WIERSZE PIE O GODZIE PRZEKADY MANIFESTY Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdask 2000 3 BUT W BUTONIERCE [1921] 4 RZYGAJCE POSGI Pani Sztuce
Na klawiszach usiady pokrzywione bemole, Przeraliwie si nudz i ziewaj Uaaaa... Rozebrana Gioconda stoi w majtkach na stole I napiera si gono cacao-choix.
Za oknami przewieca tych alej jesienno, Jak wdrowne pochody biczujcych si sekt, Tylko biae posgi, strojne w swoj kamienno, Stoj zawsze na miejscu, niewzruszenie correct.
Pani dzisiaj, doprawdy, jest klasycznie... niedbaa... Pani, ktra tak zimno gra sercami w cerceau, Taka sztywna i dumna... tak cudownie umiaa Nawet puci si z szykiem po 3 szkach curacao.
I przedziwne, jak Pani nie przestaje by w tonie, Bdc zreszt obecnie najzupeniej moderne. - Co rody i pitki w Pani biaym salonie Swoje wiersze czytaj Iwaszkiewicz i Stern.
5 A ja - wrg zasadniczy urzdowych kuluar, Gdzie si myli, i kocha, i rozprawia, i je, Mam otwarty wieczorem popielaty buduar Platonicznie podziwia Pani dshabill...
Ale teraz, jednake, niech si Pani oszali, Nawet lokaj drewniany ju omiela si mie... Dzi bdziemy po parku na wycigi biegali I na awki padali, zadyszani na mier.
A, wpatrujc si w gwiazdy caujce si z nami, W pewnym dzikim momencie po dziesitym Clict, Zobaczymy raptownie wiat do gry nogami, Jak na filmie odwrotnym firmy Path & Co.
I zatacz nonsensy po ulicach, jak ongi, Jednej nocy pijanej od szampana i warg. Kiedy w krzakach widziaem RZYGAJCE POSGI Przez dwunastu lokajw niesiony przez park. IPECACUANA
Na pierwszym moim koncercie, (A moe mi tylko ni si...) Siedziaa w trzecim rzdzie Pani w niebieskim lisie.
6 Miaa oczy wklse, Takie ogromnie dalekie. I dugie bkitne rzsy. I biae, zamszowe powieki.
Czytaem strofy rytmiczne. Po mylach tuk si Skriabin. Siedziay w krzesach damy Z welwetu i z jedwabiu.
Siedzieli w krzesach panowie, Patrzyli wzrokiem abim... Czytaem rytmiczne strofy. Po mylach tuk si Skriabin...
I byo wszystko, jak wszdzie. I byo wszystko, jak dzisiaj. I bya w trzecim rzdzie Pani w niebieskim lisie.
Pluskali miarowo w rce. Rozeszli si wolno po domach. Zostaa kremowa Nuda, Jak dua, liska sarkoma...
A potem ksiyc stukem I ga chciaem we frankach, I noc miaa piersi wypuke, Jak pierwsza moja kochanka...
7 A wieczr byem maleki... Pakaem w kciku do rana O smutnej niebieskiej Pani Z oczami jak ipecacuana... MORGA
Przyjechali czarn, zamknit karetk. (By wieczr... jesienny wieczr... Boto spleen zapatrzenie...) Wynieli co cikiego, nakrytego pacht. Postawili nosze na kamienie. Robili rzecz zwinnie. Lampa owietlaa ich jasno, biao. Byo cicho... Deszcz piewa w rynnie... Konie capay kopytami... (... Co si stao... Co si stao...)
Przystano kilku ciekawych. Patrzyli. Pytali. Dolatyway pojedyncze sowa. Jaka rozmowa urywana, krtka, Prowadzona ciszonym staccatem... ... 25 lat ... Prostytutka... ... sublimatem ... Podnieli nosze. Weszli do sieni. (Deszcz pada... krople tuky o dach...) 8 Jeden wieci im z przodu latarni. (... Taniec cieni ...) Ponieli w d po lepkich, wylizganych schodach Do ogromnej, sklepionej piwnicy. Nosze stay rzdem. Co czarnego migno... przepado... Moe szczur?... Moe cie z ulicy?... Jeden wieci latarni. Przystan. Postawili pod cian. Wytarli gono nosy. Wyszli.
Klucz zgrzytn w zamku... Jeszcze ciche oddalone gosy... Jeszcze kroki cichnce na gr... (... Jak myli ... jak myli ...) Potem turkot po bruku za bram... I nic... Cisza... Ciemno... Zostawili SAM, zupenie SAM ... Sam jedn na uboczu.
Nosze stay szeregiem nieruchome, nakryte. Noga przy nodze. Z kta bysna para zielonkawych oczu ... Jedna ... Druga ... Wpatryway si dugo, badawczo ...
9 Co szelecio po mokrej kamiennej pododze ... ............................................................................. Na grze paliy si lampy. Chodnikiem wlk si jaki pijany robotnik, Wieczny po oceanach ulic argonauta.
Ulic z wistem syren cigay si auta. Jerzemu, jeeli chce PANIENKI W LESIE
Zalistowia cichosennie w cichopaczu cicholas, Jak chodziy nim panienki, pierwionianki, ekstazerki, Koysay si, schylay, rway grzyby w bombonierki, Atasowe, te grzyby, te, co rosn tylko raz.
Opaday pierwsze licie na sukienki crpe de chine, Koysay si rytmicznie u falbanek walansjenki, Zapakay biae brzozy, podkrone demimondainki I ze buki, stare mruki, pogrone w wieczny spleen.
Zalistowia, zakoowia, zaechowia w cichonie, Posypay si kropelki na pluszowe pantofelki, Zostawiy al maleki, zostawiy al niewielki... Pjd dalej cieniem alej. Bdzie pacz... a moe nie... 10 MIO NA AUCIE
Byo zote, letnie rano w szumie kolnych heksametrw. Auto szo po rwnej szosie, zostawiajc w tyle kurz. Zbity licznik pokazywa 160 kilometrw. Koo nas leciay pola rozpluskanych, tych zb.
Koo nas leciay lasy, i zagaja, i mokrada, Jaka ka, jaka rzeka, jaka w drzewach skryta wie. Ja objem Pani rk, eby Pani nie wypada. Wicher zdar mi czapk z gowy i po polach ponis gdzie.
Pani miaa si radonie byskawicznym tremolando, Obryzgany pani miechem mia si zoty, letni dzie I w dyskretnym cieniu ronda z ytnich kosw ogiriand Nasze usta si spotkay jeszcze pene wieych drgnie...
Moe pani chciaa krzycze? wiat oszala jak od wina... Wiatr gwatowny bi w policzki, wiatr zapiera w piersiach dech. Auto szo wariackim tempem 160 wiorst godzina. Koo nas leciay pola, kpy drzew i czuby strzech. 11 DESZCZ Motto: Oh, le bruits de la pluie... Verlain
Pada deszcz. Pada deszcz. Tacz cienie na firance... Biay Pierrot, nocny wieszcz, Deklamuje lilii stance.
Noc... Ccho... Wszystko pi... Jacy... w kryzach... Mrok... rozpywa... Wynosili co przez drzwi... Mikkie kroki wchodz w dywan...
Krzywy pajac, biedny klown, Gupi rycerz Beatryczy Twarz wykrzywi zo, jak faun, Na pododze siad i KRZYCZY...
Jak chcesz wrzeszcze ciszej wrzeszcz! Przyjd ludzie!... wiato wnios!... ......................................................... Pada deszcz. Pada deszcz. Monotonnie. Capricioso. Tobie, Reniu 12 TRUPY Z KAWIOREM p. Jance Grudziskiej
Pani palce s chodne i pachn, jak opium, Takie mae ptrupki anemiczne i blond, Marz o kim, co by ich w pocaunkach utopi, Jak w odymce bkitnej papierosa Piedmont.
Na nietknit serwet co bezgonie opadnie... (Biae astry w flakonach umieraj przez sen...) Pani milczy tak cicho, melodyjnie i adnie, Jak w najlepszych preludiach lunatyczny Verlain.
Moe smutek zielony z twarz negra z Zambezi Owachlarzy dzi Pani, otulon w p-zmrok... Pani sucha chce moich egzokwintnych syntezji Tak, jak pije si z kaw jaki cordial-medoc.
Jednak Pani nie lubi przecie rzeczy zbyt ostrych A czy zawsze by mona gentlemanem par force?... Za minut przyniesie nam szampana i ostryg Lokaj z twarz wyblak i pomit, jak gors.
Zreszt sta mnie da nawet wasne serce na roen, Jeli z niego przyrzdz apetyczne filet... Pani pachnie dzi caa ostrygami i morzem, A ja kocham tak morze, zapakane we mgle...
13 Za szybami ponurych, zielenicych si okien Pierwszy brzask si przeczoga, znieruchomia i leg... Pani dzisiaj jest chora... Pani paka chce... Shocking! Wypowiae kotary sysz wszystko... jak szpieg...
Pani widzi w drobnostkach zaraz ton psychodramy... Chwile ycia s kruche i sodkie, jak chrust. Czy dlatego, e my si, par exemple, nie kochamy, Nie moemy caowa swoich oczu i ust?
A ja chc dzisiaj pieci Pani piersi bez bluzki, Chc by dziko bezczelny i mocny, jak tur. Pani duo ma w sobie z rozpalonej Zuluski, Pani usta si miej i mwi: toujours!
Pani dzisiaj si marzy... jaki sen o wikingu... Purpurowe ekscesy niewyspanej Ninon... Takie, jak Pani, bierze si w pdzcym sleepingu Na poduszkach pluszowych rozebran i md.
I, wsysajc si w piersi Pani ostro-mdy zapach W kocach palcw poznaje si budzcy si wstrt Do tych kobiet, co daj si na brudnych kanapach Karmelkowo-lubiene i pokorne, jak sprzt.
W Pani spazmach by musi co z sapicych ekspresw. Pani nogi faluj tak lubienie i zo. W Pani mieszka ksiniczka ksiycowych ekscesw I czonkini zrzeszenia dla pa comme il faut.
14 A chce Pani? Zerwiemy raz z t wszystk hoot! Polecimy na olep w samochodzie, jak w nie. U podjazdu na dole niecierpliwi ju motor Ofutrzony mj szofer w swoim czarnym pince-nez.
Zeskoczymy po stopniach i zatrzasn si drzwiczki. Wszystko zmiesza si razem to co przed i co po... Z pocaunkw na rkach bdziesz mie rkawiczki I z mussonu rajera na swoim chapeau!
Zatwostepi latarnie w oszalaym rozpdzie, Zamigoc si domy i osun si w d. Pjd supy i supy i kosmate gazie, Samym lotem z oskotem rozcinane przez p.
A w ustronnym salonie kiedy pno wieczorem, Kiedy bdzie znw jasno i wesoo i le... Blady lokaj we fraku nasze trupy z kawiorem Poda sennie na tacy wytwornemu milieu... PRZEJECHALI Kinematograf Piegowata suca w biaej bluzce w groszki. Kto wysmuky, z rajerem. Przyjedziesz?... Nie mog... Hooop!! Samochody. Platformy. Doroki. 15 Kinematograf szprych Z komotem gruchota po wyschym asfalcie. Poczekaj... Nie, nie, nie pro, bo mogabym ulec...
Dzyn! Dzyn!! Tramwaj czerwony wytoczy si z alej. Jeden. Dwa. Miny si w przelocie, dystansujc drog. Zowieszczy piew szlifowanych szyn... May czowiek w burym palcie... Trrrrrach!!! Stoppp!! Hamulec! Aaaaaaaaaa!! Przejechali! Przejechali!! NIEG
Biae kwiaty gdzie na korsie... moe w Nizzy... Koowieje Cichopada Biaoniey. Chodz ludzie mikkostopi po ulicy, Koca nosa im nie wida zza konierzy.
Umiechny si panienki w biaych lisach I podniosy wskie palce a ku ustom... By kto biay, co niebieskie listy pisa... Byo cicho. Byo dobrze. Byo pusto...
16 Z okna domu ponurego, jak Titanic, Zaechowia i wysczy si, jak trylik, Pacz zmczonej prostytutki, ktrej stanik Zafarbowa ogniokrwisty hemofilik.
Kto si nagle chcia rozemia, ale nie mg... (Oczy cichych czasem chodne s jak marmur) Czyje rce pochyliy si ku niemu Z yk ciepa, kochanoci i pokarmu.
A ulic chodzi siwa Matka Boska, Szuka alu, Zrozumienia i Pokuty... Po witrynach, po parkanach i po kioskach Jaskrawiej rozrzucone moje Buty.
Chcesz? bdziemy dzi przy gwiazdach taczy nago... Daj mi dotkn swoich mikkich ust-atasw...
... Polecimy, na Bleriocie do Chicago Je o zmierzchu sodki kompot z ananasw... SPACER
piew propellera do sw Heredii, Kiedy zgubionych w smaltowej mgle... Graem jej jedn z moich komedii W ekstrapowietrznym tylko-en-deux.
17 Soce do gowy bio ekstaz. Sowa spyway w jeden refrain. Obserwowaa mnie bezwyrazo Spod tangoszalu przez face--main.
Nie wiem, czy braa, com mwi, serio. (Dwie lekkie linie w kcikach warg...) Pod nami warcza rytmiczny Bleriot I wiatr caowa bkitny kark. PODRNICZKI Towarzyszkom podry na wszystkich kolejach wiata powicam. O podre jednostajne na strzyonym mikkim pluszu... Wczoraj Marna, dzisiaj Woga, jutro moe Jan-Tse-Kiang... Patrz w oczy smutnej pani w fiokowym kapeluszu I ju kocham si, jak sztubak, taki duy, sawny pan.
O wytarty plusz poduszki dosy szorstkie wsprze policzki, Turkot cisz ukoysze, wszystko bdzie, jak przez mg. I znw przyni mi si usta dugorzsej podrniczki Caowane gdzie wieczorem koo Moskwy czy Louvain...
Przyjd myli wypowiae, jak dalekie sny o damach. Tych, co kiedy mnie kochay, zapomniay... moe czas?... Panieneczki zotogwki zmysowiej w oknoramach, Ostrym wiatrom si oddaj z caej siy, pierwszy raz.
18 Moe ni im si w wiatrakach baniejce zotozamki... Pocig czha przez pola wem z si 400 HP... Panieneczki zotogwki obudziy w sobie samki, Z przymknitymi powiekami le wparte w kt coup.
Znowu zacznie si sonata, tylko nie ta nasza, Jana. Moja biedna, moja cudza, biaa matu maej Li... Co podkradnie si do okna, jaka bajka Kellermana, Bdzie patrzy niewidziana w tacu spermy, cia i krwi...
Moe jestem troch senny?... Moe jestem troch chory?... Niestrawiony, pieprzny obiad wywouje refleks, al... W rozdziawion paszcz nocy depeszuj semafory: Jad, krl, do Polinezji, na swj autorecital! MARSZ Siostrom od w. Samki Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam. Tutaj. I tu. I tu. I tam. Jeden. Siedm. Czterysta-cztery. Panie. Na gowach. Maj. Rajery. Damy. Damy. Tyle tych. Dam. Tam. Ta. To tu. To tu. To tam. W willi. Nad morzem. Pacze. Skriabin. Obcas. Karabin. Obcas. Karabin. Ludzie. Ludzie. Ludzie. Do bram. Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.
19 Tam. Tam. Dalej. Za kantem. Pani. Biaa. Z pkiem. Chryzantem. Pani. Biaa. Czekaa. W oknie. Kwiat. Spad. Kapnie. Na stopnie. Szli. Szli. Rzdem. Po rzdzie. Tam. I tam. I dalej. I wszdzie. Modzi. Zdrowi. Silni. Jak byki. Wozy. Wiozy. W kozy. Koszyki. W tumie. Dziewczyna. Uliczna. Staa. Szybko. Podbiega. Pocaowaa. Ach! Krzyk. Tylko. To jedno. Kwiaty. W pku. Na rku. Widn. Wolno. Cicho. Padaj. Patki. W d. Na bruk. Na konfederatki. Eh! Pani. Pani. Biaa. Kurwa. Prosta. Przelicytowaa! Nam. Nam. Dajcie. I nam! Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.
Panie. Panny. Panowie. Konie. Jedzie. Dzwoni. Auto. W melonie. Praczki. Szwaczki. Okrzyki. Kwiatki. Chodmy. Panna. Do. Seperatki. Panna. Pacze: Id. Na wojn. Takie. Mode. Takie. Przystojne. Rzdem. Za rzdem. Z rzdem. Rzd. Wszyscy. Wszyscy. Wszyscy. Na, front. Eh by. Byo. Modych. Mam! Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.
20 Kto si. Rozpaka. Kto. Bez czapki. Licie. Kapi. Jak gsie. apki. W parku. knie. Gliniany. Heros. Chopak. Z redakcji. Pali. Papieros. Kto. Kto. Upad. Nagy. Krwotok. Ludzie. Ludzie. Skbienie. Potok. Co?... Co?... Ley... Krew... api... Kapi. Licie. Z drzew. Pucie! Pucie! Pucie! Ja nieechc! Kurz. Kbem. W zbach. echce. Krzyk. Popoch. Wosy. Dr. Krew... W krwi... Pachnie. Krwi... Tam. Tam. Poszli. Pobiegy. Duszno. Pusto. Usta. O cegy. Tu. I tu. I na rkach. Krew. Bydo! Dranie! cierwy! Psia krew! Eh tam! Gdzie ju. Nam! Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.
