You are on page 1of 39

O Fryderyku Szopenie

w setną rocznicę urodzin

napisał

Stanisław Niewiadomski

Lwów
Nakładem Komitetu Obchodu Szopenowskiego
1910
Czcionkami Drukarni Ludowej we luwowie.
Do najcenniejszych skarbów, jakie w dzie=
dzinie ducha Naród nasz posiada, należy bez wąt=
pienia muzyka Szopena. Zajmuje ona miejsce
tuż: obok poezyi Mickiewicza i Słowackiego, tuż
obok malarskich dzieł Grottgera i Matejki. Jest
równie prostą, jasną i zrozumiałą, jak myśl naj-
większego poety naszego, przypomina serdeczny
i swojski ton „Pana Tadeusza*, wznosi się też
bardzo często do nastroju i potęgi „Dziadów*.
Z autorem „Balladyny* ma wspólną lotność wy-
obrażni i język olśniewający. Jakby od Grottgera
wzięła moe wyciskania łez z ludzkich oczu, jego
czystość uczucia, , odrębność, i tę genialną zwię-
złość, która cały dramat na jednej karcie wypo-
wiedzieć umie; jest mu też pokrewna formą, po-
sługuje się bowiem wyłącznie tonem fortepianu,
jak on posługiwał się ołówkiem. Świetne barwy
przeszłości naszej wzięła od Matejki; zdaje się,
że polonezy pełne są jego wspaniałych postaci,
a Stańczyk rzucił w scherza wzrok swój głęboki
i przenikliwy...
Wszyscyoni pod jednem niebem wyrośli, lecz
przez duszę Szopena przeszedł żywy: dźwięk mu-
zyki ludu naszego i rzuciwszy zasiew w płodną
wyobraźnię jego, wydał ów piękny, bogaty: plon,
w- swej piękności jedyny. 'Z rytmu. tanecznego
*
4

i skromnej piosnki wzięły początek natchnio- muzykę na wzór mowy macierzystej, trzymając
ne utwory, a przemówiły do wszystkich właśnie się jej budowy, zachowując jej wyrazistość. Ona
dlatego, że duch piewcy zbratawszy się w swej to, myśl ta polska, wskazała mu granice powi-
najwcześniejszej młodości z prostotą melodyi kłań dźwiękowych, ona nadała kształty estety-
swojskiej, zatrzymał ją na własność, jako zasadni- cznym jego wierzeniom, ona ujmowała uczucie
czy ton wszelakiej swej pieśni późniejszej. „Od w chwilach najżywszych nawet wybuchów, kła-
rzeczy małych szedł ku wielkim*, naturalny zaś dąc na wszystkiem niezatarie piętno swej szla-
rozwój ten dał tworom jego moc niezwykłą chetności.
z miłością bowiem zwracał się do tych, którym Wzniósłszy muzykę ludową na wyżynę naj-
śpiewał, pieśń też jego nie tracąc nic ze swej wytworniejszej sztuki, Szopen powtórzył symbo-
godności, była zawsze zrozumiałą i przystępną. licznie wielkoduszny ostatni akt narodu, stał się
Tylko wielkim geniuszom udaje się połączyć taką jakoby śpiewakiem konstytucyi, a w pioruno-
ptzystępność z nastrojem wysokim i formą skoń- wych eksklamacyach swoich protest zdał się za-
czenie artystyczną. kładać przeciw przemocy obcej, budując pomnik
Że muzyka Szopena na wskróś jest polską, powstaniu listopadowemu. Istotnie „działa arma-
to nie zadziwiającego, bo czuł on, słyszał, widział tnie* wytoczył „wśród kwiatów ukryte"... Bo
i myślał po polsku, a wszakże w utworach jego w poruszeniach rytmu tej muzyki i w mełodyach
„każdy ton, to uderzenie serca!*... Przepełnione jej swojskich każdy Polak siebie odnajdzie, ducha
gorącem uczuciem dla ojczyzny, biło ono gwał- swego i krew, serce swe łatwo topliwei fantazyę
townie na alarm, gdy nadeszły wielkie wypadki pełną porywów. Będzie też po wieki muzykajego
narodowe; omdlewało z tęsknoty z dala od swo- łzą wylaną nad losem Ojczyzny, hymnem zwy-
ich, zabrało ze sobą w obczyznę ciepło ogniska cięskiego ducha i pieśnią anioła-stróża.
domowego i żar miłości dla Polski. Ucho na-
*
* *

pojone dźwiękami skrzypek mazowieckich i smę-


tnej fujarki, żyło latami tą karmą rodzimą, siłę Polskość Szopena, chociaż tak bijąca z utwo-
z niej czerpiąc nieustannie. Oko widziało wszędzie rów jego, do niedawna jeszcze była dla obcych
łany i bory ziemi ojczystej, stwarzając sobie kwestyą nieustaloną. Nie znając szczegółów z ży-
w odległych nawet zakątkach obczyzny kraj- cia wielkiego kompozytora, z powodu nazwiska
obrazy wsi naszej, aby muzycznym arcydziełom brano go za Francuza, a umieszczano niejedno-
użyczyć barw jej kwiecistych. I myśl jego na- krotnie wśród Niemców, ze względu na stano-
wskróś polską była. Wskazywała mu drogę ży- wisko, jakie zajął w rozwoju sztuki. Tymczasem
cia i drogę sztuki prawą i prostą, kształtowała narodowość Fryderyka Szopena miała zupełnie
6
Wrok po urodzeniu się Fryderyka prze-
realne podstawy i spadła nańnie tylko po matce, nieśli się Szopenowie do Warszawy. Mikołaj Szo-
lecz nawet po ojcu, który, jak się w nowszych pen otrzymał tu miejsce w Liceum, którego rek-
czasach okazało, był wnukiem Mikołaja Szopy torem był Samuel Bogumił Linde. Z tą chwilą
(podobno dworzaninaStanisława Leszczyńskiego), stosunki materyalne rodziny, dość skromne, po-
a urodził się: we Francyi w Nancy 17. sierpnia lepszyły się znacznie, zwłaszcza, że w niedługim
1770 roku i wziął imię po dziadku, oraz nazwi- czasie powiodło się pp. Szopenom założyć pen-
sko przez tegoż. na „Chopin* zmienione. Wroku syon dla chłopców zamożniejszych rodzin. Pen-
1787 przybył do Warszawy sprowadzony przez syon ten zyskał sobie niebawem ogólne powa-
pewnego Francuza. Miał następnie parę razy za- żanie.
miar wracania do Francyi, lecz zawsze jakieś Wśród najlepszych warunków, jakie stwo-
ważne przyczyny stawały temu na przeszkodzie. rzyć mogą miłość rodzinna, poważna atmosfera
Gdy z roku 1794 idąc za popędem serca, wziął umysłowa, dobrobyt, a wreszcie i wykwint towa-
udział w powstaniu Kościuszkowskiem, zacisnęły rzyski, wzrastał mały Fryderyk, dziecko ukocha-
się silniej węzły łączące go z krajem, związały ne przez rodziców i całe otoczenie domowe,
go zaś na zawsze, gdy ożenił się z Polką p. Ju- oraz podziwiane przez dalszych. Niezwykle deli-
styną Krzyżanowską, co stało się w roku 180. katne, wrażliwe, wcześnie rozbudzone, już w czwar-
Zajmował wówczas miejsce nauczyciela w domu tym roku życia, zaczęło zwracać uwagę na swe
hr. Skarbków w Żelazowej Woli, a chociaż wypa- wielkie muzykalne uzdolnienie, później okazało
dało mu to z zawodu, że używał przeważnie ję- się wogóle bardzo utalentowanem. Naukę mu-
zyka francuskiego, posługując się polskim niezu- zyki rozpoczęto, gdy Fryderyk dobiegł do szó-
pełnie biegle, to jednak uważał się zawsze za stego roku życia. Nauczyciel, któremu zadanie to
Polaka. wdzięczne powierzono : Adalbert Żyway (1756 do
>anstwo Szopenowie byli już rodzieami 1842) Czech, muzykstarej daty, nie był specyali-
dwauletniej córeczki Ludwiki (późniejszej Jędrze- stą w jakimś rodzaju muzyki, lecz w każdymra-
jowiczowej), gdy przybył im na świat syn, któ- zie małego swego ucznia poprowadzić umiał na-
remu dano imię: Fryderyk Franciszek. Według leżycie, obznajomił go naprzód z początkami,
tradycyi rodzinnej stało się to dnia 1. marca a następnie z całą ówczesną literaturą, a przede-
1809, według metryki niedawno przez Mieczysła- wszystkiem z utworami klasycznymi Bacha, Mo-
wa Karłowicza odnalezionej dnia 22. lutego 1810. zarta i Beethovena. Na zewnątrz, pierwszym re-
Następnie mieli jeszcze dwie córki: Izabelę (pó- zultatem tej nauki był występ publiczny małego
żniejszą Barcihską) i Emilię zmarłą wewczesnym Fryderyka, który dnia 2. lutego 1818 w koncer-
wieku.
8

cie urządzonym na cel dobroczynny odegrał trzyletniej nauce, przygotowany bowiem pry-
z wielkiem powodzeniem kompozycyę Gyrowetza. watnie wstąpił odrazu do IV. klasy) przeto nie
Dalsze postępy szły już krokiem szybkim. Mały pozostało nie, jak zwrócić się do nauki kompo-
uczeń umiał sobie proste wskazówki nauczyciela zycyi, ku czemu Warszawa posiadała w owych
rozszerzać własną genialną intuicyą: odgadywał czasach dostateczne środki. i
niejedno zapewne, czego mu nie powiedziano, Stosunki artystyczne, wśród których wycho-
przeczuwał to, czego nuty w sobie nie mieściły; wał się Szopen, nie dałyby się porównać z ów-
w dwunastym roku życia grał już wreszcie tak, czesnymi stosunkami wielkich miast, jak Wiedeń
iż nauczyciel oświadczył, że zadanie swoje uważa lub Paryż, były jednak bardzo ożywione i w pierw-
za skończone. szych latach mogły mu dostarczyć zachęty obfi-
Poza Żywnym nie miał już Szopen żadnego cie. Imię chłopaka już od owego pierwszego wy-
nauczyciela gry na fortepianie. Rozwijał się dalej stępu było na ustach całej Warszawy. „Szopenek*
samodzielnie, a zdobywanie biegłości wykonaw- fenomenalnie uzdolniony, miły i dobrze wycho-
czej przychodziło mu bez mozołu, gdyż niezwy- wanystał się ulubionym gościem najwytworniej-
kła bystrość ułatwiała tu każde, choćby najtru- szych towarzystw, począwszy od salonów w. ks.
dniejsze zadanie. Trudności stwarzał zaś sobie Konstantego; a powodzenie tak bardzo duszy ar-
młodziutki muzyk i sam, bo wcześnie zaczął kom- tystycznej potrzebne, otaczało go zewsząd, uzna-
ponować, improwizując na fortepianie utwory, niem darzyły go bowiemnie tylko salonybardziej
które mimo prymitywną swą jeszcze formę za- może do zachwytu skore, lecz i najpoważniejsi
powiadały już wyraźnie, iż dla instrumentu tego muzycy, jakich Warszawa posiadała. Stali zaś
rośnie jakiś wielki reformator, odkrywca „nie- w owymczasie na czele tamtejszego świata mu-
znanych światów*. Improwizacye te spisywał po- zycznego Józef Elsner i Karol Kurpiński, dwaj
czątkowo prawdopodobnie Żywny, później mały wielce zasłużeni kompozytorowie, a obok nich
Szopen z pomocą podręcznika (Simona: „Krótkie grupowali się wszyscy wybitniejsi wykonawcy
poznanie harmonii*) sam układał swoje kompo- i pedagogowie, jak Wiirftel, Szymanowska, Elsne-
zycye, a wreszcie w piętnastym rokużycia utwo- rowa, Krogulski, Waynert, Jawurek, Kratzer
rzył Rondo c-moll, które też we trzy lata uka- i wielu innych. Wykonywano w pewnych odstę-
zało się w druku jako pierwsze jego dzieło. Nie- pach czasu klasyczne utwory Mozarta, Haydna,
zwykły talent kompozytorski zabłysnął w tym Cherubiniego i innych, opera dostarczała wrażeń
chłopięcym utworze z całą swą prostotą, wdzię- niemało, niekiedy artyści o sławie europejskiej,
kiem i bogactwem pomysłowości zwłaszcza w me- jak n. p. śpiewaczka Catalani, wielki wirtuoz-
lodyi. A że w roku 1826 ukończył Liceum (po skrzypek Paganini, lubnajsłynniejszy pianista ów-
10

czesny l. N. Hummel odwiedzali Warszawę.


