You are on page 1of 142

Plik

jest zabezpieczony znakiem wodnym


Kim Lawrence

Ślub na pustyni
Tłumaczenie:
Monika Łesyszak
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ PIERWSZY

Abby Foster doskwierał upał. Bolały ją stopy. Do sesji


zdjęciowej weszła na piaszczystą wydmę w szortach
i sandałach na dziesięciocentymetrowych obcasach. Na
domiar złego coś ją ugryzło w ramię. Gruba warstwa
makijażu zamaskowała zaczerwienienie, ale nie złagodziła
dojmującego pieczenia i swędzenia.

Najgorsze, że samochód nawalił. Miała jechać pierwszym,


z napędem na cztery koła, którym podróżowała ze stolicy
Aarify na pustynię, ale uprzedziła ją stylistka. Wyminęła ją,
żeby pospiesznie zająć miejsce obok asystenta fotografa,
w którym była zakochana. Wskutek jej młodzieńczego
zauroczenia Abby utknęła na pustkowiu.

Bezskutecznie usiłowała ignorować zagniewane głosy na


zewnątrz. Ledwie odparła pokusę dołączenia do krzyczących.
Zaciskała zęby tak mocno, że szczęki ją rozbolały. Uznała, że
lepiej zostawić ich samych sobie. Została w zepsutym aucie
wraz z Robem, który natychmiast zasnął. Wkrótce pożałowała
tej decyzji. Upał zaczął narastać, a Rob, który zmusił ją do
dziesięciokrotnej wspinaczki po tym przeklętym piasku,
zaczął głośno chrapać.
Przewracając oczami, wyjęła butelkę z wodą z obszernej
torby, którą zawsze woziła. Choć przemierzyła wiele mil,
odkąd została modelką, źle znosiła podróże. Odkręciła
nakrętkę do połowy, gdy uświadomiła sobie, że musi
oszczędnie gospodarować wodą. Rob przed zaśnięciem
zapewniał wprawdzie, że zostaną uratowani w ciągu kilku
minut, ale nie mogła wykluczyć, że zostaną tu znacznie
dłużej.

Szybko zakończyła wewnętrzną debatę. Dziadkowie


nauczyli ją ostrożności. Niestety sami jej nie wykazali
w sprawach finansowych. Usłuchali fałszywego doradcy,
który odarł ich z życiowych oszczędności.
Ujrzała oczami wyobraźni przystojną twarz Gregory’ego
z tym szczerym, chłopięcym uśmiechem. Jak zawsze, gdy
przypominała sobie swój udział w doprowadzeniu babci
i dziadka do ruiny, ogarnęły ją wyrzuty sumienia, pomieszane
z pogardą dla siebie. Wprawdzie robili dobrą minę do złej
gry, ale to z jej winy stracili wszystko, co posiadali. Gdyby
naiwnie nie uległa urokowi uśmiechu i błękitnych oczu
Gregory’ego i nie przyprowadziła mężczyzny swych marzeń
do domu, nadal odpoczywaliby bez trosk na emeryturze, na
którą ciężko zapracowali. Tymczasem nie zostało im nic.

Żal ścisnął jej serce, a do oczu napłynęły łzy. Wytłumaczyła


sobie kolejny raz, że płacz nic nie da. Potrzebowała
sensownego planu. I opracowała go. Wyliczyła, że jeżeli
weźmie każde zlecenie, prócz rozbieranych sesji, które jej
często proponowano, w ciągu półtora roku zarobi tyle, że
zdoła odkupić bungalow, którego pozbawił ich czarujący
oszust.

Wprowadziła go do ich życia, a on ich omotał. Kiedy


pozyskał ich zaufanie, zniknął z oszczędnościami całego ich
życia. Przysłał jej tylko pożegnalne zdjęcie w czułej pozie
z mężczyzną. Dosypał soli na ranę, umieszczając dopisek:
„Naprawdę nie jesteś w moim typie”. Nareszcie zrozumiała
powód jego cierpliwości wobec jej braku doświadczenia
i deklaracji, że z szacunku dla niej gotów jest zaczekać
z rozpoczęciem współżycia.
Odpędziła upokarzające wspomnienia. Wyciągnęła
nawilżoną chusteczkę i zmyła makijaż wraz z kurzem.
Marzyła o chłodnym prysznicu i piwie.

Nagle jeden ze stojących na zewnątrz mężczyzn wsunął


głowę do środka, pogrzebał w schowku koło kierownicy,
a potem obrzucił ją nieprzychylnym spojrzeniem.
– Mogłaś nas zawołać, Abby – ofuknął ją. – Od kilku godzin
usiłowaliśmy otworzyć ten przeklęty silnik. – Gwałtownym
szarpnięciem wyciągnął łom i zawołał do kolegi: – Znalazłem
go, Jez.

Zdaniem Abby poszukiwania trwały zaledwie dziesięć


minut.

– Odniosłam wrażenie, że walczycie z nim cały dzień –


warknęła, bardziej zmartwiona rosnącą opuchlizną na
ramieniu niż niesprawiedliwą krytyką.

Podwinęła rękaw, żeby ochronić miejsce ukąszenia przed


otarciem. Nadal miała na sobie spodenki i koszulkę. Wybrano
je na użytek kampanii reklamowej przypuszczalnie w celu
przekonania dziewczyn, że jeśli umyją włosy polecanym
szamponem, pozostaną lśniące i puszyste nawet wtedy, gdy
odejdą od stolika w kasynie, żeby wspiąć się na wydmę.
Nawet jeżeli tak, nie uniknęłyby pęcherzy na stopach na tych
przeklętych obcasach.
Widok za popstrzonym przez muchy oknem nie wróżył nic
dobrego. Dwaj mężczyźni gwałtownie odskoczyli, gdy
z silnika buchnęła para. Chwilę później znowu zaczęli
krzyczeć.
Abby trąciła stopą nogę Roba. Na szczęście dla niego
zamieniła szpilki na tenisówki.
– Powinniśmy wyjść i sprawdzić, czy możemy w czymś
pomóc – zasugerowała.

Albo przynajmniej ich powstrzymać, żeby się nie pozabijali


– dodała w myślach, związując zmierzwione włosy apaszką
w koński ogon. Kiedy wstała, pochylając głowę, żeby nie
uderzyć się o drzwi, fotograf otworzył jedno oko, skinął
głową i zaraz zaczął cicho pochrapywać.

Na zewnątrz panowała znośniejsza temperatura niż


w środku.

– Jaki werdykt wydaliście, chłopcy? – zagadnęła,


przybierając pogodny ton.

Nie zdołała poprawić im nastroju. Kilkakrotnie pracowała


z technikiem światła, Jezem. Zawsze miał jakiś żart na
podorędziu, żeby rozładować napiętą atmosferę, ale tym
razem poczucie humoru go opuściło. Ze zmarszczonymi
brwiami i spoconym czołem odstąpił od dymiącej maszyny
i odłożył narzędzie na miejsce.

– Nie ruszy i nie wiem, jak go naprawić. Jeżeli ktoś chce


spróbować, proszę bardzo – dodał, znacząco spoglądając na
młodszego kolegę, ale ten stał bezradnie, wyraźnie
przerażony, jakby uszła z niego cała energia.
– Bez obawy, Jez – próbowała go pocieszyć Abby, mimo że
słońce już zachodziło, a nad pustynią zapadały ciemności. –
Na pewno po nas wrócą, jak tylko spostrzegą, że zostaliśmy
z tyłu.

– Niepotrzebnie przystanęliśmy – mruknął młodzieniec,


kopiąc oponę.
Starszy kolega pokiwał głową, przyznając mu rację.

– Co on robi? – zapytał, wskazując samochód, w którym


spał samozwańczy geniusz sztuki fotograficznej,
prawdopodobnie wyczerpany robieniem co najmniej tuzina
zdjęć jaszczurki siedzącej na skale o niezwykłym kształcie.

Zanim uzyskał zadowalający go efekt, dwa pierwsze


pojazdy małego konwoju znikły w oddali, zmierzając do
miasta, z którego wyruszyli.
– Śpi.

– Niesłychane! – wykrzyknęli obaj niedawni adwersarze


zgodnym chórem. Następnie się roześmiali, ale zaraz znów
spoważnieli.

– Czy ktoś ma zasięg w telefonie?

Abby pokręciła głową.

– Co najgorszego może się przydarzyć? – zapytała.

– Śmierć z pragnienia? – podsunął sennie Rob


z samochodu.

– Odpowiedzcie. Przynajmniej będziemy mieli o czym


opowiadać przy kolacji – naciskała Abby.

– Chłopaki!
Wszyscy zwrócili wzrok na Jeza, który z szerokim
uśmiechem wskazał tuman kurzu w oddali.

– Przyjechali po nas.
– Dzięki Bogu! – westchnęła Abby z ulgą, ocierając pot
z czoła. Zmarszczyła brwi, usłyszawszy dziwny łoskot
dobiegający od strony szybko przybliżających się pojazdów. –
Co to takiego?
Młody człowiek wyglądał na równie zdezorientowanego jak
ona. Dwaj starsi wymienili niespokojne spojrzenia.
– Lepiej wsiądź z powrotem, kochana – doradził Rob.
– Ale…

Tym razem hałas zabrzmiał głośniej, napawając ją lękiem.

– Czy to huk wystrzałów? – zapytała szeptem.

– Nic nam nie grozi – uspokajał Jez. – Powszechnie


wiadomo, że Aarifa to spokojne miasto… – Kolejna seria
strzałów nie pozwoliła mu dokończyć wypowiedzi. – Mimo
wszystko wejdź do środka i schowaj głowę.

Rasowy koń arabski pewnym krokiem przemierzał


nieprzeniknione ciemności. Biała, powiewna szata jeźdźca
kontrastowała z aksamitną czernią nieba. Pędzili galopem
w pełnej harmonii przez ocean piasku, póki nie dotarli do
skalnego występu.

Z dala skała wyglądała na pionową, ale kręta ścieżka


z szeregiem półek pozwalała bezpiecznie wejść na szczyt
osobie bez lęku wysokości. Szlachetny rumak ciężko dyszał,
gdy dotarli na wierzchołek. Jego pan czekał, aż jak zwykle
w tym miejscu ogarnie go spokój. Tym razem na próżno. Tej
nocy nawet zapierająca dech w piersiach panorama,
wspaniała o każdej porze, ale najpiękniejsza nocą, nie
poprawiła mu humoru.

Napięcie tylko trochę opadło na widok oświetlonych murów


pałacu z wieżami i szczytami, widocznymi w promieniu wielu
mil. Dziś oświetlono je intensywniej niż zwykle. Widział stare
miasto, zbudowane w cieniu pałacu i geometryczny wzór
zadrzewionych bulwarów wśród wysokich, oszklonych
wieżowców nowych dzielnic. Stolica zawdzięczała bogatą
iluminację królewskiemu weselu.

Dziś cały kraj świętował. Oprócz niego.


Nawet tu nie zdołał uciec od rzeczywistości.
Koń parsknął, zaczął tańczyć w kółko i kopać ziemię, jakby
wyczuł jego nastrój. Mniej doświadczony jeździec pewnie już
dawno by spadł. Zain przemówił do zwierzęcia. Poklepał je
po szyi, strzepując z niej tuman wszechobecnego czerwonego
kurzu. Gdy go uspokoił, zeskoczył zręcznie na kamienisty
grunt. Poluźnił lejce i podszedł do skraju wzniesienia.
Wpatrzony w miasto, nie zauważył błysków w ciemnościach.
Zacisnął zęby i zmarszczył brwi, wściekły, że wystrychnięto
go na dudka.
Uniknął wprawdzie gorszego losu, ale nie mógł sobie
darować własnej naiwności. Do tej pory sądził, że umie
oceniać ludzi. Tymczasem panna młoda, na cześć której cały
kraj łącznie z zagranicznymi dziennikarzami wznosił dziś
toasty, omamiła go bez trudu. Nie złamała mu wprawdzie
serca, ale ciężko zraniła jego dumę.

Oczywiście teraz wszystko zrozumiał, ale po pół roku


bardzo satysfakcjonującego romansu wbrew swoim żelaznym
zasadom zaczął wierzyć, że połączyła ich autentyczna więź.
Nie przemknęło mu nawet przez głowę, że piękna Kayla
wodzi go za nos. Kto wie, do czego by to doprowadziło?
Na szczęście nie miał okazji tego sprawdzić. Toksyczną
piękność zmęczyło czekanie. Gdy tylko dostała lepszą ofertę,
przyjęła ją bez wahania.
Przybyła po wizycie u rodziny w Aarifie do jego
apartamentu w Paryżu wcześniej, niż przewidywał. Chętnie
zmienił plany, żeby spędzić z nią popołudnie w łóżku. Później
z laptopem na kolanach obserwował, jak, już ubrana, siada
przed lustrem, żeby poprawić makijaż.

– Nie musisz się malować – rzucił lekkim tonem.


Podczas półrocznego romansu nigdy nie widział jej
nieumalowanej. Podczas rzadkich okazji, kiedy spędzał z nią
całą noc, znikała w łazience, zanim się obudził. Wychodziła
nienagannie ubrana i uczesana, dając do zrozumienia, żeby
nie liczył na poranną powtórkę, bo rozmazałby jej szminkę
i zburzył fryzurę.

Odwróciła ku niemu głowę z zimnym uśmiechem, jakiego


nigdy wcześniej nie widział.

– Miło z twojej strony, że tak mówisz, ale o ile bez trudu


przyszło mi udawanie, że lubię sztukę, operę i śmiertelnie
nudną politykę, o tyle nie zamierzam dłużej schlebiać twoim
upodobaniom. Naprawdę myślałeś, że wystarczy mi
niezobowiązujący seks? Że poznałeś mnie przypadkiem? Że
podjęłam pracę w galerii za głodową pensję, bo marzyłam
o karierze zawodowej? Tylko w sypialni nie musiałam grać.
Wiesz, tego będzie mi nawet brakowało – dodała z cynicznym
śmiechem.
Zain nadal przetrawiał jej wypowiedź, gdy usiadła na łóżku
i powiodła czerwonym paznokciem po jego porośniętej
włosami klatce piersiowej.
– Właściwie nic ci nie jestem winna, ale pomyślałam, że ten
jeden raz nie zaszkodzi. Moja rodzina oficjalnie ogłosi moje
zaręczyny z twoim bratem w końcu przyszłego tygodnia, więc
przez jakiś czas nie będziemy mogli się spotykać. Nie rób
takiej zaszokowanej miny! Proszę tylko o to, żebyś na ślubie
wyglądał na zdruzgotanego. Sprawisz bratu przyjemność.
Teraz, stojąc na skale, Zain rozciągnął usta w nieznacznym
uśmiechu. Chociaż nie odziedziczył po ojcu wyglądu,
wyglądało na to, że tak jak on nie widział wad płci
przeciwnej. Doszedł do wniosku, że prawidłowa diagnoza to
pierwszy krok do zwalczenia słabości.
Ojciec Zaina przeżył ostatnich piętnaście lat, oscylując
między rozpaczą a żałosną nadzieją, nie przyjmując do
wiadomości oczywistych faktów. Doprowadziło go to do
zguby. Zain nie zamierzał pójść w jego ślady. Patrząc
w ciemność, odtwarzał w pamięci scenę rozstania.
– Oczywiście wolałabym wyjść za ciebie, kochanie, ale
nigdy nie poprosiłeś – wytknęła Kayla, wydymając wargi. Po
raz pierwszy okazała złość. – A ja włożyłam tyle wysiłku, żeby
być doskonałą w twoich oczach. Mimo wszystko za jakiś czas
będziemy mogli kontynuować romans, jeśli tylko zachowamy
dyskrecję. Khalid nie zaprotestuje. Za dużo o nim wiem.

Zain odpędził wspomnienie.


Ludzie zwykle sporządzają listę rzeczy, które chcieliby
zrobić przed śmiercią. On w wieku dziewięciu lat
zdecydował, czego nigdy nie zrobi. Dorastając, odrzucił
niektóre postanowienia. Polubił warzywa i całowanie
dziewczyn, ale wytrwał w postanowieniu, że nigdy się nie
zakocha ani nie ożeni, żeby nie powtórzyć błędów ojca.

Miłość i małżeństwo nie tylko załamały dumnego władcę,


ale zagroziły też jego narodowi i stabilności państwa.
Obserwując bezradnie załamanego rodzica, Zain przestał go
kochać i szanować. Obecnie czuł tylko gniew i wstyd. Na
szczęście lojalni dworzanie i doradcy zapobiegali większym
nieszczęściom. Kryli bezwładnego szejka i podtrzymywali
wizerunek silnego, roztropnego monarchy.

Zaina nikt nie chronił.


Zły, że wbrew swoim zasadom wraca do przeszłości,
zwrócił wzrok ku niewidocznej granicy Aarify z sąsiednim
krajem, Nezenem.
Nagle coś błysnęło w oddali, jakby flesz, czy raczej światła
samochodu. Chwilę później usłyszał czyjeś odległe krzyki.

Westchnął ciężko. Nie miał ochoty ratować kolejnego


nierozsądnego turysty. Co najmniej dziesięciu miesięcznie
gubiło drogę. Zain kochał pustynię, ale znał i respektował jej
prawa i zagrożenia.
Czasami podejrzewał, że jego silną więź z ojczyzną
spowodowało pochodzenie z mieszanego małżeństwa
i konieczność udowadniania swej przynależności do narodu.
Wydoroślał wprawdzie, ale czasem podsłuchana uwaga czy
znaczące spojrzenie przypominały mu powody dawnej
niepewności.

Dziś nikt go nie wyzywał. Brat już nie nasyłał łobuzów, żeby
obrzucali go kamieniami albo bili, ale nigdy nie zyskał
spokoju. Jego istnienie nadal stanowiło zniewagę dla wielu
ludzi, zwłaszcza członków najznakomitszych rodów Aarify.
Drażnił ich bardziej niż matka, która przynajmniej żyła za
granicą.

Lepiej, żeby był bękartem, ale ojciec wziął ślub z jego


matką, mimo że miał już żonę i następcę tronu. Kompletnie
stracił dla niej głowę. Właśnie dlatego Zain uważał miłość za
przejaw bezmyślnego egoizmu. Małżeństwo rodziców w pełni
pokazało mu jej niszczącą siłę. Ojciec niewątpliwie
bezgranicznie kochał jego matkę. Ich historia dała pożywkę
brukowej prasie.
Szejk Aban al Seif, władca bogatego kraju bliskiego
wschodu, mający już żonę i syna, zakochał się w ponętnej
gwieździe opery – matce Zaina. Aczkolwiek odprawienie
małżonki nie budziło w uważanej za postępową Aarifie
zgorszenia, nawet w dzisiejszych, oświeconych czasach, ale
nie z powodu zauroczenia inną. Rodzina porzuconej kobiety
zaakceptowałaby taką decyzję, gdyby nie mogła dać mu
następcy, ale już go urodziła. Ponadto pochodziła z jednego
z najznamienitszych rodów w kraju. Straszliwie ją upokorzył,
wybierając na jej następczynię nieodpowiednią osobę.

Najgorsze, że w mgnieniu oka podbiła serca ludu swym


wdziękiem i urokiem osobistym. Wszyscy ją pokochali, ale
równie szybko znienawidzili, gdy nagle opuściła małżonka
i ośmioletniego synka, żeby wrócić do kariery scenicznej.

Jak na ironię, jej poniżony, dumny mąż, znany ze swej siły


i determinacji, nie przestał jej kochać. Obydwaj jego synowie
wiedzieli, że gdyby wróciła, natychmiast by ją przyjął. Pewnie
dlatego nigdy nie nawiązali braterskiej więzi.

Khalid żył przeszłością tak samo jak ojciec. Jego oczy wciąż
błyszczały gniewem na widok przyrodniego brata, którego
obarczał winą za wszelkie krzywdy swoje i odtrąconej przez
szejka matki. Zawsze chciał tego, co posiadał Zain,
sukcesów, znajomości, a teraz również i kobiety. Bez
wątpienia zależało mu tylko na tym, żeby mu to wszystko
odebrać. Gdy tylko dostał to, o co walczył, zwykle tracił
zainteresowanie. Czy tak samo będzie z Kaylą? Zain wzruszył
ramionami. Już go to nie obchodziło.
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ DRUGI

Zain pokonał połowę dystansu dzielącego go od zepsutego


auta, kiedy spostrzegł coś, co skłoniło go do zatrzymania się
i zejścia z konia. Uważnie obejrzał ślady opon. Podniósł jedną
z wielu leżących na piasku łusek po nabojach. Przytrzymał ją
chwilę w dłoni, wyrzucił i z powrotem dosiadł rumaka.

Dotarcie do samochodu z włączonymi światłami zajęło mu


dziesięć minut. Zawołał kilka razy, zanim ze środka wysiadło
trzech mężczyzn. Gorączkowa wymiana zdań świadczyła
o tym, że jego nienaganny angielski obudził ich zaufanie.
Wszyscy naraz pospieszyli z wyjaśnieniami. Zain poprosił,
żeby mówili pojedynczo. Po wysłuchaniu przerażającej relacji
zapytał z niedowierzaniem:

– Przywieźliście tu kobietę?

– Nie planowaliśmy awarii, przyjacielu – odparł najstarszy


z podróżnych z podbitym okiem. – Kazaliśmy Abby ukryć się
w samochodzie, kiedy ta banda nadjechała, ale kiedy
zaatakowali Roba… – wskazał człowieka, po którego czole
nadal ściekała krew – …wyskoczyła i przyłożyła mu…

– Torebką – dodał drugi.


– Wtedy ją pobili.

– Czy była przytomna, kiedy ją zabrali?


– Trudno powiedzieć. Nie ruszała się, kiedy rzucili ją na
tylne siedzenie.

Młodszy, o chłopięcym wyglądzie, zaczął szlochać:


– Co z nią zrobią?
– Bez obawy, synku – pocieszał starszy. – Znasz ją dobrze.
Ma dar przekonywania. Potrafi wyjść z każdej opresji. Ujdzie
cało, prawda? – dodał, spoglądając błagalnie na Zaina.

Zain nie widział powodu, żeby ukrywać przed nimi prawdę.

– Zachowają ją przy życiu, dopóki nie stwierdzą, czy można


ją wymienić na pieniądze.
Brutalne stwierdzenie znów doprowadziło chłopca do
płaczu.
Zain też posmutniał. Od dwóch lat nikt nie naruszył granicy
z Nezenem. Said, minister obrony jego ojca, wpadłby
w popłoch, gdyby usłyszał o kolejnej napaści przestępczych
gangów, które mieszkały u stóp wzgórz.

Co będzie z babcią i dziadkiem, jeżeli tu zginę? – myślała


gorączkowo Abby. – Kto spłaci ich długi? Nie mogę umrzeć.
Muszę coś wymyślić, żeby przeżyć. Uniosła głowę
i zamrugała powiekami, gdy jadący na wielbłądach mężczyźni
oddali w powietrze kolejną serię strzałów.
Straciła przytomność, gdy wrzucili ją do furgonetki.
Obudziła się z workiem na głowie, co spotęgowało strach
i poczucie dezorientacji. Nie znała pory dnia ani celu
podróży. Chyba już nawet nie chciałaby poznać. Zesztywniała
z odrazy, gdy jeden z napastników chwycił ją brudną ręką za
włosy i przyciągnął do siebie, żeby obejrzeć jej twarz.
Wstrzymała oddech, a zaczerpnęła powietrza, dopiero kiedy
ją puścił.
Próba znalezienia jakiegoś wyjścia przypominała
wspinaczkę po piasku. Stosowne porównanie, zważywszy, że
pokrywał dosłownie wszystko. Zacisnęła zęby, usiłując
zignorować ból policzka, w który jeden z porywaczy
wymierzył jej cios, gdy próbowała bronić Roba.

Usiłowała oszacować, jak dawno ją porwano. Odnosiła


wrażenie, że upłynęły wieki od chwili, gdy wymachujący
bronią bandyci otoczyli zepsute auto. Wokół nadal panowały
ciemności. Tylko najbliższe otoczenie oświetlał płomień
potężnego ogniska i światła około dwudziestu samochodów
i furgonetek, bezładnie otaczających teren z trzech stron.

Pociągnęła za sznur, ale mocno związali jej ręce. Nogi


wprawdzie pozostawili wolne, ale nie uciekłaby daleko.
W ciągu kilku sekund dogoniliby ją na wielbłądach. Zresztą,
dokąd by poszła?

Nie wypatrzyła w obozie żadnej kobiety. Nigdy nie była tak


przerażona i samotna. Strach z początku ją sparaliżował, ale
jej umysł znów zaczął pracować na wysokich obrotach, gdy
jeden z mężczyzn, którzy rzucili ją na ziemię, podszedł i coś
powiedział szorstkim tonem.

Pokręciła głową na znak, że nie rozumie, ale znów zaczął


krzyczeć. Kiedy nie zareagowała, podszedł i pociągnął ją,
żeby wstała. Popychał ją, póki nie dotarli do tuzina mężczyzn
stojących w półokręgu. Kiedy odstąpiła do tyłu, pchnął ją
mocno w plecy i wyciągnął długi zakrzywiony sztylet. Kiedy
pochwycił jej ręce, ledwie powstrzymała łzy. Oczekiwała
najgorszego. W końcu popłynęły, częściowo z ulgi, częściowo
z bólu, gdy przeciął sznur, którym związano jej ręce z tyłu.
Następnie przemówił do zgromadzonych, wskazując na nią.
Chwycił ją za włosy i uniósł je do światła, wywołując chóralny
okrzyk zdumienia.
Przerażona Abby stała bezradnie, zaciskając pięści
w bezsilnej złości.
Ten, który stał obok niej, przemówił ponownie. Pozostali
coś wykrzykiwali. Abby pojęła, że sprzedaje ją temu, kto
zaoferuje najwyższą cenę. Pokręciła głową i otworzyła usta,
żeby zaprotestować, ale nie zdołała wydobyć głosu ze
ściśniętego gardła.

Zamknęła oczy, żeby nie widzieć głodnych spojrzeń


mężczyzn, ale zaraz je otworzyła, gdy prowadzący licytację
rozdarł jej bluzkę, odsłaniając biustonosz. W tym momencie
poniosły ją nerwy. Bez namysłu wzięła zamach i wymierzyła
mu cios. W ostatniej chwili zrobił unik, ale dosięgła jego
ramienia. Zaszokowany, krzyknął z bólu.

Ktoś się roześmiał, a wyraz zdziwienia na jego twarzy


ustąpił wściekłości.

Nie było sensu uciekać. Nie miałaby dokąd umknąć.


Dokładając wszelkich starań, żeby nie okazać strachu,
ściągnęła razem poły bluzki.

Mężczyzna podszedł do niej, miotając przekleństwa,


i uniósł rękę, żeby ją uderzyć. Nagle zamarł w bezruchu.
Pozostali również. Ujrzeli bowiem jeźdźca na koniu,
galopującego wprost na nich. Uciekli w popłochu, żeby
uniknąć staranowania. Wyglądało na to, że przybysz wpadnie
wprost w ognisko, ale w ostatnim momencie koń stanął
w miejscu.
Po iście scenicznym wejściu, za jakie każdy reżyser
zostałby obsypany nagrodami, nowo przybyły spokojnie
rozejrzał się dookoła, jakby wycelowana w niego broń nie
zrobiła na nim najmniejszego wrażenia.

Chwilę później zwinnie zeskoczył z siodła i z dumną miną


ruszył w jej kierunku zdecydowanym krokiem. Zgromadzeni
tak jak ona w milczeniu obserwowali wysoką, elegancką
sylwetkę. Oceniła go na co najmniej metr osiemdziesiąt.
Emanował siłą i pewnością siebie. Pożerała wzrokiem pięknie
rzeźbione rysy mimo świadomości, że może stanowić równie
wielkie niebezpieczeństwo jak banda w obozie.

Patrzył w milczeniu na licytatora, dopóki ten nie opuścił


ręki. Następnie przeniósł wzrok na Abby. Spojrzenie
błękitnych oczu wprawiło ją w zakłopotanie, mimo że nie
widziała w nich dzikiej żądzy.

Uniosła głowę i wsparła ręce na biodrach. Nagle


uświadomiła sobie, że rozerwana bluzka nadal odsłania za
dużo. Ponieważ brakowało górnego guzika, zapięła drugi,
żeby osłonić piersi. Pomyślała, że pewnie tylko wyobraziła
sobie błysk aprobaty w oczach przybysza. Chwilę później
przemówił do licytatora głębokim, niskim głosem.

Cokolwiek powiedział, najwyraźniej rozdrażnił jednego


z potencjalnych klientów, który głośno zaprotestował. Żywo
gestykulując, podszedł do Abby. Jego cuchnący, nieświeży
oddech owionął jej twarz. Kiedy chwycił ją za włosy,
zacisnęła powieki w oczekiwaniu najgorszego, ale nic takiego
nie nastąpiło. Rozluźnił uścisk i opuścił rękę.
Otworzywszy do połowy oczy, rozpoznała człowieka, który
ją porwał, wpatrzonego w przybysza w długich białych
szatach, który z uśmiechem obejmował go ramieniem,
ignorując wymierzony w niego sztylet.
Abby wstrzymała oddech. Jej serce z całej siły waliło
o żebra. W żyłach krążyły uderzeniowe dawki adrenaliny.

