Professional Documents
Culture Documents
Ślub na pustyni
Tłumaczenie:
Monika Łesyszak
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Chłopaki!
Wszyscy zwrócili wzrok na Jeza, który z szerokim
uśmiechem wskazał tuman kurzu w oddali.
– Przyjechali po nas.
– Dzięki Bogu! – westchnęła Abby z ulgą, ocierając pot
z czoła. Zmarszczyła brwi, usłyszawszy dziwny łoskot
dobiegający od strony szybko przybliżających się pojazdów. –
Co to takiego?
Młody człowiek wyglądał na równie zdezorientowanego jak
ona. Dwaj starsi wymienili niespokojne spojrzenia.
– Lepiej wsiądź z powrotem, kochana – doradził Rob.
– Ale…
Dziś nikt go nie wyzywał. Brat już nie nasyłał łobuzów, żeby
obrzucali go kamieniami albo bili, ale nigdy nie zyskał
spokoju. Jego istnienie nadal stanowiło zniewagę dla wielu
ludzi, zwłaszcza członków najznakomitszych rodów Aarify.
Drażnił ich bardziej niż matka, która przynajmniej żyła za
granicą.
Khalid żył przeszłością tak samo jak ojciec. Jego oczy wciąż
błyszczały gniewem na widok przyrodniego brata, którego
obarczał winą za wszelkie krzywdy swoje i odtrąconej przez
szejka matki. Zawsze chciał tego, co posiadał Zain,
sukcesów, znajomości, a teraz również i kobiety. Bez
wątpienia zależało mu tylko na tym, żeby mu to wszystko
odebrać. Gdy tylko dostał to, o co walczył, zwykle tracił
zainteresowanie. Czy tak samo będzie z Kaylą? Zain wzruszył
ramionami. Już go to nie obchodziło.
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ DRUGI
– Przywieźliście tu kobietę?
– Co to jest?
– Czy możesz coś zrobić z włosami? Nic przez nie nie widzę
– narzekał, odgarniając burzę rudych loków z twarzy
i popędzając zwierzę do kłusa. – Tak, właśnie wzięliśmy ślub.
– Proszę bardzo.
– Gdzie jesteśmy?
Z całą pewnością z dala od cywilizacji. Pod ich stopami
rosła jakaś trawa, a kilka ciernistych drzewek przesłaniało
widok. Za nimi leżała bezkresna pustynia, oświetlona
różowym blaskiem świtu. Abby znów zadrżała.
Zain nigdy nie widział równie gładkiej skóry, równie
doskonałych rysów. Zabronił sobie dalszego podziwiania jej
urody. To właśnie ona wpakowała ją w tarapaty. Nie wątpił
jednak, że często przynosiła korzyści. Mężczyźni pewnie za
nią szaleli. Z wysiłkiem odwrócił wzrok od długich,
zgrabnych nóg.
Posłuchał natychmiast.
– Co to jest?
Zawstydził ją.
– Przepraszam. I dziękuję, podejrzewam, że o wiele za
późno – dodała z autentyczną wdzięcznością i nadzieją, że
trafiła na porządnego człowieka. Na moment strach znów
chwycił ją za gardło.
– Co to za liście? – spytała.
– Z miejscowego drzewa o nazwie neem. Przytrzymaj je.
– Dziękuję.
– Abby!
– Naprawdę chciałabym ci podziękować. – Po tej deklaracji
stanęła na palcach i odchyliła głowę, zapraszając bez słowa
do pocałunku.
– Zostań tutaj.
– Słowo w słowo.
– Co teraz?
– Zamieniłeś go na samochód?
Jak do tej pory jej agenci nie szukali z nim kontaktu. Nie
widział też nagłówków w gazetach, nie przeczytał o zamiarze
wydania książki, nie słyszał żadnych plotek. Tylko raz
zaproszono go na kolację do brytyjskiej ambasady.
Anonimowy urzędnik zapewnił go, że może liczyć na jego
absolutną dyskrecję. Spróbował też wyjaśnić, dlaczego nie
sprzedała nikomu swej frapującej historii:
– Brałeś coś?
– Miał wypadek?
– Panno Foster?
Abby przeniosła wzrok z Anglika na dwie postacie
w arabskich strojach, identycznych jak te, jakie nosili czterej
mężczyźni, którzy towarzyszyli jej od momentu opuszczenia
jej londyńskiego mieszkania poprzedniego dnia.