oraniczne, a niewiele później ustalił się w opinii
Wroku 1821 założono Szkołę główną muzyki
czyli Konserwałoryum, a we dwalata później świata i został przy imieniu Szopena na wieki.
Gdy w roku 1829 naukę kompozycyi u Els-
liczyło już ono 160 uczni. Dyrektorem tej szkoły
muzycznej był Elsner, pod jego tedy kierownic- nera ukończył, był już artystą dojrzałym. Teka
twem i według jego wskazówek miał Szopen jego kompozytorska zawierała Sonatę op. 4. i Trio
op. 8., Rondo na2 fortepiany, Fantazyę Z tema-
naukę kompozycyi przechodzić.
Do Konserwatoryum wstąpił Szopen w roku tow polskich (z orkiestrą), Krakowiaka (z orkie-
1826, po ukończeniu nauk w Liceum i waka- strą) i Rondo a la Mazur, a nadewszystko Wa-
cyach w Reinerz na Ślązku, dokąd g0 zawieziono ryacye z „Don Juana* op. 2., te waryacye, które
dla skrzepienia sił
wocenie Roberta Szumana uznane zostały jako
nadwątlonych nieco pracą
szkolną. Studya muzyczne szły mu rzecz prosta utwór genialny i utorowały nieznanemu dotąd
bardzo gładko, owoce zaś ich odrazu zapowiadać młodzieńcowi drogę do sławy w Niemczech. Ze
zaczęły cały kierunek przyszłości, szezególnem zaś grę swoją wykształcił do niepospolitej dosko-
bowiem umiłowaniem od początku otoczył for- nałości i niejednokrotnie już publicznie wystę-
tepian. I tej właśnie a nie innej okoliczności pował (dwa razy w roku 1825 i tyleż paży ar
przypisać należy, iż koledzy jego: Dobrzyński stępnego w Reinerz, nie licząc wystąpień na ze-
Nideccy, Stefani, Waynert, których w później- braniach towarzyskich), przeto nie możńa mu po-
szej działalności artystycznej 0 całe niebo prze- czytywać za osobliwszą odwagę, iż zapragnął: dać
wyższył, w nauce szkolnej stawali z nim pozornie się słyszeć w słynnym z muzykalności Wiedniu,
na równi, gdyż stosownie do wymagań szkoły który pociągał go nadto i stosunkami” swoimi.
próbowali z powodzeniem sił swoich na polu Bo potrzebę zapoznania się z osobistościami Rye
muzyki orkiestralnej i wokalnej, do których bilnemi odczuwał Szopen już przedtem, i w tej
Szopen nigdy skłonności nie uczuwał. Nie więc to myśli wybrał się był w roku 1828. do Berlina
dziwnego, iż w pierwszym roku uznany został jako towarzysz prof. Jarockiego na zjazd przyro-
tylko za „zdolnego*, a zaszczytniejsze miejsce za- dników. Ale Berlin nie żiścił oczekiwanych na-
jął przed nim Ignacy Dobrzyński. Ale już w roku dziei, gdyż do Spontiniego, Zeltera, a nawet mło-
następnym sklasyfikował go Elsner jako „szeze- dziutkiego Mendelssohna przystęp nie był tak
gólną zdatność”, a wtrzecim napisał: geniusz łatwy, zadowolnił się więc skromny przybysz
muzyczny! Ten sąd, wyrzeczony wonczas po tylko rozkoszą słuchania doskonale wykonanych
raz pierwszy, potwierdziły niebawem powagi za- arcydzieł Hiindla, Webera, Cimarosy, Spontinie-
go i Wintera, poczem wrócił do kraju. Dopiero
Wiedeń miał spełnić jego życzenia i otworzyć
12 13

drogę do światowej sławy, co się też stało być tylko wielka jakaś stolica o wysokiej kultu-
wkrótce. rze muzycznej. Myślał przytem poważnie o dal-
Wlipcu roku 1829 wyjechał Szopen do Wie- szych studyach nad grą na fortepianie u któregoś
dnia, a dnia 8. sierpnia wystąpił tamże wteatrze z największych mistrzów. Chociaż więc pozostał
(Karthnerthor) z powodzeniem tak wielkiem, iż rok cały w Warszawie i grał nawet publicznie
zmuszony był następnie grać po raz drugi dnia dwa razy (w marcu roku 1830), podziwiany jako
18. sierpnia. W pierwszym koncercie wykonał artysta dojrzały, to jednak myślą gonił w dalekie
Waryacye z „Don Juana* i improwizował na te- światy, a kwestyą wyjazdu zajmowała się równie
maty z „Białej damy*, poczem dodał jeszcze im- jak on cała rodzina, wliczając w nią rozumie się
prowizacyę na temat polskiej piosnki „Chmiel, i Elsnera, którego zdanie w wielkiem było po-
a w drugim powtórzył Waryacye i grał Krako- ważaniu w domu Szopenów. Radzono nad po-
wiaka. Zdania krytyki po obu koncertach Wy- dróżą do Włoch, a następnie do Paryża i Lon-
padły jak najpochlebniej, a miały niemałe zna- dynu, że jednak Szopen powodzenia swe wie-
czenie dla młodego artysty, wyraziły bowiem deńskie żywo miał w pamięci, przeto ostatecznie
opinię nie szerokich mas, lecz najwytworniej- Wiedeń obrał sobie za najbliższy cel podróży.
szych słuchaczy. Mimo zarzutu, iż grze jego w sto-
Ale postanowienie wyjazdu i rozłąki z ro-
sunku do rozmiarów sali brakowało fizycznej
dziną i krajem nie obyło się bez ciężkiej walki
siły, uznano go mistrzem. Nadzwyczajua czy- wewnętrznej.
stość i subtelność gry, oraz wysoki smak w od- Opuszczając Warszawę, Szopen rozłączał się
cieniach, a z drugiej strony świeżość pomysłów ze wszystkiem, co najdroższego posiadał, rozłą-
kompozycyi i niepospolity czar nowości, zachwy- czał się z rodziną, z przyjaciółmi, porzucał kraj,
ciły wszystkich lepszych słuchaczy i wywołały
do którego przywiązany był gorąco i egzystencyę
uznanie wychodzące w. pierwszym rzędzie od
rodzinną, w której czuł się szczęśliwy. A nad-
Hummla, Czernego, Meysedera, Schupanziga, a mienić tu należy, iż stosunek jego do rodziny
nadto wielu innych muzyków i znawców. był niezmiernie czuły, opierał się zaś na miłości,
Wróciwszy do Warszawy przez Pragę, gdzie zaufaniu i tej niezwykle pięknej harmonii, jaka
poznał słynnego kontrapunkcistę Klengla, przez
przepełniała atmosferę domu Szopenów. Poważny
Drezno i Wrocław, znalazł się między swoimi
i czysty charakter ojca, jego rozum, takt i zmysł
zadowolony i szczęśliwy, niewątpliwie jednak zapobiegliwości; tkliwość i subtelność matki,
napełniony już przeświadczeniem, iż należy od
osoby muzykalnej przytem i pełnej wdzięku;
owej chwili do całego świata i że miejscem dla
młodość wreszcie i inteligencya sióstr, zwłaszcza
jego przyszłości artystycznej stosownem, może
Ludwiki, tworzyły tę atmosferę, z którą się zrósł
14 15

i z której wyniósł niewątpliwie dużo najpiękniej- Stefan Witwicki, Kazimierz Brodziński i kilku
szych właściwości swego ducha. Z tego to bo- innych, podobnie jak muzycy: Dobrzyński, Nidecki,
wiem źródła pochodziło nie tylko „dobre wycho- Orłowski, Nowakowski i Kolbergowie, tworzyli
wanie* jego, nie tylko wykwintne maniery towa- ożywione, ruchliwe towarzystwo, z którem Szo-
rzyskie, otwierające mu później w życiu wszyst- pen przestawał chętnie, czując się jak zawsze
kie salony, lecz i ta wysoka kultura etyczna, punktem środkowym, do którego wszyscysię
którą zatrzymał na zawsze, a która i dla działal- zwracali, już nie tylko z powodu jego talentu,
ności artystycznej miała znaczenie wielkie, łącz- lecz i z powodu usposobienia wesołego, bystrości
nie bowiem z żywem poczuciem pięknai ze zmy- dowcipu, jako też przenikliwej i lotnej inteli-
słem samokrytyki, wysoko rozwiniętym, strzegła gencyi.
go i zachowała na zawsze prawymi czystym. Nie było to jednak wszystko, co w Warsza-
Takim był bowiem w młodzieńczych swych la- wie zostawiał, bo oto i narzeczona, panna Kon=
tach jako człowiek i artysta i takim pozostał do staneya Gładkowska, młoda, urocza śpiewaczka,
końca życia. Obok uczuć dla rodziny, przyjażń która silniej pociągnęła ku sobie serce artysty
również niepoślednią odegrała rolę w młodości niż inne piękności warszawskie, miała oczekiwać
Szopena. Koledzy z Liceum pierwsze miejsce z utęsknieniem powrotujego...
wsercu jego zajmowali przed kolegami ze szkoły Obok tych wszystkich węzłów wiążących go
muzycznej, co łatwo wytłumaczyć tem, iż w grę z Warszawą,. istniał jeszcze jeden bardzo powa-
tu nie wchodziły kwestye artystyczne, związane żny skrupuł, który go wątpliwością napełniał, a
ze stopniem uzdolnienia tak bardzo różnego; je- był nim obowiązek wobec Ojczyzny. Wroku
żeli zaś dla wszystkich miał zawsze w pogotowiu 1830 zanosiło się na burzę, Fryderyk zaś, jako
uczynność, to dla kolegów ławki szkolnej pełen Polak czujący goręcej niż inni, z pewnością był-
był serdecznego wylania i przyjaźni, w niektórych by złożył chętnie życie w ofierze dla Ojczyzny,
wypadkach wprost egzaltowanej. Najściślejszy gdyby nie myśl, że duch jego twórczy więcej po-
taki stosunek łączył go z Tytusem Wojciechow- żytku i chwały przynieść jej może, niż przela-
skim i Janem Matuszyńskim, do przyjaciół jednak nie krwi. A jeżeli dla niego mogło to być przy-
zaliezał również Fontanę, Dziewanowskiego i Wo- czyną rozterki wewnętrznej, to dla rodzicówstało
dzińskiego, a węzły te przetrwałydługie lata. Koło się powodem stanowczego nalegania na wyjazd.
blizkich znajomych rozszerzyło się zresztą w la- Jakoż nastąpiła ta bardzo ciężka dla obu stron
tach ostatnich pobytu jego w Warszawie znacz- chwila, a młody artysta, żegnany przez rodzinę
nie, stykał się bowiem często ze światemlitera- i przyjaciół, odprowadzony do poblizkiej miej-
ckim, a Bohdan Zaleski, Maurycy Mochnacki, scowości i uczezony tam kantatą Elsnera, z pu-
t6 1