Poszli. Przeszli. Ile tu. Kobiet. Panie. Id. Gotowa. Obiad. Kto. W aobie. Nie wie. Gdzie. I. Stan. Stoi. Oglda. Li. Podnis. Z drogi. Pomity. Kwiatek. Tyle. Panien. Tyle. Matek. Tyle. Przeszo. Tyle ich. Szo... Soce. wieci. to. I mdo. Zaraz... Zaraz... Zaraz wam... Zagram... Panie. W kawiarni. Pij. Mazagran. 21 Wieczorem. W domach. U w. Samki. Przed. Matk Bosk. Paliy si. Lampki. TANGO JESIENNE Z.K.
Jest chodny dzie psowy i olive. Po ryskach wszy wiatr i ryy seter. Alej brzz przez klonw leitmotiv Przechodzisz ty, ubrana w bury sweter.
Od ciernisk cignie ostry, chodny wiatr. Jest jesie, szara, smutna polska jesie... Po drogach licie tacz pas-de-quatre I po kauach zimny cig ich niesie.
Dzi upad deszcz i drobny by, jak mga. W zagonach byszczy woda mtno-szklista. Wyskoczy zajc z mchw i siad w p pas. Socempijany may futurysta.
Po polach strasz widma suchych iw, A kada iwa, jak ogromna wiecha... Alej brzz przez klonw leitmotiv Przechodzisz ty samotna, bezumiecha...
22 I tyle dumy ma twj kady ruch I tyle cichej, smutnej katastrofy. Gdy, idc drog tak po latach dwch Ty z cicha nucisz moje piewne strofy... BUT W BUTONIERCE
Zmarnowaem podeszwy w caodziennych spieszeniach, Teraz jestem soneczny, siebiepewny i rad. Id mody, genialny, trzymam rce w kieszeniach, Stawiam kroki milowe, zamaszyste, jak wiat.
Nie zatrzymam si nigdzie na rozstajach, na wiorstach, Bo mnie niesie co wiecznie, motorycznie i przed. Mijam strachy na wrble w eleganckich windhorstach, Wszystkim kaniam si grzecznie i poprawiam im pled.
W parkocieniu krokietni jaki meeting panieski. Dyskutuj o sztuce, objawiajc swj traf. One jeszcze nie wiedz, e gdy nasta Jasieski, Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff.
One jeszcze nie wiedz, one jeszcze nie wierz. Poezyjno, futuryzm niewiadoma i X. Chodmy biega, panienki, niech si gwki owie Bdzie lepiej smakowa poobiedni jour-fixe.
23 Przeleciao gdzie auto w biaych kbach benzyny, Zafurkota na wietrze trzepoccy si szal. Pojechaa mi bajka poza gry doliny nic jako mi nie al, a powinno by al...
Tak mi dobrze, tak mojo, a rechoce si serce. Same nogi mnie nios gdzie i po co mi, gdzie? Id mody, genialny, nios BUT W BUTONIERCE, Tym co za mn nie zd echopowiem: Adieu! 24 ZIEMIA NA LEWO 1924 25 MARSYLIANKA
nie bd wicej sawi adnej z dam ani jej imi w piewnych strofach pieci odkd ujrzaem ci raz pierwszy tam w tym dziwnym nigdy nie widzianym miecie
pamitam wieczr jak wytarty gwasz i w bramach domw przykucnity przeraz gdym nagle w tumie ujrza twoj twarz i zrozumiaem e to wanie teraz
ulica drgaa wijc si jak w migota witryn kolorowy miszmasz i wiatr d sodszy nili ust twych misz na ktrych prg wycinity krzy masz
i nagle tumu obolay guz rozora obd jak pomiennym zbem i kto olbrzymi rce w gr wznis i w blach soca dugo bi jak w bben
26 a potem nagi poplamiony bruk i bladych ludzi pierzchajce garstki - - uniosem w oczach tylko chust twych rg i twj niebieski konierz marynarski
nie wiem czy znajd gdzie o tobie wie czy mi si tylko caa wnisz w legend - wiem e ci zawsze musz w sobie nie i w kadej twarzy ju ci szuka bd
ni mi si gorzki morskiej wody smak gdzie przepyw w portach lie barki barek i mam pod czaszk wieczny trzepot flag i serce w piersi skacze jak zegarek
wiem to si stanie w jeden duszny zmierzch bd szed tumem i jak lampa miga a raz przeleje si mj krzyk przez wierzch i miastem wstrznie jak olbrzymi dwigar
z rozpdu trzanie w moj gow mur i nagle przejdzie mj ochrypy bas w alt ujrz pod sob biay chodnik chmur a pod gowami nieba twardy asfalt
wtedy o wtedy - - czuj szat twych wiew i zapach rk twych poznam kad tkank klkniesz i z twarzy mi obetrzesz krew - kochanko moja smuka marsylianko! 27 PSALM POWOJENNY
ju dawno Panie duch mj gotw i przyszo czeka umiechnita w rytmicznym chrzcie kulomiotw id czerwone moje wita
do pulsujcych ttnic ulic gdzie tum przewala swoje twarze przypadem ucho swe przytuli i sysz guchy huk wydarze
ju si zakoczy wielki raut na ktrym byy ludw scysje w ubranych w kwiaty kebach aut ju odjechay wszystkie misje
nie bdzie wicej huku dzia wistu szrapnelw i mitraliez niech taczy ten kto dotd dra na niebie dzisiaj wielki bal jest
wszyscy jak byli - mieli racj dowie im tego spory trud by pan bg pojecha na wakacje i wici w raju graj w football
28 nikt ci nie plunie kul w twarz nikt ci ju eber nie poamie - - c tak gupi min masz mj nieodrodny bracie-chamie?
napracowae si jak ko na brzuchu miast stpie bagnet moecie zoy w kozy bro - wicej was bracia nie zapragn
w kipicych tumach rojnych wit pod zgrzebnym ptnem bluz roboczych po nocach we nie nie wiem skd widz pomienne wasze oczy
od pociskami zrytych k po progach mogi przesza kolej moe wam plamy krwawe z rk obmyje cjank lub witriolej
co si tu stanie co si stanie nad miastem zawis strachu tuman sysz dalekich burz byskanie co w yach krew spitrzaj tumom
na placu sklepikarze pospieszni i dziwni spuszczaj z cikim hukiem elazne aluzje ci sami co przed rokiem zza wgw sztywni patrzyli jak armaty waliy im w gruz je
29 po asfalcie spieczonym i rudym jak krew gromady bladych ludzi biegncych przez bulwar chowaj si za kpy suchotniczych drzew ktre zesz jesieni opuka kul war
na opuszczonym placu mr & merilis tysicem witryn w przeraeniu szczka kobiety wciskajc si z powrotem w dekolty kryz uderzay jak w febrze o szczk szczka
z trotuarw jak z yznej podlanej grzdy podnosiy si biae i fioletowe kwiatki ludzie padajc na twarz krzyczeli: nie bd! i pakali nie wiadomo nad kim
na zielonych karuzelach bladzi policjanci gonili zodziejw na drewnianych koniach panowie! zatrzymajcie si! przestacie! panowie! zapomnijcie o nich!
towarzysze tramwajarze nie trzeba paka wstydcie si macie zy na wsach dzi bdziemy jak piki pod niebo skaka poprowadz was wszystkich w czerwonych plsach
Chrystus zgin nie przyjdzie grzechw wam odpuci kiedy od cikich haubic pjdziecie za pugiem odpuszczamy swoje nieprawoci! caujmy usta jedni drugim!
30 patrzcie! patrzcie jaki dziwny cud jaka ogromna szalona nowina przed lustrem tacz w ty i w przd na prawo i na lewo si krc to jest naprawd nagle pierwszy raz: ja mam rce! my wszyscy mamy rce! para cudownych kiszek u ramion nam dynda moemy je zgina rozgina podnosi opuszcza ile kto chce powiedzcie! powiedzcie sami! jaka wspaniaa winda! a ja mam take palce ktrymi chwytam i jem i nogi na ktrych tacz!
nie bdziemy nikomu wicej obrywali rk ani ng chcemy eby ludzi byo jak najwicej i eby kady taczy mg na skraju zielonej drogi pogodni sidziemy beztroscy w cudzie - - anioowie ju id umywa wam nogi o dziwni niezgbieni cudowni ludzie! 31 PROLOG DO FOOTBALLU WSZYSTKICH WITYCH
domy skacz w konwulsjach sklepie krew bulgoce ustami rynien rce moje wycigam lepe: oddaj oddaj ce nam winien!
gwiazdy z nieba lec jak winie ostre dreszcze wstrzsaj wiatem znowu przyjdzie zgwaci i cinie noc-megiera w kolczykach wiate
pu nas! pu nas! dosy ju czekam! otwrz wszystkim nieznane drki! daj nam take do dzbanka z mlekiem z chmur yeczk zbiera kouszki
syszysz dzieci co ci woaj? przyjd ju! przyjd ju! we nas i prowad! po alejach twojego raju daj nam raz si przespacerowa
czemu czemu karcisz nas gniewem? zo otrzsam jak drzewa z szyszek przed twym tronem stoj i piewam otom panie wity franciszek!
32 przyjm nas! przyjm nas! wszyscymy wici dobrzy ludzie proci i cisi po c twarz twa jak kula rtci socem czarnym nad nami wisi?
jako brama twoja zamknita? otwrz! otwrz syszysz koatam! przyszy lata naszego wita wszystkich ludzi z caego wiata.
zejd ju! zejd ju! nie ka si prosi! dokd kaesz daremnie grzmie mi? krwi twej ofiar mamy ju dosy! ciesz si z nami twoimi dziemi!
po c po c na krzyu pocisz aski swojej skpisz wybracom? dobrzy ludzie cisi i proci dawny wiat ten zbawili tacem
dugo bye ze swoich sug rad pacz nad nami witymi w zoci o twe racje ktre nam ukrad, z anioami rzucamy koci! 33 BAJKA O KELNERZE
kawiarnia bya nabita szczelnie kiwa si rajer nad kadym stolikiem na palcach chodzi po sali kelner roznosi na tacy likier
i gdy do taktu orkiestry pstrej stawia przed gociem kotlet ujrza we fraku wiski ryj zmiesza si nagle i poblad
dziwny mu w mylach zrodzi si zamt w noc roziskrzon po drutach bieg cicho pod skrzypiec akompaniament na dworze pada nieg
i patrzy w otarz skd schodzi anio i wiatr go chodzi na strandzie gdy kapa sosem na bia pani w czarnym olbrzymim rembrancie
ni mu si pomost rozkwitych warg i nie mg po nim przele i widzia tylko spasy kark i szczk ruchom czelu
34 cichutko w kcie stan i wkls jak dzieci noc przy szybach a biaej pani trzepota rzs bezgonie krzycza: wybaw!
przez cay wieczr chodzi jak we nie wyrazy cedzi skpo i tylko jeden raz si rozemia kiedy przynosi im kompot
i widzia halle o zotych stoach jasne jak nigdy przedtem kiedy go cicho kto z nich zawoa wolno na palcach wszed tam
i poblad tapet winiowy pastel nim krzyk kobiecy je poar gdy garda gocia obwisy plaster otwiera kelner NOEM! 35 WIERSZE Z CZASOPISM 36 POGRZEB RENI
Tobie Malutka, wszystko co dobrego napisaem i napisz kiedykolwiek
1. Zielone nosz suknie z mulinu i trawy Bez renic maj oczy jak ludzie w obdzie. Noc raz je widzieli schodzce nad stawy, Gdzie pord czarnych lilii pi te abdzie.
Kiedy palce drapiene jak wcieke pajki Na klawisze rozpuszcz i ka si pry - Krowy rycz w oborach spdzane na ki I szczury z nor wya zezowa na ksiyc.
Ranki teraz s chodne i mieni si strachem. W pokojach szepc szafy i tacuj stoki. Noc dugo kto chodzi koo moich sztachet, A na progu znalazem czerwone fioki...
2. Przyjechali wieczorem, o zmierzchu. Nikt nie wyszed otwiera im bramy. Zatrzymali si z dala od mieszka. Poszli w gr tylnymi schodami
37 Nikt nie widzia ich przedtem i potem, Mieli w rkach narcyzy i re. Gdy nad ranem wracali z powrotem, Cichy pacz byo sycha na grze.
3. Chodzi pajac po pokoju, Na nogach si huta. Kto si dugo w sali stroi, Nie pozwala pj tam.
Aa aa Moja maa bdzie spaa. Nie wpuszcz tu adnych ludzi, Jeszcze mi j kto obudzi. Chodzi wiatr, wpad do sali Tam i drzwiami stuknie.
Aa aa Moja maa bdzie spaa Powrcia dzisiaj z balu W wieczorowej sukni.
4. Ubierali j po cichu, zatrzymali zegar. Dwch wkadao pantofelki, jeden znosi kwiatki Tulipanw nie mg znale, po ogrodach biega. Biae kwiatki, kwiatki w ratki Panabogamatki. Kto znw chce si ze mn widzie? Teraz ju jest noc. Powiedzcie im, e mnie nie ma. Niech id na lewo.
38 62-622 to nie mj telefon... Chodzi pajac po pokoju Do samego rana. Kto j dugo w sali stroi. Jeszcze nie ubrana. Takie gupie bywa ycie... Chodzi pajk po suficie.
Aa aa Patrz, patrz, jak adnie! Jak on nie upadnie! Chodzi, chodzi, drog maca, huta si jak lepy... Niech ju oni sobie id. Po co oni znw Graj one-stepa. Renia nie chce taczy... Renia jest zmczona... Powiedzcie im niech przestan. Ju jest pno przecie Zaraz bdzie rano...
5. Teraz noc gdaczc jak kura Zniosa okrge ksiycowe jajko. ... Widzisz, on pacze, e nic nie wskra. Chod, to ci zaraz opowiem bajk...
39 By raz sobie taki pajac, Co si mia nie umia. Raz si pajac cjanku najad, Chorowa i umar. Aa aa
Spad z nieba jedna gwiazdka. Taka maa opowiastka. Co to komu po tem. Kto by si kopota.
6. Jak chodzili naokoo, co szeptali przy tem. Mieli twarze bardzo blade, popltali nici. Kto przychodzi nieznajomy o rce si pyta. Pokazali mu na ksiyc, skurczy si i przycich. Ta tak tak tak Taka maa figurynka Wyduaa si, suchaa, Saniaa si, blada. Ksiyc wszed za chmury Z etaerki spada!... Aaaaa!!
7. Poszy koa po wodzie Due mae due Kto ich widzia jak uciekli. Podeptali re.
Krakw, noc 24 V 21 40 WIOSENNO
genialnej recytatorce tego wiersza p. Irenie Solskiej-Grosserowej
TARAS koTARA S TARA raZ biAe pAnny poezjAnny poezOwi poezAwi poezYjne poezOSny MAKI na haMAKI na sOSny rOnym penowOSnym rAnem poezAwi poezOwi pierwsze szesnastoLEtnie LEtnie naIWne dzIWne wiersze kOSy na wOSy bOSo na rOSy z brUZDy na brUZDy jAZDy bez UZDy sOce uLEwa zaLEwa na LEwo na LEwo na LEwo na LEwo prOSTo OSTy na mOSTy krOST wodorOSTy tuPOTY koPYT z oPOTem oPAD oPAD i oPOT i oPOT i POT. 41 NA RZECE
na rzece rzec ce na cerze mrze pluski na bluzki wizgi w dalekie lekkie dale e ponioso wiosobryzgi
o trafy tarw yrafy raf ren cer chore o rce na stawie ta wie na pawie staw o trce tren terence
na fale fal len na leny lin nieczuem czoem czuem od doli dolin do Lido lin zanioso wiosa muem ZemBY - Rapsodia -
Zimne. Sztywne. Obrzke. Z oczami powleczonymi szkliwem, Co w nocy wieci, Kiedy zaraz za cian kto odchodzi chory. Dziwne. Jak bajka Dla maych, grzecznych dzieci 42 W dugie zimowe wieczory, Kiedy za oknem nieg Pada i pada, zasnuwajc teren Swoj dziwaczn, bia monotoni. A z potwartych drzwi kipicych barw Buchaj kby - Ze wszystkich ktw. Z czarnych lupanarw, Z suteren Niejednostajnie, Urywanie Dzwoni Zemby...
I te, Co maj w sobie jaki smt malutki, Ostre - przecige - zgrzytliwe Zemby brzydkiej ospowatej prostytutki, Co wraca do domu nad ranem Zmarza i nietknita Jak pies, Z natrctwem takiej, co nie znalaza klienta, Gdzie pod parkanem, Czeka na cudzych wracajcych goci, Na ich zjadliwe zaczepki... A wiatr szczypie za ydki Obleny i lepki. A skd gboko, z wntrznoci, 43 Idzie suchy, nieprzyjemny stuk Siekanych koci. Wyej i niej. Do - Re - Mi - Fa - Sol... Jak dziwne, upiorne gamy Z jednym powracajcym refrenem, Ktre piewa w salonie konajcej damy Stary pobkany profesor solfeggia, Przelewaj si dugim powczystym trenem w Szybkie, nierwne, Rozklekotane arpeggia.