Niema próba sił trwała kilka sekund. W końcu niedoszły


nabywca zrobił wielkie oczy, odwrócił głowę i schował broń
do pochwy ukrytej w fałdach odzieży. Stracił twarz.
Niewątpliwie nie zamierzał dać za wygraną. Zaczął krzyczeć
i gwałtownie gestykulować. Tylko nieliczni zawtórowali mu
przyciszonymi pomrukami. Wyglądało na to, że przegrał.

Tymczasem wysoki jeździec zdjął pierścień z brązowego


palca i zegarek z nadgarstka i położył je na dłoni licytatora.
Ten wyjął z kieszeni latarkę, obejrzał łup i bez słowa skinął
na jednego z obecnych, który podszedł do nich z arkuszem
papieru. Rozłożył go na skrzynce służącej za stół.

Czyżby szykował umowę sprzedaży?

Ta myśl napawała ją zdumieniem i odrazą. Nie


zaszczyciwszy jej nawet jednym spojrzeniem, jeździec wziął
ją za rękę i podprowadził do zaimprowizowanego stolika.
Wziął oferowany długopis i złożył podpis. Następnie podał go
Abby. Popatrzyła na niego jak na jadowitego węża, pokręciła
głową i schowała rękę za plecy.

– Co to jest?

Głośna muzyka z kilku samochodowych głośników, która


pozwoliła Zainowi niepostrzeżenie przybyć do obozu, znów
mu pomogła, zagłuszając wymamrotaną przez niego
odpowiedź.
– Możesz później przeczytać to, co napisano drobnym
drukiem. Na razie podpisz, jeżeli chcesz jeszcze zobaczyć
swój dom i rodzinę – ponaglił.

Abby zrobiła wielkie oczy. Nie spodziewała się odpowiedzi,


zwłaszcza w nienagannej angielszczyźnie.
Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze z płuc.
Czemu się jeszcze wahała, mając do wyboru znacznie gorszą
alternatywę? Skinęła głową i wzięła długopis w drżącą rękę.
Pewnie by go upuściła, gdyby długie, smukłe palce nie ujęły
jej dłoni i nie skierowały na dokument. Podpisała go niemal
automatycznie. Nieznajomy zrolował go i wetknął do kieszeni
swej szaty. Tymczasem po prawej stronie narastał zgiełk
coraz głośniejszej kłótni.

Nie ulegało wątpliwości, że dziewczyna przeżyła szok.


Patrzyła na niego półprzytomnie wielkimi, zamglonymi
oczami. Zain stłumił współczucie. Nic by im nie dało.
Potrzebowali logicznego myślenia i odrobiny szczęścia.
Kątem oka obserwował skłóconych mężczyzn. Wkrótce doszło
do rękoczynów. Pozostali stopniowo dołączali do którejś ze
stron.
– Chodź – wycedził przez zaciśnięte zęby, ujmując ją pod
łokieć.

Czuł, że drży, ale nie próbował jej uspokoić. Wiedział, że


muszą opuścić obóz, zanim ktoś go rozpozna i stwierdzi, że
jest znacznie więcej wart niż rudowłosa piękność.
Z wysiłkiem oderwał wzrok od długich nóg.

– Możesz chodzić? – zapytał.

– Oczywiście – odparła, wyrównując z nim krok.

Mimo że niewątpliwie nadal budził w niej lęk, zobaczyła


w nim szansę wyjścia z opresji. Zainowi zaimponowało jej
opanowanie. Podziwiał ją za to, że szła mimo osłabienia i nie
wpadła w histerię.

– Szybciej – ponaglił. – Nie mamy całego dnia.


Mimo słusznego wzrostu Abby musiała unieść głowę, żeby
posłać mu urażone spojrzenie.

– Przecież próbuję – wymamrotała przez zaciśnięte zęby.


– No to zbierz siły, zanim sobie uświadomią, że mogą cię
odzyskać, mimo że wniosłem za ciebie małżeńską opłatę –
naciskał, zerkając na własną dłoń, pozbawioną pierścienia,
który nosił od osiemnastych urodzin. – Albo pochwycić mnie –
dodał po chwili.

Na szczęście nie był następcą tronu tylko drugim,


zapasowym synem władcy.

Zerkając spod gęstych, spuszczonych rzęs, kalkulował, ilu


ludzi może zastąpić im drogę. Ucieszyło go spostrzeżenie, że
walczą między sobą. Nie mógł jednak wykluczyć, że
zaprzestaną walki i skierują agresję na wspólnych wrogów,
czyli na niego i rudowłosą. Nie okazał jednak w żaden sposób
swych obaw, nie z powodu męskiej dumy, lecz ze zdrowego
rozsądku. Doświadczenie nauczyło go, że wrogowie,
zwłaszcza uzbrojeni, mogą wykorzystać słabość przeciwnika.

Jego twarz wykrzywił grymas zniecierpliwienia, gdy


dziewczyna zwolniła kroku, dochodząc do rumaka.

– Nie ugryzie cię, jeżeli go nie rozdrażnisz – spróbował ją


uspokoić.

Abby tylko raz w życiu jechała na plaży na osiołku


o smutnych oczach. Już w wieku jedenastu lat jej długie nogi
niemal sięgały ziemi. Ten wierzchowiec, tańczący w miejscu,
mierzył według jej oceny prawie trzy metry i nie robił
wrażenia łagodnego.
– Sądzę, że mnie nie polubił – stwierdziła.

Tajemniczy nieznajomy zignorował jej uwagę. Wskoczył na


siodło, uniósł ją do góry i posadził przed sobą. Abby ze
strachu przylgnęła do twardego ciała bez grama tłuszczu.
Dopiero gdy koń się uspokoił, dotarł do niej sens jego
wcześniejszych słów.
– Kupiłeś mnie na żonę? – spytała.

– Czy możesz coś zrobić z włosami? Nic przez nie nie widzę
– narzekał, odgarniając burzę rudych loków z twarzy
i popędzając zwierzę do kłusa. – Tak, właśnie wzięliśmy ślub.

Abby zwróciła na niego spojrzenie wielkich oczu. Krzyknęła


z przerażenia, gdy zaczęli galopować z zawrotną prędkością.
Raczej wyczuła, niż usłyszała za sobą bezgłośny śmiech
jeźdźca. Tuman piasku zmusił ją do wtulenia twarzy w jego
ramię i zamknięcia oczu. Nie zamierzała ich otwierać. I tak
nic nie widziała w ciemnościach, odkąd opuścili obóz.

Jak rozpoznawał kierunek? I dokąd ją wiózł? Czy naprawdę


zostali małżeństwem?

Wkrótce jednostajny tętent kopyt nieco ją uspokoił.

– Czy nas ścigają? – spytała.

– Niewykluczone. Zdążyłem unieruchomić tylko połowę


samochodów… – Przerwał, gdy przypomniał sobie bandytę
podnoszącego rękę na bezbronną kobietę. – Czy zrobili ci
krzywdę?
– Nie taką, jak myślisz – odpowiedziała sennie, tłumiąc
ziewnięcie.
Zmęczenie nie pozwoliło jej otworzyć oczu, ale próbowała.
Po jej głowie krążyło mnóstwo niezadanych pytań. Tym
niemniej chwilę później znów ziewnęła. Przestała nawet czuć
pieczenie w miejscu ukąszenia. Nieznajomy jedną ręką dla
bezpieczeństwa objął ją powyżej talii.
– To szaleństwo – wymamrotała sennie.

– Nie. To fizjologia – odpowiedział. – Szok uwalnia związki


chemiczne.
Zain w pełni doceniał rolę reakcji hormonalnych. Kiedy
zobaczył rudą dziewczynę,prowadzoną jak owca na targ,
zapałał niepohamowanym gniewem. Mimo że do tej pory
zawsze panował nad sobą, ledwie zapanował nad pierwotnym
instynktem, który kazał mu gwałtownie interweniować bez
względu na konsekwencje.

– Nie jestem w szoku – zaprotestowała, otwierając oczy.

Zain zwrócił na nią wzrok. Od tyłu widział tylko mocną linię


podbródka, świadczącą o uporze, ale uderzenie bandyty
wymagało czegoś więcej. Podziwiał jej odwagę, mimo że nie
wykazała rozsądku. Nigdy nie widział większej brawury.

– Zagrożenie minęło i twój poziom adrenaliny spada.

Abby zaśmiała się, jakby rozśmieszyła ją myśl, że umknęła


niebezpieczeństwu.

– Znalazłaś coś zabawnego w tej sytuacji?

– Wolałbyś, żebym histeryzowała? – odburknęła z urazą. –


Niedobrze mi.

– Opanuj mdłości – rozkazał, w pełni świadomy, że nie


mogą teraz przystanąć.

Na szczęście dolegliwości minęły, ale nie zmęczenie.


Przegrała walkę z sennością. Opadła mu na pierś i zaczęła
powoli, głęboko oddychać. Zain przyciągnął ją do siebie
i poluzował cugle. Najdziwniejsze, że zaczął odzyskiwać
długo poszukiwany spokój akurat po strzelaninie i wymianie
rodowego klejnotu na piękną, ale brudną i umordowaną
kobietę.
Spojrzał ponownie na wschód ku wąskiej smudze świateł
świadczących o tym, że ich ścigano. Na szczęście mieli sporą
przewagę. Jeżeli zmieni kierunek i pojedzie w stronę oazy
Qu’raing, zmyli pościg.
Niebezpieczeństwo minęło… tylko dlaczego ogarnęło go
przeczucie, że wpadnie w kolejne tarapaty?
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ TRZECI

– Pora rozprostować nogi.

Abby zignorowała zachętę, ale skrzypienie skóry i nagłe


zniknięcie ciepłego ciała, które dawało jej złudzenie
bezpieczeństwa, zmusiło ją do otworzenia oczu. Siedziała
wysoko nad ziemią, a rumak tańczył pod nią i prychał
niespokojnie. Jak to możliwe, że zasnęła po tak ciężkich
przeżyciach?

Wygięła obolały kręgosłup. Nagle poczuła, że się


ześlizguje. Chwyciła więc za końską grzywę, żeby odzyskać
utraconą równowagę. Puściła ją tylko na chwilę, żeby
odgarnąć z twarzy zmierzwione włosy. W tym momencie
napotkała spojrzenie nieznajomego. Stał z założonymi rękami
i obserwował ją. Mimowolnie zmierzyła go wzrokiem od
zakurzonych butów przez tradycyjną szatę ze złotą lamówką
aż po twarz. Na jej widok zaschło jej w ustach z wrażenia. Był
piękny. Nie mogła oderwać oczu od wspaniale rzeźbionych
rysów, ciemnej cery i jasnego zawoju na głowie. Pospiesznie
odwróciła wzrok, żeby ukryć fascynację zmysłową linią jego
ust.
– Wolałabym się nie zatrzymywać – oświadczyła. – Kiedy
mnie zabrali… nie byłam sama – dokończyła po chwili
przerwy, odpędziwszy koszmarne wspomnienie. – Moi
towarzysze podróży utknęli na pustkowiu.
– To trzech dorosłych mężczyzn.

Abby odetchnęła z ulgą na wieść, że przeżyli. Pytała


porywaczy, co z nimi zrobili, ale nie zrozumiała odpowiedzi.
– Widziałeś ich? – zapytała z niepokojem.

Jej wybawca tylko pokiwał głową.

– Nie są ranni? Uruchomili samochód?

– Mają schronienie. Przetrwają noc.


– Nie zgłosiłeś nikomu, że ich znalazłeś?

– W tamtej chwili odnalezienie ciebie stanowiło priorytet.

– Oczywiście jestem ci bardzo wdzięczna. Martwię się tylko


o przyjaciół.

– Czy o kogoś w szczególności?

– To tylko koledzy z pracy. Pracuję jako modelka. Jeżeli nie


masz nic przeciwko temu, pójdę się rozejrzeć.

– Proszę bardzo.

Zain odstąpił krok do tył i zatoczył ręką półkole, wskazując


nieskończone mile piasku w kolorze ochry. Pierwsze
promienie wschodzącego słońca rysowały purpurową linię
wzdłuż horyzontu. Widzieli tylko bezkresne pustkowie, ale
Zain wiedział, że o tej porze rozliczne nocne stworzenia
szukają kryjówek przed nadchodzącym upałem.
– Jaki kierunek wybierasz? – zapytał.

– Sugerujesz, żebym się zamknęła, bo wiesz więcej niż ja –


odburknęła z urazą.
– Zdecydowanie znam pustynię lepiej niż ty. Idziesz?

– Gdzie jesteśmy?
Z całą pewnością z dala od cywilizacji. Pod ich stopami
rosła jakaś trawa, a kilka ciernistych drzewek przesłaniało
widok. Za nimi leżała bezkresna pustynia, oświetlona
różowym blaskiem świtu. Abby znów zadrżała.
Zain nigdy nie widział równie gładkiej skóry, równie
doskonałych rysów. Zabronił sobie dalszego podziwiania jej
urody. To właśnie ona wpakowała ją w tarapaty. Nie wątpił
jednak, że często przynosiła korzyści. Mężczyźni pewnie za
nią szaleli. Z wysiłkiem odwrócił wzrok od długich,
zgrabnych nóg.

– Nie sądzisz, że jest nieco za późno na ostrożność? – zakpił


w żywe oczy.

Mimo że jego serce pozostało nietknięte, obudziła jego


libido. Do tej pory uważał seks bez zaangażowania
emocjonalnego za lepszą opcję niż życie w celibacie lub
użalanie się nad sobą. Jednak uwiedzenie bezbronnej, zdanej
na jego łaskę kobiety nie wchodziło w grę.

Kiedy wyruszył na ratunek, nie próbował sobie wyobrazić,


jak wygląda. Nie przypuszczał, że zobaczy taką piękność. Nie
potrzebował kakofonii muzyki dobiegającej z furgonetek,
żeby ukryć swoje przybycie do obozu bandytów. Ledwie na
nią spojrzał, pojął, dlaczego wszyscy skupili uwagę wyłącznie
na niej. Przez chwilę podziwiał wzrokiem kuszące kształty,
nieprawdopodobnie długie nogi, jasną skórę i burzę
kasztanowych włosów. Nie miała w sobie nic sztucznego
tylko naturalne piękno.
Bez trudu wyobraził ją sobie na billboardzie, reklamującą
jakiś towar i przy okazji powodującą kilka wypadków. Przy
niej mężczyzna zapominał o strapieniach. On nie, ale bliskość
ślicznotki śpiącej przed nim w siodle przyniosła mu pewne
ukojenie.

Sens zjadliwej uwagi dotarł do zmęczonego umysłu Abby


dopiero po kilku sekundach.
– Czy to moja wina, że mnie porwano? Myślisz, że o to
prosiłam? Nie znoszę obwiniania ofiary, chociaż nie uważam
się za ofiarę… O, do licha! – wykrzyknęła, kiedy straciła
równowagę i wpadła wprost w mocne ramiona.

Uderzenie o twardy, muskularny tors na chwilę pozbawiło


ją tchu. Przypadkowe zetknięcie wywarło na niej tak
piorunujące wrażenie, że nawet kiedy powoli spuścił ją na
ziemię, nieprędko chwyciła oddech.

– Puść mnie – zaprotestowała.

Posłuchał natychmiast.

– To nie ja cię trzymam – zauważył, patrząc znacząco na


zaciśnięte na swoim rękawie palce.

Zanim zdążyła wymyślić ripostę, zmarszczył brwi nad


pięknymi niebieskimi oczami.

– Co to jest?

Abby dotknęła zaczerwienionej opuchlizny.

– Przypuszczam, że ślad po ugryzieniu.

Nieznajomy przytknął rękę do jej czoła, drugą chwycił ją za


nadgarstek, żeby unieść ramię i obejrzeć ukąszone miejsce.
– To boli! – krzyknęła, zdziwiona, że po tak ciężkich
przeżyciach potrafił skupić uwagę na drobnym problemie.
– Ubrałaś się jak do gry w siatkówkę plażową i nie
zastosowałaś środka odstraszającego. Czy zdajesz sobie
sprawę, jak niebezpiecznie jest na pustyni?

Walcząc z pokusą, żeby obciągnąć spodenki i zasłonić choć


kawałek nóg, Abby uniosła głowę i odparła:
– Uczestniczyłam w sesji zdjęciowej. Nie wybierałam stroju
i posmarowałam się płynem przeciw insektom. Jeżeli nie
masz nic przeciwko temu, chciałabym wrócić wprost do
hotelu.

Popatrzył na nią z wyraźnym zdumieniem, po czym


parsknął śmiechem:

– Nie prowadzę taksówki.

Zawstydził ją.
– Przepraszam. I dziękuję, podejrzewam, że o wiele za
późno – dodała z autentyczną wdzięcznością i nadzieją, że
trafiła na porządnego człowieka. Na moment strach znów
chwycił ją za gardło.

Jej wybawca ponownie zmarszczył brwi. Nie spodziewał się


przeprosin ani podziękowania.

– Nie potrzebuję wdzięczności.

– Ale na nią zasłużyłeś.

– Swoją drogą, co tam robiliście?


– Planowaliśmy zrobić zdjęcia znacznie bliżej miasta, ale
nikt nie wziął pod uwagę, że zaślubiny pociągną za sobą tyle
komplikacji. Wstrzymano loty, pozamykano ulice,
wprowadzono mnóstwo restrykcji.
Usiedli w poczekalni na lotnisku, pijąc kawę. Wymiana
mejli pomiędzy zleceniodawcą a reżyserem rozstrzygnęła
o ich losie.
– W pierwszej chwili myślałam, że… wyreżyserowano tę
scenę na potrzeby kampanii reklamowej – wykrztusiła
z trudem, wspominając porwanie. – Czuję się zbrukana –
wyznała na koniec, mając na myśli nie tylko wszechobecny
piasek, kurz i brudne ubranie.

– No to chodź się wykąpać – zaproponował, wskazując


skinieniem głowy kępę drzew.
Abby zamrugała powiekami, zaskoczona niespodziewaną
propozycją.
– Koń potrzebuje wody – dodał, ujmując lejce i prowadząc
wierzchowca w niewidoczną z poprzedniego miejsca dolinę.

Abby nareszcie pojęła, dlaczego wcześniej nie widziała


wyższych drzew i palm. Wkrótce dotarli do szemrzącej strugi,
wypływającej z ziemi i biegnącej cienką, srebrną wstęgą
wśród drzew. Ani jeździec, ani koń nie przystanęli. Szli dalej,
póki nie dotarli do otoczonego palmami turkusowego
jeziorka. Po koszmarnych przeżyciach Abby w pełni doceniła
piękno otoczenia.

– Jak tu pięknie! – wyszeptała w zachwycie.

Jej towarzysz obserwował, jak walczy z napływającymi do


oczu łzami. Tylko duma trzymała ją przy życiu.

– Trzeba coś zrobić z twoim ramieniem – zadecydował.

Troska w jego głosie przełamała zahamowania. Łzy


wypłynęły obfitym strumieniem. Całym jej ciałem wstrząsnął
szloch.

Zain zareagował natychmiast. Podszedł, ujął ją za ramiona,


oparł podbródek na jej głowie, ale jej nie przytulił. Widok
zapłakanych oczu poruszył go do głębi. Wreszcie płacz
ucichł. Odstąpiła od niego, raczej zawstydzona niż
wdzięczna.

– Muszę okropnie wyglądać – zaszlochała, unikając jego


wzroku.
– Owszem – potwierdził z roztargnieniem, zbyt
zaabsorbowany obrazem, który stanął mu przed oczami, by
wymyślić taktowną odpowiedź.
Wyobraził sobie mianowicie, że trzyma ją w miłosnym
uścisku. Nigdy dotąd nie pozwalał sobie na erotyczne
marzenia. Wolał zaspokajać swoje pragnienia niż żyć
w świecie ułudy.

Brutalnie szczera odpowiedź zmusiła Abby do spojrzenia na


niego.
– Teraz przynajmniej wiem, że jesteś uczciwym
człowiekiem – uśmiechnęła się. – Stąd wniosek, że mi nie
zagrażasz. Nie myślałam…

– Więc lepiej nadal nie myśl – doradził na widok jej


niepewnej miny, która obudziła w nim wyrzuty sumienia
z powodu zdrożnych fantazji. Podejrzewał, że wyobrażała
sobie najgorsze scenariusze.
– Po prostu odczułam ulgę, że jestem bezpieczna – wyznała.

Kiedy napięcie opadło, dopadło ją zmęczenie. Dlatego nie


zaprotestowała, gdy pociągnął ją na trawę przy jeziorku.
Zostawiwszy ją tam, Zain podszedł do konia i wyjął termos
z jednej z przytroczonych do siodła sakw. Usiadł przy Abby,
odkręcił zakrętkę i wręczył jej naczynie. Wypiła chciwie.
Zain zapomniał, jak ją nazywali towarzysze. Sam nazywał
ją „Rudą”.

– Czy masz jakieś imię? – zapytał.


– Abby. A ty?

– Zain. Pozwól, że obejrzę twoje ramię.


Zbadał je dokładnie, po czym skinął głową i kazał jej zostać
na miejscu.

Abby wątpiła, czy zrobiłaby choćby krok, nawet gdyby


chciała. Zamiast tego pożerała wzrokiem zgrabną, pełną
gracji sylwetkę. Gdyby jakaś kobieta zadeklarowała, że nie
robi na niej wrażenia, dałaby głowę, że kłamie.

– Może szczypać – ostrzegł.


Abby z całej siły zacisnęła zęby, gdy polał opuchliznę wodą
i czymś obłożył.

– Co to za liście? – spytała.
– Z miejscowego drzewa o nazwie neem. Przytrzymaj je.

Tym razem podszedł do wody. Odwiązał złoty sznur i zdjął


z głowy biały zawój.

Abby zaskoczył widok krótkich, ciemnych włosów


z jaśniejszym pasemkiem nad czołem. Wyobrażała sobie, że
nosi długie jak Beduini. Obserwowała, zafascynowana, jak
przeczesuje je palcami i spryskuje wodą. Następnie
wyciągnął nóż z fałd szaty. Gdy zwrócił na nią wzrok,
pospiesznie odwróciła głowę, zawstydzona, że pożera go
wzrokiem niczym dziecko słodycze za szybą, tyle że nie tak
niewinnie.

– Co to za roślina? – spytała, podczas gdy rozcinał tkaninę


na kilka pasków.

Zain wskazał gęstwinę nad swoją głową.


– Rośnie tu wszędzie. Ludzie używali jej jako lekarstwa na
różne schodzenia. Podobno ma właściwości antyseptyczne.

– Czy to nie przesądy starych babek?


– Wiele badań naukowych potwierdza tę opinię.
Zainteresowały się nim firmy farmaceutyczne. Aarifa
opracowała projekt hodowli. Rosną szybko, niemal wszędzie,
na każdej glebie. Silny system korzeniowy zapewnia im
odporność na suszę.
Abby robiła wrażenie bardziej zainteresowanej niż jego
stara gwardia, kiedy składał te same wyjaśnienia. Piastowali
wysokie urzędy przez całe pokolenie. Podchodzili sceptycznie
do wszelkich idei stworzonych w jego gabinecie, ale Zain
w nie wierzył i przeforsował ich realizację. W końcu
udowodnił, że miał rację.

Jego projekt przyniósł komercyjny sukces, inwestycje


zagranicznych spółek, stworzył miejsca pracy i obudził ducha
przedsiębiorczości w rodakach. Pewne małżeństwo
opracowało serię kosmetyków na bazie tej rośliny.
Abby odgarnęła włosy z czoła i patrzyła, jak zgniata liść
w długich palcach i przykłada do kawałka namoczonej
tkaniny. Robił to z taką samą precyzją, z jaką wykonywał
każdą czynność.

– Przemawiasz jak nauczyciel – zauważyła.

– Nie jestem nauczycielem – odrzekł enigmatycznie. Nie


wątpił, że zżera ją ciekawość, ale niechęć do okazania
swojego zainteresowania powstrzymuje ją przed
bombardowaniem go pytaniami. – To prowizoryczny
opatrunek. Należałoby je zemleć na miazgę, żeby naprawdę
działały, ale lepszy taki niż żaden.

– Skąd znasz to drzewo? Mieszkasz na pustyni? –


spróbowała go ostrożnie wysondować, ale niewiele zyskała.
– Na pustyni życie jest prostsze.

Co roku wracał do korzeni, spędzając miesiąc wakacji


u rodziny matki swego ojca, która nadal prowadziła
tradycyjny, plemienny tryb życia. W tym roku musiał niestety
skrócić pobyt do zaledwie dwóch tygodni. Wkrótce pozostaną
mu tylko wspomnienia. Zdjął liść, który przylgnął do jej
skóry, i zamienił go na nowy, pognieciony. Przywiązał go do
ramienia kawałkiem zmoczonej tkaniny.
– Nie za ciasno? – zapytał.

– Nie, ale prawy but mnie uwiera. Spuchła mi stopa.

Zain popatrzył na nią, jakby oszalała.

– Powinnaś wypić więcej wody.


Abby uniosła bukłak do ust, ale coś ją rozproszyło,
prawdopodobnie wspomnienie. Patrzyła w dal zamglonymi
oczami. Naczynie wyśliznęło jej się z rąk. Zain złapał je
natychmiast. Wyglądała bezbronnie jak pisklę sowy.
Cyniczna część natury Zaina chciała wierzyć, że udaje, ale
szczerze w to wątpił.

– Wyobraźnia może być przekleństwem – powiedział dość


szorstkim tonem, żeby ukryć odruch współczucia.

Abby skinęła głową i odwróciła wzrok. Pomacała mokrą


plamę poniżej dekoltu, nieświadomie zwracając uwagę Zaina
na jędrne piersi. Natychmiast wyobraził sobie, że pochyla
głowę, żeby je pocałować.

– Rana po ugryzieniu jest zakażona.


===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ CZWARTY

Abby popatrzyła mu w twarz, zastanawiając się, czym go


rozdrażniła.

– Powinnaś zostać zbadana, jak tylko dotrzemy do


cywilizacji – doradził. – Potrzebujesz antybiotyku – dodał,
wstając z miejsca i wyciągając do niej rękę.

Abby ujęła podaną dłoń i stanęła obok niego. Większości


mężczyzn patrzyła prosto w oczy, na niektórych z góry, ale
nie na Zaina. Do niedawna szła przez życie zgarbiona,
zawstydzona swoim wzrostem. Z zawiścią patrzyła na
filigranowe dziewczyny.

– Jak długo potrwa droga powrotna? – spytała, pocierając


o udo dłonią, której dotykał. Nadal czuła w niej pulsowanie
po przelotnym dotknięciu.
– Teraz, kiedy koń odpoczął, około pół godziny – oszacował
Zain.

Ogier jakby wyczuł, że o nim mówi. Podszedł i skubnął go


w ramię, zabiegając o uwagę.
Abby sama nie rozumiała, czemu właściwie nie ucieszyła jej
perspektywa powrotu do normalności. Tłumaczyła sobie, że
dopisało jej szczęście, że wiele osób marzy o takim życiu,
jakie podarował jej los. Najważniejsze, że praca zapewniała
jej środki, które wkrótce pozwolą zwrócić dziadkom
wszystko, co im ukradziono.
– Czy naprawdę… zostaliśmy małżeństwem? – spytała po
chwili wahania.
Miała nadzieję, że parsknie śmiechem, bo lepiej zostać
wyśmianą niż poślubioną obcemu człowiekowi.

– Spokojna głowa. Załatwię to.


Informacja, że jednak coś jest do załatwienia przyprawiła
Abby o skurcz żołądka.

– W jaki sposób? Masz czarodziejską różdżkę czy sztab


prawników do dyspozycji?
– Poradzę sobie.

Abby nie zdołała ukryć niedowierzania, ale liczyła na to, że


nie będą potrzebowali zbyt wielu formalności.

– Przypuszczam, że powinnam zgłosić porwanie –


podsunęła nieśmiało, przerażona perspektywą
relacjonowania burzliwych wydarzeń niekoniecznie
życzliwym policjantom.

– Podrzucę cię do ambasady brytyjskiej. Zaopiekują się


tobą.

– Dziękuję.

Wyciągnęła do niego rękę, ale zaraz sobie uświadomiła, że


to zbyt formalny gest. Pochyliła się więc ku niemu. Właśnie
w tym momencie koń trącił ją pyskiem w pośladek, dosłownie
wpychając ją w ramiona swojego pana. Zain rozłożył ręce,
żeby uchronić ją przed upadkiem. Bezpieczna w jego
objęciach, rozchyliła łokcie, żeby się oswobodzić, ale
zrezygnowała, gdy spojrzała na pięknie rzeźbione rysy. Jakiś
wewnętrzny głosik w jej głowie wbrew rozsądkowi
podszepnął, że życie jest zbyt krótkie, żeby odmawiać sobie
spełniania marzeń. Niedawne doświadczenie właśnie to
udowodniło.
Zain desperacko walczył o zachowanie kontroli nad sobą.
Czy te miękkie, pełne wargi smakowałyby równie wspaniale,
jak wyglądały?

