You are on page 1of 119

BRUNO JASIESKI

[WIKTOR BRUNO ZYSMAN]


WIERSZE
PIE O GODZIE
PRZEKADY
MANIFESTY
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdask 2000
3
BUT W BUTONIERCE
[1921]
4
RZYGAJCE POSGI
Pani Sztuce

Na klawiszach usiady pokrzywione bemole,
Przeraliwie si nudz i ziewaj Uaaaa...
Rozebrana Gioconda stoi w majtkach na stole
I napiera si gono cacao-choix.

Za oknami przewieca tych alej jesienno,
Jak wdrowne pochody biczujcych si sekt,
Tylko biae posgi, strojne w swoj kamienno,
Stoj zawsze na miejscu, niewzruszenie correct.

Pani dzisiaj, doprawdy, jest klasycznie... niedbaa...
Pani, ktra tak zimno gra sercami w cerceau,
Taka sztywna i dumna... tak cudownie umiaa
Nawet puci si z szykiem po 3 szkach curacao.

I przedziwne, jak Pani nie przestaje by w tonie,
Bdc zreszt obecnie najzupeniej moderne. -
Co rody i pitki w Pani biaym salonie
Swoje wiersze czytaj Iwaszkiewicz i Stern.

5
A ja - wrg zasadniczy urzdowych kuluar,
Gdzie si myli, i kocha, i rozprawia, i je,
Mam otwarty wieczorem popielaty buduar
Platonicznie podziwia Pani dshabill...

Ale teraz, jednake, niech si Pani oszali,
Nawet lokaj drewniany ju omiela si mie...
Dzi bdziemy po parku na wycigi biegali
I na awki padali, zadyszani na mier.

A, wpatrujc si w gwiazdy caujce si z nami,
W pewnym dzikim momencie po dziesitym Clict,
Zobaczymy raptownie wiat do gry nogami,
Jak na filmie odwrotnym firmy Path & Co.

I zatacz nonsensy po ulicach, jak ongi,
Jednej nocy pijanej od szampana i warg.
Kiedy w krzakach widziaem RZYGAJCE POSGI
Przez dwunastu lokajw niesiony przez park.
IPECACUANA

Na pierwszym moim koncercie,
(A moe mi tylko ni si...)
Siedziaa w trzecim rzdzie
Pani w niebieskim lisie.

6
Miaa oczy wklse,
Takie ogromnie dalekie.
I dugie bkitne rzsy.
I biae, zamszowe powieki.

Czytaem strofy rytmiczne.
Po mylach tuk si Skriabin.
Siedziay w krzesach damy
Z welwetu i z jedwabiu.

Siedzieli w krzesach panowie,
Patrzyli wzrokiem abim...
Czytaem rytmiczne strofy.
Po mylach tuk si Skriabin...

I byo wszystko, jak wszdzie.
I byo wszystko, jak dzisiaj.
I bya w trzecim rzdzie
Pani w niebieskim lisie.

Pluskali miarowo w rce.
Rozeszli si wolno po domach.
Zostaa kremowa Nuda,
Jak dua, liska sarkoma...

A potem ksiyc stukem
I ga chciaem we frankach,
I noc miaa piersi wypuke,
Jak pierwsza moja kochanka...

7
A wieczr byem maleki...
Pakaem w kciku do rana
O smutnej niebieskiej Pani
Z oczami jak ipecacuana...
MORGA

Przyjechali czarn, zamknit karetk.
(By wieczr... jesienny wieczr...
Boto spleen zapatrzenie...)
Wynieli co cikiego, nakrytego pacht.
Postawili nosze na kamienie.
Robili rzecz zwinnie.
Lampa owietlaa ich jasno, biao.
Byo cicho... Deszcz piewa w rynnie...
Konie capay kopytami...
(... Co si stao... Co si stao...)

Przystano kilku ciekawych.
Patrzyli. Pytali.
Dolatyway pojedyncze sowa.
Jaka rozmowa urywana, krtka,
Prowadzona ciszonym staccatem...
... 25 lat ... Prostytutka...
... sublimatem ...
Podnieli nosze. Weszli do sieni.
(Deszcz pada... krople tuky o dach...)
8
Jeden wieci im z przodu latarni.
(... Taniec cieni ...)
Ponieli w d po lepkich, wylizganych schodach
Do ogromnej, sklepionej piwnicy.
Nosze stay rzdem.
Co czarnego migno... przepado...
Moe szczur?... Moe cie z ulicy?...
Jeden wieci latarni.
Przystan.
Postawili pod cian.
Wytarli gono nosy.
Wyszli.

Klucz zgrzytn w zamku...
Jeszcze ciche oddalone gosy...
Jeszcze kroki cichnce na gr...
(... Jak myli ... jak myli ...)
Potem turkot po bruku za bram...
I nic...
Cisza...
Ciemno...
Zostawili SAM, zupenie SAM ...
Sam jedn na uboczu.

Nosze stay szeregiem nieruchome, nakryte.
Noga przy nodze.
Z kta bysna para zielonkawych oczu ...
Jedna ... Druga ...
Wpatryway si dugo, badawczo ...

9
Co szelecio po mokrej kamiennej pododze ...
.............................................................................
Na grze paliy si lampy.
Chodnikiem wlk si jaki pijany robotnik,
Wieczny po oceanach ulic argonauta.

Ulic z wistem syren cigay si auta.
Jerzemu, jeeli chce
PANIENKI W LESIE

Zalistowia cichosennie w cichopaczu cicholas,
Jak chodziy nim panienki, pierwionianki, ekstazerki,
Koysay si, schylay, rway grzyby w bombonierki,
Atasowe, te grzyby, te, co rosn tylko raz.

Opaday pierwsze licie na sukienki crpe de chine,
Koysay si rytmicznie u falbanek walansjenki,
Zapakay biae brzozy, podkrone demimondainki
I ze buki, stare mruki, pogrone w wieczny spleen.

Zalistowia, zakoowia, zaechowia w cichonie,
Posypay si kropelki na pluszowe pantofelki,
Zostawiy al maleki, zostawiy al niewielki...
Pjd dalej cieniem alej. Bdzie pacz... a moe nie...
10
MIO NA AUCIE

Byo zote, letnie rano w szumie kolnych heksametrw.
Auto szo po rwnej szosie, zostawiajc w tyle kurz.
Zbity licznik pokazywa 160 kilometrw.
Koo nas leciay pola rozpluskanych, tych zb.

Koo nas leciay lasy, i zagaja, i mokrada,
Jaka ka, jaka rzeka, jaka w drzewach skryta wie.
Ja objem Pani rk, eby Pani nie wypada.
Wicher zdar mi czapk z gowy i po polach ponis gdzie.

Pani miaa si radonie byskawicznym tremolando,
Obryzgany pani miechem mia si zoty, letni dzie
I w dyskretnym cieniu ronda z ytnich kosw ogiriand
Nasze usta si spotkay jeszcze pene wieych drgnie...

Moe pani chciaa krzycze? wiat oszala jak od wina...
Wiatr gwatowny bi w policzki, wiatr zapiera w piersiach dech.
Auto szo wariackim tempem 160 wiorst godzina.
Koo nas leciay pola, kpy drzew i czuby strzech.
11
DESZCZ
Motto:
Oh, le bruits de la pluie...
Verlain

Pada deszcz. Pada deszcz.
Tacz cienie na firance...
Biay Pierrot, nocny wieszcz,
Deklamuje lilii stance.

Noc... Ccho... Wszystko pi...
Jacy... w kryzach... Mrok... rozpywa...
Wynosili co przez drzwi...
Mikkie kroki wchodz w dywan...

Krzywy pajac, biedny klown,
Gupi rycerz Beatryczy
Twarz wykrzywi zo, jak faun,
Na pododze siad i KRZYCZY...

Jak chcesz wrzeszcze ciszej wrzeszcz!
Przyjd ludzie!... wiato wnios!...
.........................................................
Pada deszcz. Pada deszcz.
Monotonnie. Capricioso.
Tobie, Reniu
12
TRUPY Z KAWIOREM
p. Jance Grudziskiej

Pani palce s chodne i pachn, jak opium,
Takie mae ptrupki anemiczne i blond,
Marz o kim, co by ich w pocaunkach utopi,
Jak w odymce bkitnej papierosa Piedmont.

Na nietknit serwet co bezgonie opadnie...
(Biae astry w flakonach umieraj przez sen...)
Pani milczy tak cicho, melodyjnie i adnie,
Jak w najlepszych preludiach lunatyczny Verlain.

Moe smutek zielony z twarz negra z Zambezi
Owachlarzy dzi Pani, otulon w p-zmrok...
Pani sucha chce moich egzokwintnych syntezji
Tak, jak pije si z kaw jaki cordial-medoc.

Jednak Pani nie lubi przecie rzeczy zbyt ostrych
A czy zawsze by mona gentlemanem par force?...
Za minut przyniesie nam szampana i ostryg
Lokaj z twarz wyblak i pomit, jak gors.

Zreszt sta mnie da nawet wasne serce na roen,
Jeli z niego przyrzdz apetyczne filet...
Pani pachnie dzi caa ostrygami i morzem,
A ja kocham tak morze, zapakane we mgle...

13
Za szybami ponurych, zielenicych si okien
Pierwszy brzask si przeczoga, znieruchomia i leg...
Pani dzisiaj jest chora... Pani paka chce... Shocking!
Wypowiae kotary sysz wszystko... jak szpieg...

Pani widzi w drobnostkach zaraz ton psychodramy...
Chwile ycia s kruche i sodkie, jak chrust.
Czy dlatego, e my si, par exemple, nie kochamy,
Nie moemy caowa swoich oczu i ust?

A ja chc dzisiaj pieci Pani piersi bez bluzki,
Chc by dziko bezczelny i mocny, jak tur.
Pani duo ma w sobie z rozpalonej Zuluski,
Pani usta si miej i mwi: toujours!

Pani dzisiaj si marzy... jaki sen o wikingu...
Purpurowe ekscesy niewyspanej Ninon...
Takie, jak Pani, bierze si w pdzcym sleepingu
Na poduszkach pluszowych rozebran i md.

I, wsysajc si w piersi Pani ostro-mdy zapach
W kocach palcw poznaje si budzcy si wstrt
Do tych kobiet, co daj si na brudnych kanapach
Karmelkowo-lubiene i pokorne, jak sprzt.

W Pani spazmach by musi co z sapicych ekspresw.
Pani nogi faluj tak lubienie i zo.
W Pani mieszka ksiniczka ksiycowych ekscesw
I czonkini zrzeszenia dla pa comme il faut.

14
A chce Pani? Zerwiemy raz z t wszystk hoot!
Polecimy na olep w samochodzie, jak w nie.
U podjazdu na dole niecierpliwi ju motor
Ofutrzony mj szofer w swoim czarnym pince-nez.

Zeskoczymy po stopniach i zatrzasn si drzwiczki.
Wszystko zmiesza si razem to co przed i co po...
Z pocaunkw na rkach bdziesz mie rkawiczki
I z mussonu rajera na swoim chapeau!

Zatwostepi latarnie w oszalaym rozpdzie,
Zamigoc si domy i osun si w d.
Pjd supy i supy i kosmate gazie,
Samym lotem z oskotem rozcinane przez p.

A w ustronnym salonie kiedy pno wieczorem,
Kiedy bdzie znw jasno i wesoo i le...
Blady lokaj we fraku nasze trupy z kawiorem
Poda sennie na tacy wytwornemu milieu...
PRZEJECHALI
Kinematograf
Piegowata suca w biaej bluzce w groszki.
Kto wysmuky, z rajerem.
Przyjedziesz?... Nie mog...
Hooop!!
Samochody. Platformy. Doroki.
15
Kinematograf szprych
Z komotem gruchota po wyschym asfalcie.
Poczekaj... Nie, nie, nie pro, bo mogabym
ulec...

Dzyn! Dzyn!!
Tramwaj czerwony wytoczy si z alej.
Jeden. Dwa.
Miny si w przelocie, dystansujc drog.
Zowieszczy piew szlifowanych szyn...
May czowiek w burym palcie...
Trrrrrach!!!
Stoppp!!
Hamulec!
Aaaaaaaaaa!!
Przejechali! Przejechali!!
NIEG

Biae kwiaty gdzie na korsie... moe w Nizzy...
Koowieje Cichopada Biaoniey.
Chodz ludzie mikkostopi po ulicy,
Koca nosa im nie wida zza konierzy.

Umiechny si panienki w biaych lisach
I podniosy wskie palce a ku ustom...
By kto biay, co niebieskie listy pisa...
Byo cicho. Byo dobrze. Byo pusto...

16
Z okna domu ponurego, jak Titanic,
Zaechowia i wysczy si, jak trylik,
Pacz zmczonej prostytutki, ktrej stanik
Zafarbowa ogniokrwisty hemofilik.

Kto si nagle chcia rozemia, ale nie mg...
(Oczy cichych czasem chodne s jak marmur)
Czyje rce pochyliy si ku niemu
Z yk ciepa, kochanoci i pokarmu.

A ulic chodzi siwa Matka Boska,
Szuka alu, Zrozumienia i Pokuty...
Po witrynach, po parkanach i po kioskach
Jaskrawiej rozrzucone moje Buty.

Chcesz? bdziemy dzi przy gwiazdach taczy nago...
Daj mi dotkn swoich mikkich ust-atasw...

... Polecimy, na Bleriocie do Chicago
Je o zmierzchu sodki kompot z ananasw...
SPACER

piew propellera do sw Heredii,
Kiedy zgubionych w smaltowej mgle...
Graem jej jedn z moich komedii
W ekstrapowietrznym tylko-en-deux.

17
Soce do gowy bio ekstaz.
Sowa spyway w jeden refrain.
Obserwowaa mnie bezwyrazo
Spod tangoszalu przez face--main.

Nie wiem, czy braa, com mwi, serio.
(Dwie lekkie linie w kcikach warg...)
Pod nami warcza rytmiczny Bleriot
I wiatr caowa bkitny kark.
PODRNICZKI
Towarzyszkom podry na wszystkich
kolejach wiata powicam.
O podre jednostajne na strzyonym mikkim pluszu...
Wczoraj Marna, dzisiaj Woga, jutro moe Jan-Tse-Kiang...
Patrz w oczy smutnej pani w fiokowym kapeluszu
I ju kocham si, jak sztubak, taki duy, sawny pan.

O wytarty plusz poduszki dosy szorstkie wsprze policzki,
Turkot cisz ukoysze, wszystko bdzie, jak przez mg.
I znw przyni mi si usta dugorzsej podrniczki
Caowane gdzie wieczorem koo Moskwy czy Louvain...

Przyjd myli wypowiae, jak dalekie sny o damach.
Tych, co kiedy mnie kochay, zapomniay... moe czas?...
Panieneczki zotogwki zmysowiej w oknoramach,
Ostrym wiatrom si oddaj z caej siy, pierwszy raz.

18
Moe ni im si w wiatrakach baniejce zotozamki...
Pocig czha przez pola wem z si 400 HP...
Panieneczki zotogwki obudziy w sobie samki,
Z przymknitymi powiekami le wparte w kt coup.

Znowu zacznie si sonata, tylko nie ta nasza, Jana.
Moja biedna, moja cudza, biaa matu maej Li...
Co podkradnie si do okna, jaka bajka Kellermana,
Bdzie patrzy niewidziana w tacu spermy, cia i krwi...

Moe jestem troch senny?... Moe jestem troch chory?...
Niestrawiony, pieprzny obiad wywouje refleks, al...
W rozdziawion paszcz nocy depeszuj semafory:
Jad, krl, do Polinezji, na swj autorecital!
MARSZ
Siostrom od w. Samki
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.
Tutaj. I tu. I tu. I tam.
Jeden. Siedm. Czterysta-cztery.
Panie. Na gowach. Maj. Rajery.
Damy. Damy. Tyle tych. Dam.
Tam. Ta. To tu. To tu. To tam.
W willi. Nad morzem. Pacze. Skriabin.
Obcas. Karabin. Obcas. Karabin.
Ludzie. Ludzie. Ludzie. Do bram.
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.

19
Tam. Tam. Dalej. Za kantem.
Pani. Biaa. Z pkiem. Chryzantem.
Pani. Biaa. Czekaa. W oknie.
Kwiat. Spad. Kapnie. Na stopnie.
Szli. Szli. Rzdem. Po rzdzie.
Tam. I tam. I dalej. I wszdzie.
Modzi. Zdrowi. Silni. Jak byki.
Wozy. Wiozy. W kozy. Koszyki.
W tumie. Dziewczyna. Uliczna. Staa.
Szybko. Podbiega. Pocaowaa.
Ach! Krzyk. Tylko. To jedno.
Kwiaty. W pku. Na rku. Widn.
Wolno. Cicho. Padaj. Patki.
W d. Na bruk. Na konfederatki.
Eh! Pani. Pani. Biaa.
Kurwa. Prosta. Przelicytowaa!
Nam. Nam. Dajcie. I nam!
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.

Panie. Panny. Panowie. Konie.
Jedzie. Dzwoni. Auto. W melonie.
Praczki. Szwaczki. Okrzyki. Kwiatki.
Chodmy. Panna. Do. Seperatki.
Panna. Pacze: Id. Na wojn.
Takie. Mode. Takie. Przystojne.
Rzdem. Za rzdem. Z rzdem. Rzd.
Wszyscy. Wszyscy. Wszyscy. Na, front.
Eh by. Byo. Modych. Mam!
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.

20
Kto si. Rozpaka. Kto. Bez czapki.
Licie. Kapi. Jak gsie. apki.
W parku. knie. Gliniany. Heros.
Chopak. Z redakcji. Pali. Papieros.
Kto. Kto. Upad. Nagy. Krwotok.
Ludzie. Ludzie. Skbienie. Potok.
Co?... Co?... Ley... Krew...
api... Kapi. Licie. Z drzew.
Pucie! Pucie! Pucie! Ja nieechc!
Kurz. Kbem. W zbach. echce.
Krzyk. Popoch. Wosy. Dr.
Krew... W krwi... Pachnie. Krwi...
Tam. Tam. Poszli. Pobiegy.
Duszno. Pusto. Usta. O cegy.
Tu. I tu. I na rkach. Krew.
Bydo! Dranie! cierwy! Psia krew!
Eh tam! Gdzie ju. Nam!
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam.

