletnistom pieśń kastorejską, a  następnie zaintonował hymn
bojowy. Wydawało się, że za chwilę obie wrogie falangi zewrą się ze sobą
w zaciętej walce. Homer tak opisał napięcie poprzedzające bitwę:

47
„Twarz wojownika lichego to czerwienieje, to blednie,
dusza, miotając się wewnątrz, spokojnie mu czekać nie daje,
schyla się taki i z jednej nogi przypada na drugą,
III przy tym boleśnie mu serce trzepoce się, tłucze w piersi
śmierci obawą, a zęby szczękają w ustach w lęku;
mężny natomiast nie zmieni jednakiej barwy na twarzy,
wcale obawy nie czuje, gdy jest w zasadzce z dzielnymi,
pragnie jak można najszybciej znaleźć się w bitwie okrutnej
[…]
Tak jak gubiący śmiertelnych Ares, gdy rusza do walki,
a za nim Lęk, ulubiony syn, mocny i nieodparty,
kroczy i trwogą przejmuje najdzielniejszego wojaka”.
(Homer, Iliada, XIII.279–300)

Wtedy hoplici ateńscy Chabriasa, „na jedno słowo komendy”, zrzucili


swoje tarcze z ramion i oparli je o nogę. Ateńczycy stali w swobodnej pozy-
cji – na spocznij, z włóczniami w pozycji pionowej, opartymi końcem o zie-
mię. Na rozkaz Gorgidasa również Tebańczycy przyjęli taką pozycję (Diodor,
XV.32.5). Prawdopodobnie ten manewr wykonali hoplici z pierwszego szere-
gu falangi i być może to wówczas Chabrias zwrócił się do swych podkomend-
nych ze słowami: „Skoro zamierzamy się bić, nie wyobrażajmy sobie, że
przyjdzie nam walczyć z wrogimi [bóstwami], ale z ludźmi z krwi i kości, któ-
rzy mają tę samą naturę, jaka jest i naszym udziałem” (Poliajnos, III.11.1).
Wydaje się że opis zastosowanej przez Chabriasa (i Gorgidasa) strateg-
my opisany przez Diodora jest jasny i najlepszy. Według ustaleń J.K. An-
dersona i J. Bucklera opis ten powtórzony przez Poliajnosa i Neposa zawiera
błędy, jednak ogólna przedstawiona myśl jest poprawna. „Chabrias rozka-
zał Ateńczykom, a Gorgidas Tebanom, żeby nie wysuwali się naprzod, lecz
trwali bez ruchu, trzymając włócznie prosto przed sobą, a  tarcze oparte
o kolano” (Poliajnos, II.1.2). „[Chabrias] zabronił pozostałym w szeregach
żołnierzom ruszać się z miejsca, rozkazał im oprzeć tarcze o kolano, nasta-
wić włócznie (proiecta hasta) i tak czekać na atak wroga” (Nepos, Chabrias,
1). Tak też kreśli to Scott M. Rusch: „Na widok nacierającego Agesilaosa
Chabrias rozkazał stanąć na spocznij, z tarczami opuszczonymi na ziemię
i  opartymi o  kolano oraz postawionymi na sztorc włóczniami; Gorgidas
polecił to samo Świętemu Hufcowi”. Niektórzy uczeni (np. H.W.  Parke
i  A.P.  Burnett & C.N.  Edmonson) przedstawiają opisany przez Diodora
manewr w ten sposób, że na komendę Chabriasa jego żołnierze przyklękli
na jedno kolano, opierając tarczę o drugie. Według nich w takiej pozycji

48
7. Kampania roku 378 p.n.e.
był przedstawiony na posągu ateński strateg. Jednakże pozycja klęcząca
nie powstrzymałaby doświadczonych Spartan przed atakiem, nawet jeśli
podkomendni Chabriasa zajmowali wyższe stanowiska. W ostatnim cza-
III sie Christopher Matthews nie zgodził się z  powyższymi interpretacjami
przekazów uważając, że najbardziej prawdopodobny obraz nakreślił jednak
Nepos. Według niego Ateńczycy stali w zwartym szyku w pozycji „na stra-
ży”, tworząc mur z tarcz. Na lewym ramieniu mieli tarcze, którą opierali
o  kolano, natomiast włócznię dzierżyli w  prawej dłoni lekko odchyloną
ku przodowi. Przyjmując taką pozycję ich dwa przednie szeregi z  łatwo-
ścią mogły ruszyć do kontrnatarcia z włóczniami wysuniętymi do przodu
„z biodra”, kiedy hoplici spartańscy „już ruszali do ataku (incurrentes) (Ne-
pos, Chabrias, 1)8.
Jakąkolwiek pozycję przyjęli hoplici Chabriasa ten jednoczesn manewr
z  pewnością mógł być wykonany tylko przez dobrze wyszkolonych i  od-
ważnych żołnierzy. Wymagał – w obliczu gotującego się do szarży nieprzy-
jaciela – stalowych nerwów, a  takie mieli przecież budzący powszechną
trwogę wojownicy spartańscy. Wykonanie go przez całą armię mogło być
zarówno zbyt ryzykowne, jak i nadzwyczaj trudne w zwartej formacji, jaką
była falanga, która mogłaby się załamać w tej decydującej chwili. Jak pisze
Poliajnos, manewr ten został wykonany tuż przed samym ruszeniem do
ataku: „Agesilaos zdecydował zatem, by poprowadzić do boju całą falangę”
(Poliajnos, II.2.2). Dowodzi to, że wykonano go w  momencie, kiedy ho-
plici ateńscy i tebańscy powinni raczej przygotować swoją broń do użycia
jej w walce, a nie biernie czekać na nieprzyjacielską szarżę. Taka pasywna
postawa wywoływała raczej panikę i ucieczkę żołnierzy z pola walki. Jed-
nak teraz efekt tego manewru wykonanego przez elitarny pierwszy szereg
miał potrójne znaczenie: po pierwsze – uspokajał szeregi stojące z  tyłu,
był niejako świadectwem, że ludzie tworzący pierwszy szereg frontu nie
uciekną i  że dokładnie wykonują polecenia swych dowódców; po drugie
uniemożliwiają gwałtowną szarżę, która mogła niebezpiecznie osłabić for-
macje sprzymierzonych; i po trzecie sygnalizowała Peloponezyjczykom, że
ani Tebańczycy ani Ateńczycy nie uciekną, ale pozostaną na swych pozy-
cjach i będą walczyć do końca. Jednakże Spartanie nie byli przygotowani do
zdobywania szturmem takiej pozycji. Lacedemończycy – jak wszyscy wie-
dzieli – nie umieli atakować tego rodzaju umocnień, a na ich królu zrobiła
8 J.K. Anderson, The Statue of Chabrias, [w:] American Journal of Archaeology (1963), vol. 67, s. 412; J. Buc-
kler, A Second Look at the Monument of Chabrias, [w:] Hesperia (1961), v. 41, s. 471; H.W. Parke, Mercenary
Soldiers: From the Earliest Times to the Battle of Ipsus, Oxford 1933, s. 77; A.P. Burnett & C.N. Edmonson, The
Chabrias Monument in the Athenian Agora [w:] Hesperia (1961), v. 30, s. 74-91; Scott M. Rusch, Wojny Sparty.
Strategia, taktyka i kampanie, Poznań 2014, s. 257; Christopher Matthews, A Storm of Spears. Understanding
the Greek Hoplite at War, Barnsley 2012, s. 217-219.

50
Witold Biernacki – Wojna beocka

duże wrażenie wspaniała karność najemników Chabriasa. W  tej sytuacji


Agesilaos dał przez trębaczy sygnał do odwrotu.
Falanga peloponeska wycofała się na równy teren, gdzie zatrzymała się
i przez jakiś czas stała, mając nadzieję na sprowokowanie przeciwnika do
bitwy. Jednakże wobec zdecydowanej przewagi liczebnej armii Agesilaosa,
sprzymierzeni nie zamierzali stawać do batalii w  niekorzystnym dla sie-
bie terenie. Wobec tego Agesilaos odstąpił od walnego starcia i rozpoczął
marsz przez Beocję, niszcząc ziemie Tebańczyków „żelazem i  ogniem aż
do samego grodu” (Ksenofont, Hellenika, V.4.41). Działania te spotkały się
z  ostrą krytyką sprzymierzeńców lacedemońskich, którzy sprzeciwiali się
takiemu traktowaniu ziem beockich. Tak pisze o tym Poliajnos (II.1.21):

„Podczas najazdu na Beocję Agesilaos rozkazał sprzymierzonym pusto-


szyć okolicę i  wycinać drzewa. Ponieważ zabierali się do tego niechętnie,
polecił zaprzestać dzieła zniszczenia, natomiast po dwa, a i trzy razy dzien-
nie przenosić miejsce obozowania. Z  konieczności więc przy wznoszeniu
szałasów wycinali drzewa, a chociaż robili to na swój własny użytek, a nie
na szkodę wroga, to przecież dla nieprzyjaciela szkoda była równie wielka”.
Prawdopodobnie – chociaż nie odnotowuje tego żadne źródło – marsz ar-
mii peloponeskiej nie odbywał się w zupełnym spokoju; liczniejsza i znacz-
nie lepsza jazda tebańska i ateńska szarpała ją nieustannymi atakami.

„Spartańscy doradcy, którzy towarzyszyli Agesilaosowi, oraz jego ofice-


rowie wypowiadali się nieoczekiwanie, że Agesilaos, którego uważano za
człowieka energicznego i który miał wielkie i bardzo potężne siły, unikał
decydującej walki z nieprzyjacielem” (Diodor, XV.33.1).

W końcu król spartański wycofał się do Tespiów, z wielką ilością łupów.


Obwarował to miasto i pozostawiwszy w nim silny garnizon pod dowódz-
twem Fojbidasa, wycofał się przez Kithajron do Megary. Tutaj rozpuścił
swą armię peloponeską, a sam z Lacedemończykami powrócił do domu.
Manewr, jaki wykonali żołnierze Chabriasa, stał się sławny w całej Hel-
ladzie, tak że Chabrias „zażądał, by jego posąg ustawiony przez Ateńczy-
ków na agorze, został wyrzeźbiony w takiej pozie, jaką wtedy przyjęli jego
żołnierze” (Nepos, Chabrias, 1). Jego sposób dowodzenia zyskał uznanie
w  oczach Tebańczyków (Diodor, XV.33.4). Demostenes, jakieś dwadzie-
ścia lat później, a wkrótce po śmierci tego znakomitego dowódcy, wspomi-
nał o nim jako o tym, który ośmielił się pod Tebami stanąć twarzą w twarz
przeciwko całej potędze Peloponezu (Demostenes, 20.76).

51
3.1. Potyczka pod Tespiami
W Tespiach Agesilaos mianował dowódcą garnizonu znanego nam już
III Fojbidasa, który dysponując dość znacznymi siłami, na mniejszą skalę kon-
tynuował walkę z Tebańczykami: „z jednej strony rozsyłając szajki rozbój-
nicze na wszelkie sposoby łupił Tebańczyków, z drugiej – sam urządzając
wypady pustoszył kraj” (Ksenofont, Hellenika, V.4.41).
Nękani przez oddziały peloponeskie Tebańczycy pod dowództwem be-
otarchy Gorgidasa w zimie roku 378/377 wyruszyli ze „wszystkimi siłami
(pandemei)”, a więc z hoplitami, lekkozbrojnymi i jazdą, „na ziemię tespij-
ską”. Wtargnąwszy na tereny tespijskie furażerowie tebańscy – lekkozbrojni
i słudzy – rozpoczęli plądrować kraj, posuwając się drogą wiodącą wzdłuż
rzeki Thespios (dziś Kanavari). Rzeka płynęła z zachodu na wschód wzdłuż
południowej linii wzgórz. Akcję tę osłaniała wysunięta jazda. Oddziały ho-
plitów, jako najmniej mobilne, posuwały się z tyłu.
Ksenofont pisze, że peltaści Fojbidasa nękali nadciągających Tebańczyków,
nie dając „im możności rozwinięcia falangi” (Ksenofont, Hellenika, IV.42).
W pobliżu Tespii wojska beockie natknęły się na gotowe do walki od-
działy przeciwnika. Harmostata wysunął do przodu najemnych peltastów,
którzy mieli oparcie w  stojącej z  tyłu falangi Tespijczyków. Jak to było
w zwyczaju, na otwartej równinie doszło do harców między tebańską ka-
walerią a peltastami. Biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu, być może
peltaści nie tylko ucierali się z  jeźdźcami wroga, ale również miotając
pociski ze znajdujących się po obu stronach wyżej położonych miejsc,
nie pozwalali falandze tebańskiej na „rozwinięcie się”, gdyż jak pisze Po-
liajnos: „Miejscem bitwy był wąski przesmyk”. Odmiennego zdania są
J. Buckler i H. Beck, którzy twierdzą, że falanga tebańska pozostała z tyłu
i  nie wzięła udziału w  akcji, dlatego w  relacji Ksenofonta nie ma o  niej
wzmianki9.
Gorgidas, widząc, że działania jego wojsk znalazły się w  impasie, po-
stanowił użyć podstępu (strategmy). Beotarcha „udał odwrót”, który był
częścią planu, i  jego kawaleria cofała się, „mając wrogów o  krok z  tyłu”
(Poliajnos, II.5.2). Mimo że akcja rozwijała się zgodnie z planem, a jeźdź-
cy tebańscy z  powodzeniem osłaniali odwrót falangi i  służby obozowej,
w pewnej chwili niezdyscyplinowanych ciurów ogarnęła panika. Mulnicy
„porzucając już zagarnięte plony, gnali swe muły do domu” w  popłochu
(Ksenofont, Hellenika, V.4.42), prawdopodobnie biegnąc w  dół korytem
rzeki Thespios, która w wielu miejscach ma urwiste brzegi.
9 J. Buckler and H. Beck, Central Greece and the Politics of Power in the Fourth Century BC, Cambridge 2008, s. 93.

52
8. Potyczka pod Tespiami (zima roku 378/377 p.n.e.)
Tymczasem Fojbidas energicznie następował na cofających się nieprzy-
jaciół, jednocześnie pchnął gońca do hoplitów tespijskich, by ci przyłączy-
li się do pościgu za – jak sądził – uciekającymi Tebańczykami. Podczas
III gdy peltaści śmiało atakowali odchodzących Tebańczyków, Tespijczycy,
wśród których było wielu demokratów sprzyjających Tebom, pozostali
w  tyle. Kiedy osłaniający odwrót jeźdźcy tebańscy znaleźli się, jak pisze
Ksenofont: „w trudnej do przekroczenia, zadrzewionej dolinie” (Hellenika,
V.4.44), a Poliajnos, że Gorgidas: „wyciągnął wreszcie depczących mu po
piętach peltastów na szeroką równinę” (II.5.2), beotarcha, podnosząc hełm
na włóczni, dał sygnał do ataku. Być może atak nastąpił w miejscu, gdzie
dolina rzeki Thespios zwęża się. W  pewnym momencie do południowej
linii wzgórz zbliżyła się północna. Na ten znak jeźdźcy tebańscy zawrócili
i uderzyli na peltastów. Ci początkowo usiłowali w pośpiechu formować
szyk obronny, ale zostali zasypani gradem pocisków, pod którym się roz-
biegli. Za każdym nawrotem tebańskich szwadronów na ziemi pozosta-
wało kilku lub nawet kilkunastu rannych i  zabitych najemników. Wów-
czas kawalerzyści, zbierając się po dwóch, po trzech, dopadali do rannych
i  z  najbliższej odległości przebijali ich swymi oszczepami. Taki sam los
spotykał tych, którzy zostawali z tyłu lub oddalili się od swych towarzy-
szy. Najemnicy spartańscy rozciągnięci w pościgu na znacznej przestrzeni
i nie mając wsparcia swojej falangi, zostali ostatecznie rozbici i nie zważa-
jąc na rozkazy swych oficerów bezładnym tłumem rzucili się do ucieczki
w kierunku Tespii. Teraz jazda tebańska ruszyła w pogoń za uciekającymi,
zabijając piechurów cięciami miecza lub pchnięciami oszczepów. Tylko
Fojbidas i  „dwaj czy trzej jego towarzysze” – prawdopodobnie Ksenofont
ma tu na myśli oficerów, Spartiatów – zginęli w walce. Uciekający peltaści
wpadli na hoplitów tespijskich i wzniecili wśród nich panikę: „ci, przed-
tem bardzo dumni i pewni z siebie, że nie cofną się przed Tebańczykami,
także uciekli, mimo że z  powodu spóźnionej pory wcale nie byli ścigani
– i choć padło z nich niewielu, nie zatrzymali się, aż znaleźli się w swej
twierdzy” (Ksenofont, Hellenika, V.4.45). Tak więc tylko nadejście nocy
zapobiegło ostatecznej klęsce Tespijczyków i zajęciu miasta przez demo-
kratów tebańskich.
Na wieść o śmierci Fojbidasa i rozbiciu jego najemników eforowie wy-
słali natychmiast do Tespiów jedną morę, aby hoplici lacedemońscy osła-
niali to ważne miasto. Mimo tej porażki ich reputacja w Beocji nie doznała
uszczerbku.

54
Rozdział IV
KAMPANIA 377 ROKU

N a wiosnę 377 roku Agesilaos rozkazał dowódcy mory stacjonującej


w Tespiach, aby obsadził przejścia przez Kithajron. Wkrótce król
spartański przekroczył graniczny masyw górski między Megarą a  Beocją
i wkroczył ponownie do Platejów z taką samą armią, jak w roku poprzed-
nim. Agesilaos zamierzał zniszczyć południowe i wschodnie tereny Beocji.
Wieści o  planach króla spartańskiego dotarły w  jakiś sposób do dowód-
ców tebańskich, którzy obsadzili ważne przejście pod Skolos, na południe
od Teb. W tej sytuacji król spartański użył podstępu: wysłał do Tespiów
gońców, aby przygotowano tam targowiska i  gromadzono zapasy żywno-
ści. Podstęp się udał, gdyż Tebańczycy sądząc, że kampania rozpocznie się
jak w ubiegłym roku – po odpoczynku w Tespiach, Spartanie zaatakują od
zachodu: „Gdy dowiedzieli się o tym Tebanie, przesunęli się w kierunku
na Tespie i  czujnie strzegli tej drogi” (Poliajnos, II.1.11) – więc wycofali
się ze Skolos do obozu na Kynos Kephalai. Tymczasem Agesilaos o świcie
wyruszył drogą na zachód w kierunku Tespiów, następnie gwałtownie za-
wrócił i ruszył na wschód ku Erythrai, gdzie skręcił na północ i pod Skolos
przekroczył – „bez walki” – linię obronną Tebańczyków. Stąd pomaszero-
wał na wschód w kierunku miasta Tanagra, obsadzonego przez garnizon
lacedemoński i im przyjaznego.
Ksenofont pisze, że teraz Agesilaos „począł pustoszyć okolicę leżącą na
wschód od grodu Tebańczyków aż do ziemi tanagryjskiej. Wtedy bowiem
nawet Tanagrę zajmowali jeszcze stronnicy Hypatodora, sprzyjający Lace-
demończykom” (Ksenofont, Hellenika, V.4.46).
Spod Tangary armia peloponeska ruszyła w  kierunku Teb. Agesila-
os początkowo uszykował swoją armię w  linię bojową, prawdopodobnie
u wejścia na równinę (dziś Neokoraki) na północ od Skolos. Falanga pe-
loponeska, jeśli uszykowana była w osiem szeregów, miała długość oko-
ło 1,3  km. Drogę zagrodziły jej ustawione w  szyku bojowym wojska te-
bańskie i ateńskie, które zajęły obronną pozycję na wzgórzu Graos Stetos
(„Pierś Staruszki”), pięć kilometrów na południe od Teb, i  „uważając za

55
sprawę honoru postawić tutaj wszystko na jedną kartę”. Być może obie
wrogie armie oddzielała odległość nie większa niż jeden kilometr. Według
Ksenofonta, Tebańczycy i  ich sprzymierzeńcy, Ateńczycy, zajęli tę pozy-
cję, mając za sobą fosę i częstokół1, „przejście to bowiem uważali za dość
wąskie i trudne do sforsowania” (Ksenofont, Hellenika, V.4.50). Poliajnos
IV (II.1.12) dodaje, że „Tebanie obsadzili strome wzgórze nad drogą, zwane
Graias Heros („Krzesło Staruszki”), tak że nie dało się nawet rozwinąć
szyku, a co dopiero posuwać się naprzód”. Natomiast relacja Diodora jest
dość ogólnikowa: „Tebańczycy jednak, zajmując pewne nowe nierówności,
nie pozwolili im spustoszyć kraju, choć nie odważyli się stanąć do bitwy
z  całą armią na równinie” (XV.34.2). Ponieważ przejście było dość wą-
skie i trudne do sforsowania (znajdujące się po wschodniej stronie wzgórze
zwane dziś Mikri Psilorakhi, ma strome zbocza, wznoszące się na 70–80
metrów nad przełęcz), Agesilaos nie zdecydował się na stoczenie decydują-
cej bitwy. Prawdopodobnie – pamiętając determinację, z jaką walczyli Te-
bańczycy pod Koroneją w 395 roku i ciężkie straty, jakie ponieśli wówczas
Spartanie – uważał, że stoczenie batalii w tych warunkach będzie okupione
kosztem dużego upływu krwi, a liczba Spartiatów ciągle malała. Dlatego
też postanowił wykonać manewr, który zmusiłby Tebańczyków i Ateńczy-
ków do opuszczenia ich obronnych pozycji. Zatem pozornie wycofał nieco
swoją armię, a następnie podzielił ją – jak sugeruje to M.H. Munn – na
dwie części2. Lewe skrzydło pozostawił na drodze prowadzącej ku Potniai,
a prawe, pod swoim dowództwem, okrężną drogą wiodącą na północ wokół
dzisiejszego wzgórza Mikri Psilorakhi, aby zaatakować bramy Teb od połu-
dniowego wschodu. Droga ta była dużo łatwiejsza niż poprzednia, począt-
kowo biegła łagodnym stokiem na północną stronę Mikri Psilorakhi, ale
zejście w kierunku Teb pomiędzy wierzchołkami Mikri Psilorakhi i Psilo-
rakhi jest spadziste i bardzo trudne, prowadzi przez teren pocięty wąwo-
zami i  jarami. Tutaj, w  pewnym oddaleniu od murów miasta, kolumna
Agesilaosa prawdopodobnie schodziła w  dół. Rozciągnięcie lub oddziele-
nie prawego skrzydła od pozostałej części falangi, przez wykonanie zwrotu
w  prawo i  marsz w  tym kierunku, było charakterystycznym manewrem
spartańskim, mającym na celu oskrzydlenie nieprzyjaciela (np. nad Ne-
meą, czy potem pod Leuktrami). Być może król spartański zatrzymał swo-
ich w pewnej odległości od miasta, czekając na pozostałe swoje siły, albo

1 To zdanie jest niezrozumiałe. Tebańczykom nic nie dawało ustawianie się przed rowem i palisadą. Być
może Ksenofontowi chodzi o to, że wojsko tebańskie znajdowało się na terytorium Beocji, za umocnienia-
mi je okalającymi.
2 M.H. Munn, Agesilaos’ Boiotian Campaigns and the Theban Stockade of 378–377 B.C., [w:] „Classical Antiqu-
ity”, vol. 6, No. 1, University of California 1987, s. 130.

56
Witold Biernacki – Wojna beocka

przeprowadzony przez niego manewr był tylko ruchem pozorowanym, aby


zmusić nieprzyjaciela do porzucenia swych obronnych pozycji. „Manewr
ten Agesilaosa – pisze z podziwem Ksenofont (Hellenika, V.4.51) – wydał
się wcale zgrabny, bo choć odprowadził on swych ludzi daleko od nieprzy-
jaciół, zmusił tych ostatnich do spiesznego wycofania się”. Rzeczywiście,
na ten widok Tebańczycy i Ateńczycy, zląkłszy się o Teby, gdyż były wtedy
opustoszałe, „gdyż wszyscy wyruszyli na wojnę”, opuścili swoje stanowi-
ska i ruszyli ku miastu drogą prowadzącą przez Potniai, „ta bowiem była
bezpieczniejsza” – jak pisze Ksenofont (Hellenika, V.4.51). Prawdopodob-
nie „bezpieczniejsza”, gdyż dogodniejsza do marszu i można nią było szyb-
ciej dotrzeć do Teb, niż drogą, którą usiłowali dotrzeć hoplici Agesilaosa.
Być może – jak przypuszcza Munn – dowódcy tebańscy i ateńscy wysłali
swoich peltastów na drugą stronę grzbietu Mikri Psilorakhi, aby ci spró-
bowali zatrzymać marsz kolumny Agesilaosa3. Niestety, żadne źródło nie
wzmiankuje, aby ruch armii spartańskiej został powstrzymany. Wówczas
ruszyło za nimi lewe skrzydło peloponeskie: stojące tu mory spartańskie,
wspierane przez oddziały jazdy. Jej dowódca „wydłużył falangę, prowadząc
ją w dwuszeregu” (Poliajnos, II.1.24), która pobiegła drogą wiodącą między
wzgórzem Graos Stetos a wzniesieniem Mikri Psilorakhi. Teraz obie armie
przekształciły się w długie kolumny, które biegły w stronę Teb.
Tebańczycy uciekając drogą na Potniai, odsłonili swoją prawą, nieosło-
niętą tarczami flankę. Wówczas niektórzy z  polemarchów rozkazali wy-
konać swoim morom zwrot w lewo i uderzyć na wroga. Hoplici tebańscy,
którzy przebiegali wzdłuż grzbietu wzniesienia, zaczęli ciskać w  nieprzy-
jaciół włóczniami – co świadczy o  stopniu ich determinacji, pozbawiali
się bowiem swej podstawowej broni – fale jesionowych włóczni spadały
na kształt nawałnicy na szyki wojowników spartańskich, którzy unieśli
swe tarcze, chroniąc się pod nimi. Część z nich wbiła się w nie z wielką
siłą, ale niektóre dosięgły celu, tak że zginął nawet jeden z polemarchów
spartańskich, Alypetos. Zginęło zapewne również lub zostało rannych kil-
kunastu prostych żołnierzy lacedemońskich, ale w końcu Tebańczycy zo-
stali spędzeni ze wzniesienia (dziś Lakka Bovali), które zajęli idący w straży
przedniej Skiryci i jeźdźcy peloponescy. Teraz Skiryci i jeźdźcy zaczęli zasy-
pywać pociskami z wyżej położonych miejsc ostatnie szeregi uciekających
do miasta Tebańczyków. Ci znalazłszy się w pobliżu swego miasta, które
było już bezpieczne, zawrócili, przegrupowali się i uderzyli na lacedemoń-
ską straż przednią. Diodor dodaje, że „Tebańczycy wyszli z miasta w całej
swojej sile”. Sikryci i towarzyszący im konni, którzy wysunęli się mocno

3 M.H. Munn, Agesilaos’ Boiotian Campaigns and the Theban Stockade of 378–377 B.C., s. 131.

57
do przodu przed całą armię peloponeską, zmuszeni zostali do ucieczki ze
wzniesienia Lakka Bovali, chociaż według Ksenofonta nie zginął ani jeden
z  żołnierzy lacedemońskich, co musi budzić zdziwienie, chociaż nie jest
nieprawdopodobne. Z relacji historyka ateńskiego wynika, że w starciu tym
nie wzięła udziału kolumna prowadzona przez Agesilaosa i  nie wsparła
IV ataku lewej kolumny, bądź to zatrzymana wskutek trudności terenowych,
bądź odparta przez peltastów przeciwnika, a  być może z  obu powodów.
Ostatecznie oba skrzydła armii peloponeskiej zostały zmuszone do odwro-
tu i połączyły się4.
Diodor (XV.34.2) natomiast tak przedstawia to starcie toczone u bram
Teb:

„Gdy Agesilaos poszedł do natarcia, Tebańczycy zwolna wychodzili mu


naprzeciw. Przez długi czas toczyła się zaciekła walka, w której najpierw
przeważali żołnierze Agesilaosa. Później jednak gdy Tebańczycy wyszli
z miasta w całej sile, Agesilaos, widząc, jak wielu ich wylewa się z miasta,
nakazał dźwiękiem trąbki ogłosić odwrót. Tebańczycy, przekonawszy się
po raz pierwszy, że nie ustępują Lacedemończykom, wznieśli pomnik zwy-
cięstwa, a później śmiało stawili czoło wojskom spartańskim”.

W  tej sytuacji Agesilaos wycofał się na południe i  rozłożył się na noc


obozem na wzgórzu Graos Stetos, podczas gdy przeciwnicy stanęli naprze-
ciwko, nie dalej niż kilometr od pozycji spartańskich, na wzgórzu Lakka
Bovali, strzegąc dostępu do bram Teb.
Obie strony uważały, że odniosły sukces.
Następnego dnia Agesilaos ruszył w kierunku Tespii, maszerując przez
grzbiety wzgórz, w dół ku równinie i palisadzie nad rzeką Asopos. W drodze
wojska peloponeskie zostały nagle zaatakowane przez peltastów, których
zaciągnęli Tebańczycy. Do akcji wzywano też Chabriasa z jego peltastami,
ten jednak, jak stwierdza Ksenofont – „za nimi nie poszedł” (Ksenofont,
Hellenika, V.4.54), być może miał on w pamięci los Fojbidasa i nie chciał
ryzykować starcia z  liczniejszym przeciwnikiem. Najemnicy tebańscy,
miotając w szeregi wojsk Agesilaosa chmary pocisków, zadawali wrogowi
znaczne straty. Ale wtedy konnica olintyjska, która szła w straży tylnej –
zaprawiona w walkach z Trakami, która nie tak dawno wykazała się w wal-
kach z peltastami i kawalerią grecką – ruszyła do kontrataku i na łagodnym
stoku górskim dopadła napastników. Peltaści tebańscy, niemający wsparcia
swojej konnicy ani hoplitów, byli tu całkiem bezbronni i zostali rozbici.

4 M.H. Munn, Agesilaos’ Boiotian Campaigns and the Theban Stockade of 378–377 B.C., s. 131.

58
9. Kampania roku 377 p.n.e.
Sprawa jest o tle interesująca, że konie, których tylne nogi są znacznie
silniejsze, łatwiej dają się prowadzić w górę pochyłości i wspinają się z wiel-
ką łatwością, niż zjeżdżając z niej. To także oznacza, że nie istnieją żadne
racjonalne przyczyny, dlaczego konnica nie może atakować pod górę, kiedy
nie napotykają na inne przeszkody.
IV Mimo iż król spartański nie odniósł stanowczego zwycięstwa w bitwie,
które ugruntowałoby spartańską przewagę w  polu, wyprawy łupieżcze
Agesilaosa, najpierw na zachód (w 378 roku), a potem na wschód od Teb
(w 377 roku), spowodowały poważne braki żywności w Beocji, gdyż jedy-
nym skutecznym ciosem zadanym przeciwnikowi było zniszczenie jego pól
zbożowych i  to w  określonym czasie. Nie na wiosnę, gdy są one zielone
i nie ima się ich ogień, a tratowanie pól końmi jest czasochłonne i mało
skuteczne. Po żniwach zboże ukryte jest w  dobrze zabezpieczonych sto-
dołach. Zniszczyć plony można było jedynie przed żniwami, gdy dojrzałe
zboże stało jeszcze na polu, a w Grecji czas ten przypada na przełom maja
i czerwca. W roku 377 Agesilaos spustoszył jeszcze rozleglejsze tereny Be-
ocji, niż w poprzednim roku.
Sprzymierzeńcy Sparty byli zniechęceni ciągnącą się wojną; uskarżali
się na to, że co roku muszą wysyłać swoich obywateli na wyprawy wojen-
ne i  ponoszą główny ich ciężar. Według Plutarcha obwiniali o  to przede
wszystkim króla Agesilaosa, który – jak już wspominano – nie krył swojej
nienawiści do Teb. W odpowiedzi Agesilaos postanowił pokazać rzeczywi-
sty wkład Spartan w wojnę i „rozkazał, aby Lakończycy i sprzymierzeńcy
osobno zasiedli na równinie. Obie grupy to uczyniły, a  wtedy herold za-
krzyknął: »Niech wstaną garncarze!«. Po stronie sprzymierzeńców podnio-
sło się niemało ludzi. »Teraz wy, kowale!«. Znowu wstało wielu. »Teraz
cieśle!«. Podniosło się jeszcze więcej. I tak wzywał po kolei rzemieślników
i robotników, toteż wkrótce powstali niemal wszyscy sprzymierzeni, spo-
śród Lacedemończyków natomiast ani jeden – bowiem nie wolno im było
uprawiać żadnego z  tych najemnych zawodów. W  taki oto sposób sprzy-
mierzeńcy zostali pouczeni, jak bardzo przewyższają ich liczebnie żołnierze
lakońscy” (Poliajnos, II.1.7).

Agesilaos wycofał się do Tespii, gdzie zastał „wojnę domową” między


zwolennikami i przeciwnikami Sparty. Doprowadził do uspokojenia nastro-
jów, „pogodził ich ze sobą i dopiero zmusiwszy ich, by zaprzysięgli zgodę”,
wyruszył w drogę powrotną na Peloponez (Ksenofont, Hellenika, V.4.54).
Poliajnos tak opisuje odwrót armii Agesilaosa z Beocji przez Kithajron:

60
Witold Biernacki – Wojna beocka

„Agesilaos rozwinął szyk bojowy, kiedy jednak spostrzegł, że sprzymie-


rzeńcy zachowują się tchórzliwie, postanowił się wycofać. Odwrót odbywał
się przez przełęcze górskie, gdzie spodziewał się ataku Beotów. Nakazał
więc, żeby na czele szli Lacedemończycy, sprzymierzeńcy zaś w straży tyl-
nej: gdy nieprzyjaciel zaatakuje tyły, zmuszeni zostaną do walecznej obro-
ny” (Poliajnos, II.1.20).

Kiedy Agesilaos zatrzymał się w Megarze, w drodze z tamtejszej świątyni


Afrodyty do archeionu (siedziby tamtejszych władz), „doznał pęknięcia żyły
i krew z całego ciała spłynęła mu do jego zdrowej nogi”. Choroba Agesila-
osa była dlatego tak niebezpieczna, że był kulawy. „Kiedy ta [noga – W.B.]
opuchła i bóle stały się nieznośne, lekarz pewien z Syrakuz otworzył mu
żyłę przy pięcie i krew, raz zacząwszy, płynęła mu przez całą noc i dzień
– i choć czyniono wszelkie wysiłki, nie zdołano jej upływu powstrzymać,
aż Agesilaos stracił przytomność. Wtedy dopiero upływ ustał i Agesilaos,
odniesiony do Lacedemonu, leżał tam bez sił przez resztę lata i zimę” (Kse-
nofont, Hellenika, V.4.58).
W ten sposób człowiek, który faktycznie kierował polityką zagraniczną
Lacedemonu od wielu lat, został z niej wyeliminowany aż do roku 371. Jej
zbrojne ramię, dzięki któremu utrzymywali swoją hegemonię w Helladzie,
armia – utraciła dzielnego i utalentowanego dowódcę, który – mimo swego
kalectwa – sam prowadził swoich hoplitów do boju. „Zapytany kiedyś, jak
daleko rozciągają się granice Lakonii, rzekł potrząsając włócznią: »Tak da-
leko, jak ona sięga«” (Plutarch, Moralia, 210 e).
Kampanię Agesilaosa, którą później, po klęskach w  wojnie z  Tebami,
przedstawiano jako przejaw niemal boskiego rozsądku i umiarkowania, w ca-
łości biorąc nie przyniosła żadnego rezultatu, bowiem Tebańczycy, mimo
zniszczonych części połaci swego kraju, konsekwentnie unikali stoczenia
decydującej batalii, a jeśli już godzili się na jej podjęcie, to na swoich warun-
kach, tj. w miejscu przez siebie wybranym, niedogodnym dla przeciwnika.
Jednak warto w tym miejscu przytoczyć jedną z anegdot:

„[Agesilaos] prowadził ciągłe walki z Tebanami. Opowiadają, że gdy zo-


stał zraniony w bitwie, Antalkidas stwierdził: »Dobrą lekcję otrzymałeś od
Teban, skoro nauczyłeś walczyć tych, którzy ani nie mieli takiego zamiaru,
ani tego nie potrafili«. Rzeczywiście, powiada się, że w owym czasie Teba-
nie stali się bardziej waleczni za sprawą licznych wypraw wojennych, jakie
Lacedemończycy podejmowali przeciwko nim. Dlatego też i Likurg, żyjący
dużo wcześniej, w tak zwanych retrach zabronił, by zbyt często ruszano na

61
tego samego przeciwnika, aby nie nauczył się walczyć” (Plutarch, Moralia,
213 f).

W minionych kampaniach Spartanie nie stoczyli ani jednej walnej bi-


twy. Nowemu pokoleniu wojowników nie dane było sprawdzić się w  bi-
IV twie, a przecież szeregi weteranów, którzy walczyli nad Nemeją i pod Ko-
roneją, nieubłaganie z biegiem czasu topniały. I taka sytuacja trwała aż do
roku 371.

***

W marcu 377 roku Ateny ogłosiły państwom greckim Kartę Drugiego


Związku Morskiego, która zachowała się na ważnej inskrypcji: „Każde
greckie lub niegreckie państwo, o ile nie jest zależne od Persji, może stać
się sojusznikiem Aten i ich sprzymierzeńców”. Ateny nie zamierzały, przy-
najmniej na razie, narażać się na konflikt z Persją. Raczej dążyły do wbicia
klina między Persję a Spartę. Dlatego w dalszej części deklaracji czytamy,
że związek został utworzony:

„Po to, by Lacedemończycy pozwolili Hellenom żyć w spokoju, cieszyć


się z  wolności i  autonomii i  posiadać nienaruszenie całe własne teryto-
rium, oraz by pokój powszechny, który Hellenowie i Król zaprzysięgli zgod-
nie z układami, był i pozostał na zawsze w mocy, lud uchwalił”5.

W  roku 377/376 powołano dziesięciu morskich komisarzy, wybiera-


nych corocznie; mieli oni zająć się wszelkimi przygotowaniami do wojny
na morzu. Przede wszystkim jednak Ateny opodatkowały się poważnie,
ściągając wielokrotnie opłaty od kapitału, który nagromadził się w rękach
prywatnych w czasie pokoju. Zamiar powołania pod broń 20 000 hoplitów
i 500 konnych oraz wyposażenia 200 okrętów nie został nigdy w pełni zre-
alizowany, ale w roku 377/376 flota ateńska liczyła około 100 okrętów.
Ateńczycy sprawowali naczelne dowództwo, ściągali okręty, ludzi i pie-
niądze oraz prowadzili wstępne pertraktacje w czasie działań wojennych.
W jednym przypadku, stanowiącym może zupełny wyjątek z ogólnej regu-
ły, Ateny nie miały naczelnego dowództwa na lądzie, gdyż w latach 377–
375 najwyraźniej Teby dowodziły operacjami w Beocji.
Wszystkie poleis na Eubeji, poza Hestiaeą, były sprzymierzone z Ateń-
czykami, którzy postanowili zająć i  to miasto. Chabrias zdobył Hestiaeę

5 Tod 123.9–15; przekład B. Bravo.

62
Witold Biernacki – Wojna beocka

szturmem, ufortyfikował akropol i  pozostawił na nim garnizon. Ateński


strateg również zaatakował, zdobył miasto Oreos i przepędził z niego gar-
nizon spartański dowodzony przez harmostę Alketosa. Zajęcie Oreos było
szczególnie ważne dla importu zboża z Tessalii, gdyż Spartanie wypływając
z niego, przechwytywali statki z ziarnami płynące z Pagasai, portu tessal-
skiego położonego nad zatoką o tej samej nazwie, zmierzające do Beocji,
gdzie już od dwóch lat nie zbierano plonów, skutkiem lacedemońskich na-
jazdów. Odtąd Tebańczycy „łatwo sprowadzili sobie żywność” (Ksenofont,
Hellenika, V.4.56–57)6 Teraz wszystkie miasta na północnym wybrzeżu
Eubeji były w  rękach sprzymierzonych. Teby i  Ateny miały nadzieję od-
zyskać i utrzymać bezpieczny import ziarna transportowanego z wybrzeży
Morza Czarnego. W tym celu Ateńczycy wysłali Chabriasa ku Cykladom,
gdzie zdobył Peparathos, Sciathos i szereg innych wysp, będących pod kon-
trolą Spartan (Diodor, XV.30.3–5). Zapewne w czasie tej ekspedycji Cha-
brias dokonał udanego ataku na Samos. Według Frontinusa (I.4.14), kiedy
Chabrias nie był w stanie sforsować zablokowanego przez okręty wejścia do
portu samijskiego, wysłał kilka swoich trier z rozkazem, aby udały próbę
przebicia się przez zaporę a następnie rzuciły się do ucieczki. Podstęp udał
się i okręty wroga zostały wywabione ze swoich stanowisk, a wówczas flota
ateńska bez trudu wpłynęła do portu Samos.

6 Według Plutarcha (De Gloria Atheniensium 8) to Timotheos uwolnił Eubeję spod kontroli Sparty.

63
Hoplita grecki
(mal. V. Vukšić)
Rozdział V
KAMPANIA 376 ROKU

W iosną roku 376, dowództwo nad armią peloponeską powierzono


Kleombrotosowi, gdyż Agesilaos leżał nadal po wylewie, jakie-
go doznał w  ubiegłym roku. Tym razem Ateńczycy i  Tebańczycy ubiegli
Lacedemończyków i obsadzili przejścia przez Kithajron. Gdy nadciągnęły
oddziały peloponeskie i Kleombrotos wysłał w przełęcze swych peltastów,
aby ubezpieczyli marsz. Ci zostali zaskoczeni przez żołnierzy przeciwnika
i zmuszeni do ucieczki, tracąc 40 zabitych.
Kleombrotos, który nie zdołał nawet sforsować przejścia przez Kithaj-
ron, wycofał się na Peloponez. Beocji nie groził już najazd i  Teby mogły
rozprawić się po kolei ze wszystkimi garnizonami spartańskimi.

5.1. Bitwa pod Naksos


Nie zdoławszy wtargnąć do Beocji, Spartanie zwrócili swój gniew ku
Atenom. Na zgromadzeniu wszystkich sprzymierzeńców peloponeskich,
zarzucono spartańskiemu dowództwu brak energii w prowadzeniu wojny.
Padła również propozycja, że skoro dysponują oni większą liczbą okrętów,
niż Ateńczycy, mogą wziąć głodem Ateny, a  także przerzucić swoje woj-
ska morzem, bądź do Fokidy, bądź przez Zatokę Koryncką do Kreusis. Po-
wziąwszy taką uchwałę, Lacedemończycy wystawili flotę liczącą 65 okrę-
tów. Dowództwo nad nią powierzono energicznemu i dzielnemu wodzowi
Pollisowi. Flota peloponeska ze swej bazy na Eginie, operując koło wysp
Andros i Keos, skutecznie blokowała dostępu do Zatoki Sarońskiej, odci-
nając tym samym transport zboża z  Morza Czarnego do Pireusu. Statki
transportowe wiozące zboże docierały jedynie do małego portu Geraitos
u południowych wybrzeży Eubei. Dalej nie mogły płynąć w obawie przed
okrętami lacedemońskimi. Jak pisze Ksenofont: „Ateńczycy istotnie zna-
leźli się w blokadzie” (Hellenika, V.4.61).