harem napełnionym ziemią ojczystą na piersi, jak uderzenie piorunu. Dowiadujemy się o tem
z pierścionkiem narzeczeńskim na paleu, opuścił z dzienniczka, który wówczas prowadził, a w któ-
Warszawę i Ojczyznę, aby — jak się to okaza- rym wiernie odmalował wszystkie swoje straszne
ło później — nigdy do niej nie wrócić... Było to obawy, ból i rozpacz bezgraniczną. Wymowniej
dnia 2. listopada 1830. jednak, niż te słowa papierowi powierzone, przed-
Drugi pobyt we Wiedniu nie przyniósł Szo- stawiają nam stan jego ówczesny kompozycye
penowi oczekiwanych powodzeń, a przeciągnął powstałe pod wrażeniem wieści: preludya a-moll
się nad miarę, bo trwał ośm miesięcy. Do kon- i d-moll, a nadewszystko etuda c-moll, słynna
certu własnego nie przyszło, współdziałał tylko później pod nazwą „rewolucyjnej*. Burza żalu
w koncercie pewnej śpiewaczki; żył za to ru- i namiętności miota się w nich i szaleje z siłą,
chliwie zarówno ze światemartystycznym (Hum- jakiej w równymstopniu niełatwoby nam było
mel, Czerny, Slavik, Merk, Thalbergi inni) i z wy- wyszukać w dziełach któregokolwiekbądź innego,
dawcami, jak i z wybitnymi miłośnikami sztuki, choćby. największego kompozytora. Jako człowiek
których salony odwiedzał chętnie i często. Ale i jako artysta stanął Szopen w tym życia swego
tęsknota za krajem trawiła go, popadał w nią momencie na szczycie niebotycznym...
bezpośrednio po doznanych uciechach życia, by- Paryż, do którego przybył we wrześniu1831
wały zaś nawet i chwile, w których się zrywał roku, był w czasie owym metropolią całego
do powrotu. Gdy zwłaszcza nadeszła wiadomość świata i to nie tylko pod względem zewnętrznego
o powstaniu, a Tytus Wojciechowski, bawiący i materyalnego blasku. Wszystko najświetniejsze,
wówczas również we Wiedniu, wrócił do kraju, co żyło w dziedzinie literatury i sztuki, garnęło
Szopen postanowił pospieszyć za przyjacielem się do tej świetnej stolicy, łączyło ze sobą i two-
i tylko stanowcza decyzya rodziców powstrzy- rzyło ową wielką elitę, której przybyły z Polski
mała go od kroku tego. artysta przedstawić się pragnął. Miał zamiar
Widząc wreszcie, iż stosunki we Wiedniu skromnie, jako uczeń zbliżyć się do niej, tym-
nie układają się dla niego tak pomyślnie, jak so- czasem wszedł w nią niebawem jako mistrz i to
bie obiecywał, wybrał się w lipcu roku 1831 jeden z najpierwszych. Stosownie do pierwotne-
w dalszą drogę, do Londynu, jak paszport opie- go postanowienia, aby pracować jeszcze u któ-
wał. Po drodze dał koncert w Monachium i za- regoś z pierwszorzędnych pianistów, zwrócił się
trzymał się w Sztutgarcie. Tu doszła go wiado- do słynnego w owych czasach Kalkbrennera,
mość o zajęciu Warszawy. Wrażenie, jakie na uchodzącego za wyrocznię na punkcie wirtuo-
nim sprawiła, z niczem się równać nie daje; zowstwa gry fortepianowej. Ale Kalkbrener chcąc
był to cios pierwszy w życiu, silny i ogłuszający zapewne wzupełności przerobić na swą modłę
2
18 19
nie
młodego artystę i usunąć to z gry jego, -co godzinę, co było ceną w owych czasach bardzo
grun-
zgadzało się z pojęciami „szkołyś, a było w wysoką. Lekcye pozostały muteż do Ko2Z ó.
-
cie rzeczy właśnie oryginalnością Szopena, zapro głównem żródłem utrzymania obok ah
ponował mu kurs trzyle tniej nauki . Wiedz iony z kompozycji, za które nakładcy w miarę rosną-
iu
własnyminstynktem, a w wyższym jeszcze stopn cej sławy płacili honorarya COrAZ większe Ww FH
rodzi nę i Elsne ra, nie sposób zapewnił sobie młody artysta oe ży-
radami udzielonemi przez
poddał się tym warunkom. Rzecz interesująca, cia materyalną, o której estetycznyład dbał 5
że krok ten na stosunek z Kalkbrennerem wcale prosta bardzo, przyzwyc jony oddziecka a >
-
nie wpłynął, gdyż wirtuoz ów znakomity zacho gody i elegancyi. A jeżeli świetne stosunki, wja-
.
wał swój podziw i przyjażń dla Szopena i nadal kie wszedł w Paryżu, wymagały tego nić
Obydwa koncerty, którymi dał się poznać wnie, jeżeli potrzeba rozry
zr wki de
i wrodzjol.
ony mu
o
szy
w Paryżu jako kompozytor i pianista: pierw smak czyniły niezbędnem to ustalenie warunków
26. lutego 1832, a drugi 20. maja, przyn iosły mu bytu, to z drugiej strony i zadośćuczynienie po-
tryumf artystyczny najzupełni ejszy , lecz nie WRO 2 współczującego żywoz cierpie-
dały podstawy do zapewnienia egzys tency i mate- niami drugich, również nakazywało pamiętać
-
ryalnej, polegającej jak dotąd na dochodachotrzy o stworzeniu sobie na wszystko środków "Bo
mywanych z domu. Widząc zaś, że i tu w zdo- dla kolegów, dla współziomków a Ae
byciu sobie stanowiska zachodzą trudności, po- tych, z którymi los obszedł się gorzej ża
wziął zamiar udania się do Ameryki, zaniechany zawsze otwartą sakiewkę. Znaną ztezią była
»
na szczęście bardzo wkrótce, gdyż niebawem sto- uprzejmoś , z jaką przyjmował An co
sunki ułożyły się przecież pomyślnie. Uznany już z kraju pr ybywali: witał w nich cząstkę Ojczy-
przez największe muzyczne powagi -—— względami zny swojej, do której nieustannie tęsknił, mimo,
a:
darzyli go bowiem ws y potentaci ówcześni że obecnie na stałe już osiadł w Box.
żyjący w Paryżu: Cherubini, Rossini, Halevy, W roku 1833 dał następne dwa lon eni.
Paćr, młodsi zaś jak Liszt, Hiller, Berlioz i Men- pierwszy w kwietniu, a drugi w grudniu w. dal-
delssohn, weszli z nim w stosunek blizkiej zaży- szych zaś latach występował najczęściej bólnie
łości lub nawet przyjażni — zetknął się Szopen z innymi pierwszorzędnymi artystami : a
w salonach Rotszylda z nieznanemi mu dotąd Hillerem, Herzem, biorąc udział w oka
jeszcze najwyższemi sferami towarzyskiemi, a że utworów na dwafortepiany lub nawet na sil
grą swoją oczarował wszystkich, przeto jak za szą ich ilość, co w owym czasie było 2
dotknięciem różdżki czarodziejskiej popłynęły w modzie. Wogóle, do r. 1835, po którym s. pi zć
zaproszenia i lekcye, płacone po 20 frankówza lat wstrzymał się prawie zupełnie od AOS
x
20
wagą... Bo nie tylko w tajnikach swej duszy, a na-
wych niewięcej
występów, grał w salach koncerto = i > utworach będących ich wyrazem był
niechęć, jaką
jak kilka razy. Powodem tego była Szopen tak dziwnie dwoi 0 zi ad
żywił zawsze do szer okic h mas ; bezpośrednio
się zewnętrzne, mimo (7Kkrakn ze ujęteaw formy
ł nań wyst ęp na rzecz
jednak przykro oddziała bez zarzutu, nie było inne: często po najbardziej
1835 , nie uwieńczony
emigrantów dnia 22. marca natchnionym twórczym momencie, po eos
e-mo ll), do ja-
powodzeniem (grał swój koncert grobowo ponurego nastroju, zdołał się przedzierz-
Tłum słu-
kiego był w salonach przyzwyczajony. gnąć w wesołą, zbawnąa figurę, pobudzającą do
ę ducho-
chaezy onieśmielał go,odejmował swobod śmiechu całe towarzystwo. Głównym czynnikiem
fizyczną. Bo też nie wirtuozem w takich wypadkach stawał się właściwy mu
wą i krępował
a, posiada-
był on na wzór Liszta lub Thalberg fenomenalny podobno talent aktorski już we
iewa nia publ iczn ości, lecz
jącym władzę olśn wczesnej młodości objawiany ku uciesze najbliż-
oczy wiśc ie tych salo -
wielkim pianistą salonów, szego otoczenia. Mickiewicz utrzymywał że to
ną i blaskiem,
nów, które z wytwornością zewnętrz „tkliwa” dusza matki z niego płacze, a ojciec Fran-
co daje inte-
łączyły wszystko najszlachetniejsze, cuz śmieje się na całe gardło*, zdaje się jednak
wst wo sztuki
ligencya, wykształcenie, smak, zna iż w wielu wypadkach wesołość i humor stawały
u najwy-
i umiłowanie piękna. Tu, w otoczeni się u niego zasłoną, jaką zapuszczał skwapliwie
ód pań, czuł
tworniejszych ludzi, zwłaszcza wśr na przeżyty właśnie moment silnych wrażeń
atmosferze:
się wielki nasz artysta w swojej chcąc je co prędzej usunąć z widowni salonu.
jego jak
improwizacye płynęły z pod palców Na pierwszem miejscu wśród rozlicznych
i muzy czny ch, a pię-
niewyczerpany potok myśl domów, które Szopena jak swego przyjmowały
wyżs zała pod obn o bar-
kność ich niezrównana prze otaczały uwielbieniem i miłością, należy wymie-
m ogła szan e, jak
dzo 'często kompozycye drukie niś domy hr. Platerów i ks. Czartoryskich, ale
mu było daw ać
utrzymuje tradycya. Tu wolno cheąc dać obraz owego świata, z którym: żył
, tak częs to
zupełną folgę swemu usposobieniu trzebaby wymienić cały szereg znakomitych osób,
y na wy-
zmiennemu: wznosić siebie i słuchacz artystów, poetów (Heine, Mickiewicz i inni) Lite-
wza-
żynę nadziemskich inspiracyi, lub pogrążać ratów i malarzy (Delacroix), a nadewszystko cza-
gracyi ryt-
dumę, to znowu wesołymi i pełnymi rujących wdziękiem i elegancyą pań, pomiędzy
salo-
mami tanecznymi sprowadzać zebranie do któremi wielka część zaliczała się do rzędu jego
ała się
nowej równowagi. Tęsknota rozbitka zdaw uczenic. "A
styk ać z ucie chą sy-
w tem nieraz bezpośrednio Towarzystwo kobiece było mu zawsze miłe
at z drob ną przy -
baryty, najtragiczniejszy dram szukał tu odczucia i zrozumienia duszy swojej
m, żart — z po-
godą buduaru, łzy — Z uśmieche
22 23

bardzo chętnie, przyczem zresztą urokowi pię- 1837 do 1847), zastanawiający osobliwością doboru
knych młodych postaci niewieścich ulegał łałwo. dwu osób o charakterach zupełnie odmiennych,
Konstancya Gładkowska nie była jedyną osobą, a nawet ze sobą sprzecznych, stosunek, który
do której serce jego żywiej uderzało, co też nie- zwracał na siebie uwagę całego świata, już cho-
zawodnie stało się przyczyną, iż ta pierwsza na- ciażby ze względu na wysokie stanowiska obojga.
rzeczona nie wzięła zaręczyn na serjo, a czując, George Sand (Aurora Dudevant), słynna po-
że pamięć jej u narzeczonego zaciera się pod wieściopisarka francuskanie ujęła Szopenawpierw-
wrażeniami innemi, poszła w roku 1832 zamąż szej chwili ani pięknością, ani kobiecym wdzię-
dość prozaicznie. za bogatego przemysłowca Gra- kiem, ani elegancją, ani manierami, była bowiem
bowskiego. Żywo zajmowały młodego artystę na- i starszą od niego i nieładną (pod tym względem
przód Aleksandryna hrabianka Moriolles towa- zdania się różniły), a sposób jej zachowaniasię,
rzyszka lat najmłodszych, zwana Mariolką którą ubior, przyzwyczajenia raczej męskie, niż kobiece,
mu nawet później w Paryżu doradzano pojąć za w najlepszym razie było można nazwać orygi-
żonę, następnie panna Leopoldyna Blahetka pia- nalnemi, wdzięcznemi — nigdy. Przytem wielki
nistka, Francilla Pixis, hr. Delfina Potocka (w >a- nasz muzyk „literatek* nie lubił. Skłonność jego
ryżu 1832—1836) wreszcie p. Marja Wodzińska, do dziwnej tej kobiety, a następnie i przywiązanie,
z którą nawet w roku 1836 zaręczył się w Ma- leżały niezawodnie w tem, że on, który całą swą
rienbadzie. Był to kwiat wyrosły czysto na salo- energię wyładowywał w utworach muzycznych
nowym gruncie, ta miłość Szopena do Maryi Wo- (jakże silnym był bezsprzecznie w wielkich kom-
dzińskiej, młodej osoby która jak wiadomoi Sło- pozycjach swoich: baladach, scherzach, sonatach,
wackiego umiała pociągnąć ku sobie; nie trwał etudach, polonezach!...), do spraw życia codzien-
też długo ich stosunek, zerwany w Dreznie na- nych energii nie posiadał, a więc w towarzyszce
stępnego już roku z powodu opozycyi ojca panny instynktownie czuł się zmuszonyjej szukać. Każda
Maryi, co zresztą jak się zdaje, zaszło bez wiel- z jego dawniejszych wybranek stosowna była na
kiego, a przynajmniej trwalszego żalu ze stron „ideał* kompozytora, na wcielenie w „Larghetto*
rozłączonych. Napis „moja bieda* położony przez (Konstancja), w Rondo (Mariolka), w walezyklub
Szopena na wiązanie listów Maryi, nie brzmi nokturn (Marya Wodzińska); podporą, na której jak
wcale tragicznie: była i minęła, jak inne... Panna pajęczyna mógłby się owinąć (wyrażenie jego
Wodzińska poszła wkrótce za mąż za hr. Skarbka, własne), mogła być tylko osoba o właściwościach
a w niedługim czasie i z mężem się rozesz nani Georg Sand. Zopragnąwszy go poznać, pierw-
Wielkie znaczenie w życiu artysty miał je- sza weszła do domu Szopena; wprowadził ją tam
dynie stosunek jego z panią George Sand (od roku Liszt i jego przyjaciółka hrabina d'Agoult. Za-
25

prosiwszy następnie do swej posiadłości wiejskiej Rezultat pierwszych lat wspólnego pożycia
Nohant, otoczyła go wszystkiem, czego istota jego dwu tych dusz artystycznych, zdaje się bardzo
materjalna potrzebowała, przyjaźnią, opieką, a gdy nawet przemawiać za tem, że Szopen ulegał wpły-
choroba zaczęła się ukazywać (1837), i troskliwą wom dodatnim. Twórczość jego sięwzmogła, a jeżeli
pieczołowitością. Wysoka jej inteligencya, niepo- może nie w ilości kompozycyj, to z pewnością
spolity talent literacki, a przytem niezaprzeczenie wich treści, mamybardzo widoczne tego dowody.
i sława, jakiej już w owym czasie w całej zaży- Do Paryża przybył on z wielkim zasobem utwo-
wała pełni, muszą tu także być wliczone, jako rów, mniej więcej aż do 24. opusu, częściowo
czynniki oddziaływające silnie na Szopena. A jeżeli przynajmniej ukończonych. Wychodziły one w la-
postać jej fizyczna i duchowa nie stawałasię dla tach następnych. Dalsze jednak, po pewnej pauzie
niego bezpośrednio inspiracyą, jak u tamtych było spowodowanej rozstrzelonem życiem światowem,
osób (nie poświęcił żadnej swej kompozycyi pani powstają dopiero w okresie znajomości z panią
G. Sand), to samo usunięcie trosk codziennych, Sand, okresie większego skupienia. Etudy, pre-
samo stworzenie mu pewnej rodzinnej atmosfery ludja, dalsze scherza, sonata b-moll, polonezy,
i warunków pracy, a nadewszystko pielęgnacya przypadają na te czasy. Pobyt na Majorce zwła-
w chorobie, zasługują na to, aby jej bezwzględnie szcza, przyniósł obfity plon kompozytorski, kiedy-
nie potępiać, zwłaszcza, że Szopen darzył ją ży- indziej znowu, lato pozwalało Szopenowi naj-
wą wdzięcznością, wyrażał się zaś zawsze o niej swobodniej oddawać się pracy twórczej, spędzał
z jak największą czcią, niekiedy jakby się lęka- je od 1838 — 1847 prawie co roku w Nohant
jąc dobre to bóstwo nazwać po imieniu. To też wiejskiej posiadłość pani G. Sand, w departa-
gdyby nie okoliczność, iż zerwała stosunek tylo- mencie Berry leżącej.
letni właśnie wtenczas, kiedy wielki artysta stale Na Majorkę udano się w listopadzie roku
już i bez przerwy opieki zaczął potrzebować, to 1838 w celu poratowania zdrowia Szopena, u któ-
z pewnością sąd potomności wypadłby dla towa- rego początki piersiowej choroby zaczęły się
rzyszki jego życia znacznie łagodniej. Niestety, objawiać. Początkowo, klimat i wspaniała przy-
właśnie te sprawy przedewszystkiem, które na roda południa, zdawały się doskonale oddziały-
zerwanie wpłynęły, jak zresztą i inne wypadki wać na chorego; później jednak, gdy nadeszła
życia p. G. Sand, wykazały dowodnie, iż przy słotna pora, niewygody, brak odpowiedniego po-
całej niezwykłości umysłu i talencie literackim mieszczenia a nawet zachowanie się miejscowych
charakter tej kobiety zasługiwał na zarzuty, jakie mieszkańców, stawały się nieznośne. Fuina
jej czynią biografowie. klasztoru Valdemosa musiała zastąpić wygodne
mieszkanie zarówno choremu Szopenowi, jak i
27

