You are on page 1of 137

BENTE PEDERSEN

BUNTOWNICY

1
- S pewne sprawy, o ktrych si nie mwi - rzek Jewgienij z powag.
Ciemnymi oczami spojrza na Olega i na jego drobn, weso i pogodn on, Antoni.
Byli najbliszymi przyjacimi Jewgienija. Zostali te najbliszymi przyjacimi Raiji.
O Jewgieniju wiedzieli prawie wszystko, a o Raiji wicej ni ona sama. Wiedzieli te o Jumali.
Oboje zgadzali si z Jewgienijem.
- To prawda, ale nie mog obieca, e tak po prostu zapomn - odezwaa si Antonia.
Ciemne loki podskakiway, kiedy potrzsaa gow. Na twarzy zazwyczaj beztroskiej
Toni wyjtkowo malowaa si powaga, w oczach pojawi si smutek.
Z mylami o bogini Jumali zawsze powracao cierpienie, ta niezwyka historia niosa z
sob bl.
- Ale postaramy si o tym nie wspomina - dokoczy Oleg. Druh Jewgienija z okresu
przewozw frachtowych na Morzu Biaym i na rzece Dwinie oraz ku wybrzeom pnocnej
Norwegii byskawicznie przeszed do istoty sprawy. - Masz racj, Jewgienij, s rzeczy, o
ktrych si nie mwi. Czasami zastanawiam si, czy to, co widziaa Raija, wydarzyo si
naprawd, i wraz z upywem czasu nabieram do tego dystansu. Czasami zdaje mi si nawet, e
to by tylko sen...
Jewgienij ze smutkiem pokiwa gow. Wszyscy troje wiedzieli przecie, e byo
inaczej. Przeyli to naprawd.
- Chciabym, eby Raija o tym zapomniaa - rzek Jewgienij.
W jego gosie brzmiaa troska. Ubstwia Raij, kocha j z si, ktra nawet jego
samego przeraaa.
By moe nie powinien by dopuci, by Raija znaczya dla niego tak wiele.
Ale tak si uoyo jego ycie. Zostaa jego on, staa si caym jego wiatem.
- Chciabym, eby cie Jumali znikn z mego ycia - rzek stanowczo.
- A ja myl, e Jumala nas przeyje - zauwaya Antonia.
Sowa jakby wymkny si z jej ust, niczym myl, nad ktr nie zdya si dobrze
zastanowi.
Wygldao na to, e Jewgienijowi nie spodobay si jej przypuszczenia. By moe
obawia si, e mog okaza si suszne. Jednak nic nie powiedzia.
Wrcia Raija.
Stpaa na palcach. W jej oczach pojawi si wyraz ulgi. Cicho zamkna za sob drzwi.
Musiaa zajrze do dzieci, poniewa Michai si obudzi i domaga si pnej kolacji. Olga na

szczcie przespaa jego nocny koncert.


- Misza jest mczyzn, ktry wie, czego chce - umiechn si Oleg.
Cieszy si, e mog zostawi temat Jumali. Zawsze czu si nieswojo, kiedy rozmowa
toczya si wok owej pogaskiej bogini. Nie potrafi okreli, co czuje. Nie bardzo wiedzia,
w co wierzy. W gowie mia gmatwanin wspomnie o zdarzeniach sprzed roku. Antonia
uczestniczya w nich niemal przez cay czas, on za przyjecha pod sam koniec. I nie dopuszcza
do siebie tego, co si stao, tak dugo jak potrafi, dopki nie zaguszy gosu rozsdku i lepo
nie zaakceptowa faktw.
Nabra ju dystansu do niesamowitych przey, ktre stay si udziaem Raiji.
Wydawao si, e ta kobieta przyciga ku sobie wszystko, co niezwyke.
By moe nie naleao tworzy jej nowego ycia. Olegowi czsto zdarzao si aowa,
e obieca Jewgienijowi milczenie na temat przeszoci jego ony. Odnosi wraenie, jakby
take kama.
Ale teraz jest za pno, by si wycofa. Od czasu, kiedy urodzio si dziecko,
przeznaczeniem Raiji jest Rosja. Oleg zastanawia si, czy Jewgienij to sobie zaplanowa. Ta
myl nie dawaa mu spokoju.
Siedzieli w domu Olega i Toni w Archangielsku. By lipiec roku 1736.
Jeszcze raz Jewgienij i Raija przywieli cay inwentarz z domu nad Dwin. Raija
ponownie miaa zamieszka w miecie. Ponownie jej uszy miay wypeni odgosy krokw na
mocie, renie koni i miech chopcw stajennych Toni. Std roztacza si widok na port i statki
ze wiata oddalonego o wiele mil od pnocnej Rosji, ze wiata, w ktrym rozmawiano po
niemiecku.
- Moe jednak nie pojad - powiedziaa Antonia chyba po raz dziesity tego wieczoru.
Spojrzaa na ma. Szukaa w jego oczach choby najmniejszego znaku, e si z ni zgadza, ale
nie znalaza nawet cienia poparcia.
Jewgienij zamia si cicho:
- Po raz pierwszy napotykam takie trudnoci, by namwi kobiet do wsplnej podry!
- Kiedy musi by ten pierwszy raz - zauwaya Raija wesoo i potargaa go po wosach.
Jewgienij spojrza na ni czule.
- Potrzebujemy koni czy nie? - spyta Oleg na wp zrezygnowany.
Wzruszy si tym, e jego niezalena ona nie chce bez niego wyjeda. Nie musia
szuka zbyt daleko w pamici, eby odnale czasy, kiedy Antonia na jedno skinienie
wyfrunaby z domu niczym wdrowny ptak jesieni.
Toni ruchem gowy wskazaa na pier Olega i chwycia brzeg jego kurtki.

- Powinnam przyszy ten guzik - mrukna.


- Czy mylisz powanie o prowadzeniu wasnej hodowli? - dopytywa si dalej Oleg, nie
dajc onie szans na wynajdywanie kolejnych wymwek.
- Wiem, e musz jecha - przyznaa z cikim sercem.
Westchna rwnie zrezygnowana jak przed chwil Oleg. Po chwili jednak rozemiaa
si cicho. Jej twarz wydaa si teraz bardzo adna, pena ciepa. Antonia miaa si z siebie.
miaa si tak zaraliwie, e wszyscy wok take musieli si umiechn.
Nikt nie potrafi tak rozadowa atmosfery jak Antonia.
- Nie mylcie tylko, e podoba mi si ten pomys - dodaa szybko, kiedy zauwaya, e
odetchnli z ulg Jej twarz nie cakiem spowaniaa. Toni nigdy nie bdzie wygldaa jak
prawdziwa zrzda, nawet jako stara babuszka bdzie przypominaa niesforn dziewczyn, na
zawsze zachowujc w sobie dziecicy niepokj. - Wcale mi si to nie podoba. Niestety Oleg
ledwie zauwaa rnic midzy pyskiem a zadem konia i nie mog go wysa w t podr.
Wiem, e sama musz wybra odpowiednie okazy. Mnie przynajmniej nikt nie bdzie usiowa
oszuka. Dawno ju przestali prbowa!
Kiedy Toni po mierci ojca, ktry zostawi jej w spadku stadnin, zaczynaa zajmowa
si hodowl, nieraz starano si wywie j w pole. Wygldaa jak niewinny kwiat i gruboskrni
mczyni dali si zmyli temu wizerunkowi. To wanie wtedy Toni wyrobia sobie pogld,
e mczyzn mona atwo oszuka, poniewa bardziej wierz oczom ni uszom.
Modziutka Toni udowodnia im, e zna si na koniach prawie tak samo dobrze jak oni.
Udowodnia im, e doskonale wie, co decyduje o wartoci konia, ktrego zamierza kupi.
aden z handlarzy nie przeprosi za nieuczciwo. Ale zapamitali j i wicej nie
prbowali oszukiwa. Ani jeden z nich.
Wszyscy wiedzieli, kim jest Toni.
Bya jedyn kobiet, z ktr hodowcy koni mieli do czynienia. Uznali j za swoj,
poniewa miaa si rwnie gono, umiaa opowiada pikantne historie, piewaa smutne pieni
faszywym gosem. Potrafia dorwna im w piciu, nie spadajc pod st. I znaa si na koniach.
Kochaa zwierzta rwnie mocno jak niektrych ludzi, darzya je szacunkiem, dobrze si z nimi
obchodzia.
adnemu z hodowcw na pnocy Rosji nie przyszoby do gowy, eby stara si
przechytrzy Antoni. A poniewa bya kobiet, kady z mczyzn bez wahania stanby w jej
obronie. Jednak nigdy by si do tego nie przyznali. Zreszt Toni, silna i niezalena, nie
potrzebowaa ich pomocy.
Antonia zdawaa sobie spraw, e gdyby sama nie przyjechaa po konie, potraktowaliby

to jak zdrad.
Naturalnie wybaczyli jej to w zeszym roku, kiedy dowiedzieli si, e urodzia dziecko.
Wiedziaa, i pomyleli, e ju przestanie zajmowa si komi, e podzieli los wikszoci
innych kobiet.
Chciaa udowodni, e pozostaa sob, cho trudno bdzie znie tak dug rozk z
creczk.
- Oleg zna si na statkach, Toniu - przekonywa Jewgienij. - Ty i ja jestemy znawcami
koni. Pozwlmy, by Oleg i Raija pilnowali spraw tu na miejsca Raija zajmie si Olg jak
ksiniczk. A my bdziemy mogli si upija kadego wieczoru i paka na ramieniu
drugiego...
Toni zwyka podrowa w towarzystwie jednego ze stajennych, ale tak bywao, zanim
poznaa Olega, w czasach kiedy nie przywizywaa szczeglnej wagi do tego, z kim dzieli
siennik. Kiedy lubia wtuli si w silne ramiona stajennego.
To byo inne ycie. Nie aowaa, e mino. Teraz wydawao si takie obce, jakby
cudze.
Nie chciaa stwarza powodw do nieporozumie, tym bardziej e Jewgienij sam
ofiarowa si jej towarzyszy.
Zna si na koniach, ludzie syszeli o nim duo, powtarzali historie o jednorkim
kapitanie.
Jego obecno da jej poczucie bezpieczestwa.
Jewgienij twierdzi, e potrafi dobija targu, cho moe nie akurat w handlu komi.
Poza tym by przyjacielem. Nie bdzie zatem traci czasu na prby wtargnicia jej pod
spdnic. Jemu take odpowiadao, e Toni nie oczekuje od niego umizgw.
Ufali sobie wzajemnie.
Mieli wyruszy nazajutrz.
Raija i Jewgienij dzielili wsk kuchenn aw. Czuli, e w pomieszczeniu jest chodno,
cho Toni i Oleg palili nawet o tej porze roku. W domach, gdzie okna wychodziy na pnocny
zachd, zrobio si zimno. W nocy ucieknie jeszcze wicej ciepa.
- Nie pozwl si Antonii w nic wplta! - szepna Raija.
Jewgienij poczu ciepy oddech ony na swym szorstkim policzku. Obj j i powoli
gadzi jej rami.
- Toni jest dorosa - rozemia si cicho. - Moe raczej to j powinna poprosi, eby
mnie pilnowaa, bym si w co nie wplta?
- Jeste okropny, Jewgieniju Dymitrowiczu! - odpara, cho wcale tak nie mylaa.

Najbardziej cenia w nim wanie ow chopico, za to go kochaa i dlatego chciaa si z nim


zestarze. - Toni mwia, e tam, dokd jedziecie, bd sami mczyni. Wydaje mi si zatem,
e nie mam si specjalnie czego obawia?
- Hm... - Jewgienij na pozr obojtnie wzruszy ramionami. - Toni zapomniaa ci chyba
wspomnie o dziewczynach lekkich obyczajw, ktre podaj w lad za handlarzami komi, a
ktre przybywaj z Kozakami z poudnia znad Donu... znad Dniepru...
Raija rozemiaa si tu przy jego szyi.
- Starasz si wzbudzi we mnie zazdro, mj drogi? - W pmroku nie widziaa
wyranie twarzy ma, ale domylia si, e zgada. - Ufam ci - powiedziaa po prostu. - Nie
musz nikogo prosi, eby ci pilnowa. Wiem, e jeste rozsdny, i wiem, e mnie kochasz.
Wicej mi nie trzeba. Nie musz posi na wasno kadej przeywanej przez ciebie chwili,
mj najdroszy. Dopki wiem, e wrcisz, potrafi oddycha, nawet jeli przez jaki czas bd
sama. Po prostu nie jestem zazdrosna. - Zamilka, zanim zacza mwi dalej. - I nie wyraaj
si le o tych kobietach. C moemy wiedzie o powodach, ktre nimi kieruj...
Jewgienij milcza. Mocniej ucisn Raij. To pewne, e na ni nie zasuy.
By moe i wiat nie zasuy na kogo takiego jak ona.
atwo jest osdza. Jemu take. Wikszoci osb, ktre zna, przychodzio to bez trudu.
Tak atwo jest krytykowa i pogardza...
Przez moment ujrza przed sob te kobiety, o ktrych rozmawiali. Wikszo z nich
ycie ciko dowiadczyo. W mroku trudno jest dostrzec linie pozostawione przez troski, lecz
dzie je odsania.
Jewgienij rwnie trzyma kilka z tych dziewczt w ramionach, kiedy mia jeszcze obie
rce. Kiedy ucieka od uczu w wiecznym poszukiwaniu namiastki tego, czego nie mg dosta.
Raija nie powinna o tym wiedzie.
- Jeste najpikniejsz istot na ziemi - szepn przy jej czole. - Najpikniejsz z kobiet doda. - Michai zajmuje w moim sercu rwnie wane miejsce, ale to zupenie co innego. Rozemia si cicho. - Marzn mi stopy. Zaraz tak jak Antonia zaczn szuka
usprawiedliwienia, eby zosta w domu...
Raija pocaowaa go. Pocaowaa wargi, ktre potrafiy by tak surowe, a ktre teraz
podday si jej woli. Pocaowaa jego chude policzki, ktre z kadym upywajcym rokiem
wydaway si coraz bardziej zapadnite, co jednak wcale go nie postarzao. W kadym razie nie
w jej oczach. Zreszt wszystko, na co si patrzy z mioci, staje si pikne.
- Dobrze ci zrobi, jeli na troch wyjedziesz - rzeka z mdroci w oczach.
Jewgienij zastanowi si przez chwil, co bdzie tego dnia, kiedy wszystko, co tumione,

skrywane i zapomniane, wyoni si z cienia.


Odsun jednak od siebie t myl. Cakiem dobrze ju mu si to udawao, y z tym
przecie na co dzie.
Jako sobie radzi.
Jednoczenie potrafi by szczliwy. Potrafi kocha.
- Zawsze podrowae - mwia dalej Raija. - O wiele trudniej musisz znosi siedzenie
w domu, ni to przyznajesz.
Rzeczywicie tskni za wiatrem we wosach.
Nie mwi jej o tym, lecz czsto za tym tskni.
Za wiatrem we wosach, pokadem niespokojnym pod stopami, morzem dookoa.
Morzem i niebem.
Czowiek czuje si wtedy taki may, a jednoczenie taki potny. eglowali i yli
porodku ywiou, ktry nie zosta stworzony dla ludzi. Opanowali i morze, i wiatr.
Brakowao mu tego ycia.
- Wybraem dom - rzek tylko. Nie potrafi wytumaczy Raiji swej tsknoty.
Mg nazwa sowami wszystkie inne pragnienia, ale nie to; owej tsknoty kobiety nie
znaj. Trudno byoby oczekiwa, e zrozumie. Nawet Raija.
- Kiedy si pojawia, rozpoczem nowe ycie, Raiju. Byoby niewdzicznoci tskni
za czym innym, skoro mam ciebie i chopca.
Nie protestowaa. Ale wiedziaa, e tskni rwnie za yciem, ktre zostawi, ktre, jak
twierdzi, zakoczy. Wiedziony poczuciem taktu stara si, by si o tym nie dowiedziaa, ale
przecie nie bya dzieckiem.
Widziaa.
Wiedziaa.
Jewgienij zasn w jej ramionach. Raija uoya si tak, e jego gowa spocza na jej
piersi.
A kiedy zamkna oczy, przez moment wyda si jej obcy. Jednak to wraenie zaraz
znikno. Kiedy na powrt otworzya oczy, znw by jej Jewgienijem, jej mem.
Przespa noc, podczas ktrej Raija na moment uchylia zasony skrywajcej przeszo.
Ranek przywita chodem jej nagie stopy. Nie budzc ma, cicho wstaa i rozpalia w pieca
Potem znowu wlizna si pod skry. Ogrzaa si pod okryciem. Przytulia si do Jewgienija,
przysuna najbliej jak moga. Rozkoszowaa si bliskoci ma, cisz i trzaskaniem drewna
w piecu.
Jewgienij obudzi si w jej ramionach.

- Moga si oswobodzi od mego ciaru - rzek ciepym gosem, ziewajc. - Nie


wyspaa si.
Uwiadomi sobie, jak bardzo j kocha. Jednoczenie poczu ukucie wyrzutw
sumienia, poniewa dla niego zrezygnowaa ze snu.
- Byo mi dobrze - odpara.
Jewgienij wiedzia, e w Raiji drzemie ogromna potrzeba obdarowywania. Ofiarowania.
Bardziej siebie ni przedmiotw. Sam nie posiada tego daru, ale Raija chtnie rozdawaa, jeli
tylko moga. Jeli kto bardziej ni ona sama potrzebowa tego, co miaa.
Raija nie przyznaa si, e nie z jego powodu nie moga zasn.
Poza tym chciaa popatrze na ma ostatniej nocy, zanim wyruszy. Posi te cenne
minuty, ktrych nawet on nie zna, kiedy spa w jej ramionach jak dziecko.
- Musiaam ci zaczarowa, eby nikt inny nie mg ci obejmowa, zanim znowu nie
bdziesz ze mn - zaartowaa.
I chocia Jewgienij umiecha si, zakadajc wysokie buty do jazdy konnej, w jego
gosie brzmia cie powagi, kiedy powiedzia:
- Nie zdziwioby mnie, gdyby bya w stanie tego dokona, moja Raiju. Myl, e ju
dawno ci si to udao. Ju wtedy, kiedy jeszcze nie wiedziaa, kim jestem...
Zamierza powiedzie wicej, ale ugryz si w jzyk, zanim zahaczy o obszary, ktre
zatary si w jej pamici.
Omal si nie przyzna, e omotaa go sw sieci ju wtedy, kiedy kocha j Aleksiej, a
on sam traktowa jak ukochan siostr.
Musi bardziej uwaa na sowa, zwaszcza kiedy jest zmczony.
- Nie mam ochoty obejmowa innych kobiet - zapewni.
Nie musia tego robi.
Raija wiedziaa o tym. Bya go pewna. Tak otwarcie stara si j uszczliwi. Kocha j
wielk i niewzruszon mioci. I chocia Raija nie pamitaa czasw sprzed maestwa z
Jewgienijem, miaa uczucie, e nie zawsze tak byo.
Bya prawie pewna, e nigdy przedtem nie zaznaa takiego spokoju, e owo poczucie
bezpieczestwa pojawio si w jej yciu wraz z Jewgienijem.
Wyruszyli jednym ze statkw pyncych Dwin na poudnie. Raija usyszaa
napomnienia Toni dobiegajce jeszcze z pokadu. Rozemiaa si na poy rozbawiona, na poy
zrezygnowana Zdawao si, e Toni nie wierzy, i Raija potrafi zajmowa si dziemi. Ona,
ktra...
Co zablokowao t myl, nie pozwolio jej dokoczy, jakby gadka ciana, jak skaa

mokra od deszczu.
Raija poczua ucisk w skroniach.
Wiedziaa, co to oznacza.
Myl zapdzia si za daleko, zamierzaa przebi si przez ska.
Na prno...
Raija zdusia j. Tumienie myli stao si ju nawykiem, nauczya si tego. Za kadym
razem czynia to z mniejszym blem. Ju nawet nie zdawaa sobie sprawy, e to nie jest
normalne, e nie wszyscy tak robi.
Patrzya, jak statek z Jewgienijem i Antoni wlizguje si w ujcie rzeki. Nie potrafia
rozrni ich postaci na pokadzie, ale wiedziaa, e tam s. e staraj si dojrze dom i j w
nieduym oknie kuchni za powiewajcymi firankami, poniewa w cigu dnia otwieraa je na
ocie. Czasami w mieszkaniu robio si za gorco, poza tym Raija lubia te sucha dwikw, ktre brzmiay dziwnie, obco.
Ju tsknia za Jewgienijem. Kochaa go. Czua si z nim szczliwa.
Ale czy ya?
Bya kobiet i matk. Robia to, co robiy inne kobiety i matki.
A kiedy Olga i Michai spali, nudzia si. Nawet pord tych wszystkich odgosw z
zewntrz, nawet z robtk w rku czy pilnujc na ogniu jedzenia dla synka, odnosia wraenie,
jakby cae ycie toczyo si gdzie obok.
Jej myli wydaway si bardziej wawe ni palce atajce ubranie. Donie nie poruszay
si wprawnie, wydaway si tak niezgrabne, e si tego wstydzia. Wszystkie kobiety potrafiy
przecie szy!
Z dworu dobieg j tupot ng. Nie nalea do niezwykych odgosw, czsto go syszaa.
Rozmaite kroki, rozmaite buty. Chodaki, skrzane trzewiki, buty z kory brzozowej, ktre
szuray o podoe w cakiem szczeglny sposb, ciche kumagi. Musiay tam by, syszaa
przecie gosy ludzi.
Tym razem za oknem rozleg si stukot chodakw i Raija od razu wiedziaa, e to kroki
marynarza.
Nie zapuka. Otworzy drzwi na ocie, jakby zawsze by mile widzianym gociem.
- Gdzie pryncypa? - rzuci w progu zdyszany. Bez wstpw, nawet bez przywitania.
Raija zrozumiaa, e szuka Olega, a nie Jewgienija. Wiedzia zatem, e Jewgienija nie
ma w miecie, widocznie ju z kim rozmawia.
- Zaraz powinien przyj - odpara. - Szukae w porcie? W kantorze?
Skin gow.