Poszli. Przeszli. Ile tu. Kobiet.
Panie. Id. Gotowa. Obiad.
Kto. W aobie. Nie wie. Gdzie. I.
Stan. Stoi. Oglda. Li.
Podnis. Z drogi. Pomity. Kwiatek.
Tyle. Panien. Tyle. Matek.
Tyle. Przeszo. Tyle ich. Szo...
Soce. wieci. to. I mdo.
Zaraz... Zaraz... Zaraz wam... Zagram...
Panie. W kawiarni. Pij. Mazagran.
21
Wieczorem. W domach. U w. Samki.
Przed. Matk Bosk. Paliy si. Lampki.
TANGO JESIENNE
Z.K.

Jest chodny dzie psowy i olive.
Po ryskach wszy wiatr i ryy seter.
Alej brzz przez klonw leitmotiv
Przechodzisz ty, ubrana w bury sweter.

Od ciernisk cignie ostry, chodny wiatr.
Jest jesie, szara, smutna polska jesie...
Po drogach licie tacz pas-de-quatre
I po kauach zimny cig ich niesie.

Dzi upad deszcz i drobny by, jak mga.
W zagonach byszczy woda mtno-szklista.
Wyskoczy zajc z mchw i siad w p pas.
Socempijany may futurysta.

Po polach strasz widma suchych iw,
A kada iwa, jak ogromna wiecha...
Alej brzz przez klonw leitmotiv
Przechodzisz ty samotna, bezumiecha...

22
I tyle dumy ma twj kady ruch
I tyle cichej, smutnej katastrofy.
Gdy, idc drog tak po latach dwch
Ty z cicha nucisz moje piewne strofy...
BUT W BUTONIERCE

Zmarnowaem podeszwy w caodziennych spieszeniach,
Teraz jestem soneczny, siebiepewny i rad.
Id mody, genialny, trzymam rce w kieszeniach,
Stawiam kroki milowe, zamaszyste, jak wiat.

Nie zatrzymam si nigdzie na rozstajach, na wiorstach,
Bo mnie niesie co wiecznie, motorycznie i przed.
Mijam strachy na wrble w eleganckich windhorstach,
Wszystkim kaniam si grzecznie i poprawiam im pled.

W parkocieniu krokietni jaki meeting panieski.
Dyskutuj o sztuce, objawiajc swj traf.
One jeszcze nie wiedz, e gdy nasta Jasieski,
Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff.

One jeszcze nie wiedz, one jeszcze nie wierz.
Poezyjno, futuryzm niewiadoma i X.
Chodmy biega, panienki, niech si gwki owie
Bdzie lepiej smakowa poobiedni jour-fixe.

23
Przeleciao gdzie auto w biaych kbach benzyny,
Zafurkota na wietrze trzepoccy si szal.
Pojechaa mi bajka poza gry doliny
nic jako mi nie al, a powinno by al...

Tak mi dobrze, tak mojo, a rechoce si serce.
Same nogi mnie nios gdzie i po co mi, gdzie?
Id mody, genialny, nios BUT W BUTONIERCE,
Tym co za mn nie zd echopowiem: Adieu!
24
ZIEMIA NA LEWO
1924
25
MARSYLIANKA

nie bd wicej sawi adnej z dam
ani jej imi w piewnych strofach pieci
odkd ujrzaem ci raz pierwszy tam
w tym dziwnym nigdy nie widzianym miecie

pamitam wieczr jak wytarty gwasz
i w bramach domw przykucnity przeraz
gdym nagle w tumie ujrza twoj twarz
i zrozumiaem e to wanie teraz

ulica drgaa wijc si jak w
migota witryn kolorowy miszmasz
i wiatr d sodszy nili ust twych misz
na ktrych prg wycinity krzy masz

i nagle tumu obolay guz
rozora obd jak pomiennym zbem
i kto olbrzymi rce w gr wznis
i w blach soca dugo bi jak w bben

26
a potem nagi poplamiony bruk
i bladych ludzi pierzchajce garstki - -
uniosem w oczach tylko chust twych rg
i twj niebieski konierz marynarski

nie wiem czy znajd gdzie o tobie wie
czy mi si tylko caa wnisz w legend -
wiem e ci zawsze musz w sobie nie
i w kadej twarzy ju ci szuka bd

ni mi si gorzki morskiej wody smak
gdzie przepyw w portach lie barki barek
i mam pod czaszk wieczny trzepot flag
i serce w piersi skacze jak zegarek

wiem to si stanie w jeden duszny zmierzch
bd szed tumem i jak lampa miga
a raz przeleje si mj krzyk przez wierzch
i miastem wstrznie jak olbrzymi dwigar

z rozpdu trzanie w moj gow mur
i nagle przejdzie mj ochrypy bas w alt
ujrz pod sob biay chodnik chmur
a pod gowami nieba twardy asfalt

wtedy o wtedy - - czuj szat twych wiew
i zapach rk twych poznam kad tkank
klkniesz i z twarzy mi obetrzesz krew -
kochanko moja smuka marsylianko!
27
PSALM POWOJENNY

ju dawno Panie duch mj gotw
i przyszo czeka umiechnita
w rytmicznym chrzcie kulomiotw
id czerwone moje wita

do pulsujcych ttnic ulic
gdzie tum przewala swoje twarze
przypadem ucho swe przytuli
i sysz guchy huk wydarze

ju si zakoczy wielki raut
na ktrym byy ludw scysje
w ubranych w kwiaty kebach aut
ju odjechay wszystkie misje

nie bdzie wicej huku dzia
wistu szrapnelw i mitraliez
niech taczy ten kto dotd dra
na niebie dzisiaj wielki bal jest

wszyscy jak byli - mieli racj
dowie im tego spory trud by
pan bg pojecha na wakacje
i wici w raju graj w football

28
nikt ci nie plunie kul w twarz
nikt ci ju eber nie poamie - -
c tak gupi min masz
mj nieodrodny bracie-chamie?

napracowae si jak ko
na brzuchu miast stpie bagnet
moecie zoy w kozy bro -
wicej was bracia nie zapragn

w kipicych tumach rojnych wit
pod zgrzebnym ptnem bluz roboczych
po nocach we nie nie wiem skd
widz pomienne wasze oczy

od pociskami zrytych k
po progach mogi przesza kolej
moe wam plamy krwawe z rk
obmyje cjank lub witriolej

co si tu stanie co si stanie
nad miastem zawis strachu tuman
sysz dalekich burz byskanie
co w yach krew spitrzaj tumom

na placu sklepikarze pospieszni i dziwni
spuszczaj z cikim hukiem elazne aluzje
ci sami co przed rokiem zza wgw sztywni
patrzyli jak armaty waliy im w gruz je

29
po asfalcie spieczonym i rudym jak krew
gromady bladych ludzi biegncych przez bulwar
chowaj si za kpy suchotniczych drzew
ktre zesz jesieni opuka kul war

na opuszczonym placu mr & merilis
tysicem witryn w przeraeniu szczka
kobiety wciskajc si z powrotem w dekolty kryz
uderzay jak w febrze o szczk szczka

z trotuarw jak z yznej podlanej grzdy
podnosiy si biae i fioletowe kwiatki
ludzie padajc na twarz krzyczeli: nie bd!
i pakali nie wiadomo nad kim

na zielonych karuzelach bladzi policjanci
gonili zodziejw na drewnianych koniach
panowie! zatrzymajcie si! przestacie!
panowie! zapomnijcie o nich!

towarzysze tramwajarze nie trzeba paka
wstydcie si macie zy na wsach
dzi bdziemy jak piki pod niebo skaka
poprowadz was wszystkich w czerwonych plsach

Chrystus zgin nie przyjdzie grzechw wam odpuci
kiedy od cikich haubic pjdziecie za pugiem
odpuszczamy swoje nieprawoci!
caujmy usta jedni drugim!

30
patrzcie! patrzcie jaki dziwny cud
jaka ogromna szalona nowina
przed lustrem tacz w ty i w przd
na prawo i na lewo si krc
to jest naprawd nagle pierwszy raz:
ja mam rce! my wszyscy mamy rce!
para cudownych kiszek u ramion nam dynda
moemy je zgina rozgina
podnosi opuszcza ile kto chce
powiedzcie! powiedzcie sami!
jaka wspaniaa winda!
a ja mam take palce
ktrymi chwytam i jem
i nogi na ktrych tacz!

nie bdziemy nikomu wicej
obrywali rk ani ng
chcemy eby ludzi byo jak najwicej
i eby kady taczy mg
na skraju zielonej drogi
pogodni sidziemy beztroscy w cudzie - -
anioowie ju id umywa wam nogi
o dziwni niezgbieni cudowni ludzie!
31
PROLOG
DO FOOTBALLU WSZYSTKICH
WITYCH

domy skacz w konwulsjach sklepie
krew bulgoce ustami rynien
rce moje wycigam lepe:
oddaj oddaj ce nam winien!

gwiazdy z nieba lec jak winie
ostre dreszcze wstrzsaj wiatem
znowu przyjdzie zgwaci i cinie
noc-megiera w kolczykach wiate

pu nas! pu nas! dosy ju czekam!
otwrz wszystkim nieznane drki!
daj nam take do dzbanka z mlekiem
z chmur yeczk zbiera kouszki

syszysz dzieci co ci woaj?
przyjd ju! przyjd ju! we nas i prowad!
po alejach twojego raju
daj nam raz si przespacerowa

czemu czemu karcisz nas gniewem?
zo otrzsam jak drzewa z szyszek
przed twym tronem stoj i piewam
otom panie wity franciszek!

32
przyjm nas! przyjm nas! wszyscymy wici
dobrzy ludzie proci i cisi
po c twarz twa jak kula rtci
socem czarnym nad nami wisi?

jako brama twoja zamknita?
otwrz! otwrz syszysz koatam!
przyszy lata naszego wita
wszystkich ludzi z caego wiata.

zejd ju! zejd ju! nie ka si prosi!
dokd kaesz daremnie grzmie mi?
krwi twej ofiar mamy ju dosy!
ciesz si z nami twoimi dziemi!

po c po c na krzyu pocisz
aski swojej skpisz wybracom?
dobrzy ludzie cisi i proci
dawny wiat ten zbawili tacem

dugo bye ze swoich sug rad
pacz nad nami witymi w zoci
o twe racje ktre nam ukrad,
z anioami rzucamy koci!
33
BAJKA O KELNERZE

kawiarnia bya nabita szczelnie
kiwa si rajer nad kadym stolikiem
na palcach chodzi po sali kelner
roznosi na tacy likier

i gdy do taktu orkiestry pstrej
stawia przed gociem kotlet
ujrza we fraku wiski ryj
zmiesza si nagle i poblad

dziwny mu w mylach zrodzi si zamt
w noc roziskrzon po drutach bieg
cicho pod skrzypiec akompaniament
na dworze pada nieg

i patrzy w otarz skd schodzi anio
i wiatr go chodzi na strandzie
gdy kapa sosem na bia pani
w czarnym olbrzymim rembrancie

ni mu si pomost rozkwitych warg
i nie mg po nim przele
i widzia tylko spasy kark
i szczk ruchom czelu

34
cichutko w kcie stan i wkls
jak dzieci noc przy szybach
a biaej pani trzepota rzs
bezgonie krzycza: wybaw!

przez cay wieczr chodzi jak we nie
wyrazy cedzi skpo
i tylko jeden raz si rozemia
kiedy przynosi im kompot

i widzia halle o zotych stoach
jasne jak nigdy przedtem
kiedy go cicho kto z nich zawoa
wolno na palcach wszed tam

i poblad tapet winiowy pastel
nim krzyk kobiecy je poar
gdy garda gocia obwisy plaster
otwiera kelner NOEM!
35
WIERSZE Z CZASOPISM
36
POGRZEB RENI

Tobie Malutka, wszystko co dobrego
napisaem i napisz kiedykolwiek

Motto:
Jak chcesz wrzeszcze - ciszej wrzeszcz!...
Przyjd ludzie!.... wiata wnios!...
Jasieski

1. Zielone nosz suknie z mulinu i trawy
Bez renic maj oczy jak ludzie w obdzie.
Noc raz je widzieli schodzce nad stawy,
Gdzie pord czarnych lilii pi te abdzie.

Kiedy palce drapiene jak wcieke pajki
Na klawisze rozpuszcz i ka si pry -
Krowy rycz w oborach spdzane na ki
I szczury z nor wya zezowa na ksiyc.

Ranki teraz s chodne i mieni si strachem.
W pokojach szepc szafy i tacuj stoki.
Noc dugo kto chodzi koo moich sztachet,
A na progu znalazem czerwone fioki...

2. Przyjechali wieczorem, o zmierzchu.
Nikt nie wyszed otwiera im bramy.
Zatrzymali si z dala od mieszka.
Poszli w gr tylnymi schodami

37
Nikt nie widzia ich przedtem i potem,
Mieli w rkach narcyzy i re.
Gdy nad ranem wracali z powrotem,
Cichy pacz byo sycha na grze.

3. Chodzi pajac po pokoju,
Na nogach si huta.
Kto si dugo w sali stroi,
Nie pozwala pj tam.

Aa aa
Moja maa bdzie spaa.
Nie wpuszcz tu adnych ludzi,
Jeszcze mi j kto obudzi.
Chodzi wiatr, wpad do sali
Tam i drzwiami stuknie.

Aa aa
Moja maa bdzie spaa
Powrcia dzisiaj z balu
W wieczorowej sukni.

4. Ubierali j po cichu, zatrzymali zegar.
Dwch wkadao pantofelki, jeden znosi kwiatki
Tulipanw nie mg znale, po ogrodach biega.
Biae kwiatki, kwiatki w ratki Panabogamatki.
Kto znw chce si ze mn widzie?
Teraz ju jest noc.
Powiedzcie im, e mnie nie ma.
Niech id na lewo.

38
62-622 to nie mj telefon...
Chodzi pajac po pokoju
Do samego rana.
Kto j dugo w sali stroi.
Jeszcze nie ubrana.
Takie gupie bywa ycie...
Chodzi pajk po suficie.

Aa aa
Patrz, patrz, jak adnie!
Jak on nie upadnie!
Chodzi, chodzi, drog maca, huta si jak lepy...
Niech ju oni sobie id.
Po co oni znw
Graj one-stepa.
Renia nie chce taczy...
Renia jest zmczona...
Powiedzcie im niech przestan.
Ju jest pno przecie
Zaraz bdzie rano...

5. Teraz noc gdaczc jak kura
Zniosa okrge ksiycowe jajko.
... Widzisz, on pacze, e nic nie wskra.
Chod, to ci zaraz opowiem bajk...

39
By raz sobie taki pajac,
Co si mia nie umia.
Raz si pajac cjanku najad,
Chorowa i umar.
Aa aa

Spad z nieba jedna gwiazdka.
Taka maa opowiastka.
Co to komu po tem.
Kto by si kopota.

6. Jak chodzili naokoo, co szeptali przy tem.
Mieli twarze bardzo blade, popltali nici.
Kto przychodzi nieznajomy o rce si pyta.
Pokazali mu na ksiyc, skurczy si i przycich.
Ta tak tak tak
Taka maa figurynka
Wyduaa si, suchaa,
Saniaa si, blada.
Ksiyc wszed za chmury
Z etaerki spada!...
Aaaaa!!

7. Poszy koa po wodzie
Due mae due
Kto ich widzia jak uciekli.
Podeptali re.

Krakw, noc 24 V 21
40
WIOSENNO

genialnej recytatorce tego wiersza
p. Irenie Solskiej-Grosserowej

TARAS koTARA S TARA raZ
biAe pAnny
poezjAnny
poezOwi poezAwi
poezYjne poezOSny
MAKI na haMAKI na sOSny
rOnym penowOSnym rAnem
poezAwi poezOwi
pierwsze
szesnastoLEtnie LEtnie
naIWne dzIWne wiersze
kOSy na wOSy bOSo na rOSy
z brUZDy na brUZDy jAZDy bez UZDy
sOce uLEwa zaLEwa na LEwo
na LEwo na LEwo na LEwo prOSTo
OSTy na mOSTy krOST wodorOSTy
tuPOTY koPYT z oPOTem oPAD
oPAD i oPOT i oPOT i POT.
41
NA RZECE

na rzece rzec ce na cerze mrze
pluski na bluzki wizgi
w dalekie lekkie dale e
ponioso wiosobryzgi

o trafy tarw yrafy raf
ren cer chore o rce
na stawie ta wie na pawie staw
o trce tren terence

na fale fal len na leny lin
nieczuem czoem czuem
od doli dolin do Lido lin
zanioso wiosa muem
ZemBY
- Rapsodia -

Zimne. Sztywne. Obrzke.
Z oczami powleczonymi szkliwem,
Co w nocy wieci,
Kiedy zaraz za cian kto odchodzi chory.
Dziwne.
Jak bajka
Dla maych, grzecznych dzieci
42
W dugie zimowe wieczory,
Kiedy za oknem
nieg
Pada i pada, zasnuwajc teren
Swoj dziwaczn, bia monotoni.
A z potwartych drzwi kipicych barw
Buchaj kby -
Ze wszystkich ktw.
Z czarnych lupanarw,
Z suteren
Niejednostajnie,
Urywanie
Dzwoni
Zemby...

I te,
Co maj w sobie jaki smt malutki,
Ostre - przecige - zgrzytliwe
Zemby brzydkiej ospowatej prostytutki,
Co wraca do domu nad ranem
Zmarza i nietknita
Jak pies,
Z natrctwem takiej, co nie znalaza klienta,
Gdzie pod parkanem,
Czeka na cudzych wracajcych goci,
Na ich zjadliwe zaczepki...
A wiatr szczypie za ydki
Obleny i lepki.
A skd gboko, z wntrznoci,
43
Idzie suchy, nieprzyjemny stuk
Siekanych koci.
Wyej i niej.
Do - Re - Mi - Fa - Sol...
Jak dziwne, upiorne gamy
Z jednym powracajcym refrenem,
Ktre piewa w salonie konajcej damy
Stary pobkany profesor solfeggia,
Przelewaj si dugim powczystym trenem
w Szybkie, nierwne,
Rozklekotane arpeggia.

