Professional Documents
Culture Documents
ISBN: 978-83-7579-344-4
ISBN (mobi): 978-83-7579-356-7
ISBN (e-pub): 978-83-7579-355-0
Księgarnia internetowa!!!
Pełna informacja o ofercie, zapowiedziach i planach wydawniczych
Zapraszamy
www.galaktyka.com.pl
kontakt e-mail: info@galaktyka.com.pl; sekretariat@galaktyka.com.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone. Bez pisemnej zgody Wydawcy książka ta nie może być powielana częściowo, ani
w całości. Nie może też być reprodukowana, przechowywana i przetwarzana z zastosowaniem jakichkolwiek
środków elektronicznych, mechanicznych, fotokopiarskich, nagrywających i innych.
Entuzjastom diety niskowęglowodanowej,
którzy zmotywowali mnie do napisania tej książki.
===OQ89DDsCZ gBiVDILPVg7WWsNOgM wB2J aYwcwCDk KPV8=
Spis treści
Nie jest tajemnicą, że Amerykanie borykają się z problemem nadwagi. Od lat 80.
XX wieku, kiedy media po raz pierwszy zwróciły uwagę na ten problem, częstość
występowania otyłości w Stanach Zjednoczonych wzrosła dwukrotnie1. Obecnie
ponad jedna trzecia dorosłej części populacji Ameryki cierpi z tego powodu.
I pomimo setek nowych (lub odgrzewanych, a udających nowe) rozwiązań, które
rokrocznie trafiają na amerykańskie półki w postaci książek lub gotowych
dietetycznych potraw, wygląda na to, że nadal nie jesteśmy w stanie powstrzymać
rosnącej skali problemu. Amerykańska narodowa batalia z nadprogramowymi
kilogramami jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej – nadwaga łączy się
z najczęstszymi przyczynami przedwczesnej śmierci, takimi jak choroby serca,
udary, cukrzyca typu 2 i niektóre rodzaje nowotworów2.
Książka ta poświęcona jest przede wszystkim dietom niskowęglowodanowym
– czyli tym, które z jednej strony cieszą się olbrzymią popularnością i na rynku
amerykańskim święcą triumfy, a z drugiej stanowią jedno z największych
zdrowotnych zagrożeń ze wszystkich diet, które mają spełnić marzenia o zrzuceniu
zbędnych kilogramów i dobrym zdrowiu. Wyjaśnimy, dlaczego dieta
niskowęglowodanowa jest tak atrakcyjna, jak to się stało, że ludzie uwierzyli w jej
dobroczynne działanie oraz jaki naprawdę wpływ ma na zdrowie. Omówimy
również błędne założenia, z których bierze się przeświadczenie, że węglowodany są
niezdrowe, i przeanalizujemy, dlaczego przekonanie to wciąż się utrzymuje, mimo
tak licznych dowodów przemawiających za jego nieprawidłowością.
Od dawien dawna powstają przeróżne diety cud, a na potwierdzenie ich
skuteczności przedstawia się mniej lub bardziej wiarygodne uzasadnienia naukowe.
Niektóre sprawdzały się lepiej, inne gorzej. Kilka dekad temu (do pewnego stopnia
również obecnie) ciesząca się największą popularnością i zaufaniem rada brzmiała:
mniej jedzenia, więcej aktywności fizycznej. Utrata wagi sprowadzała się do prostej
matematyki – kalorie dostarczone kontra kalorie spalone. Ale mówiło się również,
że problemem jest spożywany tłuszcz. Tłuszcz sprawia, że jesteśmy tłuści. Proste.
Jeśli zatem chcemy stracić na wadze, musimy jeść mniej tłustych potraw.
Ale ponieważ częstość występowania otyłości wśród Amerykanów stale
wzrastała, wydawało się oczywiste, że te zalecenia po prostu się nie sprawdzają.
Standardowa dieta amerykańska (Standard American Diet – SAD*) też nie była
w stanie się obronić. Stało się jasne, że jeszcze raz trzeba przemyśleć
dotychczasowe założenia właściwego żywienia. W latach 80. XX wieku, gdy
pojawiły się pierwsze głosy postulujące zmianę podejścia do problemu, na scenę
wkroczyła dieta niskowęglowodanowa. Boom nastąpił w 1988 roku, wraz
z publikacją książki Roberta Atkinsa Doktora Atkinsa kolejna nowa rewolucyjna
dieta (Dr. Atkins’ New Diet Revolution), która nowa była głównie z nazwy, bo
opierała się na opublikowanej przez tego samego autora pozycji z 1972 roku pod
tytułem Nowa rewolucyjna dieta doktora Atkinsa (Dr. Atkins’ Diet Revolution)**.
Pierwszy tytuł notabene nie odniósł na rynku większego sukcesu. W Doktora
Atkinsa kolejnej nowej rewolucyjnej diecie amerykański kardiolog prezentował nad
wyraz kuszące podejście do zagadnień wagi, odżywiania i zdrowia.
Pokrótce mówiąc, ruch promujący dietę niskowęglowodanową zalecał swoim
wyznawcom drastyczne ograniczenie ilości spożywanych węglowodanów,
a w zamian pozyskiwanie lwiej części przyjmowanych kalorii z białka i tłuszczu.
Problemem standardowej diety amerykańskiej nie jest, według Atkinsa, tłuszcz, lecz
właśnie węglowodany – te znajdujące się w chlebie, ryżu, makaronie, owocach
i warzywach o wysokiej zawartości skrobi. Najlepszym sposobem na utratę wagi
jest zatem zdaniem autora ograniczenie spożycia węglowodanów.
I zadziałało! Zajadając bekon, steki i masło, zwolennicy Atkinsa faktycznie
gubili kilogramy. Właściwie wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie jeden istotny
szczegół: dieta niskowęglowodanowa nie jest korzystna dla naszego zdrowia.
Kolejne badania ukazywały zły wpływ wysokobiałkowego i bogatego w tłuszcz
sposobu żywienia. Okazało się, że jest równie niezdrowy, a może i gorszy niż
standardowa dieta amerykańska, którą miał zastąpić.
W tej książce spróbuję odpowiedzieć na kilka bardzo istotnych pytań:
Dlaczego opinia publiczna dała się przekonać, że dieta niskowęglowodanowa jest
lekiem na wszystkie problemy z nadwagą? Co naprawdę kryje się za tą agresywnie
promowaną koncepcją? Jaka jest właściwa, optymalna dieta pozwalająca na
osiągnięcie wagi idealnej, która jednocześnie utrzyma nas w dobrym zdrowiu
i pozwoli dłużej cieszyć się życiem?