Sta w drzwiach, wpuszczajc do rodka popoudniowe powietrze. Mia na sobie szare


spodnie, tak szerokie, e luno zwisay wok ng - jako pasek suy sznur, zwizany nad
biodrem w kunsztowny wze. Szerok koszul z rozciciem na gow, sigajcym do polowy
piersi, bez guzikw czy wizania, co sprawiao, e nie moga by przyzwoita, choby nie wiem
jak si stara.
Przybysz by marynarzem. Raija wiedziaa o tym, nie pytajc.
Nie zaprosia go do rodka. Pogardzaa sob z tego powodu, nie uwaaa przecie
niespodziewanego gocia za kogo gorszego.
Ale nieprzyjemnie pachnia morzem, rybami, potem i jeszcze czym, czego nie potrafia
okreli.
Czyby odgad, co o nim mylaa? Umiecha si krzywo, jakby drwico. Jego zby
lniy biel na tle opalonej twarzy.
Usyszaa kroki Olega, jego skrzane buty uderzajce o kamienny bruk mostu. Po chwili
posta przyjaciela ukazaa si w drzwiach. Oleg pochyli gow i kark, eby wej.
Rozpozna w mczynie jednego ze swych pracownikw. Spojrza na niego pytajco.
Zaprosi do rodka, wskaza krzeso przy stole.
Raija unikaa wzroku przybysza. W jego oczach pojawia si miao, ktrej nie
potrafia wytumaczy. Co tak wyzywajcego, e poczua si nieswojo.
- Co si dzieje, Wasilij? - spyta Oleg. Bezceremonialnie cign kurtk i buty, patrzc
jednoczenie na marynarza. - Mylaem, e macie do roboty na Antonii, eby przygotowa
j do drogi.
- Jednym z kutrw rybackich nadesza wiadomo z Morza Biaego - wyjani
marynarz. Wstrzyma na chwil oddech, zanim zacz mwi dalej. Jego niebieskozielone oczy
przykuy wzrok Olega. - Na naszym drugim statku wybuch bunt. Na tym, ktry nosi to
piekielne imi.
- To moje imi - Raija usyszaa swj wasny gos. - Nie uwaam, eby byo piekielne...
- Tak czy owak marynarze wszczli bunt - rzek Wasilij. - Zaoga wyrzucia kapitana i
sternika za burt. Kapitan nie yje, sternika uda si moe uratowa. Rybacy wycignli go na
pokad kutra i przywieli na ld...
Patrzy wyczekujco na Olega.
Oleg znieruchomia z pochylon gow.
Raija pomylaa, e niedobrze si stao, i Jewgienij dzi odpyn. Co jej mwio, e
buntownicy o tym wiedzieli.
- Dlaczego? - spytaa. Wasilij spojrza na ni. Wzruszy ramionami.

Skrzywi si. Wzrokiem przebieg po garnku na piecu. Policzki Raiji zaczerwieniy si.
Gotowaa dzi zup na misie. Wiedziaa, e nie takie zapachy marynarze wdychali na
statku.
- Moe kto powinien si tego dowiedzie? - rzuci obojtnie. Wsta. - Ja tylko
przekazaem wiadomo. Reszta nie naley do mnie. Nie bior w tym udziau.
- Pyn dalej? - spyta Oleg. - Czy zakotwiczyli statek? Znowu wzruszenie ramion.
Mczyzna sugerowa, e niewiele go to obchodzi, e to nie jego sprawa. Nic na tym nie
skorzysta ani te wiele nie straci.
Oleg na powrt zaoy buty. Wsta. Nic nie zjad. Raija zauwaya, e jest zmczony.
Ale musia teraz podejmowa decyzje. Nie mia prawa do odpoczynku.
- Antonia nie odpynie zgodnie z planem. Musz najpierw dosta si na Raij i
dowiedzie, czego chc buntownicy. Musz ich powstrzyma, nie dopuci, by posunli si za
daleko!
- Czy aby ju nie posunli si za daleko? - spytaa cicho Raija. - Kapitan nie yje...
Ale tylko Wasilij j sysza Oleg by w drodze do portu Wzrok marynarza wiadczy, e
ycie nie szczdzio mu gorzkich dowiadcze.
- Nie myl tyle o obcych, ktrzy zginli - rzek. Umiecha si, gdy wychodzi. Nie
zamkn za sob drzwi. Popoudniowe powietrze wypenio pokoje.

2
Oleg wrci dopiero nastpnego dnia. By zaronity, bruzdy na jego twarzy pogbiy
si, oczy pociemniay.
- Sytuacja jest powana - oznajmi Raiji. By tak zmczony, e nie mia siy si
rozebra. Opad wyczerpany na krzeso, opar gow o cian. Na chwil przymkn oczy. Dlaczego my? - spyta i z trudem podnis powieki. Napotka wzrok Raiji. - Czy potrafisz to
zrozumie? Przecie dobrze ich traktujemy! W porwnaniu z innymi wacicielami statkw
naprawd dobrze traktujemy naszych marynarzy! Wicej im pacimy ni inni. Staramy si dla
nich o ubrania, o ywno. Pomieszczenia dla zaogi s lepsze ni na innych frachtowcach.
Przebudowalimy cay statek, eby poprawi marynarzom warunki codziennego bytowania.
Dlaczego wanie nas to spotyka?
- By moe uznali, e jestecie jedynymi, ktrzy potrafi ich zrozumie? - zgadywaa
Raija.
Mina ponad doba od chwili, kiedy Oleg i marynarz o miaych oczach wyszli z domu.
Raija wypenia czas domowymi obowizkami i opiek nad dziemi. Cieszy j miech i nowe
miny Olgi i Miszy, odpowiadaa czule na ich gaworzenie.
Ale mylami bya daleko na morzu, razem z Olegiem.
Baa si.
- Inni waciciele statkw i tak nie poszliby na ustpstwa - powiedziaa zamylona. - Wy
pokazalicie marynarzom, e traktujecie ich jak ludzi. Moe dlatego maj nadziej, e ich
wysuchacie, moe na innych machnli rk...
- Mwisz, jakby trzymaa ich stron - rzek Oleg z gorycz. Rwa due kawaki chleba,
ktry przed nim pooya. Podgrzaa zup. Nalaa pen misk. Oleg pi z niej, nawet nie
spojrza na yk, ktr mu podaa. - Zabili kapitana. Moe on si nie liczy? Mia on i
omioro dzieci. Czy to te si nie liczy?
Raija nie odpowiedziaa. Ujrzaa przed oczami twarz czowieka, ktry dowodzi na
Raiji. Znaa kobiet, ktra zostaa wdow.
- Zabili go z zimn krwi - mwi dalej Oleg. - Podernli mu gardo. Czy nadal jest ci
ich al? Tych, ktrzy zaczli ustanawia wasne prawa? - pyta wzburzony.
- Nikogo nie auj - odpara Raija. Usiada po drugiej stronie stou. agodnie poprosia,
by troch zniy gos.
Oleg skoczy je. Przetar rk oczy i czoo. Umiechn si przepraszajco, rozjani
surow twarz.

- Wybacz - rzek cicho. Nie mia zwyczaju przyznawa si do wasnych bdw, ale
Raija bya niepodobna do innych ludzi. Ceni j i szanowa. Poza Antoni niewiele osb byo
mu tak bliskich. W kadym razie pord kobiet.
Kruszy chleb midzy duymi domi, zlepia okruchy w palcach i zjada je. Pewnie
robi tak jako chopiec. To dziwne, jak tego rodzaju przyzwyczajenia mog towarzyszy
czowiekowi przez cae ycie.
- Nie staj po niczyjej stronie - rzeka Raija z naciskiem. Oleg nagle uwiadomi sobie,
e dostrzega w Raiji zbyt wiele yciowej mdroci, a w jej ciemnobrzowych oczach zbyt wiele
zrozumienia. Jest zbyt moda, skd u niej to dowiadczenie? - Nie mam pojcia o yciu na
morzu, Oleg, ale tak, jak nie chc stawa po adnej ze stron, tak te nie chc nikogo osdza.
Trudno jest pozna czyje troski, nie bdc w jego skrze. Zgadzasz si? Nie moemy wiedzie,
co kierowao tymi ludmi. Nie wszystko jest takie, jak to widzimy. Musimy spojrze nie tylko
oczyma, poniewa obraz, ktry postrzegamy, moe okaza si bardzo zwodniczy. Chc tylko
zrozumie, nie zamierzam nikogo osdza.
- Mylisz, e i ja nie chciabym zrozumie? - spyta ostrym tonem. - Do diaba, e te
Jewgienij musia wyjecha wanie w takiej chwili! Marynarze nie mogli chyba o tym
wiedzie...
- Bunt nie jest skierowany przeciw tobie, adne dania nie zostay wysunite wobec
ciebie, Oleg!
Skin gow.
Miska bya pusta, ale Oleg nadal trzyma j w doniach. Nie chcia dokadki.
- Wiem, e ludzie buntuj si przeciw wszystkim wacicielom statkw. Moe przeciw
caemu porzdkowi.
Wzruszy ramionami.
- Czy zamierzasz wysa przeciw nim onierzy? - spytaa Raija.
Tak radzili kapitanowie z innych krajw. Kapitan niemieckiego statku, ktry zawin
niedawno do portu, twierdzi, e tylko bro przemwi do buntownikw.
- onierze Romanowa potrzebuj czasu, eby tu dotrze - odpar i zmczony zamkn
oczy.
- Nie mgby chyba tego zrobi, prawda? - rozleg si gos Raiji, przemkn przez
pokj niczym powiew wiatru.
Oleg napotka jej spojrzenie. Potrzsn gow. Przeczesa palcami sztywne wosy.
- Sam pywaem jako marynarz - rzek. - Siedziaem przy tych wielkich kotach na
pokadzie. Bywaem tak godny, e rozrywao mi wntrznoci, e miaem przywidzenia.

Tkwiem na tym cholernym pokadzie na deszczu i wietrze i czekaem, a jedzenie bdzie


gotowe. Czekaem, a wszystko si rozgotuje, tak ebymy nie mogli rozrni ryby od
robakw, tak eby powstaa jednolita papka. Smakowaa rwnie obrzydliwie, jak wygldaa, ale
przynajmniej ju nie krcio mi si w gowie. Mogem wsta nastpnego dnia do pracy, po ktrej padaem midzy twarde maty w kajucie razem z pitnastoma towarzyszami. Spalimy tak
ciasno obok siebie, e pluskwy nawet nie musiay bra rozpdu, by przeskoczy z jednego na
drugiego... - Oleg westchn. - Byem prostym marynarzem, Raiju. Zbyt dobrze to pamitam.
By moe nadal jestem jednym z nich. By moe dlatego traktuj ten bunt jako zdrad...
Pokrci gow. Zoy wielkie donie, moe si modli.
- Czego chc? - spytaa Raija.
- Lepszych warunkw pracy. - Umiechn si zmczony.
- Czy nie moesz na to przysta? Skin gow.
- To aden kopot.
- Ale to nie wszystko?
- Nie. Domagaj si wykrelenia dugu, dla siebie i dla zaogi na Antonii. Myl, e
chc tamtych pozyska, dajc czego rwnie dla nich. Mog powiedzie, e walcz take w
ich imieniu. Moe to zaplanowali? Nie wiem. Nic ju nie wiem, Raiju. Nigdy bym nie
pomyla, e ci, ktrym dajemy prac, zbuntuj si przeciw nam...
Raija wiedziaa, e Jewgienij i Oleg byli bardziej ludzcy ni inni waciciele statkw.
Marynarze otrzymywali zapat po rejsie. To uniemoliwiao ich odejcie przed
zakoczeniem wyprawy. Lecz wielu z nich zostawiao w domu rodziny, ktrym czsto
brakowao rodkw do ycia, kiedy mczyzna wypywa w morze.
Niektrzy waciciele statkw nie przejmowali si tym i uwaali, e to nie ich sprawa.
Jewgienij i Oleg udzielali poyczek tym marynarzom, ktrzy jej potrzebowali.
Naturalnie inni waciciele statkw postpowali podobnie, ale w zamian za lichwiarski procent.
Jewgienij i Oleg nie naliczali odsetek, a jedynie oczekiwali spaty poyczonej kwoty.
Wielu spord zaogi zwracao poyczk, traktujc j jak dowd zaufania.
Ale byli te tacy, ktrzy nie byli w stanie uregulowa dugu.
Bywao, e Jewgienij i Oleg nie powinni wypaca wynagrodzenia, poniewa
pracownicy byli im winni wicej, ni zarobili.
Raija rozumiaa, dlaczego mimo wszystko dunicy otrzymywali wypat, ale czua, e
nie tak naley prowadzi interesy.
- Nie moemy si na wszystko zgadza - rzek Oleg, ciko wzdychajc. - Wtedy po
prostu prowadzenie handlu stanie si niemoliwe. Poza tym inni kupcy i armatorzy rwnie

wywieraj na nas nacisk. Twierdz, e powinnimy trzyma si razem, nie godz si na


ulego z naszej strony. Gro, e jeli mimo wszystko pjdziemy na ustpstwa, wykorzystaj
swoje kontakty. Postaraj si, eby nie byo dla nas towaru, eby nikt nam nie sprzeda drewna,
niezalenie od tego, ile bdziemy chcieli za nie zapaci...
- Co zamierzasz zrobi? - spytaa Raija. Zaczynaa dostrzega powag sytuacji. Przeciw
Olegowi wystpili nie tylko zbuntowani marynarze. Przeciwko niemu obrcili si take
waciciele innych statkw.
Oleg podlega naciskom obu grup.
- Przespa si - odpar. - Nie za dugo, ale musz si cho troch przespa, Raija. By
moe dzi w nocy co si wydarzy. Nie wiem. Powinienem dosta wiadomo. Obud mnie!
Ale teraz musz si pooy...
Raija nie protestowaa. Oleg potrzebowa snu. Zdja mu nawet buty. Sam nie zadba o
to albo moe zasn, zanim zdy o tym pomyle. Przykrya go. Delikatnie, tak jak okrywa si
dziecko, ktre zasno ze zmczenia.
Potem usiada na kuchennej awie. Pilnowaa ognia w piecu. Nie zamkna drzwi na
klucz.
Po kilku godzinach zjawi si ten sam marynarz, co wczeniej, Wasilij. Raija miaa
dobr pami do imion.
Znowu stan w drzwiach. Znowu zostawi je otwarte. Wypuszcza ciepo, przynis ze
sob chd nocy.
- Wejd - Raija zaprosia go do rodka. Mwic to, nie spuszczaa wzroku z przybysza.
Nie powinien sobie pomyle, e ma nad ni przewag, e j oniemiela.
Umiechn si drwico, ale zamkn za sob drzwi. Usiad przy stole, opar si o blat,
jakby by u siebie.
- Czy co si dzieje? - spytaa.
- pi? - Wasilij odpowiedzia pytaniem. Waciwie nie udzieli jej odpowiedzi, jakby j
lekceway.
Raija skina gow. Bya na siebie za za ten gest, cho przecie nie miaa powodu do
zoci. Wstaa.
- Mog go obudzi...
Marynarz powstrzyma j ruchem rki i umiechem rwnie zmczonym, jak umiech
Olega kilka godzin wczeniej.
- Nie ma popiechu. Nic nie moemy teraz zrobi. To, co si stao, zostao zaplanowane
ju wczeniej...

Raija usiada.
Ten mczyzna kogo jej przypomina. Jednak nie bya w stanie sobie uzmysowi,
kogo.
- Zaoga Antonii przyczya si do buntu i jaki czas temu rwnie wypyna wyjani. - Nikt nie zdoa jej powstrzyma. Teraz w morzu s oba statki. Antonia uzupenia
zapasy wody do picia. Kapitan na Raiji zdy pozby si czci sodkiej wody. By moe
wanie to przypaci yciem...
- Czy ty nie pywasz na Antonii? - spytaa Raija. Niebieskozielone oczy pochwyciy
jej spojrzenie.
- Nie - odpowiedzia. - Ju nie. Raija przekna lin.
- Dlaczego nie jeste na pokadzie? Musiaa zapyta. Zbyt wiele si tu nie zgadzao.
Ten mczyzna z pewnoci nie sta po stronie Olega i Jewgienija. Nalea do zaogi.
Raija szybko si zorientowaa, e nie jest gupi. Poza tym kipiaa w nim wola walki, ktrej nie
potrafi ukry. Nie byo w nim nic z pokory, nie paszczy si, nie ugi karku. Wrcz
przeciwnie: wysuwa dania. By miay... Czyby dziaa na dwa fronty?
- Wyrzucili mnie za burt - rzek beztrosko. Dopiero wtedy Raija zauwaya, e ma
mokre ubranie i e przyszed boso. Dlatego nie usyszaa jego krokw.
- Z Antoni jest troch inaczej ni z Raij - wyjani, jakby tumaczy co trudnego
nierozgarnitemu dziecku. - Na Antonii wszyscy przyczyli si do buntu. Kapitan i sternik
te. Wszyscy bez wyjtku. Nie trzeba byo nikogo zabija. Nie trzeba byo nikogo si
pozbywa...
- ... nikogo poza tob? - spytaa Raija z niedowierzaniem. To, co usyszaa, nie miecio
jej si w gowie. Wasilij skin twierdzco. Jego wosy wydaway si teraz ciemniejsze ni za
dnia. By moe dlatego, e gsta czupryna jeszcze nie cakiem wyscha. - Dlaczego, do licha,
ciebie, a nie kapitana? - wyrwao si Raiji. - Jeste tylko...
- Zwykym marynarzem? - dokoczy z umiechem.
Jego twarz nie wyraaa wrogoci. Raija odniosa niemal wraenie, e Wasilij darzy j
sympati.
- Jeste przecie tylko zwykym marynarzem - powtrzya bezbarwnie.
Wanie to chciaa powiedzie. Nie widziaa powodu, dla ktrego miaaby udawa
lepsz, ni bya. Zreszt ten czowiek i tak zdawa si przewietla j na wskro. Okazywa tak
surowo, e prawie si go baa.
Jakby nie by tylko zwykym marynarzem.
Z tak swobod rozsiad si przy kuchennym stole Olega. Rozmawia z ni z tak

lekkoci, jakby uzna, e s sobie rwni. Nie zwaa na to, e Raija jest kobiet, e jest on
pryncypaa.
Tak, ten czowiek z pewnoci nie by zwykym marynarzem.
Raija odgada to, jeszcze zanim wymwi sowa, ktre potwierdziy jej domysy:
- To ja zaplanowaem bunt.
- Ty?! - wybuchna.
- Ty? - rozlego si od drzwi do bocznej izby. Oleg zamkn je za sob. Z butami w rce
usiad ciko obok Raiji.
- Ja - odpar Wasilij z powag na twarzy i pewnoci siebie.
Nie zamierza niczego ukrywa.
- Antonia rwnie odpyna - rzeka cicho Raija, kadc rk na ramieniu przyjaciela.
Oleg drgn.
- Czy to stanowio cz planu? - spyta ostrym tonem.
- Tak - przyzna Wasilij.
- Dlaczego przychodzisz do mnie i mi o tym mwisz? - zdziwi si Oleg. Wreszcie
postawi buty na pododze, zdj z ramienia rk Raiji. - Chyba nie przypuszczasz, e nadal
bd ci ufa - doda ze miechem.
- Wyrzucili mnie ze statku - rzek Wasilij. Uczyni gwatowny ruch gow. Raija
zauwaya, e jego wosy nadal s mokre, cho ubranie zdyo ju wyschn. Widocznie byo
uszyte z cienkiego materiau...
- Przychodzisz tu i opowiadasz, e ty to wszystko zaplanowae. I jeszcze mwisz, e
wyrzucono ci za burt. Chcesz, ebym ci uwierzy? - Oleg pokrci gow. - Nie jeste chyba
a taki gupi!
- Ja mu wierz - usyszaa Raija swj wasny gos.
Obaj mczyni popatrzyli na ni: jeden z niedowierzaniem, drugi troch drwico, ale
te i z uznaniem.
- Nie, nikt nie jest taki gupi! - utrzymywa Oleg.
- Mielimy walczy o popraw warunkw na pokadzie - wyjani Wasilij.
Jego gos nie dra, nie zdradza cienia strachu.
Raija uznaa, e Wasilij rzeczywicie mg zaplanowa bunt: by nieustraszony, nie
lubi si podporzdkowywa, mia do rozumu.
I wiedzia, czego moe da.
- O zapat, kajuty, racje ywnociowe... - mwi dalej.
- Dajemy lepsze warunki ni wikszo armatorw - wtrci Oleg. - Duo

korzystniejsze!
Marynarz wzruszy ramionami.
- By moe - przyzna. - Ale mimo wszystko nie jestemy traktowani jak ludzie. Bior
zapat, ale musz za ni suy jak pies.
Raija spucia gow.
- By moe niektrzy z nas mogliby spaci dug, gdyby dostawali wicej pienidzy.
By moe niektrzy pracowaliby lepiej, gdyby posiki daway im wicej siy, gdyby mogli si
porzdnie wyspa.
Sowa Wasilija zawisy w powietrzu. Pozostay bez odpowiedzi. Zapady w
suchajcych.
- Moesz mnie teraz posa do wizienia - zwrci si po chwili do Olega wci tym
samym lekkim tonem. - Moesz mnie wpisa na czarn list. Masz wszelk wadz, panie.
Zdaj sobie z tego spraw. Uwaam jednak, e powiniene zna prawd, skoro ju wypadki
potoczyy si tak, jak si potoczyy.
- Czy nie wszystko przebiego zgodnie z twoimi zaoeniami? - spytaa Raija.
Wasilij odpowiedzia jej niedbaym umiechem.
- Nigdy nie byo mowy o zabijaniu - odpar stanowczo. - Jestemy ludmi, a nie dzikimi
bestiami. Powinnimy zachowywa si jak ludzie, ale niektrzy stracili panowanie nad sob. To
nie naleao do planu. By moe powinnimy zacz na Antonii...
Zamilk na chwil.
- Ale zaoga Raiji nie przyczyaby si do Antonii - dokoczya Raija. - Kapitan na
Raiji nie sta po waszej stronie.
Dostrzega uznanie w twarzy Wasilija. Nieznacznie unis kcik ust.
- To prawda, kapitan Raiji nas nie popar... Ponownie spojrza na Olega.
- Antonia wypyna, tak jak to ustalono, ale dania zaogi zaczy rosn, ludzie nie
znali umiaru. Byem temu przeciwny i dlatego wyrzucili mnie za burt. Ju nie jestem z nimi.
- Czy w takim razie jeste z nami? - spyta Oleg. Znowu kogo zapyta, po czyjej stoi
stronie. Raija zadraa. ycie to nie tylko czarne i biae, nie tylko dobro i zo. Bierze w nim
udzia wiele innych si.
Wasilij dugo milcza. Ten mczyzna, ktry wznieci bunt przeciwko wacicielom
statkw, ktry z nich zadrwi, ktry mg odnie zwycistwo, gdyby go posuchano, nie
przyszed pokornie prosi o wybaczenie. Wci zachowywa si tak, jakby mia prawo
negocjowa.
- Nadal uwaam, e naley poprawi warunki ycia marynarzy - rzek.

