Professional Documents
Culture Documents
życie
Symboliczne
Przełożył
Robert Reszke
Biblioteka Uniwersytecka
w Warszawie
1000580645
Wydawnictwo
KR
Warszawa
2007
PRZEDMOWA WYDAWCÓW
Przełożył
Robert Reszke
Wydawnictwo WROTA
Warszawa 1995
Tytuł oryginału:
Über Grundlagen der analytischen Psychologie.
Tavistock 'Lectures (i? ß j)
Podstawa przekładu: Gesammelte Werke von Carl Gustav
Ju n g , herausgegeben von Lilly Jung-M erker, Elisabeth Rüf,
W alter-Verlag A G , Olten und Freiburg im Breisgau 19 81,
t. X V III/I, s. 16 -19 8 .
IS B N 83-900175-1-2
N ota do W y d a n ia I
L,ondjn, październik j
Maty Barker
Margaret Game
JÊ
z P r z e d m o w y E .A . B e n n e t
i
Podstawy psychologii analitycznej
Przewodniczący, dr H. Crichton-Miller:
Panie, Panowie, pragnę w waszym imieniu powitać u nas
pana profesora Ju n ga — bardzo się cieszę, że mogę to uczynić.
Panie profesorze, już od kilku miesięcy cieszyliśmy się na pańską
wizytę. Z pewnością wielu z nas spodziewa się wiele dowiedzieć
w trakcie tego seminarium. Przypuszczam, że większość z nas ma
nadzieję dowiedzieć się czegoś nowego o sobie samych. Dla
wielu słuchaczy jest pan człowiekiem, który uchronił
współczesną psychologię przed niebezpieczeństwem odszczepie-
nia się od reszty nauk o duchu. Podziwiamy rozległość i śmiałość
pańskiego umysłu, dzięki którym udało się panu połączyć
psychologię i filozofię, co dla innych jest przedmiotem kpiny.
Udało się panu odtw orzyć dla. nas w myśleniu psychologicznym
zmysł wartości, ideę ludzkiej wolności; otworzył pan przed nami
nowe perspektywy intelektualne, dla wielu z nas wprost nie do
przecenienia; przede wszystkim jednak pragnę powiedzieć, że dla
pana badanie duszy ludzkiej nie kończy się tam, gdzie dobiega
kresu przyrodoznawstwo. Z tego i wielu innych powodów,
które dla każdego z nas są bardzo osobiste, dziękujemy panu
i 2 wielką niecierpliwością oczekujemy na kolejne spotkania.
und Wien 1912; Gesammelte Werke, 1973, t. V — przyp. tłum.], par. 162.
[Przyp. wyd.]
WyÜad I ¡9
Rys. I. Funkcje
DYSKUSJA
Dr J.A . Hadfield:
W jakim znaczeniu używa pan pojęcia „em ocje” ? Wyrażenie
„czucie” używał pan w stosunku do zjawisk, które my raczej
określilibyśmy mianem emocji. Czy wyrażenie „em ocje” ma dla
pana jakieś określone znaczenie?
Dr Henry V. Dicks:
Czy w nawiązaniu do tego samego tematu mogę zapytać,
jakie pańskim zdaniem zachodzą związki między afektami
a uczuciami?
Dr Howe:
Czy mogę zgłosić jeszcze jedną uwagę? W ydaje mi się, że
pański podział na cztery funkcje — doznawanie, myślenie,
czucie i intuicja — pokrywa się z podziałem na cztery wymiary.
W związku z ciałem ludzkim sam użył pan sformułowania
„trójwym iarowe” . Stwierdził pan również, że intuicja o tyle się
różni od trzech innych funkcji, że obejmuje element czasu. Może
więc mogłaby ona odpowiadać czwartemu wymiarowi? Jeśli
tak, to „doznawanie” odpowiadałoby w takim systemie pier
wszemu wymiarowi, „postrzegające poznanie” drugiemu,
„pojęciowe poznanie” (odpowiadające zapewne temu, co
określa pan mianem czucia) trzeciemu, a intuicja czwartemu.
Podstawy psychologii analitycznej
Dr Wilfred R. Bion:
Dlaczego pan poprosił profesora, żeby pomyślał o czymś, co
było mu niemiłe, a co panu było nie znane? Czy uważa pan, że ma
znaczenie fakt, iż w przypadku tego drugiego eksperymentu
Wykład I )9
Dr Erie B. Strauss:
Może doktor Ju n g zechciałby dokładniej wyjaśnić, dlaczego
określa czucie mianem funkcji racjonalnej? Dotąd jeszcze nie do
końca zrozumiałem, co ma na myśli, gdy m ówi o czuciu.
Większość uważa czucie za jedno z przeciwieństw w rodzaju
przyjemność—ból, napięcie—odprężenie. Jeśli zatem, jak twierdzi
doktor Ju n g, między uczuciem a emocją istnieje jedynie różnica
stopnia, to dlaczego umieszcza je, by tak rzec, po przeciwnych
stronach granicy? Dalej; doktor Ju n g twierdzi, że kryterium czy
zgoła zasadnicze kryterium polega na tym, że emocjom towa
rzyszą zmiany fizjologiczne, uczuciom natomiast nie. Wydaje mi
się jednak, że eksperymenty profesora Freudlichera’ z Berlina
wyraźnie wykazały, źe rezultatem prostych uczuć takich jak
przyjemność, ból, napięcie i odprężenie, były zmiany na przy
kład ciśnienia krwi, które dzisiaj można zapisywać za pomocą
precyzyjnych przyrządów.
Wyklad I p
Dt E.A . Bennet:
Czy uważa pan, że główna funkcja człowieka cierpiącego na
zaburzenie maniakalno-depresyjne pozostaje świadoma w fazie
depresyjnej?
Dr Bennet:
Czyż melancholia nie jest ekstrawertyczna?
Dr Mary C. Luff:
Profesor Ju n g zdefiniował emocję jako coś natrętnego, coś,
co opanowuje indywiduum. N ie jest dla mnie do końca jasne,
jaka jest różnica między „inwazjam i” a „afektam i” .
Dr Luff:
Czy jest to psychoza splątaniowa?
Dr B.D. Hendy:
Czy zgodziłby się pan ze stwierdzeniem, że afekt — tak, jak
pan to rozumie — jest p o w o d o w a n y przez określony stan
fizjologiczny, czy też raczej uznałby pan, źe zmiana fizjologiczna
jest w y n i k i e m czegoś, na przykład inwazji?
I
Wykkd I _____________________________________________________________p
Dr L J . Bendit:
Dla mnie jednak ciągle jest niejasne, kiedy ,,inwazja” staje
się patologiczna. Na początku tego wykładu powiedział pan, że
inwazja staje się patologiczna wtedy, gdy stan ten ma przewlekły
charakter'\
Wykiad I 47
Przewodniczący:
Panie, Panowie, wydaje mi się, że musimy już dziś pożegnać
profesora Junga. Serdecznie mu dziękujemy za ten wykład.
' Por. m.in. Jung, Über die Archetypen des kollektiven Unbewußten,
[„Eranos-Jahrbuch” , Rhein-Verlag, Zürich 1934 — przyp. tłum.];
Gesammelte Werke, 1976, t. IX/I. [Przyp. wyd.]
" Por. Jung, Symbole der Wandlung, dz. cyt.; Gesammelte Werke, 1973,
t. V , indeks rzeczowy.
. * Por. np. Jung, Wspomnienia, sny, myśli, dz. cyt., s. 123 i nast.,
a zwłaszcza przypis 8 na s. 124: „Nekyia od słowa nekys (trup, zwłoki) to
tytuł X I pieśni Odysei. Termin ten oznacza ofiarę dla zmarłych składaną
w celu wywołania duchów z Hadesu. Jest zatem trafnym określeniem
zstąpienia do krainy umarłych, jak na przykład w Ł,a Divina Commedia
czy też w Klasycznej Nocy Walpurgi i w Fauście.” [Przyp. tłum.]
/•2 Podstawy psychologu analitycznej
Sfera endopsychiczna
Sfera ektopsychiczna
Nieświadomość zbiorowa
- Nieświadomość osobnicza
m rm
62 Podstaay psychologii analitycznej
P r z e c ię tn y
c z a s r e a k c ji
1 2 3 4 5 6 7 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21
Stowa-bodźce
1. Nóż
13. Włócznia
l6. Uderzać
18. Szczytowy
19. Butelka
4,s
42
40
38
36
34
32
30
28
26
24
22
20
18
16
14
12
10
DYSKUSJA
Dr George Simon:
Chciałbym wrócić do kwestii poruszonycłi wczoraj wieczo
rem. Pod koniec wykładu mówił pan o funkcji wyższej i niższej;
stwierdził pan, że typ myślowy używa swej funkcji czucia
w sposób archaiczny. Chciałbym więc zapytać, czy dotyczy to
również typu przeciwnego? Czy typ myślowy, kiedy próbuje
myśleć, to też myśli w sposób archaiczny? Innymi słowy: czy
myślenie i intuicja zawsze uchodzą za funkcje wyższe niż czucie
i doznawanie? Pytam o to, ponieważ zdaje się nie miałem racji
w dyskusji — zirytowałem się — wydawało mi się, że w trakcie
innych wykładów usłyszałem, iż doznawanie to najniższa
funkcja świadoma, myślenie zaś to funkcja wyższa. Owszem,
w codziennym życiu myślenie wydaje się nonplus ultra. Profesor
— nie ten profesor — który siedzi w gabinecie i rozmyśla,
uważa, że jest typem najbardziej rozwiniętym i tak też oceniają
go inni, uchodzi więc za kogoś lepiej rozwiniętego niż chłop,
który mówi: „Ot, czasem sobie przysiądę i pomyślę, a czasem
tak sobie tylko siedzę” .
Dr Erie B. Strauss:
Powiedział pan, że za pomocą eksperymentu skojarzeniowe
go można zbadać treści nieświadomości osobniczej.
W przykładach, jakie pan nam przytoczył, chodziło jednak
o treści świadomości, a nie nieświadomości pacjentów — to one
zostały ujawnione. Gdybyśmy naprawdę chcieli odkryć materiał
nieświadomy, to musielibyśmy posunąć się o krok dalej i kazać
pacjentowi, by snuł swobodne skojarzenia na temat reakcji
zaburzonych. Myślę tu o skojarzeniach do słowa n ó ż , na
podstawie których profesor Jung tak wybornie wysnuł historię
nieszczęśliwego zdarzenia. Słowo to jednak było w świadomości
pacjenta, my zaś — o ile słowo n ó ż naprawdę miałoby wywołać
nieświadome skojarzenia — myśląc po freudowsku moglibyśmy
założyć, że chodzi tu o nieświadomy kompleks kastracji lub coś
w tym rodzaju. Nie twierdzę, że tak właśnie było, ale nie
rozumiem, co ma na myśli profesor Jung, kiedy mówi, że
eksperyment skojarzeniowy dotyka nieświadomości pacjenta.
W podanym dzisiaj przykładzie niewątpliwie chodzi o świado
mość lub najwyżej o coś, co Freud określa mianem
przedświadomości.
Dr Howe:
Pańskim słuchaczom może się pan wydać trochę prowoka
cyjny. To, co teraz mówię, mówię bez zastanowienia. Pan i ja nie
zwracamy całej uwagi na „ja” . Bylibyśmy gotowi uznać, że
rzeczywistą formą Jaźni w czterech wymiarach jest kula — jed
nym z tych wymiarów jest trójwymiarowy zarys. Jeśli jednak tak
jest, to proszę pana o odpowiedź na następujące pytanie; „Jaki
jest zasięg tej Jaźni, która w czterech wymiarach jest ruchomą
kulą?” Zakładam, że odpowiedź brzmi jak następuje; „Cały
wszechświat, który włącza pańskie wyobrażenie nieświado
mości zbiorowej” .
Dr Howe:
Jak wielka jest kula czteiowymiarowej Jaźni? ISSie mogłem
się powstrzymać, by samemu nie udzielić odpowiedzi; powie
działem, że ta kula jest wielka jak wszechświat.
Wykiad I I ________________________________________ __________ ^
Dr Jan Suttie:
Chciałbym wrócić do pytania doktora Straussa. Mogę
zrozumieć, o co mu chodzi, i wydaje mi się, że rozumiem i to, co
sądzi o tym profesor Jung. Jeśli więc potrafię to zrozumieć, to
wydaje mi się, że profesor Jung nie widzi żadnego związku
między swoimi stwierdzeniami a tezami doktora Straussa, który
chciałby się dowiedzieć, w jaki sposób eksperyment skojarze
niowy może oświetlić nieświadomość — ów materiał wyparty ze
świadomości — także w sensie freudowskim. Jeśli rozumiem
profesora Junga, uważa on, że nieświadomość stanowi to, co
Freud określa mianem „tego” \das & ] . Uważam, że takie
wyobrażenia i pojęcia powinny zostać zdefiniowane, aby można
je było porównywać — nie może być tak, że każdy po prostu
używa ich według ustaleń własnej szkoły, bez słowa komen
tarza.
Dr Suttie:
Protestuję! Nie interesuje mnie ta czy inna teoria, nie
interesują mnie fakty — interesują mnie środki porozumienia,
dzięki którym wiemy, co mówi do nas inny człowiek, toteż
uważam, że pojęcia, którymi się posługujemy, powinny być
zdefiniowane. Musimy wiedzieć, jak ktoś rozumie ten czy ów
termin, na przykład pojęcie nieświadomości u Freuda. Jeśli
chodzi o słowo „nieświadomy” , to jest ono mniej lub bardziej
dobrze znane, ma więc pewną wartość społeczną lub ilustra
cyjną. Ale Jung nie uznaje tego pojęcia w sensie nadanym mu
przez Freuda i używa słowa „nieświadomość” w innym znaczę-
Wykiad 11 Si
Dt Suttie:
Doktor Strauss pytał o związek między świadomością
w znaczeniu nadawanym temu słowu przez Freuda i przez pana.
Czy jest możliwe powiązanie tych pojęć w dokładnie zdefinio
wanym związku?
Df Strauss:
Z pewnością jednak nie ma żadnej różnicy między za
stosowaniem pańskiego eksperymentu skojarzeniowego jako
detektora zbrodni i jako — powiedzmy — środka do odkrywa
nia nieświadomego poczucia winy. Pański zbrodniarz zdaje
sobie sprawę zarówno ze swej winy, jak też ze swego lęku przed
demaskacją. Ale pańska neurotyczna pacjentka nie zdaje sobie
sprawy ani ze swej winy, ani ze swego lęku. Czy w stosunku do
tak różnych przypadków można stosować tę samą technikę?
Przewodniczący:
Ta kobieta nie była świadoma swej winy, mimo że pozwoliła
dziecku ssać gąbkę.
I
Podstawy psychologii analitycznej
Dr Wilfred R. Bion:
Mówił pan o analogiach między archaicznymi formami ciała
a archaicznymi formami duszy. Czy chodzi tu tylko o analogię,
czy też istnieje między nimi jakiś ściślejszy związek? Z tego, co
powiedział pan wczoraj, można by wysnuć wniosek, źe ma pan
na myśli jakiś związek między duszą a mózgiem. W „British
Medical Journal” opublikowano niedawno pańską diagnozę; na
podstawie marzenia sennego stwierdził pan, że osoba, którą ono
nawiedziło, cierpi na zaburzenie psychiczne^“. Jeśli ta relacja jest
prawdziwa, to należałoby dojść do ważnego wniosku, dlatego
Dt Bion;
Czy będzie pan jeszcze o tym mówił, kiedy dojdzie pan do
problematyki marzeń sennych?
I
Podstawy psjchologii analitycznej
i: »:
j i
Podstawy psychologii a n a lityc^ j
Rys. 9
Mąż Zona
Rys. 11
1 11 111 I V V V I V I I V I I I I X X X I X I I X I I I X I V X V
Rys. 12
Wykiad I II 10 j
IL
ii6 Podstawy psychologii analitycznej
D Y SK U SJA
Dr Charles Brunton:
Nie wiem, czy wypada mówić o snach kogoś, kto jest tu
nieobecny, ale mam córeczkę w wieku pięciu i pół lat; niedawno
nawiedziły ją dwa sny — obudziła się w środku nocy. Pierwszy
przyśnił się jej w połowie sierpnia; opowiedziała go tymi
słowami: „Widzę koło pędzące w dół drogi; piecze mnie” . To
wszystko, co udało mi się z niej wycisnąć. Następnego dnia
zaproponowałem jej, żeby przedstawiła ów sen na rysunku, ale
ona nie chciała do tego wracać, toteż nie nastawałem. Drugi sen
przyśnił się jej niecały tydzień temu, tym razem mówiła
o chrząszczu, który ją szczypał. Niczego więcej nie mogłem się
dowiedzieć. Nie wiem, czy zechciałby pan powiedzieć coś na
temat tych snów. Chciałbym tylko dodać, że moja córka wie,
czym się różni chrząszcz od raka, gdyż bardzo lubi zwierzęta.
Dr Leonhard F. Browne:
Chciałbym pana zapytać o kilka szczegółów związanych
z interpretacją snów, jaką przedstawił nam pan dzisiaj.
W związku z faktem, że pacjent nie mógł przyjąć do wiadomości
pańskiego objaśnienia, chciałbym zapytać, czy dałoby się prze
zwyciężyć tę trudność za pomocą jakiejś innej techniki.
Dr Browne:
Czy pan wie, czy te objawy choroby górskiej ustąpiły?
1
124 Podstawy pgchologii analitycznej
Dr Btowne:
Jeśli nie cofniemy się za daleko, chciałbym zapytać o funkcje
psychologiczne. Wczoraj wieczorem, odpowiadając na pytanie,
powiedział pan, że nie ma powodu, by jedną z czterech fonkcji
uznawać za wyższą. Powiedział pan również, że wszystkie cztery
funkcje muszą zostać równomiernie zróżnicowane, by człowiek
mógł osiągnąć pełne i prawdziwe poznanie świata. Czy mam
przez to rozumieć, że w każdym wypadku możliwe jest
równomierne zróżnicowanie wszystkich czterech funkcji, czy
też że można to osiągnąć za pomocą wychowania?
Pytanie:
Czy mogę zapytać, co znaczy „całkowitość” ? Czy mógłby
pan coś o tym powiedzieć?
Pytanie:
W jaki sposób w pański schemat włącza się mistyka?
Pytający:
W schemat psychologii i psyche.
Pytanie:
Czy jest jakaś różnica między formami archetypowymi
a mistycznymi?
Pytanie:
Czy profesor Jung zechciałby nam powiedzieć, co myśli
o rozszczepieniu osobowości w wypadku histerii i schizofrenii?
Pytanie:
Czy można by ująć tę różnicę jeszcze jaśniej w pojęciach i
psychologicznych?
' Por. Jung, Symbole der Wandlung, dz. cyt.; Gesammelte Werke, 1973,
t. V; Die Struktur der Seele, dz. cyt.; Gesammelte Werke, k)(>i , t. VIII.
Wykład IV 1)3
^ Per. Jung, Symbole der Wandlung, dz. cyt,; Gesammelte Werke, 1973,
t. V , par. 3 7 5 1 nast.
Wykiad I V is ;
" Por. tamże, księga II, rozdział V II, 4, 1 14 - 116 , s. 162. [Przyp.
tłum.]
Przykład ten analizuje Jung także w Ogólnych uwagach na temat
psjchologii snu, dz. cyt.; w. tegoż, O istocie snów, dz. cyt., s. 76 i nast.
[Przyp. tłum.]
t4<! Podstauy psychologii analitycznej
1
¡44 Podstawy p^chologii analitycznej
Por. Jung, Symbole der Wandlung, dz. cyt.; Gesammelte Werke, 1973,
t. V , par. 572 i nast. [Przyp. wyd.]
\fyklad I V ¡49
Ms. Bruce 96, Bodleian Library, Oxford; por. Jung, Psychologie und
Alchemie, dz. cyt.; Gesammelte Werke, 1972, t. X II, par. 138 i nast.
[Przyp. wyd.]
Angielskie whole = holy, healing. [Podobnie niemieckie heilen
= „leczyć” , „zbawiać” , „naprawiać” (w sensie: „przywracać całość” )
— przyp. tłum.]
i;6 Podstany psychologii analitycznej
D Y SK U SJA
Dr David Yellowless;
Nie muszę podkreślać, źe nawet nie zamierzam podejmować
próby dyskutowania o żadnej z poruszonycłi tu dzisiaj kwestii.
Wszyscy się cieszymy, że profesor Jung, zamiast tracić czas na
polemiki, w tak niezwykle fascynujący sposób przedstawił nam
swe poglądy. Sądzę jednak, że niektórzy z nas byliby mu
wdzięczni, gdyby zechciał uwzględnić fakt, że mimo że do
szliśmy do psychologii i psychoterapii nie tylko dzięki teoriom
Freuda, to jednak poruszamy się po torach wyznaczonych przez
podstawowe zasady związane z jego nazwiskiem, choć może nie
wszystkie wzięły się od niego. Jesteśmy wdzięczni profesorowi
Jungowi, że otworzył dla nas nowe perspektywy, przypusz
czam, że szersze. Niektórym z nas to właśnie ten punkt widzenia
bardziej przypadł do gustu; być może zwolennicy Freuda będą
mogli nam powiedzieć, dlaczego. Ale już wczoraj pojawiło się
pytanie, jak ma się stosowane przez profesora Junga pojęcie
nieświadomości do odpowiedniego pojęcia, jakiego używa
Freud; mam nadzieję, że profesor Jung mógłby być nam
pomocny w tym względzie. Owszem, zdaję sobie sprawę z tego,
że być może nie rozumiem go, ale we wtorek wieczorem
wydawało mi się, że usłyszałem wypowiedziane przezeń stwier
Wykiad I V /;/
Dr T .A . Ross:
Czy to nie wyszło na jaw w trakcie analizy?
Dr P.W.L. Camps:
Jestem tylko zwykłym lekarzem-praktykiem, nie psy etio
logiem, toteż czuję się tu jak ktoś z zewnątrz. Pierwszego
wieczoru wydawało mi się, że nie mam prawa tutaj być, ale
przyszedłem na drugi wykład; za trzecim razem byłem zadowo
lony, że tu jestem, ale w trakcie czwartego wykładu czułem się
jak w mitologicznym labiryncie.
Cłiciałbym zadać pytanie dotyczące kwestii omawianycłi
wczoraj. Wyszliśmy stąd z przekonaniem, że doskonałość to coś
nadzwyczaj niepożądanego, za to Całkowitość stanowi kres i cel
wszelkiego istnienia. Wprawdzie spałem dobrze, jestem jednak
w stanie szoku etycznego. Być może marny ze mnie intelektuali
sta, ale doznałem również szoku intelektualnego. Profesor Jung
deklaruje się jako determinista czy fatalista. Kiedy młody
człowiek, który zgłosił się do niego na analizę, opuścił go
z uczuciem rozczarowania i całkiem się zmarnował, profesor
Jung uznał, że tak właśnie powiimo być, że, to w porządku.
Zakładam jednak, że wy, psycłiologowie, macie leczyć ludzi,
wasze zadanie życiowe polega nie tylko na zaspokajaniu
ciekawości, studiowaniu kwestii mitologicznycli czy prob
lemów natury ludzkiej. Przecież próbujecie dojść na samo dno
natury ludzkiej i, jeśli to możliwe, ulepszyć ją.
Z wielkim zainteresowaniem i nie bez przyjemności słucłiam
wywodów profesora Junga, przekazanycłi w prostej angielsz-
czyżnie, ale ta zupełnie nowa terminologia wprawiła mnie
\yykiad IV i6 j
Dr Marion Mackenzie:
Tak jak nie zawołano za bogatym młodzieńcem, który
odszedł ze smutkiem w sercu?’ '
Dr Erie B. Strauss:
Czy zamierza pan ujawnić, jakie powody skłoniły pana do
przyjęcia hipotezy, źe pewne procesy fizjologiczne można
utożsamiać z symbolami archetypowymi?
Dr Strauss:
Ale stawia pan diagnozy na podstawie treści marzenia
sennego?
Dr H. Crichton-Millet:
Jutro mamy ostatni wykład; interesuje nas pewien problem,
o którym jeszcze nie wspomniano. Chodzi mianowicie o trudną
kwestię przeniesienia. Zastanawiam się, czy profesor Jung
uznałby za wskazane, by przedstawić nam swoje ujęcie prob
lemu przeniesienia, nie wnikając w poglądy, jakie na ten temat
mają inne szkoły.
Wykład v
Uczestnicy:
Tak.
i
1
i8o Podstawy psychologii analityc^ej
wĘm
Wykład V iS ;
W
Wyktad V 197
J ii
ipS Podstawy psychologii analitycznej
DYSKUSJA
Pytanie:
Czy mogę zadać profesorowi Jungowi z gruntu zasadnicze
pytanie: Jak definiuje pan nerwicę?
Dr H.G. Baynes:
Powiedział pan, że przeniesienie nie ma żadnej praktycznej
wartości dla anahzy. Czy nie można by przyznać mu jakiejś
wartości teleologiczne)?
Dr Henry V. Dicks:
Czy możemy więc założyć, panie profesorze, że wybuch
nerwicy uważa pan za próbę samouleczenia, próbę kompensacji
polegającą na zaakcentowaniu funkcji niższej?
Dr Dicks:
O ile dobrze rozumiem, należy więc uznać wybuch nerwicy
za coś pozytywnego z perspektywy rozwoju człowieka?
Dr J.A . Hadfield:
Czy zechciałby pan powiedzieć w skrócie, na czym polega
pańska technika aktywnej imaginacji?
r
Wykiad K 2 1)
J.
2 iś Podstaa/j psjchologii analitycznej
wm
1
Wykład V 2iy
dał się porwać swoim fantazjom. Tak jednak nie było. Naprawdę
dokonał tzeczy niezwykłych w pracy nad nieświadomością,
naukowo opracował obrazy oniryczne. Kiedy po trzech mie
siącach samodziekiej pracy ponownie się do mnie zgłosił, był już
prawie normalny, tyle że czuł się trochę niepewnie; niepokoiło go,
że pewna część wydobytego z nieświadomości materiału jest dlań
nadal niezrozumiała. Zapytał mnie, co o tym sądzę, ja zaś
udziehłem mu ostrożnych wskazówek, co moim zdaniem miałoby
to oznaczać, starałem się jednak nie ingerować w jego własne
studia, chciałem bowiem, by sam doprowadził je do końca.
Pod koniec tego roku opublikuję wybór pierwszych cztery
stu marzeń sennych tego pacjenta; na ich podstawie pokażę,
w jaki sposób rozwijał się główny motyw tych obrazów
archetypowych^’ . Później ukaże się przekład tej pracy na
angielski, a wtedy będziecie mieli okazję przekonać się, w jaki
sposób działała metoda aktywnej imaginacji w wypadku
człowieka, który nie znajdował się ani pod moim wpływem, ani
pod wpływem kogokolwiek innego. Tym razem metoda ta
tylko częściowo polegała na obiektywizacji obrazów za pomocą
symboh, ponieważ wiele z nich pojawiło się bezpośrednio
w marzeniach sennych, dzięki temu jednak można stwierdzić,
jaka atmosfera towarzyszy procesowi aktywnej imaginacji.
Mam pacjentów, którzy co wieczór pracują nad tymi obrazami,
malując i przyoblekając w formę swe obserwacje i doświadcze
nia. Są zafascynowani tą pracą — to siła przyciągania, z jaką
archetypy zawsze oddziałują na świadomość. Kiedy jednak
zostaną zobiektywizowane, niebezpieczeństwo, że zaleją one
świadomość, zostanie odwrócone — archetypy zaczynają od
działywać w sposób pozytywny. Właściwie nie sposób ująć
w słowa ich oddziaływania; to coś w rodzaju ,,magii” , to znaczy
sugestywnego wpł3rwu płynącego od obrazów do ludzi — w ten
sposób dochodzi do poszerzenia i przemienienia świadomości.
O, właśnie słyszę, że doktor Beimet przyniósł kilka obrazów
namalowanych przez pacjenta. Zechciałby pan je pokazać nam
wszystkim?
Przewodniczący:
Panie i Panowie, wasze oklaski najlepiej mówią, co znaczy
dla was nasz prelegent. Już po raz ostatni w trakcie tego cyklu
wykładów mieliśmy zaszczyt i przyjemność słuchać profesora
Junga. Jedynie w niedoskonały sposób możemy wyrazić naszą
wdzięczność za te wykłady, tak inspirujące i zapładniające,
zasiewające w nas ziarno myśli, jakże cenne dla nas wszystkich,
zwłaszcza zaś dla psychoterapeutów. Wydaje mi się, panie
profesorze, że ten właśnie cel panu przyświecał — sądzę, że go
pan osiągnął. Nasz instytut jest dumny, że zechciał pan
skorzystać z naszego zaproszenia; wszyscy żywimy nadzieję, iż
wkrótce pojawi się pan w Anglii ponownie, by mówić do nas
i jeszcze bardziej pobudzić nas do refleksji na temat tych
wielkich problemów naszych czasów.
N o ta Wyd aw cy
Gdy człowiek pragnie coś zakomunikować, używa słowa — pisanego lub 416
mówionego. Język ludzki pełen jest symboli, niekiedy jednak posługuje
się również znakami lub obrazami nie podającymi precyzyjnego opisu,
na przykład skrótami czy sekwencjami liter: ONZ, UNICEF, UNESCO;
może tu również chodzić o znane skróty znaków handlowych, imion czy le
ków, stopni służbowych i insygniów. Te sekwencje liter jako takie nie mają
żadnego znaczenia, otrzymują je jednak za sprawą powszechnego użycia.
Nie są to sym bole, lecz znaki nazywające pewne rzeczy. To, co określamy
mianem symbolu, to fomia wyrazu, miano czy obraz, który może nam być
znany w powszednim życiu, lecz do jego znaczenia konwencjonalnego do
chodzi jeszcze specyficzne znaczenie uboczne. W symbolu tkwi coś nie
określonego, nieznanego czy niewidzialnego. Na przykład na wielu kreteń-
skich malowidłach nagrobnych widnieje podwójny zakrzywiony topór. Co
prawda znamy ten przedmiot, nie wiemy jednak, co on oznacza w związku
z użyciem go w danym kontekście symbolicznym. Inny przykład: po krót
kim pobycie w Anglii pewien Hindus opowiadał przyjaciołom w domu, że
Anglicy otaczają kultem zwierzęta — widział bowiem w kościołach przed
stawienia orla, lwa i wołu. Jak wielu chrześcijan, człowiek ów nie wiedział,
iż zwierzęta te to atrybuty ewangelistów, które występują w wizji Ezechie
la; analogią do tego jest egipski bóg słoneczny Horus oraz jego czterech
synów. Także przedmioty takie jak koło czy krzyż w specyficznych warun
kach mogą mieć treść symboliczną, mimo że to, co dokładnie one symboli
zują, nadal budzi kontrowersje.
Słowo czy obraz jest symboliczne, jeśli zawiera więcej, niż można do- 417
strzec na pierwszy rzut oka. A wówczas ma ono aspekt „nieświadomy”, któ
rego doprawdy nigdy nie będzie można precyzyjnie zdefiniować. A zatem
21 0 Życie symboliczne
' Dominicus Gnosius: Hermetis Trismegisti Tractatus vere aureus de lapide phi-
losophici secreto. 1610. S. 101. [Przyp, wyd.]
u. Symbole i objaśnianie marzeń sennych 215
przecież nie kazał pacjentowi „lepiej się prowadzić”, lecz tylko próbował
skorygować niewłaściwą postawę świadomości, która karmiła się fikcją, że
człowiek ów to dżentelmen w każdym calu).