I te,
Jak drobne malekie pralinki,
Naiwnie chrupkie,
Mdo niedokrwiste
Zemby chudej, nierozwinitej dziewczynki,
Ktr w parku
Zgwaci szesnastoletni onanista
I zaraz, przeraony, uciek po kryjomu...
A teraz siedzi sama, mocno zacisnwszy nogi,
I trawi w sobie ogie, co j pali jeszcze,
I nie mie wraca do domu,
Nieruchoma jak drewno, wpatrzona w przestrze,
I tylko w ciszy, jak szept zowrogi,
Melodyjnie, urywanie dugi,
Zemby wydzwaniaj swoje bachofugi...
I te,
oskotnie, rozpaczliwie, dziko.
44
Rozlegajce si dugo po nocy
(Moe do rana...)
Zemby maego powalanego chopczyka,
Ktry wpad, bawic si w rynsztoku, w kana
I dugo krzycza pomocy,
I wzywa siostry,
Zaczem,
Zmczony paczem
Wtuli si w czarny, oblepiony kt
I boi s i ca powierzchni skry,
A naokoo z skrzepej, brudnej cieczy,
Skd idzie zaduch i swd,
Wysuwaj by
Czarne, oblizgnite szczury.
by wielkie, paskie...
Tu - i tu - i tam...
I tylko w ciszy od lepkich cian,
Rosncych w straszne, owosione zrby,
Miarowym, suchym, twardostajnym trzaskiem
oskoc zemby.

I te
Nerwowe, nierwne,
Przechodzce w przypieszone pasae
Zemby podnieconego kochanka
W fiokowym buduarze
Matki,
Kiedy drcymi rkami
Zdziera z niej ostatnie szmatki,
45
A ona czeka pokorna i maa...
I przez dessous
Dotkn si rozpalonego ciaa,
I czuje nagy przypyw falujcej chuci,
A stara si by spokojny,
Rozsznurowujc ostatni bucik,
Kiedy pot mu kroplami wystpi na czole,
A zemby tuk si i piewaj
Jakie dziwaczne barkarole...

Na koncercie w natoczonej sali
Blady, zdenerwowany muzyk
Taczy palcami po klawiaturze
Dzikie gawoty Szopenowskich walcw
I syszy wszdzie ten rytm
I stukot - i stukot - i stukot,
Co mu wychodzi spod palcw,
Co mu si w palcach przeplata, .
Rwny, monotonny, zowrogi,
Jakby dzwoniy naraz
Wszystkie zemby caego wiata...
I w paroksyzmie trwogi
Zatrzaskuje straszn klawiatur,
Ktra ma te stukajce
Rozklekotane zemby ...
I widzi nagle w tumie, pitrzcym si w gr,
W dugie, pkolem; biegnce kruganki
Poprzez lorgnony, egrety, rajery
Z niszy parterowej loy
46
W umiechu wydekoltowanej kochanki
Byszczce zemby PANTERY.
[ZMCZY MNIE JZYK...]

Zmczy mnie jzyk jak twardy zlepek.
Jestem jak czowiek, co lampy przeros.
Na skrzyowaniu dwch wrogich epok
stoj, cynicznie gryzc papieros.

Nudz mnie wiersze najszczersze, bo
poznaem wszystkich mw Niagary.
Z jednych sw umiem tak jak Rimbaud
stawia katedry i lupanary.

Znam sowa mige jak uda sarn.
u Znam sowa rwne biblijnym psalmom,
Nad kiem moim piewa Verhaeren
i dugie fugi zawodzi Balmont.

Tacz mi w wcieky porwane trans
twarze i domy, ludzie i rzeczy.
Umiem by chodny jak Huysmans,
umiem by dziki jak Palazzeschi.

47
Haas szantanw i cisz mrg
zaklem w strofy pijane rytmem.
Dzieckiem mi bajki mwi Laforgue
i zimne hymny skandowa Whitman.

Mgbym na nerwach dojrzaych panien
gra jak na strunach, cienkich jak woski.
Mog tak pisa jak Siewierianin,
Mog tak pisa jak Majakowski.

Mog tak pisa jak Apollinaire.
Mog tak pisa jak Marinetti. -
Tamte drapiene, lubiene kobiety
rozdaryby mnie na er.

O bracia woscy, rosyjscy, francuscy,
tacy ogromni w swoim patosie!
O ukochani, najdrosi, bliscy -
mam ju was. wszystkich po dziurki w nosie!

Noc mi w ku nie daj spa
olbrzymie stosy wrzeszczcych poezji.
Chc biec, ucieka, nie sysze, gna!
Precz, z Europy do Polinezji!

O tumie panien, czytajcych Ewersa,
Zachwycajcych si Romain Rollandem!
Uciekn od was aerolandem!
Jak atwo serca chwyta zamiast sersa!

48
Pucie, bo bd krzycza jak cham!
I wal pici w twardy parapet.
W mieszkaniu moim nie takie mam
tapety z wierszy i wiersze z tapet!

Poezjo! Utrzymanko eleganckich panw!
Anemiczni, nerwowi, bladzi masturbanci!
Precz! Chc dzi sawi czarnych, ordynarnych chamw,
co nie potrafi Francea odrni od francy!

O ekstatyczny tumie arty przez syfilis!
Zaropiae, cuchnce, owrzodzone bydo!
Kiedy w czarnym pochodzie nade mn si schylisz?
Wszystko mnie ju zmczyo i wszystko obrzydo!

Rce wasze potworne, pokrcone palce,
Gigantyczne, czerwone, obronite macki,
ktrym wszystko podatne jest, jak chleb z zakalcem,
wicej mwi mi jedne, ni cay Sowacki!

Stworz wam sztuk now, sztuk czarnych miast.
Bdzie mocna jak wdka i dobra jak piernik.
Zdziwicie si, e tyle jest na niebie gwiazd,
ktrych aden wam przedtem me odkry Kopernik.

W waszych stchych zaukach, gdzie krluje wci
pokraczny may Chrystus oprawiony w ramki,
tum czarny si przewala jak olbrzymi w,
zapadniajc brzuchate, tustopierne samki.

49
Bd rodzi pod potem, pod prg, byle gdzie
malutkich czarnych ludzi sine od boleci
i ju krztusz si wami przedmiecia i wsie
i ju was wicej adne miasto nie pomieci.

Wylejecie zatorem za rogatki bram
olbrzymia czarna masa, straszna i wspaniaa,
i sto tysicy piknych, wypieszczonych dam
odda wam swoje biae i pachnce ciaa.

Rozsypiecie si morzem wielobarwnym, pstrym,
na wszystko spadnie z gry wasz miadcy motek
i pocignie za wami popielaty dym
z tysicletnich wszechnic i czarnych bibliotek.

Chodcie! Chodcie tu wszyscy! Psowi! We krwi!
O Tumie! O Motochu! Tytanie! Narodzie!
Odsocie gowy z czapek i zamknijcie drzwi!
Zapiewamy dzi razem wielk Pie o godzie.

Krakw, w kwietniu 1921
DO FUTURYSTW

Ju nas znudzili Platon i Plotyn,
i Czarlie Chaplin, i czary czapel -
rytmicznym szczkiem wszystkich gilotyn
pisz ten apel.

50
Dziwy po miecie skacz ju pierwsze,
zza kraty parkw rzeby wya,
kobiety w kach skanduj wiersze
i chodz z niebiesk twarz.
Po cztery gowy ma kady z nas.
Przestrach nad miastem zawisn niemy.
Poezja
z rur si wydziela
jak; gaz.

Wszyscy zginiemy.
Dzie si nad nami zatrzyma zoty
i pola nasze pobi grad,
jakby wytoczya przeciw nam kulomioty
Niebieska Republika Rad.
Krzyczay w gazetach telefony i Paty,
e w zimie nie starczy nam chleba -
Nikt z nas nie doyje do zimy.
Przyszed czas ostatniej krucjaty.
Tumie,
co mnie okry i chcia bi laskami,
czemu stoimy.
Niech poeci id do nieba.
Jestem z wami.
Nie bdzie wicej aden,
ktremu do ust swj dzban dasz,
pieci nam oczu jadem
gstym jak banda.

51
Przyjacielu Anatolu,
po, po tu si
i gdy ci spadnie na czaszk mj motek
i szczury si na ni wgramol,
nie krzycz z teatralnym gestem:
I ty, Brutusie.
To ja jestem.
I wycign ci z gowy,
jak magik,
domy,
okrty,
ksiyce
i dragi,
kobiet z dzieckiem,
flagi wszystkich nacji,
bezcenne sowa po dolarze karat.
Dzisiaj sprzedaj hurtem
z licytacji
cay aparat.
Prno si wdziczy chmurek rokoko,
na plafon nieba rzucone bazie.
Nikogo wicej ksiyc - gonokok
tsknot nocy nie zarazi.
Znw bdzie wiosna raz tylko na rok
i jedno soce w niebo si wkroci.
Jak tynk
obleci ze wiata
barok
poetycznoci.
52
Nie bdzie kobiet brzuch
jak dynamo
milionem wolt im w gbinie wrzca
bd po prostu dray,
gdy nam
o
ciaa ich mikkie
plunie dza.
Znw bdzie ogrd,
jak ogrd
i r chwiejce si metry.
wiat rozprostuje si nagle na powrt
w nowej, sonecznej geometrii.
Znikn,
jak wrzody,
ktre kto przegnit,
sznury tych,
miejsca nie byo przed kim -
z wiaderkiem w rku
kady przedmiot
pooklejali w etykietki.

O zamknij oczu swoich semafor.
Snw yokohamy kpi si w kwiatach.
Idziemy
wydrze z lawy metafor
twarz
rysujc si
wiata.
53
MORSE

Waciwie
to jest moe najdziwaczniejsza z naszych wszystkich maskarad,
kiedy w obcisych paltach
przesadnie correct
wychodzimy na wiosn defilowa korsem
a nikt nie wie, e kady z nas, papiey sekt,
to po prostu ubrany w mikki pless
aparat
systemu Morse.

We dnie popieszny urywany takt
stukot moteczkw przychodzcych depesz
z gbi koszuli przez fad, madapolam
tak tak taktak tak
stuk - symbol sowa, ktre zaraz spa ma
w ciszy jak w kruchcie gdzie szmer lada kolan
rozwija si wziutka nieskoczona tama.

W noc, zanim pmrok myl ostatni wygna,
przez cikie, popltane sigilarie snu
odszuka mnie, dogoni pulsujcy sygna
wedrze si, zatrzepoce w przedmiertelnej drgawce
stuk stuk stuk stu: ng z tg
I - A - O - 71
dzwonicy krzyk nieznanego nadawcy
Tokio. Chicago. Wiede.

54
Na drutach sowa dr i trzepoc
Kwas bezsennoci oczy nam wyar.
Po miecie sami bdzimy noc,
skazani na wieczny dyur.
Wpltany w rozkrzyczany, kolorowy tum,
w olbrzymim czarnym miecie may, blady czowiek,
syszy sw rnogwarych nieustanny szum,
szyk skrzyowanych krzywo krzykw - kling i klangor
May czowiek, jadcy tramwajem,
prowadzcy na dansingu tango
jest centraln rozpiewan stacj
sw szybujcych z wistem w powietrzu, jak piki,
ktre gdzie odrzucaj sobie kraje krajom,
nacje - nacjom!
wiat jaki bbel nam wezbra i pk,
dni za dniami swe kroki przypiesz,
sw spltanych przeszywa nas milion,
a po pitach nam depce lk,
jak po nocy dzwonicy pocztylion,
lk przed jedn malek depesz
Chodzimy w miertelnej trwodze,
zakl nas kaprys czyj
w gestach t myl otrutych -
Wiemy, e jest ju gdzie w drodze,
pynie szybko po jakich niewidzialnych drutach,
aby raz

przyj.

55
Przyjdzie kiedy wieczorem znienacka,
obudzi mnie jej cichy metaliczny trzask,
rozpoznam j po stuku bezdwicznym, jak kamie,
Zeskocz nagle boso na chodn posadzk.
Jak stuk stu ng wystuka tak takt ten do taktu
bd latajcymi ze strachu rkami
dugo, na prno szuka po cianach kontaktu.
A rano, kiedy przyjd i wywa drzwi,
bd lea na ziemi spokojny i siny,
wysczy mi si z nosa
krwi
cieniutki wyk.
I wtedy ujrz przedmiot, co mi z ust si zwiesza:
mj siny, napczniay, przegryziony jzyk,
jak wska
nie odcyfrowana
depesza.
ZAKADNICY

wiat
zawisn
na liczbie
jak na belce dwigara!
W kadej linie - krzyk pry si czyj!
Tylko nas
tylko nas
jak bezcenne cygara
56
zatrzasnli
w szkatukach bez wyj!
Tylko nas
tylko nas
krgogowych i biaych
jak yjce odsetki ich rent
zatrzasnli
jak w sejfach swoich kas ogniotrwaych
w czarnych domach
tuc gow
o prt!

Dzie
przysya nam co dzie
noc
przemdr znachork
Z wskich palcw tchnie sodycz i chd - -
Gdzie
za cian
mi miasta czarnych tumw machork
w fajkach fabryk
warsztatw
i hut
Dugo czowiek na popi w nich si zwgla
i byszcza
Skarg dymu
do nieba si pi - -
Suchym kaszlem
gwatownym
57
i chrapliwym
jak wystrza
przyjdzie kiedy
wykasa go
z krwi!

We snach
skacz
jak szczury
rce chwytne i krewkie
w deszczu weksli
banknotw
i kart
Wszystkie rzeczy na wiecie
maj szorstk podszewk
z naszej krzywdy
rapatej
jak part
Armia, mrwek nam wszechwiat na atomy rozkrada
poznaczya je:
ktry i czyj - -
W naszych skrztnych mrowiskach
nasze domy-widziada
bd stercze ju zawsze
jak kij
Za oknami nam huczy wieczny odpyw
i przypyw
szumem kropel
namolnym
58
i zym
mudny kadryl bezmylny
lat przestpnych i zwykych
by acuchem jesieni i zim
Kiedy wreszcie
na syren zachrypnitych skowronkach
sfrunie wiosna dla wszystkich na wiat?
Na Pawiakach
w Brygidkach
po ukiszkach
na Wronkach
my czekamy
czekamy
od lat!

Przyjdzie dzie twj -
o tumie!
i przegrdki dni martwych
run
dane na twardy er bom
Wypyniemy
na falach twoich ramion
i bar twych -
sze tysicy Alainw Gerbault!
Bdzie w grze
nad nami
migot renic
jak w lustrze - -
trzask amicych si lodw i form
59
Po cieninach
zatokach
z najludniejszych w najpustsze
bdzie ciska
i huta nas
sztorm

Przyjdzie czas
przyjdzie czas
szale wagi si chybn
Jeszcze rok
jeszcze dzie
jeszcze p - -
Moe nam wanie
nam
by t kropl niechybn
co ciarem
przeway j
w d - -
W wrzawie obcych protestw
w zgieku sw byle o czem
zaguszajc ich nico i czczo
skrwawionymi rkami
w czarne ciany omocem:
O - otwrzcie!
Otwrzcie!
Ju do!
60
Z TRZECH POEMATW
61
PIE O GODZIE
RENI
W ROCZNIC MIERCI
7 - V - 1922
ZAMIAST KWIATW

libres de tous liens
donnons-nous lamain
apollinaire
PROLOG

w wielotysicznych, stuulicych miastach
wychodz codziennie tysice gazet,
dugie, czarne kolumny sw,
wykrzykiwane gono po wszystkich bulwarach.
pisz je mali, starsi ludzie w okularach.
nieprawda,
pisze je Miasto
stenografi tysica wypadkw.
rytmem, ttnem, krwi.
dugie czterdziestoszpaltowe poematy.
wystukuj je stutysiczne aparaty,
ktre sysz puls wiata za miliony mil,
62
agencje reutera, havasa, paty,
dugie, kilometrowe papierowe zwitki.
komunikaty.
miasto syszy wszystko.
wie za kogo wychodzi ksiniczka hiszpaska
i co spiskuj w gdasku niemcy wci niesforni,
o budowie w himalajach nowego wiaduktu,
radiodepesze z kaliforni
i stan pogody w timbuktu.
o wszystkim pisze miasto w swoich 40-szpaltowych poematach:
strajki w elektrowniach. przejechania. samobjstwa.
oto jest prawdziwa gigantyczna poezja.
jedyna.dwudziestoczterogodzinna wiecznie nowa.
ktra dziaa na mnie, jak silny elektryczny prd
jak mieszne s wobec niej wszystkie poezje.
poeci, jesecie niepotrzebni!
ja nie czytam strinberga, ani norwida
nie przyznaj si do adnego spadku.
czytam wiee, pachnce farb dzienniki,
bijcym sercem przegldam rubryki wypadkw,
ktre mnie kuj, jak ostre pilniki.

o, nadzwyczajne wypadki.
samobjstwa, podrzucenia, katastrofy.
krtkie spicia, tajemnicze poary.
czarne strajki, rozstrzelania, napady.
jaka ogromna kryje si w was tajemnica.
nieprzetumaczalna.
tajemnica pulsujcych miast.
63
krzyczy w was ukrzyowana ulica.
ywe, odpreparowane od naskrka miso.
ja,
ktry pi,
kiedy otello morduje desdemon,
czuj, jak mi si nogi przeraone trzs,
gdy na rogu, otoczony gawiedzi,
zdycha lepy, zajedony ko.
oto jest prawdziwy niemalowany teatr.
wielobarwne, heraklitowskie wszystko,
walce konkretnoci, jak obuchem, z ng.
wie o tym dobrze i motoch,
kiedy gapi si na bezpatne widowisko.
nie wiedz tego panie i panowie
z taktem
przechodzcy na drug stron, gdy na pytach
wrd grobowej, napronej ciszy
idzie ciki, przedmiertelny balet. -
panowie nie mog pogodzi si z faktem,
w e teatr ten ma wiele niewtpliwych zalet

pisz o tym wszystkie gazety,
pisz wicej.
w rubryce nadzwyczajnych wypadkw
s mae, niewyrane wzmianki,
o mierciach
jakich niewiadomych ludzi,
ktre si kocz sowami:
...zawezwany lekarz pogotowia skonstatowa mier godow...

