You are on page 1of 3

Polska szkoła jest bardzo daleka od ideału.

Wypisanie wszystkich jej wad trwałoby,


zapewne, godzinami, bowiem podejście do ucznia, archaiczność, papierologia oraz szeroko
uznawany za niski standard nauczania to dopiero wierzchołek góry lodowej. Wielokrotnie
przebywając na praktykach, te wszystkie aspekty wracały do mnie jak bumerang. Obserwując
pracę, choćby, szkół podstawowych, które puściłam w zapomnienie na prawie dziesięć lat,
wysnułam tezę, że niższa edukacja w naszym pięknym kraju nad Wisłą chyba ani trochę się
nie zmieniła, od czasu gdy opuściłam szóstą klasę. Jedyną zmianą było „odwiedzanie” klas
ósmych i siódmych, stworzonych w zamian za klasy pierwsze i drugie gimnazjum. Jednakże
biorąc pod uwagę fakt, że przyszło mi studiować na specjalizacji nauczycielskiej, po roku
nauki na niej (o ile zajęcia zdalne jakkolwiek można nazwać prawdziwym, uniwersyteckim
doświadczeniem) zaczęłam przyglądać się pracy nauczyciela od kuchni, głównie z powodu
wypełnienia karty zadań na praktykach. Choć nie było mi nigdy dane wejść w buty edukatora
w publicznej placówce oświatowej całkowicie, w czasie moich obserwacji przypomniałam
sobie o istnieniu pewnego powiedzonka, które przez dwanaście lat edukacji obijało mi się o
uszy dosyć regularnie – „nie wyrobimy się z podstawą”. W trakcie pandemii, owe magiczne
słowo „podstawa programowa” wydawało się nawet swego czasu popularne i coraz częściej
rozpowszechniane w kręgu opinii publicznej, szczególnie w kontekście nauczania zdalnego.
Moim zdaniem, chyba dopiero ta tragedia zdołała obnażyć wszystkie bolączki uczniów,
rodziców, a już szczególnie nauczycieli, związane właśnie z tym mitycznym dokumentem.

Za Wikipedią, podstawa programowa to „obowiązkowy na danym etapie


edukacyjnym zestaw treści nauczania oraz umiejętności, które muszą być uwzględnione
w programie nauczania i umożliwiają ustalenie kryteriów ocen szkolnych i wymagań
egzaminacyjnych. Podstawę programową określa Rozporządzenie Ministra Edukacji
Narodowej1.” Co za tym idzie, jest to bardzo formalny spis umiejętności, które nauczyciel ma
za zadanie przekazać swojej grupie klasowej. Istnienie takiego zapisu wydaje się raczej
uzasadnione; powinno ono jasno określać, co możemy nauczyć np. klasę drugą szkoły
podstawowej. Jednak kiedy zaczynamy zagłębiać się w istotę tego zapisu, wraz z wzięciem
pod uwagę wspomnianego już wyżej powiedzenia „nie mamy na to czasu, bo nie
zrealizujemy podstawy programowej”, zaczynam zauważać pewne ograniczenia jako
potencjalna, przyszła nauczycielka języka angielskiego.

Przede wszystkim obawiam się nacisków ze strony dyrekcji, by zrealizować podstawę,


co do joty. Dokument ten, w przypadku języka angielskiego, objętościowo jest naprawdę
długi jak na plik PDF. Biorąc pod uwagę naturę zachowania dzieci oraz to, jak krótko trwają
lekcje w polskiej szkole, to słynne niewyrobienie się z podstawą brzmi nader realnie. Ciężko
jest przewidzieć przebieg lekcji, szczególnie w klasach 1-3. Obserwując tę grupę wiekową
oraz ucząc ją w szkole językowej, nim nabierze ona ogłady (chociaż ciężko wymagać jej od
dzieci) i choć minimalnie zrozumie realia panujące w polskiej szkole (oczywiście, na swój
sposób), zdąży ona skończyć pierwszy etap edukacyjny.