Abby uniosła rękę i drżącymi palcami pogładziła go po


zakurzonych policzkach.

Zain zesztywniał. Gardził mężczyznami, którzy


wykorzystują kobiety: szefami zaciągającymi do łóżka
podwładne, barmanami uwodzącymi pijane dziewczyny,
przyjaciółmi, którzy wprowadzają się do koleżanki, żeby
pocieszyć ją po burzliwym rozwodzie, czy też takimi
bezwzględnymi kanaliami jak jego własny przyrodni brat.
Myśl, że mógłby postąpić podobnie, napawała go odrazą. Ale
go kusiło…

– Abby!
– Naprawdę chciałabym ci podziękować. – Po tej deklaracji
stanęła na palcach i odchyliła głowę, zapraszając bez słowa
do pocałunku.

Zain pochylił głowę i zobaczył w zielonych oczach równie


silne pożądanie, jakie sam odczuwał.

Westchnęła cichutko, gdy objął jej usta wargami i zamknęła


oczy, żeby chłonąć słodkie doznania.
Popełniała szaleństwo, ale przepiękne. Nigdy nikogo tak
nie pragnęła. Niezręczne pocałunki Gregory’ego nie
wytrzymywały porównania z tym, co odczuwała obecnie.
Niestety niezbyt długo. Nagle Zain podniósł ją z ziemi
i dosłownie odstawił na odległość ramienia.
– Przepraszam.

Za co? – pomyślała. – Za to, że cię nie pociągam?


Na szczęście teraz lepiej znosiła upokorzenia niż jako
nastolatka, kiedy jej długo wyczekiwana randka z jednym
z najatrakcyjniejszych chłopaków w szkole okazała się
okrutnym żartem. „To tak jakby całować mokrą rybę” –
obwieścił później kolegom.

– Potrzebujesz pomocy medycznej, a nie…

– Przewrócenia na siano – wpadła mu w słowo.


Doświadczenie nauczyło ją, że lepiej zadrwić z siebie niż
czekać, aż zrobi to przeciwnik. – Racja – przyznała.

Chyba przede wszystkim potrzebuję opieki psychiatrycznej


– dodała w myślach. Sama nie rozumiała, co w nią wstąpiło.
Nigdy tak nie postępowała. Dokładała wszelkich starań, żeby
ukryć zażenowanie jak w latach szkolnych, kiedy
zgrabniejsze dziewczyny i ich chłopcy drwili z jej chudości
i zbyt wysokiego wzrostu. Nazywali ją kujonem, kiedy
wyciągała ręce do odpowiedzi. Po rzekomej randce jeszcze
bardziej zamknęła się w sobie. W szkole przynajmniej
zbierała doskonałe oceny. Tu nie znajdowała żadnej pociechy.

– Jestem gotowa wyruszyć, kiedy zechcesz, i pamiętaj, że


mam wobec ciebie dług wdzięczności i… – Przerwała
i przygryzła wargę. Nie wyobrażała sobie, jak mogłaby go
spłacić, bo jak wycenić uratowanie komuś życia?

Zain wzruszył ramionami. Popatrzył na nią ze


współczuciem, co wprawiło ją w większe zakłopotanie, niż
gdyby okazał, że go uraziła.
– Powiedzmy, że znalazłem się w odpowiednim miejscu
w odpowiednim czasie.

Łatwiej było nakazać sobie zachowanie dystansu niż


zrealizować to postanowienie, gdy siedziała przed nim na
szybko pędzącym koniu. Odczuła więc ulgę, gdy spostrzegła
minarety i wieże miasta. Nadal palił ją wstyd, że
sprowokowała go do pocałunku.
Dopiero kiedy podjechali pod posterunek kontrolny,
uświadomiła sobie, że mogą napotkać trudności przy
wjeździe. Wyjazd z miasta wymagał podpisania wielu
dokumentów i uzyskania pieczątek. Teraz nie miała nawet
paszportu. W dodatku towarzyszył jej tajemniczy mężczyzna,
którego groźny wygląd mógł zaalarmować strażników. Zain
pewnie pomyślał o tym samym, bo zatrzymał konia, zsiadł
i jej też kazał zejść na ziemię.
Zignorowała wyciągniętą rękę, żeby okazać niezależność
po wcześniejszym upokorzeniu. Ten dziecinny gest omal nie
doprowadził do upadku.

– Czy masz niezbędne zezwolenia? – spytała. – Czy


powinnam złożyć jakieś wyjaśnienia?

– Zostań tutaj.

Abby nie potrafiła rozstrzygnąć, czy mówił do niej, czy do


konia. Nawet na nich nie spojrzał, jakby nie przyszło mu do
głowy, że któreś z nich mogłoby nie posłuchać rozkazu.

Odprowadziła go wzrokiem, gdy podchodził do


umundurowanych ludzi. Miała nadzieję, że wobec nich nie
przybierze takiego samego władczego tonu. Po kilku
minutach rozmowy nadal nie zdjęli broni z ramion, co uznała
za dobry znak. Czy go wypytywali?
Kiedy ruszył ku niej z powrotem, odetchnęła z ulgą, ale nie
na długo. Zaraz bowiem jeden z gwardzistów podbiegł, żeby
zrównać krok ze znacznie wyższym Zainem.

Nieprędko do niej dotarł. Obserwowała z zapartym tchem


jego piękną twarz, ale nie zdołała odgadnąć, co załatwił.
W każdym razie nikt nie wymachiwał karabinem. Wartownik
skłonił głowę przed Abby i wypowiedział zdanie, które nie
zabrzmiało agresywnie, raczej wyrażało szacunek.
– Bardzo mu przykro z powodu twoich okropnych przeżyć
i ma nadzieję, że ten incydent nie zepsuje twojej opinii
o naszym kraju – przetłumaczył Zain.

Abby podziękowała uśmiechem.

– Naprawdę tak powiedział?

– Słowo w słowo.
– Co teraz?

W tym momencie jak na zawołanie podjechał do nich jeep.


Kierowca w wojskowym mundurze trzymał w ręku coś
metalowego. Po sekundzie rozpoznała, że to nie broń ani
kajdanki tylko pęk kluczy na kółku. Zain odebrał je od niego,
udzielił jakichś instrukcji, po czym go odesłał. Kierowca
wysiadł i odprowadził gdzieś wierzchowca.

– Nie możesz pozwolić, żeby ci go zabrał! – zaprotestowała.

– Myślałem, że nie lubisz koni.

– Zamieniłeś go na samochód?

– Przynajmniej ma klimatyzację. Żartowałem. Nie dałem


mu go, tylko oddałem na jakiś czas pod opiekę.
– Jak to załatwiłeś? Przekupiłeś go?

– Po prostu naświetliłem mu sytuację. Wsiadaj.


Abby posłuchała, bynajmniej nieprzekonana jego wersją
wydarzeń.

– Coś przede mną ukrywasz. Masz jakieś koneksje czy


wpływy?
– Przede wszystkim uczciwy wyraz twarzy. Poza tym
zatrzymali w zastaw mojego konia. Negocjacje poszły gładko.

Wyjaśnienie brzmiało wiarygodnie, ale Abby nadal odnosiła


wrażenie, że przemilczał coś istotnego.
Bez wątpienia świetnie znał miasto. Jechał szybko i pewnie.
Kilkakrotnie skręcił w boczne zaułki, gdy natrafił na korki
albo grupki nadal świętujących ludzi, którzy blokowali drogę.
Atmosfera zabawy chyba udzieliła się policjantom na służbie,
bo przepuszczono ich przez kilka punktów kontrolnych bez
zatrzymywania. Nie mogłoby im pójść łatwiej, nawet gdyby
należeli do grona gości weselnych.

– To tu – oznajmił, zatrzymując auto w wąskiej, lecz


niewątpliwie zamożnej uliczce przed bramą z kutego żelaza,
która odróżniała stojący za nią budynek od sąsiednich.

Abby zwróciła na niego wzrok.

– Nie znam twojego nazwiska, a przecież uratowałeś mi


życie… Ludzie często nadużywają tego określenia, gdy ktoś
wyświadczy im przysługę, ale ja naprawdę zdaję sobie
sprawę, ile ci zawdzięczam. Uważam cię za bohatera. –
W tym momencie spostrzegła zakłopotanie na jego twarzy. –
Właśnie myślałam, że nie masz żadnych słabości – mruknęła
bardziej do siebie niż do niego.

– Znalazłem się we właściwym miejscu we właściwym


czasie – powtórzył.
Abby pokręciła głową i sięgnęła do klamki. Zacisnęła zęby,
gdy przypadkowo uderzyła obolałym ramieniem o drzwi.
Łatwiej jej było stłumić ból niż pociąg do tego mężczyzny. Na
nikogo wcześniej tak silnie nie reagowała. Nawet Gregory
pociągał ją głównie dlatego, że dawał jej poczucie
bezpieczeństwa, jak się okazało, złudne.
Zain otworzył jej drzwi, zanim zdążyła zauważyć, że
wysiadł. Wyciągnął do niej rękę, żeby pomóc przy
wysiadaniu.
– Uważaj i idź do lekarza tak szybko, jak to możliwe –
doradził.

– Dobrze – obiecała, zerkając na niego ukradkiem. – Już


trochę mniej boli.

Zamierzała uścisnąć mu dłoń. Zaraz jednak przypomniała


sobie, do czego to doprowadziło poprzednim razem, więc
tylko z poważną miną skłoniła głowę. Zain odwzajemnił gest
i wrócił do samochodu. Ledwie odparła pokusę, żeby pobiec
za nim, zanim na zawsze zniknie z jej życia, ale zdrowy
rozsądek zwyciężył. Narobiłaby sobie tylko wstydu.

Podeszła do drzwi ambasady, zadowolona, że nie widzi jej


łez, nie zdając sobie sprawy, że inni mogą je zobaczyć.

W piwnicy ambasady brytyjskiej siedzący przed kilkoma


monitorami mężczyzna zawołał do drzemiącego w fotelu
kolegi:

– Zadzwoń do pana Jonesa. Myślę, że chciałby to zobaczyć.


Przewinął film i zatrzymał na twarzy mężczyzny, którego
wielu wolałoby widzieć w roli następcy tronu. Niestety Zain
Al Seif był dopiero drugi w kolejce.
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ PIĄTY

Dziesięć miesięcy później

Nawet na obszarze, gdzie nieprzyzwoite bogactwo


i symbole statusu stanowiły normę, smukły, srebrny
samochód, połyskujący w blasku popołudniowego słońca
przyciągał powszechną uwagę, podobnie jak mężczyzna
kroczący ku niemu zadrzewionym bulwarem. Nawet
w łachmanach roztaczałby wokół siebie aurę władzy i męskiej
witalności.

Zain nie zdawał sobie sprawy z zainteresowania, jakie


budzi. Nie interesowało go auto, lecz jego właściciel.

Kiedy podszedł, ujrzał w kręgu roześmianych młodych


kobiet człowieka, którego nie od razu rozpoznał. Szybko
obliczył, że jego przyrodni brat musiał schudnąć co najmniej
dziesięć kilogramów w ciągu sześciu tygodni. Rozwiązły tryb
życia i uleganie zachciankom sprawiły, że szybko utył. Do
niedawna wyglądał na znacznie więcej niż swoje trzydzieści
dwa lata. Teraz sprawiał wrażenie wyczerpanego,
prawdopodobnie wskutek zbyt gwałtownej utraty wagi.

Zain zacisnął zęby, gdy Khalid położył rękę na pośladku


jednej z roześmianych dziewczyn. Zyskał wprawdzie lepszą
sylwetkę, ale nie zasady moralne, zważywszy, że miał żonę.
Zain wykrzywił usta w ironicznym uśmieszku.
Uznałby swoje zgorszenie za hipokryzję, gdyby jego własne
małżeństwo istniało nie tylko na podpisanym pod pustynnym
niebem papierze. Jak na ironię tylko on jeden dochowywał
wierności małżonce, bynajmniej nie z szacunku dla
praktycznie nieznajomej rudowłosej kobiety ani też dla
małżeńskiej przysięgi. Nawał pracy nie zostawiał czasu ani
na romanse, ani na unieważnienie fikcyjnego związku.
Rozważał, czy nie najprościej byłoby spalić akt ślubu, ale po
namyśle zrezygnował. Historia nauczyła go, że ludzi rzadziej
doprowadzają do upadku ich błędy niż próby ich ukrycia. Nie
wątpił, że gdyby jego oszustwo wyszło na jaw, wywołałoby
skandal. Doszedł do wniosku, że najrozsądniej będzie
zasięgnąć jak najwięcej informacji o Abigail Foster.

Jak do tej pory jej agenci nie szukali z nim kontaktu. Nie
widział też nagłówków w gazetach, nie przeczytał o zamiarze
wydania książki, nie słyszał żadnych plotek. Tylko raz
zaproszono go na kolację do brytyjskiej ambasady.
Anonimowy urzędnik zapewnił go, że może liczyć na jego
absolutną dyskrecję. Spróbował też wyjaśnić, dlaczego nie
sprzedała nikomu swej frapującej historii:

– Przypuszczam, że panna Foster, raczej naiwna młoda


dama, nie wiedziała, z kim ma do czynienia.

Zain odtworzył w pamięci idealny owal twarzy


z niezwykłymi, zielonymi oczami w oprawie ciemnych rzęs
i brwi.

– Jak dobrze, że dotarłeś, Zainie! – wyrwał go z zadumy


głos Khalida, który objął ramieniem najbliższą blondynkę
i wyszeptał jej do ucha coś, co ją rozśmieszyło.
Zain zmobilizował całą siłę woli, żeby nie zareagować na
prowokację, najwyraźniej obliczoną na to, żeby go zgorszyć.
Lustrzane szkła słonecznych okularów skutecznie zasłoniły
jego pogardliwe spojrzenie.

Chwilę później Khalid puścił dziewczynę. Skinął na jednego


ze służących, żeby rozpędził tłum. Nie przemówił, dopóki nie
ucichł stukot obcasów. Otworzył drzwi samochodu i zachęcił
brata ruchem głowy do obejrzenia luksusowego wnętrza.

– No i co o tym myślisz? – zagadnął. – Wyprodukowali tylko


pięć takich cacek.

– Sądzę, że ludzie, którzy ucierpieli wskutek redukcji


wydatków na służbę zdrowia, zakwestionowaliby twoje
priorytety.

Śmiech Khalida nie zabrzmiał przyjemnie, podobnie jak


długotrwały atak kaszlu, który później nastąpił.

– Co z tobą? – zapytał Zain z ociąganiem.

Khalid przytknął do ust białą chusteczkę i posłał mu wrogie


spojrzenie.

– Więc nie popierasz cięć budżetowych?

– Nie wmówisz mi, że interesuje cię moje zdanie.

Khalid schował chustkę do kieszeni i otworzył dla niego


drzwi od strony pasażera.

– Nie musimy być wrogami – odpowiedział.


Logika i doświadczenie powinny skłonić Zaina do odejścia,
ale został. Pomyślał, że może jednak więzy krwi łączą ludzi
zgodnie z powszechnym przekonaniem. Niepewnie
przeczesał ręką włosy.
– Nie jestem twoim wrogiem, Khalidzie – oznajmił.

Spostrzegł w oczach brata jakiś dziwny błysk, ale tak


krótki, że przypisał go grze świateł.
– Zawsze zazdrościłem ci przyjaciół i…

– Ty też masz przyjaciół.


– Nie. Kupuję sobie ludzi, ale nie zdobywam ich przyjaźni.
Zain nie podejrzewał przyrodniego brata o taką
przenikliwość ani tym bardziej o odwagę, jakiej wymagało
tak brutalnie szczere wyznanie.

– Przestańmy się kłócić. Zapraszam cię na przejażdżkę.


Jeszcze go dobrze nie wypróbowałem.

Po chwili wahania Zain wsiadł do auta.


– Zapiąłeś pasy? Trzeba zachować ostrożność. Czeka nas
ostra jazda – zapowiedział Khalid.
Zain zerknął na prędkościomierz. Zrobił wielkie oczy na
widok wskazania, ale nie czuł lęku. Khalid nie posiadał wielu
zdolności, ale świetnie prowadził. Przy trzecim ostrym
zakręcie, słynnym z częstych wypadków, Zaina ogarnął
niepokój.

– Czy chcesz, żebym zwolnił, braciszku? – zadrwił Khalid,


wyprzedzając ciężarówkę tak brawurowo, że ledwie uniknął
zderzenia z nadjeżdżającym z naprzeciwka autem.

– Brałeś coś?

– To już bez znaczenia. Narkotyki nie działają na mnie tak


jak kiedyś. Mam raka płuc z przerzutami. Umieram.
– Medycyna…

– Wiem. Każdego dnia robi postępy, ale mi nie pomoże.


– Jeszcze nie jest za późno, żebyśmy…

– Zakopali topór wojenny? Nic z tego. Nie rób takiej


smutnej miny. Wszyscy kiedyś umrzemy, ale jeśli człowiek
dokładnie wie, kiedy i na co, ta świadomość pomaga
odzyskać władzę. – Uśmiechnął się, kiedy Zain wyciągnął
rękę w kierunku klamki. – Tak, tak, braciszku, drzwi są
zablokowane. Nawet gdybyś zdołał je otworzyć, zginiesz przy
tej prędkości. Najbardziej mnie martwiło, że umrę, a ty
zostaniesz przy życiu, zajmiesz moje miejsce na tronie
i w łożu mojej żony. Teraz śmierć będzie dla mnie
wybawieniem, bo zabiorę cię ze sobą.

Zain spróbował przechwycić kierownicę, ale jego brat


utrzymał kierunek. Zmierzał wprost w stronę klifu nad
przepaścią. Zain skierował więc uwagę na drzwi. Szarpał je
i kopał, żeby odzyskać wolność.

– Spokojnie, braciszku. Korzystaj z ostatnich chwil życia


tak jak ja – doradził Khalid ze śmiechem, który przerodził się
w okrzyk gniewu, kiedy drzwi w końcu ustąpiły i Zain przez
nie wyskoczył.

Szerokie chłodne korytarze odchodziły od ośmiobocznego


patio. Światło ze szklanej kopuły rzucało tęczowe refleksy na
wodę spływającą z fontanny do wyłożonego mozaiką basenu.
Wnętrze przypominało bardziej pięciogwiazdkowy hotel niż
jakikolwiek szpital, jaki Abby w życiu widziała.

Po raz pierwszy przywieziono ją do jednego z nich w wieku


sześciu lat. Pamiętała powiew zimnego grudniowego
powietrza, gdy przewożono ją przez szerokie podwójne drzwi
i nieskończenie długi korytarz. Jaskrawe światło lamp
przyprawiło ją o ból głowy. Więcej nie zapamiętała. Obudziła
się na twardym krześle, tak wysokim, że nie sięgała nogami
podłogi. Liczyła jasnoczerwone plamy krwi biegnące do
zasłony, zza której słyszała podniesione głosy ludzi,
usiłujących uratować jej rodziców. Długo walczyli o ich życie.
Zeszła z krzesła i odeszła na długo przedtem, zanim przegrali
walkę. Babcia powiedziała jej później, że znaleziono ją śpiącą
na podłodze z kciukiem w buzi.
– Przepraszam, że musiała pani czekać.
Abby opuściła rękę, którą osłoniła oczy przed bijącym od
fontanny tęczowym blaskiem. Kiedy odwróciła głowę, spadł
z niej zielony jedwabny szal, który wręczył jej brytyjski
towarzysz podróży przed wyjściem z samochodu.

– To niekonieczny, ale uprzejmy gest – wyjaśnił.

Abby z powrotem zakryła głowę.


– Czy wrócimy dzisiaj, panie Jones? – spytała.

– Wszyscy życzymy sobie, żeby jak najszybciej załatwić tę


sprawę – odpowiedział bezbarwnym głosem, który nie
zapadał w pamięć, podobnie jak jego twarz.

Abby widziała go wcześniej tylko raz. Zapamiętała go


wyłącznie dzięki okolicznościom spotkania, równie
nietypowym, jak te, które poprzedziły jej przybycie do
brytyjskiej ambasady w stolicy Aarify przed dziesięcioma
miesiącami. Opowiedziała swoją historię co najmniej sześciu
osobom, zanim przybył. Przy kolejnej filiżance herbaty
powtórzyła mu ją jeszcze raz. Wysłuchał uważnie, po czym
zadał kilka pytań: czy czytała dokument, który podpisała?
Czy człowiek, który przybył na ratunek, podał swoje
nazwisko?

Taktowny nacisk na te kwestie zaalarmował Abby.


– Nie jestem mężatką, prawda? – dopytywała. – Nie
wzięliśmy prawdziwego ślubu?

Pan Jones uspokoił ją, że absolutnie nie. Następnie


doradził, żeby wróciła do domu i dawnego życia i zapomniała
o wszystkim.
Abby posłuchała, przynajmniej pierwszej części jego rady.
Znacznie trudniej było zapomnieć, zwłaszcza o osobie
wybawcy. Jego wysoka postać prześladowała ją zarówno
w snach, jak i na jawie. Nigdy przedtem nie pozwalała sobie
na fantazjowanie. Życie wymagało od niej twardego stąpania
po ziemi, lecz teraz często śniła o tajemniczym nieznajomym.
Budziła się obolała, w jej odczuciu o wiele za wcześnie.

Pan Jones był ostatnią osobą, której pojawienia się przed


swoimi drzwiami mogłaby się spodziewać po powrocie
poprzedniego popołudnia z wyjątkowo niepomyślnej wizyty
w agencji, sprzedającej dawny dom jej dziadków. Spłaciła
dług hipoteczny i prawie zebrała wymaganą sumę. Myślała,
że wystarczy podpisać akt kupna. Agent nie roześmiał jej się
w twarz, ale niewiele brakowało.

– Niestety ceny nieruchomości poszły w górę od czasu,


kiedy pani dziadkowie sprzedali dom – oświadczył. Następnie
zerknął na ekran laptopa i wymienił tak zawrotną sumę, że
Abby w pierwszej chwili przemknęło przez głowę, że żartuje.
Niestety mówił serio.
Pan Jones też nie żartował, kiedy w asyście dwóch
mężczyzn w tradycyjnych arabskich strojach oznajmił, że
jednak wyszła za mąż za młodszego syna szejka Abana Al
Seifa rządzącego Aarifą.
Wszystko to spadło na nią, zanim przekroczyła próg
swojego mieszkania. Jeszcze przetrawiała usłyszane
rewelacje, kiedy pan Jones zasiadł na wytartej sofie, wziął
sobie ciasteczko, po czym oznajmił:
– Bez obawy, panno Foster. Urzędnik popełnił tylko
nieznaczny błąd.

– Czy to znaczy, że będę mogła coś podpisać? – spytała.


– Och, właśnie w tym cały kłopot. Lekarze nie pozwolą
Zainowi Al Seifowi podróżować przez najbliższych kilka
tygodni po wypadku, a procedury prawne wymagają,
żebyście obydwoje złożyli podpisy w obecności…

Abby wychwyciła z zawiłego wyjaśnienia tylko jedno słowo.


Natychmiast stanęła jej przed oczami imponująca postać
Zaina.

– Miał wypadek?

– Tak. Jechał razem ze starszym bratem, Khalidem,


luksusowym autem.

Abby krew odpłynęła z twarzy, a ręce zaczęły drżeć.


– Nie znam stanu księcia, ale jego brat zginął, co oznacza,
że pani mąż został następcą tronu.

– Jak się czuje?


– Personel szpitala nie udziela informacji
niespokrewnionym osobom.

– Panno Foster?
Abby przeniosła wzrok z Anglika na dwie postacie
w arabskich strojach, identycznych jak te, jakie nosili czterej
mężczyźni, którzy towarzyszyli jej od momentu opuszczenia
jej londyńskiego mieszkania poprzedniego dnia.
– Chciałbym prosić o potwierdzenie, że nie wspomniała
pani nikomu o akcie ślubu.
– Absolutnie nikomu – potwierdziła.
Oczywiście historia porwania wzbudziła wielkie
zainteresowanie, ale zbagatelizowała ją i pominęła
drastyczne szczegóły. Odpędziła bolesne wspomnienia
i przybrała obojętny wyraz twarzy, jakby nic szczególnego jej
nie spotkało.
– Doskonale. – Mężczyzna zwrócił wzrok na człowieka,
który do nich podszedł. – A teraz proszę mi wybaczyć.
Abby obserwowała, jak wymieniają kilka zdań, zanim pan
Jones powrócił. Mimo uprzejmego uśmiechu nie wyglądał na
zadowolonego.

– Może pani wejść. Abdul pokaże pani drogę –


poinformował, wskazując gestem nowo przybyłego, który
skłonił przed nią głowę.

– Nie wejdzie pan ze mną? – spytała w popłochu,


przerażona perspektywą spotkania sam na sam
z „małżonkiem”.

– Wygląda na to, że nie.


===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ SZÓSTY

Abby wzięła głęboki oddech, uniosła głowę i przeszła przez


drzwi. Przytrzymał je dla niej ktoś wyglądający raczej na
ochroniarza niż na pracownika służby zdrowia. Kiedy go
mijała, nisko skłonił głowę.

Gdy szła korytarzem, słyszała przyciszone, pełne szacunku


głosy, przypuszczalnie skierowane do niej. Pewnie
wprawiłyby ją w zakłopotanie, gdyby nie myślała wyłącznie
o tym, co zobaczy w środku. Żałowała, że nie wypytała o stan
Zaina. Nie wiedziała, czy jest przytomny, czy podłączono go
do jakiejś aparatury.
Jeszcze bardziej zbiło ją z tropu spostrzeżenie, że
wkroczyła do jakiegoś gabinetu. Ujrzała tam mężczyzn
w tradycyjnych arabskich strojach i kilku w garniturach,
zgromadzonych wokół długiego prostokątnego stołu. Jeden
z nich stał przed komputerem z otwartą prezentacją
programu PowerPoint. Chciała wyjść, ale ją zauważył
i podszedł bliżej.
– Chyba źle trafiłam – wymamrotała niepewnie.

Osłupiała, kiedy mężczyzna złożył przed nią pokłon,


a pozostali wstali z miejsc i poszli za jego przykładem.
– Nie. To tutaj. Proszę tędy, Amira – odpowiedział
z szacunkiem, wskazując gestem półotwarte drzwi.

Mimo pewności, że z kimś ją pomylili, Abby ruszyła we


wskazanym kierunku. Zamierzała właśnie wyjaśnić, że zaszła
pomyłka, gdy jej przewodnik wprowadził ją do jakiegoś
pomieszczenia, ponownie skłonił przed nią głowę i zamknął
za sobą drzwi.

Drugi pokój, mniejszy od poprzedniego, wyglądał na


luksusową hotelową sypialnię. Wyposażono go w telewizor na
pół ściany i miękkie skórzane sofy dookoła szklanego stolika,
pokrytego starannie ułożonymi książkami. Jedyną różnicę
stanowiło puste szpitalne łóżko ze skotłowaną pościelą
i kropelkami krwi. Wyglądało na to, że przed chwilą opuścił
je pacjent odłączony od pustej butelki po kroplówce. Usiłując
nie patrzeć na plamy krwi, podeszła bliżej i dotknęła pościeli.
Stwierdziła, że zachowała jeszcze ciepło jego ciała.

– Gdzie on jest? – mruknęła do siebie.

– Za tobą.
Abby tak gwałtownie odwróciła głowę, że spadł z niej szal,
którym zakryła włosy. Zain w mgnieniu oka przeszedł przez
drzwi, częściowo zasłonięte parawanem i schwycił w locie
pas materiału. Nie stracił wprawdzie refleksu, ale
z pewnością wiele wycierpiał, o czym świadczyły liczne
siniaki, zaciśnięte zęby i stłumiony jęk bólu. Szok, który ją
zmroził, gdy usłyszała jego głos, ustąpił miejsca zatroskaniu.
Położyła mu rękę na ramieniu. Wyczuła twarde mięśnie przez
cienki materiał białej koszuli. Na ręce dostrzegła jeszcze
więcej krwi. Ten widok przyprawił ją o skurcz żołądka.
– Jak się czujesz? – spytała.
Trzymając rękę przyciśniętą do żeber, Zain popatrzył na
nią drwiąco spod nieprawdopodobnie długich czarnych rzęs,
kontrastujących z pobladłą skórą.
Powróciło wspomnienie z pustynnego obozu, gdzie przybył
jej na ratunek. Za początku nie rozumiała, dlaczego wrzaski
nagle ucichły, dopóki nie zobaczyła imponującego jeźdźca,
wjeżdżającego do środka mimo wrogich spojrzeń
i wycelowanej w niego broni. Pamiętała swoje pierwsze
wrażenia: doskonałość rysów, sylwetki i aurę męskości. Mimo
że teraz chyba tylko siła woli utrzymywała go w pozycji
stojącej, tak samo ją zachwycał.

– Czy wyglądam na zdrowego? – przywrócił ją do


rzeczywistości jego drwiący głos.

– Czy nie powinieneś leżeć?