65
Kiedy w Geraitos zebrało się wiele transportowców, Ateńczycy postano-
wili sprowadzić je do Pireusu. Do osłony tego konwoju wysłano okręty wo-
jenne, których Pollis nie odważył się zaatakować. Być może w danym mo-
mencie nie dysponował wszystkimi swymi trierami. Ateńczycy bezpiecznie
wprowadzili swoje statki ze zbożem do Pireusu.
W  tej ciężkiej sytuacji obywatele ateńscy obsadzili 83 okręty, choć
zwykle posługiwano się albo najemnikami albo sprzymierzeńcami, a do-
V wództwo nad nowo otworzoną flotą powierzono Chabriasowi. Z  tak
licznymi trierami latem 376 roku Chabrias wypłynął w kierunku wyspy
Naksos. Jego zamiarem było wyciągnąć flotę z  Zatoki Sarońskiej i  sto-
czyć z nią decydującą bitwę na otwartym morzu. Przygotowania do bitwy
jasno sugerują, że ateńscy dowódcy wyruszyli z  takim planem. Diodor
pisze, że ateński atak na Naksos, łącznie z użyciem machin oblężniczych
i  bezpośrednim szturmem na miasto, skutecznie sprowokował flotę
spartańską do bitwy, gdyż Pollis z  całą flotą peloponeską – a  więc z  65
trierami – we wrześniu pośpieszył na pomoc zagrożonej wyspie i  mia-
stu (Diodor, XV.34.4). Rytuał bitew morskich toczonych przez Hellenów
przypominał batalie toczone na lądzie przez hoplitów. Przed wejściem
na pokłady dowódcy wygłaszali mowy, zagrzewając do walki swoich pod-
komendnych, oraz wydawali ostatnie dyspozycje. Tego dnia, jak podaje
Poliajnos: „Chabrias gotował się do bitwy morskiej przeciw Pollisowi.
Rozkazał swoim trierarchom, żeby – o ile siły obu stron okażą się równe
– niepostrzeżenie opuścili znaki identyfikacyjne na własnych okrętach
i  pamiętali, że wszystkie okręty niosące takie znaki należą do wroga”
(Poliajnos, III.11.11). Po złożeniu odpowiednich ofiar, okręty obu stron
szykowały się w linię bojową i zbliżały się do siebie.
Podczas gdy greccy piechurzy szli do boju, krzycząc: eleleu lub alala,
żeglarze wiosłowali przeważnie w milczeniu, przynajmniej do czasu ude-
rzenia taranem. Utrzymanie odpowiedniego rytmu przez wioślarzy zapew-
niały dźwięki fletów. Rozmowy i chwila nieuwagi mogły spowodować – na
krótkiej fali na wodach Morza Śródziemnego – utratę rytmu, a  wówczas
stosunkowo lekki okręt tracił szybkość i  kierunek. „W  boju zachowujcie
przede wszystkim porządek i ciszę, gdyż jest to zawsze ważne na wojnie,
a szczególnie w czasie bitwy morskiej” (Tukidydes, II.89). Czasami, zanim
doszło do taranowania, mając do przepłynięcia kilkaset metrów, wioślarze
skandowali chórem: „Rhyppapai! Rhyppapai! Rhyppapai!” lub „O  opop!
O  opop!” – jak pisał Arystofanes (Żaby, 1073; Ptaki, 909). Tukidydes
podkreśla, jak trudno przeciwnikowi opanować strach, słysząc szum fal
i „groźny widok nadpływającej floty” (Tukidydes, IV.10).

66
10.1. Bitwa pod Naksos – ustawienie okrętów przed bitwą
(wrzesień 376 r. p.n.e.)
Niestety, ani Diodor ani Poliajnos nie opisują szyków, w  jakich wal-
czyły obie wrogie floty. Ich relacje informują jedynie o użyciu w walce ta-
ranów. Zapewne na pokładach spartańskich i ateńskich umieszczeni byli
epibatai, tj. piechota morska: lżej uzbrojeni niż na lądzie hoplici oraz lek-
kozbrojni oszczepnicy i łucznicy. Jak się wydaje, obie floty stanęły w trady-
cyjnym szyku czołowym. L.A. Tritle sugeruje, że być może triery ustawiono
w dwóch liniach, tak aby okręty drugiej linii zabezpieczały korabie pierw-
V szej linii przed atakiem zwanym diékplous (dosłownie: „przepłynięcie”) lub
peripluos (dosłownie: „opłynięcie”). Przy czym ustawiano okręty drugiej li-
nii bezpośrednio za jednostkami pierwszej, albo – co wymagało większego
wyszkolenia – za przerwami pomiędzy trójrzędowcami pierwszej linii. Aby
łatwiej było dowodzić i  manewrować flotą, zostały one prawdopodobnie
podzielone na eskadry, stanowiące skrzydła i centrum1.
Manewr diékplous opisywany jest zazwyczaj w ten sposób: okręt prze-
pływał obok nieprzyjacielskiej jednostki, gruchocząc jej wiosła. Wydaje się
niemożliwe, aby atakująca triera mogła przepłynąć tak perfekcyjnie, w od-
ległości metra, maksimum 2 metrów, wzdłuż burty atakowanej jednost-
ki i  łamała jej wiosła. Przy czym wioślarze atakującej jednostki powinni
wyciągnąć w  ostatniej chwili wiosła z  obu stron, gdyby to uczynili tylko
z jednej strony, okręt nagle by skręcił. Czy tego manewru nie dostrzegliby
wcześniej atakowani i nie mogliby zareagować w ten sam sposób, tj. scho-
wać wiosła?
Ponadto, jak twierdzi J.S. Morisson, rozpęd atakującej triery, płynącej
z prędkością 5 węzłów, wystarczyłby do złamania zaledwie ok. 50 wioseł;
w następnych triera by – nie wiosłując – ugrzęzła. W bardziej prawdopodob-
nej wersji tego manewru, atakujący okręt podchodził do ofiary pod kątem
od 20° do 40° od jej dziobu lub rufy. W odpowiednim momencie wiośla-
rze od strony atakującej chowali wiosła, podczas gdy z drugiej wiosłowali
z całych sił. Atakujący przypierał swój epotis (= podobny do ucha występ
po obu stronach dziobu okrętu wiosłowego, tworzony przez belkę leżącą
w  poprzek okrętu na przednim skraju parapetów wioślarskich, chroniący
je od uszkodzenia przy zderzeniu dziób-w-dziób) do parapetu wioślarskie-
go ofiary (parekeiredia). Dziobnica atakującego odpychałaby kolejno wiosła
zaatakowanej galery o 50–60° od linii prostopadłej do burty, aż zaparłyby
się one w otworach wioślarskich lub o słupki i były łamane przez zginanie.
Niezrównoważona siła napędowa pochodząca od wioseł pracujących tyl-
ko po jednej stronie okrętu równoważyłaby działanie siły łamania wioseł
na dziobnicę. W  opisanym manewrze epotis pełnił ważną funkcję utrzy-

1 L.A. Tritle, Phocion the Good, Londyn – New York – Sydney, 1988, s. 57-58.

68
10.2. Bitwa pod Naksos – bój główny (wrzesień 376 r. p.n.e.)
mywania dziobnicy o około metr od dulek i otworów wioślarskich w celu
zapewnienia ramienia siły wystarczającego do łatwego zginania i łamania
wioseł ofiary.
Manewr peripluos polegał na opłynięciu przez kilka okrętów nieprzyja-
cielskiego skrzydła i zaatakowanie go z flanki lub z tyłu.
Triera uderzając z  pełną prędkością ok.  10 węzłów w  kadłub wrogiej
jednostki – z niszczycielską siłą około 50 ton – potrafiła wybić otwór po-
V niżej linii wodnej, przez które wlewało się w  ciągu kilku sekund tysiące
litrów wody morskiej. Znamy przypadki, że jedno uderzenie powodowało
tak wielką dziurę, iż okręt tonął niemal natychmiast. „Kiedy okręt został
zaatakowany przez kilka trier, i trafiły go w różne miejsca potężne tarany,
jak tylko zaczęła się wdzierać woda, okręt i cała jego załoga zostały pochło-
nięte przez morze” (Diodor, XII.16.3). W takim przypadku wioślarze ataku-
jącej triery starali się jak najszybciej wyrwać taran z burty wrogiej jednostki;
również dlatego, aby uniemożliwić marynarzom i żołnierzom przeciwnika
przedostanie się na własny pokład. Wszystko to odbywało się wśród hałasu
uderzających taranów, krzyków walczących ludzi, zabijanych i ginących2.
Zarówno diekplous jaki i peripluos wymagały znakomitego wytrenowa-
nia załogi i doskonałej sztuki żeglarskiej sterników. Dlatego chętniej stoso-
wano abordaż. Żołnierze i marynarze rzucali na okręt przeciwnika żelazne
haki umocowane na żelaznych łańcuchach, aby nie można było ich od-
ciąć, lub przyciągali bosakami wrogą jednostkę, tak że triery sczepiały się
ze sobą. Wojownicy i marynarze jednej ze stron starali się wtedy przesko-
czyć na pokład nieprzyjacielskiej jednostki, podczas gdy drudzy starali się
odeprzeć atak napastników. Jednak kiedy zaczynała się walka, nawet kil-
ku, kilkunastu żołnierzy biegając, ciskając oszczepy i skacząc po pokładzie
uniemożliwiało rytmiczną pracę wioślarzom; tłumaczy to dlaczego triery
często były „nieruchome”, kiedy dochodziło do walki na pokładzie.
Ponieważ flota ateńska była liczniejsza od peloponeskiej aż o 18 trier,
istniało niebezpieczeństwo oskrzydlenia okrętów Pollisa. Być może, aby
tego uniknąć, pierwszy zaatakował dowódca spartański, który ustawił na
swoim swym prawym, honorowym skrzydle najlepsze jednostki. Osobiście
poprowadził to skrzydło do natarcia.

„Huknęły trąby… zawrzało jak w szale:


Do wioseł wnet się rzuca zastęp cały,
Miarowym ruchem prując drżące fale,

2 J.S. Morrison, Greek and Roman Oared Warships 399–30 B.C., Oxford 1996, s. 368-369; V.D. Hanson, A War
Like No Other. How the Athenians and Spartans Fought the Peloponnesian War, New York 2005, s. 253-254.

70
Trzeba pamiętać
o tym, że w czasie
bitew morskich triery
pozbawione były
masztów i żagli, które
zostawiano zwykle na
brzegu; na rysunkach
pozostawiono je tylko ze
względów artystycznych

10.3. Taktyka
taranowania
trier
[…]
W wyborowym szyku płynęło na czele
Prawe ich skrzydło; za niem równo, śmiele,
Reszta okrętów…”
(Ajschylos, Persowie, 404–406, przeł. Kazimierz Kaszewski)

Zanim doszło do zwarcia okrętów, z  obu walczących stron poleciały


V strzały łuczników i miotane przez piechotę morską dziryty i oszczepy; nie-
które z nich spadły na pokłady przeciwników. Skuteczność takiego ostrza-
łu, z uwagi na kołyszące się pokłady obu wrogich jednostek, nie była zbyt
wielka. Dodatkowo na trójrzędowcach montowano zasłony z tkanin (parar-
rumata), które chroniły część załogi przed pociskami o płaskiej trajektorii,
a wioślarzy przed padającymi w dół strzałami. Mimo wszystko taki ostrzał
mógł zabić lub zranić tak wielu wioślarzy, że zakłócony zostawał ruch okrę-
tu, i był – jeśli wierzyć źródłom – często stosowany3.
Następnie piechota morska na dany sygnał ruszyła do przodu i  ciągle
wyrzucając pociski, tłocząc się na dziobie, starała się swym ciężarem po-
chylić dziób, tak by w momencie uderzenia taranem znalazł się on poniżej
linii wodnej galery wroga.
Uderzenie okrętów Pollisa zmiażdżyło lewe skrzydło ateńskie, którym
dowodził Cedon:

„…ich okrętów pęd dziki


Wpadł i wszystkie połamał im szyki”.
(Ajschylos, Persowie, 283–284, przeł. Kazimierz Kaszewski)

Trójrzędowiec dowódcy lewego skrzydła ateńskiego został uderzony ta-


ranem i poszedł na dno, a wraz z nim strateg ateński Cedon4. Na tej flance
Lacedemończycy zaczynali uzyskiwać wyraźną przewagę i  byli bliscy od-
niesienia zwycięstwa. Staranowano wiele innych trójrzędowców ateńskich.
W podobnym sposób wszczęły walkę inne okręty Cedona, rozrywając swy-
mi taranami kadłuby nieprzyjacielskich korabi, kilka z nich zostało zato-
pionych, a inne zmuszono do ucieczki. Lewe skrzyło ateńskie załamało się
i  niektóre ich triery w  panice zaczęły opuszczać swoją pozycję; pozostałe
zostały ścieśnione na niewielkiej przestrzeni znalazły się w krytycznej sy-
tuacji. Prawdopodobnie Pollis zamierzał teraz, uderzając ze skrzydła, zrolo-
wać całą linię nieprzyjacielskiej floty.
3 V.D. Hanson, A War Like No Other, s. 224.
4 Plutarch, Żywot Fokiona, (6.5) pisze że lewym skrzydłem dowodził Fokion. Jest to pomyłka Plutarcha, gdyż
w 376 r. Fokion miał około 26 lat i nie mógł sprawować funkcji stratega.

72
Witold Biernacki – Wojna beocka

Kiedy atak Pollisa zmiótł lewe skrzydło ateńskie, flota Chabriasa zna-
lazła się w niebezpieczeństwie. W tej krytycznej sytuacji nadpłynął ze swą
eskadrą Fokion i uderzył na związane walką okręty Pollisa, powstrzymując
zwycięskie do tej pory korabie peloponeskie. Załatał wyrwę w ateńskiej li-
nii bojowej i całkowicie zniwelował początkowy sukces Pollisa. W zaciętej
walce liczniejsza flota ateńska zaczęła okrążać flotę peloponeską. Teraz ści-
śnięte okręty Pollisa były narażone na uderzenia ateńskich taranów. „Ster-
nicy ateńscy zgodnie z rozkazem atakowali taranami z obu stron wszystkie
okręty” (Poliajnos, III.11.11). Wkrótce wiele z nich zostało ciężko uszko-
dzonych uderzeniami, tak że niektóre pogrążały się w głębinach morskich.
Załogi tonących jednostek ratowały się ucieczką, skacząc do morza. Wszy-
scy oni dostali się do niewoli. W tej sytuacji pozostałe okręty peloponeskie
rzuciły się do ucieczki.
Chabrias, mimo iż mógł ruszyć za nimi i doszczętnie rozbić flotę spar-
tańską, nie uczynił tego – dał rozkaz, aby zawrócić i zająć się ratowaniem
rozbitków. W pamięci miał bowiem los, jaki po bitwie koło Wysp Arginu-
skich spotkał zwycięskich strategów, którzy zamiast ratować rozbitków,
zaczęli ścigać umykające okręty wroga, za co zostali potem skazani na
śmierć. Sytuacja, w jakiej się znalazł Chabrias, była bardzo podobna. Na
wzburzonym morzu unosiły się szczątki rozbitych galer oraz mocno uszko-
dzone trójrzędowce zarówno wroga, jaki i ateńskie. Wokół z trudem utrzy-
mywało się na powierzchni wielu wioślarzy, marynarzy i żołnierzy z Aten.
Dlatego też teraz zwycięskie załogi zajęły się ratowaniem swych towarzyszy
oraz wyławianiem ciał poległych, których następnie uroczyście pochowa-
no. Dzięki tej akcji, część pobitej floty lacedemońskiej zdołała uciec.
Bitwa pod Naksos zakończyła się wspaniałym zwycięstwem Ateńczy-
ków. Zatopiono 24 okręty wroga, a osiem zdobyto wraz z załogami5. Tak
więc Chabrias zniszczył niemal połowę floty przeciwnika, tracąc przy tym
18 własnych okrętów, prawdopodobnie w  większości na lewym skrzydle
dowodzonym przez Cedona.
Pozostaje jednak pytanie, skąd przybyła eskadra Fokiona? Diodor su-
geruje, że to Chabrias dostrzegł niebezpieczeństwo, jakie powstało na jego
lewej flance i  wysłał Fokiona z  okrętami, które były bezpośrednio pod
jego dowództwem. Jednak według Tritle’go jest mało prawdopodobne, aby
Chabrias przekazał (albo mógłby przekazać) sygnał do wykonania takiego

5 Demostenes (20.77) mówi o 49 zdobytych trierach wroga, co jest oczywiście przesadą. Prawdopodob-
nie jest to liczba wszystkich okrętów, które Chabrias zdobył w czasie swojej długoletniej służby. Publius
Aelius Aristides, Panathenaic Oration, 173, 16 podaje tę samą liczbę zatopionych okrętów peloponeskich,
ale wspomina tylko o dwóch zdobytych przez Ateńczyków. Zachowane inskrypcje wzmiankują o pięciu
trierach zdobytych przez Chabriasa.

73
manewru. Sam był uwikłany w ciężką walkę na swoim prawym skrzydle
i  miałby trudności (lub jakiś oficer znajdujący się na jego okręcie) z  do-
strzeżeniem porażki lewego skrzydła ateńskiego. Nie mógł więc zareagować
na zaistniałą tam sytuację i  wydać stosownych rozkazów. Tritle sugeru-
je, że albo Fokion stał ze swoją eskadrą w drugiej linii i ruszył po prostu
na pomoc rozbitym trójrzędowcom Cedona, albo stał za okrętami w cen-
trum, zaatakował z  lewej flanki zwycięską eskadrę Pollisa i  odparł atak
V spartański6. Wydaje się jednak, że jeśli utworzono drugą, rezerwową linię,
to umieszczona była ona za prawym, zaszczytnym skrzydłem ateńskim,
którym dowodził Chabrias, i  tworzyła ją licząca około 20 okrętów eska-
dra Fokiona. Wódz ateński rzeczywiście dostrzegł pogrom okrętów Cedona
i  rozkazał stojącemu za nim Fokionowi, aby ten pośpieszył im z  pomo-
cą. Również w tym przypadku Ateńczycy uderzyli taranami z lewej strony
w burty korabi Pollisa.
Po bitwie Chabrias triumfalnie wpłynął do portu w  Pireusie, ciągnąc
zdobyte okręty nieprzyjaciela i  mając pokłady pełne zdobyczy. Ateńczycy
zgotowali strategowi entuzjastyczne przyjęcie, gdyż bitwa pod Naksos była
pierwszym od zakończenia wojny peloponeskiej znacznym zwycięstwem
na morzu. Chabrias został odpowiednio uhonorowany: na agorze Ateńczy-
cy wznieśli jego posąg, a jemu przyznano wieniec ze złota. Jednak znaleźli
się tacy, którzy zakwestionowali jego sukces. Leodamas zarzucał mu, że nie
zniszczył całej floty lacedemońskiej i że stracił prawie tak wiele trójrzędow-
ców, jak nieprzyjaciel (Demostenes, 20.146).
Zwycięstwo pod Naksos miała poważne konsekwencje militarne i po-
lityczne. Nie tylko zostało usunięte zagrożenie dla dostaw zboża do Aten
z Morza Czarnego, ale odzyskano także kontrolę nad amfiktinią na Delos,
którą najpierw odzyskali Ateńczycy po bitwie pod Knidos (394), ale potem
prawdopodobnie stracili w wyniku ustaleń pokoju królewskiego7.

6 L.A. Tritle, Phocion the Good, s. 58.


7 „Cambridge Ancient History”, VI, s. 173.

74
Rozdział VI
WOJNA NA MORZU JOŃSKIM

W  375 roku Spartanie planowali następną inwazję na Beocję, tym


razem zamierzając przerzucić wojska na statkach przez Zatokę
Koryncką, ale Ateńczycy na prośbę Tebańczyków uprzedzili ich przedsię-
wzięcie. Nie skoncentrowali swoich sił przeciw spartańskiej bazie na Egi-
nie, ale podzielili flotę na dwie części. Jedna pod dowództwem Chabriasa
zdobywała dla Aten nowych sojuszników na północy, żeglując wzdłuż wy-
brzeża trackiego. W tym czasie drugą część floty ateńskiej pod dowództwem
Timotheasa wysłano wokół Peloponezu na Morze Jońskie, by zjednać dla
Ateńczyków Korkyrę, Keffallenię i Akarnanię, a także Alketosa, króla Mo-
lossów. Pojawienie się floty ateńskiej u wybrzeży Peloponezu zmusiło La-
cedemończyków do zatrzymania swoich oddziałów oraz sprzymierzonych
na półwyspie, do osłony własnych terytoriów.
Timotheos opłynął Peloponez z flotą liczącą – według Ksenofonta (Hel-
lenika, V.4.66) – 60 okrętów. Natomiast według Isokratesa, Timotheosa
wyprawiono z  50 trójrzędowcami i  13 talentami, które wystarczały zale-
dwie na wypłatę żołdu przez 30 dni. Kiedy dotarł do Korkyry i  pozyskał
ją dla związku ateńskiego, a następnie zamierzał rozpocząć działania wo-
jenne – znalazł się bez pieniędzy. Jego żołnierze i  marynarze „domagali
się żołdu i  słuchać go nie chcieli grożąc przejściem na stronę nieprzyja-
ciół”. Wówczas strateg ateński „zwołał ich na zgromadzenie i oświadczył,
że pieniądze nie zdołały dojść skutkiem burz, posiada jednak tak wielkie
zasoby, że przydzielone im poprzednio trzymiesięczne racje żywnościowe
ofiaruje im w darze. Żołnierze rozumując, że nigdy by im Timotheos nie
darował tak wielkich sum, gdyby rzeczywiście nie otrzymał nadejścia pie-
niędzy, przestali się burzyć o  żołd, dopóki ten nie przeprowadził swoich
zamierzeń” (Arystoteles, Ekonomika, II.2.23). Na trzy miesiące, dla załóg
60 trójrzędowców Timotheos potrzebował 90 talentów.
Kłopoty z  zaopatrzeniem we flocie ateńskiej tak opisuje Poliajnos
(III.10.11):

75
„Timotheos chciał wysłać przodem pięć spośród swoich czterdziestu
okrętów z zapasami żywności na wiele dni, nie miał jednak pieniędzy na
wypłatę. Wydał więc rozkaz, żeby w morze wypłynęła cała flota zaopatrzo-
na w żywność na trzy dni. Gdy przycumowała do jakiejś wyspy, polecił ka-
pitanom, by każda załoga oddała mu dwudniowe racje. Rozdzielił wszystko
między owe pięć trier i dzięki temu wysłał je z zapasami na wiele dni, sam
zaś powrócił do poprzedniego portu z pozostałymi trzydziestoma pięcioma
okrętami”.
VI

6.1. Bitwa pod Alyzją


Eforowie spartańscy, zaniepokojeni sukcesami Timotheosa na wodach
Morza Jońskiego, a zwłaszcza możliwością przecięcia ich linii komunikacyj-
nych z Sycylią (i ich sojusznikiem, tyranem Syrakuz Dionizosem I), postano-
wili wysłać tam swoje okręty. Wielkim wysiłkiem wystawili nową flotę liczą-
cą 60 trier, na czele której postawili Nikolochosa, „męża bardzo odważnego”,
i wysłali ją przeciwko flocie ateńskiej. Wódz spartański przybył do Akarnanii
i wysłał część okrętów jako eskortę statków ze zbożem. Sam, na wieść o zbli-
żaniu się floty ateńskiej, wypłynął niezwłocznie w  morze, nie czekając na
powrót wysłanych trójrzędowców oraz sześciu okrętów z  Ambrakii, które
miały wzmocnić jego siły. W rezultacie Nikolochos miał do dyspozycji tylko
55 korabi. Mimo to – zapewne dowiedziawszy się, że również flota ateńska
jest rozproszona – postanowił wypłynąć w kierunku Alyzji, miasta w Akar-
nanii, gdzie kotwiczyło 40 okrętów Timotheosa. Do bitwy doszło w dzień
święta Skirytów; święta obchodzonego ku czci Demeter i Kore z Ateną Skira,
opiekunką roślin, które obchodzone było w Atenach 12 dnia miesiąca Ski-
roforia (na przełomie czerwca i lipca). Dlatego Timotheos rozkazał w tym
uroczystym dniu uwieńczyć triery mirem i podniósł na swym okręcie sygnał
do bitwy; sygnałem była zwykle purpurowa chorągiew. Przed walką, do któ-
rej doszło w przesmyku morskim pomiędzy Alyzją a wyspą Leukadą, miał
miejsce incydent, który wskazuje, jak wielką wagę przywiązywali starożytni
do wszelkich wróżb i znaków. Jak pisze Poliajnos (III.10.20):

„Timotheos ruszał na morze z całą flotą. Ktoś kichnął. Sternik rozkazał


wstrzymać wyjazd. Marynarze bali się wchodzić na pokłady trier. Timothe-
os odezwał się z uśmiechem: »No i cóż to za omen, jeśli spośród tylu zebra-
nych, jednemu zachciało się kichnąć?«. Marynarze wybuchnęli śmiechem
i flota podniosła kotwice”.

76
11. Grecja północno-zachodnia
Ponieważ strateg ateński dysponował mniejsza liczbą okrętów, posta-
nowił zastosować podstęp (strategmę), którą opisuje Poliajnos i Frontinus
(Strategemata, II.5.47).
Przygotowując się do bitwy morskiej z  nadpływającą flotą spartańską,
Timotheos przede wszystkim podzielił swoje okręty na dwie eskadry, li-
czące po 20 okrętów każda. Następnie wyruszył wraz z  20 najlepszymi
i  najszybszymi terierami przeciwko nadpływającemu nieprzyjacielowi,
rozkazując, aby dowódcy jego trójrzędowców nie atakowali okrętów wro-
ga i  sami, dzięki sprawnym manewrom, nie pozwalali przeciwnikowi na
VI
bezpośrednie starcie. Pozostałe 20 trier stało w  szyku bojowym tuż przy
brzegu, stanowiąc rodzaj odwodu, a żeglarze, wioślarze i piechota morska
(epibatai) wypoczywali, będąc w  stałej gotowości bojowej, aby wypłynąć
w każdej chwili w morze.
Kiedy nadpłynęło 55 okrętów peloponeskich pod dowództwem Niko-
lochosa, natychmiast wyruszyło przeciwko nim 20 najlepszych trier ateń-
skich. Zgodnie z rozkazami Timotheosa okręty ateńskie, dzięki zręczności
sterników, wykonujących częste i  szybkie zwroty, oraz swojej szybkości
i zwrotności, nie tylko unikały bezpośredniego starcia, ale również nie zbli-
żały się do trójrzędowców peloponeskich „na rzut pocisku”, tak że zgroma-
dzeni na pokładach nieprzyjacielskich trójrzędowców łucznicy i lekkozbroj-
ni miotacze oszczepów, nie mogli dosięgnąć swymi pociskami Ateńczyków.
Jednocześnie eskadra ateńska udawała odwrót i cofała się w kierunku brze-
gu, gdzie stała druga eskadra Timotheosa. W wyniku tych manewrów wio-
ślarze peloponescy, prawdopodobnie nieprzygotowani do takiego przebiegu
bitwy, przeciągającej się w  czasie w  upalnym dniu (być może nie rozcią-
gnięto na przykład bocznych, płóciennych zasłon), powoli tracili siły.
Skoro manewrująca ciągle eskadra ateńska zbliżyła się do stanowisk ko-
twiczących okrętów i  Timotheos zauważył, że „wrogowie wyczerpani cią-
głym wiosłowaniem coraz słabiej poruszali wiosłami”, w  tym momencie
polecił podnieść sygnał do ataku dla wszystkich swoich korabi. Podczas
gdy triery pierwszej linii zaprzestały manewrowania, przeszły do kontrata-
ku i „stoczyły walkę”, wypoczęci wioślarze, żeglarze i piechota morska bły-
skawicznie obsadzili trójrzędowce stojące u brzegu, które szybko wypłynęły
w morze. Świeże załogi ateńskie ruszyły w pełnym pędzie ku nieprzyjaciel-
skim korabiom i starły się z wrogiem. Ateńczycy walczyli „z największymi
nadziejami, w przekonaniu że mają bóstwo po swojej stronie” i zmusili „do
odwrotu wyczerpanych przeciwników” (Poliajnos, III.10.14,16). Być może te
jednostki uderzyły ze skrzydeł, podczas gdy triery, które przebywały na mo-
rzu od początku batalii, walczyły w centrum. Zapewne Ateńczycy uderzali

78
Witold Biernacki – Wojna beocka

12.1. Bitwa pod Alyzją – faza 1 (czerwiec/lipiec 375 r. p.n.e.)

taranem, dziurawiąc burty wroga, lub też szybko przepływając obok okrę-
tów, łamali im wiosła. Spartanie stawili opór i także wykonali kilka udanych
kontrataków, taranując triery ateńskie, uszkadzając kilka jednostek.
W  innym miejscu Poliajnos pisze, że: „Timotheos wezwał pozosta-
łych sygnałem, przybił do brzegu, obsadził okręty wypoczętymi wioślarza-
mi, szybko dogonił zmęczonych nieprzyjaciół i zatopił wiele ich okrętów,
a wiele innych uszkodził” (III.10.12).

79
Jednak wbrew twierdzeniu, że Ateńczycy zadali Lacedemończykom klę-
skę w bitwie morskiej, straty floty Nikolochosa nie były zbyt wielkie, gdyż
Timotheos obawiał się powrotu dziesięciu wrogich okrętów, które nauar-
cha lacedemoński wysłał jako eskortę statków ze zbożem.

„Timotheos zwyciężywszy Lacedemończyków w  bitwie morskiej pod


Leukadą. Chociaż udało mu się rozbić wiele okrętów, pozostało jeszcze
dziesięć trier wroga, które nie wzięły udziału w bitwie, a których się oba-
wiał” (Poliajnos, III.10.17).
VI
Dlatego strateg ateński powracając do portu, rozkazał dowódcom swych
trójrzędowców, „żeby nie wracali na poprzednie miejsca w szyku, ale utrzy-
mywali swoją obecną pozycję: wtedy wrogowie nie będą mieli okazji zaata-
kować okrętów w rozproszeniu podczas przechodzenia z jednych pozycji na
drugą. Ustawił okręty w szyku półksiężyca, zwrócił je taranami i wypukłą
częścią formacji w kierunku wroga, uszkodzone i zdobyte jednostki umie-
ścił w wygięciu półksiężyca” (Poliajnos, III.10.13).

„Tak płynął ku lądowi, rozkazawszy załogom wiosłować do przodu, aże-


by z dziobami trier zwróconymi w kierunku wroga łatwo mogli odeprzeć
atak owych dziesięciu okrętów. Ich załogi jednak w obawie przed tą forma-
cją nie podjęły ataku” (Poliajnos, III.10.17).

Z  cytowanych, krótkich wzmianek Poliajnosa można wnioskować, że


Timotheos odniósł nad Nikolochosem jedynie zwycięstwo taktyczne, które
podkreślił wzniesieniem pomnika zwycięstwa na pobliskim wybrzeżu. Nie
było to zwycięstwo – jak wspomniano – decydujące. Już wkrótce Nikolo-
chos otrzymawszy sześć okrętów z Ambrakii, ponownie ruszył w kierunku
Alyzji. A  ponieważ Ateńczycy nie wypływali mu na spotkanie, nauarcha
lacedemoński postawił swój pomnik zwycięstwa na najbliższej wyspie. We-
dług Tadeusza Łoposzki, była to jedynie demonstracja. Timotheos praw-
dopodobnie dlatego tylko nie wypłynął do bitwy, ponieważ jego okręty były
wyciągnięte na brzeg i naprawiane. Nie udało się ich szybko zepchnąć na
wodę i ustawić w szyku bojowym, gdy przy brzegu stały gotowe do ataku
jednostki wroga1.
Dopiero kiedy Timotheos otrzymał posiłki z Korkyry, naprawił uszko-
dzone trójrzędowce, tak że miał ich teraz ponad 70, zdobył „wielką prze-
wagę na morzu”. Flota ateńska panowała na Morzu Jońskim. Jednak nie

1 T. Łoposzko, Starożytne bitwy morskie, Gdańsk 1992, s. 195.

80
Witold Biernacki – Wojna beocka

12.2. Bitwa pod Alyzją – faza 2 (czerwiec/lipiec 375 r. p.n.e.)

miał pieniędzy na utrzymanie tak znacznej ilości załóg. Dlatego wysłał


posłów do Aten z prośbą o przysłanie pieniędzy. Dzięki zdobyciu przewa-
gi nad zachodnimi wybrzeżami Grecji, Timotheos zmusił wiele poleis do
przystąpienia do Drugiego Ateńskiego Związku Morskiego.
W roku 376 Teby zorganizowały na nowo Związek Beocki2. Jacek Rzep-
ka pisze, iż Tebańczycy przystąpili do odbudowy Związku Beockiego już

2 N.G.L. Hammond, s. 569.

81
w roku 379, tuż po odparciu najazdu Kleombrotosa3. Liczbę okręgów zredu-
kowano z jedenastu do siedmiu. Na czele armii związkowej stało siedmiu
beotarchów, którzy podejmowali decyzje większością głosów. W ich gronie
przeważało niejednokrotnie zdanie dwóch wybitnych wodzów, Pelopidasa
i Epaminondasa. Podobnie jak w dawnym Związku, każdy okręg wystawiał
1000 hoplitów i 100 jeźdźców (Hellenica Oxyrhynchia, 19.3). Wydaje się,
że każdy tysiącosobowy oddział nazywał się taksis lub epitaksis4.
Beocja zawsze znana była z  dzielnych i  odważnych piechurów i  silnej
jazdy. Teraz oddziały kawalerii w  czasie bitwy miały współdziałać z  jed-
VI
nostkami lekkozbrojnej piechoty, zwanej hamippoi. Według niektórych
badaczy, uzbrojonych podobnie jak peltaści.
Przywódcy tebańscy utworzyli (lub odtworzyli), z inicjatywy Gorgidasa,
doborową jednostkę hoplitów, którzy stacjonowali na Kadmei i byli utrzy-
mywani z pieniędzy Związku, tzw. Świętego Zastępu (hieròs lòchos). Liczył
on 300 ludzi; podobno 150 par homoseksualnych, co miało wpływać na
jego szczególną odwagę i bitność5.

***

Siły tebańskie, unikając przez cały czas rozstrzygającej bitwy z wielki-


mi armiami wroga, zdobywały stopniowo przewagę nad spartańskimi gar-
nizonami w Beocji. Wszystkie miasta beockie, z wyjątkiem Orchomenos,
wstąpiły do Związku Beockiego lub podporządkowały się Tebom. Prawdo-
podobnie w tym czasie wojska tebańskie rozbiły pod Tanagrą znaczne siły
lacedemońskie, którymi dowodził hermosta Panthoides (Plutarch, Pelopi-
das 15.4).
Natomiast w 375 roku pod Platejami jazda tebańska pod dowództwem
beotarchy Charona udowodniła swoją przewagę nad konnicą spartańską,
którą dowodził Spartiata Gerandas. W starciu poległo ponad 40 jeźdźców
z Lakonii (Plutarch, Pelopidas 25.5).

3 J. Rzepka, Cheroneja, s. 48.


4 J. Rzepka, Cheroneja, s. 48, p. 27.
5 Plutarch, Pelopidas, 18.2, nie przesądza, że był to oddział złożony z par homoseksualnych, pisząc, że tak
podawali „niektórzy”. Szczegółowe informacje o rodowodzie, powstaniu i historii Świętego Zastępu Czytel-
nik znajdzie w pracy J. Rzepki, Cheroneja, s. 86-88. Należy dodać, że autorzy Historii Starożytnych Greków,
t. II, Warszawa 2009, s. 287 piszą, iż oddział utworzył Pelopidas.

82
Rozdział VII
STARCIE POD TEGYRĄ

W ykorzystując fakt, iż eforowie spartańscy zaniechali działań prze-


ciwko Beocji i Atenom, i skierowali swą uwagę na działania floty
peloponeskiej na Morzu Jońskim, „Tebańczycy – jak pisze Ksenofont –
śmiało wyruszali orężnie przeciw grodom beockim i  brali je znowu pod
swoje panowanie” (Hellenika, V.4.63). W większości ważnych pod wzglę-
dem strategicznym miast beockich, takich jak Tanagra, Plateje, Tespiach
i Orchomenos, Spartanie utrzymywali wciąż silne garnizony. Tebańczycy
próbowali je wyrugować. Zwłaszcza Orchomenos było bardzo ważnym
ośrodkiem bogatej równiny północnej, otaczającej Jezioro Kopais. Miasto
wznosiło się na wysokiej skale. Od wieków rywalizowało z Tebami o przy-
wództwo nad Beocją. W wojnie korynckiej stanęło u boku Sparty; w bitwie
pod Koroneją hoplici z Orchomenos znaleźli się na lewym skrzydle i starli
się w  pierwszej fazie batalii z  Tebańczykami. Położone było na ważnym
szlaku komunikacyjnym z  Fokidy. Spartanie, nie mogąc przekroczyć Ki-
thajronu, przerzucali zwykle swoje oddziały z  Peloponezu przez Zatokę
Koryncką do Kirra w Fokidzie, a stąd dalej do Orchomenos i innych miast
Beocji. Mając świadomość zagrożenia, przywódcy tebańscy czekali tylko
na sposobność, aby opanować to miasto. Okazja taka nadarzyła się już
w 375 roku1.
Wiosną roku 375 garnizon w Orchomenos składający się według Plu-
tarcha (Pelopidas, 16.2) z dwóch morai, otrzymał rozkaz powrotu do Spar-
ty. Przed powrotem spartańscy polemarchowie, Gorgoleon i  Theopomos,
przedsięwzięli rajd do Lokrydy Opunckiej (Epiknemidejskiej, Wschodniej).
Pelopidas, który dowiedział się o wymarszu Spartan do Lokrydy, wyru-
szył na czele oddziału liczącego 500 wojowników (Diodor, XV.32.1), ma-
jąc nadzieję zająć miasto przez zaskoczenie. Trzon oddziału stanowiło 300
hoplitów ze Świętego Zastępu, uzupełniało go 200 jeźdźców. Gdy mu się

1 J. Buckler and H. Beck, Central Greece and the Politics of Power in the Fourth Century BC, s. 99.

83
to nie udało, gdyż przed wymarszem Lacedemończycy wzmocnili garnizon
Orchomenos, zarządził odwrót do Teb północną drogą wiodącą dookoła
Jeziora Kopais. Odchodzący spod Orchomenos Święty Zastęp osłaniała,
zgodnie z wymogami ówczesnej sztuki wojennej, kawaleria tebańska.
Pod Tegyrą Pelopidas napotkał dwie spartańskie mory, które wracały do
swej bazy, a teraz wynurzały się z wąskiego przejścia między wzgórzem a je-
ziorem. Lacedemończyków było dwa razy więcej niż Tebańczyków – 1000
świetnie wyszkolonych hoplitów, tzn. każda mora składała się – jak podaje
Eforos – z wojowników powołanych pod broń z pierwszych 30 roczników
i  liczyła po 480 żołnierzy oraz 20 oficerów (por. Ksenofont, Lakedaimon
VII Politeia 11.4). „Eforos podaje, że mora to jednostka złożona z  pięciuset
ludzi, Kallistenes z  siedemset [prawdopodobnie był to pełny stan mory],
inni, między innymi Polibiusz, z dziewięciuset [być może taki stan liczy-
ła za króla Nabisa]”2. (Plutarch, Pelopidas, 17). Notabene Lazenby określa
liczebność mory na 1280 hoplitów3. Na widok wynurzających się z prze-
smyku w  swych czerwonych płaszczach „synów Aresa”, jeden z  oficerów
tebańskich wpadł w panikę, krzycząc: „Wpadliśmy w ręce nieprzyjaciela!”.
„Czyżby? A nie oni w nasze?” – odpowiedział spokojnie Pelopidas. Tym-
czasem hoplici spartańscy, na widok nieprzyjaciela, pewni swej przewagi
liczebnej i sprawności we władaniu włócznią i mieczem, sprawnie ustawili
się w szyku falangi. Żołnierz i historyk Ksenofont, który doskonale poznał
sztukę wojenną Spartan, tak opisuje ten manewr:

„Rozwijanie kolumny odbywa się na sygnał przekazywany przez eno-


motarchę, jakby przez herolda […] szeregi falangi tworzy się albo płytkie
albo głębokie. Z tego, o czym mowa, nic nie jest trudne do nauczenia się.
Nikomu jednak nie jest łatwiej nauczyć się walki w  takim ustawieniu
z  wrogiem, który właśnie się pojawił (nawet, jeśli nastąpi zamieszanie),
niż tym, którzy zostali wychowani zgodnie z prawami Likurga. Z najwięk-
szą łatwością Lacedemończycy wykonują te manewry, które nauczyciele
walki uważają za niezwykle trudne. Gdy bowiem maszerują w kolumnie,
enomotia idzie z  tyłu jedna za drugą. Jeśli zaś, podczas marszu w  takim
samym ustawieniu, z naprzeciwka pojawi się falanga wroga, enomotarcha
otrzymuje rozkaz ustawienia się na czele po lewej stronie, i tak przez całą
kolumnę, dopóki falanga nie ustawi się naprzeciw oddziałów wroga” (Kse-
nofont, Lakedaimon Politeia, XI.6–8).

2 Plutarch, Pelopidas, 17.


3 F. Lazenby, Spartan Army, Warminster 1985, s. 5-10.

84
13. Starcie pod Tegyrą (375 r. p.n.e.)
Teraz skrzydła falangi spartańskiej chroniły od południa bagniste tere-
ny jeziora, gdzie w pobliżu wznosiła się świątynia Apollina, a od północy
– strome zbocza górskie. Być może Pelopidas rozkazał swoim konnym, któ-
rzy jechali z tyłu, przejść na front i zaatakować Spartan, aby przeszkodzić
im w utworzeniu linii bojowej, a Święty Zastęp uszykował w zwarty i głę-
boki czworobok, który poprowadził do ataku.
Pierwsi zaatakowali spartańską falangę tebańscy jeźdźcy. K.W.  Prit-
chett, analizując pole bitwy, sugeruje, że konnica Pelopidasa wykonała de-
cydującą szarżę, zwłaszcza że tak pisze Plutarch4. Jednakże jest to niepraw-
dopodobne: nigdy nie doszło do zderzenia między jazdą a falangą hoplitów.
VII „Jazda niepokoiła piechotę swojemi strzałami, może swojemi pchnięcia-
mi lanc, przebiegając szybko, lecz nigdy na nią nie uderzała”5. Ponieważ
Plutarch w dalszym swym opowiadaniu nie wspomina już o udziale jazdy
tebańskiej w  bitwie, prawdopodobnie jej rola ograniczyła się do „zmięk-
czenia” piechoty spartańskiej, polegającego na ciskaniu w nią oszczepami,
podobnie jak to czynili peltaści Ifikratesa pod Lechajon.
Niektórzy historycy, jak np. Iain G. Spence, sugerują, że jeźdźcy zbli-
żali się do falangi truchtem, ciskali w  hoplitów oszczepami z  niewielkiej
odległości, a następnie podjeżdżali jeszcze bliżej i długą włócznią starali się
dosięgnąć wojowników stojących w drugim i trzecim szeregu. W powsta-
łą wyrwę w szyku wdzierali się inni kawalerzyści, siejąc popłoch i łamiąc
szyk6. Taki sposób walki, według piszącego te słowa, wygląda co najmniej
dziwnie.
Akcja kawalerii, co prawda, nie przeszkodziła Lacedemończykom
w ustawieniu szyku bojowego, ale umożliwiła Pelopidasowi uszykowanie
i  przygotowanie swoich hoplitów do walki. Dała także czas beotarsze na
ocenę sytuacji i wydanie swoim wojownikom odpowiednich rozkazów. Kie-
dy Święty Zastęp ruszył do natarcia, jeźdźcy usunęli się na boki i nękając
skrzydła Spartan, uniemożliwili im oskrzydlenie i  otoczenie nacierającej
kolumny hoplitów Pelopidasa. Dopiero teraz zza usuwających się na boki
jeźdźców oraz zza wznieconej przez końskie kopyta chmury kurzu, uderzyli
biegiem ciężkozbrojni piechurzy tebańscy.

„Natarcie [Świętego Zastępu] poprowadzono z  wielkim impetem,


przede wszystkim na pozycje dowódców, i najpierw zginęli polemarchowie
spartańscy, którzy zwarli się w walce z Pelopidasem. Gdy później Spartanie

4 W.K. Pritchett, Studies in Greek Topography, vol. I, Berkeley 1965, s. 115-116.


5 A. du Picq, Studjum o walce, Warszawa 1927, s. 40.
6 Por. Historia starożytnych Greków, t. II, s. 46-47.

86
Witold Biernacki – Wojna beocka

stojący obok ponosili ciężkie straty i ginęli, całą ich armię ogarnął strach.
Spartanie rozwarli wówczas szeregi przed Tebańczykami, aby ci mogli pójść
do przodu, prześlizgnąć się i  wymknąć. Pelopidas jednak zlekceważył tę
sposobność i  natarł na żołnierzy stojących w  szyku. Gdy przedzierał się,
kładąc trupem przeciwników, wszyscy Spartanie rzucili się do ucieczki”
(Plutarch, Pelopidas 17.6–8).