I te, Jak drobne malekie pralinki, Naiwnie chrupkie, Mdo niedokrwiste Zemby chudej, nierozwinitej dziewczynki, Ktr w parku Zgwaci szesnastoletni onanista I zaraz, przeraony, uciek po kryjomu... A teraz siedzi sama, mocno zacisnwszy nogi, I trawi w sobie ogie, co j pali jeszcze, I nie mie wraca do domu, Nieruchoma jak drewno, wpatrzona w przestrze, I tylko w ciszy, jak szept zowrogi, Melodyjnie, urywanie dugi, Zemby wydzwaniaj swoje bachofugi... I te, oskotnie, rozpaczliwie, dziko. 44 Rozlegajce si dugo po nocy (Moe do rana...) Zemby maego powalanego chopczyka, Ktry wpad, bawic si w rynsztoku, w kana I dugo krzycza pomocy, I wzywa siostry, Zaczem, Zmczony paczem Wtuli si w czarny, oblepiony kt I boi s i ca powierzchni skry, A naokoo z skrzepej, brudnej cieczy, Skd idzie zaduch i swd, Wysuwaj by Czarne, oblizgnite szczury. by wielkie, paskie... Tu - i tu - i tam... I tylko w ciszy od lepkich cian, Rosncych w straszne, owosione zrby, Miarowym, suchym, twardostajnym trzaskiem oskoc zemby.
I te Nerwowe, nierwne, Przechodzce w przypieszone pasae Zemby podnieconego kochanka W fiokowym buduarze Matki, Kiedy drcymi rkami Zdziera z niej ostatnie szmatki, 45 A ona czeka pokorna i maa... I przez dessous Dotkn si rozpalonego ciaa, I czuje nagy przypyw falujcej chuci, A stara si by spokojny, Rozsznurowujc ostatni bucik, Kiedy pot mu kroplami wystpi na czole, A zemby tuk si i piewaj Jakie dziwaczne barkarole...
Na koncercie w natoczonej sali Blady, zdenerwowany muzyk Taczy palcami po klawiaturze Dzikie gawoty Szopenowskich walcw I syszy wszdzie ten rytm I stukot - i stukot - i stukot, Co mu wychodzi spod palcw, Co mu si w palcach przeplata, . Rwny, monotonny, zowrogi, Jakby dzwoniy naraz Wszystkie zemby caego wiata... I w paroksyzmie trwogi Zatrzaskuje straszn klawiatur, Ktra ma te stukajce Rozklekotane zemby ... I widzi nagle w tumie, pitrzcym si w gr, W dugie, pkolem; biegnce kruganki Poprzez lorgnony, egrety, rajery Z niszy parterowej loy 46 W umiechu wydekoltowanej kochanki Byszczce zemby PANTERY. [ZMCZY MNIE JZYK...]
Zmczy mnie jzyk jak twardy zlepek. Jestem jak czowiek, co lampy przeros. Na skrzyowaniu dwch wrogich epok stoj, cynicznie gryzc papieros.
Nudz mnie wiersze najszczersze, bo poznaem wszystkich mw Niagary. Z jednych sw umiem tak jak Rimbaud stawia katedry i lupanary.
Znam sowa mige jak uda sarn. u Znam sowa rwne biblijnym psalmom, Nad kiem moim piewa Verhaeren i dugie fugi zawodzi Balmont.
Tacz mi w wcieky porwane trans twarze i domy, ludzie i rzeczy. Umiem by chodny jak Huysmans, umiem by dziki jak Palazzeschi.
47 Haas szantanw i cisz mrg zaklem w strofy pijane rytmem. Dzieckiem mi bajki mwi Laforgue i zimne hymny skandowa Whitman.
Mgbym na nerwach dojrzaych panien gra jak na strunach, cienkich jak woski. Mog tak pisa jak Siewierianin, Mog tak pisa jak Majakowski.
Mog tak pisa jak Apollinaire. Mog tak pisa jak Marinetti. - Tamte drapiene, lubiene kobiety rozdaryby mnie na er.
O bracia woscy, rosyjscy, francuscy, tacy ogromni w swoim patosie! O ukochani, najdrosi, bliscy - mam ju was. wszystkich po dziurki w nosie!
Noc mi w ku nie daj spa olbrzymie stosy wrzeszczcych poezji. Chc biec, ucieka, nie sysze, gna! Precz, z Europy do Polinezji!
O tumie panien, czytajcych Ewersa, Zachwycajcych si Romain Rollandem! Uciekn od was aerolandem! Jak atwo serca chwyta zamiast sersa!
48 Pucie, bo bd krzycza jak cham! I wal pici w twardy parapet. W mieszkaniu moim nie takie mam tapety z wierszy i wiersze z tapet!
Poezjo! Utrzymanko eleganckich panw! Anemiczni, nerwowi, bladzi masturbanci! Precz! Chc dzi sawi czarnych, ordynarnych chamw, co nie potrafi Francea odrni od francy!
O ekstatyczny tumie arty przez syfilis! Zaropiae, cuchnce, owrzodzone bydo! Kiedy w czarnym pochodzie nade mn si schylisz? Wszystko mnie ju zmczyo i wszystko obrzydo!
Rce wasze potworne, pokrcone palce, Gigantyczne, czerwone, obronite macki, ktrym wszystko podatne jest, jak chleb z zakalcem, wicej mwi mi jedne, ni cay Sowacki!
Stworz wam sztuk now, sztuk czarnych miast. Bdzie mocna jak wdka i dobra jak piernik. Zdziwicie si, e tyle jest na niebie gwiazd, ktrych aden wam przedtem me odkry Kopernik.
W waszych stchych zaukach, gdzie krluje wci pokraczny may Chrystus oprawiony w ramki, tum czarny si przewala jak olbrzymi w, zapadniajc brzuchate, tustopierne samki.
49 Bd rodzi pod potem, pod prg, byle gdzie malutkich czarnych ludzi sine od boleci i ju krztusz si wami przedmiecia i wsie i ju was wicej adne miasto nie pomieci.
Wylejecie zatorem za rogatki bram olbrzymia czarna masa, straszna i wspaniaa, i sto tysicy piknych, wypieszczonych dam odda wam swoje biae i pachnce ciaa.
Rozsypiecie si morzem wielobarwnym, pstrym, na wszystko spadnie z gry wasz miadcy motek i pocignie za wami popielaty dym z tysicletnich wszechnic i czarnych bibliotek.
Chodcie! Chodcie tu wszyscy! Psowi! We krwi! O Tumie! O Motochu! Tytanie! Narodzie! Odsocie gowy z czapek i zamknijcie drzwi! Zapiewamy dzi razem wielk Pie o godzie.
Krakw, w kwietniu 1921 DO FUTURYSTW
Ju nas znudzili Platon i Plotyn, i Czarlie Chaplin, i czary czapel - rytmicznym szczkiem wszystkich gilotyn pisz ten apel.
50 Dziwy po miecie skacz ju pierwsze, zza kraty parkw rzeby wya, kobiety w kach skanduj wiersze i chodz z niebiesk twarz. Po cztery gowy ma kady z nas. Przestrach nad miastem zawisn niemy. Poezja z rur si wydziela jak; gaz.
Wszyscy zginiemy. Dzie si nad nami zatrzyma zoty i pola nasze pobi grad, jakby wytoczya przeciw nam kulomioty Niebieska Republika Rad. Krzyczay w gazetach telefony i Paty, e w zimie nie starczy nam chleba - Nikt z nas nie doyje do zimy. Przyszed czas ostatniej krucjaty. Tumie, co mnie okry i chcia bi laskami, czemu stoimy. Niech poeci id do nieba. Jestem z wami. Nie bdzie wicej aden, ktremu do ust swj dzban dasz, pieci nam oczu jadem gstym jak banda.
51 Przyjacielu Anatolu, po, po tu si i gdy ci spadnie na czaszk mj motek i szczury si na ni wgramol, nie krzycz z teatralnym gestem: I ty, Brutusie. To ja jestem. I wycign ci z gowy, jak magik, domy, okrty, ksiyce i dragi, kobiet z dzieckiem, flagi wszystkich nacji, bezcenne sowa po dolarze karat. Dzisiaj sprzedaj hurtem z licytacji cay aparat. Prno si wdziczy chmurek rokoko, na plafon nieba rzucone bazie. Nikogo wicej ksiyc - gonokok tsknot nocy nie zarazi. Znw bdzie wiosna raz tylko na rok i jedno soce w niebo si wkroci. Jak tynk obleci ze wiata barok poetycznoci. 52 Nie bdzie kobiet brzuch jak dynamo milionem wolt im w gbinie wrzca bd po prostu dray, gdy nam o ciaa ich mikkie plunie dza. Znw bdzie ogrd, jak ogrd i r chwiejce si metry. wiat rozprostuje si nagle na powrt w nowej, sonecznej geometrii. Znikn, jak wrzody, ktre kto przegnit, sznury tych, miejsca nie byo przed kim - z wiaderkiem w rku kady przedmiot pooklejali w etykietki.
O zamknij oczu swoich semafor. Snw yokohamy kpi si w kwiatach. Idziemy wydrze z lawy metafor twarz rysujc si wiata. 53 MORSE
Waciwie to jest moe najdziwaczniejsza z naszych wszystkich maskarad, kiedy w obcisych paltach przesadnie correct wychodzimy na wiosn defilowa korsem a nikt nie wie, e kady z nas, papiey sekt, to po prostu ubrany w mikki pless aparat systemu Morse.
We dnie popieszny urywany takt stukot moteczkw przychodzcych depesz z gbi koszuli przez fad, madapolam tak tak taktak tak stuk - symbol sowa, ktre zaraz spa ma w ciszy jak w kruchcie gdzie szmer lada kolan rozwija si wziutka nieskoczona tama.
W noc, zanim pmrok myl ostatni wygna, przez cikie, popltane sigilarie snu odszuka mnie, dogoni pulsujcy sygna wedrze si, zatrzepoce w przedmiertelnej drgawce stuk stuk stuk stu: ng z tg I - A - O - 71 dzwonicy krzyk nieznanego nadawcy Tokio. Chicago. Wiede.
54 Na drutach sowa dr i trzepoc Kwas bezsennoci oczy nam wyar. Po miecie sami bdzimy noc, skazani na wieczny dyur. Wpltany w rozkrzyczany, kolorowy tum, w olbrzymim czarnym miecie may, blady czowiek, syszy sw rnogwarych nieustanny szum, szyk skrzyowanych krzywo krzykw - kling i klangor May czowiek, jadcy tramwajem, prowadzcy na dansingu tango jest centraln rozpiewan stacj sw szybujcych z wistem w powietrzu, jak piki, ktre gdzie odrzucaj sobie kraje krajom, nacje - nacjom! wiat jaki bbel nam wezbra i pk, dni za dniami swe kroki przypiesz, sw spltanych przeszywa nas milion, a po pitach nam depce lk, jak po nocy dzwonicy pocztylion, lk przed jedn malek depesz Chodzimy w miertelnej trwodze, zakl nas kaprys czyj w gestach t myl otrutych - Wiemy, e jest ju gdzie w drodze, pynie szybko po jakich niewidzialnych drutach, aby raz
przyj.
55 Przyjdzie kiedy wieczorem znienacka, obudzi mnie jej cichy metaliczny trzask, rozpoznam j po stuku bezdwicznym, jak kamie, Zeskocz nagle boso na chodn posadzk. Jak stuk stu ng wystuka tak takt ten do taktu bd latajcymi ze strachu rkami dugo, na prno szuka po cianach kontaktu. A rano, kiedy przyjd i wywa drzwi, bd lea na ziemi spokojny i siny, wysczy mi si z nosa krwi cieniutki wyk. I wtedy ujrz przedmiot, co mi z ust si zwiesza: mj siny, napczniay, przegryziony jzyk, jak wska nie odcyfrowana depesza. ZAKADNICY
wiat zawisn na liczbie jak na belce dwigara! W kadej linie - krzyk pry si czyj! Tylko nas tylko nas jak bezcenne cygara 56 zatrzasnli w szkatukach bez wyj! Tylko nas tylko nas krgogowych i biaych jak yjce odsetki ich rent zatrzasnli jak w sejfach swoich kas ogniotrwaych w czarnych domach tuc gow o prt!
Dzie przysya nam co dzie noc przemdr znachork Z wskich palcw tchnie sodycz i chd - - Gdzie za cian mi miasta czarnych tumw machork w fajkach fabryk warsztatw i hut Dugo czowiek na popi w nich si zwgla i byszcza Skarg dymu do nieba si pi - - Suchym kaszlem gwatownym 57 i chrapliwym jak wystrza przyjdzie kiedy wykasa go z krwi!
We snach skacz jak szczury rce chwytne i krewkie w deszczu weksli banknotw i kart Wszystkie rzeczy na wiecie maj szorstk podszewk z naszej krzywdy rapatej jak part Armia, mrwek nam wszechwiat na atomy rozkrada poznaczya je: ktry i czyj - - W naszych skrztnych mrowiskach nasze domy-widziada bd stercze ju zawsze jak kij Za oknami nam huczy wieczny odpyw i przypyw szumem kropel namolnym 58 i zym mudny kadryl bezmylny lat przestpnych i zwykych by acuchem jesieni i zim Kiedy wreszcie na syren zachrypnitych skowronkach sfrunie wiosna dla wszystkich na wiat? Na Pawiakach w Brygidkach po ukiszkach na Wronkach my czekamy czekamy od lat!
Przyjdzie dzie twj - o tumie! i przegrdki dni martwych run dane na twardy er bom Wypyniemy na falach twoich ramion i bar twych - sze tysicy Alainw Gerbault! Bdzie w grze nad nami migot renic jak w lustrze - - trzask amicych si lodw i form 59 Po cieninach zatokach z najludniejszych w najpustsze bdzie ciska i huta nas sztorm
Przyjdzie czas przyjdzie czas szale wagi si chybn Jeszcze rok jeszcze dzie jeszcze p - - Moe nam wanie nam by t kropl niechybn co ciarem przeway j w d - - W wrzawie obcych protestw w zgieku sw byle o czem zaguszajc ich nico i czczo skrwawionymi rkami w czarne ciany omocem: O - otwrzcie! Otwrzcie! Ju do! 60 Z TRZECH POEMATW 61 PIE O GODZIE RENI W ROCZNIC MIERCI 7 - V - 1922 ZAMIAST KWIATW
libres de tous liens donnons-nous lamain apollinaire PROLOG
w wielotysicznych, stuulicych miastach wychodz codziennie tysice gazet, dugie, czarne kolumny sw, wykrzykiwane gono po wszystkich bulwarach. pisz je mali, starsi ludzie w okularach. nieprawda, pisze je Miasto stenografi tysica wypadkw. rytmem, ttnem, krwi. dugie czterdziestoszpaltowe poematy. wystukuj je stutysiczne aparaty, ktre sysz puls wiata za miliony mil, 62 agencje reutera, havasa, paty, dugie, kilometrowe papierowe zwitki. komunikaty. miasto syszy wszystko. wie za kogo wychodzi ksiniczka hiszpaska i co spiskuj w gdasku niemcy wci niesforni, o budowie w himalajach nowego wiaduktu, radiodepesze z kaliforni i stan pogody w timbuktu. o wszystkim pisze miasto w swoich 40-szpaltowych poematach: strajki w elektrowniach. przejechania. samobjstwa. oto jest prawdziwa gigantyczna poezja. jedyna.dwudziestoczterogodzinna wiecznie nowa. ktra dziaa na mnie, jak silny elektryczny prd jak mieszne s wobec niej wszystkie poezje. poeci, jesecie niepotrzebni! ja nie czytam strinberga, ani norwida nie przyznaj si do adnego spadku. czytam wiee, pachnce farb dzienniki, bijcym sercem przegldam rubryki wypadkw, ktre mnie kuj, jak ostre pilniki.
o, nadzwyczajne wypadki. samobjstwa, podrzucenia, katastrofy. krtkie spicia, tajemnicze poary. czarne strajki, rozstrzelania, napady. jaka ogromna kryje si w was tajemnica. nieprzetumaczalna. tajemnica pulsujcych miast. 63 krzyczy w was ukrzyowana ulica. ywe, odpreparowane od naskrka miso. ja, ktry pi, kiedy otello morduje desdemon, czuj, jak mi si nogi przeraone trzs, gdy na rogu, otoczony gawiedzi, zdycha lepy, zajedony ko. oto jest prawdziwy niemalowany teatr. wielobarwne, heraklitowskie wszystko, walce konkretnoci, jak obuchem, z ng. wie o tym dobrze i motoch, kiedy gapi si na bezpatne widowisko. nie wiedz tego panie i panowie z taktem przechodzcy na drug stron, gdy na pytach wrd grobowej, napronej ciszy idzie ciki, przedmiertelny balet. - panowie nie mog pogodzi si z faktem, w e teatr ten ma wiele niewtpliwych zalet
pisz o tym wszystkie gazety, pisz wicej. w rubryce nadzwyczajnych wypadkw s mae, niewyrane wzmianki, o mierciach jakich niewiadomych ludzi, ktre si kocz sowami: ...zawezwany lekarz pogotowia skonstatowa mier godow...