Refleksje te spowodowały, że z wolna zacząłem podchodzić z dystan- 430
sem do stosowanej przez Freuda metody „swobodnych skojarzeń”; chcia
łem trzymać^ się możliwie jak najbliżej samego snu, wykluczając w miarę
możliwości wszystkie nieważne wyobrażenia i skojarzenia, jakie mógł on
przynieść. Owszem, mogły one doprowadzić do kompleksu pacjenta, ja
miałem jednak na względzie znacznie_bardziej dalekosiężny zamiar niż tyl
ko odkrywanie kompleksów wywołujących zaburzenia neurotyczne. Jeśli
chodzi o te ostatnie, znamy wiele możliwości ich poznawania: psycholog
może na przykład zaczerpnąć wszystkie niezbędne wskazówki, stosując test
skojarzeń słownych (a zatem pytając pacjenta, co mu się kojarzy z daną gru
pą słów, następnie zaś analizując odpowiedzi, jakie w ten sposób otrzymał).
Jeśli jednak chcemy poznać i zrozumieć psychiczną biografię człowieka,
powinniśmy zdawać sobie sprawę, że jego sny i występujące w nich obrazy
symboliczne odgrywają znacznie ważniejszą rolę.
Ale dlaczego w ogóle powinniśmy zwracać uwagę na marzenia sen- 431
ne, owe niepozorne, zwiewne, niejasne i niepewne iluzje? Czy sny w ogó
le zasługują na uwagę? Nasz racjonalizm z pewnością by ich nie polecał,
a historia objaśniania marzeń sennych tak czy owak była dotychczas jed
nym słabym punktem; w rzecz samej, mówiąc oględnie, była dość nieza-
chęcająca i „nienaukowa”. Ale marzenia senne to najczęściej się pojawia
jące, najpowszechniej występujące źródła badania ludzkiej władzy sym-
bolizacji, jeśli zechcemy abstrahować od treści psychoz, nerwic, mitów
i wytworów różnych dziedzin sztuki. Te ostatnie występująjednak rzadziej,
są bardziej złożone, trudniej je zrozumieć, ponieważ — jako że chodzi tu o
specyfikę indywidualną — nie można się odważyć na interpretacje takich
wytworów nieświadomych bez pomocy ich wytwórcy. Marzenia senne są w
rzeczy samej źródłem całej naszej wiedzy o symbolice.
Jak już pokazałem, nie można wymyślać symboli; zawsze wtedy, gdy 432
się one pojawiają, nie są owocami świadomego zamiaru i wolicjonalnego
wyboru. Gdybym posługiwał się taką metodą, symbole byłyby jedynie zna-
kami i skrótami świadomych myśli. Tymczasem symbole rodzimy w spo
sób spontaniczny — możemy to zauważyć na podstawie marzeń sennych,
których nie wymyślamy, które po prostu nas n a w ^ d ^ ą . Nie można ich
zrozumieć ot, tak po prostu — potrzebna jest tu stararma anahza odwołują
ca się do pomocy skojarzeń. Ale, jak już tu wcześniej pokazałem, nie cho-
216 Życie symboliczne
Zob. Carl Gustav Jung: Wspomnienia, sny, myśli. S. 263 i nast. Zob. par. 674
niniejszego tomu. [Przyp. tłum.]
u . Symbole i objaśnianie marzeń sennych 2 19
bezgraniczna jak sama natura. A zatem nie jesteśmy w stanie zdefiniować a n i,,
duszy, ani natury; możemy jedynie w miarę naszych skromnych środków opi-
aywać to, w jaki sposób jej doświadczamy. Abstrahując od ostatnich odkryć
medycyny znamy także argumenty logiczne,’pozwalające nam na odrzucenie
stwierdzeń w rodzaju „Nieświadomość nie istnieje”; ludzie, którzy wygłasza- .
ją takie tezy, dają w ten sposób jedynie wyraz smletniemu „rnizoneizmowi”,
czyli lękowi przed tym, co nowe i nieznane.
Ten opór przeciwko idei nieznanej części psych é ludzkiej można wythi- 440
maczyć względami historycznymi. Świadomość to stosunkowo nowa zdo
bycz namry, toteż znajduje się ona jeszcze w stadium „eksperymentalnym”;
jest słaba, łatwo ją zranić. Jak stwierdzili antropolodzy, jednym z najczę
ściej występujących zaburzeń psychicznych u ludów pierwotnych jest stan
określany mianem „utraty duszy” — chodzi tu o wyraźne rozszczepienie
(fachowo: dysocjację) świadomości. Wśród ludzi, których świadomość
znajduje się na różnym od naszego szczeblu rozwoju, „duszy” (czy psyché)
nie odczuwa się jako jedność. Wiele ludów pierwotnych wierzy, że czło
wiek poza własną duszą ma jeszcze „duszę buszu” wcieloną w zwierzę czy
drzewo — z „duszą buszu” człowieka wiąże stan czegoś w rodzaju tożsa
mości psychicznej. Wybitny etnolog francuski Lucien Lévy-Bruhl określił
to m ianem „participation mystique"^. U ludów pierwotnych owo zjawisko
utożsamienia może występować w różnych formach. Jeśli „dusza buszu”
występuje w postaci zwierzęcia, owo zwierzę traktowane jest jako ktoś
w rodzaju brata danego człowieka. Na przykład człowiek, którego bratem
jest krokodyl, może bez obaw przepłynąć rzekę, w której roi się od tych
gadów. Jeśli „dusza buszu” jest drzewem, uważa się, iż sprawuje ono coś
w rodzaju władzy rodzicielskiej nad danym indywiduum. W obu wypad
kach działanie na szkodę danego zwierzęcia czy drzewa traktowane jest
jako szkodzenie samemu człowiekowi. Kilka plemion zakłada, iż człowiek
ma wiele dusz — wiara ta wyraża poczucie, iż każde indywiduum ludzkie
składa się z wielu związanych ze sobą, lecz różnych jedności. Oznacza to,
że psych é bynajmniej nie jest istnieniem o solidnej strukturze — ba, pod na
wałem niekontrolowanych emocji aż nazbyt łatwo może się rozpaść.
' Zob. Friedrich Wilhelm Nietzsche: Poza dobrem i ziem IV, 68. [Przyp. wyd.]
226 Życie symboliczne
455 W owym czasie, kiedy Zaratustra ba Czterej kapitanowie i kupiec, pan Bell,
wił na wyspach szczęśliwych, zdarzy na wyspie Stromboli zeszli na ląd, by
ło się, że jakiś statek zarzucił kotwicę zapolować na króliki. Około godziny
przy wyspie, na której stoi dymiąca trzeciej po południu zebrali załogę,
góra; i załoga jego zeszła na ląd, aby by wejść na pokład, kiedy — ku swe
ustrzelić króliki. Jednakże około połu mu nieopisanemu zdumieniu — ujrze
dniowej godziny, gdy kapitan i jego lu li dwóch mężczyzn, którzy zmierzali ku
dzie .'ipotkali się znowu, zobaczyli nagle nim, frunąc szybko w powietrzu. Jeden
czlowieiia sunącego ku nim przez prze ubrany był na czamo, dragi na szaro.
stworza. Aż jakiś głos rzekł wyraźnie: Przefranęli tuż obok nich w najwięk
.Już pora! Najwyższa pora. Gdy jednak szym pośpiechu i opuścili się do krate
postać ta była już tuż tuż — a prze ru przerażającego wulkanu Stromboli.
mknęła w stronę wulkanu niczym cień Rozpoznali w nich dwóch znajomych
— poznali z najwyższym zdumieniem, z Londynu^.
że to Zaratustra... „Patrzajcie!” — po
wiedział starj' sternik. — „Zaratustra
bieży do piekld” ~.
nad progiem św iadom ości i nie m ożna by się od nich uw olnić. MieUbyśmy
wówczas do czynienia z symacją, w której świadom ość byłaby czym ś w ro
dzaju projektora, którego snop św iatła (uw aga czy zainteresowanie) padał
by zarazem na nowe — pojaw iające się jednocześnie — postrzeżenia oraz
na ślady postrzeżeń wcześniejszych, znajdujących się w stanie utajenia.
Jako akt św iadom y zjaw isko to m ożna by zrozum ieć jak o proces św iado
my i wołicjonalny. A le rów nie często za spraw ą bodźca w ewnętrznego czy
zewnętrznego świadom ość zm uszana je st do kierow ania swego promienia
w inną stronę.
459 W ygłoszone tu uw agi nie są niczym zbędnym , albow iem wielu ludzi
przecenia sw oją siłę woli, w ielu uważa, że to oni są autorami własnych
decyzji. Trzeba tu jednak starannie rozróżnić na czynności celow e i przy
padkowe. Te pierw sze w ynikają z osobowości , j a ”; te ostatnie w ynikają ze
źródła, które nie jest identyczne z ,j a ”, którym je s t podprogow a część „ja”,
„druga strona”, w pew nym sensie inny podmiot. Fakt istnienia tego innego
podm iotu nie jest w żadnym wypadku sym ptom em patologicznym — to
norm alne zjawisko, które m ożna obserwować zaw sze i wszędzie.
460 Pewnego razu dane mi było rozm awiać z kolegą na tem at lekarza
— człowiek ten zrobił coś, co ja określiłem m ianem „całkowicie idiotycz
nego” . Lekarz ten był przyjacielem owego kolegi, był też zwolennikiem
nieco fanatycznego ruchu, do którego przystąpił rów nież wspom niany
kolega. Obaj byli zagorzałymi w rogam i napojów wyskokowych. A zatem
mój rozm ówca im pulsywnie odparł na wygłoszone przeze mnie krytyczne
słowa: „Rzecz jasna, to osioł” — nagle przerwał, po czym dodał — „No,
chciałem pow iedzieć, że to bardzo inteligentny człow iek”. Zauważyłem
z wyrozumiałością, iż najpierw m ów ił coś o ośle. Mój rozm ówca z gnie
w em stwierdził, iż nigdy nie pow iedziałby czegoś takiego o swoim kole
dze, i to w obecności kogoś, kto nie podziela przekonań ich obu. Człowiek,
o którym mowa, był bardzo szanowanym naukowcem, ale jego praw ica nie
wiedziała, co czyni jego lewica. Ludzie tacy nie nadają się do upraw iania
psychologii, której zresztą się boją. Cóż, to w łaśnie w taki sposób traktują
oni głos dobiegający ich z drugiej strony: „Nie, nie to m iałem na myśli, nig
dy czegoś podobnego nie pow iedziałem ” . I w reszcie — jak pow iada N ietz
sche — pam ięć woli ulec“*.
M arzenie senne znacznie częściej zaburza stan snu, często je s t z nim zw ią
zana pew na nieodparta konieczność, toteż gdy posłanie senne dociera do
świadom ości, odczuwane je st jako niew ygodne, szokujące itd. Z perspek
tyw y rów nowagi psycłiicznej, ba, z perspektyw y zdrow ia fizjołogicznego
w ogóle w ydaje się, że znacznie łatwiej m ożna by znieść sytuację, w której
św iadom ość je st zw iązana z nieświadom ością, gdy poruszają się one torem
równoległym , niż w ówczas, gdy jed n a je st odszczepiona od drugiej. Jeśli
0 to cłiodzi, proces sym bołotwórczy m oże pełnić nader w ażn ą funkcję.
Jak łatwo zrozumieć, pojawi się tu pytanie, na czym właściwie miałaby 476
polegać ta fimkcja, jeśli powstające za jej spraw ą symbole nie są zauważane
czy są niezrozumiałe. Ałe fakt, że nie dostaje świadomego rozumienia, nie '
musi oznaczać, iż marzenie senne w ogóle w żaden sposób riie oddziaływa, j '
N aw et człowiek cywilizowany może niekiedy zauważyć, iż pod wpływ em t
marzenia sennego, którego nie może sobie przypomnieć, jeg o nastrój ulega
poprawie lub pogorszeniu. Sny można w jakiejś mierze „zrozumieć” podpró- ;
gowo, najczęściej bowiem oddziaływają. Jedynie wówczas, gdy dany senjest j
szczególnie sugestywny czy gdy często powraca, należałoby sobie życzyć
interpretacji i zrozumienia. Ale w przypadkach patologicznych interpretacja
jesTbardżd pdfr'Z'Sbna -- - należy j ą przeprowadzićj o ile nie są nam znane żad
ne przeciwwskazania, takie jak fakt występowanfa utajonej psychozy, która
tylko czeka na, by tak rzec, sposobną chwilę, by wybuchnąć w całej okaza
łości. W rzeczy samej należałoby odi-adzać nieinteligentne i niekompetentne
stosowanie analizy marzeń sennych, zwłaszcza wtedy, gdy istnieje stan roz
szczepienia pomiędzy bardzo jednostronną świadom ością oraz odpowiednio
irracjonalną czy „szaloną” nieświadomością.
Dzięki nieskończonej wprost różnorodności treści świadomych, za spra- 477
w ą faktu, że odbiegają one od idealnej linii środka, nieświadome uzupełnienie
1 kompensacja obfitują w równie wiele możliwości, i to do tego stopnia, że nie
sposób wprost udziehć niezawodnej odpowiedzi na pytanie, czy można skla
syfikować marzenia senne oraz występujące w nich symbole. Mimo że istnieją
marzenia senne i poszczególne symbole — które bardziej adeBvatnie nale--
żałoby określić mianem „motywów” — uchodzące za typowe i pojawiające
się często, sny w większości są indywidualne i nietypowe. Motywy typowe
przedstawiają się następująco; spadanie, frawanie, prześladowanie przez nie
bezpieczne zwierzęta czy groźnych ludzi, pojawianie się w niepełnym stroju
czy nago w miejscach publicznych, wszelkiego rodzaju stany lękowe, spiesze
nie się czy zagubienie w tłumie ludzi, walczenie za pom ocą niedostatecznych
środków, całkowita bezbronność, biegnięcie, mimo że nie można się mszyć
238 Życie symboliczne
' Zob. Carl Gustav Jung: Wspomnienia, sny myśli. S. 219 i nast. [Przyp. tłum.]
//. Symbole i objaśnianie marzeń sennych 239
terpretować inaczej niż wtedy, gdy przyjmiemy, iż znamy jego siłę napędow ą
i że jest to jedynie^„fasada” tej idei. W tym ostatnim wypadku interpretacja
miałaby niewiele sensu, ponieważ o dbylibyśm y w ten sposób jedynie to, co
i tak dobrze znamy. Z tego względu zawsze mówiłem moim uczniom: „Uczcie
się symboliki, uczcie się jak najwięcej, ale zapomnijcie o tyin wszystkim, gdy
analizujecie marzenie senne” . Owa tak ważna dla praktyki rada służy mi za
regułę, zawsze przypominając, że nigdy wystarczająco dobrze nie zrozumiem
snu drugiego człowieka, by zinterpretować go stuprocentowo właściwie. Pró
buję w ten sposób stłumić nurt własnych skojarzeń i reakcji, które w przeciw
nym wypadku mogłyby zdobyć przewagę nad niepewnością i niekonkludyw-
nością pacjenta. Ponieważ sprawą wielkiej wagi dla analityka jest możliwie
jak najdokładniejsza anainnc/a specyficznego przesłania snu (owego pr% -
czynlcu, jaki nieświadomość wnosi do świadomości), należy dbać o możliwie
jak najbardziej precyzyjne zbadanie treści semiej. Kiedy współpfacowałerń"
z Freudem, nawiedziło mnie marzenie senne, które przedstawiało tę kwestię.
484 Śniło mi się, że jestem „u siebie w domu”, w przytulnym pokoju urządzo
nym w stylu XVIII wieku; najwyraźniej znajdowałem się na pierwszym piętrze
budynku. Zdziwiłem się, że jeszcze nigdy nie widziałem tego pokoju, byłem też
ciekaw, jak wygląda parter. Zszedłem schodami i znalazłem się w mrocznym
pomieszczeniu: ściany wyłożone były tu boazerią stały ciężkie meble z XVI
wieku czy może z wcześniejszych epok. Ciekawość i zdumienie przybrały na
sile. Zapragnąłem jeszcze dokładniej zbadać dom, zszedłem więc do piwnicy.
Ujrzałem drzwi — otworzyłem je i doszedłem do kamiennych schodów prowa
dzących do pomieszczenia z ciężkim sklepionym sufitem. Podłoga wyłożona
była wielkimi kamiennymi płytami, ściany robiły wrażenie bai'dzo wielcowych.
Zbadałem zaprawę — przekonałem się, że zawiera kawałki cegieł. Ściany naj-
wyi'aźniej wzniesiono w czasach rzymskich. Czułem, jak moja ekscytacja ro
śnie. W kącie odkryłem żelazny pierścień przytwierdzony do kamiennej płyty.
Podniosłem płytę — ujrzałem następne, tym razem wąskie kamienne schodld
prowadzące do czegoś w rodzaju jaskini, najwyraźniej grobowca z czasów pre
historycznych; na ziemi leżały dwie czaszki, kilka kości i kawałki rozbitego
glinianego naczynia. Potem się obudziłem^.
485 G dyby Freud, prowadząc analizę tego snu, zastosow ał m oją metodę
specyficznych skojarzeń i anamnezy kontekstn, poznałby historię o dale
kosiężnych konsekwencjach. O bawiałem się jednak, że uznałby, iż jest to
podjęta przeze mnie próba ucieczki przed problemem — problem em , któ-
- Zob. Carl Gustav Jung: Wspomnienia, sny myśli. S. 166 i nast. [Przyp. tłum.]
J
ry tak napraw dę był jeg o problem em . Owo m arzenie senne przedstaw iało
streszczenie mego życia, a zw łaszcza procesu mego rozw oju duchowego.
W ychowałem się w liczącym sobie dwieście lat domu zastawionym starymi
meblami. M oją najw iększą przygodą intelektualną było dotychczas studio
w anie filozofii K anta i Schopenhauera. W ielkim w ydarzeniem ow ych lat
było odkrycie dzieła Charlesa Darwina. Ale nim się to stało, obracałem się
jeszcze w kręgu średniowiecznych w yobrażeń moich rodziców, w ierzących,
iż światem rządzi w swej Opatrzności Bóg W szechmogący. Cóż, ten świat
w rzeczy samej trącił m yszką, był zagracony i nie nadążał za duchem czasu.
M oja chrześcijaiiska w iara została zrelatyw izow ana za spraw ą zetknięcia
się z religiam i W schodu i filozofią grecką — to w łaśnie z tego względu par
ter budynku był cichy, ciemny i najwyraźniej niezamieszkany.
M oje ów czesne zaniteresowania ewoluowały, przechodząc od ana- 486
tom ii porównawczej i paleontologii — pracow ałem w tedy jak o asystent
w Instytucie Anatomii. Szczególnie byłem zafascynowany odkryciem nean
dertalczyka i pitekaiitropa w D ubois — o tych sprawach w iele się w ówczas
mówiło. To tyle, jeśli chodzi o moje skojarzenia związane z tym snem. Nie
odważyłem się jednak rozm awiać o czaszkach, szkieletach czy zwłokach,
wiedziałem bowiem, że były to dla Freuda przykre kwestie. W dziw aczny
sposób w ydawało mu się, iż owo m arzenie senne to zapow iedź jego przed
w czesnej śmierci. Freud w ysnuł ten w niosek na podstawie faktu, że niezw y
kłe się zainteresowałem zmum ifikowanymi zwłokami odkrytym i wówczas
w Bremie w tak zwanej „ołowianej piw nicy” — w 1909 roku przed rejsem
do Ameryki w ybraliśm y się tam, by je obejrzeć.
Toteż m iałem opory przed podzieleniem się z Freudem moimi myślam i, 487
zwłaszcza dlatego, że tuż przedtem przekonałem się, iż pom iędzy ducho
wym nastawieniem Freuda i moim zieje przepaść prawie nie do pokonania.
O bawiałem się, że jeśli otworzę przed nim mój świat duchowy, który — jak
przypuszczałem — uzna za w ielce osobliwy, stracę jego przyjaźń. Zapropo
nowałem mu zatem kilka „sw obodnych skojarzeń” — chciałem w ten spo
sób uchylić się przed problemam i, jakie pociągałoby za sobą zdanie sprawy
z moich tak różnych od jego ujęć i poglądów.
Zauważyłem, że Freud szukał u mnie jakiegoś życzenia, którego nie 488
m ogłem zaakceptować. Toteż, tytułem próby, zaproponowałem mu, by
uznać, iż owe czaszki odnoszą się do pewnych członków mojej rodziny
— do tych, którym z tego czy innego w zględu mógłbym życzyć śmierci.
Propozycja ta spotkała się z ap ro b atą— a le ja nie byłem zadowolony z tego
zgniłego kompromisu.
242 Życie symboliczne
nąupraw ianej przezeń sztuki. A nalityk we wcale nie m niejszym stopniu niż
pacjent wystaw iony jest na próbę.
P ^ n ie w ^ ^ jte m a ty c z n a analiza m arzeń sennych prow adzi do konfron- 498
tacji dw ojga indywiduów, jest spraw ą ważną, czy reprezentują one t e n S i i
typ postaw, czy nie. Jeśli mam y do czynienia z osobnikami należącyńii dó
tego samego typu, ludzie ci będą m ogli ze so b ąd h jg o wytrzym ać. A le'gdy
jeden człowiek będzie ekstrawertykiem, drugi introwertykiem, w ówczas
ich skrajnie przeciwne nastawienia m ogą doprowadzić do konfrontacji, i to
zwłaszcza wtedy, gdy osobnicy ci nie zd ająsobie sprawy, jak i typ osobow o
ści reprezentują czy też gdy uw ażają oni sw pjąpostaw ę za jedynie słuszną.
Ekstrawertyk zazwyczaj przyjmuje punkt w idzenia większości; introw ertyk
odrzuca tak ą postawę, poniew aż je st to postawa przeciętna. N a przykład
Freud interpretow ał introwertyka jalco człow ieka chorobliwie zajętego sa
m ym sobą — cóż, ale obserwacja i poznanie samego siebie też m ogą być
nader ważne.
Pozornie nieznaczna różnica pom iędzy slaipionym zasadniczo na spra- 499
w ach zew nętrznych ekstraw ertykiem i introwertykiem, jeśli chodzi o to,
w jaki sposób radzą sobie oni z sytuacjami życiowymi, robi się znacznie
bardziej pow ażna w związku z tym, w jak i sposób obchodzą się oni z m a
rzeniami sennymi. Już od samego początku powinniśmy jasno zdawać so
bie sprawę, że to, co jednem u wydaje się miłe i drogie, drugi m oże uznać za
coś bardzo negatywnego, to zaś, co jeden dźwiga na wyżyny ideału, drugie
go w ręcz odrzuca. Ekstrawersja i introwersja to tylko dwie spośród wielu
osobliwości ludzkiego zachowania — w większości przypadków łatwo je
zauważyć. Jeśli jednak zbadam y bardziej szczegółowo na przykład ekstra
wertyków, okaże się, że pod w ielom a względam i różnią się/oni pomiędzy
sobą, a zatem stwierdzimy, iż ekstraw ersja to jedynie dość powierzchowna
cecha charakterystyczna. Z tego względu ju ż dawno tem u podjąłem próbę
znalezienia innych, bardziej zasadniczych cech charakterystycznych, chcia
łem bowiem uporządkować nieskończoną, jak by się zdawało, ilość zróżni
cowań międzyludzkich.
Zawsze byłem pod wrażeniem, że istnieje zaskakująco wiele indywidu- 500
ów, które — jeśli nie staną w obliczu bezwzględnej konieczności — nie robią
użytku z własnego rozumu, a mimo to nie są to ludzie głupi; podobnie zdu
miewał mnie fakt, że istnieje równie wielu osobników, którzy wprawdzie po-
sługująsię własnym rozumem, lecz czyniąto w sposób doprawdy idiotyczny.
Z równie wielldm zaskoczeniem odłayłem , że wielu inteligentnych, prężnych
umysłowo łudzi — o ile można to stwierdzić — żyje tak, jak gdyby nigdy
246 Życie symboliczne
się często zgoła na odwrót, poniew aż pow ażne poczucia m niejszej w arto
ści czy pow ażna słabość pacjenta zgoła uniemożliwiają, spojrzenie prosto
^ oczy jeszcze większym mrokom, jeszcze większej bezw artościow ości.
Często w ydawało mi się, że w iększe korzyści przyniosłoby zalecenie na
uczenia pacjenta pozytyw nego w idzenia rzeczy, zanim przystąpim y do
spraw boleśniejszych, bardziej go osłabiających. M arzenia senne oraz ich
w ieloznaczne obrazy zaw dzięczają sw ą formę z jednej^śfróhy archetypom,
z drugiej zaś treśc?<sm wypartym . M ają one zatem dwa aspekty i pozw alają
na dwojakiego rodzaju interpretacje; punkt ciężkości można przesunąć albo
na aspekt archetypowy, albo na aspekt osobisty. To pierwsze wskazywałoby
na uniw ersalne i zdrowe podłoże instynktowe, to drugie odsyłałoby zaś do
chorobliw ego w pływ u w yparcia i infantylnych życzeń.
W eźmy na przykład marzenie senne o „wywyższeniu samego siebie” — 514
śniący pije herbatkę z angielską królow ą czy też utrzymuje zażyłe stosunld
z papieżem, jest na „ty” ze Stalinem itd. .Jeśli człowiek ten nie jest schizofre-
nikiem, praktyczna interpretacja symbolu zależy od jego alctualnego stanu du
cha, czyli od stanu, w jakim w danej chwili znajduje się jego „ja” . Jeśli śniący
przecenia w łasnąw artość, wówczas łatwo (na podstawie materiału zebranego
na drodze kojarzenia myśli) m ożna dowieść, jak niestosowne i infantylne są
wyobrażenia śniącego, w jak wielkiej mierze wynikają one z dziecinnych ży
czeń dorównania rodzicom czy zgoła przewyższenia ich. Jeśli natomiast cho
dzi o przypadek mniejszej wartości, o sytuację, w której przenikające wszyst
ko poczucie własnej nicości zdołało ju ż zdławić każdy pozytywny aspekt
osobowości, zupełnie niewłaściwe byłoby zastosowanie metody przyczynia
jącej się do spotęgowania tego stanu, a zatem polegającej na przedstawianiu
go z całą ostrością, dowodzeniu, ja k bardzo jest on infantylny, śmieszny czy
pokrętny. W ten sposób jedynie wzmoglibyśmy poczucie niższości, wywołu
jąc nikom u przecież niepotrzebny opór wobec terapii.
N ie znamy techniki czy teorii psychoterapeutycznej, którą m ożna by po- 515
w szechnic stosować, albowiem każdy przypadek, z jakim m am y do czynie
nia podczas terapii, je st na wskroś indyw idualny i zw iązany ze specyficzny
m i uwarunkowaniam i. Przypom inam sobie pacjenta, którego musiałem' le
czyć przez dziewięć lat. W idyw aliśm y się tylko przez kilka tygodni w roku,
poniew aż w iększość czasu przebyw ał on za granicą. Od samego początku
wiedziałem , na czym polegająjego problemy, zauw ażyłem jednak również,
że każda próba zbliżenia się do nich choćby o m ilim etr wywołuje gw ał
tow ną reakcję odparcia, co grozi zerw aniem naszego stosunku. N iezależnie
od tego, czy mi się to podobało, czy nie, m usiałem uczynić wszystko, co
252 Życie symboliczne
Są one w szędzie w czasie i przestrzeni, nie znam y icli źródeł, m ogą się one
pow ielać-naw et tam, gdzie nie sposób mówić o tradycji zapośredniczonej
wędrówlcą ludów.
Najbardziej sugestywne przyicłady tego rodzaju dostarczają zw łaszcza
dzieci, żyjące w pew nym środowisłcu — środowisku, w zw iązku z którym
z dostateczną dozą pewności można w ykluczyć możliwość przekazywania
w iedzy czy naw iązyw ania kontaktów. Środowisko, w którym żyła nasza
śniąca, jedynie powierzchow nie znało tradycję chrześcijańską. Ślady w pły
w ów chrześcijańskich m ożna znaleźć w wyobrażeniach Boga, aniołów, pie
kła i zła. Ale tego, w jaki sposób zostały one potraktow ane, w żadnym w y
padku nie można uznać za chrześcijańskie.
Zajm ijm y się zatem pierwszym marzeniem sennym o Bogu, który tak
naprawdę składa się z czterech postaci boskich nadchodzących z „czterech
kątów ”. Ale o jakie kąty chodzi? Nie m oże tu chodzić o pomieszczenie, na
przykład o polcój, poniew aż najwyraźniej mamy tu do czynienia ze zjaw i
skiem kosm icznym , z ingerencją W szechogarniającego. Czwórca (czy też
element „poczw órny”) już jako taka jest ideą osobliwą, odgryw ającą w iel
k ą rolę w system ach religijnych i filozoficznych. W religii chrześcijańskiej
czwórca została zastąpiona przez trójcę — dziew czynka praw dopodobnie
znała to pojęcie. Któż jednak w zwyczajnej rodzinie należącej do stanu
średniego wie cokolw iek o boskiej czwórcy? Idea ta była dość dobrze zna
na średniowiecznej filozofii herm etycznej, ale pod koniec XVIII w ieku w y
czerpała się i już od przynajmniej dw ustu lat nie je st używana. Dobrze, ale
w takim razie skąd znała j ą mała dziewczynka? Z wizji Ezechiela? Nie zna
m y jednak żadnego chrześcijańskiego dogmatu, w którym Serafin uznany
byłby za postać tożsam ą z Bogiem.
Identyczne pytanie można by zadać w związku z postacią rogatego węża.
W Biblii — na przykład w Apokalipsie — pojawia się wprawdzie wiele ro
gatych zwierząt, ^vydaje się jednak, że chodzi tu o czworonogi, mimo że ich
w ładcą jest smok, którego grecka nazwa (drakon) również oznacza węża.
Rogaty w ąż pojawia się w szesnastowiecznej alchemii łacińskiej jalio qu-
adricom utus serpens (czwororogi wąż) — symbol Merkuriusza i antagonista
Trójcy Świętej. O ile jednak wiem, motyw ten można spotkać u jednego tylko
autora — nasza śniąca w żadnym wypadłai nie mogła znać tego dzieła.
W drugim marzeniu seimym pojawia się motyw z pew nością niechrze
ścijański — dostrzegam y tu odwrócenie pow szechnie uznanych wartości,
przejawiające się w pogańskich tańcach w niebie i dobiych uczynkach
dokonywanych przez aniołów w piekle. Symbol ten sugeruje względność
II. Symbole i objaśnianie marzeń sennych 261
wartości moralnych. Gdzież dziecko m ogło się natknąć na tak rew olucyjne
w yobrażenie?
Pytania te prow adzą nas do jeszcze jednego problem u; jakie kom pen- 535
sacyjne znaczenie m ają te m arzenia senne, którym dziew czynka przypisała
tak w ielką doniosłość, że książeczkę zaw ierającą relację o nich gotow a była
podarować ojcu jako prezent świąteczny?
Gdyby sny owe naw iedziły pierw otnego szamana, m ożna by zało ;^ć, iż 536
są to w arianty filozoficznych m otywów śmierci, zmartw ychwstania, rege
neracji, genezy świata, stworzenia człow ieka i relatyw izm u wartości. Ale
sny tego rodzaju są beznadziejnie trudne, jeśli próbujerny je zinterpreto
wać na poziom ie osobistym. Owszem , niew ątpliw ie zaw ierają one „obrazy
zbiorow e” i w pew nym sensie są analogiczne do nauk, jakie w plem ionach
pierw otnych otrzym ują m łodzi ludzie tuż przed inicjacją, gdy dane jest im
usłyszeć o czynach bogów czy stwórców zwierząt; m łodzi ludzie dow iadu
j ą się w ów czas, jak został stworzony świat, poznają m ity o końcu świata
i o sensie śm ierci. W gminach chrześcijańskich poucza się m łodzież w po
dobny sposób, ale pow ażna refleksja na ten tem at pow raca dopiero wtedy,
gdy ludzie sami się zestarzeją i gdy są ju ż bliscy śmierci.