Mam nadzieję, że lektura tej książki przyniesie jeden ważny rezultat,
a mianowicie, że uzmysłowi czytelnikowi, iż zalety szybkiej utraty wagi, która
może być efektem stosowania diety niskowęglowodanowej, nie są w stanie
zrekompensować poważnych problemów natury zdrowotnej, towarzyszących
sposobowi żywienia w tak znaczącym stopniu opartemu na produktach pochodzenia
zwierzęcego.
* Sad – ang. smutny (przyp. tłum.).
** Obie książki ukazały się w Polsce nakładem wydawnictwa Amber: Nowa rewolucyjna… w tłumaczeniu Ireny
Bartczak, w 1997 roku, Doktora Atkinsa… – w tłumaczeniu Marii Derkacz-Strybel, w roku 2003 (przyp. tłum.).
DIETA NISKOWĘGLOWODANOWA –
CO DO NAS PRZEMAWIA?
Ponad 40 lat poświęciłem eksperymentalnym badaniom żywieniowym, najpierw na
Politechnice i Uniwersytecie Stanowym Wirginii, a następnie na Uniwersytecie
Cornella w stanie Nowy Jork, śledząc na bieżąco najświeższe odkrycia
i przeprowadzając badania, tak w laboratorium, jak i w warunkach rzeczywistych.
Jako badacz specjalizujący się w żywieniu byłem z początku zdumiony olbrzymią
popularnością i rynkowym sukcesem, jakim cieszyła się dieta
niskowęglowodanowa, zwłaszcza w świetle jej ewidentnych wad. Badania nad dietą
wysokobiałkową i wysokotłuszczową konsekwentnie udowadniały jej druzgocący
wpływ na zdrowie, jak również nie dawały dowodów na potwierdzenie jej wpływu
na długoterminową utratę wagi. Co więcej, uczestnicy badań po prostu nie byli
w stanie stosować się do założeń przez dłuższy czas. Dlatego tym bardziej warto
moim zdaniem przyjrzeć się czynnikom, które budują ten pociągający
i jednocześnie mamiący wizerunek diety postulującej redukcję węglowodanów.
Nietrudno sobie wyobrazić, dlaczego osoby odchudzające się – tak wtedy, jak
i obecnie – chcą sięgać po metodę opartą na założeniach całkowicie odmiennych od
tych, jakie promowano wcześniej. Odchudzanie to temat bliski milionom
Amerykanów. Producenci i dostawcy żywności zalewają rynek żywnością, która ma
pomóc w walce ze zbędnymi kilogramami. Programy telewizyjne stale bombardują
nas informacjami promującymi nowe gadżety, programy treningowe, tabletki
i proszki, dzięki którym raz na zawsze uporamy się z ciążącymi nam kilogramami.
Niestety, wygląda na to, że nic z tego nie przynosi pożądanych rezultatów.
Żeby to dokładnie zobrazować, przyjrzyjmy się dwóm slajdom z prezentacji
CDC*. Pierwszy ukazuje dane z 1990 roku – jak widać, sytuacja nie ukazuje się
optymistycznie:
Spośród 52 stanów i terytoriów zależnych USA 46 wykazuje częstość
występowania otyłości wśród dorosłych mieszkańców między 10 a 20 procent, przy
czym otyłość definiowana jest jako wskaźnik BMI (Body Mass Index) powyżej 30.
W żadnym ze stanów wskaźnik otyłości nie przekracza wartości 20 procent.
A teraz rzut oka na dane z 2010 roku:
Zaledwie 20 lat później „najszczuplejsze” stany – czyli te, w których wskaźnik
otyłości nie przekracza 25 procent – mają gorsze wyniki niż „najtłustsze” stany
z roku 1990. A 12 stanów przekroczyło wartość 30 procent.
W danych z 2011 roku, które nie zostały jeszcze opracowane w formie
wizualnej, wprowadzono nową kategorię: wskaźnik otyłości wśród dorosłych
powyżej 35 procent. Precyzyjnie rzecz ujmując, utworzenie takiej kategorii nie było
konieczne (najbardziej do tej wartości zbliżyła się Alabama – 34,9 procent ), ale
najwyraźniej CDC myśli przyszłościowo 3.
Jeśli weźmiemy pod uwagę olbrzymią skalę rozwoju rynku produktów
odchudzających oraz diet i zestawimy to z zadziwiającym brakiem efektów, łatwo
będzie nam zrozumieć, dlaczego alternatywne podejścia do odchudzania zdobywają
popularność. Dieta niskowęglowodanowa okazała się propozycją, która wzbudziła
największy poklask wśród społeczeństwa, a tym samym zagarnęła lwią część
dietetycznego rynku. Dlaczego jednak to ten sposób odżywiania pokonał inne nowe
rozwiązania w walce o klienta?
Jednego z powodów należy upatrywać w świetnej retoryce marketingowej. I tu
chylę czoło przed doktorem Atkinsem. W swojej najnowszej książce zatytułowanej
Ukryta prawda. Rewolucyjna wiedza o żywieniu i zdrowiu** (Whole: Rethinking the
Science of Nutrition, 2013) poruszam między innymi temat paradygmatów
i zakorzenionych wzorców widzenia świata, które niezmiernie trudno zmienić.
Jednak Atkinsowi i jego zwolennikom udała się ta sztuka – postawili na głowie
cały, ponadstuletni dorobek naukowy w zakresie żywienia; tłuszcz i cholesterol
obwołali bohaterami zdrowego odżywiania i piętnowali każdego, kto ośmielił się
wskazać na badania przeczące tej teorii. Nie tylko dali Amerykanom zielone światło
do jedzenia olbrzymich ilości najszkodliwszej żywności pod słońcem, lecz także
pozwolili im zapomnieć o wyrzutach sumienia i objadać się z dumą oraz poczuciem
wyższości. Największe wrażenie robi językowa spuścizna po szaleństwach doktora
Atkinsa: ukuty termin „niskowęglowy” (ang. low-carb), który większości
roślinnego pożywienia – wcześniej uznawanego za najrozsądniejszy wybór
żywieniowy – przypiął łatkę tuczących i niebezpiecznych dla zdrowia produktów
zakazanych.
