You are on page 1of 168

Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz

Ilustrację na obwolucie projektował: Konstanty M.Sopoćko


Redaktor: Bogusław Brodecki
Redaktor Map: Maria Stępniowska
Redaktor techniczny: Jadwiga Jegorow

© Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej


Warszawa 1986 r. Wydanie I

ISBN 83 -11-07298-1
HISTORYCZNE BITWY

ANDRZEJ MURAWSKI

AKCJUM 31 p.n.e.

Dom Wydawniczy Bellona


Warszawa 2003
ŚMIERĆ DYKTATORA

Bitwa pod Akcjum stała się w historii starożytnego Rzymu


klamrą spinającą dwie diametralnie różne formy ustrojowe
— republikę oraz cesarstwo. To starcie zbrojne było również
końcowym akordem kilkunastoletniego okresu bratobójczych
wojen domowych, które stanowiły tło agonii systemu repub-
likańskiego. Początek tych ostatecznych zmagań, niezależnie
od przyjmowanych ustaleń czasowych, wiąże się nieodłącznie
z osobą Gajusza Juliusza Cezara.
Ten wybitny wódz, polityk, a także i kochanek, będąc już
u szczytu sławy wypowiedział kiedyś prorocze słowa. Stwier-
dził, że „nie tyle w jego własnym, ile w państwa interesie leży
jego [tj. Cezara — przyp. red.] ocalenie; on już od dawna
nasycił się potęgą i sławą po brzegi. Jeżeli jednak jemu coś
złego się stanie, państwo nie zazna spokoju i zostanie narażone
na nowe wojny domowe, będąc w gorszych jeszcze warun-
kach" 1. Czy za twierdzeniem tym krył się egocentryzm
ufnego w swą siłę polityka, czy też była to realna ocena
sytuacji? Odpowiedź przyniosły Rzymianom wydarzenia za-
początkowane tragedią id marcowych 44 r. 2

1 Suetonius, Divus Julius (w: De vita Caesarum), 86 (dalej: Suet., Div. Julius).
2 Dzień id marcowych przypadał na 15 dobę marca. W tekście wszystkie daty
roczne, o ile nie zaznaczono inaczej, odnoszą się do okresu przed naszą erą.
4

O sile Cezara stanowiła jego armia, majątek i wielka sława.


Nadzór nad wojskiem zapewnił sobie zdobywając stanowisko
konsula na rok 59. Zgodnie z tradycją dwóch konsulów
wybieranych przez uprawnionych do głosowania obywateli
rzymskich sprawowało przez rok władzę wykonawczą w pań-
stwie i dowództwo nad armią. Po wygaśnięciu kadencji
dostojnicy ci jako prokonsulowie obejmowali namiestnictwo
wyznaczonych przez senat prowincji. Jednak począwszy od
I wojny punickiej, toczonej w latach 264-241, agresywna
polityka zagraniczna zapewniała Rzymowi wiele nowych,
ciągle rosnących zdobyczy terytorialnych. Ziemie podbitych
państw lub tereny plemienne stawały się nowymi prowincjami,
a ich wielkość przerastała możliwości administracyjne zdobyw-
ców. Kłopotom tym zaradził Lucjusz Korneliusz Sulla, który
sprawując władzę dyktatorską w latach 82-79, zwiększył
z sześciu do ośmiu zastęp urzędników sądowych i wojskowych
zwanych pretorami (pretores). Od tego czasu pretorzy po
zakończonej rocznej kadencji również obejmowali namiest-
nictwo. Jednak ogólna liczba prokonsulów i propretorów
odpowiadająca dziesięciu prowincjom, jakimi dysponował
Rzym w okresie jullańskim, okazała się rychło niewystar-
czająca, toteż ratunkiem stało się przedłużanie władzy nad
prowincjami nawet do trzech lat.
W takiej sytuacji Cezar będąc prokonsulem przejął w 58 r.
namiestnictwo nad terenami znanymi jako Galia Narbońska
(Gallia Narbonensis) i Galia Przedalpejska (Gallia Cisalpina).
Sprawowanie urzędów publicznych było w republikańskim
Rzymie bezpłatne. Z jednej strony stwarzało to pozory
bezinteresowności rządzących, z drugiej natomiast stanowiło
utrudnienie dla ubogich polityków plebejskich, którzy nie
mogli pokryć kosztów kampanii przedwyborczej oraz wydat-
ków związanych z utrzymaniem opłacanych stronników w se-
nacie. Poniesione nakłady zwracały się jednak szybko w mo-
mencie objęcia władzy nad prowincją i stacjonującą w niej
armią.
5

Bardziej zachłanni, jak na przykład Gajusz Werres, namiest-


nik Sycylii w latach 73-71, dokonywali grabieży oraz nadużyć
ingerując w skup i dostawy zboża przeznaczonego na rynek
metropolii, pobierając łapówki za tendencyjne wyroki sądowe
lub wchodząc w spekulacyjne konszachty z publikanami
— dzierżawcami podatków, którzy pośredniczyli pomiędzy
ludnością a administracją w ściąganiu należnych kwot. Inni
namiestnicy wykorzystując stan wojennego zagrożenia granic
podległych im prowincji lub nawet antyrzymskie bunty,
prowadzili zwycięskie kampanie, natomiast okupy, nakładane
kontrybucje i bogactwa plądrowanych miast stawały się
zaczątkiem ogromnych fortun. Nie uszczuplały ich nawet
sumy przekazywane do skarbu państwa ani dary dla legionis-
tów, mające wynagrodzić trudy wojenne.
Armie rzymskie obowiązujące w prowincjach mogły być
nie tylko środkiem zdobycia majątku. Dla ambitnego namiest-
nika stanowiły one element politycznego nacisku wobec
Italii. Zrozumiał to dobrze senat, który, obawiając się
kandydatury Cezara na stanowisko konsula 59 r., zawczasu
wyznaczył obu przyszłym konsulom zakres działania obej-
mujący jedynie zarząd dróg i lasów metropolii. Cezar
bowiem, będąc wrogiem stronnictwa optymatów reprezen-
tującego interesy oligarchii senatorskiej, doprowadził do
nawiązania porozumienia pomiędzy Gnejuszem Pompejuszem
„Wielkim" a najbogatszym obywatelem rzymskim, Markiem
Licyniuszem Krassusem. Porozumienie to, zwane trium-
wiratem, dzięki fortunie i wojennej chwale jego sygnatariuszy
miało zapewnić realizację ich planów politycznych: dzięki
paktowi Cezar stał się pewny otrzymania konsulatu, natomiast
Pompejusz po zwycięskich zmaganiach z królem Pontu
Mitrydatesem zamierzał, wykorzystując wsparcie triumwirów,
wymusić na senacie zatwierdzenie swej decyzji utworzenia
nowych prowincji — Bitynii i Pontu oraz Syrii. Ponadto
chciał także otrzymać ziemię uprawną dla obdarowania nią
weteranów swojej armii.
6

Ich dążenia ziściły się. Cezar poparty przez plebejski


ruch popularów objął konsulat wraz z Markiem Kalpu-
rniuszem Bibulusem. Będąc już urzędującym funkcjona-
riuszem państwa zatwierdził wnioski Pompejusza oraz wy-
mógł na senatorach przydzielenie sobie namiestnictwa na
pięć lat. Precedens ów ułatwił mu powtórzenie tego manewru
w większym jeszcze zakresie: oto w 56 r. doszło do
spotkania triumwirów w miejscowości Luka. Wynikiem
obrad było reaktywowanie rozluźnionego już mocno związku
trzech polityków. Poza tym, wykorzystując obecność przy-
byłych z Rzymu senatorów, przedłużono formalnie namie-
stnictwo Cezara nad Galią na dalsze pięć lat oraz na
taki sam okres przydzielono Pompejuszowi i Krassusowi,
jako konsulom 55 r., zarząd niezmiernie bogatych prowincji:
pierwszemu — Hiszpanii, drugiemu — Syrii.
Tak więc ponownie samowola polityków wzięła górę nad
republikańskimi prawami i obyczajami. Nie bez znaczenia był
też fakt, iż obrady lukańskie toczyły się już na terytorium
podległej Cezarowi Galii Przedalpejskiej, toteż senatorowie
asystujący konferującym triumwirom znajdowali się pod
psychiczną presją cezariańskich legionów zimujących w rejonie
niedalekiej miejscowości Narbo.
Ostatecznie, wbrew wszelkim zwyczajom, Cezar sprawował
namiestnictwo Galii nieprzerwanie przez dziesięć lat. W tym
czasie, pilnie obserwując zmagania polityczne toczące się
w Rzymie pomiędzy jego dwoma sojusznikami a zachowaw-
czym senatem, prowadził zbrojne kampanie na ogromną
skalę. Wykorzystując skłócenie plemion zamieszkujących
tereny zwane przez Rzymian Galią Zaalpejską (Gallia Transal-
pina) lub też Galią Długowłosą (Gallia Comata), a rozciągające
się aż po Ren, ambitny namiestnik w ciągu dwóch lat
począwszy od przyjęcia urzędu podbił te ziemie, pokonując
także celtyckie ludy Helwetów oraz germańskie oddziały
Ariowista, wodza Swebów. Cezar na czele swych legionów,
jak również przy pomocy posiłkowej jazdy galijskiej wy-
7

stawionej przez pokonane plemiona, zaatakował ludy Belgów


zamieszkujące w dorzeczu Renu, Marny i Sekwany. Następnie,
podczas wiosennej kampanii 55 r., pokonał germańskie ple-
miona Uzypetów i Tankterów, po czym w trakcie ekspedycji
karnej sforsował Ren siejąc popłoch wśród innych ludów
Germanii. Niesyty chwały i zgromadzonych bogactw po-
prowadził w latach 55 i 54 dwie wyprawy do Brytanii.
I chociaż pokonanie oraz zhołdowanie króla Kassywelaunusa,
który dowodził zjednoczonymi wojskami plemion wyspiar-
skich, miało charakter czysto symboliczny, to jednak ekspedy-
cje te rozszerzyły strefę zainteresowań terytorialnych Rzymu.
W okresie tym znaczenie Cezara jako polityka wzrosło
niewspółmiernie. Stał na czele ogromnej armii, rozbudowanej,
zresztą bez zgody senatu, dzięki zapleczu, jakie stanowiła
właściwa domena jego namiestnictwa — spokojna i w pełni
zromanizowana Galia Przedalpejska, gdzie dokonywał dodat-
kowego werbunku formując na własną rękę cztery legiony.
Koszt ich zaciągu i utrzymania miał być pokryty ze skarbu
państwa, co zobowiązali się zapewnić po spotkaniu w Lukce
pozostali triumwirowie. W czasie całej wojny galijskiej
w dyspozycji Cezara było łącznie trzynaście legionów. Więź
armii cezariańskiej z jej dowódcą zacieśniła się w licznych
bojach. Odwaga oraz geniusz strategiczny Cezara, wspólne
ryzyko i niewygody życia obozowego sprawiły, że legioniści
uwielbiali swego wodza. Jednak na te wzajemne uwarun-
kowania wpływ miały także czynniki ekonomiczne.
Reforma wojskowa przeprowadzona w 107 r. przez konsula
Gajusza Mariusza zmieniła profil armii rzymskiej. Dotych-
czasowy model wojska obywatelskiego, powoływanego doraź-
nie na podstawie zróżnicowanego cenzusu majątkowego,
przestał spełniać pokładane w nim oczekiwania, co wiązało
się ze wzmożoną zaborczością polityki rzymskiej. Dlatego
Mariusz stworzył zawodowe wojsko będące instrumentem
państwa w jego agresywnych poczynaniach. Zamiana obronnej
funkcji wojska na ofensywną uwidaczniała się w nowych
8

zasadach organizacyjnych sił zbrojnych. Przyjmując do długoter -


minowej, szesnastoletniej służby ochotników o pochodzeniu
plebejskim, armia oferowała pełny ekwipunek i stały żołd
w wysokości pięciu asów dziennie. Zunifikowano uzbrojenie
oddziałów, systematyzując również podziały taktyczne, podstawą
których miała być kohorta. Legion, liczący w czasach Mariusza
około czterech tysięcy żołnierzy, dzielił się na dziesięć kohort.
Cezar dysponując taką armią orientował się doskonale
w potrzebach i aspiracjach swych legionistów, dla których
stały zarobek oraz możność partycypacji w podziale łupów
wojennych były główną motywacją zaciągnięcia się do służby.
Dlatego też zdobywszy władzę wódz bez zgody senatu podwoił
żołd do dziesięciu asów dziennie. Ponadto, wzorem swych
poprzedników, którymi byli powszechnie uznani dowódcy
— Sulla i Pompejusz „Wielki", Cezar zabiegał o uchwalenie
w senacie nadań gruntów uprawnych dla kończących służbę
żołnierzy. Tego rodzaju darowizna stanowiła dla legionistów
ukoronowanie długoletnich trudów wojennych, będąc jedno-
cześnie zachętą dla innych, chcących pójść w ich ślady. Toteż
wodzowie przywiązywali do uzyskania gruntów wielką wagę:
Sulla osadził około 100 tys. swoich ludzi na działkach
uprawnych, Pompejusz natomiast, wykorzystując potęgę trium-
wiratu, uzyskał nadania ziemi dla prawie 40 tys. weteranów.
Sowicie opłacane i mobilizowane do walki perspektywą
spokojnej „emerytury" legiony stawały się powolnym narzę -
dziem w rękach swych dowódców. Ufni w ich hojność
żołnierze walczyli z każdym wskazanym przeciwnikiem, nie
wstrzymując się nawet przed przelaniem krwi współobywateli.
Tym samym otwarta została droga do wykorzystywania armii
w wewnętrznych rozgrywkach politycznych Rzymu. Sława
i kariera męża stanu bardziej uwarunkowane były siłą oręża
niż zdolnościami oratorskimi czy wszechstronną wiedzą histo-
ryczną lub prawniczą.
Również Cezarowi nie dane było uniknąć tego rodzaju
sytuacji. Sława i majątek zdobyte podczas kampanii galijskich
9

oraz potęga wynikająca z siły jego legionów przyczyniły


wodzowi wrogów w senacie, który wykorzystując faktyczny
rozpad triumwiratu przeciągnął na swoją stronę Pompejusza.
„Kości są rzucone" — rzekł Cezar 10 stycznia 49 r. prze-
kraczając na czele armii rzekę Rubikon, stanowiącą granicę
pomiędzy Galią Przedalpejską a Italią 3. Rozpoczęta w ten
sposób wojna domowa zakończyła się całkowitą klęską
zwolenników senatu, a jej kolejne etapy wyznaczane były
bitwami pod Herdą w Hiszpanii, Dyrrachium w Macedonii czy
też Farsalos w Tesalii. Zapowiedzią zwycięstwa w tych
krwawych zmaganiach był przyjazd Cezara do Aleksandrii
w Egipcie, gdzie doradcy króla Ptolemeusza XIV Dionizosa
dostarczyli przybyszowi jako dowód przyjaźni głowę podstęp-
nie uprzednio zabitego Pompejusza.
W ciągu dwóch następnych lat szala zwycięstwa zdecydo-
wanie przechyliła się na stronę Cezara. Sukcesy w bitwach
pod Tapsus, gdzie 6 kwietnia 46 r. pokonał zjednoczone armie
króla numidyjskiego Juby i zwolenników senatu, oraz pod
Munda, gdzie 17 marca 45 r. pobił synów Pompejusza,
zakończyły ostatecznie wojnę domową. Nastał pokój, a wraz
z nim zawrotna kariera polityczna zwycięzcy.
W skali nie spotykanej dotąd w republikańskim Rzymie
udało się Cezarowi skupić w swych rękach większość znaczą-
cych funkcji publicznych. Przerażony senat oraz wyborcze
zgromadzenia obsypały triumfatora zaszczytami. W 46 r.
obrany został po raz trzeci konsulem, przyjmując władzę na
pięć kolejnych lat. W następnym roku na wniosek zgromadzeń
zwanych komicjami centurialnymi konsulat jego został prze-
dłużony do lat dziesięciu. Zasmakowawszy powierzonej mu
w 49 r. dyktatury, która była nadzwyczajnym urzędem
przyznawanym — na czas nie dłuższy niż sześć miesięcy
— w chwilach zagrożenia bezpieczeństwa republiki, zwycięzca
z Galii ponownie przyjął tę funkcję, nadaną mu w 48 r. na
okres aż dwunastu miesięcy. Po bitwie pod Tapsus, gdy
3
S u e t., Div Julius, 32.
10

wygasała już wojna domowa, Cezarowi znowu powierzono


władzę dyktatorską — tym razem na przeciąg lat dziesięciu,
jako urząd corocznie odnawiany. Apogeum nastąpiło 14 lutego
44 r., gdy przyznano mu dożywotnią dyktaturę (dictator in
perpetuum), łamiąc tym samym odwieczne tradycje repub-
likańskiego Rzymu.
Jednocześnie Cezar otrzymał wiele innych funkcji oraz
przywilejów podkreślających istniejące w praktyce jego jedy-
nowładztwo. Objął trzyletnie urzędowanie jako funkcjonariusz
nadzorujący obyczaje publiczne (praefectura morum). Upraw-
nienia związane z tym stanowiskiem, równoznaczne z kom-
petencjami innego poważnego urzędnika, którym był cenzor,
umożliwiały ingerencję w formowanie personalnego składu
senatu. W tym czasie Cezar dzięki uzyskanej władzy ob
darowywał tytułami prokonsula i propretora ludzi nie sprawu-
jących uprzednio funkcji konsularnych i pretorskich, które
w myśl prawa były elementami niemożliwymi do pominięcia
na drodze wiodącej do najwyższych stanowisk w hierarchii
urzędniczej. Dyktator objął też dożywotnią władzę trybuńską
(tribunicia potestas) oraz nadane mu jeszcze w 63 r. stanowisko
najwyższego kapłana nadzorującego wszystkie kulty rzymskie
(pontifex mcaimus); otrzymał także przydomek „ojca ojczyzny"
(pater patriae) oraz tytuł imperatora, przyznany tylko zwycięs-
kim wodzom okrzykniętym tak przez ich wojska. Poza tym
zaszczycono go prawem do stałego noszenia symboli trium-
fatora, czyli wodza, którego sukcesy wojenne zostały formalnie
uznane przez senat. Stawiano mu posągi i obsypywano
atrybutami boskości. Wśród nich były nosze, na których
zwyczajowo transportowano wizerunki bóstw podczas uroczys-
tych igrzysk cyrkowych, oraz rydwan procesyjny, przeznaczo -
ny dla istot o nieśmiertelnej naturze.
W okresie takiej adoracji nastąpił cios gwałtowny i nie-
spodziewany. 15 marca 44 r., w dniu id marcowych, Cezar
padł ofiarą zamachu dokonanego w budynku Kurii Pompejusza,
gdzie miały się odbyć obrady senatu. Spisek był dziełem
11

kilkudziesięciu osób, samego mordu dokonało również liczne


grono, zadając 23 rany na całym ciele dyktatora 4. Zbrodnia
wstrząsnęła Rzymem, chociaż ludzie witali ją z mieszanymi
uczuciami. Jakie namiętności doprowadziły do realizacji tego
okrutnego zamierzenia, w którym uczestniczyli ludzie mieniący
się przyjaciółmi zgładzonego polityka? Wszak wśród zabójców
znajdowali się Marek Juniusz Brutus, jego brat — Decymus,
Lucjusz Tiliusz Cymber i wielu innych, którzy, będąc stron-
nikami lub wręcz oficerami Cezara, datowali swoją z nim
znajomość jeszcze z okresu wojen galijskich. Cóż skłoniło ich
do przeciwstawienia się politycznemu patronowi?
Odpowiedź jest prozaiczna — u podstaw niechęci wobec
dyktatora znajdowała się zawiść, niechęć do zmian zachodzą-
cych z jego inicjatywy w społeczeństwie rzymskim, a także
wrogość odsuniętych od władzy przedstawicieli rodów patryc-
juszowskich. Ich zgładzony przeciwnik jawnie lekceważył
skostniałą wprawdzie, lecz uświęconą wielowiekową tradycją
strukturę władzy. Wprowadził do senatu trzystu nowych ludzi,
a byli wśród nich również plebejscy oficerowie przybyli
dopiero z wojny oraz reprezentanci arystokracji prowincjonal-
nej. Ci ostatni, ku oburzeniu patrycjuszy, w kilkanaście lat po
utracie niezawisłości politycznej swoich plemion otrzymali
obywatelstwo rzymskie.
Cezar często okazywał wyniosłość wobec instytucji repub-
likańskich. Przykładem tego była bulwersująca wyższe sfery
stolicy postawa dyktatora witającego na siedząco przybyłych
do niego z wiernopoddańczymi uchwałami senatorów. Jak
zaświadczył opisujący te wydarzenia historyk rzymski, znie-
waga wywołała śmiertelną nienawiść do jedynowładcy 5.
Niepokój wzbudzała również planowana przez Cezara
wielka wyprawa wojenna. Jego zamierzenia przewyższały
wszystko, czego dokonały dotąd legiony, bowiem celem
4
Tamże, 80; Plutarchus, Caesar (w: Vitae parallelae), 66 (dalej: P l u t.,
Caesar).
5
Suet., Div. Julius, 7 8.
12

ekspedycji, która miała rozpocząć się już w 43 r., było


pokonanie zwycięzców Kras susa — Partów. Następnie, po
gruzach ich monarchii, wojska dotrzeć miały do brzegów
Morza Kaspijskiego, skąd podgórzem Kaukazu i pobrzeżem
czarnomorskim planowano atak na ziemie plemion sarmackich.
Powrót do Italii miał nastąpić przez Germanię i Galię. Podczas
przygotowań do wojny, najprawdopodobniej przy udziale
stronnictwa cezariańskiego, lansowano w Rzymie przepowied-
nię, która głosiła, że Partów zwyciężyć może tylko człowiek
z władzą królewską.
Stanowiło to zaczyn kolejnego fermentu, albowiem myśl
polityczna republiki utożsamiała monarchię z tyranią. Jedyno -
władztwo, nawet oświecone, jak w przypadku Cezara, znaj -
dowało się poza marginesem tolerancji społecznej, natomiast
już sam termin „król" (rex) był epitetem uwłaczającym
rzymskiemu politykowi. Tłumaczy to niepowodzenie prób
które, czynione publicznie przez stronników dyktatora, zmie-
rzały do wysondowania nastrojów ludności wobec możliwość
ewentualnego obwołania władcy monarchą. Koncepcja taka
pomimo formalnego odżegnania się Cezara od chęci uzyskania
władzy królewskiej, przerażała senatorów, tym bardziej iż
wódz w wyniku dłuższego pobytu w Aleksandrii podczas
minionej wojny znajdował się pod przemożnym wpływem
kultury wschodniej, a dla ludzi Wschodu ideałem rządów była
autokratyczna monarchia.
Powszechne w tej sprawie podejrzeniu zdawał się potwier-
dzać nie tajony romans, jaki nawiązał się pomiędzy żonatym
wówczas Cezarem a mającą w dniu jego śmierci 25 lat
królową Kleopatrą. Związek ten wydawał się być trwały
dzięki faktowi, że oprócz pozbycia się Pompejusza i stłumieniu
lokalnych, antyrzymskich rozruchów, wódz odniósł nad Nilem
jeszcze jedno zwycięstwo, którego brzemiennym skutkiem
była ciąża Kleopatry. Kleopatra urodziła chłopca, któremu na
cześć ojca dano imię Cezarion. Tak więc niejako „rodzinne"
koligacje łączyły dyktatora z Egiptem, co tym samym czynili
13

wielce realnymi plotki Rzymian porównujących Cezara ze


wschodnim satrapą.
Tak liczne powody niechęci ku sobie wzmocni! sam
niedoszły monarcha swoją łagodnością. Nie dokonał spo-
dziewanych egzekucji pokonanych przeciwników, ułaska-
wionym wrogom pozwalał wstawiać się u siebie o litość
dla ich przyjaciół i krewnych, a obdarowawszy wszystkich
pieniędzmi i zaszczytami otaczał się tak zyskanymi „stron-
nikami", nie będąc do końca pewnym trwałości ich przy-
wiązania. Wszystkie te przyczyny znalazły rychły rezonans
w tragedii id marcowych.
Senat i wszyscy zwolennicy ustroju republikańskiego trium-
fowali, ponieważ poczynania Cezara bardzo były im niemiłe.
W Rzymie oceniano, iż wódz słusznie został zgładzony,
albowiem nadużył swej władzy. Jednak zabójcy radowali się
przedwcześnie. Model rządów stworzony przez zamordowa-
nego dyktatora był zbyt atrakcyjny, by nie kusić następców.
Ułatwienie dla pretendentów stanowiła totalna niemoc senatu,
dzięki której w ośrodku władzy Imperium Rzymskiego po-
wstała próżnia. W polityce jest to stan nie do przyjęcia, toteż
już nazajutrz po zamachu rozpoczęta się walka o spuściznę po
Gajuszu Juliuszu Cezarze.
WALKA O SPADEK

Wydarzenia, jakie nastąpiły po śmierci Juliusza Cezara, stały


się próbą charakterów dla stołecznej elity politycznej. Spis-
kowcy nie mieli planu dalszego działania licząc naiwnie, że
samo zgładzenie jedynowładcy przywróci w pełni zasady
rządów republikańskich. Jednak wbrew ich oczekiwaniu senat
był zaskoczony i zatrwożony rozwojem sytuacji — nobile
znani jako zausznicy Cezara obawiali się o swoje życie,
przypuszczając, że zamach zapoczątkuje falę krwawych re-
presji, natomiast uczestnicy i sympatycy spisku drżeli ze
strachu przed kontrakcją przyjaciół zgładzonego dyktatora,
którymi byli Marek Antoniusz, współkonsul Cezara, a zatem
po jego Śmierci pierwsza osoba w Rzymie, oraz Marek
Emiliusz Lepidus, naczelnik konnicy. Ponadto grozę sytuacji
zwiększały koczujące w mieście nieprzebrane tłumy weteranów
wojen galijskich i wszelakich nędzarzy. Mieli oni już wkrótce
wyjechać do kolonii zakładanych z inicjatywy dyktatora — ale
z chwilą zabójstwa dokonanego w budynku Kurii Pompejusza
stracili nadzieję na przydział ziemi i rozpoczęcie nowego,
dostatniego życia. Tym samym ludzie ci wydawali się natural
nymi mścicielami Cezara.
Fakty te stały się oczywiste dla zamachowców dopiero
wtedy, gdy zamiast spodziewanego entuzjazmu i owacji ze
15

strony mieszkańców stolicy odczuli wokół siebie jedynie


pustkę i ciszę. Opuszczeni, zawiedzeni i zatrwożeni schronili
się na Kapitol, rozstawiwszy w okolicy posterunki wiernych
im gladiatorów. Jednak z upływem czasu zaczęła krystalizować
się coraz korzystniejsza aura dla uczestników sprzysiężenia
— nie spotkawszy się z prześladowaniami tak zwolennicy, jak
i wrogowie zamordowanego skierowali swe kroki na wzgórze
kapitolińskie, aby zadeklarować swe oddanie dla panów
sytuacji. W toku gorączkowych rozmów i wzajemnych zapew-
nień o oddaniu dla sprawy republikańskiej postanowiono
wysłać do Antoniusza i Lepidusa delegację pojednawczą.
Rezultat mediacji był dla zgromadzonych już licznie na
Kapitolu senatorów wręcz upajający — obaj przyjaciele Cezara
odpowiedzieli co prawda, że sprecyzują swoje stanowiska
dopiero nazajutrz, jednak w zasadzie oznaczało to, iż odżegnali
się od zbrojnego rewanżu.
Nastrój niepewności spowodowany groźbą wybuchu ko-
lejnej w tym stuleciu wojny domowej trwał w nadtybrzańskiej
metropolii jeszcze przez dwa dni. 17 marca rozpoczęły
się pod przewodnictwem Antoniusza obrady senatu, który
miat ustosunkować się do spisku i dalszego losu jego
uczestników. Rzecz oczywista kworum stanowili reprezen-
tanci konserwatywnego stronnictwa antycezariańskiego, toteż
podjęto uchwalę gwarantującą zamachowcom całkowitą
bezkarność. Jednocześnie ustalono nienaruszalność zarządzeń
prawnych Cezara, tak zrealizowanych, jak też będących
dopiero na etapie wstępnych prac kancelaryjnych. Posunięcie
to stało w sprzeczności z intencjami spiskowców, jednak
formalne zanegowanie posunięć zgładzonego polityka po-
zbawiłoby wielu nobilitowanych Rzymian ich majątków,
zaszczytów oraz sprawowanych już lub dopiero spodzie-
wanych stanowisk. Taka strata byłaby za duża nawet dla
zaciekłych wrogów Cezara,
Ustawy senackie zażegnały niebezpieczeństwo bratobójczej
wojny — tego wieczoru mordercy i przyjaciele zgładzonego
16

ucztowali razem w duchu pojednania. Jednak już wówczas


trwał, na razie cichy i bezkrwawy, lecz już zażarty wyścig do
władzy. Marek Lepidus zastosował w nim stare, wypróbowane
metody republikańskie, odwołując się do ludu stolicy. Ob
sadziwszy główne forum swoim wojskiem, Lepidus rozpoczął
kampanię propagandową jawiąc się jako gwarant zobowiązań
Cezara wobec plebsu. Podjudzając tłum poprzez swoich
agentów oraz osobiście pomstując na zabójców w gromkich
oracjach wygłaszanych z mównicy publicznej próbował wy-
korzystać w swojej rozgrywce motyw zemsty za okrutnie
zgładzonego przyjaciela. Był to jednak argument całkowicie
chybiony — obca wojaczce biedota, zmęczeni licznymi
kampaniami weterani czy też mający zbyt dużo do stracenia
senatorowie nie chcieli zbrojnej konfrontacji. Wszyscy w Rzy-
mie pragnęli pokoju.
Zgoła odmienną taktykę przyjął Antoniusz, któremu myśl
o zajęciu miejsca Cezara u steru władzy państwowej również
nie była obca. Ten pretendent był jednak o wiele lepszym
politykiem, toteż me odwoływał się do niestabilnego w swoich
sympatiach pospólstwa, natomiast pierwszym jego krokiem
było zajęcie skarbu państwa. Złożone tam kosztowności
i pieniądze wartości blisko 700 milionów sesterców miały się
stać głównym argumentem w dalszej walce politycznej.
Jednocześnie, wykorzystując zamieszanie w pełnym żałoby
domu Cezara, Antoniusz poprosił o wydanie mu w depozyt
prywatnych pieniędzy dyktatora zagrożonych rabunkiem ze
strony zamachowców. Zbolała wdowa, Kalpumia, przekazała
konsulowi 25 milionów sesterców.
Tymczasem 20 marca odbył się w Rzymie pogrzeb Juliusza
Cezara. Na tę zaplanowaną ze wspaniałym przepychem
uroczystość ściągnęły z prowincji tłumy obywateli pragnących
po raz ostatni oddać hołd tak znakomitemu wodzowi i poli-
tykowi. Ceremonia odbiegła jednak od scenariusza, bowiem
po pożegnalnej mowie wygłoszonej przez Antoniusza unie-
siony żałością tłum porwał łoże ze zwłokami i lekceważąc
17

specjalnie w tym celu przygotowany za fundusze państwowe


stos na Polu Marsowym, spalił je na prowizorycznym, „plebej -
skim" stosie na forum. Był to niewątpliwie przejaw oddania
pospólstwa, które doznało od Cezara wielu łask, nawet
pośmiertnych, ponieważ w swoim testamencie, otwartym
z przyzwolenia senatu, przekazał on do użytku publicznego
ogrody nad Tybrem, a także polecił wypłacić każdemu
obywatelowi niemałą kwotę 300 sesterców.
Testament miał jednocześnie duże znaczenie polityczne,
ponieważ wprowadził na stołeczną arenę następcę i, jak
można było przypuszczać, mściciela. Był nim mający wówczas
zaledwie dziewiętnaście lat Gajusz Oktawiusz, syn Gajusza
i Atii, będącej córką Julii, młodszej siostry Cezara. Owemu
nie wszystkim jeszcze dobrze znanemu młodzieńcowi Cezar
zapisał w spadku trzy czwarte swego majątku, a także zawarł
w testamencie decyzję o adoptowaniu go i obdarzeniu wy-
brańca nazwiskiem rodowym.
Pozostałą część dóbr dyktator zapisał dwóm wnukom po
starszej siostrze — Lucjuszowi Pinariuszowi oraz Kwintusowi
Pediuszowi. Łaski spłynęły także na wielu zabójców Cezara.
Niektórzy z nich zostali wymienieni w zapisie jako prawni
opiekunowie syna, jeśliby się pogrobowiec urodził, natomiast
jednego z przywódców spisku, Decymusa Brutusa, wymieniono
nawet wśród spadkobierców w drugiej linii 1.
Kim był ów młody Gajusz Oktawiusz tak nagle zaszczycony
wybraniem go przez Cezara na głównego kontynuatora swej
linii politycznej? Urodzony 23 września 63 r., zawdzięczał
hojność testamentu swojej szlachetności charakteru oraz
zaradności życiowej, którymi to cechami ujął serce dyktatora.
Przymioty te jednak nie pozostawały bez związku z jego
losami, bowiem w czwartym roku życia pozbawiony w związ-
ku ze śmiercią ojca męskiej opieki często musiał polegać
tylko na sobie. Z drugiej natomiast strony dwie kobiety, które
zdominowały swoim wpływem jego dziecinne lata, matka
1
S u e t., Div. Julius, 83.
18

i babka, zasiały w umyśle chłopca łagodność postępowania


której przejawem był nie brak odwagi, lecz godność osobista
i przywiązanie do rzymskich tradycji. Zaskarbiwszy sobie
tymi zaletami przyjaźń Cezara, Oktawiusz wielokrotnie udo-
wadniał, że zaufanie, którym obdarzał go często dyktator, nie
było bezpodstawne. Najznakomitszym tego przykładem była
podróż, jaką podjął kiedyś, jeszcze w okresie rekonwalescencji
po ciężkiej chorobie, aby w małym gronie przyjaciół, wśród
niebezpieczeństw trwającej właśnie wojny domowej, dotrzeć
do Cezara walczącego w odległej Hiszpanii z synami byłego
triumwira Pompejusza.
W chwili zamachu na dyktatora Oktawiusz znajdował się
w greckim mieście Apollonia, gdzie kontynuował studia
filozoficzne, lecz także czynił pewne przygotowania w związku
z planowaną wielką wyprawą partyjską. Powiadomiony lis-
townie o wydarzeniach id marcowych przez pełną niepokoju
matkę, zdecydował się mimo wszystko powrócić do Rzymu
Nagrodą za tę decyzję była oczekująca go nad Tybrem
wiadomość o ostatniej woli Cezara.
Wkrótce też doszło w stolicy do kolejnej próby sił. An
toniusz wykorzystując niepowodzenie politycznych zabiegów
Lepidusa przechwycił pełnię władzy, co ułatwił mu sprawo-
wany urząd, jak i zagarnięte sumy. Pod koniec kwietnia
wyruszył też w podróż do Kampanii, gdzie podczas spotkać
z cezariańskimi weteranami czynił zabiegi o pozyskanie ich
poparcia, co gwarantowało mu możność powołania tych ludzi
pod broń w razie konfliktu z senatem. Ten natomiast był
w pełni usatysfakcjonowany — występujący w imieniu stanu
senatorskiego spiskowcy uszli kary, a część z nich objęła
nawet stanowiska państwowe, tak jak wyznaczony współkonsul
Publiusz Korneliusz Dolabella czy namiestnik Galii Przedalpej -
skiej Decymus Brutus.
Harmonię zakłócił Oktawiusz zgłaszając w połowie maja
w urzędzie pretora chęć realizacji uprawnień spadkowych
Oznaczało to konieczność rewindykacji pieniędzy i kosztow-
19

ności wydanych Antoniuszowi przez Kalpurnię tuż po zama-


chu. Podczas pierwszego osobistego spotkania obu pretenden-
tów do spuścizny po Cezarze konsul wykręci! się od zwrotu
prywatnych pieniędzy, gdyż rzekomo musiał je przekazać
niektórym senatorom dla pozyskania ich głosów w sprawie
prawomocności ustaw zgładzonego dyktatora. Zniknięcie sum
ze skarbca państwowego przypisał natomiast osobiście Ceza-
rowi, wnosząc zresztą dla niepoznaki wniosek o wszczęcie
śledztwa w tej sprawie. Oczywiście dochodzenie nie ujawniło
winnych kradzieży, toteż wkrótce je umorzono, Oktawiuszowi
zaś nie pozostało nic innego jak wyprzedaż dóbr Cezara,
swoich, a w miarę rosnących potrzeb także matki i ojczyma,
Filipa. W ten sposób pierwszą rundę walki o władzę wygrał
Antoniusz.
Gwałtowna potrzeba pieniędzy spędzająca Oktawiuszowi
sen z oczu wynikała z zobowiązań podjętych przez niego wraz
ze zgodą na adopcję — stając się przybranym synem Cezara
młodzieniec musiał wypłacić jednorazowe darowizny należne
obywatelom na mocy testamentu. Ponadto zaczęli się również
zgłaszać ludzie roszczący pretensje do skonfiskowanych przez
dyktatora majątków. Wprawdzie wśród wielu rzeczywistych
przeciwników politycznych ukaranych w ten sposób byli
liczni oszuści, próbujący wyłudzić odszkodowanie, to jednak
brak czasu na przeprowadzenie gruntownych dochodzeń zmusił
Oktawiusza do spłacenia nie zweryfikowanych należności.
Wywiązanie się z finansowych obowiązków było jednak
nakazem chwili — nie ciesząc się poparciem senatu, którego
nobile opowiedzieli się po stronie Antoniusza, musiał syn
Cezara zdobyć innych sojuszników. Mogli nimi być tylko
weterani pomni dobrodziejstw swego byłego wodza oraz.
w mniejszym stopniu, przekupny, z tej właśnie przyczyny
niepewny politycznie plebs społeczny.
Tymczasem dopiero zapoczątkowana względna stabilizacja
funkcjonowania republikańskich struktur władzy okazała
się złudna. Senat był bezsilny, natomiast wielu ambitnych
20

polityków, sprawujących funkcje państwowe w prowincjach


uniezależniło się w praktyce od władzy centralnej, głównie
dzięki będącym pod ich rozkazami legionom. Lepidus, nie
mający dużych umiejętności politycznych, nabierał sił wśród
wojsk jako namiestnik Hiszpanii Bliższej oraz Galii Narboń-
skiej. Uczestnik zamachu na Cezara, a zarazem jego najbliż-
szy przyjaciel, Marek Brutus, przygotowywał się do objęcia
władzy nad Macedonią, gdzie stacjonowało sześć legionów
natomiast wyznaczony do objęcia za trzy lata konsulatu
Lucjusz Munacjusz Plankus wraz ze swoim wojskiem stac-
jonował w centralnej Galii. Wszyscy oni formalnie podlegali
władzy senatu, jednak podporządkowanie sobie armii prowin-
cjonalnych dawało im nadzieję na zdobycie jedynowładztwa,
wzorem Cezara. Jak oceniał sytuację najwybitniejszy z sena-
torów, Marek Tulliusz Cyceron, „każdy chce mieć władzę
w Rzeczypospolitej, ile ma siły. Nic nie znaczy rozsądek
umiar, prawo, obyczaj, obowiązek, opinia obywateli, osąd
potomnych" 2.
W miarę upływu tygodni dojrzewająca w Rzymie niechęć
pomiędzy Antoniuszem a Oktawiuszem przybrała formy tak
oczywiste, iż stało się dla wszystkich wiadome, że już wkrótce
może dojść do otwartej konfrontacji. Najbardziej niepokoiło
to weteranów niechętnych wzajemnemu przelewowi krwi
a zarazem zobowiązanych do wierności, należnej tak kon-
sulowi, jak i synowi swego dobroczyńcy. Dlatego też oni
właśnie najsilniej namawiali zwaśnionych polityków do pojed-
nania. Antoniusz widząc, że jego popularność nie równoważy
czci okazywanej młodzieńcowi, przystał na powszechne prośby
i podczas spotkania na Kapitolu zawarł z nim ugodę.
Był to jednak tylko manewr taktyczny, ponieważ już wkrótce
konsul sfingował zamach na swoją osobę oskarżając o to
publicznie Oktawiusza. Schwytano nawet jakichś ludzi mają-
cych rzekomo podjąć się tego zbrodniczego czynu, jednak
Antoniusz bojąc się kompromitacji nie zezwolił na oficjalne
2
Cicero, Ad Marcum Brulum 1, 10.
21