pani George Sand, która tu przybyła z dwojgiem przez amatorówrównież improwizowanych. Poza-
swych dzieci z pierwszego małżeństwa: Maury- tem panowała zupełna swoboda i oddawano się
cym i Solanżą. Fantastyczne mury, arkady, kruż- pracy. Delacroix, gorący Szopena wielbiciel, z za-
ganki i cele, przez pół zarośnięte dzikiemi blu- chwytem opowiada o rozkosznych chwilach,
szczami, działały w wysokim stopniu na wyo- które spędzał w ogrodzie wśród kwiatówi drzew
brażnię artysty; tu też powstawały preludya przy pełnych uroku dźwiękach dochodzących go
a między niemi i słynne w Desdur, związane z pokoju wielkiego artysty. Ale atmosfera letniego
z podaniem o wizji, którą miał nękany gorączką mieszkania, w początkach taka miła, wytworna
sta. Ale polepszenia przynieść one nie mogły, i do pracy animująca, później zmieniła się; Szo-
przeciwnie, zdrowie jego pogorszyło się tam do pen uskarzał się nawet po cichu, że w miejsce
tego stopnia, iż musiano Majorkę opuścić. Za- dawnego towarzystwa, nawskroś artystycznego,
trzymawszy się tedy w Marsylji dwa całe miesiące weszło powoli jakieś inne, głośne, trywialne
i odwiedziwszy Genuę, gdy chory przychodzić i bardzo mięszane. To zmienność gustów pani
zaczął do siebie, udano się w podróż do No- domu wten sposób zaczęła się objawiać...
hant. Wogóle jednak, Szopen pobywszy jakiś
Szopen wieś lubił i chętnie przebywał czas na wsi, zwykł był nerwowospieszyć się do
w Nohant, po części i dlatego zapewne, że miej- miasta, które go wprawdzie nużyło i ujemnie na
scowość ta nasuwała mu wspomnienie kraju ro- zdrowie jego wpływało, ale przynosiło równo-
dzinnego i czasów, kiedy to z taką rozkoszą cześnie i to, do czego był już nawykł, mianowi-
wsłuchiwał się we wiejską muzykę. Zabawiając cie nieustanny ruch i podniecenie, oraz pożądaną
się w sposób najrozmaitszy, bo pani G. Sand go- rozmaitość zajęć, wypadków i osób. WParyżu
ściła nieraz u siebie wielkie towarzystwa — by- zastawał polskie towarzystwo, którego potrzebę sil-
wał tu Liszt z panią d'Agoult, malarz Delacroix nie odczuwał, łączył się bowiem z emigracją i brał
i wielu innych znakomitych przyjaciół pani do- udział w jej życiu. Miał tu przyjaciół kilku:
mu — urządzano przechadzki nad rzeką, wy- ukochanego Matuszyńskiego, Juljana Fontanę,
cieczki, zabawy ludowe z muzyką i tańcami. który zazwyczaj załatwiał mu wszystkie gospo-
Innym znowu razem grywano w bilard, urzą- darskie sprawy jakoteż interesy nakładcze, Grzy-
dzano przedstawienia teatralne, lub pantominę, małę i innych; uczenice i uczniowie oczekiwali
przyczem Szopen zawsze chętny. uczynny i po- go z upragnieniem, stosując się z całą uległością
mysłowy, współdziałał przygrywając na forte- do przyjazdów i wyjazdów jego z Paryża, oraz
pianie i wynajdując rytmy i melodje jak naj- do pory naznaczonej im na lekcje. Pracy oddawał
bardziej charakterystyczne, zastosowane do scen, się z nadzwyczajną sumiennością i prawdziwem
28 29

umiłowaniem przedmiotu. Nie grywał wprawdzie dla niego; podobnie iznakomity pedagog Fryde-
publicznie w latach owych jak w pierwszych ryk Wieck, i inni najpoważniejsi muzycy nie-
swego pobytu w Paryżu, lecz w roku 1839 dał miecey. Wogóle stanowisko niemieckiej krytyki
się słyszeć na dworze królowej wspólnie z Mo- było przeważnie bezstronne, a jeżeli zbyt ostro
schelesem, a salony paryskie z każdym sezonem wśród ogólnego uznania odcina się słynny krytyk
rozpoczynały walkę o posiadanie wielkiego ar- ówczesny Rellstab, to ocenę jego ujemną należy
tysty. Dla jednych był znakomitym mistrzem, brać tylko jako głos bardzo małej chyba cząstki
dla innych modną wielkością światową. bezwzględnych wyznawcówklasycyzmu. Rellstab,
Wroku 1840 stanął na najwyższym szczeblu kapłan zbyt gorliwie i formalistycznie trzymający
swej sławy; obejmowała ona już w owymczasie się wiary przodków, uznał zresztą później swój
nie tylko Paryż i cały międzynarodowy wielki błąd, składając Szopenowi wizytę w Paryżu roku
świat tamtejszy, lecz także i Niemeyszczycące się 1843, co mu też w sądzie potomności policzone
słusznie wysoką uprawą muzyki. Do Niemiec być winno.
zbliżył się Szopen już poprzednio: raz udając się To wysokie stanowisko, jakie zajął w świe-
(1834) z Hillerem na festywal muzyczny do cie muzycznym, było niezawodnie powodem, iż
Akwisgranu, raz znowu (1835) gdyz okazji pobytu zapytywano go kilkakrotnie, dlaczego tworząc
swego u wódczeskich, odwiedził w Lipsku Schu- tyle natchnionych rzeczy na fortepian, nie napi-
mana i słynną pianistkę Klarę Wieck, jego narze- sze opery. Zachęcał go poprzednio już do tego
czonę, którą to wizytę w rok później powtórzył. Elsner, obecnie nalegał na to — podobno nawet
Odwiedziny w Niemczech musiały wpływ swój bardzo usilnie — Mickiewicz, wydawało się im
wywrzeć. Niezwykłe zjawisko, jakiem był Szopen, obu, że tylko ta najokazalsza forma kompozycji
wywoływało wszędzie wrażenie nieziemską swą postawi naszego muzyka na najwyższym szczycie
odrębnością, zachwyt też Schumana i jego najbliż- sławy. Pierwszy z nich miał na myśli prawdo-
szych nie miał poprostu granie; ażeby zaś o nim podobnie tylko „postęp* czysto artystyczny, drugi
dostateczne dać pojęcie, należałoby chyba powtó- natomiast, niezawodnie uważał napisanie opery
rzyć wszystko, co znakomity kompozytor ten nie- za czyn o wielkiem znaczeniu narodowemi dla-
miecki od początku do końca swej muzyczno- tego mógł żądać tego tak stanowczo, zwłaszcza,
sprawozdawczej działalności pisał o Szopenie, że z pewnością znał lepiej genialny talent Szo-
„najśmielszym i najdumniejszym duchu poetyc- pena, niż samą duszę tego talentu, co również
kim świata* — jak go nazywa. Feliks Mendels- możnaby i o Elsnerze powiedzieć. Opera była
sohn i jego wysoce inteligentna a bardzo muzy- zresztą w owym czasie nie tylko najulubieńszą
kalna rodzina, również tylko słowa podziwu mieli formą muzyczną u publiczności, ale i muzykom
30 31
przedstawiała się jako przedmiot w dobytku arty- szerokie przystosowuje do swej fantazji swo-
stycznym kompozytora niezbędny. Nieraz więc bodnej i niezawisłej, chociaż bynajmniej nie roz-
wbrew usposobieniu komponowali opery i wbrew wichrzonej zbytecznie, ani też urągającej zmysłowi
naturze swego talentu. Uległ tej pokusie Schu- ładu, światła i proporcyi. Było tedy rzeczą prostą
man, i dał się jej zwyciężyć Mendelssohn; Szo- i naturalną że myśl tę odrzucił i pozostał wierny
pen jednak stanął wyżej niż oni, odrzucając myśl, swemu ideałowi, na czem sztuka nic nie straciła,
która mogła go zapewne również nęcić chwilo- bo w kompozycjach jego acz z jednym instru-
wo, łecz w czyn nie byłaby się dała zmienić. Nie- mentem tak ściśle związanych, zyskała dzieła
którzy przypisują to wspomnianemu już raz po- wartości wielkiej, nieprzemijającej, a tak na
przednio zmysłowi jego krytycznemu, w równym wskroś polskie, że silniej narodową nie mogłaby
jednak stopniu działać tu musiały zasady etyczne być i opera, gdyby ją był napisał.
artysty: on nie chciał zmuszać się do pracy nie- Mimo miękkości usposobienia i braku sta-
odpowiedniej swej naturze, nie chciał naginać nowczości, o który sam się oskarza, mimo przy-
swej inspiracji do jakowychś celów z góry upa- wiązania do rzeczy zewnętrznych a może nawet
trzonych, choćby nawet wzniosłych. Gdybynie ten i drobnostek codziennych, Szopen był charakte-
powód, to utworzenie opery, któraby miała pol- rem szlachelnym, prawymi głębokim, a nie tylko
ską sztukę wznieść na wyżyny, a tem samem wrzeczach sztuki i zawodu, lecz i w całem życiu
i zwrócić na nią oczy Europy, którą to mysl miał swojem. Jednym z najpiękniejszych tego dowo-
zapewne Mickiewicz — musiałoby niezawodnie dów było jego zachowanie się wobec dworu ro-
uśmiechać się Szopenowi, patrjocie nad wyraz syjskiego, który mu przez ambasadora swego pa-
gorącemu. Ale twórczość jego improwizacyjna, ryskiego hr. Pozzo di Borgoofiarował stanowisko
bezpośrednia, wymagająca jak najszybszego wcie- pianisty nadwornego wPetersburgu. Odpowiedź
lenia myśli muzycznej we formę dźwiękową, Szopena, iż mimo dobrowolnego wyjazdu z kraju
trzymała się zdala od wielkich aparatów instrn-= uważa się za emigranta, bo dzieli zupełnie patrjo-
mentalnych i wokalnych, redukując pracę refle- tyczne uczucia i sposób myślenia emigracji, co
ksji, namysłu i rozwagi do możliwego minimum, zapewne nie byłoby dobrze na dworze widziane
w którym to celu posługiwała się jednym in- przecięła odrazu wszelkie rokowania. Jednem tem”
strumentem posłusznym woli mistrza. Aby tę zdaniem pozbawił się świetnego stanowiska. Był-
prawdę poznać, wystarczy tylko zauważyć, jak byż w stanie któryś z ówczesnych potentatów
Szopen uwalnia się powoli od wszelkiego balastu, muzycznych zdobyć się na krok podobny? Nawet
wyszedłszy raz z pod kierownictwa szkolnego, skrzypek Lipiński przybywszy do Paryża, w oba-
przestaje używać orkiestry w zupełności, formy wie narażenia sobie Rosji, w której miał koncer-
32

tować, odmówił udziału w koncercie na rzecz o śmierci ojca zrobiła na nim tak silne wrażenie,
emigrantów, o co też z Szopenem poróżnili się iż nie zdołał na list do matki się zdobyć. Zastą-
na zawsze. Podobnie i w sprawie z p. G. Sand piła go p. G. Sand, zawiązując wten sposób sto-
szlachetność jego charakteru w całej pełni wy- sunek z rodziną Szopena, dla której była dotąd
stąpiła, jak się bowiem okaże, cały swój dalszy zagadkową istotą, znaną tylko z króciutkich
stosunek mógłby był okupić pewną uległością, wzmianek, jakie Fryderyk robił o niej dyskretnie
na którą mu prawy i czysty charakter nie po- w swych listach do domu pisanych. Na pełną
zwalał. serdeczności odezwę pani G. Sand przyjechała do
Powodzenie, jakiem się cieszył i polepsze- Nohant p. Ludwika Jędrzejowiczowa. Był to dla
nie zdrowia oraz namowy licznych przyjaciół Szopena wypadek niezwykle radosny, od czasu
skłoniły go do ponownych wystąpień publicznych. bowiem wyjazdu z kraju nikogo ze swoich naj-
Grał dnia 26. kwietna 1842 roku, aw rok później droższych mnie widział prócz ojca, z którym
znowu. Koncerty te odbywały się w ten sposób, w Karlsbadzie zjechał się był w roku 1835. Ale
iż zamawiano na nie bilety (po 20 fr. miejsce) zdrowie mu już nie wróciło. Zaczęly się pojawiać
znacznie naprzód, tak że Szopen wiedział z góry, noce bezsenne, gorączki, halucynacye; siły opa-
kto będzie obecny; grał więc jakby w salonie dały, zdolność do pracy słabła.
zamkniętym, do którego nikt niepowołany wci- Stanowczy cios zdrowiu jego zadało zerwa-
snąć się nie mógł. Na pierwszym z tych koncer- nie z p. G. Sand, które nastąpiło w roku 1847, y
tów, wśród licznych wielbicieli Szopena, był 'przygotowywane przez nią rzecz prosta od dłuż-
obecny także i Liszt. Stosunki ich jednak już „szego już czasu, przywiązanie jej bowiem słabło
w owym czasie oziębiły się znacznie, a wkrótce widocznie w miarę postępów jego choroby. Wi-
gdy Liszt z Paryża wyjechał, rozchwiały się zu- docznie zabrakło jej „uczuć macierzyństwa*, któ-
pełnie. Żył natomiast Szopen w owych czasach remi chełpiła się często, określając w ten sposób
ściślej z wiolonczelistą Franchomem i malarzem rodzaj afektu dla Szopena, zabrakło i woli, aby
Delacroix, z panią Viardot-Garcia słynną śpie- dotrzymać mu wiary w chwili krytycznej. Przy-
waczką i kilkoma innemi osobami, które zamie- brała więc pozę ofiary — tak się bowiem przed-
$zkiwały wnajbliższem sąsiedztwie jego i p. Ge- stawiła w jednej z powieści — a znalazłszy w wy-
orge Sand. Życie to było stosunkowo spokojne padkach rodzinnych powóddostateczny, odsunęła
i szczęśliwe, dopiero rok 1844 przyniósł smutne się od Szopena na zawsze. Powodem tym miało
zmiany, które stan zdrowia artysty silnie podko- być zachowanie się jego wobec niesnasek, jakie
pały. Stracił w maju ojea, a następnie i ukocha- powstały między panią G. Sand a jej córką So-
nego przyjaciela Jana Matuszyńskiego. Wiadomość lanżą i zięciem Clesingerem, dla których Szopen
3
34 35