Z oczywistych powodów założenia promowane przez Atkinsa natychmiast
przemówiły odbiorcom do wyobraźni. Po dziesięcioleciach zdetronizowano
przekonanie, że utrata wagi jest pisana jedynie tym, którzy zdecydują się wegetować
na sałatce, lunchem nazywać połówkę grejpfruta i serek wiejski light, a colę
zamienić na dietetyczne napoje, którym w smaku bliżej do kwasu niż oranżady. Ktoś
w końcu pozwolił ludziom opychać się do woli ulubionymi potrawami: stekami,
bekonem, masłem, smalcem, śmietaną, serem, oliwą, majonezem i jajkami.
Jedzenie znów stało się przyjemne!
I cokolwiek by powiedzieć, na początkowych etapach diety ludzie faktycznie
gubili kilogramy. Wyglądało na to, że produkty, które przez tyle lat znajdowały się
na czarnej liście lekarzy i dietetyków, skuteczniej radzą sobie z poskramianiem
nadprogramowych kilogramów niż te bezsmakowe, odtłuszczone i przetworzone,
które odzierały jedzenie z całej przyjemności.
Wyznawcy Atkinsa mogli więc nie tylko bez wyrzutów sumienia i do woli
spełniać swoje tłuste, wysokobiałkowe zachcianki, lecz także z góry patrzeć na
biednych głupców, którzy nadal głodzili się sałatkami, uczęszczali na spotkania
grup wsparcia i wiecznie liczyli kalorie.
Dieta Atkinsa trafiała nie tylko w potrzeby odchudzających się – była też wodą
na młyn przemysłu mięsnego i mleczarskiego. Teraz naukowy termin
„niskowęglowodanowy” niczym tarcza osłaniał producentów i ich wyroby przed
głosami krytyki, a co ważniejsze – sprzedaż rosła.
* Center for Disease Control and Prevention – Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom – jedna z agencji
rządu federalnego Stanów Zjednoczonych wchodząca w skład Department of Health and Human Services
(DHHS) – Ministerstwa Zdrowia i Usług Społecznych (przyp. tłum.).
** Tłum. M. Paciorkowska, U. Rzeszutek, Galaktyka, 2013.
NISKOWĘGLOWODANOWY KRAJOBRAZ
Rzecz jasna nie wszystkie programy oparte na ograniczonym spożyciu
węglowodanów są identyczne. Powołany do życia przez Atkinsa
niskowęglowodanowy wszechświat rozrósł się i stał się domem dla wielu różnych
odmian diet i filozofii żywienia. Ale różnice kryją się głównie w marketingowej
retoryce, nie w założeniach, na których propozycje te są oparte – wszystkie łączy
strach i pogarda w stosunku do węglowodanów, wszystkie też zalecają, by
większość kalorii czerpać z białka i tłuszczu.
Atkins
Choć Robert Atkins jest ojcem współczesnego ruchu na rzecz ograniczania
węglowodanów w diecie, nie on jest autorem tej koncepcji, co zresztą otwarcie
przyznaje w swoich książkach. Pierwszym promotorem diety na bazie
ograniczonego spożycia węglowodanów, o którym nam wiadomo, był w latach 60.
XIX wieku William Banting, angielski przedsiębiorca pogrzebowy. W wieku 66 lat
Banting przeszedł na dietę niskowęglowodanową, kierując się zaleceniami swojego
lekarza, doktora Williama Harveya. W pierwszych paru tygodniach stosowania
programu udało mu się zrzucić kilka kilogramów, co skłoniło go do deklaracji, że
będzie kontynuował narzuconą sobie dietę. O ile mi jednak wiadomo,
długoterminowe rezultaty zmian żywieniowych wprowadzonych przez Bantinga nie
są całkowicie jasne. Przez kolejne stulecie paru innych lekarzy również
eksperymentowało w ten sposób na swoich pacjentach, ale dopiero w 1972 roku,
wraz z publikacją Nowej rewolucyjnej diety doktora Atkinsa, koncepcja diety
niskowęglowodanowej miała szansę zostać zaprezentowana szerszej opinii
publicznej.
Na fali nadchodzącego sukcesu programu mówiącego „nie” węglowodanom
Atkins zdążył przed swoją śmiercią w 2003 roku napisać jeszcze wiele książek.
Jego sukces zawodowy spowodował powstanie prawdziwego imperium: od
momentu publikacji (1988) do czasu, kiedy pisałem niniejszą książkę (2013),
Doktora Atkinsa kolejna nowa rewolucyjna dieta sprzedała się w ponad 15
milionach egzemplarzy, a firma Atkins Nutritionals Inc., która produkuje i wydaje
licencje na produkty spełniające wymogi diety Atkinsa, osiąga rocznie miliony
dolarów zysku ze sprzedaży. Fundacja Atkinsa sponsoruje badania nad związkiem
między dietą niskowęglowodanową a otyłością, chorobą Alzheimera, rakiem
prostaty i innymi schorzeniami. Imperium Atkinsa przetrwało mimo śmierci jej
założyciela i nieomal bankructwa z powodu fatalnego zarządzania w latach 2004–
2005. Obecnie firma ma się dobrze i zachowuje ogromny udział w rynku szeroko
pojętych produktów dietetycznych.
Niskowęglowodanowe wariacje
Wyczuwając złoty interes, wielu innych lekarzy i autorów zaczęło tworzyć własne
odmiany diety niskowęglowodanowej, publikować kolejne książki, opracowywać
diety i wprowadzać na rynek nowe produkty. W Stanach Zjednoczonych największą
popularnością cieszą się Protein Power (1995) autorstwa Mary Dan i Michaela
Eadesa, Enter the Zone (1995) Barry’ego Searsa, Jedz zgodnie ze swoją grupą krwi*
(Eat Right 4 Your Type, 1997) Petera D’Adamo i Whitney Catherine, Dieta paleo**
(The Paleo Diet, 2002) Lorena Cordaina, Dieta south beach*** (South Beach Diet,
2005) Arthura Agatsona oraz The New Atkins for A New You (2010) Erica Westmana.