Los osobliwie zrządził, że nasza śniąca znalazła się jednocześnie w obu 537
tych sytuacjach — zbliżała się do okresu dojrzewania, który m iał być dla
niej zarazem chw ilą końca życia. N iew iele lub zgoła nic nie wskazuje tu
na początek norm alnego życia osoby wchodzącej w okres dorosłości, do
strzegam y zaś w iele aluzji do destrukcji i odnowienia. Gdy po raz pierwszy
przeczytałem zapis tych snów, w rzeczy samej miałem poczucie, że zapo
w iadają one nadciągające nieszczęście — przyczyną tego był specyficznie
kom pensacyjny charakter tych obrazów, przedstaw iających dokładne prze
ciwieństwo tego, czego m ożna by oczekiwać po świadomości dziew czyny
w tym wieku. Sny te przedstaw iły w nowej, dość przeraźliwej perspektyw ie
życie i śmierć. M oglibyśm y się spodziewać, że coś podobnego spotkamy
u starca, u człowieka, który spogląda w stecz na swoje życie — do głowy
by nam nie przyszło doszukiwać się tego rodzaju obrazów u dziecka, które
w naturalny sposób spogląda ku przyszłości. A tm osfera panująca w przed
stawionych tu m arzeniach sennych przypom ina raczej rzym ską maksymę;
„Życie to krótki sen” niż radość i przesyt wiosny życia. A lbow iem życie
dziecka je st niczym „ver sacrum vovendum ” („ślubowanie ofiary w iosen
nej”), ja k pow iada rzym ski poeta"*. Doświadczenie dowodzi, że nieprzeczu-
' Zob. Tytus Liwiusz; Ah urbe condita 22, 9, 10. [Przyp. tłum.]
i!
262 Życie symboliczne
ii" "
dać, że człowiek to jedyna istota żywa, która nie m a owego specyficznego ^
instynktu, której psyché nie nosi jakichkolw iek, śladów jeg o ewolucji? Je
śli jednak utożsam im y psyché ze świadom ością, natychm iast łatw o pad
niem y ofiarą błędnego m niemania, iż człowiek przychodzi na świat jako
tabula rasa i że w jeg o duszy nie znajduje się nic, czego nie nauczyłby się
w późniejszych latach indyw idualnego życia. Ale p sych é to coś więcej niż
świadomość. Zwierzęta m ają niew ielką św iadom ość, lecz w iele im pulsów
i reakcji pozw alałoby nam w ysnuć w niosek, że posiadają jakąś psyché',
a i ludzie pierwotni czynią w iele rzeczy, z których sensu świadom ie nie zda
ją sobie sprawy. W ielu kulturalnych ludzi darem nie byśm y pytali, skąd w ła
ściwie w ziął się zwyczaj strojenia choinki na Boże N arodzenie czy też co
oznaczają wielkanocne kraszanki. Skłaniam się do poglądu, iż rzeczy tego
rodzaju zaw sze najpierw czyniono — dopiero później zastanawiano się nad
ich znaczeniem. Psychologia stale musi mierzyć się z ludźm i skądinąd inte
ligentnymi, lecz czasem zachow ującym i się całkowicie niewytłumaczalnie,
nie m ającym i pojęcia o tym, co m ów ią czy co robią. Ludzie ci nagle ulegają
jakim ś nierozsądnym impulsom, dla których sami nie m ają wytłum aczenia.
Skłonny byłbym uważać, że tak w ogóle najpierw coś czyniono i że dopiero
znacznie później ktoś zaczął się nad tym zastanawiać, by w. końcu przeko
nać się, dlaczego to i to czyniono. Psychologia kliniczna stale m ierzy się ze
skądinąd inteligentnym i pacjentam i, którzy zachow ują się osobliwie i nie
m ają pojęcia, dlaczego coś m ów ią czy czynią. N aw iedzają nas marzenia
senne, m y zaś wcale nie wiemy, co one znaczą, naw et jeśli jesteśm y do
głębnie przekonani, że coś znaczą. M am y poczucie, że sen jest w ażny czy
przeraźliw y — ale dlaczego?
Fakt, że regularnie dane nam je st prowadzić takie obserwacje, w zmac- 541
nia hipotezę o istnieniu psych é nieświadomej, której treści są mniej w ię
cej podobne do treści świadomości. Wiemy na przykład, że świadomość
w znacznej m ierze zależy od w spółpracy ze strony nieświadomości. Kie
dy zatem ktoś w ygłasza wykład, w ówczas mówiąc, ju ż m a przygotowane
następne zdanie, mimo że to, co za chwilę powie, je st jeszcze w dużym
stopniu nieświadome. Jeśli nieświadom ość odmawia współpracy, jeśli chce
zatrzymać następne zdanie, wykładow ca zaczyna się jąkać. Jeśli chce on
podać jakieś nazwisko, jeśli chce użyć znanego sobie pojęcia, nie będzie
w stanie tego uczynić. N ieśw iadom ość nie dostarczy potrzebnego słowa.
Z własnego dośw iadczenia wiemy, że zdarza się, iż chcem y komuś przed
stawić starego znajom ego i nagle nie potrafimy przypom nieć sobie jego na
zwiska, zachow ujem y się tak, jakbyśm y nigdy go nie znali. W ten sposób
264 Życie symboliczne
w chwili, kiedy naw iedził nas sen, zdarzenie to m oże tkwić gdzieś 544
w odległej przyszłości. A le nieświadom ość i m arzenia senne, ja k nasze
świadome myśli, często zajm ują się przyszłością i tkw iącym i w niej m ożli
wościami. Od dawna pow szechnie zakładano, iż głów ną funkcją snów jest
przepow iadanie przyszłości. Od Starożytności do Średniowiecza m arze
nia senne odgryw ały w ażną rolę w stawianiu rokowań co do zdrow ia lub
choroby. Odwołując się do całkiem w spółczesnego snu, mogę potwierdzić
elem ent prognozow ania przyszłości, o którym m ów i A rtem idor z Daldis
(U w iek przed Chr.) w O n ejro b y ty c e : otóż pewnego człowieka naw iedził
sen p rz e d sta w ia ją c y śm ierć o jca w płom ieniach^. N iedługo potem on sam
zmarł, straw iony przez phlegm on e (ogień, w ysoka gorączka), czyli — ja k
m ożna zakładać — na skutek zapalenia płuc. Mój kolega cierpiał na strasz-
łiw ągorączkę — ph legm on e. Jeden z jeg o ongisiejszych pacjentów — czło
w iek, który nic nie wiedział o chorobie swego lekarza — m iał sen, w któ
rym widział, ja k um iera on w w ielkim p o ża rze . W tjrni samym czasie lekarz
ów napraw dę trafił do szpitala, w łaśnie zaczął chorować. Ale śniący nie
wiedział o tym — znany był mu jedynie sam fakt, iż jeg o lekarz zachorow ał
i został hospitalizowany. Lekarz ów um arł po upływie trzech tygodni.
Jak pokazuje ten przykład, m arzenia serme m ogą mieć aspekt progno- 545
styczny, który należy uwzględniać przy interpretacji, zwłaszcza wtedy, gdy
jakieś najwyraźniej doniosłe marzenie senne nie dostarcza dostatecznie tłu
maczącego je kontekstu. Taki sen często spada na człowieka niczym grom
z jasnego nieba, a wówczas zastanawiamy się, jaka jest tego przyczyna. Gdy
by można było poznać jego przesłanie, także przyczyna byłaby zrozumiała,
tym bowiem, kto jeszcze nie wie, jest tylko nasza świadomość — nieświado
mość wydaje się ju ż poinformowana, a wnioski, do jakich doszła, pojaw iają
się w formie obrazu sennego. Psych é nieświadoma jest zatem najwyraźniej
w stanie tak samo jak świadomość badać fakty i wysnuwać wnioski. Może
posługiwać się pewnymi faktami i antycypować ich rezultaty właśnie dlate
go, że nie uświadamiamy ich sobie. Ale — na ile dane nam było stwierdzić
na podstawie marzeń sennych — nieświadomość przedstawia swoje w glądy
w formie instynktowej. N a rozróżnienie to należy zwrócić uwagę. Analiza lo
giczna to przywilej świadomości — dokonujemy wyboru, posługując się ro
zumem i wiedzą. Jeśli jednak chodzi o nieświadomość, wydaje się, że podąża
ona torami skłonności instynktowych przedstawianych w formie adekwat-
®Zob. Carl Gustav Jung: Wspomnienia, sny myśli. S. 272 i nast. [Przyp. tłum.]
y/. Symbole i objaśnianie marzeń sennych 269
śmy się jednak pozbaw iać takich poglądów, które okazały się pomocne
akurat w czasie kryzysów, nadając sens naszem u życiu? I skąd wiemy, że
w tych ideach nie tkw i choćby źdźbło prawdy? W ielu zgodziłoby się ze
mną, gdybym po prostu stwierdził, iż w yobrażenia takow e to całkiem praw
dopodobnie złudzenia, lecz ludzie ci nie zdają sobie sprawy, że ich nega
tyw na postawa jest równie trudna do udow odnienia co prawdziwość tw ier
dzeń religijnych. Znam y jednak celny argum ent em piryczny przem aw ia
jący za kultyw ow aniem idei, których dowieść niepodobna — okazało się
bowiem, że są one zbawienne. Człow iek koniecznie potrzebuje wyobrażeń
i przekonań, które nadadzą sens jego życiu, a jem u samemu pom ogą zna
leźć sobie m iejsce we wszechświecie. Człowiek może znosić najgorsze m ę
czarnie, jeśli tylko będzie przekonany, że m ają one sens.
567 Symbole rehgijne nadają znaczenie życiu ludzkiemu. N a przykład In
dianie Pueblo uw ażają się za synów Ojca Słońce' — wiara ta nadaje ich
życiu perspektyw ę znacznie przekraczającą ich ograniczoną egzystencję.
W ten sposób Pueblosi zdobyw ają przestrzeń dla rozw oju osobowości. Sy
tuacja ich życia jest znacznie bardziej zadow alająca niż położenie człow ie
ka należącego do naszej w spółczesnej cywilizacji — indywiduum , które
wie, że jest i pozostanie jednym z „maluczkich” , że jego życie jest i p o
zostanie błahym epizodem. Poczucie głębszego znaczenia własnego życia
sprawia, że człowiek może się wydźwignąć ponad zwykłe branie i dawanie.
Gdy tego poczucia nie m a, człow iek czuje się istotą nikczem ną i zagubioną.
G dyby św. Paw eł był przekonany, źe je st obnośnym sprzedawcą dywanów,
z pew nościąnie byłby tym, kim był. Doniosłość jego życia zasadzała się na
pew ności wewnętrznej powiadającej mu, iż jest posłańcem Boga. Owszem,
można by go oskarżyć o manię wielkości, lecz m niem anie to rychło by zbla-
kło w porów naniu ze św iadectwem historii i osądem następnych pokoleń.
Mit, który nim owładnął, nadał jego życiu nadzw yczajną w ręcz nośność.
568 Taki m it składa się jednak z symboli, które nie zostały wymyślone, lecz
zaistniały jako fakty. To nie człowiek Jezus stworzył mit Boga Człowieka
— postać tę znano ju ż na wiele lat przed narodzinami Jezusa. Ten ostatni zo
stał owładnięty przez motyw symboliczny, który — jak relacjonuje św. M a
rek — wydźwignął go z ograniczonego życia nazareńskiego cieśli na wyżyny
boskości. Mity w yw odzą się z opowieści pierwotnych narratorów, a ich wizje
to obrazy człowieka poraszonego opadającymi go fantazjami. Ludzie ci nie
różniąsię aż tak bardzo od osobistości, które późniejsze pokolenia znały jako
' Zob. Carl Gustav Jung: Wspomnienia, sny myśli- S. 257. [Przyp. tłum.]
JI. Symbole i objaśnianie marzeń sennych 277
poetów czy filozofów. Narratorzy pierwotni nie przejmowali się, skąd bio
rą się ich fantazje; dopiero znacznie później ludzie zaczęh się zastanawiać,
skąd wzięła się ta czy inna historia. Ale przed wiekami w Grecji Starożytnej
intelekt ludzki był ju ż tak zaawansowany, że opowieści o bogach uznano za
archaiczne przekazy o zmarłych ju ż dawno temu królach czy wodzach. Już
wtedy uważano, żc mit to opowieść zbyt nieprawdopodobna, by m ógł on
oznaczać dokładnie to, co mówi; z tego względu próbowano zredukować go
do powszechnie zrozumiałej formuły. Ostatnio dane nam było obserwować
identyczny proces przebiegający w związku z sym boliką oniryczną. W cza
sie, gdy psychologia znajdowała się jeszcze w powijakach, zauważyliśmy,
że marzenia senne m ają niejaką doniosłość. Ale jak Grecy wmawiali sobie,
że ich mity to zwykłe fantazje snute na podstawie racjonalnych czy „nonnal-
nych” historii, tak również kilku pionierów psychologii doszło do przeko
nania, iż sny nie oznaczają tego, co — ja k się wydaje — oznaczają. Pi^zed-
stawione w snach obrazy i symbole odrzucono więc jako dziwaczne formy,
w jakich świadomości jaw ią się stłumione treści psychiczne.
Przedstawione tu już wcześniej moje poglądy nie zgadzały się z tym uję- 569
ciem; ja uważałem, że formę marzeń sennych należy badać na równi z ich
treścią. Dlaczego sny miałyby oznaczać co irmego, niż wynikałoby to z ich
treści? Czyż w naturze istnieje cokolwiek, co jest inne od tego, niż jest? Sen
to normalne zjawisko naturalne — nie oznacza ono nic, czym samo nie jest.
Ta/wwo'powiada; „Senjest interpretacją samego siebie”^. Zamęt w tej kwestii
powstaje jedynie dlatego, że treści senne są symboliczne, toteż m ają więcej
niż jedno znaczenie. Symbole wskazują w kierunku tego, czego nie pojm uje
m y świadomym umysłem, odnoszą się zatem do czegoś, co albo jest nieświa
dome, albo w każdym razie nie jest w pełni świadome.
Dla um ysłu naukowego zjaw iska tego rodzaju są zadrą w oku, nie m ogą 570
bow iem zaspokoić intelektu ani usatysfakcjonować logiki w takiej for
mie, do jakiej one przywykły. W psychologii nie są to jednak odosobnione
przypadki. Problem y pojaw iają się w zw iązku ze zjaw iskiem „afektu” czy
emocji — zjawiskiem nie poddającym się próbom jednoznacznego zdefi
niow ania. Przyczyna trudności w obu w ypadkach jest identyczna — chodzi
o interwencję nieświadomości. W ystarczająco dobrze jestem zorientow a
ny w naukach przyrodniczych, by w iedzieć, jak trudno mieć do czynienia
z faktami, których nie można tak do końca zrozum ieć. Fakty istnieją w spo
sób bezsprzeczny, nie potrafimy jednak w adekwatnej formie ich ująć. Aby
lego, eo unosi się na samej powierzchni nieświadom ości — być m oże będą
to tendencje, które dotychczas nie m ogły się wyrazić, skłonności, które nie
mogły bez przeszkód zaistnieć na płaszczyźnie świadomości. Tendencje ta
kowe stanow ią zawsze obecny i potencjalnie destruktyw ny „cień” naszej
świadomości. N aw et te tendencje, które w danych warunkach m ogą w y
wrzeć pozytyw ny wpływ, jeśli zostaną stłum ione, przekształcają się w de
mony. Z tego w zględu wielu ludzi przejawia zrozum iały lęk przed nieświa
dom ością oraz — jednocześnie — przed psychologią.
581 W naszej epoce aż nadto dobitnie przekonaliśm y się, co oznacza otwar
cie w rót do nieświadom ości. Zdarzenia, których grozy nie wyobrażałby
sobie nikt żyjący w idyllicznej niewinności pierwszego dziesięciolecia na
szego wieku, stały się faktami — nasz świat stanął na głowie. Człowiek
w spółczesny nie rozum ie, ja k bardzo jego „racjonalizm ” (który zniszczył
zdolność do reagow ania na numinaine sym bole i idee) w ydał go na pastwę
jego psychicznego „świata podziem nego”. On sam uw olnił się od „prze
sądów” (w każdym razie chciałby w to wierzyć), lecz w związku z tym
w przerażającej m ierze utracił również wartości duchowe. Jego tradycje
moralne, intelektualne i psychiczne uległy rozkładowi — teraz płaci on
cenę za len rozpad, cierpiąc na dezorientację i tkwiąc w stanie rozkładu.
582 Antropologowie często opisywali, co się dzieje, kiedy w społeczności
pierwotnej wartości duchowe padną łupem cywilizacji w spółczesnej. Lu
dzie przestają wówczas wierzyć w sens życia, ład społeczny ulega rozpado
wi, m oralność upada. Dzisiaj znajdujem y się w identycznej sytuacji, nigdy
jednak nie pojęliśm y do końca, co tak naprawdę straciliśmy, albowiem nasi
przyw ódcy duchowi byli, niestety, bardziej zainteresowani ochroną swych
instytucji niż zrozum ieniem tajemnicy, ja k ą skryw ają symbole. Jeśli o mnie
chodzi, uważam, że w iara nie w yklucza myślenia (które je st najpotężniej
szą bronią człowieka); niestety, najwyraźniej niektórzy wierzący tak bardzo
lękają się przyrodoznawstwa, że ju ż oślepli na działanie numinalnych potęg
psychicznych, które od wieków decydują o losie człowieka.
583 M asy i ich przywódcy nie rozumieją, że jest doprawdy obojętne, czy za
sadę kosm iczną uznamy za m ęską i ojcowską, czy za żeńską i macierzyńską
{„pater" = „duch”, „mater" = „materia”). Jest to niezbyt ważne, ponieważ
i o jednym , i o drugim wiem y niewiele. Już od początków ducha ludzkiego
oba te pojęcia były symbolami numinalnymi, a ich znaczenie sprowadzało się
do ich numinalności, nie polegało na płci czy przypisywanym im atrybutom.
M y odarliśmy wszystkie rzeczy z tajemnicy i numinalności, ju ż nic nie jest
dla nas święte. Ale jak energia nigdy nie znika, również energia emocjonalna
II. Symbole i objaśnianie marzeń sennych 283
wspomnień z okresu dzieciństwa. Ale luki w jego pam ięci to tylko objawy
znacznie poważniejszej utraty — utraty p sy c h é pierwotnej. Jak rozwój em
briona pow tarza prehistorię, tak i duch ludzki rozw ija się za spraw ą pow ta
rzania serii etapów ewolucji prehistoiycznej.
G łówne zadanie m arzeń sennych polega na tym, by obudzić coś w ro- 593
dzaju „w spom nienia” o prehistorii tej ew olucji oraz dać wgląd w świat
dziecka, sięgając aż do najbardziej pierw otnych instynktów. W spom nienia
takie w niektórych wypadkach m ogą mieć osobliwe działanie terapeutyczne
- ju ż dawno tem u spostrzegł to Freud. O bserw acja ta potw ierdza pogląd,
iż luka w e w spom nieniach z olcresu dzieciństwa (tak zw ana amnezja) stano
wi praw dziw ą utratę, a odkrycie tego, co się p o d n iąk ry je , przyczynia się do
pom nożenia życia i pow iększenia dobrostanu. Poniew aż dziecko to istota fi
zycznie mała, a ciągi jego świadom ych myśli są w zględnie krótkie i proste,
nie dostrzegam y dalekosiężnych komplikacji um ysłow ości dziecięcej, za
sadzających się na pierwotnej tożsam ości dziecka z p sy c h é prehistoryczną.
Ten „umysł pierwotny” w dziecku ciągle działa — dane nam to było zauw a
żyć na przykładzie przedstaw ionych tu m arzeń sennych dziewczynki.
W w ypadku am nezji dziecięcej pojaw iają się rów nież osobliw e dodat- 594
ki treści m itologicznych, które później często w ystępują w psychozach.
O brazy takie są w znacznej m ierze num inaine — z tego w zględu są one
bardzo ważne. Jeśli w spom nienia takie p o jaw ią się znow u w okresie doj
rzałości, m ogą w yw ołać ja k najsilniejsze afekty, m o g ą doprow adzić do
zdum iew ających uzdrow ień czy naw róceń religijnych. C zęsto o d d ają one
tę część życia, której od daw na brakow ało — to w łaśnie ona nadaje życiu
charakter pełni.
W spom nienia z dzieciństw a i odtwarzanie form zachowań archetypo- 595
wych m ogą spowodować rozszerzenie pola w idzenia oraz pom nożenie
świadom ości — o ile tylko odnalezione treści uda się zasym ilować i zinte
grować ze świadom ością. Poniew aż nie są one obojętne, przyswojenie ich
sobie doprow adzi do zmiany osobowości, a i one b ęd ą musiały się poddać
pew nym zmianom. N a tym etapie tak zwanego „procesu indyw iduacji” in
terpretacja sym boli odgrywa w ażną rolę praktyczną, albowiem symbole
to naturalne próby pojednania i zjednoczenia przeciw ieństw w ewnątrzp-
sycłiicznych. W trakcie tej pracy asym ilacji popełnilibyśm y szczególnie
fatalny błąd, gdyby interpretator uznał za „praw dziw e” i „realne” jedynie
świadom e wspom nienia, uznając treści archetypowe za fantazje. M im o że
niew ątpliw ie są one fantastyczne, przedstaw iają one pewne siły em ocjonal
ne, tak zwane num inosa. G dybyśm y próbow ali usunąć je gdzieś na margi-
288 Życie symboliczne
W tej epoce dziejów ludzkości, w której całą energię poświęca się na ba- 605
danie natury, badamy wprawdzie świadome funkcje istoty ludzkiej, ale ten
fragment ducha, na któiym rodzą się symbole, ciągle leży odłogiem. Wydaje
się prawic niewiarygodne, iż mimo że codziennie w nocy otrzymujemy do
biegające stamtąd sygnały, wysiłek odszyfrowania przekazywanych w ten
sposób informacji większości ludzi wydaje się zbyt wielkim mozołem. Naj
ważniejsze narzędzie istoty hiàTkic}, psyché, ciągle jest zjawiskiem prawie
nie dostrzeganym, często traktowanym z nieufnością i lekceważeniem: „To
tylko biologiczne” — słyszymy. A zatem: to nic nie znaczy.
Skąd ten niesłychany przesąd? Najwyraźniej tak bardzo zajmujemy się 606
tyra, co myślimy, że już zapominamy zapytać, co właściwie myśli sobie
o nas psyché nieświadoma. Freud podjął poważnąpróbę pokazania, dlacze
go nieświadomość nie zasługuje na lepszą ocenę — dla większości ludzi
idee Sigmunda Freuda to tylko potwierdzenie praktykowanej już wcześniej
postawy lekceważenia duszy. Przedtem po prostu jej nie zauważano; dzisiaj
to stos odpadków, którymi mieliby się zajmować moralizatorzy wszelkiej
maści — coś, co budzi wyraźny lęk.
Ujęcie to z pewnością jest jednostronne i bezzasadne. Nasza faktyczna 607
znajomość nieświadomości dowodzi, że chodzi tu o zjawisko naturalne, neu
tralne, o coś, co zawiera wszystkie aspekty natury ludzkiej: blaski i mroki,
dobro i zło. Analiza symboliki indywidualnej i zbiorowej dopiero się rozwija,
lecz pierwsze rezultaty wydają się zachęcające — wskazują one na wiele py
tań, na które ludzkość współczesna jeszcze nie znalazła odpowiedzi.
Carl Gustav Jung miał odpowiedzieć na dwa pytania:
[1.] Czy przewiduje, ja k i będzie następny etap rozwoju religijnego? Czy
można by wyobrazić sobie, że pojawi się jakieś nowe Objawienie — ja k
nazwaliby to niektórzy — czy pojawi się nowe wcielenie nauczyciela po
wszechnego, czy da o sobie znać nowa fantazja zbiorowa? A może należa
łoby oczekiwać — przeprowadzonej na przykład za pomocą psychologii —
jakiejś nowej interpretacji, nowego zrozumienia ezoterycznego znaczenia
chrześcijaństwa? Może nie powinniśmy oczekiwać żadnej nowej zbiorowej
form y wyrazu, może powinniśmy przygotować się na nadejście czasu, gdy
każdy będzie indywidualnie nawiązywał kontakt z wartościami duchowymi,
rozwijając własny styl?
[2.] W jaki sposób wyjaśni fakt, że wierzący katolik nie cierpi na ner
wice. Co mogłyby zrobić Kościoły! protestanckie w kwestii uodpornienia
.swych wiernych na zaburzenia nerwicowe?
Nie jestem aż tak bardzo wymagający jak postawione mi tutaj pytania! 608
Chciałbym zacząć od drugiej kwestii, od pytania o katolików — dotychczas
nie traktowano tej sprawy zbyt poważnie, choć wydaje mi się, że zasługuje
ona na jak największą uwagę.
Słyszeliście, że stwierdziłem, iż katolicy nie są tak bardzo podatni na ner 609
wice jak członkowie innych Kościołów chrześcijańskich. Oczywiście, zda
rzają się również zneurotyzowani katolicy, faktem jest jednak, że w moim
czterdziestoletnim doświadczeniu miałem nie więcej niż sześciu pacjen-
tów-katohków. Oczywiście, nie zahczam do tej grupy byłych praktykujących
katolików ani tych, którzy określali się mianem rzymskich katolików, lecz
nie praktykowah. Moi koledzy mają podobne doświadczenia. My, miesz
kańcy Zurychu, jesteśmy otoczeni przez kantony zamieszkane przez ludność
w większości katolicką; niespełna dwie trzecie Szwajcarów to protestanci;
reszta to członkowie Kościoła katolickiego. Poza tym graniczymy z połu
dniowymi Niemcami, z landami katolickimi. A zatem wydawałoby się, że
296 Życie symboliczne
wśród naszych pacjentów powinno być wielu katohków — cóż, tak jednak
nie jest; zgłasza się do nas bardzo niewielu członków Kościoła katolickiego.
610 Kiedyś studenci teologii zadah mi bardzo interesujące pytanie. Chcieh się
dowiedzieć, czy ludzie borykający się dzisiaj z problemami psychologicznymi
powinni się zgłaszać raczej do lekarza, C7y do księdza lub pastora. Odpowie
działem, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, postanowiłem jednak się
dowiedzieć, jak przedstawia się sprawa. Rozesłałem zatem ankietę ze szczegó
łowymi pytaniami. Nie uczyniłem jednak tego osobiście, wiedziałem bowiem,
że jako osoba zainteresowana jestem w jakiś sposób uprzedzony, poprosiłem
zatem przyjaciół, ludzi, o których nie było wiadomo, że sąze mną zaprzyjaźnie
ni, że utrzymująze mną stosunki, by zawrócili się do odpowiednich osób z tym
pytaniem — w rezultacie otrzymahśmy około stu bardzo interesujących odpo
wiedzi. Uzyskałem w ten sposób potwierdzenie tego, co i tak już wiedziałem:
znaczna większość respondentów wyznania rzymskokatolickiego odpowie
działa, że ze swymi problemami psychologicznymi zwracają się do księdza, nie
do lekarza. Znaczna większość respondentów należących do Kościołów pro
testanckich odparła, że oczywiście wybierają w tym wypadku lekarza. (Mogę
o tym mówić bez jakichkolwiek uprzedzeń, jestem bowiem synem pastora,
mój dziadek był kimś w rodzaju biskupa', miałem pięciu wujów—pastorów,
a zatem całkiem dobrze znam te problemy! Nie jestem też wrogo nastawio
ny do klem, przeciwnie). Otrzymałem też odpowiedzi od Żydów — żaden nie
powiedział, że w takiej sytuacji udałby się do rabina, nikomu nawet do głowy
by to nie przyszło. Wśród moich respondentów znalazł się też jeden Chińczyk,
który udzielił mi klasycznej odpowiedzi: „Gdy byłem młody chodziłem do le
karza; na .starość chodzę do filozofa”^.
611 Wśród odpowiedzi na ankietę znalazły się też odpowiedzi przedstawi
cieli kleru. Chciałbym tu przytoczyć odpowiedź w żadnym wypadku niere
prezentatywną, rzucającą jednak specyficzne światło na pewien typ teolo
gów. Mój respondent napisał: „Teologia w żadnym wypadku nie wiąże się
z kwestiami praktycznymi”. No dobrze, a więc czym się zajmuje? Moż
na by powiedzieć, że teologia zajmuje się „Bogiem”; ale przecież nikt nie
będzie próbował mnie przekonać, że zajmuje się Bogiem w tym właśnie
sensie. Teologia, o ile w ogóle ma jakieś przeznaczenie, tak naprawdę prze
znaczona jest dla człowieka. Bóg nie potrzebuje teologii. Odpowiedź ta jest
charakterystyczna, jeśli chodzi o pewien typ postawy — wiele wyjaśnia.
ny jezuita — człowiek ten już nie żyje). Kobieta ta, gdy już z całą otwartością
omówiła z nim wszystkie problemy, opowiedziała mi, jaki przebieg miała
ta rozmowa. Spowiednik potwierdził wszystko, co usłyszał ode mnie, słowo
w słowo. Bardzo nmie to zdumiało, tym bardziej, że duchowny ten był jezu
itą. Fakt ten otworzył mi oczy na nadzwyczajną wprost mądrość i wielką kul
turę katolickich ojców duchowych. Tłumaczy to w jakimś sensie, dlaczego
praktykujący katolik udaje się ze swymi problemami do księdza.
615 To fakt: niew ielu katolików cierpi na nerwice, mimo że ludzie ci żyją
w tych sam ych warunkach, w jakich i my żyjemy. Katolicy cierpią praw
dopodobnie z tych sam ych pow odów itd., należałoby zatem oczekiwać, że
będą ich nękały takie same nerwice. M usi więc być coś w kulcie, w prak
tykach religijnych — coś, co tłum aczyłoby ten osobliw y fakt, że katolicy
dotknięci są przez m niejszą liczbę kom pleksów czy że w wypadku katoli
ków kom pleksy przejaw iają się na znacznie m niejszą skalę niż w w ypadku
członków innych Kościołów. Tym czymś oprócz spowiedzi jest oczywiście
sam Icult. N a przykład msza. Rdzeń m szy zaw iera żywe m isterium — to
właśnie ono działa. „Żywe m isterium ” nie oznacza tu „tajem nicy” ; słowa
„m isterium ” używ am tu w sensie, jaki miało ono zawsze: „mysterium tre-
m endum ”. M sza nie jest bynajmniej jedynym m isterium Kościoła katolic
kiego, znamy jeszcze inne misteria. Pojaw iają się one ju ż w chwili przy
gotowywania, traktow ane są jako proste czynności liturgiczne. W eźmy na
przykład obrzęd przygotowania w ody chrzcielnej — benedictio fo n tis ma-
ior czy m inor — w W igilię Paschalną. Patrząc na to, m ożem y się przeko
nać, że ciągle jeszcze sprawow ana je st jakaś część m isteriów eleuzyjskich.