Tak więc kiedy padli polemarchowie, hoplici spartańscy rozstąpili się,


tak jak zrobili to Lacedemończycy pod Koroneją, aby zaatakować przebiega-
jących hoplitów tebańskich z boku, zwłaszcza z ich nieosłoniętej tarczami
prawej strony, a następnie popędzić za nimi i nękać ich tylne szeregi. Jed-
nak Pelopidas odgadł, że taki fortel przygotowali przeciwnicy, i wojownicy
Świętego Zastępu nie uciekli przez utworzone przejście, lecz uderzyli na
boki, rozbijając nienaruszony jeszcze szyk nieprzyjacielski, zadając Sparta-
nom ciężkie straty i zmuszając ich do rejterady w kierunku Orchomenos.
Tebańczycy ścigali pobitych tylko przez chwilę, gdyż obawiali się, że
mogą nadciągnąć posiłki z pobliskiego Orchomenos i – jak pisze Plutarch
– z Lacedemonu. Wznieśli więc jedynie pomnik zwycięstwa, zdarli zbroje
z zabitych wrogów i wrócili do Teb, niezmiernie dumni ze swego czynu.
Po raz pierwszy w  historii greckiej sztuki wojennej hoplici spartańscy
ulegli mniej licznym hoplitom przeciwnika. Zarówno dowodzący pod Te-
gyrą Pelopidas, jak i hoplici tebańscy zyskali w ten sposób chwałę i wielki
prestiż. Według Plutarcha bitwa pokazała Grekom, że nie tylko nad Euro-
tasem, między Babyką a Knakionem, rodzą się dzielni mężowie.
Jednakże tradycja mówiąca, że zostały tam rozbite dwie morai spartań-
skie, jest mocno wątpliwa. Prawdopodobnie w tym czasie faktycznie w Be-
ocji były dwie „brygady” Spartan. Tylko jedna – „stara”, która miała odejść
do domu – starła się z  Tebańczykami. Druga, nowo przybyła ze Sparty,
znajdowała się już w Orchomenos. Jej obecność w tym mieście sprawiła, że
Pelopidas musiał pośpiesznie wycofać się spod jego murów. Dlatego m.in.
kawaleria tebańska szła z tyłu, osłaniając piechotę przed ewentualnym ata-
kiem garnizonu z Orchomenos. Późniejsi dziejopisarze wiedząc, że w Be-
ocji były dwie mory Spartan, opisali starcie pod Tegyrą jako zwycięstwo
nad obiema jednostkami, aby dodać chwały Pelopidasowi i Tebańczykom.
Chociaż zarówno Plutarch, jak i Diodor uważają starcie pod Tegyrą za
preludium do batalii pod Leuktrami, to bitwy te mają niewiele wspólnego
ze sobą. Pod Tegyrą doszło do boju spotkaniowego, podobnie jak w roku
364 pod Kynoskefalaj. W  obu wypadkach Pelopidas znalazł się obliczu
przeważającego liczebnie wroga i nie wpadł w panikę, ale powziął na chłod-

87
no odważną i  szybką decyzję i  dwukrotnie okazał się mistrzem taktyki,
wykorzystując współdziałanie kawalerii i hoplitów. Pod Tegyrą Pelopidas
nie działał według ściśle opracowanego planu, ale musiał znaleźć właściwą
odpowiedź na nieoczekiwaną sytuację, w jakiej się znalazł i improwizować,
podobnie zresztą jak jego przeciwnicy, polemarchowie spartańscy, i w tej
konfrontacji wykazał swoją wyższość nad tradycyjnym, schematycznym
sposobem walki hoplitów7.

***

VII Tymczasem stosunki między Atenami i  Tebami zaczęły się psuć.


Wzrost potęgi Związku Beockiego na lądzie i ateńskiego II Związku Mor-
skiego na morzu stawiał Spartę w coraz trudniejszej sytuacji.
Również na północy sytuacja strategiczna uległa zmianie. Około roku
375 w Tessalii pojawił się nowy, silny sprzymierzeniec Teb, Jazon, tyran
z Feraj. Dysponował on znakomitą i silną kawalerią oraz 6000 doskonale
wyćwiczonych najemników. Zaatakował sprzymierzoną ze Spartą Histiaję
na Eubei, a  w  czasie inwazji armii lacedemońskiej na Beocję, posyłał do
Teb konwoje ze zbożem. Pod koniec roku 375 jego jednym konkurentem
w  Tessalii był władca Farsalos, Polydamas, który liczył na wsparcie gar-
nizonu spartańskiego stacjonującego w  Heraklei w  Trachos. W  tym celu
stanął przed spartańską appelą, prosząc, aby Lacedemończycy przyszli mu
z  pomocą ze wszystkimi siłami, a  jeśli tego nie uczynią, lepiej niech nie
wyruszają wcale. „Jeśli zaś wyda się wam – dodał – dostatecznie wysłać
neodamodów z jednym człowiekiem prywatnym (andra idioten), to radzę
wam raczej zachować spokój” (Ksenofont, Hellenika, VI.1.14, w  tłuma-
czeniu R.  Kuleszy), bowiem przyjdzie im się zmierzyć z  „potęgą wielką
i z mężem takim, który wodzem jest na tyle mądrym, że we wszystkim,
co zamierza dokonać bądź zaskoczeniem, bądź podstępem, bądź jawnym
gwałtem, nie bardzo się myli” (Ksenofont, Hellenika, VI.1.15). Przez dwa
dni Lacedemończycy, pozbawieni rady chorego Agesilaosa, ustalili, oblicza-
jąc ile mor znajduje się w kraju, a ile za granicami, jakie siły mogą przeciw-
stawić ateńskim trierom. W końcu odpowiedzieli, że w obecnej chwili nie
mogą udzielić mu wsparcia, „i doradzali mu, by po powrocie porozumiał
się – jak najlepiej w stosunku do swoich sił – z Jazonem” (Ksenofont, Hel-
lenika, VI.1.17).

***

7 J. Buckler, Aegean Greece in the Fourth Century BC, Leiden 2003, s. 241-242.

88
Witold Biernacki – Wojna beocka

Kiedy po zwycięstwie pod Tegyrą Tebańczycy podporządkowali sobie


wszystkie miasta w Beocji, wiosną 374 roku uderzyli na Fokidę. Jej miesz-
kańcy zwrócili się o pomoc do Sparty. W tym samym czasie Jazon, który
wiedział o niepowodzeniu misji Polydamasa, wystosował do niego ultima-
tum. Eforowie wysłali króla Kleomenesa z  czterema morami (tj. aż dwie
trzecie swoich hoplitów, z których jednak większość stanowili periojkowie)
i oddziałami sprzymierzeńców przez Zatokę Koryncką do obrony Fokidy,
ale odmówili udzielenia pomocy Polydamasowi. Pojawienie się silnej ar-
mii u  zachodnich granic Beocji, zmusiło jej przywódców do zachowania
czujności. W tym czasie Jazon zmusił do uległości swego oponenta z Feraj
i ogłosił się władcą (tagos) całej Tessalii.

89
Peltasta tracki
(mal. V. Vukšić)
Rozdział VIII
WOJNA NA KORKYRZE

K senofont wzmiankuje, że pokój zawarty w 375 roku był krótkotrwa-


ły. Jednak współcześni historycy są odmiennego zdania. Dziejopis
ateński pisze, że po zawarciu pokoju Ateńczycy odwołali z Morza Jońskiego
flotę Timotheosa. Strateg ateński wycofał więc swoje triery do Aten, ale po
drodze wysadził na Zakynthos grupę wygnańców demokratycznych. Wy-
gnańcy ci zajęli twierdzę na wybrzeżu i zaczęli atakować rządzących wyspą
oligarchów. Spartanie wysłali admirała Mnasipposa, który podjął działania
wojenne na Korkyrze i kiedy Ateńczycy wyprawili na zachód flotę pod roz-
kazami Ifikratesa, pokój został zerwany. Ksenofont daje do zrozumienia,
że wydarzenia na Zakynthos rozgrywały się natychmiast po podpisaniu po-
koju i odwołaniu Timotheosa do Aten. Ale relacja Ksenofonta jest w tym
miejscu bardzo skrótowa; opuszcza on kilka kluczowych wydarzeń. Według
chronologii zaproponowanej przez P.J. Stylianou, Mindaros został nauarchą
wiosną 373 roku, a Ifikrates popłynął na wody zachodnie wiosną następne-
go roku. Milczy więc o tym, co działo się w tym czasie na Morzu Jońskim.
Diodor, który poświęca sporo uwagi skutkom pokoju zawartego w róż-
nych miastach greckich, konstatuje, że na ogół jego zapisy były w  nich
przestrzegane. W  wielu poleis istniały frakcje zarówno prospartańskie
i proateńskie, do wielu powrócili wygnańcy polityczni. Zarówno Sparta, jak
i Ateny wycofywały swoje garnizony z niektórych miast. Jednak stan taki
nie trwał długo; Ateńczycy i  Spartanie nie mogli się oprzeć pokusie, aby
nie mieszać się w wewnętrzne spory, wspierając swoich stronników. Praw-
dopodobnie to wygnańcy polityczni zwykle odpowiedzialni za wznowienie
walk w poszczególnych miastach.
Diodor pisze, że Timotheos nie tylko wysadził grupę wygnańców na
Zakynthos, ale pomagał im – bezskutecznie – opanować miasto. Gdy to się
nie powiodło, wygnańcy zajęli wzgórze zwane Nellos, na którym wybudo-
wali fortyfikacje, zza których atakowali swych politycznych przeciwników.
Zakynthojczycy wezwali na pomoc Lacedemończyków. Eforowie spartań-
scy najpierw interweniowali w  Atenach. Jednakże Ateńczycy wpisali już

91
Zakynthos na listę swego Związku Morskiego i  nie zamierzali wycofać
swej pomocy dla demokratów z tej wyspy. Jeszcze w 375 lub na początku
374 roku Spartanie wysłali z pomocą swym sprzymierzeńcom 25 okrętów
pod dowództwem nauarchy Aristokratesa (Diodor, XV.45.4).
Prawdopodobnie mniej więcej w  tym samym czasie doszło do walk
między frakcjami na Korykrze. Prospartańska grupa obywateli poprosiła
o pomoc eforów. Jesienią 374 lub 373 roku Spartanie wysyłali na Korkyrę
nowego nauarchę Alkidasa z 22 okrętami. Jego próba opanowania miasta
zakończyła się niepowodzeniem, Lacedemończycy odpłynęli z niczym. Na-
tomiast Ateńczycy wysłali na Zakynthos 500–600 najemnych peltastów
pod wodzą stratega Ktesiklesa (Diodor, XV.46.1–46.3).
W tym czasie miały miejsce dwa ważne wydarzenia, które doprowadziły
VIII do złamania pokoju. Sytuacja na Korkyrze uległa znacznemu pogorszeniu
i stronnicy obu frakcji wysłali swych posłów do Aten i do Sparty. Ateńczycy
na zgromadzeniu ludowym przegłosowali projekt wysłania na zachodnie
wody silnej floty, liczącej 60 okrętów, pod dowództwem Timotheosa. Stra-
teg ateński zamierzał wypłynąć z  Pireusu w  miesiącu Munichion (kwie-
cień/maj) za archonatu Sokratidesa (374/373 rok). Jednakże Ateńczykom
brakowało ludzi i pieniędzy na wyposażenie okrętów.
Tymczasem Timotheos zamiast wyruszyć natychmiast na Korkyrę,
krążył po wodach Morza Egejskiego, wzdłuż wybrzeży Tracji i wśród wysp
Cyklad, szukając wioślarzy dla swych trier i pieniędzy na ich utrzymanie.
Udało mu się pozyskać dla Aten Jazona z Feraj. Niestety, pieniędzy na wy-
prawę ciągle brakowało. Mimo iż lato było w pełni, flota ateńska nie opu-
ściła Zatoki Sarońskiej. Załogi okrętów były niepopłacone i rozgoryczone.
Oskarżony przez Kallistratosa i Ifikratesa, że „marnuje on czas w porze do-
godnej dla okrętów na morską włóczęgę”, został co prawda uniewinniony
– dzięki pomocy Jazona i  króla Molossów Alketasa – jednak dowództwo
nad flotą przejął po nim Ifikrates (Ksenofont, Hellenika, VI.2.13).
Jesienią 373 roku Ateńczycy wysłali na Korkyrę Ktesiklesa z  jego na-
jemnikami. Diodor pisze, że Ktesikles wyruszył z  Zakynthos. Natomiast
Ksenofont dodaje, iż oddział peltastów wyprawiono na Korkyrę lądem.
W przeprawie na wyspę pomógł im król Epiru, Alketas. Operacja powiodła
się, lekkie łodzie epirockie pod osłoną nocy przewiozły ateński oddział,
który skrycie wszedł do miasta.
Mniej więcej w tym samym czasie Lacedemończycy wyprawili na Kor-
kyrę nauarchę Mnasipposa, który stanął na czele floty liczącej 60–65 okrę-
tów, „nie tylko z  Lacedemonu, ale także z  Koryntu, Leukady, Ambrakii,
Elidy, Zakynthos, Achai, Epidauros, Troizeny, Hermoiny i  Haleis” (Kse-

92
Witold Biernacki – Wojna beocka

nofont, Hellenika, VI.2.3). Na ich pokładach znajdował się oddział Lacede-


mończyków, oddziały sprzymierzeńców spartańskich oraz 1500 żołnierzy
najemnych.
Samo polis wznosiło się na półwyspie Paloipolis (teraz Analepsis), aż do
Przylądka Canoni. Mur miejski biegł od Zatoki Chaliciopoulos na północ-
ny wschód do Zatoki Garitas.
Według Diodora (XV.47.1), flota peloponeska wpłynęła do – jak się wy-
daje – starego portu korkyrejskiego, znajdującego się w Zatoce Chalkicio-
poulos, i  zdobyła cztery triery przeciwnika, trzy pozostałe uciekły w  kie-
runku brzegu, gdzie zostały spalone przez Korkyrejczyków, aby nie wpadły
w ręce wroga. Pozostałe okręty musiały znajdować się w głównym porcie
Korkyry, w Zatoce Garitas.

„A skoro wylądował – pisze Ksenofont – począł zajmować kraj i pusto-


szyć ziemię, bardzo pięknie uprawną i  drzewami obsadzoną, rabował też
wspaniałe domy i  palił winnice założone na polach. W  wyniku tego jego
żołnierze stali się do takiego stopnia wybredni, że nie chcieli pić innego
wina, jak tylko pachnące kwiatami. Również zabierano z pól bardzo wiele
niewolników i bydła” (Hellenika, VI.2.6).

Mnasippos rozbił dwa obozy. Pierwszy, dla wojsk lądowych, usytuowa-


ny był na wzniesieniu Soteros na północny zachód od miasta, w odległości
około pięciu stadiów (około 1 km) od murów miasta. Teren między tym pa-
górkiem a miastem był równy, doskonale nadający się do stoczenia bitwy.
Poza tym zajmując Soteros, dowódca lacedemoński kontrolował wszyst-
kie drogi prowadzące do miasta. Diodor pisze, że Peloponezyjczycy zajęli
wzniesienie po walce i dlatego być może ufortyfikowali je. Drugi, dla floty
„z  przeciwnej strony miasta, skąd, jak się spodziewał, będzie mógł spo-
strzegać nadpływające okręty i przeszkadzać w ich lądowaniu” (Ksenofont,
Hellenika, VI.2.7). Stąd, kiedy tylko pogoda pozwalała, wypływały okręty
peloponeskie, aby blokować główny port Korkyry; nastała bowiem zima,
która nie sprzyjała działaniom na morzu. W relacjach Diodora i Ksenofon-
ta nic nie słyszymy o flocie Korkyrejczyków. Wyjaśnienie zaproponowane
przez Cawkwella, że przyczyną tego była zima, jest nieprzekonujące. Skoro
Mnasippos mógł wysyłać swoje okręty, aby blokowały główny port Korky-
ry, dlaczego nie mogliby tego samego czynić Korkyrejczycy, by przeszka-
dzać im w tym. Prawdopodobnie ich flota w tym czasie liczyła nie więcej
niż 20–30 trier i nie byli w stanie przeciwstawić się flocie Mnasipposa1.

1 G.L. Cawkwell, Notes on the Peace of 375/4, „Historia” 13, 1963, s. 86.

93
W ten sposób Mnasippos „oblegał miasto” – jak pisze Ksenofont, a ra-
czej tylko je blokował.
Korkyrejczycy wysłali do Aten gońców, ale flota ateńska nie nadpływała.
Tymczasem w polis, w którym poza jej mieszkańcami znajdowała się duża
liczba zbiegłej ludności z całej wyspy, zaczął się szerzyć głód. Jak relacjo-
nuje Ksenofont: „Korkyrejczycy z powodu porażki na lądzie nie otrzyma-
li żadnych plonów ze swej ziemi, morzem zaś nie dowożono im niczego
z  powodu porażki poniesionej także i  na morzu, znajdowali się w  stanie
rozpaczliwym”. Korkyrejczycy wysłali do Aten gońców, którzy błagali Ateń-
czyków o pomoc. Jednocześnie zwracali uwagę, „jak wielki skarb utracą”,
gdy Spartanie opanują ich miasto (Ksenofont, Hellenika, VI.2.9).
Korkyra była ważnym etapem na drodze z  Grecji do Italii. Tutaj bo-
VIII wiem okręty płynące wzdłuż zachodnich wybrzeży greckich skręcały ostro
na zachód, przepływały wąską cieśninę (dziś zwaną Otranto) i docierały do
wybrzeży Italii.
O  sytuacji panującej w  obrębie murów dowiedział się Mnasippos, za-
pewne od licznych zbiegów. Z  biegiem czasu uciekinierów z  miasta było
tak wielu, że dowódca spartański ogłosił, że „ktokolwiek jeszcze doń zbie-
gnie, zostanie sprzedany w niewolę”. Jednak nawet ta groźba była dla wielu
Korkyrejczyków o wiele łagodniejszą karą, niż widmo śmierci z głodu. Kie-
dy i to zawiodło, i liczba dezerterów nie malała, Mnasippos rozkazał, aby
„po uprzednim biczowaniu odsyłać zbiegów do miasta”. Natomiast obroń-
cy nie wpuszczali ich, a  zwłaszcza niewolników, za bramy, tak że wielu
z nich umierało pod murami polis z głodu.
Mnasippos sądził, że miasto lada chwila wpadnie w jego ręce. W tej sy-
tuacji zrobił coś niezrozumiałego i głupiego, „począł wobec swoich najem-
ników stosować nowe metody – i jednych z nich pozbawił zupełnie żołdu,
niektórym zaś nie wypłacał go już od dwóch miesięcy, choć jak mówiono,
wcale nie był pozbawiony środków” (Ksenofont, Hellenika, VI.2.15–16).
Ksenofont przypisuje dowódcy spartańskiemu, choć nie wprost, niekom-
petencję i korupcję.
Jednak wydaje się, że wobec przeciągającego się oblężenia, Mnasipposo-
wi rzeczywiście zaczynało brakować pieniędzy. Jak wylicza P.J. Stylianou,
na utrzymanie 60 trier w ciągu miesiąca potrzeba było 40 talentów. Jeśli
oblężenie trwało pięć do sześciu miesięcy, tj. od jesieni 373 do wiosny 372
roku, Mnasippos potrzebował na utrzymanie floty około 300 talentów –
kwotę wykraczającą poza możliwości finansowe Związku Peloponeskiego,
bez wsparcia Persji. Do tego dochodziło wynagrodzenie dla najemników,
które w  tym czasie kształtowało się na poziomie 7–8 oboli dziennie dla

94
Witold Biernacki – Wojna beocka

wojownika. Utrzymanie 1500 najemników kosztowało Lacedemończyków


około dziesięciu talentów na miesiąc2.
Prawdopodobnie zimą 373/372 roku Mnasippos wysłał Pollisa z  dzie-
sięcioma okrętami Pollisa do Zatoki Korynckiej, aby zbierał tam pienią-
dze na utrzymanie najemników i okrętów (Claudius Aelianus, De Natura
Animalium, XI.19). W porcie Helike, w Achai, flotyllę lacedmońską zasko-
czyło silne trzęsienie ziemi. „Fala pochłonęła miasto Helike. Nie uszedł
z życiem ani jeden człowiek” (Pauzaniasz, VII.24.6–12). Morze pochłonęło
okręty spartańskie i ich dowódcę, Pollisa. „Krąży pogłoska, że Pollis został
pokonany przez Chabriasa i potem utonął pod Helike, ponieważ bóg [Po-
sejdon] się na niego rozgniewał za jego stosunek do filozofii” (Diogenes
Laertios, III.19–20).

8.1. Bitwa pod Korkyrą


W tamtym czasie – podobnie jak później, przez wieki – pełne poparcie
najemnych oddziałów było absolutnie niezbędne dla dowódcy. Wstrzymy-
wanie im od dwóch miesięcy płacy, stawiało pod znakiem zapytania ich
wierność. Ksenofont podkreśla, że w  związku z  tym dyscyplina i  morale
wśród najemników było bardzo niskie.
Posterunki spartańskie wokół polis wykonywały swoje obowiązki nie-
dbale, a żołnierze włóczyli się pojedynczo lub w małych grupkach po okoli-
cy. Nie uszło to uwagi strażników korkyryjskich obserwujących przeciwni-
ka z wież miasta. Oblężeni starannie przygotowali wypad i w odpowiedniej
chwili uderzyli na rozproszonych żołnierzy przeciwnika. Jak się wydaje,
atak na ludzi Mnasipposa przeprowadzili tylko peltaści Ktesiklesa. Jednych
wojowników spartańskich schwytano bez walki, innych zabito.
W odpowiedzi na ten atak, Mnasippos rozkazał swym Lacedmończykom
przywdziać zbroje i spieszyć z pomocą napadniętym. Rozkazał również do-
wódcom najemników, aby wyprowadzili swoje oddziały i przygotowali je do
walki. Wtedy „niektórzy z młodszych dowódców odpowiedzieli mu, że nie
jest to zadanie łatwe” wyprowadzić do walki żołnierzy posłusznych, kiedy
nie płaci się im żołdu i nie wydaje żywności. Wówczas rozgniewany wódz
spartański uderzył kilku ich oficerów laską lub drzewcem włóczni. Dopiero
wtedy najemnicy, „zniechęceni i pełni dla niego [tj. Mnasipposa] nienawi-
ści”, wyszli z obozu; „a to w bitwie – podkreśla Ksenofont – jest najmniej
korzystne” (Hellenika, VI.2.19–20).

2 P.J. Stylianou, A Historical Commentary on Diodorus Siculus, Book 15, Oxford 1998, s. 374-375.

95
Mnasippos uszykował falangę głęboką na osiem szeregów. Sam z Lace-
demończykami zajął prawe skrzydło, w centrum i na lewym skrzydle stali
pozostali hoplici. Tak ustawieni ruszyli do kontrataku i zmusili przeciwni-
ka do ucieczki, zapewne nie wchodząc w bezpośredni z nim kontakt bojo-
wy. Peloponezyjczycy prowadzili pościg aż do bramy miasta. Znalazłszy się
pod murami polis, peltaści ateńscy zawrócili i „z wysokości pomników na-
grobnych” zasypali ścigających strzałami i oszczepami. W tym samym mo-
mencie drugą bramą wypadł drugi oddział peltastów Ktesiklesa i „zwartą
masą uderzył na ostatnie szeregi” Lacedemończyków (Hellenika, VI.2.20).
Wódz spartański uznał swoją falangę – uszykowaną, jak już wspomniano,
w osiem szeregów, za zbyt słabą, usiłował przegrupować hoplitów, przepro-
wadzając manewr zwany anastrophe.
VIII Anastrophe polegał wycofaniu co drugiego rzędu lub pododdziału ho-
plitów, wskutek czego następowało podwojenie głębokości falangi, ale jej
długość był skrócona o  połowę. Anastrophe był manewrem skutecznym,
ale na jego wykonanie potrzebowano czasu – aby był bezpieczny, należało
wykonywać go w odpowiedniej odległości od nacierającego wroga. Mnasip-
pos ze swoimi ludźmi był zbyt blisko atakujących nieprzyjaciół, aby mógł
przeprowadzić ten manewr z powodzeniem.
Najbliższe szeregi rzuciły się do ucieczki. Ponieważ na Mnasipposa
nacierali teraz peltaści z  przodu, nie mógł pomóc ściganym. Pozostał ze
swym otoczeniem na miejscu, walcząc jak na Spartiatę przystało, „z coraz
mniejszą ilością ludzi”. Uciekli zapewne również najemnicy, którzy, jak się
wydaje, nie przejawiali zbyt wielkiego zapału do walki. W  końcu otoczo-
ny ze wszystkich stron – w tym czasie z miasta wyszli hoplici korkyrejscy
– Mnasippos został zabity wraz ze swymi towarzyszami.
Zwycięzcy rzucili się w pościg za resztkami armii spartańskiej. Prawdo-
podobnie przedarliby się przez umocnienia i wdarli do obozu przeciwnika,
gdyby nie błędna ocena sytuacji. Spostrzegli bowiem bardzo licznych ludzi
zgromadzonych wewnątrz obozu, na targowisku. Byli to pachołkowie, nie-
wolnicy i  wszelkiego rodzaju hałastra obozowa, którą ścigający wzięli za
świeże oddziały wojska, pozostawione dla osłony bagaży. Zawahali się i po
chwili wycofali się do miasta.
Korkyrejczycy wznieśli pomnik zwycięstwa i wydali ciała poległych, na
mocy zawartego zawieszenia broni.
Przygnębieni porażką i śmiercią swego wodza, a także pod wpływem in-
formacji o  nadciąganiu odsieczowej floty ateńskiej pod wodzą Ifikratesa,
oblegający upadli całkowicie na duchu. W dodatku Korkyrejczycy obsadzili
swoje korabie i śmiało wypływali w morze. W tej sytuacji nowy dowódca

96
14. Bitwa pod
Korkyrą
(wiosna 372 r. p.n.e.)
Spartan – Hypermenes, również obsadził całą swoją flotę i opłynąwszy wy-
spę od północy, pojawił się koło umocnień swych wojsk lądowych. Wów-
czas załadowano na wszystkie transportowce jeńców i co cenniejsze łupy,
i wyprawiono je do Sparty. Hypermenes z piechotą morską i ocalałymi po
przegranej bitwie żołnierzami osłaniał przez jakiś czas odwrót swych stat-
ków, zajmując fortyfikacje na Soteros. Kiedy statki handlowe odpłynęły,
wojsko spartańskie w wielkiej panice wsiadło na triery, które w popłochu
również pożeglowały na południe. W obozie pozostawiono nie tylko zgro-
madzone łupy, m.in. wielkie ilości zboża i wina, oraz wielu niewolników,
ale także porzucono chorych żołnierzy: Spartanie „bardzo się bowiem oba-
wiali – pisze Ksenofont – aby Ateńczycy nie zagarnęli ich na wyspie” (Hel-
lenika, VI, 2, 25–26).
VIII
8.2. Ifikrates na Morzu Jońskim
Tymczasem do wyspy zbliżała się flota ateńska dowodzona przez Ifi-
kratesa.
Ateńczycy z wielką energią wzięli się do wystawienia nowej floty. Ob-
sadzili 70 trier swoich i  swych sprzymierzeńców i  wyprawili je w  podróż
dookoła Peloponezu. W  wyprawie udział wzięły również ateńskie okręty
państwowe – „Paralos” i „Salamis”.
Ifikrates płynął na czele swych okrętów w pełnej gotowości do stocze-
nia bitwy morskiej: „Od razu bowiem wielkie żagle zostawił w  miejscu,
skąd wyruszył, i nawet z żagli małych, choć wiatr zdarzył się sprzyjający,
korzystał niewiele, lecz płynąc z pomocą wioseł to uzyskał, że i ludzie na
zdrowiu czuli się lepiej, i okręty płynęły sprawniej” (Ksenofont, Hellenika,
VI.2.27). Przy każdej sposobności jego okręty ćwiczyły wszelkiego rodzaju
zwroty, manewrowały całymi formacjami, przy czym wódz ateński nagra-
dzał najlepsze załogi. Flota płynęła albo w szyku torowym, albo w szyku
czołowym. Kiedy zaś obozował na wrogim brzegu, to rozstawiał na lą-
dzie liczne straże. Jeśli natomiast odpoczywał na morzu, stawiał maszty,
z których wartownicy obserwowali widnokrąg. „Kiedy zaś gotowano się do
wieczerzy i do snu, to nocą w obozie ognia nie palono, lecz daleko przed
obozem czyniono światło, aby nikt nie spostrzeżony nie mógł się zbliżyć”
(Ksenofont, Hellenika, VI.2.30). Przy sprzyjającej pogodzie i wietrze żeglo-
wano również w nocy.
W  dniu śmierci Mnasipposa znajdował się koło Sfakterii. Następnie
płynął w kierunku wyspy Kefallenii, gdzie otrzymał szczegółowe informa-

98
15. Manewr anastrophe
cje o przebiegu walk na Korkyrze; pozwolił więc odpocząć swoim wiośla-
rzom i żołnierzom. Zająwszy miasta na Kefallenii, ruszył dalej na północ.
Przybywszy do Korkyry, dowiedział się, że z  zachodu nadpływa dziesięć
lub 11 trier Dionizjosa, tyrana Syrakuz i  sprzymierzeńca Spartan, któ-
rymi dowodził Krynippos. Wyruszył na rozpoznanie, sam wybrał miej-
sce na zasadzkę i pozostawił tam swoich zwiadowców, którzy mieli dać
mu znak, kiedy przybędą Syrakuzanie i zarzucą kotwicę. Plan powiódł się
znakomicie. Gdy Krynippos „przycumował do jednej z bezludnych wyse-
pek”, zwiadowcy przekazali strategowi ateńskiemu sygnałami świetlnymi
wieść o tym. Wówczas Ifikrates „polecił dać znać ogniem pochodni przy-
jazny znak, wypłynął nocą” z dwudziestoma swymi najlepszymi trierami
i zaatakował nieprzyjacielskie trójrzędowce w chwili, gdy ich załogi zeszły
VIII na ląd. Zagarnął dziesięć lub 11 z okrętów syrakuzańskich. Tylko jeden
z nich, dowodzony przez Melanipposa z Rodos, zdołał przedrzeć się przez
atakujące korabie ateńskie i uciekł (Ksenofont, Hellenika, VI.2.35 i Dio-
dor, XV.47.7 – dziesięć trier, natomiast Poliajanos, III.9.55 – 11 trier
syrakuzańskich).
Ifikrates zdjął ozdobne zakończenia taranów ze zdobytych okrętów.
Same okręty odholowano do portu koryrejskiego. Schwytane załogi syra-
kuzańskie, za poręczeniem obywateli Korkyry, uwolnił. Uzyskane z oku-
pu pieniądze, 60 talentów, przeznaczył na utrzymanie swoich wioślarzy
i  żołnierzy. W  niewoli, pod strażą, zatrzymał jedynie Krynipposa, spo-
dziewając się otrzymać zań od Dionizjosa znaczną sumę pieniędzy; „ten
jednak skończył samobójstwem” (Ksenofont, Hellenika, VI.2.36). Aby
utrzymać i wyżywić załogę floty ateńskiej, Ifikrates rozkazał im uprawiać
pola na wyspie.
Po tym sukcesie Ifikrates przeprawił się do Akarnanii. Wysadziwszy pel-
tastów i piechotę morską wraz z Akarnyjczykami, wojował z nieprzyjazny-
mi Atenom miastami. Powróciwszy na Korkyrę, zgromadził flotę liczącą
90 trier. Kiedy przygotowywał się do ataku na wybrzeża Lakonii, otrzymał
w roku 372 rozkaz powrotu do Aten.

100
Rozdział IX
ZDOBYCIE PLATEJÓW
PRZEZ BEOTÓW

W  roku 373 Tebanie, którzy systematycznie odbudowywali Zwią-


zek Beocki, zdobyli podstępem Plateje. Mimo iż Platejczycy twier-
dzili, że nie wsparli garnizonu spartańskiego w  Kadmei i  nie prowadzą
wojny z Tebami, ci uważali ich za sprzymierzeńców Spartan. Od zdobycia
Kadmei Platejczycy zachowywali się bardzo ostrożnie. Ksenofont i Diodor
twierdzą nawet, że Plateje pozostawały w sojuszu z Atenami. Mimo to ich
patrole śledziły ruchy wojsk tebańskich, a  miasta zawsze strzegła silna
straż. Uprawiali swoje pola tylko wtedy, gdy Tebanie zbierali się na zgro-
madzeniach powszechnych, które – jak wynikało z ich obserwacji – trwały
zazwyczaj bardzo długo. Ten wybieg stosowany przez Platejczyków odkrył
beotarcha Neokles. Wezwał wszystkich Tebańczyków, aby zjawili się na
zgromadzeniu uzbrojeni i  poprowadził ich natychmiast drogą wiodącą
z Teb w kierunku Elekteraj i Attyki, a więc drogą, której nie strzegły straże
Platejczyków. Tymczasem Platejczycy, sądząc że Tebańczycy jak zwykle
odbywają zgromadzenie, opuścili bramy miasta i udali się na pola. Wtedy
ruszyli na nich jeźdźcy tebańscy, za którymi biegli żołnierze prowadzeni
przez Neoklesa. Zagarnęli oni wielką liczbę pracujących na swych polach
Platejczyków. Inny oddział wdarł się do ich grodu. Tebańczycy uzgodni-
li, że Platejczycy mogą odejść przed zachodem słońca, zabierając ze sobą
– „mężczyźni po jednym, kobiety po dwa nakrycia” i nigdy więcej ich sto-
pa nie mogła stanąć na ziemi beockiej. Uchodźcy z Platejów udali się do
Aten, gdzie pozwolono im się osiedlić i przyznano im prawa obywatelskie.
Samo miasto zostało zrównane z  ziemią. Następnie – jak podaje Diodor
(15.46.4–6) – Tebańczycy złupili Tespie. Pauzaniasz (IX.1.4–8) wzmianku-
je, że wydarzenia te miały miejsce na dwa lata przed bitwą pod Leuktrami,
kiedy archontem w Atenach był Astejos, a więc latem roku 3731. Tespij-

1 Chronologia tych wydarzeń jest niepewna.

101
czycy żalili się w Atenach, że zostali bez własnego państwa, a ich polis stała
się wsią2.
Praktycznie cała Beocja była podporządkowana Tebom. Jedynym mia-
stem które zostało w rękach Sparty i stanowiło ich ważną bazę wojskową,
było Orchomenos w zachodniej Beocji.
Isokrates wygłosił mowę Plataicos, w  której apelował do Ateńczyków,
w  imieniu Platejczyków, aby bronili miasta przed zakusami Tebańczy-
ków. Pomimo iż Ateny miały obowiązek bronić wolności i  gwarantowa-
ły autonomię Platejów, apel Isokratesa pozostał bez odpowiedzi. Mówca
nie potrafił przekonać swych rodaków do zbrojnego wystąpienia w obronie
sprzymierzonego miasta. Jego polityczny sprzymierzeniec, Timotheos, któ-
ry był zwolennikiem przymierza z Tebami, został skazany i odsunięty od
ważnych urzędów państwowych; nie był wybierany na stanowisko stratega
aż do roku 366. W Atenach, które popadły w tarapaty finansowe, do głosu
IX doszło stronnictwo przychylne Sparcie, na którego czele stał Kallistratos,
strategos z roku 378/377.
W rezultacie tych wydarzeń zarówno w Atenach, jak i w Sparcie zaczęto
zdawać sobie sprawę ze wzrostu potęgi militarnej Teb i imperialistycznych
zachowań jego przywódców. W 372 roku zarówno Ateny, jak i Sparta były
silnie zmotywowane do odnowienia pokoju na warunkach pokoju Antalki-
dasa z roku 386. Wiosną lub wczesnym latem 371 roku, kiedy Tebańczycy
ponownie najechali Fokidę, zaistniała sposobność do rozpoczęcia na nowo
pertraktacji pokojowych między dotychczasowymi dwoma największymi
siłami w Helladzie: Atenami i Spartą.

2 W. Lengauer, Starożytna Grecja okresu archaicznego i klasycznego, Warszawa 1999, s. 205.

102
Rozdział X
POKÓJ 371 ROKU

W  końcu czerwca 371 roku do Sparty zjechali się posłowie greckich


poleis. Przybył również wysłannik króla perskiego Artakserksesa.
Ekspedycja perska przedsięwzięta w  373 roku przeciwko zbuntowanemu
Egiptowi zakończyła się niepowodzeniem, ale Wielki Król nie zaniechał
planów przywrócenia swojego panowania nad zbuntowaną prowincją. Do
realizacji ich potrzebował jednak greckich dowódców i  żołnierzy najem-
nych. Ci jednak po roku 374 walczyli ze sobą w Helladzie.
Wiemy, że w rozmowach uczestniczył Tebańczyk Epaminondas i król
Sparty Agesilaos. W tym czasie Beocja została podzielona na siedem okrę-
gów, z których wybierano siedmiu urzędników związkowych, beotarchów,
przy czym aż czterech miało pochodzić z  Teb1. Ateny reprezentowało
ośmiu wysokiej rangi posłów. Wśród nich był „mówca polityczny” Kalli-
stratos, który m.in. powiedział:

„W poszczególnych grodach jedni skłaniają się na stronę Lacedemonu,


inni zaś – Aten. Gdybyśmy więc stali się przyjaciółmi, to skąd moglibyśmy
z pewnym prawdopodobieństwem oczekiwać czegoś złego? Przecież na lą-
dzie, póki wy będziecie naszymi przyjaciółmi, kto zdolny byłby nas skrzyw-
dzić? Lecz i  na morzu, kto mógłby wam zaszkodzić, póki my będziemy
wam sprzyjać? Lecz wszyscy wiemy, że wojny wciąż i wybuchają, i kończą
się i że my, jeśli nie dziś, to kiedyś znowu zapragniemy pokoju. Dlaczego
więc musimy raczej oczekiwać aż do tego czasu, kiedy załamiemy się pod
mnogością nieszczęść, niż jak najprędzej, zanim coś nie do naprawienia się
zdarzy, zawrzeć pokój. […] Patrząc na to, nie powinniśmy nigdy do takiej
walki się porywać, gdzie można albo wszystko zdobyć, albo wszystko stra-
cić, póki jeszcze mamy dość siły i szczęścia, aby się nawzajem zaprzyjaźnić.
W  ten sposób moglibyśmy my przez was, a  wy przez nas dojść do więk-
szego jeszcze znaczenia w Helladzie niż w czasie minionym” (Ksenofont,
Hellenika, VI.3.14–17).
1 W. Lengauer, Starożytna Grecja okresu archaicznego i klasycznego, s. 205.

103
Jak pisze Ksenofont, słowa te uznano za trafne i Spartanie, mając popar-
cie Persji i Aten, przedstawili warunki pokoju, które zaakceptowali delegaci
wszystkich greckich poleis. Według jego postanowień zapewniano niezależ-
ność wszystkich państw greckich, wycofanie wszystkich garnizonów oraz
zapewnienie niezbędnej pomocy miastom, które zostaną zaatakowane przez
naruszające pokój sąsiednie polis. „Warunki takie zaprzysięgli Lacedemoń-
czycy za siebie i za swych sojuszników, Ateńczycy i ich sojusznicy każdy
gród po kolei” (Ksenofont, Hellenika, VI.3.19). Jak wynika z tego zapisu,
Spartanie podpisali traktat również w  imieniu swych sojuszników, nato-
miast Ateny tylko w swoim imieniu, a państwa wchodzące w skład Związ-
ku Ateńskiego sygnowały go niezależnie. Diodor i Nepos piszą o umowie
między Atenami i Spartą, w której Sparta uznawała ateńską hegemonię na
morzu, Ateny zaś dominację Lacedemonu na lądzie. Jest jednak mało praw-
dopodobne, aby znajdowała się taka klauzula. Raczej doszło do milczącej
akceptacji Sparty istnienia tzw. Drugiego Związku Morskiego. Mimo to
zawarcie pokoju przyjęto w Atenach z wielką radością i mieszkańcy wznie-
X śli ołtarze bogini Pokoju (Eirene) (Diodor, XV.38.4; Nepos, 2.2; Filochoros
z Aten, 328 F 151).
Już następnego dnia doszło jednak do konfliktu między sygnatariusza-
mi traktatu pokojowego. Epaminondas i  inni delegaci tebańscy zażądali,
aby w dokumencie zastąpić słowo „Tebanie” określeniem „Beoci”. W ten
sposób chcieli formalnie uzyskać potwierdzenie, że zajęte przez nich mia-
sta beockie podlegają ich władzy. Jak twierdzi N.G.L. Hammond, Sparta-
nie wybierając słowo „Tebanie”, działali w porozumieniu z Ateńczykami,
„gdyż oba te państwa solidaryzowały się z  Platejami, Tespiami i  Fokidą,
oba też bały się wzrostu Związku Beockiego”. Dlatego Agesilaos stanowczo
odrzucił te żądania: „Teby – powiedział – muszą albo zachować złożoną
przez siebie przysięgę, albo prosić o usunięcie ich imienia z traktatu poko-
jowego”. Wtedy delegaci tebańscy zażądali wykreślenia nazwy ich miasta
z traktatu pokojowego. Natomiast według relacji Pauzaniasza i Plutarcha,
na pytanie Agesilaosa, „czy Beoci zgodzą się zawrzeć oddzielny pokój dla
każdego miasta, Epaminondas odpowiedział: »Nie wcześniej, Spartanie,
nim zobaczymy, jak wasi periojkowie zaprzysięgają kolejno, państwo po
państwie, z wami pokój«” (Pauzaniasz, IX.13.2). Wyprowadzony z równo-
wagi Agesilaos wykreślił nazwę „Tebańczycy” z dokumentu. Tym samym
Tebańczycy wystąpili ze Związku Ateńskiego, „a ten, kto chciałby je [Teby]
teraz zaatakować, mógłby liczyć na poparcie Persji, Sparty, Aten i każdego
innego państwa, które zgodziłoby się współdziałać”2.

2 N.G.L. Hammond, Dzieje Grecji, s. 577; R. Kulesza, Spartanie, s. 281.

104
Witold Biernacki – Wojna beocka

Walczący hoplici

Tebańczycy opuścili Spartę – jak pisze Ksenofont – „całkowicie upa-


dli na duchu” (Hellenika, VI.3.20). Wydaje się jednak, że ocena historyka
ateńskiego była przesadzona. Przywódcy tebańcy byli mocno zdetermino-
wani, by zmierzyć się ze Spartą.
Zgodnie z postanowieniami zawartego pokoju, Ateńczycy wycofali swo-
je garnizony z Kefallenii i z Akarnanii, oraz odwołali flotę dowodzoną przez
Ifikratesa. Również Lacedemończycy wycofywali swoje załogi z  zajętych
poleis; ale nie z Fokidy!
Agesilaos triumfował. Wreszcie od momentu wypędzenia garnizonu
spartańskiego w 378 roku osiągnął swój cel – polityczną i wojskową izo-
lację Teb. Było jasne, że zamierza zaatakować i pokonać Teby również na
polu bitwy. Pozostało jedynie pytanie, kiedy i skąd uderzą Spartanie?

105
X

Psiloi
(mal. V. Vukšić)
Rozdział XI
BITWA POD LEUKTRAMI

Sparta za naszą to sprawą straciła swą chwałę wojenną1

11.1. Kampania 371 roku


W  tym czasie w  Fokidzie przebywał król Kleombrotos na czele armii
złożonej z  czterech mor2. Ksenofont wspomina, że Kleombrotos został
wysłany do Fokidy już w 374 roku, ale nie wspomina o jego powrocie do
Sparty i  ponownym wysłaniu do Fokidy. Niektórzy historycy uważają,
że przebywał on tam przez cztery lata. Jednak takie przypuszczenie nie
wytrzymuje krytyki. Po pierwsze, warunki pokoju zawartego w 375 roku,
który podpisała przecież Sparta, zobowiązywały walczące strony do wyco-
fania swoich wojsk. Po drugie utrzymywanie tak znacznych sił, złożonych
w  znacznym stopniu ze Spartiatów, poza granicami Lakonii przez cztery
lata nie było możliwe, zwłaszcza w  sytuacji, kiedy wznowiono wojnę na
morzu z Atenami. Wreszcie pomiędzy 375 a 371 rokiem nic nie słyszymy
o aktywności wojsk lacedemońskich w Fokidzie, zwłaszcza że w tym czasie
Tebańczycy zaatakowali – w  373 roku – Plateje, Tespie oraz pogranicze
fokidzkie. Prawdopodobnie młody król spartański został wysłany ponow-
nie do Fokidy albo w  372, albo w  371 roku. Być może wzmianka o  tym
wypadła z opowiadania Ksenofonta, lub grecki dziejopis zapomniał o niej
napisać3. Na wieść o  podpisaniu pokoju Kleombrotos wysłał gońców do
Sparty po instrukcje.
Na zwołanej apelli Prothoos wyraził zdanie, że należy zgodnie z posta-
nowieniami zawartego traktatu wycofać wojska z Fokidy, a kiedy warun-
ki pokoju zostaną wypełnione, wyruszyć w  pole, aby wyzwolić te miasta
1 Plutarch, Moralia, 1098 a. Cytat z epigramatu w Tebach umieszczonego na posągu Epaminondasa.
2 Relacja Diodora (XV.51.3), że Kleombrotos przybył w 371 r. z armią spartańską do Beocji wprost z Lakonii
jest ewidentną pomyłką. Na pewno Sycylijczyk nie zaczerpnął tej informacji od Efora.
3 Ch.D. Hamilton, Agesilaus and the Failure of Spartan Hegemony, New York 1991, s. 203.