Jak młodsze rodzeństwo walczące o uwagę rodziców, wszyscy ci autorzy i ich
zwolennicy zadają sobie mnóstwo trudu, by pokazać, co odróżnia ich, jako autorów
jedynej słusznej odmiany diety, od innych. Dieta south beach zaleca oliwę z oliwek
zamiast masła i podkreśla konieczność wybierania chudego mięsa. Protein power
uzupełnia dietę o duże ilości wody i suplementów, by zrekompensować niedobory
wynikające z ograniczonego spożycia węglowodanów. Enter the zone (dieta
strefowa) na pierwszy rzut oka odrzuca założenia diety niskowęglowodanowej,
zalecając „jedynie” 30-procentowe spożycie białka, jednak nadal zakłada
ograniczenie węglowodanów do poziomu poniżej 50 procent dostarczanych kalorii
(to wciąż niewiele!). Nawet dieta paleo****, choć podkreśla konieczność
spożywania produktów nisko przetworzonych, jest tylko kolejną odmianą
niskowęglowodanowego, wysokobiałkowego i wysokotłuszczowego programu
żywieniowego (patrz: załącznik). Podsumowując, wszystkie te wariacje to ten sam
produkt sprzedawany w nieco innym opakowaniu.
Nie licząc powszechnej węglowodanofobii, wszystkich powyższych autorów
(poza Lorenem Cordainem) łączą jeszcze dwie rzeczy: brak jakiegokolwiek
doświadczenia naukowego oraz imponująca fortuna zbita na sprzedaży koktajli,
odżywek, ekstraktów, olejów, batonów, a nawet czekolady, której towarzyszy
drugie, nie mniej wydajne źródło dochodu, czyli licencjonowanie produktów
spełniających wymogi i zalecenia danej diety.
Szeroki wachlarz niskowęglowodanowych propozycji i działania
marketingowe im towarzyszące sprawiły, że koncepcja chudnięcia poprzez
ograniczanie spożycia węglowodanów zdążyła się już ugruntować tak kulturowo,
jak i społecznie. W Stanach niskowęglowodanowe menu znajdziemy w większości
restauracji. Od osoby dbającej o wagę oczekuje się, że wyeliminuje węglowodany
ze swojego jadłospisu. I choć 20 lat temu ze zdumieniem (i prawdopodobnie
pukając się w czoło) siadalibyśmy do rzekomo sprzyjającego utracie wagi talerza
pełnego bekonu, masła i wołowiny, dziś jest to bardzo powszechne podejście do
odchudzania. W rzeczywistości nawet największe absurdy powtarzane
z odpowiednią częstotliwością przybierają pozór prawdy.
* Tłum. S. Paszkowski, Mada, 2012.
** Tłum. A. Andrzejewska, Wydawnictwo Literackie, 2011.
*** Tłum. B. Jóźwiak, Rebis, 2004.
**** Nazywana również „dietą jaskiniowców”, „dietą epoki kamienia łupanego” lub „dietą paleolityczną”
(przyp. tłum.).
Różnorodność węglowodanów
Węglowodany to składniki pokarmowe, które znaleźć możemy niemal wyłącznie
w pożywieniu pochodzenia roślinnego. To zbiór zarówno prostych, jak
i niezmiernie złożonych organicznych związków chemicznych. Ze względu na
liczbę jednostek cukrowych, węglowodany dzielimy na proste, do których należą
monosacharydy (takie jak glukoza, fruktoza, galaktoza, mannoza, itd.),
i disacharydy, tworzące się poprzez połączenie dwóch monosacharydów w reakcji
kondensacji. Za przykład możemy podać sacharozę (inaczej cukrozę, czyli po
prostu znany nam cukier stołowy, składający się z glukozy i fruktozy) czy laktozę
(cukier mleczny zbudowany z glukozy i galaktozy). Połączone łańcuchy, inaczej
polimery, składające się z trzech lub więcej monosacharydów, nazywamy
polisacharydami (wielocukrami). Glukoza (taki sam związek chemiczny jak cukier
we krwi) jest monosacharydem najpowszechniej występującym w łańcuchach
polimerów. Na drugim miejscu pod względem częstotliwości występowania
w pożywieniu znajduje się fruktoza. Skrobia, główny polisacharyd w diecie
człowieka, występująca w pożywieniu takim jak ziemniaki czy ziarna zbóż, to sieć
długich łańcuchów zbudowanych z cząsteczek glukozy.
Monosacharydy i disacharydy często określa się mianem węglowodanów
prostych, ponieważ rozmiar ich cząsteczek jest niewielki, łatwo rozpuszczają się
w wodzie, są szybko trawione i przyswajane do krwiobiegu. Niektórym wydaje się,
że skrobia również zalicza się do węglowodanów prostych, ponieważ ona także
rozpuszcza się w wodzie (choć w efekcie zamienia się w żel bądź pastę) i podczas
trawienia dość łatwo rozpada się na glukozę, która szybko przedostaje się do
krwiobiegu.
Inne typy węglowodanów są znacznie bardziej złożone. Skomplikowane sieci
polimerów składają się z łańcuchów monosacharydów, czasami w skład wchodzą
również aminokwasy i poboczne łańcuchy cząsteczek typu tłuszczowego. Te sieci
polimerów mają bardzo zróżnicowane właściwości chemiczne, fizyczne
i żywieniowe. Na przykład szeroka grupa substancji określana mianem błonnika
pokarmowego (włókno pokarmowe), w przeciwieństwie do węglowodanów
prostych, w ogóle nie jest trawiona ani przyswajana w jelicie. Mimo to owe złożone
substancje odgrywają ważną rolę w kluczowych procesach biologicznych: wchodzą
w interakcję z mikroorganizmami znajdującymi się w układzie pokarmowym, które
rozbijają je na składniki mające korzystny wpływ na nasz organizm, przede
wszystkim na pracę jelit. W rzeczy samej, węglowodany proste i złożone, gdy
wzajemnie się uzupełniają, zapewniają różnorodne korzyści dla organizmu,
włączając w to dostarczanie energii.
Za każdym razem, gdy napotykamy na różnorodność w przyrodzie, nie
powinniśmy pochopnie przypinać jej łatki niepotrzebnej lub niekorzystnej.
Zróżnicowane właściwości węglowodanów, jeśli chodzi o łatwość trawienia
i sposoby działania, są bardzo istotne: pozwalają organizmowi przystosowywać się
do różnorakich warunków, począwszy od zaspokajania nagłych potrzeb
energetycznych po ułatwianie trawienia i przyswajania innych składników
pokarmowych w układzie trawiennym.