616 Gdy zapytamy o to szeregowego księdza, nie potrafi nam tego w yja
śnić. N ie m a o tym zielonego pojęcia. Kiedyś poprosiłem biskupa szwaj
carskiego Fryburga, by przysłał nam kogoś, kto m ógłby nam w yjaśnić, na
czym polega misterium mszalne. Okazało się, że popełniłem karygodny
błąd — przysłany ksiądz nie potrafił nam nic powiedzieć. M ógł tylko w y
znać, że to w spaniałe uczucie, cudowne m istyczne uczucie, nie potrafił je d
nak w yjaśnić, skąd się ono bierze. Były to tylko emocje — nie można było
z tym nic począć. Ale gdy zagłębim y się w historii obrzędu, gdy podejm ie
m y próbę zrozum ienia całej jego struktury, włącznie z innymi obrzędami,
które m isterium to otaczają zauważymy, że mam y tu do czynienia z m i
sterium sięgającym samych początków dziejów ducha. Flistoria ta sięga
w odległą przeszłość — przeszłość znacznie bardziej odległą niż początki
chrześcijaństwa. W iecie, że bardzo w ażne elem enty mszy — na przykład
hostia — w yw odzą się z kultu Mitry. Podczas sprawowania m isteriów mi-
III. życ ie symboliczne 299
Opowiem w am historię pew nego przypadku. Pew ien cierpiący na hi- 621
sterię alkoholik został uleczony przez grapę należącą do Oxford Movement
— członkowie grupy uznali, że je st to przypadek modelowy, toteż w ysy
łali go do wszystkicłi krajów europejskich, a cudownie uleczony dzielnie
świadczył o cudzie, przyznawał, że był wielkim grzesznikiem i że w yleczy
ła go grupa. K iedy ju ż dw adzieścia czy pięćdziesiąt razy opowiedział sw oją
historię, okazało się, że m a tego po dziurki w nosie — zaczął znow u pić.
Sensacja w dziedzinie ducha po prostu się zużyła. 1 cóż poczęli z nim jego
współbracia? Stwierdzili, że to przypadek patologiczny i że teraz pow inien
on się udać do lekarza. W idzicie, w pierwszym stadium został on uleczony
przez Jezusa, ale w drugim m usiał zasięgnąć pomocy lekarza! Nie mogłem
się zgodzić na prow adzenie tej terapii. O desłałem tego człowieka do jego
grupy ze stwierdzeniem: „Jeśli wierzycie, że Jezus jeden raz uleczył tego
człowieka, z pew nością uczyni to po raz drugi. Jeśli zaś Jezus tego nie po
trafi, to chyba nie sądzicie, że jestem lepszy od niego” . A le tego w łaśnie ode
mnie oczekiwali: w wypadku indyw iduum patologicznego Jezus nie może
mu pom óc — takiemu człow iekowi pom aga lekarz“*.
Dopóki ktoś w ierzy w grupy należące do Oxford Movement, pow inien 622
pozostać przy swej wierze; dopóki ktoś jest członkiem K ościoła katolic
kiego, powinien nim być na dobre i na złe — niechaj się leczy za pom ocą
właściwych środków. Wiecie, na własne oczy w idziałem, że środki takowe
są skuteczne — to fakt! Rozgrzeszenie, K om unia — to może leczyć, naw et
w trudnych przypadkach. Jeśli ktoś autentycznie przeżyw a K omunię Świę
tą, jeśli obrzęd i dogm at dają w yraz psychologicznej sytuacji danego indy
widuum , w ówczas m ożna się spodziewać, że m oże też uleczyć. Jeśli obrzęd
i dogm at nie potrafią w pełni w yrazić sytuacji psychologicznej indyw idu
um, uleczenie się nie pojawi. To w łaśnie dlatego istnieje protestantyzm , to
właśnie dlatego protestantyzm je s t taki niepew ny i coraz bardziej się dzieli. I
N ie jest to żaden zarzut pod adresem religii protestanckiej — to taka sama
historia, jak z Kodeksem Napoleona.
Kodeks Napoleona obow iązyw ał ju ż od roku, gdy do cesarza przybył 623
poręczny z w ypchaną aktówką. N apoleon spojrzał na niego i zapytał: „Co
się stało? Kodeks um arł?”. „Przeciwnie, Wasza W ysokość” — odparł p o
ręczny. ,JCodeks żyje!” .
Podział protestantyzm u na tak wiele sekt — dzisiaj istnieje ju ż ponad 624
czterysta — to oznaka życia. Niestety, w ujęciu kościelnym nie jest to zbyt
^ Zob. Carl Gustav Jung: W spomnienia, sny myśli. S, 257. Zob. par, 567 niniej
szego tomu, [Przyp. tłum,]
304 Życie symboliczne
ła się dostać do Kairu. „Po co?” — spytałem. „Po co to pani robi?” . Byłem
zdumiony, gdy spojrzałem jej w oczy — ujrzałem spojrzenie udręczonego,
zapędzonego w śłepy łtąt zwierzęcia, wiecznie szukającego, wiecznie w na
dziei, że coś znajdzie. „Czego na litość boską pani szuka?” — spytałem.
„Na co pani czeka, za czym tak pani goni?” . Ta kobieta była wręcz opęta
na, opadło ją stu diabłów, którzy gonili ją z miejsca w miejsce. A dlaczego
dała się im opętać? Bo prowadziła życie bez sensu. Życie tej kobiety było
bez reszty i w groteskowy sposób zbanalizowane, było wyzute z jakichkol
wiek wartości, nonsensowne i bezcelowe. Gdyby dzisiaj umarła, nic by się
nie stało, nic by nie zniknęło z powierzchni ziemi — ta kobieta nie istnia
ła! Ale gdyby mogła powiedzieć; „Jestem córką Luny. Noc w noc muszę
pomagać Lunie, mej Matce, w wędrówce po nieboskłonie” — o, wtedy
sytuacja przedstawiałaby się całkiem inaczej! Wtedy kobieta ta by ożyła,
jej życie miałoby znaczenie — na zawsze, dla całej ludzkości. Jeśh l i ^ i e
^mają poczucie, że wiodą życie symboliczne, że są aktorami w boskim dra
macie, daje im to pokój wewnętrzny. Tyiko to nadaje życiu ludzkiemu sens;
wszystko inne jest banalne, można to odrzucić. K ariera i płodzenie dzieci
to wszystko to maja w porównaniu z tym jednym, co nadaje życiu sens.
631 N a tym polega tajem nica K ościoła katolickiego; sprawia on, że czło
wiek może prow adzić w jakiś sposób sensowne życie. Jeśli, na przykład,
m ożna codziennie uczestniczyć w ofierze, jeśli m ożna mieć udział w sub
stancji bóstwa, jeśli dzień w dzień powtarza się ofiarę Chrystusa. To, co tu
m ówię, to rzecz jasna tylko słowa, ale dla człowieka, który napraw dę żyje,
jest to cały świat. To naw et więcej niż świat, poniew aż nadaje to sens ży
ciu, poniew aż w yraża to pragnienie duszy, w yraża podstawowe fakty na
szego życia nieświadomego. Gdy mędrzec powiada; „Jesteś naturze winny
śm ierć”, to właśnie to m a on na myśli.
632 Wydaje mi się, że możem y przejść do następnego pytania. To, o czym
teraz m ówiłem, należy, niestety, w większej części do przeszłości. Nie m o
żem y zawrócić koła czasu, nie możem y pow rócić do sym boliki m inionych
epok. Gdy tylko wydaje nam się, że coś jest sym boliczne, mówimy; „Aha,
to znaczy, że chodzi tu o co innego” . W ątpliwość to zabiła, pochłonęła.
Z tego w zględu nie możem y tam wrócić. Nie m ogę wrócić na łono K ościo
ła katolickiego, nie m ogę ju ż przeżywać cudu mszy — w iem na ten temat
za dużo. Owszem, zdaję sobie sprawę, że to prawda, ale prawda ta poda
na jest w formie, której nie m ogę zaakceptować. Nie mogę wyznać; „Oto
Ciało i Ki-ew Pana”, widząc Go przy tym. Po prostu — nie potrafię. To już
nie jest m oja praw da, nie w yraża ona mojej dyspozycji psychologicznej.
............................................................. . ............ ..................................■ . .
♦ '
Zob, Carl Gustav Jung; Die Beziehungen zwischen dem Ich und dem Unbewus
sten. Gesammelte Werke. T, 7, Par 206 i nast. [Przyp. wyd,]
Mowa o Sabine Spielrein, [Przyp, thim,]
III. życie symboliczne 307
*Zob. Carl Gustav Jung: W spomnienia, sny myśli. S. 148. [Przyp. tłum.]
308 Życie symholiczne
DYSKUSJA
Kanonik H. England:
640 W rytuale Kościoła anglikańskiego mówimy po Komunii: „Panie, skła
damy się Tobie w ofierze ciałem i dusząjako ofiara pokoma, ofiara święta,
ofiara żywa”. Czy na tym polega ofiara, czy na tym polega obrzęd, który
czyniłby zadość pańskim wymaganiom?
Biskup Southwark:
642 Pytanie, czy w ogóle można mówić o świecie protestanckim.
III. życie symboliczne 311
Biskup Southwark:
Ale w innych częściach świata protestanckiego istnieją Kościoły. Na 644
przykład w Szwecji istnieje Kościół luterański — można na przykład uznać
go za Kościół reformowany. Panujące tam stosunki przypominają naszą sy
tuację. Czy kiedykolwiek miał pan do czynienia z obrzędowością prawo
sławną? Czy obrzędy prawosławne mają takie samo oddziałjrwanie?
Biskup Southwark:
W Paryżu spotkałem całą kolonię Rosjan żyjących na wygnaniu — ci 646
ludzie niezwykle wprost zabiegali o zachowanie tradycyjnego rosyjskiego
życia religijnego w stanie niezmienionym.
Biskup Southwark:
My, anglikanie, mamy więcej wspólnego z prawosławnymi niż katolicy, 648
którzy robią na nas wrażenie zbyt skupionych na symbolu. Wydaje nam się,
że nie chcą oni spojrzeć prosto w oczy faktom, z którymi powinni się zmie
rzyć. Katolików znamionuje psychologia wygnańców — żyją we własnym
świecie. Patrząc na to, lękam się o niektórych anghkanów, którzy chcieliby
uciec przed odpowiedzialnością życiową w świat symboliki.
Biskup Southwark:
650 Król Alfred Wielki również zachowywał się podobnie.
Biskup Southwark:
652 Był człowiekiem bardzo praktycznym, miał kulturotwórczy wpływ.
Kanonik England:
654 Ale symbole mogą apelować do rozumu — rozumu oświeconego.
Pan Morgan:
Nawet symbol staje się paradoksem. W naszych Kościołach mamy 658
mnóstwo takich ludzi, którzy chcą wierzyć w Jezusa, ale nie chcą wierzyć
Biskup Southwark:
Na ile jest to związane z interesującą nas problematyką? Kościół kato- 660
licki nie tylko ma koherentny system symboliczny, jest to bowiem jeszcze
związane z wyznaniem absolutnej pewności, z Dogmatem Nieomylności.
To musi mieć bezpośredni wpływ na symbole.
Dr Ann Harling:
Także konfliktom i nerwicom? 662
Biskup Southwark;
Czy wszelkiego rodzaju konflikty to nerwice? 664
Pan Morgan:
666 Czy istnieje zjawisko przechodzenia z jednego systemu symbohcznego
do innego, czy nie jest to neurotyczne?
Pan Morgan;
668 Pytam o to, ponieważ mam właśnie wraiżenie, że wśród protestantów
pojawia się całe mnóstwo nerwic z powodu ceny, jaką trzeba zapłacić, gdy
zmienia się jeden system na drugi.
Biskup Southwark:
670 To co mamy począć z tymi rzeszami ludzi, z którymi mamy do czynie
nia — z ludźmi, którzy nie należą do żadnego Kościoła? Twierdzą, że są
anglikanami, lecz tak naprawdę nie należą do Kościoła.
Pan Morgan:
A jeśli nie? 672
" Mowa o Wolfgangu Paulim. Zob. Carl Gustav Jung; Psychologie und Alche
mie. Gesammelte Werke. T. 12. Psychologia a alchemia {Dzieła. T. 6). Cz. II. [Przyp.
tłum.ł
316 Życie symboliczne
Zob. Carl Gustav Jung: W,spomnienia, .sny, my.śli. S. 271 i nast. Zob, par. 436
niniejszego tomu, [Przyp. tłum.]
Zob. Knud Rasmussen; A Wizard and His Household. [Przyp. wyd,]
Fragment ten w oryginale brzmi trochę inaczej: J n quo est misus tuae dispo-
sitionis, et adunatio cuiuslibet sequestratT\ Hermes Trismegistos; Tractatus aureus.
W; Ars chemica, quod sit licita exercentibus, probationes doctissimorum iurisconsulto-
rum. Strassburg 1566, S. 14. Zob. Carl Gustav Jung; Psychologie undAlchemie. Gesam
melte Werke. T. 12. Psychologia a alchemia {Dzieła. T. 4). Par. 385; Carl Gustav Jung:
Psychologie der Übertragung. Gesammelte Werke. T. 16. Psychologia przeniesienia.
W: Carl Gustav Jung; Praktyka psychoterapii {Dzieła. T. 7). Par. 450. [Przyp. tłum.]
III. życ ie symboliczne 317
Biskup Southwark;
K siądz, katolik, m a D.C. — je st nim autorytet. Taki człow iek nie po- 675
trzebuje snów.
i
Podpułkow nik H.M, Edwards;
Czy księża katoliccy otrzymują wykształcenie psychoterapeutyczne? 677
Dr A.D. Behlios;
W szkole jungow skiej? 681
D erek Kitchin;
685 Panie profesorze, gdzieś pan napisał, że dla w ielu ludzi w iara w życie po
śmierci stanowi w arunek zdrow ia psychicznego.
Biskup Southwark:
Czy o nazistach lub m uzułm anach też by pan powiedział, że m ają rację, 689
jeśh trw ają w swej wierze?
Ks. W. Hopkins:
691 N ajw yraźniej istniał i nadal istnieje perm anentny konflikt m iędzy przy
rodoznaw stw em i religią. Dzisiaj nie przejaw ia się on w tak ostrej form ie
ja k dawniej. W jak i sposób m ożna by pogodzić jedno z drugim — bo naj
wyraźniej tego właśnie potrzebujem y?
Pan Hopkins:
693 W X IX w ieku przyrodoznaw cy znacznie bardziej skłaniali się do do-
gm atyzm u niż dzisiaj. O drzucili całą religię, uznając j ą za złudzenie. Ale
dzisiaj dopuszczają religię, sami jej dośw iadczają.
Pan Hopkins:
695 Cóż, skoro przeciętny człow iek żyje w duchu dziew iętnastow iecznego
przyrodoznawstwa. To nasz problem.
Nie sposób w ciągu jednej godziny powiedzieć coś zasadniczego i wyczer- 697
pującego na temat tale złożonego problemu historycznego i psychologicz
nego, jakim jest spiiytyzm. Trzeba się zatem ograniczyć do oświetlenia
jednego czy dmgiego aspektu sprawy. Metoda ta ma tę zaletę, że słuchacz
najpewniej będzie mógł wyrobić sobie opinię na temat wieloaspektowo-
ści tej kwestii. Spirytyzm (od ,^piritus” — „duch”) to teoria (przekona
ni mniemają, iż „naukowa”) oraz przeświadczenie religijne, które — jak
każde przeświadczenie religijne — zmierza w kierunku stworzenia ruchu
religijnego, sel<ty, wyznającej wiarę w faktyczne i uchwytne „ingerowanie
świata duchów w nasz świat” i — konsekwentnie — praktykuje obcowanie
z duchami. Jeśli chodzi o to, co odróżnia spirytyzm od innych ruchów reli
gijnych, to jest tym jego dwojaka natura: spirytyzm nie wierzy tak po prostu
w niemożliwe do udowodnienia fakty wiary; wiara spirytystyczna zasadza
się na zbliżającym się do przyrodoznawstwa, ostatecznie zaś do fizyki, ze
spole zjawisk, których nie sposób objaśnić podług ich natury inaczej, jak
tylko za pomocą odwołania się do aktywności duchów po prostu. Ta osobli
wa dwoistość — z jednej strony sekta religijna, z drugiej hipoteza prz)/ro-
doznawcza — sprawia, że spirytyzm zajmuje się najróżniejszymi, pozornie
odległymi od siebie dziedzinami życia.
Spirytyzm jako sekta zaistniał w USA w 1848 roku. Historia powstania 698
tej sekty robi wrażenie dziwacznej'. Dwie dziewczyny pochodzące z rodzi
ny Foxów, metodystów mieszkających w Hydesville pod Rochester (Nowy
' Zob. Ei iah W. Capron: Modern Spiritualism. Its Facts and Fanaticism. Boston
1885. Zreferowane w: Alexander Aksakow: Animismus und Spiritismus. Leipzig
1884.
324 Życie symboliczne
Jork), zaczęły się skarżyć, że co noc budzi je jakieś stukanie. Najpierw po
wstał z tego wielki skandal, sąsiedzi przypuszczali, że dom został nawie
dzony przez złego ducłia, później jednak udało się nawiązać kontakt z tym
zjawiskiem, okazało się bowiem, że jeśłi zada się pytanie, można otrzymać
odpowiedź w formie określonej liczby stuknięć. Kiedy opracowano taki
„alfabet stukający”, udało się uzyskać odpowiedź, że w domu tym został
zabity mężczyzna— jego zwłoki zasypano w piwnicy. Po przeprowadzeniu
badań informacja ta została potwierdzona.
699 Tyle, jeśli cliodzi o relację. Pokazy publiczne, które zaczęli urządzać
Foxowie, przedstawiając swe sUikające duchy, sprawiły, że niebawem jak
grzyby po deszczu zaczęły powstawać różne kółka czy sekty. Wskrzeszono
znane już dawniej praktyki z winijącymi stolikami, rozpoczęto poszukiwa
nia mediów, czyli osób, u których pojawiają się zjawiska w rodzaju stuka
nia w głowę, postukiwania przez wirujące stoliki itd. Ruch ten niebawem
przeniósł się do Anglii i na kontynent europejski. W Europie spirytyzm
przejawiał się głównie w fonnie epidemii wirujących stolików — zaraza ta
dotknęła wszystkie kraje europejskie. W końcu nie sposób było sobie wy
obrazić żadnego zebrania towarzyskiego, żadnej herbatki, podczas której
jawnie czy w tajemnicy nie zasięgano by rady stolika. Symptom spirytyzmu
dał o sobie znać wszędzie; nie tak szybko powstawały sekty spirytystyczne,
ale i one zaczęły się pojawiać — powoli, lecz stale. Dzisiaj nie ma żadnego
większego miasta, w którym nie można by spotkać całkiem licznej grupki
wierzących spirytystów.
700 W USA, gdzie w każdym miasteczku istnieje wiele lokalnych ruchów
religijnych, ów rozkwit spirytyzmu był zjawiskiem całkiem naturalnym.
U nas, w Europie, fakt, że tak życzliwie przyjęto tę w końcu dość egzo
tyczną wiarę, wytłumaczyć można jedynie w ten sposób, że padła ona na
podatną glebę przygotowaną przez wamnlci historyczne. Na początku XD£
wieku pojawił się w literaturze romantyzm — był to symptom zakoraenio-
nej w duszy ludu i szeroko rozpowszechnionej tęsknoty za nadzwyczajnym
i niezwykłym. Czytelnicy z lubością nurzali się w uczuciach osjanicznych,
faworyzowano powieści, których akcja rozgrywała się w starych zamczy
skach i klasztornych ruinach. Jak okiem sięgnąć, pojawiały się oznaki mi
stycyzmu, nadwrażliwości i histerii. Na porządku dziennym były rozmowy
o życiu po śmierci, somnambulikach i wizjonerach, magnetyzmie zwierzę
cym itd. Arthur Schopenhauer poświęcił temu obszerny rozdział swego dzieła
pt. Parerga tmd Paralipomena; w swym głównym dziele co i rusz wspomi
na o takich zjawiskach. Nawet tak ważne dla niego pojęcie „świętości” jawi
IV. o okultyzmie 325
1. Zjawiska „magnetyczne”;
2. Jasnowidzenie i prorokowanie;
3. Wizje.
^ Regensburg 1836-1842.
3 Speer 1827.
* Regensburg 1843.
326 Życie symboliczne
Wydaje mi się jednak, że spośród wszystkich znanych faktów ten ma największą 707
siłę dowodową i może się obronić przed wszelkiego rodzaju wątphwościami. Było
to w roku 1756, kiedy pan Swedenborg, wracając z Anglii, pod koniec września
zszedł z pokładu statku na ląd — było to słonecznego dnia około czwartej godziny
po południu w Goteborgu. Zaprosił go do siebie pan William Castel, któiy chciał go
ugościć w towarzystwie złożonym z piętnastu osób. Pan Swedenborg opuścił towa
rzystwo o godzinie szóstej, po czym zmęczony i zakłopotany zamknął się w swo
im pokoju. Powiedział, że właśnie wybuchł w Stidermalm w Sztokholmie (leżącym
w odległości pięćdziesięciu mil od Goteborga) groźny pożar i że ogień szybko się
rozprzestrzenia. Był zaniepokojony, często wychodził. Powiedział, że dom jednego
z jego przyjaciół, którego nazwisko podał, leży już w zgliszczach i że żywioł grozi
też jego domostwu.
^ Stuttgart 1853.
Genewa 1855.
’ Leipzig 1896.
328 Życie symboliczne
708 Około godziny ósmej, gdy znowu wyszedł, stwierdził z radością: „Bogu dzię
ki, pożar został ugaszony, ogień zatrzymał się na trzecim domostwie przed moim!”.
Informacja ta bardzo poruszyła całe miasto, zwłaszcza zaś zebranycłi gości — jesz
cze tego samego dnia wieczorem poinformowano o wszystkim gubernatora. Na
stępnego dnia, w niedzielę rano, wezwał on do siebie Swedenborga, by wypytać
go o wszystko. Swedenborg dokładnie opisał pożar, od początku do końca, określił
również, jak długo trwał. Tego samego dnia wiadomość obiegła całe miasto, a po
nieważ gubernator zlekceważył sprawę, wywołała ona jeszcze większe poruszenie,
albowiem wielu obywateli poważnie frasowało się z powodu przyjaciół czy wła
snych dóbr. W poniedziałek wieczorem przybyła do Góteborga sztafeta wysłana
przez sztokholmskich kupców podczas pożaru. Listy opisały nieszczęście dokładnie
tak samo, jak o tym mówił pan Swedenborg. We wtorek rano przybył do guberna
tora kurier królewski, przywożąc raport o pożarze, o spowodowanych przez niego
stratach, o domach, które padły pastwą płomieni; relacja ta w niczym nie odbiegała
od infonnacji, jakie w czasie pożaru podał pan Swedenborg — ogień został ugaszo
ny o godzinie ósmej.
709 Jaki argument można by przytoczyć przeciwko wiarygodności tej opowieści?
Przyjaciel, który mi o tym napisał, zbadał to wszystko osobiście, ale nie w Sztokhol
mie, lecz około dwa miesiące temu w Goteborgu, w mieście, gdzie zna najzacniej
sze rodziny; kazał sobie o wszystkim opowiedzieć całemu miastu, w którym w roku
1756, a zatem niedawno, żyli jeszcze w większości naoczni świadkowie**.
710 Prorokowanie to zjawisko tak dobrze znane dzięki nauce religii, że nie
trzeba go jakoś specjalnie wyjaśniać na podstawie przykładów.
711 I wreszcie wizje, widzenie duchów, ju ż od zawsze odgrywały w ielką
rolę w opow ieściach o cudach — niezależnie od tego, czy chodzi o strasze
nie przez duchy, czy o wizje ekstatyczne. N auka ujm uje w izje duchów jako
złudzenia zm ysłowe (halucynacje). Halucynacje m ożna bez trudu spotkać
u chorych psychicznie. Z literatiuy psychiatrycznej w ybieram pierwszy lep
szy przykład.
712 Dziewczyna w wieku dwudziestu czterech lat, pochodząca z rodziny
składającej się z ojca-ałkoholika i matki cieipiącej na nerwy, nagle zaczęła
mieć osobliwe ataki; od czasu do czasu popadała w inny stan świadomości,
polegający na tym, że wszystko, co przyszło jej do głowy, widziała w tak
* Immanuel Kant; Träume eines Geistersehers, erläutert durch Träume der Me
taphysik. Wydanie Kehrbacha; 1776. Apendyks. S. 73. [Przyp. wyd.]
¡V. o okultyzmie 329
717 Grupa VI: kwitowanie osób. Ze zjawiskiem tego rodzaju miałem osobiście
do czynienia cztery razy, za każdym razem w ciemności. Warunki, w jakich zo
stał przeprowadzony ten eksperyment, były — o ile można to stwierdzić — za
dowalające; ale namacalny dowód na potwierdzenie takiego faktu jest tak bar-
IV. o okultyzmie 331
722 Z tonacji tej wypowiedzi bez trudu można wysnuć wniosek, że Crookes
jest bez reszty przekonany o faktyczności tego, co dane mu było widzieć. Zre
zygnuję z następnych cytatów, ponieważ nic zasadniczo nowego nie można
by się w ten sposób dowiedzieć. Wystarczy zauważyć, że Crookes widział tale
z grubsza wszystko, co można obserwować na pokazach wielkich mediów.
Nie musimy tu w jakiś specjahiy sposób podkreślać, że — jeśli te niesłychane
relacje pokrywają się ze stanem faktycznym — świat i nauka zostały wzbo
gacone w wielce doniosłą dziedzinę doświadczenia. Przedsięwzięcie polega
jące na tym, by poddać krytyce umiejętności anamnetyczne i wiemość opisu
Crookes’a z perspektywy psychiatry, byłoby z wielu względów niemożliwe.
Wiemy jedynie, że w owym. czasie Crookes nie zdradzał objawów choroby
psychicznej. On sam, jego obserwacje stanowią dla nas póki co prawdziwą
zagadkę psychologiczną. To samo można by powiedzieć o wielu iimych ob
serwatorach — o ludziach, którym tak bez przyczyny nie można przecież
odmówić inteligencji czy prawdomówności. Jeśli zaś chodzi o tak wielu ob
serwatorów, w wypadku których rzucają się w oczy ich uprzedzenie, bezkry-
tycyzm i zdolność do ulegania fantazjom, nic nie będę tu mówił: tych relacji
już z definicji nie zamierzamy uwzględniać.
723 Nie musimy poczuć się urażeni wątpliwościami sprowadzającymi się
do pytania, czy nauka dwudziestowieczna istotnie osiągnęła już najwyższe
szczyty poznania, by poczuć autentycznie ludzkie wzruszenie w obliczu
niedwuznacznego świadectwa wybitnego uczonego. W związku z owym
współczuciem możemy abstrahować od kwestii fizykalnej realności tako
wych zjawisk i zająć się zrazu kwestią czysto psychologiczną: w jaki spo
sób człowiek myślący, indywiduum, które w innych sytuacjach wykazuje
się umiejętnością refleksji i darem obserwacji naukowej, może posunąć się
do twierdzenia o rzeczywistości spraw tak niepojętych?
724 Owo zainteresowanie psychologiczne kilka lat temu skłoniło mnie do
poszukiwania osób, które mają dyspozycje mediumistyczne. Fakt, że z za
wodu jestem psychiatrą, sprawił, iż miałem aż nadto wiele okazji do tego,
zwłaszcza w mieście takim jak Zurych, gdzie na tak niewielkiej powierzch
ni koegzystuje tak wiele osobliwych żywiołów, jak w żadnym innym mie
ście europejskim. W ciągLi tych lat zbadałem osiem mediów — sześć ko
biet i dwóch mężczyzn. Jeśli chodzi o ogólne wrażenie, jakie odniosłem
w związku z tymi badaniami, można by stwierdzić, iż do medium nale
ży przystępować z możliwie jak najskromniejszymi oczekiwaniami, jeśli
chcemy uniknąć rozczarowania. Wyniki tych badań zaspokoiły w jakiejś
mierze moje zainteresowania psychologiczne — w perspektywie fizykalnej
IV. o okultyzmie 333
lego nie potrafimy podać. Gdyby nauka nie zwróciła nam na to uwagi, nie
wiedzielibyśmy, że nafize ręce i dłonie prawie nieustannie wykonują lekkie
ruchy towarzyszące naszym myślom, tak zwane „drgania intencyjne” . Je
śli na przykład wyobrazimy sobie prostą figurę geometiyczną, chociażby
trójkąt, ruchy wyciągniętej dłoni również będą opisywały trójkąt — bez
(rudu można to przedstawić za pomocą odpowiedniego aparatu. Gdy zatem
zasiadają przy stole ludzie, usilnie spodziewając się wykonywania takich
ruchów automatycznych, wówczas ich drgania intencyjne będą odzwiercie
dlały to oczekiwanie, sprawiając, że i stolik z wolna zacznie drgać. Kiedy
już spostrzeżemy ów pozornie automatyczny ruch, będziemy przekonani,
żc „sprawa ruszyła z miejsca”. Ale przekonanie (sugestia) zamąca osąd
i obserwację, toteż nie zauważymy, że zrazu lekkie drgania z wolna prze
chodzą w coraz gwałtowniejsze skurcze mięśni, które oczywiście sprawia
ją, że pojawiają się coraz silniejsze, rzecz jasna również coraz bardziej su
gestywne skutki.
Jeśli jednak zwykły stół, którego prostą konstrukcję znamy, wykonuje ru- 730
chy, zdawałoby się, samodzielnie i zachowuje się niczym istota ożywiona,
wówczas wyobraźnia ludzka w każdej chwili gotowa byłaby zakładać, że ist
nieje jakiś fluid mistyczny czy że duchy powiettza są przyczyną tego ruchu.
Jeśli jednak — a dzieje się tak z reguły — stół potrafi za pomocą alfabetu
złożyć zdania o rozsądnej treści, wówczas wydaje się, iż przedstawiono tym
samym dowód na to, że do gry włączyła się jeszcze jakaś „obca inteligencja”.
Wiemy jednak, że początkowe drżenia automatyczne w dużej miei-ze zależą
od naszych wyobrażeń. Za pomocą tych ruchów można w taki sposób pokie
rować poruszeniami stołu, że wybierane z alfabetu litery ułożą się w słowa
i zdania. Nie trzeba bardzo dokładnie wyobrażać sobie całej sprawy. Ta nie
świadoma część naszej duszy, która kieruje ruchami automatycznymi, nieba
wem wieje w nie także treść intelektualną'“'. Jak można się spodziewać, za
wartość intelekmahia produkcji tego rodzaju z reguły znajduje się na całkiem
niskim poziomie i jedynie w nader rzadkich przypadkach przekracza poziom
inteligencji danego medium. Dobre przykłady tego, jak żałośnie przedstawia
się poziom umysłowy takowych „mów stołowych”, znaleźć można w znanej
książce Allana Kardeca pt. Buch der Medien.
Zob. Carl Gustav Jung: Zur Psychologie und Pathologie sog. okkulter Phäno
mene. Leipzig: Oswald Mutze 1902. Gesammelte Werke. T. 1. [O psychologii i pa
tologii tzw. zjawisk tajemnych. Przeł. Elżbieta Sadowska. Wstęp; Jerzy Prokopiuk.
Warszawa; Sen 1991 - - przyp. tłum.]
336 Życie symboliczne
736 Z drugiej zaś strony każdy obiektywny badacz przyzna, że jeszcze nie
znaleźliśmy się na samym szczycie naszej wiedzy, że natura skrywa jesz
cze nieskończone możliwości — możemy się spodziewać, że przyszłość
przyniesie nam jeszcze wiele odkryć. Z tego względu ograniczę się do wy
jaśnienia, że te przypadlii jasnowidzenia, z którymi miałem do czynienia,
bez trudu można wytłumaczyć w inny, bardziej zrozumiały sposób niż za
pomocą hipotezy poznania mistycznego. Pozornie niezrozumiałe przypadki
jasnowidzenia znam jedynie z opowieści lub z książek.
737 To samo można by powiedzieć o innych cudownych przejawach spi
rytyzmu, o tak zwanych zjawiskach fizykalnych. Tych, które osobiście
widziałem, nie można jednak zaliczyć do tej grupy. W ogóle wśród tak
ogromnej rzeszy ludzi, którzy w naszych czasach skłonni byliby wierzyć
w cuda, jest bardzo niewielu takich, którzy kiedykolwiek widzieli jakieś
zjawisko nadprzyrodzone na własne oczy. W tej nielicznej grupie spotkać
można jednak kilka osób, którym można przypisać wybujałą wyobraź
nię oraz cechę polegającą na tym, że zastępują oni krytyczną obserwację
przez wiarę. Ale i wśród nich znajduje się niewątpliwie kilka indywidu
ów, którym nie brakuje zmysłu krytycznego. Zaliczam do nich na przy
kład Crookesa.