1
https://pl.wikipedia.org/wiki/Podstawa_programowa
Co więcej, forma kompozycji podstawy programowej ma bardzo pruski wydźwięk. Zakłada z
góry, iż cały zespół klasowy spełni jej oczekiwania, będzie niczym cytowana wyżej prze mnie
Wikipedia. Sformułowania jak „Uczeń posługuje się podstawowym zasobem środków językowych
[…]”, „Uczeń rozumie proste wypowiedzi ustne (np. rozmowy, wiadomości, komunikaty, ogłoszenia,
instrukcje) artykułowane wyraźnie, w standardowej odmianie języka[…] 2” są bardzo utopijne,
generalizujące i narzucające jedną wizją języka. Proces dydaktyczny wygląda ładnie tylko i wyłącznie
na papierze, wówczas gdy w praktyce to bardzo często wyboista droga pokonywana w maluchu.
Dodatkowo mija się ona z treściami, które przekazywane są na uniwersytetach na specjalizacjach
nauczycielskich. Zgodnie z najnowszą wiedzą naukową odnośnie dydaktyki języka angielskiego,
bardzo ważne jest indywidualne podejście do ucznia, świadomość, iż każda osoba ma osobny bagaż
doświadczeń językowych oraz fakt, że przyswajanie wiedzy lingwistycznej u każdej osoby przebiega w
różnoraki sposób. Sprowadzanie wszystkich uczniów do rangi w/w encyklopedii oraz oczekiwanie, że
po dwunastu latach nauki, każda, edukująca się osoba opanuje język na poziomie B1/B2 wg CEFR 3
jest po prostu naiwne. Choć moje doświadczenie edukatorki językowej dopiero kiełkuje, już posiadam
ogląd, iż nawet w małej grupie, poziom językowy jest bardzo różnorodny, a poszczególne dzieci bez
pomocy rodziców, odpowiedniego podejścia, tudzież w przyszłości, gdy same zrozumieją jak bardzo
potrzebują podszlifować swój język, nie dorównują pojedynczym rówieśnikom, od tak.

Ostatnim problemem, który nieco mnie przeraża jest fakt, iż realizacja podstawy
programowej zmierza tylko do jednego celu: egzaminów. Czytając podstawę programową, do której
odwołuję się powyżej oraz kontrastując ją z tą dostępną na stronie Centralnej Komisji
Egzaminacyjnej, ich sposób zapisu wiele się nie różni. Co za tym idzie, łatwo wysnuć, że polska
edukacja nie ma zamiaru pokazać swoim „podopiecznym”, że języki obce to coś więcej niż kolejny
przedmiot egzaminacyjny. Nigdy nie lubiłam angielskiego w tak sztywnej, ławkowej formie.
Odnosiłam wrażenie, że znany mi z zajęć dodatkowych, użytkowy i przystępny język nagle polega
tylko na rozwiązywaniu przykładów na brzydkich kserówkach, kartkówkach ze słówek bez kontekstu
oraz sprawdzaniu ćwiczeń na ocenę. Gdybym jednak zdecydowała się na nauczanie w publicznych
szkołach, obawiam się, że sama byłabym zmuszona nauczać robotycznie, wówczas gdy jako dziecko
oraz teraz, w ramach pracy zarobkowej, przygotowuję z dziećmi sałatki wg angielskich przepisów,
niszczę piniatę za poprawne rozwiązanie zadania językowego czy powtarzam części ciała tańcząc
„Head, shoulders, knees and toes” (bardzo popularną w krajach anglosaskich piosenkę uczącą
słownictwa odnośnie budowy ludzkiego ciała), przyspieszając tempo muzyki, bo moją grupę to bawi.
Boję się po prostu zanudzić moją klasę i zniechęcić ją widmem, że bez znajomości szesnastu czasów
nie dostaną się do dobrej szkoły.

Podsumowując, podstawa programowa według mnie powinna przejść parę reform. Jednakże
zdaję sobie sprawę, że dopóki polski system oświaty nie stanie się nie tyle przystępny uczniowi, co
również nauczycielowi oraz kompletnie przeinaczy jego rolę jako wydającego rozkazy, dominującego
nad klasą nudziarza zza biurka, zbyt wiele się nie zmieni.

2
https://podstawaprogramowa.pl/Szkola-podstawowa-IV-VIII/Jezyk-obcy-nowozytny

3
https://www.coe.int/en/web/common-european-framework-reference-languages/level-descriptions ;
https://podstawaprogramowa.pl/Liceum-technikum/Jezyk-obcy-nowozytny
Bibliografia

https://www.coe.int/en/web/common-european-framework-reference-languages/level-descriptions

https://podstawaprogramowa.pl/Szkola-podstawowa-IV-VIII/Jezyk-obcy-nowozytny

https://podstawaprogramowa.pl/Liceum-technikum/Jezyk-obcy-nowozytny

https://pl.wikipedia.org/wiki/Podstawa_programowa

You might also like