– Doszedłem do wniosku, że trudno budzić szacunek, kiedy


każdy fałszywy ruch może odsłonić mój tyłek. Nie
przewidziałem tylko, że ubranie się sprawi mi tyle trudności.

Abby poczerwieniała. Nigdy dotąd nie próbowała sobie


wyobrazić nagich pośladków żadnego mężczyzny.

– Mogłeś kogoś poprosić o pomoc. Na przykład… –


Przerwała, zawstydzona, że wolałaby go rozebrać niż ubrać. –
Tych ludzi z sąsiedniego pokoju.
– Nie! – zaprotestował gwałtownie. Wziął głęboki,
niewątpliwie bolesny oddech, po czym dokończył już znacznie
łagodniej: – Nie są pielęgniarzami. Oni rządzą Aarifą.
– Myślałam, że twój ojciec jest królem.

– Owszem, ale stracił zainteresowanie władzą przed wielu


laty.
Zaciekawił Abby i równocześnie obudził w niej
współczucie. Natychmiast zobaczyła oczami wyobraźni
kruchego, bezradnego staruszka.
– Musiał polegać na twoim bracie – skomentowała.
Jej przypuszczenie wywołało atak śmiechu, zakończony
grymasem bólu.
– Zawołam pielęgniarza – zaproponowała.
Zain powstrzymał ją uniesieniem ręki, przy czym odsłonił
kawałek poranionego muskularnego torsu. Na ten widok
serce jej jeszcze mocniej zabiło. Pospiesznie przeniosła wzrok
na jego twarz. Przy swoim wysokim wzroście rzadko musiała
unosić głowę, żeby spojrzeć komukolwiek w oczy.
– Dam głowę, że zaszła jakaś pomyłka. Naprawdę nie
rozumiem, po co mnie tu sprowadzono. Moglibyśmy załatwić
sprawę korespondencyjnie, kiedy się lepiej poczujesz –
zasugerowała.

Zain pogładził ją po policzku. Ten drobny gest sprawił, że


przez całe jej ciało przeszedł jakby prąd elektryczny.

– Wolę osobisty kontakt.

Abby oderwała wzrok od nieprawdopodobnie błękitnych


oczu i skupiła uwagę na bliźnie wzdłuż pięknie rzeźbionej
kości policzkowej, której nie maskował świeży, ciemny
zarost.

– Ja nie – wymamrotała.
Mimo że jej protest nie zabrzmiał stanowczo, Zain opuścił
rękę.

– Nawet jeżeli sam się ubierzesz, najprawdopodobniej


zemdlejesz. Czy warto się upierać?
– Nic mi nie będzie – uciął z ponurą miną.

– Możesz sobie sarkać, ile chcesz, ale tylko próbowałam


pomóc.
Zain obdarzył ją uśmiechem, który wprawił ją w jeszcze
większe zakłopotanie.

– Nieprzejednana jak zawsze – zauważył.


– Pamiętasz?
– Wszystko, w najdrobniejszych szczegółach. Taką osobę
jak ty niełatwo zapomnieć.
– Chyba to nie komplement?

– Tylko stwierdzenie faktu. Jak na piękną kobietę dość


opornie przyjmujesz wyrazy uznania.
Abby musiała policzyć do dziesięciu, żeby wyrównać
przyspieszony oddech. Nawet ranny Zain działał nią tak silnie
jak nikt dotąd. Gdy wbił wzrok w jej usta, dokładała
wszelkich starań, żeby zachować względnie obojętny wyraz
twarzy.

Zain nie mógł oderwać wzroku od słodkich usteczek.


Składał swoją fascynację na karb swej fatalnej kondycji, ale
nadal widział je oczami wyobraźni rozchylone do pocałunku…

Gwałtowne ukłucie bólu pomogło mu odwrócić uwagę od


erotycznych fantazji. Nie po to ją tu ściągnął, żeby
zaspokajać swoje zachcianki. Przyświecał mu znacznie
bardziej prozaiczny cel.
Nie zmienił poglądów na małżeństwo, ale jego sytuacja się
zmieniła, odkąd został następcą tronu. Tylko wymuszony ślub
na pustyni chronił go przed Kaylą, która czekała jak
modliszka, gotowa do ataku.
Wiedział, że spoczywa na nim obowiązek przejęcia władzy
i zapewnienia ciągłości dynastii, i był gotów go podjąć.
Poinformowali go o tym ludzie, których obudzono w środku
nocy po wypadku. Kiedy aparatura medyczna, do której go
podłączono, zaczęła głośno brzęczeć, uspokoili go, że nie
musi szukać żony. Zaraz po opuszczeniu szpitala poślubi
wdowę po zmarłym bracie, zapewniając stabilizację
i sukcesję.
Pociemniało mu w oczach. Nie bawiąc się w subtelności,
oświadczył:
– Ale ja już jestem żonaty. Potwierdzi to pan Jones
z ambasady brytyjskiej.

Przespał burzę dyplomatyczną, którą wywołał. Kiedy


odzyskał przytomność, zyskał potwierdzenie ważności aktu
ślubu.

Abby przybrała oficjalny ton, aczkolwiek nie przyszło jej to


łatwo.

– A więc mam coś podpisać?

– Strasznie ci śpieszno.
– Wolałabym stąd wyjść, zanim cały ten zbędny wysiłek cię
zabije – odrzekła schrypniętym głosem, przenosząc wzrok
z zakrwawionego rękawa na kropelki potu nad górną wargą.
– Na Boga! Przestań grać bohatera! Wiem, że jesteś dzielny
i silny, ale nie skompromituje cię przyznanie się do
cierpienia!

Jej wybuch zaskoczył Zaina. Przez chwilę milczał, ale


potem się roześmiał.
– Dobrze, chowam dumę do kieszeni. Nie wstydzę się
poprosić cię o pomoc. Proszę, podaj mi ramię.
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ SIÓDMY

Abby pożerała wzrokiem doskonałą muskulaturę.


Przygryzła wargi, mocno zaniepokojona własną reakcją.
Dlaczego tylko on jeden budził w niej erotyczne tęsknoty?
Odłożyła szukanie odpowiedzi na później, westchnęła
z rezygnacją, uniosła głowę i odrzekła z godnością:

– Świetnie. Co więc mogę dla ciebie zrobić?

Przez chwilę odniosła wrażenie, że chciał powiedzieć coś


zupełnie innego, ale w ostatniej chwili odzyskał kontrolę nad
sobą i poprosił:

– Chciałbym usiąść na minutę.

– Dobrze, oprzyj się o mnie – rzuciła lekkim tonem, mimo


że zabrakło jej tchu, kiedy wyobraziła sobie bezpośredni
fizyczny kontakt z twardym męskim ciałem.

– Dziękuję, sam sobie poradzę.

Abby zerknęła na niego spod długich rzęs i dostrzegła


napięcie w jego twarzy.

– Nie wstydź się korzystać z pomocy, zwłaszcza że sam


o nią poprosiłeś. I nie martw się. Jestem silniejsza, niż na to
wyglądam.
W tym momencie przypomniała sobie, jak zdzieliła pięścią
porywacza.

– Pamiętam, cara.
Towarzyszące słowom spojrzenie świadczyło o tym, że
wspomniał to samo zdarzenie. Ciepły ton jego głosu sprawił,
że spłonęła rumieńcem.
– Zwykle nie potrzebuję ratunku – zapewniła, sama nie
wiedząc, dlaczego.
Zain w mgnieniu oka spoważniał. Przez chwilę w milczeniu
patrzyli sobie w oczy.

– Dlaczego nie wyjawiłeś mi swojej tożsamości? – spytała,


wspominając gładkie przejście przez posterunki kontrolne.
Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego strażnicy nie robili im
trudności.

– Sam próbowałem o niej zapomnieć.

Enigmatyczna odpowiedź niczego nie wyjaśniła. Abby


nawet nie zaczęła dociekać jej znaczenia, kiedy podszedł
bliżej i wsparł rękę na jej ramieniu. Walczyła ze sobą
zawzięcie, żeby nie zesztywnieć. Usiłowała skupić uwagę na
banalnych sygnałach, dopływających z otoczenia, takich jak
zapach środków antyseptycznych, żeby odwrócić własną
uwagę od uderzeniowych dawek hormonów, krążących w jej
żyłach. Nawet ranny, Zain przyciągał ją jak magnes.
Ostrożnie, z zażenowaniem objęła jego wąską talię.
– Wygodnie ci? – spytała.
Zain na chwilę uniósł ciężkie powieki. Abby znów utonęła
w przepastnych błękitnych oczach.
Ledwie zauważyła, że skinął głową z równym
roztargnieniem jak jej własne. W tym momencie powróciło
wspomnienie przerwanego pocałunku. Wtedy nie mogła mu
darować odtrącenia. Przeżyła je ciężko, jak upokorzenie.
Z perspektywy czasu inaczej patrzyła na tamte wydarzenia.
Szanowała go za to, że nie wykorzystał jej bezbronności.
Rozsądek podpowiadał, że niezwykłe okoliczności uczyniły ją
podatną na jego urok i obudziły uśpione dotąd instynkty. Nie
wykluczała, że nigdy więcej nie przeżyje czegoś podobnego.
Nie potrafiła powiedzieć, czy ta myśl przynosi jej ulgę czy
zasmuca.

Chwilami Zain ciężko dyszał, ale nie przystanęli. Szli


powoli, ale bez przerw.
– Dziękuję. Już sobie sam poradzę. – Zain wyprostował
plecy i zrobił kilka kroków o własnych siłach. Następnie
powoli usiadł na łóżku. – Co za ulga! – westchnął.

Abby popatrzyła na niego z niedowierzaniem, ale w końcu


wzruszyła ramionami. Bez wątpienia nie znosił okazywać
słabości, co powinno ją do niego zrazić. Wolała mężczyzn,
którzy nie grają twardzieli. Tyle że nie marzyła o tym, żeby
takich całować! Milczenie trwało, póki nie zdecydowała, że
najwyższa pora przejść do rzeczy. Przećwiczyła zaplanowaną
przemowę w czasie podróży, nie wiedząc, kiedy zyska okazję,
żeby ją wygłosić.

– Nie byłam pewna, czy będziesz się czuł na tyle dobrze… –


zaczęła, ale wpadł jej w słowo:

– Jestem słaby, ale chętny.


Abby poczuła, że płoną jej policzki, ale nie zareagowała.
Przypuszczała, że nonszalancja stanowi jego sposób na
radzenie sobie ze stresem. Wiele na niego spadło. Stracił
brata i sam ledwie uszedł z życiem. Posiadanie fikcyjnej żony
pewnie najmniej go martwiło, ale nie potrzebował
dodatkowych problemów. Wzięła głęboki oddech
i zdecydowała, że mimo jego kiepskiej kondycji najlepiej
będzie postawić sprawę jasno.
– Musisz wiedzieć, że nie zamierzam wykorzystywać
sytuacji ani stawiać żadnych żądań, jeżeli rzeczywiście
jesteśmy małżeństwem… – Przerwała na chwilę i pokręciła
głową, ponieważ nadal nie wierzyła, że podpisy w obozie na
pustyni naprawdę formalnie związały ich ze sobą. –
Zważywszy okoliczności, zakładam, że unieważnienie nie
będzie przedstawiało problemu. Wyobrażam sobie, co
myślisz, ale bez obawy, możesz liczyć na moją współpracę.
Podpiszę, co trzeba, łącznie z klauzulą poufności. Chyba
o niczym nie zapomniałam.
– Czy wzięłaś ze sobą prawnika?

Mina Abby powiedziała Zainowi, że nie przyjechała


negocjować. Wyglądało na to, że nie zdaje sobie sprawy ze
swojej przewagi. Nie myślała o tym, ile może zyskać. Chciała
tylko odzyskać wolność.

– A czy będę potrzebowała pomocy prawnej?

Doświadczenie bardzo wcześnie nauczyło Zaina, że każdy


jakoś kombinuje. Po raz pierwszy spotkał osobę, która
najwyraźniej nie była tego świadoma.

– Jakiego zadośćuczynienia żądasz za te wszystkie


gwarancje? – zapytał dla pewności.
W głębi duszy liczył na to, że Abigail Foster obleje egzamin
i zgasi jego przedwczesny optymizm, ale poczerwieniała ze
złości, jakby ją ciężko znieważył.

– Zadośćuczynienia? Mówisz o pieniądzach? Absolutnie nic


od ciebie nie chcę! – wykrzyknęła, marszcząc brwi.
– Dlatego, że to poniżej twojej godności? Mam uwierzyć, że
pieniądze nic dla ciebie nie znaczą?

Abby dumnie uniosła głowę, ale nie odpowiedziała.


– Podziwiam twoje zasady, ale czy naprawdę jesteś w tak
wspaniałej sytuacji materialnej, że stać cię na taki gest?
– Mówisz tak, jakby każdego można było kupić.
– Doświadczenie nauczyło mnie, że to prawda, cara.

– W takim razie serdecznie ci współczuję. Nie chciałabym


być tak cyniczna.

– Nie zrozum mnie źle. Zaimponowałaś mi, tym bardziej że


wspierasz swoich dziadków.
Abigail zesztywniała. Usta jej zadrżały, gdy pochwyciła jego
podejrzliwe spojrzenie.

– Kto ci o tym powiedział? Co o nich wiesz?

Zain uśmiechnął się tajemniczo na widok jej zaciśniętych


zębów i niepewnej miny.

– Mąż i żona nie powinni mieć przed sobą tajemnic.

– Nie mam żadnych.

– To prawda. Twoje życie uczuciowe zostało bardzo dobrze


udokumentowane. Przypuszczam, że to część specyfiki twojej
profesji.

O ile oburzyła ją sugestia, że zasługuje na jakiekolwiek


profity z fikcyjnego związku, o tyle perspektywa utraty
wizerunku wywołała jedynie pusty śmiech. Zain myślał, że
zna kobiety, ale ta najwyraźniej robiła wszystko, żeby
zachwiać tym przekonaniem.
– Nie marzyłam o tym zawodzie i zamierzam go uprawiać
tylko dopóki… – Przerwała, wzruszyła ramionami i umknęła
wzrokiem w bok. – Zostałam modelką przez przypadek.
Pewien fotograf wypatrzył mnie w centrum handlowym.
Kiedy mnie zaczepił, myślałam, że to wyreżyserowany
program dla telewizji. Szukałam ukrytej kamery
i powiedziałam, że nazwisko na wizytówce, którą mi wręczył,
nic dla mnie nie znaczy.
– Moim zdaniem to oczywista ścieżka kariery dla kogoś
z twoją aparycją – zauważył Zain, bezskutecznie próbując
zapiąć guzik koszuli. Z ciężkim westchnieniem pomyślał, że
widocznie trzeba stracić zdrowie, żeby zacząć je doceniać.
Dziękował losowi za to, że jego niepełnosprawność potrwa
tylko jakiś czas.

– Masz na myśli mój wzrost i twarz? – zaśmiała się.

Zain popatrzył na nią uważniej. Tym razem obudziła w nim


nie tylko pożądanie, ale również zaciekawienie. Musiał
przyjąć do wiadomości z pozoru nieprawdopodobne
spostrzeżenie, że nie ma w niej cienia próżności mimo pracy
w branży, w której sukces zależy wyłącznie od walorów
zewnętrznych. Powoli zmierzył wzrokiem fantastyczną figurę.

– Wygląda na to, że nie przywiązujesz zbyt wielkiej wagi do


swojego wyglądu.

– Gdybym przywiązywała… – Przerwała i spuściła wzrok, po


czym dokończyła lekkim tonem: – W dzieciństwie przezywano
mnie tyczką lub żyrafą. W wieku dwunastu lat miałam ponad
metr siedemdziesiąt wzrostu. A co do twarzy, to ktoś
stwierdził, że przypomina mu jego kota. To spostrzeżenie
długo mnie prześladowało, ale nie sądzę, żebyś mnie
zrozumiał – dodała bez urazy.
Przypuszczała, że Zain nie zdaje sobie sprawy, jak działa na
płeć przeciwną ani że wpędza w kompleksy innych mężczyzn,
zwłaszcza żonatych. Wmawiała sobie, że potrafi patrzeć na
niego obiektywnie.
– Dlaczego miałbym nie rozumieć?

– Bo wątpię, czy kiedykolwiek w życiu byłeś brzydkim


kaczątkiem, książę… czy tak cię powinnam tytułować?
– Nazywaj mnie Zainem.

Abby stłumiła pokusę powiedzenia mu, że nie zamierza


z nim dłużej utrzymywać kontaktów, bo chciałaby już wrócić
do domu.

– Naprawdę tak o sobie myślisz?


Pytanie zbiło Abby z tropu. Jak to możliwe, że poruszyli tak
osobisty temat tak szybko? Rzeczywiście nadal uważała się
za brzydulę niezależnie od tego, jak oceniali ją inni. Jak na
ironię to, co spowodowało jej izolację w szkole,
w ostatecznym rozrachunku doprowadziło ją do sukcesu. Już
nie wyśmiewano jej długiej szyi i nóg, lecz je podziwiano.

– Czy trafiłam na sesję terapeutyczną? – odparowała.

– Aha! Znam ten chwyt. Odpowiadanie pytaniem to


klasyczny unik.

Abby wypracowała sobie bardziej skuteczną technikę.


Udawała, że nie rozumie żartu, zwłaszcza złośliwego. Uznała,
że to jedyny sposób, żeby nie dać odczuć przeciwnikom, że
ich kpiny ją dotknęły. Przybrała maskę, bardzo pożądaną
przy sesjach fotograficznych, którą teraz określano jako
tajemniczy wyraz twarzy.

Jeżeli chodzi o rzekome życie uczuciowe, o którym


wspomniał Zain, zawdzięczała je swojemu agentowi.
Przekazywał plotki o jej kolejnych romansach mediom
społecznościowym. Wytłumaczył jej dość dosadnie powody
swojego postępowania: „Prowadzisz tak nudne życie jak
mniszka, a biedacy nie mają wyboru. Nie należysz do elity.
Kto ostro gra, ten wygrywa. Ty też odniesiesz korzyści”.

Widywano ją czasami z gwiazdorami, którzy tracili


popularność, albo z młodymi karierowiczami próbującymi
zaistnieć. W ten sposób budowano jej wizerunek.

– Przykro mi, że cię rozczaruję, ale nigdy nie musiałam


wisieć na czyimś ramieniu. Zawsze miałam ciepły dom, do
którego mogłam wrócić po ciężkim dniu.

– Co o twojej karierze myślą rodzice?

– Dziadkowie – sprostowała. – Mamę i tatę straciłam we


wczesnym dzieciństwie. Babcia i dziadek poparli moją
decyzję. Rozumieli, że nie chcę skończyć uniwersytetu
z ogromnym długiem. Chciałam być niezależna finansowo.

Po oszustwie Gregory’ego praca modelki pozwoliła jej


utrzymać okradzionych do cna dziadków.

– Kiedy debiutowałam w zawodzie, przeżywali trudne dni.


Zostali pozbawieni emerytur i życiowych oszczędności.
Elokwentny doradca finansowy namówił ich na
zainwestowanie w projekt, który nigdy nie istniał. Potem
zniknął bez śladu – dokończyła bezbarwnym głosem, żeby nie
zdradzić, że nadal cierpi męki wyrzutów sumienia.

Zain wysłuchał jej uważnie.


– Doskonale umiesz ukrywać, co czujesz – zauważył, kiedy
skończyła. – W żaden sposób nie okazałaś, jak ciężko
przeżyłaś stratę. Przemilczałaś, że to twój chłopak ich okradł.
Abby krew odpłynęła z twarzy.
– Skąd wiesz? Trzymasz gdzieś w szufladzie teczkę
z raportami na mój temat?
– W sejfie – sprostował z tak stoickim spokojem, że szczęka
jej opadła.

Zain wykorzystał moment zaskoczenia.


– Jak byś zareagowała na propozycję odkupienia domku
dziadków i odzyskania zrabowanej sumy? Nie za rok czy dwa
tylko dzisiaj, w zamian za półtora roku twojego życia.

– W jakiej roli?

– Mojej żony.

Znów ją zaszokował. Kiedy ochłonęła, roześmiała się


niewesoło.
– Chyba masz gorączkę.

– Nie każda kobieta na świecie uznałaby małżeństwo ze


mną za przerażającą perspektywę.

– Nie bardzo potrafię sobie wyobrazić zalety takiego


układu. Pozwól, niech pomyślę… może luksusy, prywatny
odrzutowiec, egzotyczne wakacje?

– Tak, między innymi. – Pochwyciwszy kolejne piorunujące


spojrzenie szmaragdowych oczu, zaproponował pojednawczo:
– Proszę, wysłuchaj mnie, a potem podejmij bezstronną
decyzję, opartą na faktach, a nie na emocjach. Podzielam
twój sceptyczny stosunek do małżeństwa. Tak jak ty nie mam
najmniejszej ochoty zmieniać stanu cywilnego.

– Nigdy?
Zainowi wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że
natychmiast pożałowała swojego zaciekawienia.

– Nigdy – potwierdził bezbarwnym głosem. – Jednakże


pozycja następcy tronu wymaga założenia rodziny. Zgodnie
z tradycją po śmierci brata powinienem poślubić wdowę po
nim.
Abby przez kilka sekund przetrawiała sens ostatniego
zdania. Oburzył ją pomysł przekazania pogrążonej w żałobie
kobiety niczym pary używanych butów.
– To straszne! – jęknęła. – Nieszczęsna! Chyba jej tego nie
zrobisz?
– Zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, żeby jej tego
oszczędzić, ale niewiele ode mnie zależy. Wszystko jest
w twoich rękach.

– W moich?
– Jeżeli już mam żonę, Kayla uniknie tego okropnego losu.

– To nie w porządku! – zaprotestowała przeciwko


oczywistemu moralnemu szantażowi z jego strony.

– Życie nie jest sprawiedliwe. Mimo wszystko oferuję


praktyczne rozwiązanie i nie proszę, żebyś rodziła mi dzieci.
Abby spłonęła rumieńcem i odstąpiła od niego.

– Nawet mi coś takiego nie przemknęło przez głowę –


zapewniła z pogardą, żeby ukryć zażenowanie.
– Nie ciebie jedną oszukano – spróbował ją pocieszyć. –
Możesz nadal przeklinać własną naiwność albo przyjąć moją
propozycję.
Abby zesztywniała, przygryzła wargę i przysłoniła
błyszczące gniewem oczy długimi rzęsami.

– To oferta czy ultimatum? – spytała, myśląc równocześnie,


że „pokusa” stanowiłaby znacznie bardziej adekwatne
określenie.

– To korzystne rozwiązanie dla nas obojga.


– Ale odmieni moje życie.
– Owszem – potwierdził bez żenady.

Abby przez chwilę rozważała jego słowa. Czy potrafiłaby


spojrzeć dziadkom w oczy, wiedząc, że nie skorzystała
z okazji, żeby w mgnieniu oka zwrócić im wszystko, co przez
nią utracili? Jej opór zaczął stopniowo słabnąć, ale nie do
końca. Nie wątpiła, że ujawnienie zawartego na pustyni
małżeństwa wzbudzi ogromną sensację i zwróci na nią uwagę
całego społeczeństwa. Jak zniesie pozbawienie prywatności
na półtora roku?
– Nie zależy ci na uniknięciu skandalu czy też sądzisz, że
ludzie nie zauważą mojego nagłego pojawienia się? – spytała.

Zain przeniósł wzrok z jej twarzy na kasztanowe włosy.

– Można sobie z tym poradzić – zapewnił gładko. – Zadanie


specjalistów od propagandy polega na przedstawianiu
pozytywnych stron każdego wydarzenia.
Abby stanęła przed oczami wizja przyszłego życia,
wypełnionego niezliczonymi ceremoniami. Zaraz potem
wyobraziła sobie dziadków w ogródku i frontowe drzwi ich
domku, pozbawione sześciu zamków i pieczęci.

– Żałuję… – zaczęła, ale nie pozwolił jej dokończyć.

– Moja bratowa na pewno też żałuje, że jej mąż zginął.


Zawstydził ją. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, że myślała
tylko o sobie, nie biorąc pod uwagę jego uczuć.

– Bardzo mi przykro, że straciłeś brata.


Zain jęknął. Powoli uniósł na łóżko jedną nogę, a potem
drugą. Wymamrotał podziękowanie za podłożenie poduszek
pod głowę i zamknął oczy. Abby myślała, że zasnął, ale zaraz
znów je otworzył.
– Nie łączyła nas bliska więź – wyznał.

– Ale mimo wszystko był twoim bratem.


Abby brakowało rodzeństwa. Zazdrościła sąsiadom dużej,
hałaśliwej rodziny.

– Przyrodnim – sprostował, ponownie zamykając oczy. – No


i jak? Zawarliśmy układ?

– Muszę wszystko przemyśleć.

– Zgoda. Daj mi odpowiedź za dwie minuty.


– Przyjechałam tu nie po to, żeby pozostać mężatką, tylko
żeby wyplątać nas z tego kuriozalnego układu. Przecież nie
mamy przed sobą przyszłości.
– Proszę tylko o osiemnaście miesięcy.

Abby nadal przeżywała wewnętrzny konflikt.

– Nie, to niemożliwe… – wymamrotała niepewnie, ale zaraz


stanął jej przed oczami obraz dzielnych uśmiechów
dziadków, hałaśliwego sąsiedztwa i braku ogrodu. A dziadzio
tak uwielbiał ogrodnictwo… Opuściła ramiona, jakby robiła
krok w kierunku przepaści, na której krawędzi balansowała. –
Dobrze, zostanę z tobą.

Ledwie wyraziła zgodę, zrozumiała, że podjęła jedyną


słuszną decyzję. Mimo to czuła się dosłownie chora. Zasłoniła
usta ręką i tak pospiesznie odstąpiła do tyłu, że zaczepiła
o jakieś przewody, do których Zain musiał być podłączony.
W tym momencie zawył alarm.
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ ÓSMY

– Przepraszam, przepraszam… jak to wyłączyć? – Abby


podniosła kłąb drutów, o które zawadziła, i popatrzyła
z przerażeniem na czerwone światła supernowoczesnej
aparatury.

Zanim Zain zdążył odpowiedzieć, do sali wparowała


pierwsza osoba w białym fartuchu, a za nią kilka następnych.
Popchnęli Abby na ścianę i zaczęli jeden przez drugiego
zadawać pytania, na które Zain odpowiadał z rosnącym
zniecierpliwieniem. Podniósł głos, żeby przekrzyczeć wycie
alarmu i wystraszony personel medyczny.
– Nie umarłem. Przecież oddycham. Czy ktokolwiek mógłby
wyłączyć tę piekielną maszynę?

Nagle hałas umilkł. Zain skorzystał z okazji, żeby odprawić


wszystkich oprócz Abby.
– Przepraszam – wymamrotała jeszcze raz. – Straszna ze
mnie niezdara.

Przemknęło jej przez głowę, że Zain wreszcie zobaczy, że


nie stanowi odpowiedniego materiału na królową.
– Zauważyłem. Czy często upadasz na wybiegu?

– Skądże! Jestem profesjonalistką.


– Więc zastosuj ten sam profesjonalizm przy realizacji
naszej umowy, a wszystko będzie dobrze – doradził,
wskazując krzesło, z którego przed chwilą wstała.

Abby nie skorzystała z zaproszenia. Stała z rękami na


brzuchu i zatroskaną miną.
– To szalony pomysł. Ludzie nigdy nie uwierzą, że
naprawdę… pojąłeś mnie za żonę.
– Czemu nie? Przecież to prawda.

Na ustach Abby zagościł przelotny uśmieszek.

– Przez jakiś czas wmawiałam sobie, że to był tylko sen –


wyznała, po czym westchnęła z rezygnacją. – Jak sobie
poradzimy z opinią publiczną? Co powiemy ludziom?

– Jedyną osobą, przed którą muszę się tłumaczyć, jest mój


ojciec. Wyjaśnię mu, że znalazłem bratnią duszę. Będę
starannie ważył słowa – dodał z cynicznym uśmieszkiem, lecz
błękitne oczy pozostały zimne, gdy ciągnął fikcyjną historię
ich poznania: – Pokochaliśmy się, a potem się rozstaliśmy.
Namiętnym ludziom zdarzają się takie rzeczy. Później
wiadomość o wypadku skłoniła cię do przyjazdu, bo doszłaś
do wniosku, że nie potrafisz beze mnie żyć.
– Powinieneś pisać powieści albo baśnie.

– Każdy dobry pisarz umie trafić w gusta wybranych


czytelników. Mój ojciec wierzy w bajki. A ty, cara?

Nieoczekiwane pytanie o nieco oskarżycielskim wydźwięku


zbiło Abby z tropu.
– Nawet jeżeli tak, to nie zbrodnia – wycedziła przez
zaciśnięte zęby. – Przestań, proszę, używać tego włoskiego
słówka. Czy ktoś ci wmówił, że wtrącanie obcych wyrazów
dodaje ci uroku? Moim zdaniem nie.
Po ostatnim zdaniu na chwilę zapadła cisza. Potem Zain się
roześmiał.