64
o niewiadomi, bezimienni ludzie,
zagodzeni w Saharach milionowych miast,
ktrym nie mia kto poda nawet buki z masem.
o wasze sine, popuchnite trupy,
jak o wasne,
upomni si aroczne, wszystkoerne Miasto.
czarne, natoczone prosektoria
wyeksploatuj wasze zwoki,
rozdubi resztki waszych cia od koci.
wy jestecie przedziwnym nawocym sokiem
wielkiej, nieobliczalnej, wspaniaej Ludzkoci!

I
daj twarz do kolan swoich przytuli.
krew z twoich palcw zliem.

z odrzuconymi bezwadnie
rkami
ulic
leao Miasto krzyem.
przybili go do ziemi wiekami lamp,
jarzce biae gwodzie wary si,
jak krzyki.
przysza noc
i przylgna do krwawych ramp
palc chust weroniki.

65
okropna,
lepiej deszczem po twarzy tuc,
jak tych
ukrzyowanych na bramach rajw.
krople czarne,
malekie,
natrtne,
wyrzucone z krwi razem z powrotem
z puc
po czarnej pooranej szynami twarzy
spyny zami tramwajw.

jeszcze i jeszcze,
bezksztatne, wypuke
domy czarne, oblizge, karmione deszczem
napczniay, jak gbki,
napuchy,
rozlay si, rozpezy rozdte, stulice
wystpiy na chodniki z ciemnoci,
zsuny si,
przeciy krzyczc ulic
- ludzie!
- pomcie!
- rozgniot!

wypyny w ucisku skrwawione wntrznoci
i bez jku wylay si w boto.

66
a czarne ciany rosn,
cign si do gry.
zasoniy cae niebo,
w zakryy szczyty,
jakby ogromne oowiane chmury
na ziemi urzdziy meeting.

nie bd y, jak kato, ni walczy, jak samson
gd, ktry ronie we mnie, ciska mn w gorczce.
by czowiek, ktry nie jad, nazywa si hamsun
i zrobi na tym pniej saw i pienidze.
na wytartej kanapie, skrcony w sze
le prc do gry zsiniay profil.
dzie odchodzc wy dugo zjeywszy szer,
a teraz noc mi piewa swe dziwne strofy...
zaraz sufit bez szmeru zsunie si w pokoju.
przygniecie pomaleku
cicho i jasno.
wolno tynk si na cianach rozdwoi,
jakby pokj wargami mlasn.
cian rozmoknitych bezzbne dzisa
poruszyy si wolno.
uj cmokajc.
nagle st po pododze zaplsa
i piec podskoczy, jak pajac.
coraz bliej i bliej zsuny si ciany.
nie odepchn rkami pezncych tapet.
cicho...
na palcach...
67
jak pies cigany...
ju tylko za parapet...
T E R A Z !!
a ku ku!
gow w d.
cztery okna
i
trrrach!
o mikki asfaltowy materac.
poleciao.
zataczyo.
upado.
i jeszcze
odbity, jak od gutaperkowej posadzki
lec.
odskakuj od gzymsw, jak pika,
z deszczem
i w gr wystrzelam wiece.
gumow czaszk o bruk
i wyej
hop!
odbijam si z powrotem.
do gry i na d.
z rozpostartymi rkami lec pod strop
i znowu na ziemi spadam.
ju myli, jak kobiety, wal si z ng,
ociae,
jak kby w zburzonym ruszcie.
jeszcze chwila i czaszka trzanie o bruk
68
- pomcie!
- pomcie!!
- pomcie!!!
przybiegli wystraszeni.
otoczyli koem.
w rozpostartego wparli przeraone oczy.
- nie bjcie si.
- nie krzyczcie.
- nic nie zwichnem.
- przycinijcie mnie.
- mocniej!
- odskocz!!
pochylili si.
przygnietli.
zagrali na trbce.
bliskie zmieszane twarze, przestraszone troch.
dwch wysiado z karetki i wsadzi mnie w gb chce!
na skoatan gow wcign mi poczoch!!
pooyli na mikkie.
.... daleko.
... przyszo.
... dugie zielone palmy koysz si w czaszce.
Reniu!
to ty?
jak dobrze e przysza.
aksamitnymi rkami po twarzy mnie gaszczesz.
pamitasz wtedy wieczr...
deszcz za oknem piewa.
suchaem, czy cho jeden nerw Twj jeszcze dry mn
69
na zielonym cmentarzu teraz skoml drzewa
i jest tak bezlitonie, przejmujco zimno.
teraz sam, jak podrzutek przez pusty przytuek,
pjd pomidzy ludzi daleki i obcy.
w malekim gniazdku serca nie ma ju jaskek,
zabili mi ostatni li, niegrzeczni chopcy.
chlipicy skowyt z krtani na wierzch si wyspina.
czepia si Twojej sukni, peznie ku doniom.
ucieka nie mam siy.
nadchodzi fina.
zajadli mali ludzie z psami mnie goni.
ogromny tum
z laskami,
czarny,
jak powd
ronie,
wije si za mn
dugi,
jak ogon.
zamknli drzwi!
za pno!
nie mam gdzie si schowa!
malutk i prosty czowiek podstawi mi nog!!
ju.
ju.
dopadli.
stratowali.
zmili.
podeptanego trupa podnieli, jak sztandar
70
wysoko
i na przedzie,
nad tumem
obok kapeli,
ponieli.
nieg pada gruby i w oczach narasta.
szli ludzie niezliczenie, bezadnie i tumnie,
kiedy zakropionymi ulicami miasta
ponieli mnie w ogromnej oowianej trumnie.
szli ksia z kadzidami, jeden dugi gest rk,
i zwizek literatw w cylindrach i krepie,
i cechy z chorgwiami,
w tuurkach,
z orkiestr,
a potem tum si czarny na rogach doczepia.
na placu teatralnym tum rozla si w mrowie.
dzwony dzwoniy w dzwony i w dzwonach ich krzyk nik,
gdy nagle
straszny,
obandaowany
czowiek
podniosem si ogromny,
grony,
jak wykrzyknik!
panowie!
jestem wzruszony.
widzicie, zbladem.
egnacie mnie tak piknie i tyle tu kobiet,
ale zapominacie, e nic dzi nie jadem
71
i musz i zaraz na obiad.
o!
cisza.
i ryk jeden!
krzyki. spazmy. pacze.
haas powsta i tumult.
krzyczeli: zmartwychwsta!
jakby na przedstawieniu opery w teatrze
nagle zapiewa statysta.
panowie!
nie klkajcie.
nie paczcie.
nie krzyczcie.
widzicie, stoj zdrowy, cudowny i prosty!
ach, skurcz si w sobie,
wykrztu na bruk swoje ycie
i idcie z nim pod rce tacowa na mosty.
nie bdziemy ju odtd umiera wicej,
kt by nas takich piknych i olbrzymich grzeba.
rozemiejcie si wszyscy,
wecie si za rce
i prosto marszakowsk pjdziemy do nieba.
jak moe kady z nas,
co dzisiaj tacz,
sta si martwym,
mierdzcym,
po ktrym si skrupulatnie wykadza zakrysti,
nas
z ktrych kady sam jest yjc monstrancj
72
na serca swego bia eucharysti.
pozdejmujcie ich z krzyw!
niech ziemi krocz
ci,
co chcieli przez wieki umiera za nas.
ycie cudownym sokiem trysno nam w oczy,
jak pod noem dojrzay ananas!
... z przyczajonych zaukw w noc ku spelunkom
czarna zmowa wypeza,
wije si, jak skorek.
pochwycili mnie z tyu!
wi!
ratunku!!
na gow mi wcigaj straszny czarny worek!
przysza noc guchoniema i w gowach siada,
mae kaszlce serce przycisna rk.
sysz!
ziemia ju dudni od stp, jak kowada.
trzymajcie!
ttna mi pkn!
z daleka jeszcze.
soce gow mi parzy.
olbrzymi godni ludzie, czarni od maszyn!
idziecie,
wiem.
nie patrzcie!
nie trzeba twarzy!
kady z was bdzie mesjaszem!
o wykrztu si z twych piwnic,
73
wywal si na wierzch,
jak krew buchnij przez okna i wszystko zalej
tumie chamw,
co niebo gowami dziurawisz!
jakie ogromne morze wyobrae!
jakie cudowne dale!
serce olbrzymie w krtani stano i skacze.
wypluj pod nogi, w piach wam.
idziecie!
krzycze nie mog!
ogromni w zorzy poodze.
trup mj
krwawy,
stratowany,
czerwony,
jak achman,
z ktrego moe szmat na swj sztandar udr,
w miertelnym zapatrzeniu ley wam na drodze,
po ktrej przechodzicie
w J U T R O!
II
w maju,
w zazielenionej sonecznej stolicy
spaceroway po trotuarach kobiety dzieci i onierze,
gdy nagle
z buchajcej aorty przecznicy
bben uderzy.
szli kolumnami,.
za rogiem ginli
74
szereg za szeregiem rytmiczny i twardy
na piersiach szarych, onierskich szyneli,
jak kwiaty,
czerwieniay czerwone kokardy.
za szeregami ulicznicy
z krzykiem i wistem
gonili taczcy,
wyrzucali czapki,
ulice si kaniay biae i czyste.
w wypiekach soca opaday kwiatki.
przechodziy kompanie rwno, jak na mustrze,
bez komendy trzymay swj cudowny krok,
wszyscy porwani jednym
milionowym
spazmem.
i w tumie bysk bagnetw odbi si,
jak w lustrze
i zachysn si cay dzikim entuzjazmem.
na ulice tumy jasnych rozemianych ludzi
wyrzygay na soce obdrapane domy.
panny. suce. prostytutki
umiechaj si do siebie,
jak znajome,
i serca pod bluzkami tuk im,
jak gongi.
na gmachu poczty i telegrafu
rozwinita
olbrzymia czerwona chorgiew
na wszystkich pitrach stukajce aparaty
75
wyrzucaj podune papierowe wistki:
wie na cztery koce wiata
wszystkim. wszystkim . wszystkim.
w tokio zdenerwowany japoski mikado
odbiera rozedrgane, dzwonice depesze
i rozmawia iskrami z londynem,
e wyrosy ju, zagraajc zagad
wiatu,
czerwone rce proletariatu.
a wieczorem
z czarnego oszalaego miasta,
z katedry,
ciemnymi zaukami wrd pieww i wistu
w pole paszcza kryjc twarz
ucieka Chrystus;
gdy nagle tum go na placu
dopad.
pochwycili za rce.
zawlekli.
czarni obdarci ludzie od kielni i opat.
zacignli krzyczcego,
boso,
na rg,
na miejscu samosd.
kucharki zachrypnite podnosiy pici:
- za nasz krzywd!
- za nasze crki, co si poszy po hotelach ajdaczy!
- za nasze stare, zharowane matki!
- za nasz hab przepakanych mk,
76
- ktr dzwonkiem zagusza i karmi opatkiem!
kuakami, laskami zabili, zatukli.
poturbowane, umczone ciao
upado pod razami spracowanych rk.
w tym samym czasie,
kiedy dusza moja w kaloszach treugolnik
w warszawie,
w natoczonym kinie,
cinita
prno czekaa zbawienia.
w rodku detektywicznego woskiego dramatu
od niechcenia zerwaa si lenta
i na ptnie wrd miertelnej ciszy
ukazaa si ta sama scena.
krzyk powsta na sali i panika.
rzucili si w popochu do drzwi.
mczyni tratowali kobiety.
prno ciska si przy aparacie mechanik,
a gdy wreszcie zapalono kinkiety,
na ekranie zostay czarne plamy krwi.
po ulicach snuj jacy ludzie,
cienie prawie,
i gin zanim sowo si gono wymwi,
a w owietlonej sali tow. higienicznego
histeryczne studentki i gawied
oklaskuj ziewajc estrad,
z ktrej kania si glink i kocha si tuwim,
twarze krwi im zachwytu nabiegy
nalane.
77
czekajcie, twarze te skd znam!
to tum ten sam,
ktry we mnie w zakopanem
rozjuszony w bezbronnego ciska jajka i cegy.
i kiedy egnany oklaskami schodzi ostatni bazen,
wszedem wolno na estrad
i powiedziaem prawie ze smutkiem.
- panowie,
- nic nie wiecie.
- dostaem depesz.
- dzisiaj wyjedam.
zdaje si, e nikt si nie rozpaka.
byo cicho.
kto zacz bi brawo.
wyszedem wolno na ulic.
doroka odwioza mnie na dworzec.
kaniay si latarnie nie wiadomo po co,
gdy pocig szyby okien chustk dymu czyci.
schyleni pod piecami
majow noc
piewali na zwrotnicach czarni maszynici.
PIEW MASZYNISTW
soce przygnitszy kolanem, skry dymice si pocie
dugo do misa obdziera nasz okrwawiony scyzoryk.
w noce begwiezdne majtkom na wiata poncym drednoucie
twarz wylizay do krwi nam zorzy czerwone ozory.
nam-li wyrosym w trudzie pod wciek zdarze ulew
bdzi po morzach uniesie w gwiezdne wsuchanym kapele?
zgodnym wysikiem twardych rk rozhutany w lewo
78
czarni malecy ludzie ziemi olbrzymi propeller.

patrzy na wszystko z gry nasz bezpartyjny pan bg.
paka nad nami deszczem, a wreszcie krwi si wysmarka.
gdy walec wiekw gnit nas, krwi nasze] twardych jambw
suchao stare soce yse, jak eb bismarka.
dugo wiecio w lepia nam, purpurowym murzynom,
w mordy zwglone w hutach, do ktrych przyrs kope.
gdy go, zwleczone na ziemi, n robotniczy zarzyna,
tum si na trupa rzuci krew buchajc opa.

z yciem rozgranym pod rce na wiata szerokie trakty
wyszlimy rano, piewajc, z pacht koloru flamingo.
paszcz wytoczonych mitraliez suche rytmiczne antrakty
w krta zabijemy z powrotem kul wyplut z brauninga.
kto nam, kto nam teraz drog zagrodzi samym?
wszystko zmiadymy butami pikni, ogromni i ludzcy.
miejsca! gromada idzie, proletariacki samum!
czapkami drog, wymoci taneczny krok rewolucji.
wiat postawiony pod cian, jak may, blady czowieczek,
mruga bezradnie oczkami, gdy kolbymy wznieli do ramion.
paka zmartwiony Chrystus o dusze swoich owieczek,
gdy salw gruchny lufy i nieg si krwi poplami.
nam-li dzi skomle nad trupem, gdy hymnem ttni nerw,
czaszk o ziemi grzmoci i krzycze: nie przeklinaj?!
do wszystkich okien i drzwi ju wali kolbami mauzerw
w unach wschodzcej zorzy wielka wietlana NOWINA!
robotnikom warszawy i odzi, czyje
umiechy zawsze olepiaj
79
III
a potem przyszy dni,
dni dziwne,
pene purpurowej grozy
i krtkie, blade, przeraone noce.
ulicami pdziy cikie autowozy
naadowane ludmi, od bagnetw ostre
i peno byo wszdzie lepkiej, skrzepej krwi,
jakby kto rozdar wielk, zaropia krost.

chodnikami wasali si bladzi, dziwni ludzie
z byszczcymi niesamowicie, wklsymi oczyma
i wszystko byo dziwnie mtne,
jak w gorczce.
czas si zatrzyma.
dni przychodziy pice
i noce koloru khaki.
nad pustymi ulicami arzyy si lampy,
rzucajc dugie cienie biae i czerwone.
po nocach, pod eskort, zawsze w jedn stron
wywozili onierze dugie, czarne paki.

jednego rana rzeki wygodniaych ludzi
korytami zaukw spyny na plac
i krzyk miasto obudzi:

te cierwy!
oszukuj nas wadz, ktrej nie chc da.
mamy ich wadz gdzie!
80
nam praw nie potrzeba!
niech nam dadz chleba!
my - chcemy - je!!

- - - - - -

na morzu biaym cicho z dou,
gdy przypyw okrt mj koysze,
przykadam rce tub do ust
i krzycz:
SYSZ!!

co si wyrwao z prtw tam,
krzyk zbuntowanej czarnej zaogi.
czekajcie, sprute mam wyogi.
powiod wszystkich dzisiaj sam!
na cztery strony cztery drogi,
rozkadam rce, wszystkie taml

chodcie tu,
woam was, jak gustaw,
ktrych zapade w gb policzki
pozwol jasno mi policzy,
ilecie dni nie mieli w ustach.
czarni, brzowi, biali bracia!
zgrajo obdarta i wychuda!
gdy noc ksiyc wyjrzy z chmur,
jak szczury wyazicie z nor.
pezniecie,
81
wlokc ng swych szczuda,
pod okna, gdzie przy stoach r
za szyb natoczonych barw
sterty kompotw i homarw
dranie spasione wasz krwi
i dziwnie oczy wam si lni,
a was nie sposzy krzyk zegarw.

gdy wiatr pnocny drzewa czesze,
przez tamy gr po nocy widnej
od nienych tundr do portu w sidney
widz rozlane wasze rzesze.
gdy w polach czarne cienie tacz,
spltane w jeden dugi acuch,

do miast spezacie si szaracz,
siadacie cicho w progach drzwi
czuwa nad zdrowymi snem mieszkacw,
ktrym si wtedy w snach
majacz
kaue czarnej, tustej krwi.

o bracia moi wszystkich ras
z europy, azji i ameryk,
ilu was jeszcze jest gdzie wicej,
armie zgodniae!
nowe stany!
nastpi czas
i wiat, jak kleryk
82
przyjmuje chrzest czerwonych wice.
pjdziecie ze mn dzisiaj tam,
gdzie r zamorskie mangustany!
- - - - - - - - - - -
opadaa na miasto mga jesiennej soty.
by dzie chodny, bezbarwny, wilgotny, jak kana.
w mokrej mgle po zaukach do rana
kasay kulomioty.
- - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - -
brzuchy nasze zielone, granatowe, sine,
takie lekkie przedziwnie, ci nam, jak wizy.
w dzie ujemy niesmaczn sodkockliw lin,
a w nocy ssiemy wasny zskorupiay jzyk.

w gowie hucz nam cigle jakie dziwne szmery
i straszna czczo w odku okropnie nas nudzi,
widzimy tylko w grze przez okna suteren
nogi szybko ulic przechodzcych ludzi.