ich przesłuchanie. W takiej sytuacji niewinność oskarżonego


o knowania syna Cezara była oczywista, toteż wkrótce
niedoszła „ofiara" zamachu odstąpiła od oskarżeń.
Wobec niepowodzenia spisku Antoniusz postawił wszystko
na jedną kartę — zgodnie z jego własnym wnioskiem senat
przyznał mu jako prokonsularne namiestnictwo teren Galii
Przedalpejskiej, natomiast do odległej Macedonii skierowano
Marka Brutusa. Nie chcąc jednak utracić znajdujących się tam
legionów Antoniusz postanowił ściągnąć je do wyznaczonej
sobie prowincji. W tym celu zarządzono przeprawę tych
wojsk przez Adriatyk do portu w Brundyzjum, skąd miały
przemaszerować przez Italię do Galii. Nawet chwilowa obec-
ność tej armii z pobliżu Rzymu stwarzała śmiertelne zagrożenie
dla przeciwników politycznych ambitnego konsula, dlatego
Oktawiusz również postanowił zebrać siły zbrojne, aby już
tylko samą obecnością ostudzić zapał swego oponenta. W tym
celu powtórzył plan Antoniusza sprzed kilku miesięcy polega-
jący na skaptowaniu weteranów cezariańskich osadzonych
w żyznej Kampanii. Zabrawszy ze sobą resztki pieniędzy udał
się wkrótce w drogę w towarzystwie przyjaciół.
W czasie podróży ten młody, lecz ujawniający duże
zdolności polityk, odbył wiele spotkań z legionistami swego
przybranego ojca. Odwołując się do ich wdzięczności wzglę-
dem byłego wodza, to znów obiecując każdemu po 500
denarów, którą to sumę w istocie na miejscu wypłacano
zainteresowanym, zwoływał tych w wielu bojach doświad-
czonych żołnierzy do obrony swojej zagrożonej przez An
toniusza osoby, jak i do pomsty za skrytobójczy mord na
Cezarze. Szybko też zwerbował trzy tysiące ludzi z legionów
VII i VIII, po czym na czele tej prywatnej armii ruszył
w stronę stolicy. Zostawiając żołnierzy zgodnie ze starą
tradycją poza murami miasta, w asyście przyjaciół wszedł do
Rzymu, gdzie jednak czekała go niepomyślna wiadomość
— przeciwnik zbliżał się już także, wiodąc jednak wojska
o wiele większe, w sile czterech legionów. Oktawiusz widząc,
22

iż lękliwy senat i plebs stołeczny nie stanowią dla niego


wystarczającego wsparcia, opuścił Rzym podejmując marsz
do Etrurii, gdzie spodziewał się dokonać naboru weteranów
z tamtejszej kolonii.
Kilka dni później, jakby podążając jego tropem, przybył do
stolicy Antoniusz. Obezwładniony strachem senat zebrał się
28 listopada na posiedzeniu, podczas którego — zgodnie
z wolą konsula — miano ogłosić Oktawiusza wrogiem luda
co dawało podstawę do zbrojnego przeciw niemu wystąpienia
Obrady zostały jednak przerwane niespodziewanym doniesie-
niem — oto w wojsku konsularnym wybuchł bunt spowodo-
wany znacznym opóźnieniem wypłat żołdu oraz niedawnymi
surowymi represjami, jakim poddano żołnierzy, dopatrując się
wśród nich agentów cezariańskich. W efekcie jeden z czterech
legionów zajął siłą pobliskie miasteczko Alba Longa, natomiast
drugi otwarcie przeszedł na stronę Oktawiusza.
Dopiero wieczorem wznowiono debatę senacką. Istotnym
jej punktem był przydział namiestnictw prowincji — najważ-
niejsze z nich, tak ze względu na stacjonujące w nich armie,
jak i należne metropolii podatki, przypadły zaufanym ludziom
Antoniusza. On sam natomiast, zgodnie ze swymi staraniami,
przejął Galię Przedalpejską, do której też zaraz wymaszerował
na czele pozostałej przy nim części wojsk. Pośpiech ów
wiązał się z odległym już tylko o kilkanaście dni wygaśnięciem
kadencji konsularnej.
W Rzymie zapanowała ulga — wojska obydwu antagonis-
tów znajdowały się w północnej Italii i wszystko wskazywało
na to, że właśnie tam dokonają między sobą krwa wego
rozrachunku nie narażając na niebezpieczeństwo życia i mienia
mieszkańców stolicy. W obecnej sytuacji obaj wodzowie byli
już niepotrzebni senatowi, a nawet stali na przeszkodzie
w przywróceniu złotego okresu świetności republiki. Antoniusz
poparł wprawdzie zamach na Cezara, teraz jednak podążał
w jego ślady skupiwszy w swych rękach nadmierną władzę,
czego potwierdzeniem była przeforsowana przezeń ustawa
23

zgromadzenia ludowego przyznająca mu namiestnictwo Galii


Przedalpejskiej aż na pięć lat. Natomiast Oktawiusz, uważany
powszechnie za niedoświadczonego w polityce, coraz częściej
wymykał się spod kontroli starających się kierować nim
senatorów, a zwłaszcza Cycerona. Co więcej, myślą przewod-
nią jego działań było dokonanie pomsty za śmierć przybranego
ojca, co z kolei było całkowicie sprzeczne z ogólną linią
polityczną senatu.
Jednak w chwili obecnej większą groźbę dla konserwatystów
stanowił Antoniusz. W jednym z listów Cyceron niezmiernie
trafnie ocenił rozwój sytuacji: „Nie wątpię, że zanosi się na
wojnę. Nasi spiskowcy zachowali się dzielnie, ale z dziecinną
nierozwagą, bo któż nie widzi, że zostawili dziedzica [chodzi
właśnie o Antoniusza — przyp. red.] gotowego do objęcia
spadku po tyranie?" 3.
Dlatego też konsul stał się obiektem nagonki. Oto gdy
zjawił się on w Galii Przedalpejskiej, dotychczasowy jej
namiestnik, Decymus Brutus, odmówił przekazania urzędu,
a nie mając dosyć sił zbrojnych, obwarował się w miejscowości
Mutina. Dla senatu był to stosowny precedens do rozpoczęcia
frontalnego ataku — 9 grudnia Cyceron przybył do stolicy ze
swej posiadłości w rodzinnym mieście Arpinum. Natychmiast
też rozpoczął agitację wrogą Antoniuszowi. W płomiennych
mowach zagrzewał do wojny namiestników prowincji, lud
rzymski oraz senat, który w efekcie tej akcji propagandowej
20 grudnia zalegalizował zarówno bunt Decymusa Brutusa
wobec konsula, jak i prywatną mobilizację przeprowadzoną
przez Oktawiusza.
Na początku stycznia 43 r., już po objęciu urzędu przez
nowych konsulów — Gajusza Wibiusza Pansę i Aulusa
Hircjusza, niezmordowany Cyceron przeforsował w senacie
ustawę, na mocy której nadano Oktawiuszowi władzę pretor-
ską Tym samym zebrane przez niego prywatnym sumptem
wojsko weteranów stało się oficjalną armią rzymską opłacaną
3
Tenże, Att. 14, 21, 3.
24

z kasy państwowej. Co prawda nie udało się zapalczywemu


senatorowi zatwierdzić projektu ogłoszenia Antoniusza wro-
giem ludu rzymskiego, co byłoby jednoznaczne z wypowie-
dzeniem wojny, lecz już 7 stycznia Oktawiusz mając zaledwie
20 lat przejął formalnie dowództwo nad swoimi oddziałami
sposobiąc się do walki z oblegającym Mutinę prokonsulem.
Wprawdzie senat zadecydował, aby do Antoniusza wysłać
poselstwo pokojowe, jednak w tym czasie, nie czekając ni
wynik przetargów, do Oktawiusza dołączył konsul Hircjus
z wojskiem, a wkrótce następne posiłki miał przyprowadzić
Wibiusz Pansa. Pod koniec stycznia negocjacje z Antoniuszem
załamały się wobec wygórowanych zdaniem senatu warunków
prokonsula, który zażądał namiestnictwa Galii Zaalpejskiej ni
okres pięciu lat w zamian za zrzeczenie się Galii Przedalpej -
skiej; domagał się też nadziału dla żołnierzy swych sześciu
legionów. W takiej sytuacji stwierdzono w stolicy stan rokoszu
(tumultus) — w przeciwieństwie do proponowanego przez
Cycerona stanu wojennego (bellum). Była to powściągliwość
zrozumiała, albowiem znajdując się w Italii siły zbrojne
wierne senackiemu stronnictwu republikańskiemu były zbyt
szczupłe dla podźwignięcia ciężaru wojny, a także nie wierzono
w szczere oddanie Oktawiusza dla sprawy antycezariańskiej.
Jednak stacjonujące dookoła Mutiny armie wstrzymywały
się jeszcze z podjęciem bratobójczych walk. Trwały natomiast
w dalszym ciągu zmagania polityczne. W drugiej połowie
lutego do Rzymu dotarła wstrząsająca nowina o śmierci
jednego z uczestników id marcowych, obecnego namiestnika
Azji, Gajusza Treboniusza. Zabili go żołnierze Publiusza
Korneliusza Dolabelli, który, mieniąc się dotąd zwolennikiem
ugrupowania senackiego, otrzymał właśnie jako prokonsul
namiestnictwo Syrii i podążając ku swojej prowincji wtargnął
zbrojnie do Smyrny, gdzie przebywał Treboniusz. Ciało
zamachowca zostało sprofanowane — jego odciętą głowę
legioniści kopali po ulicach miasta. Dla senatu stało się
oczywiste, że Dolabella nie zdecydowałby się na ten krok bez
25

porozumienia z Antoniuszem, przeto syryjskiego namiestnika


rychło ogłoszono wrogiem ludu rzymskiego.
W takiej sytuacji przygotowania ruszyły z nową mocą
— w Italii po długiej przerwie wprowadzono podatek wojenny
ogłaszając jednocześnie pobór do armii, natomiast konsul
Pansa wraz ze swoimi legionami dotarł do rejonu koncentracji
wojsk. Wkrótce też doszło do pierwszych walk. 15 kwietnia
Antoniusz poniósł klęskę pod Forum Gallorum (obecnie
Castelfranco) tracąc dużą część swoich wojsk. W pięć dni
później rozegrała się następna walka, już nie opodal oblężonej
Mutiny. W bitwie tej obie strony poniosły duże straty, między
innymi poległ konsul Hircjusz. Ostatecznie jednak Antoniusz
zmuszony został do zarządzenia odwrotu — jego przetrzebione
wojska pomaszerowały w stronę Galii Zaalpejskiej.
Stronnictwo senackie w stolicy triumfowało, bowiem nowy
amator jedynowładztwa poniósł klęskę, a Decymus Brutus,
zamachowiec symbolizujący republikańską niezawisłość, wy-
dostał się z Mutiny. Radości z takiego obrotu sprawy nie
mogła nawet przyćmić wiadomość o śmierci drugiego konsula
tego roku, Pansy, który zmarł z ran odniesionych pod Forum
Gallorum. Sukces stał się, jak to często bywa, przyczyną
polaryzacji stanowisk — pewni siebie senatorzy nie po-
trzebowali już Oktawiusza ani jego legionów. Z niedobitkami
wojsk prokonsula mógł sobie doskonale poradzić stacjonujący
z siedmioma legionami w Galii Narbońskiej jej namiestnik,
Marek Lepidus. Na wschodzie Kasjusz ścigał Dolabellę,
natomiast secesjonista Sekstus Pompejusz został uładzony
zatwierdzonym przez senat zwrotem dóbr zarekwirowanych
jego rodzinie przez Cezara oraz nominacją na dowódcę floty
i sił przybrzeżnych.
Zwłaszcza owa nominacja była szczególnie trafnym posu-
nięciem senatu, bowiem tym samym zalegalizowano prywatną
armię i flotę, które sformował na Sycylii syn byłego triumwira,
chcąc przy pomocy tych wojsk dochodzić swych praw siłą.
W nowej sytuacji armia Sekstusa Pompejusza stała się
26

oficjalnie silą zbrojną podporządkowaną senatowi poprzez


osobę jej wodza. Jednocześnie zarządzana przez niedawnego
secesjonistę Sycylia stała się znowu dyspozycyjnym, najbar -
dziej zasobnym spichlerzem Rzymu, dostarczając stolicy zboża,
oliwy, wina oraz innych dóbr.
Idylla trwała jednak bardzo krótko. Gdy wycofujące się
wojska Antoniusza, wzmocnione po drodze posiłkami dostar-
czonymi przez Publiusza Wentydiusza Bassusa, stanęły na-
przeciw legionów Lepidusa, górę wzięła dawna przyjaźń oraz
głęboka niechęć do senatu. Po kilkunastodniowym wyczeki-
waniu, podczas którego obie armie stały oko w oko szykując
się na najgorsze, wodzowie ku własnej i żołnierzy radości
doszli do porozumienia.
Zaskoczenie w Rzymie było całkowite. Wprawdzie Lepidusa
z miejsca ogłoszono wrogiem ludu. a jego dezercję próbowano
zignorować wobec rychłego już połączenia się armii Decymusa
Brutusa i namiestnika centralnej Galii Lucjusza Munacjusza
Plankusa, to jednak sytuacja nie była najlepsza. Z powodu
licznych afrontów uczynionych Oktawiuszowi, z których
największym była odmowa prawa do odbycia owacji uświet-
niającej wodza za jego drobne sukcesy wojenne, senat nie
mógł liczyć na pomoc młodzieńca i jego armii. Natomiast
Marek Brutus, monitowany licznymi przynaglającymi listami
Cycerona, nie tylko zwlekał z przybyciem na czele armii do
Italii, lecz wraz z Kasjuszem wstrzymał nawet dostarczanie
dorocznych podatków z podległych im prowincji. Pozbawiło
to senat rezerw wojskowych, a także możliwości wypłaty
żołdu i nagród dla wojsk Oktawiusza, należnych im za walki
koło Mutiny.
W tym momencie nastąpił kolejny, niespodziewany zwrot
sytuacji. Przybrany syn Cezara, wyczuwając bezradność
władzy ustawodawczej, zgłosił swoją kandydaturę na konsula
Było to posunięcie zupełnie nieoczekiwane, ponieważ Ok-
tawiusz z racji na swój młody wiek nie sprawował jeszcze
urzędów na niższych szczeblach administracyjnej drabiny, co
27

było wymaganym warunkiem dla ubiegających się o to


najwyższe stanowisko. Poza tym senat (zwłaszcza sprawujący
moralną opiekę nad młodym człowiekiem Cyceron) był
pewien, że w efekcie lekceważenia okazanego Oktawiuszowi
po zwycięstwie mutyjskim zrezygnuje on ze swych politycz-
nych aspiracji. Przypuszczenie takie mogło być uzasadnione,
ałbowiem w ciągu dwóch miesięcy po klęsce Antoniusza
armia oktawiańska pozostawała w Galii Przedalpejskiej, a jej
zrażony do senatu wódz był głuchy na słane zza Alp wezwania
Decymusa Brutusa szykującego się do walki z prokonsulem
i Lepidusem.
Dlatego też śmiałe żądania Oktawiana skonfundowały
senatorów. Wprawdzie gdy na początku sierpnia przybyła do
stolicy delegacja w liczbie 400 oficerów z wojska dowodzo-
nego przez syna Cezara, która w imieniu całej armii domagała
się wypłat oraz konsulatu dla wodza, co byłoby najodpowied-
niejszym uhonorowaniem tak jego czynów wojennych, jak
i postawy godnej przybranego ojca, w Rzymie odpowiedziano
odmownie przyjmując twarde i nieustępliwe stanowisko.
Jednak ten jednolity front stronnictwa konserwatywnego
załamał się już w kilka dni później, gdy nad Tybr nadeszła
wiadomość, że osiem legionów z Oktawiuszem na czele
wzorem Juliusza Cezara przekroczyło graniczną rzekę Rubikon
i maszeruje do metropolii.
W mieście wybuchła panika. Zarządzono powszechną
mobilizację, a z Afryki ściągnięto pośpiesznie dwa legiony,
które wyładowały się z okrętów w porcie ostyjskim leżącym
u ujścia Tybru do morza. Te gorączkowe przygotowania
wojenne nie zdały się jednak na nic — gdy tylko Oktawiusz
obsadził część wzgórza kwirynalskiego leżącego już w obrębie
miasta, natychmiast legła w gruzach cała koncepcja obrony
stolicy. Pierwsi zdradzili swoją sprawę oczywiście senatorowie,
którzy w strachu o życie i zaszczyty zaczęli licznie deklarować
poparcie dla silniejszego. Nazajutrz sprawa była już na tyle
wyjaśniona, że zwycięski wódz mógł wejść do centrum
28

Rzymu na czele oddziału straży osobistej. Legiony afrykańskie


przeszły na jego stronę, W podjęciu tej decyzji pomógł im
fakt, iż Oktawiusz z zajętego natychmiast skarbca państwo-
wego wypłacił żołnierzom po 10 tys. sesterców dla każdego.
Po kilku dniach, 19 sierpnia, odbyły się wybory, w czasie
których zwycięzca kampanii wojennej został jednomyślnie
wybrany konsulem. Partnerem Oktawiusza w sprawowaniu
urzędu został jego kuzyn, Kwintus Pediusz. Syn Cezara nie
napawał się długo osiągniętym sukcesem; już po kilku dniach
wrócił do aktywnej działalności politycznej, której bezpośred-
nim skutkiem było uchwalenie przez senat nowych ustaw.
Dwie z nich zatwierdzały oficjalnie wynikającą z testamentu
Cezara adopcję oraz rehabilitowały uznanego za wroga ludu
Dolabellę. To ostatnie posunięcie było wyrazem aprobaty
Oktawiusza dla zgładzenia Treboniusza jako uczestnika spisku
id marcowych, co jednocześnie określało ogólną, procezariań-
ską linię działania młodego polityka. Jednak dla samego
Dolabelli ustawa ta nie miała większego znaczenia, bowiem
co nie dotarło jeszcze do stolicy, od miesiąca nie żył już on,
pokonany przez Kasjusza i zabity na własną prośbę przez
jednego ze swoich żołnierzy.
Trzecia ustawa potwierdzała najgorsze przypuszczenia Cyce-
rona i całego stronnictwa konserwatywnego — na jej podstawie
rozpoczęto formalne dochodzenie sądowe dotyczące zabójstwa
Cezara. Traktując wydarzenia sprzed półtora roku jako zorgani-
zowane sprzysiężenie, rozprawę przeprowadzono jednocześnie
wobec wszystkich oskarżonych, z których jednak nikt nie stawił
się w sądzie. Dlatego też z tym większą łatwością uznano ich
zaocznie za winnych morderstwa ogłaszając jednocześnie
wrogami ludu, a ich majątki skonfiskowano na rzecz skarbu
państwa. Tym samym po krótkim czasie złotej wolności
republikańskiej zachowawcza opozycja senatorska przestała
istnieć — dostojni mężowie, jak niedawno pod rządami Cezara
tak i teraz w strachu przed jego przybranym synem podporząd -
kowali się temu, który mógł decydować o ich losie.
29

Rozwój wydarzeń w stolicy zmienił też całkowicie stabilny


dotychczas układ sił w Galii. Na wieść o triumfie Oktawiusza
namiestnik Hiszpanii Azyniusz Pollion przeszedł wraz z dwo-
ma legionami na stronę Antoniusza pociągając za sobą również
Hankusa, który dotąd stał niewzruszenie po stronie Decymusa
Brutusa. Ten natomiast, wobec liczebnej przewagi przeciwnika,
poczuł, że zaciska się wokół niego pętla. Osaczony przez
wrogie legiony, nie mając odwrotu do Italii, postanowił
przedzierać się na wschód, gdzie współuczestnicy spisku,
Marek Brutus i Kasjusz, szykowali się do wojny z dziedzicem
Cezara. Decymus obrał marszrutę przez Alpy i górzyste
pustkowia Dalmacji. Nie uszedł jednak daleko, gdyż już
wkrótce, opuszczony przez swe wojska, został schwytany
przez dzikie plemiona górskie — i w wyniku starań emisariu-
szy Antoniusza — zabity w niewoli.
Teraz w Italii i jej północnych oraz zachodnich posiadłoś-
ciach pozostało już tylko dwóch liczących się pretendentów
do władzy nad Rzymem. Do niedawna z inspiracji senatu
oficjalni nieprzyjaciele, w chwili obecnej, biorąc pod uwagę
walkę Antoniusza z wrogiem ludu Decymusem Brutusem,
w praktyce sojusznicy, prokonsul Galii i Oktawiusz byli sobie
bardzo niechętni. Osobiste urazy i świadomość wspólnego,
lecz niemożliwego do zrealizowania przez obu dążenia nie
pozwalały im myśleć o pokojowym rozwiązaniu konfliktu.
Dlatego też wkrótce obaj wodzowie ruszyli ku sobie na czele
ogromnych wojsk.
Jednak gdy w końcu października 43 r. obie armie stanęły
naprzeciw siebie pomiędzy Mutiną a Bononią, nie rozpoczęto
walki. Obaj przeciwnicy byli dobrymi dowódcami, ale orien-
towali się także w arkanach polityki, dlatego też zdawali sobie
doskonale sprawę, że wzajemne wykrwawienie się na polach
Galii Przedalpejskiej posłuży jedynie interesom senatu oraz
Marka Brutusa i Kasjusza — wrogów, z którymi zwycięzca
tej kampanii niezależnie od tego, kto nim zostanie, będzie
musiał stanąć do dalszej walki. Obecny konsul dysponował
30

jedenastoma legionami, natomiast Antoniusz miał ich siedem-


naście oraz dodatkowo 10 tys. jazdy. Armie te działając razem
mogłyby bez trudu zapanować nad całym Imperium Rzym-
skim. Natomiast w razie bitwy, o czym Oktawiusz wiedział
doskonale, szanse Antoniusza były o wiele większe... Zbyt
duże, by wystawiać na ryzyko swój dopiero co uzyskany
konsulat.
Ta niezaprzeczalna logika faktów zmusiła młodego polityka
do zmiany taktyki jeszcze przed spotkaniem obu wojsk.
Z jego inicjatywy kolega w urzędzie, konsul Pediusz, anulował
ustawy określające Antoniusza i Lepidusa jako wrogów ludu.
Teraz, nie będąc już formalnie wrogami ludu, konkurenci
mogli swobodnie podjąć rozmowy. Narady trzech wodzów
toczone pod bokiem ich legionów, trwały pełne trzy dni. Dla
obu armii, jak i zapewne dla samych negocjatorów, był to
okres pełen napięcia, lecz za to niezwykle owocny, bowiem
rezultaty rozmów przekroczyły wszelkie oczekiwania. Ok-
tawiusz, Antoniusz i Lepidus nawiązali porozumienie tworząc
triumwirat — tym samym powstał monstrualny twór politycz-
ny, który wstrząsnąć miał całym, nie spodziewającym się
jeszcze niczego państwem.
Tuż po zakończeniu obrad wodzowie ruszyli na
czele swych wojsk ku stolicy. Przodem wysłano jednak do
Rzymu zaufanych ludzi z poleceniem natychmiastowego
zgładzenia głównych opozycjonistów ze stronnictwa
zachowawczego. Agenci zdołali jednak zabić tylko czterech
senatorów. Pozostali zdążyli ujść z miasta, ponieważ
od kilku już dni na wieść o rozmowach toczących się
między trzema wodzami nobile żyli w ciągłym pogotowiu,
nie wiedząc czym zaowocuje ów związek.
Wkrótce do drżącego z niepokoju Rzymu przybyli trium-
wirowie. Wkraczali do miasta oddzielnie, każdy na czele
legionu. Zaraz też Oktawiusz zrzekł się urzędu konsula, nie
chcąc przerastać towarzyszy. Urząd ten dostał się człowiekowi
powolnemu decyzjom nowych władców — stanowisko konsuli
31

zachowano zresztą jedynie dla pozoru kontynuacji republikań-


skich zasad administracji, natomiast w praktyce wszelkie
uprawnienia z nim związane miały się od tego momentu
znaleźć w gestii triumwirów.
27 listopada 43 r. zgromadzenie ludowe zaakceptowało
projekt ustawy zgłoszony przez uległego trzem wodzom
urzędnika publicznego. W myśl obowiązujących od tego dnia
postanowień nowy rząd nosił oficjalną nazwę: „T riumwirowie
dla ustanowienia spraw Rzeczypospolitej". Każdy z jego
członków otrzymał na pięć lat władzę równą konsularnej.
Dokonano również podziału stref wpływów, na mocy którego
Antoniusz jako domenę swojego jedynowładztwa otrzymał
Galię, Lepidus — Hiszpanię, natomiast Oktawiusz — Sardynię,
Sycylię i Afrykę. Przydział dla najmłodszego ze wspólników
był iluzoryczny, ponieważ Sycylia w zasadzie znajdowała się
we władzy Sekstusa Pompejusza, którego duża i operatywna
flota blokowała przybrzeżne wody Italii utrudniając połączenie
z pozostałymi zamorskimi prowincjami Oktawiusza.
Takie niebywałe wzmocnienie władzy jednostek było
dopiero zapowiedzią wydarzeń, których istota stała się
oczywista dla mieszkańców stolicy dopiero wieczorem tego
dnia. Wówczas bowiem wywieszono na ulicach listy pro-
skrypcyjne zawierające nazwiska osób uważanych za szcze-
gólnie niebezpieczne dla państwa. Trzeba przyznać, że
owe zbiorowe listy gończe były zmodernizowaną formą
polowania na ludzi, ponieważ znane dotychczas Rzymowi
proskrypcje miały charakter żywiołowy — każdy mógł
zadenuncjować dowolnego człowieka, a podstawami licznych
fałszywych oskarżeń często były zemsta albo zazdrość
względem wrogów lub tylko zbyt bogatych sąsiadów. Teraz
triumwirowie sami opracowali listę skazanych, albowiem
na ciągle wywieszanych nowych listach znalazły się łącznie
nazwiska 300 senatorów i 2000 ekwitów.
Chcąc zagwarantować sobie wyłapanie wszystkich po-
szukiwanych triumwirowie wprowadzili system materialnego
32

zainteresowania obywateli. Za zabicie proskrybowanego


potwierdzone dostarczeniem jego głowy obiecywano nagrodę
w wysokości 100 tys. sesterców dla obywatela i 40 tys.
dla niewolnika, któremu dodatkowo przysługiwało prawo
do uzyskania wolności osobistej. Takiej samej wysokości
nagrody miały przypaść jedynie za wskazanie miejsca pobytu
poszukiwanej osoby. Majątki ofiar tego gigantycznego po-
lowania miały przejść na rzecz skarbu państwa, z wyjątkiem
sum stanowiących posag żon oraz kwot zagwarantowanych
przez triumwirów potomstwu w wysokości dziesiątej części
dla każdego syna i dwudziestej — dla córki. Stopniowo
wzrastające powodzenie poszukiwań było dokumentowane
coraz to liczniejszymi głowami ofiar przybijanymi na
mównicy publicznej na forum. Po pewnym czasie znalazła
się tam również głowa duchowego przywódcy stronnictwa
senatorskiego, nieprzejednanego wroga Antoniusza — Marka
Tuliusza Cycerona.
Głównym celem tak masowych proskrypcji nie było po-
zbycie się politycznych wrogów triumwiratu, ci bowiem
w większości przypadków nie mieli na tyle silnego charakteru
by kontynuować walkę w sytuacji ewidentnej przewagi nowych
władców Rzymu. Właściwym założeniem całej akcji była
pacyfikacja nastrojów w stolicy oraz zdobycie pieniędzy
których chroniczny brak w skarbie państwa uniemożliwiał
kontynuowanie wojny z nadal silnymi stronnikami senatu
— Markiem Brutusem i Kasjuszem. Dlatego też na listach
proskrypcyjnych znalazła się tak liczna grupa ekwitów stano-
wiących kwiat stołecznego świata interesu. Byli to kupcy,
bankierzy czy też armatorzy dysponujący nie tylko dużym
kapitałem, lecz także rozległymi dobrami ziemskimi i placami
budowlanymi w samym Rzymie, które to majątki natychmiast
wystawiono na licytację.
Represje nie przyniosły jednak spodziewanych rezultatów.
Wielu poszukiwanych wśród dramatycznych okoliczności
uciekło z miasta udając się do wodzów na wschodzie lub do
Gajusz Juliusz Cezar
Kleopatra
Oktawian
Sekcja wiosłowa kartagińskiego pięciorzędowca z 250 r. p.n.e.
Podziałka w stopach. Stopa — 0,288 m

...oraz cały okręt odwzorowany z monety punickiej


Burta trójrzędowej galery (relief z V w. p.n.e.)

...i jej rekonstrukcja — z zewnątrz widoczni tylko wioślarze górnego


rzędu, pozostali są skryci w kadłubie
Stanowisko siedzące dla sternika na patrolowym okręcie
z Rodos (z ok. 200 r. p.n.e.)
Scena z rzymskiego warsztatu szkutniczego
Drewniane konstrukcje okrętów łączono na wcisk czopami
(frag. wraku z II w. p.n.e. — Marsylia)
33

panującego na Sycylii Sekstusa Pompejusza, co do którego nie


było wątpliwości, że pomimo zaszczytów, jakimi go ob
sypywano, pozostał nadal śmiertelnym wrogiem właśnie
odradzającego się cezarianizmu. Również rekwizycje i aukcje
przeprowadzane wśród ogólnego zamętu oraz atmosfery stra-
chu i podejrzliwości nie zapewniły skarbcowi publicznemu
spodziewanych kwot, bowiem dobra ruchome ofiar sami
mordercy rozkradali zwykle na miejscu, natomiast w czasie
licytacji nikt nie podbijał cen, nie chcąc poprzez ukazanie
własnego bogactwa wydać wyroku również na siebie.
W takich tragicznych okolicznościach nastał rok 42 4.
1 stycznia Lepidus wraz za zaufanym Munacjuszem Plankusem
objęli konsulat, natomiast wszyscy triumwirowie, senat oraz
urzędnicy państwowi złożyli uroczystą przysięgę na wierność
zarządzeniom administracyjnym Juliusza Cezara. To usank-
cjonowanie linii politycznej zgładzonego dyktatora zostało
ukoronowane ustawą zaliczającą go w poczet świętych oraz
nobilitującą kult jego osoby — rady municypalne zobowiązano
do wystawienia we wszystkich miastach Italii pomników
Cezara; na forum, gdzie spalono jego zwłoki, poczęto wznosić
świątynię Boskiego Juliusza; wreszcie dzień jego urodzin miał
być odtąd obchodzony jako święto państwowe. Przybranego
syna dyktatora, który już w 44 r. dla uczczenia ojca przyjął
nowe imiona i teraz zwał się Gajusz Juliusz Cezar Oktawian,
obdarzono zaszczytem używania przydomka „syn Boskiego"
(Divi filius).
Tak powszechnej adoracji towarzyszyły intensywne przy-
gotowania wojenne przeciw Kasjuszowi i Brutusowi. W celu
zdobycia potrzebnych ku temu funduszy triumwirowie próbo-
wali wszelkich form opodatkowania społecznego. Pierwszym,
nieudanym manewrem było obłożenie obowiązkiem płatności
1400 najbogatszych kobiet w stolicy. Jednak w wyniku fali
wzburzenia niewiast, które doprowadziły nawet do tumultu na
4
Pełny opis przebiegu łych wydarzeń por. Dio Cussius Cocccianus. Historia
Romana (dalej: D i o, His. Rom.), II, 14.
34

forum podczas obrad zgromadzenia ludowego, ostatecznie


podatek od majątku nałożono jedynie na 400 pań z pierwotnej
listy. Powszechny natomiast charakter miał podatek nałożony
na wszystkich obywateli, których dobra przekraczały wartość
100 tys. sesterców. Ludzie ci mieli wpłacić do skarbu państwa
pięćdziesiątą część swego majątku oraz jednorazowo — kwotę
równą całorocznym dochodom. Jednocześnie legiony stac-
jonujące w Italii miały zimować w miastach, czego kosztami
obciążono znowu rady municypalne.
W efekcie tak surowych zarządzeń wiosną 42 r. trium-
wirowie wystawili dużą armię, która wraz z nastaniem sezonu
żeglugowego została przeprawiona przez Adriatyk do Mace-
donii. Zaraz po lądowaniu część armii wyruszyła w głąb
kraju. Oddziały te natknęły się wkrótce na główne ugrupowanie
nieprzyjaciela, które stanowiło 19 legionów Brutusa i Kasjusa
a do bezpośredniego spotkania obu wojsk doszło w miejscu
gdzie wiodący wzdłuż wybrzeża trakt, via Egnatia, zbliżał się
do miejscowości Filippi.
Siły obu stron były wyrównane, bowiem triumwirowi,
również mieli 19 legionów i jedynie w jeździe, liczącej 13 tys.
konnych, ustępowali wrogom. Na czele wojsk przybyłych
z Italii stali Antoniusz i Oktawian — ich konsularny kolega
pozostał w stolicy bacząc na sytuację oraz nadzorując eks-
pedycję posiłków i zaopatrzenia dla armii.
Pierwotnie walka przybrała charakter pozycyjny. Wrogie
armie rozłożyły się obozami naprzeciw siebie i rozpoczęły
prace fortyfikacyjne, które cezarianie prowadzili tak, aby
odciąć przeciwnikom drogę do portu morskiego w Neapolis,
stanowiącego punkt zaopatrzeniowy wojsk Kasjusza i Brutusa.
Taki statyczny przebieg działań był na rękę Oktawianowi
który przechodził właśnie rekonwalescencję po bardzo ciężkiej
chorobie i jego organizm był tak dalece niezdatny do wysiłków
i trudów życia obozowego, że triumwir poruszał się w terenie
jedynie przy użyciu lektyki. Antoniusz dążył jednak do
rozstrzygającej bitwy, kończyło się bowiem lato, a zaopatrzenie
35

wojsk było coraz gorsze — płynące z Italii konwoje ap-


rowizacyjne stawały się łakomym kąskiem dla potężnej floty
wojennej wroga dowodzonej przez Stacjusza Murkusa i Domic-
jusza Ahenobarbusa. Łupem ich eskadr padł między innymi
rozbity doszczętnie transport wiozący do Macedonii posiłki
w sile dwóch legionów.
Dlatego też wkrótce, a był to już początek października,
doszło z inicjatywy Antoniusza do pierwszej bitwy. Nie dała
ona konkretnych wyników, mimo że oba wojska zdobyły
nawzajem swoje obozy. W czasie walki osłabiony jeszcze
Oktawian jedynie szczęśliwym trafem uniknął śmierci
— gdy wrogowie dostali się w pobliże jego kwatery,
znaleźli tam tylko lektykę, której użytkownik oddalił się
w tym właśnie czasie, aby spróbować swych powracających
powoli sił podczas pieszej inspekcji linii fortyfikacyjnych.
Nie miał takiego szczęścia Kasjusz, który padł ofiarą swojej
własnej imaginacji. Oto gdy w trakcie niekorzystnej w tym
momencie dla siebie bitwy ujrzał on zbliżający się pędem
oddział jazdy, nakłonił będącego z pobliżu niewolnika, aby
ten zadał mu śmiertelny cios mieczem, ratując tym samym
swego pana od hańby niewoli. Dopiero w następnej minucie
okazało się, że jeźdźcy ci przybywali ze stanowisk Brutusa
wraz z meldunkiem o powodzeniu odniesionym przez dru-
giego wodza.
Po tej bitwie główny plan osamotnionego Brutusa polegał
na przeczekaniu zimy, która, wobec skąpych zapasów
żywnościowych armii Oktawiana i Antoniusza, byłaby dla
jego wrogów zgubna. Ci jednak, zdając sobie sprawę
z powagi sytuacji, rozpoczęli działania zaczepne budując
kilka małych obiektów fortyfikacyjnych mających unie-
możliwić Brutusowi łączność z bazą floty. Było to wyzwanie
nie mogące pozostać bez odpowiedzi — 23 października
doszło do drugiej, ostatecznej bitwy pod Filippi. Trium-
wirowie odnieśli w niej pełny sukces, natomiast ich przeciw-
nik salwował się ucieczką w asyście sporego oddziału.
36