107
beockie, które chcą autonomii. Prawdopodobnie z  inspiracji Agesilaosa
przeważyło jednak inne zdanie – zgromadzenie zadecydowało, że Prothoos
„opowiada jakieś brednie”, i nakazano, aby Kleombrotos zażądał od Tebań-
czyków rozwiązania Związku Beockiego. Kiedy ci odrzucili jego ultimatum,
zgodnie z  poleceniem eforów, „poprowadził swe wojsko do Beocji” (Kse-
nofont, Hellenika, VI.4.3). Władze spartańskie uważały, że armia zebrana
w Fokidzie jest w stanie uderzyć i rozprawić się z Tebańczykami, zanim ich
jedyny sprzymierzeniec Jazon zdąży z pomocą, a Związek Beocki skoncen-
truje swoje oddziały.
Jak pisze Ksenofont, Tebańczycy spodziewali się ataku wojsk spar-
tańskich, gdyż jak donoszono Kleombrotosowi, „nie tylko nie opuszczają
grodów Beocji, ale nawet nie rozpuszczają wojsk, chcąc wystawić je prze-
ciw niemu” (Hellenika, VI.4.3). Z relacji tej wynika, że Epaminondas był
gotów zmierzyć się od samego początku z armią przeciwnika. Hoplici te-
bańscy od 378 roku toczyli pomyślne boje, nie czuli strachu przed wojow-
nikami w szkarłatnych płaszczach. Diodor pisze, że „Tebańczycy na wieść
o  pojawieniu się nieprzyjaciela przegłosowali, aby wyprawić swoje żony
i dzieci, dla bezpieczeństwa, do Aten” (XV.52.1). Ta relacja wydaje się ab-
XI
surdalna, gdyby nie zapis w dziele Plutarcha, z którego wynika, że trzech
beotarchów pod Leuktrami „sprzeciwiało się wydaniu bitwy i  domagało
się odesłania kobiet i dzieci do Attyki” (Pauzaniasz, IX.13.6). Jednak do
realizacji tego pomysłu nie doszło. Na czele ich armii stało sześciu be-
otarchów: Epaminondas, Melgis, Ksenokrates, Demoklejdas, Damofilos
i Symangelos. Doborowym odziałem, tzw. Świętym Zastępem, dowodził
Pelopidas. Natomiast siódmy beotarcha, Brachyllides, strzegł z odziałem
liczącym prawdopodobnie 1000 hoplitów przejść przez Kithajron (Pauza-
niasz, IX.13.6–7)4. Brachyllides miał tutaj zatrzymać ewentualne posiłki
dla Kleombrotosa przysłane przez eforów z Peloponezu. Co prawda Diodor
pisze, że wybrali go najwyższym wodzem i  przekazali naczelne dowódz-
two, dając mu pod komendę sześciu beotarchów, ale jest to ewidentna
pomyłka dziejopisarza z  Sycylii. Każdy z  boeotarchów posiadał równe
prawa i obowiązki, choć wydaje się, że czasami zdarzały się sytuacje, że
niektórzy z nich dobrowolnie rezygnowali z władzy na rzecz jednego lub
kilku swoich kolegów. Epaminondas w tym czasie nie miał więcej władzy,
niż jego koledzy.

„Epaminondas pochodził wprawdzie ze znakomitego rodu, ale już jego


ojciec nie był bogatszy od przeciętnego Tebańczyka. Wszystko, czego moż-

4 J. Buckler (The Theban Hegemony, s. 55) ocenia liczebność oddziału Brachyllidesa na 500–1000 ludzi.

108
Witold Biernacki – Wojna beocka

na było nauczyć się w Tebach, poznał bardzo dokładnie. Jako młodzieniec


uczył się u Lizysa, rodem z Tarentu, który był doskonałym znawcą nauki
Pitagorasa z Samos” (Pauzaniasz, IX,12.1).
Według Neposa, który prawdopodobnie korzystał z  tego samego źró-
dła, opisując wodza tebańskiego, Epaminondas podczas ćwiczeń w  pale-
strze bardziej cenił zręczność niż o siłę. Uważał iż siła przydaje się bardziej
na arenie atletom, w  boju ważniejsza jest zręczność (co może być jakąś
wskazówką odnośnie do sposobu walki hoplitów). „Trenował więc bardzo
pilnie biegi a także ćwiczył się w zapasach tak długo, dopóki nie nauczył
się zmagać z przeciwnikiem w pozycji stojącej. Ale najusilniej wprawiał się
w robieniu bronią” (Nepos, Epominandas, 2).

Kiedy armia tebańska wychodziła z bram swego miasta spotkano jakie-


goś ślepca, co niektórzy odebrali za zły znak. Wówczas Epaminondas miał
zacytować Homera:

„Jedna jest wróżba najlepsza – bronić wolności ojczyzny!”


(Iliada, XII.243)

W obliczu tej groźby, Beoci zebrali swoją federalną armię, która wedle
Diodora (XV.52.2) liczyła „nie więcej niż 6000 ludzi”. Nie wiemy, czy
wszystkie miasta przysłały swoje oddziały, niektóre mogły się ociągać nie
będąc pewne wyniku konfrontacji5. W takich poleis jak Tespie czy Tanagra
wyższe klasy obywateli, które dostarczały hoplitów, wciąż skrycie sprzy-
jały Lacedmonowi. Inne, jak ludne Orchomenos, pozostawały ciągle poza
Związkiem Beockim. Część sił beockich – jak wspomniano wyżej – strzegła
przejść przez Kithajron; możliwe że wśród oddziałów Brachyllidesa były
niezbyt pewne kontyngenty z Tespii i Paltejów. Według niektórych histo-
ryków liczebność armii wyprawionej w pole, którą przytacza dziejopis z Sy-
cylii, obejmuje nie tylko hoplitów, ale wszystkich wojowników beockich,
łącznie z jeźdźcami6. Ponadto nie wiemy, czy Diodor pisząc, iż armia be-
ocka liczyła 6000 ludzi, miał na myśli tylko hoplitów, czy też wszystkich
zbrojnych, w  tym jeźdźców. Dysponujemy kilkoma przekazami określa-
jącymi liczebność armii tebańskiej (beockiej) w  minionych latach. W  bi-
twie pod Delion stoczonej w roku 424 podczas wojny peloponeskiej wzięło
udział 7000 hoplitów, 1000 jeźdźców, aż 10 000 lekkozbrojnych piechu-
rów i  500 peltastów (Tukidydes, IV.93.3). W  418 roku Beoci wysłali na
5 Może jest to przypuszczenie zbyt daleko idące, gdyż nie słyszymy o konsekwencjach nie stawienia się
pod Leuktrami. Mowa natomiast jest o niepewnych oddziałach beockich (patrz niżej).
6 J.K. Anderson, Military Theory and Practice, s. 197; J. Buckler, The Theban Hegemony, s. 55.

109
Peloponez 5000 hoplitów, lekkozbrojnych, 500 jeźdźców i  500 hamippoi
(Tukidydes, V.57.2). Podczas wojny korynckiej, w bitwie nad Nemeą (394
roku) do boju stanęło tylko 5000 hoplitów i około 800 jeźdźców z Beocji,
„gdyż nie przybyli Orchomeńczycy” (Ksenofont, Hellenika, IV.2.17). Nie
wiemy ilu Tebańczyków starło się i zmiażdżyło Orchomeńczyków, walczą-
cych po stronie króla Agesilaosa, na równinie pod Koroneją w tym samym
roku (Ksenofont, Hellenika, IV.3.15). Już po bitwie pod Leuktrami, latem
368 roku, Epaminondas ruszył na Peloponez z armią tebańską liczącą 7000
piechoty i 600 jazdy (Diodor, XV.68.1). W wymienionych wyżej przykła-
dach mamy do czynienia z armią polową; jakaś liczba hoplitów młodszych
i starszych wiekiem pozostawała w mieście, pełniąc służbę garnizonową.
Ponadto ewentualna przegrana w tych bataliach nie decydowała o zajęciu
przez wroga miasta, a  nawet części ziemi; niektóre z  nich toczone były
na Peloponezie. Natomiast latem roku 371, przed starciem z Kleombroto-
sem i jego armią, Tebańczycy na pewno zgromadzili i wyprowadzili w pole
wszystkie dostępne im siły. Przywódcy grodu Kadmosa zdawali sobie, że
decydują się losy ich polis.
Beotarchowie z głównymi siłami zajęli silną pozycję pod Koroneją (Dio-
XI
dor XV.52.27; Pauzaniasz IX.13.3), zagradzając drogę wojskom pelopo-
neskim. Ponieważ część sił beockich była rozproszona na innych kierun-
kach, być może liczba podawana przez Frontinusa – 4000 hoplitów i 400
jeźdźców – jest bliska prawdzie (Strategemata, 4.2.6). Droga w głąb Beocji
wiodła w tym miejscu przez wąskie przejście, między stromymi zboczami
Helikonu a bagnistymi brzegami jeziora Kopais. Przesmyk ten był łatwy do
zablokowania i praktycznie niemożliwy do bezpośredniego obejścia, jak to
miało miejsce pod Termopilami. Mimo to Epaminondas i pozostali beotar-
chowie, aby zapewnić sobie całkowite bezpieczeństwo – nie ma bowiem
pozycji, której nie można obejść – wysłali Chaireasa, prawdopodobnie z lo-
chogosa, z niewielkim oddziałem piechoty, by ten strzegł przejść przez He-
likon ścieżkami górskimi od południa. Chaireas zajął stanowiska gdzieś
między dzisiejszymi miasteczkami Kyriaki i  Koukoura, skąd mógł obser-
wować wszelkie ruchy wojsk nieprzyjacielskich z Fokidy do Beocji traktem
biegnącym nad Zatoką Koryncką.
Kleombrotos uderzył na Beocję ze zręcznością, której nie okazywał we
wcześniejszych kampaniach. Kiedy król spartański, który musiał bezczyn-
nie czekać na spóźniające się kontyngenty sprzymierzeńców pod Cheroneją,
dowiedział się, że Tebańczycy stoją już pod Koroneją, pomaszerował przez
Labadeję wzdłuż brzegów jeziora Kopais. Dowódcy lacedemońscy z uwagą
obejrzeli zablokowane przez Epaminondasa wąskie przejście. Skonstato-

110
16. Kampania roku 371 p.n.e.
wali, że mimo przewagi liczebnej, nie można go sforsować. Zapewne po
nardzie postanowiono natychmiast zmienić plan. Dzisiejsi historycy mają
pewne wątpliwość co do marszruty wojsk peloponeskich; jednak z relacji
Pauzaniasza wynika, że wycofał się do Fokidy pod Ambrossos. Tak więc
prawdopodobnie ruszył najpierw z  Lebadei na południowy zachód w  kie-
runku Delf i nagle skręcił do Ambrossos. Stamtąd mógł ruszyć stosunko-
wo łatwą drogą do Stiris, a stąd wybrał drogę wzdłuż południowych zbo-
czy, szarego masywu gór Helikonu, przez współczesne miasteczka Kyriaki
i Koukourę do Tisbai: prawdopodobnie, gdzieś między Kyriaki i Koukourą,
miała miejsce potyczka z beockim oddziałem pod dowództwem Chaireasa.
Oddział Chaireasa po krótkiej walce został zniszczony, ale beotarchowie
otrzymali wiadomość, że Spartanie mogą wyjść na ich tyły (Pauzaniasz
IX.13.3). Wykonany przez króla spartańskiego marsz flankowy zaskoczył
ich, tak przynajmniej wynika z relacji Ksenofonta: „Nie wkroczył jednak
tam, gdzie Tebańczycy oczekiwali jego wtargnięcia, stróżując przy pewnym
wąwozie od strony Fokidy, lecz przez Tisbai, gdzie go nie oczekiwano” (Hel-
lenika, VI.4.3). Ostrzeżeni w porę dowódcy tebańscy porzucili dotychcza-
sowe obronne stanowiska i ruszyli ze swoimi siłami, aby zagrodzić Sparta-
XI
nom i ich sprzymierzeńcom drogę do Teb.
Z Tisbai Kleombrotos mógłby ruszyć przez Tespie prosto na Równinę
Tebańską. Jednak zamiast tego skierował się do portu Kreusis (Livadho-
stro) nad Zatoką Koryncką, gdzie zdobył 12 tebańskich trier (Ksenofont,
Hellenika, VI.4.3)7. Ten manewr prawdopodobnie można wyjaśnić tym,
iż król spartański chciał odtworzyć linie komunikacyjne z  Peloponezem,
aby mieć możliwość otrzymywania posiłków lub zapewnić sobie, w razie
niepowodzenia, drogę odwrotu.
Następnie Kleombrotos „górską drogą” dotarł do beockiego portu Kreu-
sis, który zajął, zagarniając 12 trier. Dzięki temu manewrowi zapewnił so-
bie bezpośrednią łączność z Peloponezem, skąd mógł oczekiwać posiłków.
Mógł także, działając z położenia wewnętrznego, zaatakować od tyłu „dy-
wizję” Brachyllidesa, albo uderzyć bezpośrednio na Teby. Nie wahając się
ani chwili ruszył w  kierunku najważniejszego miasta Beocji. Po krótkim
marszu dotarł pod Leuktry, jakieś 16 kilometrów od Teb.
Tymczasem Beoci dowiedziawszy się od gońca wysłanego przez Chaire-
asa o wkroczeniu armii nieprzyjacielskiej południową drogą, porzucili swo-
je stanowiska pod Koroneją i pośpieszyli, przez Tespie, aby zagrodzić drogę
Spartanom i wkroczyć ich wojskom na Równinę Tebańską. Jednocześnie
wezwali beotarchę Bakchyllidasa, by połączył się z głównymi siłami.

7 Według Diodora (XV.53.1), Kleombrotos zajął dziesięć trier tebańskich.

112
Witold Biernacki – Wojna beocka

Kleombrotos – jak się wydaje – dotarł do równiny pod Leuktrami, zanim


przybyli Beoci. Stanął w umocnionym obozie na niewielkich wzniesieniach
po południowej stronie równiny, aby dać wypocząć swoim ludziom po dłu-
gim i trudnym marszu. Obóz otoczony był rowem. Kiedy nadciągnęli Be-
oci, „zalegli obozem nieco opodal, na przeciwległym pagórku” (Ksenofont,
Hellenika, VI.4.4). Obie strony doskonale wiedziały o obecności przeciw-
nika. Tak więc bitwa była wynikiem rozmyślnego działania, a nie przypad-
kowego natknięcia się na siebie dwu armii maszerujących w przeciwnych
kierunkach. Mimo iż nasze podstawowe źródło, jakim jest opowiadanie
Ksenofonta, nic o tym nie wspomina, prawdopodobnie dwie wrogie armie
spędziły noc przed bitwą w obozach. Jeśli natomiast oba wojska przybyły
pod Leuktry rankiem, po rozłożeniu obozów i spożyciu obiadu miały one
mało czasu na wypoczynek. Kiedy stanęły do walki, Kleombrotos oczywi-
ście nie miał zamiaru ścigać nieprzyjaciela aż do Teb. Zamierzał zmusić go
do przyjęcia walnej bitwy na terenie najdogodniejszym dla Spartan8.
Dowódcy po obu stronach mieli wiele ważnych powodów, aby sto-
czyć walną bitwę. Poprzednie wyprawy przeciwko Tebom (w  roku 378
i 376), którymi dowodził Kleombrotos, zakończyły się niepowodzeniami,
co wzbudziło wśród wielu Spartan podejrzenie o  sympatie protebańskie.
Również teraz przeciwnicy wodza krytykowali jego decyzje. W tej sytuacji
przyjaciele nakłaniali go, aby rozwiał te podejrzenia i nie pozwolił oddalić
się nieprzyjacielowi bez walki, gdyż naraziłby się na surową karę – wypę-
dzenie, jak jego ojciec Pauzaniasz, a  nawet na śmierć: „Jeżeli bez bitwy
porzucisz Tebańczyków, to ze strony twego państwa narazisz się, Kleom-
brotosie, na niebezpieczeństwo najwyższej kary, bo przypomną ci, że przy-
bywszy tu raz aż do Kyneskefalai, wcale ziemi tebańskiej nie spustoszyłeś,
a gdyś po raz drugi tu zbrojnie wyruszył, odparty zostałeś od wejścia do
wąwozów, choć Agesilaos umiał zawsze tutaj wtargnąć przez Kithajron.
Jeśli więc albo o  siebie dbasz, albo do ziemi ojczystej tęsknisz, musisz
prowadzić swe wojsko na tych mężów”. Wobec takich argumentów młody
król spartański „zapałał chęcią stoczenia bitwy” (Ksenofont, Hellenika,
VI.4.5–6).
Tymczasem w obozie tebańskim zdania wśród dowódców były podzielo-
ne. Trzech beotarchów, Demoklejdas, Damofilos i Symangelos, uważali, iż
należy prowadzić wojnę jak w latach ubiegłych: unikać decydującej bitwy,
zajmując trudne do sforsowania stanowiska i nękać wroga; „domagali się
odesłania kobiet i dzieci do Attyki i przygotowania się do obrony w oblę-
żeniu” (Pauzaniasz, IX.13.6). Przy czym nie chodziło im o zamknięcie się

8 J.K. Anderson, Military Theory and Practice in the Age of Xenophon, Berkeley 1970, s. 195.

113
w  murach Teb, ale o  prowadzenie działań defensywnych zza umocnień
polowych, jak to miało miejsce w  latach 378–377, które przyniosły im
sukces w walce z wojskami Agesilaosa. Natomiast Epaminondas oraz Mal-
gis i Ksenokrates dążyli do stoczenia bitwy, wierząc, że pokonają Spartan.
Przekonywali swych kolegów, że jeśli nie staną do walki, mniejsze miasta
beockie poddadzą się nieprzyjacielowi, a oni będą musieli zamknąć się na
Kadmei. Odcięci od zaopatrzenia i nie mając znikąd pomocy, wcześniej czy
później będą zmuszeni skapitulować. Cała ich dotychczasowa walka byłaby
zmarnowana. Dla tych, którzy wrócili do Teb z wygnania i wypędzili Spar-
tan ze swego miasta, śmierć na polu bitwy jest lepszym rozwiązaniem, niż
ponowne opuszczenie ich rodzinnych domów i  emigracja. „Kiedy jednak
przybył siódmy beotarcha, imieniem Brachyllides, który strzegł przejścia
w  okolicy Kithajronu, i  oddał swój głos na stronnictwo Epaminondasa,
wówczas wszyscy zgodzili się jednomyślnie na wydanie bitwy” (Pauzaniasz,
IX.13.7).
Po rannym posiłku w obozie spartańskim oficerowie zebrali się na krót-
ką radę wojenną, w czasie której wydano dyspozycje co do mającej nastąpić
batalii. Hoplici obu stron przywdziewali zbroje i „było już jasne, że bitwa
XI
nastąpi” (Ksenofont, Hellenika, VI.4.8).

***

Niestety, nie wiemy ilu wojowników po obu wrogich stronach stanęło


do decydującej batalii, chociaż przyjmuje się powszechnie, że Beoci byli
mniej liczni.
Większość opracowań przyjmuje za Plutarchem (Pelopidas, 20.1), że ar-
mia Kleombrotosa liczyła 10 000 hoplitów i 1000 jeźdźców. Do tej liczby
należy doliczyć peltastów i  lekkozbrojnych piechurów. Ksenofont, który
niestety nie podaje żadnych liczb, wspomina jedynie, że tam były cztery
spartańskie morai, i że każda enomotiai była ustawiona w trzy rzędy, po nie
więcej niż 12 ludzi w każdym; ponieważ powołano pod broń roczniki od 20
do 55 roku życia, teoretycznie każda enomotia liczyła 35 hoplitów. Ponadto
królowi towarzyszyło 300 hippeis. Hippeis była to elitarna jednostka, tylko
z nazwy jeźdźców, w rzeczywistości hoplitów, którzy tworzyli oddział przy-
boczny („gwardię”) króla. Służyli w niej wybrani mężczyźni z najmłodszych
roczników od 20 do 29 lat. Natomiast jazda spartańska liczyła cztery lub
pięć setek konnych (Ksenofont, Hellenika, VI.4.12; VI.4.14; VI.4.17). We-
dle zawartych u Ksenofonta wzmianek, periojkowie, których codzienny byt
zależał od wykonywanego zawodu, nie mogli uczestniczyć w stałym szko-

114
17. Pole bitwy pod Leuktrami (371 r. p.n.e.)
leniu wojskowym, jakiemu podlegali Spartiaci. Czy zatem tworzyli razem
z nimi pododdziały i oddziały? Zdania historyków wojskowości są na ten
temat podzielone. Wydaje się jednak, że skład morai był mieszany, tworzyli
je zarówno Spartiaci, jak i periojkowie. Wszyscy Lacedemończycy, Spartiaci
i  periojkowie, musieli w  czasie pokoju odbywać wspólne ćwiczenia, gdyż
tylko w ten sposób można było uniknąć zamieszania w czasie bitwy. Tylko
w ten sposób można było sprawnie ustawić linię bojową, maszerować, wal-
czyć i manewrować na polu bitwy.
Hoplici spartańscy w tym czasie uzbrojeni byli znacznie lżej, niż w la-
tach wojen z  Persami. Ich uzbrojenie ochronne ograniczało się do tarcz,
na których widniała lambda Lacedemonu, a niektórzy dodatkowo dołączali
swoje osobiste znaki, i otwartego hełmu typu pilos. Broń zaczepna pozo-
stała bez zmian; główną bronią pozostała 2,5 metrowa włócznia zakoń-
czona z jednej strony grotem, a z drugiej również ostrym końcem zwanym
stryrax lub sauroter („przygważdżaczem jaszczurek”) oraz krótki miecz: xi-
phos. W przeciwieństwie do hoplitów z innych poleis, maszerowali wolno,
w rytm aulosu, aby zbliżyć się do nieprzyjaciela i zadać mu cios włócznią.
Według N.V.  Sekundy, na przełomie V i  IV wieku armia spartańska
XI
składała się z sześciu morai, z których każda liczyła 576 ludzi, i do każdej
morai przydzielano 100 jeźdźców. Mora dzieliła się na cztery lochoi, dalej
na osiem pentokostyes i w końcu na 16 enomotiai, liczące po 36 hoplitów.
Tak więc całkowita liczebność armii spartańskiej wynosiła teoretycznie
4056 ludzi, w  tym 3456 hoplitów i  400 jeźdźców9. Jeśli przyjmiemy za
Ksenofontem, że powołano pod broń 35 roczników, to liczba kombatantów
wyniesie około 3000 hoplitów.
Natomiast J.F. Lazenby twierdzi, że Spartanie mieli 32 enomotiai w każ-
dej z morai; tak więc armia Kleobrotosa liczyła 4480 hoplitów, do których
prawdopodobnie musimy dodawać 300 hippeis10.
Większość badaczy (J.K. Anderson, J.G. DeVoto, P.J. Stylianou) przyj-
muje, że pod Leuktrami było 2200–2300 hoplitów z Lakonii, w tym 700
Spartiatów11. Nie słyszymy o udziale w kampanii Skirytów czy neodamon-
dów, co nie musi oznaczać, że ich tam nie było.
Ponadto Ksenofont wzmiankuje, że Spartanie wyprawili do Fokidy
z Kleomenesem „część sprzymierzonych” i że w armii peloponeskiej znaj-
dowali się najemnicy, dowodzeni przez Spartiatę Hierona, petlaści z Fokidy

9 N.V. Sekunda, The Spartan Army, Oxford 1999, s. 15.


10 J.F. Lazenby, The Spartan Army, s. 152-155.
11 J.K. Anderson, Military Theory and Practice in the Age of Xenophon, Berkeley 1970, s. 196; J.G. DeVoto,
The Theban Sacred Band, [w:] „The Ancient World. Warfare in Antiquity”, vol. XXIII, No. 2, Chicago 1992, s. 11;
P.J. Stylianou, A Historical Commentary on Diodorus Siculus, s. 393.

116
Witold Biernacki – Wojna beocka

i jeźdźcy z Heraklei i Flius (Hellenika, VI.4.9). Natomiast Pauzaniasz pisze


(VIII.6.2), że udział w wyprawie przeciw Tebom wzięli również Arkadyjczy-
cy12. Z dużym prawdopodobieństwem możemy założyć, że pod Leuktrami
byli też hoplici z Heraklei i Flius, skoro była tam ich jazda.
Ponieważ, jak wspomniano o  tym wyżej, na wyprawy sprzymierzeńcy
Sparty mieli obowiązek dostarczania kontyngentów w proporcji 3:2, liczeb-
ność armii Kleombrotosa wynosząca 10 000 hoplitów i 1000 jeźdźców jest
prawdopodobna, w  przeciwieństwie do nierealnych danych przekazanych
przez Frontinusa (Strategemata, IV.2.6 – 24  000 piechoty i  1600 jazdy)
i Poliajnosa (II.3.8 i 12 – 40 000 ludzi), które pochodzą od autorów chcą-
cych w ten sposób dodać chwały Tebańczykom.
J. Warry podaje w swojej pracy następujące dane odnośnie do liczebno-
ści armii peloponeskiej: hoplici ze Sparty – 2000, z Fokidy – 1500, z Akar-
nanii – 1000, z Koryntu – 2000, z Arkadii – 2000, z Achai, Elai i Sykionu
– 1500; peltaści ze Sparty – 300, z Tracji i z Fokidy – 300 ludzi, oraz 1000
jeźdźców13. Niestety, nie podaje, skąd zaczerpnął te liczby.
Mimo zastrzeżeń P.  Cartledge’a, że „dokładne szczegóły [bitwy] są
na zawsze już nie do odtworzenia”, studium V.D.  Hansona sugeruje, że
najlepsze, współczesne źródło, jakim były Hellenika Ksenofonta, daje wy-
starczającą ilość informacji, by zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło,
chociaż w dalszym ciągu istnieje wiele hipotez, często wzajemnie się wy-
kluczających14.
W  południe letniego dnia, według kalendarza ateńskiego był to piąty
dzień miesiąca Hekatombaion15, Kleombrotos wprowadził swoich wojow-
ników, podnieconych wypitym winem (jak się wydaje tym razem wypito
go chyba ponad miarę) i ustawił ich w szyku bojowym. Picie wina należało
do rytualnych czynności poprzedzających bitwę, ale miało także wymierne
korzyści. Perspektywa mającej nastąpić bitwy wywołuje zazwyczaj wśród
większości żołnierzy lęk, zwłaszcza wśród tych, którzy mieli już za sobą

12 O Spartiacie Hieronie pisze Plutarch (Moralia, 397 f ).


13 J. Warry, Armie świata antycznego, Warszawa 1995, s. 50.
14 V. D. Hanson, Epameinondas, the Battle of Leuktra (371 B.C.), and the Revolution in Greek Battle Tactics, [w:]
„Classical Antiquity”, vol. 7, No. 2, University of California 1988, s. 190–207. W dalszym tekście autor powo-
łuje się na wymienioną pracę Hansona.
15 Plutarch, Pelopidas, 28.5: „Od traktatu pokojowego, który został zawarty w Lacedemonie 14 Skiropho-
riona, a 5 Hekatombaiona, do dnia, kiedy to Lacedemończycy zostali pokonani pod Leuktrami, upłynęło 20
dni”. Miesiąc Hekatombaion zaczynał się prawdopodobnie w połowie czerwca. Data ta jest jednak niepew-
na, ponieważ Plutarch zakłada, że dzień 5 Hippodromios w kalendarzu beockim odpowiada ateńskiemu
5 Hekatombaion (CAH, vol. 6, s. 181-182). Hekatombaion był pierwszym miesiącem w kalendarzu ateńskim
odpowiadającym naszemu lipcowi/sierpniowi, podczas gdy Hippodromios to ósmy miesiąc beockiego ka-
lendarza. Historycy, którzy próbują ustalić precyzyjnie datę bitwy, przyjmują, że stoczono ją 3 lub 18 sierp-
nia (Plutarch, Żywoty równoległe, t.  II, Warszawa 2005, tłumaczyli Kazimierz Korus, Lech Trzeciankowski,
s. 274, p. 71).

117
takie doświadczenie. Alkohol obniża reakcje samozachowawcze, wywołuje
przyjemne doznania i  dodaje odwagi. Ponadto Grecy uważali, że alkohol
stanowi środek uśmierzający ból. Wielu hoplitów piło wino, aby stępić
swoje bodźce w oczekiwaniu na krwawe starcie z przeciwnikiem. Podawa-
ny w rozsądnych dawkach alkohol jest więc środkiem jak najbardziej pożą-
danym16. Spożywany z nieumiarkowaniem zmniejszał siły i koncentrację
walczących, odbierał „rozum”. U Homera Hektor mówi do swojej matki:

„[…] nie dawaj mi wina, co serce słodyczą napełnia,


Sił nie odbieraj. Nie mogę przecież zapomnieć o bitwie”.
(Iliada, VI.264–265)

Tym razem – jak twierdzi Ksenofont, który stara się pomniejszyć zasłu-
gi Epaminondasa – Kleombrotos razem z naczelnym dowództwem i Lace-
demończykami, wyruszył do boju mocno pijany17.
Na prawym zaszczytnym skrzydle, zgodnie z przyjętym od wieków zwy-
czajem, stanęły oddziały głównodowodzącego: cztery mory spartańskie.
Król wraz ze swoimi 300 hippeis stał przypuszczalnie między pierwszą
XI
a  drugą morą, licząc od prawej strony. Dowódcy spartańscy zajęli stano-
wiska w pierwszym szeregu: „W lakońskim szyku bojowym dowódcy stoją
bowiem w pierwszym szeregu i każdy rząd ma wszystko, co potrzebne do
skutecznego dowodzenia” (Ksenofont, Lakedaimonin Politeia, XII.6). Jed-
nak jak się wydaje, król nie walczył w pierwszym szeregu18. Na lewo uszy-
kowani byli hoplici ze sprzymierzonych miast i  najemnicy. Podczas gdy
skrzydła chronione były przez peltastów, konnica spartańska ustawiła się
przed frontem swojej falangi: „Lacedemończycy przed swoją falangą uszy-
kowali jazdę, Tebańczycy zaś naprzeciwko niej ustawili jazdę własną”. Ka-
waleria beocka, która „była zaprawiona w boju z Orchomeńczykami i Te-
spijczykami”, zdecydowanie górowała wyszkoleniem i doświadczeniem nad
spartańską. Kawaleria spartańska nie składała się, jak w innych poleis grec-
kich, z przedstawicieli arystokracji, lecz „była w tym czasie bardzo licha,
gdyż konie hodowali tam ludzie najbogatsi; ilekroć zaś ogłaszano wojnę,
naówczas powoływany człowiek otrzymywał konia i uzbrojenie, jakie mu
wydawano, i wyruszał w pochód bez przygotowania: spośród żołnierzy ci na
koniach okazywali się najsłabsi i najmniej ambitni” (Ksenofont, Hellenika,

16 V.D. Hanson, The Western Way of War. Infantry Battle in Classical Greece, Oxford 1990, s. 126-127; J. Ke-
egan, The Face of Battle. A study of Agincourt, Waterloo and Somme, London 2004, s. 326.
17 P. Cartledge, Spartanie. Świat wojowników, Warszawa 2005, s. 213.
18 E.L. Wheeler, The general as hoplite, [w:] Hanson V.D., (ed.) Hoplites: The Classical Greek Battle Experience,
s. 149.

118
Witold Biernacki – Wojna beocka

VI 4, 10–11). Być może jazdę sprzymierzonych – jak twierdzą m.in. J.F. La-


zenby, J. Wolter i J.G. DeVoto – uszykowano na lewym skrzydle19.
Linia 10  000 peloponeskich hoplitów przy głębokości 12 szeregów,
liczyła 833 tarcze, tj. rozciągała się na około 850 metrów. Kleombrotos
szykując armię w 12 szeregów, a nie w osiem, wskazuje na to, iż dowód-
cy spartańscy wyciągnęli wnioski z bitew stoczonych w minionych latach
i przewidywali, że Beoci znowu ustawią się w bardzo głęboką falangę, tak
jak to uczynili nad Nemeą czy pod Koroneją. Z kolei dysponując przewagą
liczebną, nie obawiali się oflankowania przez nieprzyjaciela, to ich falanga
będzie dłuższa i ona dokona tego manewru. Tym bardziej iż wierzyli, że na-
dal dysponują znacznie lepiej wyszkolonymi i waleczniejszymi hoplitami,
którym nikt nie jest w stanie dotrzymać pola.
Jak sugerują za Diodorem niektórzy historycy, linia bojowa wojsk
peloponeskich przypominała półksiężyc z  cofniętym do tyłu centrum.
G.L. Cawkwella pisze, że „linia peloponeska wygięła się w półksiężyc wo-
kół swojej walczącej kawalerii”; stwierdzenie to wydaje się mało przekonu-
jące, choć w pewnym momencie peloponeski szyk bojowy mógł przypomi-
nać taki kształt20.
Beoci mieli pod Leuktrami – jak przyjmuje większość badaczy – 7000
ludzi. Według Jamesa DeVoto, każdy okręg dostarczył 900 hoplitów i 100
konnych. Same Teby, reprezentujące cztery okręgi, wystawiły 3600 hopli-
tów i  400 konnych. Możemy przyjąć, że w pole wyruszyło również 700–
1000 peltastów. J. Buckler pisze, że byli też hamippoi, lekka piechota, która
walczyła razem z jazdą, wspierając ją21.

***

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że być może Beoci dysponowali dłuż-


szymi włóczniami, niż ich przeciwnicy. Pisze o  tym jedynie P.A.  Rotmi-
strow: „Tebańczycy byli bardziej zdyscyplinowani i  mieli wydłużone ko-
pie”22. Niestety, autor nie podaje źródła, na którym oparł swoją tezę. Być
może Beoci zrobili to w odpowiedzi na reformy Ifikratesa.

19 J.F. Lazenby, The Spartan Army, s 153; J. Wolter J., Leuktra, [w:] J. Kromayer, Antike Schlachtfelder in Grie-
chenland, Band IV, Berlin 1931, s. 311–312; J.G. DeVoto, The Theban Sacred Band, s. 13.
20 G.L. Cawkwell, Epameinondas and Thebes, „Classical Quartely” 66, 1972, s. 261. Jeśli Kleombrotos ruszył
swoje prawe skrzydło, a  lewe spróbowało zajść Tebańczyków z  flanki, szyk bojowy armii peloponeskiej
mógł rzeczywiście przypominać półksiężyc. Najlepiej to widać na szkicach historyków wojskowości XIX
wieku. Przykładem może być rycina w pracy N.P. Michniewicza, Istorija voennego iskusstva, St. Petersburg
1896, s. 22, a ostatnio J.D. Montagu, Battles of the Greek and Roman Worlds, London 2000, s. 91.
21 J.G. DeVoto, The Theban Sacred Band, s. 11; J. Buckler, The Theban Hegemony 371–362, Cambridge 1980,
s. 63.
22 A.P. Rotmistrow, Historia sztuki wojennej do roku 1939, Warszawa 1967, s. 48.

119
Według przekazu Diodora (XV.44.1-4) Ifikrates około 374 roku zmo-
dernizował uzbrojenie hoplity. Stało się to po nieudanej wyprawie wojsk
perskich dowodzonych przez Farnabazosa przeciwko zbuntowanemu
Egiptowi. Ifikrates dowodził greckimi najemnikami. Tylko sprawowanie
dowództwa przez długi czas nad tymi samymi oddziałami wzmacniało
więzi między wodzem a podkomendnymi i sprzyjało wprowadzaniu no-
wego uzbrojenia i nowej taktyki, która wymagała długotrwałych i mozol-
nych ćwiczeń, trudnych do przeprowadzenia w  armiach obywatelskich.
W  Azji lekkozbrojnych wojowników uzbrojonych w  różnorodną broń
miotającą było pod dostatkiem. Aby stawić czoła ciężkozbrojnej piecho-
cie egipskiej uzbrojonej w duże tarcze i charakterystyczne długie włócz-
nie, król królów i jego wodzowie potrzebowali nie peltastów greckich, ale
hoplitów. Wedle Diodora Ifikrates stworzył nowy typ wojowników, który
posiadał w  części uzbrojenie hoplity, a  w  części – peltasty. Tradycyjną
tarczę hoplity (aspis) zastąpił mniejszą i  lżejszą tarczą używaną przez
peltastów. Ponadto żołnierze zostali odziani w lekkie pancerze wykonane
z płótna lnianego (linothorax). Zaniechali też używania nagolenic; w ich
miejsce nosili długie, sznurowane skórzane buty, wzorowane na bu-
XI
tach trackich, które nazwano później iphikratids. Osłabienie uzbrojenia
ochronnego zostało zrekompensowane przez wydłużenie włóczni do oko-
ło trzech i pół metra, oraz przez wyposażenie ich w dwukrotnie dłuższe
miecze. Tak uzbrojeni żołnierze byli bardziej ruchliwi na polu walki23.
Podobnie przedstawia reformy Ifikratersa Nepos: „Ifikrates […] zmienił
uzbrojenie piechoty; zanim został wodzem, używali żołnierze ogromnych
tarcz, krótkich mieczy, on zaś na miejsce wielkiej tarczy wprowadził małą
zwaną pelte (stąd później piechotę nazywano peltastami), dzięki czemu
żołnierze byli sprawniejsi w ruchach i w starciach. Ponadto podwoił dłu-
gość włóczni i wprowadził dłuższe miecze, zmienił także rodzaj pancerza,
zamiast dotychczasowych spajanych ze spiżu wprowadził pancerze płó-
cienne. Tym samym żołnierze mieli większą swobodę w walce, albowiem
zastosował uzbrojenie, które miało mniejszy ciężar, chroniło ciało równie
dobrze, a było lekkie” (Ifikrates, 1).

23 O reformach Ifikratesa piszą tylko Diodor i Nepos. J.K. Anderson: J.K. Anderson, Military Theory and Prac-
tice, s. 131. Historyk podkreśla, że reformy Ifikratesa miały większe znaczenie dla rozwoju antycznej sztuki
wojennej niż się dotychczas przyjmowało. Być może przyszły władca Macedonii Filip II zapoznał się z nimi,
kiedy przebywał jako zakładnik w Tebach. G. Hutchinson, Xenophon and the Art of Command, London 2000,
s. 236. Niektórzy historycy (np. J.P.G. Best, Thracian Peltasts and their Influence on Greek Warfare, Gronin-
gen, 1969)negują wprowadzenie tego typu innowacji, lub twierdzą, że zostały wprowadzone przez Ifikra-
tesa tylko doraźnie na czas kampanii w Egipcie, gdzie było bardzo gorąco. Grecy z reguły nosili wełniane
odzienia, gdyż lniane były zbyt kosztowne. Len musiano importować głównie z Egiptu. Ale w Egipcie len
był w powszechnym użyciu, również przez przedstawicieli niższych klas. Natomiast w Helladzie peltaści
byli uzbrojeni i walczyli według dotychczasowej, trackiej taktyki.

120
Witold Biernacki – Wojna beocka

Ta hybryda peltasty z hoplitą, które nazywano peltastai, nie opanowały


jednak pola bitewnego, na którym wciąż o zwycięstwie decydowało starcie
falang hoplickich. Jednak niewątpliwie daje się zauważyć znaczne zmniej-
szenie ciężaru ochronnego ciężkozbrojnych wojowników. Podsumowując
wiadomości o talentach wojskowych i innowacjach Ifikratesa Diodor i Ne-
pos czerpali z pracy Efora. Ale informacje u Efora były niezrozumiałe dla
historyków piszących w I wieku przed Chrystusem, dla których hoplici
i peltaści znani byli jedynie ze studiowanych dzieł poprzedników. Tak więc
Diodor z pewnością miał niewielkie pojęcie o tym, czym byli peltaści. Ho-
plici wciąż osłaniali się dużymi tarczami argiwskimi z podwójnym uchwy-
tem (hoplon, lub po prostu: aspis), ale zrezygnowali z hełmów korynckich,
zastępując je lżejszymi typu trackiego, beockiego, czy tzw. pilos. Dawno
zarzucono użycie pełnych brązowych zbroi, na rzecz klejonych i  szytych
pancerzy z grubego płótna lnianego. Tak wyposażony hoplita łatwiej wła-
dał dłuższą włócznią i  szybciej przemieszczał się po polu bitwy. „Wspo-
mniana ewolucja falangi hoplickiej – konkluduje Jacek Rzepka – ku coraz
lżejszemu opancerzeniu nie przebiegała w sposób prosty; co więcej, kraje,
w których w epoce hellenistycznej wciąż stosowano ciężkie uzbrojenie ho-
plickie, można uznać za potęgi militarne ówczesnej Hellady”24.
Cechami charakterystycznymi wyróżniającymi hoplitów beockich od
ciężkozbrojnych z innych poleis były ich tarcze i hełmy. Jak się wydaje, hoplici
beoccy używali charakterystycznej owalnej tarczy z wcięciami na bokach. Ich
wizerunek widoczny jest na wielu zachowanych monetach. Prawdopodobnie
tarcza taka była znacznie tańsza od tradycyjnej argiwskiej aspis; prawdopo-
dobnie wykonywana początkowo z wikliny lub skóry zwierzęcej. Natomiast
wycięcia z boku – jak przypuszcza Peter Connolly – ułatwiały operowanie
długimi włóczniami trzymanymi w dwóch rękach lub wykonywanie pchnięć
przez wojowników stojących za pierwszym szeregiem. Otwarty hełm beocki
podobny był do noszonego przez wieśniaków kapelusza z szerokim, pofał-
dowanym rondem. Hełm ten rozpowszechnił się wśród jeźdźców Hellady,
a później w kawalerii macedońskiej. Dzięki mniejszym kosztom uzbrojenia
w szeregach hoplitów mogli walczyć biedniejsi obywatele25.

***
Również w  obozie beockim panowało podniecenie. Zdawano sobie
sprawę, że przeciwnik góruje nad beotarchami liczbą. Nawet wspomnie-
nia niedawnych zwycięstw, jak np. pod Tegyrą, nie rozwiewały obaw przed
24 J. Rzepka, Cheroneja, Warszawa 2011, s. 89-90.
25 P. Connolly, Greece and Rome at War, London 1998, s. 51; N.R. Rockwell, The Beotian Army: The Conver-
gence of Warfare, Politics, Society, and Culture in the Classical Age of Greece, Los Angeles, s. 12-13, 142-150.

121
starciem z hoplitami w szkarłatnych płaszczach. Jednak jak pokazały bi-
twy stoczone w minionych latach, podczas wojny peloponeskiej, czy wojny
korynckiej, nie można było lekceważyć hoplitów z Beocji. Byli to w swojej
masie twardzi ludzie, na co dzień ciężko pracujący rolnicy, silni i wytrzy-
mali, których inni Hellenowie nazywali pogardliwie „świniami” (hues),
traktując ich jako ludzi głupich i  okrutnych, pozbawionych wyższych
uczuć. Ateńczycy traktowali ich jako nieokrzesanych żarłoków. Melodie
beockie śpiewane przez chłopów beockich zaczynały się spokojnie, koń-
czyły dziko. Arystofanes w  swojej komedii „Acharnejczycy” przedstawia
ich jako „zjadaczy placków jęczmiennych”, narodowej potrawy beockiej.
Oczywiście taka opinia była krzywdząca i niesprawiedliwa, ale w jakimś
sensie oddająca tryb życia Beotów. W  przeciwieństwie do innych poleis,
Teby nie posiadały własnej floty i żyły jakby odwrócone plecami do morza.
Na naradzie wojennej Epaminondas przekonał pozostałych, że należy
zaryzykować atak, rzucając do boju własne świetnie wyszkolone wojsko,
miał bowiem przygotowany plan bitwy. Według przekazanej przez Poliaj-
nosa anegdoty:
XI
„Epaminondas chciał zachęcić Teban, żeby natarli przede wszystkim
na Lacedemończyków, pochwycił więc olbrzymiego węża, pokazał go żoł-
nierzom i na ich oczach ukręcił mu łeb; powiedział: »Tak jak reszta ciała
staje się bezużyteczna, gdy zniszczy się głowę, tak też dzieje się z głowami
wrogów: mianowicie, jeśli rozbijemy oddział lakoński, pozostały korpus
sprzymierzonych na nic się nie zda!«” (II.3.15).