64 o niewiadomi, bezimienni ludzie, zagodzeni w Saharach milionowych miast, ktrym nie mia kto poda nawet buki z masem. o wasze sine, popuchnite trupy, jak o wasne, upomni si aroczne, wszystkoerne Miasto. czarne, natoczone prosektoria wyeksploatuj wasze zwoki, rozdubi resztki waszych cia od koci. wy jestecie przedziwnym nawocym sokiem wielkiej, nieobliczalnej, wspaniaej Ludzkoci!
I daj twarz do kolan swoich przytuli. krew z twoich palcw zliem.
z odrzuconymi bezwadnie rkami ulic leao Miasto krzyem. przybili go do ziemi wiekami lamp, jarzce biae gwodzie wary si, jak krzyki. przysza noc i przylgna do krwawych ramp palc chust weroniki.
65 okropna, lepiej deszczem po twarzy tuc, jak tych ukrzyowanych na bramach rajw. krople czarne, malekie, natrtne, wyrzucone z krwi razem z powrotem z puc po czarnej pooranej szynami twarzy spyny zami tramwajw.
jeszcze i jeszcze, bezksztatne, wypuke domy czarne, oblizge, karmione deszczem napczniay, jak gbki, napuchy, rozlay si, rozpezy rozdte, stulice wystpiy na chodniki z ciemnoci, zsuny si, przeciy krzyczc ulic - ludzie! - pomcie! - rozgniot!
wypyny w ucisku skrwawione wntrznoci i bez jku wylay si w boto.
66 a czarne ciany rosn, cign si do gry. zasoniy cae niebo, w zakryy szczyty, jakby ogromne oowiane chmury na ziemi urzdziy meeting.
nie bd y, jak kato, ni walczy, jak samson gd, ktry ronie we mnie, ciska mn w gorczce. by czowiek, ktry nie jad, nazywa si hamsun i zrobi na tym pniej saw i pienidze. na wytartej kanapie, skrcony w sze le prc do gry zsiniay profil. dzie odchodzc wy dugo zjeywszy szer, a teraz noc mi piewa swe dziwne strofy... zaraz sufit bez szmeru zsunie si w pokoju. przygniecie pomaleku cicho i jasno. wolno tynk si na cianach rozdwoi, jakby pokj wargami mlasn. cian rozmoknitych bezzbne dzisa poruszyy si wolno. uj cmokajc. nagle st po pododze zaplsa i piec podskoczy, jak pajac. coraz bliej i bliej zsuny si ciany. nie odepchn rkami pezncych tapet. cicho... na palcach... 67 jak pies cigany... ju tylko za parapet... T E R A Z !! a ku ku! gow w d. cztery okna i trrrach! o mikki asfaltowy materac. poleciao. zataczyo. upado. i jeszcze odbity, jak od gutaperkowej posadzki lec. odskakuj od gzymsw, jak pika, z deszczem i w gr wystrzelam wiece. gumow czaszk o bruk i wyej hop! odbijam si z powrotem. do gry i na d. z rozpostartymi rkami lec pod strop i znowu na ziemi spadam. ju myli, jak kobiety, wal si z ng, ociae, jak kby w zburzonym ruszcie. jeszcze chwila i czaszka trzanie o bruk 68 - pomcie! - pomcie!! - pomcie!!! przybiegli wystraszeni. otoczyli koem. w rozpostartego wparli przeraone oczy. - nie bjcie si. - nie krzyczcie. - nic nie zwichnem. - przycinijcie mnie. - mocniej! - odskocz!! pochylili si. przygnietli. zagrali na trbce. bliskie zmieszane twarze, przestraszone troch. dwch wysiado z karetki i wsadzi mnie w gb chce! na skoatan gow wcign mi poczoch!! pooyli na mikkie. .... daleko. ... przyszo. ... dugie zielone palmy koysz si w czaszce. Reniu! to ty? jak dobrze e przysza. aksamitnymi rkami po twarzy mnie gaszczesz. pamitasz wtedy wieczr... deszcz za oknem piewa. suchaem, czy cho jeden nerw Twj jeszcze dry mn 69 na zielonym cmentarzu teraz skoml drzewa i jest tak bezlitonie, przejmujco zimno. teraz sam, jak podrzutek przez pusty przytuek, pjd pomidzy ludzi daleki i obcy. w malekim gniazdku serca nie ma ju jaskek, zabili mi ostatni li, niegrzeczni chopcy. chlipicy skowyt z krtani na wierzch si wyspina. czepia si Twojej sukni, peznie ku doniom. ucieka nie mam siy. nadchodzi fina. zajadli mali ludzie z psami mnie goni. ogromny tum z laskami, czarny, jak powd ronie, wije si za mn dugi, jak ogon. zamknli drzwi! za pno! nie mam gdzie si schowa! malutk i prosty czowiek podstawi mi nog!! ju. ju. dopadli. stratowali. zmili. podeptanego trupa podnieli, jak sztandar 70 wysoko i na przedzie, nad tumem obok kapeli, ponieli. nieg pada gruby i w oczach narasta. szli ludzie niezliczenie, bezadnie i tumnie, kiedy zakropionymi ulicami miasta ponieli mnie w ogromnej oowianej trumnie. szli ksia z kadzidami, jeden dugi gest rk, i zwizek literatw w cylindrach i krepie, i cechy z chorgwiami, w tuurkach, z orkiestr, a potem tum si czarny na rogach doczepia. na placu teatralnym tum rozla si w mrowie. dzwony dzwoniy w dzwony i w dzwonach ich krzyk nik, gdy nagle straszny, obandaowany czowiek podniosem si ogromny, grony, jak wykrzyknik! panowie! jestem wzruszony. widzicie, zbladem. egnacie mnie tak piknie i tyle tu kobiet, ale zapominacie, e nic dzi nie jadem 71 i musz i zaraz na obiad. o! cisza. i ryk jeden! krzyki. spazmy. pacze. haas powsta i tumult. krzyczeli: zmartwychwsta! jakby na przedstawieniu opery w teatrze nagle zapiewa statysta. panowie! nie klkajcie. nie paczcie. nie krzyczcie. widzicie, stoj zdrowy, cudowny i prosty! ach, skurcz si w sobie, wykrztu na bruk swoje ycie i idcie z nim pod rce tacowa na mosty. nie bdziemy ju odtd umiera wicej, kt by nas takich piknych i olbrzymich grzeba. rozemiejcie si wszyscy, wecie si za rce i prosto marszakowsk pjdziemy do nieba. jak moe kady z nas, co dzisiaj tacz, sta si martwym, mierdzcym, po ktrym si skrupulatnie wykadza zakrysti, nas z ktrych kady sam jest yjc monstrancj 72 na serca swego bia eucharysti. pozdejmujcie ich z krzyw! niech ziemi krocz ci, co chcieli przez wieki umiera za nas. ycie cudownym sokiem trysno nam w oczy, jak pod noem dojrzay ananas! ... z przyczajonych zaukw w noc ku spelunkom czarna zmowa wypeza, wije si, jak skorek. pochwycili mnie z tyu! wi! ratunku!! na gow mi wcigaj straszny czarny worek! przysza noc guchoniema i w gowach siada, mae kaszlce serce przycisna rk. sysz! ziemia ju dudni od stp, jak kowada. trzymajcie! ttna mi pkn! z daleka jeszcze. soce gow mi parzy. olbrzymi godni ludzie, czarni od maszyn! idziecie, wiem. nie patrzcie! nie trzeba twarzy! kady z was bdzie mesjaszem! o wykrztu si z twych piwnic, 73 wywal si na wierzch, jak krew buchnij przez okna i wszystko zalej tumie chamw, co niebo gowami dziurawisz! jakie ogromne morze wyobrae! jakie cudowne dale! serce olbrzymie w krtani stano i skacze. wypluj pod nogi, w piach wam. idziecie! krzycze nie mog! ogromni w zorzy poodze. trup mj krwawy, stratowany, czerwony, jak achman, z ktrego moe szmat na swj sztandar udr, w miertelnym zapatrzeniu ley wam na drodze, po ktrej przechodzicie w J U T R O! II w maju, w zazielenionej sonecznej stolicy spaceroway po trotuarach kobiety dzieci i onierze, gdy nagle z buchajcej aorty przecznicy bben uderzy. szli kolumnami,. za rogiem ginli 74 szereg za szeregiem rytmiczny i twardy na piersiach szarych, onierskich szyneli, jak kwiaty, czerwieniay czerwone kokardy. za szeregami ulicznicy z krzykiem i wistem gonili taczcy, wyrzucali czapki, ulice si kaniay biae i czyste. w wypiekach soca opaday kwiatki. przechodziy kompanie rwno, jak na mustrze, bez komendy trzymay swj cudowny krok, wszyscy porwani jednym milionowym spazmem. i w tumie bysk bagnetw odbi si, jak w lustrze i zachysn si cay dzikim entuzjazmem. na ulice tumy jasnych rozemianych ludzi wyrzygay na soce obdrapane domy. panny. suce. prostytutki umiechaj si do siebie, jak znajome, i serca pod bluzkami tuk im, jak gongi. na gmachu poczty i telegrafu rozwinita olbrzymia czerwona chorgiew na wszystkich pitrach stukajce aparaty 75 wyrzucaj podune papierowe wistki: wie na cztery koce wiata wszystkim. wszystkim . wszystkim. w tokio zdenerwowany japoski mikado odbiera rozedrgane, dzwonice depesze i rozmawia iskrami z londynem, e wyrosy ju, zagraajc zagad wiatu, czerwone rce proletariatu. a wieczorem z czarnego oszalaego miasta, z katedry, ciemnymi zaukami wrd pieww i wistu w pole paszcza kryjc twarz ucieka Chrystus; gdy nagle tum go na placu dopad. pochwycili za rce. zawlekli. czarni obdarci ludzie od kielni i opat. zacignli krzyczcego, boso, na rg, na miejscu samosd. kucharki zachrypnite podnosiy pici: - za nasz krzywd! - za nasze crki, co si poszy po hotelach ajdaczy! - za nasze stare, zharowane matki! - za nasz hab przepakanych mk, 76 - ktr dzwonkiem zagusza i karmi opatkiem! kuakami, laskami zabili, zatukli. poturbowane, umczone ciao upado pod razami spracowanych rk. w tym samym czasie, kiedy dusza moja w kaloszach treugolnik w warszawie, w natoczonym kinie, cinita prno czekaa zbawienia. w rodku detektywicznego woskiego dramatu od niechcenia zerwaa si lenta i na ptnie wrd miertelnej ciszy ukazaa si ta sama scena. krzyk powsta na sali i panika. rzucili si w popochu do drzwi. mczyni tratowali kobiety. prno ciska si przy aparacie mechanik, a gdy wreszcie zapalono kinkiety, na ekranie zostay czarne plamy krwi. po ulicach snuj jacy ludzie, cienie prawie, i gin zanim sowo si gono wymwi, a w owietlonej sali tow. higienicznego histeryczne studentki i gawied oklaskuj ziewajc estrad, z ktrej kania si glink i kocha si tuwim, twarze krwi im zachwytu nabiegy nalane. 77 czekajcie, twarze te skd znam! to tum ten sam, ktry we mnie w zakopanem rozjuszony w bezbronnego ciska jajka i cegy. i kiedy egnany oklaskami schodzi ostatni bazen, wszedem wolno na estrad i powiedziaem prawie ze smutkiem. - panowie, - nic nie wiecie. - dostaem depesz. - dzisiaj wyjedam. zdaje si, e nikt si nie rozpaka. byo cicho. kto zacz bi brawo. wyszedem wolno na ulic. doroka odwioza mnie na dworzec. kaniay si latarnie nie wiadomo po co, gdy pocig szyby okien chustk dymu czyci. schyleni pod piecami majow noc piewali na zwrotnicach czarni maszynici. PIEW MASZYNISTW soce przygnitszy kolanem, skry dymice si pocie dugo do misa obdziera nasz okrwawiony scyzoryk. w noce begwiezdne majtkom na wiata poncym drednoucie twarz wylizay do krwi nam zorzy czerwone ozory. nam-li wyrosym w trudzie pod wciek zdarze ulew bdzi po morzach uniesie w gwiezdne wsuchanym kapele? zgodnym wysikiem twardych rk rozhutany w lewo 78 czarni malecy ludzie ziemi olbrzymi propeller.
patrzy na wszystko z gry nasz bezpartyjny pan bg. paka nad nami deszczem, a wreszcie krwi si wysmarka. gdy walec wiekw gnit nas, krwi nasze] twardych jambw suchao stare soce yse, jak eb bismarka. dugo wiecio w lepia nam, purpurowym murzynom, w mordy zwglone w hutach, do ktrych przyrs kope. gdy go, zwleczone na ziemi, n robotniczy zarzyna, tum si na trupa rzuci krew buchajc opa.
z yciem rozgranym pod rce na wiata szerokie trakty wyszlimy rano, piewajc, z pacht koloru flamingo. paszcz wytoczonych mitraliez suche rytmiczne antrakty w krta zabijemy z powrotem kul wyplut z brauninga. kto nam, kto nam teraz drog zagrodzi samym? wszystko zmiadymy butami pikni, ogromni i ludzcy. miejsca! gromada idzie, proletariacki samum! czapkami drog, wymoci taneczny krok rewolucji. wiat postawiony pod cian, jak may, blady czowieczek, mruga bezradnie oczkami, gdy kolbymy wznieli do ramion. paka zmartwiony Chrystus o dusze swoich owieczek, gdy salw gruchny lufy i nieg si krwi poplami. nam-li dzi skomle nad trupem, gdy hymnem ttni nerw, czaszk o ziemi grzmoci i krzycze: nie przeklinaj?! do wszystkich okien i drzwi ju wali kolbami mauzerw w unach wschodzcej zorzy wielka wietlana NOWINA! robotnikom warszawy i odzi, czyje umiechy zawsze olepiaj 79 III a potem przyszy dni, dni dziwne, pene purpurowej grozy i krtkie, blade, przeraone noce. ulicami pdziy cikie autowozy naadowane ludmi, od bagnetw ostre i peno byo wszdzie lepkiej, skrzepej krwi, jakby kto rozdar wielk, zaropia krost.
chodnikami wasali si bladzi, dziwni ludzie z byszczcymi niesamowicie, wklsymi oczyma i wszystko byo dziwnie mtne, jak w gorczce. czas si zatrzyma. dni przychodziy pice i noce koloru khaki. nad pustymi ulicami arzyy si lampy, rzucajc dugie cienie biae i czerwone. po nocach, pod eskort, zawsze w jedn stron wywozili onierze dugie, czarne paki.
jednego rana rzeki wygodniaych ludzi korytami zaukw spyny na plac i krzyk miasto obudzi:
te cierwy! oszukuj nas wadz, ktrej nie chc da. mamy ich wadz gdzie! 80 nam praw nie potrzeba! niech nam dadz chleba! my - chcemy - je!!
- - - - - -
na morzu biaym cicho z dou, gdy przypyw okrt mj koysze, przykadam rce tub do ust i krzycz: SYSZ!!
co si wyrwao z prtw tam, krzyk zbuntowanej czarnej zaogi. czekajcie, sprute mam wyogi. powiod wszystkich dzisiaj sam! na cztery strony cztery drogi, rozkadam rce, wszystkie taml
chodcie tu, woam was, jak gustaw, ktrych zapade w gb policzki pozwol jasno mi policzy, ilecie dni nie mieli w ustach. czarni, brzowi, biali bracia! zgrajo obdarta i wychuda! gdy noc ksiyc wyjrzy z chmur, jak szczury wyazicie z nor. pezniecie, 81 wlokc ng swych szczuda, pod okna, gdzie przy stoach r za szyb natoczonych barw sterty kompotw i homarw dranie spasione wasz krwi i dziwnie oczy wam si lni, a was nie sposzy krzyk zegarw.
gdy wiatr pnocny drzewa czesze, przez tamy gr po nocy widnej od nienych tundr do portu w sidney widz rozlane wasze rzesze. gdy w polach czarne cienie tacz, spltane w jeden dugi acuch,
do miast spezacie si szaracz, siadacie cicho w progach drzwi czuwa nad zdrowymi snem mieszkacw, ktrym si wtedy w snach majacz kaue czarnej, tustej krwi.
o bracia moi wszystkich ras z europy, azji i ameryk, ilu was jeszcze jest gdzie wicej, armie zgodniae! nowe stany! nastpi czas i wiat, jak kleryk 82 przyjmuje chrzest czerwonych wice. pjdziecie ze mn dzisiaj tam, gdzie r zamorskie mangustany! - - - - - - - - - - - opadaa na miasto mga jesiennej soty. by dzie chodny, bezbarwny, wilgotny, jak kana. w mokrej mgle po zaukach do rana kasay kulomioty. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - brzuchy nasze zielone, granatowe, sine, takie lekkie przedziwnie, ci nam, jak wizy. w dzie ujemy niesmaczn sodkockliw lin, a w nocy ssiemy wasny zskorupiay jzyk.
w gowie hucz nam cigle jakie dziwne szmery i straszna czczo w odku okropnie nas nudzi, widzimy tylko w grze przez okna suteren nogi szybko ulic przechodzcych ludzi.
83 a noc gdy zaniemy strawieni bezruchem, poskrcawszy wychude, popuchnite czonki, ni nam si taki sodki prawdziwy baumkuchen na dziedzicu sonecznym ssiedniej ochronki.
wycigamy do niego rce przez sztachety, wszc palcami prni, jak ssawkami macek, a mae, czyste dzieci i biae kobiety kad nam w nie pachncy ukrajany placek.
poeramy krztuszc si, kawaami, gwatem dobre, sodkie, przedziwne, wypieczone ciasto... gdzie blisko sycha trbki... ...to miciutkie auta przysya po nas wielkie, dobroczynne MIASTO.