Jednak następnego dnia, zorientowawszy się, że w wysokich


górach, gdzie szukał schronienia, został otoczony — popeł-
nił samobójstwo.
W Macedonii zginęło dwóch głównych animatorów spisku
id marcowych. Oprócz nich poległo w bitwie lub zostało po
niej skazanych na śmierć wielu innych uczestników sprzysię-
żenia. Wprawdzie niektórzy z nich znaleźli chwilowe schro-
nienie u Sekstusa Pompejusza, który znowu rozpoczął działania
bojowe przeciw cezarianom, jednak zasadniczy akt zemsty
i rozprawy politycznej został dokonany. Senat był tylko
uległym narzędziem triumwirów, a w żadnej prowincji nie
było już armii podległych zachowawczemu stronnictwu repub-
likańskiemu.
Spokój, który nastąpił po zakończeniu działań wojennych,
był ułudny. Pierwszym symptomem zbliżającego się konfliktu
było rozluźnienie więzi pomiędzy samymi triumwirami, co
stało się rezultatem dwuznacznej postawy Lepidusa. Podczas
gdy jego dwaj koledzy walczyli w Macedonii, on nawiązał
tajny kontakt z Pompejuszem, co oczywiście nie mogło
pozostać nie zauważone w Rzymie pełnym agentów różnych
stronnictw i koterii. Dlatego też wkrótce współtowarzysze
odebrali mu namiestnictwo Hiszpanii, które przejął Oktawian.
Niefortunny triumwir musiał teraz zrehabilitować się w oczach
kolegów, co było warunkiem ewentualnego otrzymania Afryki.
To wewnętrzne przegrupowanie było jednak dowodem wzras-
tającej pozycji syna Cezara.
Czekał go jednak wkrótce kolejny egzamin dojrzałości
politycznej, jemu bowiem przydzielono trudne i niewdzięczne
zadanie przeprowadzenia akcji osadniczej weteranów z Mace
donii. Żołnierze ci, świadomi niepośledniej roli, jaką odegrali
w przejęciu władzy przez triumwirat, wystawiali teraz butnie
rachunek żądając nadań w żyznej ziemi italskiej. Wiązało się
to z koniecznością przeprowadzenia wywłaszczeń dotych-
czasowych użytkowników, którzy mieli się wraz z dobytkiem
przenieść na tereny prowincji. Tragizm ich losu był spotęgo-
37

wany absolutnym brakiem funduszy państwowych, z których


można by wypłacić odszkodowanie przesiedleńcom.
Wybór Oktawiana do nadzoru tej właśnie akcji nie był
przypadkowy. Antoniusz odżegnał się od tej funkcji i prosto
z Macedonii udał się na wschód, aby zlustrować prowincje
podległe do niedawna Kasjuszowi. Wiedział on bowiem
doskonale, że na kierującym wywłaszczeniami koledze spocz -
nie odium za trudne do uniknięcia uchybienia wobec wielo-
tysięcznych tłumów przesiedlanych i weteranów. Wykorzys-
tując ewentualny spadek prestiżu Oktawiana Antoniusz mógłby
zjawić się w Italii jako mąż opatrznościowy, co, przy wyeli-
minowaniu Lepidusa, uczyniłoby z przybywającego ze wscho-
du polityka najsilniejszą osobę w całym państwie.
Animatorami rozpoczynającej się gry byli brat triumwira
i zarazem konsul 41 r., Lucjusz Antoniusz, żona Marka
Fulwia i jego polityczny emisariusz Maniusz. Wszyscy oni,
odmiennymi wprawdzie drogami, prowadzili rozgrywkę zmie-
rzającą do jednego celu, a ich pierwsze posunięcia były dosyć
udane. Rychło wśród podburzanych przesiedleńców wybuchło
niezadowolenie — wędrując do portów załadunku zbierali się
coraz liczniej w stolicy natarczywie domagając się odszkodo-
wań. Natomiast żołnierze, z natury rzeczy ludzie porywczy,
dali posłuch podszeptom agentów, namawiających ich do
zajmowania przemocą zbyt wolno rzekomo wywłaszczanych
gospodarstw. W Italii zaczynały się pojawiać pierwsze oznaki
chaosu, pogłębianego wydatnie przez Lucjusza Antoniusza,
który na własną rękę werbując żołnierzy uzbierał niebagatelną
armię w sile sześciu legionów. Do współpracy z nim skłaniali
się również przyjaciele nieobecnego triumwira, dysponujący
w Galii Przed- i Zaalpejskiej, jako namiestnicy tych prowincji,
wojskami liczącymi prawie 15 legionów!
Wydawało się, że Oktawian, niedawny współzwycięzca
spod Filippi, jest na straconej pozycji mając zaledwie cztery
legiony. Wyczuwając niepewność sytuacji postanowił połączyć
się z przebywającym w północnej Italii na czele swych wojsk
38

przyjacielem, Kwintusem Salwidienusem. W ten sposób mimo-


wolnie sam przyśpieszył polaryzację stanowisk, ponieważ tuż
po jego wymarszu Rzym bezwolnie uległ Lucjuszowi, który
wymógł na zgromadzeniu ludowym ogłoszenie Oktawiana
i Lepidusa wrogami ludu. Było to jednak zwycięstwo krótko-
trwałe — gdy wkrótce brat triumwira opuścił miasto, chwiejne
zgromadzenie — zasłyszawszy, iż z północy nadciąga dopiero
co okrzyknięty wróg — zmieniło decyzję uznając za nie-
przyjaciela właśnie Lucjusza.
Tymczasem w stronę stolicy w istocie podążał Oktawian na
czele wzmocnionej armii. Jego przeciwnik, nie czując się
wystarczająco silny do podjęcia otwartej walki, zajął i ob
warował miasto Peruzję. Była to jesień 41 r.
Rozpoczęło się długotrwałe oblężenie, przeplatane akcjami
wypadowymi oddziałów zamkniętych w górującym na wznie-
sieniu mieście. Jednak z upływem czasu straty i wzmagający
się głód zmusiły otoczonych do podjęcia pertraktacji, w czasie
których otrzymali od Oktawiana przyrzeczenie łagodności.
W efekcie po kilkumiesięcznym oporze, nie doczekawszy się
spodziewanej odsieczy, w lutym 40 r. Peruzja otworzyła
bramy. Dowodzący oblężeniem syn Cezara rzeczywiście
zachował się z wyrozumiałością godną swego znanego z po-
wściągliwości w stosowaniu kar ojca — stawiającego opór
wojska, jak i znajdujących się w mieście senatorów stanowią-
cych resztki opozycji antycezariańskiej nie spotkały żadne
represje, a sam Lucjusz Antoniusz otrzymał namiestnictwo
Hiszpanii. Kara, będąca formą działań profilaktycznych,
spotkała jedynie samo miasto, które dało posłuch wich-
rzycielom — Peruzję ku przestrodze całego państwa wydano
na łup żądnych grabieży wojsk, a trzystuosobowa rada
municypalna została ścięta na ołtarzu Boskiego Juliusza w piątą
rocznicę zamachu na jego życie.
Sukces odniesiony w tej pierwszej próbie sił nie oznaczał
jednak pełnego zwycięstwa nad Markiem Antoniuszem, który
formalnie nie udzielił poparcia secesji swojego brata. Jednak
39

doniesienia napływające do Rzymu wskazywały na ogrom


przeobrażeń w stosunkach pomiędzy obydwoma triumwirami.
Otóż Antoniusz nawiązał kontakt z Sekstusem Pompejuszem,
sfinalizowany zawarciem porozumienia sojuszniczego, a na-
stępnie udał się w drogę do Italii wiodąc ze sobą olbrzymią
armadę 200 okrętów wojennych. Po drodze ściągali do niego
wszyscy wrogowie Oktawiana. Najbardziej znaczącym wśród
tych ludzi był Domicjusz Ahenobarbus, do niedawna jeszcze
dowódca floty Brutusa i Kasjusza. Po klęsce pod Filippi
kontynuował on walkę samodzielnie, dopiero teraz, po dwóch
latach, znajdując możliwość wzięcia rewanżu na synu Cezara.
Wkrótce też ufny swej sile i sojuszom Antoniusz wylądował
w Italii sposobiąc się do otwartej wojny z kolegą triumwirem.
Oktawian też nie zwlekał przybywając z Rzymu na czele
armii — oba wojska stanęły oko w oko nie opodal portu
morskiego w Brundyzjum.
Jednak również i tym razem nie doszło do bratobójczej
walki legionów rzymskich. Obydwaj wodzowie, tym razem
poprzez pośredników, zaczęli prowadzić rozmowy pojednaw-
cze. Na ugodowe stanowisko Antoniusza wpłynęła śmierć
żony, której zawistny charakter stał się przyczyną niedawnych
fermentów społecznych, i namowy matki — Julii, będącej
krewną Oktawiana. Dlatego też skłóceni triumwirowie szybko
doszli do porozumienia. Jego wynikiem był nowy podział
stref wpływów. Na jego mocy tracący stale na znaczeniu
Lepidus utrzymał jedynie swój stan posiadania w Afryce,
natomiast pozostali dwaj wodzowie wzrośli niewspółmiernie
w siłach: Oktawian otrzymał zachód — Hiszpanię, Galię
i Ilirię, Antoniusz wschód — Macedonię, Grecję, Azję. Italia
miała być neutralna, a obydwaj dotychczasowi antagoniści
mogli jedynie przeprowadzać tam werbunek żołnierzy.
Porozumienie zostało przypieczętowane zawarciem więzów
rodzinnych — owdowiały Antoniusz w dowód przyjaźni
otrzymał od Oktawiana rękę jego również osamotnionej
trzydziestoletniej siostry Oktawii. Chcąc wykazać wzajemną
40

wolę zażegnania konfliktu triumwirowie nie zwlekali z lega-


lizacją tego związku. Jeszcze w czasie trwania negocjacji,
ogłoszono zaręczyny, ślub natomiast odbył się w październiku
40 r., zaraz po wspólnym, uroczystym powrocie obu po-
lityków do Rzymu.
Ten układ zapowiadał stabilizację władzy. Pogodziwszy się
ze sobą wodzowie mogli baczniej przyjrzeć się sprawom
wyniszczonego długoletnimi wojnami państwa. Najistotniejszą
kwestią było w ówczesnej chwili pokonanie lub obłaskawienie
Sekstusa Pompejusza, który nie ruszając się z Sycylii manipu-
lował nastrojami ludu rzymskiego. Przyczyna takiego stanu
rzeczy był prozaiczna — królując na morzach Pompejusz nie
tylko łupił wybrzeże Italii, lecz, co gorsza, blokował skutecznie
linie komunikacyjne, którymi niedawno jeszcze dostarczano
do miasta ziarno z Sycylii, Sardynii i Afryki.
Pomimo że sojusz zawarty w Brundyzjum był równoznaczny
z zerwaniem przez Antoniusza wcześniejszego układu z przy-
wódcą sycylijskich secesjonistów, co utrudniało obecnie
ponowne porozumienie, nie zrażeni triumwirowie podjęli
mediacje zakończone pełnym sukcesem. Latem 39 r. na
przylądku Misenum w Zatoce Neapolitańskiej odbyło się
spotkanie Antoniusza, Oktawiana i Pompejusza. W wyniku
negocjacji ten ostatni otrzymał formalnie pięcioletnie namies-
tnictwo Sycylii, Sardynii, Korsyki i Peloponezu, w zamian za
co miał umożliwić dowóz żywności do Italii. Po upływie tej
kadencji miał objąć urząd konsula oraz otrzymać 70 mln.
sesterców jako rekompensatę za rodzinny majątek zarek-
wirowany przez Juliusza Cezara.
W Rzymie oraz całej Italii odetchnięto z ulgą. Zanosiło się
wreszcie na stabilizację życia państwowego, umożliwioną przez
ścisłe określenie zakresu wpływów triumwirów. Dwaj najmoc-
niejsi uczestnicy tego układu zachowywali przy tym absolutną
równowagę stanowiącą gwarancję wewnętrznego pokoju. Stabil-
ność sytuacji naruszył, na swoją zresztą niekorzyść, sam
Oktawian, który latem 38 r. przyznał się do słabości wzywając
41

na pomoc Antoniusza. Wybrzeża Italii zostały bowiem znowu


zaatakowane przez flotę Sekstusa Pompejusza. Było to co
prawda bezpośrednim następstwem niemożności objęcia przez
niego władzy nad Peloponezem, gdzie na mocy wcześniejszego
porozumienia w Brundyzjum stacjonowały jeszcze oddziały
antoniańskie, jednak obowiązek odparcia grabieżczych wypraw
morskich rozbójników spoczął właśnie na Oktawianie. Ten zaś
nie mając doświadczenia ani odpowiednich ku temu środków
zdecydował się walczyć na morzu, w efekcie czego w dwóch
bitwach stoczonych pod Kurne i w Cieśninie Messyńskiej
poniósł druzgocące klęski. Czując, że dotychczasowe powodze-
nie wymyka mu się z rąk, zwrócił się o pomoc do Antoniusza,
który w tym czasie prowadził wojnę z Partami niepokojącymi
jego strefę wpływów.
Rychło jednak stan rzeczy w Italii uległ radykalnej poprawie.
Nadwątlone siły zbrojne młodego Cezara zostały wzmocnione
posiłkami przybyłymi z Galii pod komendą Marka Wipsaniusza
Agryppy oraz nową flotą budowaną właśnie nad Zatoką
Neapolitańską. Dlatego też wiosną 37 r. wieść o przybywają-
cym na wezwanie Antoniuszu budziła więcej niepokoju niż
ulgi, zwłaszcza że triumwir płynął ku ojczyźnie na czele
olbrzymiej floty wojennej liczącej aż 300 jednostek. Oktawiana
zaczęła w związku z tym gnębić niepewność co do praw-
dziwych zamierzeń kolegi, który równie dobrze mógł wyko-
rzystać chwilowe niepowodzenie towarzysza i ku jego zgubie
połączyć się ponownie w sycylijskim buntownikiem.
Dlatego też w Italii podjęto środki ostrożności — gdy
Antoniusz zawinął ze swą armadą do portu w Brundyzjum,
miasto znowu było obwarowane. Nie mogąc wyładować
tam wojsk wódz popłynął do niedalekiego Tarentu. Tam
też podążał już w tym czasie Oktawian, który nie będąc
do końca pewnym posunięć Antoniusza liczył się z ko-
niecznością osobistego zażegnania sporu wynikłego z nie-
dopuszczenia potencjalnego antagonisty do Brundyzjum.
Wszystko zapowiadało jednak wybuch nowego konfliktu
42

pomiędzy obydwoma wodzami. Wyczuła to swą kobiecą


intuicją Oktawia, która przypłynąwszy do Italii wraz z mężem,
podążyła teraz na spotkanie bratu. Ujrzawszy go podjęła
próbę rodzinnej mediacji zakończoną argumentem iście ko-
biecym: „Ale, jeśli dojdzie do najgorszego i wybuchnie
wojna, to nieważne, który z was zostanie zwycięzcą, a który
pokonanym, gdyż ja w obu przypadkach będę nieszczę -
śliwa" 5.
Ta argumentacja zwyciężyła — w czasie osobistych rozmów
Oktawian i Antoniusz przedłużyli formalnie na dalsze pięć lat
triumwirat, który wygasł właśnie w zeszłym roku. Ponadto,
określono zakres wzajemnych świadczeń wynikających z bie -
żącej sytuacji politycznej: młody Cezar miał przekazać swo -
jemu koledze cztery legiony na potrzeby wojny z Partami, ten
natomiast rewanżował się eskadrą stu okrętów do walki
z Pompejuszem. Oktawia niezależnie od tych ustaleń prosiła
bliskich sobie mężczyzn o zwiększenie wzajemnej pomocy
w postaci dodatkowego tysiąca żołnierzy dla męża i 20
lekkich okrętów zwiadowczych dla brata. Jednocześnie uznano
za niebyłe postanowienia zawartego przed dwoma laty poro -
zumienia z Misenum.
W lipcu 36 r. Oktawian rozpoczął wielką ofensywę na
Sycylii i otaczających ją wodach. Wojna ta rozpoczęła się
klęską młodego Cezara w bitwie morskiej pod Tauromenium
(obecnie Taormina), gdzie niefortunny dowódca stracił prawie
całą flotę, a sam musiał ratować się ucieczką. Jednak dzięki
ogromnemu wysiłkowi organizacyjnemu i mobilizacyjnemu
straty rychło zostały uzupełnione. Oktawian dysponował siłą
21 legionów oraz 20 tys. jazdy, a na wyspie zdążył zająć
liczne przyczółki. Z pomocą przybył mu również Lepidus
który wylądował na południowym brzegu Sycylii prowadząc
12 legionów afrykańskich. W takiej sytuacji 3 września doszło
do kolejnej bitwy morskiej stoczonej w zatoce Naulochus.
5
Plutarchus, Antonius (w: Vitae parallelae), 25 (dalej: Plut.. Antonius).
43

Sekstus Pompejusz stracił tu całą swoją flotę, w wyniku


czego, nie mając już nadziei na zwycięstwo w wojnie, umknął
z wyspy uwożąc do Azji na kilkunastu okrętach swój olbrzymi
skarb. Trzy lata później został zabity w Milecie przez Marka
Titiusza, jednego z wyższych dowódców Antoniusza.
Pompejusz nie był jedynym, który stracił wszystko w tej
wojnie, bowiem los jego podzielił również triumwir Marek
Lepidus. Był on raczej lepszym żołnierzem niż mężem stanu,
lecz niepowodzenia dotychczasowych prób samodzielnych
akcji politycznych nie nauczyły go niczego ani też nie
zmniejszyły aspiracji do poszerzenia zakresu swojej władzy.
Dlatego też, gdy wojska Lepidusa zaczęły odnosić sukcesy
zajmując duże obszary Sycylii, on sam wystosował wobec
walczącego na północy wyspy kolegi żądanie przekazania mu
nadzoru nad całym tym obszarem. Pewność siebie triumwira
wzrosła wraz z przejęciem pod swoje rozkazy ośmiu legionów
Pompejusza, które po klęsce morskiej ich wodza poddały się
bez walki. Dysponując teraz łącznie siłą 20 legionów, dorów-
nującą prawie liczebnością wojskom Oktawiana, Lepidus stał
się nieustępliwy, toteż jego partner, przybyły wkrótce na
rozmowy, został bezpardonowo obrzucony pociskami i musiał
spiesznie oddalić się do swojego obozu.
Jednak zamęt powstały wśród wojsk afrykańskich wskutek
agitacji emisariuszy młodego Cezara oraz nie skrywanej
niechęci do nowych współtowarzyszy spod znaków Pompeju-
sza sprawił, że — oddział po oddziale — cała armia opuściła
swojego wodza. Wzgardzonemu przez żołnierzy Lepidusowi
nie pozostało nic innego, jak zawierzenie swego losu łaskawo -
ści przeciwnika, który mu „na błagalne prośby zaledwie życie
darował" 6. Byłemu triumwirowi pozostawiono jedynie godność
najwyższego kapłana, po czym zesłano go na banicję do
latyńskiej miejscowości Cyrceje, gdzie żył z dala od spraw
państwowych aż do śmierci w 12 r.
6
Suetonius, Divus Augustus (w: De vita Caesanim), 16 (dalej: S u e t., Div.
Augustus).
44

W ten sposób rozpadł się triumwirat i na arenie politycznej


pozostało już tylko dwóch żądnych władzy wodzów. Jednak
rozwój wydarzeń na Sycylii sprawił, że Oktawian, w którego
rękach pozostawała teraz ta obfitująca w zboże wyspa oraz
Afryka, dysponował lepszymi atutami niż uwikłany w wojnie
na wschodnich rubieżach państwa Antoniusz. Ci dwaj politycy
pozostawali w sojuszu wzmocnionym dodatkowo osobą Ok-
tawii. Jednak władza jest zbyt łakomym kąskiem, by bez
zmrużenia oka dzielić ją z kimś drugim — stan ten był
nienaturalny, tym bardziej że sztucznie rozdzielone dwie
części Imperium Rzymskiego były już organizmami gos-
podarczo i politycznie uzupełniającymi się: wschód dawał
Italii dochody, metropolia natomiast dobrych, bitnych żoł-
nierzy. Dlatego powoli zaczęła narastać groźba nowej wojny
domowej. Wzajemna nieufność obu stron, owa zbrojna neu-
tralność, przypominała przysłowiową beczkę prochu oczeku-
jącą na zaprószoną iskrę. Wkrótce też znalazł się bezpośredni
powód do zbrojnej konfrontacji — jak to często bywa, stała
się nim kobieta.
W dniu marcowego zamachu na Juliusza Cezara przebywająca
w Rzymie wraz z trzyletnim synem, którego ojcem był
zamordowany wódz, królowa Egiptu Kleopatra liczyła 25 lat
Wraz ze śmiercią tak bliskiego jej sercu mężczyzny straciła
wszelkie nadzieje na zwiększenie swoich wpływów w Italii, lecz
największym dla niej niebezpieczeństwem było wzrastające
w tym momencie ryzyko przewrotu pałacowego w Aleksandrii,
którego autorem mógł stać się jej brat i zarazem oficjalny mąż
Ptolemeusz. Dotychczas przed własną, egipską opozycją broniły
królową legiony Cezara, lecz teraz owego łaskawego protektora
zabrakło. Kleopatra podjęła więc plan błyskawiczny — uprze-
dzając wypadki wysłała z pogrążonego w żałobie Rzymu
umyślnych z poleceniem zgładzenia brata. Kilka tygodni później
piękna Egipcjanka wracała do ojczyzny już całkiem spokojna...
Po raz drugi Rzymianin stanął na drodze jej życia latem
41 r. Przystojny, w sile wieku męskiego, otoczony aurą sławy
45

i bogactwa — spotkał ją w cylicyjskim mieście Tarsos, dokąd


przybyła na spotkanie zgodnie z wolą tego nie znanego sobie
jeszcze bliżej człowieka. Był nim Marek Antoniusz, który po
zwycięstwie pod Filippi podróżował właśnie przez bogate
ziemie wschodu zamierzając zlustrować te zarządzane do
niedawna przez Kasjusza tereny. Głównym celem „porządków"
było ściągnięcie od lokalnych władców wielkich kwot po-
trzebnych do obdarowania zwycięskich legionów oczekujących
właśnie w Italii na przydział wywłaszczonej ziemi. W tym też
zamiarze dumny wódz wezwał na rozmowę byłą damę serca
Juliusza Cezara — sława jej legendarnych skarbów królewskich
dawno już wyszła poza mury Aleksandrii.
Władczyni Egiptu okazała się jednak doskonałą znawczynią
nie tylko polityki, ale i męskich charakterów. Wartość szlachet-
nych kamieni wzrasta dzięki stosownej oprawie, toteż Kleopat-
ra zjawiła się w Tarsos wśród niepojętego dla prostej, rzymskiej
duszy wschodniego przepychu — jej zdobiony złoceniami
statek miał rozwinięte niezwykle kosztowne i niespotykane
purpurowe żagle, wioślarze wprawiali w ruch swe drzewca
pokryte warstwą srebra, a na rufie pod złotym baldachimem
siedziała przebrana za Wenus królowa. Po obu jej stronach
stali młodzieńcy udający Kupidynów, najpiękniejsze z niewol-
nic przedstawiające Gracje i Nereidy znajdowały się na
pokładzie, a wszystkiemu towarzyszyły wysokie tony fletów,
których muzyka nadawała tempo wioślarzom 7.
Oczekujący w glorii zwycięzcy Antoniusz sam wkrótce stał
się zwyciężonym — bogactwo tej inscenizacji połączone
z nieprzeciętną urodą młodej Egipcjanki odurzyły go i w efek-
cie ów nieugięty wódz stracił dla niej serce. Rozpoczął się
okres miłosnej idylli, której nie zmąciły nawet niepokojące
wieści z Italii i znad wschodniej granicy. Gdy w oblężonej
Peruzji poddawał się brat triumwira, a z Mezopotamii nad -
ciągały wojska Partów prowadzone przez zbiegłego stronnika
spiskowców marcowych, Labienusa. Antoniusz wraz ze swą
7
Plut., Antonius, 26.
46

wybranką podążał do Aleksandrii, gdzie czas upływał im


później na niekończących się ucztach, wycieczkach i połowach
ryb, będących ulubioną rozrywką mieszkańców delty Nilu.
Jednak wiosną 40 r. sprawy państwowe wyglądały na
tyle źle, iż triumwir musiał szybko opuścić stolicę Egiptu,
bowiem Partowie dotarli już do sąsiedniej Fenicji, gdzie
oblegli nadmorską twierdzę Tyr. Ale doniesienia z Italii
budziły większy niepokój Antoniusza — Oktawian poko-
nawszy buntowników z Peruzji wzmocnił swą siłę i au-
torytet. Tam też udał się nowy wybranek Kleopatry. Dla
królowej podróż ta miała jednak przykre skutki, ponieważ
wkrótce do Aleksandrii dotarła wieść o małżeństwie Marka
z Oktawią.
Uregulowanie spraw w Italii zajęło Antoniuszowi dużo
czasu i dopiero latem 37 r. odpłynął ze swoją nową żoną na
wschód, do niepokojonych wojną partyjską prowincji. Oktawia
spodziewała się już jednak dziecka, toteż w połowie drogi
prosto z postoju na wyspie Korkyrze, mąż odesłał ją do
Rzymu, gdzie wśród zacisza domowego mogła przygotować
się do trudów porodu. W kilkanaście dni po pełnym tkliwości
rozstaniu wódz przybył do Syrii, gdzie oczekiwała go stęsk-
niona królowa Egiptu, którą powiadomił i sprowadził na
miejsce spotkania wysłany przodem oddany przyjaciel trium-
wira, Frontejusz Kapiton.
W tym krótkim okresie ponownej idylli, jaki dzielił An
toniusza od planowanej wyprawy przeciw Partom, związek
z Kleopatrą nabrał cech prawnych, bowiem tuż po przyjeździe
monarchini wódz uznał formalnie swoje ojcostwo dwojga
towarzyszących jej, trzyletnich wówczas dzieci. Maluchom
nadano imiona Aleksander Helios (Słońce) i Kleopatra Selene
(Księżyc). Jednocześnie Antoniusz obsypał swą egipską wy
brankę darowiznami — wśród przekazanych jej szczodrze
terytoriów były: Fenicja, Cypr, część Syrii, Arabia Nabatejska,
część Cylicji oraz słynne z wyrobu balsamów tereny Judei.
Triumwir nie próbował nawet konsultować swych poczynań
47

z senatem lub Oktawianem — układ tarencki dawał mu we


wschodnich rejonach państwa pełnię władzy.
Późną wiosną 36 r. królewska para rozstała się. Antoniusz
na cele armii liczącej około 100 tys. ludzi ruszył w kierunku
Partii. Walki w omiatanych wiatrami i śniegiem górach Iranu,
nieudane oblężenie twierdzy Fraaspa, a przede wszystkim
tragiczny w skutkach, okupiony 20 tys. ofiar odwrót do
Armenii, złożyły się na kompletne fiasko wyprawy. Pogrążony
w rozpaczy, załamany psychicznie wódz dotarł wreszcie wraz
z mizernymi resztkami swej wielkiej jeszcze niedawno armii
do śródziemnomorskich wybrzeży Fenicji. Tu też nastąpiło
spotkanie z Kleopatrą, która przywiozła odzież i żołd dla
wymęczonych wojsk.
Wieści o klęsce dotarły wkrótce do Rzymu, gdzie jednak
zachowano je w tajemnicy podając do publicznej wiadomości
bardziej optymistyczną wersję wypadków w Partii. Oktawian
wyczuł jednak, że współzarządca imperium utracił dwa
podstawowe atuty swej politycznej siły — armię i chwałę
niezwyciężonego dowódcy. Takie zachwianie równowagi
pomiędzy obydwoma partnerami mogło oznaczać rychły
upadek jednego z nich.
Wkrótce z Italii wypłynął wielki konwój kierujący się
wzdłuż greckich wybrzeży ku azjatyckim prowincjom Im-
perium Rzymskiego. Na jednym ze statków płynęła Oktawia.
Wiozła swemu mężowi nie tylko słowa pocieszenia, lecz
także dary dla armii i sztabu mające złagodzić gorycz
przegranej wojny. W ładowniach armady znajdowała się
odzież, pieniądze, podarki dla oficerów, a także 2 tys.
doskonale wyekwipowanych żołnierzy, którzy jako kohorta
pretorianów mieli stanowić straż osobistą Antoniusza.
Oktawia otrzymała od brata pozwolenie na tę podróż,
wydając je nie kierował się jednak chęcią uczynienia przyjem-
ności strapionej siostrze, lecz traktował całą wyprawę jako
sondaż sytuacji na wschodzie. Romans pomiędzy triumwirem
a Kleopatrą nie był w Rzymie tajemnicą, dlatego też wizyta
48

Oktawii mogła stanowić szansę dla każdego z obydwu


polityków — dla Antoniusza czyniła ona możliwość powrotu
na łono rodziny, czyli do ścisłych stosunków osobistych
z żoną i politycznych z jej bratem; Oktawianowi dawała ona
w wypadku odtrącenia mediatorki i jej darów, dogodną
przyczynę do zerwania porozumienia i ostatecznej rozprawy
z nazbyt pewnym siebie rywalem.
Rachuby młodego Cezara miały się sprawdzić szybciej, niż
się tego spodziewał, bowiem już w połowie drogi, w Atenach
oczekiwał na podróżującą niewiastę list od męża, który
tłumacząc się pobytem w Syrii, gdzie przygotowywał właśnie
odwetową wyprawę przeciw Partom, prosił żonę o pozostanie
na pewien czas w odległej od wojennej zawieruchy Grecji
Wkrótce jednak przybył następny kurier ze wschodu — An
toniusz prosił Oktawię, aby wróciła do stolicy, natomiast dary
dla armii przesłała do kwatery głównej wojsk syryjskich.
Sytuacja rodzinna, a także państwowa stawała się całkiem
klarowna — w Rzymie odczytano postępowanie Marka jako
odejście od linii porozumienia tarenckiego. Oktawian zalecił
swojej siostrze opuszczenie domu męża, co dla Antoniusza
byłoby znamiennym symbolem zakończenia współpracy obu
polityków, jednak odtrącona kobieta była wierna w uczuciach
i małżeńskich obowiązkach — pozostała w majątku An
toniusza otaczając troskliwą opieką dzieci zrodzone z tego
związku, jak i potomstwo męża oraz jego poprzedniej
nieżyjącej już żony, Fulwii. Bratu natomiast często mówiła, iż
byłoby wręcz szaleństwem, aby „najwięksi z imperatorów
jeden dla miłości względem kobiety, a drugi z zazdrości
rzucili Rzymian w wir wojny domowej" 8. Ta bezprzykładna
wierność i rozsądek zdradzonej kobiety nie zostały wyna -
grodzone, albowiem Oktawii i Antoniuszowi nigdy już nie
dane było się spotkać.
Zdecydowana, a nawet brutalna postawa władcy rzymskiego
wschodu wynikała w dużej mierze z poczynań Kleopatry
8
Tamże, 54
49

która dowiedziawszy się o rejsie konwoju wiozącego jej rywalkę


zniewoliła męża umiejętnie aranżowaną rozpaczą — zapadała
w nagłą depresję, obsypywała Marka przejawami czułości lub też
z dużą regularnością zalewała się łzami. W środowisku pałaco -
wym szeptano — ale tak, by Antoniusz usłyszał — że królowa
nie przeżyje ewentualnego rozstania i że wzburzona targnie się
na swoje życie. Takie dowody miłości oraz oddania nie mogły
nie wywrzeć wrażenia na Rzymianinie, który zdecydował się
związać swe życie i fortunę z Aleksandrią.
Tymczasem frasunkom osobistym towarzyszył brak spek-
takularnych sukcesów politycznych czy też militarnych mogą-
cych przysłonić ogrom niedawnej klęski partyjskiej. Nie
doszła do skutku planowana na rok 35 ponowna wyprawa
wojenna i dopiero następnej wiosny Antoniusz wyruszył na
wschód. Jednak nie czując się jeszcze na siłach, aby wtargnąć
w granice gór irańskich, wódz skierował swe legiony w stronę
Armenii, której król, Artawasdes, miał zostać ukarany za
zdradę, jakiej dopuścił się w krytycznym momencie podczas
poprzedniej wojny.
Obecna wyprawa osiągnęła zamierzony cel, jednak był to
sukces żałosny — Antoniusz przyswoił sobie wiele cech
orientalnych zatraciwszy tradycyjne przymioty oręża rzym-
skiego, toteż armeńskiego monarchę pokonano nie na polu
walki, lecz podstępem. Zwabiony w zasadzkę i zakuty w łań-
cuchy Artawasdes rychło poddał swój kraj. Lecz wówczas, po
owym niesławnym zwycięstwie, nastąpiło najgorsze. Oto syty
chwały Antoniusz całkowicie i nieodwołalnie zerwał nikłe
więzi łączące go z Rzymem urządzając triumf z odniesionej
wiktorii nie w stolicy imperium, ale nad Nilem, w Aleksandrii.
Rzymskie legiony maszerowały wśród wiwatujących obcoję-
zycznych tłumów, a ich wódz odbierał honory stojąc u boku
egipskiej monarchini! Ten precedens nie mógł zostać zlek-
ceważony nad Tybrem.
Wkrótce Antoniusz przekroczył, mierzone miarą Rzymu
granice przyzwoitości organizując w tym samym egipskim
50

mieście pełną wschodniego przepychu uroczystość. Wobec


wybranych Egipcjan wódz ogłosił, że jego żona czczona
będzie jako królowa królów, a jej potęgę wzmocni formalna
władza sprawowana nie tylko nad Egiptem, lecz również nad
podarowanymi jej uprzednio bez oficjalnych adnotacji terenami
rzymskimi — Cyrenajką Cyprem i południową Syrią. Współ-
władcą miał być Cezarion — dwunastoletni wówczas syn
monarchini i Juliusza Cezara. Sześcioletni Aleksander Helios
otrzymał od ojca Medię, Armenię i Partię, a zaledwie dwuletni
najmłodszy syn Antoniusza i Kleopatry, Ptolemeusz Filadelfos,
dostał resztę Syrii. Cylicję i Fenicję. Część z tych nadań była
iluzoryczna, bowiem krainy przydzielone Aleksandrowi sta-
nowiły, poza Armenią, wolne państwa, a także, co wynikało
z przebiegu niedawnej wojny, były trudne do ujarzmienia,
nawet dla tak wytrawnego wodza jak Antoniusz.
W tej sytuacji stacjonujący na wschodzie triumwir stał się
głównym wrogiem Oktawiana. Problemem syna Cezara był
sposób, w jaki można by uczynić z rywala również wroga
całego państwa rzymskiego. Było to zadanie trudne do
realizacji, ponieważ nad Tybrem znajdowało się wielu zwolen-
ników Antoniusza, wiernych mu bezinteresownie bądź za
pieniądze, hojnie nadsyłane dla stronników w stolicy. Liczeb-
nością oraz pewnością siebie ludzie ci zdawali się górować
nad przyjaciółmi Oktawiana. Tymczasem wygasła formalnie
druga kadencja triumwiratu i w związku z tym pozycja
Oktawiana wydawała się zachwiana. Doszło nawet do tego, że
podczas obrad senatu ten potężny niedawno mąż stanu stawał
się przedmiotem niewybrednych ataków, a konsul Sozjusz
pokusił się nawet o przedstawienie projektu uchwały skiero-
wanej przeciw Oktawianowi. Dziedzic Cezara musiał zatem
przystąpić do kontrataku.
Pierwszym posunięciem była pacyfikacja senatu. Podczas
debaty, której przysłuchiwali się wprowadzeni do budynku
żołnierze, stojący na ich czele Oktawian spróbował ugody
wspominając o bliżej nie określonej w czasie możliwości
51

przywrócenia republikańskiego systemu rządów gwarantują-


cego senatorom pełnię władzy ustawodawczej. Alternatywą
była zgoda na opuszczenie stolicy przez tych polityków,
którzy pomimo owej kuszącej obietnicy nie byli skłonni
odejść ze stronnictwa Antoniusza. Takie postawienie sprawy
było nader sprytnym manewrem, zmusiło bowiem senatorów
do zajęcia zdecydowanego stanowiska, tym bardziej że
towarzyszący Oktawianowi legioniści posłużyli jako wi-
doczna zapowiedź zaostrzenia kursu politycznego przez
młodego Cezara.
Skutek orędzia był natychmiastowy — stolicę opuściło,
udając się do swego przywódcy na wschód, około 300
senatorów oraz obydwaj konsulowie. Owa rotacja była jednak
obustronna, ponieważ po pewnym czasie do Rzymu zaczęli
przybywać ludzie z otoczenia Antoniusza zrażeni zarówno
orientalnymi dziwactwami jego dworu, jak i wzrastającą
stopniowo rolą Kleopatry. W tej grupie uchodźców znajdował
się Munacjusz Plankus, któremu przyszło zmienić bieg historii.
Człowiek ten przywiózł, jako prezent mający wyjednać mu
łaskawość Oktawiana, wiadomość niebagatelnej wagi — jako
świadek spisywania testamentu Marka Antoniusza był on
jedną z nielicznych osób znających tajemnicę ostatniej woli
wielkiego wodza. Dokument ten znajdował się, o czym nikt
nie wiedział, w stolicy, złożony w świątyni Westy, gdzie
przed zbyt wczesnym ujawnieniem chronił go immunitet
sakralny. Oczywiście strzegące świątyni kapłanki nie zgodziły
się na ujawnienie nieuprawnionym osobom treści zapisu.
Oktawian wiedział jednak, że dokument ten był dla niego
ostatnią szansą zdyskredytowania Antoniusza w oczach jego
stronników, dlatego też zdobył się na krok ostateczny i zabrał
dokument siłą. Treść testamentu odczytano w senacie wpra-
wiając wszystkich słuchaczy w konsternację, bowiem dopiero
wówczas ogół polityków poznał istotę ogromnych zapisów
terytorialnych dla dzieci byłego triumwira. Ponadto Antoniusz
w swej ostatniej woli życzył sobie, aby zwłoki jego i Kleopatry
52

spoczęły we wspólnym grobowcu, co było jeszcze jednym


dowodem odcięcia się wodza od ojczyzny i ogólnie przyjętej
tradycji. Jednocześnie były triumwir ponownie uznał Cezariona
za syna Juliusza Cezara, podważając tym samym społeczną
pozycję Oktawiana jako dziedzica nazwiska i myśli politycznie
zgładzonego dyktatora.
W tej sytuacji uznanie Antoniusza za wroga ludu nie
nastręczałoby już żadnych trudności. Jednak taka decyzja
oznaczałaby kolejną, niepopularną w społeczeństwie wojnę
domową, wobec której mógł oponować plebs zmęczony
już wzajemnym przelewaniem krwi. Dla Oktawiana było
jasne, że chcąc skierować oręż na Rzymianina Antoniusza,
trzeba było wypowiedzieć wojnę królowej Egiptu Kleopatrze,
w której obronie stanie z pewnością jej mąż i będące
w jego dyspozycji legiony.
Dlatego też nie bez woli Oktawiana nad Tybrem zaczęły
krążyć pogłoski zbieżne z plotkami sprzed dwunastu lat
w myśl których Kleopatra i jej wybraniec pragnęli przenieść
stolicę imperium do Egiptu, a ją uczynić królową Rzymu.
W takiej atmosferze politycznej nagonki młodemu Cezarowi
udało się już błyskawicznie uzyskać potrzebną mu decyzję
— Rzym wypowiedział wojnę Egiptowi.
Z DZIEJÓW FLOT WOJENNYCH

W 31 r. Morze Śródziemne było w praktyce wewnętrznym


rzymskim akwenem. Co prawda na wschodnich wybrzeżach
tego gigantycznego zbiornika wodnego funkcjonowały jeszcze
samodzielne organizmy państwowe, były jednak one w różnym
stopniu uzależnione od nadtybrzańskiej metropolii, a co
najważniejsze — prawie żaden z nich nie był zdolny do
wystawienia floty, która pod względem liczebnym, technicz-
nym czy organizacyjnym mogłaby się mierzyć z armadami
Rzymu. Postarajmy się prześledzić, jak wyglądały drogi
rozwojowe tej floty, roztaczającej pieczę nad wodnymi szla-
kami komunikacyjnymi antycznej Europy.
Genezy floty rzymskiej należy doszukiwać się pod murami
legendarnej Troi. Bynajmniej nie dlatego, iż forsowana
przez propagandystów Oktawiana już u schyłku jego życia
legenda głosiła, że to właśnie trojański królewicz Eneasz,
uciekłszy ze swego rodzinnego miasta zniszczonego po
dziesięcioletnim oblężeniu, znalazł w słonecznej Italii nową
ojczyznę, stając się założycielem państwa rzymskiego i domu
julijskiego. Przyczyna jest inna — otóż homerycki opis
wojny trojańskiej zawarty w Iliadzie, a także szczegóły
techniczne i nawigacyjne z eposu żeglarskiego — Odysei,
są w istocie dla historyków marynarki jednymi z pierwszych
54

źródeł badawczych obrazujących zasady użycia bojowego flot


greckich, które w ciągu następnych stuleci służyły wzorem
lub nawet pomocą wielu młodym państwom, tak jak Rzym
wstępującym dopiero na arenę polityki międzynarodowej.
Dla starożytnej Europy areną tą było właśnie Morze
Śródziemne, toteż z biegiem czasu ludzie decydujący o stosun-
kach międzypaństwowych zaczęli gorączkowo poszukiwać
wytrawnych żeglarzy i wprawnych cieśli okrętowych, którzy
dzięki swemu kunsztowi potrafiliby stworzyć środki do
przenoszenia rzymskich legionów, macedońskiej falangi czy
też kartagińskiej konnicy i słoni bojowych. Dlatego też
Rzymianie, których państwo według starożytnej tradycji
powstało około połowy VIII w. p.n.e., zaczęli korzystać
z osiągnięć greckiej myśli technicznej w momencie, gdy tylko
racja stanu skierowała ich ku morzu.
Okręty antyczne były jednostkami, których konstrukcję
dostosowano do ówczesnych zasad taktyki morskiej, jak
i zdolności nawigacyjnych. Statki transportowe napędzano
wyłącznie siłą wiatru, jednak okręty wojenne w celu unie-
zależnienia ich od warunków atmosferycznych budowano
jako jednostki żaglowo-wiosłowe. Podczas długich rejsów
pływano pod żaglami — główną siłę napędową dawał czworo-
kątny grot rejowy, natomiast na ukośnym i krótkim drzewcu
przednim rozwieszano pomocnicze płótno (artemon), które
przy bocznych wiatrach zwiększało sterowność okrętu, umoż-
liwiając przesunięcie jego geometrycznego środka ożaglowania
względem środka ciężkości całej jednostki. Artemon wszedł
do użytku dopiero w V w.
Żagle wykonywano z tańszego i łatwiej dostępnego niż
bawełna płótna lnianego. Sztywny materiał dobrze sprawdzał
się na wietrze i w efekcie okręty wojenne osiągały średnią
prędkość 6-7 węzłów, czyli mil morskich (1853 m) przebytych
w ciągu godziny. Oczywiście ta jednostka miary, zastosowana
tu dla bardziej precyzyjnego zilustrowania zagadnienia, w sta -
rożytności nie była znana, a prędkość określano liczbą dni
55