Czeka.
Oleg nie odpowiada. Raija wstrzymaa oddech. To szczyt bezczelnoci! Jednak wbrew
wasnej woli podziwiaa tego czowieka. Ale on ma odwag! Albo nic do stracenia...
- Zawsze bd uwaa, e ludzie traktowani jak ludzie rwnie zachowuj si jak ludzie.
- Mwi z wyszoci, chocia mia na sobie ndzne marynarskie achmany. Odznacza si
wrodzon dum, wewntrznym poczuciem godnoci, ktrej nawet te szmaty nie zdoay
przesoni. - Ale uwaam te, e ci, ktrzy zabili kapitana, powinni zosta ukarani - doda. - Nie
mielimy zamiaru zabija, nie szukalimy zemsty i krwi. Chcielimy tylko, eby zaczto nas
godziwie traktowa. Chcielimy otrzyma to, czego, jak sdzimy, jestemy warci. Nie
pragniemy was zrujnowa, nic nie osigniemy, jeeli statki bd musiay sta w porcie albo
jeeli bdziecie musieli je sprzeda. Po was przyszliby inni, pewnie gorsi, ktrzy myleliby
tylko o zysku. Chcemy, eby wam si dobrze powodzio, ale pragniemy tego te dla siebie.
Oleg skin gow na znak, e rozumie.
- Czy stoisz teraz po mojej stronie? - spyta. Nie poddawa si. Odznacza si wieloma
spord tych cech charakteru, ktre posiada Wasilij. Raija dostrzegaa to wyraniej ni sam
Oleg. Marynarz przytakn.
- Teraz jestem z wami. al mi statkw. Jeszcze dugo posu i my jeszcze na nich
posuymy. Marynarze nie mog na razie doj do porozumienia. Niektrzy chc pyn do
Norwegii i sprzeda wszystko, co znajduje si na pokadzie. Inni wol wzi kurs na Kem lub
Oneg, by sprzeda tam ryby. Inni znw chc czeka na to, co zaproponuje waciciel...
- Ale dasz lepszych warunkw? Wasilij spojrza Olegowi w oczy. Nie uciek wzrokiem.
- Nie jestem w stanie czegokolwiek da - odpar. Raija zauwaya, e to wyznanie
przyszo mu z trudem, e wiele go kosztowao.
- Moesz mnie posa do wizienia. Moesz mnie umieci na czarnej licie, co byoby
chyba najgorsze, jak wiesz. Sam bye marynarzem tak jak ja, nie zawsze posiadae statki,
rwnie pywae dla innych.
- Tak - przyzna Oleg. - Ja rwnie byem psem. - Zamilk. - Chc, eby ze mn zosta,
Wasilij. Wol, eby by ze mn ni przeciw mnie. Jeeli odzyskamy statki... obiecuj ci
popraw warunkw.
Wasilij nawet nie drgn.
- Nie mog wam umorzy dugw - mwi dalej Oleg. - Nie mog nic wicej wam
obieca. Nie mog si zobowiza, e bd mg wam paci inaczej ni za cay sezon. Inni
zawieraj kontrakty tylko na poszczeglne wyprawy... - Zapada cisza. - Nie mog posun si

tak daleko. Podejmuj teraz decyzje, ktrych waciwie nie powinienem podejmowa sam.
Powinienem je uzgodni z Jewgienijem, ktry jest wspwacicielem statkw, ale on wyjecha.
- Ona tu jest.
Wasilij skin na Raij. Postawi j na rwni z Olegiem i Jewgienijem.
Raija poczua ogarniajc j rado. Cenia sobie takie uznanie.
- Jewgienij rwnie nie mgby posun si dalej. Dopiero zaczynamy. Zamierzamy
kupi wicej statkw i proponowa na nich takie same warunki, jakie zaproponowalimy na
Raiji i Antonii.
Wasilij skin gow ze zrozumieniem.
- Zostaj z tob - rzek.
- Czy bdziesz ze mn rwnie po zakoczeniu buntu? - naciska Oleg.
Wasilij podnis wzrok. Raija po raz pierwszy dostrzega zaskoczenie na jego twarzy.
- Niewielu jest takich jak ty, Wasilij - mwi dalej Oleg. - Ceni twoj odwag i
nieustpliwo. Moesz by nam potrzebny, a i my moemy ci si przyda. Mgby zosta
kapitanem...
- Czy to znaczy, e chcesz mnie kupi? - umiechn si.
Raija jednak zorientowaa si, e ta propozycja wydaa si Wasilijowi kuszca.
- Nie dostaniesz wicej, ni na to zasuye - odpar Oleg. - To twoja jedyna szansa.
Nieatwo jest z niej skorzysta, na to potrzeba odwagi. Jednak uwaam, e jeste odpowiednim
czowiekiem.
- To ja przygotowaem bunt...
- To te wymagao odwagi i uporu - nie ustpowa Oleg. Zamilk i przez moment
badawczo przyglda si marynarzowi. - Przyszede prowadzi ze mn negocjacje? Przyprze
mnie do muru? Wasilij skin gow.
- Taki by mj zamiar. Uznaem, e najlepiej bdzie, jeli to ja przedstawi nasze
dania.
Raija nie moga powstrzyma si od miechu, cay czas w niej narasta. Wreszcie nie
zdoaa si pohamowa.
- Myl, e na pewno bdziesz pasowa do Jewgienija i Olega - rzeka rozbawiona. - To
bardziej zuchwae ni jakikolwiek ich wsplny pomys! Bierz stanowisko kapitana i dzikuj!
Bierz i dzikuj, zanim si rozmyli!
- Id z wami - rzek Wasilij z przekonaniem. - Stan po waszej stronie i postaram si
uspokoi marynarzy. Bunt moe szybko wymkn si spod kontroli. Na adnym ze statkw nie
ma nikogo dostatecznie silnego, by mg stan na czele pozostaych.

- Nikogo tak silnego jak ty? - Raija nie moga si powstrzyma od ironii.
Napotka jej spojrzenie i jakby stara si je ujarzmi.
- Nikogo tak silnego jak ja - potwierdzi z niezwyk pewnoci siebie. Nie czu si ani
troch speszony. Zdawa si zupenie nie zauwaa zoliwoci, ktra czaia si w spojrzeniu
Raiji i ktrej zreszt nie potrafia ukry.
By moe zrozumia, e Raija pozwalaa sobie na drwin tylko wobec tych, ktrych
uwaa za silnych tak jak ona...
- Powinienem by popyn Raij - doda. - Wtedy wszystko potoczyoby si inaczej.
Byoby wtedy o jedn wdow i osiem psierot mniej. Moe zdoabym zapanowa nad
sytuacj. le zrobiem, zostajc na ldzie. Czuj si odpowiedzialny za to, co si stao! Raija
pragna, by Wasilij przysta na propozycj Olega. Odnosia wraenie, e w przyszoci ten
czowiek w jaki sposb im si przysuy.
- Ale jeeli podtrzymasz swoj propozycj - mwi dalej marynarz - kiedy omwisz to z
jej mem... - skin na Raij. - Jeli podtrzymasz t propozycj, kiedy bdzie po wszystkim,
wtedy chtnie si nad tym zastanowi.
Oleg skin gow.
- Niech tak bdzie. Wasilij wsta, gotw do wyjcia.
- Bdzie mi potrzebna jaka mniejsza d z zaufan zaog - zwrci si do Olega.
Oleg przytakn.
- Tylko zjem i zaraz przyjd. Jeste godny?
- Tak - odpowiedzia Wasilij. - Ale mam dom, w ktrym mog zje i w ktrym mam
swoje ubranie.
- Ca moj dum diabli wzili! - powiedzia Oleg, kiedy Wasilij wyszed. - Czy
potrafisz sobie wyobrazi, e zaproponowaem stanowisko kapitana czowiekowi, ktry
wznieci bunt przeciwko mnie?
- On nie jest taki jak inni - odpara Raija. - Zgodzi si.

3
Szkoda, e to nie zima, pomylaa Raija. Gdyby na ulicach lea nieg, mogaby dobrze
opatuli dzieci w skry i zabra na sankach do portu.
Nie do wytrzymania byo dreptanie w kko przez cay dzie po nieduej kuchni. Z
okna roztacza si widok na port, ale to nie pozwalao si zorientowa, co naprawd si dziao.
Raija widziaa tylko fragmenty rzeczywistoci.
Patrzya, jak Oleg odpywa na maym frachtowcu. Na szczcie jeden zosta w porcie i
nie trzeba byo szuka odpowiedniej zaogi.
Wasilij popyn razem z Olegiem.
Raija widziaa, jak stoi obok ma Antonii, niszy i szczuplejszy ni rosy Oleg, ale z
tym samym co on poczuciem godnoci.
Raija znaa si na tym.
Kiedy tak wpatrywaa si w morze, starajc si cokolwiek zobaczy, ponownie
zastanowia si, kogo przypomina jej Wasilij. Domylaa si, e pewnie kogo, kto mieszka
wewntrz nieprzeniknionej skay w jej duszy, ukrywajcej przeszo.
Obserwujc zachowanie Wasilija, Raija dosza do wniosku, e jest on urodzonym
przywdc. Przyszed na wiat, by odwanie podejmowa szybkie decyzje i zawsze
niewzruszenie sta w miejscu, na ktrym zdecydowa si postawi nog. Nalea do osb,
ktrych nie zami adne przeciwnoci, ktre wzrastay przy przeciwnych wiatrach.
Tylko kto taki jak on mg zaplanowa i doprowadzi do wybuchu buntu.
Raija zastanawiaa si, czy pozostali marynarze z czasem nie zaczn aowa, e
pozwolili, by sprawy zatoczyy szersze krgi, ni to wyznaczy. Czy nie poauj, e go
zdradzili?
Zastanawiaa si, kim on naprawd jest.
- Przenocuje tutaj. - Oleg wskaza gow na Wasilija.
Raija szykowaa dzieci do snu. Olga niczym jasnorowy anioek leaa naga na obrusie
porodku stou. W kuchni byo ciepo jak w chlebowym piecu, ale Raija ofukna mczyzn,
kiedy otworzyli drzwi szerzej ni trzeba.
Przewina dziewczynk. Dzikowaa siom wyszym, e Misza zgodnia troch
wczeniej ni zwykle i e zasn zaraz po karmieniu. Dlatego pewnie i Olga zachowywaa si
spokojniej. Tego wieczoru maa nie miaa ju siy woa mamy, jakby si pogodzia z jej
nieobecnoci, jakby uznaa, e ciepo ramion Raiji te jest mie. Przekonaa si, e od Raiji te
dostanie je i e Raija zawsze jest blisko. Nie pachnie mam, ale jest agodna i troszczy si o

ni podobnie jak mama.


Dziewczynka zasna w ramionach Raiji, czujc jeszcze smak jedzenia w ustach,
umiechnita. Okrglutka i najedzona. Miaa wszystko, czego potrzeba do szczcia w tym
wieku.
Oleg rozczuli si na widok Raiji z jego creczk na rku. Co w tym jest, e kobieta ze
picym dzieckiem sama w sobie jest pikna. Jej widok napawa go niezwykym spokojem, o
ktrego istnieniu nie mia pojcia, zanim nie zosta ojcem.
W czasie kiedy Raija kada Olg spa, znalaz chleb i suszone miso. Zauway, jak
wok zrobio si czysto i schludnie. To dzieo Raiji. Toni bardziej baagania.
Maso leao na swoim miejscu. W szafie znalaz wdk. Szczerze pola - obaj z
Wasilijem potrzebowali czego mocniejszego.
W milczeniu krajali miso, jedli, pili.
Raija poruszaa si lekko niczym motyl na barwnych i pachncych patkach kwiatw.
Uoya Olg w eczku, po czym siada razem z mczyznami do stou, uznajc to za rzecz
najbardziej naturaln w wiecie. Tak jak i Toni nie uwaaa, by cokolwiek byo zastrzeone
tylko dla mczyzn.
Wasilij unis brwi. Oleg zauway to. W oczach tego mczyzny, ktrego ju niemal
uzna za przyjaciela, dostrzeg nieukrywany podziw.
W gbi duszy posysza jakby dwik ostrzegawczego dzwonka, ale nie przej si tym.
Przecie nie jeden Wasilij patrzy na Raij w ten sposb, zapewne te nie on ostatni. Ta
kobieta zawsze budzia zachwyt.
I doskonale potrafia sobie radzi z jawnie okazywanym przez mczyzn
zainteresowaniem, miaa wasne sposoby, by nic powanego z tego nie wyniko.
Potrafia panowa nad sob.
Pod wieloma wzgldami przypominaa Wasilija.
Oleg wiedzia o jeszcze jednym czowieku, ktry by podobny do Wasilija.
Nie z wygldu, lecz ze sposobu zachowania, ze sposobu bycia i postawy wobec
yciowych wyzwa.
O bracie Jewgienija, Aleksieju.
- Co si dzieje? - spytaa Raija.
- Mamy dwa dni na podjcie decyzji - rzek Oleg ciko.
Przekn ostatni yk wdki.
Raija dolaa mu. Wasilij ponownie unis brwi. Przyzwyczai si, e kobiety zwykle
zatykay korkiem karafk.

Ale Raija znaa Olega wystarczajco dobrze, by wiedzie, e nie upije si do


nieprzytomnoci.
- Zaoga nie ustpuje ani o cal - mwi dalej Oleg. By bardzo zmczony.
- Jednak to tylko gra - stwierdzi Wasilij. Czeka, a Raija na niego spojrzy, po czym
mwi dalej: - Prawie wszyscy marynarze maj rodziny, wikszo z nich si boi. Mona im
zagrozi czarn list. Zmuszeniem do spaty dugu. Na ldzie zostawili rodziny, ktre yj z
poyczek. To jasne, e si boj. Poddadz si.
Wasilij umiechn si, ale jego oczy byy smutne. Marynarze zdradzili go, ale nadal
myla o nich ciepo. Dziwny czowiek.
- Gorzej z tymi na ldzie - westchn Oleg. - Sam zamierzaem poprawi warunki na
naszych statkach, lecz wielu wacicielom si to nie podoba. I niestety maj swoje sposoby, by
wywrze na mnie nacisk i nie dopuci do jakichkolwiek zmian.
- Inna rzecz, e czekaoby ci o wiele trudniejsze zadanie, gdybym zosta na Antonii zauway Wasilij.
Spojrza przez okno. Na dworze nadal byo jasno. Soce zanurzao si w morzu, wiat
zabarwi si na to. Niebo i morze stopiy si w cao wok sonecznej tarczy.
- Nie wtpi, dlatego zaley mi na tym, bymy stanli po tej samej stronie - rzek Oleg.
Stukn si z Wasilijem, ktry ledwie zamoczy usta w swojej szklance. Zostao w niej duo
wdki. - Myl, e Wasilij moe przenocowa w tej maej izbie - zwrci si do Raiji.
Raija skina gow.
- Zaraz pociel ko.
- Nie ma potrzeby - odezwa si Wasilij. - Wystarczy mi tylko troch miejsca na
pododze, eby si pooy. Poradz sobie.
Raija umiechna si.
- Mimo wszystko przygotuj ci posanie.
Nie byo wiele do przygotowywania. W pomieszczeniu staa drewniana awa, ktr
Toni otrzymaa w spadku. Troch za krtka dla mczyzny wzrostu Olega i troch za wska,
by spa na niej we dwoje, ale za kilka lat bdzie dobra dla Olgi.
Raija pooya na awie siennik. Znalaza nieduy pled, ktry zoya w kostk, by
zastpi poduszk. Cao przykrya przecieradem. Na wierzchu rwniutko uoya weniany
koc.
Mczyni jeszcze jedli.
Wasilij opowiada o marynarzach, o ludziach, ktrzy teraz zawadnli statkami.
Opisywa ich tak obrazowo, e Raiji zdawao si, jakby sama ich znaa. Jednak nie moga

oprze si wraeniu, e Wasilij nie mwi wszystkiego.


Widocznie to nie w jego stylu wywleka sekrety kolegw.
Raija zauwaya, e sw postaw wymusza pewnego rodzaju respekt, po prostu nie
sposb byo traktowa go inaczej.
- Mog sprbowa dosta si na Antoni i porozmawia z marynarzami zaproponowa. - Gdyby zaistniaa taka potrzeba.
Ten pomys mg stanowi cz kolejnego wymierzonego przeciw Olegowi i
Jewgienijowi planu. Kto, kto knuje podstp, wypowiedziaby dokadnie takie same sowa,
dokadnie tym samym tonem.
Ale zdrajca nie uczyniby tego z podobn pewnoci siebie.
Raija ufaa Wasilijowi.
- Najpierw musimy porozmawia z pozostaymi wacicielami statkw - rzek Oleg. Myl, e niestety ten obowizek spadnie na mnie. - Odsun butelk i spojrza na Raij. Chyba powinienem sign do pudeka z tym biaym proszkiem! - westchn. Zamilk, cho
otworzy usta, jakby zamierza mwi dalej.
- Uwaam, e to niezbyt mdry pomys - rzucia Raija bez zastanowienia.
- Z pewnoci masz racj - przyzna Oleg.
Nie mia odwagi na ni spojrze. Ta kwestia naleaa do niebezpiecznych. Nie powinien
wspomina o narkotyku przy Raiji. Istniao tak wiele tematw, ktrych nie naleao przy niej
porusza, ktrych nie naleao jej przypomina.
Nie moga pamita proszku.
Wiedziaa z opowiada, e uratowaa Jewgienijowi ycie, ale nie pamitaa, jak to
zrobia. Nigdy nie zdradzono jej szczegw.
Nie moga pamita proszku ze Wschodu, ktry umierza bl i wywoywa przyjemne
wizje, po ktrym zasypiao si jakby w obokach.
I ktry uzalenia.
Nie moga o tym pamita, ale zareagowaa tak, jakby pamitaa.
Olega przeszed strach: a jeli sobie przypomniaa? Jeli tylko udawaa zanik pamici...?
Nigdy jednak nie wolno mu o to spyta.
Raija czua, e w powietrzu zawiso co niedopowiedzianego. Oleg mwi dalej, jednak
suchaa go tylko jednym uchem.
Co byo nie tak.
Wstaa. Przelizna si obok Olega. Narzucia szal na ramiona.
- Zajrz do koni. Chyba i ja potrzebuj troch wieego powietrza.