738 Wszyscy ludzie jedynie z trudem obserwują zjawiska, które wydają się
im niezwykłe. Nawet Crookes jest tylko człowiekiem. Nie istnieje jakiś po
wszechny dar obserwacji, któremu można by bezgranicznie zaufać, o ile
dany człowiek nie zaprawiał się w takiej praktyce. Obserwacja daje nam
coś jedynie wówczas, gdy odnosi się do określonej dziedziny. Jeśli na przy
kład subtelnego obserwatora pozbawimy mikroskopu i każemy mu obser
wować wiatr i pogodę, okaże się, że jest on całkowicie bezradny, że to, co
zauważy, jest warte mniej niż obserwacje myśliwego i rolnika. Jeśh dobre
go fizyka posadzimy wśród uczestników odbywanego w łudzących zmysły
ciemnościach seansu spirytystycznego, gdzie histeryczne media z cudow
nym i niewiarygodnym wręcz wyrafinowaniem uprawiają swe szmczki, ob
serwacje, jakie on zbierze, nie będą różne od tego, co zauważy laik w tej
dziedzinie. Wiele zależy również od tego, czy obserwator nastawiony jest
przychylnie do danej sprawy, czy też jest jej nieprzyjazny. A zatem nale
żałoby jeszcze zbadać dyspozycję psychiczną Crookesa; jeśli wychowanie
i wpływy środowiska nie nastawiły go wrogo do wiary we wszelkiego ro
dzaju cuda, to oznacza to, że on sam został przekonany przez duchy. Jeśli
już z góry nie chciał on wierzyć w żadne cudowne zjawiska, to i tak — jak
wielu innych ludzi — nie będzie on wierzył w duchy.
IV. o okultyzmie 339
Trzy rozprawy opublikowane w tym tomiku powstały ponad ćwierć wieku 741
temu. Occulte Phänomene napisałem w 1902 roku, artykuł Seele und Tod
powstał w roku 1932. Fakt, że publikuję je w jednym tomie, wynika z ko
nieczności wewnętrznej: te trzy teksty poświęcone są pewnym granicznym
problemom duszy ludzkiej, czyli kwestii istnienia psycłiicznego po śmierci.
W pierwszej rozprawie znajduje się opis somnambuliczki, która twierdziła,
że obcuje z duchami zmarłych. Druga rozprawa poświęcona jest problemo
wi rozszczepienia oraz różnych fragmentów osobowości (dusze cząstitowe).
W trzecim eseju wreszcie bardziej szczegółowo zajmuję się psychologią wia
ry w nieśmiertelność oraz możliwości istnienia duszy po śmierci.
To, w jaki sposób się to dzieje, odpowiada poglądom i duchowi psycho- 742
logii współczesnej posługującej się metodami przyrodoznawczymi. Mimo
że publikowane ta artykuły zajmują się problemami omawianymi zazwy
czaj przez teologię czy filozofię, nieporozumieniem byłoby zakładać, iż
psychologia traktuje o metafizycznym aspekcie problemu nieśmiertelności.
Psychologia nie może stwierdzać prawdy „metafizycznej” — zajmuje się
wyłącznie fenomenologią psychiczną. Idea nieśmiertelności to zjawisko
znane jak świat długi i szeroki. Każda „idea” w ujęciu psychologicznym to
„zjawisko”, podobnie jak zjawiskiem jest „filozofia” czy „teologia”. Idee
są dla psychologii współczesnej istotami — podobnie jak rośliny czy zwie
rzęta. Psychologia posługuje się metoda^ opisywania natury. Wszystkie wy
obrażenia mitologiczne mają charakter istotowy i są znacznie starsze niż
filozofia. Pierwotnie były one postrzeżeniami i doświadczeniami, tak samo
jak wiedza na temat natury fizycznej, Jako że wyobrażenia tego rodzaju są
uniwersalne, stanowią one symptomy, cechy charakteiystyczne czy normal-
342 Życie symboliczne
Niełatwo odłożyć tę książkę, gdy się odkiyje, że traktuje ona o „niewi- 746
dzialnycłi”, o duchach, a zatem należy do kategorii literatury spiryty
stycznej. Można j ą bowiem czytać także bez odnośnych teorii czy hipo
tez — jako psychologiczną relację na temat faktów czy jako opowieść
o komunikatach docierających od nieświadomości, albowiem o te ostatnie
chodzi tu przede wszystkim. Nawet duchy są bowiem przede wszystkim
zjawiskami psychicznymi, których korzenie tkw ią w nieświadomości.
W każdym razie owi „niewidzialni”, którzy są źródłami informacji przed
stawionych w omawianej tu książce, to idee, to cienie personifikacji treści
nieświadomych, odpowiednio do reguły, że uaktywnione części nieświa
domości, jeśli staną się zauważalne dla postrzegania świadomego, przy
bierają charakter osobowości. Z tego względu wydaje się, że głosy sły
szane przez chorych psychicznie — głosy często utożsamiane z jakimiś
osobowościami — należą do takich czy innych intencji czy też należałoby
je im przypisać. Jeśli obserwatorowi uda się — a nie zawsze jest to łatwe
— zebrać pewną liczbę wypowiedzi zasłyszanych w stanie halucynowa-
nia, wówczas w rzeczy samej można w nich rozpoznać motywy i zamiary
mające charakter osobisty.
To samo dotyczy w odpowiednio powiększonej skali kwestii „kontroli” 747
mediów spirytystycznych, które przekazują „komunikaty”. Wszystko w na
szej psyché ma charakter zrazu osobisty, należałoby znacznie się posunąć
z badaniami, by natknąć się na elementy nie wykazujące takiej cechy. „Ja”
czy „my” pojawiające się w tych komunikatach mają jedynie znaczenie
gramatyczne — w żadnym wypadku nie dowodzi to, że jakiś duch istnie
je, świadczy to natomiast jedynie o tym, że medium czy media występują
w formie osobowej. Jeśli jednak chodzi tu o „dowody tożsamości”, tak jak
346 Życie symboliczne
’ Zob. Joseph Banks Rhine: New Frontiers o f the Mind, 1937; The Reach of
Mind, 1947; George Nugent Merle Tyrell: The Personality o f Man. London 1945.
[Przyp. wyd.]
ilw
IV. o okultyzmie 347
A zatem to, co przedstawia Stewart Edward White w swej książce, mc- 749
żerny traktować jako obszerną informację o nieświadomości i jej naturze.
Informacje te bardzo korzystnie odróżniają się od tego, co zazwyczaj po
daje literatura spirytystyczna, albowiem — abstrahując od faktu, że zmie
rza ona do zbudowania czytelnika, podsuwając mu wszelkiego rodzaju ba
nalne fantazje — skupia się na pewnych ogólnych aspektach i ideach. Te
jakże dobroczynne i interesujące różnice niewątpliwie możemy przypisać
medium Betty, zmarłej jviż żonie autora. To jej „duch” rządzi tą książką.
Z wcześniejszych prac W hite’a^ znamy bowiem jej osobowość, wiemy, co
robiła, jak wielki wpływ pedagogiczny i edukacyjny miała na otoczenie,
jak bardzo w nieświadomości swego środowiska przygotowana była na to
wszystko, o czym mówi książka.
Pedagogiczny wymiar aktywności Betty różni się nie tylko od ogólnej 750
tendencji literatury spirytystycznej poświęconej komunikacji z duchami;
duchy (czy uosobione czynniki nieświadome) dążą do rozwoju świadomo
ści ludzkiej i do zjednoczenia jej z nieświadomością. Wysiłki Betty zmie
rzają w jakimś sensie do tego samego celu. Interesujące, że początki ame
rykańskiego (przeszczepionego niebawem na grunt europejski) spirytyzmu
w połowie XIX wieku zbiegają się z rozkwitem materializmu naukowe
go — w ten sposób spirytyzmowi we wszelkich jego formach przypada
w udziale funkcja kompensacyjna. Ważne byłoby wiedzieć, że wielu przy-
rodoznawców, lekarzy i filozofów, dysponujących niewątpliwymi kompe
tencjami, opowiedziało się na rzecz tezy o autentyczności interesujących
nas zjawisk przedstawiających nader osobliwe oddziaływanie psyché na
materię. W tym miejscu chciałbym wymienić takie postacie jak Friedrich
Zöllner, William Crookes, Alfred Richet, Kamille Flammarion, Giovanni
Schiaparelli, sir Oliver Lodge oraz naszego zuryskiego psychiatrę Eugena
Bleulera, pomijając wielką liczbę nie tak znanych nazwisk. Ja sam nie pod
jąłem żadnych oryginalnych badań w tej dziedzinie, nie twierdzę jednak, że
poznałem dostatecznie dużo tego rodzaju zjawisk, o których realności był
bym dogłębnie przekonany. Uważam, iż nie sposób ich wyjaśnić, toteż nie
mogę się opowiedzieć za taką czy inną interpretacją.
Nie chciałbym zawczasu zdradzać treści tej książki, nie mogę sobie 751
jednak odmówić przyjemności zaakcentowania kilku kwestii. Przede
wszystkim wydaje mi się, że — w związku z uznanym przez nas faktem.
^ Zob. Stewart Edward Wbite; The Betty Book, 1937; Across the Unknown,
1939; The Road I Know, 1942. [Przyp. wyd.]
348 Życie symboliczne
Lipiec 1948
PRZEDMOWA I PRZYCZYNEK DO:
FANNY MOSER; S P U K : IR R G L A U B E O D ER
W AH RG LAU BE?
’ Immanuel Kant; Träume eines Geistersehers, erläutert durch Träume der Me
taphysik. S. 45.
'' Immanuel Kant; Träume eines Geistersehers, erläutert durch Träume der Me
taphysik. S, 42,
^ Johann Wolfgang [von] Goethe; Faust. Cz. i. Przed bramą miasta. W, 1133-
1134. S, 71, [Przyp. tłum,]
IV. o okultyzmie 353
Kwiecień 1950
Carl Gustav Jung
łudniu okazało się, że wzięła ona ze sobą przyjaciółkę, która sama zaoferowała
jej pomoc w pracy. Mieszkałiśmy w prostycli wamnkacli, lecz wygodnie. Dom
był przestronny, dwupiętrowy, posadowiony w prawym rogu posiadłości. Miał
dwa skrzydła — jedno całkiem nam wystarczyło. Na parterze znajdowały się
szklamia — można było przejść stąd prosto do ogrodu — kuchnia, jadalnia
i salon. Na pierwsze piętro prowadziły schody zaczynające się przy wejściu
do szklarni — stamtąd przecinający dom na dwie połowy korytarz prowadził
do wielkiej sypiabii, zajmującej cały fi-ont budynku. Po obu stronach ściany
frontowej znajdowały się okna, pośrodku zaś wznosił się kominek. Jedno
okno znajdowało się od wschodu, dmgie od zachodu. Na lewo od drzwi (od
zachodu) stało łóżko, naprzeciwko ściany frontowej (od północy) stała wel-
ka staromodna komoda, po prawej stronie (od wschodu) szafa, obok stał stół.
Jeszcze kilka krzeseł — i to było całe umeblowanie. Ten pokój zająłem ja. Po
obu stronach korytarza znajdowało się kilka sypialni — jedną zajął dr X., inne
zajmowali przyjeżdżający od czasu do czasu inni goście.
Pierwszej nocy, zmęczony pracą, spałem wybornie. Następny dzień spę- 765
dziliśmy na spacerach i rozmowach. Wieczorem drugiego dnia udałem się do
łóżka koło jedenastej, byłem dość zmęczony, nie mogłem jednak zasnąć. Po
padłem w coś w rodzaju odrętwienia — stan ów był przykry dlatego, że wy
dawało mi się, iż nie mogę się ruszyć. Wydawało mi się również, że w poko
ju jest zepsute powietrze, unosiła się jakaś nieokreślona, nieprzyjemna woń.
Przyszło mi do głowy, że zapomniałem otworzyć okno. Mimo odrętwienia,
w końcu zapaliłem światło (w tym wypadku: zapaliłem świecę). Zauważyłem
wówczas, że oba okna są otwarte, łagodny wiatr wpadał do pokoju, wypełnia
jąc go wonią kwitnących łąk. Nie czułem ani śladu nieprzyjemnego zapachu.
Pozostałem w owym osobliwym stanie półsnu aż do chwili, gdy przez otwar
te okno nie dostrzegłem pierwszych, bladych blasków poranka. W tej samej
chwili odrętwienie opuściło mnie jak ręką odjął — zaraz pogrążyłem się
w głębokim śnie. Obudziłem się dopiero o dziewiątej.
W niedzielę wieczorem zauważyłem mimochodem w obecności dr. X., 766
że poprzedniej nocy dziwacznie spałem. Poradził mi wypić butelkę piwa,
co też uczyniłem. Ale i tej nocy miałem podobne przeżycia: nie mogłem
zasnąć. Oba okna były otwarte. Powietrze zrazu było świeże, wydawało się
jednak, że po upływie pół godziny się zepsuło: było gęste, kwaśne, w koń
cu zrobiło się w jakiś sposób ohydne. Nie mogłem określić tego zapachu,
mimo że próbowałem. Wydawało mi się tylko, że jest w tym coś chorobli
wego. Przywołałem wszelkie ślady pamięciowe zapachów, jakie udało mi
się zebrać w ciągu ośmiu lat pracy w klinice psychiatrycznej. Nagle pojawił
356 Życie symboliczne
tułaj, na wsi, gdzie panuje cisza, gdzie jest taki spokój, zacząłem cierpieć na
bezsenność. Również tej nocy dały o sobie znać identyczne zjawiska, tym
Iazem jednak w jeszcze większym natężeniu. Dopiero teraz przyszło mi do
głowy, że może tu cłiodzić o jakieś zjawisko parapsychiczne. Wiedziałem,
że asumpt do fenomenów tego rodzaju mogą dać nieświadome, eksteriory-
zowane probłemy mieszkańców domu, albowiem ukonstelowana nieświa
domość często przejawia skłonność do objawiania się w jakiś sposób. Ale ja
doskonale znałem mieszkańców, nie mogłem odkryć niczego, co mogłoby się
przyczynić do powstania tego rodzaju zjawisk, niczego, co można by wyja
śnić jako eksterioryzacje. Na wszelki wypadek następnego dnia wypytałem
wszystkich, jak spali. Wszyscy chwałili dobry sen.
Trzecia noc była jeszcze gorsza. Pojawiły się nawet odgłosy stukania 770
- miałem wrażenie, że po pokoju jalc gdyby biega przerażone zwierzę, coś
w rodzaju średniej wielkości psa. I — jak zwykle — gdy tylko na wschod
nim horyzoncie pojawiły się pierwsze blaski słońca, wszystko ustało jak
nożem uciął.
Za trzecim razem zjawislca te dały o sobie znać z jeszcze w iększą inten- 771
sywnością. Odgłosy przypominały walenie i stukanie, jakby szalał wiatr.
Stuki dochodziły teraz także z zewnątrz w formie głuchych łomotów, tak
jakby ktoś młotem walił w cegły (na pierwszym piętrze!). Kilka razy mu
siałem się upewniać, czy nie szaleje burza, czy nikt nie chce rozsadzić mu
rów od zewnątrz. ! ’
Za czwartym razem zacząłem o tym wszystkim przebąkiwać w obecno- 772
ści gospodarza; kto wie, może ten dom jest „nawiedzony” — może to wła
śnie z tego powodu wynajęliśmy go za taką śmieszną cenę? Oczywiście zo
stałem wyśmiany, mimo że ani on, ani ja nie mogliśmy wytłumaczyć mojej
bezsenności. Ale zauważyłem, że obie usługujące nam dziewczyny starają
się jak najszybciej zniknąć z domu, zanim zapadnie wieczór. O ósmej wie
czorem nie było po nich ani widu, ani słychu. Zażartowałem w obecności
naszej kucharki, że z pewnością się nas boi, toteż codziennie wieczorem
w towarzystwie przyjaciółki pośpiesznie opuszcza dom. Roześmiała się
i stwierdziła: „Panów się nie boję, ale w żadnym wypadku nie zostałabym
tutaj sama po zachodzie słońca”. „Tak, a dlaczego?” — spytałem. „Cóż, to
dom nawiedzony, nie wiedział pan? To właśnie z tego powodu był taki tani.
Nikt tutaj nie wytrzymał” . Dom cieszył się taką sławą, jak sięgała pamię
cią. Jeśli chodzi o przyczyny owego osobliwego zapachu, nie zdołałem się
od niej nic dowiedzieć. Jej przyjaciółka przytaknęła tej opowieści w całej
rozciągłości.
358 Życie symboliczne
773 Jako obcy nie mogłem rzecz jasna wszcząć bardziej szczegółowych po
szukiwań we wsi. Moi gospodarze zachowywali się sceptycznie, gotowi byli
jednak gruntownie przeszukać całą posesję. Nie znaleźliśmy nic szczególne
go — w końcu trafiliśmy na strych. Tam pomiędzy oboma skrzydłami ujrze
liśmy ceglany mur — w ścianie widniały względnie nowe drzwi o grubości
mniej więcej czterech centymetrów. Drzwi były zamknięte na zamek opatrzo
ny dwiema potężnymi zasuwami — w ten sposób część zamieszkana oddzie
lona była od reszty domu. Dziewczęta nie wiedziały o istnieniu tych drzwi.
Było to o tyle dziwaczne, że parter i pierwsze piętro zazwyczaj są ze sobą
połączone. Na strychu nie było żadnych pomieszczeń mieszkalnych, jedy
nie otwarta przestrzeń. Nic nie wskazywało na to, by pomieszczenie to było
w jakikolwiek sposób używane. Nie znalazłem wyjaśnienia.
774 Piąty weekend był tak nieznośny, że musiałem prosić gospodarza o przy
dzielenie mi innego pokoju. Zdarzyło się, co następuje: była piękna, bez
wietrzna noc księżycowa. W moim pokoju skrobało, pukało i trzeszczało.
Z zewnątiz coś waliło w mury. Wydawało mi się, że jest to całkiem blisko.
Z trudem otworzyłem oczy. Nagle tuż obok mnie na poduszce ujrzałem głowę
starej kobiety. Prawym otwartym okiem spoglądała na mnie; lewej połowy
twarzy brakowało do wysokości oka. Stało się to tak nagle, było to takie nie
oczekiwane, że jednym susem zerwałem się z łóżka i resztę nocy spędziłem
w fotelu przy blasku świecy. Następnego dnia przeniosłem się do pokoju
obok — spałem wybornie, nic już mi nie przeszkadzało przez cały weekend.
775 W obecności gospodarza dałem wyraz przekonaniu, iż dom ów w rzeczy
samej jest „nawiedzony” — moja uwaga została skwitowana sceptycznym
uśmieszkiem. Postawa ta — choć oczywiście całkiem zrozumiała — trochę
mnie zirytowała, bo przecież nie mogłem \ikrywać przed samym sobą, iż
moje zdrowie zostało w ten sposób narażone na szwank. Czułem się nie
słychanie wyczerpany, jak nigdy przedtem. Zażądałem od dr. X., żeby sam
spróbował przenocować w „nawiedzonym pokoju”. Gospodarz podjął wy
zwanie, dając mi słowo honoru, że szczerze i dokładnie opisze wszystko, co
zobaczy. Miał udać się do tego domu sam i spędzić tam weekend — w ten
sposób chciał mi dać ,/aire chance".
776 Zaraz potem wyjechałem. Mniej więcej dziesięć dni później otrzyma
łem list od dr. X. Jak przyrzekł, udał się samotnie spędzić weekend. Wie
czorem było bardzo cicho i spokojnie — pomyślał, że nie musi udać się na
pierwsze piętro, bo jeśli w domu straszy, to równie dobrze może straszyć
wszędzie! Rozłożył zatem połówkę w szklarni, ponieważ zaś domostwo to
znajduje się na pustkowiu, położył obok nabitą strzelbę. Zapadła martwa
cisza. Co prawda nie czuł się „comfortable^', ale po upływie jakiegoś czasu
prawie udało mu się zasnąć. Wtem wydało mu się, że słyszy jakieś ciche
kroki na korytarzu. Natychmiast zapalił świecę, otworzył drzwi — nic. Zi
rytowany wrócił do łóżka i pomyślał, jaki ze mnie głupiec! Ale nie minęło
dużo czasu, gdy znowu usłyszał odgłosy kroków — ku własnemu nieukon-
tcntowaniu stwierdził, że w drzwiach nie ma klucza. Zabarykadował więc
drzwi, blokując klamkę oparciem przysuniętego fotela — i znowu wrócił
do łóżka. Niebawem ponownie rozległy się czyjeś kroki — tym razem za
trzymały się tuż przed drzwiami. Fotel, którym zablokował drzwi, jęczał,
jak gdyby ktoś próbował siłą wyważyć drzwi. Dr X przeniósł więc połówkę
do ogrodu — zasnął i spał dobrze. Następnej nocy znowu rozbił połówkę
w ogrodzie. O pierwszej po północy zaczęło jednak padać, a wówczas usta
wił połówkę w taki sposób, że głowa była chroniona zadaszeniem szklarni;
w nogach ustawił arkusz blachy. I znowu miał spokojny sen. Ale za żadne
skarby świata nie poszedłby spać do środka. Dr X. zrezygnował z wynaj
mowania tego domu.
Jakiś czas potem dowiedziałem się, że właściciele posiadłości kazali ją 777
zburzyć — domu nie udało się sprzedać, nikt nie chciał go wynająć. Nie
stety, nie mam już oryginału listu, w którym dr X. donosił mi o tym, ale
jego treść zapadła mi głęboko w pamięć, oznaczało to bowiem dla mnie za-
dośćuczymenie za to, że ów mój kolega tak mnie wyśmiał z powodu mojej
wiary w duchy.
Kwiecień 1950
Carl Gustav Jung
Książka ta, której autorka dała się już poznać dzięki innym ważnym publi- 782
kacjoiTi, zawiera cudowne opowieści, które m ogą ściągnąć na siebie odium
przesądu, toteż można je usłyszeć jedynie w tajemnicy. Ankieta przeprowa
dzona przez „Schweizerischer Beobachter” sprawiła jednak, że znalazły się
one w świetle ramp — w ten sposób gazeta ta położyła niemałe zasługi. Ten
bogaty materiał dotarł najpierw na mój adres. Ponieważ jednak mój wiek
oraz nawał zajęć nie pozwalały mi na podjęcie następnycłi obowiązków,
nie mogłem złożyć zadania polegającego na przejrzeniu tej antologii i przy
łożeniu do niej perspektywy psychologicznej w ręce godniejsze od Anie
li Jaffe, która, zajmując się już światem pokrewnych obrazów — Złotym
garncem Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna' — wykazała tak wielką
subtelność psychologiczną, tak wiele empatii, zrozumienia i wiedzy, iż nie
wahałem się ani chwili, kogo mam wybrać.
Problem cudownycli opowieści — trzeba to stwierdzić — jest dziwaczny, 783
niezależnie od tego, jak powszechne są te narracje. Próbowano je interpreto
wać na różne sposoby, psychologia jednak na dobrą sprawę nigdy się nimi nie i.
zajmowała. Wylduczam rzecz jasna mitologię, mimo że tak w ogóle panuje po
gląd, iż jest to zjawisko zasadniczo histoiyczne, z którym dzisiaj nie mamy już
do czynienia. Jeśli więc ktoś zajmuje się mitologią dzisiaj, uchodzi za dziwaka.
Opowieści o duchach, wizje przyszłych zdarzeń oraz inne cudowności — to
właśnie o nich można dzisiaj usłyszeć, liczba zaś tych, którym kiedyś „coś” się
przytrafiło, jest zaskakująco duża. Ponadto szersza publiczność, mimo karcące-
' Zob. Aniela Jaffe; Bilder und Symbole aus E.T.A. Hojfmanm Märchen „Der
Goldene Topf’. Zürich 1958.
II
364 Życie symboliczne
go milczenia „oświeconych”, nie jest już tak całkiem naiwna i wie, że już od
pewnego czasu istnieje poważna nauka określająca się mianem „parapsycholo
gii”. Fakt ten zapewne zachęcił do przeprowadzenia wspomnianej tu ankiety.
784 Pojawił się przy okazji interesujący fakt — okazało się bowiem, że nasz
naród — z upodobaniem określany mianem trzeźwego, pozbawionego fan
tazji, racjonalistycznego i materialistycznego — zna tak wiele opowieści
o duchach, jak na przykład w Anglii czy Irlandii. Ba, wiem z własnego do
świadczenia oraz na podstawie wyników badań innych, że średniowiecz
ne czy jeszcze starsze czarostwo to zjawisko, które wcale nie wymarło
— rozkwita ono dzisiaj równie pięknie, jak w minionych wiekach. Ale
o tym wszystkim „się nie mówi” . To się po prostu zdarza, intelektualna
świadomość nic o tym nie wie; ba, nie zna ona samej siebie, nie zna real
nego człowieka. W świecie tego ostatniego — mimo że nie zdaje on sobie
z tego sprawy — trwa życie minionych tysiącleci, co i rusz wydarzają się
rzeczy, które od zawsze towarzyszyły życiu człowieka: mamy do czynienia
z przeczuciami, przedwiedzą, z wizjami duchów, ze strachami, z powrotem
zmarłych; daje o sobie znać świat demonów, wiedźm, magii itd.
785 Oczywiście nasza scjentystyczna epoka chciałaby „wiedzieć”, czy spra
wy tego rodzaju są „prawdziwe”, choć nie wie ona tak naprawdę, w jaki
sposób należałoby przeprowadzić taki dowód, jak miałby się on przedsta
wiać. Cóż, gdybyśmy to mieli udowodnić, odnośne zdarzenia należałoby
poznać z całą pewnością, należałoby podchodzić do nich w sposób trzeźwy,
ale Avówczas dzieje się częściej tak, że najpiękniejsze wizje rozpływają się
w powietrzu, to zaś, co z nich zostaje, „nie jest warte gadania”. Nikt nie my
śli o tym, by zadać sobie zasadnicze pytanie: co właściwie jest przyczyną
tego, że są ożywiane i opowiadane stale te same dawne historie, że w naj
mniejszym nawet stopniu nie tracą one prestiżu? Przeciwnie, powracają one
co i rusz z nową siłą, świeże niczym „pierwszego dnia”.
786 Autorka podj ęła zadanie potraktowania cudownych opowieści w taki spo
sób, by uczynić zadość ich prawdziwej naturze: uznała je za fakty psychiczne,
nie przykrawała ich, jeśli nie chciały się zmieścić w schemacie narzuconym
przez współczesny światopogląd. Z tego względu konsekwentnie pomija roz-
wiązanąjuż w wypadku mitologii kwestię prawdziwości, podejmuje zaś pró
bę zapytania o przyczyny i cele psychologiczne: „Kto przeżywa spotkanie
z duchami?”, „W jakich wamnkach to się dzieje?”, „Co to oznacza, jeśli po
traktujemy to jako coś, co ma treść, to znaczy jako symbol?”.
787 Autorce udało się przedstawić cudowną opowieść w takiej fonnie, jaką
ona ma, a zatem z wszystkimi tak obrzydliwymi dla racjonalisty szczegóła-
IV. o okultyzmie 365
mi. Dzięki temu udało się jej zachować w relacji czynnik tak ważny, jakim
jest atmosfera dwuznaczności. Przeżycie ciemnego aspektu, przeżycie nu-
minalne, pojawia się w stanie zaćmienia świadomości, stanie zawładnięcia,
kiedy krytyka zostaje wyłączona, a władze umysłowe są sparaliżowane.
O istocie przeżycia cudowności decyduje to, że rozum bierze nogi za pas,
a przewodnictwo przejmuje inny czynnik — to jedyne w swoim rodzaju do
świadczenie, które człowiek nolens volens przechowuje w ukryciu niczym
jakiś drogocenny skarb, postępując tak niekiedy wbrew protestowi rozumu.
Na tym polega niezrozumiany cel owego zjawiska: człowiek w nieodparty
sposób zostaje dotknięty przez tajemnicę.
Autorce udało się zachować całościowy charakter tego przeżycia, mimo 788
że relacje mogłyby stawiać temu opór — uczyniła z tego przedmiot swej
refleksji. Kto oczekuje odpowiedzi na pytanie o prawdziwość zjawisk pa-
rapsychologicznych, z pewnością jej nie uzyska. Albowiem psychologowi
doprawdy niezbyt zależy na stwierdzeniu faktyczności czegoś w zwykłym
sensie tego słowa — chodzi mu jedynie o to, że ktoś, pomijając wszelkie
interpretacje, gotów jest ręczyć za autentyczność jakiegoś przeżycia. Jeśli
0 to chodzi, relacje, z którymi mamy tu do czynienia, nie pozostawiają ja
kichkolwiek wątpliwości. Potwierdza je nie tylko fakt swobodnego opowia
dania — z reguły odkrywamy także łączące je motywy rów^noległe. Niepo
dobna wątpić; znamy takie relacje z każdej epoki, z każdego zakątka świa
ta, nie znamy zatem zasadniczego powodu, by kwestionować ich prawdzi
wość. Uzasadnione wątpliwości pojawiałyby się wówczas, gdybyśmy mieli
do czynienia z kłamstwem z premedytacją. Z tymi ostatnimi wypadkami
mamy do czynienia nader rzadko, prawie nigdy, albowiem autorzy takich
zmyśleń są zbyt naiwni, by umieć dobrze kłamać.
Psychologia nieświadomości pozwoliła nam oświetlić tak wiele spraw, 789
że można oczekiwać, iż rozświetli ona również ów mroczny świat wiecz-
tue młodych cudownych opowieści. Z bogatego materiahi, jaki legł u pod
staw tej książki, ujęcie psychologiczne może uzyskać w rzeczy samej nowe
1 ważne wglądy, zasługujące na to, by poświęcić im odpowiednią viwagę.
Polecam ją zatem uwadze tych wszystkich, którzy znają wartość chwili,
gdy coś pozwala nam przerwać monotonię codzienności, wstrząsając naszą
(pojawiającą się niekiedy) pewnością siebie, dając udział w nowych prze
czuciach.
{Gesammelte Werke. T. 3)
AKTUALNY STAN PSYCHOLOGII STOSOWANEJ
W RÓŻNYCH KRAJACH
O ile w Bazylei i Freiburgu w ogóle nie uprawia się psychologii, o tyle 790
w Bemie właśnie otwarto Instytut Psychologiczny, który prowadzi prof.
Dürr. Uczony ten w semestrze zimowym 1907 roku prowadził wykłady na
temat psychologii ogólnej oraz psychologicznych podstaw pedagogiki, pro
wadził też kurs z psychologii doświadczalnej.
Jeśli chodzi o stan i-zeczy w Zurychu, można by stwierdzić; prof Schu- 791
mann prowadzi wykład na temat psychologii specjalnej. W Laboratorium
Uniwersyteckim Psychologii Doświadczalnej Schumann prowadzi również
praktyki dla zaawansowanych. Doc. prywatny Wreschner ' prowadzi w se
mestrze zimowym wykłady na temat psychologii głosu i języka, a w Labora
torium Psychologicznym prowadzi kurs wprowadzający do psychologii do
świadczalnej. W istaiejącym od 1906 roku Laboratorium Psychologicznym
Uniwersyteckiej Kliniki Psychiatrycznej ja prowadzę prace dla zaawansowa
nych. Zajmujemy się psychologiąnormalną i patologiczną.
Jeśli chodzi o stowarzyszenia zajmujące się psychologią, w Bernie i Ba- 792
zylei nie istnieje ani jedno (o Freiburgu nie wspominając).