żywił niezmienną przyjaźń, a nawet wspomagał sporzenia sobie funduszów materyalnych, których
ich w chwilach niełaski ze strony dziwacznej brak w następstwie choroby i przymusowej bez-
i absolutnej ich matki. czynności, odczuwać się również zaczął.
Przejścia te wszystkie bardzo przykre, a w nie- Szopen znał Anglię mało, odwiedził ją bo-
których szczegółach brutalne nawet, dobijały cho- wiemtylko raz na krótko w roku 1837, szerokiej
rego artystę fizycznie, a przytem jak najgorzej publiczności byłwięc również niedość znany. Tylko
wpływały na jego usposobienie duchowe. Czuł zatemze stronysfer arystokratycznych, jak też i ro-
się opuszezony, samotny, przygnębiony, do pracy daków tam zamieszkałych, oczekiwało go przyję-
niezdolny, ilość lekcyi zredukować musiał, kom- cie należne jego stanowisku. Mimo to przybywszy
ponować prawie zaprzestał. Ostatnie dzieło jego: do Londynu w kwietniu roku 1848, z koncertem
Sonata na wiolonczelę op. 65 wyszło wroku nie wystąpił. Filharmonicznemutowarzystwu tam-
1847, później prócz drobniutkiego mazurka f-moll tejszemu, które go prosiło o zagranie koncertu
nic nie skomponował, dzieła bowiem t. zw. po- swego z orkiestrą, odmówił z powodu małej ilo-
smiertne op. 66—74 wydane staraniem przyja- ści prób, zwłaszeza że ostatnia odbywała się tam
ciela jego Fontany pochodziły po większej części zazwyczaj wobec publiczności. Grał więc tylko
z lat Szopena młodzieńczych. Po raz ostatni grał dwukrotnie w tak zwanych porankach, do wy-
publicznie w Paryżu dnia 16. lutego r. 1848. stępu zaś na dworze królewskim nie przyszło
Był to już tylko cień człowieka. Karol Mi- z powodu, że artysta najlżejszych nawet zabie-
kuli uczeń Szopena z tych właśnie lat, opisywał gówze swej strony poczynić nie chciał. Wsier-
z rozrzewnieniem ówczesną jego postać, o nie- pniu udał się do Szkocyi na zaproszenic dwufa-
wysłowionej szlachetności zewnętrznej, o pięknym natycznie uwielbiających go uczenic: panny Stir-
jak wyrzeżbionym profilu twarzy, o cerze ba- ling i pani Erskine. Galderhouse, wspaniała lecz
jecznie bladej, przezroczystej, z niebieskawymi ponura rezydencya szwagra tych pań, była miej-
refleksami choroby i niedalekiej już śmierci. scowością, w której spędził część lata, wśród wy-
Uczniowie jego i przyjaciele otoczyli go zdwojo- borowego towarzystwa arystokratycznego. Atmo-
nem jeszcze uwielbieniem; aniołem opiekuń- stera, jaką tu zastał, powinna mu była odpowia-
czym była mu ks. Marcelin a Czartory ska. Ale dać, wistocie rzeczy jednak nużyła go śmiertelnie,
starania te mogły tylko co najwięce j złagodzi ć gdyż poza wykwintną formą nie ukrywała żadnej
część jego cierpień, każdy już bowiem krok, jaki wyższej treści duchowej. Cierpienie i nudatrapiły
uczynił, zbliżał go nieubłaganie do kresu. Jednym go w Szkocyi i Anglii nieustannie. Ale grał po
z takich najsmutniejszych wysiłków była podróż kolei w Manchester, w Glasgowie i w Edymbur-
do Anglii, przedsięwzięta głównie wcelu przy- gu, a wkońcu powróciwszy do Londynu, wystą-
x
36

pił tamże na wieczorze muzykalnym, przyłączo- ostatnie mieszkanie Szopena. Stan jego do nieda-
nym do balu kolonii polskiej w Londynie. Grał wnajeszcze dopuszczający złudzenia — przynaj-
wówczas po raz ostatni publicznie w swem ży- mniej u chorego — pogorszył się w pażdzierniku
ciu, a było to dnia 27. listopada roku 1848. Mimo bardzo i przeszedł w beznadziejny. Oczekiwano
przyjęcia okazałego i mimo znacznych dochodów, końca z trwogą, starając się już tylko zmniejszać
z upragnieniem oczekiwał wyjazdu do Paryża. cierpienia i w jednejto z takich chwil śpiewała
Wyjechać nie mógł jednak wcześniej, jak dopiero mu hr. Delfina Potocka, której piękny śpiew miał
w styczniu roku następnego. istotnie choremu ulgę przynieść widoczną. Była
Podróż do Londynu na krótki czas tylko za- to ostatnia muzyka, jaką w życiu swem słyszał.
pobiegła złemu stanowi kasy, powróciwszy do Wparę dni później, po przyjęciu ostatnich Sakra-
Paryża, musiał wielki artysta znowuczynić stara- mentów z rąk ks. Jełowiekiego, zakończył życie
nia o chleb codzienny, a przychodziło muto co- wielki artysta w nocy z 16. na 17. październik
raz trudniej, gdyż zwiększająca się niemoc nawie- o godzinie pół do trzeciej, ze słowami „matka,
dzała go teraz znacznie częściej. Gdyby nie ma- moja biedna matka...* na ustach. Ostatnie napi-
teryalna pomoc, z którą mu przyszły tajemnie sane przezeń słowa zawierały życzenie dokona-
uczenice jego: panie Obreskoffi Stirling (zacna ta nia sekcyi zwłok, w obawie, aby nie być pocho-
Szkotka złożyła podobno przeszło 20.000 franków), wanym wletargu. Życzeniu temustało się zadość,
to obok chorobybyłby zmuszonyi z niedostatkiem ponieważ zarazem wykonano w ten sposóbi inną
walczyć. Rodzina Szopena, przed którą starał się część woli ustnie przekazanej, ażeby serce jego
widocznie stan swój ukrywać, pisując listy stosun- złożyć w Warszawie. Sekcya wykazała podobno,
kowo nawet wesołe, a szczegółami światowymi że silniej niż płuca, zaatakowane było u chorego
nieraz przepełnione, niebardzo mogła mu poma- artysty właśnie to serce. Niebawem po śmierci
gać. Gdy jednak zdrowie z dnia na dzień zaczęło malarz Kwiatkowski narysował profil zmarłego,
się pogorszać, napisał wreszcie w czerwcu do a rzeźbiarz Clesinger maskę zdjął pośmiertną.
siostry swej Ludwiki z prośbą, aby przyjechała Pogrzeb odbył się dopiero dnia 30. pażdzier-
do Paryża i u niego zamieszkała. Pani Jędrzejo- nika z kościoła św. Magdaleny, gdzie odprawiono
wiczowa na list ten swą prostotą niesłychanie uroczyste egzekwie, podczas których wykonano
wzruszający, przybyła do Paryża z córeczką. swą Requiem Mozarta (sola: panie Castellan i Viardot-
(późniejszą panią Ciechomską) i nie opuściła już Garcia, pp. Dupont i Lablache); Szopena Marsz
brata do końca życia. Zajmowali naprzód letnie żałobny w instrumentacyi Rebera, oraz dwa jego
mieszkanie przy ulicy Chaillot, a potemprzenieśli preludya a-moll i e-moll grane przez słynnego
się w pażdzierniku na plac Vendóme 12. Było to organistę Lefebure-Wely. Kondukt następnie ru-
39
38
wzbudza odrębnością swoją i zdumiewa bogac-
szył ku cmentarzowi Pere-Lachaise, gdzie zwłoki twem.
wielkiego artysty miały spocząć w sąsiedztwie W Szopenie wielbimy w pierwszym rzędzie
grobów Belliniego i Cherubiniego. Na czele żało-
kompozytora; lecz równie epokowe znaczenie ma
bnego pochoduszli Adam ks. Czartoryski i twórcz on i jako pianista. Naprzód bowiem grę dopro-
„Hugenotów* Meyerbeer, całun podtrzymywali wadził do doskonałości przedtem nieznanej, a na-
ks. Aleksander Czartoryski, Pleyel, Delaeroix stępnie i fortepian wzniósł do wyżynyinstrumen-
i Franchomme. Przebieg nabożeństwa zarówno tów najwymowniejszych. Prawda, że wskutek tego
jak pogrzebu miał być niezmiernie wzruszający zamknął się w granicach pewnego określonego
i bardzo wspaniały, wszystko bowiem wybitne, dżwięku, genialną jednak swąsiłą nie tylko w po-
co Paryż w dziedzinie sztuki posiadał, przybyło, tęgę przemienił moc instrumentu dotychczasową,
by złożyć hołd geniuszowi, a tłumy publiczności lecz i muzykę, wziętą ogólnie jako sztukę od ma-
zaległy kościół i ulice, któremi kondukt przeciągał. teryalnych środków oderwaną, poprowadził na-
„C'est une royautć qui s'en va*, powiedziano wje- przód inwencyą śmiałą i niezależną. Ma więc
dnym z nekrologów — „to osobistość królewska i w pochodzie sztuki muzycznej znaczenie pierw-
nas opuszcza. szorzędne 1).
Wdziedzinie dźwięku był to istotnie m o- „Szopen był w grze tak odrębny — powiada
narcha. Ferdynand Hiller — że wszelkie przypominanie
Państwo, którem rządził berłem swem arty- sobie czegoś poprzednio już słyszanego byłoby
stycznem, nie drogą zaborów powstało. Utworzyło daremne. Wten sposób nikt przed nim nie do-
się wyższą jakąś mocą, a gdy ktoś raz wejdzie tykał fortepianu, nikt nie umiał z instrumentu
w zaczarowany ten świat szopenowskich dźwię- tylu rozlicznych modyfikacyi wydobyć. Rytmiczna
ków, to zaprawdę blizki się staje wiary, iż naj- Ścisłość łączyła się u niego z przedziwną swobo-
piękniejsze pomysły muzyczne, krążące gdzieś dą, melodye też zdawały się tworzyć pod jego
w przestworach, jego sobie obrały, aby z nich paleami. Co u innego artysty ozdobą tylko ele-
stworzył ów „wymarzony świat swój własny*. gancką było, to u Szopena wydawało się barwą
Nie on ich szukał, nie on je zmuszał, aby się w cu- kwiatu, techniczna biegłość wirtuoza stawała się
downe te kształty układały; przyszły z natchnie- u niego lotem jaskółki. Każda obserwacya po-
nia, a równe prawaróżnorodnych czynnikówuczu-
cia, ładu i piękna, stały się podstawą ich bytu 1) Podręczniki i dzieła historyczne niemieckie, jak-
wspólnego. Więc chociaż dziedzictwo jego nie za- kolwiek uznania Szopenowi nie szczędzą, przecież często
umieszczają go między wirtuozami (n. p. Historya muzyki
toczyło granie szerokich, to jednak podziw w nas
Riemana),
40

szczególnych zalet gry jego, odrębności, doskona- Fontana i inni, roznieśli ją po świecie. A jeżeli
łości, wdzięku, duszy, była wobec tej gry zbę- tradycya ta u nowszych pianistów nie we wszyst-
dną — tkwił bowiem w niej Szopen. Nawet kiem dziś bywa zachowywaną, zwłaszcza pod
orak siły fizycznej w tymstopniu, wjakim ją po- względem dynamiki, to mamy w tem tylko do-
siadali Liszt lub Thalberg, nadawał tej grze oso- o ogromnej żywotności utworów wielkiego
bliwego czaru. W walce ducha z materją zwy- aszego kompozytora, które przemawiają do nas
ciężała energia myśli, mającą po swej stronie z miezmienną siłą mimo pewne odmiany w poj-
i uczucie tęsknoty. Nawet najgłębsze wniknięcie mowaniu ich przez wykonawców.
w kompozycyę nie daje jeszeże należytego poję- Fortepian dzięki Szopenowi stał się w melo-
cia o poezyi właściwej grze Szopena. Znikała tu dyi rywalem głosu ludzkiego, a w grze akordo-
cielesność wszelka, było to bowiem światło me- wej arfą eolską, nabrał bogactwa wyrazu, jakiego
teora, zachwycające właśnie tem, że leci ku nam przedtem nie posiadał: objawił duszę. Literatura
z nim razem jakaś tajemnica zaświatów...* instrumentu tego wzbogaciła się o przeszło dwie-
Gra Szopena miała, rzecz prosta, właściwości ście utworów, które na wieczne czasy pozostaną
techniczne swoje w układzie ramienia rękii pal- tego instrumentu najcenniejszą, z nim nierozłą-
ców, w traktowaniu pewnych szczegółów kompo- czoną nigdy własnością.
zycyi: jak akordy, pasaże, gamy, melodyai t. d., Szopen pozostawił 74 opusów, obejmujących
w palcowaniu, akcentach, stopniowaniusiłyi fra- Si dwieście utworów, niektóre bowiem
zowaniu. Właściwości te w znacznej części nowe, opusy, n. p. preludya op. 28., obejmują ich większą
wywołały u dawnychpianistów, n. p. u Kalkbren- ilość. Ze siedmdziesięciu czterech opusów wyszło
nera, zdziwienie i krytykę, później jednakże stały za życia jego 65, dalsze zostały w roku 1855 ogło-
się podstawą nauki udzielanej przez Szopenai by-' szone drukiem przez Fontanę, były to kompozy-
łyby niewątpliwie zostały w metodyczną całość cye z lat młodzieńczych. Dzieląc je według mate-
ujęte i spisane, gdyby mistrz miał odpowiedni ryału wykonawczego, wymienić naprzód należy
zasób cierpliwości do tego rodzaju roboty. Ponie- kompozycye na fortepian z orkiestrą, a saa
waż jednak zamiarten nie został urzeczywisiniony, dwa koncerty e-moll op. 11. i f-moll » 2d s
przeto wszystkie szczegóły tej metody utrzymały ryacye z Don Juana op. 2., Fantazya z kokkGH
się tylko w drodze tradycyi. Uczenice jego wybi- motywów op. 18., Krakowiak op. 14. i Polonez
tne, jak panie Fryderyka Streicher, Dubois, ks. Es-dur op. 22. (rażem sześć), w dalszym ciągu
Marcelina Czartoryska i inne, oraz uczniowie utworyna fortepian z innymi instrumentami, jak
przyjaciele, jak G. Mathias, Telefson, Karol Mi- np. Trio g-moll op. 8., Polonezz wiolonczelą, ta-
kuli, Brinley Richards, Schulhoff, Lenz, Guttmann, kież wWaryacye i Sonata g-moll. Utwory czysto
12