- Co powiedziaa? - spyta Wasilij.


Oleg posa mu surowe spojrzenie, dajc do zrozumienia, e nie powinien zbytnio
interesowa si Raij.
- S w yciu Raiji pewne okresy, ktrych nie pamita - wyjani. W Archangielsku
sporo osb o tym wiedziao, jednak Wasilij mieszka tu od niedawna. - Biay proszek naley
wanie do tego okresu jej ycia. Dostawaem go kiedy jako lekarstwo.
- Proszek, ktry wywouje wizje? - spyta Wasilij. Wygldao na to, e o nim sysza.
- By czas, kiedy nie mogem bez tego y - wyzna Oleg. Czu si zmczony. By moe
dlatego zwierza si do niedawna jeszcze obcemu mczynie. - Jewgienij pomg mi si od
tego uwolni - doda. - Zaopiekowa si te Raij.
Oleg zamilk.
Nie prosi si przecie mczyzny, ktrego ledwie si zna, eby trzyma si z dala od
ony najlepszego przyjaciela. Nie wprost.
- Jest niepodobna do innych, prawda? - Wasilij umiechn si sabo.
- Tak.
- Wiem, czyj jest on - zapewni Wasilij, jakby odgad obawy Olega. - Nie
zapominam o takich sprawach. Ale mczyzna ma chyba prawo uwaa, e jaka kobieta jest
pikna, niezalenie od tego, kto jest jej mem?
- Dopki nie kryj si za tym inne myli - odpar Oleg - wydaje si to rzeczywicie
dozwolone.
Umiechnli si do siebie.
- Nie zostawibym takiej ony w domu innego mczyzny - rzek Wasilij lekko,
uywajc artobliwego tonu jako tarczy obronnej. - Nawet gdyby ten drugi mczyzna by tob.
Oleg wzruszy ramionami.
- Nie ryzykujemy a tak bardzo, ani Jewgienij, ani ja. Raija prowadzi dom, zajmuje si
dziemi. Antonia pojechaa z Jewgienijem kupi konia. Raija jest bezgranicznie wierna. Jeeli
kto powinien si obawia, to chyba raczej ja. Jewgienij by kiedy sympati Antonii. A ona
znana jest z tego, e w jej yach pynie krew, nie woda...
Rozemiali si.
Oleg spostrzeg, e nazwane obawy atwiej w sobie nosi, atwiej przyjrze si im i
odegna, uzna za mieszne.
Nie, Toni nigdy by nie dopucia si zdrady!
- Ty te nie wydajesz si inny - zauway Wasilij z byskiem w oku i min znawcy.
Bardziej ni kiedykolwiek przypomina Olegowi Aleksie ja. Wprawdzie nie by tak

niebezpiecznie przystojny jak modszy brat Jewgienija, ale mia w sobie co demonicznego, ten
sam urok, ktry cakiem obezwadnia, gdy tylko na to pozwoli.
- Najlepsze kobiety s zajte - rzek Oleg i stukn sw szklank o szklank Wasilija. Kady onaty mczyzna ci to powie, stary. Masz on?
- Nie - odpar Wasilij lekkim tonem. - Sam przecie powiedziae, e najlepsze kobiety
s ju zajte.
Oleg czu, e musi pooy si spa. Krcio mu si w gowie ze zmczenia.
Potrzebowa snu. Nawet troska o statki nie moga tego zmieni. Liczy na zdrowy rozsdek
Raiji, cho wiedzia, e rozgniewaaby si, gdyby odgada, e stara si gra rol przyzwoitki.
Poza tym Wasilij nie by gupi.
Przyszo na mostku kapitaskim na pewno bya obiecujca. Propozycja Olega
otworzya przed nim perspektyw lepsz od jakiejkolwiek innej, o ktrej mia odwag ni.
Prby uwiedzenia ony waciciela statkw oznaczayby zaprzepaszczenie wszelkich
szans. Nie, ten czowiek nie jest taki gupi.
W dodatku jest ambitny i zamierza zaj daleko.
Z jego strony nie trzeba si niczego obawia.
Przebywanie ze zwierztami dawao tyle spokoju. Zapach stajni, ciepo, dwiki.
Dobrze byo popatrze w mdre koskie oczy. Poczu blisko i ciepo zwierzcia, poklepa je,
przesun doni po mikkim pysku.
Oleg wnis do domu pewnego rodzaju zamieszanie. Powiedzia lub zrobi co, czego
Raija nie potrafia nazwa, ale czua to.
Zdarzao si, e odnosia wraenie, i wszyscy j oszukuj. Jakby stali przed ni i
zasaniali widok. Zdarzao si, i odnosia wraenie, e wszyscy wiedz wicej ni ona, ale nie
mwi jej prawdy.
Naturalnie to tylko wraenie, ale robio jej si przykro, kiedy j ogarniao.
Jednoczenie jakby tracia oddech i grunt pod nogami, tak jakby wszyscy naraz
sprzymierzyli si przeciw niej.
To bezsensowne myli, ale nie daway jej spokoju.
Raija usiada na sianie. Opara si plecami o cian stajni. Syszaa oddechy zwierzt.
Syszaa, jak szykuj si do snu. Wydaway si tak spokojne.
Od drzwi doszed j jaki szelest.
Miaa tylko niedu lamp, a ciemne ciany wykraday wiato.
Ale Raija rozpoznaa, kto to. Nie mg to by Oleg ani te aden ze stajennych.
- Ty take nie moesz spa? - spyta przyjanie. Zamkn za sob drzwi i usiad pod

przeciwleg cian. Podnis z ziemi somk i woy j do ust. Jego zby i biaka oczu wyday
si w mroku niezwykle biae. Nawet oczy jakby wieciy.
Znowu j uderzyo, e kogo jej przypomina. Nie wiedziaa jednak, kogo.
- Wydarzyo si zbyt wiele - odezwa si. - Zaledwie kilka dni temu podburzaem moich
towarzyszy, a teraz zasiadam przy jednym stole z wacicielem statkw.
- Czy jeste rozgoryczony? - spytaa Raija. - Pewnie uwaasz, e zdradzili ci ludzie, na
ktrych polegae.
- Mniejsza o mnie - odpar. Sprawia wraenie, jakby naprawd tak myla. - Najgorsze,
e marynarze zdradzili samych siebie, swoje rodziny. Nie byo mowy o stosowaniu przemocy.
Mielimy tylko domaga si tego, na co naszym zdaniem zasuylimy. Nikt nie mia
przejmowa statkw si. A wanie tak si stao. Myl, e nie zdaj sobie sprawy, i posunli
si za daleko...
- Dlaczego wanie ty ich poprowadzie? - spytaa Raija.
Chciaa si tego dowiedzie, naprawd ciekawio j, jak mu si to udao.
- Sdziem, e kto, kto planuje taki zryw, powinien by starszy, bardziej
dowiadczony... bardziej rozgoryczony... - rozemia si. - Jestem wystarczajco rozgoryczony,
mog ci zapewni. I czuj si i stary, i dowiadczony.
- Mam dwadziecia sze lat - rzeka Raija. - A yj ju chyba ze sto.
- Jestemy rwienikami - zauway. - I take czuj, jakbym y sto lat.
Raija spojrzaa na niego z powag.
- Tak wanie mylaam. Skin gow. Wydawa si rwnie powany. Nie wyj somki
z ust.
- Urodziem si dwadziecia sze lat temu i zdyem zazna wiele blu i goryczy.
Przeklinaem los i zymaem si na niesprawiedliwo i niewolnicze traktowanie. Spluwaem
na widok pokadowych kotw z zup rybn. Znam smak chosty za sprzeciwianie si
rozkazom. Widziaem, jak plecy mego ojca coraz bardziej si garbi. Widziaem oczy mojej
matki przez wszystkie te lata, kiedy nie mielimy do pienidzy, by kupi ziarno na chleb.
Bya bogobojn kobiet i nigdy nie amaa postw. Nigdy nie moga ich ama, bo nawet raz w
miesicu nie jadalimy misa. Czsto si zdarzao, e nie mielimy do jedzenia nic poza
ziemniakami. Bg nie miaby za co kara mojej matki, o, nie! - Drc, wcign powietrze. Jestem wystarczajco rozgoryczony, Bykowa.
- Na imi mi Raija. Jego oczy zapony.
- Co powiedziaby twj m, gdyby usysza, e tak si do ciebie zwracam?
Raija wzruszya ramionami.

- Pewnie by uzna, e ci pozwoliam - rzeka po prostu. - Raija to ja. Bykowa... brzmi


niemal obco...
Umiechna si zmieszana. Nazwisko Jewgienija stao si dla niej oparciem, jednak
zawsze odnosia niejasne wraenie, e nie jest jej prawdziwym nazwiskiem.
Teraz tak si nazywaa.
Ale czua, e jest kim innym.
- To imi jest takie niezwyke - rzek Wasilij. - Tak jak ty. Pasuje do ciebie. Nie
mogaby by Ann albo Natasz lub Wier... Jeste Raij.
Zamiaa si.
- Z pewnoci mwie to samo kadej Annie, Nataszy i Wierze, ktre spotkae na swej
drodze: e nie mogy si nazywa inaczej.
Rozemia si razem z ni. Musia w duchu przyzna, e to prawda.
- Ju chyba taki jestem - westchn. - Niepoprawny. Dlatego pewnie stanem na czele
buntu, dlatego udao mi si wprowadzi myli w czyn. Pocztkowo tylko si nimi bawiem,
zachowujc je dla siebie. Rozmylaem przez wiele lat. Zastanawiaem si, jak mona przeprowadzi taki przewrt. Jak naley to zrobi. Wiedziaem, jak zachowaby si kady z armatorw
w Archangielsku, w Kem, nad Oneg. Zastanawiaem si, co by powiedzieli, jakich
argumentw by uyli. Ustaliem, z ktrymi mona by si dogada, a przeciw komu nie warto
si buntowa, bo oznaczaoby to tylko stracony czas i zmarnowane ycie. Wiedziaem, e
jedyne statki, ktre wchodz w rachub, to Raija i Antonia.
- Dlaczego twoje plany stay si czym wicej ni tylko marzeniami? - spytaa Raija.
- Przez wdk - odpowiedzia z najwiksz powag. Nie umiechn si nawet jednym
kcikiem ust. - Tak si raz upiem, e z ca nagromadzon przez lata gorycz wyrzuciem z
siebie wszystko, co mi leao na sercu. A potem byo ju za pno, by si wycofa. Zbyt wielu
ludzi mnie wtedy suchao i zbyt wielu uznao mj plan za wietny. Wbrew swej woli dla wielu
staem si przywdc, dla wielu, ktrych wypeniaa znacznie wiksza gorycz, ni
przypuszczaem, nad ktrymi, jak si okazuje, nie byem w stanie zapanowa. Ale przez chwil
wydawao si, e mi si uda.
- Kiedy sucham Olega - odezwaa si Raija zamylona - i kiedy sucham ciebie,
odnosz wraenie, jakby nada przewodzi. Wyglda na to, e dostajesz to, czego chcesz,
mimo e przeszede na przeciwn stron.
Nie odpowiedzia. Ale na jego ustach igra ledwie zauwaalny umiech. W oczach czai
si pomie.
- Moe wanie taki by twj plan?

- Tego nigdy si nie dowiesz - odpar bez zajknicia.


Raija wiedziaa, e nigdy nie pozwoli jej na tyle si zbliy, eby poznaa prawd.
- Przypominasz mi kogo - rzeka. - Ale nie pamitam kogo. Myl, e ten czowiek
rwnie by bardzo pewny siebie, jednak nie wiem, czy by tak silny jak ty.
- Przypominam ci siebie sam - odpar. - Jestemy podobni. Od razu to zauwayem.
Przeyjemy kady kataklizm, a nie wszystkim si to udaje. Bl nas nie dosiga, a w kadym
razie nie bardzo gboko. Naznacza nas, ale dziki temu stajemy si jeszcze silniejsi. Kry nam
po gowie zbyt wiele myli. Poznaj to po twoich oczach, zauwayem to od razu. Czy nigdy si
sobie nie przygldasz, kobieto? Czy nie uderzyo ci, e to ty sama patrzysz na siebie z moich
oczu?
Raij przeszed dreszcz.
Te sowa brzmiay tak znajomo.
Kiedy je ju syszaa. By moe nie zostay wypowiedziane dokadnie w taki sam
sposb, ale brzmiay tak podobnie, e przyprawiy j o drenie.
Teraz i ona zauwaya czce ich podobiestwo: t sam arliwo, dum i t sam
ciekawo, ktrymi i ona si odznaczaa.
- Pokrewne dusze - rzek beztrosko. - Tak si to chyba nazywa.
- Bliniacze dusze - dodaa Raija. - By moe, tak...
- Oleg obawia si, e ci uwiod - zauway Wasilij. Sprawi, e si zaczerwienia. Raija
nie sdzia, e jeszcze jest do tego zdolna. Mylaa, e jest ju zbyt dowiadczona, zbyt stara,
by moe zbyt zepsuta.
- Oleg ma urojenia - umiechna si zakopotana.
- Hm... Naprawd nie wiem, jak bym postpi, gdyby bya on kogo innego, a nie
Jewgienija...
- Mam nadziej, e zachowasz te myli dla siebie - rzeka Raija stanowczo.
Rozemia si razem z ni.
- Bd o to spokojna, Bykowa...
Po raz pierwszy w yciu nazwisko zabrzmiao jej w uszach jak wasne.
Wasilij pomg jej zamkn drzwi do stajni. Raija omal go nie ofukna, e nie jest
kalek i e sama sobie poradzi.
Zaraz jednak uwiadomia sobie, e uczyni to bez zych zamiarw, e po prostu czu si
w obowizku jej pomc. Pozwolia mu wic, by j wyrczy.
Czasami dobrze jest ugry si w jzyk, eby nie rani innych.
Wieczorne powietrze byo agodne. Nikt by nie zgad, e na morzu rozgrywa si dramat,

sigajc mackami a tu na ld.


Wszystko wok wydawao si takie zwyczajne.
Dokoa panowaa cisza. Przyjemnie byo si przej. Stopy poprowadziy ich wskimi
uliczkami w d do portu. Szli obok siebie. On leniwymi krokami, z rkami mocno wcinitymi
w kieszenie. Ona z domi ukrytymi pod szalem. Nie byo to konieczne, nie marza, ale tak
wydawao si bezpieczniej.
Ku zadowoleniu Raiji nikogo nie spotkali.
Zdawaa sobie spraw, e jest w miecie znan postaci, podczas gdy ona znaa tu
niewielu. Wszyscy wiedzieli, e on Jewgienija jest kobieta pochodzca z obcego kraju.
Czasem odnosia wraenie, jakby siedziaa na wystawie. Nie bardzo jej to odpowiadao. Pocieszaa si myl, e to minie, e kiedy bdzie lepiej.
Za jaki czas.
Kiedy ju przestanie by kim obcym.
Nie wiedziaa, jak dugo to potrwa, zanim ludzie j przyjm jak swoj, zanim stanie si
jedn z wielu.
Wasilij domyli si pewnie, o czym myli, poniewa skierowa si ku bardziej zacisznej
czci portu, ocienionej kadubami duych statkw, cumujcych z dala od brzegu i noszcych
dziwne, obco brzmice imiona.
Marynarz usiad na krawdzi nabrzea z nogami zwieszonymi w d. Raija z pocztku
nie chciaa usi obok niego.
Woda wydawaa si czarna.
Jak w studni bez dna.
Raija obawiaa si, e do niej wpadnie. Nie lubia morza.
- Nie usidziesz? - spyta. Raija potrzsna gow. Staa jak sparaliowana.
Zdawaa sobie z tego spraw. Wiedziaa, e Wasilij rwnie to zauway.
- Boisz si morza?
Skina gow.
W jednej chwili wsta. Zanim Raija odgada, co zamierza zrobi, chwyci j za rk i
mocno ucisn, jakby dodawa pewnoci siebie. Nastpnie pocign za sob nad krawd i
stan na samym skraju nabrzea, tak e czubki butw Raiji wystaway nad wod.
Wszystko w niej krzyczao, eby uciec, ale czua rk Wasilija, ktra mocno trzymaa.
- Mylisz, e woda ci wcignie? - spyta agodnie.
Nie potrafia odpowiedzie, nie wiedziaa. Tak bardzo si baa, e po prostu nie bya w
stanie myle. Krcio jej si w gowie i dostawaa mdoci od wpatrywania si w poyskujc

tafl.
- Woda nie chce ci pochon - tumaczy. - Wydaje mi si, e nie jeste dzieckiem
wody. Jeste raczej dzieckiem ognia...
Odcign Raij od krawdzi nabrzea w stron drewnianych pkatych beczek, ktre
stay w kilku rzdach. Podnis j lekko i posadzi na jednej z nich. Wreszcie moga oddycha,
cho nadal czua zawroty gowy i zlewa j pot.
Co w niej drgno, kiedy Wasilij powiedzia, e jest dzieckiem ognia. Obudzi w niej
nieprzyjemne odczucia. By moe za t ska, ktra skrywaa przeszo, kryo si co
przykrego, co wizao si z ogniem.
- Nie moesz ucieka od tego, co ci przeraa - powiedzia powanie, siadajc na beczce
obok.
Noc przechodzia w ranek. To taki moment, kiedy przyroda wstrzymuje oddech, kiedy
soce kpie si w morzu, a potem wynurza si z niego, by na nowo dokona cudu i stworzy
nowy dzie.
- Czy ty szukasz niebezpieczestw? - spytaa Raija.
- Tak - odpowiedzia bez zastanowienia, tak jakby dla niego byo to co cakiem
oczywistego. Raija uwierzya mu. Nie potrafia sobie wyobrazi, e mgby si czego ba.
Spytaa go o to.
- Boj si wielu rzeczy, z ktrymi ty masz do czynienia na co dzie - rzek wreszcie. Boj si y tak jak ty, w rodzinie, boj si wiza w ten sposb. Boj si takiej
odpowiedzialnoci. By moe przede wszystkim dlatego, e wiem, i nie mgbym zapewni
mojej onie i dzieciom rodkw do ycia, pracujc jako marynarz. Ani te robic cokolwiek
innego, co potrafi. Kiedy przyszedem pod drzwi Olega, baem si je otworzy. - Umiechn
si. - Ogromnie si ucieszyem, kiedy zobaczyem ciebie. - Popatrzy na morze. - Teraz te si
boj - mwi dalej. - O tych ludzi na statkach. Potwornie si boj, by nie zrobili czego
nierozwanego i nie sprowokowali innych armatorw do stumienia buntu. Odebranie ycia
zwykym marynarzom, takim jak ja, kosztuje tak niewiele, jestemy niewiele warci. Tylko w
naszych wasnych oczach znaczymy wicej ni wypata, ktr dostajemy po rejsie, albo ni ten
dug, od ktrego nie moemy si uwolni... Dla innych jestemy tacy mali...
Raija zmarza. Zeskoczya z beczki. Draa od chodu, udzieli jej si take strach
Wasilija. Mimo wszystko i tu nie byo wystarczajco spokojnie.
- Dobranoc, Wasilij - powiedziaa. - Zostawi drzwi otwarte. Zamknij je, jak wrcisz.
Skin gow, ale wzrokiem bdzi gdzie w stron horyzontu.
Mylami by przy tych, ktrym powinien by przewodzi, a ktrzy go zdradzili.

4
- Moe nie powinienem przynosi tych wszystkich trosk do domu - zastanawia si
Oleg, szykujc si o wicie do drogi.
Raija nie spaa wiele. Mimo to nie syszaa, kiedy Wasilij przyszed.
Teraz ju go nie byo. Nawet jednym gestem czy sowem nie okaza, e midzy nim a
Raij wytworzya si jaka zayo.
Odnosi si do niej tak samo jak kilka dni wczeniej - jak do ony armatora.
- Nieproszone, same wtargny do twojego domu, Oleg - odpara Raija.
Pragna, by Toni tu bya. Tylko Toni potrafia odegna zmartwienia z czoa Olega.
Tylko Toni umiaa dodawa mu si, kiedy ogarniaa go sabo i strach.
Gdyby Toni nie wyjechaa, byby te i Jewgienij i Oleg mgby dzieli z nim kopoty.
Tymczasem zosta rzucony na gbok wod. Sam musia upora si z problemami,
znale takie rozwizanie, eby potem mogli normalnie y.
To moe by trudne.
- Niewane, jak si tu znalazy. Przystan i spojrza na Raij. Pamita j z powrotnej
podry od wybrzey Norwegii, z czasw, kiedy zyskaa przydomek anioa w czarnej pelerynie
i kiedy zostaa kobiet Jewgienija.
Staa si dla niego kim wyjtkowym.
- Tylu ludzi bdzie tu przychodzio i wychodzio, Raiju. Tak wielu rnych ludzi...
Jego sowa zawisy w powietrzu.
- Nie ufasz Wasilijowi? Oleg usiad. Nie mia czasu na rozmowy, ale nie mg odej
bez sowa wyjanienia. Drczy go niepokj. By moe zrodzi si sam, by moe zasia go
Wasilij.
- Zawsze stwarza kopoty - westchn. - Zdyem si troch o niego rozpyta. Dobrze
jest zna swych ludzi, prawda?
Raija umiechna si sabo.
- Mwi troch za gono. Stawia niewygodne pytania. Za swoj krnbrno zosta
zwolniony z jednego ze statkw i wysadzony w porcie u wybrzea Finnmarku. Stao si to kilka
lat temu, ale o tym nie zapomniano. Potem jeszcze kilka razy po wielkiej awanturze rzuca
prac. Trafi nawet na czarn list. W okolicach Kem nikt go ju nie zatrudni...
Oleg znowu ciko westchn.
- To kto w rodzaju Stieki Razina? - spytaa Raija agodnie, niemal z czuoci.
Oleg odczu przez moment paniczny lk.