To prawda, że sacharoza, prosty disacharyd, czyli powszechnie używany
cukier stołowy, może być szkodliwa, jeśli zostanie wyizolowana ze swojej
naturalnej postaci. Sacharoza ma niewiele wartości zdrowotnych, a wręcz nie ma
ich wcale, gdy występuje w formie przetworzonej, to znaczy kiedy wyizoluje się ją
z trzciny cukrowej lub buraków cukrowych i w tej formie doda do innych
pokarmów. Syrop kukurydziany o wysokiej zawartości fruktozy to kolejny
przykład szeroko wykorzystywanej i popularyzowanej mieszaniny fruktozy
i glukozy, którą ostatnimi czasy naukowcy poddali bardziej szczegółowej analizie.
Badania wykazały, że konsekwencje jego spożywania są równie negatywne (jeśli
nie gorsze)11 niż w przypadku sacharozy12.
Aby wykorzystać te argumenty w służbie diety niskowęglowodanowej, Taubes
dopuszcza się pewnego rodzaju skrótu myślowego, który ostatecznie wprowadza
czytelników w błąd. Jego tok myślenia jest następujący: cukier rafinowany jest zły,
dlatego wszystkie produkty, w skład których wchodzą cukry (czyli węglowodany),
są złe. To naprawdę kulejący ciąg logiczny. Możemy dodatkowo uwypuklić błędy
w tego typu rozumowaniu, posługując się przykładem innego rodzaju
węglowodanów stanowiącego składnik pożywienia pochodzenia roślinnego,
a mianowicie błonnika. Porównajmy zatem jego wpływ na zdrowie w naturalnej
postaci z działaniem po przetworzeniu i wyizolowaniu, kiedy spożywany jest jako
suplement.
Błonnik pokarmowy jest pozyskiwany z różnego rodzaju pełnoziarnistych
zbóż, a następnie dodawany do ciast i innych wypieków w postaci otrębów.
Marketingowcy prześcigają się w przypisywaniu takim wypiekom właściwości
zdrowotnych, posiłkując się naukowymi dowodami na korzystny wpływ błonnika
na zdrowie. Ale otręby nie mają pozytywnych właściwości zdrowotnych, jeśli
wyabstrahujemy je z pełnych ziaren zbóż i wetkniemy w wysoce przetworzone
i zmodyfikowane produkty, jak pieczywo czy płatki śniadaniowe. Choć istnieją
fragmentaryczne dowody na to, że suplementy zawierające otręby mogą zmniejszyć
niektóre objawy problemów zdrowotnych, nie znajduję przekonujących dowodów,
jakoby w dłuższej perspektywie czasowej było to dobre rozwiązanie, pomagające
pokonywać te właśnie problemy13.
Zawierające błonnik pokarmowy pełnoziarniste produkty w swojej nisko
przetworzonej, złożonej formie przyczyniają się do obniżenia zapadalności na raka
jelita grubego i zmniejszenia stężeń estrogenów (stymulujących rozwój raka
piersi), jak również do obniżenia poziomu cholesterolu we krwi. Ale użycie
otrębów w przetworzonej, wyizolowanej formie to bardziej kwestia marketingu niż
medycyny. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku większości wyizolowanych
składników pokarmowych – albo nie mają żadnego pozytywnego wpływu na nasze
zdrowie, albo są wręcz szkodliwe.
Gdyby Taubes i jego towarzysze optowali przeciwko spożywaniu
przetworzonych (tj. wyizolowanych) cukrów, powinni to jednoznacznie powiedzieć.
Byłbym wtedy pierwszy, który poparłby ich krucjatę o wyeliminowanie takich
produktów z diety człowieka. Oni jednak wylewają dziecko z kąpielą, wrzucając
całą kategorię węglowodanów do jednego worka, co pod względem logicznym jest
posunięciem błędnym, a moralnie nieuczciwym. (Taubes jest akurat nieco
ostrożniejszy niż większość miłośników diety niskowęglowodanowej, to jednak nie
wystarczy. Powinien w sposób jasny i jednoznaczny podkreślać różnicę między
wpływem produktów przetworzonych i naturalnych, nie pozwalając, by fałszywa
teoria „złych węglowodanów” tliła się w zbiorowej świadomości).
Owoce, warzywa i produkty pełnoziarniste są rzecz jasna bogate
w węglowodany, dlatego szufladkowanie wszystkich węglowodanów jako
niezdrowe oznacza demonizowanie zarówno skutków stosowania diety roślinnej,
jak również spożywania cukrów prostych. Dieta uboga w węglowodany staje się
z automatu dietą obfitującą w tłuszcz, zwłaszcza w tłuszcz nasycony, ponieważ
eliminacja węglowodanów wymaga w znaczącej mierze pozyskiwania energii
i innych składników odżywczych z produktów odzwierzęcych, spożywanych
w dużych ilościach. Z definicji dieta niskowęglowodanowa bazuje na spożyciu
produktów pochodzenia zwierzęcego, podczas gdy dieta niskotłuszczowa opiera się
w przeważającej mierze na produktach roślinnych. Z mojego doświadczenia
wynika, że właśnie propagowanie produktów odzwierzęcych w diecie ubogiej
w węglowodany (czyli jednocześnie wysokobiałkowej i wysokotłuszczowej)
stanowi główną motywację zwolenników Atkinsa i jemu podobnych.
Diametralna zmiana w źródłach pozyskiwania energii, jaka zachodzi między
innymi przez uproszczenie roli i definicji węglowodanów dokonywane przez
Taubesa, ma poważne konsekwencje.
Taubes nadmiernie upraszcza, a przez to wypacza definicję węglowodanów
i znaczenie, jakie mają dla człowieka. Promowana przez niego radykalna zmiana
sposobu odżywiania jest brzemienna w skutki. Przejście na dietę
niskowęglowodanową dramatycznie ogranicza przyjmowanie antyoksydantów,
węglowodanów złożonych, witamin i niektórych składników mineralnych. Co
więcej, w diecie tej to tłuszcz, a nie węglowodany, stanowi główne źródło energii,
zaś spożycie białka znacznie przekracza normalne zapotrzebowanie.
Dlaczego jest to takie straszne? Ponieważ wybór rodzaju pożywienia,
z którego zdecydujemy się w głównej mierze pozyskiwać energię, to wybór między
dobrym zdrowiem a walką z chorobami.