fortepianowe rozpoczynamy wyliczać od Sonat: mowy, rzecz prosta, o suitach klasycznych i tań-
c-moll op. 4., b-moll op. 35. i h-moll op. 58. (ra- cach dawnych) ani takiej staranności w nadawa-
zem z sonatą wiolonczelowąjest ich cztery), po- niu im formy artystycznej; wyjątek stanowi tu
czem następują cztery ronda, cztery scherza chyba tylko słynny walcowy utwór Webera „In-
(h-moll op. 20., b-moll op. 31., cis-moll op. 39. vitation a la danse*. Wprawdzie walce Szopena
i E-dur op. 54.), cztery ballady (g-moll op. 23., wśród jego kompozycyi zajmują nieco pośledniej-
F-dur op. 38., As-dur op. 47. i f-moll op. 52.) sze miejsce jako utwory salonowe, ileż w nich
cztery impromptu (As-durop. 29., Fis-durop. 36., jednak wytworności, jakie nowe i ciekawe rytmy
Ges-dur op. 51. i Fantasie impr. cis-moll op. 66.) (wale As-dur op. 42., albo Des-dur op. 64.), jaka
a wreszcie cztery o osobnych tytułach, jak: Bo- różnorodność kolorytu otrzymana przez połączenie
lero, Tarantella, Barkarola op. 60. i Berceusa op. tonacyi molowej z ruchem wesołymi ożywionym
57. Polonezów pozostawił 16, mazurków57, wal- (wale a-moll op. 34. nr. 2., walc cis-moll op. 64.
ców16, nokturnów20, preludyów 25 (op. 28. i 45.), nr. 3.!), a jakie harmonie basów! I polonez nie
etud 27 (op. 10, 25 i trzy bez opusu), jedno Alle- znajdował u poprzedników wyższych względów,
gro de Concert, waryacye op. 12. i Fantazyę f-moll to też gdy pominiemy klasyczne, niemające wso-
op. 49., wkońcu 17 pieśni do słów Miekiewicza, bie nie polskiego prócz znamiennego zakończe-
Witwickiego i innych. nia, to zostaną chyba znowu dwa polonezy We-
Idąc za zdaniem jednego z teoretyków nie- bera. Ogińskiego polonezy, chociaż ładne i sympa-
mieckich, który z naciskiem podkreśla w twór- tyczne, zbyt jeszcze w XVIII. stuleciu tkwiły,
czości Szopena „racyonalny rozwój rzeczy naj- ażeby można było wzorować się na nich. I tu za-
prostszych w skomplikowane*, zatrzymamy się tem Szopen stworzył rzecz nową. Polonezy jego
przedewszystkiem przytańcach, formie bezsprzecz- to muzyka prawdziwie rasowa, a chociaż wlać
nie najprymitywniejszej. Szopen umiłował ją w nie umiał również rozmaity, a często nawet
więcej, niż każdy inny kompozytor, a podnosząc bardzo odmienny wyraz, to przecież mimoto nie
do wyżyn artystycznych, umiał właściwym sobie traciły nigdy nie ze swojej rdzennej polskości.
zmysłem zachować w pewnych granicach niezbę- Od naiwnej dziewczęcej prawie melancholii nie-
dnej prostoty; w ten sposób zidealizował walea, których mniejszych, aż do patosu bardzo chmur-
uszlachetnił krakowiaka, uczynił poloneza w naj- nych, dramatycznych utworów, jak polonezy op.
wyższym stopniu charakterystycznymi stworzył 20., cis-moll i es-moll, a nadewszystko fis-moll
mazurka jako typ zupełnie nowy. op. 4., od koronkowo-salonowego Es-dur op.22.,
Nikt przed Szopenem nie przykładał w tym aż do wspaniałej apoteozy rycerskiego ducha:
stopniu wagi do rytmów tanecznych (niematu słynnego As-dur poloneza op. 53., znajdujemytu
44

wszystko, co zmieścić było można wgranicach goż opusu B-dur z oryginalnem triem, a-moll
tego rytmu i formy. A już ównajprostszy polo- op. 17. nr. 4., b-moll op. 24. nr.4., cis-moll op. 21.
nez A-dur op. 40., czyż nie jest typem najskoń- nr. 4., D-dur op. 33. nr. 2., h-moll op. 38. nr. 4.,
czeńszym, jaki sobie wyobrazić można: majesta- cis-moll op. 41. nr. 1., As-durop. 50. nr. 2., H-dur
tyczny i pełen energii zarazem, świetny, połysku- op. 56 nr. 1, a-moll op. 68 nr. 2, słyną z pię-
jący złocistemi blaski, grzmiącyjak orkiestra z surm kności.
i kotłów, zwycięski, radosny, tryumfalny?!... Do tańcówtych najbardziej zbliżają się ronda
Ale i mazurki w niczem nie ustępują polo- mimo swą budowę znacznie szerszą. Jeżeli bo-
nezom, a pod pewnym względem należą do rze- wiem nie wszystkie są zupełnie wyraźną muzyką
czy najgodniejszych podziwu, mimo zwięzłości taneczną, jak n. p. Rondo a la mazur op. 5. lub
swej i drobnych miniaturowych nieraz kształtów. krakowiak op. 14, jak finał Koncertu f-moll (ma-
Jeżeli w polonezach odzywasię całą piersią Pol- zurek) lub finał Koncertu e-moll (krakowiak), to
ska szlachecka, to w mazurkach daje się słyszeć każda z tych kompozycyi charakterem swym sko-
ton przeważnie ludowy, ochoczy lub smętny, ja- cznym co najmniej przypomina rytmy taneczne.
kieś niby pokrzykiwania wesołe lub zawodzenia Dość tu wymienić Rondo op. 1., Rondo op. 16.
żałosne. Pod względem typów znajdujemy tu i wreszcie nawet Rondo C-dur op. 73. (na dwa
znaczne odmiany, polegające na rytmie i tempie, fortepiany), utwory nie stojące na wysokości wy-
między zwykłymi mazurkami pojawiają się ober- żej wymienionych, ale również pełne melodyi
tasy i kujawiaki; a obok obrazków wyraźnie lu- i gracyi. W równym z nimi rzędzie postawić
dowych zarysowuje się nieraz dworek szlachecki należy i kilka tańców obcego pochodzenia, jak
w całej swej poetycznej prostocie. Jakie niezwy- bolero, tarantella (przez Szopena niezbyt ceniona)
kłe szczegóły tonalne i harmoniczne spotkać tu lub ecossaisy.
można, o tem jeszcze raz w dalszym ciągu po- Marszów spotykamy wśród dzieł Szopena
mówimy, w tem miejscu zaznaczyć więc tylko dwa. Jeden z nich to słynny żałobny marsz z So-
należy, iż przy całej skromności formy każdy naty b-moll, bezwzględnie najpopularniejszy utwór
prawie mazurek ma swoją odrębną fizyognomię, Szopena, rozpowszechniony osobno, układany na
a jeżeli wcześniejsze, mniej więcej do opusu 30. rozmaity sposób, instrumentowany kilkakrotnie.
pisane są prościej i łatwiej, to późniejsze pogłę- Prócz Beethovena marszów żałobnych, literatura
biają się znacznie i w miejsce wdzięku młodości muzyczna nie posiada równie potężnych tego ro-
tamtych, przynoszą nastrój poważniejszy i kolo- dzaju utworów, tak bowiempierwsza część, oparta
ryt przyćmiony; nawet trudności techniczne wnich na basach naśladujących dzwony w sposób nie-
się zwiększają. Mazurki Fis-moll op. 6. nr. 1. i z te- zrównany, jak i przeczysta melodya tria, są in-
46 47

wencyą wysoceoryginalną, a przytem silnie wstrzą- wykwitłej na gruncie szarpiącego nerwami dra-
sającą. Pominąwszy marsz żałobny e-moll (dzieła matu. Kompozycyete należą do największych dzieł
pośmiertne) jako utwór małego znaczenia, z ry- mistrza, a jakkolwiek pierwszeństwo wśród nich
tmem marszowym spotykamy się jeszcze w Fan- ma wspaniałe Scherzo h-moll op. 20., to jednak
tazyi f-moll, której charakter rycerski głównie i Scherzo b-moll op. 31., i cis-mol op. 39., a nawet
na tymwłaśnie rytmie polega, fantazyjne zaś kształty E-dur op. 54., posiadają właściwość tę wspólną,
powstają przez wpłlatanie bądż pasażowych, bądź że przemawiają do słuchacza łatwo, a z siłą wprost
melodyjnych ustępów (jeden z nich H-dur brzmi nieopisaną.
jak modlitwa jakaś choralna) w zasadnicze cha- O stopień wyżej w hierarchii form leży po
rakterystyczne rytmy marsza. Całość posiada przy- tańcu, jak wiadomo, pieśń. Poszczególne jej części
tem nastrój wysoki, a zdanie, że utwór ten odcinają się podobnie jak w tańcu dość silnie,
jest na wskróś narodowy („eminent national*), przeważa tu jednak melodya, będąca wyrazem li-
wyrzeczone przez jednego z krytyków niemie- ryki, a więc śpiewna i trzymająca się zdala od
ckich, określa doskonale istotę dzieła. Do rzędu zbyt żywego ruchu i wesołego, swobodnego tonu.
podobnych kompozycyj zaliczamy z powodu mar- Do pieśni wokalnej Szopen nie przywiązywał
szowego rytmu i preludyum nr. 20. c-moll — większej wagi, pozostawił ich kilkanaście, a mię-
rzecz również wielkiej piękności. dzy niemi kilka nawet bardzo popularnych, jak:
I scherza mają za podstawę formę taneczną, „Życzenie*, „Piosnkalitewska*, „Moja pieszezotka*
jak wiadomo bowiem, weszły one (u Beethovena) i inne, w utworach jednak fortepianowych uży-
w miejsce menueta w sonacie i zatrzymały po wał tej formy często, w nokturnach mianowicie,
nim takt trzyćwierciowy jako też trzyczęściową preludyach, etudach, w powolnych wreszcie czę-
budowę. Szopen pierwszy podniósł scherzo do go- ściach swych koncertówi sonat.
dności samoistnej kompozycyi, rozszerzywszyje Nokturny stanowią w twórczości Szopena
zarówno w rozmiarach jak i w treści. Zdanie dział tak znamienny jak n. p. mazurki, odzywa
o rozwoju twórczości Szopena poprzednio wy- się w nich marzyciel, romantyk, piewca miłości;
rzeczone rozumieć można wcałej pełni dopiero a chociaż w tym rodzaju muzyki miał poprze-
przy scherzach, należy tylko zagłębić się nieco dnika w Fieldzie, to przecież i tu pozostał orygi-
we wspaniałe te utwory: tu istotnie „rzeczy naj- nalnym i nowym. Słodki, klasycznie wygładzony
prostsze* zmieniły się w „bardzo skomplikowane”, Field nie przeczuwał nawet poezyi tkwiącej wta-
tu drobna pierwotnie forma przepysznie się roz- kich nokturnach, jak cis-moll i Des-dur op. 27.
winęła, dawny „żart* klasyczny wyrósł do zna- lub c-moll op. 48. nr. 1., podobnie, jak nigdy nie
czenia wielkiej jakiejś, ogromnie bolesnej ironii, mógłby się zdobyć w przybliżeniu chociażby, na
48 49