– Wypowiadałem je bezwiednie. Spędziłem trochę czasu


u matki. Musiało mi wpaść w ucho.
Planował spędzić zaledwie weekend w Wenecji, ale został
na dwa tygodnie, kiedy infekcja gardła zmusiła divę do
odwołania występów w Metropolitan Opera w Nowym Jorku.
Rozpaczała, że to koniec jej kariery. Jej znacznie młodszy
konkubent nie umiał jej uspokoić. Ubłagał więc Zaina, żeby
nie wyjeżdżał. Zainowi zrobiło się go żal, bo wytrwał przy
kapryśnej gwieździe dłużej niż większość poprzedników.

– Czy twoja matka jest Włoszką? Spędziłeś u niej trochę


czasu? Czy to znaczy…?

– Odeszła, gdy miałem osiem lat.

– Porzuciła cię? – dopytywała, dokładając wszelkich starań,


żeby nie okazać, jak bardzo zaszokowała ją ta wiadomość.

– Nie uważała, że postępuje samolubnie. Uznała, że nie


może dłużej pozbawiać publiczności okazji do podziwiania jej
talentu – dokończył z ironicznym uśmieszkiem.
Abby nie wierzyła własnym uszom. Czy naprawdę w taki
sposób wyjaśniła swoją decyzję małemu chłopcu? Nie śmiała
o to zapytać. Nie wiedziała, co ją bardziej szokuje, czy brak
uczuć macierzyńskich, czy bezwzględny egocentryzm
śpiewaczki.

– Jak widzisz, włoski jest moim językiem ojczystym.


Większość ludzi w Aarifie mówi po francusku i arabsku.
W dzisiejszych czasach wielu zna również angielski.
W niektórych szkołach uczą mandaryńskiego, przydatnego
w interesach. Ale przejdźmy do rzeczy. Jeżeli podasz
Hakimowi numer konta, przeleję fundusze pod koniec dnia.
– Ze szpitalnego łóżka?

– Zlecę komuś to zadanie.


– Wszystko zaplanowałeś, ale zapomniałeś zapytać, o jaką
kwotę chodzi.

– Więc mi powiedz.
Abby wymieniła według własnej oceny nieprzyzwoicie
wysoką sumę, której zabrakło do odkupienia domu,
i wysokość emerytury dziadków. Następnie popatrzyła na
niego niepewnie spod rzęs.

– Na tydzień brzmi całkiem rozsądnie.

– Na tydzień? Chyba oszalałeś!


Zain sięgnął po stojący na szafce przy łóżku telefon
i szybko wydał jakieś polecenia. Abby obserwowała go,
zastanawiając się, na jaki układ właściwie wyraziła zgodę.

– Wszystko załatwione – poinformował po angielsku po


zakończeniu rozmowy. – Hakim właśnie przybył do szpitala.
Przywiózł mi parę osobistych rzeczy – dodał tytułem
wyjaśnienia. Odwiezie cię i poprosi Laylę, żeby cię
zakwaterowała.

– Gdzie?

– Oczywiście w pałacu – odparł, najwyraźniej zaskoczony


pytaniem.
Abby wpadła w panikę.

– Teraz? Co powiem, jeśli kogoś spotkam? Poza tym pan


Jones na mnie czeka.
– Poinformuję go. Pewnie spotkasz wiele osób, ale nikt nie
będzie ci zadawał niewygodnych pytań. Są tu po to, żeby
zapewnić ci komfort. Jeżeli będziesz czegokolwiek
potrzebowała, poproś Hakima.

– Nie dałeś mi czasu na zastanowienie – zaprotestowała


słabo. – I kto to jest Hakim?
Jak na zawołanie w tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
Po chwili stanął w nich tak barczysty mężczyzna, że człowiek
nie od razu zauważał jego przeciętny wzrost.

– Oto właśnie Hakim, moja prawa ręka – przedstawił go


Zain. Później przeszedł na mieszaninę arabskiego
i francuskiego.

Przypuszczalnie wydał jakieś instrukcje, bo nowo przybyły


kilkakrotnie skinął głową. Kiedy skończył, jeszcze raz skłonił
głowę, tym razem w jej kierunku.

– Mam nadzieję, że spodoba się u nas Waszej Królewskiej


Wysokości.

– Dziękuję. – Abby ukradkiem zerknęła na Zaina. Nawet


w szpitalu manipulował ludźmi niczym mistrz rozgrywek
szachowych. Jej irytacja szybko minęła, gdy dostrzegła
zmęczenie w jego twarzy.
– Potrzebujesz snu – orzekła. – Tylko nie zrób nic głupiego,
jak na przykład wstawanie z łóżka – dodała surowym tonem,
nie zważając na zdziwione spojrzenie Hakima.
Po ich wyjściu Zain zamknął oczy. Leżał przez chwilę,
niepewny, czy właśnie nie popełnił wielkiego głupstwa. Czy
zdawała sobie sprawę, na co wyraziła zgodę?
Szybko rozproszył wątpliwości i uciszył towarzyszące im
wyrzuty sumienia. Nie mógł sobie pozwolić na takie słabości.
Stawienie oporu przeciwko wymuszonemu małżeństwu
z Kaylą przysporzyłoby mu wrogów i pochłonęłoby mnóstwo
czasu i energii, na co też nie było go stać. Jego ojciec stracił
wprawdzie świadomość, że ich pozycja wymaga stawiania
interesów państwa przed życiem osobistym, ale on nie. Jako
następca tronu musiał bezzwłocznie zdobyć autorytet, co
dałoby szansę na przeprowadzenie niezbędnych reform.

Aarifę zawsze stawiano za przykład postępu i liberalnego


myślenia. W ciągu ostatnich kilku lat bez silnego władcy
rządziły nią plemienne alianse pomiędzy najpotężniejszymi
rodami. Korupcja narastała w zastraszającym tempie.
Najgorsze, że ostatnio stała się powszechnie akceptowaną
praktyką. Zain bezsilnie obserwował postępującą
degenerację, ale jako młodszy syn nie mógł przeciwdziałać
negatywnym zmianom. Widział, jak płynące z wydobycia ropy
zyski znikają, odprowadzane na konta do rajów podatkowych,
a rosnące nierówności społeczne budzą niezadowolenie
i niepokój.

Przewidywał, że oponenci rozdmuchają skandal z jego


matką, żeby zniszczyć go za pomocą skojarzenia z jego
własnym małżeństwem. Nic nie mógł na to poradzić, ale mógł
zapobiec atakom, związanym z jego kawalerskim stanem.
Tymczasowe małżeństwo z rozsądku stanowiło oczywiste
rozwiązanie, nawet jeżeli oznaczało wrzucenie Abby Foster
w wir pałacowych intryg i zdrad. Jak to wytrzyma?
Zazgrzytał zębami i spróbował ponownie zdławić wyrzuty
sumienia. Tłumaczył sobie, że Abby nie straci na tej umowie.
Po półtora roku, kiedy umocni swój autorytet, zwróci jej
wolność, żeby mogła wrócić do dawnego życia bez balastu
długów. Zyska możliwość wyboru, którą on stracił
w momencie śmierci przyrodniego brata.

Wsparł mocniej głowę o poduszkę i z wysiłkiem sięgnął za


siebie, żeby wyłączyć dopływ tlenu i przerwać irytujące
syczenie.

Ledwie zamknął oczy, niespokojne myśli znów zaczęły


krążyć mu po głowie. Dokładał wszelkich starań, żeby
wyłączyć emocje. Nie mógł pozwolić, żeby rządziły nim tak
jak jego ojcem.

Zasypiał, nie myśląc o reformach, tylko o zielonookiej


piękności. Wyobrażał sobie, że uśmiecha się do niego,
oplątując go ramionami i ognistymi włosami.
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Gdy Layla zamknęła za sobą drzwi, Abby ogarnęło


zwątpienie. Odparła pokusę sprawdzenia, czy dwaj potężni
wartownicy nadal za nimi stoją. Czy ich zadanie polegało na
powstrzymaniu potencjalnych intruzów, czy na zatrzymaniu
jej w środku?

W gruncie rzeczy nie miało to większego znaczenia. Nie


wyobrażała sobie, by ktoś niepowołany mógł dotrzeć tak
daleko przez labirynt korytarzy z dyskretną, ale widoczną
ochroną. Nawet gdyby złodzieje lub napastnicy zdołali tu
wtargnąć, nie znaleźliby drogi powrotnej. Ich szkielety
dawno pokryłby kurz na marmurowej podłodze tajemniczych
zakamarków budynku.

Nie miała siły się roześmiać z tej dziwacznej wizji. Dopadło


ją potworne zmęczenie, psychiczne i fizyczne. Nawet widok
dwóch łazienek nie skusił jej do podjęcia jakiejkolwiek
aktywności prócz umycia zębów i opłukania twarzy.
Zrzuciła pożyczoną sukienkę i zostawiła ją tam, gdzie
upadła. Babcia byłaby zgorszona takim niedbalstwem, ale
ledwie starczyło jej siły, żeby włożyć koszulę nocną i paść na
olbrzymie łoże. Mimo kolosalnych rozmiarów wyglądało na
małe w przestronnej komnacie, będącej częścią pałacowego
apartamentu.
Przemknęło jej przez głowę, żeby poprosić o zmianę
sypialni na bardziej przytulną, o ile takie istnieją w pałacu.
Nadal rozważała ten pomysł, gdy zmorzył ją sen.
W marzeniach sennych też tu leżała, ale nie sama…
Następnego ranka po snach pozostały tylko mgliste
wspomnienia i dziwny ucisk w piersiach. Gdy i on minął,
popatrzyła, zdezorientowana, na zabytkowy, mosiężny
żyrandol z kolorowymi szkiełkami.

Dopiero po chwili przypomniała sobie, gdzie jest.


Wydarzenia minionego dnia przesunęły się przed jej oczami
jak staroświecki film. Usiadła na łóżku i krzyknęła
z zaskoczenia na widok młodej pokojówki z tacą stojącej kilka
kroków dalej.

Uśmiech zgasł na ustach dziewczyny. Nic dziwnego, że ją


wystraszyła. Nawet w lepszych dniach z rana wyglądała jak
straszydło. Nieważne, jak starannie układała włosy w ciągu
dnia, wieczorem znów były w nieładzie. Na dodatek nie
pamiętała, żeby przed snem zmyła makijaż. Pewnie w tej
chwili przypominała pandę z czarnymi obwódkami wokół
oczu.

Pomyślała, że wolałaby nie zostawać w pałacu zbyt długo.


Nie odpowiadałby jej taki poranny rytuał. Oczywiście
prawdziwa żona Zaina budziłaby się w zupełnie innych
okolicznościach – obok niego, może nawet spleciona z nim…
Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, jak przesuwa wargi od szyi
ku ustom. Całowałby długo, powoli i zachłannie…
Zawstydzona, pospiesznie otworzyła oczy. Wtedy służąca
spytała:

– Może kawy?
– Dziękuję, bardzo chętnie.

Dziewczyna dygnęła i postawiła tacę na stoliku.


– Czy odsłonić zasłony? – spytała, wskazując ruchem głowy
cztery okna od podłogi do sufitu, przysłonięte ciężkimi,
bogato haftowanymi kotarami.
Abby skinęła głową i z zażenowaniem przygładziła
niesforną czuprynę. Następnie usiadła na łóżku
i uśmiechnęła się na widok kotka z kreskówki zdobiącego
przód koszuli. Absolutnie nie pasował do wytwornego
otoczenia, tak samo jak ona. Wyglądał tu wręcz głupio.

Skrępowanie nie minęło, kiedy służąca przyniosła jej


szlafrok z perłowego jedwabiu sięgający do ziemi.
Prawdopodobnie trzymali tu zapasowe stroje w różnych
rozmiarach na wypadek, gdyby jakiś gość ich potrzebował.
Nie mogła też wykluczyć, że zostawiła go jakaś kobieta po
spędzonej z Zainem nocy. Może jeszcze zachował zapach jej
perfum? To podejrzenie tak ją poraziło, że odstąpiła krok do
tyłu. Spojrzenie dziewczyny powiedziało Abby, że jej mina
musiała wyrażać odrazę. Przywołała uśmiech na twarz
i pozwoliła się w niego ubrać. Na szczęście nie pachniał
niczym prócz nowości.

Zawiązała pasek, zaskoczona, że tak gwałtownie


zareagowała na przypuszczenie, że Zain z kimś sypia.
Przecież bardziej zdziwiłoby ją, gdyby żył jak mnich. Ten
logiczny wniosek jakoś nie trafił jej do przekonania.
Wytłumaczyła sobie, że jego życie erotyczne to wyłącznie
jego sprawa. Interesowało ją tylko, czy zamierza nadal
prowadzić kawalerski żywot przez następne półtora roku.
Jeżeli oczekiwał, że będzie odwracać wzrok i udawać, że nie
widzi jego romansów, musiałaby zawczasu poznać zasady
pałacowej etykiety. Nie bardzo sobie wyobrażała, jak poruszy
śliski temat.

Współczuła jego prawdziwej żonie, kiedy naprawdę założy


rodzinę. Podejrzewała jednak, że niejedna poszłaby na
wszelkie możliwe kompromisy, żeby zająć jej miejsce. Łatwiej
byłoby jej znieść tę myśl, gdyby potrafiła udawać, że tylko
jego pozycja, status i ogromne bogactwo kuszą bezimienne
tłumy wielbicielek, które w jej wyobraźni wychodziły ze
skóry, żeby zwrócił na nie uwagę. Nawet odarty ze
wszystkiego nie straciłby swego nieodpartego powabu.

Wzięła głęboki oddech i głośno zabroniła sobie dalszych


tego rodzaju rozważań.
Drobna służąca pokazała jej parę aksamitnych,
haftowanych rannych pantofli z odkrytymi palcami i na
klinowatej podeszwie. Abby nie odczytała jej intencji, póki nie
spróbowała uklęknąć. W tym momencie wyrwała jej kapcie
z rąk i sama założyła.

– Doskonale pasują – pochwaliła, posyłając jej pytające


spojrzenie.
– Mina – odpowiedziała służąca nieśmiało, odrywając wzrok
od rudych włosów Abby, które najwyraźniej ją zafascynowały.

– Dziękuję, Mino, ale już sama sobie poradzę – oświadczyła


Abby stanowczo.

Spróbowała jeszcze kilkakrotnie, zanim Abby zdołała


wyjaśnić, że nie potrzebuje obsługi przy ubieraniu, nalewaniu
napojów czy innych prostych czynnościach. Dopiero po
drugiej filiżance mocnej, orzeźwiającej kawy odprowadziła ją
do drzwi. Pochwyciła zdziwione spojrzenie, gdy pożegnała ją,
rzucając od niechcenia:

– Do zobaczenia później.
– Cześć, chłopaki – zawołała do stojących przed drzwiami
wartowników.

Kiedy zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami


i parsknęła histerycznym śmiechem, podczas gdy po jej
policzkach płynęły łzy. Babcia powiedziałaby, że lepiej się
śmiać niż płakać. Łatwiej powiedzieć niż wykonać. Zawarła
wątpliwy układ z nieodparcie atrakcyjnym diabłem. Wbrew
temu, co usilnie sobie wmawiała, nie pozostała obojętna na
jego urok. Stanowił jednak środek do celu. Tym niemniej przy
najbliższym spotkaniu będzie musiała go uświadomić, że
namiesza w jego życiu. Przygładziła ręką niesforne włosy
i zadała sobie pytanie, kiedy znów go zobaczy i co do tego
czasu będzie robić.
Zain robił wrażenie przekonanego, że wyjdzie ze szpitala
jeszcze tego dnia, co Abby uznała za nieprawdopodobne.
Nalała sobie do wanny pięknie pachnących olejków ze
stojących na szafce z marmurowym blatem kryształowych
flakonów.

W aromatycznej kąpieli napięcie zaczęło powoli opadać.


Nie wyłączyła umysłu, ale przynajmniej bardziej
optymistycznie spojrzała w przyszłość. Doszła do wniosku, że
warto zapłacić kilkunastoma trudnymi miesiącami za
świadomość, że zapewni dziadkom godziwy byt do końca
życia.

Właśnie wyszła z wygodnej, głębokiej wanny, gdy usłyszała


głosy. Zawiązała turban z ręcznika na głowie i ściągnęła poły
jedwabnego szlafroka. Najwyraźniej nie przekonała młodej
służącej, że poradzi sobie bez jej pomocy. Wzięła głęboki
oddech i postanowiła odprawić ją stanowczo.

– Dziękuję, Mino, ale… – Przerwała, kiedy spostrzegła, że


Minie towarzyszą dwie inne kobiety.
Jedna z nich układała nienależące do Abby ubrania
w komodzie, uprzednio usuwając cienki papier, w który je
zapakowano. Druga pomagała Minie zapełnić garderobę
strojami, nadal zaopatrzonymi w metki. W znacznie większe
zakłopotanie wprawił Abby widok nadzorującego je
mężczyzny.
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Abby zamarła w bezruchu. Cienka jedwabna tkanina nagle


zaczęła jej ciążyć. Wytłumaczyła sobie, że to skutek szoku.
Przygryzła dolną wargę, uniosła głowę i czekała, aż Zain
zauważy jej obecność. Przez kilka sekund w milczeniu
podziwiała wysoką, dynamiczną sylwetkę w świetnie
skrojonych czarnych spodniach i jasnej koszuli bez
kołnierzyka. W tym swobodnym stroju wyglądał równie
elegancko jak w każdym innym. Nic nie wskazywało na to, że
niedawno został ranny. Zakrył blizny i sińce na torsie
i brzuchu. Ponieważ zwrócił w jej stronę lewy profil, nie
widziała też obrażeń twarzy.

Kiedy na nią spojrzał, gwałtownie zaczerpnęła powietrza,


napotkawszy spojrzenie intensywnie błękitnych oczu. Przez
nieskończenie długą w jej odczuciu chwilę stali tak
w bezruchu. W końcu powitał ją skinieniem głowy. Następnie
wydał jakieś polecenia kobietom, na co dygnęły,
wymamrotały chórem: „Amir”, po czym spuściły oczy
i pospieszyły ku wyjściu.

Zain zaczekał, aż zamkną za sobą drzwi, a potem jeszcze


trochę, zanim ponownie spojrzał na Abby. Potrzebował paru
chwil na opanowanie pobudzonego libido. Fakt, że zbyt długo
żył w celibacie, częściowo wyjaśniał jego reakcję, ale nie do
końca.

Nigdy nie doświadczył czegoś podobnego. Już sam połysk


jedwabiu zasygnalizował jej obecność i rozgrzał mu krew
w żyłach. Widok krągłego biustu i zgrabnych ud pod
przylegającą szatą doprowadził ją do wrzenia. Nie ulegało
wątpliwości, że nie założyła nic pod spód. Pospiesznie
podniósł wzrok, ale nie na tyle szybko, żeby nie oblała go
kolejna fala gorąca. Miała figurę bogini, wysportowaną
i harmonijną. Z wysiłkiem rozluźnił zaciśnięte pięści. Po raz
pierwszy w życiu zachowanie kontroli nad sobą kosztowało
go tyle wysiłku. Zirytowało go to. Na szczęście zdawał sobie
sprawę, że to nic więcej jak zwykły pociąg fizyczny.
– Czy już powinieneś wyjść ze szpitala?

– Dostałem świadectwo zdrowia.

– Kogo zmusiłeś, żeby je podpisał? – spytała surowym


tonem, ale czuł, że zaraz pożałowała swoich słów.

Zapadło długie, niezręczne milczenie. W końcu przemówił


jako pierwszy:

– Czyżbyś subtelnie sugerowała, że ciebie też


sterroryzowałem, Abigail?
– Nikt mnie tak nie nazywa. No dobrze… – westchnęła. –
Podjęłam dobrowolną decyzję, ale nie wiem, jak zdołam ją
zrealizować…
– Nie widzę żadnego problemu.

Abby wykrzywiła usta, urażona, że nie traktuje poważnie


jej trosk.
– W tym właśnie cały kłopot, że mnie nie rozumiesz. Ta
dziewczyna, którą mi wcześniej przysłałeś, próbowała mi
założyć buty! – poinformowała drżącym, podniesionym
głosem.
– No to co?

– Dla ciebie to normalne, że inni cię obsługują, a dla mnie…


dziwne i krępujące.
– Nie musisz na to pozwalać. Powszechnie wiadomo, że
sam sobie od czasu do czasu zawiązuję sznurowadła.
– Kpisz sobie ze mnie! – wytknęła oskarżycielskim tonem.

Zain mruknął coś, co równie dobrze mogło być


przeprosinami, jak i potwierdzeniem.
– Rozumiem, że wszystko tu z początku może być dla ciebie
nowe.

– Bardzo wielkodusznie z twojej strony – odburknęła,


bynajmniej nie ułagodzona.

– Wierzę, że wypełnisz swoją część umowy, o ile dobrze cię


zrozumiałem?
Obserwował, jak Abby marszczy brwi, wyraźnie oburzona
sugestią, że nie można na niej polegać. Właśnie takiej reakcji
oczekiwał.

– Skoro dałam słowo, to go dotrzymam – oświadczyła


z niezachwianą pewnością, mając przed oczami obraz
obrabowanych dziadków. – Oczywiście będę musiała
porozmawiać ze swoim agentem. Nie wiem, co mu
powiedzieć – westchnęła ciężko. Przewidywała, że nie będzie
zadowolony, że nie wykona zleceń. Cokolwiek powie, nie
będzie jej łatwo obronić się przed nieuniknionym
oskarżeniem o brak profesjonalizmu.
– Załatwię to. Podaj mi tylko nazwisko.

Abby zacisnęła zęby.


– Nie. Poradzę sobie sama. Zobacz, nikt nas nie widzi. Nie
muszę odgrywać słabej i bezradnej. Oczywiście przy ludziach
będę udawać, że spijam każde słowo z twoich ust niczym
z krynicy mądrości, ale sam na sam…
– Będziesz bronić swej niezależności do upadłego, dla
zasady. Wygląda na to, że czeka mnie ciekawych osiemnaście
miesięcy. Dla twojej wiadomości: nie próbowałem przejąć
nad tobą władzy, tylko pomóc.

– Już to zrobiłeś, ratując mi życie – przypomniała. – Sama


dokonałam wyboru i dołożę wszelkich starań, żeby ci nie
dokuczać. Dziadkowie nauczyli mnie odpowiedzialności za
własne decyzje. – Nagle posmutniała. – O Boże! Jak ja im to
wszystko wyjaśnię? – jęknęła.

– Cokolwiek powiesz, wszystko potwierdzę.

Abby milczała przez chwilę, głęboko poruszona jego


zrozumieniem.

– Nie wiedziałabym nawet, od czego zacząć… Może odłożę


tę rozmowę o dwa tygodnie, póki nie wrócą z rejsu. To
najbardziej kuszący pomysł.
Kiedy uniósł brwi, zwróciła uwagę na jasne pasemko
kontrastujące z lśniącą czernią reszty włosów. Zain zauważył
jej zaciekawione spojrzenie.
– Moja matka pochodzi z północnych Włoch. Mieszka tam
wielu blondynów, chociaż obecnie ma rude włosy. – Przerwał
na chwilę i posłał jej pytające spojrzenie. – Popłynęli w jakiś
rejs? Myślałem, że zubożeli?
– Wygrali konkurs w gazecie. Babcia nawet nie pamiętała,
że wzięli w nim udział. W nagrodę dostali podróż na Karaiby
z pełnymi świadczeniami – wyjaśniła, umykając wzrokiem
w bok, jakby szalenie zainteresował ją wyrzeźbiony na
drzwiach ornament.

– Nie było żadnego konkursu, prawda?


– Dlaczego tak sądzisz? Ależ oczywiście… że nie –
przyznała w końcu po chwili wahania. – Ale ostatniej zimy
dziadek zaczął chorować. Dostał bronchitu, który wyczerpał
jego siły. Wtedy zobaczyłam reklamę tej wycieczki.
Organizatorzy znacznie obniżyli cenę. Praktycznie rozdali
ostatnie miejsca, żeby wypełnić puste kabiny. Wiedziałam, że
nie pozwolą mi zapłacić, dlatego wymyśliłam tę wygraną –
przyznała, patrząc mu prosto w oczy i czekając na
potępienie.

– A więc umiesz kłamać – skomentował. – Nie rób takiej


skruszonej miny. Zrobiłaś dobry uczynek.

Abby przymknęła oczy. Nieoczekiwana pochwała sprawiła


jej nieproporcjonalnie wielką przyjemność.

– Zjadłaś coś?

Kiwnęła głową i zerknęła na stół, przy którym wcześniej


siedziała. Wszystkie naczynia zniknęły, łącznie ze świeżym
bukietem, ustawionym wieczorem. Zastąpiono go nową,
równie piękną kompozycją kwiatową. Wyglądało na to, że
pałac zamieszkuje armia niewidzialnych ludzi, gotowych na
każde jej skinienie.

– Świetnie. Jak się ubierzesz, to wyjdziemy.


– Dokąd?

– Oprowadzę cię po pałacu.


– To niekonieczne – odpowiedziała, mile zaskoczona
propozycją. Każdy inny na jego miejscu oddelegowałby kogoś
z podwładnych, żeby jej towarzyszył. – Uważam, że najlepiej,
żeby jak najmniej mnie widziano – dodała z westchnieniem.

– Wręcz przeciwnie. To wbrew moim intencjom. Zamierzam


pokazać, że przyszły władca Aarify ma piękną żonę, która go
wspiera i umacnia. Biuro prasowe wystosowało rano
odpowiednie oświadczenie.

Abby wpadła w panikę.


– Już?! Na czym będzie polegało moje zadanie? Powinnam
coś mówić czy tylko nosić ubrania i się uśmiechać?

Ostatnia opcja powinna jej najbardziej odpowiadać.


Tłumiąc urazę, usiłowała sobie wytłumaczyć, że do tej pory
praktycznie nic innego nie robiła. Zastanawiała się, czy kiedy
Zain zacznie szukać prawdziwej życiowej partnerki, też
wybierze manekina czy kobietę z krwi i kości.

– Myślę, że noszenie ubrań to całkiem sensowny pomysł –


zażartował z szelmowskim uśmieszkiem. – Mam nadzieję, że
spodoba ci się coś z tego, co sprowadziłem. Jeżeli nie,
zamów, co ci pasuje.

– Skąd przywieziono te rzeczy?

– Nie sprawdzałem. Podałem tylko twoje wymiary.

– Skąd je znasz?

Zain powoli zmierzył ją wzrokiem.


– Mam dobre oko do takich rzeczy, cara – odpowiedział.
– I bez wątpienia spore doświadczenie w ocenie kobiecych
walorów – skomentowała z przekąsem. Wolała skupić uwagę
na tym, co ją drażniło, niż na własnej reakcji na jego bliskość.
– Jeżeli chodzi o buty, to zamówiłem każdy model w dwóch
rozmiarach, żebyś sama sobie dopasowała, w których ci
będzie wygodnie. Czy wystarczy, jak wrócę za półtorej
godziny?

– Jak myślisz, ile czasu potrzebuję na przygotowanie się do


wyjścia?
– No dobrze, pół godziny.
Dopiero kiedy opuścił pokój, Abby uświadomiła sobie, że
nerwowa reakcja na sugestię, że potrzebuje mnóstwo czasu
na stworzenie atrakcyjnego wizerunku pozbawiła ją
możliwości ochłonięcia z wrażenia, które nieodmiennie na
niej robił. Przewidział, że zrobi wszystko, żeby się nie
spóźnić.

Podchodząc do olbrzymiej garderoby, tłumaczyła sobie, że


dobrze, że nie został, żeby tu na nią zaczekać. Szybko jednak
napotkała kolejną przeszkodę. Nie znalazła żadnego uchwytu
na gładkiej, drewnianej powierzchni. Dopiero kiedy
przypadkowo nacisnęła ręką panel, drzwi otworzyły się
bezszelestnie, odsłaniając ogromną przestrzeń.

Nowe rzeczy wisiały na wieszakach w ochronnych


pokrowcach zasłaniających zawartość. Opadła więc na
kolana, żeby zajrzeć do porządnie ułożonych pudełek, nadal
niepewna, czy Zain nie żartował. Nie, rzeczywiście zawierały
dziesięć par butów, każda w dwóch rozmiarach. Ubrania
zamówił tylko w jednym, właściwym. Znalazła ich tam więcej
niż w niejednym ze znanych sobie sklepów.
Nie kupowała wielu strojów, ale umiała korzystać z okazji
i dobrać fason. Najczęściej nosiła wytarte dżinsy
i podkoszulki. Jako że nie wypatrzyła ani jednego, ani
drugiego, po krótkim przeglądzie wyciągnęła spodnie
w odcieniu srebrzystego błękitu z głębokimi kieszeniami
i koszulę w nieco ciemniejszym odcieniu w stylu lat
pięćdziesiątych, z kwadratowymi ramionami, rozjaśnioną
wzorem z kolorowych motyli.
Wyciągnęła z torby podróżnej własne majtki i stanik,
chociaż szybki przegląd zawartości szuflad komody ujawnił
szeroki wybór jedwabnej bielizny w prześlicznych barwach.
Następnie odgarnęła niesforne loki do tyłu, związała je
i zrobiła makijaż. Nie zajął jej wiele czasu. Użyła jak zwykle
tylko mleczka nawilżającego i kremu z filtrem słonecznym,
nałożyła odrobinę różu na policzki i smugę brązowego cienia
na powieki. Długich, brązowych rzęs zwykle nie malowała.
Wymagały tylko podkręcenia.
W końcu rozpuściła włosy, stanęła przed lustrem
i popatrzyła na nie krytycznie. Wyprostowanie ich w tak
krótkim czasie nie wchodziło w grę. Uniosła je do góry,
usiłując zaprojektować fryzurę, a kiedy żadna nie przyszła jej
do głowy, z pomrukiem niezadowolenia odłożyła decyzję na
później. Postanowiła najpierw wrócić do pokoju, żeby zmienić
ubranie.