W Zurychu zaś od kilku lat ismieją; 793
[ 1.] Stowarzyszenie Prawniczo-Psychiatryczne, któremu przewodniczę
od 1907 roku^;
(Autoreferat)
OMOWIENIE
ISIDOR SADGER: KONRAD FERDINAND MEYER. EINE
PATHOGRAPHISCH-PSYCHOLOGISCHE STUDIE
ponieważ zaś nie może tam niczego zrozumieć, nie może tam odkryć nic
zrozumiałego, miejsce to określa mianem szalonego czy „patologicznego”.
Möbius określa to miejsce za pomocą terminu psychiatrycznego, przedsta
wiając podstawy jego topografii. Ale opisanie i zrozumiałe przedstawienie
tego, co właściwie dzieje się w owej zamkniętej przed wejrzeniem rozumu
dziedzinie życia psychicznego, jakie potężne wpływy i oddziałjfwania za
chodzą pomiędzy światem rzeczy zrozumiałych i niezrozumiałych — na
tym polegałoby właściwe zadanie patografa. Dotychczas patografii w żad
nym wypadku nie udawało się wywiązać z tego zadania, uważała bowiem,
że uczyniła to, co do niej należy, gdy stwierdzała, iż ten czy ów zwario
wał; owszem, było to postępowanie w jakiś sposób uzasadnione, albowiem
całkiem wielu najwybitniejszych przedstawicieli psychiatrii współczesnej
wyznaje przekonanie, iż człowieka chorego psychicznie nie sposób zrozu
mieć. Stwierdzeniu temu możemy przypisać jedynie subiektywne obowią
zywanie: albowiem lubimy określać ludzi mianem „szalonych”, jeśli tylko
nie rozumiemy ich. Uznając, że nasz rozum jest ograniczony, nie powinni
śmy jednak posuwać się tak daleko, a już z całą pewnością nie powinniśmy
twierdzić, że to, czego my nie rozumiemy, jest w ogóle niemożliwe do zro
zumienia. Owszem, jest to zrozumiałe, atoli nasze umysły są za tępe i zbyt
ociężale, toteż nie potrafimy dobrze słuchać i właściwie ująć tego, o jakich
tajemnicach mówi człowiek chory psychicznie. Tu i ówdzie przebąkuje
o czymś, co pojmujemy, wydaje się, że od czasu do czasu możemy wejrzeć
w kontekst, w którym to, co pozornie rozkiełznane, przypadkowe i niepo
wiązane, można wtłoczyć w formuły prawideł. Wgląd ów zawdzięczamy
genialnej psychologii Sigmunda Freuda — przebiegła ona wszystkie kręgi
piekieł, w które filisterstwo intelektualne zawsze próbuje zepchnąć czło
wieka gotowego dokonać nowych odkryć naukowych.
796 K tokolw iek przeczyta książkę Sadgera, próbując napraw dę j ą zrozu
mieć, przedtem pow inien choćby pobieżnie zapoznać się z psychologią
Freuda, w przeciwnym bow iem razie odniesie wrażenie, że autor w dzi
w aczny sposób w ysuw a na plan pierw szy znaczenie, jakie w życiu twór
cy m iała matka. Czytelnikowi, który nie przygotuje się do tej lektury, nie
będzie łatwo zrozum ieć w ielu pisanych jakby na marginesie uw ag na te
m at stosunku ojciec-syn i syn-m atka, nie będzie m ógł ich docenić w ich
uniwersalności. Już choćby z tych aluzji wynika, że praca Sadgera zajm uje
szczególne miejsce w śród patografii, albowiem w przeciwieństwie do w ie
lu innych tego rodzaju dzieł korzeniami swymi sięga aż do patologii, odry
wając w ten sposób od owej mrocznej dziedziny spraw niepojętych wiele
K Psychogeneza chorób psychicznych 375
z tego, co m ożna zrozumieć. Jeśli ktoś przyswoił sobie choćby trochę idei
freudowskich, ten z wielkim zainteresowaniem przeczyta, w ja k i sposób
wrażliwa dusza tw órcy z w olna się osw obadzała spod presji matki oraz
nieuniknionych konfliktów emocjonalnych, w jaki sposób zaczął płynąć
w tej samej chwili tajem ny nurt płodności artystycznej. Pow inniśm y być
w dzięczni autorowi za ów w gląd w życie tego tak niepojętego w swej ewo
lucji twórcy. Jeśli zaś czytelnik nie dysponuje żadną w iedzą na ten tem at,
zapewne książka ta zachęci go do zajęcia się tym i sprawami.
OMOWIENIE;
LOUIS WALDSTEIN; DAS UNBEWUSSTE ICH UND SEIN
VERHÄLTNIS ZUR GESUNDHEIT UND ERZIEHUNG
tak. Dziecko wpadało w dziwaczne stany. Zdarzało się zatem, że podczas lek
cji cłiłopak wstawał i, wylcazując wszelkie oznaki największego lęku, obła
piał nauczyciela. W domu często się zdarzało, że uciekał przed lustrem i, nie
podając konkretnej przyczyny, chował się na strychu. Na pytania, dlaczego
tak się zachowuje, nie odpowiadał. Kiedy go badałem, stwierdził, że miewa
ataki skurczów. Po czym wywiązała się m iędzy nami taka oto rozmowa:
803 „Dlaczego ciągle się boisz?” . Dziecko nie odpowiedziało. Widziałem,
że język odmawia m u posłuszeństwa. Napierałem więc, po czym uzyskałem
następującą odpowiedź: „Nie mogę powiedzieć” . „Tak, a dlaczego?” — drą
żyłem. Ale w odpowiedzi ciągle słyszałem, że nie może mi powiedzieć.
W końcu wydobył z siebie: „Boję się tego człowielia”. „Jakiego człowie
ka?” . I znowu nie uzyskałem odpowiedzi. Wreszcie, pod dłuższej rozmowie,
udało mi się zdobyć zaufanie chłopca, który opowiedział mi, że już w siód
m ym roku życia ujrzał postać małego człowieka. Człowieczek ów miał brodę
— po czym chłopak szczegółowo go opisał. Ten człowieczek kiwał na niego,
a wówczas opadł go lęk. To właśnie z tego powodu obłapiał nauczyciela,
ukrywał się w różnych kątach domu, stronił od zabaw. „Czego chciał od
ciebie ten człowiek?” — spytałem. „On chciał mi przekazać winę” . ,,Co to
znaczy: w inę?”. N a to pytanie nie umiał odpowiedzieć, ciągle jednak mówił
o winie. Ten człowieczek za każdym razem, gdy się zjawił, podchodził coraz
bliżej, ostatnio zaś podszedł całkiem blisko — to właśnie wówczas chłopiec
dźgnął siostrę nożyczkami. Zjawisko to to nic innego, jak tylko personifikacja
zbrodniczego popędu, to zaś, co chłopczyk określił m ianem „winy” , to sym
bol owego drugiego,j a ”, które gnało go do zbrodni.
815' Po popełnieniu tego czynu chłopiec w rzeczy samej zaczął cierpieć na
ataki epilepsji — od tej chwili już nigdy nie uczynił nic podobnego. Epi
lepsja była w jego wypadku — podobnie ja k w w ielu innych przypadkach
— ucieczką przed przestępstwem, formą tłumienia zbrodniczycli popędów.
Z sytuacją tego rodzaju możemy się często spotkać. Ludzie nieświadomie
poszukują drogi ucieczki przed wewnętrznym przymusem do popełnienia
zbrodni — uciekają zatem w chorobę.
816 W' innych przypadkach m ożem y zauważyć, że ludzie, którzy — po
wierzchownie sądząc — są z natuiy dobrzy, przenoszą swe ukrywane przez
te pozory instynkty na inne osoby i nieświadom ie skłaniają je do czynów,
które sami chcieliby popełnić, lecz nie chcą tego zrobić.
Przykład: już jakiś czas temu w miasteczku nad Renem miało miejsce 817
zabójstwo, które wywołało wielką sensację. Całkiem dotychczas spokojny
człowiek zabił wszystkich domowników, nie oszczędził nawet psa. Nikt nie
znał przyczyny, nikt dotychczas nie zauważył w tym człowieku niczego
szczególnego. lV[ężczyzna ten — opowiadano mi — kupił nóż, nie wiedział
jednak, po co. Następnej nocy zasnął w pokoju, gdzie znajdował się wielki
zegar stojący. Nasłuchiwał tykania zegara, a owo łykanie było takie głośne,
jakby tuż obok maszerował batalion. Tykanie coraz bardziej cichło, tak jak
by żołnierze się oddalali. Gdy już nic nie było słychać, mężczyzna nagle po
czuł: „Tak, to się musi stać teraz”. Następnie zaczął mordować. Zadał swej
żonie jedenaście ciosów nożem.
Na podstawie przeprowadzonych badań stwierdziłem, że główną winę 818
za to wszystko ponosi żona. Kobieta ta była sekciarką — często się zda
rza, że osoby tego rodzaju uważają ludzi spoza sekty za diabły wcielone,
samych siebie traktują zaś niczym wybrańców, świętych. Cóż, kobieta ta
przenosiła tkwiące w sobie zło — zapewne nieświadomie, lecz z pewnością
tak było — na swego męża. Wmawiała mu, że jest zły, ona zaś jest dobra
—- w ten sposób drażniła jego nieświadome zbrodnicze popędy. Znamienne,
że człowiek ów, zadając jej ciosy, recytował fragmenty Biblii — szczegół
ten najlepiej charakteryzuje jego wrogie uczucia.
W duszy ludzkiej zachodzą procesy znacznie bardziej niesamowite, 819
okrutne i zbrodnicze niż w rzeczywistości świata zewnętrznego. Dusza
zbrodniarza, która w rzeczy samej się objawi, często pozwala wejrzeć
w głębie procesu psychicznego tak w ogóle. Często wydaje się dość dzi
waczne, jalde otchłanie otwierają się w duszy mordercy, w jaki sposób czło
wiek popędzany jest w kierunku czynów, których tak w ogóle nigdy by nie
popełnił z własnej chęci.
Pewnego razu piekarz wybrał się na spacer. Poczuł zdumienie, za- 820
skoczenie, ba, wydawało mu się, że śni, gdy jakiś czas później ocknął się
w celi, mając skute ręce i nogi. Okazało się, iż tymczasem zamordował tro
je ludzi, dwoje ciężko ranił. Nie ulega wątpliwości, iż uczynił to w stanie
śnienia. Jego niedzielny spacer przybrał całkiem inny obrót niż zazwyczaj.
Także w tym wypadku żona mordercy była sekciarką i „świętą” — jeśli
chodzi o przyczyny zbrodni, analogia prowadzi nas do wspomnianego tu
już wcześniej przypadku.
Im gorszy jest człowiek, tym bardziej próbuje on narzucić innym własne 821
zepsucie, którego nie pokazuje na zewnątrz. Piekarz i zabójca z miastecz
ka nad Renem byli przyzwoitymi ludźmi. Gdyby ktoś przypuszczał, że są
384 Życie symboliczne
zdolni do mordu, szczerze by się zdum ieli — w każdym razie nigdy o tym
nie m yśleli. M yślą tą natchnęły ich na płaszczyźnie nieświadom ej ich żony,
odreagowujące w ten sposób zapew ne własne złe popędy. Człowiek to isto
ta doprawdy złożona, ten zaś, kto jako psycholog wie o tylu rzeczach, naj
mniej wie o sam ym sobie.
w KWESTII INTERWENCJI LEKARSKIEJ
dzi na drugie pytanie. Operacja tego rodzaju nie ma nic wspólnego z psy
choterapią, albowiem każdy — nawet sam pacjent — może poprosić kogoś
o to, by polecił mu chimrga, który przeprowadzi zabieg kastracji. Jeśli rady
takowej udzielił Boss, to jest to jego prywatna sprawa, a zatem nie należy
poddawać tego faktu wielkiej publicznej dyskusji.
823 Odpowiedź na pytanie [1.] nie jest już taka prosta. Podług zasady „nul-
la poena sine lege” interwencja taka byłaby uzasadniona, gdyby prawo:
albo pozwalało na to, albo tego nie zabraniało. Żadne prawo nie zabrania
przeprowadzania operacji plastycznych, gdyby zaś udało mi się przekonać
chimrga, by odciął mi palec, byłaby to nasza prywatna sprawa, to znaczy,
byłby to problem etyki indywidualnej. Jeśli jakiś poczytalny człowiek ży
czy sobie, by go w ykast ować, twierdząc, że będzie wówczas szczęśliwszy,
nie można nic mu zarzucić. Jeśli lekarz uważa, że operacja takowa pomoże
pacjentowi, nie szkodząc nikomu innemu, wówczas jego etyczna dyspozy
cja, każąca mu pomagać i naprawiać, może kazać mu przeprowadzić taką
interwencję chirargiczną i nikt nie będzie tnógł stawiać mu jakichś zasadni
czych zarzutów z tego powodu. Lekarz ten powinien jednak zdawać sobie
sprawę, że swym niezwykłym i niekonwencjonalnym postępowaniem naru
sza zbiorową etykę stanu lekarskiego. Operacja dotyczy poza tym narządu,
który jest obiektem zbiorowego tabu — kastracja stanowi niminalne oka
leczenie, jest zjawiskiem bardzo sugestywnym dla każdego, toteż otacza je
wiele względów natury emocjonalnej. Lekarz, który odważa się przeprowa
dzić taką operację, nie powinien się dziwić, że zbiorowość reaguje na jego
postępek. Cóż, być może sumienie mu podpowiada, że postąpił właściwie;
ale tym samym wystawił na szwank uczucie zbiorowe, naraził swą reputa
cję (w podobnej sytuacji znajduje się kat).
824 A zatem dr Boss uczyniłby lepiej, gdyby taktownie przemilczał całą
sprawę, miast z przesadą właściwą „analizie egzystencjalnej” urbi et orbi
ogłaszać, jak bardzo zależy mu na akceptacji własnego stanu. Najwyraźniej
jedynie niejasno zdaje on sobie sprawę z tego, jak bardzo uraził zbiorowe
uczucia stanu lekarskiego.
825 Na pytanie [1.] odpowiadam więc, że — z przytoczonych tu wcześniej
względów — uważam tę ingerencję za wątpliwą czy nawet niedopuszczal
ną. Ale z perspektywy indywidualnej chciałbym uznać, że beneficium dubli
przemawia na rzecz dr. Bossa.
PRZEDMOWA DO:
JOHM CUSTANCE: WISDOM, MADNESS AND FOLLY
Gdy w 1906 roku pracowałem nad Über die Psychologie der Dementia 826
praecox' (jak wówczas nazywano schizofrenię), nawet do głowy by mi nie
przyszło, że przez następne półwiecze studia psychologiczne nad psycho
zami i ich treściami nie zdobędą się na żadne, by tak rzec, postępy. Dogmat
czy przesąd intelektualny twierdzący, że jedyną przyczyną tych schorzeń
są zaburzenia natury fizjologicznej, spi-awia, iż psychiatra nie ma dostę
pu do duszy pacjenta, skłaniając go do tyleż śmiałych, co nieobliczalnych
ingerencji w ów najsubtelniejszych z narządów, nie pozwalając nawet na
samą myśl o możliwości związków i oddziaływań specyficznie psychicz
nych, mimo że te ostatnie wydają się zgoła oczywiste dla nieuprzedzonego
umysłu. Trzeba tylko zwrócić uwagę na to, ale właśnie do tego nie dopusz
cza przesąd materialistyezny tkwiący w umysłach ludzkich — nawet tych,
które zrozumiały, jak błahe są owe przesłanki metafizyczne. Nie poznany
jeszcze nawet, zakładany czysto hipotetycznie czyrmik organiczny wydaje
się bardziej sugestywny od realnego czyimika psychicznego, albowiem ten
ostatni ciągle jeszcze nie może korzystać z pełni praw, uchodzi za wtórny
i mgławicowy przypominając opaiy wzbijające z rozkładającego się białka.
Ale skąd, na miły Bóg, ludzie wiedzą, że jedynie realnym czynnikiem jest
fizyczny atom, choć przecież nie można by nawet dowieść jego istnienia,
gdyby nie uczyniła tego psychel Jeśli w ogóle cokolwiek można określić
mianem „pierwszorzędnego”, to jest tym czymś z pewnością/'¿yc/ze, a nie
atom, który — jak wszystkie inne obiekty naszego poznania — dany jest
w formie pośredniej jako model czy obraz psychiczny.
827 Jeszcze żywo pamiętam, jalde wielkie wrażenie zrobiła na mnie pierw
sza udana próba odszyfrowania pozornie kompletnie nonsensownych neo
logizmów schizofrenicznych. Było to zadanie nieskończenie łatwiejsze od
odczytania hieroglifów czy pisma klinowego. O ile to ostatnie pozwoliło
nam wejrzeć w kulturę umysłową starożytnej ludzkości — była to niewąt
pliwie zdobycz, której znaczenia nie sposób wprost przecenić — o tyle od
szyfrowanie wytworów osób chorych psychicznie oraz innych form przeja
wów nieświadomości pozwala nam poznać sens znacznie starszych, znacz
nie bardziej fundamentalnych zjawisk psychicznych, a tym samym daje
nam dostęp do podziemnego świata psychiki stanowiącego macierz nie tyl
ko wytworów umysłowych, lecz także codziennej świadomości. Cóż, skoro
wydaje się, że jest to całkiem nieciekawe, poza tym w żadnym wypadku nie
dotyczy to psychiatrów; ci ostatni mająwrażenie, iż rozważania tego rodza
ju są analogiczne do dyskusji, z jakich kamieniołomów pochodziły bloki
skalne służące jako budulec katedr średniowiecznych, przy całkowitym po
mijaniu sensu i celu samych budowli.
828 Półwiecze nie wystarczyło, by psychiatra, „lekarz duszy”, zdołał choćby
w jakiejś mierze poznać strułcturę i treści psyché. Nikt nie musi pisać apo-
logii mózgu — wystarczy wziąć mikroskop, by stwierdzić, na czym polega
jego znaczenie — ale duszę traktuje się jak powietrze, nie jest bowiem do
statecznie fizyczna, by zastosować do niej baw niki czy metody hartowania.
Ciągle jeszcze stosuje się politykę gardzenia tym, czego się nie zna, ludzie
zaś sąnajlepiej poinforniowani o tym, o czym nie mają pojęcia; sama próba
wprowadzenia niejakiego porządku w chaos doświadczenia psychologicz
nego uchodzi za „nienaukową”, albowiem kryteria stosowane do faktów
fizycznych są nieprzydatne do faktów psychicznych. Wydaje się, że psy
chiatria ciągle jeszcze nie zna dowodu z dokumentu — dowodu w całym
zakresie uznanego przez historię i prawo.
829 Z tego względu omawiana tu książka powinna spotkać się ze szczegól
ną życzliwością psychiatrii. Mamy tu do czynienia z — niestety, jednym
z niewielu — document humain. Znam nie więcej niż kilka takich autochto
nicznych opisów psychozy — jedynie ten pochodzi ze sfery obłędu depre-
syjno-maniakalnego; wszystkie inne dotyczą schizofrenii. Owszem, w nie
skończenie wielu historiach choroby można znaleźć porównywalne opisy,
nigdy jednak nie trafiły one na światło dzienne, nie zostały opublikowane,
z pewnością zaś nie można by znaleźć wśród nich żadnego, który choćby
w przybliżeniu dorównywałby w słownictwie, ogólnym wykształceniu,
oczytaniu, refleksji i samokrytyce wykazywanym przez naszego autora.
V. Psychogeneza chorób psychicznych 389
Czytając rękopis doktora Perry’ego, nie mogłem nie wrócić pamięcią do 832
owego czasu, gdy jako młody psychiatra daremnie poszukiwałem perspek
tywy, dzięki której mógłbym zrozumieć funkcjonowanie chorego umysłu.
Same obsew acje kliniczne — ostatecznie prowadzone już post mortem,
gdy badało się mózg, który właściwie powinien być w jakiś sposób zabu
rzony, a jednak nie wykazywał żadnych oznak nienormalności — nie były
zbyt obiecujące. „Choroby psychiczne to choroby mózgu” — tak brzmiał
wyznawany wówczas aksjomat, a mówiło to tyle, co nic. Podczas pierw
szego miesiąca pracy w klinice* zrozumiałem, że tym, czego naprawdę mi
brak, jest prawdziwa psychopatologia, nauka, która mogłaby mi pokazać,
co się dzieje w umyśle psychotyka. Nigdy nie mogłem zadowolić się wy
obrażeniem, że wszystkie symptomy pacjentów, zwłaszcza w wypadku
schizofrenii, to nonsens i chaotyczna zbieranina. Przeciwnie, niebawem
przekonałem się, że produkcje te mają jakieś znaczenie, że jest to coś, co
można zrozumieć, jeśli tylko potrafimy odkryć, o co właściwie chodzi.
W 1901 roku zająłem się eksperymentami skojarzeniowymi, które prowa
dziłem z normalnymi osobami, chcąc stworzyć podstawę do porównań.
Odkryłem wówczas, że przebieg eksperymentu nieomal regularnie zabu
rzany był przez czynniki psychotyczne znajdujące się poza kontrolą świa
domości. Czynniki te określiłem mianem kompleksu. Zaledwie udokumen
towałem ten fakt, a już zastosowałem to odkrycie do przypadków histerii
i schizofrenii. Przekonałem się, że mamy tu do czynienia z przesadnym
zaburzeniem — oznaczało to, że nieświadomość w wypadku tych schorzeń
czynienia z duszą. No, ale w owych czasach nie można było mieć wygóro
wanych oczekiwań, bo nawet nem ice produkujące tak wiele materiału psy
chologicznego dla psychologii były terra incognita. Główna umiejętność,
ja k ą musieli posiąść wówczas studenci psychiatrii, polegała na tym, by nie
słuchać pacjentów.
Ale ja zacząłem ich słuchać — Freud również ich słuchał. Był on pod 834
wielkim wrażeniem faktów odkrytych przez neuropsychologię — nazwał je
nawet imieniem zapożyczonym od słynnej postaci mitologicznej — ja nato
miast w trakcie studiów nad strukturą umysłowości psychotycznej poczułem
się przytłoczony masą materiahi „historycznego”. W latach 1906-1912 pró
bowałem posiąść możliwie jak najlepszą znajomość mitologii, psychologii
pierwotnej i religioznawstwa porównawczego. Dzięki temu zdobyłem klucz
do zrozumienia głębszych warstw psyché i mogłem napisać książkę pt. Wan-
dlungen und Symbole der Libido*. Nie można powiedzieć, by książka ta wy
warła jakiś wpływ na psychiatiię. Brak zainteresowania psychologicznego
w żadnym wypadku nie jest przywilejem psychiatiy — dzieli on tę cechę
z przedstawicielami innych dyscyplin humanistycznych, na przykład teologii,
filozofii, ekonomii, historii i medycyny. Wszystkie te gałęzie wiedzy poti'ze-
bują zrozuiuienia psychologicznego, a jednak wszystkie one pozwalają sobie
na przesądy pod tym względem, wolą pozostać naiwne. Dopiero dziesięć lat
temu medycyna uznała fakt istnienia „psychosomatyki”.
Psychiatria całkowicie zaniedbała badanie struktury umysłu psychotycz- 835
nego, i to mimo że badanie takie byłoby interesujące nie tylko dla nauki i teo
rii — byłoby to również ważne z perspektywy terapii praktycznej.
Z tego względu witam książkę dra Peixy’ego jako zapowiedź epoki, 836
w której dusza chorego psychicznie budzić będzie zainteresowanie, na jakie
zasługuje. Autor ten we właściwy sposób przedstawił przeciętny przypadek
schizofrenii oraz specyficznej dla niej struktury mentalnej, pokazując zara
zem czytelnikowi, jakie wiadomości z zakresu psychologii ogólnej powi
nien on posiadać, by móc zrozumieć chaotyczne zniekształcenia i grotesko
we „dziwactwa” chorego umysłu. Adekwatne zrozumienie, na które prędzej
można się zdobyć przy łatwiejszych przypadkach (tych jednak nie spotyka
się w zakładach zamkniętych, lecz w prywatnych gabinetach specjalistów),
często ma znaczne oddziaływanie terapeutyczne. Nie powinniśmy lekce
ważyć owego straszliwego wstrząsu, jaki dotyka pacjentów czujących się
Tym chętniej spehiiam prośbę autora o napisanie przedmowy do tej książ- 839
ki, że przeczytałem ją z żywym zainteresowaniem i w pełni się zgadzam
z przedstawionymi w niej poglądami. Autorowi udało się przeprowadzić
psychoterapię przypadku z dziedziny medycyny psychosomatycznej przy
współpracy internisty oraz przedstawić przebieg tego procesu z wszelkimi
szczegółami — aż do wyzdrowienia pacjenta. Opis kliniczny jest bez za
rzutu i został podany w formie jak najbardziej gruntownej. Wydaje mi się,
że równie zadowalające są psychologiczne wyjaśnienie i interpretacja.
Autor w żadnym wypadku nie zdradza uprzedzeń teoretycznych — wnio
ski, do jakich udało mu się dojść, popiera, przywołując bogaty materiał
— dowodzi to staraimości i ostrożności. Opracowana w ten sposób histo
ria choroby w żadnym wypadku nie jest niczym nadzwyczajnym. Mamy
tu do czynienia z owym tak często zdarzającym się przypadkiem zaburze
nia pracy serca — przypadkiem zdradzającym tak charakterystyczne dla
naszej epoki powiązanie z życiem emocjonalnym. Za szczególną zasłu
gę poczytuję autorowi to, że nie zawahał się wskazać na bardziej ogól
ny kontekst, że przedstawił głębsze przyczyny nerwicy. Nerwica stanowi
przecież formę wyrazu choroby całego człowieka — nie sposób omówić
tego wyłącznie w kategoriach jednej specjalizacji medycznej. Przyczyny
psychogenne odnoszą się do życia duszy, ta zaś — podług swej natury
— nie tylko przekracza horyzonty medyczne, lecz jako matryca wszelkich
procesów psychicznych przekracza również granice pojmowania medycz
nego. Jeśli więc chcemy opracować jeden szczegół, z pewnością powin
niśmy w jakiś specyficzny sposób ograniczyć horyzont; ale psychologia
396 Życie symboliczne
Najpierw Freud kreśli plan pracy. Charakteryzuje historyczne ujęcia próbie- 841
m atyki onirycznej.
[1.] D aw na hipoteza ,lito lo g ic z n a ” czy raczej m istyczna, podług któ
rej m arzenie senne stanowi sensowny przejaw duszy uwolnionej od pęt
zm ysłow ości; transcendentna natm'a psychiczna albo sam a produkuje, albo
— jak zakładał Schubert — stanowi człon pośredniczący pom iędzy św iado
m ością i objaw iającym bóstwem;
[2.] N ow sza hipoteza Schernera i Yolkelta, podług której m arzenia sen
ne zaw dzięczają istnienie i skuteczność siłom psychicznym, które za dnia
są spętane;
[3.] K rytyczne ujęcie w spółczesne, podług którego m arzenia senne
można sprowadzić do bodźców peryferyjnych, które częściowo pobudzają
korę mózgową, w szczynając aktywność oniryczną. I wreszcie
[4.] Potoczne m niem anie, podług którego m arzenia serme m ają głębsze
znaczenie czy zgoła przepow iadają przyszłość. Freud — choć z zastrzeże
niam i — skłania się do tego ostatniego ujęcia, nie odm awia bow iem snowi
głębszego sensu i chce przyznać jakąś rację bytu pospolitej m etodzie tłu
m aczenia m arzeń sennych, dokonującej reinteipretacji obrazu sennego jako
sym bolu utajonej, sensownej treści.
N a początku swych w ywodów Freud porów nuje m arzenie senne do myśli 842
natrętnych, które w ydają się świadomości równie obce i niewyjaśnione.
Psychoterapia wyobrażeń natrętnych daje klucz do odszyfrowania wy- 843
obrażeń sennych. Tak ja k pacjenta cierpiącego na idee natrętne można bez
trudu naprowadzić na skojarzenia z dominującymi ideami, tak również
400 Życie symboliczne
t# ii
15
VI Freud i psychoanaliza 403
były dla nas bardzo ważne, a w rezultacie zostały w yposażone w odpow ied
nie poczucie wartości. Za pom ocą w yjaśnionego tu ju ż procesu kondensa
cji i reinterpretacji w yobrażenia te zostają wypcłmięte na scenę m arzenia
sennego, a icłi specyficzny charakter mógłby wezwać śniącego do krytyki
i tłumienia, co rzeczyw iście m a m iejsce w świadom ości w stanie czuwania.
Ale afektywny aspekt m arzenia sennego nie dopuszcza do tego, w yposaża
bowiem elem enty senne w uczucia stanowiące skuteczną przeciww agę dla
wszelkiej krytyki, analogicznie ja k się to dzieje w w ypadku idei natrętnych,
na przykład w w ypadku lęku przestrzeni pojawiającego się w formie na
kazującego afektu lęku, a tym sam ym broniącego w obliczu świadomości
swej uzurpatorskiej pozycji.
Freud zakłada, że afekty odryw ają się od składowych utajonego ma- 857
teriału sennego i przesuw ają się na sen jaw ny, a tym samym przyczyniają
się do uzupełnienia niepodobieństwa pom iędzy snem jaw nym i utajonym.
Proces ów Freud określa mianem „przesunięcia sennego”; ujm ując sprawę
w bardziej w spółczesnych kategoriach, chodzi tu o proces przew artościo
w ania wartościow ości psychicznych.
A utor m niema, iż za pom ocą obu tych zasad można w dostatecznej for- 858
mie wyjaśnić niejasność i zawiłość m arzenia sennego poruszającego się
pom iędzy prostym, plastycznym m ateriałem wyobrażeń. Obie te hipote
zy rzucają nowe światło na kw estię bodźca sennego oraz na problematj^kę
zw iązków pom iędzy snem i życiem w stanie czuwania. Istnieją m arzenia
senne w sposób oczywisty związane z życiem na jaw ie — w tym w ypadku
rolę bodźca sennego odgrywa jakieś w ażne wrażenie dzienne. Ale znacznie
częściej bodźcem sennym je st wydarzenie całkiem obojętne, w ręcz niedo
rzeczne; mim o że jest ono całkiem bezwartościowe, może służyć jako w pro
wadzenie do długiego, obfitującego w afekty m arzenia sennego. W takich
w ypadkach analiza prow adzi nas w stecz do kom pleksów w yobrażeń, które
— jako takie wprawdzie nieznaczne — za spraw ą jakichś marginalnych od
niesień kojarzone są z nader w ażnym i wrażeniami dziennymi. W m arzeniu
sennym sprawy marginalne ja w ią się z całą okazałością, to zaś, co znaczące,
jest całkow icie niedostępne świadom ości sennej. A zatem właściwym bodź
cem sennym nie jest obojętny czynnik marginalny, lecz ukryty gdzieś w tle
potężny afekt. Ale dlaczego afekt opuszcza w jakiś sposób związane z nim
wyobrażenia, wysuwając na ich miejsce w świadom ości rzeczy nikczemne
i bezw artościow e? Dlaczego śniący um ysł stara się przywołać z w szystkich
zakam arków pam ięci to, co zapomniane, zaledwie marginalne i nieważne,
dlaczego to opracowuje, strukturyzuje i komponuje w kunsztowne obrazy?
404 Życie symholiczne
859 Z anim Freud przystąpi do rozw iązania tego problem u, próbuje wskazać
jeszcze itme dokonania m arzenia sennego, pragnąc jasno oświetlić św iado
m ość celu fiinkcji sennych:
860 M ateriał, ja k i legł u podstaw m arzenia sennego, obejm uje w w ypad
ku dorosłego indyw iduum poza prostym i i akustycznym i obrazam i pa
m ięciow ym i także w iele spraw abstrakcyjnych, które nie bez głębszych
uzasadnień zo stają spojone, tw orząc w yobrażenie zm ysłow e. Z a spraw ą
w zględu na m ożliw ość przedstaw ienia treści semicj pow staje now a trud
ność w pływ ająca na dokonanie senne. A utor czyni w tym m iejscu niew iel
k ą dygresję, opisując, w jaki sposób m arzenie senne przyw odzi zw iązki
logiczne do plastycznego przedstaw ienia w form ie obrazów zm ysłow ych.