FINA na mikkiej trawie twarz do chmur le ogromny chiski bogdychan. nie tkn mnie aden piorun ni mr, a jednak czuj, e zdycham.
i kiedy z estrad poncych janiej ciskam swoje ochapy brutalny i wielki, mier moja moe dogryza ju wanie moje ostatnie cukierki.
84 nie bd pisa wierszy, - jak pusty kos S, lecz wiem, e ci, co raz syszeli je, jak zaraz za sob wszdzie ponios kaprysw moich ewangelie. 85 PRZEKADY 86 SERGIUSZ JESIENIN PRZEMIENIENIE
l. Chmury migoc, Niebo topi w zocie wsie... piewam i krzycz: Panie, ociel si!
Przed tw bram na nowiu Guchy mj gos je: Gwiazdami spowij Jaowic Rosj.
Zza chmur ci rka moja wywleka, Durz pieni skrzy si, Niebieskiego mleka Daj nam dzisiaj.
87 Lecz twardo po niwie wd Pod paski grzmot Nowy z czerwonych wrt Wychodzi Lot.
2. Dlatego to tak gono wierszcz piewa skryty w mchu, O tym, jak tworz rosn Okapa zboa wschd;
O tym, jak Matka wita Na chmur wybiegszy skraj, Zwouje z k cielta W zielony, jasny raj.
Od rana nad ulew Ju sysz trby gos. Zwiastuje rann mew On ziemi kres i los.
O, wierzcie, mrok si spieni, Jak skowyt przyjdzie sen, Nad lasem si oszczeni Pksiyc zotym psem.
88 Zieleni innej ki Poronie ziemi misz. Trzepoccym si skowronkiem Upadnie gwiazda w gszcz.
I powypeza z kosw Pszenicznych ziaren rj, Aeby pszczelim gosem Ozotoniwi znj...
3. Hej, Rosyanie! owcy wszechwiata, Sieci zorzy czerpicy niebo - Trbcie w trby.
Pod pugiem burzy Ryczy ld. Wali skay zotozby Orkan.
Nowy siewca Idzie przez pola Nowe ziarna Rzuca w skiby.
89 Jasny go do was w kolasie Jedzie. Po chmurach stpa rebica.
Uprz na kobyle - Bkit. Dzwonki na uprzy - Gwiazdy.
4. cichnij, ty wietrze, przesta grzmie, Nie szczekaj, szklana rzeko, Z nieba przez rzadk czerwon sie Jak deszcz kapie mleko.
Od mdroci puchnie sowo, Tuste wykosz si zboa. Nad chmurami jak krowa Ogon zadara zorza.
Widz ci std, Szafarzu szczodry, Nad ziemi czapk Zwiesie niebiosa.
90 Dzisiaj Soce jak kot Z niebieskiej jody Zocist apk Trca mi wosy.
5. Przyjdzie on, nasz go niebiaski, Dojrza czas i pust nasz dom. Z poczerniaej mki paskiej Wypad gwd zjedzony rdz.
Od poudnia, a po wsze dni, U niebieskich stojc bram, Jako wiadra dzie powszedni On napeni mlekiem nam.
I od nowa, i od nowa, Sawic kraj nieziemskich stron, Bdzie ruchem gwiazd zwiastowa Srebrnoziarny polom plon.
A gdy znw nad Wog ksiyc . Skoni twarz za potem chat - W zotej odzi zacznie te I odpynie w jasny sad.
91 I jak ona swego owoc Na niebiaskiej aski znak Zrzuci z nieba jajko-sowo, W ktrym ywy wschodzi ptak. WODZIMIERZ MAJAKOWSKI DZIWACZNY POGRZEB
Mroczni i czarni wyszli ludzie, na miecie ustawili si ciko i cicho, jakby w dziwnym pochodzie mia przyj udzia pospny zakon czarnych mnichw.
Nieba pomalowany na burz namiot. Rka grozy twarz mnie. Wszystko tak dziwnie kto podmit i zamit, e mimo woli stawao si strasznie.
Wtedy rozwara si jasna na dnie cho zakurzonego powietrza ciana szarawa, wylaz z powietrza i zacz jecha dziwacznego pogrzebu cichy karawan.
Urosy oczy gr nad gzyms, runy wylke w trumn z oskotem. nagle z trumny prysn grymas.
92 Potem, krzyk: chowaj umary miech! z tysica piersi hucza, jak z miecha, grzmia omiliokrotniony tysicem ech za katafalkiem, ktry jecha.
I zaraz noe paczu skrycie wgryzy si, skowyt gardo zatka. Oto za trumn starucha ycie, umarego miechu siwa matka.
Do kog wrci jej obdartej i bosej? Patrzcie: ten z czaszk ysaw, za trumn, wielki, z duym nosem pacze ormiaski kawa.
Jeszcze pacz krztusi si tu i owdzie, a za nim rodkiem ulic piszczc i skomlc bieg dowcip: dokd teraz gow przytuli?
Ju do nieba stos paczw, - jeszcze na wierzchu dzwoni czyich malutkich paczykw zaduszki to cae puki umiechw i umieszkw amay w rozpaczy kruche paluszki.
93 I oto przez szereg ich prosto przed zaprzg, wyty z ez, jak Garszyn, w wyszed strach i szed naprzd cay w pogrzebowym marszu.
Rozmika twarz od paczu w transie, zrobia si pomarszczona, oblena, kwargiel. I jeli kto si miej, - zdaje si, e mu rozerwali wargi. WODZIMIERZ MAJAKOWSKI HYMN DO OBIADU
Sawa wam, idce na obiad miliony, jak stado byda puszczone na potraw! ktrzycie wymylili beafsteaki; buliony i rnego jedzenia tysice potraw,
Choby pociskw motem twardym tysice Reimsw udao si rozbi - tak samo bd nki miay pulardy, i oddycha tak samo bdzie rostbeaf.
odka nie zarazi wiecznoci taniec wielkoci mierci dla nowej ery! odek nie moe chorowa na nic, oprcz appendycytu i cholery!
94 Niech w sadle z oczek zostan szpary, i tak ci je na prno ojciec poznaczy. Na lep kiszk, cho w okulary, kiszka i tak nic nie zobaczy.
Tak, ci nie gorzej. Moesz mu mi za ze: Gdyby mia same usta bez czaszki i wypchn od razu do ust by ci wlaza caa faszerowana tykwa.
Lee spokojnie bezoki, bezuchy, z pierogiem w garci zamiast bukietu, a dzieci twoje na twoim brzuchu , bd ci gray w krokieta. .
pij, niech nie wmc si w sen twj zdrowy eksplozje jakie, co wiatem trzs. Duo jeszcze mleka maj krowy i moc na wiecie woowego misa.
Gdy ostatniemu wou podern gardo i kos ostatni na buki zerw, ty, eby z godu ci si nie zmaro, - z gwiazd sfabrykujesz konserwy.
A jeli umrzesz od kotletw i bulionw, na pomniku wypisa kaemy ci wdziczni: Na tyle to i tyle kotletw milionw, twoich czterysta tysicy. 95 WODZIMIERZ MAJAKOWSKI CIEPE SOWO POD ADRESEM NIEKTRYCH WAD
(PRAWIE -HYMN)
Do ciebie, ktry pracujesz, czy buty czycisz, buchalterze czy biuralistko lczca w banku, do ciebie, ktrego twarz od trosk i zawici zmia si i pozieleniaa jak banknot.
Krawiec na przykad. Po co, ty zbju, te spodnie przynis, jeli by szczery chcesz? Ty przecie zupenie nie masz wujw, a jeli masz, to niebogatego, nie umiera i nie w Ameryce.
Mwi ci ja oczytany i mdry: Puszkin, czy Szczepkin, czy te jaki Wrubel, ani w proz, ani w farb, ani w Bg wie skd-rym nie wierzyli, a wierzyli w rubel.
yj, pracuj, naueraj si, nadrcz. Ju siwizna ci w brodzie si krzewi, a widziae ty kiedy, jak pomaracz ronie sobie. i ronie na drzewie? -
96 Pocisz si i pracujesz, pracujesz i pocisz, nacia si i namno jakie tam dzieci, chopcy - buchalterowie, dziewczynki - i te chocia bd si poci, jak pocili si ci.
A ja tymczasem wczoraj - nikt mnie jeszcze nie urzek - ledwo wyszedem na miasto, zgarnem w chemin-de-fera na szstej turze trzy tysice dwiecie - za sto.
Nic nie szkodzi, jeeli kto setny raz szczerzy zby, jakby pragn zgnie w proch ci, jeli sobie w talii taki to a taki as mikko naznaczy paznokciem.
Prno gracza spojrzeniem mnie bagasz, mruc oczy byszczce i mokre. Ja karty wyo, jak uparty tragarz wyadowuje napeniony okrt.
Sawa temu, kto pierwszy wynalaz, jak bez pracy, metod najpytsz, dokadnie sumiennie i zaraz kieszenie bliniemu wywrci i wytrz.
I kiedy mwi mi, e praca itd., ukazujc na mnie, jakby na starej tarce tar kto chrzanu szcztki, ja dobrodusznie pytam, ujwszy za rami: a pan dokupuje do pitki?... 97 WODZIMIERZ MAJAKOWSKI ODA DO REWOLUCJI
Tobie, wymiana ujadaniem baterii, jzykami bagnetw poksana pstro, - jak achman postrzpiony czerwonej materii ody tryumfalne O! O zwierzca! O dziecinna! O groszowa! O straszna! Jakim imieniem ci jeszcze nazwali? Jak ukaesz jutro sw twarz nam? Smukej budowli, . czy kupy zwalisk? Maszynicie zakutemu w elazo, grnikowi rwcemu pokady rud kadzisz, kadzisz w niemej ekstazie, wysawiasz ludzki trud. A jutro wity z swych kopu hydry 98 otrzsa dymu gryzcy krem luf - twoich szeciocalwek tpodziobe widry druzgoc tysiclecia Kremlw. Sawa! Gdy w morzu zabdzi sternik, (gwizd syren ostry krwi trwogi ociek) ty lesz marynarzy na toncy pancernik, gdzie zapomniany miaucza kociak. A potem noc wychodzc na w, - czub zawadiacki na smagym torsie,- kolbami siwych gnasz admiraw gow w d z mostu w Helsingforsie. Wczorajsze rany nim zdysz przykry, ju znowu tryska z nich krew czerwona. Tobie - mieszczaskie: - bd przeklta po trzykro! - i moje, w poety, - o bd po trzykro bogosawiona! - 99 WODZIMIERZ MAJAKOWSKI WSTRZSAJCE FAKTY
Dziwaczniejszego nie pamita historia ranka: wczoraj przez drutw linie dzwonicy jak marsylianka Smolny run ku robotnikom w Berlinie. I nagle polismeni zmieceni ciskiem ujrzeli zanim zdy kto stawi opr - trzypitrowe widmo od strony rosyjskiej. Podnioso si. Kroczy wzdu Europy. Obiadowicze odskoczyli od stow z wyciem, a w miejscu gdzie przed chwil tum tusty jad, stan nad Alej Zwycistw sztandar Wadza Rad. Na prno pulchne rczki w trwodze bezwolnej bagay obliczajc groce szkody. 100 Zmiady i dalej run Smolny republik i krlestw biorc przeszkody. I dalej wzmaga swj pd tak, e ju z mgie brukselskich trotuarw i wystaw rosa legenda o Latajcym Holendrze, Holendrze rewolucjonistw. A on nad polem od krwi ryem, gdzie dwch aliantw na kadej annie, run. Czerwony wsta nad Paryem. Umilkli paryanie. Stoi jak widmo ze starych plansz. I oto starta jego samym wygldem runa republika, a on za La Manche. Na place wyprowadza podziemny Londyn. A potem okrtom w pancerny pysk ich nad oceanem Atlantyckim nisko - 101 mwiono - szybujc, do grnikw kalifornijskich podobno ogie z pyska wyzion. W pogldach na te fakty wielka rozterka. Wielu nie dowierzao. Zbywao drwinami. A w pitek rano wybucha Ameryka wydajca si ziemi, nie ziemia - dynamit. I jeeli nam skoml jaki ml namolny: nie unocie si nad Rosj jakby Bg wie nad kim ja wskazuj im na t histori ze Smolnym. A tego jam Majakowski wiadkiem. 102 MANIFESTY 103 DO NARODU POLSKIEGO. MANIFEST W SPRAWIE NATYCHMIASTOWEJ FUTURYZACJI YCIA
Rozumiejc jasno, e sporadyczna i izolowana reforma sztuki w oderwaniu jej od samego ycia, ktrego, ttnem i funkcj organiczn jest sztuka kada, musi si okaza z gruntu czcz, bezowocn i jaow, nie majc jednoczenie czasu na adne kroki przedwstpne i przygoto- wawcze w tym kierunku - ycie i sztuka polska gro zaduszeniem, a jedynym moliwym i skutecznym w takim wypadku rodkiem jest niezwoczna tracheotomia - my, futuryci pol- scy, przystpujemy z dniem dzisiejszym do wielkiej radykalnej przebudowy i reorganizacji ycia polskiego i wzywamy wszystkich obywateli wolnej Rzeczypospolitej Polskiej do zor- ganizowanego wspdziaania i pomocy. Wojna wszechwiatowa wraz z olbrzymim przesuniciem si caych pastw, warstw i naro- dw pocigna za sob wielkie przesunicie wartoci. Rezultatem tego jest kryzys kultural- ny; ktrego widowni jest dzisiaj caa Europa Wschodnia i Zachodnia. U nas ten kryzys ob- jawia si w szczeglnie ostrej i specyficznej formie. Ptora wieku niewoli politycznej wyci- sno na caej naszej fizjonomii, psychice i produkcji twardy, niezatarty cieg. wiadomo kulturalna nasza nie moga si rozwija tak swobodnie, jak w pastwach zachodnich. Z ko- niecznoci caa nasza energia narodowa wyadowywaa si w kierunku najwikszego naporu, w kierunku mudnej i mozolnej walki o jzyk, ycie i organizacje wasne. W tym samym kierunku walki o wasne narodowe ja i budowania twardej, nieprzeamanej, odpornej na wszystko i yciowo zdolnej narodowej psychiki wyadowywaa si i sztuka polska. My, futuryci polscy, skadamy w tym miejscu polskiej poezji romantycznej okresu niewoli, ktrej widma dzisiaj bez litoci szczu i dobija bdziemy - hod za to, e w czasach wielkie- go skupienia si i powolnego dojrzewania Narodu Polskiego nie bya sztuk czyst, a wa- nie gboko narodow, e pisana bya sokiem i krwi samego przewalajcego si. ycia, e bya ttnem i krzykiem swojego dnia, jak w ogle i jedynie moe i musi by kada sztuka. Dla tych samych przyczyn dzisiaj, kiedy wraz z odzyskaniem samodzielnego bytu politycz- nego ycie polskie wstpio w zupenie sow faz i ockno si wobec miliona czyhajcych u drzwi, zagadnie, o ktrych wczoraj jeszcze nie byo po prostu czasu myle, a na ktre dzi ju trzeba da niezwoczn i kategoryczn odpowied, jeeli nie chcemy, aby fale nabiegaj- ce znw nas zalay, woamy do was: Dosy dugo bylimy ju narodem-panopticum, dukajcym tylko mumie i relikwie. Szalone, niepowstrzymane dzi wali do wszystkich naszych drzwi i okien, krzyczy, dopomina si, 104 wymaga. Jeeli nie sta nas na stworzenie nowych kategorii, w ktrych by si mogo pomie- ci, nowej sztuki, w ktrej by si mogo wypiewa - nie ostoimy si. Trzeba otworzy na ocie wszystkie drzwi i okna, niech wywieje ten swd piwnic i kociel- nego kadzida ktrym od dziecka uczyli was oddycha. Zaopatrzeni w gigantyczne respirato- ry, idziemy wam na spotkanie. Ogaszamy za St. Brzozowskim wielk wyprzeda starych rupieci. Sprzedaje si za p dar- mo stare tradycja, kategorie, przyzwyczajenia, malowanki i fetysze. Wielkie oglnonarodowe panopticum na Wawelu. Bdziemy zwozi taczkami z placw, skwerw i ulic niewiee mumie mickiewiczw i so- wackich. Czas oprni postumenty, oczyci place, przygotowa miejsca tym, ktrzy id. My, ludzie o szerokich pucach i rozronitych barach, kichamy od mdych zapachw wasze- go wczorajszego mesjanizmu, a proponujemy wam mesjanizm nowy, jedyny, wspczesny i szalony. Jeeli nie chcecie by narodem ostatnim w Europie, a przeciwnie, narodem pierw- szym, przestacie raz karmi si starymi ochapami z kuchni Zachodu (sta nas na swoje wasne menu), a w wielkim wycigu cywilizacji o rekord krtkimi, syntetycznymi krokami zdajcie do mety. Przystpujemy do budowania nowego domu dla rozszerzonego Narodu Polskiego, ktry w starym ju si pomieci nie moe. Sami nie podoamy. Wzywamy wszystkich ywych, nie mieszczcych si i chccych do pomocy. Ogaszamy: Wielkie przesunicie si warstw na Wschodzie i Zachodzie trwa. Do gosu dochodzi nowa sia - uwiadomiony proletariat. Zaczyna si wielkie przewartociowanie wartoci. Mierz si wszystkie prawoci i nieprawoci 1000-wiekowej za jego plecami, jego kosztem wytworzo- nej kultury. Mierz si jedynym sprawdzianem bojujcego ycia - tward, elazn, organiczn prac. Nastpuje wielki przegld legitymacji. Kto nie potrafi wylegitymowa swojego udzia- u w yciu t jedyn monet - nie ostoi si. Podkrelamy trzy zasadnicze momenty ycia wspczesnego: maszyn, demokracj i tum. ycie warstw intelektualnych przechodzi powolny okres wyradzania si i neurastenii. Dawne kategorie przeyy si ju i strawiy - nowych jeszcze nie ma. Moment oglnego przesilenia. ycie samo, zamiast by w swoim zaoeniu radoci i dytyrambem , przybiera coraz wyra- aniej formy twardego, narzuconego z zewntrz obowizku. Czowiek nowoczesny nie po- trafi ju organicznie cieszy si ydem. Epidemia samobjstw, wykoleje, zaama i przetra- gedyzowa jest tylko konsekwentnym domyleniem do koca tego zjawiska. Ten stan rzeczy duej pozostawa bez zmiany nie moe. Naley przedsiwzi natychmiastow i energiczn akcj lecznicz. Jako jeden z zasadniczych czynnikw proponujemy: Wicej soca. Przysowie mdroci starochiskiej: No parasol i przy pogodzie, stao si u nas czym or- ganicznie ukonstytuowanym. Odrzucamy parasole, kapelusze, meloniki, bdziemy chodzi z odkryt gow. Szyje goe. Trzeba, aby kady jak najbardziej si opali. Domy budowa naley ze cianami szklanymi od poudnia. Wicej wiata, powietrza i przestrzeni. Gdyby Sejm polski obradowa na po- wietrzu, na pewno mielibymy o wiele soneczniejsz konstytucj. Czowiek nowoczesny, 3/4 energii ktrego pochania praca fachowa, potrzebuje mocnego i zdrowego pokarmu, nowych, ostrych, syntetycznych wrae. Tych wrae moe mu obecnie 105 dostarczy jedynie sztuka. Sztuka winna by sokiem i radoci ycia, a nie jego paczk ani pocieszycielk. Zrywamy raz na zawsze z fikcjami tzw. czystej sztuki, sztuki dla sztuki, sztuki dla absolutu. Sztuka musi by jedynie i przede wszystkim ludzk, tj. dla ludzi, ma- sow, demokratyczn i powszechn. Rozumiejc zadanie sztuki wobec dnia dzisiejszego i jego zagadnie, woamy: Artyci na ulic! Sztuka gniedca si w kilkuset, a nawet kilkutysicznoosobowych