śmiałe i silnie już ku przyszłości zwrócone zmiany barwwiązankapieśni i piosnek, w najrozmaitszych


tonalne prześlicznej nokturny G-dur op. 37 nr. 2. odmianach !...
Do nokturnów w wysokimstopniuzbliżone: lar- O ile i waryacye mają tormę pieśni, wska-
ghetta obu koncertów i sonaty h-moll, należą zuje nam to zawsze temat zarówno u innych
również do najcelniejszych kompozycyi Szopena, kompozytorów, jak i u Szopena. Czy go więc za-
a już zwłaszcza Larghetto z koncertu f-moll, czerpnął z „Don Juana* (słynnyop. 2.), czy z opery
młodzieńcza, przeczysta pieśń miłosna. Herolda „Ludovie* (op. 12.), czy z piosnki nie-
Z preludyami stało się u Chopina podobnie mieckiej lub z „Roberta* Mayerbeerowskiego
jak ze scherzami. Nie rozszerzył on tu wprawdzie (utwory bez opusów), czy też z własnej inwencyi,
rozmiarów dawnej formy, jak w scherzach, ale jak n. p. „Berceuse*, to zawsze są to melodye
oddalił się niesłychanie od dawnego pojmowania pieśniowe, urozmaicone zmianami rytmu, tonal-
samego typu. Jak wiadomo, istota dawnych „przed- ności, harmonii i figur fortepianowych. Podobnie
grywek* polegała na pewnej beztreściwości, wy- i etudy. Te znowu są waryacyami bez podania
rażającej się przeważnie w arfowanych akordach, poprzód tematu, który ukazuje się od razu, ubrany
progresyach, przejściach modulacyjnych; oddalił jakąś żywąfiguracyą. Głównem zadaniem etudy
się od niej Szopen właśnie przez skondensowanie jest zwyczajnie przeprowadzenie pewnego pro-
zawartości muzycznej. Każde preludyumjego za- blemu technicznego; ale Szopen rozszerzywszy
myka odrębny dla siebie światek wyrazu, nieraz ogromnie zakres techniki fortepianu (do czego
w taktach zaledwie kilkunastu. Jeżelibyśmy dla później raz jeszcze wrócimy), rozszerzył także
takiego preludyum chcieli zaczerpnąć porównania i treść artystyczną etudy w sposób przed nim zu-
z dziedziny malarstwa, to nazwalibyśmyje szki- pełnie nieznany. Trudno tu zatrzymywać się nad
cem obrazka, lecz nigdy winietą; w iiteraturze każdą z osobna, bo jest ich dwadzieścia siedm,
byłby to wierszyk liryczny, a nawet może aforyzm, a wszystkie stoją na wyżynie najwyższego mi-
lecz nic w rodzaju wstępu lub przedmowy. Krót- strzostwa twórczego. Są to niekiedy utworynaj-
kość utworu podsunęła Szopenowi w tym wy- szlachetniejszego sentymentu, jak n. p. E-dur
padku nazwę. Są zresztą między nimi i dłuższe, etuda, cis-moll op. 25. nr. es-moll, to znowu nie-
jak n. p. As-dur, Des-dur lub d-moll, słynne zrówanego powabu, jak e-moll, f-moll i Ges-dur
i już poprzednio wspomniane, zadziwiające swym (na czarnych klawiszach); albo wybuchowe eks-
patosem dramatycznym; są nieskończenie smętne, plozye, jak słynna rewolucyjna c-moll lub a-moll
jak a-moll, e-moll i h-moll, lub burzliwe, jak „królowa wszystkich etud*. Z rzemieślniczą stroną
fis-moll i b-moll, jest owo choralne c-moll i pełne pracy wirtuozowskiej zdają się nie mieć nie
sielankowego wdzięku A-dur. Kwiecista, pełna wspólnego, mimo, że mechanikę gryfortepiano-
4
50 51

wej na nowe skierowują drogi. Instrument otrzy- zycyąa „Świtezianką* Mickiewicza, nie znajdziemy
mał w nich od Szopena dar epokowy, zapewnia- chyba wżadnej literaturze. Dość tu przypomnieć
jący mu wieki istnienia. dwie ostatnie stronice, a zwłaszeza moment, gdy
Przejście do form najwyższej kategoryi sta- wodna rusałka okazuje się dziewicą z pod lasku
nowią impromptu, chociaż i tu podstawą jest (powrót pierwszego tematu w całej pełni akor-
pieśń. Zestawione z nokturnami, różnią się one dów) i upomina się o przysięgę jej złożoną!...
tem, że część śpiewna, powolniejsza, leży między Ballady Szopena mają właściwie formę ronda, za-
dwiema żywemi, gdy w nokturnach przeciwnie : wartość ich duchowajednakże jest tak bogatą, że
żywszależy zazwyczaj wśrodku między dwiema pod względem napięcia twórczego porównywać
śpiewnemi. Przed Szopenem pisał tego rodzaju je można chyba ze scherzami, a stawiać należy
utwory Schubert, z którym też szopenowskie im- w rzędzie największych arcydzieł Szopena. Bo
promptu pewne pokrewieństwo mają, przewyż- niemniej piękne są i trzy inne ballady, a w szcze-
szając je jednak znacznie kształtnością i elegancyą. gólności F-dur op. 38., poświęcona Schumanowi
Mimoswej wielkiej piękności, tak As-durimpromptu i f-moll op. 52.
op. 29., jak i Fis-dur op. 36. (znajdujemy tu prze- Do niedawnajeszcze utrzymywałosię twier-
śliczny motywodtrzydziestego taktu począwszy), dzenie, iż w utworach najwyższej formy,t. j. cy-
nie stoją na wysokości ballad, które zarówno pod klicznych z t. zw. „allegrem* naczele, Szopen nie
względem tematów jak i zużytkowania ich, za- czuł się swobodnym, wskutek czego budowa ich
równo pod względem koncepcyi muzycznej jak pozostawiaćby miała dużo jeszcze do życzenia.
i treści swej poetyckiej, zaliczone być muszą do Zdanie to wypowiedział Liszt w swojem krótkiem
najznakomitszych utworów Szopena. Cóż bowiem lecz i niesłusznem określeniu sonat Szopena:
wyrównać może świeltnemu rzutowi ballady As- „więcej woli niż natchnienia*. Że impulsywnej
dur op. 47. tak przepysznie rozwijającej się z ta- naturze wielkiego naszego kompozytora i jego ge-
jemniczego tematu początkowego? Nie jestże to niuszowi muzycznemu bliższą była forma tane-
muzyka wszechstronnie doskonała, nie czarujeż czna czy pieśniowa, o tem najlepiej pouczają nas
kształtami, nie porywa wyobrażni słuchacza to- same utwory jego cyframi w poszczególnych dzia-
kiem opowiadania, płynnym, naturalnym, a tak łach, wreszcie i siła twórczości w pewnych kie-
rosnącym potężnie! Nawet z punktu widzenia runkach wytężona najintensywniej. Ale z drugiej
„programu* (jeżeli to słowo wobec Szopena wy- strony powiedzieć o sonacie b-moll, iż nie jest
rzec wolno) możnaby ją uważać za rzecz znako- ona natchnioną kompozycyą, o jej sfinksowej
mitą, bo równie wyraźnej, uderzającej poprostu (Schuman) pierwszej części, o scherzu tak drama-
analogii, jaka wykazać się daje między tą kompo- tycznem, o marszu żałobnym i o finale tak bar-
53

dzo niezwykłem, to już chyba bluźnierstwo! Prę- G-dur) w pierwszej części. Tak zresztą czyinaczej,
dzej zgodzićby się można na zarzut, iż poszcze- oba koncerty pozostaną wliteraturze fortepiano-
gólne części sonaty nie mają tak koniecznego związ- wej na zawsze najwykwintniejszą muzyką w świe-
ku między sobą, jak ton. p. w sonatach Beethovena cie i jeszcze dużo pokoleń zachwycać się będzie
spotykamy, lub że druga melodya głównej części zarówno pierwszą i drugą częścią e-moll kon-
sonaty zbyt silnie się odcina, co zresztą zauważyć certu, jak drugą i trzecią koncertu f-moll. Tkwi
można i w h-moll sonacie, jako właściwość Szo- w nich zaiste młodość wieczysta!...
pena charakterystyczną, pochodzącą znowuż z za- Mimo tych swobód w budowie i mimo ca-
miłowania w formach pieśniowych. Ale zarzuty łej odrębności swojej, Szopen żywił wielki szacu-
te odnoszą się do samej budowy tylko, którą nek dla pięknej formy w muzyce, a nienawidził
wielcy kompozytorowie kształtowali rozmaicie, wszystkiego, co „nieumyte i nieuczesane”, jak się
stosownie do swych wewnętrznych intencyj, je- wyrażał. Muzyka wielkiego artysty przedstawia
żeli tedy Szopen nie zachował tu i ówdzie przy- w tem zupełną analogię z osobą jego i życiem:
jętych prawideł, to dowód w tem mamy, iż nie ogromna wrażliwość jest tu zawsze głównym pod-
krępował się niemi, a idąc tylko za podszeptem kładem, wybucha niejednokrotnie, lecz wyższe
inspiracyi, tworzył rzeczy wolne od wszelkiego względy na piękno i dobro, biorą nad nią górę.
konwenansu. Piękność ich bowiem wyrównywa Cokolwiek czyni, pozostaje zawsze człowiekiem
te pewne niedostatki ścisłości w budowie. Rzecz o wysokiej kulturze etycznej i estetycznej: śmieje
prosta, że brać tu pod uwagę nie należy pierwszej się czy płacze, drwi czy rozpacza, prowadzi salo-
sonaty c-moll op. 4., utworzonej jeszcze w szkole, nową rozmowę, czy „piorunuje* ... Nie uznajemy
i że najwyższej miary nie mamy obowiązku przy- też sprzeczności między znanem powiedzeniem
kładać ani do Tria op. 8. ani do wiolonczelowej Szopena, „iż prawidła odwieczne szanować należy,
sonaty op. 65. Instrument przydany do fortepianu wystrzegając się zboczeń*, a praktyką jego kom-
(a więc i orkiestra) więcej może krępował Szo- pozytorską. Rzecz bowiemniezaprzeczona, iż w poj-
pena, niż same warunki formy, z którymi postę- mowaniu ogólnego ładu, układzie kontrastów pię-
pował sobie swobodnie, nakazując im uległość kności melodyi, czystości harmonii Szopen miał
dla swojej fantazyi. Dziś odstępstwa od dawnych swój ideał w przeszłości: estetyka Mozarta była
prawideł w wielu wypadkach nie rażą nas wcale, jego estetyką. Przy całej też genialności jego
a tem więcej twórcy tej miary, co Szopen. Z tejże istniała łączność nadto jeszcze między nim a in-
przyczyny nie można i Koncertowi e-moll czynić nymi mistrzami klasycznej lub poklasycznej epoki,
zarzutu z nieprawidłowego stosunku dwu tema- wszak muzyka obudził w nim —Bach, wirtuoza —
tów głównych (po e-moll następuje E-dur, zamiast Hummel, liryka Field, lub w równym stopniu może
54

współczesny i bardzo mu sympatyczny — Bellini. niespodziane zmiany tonacji, charakterystyczne


Szlakiem tym ulatywał Szopen, rzadko zeń zba- zwroty pieśni ludowej, a w dalszym ciągu i dy-
czając, a zawsze dążąc naprzód. Za zboczenia sonanse, nieraz nawet bardzo silne i drażniące,
uważaćby można te momenty jego twórczości, lecz rozmieszczane z nadzwyczajnem poczuciem
o których Szuman powiadał, iż przynoszą zwroty efektu, najczęściej jako kulminacyjny punkt na-
„niebędące już muzyką* (finał z sonaty b-moll, prężenia, jako ostateczny wybuch ! .
niektóre preludya), dążeniemzaś naprzód wszystko Najwięcej stosunk owo zajmują cych szczegó-
nowe, co stworzył w zakresie formy, harmonii, łów harmonieznych spotkać można niewątpliwie
melodyi i rytmu. Te rzeczy „nowe*, współczesni w mazurkach, co stąd pochodzi, iż zamykając się
przyjmowali z zachwytem, zboczenia zaś przeba- w granicach pewnego określonego rytmu, pe-
czali mu, jak się darowuje komuś ukochanemu, wanego obszaru tonów niezbyt szerokiego, pewnych
nawet i kaprysy jego. Ostrzejsi w sądach dopa- form akompaniamentu, niedających się czem in-
trywali się w nich chorobliwości. Ale nowsza nem zastąpić, Szopen subtelnym swym zmysłem
krytyka wykreśliła zupełnie ten wyraz ze swego odczuł doskonale, iż należy te skromne utwory
słownika, bo muzykadzisiejsza wprowadzaśrodki wyposażyć czemś innem — dał im więc bogac-
rozstrojowe, wobec których tamte nie wydają się two harmonii. Rozumie się jednak, że bogactwo
niczem anormalnem. to spotykamy wszędzie i w największych kompo-
Śmiałe kroki naprzód, stawiane przez $zo- zycyach, w sonatach, w scherzach, balladach i
pena, spotykamy przedewszystkiem w harmonii uderza ono słuchacza w mazurkach silniej niż
t. j. zespole akordowym jego kompozycyj. Bogac- wszędzie przez kontrast z małą, a nawet ciasną
two jej polega w pierwszym rzędzie na samym na pozór formą. |
układzie dźwięków, które tworząc akord szeroko Znaczenie Szopena dla ogólnego rozwoju
rozłożony, wywołały efekt nowy, w muzyce for- muzyki polega tedy w wielkiej części na harmo-
tepianowej przedtem nieznany. Szopen miał wy- nii. W nowszych czasach widzą to sami Niemcy
sokie poczucie piękności dźwiękowej i temu to i przyznają, że Szopen w owym pochodzie na-
poczuciu zawdzięczamy ów niewysłowiony czar, przód, wyprzedził najśmielszych kompozytorów
jaki posiadają niezwykłe pochodyjego akordowe, pierwszej połowy XIX. stulecia i że znajdują się |
lub nieraz same przez się proste nawet połączenia w utworach jego liczne zwroty wyraźnie wska-
akordów. Najzwyklejszy bas któregokolwiek z ma- zujące, iż wielki kompozytor dramatów muzy|
zurków lub walców poprowadzonyjest z niezró- cznych Wagner jest w dziedzinie harmonii dal- |
wnanym smakiem. Cóż dopiero, gdy mistrz za- szym ciągiem Szopena, podobnie jak i Liszt.
cznie wprowadzać przedziwną swoją chromatykę,
56 57