żeglugi potrzebnych na przebycie trasy pomiędzy poszczegól-


nymi portami.
Drzewca masztów nie były umocowane na stałe. Na czas
bitwy zwyczajowo wyjmowano je z gniazd mocujących
w kadłubie i, o ile pozwalała na to sytuacja, pozostawiano je
wraz z takielunkiem na brzegu. Postępowanie takie wynikało
ze względów taktycznych, bowiem w ten sposób ujmowano
okrętowi, a tym samym i wioślarzom, dodatkowego obciążenia,
pozbywano się zwojów żagli mogących w czasie bitwy paść
pastwą płomieni, czyniono też miejsce na pokładzie dla
nieskrępowanej walki. Jednocześnie okręty napędzane tylko
wiosłami mogły w czasie bitwy swobodnie manewrować
niezależnie od siły i kierunku wiatru.
Napędu wiosłowego używano podczas zmagań wojennych,
ale także w czasie rejsów, gdy wiatr utrudniał zastosowanie
żagli. Niestety, zdarzało się to często, ponieważ ożaglowanie
rejowe, zwłaszcza w ówczesnym, rozwojowym dopiero sta
dium, było mało efektywne, umożliwiając pływanie jedynie
przy wiatrach tylnych, wiejących od rufy (fordewind) i pełnych
bocznych (bagsztag, półwiatr).
Jak dalece w zawiązku z tym zdolność bojowa floty
zależała od napędu manualnego, świadczy fakt, że do
klasyfikacji typów okrętów nie używano wymiarów konstruk-
cyjnych jednostki czy też ilości lub rodzaju uzbrojenia
okrętowego, lecz liczby wioślarzy. Ponieważ wielkość ta
sama w sobie nie obrazuje należycie siły włożonej w napę-
dzanie okrętu, dlatego też starożytni wprowadzili tak zwane
określenie rzędowości jednostek pływających. Ter-
minem tym określano liczbę wioślarzy wprawiających w ruch
jedno lub kilka drzewc umieszczonych na jednej burcie
w przekroju poprzecznym jednostki. I tak, dla przykładu, na
najpopularniejszym rzymskim okręcie z okresu bitwy pod
Akcjum, jakim był pięciorzędowiec (quinquerema), sekcja
wiosłowa jednej burty składała się w pięciu wioślarzy
poruszających dwa wiosła w grupach po dwóch i trzech
56

ludzi. Natomiast sekcję klasycznego trójrzędowca tworzyło


trzech wioślarzy, z których każdy posługiwał się oddzielnym
wiosłem.
Oczywiście pogoń za doskonałością sprawiała, że kon-
struktorzy, zwłaszcza w państwach hellenistycznych, dążyli
za wszelką cenę do zwiększenia prędkości okrętów. W rezul-
tacie ograniczano się do rozwiązań najłatwiejszych wprowa-
dzając na pokłady ogromne liczby wioślarzy. Monstrualnym
tego przykładem był czterdziestorzędowiec zbudowany w III
w. przez egipskiego monarchę Ptolemeusza IV Filopatora.
Rzecz jasna przy takich rozwiązaniach osiągano efekty
odwrotne od zamierzonych — chcąc pomieścić tłumy wioś-
larzy, których na egipskim pływającym mastodoncie było
4 tys., budowano wielkie i ciężkie kadłuby Były więc te
monstra nie tylko powolniejsze od standardowych jednostek,
lecz w dodatku cechowały się dużym zanurzeniem i ograni-
czoną manewrowością, co w praktyce czyniło z nich jedno-
stki nadające się do rejsów reprezentacyjnych i to tylko przy
dobrej pogodzie.
Niezależnie od liczby wioślarzy ich wysiłek — w ciasnym
zamkniętym kadłubie, wśród zaduchu spoconych ciał i przy
konieczności utrzymania jednolitego rytmu pracy ciężkimi
drzewcami — był ogromny. Dlatego też uwzględniając
zmęczenie fizyczne, wzrastające proporcjonalnie do przebytej
drogi i prędkości rejsu, stosowano trzy tempa pływania
Podstawowe tempo, marszowe, wynosiło 3 węzły, przy-
spieszone — 4-5, natomiast maksymalne — aż do 9 węzłów!
W ostatnim przypadku było to doraźne przyspieszenie bojowe
wymagające nadludzkiego wysiłku obsługi, dlatego z pręd -
kością taką można było płynąć nieprzerwanie najwyżej około
20 minut. Średnie tempo mogło być stosowane około trzech
godzin. W przypadku prędkości marszowej pracowała tylko
1
J. van D u y n S o u t h w o r I h. War at Sea, vol. 1, The Ancient Fleets I
The story of naval warfare untler oars, 2600 B.C.-1597 A.D., New York 1968, s.
173.
57

część wioślarzy, podczas gdy inni odpoczywali przed swoją


zmianą 2 .
Stanowiska robocze wioślarzy zajmowały całą przestrzeń
wewnętrzną kadłuba, dlatego dla pozostałych użytkowników
jednostki nie pozostawało wiele miejsca. Na rufie mieścił się
mały pokład nawigacyjny, na którym, poza dowódcą okrętu
oraz oficerami nadzorującymi pracę wioseł i nielicznej grupy
marynarzy pokładowych obsługujących żagle, prym wodziła
najważniejsza właściwie osoba — sternik. Był on odpowie-
dzialny nie tylko za doraźne manewry w czasie walki, lecz
także za nawigację, która stanowiła sztukę dostępną tylko dla
nielicznych. Okręt swój wprowadzał w cyrkulację za pomocą
dwóch zsynchronizowanych wioseł sterowych umieszczonych
po obu stronach kadłuba. Czasem w pracy tej wspomagał go
wspomniany żagiel przedni — artemon. W efekcie jednostki
przeciętnej wielkości, jak trzy- czy czterorzędowce mogły
wykonać skręt o średnicy około 76 m, co przy bojowej
prędkości 9 węzłów umożliwiało wykonanie cyrkulacji o 360°
w ciągu zaledwie minuty.
Rufa będąca domeną sternika połączona była z pokładem
dziobowym dzięki pomostowi biegnącemu wzdłuż okrętu nad
głowami wioślarzy. Powierzchnia użytkowa na dziobie była
trochę większa, ponieważ tutaj w czasie walki znajdował się
oddział wojskowy. Podczas ataku czołowego żołnierze mogli
kryć się przed pociskami za wyprofilowaną i wznoszącą się
wysoko ponad pokład osłoną. Spełniała ona także funkcję
falochronu oraz stanowiła element ozdobno-rozpoznawczy,
gdyż na niej mieścił się zwyczajowo galeon będący od-
powiednikiem cech osobowych patrona, którego nazwę nosił
okręt. Dolna część osłony przechodziła w taran umieszczony
w zasadniczym zarysie pod wodą i wystający swoim ostrzem
daleko przed dziób okrętu. Pierwotnie taran był konstrukcją
wyłącznie drewnianą, opierającą się na przedłużeniu stępki,
jednak gdy w obawie przed tym rodzajem broni zaczęto
2
R. Nelson, P. N o r r i s, Warfleets of Ainiąuity, Sussex 1973, s. 6.
58

umacniać kadłuby grubymi belkami lub płytami metalu


umieszczonymi na wysokości linii wodnej, ostroga również
przeszła ewolucję — wzmocniono ją spiżem.
Okręty antyczne budowane były odmienną od wspó-
łczesnych nam metodą. Obecnie prace stoczniowe rozpoczyna
się od położenia stępki, na której wznosi się ożebrowanie
pokrywane następnie płaszczyzną burt. W śródziemnomorskich
warsztatach szkutniczych rozpoczynano natomiast budowę od
zmontowania sztywnego kadłuba z równo łączonych
krawędziami desek sosnowych. Do montażu nie używano
żadnych metalowych elementów łączących — belki i deski
zwierano na wcisk za pomocą dokładnie wyciosanych
drewnianych czopów i wpustów. Wtedy dopiero w gotowy już
kadłub wstawiano rozpierające go wręgi. Po spuszczeniu okrętu
na wodę drewno pęczniało wzmacniając tym samym połączenia.
Konstrukcje takie nie były jednak nazbyt wytrzymałe, toteż
zdarzało się czasem, iż w czasie kolizji, zwłaszcza w czasie
bitwy, poruszone uderzeniem deski ścinały czopy i rozluźniony
kadłub rozsypywał się na części ku przerażeniu załogi 3.
Prowadzone w ten sposób prace stoczniowe trwały bardzo
krótko i czasem w ciągu kilku zimowych miesięcy pokonana
uprzednio flota odradzała się, by wraz z wiosną wszcząć
ponownie działania bojowe. Najkrótszym odnotowanym cza-
sem budowy był rekordowy okres 45 dni, jakie minęły od
wydania decyzji o ścinaniu drzew na budulec do wodowania
wyposażonych i uzbrojonych okrętów 4.
W przeciwieństwie do statków transportowych nie trosz-
czono się o ciągłą konserwację kadłubów okrętów wojennych,
które jako jednostki lżejsze wyciągano po prostu na brzeg po
zakończeniu letniego sezonu żeglugowego. Tam też dokony-
wano bieżących napraw, ograniczając się jednak głównie do
wymiany zniszczonych przez wilgoć elementów kadłuba
Mimo to żywotność okrętów była duża — przeciętnie wy-
3
L i v i u s, Ab Urbe condita libri, XXX, 39 (dalej: L i v., Ab Urbe eon.).
4
Tamże, XXVIII, 45.
59

trzymywały one w służbie 20-25 lat, aczkolwiek zdarzały się


wyjątki, do których należał szesnastorzędowy okręt flagowy
floty macedońskiej. W momencie, gdy po zakończeniu wojny
przyholowano go jako zdobycz do Rzymu, liczył już przeszło
sto lat, zachowując w pełni walory nawigacyjne.
W początkowym okresie swego istnienia nadtybrzańska
metropolia utrzymując organizacyjną strukturę państwa -miasta
(polis) walczyła głównie ze swoimi lądowymi sąsiadami
o przejęcie hegemonii na Półwyspie Apenińskim. Nawet
wtedy, gdy strefa wpływów republiki osiągnęła brzeg Morza
Tyrreńskiego, sprawy obrony granic morskich traktowane
były marginalnie, ponieważ jedynym przeciwnikiem, nie
mogącym zresztą podważyć rzymskiej potęgi, byli piraci
pustoszący sporadycznie nadbrzeżne miasta. Do obrony przed
nimi formowano małe eskadry, które w zasadzie były flotami
greckich kolonii rozsianych licznie w południowej Italii.
Grecy ci dysponowali okrętami, mieli doświadczone załogi
i dowódców, dla których tajniki nawigacji nie były obce,
a jako naród morski ugruntowali już swoje tradycje żeglarskie.
Załogi tych okrętów stanowili ludzie wolni, którzy podej -
mowali służbę dla niemałego zarobku wynoszącego 183
drachmy rocznie 5. Werbunek wioślarzy mających szansę
solidnego wynagrodzenia dawał z jednej strony możliwość
stabilizacji życiowej dla elementów plebejskich, nie mogących
z racji na niski status społeczny liczyć na karierę w armii,
z drugiej zaś gwarantował ich chętną i efektywną pracę.
Sytuacja ta uległa zmianie wraz z postępującą zaborczością
Rzymu. Gdy państwo to zaczęło opanowywać coraz roz-
leglejsze tereny półwyspu, pojawiła się przed nim konie-
czność posiadania stałej, regularnej floty wojennej. Częściowo
zaczęto budować z funduszy państwowych własne okręty,
których główną bazę stanowiły stołeczny port rzeczny
oraz leżąca u ujścia Tybru kolonia Ostia. Były to jednak
siły za małe, toteż wprowadzono obowiązek dostarczania
5
Nelson, Norris, op. cit., s. 10.
60

— w razie zagrożenia wojennego — okrętów wraz z załogami


przez sojusznicze państwa italskie, tworząc tym samym
system nabrzeżnych nierzymskich miast-sprzymierzeńców
morskich (socii navales). Oczywiście ludziom, których
obciążono rygorem służby w marynarce, wypłacano żołd.
Partycypowali oni też w podziale ogólnych zysków wojen-
nych, jednak wszystkie przyznawane im kwoty były mniejsze
od wypłat dla pełniących analogiczną służbę obywateli
republiki.
W 264 r. wybuchła I wojna punicka, w której wrogiem
Rzymu po raz pierwszy było państwo zamorskie — afrykańska
Kartagina. Chcąc osiągnąć równowagę z dysponującym ogrom-
ną flotą nieprzyjacielem Rzymianie, tak jak i w następnych
dwóch wojnach punickich (lata 218-201 i 149-146), musieli
powołać do wioseł olbrzymią liczbę ludzi. Czasem, gdy nie
wystarczało ku temu środków finansowych w skarbcu, roz-
pisywano pożyczkę narodową — zamożniejsi obywatele mając
gwarancję państwa przekazywali flocie najętych przez siebie
wioślarzy zapewniając im żołd i wyżywienie na okres miesiąca,
inną ewentualnością było kierowanie do wioseł młodych
i silnych niewolników lub jeńców wojennych. Natomiast
w wyjątkowo trudnych sytuacjach nadawano wolność wyselek-
cjonowanym pod względem zdrowotnym niewolnikom, któ-
rych, po wypłaceniu odszkodowań ich dotychczasowym właś-
cicielom, kierowano do pracy przy wiosłach 6.
Jednak niezależnie od sukcesów swojej floty Rzymianie
zawsze chętnie powierzali prowadzenie wojen morskich
w swoim interesie narodom o ugruntowanych tradycjach
żeglarskich, ich niezmiennymi na morzu sojusznikami byli
mieszkańcy wyspy Rodos. Z racji samych już warunków
bytowania dobrzy żeglarze — potrafili Rodyjczycy zyskownie
sprzedać swoje usługi czarterując trójrzędowce za cenę 10 tys.
drachm miesięcznie, przy czym w kwocie tej mieściły się
6
L i v., Ab Urbe eon., XXVI, 35-36; XXXVI. 2; XLII, 31; XLIII, 12;
D i o, Hist. Rom., XVI, 57. 42.
61

minimalne koszty utrzymania załóg w wysokości 6 tys. i 1,5


tys. za utrzymanie okrętów 7. Transakcja taka dawała zatem
Rodyjczykom 25% zysku, gwarantując jednak doświadczenie
nawigacyjne i waleczność załogi. Wśród flot pomocniczych
Rzymu biorących udział w licznych awanturach wojennych
były także armady tyrana syrakuzańskiego Hierona, króla
Pergamonu Eumenesa czy też monarchów egipskich.
Rzymianie zobowiązywali do współpracy także zwycię-
żonych przeciwników. Po II wojnie punickiej okręty po-
konanej Kartaginy współdziałały z flotą republiki w jej
walce przeciw królowi macedońskiemu Filipowi V. Ten
natomiast, przegrawszy wojnę, wspomagał swoimi jedno-
stkami rzymskie eskadry w zmaganiach z monarchą syryjskim
Antiochem. Z biegiem czasu Wieczne Miasto mogło sobie
pozwolić na to, iż do boju wystawiano jedynie część
potrzebnej floty. Do wymaganego stanu liczebnego uzu-
pełniały ją jednostki sprzymierzone dołączające w czasie
rejsu w kierunku nieprzyjaciela 8.
Może się to wydawać dziwne, że ludzie przejmujący powoli
kontrolę nad całym basenem śródziemnomorskim stronili od
wody wyręczając się flotami najemnymi. Postępowanie takie
wynikało jednak z wielkiej niechęci Rzymian do morza,
uwarunkowanej głównie wierzeniami religijnymi oraz strachem
przed niezrozumiałymi zjawiskami, takimi jak burze, błys-
kawice czy też gradobicia. Religijność rzymska ze współczes-
nego nam, racjonalnego punktu widzenia, graniczyła z zabo-
bonem, przy czym była to cecha szczególnie charakterystyczna
dla okresu wczesnej republiki, gdy surowość obyczajów,
a w tym i praktyk wyznaniowych, szła w parze z zupełną
niewiedzą w sferze zjawisk psycho- i geofizycznych.
Dlatego też we flocie rzymskiej podobnie jak w armii
utrwalił się zwyczaj zasięgania przez dowódców rady u wróż-
bitów zwanych haruspikami, którzy z lotu ptaków lub
7
Nelson, Norris, op. cit., s. 10.
8
L i v., Ab Urbe eon., XXVI, 39; XLII, 48.
62

wnętrzności zwierząt ofiarnych wróżyli pomyślność wyprawy


wojennej. Siłą motoryczną owej zabobonności walecznego
przecież narodu był strach przed niewiadomym. W świadomo-
ści Rzymian, czy szerzej — starożytnych, mogło być tym
niewiadomym wszystko: dziwy fauny i flory czające się
w głębinach, nie znany bliżej brzeg kryjący się za horyzontem
czy też naelektryzowane powietrze. Jak dalece owa bojaźń
znajdująca ujście w misteriach religijnych była silna wśród
ludzi morza, świadczy fakt, że wybitny i doświadczony
w wielu bojach dowódca, Sekstus Pompejusz, który walcząc
w latach 45-35 z obrońcami cezariańskich koncepcji politycz-
nych, stał się panem wód oblewających Sycylię, a jego flota
uważana była za niepokonaną, przygotowując się do następnej
kampanii zatopił w morzu ofiarę — obficie obładowanego
złotem konia, prosząc, aby Neptun przyjmując ten dar
pozwolił mu utrzymać panowanie na morzu 9.
Uczynek ten był znamienny, ponieważ w drugiej połowie
I w. wiedza nawigacyjna, technologia budownictwa ok-
rętowego czy też morska sztuka operacyjna osiągnęły taki
poziom, iż walka lub podróżowanie na morzu stały się już
czymś całkowicie normalnym, a dla współczesnych Pompe-
juszowi coraz bardziej widoczny był fakt współzależno-
ści pomiędzy sukcesem na wodzie a możliwościami nie
bogów, lecz wykwalifikowanych wioślarzy, sterników czy
dowódców.
Uwarunkowania owego religijnego strachu przed morzem
rzutowały także na zjawiska i poczynania mające wydźwięk
optymistyczny. Oto w czasie II wojny macedońskiej prokon-
sul Publiusz Sulpicjusz Galba doniósł z Grecji senatowi, że na
rufie jednego z okrętów będącej w jego dyspozycji floty
wyrósł wawrzyn 10. Jak można przypuszczać, stało się to za
przyczyną wiatru, który przeniósł nasiona rośliny, te zaś
dostawszy się w wilgotne spoiny pomiędzy belkami kadłuba
9
Florus, Epitome do Tito Livio, IV, 8 (dalej: Florus, Epit.).
10
Tamże, II, 7.
63

— zaowocowały. Liście wawrzynu traktowane były jako


symbol sławy i zwycięstwa, stąd też wiadomość o owym
krzaku mogła być dla senatu przede wszystkim zwiastunem
szczęśliwego zakończenia kampanii — tymczasem wezwani
haruspikowie nakazali ludowi całodniowe modlitwy oraz
ofiary dla wszystkich bogów, dopatrując się w tym wydarze-
niu ich ingerencji.
Tak więc jakiekolwiek niewytłumaczalne zjawiska związane
z morzem niezależnie od ich wymowy budziły strach i wzma-
gały praktyki religijne. Złe samopoczucie Rzymian na morzu
wynikało jednak również z ich braku wyobraźni przestrzennej,
uniemożliwiającego określenie skutków wynikających z od-
miennych zasad rządzących morzem i ziemią. Znamiennym
przykładem takiego stanu rzeczy była nieostrożność, jakiej
dopuścił się w czasie trwającej w 59 r. kampanii galijskiej
doświadczony skądinąd dowódca — Juliusz Cezar. Zaatakował
on atlantycką flotę plemienia Wenetów obsadziwszy swoimi
legionistami ściągnięte z Morza Śródziemnego i całkowicie
nieprzystosowane do oceanicznej żeglugi standardowe okręty
rzymskie. Z operacyjnego punktu widzenia było to czyste
szaleństwo i tak zapewne ocenili sytuację Weneci, ponieważ
nie zachowując należytej czujności, a nawet lekceważąc wroga
z powodu małych rozmiarów rzymskich okrętów, dali się
mimo wszystko pokonać.
Przypuszczać należy, iż ów prawie samobójczy dla jego
armady krok Cezara był rezultatem braku doświadczenia
w walce morskiej, a zwłaszcza zmaganiach na szczególnie
trudnym akwenie oceanicznym — wódz po prostu trans-
ponował znane sobie ogólne prawidła na konkretną, specyfi-
czną sytuację, wcale nie podlegającą zastosowanym zasadom.
Przykład Cezara jest znamienny, bowiem wielu wodzów
rzymskich otrzymując na mocy uchwały senatu przydział
terenu działań wojennych na morzu i nie mając ku temu
żadnego przygotowania podejmowało operacje równie nie-
przemyślane, jak owa bitwa atlantycka, kończąc je jednak ze
64

skutkiem o wiele gorszym 11. Działania takie trafnie scharak-


teryzowałjuż historyk rzymski, stwierdzając, iż Rzymianie „...im
bardziej niedoświadczeni byli w sprawach prowadzenia wojny na
morzu, z tym większą zapalczywością i odwagą przystępowali
do walki. W dziedzinie znanej z doświadczenia wszyscy ludzie
z reguły przeprowadzają dokładne obliczenia i wykazują pewną
powściągliwość, chociaż sąd wytycza im jedną określoną drogę.
Tymczasem w przypadku rzeczy nie wypróbowanych są niero-
zumnie śmiali i z nierozwagi rwą się do walki" 12.
Zdając sobie sprawę z tych błędów organizatorzy i dowódcy
rzymskiej armii woleli w sprawach morza polegać na bardziej
od swojego doświadczonych narodach. Konieczność tę należy
uznać za oczywistą, ponieważ o ile błędy dowództwa czasem
dawały się naprawić, o tyle strach wojska przed akcjami
morskimi był trudny do przezwyciężenia, nawet jeszcze
w czasach bitwy pod Akcjum. W zasadzie wszelkie od-
biegające od normy stany aury traktowano jako przejaw
ingerencji zagniewanych bogów, przy czym z o wiele większą
trwogą traktowano zjawiska zachodzące na morzu niż na
lądzie. Nawet tak naturalnemu dla Rzymian przypadkowi, jak
śmierć z bronią w ręku, woleli się oni poddać czując grunt pod
nogami. Dlatego też nie dziwiły nikogo fakty podobne temu
gdy szykujący się do beznadziejnej walki z przeważającymi
siłami wroga weterani legionowi zmusili sternika, by dobił
okrętem do brzegu, gdzie chcieli zginąć bez uszczerbku dla
swojej wojskowej chwały 13.
Jak dalece istnienie tajemnych mocy kryjących się w słonych
wodach utożsamiano ze śmiertelnym niebezpieczeństwem grożą-
11
Tamże, II, 2. Florus zwrócił uwagę na brak umiejętności manewrowych
we flocie rzymskiej, która mimo to podjęła w 260 r. bitwę z Kartagińczykami
o Wyspy Liparyjskie; por. też m.in. D i o, His. Rom., IX, 39. 4 — klęska
morska Lucjusza Waleriusza w Tarencie i XI. 43. 7 — straty Gajusa
Klaudiusza koło Messany.
12
Di o, His. Rom., XI, 43. 17.
13
Caesar, Commentarii rerum gestanim belli dviii, III. 12 (dalej Caesar. De
beli o civ.).
Rysunek powszechnej w użyciu lekkiej kotwicy obciążonej
kamieniem.

...i jej ciężki model z ołowianym trzonem oraz ramionami


łączonymi metalem
Ożaglowanie
rejowe
typu
greckiego dla
okrętów
wojennych...

...rozprzowe
dla dużych
statków
transportowych...

...i latyńskie
dla małych
jednostek
przybrzeżnych
Egipski okręt Ramzesa III taranuje jednostkę kreteńską— 1190
r. p.n.e. Na szczycie masztu stanowisko łucznika (obraz
współczesny)

Okręt grecki z IX w. p.n.e. (malowidło ceramiczne z Eleusis)


Fenicki okręt wojenny z VII w. p.n.e. (obraz współczesny)

Okręty greckie z VI w. p.n.e. (malowidło ceramiczne)


Jednoczesne użycie żagli i wioseł było rzadkością, należy
się tu dopatrywać niedokładności greckiego artysty
Okręty greckie, prawdopodobnie 50-wiosłowe

Okręt w akcji — taran przyozdobiony malowidłem imituje łeb


drapieżnika
Bitwa pod Salaminą, 20 IX 480 r. p.n.e. Grecki
trójrzędowiec taranuje jednostkę perską (obraz współczesny)
Okręt Pyteasza w drodze ku morzom Północy (obraz
współczesny)
65

cym wśród nawałnic, sztormowych fal i „bezdennej" głębiny


świadczy traktowanie morza jako swoistego cmentarza ludzi
niechcianych. Gdy w 207 r. w latyńskiej miejscowości Fruzyno-
na narodziło się zdeformowane dziecko, decyzją wróżbitów
zamknięto je w drewnianej skrzyni i wypłynięto daleko od lądu,
aby ładunek ten „...poza terenem rzymskim, z dala od zetknięcia
z ziemią, zatopić w głębi morza". Podobnie postąpiono w 200 r.
topiąc w morzu dwoje obojnaków — niemowlę i szesnastolat-
ka14. Co ciekawsze praktyki takie, również w stosunku do
skazańców i przeciwników politycznych, stosowano powszech-
nie także w okresie cesarstwa 15. Oczywiście wówczas wyrzuca-
nie do morza poćwiartowanych lub zmasakrowanych ciał ofiar
albo też masowe topienie nieszczęśników skutych łańcuchami
miało znamiona rozmyślnego działania, jednak u podstaw takich
egzekucji znajdowały się pozostałości owego pierwotnego
strachu przed śmiercią czyhającą z dala od brzegu.
Niechęć do służby we flocie, a dotyczyło to zwłaszcza nie
wioślarzy i marynarzy pokładowych, którzy nie mieli wyboru,
lecz żołnierzy piechoty morskiej dysponujących alternatywą
w postaci przydziału do legionów, mogła być przezwyciężona
lub chociaż zrekompensowana wzrostem statusu społecznego,
wynagrodzeniem proporcjonalnym do trudów służby okrętowej
oraz możliwością awansu nie gorszą niż w armii. Realizacja
tych postulatów była bardzo utrudniona — obsługa floty
wywodziła się, tak u Rzymian jak i u sprzymierzeńców,
z najniższych warstw społecznych, co deprecjonowało przebieg
kariery. Ponadto charakter wojen morskich ograniczał zdecy-
dowanie bodźce motywacyjne, jakimi były możliwość zarobku
i awansu. Czynniki te wzrastały w miarę przypływu zagrożenia
wojennego, oba jednak szczególnie mocno dotyczyły armii
— większość konfliktów, w tym głównie wojny z plemionami
italskimi o supremację na Półwyspie Apenińskim, wojny
14
Li v.. Ab Urbe eon., XXVII, 37; XXXI, 12.
15
J. J u n d z i ł ł , „Okrutne morze" w ujęciu Rzymian okresu cesarstwa,
„Meander" 1983, nr 7-8, s. 246-247.
66

w Hiszpanii czy też galijskie zmagania Juliusza Cezara były


kampaniami lądowymi. Toczone w ich trakcie bitwy miały
spektakularny przebieg, one też głównie przyczyniały zysków
oraz chwały tak wojsku, jak i wodzom. Wystarczy tu wspo-
mnieć, iż, czego nie robiono we flocie dla uniknięcia nadmier -
nego obciążenia okrętów, oddziały wojsk lądowych woziły
w taborach bagaż osobisty żołnierzy, kasy wojsko we oraz inne
dobra będące często celem niezależnych od głównej bitwy
zażartych ataków łupieżczych.
Możliwości takich nie mieli dowódcy floty, może poza
specyficznym okresem II wojny punickiej, gdy eskadry
stacjonujące na Sycylii podejmowały sporadyczne wyprawy
mające na celu grabież wybrzeży afrykańskich. Nie dotyczyło
to jednak innych garnizonów marynarki, a te pirackie rajdy,
o ile mogły czasem przynieść zysk załogom, o tyle rzadko
kiedy były powodem do chluby.
Bitwy morskie były zmaganiami anonimowych mas ludzkich
zamkniętych w drewnianych skrzyniach kadłubów — nie było
tu miejsca na przejawy bohaterstwa, owe indywidualne poje-
dynki toczone tradycyjnie na oczach stojących naprzeciw
siebie armii, czy też pełne erudycji mowy dowódców, którzy,
jak chce annalistyka starożytna, wśród szczęku oręża wy-
głaszali płomienne przemówienia zagrzewające żołnierzy do
wysiłku. Rzeczywistość na morzu była bardziej prozaiczna
— setki wioślarzy ginących w gniecionych taranami lub
palonych okrętach nie widziały nawet przeciwnika! Ginęli
dzierżąc w dłoniach drzewce wioseł zamiast mieczy, jak
przystało Rzymianom.
Zespół tych czynników sprawiał, że flota była traktowana
z rezerwą przez żołnierzy wojsk lądowych oraz ich dowódców,
a stosunek ten promieniował także na ogół społeczeństwa i to
nie tylko rzymskiego. W szczególny sposób ilustrowała to
zjawisko wypowiedź Cycerona, który analizując w 66 r.
sprawę powierzenia Gnejuszowi Pompejuszowi naczelnego
dowództwa w toczącym się wówczas konflikcie z królem
67

Pontu Mitrydatesem zauważył, iż pojawienie się tego wodza


rzymskiego w rejonie operacyjnym mogłoby podnieść na
duchu sprzymierzeńców, pomimo że miał on przybyć jedynie
jako prowadzący wojnę na morzu 16.
Do pierwszego jawnego antagonizmu floty i armii doszło
w trakcie wiecu żołnierskiego po zdobyciu Nowej Kartageny
w 209 r., przy czym istotą sporu reprezentantów tych dwóch
formacji była ostra konkurencja o uzyskanie tzw. wieńca
murowego (corona muralis) należnego żołnierzowi, który
jako pierwszy wdarł się na obwarowania oblężonego miasta.
Dowodzący wyprawą Publiusz Korneliusz Scypion, późniejszy
pogromca Kartaginy, rozwiązał problem kompromisowo, co
dowodziło przede wszystkim obawy przed zrażeniem sobie
którejś formacji, zwłaszcza w czasie trwającej jeszcze kampanii
wojennej.
Czasem jednak, gdy stanowisko dowódców było mniej
sprawiedliwe, rozgoryczenie wojsk okrętowych lub wioślarzy
przybierało formy bardziej skrajne, znajdując ujście w buntach
lub zbiorowych dezercjach. I tak oto w 198 r. grupa żołnierzy
rzymskiej piechoty morskiej przeszła nawet na stronę króla
macedońskiego Filipa V „...w nadziei zaszczytniejszej służby
wojskowej" 17. Ponieważ flota macedońska była nieliczna,
należy przypuszczać, że w tym przypadku dezerterom chodziło
po prostu o zmianę rodzaju służby, czyli przejście do armii
lądowej. Owa niestabilność wojsk okrętowych wynikała po
części z faktu, iż w ich skład wchodzili ludzie spoza regular-
nego naboru — wysłużeni weterani i ochotnicy nie wyznaczeni
do służby wojskowej w danym roku. Jako tzw. dodatkowo
zaprzysiężeni (coniurati) mieli duże aspiracje, lecz jednocześ-
nie brak im było rygoru legionowego.
W takiej sytuacji konsolidacja rzymskich sił zbrojnych
wynikająca z podniesienia rangi służby we flocie mogła być
osiągnięta dwiema drogami. Pierwszą z nich był wzrost
16
Cicero, De imp. Cn. Pomp., 5.
17
L i v., Ab Urbe eon., XXXII, 3.
68

świadczeń finansowych względem marynarzy i piechoty


morskiej, drugą — oddziaływanie psychologiczne, a tu w grę
wchodziły autorytet i przykład osobisty dowódcy oraz
charakterystyczne dla każdego Rzymianina oddanie dla
sprawy i dobra honoru Rzeczypospolitej. Było to zjawisko
szczególne. Otóż armia rzymska u swych prapoczątków była
republikańską milicją obywatelską powoływaną doraźnie
w chwilach zagrożenia państwa. Niezależnie od kolejnych
reform wojskowych nie była to przez długi czas armia
zawodowa w dosłownym tego słowa znaczeniu, toteż system
motywacyjny w tym wojsku opierał się na zestawach kar
i nagród, które nobilitowały odwagę, doświadczenie wojenne,
miłość ojczyzny czy też wierność przysiędze. Przestrzeganie
tych cech w życiu osobistym i służbie warunkowało karierę
oraz wzmacniało autorytet wojskowego wśród współtowarzy-
szy broni. Stąd brały się przypadki ślepego posłuszeństwa
wobec uwielbianych i darzonych zaufaniem wodzów rzym-
skich, którzy znani byli zarówno z wielkiego kunsztu
wojennego, jak i z dbałości o podkomendnych.
Na skutki takiego drenażu świadomości nie trzeba było
długo czekać. Właśnie ów „kult jednostki" ułatwiał wodzom
podporządkowywanie sobie niesfornych wojsk, tak na lądzie,
jak i na morzu. Gdy sternik lekkiej jednostki zwiadowczej bał
się wypłynąć swoim kruchym okręcikiem w środku nocy na
wzburzone morze, znajdujący się na pokładzie Juliusz Cezar
przełamał jego irracjonalny, spowodowany ciemnościami
strach, równie bezzasadnym, lecz, jak się okazało, skutecznym
argumentem: „Czego się boisz? Wieziesz Cezara!" 18.
Nie trzeba było zresztą aż tej rangi wodza, aby opanowaniem
lub odwagą dać przykład innym. Oto w czasie lądowania
w Brytanii w 54 r., gdy wojsko zatrwożone walką toczącą
się w wodzie podczas wysadzania desantu straciło animusz
i nie garnęło się do opuszczania statków transportowych,
chorąży (aquilifer) skoczył za burtę krzycząc do towarzyszy
18
Florus, Epit, IV, 2.
69

broni: „...przynajmniej ja wypełnię swój obowiązek wobec


Rzeczypospolitej i naczelnego wodza" 19. Jak widać autorytet
dowódcy, którym znowu był tutaj uwielbiany przez wojsko
Juliusz Cezar, pobudzał żołnierzy do czynów niemal sa-
mobójczych, ci zaś dzięki swej odwadze sami stawali
się dla pozostałych legionistów przykładem godnym na-
śladowania.
Ostatecznie, nie wyzbywszy się strachu przed morzem,
piechota morska, marynarze i wioślarze stali się powolnym
dowództwu organizmem, sprawnie działającą częścią składową
rzymskiej machiny wojennej. Natomiast wodzowie uporawszy
się z tym problemem mogli doskonalić swój kunszt taktyczny
oraz będący do ich dyspozycji sprzęt bojowy.
Zastosowanie flot wojennych u zarania okresu historycz-
nego było zgoła symboliczne. W czasach wojny trojańskiej
okręty służyły głównie do transportu wojsk prowadzących
na wrogim terytorium bitwy lądowe. Pierwszą prawdziwą
bitwę morską historycy lokalizują w początkach dwunastego
stulecia przed naszą erą. Jednak ówczesne pojedynki mor-
skie miały jeszcze, jak wskazuje zachowana ikonografia,
dosyć nieskomplikowany charakter, ograniczając się do
wymiany ciosów pomiędzy małymi, liczącymi kilkunastu
żołnierzy załogami. Dopiero w okresie klasycznym (VI-V
w.) spotykamy się z wielkimi bitwami morskimi, w których
uczestniczyły liczące nawet sto jednostek eskadry. Wraz
z upływem czasu zaczęto również stosować nowe sposoby
walki, prowadzące nie tylko do unieszkodliwienia wrogich
załóg, lecz również do uszkodzenia lub zatopienia wal-
czących okrętów.
Rozwój floty rzymskiej był bardzo spóźniony. W okresie,
gdy młoda republika walczyła o uzyskanie hegemonii na
półwyspie, bitwy morskie należały do rzadkości, natomiast
jeżeli już je toczono, to miały one skromny charakter. W czasie
19
Caesar, Commentarii rerum gestarum belli Gallici, IV, 25 (dalej:
Caesar, De bello Gall.).
70

konfliktu z miastem Ancjum Rzymianie rzucili do boju flotę


liczącą zaledwie sześć okrętów, natomiast gdy w 348 r. senat
zarządził wojnę z kolonistami greckimi zamieszkującymi
południową Italię, to ograniczono się jedynie do demon-
stracyjnego obsadzenia wybrzeża, na którym mogli lądować
Grecy, albowiem „ani oni nie umieli wojować na lądzie, ani
Rzymianie na wodzie" 20.
Zapóźnienia te wynikały jednak ze złej organizacji marynar-
ki oraz braku wprawy i stosownych wzorców. Już w czasie
I wojny punickiej dowódcy flot republikańskich zaczęli
wypracowywać własne założenia taktyczne, będące po części
adaptacją greckiej myśli wojskowej, częściowo natomiast
rezultatem własnych przemyśleń, a także wynalazków tech-
nicznych.
Dążąc wzorem armad hellenistycznych do liczebnego
wzmocnienia floty Rzymianie dostrzegali korzyści płynące z jej
dużej ruchliwości. W myśl ówczesnej koncepcji bitwa morska
miała być nie przypadkowym splotem potyczek pomiędzy
okrętami nie mającymi wspólnie wytyczonego celu, lecz
planową akcją, przeprowadzoną według woli walczących,
z zastosowaniem sztuki wojennej, czyli mistrzowskiego ma-
newrowania jednostką. Natomiast najważniejszym czynnikiem
oceny sił floty powinna być jej liczebnść 21 oraz ruchliwość.
Statyczne pojedynki załóg wojskowych walczących na po-
kładach stojących obok siebie okrętów należało w myśl
założeń doświadczonych dowódców zmienić w zmagania
ruchowe. Zwinna, lekka i obrotna flota, kierowana wiosłami
przez sterników z taką wprawą, z jaką woźnica kwadrygi
prowadzi swoje konie, powinna być wszechobecna, „w pew-
nym sensie przypominająca obóz wojskowy", który, będąc
twierdzą nie do zdobycia w każdej chwili może być zwinięty
i przeniesiony na inne miejsce 22.
20
L i v., Ab Urbecotu, VII, 26.
21
Tamże, XXVIII, 30; XXIX, 26.
22
Florus, Epit., II, 2.
71

Z biegiem czasu, gdy armady poprzez wzrost liczebności


stały się skomplikowanymi organizmami bojowymi, wzrosła
też ilość czynników określających ich przydatność w czasie
wojny. Interesujący wykład na ten temat wygłosił syryj -
skiemu monarsze doświadczony grecki dowódca floty Poli-
ksenidas. Jego zdaniem chcąc pokonać przeciwnika na
morzu należało zadbać nie tylko o utrzymanie równowagi
w uzbrojeniu oraz o szybkość i zwrotność swoich okrętów.
Nie mniej ważnymi elementami były: różnorodność środków
pomocniczych, a w tym statków transportowych i okrętów
oblężniczych, zaopatrzenie floty w żywność, wodę pitną
i sprzęt bojowy, nastroje sojuszników zamieszkujących
brzegi akwenu bitewnego, nawigacyjna znajomość rejonu
przyszłych zmagań 23.
W myśl takich wykładni Rzymianie przygotowali się do
prowadzenia wojen na morzu. Duża ruchliwość okrętów
pozostawała istotnym czynnikiem w związku z niezmienną
w całej epoce starożytnej popularnością manewru taranowania.
Doprowadzono go zresztą do perfekcji — okręt atakujący
nabierał rozpędu kierując się ostrogą w najsłabszy punkt
przeciwnika, jakim była burta, przy czym tuż przed uderzeniem
hamowano wiosłując wstecz, aby zbyt silnym uderzeniem nie
uszkodzić własnej jednostki oraz uchronić się przed zaklesz-
czeniem zbyt mocno wbitego tarana. Zwłaszcza ta druga
możliwość była groźna, bowiem w przypadku zatonięcia
atakowanego okrętu mógł on pociągnąć w głębiny złączonego
z nim zwycięzcę.
Z biegiem czasu taktyka atakowania została udoskonalona.
Ponieważ trudno było ustawić się do uderzenia w burtę,
a wobec wzrostu liczebności flot boje morskie z reguły
zaczynały się zwarciem czołowym dwóch szyków, toteż nowy
manewr zwany diekplus przewidywał przepłynięcie jednostki
atakującej pomiędzy dwoma posuwającymi się w przeciwnym
kierunku okrętami wroga po uprzednim wciągnięciu własnych
23
L i v., Ab Urbe eon., XXXVI, 43.
72

wioseł. Wobec minimalnych odstępów bezpieczeństwa za-


chowywanych przez pływające w szyku jednostki szarża taka
kończyła się nieodwołalnie zgruchotaniem wioseł jednej burty
obu atakowanych okrętów — pozbawione napędu i unie-
ruchomione stawały się one już dogodnym celem dla właś-
ciwego taranowania lub abordażu.
Gdy przeciwnikami Rzymu stały się państwa zamorskie,
rozszerzono zasady taktyczne uwzględniając dwa nowe
czynniki — wydłużenie własnych i wrogich linii zaopat-
rzenia oraz możliwość dostępu do czułego miejsca, jakim
dla każdego nieprzyjaciela było jego własne zaplecze gos-
podarczo-demograficzne. Dlatego też w czasie II wojny
punickiej trzema najważniejszymi zadaniami postawionymi
w 215 r. przed flotą rzymską stacjonującą na Sycylii były:
pustoszenie kartagińskich brzegów Afryki, obrona wybrzeży
Italii przed odwetowymi akcjami wroga, niszczenie kon-
wojów nieprzyjacielskich wiozących zaopatrzenie dla armii
Hannibala walczącej w tym czasie z legionami już na
terenie republiki 24.
Ataki na konwoje stały się od tego czasu stałym elementem
wojen. Wobec znacznego oddalenia pól bitewnych od met-
ropolii wzrosły obowiązki nie tylko dowożenia posiłków, lecz
także dostaw uzbrojenia, odzieży, żywności czy nawet koni.
Okręty wojenne nie nadawały się do tego rodzaju ładunków,
ponieważ „żołnierski sprzęt przeszkadzał w pracy służbie
okrętowej, gonitwa żeglarzy nie pozwalała żołnierzom przy-
sposabiać broni 25. Dlatego też do przewozów tych zaczęto
używać nie uzbrojonych i nie nadających się do walki
spotkaniowej na morzu statków transportowych. Konwoje, nie
zawsze zresztą płynące z eskortą, stały się wskutek tego
powolniejsze, straciły zdolność szybkiego manewrowania,
a przeciwny wiatr mógł unieruchomić żaglowe statki dostaw-
cze nawet na dłuższy czas. Atakowanie takich zespołów stało
24
Tamże,XXIV, 8.