salach koncertowych, wysta- wach, paacach sztuki itp. jest miesznym anemicznym dziwolgiem, poniewa korzysta z niej 1/ 100 000 000 wszystkich ludzi. Czowiek wspczesny nie ma czasu na chodzenie na koncerty i wystawy, 3/4 ludzi nie ma po temu monoci. Dla tego sztuk musz znajdowa wszdzie: Latajce poezokoncerty i koncerty w pocigach, tramwajach, jadodajniach, fabrykach, ka- wiarniach, na placach, dworcach, w hallach, pasaach, parkach, z balkonw domw, itd. itd. itd. o kadej porze dnia i nocy. Sztuka musi by niespodzian, wszechprzenikajc i z ng walc. Czowiek wspczesny przesta si ju od dawna wzrusza i spodziewa. Kodeksy prawne unormoway i poklasyfikoway raz na zawsze wszystkie niespodzianki. ycie, ktre tym r- ni si od nowoczesnej maszyny, e dopuszcza bajeczne nieprzewidzialnoci, coraz mniej po- czyna si od niej rni. Odwieczne kategorie logiczne, zgodnie z ktrymi po pojciu A za- wsze nastpi musi pojcie B, a one oba w sumie nieuniknienie dadz C - staj si nie do wytrzymania. Matematyczne 2X2=4 rozrasta si do rozmiarw upiornego polipa, ktry nad wszystkim rozpostar swoje macki. Wszelkie logiczne moliwoci wyczerpay si do ostat- niej. Nastpuje moment wiecznego przeuwania w kko a do utraty przytomnoci. ycie stao si w swojej logice upiorne i nielogiczne. My, futuryci, chcemy wskaza wam furtk z tego getta logicznoci. Czowiek przesta si cieszy, poniewa przesta si spodziewa. Jedynie ycie, pojte jako balet moliwoci i nie- spodzianek, moe mu jego rado powrci. W diabelskim kole rzeczy, ktre si same przez si rozumiej, zrozumielimy, e nic si przez si nie rozumie i e poza t jedyn logik istnieje jeszcze cae morze nielogicznoci, z ktrej kada moe tworzy swoj odrbn logik, gdzie A+B=F, a 2X2 daje 777. Potop cudownoci i niespodzianek. Nonsensy taczce po ulicach. Sztuka - tumem. Kady moe by artyst. Teatry, cyrki, przedstawienia na ulicach, grane przez sam publiczno. Wzywamy wszystkich poetw, malarzy, rzebiarzy, architektw, muzykw, aktorw, aby wy- szli na ulic. Scena si przekrca. Trzeba zmieni dekoracje. Obrazy jako ciany poszczeglnych gmachw. Domy wielocienne, kuliste i stokowate. Or- kiestra gra marsza. Ludzie chc chodzi do taktu. Wzywamy wszystkich rzemielnikw, krawcw, szewcw, kunierzy, fryzjerw do tworzenia nowych, nigdy nie widzianych strojw, fryzur i kostiumw. Wzywamy technikw, inynierw, chemikw do odkrywania nowych, niebywaych wynalazkw. Technika jest tak samo sztuk jak malarstwo, rzeba i architektura. Dobra maszyna jest wzorem i szczytem dziea sztuki przez doskonae poczenie ekonomicz- noci, celowoci i dynamiki. Aparat telegraficzny Morsego jest 1000 razy wikszym arcydzie- em sztuki ni Don Juan Byrona. 106 Rozrniamy spomidzy dzie sztuki architektonicznej, plastycznej i technicznej - KOBIET - jako doskona maszyn rozrodcz. Kobieta jest si nieobliczaln i nie wyzyskan przez swj wpyw niebyway. Domagamy si bezwzgldnego rwnouprawnienia kobiet we wszystkich dziedzinach ycia prywatnego i pu- blicznego. Przede wszystkim rwnouprawnienia w stosunkach erotycznych i rodzinnyh. Liczba maestw nie yjcych .ze sob, rozchodzcyh si oficjalnie lub nieoficjalnie, dosi- ga rozmiarw zatrwaajcych dla porzdku spoecznego. Jako jedyny sposb zapobieenia i powstrzymania tego procesu uwaamy niezwoczne wprowadzenie rozwodw. Podkrelamy moment erotyczny jako jedn z najbardziej zasadniczych funkcji ycia w ogle. Jest on jednym z elementarnych i nadzwyczaj wanych rde radoci ycia, pod warunkiem, e stosunek do niego jest prosty, jasny i soneczny. Tragedie seksualne la Przybyszewski s niesmaczne i dowodz tylko zupenej bezpacierzo- woci i impotencji mczyzn wspczesnych. Wzywamy kobiety, jako zdrowsze i silniejsze fizycznie, do ujcia inicjatywy w tej paszczynie. W celach wyej wymienionych spoeczestwo polskie musi samo wzi w swoje rce nadzr i kontrol nad caoksztatem dotychczasowego ycia spoecznego i wszelk produkcj, nie do- puszczajc nadal do produkowania rzeczy z tym celem niezgodnych, zbdnych lub szkodliwych. Jako pierwszy i konieczny krok - kontrola nad wszelk produkcj artystyczn. Nie pozwalaj- cie zalewa si codziennie kubami stchej, starczej i snobistycznej literatury, ktra nie jest ju nawet w stanie pobudzi waszych instynktw pciowych. Publiczno zorganizowana jest si, przeciwko ktrej nic si nie ostoi. adna niepotrzebna ksika nie bdzie moga by ogoszon drukiem, skoro nikt jej nie zapotrzebuje. Wzywamy wszystkich obywateli Pastwa Polskiego do zorganizowanej akcji samoobrony. Publiczno polska przerosa swoich twrcw. Dzisiejszy widz ziewa ju otwarcie na Mak- becie i czuje nieokrelony bl w okolicach lepej kiszki przygldajc si umierajcym Orlt- kom. Twrczo polsk za nie sta na stworzenie dla niego nowego, ywotnego pokarmu. Jako jedyna skuteczna walka z beztwrczosci - zgodny, zorganizowany sabota starczej lite- ratury i sztuki. Niechodzenie do teatrw, niekupowanie ksiek, nieczytanie czasopism itd. itd. itd. Dla zorganizowania spoeczestwa polskiego do wsplnego owocnego wysiku w kierunku natychmiastowej, gbokiej, do korzeni sigajcej, zasadniczej i trwaej futuryzacji ycia za- kadamy na ca Rzplit Polsk gigantyczne stronnictwo futurystyczne. Czonkiem czynnym stronnictwa moe sta si kady obywatel pracujcy, przeywajcy instynktownie moment obecnego przesilenia oglnokulturalnego i szukajcy z niego wyjcia. Takich neurastenikw i mczennikw ycia wspczesnego jest dzi cae spoeczestwo. Tym poda chcemy rk. Zwracamy si do tzw. ludzi nowych, tj. nie zakaonych jeszcze leusem cywilizacji, ktrych wojna wszechwiatowa wyrzucia na powierzchni i do ktrych spoeczestwo stare odnosi si cigle jeszcze niesusznie jak do bkartw. My, futuryci, pierwsi wycigamy rk brater- stwa do ludzi nowych. Oni bd tym zdrowym, odywczym sokiem, ktry odwiey star, wyradzajc si ras ludzi wczorajszych, t bolesn konieczn szczepionk, ktr wielki ka- taklizm dziejowy zaszczepi caej rozkadajcej si i zaczynajcej ju cuchn Europie przedwojennej. Stronnictwo nasze, ludzi wdzierajcych si w jutro bdzie niebywae, wszechogarniajce i szalone. Kady moe by wodzem i nikt nie moe by wodzem. Decentralizacja jak najszer- 107 sza. Nie znamy leaderw ani szeregowcw, kady jest rwnym pracownikiem bojujcego ycia; Podkrelamy wielki moment w dziejach ludzkoci. Los przey si i umar. Kady odtd moe, sta si twrc wasnego ycia i ycia oglnego. My, futuryci, idziemy spoeczestwu polskiemu w tej akcji z pomoc. Poszczeglnymi ode- zwami bdziemy dawa konkretne wskazwki i instrukcje we wszystkich dziedzinach w myl niniejszego manifestu. Na wezwanie nasze kady bezimienny czonek stronnictwa Futury- stycznego (nazwisk nie potrzebujemy - istniej tylko rwni, wiadomi i powszechni) - wi- nien odezwa si na swojej placwce. Aby jakakolwiek akcja z naszej strony okazaa si moliw, domagamy si od Sejmu konsty- tucyjnej Rzpltej Polskiej niezwocznego uchwalenia nietykalnoci artysty na rwni z posem na sejm. Artysta jest takim samym przedstawicielem Narodu jak pose, posiadajcym jedynie inny zakres dziaania i inne kompetencje. W chwili wielkiej i przeomowej my, futuryci, zapominamy dawnych uraz, nie pamitamy tego, e dotychczasowe wszystkie nasze poczynania, zmierzajce w jednym wytknitym kie- runku, spotykane byy przez spoeczestwo polskie wrogo, bezmylnie i miesznie. Wiemy dobrze, e byo to nieporozumienie wywoane przez faszywych informatorw i komentato- rw, jak rwnie i przez brak jednolitego frontu i jasnego, fizycznego wiary wyznania nas samych. Teraz wszystkie te nieporozumienia odpadaj same przez si. Z purpurow wiar w jutro i jego niewyczerpane moliwoci jednym mocnym rzutem przekrelamy wszystko, co byo poza nami i w nas samych ze, zbdne i starcze, i wycigamy rk do spoeczestwa polskiego. Jeeli, jestecie ywym narodem, a nie narodzikiem, jeeli ptorawiekowa nie- wola nie wyara wam mlecza pacierzowego, jeeli jestemy rzeczywicie narodem jutra, a nie narodem-przeytkiem - pjdcie za nami. Wzywa si wszystkich do rozpoczcia zgodnej, masowej akcji futurystycznej niezwocznie z chwil ogoszenia tego manifestu.
W Krakowie, 20 kwietnia 1921 r. 108 MANIFEST W SPRAWIE POEZJI FUTURYSTYCZNEJ
1. Kubizm, ekspresjonizm, prymitywizm, dadaizm przelicytoway wszystkie izmy. Pozosta jeszcze nie wyzyskany jako prd w sztuce jedynie onanizm. Proponujemy go na zbiorow nazw dla wszystkich naszych przeciwnikw. Jako uzasadnienie podkrelamy podstawowe momenty sztuki antyfuturystycznej: bezpciowo; niemoc zapodnienia swoj sztuk tumw; spokojny, paseistyczny samogwat w cieniu melancholijnych pracowni. 2. W chwili olbrzymich realizacji wprowadzenie nowych nazw uwaamy za zbyteczne i z chwil niezgodne. Podnosimy zamiast goda imi tej garstki, ktra ptora dziesitka lat temu pierwsza rzucia hasa tej walki, ktr my dzi koczymy, i powtrnie nazywamy siebie futu- rystami. 3. Nie mamy zamiaru w roku 1921 powtarza tego, co oni czynili ju w roku 1908. Wiemy, e o tyle lat starsi od nich jestemy. To, co u nich byo tylko przeczuwaniem, popiesznym rzucaniem nowych perspektyw - musi u nas sta si twardym, wiadomym siebie i twrczym wysikiem. Jako spadkobiercy ogromnego mocarstwa formy ogaszamy wielkie ujednostajnienie waluty. Bdziemy wymienia wszystkie kubistyczne, ekspresjonistyczne, dadaistyczne, prymitywi- styczne bilety kredytowe na jedynie od czasw greckich niepodrabialne talenty. W tym celu postanawiamy: 4. Nie wolno w r. 1921 nikomu tworzy i konstruowa tak, jak to czynio si ju kiedy przed nim. ycie pynie naprzd i nie powtarza si. Twrc kadego obowizuje to wszystko, co zasta + ten cudowny nowy skok, ktry artysta kady uczyni musi w prni wszechwiata. Sztuka jest tworzeniem rzeczy nowych. Artysta, ktry nie tworzy rzeczy nowych i niebywaych, a przeuwa jedynie to, co byo przed nim zrobione, po parset razy - nie jest artyst i powinien za uywanie tego tytuu odpowia- da sdownie, jak za uywanie kadego innego bez odpowiednich kwalifikacji. Wzywamy spoeczestwo do zorganizowanego bojkotu podobnych jednostek. 5. Kady artysta obowizany jest stworzy zupenie now, niebywa dotd sztuk, ktr ma prawo nazwa swoim imieniem. 6. Dzieo sztuki uwaamy za rzecz dokonan, konkretn i fizyczn. Ksztat jego uwarunko- wany jest cile wewntrzn potrzeb. Jako takie odpowiada ono za siebie caym komplek- sem si go skadajcych, zawdziczajc ktrym tak a nie inaczej - tj. z wewntrznym przy- musem skoordynowane s jego poszczeglne czci w stosunku do siebie i do caoci. Ten wzajemny stosunek nazywamy kompozycj. Kompozycj doskona tj. ekonomiczn i elazn - minimum materiau przy maksimum osignitej dynamiki - nazywamy kompozycj futury- 109 styczn. W ten sposb wolno jedynie odtd komponowa. Jako motywy decydujce podaje- my przede wszystkim: Droyzna oglna: a) rodkw drukarskich, ktra czyni ogaszanie dru- kiem rzeczy zbdnych niewskazanym i dla pooenia ekonomicznego pastwa wrcz szko- dliwym; b) droyzna czasu. Czowiek wspczesny, zajty jest przez 8 godzin prac fachow. Pozostae 4 godziny ma na jedzenie, zaatwianie interesw yciowych, sport, rozrywki, utrzy- mywanie stosunkw towarzyskich, mio i sztuk. Na sam sztuk przypada u przecitnego czowieka wspczesnego od 5 do 15 minut dziennie. Dlatego sztuk otrzymywa musi w specjalnie spreparowanych przez artystw kapsukach, zawczasu oczyszczon z wszelkich zbytecznoci i podan mu w formie zupenie gotowej, syntetycznej. Dzieo sztuki jest ekstraktem. Rozpuszczone w szklance dnia powszedniego, powinno j ca zabarwi na swj kolor. Przed ogoszeniem dziea sztuki drukiem artysta obowizany jest wycisn z niego przedtem wszystkie pozostae resztki wody. Artyci wykraczajcy przeciw temu postanowieniu odpo- wiedzialni bd przed spoeczestwem na rwni ze zwykymi zodziejami pod zarzutem kra- dziey czasu. 7. Przekrelamy logik jako mieszczasko-buruazyjn form umysu. Kady artysta ma pra- wo i jest obowizany stworzy swoj wasn autologik. Za zasadnicze cechy kadej poszcze- glnej ogiki uwaamy: byskawiczne kojarzenie rzeczy pozornie dla logiki mieszczaskiej od siebie odlegych; dla skrtu drogi pomidzy dwoma szczytami - skok przez prni i salto mortale. 8. Poezja operuje w paszczynie sowa, tak jak plastyka w paszczynie ksztatw, muzyka - dwikw. Sowo jest materiaem zoonym. Oprcz treci dwikowej ma jeszcze inn tre symboliczn, ktr reprezentuje, a ktrej nie trzeba zabija pod grob stworzenia trzeciej sztuki, ktra nie jest ju poezj, a nie jest jeszcze muzyk (dadaizm). Poezja jest tak kompozycj sw, aby nie zabijajc tej drugiej konkretnej duszy sowa wy- doby z niego maksimum rezonansu. Zrywamy raz na zawsze z wszelkim opisywaniem (malarstwo), ale z drugiej strony i z wszel- kim onomatopeizowaniem, naladowaniem gosw przyrody itp. niesmacznymi rekwizytami pseudofuturyzujcego neorealizmu. Przekrelamy zdanie jako antypoezyjny dziwolg. Zdanie jest kompozycj przypadkow, spojon jedynie sabym klejem drobnomieszczaskiej logiki. Na jego miejsce - skondensowane, ostre i konsekwentne kompozycje sw, nie skr- powanych adnymi prawidami skadni, logiki, czy gramatycznoci, jedynie tward we- wntrzn koniecznoci, ktra po tonie A domaga si tonu C, po tonie C tonu F itd. 9. Przekrelamy ksik jako form dalszego dostarczania poezji odbiorcom. Poezja, jako sztuka operujca wartociami akustycznymi, moe by oddawana jedynie sowem. Ksika odgrywa moe co najwyej rol nut, na podstawie ktrych pewna kategoria ludzi wyjtko- wo uzdolnionych (wirtuozw) moe odbudowywa cao pierwotn. Z chwil wynalezienia telefonografu, tj. poczenia fonografu z telefonem, ksika jako pomost pomidzy twrc a publicznoci okae si do reszty nieuyteczna i zbdn. 10. Sztuka nasza nie jest ani odzwierciedleniem i anatomi duszy (psychologia), ani wyra- zem naszych de ku zawiatom Boga (religia), ani roztrzsaniem odwiecznych problema- tw (filozofia). Przeciw takim zarzutom odpowiada dzi chyba nie potrzebujemy. Sztuka nie jest rwnie pamitnikiem skdind moe ciekawych przey i perypetii wewntrznych arty- 110 sty. Dziadkowie nasi dosy namczyli cierpliwych wspczesnych swymi tsknotami, cierpie- niami i erotomani. Przeycia artysty s jego wasnoci prywatn, zajmujc niewtpliwie dla najbliszej rodziny i wielbicielek, ale dla nikogo wicej. Poleca si artystom dla odpro- wadzenia i wyadowania przey swoich w odpowiednim kierunku zajmowa si wicej spor- tem, mioci pciow i naukami cisymi. 11. Odrywamy od organizmu ycia przyczepionych do niego jak pijawki zarozumiaych pa- soytw, nazywajcych siebie poetami, karmicych si cudz prac i nie produkujcych w zamian nic, poniewa ycie takie, jakim jest, nie wytrzymuje miary ich prometejskich psy- che. Pochwalamy ycie, ktre jest wiecznym mozolnym zmienianiem si - ruch, motoch, ka- nalizacj i Miasto. Poezja musi by codzienn, gboko aktualn i powszechn. Romantyczny smt r i sowikw dawno przesta ju na nas dziaa. Egzaltuje nas tum, pojty jako gigantyczna fala obracajcej si turbiny. W wiecznej pracy i walce ycia o wytworzenie dnia jutrzejszego chcemy by w swoim zakresie uczciwymi i wiadomymi pracownikami. 12. Zrywamy raz na zawsze z patosem wiecznoci w stosunku do dzie sztuki. Bezwzgldna warto dziea sztuki waha si pomidzy 24 godzinami a miesicem. W kraju, gdzie wszystko przeywa si tak powoli - u nas - przeduamy ten termin do 1 roku. Po upywie tego czasu wszystkie nie wysprzedane ksiki maj by wycofane z handlu ksi- garskiego. Wszelkich drugich i trzecich wyda zabrania si. Nie poddajcy si temu postano- wieniu pocignici bd do odpowiedzialnoci przed spoeczestwem, ktre samo rozstrzy- ga bdzie poszczeglne wypadki w drodze plebiscytu.