Ponadto Epaminondas i inni dowódcy zdawali sobie sprawę, że jak waż-


ną rolę w  życiu duchowym swych rodaków spełniają wszelkiego rodzaju
znaki, wróżby i przepowiednie, i nie wahali się wykorzystać uczuć religij-
nych i wiary w znaki dawne przez bogów, dla podniesienia morale swoich
żołnierzy (Ksenofont, Hellenika, VI.4.6-7; Pauzaniasz IX.8.5-6; Diodor,
XV.54, Plutarch, Pelopidas, 20-22). Prawdopodobnie przez zaufanych ludzi
rozprowadzali wśród wojska opowieści o cudownych zjawiskach i przepo-
wiedniach, które miały zapowiadać zwycięstwo Beotów:

„Tebańczycy zdawali sobie sprawę, że jeśli nie wydadzą bitwy, odpadną


od nich grody dookoła [Teb] (…), rozumowali, że lepiej w bitwie zginąć, niż
po raz drugi iść na wygnanie. Ponadto dodawała im odwagi przepowiednia,
że sądzone jest Lacedemończykom ponieść klęskę, gdzie znajduje się gród
dziewic [jak pisze Pauzaniasz miało to miejsce w okolicy Leuktr], które, jak

122
Witold Biernacki – Wojna beocka

opowiadano, przez jakiś Lacedemończyków zgwałcone popełniły samobój-


stwo – Tebańczycy więc przed bitwą grób ich ozdobili. Również ze świątyni
Heraklesa oręż jego – jak mówiono – miał zniknąć, jak gdyby Herakles sam
wyruszył na bój” (Ksenofont, Hellenika, VI.4.6-7).

Herakles był patronem Teb i hoplici tebańscy umieszczali rysunek jego


maczugi na swych tarczach. Jak trzeźwo konkluduje Ksenofont: „Niektórzy
jednak zapewniali, że wszystko to czcze wymysły ludzi stojących na czele
[wojska beockiego]” (Hellenika, VI.4.7).
Z kolei Plutarch przytacza następującą anegdotę: „Dowódcy dyskutowa-
li, a Pelopidas znajdował się w wielkiej zadumie, kiedy źrebię klaczy ode-
rwało się od stada i obiegło obóz, a kiedy zatrzymało się w miejscu gdzie się
znajdowali, jedni podziwiali jej jaskrawy kolor, jakby drzewa kasztanowego,
drudzy jej siłę charakteru, a jeszcze inni siłę i furię jej rżenia, Theokritas,
wróżbita, zamyślił się, po czym wykrzyknął do Pelopidasa »O dobry przy-
jacielu! Spójrz, znak z nieba, nie spodziewaj się innej dziewicy niż ta, którą
zesłali ci bogowie, prowadzili je do grobowca dziewic, ze zwykłą powagą
i modlitwami, rozpowszechniono cały sen Pelopidasa wojsku, po czym zło-
żyli stosowne ofiary«” (Pelopidas, 22).
Natomiast według Pauzaniasza Tebańczycy wysłali przed bitwą herol-
dów po wróżby do różnych wyroczni. Słynna w Helladzie wyrocznia Zeusa
Trofoniosa znajdująca się w grocie koło beockiego miasta Lebadea dała na-
stępującą odpowiedź:

„Nim się włócznią zderzycie z wrogiem, wpierw


zwycięstwa wystawcie, tarczą go moją przystrójcie;
złożył ją w darze butny Arystomenes z Messenii.
A ja już sam zetrę w proch nikczemny
Wojsko nieprzyjacielskie, tarczami okryte”26.

Wówczas Epaminondas poprosił beotarchę Ksenokratesa, aby ten spro-


wadził tarczę Arystomenesa i przyozdobił nią wzniesiony przed bitwą po-
mnik zwycięstwa, na wzniesieniu, tak aby go widzieli Lacedemończycy.
26 Pauzaniasz IV.32.5. Arystomenes był dowódcą Messeńczyków w ich drugiej wojnie ze Spartanami i Ko-
ryntyjczykami w VII wieku, wielbiony w wielu podaniach z powodu bohaterskich czynów. Mimo zdrady
w jego obozie, wiele lat jeszcze stawiał opór nieprzyjaciołom, w końcu cudem tylko uratował się i zmarł na
obczyźnie (Encyklopedia Gutenberga). O jego czynach szeroko opowiada Pauzaniasz w księdze IV. W cza-
sie jednej z bitew Arystomenes ścigając zapamiętale Lacedemończyków, zgubił swoją tarczę. Po walce nie
mógł jej znaleźć, udał się zatem do Delf po radę. Od Pytii usłyszał, że ma udać się do jaskini Trofoniosa (lo-
kalnego bóstwa) w Labadei. Tam dowódca Messeńczyków odnalazł swoją tarczę, którą później złożył bogu
w ofierze. Na tarczy była płaskorzeźba przedstawiająca orła ze skrzydłami rozpostartymi po brzegi tarczy.
„I ja ją tam widziałem zawieszoną na ścianie” – zaświadcza Pauzanisz (IV.26.7).

123
„Z bezpośredniego oglądu znali tę tarczę Arystomenesa ci Lacedemończy-
cy, którzy ją w czasie pokoju widzieli w Labedei, a ze słyszenia wszyscy”
(Pauzaniasz, IV.32.6).

***
Zanim doszło do starcia, dowódca tebański pozwolił odejść „lękliwym”
– jak pisze Ksenofont (Hellenika, VI.4.9), czy też „obawiając się ich zdrady”
– jak twierdzi Pauzaniasz (IX.13.8), oddziałom beockim, które nie chcia-
ły wziąć udziału w bitwie. Epaminondas aby uniknąć niespodzianek i za-
mieszania w czasie bitwy, wydał rozkaz: „Każdy Beota, który chce opuścić
szereg, niechaj to zrobi” (Poliajnos, II.3.3). Z pozwolenia tego skorzystali
przede wszystkim Tespijczycy, którzy „odeszli z  całą armią, to samo też
uczynili ci Beoci, którzy byli niechętnie usposobieni do Teban” (Pauzaniasz
IX.8.8). Przypuszczalnie armia beocka liczyła teraz, po odejściu niektórych
oddziałów, nie więcej niż 6000 hoplitów, gdyż jak pisze Ksenofont, nie
mieli „przy sobie żadnych sojuszników oprócz Beotów” (Hellenika, VI.4.4).
Połowę tej liczby stanowili Tebańczycy27.
Epaminondas zgromadził swoje najlepsze oddziały z  Teb (tzw. emba-
XI
lon) na lewym skrzydle w zwartym szyku głębokim na 50 ludzi, naprzeciw
prawego skrzydła nieprzyjacielskiego, dowodzonego przez króla Kleombro-
tosa, rozumiał bowiem, „że skoro złamią od razu otaczający króla zastęp,
to i cała reszta da się łatwo pokonać” (Ksenfont, Hellenika, VI.4.12); swo-
jemu centrum i prawemu skrzydłu rozkazał umyślnie zwlekać, tak by linia
frontu w chwili natarcia była ukośna, nie jak to było dotychczas przyjęte
– prosta. Kiedy przyjmiemy, że pozostałe oddziały beockie stanęły w  fa-
landze głębokiej na osiem lub dziewięć tarcz, to linia frontu tebańskiego
wynosiła 450–500 metrów.
Takie uszykowanie wojsk do bitwy było zerwaniem z  dotychczasową
tradycją. Do bitwy pod Leuktrami prawe skrzydło tworzyły zawsze najlep-
sze oddziały walczące pod komendą głównodowodzącego, lub – w przypad-
ku wojsk z  kilku poleis – oddziały z  polis sprawującego hegemonię lub
najbardziej zainteresowanego wynikiem bitwy, np. na terenie którego to-
czyła się batalia. „Jest zatem oczywiste, że przed Epaminondasem prawe
skrzydło odgrywało rolę zaczepną”28.

27 J.  Buckler, The Theban Hegemony, s.  55. G.  Busolt, Spartas Heer und Leuktra, [w:] Hermes, XL (1905),
s. 444-445, ocenia siłę armii beockiej na 6000–6500 hoplitów, 600–800 konnych i nieznaną liczbę lekko-
zbrojnych. J. Wolter, Leuctra, [w:] J. Kromayer, Schlachtfelder, s. 301, przyjmuje do obliczeń liczbę podaną
przez Diodora, tj. 6000 hoplitów, i stwierdza iż pod Leuktrami było około 8000 piechurów i 800 kawalerzy-
stów.
28 P. Vidal-Naquet, Czarny łowca. Formy myśli i formy życia społecznego w świecie greckim, Warszawa 2003,
s. 87-88.

124
Witold Biernacki – Wojna beocka

Diodor tak opisuje szyk bojowy Epaminondasa:


„Ze swojego wojska wybrał najdzielniejszych żołnierzy, których usta-
wił na jednym skrzydle, przy tym sam wziął na siebie dowodzenie nimi
w walce. Z kolei swoich słabszych żołnierzy ugrupował na przeciwległym
skrzydle, nakazując im unikać walki, a  w  przypadku ataku przeciwnika,
stopniowo wycofywać się. Ustawił swoją falangę ukośnie, by przez atak
silniejszego skrzydła rozstrzygnąć bitwę” (XV.55.2).

Zmasowanemu oddziałowi Tebańczyków, który liczył według J.F.  La-


zenby’ego 4000 hoplitów, i który był szeroki na 80 tarcz, Spartanie mogli
przeciwstawić 960 hoplitów (80 x 12). Wedle DeVoto, embalon liczył 3600
żołnierzy, tj. 72 tarcze w szeregu. Natomiast według P.J. Stylianou, kolum-
na uderzeniowa liczyła 3000 Tebańczyków, a więc jej front liczył 60 tarcz,
którym Lacedemończycy przeciwstawili 720 wojowników (60 x 12)29.
Do rozważenia pozostają następujące kwestie.
Normalna głębokość falangi w czasach klasycznych wynosiła osiem sze-
regów. Tebańczycy stając do bitwy, zawsze próbowali uzyskać przewagę
przez zmasowanie na jednym ze skrzydeł swoich hoplitów. Tak było pod
Delion w 424 roku, gdzie Tebańczycy na prawym skrzydle stanęli w szere-
gach głębokich na 25 tarcz. Podobnie było w bitwie nad Nemeją, czy pod
Koroneją (w  394 roku). Dlaczego Epaminondas ustawił swoją kolumnę
uderzeniową aż w 50 szeregów?
Zwiększenie głębokości falangi odbywało się kosztem jej długości, a to
oznaczało, że w pierwszym uderzeniu brała udział mniejsza liczba hoplitów.
Stojący w  dalszych szeregach wojownicy odgrywali w  czasie początkowej,
krytycznej kolizji z falangą przeciwnika, niewielką rolę, nie mogąc użyć swo-
jej podstawowej ofensywnej broni – włóczni. W bezpośredniej walce uczest-
niczyło mniej ludzi, chociaż nacisk głębszej falangi był silniejszy. Dlatego
w  pierwszym szeregu ustawiano najbardziej doświadczonych i  najodważ-
niejszych mężów. W  spartańskiej falandze jej czołowy szereg zajmowali
dowódcy oddziałów i pododdziałów. Jak było w armiach innych poleis, jest
sprawą dyskusyjną. Szykując falangę, głęboko musiano się liczyć z faktem,
że wystawia się jej szeroką flankę na oskrzydlenie i uderzenie z boku i z tyłu.
Ponadto kiedy manewr zwiększania głębokości szyku następował tuż przed
rozpoczęciem bitwy lub w czasie uderzenia, stojące obok oddziały sojuszni-
ków, aby nie dopuścić do powstania przerw w linii bojowej, musiały osłabiać
swoje szyki, wysyłając ludzi z tylnych szeregów, żeby ci je zamknęli.

29 F. Lazenby, Spartan Army, s. 156; J.G. DeVoto, The Theban Sacred Band, s. 11; P.J. Stylianou, A Historical
Commentary, s. 402.

125
Mimo iż widok nacierającej głębokiej falangi mógł sterroryzować przeciw-
nika, to o jego głębokości decydował zapewne pewien punkt krytyczny, wyno-
szący 16 lub 24 hoplitów uszykowanych w głąb. Ustawianie hoplitów w więcej
szeregów mijało się z celem, gdyż ustawione dalej z tyłu następne szeregi nie
powodowały jakiegoś drastycznego zwiększenia siły nacisku na przeciwnika.
Wąska kolumna ludzka nie zachowuje się jak taran. Do jej opisania i  obli-
czenia siły nie można użyć wzorów fizyki klasycznej. Zapewne, gdyby nawet
szeregi powyżej 16. czy też 25. pchały z całą mocą, jak poprzednie, to kolumna
rozsypałaby się na boki, a część żołnierzy stojących w środku poprzewracałaby
się jak pionki. Zachowanie stosunkowo wąskiej, ale długiej masy ludzkiej przy-
pominałoby belkę, która wypacza się pod działaniem nacisku i pęka w środku.
Aby odtworzyć zachowanie takiej kolumny, można albo użyć oddziału wojska
na poligonie, albo stworzyć program komputerowy, który rozwieje wszelkie
wątpliwości. Już w XIX wieku francuski oficer i historyk wojskowości pisał:
„Przypuśćmy, że nasz pierwszy szereg zatrzymał się w chwili uderzenia, dwa-
naście szeregów batalionu, które kolejno uderzają o pierwszy, pchają go na-
przód […] zrobiono doświadczenia, które stwierdziły, że jeśli weźmiemy więcej
niż 16 szeregów, wówczas uderzenie tylnych szeregów nie miało już wpływu
XI
na czołowe, zostało stłumione w 15 szeregach, stłoczonych za pierwszym”30.
Skoro zatem uszykowanie w  tak głębokim szyku nie mogło przynieść
wymiernych korzyści z „ciężaru” falangi uszykowanej ponad użyteczną głę-
bokość, dlaczego Epaminondas zdecydował się na ustawienie swoich hopli-
tów na 50 szeregów w głąb?
Uszykowanie hoplitów tebańskich pod Leuktrami dwa razy głębiej,
w świetle podanych przez du Picqa danych, byłoby nierozważne. Beotarcho-
wie i tak mieli do dyspozycji znacznie mniej ciężkozbrojnych wojowników,
aby rezygnować z wykorzystania każdej włóczni i tarczy. Jednakże nie można
odrzucić ad hoc przekazu Ksenofonta. Być może jego informatorzy spartań-
scy, którzy stali w czasie bitwy na prawym skrzydle armii Kleombrotosa, rze-
czywiście widzieli nacierających nieprzyjaciół w szyku głębokim na 50 tarcz?
Jednym z  wyjaśnień może być fakt, że Tebańczycy nacierali w  dwóch
kolejnych rzutach, każda po 25 tarcze. Inne, bardziej prawdopodobne,
uwzględnia rolę jaką odegrał w bitwie Święty Zastęp. Według Plutarcha Pe-
lopidas ze Świętym Zastępem atakował przed głównymi siłami tebańskimi
(embalonem) i  uprzedził oskrzydlający manewr Kleombrotosa (Pelopidas,
23). Obie te jednostki, tj. Święty Zastęp i  embalon widziane były w  tym
momencie jako biegnące pod kątem w stosunku do linii spartańskiej. Jeśli
każda z nich liczyła po 25 tarcz, i jeśli oddział Pelopidasa był ustawiony na

30 A. du Picq, Studjum o walce, Warszawa 1927, s. 84.

126
Witold Biernacki – Wojna beocka

skrajnym lewym skrzydle tebańskiej falangi, możliwe, że Spartanie zliczyli


hoplitów wroga uszykowanych aż na 50 tarcz w głąb31.
Inną, sensowną, hipotezę podaje Godfrey Hutchinson, sugerując, że było to
działanie przemyślane i zaplanowane. Według jego domniemań, wódz tebań-
ski zamierzał po rozerwaniu falangi spartańskiej wprowadzić swoich ciężko-
zbrojnych w lukę i nakazać im zaatakowanie flanki owej wyrwy (patrz niżej),
podobnie jak to uczynili hoplici ze Świętego Zastępu pod Tegyrą. Jak przyznaje
sam uczony, nie ma na poparcie tej tezy wiele lub żadnych dowodów32.
Wielce prawdopodobne jest – idąc za myślą Petera Connolly’ego i Johna
Warry’ego – że w początkowej fazie Epaminondas ustawił embalon w szyku
otwartym, aby w chwili natarcia utworzyć szyk zwarty. Wydaje się jednak,
że manewr taki mógł być przeprowadzony jedynie, gdy falanga stała.
Przyjmuje się więc, że nacierająca kolumna Epaminondasa liczyła 25
szeregów w głąb, każdy po 120 ludzi.
Podobnie jak wiele kontrowersji wzbudziło umiejscowienie w linii bojo-
wej Świętego Zastępu, którym dowodził Pelopidas33.
Najwcześniejsza hipoteza, niedawno powtórzona przez J.K. Andersona,
zakłada, że oddział 300 wyborowych hoplitów Pelopidasa stał za kolumną
uderzeniową (embalonem)34. Takie ustawienie widzimy na szkicu w pracy
E. Razina35.
Wielu historyków wojskowości (m.in. N.G.L.  Hammond, J.  Lazenby
i K.W. Pritchett) twierdzi, że Święty Zastęp tworzył czoło embalonu; jego
pierwsze trzy lub cztery szeregi36. Być może ci uczeni opierają się m.in. na
informacji Korneliusza Neposa, że „pod Leuktrami, w  której naczelnym
wodzem był Epaminondas, Pelopidas dowodził doborowym oddziałem,
który pierwszy rozbił falangę spartańską”37.
Natomiast J.G. DeVoto twierdzi, że hoplici Pelopidasa nie stali ani na
czele tebańskiej kolumny uderzeniowej, ani jej nie zamykali, ale stali w jej
lewym przednim rogu38.
Z  kolei G.  Hutchinson widzi Święty Zastęp na lewym skrzydle poza
embalonem39.
31 P.J. Stylianou, A Historical Commentary, s. 402-403. Jednak uszykowanie Świętego Zastępu w 25 szere-
gów w głąb dawałoby front szeroki zaledwie na 12 tarcz (sic!).
32 G. Hutchinson, Xenophon and the Art of Command, London 2000, s. 237.
33 Fakt iż dowódcą Świętego Zastępu pod Leuktrami był Pelopidas potwierdza Dejnarchos, Przeciwko De-
mostenesowi, s. 72-73.
34 J.K. Anderson, Military Theory and Practice in the Age of Xenophon, Berkeley 1970, s. 216-217.
35 E. Razin, Historia sztuki wojennej, t. I, Warszawa 1958, s. 244.
36 W.K. Pritchett, The Greek State at War, vol. IV, Berkeley 1985, s. 65-66.
37 Nepos, Pelopidas, 4.
38 J.G. DeVoto, Agesilaos in Boiotia in 378 and 377 B.C., [w:] „Ancient History Bulletin”, No. 1.4, Calgary 1987:
Figure 1: Boiotians and Peloponnesians at Leuktra; tenże, The Theban Sacred Band, s. 12.
39 G. Hutchinson, Xenophon and the Art of Command: Battle Plans: Leuktra.

127
11.1. Bitwa
Kiedy obie strony stanęły naprzeciwko siebie na nizinie koło Leuktr
i Epaminondas pozwolił odejść Tespijczykom, za nimi rzucili się do uciecz-
ki liczni kupcy i słudzy. Dopadli ich jednak „najemnicy przybyli z Hiero-
nem, peltaści z Fokidy, z jeźdźców zaś Herakleoci oraz Fliuntyjczycy i na-
padłszy na odchodzących zmusili ich do zawrócenia, popędzili na powrót
do obozu Beotów” (Ksenofont, Hellenika, VI.4.9).
Ten epizod można uważać jako wstęp do bitwy. Być może wzmianka
u Diodora, że Lacedemońcycy rozpoczęli atak obiema flankami – pomijając
zawarte w jego relacji takie nieścisłości, jak to, że armią lacedemońską dowo-
dzili dwaj królowie: Kleombrotos i Archidamos, syn Agesilaosa – jest echem
ataku jazdy z Heraklei i Fluntu, oraz najemnych peltastów na obóz beocki,
którzy zapewne stanęli potem na skrajnym lewym skrzydle. Być może tutaj
stanęli Skiryci, choć nie wspomina o nich żadne z zachowanych źródeł.
Z  jakiegoś powodu – o  czym wspomniano wyżej – który trudno jest
wytłumaczyć, Kleombrotos ustawił swoją jazdę spartańską przed falangą.
XI Ksenofont uważa, że uczynił tak dlatego, iż teren między dwoma wrogimi
armiami, który Epaminondas nazywał „miejscem do tańca” (polémou or-
chéstran), był płaski (Ksenofont, Hellenika, VI.4.3; Plutarch, Moralia, 193
d), ale – o  ile rozumie przez to, że flanki napotykały na jakieś przeszko-
dy – nadal nie tłumaczy to takiego ustawienia. Hans Delbrück optuje za
przeszkodami na flankach, natomiast J. Buckler i wielu innych uważają, że
celem jazdy było zasłonić ruchy piechoty spartańskiej, tak żeby zyskała ona
czas na wykonanie manewru oskrzydlającego40. Wydaje się jednak, że była
to reakcja na posunięcie przeciwnika, o czym niżej. Jakikolwiek był powód,
takie rozmieszczenie kawalerii okazało się błędem, jak twierdzi zarówno
C.J. Tuplin, jak i Victor D. Hanson41. Charles Hamilton zwraca uwagę na
fakt, że młody król spartański nigdy przedtem nie dowodził armią w walnej
bitwie hoplitów42. Ale przecież w jego sztabie na pewno byli oficerowie, któ-
rzy mieli za sobą takie doświadczenie, choć zapewne nie było ich tak wielu,
gdyż ostatnią wielką walną batalię Spartanie stoczyli pod Koroneją w roku
394, a więc 17 lat wstecz.
Z kolei wysuwając kawalerię beocką przed front swojej armii, wódz te-
bański starannie ukrył uszykowanie swojej falangi, koncentrując siły na

40 H. Delbrűck, Warfare in Antiquity, vol I, Lincoln and London 1990, s. 166; J. Buckler, The Theban Hege-
mony, s. 64.
41 C.J. Tuplin, The Leuctra Campaign: Some Outstanding Problems, „Klio” 69.1, 1987, s. 72-107; V. D. Hanson,
Epameinondas, the Battle of Leuktra, s. 195-196.
42 Ch. D. Hamilton, Agesilaus and the Failure of Spartan Hegemony, s. 206-207.

128
18. Bitwa pod Leuktrami wg J. Kromayera
lewym skrzydle kosztem reszty frontu. Na sygnał dany trąbami Epaminon-
das „wysunął swoją falangę w lewo, tak jak było to maksymalnie możliwe”
(Plutarch, Pelopidas, 23.1), podczas gdy lepsza jazda tebańska nie miała kło-
potów w pokonaniu jazdy spartańskiej i zmuszeniu jej do ucieczki; zdarze-
nie, które samo w sobie miało niewielkie znaczenie. Ważniejszy jest fakt, że
kawaleria tebańska zapędziła spartańską kawalerię do tyłu, między szeregi
ich własnej piechoty, a nie na boki, szukając poza nią schronienia. Według
J. Bucklera, ucieczkę na skrzydła uniemożliwili jeździe lacedemońskiej te-
bańscy hamippoi. W  rezultacie pomiędzy spartańskimi hoplitami trzeciej
mory, licząc od prawego skrzydła, nastąpiło zamieszanie w  czasie bezpo-
średnio poprzedzającym atak piechoty tebańskiej. Jeźdźcy tebańscy nie ści-
gali pobitych kawalerzystów wroga, lecz pogalopowali wzdłuż frontu wrogiej
falangi na lewe skrzydło własnego szyku bojowego. Wzniesione przez kopy-
ta końskie chmary kurzu zasłoniły Spartanom na chwilę widoczność, kiedy
wyłoniła się zza niej zwarta kolumna piechoty tebańskiej (jak to uczynił
później Epaminondas w  bitwie pod Mantineją w  roku 362), która pędzi-
ła z wyciągniętymi włóczniami, z przeraźliwym krzykiem, który Nicholas
Sekunda porównuje do wycia atakujących żołnierzy skonfederowanych sta-
XI
nów. Tebańczycy nacierali pełni zapału, z impetem, gdyż zgodnie z prze-
powiednią (notabene będącą wymysłem Epaminondasa) Herakles miał dać
zwycięstwo tym, „którzy pierwsi rozpoczną bitwę” (Poliajnos, II.3.8).
W  tym czasie Kleombrotos, po dokonaniu rytualnego zabicia kózki
(sphagia) na cześć Artemidy Łowczyni oraz Muz, „zaczął wieść swoich
żołnierzy na nieprzyjaciela” (Ksenofont, Hellenika, VI.4.13), zamierzając
– podobnie jak to uczynili Spartanie w bitwie nad Nemeą – rozciągnąć swój
front w prawo i oskrzydlić w ten sposób „wojsko Epaminondasa i spaść na
nie całą masą” w lewą flankę Tebańczyków (Plutarch, Pelopidas, 23.2).
J. Buckler twierdzi, że Epaminondas poprowadził embalon ostro w lewo,
aby oskrzydlić flankę Lacedemończyków, a ponadto aby wzmocnić zagro-
żone prawe skrzydło, rozkazał przerzucić część hoplitów spartańskich z le-
wej flanki, tj. czwartej mory, wyciągając z  niej kilka enomotiai lub tylko
poszczególne rzędy z  enomotiai i  zwiększyć głębokość pierwszej, drugiej
i ewentualnie trzeciej mory. Powstałą lukę miały wypełnić stojące w cen-
trum oddziały sojuszników lacedemońskich, które powinny się rozciągnąć.
Hipotezy te nie przekonują J.F.  Lazenby’ego. Bardziej wiarygodna – we-
dług tego historyka wojskowości – jest hipoteza, że być może Kleombrotos
chciał zrobić to, co Agis próbował uczynić pod Mantineją, a  mianowicie
przerzucić ludzi z  lewej flanki spartańskiego kontyngentu na prawą, tak
aby oskrzydlić Tebańczyków. Jednakże J.F. Lazenby za najbardziej prawdo-

130
19. Bitwa pod Leuktrami wg J.D. Montagu
podobne uważa, że dowódcy spartańscy zamierzali wykonać dwa manewry
równocześnie – zwiększyć głębokość falangi, a  jednocześnie poprowadzić
ją w  prawo, zatoczyć łuk i  zajść Tebańczyków z  flanki. Kiedy zobaczyli,
że falanga tebańska jest bardzo głęboka, a co za tym idzie, bardzo wąska,
sądzili, że mogą zarówno pogłębić własne szyki, jak i mogą uczynić swoją
falangę wystarczająco długą, aby otoczyć lewe skrzydło Epaminondasa. Być
może w ten sposób zaczęli zaginać szyk w prawo, a przez wycofanie rzędów
lub jednostek (np. enomotiai) z lewoskrzydłowych morai, i ustawiać je za
prawoskrzydłowymi morami43.
Przypuszczalnie nadmiar wypitego wina sprawił, że manewr został prze-
prowadzony w ten sposób, że hoplici spartańscy ze stojącej na lewym krańcu
spartańskiego prawego skrzydła mory (czwartej?) zachowywali się biernie,
gdyż kiedy Kleombrotos prowadził swoich żołnierzy, „to zanim jeszcze woj-
sko jego [z czwartej a być może i trzeciej mory] uświadomiło sobie, że on je
wiedzie, już nastąpiło zderzenie jazdy” (Ksenofont, Hellenika, VI.4.13). Plu-
tarch pisze, że Lacedemończycy dostrzegli nadbiegającą kolumnę nieprzy-
jacielską w momencie, kiedy zaczęli zmieniać swoją formację, rozciągając
ją w prawo, z zamiarem oskrzydlenia i okrążenia Epaminondasa (Pelopidas,
XI
23.2). Zamiar oskrzydlenia przedsięwzięty przez Kleombrotosa spotkał się
z przeciwdziałaniem Świętego Zastępu. Wojownicy Pelopidasa zwarli swe
szeregi i z bojowym okrzykiem, i z furią uderzyli na prawe skrzydło Spartan,
którzy stanęli i zaparli się mocno nogami w ziemię, aby przetrzymać pierw-
sze uderzenie othismos; w ich tarcze uderzyły z hukiem tarcze atakujących
Tebańczyków. Nie ulega jednak wątpliwości, że atak nastąpił w chwili, gdy
falanga spartańska była zmieszana, niegotowa do przyjęcia ataku. W części
była zdezorganizowana wskutek ucieczki przez jej szeregi własnej jazdy,
a w części, ponieważ została zaskoczona wykonywaniem manewru, tj. roz-
ciągania szyku w prawo i próby oskrzydlenia wrogiej falangi. Kleombrotos
i jego dowódcy nie mieli czasu na oskrzydlenie nieprzyjaciela, ani też na wy-
cofanie oddziałów na wyjściowe pozycje i zwarcie szeregów swojej falangi.
Co gorsza, pierwsze uderzenie wroga prawdopodobnie trafiło w  linię,
gdzie stał król w  otoczeniu swojej gwardii, na styku pierwszej i  drugiej
mory. Doszło do zaciętej walki hoplitów, ale Spartanie nie cofnęli się ani
o  krok. Plutarch podkreśla, że mogli oni, dzięki swojemu znakomitemu
wyszkoleniu, walczyć w dowolnym szyku lub formacji: „Lacedemończycy
jednak byli doskonałymi znawcami i mistrzami sztuki wojennej. Niczego
nie uczyli się i  nie ćwiczyli bardziej niż tego, by nie pogubić się lub nie
43 J. Buckler, The Theban Hegemony, s. 63; J.F. Lazenby, The Spartan Army, s. 158-159. Por. J.K. Anderson,
Military Theory and Practice in the Age of Xenophon, s. 158-159; Ch.D. Hamilton, Agesilaus and the Failure of
Spartan Hegemony, s. 210.

132
20. Bitwa pod Leuktrami wg J.G. DeVoto
stracić orientacji przy zmianie szyku. Każdy uczył się walczyć u boku to-
warzysza w  szeregu i  rzędzie, i  w  razie niebezpieczeństwa, gdziekolwiek
i z kimkolwiek by się to stało, zachowując zwyczajowy szyk i walcząc z nie-
bezpieczeństwem nacierającym z każdej strony” (Pelopidas, 23.3).
Lacedemończycy i  Tebańczycy „walczyli z  równym zapałem. Pierwsi
mieli bogate doświadczenie wojenne i ambicję, by nie narażać na szwank
sławy Sparty, Tebanie natomiast zdawali sobie jasno sprawę, że walczą
w obronie zagrożonej ojczyzny, swych żon i dzieci” (Pauzaniasz, IX.13.9).
Hoplici pierwszych szeregów zadawali ciosy włóczniami, uderzając uko-
śnie z góry lub pchając nimi z całą siłą prawego ramienia i barku sponad
górnej krawędzi tarczy, lub uderzając z  dołu mierząc w  podbrzusze prze-
ciwnika. Silny cios włócznią, zadany w słaby punkt tarczy, potrafił ją prze-
bić i zranić przeciwnika44.
W tym „starciu włóczni” uderzenia zadawali również ciężkozbrojni dru-
giego, a nawet trzeciego szeregu: „z dwóch stron uderzały ciosy i wojska gi-
nęły” (Homer, Iliada, XI.85). Następne szeregi napierały z całych sił swymi
hoplonami w plecy tych z poprzedniego szeregu. W tym samym momencie
na hoplitów lacedemońskich wpadła – prawdopodobnie na drugą (lub na
XI
styk drugiej i trzeciej mory) – kolumna prowadzona przez Epaminondasa.
Ponownie rozległ się charakterystyczny szczęk i trzask othismos, kiedy to
dwie falangi uderzają w siebie. Zaatakowało tylko zmasowane lewe skrzy-
dło Tebańczyków. Ustawieni na prawo od nich Beoci posuwali się naprzód
tylko na tyle, aby utrzymać łączność z atakującymi i związać przeciwnika
tylko swoją obecnością. W związku z tym ta część falangi beockiej znalazła
się w położeniu skośnym do czoła tebańskiego, gdyż Epaminondas „w cza-
sie bitwy rozciągnął swój szyk skośnie w lewo” (Plutarch, Pelopidas, 23.1).
Jak wyglądał szyk tebański w  momencie uderzenia embalonu? Diodor
pisze, że falanga była ustwaiona „ukośnie” (loxe). Przyjmuje się, że terminu
tego użył, przepisując z  dzieła Efora. Jednak tego słowa, używanego przez
dziejopisa z Sycylii nie znajdujemy u Polibiusza, ani innych wcześniejszych
historyków. Znajdujemy je u późniejszych historyków wojskowości, takich
jak Asclepiodotos Tacticus, Onasander i  Arrian. Według nich szyk beocki
przypominał wówczas literę lambda (Λ), ale raczej w sensie klinu (rzymskiego
cuneus). P.J. Stylianou w swoich komentarzach do XV księgi Diodora stwier-
dza, że Sycylijczyk wiernie oddał zapis Efora i uszykowanie armii beockiej;
jego opis szyku tebańskiego jest podobny do opisu Plutarcha45. J. Kromayer

44 Spartański wódz Brazydas w czasie walki w 422 r. został zraniony oszczepem, który przebił mu tarczę
(Plutarch, Moralia, 190 b).
45 P.J. Stylianou, A Historical Commentary, s. 396-397. Stylianou zwaraca uwagę, że obaj historycy, tj. Diodor i Plu-
tarch nie wspominają o wtępnym boju kawalerii, oraz iż Diodor nic nie pisze o roli Pelopidasa i Świętego Zastępu.

134
Witold Biernacki – Wojna beocka

w swoim Schlachten-Atlas przedstawia formację tebańską właśnie podobną


do litery lambda46. Jednakże utrzymanie zwartej, skośnej falangi w czasie ata-
ku, takiej jaką proponuje na swoim szkicu Johannes Kromayer, było prak-
tycznie niemożliwe (tak przedstawia szyk bojowy Tebańczyków również L.J
Worley). Bardziej prawdopodobnym jest, że oddziały w centrum i na prawym
w  czasie ruchu do przodu przyjęły szyk przypominający schody, kątem do
przodu, przy czym lewoskrzydłowy eszelon stał najbliżej embalonu, każdy
następny był nieco cofnięty, tak że rzeczywiście falanga wyglądała jak linia
skośna (J.D.  Montagu, G.  Hutchinson). Może każdy z  tych oddziałów był
dowodzony przez beotarchę, a być może eszelon tworzyły jeszcze mniejsze
oddziały, np. wystawione przez poszczególne poleis beockie lub odpowiedniki
niższych jednostek organizacyjnych: lochoi? Jeszcze inni historycy wojsko-
wości przyjmują, że pozostali Beoci stali i być może powoli posuwali się do
przodu w  normalnej, prostej falandze (DeVoto); jednak taka interpretacja
sprzeczna jest z  powyżym zapisem Plutracha, iż Epaminondas „rozciągnął
swój szyk skośnie w lewo (tèn phalagga loxèn epi to euónumon helkontos)”.
Z relacji Ksenofonta wynika, że Kleombrotos został śmiertelnie ranny
już na początku bitwy. Historyk ateński jest przekonany, że spartańskie
prawe skrzydło zaginało się przeciwko zmasowanej kolumnie Tebańczy-
ków, aż do chwili, kiedy runęli na ziemię wskutek tebańskich ciosów Kle-
ombrotos i jego przyboczna straż. Podaje przy tym przekonujący argument,
że król został wyniesiony z pola bitwy, gdy walka jeszcze trwała – co byłoby
niemożliwe, gdyby Spartanie zostali rozbici przez głęboką kolumnę pod-
czas pierwszego starcia. „Dopóki Kleombrotos, król Lacedemończyków, żył
i  miał przy sobie wielu towarzyszy broni, gotowych umrzeć w  jego obro-
nie, dopóty ważyły się szale zwycięstwa. Kiedy jednak, choć nie cofnął się
przed niebezpieczeństwem, nie był w stanie stawiać oporu wrogom i padł
bohatersko z wieloma ranami” (Diodor, XV.55.5). Fakt że króla zginął już
w wstępnej fazie starcia potwierdza zapis w dziele Pauzaniasza, który dzieli
się z czytelnikami taką refleksją: „Sam Kleombrotos dzielnie sobie poczy-
nając poległ zaraz na początku bitwy. Najczęściej jakoś w czasie wielkich
klęsk bóstwo najchętniej zabiera na początku wodza” (III.6.1). Zrozpa-
czeni hippeis ruszyli do kontrataku, gdyż „za największą hańbę uchodziło
u  nich bowiem oddanie w  ręce wroga ciała poległego króla” (Pauzaniasz,
VIII.13.10), i  wokół powalonego króla doszło do dzikiej, krwawej walki.
W wynikłym zamieszaniu Spartiaci, którzy do maksimum wytężyli swoje
siły, osłonili śmiertelnie rannego tarczami i wynieśli ciało swego monar-

46 J. Kromayer, Schlachten-Atlas, Schlachten-Atlas zur antiken Kriegsgeschichte, Leipzig 1922, IV, Griech. Abr.
Nr. 5.

135
chy – pierwszego od czasów Leonidasa, który zginął na placu boju – poza
„strefę śmierci” do obozu; „nie byli jednak dostatecznie silni, aby odnieść
zwycięstwo” (Diodor, XV.56.1). Jednak już po chwili hoplici prowadzeni
byli przez samego Epaminandosa, który podobno zawołał: „Błagam was
tylko o jeden krok, a zwycięstwo będzie nasze” (Poliajnos, II.3.2). Sparta-
nie zostali odepchnięci i zmiażdżeni przez zmasowaną kolumnę tebańską,
nie chcąc jej ustąpić, stawiając fanatyczny opór: „z  wrogami się nie wal-
czy uciekając, lecz trwając w miejscu i nie opuszczając szeregu” (Plutarch,
Moralia, 234 e) i „mimo ogromnego wyczerpania – czuli się zmuszeni nie
ustępować z pola” (Pauzaniasz, IX.13.10).
Linia spartańska wygięła się do tyłu, spychana przez napierających w 25
zwartych szeregach Tebańczyków. W „strefie śmierci” panował dziki chaos.
Większość włóczni pękała z  trzaskiem na dwoje już w  czasie pierwszego
starcia, uderzając w  tarcze przeciwników: „oszczepów łamanych rozlega
się trzask” (Ajschylos, Agamemnon, 63). Wówczas hoplici chwytali za ich
ułamki i walczyli dolnymi ostrzami; inni chwytali za swoje krótkie miecze,
starając się ciąć przeciwnika w nieosłonięte tarczą nogi. Mimo iż obie stro-
ny starały się za wszelką cenę utrzymać linię i nie dopuścić do rozerwania
XI
muru z tarcz, walka w pierwszych szeregach przeobraziła się w szereg poje-
dynków. Na polu walki zapanował taki ścisk, że włócznie stały się praktycz-
nie bezużyteczne. Spartańscy promachoi, ci, którzy walczyli w pierwszym
szeregu, starali się zbliżyć jak najbliżej do przeciwnika, aby zadać mu krót-
kim xiphos mordercze pchnięcie w  brzuch. Niektórzy jako broni używali
tarcz, by ich pchnięciem zwalić przeciwnika z nóg. Inni uderzali kolanami
w krocze przeciwnika lub zadawali razy swymi łokciami w odsłoniętą przy-
padkiem skroń lub gardło. Ci, którzy padli, byli tratowani przez nieprzyja-
ciela lub swoich towarzyszy. Jednak siła impetu Tebańczyków nie malała
i parli oni niepowstrzymanie do przodu, po ciałach zabitych i rannych nie-
przyjaciół. Następne szeregi kroczyły po ciałach nieprzyjaciół, dźgając leżą-
cych Spartan tylnymi szpikulcami swych włóczni i dobijając ich rannych.
Wkrótce, pod naporem uderzeń włóczni tebańskich, prawie wszyscy
Spartanie, którzy nie chcieli cofnąć się ani o  krok, gdyż „mężny jest ten
[…] co to w szeregu trwa i walczy z nieprzyjaciółmi” (Platon, Laches, 190
E), stojący w  pierwszym szeregu padli na ziemię, ich miejsce zajmowali
Lacedemończycy z drugiego i trzeciego szeregu. Jednakże Tebańczycy parli
niczym taran do przodu; dzięki przewadze liczebniej, w wybranym punkcie
szyk spartański zaczął się łamać (Diodor, XV.56.1).
„Dopiero kiedy zginął dowódca mory, Deinon, oraz należący do otocze-
nia króla Sfodrias i syn jego Kleonymos, to z jednej strony hippeis i przy-

136
21. Bitwa pod Leuktrami wg G. Hutchinsona – Ordre de bataille
boczni polemarcha oraz wszyscy pozostali poczęli się cofać pod naporem
masy (atakujących)” (Ksenofont, Hellenika, VI.4.14). Ostatecznie „Lace-
demończyków odepchnięto, choć z wielkim trudem. Najpierw, gdy oddali
ziemię, nie łamiąc szyku” (Diodor, XV.56.2).
Wtedy Tebańczycy przerwali szeregi falangi spartańskiej; w  powstałą
wyrwę wdzierali się w głąb szeregów i nie popędzili przez nią, jak pod Ko-
roneją, ale podobnie jak pod Tegyrą, zwróciwszy się przeciwko skrzydłom
królewskiej gwardii przybocznej oraz pierwszej i drugiej mory, zadawali im
ciosy z  boku czy z  tyłu, w  ten sposób rolując spartańską falangę w  lewo
i w prawo. Tym samym najcięższe straty ponosili Lacedemończycy znajdu-
jący się po prawej, nieosłoniętej tarczami stronie wyrwy.
Dlatego – jak przypuszcza Godfrey Hutchinson – zastrzegając, że jest
to jego czysta spekulacja, dowódcy tebańscy uszykowali kolumnę hoplitów
na głębokość 50 tarcz, aby po przerwaniu nieprzyjacielskiego szyku, kolej-
ne szeregi nie parły do przodu, ale zwróciły się w obie strony i atakowały
flanki rozerwanej falangi nieprzyjacielskiej. Taki wyłom został uczyniony
przez hoplitów tebańskich pod Koroneją, przez zwartą i głęboką falangę, ale
wtedy jej celem było tylko przedarcie się przez nieprzyjacielski szyk. Ten
XI
epizod został zapamiętany przed Tebańczyków i niewykluczone, że stał się
przedmiotem dyskusji i  dociekań dowódców tebańskich, w  tym również
Pelopidasa i Epaminondasa, jak go lepiej i skuteczniej wykorzystać. Teraz
manewr taki został zastosowany w praktyce47.
W szeregi armii spartańskiej wkradł się chaos. Kiedy rozsypały się szyki spar-
tańskie, każdy ze znajdujących się w „strefie śmierci” hoplitów spartańskich
musiał z osobna się bronić przed nacierającymi zewsząd wojownikami beocki-
mi, którzy przewyższali ich liczbą i dorównywali wyszkoleniem i męstwem. Na
pokrytej kurzem równinie zaczęła się rzeź wojowników w szkarłacie. Za cofają-
cymi się resztkami Lacedemończyków rzucili się Tebańczycy. Spartanie bronili
się rozpaczliwie i padali w kurzawę rażeni włóczniami i mieczami tebańskim
hippeis, krew „obficie z ich ran świeżych tryskała”, a „śmierć życie niszcząca
ich zaraz wokół okryła”. Wkrótce „miejsce do tańca” usiane było ciałami zabi-
tych Spartan, a w miejscu, gdzie padł Kleombrotos, wznosił się dosłownie stos
ciał jego przybocznej gwardii. Kiedy poległa prawie połowa Lacedemończyków,
w tym 400 Spartiatów, pozostali przy życiu załamali się i uszli z pola bitwy:
„z  drugiej zaś strony znajdujący się na lewym skrzydle Lacedemończycy [tj.
z czwartej mory] na widok odpieranego skrzydła prawego sami odstąpili tak-
że” (Ksenofont, Hellenika, VI.4.11). Poza królem na polémou orchéstran leżały
zwłoki dowódcy mory Deinona oraz jednego z oficerów przybocznych króla,

47 G. Hutchinson, Xenophon and the Art of Command, s. 237.

138
22. Bitwa pod Leuktrami wg G. Hutchinsona – faza 1
Sfodriasa i jego syna Kleonymosa. Wśród poległych „znajdował się Kleonymos,
piękny syn Sfodriasa, który trzykrotnie został powalony na oczach króla i tyle-
kroć dźwigał się na nogi, i tam też zginął, walcząc z Tebańczykami” (Plutarch,
Agesilaos, 28.6; także: Ksenofont, Hellenika, V.4.33, który pisze, że Kleonymos
padł jako pierwszy ze Spartan). Według Ksenofonta, Spartanie chociaż pokona-
ni, byli w stanie wycofać się w pewnym porządku i uformować szyk na nowo
przed ich obozem na pochyłości powyżej równiny. Tebańczycy na swym lewym
skrzydle byli śmiertelnie zmęczeni zaciętą walką, nie byli w stanie prowadzić
pościgu za ustępującym przeciwnikiem. W walce z broniącymi się do końca
Lacedemończykami, sami także ponieśli ciężkie straty.
Odmiennego zdania są jednak relacje Diodora, Plutarcha i  Poliajnosa,
które podają, że pobici hoplici lacedemońscy uciekli do obozu. Plutarch (Mo-
ralia, 214b; Agesilaos, 30,3) pisze: „W bitwie pod Leuktrami wielu Lacede-
mończyków uciekło z pola walki”. Podobnie twierdzi Poliajnos (II.1.13), któ-
ry zanotował, że „wielu Lacedemończyków porzuciło broń i złamało szyki”.
Prawdopodobnie do ograniczonego starcia doszło również w  centrum
i na lewym skrzydle falangi peloponeskiej, gdyż jak pisze Pauzaniasz: „Kie-
dy doszło więc do bezpośredniej walki, sprzymierzeńcy Lacedemończyków,
XI
którzy już wcześniej nie żywili do nich wielkiej przyjaźni, teraz okazali im
jawną wrogość, nie chcąc bronić zajętej już pozycji i ustępując z pola walki,
gdziekolwiek nieprzyjaciel zaatakował” (IX.13.9).
Wiadomo, że w bitwie został zabity Spartanin Hieron, dowódca najem-
ników, co może potwierdzać informację Pauzaniasza (Plutarch, Moralia,
397 f). Ponadto autor ten pisze, że po bitwie: „Niektórzy ze sprzymierzeń-
ców nie zabrali z pola bitwy ani jednego ciała, gdyż nikt z nich nie zginął,
inni – jak się okazało – tylko niewielu” (Pauzaniasza, IX.13.12). Jednak za-
pewne czwarta mora i zasadnicza część sprzymierzeńców spartańskich nie
wzięły udziału w batalii. Prawdopodobnie w chwili rozpoczęcia bitwy, kie-
dy prawoskrzydłowe mory były w kolumnie, w ruchu, większa część armii
lacedemońskiej stała w szyku bojowym, nie widząc, co robi król spartański.
Oddziały te zostały odcięte od środka dyspozycyjnego, jakim było stanowi-
sko Kleombrotosa i jego świty. Wiedzieli, że jeśli ruszą przez otwarte pole,
aby wesprzeć króla i prawą flankę, będą narażeni na atak prawego skrzydła
Beotów ze skrzydła i z tyłu, które do tej pory wstrzymało się od działania.
Tak więc pozostali jedynie biernymi świadkami katastrofy.
Co jednak zniechęciło najbliżej stojących tj. na lewej flance hoplitów
spartańskich przed ratowaniem towarzyszy? Pytanie to odnosi się zwłasz-
cza do lewoskrzydłowej mory, która trwała bez ruchu na swojej pozycji.
Wydaje się, że przed jakimkolwiek działaniem powstrzymało zagrożenie

140
23. Bitwa pod Leuktrami wg G. Hutchinsona – faza 2
jakie stwarzało centrum i prawe skrzydło armii Epaminondasa. Przecież ci
niezaangażowani w walkę Spartanie mogli szybko wykonać zwrot w prawo,
uformować się w nowy szyk i uderzyć na Tebańczyków w ich nieosłonięty
tarczami bok lub z tyłu, gdy wojownicy tebańscy otoczyli już pozycje ich
króla. Nie ulega wątpliwości, że Spartanom stanęła na drodze jakaś prze-
szkoda, powstrzymując ich przed wykonaniem takiego manewru i możemy
tylko zgadywać, że działo się tak, gdyż Epaminondas zadbał o jego zneu-
tralizowanie. Być może Epaminondas, jak przypuszcza G. Hutchinson, był
pewien, że jego lewoskrzydłowa kolumna uderzeniowa jest w  stanie nie
tylko zaangażować się w walkę z oddziałami stojącymi przed jej frontem,
ale jej dalsze szeregi potrafią wykonać zwrot w lewo i odeprzeć atak sąsia-
dującej mory, albo postawił zadanie zatrzymania lewoskrzydłowej mory
pododdziałowi znajdującemu się na końcu kolumny uderzeniowej48.
Nie ulega wątpliwości, że na wybranym kierunku uderzenia Epami-
nondas dysponował przewagą liczebną i gdyby nawet część armii spartań-
skiej, którą dowodził król, nadciągnęła, to i tak na tym odcinku Spartanie
byliby mniej liczni, niż Tebańczycy. Jeśli doszłoby do tego, to ponownie
należy podkreślić – choć jest to niepoparte dowodami – że tebańska for-
XI
macja nadal miałaby szerszy front i  uniemożliwiliby niezaangażowanej
do tej pory spartańskiej morze wykonanie próby uszykowania się w  ko-
lumnę i próby uderzenia ze skrzydła. Mimo wszystko dowódca tej mory
nie uczynił nic. Możemy się jedynie domyślać, że polemarcha nie był
przygotowany na taki przebieg wydarzeń, a  jego postępowanie wynikało
z tradycyjnego, schematycznego sposobu toczenia bitew, w czasie których
od dowódcy mory nie wymagano myślenia i improwizacji, a jedynie śle-
pego wykonywania wcześniej uzgodnionych rozkazów. Pod Leuktrami nie
znalazł się nikt taki, jak nieznany z  imienia oficer, który w  batalii nad
Nemeą błyskawicznie ocenił sytuację i kiedy Spartanie zamierzali zaata-
kować powracających z pościgu nieprzyjaciół, krzyknął: „pierwsze szeregi
przepuścić!”, po czym zaatakowano wroga z flanki (Ksenofont, Hellenika,
IV.2.22). Teraz Lacedemończycy z czwartej mory stali bezczynnie i przy-
glądali się biernie zagładzie trzech sąsiednich oddziałów. W  końcu za-
pewne i im udzieliło się zwątpienie, niepokój i jakieś oznaki paniki, i być
może zagrożeni bezpośrednim atakiem zwycięskich oraz nadciągających,
nowych oddziałów beockich (np. eszelonu stojącego najbliżej embalonu)
rozpoczęli odwrót: „znajdujący się na lewym skrzydle Lacedemończycy na
widok odpieranego skrzydła prawego sami odstąpili także” (Ksenofont,
Hellenika, VI.4.14).

