Professional Documents
Culture Documents
KARPIŃSKI
WIERSZE ZEBRANE
cz. I
BIBLIOTEKA
PISARZY
POLSKIEGO OŚWIECENIA
zespół redakcyjny
Jerzy Snopek (przewodniczący)
Tomasz Chachulski
Adam Karpiński
Ariadna Masłowska-Nowak (sekretarz)
5
TOM
T R9T .a r
Ж Д Ж A Literackich ^ —y
ATT
\1 I X
Wydawnictwo 2005 Warszawa /
Redakcja
Ariadna Masłowska-Nowak
Korekta
Justyna Mańkowska
Projekt okładki
Jacek Babicki
Łamanie
Wydawnictwo IBL PAN
Druk i oprawa
Drukarnia Wydawnictw Naukowych SA.
Łódź, ul. Żwirki 2
ISBN 8 3-89348-57-8
32 F RA N CISZE K KARPIŃSKI
[i| Cnota jedna jest, Jaśnie Oświecony Książę, która na ziemi uszanowa
nie i ofiary odbierać by powinna, ale często, gdzie by najpotrzebniejszą była,
tam ją znaleźć najtrudniej. Drogie nasienie jej na gór wierzchołkach z ciężkoś
cią przyjmuje się, bo wiatry gwałtowniejsze wyniosą je, ani przy bitych gościń
cach, bo pyły przechodzącego tłumu uduszą je - lubi niziny i ustronia, gdzie
chociaż je zdybać najłatwiej, szukać go przecie nie chcemy.
[2 ] Złoto tak blaskiem swoim połudziło oczy ludzi, że zapominając na
dziedziczne cnoty panowanie, zuchwale ją z tronu zrzuciwszy, bogactwo na
miejscu jej posadzili. Złoty ten bałwan prawie powszechnie odbiera ofiary
swoje, wtenczas kiedy jak powierzchowność, tak mózg i serce jego z twarde
go metalu są.
[3] Ofiarując zebrane Zabawki moje Jaśnie Oświeconej Waszej Książęcej
Mości, trafiam szczęśliwie na cnotę w najwyższym stopniu z wiadomością
rzeczy najdoskonalszą i z urodzeniem najwyższym połączoną. Jeśli nie masz
małości, tylko przez porównanie do rzeczy większej, dzieło to moje, które na
pisma wieku naszego dość drobne było, zdaje mi się teraz, że prawie niczym
jest porównane z wielkością tego, który ofiarę odbierać ma.
H Obywatele ateńscy według możności swojej Sokratesowi dary odda-
wają. Eschines tylko powiedział: „Ja - mówi - Sokratesie, ubogim jestem
i w tym ubóstwo moje najwięcej dolega mię, że niczego dać ci nie mogę, co
by przynajmniej cokolwiek wielkości twojej wyrównało”. Skończył Eschines,
siebie samego Sokratesowi oddając. Гак i ja kończę.
najniższy sługa
Franciszek Kaipiński
W IE R S Z E ZEB R A N E Część I D o ... AHama C zartoryskiego - I. Sielanki I 33
I. SIELANKI
I. Do Justyny. O wdzięczności
Dokąd płyniesz, rzeczko mała?
Niesiesz dań królowi twemu.
Wodyś od morza dostała,
wracasz ją morzu swojemu.
V. Do Justyny. O stateczności
Otóż mój pies powraca do dawnego pana:
obroża na nim strzaskana
i kawałek łańcucha, którym był więziony,
przyniósł z sobą, schudzony!
5 Wszakżeś tam miał wygodę, żywił cię dom cały,
mój ty poczciwy psie biały!
Przecież schudł: całe by mu porachował krzyże -
patrz, on mi rękę liże!
Justyno, ten pies mię wzrusza —
io w tobie jakaś twarda dusza
moję stateczność tak dawną
zbywa oziębłością jawną!
VI. Do motyla
O, jakież skrzydełka jego —
barwa błękitna z różowym,
na głowie coś zielonego,
a sam w pancerzu stalowym!
VII. Do skowronka
Skowronku, cóż cię tak rano zbudziło?
Do wschodu słońca ma być jeszcze wiele.
Ja spać nie mogę, bo mi żyć niemiło,
ale co ciebie budzi w twym popiele?
5 Nie śpię, że moja przy mnie nie nocuje,
a ty, że twoja przy tobie spoczywa:
równo nas szczęście i smutek kosztuje,
tylko twój niewczas słodkim się nazywa.
Jakże się w górę coraz wyżej wznosi,
io zostawiwszy swą samicę wśród roli!