25
Tamże, XXII,19.
73

się łatwiejsze, na co jednak zwrócili uwagę nie tylko


Rzymianie.
Zauważył tę słabość król Perseusz podczas III wojny
macedońskiej, toczonej w latach 171-167. Wkrótce też jego
flota wyruszyła w długi rajd krążowniczy, którego najwięk-
szym sukcesem było doszczętne rozbicie liczącego 35 statków
konwoju wiozącego desant konnicy galijskiej do będącej
w ogniu walki Macedonii. Część transportowców próbowała
ratować się ucieczką ku niedalekiemu brzegowi, tam jednak
dopadł je pościg — jeźdźców wybito, a konie unieruchomiono
przecinając im ścięgna.
Dużą ewolucję przeszła taktyka „spalonej ziemi", którą
stosowano na wrogich wybrzeżach. Początkowo były to na
pół pirackie akcje podejmowane przez lokalnych dowódców
garnizonów morskich. Ludzie ci, przeważnie rangi pretor-
skiej, dysponowali dużą samodzielnością, nie musząc uzys-
kiwać na planowane rozboje zgody senatu czy też konsula.
Łupiono zatem głównie słabo zurbanizowane brzegi nie-
przyjaciela pastwiąc się nad wsiami — niszczono zasiewy,
palono zbiory, zabierano lub zabijano bydło, porywano
ludność, sprzedając ją po powrocie do bazy w niewolę, co
nie tylko pozbawiało wroga rąk do pracy i poborowych do
armii, lecz także poprawiało sytuację materialną żołnierzy
i marynarzy handlujących schwytanymi jeńcami na własny
rachunek.
Z biegiem czasu desanty takie nabrały charakteru regular-
nych akcji bojowych. Flota płynąc wzdłuż brzegu wysadzała
co pewien desant wojska, które dokonywały tym razem
głębokiego już wypadu na wrogie tereny. Były to już jednak
akcje szczebla armijnego, dowodzone przez konsulów. Zabie-
rano na nie sprzęt oblężniczy umożliwiający zdobywanie
obwarowanych miast. Często, w przypadku ośrodków nad-
morskich, w oblężeniu współuczestniczyła flota, lub też, jeśli
atakowane miasto znajdowało się dalej od morza, prowadzono
do boju piechotę morską albo nawet uzbrojonych wioślarzy.
74

Sytuacja taka nastąpiła w 209 r. podczas walk w Hiszpanii,


gdy dowodzący wyprawą Scypion kazał wyciągnąć okręty na
brzeg, a ich załogi pchnął pod mury Tarrakony. Takie metody
były jednak nisko oceniane przez antycznych komentatorów,
którzy widzieli w tym „wioślarskim" wojsku powiększenie sił
armii „jakby w jakiś sztuczny sposób" 26
Nowe zasady walki rodziły się często przypadkowo w to-
ku wojny, nie będąc wynikiem długich sztabowych debat
teoretycznych. Oto w 203 r., gdy flota republikańska złożona
z okrętów wojennych oraz transportowców została zaatako-
wana przez kartagińską armadę koło miasta Utyka, Rzymia-
nie nie zawrócili swoich jednostek szturmujących właśnie
mury tego afrykańskiego portu, lecz między własnymi
okrętami a zbliżającym się wrogiem ustawili wszystkie
transportowce, których było tyle, że utworzyły w poprzek
zatoki drewniany mur o czterech rzędach głębokości. Statki
połączono powiązanymi masztami i rejami, a na tak po-
wstałym, zawieszonym nad wodą rusztowaniu położono
deski tworząc wielką pływającą platformę bojową, na którą
wprowadzono tysiąc wyselekcjonowanych żołnierzy z mnós-
twem pocisków. W wolnej przestrzeni pomiędzy kadłubami
ukryto wiele wywiadowczych, małych łodzi wiosłowych
— chronione przed ostrzałem przez wiszącą nad nimi
platformę, same wypływały w czasie rozgorzałej wkrótce
bitwy i harcując wśród wrogich okrętów atakowały je
śmiało. Obrona taka okazała się wielce skuteczna, ponieważ
poziom naprędce zmontowanego pokładu bojowego wznosił
się wysoko ponad burtami jednostek kartagińskich, umoż-
liwiając tym samym swobodny ich ostrzał.
Jak widać inwencja Rzymian nie miała granic. Nie tylko
wprowadzono nowe elementy taktyki morskiej lub wręcz
łączono ją z zasadami walki lądowej, lecz także moder-
nizowano sprzęt bojowy, który w niedługim czasie odbieg)
wielce od greckich pierwowzorów. Pierwszym krokiem na tej
26
Tamże, XXVII, 19.
75

drodze było wydarzenie z okresu II wojny punickiej, kiedy


to w ręce rzymskich wojsk wpadł nie uszkodzony okręt
kartagiński wyrzucony przez falę na brzeg Cieśniny Mes-
syńskiej dzielącej Italię od Sycylii, która wówczas była
jeszcze we władaniu najeźdźców z Afryki. Zdobywszy
jednostkę przetransportowano ją do stolicy, gdzie wkrótce
cieśle na podstawie tego egzemplarza wzorcowego rozpoczęli
seryjną produkcję nowej, doskonalszej generacji okrętów.
Oczywiście była to jedynie adaptacja obcej myśli kon-
strukcyjnej, pozwoliła ona jednak nadtybrzańskim szkutnikom
nawiązać równorzędną konkurencję z „przemysłem zbro -
jeniowym" Kartaginy. W niedługim zresztą czasie okręty
te zostały uzupełnione całkiem rzymskim wynalazkiem,
który zrewolucjonizował taktykę walki na wodzie. Rzymianie
znani już byli wówczas w świecie śródziemnomorskim
jako doskonali żołnierze, jednak głównym kłopotem do-
wódców floty był fakt, iż wszelkich przymiotów swojego
wojennego kunsztu nie mogli oni zademonstrować właśnie
w bitwach okrętowych — podstawowym mankamentem
przeniesienia w te specyficzne warunki zasad walki lądowej
była trudność w przejściu oddziałów z własnego na nie-
przyjacielski okręt. Zaradziło temu urządzenie zwane „kru-
kiem" (corvus).
Istotą tego wynalazku był dodatkowy, niski maszt wznie-
siony w dziobowej części okrętu. Liny przewleczone przez
jego wierzchołek podnosiły ruchomy pomost szerokości 1,2 m
i długości około 11 m, który dodatkowo mógł być obracany
na dowolną burtę — lewą lub prawą. Położeniem wyjściowym
do działania tego urządzenia była pozycja pionowa; w mo
mencie zbliżenia się do wrogiej jednostki kładkę tę opu-
szczano, tak że swym końcem opadała na pokład atako-
wanego przeciwnika wbijając się weń specjalnym kolcem,
co uniemożliwiało zrzucenie pomostu przez obrońców oraz
przytrzymywało okręt nieprzyjaciela na wypadek prób ucie -
czki. Po kładce w mgnieniu oka na uchwyconą jednostkę
76

przebiegał oddział abordażowy, który mogąc rozwinąć tam


swój zwykły szyk, pokonywał wrogą piechotę morską w szyb -
kim tempie.
Po raz pierwszy corvus został zastosowany w 260 r.
podczas bitwy koło przylądka Mylae. Dowódcy kartagińscy
ufni w swe zdolności nawigacyjne, których brakowało powol-
nej i niedoświadczonej flocie rzymskiej, zlekceważyli tajem-
nicze konstrukcje wznoszące się na nieprzyjacielskich okrętach.
Rychło jednak ich pewność siebie zamieniła się w przerażenie,
gdy pomosty opadły przytrzymując Punijczyków, a i tak
dominujące swą liczebnością rzymskie wojska okrętowe
uczyniły z walki morskiej bitwę prawie lądową. Armada
kartagińska została rozbita — część jednostek zdobyto, część
uciekła w rozsypce do baz. Zwycięzca, konsul Gnejusz
Duiliusz, odbył po powrocie do stolicy pierwszy w historii
triumf po bitwie morskiej 27.
Wkrótce też poczyniono następny krok w rozwoju techniki
wojskowej wynajdując sposób chroniący przed taranowaniem.
Oto na dziobach okrętów wojennych poczęto montować długie
wysięgniki zakończone pojemnikami z materiałem łatwo
palnym — smołą lub węglem drzewnym. W czasie walki
podpalano owe naczynia, które stawały się niebezpieczne dla
atakujących od czoła przeciwników grożąc wysypaniem pło-
nącego ładunku na ich pokłady. Sternicy chcąc umknąć
takiego ryzyka skręcali w strachu odsłaniając burty własnych
okrętów jako doskonały cel do taranowania. Często widząc
ogień na wysięgnikach wrogowie w ogóle wycofywali się bez
walki. Takie zastosowanie ognia stało się między innymi
czynnikiem decydującym o powodzeniu Rzymian w bitwie
koło przylądka Myonnesos, stoczonej w 190 r. podczas wojny
syryjskiej prowadzonej z królem Antiochem i wspomagającymi
go niektórymi państwami greckimi.
Z biegiem czasu Rzymianie zaczęli coraz bardziej upodab -
niać zmagania morskie do bitew lądowych. Istotnym tego
27
Florus, Epit., 11, 2.
77

czynnikiem było wprowadzenie na okręty machin miotających


— katapulty mogły ciskać w stronę nieprzyjacielskich flot
ciężkie pociski kamienne, jak i pojemniki z materiałem
zapalającym. Tego rodzaju uzbrojenie jednostek pływających
wiązało się jednak głównie z nowym sposobem ich za-
stosowania — walkami oblężniczymi wokół twierdz nadmor-
skich. Tutaj ciężkie pociski mogły wspomagać szturmujących
legionistów krusząc umocnienia lub wzniecając pożary w bro-
niących się miastach.
Wykorzystywanie floty w pracach oblężniczych dało
zresztą pole do popisu rzymskiemu geniuszowi inżynieryj -
nemu. Chcąc zniwelować różnicę poziomu atakujących
w stosunku do wysokości obwarowań, poczęto na okrętach
wznosić wieże. Pierwotnie były to jednopoziomowe kon-
strukcje mocno osłonięte grubymi belkami, chroniącymi
znajdujących się na szczycie łuczników lub procarzy, prowa-
dzących daleki ostrzał. Ten typ wieży stał się z biegiem
czasu nieodłącznym elementem okrętów wojennych, także
w czasie regularnych bitew morskich. Umieszczeni wysoko
strzelcy mogli skutecznie razić wrogie załogi jeszcze przed
zasadniczym atakiem przy użyciu tarana lub „kruka". Kon-
strukcje te nie były przymocowane do pokładów na stałe,
toteż w przypadku ich pożaru bądź w celu zmniejszenia
ciężaru okrętu, a tym samym poprawieniu jego prędkości,
można było zrzucić je do morza.
Jednak wieże stosowane w morskich walkach oblężniczych
uległy dalszej rozbudowie. Chcąc zwiększyć ich wysokość, co
jednocześnie naruszałoby stateczność okrętów grożąc im
wywróceniem się, Rzymianie poczęli doraźnie łączyć ze sobą
jednostki bojowe i na tak powstałych pływających platformach
budowali wieże kilkupoziomowe, nierzadko posiadające także
machiny do atakowania obleganych murów ciosami specjal-
nego tarana. Takie katamarany zachowywały ruchliwość —
napędzano je wiosłami zewnętrznych burt sczepionych ze
sobą okrętów. Dzięki temu mogły atakować mury wszędzie
78

tam, gdzie w ich pobliże można było dopłynąć. Klasycznym


przykładem takiej akcji było oblężenie Syrakuz prowadzone
wiosną 213 r. przez prokonsula Marka Klaudiusza Marcellusa.
Wzdłuż murów tej nadmorskiej twierdzy ustawił on wiele
pływających wież oblężniczych, przy czym jedna z najwięk-
szych wznosiła się na pomoście położonym wzdłuż połączo -
nych ze sobą burtami pięciu pięciorzędowców 28. W tym
czasie stojące w drugiej linii okręty prowadziły ostrzał miasta
z katapult uniemożliwiając obrońcom atakowanie machin
oblężniczych.
Dwoma nowymi elementami uzbrojenia, które podniosły
walory taktyczne floty rzymskiej, były liburna i harpca.
Okręty liburnijskie (navis Liburnae) wywodziły się z wy-
brzeża dalmatyńskiego, a nazwę swą zawdzięczały krainie,
gdzie były powszechnie używane do rozboju morskiego.
Rzymianie skopiowali ten rodzaj konstrukcji i w I w.
wprowadzili liburnę do użytku w swojej flocie. Liburny były
niezbyt dużymi dwurzędowcami, dysponującymi 60 wiosłami
na każdej burcie i ogólną liczbą 120 wioślarzy. Okręty te nie
miały pokładu, a jedynie wąski pomost łączący dziób z rufą
Charakterystycznym elementem tych jednostek była mała
kabina umieszczona z tyłu okrętu, dająca sternikowi i ofice -
rom schronienie przed lżejszymi pociskami. Długość liburn
wynosiła około 36 m.
Okręty te ze względu na małe wymiary i dużą manewrowość
stosowano głównie jako jednostki zwiadowcze, chociaż prze-
kazy źródłowe informują także o ich udziale w bitwach
wielkich flot. Oddział piechoty morskiej zaokrętowany na
liburnie liczył około 40 żołnierzy.
Harpax został wymyślony i wprowadzony do użytku dość
późno, bo dopiero w drugiej połowie I w. Pomysłodawcą był
dowódca rzymskiej floty Marek Wipsaniusz Agryppa, dlatego
też, zważywszy na jego doświadczenie zdobyte w licznych
28
Plutarchus, Marcellus (w: Vitae parallelae), 14 (dalej: P lu t., Marcellus).
79

wyprawach, tak morskich, jak i lądowych, stwierdzić można,


że wynalazek ten był ukoronowaniem wielowiekowych dążeń
Rzymian, pragnących, aby bitwę okrętową przybliżyć charak-
terem do walki lądowej, co umożliwiłoby zastosowanie tych
taktycznych elementów, które z armii republikańskiej uczyniły
niepokonaną siłę. Istotą zastosowania harpaxu było więc
unieruchomienie i przybliżenie wrogiego okrętu, tak aby nie
mógł on wykorzystać swych zdolności manewrowych, a rzym-
ska piechota mogła wejść na jego pokład szybciej niż na to
pozwalał wąski „kruk".
Realizację tych założeń osiągnął Agryppa niezwykle
łatwym sposobem — harpax był po prostu ciężką kłodą
drewna wystrzeliwaną w kierunku wroga przy użyciu katapul-
ty okrętowej. W przypadku celnego strzału pocisk wbijał się
w pokład licznymi kolcami, którymi był najeżony. Szczególny
kształt tych ostrzy utrudniał wyciągnięcie wbitej mocno
kłody, podczas gdy na atakującym okręcie rzymskim napi-
nano linę do niej przymocowaną. Naprężenie sznura czyniło
już całkiem niemożliwym wyrwanie harpaxa z pokładu,
a przechwycony w ten sposób okręt był przyciągany do
jednostki atakującej, z której przeskakiwali żołnierze piechoty
morskiej.
Postępujący rozwój obfitował w coraz to nowsze roz-
wiązania konstrukcyjne, które w bitwie sile mięśni przeciw-
stawiały rzymską myśl techniczną. Dotyczyło to zresztą nie
tylko bezpośrednich środków walki, lecz także infrastruktury
wojennej. Jednym z jej istotnych czynników była sieć natural
nych i sztucznych portów, stanowiących zaopatrzeniową
i przeładunkową bazę dla operacji morskich.
Pierwotnym, stosowanym jeszcze w Grecji, systemem
zabezpieczania okrętów po zakończeniu letniego sezonu
żeglugowego było wyciąganie jednostek na brzeg. Gdy po-
zwalał na to stan majątkowy państwa, budowano na plaży
szopy-hangary, w których mieściło się po kilka okrętów.
Ateny, jako jedna z wczesnych potęg śródziemnomorskich,
80

miały 350 takich hangarów. Ten sposób zimowania pod


dachem ratował okręty przed wpływem chłodnej aury oraz
ułatwiał przeprowadzenie prac remontowych.
Załadunek wojsk, zapasów żywności i uzbrojenia wymagał
odpowiednich nadbrzeży lub wysuniętych w głąb morza falo -
chronów. Głównie wykorzystywano w tym celu naturalny układ
linii brzegowej, jednak, gdy wymagała tego sytuacja bojowa,
budowano sztuczne porty. Niektóre z nich sięgały w głąb morza
nawet na pół kilometra, a najdłuższy ze znanych nam rzymskich
falochronów — w Tapsus (obecnie Ras Dimasse) — miał
długość 1000 m.
Porty te były przystosowane nie tylko do przeładunku
i zimowego stacjonowania eskadr — dokonywano w nich
generalnych remontów oraz budowano nowe jednostki.
Rozwinięte zaplecze techniczne było konieczne, ponieważ
często zdarzało się, że gdy po trwającym kilka czy kilkanaś-
cie lat pokoju i, co z tym związane, bezczynności floty
szykowano się do nowej kampanii morskiej, to większość
okrętów nie nadawała się już do użytku po długiej przerwie.
Takim pracom remontowym służył odkryty w 1968 r. (n.e.)
przez archeologów dok w Marsylii. Ta budowla portowa
wykonana była prawdopodobnie w III lub II w. Dok zbudowa-
ny z wielkich kamiennych bloków miał wymiary 20 x 2,6 m,
co umożliwiało remontowanie mniejszych jednostek pełno-
morskich 29.
Oprócz stanu moralnego załóg, technicznych walorów
okrętów oraz stosowanej taktyki duże znaczenie dla cało -
kształtu działań wojennych na morzu miały umiejętności
nawigacyjne starożytnych żeglarzy. W tej dziedzinie nie
obserwowano jednak tak żywiołowego rozwoju. Przez cały
okres antyku funkcjonowały niezmiennie dwie podstawowe
metody kierowania okrętem. Pierwsza z nich, zwana obecnie
„metodą żabich skoków", była rodzajem etapowej żeglugi
29
M. Buzemat, F. S a l v i a n t, Marseille retrouve ses murs et sons port
grecs, „Archeologia" 1968, nr 21, s. 5-17.
81

pełnomorskiej. Dystans poszczególnych etapów wyznaczała


odległość pomiędzy kolejnymi charakterystycznymi tereno-
wymi punktami orientacyjnymi — były nimi głównie wyspy,
lecz także widoczne z daleka nadbrzeżne szczyty górskie lub
szczególna rzeźba terenu. Oczywiście punkty etapowe stano-
wiły jednocześnie miejsca chwilowego odpoczynku, gdzie
uzupełniano żywność oraz wodę pitną, których nigdy nie
zabierano w rejs w nadmiarze, a przede wszystkim starano się
przeczekać noc, przed następnym „skokiem". Było to zro-
zumiałe, ponieważ żegluga w mroku utrudniała obserwację
morza. Co prawda znano już wówczas charakterystykę kon-
stelacji gwiezdnych, lecz przypadkowe nocne zachmurzenie
stanowiło zbyt duże ryzyko. Rzecz jasna tego rodzaju nawiga-
cja była łatwa jedynie we wschodnich rejonach Morza Śród-
ziemnego, gdzie całe łańcuchy licznych wysp greckich wyty-
czają niejako naturalne szlaki żeglugowe. Najczęściej wyko -
rzystywaną i najlepiej znaną tego rodzaju trasą był szlak
z Europy do Azji wiodący wzdłuż Cyklad. Gorzej przed -
stawiała się sprawa w przypadku zachodnich części akwenu
śródziemnomorskiego. Są to rejony otwartego morza, gdzie
poza wielkimi wyspami Sycylią, Sardynią i Korsyką nie ma
innych punktów odniesienia, natomiast obszary wodne są zbyt
duże, aby je przebyć w ciągu dnia — ewentualnemu śmiałkowi
groziło nastanie nocy przed przybiciem do brzegu.
Tutaj więc stosowano drugą metodę nawigacyjną. Polegała
ona na dziennej żegludze wzdłuż brzegu, którą kończono wraz
z zapadaniem zmroku. Ponieważ w miejscach noclegu wycią-
gano okręty na brzeg lub, jeśli były załadowane, stawiano je
na kotwicy, dobór punktów postojowych był bardzo staranny.
Z biegiem czasu powstał nawet w związku z tym nowy
gatunek literacki — opis wybrzeża (periplus). Prace takie
w sposób encyklopedyczny podawały charakterystykę całej
trasy z podziałem na etapy i ich długość, opisem kotwicowisk,
wykazem ujść rzek i innych źródeł wody pitnej. Nawigację
tego rodzaju stosowano szczególnie na trasie z Rzymu na
82

Półwysep Pirenejski wiodącej wzdłuż wybrzeża liguryjskiego,


nie opodal delty Rodanu, aż do Tarrakony, dokąd obejmujący
urząd namiestnicy Hiszpanii wozili okrętami uzupełnienie dla
swoich legionów.
Oczywiście wszystkie te zasady miały charakter jedynie
umowny. Zdarzały się liczne od nich odstępstwa spowodowane
przeważnie doraźnymi potrzebami wojennymi. Musiał się
z tym liczyć każdy wódz prowadzący kampanie morskie.
Niezastosowanie się do ogólnych prawideł narażało śmiałków
na olbrzymie niebezpieczeństwo, lecz jednocześnie gwaran-
towało pełne zaskoczenie przeciwnika. Dlatego też Publiusz
Scypion żeglując ze swą flotą desantową ku Tarrakonie
wprowadził w błąd oczekujących go Kartagińczyków przybi-
jając do portu wprost z pełnego morza. Natomiast Appiusz
Klaudiusz chcąc dogonić kartagińską flotę inwazyjną wypłynął
z portu w Messanie „pomimo srogiego wiatru i wzburzonego
morza", czym absolutnie zaskoczył wrogów nie spodziewają-
cych się takiej desperacji 30.
Rozwój umiejętności, coraz to nowsze konstrukcje sprzętu
wojennego i wynikające z nich nowatorskie założenia tak-
tyczne, umiejętność opanowania depresji psychicznych
— wszystkie te czynniki sprawiły, że z biegiem czasu
niedoświadczona i nie mająca wielowiekowych tradycji flota
rzymska zaczęła pokonywać armady przeciwników, a repub-
lika powoli, rok za rokiem, wyrosła na mocarstwo śródziem-
nomorskie nie mające wrogów mogących z nim konkurować
w zmaganiach wojennych tak na morzu, jak i na lądzie.
W 31 r., gdy Oktawian i Antoniusz szykowali się do
ostatecznej konfrontacji, jedynym państwem mogącym podjąć
wysiłek walki morskiej z flotą rzymską był Egipt. Do-
świadczenie żeglarskie Egipcjan sięgało początków XII
w., gdy eskadry faraona Ramzesa III pokonały w zaciekłej
bitwie u ujścia Nilu nie zidentyfikowane do dzisiaj „ludy
morskie", których inwazja groziła zagładą całego państwa.
30
L i v., Ab Urbe eon., XXII, 22; XXIII, 41.
83

W późniejszych wiekach egipskie okręty przecierały także


szlaki żeglugowe przez Morze Czerwone podążając ku
portom Półwyspu Arabskiego oraz do odległych, legen-
darnych Indii. Stolica i zarazem największa baza morska
Egiptu, Aleksandria, słynęła z licznych warsztatów szkut-
niczych, produkujących doskonałe okręty z drewna spro-
wadzanego z Cypru lub z gór Libanu, a wykładnikiem
morskiego charakteru tego narodu była największa ze znanych
starożytności latarnia morska na wyspie Faros.
I oto nadszedł czas ostatecznej próby. 2 września 31 r.
nie opodal greckiego przylądka Akcjum flota egipska miała
się zmierzyć z nie pokonanymi dotąd eskadrami rzymskimi.
Stawką tej bitwy było panowanie nad Morzem Śródziemnym.
WOJNA

Gdy w Rzymie wypowiadano wojnę Kleopatrze, ona wraz


z Antoniuszem była już gotowa do walki. Zimę z roku 33 na
32 spędzili oboje w Efezie, gdzie spodziewając się rychłego
konfliktu rozpoczęli przygotowania wojenne. Dużą część
związanych z tym wydatków ponosiła królowa, wystawiając
eskadrę okrętów wojennych i 300 statków transportowych,
opłacając oraz żywiąc armię i flotę, a także przekazując na
cele związane z przyszłymi zmaganiami 20 tys. talentów. Jak
wielka była to kwota, świadczy fakt, iż roczne utrzymanie
legionu kosztowało 40-50 talentów.
Finansowe i emocjonalne zaangażowanie Egipcjanki było
tak duże, iż gdy część oficerów ze sztabu Antoniusza zaczęła
nalegać, aby Kleopatrę odesłano do Aleksandrii, gdzie mogłaby
bezpiecznie oczekiwać rezultatu wojny, ta zaprotestowała
gwałtownie, skutkiem czego pozostała przy mężu.
Chęć pozostania z armią nie była u królowej przejawem
kobiecej próżności. Miała ona podstawy do obaw, że ludzie
z najbliższego otoczenia Antoniusza, wykorzystując jej nie-
obecność, wpłyną na zmianę postawy wodza, sugerując mu
pojednanie z Oktawianem. Porozumienie takie byłoby realne,
albowiem po formalnym wygaśnięciu triumwiratu, co nastąpiło
z końcem 33 r., pozycja Oktawiana jako wodza i polityka nie
85

była jeszcze w pełni ugruntowana. Natomiast Antoniusz


dysponował zasobami podległych sobie prowincji, mógł liczyć
na pomoc przyjaznych monarchów azjatyckich oraz na wspar-
cie ciągle jeszcze licznych sympatyków w Italii, wśród których
wielu było z senatorskiego stanu. Liczni obywatele, wy-
stępujący indywidualnie lub jako zbiorowości miejskie, zali-
czali się do grona klientów Antoniusza. W zamian za material-
ną i moralną pomoc ze strony mecenasa zmuszało ich to do
popierania linii politycznej swojego dobroczyńcy. Co więcej
— nałożone przez Oktawiana podatki wojenne, wynoszące
czwartą część dochodu obywateli i ósmą wyzwoleńców,
przyczyniły mu wrogów i stały się powodem zamieszek.
Tak więc możliwość podjęcia przez Antoniusza pertraktacji
z niezbyt pewnym swoich sił Oktawianem była dla Kleopatry
realną groźbą. W mniemaniu takim utwierdzały królową spory
polityczne wśród przybywających z metropolii zwolenników
Antoniusza, który ze zbiegów tych powołał emigracyjny
senat, mający stanowić przeciwwagę dla zdominowanego
przez Oktawiana organu ustawodawczego w Rzymie. Otóż
wbrew oczekiwaniom twórcy nowego senatu, wielu jego
członków wraz z najznakomitszym z nich — konsulem roku
32, Gnejuszem Domicjuszem Ahenobarbusem, wypowiadało
się za negocjacjami, ku czemu był jeszcze stosowny czas,
ponieważ formalnie nie wypowiedziano nikomu wojny, a słabą
nić porozumienia wzmacniało, istniejące co prawda już tylko
prawnie, małżeństwo Antoniusza z Oktawią.
Zezwalając królowej na pozostanie w kwaterze głównej
Antoniusz uległ w dużej mierze argumentacji przekupionego
przez nią wodza wojsk lądowych Kanidiusza Krassusa, który
zwrócił między innymi uwagę na fakt, że dla załóg licznych
okrętów egipskich obecność Kleopatry będzie zachętą do
walki. Były triumwir zdawał sobie sprawę, iż nie może
oddalić kobiety, na utrzymaniu której w praktyce znajdowała
się cała armia. Z drugiej jednak strony jej towarzystwo ciążyło
ujemnie na planach operacyjnych — o ile, uwzględniając
86

czynniki militarne, lądowanie w Italii i przyjęcie tam bitwy


z Oktawianem było całkiem możliwe, o tyle dokonanie takiego
desantu i marsz na Rzym wespół z Kleopatrą byłby absolutną
kompromitacją polityczną, grożącą utratą autorytetu, odejściem
licznych jeszcze stronników czy wręcz konsolidacją Rzymian
w metropolii wobec „egipskiej" agresji.
Zresztą nie mógł Antoniusz traktować Italii poważnie
jako hipotetycznego teatru wojny także z innych przyczyn.
W 33 roku, gdy para małżeńska zaczęła przygotowania
do zmagań z Oktawianem, trzon podległych jej wojsk
rzymskich w sile szesnastu legionów dowodzonych przez
Kanidiusza znajdował się jeszcze w Armenii. Wojska te
czekał forsowny marsz na trasie przeszło 2500 km i należało
ich oczekiwać na wybrzeżu Morza Śródziemnego najwcze-
śniej w listopadzie. Możliwość dalszego transportu morskiego
otwierała się dopiero wraz z wiosennym rozpoczęciem
sezonu żeglugowego w kwietniu 32 r. Latem armia mogła
się znaleźć w Grecji, lecz transport przez Adriatyk i generalna
bitwa na terenie Italii byłyby możliwe dopiero w roku
następnym.
Po stronie Antoniusza znajdowała się zatem inicjatywa
strategiczna — mógł dokonać wyboru miejsca walki na
terenach podległych kontroli Oktawiana łub też w swoich
domenach obejmujących Azję, Afrykę aż do Cyrenajki oraz
Grecję aż do pogranicza z Dalmacją, gdzie obecnie znajduje
się albańskie miasto Szkodra. Rezygnując z inwazji na Italię
były triumwir wytrącił cezariańskiej propagandzie koronny
argument przedstawiający go jako agresora we własnej oj-
czyźnie. Jednocześnie narzucając Oktawianowi walkę poza
Półwyspem Apenińskim zmuszał go do wydłużenia linii
zaopatrzeniowych i zastosowania transportu morskiego. Wresz-
cie Italia pozbawiona Cezara stałaby się bardziej podatna na
podszepty agentów Antoniusza.
Biorąc pod uwagę te czynniki zdecydowano stoczyć walkę
z Oktawianem w Helladzie. Dlatego też w kwietniu 32 r.
87

rzymsko-egipska kwatera główna została przeniesiona na


wyspę Samos, a większość wojsk przetransportowano do
Grecji kontynentalnej.
Ze swojej nowej siedziby u brzegów Azji Antoniusz
rozesłał gońców z rozkazami do podległych rzymskiej
władzy lub zaprzyjaźnionych z nim osobiście władców,
narodów czy też suwerennych miast, nakazując dostarczenie
posiłków i zaopatrzenia wojennego. Przeto rychło u boku
wodza zjawiło się wielu królów wraz ze swoimi uzupeł-
nieniami dla formowanej armii. Byli tam między innymi:
Bokchus, władca Libijczyków, oraz Tarkondemus, monarcha
Cylicyjczyków, Archelaos z Kappadocji, Filadelfos z Paf-
lagonii, Mitrydates z Kommageny czy też król Tracji,
Sadalas. Nadeszły posiłki od nieobecnych: Polemona z Pontu
i Malchusa z Arabii. Mnogość dostaw, a także wiara we
własną, rzymsko-egipską armię i flotę, uczyniła Antoniusza
tak pewnym siebie, że wspaniałomyślnie zrezygnował z posił-
ków zaoferowanych mu przez króla Judei, Heroda, któremu
polecił, przyjąwszy jedynie pieniądze i zapasy żywności,
skierowanie zebranych pośpiesznie pod broń Hebrajczyków
przeciw jednemu z władców arabskich, zalegającemu z płat-
nością podatków 1.
Ogółem Antoniusz i Kleopatra zebrali pod swoimi roz-
kazami 75 tys. legionistów, 25 tys. żołnierzy sprzymierzeńczej
piechoty lekkozbrojnej oraz 12 tys. jeźdźców. Imponująca
flota składała się z około 500 okrętów wojennych zgrupowa-
nych w osiem eskadr po 60 jednostek i uzupełnionych statkami
zwiadowczymi. Były to okręty o zróżnicowanej wielkości
— od czterorzędowców aż do wielkich, dominujących liczeb-
nie we flocie sześcio-, dziewięcio-, czy nawet dziesięcio-
rzędowców. Okręty dobrze przygotowano do walki, wyposa-
żone bowiem były w liczne machiny miotające, na pokładach
ustawiono wieże dla łuczników, a burty wzmocniono kon-
strukcyjnie grubymi belkami obitymi płytami metalu. Załogi
1
F l a v i u s, Antiguitates Judaice, XV, V. 1.
88

tej armady, uzupełnionej 300 egipskimi transportowcami,


liczyły łącznie około 125-150 tys. ludzi 2.
Przekonawszy się o sile zebranej armii i nie zważając na
czynione również przez wrogów przygotowania wojenne para
małżeńska ogłosiła na Samos tygodniowe uroczystości ku czci
Dionizosa. „Kiedy prawie cały świat wokoło lamentował
i jęczał, jedna wyspa przez wiele dni rozbrzmiewała fletniami i
lutniami, teatry były zapełnione, a chóry współzawodniczyły
nawzajem" 3.
Radośnie i wśród zabaw spędzano także czas w Atenach,
dokąd po miesięcznym pobycie na Samos pożeglował An
toniusz wraz z żoną i towarzyszącymi im przyjaciółmi. Z tego
też miasta w macedońskim miesiącu Daisios, a więc na
przełomie maja i czerwca według kalendarza julijskiego,
wysłał do Rzymu zaufanych ludzi, którzy mieli przekazać
Oktawii list rozwodowy wraz z poleceniem opuszczenia jego
domu — tym samym zaprzepaszczona została ostatnia szansa
porozumienia z Oktawianem. Ten radykalny krok był zapewne
wynikiem presji psychicznej wywieranej przez Kleopatrę
chcącą umocnić swoją pozycję u boku Antoniusza, a zarazem
urażoną w kobiecej dumie licznymi oznakami szacunku,
jakimi Ateńczycy darzyli Oktawię, która niegdyś wraz z od-
danym jej wówczas jeszcze mężem przebywała przez dłuższy
czas pod Akropolem witana z adoracją nie mniejszą niż
obecnie piękna Egipcjanka.
Rozwód z Oktawią stał się dla otoczenia Antoniusza
zwiastunem nieodwołalnej wojny, bulwersując tych z przyja-
ciół, jak i urzędników emigracyjnego senatu, którzy chcieli
podjąć negocjacje. Poczynający się od tego momentu rozkład
moralny w szeregach przybyłych z Rzymu polityków przejawił
się pierwszą dezercją: do Oktawiana zbiegli były konsul roku
42, Lucjusz Munacjusz Plankus, i jego bratanek Titiusz
2
M. P. Charlesworth, The Cambridge Ancient History, vol. X, Cambridge
1934, s. 100.
3
P l u t., Antonius, LVI.
89