83
a noc gdy zaniemy strawieni bezruchem,
poskrcawszy wychude, popuchnite czonki,
ni nam si taki sodki prawdziwy baumkuchen
na dziedzicu sonecznym ssiedniej ochronki.

wycigamy do niego rce przez sztachety,
wszc palcami prni, jak ssawkami macek,
a mae, czyste dzieci i biae kobiety
kad nam w nie pachncy ukrajany placek.

poeramy krztuszc si, kawaami, gwatem
dobre, sodkie, przedziwne, wypieczone ciasto...
gdzie blisko sycha trbki...
...to miciutkie auta
przysya po nas wielkie, dobroczynne MIASTO.

FINA
na mikkiej trawie twarz do chmur
le ogromny chiski bogdychan.
nie tkn mnie aden piorun ni mr,
a jednak czuj, e zdycham.

i kiedy z estrad poncych janiej
ciskam swoje ochapy brutalny i wielki,
mier moja moe dogryza ju wanie
moje ostatnie cukierki.

84
nie bd pisa wierszy, - jak pusty kos S,
lecz wiem, e ci, co raz syszeli je,
jak zaraz za sob wszdzie ponios
kaprysw moich ewangelie.
85
PRZEKADY
86
SERGIUSZ JESIENIN
PRZEMIENIENIE

l.
Chmury migoc,
Niebo topi w zocie wsie...
piewam i krzycz:
Panie, ociel si!

Przed tw bram na nowiu
Guchy mj gos je:
Gwiazdami spowij
Jaowic Rosj.

Zza chmur ci rka moja wywleka,
Durz pieni skrzy si,
Niebieskiego mleka
Daj nam dzisiaj.

Gronie grzmi twj grom.
Plusk skrzyde mnogi.
Now Sodom
Spopiela ogie.

87
Lecz twardo po niwie wd
Pod paski grzmot
Nowy z czerwonych wrt
Wychodzi Lot.

2.
Dlatego to tak gono
wierszcz piewa skryty w mchu,
O tym, jak tworz rosn
Okapa zboa wschd;

O tym, jak Matka wita
Na chmur wybiegszy skraj,
Zwouje z k cielta
W zielony, jasny raj.

Od rana nad ulew
Ju sysz trby gos.
Zwiastuje rann mew
On ziemi kres i los.

O, wierzcie, mrok si spieni,
Jak skowyt przyjdzie sen,
Nad lasem si oszczeni
Pksiyc zotym psem.

88
Zieleni innej ki
Poronie ziemi misz.
Trzepoccym si skowronkiem
Upadnie gwiazda w gszcz.

I powypeza z kosw
Pszenicznych ziaren rj,
Aeby pszczelim gosem
Ozotoniwi znj...

3.
Hej, Rosyanie!
owcy wszechwiata,
Sieci zorzy czerpicy niebo -
Trbcie w trby.

Pod pugiem burzy
Ryczy ld.
Wali skay zotozby
Orkan.

Nowy siewca
Idzie przez pola
Nowe ziarna
Rzuca w skiby.

89
Jasny go do was w kolasie
Jedzie.
Po chmurach stpa
rebica.

Uprz na kobyle -
Bkit.
Dzwonki na uprzy -
Gwiazdy.

4.
cichnij, ty wietrze, przesta grzmie,
Nie szczekaj, szklana rzeko,
Z nieba przez rzadk czerwon sie
Jak deszcz kapie mleko.

Od mdroci puchnie sowo,
Tuste wykosz si zboa.
Nad chmurami jak krowa
Ogon zadara zorza.

Widz ci std,
Szafarzu szczodry,
Nad ziemi czapk
Zwiesie niebiosa.

90
Dzisiaj
Soce jak kot
Z niebieskiej jody
Zocist apk
Trca mi wosy.

5.
Przyjdzie on, nasz go niebiaski,
Dojrza czas i pust nasz dom.
Z poczerniaej mki paskiej
Wypad gwd zjedzony rdz.

Od poudnia, a po wsze dni,
U niebieskich stojc bram,
Jako wiadra dzie powszedni
On napeni mlekiem nam.

I od nowa, i od nowa,
Sawic kraj nieziemskich stron,
Bdzie ruchem gwiazd zwiastowa
Srebrnoziarny polom plon.

A gdy znw nad Wog ksiyc .
Skoni twarz za potem chat -
W zotej odzi zacznie te
I odpynie w jasny sad.

91
I jak ona swego owoc
Na niebiaskiej aski znak
Zrzuci z nieba jajko-sowo,
W ktrym ywy wschodzi ptak.
WODZIMIERZ MAJAKOWSKI
DZIWACZNY POGRZEB

Mroczni i czarni wyszli ludzie,
na miecie ustawili si ciko i cicho,
jakby w dziwnym pochodzie mia przyj udzia
pospny zakon czarnych mnichw.

Nieba pomalowany na burz namiot.
Rka grozy twarz mnie.
Wszystko tak dziwnie kto podmit i zamit,
e mimo woli stawao si strasznie.

Wtedy rozwara si jasna na dnie cho
zakurzonego powietrza ciana szarawa,
wylaz z powietrza i zacz jecha
dziwacznego pogrzebu cichy karawan.

Urosy oczy gr nad gzyms,
runy wylke w trumn z oskotem.
nagle z trumny prysn grymas.

92
Potem,
krzyk: chowaj umary miech!
z tysica piersi hucza, jak z miecha,
grzmia omiliokrotniony tysicem ech
za katafalkiem, ktry jecha.

I zaraz noe paczu skrycie
wgryzy si, skowyt gardo zatka.
Oto za trumn starucha ycie,
umarego miechu siwa matka.

Do kog wrci jej obdartej i bosej?
Patrzcie: ten z czaszk ysaw,
za trumn, wielki, z duym nosem
pacze ormiaski kawa.

Jeszcze pacz krztusi si tu i owdzie,
a za nim rodkiem ulic
piszczc i skomlc bieg dowcip:
dokd teraz gow przytuli?

Ju do nieba stos paczw, - jeszcze na wierzchu dzwoni
czyich malutkich paczykw zaduszki
to cae puki umiechw i umieszkw
amay w rozpaczy kruche paluszki.

93
I oto przez szereg ich prosto przed zaprzg,
wyty z ez, jak Garszyn,
w wyszed strach i szed naprzd
cay w pogrzebowym marszu.

Rozmika twarz od paczu w transie,
zrobia si pomarszczona, oblena, kwargiel.
I jeli kto si miej, - zdaje si,
e mu rozerwali wargi.
WODZIMIERZ MAJAKOWSKI
HYMN DO OBIADU

Sawa wam, idce na obiad miliony,
jak stado byda puszczone na potraw!
ktrzycie wymylili beafsteaki; buliony
i rnego jedzenia tysice potraw,

Choby pociskw motem twardym
tysice Reimsw udao si rozbi -
tak samo bd nki miay pulardy,
i oddycha tak samo bdzie rostbeaf.

odka nie zarazi wiecznoci taniec
wielkoci mierci dla nowej ery!
odek nie moe chorowa na nic,
oprcz appendycytu i cholery!

94
Niech w sadle z oczek zostan szpary,
i tak ci je na prno ojciec poznaczy.
Na lep kiszk, cho w okulary,
kiszka i tak nic nie zobaczy.

Tak, ci nie gorzej. Moesz mu mi za ze:
Gdyby mia same usta bez czaszki i wypchn
od razu do ust by ci wlaza
caa faszerowana tykwa.

Lee spokojnie bezoki, bezuchy,
z pierogiem w garci zamiast bukietu,
a dzieci twoje na twoim brzuchu ,
bd ci gray w krokieta. .

pij, niech nie wmc si w sen twj zdrowy
eksplozje jakie, co wiatem trzs.
Duo jeszcze mleka maj krowy
i moc na wiecie woowego misa.

Gdy ostatniemu wou podern gardo
i kos ostatni na buki zerw,
ty, eby z godu ci si nie zmaro, -
z gwiazd sfabrykujesz konserwy.

A jeli umrzesz od kotletw i bulionw,
na pomniku wypisa kaemy ci wdziczni:
Na tyle to i tyle kotletw milionw,
twoich czterysta tysicy.
95
WODZIMIERZ MAJAKOWSKI
CIEPE SOWO POD ADRESEM
NIEKTRYCH WAD

(PRAWIE -HYMN)

Do ciebie, ktry pracujesz, czy buty czycisz,
buchalterze czy biuralistko lczca w banku,
do ciebie, ktrego twarz od trosk i zawici
zmia si i pozieleniaa jak banknot.

Krawiec na przykad. Po co, ty zbju,
te spodnie przynis, jeli by szczery chcesz?
Ty przecie zupenie nie masz wujw,
a jeli masz, to niebogatego, nie umiera i nie w Ameryce.

Mwi ci ja oczytany i mdry:
Puszkin, czy Szczepkin, czy te jaki Wrubel,
ani w proz, ani w farb, ani w Bg wie skd-rym
nie wierzyli, a wierzyli w rubel.

yj, pracuj, naueraj si, nadrcz.
Ju siwizna ci w brodzie si krzewi,
a widziae ty kiedy, jak pomaracz
ronie sobie. i ronie na drzewie? -

96
Pocisz si i pracujesz, pracujesz i pocisz,
nacia si i namno jakie tam dzieci,
chopcy - buchalterowie, dziewczynki - i te chocia
bd si poci, jak pocili si ci.

A ja tymczasem wczoraj - nikt mnie jeszcze nie urzek -
ledwo wyszedem na miasto,
zgarnem w chemin-de-fera na szstej turze
trzy tysice dwiecie - za sto.

Nic nie szkodzi, jeeli kto setny raz
szczerzy zby, jakby pragn zgnie w proch ci,
jeli sobie w talii taki to a taki as
mikko naznaczy paznokciem.

Prno gracza spojrzeniem mnie bagasz,
mruc oczy byszczce i mokre.
Ja karty wyo, jak uparty tragarz
wyadowuje napeniony okrt.

Sawa temu, kto pierwszy wynalaz,
jak bez pracy, metod najpytsz,
dokadnie sumiennie i zaraz
kieszenie bliniemu wywrci i wytrz.

I kiedy mwi mi, e praca itd., ukazujc na mnie,
jakby na starej tarce tar kto chrzanu szcztki,
ja dobrodusznie pytam, ujwszy za rami:
a pan dokupuje do pitki?...
97
WODZIMIERZ MAJAKOWSKI
ODA DO REWOLUCJI

Tobie,
wymiana
ujadaniem baterii,
jzykami bagnetw
poksana pstro, -
jak achman postrzpiony
czerwonej materii
ody tryumfalne
O!
O zwierzca!
O dziecinna!
O groszowa!
O straszna!
Jakim imieniem ci jeszcze nazwali?
Jak ukaesz jutro sw twarz nam?
Smukej budowli, .
czy kupy zwalisk?
Maszynicie
zakutemu w elazo,
grnikowi rwcemu pokady rud
kadzisz,
kadzisz w niemej ekstazie,
wysawiasz ludzki trud.
A jutro
wity
z swych kopu hydry
98
otrzsa dymu gryzcy krem luf -
twoich szeciocalwek tpodziobe widry
druzgoc tysiclecia Kremlw.
Sawa!
Gdy w morzu zabdzi sternik,
(gwizd syren ostry krwi trwogi ociek)
ty lesz marynarzy
na toncy pancernik,
gdzie
zapomniany
miaucza kociak.
A potem
noc wychodzc na w, -
czub zawadiacki na smagym torsie,-
kolbami siwych gnasz admiraw
gow w d
z mostu w Helsingforsie.
Wczorajsze rany nim zdysz przykry,
ju znowu tryska z nich krew czerwona.
Tobie -
mieszczaskie:
- bd przeklta po trzykro! -
i moje,
w poety,
- o bd po trzykro bogosawiona! -
99
WODZIMIERZ MAJAKOWSKI
WSTRZSAJCE FAKTY

Dziwaczniejszego nie pamita historia ranka:
wczoraj
przez drutw
linie
dzwonicy jak marsylianka
Smolny run
ku robotnikom w Berlinie.
I nagle
polismeni
zmieceni ciskiem
ujrzeli
zanim zdy kto stawi opr -
trzypitrowe
widmo
od strony rosyjskiej.
Podnioso si.
Kroczy wzdu Europy.
Obiadowicze odskoczyli od stow z wyciem,
a w miejscu
gdzie przed chwil tum tusty jad,
stan
nad Alej Zwycistw
sztandar
Wadza Rad.
Na prno pulchne rczki w trwodze bezwolnej
bagay obliczajc groce szkody.
100
Zmiady
i dalej run Smolny
republik i krlestw biorc przeszkody.
I dalej
wzmaga swj pd
tak, e ju
z mgie
brukselskich trotuarw i wystaw
rosa legenda
o Latajcym Holendrze,
Holendrze rewolucjonistw.
A on
nad polem
od krwi ryem,
gdzie
dwch aliantw na kadej annie,
run.
Czerwony wsta nad Paryem.
Umilkli paryanie.
Stoi jak widmo ze starych plansz.
I oto
starta jego samym wygldem
runa republika,
a on za La Manche.
Na place wyprowadza podziemny Londyn.
A potem
okrtom
w pancerny pysk ich
nad oceanem Atlantyckim nisko -
101
mwiono -
szybujc,
do grnikw kalifornijskich
podobno
ogie z pyska wyzion.
W pogldach na te fakty wielka rozterka.
Wielu nie dowierzao.
Zbywao drwinami.
A w pitek
rano
wybucha Ameryka
wydajca si ziemi, nie ziemia - dynamit.
I jeeli nam
skoml
jaki ml namolny:
nie unocie si nad Rosj jakby Bg wie nad kim
ja
wskazuj im
na t histori ze Smolnym.
A tego
jam
Majakowski
wiadkiem.
102
MANIFESTY
103
DO NARODU POLSKIEGO.
MANIFEST
W SPRAWIE NATYCHMIASTOWEJ
FUTURYZACJI YCIA