DIETA OPTYMALNA
Dobra matka nauka daje nam rozwiązanie: optymalny sposób odżywiania, który ja
określam mianem nisko przetworzonej diety opartej na produktach roślinnych
(Whole Foods, Plant Based diet – WFPB). Dowody na dobroczynny wpływ takiej
diety na zdrowie były znane na długo przed tym, niż dysponowałem wynikami
własnych eksperymentalnych badań laboratoryjnych. Już wiele dekad wcześniej
zaczęto, co prawda mało precyzyjnie, doradzać ludziom: „Jedzcie więcej warzyw
i owoców”. Jednak możliwe, że dopiero po raz pierwszy spotykasz się z tak
rzetelnym materiałem dowodowym, przedstawionym na poparcie niezwykłych
efektów zdrowotnych nisko przetworzonej diety opartej na produktach roślinnych.
Dzieje się tak nie dlatego, że teoria jest „podejrzana” lub dowody nieprzekonujące,
ale dlatego że przemysły spożywczy, medyczny i farmaceutyczny mają wiele do
stracenia, jeśli społeczeństwo zrozumie dobroczynny wpływ pełnowartościowej
diety roślinnej oraz chorobotwórcze właściwości wysoce przetworzonego
pożywienia odzwierzęcego. Dowody jasno wskazują, iż pełnowartościowa dieta
roślinna stanowi najlepsze rozwiązanie, które pozwala długoterminowo cieszyć się
doskonałym zdrowiem i szczupłą sylwetką, której tak pożądamy.
Na początek definicja. Pełnowartościowa dieta roślinna składa się z żywności
nisko przetworzonej, czyli takiej, która najbardziej przypomina formę, w jakiej
pożywienie występuje w naturze. Na zróżnicowaną i bogatą dietę składa się szeroka
gama owoców, warzyw, zbóż, orzechów i pestek. Wyklucza się natomiast produkty
przetworzone, jak na przykład biały cukier i biała mąka, polepszacze, konserwanty
i inne chemiczne dodatki, na rozpoznawanie i trawienie których nasz organizm
nigdy nie był przygotowany, jak również wyizolowane tłuszcze (włącznie z oliwą
i olejem kokosowym). Dieta taka zakłada również minimalne (a najlepiej zerowe)
spożycie produktów odzwierzęcych, tak by nie stanowiły źródła więcej niż 5
procent całkowitej liczby przyjmowanych kalorii.
Spożywając posiłki składające się z przeróżnych produktów roślinnych nie
musimy w zasadzie martwić się o specyfikę kalorii, węglowodanów, białek czy
nawet witamin – natura sama zadba o proporcje. Ponieważ dieta roślina
w przeważającej mierze opiera się na spożyciu węglowodanów, podział źródeł
energii wygląda mniej więcej następująco: węglowodany dostarczają około 80
procent kalorii, białka i tłuszcz po 10 procent. Rzecz jasna, jeśli będziesz się stale
objadał owocami awokado i orzechami, a pomijał zielone warzywa liściaste,
możesz wypaczyć i zaburzyć założenia diety. Jednak mimo usilnych starań,
przestrzegając pełnowartościowej diety roślinnej, ciężko ci będzie dobić do
wartości 15 procent kalorii pochodzenia białkowego.
Czy nie można by po prostu zmniejszyć spożycia energii z białka do 10–15
procent, nie zważając na to, czy pochodzi ono z produktów zwierzęcych, czy
roślinnych, i uzyskać takie same efekty? Tak, ale dostarczenie sobie 15 procent
białka pochodzenia roślinnego to nie to samo, co pozyskanie 15 procent białka
z produktów odzwierzęcych, częściowo dlatego, że zmiana źródła białka na
zwierzęce będzie się wiązała ze zmianą w spożyciu innych składników
pokarmowych, które zawarte są w pożywieniu odzwierzęcym.
W mojej pierwszej książce Nowoczesne zasady odżywiania. Przełomowe
badanie wpływu odżywiania na zdrowie* (The China Study: The Most
Comprehensive Study of Nutrition Ever Conducted and Starling Implications for
Diet, Weight Loss and Long-term Health, 2004), którą napisałem wspólnie z moim
synem Tomem, dzielę się wynikami badań przeprowadzonych przeze mnie i mój
zespół, jak również prowadzonych przez innych naukowców, ukazujących
niesamowite korzyści dla zdrowia, jakie przynosi stosowanie pełnowartościowej
diety roślinnej. W mojej drugiej książce zatytułowanej Ukryta prawda. Rewolucyjna
wiedza o żywieniu i zdrowiu piszę, dlaczego przedstawione przeze mnie wcześniej
dowody są bardziej rzetelne i wiarygodne niż wyniki, które rzekomo dowodzą
korzystnego wpływu diet bazujących w dużej mierze na produktach pochodzenia
zwierzęcego. Polecam zapoznanie się z obiema pracami, by uzyskać pełen obraz
sytuacji. Dla naszych aktualnych celów postaram się przedstawić rzetelne
streszczenie.
Jak argumentuję w Nowoczesnych zasadach odżywiania, pełnowartościowa
dieta roślinna to prawdziwa żyła złota, jeśli chodzi o kwestię antyoksydantów
i węglowodanów złożonych, jak również źródło optymalnych ilości tłuszczu,
białka, witamin i składników mineralnych, z których wiele ma wpływ na
zapobieganie chorobom. Wprowadzanie jakichkolwiek modyfikacji do tego
modelu – jak w przypadku włączania produktów odzwierzęcych lub
przetworzonych – sprawia, że tracimy część z różnorodnych korzyści płynących ze
spożywania życiodajnych składników pokarmowych, jakie przewiduje dieta. Co
najważniejsze, wyizolowane składniki pokarmowe stosowane w formie
suplementów, w pojedynkę czy w różnego rodzaju mieszankach, nie przyniosą nam
takich korzyści dla zdrowia jak żywność nisko przetworzona.
Co więcej (a to bardzo ważne dla tematu niniejszej książki),
wysokowęglowodanowa pełnowartościowa dieta roślinna zmniejsza ryzyko
zachorowań na degeneracyjne choroby związane z otyłością – czyli dokładnie
odwrotnie niż w swoim modelu zdecydowanego ograniczania węglowodanów
zakłada Taubes.
* Tłum. M. Paciorkowska, Galaktyka, 2011.
Głód informacji na temat odżywiania nieustannie mnie zadziwia, choć już od dawna
zajmuję się zawodowo badaniami doświadczalnymi z zakresu żywienia i zdrowia.
Od wielu lat książki o dietach to bestsellery. W niemal każdym popularnym
czasopiśmie znajduje się rubryka z radami na temat odżywiania, w gazetach
regularnie pojawiają się artykuły poświęcone tej tematyce, a programy telewizyjne
i radiowe wciąż poruszają problemy zdrowia i odżywiania.