Wsunąwszy stopy w sandałki na niskich obcasach, podeszła


do wysokiego zwierciadła, żeby ocenić efekt. Zanim zdołała
do niego dotrzeć, ktoś zapukał do drzwi i zaraz wszedł, nie
czekając na zaproszenie.

Ironiczny uśmieszek zgasł na ustach Zaina, kiedy ją


spostrzegł. Przeszedł przez pokój w jej kierunku. Jego nagłe
pojawienie się zbiło ją z tropu, ale zdołała dostrzec w nim
napięcie mimo pozornie swobodnej postawy.

– Jestem już prawie gotowa – oznajmiła. – Muszę jeszcze


tylko coś zrobić z włosami.
Zain zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów i zatrzymał
wzrok na ustach. Wyglądała elegancko i ponętnie jak
gwiazda ze starego, czarno-białego hollywoodzkiego filmu,
jakie matka pokazywała mu w dzieciństwie.

– Moim zdaniem wyglądają doskonale – odparł z pozorną


obojętnością, żeby nie zdradzić, że wyobraża je sobie
spływające ognistą kaskadą na nagie plecy i piersi. Teraz
z pewnością by je zakryły. Przez dziesięć miesięcy sporo
urosły. Wziął głęboki oddech i odpędził równie kuszącą, co
zdrożną wizję. – Czego im jeszcze brakuje?

– Trzeba je jakoś uporządkować. Przypuszczam, że wiele


osób czeka na zewnątrz, żeby mnie obejrzeć. Może
powinnam założyć welon? Nie wiem, czy bym ich nie uraziła.
Jak widzisz, kompletnie nie znam waszych zwyczajów –
przyznała bezradnie.

Zain pstryknął palcami, żeby przerwać jej narzekanie. Nie


mieściło mu się w głowie, że taka piękność nie wierzy
w siebie.

– Nie odgrywaj ofiary. Nie wypadasz przekonująco.


Widziałem, jak stawiłaś czoło bandytom z nożami –
przypomniał.

– Może twoja bratowa mogłaby mi doradzić, gdybyśmy


opowiedzieli jej naszą historię. W końcu pełniła funkcje
reprezentacyjne.

– Nie – uciął krótko. – Nie zbliżysz się do Kayli.


Nie podniósł głosu, ale dobitnie wycedzone sylaby
zabrzmiały ostrzegawczo. Gdy do niej podszedł, wyglądał
potężnie i groźnie.

Abby wstrzymała oddech i zacisnęła palce na oparciu


krzesła. Zain nie potrafił rozstrzygnąć, czy duma nakazała jej
utrzymać kontakt wzrokowy, czy też sparaliżował ją strach.
Zain pomyślał, że lada chwila umknie ku najbliższemu
wyjściu. Jej rysy wyrażały równie wielkie napięcie, jakie sam
odczuwał. Przystanął kilka kroków od niej i dodał tym samym
surowym tonem:
– I nie opowiesz Kayli naszej historii. Zrozumiałaś?
– Co by to szkodziło? – zaczęła nieśmiało.

– Trzymaj się z daleka od mojej bratowej, Abigail – rozkazał


stanowczo. Potrafił sobie wyobrazić, w jaki sposób Kayla
wykorzystałaby uzyskane informacje. To tak, jakby
bezbronny kociak prosił o radę tygrysa. Na samą myśl o ich
spotkaniu oblał go zimny pot. Nie przyznał wprawdzie przed
sobą, że obudziła w nim opiekuńcze instynkty, ale zdawał
sobie sprawę, że Kayla potraktowałaby jak wroga każdą
osobę, która stanęłaby jej na drodze do realizacji
zamierzonego celu.

– Dlaczego?

Zanim zdołał sformułować odpowiedź, popatrzyła na niego


ze zrozumieniem.

– O Boże! – wykrzyknęła. – Nie myślałam logicznie.


Oczywiście masz rację. Musi być zdruzgotana.
– Z całą pewnością – potwierdził, choć osobiście określiłby
uczucia bratowej mianem wściekłości, że została zrzucona ze
szczytu drabiny społecznej.
– Obiecuję, że nie będę jej niepokoić – przyrzekła. – To
koszmar, stracić męża w tak młodym wieku. Trudno sobie
nawet wyobrazić, jak bardzo cierpi. Czy mógłbyś zaczekać
minutę, aż zwiążę włosy?
– Moim zdaniem świetnie wyglądają rozpuszczone. To twój
znak rozpoznawczy. Zapewniam cię, że pokazując je, nikogo
nie urazisz. Większość kobiet w Aarifie zrezygnowała
z zakrywania głów w poprzednim pokoleniu. Nieliczne
starsze lub bardziej konserwatywne osoby jeszcze noszą
welony w miejscach publicznych, ale to ich wybór.
Abby potrzebowała kilka minut na ochłonięcie. Jej serce
przyspieszyło do galopu nie tylko po usłyszeniu
komplementu, ale też dlatego, że przez moment zobaczyła
ogień w oczach Zaina.

– Jak mam się odprężyć? – roześmiała się nerwowo. – Żyję


w złotej klatce.
– Mogę cię przenieść do innego pokoju.

– Nie mam na myśli samego apartamentu, tylko całą


otoczkę: kłamstwa, przemilczenia, pieniądze…

– Rozumiem, ale to wszystko drobiazgi w porównaniu


z ucieczką przed pustynnymi piratami.

– Trafne określenie. Pustynia też trochę przypomina morze.


Zresztą nie uciekłam, tylko przetrwałam porwanie –
przypomniała z nieznacznym uśmieszkiem, który zagościł na
jej ustach na wspomnienie wspólnej nocnej podróży.

Równocześnie uświadomiła sobie, jak wiele mu zawdzięcza.


Ceniła go za to, że nie próbował wykorzystać faktu, że
uratował ją od losu, który uważała za gorszy od śmierci.
Podziwiała jego takt. Zważywszy, że ocalił jej życie, nie prosił
w zamian o zbyt wiele. Mocno poruszył jej sumienie.
– Wyraziłam zgodę na ten układ, więc cię nie zawiodę –
zapewniła z całą mocą.
– A jednak czegoś się obawiasz – zauważył, otwierając dla
niej drzwi.

– Niczego, tylko… wzbudzę ciekawość. Ludzie będą


zadawać mi pytania.
– Na pewno nie, ale gdyby ktoś cię zagadnął, odeślij go do
mnie.
Abby po raz kolejny uniosła drobny podbródek.
– Nie potrzebuję mężczyzny, żeby mówił za mnie. Czy
zdajesz sobie sprawę, jak szowinistycznie to zabrzmiało?
– To ty grałaś bezradną.

Abby popatrzyła na niego spode łba. Uraza ustąpiła miejsca


zdziwieniu, gdy minął ją i podszedł do rzędu kredensów przy
jednej ze ścian, otworzył jedne z drzwi i przeszedł przez nie.
Podążyła za nim, jeszcze bardziej zaskoczona, gdy zamiast
wnętrza szafy ujrzała drugi pokój, podobny do tego,
w którym ją zakwaterowano tylko znacznie skromniej
urządzony, zdecydowanie po męsku. Stanęła jak wmurowana,
kiedy Zain podszedł do biurka przy jednej ze ścian i wziął
papiery, których szukał.
– Znalazłem! – oznajmił z triumfem.

– To wszystko, co masz do powiedzenia? Przecież to


sypialnia!
– Racja.

– Twoja?

– Znowu zgadłaś.
– Dlaczego nikt mi nie powiedział o tajemnym przejściu
z mojej komnaty?

– To żadna tajemnica, cara. Mój prapradziadek kazał je


zainstalować, kiedy sprowadził do pałacu swoją ulubioną
nałożnicę. A jako para małżeńska powinniśmy dzielić
przynajmniej sypialnię, jeśli nie łoże… oczywiście jeżeli sobie
tego życzysz – dodał po chwili przerwy, mierząc wzrokiem
kuszące kształty. – Bez obawy. Drzwi mają zamek. Możemy
z niego korzystać, jeśli obawiasz się o swoją cnotę.
Abby poczerwieniała, nie tylko z oburzenia.
– Sama potrafię jej bronić. Nie potrzebuję do tego zasuwy –
odburknęła, niezupełnie zgodnie z prawdą, jako że sam ton
jego głosu rozpalał jej zmysły. Zawstydzona, spuściła wzrok.

– Nie wątpię, ale zamontowano ją po mojej stronie –


odpowiedział.

Za to pociąg był wzajemny, w dodatku silniejszy, niż


kiedykolwiek w życiu odczuwał. W innej sytuacji bez oporów
poszedłby za głosem natury, ale nie teraz. Zaplanowali zostać
razem na osiemnaście miesięcy. W kilku pierwszych
współżycie z pewnością sprawiałoby im wielką przyjemność,
ale pozostało jeszcze kilka. Doświadczenie nauczyło go, że
kiedy namiętność wygaśnie, to, co z początku pociągało,
zaczyna irytować. Potem przychodzi znudzenie.
W normalnych okolicznościach najprostszym rozwiązaniem
byłoby rozstanie, ale w ich układzie taka opcja nie wchodziła
w grę.

Nawet ta przygnębiająca myśl nie powstrzymała go od


zmierzenia wzrokiem fantastycznej sylwetki. Natychmiast
obudziła w nim dziką żądzę. Zacisnął zęby i zmobilizował całą
siłę woli, żeby ją wyminąć, zanim zrobi lub powie coś, czego
by potem żałował.

W tym momencie Abby przyszła do głowy odpowiedź na


wcześniejszą erotyczną prowokację.
– Tylko w twoich marzeniach! – prychnęła pogardliwie.

Zain gwałtownie przystanął, tak blisko, że czuł bijący od


niej żar. Zareagowała natychmiast. Spróbowała go
odepchnąć, ale jego determinacja przeważyła. Zajrzał jej
głęboko w oczy, objął w talii i przyciągnął do siebie tak, że
czuła, jak bardzo jej pragnie. Oddychała ciężko i nierówno
przez rozchylone usta. On też ciężko dyszał. Ciepły oddech
owiewał jej twarz, gdy pochylał głowę tak, że ich wargi
dzieliło zaledwie kilka centymetrów.

– Chcesz poznać moje marzenia? – zapytał schrypniętym


głosem.

W jego głowie dzwonił wprawdzie dzwonek alarmowy,


głośniejszy niż poprzedniego wieczora, ale go uciszył. Słyszał
tylko jej stłumiony jęk.

Abby zamknęła oczy, gdy musnął jej usta wargami, tak


lekko, że cały stężał, walcząc ze sobą.

Kiedy zadrżała i zmiękła w jego objęciach, stracił resztki


kontroli nad sobą. Wplótł palce w rude loki i całował
zachłannie. Abby równie żarliwie oddała pocałunek. Kiedy
w końcu odchylił głowę, obydwoje dyszeli, jakby przebiegli
maraton. Zainowi drgały mięśnie żuchwy, gdy w końcu
leciutko pocałował kącik jej ust.

– Dalej chcesz poznawać moje marzenia? – zapytał. –


A może własne?

– Nie miewam takich marzeń – odpowiedziała.


===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ JEDENASTY

Ignorując pełnie niedowierzania spojrzenie Zaina, Abby


przeszła przez drzwi, zawstydzona i przerażona własną
reakcją. Nadal cała płonęła. Podziwiała opanowanie Zaina.
Wyglądał spokojnie, jakby nic szczególnego przed chwilą nie
zaszło. Na próżno usiłowała sobie wmówić, że pocałunek nic
dla niej nie znaczył.

– Czy oni będą nam deptać po piętach przez cały czas? –


spytała.

– Jacy oni? – zapytał z roztargnieniem, na próżno usiłując


skupić uwagę na treści pytania.

– Ci potężni faceci z kamiennymi obliczami i bronią na


ramionach, którzy podążają jakieś dziesięć kroków za nami.

– Za chwilę o nich zapomnisz. To ochrona.

Abby pomyślała, że można przywyknąć do wszystkiego,


nawet do tego, że powietrze wydaje się iskrzyć, kiedy Zain
podejdzie do niej blisko. Póki go nie dotknie, jakoś sobie
poradzi.
– To oczywiste – odparła. – Nie podejrzewałam, że zostali
nam przydzieleni dla towarzystwa. Czy wszędzie za tobą
chodzą?

– Usiłują.
– To dość irytujące.

– Tak wygląda życie w złotej klatce.


Aluzja do jej wcześniejszego narzekania wywołała uśmiech
Abby.
– To tylko przenośnia. Akurat ta klatka jest bardzo piękna.

Wędrowali pod bogato rzeźbionymi łukami z marmuru. Pod


stopami mieli błękitno-złotą mozaikę w tak intensywnych
kolorach, jakby niedawno ją położono, ale musiała być
zabytkowa.

– Jeżeli zwolnisz, więcej zobaczysz.


Abby skinieniem głowy dała do zrozumienia, że przyjęła
uwagę do wiadomości.
– Czy bardzo cię boli? – spytała.

– Dostałem mocne środki przeciwbólowe.

– Ale czy je bierzesz?

– Przedkładam komfort nad reputację twardziela.

– Masz taką reputację? – Wstrzymała oddech i pospieszyła


do arkady oferującej zapierający dech w piersiach widok. –
O mój Boże! – wykrzyknęła, przechylając się przez sięgającą
bioder poręcz z kutego żelaza.
Zain wyobraził sobie, że spada w przepaść. Strach chwycił
go za gardło.

– Ostrożnie! – wykrzyknął. Błyskawicznie odciągnął ją od


poręczy, jedynego zabezpieczenia wykutego w jednym bloku
różowego kamienia, tak masywnego, że wyglądał jak ściana
skalna.

Nieprędko uspokoił przyspieszone bicie serca. Wciąż


szybko oddychał, aż rozbolały go potłuczone żebra. Gdy
odwrócił głowę, żeby popatrzeć na jej profil, robiła wrażenie
nieświadomej, że śmiertelnie go wystraszyła. Najwyraźniej
też nie zdawała sobie sprawy, że stoi tuż za nią, całkowicie
pochłonięta podziwianiem niezwykłej panoramy. Chciał ją
zaskoczyć, zobaczyć jej reakcję, ale jego plan spalił na
panewce. To on przeżył szok, który prawdopodobnie odebrał
mu co najmniej rok życia.

Pierwotnie miasto otaczało pałac z trzech stron. Czwarta,


do której dotarli, wychodziła na pustynię, nieskończone
pasma wydm wyrastających ze skał, na których postawiono
fundamenty budynku.

Nic nie przerywało niezmierzonej przestrzeni czerwonej


pustyni aż do gór, granatowych na tle jaśniejszego błękitu
bezkresnego nieba.

Abby tak pochłonęło podziwianie niezwykłego krajobrazu,


że nie od razu sobie uświadomiła, że Zain stoi tuż za nią
z ręką na jej ramieniu. Podziw szybko ustąpił miejsca
znacznie silniejszym odczuciom. Odbierała jego bliskość
każdą komórką ciała. Zrobiła krok do przodu, żeby przerwać
kontakt, ale zyskała tylko tyle, że zacieśnił uścisk i z niezbyt
dosadnym przekleństwem na ustach obrócił ją twarzą ku
sobie.
– Na miłość boską, kobieto, chcesz się zabić? Stoimy ponad
sześćdziesiąt metrów nad przepaścią. Nie mam ochoty
zbierać szczątków jakiejś głupiej… – Przemilczał dalsze
uwagi, pokręcił głową i przesunął mocne dłonie w dół jej
ramion. Wyglądało na to, że zamierza ją przyciągnąć do
siebie, ale zamiast tego odstąpił do tyłu i odetchnął głęboko.
Zadowolona, że zwiększył dystans, pewnie szybko by
ochłonęła, gdyby nadal nie patrzył na nią z dezaprobatą.
Zobaczyła w jego oczach jeszcze jakieś inne emocje, których
nie zdołała zidentyfikować. Jej serce przyspieszyło do galopu,
gdy zawiesił wzrok na jej ustach. Na wspomnienie pocałunku
zaschło jej w gardle.
Nie potrafiła powiedzieć, jak długo tak stali w bezruchu,
póki nie przerwał milczenia:
– Śmiertelnie mnie wystraszyłaś. To miejsce…

– Jest przepiękne – dokończyła za niego, nadal pożerając


wzrokiem jego twarz.
– Tak, ale też niebezpieczne. Moi przodkowie
przyprowadzali tu wrogów, żeby ich zepchnąć na śmierć.
W dzieciństwie fascynowały mnie te przerażające historie jak
każdego małego chłopca. W dniu moich dwunastych urodzin
brat obiecał mi prezent i przyprowadził mnie tutaj. W tym
czasie już dorównywałem mu wzrostem, ale czekało tu na nas
dwóch jego kolegów. Trzymali mnie nad urwiskiem i grozili,
że zrzucą mnie w przepaść. Żądali, żebym nazwał moją
matkę ladacznicą. Kiedy odmówiłem, trzymali mnie tam, póki
nie zemdlałem ze strachu.

Abby nie czuła lęku tylko rosnące oburzenie okrutnym


aktem przemocy.

– To potworne! – wykrzyknęła. – Nic dziwnego, że to


miejsce cię przeraża!
– Nie boję się tu przychodzić.

– Masz prawo odczuwać strach – pocieszyła, ujmując go za


rękę i odprowadzając od kamiennego łuku.
Dopiero po chwili Zain uświadomił sobie ze zdumieniem, że
się nim zaopiekowała. Z nieznacznym uśmieszkiem pozwolił,
żeby go odciągnęła. Stanęła plecami do muru, a on
naprzeciwko niej kilka kroków od otworu.
– Czy już lepiej? – spytała.
– Naprawdę nie mam lęku wysokości. Ojciec mnie z niego
wyleczył. W jakiś sposób dotarła do niego wiadomość, co
mnie spotkało. Nie dociekałem, w jaki sposób. Po prostu
zaakceptowałem jego wszechmoc. W każdym razie
przyprowadził mnie tutaj i kazał spojrzeć w przepaść.

– To okrutne!
Abby nie wierzyła własnym oczom, gdy z uśmiechem
pokręcił głową.

– Stanowczo odmówiłem. Wtedy wyjął z kieszeni duży,


gładki, czarny kamień. Wręczył mi go z zapewnieniem, że ma
magiczne właściwości, że ktoś, kto nosi go ze sobą, nigdy nie
spadnie. Twierdził, że dostał go od słynnego himalaisty, który
zdobył Mount Everest.
Abby uśmiechnęła się. Opowieść Zaina głęboko ją
poruszyła.

– Uwierzyłeś mu – zgadła.
– Tak, chociaż nadal się bałem. Przede wszystkim nie
chciałem go zawieść. Od tamtego dnia przychodziliśmy tu
codziennie. Każdego dnia patrzyłem w dół z nieco mniejszym
lękiem. Po tygodniu nie przyszedł. Z nudów zacząłem się
zastanawiać, co by się stało, gdybym wyrzucił kamień. Czy
wspomniałem ci już, że byłem dość ciekawskim dzieckiem?
W końcu postanowiłem to sprawdzić. Wyjąłem go z kieszeni
i rzuciłem. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem stojącego za
mną ojca. Powiedziałem mu, że kamień nie działa, bo spadł
w przepaść.
– I co on na to?
– Wzruszył ramionami i odpowiedział: „On tak, ale ty nie”.
Potem odszedł.
– Brzmi tak, jakbyście mieli wspaniałe relacje.
– Kiedy byłem dzieckiem, z całą pewnością mieliśmy.

– A teraz nie? – Gdy spostrzegła, że jego rysy stężały,


dodała pospiesznie: – Przepraszam, to nie moja sprawa.

– Dlaczego nie? To żadna tajemnica. – Odwrócił się twarzą


do okna. Jego profil nie wyrażał żadnych uczuć, podobnie jak
głos, gdy dokończył: – Mój ojciec był dobrym człowiekiem
i do pewnego czasu dobrym władcą, silnym i powszechnie
szanowanym. Słuchając opowieści o wczesnych latach jego
panowania, chciałem być taki jak on.

Ostatniemu zdaniu towarzyszył gorzki śmiech.

– Co się potem stało?

– Kiedy poślubił moją matkę, wybuchł ogromny skandal.


Miała za sobą bujną przeszłość, a on miał żonę, matkę
Khalida, ale dostał obsesji na punkcie mojej matki. Dosłownie
oszalał. Postawił osobiste szczęście przed obowiązkami głowy
państwa.

– Może czuł, że potrzebuje ukochanej kobiety u swojego


boku, żeby dobrze rządzić krajem – zasugerowała nieśmiało.

– Ona go porzuciła! – prychnął z odrazą.


– I ciebie – dodała ze współczuciem dla opuszczonego
chłopca, który dorastając, wyłączył emocje, żeby uniknąć
bólu.

– Ja przeżyłem, ale z ojca został wrak człowieka. Przestało


go cokolwiek interesować: obowiązki, kraj… Gdyby wróciła,
przyjąłby ją choćby jutro.
– Nieszczęśnik! – westchnęła. Wyobrażała sobie, jak ciężko
kochać kogoś niedostępnego, zasmakować raju i zostać
z niego wygnanym.
Nozdrza Zaina zafalowały z oburzenia.

– Nieszczęśnik? Jest władcą! Spoczywa na nim


odpowiedzialność za naród, a on go opuścił. Owszem, żyje,
ale tylko w sensie fizycznym, nieobecny duchem.

– Masz do niego żal?


Serce ją bolało na myśl o tym, co czuł mały chłopczyk,
który odkrył słabość swego bohatera. W świetle jego
doświadczeń niechęć do małżeństwa i pragnienie pozostania
w kawalerskim stanie nabrały logicznego sensu.

– Wstyd mi za niego! – wyznał bez zastanowienia.


Najwyraźniej zaraz tego pożałował, bo odwrócił się tyłem do
niej i ruszył przed siebie. – Idziesz? Czeka nas długa trasa –
przypomniał szorstkim tonem.

Abby skinęła głową i podążyła za nim.

Faktycznie przemierzyli długą i przepiękną drogę. Zain


mówił o geometrycznych wzorach, symetrii i harmonii, ale
Abby niezliczone korytarze, dziedzińce, sale balowe i patia
przypominały labirynt. Zain doskonale ją po nim oprowadził.
Nie zamęczał jej nadmiarem szczegółów, tylko opowiadał
anegdoty i plotki, które przemieniły jego przodków
z odległych, historycznych postaci w autentycznych ludzi
z krwi i kości. Pokazał jej ich portrety w galerii nad salą
balową nakrytą lustrzaną kopułą z błękitnego szkła. Mimo że
opowieści z przeszłości ją zafascynowały, Abby nie mogła
przestać myśleć o współczesnym dramacie jego rodziców.
– To najstarsza część kompleksu pałacowego –
poinformował, prowadząc ją przez korytarz ze sklepionym
stropem. – Nikt tędy nie chodzi, chyba że do stajni.
Abby została trochę z tyłu.
– Myślisz, że twoi rodzice kiedyś do siebie wrócą? – spytała.

Zain gwałtownie zaczerpnął powietrza, zanim zwrócił ku


niej głowę.

– Lubisz szczęśliwe zakończenia, prawda?

– Kto nie lubi? Nie sądzisz, że byłbyś szczęśliwszy, gdybyś


wybaczył ojcu? Nic nie mógł na to poradzić, że się zakochał.

Zain zacisnął zęby.

– Aczkolwiek doceniam twoją troskę, pozwól, że ci


przypomnę, że jesteś moją żoną tylko na papierze. Nie traktuj
swojej roli zbyt dosłownie.

Zjadliwy komentarz mocno zabolał Abby.

– Wypełnię ją według twojego życzenia – obiecała,


markując gest zasuwania suwaka na ustach.

Zain wypowiedział parę słów w języku, którego nie


zrozumiała, ale jego rysy złagodniały i na ustach zagościło
coś w rodzaju uśmieszku.
– Ty zamilkniesz? Uwierzę, jak zobaczę. A wracając do
mojego ojca: człowiek zawsze ma wybór. Może zapanować
nad uczuciami. Nie musi ulegać słabościom.

Abby szukała w jego twarzy choćby cienia wątpliwości, ale


nie znalazła w niej nic prócz męskiej arogancji. Ona też miała
wybór: kontynuować dyskusję albo ją zakończyć. Wybrała to
drugie. Uznała, że to najlepszy sposób na przetrwanie
najbliższych osiemnastu miesięcy.

Przeszli pod wielkim kamiennym łukiem i przez masywne,


okute metalem drzwi na świeże powietrze. Abby wzięła
głęboki oddech i zwróciła głowę w tę stronę, z której
dochodził tętent kopyt. Gromada jeźdźców galopowała przez
otwartą bramę.

Abby do tej pory nie widziała w Aarifie tak intensywnej


aktywności. W trakcie wycieczki spotkała kilka osób. Wszyscy
tylko kłaniali się Zainowi i schodzili im z drogi, toteż nie
zdołała odgadnąć, jakie funkcje pełnią. Tu natomiast każdy
wykonywał konkretne zadanie. Jedni sprzątali stajnie, inni
czyścili konie, jeszcze inni prowadzali je po brukowanym
dziedzińcu do czegoś w rodzaju końskiej łaźni. Zain ujął ją
pod ramię i skierował do najbliższego szeregu budynków.
Podobne otaczały podwórze z trzech stron. Czwartą
prawdopodobnie zajmowały biura.

– Wiem, że nie przepadasz za końmi, ale pomyślałem, że


może zechciałabyś powitać starego przyjaciela – zagadnął,
podprowadzając ją do drzwi.

Przystanął przy nich, żeby zamienić kilka słów z jednym


z młodych pracowników. Zaskoczył Abby tą najwyraźniej
nieformalną pogawędką z podwładnym. Chłopak pochylił
przed nią głowę i wszedł do środka. Po chwili wrócił
z ogierem i oddał lejce Zainowi.
– Ma na imię Malik al-Layl to znaczy Król Nocy. Myślę, że
cię pamięta – stwierdził, gdy rumak pochylił głowę i zaczął ją
wąchać.
Po chwili wahania Abby wyciągnęła do niego rękę.
– Nie zostaliśmy sobie formalnie przedstawieni, Maliku, ale
tamtej nocy wszystko odbywało się anonimowo – zagadnęła.
Podskoczyła z radości, gdy ogier musnął jej dłoń aksamitnymi
wargami. – Chyba rzeczywiście mnie pamięta! – wykrzyknęła
radośnie.
– Kto cię raz zobaczył, nigdy nie zapomni.
Abby znów zobaczyła w oczach Zaina to samo wyzwanie,
które wyczuła już kilkakrotnie. Pospiesznie spuściła wzrok
i udała, że szuka czegoś w kieszeni spodni, ukradkiem
obserwując, jak Zain gładzi bok zwierzęcia.

– Zgubiłaś coś? – zapytał.

– Szukałam chusteczki higienicznej… ale już jej nie


potrzebuję – dodała, żeby nie wysłał kogoś po całe złocone
pudełko.

– Może zechciałabyś wziąć parę lekcji jazdy konnej? –


zaproponował.

– Mówisz tak, jakbym przyjechała na wakacje.

– Pobyt tu to nie kara. Nie widzę przeszkód, żebyś


korzystała z dostępnych przyjemności. Może nawet mnie
polubisz?

Uśmiech zgasł na ustach Abby. Uświadomiła sobie bowiem,


że przyszłoby jej to o wiele zbyt łatwo.

– Bez przesady – zaprotestowała schrypniętym głosem. –


Ale chętnie bym się nauczyła jeździć.

– Świetnie. W takim razie… – Przerwał, gdy usłyszał tętent


kopyt i spojrzał w kierunku, z którego dochodził.
Abby też odwróciła głowę, ciekawa, kto przyjechał. W tym
momencie jakaś kobieta zeskoczyła z siodła z gracją tancerki.
Dwaj towarzyszący jej mężczyźni poszli w jej ślady. Zanim
dotknęli ziemi, stajenni pospieszyli, żeby pochwycić lejce.

Nowo przybyła zdjęła czapkę i odrzuciła do tyłu lśniące


ciemne włosy. Nawet nie spojrzała na człowieka, który
odebrał i odprowadził rumaka. Zawołała tylko coś do dwóch
towarzyszy, najprawdopodobniej ochroniarzy. Skłonili się
w odpowiedzi. Potem z hełmem w ręku i wysoko uniesioną
głową ruszyła w stronę Zaina i Abby, kołysząc smukłymi
biodrami. Abby zerknęła na Zaina. Spostrzegła, że nie patrzy
na drobną brunetkę, tylko na nią. Prawdopodobnie wyczytał
z jej oczu nieme pytanie, bo nieznacznie skinął głową.