Rozumiejc jasno, e sporadyczna i izolowana reforma sztuki w oderwaniu jej od samego
ycia, ktrego, ttnem i funkcj organiczn jest sztuka kada, musi si okaza z gruntu czcz,
bezowocn i jaow, nie majc jednoczenie czasu na adne kroki przedwstpne i przygoto-
wawcze w tym kierunku - ycie i sztuka polska gro zaduszeniem, a jedynym moliwym i
skutecznym w takim wypadku rodkiem jest niezwoczna tracheotomia - my, futuryci pol-
scy, przystpujemy z dniem dzisiejszym do wielkiej radykalnej przebudowy i reorganizacji
ycia polskiego i wzywamy wszystkich obywateli wolnej Rzeczypospolitej Polskiej do zor-
ganizowanego wspdziaania i pomocy.
Wojna wszechwiatowa wraz z olbrzymim przesuniciem si caych pastw, warstw i naro-
dw pocigna za sob wielkie przesunicie wartoci. Rezultatem tego jest kryzys kultural-
ny; ktrego widowni jest dzisiaj caa Europa Wschodnia i Zachodnia. U nas ten kryzys ob-
jawia si w szczeglnie ostrej i specyficznej formie. Ptora wieku niewoli politycznej wyci-
sno na caej naszej fizjonomii, psychice i produkcji twardy, niezatarty cieg. wiadomo
kulturalna nasza nie moga si rozwija tak swobodnie, jak w pastwach zachodnich. Z ko-
niecznoci caa nasza energia narodowa wyadowywaa si w kierunku najwikszego naporu,
w kierunku mudnej i mozolnej walki o jzyk, ycie i organizacje wasne. W tym samym
kierunku walki o wasne narodowe ja i budowania twardej, nieprzeamanej, odpornej na
wszystko i yciowo zdolnej narodowej psychiki wyadowywaa si i sztuka polska.
My, futuryci polscy, skadamy w tym miejscu polskiej poezji romantycznej okresu niewoli,
ktrej widma dzisiaj bez litoci szczu i dobija bdziemy - hod za to, e w czasach wielkie-
go skupienia si i powolnego dojrzewania Narodu Polskiego nie bya sztuk czyst, a wa-
nie gboko narodow, e pisana bya sokiem i krwi samego przewalajcego si. ycia, e
bya ttnem i krzykiem swojego dnia, jak w ogle i jedynie moe i musi by kada sztuka.
Dla tych samych przyczyn dzisiaj, kiedy wraz z odzyskaniem samodzielnego bytu politycz-
nego ycie polskie wstpio w zupenie sow faz i ockno si wobec miliona czyhajcych u
drzwi, zagadnie, o ktrych wczoraj jeszcze nie byo po prostu czasu myle, a na ktre dzi
ju trzeba da niezwoczn i kategoryczn odpowied, jeeli nie chcemy, aby fale nabiegaj-
ce znw nas zalay, woamy do was:
Dosy dugo bylimy ju narodem-panopticum, dukajcym tylko mumie i relikwie. Szalone,
niepowstrzymane dzi wali do wszystkich naszych drzwi i okien, krzyczy, dopomina si,
104
wymaga. Jeeli nie sta nas na stworzenie nowych kategorii, w ktrych by si mogo pomie-
ci, nowej sztuki, w ktrej by si mogo wypiewa - nie ostoimy si.
Trzeba otworzy na ocie wszystkie drzwi i okna, niech wywieje ten swd piwnic i kociel-
nego kadzida ktrym od dziecka uczyli was oddycha. Zaopatrzeni w gigantyczne respirato-
ry, idziemy wam na spotkanie.
Ogaszamy za St. Brzozowskim wielk wyprzeda starych rupieci. Sprzedaje si za p dar-
mo stare tradycja, kategorie, przyzwyczajenia, malowanki i fetysze.
Wielkie oglnonarodowe panopticum na Wawelu.
Bdziemy zwozi taczkami z placw, skwerw i ulic niewiee mumie mickiewiczw i so-
wackich. Czas oprni postumenty, oczyci place, przygotowa miejsca tym, ktrzy id.
My, ludzie o szerokich pucach i rozronitych barach, kichamy od mdych zapachw wasze-
go wczorajszego mesjanizmu, a proponujemy wam mesjanizm nowy, jedyny, wspczesny i
szalony. Jeeli nie chcecie by narodem ostatnim w Europie, a przeciwnie, narodem pierw-
szym, przestacie raz karmi si starymi ochapami z kuchni Zachodu (sta nas na swoje
wasne menu), a w wielkim wycigu cywilizacji o rekord krtkimi, syntetycznymi krokami
zdajcie do mety.
Przystpujemy do budowania nowego domu dla rozszerzonego Narodu Polskiego, ktry w
starym ju si pomieci nie moe. Sami nie podoamy. Wzywamy wszystkich ywych, nie
mieszczcych si i chccych do pomocy.
Ogaszamy:
Wielkie przesunicie si warstw na Wschodzie i Zachodzie trwa. Do gosu dochodzi nowa
sia - uwiadomiony proletariat. Zaczyna si wielkie przewartociowanie wartoci. Mierz si
wszystkie prawoci i nieprawoci 1000-wiekowej za jego plecami, jego kosztem wytworzo-
nej kultury. Mierz si jedynym sprawdzianem bojujcego ycia - tward, elazn, organiczn
prac. Nastpuje wielki przegld legitymacji. Kto nie potrafi wylegitymowa swojego udzia-
u w yciu t jedyn monet - nie ostoi si.
Podkrelamy trzy zasadnicze momenty ycia wspczesnego: maszyn, demokracj i tum.
ycie warstw intelektualnych przechodzi powolny okres wyradzania si i neurastenii. Dawne
kategorie przeyy si ju i strawiy - nowych jeszcze nie ma. Moment oglnego przesilenia.
ycie samo, zamiast by w swoim zaoeniu radoci i dytyrambem , przybiera coraz wyra-
aniej formy twardego, narzuconego z zewntrz obowizku. Czowiek nowoczesny nie po-
trafi ju organicznie cieszy si ydem. Epidemia samobjstw, wykoleje, zaama i przetra-
gedyzowa jest tylko konsekwentnym domyleniem do koca tego zjawiska. Ten stan rzeczy
duej pozostawa bez zmiany nie moe. Naley przedsiwzi natychmiastow i energiczn
akcj lecznicz. Jako jeden z zasadniczych czynnikw proponujemy:
Wicej soca.
Przysowie mdroci starochiskiej: No parasol i przy pogodzie, stao si u nas czym or-
ganicznie ukonstytuowanym.
Odrzucamy parasole, kapelusze, meloniki, bdziemy chodzi z odkryt gow. Szyje goe.
Trzeba, aby kady jak najbardziej si opali. Domy budowa naley ze cianami szklanymi
od poudnia. Wicej wiata, powietrza i przestrzeni. Gdyby Sejm polski obradowa na po-
wietrzu, na pewno mielibymy o wiele soneczniejsz konstytucj.
Czowiek nowoczesny, 3/4 energii ktrego pochania praca fachowa, potrzebuje mocnego i
zdrowego pokarmu, nowych, ostrych, syntetycznych wrae. Tych wrae moe mu obecnie
105
dostarczy jedynie sztuka. Sztuka winna by sokiem i radoci ycia, a nie jego paczk ani
pocieszycielk. Zrywamy raz na zawsze z fikcjami tzw. czystej sztuki, sztuki dla sztuki,
sztuki dla absolutu. Sztuka musi by jedynie i przede wszystkim ludzk, tj. dla ludzi, ma-
sow, demokratyczn i powszechn.
Rozumiejc zadanie sztuki wobec dnia dzisiejszego i jego zagadnie, woamy:
Artyci na ulic!
Sztuka gniedca si w kilkuset, a nawet kilkutysicznoosobowych salach koncertowych, wysta-
wach, paacach sztuki itp. jest miesznym anemicznym dziwolgiem, poniewa korzysta z niej 1/
100 000 000 wszystkich ludzi. Czowiek wspczesny nie ma czasu na chodzenie na koncerty i
wystawy, 3/4 ludzi nie ma po temu monoci. Dla tego sztuk musz znajdowa wszdzie:
Latajce poezokoncerty i koncerty w pocigach, tramwajach, jadodajniach, fabrykach, ka-
wiarniach, na placach, dworcach, w hallach, pasaach, parkach, z balkonw domw, itd. itd.
itd. o kadej porze dnia i nocy.
Sztuka musi by niespodzian, wszechprzenikajc i z ng walc.
Czowiek wspczesny przesta si ju od dawna wzrusza i spodziewa. Kodeksy prawne
unormoway i poklasyfikoway raz na zawsze wszystkie niespodzianki. ycie, ktre tym r-
ni si od nowoczesnej maszyny, e dopuszcza bajeczne nieprzewidzialnoci, coraz mniej po-
czyna si od niej rni. Odwieczne kategorie logiczne, zgodnie z ktrymi po pojciu A za-
wsze nastpi musi pojcie B, a one oba w sumie nieuniknienie dadz C - staj si nie do
wytrzymania. Matematyczne 2X2=4 rozrasta si do rozmiarw upiornego polipa, ktry nad
wszystkim rozpostar swoje macki. Wszelkie logiczne moliwoci wyczerpay si do ostat-
niej. Nastpuje moment wiecznego przeuwania w kko a do utraty przytomnoci. ycie
stao si w swojej logice upiorne i nielogiczne.
My, futuryci, chcemy wskaza wam furtk z tego getta logicznoci. Czowiek przesta si
cieszy, poniewa przesta si spodziewa. Jedynie ycie, pojte jako balet moliwoci i nie-
spodzianek, moe mu jego rado powrci.
W diabelskim kole rzeczy, ktre si same przez si rozumiej, zrozumielimy, e nic si przez
si nie rozumie i e poza t jedyn logik istnieje jeszcze cae morze nielogicznoci, z ktrej
kada moe tworzy swoj odrbn logik, gdzie A+B=F, a 2X2 daje 777.
Potop cudownoci i niespodzianek. Nonsensy taczce po ulicach. Sztuka - tumem.
Kady moe by artyst.
Teatry, cyrki, przedstawienia na ulicach, grane przez sam publiczno.
Wzywamy wszystkich poetw, malarzy, rzebiarzy, architektw, muzykw, aktorw, aby wy-
szli na ulic.
Scena si przekrca. Trzeba zmieni dekoracje.
Obrazy jako ciany poszczeglnych gmachw. Domy wielocienne, kuliste i stokowate. Or-
kiestra gra marsza. Ludzie chc chodzi do taktu.
Wzywamy wszystkich rzemielnikw, krawcw, szewcw, kunierzy, fryzjerw do tworzenia
nowych, nigdy nie widzianych strojw, fryzur i kostiumw.
Wzywamy technikw, inynierw, chemikw do odkrywania nowych, niebywaych wynalazkw.
Technika jest tak samo sztuk jak malarstwo, rzeba i architektura.
Dobra maszyna jest wzorem i szczytem dziea sztuki przez doskonae poczenie ekonomicz-
noci, celowoci i dynamiki. Aparat telegraficzny Morsego jest 1000 razy wikszym arcydzie-
em sztuki ni Don Juan Byrona.
106
Rozrniamy spomidzy dzie sztuki architektonicznej, plastycznej i technicznej - KOBIET
- jako doskona maszyn rozrodcz.
Kobieta jest si nieobliczaln i nie wyzyskan przez swj wpyw niebyway. Domagamy si
bezwzgldnego rwnouprawnienia kobiet we wszystkich dziedzinach ycia prywatnego i pu-
blicznego. Przede wszystkim rwnouprawnienia w stosunkach erotycznych i rodzinnyh.
Liczba maestw nie yjcych .ze sob, rozchodzcyh si oficjalnie lub nieoficjalnie, dosi-
ga rozmiarw zatrwaajcych dla porzdku spoecznego. Jako jedyny sposb zapobieenia i
powstrzymania tego procesu uwaamy niezwoczne wprowadzenie rozwodw.
Podkrelamy moment erotyczny jako jedn z najbardziej zasadniczych funkcji ycia w ogle.
Jest on jednym z elementarnych i nadzwyczaj wanych rde radoci ycia, pod warunkiem,
e stosunek do niego jest prosty, jasny i soneczny.
Tragedie seksualne la Przybyszewski s niesmaczne i dowodz tylko zupenej bezpacierzo-
woci i impotencji mczyzn wspczesnych. Wzywamy kobiety, jako zdrowsze i silniejsze
fizycznie, do ujcia inicjatywy w tej paszczynie.
W celach wyej wymienionych spoeczestwo polskie musi samo wzi w swoje rce nadzr i
kontrol nad caoksztatem dotychczasowego ycia spoecznego i wszelk produkcj, nie do-
puszczajc nadal do produkowania rzeczy z tym celem niezgodnych, zbdnych lub szkodliwych.
Jako pierwszy i konieczny krok - kontrola nad wszelk produkcj artystyczn. Nie pozwalaj-
cie zalewa si codziennie kubami stchej, starczej i snobistycznej literatury, ktra nie jest
ju nawet w stanie pobudzi waszych instynktw pciowych. Publiczno zorganizowana jest
si, przeciwko ktrej nic si nie ostoi. adna niepotrzebna ksika nie bdzie moga by
ogoszon drukiem, skoro nikt jej nie zapotrzebuje.
Wzywamy wszystkich obywateli Pastwa Polskiego do zorganizowanej akcji samoobrony.
Publiczno polska przerosa swoich twrcw. Dzisiejszy widz ziewa ju otwarcie na Mak-
becie i czuje nieokrelony bl w okolicach lepej kiszki przygldajc si umierajcym Orlt-
kom. Twrczo polsk za nie sta na stworzenie dla niego nowego, ywotnego pokarmu.
Jako jedyna skuteczna walka z beztwrczosci - zgodny, zorganizowany sabota starczej lite-
ratury i sztuki. Niechodzenie do teatrw, niekupowanie ksiek, nieczytanie czasopism itd.
itd. itd.
Dla zorganizowania spoeczestwa polskiego do wsplnego owocnego wysiku w kierunku
natychmiastowej, gbokiej, do korzeni sigajcej, zasadniczej i trwaej futuryzacji ycia za-
kadamy na ca Rzplit Polsk gigantyczne stronnictwo futurystyczne. Czonkiem czynnym
stronnictwa moe sta si kady obywatel pracujcy, przeywajcy instynktownie moment
obecnego przesilenia oglnokulturalnego i szukajcy z niego wyjcia. Takich neurastenikw
i mczennikw ycia wspczesnego jest dzi cae spoeczestwo. Tym poda chcemy rk.
Zwracamy si do tzw. ludzi nowych, tj. nie zakaonych jeszcze leusem cywilizacji, ktrych
wojna wszechwiatowa wyrzucia na powierzchni i do ktrych spoeczestwo stare odnosi
si cigle jeszcze niesusznie jak do bkartw. My, futuryci, pierwsi wycigamy rk brater-
stwa do ludzi nowych. Oni bd tym zdrowym, odywczym sokiem, ktry odwiey star,
wyradzajc si ras ludzi wczorajszych, t bolesn konieczn szczepionk, ktr wielki ka-
taklizm dziejowy zaszczepi caej rozkadajcej si i zaczynajcej ju cuchn Europie
przedwojennej.
Stronnictwo nasze, ludzi wdzierajcych si w jutro bdzie niebywae, wszechogarniajce i
szalone. Kady moe by wodzem i nikt nie moe by wodzem. Decentralizacja jak najszer-
107
sza. Nie znamy leaderw ani szeregowcw, kady jest rwnym pracownikiem bojujcego
ycia; Podkrelamy wielki moment w dziejach ludzkoci.
Los przey si i umar. Kady odtd moe, sta si twrc wasnego ycia i ycia oglnego.
My, futuryci, idziemy spoeczestwu polskiemu w tej akcji z pomoc. Poszczeglnymi ode-
zwami bdziemy dawa konkretne wskazwki i instrukcje we wszystkich dziedzinach w myl
niniejszego manifestu. Na wezwanie nasze kady bezimienny czonek stronnictwa Futury-
stycznego (nazwisk nie potrzebujemy - istniej tylko rwni, wiadomi i powszechni) - wi-
nien odezwa si na swojej placwce.
Aby jakakolwiek akcja z naszej strony okazaa si moliw, domagamy si od Sejmu konsty-
tucyjnej Rzpltej Polskiej niezwocznego uchwalenia nietykalnoci artysty na rwni z posem
na sejm. Artysta jest takim samym przedstawicielem Narodu jak pose, posiadajcym jedynie
inny zakres dziaania i inne kompetencje.
W chwili wielkiej i przeomowej my, futuryci, zapominamy dawnych uraz, nie pamitamy
tego, e dotychczasowe wszystkie nasze poczynania, zmierzajce w jednym wytknitym kie-
runku, spotykane byy przez spoeczestwo polskie wrogo, bezmylnie i miesznie. Wiemy
dobrze, e byo to nieporozumienie wywoane przez faszywych informatorw i komentato-
rw, jak rwnie i przez brak jednolitego frontu i jasnego, fizycznego wiary wyznania nas
samych. Teraz wszystkie te nieporozumienia odpadaj same przez si. Z purpurow wiar w
jutro i jego niewyczerpane moliwoci jednym mocnym rzutem przekrelamy wszystko, co
byo poza nami i w nas samych ze, zbdne i starcze, i wycigamy rk do spoeczestwa
polskiego. Jeeli, jestecie ywym narodem, a nie narodzikiem, jeeli ptorawiekowa nie-
wola nie wyara wam mlecza pacierzowego, jeeli jestemy rzeczywicie narodem jutra, a
nie narodem-przeytkiem - pjdcie za nami.
Wzywa si wszystkich do rozpoczcia zgodnej, masowej akcji futurystycznej niezwocznie z
chwil ogoszenia tego manifestu.