48 G. Hutchinson, Xenophon and the Art of Command, s. 238.

142
24. Bitwa pod Leuktrami wg G. Hutchinsona – faza 3
Reszta pokonanej armii spartańskiej wycofała się za rów okalający obóz.
Na polu bitwy, ale głównie w miejscu, gdzie starła się kolumna szturmowa
Tebańczyków i Spartanie zgromadzeni wokół swego króla, leżeli powaleni
hoplici. „Pole do tańca” zalegały ciała poległych i rannych; „wielu rannych
nie było w  stanie wytrwać na miejscu; podnosili się na chwilę i  od razu
znów upadali; w końcu całe pole, jak daleko wzrok sięgał, zaścielone było
bronią zaczepną i odporną i trupami – a ziemia przesiąknięta krwią”49.
Początkowo doszło do zatargu między pozostałymi przy życiu oficera-
mi lacedemońskimi. Niektórzy z  nich nie chcieli pogodzić się z  przegra-
ną i uważali, że należy odzyskać ciała poległych współobywateli. Dopiero
gdy poznano rozmiary klęski, dowódcy morai wysłali heroldów, prosząc
o zawieszenie broni. Strata 400 Spartiatów spośród 700 biorących udział
w  bitwie była przerażająca (zginęło ok.  60% Spartiatów biorących udział
w batalii). Prawdopodobnie zostali wybici do nogi wszyscy hippeis, którzy
rozpaczliwie walczyli, aby odbić ciało swego króla. Pozostali należeli do
enomotai, które stały po lewej i prawej stronie gwardii. Ponadto Spartiaci
walczyli zwykle w pierwszych szeregach falangi (Isokrates, 12.180). Straty
wśród sojuszników Sparty były niewielkie.
XI
Zwycięzcy stracili 300 ludzi (Diodor XV.56.4), w tym prawdopodobnie
47 hoplitów ze Świętego Zastępu50. W starciu padł – jak można przypusz-
czać – jeden z beotarchów, Ksenokrates51.

„Tak oto Beotom piątego dnia miesiąca hippodromios, który Ateńczycy


zwą hekatombjon, przypadły w udziale dwa wspaniałe zwycięstwa, dzięki
którym Hellenowie zyskali wolność: jedno pod Leuktrami, a  drugie pod
Keressos, wcześniejsze od tego pierwszego o więcej niż dwieście lat, kiedy
to pokonali Lattamyasa i Tessalów” (Plutarch, Kamillus, 19, 4)52.
Wynik bitwy, dosłownie z  dnia na dzień, zmienił historię Grecji. Był
to koniec mitu, iż armia spartańskia jest niepokonana w otwartym boju;
która w dodatku została rozbita w walnej bitwie przez siły znacznie słabsze.

„Wojska Epaminandosa […] odniosły nader chwalebne zwycięstwo.


Ponieważ starły się z najśmielszymi z Greków, a nieliczne siły pokonały

49 Autor pozwolił sobie na zacytowanie obrazu po bitwie odległego w czasie o ponad 200 lat, autorstwa
Gajusza Salustiusza Krispusa, Bellum Jugurthinum, 101.
50 Pauzaniasz IX.13.12, pisze, że „zginęło wówczas tylko czterdziestu siedmiu Teban i ich sprzymierzeńców
beockich”, ale prawdopodobnie w tej liczbie wymienia jedynie hoplitów ze Świętego Zastępu.
51 P. Cartledge, Sparta and Lakonia: A regional history, 1300–362 BC, New York 2002, s. 252; Greek, Historical
Inscriptions, 404–323 BC, (ed. P.J. Rhodes, R. Osborne), Oxford 2003, s. 150-151;
52 Bitwę pod Keressos stoczono prawdopodobnie w 540 r., choć przyjmowana jest również inna data –
lipiec 484 r.

144
25. Bitwa pod Leuktrami wg G. Hutchinsona – faza 4
w  cudowny sposób armię wielokrotnie liczniejszą, zyskały wielką sławę
z  powodu męstwa. Najbardziej wychwalano Epaminandosa, który przede
wszystkim dzięki swej odwadze i talentowi dowódcy pokonał w bitwie nie-
zwyciężonych hegemonów Grecji” (Diodor, XV.56.3).

„Chociaż Epamejnondas był beotarchą, a Pelopidas natomiast nim nie


był, tylko dowodził mały oddziałem, otrzymał równy udział w chwale za to
zwycięstwo i bohaterskie czyny” (Plutarch, Pelopidas, 23).

Na koniec warto przytoczyć jeszcze jedną przyczynę klęski Spartan, któ-


rą odnotował Poliajnos: „Heraklidzi, Prokles i Temenos, walczyli z potom-
kami Eurysteusza władającymi Spartą. W  chwili, gdy Heraklidzi składali
ofiarę Atenie w podzięce za udane przekroczenie granicy, przeciwnicy nagle
ruszyli do walki. Heraklidzi nie dali się zaskoczyć, lecz rozkazali auletom,
którzy im towarzyszyli, poprowadzić wojsko do boju. Ci ruszyli, dmąc
w aulosy, a hoplici maszerując w rytm melodii nieporuszenie utrzymywali
szyk i odnieśli zwycięstwo. Doświadczenie to nauczyło Lakończyków, żeby
zawsze strateg miał przy sobie auletę podczas bitwy. Tak to aulos prowadzi
XI
Spartan, ilekroć ruszają na wojnę, i aulos daje bojowy sygnał do ataku.
Wiem, że sam bóg wieścił zwycięstwo Lakończykom, byleby tylko
walczyli wraz z auletami, a nie przeciwko nim. Wyrocznia sprawdziła się
podczas bitwy pod Leuktrami. Wtedy to bowiem Spartan nie prowadził
aulos i ulegli Tebanom, u których z dawna istniał obyczaj ćwiczenia się
w sztuce gry na aulosie. Pokazało się więc jasno, że bóg istotnie przepo-
wiedział zwycięstwo Teban, o ile Lakończyków nie poprowadzi do bitwy
aulos” (I.10).

Być może w przytoczonej anegdocie tkwi ziarno prawdy: po prostu nagły


atak Tebańczyków sprawił, iż w ogólnym zamieszaniu aulosi lacedemoń-
scy, być może już odesłani do obozu, nie zdążyli zająć swoich stanowisk.

11.3. Po bitwie
Epaminandos, po wzniesieniu pomnika zwycięstwa, natychmiast wy-
słał gońców do Aten i do swego jedynego sprzymierzeńca, Jazona.
Herold tebański, który w wieńcu na głowie zjawił się na Akropolu przed
radą Ateńczyków z wiadomością o zwycięstwie i z prośbą o pomoc, spotkał

146
Monument (tropaion) z pola bitwy pod Leuktrami
się z odmową. Ateńczycy nie kryli swego zdumienia, kiedy posłaniec ob-
wieścił, że armia spartańska pod dowództwem Kleombrotosa została rozbi-
ta, tracąc swego monarchę i ponad 1000 Lacedemończyków. Poseł odszedł,
nie uzyskując żadnej odpowiedzi.
Natomiast Jazon, szybkim marszem przywiódł swoją konnicę i najem-
ników przez wrogie terytorium Fokidy pod Leuktry. Maszerował tak szyb-
ko, że „w większości grodów wcześniej go ujrzano, niż przyszła wiadomość,
że się zbliża. Zanim więc zebrali się wszyscy Fokejczycy, był on już daleko
od nich; z tego wynikało, że szybkość często prędzej niż siłą wykonywa to,
co należy” – pisze z podziwem Ksenofont (Hellenika, VI.4.21).
Tagos Tessalii nie zamierzał doprowadzić do całkowitej zagłady Spar-
tan, dlatego odmówił Beotom wzięcia udziału w ataku na obóz spartański.
Beotarchowie proponowali, aby Tessalowie zaatakowali obóz przeciwnika
„od strony góry” (z tyłu?), podczas gdy Tebańczycy mieli szturmować od
frontu. To właśnie Jazonowi, a  nie Epaminandosowi zawdzięczają pozo-
stali przy życiu Spartanie, że nie zostali wybici lub w najlepszym wypadku
wzięci do niewoli. „Czy nie widzicie – mówił Jazon – że wy tylko pod na-
ciskiem konieczności wzięliście górę? Należy więc przypuszczać, że Lace-
XI
demończycy, gdy się im odbierze nadzieję życia, stoczą walkę w zapamię-
tałym szale. Bóg bowiem często lubi małych czynić wielkimi, wielkich zaś
małymi” (Ksenofont, Hellenika, VI.4.23). Celem tagosa było utrzymanie
równowagi sił między greckimi państwami, a nie zmiana hegemonii spar-
tańskiej na beocką. Pośredniczył zatem w zawarciu zawieszenia broni, by
umożliwić odwrót pozostałym przy życiu Lacedemończykom.
Ponieważ Spartanie mieli w  zwyczaju ukrywać swoje straty poniesio-
ne w bitwie, teraz Epaminandos odpowiedział ich heroldowi, że „najpierw
muszą pogrzebać ciała sprzymierzeńców [spartańskich], a  dopiero potem
własnych poległych. Niektórzy ze sprzymierzeńców nie zabrali z pola bitwy
ani jednego ciała, gdyż nikt z nich nie zginął, inni – jak się okazało – tylko
niewielu” (Pauzaniasz IX.13.12).
Kiedy Lacedemończycy przystąpili do grzebania swoich wojowników,
dla wszystkich okazało się wiadome, że zginęło ich ponad 1000 (Ksenofont,
Hellenika, VI.4.15). Taką samą liczbę poległych podają: Plutarch (Agesila-
os, 28.8), Pauzaniasz (IX.13.12) oraz Aelius Aristides (Leuctra, I.18), który
pisze, że poległo „więcej niż 1000 zabitych”. Natomiast Dionizjusz z Hali-
karnasu (Roman Antiquities, II.17.2) pisze, że poległo 1700, co prawdopo-
dobnie jest to wynikiem pomyłki przy przepisywaniu z relacji Ksenofonta.
Liczba 4000 poległych żołnierzy lacedemońskich podawana przez Diodora
(XV.56.4) jest nieprawdziwa.

148
Witold Biernacki – Wojna beocka

Pozostali przy życiu wycofali się przez Kreusis, nadmorską drogą do Aj-
gosthenów w Megarze.
Wieści o klęsce dotarły do Sparty ostatniego dnia święta Gymnopajdii.
Eforowie, którzy „zasmucili się, co było nieuniknione” nie pozwolili na
jego przerwanie, jedynie zawiadomili rodziny poległych o ich śmierci, za-
braniając jednak wszelkich oznak żałoby. Następnego dnia „można było
w  miejscach publicznych widzieć tych, których krewni zginęli, z  twarzą
pogodną i  jasną, tych zaś, których krewni byli według posiadanych wia-
domości żywi, ujrzałbyś niewielu, i to z obliczem mrocznym i przygnębio-
nym” (Ksenofont, Hellenika, VI.4.16). Eforowie natychmiast też ogłosili
mobilizację pozostałych w Lakonii roczników; powołano pod broń wszyst-
kich mężczyzn do lat 60. Rozkazano wyruszyć na wojnę także obywatelom
sprawującym urzędy publiczne. Wojsko to pod dowództwem Archidamo-
sa, syna Agesilaosa, wyruszyło na północ, zbierając po drodze kontyngen-
ty sprzymierzeńców z Tegei, Mantinei, Koryntu, Sykionu, Achai i innych
państw Peloponezu. W Ajgosthenach spotkał niedobitków spod Leuktrów.
Widząc demoralizację niedobitków oraz przerażony ciężkimi stratami
w szeregach Spartiatów, Archidamos zawrócił do Koryntu i rozpuścił woj-
ska peloponeskie.
Tymczasem Agesilaos na wieść o wybiciu tak wielkiej ilości Spartiatów,
przeprowadził uchwałę, aby w tej sytuacji zawiesić prawo skazujące tych,
którzy przeżyli bitwę, na atimę.
Natomiast Beoci potwierdzili, że dysponują doskonałymi hoplitami
i wyborową jazdą, a ich przywódcy z Epaminondasem na czele, byli gotowi
do uderzenia na Peloponez. Już w następnym roku dymy palonych gospo-
darstw snuły się w dolinie Eurotasu, którego mieszkańcy nie widzieli na-
jeźdźców od niepamiętnych wieków…

149
EPILOG

N ależy się zgodzić z opinią Johna K. Daviesa, że „rzadko kiedy zwro-


ty historii bywają tak gwałtowne: bitwa pod Leuktrami zburzyła
cały istniejący porządek z  dnia na dzień”. Jeszcze w  382 roku jedynym
rozgrywającym w Helladzie była Sparta. Po bitwie nie tylko straciła pozycję
hegemona i musiała walczyć o swoje przetrwanie. „Propozycja złożona Ate-
nom przez Teby wskazywała na to, że do ustalenia pozostawało już tylko,
jak wielka część spartańskiego imperium zostanie rozebrana, przez kogo
i z czyją korzyścią”1.
Victor Hanson pisze, że „zbadanie różnych innowacji w greckiej takty-
ce bitewnej, które często przypisuje się Epaminondasowi pod Lekturami,
zdradza, że żadna z nich nie może być uważana ani za rewolucyjną, ani za
specjalnie nowatorską”2. Następnie autor przytacza swoje argumenty:

I.
1. Tebańczycy z reguły szykowali jedno ze swoich skrzydeł głębiej niż
na osiem tarcz:
– pod Delion w roku 424 Pagondas ustawił Tebańczyków na prawym
skrzydle głęboko na 25 tarcz (Tukidydes, IV.93),
– nad Nemeą w roku 394 Beoci „nie uwzględnili uchwały co do szes-
nastu szeregów żołnierzy, uczynili swą falangę nadmiernie głęboką” (Kse-
nofont, Hellenika, IV.2.18); według Godfreya Hutchinsona, uszykowali ją
w 25 szeregów.
2. Również inne poleis szykowały, w zależności od sytuacji taktycznej
swych hoplitów głęboko:
– tak postąpili Syrakuzanie (w 415 roku) w bitwie z Ateńczykami, kiedy
ustawili swoją falangę w 16 szeregach,
– w roku 403 Kritiasz w Pireusie ustawił swoich hoplitów w 50 szere-
gach, ale według mnie zmusiły go do tego przyczyny obiektywne, tj. wąska
ulica, na której toczyła się walka.

1 J.K. Davies, Demokracja w Grecji klasycznej, Warszawa 2003, s. 239.


2 V. D. Hanson, Epameinondas, the Battle of Leuktra (371 B.C.), and the Revolution in Greek Battle Tactics, [w:]
„Classical Antiquity”, vol. 7, No. 2, University of California 1988, s. 192.

150
Witold Biernacki – Wojna beocka

II.
Ustawienie na lewym skrzydle najlepszych oddziałów nie było nowo-
ścią. Hanson przytacza przykłady, kiedy to wyborowe oddziały szykowano
na lewym skrzydle:
– podczas wojny peloponeskiej pod Stolygeją (w  425 roku), kiedy to
Koryntianie wystawili swoich najlepszych hoplitów przeciwko prawemu
skrzydłu ateńskiemu (Tukidydes, IV.43),
– w opisanej w tej pracy bitwie pod Olintem, dowódca spartański, Te-
leutias, odstąpił od tradycyjnej zasady i uszykował swoje elitarne oddziały
na lewym skrzydle.

Jego argumenty są bardzo przekonujące, zawierają tezę, że zmiana tak-


tyki po wojnie peloponeskiej stanowiła rezultat innowacji wprowadzanych
przez wielu utalentowanych wodzów. Hanson obdarza dużym kredytem
zaufania przekaz Ksenofonta, gdyż trudno byłoby zignorować współcześnie
piszącego, który był jednocześnie doświadczonym i  zdolnym żołnierzem.
Samo zwycięstwo odniesione przez Beotów może być widziane jako wynik
błędnego użycia przez Spartan kawalerii oraz jako efekt oddziałania na mo-
rale Lacedemończyków śmierci Kleombrotosa, a także faktowi, że Sparta-
nie trafili na nieprzyjaciół równie dobrze przygotowanych jak oni sami.
Wydaje się jednak, że sąd Hansona mimo solidnej podbudowy źródło-
wej, jest zbyt surowy. Już starożytni docenili nowatorstwo w  sztuce do-
wodzenia zastosowane przez Epaminandosa. Do tej pory rozgrywane ba-
talie nosiły znamiona starć czołowych. Ponieważ jednak hoplici zasłaniali
się tarczą z lewej strony (w prawej dzierżyli włócznię), w natarciu starali
się osłonić swój niechroniony bok, przysuwając się jak najbliżej sąsiada
z prawej strony. W ten sposób falangi w czasie marszu miały tendencję do
przesuwania się w bokiem w prawo. W bitwie pod Leuktrami genialny Te-
bańczyk zastosował po raz pierwszy zasadę skupienia sił na decydującym
kierunku i  wybranym miejscu. Epaminondas skupił na lewym skrzydle
kolumnę uderzeniową, która miała wykonać decydujące uderzenie i  wy-
eliminować najlepszych żołnierzy wroga, tj. naprzeciw Spartan pod wodzą
Kleombrotosa, podczas gdy centrum i prawe skrzydło tylko wiązało pozo-
stałe siły nieprzyjaciela. Liddell Hart tak o tym pisze:

„Cofając swe słabe centrum i prawe skrzydło, Epaminondas doprowa-


dził do miażdżącej przewagi sił naprzeciw jednego ze skrzydeł nieprzyjacie-
la, tam gdzie znajdował się nieprzyjacielski dowódca – mózg armii wroga.
[…] W  taktyce, szyk skośny, dzięki któremu stał się słynny Fryderyk [II

151
Wielki – król Prus, 1712–1786], był jedynie przeróbką metody Epaminon-
dasa”3.

Wódz tebański znalazł punkt ciężkości bitwy i  w  tym miejscu skupił


główne siły, kosztem osłonienia pozostałego szyku falangi. Tak ustawia-
jąc wojska, Tebańczyk doprowadził do sytuacji, że w decydującym starciu
spotkały się najsilniejsze części obu armii. Zdecydowany przeciwstawić siłę
przeciwko sile, w  wybranym miejscu uzyskał przewagę liczebną i  rozbił
najsilniejsze prawe skrzydło spartańskie. Kiedy padł król Kleomenes i jego
przyboczni, Epaminondas dowiódł, że gdy wężowi odetnie się głowę, ciało
przestaje być groźne. Pozostali przy życiu Spartanie stracili serce do walki
i wycofali się z pola. Natomiast hoplici beoccy okazali się pod Leuktrami
najlepszymi w całej Helladzie.

„Sparta – pisze Jan Orzechowski – poniosła bezprzykładną klęskę. Zja-


wisko to będzie powtarzać się coraz częściej, by z  czasem stać się jedną
z  głównych zasad sztuki dowodzenia. Również dotychczasowa przewaga
ilościowa ustąpiła miejsca przewadze w określonym miejscu. Była to głę-
boka rewolucja w dowodzeniu” 4.

Niezależnie od zamiarów obu stron, kawaleria tebańska miała swój


wkład w  zwycięstwo, przyczyniając się do rozerwania linii nieprzyjaciela
(wydaje się niemożliwe uniknąć konkluzji, że Spartanie jednak przynajm-
niej usiłowali otworzyć szeregi swojej falangi, aby pozwolić kawalerii na
swobodny przejazd, zanim hoplici włączyli się do bitwy). Już Ardnant du
Picq zwrócił uwagę, że „kawaleria jest straszną, uzupełniającą zwycięstwo,
bronią w ręku tego, kto umie się nią posługiwać. Któż może powiedzieć że
Epaminondas mógłby dwukrotnie pokonać Spartę bez kawalerii”5. Hans
Delbrück twierdzi, „że to nie Macedończycy jako pierwsi, lecz Epaminon-
das jako pierwszy posłużył się taktyką kombinowanych rodzajów broni”6.
Niektórzy historycy uważają, że trudno jest zgodzić się z  tym stwierdze-
niem, gdyż akcja kawalerii najprawdopodobniej była wynikiem pomyłki
Spartan, a  Epaminondas tylko z  miejsca ją wykorzystał. Ale czyż wojna,
staczane bitwy nie są sumą wspaniałych rozwiązań i fatalnych pomyłek.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że Spartanie, którzy jako jedyni posiadali
w całej Helladzie armię w pełni zawodową, najlepiej wyszkoloną, nieczę-

3 L. Hart, Strategia, działania pośrednie, Warszawa 1959, s. 17.


4 J. Orzechowski, Dowodzenie i sztaby, t. I, Warszawa 1974, s. 92.
5 A. du Picq, Studjum o walce, s. 129.
6 H. Delbrück, Warfare in Antiquity, s. 180.

152
Witold Biernacki – Wojna beocka

sto mieli okazję stoczyć walną bitwę w otwartym polu. Kiedy już do niej
dochodziło, zwłaszcza Tebańczycy i Ateńczycy byli na tyle odważni, że nie
ustępowali pola jak inni. Nie obawiali się Spartan.
Wydaje się również, że przynajmniej od kilkudziesięciu lat reputacja Spar-
tan jako niezwyciężonych wojowników opierała się na minionych czasach.
Tak że już w czasie wojny peloponeskiej, podczas jedynej wielkiej bitwy pod
Mantineją (w 418 roku), do jakiej stanęła cała armia lacedemońska, nie do-
szło do zderzenia ich hoplitów z nieprzyjacielem; żołnierze z Argos, Kleonaj,
Orneaj i Aten nie mając odwagi stawić czoła spartańskim wojownikom, po
prostu uciekło, tratując się wzajemnie. W czasie wojny korynckiej stoczono
tylko dwie znaczne batalie – obie rozegrały się latem 394 roku – nad Nemeą
i  pod Koroneją. Nad Nemeą Spartanie przesunęli się w  prawo i  oskrzydlili
znajdujących się naprzeciwko nich Ateńczyków. Wtedy uderzyli na nich od
tyłu i z boku. Po rozbiciu otoczonych hoplitów ateńskich, atakowali kolejno
powracających w nieładzie ze zwycięskiego pościgu pozostałych nieprzyjaciół,
na końcu Beotów. Widzimy w tej bitwie manewr przeskrzydlenia nieprzyjacie-
la i atakowania pozostałych jego elementów częściami, z flanki niechronionej
tarczami. Natomiast w bitwie pod Koroneją, w jej drugiej fazie Lacedemończy-
cy starli się z Tebańczykami, którzy nie ulękli się wojowników znad Eurotasu,
lecz „sczepiając tarcze o tarcze jedna z drugą hoplici tebańscy »parli naprzód,
walczyli, zabijali, padali zabici«. Tebanie w głębokim szyku bronili się więcej
niż dzielnie dokonując cudów samym swoim ciężarem, zręcznością we wła-
daniu włócznią i nie znajdującą znużenia wytrwałością. Większości udało się
przedrzeć przez Spartan i  połączyć z  pozostałymi sojusznikami w  obronnej
pozycji na Helikonie”7.
Epaminondas swój geniusz potwierdził dziewięć lat później, dowodząc
30 tys. armią koalicji antyspartańskiej w 362 roku w bitwie pod Mantine-
ją. Armia lacedemońska, mantinejska i ateńska, licząca ok. 20 tys. ludzi,
zablokowała koalicjantom przejście na północ, opierając swoje skrzydła
o  strome zbocza gór. Wódz tebański postanowił użyć podstępu (strateg-
my). Uszykował swoje wojska, ale nie ruszył na przeciwnika – powiódł
je ku zachodniemu pasmu górskiemu. Tutaj jego hoplici demonstracyjnie
zdejmowali swoje zbroje. Wyglądało tak, że tego dnia Beoci i ich sprzymie-
rzeńcy nie zamierzają wydawać bitwy. Spartanie, Mantinejczycy i  Ateń-
czycy nie spodziewając się tego dnia bitwy, częściowo rozproszyli się, aby
zjeść posiłek. W  południe wysłana do przodu jazda beocka, manewrując
przed frontem nieprzyjaciela, wzbijała tumany kurzu, zasłaniając przygo-
towania piechoty do ataku. Epaminondas swoje najlepsze oddziały z Beocji

7 N.G.L. Hammond, Dzieje Grecji, s. 540.

153
i Arkadii ustawił znów na lewym skrzydle, naprzeciw hoplitom ze Sparty
i Mantinei. Pierwsza uderzyła jazda koalicji antyspartańskiej (1600 koni),
zmieszana z lekkozbrojnymi piechurami, która wbiła się głębokim klinem
w  kawalerię przeciwnika i  rozproszyła ją, a  tym samym odsłoniła flankę
wrogiej falangi. Za konnymi nacierali w  zwartym szyku hoplici z  Beocji,
„niby płynący trójrzędowiec” (Ksenofont, Hellenika, VII, 5.23), prowadzeni
do boju przez swojego wodza. Beoci uderzyli na prawe skrzydło przeciw-
nika, który w  pośpiechu formował na nowo falangę. W  tym czasie pra-
we skrzydło posuwało się w  szyku skośnym i  było jeszcze oddalone od
nieprzyjaciela. Na skrajnym prawym skrzydle oddziały jazdy tebańskiej
wzmocnione lekkozbrojną piechotą związały lewe skrzydło przeciwnika,
które stanowili Ateńczycy. Podczas gdy kolumna hoplitów Epaminondasa
przebiła się przez przez nieprzyjacielską linię i zawróciła w prawo, by wyjść
na tyły wroga, na drugim skrzydle jazda tebańska osaczyła hoplitów z Aten,
nękając ich pociskami. W tym decydującym dla bitwy momencie Epami-
nondas padł śmiertelnie ranny. Nie było nikogo, kto mógłby poprowadzić
oddziały koalicji antyspartańskiej do zwycięskiego końca. Wieść o śmierci
wodza wpłynęła deprymująco i paraliżująco na oddziały beockie, które do-
tarły już na tyły lewego skrzydła i zostały wycięte przez wycofujących się
już Ateńczyków. Bitwa, mimo początkowego sukcesu Tebańczyków, oka-
zała się nierozstrzygnięta8.
„Wojskowy geniusz Epaminondasa ujawnił się w  pełni w  jego ostat-
niej kampanii. Siły wielu różnych państw potrafił on tak zespolić i  tak
nimi dowodzić, że okazały się zdolne. do znoszenia największych trudów
i  do najściślejszej współpracy. Umiejętnością przeprowadzania zręcznych
i szybkich manewrów, swymi taktycznymi planami, a także zespołowym
wykorzystaniem konnicy, piechoty i  wojsk lekkozbrojnych przewyższył
znacznie wszystkich swoich poprzedników. Mieli mu dorównać jedynie
wielcy wodzowie macedońscy, którzy – jak on – uderzali w samo serce ar-
mii nieprzyjacielskiej, aby zdobyć nie tylko chwałę tryumfu militarnego,
lecz zapewnić sobie także wszystkie korzyści pełnego zwycięstwa. Za swe-
go życia uczynił z beockiej równiny »orchestrę Aresa«, a z ludu beockiego
najgroźniejszy oręż w  wojnie na lądzie na morzu. Świadkiem przewrotu
w sztuce wojennej, którego dokonali Epaminondas i Pelopidas, był w Te­
bach młody zakładnik, Filip, wkrótce już król Macedonii”9.
W bitwie pod Leuktrami i Mantineją Spartanie stanęli twarzą w twarz
z wodzem wielkiego kalibru w osobie Epaminondasa, wiodącego oddziały,

8 N.G.L. Hammond, Dzieje Grecji, s. 594.


9 N.G.L. Hammond, Dzieje Grecji, s. 595.

154
Witold Biernacki – Wojna beocka

Epaminondas

które już wcześnie wykazały swoje umiejętności w walce ze spartańskimi


hoplitami. Zastosowana przez niego taktyka uderzenia lewym skrzydłem
została uznana za taktykę tebańską, co odnotował Plutarch: „W rzeczywi-
stości Tebańczycy, skoro zmusili wrogów do ucieczki atakiem lewym skrzy-
dłem i odnieśli w ten sposób zwycięstwo pod Leuktrami, zaczęli następnie
we wszystkich bitwach przydzielać przewodnią rolę lewemu skrzydłu” (Qu-
aestiones Romanae, 78, 282 e). Znamienne jest jednak to, że zarówno Filip
Macedoński, jak i jego syn Aleksander, mimo iż rozwijali twórczo pomysły
taktyczne Epaminondasa, do toczonych bitew szykowali swoje najlepsze
oddziały tradycyjnie na prawym skrzydle, nad którym sprawowali osobiście
dowództwo10.

***

Na koniec można zgodzić się ze stwierdzeniem, że jak na ironię, mamy


coraz więcej rekonstrukcji bitwy pod Leuktrami, niż jakiejkolwiek innej
bitwy greckiej (może poza bitwą pod Maratonem), i końca nowych hipotez
nad jej przebiegiem nie widać…
10 P. Vidal-Naquet, Czarny łowca, s. 89.

155
ZAMIAST ZAKOŃCZENIA

O  bitwie pod Leutrami napisano już tysiące artykułów naukowych,


popularno-naukowych, rozpraw, rozprawek i  książek. Na pew-
no powstanie następne tysiące, zapewne wiele w  wersji elektronicznej,
a w przyszłości Pan Bóg raczy wiedzieć w jakiej…
Potencjalny czytelnik nie znajdzie w prezentowanej pracy analizy źró-
deł, arcymądrych rozważań nad interpretacją jakiegoś greckiego słowa,
z których wychodzą i takie „kwiatki” jak wpływanie łódkami pod wiosła
trier. Znajdzie natomiast to co niezdarny autor tu i  ówdzie wyczytał na
przestrzeni blisko półwiecza. Z historią starożytną zetknąłem się w piątej
klasie szkoły podstawowej i jak wielu kolegów zafascynowała mnie. Obok
gry w piłkę nożną do zmierzchu, póki było widać piłkę, a nie w jakąś wersję
gry komputerowej, czytało się wiele. Czytali wszyscy, nawet największe
klasowe rozrabiaki. Ale prawdziwa fascynacja historią wojen w antyku na-
stąpiła z  chwilą, kiedy kupiłem za 5 zł („z rybakiem”) „Historię grecką”
Ksenofonta.
Pierwsza wersja tej pracy powstała gdzieś w połowie lat osiemdziesią-
tych ubiegłego wieku. Potem w wolnych chwilach już tylko dopisywałem.
Do dziś dręczą mnie wątpliwości, na które najmądrzejsi nie potrafią odpo-
wiedzieć, np. jak wyglądała walka falangi przeciw falandze, czy jak wyglą-
dało starcie falangitów macedońskich uzbrojonych w sarissy ze zwykłymi
hoplitami. Wszystko co na ten temat napisano to tylko domysły, gdyż nikt
nie widział i prawdopodobnie nie zobaczy takiego starcia, chyba iż wsku-
tek kataklizmu na Ziemi dzieje ludzkości zatoczą krąg, albo możliwe będą
podróże w czasie.
Książka ta jest pożegnaniem autora z antykiem. Nie będzie już zanudzał
czytelnika tą tematyką. Autor przyznaje, że nie „zjadł” wszystkich rozu-
mów i z pokorą przyjmie wszelaką krytykę.

156
Na koniec pragnę podziękować tym wszystkim, dzięki którym mogła
powstać ta książka:
Pani Wandzie Dorociak,
Panu Krzystofowi Pikowi,
Panu Richardowi Brzezinskiemu,
Panu Velmirovi Vukšićowi,
Panu Jackowi Biernackiemu,
Panu Andrzejowi Michalikowi,
Pani Zdzisławie Zgiet,
oraz państwu Annie i Witoldowi Grzelakom.

Częstochowa, 2012 r.

157
ANEKSY

Aneks I
Falanga przeciwko falandze1

Nogę przy nodze niech stawia i tarczę opiera o tarczę,


Do pióropusza pióropusz, hełm niech przybliży do hełmu,
Niechaj się z wrogiem potyka do piersi pierś przybliżywszy,
Czy to miecz rękojeść dzierży, czy włócznię potężną.
(Tyrtajos, 8.31–34)

Co faktycznie miało miejsce, kiedy dwie armie greckich hoplitów spotkały


się na polu bitwy w VI–IV wieku p.n.e.? Jak i dlaczego jedna falanga uzyski-
wała przewagę nad drugą złożoną w  podobnie uzbrojonych i  wyszkolonych
hoplitów? Te pytania nie są nowe. Od lat próbują na nie odpowiedzieć histo-
rycy wojskowości antyku, nie znajdując jednoznacznego wyjaśnienia. Ustale-
nia, które proponują, wzbudzają kontrowersje, skłaniają do uwag krytycznych
i stawiania wciąż nowych pytań.
W VII wieku w Helladzie pojawił się nowy sposób wojowania. Na polach
bitwy pojawiła się falanga. Tworzyli ją piesi żołnierze ciężkozbrojni. Uzbro-
jeni byli w metalowe hełmy, pancerze i nagolenniki oraz w charakterystycz-
ną okrągłą tarczę. Podstawową bronią zaczepną była włócznia o długości 2–3
metrów, która służyła do zadawania pchnięć. Krótki miecz stanowił broń po-
mocniczą, którą można było zadawać głównie pchnięcia, rzadziej cięcia. Tak
uzbrojony wojownik nazywany był hoplitą.
Ciężar całego uzbrojenia szacowany bywa na 35 kg, tj. połowę wagi prze-
ciętnego mężczyzny. Taki ciężar zaproponowali w  XIX wieku W.  Rüstow
i H. Kochly, i był – mimo krytyki np. J. Droysera – przyjmowany po dziś dzień.
Ostatnio jednak został podważony przez najnowsze badania. Omawiając je
Peter Krenz podaje, że hoplita dźwigał pełne uzbrojenie ważące maksymalnie
około 22–23 kg. Przy czym niekoniecznie wszyscy byli w nie wyposażeni. Za-
pewne nosili je wojownicy stojący w pierwszych szeregach. Być może stojący

1 Tekst oparty na pracy: A.K. Goldsworthy, The ‘Othismos’, Myths and Heresies: The Nature of Hoplite Battle, [w:]
„War in History”, IV (I), 1997, s. 1–26.

158
Witold Biernacki – Wojna beocka

w tylnych szeregach ograniczali się do uzbrojenia się hełm, tarczę i włócznię2,


jak pisał Arystofanes wspominając bitwę pod Maratonem: „Myśmy zaraz wy-
biegli z tarczą i z oszczepem” (Osy, 1081). Tak przedstawiają hoplitów liczne
rysunki na wazach z epoki.
Hoplici walczyli w szyku falangi. Za normę uważano, że falanga powinna
liczyć nie mniej niż osiem szeregów w głąb, a często głębiej. Opierając kra-
wędzie tarczy o siebie, utrzymywali równą linię. Król spartański Demaratas
stwierdził, że tarcza jest podstawową bronią defensywną i hoplici nosili ją „ze
względu na wspólną linię szyku” (Plutarch, Moralia, 220 a).
Uszykowane falangi zbliżały się do siebie, przy czym ostanie 150–200 me-
trów ziemi niczyjej hoplici obu wrogich stron przebywali biegiem – tylko Spar-
tanie maszerowali wolno przy dźwiękach fletów – uderzając w pierwszy szereg
nieprzyjacielskiego frontu.
W czasie tej fazy w pierwszych szeregach panowało istne piekło. Nie było
krzyku, w  powietrzu unosił się tylko odgłos zaciętej walki. Ciosy włócznią
wymierzano zazwyczaj w  lukę między tarczami, starając się trafić w  głowę,
ramię lub krocze. Kiedy hoplita padał na ziemię, na jego miejsce wysuwał
się towarzysz z tylnego szeregu. Wewnątrz falangi kurz, krew i splatane ciała
oślepiały hoplitów. Ich hełmy wytłumiały wszelkie dźwięki, czuli tylko nacisk
otaczających ich ludzi. Czasem brat zabijał brata. Otoczony zewnątrz hoplita
nie mógł swobodnie operować mieczem czy włócznią. Kiedy wojownik zła-
mał włócznię, walczył jej ułamkiem metalowym, ostro zakończonym tylcem
(stopką) lub krótkim mieczem, którym starał się ciąć w  nogi przeciwnika.
Zabijał i ranił wszystkich, którzy stanęli mu na drodze, czasem własnych to-
warzyszy. Wszystkim rządził przypadek. Ranny hoplita, który padł na zie-
mię, musiał mieć wiele szczęścia – istniało ryzyko, że zostanie zadeptany
i  umrze. Na zadanie ciosów hoplita nie miał zbyt wiele czasu, gdyż z  tyłu
nacierały kolejne szeregi – zwykle siedem – falangitów. Tę fazę bitwy nazy-
wano othismos (pchaniem). „Udany othismos otwierał szansę na pararrexis
– złamanie szyku przeciwnika, kiedy zaczynają się pojawiać oznaki paniki”3.
Jeżeli żadna ze stron, w rezultacie zderzenia, nie została rozbita, ludzie stojący
w dalszych szeregach, naciskali swymi dużymi tarczami na plecy pierwszego
szeregu. Połączone fizyczne pchanie jednej zwartej masy ludzi było przeciw-
stawione pchaniu wrogiej falangi. Niektórzy historycy porównują othismos
do gigantycznego młyna, jak w czasie meczu w rugby lub pchania w futbolu
amerykańskim. Znakomita większość hoplitów pchająca swoich poprzedni-
ków, nie mogła dosięgnąć wroga swymi włóczniami. Mogła jedynie dobijać

2 P. Krentz, The Battle of Marathon, Yale Univ. Press 2010, s. 50.


3 J. Keegan, Historia wojen, Warszawa 1998, s. 251.

159
powalonych nieprzyjaciół tylcami swoich włóczni, zwanymi „przygważdża-
czami jaszczurek”.
Kiedy jedna strona została zmuszona do wycofania się lub jej falanga ule-
gła rozerwaniu, koniec był natychmiastowy. Hoplici z rozbitej falangi, którzy
nie zostali przewróceni i stratowani, rzucali się do ucieczki. Starcie hoplitów
nie mogło trwać dłużej niż pół godziny. Większość pokonanych hoplitów
uciekała w panice z pola bitwy.
Taki punkt widzenia najlepiej przedstawił w swojej pracy Victor D. Han-
son (The Western Way of War. Infantry Battle in Classical Greece, 1989). Ob-
raz batalii toczonej w ten sposób spopularyzował Steven Pressfield w powieści
Ogniste wrota4 (Gates of Fire: An Epic Novel of the Battle of Thermopylae).
Należy zaznaczyć, że ta teoria cieszy się popularnością nie dlatego, że znaj-
duje potwierdzenie w zachowanych źródłach autorów klasycznych, ale tylko
dlatego, iż badacze nie mogli przedstawić innego obrazu walki hoplitów. Po-
pierały ją takie znane autorytety historyków wojskowości starożytnej Grecji,
jak: W.K.  Pritchett, J.K.  Anderson i  J.F.  Lazenby5. Oczywiście teoria ta ma
swoich krytyków. Należą do nich m.in. P.  Krentz i  G.L.  Cawkwell6, którzy
jednak nie potrafili stworzyć alternatywnego obrazu antycznej bitwy.
Tradycyjnemu wyobrażeniu othismos tacy uczeni, jak George L.  Caw-
kwell, Peter Krentz, Adrian Goldsworthy czy Hans van Wees, przeciwstawiają
opis bitwy, w której hoplici dysponują znacznie większą swobodą ruchu – ich
walka przypomina szereg indywidualnych pojedynków. G.L. Cawkwell twier-
dzi, że zmasowane pchanie tarczami następowało dopiero po wstępnej fa-
zie. P. Krentz zdecydowanie odrzuca występowanie „pchania” na polu bitwy.
Walka toczyła się między ustawionymi w pierwszym szeregu wojownikami,
przy czym każdy z nich dysponował dostateczną przestrzenią w falandze, aby
swobodnie władać bronią. Według tych uczonych stojący z tylnych szeregach
hoplici tworzyli rezerwę – zastępowali zabitych lub rannych, a także zmieniali
wyczerpanych walką towarzyszy, zajmując ich miejsce w szyku.
Według P. Krentza greccy historycy okresu klasycznego przejęli zwrot othi-
smos od Homera, który opisywał walkę indywidualnych wojowników, walczą-
cych tak na morzu, jak i na lądzie. Wprawdzie kilka fragmentów może sugero-
wać dosłowne pchanie tarczami (Tukidydes, IV.96.2; Ksenofont, Cyropedia,
133–4), jednak nie wskazuje na to, aby tylne szeregi pchały swoimi tarczami

4 S. Pressfield, Ogniste wrota, Poznań 2001.


5 W.K. Pritchet, The Greek State at War, I–V, Berkeley and Los Angeles 1971–1991; J.K. Anderson, Hoplite Weap-
ons and Offensive Arms, [w:] „Hoplites: The Classical Greek Battle Experience”, ed. V.D. Hanson, New York 1991,
s. 15-37; J. Lazenby, The Killing Zone, [w:] „Hoplites”, s. 87-109.
6 G.L. Cawkwell, Philip of Macedon, London, 1978, s. 150–7; tenże, Orthodoxy and Hoplite Battles, [w:] „Classical
Quarterly”, XXXIX, 1989, s. 375–389; P. Krentz, The Nature of Hoplite Battles, [w:] „Classical Antiquity, IV, 1985,
s. 50–61; tenże, Continuing the Othismos on the Othismos, [w:] „Ancient History Bulletin”, VIII, 2, 1994, s. 45-49.