Niby ją łaje, niby o coś prosi,
niby się smuci i niby swywoli.
VIII. Korydon
„Łąko zielona, nie zwabisz mię więcej
ani pieszczony przedtem głos ptaszęcy,
ani swym słodkim szumem głaszcząc uszy,
strumień mię wzruszy.
F il o n
O popędliwa!... o ja niebaczny!...
Lauro!... poczekaj... dwa słowa,
może występek mój nie tak znaczny,
во może zbyt kara surowa.
L aura
Dajmy już pokój troskom i zrzędzie,
ja cię niewinnym znajduję.
Teraz mój Filon droższy mi będzie,
bo mię już więcej kosztuje.
F il o n
Teraz mi Laura za wszystko stanie,
wszystkim pasterkom przodkuje:
i do gniewu ją wzrusza kochanie,
i dla miłości daruje.
Lu lu
Jedna się Dorys wyłączyć miała,
jej pierwsze miejsce naznaczę.
Na to wspomnienie drżę zawsze cała:
cóż, kiedy cię z nią obaczę? !
W IE R S Z E ZEB R A N E C zęśr I I. S ielanki XI. L a u ra i Filon 49
F il o n
125 Dla twego, Lauro, przypodobania
przyrzekam ci to na głowę:
chronić się będę z nią widywania,
w żadną nie wnidę rozmowę.
L mjra
Czymże nagrodzę za te ofiary?
130 Nie mam —prócz serca wiernego.
Jedne ci zawsze przynoszę dary,
przyjmij je jak co nowego.
F il o n
Któż by dla ciebie nie zerwał węzły
przyjaźni, co mię nęciły?
135 W twej pięknej twarzy wszystkie uwięzły
nadzieje moje i siły.
L mjra
Ja mam mieć z płaczu po twarzy smugi,
ale jak mi się nadarzy
spleść i ułożyć warkocz mój długi,
но mówią, że to mi do twarzy.
F il o n
Gdyby mi Akast dawał swe brogi
ze złotem swojej Izmeny,
rzekłbym : „Akaście, tyś jest ubogi,
bo moja Laura bez ceny!”.
L \l r \
H5 Ani ja pragnę szczęścia wielkiego,
które (choćbym też i miała)
za jeden uśmiech Filona mego
zaraz bym z chęcią mieniała.
F il o n
O światło moje wpośród tej nocy,
zagrodo mego spokoja!
Ty jeszcze nie wiesz o twojej mocy,
a ja czuję ją!... o moja!
L au r a
Połóż twą rękę, gdzie mi pierś spada ■
czy słyszysz to serca bicie?
Za uderzeniem każdym ci gada,
że cię tak kocha jak życie.
F il o n
Daj mi ust... z których i niepokoje,
i razem słodycz wypływa.
Tą drogą poślę zapały moje,
aż gdzie twa dusza przebywa.
L \ uka
Czy w każdym roku taka z kochania
jak w osimnastym mozoła?
Jeśli w tym nie masz pofolgowania,
jak człek miłości wydoła?
F il o n
Sciśnij twojego, Lauro, Filona,
ja cię przycisnę wzajemnie:
serca, zbliżone łonem do łona,
rozmawiać będą tajemnie.
L \ ura
Ty mię daleko ściskasz goręcej,
a jam cię tylko dotknęła:
nie przeto, Filon, kochasz mię więcej
miłość mi siły odjęła.
W IE R S Z E ZEB R A N E C zęść I I. Sielanki XI. L a u ra i Filon 51
F il o n
Lauro, coś dotąd dla mnie świadczyła,
jeszcze dowodzi to mało,
175 że mię tak kochasz, jakeś mówiła:
jeszcze mi prosić zostało!
L aura
Tegom się miała z ciebie spodziewać?
Jakże to skarga niezbożna!
Nie proś, nie każ mi —ty mię chcesz gniewać:
iso kochać cię więcej nie można.
F il o n
Kiedyż mię za to nie będziesz winić
i kiedy będziesz wiedziała,
co do dzisiejszej łaski przyczynić,
że taka miłość niecała?
L aura
185 Filonie, widzisz wschodzące zorze?
Już to drugi raz kur pieje.
Trochę przydługo bawię na dworze...
jak matka wstała... truchleję!
F il o n
Zal mi cię puścić, nie śmiem cię trzymać.
190 Kiedyż przyśpieszy czas drogi,
gdy z moją Laurą i słodko drzymać,
i bawić będę bez trwogi?
L aura
Miesiącu, już ja idę do domu!
Jeśliby kiedy z Dorydą
195 Filon tak trawił noc po kryjomu -
nie świeć, niech na nich dżdże idą!