W Krakowie, 20 kwietnia 1921 r.
108
MANIFEST
W SPRAWIE POEZJI FUTURYSTYCZNEJ

1. Kubizm, ekspresjonizm, prymitywizm, dadaizm przelicytoway wszystkie izmy. Pozosta
jeszcze nie wyzyskany jako prd w sztuce jedynie onanizm. Proponujemy go na zbiorow
nazw dla wszystkich naszych przeciwnikw. Jako uzasadnienie podkrelamy podstawowe
momenty sztuki antyfuturystycznej: bezpciowo; niemoc zapodnienia swoj sztuk tumw;
spokojny, paseistyczny samogwat w cieniu melancholijnych pracowni.
2. W chwili olbrzymich realizacji wprowadzenie nowych nazw uwaamy za zbyteczne i z
chwil niezgodne. Podnosimy zamiast goda imi tej garstki, ktra ptora dziesitka lat temu
pierwsza rzucia hasa tej walki, ktr my dzi koczymy, i powtrnie nazywamy siebie futu-
rystami.
3. Nie mamy zamiaru w roku 1921 powtarza tego, co oni czynili ju w roku 1908. Wiemy,
e o tyle lat starsi od nich jestemy. To, co u nich byo tylko przeczuwaniem, popiesznym
rzucaniem nowych perspektyw - musi u nas sta si twardym, wiadomym siebie i twrczym
wysikiem.
Jako spadkobiercy ogromnego mocarstwa formy ogaszamy wielkie ujednostajnienie waluty.
Bdziemy wymienia wszystkie kubistyczne, ekspresjonistyczne, dadaistyczne, prymitywi-
styczne bilety kredytowe na jedynie od czasw greckich niepodrabialne talenty.
W tym celu postanawiamy:
4. Nie wolno w r. 1921 nikomu tworzy i konstruowa tak, jak to czynio si ju kiedy przed
nim. ycie pynie naprzd i nie powtarza si. Twrc kadego obowizuje to wszystko, co
zasta + ten cudowny nowy skok, ktry artysta kady uczyni musi w prni wszechwiata.
Sztuka jest tworzeniem rzeczy nowych.
Artysta, ktry nie tworzy rzeczy nowych i niebywaych, a przeuwa jedynie to, co byo przed
nim zrobione, po parset razy - nie jest artyst i powinien za uywanie tego tytuu odpowia-
da sdownie, jak za uywanie kadego innego bez odpowiednich kwalifikacji. Wzywamy
spoeczestwo do zorganizowanego bojkotu podobnych jednostek.
5. Kady artysta obowizany jest stworzy zupenie now, niebywa dotd sztuk, ktr ma
prawo nazwa swoim imieniem.
6. Dzieo sztuki uwaamy za rzecz dokonan, konkretn i fizyczn. Ksztat jego uwarunko-
wany jest cile wewntrzn potrzeb. Jako takie odpowiada ono za siebie caym komplek-
sem si go skadajcych, zawdziczajc ktrym tak a nie inaczej - tj. z wewntrznym przy-
musem skoordynowane s jego poszczeglne czci w stosunku do siebie i do caoci. Ten
wzajemny stosunek nazywamy kompozycj. Kompozycj doskona tj. ekonomiczn i elazn
- minimum materiau przy maksimum osignitej dynamiki - nazywamy kompozycj futury-
109
styczn. W ten sposb wolno jedynie odtd komponowa. Jako motywy decydujce podaje-
my przede wszystkim: Droyzna oglna: a) rodkw drukarskich, ktra czyni ogaszanie dru-
kiem rzeczy zbdnych niewskazanym i dla pooenia ekonomicznego pastwa wrcz szko-
dliwym; b) droyzna czasu. Czowiek wspczesny, zajty jest przez 8 godzin prac fachow.
Pozostae 4 godziny ma na jedzenie, zaatwianie interesw yciowych, sport, rozrywki, utrzy-
mywanie stosunkw towarzyskich, mio i sztuk. Na sam sztuk przypada u przecitnego
czowieka wspczesnego od 5 do 15 minut dziennie. Dlatego sztuk otrzymywa musi w
specjalnie spreparowanych przez artystw kapsukach, zawczasu oczyszczon z wszelkich
zbytecznoci i podan mu w formie zupenie gotowej, syntetycznej.
Dzieo sztuki jest ekstraktem. Rozpuszczone w szklance dnia powszedniego, powinno j ca
zabarwi na swj kolor.
Przed ogoszeniem dziea sztuki drukiem artysta obowizany jest wycisn z niego przedtem
wszystkie pozostae resztki wody. Artyci wykraczajcy przeciw temu postanowieniu odpo-
wiedzialni bd przed spoeczestwem na rwni ze zwykymi zodziejami pod zarzutem kra-
dziey czasu.
7. Przekrelamy logik jako mieszczasko-buruazyjn form umysu. Kady artysta ma pra-
wo i jest obowizany stworzy swoj wasn autologik. Za zasadnicze cechy kadej poszcze-
glnej ogiki uwaamy:
byskawiczne kojarzenie rzeczy pozornie dla logiki mieszczaskiej od siebie odlegych; dla
skrtu drogi pomidzy dwoma szczytami - skok przez prni i salto mortale.
8. Poezja operuje w paszczynie sowa, tak jak plastyka w paszczynie ksztatw, muzyka -
dwikw. Sowo jest materiaem zoonym. Oprcz treci dwikowej ma jeszcze inn tre
symboliczn, ktr reprezentuje, a ktrej nie trzeba zabija pod grob stworzenia trzeciej
sztuki, ktra nie jest ju poezj, a nie jest jeszcze muzyk (dadaizm).
Poezja jest tak kompozycj sw, aby nie zabijajc tej drugiej konkretnej duszy sowa wy-
doby z niego maksimum rezonansu.
Zrywamy raz na zawsze z wszelkim opisywaniem (malarstwo), ale z drugiej strony i z wszel-
kim onomatopeizowaniem, naladowaniem gosw przyrody itp. niesmacznymi rekwizytami
pseudofuturyzujcego neorealizmu.
Przekrelamy zdanie jako antypoezyjny dziwolg.
Zdanie jest kompozycj przypadkow, spojon jedynie sabym klejem drobnomieszczaskiej
logiki. Na jego miejsce - skondensowane, ostre i konsekwentne kompozycje sw, nie skr-
powanych adnymi prawidami skadni, logiki, czy gramatycznoci, jedynie tward we-
wntrzn koniecznoci, ktra po tonie A domaga si tonu C, po tonie C tonu F itd.
9. Przekrelamy ksik jako form dalszego dostarczania poezji odbiorcom. Poezja, jako
sztuka operujca wartociami akustycznymi, moe by oddawana jedynie sowem. Ksika
odgrywa moe co najwyej rol nut, na podstawie ktrych pewna kategoria ludzi wyjtko-
wo uzdolnionych (wirtuozw) moe odbudowywa cao pierwotn. Z chwil wynalezienia
telefonografu, tj. poczenia fonografu z telefonem, ksika jako pomost pomidzy twrc a
publicznoci okae si do reszty nieuyteczna i zbdn.
10. Sztuka nasza nie jest ani odzwierciedleniem i anatomi duszy (psychologia), ani wyra-
zem naszych de ku zawiatom Boga (religia), ani roztrzsaniem odwiecznych problema-
tw (filozofia). Przeciw takim zarzutom odpowiada dzi chyba nie potrzebujemy. Sztuka nie
jest rwnie pamitnikiem skdind moe ciekawych przey i perypetii wewntrznych arty-
110
sty. Dziadkowie nasi dosy namczyli cierpliwych wspczesnych swymi tsknotami, cierpie-
niami i erotomani. Przeycia artysty s jego wasnoci prywatn, zajmujc niewtpliwie
dla najbliszej rodziny i wielbicielek, ale dla nikogo wicej. Poleca si artystom dla odpro-
wadzenia i wyadowania przey swoich w odpowiednim kierunku zajmowa si wicej spor-
tem, mioci pciow i naukami cisymi.
11. Odrywamy od organizmu ycia przyczepionych do niego jak pijawki zarozumiaych pa-
soytw, nazywajcych siebie poetami, karmicych si cudz prac i nie produkujcych w
zamian nic, poniewa ycie takie, jakim jest, nie wytrzymuje miary ich prometejskich psy-
che.
Pochwalamy ycie, ktre jest wiecznym mozolnym zmienianiem si - ruch, motoch, ka-
nalizacj i Miasto.
Poezja musi by codzienn, gboko aktualn i powszechn.
Romantyczny smt r i sowikw dawno przesta ju na nas dziaa.
Egzaltuje nas tum, pojty jako gigantyczna fala obracajcej si turbiny. W wiecznej pracy i
walce ycia o wytworzenie dnia jutrzejszego chcemy by w swoim zakresie uczciwymi i
wiadomymi pracownikami.
12. Zrywamy raz na zawsze z patosem wiecznoci w stosunku do dzie sztuki.
Bezwzgldna warto dziea sztuki waha si pomidzy 24 godzinami a miesicem.
W kraju, gdzie wszystko przeywa si tak powoli - u nas - przeduamy ten termin do 1 roku.
Po upywie tego czasu wszystkie nie wysprzedane ksiki maj by wycofane z handlu ksi-
garskiego. Wszelkich drugich i trzecich wyda zabrania si. Nie poddajcy si temu postano-
wieniu pocignici bd do odpowiedzialnoci przed spoeczestwem, ktre samo rozstrzy-
ga bdzie poszczeglne wypadki w drodze plebiscytu.

W Krakowie, 3 kwietnia 1921
111
MANIFEST
W SPRAWIE KRYTYKI ARTYSTYCZNEJ
Poniewa fakt, e Polska nie posiada zupenie krytykw, tj. ludzi, ktrzy by j mniej lub wi-
cej uczciwie informowali i przygotowywali do przyjcia nowych pojawiajcych si ksiek i
nowych powstajcych zagadnie, jest rzecz oglnie wiadom i uznan. Posiadamy za to ca
galeri p.p. Piekowskich, yznowskich, Rabskich, Sonimskich i Pierzyskich, ktrych w
takiej iloci pozazdroci nam moe caa Europa;
Poniewa, z drugiej strony, publiczno nie jest na tyle wyrobion, aeby obej si bez tzw.
recenzji i samej oceni i przetrawi kad choby troch spod oglnych szablonw wyamu-
jc si rzecz.
uwaajc biadanie nad tym faktem w nieskoczono za bezowocne i daremne, pragnc jed-
noczenie przyj z pomoc pokrzywdzonej publicznoci - wyzywamy wszystkich autorw,
aby z dniem dzisiejszym sami zaczli jedynie pisa o sobie recenzje.
Jako najbliej rzeczy stojcy i najbardziej, bd co bd kompetentni - mog powiedzie na
ten temat par ciekawych sw, co w porwnaniu z bezpciow miamlanin tzw. krytykw
zawodowych bdzie ju skarbem nie do obliczenia. Publiczno bdzie miaa recenzje, o
ktre jej chodzi, i to z najpierwszego rda, zecerzy za nie bd nadal zmuszani do skada-
nia dugich kolumn bzdur i niepotrzebnoci, co w zwizku z ich uwiadomieniem klasowym
stanowczo nie powinno by dopuszczalne.
Jeeli chodzi o tzw. stronniczo autorsk, tj. przesd, e kady autor pisa o swojej ksi-
ce rzeczy jedynie pochlebne to stronniczo ta w porwnaniu ze stronniczoci tzw. kryty-
kw zawodowych jest oczywicie zupenie nieszkodliw.
Zreszt w czasach przedwojennych, kiedy kolacje byy jeszcze stosunkowo tanie, kady prze-
citnie zamony autor mg sobie pozwoli na pochlebn recenzj. Obecnie jednak stanow-
czo uczciwa kolacja nie opaca nieuczciwej krytyki.
Wychodzc z tych zaoe, wzywa si wszystkich autorw do zorganizowanego sabotau. Ani
jednej kolacji, ani jednego obiadu wicej! Nie potrzeba nam dla naszej sztuki porednikw.
Sami potrafimy by jednoczenie jej twrcami, szerzycielami i wyznawcami.
Odczyta we wszystkich zwizkach artystycznych, klubach, zjazdach i organizacjach futury-
stycznych.

W Warszawie, 1 marca 1921 roku
112
FUTURYZM POLSKI
(BILANS)

Futuryzm jest form wiadomoci zbiorowej, ktr naley przezwyciy. Ja futuryst ju nie
jestem, podczas gdy wy wszyscy jestecie futurystami. Manifest - zapora, ktr trzeba prze-
kroczy. Maszyna nie jest produktem czowieka, jest jego nadbudow. Przedmiotowe formy
cywilizacji jako pikno ciaa czowieka wspczesnego. Historia mojego futuryzmu. Przeciw-
ko futuryzmowi.
Waciwie historia futuryzmu zostaa ju przeze mnie napisana. Publiczno i krytyka prze-
oczyy j, poniewa nosi na sobie etykietk powie i niesamowity tytu Nogi Izoldy Mor-
gan. Dzi napisabym j niewtpliwie troch inaczej. Grnikom, widrujcym tunele w ska-
ach zbiorowej wiadomoci wspczesnej, trudno jest samym ogarn wzrokiem pikno per-
spektywy, jak odkryje drony przez nich tunel. Zrobi to za nas bezczynni turyci historii.
Futuryzm jest pewn form wiadomoci zbiorowej. Aby mc o nim mwi, trzeba naprzd
przezwyciy go w sobie samym. Ale walka, jak z koniecznoci staje si kade przezwy-
cienie, ma swoje wasne krtkie i olepiajce perspektywy, i rzeczy znajdujce si w jej
polu widzenia otrzymuj jej szczeglne owietlenie. Dlatego ile razy mwi si o futuryzmie,
mam zawsze wraenie, e poruszam spraw bardzo prywatn i osobist.
U nas w Polsce nazwa futurysty nabraa jakiego specyficznie lokalnego, obraliwego zna-
czenia, zaciemniajcego jego tre pierwotn. Staa si wyzwiskiem. Doszukiwanie si przy-
czyny tego zjawiska zajoby zbyt wiele czasu.
Caa nasza wina polegaa na tym, e pewien moment wiadomoci wspczesnej, wszystkim
nam wsplny, podjlimy, nie wyparlimy si go i usiowalimy go uj w pewne nowe for-
my artystyczne. Z chwil, kiedy formy te zostan stworzone, mona bdzie dopiero mwi o
przezwycieniu samego momentu. Przez przemilczanie go nie posuwamy si ani o centy-
metr naprzd, wicej - wykluczamy mono wszelkiego posuwania si. Jest ono w konse-
kwencjach rdem mnstwa bardzo zabawnych odwrce. Sytuacja obecna np. przedstawia
si zupenie odwrotnie, ni o tym sdzi publiczno. Ja ju futuryst nie jestem, podczas
gdy pastwo wszyscy jestecie futurystami. Wyglda to na paradoks, a jednak tak jest.
Kiedy w r. 1918, po powrocie do Polski, zetknem si po raz pierwszy z Tytusem Czyew-
skim - wiedzielimy: jasno jedno:
Bujne, kotujce si ycie wspczesne zerwao stawida okopw i drutw kolczastych i wdar-
o si w morze psychiki polskiej z niesychan si. ycie to nie ma adnego odpowiednika w
wiadomoci polskiej.
wiadomoci spoeczestwa jest jego sztuka, pojta jako ycie organizowane. Kada nowa
faza wymaga dla siebie nowych form w sztuce. Dopiero przez stworzenie tych form moment
113
wspczesny zostaje wprowadzony do wiadomoci zbiorowej, staje si jej momentem orga-
nicznym, a wic twrczym. Spoeczestwo, ktre nie wytworzy na czas nowych form organi-
zowania, zostaje, przeciwnie, przezwycione, pokonane, osiodane przez moment ycia
wspczesnego, ktrym nie jest w stanie kierowa.
Gigantyczny i szybki rozrost form techniki i industrii jest niewtpliwie najbardziej istotn
podstaw i krgosupem momentu wspczesnego. Wytworzy on now etyk, now estetyk
i now realno. Wprowadzenie maszyny w ycie czowieka jako elementu nieodzownego,
dopeniajcego, musiao pocign za sob przebudowanie gruntowne jego psychiki, wytwo-
rzenie wasnych rwnowanikw, podobnie jak wprowadzenie do organizmu ywego - obce-
go ciaa zmusza organizm do wydzielania
specjalnych przeciwcia, ktre zmieniaj dopiero antygeny w ciaa zdolne do przyswajania
lub moliwe do wydalenia. Jeeli organizm ludzki czy. spoeczny energii tej w dostatecznej
iloci nie wytworzy, nastpuje intoksykacja, zakaenie ciaem obcym.
Wytworzy te przeciwciaa psychiczne, inaczej, stworzy formy, ktre by podporzdkoway
czowiekowi maszyn - oto najblisze zadanie sztuki wspczesnej.
W momencie uwiadomienia sobie tej prawdy narodzi si futuryzm.
Odpowiedzia na ni na dugo przed wojn futuryzm woski, na krtko po niej - futuryzm
rosyjski, oba w sposb biegunowo odmienny.
Odpowied futuryzmu woskiego bya prosta i da si zamkn w zdaniu:
Sztuka winna podnie maszyn do poziomu ideau erotycznego ludzkoci.
(Stanowisko, ktrego u nas przez duszy czas mozolnie i konsekwentnie broni duy artysta
Tytus Czyewski).
Uwielbienie jednak nie jest przezwycieniem, przeciwnie, podporzdkowaniem si przedmio-
towi uwielbianemu. Wystpuje ono zazwyczaj jako forma wiadomoci na niszym stopniu roz-
woju i jest jedn z najbardziej pierwotnych form reagowania jej na zjawiska zewntrzne.
Czowiek pierwotny ubstwia ywio, poniewa uczuwa wobec niego sw cakowit bez-
bronno. Na dalszym szczeblu stosunek ten zamieni si na stosunek buntu do zdetronizo-
wanego niewiadomego, aby wraz z przezwycieniem go uoy si w ramy pewnego swej
potgi spokoju.
Odpowied futuryzmu rosyjskiego bya od pocztku dwulicowa:

Rzeczy to wrg -
zrozumcie to cho.
Rzeczy si rba powinno!
A moe wanie rzeczy trzeba kocha?
A moe rzeczy maj dusz inn?...

Cay futuryzm rosyjski z lat 1913-1919 jest waciwie oscylowaniem dookoa tych dwch
praw z przechylaniem si to na jedn, to na drug stron. Dopiero w r. 1919 Misterium-buffo
tego Majakowskiego przynosi ostateczn odpowied futuryzmu rosyjskiego:

Towarzysze rzeczy
wiecie co -
przestamy jedni na drugich si krzywi.
114
Sprbujmy: my was bdziemy robi,
a wy nas - ywi.