– Chciałbym prosić o potwierdzenie, że nie wspomniała
pani nikomu o akcie ślubu.
– Absolutnie nikomu – potwierdziła.
Oczywiście historia porwania wzbudziła wielkie
zainteresowanie, ale zbagatelizowała ją i pominęła
drastyczne szczegóły. Odpędziła bolesne wspomnienia
i przybrała obojętny wyraz twarzy, jakby nic szczególnego jej
nie spotkało.
– Doskonale. – Mężczyzna zwrócił wzrok na człowieka,
który do nich podszedł. – A teraz proszę mi wybaczyć.
Abby obserwowała, jak wymieniają kilka zdań, zanim pan
Jones powrócił. Mimo uprzejmego uśmiechu nie wyglądał na
zadowolonego.
– Za tobą.
Abby tak gwałtownie odwróciła głowę, że spadł z niej szal,
którym zakryła włosy. Zain w mgnieniu oka przeszedł przez
drzwi, częściowo zasłonięte parawanem i schwycił w locie
pas materiału. Nie stracił wprawdzie refleksu, ale
z pewnością wiele wycierpiał, o czym świadczyły liczne
siniaki, zaciśnięte zęby i stłumiony jęk bólu. Szok, który ją
zmroził, gdy usłyszała jego głos, ustąpił miejsca zatroskaniu.
Położyła mu rękę na ramieniu. Wyczuła twarde mięśnie przez
cienki materiał białej koszuli. Na ręce dostrzegła jeszcze
więcej krwi. Ten widok przyprawił ją o skurcz żołądka.
– Jak się czujesz? – spytała.
Trzymając rękę przyciśniętą do żeber, Zain popatrzył na
nią drwiąco spod nieprawdopodobnie długich czarnych rzęs,
kontrastujących z pobladłą skórą.
Powróciło wspomnienie z pustynnego obozu, gdzie przybył
jej na ratunek. Za początku nie rozumiała, dlaczego wrzaski
nagle ucichły, dopóki nie zobaczyła imponującego jeźdźca,
wjeżdżającego do środka mimo wrogich spojrzeń
i wycelowanej w niego broni. Pamiętała swoje pierwsze
wrażenia: doskonałość rysów, sylwetki i aurę męskości. Mimo
że teraz chyba tylko siła woli utrzymywała go w pozycji
stojącej, tak samo ją zachwycał.
– Ja nie – wymamrotała.
Mimo że jej protest nie zabrzmiał stanowczo, Zain opuścił
rękę.
– Strasznie ci śpieszno.
– Wolałabym stąd wyjść, zanim cały ten zbędny wysiłek cię
zabije – odrzekła schrypniętym głosem, przenosząc wzrok
z zakrwawionego rękawa na kropelki potu nad górną wargą.
– Na Boga! Przestań grać bohatera! Wiem, że jesteś dzielny
i silny, ale nie skompromituje cię przyznanie się do
cierpienia!
– Pamiętam, cara.
Towarzyszące słowom spojrzenie świadczyło o tym, że
wspomniał to samo zdarzenie. Ciepły ton jego głosu sprawił,
że spłonęła rumieńcem.
– Zwykle nie potrzebuję ratunku – zapewniła, sama nie
wiedząc, dlaczego.
Zain w mgnieniu oka spoważniał. Przez chwilę w milczeniu
patrzyli sobie w oczy.
– W jakiej roli?
– Mojej żony.
– Nigdy?
Zainowi wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że
natychmiast pożałowała swojego zaciekawienia.
– W moich?
– Jeżeli już mam żonę, Kayla uniknie tego okropnego losu.
– Więc mi powiedz.
Abby wymieniła według własnej oceny nieprzyzwoicie
wysoką sumę, której zabrakło do odkupienia domu,
i wysokość emerytury dziadków. Następnie popatrzyła na
niego niepewnie spod rzęs.
– Gdzie?
– Może kawy?
– Dziękuję, bardzo chętnie.
– Do zobaczenia później.
– Cześć, chłopaki – zawołała do stojących przed drzwiami
wartowników.
– Zjadłaś coś?
– Skąd je znasz?
– Dlaczego?
– Twoja?