O dnośne obserw acje nie m ają znaczenia dla jego teorii; spraw iają one je
dynie, że sen, który stracił kredyt zaufania u publiczności, zostaje nieco
dowartościow any.
861 N ader godne uw agi dokonanie senne polega jed n ak na czymś, co au
tor określa m ianem ,Jcompozycji sennej” . C hodzi tu o — ja k definiuje
Freud — coś w rodzaju nadm iernego opracow ania, jak iem u poddaw ana
je st nieuporządkow ana m asa elem entów sennych w chw ili sw ego pow sta
nia, chodzi tu o specyficzną dram aturgizację, często p rzebiegającą zgod
n ie z w szystkim i regułam i sztuki: o ekspozycję, perypetię i rozw iązanie.
M arzenie senne — jak tw ierdzi — je s t fasadą, zaiste nie do końca pokry
w ającą w szystkie treści senne. Fasada ta je s t zdaniem Freuda szczytem
nieporozum ienia, jak o że dzięki niej iluzoryczna gra elem entów seimych
zostaje usystem atyzow ana i przedstaw iona w praw dopodobnych zw iąz
kach. Freud uw aża, że przyczynę tego uform ow ania treści sennej znalazł
w e w zględzie na zrozum iałość. Producenta m arzeń sennych Freud lubi so
bie w yobrażać ja k o żartobliw ego dajm oniona, któ iy chciałby uprzystęp
nić rozum ieniu śniącego w łasne plany.
862 Poza tym ostatnim, choć nie zawsze pojaw iającym się dokonaniem,
praca m arzenia sennego nie tworzy bynajm niej nic nowego, intelektualnie
w yższego. To, co w obrazie sennym jest dobre i właściwe, analiza może od
kryć już w materiale utajonym. Jeśli zaś chodzi o kom pozycję seimą, m oż
na by mieć wątpliwości, czy nie jest to bezpośrednie dokonanie obniżonej
świadom ości w sensie pobieżnego obłędu w yjaśniającego w porów naniu
z halucynacjami sennymi.
863 W ten sposób dochodzim y do ostatniej kwestii: dlaczego m arzenie sen
ne wykonuje tę pracę? A utor podczas analizy w łasnych marzeń sennych
najczęściej natykał się na na poły szybko zapominane, na poły nicoczeki-
ii t i i'.;:!!'
wane, w prost nieprzyjem ne myśli, które zbliżały się do św iadom ości stanu
czuwania tylko po to, by natychm iast paść ofiarą tłumienia. Freud określa
ten stan myśli mianem „wyparcia” .
Gwoli wyjaśnienia pojęcia w yparcia autor zakłada, iż istnieją dw ie róż- 864
ne m yślotwórcze instancje: dla jednej dostęp do świadom ości jest otwarty,
dla drugiej dostęp ów m ożliw y je st jedynie za pośrednictw em p iem szej
instancji. Ujmując sprawę bardziej dobitnie: na granicy pom iędzy św iado
m ością! nieśw iadom ością znajduje się aktyw na w stanie czuw ania cenzura
regulująca dopływ myśli do świadom ości w tym sensie, że pow strzym uje
ona w szystkie marginalne, z jakichś w zględów niepożądane m yśli, prze
puszczając jedynie te, które uchodzą za przyjemne. W stanie snu to, co za
dnia wyparte, na jakiś czas zdobyw a przew agę, cenzura musi ulec i zgodzić
się na kom prom is, którego dowodem jest m arzenie senne. A utor w żadnym
w ypadku nie kryje, że ujęcie to je st zbyt schem atyczne i antropomorficzne,
pociesza się jednak nadzieją, iż pew nego dnia będzie m ożna odkryć obiek
tywny korelat do tego w jakiejś formie organicznej czy funkcjonalnej.
O słabioną w stanie snu cenzurę uczuć etycznych i krytyki przejść m ogą 865
myśli o w ybitnie egoistycznym zabarwieniu. Ale cenzura ta nie je st tak bez
reszty zlikwidowana — jedynie jej skuteczność została osłabiona, m im o to
w ywiera ona niejaki w pływ na proces kształtowania myśli sermych. M a
rzenie senne stanowi reakcję osobowości na wnikanie bezpańskich myśli.
Jego treść stanow ią myśli wyparte, które — zniekształcone i zamaskowane
— dochodzą do przedstawienia.
N a podstawie przykładu zrozum iałych i sensownych m arzeń sennych 866
możem y się przekonać, że treścią ich je st najczęściej spełnione życzenie.
Całkiem analogicznie przedstaw ia się sprawa ze snami trudnymi, zawiłymi.
One rów nież zaw ierają spełnienie w ypartych życzeń.
Biorąc pod uwagę przyw ołane tu stosunki, m ożna w yróżnić trzy klasy 867
marzeń sennych:
[1.] m arzenia senne przedstaw iające nie wyparte życzenie w formie nie-
zam askow anej, tak zwane sny typu dziecięcego;
[2.] marzenia senne przedstawiające i spełniające wyparte życzenie w for
mie zamaskowanej; Freud zalicza do tej grupy większość marzeń sennych;
[3.] m arzenia senne przedstaw iające wyparte życzenie w formie nie-
zamaskowanej. Sny tego rodzaju towarzyszy poczucie lęku jako substytut
zniekształcenia sennego.
Dzięki ujęciu dokonania sennego jako kompromisu możemy się zdobyć 868
na wyjaśnienie snu w ogóle. Pogrążoną w stanie snu świadomość dziemią
406 Życie sym boliczne
870 Dyspozycja:
Wprowadzenie
[1.] Przykład analizy. Bezkrytyczne śledzenie skojarzeń;
a) jawna treść snu
b) utajona treść snu
[2.] Podział marzeń seimych:
a) sensowne i zrozumiałe
b) sensowne i niezrozumiałe
c) zawikłane
[3.] Marzenia seime dzieci
[4.] Dorośli: sny dla wygody i sny życzeniowe
[5.] Przyczyny obcości marzenia sennego:
a) kondensacja
— za pomocą cechy natur alnie wspólnej,
— za pomocą cechy wspólnej stworzonej przez marzenie senne.
b) Przesunięcie, zniekształcenie, zniekształcenie przykrych myśli
VI. Freud i psychoanaliza 407
L, Bruns; Die Hysterie im Kindesalter. Wyd. 2, popr. Halle a.S. 1906. Zna- 884
ny z badań nad symptomatologią i terapią histerii autor wznowił znane nie
wątpliwie większości lekar2y pismo na temat histerii dziecięcej. Po krótkim
wstępie historycznym autor daje dobry przegląd symptomatologii, trzyma
jąc się zasadniczo tego, co ważne z empirycznego punktu widzenia, w mia
rę możliwości pomijając — co uznajemy za godne uznania — wszystkie
osobliwości i dziwaczności. A zatem, uwzględniając wymowne przypadki,
opisuje on różne formy i lokalizacje paraliżów i spazmów, tików oraz zabu
rzeń podobnych do chorei; somnambulizm, stany letargu i opętania traktuje
bardziej hasłowo (adekwatnie do faktu, że występują one rzadziej). Symp
tomy bólowe (neuralgie), zaburzenia pracy pęcherza oraz — zwłaszcza
w wypadku histerii tak ważne - - zjawiska psychiczne autor traktuje zbyt
skrótowo. Omawiając etiologię, w związku z pracami Charcota reprezen
tuje ujęcie, iż dziedziczeniu nie należy przypisywać zbyt wielkiego zna
czenia. Ważniejsze wydają mu się — i shisznie — przyczyny psychiczne
(z dziedziny psychologii indywidualnej), zwłaszcza zaś naśladowanie złego
przykładu, wpływy błędnego wychowania, strach i lęk. Uważa, że w wielu
wypadkach wpływ patogetmy mają rodzice.
Biorąc pod uwagę fakt, jak często mamy do czynienia z histerią dzie- 885
ci, diagnoza wydaje się szczególnie ważna, albowiem błędna diagnoza
nie tylko opóźnia proces leczenia, lecz z gruntu go psuje. Autor obiema
stopami stoi na gruncie psychogenności, co oznacza, że oczywistemu na
lotowi psychicznemu w symptomach histerycznych przypisuje on naj
większe znaczenie w wypadku stawiania diagnozy różniczkowej. Często
jesteśm y zdani na to, by diagnozować na podstawie wrażenia, jakie w da
nym wypadku odnosimy; z tego względu autor odwołuje się do znanego
ldU*b!i-g*i:*ŁHłl4uJtL!tsJjia^llh*l>fV4i|ii|fli|łfSiii)
893 Albert Moll; Der Hypnotismus, mit Einschluss der Hauptpunkte der Psy
chotherapie und des Occultismus. Wyd. 4, uzup. Berlin ł907. Znana książ
ka Molla jest prawie dwa razy gi'ubsza od pracy znanej nam z pierwsze
go wydania. Część pierwsza, historyczna, bardzo treściwa, rozbudowana
została o cały rozdział poświęcony historii ruchu hipnotycznego. Część
diuga zawiera klarowne, bardzo dobre z perspektywy dydaktycznej wpro
wadzenie w różne formy i środki techniki hipnotycznej, wywody na temat
pracy hipnotyzera i natury sugestii. Moll podaje tu następującą definicję;
„Sugestia to zjawisko, w wypadku którego w warunkach nieadekwatnych
osiąga się skutek polegający na tym, że wyobrażenie pojawia się przed od
działywaniem”. Część trzecia, zajmująca się symptomatologią, napisana
jest w sposób bardzo wnikliwy i krytyczny. Przedstawienie to obejmuje
najnowsze zjawiska z dziedziny hipnotyzmu, na przykład mme. Madele-
ine oraz „Małego Hansa”. Nie pojmuję, dlaczego w rozdziale na temat ma
rzeń semiych Moll nie uwzględnił tak zasadniczych badań Freuda — ba
dacz ten został zbyt kilkoma krótkimi cytatami. Omawiając stosunki po
między pewnymi zaburzeniami psychicznymi (zwłaszcza katatonią) oraz
analogicznymi stanami hipnotycznymi, Moll nie zauważył pracy Ragmara
Vogta, która ma pod tym względem pewne znaczenie. W ogóle rozprawa
na temat stosunku patologicznych stanów psychicznych do hipnozy oraz
^Zob. Carl Gustav Jung; Über die Psychologie de Dementia praecox: ein Ver
such. Gesammelte Werke. T. 3. Par. 55. [Przyp. wyd.]
".i! '
Franz C. Oschle: Grundzüge der Psychiatrie. Wien 1907. A utor— dyrektor 900
zakładu pielęgnacyjnego w badeńskim Sinsheim — na podstawie wielo
letniego doświadczenia psychiatrycznego próbuje przedstawić fundamenty
psychiatrii w formie podręcznika. W rozdziale pierwszym omawia istotę i
rozwój obłędu. Autor jako ogólne formy nienormalności psychicznej wy
różnia formę: dystynktywną, afektywną i pierwotnie apetytywną— odpo
wiada to tak z grubsza psychologii kaniowskiej. Rozdział ten jest trudny w
lekmrze, nie sposób bowiem dostrzec kićirownej struktury, pojawia się wie
le trudnych słów, styl jest mętny, jak choćby na s. 37: „W stanie snu hipno
tycznego, stanowiącym najbardziej intensywną i uporczywą formę sztucz
nie wywołanych przez sugestię niedostatków aparatu psychosomatycznego,
podług Rosenbacha narządowi psychicznemu brakuje możliwości kształto
wania różnicującej jedności, przeciwstawiającej się innym częściom ciała
(oraz światu) w form ie/ö, mimo że przecież reprezentuje ono tę jedność”
itd. Niechaj ten przykład wystarczy.
W rozdziale drugim, poświęconym obrazom klinicznym obłędu, autor 90)
zamieszcza przedstawienie różnych jednostek chorobowych, dodając wiele
interesujących i oryginalnych poglądów, którym wszakże nie zawsze mo
żemy przyklasnąć, na przykład wówczas, gdy autor — za Rosenbachem
— twierdzi, że powszechne stosowanie hipnozy przyczyniłoby się do po
wszechnego ogłupienia publiczności. Jeśli chodzi o podział psychoz, mie
szają się tu poglądy starsze i nowsze; a zatem oprócz dementia praecox au
tor omawia jeszcze ostre splątanie halucynacyjne i ostrą demencję (głupotę
uleczalną), odróżnia natomiast paranoję od demcncji paranoidalnej.
Rozdział trzeci zawiera ocenę budzących wątpliwości stanów mental- 902
nych z punktu widzenia psychiatrii sądowej. Pod koniec zamieszczono sta
rannie opracowany indeks osób i pojęć. Cała ta praca jest zasadniczo eklek
tyczna, próbuje ze starszej i nowszej psychiatrii wybrać to, co najlepsze,
pokrywając to wszystko politurą filozoficzną. Z tego względu należałoby ją
polecać jako inspirującą lekturę tym wszystkim klinicystom, którzy jeszcze
nie dowiedzieli się o nowszych przemianach w psychiatrii.
Carl Gustav Jung
Burghölzli
904 Georg Lomer: Liebe und Psychose. Wiesbaden 1907. Mamy tu do czy
nienia z raczej beletrystycznym niż naukowym tekstem napisanym gwoli
orientacji w kwestii seksualności i jej pochodnych psychologicznych. Au
tor zajmuje się głównie opisywaniem normalnych zjawisk psychoseksual
nych, próbując przybliżyć je wykształconym laikom. Kto chciałby wniknąć
w tę problematykę głębiej, powinien sięgnąć do Flavelocka Ellisa i Freu
da. Zjawiska patologiczne Lomer omawia jedynie na zasadzie apendyksu,
z charakterystycznym dla tego rodzaju pism, dobroczynnym powstrzymy
waniem się od pikantnej kazuistyki. W dziedzinie patologii psychoseksu
alnej, gdzie dysponujemy już pięknymi studiami Freuda, należałoby sobie
jednak życzyć niejakiego pogłębienia.
Carl Gustav Jung
Burgholzli
905 E. Meyer: Die Ursachen der Geisteskrankheiten. Jena 1907. Książka Mey
era jest bardzo aktualna — przyjmą ją życzhwie nie tylko wszyscy psy
chiatrzy, lecz również ci wszyscy, którzy w jak najszerszym znaczeniu
interesują się przyczynami chorób psychicznych. Książka ta w pewnym
sensie zaradza też odczuwalnemu brakowi przejrzystego przedstawienia
etiologii psychozy. Autor bardzo wnikliwie omawia tak wiele czynników,
które można by uwzględnić w związku z kwestią przyczyny psychozy.
.1 !
nia znacznie bardziej plastycznych idei, które dziś mają nieocenione wprost
znaczenie dla dziedziny chorób umysłowych i nerwowych. Jeśh o to cho
dzi, książka ta to łatwe wprowadzenie w nowsze prace Freuda na temat hi
sterii*, które — mimo że zawierają tak wielką dozę prawdziwych informacji
— spotkały się z zagorzałym sprzeciwem i nieporozumieniami, których nie
sposób wyjaśnić. Z tego względu pracę tę należy przede wszystkim polecać
psychiatrom i neurologom
Carl Gustav Jung
Biirghölzli
912 Christian von Ehrenfels; Sexualethik. Wiesbaden 1907. Podczas gdy autor
Grundbegriffe der Ethik zdradzał zainteresowania zasadniczo teoretyczne, ta
praca ma wielkie znaczenie praktyczne. Mamy tu do czynienia z najbardziej
klarownym, najlepszym, jakie znam, przedstawieniem i omówieniem postu
latów z dziedziny etyki seksualnej. Autor podaje zrazu tyleż przemyślane,
ile przejrzyste przedstawienie naturalnej i kulturowej moralności seksualnej.
W następnym rozdziale poświęconym „współczesnej moralności seksual
nej Zachodu” przedstawia olbrzymie przeciwieństwo pomiędzy postulatami
seksualności namralnej i kulturowej, korzyści społeczne monogamii z jednej
i jej ciemne strony z drugiej strony, czyli prostj^cję, podwójną moralność
seksualną oraz jej destruktywny wypływ na rozrodczość. Omawiając próby
i możliwości reform, autor zajmuje stanowisko ostrożne i podchodzi do tego
z rezerwą, tak samo daleką od filisterskiego akceptowania wszystkiego, co
jest, jak i od pewnych współczesnych dążeń, które chciałyby usunąć wszyst
kie bariery. Mimo że autor nie przedstawia konkretnego programu reform
(i oznacza to, że nie jest marzycielem!), to jednak w ideach, które wykłada,
znaleźć można wiele oswabadzających moralnie poglądów — z pewnością
przyczynią się one do tego, by przygotować rozwiązanie tego wielkiego pro
blemu cywilizacyjnego — na razie w wypadku indywiduum. Książka, która
— w przeciwieństwie do innych — nie kryje pod przebraniem tiauko'wym
banałów zdobywających poklask na rynku, lecz skromnie i rozsądnie kreśli
propozycje możliwych rozwiązań, zasługuje na jak najbaczniejszą uwagę.
Carl Gustav Jung
Kiisnacht/Zurych
VI. F reud i psychoanaliza 427
W ladim ir M ichailow itsch von Bechterew: Psyche und Leben. Wyd. 2. 915
W iesbaden 1908. A utor z w ielką znajom ością Hteratury przedm iotu nie
om aw ia — w przeciw ieństwie do tego, co sugerowałby tytuł — problem ów
psychologicznych; książka ta traktuje o kwestiach psychofizjologicznych.
428 Życie symboliczne
916 Maurycy Urstein; Die Dementia praceox und ihre Stellung zum manisch-
depressiven Irresein. Wien 1909. Jak sugeruje tytuł, mamy tu do czynienia
ze stuchum klinicznym na temat diagnozowania dementia praecox — kwe
stia ta stała się na powrót aktualna za sprawą ostatnich zmian poglądów
szkoły Kraepelina. Nie każdy potrafi naśladować z tak wielką lekkością,
jak to się dzisiaj czyni, oddzielać obłęd maniakalno-depresyjny od demetia
praecox — Urstein też tego nie czyni; poddaje on zasłużonej krytyce prace
Wilmanna i Dreyfiisa, którzy chcieliby ograniczyć diagnozowanie dementia
praecox na korzyść obłędu maniakalno-depresyjnego. Praca Ursteina może
liczyć na sympatię tych, którzy kwestionują gruntowność diagnostyki Kra
epelina i nie chcą przyjąć poglądu, iż „garniec katatoniczny” przekształco
no w „garniec maniakalno-depresyjny”. Na s. 125-372 znajdująsię historie
choroby — nie jest to bynajmniej zbędne w związku z faktem, iż praca ta
adresowana jest do specjalistów.
Carl Gustav Jung
Küsnacht-Zurych
Paul Näcke: Über Familienmord durch Geisteskranke. Halle 1908. Mamy 918
tu do czynienia z monografią na temat m orderstw popełnianych w rodzinie.
Autor dysponuje m ateriałem zawierającym historie stu sześćdziesięciu jeden
przypadków, które klarownie zestawia, akcentując specyfikę każdego z nich.
Näcke uważa, że liczba tego rodzaju zabójstw w ostatnich czasach stale ro
śnie. Odróżnia „pełny m ord w obrębie rodziny” od „mordu niepełnego” . Wy
daje się, to pierwsze zjawisko częściej występuje w wypadlcu osób mniej lub
bardziej zdrowych psychicznie, to dragie zaś częściej zdarza się w wypadku
chorych psychicznie. W wypadku zabójców płci męskiej ofiarami najczęściej
padają żony, w wypadku zabójców płci żeńskiej ofiarami najczęściej padają
dzieci. Jeśli chodzi o czynniki etiologiczne, należałoby rozważyć następu
jące: w w ypadku m ężczyzn — chroniczny alkoholizm, paranoja, epilepsja;
w wypadku kobiet — melancholia, paranoja, dementia praecox.
Carl Gustav Jung
Küsnacht-Zurych
August Cramer: Gerichtliche Psychiatrie. Wyd. 4, popr. Jena 1908. Crame- 920
rowskie idee w dziedzinie psychiatrii sądowej należą do najlepszych sw e
go rodzaju; badacz ten je st gruntowny, wnikliwy, jeśli zaś chodzi o spój
ność przedstawienia, należy m u przyznać pierw szeństwo przed Hoechem'®.
M ożna tylko żałować, że — ja k wszędzie w psychiatrii — klasyfikacja nie
921 August Forcl“ : Ethische und rechtliche Konflikte im Sexualleben und aus
serhalb der Ehe. München 1909. Autor rozpoczyna tę pracę w następujący
sposób: „Niniejsza książka stanowi opartą w znacznej mierze na materiale
dowodowym skargę na faryzeizm, nieautentyczność i okrucieństwo cią
gle jeszcze panującej w naszych czasach moralności i ciągle jeszcze we
getującego prawa w kwestiach seksualnych”. Wynika z tego, że również
ta praca stawia przed sobą owo wielkie zadanie kulturowe w dziedzinie,
w której Forel położył już tak wielkie zasługi. Mamy tu do czynienia za
sadniczo z przedstawieniem wielkiej liczby różnych konfliktów psychosek
sualnych natury moralnej i prawnej. Znajomość tej problematyki posiąść
powinien nie tylko każdy psychiatra, lecz w ogóle każdy lekarz, do którego
zwracają się chorzy z prośbą o radę w trudnej sytuacji życiowej.
Carl Gustav Jung
Küsnacht-Zurych
Jeśli chodzi o m edycynę, zashigi Freuda odnoszą się głównie do histerii 922
i nerw icy natręctw. Jego badania w ychodzą od przesłanki, ja k ą je st teoria
psychogenności sym ptom u histerycznego w tej formie, w jakiej sform u
łow ał to na przykład M oebius, a eksperym entalnie opracował Pierre Ja-
net. W ujęciu tym każdy som atyczny sym ptom łiisteryczny pow inien być
przyczynowo związany z odpowiednim procesem psychicznym . D ow ody
potw ierdzające to ujęcie znaleźć m ożna dzięki krytycznej refleksji na te
m at sym ptom u histerycznego, Ictóry zrozum ieć m ożna dopiero wówczas,
gdy uw zględnim y czynnik psychiczny. W iele przykładów znaleźć można
w dziedzinie różnorodnych i paradoksalnych zjawisk anestetycznych. Na
rzecz tego ujęcia przem aw ia też fakt, iż sym ptom histeryczny je st podatny
na sugestię. Ale teoria psychogenności nie tłum aczy determinacji indywidu
alnej sym ptom u histerycznego. Z achęcony dokonanym przez Breuera od
kryciem związków psychicznych, Freud za pom ocą swej m etody psycho
analitycznej wypełnił olbrzym ią lukę w naszej w iedzy i pokazał, iż można
zaleźć zjawiska psychiczne determ inujące każdy symptom. D eterm inacja
ta zawsze wychodzi od kompleksu wypartych wyobrażeń zaakcentowanych
emocjonalnie. (Prelegent w yjaśnił to stwierdzenie, przytaczając przypad
ki na poły zaczerpnięte od Freuda, na poły z w łasnego doświadczenia). To
samo dotyczy rów nież nerw icy natręctw, zdeterm inowanej przez podobne
m echanizm y działające w indywidualnym ukształtowaniu. Jak twierdzi
Freud, seksualność w najszerszym sensie odgrywa pow ażną rolę w procesie
pow staw ania nerw icy — łatwo to zrozum ieć w związku z tym, ja k wielkie
znaczenie ma seksualność dla intym nego życia psychicznego. W bardzo
w ielu przypadkach psychoanaliza m a bezsprzeczną wartość terapeutyczną
432 Żvcie sym boliczne
— oczywiście nie oznacza to, że jest to jedyna form a terapii nerwic. D zię
ki swej teorii determ inacji psychicznej Freud zdobył również niesłychanie
wielkie znaczenie w psychiatrii, zwłaszcza jeśli chodzi o wyjaśnienie do
tychczas całkiem niezrozum iałych sym ptom ów dementia praecox. Analiza
tej choroby odkryw a te same m echanizm y psychiczne, które legły u pod
staw nerwic, a tym sam ym pozw ala zrozum ieć indywidualne form y idei
obłędnych, halucynacji, parestezji i dziw actw hebefrenicznych. Tym sa
mym w zaskakujący sposób pozwala rozświetlić wielki obszar psychiatrii,
dotychczas spoczywający w całkowitych ciem nościach (referent przedsta
wił dwa przykłady derrientiapraecox).
W IL H E L M S T E K E L ;
NERVÖSE ANGSTZUSTÄNDE UND
IHRE BEHANDL UNG
N a wiosnę 1908 roku odbyło się w Salzburgu pryw'atne spotkanie tych 925
wszystkich, którzy interesują się rozwojem stworzonej przez Sigmunda Freu
da psychologii oraz możliwościami zastosowaniem jej do chorób nerwowych
i psychicznych. Członkowie zgromadzenia uznali, że opracowanie interesują
cych ich problemów przekracza granice zainteresowań medycznych, dah też
wyraz potrzebie założenia czasopisma, które mogłoby być punktem zbior
czym rozproszonych dotychczas prac napisanych z tej perspektywy. W ten
sposób powstał nasz „Jahrbuch” — ma on za zadanie na bieżąco publikować
te wszystkie prace, które w poz>'tywnym sensie zajmować się będą pogłębia
niem i rozwiązywaniem odnośnych problemów. Tym samym „Jahrbuch” nie
tylko ma umożhwiać wgląd w stale dokonujący się postęp w tym kierunku,
lecz także pozwolić zdobyć orientację w łcwestii stanu i załiresu owych tak
ważnych dla każdej nauki humanistycznej badań.
Dr Carl Gustav Jung
Zurych, w styczniu 1909 roku
UW AGI N A TEMAT:
FRITZ W ITTELS: D IE SEX U E LLE NOT
Antologia ta zawiera między innymi te prace Szkoły Zuryskiej, których au- 934
torzy zajmują się bezpośrednio psychoanalizą lub też poruszająją w sposób
istotny. Pomięte zostały tu inne prace kliniczne czy psychologiczne. Refe
raty o pracach Karla Abrahama — nawet o tych, które powstały w Zurychu
— znaleźć można w „Jałurbuch 1909”. Inne prace autorów niemieckich,
których wyniki zbliżają się do rezultatów przedstawionych w Diagnosti
sche Assoziationsstudien, wymieniono w nagłówkach. Niestety, nie można
było uwzględnić tu literatury kiytycznej, jako że kwestionuje ona nauko
wość naszych zasad badawczych.
937 Eugen Bleuler, Carl Gustav Jung: Komplexe und Krankheitsursache bei
Dementia praecox. „Zentralblatt für Nervenheilkunde und Psychiatrie” .
T. 31/1908. S. 220 i nast. W obliczu krytyki M eyera przypuszczonej na
Jungow ską teorię dementia praecox autorzy próbują jasno przedstaw ić swe
stanowisko w kw estii etiologii. N ajsam pierw stw ierdzają zatem, że nowe
ujęcie nie jest ujęciem etiologicznym , lecz sym ptom atologicznym . Kw e
stie etiologiczne są zawiłe, uwzględniono je jako drugoplanowe. Bleuler
rygorystycznie rozróżnia pom iędzy fizycznym i procesam i chorobowym i
i psychologiczną determ inacją symptomów, którym nie przypisuje znacze
nia etiologicznego w procesie chorobowym . Jung natom iast pozostaw ia
kw estię etiologii ideogemiej otwartą, jako że w związku z fizycznym i pro
cesami chorobowym i doniosłą w perspektywie etiologicznej rolę przyznaje
fizycznem u korelatow i afektu.
Eugen Bleuler: Sexuelle Abnormitäten der Kinder. „Jahrbuch der Schwe- 940
izerischen Gesellschaft für Schulgesundheitspflege”. T. 9/1908. S. 623
i nast. Autor w ogólnie zrozumiały sposób opisuje tu perwersje seksualne
dotyczące dzieci, niejednokrotnie odwołując się do psychologii Freuda. Au
tor opowiada się za seksualnym oświeceniem dzieci, ale nie w formie akcji
przeprowadzanej na skalę masową, lecz w domu, w chwili wybranej przez
rodziców.
Theodore Floumoy (Genewa): Des Indes à la Planète Mars. Etude sur 946
un cas de somnambuklisme avec glosolalie. Wyd. 3. Paryż-Genewa
1900. Nouvelles observations sur un cas de somnambulisme avec gloso
lalie. „Archives de Psychologie”. 1901. Zakiojone na szeroką skalę i tak
w ogóle doniosłe prace Floumoy na temat przypadku somnambulizmu hi-
steiycznego przynoszą ważny również dla psychoanalizy materiał obser
wacji na temat systemów fantazjowania — materiał zasługujący tak w ogó
le na uwagę, ł^zedstawiając przypadek, autor zbliża się wyraźnie do ujęć
Freuda, mimo że jego nowsze poglądy nie zostały zastosowane.
Frank (Zurych): Zur Psychoanalyse {Festschrift fur Forel). „Journal für 947
Psychologie und Neurologie”. T. 13/1908. Po krótkim wprowadzeniu hi
storycznym autor daje wyraz ubolewaniu, że Freud, nie podając przyczyn,
zrezygnował ze swej pierwotnej metody (na podstawie uważnej lektury
późniejszych pism Freuda można się przekonać, dlaczego autor ten woli
technikę mniej doskonałą od doskonałej — referent). Sam autor ograni
cza się do hipnozy związanej z pierwotną metodą katartyczną, a podawane
przezeń informacje na temat historii przypadków pokazują, że pracuje on
za pomocą dającej się zastosować praktycznie, wartościowej metody, wy
kazującej efekty, które zasługują na stanowczą pochwałę. Tym samym nie
unikniony atak na Freudowską teorię seksualną zostaje nieco złagodzony.
Autor zadaje pytanie: „Dlaczego w tak wielu afektach, w jakie wyposażo
na jest psyche, powinniśmy dostrzegać jako przyczynę zaburzeń jedynie
afekty seksualne — czyżby afekt seksualny miał być korzeniem wszel
kich innych afektów?”. (Seksualność w nerwicach nie została wymyślona
a priori — odkr>'to jąna podstawie badań materiału empirycznego, i to dzię
ki zastosowaniu psychoanalizy — jest to co innego niż metoda katartyczna
— referent). Autor nie stosuje psychoanalizy, albowiem „praktyk nie może
być związany obowiązkiem, by w danym wypadku, wiedziony jedynie
przesłankami teoretycznymi, prowadzić psychoanalizę aż do samego koń
ca”. (Obowiązek taki jako żywo nigdy nie istnieje, atoli ze względów prak
tycznych należy posunąć się dalej niż w 1895 roku, gdy owa wcześniejsza
metoda dała już z siebie wszystko, co mogła dać). Frank odniósł wrażenie,
że Freud opanował hipnozę i sugestię pod względem teoretycznym, lecz
w żadnym wypadku nie opanował ich do końca pod względem praktycz-
448 Życie symboliczne
Carl Gustav Jung (Zurych): Zur Psychologie und Pathologie sog. okkulter 951
Phänomene. Leipzig: Oswald Mutze 1902*. Praca ta, poza wieloma klinicz
nymi i psychologicznymi dyskusjami na temat natury somnambulizmu hi
sterycznego, zawiera także szczegółowe wywody na temat pewnego przy
padku mediumizmu spirytystycznego. Rozszczepienie osobowości wywo
dzone jest tutaj z tendencji osobowości infantylnej, autor przedstawia jako
korzeń systemów fantazji seksualne deliria życzeniowe. Wśród przykładów
automatyzmów neurotycznych znaleźć można przypadek kryptomnezji od
kryty przez autora w To rzekł Zaratustra Nietzschego.