- powiernicy tajemnego testamentu złożonego w świątyni


Westy. Ucieczka ta zaowocowała wkrótce wieścią o formalnym
wypowiedzeniu przez Rzym wojny Kleopatrze. W związku
z tym towarzystwo Egipcjanki stawało się dla Antoniusza
coraz bardziej niewygodne. Rozumieli to przede wszystkim
jego stronnicy w metropolii, toteż niebawem znad Tybru
przybył do wodza specjalny wysłannik, senator Geminius,
którego misja polegała na wyperswadowaniu królowej dalszego
udziału w wyprawie. Wysiłki mediatora spełzły jednak na
niczym, on sam natomiast, zagrożony wskutek niedwuznacz-
nych pogróżek Kleopatry salwował się ucieczką do Rzymu.
Tak zatem, późnym latem 32 r., nie było już żadnych
możliwości załagodzenia konfliktu pomiędzy Antoniuszem
a Oktawianem. Nad obydwoma antagonistami zawisło widmo
walki.
Przewidując, że jego przeciwnik przyjmie koncepcję zbrojnej
konfrontacji na terenie Grecji, Antoniusz obsadził we wrześniu
swoimi wojskami epirockie wybrzeże Morza Jońskiego. Była
to zachodnia granica terytorium stanowiącego jego strefę
wpływów. Poprzednicy Antoniusza traktujący Helladę jako
rubież obronną — Pompejusz pod Farsalos w 48 r. i Brutus
pod Filippi w 42 r. — zajmowali pozycje bardziej ku północy,
u podstawy półwyspu, gdzie via Egnatia przecinała teren
operacyjny wiodąc z Apollonii i Dyrrachium ku Tessalonice.
Antoniusz przesunął centrum swojej armii na południe,
dyslokując ją wzdłuż wybrzeża pomiędzy Zatoką Ambracką
a Istmem Korynckim — wąską groblą łączącą Peloponez
z Grecją kontynentalną. Posunięcie takie ułatwiało organizację
linii transportowych dogodnych do zaopatrywania armii i floty
w zboże oraz inne artykuły spożywcze. Jednocześnie zajęto
tym samym wszystkie dogodne porty i kotwicowiska na
zachodnim brzegu Grecji aż do Korkyry. Na północ od tej
wyspy wybrzeże jest skaliste i trudno dostępne dla flot
desantowych, a jedyny większy port zdatny do wyładunku
wojsk inwazyjnych znajdował się w odległej zatoce Yalona
90

i w dodatku nie był dobrze osłonięty od wiatrów, co utrudniało


ewentualne kotwiczenie.
Czynniki te miały istotne znaczenie, ponieważ struktura sił
zbrojnych Antoniusza i Kleopatry sugeruje, że decydujące
wyniki postanowiono osiągnąć w bitwie morskiej. Rosły też
szanse jej stoczenia, albowiem w dwóch największych portach
południowej Italii, Brundyzjum i Tarencie, Oktawian szykował
wielką flotę sposobiąc się do desantu morskiego na wybrzeże
Epiru. Armia jego była mniej liczna, stanowiło ją bowiem
tylko około 80 tys. żołnierzy i 12 tys. jezdnych. Wśród
piechurów wielu było świeżo zaciągniętych i słabo jeszcze
przeszkolonych rekrutów, jednak w większości wywodzili się
oni z Italii, co gwarantowało tradycyjną już odwagę i walecz-
ność w boju. Flota cezariańska była mniej liczna, składała się
z około 400 jednostek. Były to okręty mniejsze, trzy- i cztero-
rzędowce oraz wiele liburn.
Tymczasem wojska stacjonujące w Grecji szykowały się do
spoczynku na leżach zimowych. Połączona flota rzymsko-
-egipska zawinęła na spokojne, osłonięte od wiatru i fal wody
Zatoki Ambrackiej (obecnie zatoka Arta). Większą część
okrętów wyciągnięto na brzeg dokonując sezonowej konser-
wacji kadłubów i bieżących napraw. Legiony usytuowały się
wzdłuż wybrzeża na linii od Korkyry do portu Metone
(obecnie Modon) w Messenii. Siły główne rozłożyły się
obozem nie opodal przylądka Akcjum, na południowym brzegu
cieśniny wiodącej z morza do Zatoki Ambrackiej. Natomiast
kwatera główna, po krótkim pobycie na Korkyrze, dokąd
Antoniusz wraz ze świtą przybył z Aten, przeniosła się do
obwarowanego portu Patrae (obecnie Patras), leżącego w Achai
nad Zatoką Koryncką.
Ponieważ nieurodzajna, górzysta Grecja nie mogła dostar-
czyć dla wielkiej armii odpowiednich zasobów żywności,
a zwłaszcza mąki dla wojska i furażu dla koni, toteż urucho-
miono żeglugową linię zaopatrzeniową, którą dowożono ziarno
z Egiptu, z Syrii i Azji. Statki wyładowywano na przylądku
91

Taenarum (obecnie Matapan) w Lakonii. Stąd dostawy trans


portowano przez Peloponez siecią dróg silnie strzeżonych
przez liczne, ufortyfikowane posterunki, które rozstawiono
pomiędzy Metone a wyspą Leukas.
Tak rozlokowane i zaopatrywane wojska oczekiwały nadej -
ścia wiosny, zapowiadającej wraz z końcem zimowych sztor-
mów spodziewany desant legionów Oktawiana. Ten natomiast
rozwijał w tym czasie w Italii wojnę propagandową chcąc
umocnić swoje polityczne wpływy w metropolii na czas
pobytu w Grecji. Podsumowaniem tych wysiłków był stan,
który u schyłku swego życia Oktawian określił następująco:
„Cała Italia z własnej woli przysięgła mi lojalność i prosiła
o objęcie dowództwa w wojnie... Prowincje Galia, Hiszpania,
Afryka, Sycylia i Sardynia przysięgły tak samo" 4.
Oczywiście była to iluzja — szanse obu wodzów na
uzyskanie poparcia ludności Imperium Rzymskiego były
połowiczne. Grono sympatyków Antoniusza w Italii okazało
się nadal tak liczne, że Oktawiana satysfakcjonowało nawet
tylko zneutralizowanie co znamienitszych z nich, tak jak
w przypadku Azyniusza Polliona, konsula roku 40, który
będąc do niedawna oddanym sojusznikiem pana wschodniej
części imperium „nigdy nie spojrzał na królową i nie sprzyjał
stronnictwu Antoniusza od czasu, gdy tego demoralizowała
miłość, ale gdy Oktawian prosił go, aby poszedł z nim na
wojnę w Akcjum, powiedział: «moje obowiązki względem
Antoniusza są większe, jego względem mnie — bardziej
znane, a mimo to pozostanę z dala od waszej waśni i będę
ofiarą zwycięzcy»" 5.
Również wódz armii stacjonującej w Grecji nie pozostawał
w tym czasie bezczynny w walce o „rząd dusz". W obiegu
znalazły się tam bite przez Antoniusza monety obrazujące
popiersia Kleopatry i jego samego uzupełnione greckimi
4
A u g u s t u s , Res Gestae, 25.
5
V e l l e i u s P a t e r c u l u s , Historiae Romanae (dalej: Vell., Hist. Rom.) 2,
86.
92

skrótami imion oraz tytułów honorowych obydwojga. Emisja


ta obliczona była na pozyskanie popularności na terenach
przyszłych zmagań. Jednocześnie Antoniusz zapowiadał, bar-
dziej już z myślą o Italii, oddanie senatowi pełni władzy w pół
roku po zwycięstwie nad Oktawianem oraz przywrócenie
zachwianego jedynowładztwem autorytetu ustrojowych in
stytucji republikańskich.
Czyniąc takie obietnice miał podstawę, by czuć się pewnym
siebie. Jako dowódca sił broniących wybrzeża, znał przybliżony
termin początku wrogich operacji, co wiązało się ze zmianą
warunków atmosferycznych na morzu; był w stanie przewi-
dzieć cele ataku, a mogły nimi być dwa nadmorskie miasta,
Dyrrachium i Apollonia, gdzie z reguły lądowały desanty
pchane w tym kierunku z Brundyzjum przez południowe
i południowo-zachodnie wiatry; co więcej, mógł zastosować
wypróbowaną i gwarantującą powodzenie taktykę walki z lą-
dującymi wojskami. Polegała ona przede wszystkim na zaata-
kowaniu okrętami wojennymi floty desantowej. Powolne,
słabo uzbrojone, napędzane tylko żaglami, a zatem trudne
w manewrowaniu statki handlowe, których głównie używano
do transportów wojennych, były, po pokonaniu eskorty, łatwym
łupem dla żaglowo-wiosłowych, zdolnych do taranowania
okrętów wojennych. Jeżeli jednak dzięki odwadze floty
osłonowej lub sprzyjającej pogodzie udało się wrogowi
wysadzić desant, to szybkie okrążenie zdobytego przyczółka
oraz morska blokada okupowanego skrawka brzegu sprawiały,
że brak dowozu sprzętu i żywności zmuszał nieprzyjaciół do
przyjęcia trudnej dla wygłodzonych wojsk bitwy lub całkowitej
kapitulacji.
Taki los czekał zapewne wojska inwazyjne Oktawiana, co
przy liczebnej przewadze floty i armii mogło przynieść
Antoniuszowi ostateczny sukces. Dlatego też zapewne, starając
się wyciągnąć Cezara z portów Italii, na pisemną propozycję
tegoż, sugerującą szybsze stoczenie bitwy w ojczyźnie przy
jednoczesnym, wspaniałomyślnym odstąpieniu sił Oktawiana
93

od morza na dystans dziennej jazdy konnej, co miałoby


ułatwić wojskom Antoniusza lądowanie, mąż Kleopatry
odpowiedział wyzywając przeciwnika do decydującej walki
i zaproponował jako miejsce starcia Farsalos w Tesalii,
gdzie siedemnaście lat wcześniej Juliusz Cezar pokonał
Pompejusza 6.
Jednak wódz zimujących w Grecji wojsk przeliczył się
w swoich oczekiwaniach, nie wziął bowiem pod uwagę faktu,
że uznanie wiosennej pory ustania sztormów jako początku
sezonu żeglugowego oraz wojennego miało charakter umowny.
Istotnie, zimą szlaki morskie pustoszały i tylko desperaci
obojętni na los okrętu i ładunku mogliby narażać życie
wyruszając w rejs, ale już współczesna opisywanym wydarze-
niom historiografia wojen morskich znała precedensowe akcje
flot przeprowadzane akurat w czasie zimowej przerwy żeg-
lugowej. Jedną z nich był śmiały desant na brzegi greckie
przeprowadzony przez Juliusza Cezara z Brundyzjum już na
początku stycznia. Było to w czasie wojny z Pompejuszem, na
którą przecież powoływał się Antoniusz w korespondencji do
obecnego wroga. Lecz ani zbieżność rejonów i kierunków
działania, ani też odwaga wykazana kilkanaście lat wcześniej
przez przybranego ojca Oktawiana nie wzbudziły ostrożności
wodza sił rzymsko-egipskich.
Dlatego też wielkim zaskoczeniem dla kwatery głównej
w Patrae była wiadomość, że Oktawian wyruszył na morze
wcześniej, niż tego oczekiwano. Zresztą informacje napływa-
jące do sztabu były nieścisłe, albowiem nie dotyczyły w istocie
głównych sił inwazyjnych, lecz tylko floty operacyjnej pod
dowództwem Marka Wipsaniusza Agryppy, który niespodzie-
wanie zjawił się u brzegów Peloponezu i zdobył Metone wraz
z dużą ilością zakotwiczonych tam transportowców ze zbożem
oraz sprzętem wojennym.
Normalnie, przy szczelnej blokadzie szlaków żeglugowych
wiodących z Italii do wybrzeży greckich, tego rodzaju akcja
6
P 1 u t, Antonius, LXIV.
94

stałaby się niemożliwa, jednak przeprowadzenie jej w warun-


kach zimowych było dla Antoniusza całkowitą niespodzianką.
Nie zdążył jeszcze ochłonąć, gdy nadeszły wieści, iż Oktawian
z częścią floty wojennej podjął próbę desantu na Korkyrze,
gdzie stacjonował jedynie niewielki garnizon. Cel tego ataku
był oczywisty — wyspa posiadając dogodne, osłonięte od fal
i wiatru kotwicowiska, stanowiła doskonałą bazę do ataku na
flotę w Zatoce Ambrackiej. Odległość zatoki od Korkyry była
tak niewielka, że w pogodne dni można było dostrzec z wyspy
stacjonujące okręty.
Desant Oktawiana nie powiódł się, ponieważ jego okręty,
kilkakrotnie próbujące podejść do wyspy, spychane były na
pełne morze przez trwający właśnie silny sztorm zimowy.
Ostatecznie ta część sił uderzeniowych musiała się wycofać,
lecz w tym czasie Agryppa dokonywał dzieła spustoszenia na
głębokim zapleczu wroga. Z zajętego Metone jego okręty
atakowały punkty wyładunkowe zaopatrzeniowego szlaku
zbożowego na odcinku pomiędzy Taenarum a wyspą Zakyntos.
Zapuszczały się także na wody Zatoki Korynckiej, lekceważąc
całkowicie bliskość kwatery głównej Antoniusza, a w następ-
nych dniach atakowały także ściągnięte pospiesznie na wodę
jednostki patrolowe z garnizonu Korkyry.
Ta intensywna działalność zbrojna nie tylko przyczyniła
strat materialnych zimującym w Grecji wojskom, lecz, co
ważniejsze, odwróciła uwagę sztabu Antoniusza od właściwego
kierunku uderzenia, bowiem w czasie powstałego zamieszania
główne siły inwazyjne Oktawiana dokonały desantu przez
nikogo nie niepokojone. Lądowanie najprawdopodobniej od-
było się w leżącym na północ od Korkyry porcie Panormus
(obecnie Palermo), lub, co mniej możliwe z racji na odległość,
w zatoce Valona.
Po zakończeniu wyładunku Oktawian wraz z 230 okrętami
wojennymi ruszył wzdłuż brzegu w kierunku Zatoki Ambrac-
kiej, chcąc zlikwidować posterunki i garnizony wroga roz-
lokowane na trasie przemarszu wojsk desantowych. Flota ta
95

wylądowała, tym razem z powodzeniem, na Korkyrze, nie


zastano tam jednak żadnych sił Antoniusza, który ściągał
swoje oddziały w stronę Peloponezu. W ten sposób, zastawszy
wolną od blokady cieśninę pomiędzy lądem stałym a wyspą,
Oktawian popłynął dalej, aż do ujścia rzeki Acheron. Miejsce
to znane było jako Glykys Limen, czyli Port Słodkowodny
(obecnie Fanari). Tu zakotwiczywszy flota inwazyjna oczeki-
wała przybycia armii. Nastąpiło to wkrótce, bowiem legiony
posuwając się forsownym marszem przebyły dystans prawie
200 km w ciągu zaledwie czterech dni! Był to wyczyn istotny,
ponieważ wędrówkę rozpoczęto zaraz po wyładunku, nie
zostawiając czasu na odpoczynek dla wojska zmęczonego
trudami zimowej żeglugi.
Sztab Antoniusza w Patrae tak był zajęty organizowaniem
obrony przed dywersją Agryppy i jego floty, że całkowicie
nie orientował się w rozwoju sytuacji na północy. Dlatego
też w kwaterze głównej zapanowała całkowita konsternacja,
gdy okręty patrolowe z bazy na przylądku Akcjum przywiozły
wiadomości o wojskach Oktawiana, które podążając w kie-
runku Glykys Limen zajęły ufortyfikowany port Toryne
(obecnie Parga).
Antoniusz i Kleopatra byli zaskoczeni błyskawicznym
i fatalnym dla nich rozwojem sytuacji. Mimo wszystko nie
podjęto żadnych działań, czego główną przyczyną był brak
dyspozycyjności rzymsko-egipskiej floty stacjonującej wokół
Akcjum — zimą choroby zdziesiątkowały załogi, a rezultatem
werbunku dokonywanego w Grecji, czasem także przy użyciu
siły, był napływ niewykwalifikowanych zastępców: włóczę-
gów, poganiaczy osłów czy też wieśniaków zabranych prze-
mocą od zajęć w polu. Praca wioślarzy, a zwłaszcza napędzanie
wielorzędowców, wymagające nabytej poprzez wieloletnie
doświadczenie synchronizacji ruchów, były dla tej zbieraniny
zadaniem niemożliwym do wyuczenia się w ciągu kilku
wiosennych tygodni. Dlatego też stacjonująca w Zatoce
Ambrackiej flota była w praktyce unieruchomiona.
96

Oprócz niemożności przeciwdziałania na morzu grozę


sytuacji pogłębiało przerwanie linii zaopatrzeniowej, której
istotnym ogniwem był utracony port w Metone. Ze względu
na szczupłość zapasów żywnościowych uruchomiono natych-
miast nową trasę dostaw, wiodącą przez obsadzony garnizonem
Korynt. Tam też, zważywszy na groblę istmijską łączącą
Peloponez z Attyką i uniemożliwiającą dalszą żeglugę ku
brzegom Epiru, rozładowywano przypływające z Egiptu trans
portowce; na ostatnim etapie drogi korzystano z połączeń
lądowych. Zorganizowawszy zaplecze Antoniusz i Kleopatra
podążyli do wojska stacjonującego na przylądku Akcjum,
wysyłając jednocześnie do innych obozów i garnizonów
posłańców z odpowiednimi rozkazami, ponieważ większość
armii spoczywała jeszcze na leżach zimowych.
Oktawian pragnął stoczyć decydującą bitwę morską tuż
po przybyciu na miejsce, choć nie zdawał sobie wówczas
nawet sprawy, że jakiekolwiek działanie przeciwko unie-
ruchomionej i bezbronnej flocie przeciwnika zakończyłoby
się jej pogromem. W tej beznadziejnej sytuacji Antoniusz
uratował swoje okręty podstępem. Ponieważ zaalarmowane
wojska opuszczały dopiero obozy, w których zimowano,
wódz uzbroił wioślarzy i ustawił ich na pokładach okrętów
jako gotową do boju piechotę morską, natomiast pozo -
stawione bez obsługi wiosła wysunięto na zewnątrz kadłubów,
co sugerowało gotowość natychmiastowego odbicia od brze-
gu. Tak przygotowane okręty ustawiono ciasno wzdłuż
obu stron cieśniny, dziób obok dziobu, tak iż wrogowie
ujrzawszy tę flotę mogliby pomyśleć, że oczekuje ona
walki w gotowości bojowej.
Mistyfikacja powiodła się w pełni — Oktawian rezygnując
z bitwy spotkaniowej rozłożył swoją armię obozem na
odległym o około osiem kilometrów na północ od Akcjum
wzniesieniu Mikalitzi. Ze wzgórza tego rozciąga się widok na
południe i wschód poprzez całą Zatokę Ambracką oraz
w kierunku przeciwnym, na morze, przy czym ku północy
97

strefa widoczności sięga aż do Korkyry. Tak więc cały teatr


przyszłych działań wojennych znajdował się u stóp Oktawiana.
Niecałe dwa kilometry na zachód od jego obozu znajdowała
się zatoka Gomaros, w której zakotwiczono flotę. Zatoka
ta była dobrym miejscem postoju w spokojnej porze letniej,
jednak w rozpoczynającym się okresie wiosennych sztormów
akwen ten, otwarty dla gwałtownych zachodnich wiatrów
z pełnego morza, był niebezpieczny dla stłoczonej na
nim floty. Drugim, dosyć istotnym mankamentem lokalizacji
obozu i kotwicowiska były kłopoty z zaopatrzeniem w wodę
pitną. U podnóża Mikalitzi znajdowały się co prawda
dwa źródła, jednak ich wydajność była mniejsza od potrzeb
zgromadzonej armii.
Ponieważ jednak ewentualna próba zdobywania obozu po
wznoszących się zboczach byłaby taktyczną nierozwagą,
Oktawian wykorzystując tę naturalną ochronę zdecydował się
pozostać w tym miejscu. Większą część floty odesłano do
spokojnej, lecz zbyt odległej przystani Glykys Limen, nato-
miast w zatoce Gomaros pozostawiono jedynie mające bloko-
wać Antoniusza okręty wojenne, lekkie jednostki patrolowe
i statki dowożące żywność dla armii. Podjęto również stosowne
prace inżynieryjne — dla łatwiejszego cumowania i wyładunku
zbudowano w zatoce molo, którego ślady pozostały na dnie
do czasów obecnych. Chcąc też zabezpieczyć ciągłą łączność
pomiędzy portem a obozem obwarowano dzielącą je przestrzeń
dwoma murami ciągnącymi się ze wzgórza aż do plaży.
Jednocześnie wolni od zajęć żołnierze zatrudnieni zostali przy
transporcie wody z odległej od obozu o około półtora kilometra
rzeki Oropus wpadającej do Zatoki Ambrackiej.
W tej sytuacji zaczęło zanosić się na długą i męczącą wojnę
pozycyjną. Antoniusz, który wraz z Kleopatrą i częścią
naprędce zebranych wojsk przybył na przylądek Akcjum
w dwa dni po uzyskaniu wiadomości o zbliżaniu się wroga,
oczekiwał teraz reszty swoich sił, a jego głównym zamiarem
było unikanie bitwy do czasu ich przybycia, natomiast później
98

— atak i odrzucenie nieprzyjaciół od zgromadzonej tu floty.


Na przedpolu obu armii, a zwłaszcza na przybrzeżnych
wodach, toczyły się jedynie drobne potyczki. Natomiast
w obozie położonym po akcyjskiej stronie cieśniny żołnierze
Antoniusza prowadzili, wzorem przeciwnika, roboty fortyfika-
cyjne. Tu również postawiono dwa mury wzdłuż wiodącej do
portu drogi. Poza tym po obu stronach cieśniny wzniesiono
dwie mocno obwarowane wieże wyposażone w sprzęt miota-
jący. Wraz z ustawionymi w szerokiej tu na około pół
kilometra cieśninie kilkoma okrętami patrolowymi stanowiły
one osłonę na wypadek próby przedarcia się jednostek
Oktawiana na wody Zatoki Ambrackiej, gdzie przy brzegu
półwyspu stacjonowała bezbronna jeszcze flota.
Prawdopodobnie w kwietniu udało się wreszcie Antoniu-
szowi ściągnąć na Akcjum wszystkie swoje siły. Natychmiast
przeprawiono je przez cieśninę, po czym, rozbijając obóz
w bezpośredniej bliskości wzgórza Mikalitzi, rozpoczęto prace
ziemne, w wyniku których odcięto dopływ wody dla wojsk
Oktawiana z obydwu źródeł. Cezar nie podjął jednak wyzwania
— nie przyjmując bitwy czekał na, jak się wkrótce okazało,
pomyślny atak floty Marka Agryppy, który wykorzystując
bierność eskadr rzymsko-egipskich dokonał desantu na wyspę
Leukas. Jego legioniści, wysadzeni na ląd na przylądku
Leukate, opanowali wkrótce całą wyspę, pokonując przy
współudziale floty garnizon Antoniusza, broniący ważnych
dla żeglugi cieśnin pomiędzy Leukas a Itaką i Kefallenią.
W czasie walk zdobyto także wiele kotwiczących u brzegów
wyspy egipskich statków transportowych — jednostki te,
niezależnie od lądowych tras zaopatrzeniowych, podejmowały
sporadyczne próby przedarcia się przez pierścień blokady
wokół Akcjum.
Utrata Leukas była dla Antoniusza prawdziwą klęską,
ponieważ Oktawian zająwszy wyspę zyskał położoną nie
opodal pozycji swego wroga doskonałą bazę dla własnej floty.
Wkrótce też zawinęły tu okręty stacjonujące dotąd w Glykys
99

Limen. Tym samym eskadry stojące w Zatoce Ambrackiej


znalazły się w „podwójnym ogniu" cezariańskich okrętów
z Leukas i zatoki Gomaros. Dla Antoniusza oznaczało to tylko
jedno — Oktawian ostatecznie wytrącił mu atut, jakim do
niedawna była przewaga na morzu. Obecnie, mając mniejszą
liczebnie flotę, Cezar panował na wybrzeżu epirockim.
Stan taki stwarzał nie lada problem Antoniuszowi pracują-
cemu nad planem zbliżającej się walki. Utrzymując wariant
decydującej bitwy morskiej stawiał się on w beznadziejnym
położeniu już u podstaw takiej koncepcji, ponieważ flota
w praktyce była zablokowana w Zatoce Ambrackiej i wy-
pływając do boju musiałaby zająć pozycje narzucone przez
wroga. Po wtóre, ustalając trasy ewakuacji na wypadek
niepowodzenia, z którym każdy wódz zawsze musi się liczyć,
mąż Kleopatry zorientował się, iż tkwi w beznadziejnej
pułapce. Jedyna hipotetyczna droga ucieczki wiodła do Egiptu,
stanowiącego gospodarczą i militarną bazę Antoniusza. Trasa
taka musiała zatem prowadzić wokół Leukas, którą jednak od
strony zachodniej blokowała obecnie cezariańskia flota, nato -
miast od strony lądu stałego była nie do przebycia. Wyspa ta
bowiem jest nią tylko z nazwy — cieśnina dzieląca ją od
epirockiego brzegu to zamulona płycizna, o prawie stojącej
wodzie, w praktyce nie nadająca się do żeglugi.
Sytuacja stała się katastrofalna. Skłoniło to Antoniusza do
nagłej korekty planów wojennych, ponieważ dalsza zwłoka
groziła już tylko całkowitą klęską. Nakazem chwili było
zmuszenie Oktawiana do przyjęcia walki i to walki lądowej.
Jednak unikając decydującego starcia z głównymi siłami
wroga postanowiono wykorzystać jego uzależnienie od dostaw
wody, co było najsłabszą stroną sił cezariańskich. W połowie
trzykilometrowego dystansu dzielącego nowy obóz Antoniusza
od wzgórza Mikalitzi przygotowano fortyfikacje obronne
przegradzające w poprzek półwysep, co chroniło założone
kwatery przed bezpośrednim atakiem Oktawiana. Jednocześnie
żołnierze z tych wysuniętych umocnień mogli obserwować
100

i czynić wypady na oddziały aprowizacyjne podążające nad


rzekę Oropus.
Utarczki te służyły oczywiście jedynie odwróceniu uwagi
wroga od zasadniczego kierunku uderzenia. W tym bowiem
czasie poprzez wody Zatoki Ambrackiej przetransportowano
okrętami do ujścia rzeki dużą liczbę wojska, głównie konnicę.
Siły te poprowadzone przez egipskiego sprzymierzeńca, króla
Paflagonii Deiotara Filadelfa, dotarły okrężną drogą w głąb
lądu, osiągając północne przedpole obozu Oktawiana. Tam,
w odległości około dwóch kilometrów od wrogich fortyfikacji,
rozłożono obóz konnicy. Wkrótce Oktawian wyprowadził
w pole swoją jazdę dowodzoną przez Statyliusza Taurusa
i zdrajcę Titiusza, który spodziewał się właśnie uzyskania
konsulatu jako zapłaty za niedawną dezercję z szeregów
Antoniusza.
Tuż po opuszczeniu obwarowań konnica cezariańska przy-
puściła raptowny atak spychając przeciwnika ku rzece. Wów-
czas, czy to w strachu przed gwałtowną szarżą, czy też
w wyniku wcześniejszej zmowy duża część jeźdźców wraz
z monarchą paflagońskim poddała się, przechodząc na stronę
przeciwnika. W praktyce zniweczyło to całą koncepcję oto-
czenia pozycji Oktawiana i zmożenia jego wojsk pragnieniem.
Antoniusz wycofał resztki swojej ekspedycji na południową
stronę cieśniny — po tej klęsce utracił inicjatywę operacyjną,
a blokada morska sprawiła, że problem wyżywienia armii stał
się dla niego zagadnieniem najwyższej rangi.
Odniósłszy tak istotny sukces militarny Oktawian przystąpił
do ofensywy. Część jego oddziałów odwodowych została
wysłana do wschodniej Grecji i Macedonii, aby tam siać
zamieszanie wśród politycznych sprzymierzeńców Antoniusza.
Było to o tyle istotne, iż właśnie z Macedonii pochodziła
blisko trzecia część legionistów obozujących koło Akcjum
— nie mogąc bowiem już od kilku ostatnich lat przeprowadzać
werbunku w Italii Antoniusz dokonał zaciągu w tej słynącej
z walecznych ludzi krainie, oferując w zamian za służbę
101

obywatelstwo rzymskie. Ci nowi żołnierze nie odczuwali


jednak zaangażowania emocjonalnego w toczącej się wojnie
— było im obojętne, który z wodzów stanie się ich rzymskim
władcą, a obecnie wieści o marszu w ich rodzinne strony
wojsk Oktawiana kierowały myśli tych legionistów bardziej
ku Macedonii niż ku Mikalitzi.
W tym samym czasie nie próżnował też Agryppa. Zajął on
Patrae, do niedawna jeszcze kwaterę główną Antoniusza, po
czym skierował się w stronę Koryntu. Miasta i całej Zatoki
Korynckiej bronił Kwintus Nasidius, jeden z byłych dowódców
floty Sekstusa Pompejusza, walczący z Agryppą już w czasie
kampanii sycylijskiej. Jednak obecne jego przygotowania do
obrony spełzły na niczym, bowiem znienacka nastąpiła nieko-
rzystna dlań zmiana układu sił. Oto, zapewne nie bez udziału
emisariuszy Oktawiana, w pobliskim Lacedemonie wybuchła
rewolta. Panował tam Eurykles, którego ojciec, Lauhares,
będąc oskarżonym o przywłaszczenie mienia, co było wielce
możliwe wobec jego pirackiej proweniencji, został przez
Antoniusza skazany na śmierć. Obecnie młody Spartanin
szukając pomsty za śmierć ojca wystąpił zbrojnie po stronie
Oktawiana, za co już wkrótce otrzymać miał od swego
nowego mecenasa obywatelstwo rzymskie dla siebie i za-
szczytną możność uczestnictwa w igrzyskach nad Tybrem dla
swoich rodaków.
Zagrożony na swoim zapleczu Kwintus Nasidius uległ i
wkrótce Korynt znalazł się w rękach Agryppy.
Nie było to zresztą w tym czasie jedyne zmartwienie
Antoniusza. Nie mniej groźnie niż na froncie przedstawiała
się sytuacja w jego obozie pod Akcjum. Groza sytuacji
wystawiła na próbę charaktery, a wśród zbiegłych z Rzymu
polityków zarysowała się polaryzacja stanowisk. Szczególnie
ostre kłótnie trwały pomiędzy republikanami, których nad-
rzędnym celem było reaktywowanie starego ustroju, a monar-
chistami pragnącymi toczyć dalszą wojnę pod auspicjami
Kleopatry niezależnie od skutków, jakie mogłoby to mieć dla
Rzymska innowacja — „kruk" („corvus") w gotowości bojowej...

...i po opuszczeniu na wrogi okręt jako pomost dla atakującego


oddziału
Rzymski transportowiec z II w. p.n.e. (z lewej) i pięciorzędowiec z „kru-
kiem", wieżami dla strzelców i katapultą na pokładzie (obraz współczesny)

Podobne wyposażenie bojowe na pokładzie liburny z I w. p.n.e.


(obraz współczesny)
Schemat liburny — charakterystyczne jest rufowe pomieszczenie
dla sternika

Okręt flagowy Kleopatry, dziesięciorzędowiec „Antonia". Podziałka — w


stopach. Stopa — 0,288 m
Kadłub „Antonii" mieścił 600 wioślarzy. Długość wioseł zmuszała część
z nich do pracy w pozycji stojącej

Krokodyl na dziobie „Antonii" symbolizował Egipt. Nad nim, w niszy,


wizerunek bogini
Schemat typowego transportowca rzymskiego (schyłek I w. p.n.e.)

Załadunek zboża na rzymski transportowiec


Marynarze na rei zwijają żagiel przed przybyciem do portu
Rejon bitwy (zdjęcie lotnicze): A — wzgórze Mikalitzi, B — półwysep
Akcjum, C — obóz Antoniusza, D — wejście do zatoki, E — kotwicowisko
Oktawiana, F — port Antoniusza
Świątynia Boskiego Juliusza na Forum Romanum
102

politycznej przyszłości Rzymu. Republikanie, chcąc przeciw-


stawić opozycjonistom silną i cieszącą się autorytetem jedno-
stkę, odwrócili się od Antoniusza, przypisując dotychczasowe
niepowodzenia militarne jego nieudolności, zaproponowali
rolę lidera swojego ugrupowania głównemu oponentowi
królowej, Domicjuszowi Ahenobarbusowi. Ten jednak, wy-
mawiając się trawiącymi go ciężkimi atakami febry, nie
przyjął zaszczytu, po czym potajemnie przeprawił się łodzią
w poprzek cieśniny udając się do obozu Oktawiana. Ucieczka
ta wstrząsnęła Antoniuszem i Kleopatrą, jednak opuszczony
wódz wykazał się wspaniałomyślnością i wielkodusznie
odesłał zbiegowi cały bagaż, niewolników oraz towarzy-
szących Ahenobarbusowi w wyprawie przyjaciół. Nie zdało
się to jednak na nic, gdyż męczony silną gorączką dezerter
zmarł kilka dni później.
Senator był ofiarą panującej w obozie Antoniusza zarazy,
która dodatkowo przyczyniała wodzowi ogromnych kłopotów.
Okazało się bowiem, iż nowy obóz po północnej stronie
cieśniny zlokalizowany został w miejscu malarycznym i wkrót-
ce wielu żołnierzy oraz marynarzy zapadło na śmiertelną
w licznych przypadkach chorobę. Powstawaniu ognisk zarazy
sprzyjały roznoszące zarazki komary, rojące się licznie w za-
tęchłym powietrzu napływającym znad błotnistych lagun
otaczających półwysep od strony Zatoki Ambrackiej. Stan
zdrowia obozujących wojsk obniżało też monotonne i jałowe
pod względem zawartości witamin wyżywienie. Jednak obo-
zowego jadłospisu nie udało się urozmaicić, ponieważ na
nieurodzajnej ziemi półwyspu nie kultywowano żadnych
upraw, nie rosły tam też żadne drzewa owocowe.
Głód, choroba oraz widmo klęski sprawiły, że dużo ludzi
podejmowało decyzję ucieczki. Dezercja stała się zjawiskiem
nagminnym, przy czym szczególnie dała się odczuć wśród
zwerbowanych siłą wioślarzy, wywodzących się z pobliskich
okolic, gdzie zostawili domy i rodziny. W podejmowaniu
takich kroków dezerterom nie przeszkadzały zbytnio rozterki
103

sumienia, ponieważ przykład nielojalności płynął z kwatery


głównej — tutaj wśród nobilitowanych funkcjami i pochodze-
niem uciekinierów oprócz Domicjusza Ahenobarbusa znaj -
dowali się sprzymierzony monarcha azjatycki Deiotar, senator
Marek Juniusz Silanus oraz historyk wyprawy partyjskiej
Kwintus Delliusz, który dzięki kolejnej ucieczce w obliczu
klęski właśnie po raz czwarty zmienił politycznego mecenasa.
Dezercje stały się tak nagminne, iż Antoniusz próbował
ratować swój prestiż i chcąc odstraszyć ewentualnych na-
śladowców nakazał zgładzić przyłapanych na próbie ucieczki
senatora Kwintusa Postumjusza oraz sprzymierzonego władcę
Emessy, Jamblichusa.
W kwaterze głównej koło Akcjum naradzano się tymczasem
nad wyjściem z opresji. Siły zbrojne Antoniusza topniały
z dnia na dzień w wyniku chorób i dezercji, toteż wysłano do
Macedonii władcę Galatów Amyntasa oraz kilku senatorów
w celu uzyskania posiłków od króla Getów, Dikomesa.
Emisariusze pragnęli wykorzystać waśnie pomiędzy tym
monarchą a jego rywalem Kotisem, który w tym czasie szukał
pomocy u Oktawiana. Jednocześnie Kanidiusz, zmieniwszy
swoją opinię, sugerował odesłanie królowej z obozu oraz
przemarsz legionów do Tracji lub Macedonii, gdzie na
dogodnych do walki równinach można było stoczyć decydującą
bitwę. Plan ten zakładał wykorzystanie licznych wojsk, które
obiecał emisariuszom król Dikomes. Kanidiusz starał się też
przekonać swego dowódcę, że oddanie Oktawianowi palmy
pierwszeństwa na morzu nie ujmie Antoniuszowi splendoru,
ponieważ Cezar jako mąż równie waleczny okrył się chwałą
w wojnie sycylijskiej. Byłoby natomiast rzeczą wielce nieroz-
ważną, aby wódz tej rangi co Antoniusz nie wykorzystał
swojego talentu oraz tak wielu doświadczonych w licznych
wojnach żołnierzy, których rozdzielono teraz pomiędzy załogi
poszczególnych okrętów.
Wojsko również wyrażało swoje niezadowolenie z koniecz-
ności walki na morzu. Pewnego razu jeden z centurionów,
104

weteran licznych kampanii, który pokryty był wieloma bliz-


nami po odniesionych ranach, powiedział śmiało do prze-
chodzącego nie opodal Antoniusza: „Imperatorze, dlaczego
nie dowierzasz tym ranom oraz temu mieczowi i pokładasz
swoje nadzieje w mizernych kłodach drewna? Pozwól Egipc-
janom i Fenicjanom walczyć na morzu, lecz daj nam ziemię,
na której mamy we zwyczaju stawać lub umierać, albo
zwyciężać naszych wrogów".
Pomimo tych pełnych zwątpienia nastrojów armii i oficerów
kwatery głównej Antoniusz zdecydował się szukać przede
wszystkim wyjścia z blokady morskiej. Prawdopodobnie
w sierpniu powstał plan przebicia się przez linię okrętów
patrolowych Agryppy. Zadania tego podjął się jeden z dowód-
ców floty, Sosjusz. Jego okręty wypłynęły z cieśniny akcyj -
skiej wczesnym rankiem, wykorzystując gęstą mgłę. Wkrótce
też nie zauważone podeszły do eskadry blokującej wyjście na
pełne morze. Sprawujący dowództwo nad siłami patrolowymi
Lucjusz Tariusz Rufus dał się całkowicie zaskoczyć Sos-
juszowi, którego jednostki wyłoniły się nagle z mgły rzednącej
już w pierwszych promieniach słonecznych. Rozgorzała gwał-
towna bitwa — okręty Antoniusza wykorzystując zaskoczenie
zaczynały już brać górę nad przeciwnikiem, gdy nagle
w odsiecz napłynęły posiłki od zaalarmowanego Agryppy.
Ostatecznie eskadra Sosjusza z dużymi stratami wycofała się
z powrotem do swej bazy.
Wśród poległych w tej akcji znajdował się azjatycki władca
Tarkondemus, królujący w odległej od morza krainie leżącej
pomiędzy Cylicją a Syrią, co sugeruje, że oprócz wojsk
okrętowych załadowano na pokłady także oddziały posiłkowe,
nie przeznaczone do walk morskich. Rejs Sosjusza byłby
zatem nie próbą stoczenia decydującej bitwy flot, lecz jedynie
przetransportowania wojsk, które gdzieś na kontrolowanym
jeszcze przez Antoniusza skrawku wybrzeża miały zapewne
połączyć się z głównymi siłami po ewakuacji tychże z przyląd -
ka Akcjum.
105

Klęska Sosjusza wprawiła kwaterę główną w panikę.