Abby składała jego napięcie na karb obawy, że zrobi lub


powie coś nieodpowiedniego.
– Zain, kochanie! – zawołała nowo przybyła.

Przez chwilę Zain nic nie zrobił. Później wziął głęboki


oddech, uniósł rękę i podszedł, żeby ją powitać. Spotkali się
gdzieś w połowie drogi, na tyle blisko, że Abby wszystko
widziała, ale prawie nic nie słyszała prócz jednego słowa,
które zabrzmiało z francuska.

Widok ich obojga razem obudził w niej dziwnie silne


emocje. Wolała ich nie analizować. Zamiast tego skupiła
uwagę na wyglądzie brunetki. Już z daleka robiła wrażenie
bardzo zadbanej. Z bliska jeszcze wyraźniej widziała gładko
uczesane włosy, dopasowane bryczesy bez jednego
zagniecenia i śnieżną biel koszuli. Wysokie do kolan buty
lśniły i przylegały do kształtnych łydek. Ciemniejszy żakiet,
zapięty w talii, i elegancko udrapowany szal wokół szyi
jeszcze dodawały jej szyku. Z profilu wyglądała na drobną
i kruchą, zwłaszcza w porównaniu z postawnym Zainem.

Takie kobiety budzą w mężczyznach instynkty opiekuńcze.


Abby zawsze czuła się przy nich wielka i niezgrabna, jak
w szkole, gdzie przewyższała wzrostem wszystkie
rówieśniczki. Niemal usłyszała ponownie niegdysiejsze
chichoty i drwiny w szkolnych korytarzach. Zła na siebie,
odpędziła przykre wspomnienia. Przypomniała sobie, że
dawno wyrosła z kompleksów.

Damski śmiech przywołał ją do rzeczywistości. Zacisnęła


ręce w pięści. Zaciekawienie ustąpiło miejsca innym
emocjom, gdy nieznajoma wyciągnęła rękę i położyła ją na
piersi Zaina.

Abby zadała sobie pytanie, czy czułość tego gestu była


tylko wytworem jej wyobraźni. Obserwowała, jak Zain
wskazuje na nią. Niewątpliwie mówił o niej, ale co? Kobieta
zwróciła ku niej głowę i pokiwała jej ręką w rękawiczce. Abby
w ciągu sekundy odwzajemniła pozdrowienie zdawkowym
machnięciem. Później oboje ruszyli w jej kierunku. Zanim
dotarli, zdążyła przywołać na twarz przekonujący uśmiech.
– Kaylo, to moja żona, Abby. Abby, to Kayla, wdowa po
moim bracie – przedstawił je sobie gładko.

Abby skinęła głową, wciąż zaszokowana, że nazywa ją


żoną.

– Bardzo mi przykro z powodu twojej straty – powiedziała.

Bratowa Zaina rozciągnęła czerwone usta o doskonałym


kształcie w czarującym uśmiechu. Kolczyki z brylantami
rozbłysły w słońcu.

– Dziękuję. Przeżyłam trudne chwile. Moja matka nalegała,


żebym dziś rano urządziła sobie przejażdżkę. Wiedziała, że
mi pomoże. Zain mnie rozumie. Czuje to samo co ja.

Twarz Zaina nie wyrażała żadnych uczuć. Przypominała


kamienną maskę.
Kayla teatralnym gestem przyłożyła rękę do piersi,
spoglądając na Zaina.

– Ciężko to wytłumaczyć komuś z zewnątrz. Niemal


duchowa więź z pustynią oczyszcza nasze dusze.
Abby na próżno szukała sensownej odpowiedzi. W końcu
wymamrotała bez sensu:
– To dobrze.
– Wybacz, że nie przyszłam wczoraj cię przywitać –
ciągnęła Kayla.
Abby zauważyła, że jej uroczy uśmiech nie sięga oczu.

– Nic nie szkodzi – odrzekła.

– Wszyscy chcą cię poznać. Może byśmy któregoś dnia


wypiły razem herbatę albo pojechały na zakupy? Jestem
pewna, że zostaniemy wspaniałymi przyjaciółkami. – Po tych
słowach ucałowała powietrze po obu stronach jej policzków.
Abby doleciał egzotyczny, duszący aromat perfum.

Nie czekając na odpowiedź, Kayla zwróciła się ku Zainowi.

Abby wplotła palce w grzywę rumaka. Odwróciła wzrok, ale


kątem oka zdołała dostrzec, że Zain po dość długim
ociąganiu musnął wargami policzek bratowej. Kayla
pochwyciła jego dłoń w obie ręce. Czerwone paznokcie ostro
kontrastowały z jego skórą. W końcu przycisnęła ją do swojej
piersi i bardzo powoli puściła.

– Wybacz mi – przeprosiła Abby ze łzami w oczach. –


Niewiele brakowało, bym straciła obu moich mężczyzn.

Abby tłumaczyła sobie, że tylko wyobraziła sobie emfazę


w jej głosie. Prawdę mówiąc, nie odczuwała współczucia.
– Do zobaczenia później, Zainie. – Łzy natychmiast
obeschły, gdy piękna brunetka uniosła brwi w stronę Zaina,
skinęła głową Abby i odeszła dumnym krokiem
w towarzystwie dwóch postępujących za nią ochroniarzy.
– A więc to jest Kayla – powiedziała Abby.
– Tak – potwierdził Zain.

Jego odpowiedź nie wyjaśniała dziwnej atmosfery, którą


Abby pomiędzy nimi wyczuła.
– Jest bardzo piękna – dodała.

I toksyczna, pomyślał Zain, ale nie wypowiedział na głos tej


uwagi. Zamiast tego po raz ostatni poklepał konia i wezwał
człowieka, który podszedł, żeby go odprowadził.

– Kayla zaprosiła nas dziś wieczór na kolację –


poinformował, gdy zostali sami.
– Musi jej być bardzo ciężko.

– Powiedziałem, że jeszcze jesteś zbyt zmęczona. – Dawał


Abby szansę odwrotu, ale miał nadzieję, że z niej nie
skorzysta. – Wytrzymasz tu?

– Czemu nie? Przecież chyba nie będziemy stale sobie


wchodzić w drogę. Z pewnością będziesz musiał przygotować
się do nowej roli.

– O tak. Czeka mnie wiele pracy i nauki. Zamierzam


utrzymywać bliższy kontakt z narodem niż mój brat. Będzie ci
łatwiej, jeżeli przydzielę ci służbę. Wybrałem kilkoro
kandydatów, ale nie wiem, czy chcesz osobiście
przeprowadzić rozmowy kwalifikacyjne, czy zlecisz to
zadanie Layli albo komuś innemu z moich ludzi.

– To zbędne. Nie potrzebuję obsługi. Nie jestem twoją


prawdziwą żoną.
– Świat musi myśleć, że jesteś. Zresztą, co zamierzasz robić
przez półtora roku? Siedzieć w swoim pokoju? Zanudzisz się
na śmierć.
– Więc próbujesz wypełnić mi czas lekcjami jazdy. I czym
jeszcze? Mam odsłaniać pomniki, prowadzić działalność
charytatywną?
Niepewna mina Abby powiedziała Zainowi, że nie bardzo
wyobraża sobie, na czym polega rola małżonki następcy
tronu.

– To najlepszy sposób uniknięcia kłopotów.

I spotkań z Kaylą – dodał w myślach.

Przyjął jej zaproszenie na wieczór tylko po to, by rozwiać


nadzieje byłej kochanki na ponowny związek. Z odrazą
wspominał jej niezbyt subtelną propozycję w obecności jego
żony. Próbowała go skusić, ale uzyskała efekt przeciwny do
zamierzonego. Obecnie dziwiło go, że kiedyś go pociągała.
Jak to możliwe, że nie widział, że kieruje nią wyłącznie
ambicja? Obecność świadków powstrzymała go przed
zganieniem jej za niestosowne zachowanie, ale wieczorem
nie będzie miał takich zahamowań.
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ DWUNASTY

Abby odniosła wrażenie, że Zain obrał znacznie krótszą


drogę powrotną. Wyglądał na całkowicie pogrążonego
w zadumie. Ledwie dotrzymywała mu kroku. Po kilku
nieudanych próbach nawiązania rozmowy dała więc za
wygraną. Przystanął dopiero przed drzwiami jej komnaty. Po
raz pierwszy zauważył, że brakuje jej tchu. Zerknął na
zegarek na metalowej bransolecie.

– Przepraszam, ale jestem już spóźniony na umówione


spotkanie z ojcem – oznajmił, wyraźnie skruszony, że
zostawia ją samą. – Jakbyś czegoś potrzebowała, zawołaj
Laylę.

Abby z roztargnieniem skinęła głową, zaszokowana, że


trafiła do świata, w którym trzeba się specjalnie umawiać na
spotkanie z własnym ojcem.

– Żyje w odosobnieniu i bardzo ciężko przeżył śmierć


mojego brata, więc jeżeli nie zechce cię zobaczyć, nie bierz
tego do siebie. Ja nigdy nie biorę – dodał z wymuszonym
uśmiechem.

Abby odprowadziła go wzrokiem, ciekawa, czy mówił sobie


to samo już jako mały chłopczyk.
Spędziła trochę czasu na odpisywaniu na wiadomości od
dziadków i znacznie więcej na korespondencji z agentem,
który dopytywał, gdzie przebywa. Zjadła kolację w małym
prywatnym saloniku, który wolała od olbrzymiej jadalni
wielkości sali bankietowej. Później z przyjemnością wzięła
ciepłą, aromatyczną kąpiel. Zamknęła oczy, ale nie zaznała
wytchnienia. Po jej głowie krążyły niespokojne myśli
i niezliczona ilość pytań bez odpowiedzi: Jak przebiegła
wizyta Zaina u ojca? Czy jego sekretne małżeństwo
rozgniewało szejka? Czy Zain opowiedział wszystko Kayli
podczas kolacji? Czy ulżyło mu po tym wyznaniu? Nie
potrafiła rozstrzygnąć, czy właściwie odczytała jej czuły gest,
czy tylko wyobraziła sobie, że Zaina łączy z nią jakaś
szczególna, intymna więź? W jej oczach przybrała postać
czarnej wdowy. Podejrzewała, że przemawia przez nią
zazdrość.

Zabroniła sobie podobnych rozważań. Zain wprawdzie


rozbudził jej zmysły, ale zawarła z nim układ, który wymagał
od nich spędzania razem dużo czasu. Nie powinna mylić tej
wymuszonej bliskości z prawdziwą więzią. Zadała sobie
pytanie, czy interesuje ją pusty, bezduszny seks. Odpowiedź
przyszła natychmiast: to zależy, kto go oferuje. Zamknęła
oczy i wydała pomruk zgrozy. Na szczęście nic takiego nie
zaproponował.

Wyszła z łazienki i wróciła do sypialni, powtarzając sobie,


że przybyła tu tylko po to, żeby pomóc mu objąć sukcesję i po
nic więcej.
Gdy Zain przystanął, dwaj postępujący za nim ludzie poszli
w jego ślady. Zrobił już czwartą przerwę od momentu
opuszczenia apartamentu ojca. Nadal był w szoku. Minął
dwóch umundurowanych strażników stojących u wrót jego
komnat i ruchem głowy odprawił towarzyszących mu
ochroniarzy. Po zamknięciu za sobą drzwi oparł się o nie
plecami. Mimo że niełatwo go było zaszokować, tym razem
przeżył wstrząs. Zamknął oczy i odtwarzał w pamięci
zasadniczą część rozmowy z ojcem.
– Kilku członków rady przyszło do mnie, żeby wyrazić
zatroskanie twoim małżeństwem, a zwłaszcza wyborem żony
– oznajmił szejk.

Zain spodziewał się nieprzychylnej reakcji. Dlatego nie


słuchał zbyt uważnie, gdy ojciec wymieniał nazwiska. Żadne
go nie zdziwiło, ale chwilę później zdołał go zaskoczyć:
– Odpowiedziałem im, że w pełni cię popieram.

Zain nie wątpił, że w końcu zdoła go przekonać, apelując


do jego romantycznej natury, ale zdumiało go jego
spontaniczne i natychmiastowe poparcie.

– Dobrze, że znalazłeś sobie towarzyszkę życia – ciągnął


władca. – Rządzenie tym krajem to samotne zadanie. Nie
powierzyłbym go bez zastanowienia nawet wrogowi, nie
wspominając o rodzonym synu.

– Nieprędko je podejmę, ojcze.

– Owszem, Zainie. Zamierzam abdykować i przekazać ci


władzę. Powinienem to zrobić wcześniej, ale twój brat… cóż,
nie wypada źle mówić o zmarłych.
Nieustanne powtarzanie przebiegu rozmowy nie złagodziło
wstrząsu. Zain zaczął nerwowo przemierzać komnatę.

Nigdy nie potrzebował wsparcia ani nikogo, komu mógłby


zawierzyć swe troski. Nikt nie mógł go zawieść ani opuścić.
Tymczasem zarówno ojciec, jak i Abby zwracali mu uwagę, że
jego rola pociąga za sobą osamotnienie. Zain uważał
samotność za coś pozytywnego, ale wyglądało na to, że nie
przekona Abby do swego punktu widzenia. Ku swemu
zaskoczeniu odkrył w niej romantyczną naturę. Nawet
pozbawiona sentymentów profesja nie wybiła jej z głowy
idealizmu.
Ujrzał przed sobą jej postać, tak wyraźną, jakby naprawdę
tam stała. Zamrugał powiekami, żeby przepędzić wizję. Po
chwili widział już tylko drzwi, za którymi leżała. Podszedł do
nich i uniósł rękę do klamki, ale zaraz ją opuścił. Odszedł
w głąb pokoju, tłumacząc sobie, że samotność to
błogosławieństwo, a nie przekleństwo.

Inaczej niż poprzedniej nocy, Abby nie zasnęła natychmiast


po przyłożeniu głowy do poduszki. Po jej głowie wciąż krążyły
oderwane fragmenty rozmów z poprzednich dni,
niepowiązane ze sobą myśli i obrazy. Od czasu do czasu jej
wzrok bezwiednie wędrował ku drzwiom, łączącym komnatę
z apartamentem Zaina. Ciekawiły ją historie tajemnych
romansów sprzed lat i małżonek członków królewskiej
rodziny, które leżały tu przed nią. Ale ona nie była niczyją
nałożnicą, a żoną tylko z nazwy.

Czasami myślała, że jest jedyną dwudziestodwuletnią


dziewicą na całej planecie, bynajmniej nie z własnej woli.
Jako nastolatkę chłopcy często wyśmiewali ją z powodu zbyt
wysokiego wzrostu, chudości i niezręczności. Dlatego uciekła
w świat książek. Czytała o wielkich romansach, nie
współczesnych i płytkich, lecz o wielkich namiętnościach
i o bohaterach, którzy znajdowali bratnie dusze.
Jak na ironię teraz ta sama sylwetka i wygląd budziły
w mężczyznach żądzę, do tego stopnia, że nie widziała
innego sposobu, jak wyrobić sobie opinię nieprzystępnej,
żeby ich odstraszyć. Jako że nie chciała pozostać nietknięta,
w końcu doszła do wniosku, że ustawiła poprzeczkę zbyt
wysoko. Dlatego postanowiła dać szansę Gregowi.
Wprawdzie nie rozpalał w niej ognia, ale uznała go za
sympatycznego człowieka. Czas pokazał, że los spłatał jej
paskudnego figla.
Teraz odkryła w sobie zmysłowość. Szczerze mówiąc, nie
poleciłaby jej nikomu! Może pewnego dnia znajdzie też
miłość. Miała nadzieję, że będzie przeżywać ją lepiej niż to,
co obecnie czuje.

Ostatnia refleksja wyciągnęła ją z łóżka. Podeszła do okna.


Nie zaciągnęła zasłon. Nikt nie mógł jej podejrzeć na jednej
z wyższych wież pałacu.

W dole ujrzała ogród ziołowy. Ciepłe, nocne powietrze


przesycała mieszanka jego aromatów. W oddali szumiały
fontanny. Ciepła bryza działała kojąco. Rozwiewała jej włosy
i nocną koszulę z jasnoniebieskiego jedwabiu, sięgającą łydek
i marszczoną pod biustem. Wybrała ją spośród kilku
ułożonych porządnie w szufladzie. Gdy odgarnęła włosy
z twarzy, jedno z ramiączek się zsunęło. Zamierzała je
poprawić, ale zamarła w bezruchu, gdy pochwyciła dziwny
dźwięk, jakby wycie jakiegoś zwierzęcia. Chwilę później
usłyszała je ponownie. Stwierdziła, że nie dochodzi z ogrodu
tylko z sypialni obok. Z ludzkiego gardła.

Bez zastanowienia popędziła do sekretnych drzwi


i wparowała do środka. Tak jak ona Zain nie zaciągnął
zasłon. Księżyc oświetlał bogato rzeźbione łoże niczym
reflektor.

Z mocno bijącym sercem podbiegła i uklękła obok skulonej


postaci, zakrytej tylko do połowy skotłowanym
prześcieradłem. Skóra błyszczała jak naoliwiona,
uwydatniając napięte mięśnie niczym na diagramie
anatomicznym pokazującym doskonały ludzki kształt. Zain
już nie krzyczał. Słyszała tylko jego ciężki oddech
i przyspieszone bicie własnego serca.

– Zainie?
Zain tylko lekko uniósł głowę.
– Wracaj do łóżka, Abigail – rozkazał niewyraźnym,
szorstkim głosem. Głodne spojrzenie błękitnych oczu
zdradzało grzeszne żądze.

Wiedziała, że to dobra rada. Mimo to po chwili wahania


dotknęła jego ramienia i poczuła skurcz mięśni. Spocona
skóra była zimna.

– Wynocha! – wrzasnął.

Rozsądek podpowiadał, żeby posłuchać, ale współczucie


przeważyło nad instynktem samozachowawczym. Widziała,
że bardzo cierpi. Podkurczyła nogi i usiadła na łóżku.

– Wrzeszcz, ile chcesz, zawołaj straże, wtrąć mnie do lochu,


ale nie wyjdę, dopóki nie powiesz, co cię dręczy. To nie był
sen, to był koszmar. Możesz mi zaufać. Jestem znacznie
tańsza niż jakikolwiek terapeuta i masz gwarancję mojej
dyskrecji.
Po dłuższej chwili Zain westchnął i przewrócił się na plecy.
Blask księżyca uwydatniał doskonałe rysy jego twarzy. Czas
mijał, a on ciągle milczał. Abby wyczuwała, że targają nim
silne emocje. Widziała płaski brzuch, wielobarwne siniaki na
jednym boku oraz trójkąt włosków na piersi. Piękne, silne
ciało budziło w niej nieznane wcześniej tęsknoty.

– Wyjdź, Abigail Foster. Nie jesteś przy mnie bezpieczna –


powtórzył, mierząc ją głodnym spojrzeniem.
– Nie próbuję wtykać nosa w nie swoje sprawy. Chcę tylko
pomóc – zapewniła, starannie dobierając słowa. – Nie
wystraszysz mnie. Nie boję cię ciebie. – W tym momencie
uświadomiła sobie, że to prawda. Nawet kiedy go po raz
pierwszy zobaczyła, nie czuła przed nim lęku, mimo że nie
znała jego intencji. – Czy wraca do ciebie wspomnienie
wypadku? – spytała.

– Nie opuszcza mnie ani na chwilę, cara.


– Wiem, że nie miałeś zbyt dobrych relacji z bratem… –
Przerwała i zacisnęła zęby na wspomnienie pomysłu
zmarłego na urodzinowy prezent. – Ale ludzie często czują się
winni, kiedy ktoś zginie, a oni…

Zain nie dał jej dokończyć. Uniósł rękę i przyłożył palec do


jej ust. Abby gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Wystarczyło
lekkie dotknięcie, by zapomniała, co dalej zamierzała
powiedzieć.

– Nie dręczy mnie poczucie winy. Chciałbym, żeby świat


był taki, jak myślisz, cara. Wierzysz w potęgę więzów krwi,
ale rodzeństwo nie zawsze się kocha. Mój brat mnie
nienawidził.

Abby z całego serca mu współczuła, bezradnie patrząc na


jego cierpienie.

– W niczym nie zawiniłeś. Nie ty spowodowałeś wypadek.


Pewnie się pokłóciliście, jak to często bywa w rodzinach…
– Nie musisz mnie przekonywać. To nie był wypadek, lecz
zaplanowana kraksa.

– Jak to?
– Ciągle wierzysz, że dobro zawsze zwycięża?

– Nie jestem aż tak naiwna, ale… myślę, że jeżeli tylko dać


człowiekowi szansę, postąpi tak jak należy.
– Tak jak należy? – powtórzył. – Mój brat z premedytacją
zaprosił mnie na przejażdżkę, żeby zakończyć nasze życie.
Umierał na raka. Autopsja potwierdziła to po jego śmierci.
Z przyjemnością oznajmił, że zabiera mnie ze sobą, żeby
dokonać ostatecznej zemsty.

Abby pobladła.
– Usiłował cię zamordować – wykrztusiła.

– Niewiele brakowało, żeby osiągnął cel. Gdyby drzwi nie


ustąpiły w ostatnim momencie, byłbym martwy. Ilekroć
zamknę oczy, widzę przed sobą jego twarz i wiem, jak bardzo
mnie nienawidził.

– To potworne. Mówiłeś o tym komuś?


Abby dostrzegła dziwny wyraz jego oczu, gdy popatrzył na
nią i pokręcił głową.

Zaina zaszokowała własna szczerość. Nie zamierzał


opowiadać tej historii nikomu, zwłaszcza kobiecie, której
prawie nie znał. Wmawiał sobie, że nic go z nią nie łączy
prócz fizycznego pociągu. Wolał nie analizować podejrzanego
ucisku za mostkiem. Obudziła w nim silniejsze uczucia, niż
kiedykolwiek doświadczył. Po raz pierwszy zrozumiał, jak
łatwo pomylić tę pierwotną więź z miłością.
– Mój ojciec nie może poznać prawdy. Zabiłaby go. Khalid
zgotował mu piekło. Nie przeżyłby, gdyby się dowiedział, co
usiłował zrobić.

Abby przycisnęła rękę do serca, jakby składała przysięgę.


– Nie powiem ani jemu, ani nikomu innemu – przyrzekła,
patrząc mu prosto w oczy.

Nie odrywając od niej wzroku, Zain w milczeniu wplótł


długie palce w gęste fale miedzianych włosów z tyłu głowy,
przyciągnął ją do siebie i pocałował.

– Pragnąłem cię od pierwszego wejrzenia – wyznał


schrypniętym głosem, przewracając ją na plecy.
Pożądanie w jego głosie sprawiło Abby nieopisaną
przyjemność. Przesunęła dłonie wzdłuż twardych mięśni
pleców po jedwabistej skórze, ale nagle zamarła w bezruchu.
Przypomniała sobie bowiem o jego ranach.

– Ja też cię pragnę, Zainie, ale nie chcę ci zrobić krzywdy –


wyznała szeptem, zdziwiona, że stać ją na tak wielką
śmiałość.

– Pozwól mi pokazać, jak bardzo mnie krzywdzisz, aniołku –


odparł ze śmiechem, po czym ujął jej dłoń i wsunął sobie pod
pasek bokserek.

Abby gwałtownie nabrała powietrza. Wyobraziła sobie


pełne połączenie, ale ledwie zdążyła go dotknąć, wydał
gardłowy pomruk, wyciągnął jej dłoń ze spodenek
i przycisnął do poduszki. Drugą zsunął ramiączko jej nocnej
koszuli z ramienia.

– Masz skórę jak jedwab – wyszeptał. – Chcę cię całą


zobaczyć.

Abby wstrzymała oddech. Prośba Zaina rozpaliła jej zmysły,


ale też nieco ją wystraszyła.
– Zdajesz sobie sprawę, że moje zdjęcia są przetworzone?
Nie jestem doskonała i nigdy przedtem tak się nie czułam.
– Jesteś piękna. I pragnę cię… potrzebuję.
Nie musiał jej przekonywać. Z rozkoszą oddała mu całą
siebie. Gdy usłyszała okrzyk zdziwienia, a potem pytanie, czy
dobrze się czuje, wykrzyknęła:
– Lepiej niż kiedykolwiek w życiu! Nie przestawaj, proszę!

– Nie mógłbym, nawet gdybym chciał.


Tego właśnie pragnęła. Oplotła go rękami i nogami
i ciągnęła do siebie. Nie dzieliło ich nic. Bez barier, bez
zahamowań pozwoliła, żeby zabrał ją w nieznany świat
erotycznych rozkoszy.

Nadal bujała w obłokach, kiedy położył się obok niej na


plecach.
Zaina mocno poruszyło odkrycie, że był pierwszym
i jedynym kochankiem Abby.

– Przepraszam, straciłem kontrolę nad sobą – wyznał ze


skruchą.

– Cofnij te słowa! – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Nie


chcę słyszeć, że jest ci przykro!

– Zakładałem… Wiele o tobie piszą…

– O moich rozlicznych romansach? Wszystko zmyślone


przez mojego agenta, żeby zwrócić na mnie uwagę.
Niektórych z moich rzekomych kochanków w ogóle nie znam.
Jeden z nich jest nawet gejem. Przypuszczalnie nie wie
jeszcze, że go ze mną łączą.
– Nie drażnią cię te plotki?

– W niczym mi nie szkodzą. Babcia i dziadek nie korzystają


z internetu i nie czytają plotkarskiej prasy.
– Gdybym wiedział, że to twój pierwszy raz, nie
pozwoliłbym sobie…

– Byłeś doskonały.
– Twoja pochwała sprawiłaby mi wielką radość, gdybyś
miała jakiekolwiek porównanie. Poza tym martwi mnie, że nie
zastosowałem zabezpieczenia. A ty?

– Ja też nie.
– Mogą z tego wyniknąć komplikacje.
– Kochaliśmy się tylko raz.

Zain przyciągnął ją do siebie.

– Niekoniecznie pierwszy i ostatni. Trudno wyżyć


w celibacie osiemnaście miesięcy.

Abby kusiło, żeby odpowiedzieć, że przeżyła dwadzieścia


dwa lata jako dziewica bez żadnych skutków ubocznych, ale
zrezygnowała. Zamiast tego popatrzyła na niego spod rzęs
i spytała:
– Czy to znaczy, że nie zamierzasz… – Przerwała, gdy
pogładził ją po pośladku.

– Romansować z innymi? – dokończył za nią.


Abby zabolało serce na samą myśl o tłumie bezimiennych
piękności dzielących z nim łoże. Odwróciła wzrok i skinęła
głową. Miała nadzieję, że nie zdradziła, ile jego odpowiedź
dla niej znaczy.

– Za bardzo cię szanuję, żeby zrobić ci coś takiego –


odpowiedział dość niepewnym głosem.
– Nie potrzebuję twojego szacunku. Chcę…
Zain ujął ją pod brodę i obrócił jej twarz ku sobie.

– Czego, Abby?
Abby spuściła wzrok, żeby nie wyczytał z jej oczu
odpowiedzi. Oczywiście marzyła o miłości, jak wszyscy, ale
tylko osoba niespełna rozumu mogłaby pokochać kogoś, kto
zamknął na nią serce. Czy jednak byłaby w stanie odtrącić go
po tym, jak poznała smak namiętności? Doszła do wniosku, że
nawet jeżeli to tylko fascynacja osobą wybawcy, połączona
z silnym pociągiem fizycznym, warto wziąć wszystko, co Zain
oferuje. Dalsze rozważania przerwał gorący pocałunek, który
do reszty rozproszył wszelkie rozterki.

– Chcę także tego – wyszeptał jej prosto w usta. – Zresztą


nie zamierzam dawać pożywki plotkarzom, zwłaszcza
w obliczu ostatnich wydarzeń.

– Jakich?

– Ojciec poinformował mnie dzisiaj, że zamierza abdykować


na moją rzecz. Przekonałem go, żeby zaczekał z oficjalną
deklaracją, ale wszyscy zwrócą na mnie oczy, gdy tylko
informacja wycieknie.

Co oczywiście musi nastąpić.

– To znaczy, że będziesz…

– Bardzo sfrustrowany, jeżeli nie będziesz uważać na


następnej lekcji – dokończył za nią ciepłym, zmysłowym
głosem.

– Planujesz następną lekcję?

Jak się okazało, tej nocy odbyli jeszcze dwie.


===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Zain wstał, zanim Abby się obudziła. Pamiętała jak przez


mgłę, że pocałował ją na pożegnanie, ale przypuszczalnie
wiele godzin temu, bo pościel obok niej była już zimna.
Nie pierwszy raz zostawił ją rano samą w łóżku. Po
czterech tygodniach pobytu w Aarifie i zaznajomieniu
z tutejszą polityką uświadomiła sobie, że Zain pracuje ciężej
niż ktokolwiek ze znanych jej osób. Nie miał innego wyjścia.