- By moe - odpowiedzia. - Ale nie chciabym myle o Wasiliju w ten sposb.


Wydaje si zbyt szlachetny.
- Mimo to chwilami mylisz, e dziaa tylko we wasnym interesie?
- Nie wiem - odpar. - Nie wiem. Jego postpowanie budzi we mnie mnstwo
wtpliwoci. Chciabym mu wierzy. Przypomina mi mnie samego, cho ja nigdy nie byem do
tego stopnia pewny siebie. Nigdy nie byem tak butny, nie nosiem tak wysoko gowy. Wasilij
bardzo wyrnia si spord innych. Twierdzi, e jest jednym z marynarzy, ale nie jestem
przekonany, czy pozostali czonkowie zaogi wanie w ten sposb go traktuj. By moe
dlatego go powicili. Albo...
- No wanie, najbardziej obawiasz si tej drugiej ewentualnoci - zauwaya Raija.
Odgarna Olegowi grzywk z czoa. - Obawiasz si, e oboje postpimy dokadnie tak, jak to
przewidzia. e nie ty podejmiesz decyzje, ale e to on pokieruje rozwojem wypadkw,
poniewa wszystko od pocztku dokadnie zaplanowa. Nie tylko bunt i przejcie statkw...
- To niezwyke, z jak atwoci osiga to, czego pragnie - wtrci Oleg. - Waciwie nie
ma nic do zaoferowania, ale mimo to si targuje. Z najwiksz oczywistoci. Jest tak
bezczelny, e dostaj gsiej skrki!
- Moesz go wtrci do wizienia... Oleg skin gow.
- Prdzej czy pniej niektrzy buntownicy bd musieli odpowiedzie przed prawem.
Zabjstwo kapitana Raiji musi zosta ukarane. Temu, kto si tego dopuci, nie ujdzie to
bezkarnie. Nic nie usprawiedliwia zabijania. - Znowu westchn. - Tak, mog go wtrci do
wizienia, ale tego nie zrobi, bo Wasilij nie zabi kapitana. To jedna z niewielu rzeczy, co do
ktrych jestem pewien, poniewa jest t zbrodni wzburzony rwnie jak ja. Bd go broni...
Do diaba, Raija, co siedzi w tym czowieku?
Przyjrza si jej badawczo.
- Widziaa, jak on na ciebie patrzy? - wyrwao mu si.
Raija przysuna si bliej, chwycia Olega za rk, opara policzek o jego rami.
- Kochany Olegu! Nie musisz mnie pilnowa jak starszy brat. Nie bierz na siebie
rwnie tych zmartwie! Ju wiele lat temu dorosam... - Rozemiaa si krtko. - Nie
pamitam, kiedy si to stao, ale jestem pewna, e bardzo dawno temu...
- Wasilij jest niebezpieczny jak wilk - rzek Oleg. Raija pokiwaa gow w zamyleniu.
- By moe - zgodzia si. - Ale uwaam, e jest uczciwy. Rozmawiaam z nim dzi w
nocy. Poszlimy razem do portu i dugo rozmawialimy. Odnosz wraenie, e jest szczery,
Oleg. Mona o nim mwi, co si chce, przypisywa mu wiele wad. Z pewnoci ma ich
niemao. Ale uwaam, e Wasilij niczego nie ukrywa, nie ukrywa te, kim jest. Czuj, e jest

uczciwy, ufam mu. Wierz mu.


- Kobiety atwo ulegaj urokowi tego rodzaju mczyzn... Chyba ci... nie pociga, co?
Raija wybuchna perlistym miechem. Potara policzkiem o rami Olega, po czym
nieznacznie si odsuna. Popatrzya przyjacielowi dugo w oczy i lekko pocaowaa go w
policzek.
- Miy Olegu. Miy, uroczy Olegu, chyba nie mylisz, e jestem a takim dzieckiem,
bym miaa ulec pierwszemu lepszemu mczynie, ktry spojrzy na mnie akomie?
- Nie, tylko po prostu nie chciabym, eby stao ci si co zego - odpar zakopotany. Nie chciabym patrze, jak cierpisz...
- Poza tym jestem on twego najlepszego przyjaciela - drania si z nim Raija z
byskiem w oku.
- Przede wszystkim jednak martwi si o ciebie - rzek Oleg szczerze. - Nikt nie
powinien ci rani, ani Wasilij, ani aden inny mczyzna. Nawet nie ukrywa spojrze, ktre ci
posya. Nie ukrywa swych myli...
- Nie, jest na wskro uczciwy - przyznaa Raija. - Nie udaje, ale to nie znaczy, e nosi
si z jakimi nieuczciwymi zamiarami wobec mnie, Oleg. Czy ty nigdy nie patrzye w ten
sposb na inne kobiety ni Toni?
- Nie tak jawnie - mrukn.
- Ale nie rzucae si na nie od razu i nie brae si? Nie odpowiedzia. Wsta. W jego
oczach widniao to samo co wczeniej ogromne zmczenie, ten sam strach przed tym, z czym
musia si zmierzy w najbliszym czasie.
- Ufasz Wasilijowi? Raija skina gow.
- Wierz, e zrobi wszystko, by doprowadzi do zakoczenia buntu. W kadym razie
sprbuje porozmawia z zaog. Zrobi dla tych ludzi, co w jego mocy, mimo e go zdradzili.
Pewnie jednak nie pozwol mu wrci na pokad, zbyt si od nich rni, nie sdzisz?
- Wasilij rni si od wszystkich... Raija przytakna.
- Sam zdaje sobie z tego spraw. Wilki s samotne. Ale zrobi, co bdzie mg, moesz
na nim polega. Razem wam si uda.
- Jeeli nie, w Archangielsku rozpta si prawdziwe pieko - stwierdzi Oleg. - Nie
jestem pewien, czy tylko zaogi wylduj na czarnych listach. Ja i Jewgienij mamy wiele
zalegych spraw do zaatwienia. Nie wiem, czy bd w stanie sam sobie z nimi poradzi...
Jewgienij ma smykak do papierw, ja nie...
- Trudno, musisz si z tym jako upora - rzeka Raija po prostu. - Jewgienij wyjecha.
- Wiem - odpar Oleg i wyszed. Ku nowemu dniu zwiastujcemu problemy, o jakich nie

ni nawet w najgorszych snach.


Dzie mija powoli. Raija zauwaya, e ruch w porcie jest wikszy ni zwykle. Biednie
odziane kobiety stay na nabrzeu, mniej wicej w tym samym miejscu, gdzie Wasilij
zaprowadzi j poprzedniej nocy.
Ale te kobiety nie bay si morza. Obawiay si tylko o los mw, synw, braci
przebywajcych na statkach. Nie czuy strachu przed ywioem, lecz przed decyzj Olega. I
jemu podobnych.
Pojawili si te inni kupcy. Przyjechali wozami, przeciskajc si przez tum biedoty.
Ledwie zwracali uwag na milczce kobiety, jakby zasonili si tarcz obojtnoci przed ich
ndz, przed ich wzrokiem penym blu i nienawici.
Raija zobaczya, jak wysiedli, przeszli obok zrozpaczonych niewiast jak lepcy.
Raija poczua chd i strach.
Wyznaa Olegowi, e nie stoi po adnej ze stron, lecz stara si tylko zrozumie.
Wybr okaza si potwornie trudny.
Znajdowaa si przecie po jednej ze stron, czy tego chciaa, czy nie. W kadym razie te
milczce kobiety tak uwaay. Oceniay spojrzeniem jej ubranie, jej buty, jej zadbane rce.
Widziay jej dom, wz, ktrym jedzia, konia.
Tak, zdecydowanie by powiedziay, e Raija stoi po jednej ze stron, i na pewno nie po
stronie protestujcych marynarzy.
Doskonale je rozumiaa, przecie bya i bdzie Raij Bykowa, on Jewgienija Bykowa,
waciciela statkw.
I co z tego, e urodzi si w domu rwnie ubogim, jak chaty niektrych z tych kobiet.
Nie bray tego pod uwag, nie patrzyy wstecz, po prostu nie mogy. Musiay patrze przed
siebie, zastanawia si, czy starczy jedzenia na nastpny dzie.
Ona, Raija Bykowa, nie bya jedn z nich.
Widziaa may frachtowiec, jak odpywa z nastaniem zmroku. Oleg nawet nie wstpi do
domu, eby co zje. Raija czua si aonie. Chciaaby wiedzie, co si stao, lecz rozumiaa,
e w takiej chwili Oleg nie moe o niej myle. Nie powinna czu si tym uraona.
Teraz nie ona bya wana.
Gdzie na morzu, gdzie jej wzrok nie siga, koysa si statek noszcy jej imi i drugi,
nazwany imieniem Toni.
Wanie tam rozgryway si decydujce wydarzenia. Tam, gdzie wok masztw
niestrudzenie kryy mewy.
Raija przygotowaa si na to, e spdzi noc w samotnoci, nasuchujc oddechw Olgi i

Miszy.
Chopczyk przesypia ju ca noc. Raija jednak tak przywyka do czuwania, e nadal
si budzia i leaa, czekajc, a malec otworzy oczy i zacznie paka.
I chocia czsto zymaa si, e musi wstawa do dziecka z ciepego ka na zimn
podog, teraz, kiedy nie musiaa tego robi, czego jej brakowao.
Dziwne jest ycie, dziwnie jest by czowiekiem.
Nie cakiem rozumiaa, co si dzieje, kiedy nagle w pmroku ujrzaa Wasilija. Usiad
na brzegu ka, jakby by u siebie.
Skd si tu wzi? Popyn przecie z Olegiem ku statkom.
- Nie jestem duchem - rzek w odpowiedzi na pytanie malujce si na jej twarzy. - Oleg
poprosi mnie, bym tu przyszed.
Raija nadal nie moga ochon ze zdumienia.
- Chciaem i do bratowej, u ktrej mieszkam. - Dugo przyglda si Raiji, chcc si
upewni, e rozumie, co mwi. - To znaczy do wdowy po moim bracie bliniaku, Waleriju.
Brat nie ma grobu, bo w mojej rodzinie mao kto zosta pochowany na cmentarzu, zbyt rzadko
bywamy na ldzie. Zwykle zamyka si nad nami morze. - Zamilk. - Oleg bardzo si o ciebie
obawia - wyjani wreszcie. Wyjrza przez okno ponad jej ramieniem. - Musia popyn dalej.
Gdyby zawrci, buntownicy mogliby go uzna za tchrza. Doszlimy do wniosku, e to on
powinien porozmawia z marynarzami, a nie ja.
- Dlaczego Oleg miaby si o mnie obawia? - zdumiaa si Raija.
- Moe ci grozi niebezpieczestwo ze strony ludzi rwnych ci pozycj, Bykowa wyjani z powag. - Nie wszystkim podoba si postpowanie Olega. Na razie jeszcze ma
woln rk, ale musia zapewni innych wacicieli statkw, e zabjca kapitana Raiji
zostanie ukarany. Dopki Oleg jako waciciel sam nie zoy doniesienia na sw zaog na
policj i do sdu, nie podejm adnych krokw, ale ju ostrz pazury.
- Czy i oni nie maj prawa si ba? - spytaa. Chciaa sprowokowa Wasilija, wydawa
si tak irytujco pewny siebie!
- Armatorzy s w lepszej sytuacji ni ci tam na morzu. Posiadaj duo wiksz wadz i
wiksze moliwoci. Istniej inne sposoby zabijania ni brutalne podernicie garda. Nie
jestem wcale pewien, czy bardziej ludzkie jest przyzwala, by ludzie yli w nieludzkich
warunkach...
- Nie nale do tej warstwy - rzeka Raija twardo.
- Jeste on waciciela statkw. - Wzruszy ramionami. - Masz co do jedzenia? spyta bez skrpowania.

Bezporednio, ktra si midzy nimi zrodzia poprzedniej nocy na nabrzeu, gdzie


znika. Wasilij jad, nic nie mwic, nie patrzc na Raij.
Ona za zachowaa dla siebie tysice pyta, ktre cisny si jej do ust.
- Olegowi groono - rzek wreszcie, kiedy skoczy je i zabra si do picia kawy.
Raija zadraa od chodu, ktry poczua gboko w piersi. Jednak nie nalaa sobie kawy,
poniewa nie byaby w stanie utrzyma filianki. Gorca kawa i tak by jej nie pomoga.
- Waciciele statkw wiedz, e mog nas dotkliwie ugodzi - mwi dalej Wasilij jeli wyaduj swj gniew na onie Bykowa i dzieciach Olega i Jewgienija. - Jego
niebieskozielone oczy podchwyciy spojrzenie Raiji. - To by mi si nie podobao - rzek z
przekonaniem. - rodkiem nacisku miay by tylko statki, przedmioty, a nie ludzie. To pode
rzuca takie groby. Dlatego Oleg nie chcia, eby zostaa sama z dziemi.
- Czego daj? - spytaa Raija, cigle czujc zimno docierajce a po czubki palcw. Ci, ktrzy wykorzystuj takie metody, ludzie z mojej warstwy...
- Wyrzucenia zaogi - odpar Wasilij. - To byo do przewidzenia. Poza tym daj
wpisania buntownikw doywotnio na czarn list, osdzenia i zesania przywdcw na
przymusowe roboty. - Wzruszy ramionami. Raija uznaa, e jest nadzwyczaj beztroski jak na
czowieka, ktrego czeka taka kara. - Nazwali Olega zdrajc, kiedy oznajmi im, e sam
zdecyduje o tym, co zrobi na swoich statkach. Oczywicie zaraz doda, e zabjcy zostan
ukarani, e zajm si nimi odpowiednie wadze. Jednak jeszcze im byo mao: powiedzieli, e
Bykw nigdy nie daby si przekupi buntownikom i rabusiom...
Na ustach Wasilija igra saby, zmczony umiech.
- Jak mylisz, czy twj m zachowaby si podobnie jak Oleg?
W tym momencie Raija mogaby pomyle, e Wasilij wymyli nawet groby
wacicieli statkw, by usprawiedliwi swe wtargnicie do domu Olega o tak pnej porze. e
noc po nocy obmyla kady pojedynczy krok, przewidzia wszystko, kady najdrobniejszy
szczeg...
Mogaby tak sdzi.
Gdyby mu nie ufaa.
- Jewgienij na pewno nie pozwoliby si przekupi - rzeka stanowczo. - Nie daby si
te do czegokolwiek zmusi. I zrobiby dokadnie to samo, co Oleg. Inni waciciele statkw
wiedz o tym a nazbyt dobrze, ale wiedz te, e Olegowi brakuje nieco pewnoci siebie
Jewgienija... - napotkaa wzrok Wasilija. - ... troch twojej pewnoci siebie - dodaa. - Dlatego
prbuj wyprowadzi go z rwnowagi w ten sposb. Boe, dlaczego nie jestem mczyzn?!
- Myl, e do twarzy ci z twoj kobiecoci - zauway z najniewinniejszym w wiecie

umiechem, cho jego oczy mwiy co zupenie innego.


Raija potrzsna gow.
- Daruj sobie takie uwagi - poprosia. - Dla dobra nas obojga, Wasilij. Dobrze o tym
wiesz, e do niczego nie doprowadz. Sdz, e potrafisz by inny, taki, jakiego ci jeszcze nie
znam. Chtnie bym poznaa twoj drug twarz...
- Ale to te do niczego nie doprowadzi? Raija potrzsna gow.
- Kocham Jewgienija - powiedziaa. - Bezgranicznie i niezmiennie. Brzmi to moe jak z
bajki dla dzieci, ale tak po prostu jest.
- Niewiele znam takich kobiet jak ty - przyzna. - Moe naprawd uda ci si pozna
moje drugie ukryte ja. Nie wiem. Nie wiem nawet, czy sam je znam, bo tak dawno nie
wygldao na wiato dzienne. Zastanawiam si, jak dugo potrwa ten bunt. Jak si skoczy?
By moe zostan zesany na przymusowe roboty.
- A moe zostaniesz kapitanem - dodaa Raija. Umiechn si. Znowu przybra
zawadiacki wyraz twarzy, znw by miay i otwarty. Przyszo mu to z atwoci.
- W takim razie chc zosta kapitanem na Raiji - rzek. - Na adnym innym statku.
Raija odniosa wraenie, e Wasilij dostanie wszystko, czego pragnie. Mia w sobie tyle
siy, e niewielu ludzi mogo mu si sprzeciwi.
Tak wyranie precyzowa yczenia. Trudno jest rwnie dobitnie i jednoznacznie
powiedzie nie.
Jej si to udao.
By moe dlatego wci wystawia j na prb.
Raija domylia si, e nie przywyk, by mu si sprzeciwiano. Z pewnoci dotyczyo to
rwnie kobiet.
Byo w nim co wicej ni tylko urok. Duo wicej. Wykorzystywa kady okruch, jaki
mu si dosta, niczego nie marnowa.
Raija nie znaa nikogo, kto jak on umiaby czerpa z ycia, a jednak kogo jej
przypomina...
- Dawno umar twj brat? Spojrza na Raij badawczo. Czyby mia jej za ze, e zadaje
mu takie pytania?
- Cztery lata temu - odpar. - Katastrofa statku rybackiego. Wszyscy zginli. Statek
take zaton, ale to marna pociecha.
Raija zadraa.
A ona go pytaa, czy ma w sobie do goryczy, by stan na czele buntu. Odpar, e tak.
Teraz potwierdzi to innymi sowami.

- Dagnija miaa dwjk dzieci i z kolejnym bya w ciy. Stracia to nienarodzone. By


moe dobrze si stao. I tak z trudem udawao jej si wykarmi dwoje starszych.
- yjesz z ni? - spytaa Raija. On te zadawa trudne pytania.
miech Wasilija zabrzmia jak mruczenie kota, lecz Raija odniosa wraenie, e
wysun ostre pazury.
- Nie pytasz, czy j utrzymuj - rzek na pozr spokojnie. Raija zauwaya, e ma mocne
palce. Przesuwa nimi pieszczotliwie po uszku filianki. Tak jakby chcia Raiji w ten sposb
co powiedzie, jakby kady jego gest stanowi jaki tajemniczy znak. Od niej zaleao, jak to
sobie wytumaczy.
Pomylaa, e Oleg musia si o ni naprawd ba, skoro wysa tu tego mczyzn, by
jej pilnowa.
- Pytasz waciwie o to, czy z ni sypiam. Naturalnie, e tak - odpar. - Jestem jedynym,
ktry przypomina jej Walerija. Jedynym, ktry moe ogrza jej ciao, z kim moe si kocha,
nie zamykajc oczu. Dagnija zdaje sobie spraw, e nie jestem Walerijem. Nie jest przecie
naiwna! Ale ja jestem do niego podobny bardziej ni ktokolwiek inny. Moe si odpry w
moich ramionach, a nawet poczu rado. Nie tak, jak daby jej Walerij, ale to te stanowi dla
niej jak ostoj w yciu, prawda? Bg jeden wie, ile ta kobieta potrzebuje ciepa. Nie prosi o
tak wiele. A i ja potrzebuj kobiety. Takiej, ktra nie da ode mnie wicej, ni jej mog
ofiarowa...
- Kochasz j?
Raija suchaa ze spuszczon gow, ale pytajc podniosa wzrok.
Wasilij potrzsn gow.
- Nie tak mioci, o jakiej mylisz - rzek szczerze jak zawsze. - Nie mieszkam u niej
na stae i nikt nie nakania mnie do lubu. By moe Dagnija liczy na to. Maestwo bardzo
zmienioby jej sytuacj, daoby jej poczucie spokoju, zatrzymao tych, ktrzy pukaj do jej
drzwi...
Odstawi filiank, zoy rce.
- Nie jestem od nich duo lepszy - doda. - Chocia moe daj jej wicej ciepa ni inni.
I zostawiam po sobie wicej. Przytulam j rwnie wtedy, kiedy nie myl o wdzieraniu si pod
jej spdnice...
- Wybacz mi! - szepna Raija. - Nie miaam prawa pyta.
- Nie musiaem ci tego opowiada - odpar. - Chciaa pozna tego kogo bez twarzy,
by moe wanie z nim rozmawiaa...
- Co chcesz robi... potem? - zapytaa. - Jeeli zostaniesz kapitanem. Jak zamierzasz

rozwiza ten ukad z Dagnij?