W Krakowie, 3 kwietnia 1921 111 MANIFEST W SPRAWIE KRYTYKI ARTYSTYCZNEJ Poniewa fakt, e Polska nie posiada zupenie krytykw, tj. ludzi, ktrzy by j mniej lub wi- cej uczciwie informowali i przygotowywali do przyjcia nowych pojawiajcych si ksiek i nowych powstajcych zagadnie, jest rzecz oglnie wiadom i uznan. Posiadamy za to ca galeri p.p. Piekowskich, yznowskich, Rabskich, Sonimskich i Pierzyskich, ktrych w takiej iloci pozazdroci nam moe caa Europa; Poniewa, z drugiej strony, publiczno nie jest na tyle wyrobion, aeby obej si bez tzw. recenzji i samej oceni i przetrawi kad choby troch spod oglnych szablonw wyamu- jc si rzecz. uwaajc biadanie nad tym faktem w nieskoczono za bezowocne i daremne, pragnc jed- noczenie przyj z pomoc pokrzywdzonej publicznoci - wyzywamy wszystkich autorw, aby z dniem dzisiejszym sami zaczli jedynie pisa o sobie recenzje. Jako najbliej rzeczy stojcy i najbardziej, bd co bd kompetentni - mog powiedzie na ten temat par ciekawych sw, co w porwnaniu z bezpciow miamlanin tzw. krytykw zawodowych bdzie ju skarbem nie do obliczenia. Publiczno bdzie miaa recenzje, o ktre jej chodzi, i to z najpierwszego rda, zecerzy za nie bd nadal zmuszani do skada- nia dugich kolumn bzdur i niepotrzebnoci, co w zwizku z ich uwiadomieniem klasowym stanowczo nie powinno by dopuszczalne. Jeeli chodzi o tzw. stronniczo autorsk, tj. przesd, e kady autor pisa o swojej ksi- ce rzeczy jedynie pochlebne to stronniczo ta w porwnaniu ze stronniczoci tzw. kryty- kw zawodowych jest oczywicie zupenie nieszkodliw. Zreszt w czasach przedwojennych, kiedy kolacje byy jeszcze stosunkowo tanie, kady prze- citnie zamony autor mg sobie pozwoli na pochlebn recenzj. Obecnie jednak stanow- czo uczciwa kolacja nie opaca nieuczciwej krytyki. Wychodzc z tych zaoe, wzywa si wszystkich autorw do zorganizowanego sabotau. Ani jednej kolacji, ani jednego obiadu wicej! Nie potrzeba nam dla naszej sztuki porednikw. Sami potrafimy by jednoczenie jej twrcami, szerzycielami i wyznawcami. Odczyta we wszystkich zwizkach artystycznych, klubach, zjazdach i organizacjach futury- stycznych.
W Warszawie, 1 marca 1921 roku 112 FUTURYZM POLSKI (BILANS)
Futuryzm jest form wiadomoci zbiorowej, ktr naley przezwyciy. Ja futuryst ju nie jestem, podczas gdy wy wszyscy jestecie futurystami. Manifest - zapora, ktr trzeba prze- kroczy. Maszyna nie jest produktem czowieka, jest jego nadbudow. Przedmiotowe formy cywilizacji jako pikno ciaa czowieka wspczesnego. Historia mojego futuryzmu. Przeciw- ko futuryzmowi. Waciwie historia futuryzmu zostaa ju przeze mnie napisana. Publiczno i krytyka prze- oczyy j, poniewa nosi na sobie etykietk powie i niesamowity tytu Nogi Izoldy Mor- gan. Dzi napisabym j niewtpliwie troch inaczej. Grnikom, widrujcym tunele w ska- ach zbiorowej wiadomoci wspczesnej, trudno jest samym ogarn wzrokiem pikno per- spektywy, jak odkryje drony przez nich tunel. Zrobi to za nas bezczynni turyci historii. Futuryzm jest pewn form wiadomoci zbiorowej. Aby mc o nim mwi, trzeba naprzd przezwyciy go w sobie samym. Ale walka, jak z koniecznoci staje si kade przezwy- cienie, ma swoje wasne krtkie i olepiajce perspektywy, i rzeczy znajdujce si w jej polu widzenia otrzymuj jej szczeglne owietlenie. Dlatego ile razy mwi si o futuryzmie, mam zawsze wraenie, e poruszam spraw bardzo prywatn i osobist. U nas w Polsce nazwa futurysty nabraa jakiego specyficznie lokalnego, obraliwego zna- czenia, zaciemniajcego jego tre pierwotn. Staa si wyzwiskiem. Doszukiwanie si przy- czyny tego zjawiska zajoby zbyt wiele czasu. Caa nasza wina polegaa na tym, e pewien moment wiadomoci wspczesnej, wszystkim nam wsplny, podjlimy, nie wyparlimy si go i usiowalimy go uj w pewne nowe for- my artystyczne. Z chwil, kiedy formy te zostan stworzone, mona bdzie dopiero mwi o przezwycieniu samego momentu. Przez przemilczanie go nie posuwamy si ani o centy- metr naprzd, wicej - wykluczamy mono wszelkiego posuwania si. Jest ono w konse- kwencjach rdem mnstwa bardzo zabawnych odwrce. Sytuacja obecna np. przedstawia si zupenie odwrotnie, ni o tym sdzi publiczno. Ja ju futuryst nie jestem, podczas gdy pastwo wszyscy jestecie futurystami. Wyglda to na paradoks, a jednak tak jest. Kiedy w r. 1918, po powrocie do Polski, zetknem si po raz pierwszy z Tytusem Czyew- skim - wiedzielimy: jasno jedno: Bujne, kotujce si ycie wspczesne zerwao stawida okopw i drutw kolczastych i wdar- o si w morze psychiki polskiej z niesychan si. ycie to nie ma adnego odpowiednika w wiadomoci polskiej. wiadomoci spoeczestwa jest jego sztuka, pojta jako ycie organizowane. Kada nowa faza wymaga dla siebie nowych form w sztuce. Dopiero przez stworzenie tych form moment 113 wspczesny zostaje wprowadzony do wiadomoci zbiorowej, staje si jej momentem orga- nicznym, a wic twrczym. Spoeczestwo, ktre nie wytworzy na czas nowych form organi- zowania, zostaje, przeciwnie, przezwycione, pokonane, osiodane przez moment ycia wspczesnego, ktrym nie jest w stanie kierowa. Gigantyczny i szybki rozrost form techniki i industrii jest niewtpliwie najbardziej istotn podstaw i krgosupem momentu wspczesnego. Wytworzy on now etyk, now estetyk i now realno. Wprowadzenie maszyny w ycie czowieka jako elementu nieodzownego, dopeniajcego, musiao pocign za sob przebudowanie gruntowne jego psychiki, wytwo- rzenie wasnych rwnowanikw, podobnie jak wprowadzenie do organizmu ywego - obce- go ciaa zmusza organizm do wydzielania specjalnych przeciwcia, ktre zmieniaj dopiero antygeny w ciaa zdolne do przyswajania lub moliwe do wydalenia. Jeeli organizm ludzki czy. spoeczny energii tej w dostatecznej iloci nie wytworzy, nastpuje intoksykacja, zakaenie ciaem obcym. Wytworzy te przeciwciaa psychiczne, inaczej, stworzy formy, ktre by podporzdkoway czowiekowi maszyn - oto najblisze zadanie sztuki wspczesnej. W momencie uwiadomienia sobie tej prawdy narodzi si futuryzm. Odpowiedzia na ni na dugo przed wojn futuryzm woski, na krtko po niej - futuryzm rosyjski, oba w sposb biegunowo odmienny. Odpowied futuryzmu woskiego bya prosta i da si zamkn w zdaniu: Sztuka winna podnie maszyn do poziomu ideau erotycznego ludzkoci. (Stanowisko, ktrego u nas przez duszy czas mozolnie i konsekwentnie broni duy artysta Tytus Czyewski). Uwielbienie jednak nie jest przezwycieniem, przeciwnie, podporzdkowaniem si przedmio- towi uwielbianemu. Wystpuje ono zazwyczaj jako forma wiadomoci na niszym stopniu roz- woju i jest jedn z najbardziej pierwotnych form reagowania jej na zjawiska zewntrzne. Czowiek pierwotny ubstwia ywio, poniewa uczuwa wobec niego sw cakowit bez- bronno. Na dalszym szczeblu stosunek ten zamieni si na stosunek buntu do zdetronizo- wanego niewiadomego, aby wraz z przezwycieniem go uoy si w ramy pewnego swej potgi spokoju. Odpowied futuryzmu rosyjskiego bya od pocztku dwulicowa:
Rzeczy to wrg - zrozumcie to cho. Rzeczy si rba powinno! A moe wanie rzeczy trzeba kocha? A moe rzeczy maj dusz inn?...
Cay futuryzm rosyjski z lat 1913-1919 jest waciwie oscylowaniem dookoa tych dwch praw z przechylaniem si to na jedn, to na drug stron. Dopiero w r. 1919 Misterium-buffo tego Majakowskiego przynosi ostateczn odpowied futuryzmu rosyjskiego:
Towarzysze rzeczy wiecie co - przestamy jedni na drugich si krzywi. 114 Sprbujmy: my was bdziemy robi, a wy nas - ywi.
Odpowied ta, zaczerpnita od socjalizmu, wyznacza maszynie w wiadomoci wspczesne miejsce, jakie robotnikowi wyznacza w swym obrbie spoeczestwo kapitalistyczne. Sztuka polska budzca si po wojnie z narodowo-patriotycznego letargu miaa w futuryzmie woskim gotow odpowied, odpowied faszyw. Naleao podda j krytyce, przyj lub odrzuci, a jeeli odrzuci, to postawi na jej miejsce odpowied wasn. W momencie skrzyowania si ostrza powojennej myli polskiej z ostrzem myli europejskiej narodzi si futuryzm polski. Narodzi si w chwili dziwnej i jedynej. Przed wykpan w wannie mordu czteroletniego myl polsk otwary si nagle na ocie wro- ta Zachodu. Zagadnienie nowoczesnej kultury europejskiej, w ktrym nie braa dotd bezpo- redniego udziau, zajta wasnymi zagadnieniami narodowymi, czekao od niej rozwizania. Na nie przygotowany szczepionk ochronn organizm polski upad bakcyl nowoczesnoci. Rozpocza si walk organizmu z bakcylem, walka o mier lub ycie, pospieszne, gorcz- kowe wytwarzanie wasnych antytoksyn. Organizm polski przechodzi kryzys i miota si w gorczce. Ta gorczka wywoana w organizmie polskim przez bakcyla nowoczesnoci, ten okres walki i bolesnego przetwarzania si organizmu przejdzie do historii nowoczesnej kul- tury pod nazw futuryzmu polskiego. Na zewntrz przedstawiao si to po prostu jako walka, ktr grupa artystw wypowiedziaa swemu spoeczestwu. Spoeczestwo zamkno si w bastionach kociow i redakcji, skd wylewao na partyzantw kuby brudnej, gryzcej wody, krzyczao na wieczorach po- etyckich, obrzucao jajami i kamieniami. Nikt nie zdawa sobie jasno sprawy, w imi czego prowadzi si walka i jakie jest jej waciwe znaczenie. Psychika polska poczua si zagro- on w swoich tradycjonalnych przyzwyczajeniach i naogach i bronia si z energi, jakiej trudno si byo u niej, spodziewa. Pocztkowo opinia, upostaciowana w prasie, usiowaa sam proces zbagatelizowa, przedsta- wi go po prostu jako kierunek przeniesiony do nas z zagranicy. Wyonia nawet z siebie ca generacj rybakw, ktrzy wdk akademizmu wyawiali z wzburzonej fali kiebie ech i urojonych plagiatw i z triumfem obnosili je przed publicznoci na dowd, e proces, ktry j niepokoi, nie jest bynajmniej jej wewntrznym procesem, a jedynie usiowaniem narzuce- nia jej jakich obcych zagranicznych idei. Publiczno nie uwierzya. Wtedy opinia zmienia metod. Uderzya na alarm. Zaczto wywoywa z lasu wilka bolsze- wizmu i anonimowego mocarstwa. Rozpoczy si represje administracyjne. Konfiskaty ksiek i czasopism, policyjne utrudnianie i zrywanie wieczorw poetyckich, ad- ministracyjne wydalanie artystw z powiatw - wszystkie te fakta zupenie niezrozumiae dla artysty zagranicznego i rozsiewajce wie o polskim barbarzystwie za granic - to tylko dalsze etapy jednej i tej samej walki. Pamitam jeden z pierwszych naszych wielkich wieczorw w Filharmonii Warszawskiej 9 lutego 1921 r., ktry zgromadzi przeszo 2000 osb. Ludzie toczyli si w przejciach i ota- czali estrad. Kto z publicznoci przynis wa, jaka kobieta przysza z map. Warszawa okazywaa w ten sposb, e si futuryzuje. Czytalimy jakie wiersze. Ludzie stali na krze- 115 sach i krzykiem usiowali nam przerwa. Wiersze byy ze, ale publicznoci zaleao na tym najmniej. Pamitam p. Iren Solsk, artystk o wyjtkowej odwadze i genialnej intuicji, jak bez echa rzucaa w sal swoje najpikniejsze koncepcje recytatorskie, otoczona wrogim po- mrukiem bawanw. Innym razem, na wieczorze w Zakopanem, ta sama publiczno chciaa zlinczowa poet Aleksandra Wata, czytajcego przed ni swe namopaniki - poematy sw wyzwolonych z jarz- ma treci logicznej. Dzi, kiedy na wieczorach moich krzyczy si ju coraz rzadziej (jedynie policja, jako instytu- cja w zaoeniach swych konserwatywna, dugo jeszcze zapewne nie potrafi si wyrzec swych wyprbowanych metod), kiedy ksiki nasze rozchodz si w coraz wikszej iloci egzem- plarzy i nawet (!) znajduj ju nakadcw, kiedy dobytek nasz artystyczny staje si powoli torb, w ktrej maczaj rce nawet artyci wypierajcy si gorliwie jakiegokolwiek z nami stosunku, dzi, kiedy kryzys mona ju uwaa za zaegnany, chocia sam proces bynajmniej si jeszcze nie skoczy, mona spokojnym okiem rzuci wstecz na ubiege piciolecie i spo- rzdzi sumaryczny bilans. Napisalimy duo zych wierszy, namalowali duo zych obrazw - historia nam to wybaczy. By to czas dziwny i pikny, czas, w ktrym kada strofa bya pchniciem, kady wiersz - obron, czas, gdzie poezje preparowao si jak dynamit, a sowo stawao si kapsl, czas wiecznej czujnoci i ustawicznego czuwania, wytania wzroku i wypatrywania miejsca, w ktre najskuteczniej mona by uderzy. I dzi, kiedy zych wierszy pisuj ju coraz mniej, z prawdziwym alem ogldam si wstecz na te lata gorczkowe, pene przeczu i sw niewypowiedzianych, dziewicze lata kiekuj- cych wartoci. Dla amatorw jubileuszw - kilka dat. Zaczynao si to powoli, od czasu do czasu zwiastowane jakim echem dziwnym i niesamo- witym, jak grzmot przed burz. Jeszcze niezadugo przed wojn, w r. 1914, tragiczny zwiastun i Jan Chrzciciel futuryzmu polskiego, Jerzy Jankowski (autor Tramu wpoprzek ulicy), straszy publiczno polsk wier- szami rozrzuconymi po czasopismach - pierwszy polski futurysta w, znaczeniu woskim. Wiersze zaginy bez echa. Ksika przysza za pno. Choroba wyrwaa go z szeregu szer- mierzy, zanim zdoa do niego wstpi. I pomimo e Jankowski dzieem swym na szali ruchu nie zaway, pozostanie on na zawsze w literaturze naszej symbolem nowej, odradzajcej si psychiki polskiej jako pierwszy zwiastun nowych dni, kiedy
zwyciy wod odblask krwawy salw karabinw suchy trzask wywid w wityni starej nawy futuryzmu brzask.