Jesteś zewsząd zasypywany tymi informacjami, ale czy na pewno wiesz, co
powinieneś robić dla poprawy stanu swojego zdrowia?
Czy powinieneś kupować certyfikowaną żywność ekologiczną, aby uniknąć
ryzyka związanego z działaniem pestycydów? Czy zanieczyszczenie przemysłowe
i inne środki chemiczne wprowadzane do środowiska to podstawowa przyczyna
nowotworów? A może twoje zdrowie jest „z góry określone” przez geny, jakie
odziedziczyłeś? Czy węglowodany tuczą? Czy obawiać się całkowitej, ogólnej
ilości tłuszczu w diecie, czy przede wszystkim zwrócić uwagę na zawartość tłuszczu
nasyconego i kwasy tłuszczowe trans? Które witaminy należy suplementować i czy
w ogóle to robić? Czy kupować produkty wzbogacane w błonnik? Czy jeść ryby,
a jeśli tak, to jak często? Czy spożywanie produktów sojowych zapobiega
chorobom serca?
Przypuszczam, że nie jesteś pewien odpowiedzi na te pytania. Jeśli tak, to nie
jesteś odosobniony. Mimo zalewu informacji i opinii zaledwie garstka osób
naprawdę wie, co robić, aby poprawić zdrowie.
Nie oznacza to, że nie przeprowadzono odpowiednich badań, wręcz
przeciwnie. Posiadamy ogromną wiedzę na temat istnienia ścisłej współzależności
pomiędzy sposobem odżywiania a zdrowiem człowieka. Jednakże prawdziwa nauka
leży pod stertą śmieci, na którą składają się nieistotne doniesienia o nikłym
znaczeniu naukowym i niekiedy szkodliwe w skutkach. Została ona zagłuszona
szumem informacyjnym w rodzaju chwilowych mód żywieniowych, modnych diet
cud i propagandą przemysłu żywnościowego.
Pragnę to zmienić. Chcę dostarczyć ci nowych podstaw. Takich, dzięki którym
lepiej zrozumiesz związek między odżywianiem i zdrowiem, poczujesz się mniej
zagubiony – są to informacje spójne i uporządkowane, dowiesz się, jak zapobiegać
chorobom i je leczyć, w pełni się samorealizując.
Byłem „częścią systemu” przez prawie pięćdziesiąt lat, na najwyższym
szczeblu, planowałem duże projekty badawcze i zarządzałem nimi, decydowałem,
które badania zostaną dofinansowane, i tłumaczyłem wiele prac badawczych na
potrzeby międzynarodowych paneli eksperckich.
Ponieważ przez lata zajmowałem się badaniami naukowymi, a jednocześnie
prowadzeniem polityki zdrowotnej, rozumiem już, czemu Amerykanie są tacy
zagubieni. Jako podatnik, który finansuje badania i politykę zdrowotną, masz prawo
wiedzieć, że wiele obiegowych opinii na temat odżywiania, zdrowia i chorób jest
nieprawdziwych:
Syntetyczne środki chemiczne obecne w środowisku i pożywieniu są
problemem, ale nie podstawową przyczyną nowotworów.
Geny odziedziczone po rodzicach nie są czynnikiem decydującym
o tym, czy padniesz ofiarą którejkolwiek z dziesięciu głównych
przyczyn śmierci.
Nadzieja na terapię genową chorób ignoruje fakt, że są dostępne
skuteczne rozwiązania o wymiernych korzyściach, i to do
zastosowania od zaraz.
Obsesyjne kontrolowanie spożycia jednego składnika odżywczego
w sposób wybiórczy, np. tylko węglowodanów, tłuszczów,
cholesterolu czy kwasów tłuszczowych omega 3, nie jest sposobem
na zachowanie zdrowia na długie lata.
Suplementy odżywcze witamin i innych składników odżywczych nie
stanowią profilaktyki zdrowotnej.
Leki i operacje chirurgiczne nie leczą chorób, które zabijają
większość ludzi.
Twój lekarz prawdopodobnie nie wie, co powinieneś robić, żeby
zachować najlepsze zdrowie.
* Massachusetts Institute of Technology – prestiżowa amerykańska wyższa uczelnia techniczna (przyp. tłum.).
===OQ89DDsCZ gBiVDILPVg7WWsNOgM wB2J aYwcwCDk KPV8=
Wstęp do książki
Ukryta prawda
SUMA CZĘŚCI
Podzieliłem książkę na cztery części.
W pierwszej z nich przedstawiam informacje na temat badań dotyczących
nisko przetworzonej diety roślinnej, przeprowadzonych przeze mnie i innych
naukowców, oraz moje przemyślenia o najpopularniejszych opiniach krytycznych
na ich temat, z którymi spotkałem się od wydania Nowoczesnych zasad odżywiania.
Piszę także więcej o moich doświadczeniach i o drodze, którą przeszedłem – w ten
sposób zapewniam kontekst potrzebny do zrozumienia podstaw mojej filozofii.
W części II przyglądam się powodom, dla których tak wielu osobom trudno
jest nie tylko zaakceptować, ale choćby zauważyć potencjalne korzyści zdrowotne
wynikające z tych badań. Mówię więc o umysłowym więzieniu lub paradygmacie,
którym posługuje się zachodnia nauka i medycyna, a który uniemożliwia
dostrzeżenie oczywistych faktów znajdujących się poza nim. Z wielu powodów
świat szuka prawdy wyłącznie w detalach, kompletnie ignorując szerszą
perspektywę. I choć ma nic złego w szczegółach (przez większość mojej pracy
badawczej zajmowałem się właśnie nimi), negowanie istnienia szerszego kontekstu
i bezmyślna wiara w to, że ułamek rzeczywistości, który obserwujemy, wypaczony
przez nasze uprzedzenia i doświadczenia, to wszystko, co istnieje, może stać się
źródłem problemów.
Z punktu widzenia nauki obsesję detali określa się jako redukcjonizm, który
jest dosyć atrakcyjny społecznie. Dla redukcjonistów inne sposoby patrzenia na
świat są nienaukowe, zabobonne i niewarte uwagi. Wszystkie dowody zebrane przy
pomocy metod nieredukcjonistycznych – zakładając, że tego typu badania w ogóle
otrzymują dofinansowanie – są ignorowane lub zatajane.