Z początku wyglądał na zaskoczonego jej pytaniami. Abby


podejrzewała, że wątpi w szczerość jej zainteresowania, bo
odpowiadał monosylabami. W końcu doszedł do wniosku, że
nie udaje. Zaczął z własnej woli informować ją
o osiągnięciach i przeszkodach. Kilka razy nawet zapytał ją
o zdanie. Ucieszyło ją, że je sobie ceni albo przynajmniej
sprawia takie wrażenie.

Nigdy natomiast nie dyskutowali na temat wdowy po jego


bracie. W ostatnich tygodniach zaczęły krążyć złośliwe plotki,
podważające reputację Abby. Na szczęście żona dworzanina,
z którą się zaprzyjaźniła, ostrzegła ją, że to Kayla je
rozpowszechnia. Dzięki temu, że ją uświadomiła, mogła
zminimalizować szkodę. Szeptano też, że Zain miał kiedyś
romans z późniejszą bratową. Abby szalała z zazdrości.
Dopytywała, za co Kayla tak jej nienawidzi. W końcu
przełamała opory damy dworu.
– Kayla chce tego, co ty masz, pani – odpowiedziała. –
Chodziłam z nią do szkoły. Zrobi wszystko, żeby dostać to,
czego zapragnie. Proszę powiedzieć księciu – doradziła na
koniec, ale Abby nie posłuchała.
Zain co najwyżej kazałby jej się trzymać z daleka od Kayli.
Poza tym chciała mu pokazać, że jest na tyle silna, żeby
samodzielnie radzić sobie z problemami. W gruncie rzeczy
nie miała powodów do zazdrości o przeszłość. Zain spędzał
każdą noc w ich wspólnej sypialni.
Ruszyła do łazienki, podśpiewując pod nosem, ale szybko
umilkła, gdy poczuła znajomy, comiesięczny ból w dole
brzucha. Po pierwszej wspólnej nocy już zawsze uważali, ale
mimo to istniała szansa, że za pierwszym razem zaszła
w ciążę. Teraz zyskała dowód, że nie.

Co najdziwniejsze, łzy popłynęły obfitym strumieniem.


Zamiast ulgi ogarnęło ją poczucie niepowetowanej straty,
choć zdawała sobie sprawę, że nieplanowane dziecko jeszcze
bardziej skomplikowałoby sytuację, zważywszy treść
zawartego układu. Zamierzała je kiedyś urodzić, ale
w związku opartym na miłości, jako dar dla jedynego
mężczyzny swojego życia. Poraziła ją ta myśl. Uświadomiła
sobie bowiem, że w głębi duszy pragnęła dziecka Zaina,
ponieważ go pokochała mimo świadomości, że nigdy nie
odwzajemni jej uczucia. Wbrew jego stwierdzeniu pojęła, że
człowiek nie zawsze może świadomie wybrać, bo miłość nie
podlega prawom logiki.

Cierpliwość nie należała do najmocniejszych stron Zaina,


a polityka Aarify przypominała wolno działającą maszynę.
W ciągu kilku minionych tygodni zachowanie kontroli nad
sobą często drogo go kosztowało. Przeciwnicy jego reform
nieustannie rzucali mu kłody pod nogi.
Akurat ten ranek przebiegł po jego myśli. Wczesna narada
przy śniadaniu przyniosła nieoczekiwany przełom. Przekonał
nieprzejednanego dotąd przeciwnika do swojego sposobu
myślenia.

Potrzebował takich sukcesów, żeby przetrwać trudniejsze


dni. Gdyby nie Abby, kusiłoby go, by zapomnieć o zasadach
cywilizowanego świata i wtrącić całą tę wyrachowaną bandę
do najgłębszego lochu. Abby umiała słuchać i łagodzić jego
gniew. Z pewnością ucieszy ją wiadomość, jak dobrze zaczął
dzień. Marzył o tym, żeby zrelacjonować jej swoje
zwycięstwo. Jeszcze kilka tygodni temu nie wyobrażał sobie,
że będzie z nią dzielił wszelkie radości i troski i tak
niecierpliwie wyczekiwał spotkań.

Jak daleko odszedł od pierwotnego planu? Jak w ogóle na


początku wyglądał? Tak często dostosowywał zasady do
okoliczności, że prawie je zapomniał. Silny pociąg fizyczny
usprawiedliwiał pierwsze odchylenie. Nie leżało w ludzkiej
mocy go stłumić. Nigdy nie miał jej dość. Obecnie nie
pojmował, czemu przyjął tak masochistyczne założenie.
Czemu traktował współżycie jak zagrożenie, kiedy dawało
tylko rozkosz? Znacznie bardziej niepokoiło go, że nawiązali
silną, niemalże symbiotyczną więź. Co zrobią po osiemnastu
miesiącach?
Rozmyślnie zwolnił kroku, podchodząc do jej drzwi.
Wmawiał sobie, że znowu tak bardzo jej nie potrzebuje, ale
byłoby okrucieństwem zostawiać ją samą po całych dniach.

Z pewnością po półtora roku rozstaną się jak przyjaciele,


o ile byli kochankowie mogą zostać przyjaciółmi.
Niewykluczone też, że zostaną rodzicami. Wciąż pamiętał
swoją lekkomyślność podczas pierwszej wspólnej nocy.
Wkroczył do komnaty Abby i o mało nie wpadł na walizkę
przy drzwiach. W pierwszej chwili osłupiał, potem wpadł
w popłoch i wreszcie w szaleńczą furię. Uciekała! Porzucała
go! Jak każdy…

Roztrzęsiony, przemaszerował przez pokój w stronę


otwartych drzwi garderoby.

Abby stała na środku z paszportem w ręku. Rozpięty, długi


lekki trencz odsłaniał prostą bluzkę koszulową z białego
jedwabiu i wąskie ciemne spodnie. Czy zamierzała umknąć
niepostrzeżenie podczas jego nieobecności?

– Co ty wyprawiasz?

Abby zamrugała powiekami. Dokładając wszelkich starań,


żeby ukryć przygnębienie, ledwie dostrzegła, że Zaina
rozsadza złość.

– Przepraszam. Podjęłam tę decyzję w ostatniej chwili –


odrzekła, z wysiłkiem przywołując uśmiech na twarz.
Potrzebowała czasu, by dojść ze sobą do ładu. Gdyby została,
zrobiłaby coś głupiego, jak wyznanie prawdy. –
Zadzwoniłabym, ale nie chciałam ci przeszkadzać w naradzie.
Jak przebiegła?

– Do diabła z naradą!
– Bardzo mi przykro – odpowiedziała automatycznie,
wnioskując z jego zachowania, że nie poszła po jego myśli.
Narastał w niej gniew na opozycję. Ciężko pracował i rzadko
doznawał wdzięczności. Czasami miała ochotę przyłożyć
ludziom, którzy utrudniali mu życie. – Ciągle odkładałam
wizytę u dziadków, ale dłużej nie mogę – dodała tytułem
wyjaśnienia. – Opowiedziałam im tylko połowę historii,
a zasłużyli na więcej. Poza tym prawnik poinformował, że
sprzedający są w końcu gotowi podpisać umowy. Chciałabym
osobiście wręczyć im klucze.
– Ale wrócisz?
Napięcie zaczęło powoli opadać z Zaina. Po raz pierwszy
zauważył bladość i zaczerwienione oczy Abby. Ten widok tak
mocno go poruszył, że rozbolało go serce. Ledwie chwytał
powietrze.

– No cóż, nie dzisiaj… chyba że mnie potrzebujesz.

– Dam sobie radę bez ciebie. – Słowom towarzyszyło


wzruszenie ramion. Wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie
potrzebuje nikogo.

– Samolot czeka w gotowości. Mam nadzieję, że nie masz


nic przeciwko mojej podróży – dodała, unikając jego wzroku.

– Oczywiście że nie. Zadzwonisz, jak wylądujesz?

– Jasne.

– Chodź do mnie.

Abby podeszła. Westchnęła, gdy przyciągnął ją do siebie


i odgarnął jej włosy z twarzy. Pocałował ją tak czule
i namiętnie, że niewiele brakowało, by się rozpłakała.
Odsunęła się, żeby nie stracić kontroli nad sobą i nie wyznać
mu miłości. Nie chciał, żeby go kochała ani żeby urodziła mu
dziecko, w przeciwieństwie do niej. Do dzisiejszego ranka nie
zdawała sobie sprawy, że w głębi duszy żywiła nadzieję, że je
poczęli. Z ręką na klamce zwróciła ku niemu twarz.
– Swoją drogą nie jestem w ciąży, więc możesz spokojnie
odetchnąć – rzuciła pozornie lekkim tonem, po czym
praktycznie przemknęła przez drzwi. Tym razem bowiem
żadna siła nie zdołałaby powstrzymać jej łez.
Kilka dni później wróciła do Aarify. Smutek nie minął, ale
potrafiła go utrzymać w ryzach. Wbrew temu, co sobie
wmawiała, liczyła na to, że zostanie matką. Chciała zachować
cząstkę Zaina, ponieważ nie mogła zatrzymać go przy sobie
ani liczyć na wzajemność w miłości. Z perspektywy czasu
zrozumiała, że było to samolubne pragnienie. Dziecko
powinno mieć dwoje kochających się rodziców. Oczywiście
w rzeczywistości różnie bywa, ale któż nie życzy swemu
dziecku życia w idealnym świecie?

Na chwilę wyrwało ją z zadumy pytanie drugiego pilota, jak


znosi lot. Próbował z nią gawędzić, ale nie słuchała uważnie.
Tłumaczyła sobie, że powinna szukać w swojej sytuacji
pozytywnych, a nie negatywnych stron. Przez kilka miesięcy
zgromadzi sporo pięknych wspomnień przed powrotem do
dawnego życia. Podejrzewała, że już nigdy nie będzie takie
samo jak dawniej, bo ona się zmieniła.

Wysiadła z samolotu w rozżarzone powietrze. Z początku


tutejszy upał odbierała jako obce zjawisko, obecnie jako
naturalne. Ogarnęła ją wielka radość, że wraca do Aarify.
Wyjrzała przez okno, wypatrując bram miasta i pałacu.
Powiedziała Zainowi, że wróci późnym popołudniem, ale
zamierzała sprawić mu niespodziankę wcześniejszym
powrotem. Poprosiła załogę, żeby zachowała faktyczną
godzinę przylotu w tajemnicy. Podejrzewała jednak, że
pewnie go nie zobaczy, bo będzie zajęty pracą przez cały
ranek.

Cichutko przeszła przez pusty salon do równie pustej


sypialni. Zdziwił ją widok skotłowanej pościeli na łóżku.
Służba pod czujnym okiem Layli zawsze bardzo dbała
o porządek.
Odruchowo rzuciła torebkę i podeszła, by poprawić
narzutę. Ledwie ją chwyciła, coś błysnęło i spadło. Gdy
wyciągnęła rękę, żeby podnieść maleńki przedmiot, zamarła
w bezruchu na widok kolczyka z brylantem. Rozpoznała go
natychmiast. Kayla przyjechała w takich do stajni w dniu,
kiedy ją poznała.

Aż jęknęła ze zgrozy. Ten drobiazg pozbawił ją złudzeń co


do uczuć Zaina. Nie miała żalu, że zawarli małżeństwo tylko
na papierze, ale zdrada straszliwie bolała. Jak mógł wziąć
kochankę do małżeńskiego łoża? Pewnie zresztą nie pierwszy
raz…

– Bardzo przepraszam – wyrwał ją z posępnych rozważań


damski głos.

Abby odwróciła głowę. Dziewczyna w uniformie pokojówki


złożyła jej ukłon.

– Proszę wybaczyć, że przeszkadzam, ale… Och, znalazła


go pani! – wykrzyknęła na widok kolczyka w ręku Abby.

Podeszła do niej z uśmiechem, ale Abby zacisnęła na nim


palce. Twarz dziewczyny wydała jej się dziwnie znajoma. Po
chwili przypomniała sobie, że widywała ją przy boku Kayli
przy rzadkich okazjach, kiedy ich drogi się krzyżowały.

– To tylko imitacja, ale dostałam je w prezencie. Musiał


wypaść, kiedy ścieliłam łóżko. Jestem pani bardzo wdzięczna.
– Pokojówka wyciągnęła rękę z niewinną miną, ale Abby
zobaczyła w jej oczach jakiś dziwny błysk, jakby satysfakcji.

Abby nagle skojarzyła wszystkie elementy układanki


i pojęła, o co tu chodzi. Kayla pragnęła Zaina, korony albo
jednego i drugiego. Z plotek jasno wynikało, że jej nie znosi.
Abby tłumaczyła sobie, że to bez znaczenia, skoro nie
zostanie tu długo. Nie zamierzała zawracać głowy Zainowi
drobiazgami. Chciała udowodnić swoją samodzielność.
Popełniła błąd, że do niego nie poszła. Ten problem wymagał
natychmiastowej interwencji.
– Myślę, że faktyczny przebieg wypadków wyglądał
zupełnie inaczej – stwierdziła z niezachwianą pewnością. –
Gdzie twoja pani? Zwrócę jej tę błyskotkę osobiście.

Pokojówka wyglądała na przerażoną, gdy Abby minęła ją


i ruszyła ku wyjściu.

– Nie mam pojęcia. Może w stajni, Amira? – odpowiedziała


niepewnie, po czym umknęła w popłochu.

W stajni Abby rozpoznała stajennego, którego wcześniej


widziała. Podszedł do niej nieśmiało.

– Przyprowadzić Króla Nocy? – zapytał łamaną


angielszczyzną.

Abby pomyślała, że dla niej jedynym królem nocy na


zawsze pozostanie Zain.

– Bardzo proszę, jeżeli nie sprawię kłopotu – odrzekła.

Po usłyszeniu ostatniej części zdania stajenny popatrzył na


nią z bezgranicznym zdumieniem, jakby nie rozumiał,
dlaczego wykonywanie obowiązków miałoby sprawić kłopot.

– Czy widziałeś księżniczkę Kaylę? – spytała.


– Była tu, ale już poszła, Amira.
Abby nie doznała rozczarowania. Wędrując korytarzami,
stopniowo traciła chęć do konfrontacji. Czy jej reakcja nie
zawierała szczypty hipokryzji? Bratowa Zaina usiłowała
wprawdzie doprowadzić do rozpadu jej małżeństwa, ale
przecież istniało ono tylko na papierze.
– Świetnie mówisz po angielsku – pochwaliła.

Chłopak poczerwieniał. Komplement sprawił mu wielką


przyjemność.
– Pracowałem kiedyś w Anglii, w bardzo znanej stadninie.
Chciałem zostać dżokejem, ale za bardzo utyłem. Uwielbiam
jeść!

– Cóż, te stajnie też są wspaniałe i czyste, a pogoda


znacznie lepsza niż w Anglii.

– Racja. To świetne miejsce, ale przepadałem za rybą


z frytkami. Oto on – oznajmił, wskazując następny budynek
z otwartymi wrotami.

Ogier zarżał na jej widok.

– Cześć, kolego – wyszeptała, wtulając twarz w jego


grzywę.

– Lubi panią.

Przynajmniej jedna żywa istota mnie polubiła – pomyślała


Abby z rozżaleniem.

Akurat w tym momencie nadeszła ostatnia osoba, którą by


chciała zobaczyć. Kayla zamiast stroju do konnej jazdy
założyła tym razem wąską spódnicę do połowy łydek, białą
bluzkę z bufiastymi rękawami i kwadratowym dekoltem
i imponujący naszyjnik z wielkich pereł. Buty na szpilkach
optycznie wydłużały nogi.

Abby uniosła głowę. Doświadczenia z dzieciństwa nauczyły


ją, że nie warto okazywać lęku przed złośliwcami, żeby nie
dawać im pożywki.
– Witaj, Kaylo – powitała ją spokojnie, z satysfakcją
odnotowując błysk wściekłości w ciemnych oczach.

– Jak minęła podróż do Anglii? Musisz tęsknić za domem.


– Głównie za rodziną i przyjaciółmi.

Znacznie bardziej brakowało jej głosu Zaina, dotyku jego


rąk i warg.
– Dlatego dziwi mnie, że tak szybko wróciłaś.
Abby nie miała ochoty na zabawę w kotka i myszkę. Wzięła
głęboki oddech i oświadczyła, pokazując kolczyk:
– Właśnie cię szukałam. Myślę, że znalazłam twoją
własność.

Uśmiech Kayli był równie fałszywy, jak współczucie i żal


w jej głosie, gdy jęknęła:
– Och! Nie przypuszczałam, że dowiesz się właśnie w taki
sposób.
– O czym? Że nie masz skrupułów i zrobisz wszystko, żeby
osiągnąć to, czego chcesz? – zapytała, oddając jej klejnot.

Triumfalny uśmieszek zgasł na ustach Kayli, ale zaraz


odzyskała rezon.

– Pewnie nie wiesz, że przed waszym ślubem byliśmy


z Zainem parą.

– Usłyszałam o tym pięć minut po przybyciu do pałacu.

– Ale pewnie nie o tym, że nasz romans nadal trwa –


odparła Kayla, wyciągając skądś drugi z kolczyków.
Abby zawstydziła się swojej wcześniejszej zazdrości.

– Jeżeli próbujesz mnie przekonać, że spałaś z Zainem


minionej nocy, nie licz na to, że ci uwierzę. Za bardzo mnie
szanuje, żeby mnie zdradzić – oświadczyła z pełnym
przekonaniem. Mimo braku szans na wzajemność w miłości
wielokrotnie udowodnił swój szacunek.

W oczach Kayli zamigotały gniewne błyski.


– Na razie go bawisz, ale urok nowości szybko przeminie.
Przypuszczam, że go kochasz? – zapytała na koniec
z nieskrywaną pogardą.
– Tak – przyznała odważnie Abby.
– I myślisz, że on cię kocha? Że ta wielka miłość pomoże
mu przejść do porządku dziennego nad katastrofalnym
wynikiem ostatniego sondażu? Tak, to zła wiadomość, ale
bynajmniej niezaskakująca – dodała na widok przerażonego
spojrzenia Abby. – Doradcy go ostrzegali, że widok
cudzoziemki u jego boku przypomni społeczeństwu skandal
z jego matką. Jesteś dla Zaina pocałunkiem śmierci. Gdybyś
go kochała, odeszłabyś – wysyczała przez zaciśnięte zęby, po
czym odwróciła się na pięcie i oddaliła się majestatycznym
krokiem.

Abby stała jak skamieniała, a po jej głowie krążyły


niespokojne myśli. Wredna Kayla z całą pewnością usiłowała
nią manipulować, co nie znaczyło, że jej wypowiedź nie
zawierała ziarna prawdy albo raczej całej prawdy.

Zain przypuszczalnie liczył na to, że nawet jeśli fikcyjne


małżeństwo nadszarpnie jego reputację, odzyska ją po
rozwodzie. A jeżeli się mylił? Jeżeli nie zdoła naprawić szkód?
Jeżeli jego umiłowany naród go odrzuci? Wiedziała, że tego
by nie przeżył.
– Amira? – wyrwał ją z zadumy niepewny głos chłopca
stajennego.

Abby pokręciła głową. Wyszła z podniesionym czołem. Jej


dumna postawa kontrastowała z zimnym dreszczem, który
przebiegł jej po plecach. Nie wiedziała, dokąd idzie ani co
powinna zrobić. Potrzebowała przestrzeni, dystansu, ale
chłopak zaraz ją dogonił.

– Proszę wybaczyć, Amira, ale kierowca znalazł to w aucie.


Abby popatrzyła obojętnie na maleńką zawieszkę do
bransoletki po mamie.
– Podziękuj mu ode mnie, proszę. – Nagle podjęła
ostateczną decyzję. Im szybciej ją zrealizuje, tym lepiej dla
Zaina. – Czy książę jest w pałacu? – spytała pospiesznie.

– Myślę, że tak, Amira.

Abby sięgnęła do kieszeni płaszcza. Zacisnęła palce na


paszporcie, którego jeszcze nie wyjęła.

– Czy masz jakiś papier i długopis?


Po przeczytaniu kartki Zain stał bez ruchu przez pełnych
dziesięć minut. Porzuciła go! Napisała, że opuszcza go dla
jego dobra. Nigdy w życiu nie ścigał kobiety i nadal nie
zamierzał.

Ostatniej nocy leżał bez snu, obolały z tęsknoty za


wszystkim, co mu dawała: miękkością, bliskością, zapachem
i ciepłem. Tym niemniej życie bez niej byłoby prostsze. Nie
kusiłoby go, by pozwolić jej zrobić z nim to, co matka
z ojcem. Wykorzystała go, zmiękczyła jak wosk, rozkochując
w sobie do tego stopnia, że zapomniał o obowiązkach wobec
narodu, a nawet własnego syna, który go potrzebował.

Czy Abby też go osłabiła? Czy dokonałby tak wiele w ciągu


ostatnich tygodni bez jej wsparcia? Nie, nie wysysała z niego
sił, tylko dawała. A teraz odeszła.

Jego myśli krążyły bezładnie, dopóki nie wziął głębokiego


oddechu, jak ktoś, kto po przebudzeniu z letargu uświadamia
sobie, że dostał jeszcze jedną szansę. Natychmiast pędem
ruszył na poszukiwania.
Zważywszy charakterystyczny wygląd i sylwetkę Abby,
znalezienie kogoś, kto ją ostatnio widział, zajęło mu
zaskakująco dużo czasu. Po piętnastu minutach dotarł do
stajni. W ciągu następnych pięciu uzyskał informację, że
widziano ją pogrążoną w rozmowie z Kaylą, po której
wyjechała.

Telefon do załogi prywatnego odrzutowca potwierdził jego


podejrzenia. Surowo zabronił pilotowi wystartować, po czym
ruszył w stronę garaży. Dojechał zaledwie do bram pałacu.
Dalej przejazd zablokowali demonstranci z transparentami
korzystający ze zniesienia zakazu organizowania
zgromadzeń. Jedna z reform Zaina obróciła się przeciwko
niemu!

Sfrustrowany, ale nie załamany, zawrócił auto i wjechał na


podwórze stajni.

Osobiście osiodłał konia, nie bacząc na zdziwione miny


stajennych.
– Czy powinienem zatrzymać samochód, Amira?

Pytanie kierowcy wyrwało Abby z ponurej zadumy. Na


próżno tłumaczyła sobie, że jej życie się nie skończyło.
Jedyne pocieszenie stanowiła pewność, że postąpiła tak, jak
należało. Być może ta świadomość kiedyś jej pomoże dojść do
siebie, ale na razie nie poprawiła jej nastroju.
– Amira? – naciskał kierowca, wskazując ruchem głowy
wsteczne lusterko.

Gdy w nie spojrzała, krew odpłynęła jej z twarzy, a serce


zaczęło bić mocniej i głośniej niż kopyta ogiera galopującego
w ich kierunku.
– Nie! Jedź dalej! – krzyknęła, gdy Zain ich wyprzedził.

– Proszę wybaczyć, ale nie mam wyboru.


Faktycznie nie miał. Potężny rumak zatarasował im drogę.
Jego kopyta dzieliły od maski samochodu zaledwie
centymetry. Zain, równie męski i imponujący jak za
pierwszym razem, kiedy go spotkała, zeskoczył z siodła,
obszedł auto i otworzył drzwi.

– Wysiadaj, cara – rozkazał.


Abby uznała, że zachowa więcej godności, jeżeli posłucha,
niż jeżeli zostanie wyciągnięta przemocą. Wyglądało na to, że
Zain byłby zdolny użyć siły. Pochylił się i wydał jakieś
instrukcje. Kierowca zawrócił i ku jej przerażeniu odjechał.
Zostawił ją z Zainem i ogierem wśród morza piasku.

– Zupełnie jak dawniej – skomentował Zain.

Gdy patrzyła na pięknie rzeźbione rysy, w jej sercu


rozbłysła iskierka nadziei.

– O co chodzi, Zainie?

– O to. – Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować bez


końca.

Kiedy przestał, ogarnęło ją poczucie niepowetowanej


straty.

– To niczego nie zmienia, oprócz… O Boże! Przy tobie tracę


kontrolę nad sobą. Jestem…
– Zakochana?
Czy to aż tak oczywiste? – pomyślała w popłochu.

Zain odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy tak czule, że łzy


napłynęły jej do oczu.
– Nie chciałam się zakochać…

– Wiem. Robiłem wszystko, żeby do tego nie dopuścić –


przyznał ze zniewalającym uśmiechem. – Zupełnie
niepotrzebnie. Byłem głupcem. Cudownie jest ci się poddać.

Abby ogarnęła nieopisana radość, ale mimo to pokręciła


głową.
– Nie możesz pozostać moim mężem.

– Dlaczego?

– Z powodu wyników sondaży.

– Jakich sondaży?
Abby zacisnęła zęby. Nie ułatwiał jej zadania. Gorzko
żałowała, że szlachetne postępowanie niesie ze sobą
cierpienie.

– Nie musisz udawać. Słyszałam, że wypadły fatalnie. Jeśli


dłużej zostanę, twoje notowania spadną jeszcze bardziej.
Ludzie cię odtrącą, bo przypominam im twoją matkę. Lepiej,
żebym odeszła, zanim ci jeszcze bardziej zaszkodzę. Nie
próbuj mnie zatrzymać – ostrzegła ze łzami w oczach,
świadoma, że jeżeli Zain spróbuje ją przekonać, nie
wystarczy jej siły woli, żeby zrealizować swój zamiar.

Wyglądało na to, że jej poświęcenie nie zrobiło na Zainie


wrażenia.

– Kto ci nakładł do głowy takich bzdur? – zapytał.


– Kayla. To nie bzdury, to prawda.
Zain spochmurniał.

– Kayla… to trucizna. Chce tylko władzy i pozycji.


Nawiązała ze mną romans, żeby osiągnąć swój cel. Kiedy nie
spełniłem jej oczekiwań, wyszła za mojego brata. Powinienem
trzymać ją z dala od ciebie. Myślałem, że zdołałem. Wybacz
mi, cara.

Abby oparła się o niego, chociaż wiedziała, że nie powinna.


Kiedy gładził ją czule po policzku, łzy wzruszenia napłynęły
jej do oczu.
– A co z sondażem?
– Pierwszego nie zleciłem. Wynik nie był dobry, kiedy
wiadomość obiegła kraj. Drugi przeprowadzono wczoraj na
moje zlecenie. Wyniki przyszły dziś rano.

Abby zamknęła oczy.

– Bardzo mi przykro, Zainie.


– Moje notowania niesamowicie wzrosły. Wygląda na to, że
dzięki mojej rudowłosej żonie.

Abby zrobiła wielkie oczy.

– Kayla kłamała!

– Też mi odkrycie! – Parsknął ze śmiechem, ale zaraz


spoważniał i ujął w dłonie jej twarz. – Jesteś spełnieniem
marzeń, do których nie śmiałem się przyznać, których się
bałem. Moje tchórzostwo usprawiedliwia tylko to, że
chroniłem swoje serce tak długo, że zapomniałem, że je mam.
Byłem zbyt wielkim tchórzem, żeby przyznać, co czułem od
pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem, taką piękną, dzielną,
taką…

Abby stanęła na palcach, przyciągnęła go do siebie


i pocałowała, raz, drugi i kolejny. Promieniała szczęściem,
jakby fruwała w obłokach.
– Czy to znaczy… – zaczęła ostrożnie – …że chcesz, żebym
została dłużej niż osiemnaście miesięcy?

– Pragnę cię mieć przy sobie co dzień i co noc – wyszeptał


zmysłowym głosem wprost do jej ucha, pocałował w szyję,
a potem popatrzył w oczy, ujął jej dłoń i przycisnął do swojej
piersi. – Zostań przy mnie na zawsze. Kocham cię. Bez ciebie
niczego bym nie dokonał.
Co mogła na to odpowiedzieć? Z roziskrzonymi oczami
objęła go za szyję.

– Uratowałeś mi życie. Myślę, że jestem ci winna moje.


– Nie potrzebuję twojej wdzięczności. Chcę twojego serca,
twojej miłości.

– Masz je.
– Zachowam je i będę strzegł jak najcenniejszego skarbu,
obiecuję.

Abby pocałowała go z błogim westchnieniem.

– Zamierzam nauczyć się paru języków.

– Liczy się tylko język miłości – odrzekł, prowadząc ją do


wierzchowca. Bez wysiłku wskoczył na siodło i podał jej rękę.
Chwilę później siedziała przed nim.

– Jedziemy do domu? – spytała.

– Miło to słyszeć z twoich ust, ale nie. Pomyślałem, że


zmienimy trasę. Znam pewną oazę.

Wiatr rozwiał jej włosy i poniósł jej śmiech daleko, gdy


popędził Króla Nocy do galopu przez czerwony piasek. Abby
odnosiła wrażenie, że są jedynymi ludźmi na ziemi, i bardzo
jej się to podobało.
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
Tytuł oryginału: A Cinderella for the Desert King
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2018 by Kim Lawrence
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości
dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest
całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi
znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego
licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do
HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez
zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books
S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327647252
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p

You might also like