160
Witold Biernacki – Wojna beocka

te z przodu, ale na fakt, że poszczególni hoplici, stojący na czele szyku, uży-


wali swoich tarcz do uderzenia i próby przewrócenia przeciwnika. Mimo to
przywiązanie do tradycyjnego opisu walki jest bardzo silne. Najpełniej oddaje
to komentarz Krentza: „moja najlepsza wiedza nie przekona wszystkich”7.
Takie przedstawienie starcia falang wywoływało ostrą i zadziwiająco gwał-
towną krytykę ze strony tych historyków wojskowości, którzy podkreślają, że
źródła, którymi dysponujemy, jasno opisują falangę jako zwarty szyk. Powo-
łują się przy tym na słowa Brasidasa, który przeciwstawia sposób wojowania
Illyryjczyków i Greków:
„[Illyryjczcy] nie walczą bowiem w  zorganizowanym szyku, nie wstydzą
się pod naporem przeciwnika opuszczać pozycji, ucieczkę i natarcie uważają
na równi za rzecz honorową […]. Przy takim indywidualnym sposobie wal-
ki każdy z nich ma sposobność z honorem wycofać się z bitwy.” (Tukidydes,
IV.126)
Podejmowana przez historyków wojskowości dyskusja nad zagadnieniem,
jak dalece otwarta czy zwarta była falanga hoplitów, zaciemniała słuszną kry-
tykę tradycyjnego przedstawiania othismos, podejmowaną przez obrońców
pojedynków prowadzonych w luźnym szyku. Cawkwell wskazuje, że ciężko-
zbrojni ustawieni w tylnych szeregach, intensywnie pchając swymi tarczami
ludzi stojących na czele, spowodowaliby, że obydwa przednie szeregi – własny
i nieprzyjaciela – znalazłyby się tak blisko siebie, że żaden z wojowników nie
mógłby swobodnie użyć broni. Nasze źródła o tym nie wspominają. Cawkwell
pisze także, że wiele bitew trwało przez „długi czas” lub „większą część dnia”.
To byłoby fizycznie niemożliwe dla ludzi, którzy stosowaliby „pchanie” albo
walczyli bez odpoczynku. Taka forma walki mogła trwać najwyżej kilkana-
ście, kilkadziesiąt minut – nie więcej8.
Peter Krentz i Adrian K. Goldsworthy zadają pytania, na które następnie
starają się odpowiedzieć. Dlaczego normą dla greckiej falangi było szykownie
hoplitów w  co najmniej osiem szeregów w  głąb? Co robiły szeregi stojące
w tyle za pierwszym szeregiem?
W praktyce dwoma głównymi czynnikami, które wpływały na stosowaną
w  czasie walki taktykę, była szerokość i  głębokość szyku bojowego. Szero-
ki szyk pozwalał na użycie przeciwko nieprzyjacielowi maksymalnej liczby
wojowników już w pierwszym kontakcie. Grecki hoplita był przede wszyst-
kim włócznikiem. Noszony u boku miecz były bronią pomocniczą, używaną
wówczas, gdy włócznia uległa zniszczeniu9. Włócznia hoplity miała prawdo-
podobnie około 2,5 metra długości i służyła do zadawania pchnięć, a nie do
7 P. Krentz, Continuing the Othismos, s. 45.
8 G.L. Cawkwell, Philip of Macedon, s. 151-152; tenże, Orthodoxy and Hoplite Battles, s. 376.
9 O roli włóczni i miecza pisze J.K. Anderson, Hoplite Weapons, s. 15-37.

161
rzucania (takie przypadki były tak sporadyczne, że współcześni je skrzętnie
odnotowywali). Dlatego hoplita musiał zbliżyć się do przeciwnika na odle-
głość co najmniej 1,5 metra, by go zranić albo zabić. Tylko żołnierze usta-
wieni w pierwszym szeregu falangi byli dostatecznie blisko wroga, aby używać
włóczni. Jest możliwe, że hoplici w drugim szeregu byli także zdolni zadawać
ciosy wrogowi nad ramionami przedniego szeregu, chociaż było to trudne10.

***

Przed bitwą dowódca czy też bardzo często dowódcy podejmowali decyzję
taktyczną, czy uformować swoich ciężkozbrojnych wojowników w szyku sze-
rokim, ale płytkim i  spróbować zajść przeciwnika z  flanki, czy też w  szyku
głębokim i wąskim, aby przerwać szeregi nieprzyjaciela w wybranym miejscu,
wzniecając ogólną panikę.
Nie mamy wystarczających źródeł wskazujących, że w  większości armii
miast-państw, poza Spartą, każdy hoplita miał stałe, wyznaczone wcześniej
miejsce w szeregu i rzędzie w falandze. Nie wiemy, jak zorganizowane były woj-
ska na najniższym poziomie. Możemy jedynie przypuszczać, że członkowie ro-
dziny, przyjaciele i sąsiedzi stali obok siebie. Wydaje się, że te uwarunkowania
(rodzinno-sąsiedzkie) z reguły decydowały o głębokości falangi i przypuszczal-
nie możemy założyć, że hoplici formowali się rzeczywiście w taki sposób. Nasze
źródła po prostu nie mówią nam, jakimi zasadami kierowano się przy ustawia-
niu linii bojowej tuż przed bitwą. Zapewne wcześniej dowódcy ustalali jakieś
reguły. Homer podaje jak ustawiali się do walki Hellenowie we wcześniejszych
wiekach: „Agamemnonie, spraw szyki zależnie od rodów i plemion, ród niech
pomaga rodowi, a plemię swojemu plemieniu” (Iliada, II. 362-363). Nicholas
Sekunda opisuje w swojej pracy, jak szykowali się Ateńczycy pod Maratonem
według fyl. Każdą z dziesięciu fyl tworzyły trzy trytie, które wystawiały oddział
hoplitów (lochos) liczący 300 ludzi, dowodzony przez lochagosa. Z kolei trytia
dzieliły się na demy (demos). Liczba demos w jednej tryti była różna. Spore mia-
steczko Acharnai w pobliżu Aten tworzyło zarówno jedną trytię i jeden dem11.
Być może podobnie – co do zasady, nie organizacji – było w innych poleis.
Falangi, aby stoczyć bitwę, musiały zbliżyć się do siebie. Zwykle obie wro-
gie armie pokonywały odległość kilkuset metrów, a nawet kilometra i więcej.
Tylko w nielicznych przypadkach jeden z przeciwników wyczekiwał na atak
nieprzyjaciela na wybranej z góry pozycji. Armia, która pozostała bez ruchu
na silne obronnej pozycji, ryzykowała, że wróg wycofa się bez stoczenia ba-

10 A.K. Goldsworthy, Othismos, s. 6.


11 N. Sekunda, Bitwa pod Maratonem 490 p.n.e., Poznań 2009, s. 18, 54-55.

162
Witold Biernacki – Wojna beocka

talii. Starano się, aby falanga nacierała w linii możliwie jak najbardziej pro-
stej i  docierała do wroga jako zwarty czworobok. Niekiedy Spartanie, jako
najlepiej wyszkoleni żołnierze antycznej Hellady, robili próbę oskrzydlenia
przeciwnika, ale stosowano ten skomplikowany manewr w bardzo niewielu
bitwach, m.in. z powodzeniem nad Nemeją w roku 39412.
Utrzymanie doskonale prostej linii przez kilkaset metrów było bardzo
trudne nawet dla dobrze wyszkolonych żołnierzy posuwających się po pła-
skim terenie. Każdy z  nich starał się równać do maszerujących obok towa-
rzyszy. Zmiana kierunku zapoczątkowana przez choćby jednego wojownika,
który chciał wyminąć jakąś przeszkodę – kępę krzaków, zagłębienie, głaz – po-
wodowała, że jego pododdział odruchowo również zmieniał kierunek marszu.
Co prawda jak pisze Herodot: „Hellenowie […] skoro nawzajem sobie wojnę
wypowiedzą, wyszukują najpiękniejszy i  najrówniejszy teren, udają się tam
i walczą” (VII.8.2). Jednak Grecja jest krajem górzystym i niezwykle trudno
było znaleźć idealny teren do stoczenia walnej batalii. Żadna równina nie jest
idealną, zwłaszcza w Helladzie. Teren jest tu zazwyczaj suchy, ale niekoniecz-
nie twardy. Czasem bagnisty, a już na pewno nie płaski – pełen większych
lub mniejszych pochyłości i  zagłębień, może zadziwiać. Pamiętać warto, że
zachowanie równego szyku w  czasie defilad na idealnie płaskim i  równym
placu, jest trudne nawet w czasach nam współczesnych.
Podczas niektórych batalii na polach znajdowały się znacznie większe
i trudniejsze do sforsowania przeszkody naturalne, takie jak cieki wodne albo
wały. Jeśli część nacierających hoplitów napotykała na drobne przeszkody czy
nierówności terenu, zmuszona była obejść je, co powodowało zmianę kierun-
ku marszu, albo spowalniało szybkość marszu w porównaniu do pozostałej
części falangi. Te drobne różnice w utrzymaniu kierunku lub szybkości na-
tarcia mogły stawać się coraz bardziej widoczne i posuwająca się falanga siłą
rzeczy musiała ulec częściowej dezorganizacji, jej linia się łamała, powstawały
w niej przerwy. Przed starciem formację należało doprowadzić do porządku,
a powstałe w niej luki zapełnić.
Większe przeszkody powodowały jeszcze poważniejsze zamieszanie. Pod
Delion w 424 r. oba krańcowe skrzydła rywalizacyjnych armii nie mogły ze-
wrzeć się w  boju, gdyż zostały zatrzymane przez wąwozy wypełnione wodą:
„napotkały na swej drodze wezbrane potoki” (Tukidydes, IV.96). Wszelkiego
rodzaju pochyłości powodowały dodatkowe problemy, ponieważ każdy żoł-
nierz instynktownie szukał zejścia lub wejścia najłatwiejszą drogą. Gwałtowna
i nieoczekiwana zmiana kierunku w jedną lub drugą stronę była nieunikniona.

12 V.D.  Hanson, The Western Way of War, s.  135-151; W.K.  Pritchett, The Greek State at War, II, s.  157-160;
E.L. Wheeler, The General as Hoplite, [w:] „Hoplites”, s. 121-170.

163
Szersza falanga napotykała na większą ilość przeszkód i nierówności, szyb-
ciej łamała szyk i „rozchodziła się”. Hoplici rozsypywali się w wielu miejscach
i skupiali się w innych. Jeżeli nie potrafiono temu zapobiec – a niewiele ar-
mii greckich, poza Spartanami, miało dostateczną strukturę dowodzenia, aby
utrzymać nawet w takich warunkach szyk – falanga traciła swoją spoistość,
zwartość.
Głębsza, węższa falanga natrafiała na mniejszą ilość przeszkód i w rezul-
tacie mogła poruszać się szybciej, z większą swobodą, zachowując nienaru-
szony porządek w rzędach i szeregach. Dlatego falangi były zwykle szykowane
w  co najmniej osiem szeregów w  głąb, pomimo faktu, że poza pierwszym
i drugim szeregiem pozostałe nie brały udziału w walce. Ponadto tak wielka
liczba szeregów w falandze budziła grozę samym swym wyglądem, nawet je-
śli większość hoplitów nie miała możliwości wziąć bezpośredniego udziału
w walce.
Jest rzeczą znamienną, że Spartanie przykładali ogromną wagę do porusza-
nia się w sposób uporządkowany, przy zachowaniu spójności falangi. Tukidy-
des opisuje marsz nacierających armii pod Mantineją w 418 r.: „Zaczęła się
bitwa. Argiwczycy i sprzymierzeńcy szli ostro i gwałtownie, Lacedemończycy
powoli, przy dźwiękach licznych fletów; nie jest to u nich zwyczaj religijny,
lecz sposób na utrzymanie rytmu w marszu, aby się nie złamał szyk bojowy,
jak to często się zdarza przy natarciu dokonywanym przez wielkie armie”
(Tukidydes, V.70). Dlatego też Spartanie wznieśli w swym polis świątynię
muz, „ponieważ Lacedemończycy rozpoczynali bitwy nie przy brzęku trąb
bojowych, lecz przy akompaniamencie fletów lub przy uderzeniu pałeczką
w struny liry i kitary (Pauzaniasza, III.17.5).
Oryginalna organizacja armii spartańskiej, która była jedyną armią za-
wodową w Helladzie, z dużą liczbą oficerów, pozwalała na znacznie większą
kontrolę nad marszem falangi, niż to było możliwe w większości wojsk grec-
kich. Spartanie, którzy nie musieli oddawać się innym zajęciom, jak uprawa
roli, czy handel, a  jedynie całe swoje życie poświęcali na doskonaleniu się
w rzemiośle wojennym, tworzyli społeczeństwo całkowicie zmilitaryzowane.
Piszący w IV wieku Arystoteles przypisuje wcześniejszą dominację militarną
Sparty właśnie ich wyszkoleniu i zaszczepionej dyscyplinie: „Wiadomo prze-
cież, że nawet Lakończycy górowali nad innymi, jak długo sami przykładali
się do znoszenia trudów, a  teraz ustępują innym w  zawodach gimnastycz-
nych i  ćwiczeniach wojennych. Przewaga ich pochodziła nie stąd, że swoją
młodzież w ten sposób ćwiczyli, ale stąd jedynie, że ćwiczyli przeciwko tym,
którzy takich ćwiczeń nie uprawiali” (Polityka, VIII.4). Spartanie, którzy – jak
zapisał cytowany wyżej Tukidydes – maszerowali miarowym krokiem, śpie-

164
Witold Biernacki – Wojna beocka

wając hymny przy dźwiękach fletów, na głowach mieli, jak podczas procesji
religijnych, wieńce, zatrzymywali się w  odległości zaledwie 200 metrów od
wroga, znacznie później niż inni, tak aby przeciwnik to widział (Ksenofont,
Lakedaimonion politeia, 13.8). W  ten sposób osiągano kilka praktycznych
celów. Przede wszystkim złożenie ofiary religijnej wpływało na podniesienie
morale żołnierzy. Zatrzymanie się w  ostatniej chwili, aby dokonać rytuału,
dawało sposobność na wyrównanie szeregów w  falandze. Był to też „pokaz
dyscypliny, który sprawiał, że wielu przeciwników uciekało, nie stawiając
żadnego oporu, był wyjątkowo denerwujący i wskazywał, że Spartanie kroczą
spokojnie, by rozpocząć rytualną rzeź wroga”13.
Spartanie byli zawodowymi żołnierzami, którzy byli wyszkoleni w  mar-
szu „w nogę”, tym samym łatwiej utrzymując szyk. Opis marszu Spartan po-
zostawiony przez Tukidydesa sugeruje, że było to coś niezwykłego. Nie ma
pisanych dowodów na to, że greccy hoplici z  innych poleis byli wyszkoleni
w  marszu „w  nogę”, ale na zachowanych źródłach ikonograficznych (wazy,
płaskorzeźby) tak właśnie jest przedstawiana falanga (nie jest to może dowód
przekonywujący, gdyż taki sposób przedstawiania jest łatwiejszy podczas ma-
lowania czy rzeźbienia). Wiele specyficznych dla sztuki wojennej hoplitów
rozwiązań wynikało z tego, że nie byli oni zawodowymi żołnierzami. Nie brali
udziału ani w długotrwałych kampaniach, ani w trwających przez wiele dni
ćwiczeniach wojskowych14.
Nawet jeżeli falanga rozpoczynała marsz ku nieprzyjacielowi w  szyku
otwartym – aby ułatwić tym samym zachowanie porządku – ze znacznymi
przerwami pomiędzy żołnierzami stojącymi w  szeregach i  rzędach, to szyk
taki ścieśniał się (zwierał) kiedy miało rozpocząć się natarcie. Hoplici zaczy-
nali natarcie z włóczniami trzymanymi na prawym ramieniu, ostrzem w górę.
Zbiorowy śpiew peanu pomagał wojownikom trzymać się razem. Kiedy falan-
ga zbliżyła się do wroga, na komendę pochylali włócznie do pozycji pchnięcia.
Jak trzymano włócznie we wstępnej fazie bitwy – jest kwestą dyskusyjną. Jak
się wydaje trzymano ją na albo wysokości biodra, z kciukiem wysuniętym do
przodu, albo nad barkiem z kciukiem z tyłu. Jak się wydaje chwyt z kciukiem
wysuniętym do przodu miał tę zaletę, że nie wymaga zmiany w chwili, gdy
hoplici pochylali swoje włócznie, atakowali i walczyli. Ale na większości za-
chowanych rysunków na wazach widzimy włócznie uniesione nad barkami,
tylko w przedstawieniu pojedynków widzimy niski chwyt. Być może nie było
jakiejś jednolitości i wojownicy stosowali różne sposoby walki w zależności
od indywidualnego wytrenowania.

13 H. van Wees, Miasto w czasie wojny, s. 118.


14 V.D. Hanson, The Western Way of War, s. 27–39; A.K. Goldsworthy, Othismos, s. 9.

165
Nawet jeżeli falanga rozpoczynała marsz ku nieprzyjacielowi w  szyku
otwartym – aby ułatwić tym samym zachowanie porządku – ze znacznymi
przerwami pomiędzy żołnierzami stojącymi w  szeregach i  rzędach, to szyk
taki ścieśniał się (zwierał), kiedy miało rozpocząć się natarcie.
Naturalnym odruchem wszystkich hoplitów, poza Spartanami, było że
przyspieszali kroku, by w końcu zacząć bieg. Silniejsi fizycznie biegli szybciej,
zostawiając z tyłu słabszych, wolniejszych. Różny ciężar noszonego wyposa-
żenia przez poszczególnych hoplitów oraz – nawet większym stopniu – duża
ich rozpiętość wiekowa, dodatkowo powodowały rozluźnianie się szeregów.
W tej fazie bitwy hoplici nie mogli tworzyć zwartego szyku. Aby zachować jak
najdłużej porządek, starali się nie rozpoczynać biegu aż do chwili znalezienia
się w zasięgu pocisków miotanych przez lekkozbrojnych przeciwnika, to jest
w odległości dwóch stadiów (ok. 180 metrów). Doświadczeni wojownicy po-
trafili wytrzymać ostrzał wroga i rozpocząć bieg, gdy znaleźli się ok. 100 m
od wroga.
„Kiedy poczęto się zbliżać, z  początku panowało po obu stronach długie
milczenie; kiedy zaś odległość między nimi wynosiła jakieś stadium, Tebań-
czycy z okrzykiem alala pędem rzucili się ku jednemu miejscu. Dzieliła ich
jeszcze odległość trzech pletrów. Wybiegli na ich spotkanie najemnicy greccy
z falangi Agesilaosa, którym przewodził Herippidas, i razem z nimi Jończycy,
Eolowie i Grecy z Hellespontu – i wszyscy oni wspólnie zaatakowali” (Kseno-
font, Hellenika, IV.3.17). Jednak Peter Krentz zaznacza iż, „brak jednoznacz-
nych dowodów, z których wynikałoby, że greckie falangi zderzyły się ze sobą
w biegu”15. Jak zauważa Krzysztof Kęciek „żołnierze mogli biec do bitwy, ale
w ostatnich momentach już tylko ostrożnie kroczyli, aby nie uderzyć tarczą
o puklerz wroga. Mogło się to przecież skończyć utratą równowagi, a wojow-
nik, który w bitwie raz się przewrócił, często nie podnosił się żywy”16.
Tenże historyk opisując atakującą falangę, porównuje ją – posiłkując się
cytatem z Iliady, do roju os:

„Obok Patrokla Achaje odziani w zbroje szeregiem


zwartym szli, aby z ogromną dzielnością runąć na wroga.
Szybko natarli, podobni do roju os, co przy drodze
mają swe gniazda, przez chłopców bawiących się rozdrażnione,
co dokuczają im stale, przydrożnych pieczar mieszkankom:
chłopcy bezmyślni, bo wspólną gotują szkodę dla wielu:
trąci ich gniazda, wnet osy, mające serca waleczne,

15 P. Krentz, The Battle of Marathon, s. 53.


16 K. Kęciek, Wojna Hannibala, Warszawa 2005, s. 142.

166
Witold Biernacki – Wojna beocka

całą gromadą wzlatują w potomstwa swego obronie –


tak Myrmidoni w swych sercach wojennym męstwie płonący
biegli od swego obozu. Wkrąg zgiełk wybuchnął straszliwy”.
(Homer, Iliada, XVI, 259–267)

Na zachowanie się falangi miały wpływy również psychologiczne czynniki.


Jeden z nich opisany jest przez Tukidydesa (V.71):
„Można w każdej armii zauważyć, że podczas ataku prawe skrzydła mają
skłonność do wysuwania się w prawą stronę, tak że obie strony walczące wy-
suwają swe prawe skrzydła poza lewe skrzydła przeciwników. Wynika to z te-
go, że każdy żołnierz w obawie o odsłoniętą prawą część ciała stara się podsu-
nąć jak najbardziej pod tarczę sąsiada z prawej strony uważając, że zwartość
szyku jest najlepszą osłoną. Rozpoczyna się ten ruch od pierwszego żołnierza
stojącego na samym końcu prawego skrzydła, który chce jak najdalej od nie-
przyjaciół odsunąć prawą część swego ciała nie odsłoniętą tarczą, za nim zaś,
kierując się tą samą obawą, idą wszyscy inni”.
Tak więc cała linia miała skłonność do przesuwania się bokiem w prawo,
ponieważ każdy żołnierz bał się zranienia w  prawy bok. W  takim wypadku
najbardziej narażeni na uderzenie byli hoplici ustawieni na skrajnym lewym
skrzydle, którzy mogli zostać oskrzydleni. Gdy tylko falanga ruszała do przo-
du, napięcie było coraz większe. Każdy hoplita chciał mieć już za sobą mo-
ment niepewności, jaki występował przed bitwą. Oba wojska zbliżając się do
siebie, przesuwały się w  ten sposób, że prawe flanki jednej i  drugiej strony
mogły się wysunąć poza idące im naprzeciw skrzydła nieprzyjaciela.
Obraz nakreślony przez Tukidydesa został zakwestionowany między inny-
mi przez Hansa van Wessa: „Podsunięcie się, jak to określa Tukidydes, »jak
najbliżej« zależy od tego, ile miejsca hoplici potrzebowali, by móc posługiwać
się bronią, a według Polibiusza, eksperta w tej dziedzinie, żołnierz posługu-
jący się bronią sieczną i tarczą potrzebował co najmniej dwóch metrów prze-
strzeni wokół siebie (XVIII.30.6–9). Większość badaczy uważa, że tarcza ho-
plity z natury wymaga walki w bardzo zwartym szyku, przyjmując, że hoplita
stał dokładnie za nią i wykorzystywał jedynie prawą jej stronę, lewą stroną
zaś osłaniał towarzysza stojącego obok w  szeregu. Jednak w  rzeczywistości
hoplita, aby mógł w ogóle posługiwać się mieczem lub włócznią, musiał pod-
czas walki stawać do wroga lekko bokiem, czyniąc to, automatycznie stawał
z tyłu za środkową częścią swej tarczy. Tak więc jego tarcza nie sięgała daleko
w lewą stronę ani też nie odsłaniała go z prawej strony i nadawała się równie
dobrze do walki w szyku luźnym, jak i zwartym”17.

17 H. van Wees, Miasto w czasie wojny, s. 119.

167
Peter Krentz twierdzi, iż nawet bieg pod Maratonem opisany przez Hero-
dota nie był aż tak morderczy, jak to zasugerował przed wieloma laty Hans
Delbrück. Opierając się m.in. o doświadczenia z „Wojny w Zatoce” stwierdza,
że jeśli żołnierze wielu jednostek byli w stanie przebiec ok. 20 km w tempie 6,5
km/h, to nie stanowiło problemu dla hoplity ateńskiego przebiegnięcie dystan-
su ok. 1,5 km po równinie maratońskiej i podjęcie walki. Obciążenie ekwipun-
kiem bojowym jest porównywalne. Było to możliwe, nawet jeśli się weźmie
pod uwagę, że starożytni byli na ogół niżsi i nie znali wysokokalorycznych uży-
wek, poza alkoholem. Nie można niedoceniać wytrzymałości chłopów grec-
kich pracujących przez całe życie na roli, rybaków, garncarzy, kamieniarzy18.
Walcząc w zwartej, głębokiej falandze żołnierz ma niewielką sposobność,
aby z  niej uciec niezauważony. Jeżeli tak uczynił, o  jego braku odwagi czy
wręcz tchórzostwie wiedzieli wszyscy. Wstyd i  skaza na honorze miały mu
od tej chwili towarzyszyć do końca życia. Jak pisał du Picq: „Na widownię
występuje honor, ucieczka jest hańbą i wstydem, gdyż nie jest się odosobnio-
nym w walce przeciw silnemu, lecz tworzy się legion z innymi towarzyszami
broni. Kto ucieka, ten porzuca swoich dowódców, swoich towarzyszy”19. Kiedy
mężczyźni walczyli w rozproszeniu, o wiele łatwiej było uciec. Często wska-
zuje się na fakt, że rozproszeni hoplici byli bardziej narażeni na atak kawalerii
i lekkozbrojnej piechoty, która mogła poważnie zagrozić niespójnej falandze
na otwartym terenie.
Ksenofont wspomina, że najbardziej waleczni mężczyźni powinni być
umieszczani na czele i z tyłu falangi, aby ustawieni w środku hoplici mogli
być „prowadzeni przez pierwszych i naciskani przez następujących” (Memo-
rabilia, 3.1 8). Ten zapis traktowany jest często jako dowód, że walka według
hipotezy Hansona utożsamiana była z „pchaniem”; tylne szeregi pchały stoją-
cych przed nimi20. Jednakże – jak twierdzi Goldsworthy – nie jest to tak oczy-
wiste. Ze wzmianki Ksenofonta można wyczytać tylko tyle, że ostatni szereg,
złożony z najbardziej pewnych ludzi, swą fizyczną obecnością uniemożliwiał
żołnierzom znajdującym się w środku ucieczkę i zmuszał ich do pozostania
w szyku, natomiast pierwsze szeregi swą walką dawały przykład stojącym za
nimi. Taki punkt widzenia wynika z tego, że mniej pewni ludzie byli w więk-
szości w każdej falandze, a odważni hoplici byli w mniejszości – podobnie jak
w każdym skupisku ludzkim21.
Prawdopodobnie dlatego w 415 r. Syrakuzanie utworzyli falangę głęboką
na 16 szeregów, mając przed sobą bardziej doświadczonych Ateńczyków, któ-

18 P. Krentz, The Battle of Marathon, s. 146-150.


19 A. du Picq, Studjum walki, s. 7.
20 J. Lazenby, The Killing Zone, s. 97; V.D. Hanson, The Western Way of War, s. 172.
21 A.K. Goldsworthy, Othismos, s. 11.

168
Witold Biernacki – Wojna beocka

rzy ustawieni byli w  zwykły ośmioszeregowy szyk (Tukidydes, VI.67). Nad


Nemeją Ateńczycy i ich sojusznicy, czując respekt przed Lacedemończykami,
utworzyli 16-szeregową falangę, z  wyjątkiem Tebańczyków, którzy ustawili
się jeszcze głębiej (Ksenofont, Hellenika, IV.2.18). Natomiast Spartanie, któ-
rzy znali swoją wartość, nigdy nie szykowali się głębiej niż w 8–12 szeregów,
chyba że zmuszały ich do tego rozmiary pola bitwy. Spartańska dyscyplina
i  wysokie morale pomagały im utrzymać się na pozycjach, pomimo stresu
bitewnego, bez względu na głębokość swojego szyku.
Kiedy falangi zwarły się w walce, hoplici jednej ze stron próbowali wtar-
gnąć w środek wrogiego ugrupowania, podczas gdy z drugiej strony starali się
zapobiec wtargnięciu do własnej formacji. Ten sposób walki dobrze bardzo
jest opisany przez Hansona22. Hanson i  inni argumentują, że to stadium
walki było bardzo krótkie i  jeżeli szybko nie osiągnięto żadnego wyłomu,
wówczas tylne szeregi naciskały intensywnie na wojowników stojących na
czele i zaczynało się pchanie. Hanson sugeruje, że tylne szeregi w biegu na-
pierały na plecy wojowników stojących na czele. Ponieważ pisze, że w tym
stadium walki pierwszy szereg używał swoich włóczni do zadawania pchnięć
z  góry, a  czasem z  dołu, to oznaczałoby iż drugi szereg nadziewał się na
końce włóczni żołnierzy stojących przed nimi. Nawet jeżeli tylne szeregi nie
wpadały na hoplitów przedniego szeregu, ale powoli zaczynały pchać, obroń-
cy tej opinii uważają, że walka wręcz między czołowymi szeregami była bar-
dzo krótka23. Znaczna ilość strat zwycięskiej armii w walce hoplitów, wyno-
sząca średnio 5 procent dla zwycięzców, musiała zaistnieć w tym stadium,
nie zaś podczas othismos albo w czasie pogoni za pobitym przeciwnikiem.
To oznaczałoby, że około 40 procent hoplitów ustawionych w przednim sze-
regu falangi głębokiej na 8 szeregów, a  80 procent falangi głębokiej na 16
szeregów, padło zabitych albo ciężko rannych w krótkiej gwałtownej walce24.
Jeżeli othismos polegało na tym – jak twierdzi Hanson – że tylne szeregi
fizycznie napierały na hoplitów stojących na czele, mogło to spowodować,
że czołowe szeregi nie mogły ze sobą walczyć; wojownicy obu wrogich stron
w pierwszych szeregach, naciskani przez towarzyszy z tyłu, byliby prawdopo-
dobnie tak ściśnięci, że nie mogliby poruszać się i swobodnie władać włócz-
niami i mieczami.
Robert D. Luginbill sugeruje, że hoplici stojący w pierwszym szeregu mogli
swobodnie walczyć, gdyż wojownicy stojący za nimi napierali tarczami nie na
ich plecy, ale na prawe boki. Ponadto każdy hoplita stojąc w wykroku, uży-
wał nóg zwiększenia siły nacisku. Dzięki temu czołowy szereg mógł zarówno
22 V.D. Hanson, The Western Way of War, s. 152-159.
23 J. Lazenby, The Killing Zone, s. 96-99; V.D. Hanson, The Western Way of War, s. 171-184.
24 V.D. Hanson, The Western Way of War, s. 162–165; A.K. Goldsworthy, Othismos, s. 17.

169
walczyć, jak i przenosić „ciężar” całej falangi na wroga25. „Nie wydaje się to
możliwe – stwierdza Goldsworthy – gdyż nawet w  takim położeniu, kiedy
z tyłu napierało mnóstwo wojowników, władanie włócznią praktycznie było
niemożliwe – przednie szeregi dwóch wrogich falang byłyby bardzo szybko
wciśnięci jedna w drugą.”
Ze świadectw antycznych – twierdzi Goldsworthy – nie możemy jedno-
znacznie wywnioskować, że othismos polegało na tym, że tylne szeregi napie-
rały z całych sił na stojących przed nimi wojowników i dzięki temu rozrywa-
no określony szyk, co zmuszało przeciwnika do ucieczki z pola bitwy.
Walka rozgrywała się między dwoma falangami, mniej lub bardziej głębo-
kimi, ale uczestniczyły w niej jedynie dwa pierwsze szeregi. Hoplita, by swo-
bodnie posługiwać się włócznią lub mieczem, musiał w czasie bitwy ustawić
się lekko bokiem, tak że stawał automatycznie za środkiem swojej tarczy. Jego
tarcza nie sięgała daleko, aby osłonić swego towarzysza z tej strony, ani też
nie osłaniała go z prawej strony. Nadawała się równie dobrze do walki w szy-
ku luźnym, jak i zwartym.
Taktyka othismos polegała na tym, że hoplici trzymali tarcze pod pewnym
kątem, przy czym górne ich krawędzie skierowane była w  stronę własnego
ciała, dolne zaś w kierunku wroga. Napierali, wykorzystując do tego jedynie
lewego ramienia, naciskając dolną krawędzią tarczy na tarczę wroga, aby wy-
trącić go z  równowagi i  przewrócić lub odepchnąć. Kiedy pchnięty nieprzy-
jaciel tracił równowagę i na moment odsłaniał swój korpus, w tym samym
momencie zadawano ciosy włóczniami lub mieczami trzymanymi w prawych
rękach. „Pchanie tarczami” było częścią walki twarzą w  twarz, a  nie jej al-
ternatywą. Była to metoda wyzwalająca agresję, dzięki której można było
wedrzeć się w  szeregi nieprzyjacielskiej falangi i  doprowadzić do jej klęski.
Była to także metoda niebezpieczna, ponieważ atakujący hoplita ryzykował,
że w  czasie uderzenia tarczą sam może stracić równowagę. Szeregi stojące
za czołowym nie były wciągane do tej walki. Nie było żadnych oddzielnych
faz: walki i pchania. Jedynym sposobem, by naruszyć i złamać wrogą falangę
i wedrzeć się w jej środek, była walka hoplitów, która sprowadzała się do fech-
tunku na włócznie i miecze.
„Walka w pierwszym szeregu polegała zatem na indywidualnych pojedyn-
kach hoplitów, choć wspomagali ich nieco towarzysze z drugiego szeregu”26.
[„Mężny jest ten – twierdził Sokrates – co trwa w szeregu i walczy z nieprzy-
jaciółmi” (Platon, Laches, 190 E)]. Hoplici z dalszych szeregów byli dla swych
walczących towarzyszy jedynie wsparciem moralnym.
25 R.D.  Luginbill, Othismos: The Importance of the Mass-Shove in Hoplite Warfare, [w:] Phoenix 48 (1994),
s. 51-61.
26 H. van Wees, Miasto w czasie wojny, s. 119.

170
Witold Biernacki – Wojna beocka

Ludzie z tylnych szeregów prawdopodobnie nie wiedzieli, co dzieje się na


przedzie, gdyż krzyki i  pole widzenia ograniczały im korynckie hełmy. Jed-
nak na pewno docierały do nich odgłosy walki, zwłaszcza że już w V wieku
zaczynano wprowadzać na szeroką skalę otwarte hełmy typu beockiego lub
pilos27. „Wsłuchują się oni w  uderzenia i  razy, przy których broń wbija się
w ciało; widzą rannych i wycieńczonych, którzy przeciągają w odstępach mię-
dzy niemi, aby zająć miejsce na tyłach, z  musu przypatrują się bezczynnie
niebezpieczeństwu, obliczają zbliżanie się jego, mierzą okiem z każdą chwi-
lą coraz groźniejsze szanse”28. Mogli nawet nie wiedzieć, czy załamanie się
w  innym punkcie było groźne. W  pewnym momencie uświadamiają sobie,
że ich falanga może zostać przełamana i mogą nagle znaleźć się oko w oko
z nieprzyjacielem. W takiej sytuacji, kiedy hoplici wyczerpani bitwą zaczynają
się chwiać, stojący z tyłu są bliscy panice, która wzmagała się, w miarę jak
walka stawała się coraz gwałtowniejsza i szala zwycięstwa zaczynała się prze-
chylać na stronę przeciwnika. Ludzie w tylnych szeregach musieli sobie radzić
biernie ze stresem i  strachem. Chociaż nie byli w  bezpośrednim fizycznym
niebezpieczeństwie, dopóki falanga nie była złamana, bitwa była również dla
nich wielkim doświadczeniem. W niektórych przypadkach groźniejszym niż
dla hoplitów walczących na przedzie, którzy stali wobec realnego niebezpie-
czeństwa wynikającego z bezpośredniego ataku. Obawa przed załamaniem się
szyku była bardzo duża. Ci nawet, którzy stoczyli niewiele bitew, a o wielu
słyszeli od starszych obywateli, mieli świadomość wielkiego zagrożenia, przy-
noszącego tak znaczne straty w bitwie: „Słowem, wszyscy ci ludzie podlegają
w sposób bardzo dotkliwy wzruszeniom walki, a ponieważ nie podtrzymuje
ich podniecenie udziału w walce, przeto znajdują się pod naporem duchowym
trwogi, jednej z największych. Często nie mogą dotrzymać pola aż do chwili,
gdy na nich przyjdzie kolei walki – i uciekają29”. Takie zachowanie mogliśmy
zaobserwować dzięki przekazowi TV w czasie starć w Kairze w roku 2011,
przy zachowaniu wszystkich proporcji. Wyraźnie było widać, że kiedy jed-
na z obrzucających się kamieniami stron zaczęła się cofać, najszybciej i jako
pierwsi rzucali się do panicznej rejterady ludzie stojący na tyłach grupy.
Widzimy więc, że tylne szeregi nie pełniły funkcji rezerwy dla walczących
w  pierwszym szeregu w  dosłownym tego słowa znaczeniu, lecz stanowiły
„żywe wsparcie” falangi. Jak długo pozostawały na swoim miejscu, wojowni-
kom ustawionym na czele trudno było uciec. Głębszy szyk dawał wojowni-
kom stojącym w pierwszych szeregach poczucie bezpieczeństwa. Dzięki temu

27 O uzbrojeniu i wyposażeniu hoplitów greckich dysponujemy dokładnym opracowaniem w języku polskim:


B. Szubelak, Hoplita grecki VII–V w. p.n.e. Studium bronioznawcze, Zabrze 2007.
28 A. du Picq, Studjum walki, s. 11.
29 A. du Picq, Studjum walki, s. 11.

171
brali oni udział w  walce z  mniejszym stresem. Jak długo hoplici trwali na
stanowiskach z  tyłu, reszta falangi nie mogła się wycofać. Głębsza falanga
była węższa, więc łatwiej było znaleźć śmiałych ludzi, którzy mieli odwagę
prowadzić walkę wręcz. Płytszy szyk mógł zostać szybko przerwany, pozostałe
czynniki decydujące o rezultacie bitwy były równoważne.
Ostatecznie przegrywała ta strona, która pierwsza załamywała się psychicz-
nie i rzucała do ucieczki. Czasem sam widok nacierających ostro hoplitów,
zwłaszcza spartańskich, sprawiał, że przeciwnik rejterował, zanim doszło do
zwarcia. Falanga uciekała także, kiedy jej flanka została oskrzydlona, poniosła
znaczne straty, wycofywała się od dłuższego czasu lub została rozerwana. Nie-
rzadko bywało, że na jednej flance wojsko odnosiło zwycięstwo, podczas gdy
na drugiej – porażkę. Tak się działo, gdyż najlepsi wojownicy stali na prawym
skrzydle, a także dlatego, że falangi przy zbliżaniu się do siebie przesuwały się
w prawo i oskrzydlały lewą flankę przeciwnika. Wówczas wynik bitwy zależał
od tego, która ze stron zdąży pierwsza uszykować na nowo swoje zwycięskie
skrzydło i przygotować się do nowego starcia, albo wszystko rozstrzygało się
w nowej walce dwóch zwycięskich dotąd wrogich skrzydeł.
Głębokie formacje nie były stosowane na polu bitwy przez armie innych
poleis tak często, jak to robili Beoci. Korzyści z takiego uszykowania odnie-
śli Tebańczycy jedynie pod Delion, Leuktrami i  Mantineją. Natomiast nad
Nemeją i pod Koroneją odnieśli sukces tylko na swoim odcinku frontu, ale
ostatecznie bitwy te zostały przegrane. Zawsze istniało poważne niebezpie-
czeństwo, że bardzo głęboka i wąska falanga może być zaatakowana z flanki,
zanim szybko nie przełamie szyku wroga. To zagrożenie wzrosło w IV w., kie-
dy poza hoplitami coraz większą rolę zaczęli odgrywać peltaści i lekkozbrojna
piechota, armie stały się lepiej zorganizowane i  bardziej mobilne, potrafiły
skutecznie manewrować na polu walki, a także zaczęły używać o wiele sku-
teczniej kawalerii.

***

Bitwy mogły trwać krótko albo bardzo długo, niekiedy przez cały dzień
(Herodot, VII.225.3). Kiedy jedna armia rzucała się do ucieczki, bitwa była
skończona. Bardzo rzadko zdarzało się, aby pokonane oddziały przegrupowały
się i ponownie ruszały do boju; tak zdarzyło się pod Soligeją w 425 r. (Tuki-
dydes, IV.43.3).
Bitwy, które trwały długo, sprowadzały się do krótkotrwałych, gwałtow-
nych starć hoplitów, przerywanych w celu odpoczynku. Walka wręcz wyczer-
pywała hoplitów nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Straty zwycię-

172
Witold Biernacki – Wojna beocka

skiej falangi wynoszące ok.  5 procent, w  tym kontekście stają się bardziej
prawdopodobne niż w jednorazowym, krótkim starciu. Należy jednak pamię-
tać, że straty te dotyczyły walczących w  pierwszym szeregu. 40 procent za-
bitych hoplitów ustawionych na czele zwycięskiej falangi było przerażające,
kiedy przypomnimy, że składał się on z najlepszych i najbardziej walecznych
żołnierzy w  falandze. Jak wspomniano, często tworzyli go dowódcy30. Stro-
na pokonana traciła przeciętnie 14 procent ludzi, prawie trzy razy więcej niż
zwycięzcy31. Mardonios powie: „A jednak Hellenowie zwykli, jak słyszę, naj-
nierozważniej prowadzić swe wojny wskutek niezręczności i braku rozumu.
Skoro bowiem nawzajem sobie wojnę wypowiedzą, wyszukują najpiękniejszy
i najrówniejszy teren, udają się tam i walczą; wskutek tego nawet zwycięzcy
odchodzą z wielkimi stratami; o zwyciężonych w ogóle nie mówię, bo ci ule-
gają zupełnej zagładzie.” (Herodot, VII.8.2)
Większość strat ponoszono, kiedy falanga rozsypała się i  hoplici zaczy-
nali uciekać. Pokonana armia zamieniała się w  rejterujący, bezładny tłum.
Zwycięska falanga podejmowała zwykle krótki pościg, w którym brali udział
niekiedy lekkozbrojni i  jeźdźcy. Wtedy zaczynała się rzeź. Ścigający hoplici
zadawali śmiertelne ciosy włóczniami w  plecy umykających przeciwników,
którzy porzucali włócznie i tarcze. Natomiast w biegu trudniej było pozbyć się
ciężkiego pancerza, z biegiem czasu coraz rzadziej używanego, zastępowanego
przez lżejszy, wykonany z płótna32.
Na dźwięk trąb przerywano pościg i zwycięzcy ogłaszali swój tryumf, od-
śpiewując ponownie paian. Na polu bitwy, w miejscu z którego nieprzyjaciel
rozpoczął odwrót, wznoszono pomnik zwycięstwa (tropaion).