Opar brod na kostkach splecionych doni. Nie spuszcza z Raiji wzroku.
- Czy kto ju ci powiedzia, e za duo pytasz?
- Nie musisz odpowiada.
- Mogaby to przyj jako odpowied. Zgad. Uznaaby to za odpowied.
- Nie wiem, co bym zrobi, Raiju. Do tej pory zachowywa dystans, zwracajc si do
niej po nazwisku. Prosia go, by mwi jej po imieniu, lecz mimo to nadal uywa nazwiska.
Sprawi, e wreszcie zabrzmiao jej w uszach jak wasne. Wypowiada je tak ciepo, jak si
wymawia nazwisko przyjaciela. Ale jednak wyznaczao granic midzy nimi, stwarzao mur,
dystans.
Teraz przeama wszelkie bariery, nazywajc j Raij.
- Pod wieloma wzgldami czuj si za bratow odpowiedzialny. Jest taka bezradna, ma
do zaoferowania tylko swoje ciao. Kobiety szybko si starzej, sprzedajc siebie. Nie wiem,
czy chciabym tego dla niej, ale nie marz te o tym, by doczeka staroci u jej boku. Potrzsn gow. - Nigdy zreszt nie potrafiem sobie wyobrazi siebie z jak kobiet jako
pary staruszkw, prdzej wyobraaem sobie, jak gin w morzu w zawizanym worku, nie
pozostawiajc po sobie ladu. To nawet nie sprawia mi blu. I wydaje si proste.
Raija nie chciaa pyta, czy istnieje co, co skania go do snucia innych wizji, innych
myli.
- Wiesz, e zmieniem zdanie - wyzna. - Pewnie zaopiekuj si Dagnij, ale nie mog
si z ni oeni.
- Nie chciaabym, eby j polubi - powiedziaa Raija, czujc, e wyjtkowa
uczciwo Wasilija rwnie od niej wymaga uczciwoci. - wiadomo, e wypenia si pustk
po kim innym, potwornie boli...
Nie odway si jej dotkn, ale nie spuszcza z niej wzroku.
- Ja te nie chciabym zaspokaja tylko czyjej tsknoty - rzek. - Ale w twoim
przypadku ju tak si stao.

5
Nasuchiwali odgosw dochodzcych z zewntrz. Pilnowali si nawzajem, cho
dzieliy ich drzwi i odlegoci wiksze ni te, ktre mona by zmierzy na stopy czy okcie.
Zza okien nie dotaro jednak do nich nic niepokojcego, nikt nie zatrzyma si za
drzwiami w zych zamiarach.
Ale strach uwi gniazdo nad framug.
Pewnie dzieci obudziy Wasilija. Trudno jednak zmusi niemowlta do milczenia, kiedy
pieluchy maj mokre, brzuszki puste i nie chc wicej spa.
Raija wstaa, by si nimi zaj.
Nie ze wzgldu na gocia.
Chocia byo jej go troch al, kiedy ukaza si z potarganymi wosami i oczami jak
dwie wskie szparki.
Nie odezwa si. Podszed prosto do okna i otworzy je, poniewa szyby zaparoway od
wewntrz, kiedy Raija rozpalia w piecu, i nic nie mg przez nie zobaczy.
- Nie wrcili - rzek krtko.
W jego sowach Raija wyczua strach. Nie widzia powodu, dla ktrego miaby go
ukrywa. To bardzo rnio go od innych mczyzn.
Kiedy obserwowa Raij z synkiem w ramionach, oczy przesonia mu mga niczym
dym z odlegego ogniska.
- Czy nigdy nie czujesz si winiem? - spyta nagle. - Skrpowana dziemi, domem...?
- Nie.
Gdzie w gbi duszy odczua niepokj, ale przecie codzienne obowizki nigdy jej nie
ciyy, nigdy nie tsknia, by od nich uciec. Wypeniajc je, czua si bezpieczna.
- Z kobietami jest pewnie inaczej - rzek.
Nadal j obserwowa. Podziwia jej pewno ruchw i wpraw. Zobaczy mio w jej
twarzy. Bezgraniczn szczero i poczucie wolnoci.
Nigdy nie zazna czego podobnego. To zupenie co innego ni mio do mczyzny
czy kobiety.
Zreszt nie mia czasu na myli o rodzinie, to luksus nie dla niego. By moe nigdy nie
bdzie go na to sta.
Istniao wiele innych spraw, ktrymi musia si zaj.
Niepokoi si, e Oleg jeszcze nie powrci. Mino wystarczajco duo czasu, by
dopyn do buntownikw i zawin z powrotem do portu.

Wasilij poczu gdzie w odku dokuczliwy ucisk. Drczyy go strach i determinacja,


ktre wyostrzay wszystkie zmysy, zmuszay do mylenia i do bezwzgldnoci, wskutek czego
wydawa si zimny i opanowany.
Sta z czajnikiem w rku i potrzsa nim, by woda z brzowymi fusami moga sta si
prawdziw kaw. Byway ju takie ranki jak ten. Byway te ranki bez kawy. Kawa to luksus,
do ktrego jednak szybko mgby si przyzwyczai, przebiego mu przez gow.
Pomyla, e atwo jest nabra przyzwyczaje. Niemal rwnie atwo, jak osdza
innych.
Pilnowa swoich spraw. Dagnija nieustannie zajmowaa si dziemi. Zasmarkanymi,
paczcymi dziemi, ktre cigle czego si domagay.
Stara si tego nie sucha, zamyka si rwnie przed Dagnij.
W cigu dnia bya wdow po bracie Waleriju. W nocy uyczaa mu swych ramion,
ciepa swego ciaa. Wykorzystywali i pozwalali si wykorzystywa. By moe Dagnija si tego
wstydzia. Ale przecie niczego sobie nie obiecywali, pamitali, kim dla siebie s.
Przyby z Kem, z przedmiecia. Jego dom rodzinny przesta istnie, rodzestwo
rozpierzcho si na wszystkie strony wiata - nad Morzem Biaym porzdnie wiao.
U Dagniji znalaz namiastk domu.
Byway w nim ranki podobne do dzisiejszego, spdzane w towarzystwie bratowej.
Wasilij nigdy tego nie lubi. Wola, by dzie z Dagnij toczy si poza nim, wola zapomnie,
e w mroku nocy zaspokaja u niej cielesne pragnienia. W cigu dnia po prostu ya obok.
Uyczaa mu domu, ale nigdy nie pragn nazwa go swoim.
Nie bdzie ju takich rankw jak ten, zdecydowa.
- Spodziewae si, e Oleg ju wrci? - spytaa Raija.
Nie podobaa mu si jej spostrzegawczo. Uwaa, e kobiety nie powinny by bystre.
Wystarczy, by natura obdarzya je agodnoci i ciepem i eby potrafiy stworzy przytulny
dom.
Natychmiast jednak odrzuci t myl. Nie, to za mao. Zrozumia, e nigdy by mu to nie
wystarczyo.
Potrzebowa takiej towarzyszki ycia jak Raija. Kobiety powinny by wanie takie jak
ona. Powinny zadawa pytania, rwnie te, na ktre trudno odpowiedzie.
- To byoby zbyt pikne, gdyby Raija i Antonia przybiy do przystani - odpar, nie
dajc po sobie pozna zaskoczenia. - Ale rzeczywicie spodziewaem si powrotu Olega.
- Chyba marynarze nie zrobi mu nic zego? Wasilij potrzsn gow.
- Co by na tym zyskali? Nie znajd takich wacicieli statkw jak Oleg i twj m.

Podniesienie rki na Olega oznaczaoby wyrok mierci dla wszystkich czonkw zaogi.
- Mogliby zbiec - zastanawiaa si Raija. - Na przykad do Norwegii...
- Ale nie mieliby po co wraca - odpar Wasilij. - Ucieczka porwanymi statkami nie
oznaczaaby moe wyroku mierci dla nich samych, ale na pewno dla ich rodzin. Zbuntowani
marynarze to nie dzikie bestie, Bykowa. S zdesperowani, ale nie s pozbawieni uczu. Kady z
nich ma kogo, kogo kocha, kogo, kto ich kocha. Dlatego wanie odwayli si walczy...
Zwrci si do Raiji po nazwisku. Dozna w tym momencie ukucia w sercu, ale bez
trudu zdoa ukry prawd przed wiatem dziennym. W nocy, pod oson mroku, pozwala
sobie na wiksz szczero. Wiedzia, e to wanie nocy powinien si obawia. Raija nazwaa
go uczciwym i chyba miaa racj. Tak jak i nie mylia si co do tego, e kryje si w nim kilka
osobowoci.
Teraz nie pamita, ktra z nich dominowaa u progu dorosego ycia. Czas, ktry
upyn od tamtej pory, wypenio wiele goryczy.
- By moe jest wiele spraw do omwienia? Wiele do przedyskutowania...
Raija budowaa mosty nadziei.
Wasilij natomiast postrzega rzeczywisto przez pryzmat goryczy, ktry odmienia
kolory, wyostrza kontury.
Nie wierzy, e Oleg wrci z odpowiedzi, jakiej si spodziewa. A czasu ubywao. Tu
na ldzie inni waciciele statkw take czekali na odpowied. Na odpowied okrelajc
warunki, ktre mogliby zaakceptowa, do ktrych sami moe by si nie dostosowali, ale ktre
moe nie odbiegayby zbytnio od ich wasnych zasad. Na odpowied, ktra nie niosaby dla
nich zagroenia.
Wasilij pragn, by marynarze wysuchali Olega.
Zaklina ich w duchu, by nie chcieli zmieni wszystkiego od razu.
By nie dali rzeczy niemoliwych.
Mogli przecie wiele straci.
On sam by tylko czowiekiem. Istniay pewne granice kompromisu, okrelajce, jak
daleko moe si posun, by zapewni choby poowiczne zwycistwo. Nie jest przecie
niemiertelny.
Nadal nie czu si bezpiecznie.
Musia liczy si z przegran. Obietnicom bogaczy nie ufa. Rwnie nie polega lepo
na Olegu. Wspwaciciel Raiji i Toni sam kiedy nosi pcienne marynarskie ubranie.
Wreszcie uwolni si od tego ycia i nie musia wraca do cuchncych, mrocznych i przepenionych kajut, pooonych tak nisko pod pokadem, e nie dociera tam nawet jeden promie

soca.
Olega nie kosztowao wiele obieca i cofn obietnice. Wasilij pomyla, e dobrze by
byo, gdyby popyn na Antoni razem z Olegiem i bra udzia w rozmowach. Wicej
mgby zyska dla marynarzy, bdc tam na miejscu.
Chocia sam pewnie skorzysta na tym, e pozosta na ldzie. Jeeli Oleg by uczciwy.
Ale Wasilij wola na to nie liczy, nie mg po prostu lepo zawierzy.
Grubo posmarowa chleb masem. Kwany ytni chleb nabiera innego smaku ze sonym
tustym masem. To prawdziwa rozkosz dla podniebienia.
Jedzc rozmyla o tym, e nie powinien pozwoli sobie na sabo i uton w ciemnych
oczach ony Jewgienija. ycie nigdy potem nie byoby ju takie samo.
Potrafi by dla siebie surowy.
W najwikszej tajemnicy bdzie nosi w piersi marzenie o kobiecie noszcej imi Raija.
Ale ona waciciela statku pozostanie dla niego pani Bykow.
Wasilij nie pragn bliskoci, nie chcia doznawa tego niebezpiecznego odczucia, kiedy
powietrze staje si cikie i gste. Nie pragn na to naraa gospodyni.
Bykowa...
Raija...
Wyszed z domu, nie wyjaniajc, dlaczego. Chyba si domylaa prawdy.
Ruszy do portu.
Sta si jego domem od czasu, kiedy by ju wystarczajco dorosy, by podj decyzj,
jak obra drog.
Nie tylko ten port, rwnie wiele innych. Na zewntrz moe si rniy, ale waciwie
byy cakiem podobne.
Tacy jak on znajdowali tu towarzystwo, ktre pewnie przeraao innych ludzi.
Ale kiedy nie ma si rodkw na inne ubranie ni szmaty, za ktre paci waciciel
statku, mona si wyda przeraajcym.
Teraz Wasilij nie by mile widziany w porcie.
Nie dzisiaj.
Takie samo powitanie spotkaoby go rwnie w innych portach, skoro nie udao mu si
nakoni Olega, by przywiz zwycistwo. Dla wszystkich: dla waciciela i dla tych tam na
morzu.
By moe i dla niego, Wasilija.
Wasilij lubi ludzi, lubi, kiedy wok niego rozbrzmiewa miech i ttnio ycie. Z
atwoci nawizywa rozmow, znajdowa przyjaci. Przeraaa go myl, e ludzie mogliby

go wita milczeniem.
A mogo si tak zdarzy. Mg zapisa si w ludzkiej pamici jako ten, ktry wszcz
bunt, lecz okaza si saby. Ktry wystawiony na prb okaza si czowiekiem bez charakteru.
Ktry przeszed na sub do Jurkowa, by ratowa wasn skr...
Usiad na skraju nabrzea. To tutaj zabra Raij dzi w nocy. Dla niego bya Raij, nie
Bykow, nie on waciciela statkw...
Dobrze, e to miejsce ley w ukryciu, dobrze, e nikt ich nie widzia - dla plotkarzy
mogoby to stanowi smakowity ksek.
Zdrajca i ona Jewgienija Bykow.
Tu naleao stpa ostronie. Wiele desek ju zbutwiao, a pod nimi kipiao bezdenne
morze. atwo mona wpa i uton...
Wasilij wpatrywa si w wod. Powiedzia wczoraj Raiji, e morze jej nie chce. Jeli
chodzio o niego samego, nie by tego taki pewien. Czasami wydawao mu si, jakby morze a
nazbyt gorliwie zamierzao go otoczy domi fal.
Niewielu marynarzy do niego zagadao. Wida nie uchodzio pozostawa z nim na
przyjacielskiej stopie.
Wasilij zrozumia, e plotki si rozeszy, e wikszo ludzi ju wie, kto roznieci iskr
buntu. Mieszkacw portu ogarna niepewno, nie wiedzieli, co sdzi. Widzieli Wasilija z
Olegiem, a przecie powinien znajdowa si na pokadzie Toni.
Wasilij mg wyczyta nieufno w oczach wielu osb, ktre nie zwalniay kroku,
przechodzc obok, raczej przyspieszay. Wydawao mu si, e t sam nieufno dostrzega w
spojrzeniach tych, ktrzy jakby go nie widzieli, ktrzy patrzyli obok, ponad nim...
Zdrajca - szeptali...
Rwnie i jego zaczy ogarnia wtpliwoci.
Moe rzeczywicie by zdrajc?
W miar jak tarcza soca staczaa si ku zachodowi, coraz bardziej si ba.
Oleg si spnia.
Wasilij nie by w stanie si cieszy, kiedy ujrza cie odzi. Zobaczy dwa maszty i
rozpozna frachtowiec. Zobaczy, jak wpywa do portu na penych aglach. Ale nie czu radoci.
Moe naprawd by zdrajc?
Ludzi zebranych w porcie ogarn niepokj. Widzieli to samo, co Wasilij.
Na skraju nabrzea wyrs las mczyzn. Stanli tak, by jak najlepiej widzie. Stanli
wyprostowani, pod wiatr, mruc oczy. Stanli na rozstawionych nogach, z wykrzywionymi
ustami i piciami schowanymi w kieszeniach spodni. Z goymi gowami lub czapkami

zsunitymi mocno na czoo.


Mczyni podobni Wasilijowi.
Niejeden z nich ukradkiem spoglda na niego. Rozmowy cichy, kiedy kto rzuca
dugie spojrzenie w kierunku niedawnego przywdcy buntownikw. Sowa przeszy w cichy
szmer, przypominajcy brzczenie owadw nad kami w rodku lata. Kiedy Wasilij przymkn
oczy, wydawao mu si, e ludzie te zmieniali si w owady, cae ich roje, ktre tak naprawd
nie byy grone.
Siedzia spokojnie na swoim miejscu. Jedn stop postawi na krawdzi, na lekko
zgitym kolanie opar rami. Drug nog zwiesi w d nad powierzchni wody. Twarz zwrci
na pnoc, w stron nadpywajcego aglowca.
Jeeli Raija...
Jakby oparzy si na dwik jej imienia. Zamkn oczy i zacz myl od nowa.
Jeeli ona Jewigienija widzi go teraz przez niewielkie, otwarte okno przy kuchennym
stole, rozumie, jak jest samotny. I e si boi.
Jednak nikomu innemu nawet nie przyszoby to do gowy. Inni powiedzieliby raczej, e
jest zbyt pewny siebie, e ma o sobie zbyt wysokie mniemanie i dlatego stan po stronie
wacicieli statkw.
Daby im jeszcze wicej powodw do gadania, gdyby zosta kapitanem na Raiji.
Frachtowiec rs w polu widzenia. Ju nie wyglda jak balia z dwoma masztami i
aglami barwy nieba. W miar zbliania si do portu agle staway si brudnoszare.
Zanim d przybia do przystani, mino chyba par godzin.
Soneczna tarcza toczya si powoli. Kierowaa si ku Dwinie. Wolno pochylaa si nad
ziemi, niemal dotykaa wrzosw i kpek trawy. Wydawao si, e w kadej chwili moe
zapali t such ziemi. Ludzie odruchowo wstrzymywali oddech, pragnc, by z promieni nie
sypny si iskry.
Jeszcze raz si udao.
Ziemia nie zapona.
Wasilij ba si poaru portu. Ju kiedy port stan w pomieniach. Kryo o tym tyle
historii, ilu byo wiadkw poogi, a moe i wicej. Kady opowiada swoj wersj.
Wasilij podejrzewa, e Oleg wie o poarze wicej ni inni mieszkacy Archangielska.
Wszyscy szeptali o bracie Toni, ktry podoy ogie, ale nikt nie potrafi wyjani, dlaczego.
Wymieniano rwnie imi Raiji, lecz ostroniej, poniewa ludzie nie byli cakiem
pewni, kim jest. Wtedy jej czarnowos gow otaczaa swoista gloria, gdy przybya znikd
jako obca i ocalia ycie Jewgienija, kiedy jego marynarze sdzili, e wykrwawi si na mier.

Staa si anioem w czarnej pelerynie.


Nikt nie mwi o tym gono, ale czasem zastanawiano si, czy Raija jest niezwykle
dzieln kobiet, czy raczej czarownic.
Dopiero kiedy Wasilij spotka Raij, zrozumia, dlaczego ywiono wobec niej podobne
podejrzenia.
Podnis si, kiedy d zacza przybija do brzegu, ale trzyma si z dala. Stan w
cieniu, za plecami mczyzn, ktrzy popierali zbuntowan zaog, lecz nie mieli odwagi
otwarcie tego przyzna. W tumie pojawio si bowiem wielu wacicieli statkw, ktrzy
szybko wychwytywali spojrzeniem nielojalnych pracownikw. A aden z marynarzy nie chcia
straci tego, co posiada.
Tylko zaogi Raiji i Toni odwayy si na bunt.
Marynarze zgromadzeni na nabrzeu by moe rwnie marzyli o przyczeniu si do
walki o lepszy byt, ale wiza ich take ukad z wacicielem statku. Podobnie jak chopi
dzierawicy ziemi i podlegajcy swemu panu, cho nie mieli moe nad sob waciciela
ziemskiego, nie byli bardziej wolni ni chopi. Ciy na nich dug, ktry uzalenia ich od
armatora, od sklepikarza. Mieli rodziny.
I niezalenie od tego, jak ndzne byo ich ycie, mocno si go trzymali.
Spluwali brzow lin w miejsce, gdzie przybi frachtowiec Olega. Niejeden trafi w
burt, ale aden z wacicieli statkw nie mg zobaczy brzowych struek ciekajcych w d.
Znikay na drewnie. Gosy niezadowolenia rwnie niky w panujcej wrzawie.
Serce Wasilija krwawio, kiedy patrzy na marynarzy, nie odwayby si nawet nazwa
tych bezsilnych ludzi aosnymi.
Nie posiadali wiele, ale i tego nie chcieli straci.
Moe w ich oczach by zdrajc...
Sam nie mia wiele do stracenia, na pewno mniej ni oni. Nie czu si wicej wart ni
inni. Bez wahania mgby si powici, gdyby to pomogo.
W tej grze naleao gra wysoko. Nawet Oleg nie zdawa sobie z tego sprawy. Albo nie
posiada do odwagi, by wej do takiej gry.
Ona, Raija Bykowa, rozumiaa to lepiej.
Mylaa podobnie jak on, Wasilij.
To ona powinna zarzdza statkami. Stworzyaby przedsibiorstwo lepiej prosperujce
od jakiegokolwiek innego w Archangielsku, a nawet w caej pnocnej Rosji.
Posiadaa do odwagi.
Miaa ten diabelski bysk w oku.