W części III przyglądam się drugiej stronie tego równania: siłom
ekonomicznym, które wzmacniają i wykorzystują wspomniany paradygmat dla
własnych korzyści, zabiegając jedynie o sukces finansowy. Manipulują one
dyskursem publicznym dotyczącym zdrowia i odżywiania po to, aby dopasować go
do swoich celów. Przyglądam się wielu sytuacjom, w których pieniądze wpływają
na drobne decyzje, które jednak po zsumowaniu znacząco zmieniają to, co
słyszymy (lub nie słyszymy) – a tym samym w co wierzymy – na temat zdrowia
i odżywiania.
Na koniec, w części IV, analizuję, o jaką stawkę naprawdę toczy się gra, oraz
to, co musimy zrobić, aby zmienić tę sytuację.
PRAWDA NALEŻY DO NAS WSZYSTKICH
Chciałem opowiedzieć tę historię, ponieważ jestem ją winien społeczeństwu. Jeśli
płacisz podatki w Stanach Zjednoczonych, opłacałeś moją ścieżkę zawodową
złożoną z badań, uczenia studentów i zaangażowania w kształtowanie polityki
zdrowotnej i żywieniowej. Znałem i znam zbyt wielu ludzi, również wśród mojej
rodziny i przyjaciół, którzy cierpieli z powodu złego stanu zdrowia zupełnie
niepotrzebnie, tylko dlatego, że nie wiedzieli tego, co ja. A przecież wszyscy
płacimy takie same podatki. Każdy ma prawo usłyszeć, na co wydano jego
pieniądze, ale przede wszystkim każdy ma prawo do czerpania korzyści z wyników
moich badań.
Chciałbym zastrzec tylko jedną rzecz: nie osiągnę żadnych korzyści
finansowych z tego, że mi uwierzysz. Nie sprzedaję zdrowej żywności, nie
organizuję konferencji na temat zdrowia ani nie jestem trenerem zdrowotnym. Mam
siedemdziesiąt dziewięć lat, a za sobą długie i satysfakcjonujące życie. Nie
napisałem tej książki po to, aby zarobić kilka dolarów. Kiedy zaczniesz się dzielić
z innymi zaczerpniętą z niej wiedzą, może się okazać, że spotkasz się z żarliwą
pogardą dla mnie i moich pobudek (na pewno tak będzie!). Zastanów się wtedy nad
źródłem takiego podejścia. Zadaj sobie pytanie: jakie korzyści finansowe czerpią ci
ludzie? Co zyskują, tłumiąc dostęp do informacji zawartych w tej książce?
Ta historia jest dla mnie wyzwaniem. Zdaję sobie sprawę z tego, że dieta
składająca się z samych produktów roślinnych dla wielu ludzi jest po prostu
szaleństwem. Szczęśliwie stanowisko społeczeństwa w tej kwestii zaczyna się
powoli zmieniać. Z upływem czasu poczucie potrzeby zmian nabiera coraz większej
mocy. Obecny system jest po prostu zły, a główne pytanie brzmi: czy zdołamy się
od niego uwolnić, zanim pogrążymy się razem z nim? Czy nadal będziemy
zanieczyszczać nasze ciała, umysły i planetę jego odpadkami, aż wszystko zawali
się z przyczyn ekonomicznych i z powodu odwiecznych praw biologii?
Kiedyś to, co jedliśmy, było osobistym wyborem i prywatną sprawą każdego
człowieka. Wydawało się, że wybory żywieniowe nie wpływają na nasz dobrobyt,
nie wspominając już o zwierzętach, roślinności i zasobach całej planety. Jednak to,
co kiedyś uważaliśmy za prawdę, obecnie na pewno już nią nie jest. To, co jemy –
na poziomie indywidualnym i społecznym – niesie ze sobą wiele konsekwencji,
wykraczających poza kwestię obwodu w pasie czy wartości ciśnienia. Na drugiej
szali leży w końcu nasza przyszłość jako gatunku.
Decyzja należy do nas. Mam nadzieję, że ta książka zachęci cię do mądrego
wyboru – dla twojego zdrowia, dla kolejnych pokoleń i dla całej planety.
T. COLIN CAMPBELL
Lansing, Nowy Jork
Listopad 2012
===OQ89DDsCZ gBiVDILPVg7WWsNOgM wB2J aYwcwCDk KPV8=
NOWOCZESNE ZASADY ODŻYWIANIA
T. Colin Campbell, Thomas M. Campbell II
Bardzo często ludzie zadają mi pytanie: Jak odżywia się twoja rodzina? Po
publikacji książki LeAnne dużo łatwiej będzie mi odpowiedzieć na to pytanie,
bowiem potrawy w niej opisane są częścią naszego codziennego menu.
T. Colin Campbell, współautor książki Nowoczesne zasady odżywiania
Od 20 lat nie jem mięsa, ale dopiero teraz – odkąd intensywnie trenuję bieganie – na
serio zainteresowałam się swoją dietą. Zgadzam się z powiedzeniem „jesteś tym, co
jesz” i uważam, że szkoda tracić zdrowie i energię z powodu niewiedzy.
Polecam tę książkę wszystkim, dla których odżywianie się jest czymś więcej,
niż tylko dostarczaniem organizmowi kalorii. Polecam ją również tym, którzy
myślą, że aby zdrowo się odżywiać, trzeba spędzać mnóstwo czasu w kuchni.
Zadbaj o swoje ciało, bo to dom twojej duszy!
Paulina Holtz, aktorka, mama, miłośniczka jogi i biegania
Wskazówki i przepisy zaprezentowane w tej książce to skarb nie tylko dla
wegetarian. Każdy, kto zechce z niego skorzystać, ma szansę na lepsze zdrowie
i samopoczucie. LeAnne Campbell udowadnia przy okazji, że kuchnia roślinna
może być smaczna i urozmaicona. Polecam więc Nowoczesne zasady odżywiania
w praktyce także tym, którzy pragną dbać nie tylko o swoje zdrowie, ale również
o podniebienie.
prof. dr hab. med. Janusz Książyk
LeAnne Campbell, opierając się na własnych doświadczeniach i na wiedzy
z zakresu dietetyki, pokazuje, że bezmięsny sposób życia to nie tylko frajda
z odkrywania nowych smaków i potraw, ale także zaproszenie do świata zdrowia
i długowieczności.
Magdalena Sikoń, współautorka książki Zdrowy maluch,
redaktor naczelna portalu WegeMaluch.pl
DIETA ROŚLINNA NA CO DZIEŃ
Julieanna Hever