***

Adrian K. Goldsworthy podjął próbę pokazania, że nie ma absolutnie żad-


nej podstawy dla tradycyjnego przedstawiania walki hoplitów jako gigantycz-
nego pchania. Nie chodziło o utworzenie zwartego szyku, ale o utrzymanie
ciągłej linii, bez luk, przerw. Dlatego wymagano, aby hoplici z całym animu-
szem angażowali się w bezpośrednią walkę, niekiedy tarcza w tarczę z prze-
ciwnikiem. Według niego inne przyczyny powodowały, że ciężkozbrojnych
ustawiano w głębokim szyku. Tylko w sytuacji, gdy jedna ze stron dyspono-
wała niewielką liczbą hoplitów, a teren sprzyjał oskrzydleniu, z konieczności
szykowano falangę bardzo płytko, z szerokim frontem. Jednak taki szyk nie
mógł poruszać się szybko bez utraty zwartości i porządku. Zaletą szerokiego
30 V.D. Hanson, The Western Way of War, s. 114-115; E.L. Wheeler, The General as Hoplite, s. 146-154.
31 P. Krentz, Casualties in Hoplite Battles, „Greek, Roman and Byzantine Studies”, XXVI, 1985, s. 13-20.
32 V.D. Hanson, The Western Way of War, s. 178-183.

173
frontu było, że w walce mogło brać udział jednocześnie wielu hoplitów. Kryło
się jednak za tym poważne niebezpieczeństwo: w walkę musieli być zaanga-
żowani ludzie mniej doświadczeni lub o słabszej psychice, bardziej skorzy do
ucieczki. Energiczny atak bardziej doświadczonego, o wyższym duchu walki
nieprzyjaciela łatwo złamałby taką falangę. Głębsza, węższa falanga, której
czoło stanowili najznakomitsi wojownicy, powodowała, że słabsi psychicznie
i  niewyszkoleni jeszcze w  wojennym rzemiośle hoplici brali jedynie bierny
udział w walce, nie łamiąc szyku, a jednocześnie nabywali obycia wojennego.
Tylne szeregi dawały poczucie siły oraz nie pozwalały uciec bardziej lękliwym
współtowarzyszom stojącym przed nimi.
Hoplici stojący za pierwszym i drugim szeregiem nie walczyli i nie pcha-
li. Ich rola w  bitwie była w  istocie bierna, ale niezbędna. Bez ich fizycznej
obecności pierwsze szeregi byłby niezdolne najpierw stanąć blisko nieprzy-
jaciela, a  potem kontynuować walkę tak długo, aż falanga nieprzyjacielska
uciekła. Tak uszykowana falanga pozwalała hoplitom walczyć inaczej, niż to
czynili bohaterowie Homera. Zwycięstwo w batalii zależało od umiejętności,
odwagi, agresji, waleczności i determinacji wojowników walczących na czele
i – ewentualnie – w drugim szeregu, oraz biernego, ale moralnego wsparcia
tylnych szeregów. Tylne szeregi po prostu stojąc uniemożliwiały ucieczkę żoł-
nierzom walczącym na czele i dawały falandze poczucie siły: zmuszały hopli-
tów ustawionych w pierwszym szeregu na pozostanie na stanowisku, dopóki
nieprzyjaciel nie został złamany. Othismos wydaje się być terminem opisu-
jącym rodzaj walki nieustępliwej. Falanga była zmasowaną formacją biorącą
siłę z  waleczności wszystkich jej uczestników. Warto jednak podkreślić, że
nie był to zwarty ludzki taran, ale grupa ludzi zachowujących swą odrębność
i indywidualność.

***

Podsumowując należy stwierdzić, że obie przedstawione wyżej teorie nie


do końca wyjaśniają wszystkie wątpliwości. Wydaje się, że to, jak naprawdę
wyglądało starcie falangi z drugą falangą, długo jeszcze pozostanie owiane ta-
jemnicą33.

33 Przykładem bezkrytycznego przyjmowania zapisów literackich niech będzie znany fragment z Tukidydesa
dotyczący walki na morzu: s.  428. „Wiele szkody wyrządzali Ateńczykom również żołnierze syrakuzańscy,
którzy rzucali na nich oszczepami z pokładów, a jeszcze więcej ci, którzy w małych łodziach opływali ich
dookoła i razili oszczepami marynarzy ateńskich, dostając się pod wiosła okrętów nieprzyjacielskich (sic!) lub
podpływając z boku” (VII.40). Jak można wpłynąć małą łodzią w przestrzeń o przekroju przypominającego
trójkąt, o wysokości ok. h=0,5 m i podstawie ok. a=2 m, i jeszcze miotać pociskami?

174
Witold Biernacki – Wojna beocka

Aneks II
Bitwa pod Leuktrami

Ksenofont, Historia grecka (Hellenika), VI, 4.3-15.

(3) Kiedy jednak Kleombro­tos dowiedział się, że ci [tj. Tebańczycy] nie


tylko nie opuszczają grodów Beocji, ale nawet nie rozpuszczają wojsk, chcąc
wystawić je przeciw niemu, poprowadził swe wojsko do Beocji. Nie wkro-
czył jednak tam gdzie Tebań­czycy oczekiwali jego wtargnięcia, stróżując przy
pewnym wąwozie od strony Fokidy, lecz przez Tisbai, gdzie go nie oczekiwa-
no, górską drogą udał się do Kreusis, gdzie zajął mury i zagarnął dwanaście
trój­rzędowców tebańskich. (4) To uczyniwszy i  od strony morza wszedłszy
w  góry, założył swój obóz w  Leuktrach w  ziemi tespijskiej, Tebańczycy zaś
zalegli obozem nieco opodal, na przeciwległym pagórku, nie mając przy sobie
żadnych sojuszników oprócz Beotów. Tutaj zaczęli przy­chodzić do Kleom-
brota przyjaciele i  tak doń przemawiali: (5) „Jeżeli bez bitwy porzucisz Te-
bańczyków, to ze strony twego państwa narazisz się, Kleombrocie, na niebez-
pieczeństwo najwyższej kary, bo przy­pomną ci, że przybywszy tu raz aż do
Kynoskefalai, wcale ziemi te­bańskiej nie spustoszyłeś, a gdyś po raz drugi tu
zbrojnie wyruszył, odparty zostałeś od wejścia do wąwozów, choć Agesilaos
umiał zawsze tutaj wtargnąć przez Kitairon. Jeśli więc albo o  siebie dbasz,
albo do ziemi ojczystej tęsknisz, musisz prowadzić swe wojsko na tych mę­
żów”. To mówili jego przyjaciele, nieprzyjaciele zaś twierdzili prze­ciwnie: te-
raz dopiero mąż ten pokaże, czy istotnie tak troszczy się o Tebańczyków, jak
zapewnia. (6) Kleombrotos, gdy to usłyszał, zapałał chęcią stoczenia, bitwy.
Z drugiej strony przywódcy Tebańczyków zdawali sobie sprawę, że jeśli nie
wydadzą bitwy, odpadną od nich grody dokoła, a sami będą oblegani; jeśli zaś
lud tebański nie otrzyma żywności, to zachodzi niebezpieczeństwo; że i samo
miasto ustosunkuje się do nich wrogo, a że wielu z nich już przedtem było
na wygnaniu, rozumowali, że lepiej w bitwie zginąć, niż po raz drugi iść na
wygna­nie. (7) Ponadto dodawała im odwagi powtarzana przepowiednia, że
sądzone jest Lacedemończykom tam ponieść klęskę, gdzie znajduje się gród
dziewic, które, jak opowiadano, przez jakichś Lacedemończyków zgwałcone

175
popełniły samobójstwo – Tebańczycy więc przed bitwą grób ich ozdobili. Tak-
że z miasta Teb donoszono im o tym, że i świą­tynie wszystkie same się po-
otwierały, i kapłanki twierdziły, że bogo­wie zapowiadają im zwycięstwo. Rów-
nież ze świątyni Heraklesa oręż jego – jak mówiono – miał zniknąć, jak gdyby
Herakles sam wyru­szył na bój. Niektórzy jednak zapewniali, że wszystko to
czcze wy­mysły ludzi stojących na czele. (8) U Lacedemończyków więc przed
bitwą wszystko zapowiadało się niepomyślnie, u  przeciwników ich wszyst-
ko przypadkiem układało się pomyślnie. U  Kleombrota po ran­nym posiłku
odbyła się ostatnia narada co do przyszłej bitwy. W  po­łudnie podpito sobie
tam nieco i podobno wino ich trochę podnieciło. (9) Ponieważ obie strony się
zbroiły i było już jasne, że bitwa nastąpi, to przede wszystkim, gdy z obozu
beockiego rzucili się do odwrotu kupcy, niektórzy z ciurów i w ogóle ludzie
nie chcący walczyć, otoczyli ich najemnicy przybyli z Hieronem, peltaści z Fo-
kidy, z jeźdźców zaś Herakleoci oraz Fliuntyjczycy i napadłszy na odchodzą-
cych zmusili ich do zawrócenia, popędzili na powrót do obozu Beotów, i w ten
sposób stał się on o  wiele większy i  liczył więcej ludzi niż poprzednio. (10)
Następnie, ponieważ pomiędzy przeciwnikami była równina Lacedemończycy
przed swą falangą uszykowali jazdę, Tebańczycy zaś naprzeciw niej ustawili
jazdę własną. A jazda tebańska już uprzednio była zapra­wiona w boju z Or-
chomeńczykami i  Tespijczykami. Jazda zaś Lacede­mończyków była w  tym
czasie bardzo licha, (11) gdyż konie hodowali tam ludzie najbogatsi; ilekroć
zaś ogłaszano wojnę, naówczas powołany czło­wiek otrzymywał konia i uzbro-
jenie, jakie mu wydawano, i wyruszał w pochód bez przygotowania: spośród
żołnierzy ci na koniach okazy­wali się najsłabsi i najmniej ambitni. (12) Taka
więc była ich jazda. Mó­wiono, że Lacedemończycy w tak zwanych „enomo-
tiach” swej falangi ustawiali żołnierzy po trzech obok siebie, a z tego wynika,
że głębokość jej nie była większa niż dwanaście szeregów. Tebańczycy prze-
ciwnie, skupieni byli w nie mniej niż pięćdziesięciu szeregach: rozumieli oni
bowiem, że skoro te złamią od razu otaczający króla zastęp, to i cała reszta
da się łatwo pokonać. (13) Kiedy zaś Kleombrotos zaczął wieść swoich żoł-
nierzy na nieprzyjaciela, to zanim, jeszcze wojsko jego uświadomiło ­sobie,
że on je wiedzie, już nastąpiło zderzenie się jazdy i jazda lace­demońska wnet
uległa, uciekając zaś wpadła na swoją własną piechotę ciężkozbrojną, a wnet
potem mltarła i ciężka piechota tebańska. Mimo to z wyraźnych oznak można
wywnioskować, że z początku w bitwie tej miał przewagę oddział otaczający
Kleombrota: przecież nie można byłoby go podnieść i odnieść jeszcze żywego
do obozu, gdyby wal­czący przed nim w tym czasie nie zwyciężali. (14) Dopiero
kiedy zginął dowódca mory, Deinon, oraz należący do otoczenia króla Sfodrias
i syn jego Kleonymos, to z jednej strony jeźdźcy i przyboczni pole­marcha oraz

176
Witold Biernacki – Wojna beocka

wszyscy pozostali poczęli się cofać pod naporem masy (atakujących), z dru-
giej zaś strony znajdujący się na lewym skrzydle Lacedemończycy na widok
odpieranego skrzydła prawego sami odstą­pili także. A jednak mimo wielu po-
ległych i doznanej klęski, skoro­tylko przekroczono rów, znajdujący się przed
oboiem, Lacedemończycy zatrzymali się w  tym samym miejscu, z  którego
ruszyli do boju, obóz bowiem znajdował się nie na równinie, lecz raczej na
wzniesieniu. Od tej chwili niektórzy z Lacedemończyków, uważając, że stało
się nieszczę­ście nie do zniesienia, wołali, że trzeba przeszkadzać wrogom we
wzno­szeniu pomnika zwycięstwa i  ciała poległych odzyskiwać w  walce, nie
zaś dzięki zawieszeniu broni. (15) Dowódcy jednak innych mor, widząc, że
Lacedemończyków zginęło wszystkich razem około tysiąca, samych zaś Spar-
tiatów ze znajdujących się tam siedmiuset zginęło około cztery­stu, czując przy
tym, że wszyscy sojusznicy są do walki zniechęceni, a niektórzy nawet tym,
co się stało, wcale nie zmartwieni, zebrali do rady ludzi najodpowiedniejszych
i zastanawiali się z nimi, co czynić dlalej. Skoro zaś wszyscy zadecydowali, że
ciała należy odzyskać przez układy, wysłano herolda w sprawie zawieszenia
broni. Tebańczycy zaś potem i pomnik zwycięstwa postawili, i ciała na mocy
porozumienia wydali.

Przełożył Witold Klinger (Ksenofont, Historia grecka, Wrocława 1958,


s. 188-190).

Diodor, XV, 55-56.

(55.1) Po stronie Lacedemończyków na pozycjach dowódców oddziałów na


skrzydłach stali potomkowie Heraklesa — król Kleombrotos i  Archidamos,
syn króla Agesilaosa1 — natomiast po stronie beockiej Epaminondas, wyka-
zując niezwykłą sprawność, zdołał dzięki własnej przemyślności odnieść słyn-
ne zwycięstwo. (2) Z całej armii wybrał najśmielszych ludzi i umieścił ich na
jednym skrzydle, zamierzając osobiście walczyć z nimi do końca. Ludzi naj-
słabszych umieścił na drugim skrzydle, pouczając ich, by unikali walki i stop-
niowo ustępowali pod naporem nacierającego nieprzyjaciela. A zatem, usta-
wiając falangę ukośnie, zamierzał doprowadzić do rozstrzygnięcia uderzeniem
doborowych oddziałów na skrzydle (3) Gdy trąby po obu stronach wezwały do
walki, a armie jednocześnie z pierwszym dźwiękiem wydały okrzyk bojowy,
Lacedemończycy uderzyli na oba skrzydła, ustawiając falangę w kształt pół-

1 Archichamos nie brał udziału w bitwie pod Leuktrami. Po klęsce Spartan prowadził z odsieczą zmobilizowane
pośpiesznie siły lacedemońskie.

177
księżyca. Beoci zaś cofali się na jednym skrzydle, a na drugim błyskawicznie
starli się z  wrogiem. (4) Żołnierze obu stron walczyli zaciekle i  walka była
wyrównana, ale wkrótce, gdy ludzie Epaminondasa zaczęli zyskiwać przewagę
dzięki męstwu i zwartości swych szyków, coraz więcej Peloponezyjczyków za-
częło upadać. Nie byli bowiem w stanie odeprzeć natarcia mężnie walczących
doborowych jednostek. Z tych, którzy stawiali opór, jedni padli, inni zostali
ranni. Wszystkie ciosy zadano im z  przodu. (5) Dopóki Kleombrotos, król
Lacedemończyków, żył i  miał przy sobie wielu towarzyszy broni, gotowych
umrzeć w  jego obronie, dopóty ważyły się szale zwycięstwa. Kiedy jednak,
choć nie cofnął się przed niebezpieczeństwem, nie był w stanie stawiać oporu
wrogom i padł bohatersko z wieloma ranami, przy jego zwłokach stłoczyło się
mnóstwo ludzi i powstał wielki kopiec martwych ciał.
(56.1) Ponieważ nie było nikogo, kto dowodziłby siłami na tym skrzydle,
ciężka kolumna pod dowództwem Epaminondasa uderzyła na Lacedemoń-
czyków. Najpierw w wyniku siły natarcia szyki nieprzyjaciela zachwiały się,
potem jednak Lacedemończycy, dzielnie walcząc o [ciało] swego króla, zdobyli
jego zwłoki, nie byli jednak dostatecznie silni, aby odnieść zwycięstwo. (2) Kie-
dy bowiem doborowy hufiec, niesiony przykładem i słowem Epaminondasa,
przewyższył ich w dowodach męstwa, Lacedemończyków z wielkim trudem
odepchnięto. Wpierw oddawali pole nie łamiąc szyku, ale ostatecznie, ponie-
waż wielu padło, a dowódca, który poprowadziłby ich do natarcia, zginął, ich
hoplici rzucili do ucieczki. (3) Oddziały Epaminondasa ścigały uciekających,
wycięły wielu stawiających opór i odniosły nader chwalebne zwycięstwo. Po-
nieważ starli się z najśmielszymi z Greków, a nieliczne siły pokonały w cu-
downy sposób armię wielokrotnie liczebniejszą, zyskali wielką sławę z powo-
du męstwa. Najbardziej wychwalano Epaminondasa, który przede wszystkim
dzięki swej odwadze i talentowi dowódcy pokonał w bitwie niezwyciężonych
przywódców Grecji. (4) W  bitwie zginęło ponad cztery tysiące Lacedemoń-
czyków i jedynie około trzystu Beotów. Po bitwie zawarto rozejm, by można
zabrać ciała poległych, a Lacedemończycy mogli odejść na Peloponez. Tak oto
stoczona została bitwa pod Leuktrami.

Plutarch, Peolipdas, 23.

23. Epaminondas w  czasie bitwy rozciągnął swój szyk skośnie w  lewo,


najmocniej jak się dało, dzięki temu mógł oddzielić prawe skrzydło, złożone
ze Spartan, od reszty Greków i zepchnąć Kleombrotosa do tyłu, gwałtownym
natarciem kolumny na tamtym skrzydle. Nieprzyjaciel przewidział to i zaczął

178
Witold Biernacki – Wojna beocka

zmieniać szyk. (2) [Lacedemończycy] zamierzali rozciągnąć prawe skrzydło


i zachodząc go łukiem otoczyć Epaminondasa i spaść na niego całą siłą. Pelo-
pidas jednakże błyskawicznie ruszył do przodu i nadbiegł ze swoim oddziałem
trzystu ludzi i  uprzedził Kleombrotosa, nim ten zdołał rozciągnąć skrzydło
i ścieśnić swój szyk. (3) Lacedemończycy jednak byli doskonałymi znawcami
i mistrzami sztuki wojennej. Niczego nie uczyli się i nie ćwiczyli bardziej niż
tego, by nie pogubić się lub nie stracić orientacji przy zmianie szyku. Każdy
uczył się walczyć u boku towarzysza w szeregu i rzędzie, i w razie niebezpie-
czeństwa, gdziekolwiek i  z  kimkolwiek by się to stało, zachowując zwycza-
jowy szyk i walcząc z niebezpieczeństwem nacierającym z każdej strony. (4)
W  tej bitwie, jednakże, falanga Epaminondasa, lekceważąc innych Greków,
uderzyła jedynie na nich [tj. Spartan], ale wówczas naszedł i Pelopidas, z nie-
bywałą determinacją i szybkością, i poraził ich odwagę, złamał waleczność,
i przyniósł Spartanom pogrom, jakiego nie doznali nigdy wcześniej.
Z  tego powodu, chociaż Epaminondas był beotarchą, a  Pelopidas nato-
miast nim nie był, tylko dowodził małym oddziałem, otrzymał równy udział
w chwale za to zwycięstwo i bohaterskie czyny.

Poliajnos, Podstępy wojenne, II

[2] Epaminandas dowodził Tebanami, Lacedemończykami zaś Kleombro-


tos. Do bitwy doszło pod Leuktrami. Bój pozostawał nierostrzygnięty. Epami-
nondas zwrócił się do Teban: „Błagam was tylko o jeden krok, a zwycięstwo
będzie nasze!”. Posłuchali go. Zwyciężyli. Lakończycy cofnęli się, a król Kle-
ompbrotos poległ w walce.

[3] Epaminandas wiódł już pod Leuktrami falangę do natarcia, lecz Tespij-
czycy postępowali za nim z ociąganiem. Nie uszło to uwagi Epaminandasa,
zatem żeby uniknąć zamieszania w kolumnach w samym momencie bitwy,
wydał rozkaz: „Każdy Beota, który chce opuścić szereg, niechaj to zrobi!”.
Tespijczycy wycofali się z bronią w ręku, a Epaminandas na czele swoich żoł-
nierzy, którzy pozostali w szyku i byli pełni zapału, odniósł przesławne zwy-
cięstwo”.

[8] Epaminandas dowodził Tebanami, Kleombrotos stał na czele Lacede-


mończyków i ich sprzymierzeńców, w sile dobrych czterdziestu tysięcy ludzi.
Tebanie obawiali się liczebnej przewagi wroga. Epaminandas dodał im odwa-
gi, wymyślając dwa podstępy. Wydał instrukcję pewnemu przybyszowi, by

179
w wieńcu na głowie i ze wstążkami błagalnika wyszedł naprzeciw nich, gdy
będą opuszczać miasto, i oznajmił: „Trofonios2 polecił mi powiedzieć miesz-
kańcom Teb, że da zwycięstwo tym, którzy pierwsi rozpoczną bitwę”. Gdy
Tebanie nabrali odwagi i złożyli bóstwu podziękowanie za pomoc, Epaminan-
das nakazał, żeby pomodlili się także w przybytku Heraklesa. Umówił się on
wcześniej z kapłanem Heraklesa, że otworzy on w nocy świątynię, zabierze
złożoną tam broń i oczyściwszy ją, ponownie złoży u stóp posągu boga. Po-
tem miał się wycofać wraz ze sługami świątynnymi, nic nikomu nie mówiąc.
Żołnierze wraz ze swoimi dowódcami przyszli do świątyni, zobaczyli otwarte
odrzwia, chociaż nie było nikogo ze służby świątynnej, zauważyli też, że stara
broń, odnowiona i  błyszcząca, leży u  stóp posągu. Wówczas wydali okrzyk
wojenny, a serca ich napełniły się boskim męstwem, jakby to sam Herakles
stanął na czele armii. I oto odwaga żołnierzy sprawiła, że zmusili do odwrotu
czterdzieści tysięcy.

[15] Epaminandas chciał zachęcić Teban, żeby natarli przede wszystkim


na Lacedemończyków, pochwycił więc olbrzymiego węża, pokazał go żołnie-
rzom i na ich oczach ukręcił łeb; powiedział: „Tak jak reszta ciała staje się
bezużyteczna, gdy zniszczy się głowę, tak też dzieje się z  głowami wrogów:
mianowicie, jeśli rozbijemy oddział lakoński, pozostały korpus sprzymierzo-
nych na nic się już nie zda!”. Przekonani tym przykładem Tebanie ruszyli
z  impetem przeciwko falandze Spartan i  zmusili ją do odwrotu, a  wówczas
większość sprzymierzonych poszła w rozsypkę.

Przełożyła, wstępem i przypisami opatrzyła Małgorzata Borowska, (Poliaj-


nos, Podstępy wojenne, Warszawa 2003, s. 92-93, 96).

Arrian, Taktyka, 11

Falanga ustawiana jest czasami z szerokim frontem ale płytko [z niewielką


ilością szeregów] lub czasami w głębszych formacjach, jeżeli teren na to po-
zwala i przynosi to większy zysk, kiedy należy zgnieść nieprzyjaciela [poprzez]
głębokość [szeregów] i impet ataku. Na przykład Epaminondas w bitwie pod
Leuktrami ustawił Tebańczyków i pod Mantineą wszystkich Beotów w szyku
klina i poprowadził przeciw Spartanom.

Przełożył z  angielskiego Michał Paradowski (Brian Campbell, Greek and

2 Trofonios – heros beocki; miał słynną wyrocznię niedaleko miasta Lebadei.

180
Witold Biernacki – Wojna beocka

Roman Military Writers. Selected readings, Routledge, Abingdon 2004, s. 131)


Pomnik tebański wzniesiony po bitwie pod Leuktrami.

Napis na bloku z  kamienia wapiennego znalezionym na przedmieściu


Teb; obecnie znajdującym się w tamtejszym muzeum:

Ksenokrates,
Theopompos,
Mnasilaos.
Kiedy spartańska włócznia dominowała, Ksenokrates wziął na siebie zada-
nie złożenia trofeum dla Zeusa, nie obawiając się Eurotasa3, ani spartańskiej
tarczy. „Tebańczycy są najpotężniejsi na wojnie”, głosiło trofeum zdobyte
w  wyniku zwycięstwa wywalczonego włócznią pod Leuktrami; nie byliśmy
gorsi od Epaminondasa.

Przełożył z  angielskiego Michał Paradowski, (Peter John Rhodes, Robin


Osborne, Greek historical inscriptions: 404–323 BC, Oxford 2003, s.  150-
151).

BITWA POD LEUKTRAMI


(według Ardant du Picq, Studjum o walce, przełożył Józef Zając, Warszawa
1927, s. 111)

Epaminondas pod Leutrami zmiejszył o  połowę głębokość swojej armji;


na prawem skrzydle formuje falangę z 50 szeregów i tyluż rzędów. Mógł tego
zaniechać, gdyż na prawem skrzydle lacedemońskiem zaraz z początku wpro-
wadziła zamieszanie ich własna jazda, umieszczona przed tem skrzydłem.
Przeważająca jazda Epaminondasa zgniotła ją i rzuciła na stojącą za nią pie-
chotę, a piechota Epaminondasa, idąc w ślad jazdy, nie wiele miał trudności
aby zdobyć zwycięstwo. Lewe skrzydło Epaminondasa, robiąc zwrot w prawo,
oskrzydliło linję lacedemońską, która, zagrożona także z frontu przez zbliża-
jące się oddziały Epaminondasa, uległa demoralizacji i pierzchła. Może być, że
w tym celu uszykowano falangę z 50 żołnierzami na 50, aby można było bez
większych ruchów, przez zwykły obrót w prawo, lub w lewo utworzyć w każ-
dym kierunku front z 50 żołnierzy. Pod Leuktrami zrobiono tylko ćwierć ob-
rotu w prawo i natarto na przeciwnika z boku i z tyłu…

3 Bóg rzeki Eurotas, głównej rzeki Lakonii, nad którą położona było polis Sparta.

181
182
Organizacja armii spartańskiej w bitwie pod Mantineją w 418 r. p.n.e. wg Tukidydesa
Organizacja armii spartańskiej wg Ksenofonta
Witold Biernacki – Wojna beocka

183
SPIS MAP I SCHEMATÓW

1. Peloponez............................................................................................. s. 11
2. C halkidyka.......................................................................................... s. 21
3. Pierwsza bitwa pod Olintem (381 r. p.n.e.)..........................................s. 25
4. Wyzwolenie Teb zimą roku 379 p.n.e..................................................s. 35
5. Spóźnona odsiecz Kleombrotosa (zima 379/378 r. p.n.e.)..................... s. 37
6. Rajd Sfodriasa (378 r. p.n.e.)................................................................s. 39
7. Kampania roku 378 p.n.e.....................................................................s. 49
8. Potyczka pod Tespiami (zima roku 378/377 p.n.e.).............................s. 53
9. Kampania roku 377 p.n.e.....................................................................s. 59
10.1. B itwa pod Naksos – ustawienie okrętów przed bitwą
(wrzesień 376 r. p.n.e.).....................................................................s. 67
10.2. Bitwa pod Naksos – bój główny (wrzesień 376 r. p.n.e.)..................s. 69
10.3. Taktyka taranowania trier..............................................................s. 71
11. Grecja północno-zachodnia................................................................s. 77
12.1. Bitwa pod Alyzją – faza 1 (czerwiec/lipiec 375 r. p.n.e.)..................s. 79
12.2. Bitwa pod Alyzją – faza 2 (czerwiec/lipiec 375 r. p.n.e.).................. s. 81
13. Starcie pod Tegyrą (375 r. p.n.e.)........................................................s. 85
14. Bitwa pod Korkyrą (wiosna 372 r. p.n.e.)............................................s. 97
15. Manewr anastrophe...........................................................................s. 99
16. Kampania roku 371 p.n.e................................................................. s. 111
17. Pole bitwy pod Leuktrami (371 r. p.n.e.)........................................... s. 115
18. Bitwa pod Leuktrami wg J. Kromayera............................................. s. 129
19. Bitwa pod Leuktrami wg J.D. Montagu............................................ s. 131
20. Bitwa pod Leuktrami wg J.G. DeVoto.............................................. s. 133
21. Bitwa pod Leuktrami wg G. Hutchinsona – Ordre de bataille......... s. 137
22. Bitwa pod Leuktrami wg G. Hutchinsona – faza 1.......................... s. 139
23. Bitwa pod Leuktrami wg G. Hutchinsona – faza 2.......................... s. 141
24. Bitwa pod Leuktrami wg Hutchinsona – faza 3............................... s. 143
25. Bitwa pod Leuktrami wg Hutchinsona – faza 4............................... s. 145

184
PODSTAWOWA BIBLIOGRAFIA

Źródła
1. Arystoteles, Dzieła wszystkie, t. VI, Warszawa 2005, przełożył Ludwik
Piotrowicz.
2. Diodorus Siculus (Diodor): Library of History, (Biblioteka historyczna),
vol. VII, Books 15.20–16.65, Loeb Classical Library, 1952, fragmenty
z języka greckiego tłumaczył Jacek Lang.
3. Sextus Iulius Frontinus, The Stratagems and the Aqueducts of Rome,
Loeb Classical Library, 1962.
4. Greek Historical Inscriptions, 404–323 BC, ed. Rhodes P.J., Robin
Osborne, Oxford 2003.
5. Hellenica Oxyrhynchia, edited with an intrduction, translation and
commentary by P.R. McKechinie and S.J. Kern, Warminster 1989.
6. Homer, Iliada, Warszawa 1999, przełożyła Kazimiera Jeżewska.
7. Herodot, Dzieje, Warszawa 1959, przełożył Seweryn Hammer.
8. Ksenofont, Historia grecka (Hellenika), Wrocław 1958, przełożył
Witold Klinger.
9. Ksenofont, Wyprawa Cyrusa, Warszawa 2003, przełożył Władysław
Madyda.
10. Ksenofont, Ustrój polityczny Sparty, Warszawa 2008, pod kierunkiem
Ryszarda Kuleszy z oryginału greckiego przekładu dokonali: Andrzej
Zinkiewicz, Artur Rafal Sypuła, Joanna Longfors i Maciej Daszuta.
11. Korneliusz Nepos, Żywoty wybitnych mężów, Warszawa 1974,
przekład zespołowy pod redakcją Lidii Winniczuk.
12. Pauzaniasz, Na olimpijskiej bieżni i w boju, ks. V, VI, i IV, przełożyła
Janina Niemirska-Pliszczyńska, Wrocława 1968.
13. Pauzaniasz, Wędrówka po Helladzie. W świątyni i w micie, ks. I, II,
III i VII, przekład Janina Niemirska-Pliszczyńska, Wrocława 1973.
14. Pauzaniasz, Wędrówka po Helladzie. U stóp boga Apollona, ks. VIII,
IX, X, przełożyli Janina Niemirska-Pliszczyńska (ks. VIII) i Henryk
Podbielski (ks. IX, X), Wrocław 1989.
15. Plutarch, Moralia, (wybór), Wrocław 1954, przełożyła Zofia
Abramowiczówna.

185
16. Plutarch, Moralia, (wybór II), Wrocław 1988, przełożyła Zofia
Abramowiczówna.
17. Plutarch, Powiedzenia królów i wodzów. Powiedzenia spartańskie,
Warszawa 2006, przełożyła Kazimiera Jeżewska.
18. Poliajnos, Podstępy wojenne, Warszawa 2003, przełożyła Małgorzata
Borowska.
19. Polibiusz, Dzieje, t. I–II, Wrocław 1957, przełożył Seweryn Hammer.

Niewymienione w spisie fragmenty źródeł, które zostały wykorzystane


w pracy, zostały przetłumaczone z języka greckiego przez Jacka Langa,
któremu autor serdecznie dziękuje.

Wybrane opracowania
Literatura, zwłaszcza dotycząca bitwy pod Leuktrami, liczy zapewne
tysiące książek, rozpraw i artykułów w różnych językach, wystarczy wpisać
odpowiednią frazę do Google, lub Books-google. Dociekliwy Czytelnik
znajdzie tytuły również w bibliografiach niżej podanych prac:

1. Anderson J.K., Military Theory and Practice in the Age of Xenophon,


Berkeley 1970.
2. Buck R.J., Boiotia and the Boiotian League, 432–371 B.C., Edmonton,
Alberta, 1994.
3. Buckler J., The Theban Hegemony 371–362, Cambridge 1980.
4. Buckler J., Aegean Greece in the Fourth Century BC, Leiden 2003.
5. Cartledge P., Agesilaos and the Crisis of Sparta, Gerald Duckworth
2000.
6. Cartledge P., Spartanie. Świat wojowników, Warszawa 2005.
7. Connolly P., Greece and Rome at War, London 1998.
8. Connolly P., Historia armii greckiej, Wrocław 1991.
9. Delbrück H., Warfare in Antiquity, vol. I, Lincoln and London 1990.
10. DeVoto J.G., Agesilaos in Boiotia in 378 and 377 B.C., [w:] „Ancient
History Bulletin”, No. 1.4, Calgary 1987.
11. DeVoto J.G., Pelopidas and Kleombrotos at Leuktra, [w:] „Ancient
History Bulletin”, No. 3.6, Calgary 1989.
12. DeVoto J.G., The Theban Sacred Band, [w:] „The Ancient World.
Warfare in Antiquity”, Vol. XXIII, No. 2, Chicago 1992.

186
13. Gaebel R.E., Cavalry Operations in the Ancient Greek World,
Oklahoma 2002.
14. Griffith G.T. and Hammond N.G.L. A History of Macedonia, vol. II,
Oxford 1979.
15. Grundy G.B., The topography of the battle of Plataea: The city of
Plataea. The field of Leuctra, London 1894.
16. Hack H.M., Thebes and the Spartan Hegemony, 386–382 B.C.,
[w:] „AJP”, No. 99 1978.
17. Hamilton Ch.D., Agesilaus and the Failure of Spartan Hegemony,
Ithaca and London 1991.
18. Hammond N.G.L., Dzieje Grecji, Warszawa 1977.
19. Hammond N.G.L., Starożytna Macedonia, Warszawa 1999.
20. Hanson V. D., Epameinondas, the Battle of Leuktra (371 B.C.), and
the Revolution in Greek Battle Tactics, [w:] „Classical Antiquity”, Vol.
7, No. 2, University of California 1988.
21. Hanson V.D., (ed.) Hoplites: The Classical Greek Battle Experience,
New York and London 1991.
22. Hanson V.D., Warfare and Agriculture in Classical Greece, New York
and London 1998.
23. Hanson V.D., The Soul of Battle, New York 1999.
24. Hanson V.D., The Western Way of War. Infantry Battle in Classical
Greece, Berkeley 2000.
25. Hanson V.D., A War Like No Other. How the Athenians and Spartans
Fought the Peloponnesian War, New York 2005.
26. Hart L.B.H., Strategia, działania pośrednie, Warszawa 1959.
27. Historia starożytnych Greków, t. II, (B. Bravo, M. Węcowski,
E. Wipszycka, A. Wolicki), Warszawa 2009
28. Hornblower S., The Greek World 479-323 BC, New York 2002.
29. Hutchinson G., Xenophon and the Art of Command, London 2000.
30. Kromayer J. und Veith G., Schlachten-Atlas zur antiken
Kriegsgeschichte, Leipzig 1922.
31. Kromayer J. und Veith G., Antike Schlachtfelder, Band IV, Wien 1926.
32. Lach G., Sztuka wojenna starożytnej Grecji. Od zakończenia wojen
perskich do wojny korynckiej, Zabrze 2008.
33. Lazenby J.F., The Spartan Army, Warminster 1985.
34. Lendon J.E., Soldiers and Ghosts, A History of Battle in Classical
Antiquity, Yale 2006.
35. Montagu J.D., Battles of the Greek and Roman Worlds, London 2000.
36. Munn M.H., Agesilaos’ Boiotian Campaigns and the Theban

187
Stockade of 378–377 B.C., [w:] „Classical Antiquity”, Volume 6, No. 1,
University of California 1987.
37. Munn M.H., The Defense of Attica. The Dema Wall and the Boiotian
War of 378–375 B.C., Berkeley 1993.
38. Olmstead A.T., Dzieje imperium perskiego, Warszawa 1974.
39. Orzechowski J., Dowodzenie i sztaby, tom I, Warszawa 1974.
40. Pritchett K.W., The Greek State at War, Part IV, Berkeley and Los
Angeles 1985.
41. Razin E., Historia sztuki wojennej, tom I, Warszawa 1958.
42. Rhodes P.J., Historia Grecji. Okres klasyczny 478–323 p.n.e., Kraków
2009.
43. Rice D.G., Agesilaus, Adesipolis, and Spartan Politics, 386–379 B.C.,
[w:] „Historia”, No. 23, 1974.
44. Santosuosso A., Soldiers, Citizens and the Symbols of War. From
Classical Greece to Republican Rome, 500–167 B.C., WestviewPress
1999.
45. Sekunda N.V., Greek hoplite 480–323 BC, Oxford 2000.
46. Sekunda N.V., The Ancient Greeks, Oxford 2000.
47. Sekunda N.V., The Spartan Army, Oxford 1999.
48. Shipley D.R., A Commentary on Plutarch’s Life of Agesilaos:
Response to Sources in the Presentation of Character, Oxford 1998.
49. Sikorski J., Zarys historii wojskowości powszechnej do końca wieku
XIX, Warszawa 1975.
50. Stylianou P.J., A Historical Commentary on Diodorus Siculus, Book
15, Oxford 1998.
51. Szubelak B., Hoplita grecki VII–V w. p.n.e. Studium bronioznawcze,
Zabrze 2007.
52. The Cambridge Ancient History, vol. VI, 2 ed., Cambridge 2006.
53. Tritle L.A., Phocion the Good, London 1988.
54. Tuplin C.J., The Leuctra Campaign, [w:] „Klio” 69, 1, 1987.
55. Tuplin Ch., The Failings of Empire: a reading of Xenophon
»Hellenica« 2.3.11–7.5.27, Stuttgart 1993.
56. Zarys historii Europy. Grecja klasyczna, (pod red. R. Osborne’a),
Warszawa 2002.
57. Warry J., Armie świata antycznego, Warszawa 1995.
58. Wolter J., Leuktra, [w:] J. Kromayer, Antike Schlachtfelder in
Griechenland, Band IV, Berlin 1931.
59. Worley L.J., Hippeis: Cavalry of Ancient Greece, Westview Press Inc.
1994.

188
INDEKS OSOBOWY

Agesilaos II, syn Archidamosa II, król Brachyllides, beotarcha – 108, 109, 112,
Sparty z dynastii Eurypontydów 114.
(398–360) – 8-10, 12, 16, 17, 20, 22,
27, 34, 37, 38, 41-48, 50-52, 55-58, Cedon, nauarcha spartański – 72, 74.
60, 61, 65, 88, 103-105, 108, 110, Chabrias, dowódca ateński – 32, 34,
113, 114, 128, 132, 149, 166, 174, 38, 42-44, 46-48, 50, 51, 58, 63, 66,
175, 177. 73-75, 95.
Agesipolis I, syn Pauzaniasza, król Spar- Chaireas, dowódca tebański – 110, 112.
ty z dynasii Agidów (394–380) – 8-10, Charon, polityk tebański – 29, 30, 33.
12-14, 16, 27, 28, 34. Charon, beotarcha – 82.
Akoris (Hakor), wszczął bunt przeciwko
Persji, faraon XXIX dynastii (393–380)
Damofilos, beotarcha – 108, 113.
– 38.
Deinon, polemarcha spartański – 136,
Alketas, król Molossów – 92.
138, 176.
Alkidas, nauarcha spartański – 92.
Delfion, dowódca fliuntyjski – 17.
Amyntas III, król Macedonii z rodu
Demeas, syn Demadesa, strateg ateński
Argeadów (390–370), ojciec Filipa
– 44.
Macedońskiego – 19, 23, 27, 28.
Demoklejdas, beotarcha – 108, 113.
Androkleidas, przywódca demokratycz-
Demophon, strateg ateński – 32.
ny w Tebach – 12.
Derdas II, król Elimei (ok. 385–360)
Antalkidas, polityk i nauarcha spartań-
– 22-24, 28.
ski (?–367) – 7, 8, 15, 38, 61, 102.
Dionizjos II (Młodszy), tyran Syrakuz
Archias, oligarcha i polemarcha tebań-
– 100.
ski, przywódca stronnictwa prospar-
tańskiego – 20, 29-31.
Archidamos II, syn król Sparty z dyna- Epaminondas, polityk i wódz tebański
stii Eurypontydów (469–427) – 26. – 7, 12, 31, 32, 82, 103, 104, 107-
Archidamos III, syn Agesilaosa II, król 110, 114, 118, 122-128, 130, 132,
Sparty z dynastii Eurypontydów (360– 134, 135, 138, 142, 149, 150-155,
338) – 38, 128, 149, 177. 177-181.
Aristokrates, nauarcha spartański – 92. Epikydias, Spartiata – 45.
Arkesos (lub Arkissos), hermosta spar- Eudamidas, dowódca spartański – 19,
tański – 20, 34. 20, 22.
Artakserkses II Mnemon, król perski
(404–358) – 7, 103. Farnabazos, satrapa perski – 38, 120.

189
Filippos, Tebańczyk, zwolennik rządów Kleonymos, Spartiata – 38, 136, 140, 176.
prospartańskich – 31. Krynippos, dowódca eskadry syrakuzań-
Fillidas, sekretarz Archiasa, demokrata skiej – 100.
i spiskowiec tebański – 29-31. Ksenokrates, beotarcha – 108, 114, 123,
Fojbidas, dowódca spartański – 20, 22, 144, 181.
36, 51, 52, 54, 58. Ktesikles, strateg ateński – 92, 95, 96.
Fokion, polityk i strateg ateński (ok.
402–318) – 72, 74. Leonidas I, król Sparty z dynasii Agidów
(490–480) – 136.
Gerandas, dowódca jazdy spartańskiej Leontides, Tebańczyk, zwolennik rzą-
– 82. dów prospartańskich – 30.
Gorgidas, polityk i wódz tebański, twór- Lisanoridas, hermosta spartański – 20,
ca Świętego Zastępu – 31, 33, 36, 46, 31, 33, 34.
48, 52, 54, 82. Lizyteos, Tebańczyk, zwolennik rządów
Gorgoleon, polemarcha spartański – 83. prospartańskich – 30.

Herippidas, hermosta spartański – 20, Mardonios, wódz perski – 43, 173.


31, 34, 165. Melanippos z Rodos – 100.
Hipates, Tebańczyk, zwolennik rządów Melgis, beotarcha – 108.
prospartańskich – 30. Melon, demokrata i spiskowiec tebań-
Hippostenejdas, demokrata i spiskowiec ski – 29, 30, 33.
tebański – 31. Mnasippos, dowódca spartański – 91-
Hypermenes, nauarcha (?) spartański – 98. 96, 98, 99.

Ifikrates, dowódca ateński (?–353) Nikolochos, nauarcha spartański – 76,


– 15, 17, 38, 86, 91, 98, 100, 105, 78, 80.
119, 120.
Ismenias, przywódca demokratów te- Panthoides, hermosta spartański –
bańskich – 12, 20. 82.
Pauzaniasz, król Sparty z dynastii
Jazon, tyran z Feraj, tagos Związku Agidów (409–395) – 10.
Tessalskiego (?–370) – 88, 89, 92, Pelopidas, polityk i wódz tebański (?–
108, 146, 148. 364) – 12, 13, 29, 30, 33, 36, 82- 84,
86-88, 108, 123, 126, 127, 132, 134,
Kabiriach, archont tebański – 30. 138, 146, 154, 179.
Kallistratos, polityk i strateg ateński, Pollis, nauarcha spartański – 65, 66,
twórca II Związku Ateńskiego (?–350) 70-72, 74, 95, 96.
– 92, 102, 103. Polybiades, dowódca spartański –
Kefisodoros, demokrata i spiskowiec 28.
tebański – 30. Polycharmos, dowódca jazdy spartań-
Kleas, Spartiata – 45. skiej – 23.
Kleombrotos I, syn Agesipolisa, król Polydamas, władca Farsalos – 88, 89.
Sparty z dynasii Agidów (380–371) Prothoos, Spartiata – 107, 108.
– 9, 33-37, 41, 44, 65, 82, 107, 108,
110, 112-114, 117-119, 124, 126, Sfodrias, dowódca spartański – 34, 36-
128, 130, 132, 135, 138, 140, 148, 38, 136, 138, 175.
151, 175-179. Sokratides, archont ateński – 92.

190
Witold Biernacki – Wojna beocka

Symangelos, beotarcha – 108, 113. Thrasybulos, polityk i wódz ateński


Teleutias, dowódca spartański, brat kró- (?–388) – 17.
la Agesilaosa II – 22-24, 26, 27, 151. Timotheos, syn Konona, polityk i stra-
Telmonidas, dowódca spartański – 26. teg ateński (?–354) – 63, 75, 76, 79-
Theokritas, wróżbita tebański – 123. 81, 91, 92, 102.
Theopomos, polemarcha spartański – Tiribazos, satrapa Lidii – 7.
83.
Wydanie 2 (1 jako e-book) poprawione i uzupenione
Wrzesień 2016

You might also like