Carl Gustav Jung: Ein Fall von hysterischem Stupor bei einer Untersu- 952
chungsgefangenen. „Journal fflr Psychologie und Neurologie”. 1902.
W przypadku tak zwanego stanu pomroczności Gansera-Raeckego autor
wskazuje na patologiczny zamiar, na wolę choroby, dowodząc, iż mamy tu
do czynienia z odkrytym przez Freuda mechanizmem wyparcia afektu za
akcentowanego brakiem rozkoszy oraz z delirium o spełnieniu życzenia.
956 Carl Gustav Jung: Die Freudsche Hysterietheorie. „Monatscłirift für Psy
chiatrie und Neurologie”. T. 23/4. 1908. S. 310 i nast.^ JViamy tu do czynie
nia z referatem napisanym na prośbę prezesa Międzynarodowego Kongresu
Psychiatrycznego (Amsterdam, 1907). Te ograniczone do podstawowych
stwierdzeń uwagi odpowiadają wczesnemu stanowi wiedzy autora — oczy
wiście, stan ów uległ zmianie, w miarę jak autor zdobywał coraz to nowsze
doświadczenia. Teorię Freuda autor przedstawia w perspektjrwie historycz
nej, kreśląc jej ewolucję od metody katartycznej do psychoanalizy. Autor
podejmuje tu próbę przedstawienia możliwości intelektualnych tkwiących
w zasadach psychoanalitycznych, możliwie jak najbardziej zbliżając je do
tego, co już znane. Gwoli zilustrowania psychoanalitycznego ujęcia histe
rii przedstawia przypadek takiego schorzenia, redukując go do schematu.
Wnioski końcowe (w ski-ócie) brzmią, jak następuje: na gruncie konstytu
cji wyrastają pewne formy przedwczesnej aktywności seksualnej mniej lub
bardziej peiwersyjnej natury. Wyobraźnia powoduje, że powstają komplek
sy wyobrażeń niezgodne z innymi treściami świadomości, toteż podlegające
wyparciu. Do procesu wyparcia włączone jest przeniesienie libido na uko
chaną osobę — w wyniku tego dochodzi do wielkiego konfliktu emocjonal
nego, który później daje asumpt do wybuchu właściwego schorzenia.
958 Carl Gustav Jung: L ’analyse des rêves. „Année psychologique”. Publiée
par. Alfred Binet. T. 15/1909. S. 160^ Autor próbuje skrótowo przedstawić
Carl Gustav Jung; Über die Psychologie der Dementia praecox. Ein Ver- 959
such. Halle 1907*. Telcst ten podzielony został na pięć rozdziałów:
1. Krytyczne przedstawienie teoretycznych poglądów na temat psycholo
gii dementia praecox, jakie do roku 1906 spotkać można było w literaturze
przedmiotu. Wynika z tego, że tak w ogóle traktowana jest ona jako zaburze
nie, któremu różni autorzy nadają całkiem inne miana; ponadto kilku autorów
mówi o „utrwaleniu” i „odszczepieniu szeregów wyobrażeniowych”. Freud
jako pierwszy wyjaśnił mechanizm psychogenny demencji paranoidalnej.
2. Akcentowany uczuciowo kompleks oraz jego ogólne oddziaływania
na psyché. Mamy tu do czynienia z rozróżnieniem ostrego i chronicznego
oddziaływania kompleksu — autor rozumie przez to bezpośrednie i chro
niczne opracowywanie treści kompleksu.
3. Wpływ kompleksu zaakcentowanego uczuciow'o na wartościowość
skojarzenia. Autor szczegółowo przedstawia tu wpływ kompleksu na sko
jarzenie, kładąc akcent na biologiczny problem opracowania kompleksu
w jego stosunku do psychologicznego przystosowania się do środowiska.
4. Dementia praecox i histeria. Porôyvnanie. W rozdziale tym podany
został możliwie jak najbardziej wniklivi^ opis podobieństw i różnic pomię
dzy obiema chorobami. Wniosek końcowy powiada: histeria w swym naj
bardziej wewnętrznym rdzeniu zawiera kompleks, którego nigdy nie moż
na było tak do końca pokonać na płaszczyźnie świadomości. In potentia
istnieje jednak taka możliwość. Dementia praecox zawiera zaś kompleks,
którego nigdy nie będzie można pokonać — z tego względu mamy tu do
czynienia z permanentnym utrwaleniem.
5. Analiza przypadku demencji paranoidalnej jako paradygmat. Chodzi
tu o tak zwany przestarzały i absolutnie typowy przypadek tworzenia na
masową skalę neologizmów — można je analitycznie całkiem dobrze wy
jaśnić, a analiza potwierdza treść poprzedniego rozdziału.
Książkę tę przełożyli na angielski Peterson i Brill, dodając obszerny 960
wstęp. Po angielsku opublikowana pt. The Psychology o f Dementia p ra
ecox (Nervous and Mental Diseases Monograph Series Nr 3). Authorized
Translation with an introduction by Frederick Peterson, M.,D., and A.A.
Brill, Ph. B„ M.D. New York 1909.
962 Eugen Bleuler. Przedmowa do: Über die Bedeutung von Assoziationsversu
chen. S. 1—6. Skojarzenie słowne to jedna z niewielu formacji, które można
ująć za pomocą eksperymentu. Rezultaty tego rodzaju prób budzą wielkie
nadzieje, albowiem w aktywności skojarzeniowej odzwierciedla się cały
byt psychiczny, cała przeszłość psychiczna, cała teraźniejszość psychiczna
z wszystkimi doświadczeniami i dążeniami. Jest to „wskaźnik wszystkich
procesów psychicznych, które powinniśmy odszyfrować, by poznać całego
człowieka”.
963 Artykuł 1: Carl Gustav Jung, Franz Riklin (Zurych); Experimentelle Unter
suchungen über Assoziationen Gesunder. S. 7-145. U podstaw tej pracy
legło pragnienie zebrania i przedstawienia większego materiału skojarzeń
osób zdrowych. Praca ta ma informować, na ile obszerny jest materiał,
który można uzyskać na podstawie badania osób nomialnych. Gwoli nu
merycznego przedstawienia tego obszernego materiału potrzebowaliśmy
jakiegoś schematu czy też poszerzenia i ulepszenia znanego już schema
tu opracowanego przez iCraepelina i Aschaffenburga. Zaadaptowany przez
obu tych autorów system uporządkow'any jest podług perspektyw logiki
i języka, pozwalając ująć materiał arytmetycznie, w' formie niezbyt dosko
nalej, lecz wystarczającej, jeśli chodzi o nasze potrzeby. Najpierw zatem
opracowano kwestię, czy i jakie typy form reakcji występują w stanie nor
malnym. Okazało się, że probanci wykształceni przeciętnie wykazują płyt
szy typ reakcji niż probanci niewykształceni, okazało się również, że można
Artykuł 2. K. Wehrlin (Zurych): Über die Assoziationen von Imbezillen und 965
Idioten. S. 146-174. Autor referuje tu wyniku eksperymentu skojarzenio
wego przeprowadzonego na grupie trzynastu imbecyli. Skojarzenia więk
szości z nich zdradzają pewien typ reakcji, tak zwany typ definicyjny. A oto
charakterystyczne reakcje:
Artykuł 3: Carl Gustav Jung: Analyse der Assoziationen eines Epilepti- 967
kers. S. 175-192. Skojarzenia epileptyka zdradzają dobitny typ definicyjny
i zawiły charakter, przejawiający się szczególnie w formie potwierdzania
i uzupełniania własnych reakcji:
969 Artykuł 4: Carl Gustav Jung: Über das Verhalten der Reaktionszeit heim
Assoziationsexperimen^. S. 193-198. Studium to zajmuje się badaniem nie
znanych dotychczas przyczyn nienormalnego wydłużenia pewnych czasów
reakcji. Rezultaty są następujące: osoby wykształcone reagują przeciętnie
szybciej niż osoby niewykształcone. Czas reakcji w wypadku kobiet jest,
przeciętnie rzecz biorąc, znacznie dłuższy niż w wypadku mężczyzn. Ja
kość gramatyczna słowa-bodźca ma jakiś wpływ na czas reakcji, podob
nie jak na poprawność logiczną skojarzenia. Czasy reakcji przekraczające
prawdopodobieństwo w znacznej mierze wynikają z interferencji bardzo
często nieświadomego (wypartego) kompleksu — z tego względu są one
ważnym środkiem pomocniczym w procesie poszukiwania wypartego
kompleksu. Faktu tego dowodzi wiele przykładów analiz ukonstelowanych
w ten sposób skojarzeń.
Artykuł 7: Franz Riklin (Zurych): Kasuistische Beiträge zur Kenntnis hy- 973
sterischer Assoziationsphänomene. S. 1-30. Autor bada zjawiska skoja
rzeniowe u ośmiu histeiyków, dochodząc do następujących wniosków: na
plan pierwszy w wypadku histerycznego typu reakcji wysuwają się robiące
wrażenie mniej lub bardziej autonomicznych kompleksy wyobrażeniowe
mające wielką wartość afektową — wydaje się, że ich rozwój przebiega
bardziej gwałtownie niż w wypadku osób zdrowych. Ten kompleks czy te
kompleksy dominują w typie reakcji prawie bez wyjątku, toteż ekspery
menty skojarzeniowe w wypadku zaburzeń kompleksowych są całkiem nie
udane. Zdominowanie przez jeden kompleks to główna cecha psychologii
974 Artykuł 8: Carl Gustav Jung; Assoziation, Traum und hysterisches Symp
tom. S. 31-66'®. Autor podjął próbę opisania i określenia kompleksu ero
tycznego w jego różnych formach przejavm na przykładzie przypadku
histerii. Najpierw za pomocą analizy skojarzeń udowodniony został fakt
ukonstelowania przez kompleks erotyczny, następnie przedstawiona została
analiza kompleksu w formie serii marzeń sennych, i wreszcie przedstawio
no kompleks jako podłoże nerwicy. W wypadku histerii kompleks charak
teryzuje się niesłychanąautonomią, próbuje aktywnie wieść istnienie szcze-
góhie, postępowo obniżające i reprezentujące konstelującą siłę kompleksu
„ja”. W ten sposób stworzona zostaje z wolna nowa osobowość chorobowa,
której skłonności, osądy i decyzje zmierzająjedynie w kierunku woli cho
roby. Ta druga osobowość pochłania normalną resztkę ,j a ”, wpychając ją
w rolę wtórnego kompleksu (kompleksu zdominowanego).
976 Artykuł 10; Emma Fürst (Szafuza); Statistische Untersuchungen über Wor
tassoziationen und überfamiliäre Übereinstimmung im Reaktionsstypus bei
Ungebildeten. S. 77-112. Eksperyment przeprowadzono na dwudziestu
rodzinach liczących w sumie 100 osób. W pracy tej autorka przedstawia
tymczasem jedynie rezultaty wynikające z opracowania materiału uzyska
nego z badań przeprowadzonych na dziewięciu rodzinach (w skład których
wchodziło 37 niewykształconych osób). Mozolne opracowanie reszty ma
teriału jeszcze nie dobiegło końca. Mamy do czynienia z następującymi
stwierdz.eniami;
Mężczyźni, bardziej niż ich żony, są bardziej skłonni do skojarzeń po- 977
wierzchownych, podobnie jak synowie bardziej niż ich siostry. 54% pro
bantów wykazuje wybitną skłonność do stosowania predykatów — przewa-
żająkobiety. Tendencja do tworzenia określeń wartościujących jest większa
na starość niż w młodości; u kobiet pojawia się ona w okolicach czterdziest
ki, u mężczyzn w okoHcach sześćdziesiątki. Krewni przejawiają skłonność
do zgodności typów reakcji, zbieżności skojarzeń. Największe, najbardziej
zharmonizowane zgodności spotkać można w wypadku rodziców oraz dzie
ci tej samej płci.
Artykuł 11: Ludwig Binswanger (Kreuzlingen); Über das Verhalten des 978
psychogalvanischen Phänomen beim Assoziatioonsexperiment. S. 113-
195.
Faktami diagnostycznymi wynikającymi z zastosowania eksperymentu
skojarzeniowego zajmują się następujące prace Szkoły Zuryskiej;
Carl Gustav Jung; Die psychologische Diagnose des Tatbestandes. Flalle 979
1906. Ogólne przedstawienie i ujęcie eksperymentu. Praktyczne zastoso
wanie w wypadku kradzieży.
Carl Gustav Jung; Le nuove vedute della psicologia crimínale. Contributo 980
al metodo della „Diagnosi della conoscenza delfatto". „Rivista di Psicolo
gia applicata”, T. 4. S. 287-304. Praktyczne zastosowanie w wypadku kra
dzieży z wieloma podejrzanymi.
Carl Gustav Jung; Der Inhalt der Psychose^^ (Freud: Schriften zur ange- 982
wandten Seelenkunde. T. 3. Leipzig-Wien 1908). Praca ta, tekst wykładu,
zajmuje się wielką zmianą, jaka dokonała się w psychologicznym ujęciu
983 Ladame (Genewa): L ’A ssociation des idées et son utilisation comme métho
de d ’examen dans maladies mentales. „L’Encéphale. Journal mensuel de
neurologie et de psychiatrie”. Nr 8/1908. Możliwie jak najbardziej obiek
tywne przedstawienie rezultatów badań nad skojarzeniami.
Alphonse Mader (Zurych): Die Symbolik in den Legenden, Gebräuchen und 987
Träumen. „Psychiatrisch-Neurologische Wochenschrift”, T. 10. Myślenie
symboliczne to niższy etap kojarzenia (podnoszącego podobieństwo na po
ziom identyczności), to często występujący proces aktywności nieświado
mej (z tego względu rola, jaką odgrywa on w marzeniach sennych, halucy
nacjach, ideach obłędnych i w poezji): przykłady stanów pomroczności epi
leptycznej. Asymilacyjna tendencja kompleksu seksualnego i powstawanie
symboli. Interpretacja ryby jako symbolu seksualnego daje klucz do wyja
śnienia wielu zwyczajów, wierzeń ludowych (ryba w piątek, ryba kwietnio
wa = dowcip kwietniowy, zabawa w Środę Popielcowa...), legendy i bajki
(Grimm: Złota Rybka).
Alphonse Mader (Zurych): Une voie nouvelle en psychologie. Freud et son 988
école. Coenoibium: Lugano-Milano 1909. Ogólnie orientujący artykuł na
temat psychologii freudowskiej (pomijający psychopatologię). Psychoana
liza, odkrywając nieświadomą motywację, umożliwia jednohte ujęcie my
ślenia i działania człowieka.
Najpierw autor omawia zaburzenia aktywności nieświadomej u zdrowe- 989
go indywiduum na podstawie własnych analiz. Zaburzenia takowe należy
ująć jako formy wyrazu nieświadomości, jako formę zdradzania tendencji,
do których człowiek nie chciał się przyznać samemu sobie. Zachodzący po
woli proces przechodzenia w patologię podkreślany jest na każdym miej
scu. Marzenie senne jest jak najściślej związane z aktualnymi konfliktami
w duszy indywiduum, podaje ono rozwiązanie, które później bardzo często
jest akceptowane i zostaje urzeczywistnione. Konflikty powstają częściowo
pod presją życia kulturalnego. Stwierdzeniu temu towarzyszy szczegółowa
analiza marzenia sennego.
W trzecim rozdziale omawiane są symbole występujące w snach, halu- 990
cynacjach, opowiadaniach, legendach i w języku. Symbol to specyficzna
forma skojarzenia myśli, forma znamionująca się nieostrością; nieokre-
460 Życie symboliczne
994 Hermann E. Müller (Zurych): Ein Fall von induzierten Irresein nebst an
schliessenden Eröterungen. „Psychoatrisch-neurologische Wochenschrift”.
T. 11. Przypadek zabobonnej egzaltacji u pewnej religiantki doprowadził
u pewnej histeryczki, która z nią mieszkała, na podstawie „identycznych
przesłanek etiologicznych” do zaindukowania psychozy. Dzięki przywoła
niu analityki freudowskiej przypadek ten został omówiony w sposób kla
rowny i kompletny.
Franz Riklin (Zurych); Zur Anwendung der Hypnose bei epileptischen Am- 998
nesien. „Jotmial für Psychologie und Neurologie”. T. 2/1903. Mamy tu do
czynienia z przedstawieniem następnego pi-zypadku absencji epileptycznych
i wyjaśnienia amnezji — oczywiście, ubolewamy, że autor nie zamieścił tu
analizy treści absencji. Podczas absencji pacjent głaskał kota, czasem też
kozę. Uważam, że od tego czasu wiadomo już, iż scena przedstawiana pod
czas ataku to fragment przeżycia erotycznego z okresu dzieciństwa.
Zob. Carl Gustav Jung; Ein Fall von hysterischen Stupor bei einer Untersu
chungsgefangenen. „Journal für Psychologie und Neurologie”. T. 1/1902. Gesam
melte Werke. T. 1. [Przyp. wyd.]
462 Żvcie svmhoHczne
1013 Franz Riklin (Zurych): Beitrag zur Psychologie der kataleptischen Zustän
de bei Katatonie. „Psychiatrisch-Neurologische Wochenschrift” . Nr 32-33/
1906. Autorowi udało się nawiązać kontakt z katatonikiem znajdującym się
w poważnym stanie kataleptycznym i dowiedzieć się trochę o tym, co wów
czas się dzieje. Jeśli chodzi o anamnezę, pragniemy stwierdzić, że stan ów
pojawił się po czterech latach psychozy. Przejawiało się to zrazu w formie au-
toerotycznego powiększania własnej wartości — trwało to od osiemnastego
roku życia. Pacjent próbował podbić bogatą córkę krewnego, całkowicie nie
dostrzegając, iż nie jest to możliwe. Mimo że dostał kosza, co i rusz powta
rzał swe próby. W okresie, gdy został przyjęty do zakładu, pojawiły się już
symptomy kataleptj'czne — pacjent odczuwał nieodparte pragnienie wyjścia,
by zbliżyć się do kuzynld.
1014 Stan chorego można by opisać w następujący sposób: u podstaw ka-
talepsji legła tendencja do spania — można się było dowiedzieć o tym na
VI. Freud i psychoanaliza 465
1022 Franz Riklin (Zurych): Psychologie und Sym bolik im Märchen. „Psychia
trisch-N eurologische W ochenschrift” . T. 9. N r 22-24. A utor przedstaw ia tu
kilka przykładów zaczerpniętych z bardziej obszernej pracy pt. Wunscher-
fiilh m g und Sym bolik im Märchen.
Książka Hitschmanna zaspokaja dającą o sobie już od dawna znać potrzebę. 1026
Mamy tu do czynienia z pracą wprowadzającą początkujących w sposób jasny
i prosty w problematykę psychoanalizy — wprowadzenie takie już od daw
na było nam potrzebne. Z pewnością nie było łatwo usystematyzować tak
niesłychanie różnorodne doświadczenia i wniosld psychoanalizy, albowiem
— wbrew uprzedzeniom, jakie żywią nasi przeciwnicy — nie mamy tu do
czynienia z jakimś apriorycznie wymyślonym systemem, nie opierającym się
w żaden sposób rozwoj owi teoretycznemu, lecz z nader zawiłą i zawikłaną ma
terią wymagającą mozolnego i cierpliwego studium empirycznego (notabene,
jedynie wówczas, gdy samemu w formie pozytywnej pracuje się w tej dziedzi
nie). Książka ta jest bardzo treściwa, a mimo to nie przytłacza. Autor ograni
czył się do tego, co istotne, tam zaś, gdzie problemy nie sąjeszcze rozwiązane,
zadowohł się podaniem wskazówek. A zatem udało mu się nakreślić trafny ob
raz aktualnego stanu psychoanahzy oraz najważniejszych problemów. Książce
tej należałoby życzyć możliwie jak największej publiczności, choćby dlatego,
że dzięki tej lektui-ze można usunąć tak wiele przesądów i błędnych mniemań
pokutujących wśród lekarzy za sprawą niedostatecznej znajomości literatury
przedmiotu. Miejmy nadzieję, że praca ta zostanie niebawem praetłumaczona
na inne języki, albowiem lepiej wprowadza w zagadnienia niż niekiedy zbyt
specjalistyczne i trudne prace teoretyczne.
Carl Gustav Jung
choanalizy. W przyszłym roku pojawi się jeszcze jeden periodyk^ ale już nie
o cliarakterze medycznym, lecz bardziej ogólnym.
1032 Na własne oczy mogłem się przekonać, jak wielkie wrażenie w świecie
zrobiły nas2e starania. Psychoanaliza rozprzestrzeniła się i zdobyła uznanie
— większe, niż można by przypuszczać.
1033 W ubiegłym roku ruch psychoanahtyczny w Zurychu poniósł stratę
szczególnie bolesną dla przyszłości; odszedł od nas nasz przyjaciel Honeg-
ger, którego także inni członkowie naszego mchu mogli poznać jako bardzo
utalentowanego mówcę na Kongresie Norymberskim*.
' Zwei Briefe zur Psychoanalyse. „Neue Zürcher Zeitiing” 1 stycznia 1912. Ar
tykuł Junga pt. Neue Bahnen der Psychoanalyse („Raschers Jahrbuch tiir Schweizer
Art und Kunst”. 1912. Gesammelte Werke. T. 7) wywołał kontrowersje — w ten spo
sób dr Max Kesselring, zuryski neurolog, wygłosił publiczny wykład na temat psy
choanalizy (15 gmdiiia 1911 roku w Sali Sądu Przysięgłego w Zuiychu). W stycz
niu 1912 roku polemikę kontynuowano na łamach „Neue Zürcher Zeitung”. Jung
opublikował dwa listy oraz artykuł pt. Zur Psychoanalyse, który miał być ostatnim
głosem w dyskusji („Wissen und Leben”. 15 lutego 1912. Gesammelte Werke. T. 4).
Na temat całej dyskusji, zob. Henri F. Ellenberger: The Discovery o f Unconscious.
Princeton; New York; Basic Books 1970. S. 810-814; Freud/Jung Briefwechsel. 287
J, 293 F, 294 J, 295 J.
476 Życie symboliczne
17 stycznia 1912
Do opublikowanego w ostatnią sobotę w „Morgenblatt” artykułu 1039
o „psychoanlizie” chciałbym dodać tytułem uzupełnienia, że używane
przez Freuda i przeze mnie pojęcie seksualności traktowane jest w znacznie
szerszym sensie niż potocznie. Już częściej dane mi było zwracać uwagę
na to, że przez „seksualność” rozumiemy te wszystkie siły popędowe, któ
re sięgają poza domenę „instynktu samozachowawczego”. W tym miejscu
nie możemy traktować o naukowym uzasadnieniu tego ujęcia — można na
ten temat przeczytać w naszych pismach. Zamienienie pojęcia używanego
potocznie z naszym biologicznym pojęciem seksualności prowadzi, rzecz
jasna, do poważnych nieporozumień.
Dalej, pozwalam tu sobie na uwagę, że nie przystoi przypisywać nam 1040
wszystkich niedojrzałych prób podejmowanych przez niedostatecznie wy
kwalifikowanych ludzi. Możemy brać odpowiedzialność jedynie za to, co
piszemy, a nie za wszelkiego rodzaju grzechy innych autorów. W przeciw
nym bowiem razie, postępując podług tej sumarycznej zasady, na konto
chrześcijaństwa można by zapisać wszystkie okmcieństwa inkwizycji. Nie
mam tu jednak na myśli cennych badań dr. Franza Rikiina, któiych wyniki
muszę potwierdzić w całej rozciągłości — chodzi mi o wymienioną przez
pana F.iVl.“ książkę Michelsena^ oraz wiele innych publikacji, których sta
nowiska nie mogę podzielać.
Carl Gustav Jung
N ależy ubolewać, że zabierający głos w dyskusji nie trzymali się ana- 1051
lizy, której przebieg tu opowiedziałem. O drzucenie formy badania i tera
pii stosowanej w psychoanalizie byłoby m ożliwe jedynie w ówczas, gdyby
okazały się one błędne w w yniku weryfikacji, z tym jednak nie mamy do
czynienia. Psychoanaliza to terapia radykalna, którą należałoby stosować
rów nocześnie z innym i metodami.
W ykluczanie m ożliw ości zastosow ania tylko dlatego, że nie dowie- 1052
dziono tego czy nie uzasadniono, nie zgadza się z faktam i, a tym samym
— ja k to mam y w zw yczaju w w ypadku badań przyrodoznaw czych —
próbom praktycznym daje się pierw szeństw o przed rozw ażaniam i teore
tycznym i.
Rzecz jasna, nie sposób w ykluczyć pomyłek, ale — jak w innych dzie- 1053
dziniach — i tutaj m ożna z nich w yciągać wnioski.
Roztrząsanie kwestii seksualnych to jednak sprawa niełatw a i nie dla 1054
każdego; jeśli podejdzie się do tego taktownie, może to być w ażna składo
w a każdej psychoterapii. M arzenia senne opowiadane są często niedokład
nie, pojaw iają się w szelkiego rodzaju dodatki; dodatki te — dowiódł tego
Freud — nie są niczym przypadkowym , m am y tu bow iem do czynienia
z wpływem tych samych wyobrażeń nieświadomych, jaki daje o sobie znać
rów nież w m arzeniu sennym. W rażenia z okresu dzieciństwa zachow ują
się przez całe życie, nawet jeśli z pozora sąbłałie. Fakt ten wyjaśnić należy
w taki sposób, że owo w rażenie ze w zględu na pewne doniosłe związki
myślowe padło ofiarą w yparcia i w łaśnie z tego względu m ogło przetrwać
w nieświadomości do czasu, gdy zostało odkryte przez analizę.
P ii!'
W pierw'szym zeszycie tego pisma pan Tausk omówił pracę dr. Nelkena pt. 1055
Analytische Beobachtungen über Phantasien eines Schizophrenen^. W tek
ście tym natknąłem się na następujące stwierdzenia: „W pierwszym napa
dzie katatonicznym pacjent odtwarzał bowiem fantazję polegającą na tym,
że myszy i szczury gryząjego narządy płciowe. Informacje o symbolicznym
znaczeniu tych gryzoni Nelken zaczerpnął od Junga, któiy widzi w nich noc
ne zwierzęta wzbudzające lęk. Nie ulega wątpliwości, że interpretacja ta jest
właściwa, pochodzi ona jednak z późniejszego opracowania tego symbolu
i zagradza drogę do głębszego wglądu. Analiza marzeń sennych i nerwic po
zwoliła mi niedwuznacznie przekonać się, że itmi analitycy potwierdzają uję
cie, iż myszy i szczury to gryzonie żemjące w kloakach i że — symbolicznie
— reprezentują one kompleks defekacji (kompleks analny)”.
Chciałbym tu wziąć w obronę ujęcie Nelkena. W najmniejszym nawet 1056
stopniu nie wątpię, że ujęcie Tauska jest właściwe, bo przecież już od daw
na to wiemy, a opisany przez Freuda przypadek „człowieka-szczura” grun
townie to potwierdził^ Wiemy też całkiem dobrze, że introwersja i regre-
^ Zob. Carl Gustav Jung: Versuch einer Darstellung der psychoanalytischen The
orie. „Jahrbuch für psychoanalytische und psychopathologische Forschungen”. T. 5/
1913. Leipzig-Wien: Franz Deuticke 1913. Gesammelte Werke. T. 2. [Przyp. tłuin.]
ODPOWIEDZI NA PYTANIA O FREUDA
Ponieważ nie sposób w krótkim artykule poddać krytyce dzieło Freuda, mu 1065
szę się ograniczyć do krótkich odpowiedzi.
Akceptuję fakty odkryte przez Freuda, ale jego teorie akceptuję tylko 1066
częściowo.
Opisane przez Freuda fakty wyparcia, substytucji, symbolizacji i sys 1067
tematycznej amnezji pokrywają się z wynikami przeprowadzonego przeze
mnie (1902-1904) eksperymentu skojarzeniowego. Później (1906) odkry
łem podobne zjawiska w związlai ze schizofrenią. W owych latach akcepto
wałem wszystkie poglądy Freuda, lecz mimo najlepszych chęci nie mogłem
przyjąć seksualnej teorii nerwic, a w jeszcze mniejszym stopniu seksualnej
teorii psychozy. Doszedłem do wniosku (1910), że jednostronne podki'e-
ślanie przez Freuda seksualności wynikać musi z jakiegoś subiektywnego
uprzedzenia.
Nie ulega wątpliwości, że popęd seksualny odgiywa wielką rolę we 1068
wszystkich dziedzinach życia, a zatem także w nerwicy; równie oczywisty
490 Życie symboliczne
jest fakt, iż popęd mocy, wiele form lęku oraz potrzeb indywidualnych ma
identyczne znaczenie. Ja sprzeciwiam się jedynie podkreślanej przez Freu
da wyjątkowości seksualności.
1069 Wkład wniesiony przez Freuda do poznania duszy ludzkiej jest niewąt
pliwie jak najbardziej doniosły. Badacz ten pozwolił nam wejrzeć w ciemny
zakątek umysłu i charakteru człowieka — można to porównać jedynie ze
Z genealogii moralności Nietzschego. Jeśli o to chodzi, Freud byłby więc
jednym z wielkich dziewiętnastowiecznych krytyków kultury. Jego specy
ficzne oburzenie tłumaczy jednostronny charakter jego zasady interpreta
cyjnej.
1070 Nie można twierdzić, że to Freud odkiył nieświadomość — jeśli o to
chodzi, poprzedzają go Carl Gustav Carus i Eduard von Hartmann, Pierre
Janet był zaś jego współczesnym — Freud niewątpliwie jednak wskazał ja
kąś drogę wiodącą do nieświadomości, pokazał również możliwość badania
treści nieświadomych. Pod tym względem jego książka o objaśnianiu ma
rzeń sennych okazała się bardzo pomocna, mimo że — z naukowego punk
tu widzenia — jest to praca wielce obmierzła.
1071 Kwestia terapii psychologicznej jest bardzo złożona. Z całą pewnością
wiemy, że każda metoda czy każda teoria, w którą ktoś wierzy, którą su
miennie stosuje i która popierana jest ludzkim zrozumieniem, może mieć
godne uwagi oddziaływanie terapeutyczne. Skuteczność terapeutyczna
w żadnym wypadku nie jest przywilejem jakiegoś specjalnego systemu;
to, co się liczy, to charakter i nastawienie terapeuty. Z tego względu mó
wię swoim uczniom: musicie wiedzieć wszystko, co tylko da się wiedzieć,
o psychologii neurotyków i własnej. Jeśli rzeczywiście posiadacie optymal
ną wiedzę, wówczas pojawi się prawdopodobieństwo, że w to uwierzycie,
a wtedy trzeba będzie z całąpowagą, oddaniem i odpowiedzialnością stoso
wać to. Jeśli będzie to wasza najlepsza wiedza, wówczas zawsze będziecie
mieli wątpliwości, czy kto inny nie wie lepiej od was, a wtedy ze zwykłego
współczucia dla pacjenta będziecie się upewniać, że nie wprowadzacie go
w błąd. Dlatego nigdy nie pominiecie okazji przekonania się, czy pacjent
się z wami zgadza, czy nie. Jeśli nie stwierdzicie zgody, wówczas ugrzęź-
niecie, jeśli zaś nie zauważycie tego, wówczas i wy, i pacjent, zabrniecie
w ślepą uliczkę.
1072 Teoria ważna jest przede wszystkim dla nauki. W praktyce można sto
sować tyle teorii, ile jest indywiduów. Jeśli człowiek jest szczery, głosi wła
sną ewangelię. Jeśli ma rację, powinno to wystarczyć. Jeśli nie ma racji,
to nawet najlepsza teoria do niczego się nie przyda. Nie ma nic gorszego
VI. Freud i psychoanaliza 491