Gorączkowo chwytając się pomysłu za pomysłem Antoniusz
zarzucił koncepcję użycia floty wojennej i postanowił po
zniszczeniu lub porzuceniu olbrzymiej armady wycofać się
wraz z armią, dążąc do rozstrzygającej bitwy lądowej. Zamie-
rzenia te zostały jednak zniweczone kolejnym uszczupleniem
stanu liczebnego armii — oto do Oktawiana przeszedł król
Amyntas wraz z 2 tys. konnicy posiłkowej. Jednocześnie
Kleopatra zaczęła gwałtownie oponować wobec idei porzucenia
floty. Dosyć logicznie argumentując zwracała uwagę, że
koncepcje przedarcia się armii do Macedonii wysnuto na
podstawie dalekich od realizacji obietnic dostarczenia przez
Dikomesa zapowiedzianych posiłków. Flota natomiast stano-
wiła realną, wymierną siłę, która w przypadku przedarcia się
jej do portów egipskich stanowiłaby istotny atut w dalszej
wojnie. Poza tym, zdaniem królowej, łatwiej można by było
pogodzić się z ewentualną klęską wojsk Kanidiusza lub też
nie kłopotać się udzieleniem im pomocy w razie niebez-
pieczeństwa, zważywszy, iż ewakuująca się armada mogła
zabrać cztery lub pięć legionów — wystarczającą siłę dla
wzmocnienia kontyngentów, które miałyby kontynuować walkę
w Azji i Afryce.
Przedstawiona przez Kleopatrę niezaprzeczalna logika sy-
tuacji zmusiła, co jest tu szczególnie paradoksalne, największą
armię funkcjonującą wówczas w basenie Śródziemnomorskim
do przyjęcia bitwy na wodzie, a najznamienitszy wódz epoki
uległ w tej kwestii zdaniu kobiety. Starożytni historycy
rozpowszechniali w związku z tym pogląd, iż królowa,
upierając się przy koncepcji starcia na wodach wybrzeża
epirockiego, chciała na wypadek klęski mieć możność odwrotu
do ojczyzny drogą morską 7.
Niepomyślny obrót wyprawy i brak jednomyślności w naj-
bliższym otoczeniu sprawiły, że Antoniusz przestał wierzyć
w sukces podczas tej kampanii. Konieczność walki była
7
Tamże, LXIII; D i o, Hist. Rom., 1.15.
106

oczywista — dalsze zwlekanie lub ewentualna próba odwrotu


drogami lądowymi mogły przyczynić się do odstąpienia
pozostałych azjatyckich sprzymierzeńców. Ponadto stan liczeb -
ny armii zmniejszał się z dnia na dzień. Podejmując przeto
przygotowania do bitwy odesłano jednocześnie w kierunku
Egiptu znajdujące się w różnych podległych jeszcze An-
toniuszowi portach greckich transportowce Kleopatry wraz ze
znacznymi zapasami sprzętu wojennego, co miało wzmocnić
liczące jedenaście legionów odwody w Afryce i w Azji.
Ponieważ część okrętów była unieruchomiona z powodu
dezercji lub chorób wioślarzy, na rozkaz wodza spalono
większość floty egipskiej z wyjątkiem 60 jednostek wojennych
i statków transportowych, natomiast jej załogami uzupeł niono
obsługę 170 okrętów rzymskich zgrupowanych w trzech
eskadrach. Ostatecznie zatem połączone siły rzymsko-egipskie
liczyły 230 jednostek rozmaitej wielkości, od trzy- do dziesię-
ciorzędowców. Postanowiono załadować na nie 20 tys. cięż-
kozbrojnych żołnierzy i 2 tys. łuczników. Przygotowania te
nie były oczywiście tajemnicą dla Oktawiana, bowiem donieśli
mu o nich dezerterzy.
Ponieważ rubież obronna w Grecji była już raczej stracona
i kwatera główna Antoniusza wiązała dalszą nadzieję tylko
z siłami w Afryce i Azji, głównym celem zbliżającej się bitwy
miało być wyrwanie się z okrążenia po przełamaniu blokady
morskiej. Przyjęty plan wynikał z dobrej, nabytej w czasie
wielomiesięcznego pobytu na Akcjum znajomości nawigacyj -
nych warunków wybrzeża epirockiego. Otóż w rejonie tym
nocna bryza lądowa spływa z gór w głębi kontynentu nad
Zatokę Ambracką i stąd wieje dalej nad morze. Wiatr ten
stopniowo zanika wraz ze wschodzącym słońcem, które coraz
silniej zaczyna ogrzewać powietrze nad lądem. Ostatecznie
około godziny 10 rozpoczyna się półgodzinna flauta (pogoda
bezwietrzna). Kończy ją lekki, ledwie wyczuwalny ruch
chłodnego powietrza znad morza — zaczyna ono stopniowo
napływać nad pulsujące od gorąca wybrzeże. Około południa
107

bryza od morza jest już ustabilizowana w sile i kierunku,


wiejąc łagodnie z południowego zachodu. W ciągu kilku
dalszych godzin następuje stopniowa zmiana — bryza tężeje
w sile i wirowo skręca ku północy. W rezultacie około
godziny 14-15 zaczyna się najlepsza pogoda żeglarska. Ruch
powietrza odbywa się wówczas ze średnią siłą 3-4°B z sektora
róży wiatrów pomiędzy zachodem a północnym zachodem.
Warunki takie trwają niezmiennie aż do wieczora.
Znajomość tych warunków hydrometeorologicznych miała
dla Antoniusza kapitalne znaczenie, chcąc bowiem zrealizo-
wać swój zasadniczy cel musiał uwzględnić właśnie charak-
ter wiatru, ukształtowanie akwenu przyszłej bitwy oraz
nawigacyjne możliwości jednostek będących w jego dys-
pozycji. Chcąc obrać najkrótszą trasę do Egiptu o general-
nym kursie południowym należało przepłynąć w bezpośred-
niej bliskości wyspy Leukas korygując jednocześnie na tym
odcinku kurs na południowo-zachodni. Ta konieczność sta-
nowiła w zamierzeniach Antoniusza i jego dowódców naj-
większy problem. Otóż, jak już wspomniano, okręty starożyt-
ne w niewielkim tylko stopniu mogły wykorzystać energię
mechaniczną zawartą w porywach wiatru. Jednostki zaopat-
rzone w mało efektywne żagle rejowe mogły osiągnąć
optymalną prędkość przy wietrze wiejącym od tyłu w rufę
lub bocznym, tak zwanym półwietrze. Najbardziej ostry
z możliwych do osiągnięcia kierunek żeglugi względem
wiatru, tak zwany pełny bajdewind, wynosił maksymalnie
siedem rumbów (78,8°) od osi symetrii okrętu. Tak zatem dla
ewakuującej się na południowy zachód floty rzymsko-egips-
kiej wczesna bryza popołudniowa wiejąca z tego właśnie
kierunku byłaby ostrym bajdewindem. W efekcie wiatr
wiejący prawie od dziobu uniemożliwiłby użycie żagli,
a wioślarzom utrudniłby pracę, stwarzając silny opór falowy.
Natomiast wykorzystanie bryzy lądowej nie wchodziło
w ogóle w rachubę — ten poranny wiatr był za słaby, aby
nadać ciężkim wielorzędowcom odpowiednią prędkość.
108

W kwaterze głównej Antoniusza zdawano sobie w związku


z tym sprawę, iż dla uzyskania warunków nawigacyjnych
umożliwiających wyrwanie się z pierścienia blokady należało
rozpocząć akcję wraz z nasileniem się północno-zachodniej
bryzy popołudniowej oraz przystąpić do jej realizacji z pozy-
cji możliwie najbardziej oddalonej od brzegu. Było to
niezmiernie istotne, ponieważ, zważywszy iż w nawigacyj -
nym rozplanowaniu sytuacji o danej porze dnia jedynie
kierunek wiatru i położenie zachodniego cypla Leukas były
elementami stałymi, flota mogła zwiększyć swoje szanse
tylko poprzez zmianę jedynego mobilnego czynnika ob-
liczeniowego — swojego położenia względem wiatru. Otóż
odsuwając się od brzegu wraz z każdą milą można było
zwiększyć kąt pomiędzy pozostałymi, niezmiennymi elemen-
tami o pół rumba. W praktyce znaczyło to, że o ile
w początkowym stadium akcji, tuż przy brzegu, flota ruszają-
ca w rejs dookoła Leukas płynęłaby półwiatrem, a więc
kierunkiem dogodnym dla ożaglowania rejowego lecz mało
efektywnym, gwarantującym jedynie niewielką prędkość
około dwóch węzłów, o tyle inicjując akcję w odległości
jednej lub dwóch mil rzymskich od brzegu flota miałaby
obiecujący największą prędkość wiatr wiejący ukosem z rufy.
Jednocześnie ten kurs względem wiatru, zwany przez żeg-
larzy baksztagiem, gwarantował mniejszy niż przy półwietrze
dryf okrętów, co z kolei zmniejszało niebezpieczeństwo
rzucenia floty na brzegi mijanej wyspy lub okalające ją
mielizny.
Antoniusz zdawał sobie jednak sprawę, że wszystkie te
założenia nawigacyjne były jedynie teorią, w której realizacji
zasadniczą przeszkodę stanowić miała potężna flota Oktawiana
czatująca u ujścia wód Zatoki Ambrackiej. Wśród oficerów na
przylądku Akcjum nie czyniono sobie złudzeń — nie mogło
się obejść bez decydującej bitwy morskiej, a nawet jeżeli
w wyniku tych zmagań połączona flota mogłaby przedrzeć się
w kierunku Egiptu, to iluzją byłoby spodziewanie się takich
109

strat u wroga, które uniemożliwiłyby mu podjęcie natychmias-


towego pościgu.
W tym czasie w sztabie cezariańskim istniała rozbieżność
zdań co do celu bitwy. Oktawian, chcąc przede wszystkim
pojmać wrogą sobie parę, co było raczej jego zamierzeniem
politycznym niż militarnym, sugerował, aby sprowokować
wroga do próby przebicia się przez pierścień blokad i wtedy,
atakując w pościgu od tyłu, pochwycić Antoniusza oraz
Kleopatrę; a resztę floty porażoną tym faktem zwyciężyć bez
walki 8. Z taktycznego punktu widzenia akcja taka byłaby
dosyć łatwa w realizacji, tym bardziej iż przy rozluźnionej
wielomiesięczną bezczynnością dyscyplinie uciekające załogi
połączonej floty na pewno nie utrzymywałyby szyku zwartego
— rozproszone okręty przy liczebnej przewadze armady
Oktawiana stałyby się łatwym łupem.
Głównym oponentem wobec takiego planu był Marek
Agryppa, który zdecydowanie pragnął bitwy, a nie pościgu,
chcąc doszczętnie rozgromić przeciwnika. Ten wybitny
i doświadczony strateg wiedział, że totalna destrukcja floty
uczyni przeciwnika bezbronnym w warunkach jego roz-
ciągniętych linii transportu morskiego i długiego frontu
ciągnącego się wzdłuż wybrzeży Cyrenajki, Egiptu i Azji.
Agryppa, tak jak Antoniusz, pragnął stoczyć bitwę z dala
od brzegu, co dałoby mu szansę na pełne wykorzystanie
dużej manewrowości jego floty. Owa ruchliwość wynikała
z ogromnej przewagi liczebnej — wobec 230 okrętów
Antoniusza stało 400 jednostek Oktawiana, których załogi
zaprawione były w trakcie całorocznych operacji bojowych
wokół Peloponezu. Tak liczna flota umożliwiała nie tylko
dotychczasową szczelną blokadę wroga, lecz także jedno-
lub dwustronne oskrzydlenie w czasie bitwy.
Ostatecznie w sztabie cezariańskim zwyciężyło zdanie
Agryppy. Przystąpił on do intensywnych przygotowań zaokrę-
towując osiem legionów i pięć kohort pretorskich o łącznej
8
Dio, Hist. Rom., I. 31.
110

sile około 40 tys. ludzi. Tak więc ogólnie Oktawian miał na


pokładach dwukrotnie więcej żołnierzy niż jego przeciwnik.
Jednak zważywszy na liczebność flot lepsze wskaźniki jedno-
stkowe miał Antoniusz — przeciętnie na każdym jego rzym-
skim okręcie było 100-120 żołnierzy wobec około 90 cezarian.
Był to dodatkowy czynnik zmuszający Agryppę do walki na
pełnym morzu, gdzie bez obawy wprowadzenia jednostek na
mielizny, o co łatwo w czasie bitewnego zamieszania, można
było zastosować taktykę osaczania jednego okrętu Antoniusza
dwoma cezariańskimi. Dawałoby to przewagę wojsk Ok-
tawiana walczących w poszczególnych pojedynkach między
okrętami.
Również Antoniusz kończył już swoje przygotowania bitew-
ne. Oprócz wytypowania oddziałów przeznaczonych do za-
okrętowania zniesiono na pokłady i przygotowano do użytku
takielunek oraz żagle, postawiono maszty. Zwłaszcza te
nietypowe przed walką czynności wzbudziły niepokój u żoł-
nierzy, toteż uspokajano ich, tłumacząc, o ironio, że napęd
żaglowy użyty będzie w razie ewentualnej pogoni za ucieka-
jącym wrogiem. Ostatecznie 29 sierpnia połączona flota była
gotowa do akcji. Lecz wówczas na pełnym morzu srożył się
gwałtowny sztorm, jakich wiele u schyłku lata. Po kilku
dobach ciągłej nawałnicy siła wiatru zaczęła słabnąć, aż
wreszcie czwartego dnia o świcie nastała zwykła pogoda.
Morze stało się ciche i spokojne. Był 2 września 31 r. p.n.e.
Obydwaj wodzowie postanowili przyjąć do bitwy szyk czoło -
wy. Flota cezariańska była podzielona na trzy ugrupowania:
lewe skrzydło miał prowadzić głównodowodzący całej armady
— Marek Wipsaniusz Agryppa, centrum — Arruncjusz,
a prawe skrzydło — Oktawian, który, chcąc jako wódz
wyprawy mieć nadzór nad ogólnym przebiegiem bitwy, wziął
do pomocy w komendzie Marka Luriusza, zasłużonego w star-
ciu z Menasem, wodzem floty Sekstusa Pompejusza, na
wodach sycylijskich. Okręty rzymsko-egipskiej floty przyjęły
to samo ugrupowanie: lewe skrzydło oddano Sosjuszowi,
111

centrum objęli pospołu Marek Oktawiusz i Marek Instejusz,


prawe skrzydło — Marek Antoniusz i Gelliusz Publikola.
Starsi, bardziej doświadczeni dowódcy objęli więc komendę
nad skrajnymi ugrupowaniami, co sugeruje, iż tam znajdowały
się największe okręty. Im też przydzielono istotne zadanie
obrony przed oskrzydleniem przez nieprzyjaciół. W drugiej
linii zgrupowało się 60 jednostek Kleopatry, które zajęły
pozycje pokrywające styk prawego skrzydła i centrum. Okręty
egipskie obsługiwane były przez godnych zaufania najem-
ników, co wykluczało dezercję załóg. Wojskami lądowymi
dowodzili natomiast: u Antoniusza — Kanidiusz Krassus,
u Oktawiana — Tytus Statyliusz Taurus.
O brzasku Antoniusz wsiadł na małą, wiosłową łódź
łącznikową i udał się na ostatnią przed bojem inspekcję floty.
Płynąc wzdłuż zakotwiczonych okrętów donośnym głosem
przemawiał do załóg i legionistów zgromadzonych na po-
kładach. Przekonując ich, aby pokładali wiarę w ogromie
swoich okrętów, zachęcał jednocześnie do utrzymania pozycji
zgodnie z tradycyjną już w bojach lądowych nieustępliwością
oręża rzymskiego. Dowodzącym okrętami oficerom zalecał
przyjęcie pierwszego uderzenia nieprzyjaciela z taką nie-
wzruszonością, jakby jednostki ich stały na kotwicach. Jedno-
cześnie ostrzegał przed niebezpiecznymi mieliznami u wejścia
do cieśniny, które mogły przyczynić kłopotów podczas
formowania szyku po wyjściu na wody przybrzeżne9.
Pokrzepiw-szy swoje wojska na duchu wódz powrócił na
okręt flagowy oczekując już tylko na wiatr.
Oktawian, chcąc także dokonać przeglądu sił i sytuacji
w zatoce, opuścił namiot jeszcze o zmroku. Schodząc w asyście
oficerów górską ścieżką opadającą ku morzu zboczami Mikali-
tzi spotkał wieśniaka prowadzącego osła. Jak się okazało,
człowiek ów nazywał się „Szczęsny" (Eutychos), a jego
stworzenie — „Zwycięzca" (Nikon). Cezar przyjął to jako
szczęśliwą dla siebie wróżbę i tym pewniej przemawiał
9
P l u t., Antonius; LXV.
112

później do swoich załóg. Podkreślając wobec żołnierzy za-


grożenie Rzymu przez Kleopatrę, utwierdzał ich także w nie-
chęci do Antoniusza opisując go jako opętanego przez czary
człowieka, który lekceważy podstawę demokracji, jaką jest
szacunek dla uświęconych upływem czasu praw i obyczajów.
W swojej mowie Cezar podkreślił, że jego wojska walczą
w obronie ojczyzny 10.
Następnie, dokończywszy lustracji floty, Oktawian udał się
łodzią na prawe skrzydło armady, która w tym czasie przy
użyciu wioseł wypływała już z zatoki Gomaros i ustawiała się
przed wejściem do Zatoki Ambrackiej. Tam jednak spotkało
Cezara zaskoczenie, albowiem ujrzał nieprzyjaciela spokojnie
stojącego przed cieśniną — okręty wyglądały jak ustawione
na kotwicach, a na pokładach panował bezruch. Gdy po
dłuższej obserwacji Oktawian upewnił się, że nie jest to żaden
fortel i wróg w istocie oczekuje wiatru, zamiast zająć za
pomocą napędu wiosłowego dogodne stanowiska z dala od
brzegu, rozkazał dowódcom odcinków podpłynięcie całym
frontem bliżej wejścia do cieśniny. W ten sposób jego okręty
zbliżyły się do nieruchomych jednostek Antoniusza na dystans
ośmiu stadiów, czyli około półtora kilometra . Tym samym
11

flota stojąca w głębi cieśniny została w praktyce „zakor-


kowana" na wąskim, mającym około 2,5 km szerokości
akwenie pomiędzy cyplami Parginosuala i Scylla, ogranicza-
jącymi wejście do Zatoki Ambrackiej. 170 okrętów z trzech
eskadr bojowych Antoniusza — uformowanych w szyku
czołowym z zachowaniem między nimi odstępów 18 m na
swobodną pracę wioseł obu burt i dodatkowo 9 m jako
dystansu bezpieczeństwa pomiędzy jednostkami — zajęłoby
przestrzeń około 4,5 km, dlatego też w wąskiej cieśni-
nie-pułapce eskadry ustawiły się w szyku podwojonym.
Po długim wyczekiwaniu, około południa, drgnęło wreszcie
lewe skrzydło floty Antoniusza. Okręty tej eskadry zaczęły
10
Dio, Hist. Rom., I, 24, 30.
11
1 stadion (łac. stadium) = 177,4 m.
113

powoli wypływać z cieśniny formując szyk czołowy i usta-


wiając się w linię skierowaną dziobami w kierunku nie-
przyjaciela.
Antyczni komentatorzy bitwy, nie wolni od błędów wyni-
kających z silnej procezariańskiej propagandy, sugerowali,
że ruch wykonano tylko na lewym skrzydle, a nie w całej
flocie Antoniusza, co wynikało ze zniecierpliwienia wojska
i żeglarzy, którzy byli bardziej bitni od swego wodza.
Obecnie, w świetle szczegółowej analizy hipotetycznego
planu działania, można być pewnym, iż Antoniusz ociągał
się z przyjęciem bitwy oczekując wiatru. Chciał mieć
absolutną pewność co do jego siły i kierunku, ponieważ
jakiekolwiek posztormowe załamanie frontu atmosferycznego
mogło obrócić wniwecz przyjęte założenia. W momencie,
gdy jednostki lewego skrzydła rozpoczęły manewrowanie,
nie było jeszcze konieczności pośpiechu — do momentu
nadejścia najsilniejszej bryzy północnej brakowało około
dwóch lub trzech godzin. Natomiast jako pierwsza wypłynęła
ta właśnie część floty, która była wysunięta najdalej na
południe z całego ugrupowania i potrzebowała w związku
z tym najwięcej czasu do zajęcia bardziej ku północy
wysuniętych stanowisk wyjściowych do akcji.
Tymczasem Oktawian zadowolony widokiem ruszającego
się ze swych pozycji wroga, rozkazał prawoskrzydłowym
jednostkom Marka Luriusza wiosłować w stronę pełnego
morza, licząc na to, że Antoniusz ruszy w pościg za rzekomo
uciekającymi siłami przeciwnika. W ten sposób wszystkie
okręty zostały wywabione z cieśniny i zatoki.
Stało się zgodnie z przewidywaniami Cezara — ugrupo-
wania rzymsko-egipskie wypłynęły na wody przybrzeżne i,
uformowawszy szyk czołowy, ruszyły za „uchodzącym"
przeciwnikiem. Wówczas jednak na dany znak eskadry
Oktawiana wykonały ciasny zwrot i zawróciły wprost na
ścigających. Niezbyt duże, zwrotne liburny wykonały ten
manewr bez zamieszania we własnych szykach oraz w naj-
114

krótszym możliwym czasie. Zwłaszcza ten drugi czynnik


udało się sternikom osiągnąć bez kłopotu, ponieważ okręty
pościgu, z racji na swoje monstrualne gabaryty oraz nie
najlepsze zgranie skompletowanych w ostatnich tygodniach
wioślarzy, były powolne.
Po tym manewrze obie floty zaczęły zbliżać się do siebie,
lecz cezariańskie liburny, które nagłym zwrotem przeszły do
natarcia, nie spieszyły się z taranowaniem. Wręcz odwrotnie,
uchylając się od ciosu próbowały okrążyć płynące powoli
kolosy. Nie było w tym nic dziwnego — słabo sterowne
okręty Antoniusza nie były zdolne do skomplikowanych
manewrów, z związku z czym ich dowódcy liczyli głównie na
efekty taranowania w szyku, co przy tonażu i gabarytach tych
jednostek gwarantowało ciężkie uszkodzenie lub zatopienie
lekkich konstrukcyjnie librun potężnymi, okutymi brązem
ostrogami dziobowymi. Groźba ta uniemożliwiała całkiem
atak czołowy siłom Oktawiana. Również pozornie proste
taranowanie burt wrogich okrętów było utrudnione, ponieważ
ich kadłuby wzmocniono grubymi belkami spojonymi ze sobą
za pomocą metalowych ćwieków. W praktyce był to niełatwy
do przebicia pancerz, którego taranowanie groziło połamaniem
ostróg i dziobów.
Dlatego też, dążąc do zajęcia możliwie najdogodniejszej
pozycji do abordażu, Agryppa posuwając się ku nieprzyjacie-
lowi zaczął jednocześnie rozciągać swoją skrajną eskadrę ku
lewej stronie, chcąc oskrzydlić znajdującą się przed swoim
frontem formację Antoniusza. Widząc to Gelliusz Publikola,
dowodzący właśnie ostatnimi w szyku okrętami, rozpoczął
analogiczny manewr, broniąc się tym samym przed atakiem
z tyłu. W ten sposób mniej liczny front Antoniusza przerzedził
się i wkrótce prawe skrzydło oderwało się od centrum,
a w powstałej luce widoczna stała się eskadra Kleopatry
płynąca za głównymi siłami.
Tymczasem obie floty, niezależnie od skrzydłowych manew-
rów, osiągnęły kontakt bojowy. Jednak zanim liburnom udało
115

się podpłynąć na stosowny do abordażu dystans, zostały


zasypane gradem dalekonośnych pocisków z machin miotają-
cych, ustawionych gęsto bezpośrednio na pokładach oraz na
drewnianych wieżach okrętów Antoniusza. W powietrzu
szybowały kamienie i strzały powodując na cezariańskich
jednostkach pierwsze straty w ludziach. Wyrzucano na wroga
również harpaxy, co było o tyle ułatwione, iż katapulty
z wysokich pokładów ośmio- czy dziesięciorzędowców miały
zasięg strzału większy od normalnego.
Mimo to jednostki Cezara przedarły się przez strefę rażenia
i zaatakowały z bliska. Szczególnie zawzięta walka rozgorzała
na prawym skrzydle Antoniusza, które zmagało się z ugrupo-
waniem Agryppy. Ten natomiast, podjąwszy się ryzyka
taranowania, zaczął stosować starą taktykę bojową — jeżeli
jego okrętom nie udało się za pierwszym ciosem ostatecznie
uszkodzić okrętu wroga, to, zanim doszło do zakleszczenia
ostrogi w atakowanym kadłubie, liburny wycofywały się
i nagłym zrywem wioseł godziły powtórnie w tę samą
jednostkę, chcąc pogłębić wyszarpany w jej burcie otwór. Jak
opisywał tę walkę starożytny historyk, „z jednej strony sternicy
i wioślarze znosili największe trudy i wysiłki, a z drugiej
strony marynarze; jedna strona upodobniała się do konnicy,
już to czyniąc szarżę, już to wycofując się dopóki było w ich
możliwościach atakować i wycofywać się wedle woli, a inni
byli jak ciężkozbrojne oddziały trzymające straż wobec
zbliżających się przeciwników i czyniące co tylko w ich
mocy, by ich powstrzymać" 12.
Atakujące liburny wpadły na wystające z burt linie wioseł
i miażdżąc je unieruchamiały przeciwników lub wydatnie
zmniejszały ich prędkość. W tym czasie łucznicy Antoniusza
prowadzili ostrzał z wyższego poziomu swoich pokładów,
a marynarze i legioniści ciskali za burtę kamienie i pojemniki
z płonącą smołą lub węglem drzewnym, te natomiast, lądując
na przepływających w dole niższych okrętach, siały śmierć,
12
D i o, Hist. Rom. I. 32.
116

zamieszanie i wzniecały pierwsze pożary. Jednak cezarianie


i na to znaleźli sposób. Oto ich jednostki zaczęły szturmować
poszczególne okręty przeciwnika wspólnie, w grupach po
trzy-cztery, dzięki czemu wysiłek obrońców uległ rozdrob-
nieniu, a ostrzał liburn stał się w efekcie o wiele słabszy.
Zmagania z przeciwnikiem chronionym różnicą poziomów
pokładów okrętowych przypominały bardziej tradycyjny
atak na obwałowane miasto: „bitwa była wówczas jak
walka lądowa, lub, mówiąc bardziej dokładnie, jak oblężenie
twierdzy" 13.
Podobne zmagania trwały też na oddalonych już od
centrum i przesłoniętych dymami płonących okrętów skrzy-
dłach Publikoli i Agryppy. Ale przebieg walki tych eskadr
był niewiadomy dla pozostałych ugrupowań Antoniusza,
toteż ów nie dla wszystkich oczywisty manewr odsunięcia
się prawego skrzydła spowodował pewne zamieszanie w do-
wodzonym przez Marka Oktawiusza centrum, na które
mocno wówczas nacierał Arruncjusz.
Trwająca już prawie dwie godziny bitwa była, jak na razie,
nie rozstrzygnięta i obie strony miały jeszcze równe szanse na
zwycięstwo. Jednak zamieszanie powstałe w centrum sił
Antoniusza zaczęło się rozprzestrzeniać i w momencie, gdy
on sam był zaangażowany w walkę na prawym skrzydle,
eskadry skrzydła lewego i centrum zawróciły zaczynając się
wycofywać z powrotem do cieśniny. Panika udzieliła się
również dwóm skrajnym eskadrom z ugrupowania Antoniusza
i Publikoli. Okręty te nie mogły wycofać się do portu,
ponieważ drogę blokowało im stojące z tyłu i nie biorące na
razie udziału w boju zgrupowanie 60 jednostek Kleopatry.
W tej sytuacji ogarnięte paniką załogi zaczęły wynurzać
z wody wiosła, unosząc je na znak kapitulacji.
Taki nieprzewidziany i przerażający obrót sytuacji nie
dawał królewskiej parze alternatywnego wyjścia — jedynym
ratunkiem była tylko ucieczka. Trudno dziś ustalić z całą
13
P1 u t, Antonius, LXVI.
117

pewnością, czy dano znak do odwrotu i z czyjego mogłoby to


nastąpić rozkazu 14. Faktem jest, iż na okręcie Kleopatry,
„Antonii", wciągnięto wyróżniające tę jednostkę purpurowe
żagle. Królewska galera, a w ślad za nią cała egipska eskadra,
ruszyły w kierunku pełnego morza nabierając powoli prędkości
we wzmagających się właśnie podmuchach popołudniowego
północno-zachodniego wiatru, zwanego Japygiem 15.
Uchodzące okręty przepłynęły pomiędzy ciągle jeszcze
walczącymi załogami centralnych i skrajnych jednostek pra-
wego skrzydła Antoniusza a wycofującymi się do Zatoki
Ambrackiej centrum Marka Oktawiusza. Wzmogło to zamęt
wśród walczących i uciekających. Ponadto widok odpływającej
„Antonii" dał zmagającym się jeszcze załogom asumpt do
zaniechania dalszej bitwy. W szybkim tempie poczęto podnosić
żagle, a oddziały pokładowe spychały do wody drewniane
wieże machin miotających, które były już tylko niepotrzebnym
ciężarem podczas nabierania prędkości.
Na okrętach cezariańskich w czasie przygotowań do
bitwy zdemontowano maszty, toteż nie mogły one podjąć
skutecznego pościgu za pomocą samego tylko napędu wio-
słowego, tym bardziej iż po kilkugodzinnym manewrowaniu
przy zmiennej prędkości oraz kierunku pływania wioślarze
byli u kresu wytrzymałości fizycznej. Nie chcąc pozwolić
na ucieczkę podnoszących żagle jednostek Antoniusza ce-
zarianie przypuścili z furią ponowny atak, starając się
głównie unieruchomić okręty przeciwnika. Kruszono wiosła,
a ciosami ostróg i pociskami z katapult starano się odtrącić
pióra sterowe. Ludzie Oktawiana z akrobatyczną zręcznością
14
Niektórzy historycy uważają , że to Antoniusz zrozumiał przegraną
i zasygnalizował królowej konieczność próby przebicia się na własną rękę;
por. np. J. F u l l e r , The Decisive Battles of the Western World and their
influence upon History, vol. 1, London 1957, s. 227. Inni badacze twierdzą,
iż inicjatorką ucieczki była Kleopatra, która samodzielnie zrealizowała
wcześniejszy plan ewakuacyjny; por. np. J. S i k o r s k i , Zarys historii
wojskowości powszechnej do końca XIX wieku, Warszawa 1972, s. 101.
15
V e r g i l i u s , Aeneide.
118

wdrapywali się na pokłady wrogich jednostek i pomimo


liczebnej przewagi przeciwników podejmowali zmagania —
walczyli orężem, zrzucali do wody zaskoczonych nagłym
atakiem żołnierzy, spychali w dół już zajętych walką. Obrońcy,
ochłonąwszy z zaskoczenia, nie pozostawali dłużni —
wdrapujących się po burtach cezarian spychano bosakami, cięto
z góry mieczami i toporami. Na pokłady liburn ciągle zrzucano
specjalnie przygotowane na tego rodzaju sytuację ciężkie pociski
kamienne.
W czasie tych bezpardonowych zmagań Antoniusz ostatecz-
nie stracił głowę — widząc w oddali flotę egipską odpływającą
w kierunku południowym wzdłuż wybrzeża Leukas, rzucił się
w pogoń za nią. Również niektórym jego okrętom udało się
wyrwać z zamętu bitwy. Ogółem w ślad za wodzem pożeg-
lowało około 40 okrętów, zaledwie niewielka część tak
potężnej jeszcze rano armady.
Załoga okrętu Antoniusza nie mogła usunąć mocno wbitych
w pokład i burty harpaxów, które utrudniały rejs, toteż wódz
rozkazał zdjąć z okrętu insygnia pretorskie i wezwał do
zbliżenia się płynącą nie opodal jednostkę. Przesiadłszy się na
pokład pięciorzędowca kontynuował pościg za żoną, jakby
zapominając o ginących, pozostawionych bez dowództwa,
jego żołnierzach. Niebawem Kleopatra zauważyła uchodzące
w ślad za nią niedobitki floty i wywiesiwszy znak sygnałowy
rozkazała zastopować swój okręt w celu przyjęcia Antoniusza
na pokład.
Wódz był wówczas cieniem samego siebie. Wszedłszy na
oczekującą go jednostkę nie udał się do królowej, lecz usiadł
w milczeniu na dziobie i oplatając głowę rękami oddał się
rozmyślaniom. Z dala od bitewnego zgiełku dotarła doń
świadomość haniebnej ucieczki od wojska, utraty floty, a może
i nadziei na ostateczne zwycięstwo. Nie wiadomo, czy szukając
przyczyn swojej dezercji i pogoni za Egipcjanką przypomniał
sobie wówczas tę fundamentalną prawdę, którą spisujący
bitwę w kilkadziesiąt lat później Plutarch z Cheronei zawarł
119

w skrócie myślowym: „Dusza zakochanego żyje w ciele


innego człowieka" 16.
Nagle na horyzoncie dostrzeżono jakieś liburny płynące
w ślad za uciekinierami. Ponieważ pościg wolno, lecz nieubła-
ganie zbliżał się, Antoniusz, już ocknąwszy się z odrętwienia,
rozkazał towarzyszącym okrętom wykonać zwrot i rezygnując
z prób ucieczki przed tropicielami ustawić się w szyku
bojowym, dziobami do wroga. Manewr ten ostudził zamiary
ścigających, którzy zaniechali szturmu wobec przewagi sił
rzymsko-egipskich, wynoszących około stu jednostek.
Tylko jeden okręt z grupy pościgowej w dalszym ciągu
płynął w kierunku eskadry. W jego dziobowej części stał
samotnie dowódca dzierżąc w dłoni włócznię, jakby sposobił
się do samobójczego ataku. Zdumiony taką determinacją
Antoniusz również wyszedł na dziób i spytał donośnym
głosem przeciwnika, kim jest, iż tak śmiało zapuszcza się
w szeregi wrogów? Okazało się, że był to Lacedemończyk
Eurykles, wspomniany już wcześniej przywódca procezariań-
skiej rewolty Spartan, który obecnie w bezpośrednim starciu
szukał pomsty za wyrok śmierci wykonany z woli Antoniusza
na jego ojcu.
Eurykles nie zaatakował okrętu królowej, gdzie znajdował
się wódz rzymski, lecz natarł na drugą jednostkę głów-
nodowodzącego, z której ten przesiadł się właśnie niedawno.
Możliwe, że rozemocjonowany młodzieniec nie zwrócił uwagi,
iż indagujący go przed chwilą Antoniusz był na innej ze
stłoczonych jednostek. Szarża Greka była jednak śmiała
— prąc do taranowania zmusił wrogów do uniku i gdy
atakowany okręt w gwałtownej cyrkulacji odchylał się od
poprzedniego kursu odsłaniając burtę, przypuścił szturm
zdobywając jednostkę. W chwilę potem uderzył na inny
płynący w pobliżu okręt, wraz z którym wpadły w jego ręce
znajdujące się tam kosztowne zastawy stołowe. Reszta eskadry,
nie chcąc tracić czasu na bój z Euryklesem, gdyż mogły
16
Plut., Antonius, LXVI,
120

nadpłynąć inne grupy pościgowe, powróciła na pierwotną


trasę żeglując wzdłuż wybrzeża. Antoniusz natomiast upew-
niwszy się, iż niebezpieczeństwo zostało zażegnane, zajął
poprzednie miejsce i ponownie oddał się medytacjom.
Tymczasem nie opodal przylądka Akcjum dopełniał się los
walczących jeszcze jego okrętów. Flota nie od razu zauważyła
nieobecność wodza, lub też, jak sugerują starożytni, nie
chciała zauważyć. Niemniej bój był zawzięty. Część załóg
przebijała się orężnie, aby ujść na pełne morze lub też
wycofać się do cieśniny, pod ochronę stacjonujących tam
legionów. Inni chcieli po prostu mężnie zginąć. Oktawian, dla
którego wobec ucieczki królewskiej pary bitwa straciła sens,
nawoływał przeciwników do zaniechania oporu i obiecywał
pokonanym przebaczenie. Wskazując kierunek, w jakim
oddalili się Kleopatra i Antoniusz, zapytywał gromkim krzy-
kiem: „za kogo i przeciw komu się bijecie?" 17.
Wojsko natomiast było niewzruszone: „...długo walczyli za
nieobecnego wodza i z ociąganiem składali broń uznając się
za pokonanych. Prędzej zwycięski Cezar zdobył się na akt
łaski, niż zwyciężeni na prośbę o życie. Uważano powszechnie,
że pod Akcjum żołnierze sprawili się jak wzorowy wódz
— wódz jak tchórzliwy żołnierz" 18.
Ponieważ okręty Antoniusza poddawały się opornie, przeto
Oktawian zarządził zmasowany ostrzał pociskami zapalający-
mi. Machiny miotające zaczęły wyrzucać na otoczone resztki
floty gliniane naczynia specjalnej konstrukcji z substancją
zapalającą — uderzając o pokłady skorupy pękały wysypując
płonącą zawartość, od której kadłuby błyskawicznie zajmowały
się ogniem. Tam, gdzie jeszcze walczono w zwarciu, żołnierze
rzucali pochodnie na pokłady i do wnętrza wież; ciskano
również włócznie z przytwierdzonymi do nich płonącymi
szczapami smolnymi. Wkrótce akwen bitewny zapełnił się
dymem. Na buchających ogniem jednostkach jedni w rozpacz y
17
V e l l., Hist. Rom., 2, 94.
18
Tamże .
121

próbowali jeszcze gasić pożar, inni w popłochu skakali do


wody, gdzie pływały już dziesiątki rozbitków uczepionych
dryfujących części takielunku. Dla wielu z nich przybrzeżny
akwen epirocki stał się miejscem ostatniego spoczynku — jesz-
cze przez długi czas po bitwie „...wody nieustannie poruszane
wiatrami wyrzucały na brzeg powleczone purpurą i złotem
zbroje Arabów, Saebów i tysięcznych szczepów Azji" 19.
Walka ogniowa była ostatnim akordem bitwy koło przy-
lądka Akcjum i pomiędzy godziną 15 a 16 zmagania
obu flot całkowicie ustały. Wszyscy oczekiwali powrotu
Antoniusza — jego żołnierze w obozie liczący na to,
iż na nich teraz spocznie ciężar dalszej walki, a także
Oktawian i Agryppa, którzy w nagłej ucieczce widzieli
podstęp i w związku z tym w każdej chwili liczyli się
z możliwością powrotu egipskiej eskadry i jej ataku na
swoją flotę. Dlatego Oktawian przez resztę dnia oraz całą
noc trzymał swoje okręty w pogotowiu na wodzie i dopiero
rano, przekonawszy się, że jego przeciwnicy w istocie
odpłynęli, zezwolił eskadrom na przybicie do brzegu.
Natomiast w tym czasie trwał szybki odwrót resztek
połączonych sił z miejsca niedawnej bitwy. Po trzydniowej
żegludze okręty przybiły do przylądka Taenarum, ostatniego
skrawka ziemi greckiej przed pełnomorskim rejsem do
Egiptu. Aż do tego miejsca Antoniusz pozostawał na okręcie
w odosobnieniu. Nie widział się z Kleopatrą i odrzucał
jej zaproszenia do wspólnego posiłku. Wkrótce po przybiciu
do przylądka ożywił się jednak, gdy zameldowano mu,
że do prowadzonego przezeń konwoju dołączyło kilka
transportowców wiozących na pokładach przyjaciół, którym
udało się wymknąć z obozu koło Akcjum. Ludzie ci przy-
wieźli pomyślną wiadomość, iż armia Kanidiusza nadal
utrzymuje pozycje i gotowa jest do walki.
Czy było tak w istocie? Głównym planem Kanidiusza było
oderwanie się od wroga poprzez forsowny wymarsz do
19
Florus, Epit., II. 4.
122