Odpowied ta, zaczerpnita od socjalizmu, wyznacza maszynie w wiadomoci wspczesne
miejsce, jakie robotnikowi wyznacza w swym obrbie spoeczestwo kapitalistyczne.
Sztuka polska budzca si po wojnie z narodowo-patriotycznego letargu miaa w futuryzmie
woskim gotow odpowied, odpowied faszyw. Naleao podda j krytyce, przyj lub
odrzuci, a jeeli odrzuci, to postawi na jej miejsce odpowied wasn.
W momencie skrzyowania si ostrza powojennej myli polskiej z ostrzem myli europejskiej
narodzi si futuryzm polski.
Narodzi si w chwili dziwnej i jedynej.
Przed wykpan w wannie mordu czteroletniego myl polsk otwary si nagle na ocie wro-
ta Zachodu. Zagadnienie nowoczesnej kultury europejskiej, w ktrym nie braa dotd bezpo-
redniego udziau, zajta wasnymi zagadnieniami narodowymi, czekao od niej rozwizania.
Na nie przygotowany szczepionk ochronn organizm polski upad bakcyl nowoczesnoci.
Rozpocza si walk organizmu z bakcylem, walka o mier lub ycie, pospieszne, gorcz-
kowe wytwarzanie wasnych antytoksyn. Organizm polski przechodzi kryzys i miota si w
gorczce. Ta gorczka wywoana w organizmie polskim przez bakcyla nowoczesnoci, ten
okres walki i bolesnego przetwarzania si organizmu przejdzie do historii nowoczesnej kul-
tury pod nazw futuryzmu polskiego.
Na zewntrz przedstawiao si to po prostu jako walka, ktr grupa artystw wypowiedziaa
swemu spoeczestwu. Spoeczestwo zamkno si w bastionach kociow i redakcji,
skd wylewao na partyzantw kuby brudnej, gryzcej wody, krzyczao na wieczorach po-
etyckich, obrzucao jajami i kamieniami. Nikt nie zdawa sobie jasno sprawy, w imi czego
prowadzi si walka i jakie jest jej waciwe znaczenie. Psychika polska poczua si zagro-
on w swoich tradycjonalnych przyzwyczajeniach i naogach i bronia si z energi, jakiej
trudno si byo u niej, spodziewa.
Pocztkowo opinia, upostaciowana w prasie, usiowaa sam proces zbagatelizowa, przedsta-
wi go po prostu jako kierunek przeniesiony do nas z zagranicy. Wyonia nawet z siebie
ca generacj rybakw, ktrzy wdk akademizmu wyawiali z wzburzonej fali kiebie ech i
urojonych plagiatw i z triumfem obnosili je przed publicznoci na dowd, e proces, ktry
j niepokoi, nie jest bynajmniej jej wewntrznym procesem, a jedynie usiowaniem narzuce-
nia jej jakich obcych zagranicznych idei.
Publiczno nie uwierzya.
Wtedy opinia zmienia metod. Uderzya na alarm. Zaczto wywoywa z lasu wilka bolsze-
wizmu i anonimowego mocarstwa. Rozpoczy si represje administracyjne.
Konfiskaty ksiek i czasopism, policyjne utrudnianie i zrywanie wieczorw poetyckich, ad-
ministracyjne wydalanie artystw z powiatw - wszystkie te fakta zupenie niezrozumiae dla
artysty zagranicznego i rozsiewajce wie o polskim barbarzystwie za granic - to tylko
dalsze etapy jednej i tej samej walki.
Pamitam jeden z pierwszych naszych wielkich wieczorw w Filharmonii Warszawskiej 9
lutego 1921 r., ktry zgromadzi przeszo 2000 osb. Ludzie toczyli si w przejciach i ota-
czali estrad. Kto z publicznoci przynis wa, jaka kobieta przysza z map. Warszawa
okazywaa w ten sposb, e si futuryzuje. Czytalimy jakie wiersze. Ludzie stali na krze-
115
sach i krzykiem usiowali nam przerwa. Wiersze byy ze, ale publicznoci zaleao na tym
najmniej. Pamitam p. Iren Solsk, artystk o wyjtkowej odwadze i genialnej intuicji, jak
bez echa rzucaa w sal swoje najpikniejsze koncepcje recytatorskie, otoczona wrogim po-
mrukiem bawanw.
Innym razem, na wieczorze w Zakopanem, ta sama publiczno chciaa zlinczowa poet
Aleksandra Wata, czytajcego przed ni swe namopaniki - poematy sw wyzwolonych z jarz-
ma treci logicznej.
Dzi, kiedy na wieczorach moich krzyczy si ju coraz rzadziej (jedynie policja, jako instytu-
cja w zaoeniach swych konserwatywna, dugo jeszcze zapewne nie potrafi si wyrzec swych
wyprbowanych metod), kiedy ksiki nasze rozchodz si w coraz wikszej iloci egzem-
plarzy i nawet (!) znajduj ju nakadcw, kiedy dobytek nasz artystyczny staje si powoli
torb, w ktrej maczaj rce nawet artyci wypierajcy si gorliwie jakiegokolwiek z nami
stosunku, dzi, kiedy kryzys mona ju uwaa za zaegnany, chocia sam proces bynajmniej
si jeszcze nie skoczy, mona spokojnym okiem rzuci wstecz na ubiege piciolecie i spo-
rzdzi sumaryczny bilans.
Napisalimy duo zych wierszy, namalowali duo zych obrazw - historia nam to wybaczy.
By to czas dziwny i pikny, czas, w ktrym kada strofa bya pchniciem, kady wiersz -
obron, czas, gdzie poezje preparowao si jak dynamit, a sowo stawao si kapsl, czas
wiecznej czujnoci i ustawicznego czuwania, wytania wzroku i wypatrywania miejsca, w
ktre najskuteczniej mona by uderzy.
I dzi, kiedy zych wierszy pisuj ju coraz mniej, z prawdziwym alem ogldam si wstecz
na te lata gorczkowe, pene przeczu i sw niewypowiedzianych, dziewicze lata kiekuj-
cych wartoci.
Dla amatorw jubileuszw - kilka dat.
Zaczynao si to powoli, od czasu do czasu zwiastowane jakim echem dziwnym i niesamo-
witym, jak grzmot przed burz.
Jeszcze niezadugo przed wojn, w r. 1914, tragiczny zwiastun i Jan Chrzciciel futuryzmu
polskiego, Jerzy Jankowski (autor Tramu wpoprzek ulicy), straszy publiczno polsk wier-
szami rozrzuconymi po czasopismach - pierwszy polski futurysta w, znaczeniu woskim.
Wiersze zaginy bez echa. Ksika przysza za pno. Choroba wyrwaa go z szeregu szer-
mierzy, zanim zdoa do niego wstpi. I pomimo e Jankowski dzieem swym na szali ruchu
nie zaway, pozostanie on na zawsze w literaturze naszej symbolem nowej, odradzajcej si
psychiki polskiej jako pierwszy zwiastun nowych dni, kiedy

zwyciy wod odblask krwawy
salw karabinw suchy trzask
wywid w wityni starej nawy
futuryzmu brzask.

Rwnoczenie z nim w drugiej stolicy Polski - Krakowie wielki Samotny artysta Tytus Czy-
ewski, zamknity w ustronnej pracowni, wygotowywa w tyglu swojej intuicji formy coraz
dziwniejsze i coraz bardziej zagadkowe.
Kiedy powrciem do Polski po dugiej w niej nieobecnoci, zgrupowaa si dookoa niego
garstka malarzy znanych na zewntrz Krakowowi pod nazw formistw, rozpoczynajc wte-
116
dy wydawa pod tym tytuem malekie pisemko redagowane przez Czyewskiego i Leona
Chwistka. Formici zrobili na mnie wraenie redniowiecznego cechu poszukiwaczy nowej
formy. Odgrodzeni od ulicy szklan tafl swoich pracowni, rozwizywali jeden po drugim
narzucajce si problematy malarskie, jak rozwizuje si rwnania matematyczne, z kamien-
nym uporem i pewnoci swej prawdy. A za szyb przewalao si ycie polskie, miotao si
w powojennej gorczce, tuko gow w mur zagnane w labirynty lepych uliczek, ycie po-
pltane, pstre, bezjzykie. Na prac przygotowawcz byo za pno. Chwila domagaa si
radykalnego czynu.
Zetknem si wtedy te po raz pierwszy ze Stanisawem Modoecem, wieym, rokuj-
cym artyst, od ktrego wszyscy spodziewalimy si bardzo wiele (nie znam przyczyn, dla
ktrych zamilk ostatnio).
Tak powstaa pierwsza polska organizacja futurystyczna, tzw. Katarynka. Nazwa nie bya
ani tak zabawn, ani tak przypadkow, jak si to moe powierzchownie wydawa. Obrazo-
waa ona moment dla futuryzmu polskiego decydujcy, moment wystpienia nowej sztuki
polskiej na ulic, pierwszy akt rozpoczynajcej si walki.
Posypay si plakaty, za plakatami - wieczory. To, e kryzys futuryzmu pierwszy przeszed
Krakw - miasto-mauzoleum, Krakw, w ktrym kada cegieka jest wawelsk, a kady
mieszkaniec - kustoszem, Krakw - polska Florencja, panopticum narodowych mumii, byo
objawem zupenie zdrowym i wiadczcym o ywotnoci organizmu polskiego.
Pozostawao zaatakowa polskiego buruja w jego legowisku - w Warszawie. Cztery nast-
pujce bezporednio po sobie wielkie wieczory, poprzedzone monstr-wieczorem w Filharmo-
nii, speniy to zadanie.
W lutym r. 1921 zachorowaa, Warszawa.
W Warszawie zetknem si po raz pierwszy z Anatolem Sternem i Aleksandrem Watem.
Pierwsza podpisana przez nich odezwa pt. Tak, jaka wpada mi w rce, owiana jeszcze du-
chem niemieckiego ekspresjonizmu, zwiastujc kogo, ktry nachodzi - bya mi cakowicie
obc. Wydany w okresie wieczorw warszawskich almanach Gga, propagujcy prymitywizm
jako odpowied futuryzmu polskiego, by anachronizmem. Na szczcie wiersze nic nie mia-
y wsplnego z prymitywistycznym manifestem.
Po duszych dyskusjach zosta w Warszawie ustalony jednolity front futuryzmu polskiego.
Pierwszym dokumentem tego byy wieczory dzkie w marcu 1921. Rezultatem - 1-a jednod-
niwka futurystw, manifesty futuryzmu polskiego, Krakw, czerwiec 1921, rozrzucona w
tysicach egzemplarzy po wszystkich miastach Polski.
W Manifestach futuryzmu polskiego zogniskowaem szereg poruszajcych nami wwczas i
szczeglnie aktualnych idei. Manifesty nie stanowiy adnego przedyskutowanego programu,
uchwalonego przez kongres futurystw polskich. Akcja bya rozpoczta. Publiczno doma-
gaa si od nas jakiego ideowego paszportu, do czego miaa zreszt pene prawo. Naszkico-
waem w nich t najoglniejsz paszczyzn, na jakiej moglimy si wszyscy pomieci bez
uciekania si do indywidualnych amputacji.
W Manifestach zarysowaa si po raz pierwszy zupenie wyranie twarz futuryzmu polskie-
go, odcinajca go lini a nazbyt widoczn od futuryzmw woskiego i rosyjskiego, pomimo
pewnych niewtpliwych rwnolegoci. Zbadanie i wykazanie tych elementw bdzie zada-
niem przyszego historyka futuryzmu. Do roli tej nie posiadam najprymitywniejszych warun-
kw. Jak mwiem, sprawa futuryzmu jest dla mnie spraw osobist. Kady dzie przeyty
117
wiadomie staje si martwym materiaem, do ktrego nie czuj nic oprcz nienawici. Jestem
cay dniem, ktry jest. Nie rozumiem przeszoci. Jest ona zawsze za ma o jedno teraz.
Kade wczoraj, rozpatrywane odrbnie, traci sens. Nadaje mu go dopiero kade nowe dzi-
siaj. Wiedziay o tym Manifesty, kiedy walczyy o aktualno dziea sztuki i jego warto
24-godzinn.
Manifesty futuryzmu polskiego s sformuowaniem tego, co w zaoeniu swoim byo jedynie
organicznym fermentem.
Waciwie kady ruch koczy si wraz ze swym manifestem. Jest to proces zupenie odwrot-
ny temu, jakim go sobie wyobraa publiczno. Nic nie szkodzi, e niekiedy przez przecig
dugiego nawet szeregu lat po ogoszeniu swego wyznania wiary pewna grupa ludzi postpu-
je tak, jak gdyby speniaa zawarte w nim zapowiedzi. Jest to pospolitym zudzeniem. Ruch,
ujty w ramy formuy, jest ju ruchem martwym, zapor, ktr trzeba przeskoczy. ywymi
s ludzie, i to ci, ktrzy nie tworz wedug swego manifestu. Nie ma to zreszt nic wsplne-
go z tak popularn w Polsce bezprogramowoci (uwaam j za synonim bezmylnoci) i
odrzekaniem si, zwaszcza w dziedzinie sztuki, od wszelkich programw. Kto nigdy nie
mia swojego manifestu, kto nic nie porzuca, nie ma nic w yciu do powiedzenia.
Manifesty futuryzmu polskiego s jego finaem. Pieni abdzi by N w brzuchu, najpik-
niejsza publikacja brukowa futuryzmu europejskiego.
Zbiorowa odpowied futuryzmu polskiego zostaa wynaleziona. W tym momencie zakoczy
si on sam.
Wszystko, co idzie potem, jest ju drog i poszukiwaniem odpowiedzi indywidualnych.

Jak bya odpowied futuryzmu polskiego?
Przed na wskro romantyczn psychik polsk wyroso cae morze nowych przedmiotowych
form cywilizacji, w wytwarzaniu ktrych nie braa bezporedniego czynnego udziau. Z for-
mami tymi zaczynaa ona wchodzi w pewien stosunek. Naleao niezwocznie samej wy-
tworzy formy, ktre pozwoliyby jej przyj spadek cywilizacji maszynowej nie jako mar-
twy baga, lecz jako wasny wytwr wewntrzny, inaczej, stworzy formy, ktre by podpo-
rzdkoway jej maszyn.
Futuryzm woski uczy j widzie w maszynie wzr i idea organizmu. Przez nieustanne apo-
teozowanie maszyny mia on nadziej wprowadzi j do wiadomoci powszechnej jako je-
den z momentw erotycznych.
Futuryzm rosyjski ujmowa maszyn jako produkt i sug czowieka. Stosunek jej do czo-
wieka sprowadza do czysto ekonomicznego stosunku robotnika do swego pracodawcy.
Odpowied futuryzmu polskiego bya z gruntu odmienn:
Czowiek w nieustannej swojej ekspansji na zewntrz musi wytwarza coraz to nowe formy
percypowania, tzn. przebudowywa nieustannie samego siebie, stosownie do nowych, wyra-
stajcych przed nim zagadnie, ktrym ma si przeciwstawi. Jedn z takich form jest wa-
nie maszyna. Maszyna nie jest produktem czowieka - jest Jego nadbudow, jego nowym
organem, niezbdnym mu na obecnym szczeblu rozwoju. Stosunek czowieka do maszyny jest
stosunkiem organizmu do swego nowego organu. Jest ona niewolnikiem czowieka o tyle tyl-
ko, o ile niewolnikiem jego jest jego wasna rka, podlegajca rozkazom jednej i tej samej
centrali mzgowej. Pozbawienie tak jednej, jak i drugiej przyprawioby czowieka wspcze-
snego o kalectwo.
118
Zadaniem sztuki wspczesnej jest wprowadzi ten moment najbardziej podstawowy dla no-
woczesnego pojmowania kultury do wiadomoci zbiorowej, uczyni go jej krwi i poczu-
ciem niewyrozumowanym. Uczyni za to moe sztuka nie przez opiewanie piknoci ma-
szyny (jest to temat co do wartoci rwny tysicu innych) ani nie przez wprowadzenie do
sztuki maszyny realnej (co moe zreszt stanowi jedn z jej wielu metod), ale przez kon-
struowanie wasnych, nowych organizmw na podstawie praw maszynowych: ekonomii, ce-
lowoci i dynamiki. Dla tego, pomimo i futuryzm polski w porwnaniu z woskim maszyn
jako tematem zajmowa si bardzo mao (Czyewski, Jasieski), zdziaa on na tej drodze bez
porwnania wicej.
Zasug futuryzmu polskiego jest, e nauczy ujmowa czowieka wspczesnego na tej wa-
nie gbokoci i dlatego czowieka tworzy sztuk. I na tym polega paralela, jak da si prze-
prowadzi pomidzy nim a renesansem, paralela narzucajca si, wyrana i naturalna.
Renesans pierwszy nauczy czowieka widzie pikno swego wasnego ciaa. Podnis ciao
ludzkie z roli materii, futerau dla niematerialnego ducha, do roli wsprzdnego organu.
Od tego czasu czowiek w nieustannej walce o byt swj wychowa w sobie i wytworzy nie-
zliczony kompleks nowych organw, ktrymi, jak polip mackami, obj wiat.
Futuryzm polski nauczy czowieka wspczesnego widzie w przedmiotowych formach cy-
wilizacji pikno swego wasnego wzbogaconego ciaa. Uleczy go z fetyszyzmu, jakim opa-
nowana jest caa futuryzujca myl wspczesna.
Na tym polega jego nieprzemijajce znaczenie.
Moe kto zarzuci mi, e usiuj nagi futuryzm polski do wasnej teorii i e twrczo
moich towarzyszy nie potwierdza zarysowanej tutaj przeze mnie linii. Byoby to nieporozu-
mieniem. Futuryzm nie jest szko, jest pewn form wiadomoci, stanem psychicznym, kt-
ry kada wiadoma jednostka musi dzisiaj przej, zanim go nie przezwyciy. Walka jest
jedna, drogi jej i rezultaty - rne. Nie pisaem historii futuryzmu, pisaem histori mojego
futuryzmu. e za przypadkowo staem przez czas jaki na czele ruchu nazywajcego si fu-
turyzmem polskim - to nadaje moim sowom pewnego obiektywnego znaczenia.
Zreszt linia, ktr tu wytknem, przewija si mniej lub wicej wyranie przez twrczo
wszystkich futurystw polskich, i jest do pewnego stopnia niewyrozumowanym powietrzem
tych poezji.
Prb przeczowieczenia wspczesnego miasta jest Pie o godzie i za pewnymi wyjtka-
mi caa moja twrczo dotychczasowa.
Na tym samym ogniu bolesnej, nieograniczonej samowiedzy zapalay si stalowo-betonowe
konstrukcje Tytusa Czyewskiego (Zielone oko, Noc - dzie).
Echem tej samej walki z przedmiotem, przeniesionej w dziedzin sowa, walki o odebranie
przedmiotowi jego treci samodzielnej, s namopaniki Aleksandra Wata - poezje rozoonych
na pierwiastki sw.
O niej mwi zdeformowane sowa poezji Modoeca.
Pod jej gorcym tchnieniem ksztatowaa si wreszcie teoria nonsensu Anatola Sterna. Zaci-
skajca si obrcz, jak tworz dookoa czowieka w swym narastaniu formy przedmiotowe
cywilizacji wspczesnej, prowadzca nieuchronnie do cakowitego zmechanizowania ycia
jednostki, ktra nie widzi w nich jedynie swych wasnych udoskonalonych organw, zmusza
j do poszukiwania z niej furtki. T furtk dla Sterna jest sztuka. Sztuka, oparta na nonsen-
sie, moe sta si dla zakaonego maszyn .czowieka wspczesnego sztucznym powietrzem,
119
pozwalajcym wyrwa mu si na chwil z getta logicznoci i konstrukcji i znale w nim
swoje ujcie i odpoczynek. Stanowiska tego nie podzielam. Nonsens jest dynamitem. Mg-
by sta si materiaem zanarchizowania mas (anarchizm intelektualny). W dobie dopiero
naradzajcego si kolektywu nie ma na niego miejsca. Stern-teoretyk reprezentuje w Polsce
powany odam myli futurystycznej (od Apollinairea do Dada), ktrego w historii futury-
zmu niepodobna pomin.
Dzi, kiedy okres zbiorowej walki o now form mona ju uwaa za skoczony, rnice
pomidzy poszczeglnymi twrcami zarysowuj si tak wyranie, e ogldajcemu si wstecz
przychodzi mimo woli pytanie, czy istnia rzeczywicie polski futuryzm jako jedno, czy nie
by po prostu grup ludzi zczonych wsplnoci ekspansji i dzi odnajdujcych sw wa-
ciw drog. Wraenie to jest pospolitym zudzeniem, jakie wywouje brak perspektywy hi-
storycznej.
Byo miasto wiadomoci polskiej i bya garstk partyzantw, co go chcieli zdoby.
Byli jak ludzie, co zebrali si na placu policzy swoje siy, uzbroi si i obmyle plan.
I plac nazwali: futuryzm polski.
A teraz rozchodz si w miasto - kady swoj ulic.
Dla jednej idei - dla zwycistwa.
Kady swoj ulic.
Czarne i nieprzystpne jest miasto wiadomoci polskiej. Wiele w nim bocznic, zaukw i
lepych uliczek.
Ktrzy niedobrze drog znaj - zabdz.
Zamkno si za nimi miasto.
Nie wieciy im adne lampy.
Poszli w noc.
Kady swoj ulic.

Krakw, 3 IX 1923

You might also like