Rwnoczenie z nim w drugiej stolicy Polski - Krakowie wielki Samotny artysta Tytus Czy- ewski, zamknity w ustronnej pracowni, wygotowywa w tyglu swojej intuicji formy coraz dziwniejsze i coraz bardziej zagadkowe. Kiedy powrciem do Polski po dugiej w niej nieobecnoci, zgrupowaa si dookoa niego garstka malarzy znanych na zewntrz Krakowowi pod nazw formistw, rozpoczynajc wte- 116 dy wydawa pod tym tytuem malekie pisemko redagowane przez Czyewskiego i Leona Chwistka. Formici zrobili na mnie wraenie redniowiecznego cechu poszukiwaczy nowej formy. Odgrodzeni od ulicy szklan tafl swoich pracowni, rozwizywali jeden po drugim narzucajce si problematy malarskie, jak rozwizuje si rwnania matematyczne, z kamien- nym uporem i pewnoci swej prawdy. A za szyb przewalao si ycie polskie, miotao si w powojennej gorczce, tuko gow w mur zagnane w labirynty lepych uliczek, ycie po- pltane, pstre, bezjzykie. Na prac przygotowawcz byo za pno. Chwila domagaa si radykalnego czynu. Zetknem si wtedy te po raz pierwszy ze Stanisawem Modoecem, wieym, rokuj- cym artyst, od ktrego wszyscy spodziewalimy si bardzo wiele (nie znam przyczyn, dla ktrych zamilk ostatnio). Tak powstaa pierwsza polska organizacja futurystyczna, tzw. Katarynka. Nazwa nie bya ani tak zabawn, ani tak przypadkow, jak si to moe powierzchownie wydawa. Obrazo- waa ona moment dla futuryzmu polskiego decydujcy, moment wystpienia nowej sztuki polskiej na ulic, pierwszy akt rozpoczynajcej si walki. Posypay si plakaty, za plakatami - wieczory. To, e kryzys futuryzmu pierwszy przeszed Krakw - miasto-mauzoleum, Krakw, w ktrym kada cegieka jest wawelsk, a kady mieszkaniec - kustoszem, Krakw - polska Florencja, panopticum narodowych mumii, byo objawem zupenie zdrowym i wiadczcym o ywotnoci organizmu polskiego. Pozostawao zaatakowa polskiego buruja w jego legowisku - w Warszawie. Cztery nast- pujce bezporednio po sobie wielkie wieczory, poprzedzone monstr-wieczorem w Filharmo- nii, speniy to zadanie. W lutym r. 1921 zachorowaa, Warszawa. W Warszawie zetknem si po raz pierwszy z Anatolem Sternem i Aleksandrem Watem. Pierwsza podpisana przez nich odezwa pt. Tak, jaka wpada mi w rce, owiana jeszcze du- chem niemieckiego ekspresjonizmu, zwiastujc kogo, ktry nachodzi - bya mi cakowicie obc. Wydany w okresie wieczorw warszawskich almanach Gga, propagujcy prymitywizm jako odpowied futuryzmu polskiego, by anachronizmem. Na szczcie wiersze nic nie mia- y wsplnego z prymitywistycznym manifestem. Po duszych dyskusjach zosta w Warszawie ustalony jednolity front futuryzmu polskiego. Pierwszym dokumentem tego byy wieczory dzkie w marcu 1921. Rezultatem - 1-a jednod- niwka futurystw, manifesty futuryzmu polskiego, Krakw, czerwiec 1921, rozrzucona w tysicach egzemplarzy po wszystkich miastach Polski. W Manifestach futuryzmu polskiego zogniskowaem szereg poruszajcych nami wwczas i szczeglnie aktualnych idei. Manifesty nie stanowiy adnego przedyskutowanego programu, uchwalonego przez kongres futurystw polskich. Akcja bya rozpoczta. Publiczno doma- gaa si od nas jakiego ideowego paszportu, do czego miaa zreszt pene prawo. Naszkico- waem w nich t najoglniejsz paszczyzn, na jakiej moglimy si wszyscy pomieci bez uciekania si do indywidualnych amputacji. W Manifestach zarysowaa si po raz pierwszy zupenie wyranie twarz futuryzmu polskie- go, odcinajca go lini a nazbyt widoczn od futuryzmw woskiego i rosyjskiego, pomimo pewnych niewtpliwych rwnolegoci. Zbadanie i wykazanie tych elementw bdzie zada- niem przyszego historyka futuryzmu. Do roli tej nie posiadam najprymitywniejszych warun- kw. Jak mwiem, sprawa futuryzmu jest dla mnie spraw osobist. Kady dzie przeyty 117 wiadomie staje si martwym materiaem, do ktrego nie czuj nic oprcz nienawici. Jestem cay dniem, ktry jest. Nie rozumiem przeszoci. Jest ona zawsze za ma o jedno teraz. Kade wczoraj, rozpatrywane odrbnie, traci sens. Nadaje mu go dopiero kade nowe dzi- siaj. Wiedziay o tym Manifesty, kiedy walczyy o aktualno dziea sztuki i jego warto 24-godzinn. Manifesty futuryzmu polskiego s sformuowaniem tego, co w zaoeniu swoim byo jedynie organicznym fermentem. Waciwie kady ruch koczy si wraz ze swym manifestem. Jest to proces zupenie odwrot- ny temu, jakim go sobie wyobraa publiczno. Nic nie szkodzi, e niekiedy przez przecig dugiego nawet szeregu lat po ogoszeniu swego wyznania wiary pewna grupa ludzi postpu- je tak, jak gdyby speniaa zawarte w nim zapowiedzi. Jest to pospolitym zudzeniem. Ruch, ujty w ramy formuy, jest ju ruchem martwym, zapor, ktr trzeba przeskoczy. ywymi s ludzie, i to ci, ktrzy nie tworz wedug swego manifestu. Nie ma to zreszt nic wsplne- go z tak popularn w Polsce bezprogramowoci (uwaam j za synonim bezmylnoci) i odrzekaniem si, zwaszcza w dziedzinie sztuki, od wszelkich programw. Kto nigdy nie mia swojego manifestu, kto nic nie porzuca, nie ma nic w yciu do powiedzenia. Manifesty futuryzmu polskiego s jego finaem. Pieni abdzi by N w brzuchu, najpik- niejsza publikacja brukowa futuryzmu europejskiego. Zbiorowa odpowied futuryzmu polskiego zostaa wynaleziona. W tym momencie zakoczy si on sam. Wszystko, co idzie potem, jest ju drog i poszukiwaniem odpowiedzi indywidualnych.
Jak bya odpowied futuryzmu polskiego? Przed na wskro romantyczn psychik polsk wyroso cae morze nowych przedmiotowych form cywilizacji, w wytwarzaniu ktrych nie braa bezporedniego czynnego udziau. Z for- mami tymi zaczynaa ona wchodzi w pewien stosunek. Naleao niezwocznie samej wy- tworzy formy, ktre pozwoliyby jej przyj spadek cywilizacji maszynowej nie jako mar- twy baga, lecz jako wasny wytwr wewntrzny, inaczej, stworzy formy, ktre by podpo- rzdkoway jej maszyn. Futuryzm woski uczy j widzie w maszynie wzr i idea organizmu. Przez nieustanne apo- teozowanie maszyny mia on nadziej wprowadzi j do wiadomoci powszechnej jako je- den z momentw erotycznych. Futuryzm rosyjski ujmowa maszyn jako produkt i sug czowieka. Stosunek jej do czo- wieka sprowadza do czysto ekonomicznego stosunku robotnika do swego pracodawcy. Odpowied futuryzmu polskiego bya z gruntu odmienn: Czowiek w nieustannej swojej ekspansji na zewntrz musi wytwarza coraz to nowe formy percypowania, tzn. przebudowywa nieustannie samego siebie, stosownie do nowych, wyra- stajcych przed nim zagadnie, ktrym ma si przeciwstawi. Jedn z takich form jest wa- nie maszyna. Maszyna nie jest produktem czowieka - jest Jego nadbudow, jego nowym organem, niezbdnym mu na obecnym szczeblu rozwoju. Stosunek czowieka do maszyny jest stosunkiem organizmu do swego nowego organu. Jest ona niewolnikiem czowieka o tyle tyl- ko, o ile niewolnikiem jego jest jego wasna rka, podlegajca rozkazom jednej i tej samej centrali mzgowej. Pozbawienie tak jednej, jak i drugiej przyprawioby czowieka wspcze- snego o kalectwo. 118 Zadaniem sztuki wspczesnej jest wprowadzi ten moment najbardziej podstawowy dla no- woczesnego pojmowania kultury do wiadomoci zbiorowej, uczyni go jej krwi i poczu- ciem niewyrozumowanym. Uczyni za to moe sztuka nie przez opiewanie piknoci ma- szyny (jest to temat co do wartoci rwny tysicu innych) ani nie przez wprowadzenie do sztuki maszyny realnej (co moe zreszt stanowi jedn z jej wielu metod), ale przez kon- struowanie wasnych, nowych organizmw na podstawie praw maszynowych: ekonomii, ce- lowoci i dynamiki. Dla tego, pomimo i futuryzm polski w porwnaniu z woskim maszyn jako tematem zajmowa si bardzo mao (Czyewski, Jasieski), zdziaa on na tej drodze bez porwnania wicej. Zasug futuryzmu polskiego jest, e nauczy ujmowa czowieka wspczesnego na tej wa- nie gbokoci i dlatego czowieka tworzy sztuk. I na tym polega paralela, jak da si prze- prowadzi pomidzy nim a renesansem, paralela narzucajca si, wyrana i naturalna. Renesans pierwszy nauczy czowieka widzie pikno swego wasnego ciaa. Podnis ciao ludzkie z roli materii, futerau dla niematerialnego ducha, do roli wsprzdnego organu. Od tego czasu czowiek w nieustannej walce o byt swj wychowa w sobie i wytworzy nie- zliczony kompleks nowych organw, ktrymi, jak polip mackami, obj wiat. Futuryzm polski nauczy czowieka wspczesnego widzie w przedmiotowych formach cy- wilizacji pikno swego wasnego wzbogaconego ciaa. Uleczy go z fetyszyzmu, jakim opa- nowana jest caa futuryzujca myl wspczesna. Na tym polega jego nieprzemijajce znaczenie. Moe kto zarzuci mi, e usiuj nagi futuryzm polski do wasnej teorii i e twrczo moich towarzyszy nie potwierdza zarysowanej tutaj przeze mnie linii. Byoby to nieporozu- mieniem. Futuryzm nie jest szko, jest pewn form wiadomoci, stanem psychicznym, kt- ry kada wiadoma jednostka musi dzisiaj przej, zanim go nie przezwyciy. Walka jest jedna, drogi jej i rezultaty - rne. Nie pisaem historii futuryzmu, pisaem histori mojego futuryzmu. e za przypadkowo staem przez czas jaki na czele ruchu nazywajcego si fu- turyzmem polskim - to nadaje moim sowom pewnego obiektywnego znaczenia. Zreszt linia, ktr tu wytknem, przewija si mniej lub wicej wyranie przez twrczo wszystkich futurystw polskich, i jest do pewnego stopnia niewyrozumowanym powietrzem tych poezji. Prb przeczowieczenia wspczesnego miasta jest Pie o godzie i za pewnymi wyjtka- mi caa moja twrczo dotychczasowa. Na tym samym ogniu bolesnej, nieograniczonej samowiedzy zapalay si stalowo-betonowe konstrukcje Tytusa Czyewskiego (Zielone oko, Noc - dzie). Echem tej samej walki z przedmiotem, przeniesionej w dziedzin sowa, walki o odebranie przedmiotowi jego treci samodzielnej, s namopaniki Aleksandra Wata - poezje rozoonych na pierwiastki sw. O niej mwi zdeformowane sowa poezji Modoeca. Pod jej gorcym tchnieniem ksztatowaa si wreszcie teoria nonsensu Anatola Sterna. Zaci- skajca si obrcz, jak tworz dookoa czowieka w swym narastaniu formy przedmiotowe cywilizacji wspczesnej, prowadzca nieuchronnie do cakowitego zmechanizowania ycia jednostki, ktra nie widzi w nich jedynie swych wasnych udoskonalonych organw, zmusza j do poszukiwania z niej furtki. T furtk dla Sterna jest sztuka. Sztuka, oparta na nonsen- sie, moe sta si dla zakaonego maszyn .czowieka wspczesnego sztucznym powietrzem, 119 pozwalajcym wyrwa mu si na chwil z getta logicznoci i konstrukcji i znale w nim swoje ujcie i odpoczynek. Stanowiska tego nie podzielam. Nonsens jest dynamitem. Mg- by sta si materiaem zanarchizowania mas (anarchizm intelektualny). W dobie dopiero naradzajcego si kolektywu nie ma na niego miejsca. Stern-teoretyk reprezentuje w Polsce powany odam myli futurystycznej (od Apollinairea do Dada), ktrego w historii futury- zmu niepodobna pomin. Dzi, kiedy okres zbiorowej walki o now form mona ju uwaa za skoczony, rnice pomidzy poszczeglnymi twrcami zarysowuj si tak wyranie, e ogldajcemu si wstecz przychodzi mimo woli pytanie, czy istnia rzeczywicie polski futuryzm jako jedno, czy nie by po prostu grup ludzi zczonych wsplnoci ekspansji i dzi odnajdujcych sw wa- ciw drog. Wraenie to jest pospolitym zudzeniem, jakie wywouje brak perspektywy hi- storycznej. Byo miasto wiadomoci polskiej i bya garstk partyzantw, co go chcieli zdoby. Byli jak ludzie, co zebrali si na placu policzy swoje siy, uzbroi si i obmyle plan. I plac nazwali: futuryzm polski. A teraz rozchodz si w miasto - kady swoj ulic. Dla jednej idei - dla zwycistwa. Kady swoj ulic. Czarne i nieprzystpne jest miasto wiadomoci polskiej. Wiele w nim bocznic, zaukw i lepych uliczek. Ktrzy niedobrze drog znaj - zabdz. Zamkno si za nimi miasto. Nie wieciy im adne lampy. Poszli w noc. Kady swoj ulic.