– Znowu zgadłaś.
– Dlaczego nikt mi nie powiedział o tajemnym przejściu
z mojej komnaty?
– Usiłują.
– To dość irytujące.
– To okrutne!
Abby nie wierzyła własnym oczom, gdy z uśmiechem
pokręcił głową.
– Uwierzyłeś mu – zgadła.
– Tak, chociaż nadal się bałem. Przede wszystkim nie
chciałem go zawieść. Od tamtego dnia przychodziliśmy tu
codziennie. Każdego dnia patrzyłem w dół z nieco mniejszym
lękiem. Po tygodniu nie przyszedł. Z nudów zacząłem się
zastanawiać, co by się stało, gdybym wyrzucił kamień. Czy
wspomniałem ci już, że byłem dość ciekawskim dzieckiem?
W końcu postanowiłem to sprawdzić. Wyjąłem go z kieszeni
i rzuciłem. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem stojącego za
mną ojca. Powiedziałem mu, że kamień nie działa, bo spadł
w przepaść.
– I co on na to?
– Wzruszył ramionami i odpowiedział: „On tak, ale ty nie”.
Potem odszedł.
– Brzmi tak, jakbyście mieli wspaniałe relacje.
– Kiedy byłem dzieckiem, z całą pewnością mieliśmy.
– Zainie?
Zain tylko lekko uniósł głowę.
– Wracaj do łóżka, Abigail – rozkazał niewyraźnym,
szorstkim głosem. Głodne spojrzenie błękitnych oczu
zdradzało grzeszne żądze.
– Wynocha! – wrzasnął.
– Jak to?
– Ciągle wierzysz, że dobro zawsze zwycięża?
Abby pobladła.
– Usiłował cię zamordować – wykrztusiła.
– Byłeś doskonały.
– Twoja pochwała sprawiłaby mi wielką radość, gdybyś
miała jakiekolwiek porównanie. Poza tym martwi mnie, że nie
zastosowałem zabezpieczenia. A ty?
– Ja też nie.
– Mogą z tego wyniknąć komplikacje.
– Kochaliśmy się tylko raz.
– Czego, Abby?
Abby spuściła wzrok, żeby nie wyczytał z jej oczu
odpowiedzi. Oczywiście marzyła o miłości, jak wszyscy, ale
tylko osoba niespełna rozumu mogłaby pokochać kogoś, kto
zamknął na nią serce. Czy jednak byłaby w stanie odtrącić go
po tym, jak poznała smak namiętności? Doszła do wniosku, że
nawet jeżeli to tylko fascynacja osobą wybawcy, połączona
z silnym pociągiem fizycznym, warto wziąć wszystko, co Zain
oferuje. Dalsze rozważania przerwał gorący pocałunek, który
do reszty rozproszył wszelkie rozterki.
– Jakich?
– To znaczy, że będziesz…
– Co ty wyprawiasz?
– Do diabła z naradą!
– Bardzo mi przykro – odpowiedziała automatycznie,
wnioskując z jego zachowania, że nie poszła po jego myśli.
Narastał w niej gniew na opozycję. Ciężko pracował i rzadko
doznawał wdzięczności. Czasami miała ochotę przyłożyć
ludziom, którzy utrudniali mu życie. – Ciągle odkładałam
wizytę u dziadków, ale dłużej nie mogę – dodała tytułem
wyjaśnienia. – Opowiedziałam im tylko połowę historii,
a zasłużyli na więcej. Poza tym prawnik poinformował, że
sprzedający są w końcu gotowi podpisać umowy. Chciałabym
osobiście wręczyć im klucze.
– Ale wrócisz?
Napięcie zaczęło powoli opadać z Zaina. Po raz pierwszy
zauważył bladość i zaczerwienione oczy Abby. Ten widok tak
mocno go poruszył, że rozbolało go serce. Ledwie chwytał
powietrze.
– Jasne.
– Chodź do mnie.
– Lubi panią.
– O co chodzi, Zainie?
– Dlaczego?
– Jakich sondaży?
Abby zacisnęła zęby. Nie ułatwiał jej zadania. Gorzko
żałowała, że szlachetne postępowanie niesie ze sobą
cierpienie.
– Kayla kłamała!
– Masz je.
– Zachowam je i będę strzegł jak najcenniejszego skarbu,
obiecuję.