Macedonii. Przysposobiono już nawet do wędrówki pierwsze


odziały, lecz razem z nimi ruszyły na trasę tropiące je kohorty
Oktawiana, toteż rychło zrezygnowano z próby przedarcia się.
Całe wojsko zdawało sobie sprawę z tragizmu położenia,
tym bardziej że po kilku dniach ucieczka Antoniusza stała
się już niezaprzeczalnym faktem. W takiej sytuacji legioniści
nie mieli alternatywnego wyjścia — nikt z nich nie chciał
umierać za sprawę porzuconą nawet przez ich wodza.
Jednocześnie wiedziano, że Oktawian nie chciał tracić
czasu na bezcelową w tym momencie walkę. Co więcej,
bój z legionami Kanidiusza, które wówczas nie były już
wojskiem sprzymierzeńczym wroga narodu rzymskiego
— Kleopatry, był mu nie na rękę z powodów politycznych.
Dlatego też legioniści mogli pertraktować, a będąc nadal
zwartą i dużą siłą — nawet stawiać warunki!
W ciągu trwających przez tydzień negocjacji wymuszono
na Oktawianie wcielenie wojska akcyjskiego do jego armii,
przy czym sześć legionów dokooptowanych miało być w cało-
ści, choć Cezar chciał pierwotnie wszystkie jednostki roz-
wiązać, a ich żołnierzy przemieszać ze swoimi weteranami.
Rozmowy toczono w atmosferze pokojowej, czemu sprzyjało
powolne fraternizowanie się żołnierzy obu stojących naprzeciw
siebie armii. Wielu legionistów rozpoznawało w swoich
przeciwnikach członków rodzin, przyjaciół czy też byłych
towarzyszy broni. W takiej atmosferze Kanidiusz, któremu
władza nad wojskiem wymykała się powoli z rąk, zebrał
wiernych sobie wyższych oficerów i na czele takiego małego
oddziału opuścił w nocy potajemnie obóz. Ucieczka ta
przyspieszyła tok wydarzeń — Oktawian przejął pod swoją
komendę całkiem już teraz bezpańską armię.
Wiadomość o tym pozbawiła Antoniusza ostatniej nadziei
na zmianę sytuacji w Grecji, która tym samym była już dla
niego stracona. Kariera polityczna triumwira legła w gruzach,
a on sam był opuszczony, gdyż na przylądku Taenarum
skupili się jedynie nieliczni wierni do końca przyjaciele oraz
123

ludzie, którzy ze względu na dotychczasową postawę nie


mogli liczyć na wyrozumiałość i łaskę Oktawiana. Dlatego
też, zachowując wobec swych stronników do końca lojalność,
Antoniusz skierował całą tę grupę do swego agenta politycz-
nego w Atenach, Teofila, który miał swym przybyszom
udzielić gościny do czasu wyjednania dla nich łaski u zwycięs-
kiego Cezara. Zadbawszy w ten sposób o towarzyszy niedoli
wódz i Kleopatra odpłynęli do Egiptu. Kampania wojenna
roku 31 została zakończona.
Bitwa pod Akcjum trwała około czterech godzin, przy
czym przez połowę tego czasu flota Antoniusza walczyła bez
swego wodza. Ostatecznie bilans strat nie wyglądał jednak tak
tragicznie, jak można by się tego spodziewać po zaciętości
bitwy. Sporna jest obecnie dokładna liczba ofiar, jednak
wahała się ona łącznie dla obu stron od 5 20 do 12 tys. 21
poległych, co stanowiło względnie niewielki procent wal-
czących na morzu żołnierzy i załóg. Orozjusz wspomniał
ponadto o około 6 tys. rannych, w innych materiałach
źródłowych brak jednak jakiejkolwiek sprecyzowanej liczby
tymczasowo wyeliminowanych z walki.
O wiele trudniej ustalić dzisiaj straty w sprzęcie, bowiem
nikt ze starożytnych historyków nie podał ilości zatopionych
okrętów. Wiemy jedynie z całą pewnością, że do jednostek
zdobytych przez Oktawiana w czasie bitwy dołączyły się
także te, które uciekając z pogromu znalazły schronienie na
wodach cieśniny i Zatoki Ambrackiej, a następnego dnia rano
poddały się przeciwnikowi widząc bezcelowość dalszego
oporu. 100 jednostek, w tym 60 egipskich, odpłynęło wraz
z Antoniuszem i Kleopatrą, natomiast wzmianki o ogromie
floty zdobytej przez Oktawiana każą wnioskować, że z pozo -
stałych 130 okrętów zaledwie kilkanaście zatonęło.
Oczywiście może się wydawać, iż te pozornie małe straty
stoją w sprzeczności z zaciekłością zmagań, należy jednak
20
F u l l e r , op. cit., s. 228.
21
C h a r t e s w o r t h , op. cit., s. 112.
124

zwrócić uwagę na fakt, że dużo potrzaskanych pociskami,


wypalonych czy też połowicznie tylko podtopionych jednostek
utrzymywało się na powierzchni pomimo śmierci lub ewakuacji
załogi. Wkrótce po zakończeniu walki „rozbite... okręty
potężnej floty błąkały się po całym morzu" 22, stając się
następnie łupem zwycięzców. Niedługo później Oktawian
rozkazał spalić wszystkie zdobyte jednostki.
Taktyczne oraz strategiczne oceny bitwy pod Akcjum były
na przestrzeni wieków różnorakie. Antyczni komentatorzy,
wywodzący się głównie z koniunkturalnych stronnictw Ok-
tawiana i domu julijskiego, w swoich dziełach historycznych
i poematach opisywali wydarzenia te jako ogromny sukces
militarny i polityczny, spalenie zdobytej floty Antoniusza
traktowano natomiast jako symbol ostatecznego zwycięstwa
republikańskiej prawomyślności nad orientalną satrapią. Oczy-
wiście były to osądy bardzo tendencyjne, wynikające z doraź -
nych potrzeb politycznych.
Obecnie, wnioskując na podstawie porównania planów
i możliwości obu stron, stwierdzić można, że w sferze
taktycznej zwycięstwo przypadło Oktawianowi. Jego flota
zdobywając lub niszcząc wyłączyła z walki 130 z 230 okrętów
przeciwnika. Tym samym ostatecznie zablokowano armię
Kanidiusza, który wobec utraty floty i panowania na morzu
stracił szansę na ewentualną ewakuację z Macedonii, gdyby
nawet udało mu się tam przedrzeć ze swoimi wojskami.
Jednak z drugiej strony był to sukces połowiczny, ponieważ
nie udało się cezarianom zrealizować podstawowych założeń
bitwy — dla Oktawiana głównym celem było schwytanie
Antoniusza i Kleopatry, a dla Agryppy zniszczenie całej floty
wroga. Realizacja tych planów uczyniłaby z bitwy akcyjskiej
walkę o rozstrzygającym znaczeniu dla wojny. Tymczasem
wojna nie została skończona, królewska para uratowała część
okrętów mogących być zaczynem nowej floty, odbudowanej
w ciągu zbliżającej się zimy, a co najważniejsze — uciekając
22
F l o r u s , Ejrit, II. 4.
125

Antoniusz i Egipcjanka otworzyli sobie drogę do Afryki,


gdzie oczekiwały ich wypoczęte i liczne legiony oraz zapasy
żywności i zasoby finansowe umożliwiające dalszą walkę.
W sferze politycznej bitwa przyniosła Oktawianowi sukces,
odciągając spod znaków Antoniusza dotychczasowych jego
sprzymierzeńców w Azji, jak i sojuszników w stolicy oraz
całej Italii.
Dla połączonych sił rzymsko-egipskich, pomimo ogromnych
strat w sprzęcie, zmagania przyniosły pewien, nie będący
wprawdzie zwycięstwem, sukces. Przede wszystkim udało się
zrealizować główny plan całej bitwy — przerwanie kordonu
blokady i ucieczkę do Egiptu. Wyrwanie się mniej niż połowy
okrętów wynikało oczywiście z liczebnej przewagi floty
przeciwnika. Uwzględnić jednak należy fakt, iż specyficzne
ustawienie eskadry egipskiej na tyłach pierwszorzutowych
ugrupowań wskazywało, że jedynym zadaniem okrętów Kle-
opatry było ewakuowanie się wzdłuż Leukas. Jest to o tyle
zrozumiałe, że wśród jednostek egipskich znajdowały się
także statki transportowe — oprócz sprzętu obozowego,
którego kosztowniejsza część wpadła po drodze w ręce
Euryklesa, zabierano uzbrojenie i kasę wojskową z wypłatami
dla całej armii. Uratowanie tych zasobów z ognia bitwy
i z oblężenia w wałach obozu akcyjskiego było niewątpliwie
sukcesem.
Strata wielu okrętów wynikała z dwóch czynników. Pierw-
szym z nich była panika wzbudzona odpłynięciem 60 jednostek
Kleopatry. Świadczy to, że Antoniusz popełnił duży błąd nie
informując wszystkich dowódców okrętów o podstawowym
celu bitwy. Zapewne tając przed wojskiem okrętowym plan
ucieczki wódz obawiał się osłabienia animuszu bojowego,
który sam wzbudził podczas porannej inspekcji floty. Po
wtóre — w momencie, gdy eskadra egipska rozpoczęła
ucieczkę, rzymskie okręty lewego skrzydła były jeszcze zbyt
daleko na południu, by za pomocą żagli móc opłynąć Leukas.
Dlatego też ów heroiczny bój pozostałych na akwenie bitwy
126

jednostek Sosjusza był nie tyle, jak sugerowali historycy


starożytni, walką o zmazanie winy uciekającego wodza, lecz
rozpaczliwą próbą przebicia się ku północy, na wysokość
cypla Perginosuala, skąd okręty mając dogodny kurs względem
wiatru, a także będąc w bezpiecznej odległości od brzegów
Leukas swobodnie podążyłyby za oddalającym się wodzem.
Istotnym błędem obu stron było niewykorzystanie wojsk
lądowych, które w tym czasie pozostawały w obozach przy-
glądając się bitwie morskiej i czekając na jej rezultat.
Zwłaszcza Kanidiusz miał z racji na bliski dystans duże
szanse na pomyślny atak, którego celem byłaby portowa
infrastruktura zatoki Gomaros. Szturm taki wyciągnąłby też
do boju legionistów Taurusa kryjących się na obwarowanym
wzgórzu Mikalitzi.
W ostatecznym zatem rozrachunku uznać można, że w zma-
ganiach z 2 września 31 r. nieznaczne, prawie „pyrrusowe"
zwycięstwo odniósł Antoniusz, realizując swoje przedbitewne
plany w stopniu daleko większym niż Oktawian.
Bitwa pod Akcjum, jak i cała kampania 31 r., niezależnie
od ich skutków dla dziejów państwa rzymskiego, miały istotne
znaczenie dla rozwoju sztuki wojennej. Całkowite zmylenie
Antoniusza co do właściwego kierunku głównego uderzenia,
osiągnięte akcjami dywersyjnymi na głębokim zapleczu, stało
się zasadą praktykowaną z niezmiennym skutkiem w ciągu
dwudziestu następnych stuleci. Również klasyczny stał się
manewr wciągania przeciwnika w głąb swoich dotychczaso-
wych pozycji z jednoczesną próbą obustronnego oskrzydlenia.
Przy przeciwdziałaniu wobec groźby okrążenia, podjętym pod
Akcjum przez Publikolę, zachodzi niebezpieczeństwo roz-
rywania własnych szyków. Oskrzydlenie jest zatem manewrem
podwójnie groźnym. Koncepcja takiego działania stała się
w armii rzymskiej kanonem od czasu niesławnej bitwy pod
Kannami, wygranej przez Kartagińczyka Hannibala w 216 r.
podczas II wojny punickiej 23.
23
Por. J. Sikorski, Kanny 216 p.n.e.. Warszawa 1984, s. 87-88.
127

Dla specyficznej taktyki morskiej wnioski z bitwy akcyjskiej


były oczywiste — w świecie śródziemnomorskim nastąpił
całkowity odwrót od stosowania monstrualnych okrętów-
-olbrzymów. Siła bojowa tych jednostek, wynikająca z wy-
miarów oraz liczby załogi i zaokrętowanego wojska, była
iluzoryczna, bowiem w praktyce mnogość wioseł nie mogła
zrównoważyć masy kadłuba i ostatecznie ośmio- czy dziesię-
ciorzędowe mastodonty okazywały się zbyt powolne oraz
słabe w manewrowaniu. W ciągu następnych lat armia i flota
rzymska zostały zreorganizowane, skutkiem czego najwięk-
szym, powszechnie stosowanym okrętem wojennym stał się
pięciorzędowiec. W przypadkach uwarunkowanych charak-
terystyką akwenu, tak jak to zastosowano w powstałej w I w.
n.e. rzymskiej Flocie Brytanii (Classis Brytannica), standar-
dową jednostką był nawet mały jednorzędowy okręt zwany
biremą. Jego niewielki, lekki kadłub był bez trudu wprawiany
w ruch przez dwudziestu wioślarzy, a duża zwrotność ułatwiała
manewrowanie wzdłuż klifowego wybrzeża Brytanii.
Nie przełomowe, lecz także duże znaczenie w bitwie z 31
roku odegrało zastosowanie pocisków zapalających. Znana
już uprzednio, lecz intensywnie rozwijana właśnie od tego
okresu, broń ta stała się masowa, a jej udoskonaloną formą
powstałą już kilka wieków później był „ogień grecki" — w peł-
ni nowoczesna, jak na owe czasy, łatwopalna mieszanina
zawierająca między innymi ropę naftową, siarkę i tlenek
wapnia, a wyrzucana na odległość za pomocą specjalnych
syfonów. W bitwach morskich, przy dużym skupieniu drew
nianych kadłubów, tego rodzaju broń dawała nadspodziewane
rezultaty, czego dowiodły zmagania akcyjskie.
Tymczasem dla obu stron walczących pod Akcjum oczywis-
te było, że następny sezon wiosenny przyniesie ostateczne
rozwiązanie. Miała to być walka na śmierć i życie. Dla
Oktawiana dodatkowym bodźcem do pokonania Egiptu było
gwałtowne zapotrzebowanie na legendarne skarby dynastii
ptolemejskiej, które stanowiły wówczas największą ostatnią
128

już kumulację bogactw w basenie śródziemnomorskim pozo-


stającą poza zasięgiem Rzymu. Owa konieczność finansowa
była skutkiem buntu weteranów zwolnionych ze służby
i odesłanych do Italii po akcyjskim sukcesie. Chcąc zażegnać
niezadowolenie wojska Cezar obiecał starym legionistom
nadziały ziemi i szybką wypłatę zaległego żołdu, nowo
wcielonym natomiast jedynie pieniądze, a grunty uprawne
dopiero po zakończeniu wojny. Zdobycie działek nie stanowiło
kłopotu — wydzielono je z państwowego funduszu ziemi
(ager publicus). Problemem natomiast stała się przy pustej
kasie republiki sprawa wypłaty żołdu. Dlatego też Oktawian
zaczął spoglądać w stronę Aleksandrii nie tylko zawistnym,
ale i łakomym wzrokiem.
Nad Nilem natomiast wszczęto gorączkowe przygotowania
do obrony, Kleopatra zajęła się polityką, Antoniuszowi zaś
pozostawiła sprawy wojskowe. Licząc się z tym, że wieści
o utracie floty i odwrocie z Akcjum mogą dodać odwagi
opozycjonistom pałacowym, królowa wyjaśniła kwestię zde-
cydowanym posunięciem — jednostki wracające z Grecji
przyozdobiono znakami zwycięstwa, z pokładu okrętu Kleopat-
ry muzycy i chór słali radosne pienia ku zgromadzonym na
nabrzeżu aleksandryjskim, a gdy kamuflaż ten uśpił czujność
dworskich faworytów, monarchini rozpoczęła powitanie od
aresztowań i kilku trafnie ferowanych wyroków śmierci.
W czasie gdy Egipcjanka ugruntowywała wierność swoich
poddanych, Antoniusz, który odłączył się od niej jeszcze na
morzu, podróżował właśnie do Cyrenajki, aby podporządkować
sobie stacjonujące tam cztery legiony dowodzone przez
Pinariusza Skarpusa. Posiłki te były obecnie na wagę złota,
ponieważ Oktawian łącznie z siłami, które przeszły na jego
stronę w Akcjum, dysponował aż 30 legionami! Jednak na
miejscu czekała Antoniusza niemiła niespodzianka — Skarpus
przekonawszy swoich żołnierzy przeszedł wraz z nimi do
Cezara. Wkrótce nadeszły też hiobowe wieści, że namiestnik
Syrii, Kwintus Didiusz, postąpił podobnie, a co więcej, użył
129

nawet swoich legionów do osaczenia gladiatorów, którzy po


krwawym buncie w mieście Cizikus chcieli przejść na służbę
do Antoniusza. W ten sposób do niedawna jeszcze wierne
byłemu triumwirowi armie otaczały teraz Egipt z obu skrzydeł.
Królowa przeczuwając, iż sytuacja staje się beznadziejna,
podjęła przygotowania do dalszej ucieczki, chcąc porzucić
ojczyznę i wraz ze skarbami oraz Antoniuszem wydostać się
ze sfery wpływów rzymskich. W tym celu, z nakładem sił
i środków, dawnym, w tym czasie już nieczynnym kanałem
przeciągnięto znad Nilu do wód Morza Czerwonego od-
powiednią ilość okrętów, lecz wkrótce flota ta została złupiona
i spalona przez wrogiego Kleopatrze króla Malchusa z Naba-
tenii. Wobec fiaska tych przygotowań Antoniuszowi i Kleopat-
rze pozostało już tylko przyjęcie nierównej walki.
Przez całą zimę z roku 31 na 30 w warsztatach szkutniczych
Aleksandrii budowano nową flotę. Chcąc wzmocnić psychicz-
nie ludność stolicy i uczynić mniej nieznośnym rozpoczęty
werbunek do wojska oraz floty Antoniusz i Kleopatra zaliczyli
w poczet poborowych mającego wówczas jeszcze 16 lat i nie
podlegającego obowiązkowi służby Cezariona, a także młod-
szego od niego Antylusa. Jednocześnie do obozu Oktawiana
na Samos pospieszyli posłowie z Egiptu proponujący abdykację
niemiłej Cezarowi królowej w zamian za pokój z Rzymem
i osadzenie na tronie aleksandryjskim jednego z jej dzieci.
Negocjacje te nie dały jednak wyniku — z przyczyn oczywistych
Oktawianowi, pewnemu już zwycięstwa wobec przewagi
swych sił, nie zależało na rozejmie i akcie pokojowym.
Wiosną 30 r. na Egipt ruszyły dwie armie rzymskie — Cezar
prowadził swoje legiony przez Syrię i Judeę, Korneliusz
Gallus wraz ze Skarpusem przez Cyrenajkę. Ci też zajęli
pospołu port Praetonium. Antoniusz, który na czele niewielkich
sił próbował odbić to miasto, zaryzykował własnym życiem
i podszedł pod same mury chcąc przemówić do zgromadzonych
na nich żołnierzy, w tym także jego własnych weteranów
z Akcjum. W płomiennej przemowie próbował odwołać się do
130

więzów braterstwa łączących ich jako niedawnych jeszcze


towarzyszy broni, lecz Gallus, obawiając się tego psycho-
logicznego oddziaływania, kazał zadąć w trąby, aby zagłuszyć
słowa Antoniusza. W czasie, gdy wielki wódz odchodził
w rozterce i goryczy spod murów Praetonium, na drugim
froncie Oktawian pokonawszy egipskiego wodza Seleukusa
zajął miasto Pelusium — wschodnie wrota do Egiptu.
Wkrótce potem Cezar rozbił swój obóz niemal pod murami
Aleksandrii.
Antoniuszowi bardziej niż czegokolwiek brakowało do-
świadczonych i bitnych żołnierzy. Armia oraz flota egipska,
którymi przyszło mu teraz dowodzić, nigdy nie wytrzymywały
porównania z siłami zbrojnymi Rzymu. W dodatku zaś składały
się ze słabo wyćwiczonych, dopiero co zwerbowanych ludzi,
których wolę walki porażała wojenna chwała stojących na-
przeciw legionów. Dlatego też, pragnąc za wszelką cenę
pozyskać serca i oręż swoich dawnych podkomendnych,
Antoniusz rozpoczął codzienny ostrzał obozu cezariańskiego
— pociski wystrzeliwane przez łuczników niosły ze sobą
ulotki obiecujące zawrotną sumę 6 tys. sesterców dla każdego,
kto zechciałby przejść do obozu byłego triumwira. Ten jednak
daremnie oczekiwał na weteranów...
Do decydującej bitwy doszło 1 sierpnia. Tym razem,
nauczony swoimi błędami z Akcjum, Antoniusz przypuścił
jednoczesny atak floty na aleksandryjskiej redzie i oddziałów
konnicy na przedpolach miasta. Jednak już wkrótce z przera-
żeniem dostrzegł, że okręty dowodzone przez Egipcjan
kolejno podnoszą wiosła kapitulując przed eskadrami, z któ-
rymi nie nawiązano jeszcze nawet kontaktu bojowego.
W niedługim czasie umknęła z pola walki jazda, a osamot-
nione legiony rychło zaczęły się cofać pod ciosami wroga.
Walka zamarła, nim żołnierze zdążyli się rozgrzać w boju.
Antoniusz pozostał sam — odstąpili od niego oficerowie, aby
zwłoką w podjęciu takiej decyzji nie narażać się zwycięs-
kiemu Cezarowi.
131

Koniec bitwy i zarazem wojny stał się początkiem osobis-


tego dramatu głównych animatorów konfliktu. Opuszczony
wódz, otrzymawszy w pobitewnym popłochu tragiczną wieść
o samobójczej śmierci Kleopatry, stracił siły do dalszej walki
z przeciwnościami losu. Głęboka miłość, oczywista nawet dla
politycznych przeciwników Antoniusza, była dla niego siłą
psychiczną, dzięki której podołał trudom oraz grozie wojny
domowej i potrafił przemóc się do działania pomimo kolejnych
niepowodzeń. Teraz jednak, w chwili ostatecznej przegranej,
miałaby odejść od niego także kobieta będąca osłodą jego
życia? Była to strata najdotkliwsza dla tego niewzruszonego
wodza, który hartował przecież swą psychikę wśród niebez -
pieczeństw wielu wypraw wojennych i meandrów walk
politycznych. W tej jednak chwili Antoniusz stanął u kresu
swoich możliwości.
Oddany sługa Eros, którego poprosił o zadanie śmiertelnej
rany, odmówił podniesienia ręki na swego pana i sam przebił
się sztyletem. Antoniusz, nie mając się do kogo zwrócić
o pomoc w tej ostatniej posłudze, osobiście przebił się
mieczem. Czy jednak zawiodły go nerwy wprawiając rękę
w drżenie, czy też przyczynił się ku temu pośpiech — ostrze
omsknęło się i rana zadana w żołądek nie spowodowała
natychmiastowej śmierci. Wtedy to, gdy Antoniusz słabł wraz
z upływem krwi, przybył sekretarz pałacowy Diomedes
z wieścią, że królowa żyje, a fałszywa plotka o jej śmierci
wynikła z faktu, iż wraz ze służkami zamknęła się w mauzo-
leum, którego budowę kończono właśnie nie opodal monarszej
siedziby. Wódz nakłonił niewolnika, by zaniósł go do Kleopat-
ry. Ponieważ odrzwia zatrzasnęły się za wchodzącymi na
stałe, skryte w budynku kobiety wciągnęły Antoniusza na
linach przez nie zamurowane jeszcze górne okienko.
W mauzoleum znajdował się ściągnięty tu w popłochu
skarb ptolemejski. Kleopatra oraz posługujące jej niewolnice,
Iras i Charmion, zdążyły już obłożyć precjoza stosem drewna
opałowego, w ogniu którego stopić się miały złote i srebrne
132

kosztowności, popękać szlachetne kamienie, aby skarb nie stał


się łupem nieprzejednanego Oktawiana.
Opadający z sił Antoniusz ległszy w objęciach królowej
począł ją uspokajać. Zabronił jej opłakiwać swoją rychłą już
śmierć, albowiem szykował się do niej dokonawszy w swym
życiu rzeczy wiekopomnych, a obecna klęska była jedynie
rundą przegraną w walce z innym Rzymianinem. Poprosiwszy
o puchar wina, którym mógł ukoić swoje ostatnie chwile,
wyraził życzenie odbycia rozmowy ze znanym sobie Gajuszem
Prokulejuszem, przyjacielem Oktawiana, który w tym czasie
zajmował już zapewne Aleksandrię 24. W chwilę później
Antoniusz zmarł, mając za sobą 52 lata życia.
Po pewnym czasie nadeszli Prokulejusz i Korneliusz Gallus.
Gdy ten drugi próbował namówić Kleopatrę do otwarcia
mauzoleum, Prokulejusz wraz z wyzwoleńcem wspięli się po
występach muru i przez to samo okno dostali się do środka,
gdzie uniemożliwili kobietom podpalenie drogocennego stosu.
Niebawem powiadomiony przez swoich oficerów o przebiegu
wypadków Cezar zezwolił Kleopatrze na zabalsamowanie
zwłok Antoniusza, a po zakończeniu tej ceremonii sprowadził
ją do zajętego już przez siebie pałacu, gdzie doszło do ich
spotkania.
Wzięcie królewskiej branki było dla Oktawiana, wobec
osiągnięcia głównych celów wyprawy — zgładzenia An
toniusza i zdobycia skarbu, nie lada kłopotem. Mógł ją co
prawda poprowadzić w orszaku triumfalnym przez ulice
Rzymu, co byłoby ozdobą uroczystości, lecz później, zgodnie
ze zwyczajem, należałoby ją zgładzić, co wobec kobiety tej
rangi byłoby czynem niezbyt mile widzianym nawet dla
lubujących się w popisach gladiatorskich mieszkańców met -
ropolii. Alternatywą było zesłanie jej na którąś z odosob-
nionych wysp greckich. Nie zbulwersowałoby to nikogo, gdyż
banicja w cywilizacji starożytnej była karą niezmiernie po -
wszechną. Jednak pozostawienie przy życiu kobiety znającej
24
P l u t., Antonim, LXXVII.
133

kulisy władzy i sekrety przedniejszych domów rzymskich


było zbyt ryzykowne dla polityka miary Oktawiana.
Dlatego też najbardziej wskazana dla zwycięzcy mogła być
tylko samobójcza śmierć królowej, co dałoby mu spokój na
przyszłość i zapewniłoby alibi wobec zbyt dociekliwych
senatorów. Cezar przeraził Kleopatrę obrazując jej gorycz
i hańbę przemarszu przed rzymskim motłochem w triumfalnym
pochodzie. Wkrótce też królowa, nie oczekując litości od
Oktawiana, posłała umyślnego po jadowite żmije, które
dostarczono jej w koszyku fig.
Piękna Egipcjanka zadała sobie śmierć wraz z dwiema
towarzyszącymi jej służebnicami. Żołnierze rzymscy trzy-
mający straż w pałacu znaleźli Iras leżącą u stóp martwej swej
pani. Jeszcze żywa Charmion resztką sił poprawiała diadem
królewski na czole Kleopatry. Jeden z Rzymian, zaskoczony
desperacją niewiast, zakrzyknął: „Piękny to czyn, Charmion!".
Ta natomiast odparła: „Tak, bardzo zacny. I godny naj -
szlachetniejszej między monarchami" 25.
Kleopatra umarła mając lat 40 i panując w Egipcie od 22
lat. Zgodnie z jej ostatnią wolą ciało zostało spalone razem
z zabalsamowanymi zwłokami Antoniusza. Najstarszy syn jej
męża, Antylus, został z polecenia Cezara wywleczony z san-
ktuarium, gdzie chciał się ukryć przed śmiercią, i zabity na
ołtarzu, który królowa wybudowała dla jego ojca. Cezariona
siepacze oktawiańscy dopadli podczas próby ucieczki przez
Morze Czerwone.
Córka królowej, Kleopatra Selene, została wydana za
numidyjskiego księcia Jubę — otrzymał on później w darze
od Cezara Mauretanię. Natomiast najmłodsi synowie An-
toniusza i Kleopatry, Aleksander Helios i Ptolemeusz Filadel-
fos, zostali oszczędzeni, lecz ich dalsze losy rozpłynęły się
w mroku historii.

25
Tamże, LXXXV.
EPILOG - PAX ROMANA

Bitwa pod Akcjum będąc zwycięstwem Antoniusza oddała


jednak inicjatywę operacyjną w ręce Oktawiana. Ów epirocki
akwen, na którym odbyła się ostatnia wielka bitwa morska
w starożytności, stał się dla Oktawiana pierwszym znaczącym
krokiem na drodze do zdobycia Egiptu oraz pokonania
liczących się jeszcze przeciwników — Antoniusza i Kleopatry,
a jednocześnie przesądzenia o swej dominacji politycznej
w Rzymie. Tym samym definitywnie wypełniła się próżnia
powstała w strukturze władzy po śmierci jego przybranego
ojca, Gajusza Juliusza Cezara.
Oktawian zdawał sobie sprawę z rangi bitwy akcyjskiej,
dlatego też nadał jej należytą oprawę propagandową. Naj-
znakomitsi poeci epoki utrwalili obraz zmagań oraz ich
doniosłe skutki w swoich zachowanych do chwili obecnej
utworach, natomiast sam zwycięzca po zakończeniu walk
ufundował świątynię Apollina — zlokalizowano ją na przy-
lądku, tam gdzie w czasie kampanii 31 r. znajdował się
pierwszy obóz Antoniusza. W czasie bitwy w miejscu
tym widoczne były fundamenty poprzedniej, starej świątyni,
którą Oktawian ślubował odbudować. Niestety, już
w I w. n.e. nowy przybytek religijny został zniszczony
przez pożar.
135

Na wzgórzu Mikalitzi wzniesiono masywną, kamienną


ścianę ozdobioną na całej swej długości taranami ze zdobytych
okrętów skierowanymi w stronę zbudowanego na wolnym
powietrzu ołtarza Apollina. Resztki tej kamiennej konstrukcji
do dziś znajdują się na wzgórzu.
Najznakomitszym jednak pomnikiem upamiętniającym ak-
cyjskie zmagania było założone przez Oktawiana „Miasto
Zwycięstwa" (Nikopolis), w którym osiedlono ludzi zamiesz-
kujących wybrzeża Zatoki Ambrackiej. Miasto jeszcze w okre-
sie Cesarstwa Bizantyjskiego było dobrze prosperującym
ośrodkiem.
Oktawian zaś wrócił do Rzymu dopiero latem 29 r. Od razu
też senat wiernopoddańczo przyznał mu prawo do trzech
triumfów: 13 sierpnia odbyły się uroczystości z okazji zwycięs-
twa dalmatyńskiego, 14 — akcyjskiego, a 15 — aleksandryj-
skiego. W tym ostatnim pochodzie przed rydwanem wodza
prowadzono dwoje dzieci pokonanej królowej — Kleopatrę
Selene i Aleksandra Heliosa. Niesiono też figurę przed -
stawiającą siedzącą na sofie władczynię Egiptu z ręką ople -
cioną jadowitym wężem.
Wielodniowe obchody triumfu rozpoczęły okres długoletniej
politycznej adoracji Oktawiana przez senat i oligarchię patryc-
juszowską. Zwycięzca zresztą i tak dobrze pamiętał, kto go
wspierał w walce z Antoniuszem, dlatego też objąwszy po
zakończeniu wojny pełnomocnictwa cenzorskie ułożył nową,
zredukowaną do 600 nazwisk listę senatorów, wśród których
byli tylko jego stronnicy, on sam natomiast figurował na niej
jako pierwszy (princeps senatus). Tytuł ten używany był
później do określania nowego, stworzonego przez niego ustroju
— pryncypatu.
Zwycięstwo w wojnie domowej, w której występował jako
obrońca tradycji republikańskich, umożliwiało Oktawianowi
wprowadzenie faktycznego jedynowładztwa. Był on jednak
w tej kwestii bardziej przezorny od swego stryja — szanując
konserwatyzm stanu senatorskiego starał się w formach nowego
136

systemu rządów nawiązywać do funkcji i terminologii okresu


republiki. Toteż gdy podczas posiedzenia senatu, 13 stycznia
27 r., Cezar zrzekł się wszystkich nadzwyczajnych peł-
nomocnictw sprawowanych przez niego jako triumwira
od szesnastu już lat i oświadczył, że pragnie przywrócić
ustrój republikański, słuchacze wymusili na nim, aby raczył
zatrzymać pełnię władzy dla siebie. Ponieważ Oktawian
kpiąc z powagi zebrania zgodził się łaskawie dzielić rządy
z senatem, mianowani przez niego urzędnicy w dowód
wdzięczności nadali mu przydomek „Wywyższonego przez
bóstwo" (Augustus). Od tego czasu Oktawian jawić się
zaczął jako Imperator Cezar August, syn Boskiego Juliusza
(Imperator Caesar Augustus Divi Julii fllius).
Panując aż do śmierci w 14 r. n.e. August w ciągu 44 lat
swej władzy umocnił ustrój będący w praktyce formą dyktatury
militarnej. Utrzymując pełnię władzy wojskowej nad wszyst-
kimi prowincjami, w tym również nad wcielonym do Imperium
Egiptem, Cezar rozwijał skutecznie kult boskości osoby
panującej zniewalając prawa, obyczaje i charaktery ludzkie.
„Nikt mu w tym nie stawiał oporu, gdyż najbutniejsi padli
w bojach albo wskutek proskrypcji, a z pozostałych nobilów
im bardziej kto był gotowy do służalstwa, tym więcej
wyróżniano go bogactwem i zaszczytami; wyniesieni więc
przez zmianę stosunków, woleli bezpieczną teraźniejszość niż
niebezpieczną przeszłość" 1.
W ten oto sposób zamknęło się koło historii. Nowy porządek
zdominował wkrótce cały cywilizowany świat śródziemnomor-
ski przyczyniając się do powstania złotego wieku „pokoju
rzymskiego" — Pax Romana.

1
Tacitus, Annales, I. 3.
BIBLIOGRAFIA

Materiały źródłowe

C a e s a r G a i u s J u l i u s , Commentarii rerum gestarum belli


Gallici, Leipzig 1952 (wyd. pol. Wojna galijska, przekł. E. Konik,
Wrocław 1978).
C a e s a r G a i u s J u l i u s , Commentarii rerum gestarum belli
Gallici, Leipzig 1950 (wyd. pol. — O wojnie domowej,
przekł. J. Parandowski, Warszawa 1951).
D i o C a s s i u s C o c c e i a n u s , Historia Romana, Leipzig
1890-1928 (wyd. pol. — Historia rzymska, przekł. W. M a d y d a ,
Wrocław 1967).
F l a v i u s J o s e p h u s , Antiquitates Judaice (wyd. pol. Dawne dzieje
Izraela, przekł. Z. K u b i a k , J. R a d o ż y c k i , Poznań 1979).
F l o r u s A n n a e u s , Epitome do Tito Limo (wyd. pol. Zarys
dziejów rzymskich, przekł. J. L e w a n d o w s k i , Wrocław 1973).
L i v i u s T i t u s , Ab Urbe condita Libri (wyd. pol. Dzieje Rzymu
od założenia miasta, przekł. A. K o ś c i ó ł e k , M. B r o ż e k ,
t. I-VI, Wrocław 1968 - 1982).
P l u t a r c h u s , Vitae parallelae, vol. I-IV, Ixindon 1880 — 1882
(wyd. pol. — Żywoty sławnych mężów, wybór i przekł.
M. B r o ż e k , Warszawa 1977).
S u e t o n i u s G a i u s , De vita Caesarum (wyd. pol. — Żywoty
Cezarów, przekł. J. P i l i s z c z y ń s k a - N i e m i r s k a , Wrocław
1972).
138

T a c i t u s C o r n e l i u s , Annales, Leipzig 1960-1962 (wyd. pol.


— Dzieła, przekł. S. H a m m e r , t. I-II, Warszawa 1957).

Opracowania

B u z e m a t M., S a l v i a n t F., Marseille retrouve ses murs et


sons portgrecs, “Archeologia" 1968, nr 21, s. 5-17.
F u l l e r J., The Decisive Battles of the Western World and their
influence upon History, vol. 1, London 1957.
J u n d z i ł ł J., „Okrutne morze" w ujęciu Rzymian okresu
cesarstwa, „Meander" 1983, nr 7-8.
N e 1 s o n R., N o r r i s P., Warfleets of Antiquity, Sussex 1973.
S i k o r s k i J., Zarys historii wojskowości powszechnej do końca
XIX wieku, Warszawa 1972.
S o u t h w o r t h J. van Duyn, War at Sea, vol. 1, The Ancient
Fleets. The story of naval warfare under oars, 2600
B.C-1597A.C., New York 1968.
WYKAZ ILUSTRACJI

Gajusz Juliusz Cezar


Kleopatra
Oktawian
Sekcja wiosłowa kartagińskiego pięciorzędowca z 250 r. p.n.e.
Podziałka w stopach. Stopa — 0,288 m
...oraz cały okręt odwzorowany z monety punickiej
Burta trójrzędowej galery (relief z V w. p.n.e.)...
...i jej rekonstrukcja — z zewnątrz widoczni tylko wioślarze górnego
rzędu, pozostali są skryci w kadłubie
Stanowisko siedzące dla sternika na patrolowym okręcie z Rodos
(relief z ok. 200 r. p.n.e.)
Scena z rzymskiego warsztatu szkutniczego
Drewniane konstrukcje okrętów łączono na wcisk czopami (fragment
wraku z II w. p.n.e. — Marsylia)
Rysunek powszechnej w użyciu lekkiej kotwicy obciążonej ka-
mieniem...
...i jej ciężki model z ołowianym trzonem oraz ramionami łączonymi
metalem
Ożaglowanie rejowe typu greckiego dla okrętów wojennych...
...rozprzowe dla dużych statków transportowych...
...i latyńskie dla małych jednostek przybrzeżnych
Egipski okręt Ramzesa III taranuje jednostkę kreteńską — 1190 r. p.n.e.
Na szczycie masztu stanowisko łucznika (obraz współczesny)
Okręt grecki z IX w. p.n.e. (malowidło ceramiczne z Eleusis)
Fenicki okręt wojenny z VII w. p.n.e. (obraz współczesny)
140

Okręty greckie z VI w. p.n.e. (malowidło ceramiczne)


Jednoczesne użycie żagli i wioseł było rzadkością — należy się tu
dopatrywać niedokładności greckiego artysty
Okręty greckie, prawdopodobnie 50-wiosłowe
Okręt w akcji — taran przyozdobiony malowidłem imituje łeb
drapieżnika
Bitwa pod Salaminą, 20 IX 480 r. p.n.e. Grecki trójrzędowiec
taranuje jednostką perską (obraz, współczesna)
Okręt Pyteasza w drodze ku morzom Północy (obraz współczesny)
Rzymska innowacja — „kruk" (corvus) w gotowości bojowej...
...i po opuszczeniu na wrogi okręt jako pomost dla atakującego
oddziału
Rzymski transportowiec z II w. p.n.e. (z lewej) i pięciorzędowiec
Z „krukiem", wieżami dla strzelców i katapultą na pokładzie
(obraz współczesny)
Podobne wyposażenie bojowe na pokładzie liburny z I w. p.n.e.
(obraz współczesny)
Schemat liburny — charakterystyczne jest rufowe pomieszczenie
dla sternika
Okręt flagowy Kleopatry, dziesięciorzędowiec „Antonia". Podziałka
— w stopach. Stopa — 0,288 m
Kadłub „Antonii" mieścił 600 wioślarzy. Długość wioseł zmuszała
część z nich do pracy w pozycji stojącej
Krokodyl na dziobie „Antonii" symbolizował Egipt. Nad nim, w niszy,
wizerunek bogini
Schemat typowego transportowca rzymskiego (schyłek I w. p.n.e.)
Załadunek zboża na rzymski transportowiec
Marynarze na rei zwijają żagiel przed przybyciem do portu
Rejon bitwy (zdjęcie lotnicze): A — wzgórze Mikalitzi, B — pół-
wysep Akcjum, C — obóz Antoniusza, D — wejście do zatoki,
E — kotwicowisko Oktawiana, F — port Antoniusza
Świątynia Boskiego Juliusza na Forum Romanum
SPIS TREŚCI

Śmierć dyktatora ........................................................................ 3


Walka o spadek ........................................................................ 14
Z dziejów flot wojennych ......................................................... 53
Wojna…………………………………………………………… 84
Epilog — Pax Romana ........................................................... 134
Bibliografia ............................................................................ 137
Wykaz ilustracji ..................................................................... 139

You might also like