You are on page 1of 2

Szybko przechodzę przez odprawę celną i wydostaję się przed budynek lotniska.

Natychmiast
wpadam prosto na mur upału. Gorąco ma prędkość. Każdy, kto przetrwał lekcje fizyki w szkole,
wie, że molekuły o wyższej temperaturze poruszają się szybciej niż te chłodne. Ale skwar w tym
kraju ma także masę. Jest to ciało stałe — rzecz, która wywiera fizyczny nacisk. Jak grawitacja, ale
nie tak przyjemny.
Okazuje się, że upał to jedyne ciało stałe w tym kraju. Wszystko inne jest efemeryczne, gazowe. Ma
to sens. To państwo jest zbudowane na gazie. Pod piaskiem i w ciepłych wodach Zatoki Perskiej
znajdują się trzecie na świecie co do wielkości złoża gazu ziemnego. Wystarczyłoby go na ogrzanie
wszystkich domów w Ameryce przez kolejne 100 lat
Zatrzymuję się w hotelu Four Seasons. Jeśli ktoś na poważnie zamierza zbadać związek między
pieniędzmi a szczęściem, musi być konsekwentny. Wkraczam do hotelowego holu zbudowanego z
rozmachem godnym katedry lub, jak przypuszczam, meczetu. Udaje mi się zrobić zaledwie kilka
kroków, gdy otacza mnie mała armia pomocników, nienagannie ubranych w kremowe marynarki. Z
przesadną grzecznością zostaję odeskortowany do recepcji — czuję się jak panna młoda
prowadzona do ołtarza.
Troska o klienta dociera nawet do łazienki, gdzie pomocnik odkręca za mnie kran i podaje mi
ręcznik. Na koniec dziękuje mi. Za co? Za to, że zrobiłem siku? To żaden problem, naprawdę.
Robię to dość często.
Gdy jem — nie, piję — moją zupę, zastanawiam się nad naturą szczęścia. Zwykle utożsamiamy
szczęście z komfortem, ale czy rzeczywiście jest między nimi jakiś związek? Czy jest jakiś punkt,
w którym nadmiar komfortu osłabia zadowolenie? A bardziej prozaicznie, czy to możliwe, by hotel
mógł być zbyt przyjemny? I czy picie gazpacho przez słomkę nie będzie prostackie? Najważniejsze
pytanie brzmi jednak: co się dzieje z duszą człowieka, gdy rozpływa się w nadmiernym — wręcz
rozpasanym i nieprzyzwoitym — luksusie? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie, ale moja karta
kredytowa American Express i ja byliśmy zdeterminowani, by ją odkryć.
Gdybyśmy mieli opracować eksperyment, który pozwoliłby badać relacje między nagłym
przypływem bogactwa a szczęściem, trzeba byłoby wynaleźć coś takiego jak ten kraj. Bierzemy
zacofany, biedny skrawek piasku w rejonie Zatoki Perskiej, dodajemy mnóstwo ropy naftowej i
gazu ziemnego, a następnie mieszamy to wszystko. Albo zastanówmy się, jak by to było, gdybyśmy
my i cała nasza rodzina byli bogaci. Bardzo bogaci. A teraz podwójmy ten wyimaginowany
majątek. Po czym wyobraźmy sobie, że nasza rodzina ma do tego swoje własne państwo, gdzieś na
Półwyspie Arabskim. Będzie to dobre wyobrażenie tego kraju, który jest nie tyle krajem, co raczej
rodziną. Plemieniem z własną flagą.
Gdy tutejszy kierowca chce kogoś wyprzedzić, podjeżdża na kilka centymetrów do zderzaka
pojazdu przed nim, mruga długimi i trąbi dopóty, dopóki zawalidroga nie zjedzie na bok. Jeśli nie
zrozumiesz, o co mu chodzi, może wjechać ci w zderzak. Dlaczego? Po prostu: bo może to zrobić.
tutejszy paszport jest jak karta zwalniająca z odpowiedzialności karnej. Pewna emigrantka
opowiedziała mi, jak kiedyś w jej samochód stojący na światłach uderzył z tyłu pojazd prowadzony
przez tutejszego. Sędzia orzekł, że wina była po jej stronie — przypominam, że w chwili stłuczki
nawet nie jechała! Tutaj wina zawsze leży po stronie obcokrajowca.
Czytałem gdzieś, że 98,09 procent powierzchni tego kraju zajmuje pustynia. Zastanawiam się, co
stanowi pozostałe 1,91 procent. Chyba mercedesy. Piaszczyste wydmy mogą osiągać wysokość 60
metrów, wskutek wiatru nieustannie się przemieszczają. Wynika stąd, że ten kraj ciągle się zmienia.
Nic dziwnego, że ludzie tutaj pozbawieni są jakichkolwiek korzeni. Piaszczysty grunt dosłownie
ucieka im spod stóp.
Uświadamiam sobie, że chociaż przebywam tutaj już od dobrych paru dni, to jednak nie spotkałem
dotychczas żadnych jego obywateli. Tu tkwi problem. Mój dziennikarski instynkt, rozwijany przez
ostatnie 20 lat, podpowiada mi, że jeśli chcę poznać duszę tutejszych, dobrym pomysłem byłoby z
nimi porozmawiać. Typowa dziennikarska sztuczka polegająca na rozmowie z taksówkarzem nie
może tu zadziałać. Taksówkarzami są w tutaj są wyłącznie Hindusi. Nic nie pomoże też pogawędka
z kelnerem-Filipińczykiem ani też z kierownikiem recepcji hotelu — Egipcjaninem. Nie, muszę
zostać wprowadzony przez kogoś do tej plemiennej wspólnoty.
Co w takim razie robią pieniądze? Izolują nas od innych. Pozwalają nam wznosić mury wokół
siebie, dosłownie i w przenośni. Przechodzimy z zatłoczonego akademika do zacisza własnego
apartamentu, a potem do własnego domu i w końcu, jeśli jesteśmy naprawdę bogaci, do własnej,
odciętej od świata posiadłości. Wydaje nam się, że pniemy się w górę, ale tak naprawdę zamykamy
się w sobie.
— Czy jesteście szczęśliwi? Jeśli chcesz zaznać prawdziwego szczęścia, musisz zostać
muzułmaninem. Musisz wierzyć i wiedzieć, że wszystko jest w rękach Boga. Otrzymasz to, co
Allah ci przeznaczył. Tak, powinieneś zostać muzułmaninem, jeśli chcesz dowiedzieć się, co to
szczęście. A więc wystarczyłoby, abym uwierzył w Allaha? — staram się, aby mój ton nie wydał się
tym ludziom z Al-Dżaziry konfrontacyjny. Stąpam po cienkim lodzie. — Czy musiałbym zrobić coś
jeszcze, aby być szczęśliwym? — Musiałbyś podjąć wysiłek, ale liczy się tu tylko wysiłek, a nie
rezultat — mówi jeden z nich.
Kilka dni temu pewien bogaty mieszkaniec tego kraju kupił sobie szczęśliwy numer telefonu
komórkowego. Byłem zdziwiony, gdy się dowiedziałem, że to numer 66666 (w świecie arabskim
uważany za szczęśliwy), ale jeszcze bardziej się zdumiałem, gdy poznałem jego cenę: 2 500 000
dolarów. Wzbudziło to pewne kontrowersje. Jednak każdy ma własne wyobrażenie na temat
szczęścia i jeśli ten mężczyzna był szczęśliwy, mogąc wydać 2 500 000 dolarów na numer telefonu,
to dlaczego mielibyśmy mu w tym przeszkadzać?

You might also like