Nawet gdy tak staa z dzieckiem w ramionach, wygldaa, jakby chciaa rzuci si w wir
wydarze - bez zastanowienia, bez wzgldu na to, do czego by to mogo doprowadzi.
Lubi wyobraa sobie, e sam taki jest, chcia wierzy, e walczy dla sprawy, a nie po
to, by zagarn dla siebie co tylko si da.
Wasilij nie przejmowa si opini innych ludzi, ale sam czsto o sobie myla. Nie
zawsze pochlebnie.
Zobaczy, jak Oleg schodzi na ld. Jak mczyni rozstpuj si na boki, robi mu
miejsce. Jak pochylaj gowy.
Wasilij poczu, e si rumieni. Musia si odwrci, popatrze w stron ldu.
Wstydzi si za nich, wstydzi si za ich pokor. To na pracy tych marynarzy opiera si
cay transport wodny. Od ich rk, potu, ich plecw i siy ng zaleao funkcjonowanie odzi,
frachtowcw i statkw rybackich.
Bez pracy tych ludzi armatorzy nie nosiliby wysokich skrzanych butw, a ony
armatorw nie mieszkayby w piknych domach z oszklonymi oknami z firankami i nie
popijay herbaty ze srebrnych samowarw.
Ci ubodzy marynarze powinni dumnie podnie gowy, powinni patrze zwierzchnikom
prosto w oczy, zachowa sw godno.
Na nich opiera si kraj.
Wasilij nie mg przez cay czas trzyma si z tyu. Podnis gow, wyprostowa plecy
i popatrzy w twarze swych towarzyszy.
Przeszed midzy nimi. Zauway ze zdziwieniem, e i przed nim si rozstpili.
Przerazi si. W przypadku Olega to zrozumiae, ale jemu wczeniej nigdy nikt nie
schodzi z drogi. Nadal nie by nikim wicej ni zwykym marynarzem. Ba, moe nawet nie
mia ju pracy, nie zna si na przepisach. Kapitan wyrzuci go za burt, mwic, e nie ma ju
dla niego miejsca na Toni.
A waciciel statku zamierza uczyni go oficerem.
Wasilij nie mg pogodzi si z tym, e to przed nim otwiera si owa uliczka pord
tumu. Obraz ten przywid mu na myl przypowie z Biblii, kiedy morze rozstpio si przed
Mojeszem.
Zadra.
Poszed ladem Olega i poczu si nieco lepiej, kiedy go dogoni - atwiej byo przyj,
e to Olegowi, a nie jemu ludzie robi miejsce. Stara si jednak zachowa pewn odlego,
eby nie zarzucono mu, e pody za Jurkowem posusznie jak pies.
Przepeniao go mnstwo sprzecznych dozna.

Za nim poszli mczyni, ktrzy wrcili razem z Olegiem, ci, na ktrych jeszcze mg
polega i ktrym Wasilij rwnie nie mia powodu nie ufa.
Oleg nie odezwa si do ludzi zgromadzonych na nabrzeu. Nie mia dla nich adnych
nowych wiadomoci.
Poczeka, a drzwi do biura zostan starannie zamknite.
- Czy w domu wszystko dobrze? - spyta.
Wasilij przytakn. Nie wspomnia, e wyszed na duej. Nie przyszo mu na myl, e
Raiji mogoby si sta w tym czasie co zego...
Teraz poczu w piersi ukucie strachu. Nigdy by sobie nie darowa, gdyby co jej si
przytrafio...
Ale chyba nikomu nie wpadoby do gowy skrzywdzi j w biay dzie? Na oczach
wszystkich...
- A tam? - spyta.
- Na pokadzie doszo do nieporozumie - westchn Oleg. - Chyba si tego
spodziewae?
- Na Antonii? - spyta i zaraz skin gow, zanim Oleg zdy odpowiedzie. - Tak,
obawiaem si, e moe do tego doj.
- Kapitan traci wadz - mwi dalej Oleg. By zmczony, czu pulsowanie w skroniach.
Wszystko wydawao mu si koszmarem. Pragn jedynie obudzi si z niego i przekona, e
wszystko jest jak dawniej: e nikt nie zagarn jego dwch statkw, e kapitana Raiji nie
pozbawiono ycia, a kapitan Antonii nie straci dowdztwa w wyniku buntu zaogi, ktra
okazaa si bardziej zacieka, ni przypuszcza. - Czy mylisz, e zdoa utrzyma ludzi w ryzach
jeszcze dwa dni, zanim upynie ostateczny termin odpowiedzi?
- To zaley, kto wystpi przeciw kapitanowi - zastanawia si Wasilij.
Oleg przedstawi mu sytuacj na pokadzie. Wasilij opar si o drzwi i zaoy rce na
piersi.
- Bdzie ciko - powiedzia. - Tego si wanie obawiaem. Ten dra si tak atwo nie
podda. Nie ma nic do stracenia. Zostawi w domu jedynie star matk, o ktr zreszt wcale nie
dba. Myli tylko o lepszym, atwym yciu. Jest niebezpieczny. Nie chciaem, eby bra udzia w
przygotowaniach, ale kapitan sam go wybra...
Oleg ukry twarz w doniach.
Co za koszmar...
Pomyla, e powinien nadal najmowa si do pracy u innych, a nie marzy o wasnych
statkach. Teraz spotykaj go same kopoty. Nic, tylko kopoty.

- Na pokadzie Antonii s czonkowie dawnej zaogi Jewgienija - zauway. - Z


Sankt Nikoaja, tego, co si spali...
- Nie moesz od nich oczekiwa, e bd wierni jak w maestwie! - zaoponowa
Wasilij.
On take czu si zmczony. Uwaa, e rozmowa nadmiernie si przedua, a Oleg
cigle nie wyjani, co wyniko z jego rozmw z marynarzami i co zamierza przekaza
pozostaym wacicielom statkw.
- Nie mwi o lojalnoci - odezwa si Oleg. Uywa sw, ktre Wasilij z pewnoci
sysza, lecz ktrych znaczenia dobrze nie zna, wic wola milcze. Wszystko si w nim
gotowao, poniewa Oleg potrafi bawi si sowami, wywysza si w ten sposb. - Mwi
raczej o dobrej pamici - doda. Podnis wzrok. Napotka spojrzenie Wasilija, nieco drwice i
zniecierpliwione. - Maj na pokadzie kilku rannych, poniewa doszo do uycia siy. Niektrzy
z nich bardzo krwawi. Chc, by przysa im Raij.
Kilka sekund trwao, zanim Wasilij uwiadomi sobie, e mowa nie o statku. Ale o niej.
O kobiecie. O Bykowej.

6
- To absolutnie wykluczone, eby tam popyna! - wybuchn Oleg, nie patrzc na
Raij. - Powiedziaem im, e daj zbyt wiele, e Jewgienij nigdy by si na to nie zgodzi i e
nawet nie ma o czym mwi - doda zdenerwowany. - Poradziem im, eby sami zajli si
rannymi, bo tobie nie wolno si do tego miesza i nie masz z tym nic wsplnego...
Wasilij umiechn si ukradkiem, tak eby Oleg tego nie widzia. Ale Raija to
dostrzega. Odwrcia wzrok.
Marynarze uwaali, e to, co dzieje si na statku, dotyczy Raiji tak samo jak Olega i
Jewgienija, nie potrafili na to spojrze w inny sposb.
- Dlaczego pokadaj we mnie takie nadzieje? - zdziwia si Raija.
Pocztkowo Wasilij pomyla, e udaje, po chwili jednak uzmysowi sobie, e
naprawd nie rozumie.
- Nie pamitasz tego - mrukn Oleg. - Ale naprawd zrobia na nich due wraenie,
kiedy uratowaa Jewgienija od mierci. Wierz mi... - mwi to niemal z rozpacz. - Kiedy z
nimi teraz rozmawiaem, wysunli rne dania, ale przede wszystkim domagali si twojego
przybycia. Powtrzyli to kilka razy. Nie prosili o przysanie Raiji Bykowej, lecz kobiety w czarnej pelerynie, poniewa na statku s ciko ranni.
- Nie mam ju tej peleryny - zauwaya cicho Raija.
Tak jakby caa moc tkwia w kawaku tkaniny, tak jakby ona sama si nie liczya.
- Wybij to sobie z gowy - rzek Oleg.
- Oleg ma racj - popar go Wasilij. - Marynarze mog szykowa podstp. Tak
naprawd myl o zdobyciu zakadnika, kogo, kto jest wicej wart ni statki. Czuj, e
zaczynaj traci przewag.
- Czy to take przewidziae? - w sowach Raiji brzmiaa drwina.
- Nie - odpar szczerze rozczarowany tym, e w ogle moga tak pomyle, ale te nie
zaskoczony. Wszystkim udzielao si ogromne napicie. Rozumia, e Raiji take nie byo
atwo, mimo e staa nieco z boku. - Teraz inni objli przewodnictwo - doda. - Wierz mi, s o
wiele bardziej bezwzgldni ni ja.
- Moe mogabym pomc - nie poddawaa si Raija. - Ranni potrzebuj opieki,
niezalenie od tego, kim s.
- Nie! - zaprotestowa Wasilij z wiksz stanowczoci ni Oleg.
Raija popatrzya na niego z uwag.
- Mylaam, e to twoi przyjaciele - powiedziaa.

Oleg zorientowa si, do czego zmierzaa. Zda sobie spraw, e sta si winiem
wasnych sw, lecz nic nie mg na to poradzi. Zna desperacj marynarzy, Raija natomiast
nie. Wiedzia, e wykorzystaj wszelkie moliwe rodki. Zyma si na sam myl, e Raija
mogaby sta si zakadnikiem w ich rku.
- To zwykli ludzie, ktrzy zostali przyparci do muru - rzek z naciskiem. - S
zdesperowani. Robi to, na co nigdy w innych okolicznociach by si nie odwayli. Obawiam
si, e wejcie na pokad moe si okaza dla ciebie niebezpieczne. Myl, e s wrd
buntownikw tacy, ktrzy bez wahania by ci zabili, gdyby to pomogo ich sprawie. Czy to dla
ciebie do jasne?
- Przesadzasz - odpara Raija.
Bya tak piekielnie uparta!
Wasilij zdawa sobie spraw, e niewiele mg przeciwstawi takiej kobiecie jak Raija.
Ale sdzi, e Oleg ma na ni wikszy wpyw, e uda mu si j przekona...
- Jest jeszcze co, o czym nam nie powiedziae, Oleg - dodaa nieoczekiwanie Raija.
Oleg a podskoczy.
Jego policzki zmieniy barw niczym u dziewczyny, ktra otrzymaa pierwsz
nieprzyzwoit propozycj.
Wasilij nie rozumia, co si dzieje, uwaa, e sowa Olega brzmiay absolutnie
wiarygodnie.
- Nie popyniesz tam i ju. Nie ma mowy, Raija - Raisa - upiera si Oleg. Zwracajc si
do Raiji, uy pieszczotliwego podwjnego imienia, ktrego zwykle uywaa Antonia. Da w
ten sposb do zrozumienia, jak bardzo ceni Raij i jak bardzo jest mu droga. Pod adnym
warunkiem nie zamierza ryzykowa jej ycia. - Nie pozwol ci na to, moja kochana. Poza tym
cz zaogi nadal sucha moich rozkazw, nikt nie pomoe ci si tam dosta.
- Co takiego przed nami ukrye? - spyta Wasilij.
- Jeeli Raija dotrze do zbuntowanych marynarzy, dadz nam jeszcze trzy dni - odpar
Oleg.
Wasilij wcign gboko powietrze i wypuci je przez nos. Ogarna go taka zo, e
a zazgrzyta zbami. Wiedzia, kto si za tym kryje.
- Nie mamy czasu do stracenia - uzna Oleg. Udao mu si przybra lekki ton, lecz mimo
to nie zdoa ukry, e si boi.
Wasilij pomyla, e gdyby on mia decydowa, znalazby rozwizanie: albo
zaprowadziby na statku porzdek nawet za cen rozlewu krwi, albo te pozwoliby Raiji dosta
si na pokad Antonii i udzi nadziej, e trzy dodatkowe dni uatwi zawarcie porozumienia.

Ale decyzj musia podj Oleg. Wasilij wiedzia, e to wspaniaomylny czowiek,


ktry unika uycia siy i nada wierzy, e mona si dogada. Pragn, eby zbuntowani
marynarze docenili to i nie dali si zalepi gadkim sowom nowego przywdcy.
Jednak uzna ze smutkiem, e Oleg nie zyska sawy bohatera.
Wrcz zabrzmiao mu w uszach sowo, ktrym go nazw, niezalenie od tego, czy uda
mu si zaprowadzi porzdek, czy nie.
Saby.
Jak bardzo mona si pomyli w ocenie czowieka?
Oleg poszed porozmawia z innymi armatorami. Oceniali go w ten sam sposb jak
zaogi obu statkw.
Oni ju dawno zaprowadziliby porzdek.
Dali do zrozumienia, e czekaj tylko na znak, by przyj mu z pomoc. W kadej
chwili mog si stawi, jeli bdzie trzeba, wystarczy jedno skinienie Olega. Jednak nie
zamierzaj si narzuca. Musz przecie pilnowa wasnych spraw, nie bd rezygnowa z
korzystnych transakcji tylko dlatego, e Oleg jest mikki i nie potrafi ostro potraktowa
burzcych si szumowin.
Kady ma tak zaog, na jak zasuy.
Koczy si ostatni dzie rozmw. Oleg poci si i trzs z zimna na zmian.
Zastanawia si, czy od samego pocztku waciwie pokierowa spraw. Czy Jewgienij zrobiby
to lepiej...?
Czy ktokolwiek inny lepiej by sobie z tym poradzi?
Zastanawia si, czy Wasilij jest w stosunku do niego uczciwy... Ale Raija miaa do
niego zaufanie.
Zdawa sobie spraw, e jeeli teraz straci oba statki, nie bdzie ju dla niego
przyszoci na morzu. Nikt go nie zatrudni nawet jako marynarza.
Znajdzie si na czarnej licie razem ze swymi buntownikami.
Wasilij rwnie wyszed z domu. Nie potrafi bezczynnie czeka. Nie teraz. Gra toczya
si o wiksz stawk, ni wczeniej zakada.
Pojawi si, zanim wrci Oleg.
Zauway, e Raija jest niespokojna. Nie bya w stanie usiedzie na miejscu ani te
zaj si czymkolwiek.
- Oni nie ustpi... Ci inni waciciele statkw - rzeka z przeksem. - Nic na tym nie
zyskaj, jeli stan po stronie Olega, prawda?
Wasilij potrzsn gow. Uzna, e Raija jest bardzo rozsdna. Jej towarzystwo dziaao

pokrzepiajco po tygodniach spdzonych z Dagnij i suchaniu jej paplaniny...


Waciwie Dagnija nie jest niczemu winna. Bya bardzo modziutka, wychodzc za m
za Walerija. Nawet jej do gowy nie przyszo, e mogaby dy do czego wicej, ni zosta
tylko on i matk i zajmowa si domem. Dobrze sobie radzia z obowizkami, ale nigdy nie
wkraczaa w wiat mczyzn. Nigdy nie zadawaa pyta. Nikt od niej tego nie oczekiwa.
Z pewnoci niesprawiedliwie ocenia Dagnij, ale po kilku chwilach spdzonych z
Raij nie mgby ju znie ycia z wdow po bracie.
Rozway to bardzo dokadnie, przede wszystkim dlatego, e drczyy go wyrzuty
sumienia. Teraz nabra ju pewnoci.
- Co grozi Olegowi? - spytaa Raija.
- Moe straci statki - odpar Wasilij. - Ale zaoga nic na tym nie zyska. Oleg mgby
sprbowa przecign pertraktacje. Na Antonii doszo do nieporozumie, wrd zaogi nie
ma ju jednoci. Kapitan zaczyna traci panowanie nad marynarzami. Jeli konflikt si zaostrzy,
podern mu gardo i wyrzuc za burt.
- To byoby najgorsze ze wszystkiego... Co do tego nie mieli wtpliwoci.
- Wiesz, gdzie zakotwiczono statki? Skin gow.
- Czy nie wystarczy jaka mniejsza d, eby tam dotrze?
Zgad, o czym myli. Odsun jednak od siebie te przypuszczenia. Wola odpowiada na
kade z pyta Raiji z osobna i uda zaskoczonego, gdy wreszcie wyjani, po co je zadawaa.
Jeeli w ogle mu powie...
- Waciwie wystarczy, ale przynajmniej z jednym aglem - odpowiedzia. - To za
daleko, eby wiosowa. Naturalnie jeli chciaoby si tam dopyn w cigu jednej nocy. Tobie
by si to nie udao.
- Czy mgby mi pomc dosta si na Antoni?
- Mgbym z tob popyn - odpar niechtnie. Podziwia jej odwag. Bya naprawd
niezwyk kobiet!
- Popyniesz? Wasilij potrzsn gow.
- Znam czowieka, ktry obj dowodzenie na Antonii. On jest gotw podern
gardo kapitanowi - rzek bez ogrdek.
Zdawa sobie spraw, e bunt na Antonii i Raiji to nie przelewki, i musia tej
kobiecie jako wytumaczy, e sytuacja na obu statkach jest dla niej zbyt niebezpieczna, e
niczego nie uda jej si zmieni przez sam sw obecno. Marynarze to ludzie, ktrymi atwo
pokierowa, bo nigdy nie wymagano od nich niczego innego poza posuszestwem. Teraz
wrd nich znalaz si kto, kto bez jednego mrugnicia okiem to wykorzysta.

- Gotw jest postpi wobec ciebie tak samo, jeeli mu si spodoba. Wierz mi, zrobi to
bez wahania...
Raija gboko wcigna powietrze. Podesza do Wasilija i chwycia go za rce.
Wprawia go w takie zakopotanie, e nie zdoby si nawet na to, by je cofn.
- Prosz ci! - Jej gos by mikki jak jedwab, oczy jak ciemny aksamit. Mocno trzymaa
go za rce. Bya silna. - Prosz ci, Wasilij! Mwisz, e go znasz, i z pewnoci tak jest, ale
wiesz take, czym ten bunt moe si skoczy. Czas, ktry marynarze dali Olegowi, wkrtce
dobiegnie kresu. Trzy dodatkowe dni mog wszystko zmieni, mog umoliwi znalezienie
jakiego rozwizania...
Wasilij nie liczy na to, ale dostrzeg pewn niewielk szans.
- Naraasz wasne ycie - rzek. Jego gos brzmia dziwnie obco i grubo, ale Raija chyba
tego nie zauwaya.
- Moje ycie jest niczym w porwnaniu z yciem tych wszystkich, ktrzy mog umrze
z upywu krwi - odpara.
W ustach innej kobiety te sowa zabrzmiayby faszywie.
Wasilij umiaby si do ez, gdyby wypowiedziaa je ona innego armatora.
By jednak przekonany, e Raija mwi szczerze.
Jeli zdecyduje si tam popyn, gotw by jej broni z naraeniem wasnego ycia.
Ale nie mg tego uczyni. Nie mg wej na statek.
- Zostaniesz tam sama - rzek. - Zupenie sama. Na nikogo nie bdziesz moga liczy.
- Wiem o tym. Cofn rce.
- Jeste bardzo odwana - rzek niechtnie. Musia usi. Omal nie przecigna go na
swoj stron. Nienawidzi siebie za t sabo. To tak, jakby chcia zoy Raij w ofierze.
Myla jednak podobnie jak ona i rozumia j. Raija naprawd uwaaa, e jej ycie jest
niewiele warte wobec ycia tych kobiet, ktre zostay na ldzie, ycia ich dzieci i mczyzn na
obu statkach. ycia tych mczyzn w pciennych koszulach, szerokich, niezgrabnych
spodniach i chodakach. Nikt nie wiedzia, jak zimne byy te buty! Trzeba je woy na bose
stopy w grudniu, eby si o tym przekona. Na szczcie Morze Biae w zimie zamarzao i nikt
nie musia eglowa do ponw na pnocy.
- Zamierzaem wyruszy z Olegiem na statki - rzek, jakby chcia w jaki sposb
unikn zaproponowanego przez Raij rozwizania. Albo je odroczy. - Chciaem podj
ostatni prb i porozmawia z zaogami.
- Nikt nie bdzie ci sucha - odpara Raija. Tak jakby ju wiedziaa, co powiedz
marynarze. Nie trzeba by jasnowidzem, eby to odgadn. - Niech Oleg sam popynie. A

potem znajdziemy jak d aglow i mnie tam zawieziesz. Mniejsz i lejsz odzi
pokonamy t odlego w krtszym czasie.
- Ju nie boisz si wody? - spyta, nieznacznie si umiechajc.
Udaa, e nie syszy.
- Nie ma innej moliwoci - powiedziaa.
- A co z dziemi?
- ona jednego z chopcw stajennych obiecaa zaj si maluchami - odpara.
A wic zdya ju to zaatwi. Mylaa bardzo trzewo, wszystko przewidziaa.
- Ciekawe, z jakimi wieciami wrci Oleg...
- Nie mam wyboru - rzek Oleg. - Popyn i powtrz marynarzom to samo, co ju
mwiem. Po prostu nie mog obieca nic wicej. Nie mog skreli dugu. Nie mog skada
obietnic bez pokrycia.
- Mgbym sprbowa si z nimi dogada - zaproponowa Wasilij.
Mia nik nadziej, e Oleg si zgodzi. Usysza, jak Raija wstrzymaa oddech.
Pomyla, e pewnie uzna to za zdrad, ale machn na to rk.
- Tym bardziej nie bdziesz mg niczego obieca w imieniu innych armatorw odpowiedzia Oleg. - Rozemiej ci si w twarz. Wiedz, e na nic nie masz wpywu.
- Powicisz statki? - spyta Wasilij z niedowierzaniem. - Jeeli nie bd chcieli
rozmawia... - westchn Oleg - to jaki mam wybr? Jeeli zaogi nie odstpi od swych da,
strac wszystko. Wydaje mi si, e to jaki koszmarny sen, z ktrego wkrtce si obudz. Ale to
wkrtce chyba nigdy nie nadejdzie... - Rozemia si gorzko. - Nawet nie masz pojcia, co
rozptae, Wasilij. Bdzie co opowiada wnukom, jeeli poyjesz wystarczajco dugo.
- Ludzie biedni, jak ja, zwykle umieraj, zanim zostan dziadkami - odpar Wasilij.
Nietrudno byo zrozumie jego rozgoryczenie. W znacznym stopniu ponosi win za
wybuch buntu. To on podburzy marynarzy. Ale nie zamierza bra odpowiedzialnoci za to, e
wypadki potoczyy si inaczej, ni planowa.
Win za to ponosi kto inny.
Wasilij chcia jak najlepiej.
Nadal mia jak najlepsze intencje.
- Dobrze, py do nich - zwrci si po chwili do Olega, wzruszajc ramionami. Czu, e
ogarnia go zo. - Powiedz im, e maj woln rk. Powiedz im, e dajesz im statki, e dajesz
im Raij i Antoni. Ze mog popyn ku wybrzeom Norwegii, sprzeda mk i zada
gotwki albo wymieni j na ryby, na ktre zapewne uda im si znale kupcw w drodze
powrotnej nad Morze Biae. Poniewa tutaj nikt nawet nie tknie tego, z czym wrc. Tutaj