A jeżeli chromatyka łączyła Szopena z kom- nie mieli, przewyższyli ich w tem dopiero Kur-
pozytorami znaczenia ogólnoświatowego,to dia- piński i Dobrzyński. I ci jednak przy najlepszych
tonika*) była w nimczysto słowiańską. Ma ona chęciach dokonać tego nie mogli, co geniusz
niesłychanie dużo świeżości. Niekiedy, zwracając Szopena, byli to bowiem ludzie tylko zdolni i pra-
się do czasów odległych, zapożycza z nich zapo- cowici, do lotu śmiałego skrzydeł im brakowało.
mniane tony muzyki kościelnej, która weszła Odmiennystosunek zachodzi między Szope-
w pieśń ludową i zespoliwszy się z nią, utwo- nem a najbliższymi mu przedstawicielami muzyki
rzyła typ, uważany przez nas za zupełnie polskiej w drugiej połowie XIX.stulecia. Wszyscy
swojski. oni stoją bezsprzecznie w świetle tego „meteora*
Mimo to, łączność muzyki jego z całym ar- muzyki, jak go nazwał Norwid o tyle trafnie, że
tystycznym dorobkiem najbliższej mu z przeszło- meteor jest zjawiskiem, a nie ciałem niebieskiem,
ści muzyki polskiej nie daje się wykazać. Prze- tworzącem system. I Szopen szkoły nie utworzył,
szłość tę pokrywały za czasów Szopena głębokie jak n. p. Schuman lub Mendelssohn, będąc nadto
mroki, wiadomo bowiem, że piękne zabytki mu- indywidualnym, aby go było można naśladować;
zyki polskiej XVI. XVIL i XVIII. zaczęto odkry- kto zaś to uczynił, popadał w kopiowanie, jak to
wać znacznie później. Szopen zabytków tych nie zresztą zdarzało się nieraz. Następcy Szopena, nie
znał. W bezpośrednimstosunku zostawał on tylko mówiąc oczywiście o ludziach małych zdolności,
do owych kompozytorów polskich, którzy po stanęli znacznie wyżej pod względem kultury mu-
większej części z urodzenia byli cudzoziemcami, zycznej od muzyków dawniejszych, a nie daje się
a z obywatelstwa i pracy swej kompozytorskiej zaprzeczyć, że wszyscy bez wyjątku zwrócili się
Polakami o tyle, o ile umieli zżyć się z naszem podobnie jak on, do pieśni ludowej iże również
społeczeństwem, a w utworach zastosowywać usiłowali ją podnieść do wyżyn, co uważamyza
rytmy i melodye ludowe do formy ówczesnej. jedyny objaw, jakiego można było oczekiwać przy
Tego rodzaju pracowników, częstokroć ludzi za- naszych właśnie warunkach. Zapatrzeni w naj-
służonych, mieliśmy w Polsce wielu; pod koniec bardziej charakterystyczny, rdzenny element mu-
XVIII. i z początkiem XIX. w.: Kamieński, Kajetani, zyki Szopena, tworzyli wśród rozmaitych kom-
Waynert i inni, a nadewszystko Elsner. Tworzyli pozycyi swoich liczne mazurki, polonezyi krako-
oni dla Polaków, lecz uświadomienia narodowego wiaki;a jeżeli w utworach Zarzyckiego, Zarębskiego,
Żeleńskiego, Noskowskiego, Paderewskiego i Sto-
') Chromatyka polega na szeregach półtonów, diato- jowskiego znajdujemy tak dużo liryzmui form
nika na większej ilości całych tonówi kilku półtonów tanecznych charakterystycznie narodowych, to nic
rozmaicie (stosownie do gamy) rozmieszczonych.
dziwnego, gdyż epoka, w której żyli lub żyją,
58 59

położenie narodu polityczne, klęski, jakie ponosił smętnego ducha: jego poszło najbliższe pokole-
w tym okresie, zarówno muszą znależć wyraz nie i pójść winno późniejsze, z tą wiarą, że
dla uczucia żalu jak i dla przywiązania do „szkoła* Szopena nie leży w prawidłach przyku-
wszystkiego, w czem typ rasy najszerzej i naj- tych do jego nut, lecz w wielkiem i miłującem
dobitniej się objawia. I na tem polega ich łą- sercu nieśmiertelnego Mistrza|...
czność z Szopenem. A że zasada, aby „od rzeczy Obowiązki nasze stąd wypływające, stwo-
prostych dążyć do bardziej skomplikowanych* rzyć powinny kult Szopena, a rozumieć ten
objawia się i w działalności twórczej naszych kult należy nie tylko jedynie jako pracę wytężoną
kompozytorów, nie przeto dziwnego, że po kul- ku spopularyzowaniu dzieł wielkiego kompozy-
cie mazurków i polonezów nastąpił kult prelu- tora, lub jako nieustanne oświetlanie jego postaci
dyów i sonat, uprawiany przez najmłodszych i działalności twórczej. Szopen zatrzymał swą
kompozytorów, jak Szymanowski, Różycki lub świeżość młodzieńczą, a siłą drgającą w cudownej
inni. Okres rytmówtanecznych nie był do omi- swej muzyce, usunął na drugi plan współczesnych
nięcia, bo i do całości twórczej Szopena należą mu nawet największych muzyków Schumana
one tak samo, jak pierwiastki inne, a nawet wię- i Mendelssohna. Dla nowych narastających poko-
cej, bo jej rdzeń stanowią, na co już poprzednio leń jest ona ciągle nową, bez trudności więc i bez
uwagę zwróciliśmy. I wije się w ten sposób jakichkolwiek usiłowan sztucznych, utrzymuje się
„powój polskiej sztuki od grobu Szopena*, jak nietylko u nas, lecz w świecie całym i nadal
powiada Norwid, wije się zaś nieprzerwanie i chio- utrzymywać się będzie.
ciaż wielki kompozytor nie utworzył t. zw. szkoły. Przez kult Szopena, należy tedy rozumieć
A tem: śmielej głosić to nam wolno, że łą- raczej: uprawę muzyki w jego duchu.
czność jaka istnieje między nim a całą plejadą Wytkniętą winna być ona drogami równie pro-
kompozytorów polskich dawniejszych i nowszych, stemi jak jego drogi wiodące naprzód, z pamięcią
nie polega jedynie na samej wspólności form przeszłości w sercu głęboko zapisaną, i z wzro-
muzycznych, lecz w znacznie wyższym jeszcze kiem utkwionym wprzyszłość. Ani wyzbywanie
stopniu na duchowym pierwiastku, z którego się dawnych rytmówtanecznych i liryki, ani też
i potęga Szopena moc swą wzięła. Tym pier- z drugiej strony ignorowanie rzeczy nowych, nie
wiastkiem, tą siłą wewnętrzną, pobudką stwa- może prowadzić nas do celu. Szopen całkowity
rzającą sztukę narodową, był ów płomień miło- przyświecać nam powinien jako ideał, co nie wy-
$ci, który rozpierał piersi Szopena, miłości dla klucza ani swobodnego wyboru środków twór-
Ojczyzny. Za płomieniem jego krwi i za światłem czych, ani rozszerzania form, któremi on się po-
sługiwał.
60

Wznieśmy mu zatem pomnik ze spiżu we


Lwowie, gdzie muzykajego znalazła takie zastępy
wielbicieli i tylu pracowników, którzy ją krzewili...
I czyńmy starania, aby dzieła Szopena do-
tarły do kresów narodu, a ołoczmy je zarówno
troskliwą opieką, jak i pełną czci pracą rozpo-
znawczą... Dzieła polskie o Fr. Szopenie
Ale ponad wszystko uprawiajmy Sztukę podane według wykazu Henryka Opieńskiego i uzupełnione
w duchu narodowym, jak ją Szopen pojmo- najnowszemi pracami.
wał. W tem to ognisku duchowemzapłonie imię
1) Młodość Fr. Szopena (rok 1830 i następne) przez
jego blaskiem najwspanialszym po wieczne czasy!..
Maurycego Karasowskiego. Warszawa 1869 (prze-
druk z Bibl. Warsz.)..
2) F. Chopin i utwory jego muzyczne. Przyczynek
do życiorysu i oceny kompozycyi artysty, napisał M. A.
Szulc. Poznań. Nakładem J. K. Żupańskiego, 1873.
3) SŁ Tarnowski. Chopin i Grotiger. Dwa szkice.
(Odczyt o Chopinie, wygłoszony wr. 1871). Kraków, na-
kładem Spółki Wydawniczej Polskiej 1892.
4) O wykonywaniu dzieł Szopena. Trzy odczyty Jana
Kleczyńskiego. Warszawa, druk J. Sikorskiego 1879 r.
5) Chopin w celniejszych swoich utworach. Trzy
odczyty Jana Kleczyńskiego. Warszawa, nakładem
Redakcyi „Echa* 1886.
NB. Dziełko powyższe, wydane przez Natalię
Janotha, ukazało się po angielsku wr. 1896, po nie-
miecku (pod tyt. „Ch. gróssere Werke*) wr. 1898,
po rosyjsku wr. 1897.
6) O życiu i utworach Fryderyka Chopina. Szkie
krytyczno-biograficzny, skreślił Władysła w Wszela-
czyński. Tarnopol, nakł. Leopolda Gileczka 1885. (Skład
u Gebethnera i Wolffa).
7) Fryderyk Chopin. Życie — Listy — Dzieła, przez
Maurycego Karasowskiego. (2 tomy). Warszawa, nakł.
Gebethnera i Wolffa) 1882.
(Pierwsze wydanie oryginalne po niemiecku
ukazało się w Dreznie w r. 1877. Tłómaczenie an-
gielskie przez Emily Hik).
62 63

8) Słowo o Chopinie, przez Józefa Treliaka. 20) Wł Stefanowska-Tobiczykowa. Wse-


Iiwów1877. tną rocznicę urodzin Fryderyka Chopina. Lwów. Nakła--
9) Charakterystyka Fr. Chopina, przez Bronisława dem księgarni Zienkowicza i Chęcińskiego 1910.
Chlebowskiego. (Odbitka z Ateneum. Warszawa 1891. 21) Otton M. Żukowski. Fryderyk Chopin
"Tom IN. wświetle poezyi polskiej. Lwów, nakładem księgarni Zien-
10) Istota utworów Chopina. Napisał Zygmunt No- kowicza i Chęcińskiego 1910.
skowski. Warszawa, nakł. Saturnina Sikorskiego, 22) Ku czci Chopina. Przemówienie Dra Edmunda
1902 r. Krzymuskiego. W Krakowie 1910.
11) Niewydane dotychczas pamiątki po Chopinie, 23) St Przybyszewski. Chopin.
opracował M. Karłowicz. Warszawa 1904. Skład główny
w księgarni Jana Fiszera.
Po francusku: (Souvenirs inćdits de Fr. Ch.
publićs par M. K. traduits par Laure Disióre. Paris
H. Welter, 1904). >
12) Adolf Strzelecki. Z życia Chopina. Szkie
z profilu. Warszawa, nakł. Jana Fiszera, 1903.
13) Fryderyk Chopin, jego życie i dzieła, opracował
Aleks. A. Wydawnictwo „Książki dla wszystkich* A. Areta.
Warszawa.
14) Fryderyk Chopin, zarys biograficzny, przez Fer-
dynanda Hoesicka. Petersburg, nakł. K. Grendyszyń-
skiego 1899. (Życiorysy sławnych Polaków, Nr. 7).
15) Ferdynand Hoesick. Chopin, życie i twór-
czość. Tom L (1810—1831). Warszawa, nakł. księgarni F.
Hósieka, 1904.
16) Tegoż pomniejsze prace o Chopinie:
a) Ghopin i Fontana (Biblioteka Warsz. 1900).
b) Pamiątki po Ch. w Muzeum ks. Czartoryskich
w Krakowie. Warszawa, 1899.
c) Schyłek życia i śmierć F. Ch. (Bibl. Warsz.
1899).
17) Jan Głowacki. Fryderyk Chopin (Jego życie
i twórczość). Kołomyja, z drukarni A. J. Miziewicza 1910.
18) Chopin. Napisał Henryk Opieński. Wyda-
wnietwo Towarzystwa Nauczycieli Szkół Wyższych we
Lwowie.
19) Fryderyk Chopin. Wsetną rocznicę urodzin skre-
Ślił popularnie Dr. Tadeusz Schultz. Nakładem Ko-
mitetu Jubileuszowego. Poznań 1910.
Najważniejsze dzieła o Szopenie
w literaturze obcej.

1)F. Liszt. Fredćric Chopin. Lipsk, Breitkopf


i Hartel, 1852 (franc.) drugie wydanie 1879.
Przekład polski F. Faleńskiego. Warszawa, nakł.
Gebethnera i Woliffa 1873.
Przekład angielski W. Gooke'a 1877, J. Broodhau-
se'a 1901.
Przekład niemiecki przez Maryę Lipsius (La Mara)
1880.
2) Frederick Chopin as a man and musician byFr.
Niecks. (2 tomy). London % New York; Novello, Ewer £
Comp. I. wyd. 1888, II. wyd. 1890. i
Przekład niemiecki, wydał Dr. W. L angans. Lipsk,
Leuckart 1890.
Przekład polski Aliny Świderskiej, ma być
wydany przez sekcyę Im. Ghopina w Warszawie.
3) Chopin the Man and his Music by James Hu-
neker. New York, Charles Scribner's sons, 1900.
Wpolskim przekładzie Maryi Finklówny uka-
zały się: zi
„Etiudy* Lwów, druk. Wł. Łozińskiego 1902.
„Preludya* , » 5 » 1904.
„Nokturna i ballady* (Studyum Jakóba Hunckera,
przekład z angielskiego). Lwów, Gubrynowicz i Schmidt,
1908.
4) Fredćric Chopin von: Hugo Leichtentritt,
Berlin 1905. „Harmonie* Verlagsgesellschaft fiir Literatur
und Kunst. Tom XVI.
Istnieje jeszcze kilkanaście innych wjęzyku fran-
cuskim, niemieckim, angielskim, włoskim i hiszpańskim.
O Fryderyku Szopenie
w setną rocznicę urodzin

napisał

Stanisław IDZIE colorchecker


nu

LI
Nakładem Komitetu O

You might also like