zostan aresztowani, kady z nich, gdy tylko postawi stop na ldzie. Niezalenie od tego, czy
to bdzie jutro, czy po rejsie do Finnmarku. Moe zrozumiej, jeeli im do jasno
wytumaczysz. Wyjanij im, jaka przyszo czeka ich ony i dzieci, kiedy na zim zostan
wyrzucone z domw. Postaraj si krzycze goniej ni Walentin, ktry teraz nimi dowodzi, na
pewno ci wysuchaj. By moe kilku przejdzie na twoj stron, moe kogo jeszcze wyrzuc
za burt, by moe na pokadzie nie zostanie ju wielu.
- Zamierzae im to wszystko powiedzie?
Wasilij wzruszy ramionami.
Oleg niestety nie pojmowa, do jakich rodkw naley si ucieka. Natomiast Raija
dobrze zdawaa sobie spraw, e w sporach takich jak ten trzeba posuy si podstpem.
- Masz racj, e by mnie wymiali - odpar Wasilij. - Wcale si nie pal do takiej
rozmowy. Poczekam, a ty im to powiesz. Na wszelki wypadek powtrz, eby zapamita.
Myl, e to podziaa. Zreszt moesz uy argumentw, jakich tylko chcesz. To ty jeste
wacicielem statkw, a nie ja. Nawet nie zamierzam zosta kapitanem. Ju nie. To by pikny
sen, dopki pozwolie mi ni. Ju prawie si zdecydowaem przyj twoj propozycj, ju
zaczem si cieszy. Moesz chopakom powiedzie i o tym, co straciem... Z tego take bd
si mia.
- Nie zapominaj, kto to wszystko zaplanowa! Wasilij dugo przyglda si Olegowi.
- Nigdy mi si nie uda wyrzuci tego z pamici. Sprawy zaszy za daleko. Nikt zreszt
nie pozwoli mi zapomnie.
Oleg nic nie odpowiedzia. Mgby obieca, e nie zamierza odda Wasilija w rce
wadz, ale nie uczyni tego.
Wasilij spojrza na Raij. Skin lekko gow, widzc jej pytajce spojrzenie. Zapewni
j, e to tylko gra. Podobnie jak Raija by przekonany, e musi istnie jakie wyjcie. Tak jak
ona nie chcia, eby polao si wicej krwi.
Na swj sposb oboje martwili si o tych samych ludzi. Cho Raija nie bya on
prostego marynarza, nie staa te po drugiej stronie.
Byo w niej co takiego, co kazao Wasilijowi wierzy, e sama zaznaa i godu, i
cierpienia. Oleg twierdzi, e stracia pami. By moe to dla niej dobrze.
- Wyjd do portu popatrze, jak odpywasz - rzek Wasilij. Mia nadziej, e Raija
domyli si, e i ona powinna za nim pody. - Ubierz si ciepo - rzuci w powietrze. - Na
morzu w nocy jest bardzo zimno.
- Zapominasz, e wiksz cz ycia spdziem na wodzie - odpar Oleg sucho. - To
nie pierwsza moja wyprawa, nie jestem przecie szczurem ldowym. Morze to mj ywio... -

Zamilk, a po chwili doda: - Przykro mi, Wasilij, przykro mi z powodu tego, co si dzieje.
Bardziej ni tobie. Myl, e mam prawo tak powiedzie. Ale to nie ja wznieciem bunt. Nawet
nie wiesz, jak bardzo pragnbym cofn bieg wydarze, ale to nie ley w mojej mocy. Ja take
wiele trac.
- To prawda, dla ciebie te nie bdzie tu zajcia - przyzna Wasilij, umiechajc si
krzywo. W tym umiechu nie byo radoci. - Ale kraj jest duy - doda. Co przecie musia
powiedzie. - A moe mimo wszystko uda si jako zaegna niebezpieczestwo?
Nie uzyska odpowiedzi. Zreszt wcale si jej nie spodziewa. Myla o tym, e musi jak
najszybciej dosta si na nabrzee i zdoby jak d. Szybk, niedu aglwk.
Bykowa jest niesamowit kobiet!
Wasilij pokada w niej ostatni nadziej. Jeli si nie uda, on moe ju nie wraca do
Archangielska. Nikt inny poza Dagnij nie bdzie za nim tskni. Minie te troch czasu, zanim
bratowa si zorientuje, e odszed na zawsze, bo nigdy nie zostawa dugo w domu.

7
Raija nie marnowaa czasu. Ledwie nieduy frachtowiec Olega rozwin agle, a ona ju
pojawia si w porcie.
Wasilij uzna, e to godne podziwu.
- Czy na pewno wytrzyma? - spytaa, stojc na stopniu nabrzea. Wasilij dosysza w jej
gosie niedowierzanie. Domyli si, e Raija si boi, chocia robia co moga, eby tego po
sobie nie pokaza.
- Miejmy nadziej - drani si z ni Wasilij, wyskakujc na brzeg. Jego pomocnik sta
milczcy na pokadzie. - Rybacy wypywaj w tych odziach na poowy - uspokoi Raij. Dalej ni my si dzi wybieramy. Od tych odzi zaley ich ycie.
- Wyglda, jakby zostaa zszyta z kawakw - zauwaya Raija.
Spostrzeenie okazao si cakiem trafne - przy budowie maych rosyjskich odzi nie
uywano zbyt wielu gwodzi, ale mimo to byy bardzo trwae.
- Obiecuj ci, e dopyniemy - zapewni Wasilij. Raija nie pytaa, czy d wytrzyma
rwnie powrotn drog, poniewa nie wiedziaa, czy wrci.
- Czy kobieta, ktra zaja si dziemi, wie, dokd si wybierasz?
Raija skina gow.
- Jak zareagowaa?
- Uwaa, e susznie robi - odpara Raija. - Mimo to prosia, ebym zostaa.
- Chyba tylko druga kobieta jest w stanie ci poj - mrukn Wasilij pod nosem.
- Jest on, matk, siostr. Rozumie, e tu chodzi o ludzkie ycie, a ludzkie ycie jest
wite - rzeka Raija z przekonaniem.
- Gdyby kobiety mogy by kapanami, doskonale by si nadawaa - stwierdzi Wasilij
z krzywym umiechem.
Wycign ku niej niezupenie czyst do. Nie chwyci jej za rk, czeka, a sama si
przytrzyma.
- Jeste gotowa? - spyta.
Raija napotkaa spojrzenie oczu, ktre barw przypominay morze. cisna palce
Wasilija. Wiedziaa, e przy nim jest bezpieczna.
- Nie patrz w wod, kiedy bdziesz wchodzia na pokad - ostrzeg. - I nie wpadaj w
panik, eby nie rozkoysa odzi. To nie ciki statek, moja mia, ta aglwka zachowuje si na
falach raczej jak skorupka jajka.
- Masz niezwyky dar uspokajania - rzucia sucho, lecz zamkna oczy i zdaa si na

Wasilija. Pozwolia, by pomg jej wsi do tej skorupki, o ktr si postara. Daa si
prowadzi niczym lepiec.
Przeraona poczua, e nagle cay wiat si przekrzywia. Szeroko otworzya oczy.
Przestaa panowa nad sob. Zachwiaa si, zrobio jej si sabo. Zatoczya si i odruchowo
wczepia palce w kurtk Wasilija. Poczua ciao pod grubym, wenianym materiaem.
Wasilij obj j na moment. Usyszaa jego przyspieszony oddech.
Po chwili zdecydowanie odsun j od siebie, jakby wola zachowa bezpieczn
odlego.
- Spokojnie - powiedzia cicho. - Nie tra gowy! Musisz usi...
Usuchaa. Byo jej niedobrze. Miaa ochot zwymiotowa, ale na szczcie przez cay
dzie ze zdenerwowania prawie nic nie jada.
Kiedy usiada, poczua si troch lepiej. Zadraa z zimna, cho ubraa si ciepo odgada intencje Wasilija, zrozumiaa, e kiedy si egna z Olegiem, mwi do niej.
By moe powinna bya woy spodnie, ubra si jak mczyzna, ale co j przed tym
powstrzymao.
Szczelniej otulia si podszyt futrem, czarn peleryn, caa si w niej ukrya. Poyczya
j od Toni, bo nie miaa ju swojej, tej, ktr pamitali marynarze z Sankt Nikoaja. Jej
wasna peleryna bya tak zniszczona, e nie chronia ju przed chodem. W dodatku rozdara si
i Raija uznaa, e nie ma sensu jej ata. Kupia sobie niebieski paszcz.
Jednak zapamitano j w czarnej pelerynie. Sama nie potrafia przywoa w pamici
adnych obrazw z tamtego czasu. To, co si wydarzyo na pokadzie Sankt Nikoaja,
brzmiao jak bajka.
By moe teraz, kiedy znowu znajdzie si na statku w roli miosiernego Samarytanina,
co sobie przypomni?
Nie wiedziaa, czy bdzie w stanie pomc, ale musi przynajmniej sprbowa.
Marynarze pokadali w niej nadziej, prosili, by przypyna.
Widziaa, jak Wasilij odwiza cum, jak wiosuje, by odbi troch od nabrzea.
Dopiero w pewnej odlegoci od brzegu mogli rozwin agiel. Raija miaa nadziej, e wiatr
jest wystarczajco silny i e szybko znajd si u celu. Nie wiedziaa, co j tam czeka, ale
pragna ju by na miejscu.
- Kto to jest? - spytaa Wasilija, kiedy przekaza wiosa swemu pomocnikowi i podszed
do niej, trzymajc w rku czerpak.
- Mona na nim polega - odpar, siadajc w kucki. Przesun domi po pokadzie. Z
zadowoleniem stwierdzi, e d nie nabiera zbyt szybko wody. Czerpak na razie nie bdzie

potrzebny.
Jeszcze nie.
- To jeden z tych, ktrzy znaleli si na czarnej licie. Obiecaem mu zapat.
Raija skina gow.
- Jewgienij doda te jaki grosz od siebie - zapewnia, jakby przewidziaa wszystkie
ewentualnoci.
Wasilij usiad obok.
- Spotkasz si na Antonii z Walentinem - rzek. - Chciabym ci na to przygotowa.
- Czy to on zamierza przej dowodzenie na statku?
Wasilij skin ponuro. Jego twarz pociemniaa, spuci wzrok. Przez chwil zastanawia
si, w jaki sposb opisa tego mczyzn, ktrego uwaa za najniebezpieczniejszego spord
zbuntowanych marynarzy.
- Uwaam, e Walentinowi na pewno uda si odebra kapitanowi wadz, poniewa jest
urodzonym przywdc, a przy tym posiada niezwyky dar przekonywania. Ale jest take
jednym z najbardziej bezwzgldnych ludzi, jakich znam, a wierz mi, spotkaem ju bardzo wielu. - Wasilij wcign powietrze. - Jako pierwszy przywita ci na pokadzie, mog ci o tym
zapewni. I jest chyba jedynym spord zaogi, przed ktrym musisz si mie na bacznoci.
Ktrego naprawd musisz si obawia, poniewa ten czowiek jest nieobliczalny...
- Znasz go dobrze? - spytaa Raija. Wasilij zamilk.
- Znam go od dziecka - rzek i spojrza jej w oczy. - Walentin jest moim stryjecznym
bratem. Czsto bywalimy u siebie domu. ycie i jego nie rozpieszczao. Bieda sprawia, e
staem si zgorzkniay, ale nie straciem do reszty czowieczestwa. Walentin natomiast wcale
nie przejmuje si innymi. Moesz mi wierzy lub nie, ale to czowiek bez serca.
- Mylisz, e go rozpoznam? Wasilij skin gow.
- Niezalenie od tego, czy przej dowdztwo na pokadzie, czy nie, bdzie si
wyrnia spord pozostaych. Jest do mnie bardzo podobny. Ma tylko nieco janiejsze wosy i
troch wicej lat.
Wasilij umiechn si smutno, przywoujc odlege wspomnienie.
- Ludzie nie wierzyli wasnym oczom, kiedy widzieli mnie i Walerija razem jako dzieci.
Ale kiedy obok pojawia si jeszcze Walentin, wielu sdzio, e wypio zbyt duo...
Wcign powietrze. Patrzy przez chwil na Raij. Wystraszya si tego, co odczytaa w
jego twarzy, jednak nie umkna wzrokiem.
- Gdyby istniao jakie inne rozwizanie - rzek ciko Wasilij - wybrabym je bez
wahania. Pamitaj o tym. Gdyby istniaa inna moliwo, nigdy, przenigdy nie popynbym z

tob, nawet gdyby bagaa mnie na kolanach. Jednak sdz, e w ten sposb uda si nam co
osign. Musz wierzy, e Walentin ci nie skrzywdzi.
Raija zamrugaa. Zapieky j oczy. Trzsa si z zimna - wiatr przenika przez wszystkie
warstwy ubrania, nie pyta o pozwolenie.
- Bdzie si przechwala, e zabi - mwi dalej Wasilij, nie spuszczajc z Raiji wzroku.
Zaciska donie na rczce czerpaka, jakby mia zamiar j zama. - I wcale nie dlatego, eby
udawa miaka. Naprawd popeni morderstwo. Zdoa jednak unikn kary, poniewa
niczego mu nie udowodniono. Walentin jest wyjtkowo brutalny, gdy sobie wypije, ale i bez
tego potrafi uderzy. Kiedy bije, jego oczy staj si niebezpiecznie zimne. Ogarnia go gniew,
ale wie, co robi, nie traci panowania nad sob. Chepi si swoj si. Nie prosi o wybaczenie,
kiedy uderzy, poniewa nigdy nie uwaa, e zrobi co zego...
- Co za miy czowiek - mrukna Raija. Nie chciaa, by sowa Wasilija napeniy j
lkiem i odwiody od podjtej decyzji, jednak ogarn j strach. Zadraa na sam myl o
Walentinie.
- To te - rzek smutno Wasilij, jakby nie dosysza drwiny w jej gosie i nie zrozumia
ponurego artu. Jego wzrok rzadko bywa rwnie powany. - Walentin potrafi rwnie by
uroczym czowiekiem. Bywa tak uroczy, e gdyby chcia, zdoaby oszuka samego witego
Piotra i przekona, by ten wpuci go do nieba. Jednak tu pod warstw wdziku, ktry byszczy
i olepia, tkwi zo. Walentin sam decyduje o tym, kiedy wydoby je na wiato dzienne. Zawsze
siga po nie wiadomie.
- Nikt nie jest a tak zy - zauwaya Raija.
- Walentin jest - odpar Wasilij. - Jeli przyj, e zo jest czarne, a dobro biae, to
wikszo z nas jest szara. Nigdy nie spotkaem nikogo, kto byby czysty jak lilia, nawet
jednego krysztaowego czowieka, nikt nie jest tak dobry. Ludzie s przewanie tacy jak ja: bardziej lub mniej szarzy. Rwnie pani nie jest nieskazitelnie biaa, pani Bykowa. Ma pani jeden
z janiejszych odcieni szaroci, jednak nie jest pani jak wiey nieg... Ale znam czowieka,
ktry jest zy jak sam diabe. Raija musiaa si umiechn.
- To zapewne on?
- Walentin - przyzna Wasilij ponuro. - Mam nadziej, e nie bdziesz go prowokowa.
- Zamilk na dugo, zanim doda: - Obawiam si, e potraktuje twoj obecno jak wyzwanie.
- Mam n ukryty pod spdnic - wyznaa Raija. - Nie zawaham si go uy.
- Nie jestem wcale pewien, czy zdysz - ostrzeg Wasilij.
- Czyby sdzi, e Walentin bdzie chcia mnie zgwaci?
Wasilij odwrci si. Raija nie moga zobaczy, jak z bezsilnoci mocno zacisn palce

na rczce czerpaka, usyszaa tylko trzask drewna.


- Ciko mi to przyzna, ale musz ci ostrzec - potwierdzi. - On jest zdolny do
wszystkiego. Nie pomoe nawet to, e jeste on waciciela. Wrcz przeciwnie, Walentin
potraktuje ci jak pikantn przypraw, ktrej jeszcze nie prbowa. Nie sdz, by chcia ci
zabi, ale boj si, e mgby...
- Mimo to pozwalasz mi tam popyn?
- Znam dobrze ludzi na pokadzie - odpar z westchnieniem. - Znam ich ony, dzieci. W
Archangielsku przybyoby wiele mogi, gdybymy musieli ich wszystkich pochowa...
- To prawda - przyznaa Raija. - Dobrze, e przynajmniej jeste ze mn szczery, Wasilij.
Nietrudno byoby przemilcze prawd o Walentinie.
- Tak, mgbym ci tego nie mwi - przyzna. - Ale nie potrafiem.
witao, kiedy dotarli do statkw. Nawet o tak wczesnej porze morze i niebo barwiy si
wieloma kolorami.
Zanosio si na soneczny dzie, cho zwiastuny mogy okaza si zudne.
Niebo byo krwistoczerwone, a czerwienice si poranki oznaczay zwykle paczce
wieczory.
Wasilij udzi si nadziej, e barwa nieba nie zapowiada rozlewu krwi. Odsun od
siebie t myl. Do takich znakw przywizywano moe wag w dawnych czasach, ale on nie
wierzy ani w bogw, ani w diaby.
Ranek by czerwony i tyle. Wicej na ten temat nie mona powiedzie. Soce
wydawao si biae w samym sercu, ale chtnie rozdawao najcieplejsze, najgortsze pocaunki
marszczcemu si morzu. A niebo bez cienia wstydu wykradao czerwie. Przystrajao si w
ni, skrywao si w niej. Tylko kilka pyncych obokw zachowao sw bia barw, jedynie
na postrzpionych brzegach lekko si zarowiy. Delikatne koronki znikajce w cigu dnia.
Raija i Wasilij nie widzieli ju ldu, skrywa si za horyzontem, niezalenie od tego, w
ktr zwrcili si stron. To napawao lkiem. Czowiek wydawa si taki samotny. Morze i
niebo czyniy wszystko, by go oszuka, by kaza mu wierzy, e nic poza tym nie istnieje, by
wywoa wraenie, e ld jest tylko wymysem.
- Jak znajdziesz drog? - spytaa Raija, przytoczona bezkresn wodn przestrzeni.
Baa si, lecz jednoczenie zachwycaa wspaniaym widokiem.
- Bd spokojna, trafi - rzek Wasilij z umiechem. Wida, e by zmczony, ale jego
oczy pozostay czujne. - W nocy drog pokazuj nam gwiazdy. Mamy te specjalne przyrzdy.
To adne czary, nic niezwykego.
- Ja bym tu zgina - wyznaa.

- Nie wszyscy s stworzeni do ycia na morzu - odpar, powtarzajc oglnie znan


prawd. - Ja zostaem do tego stworzony.
Po jakim czasie wyranie ujrzeli oba statki stojce na kotwicy. Mogli je od siebie
rozrni. Dostrzegli sylwetki marynarzy na pokadzie.
Wszyscy troje pyncy niewielk upin wiedzieli, e czas ju upyn, e tego dnia
Antonia i Raija wyjd na spotkanie nowemu losowi.
Ani Raija, ani Wasilij nie wierzyli, by Olegowi udao si doj do porozumienia z
buntownikami. Z piratami.
Raija wolaa nazywa ich buntownikami.
Okrelenie to wydawao si jej odrobin mniej dosadne. Uwaaa, e buntownikami
mog sta si uczciwi, szarzy ludzie, ktrych boi, gorycz, ndza popchny do ostatecznoci.
Po drodze nie spotkali frachtowca. Niemoliwe, by a tak bardzo go wyprzedzili stateczek Olega mia wicej agli, szybciej si porusza. Chocia Wasilij zapewni Raij, e
obra o wiele krtszy kurs, e popynli bliej ldu, wiatr im sprzyja i dziki temu osignli
dobr prdko, nie sdzia, by dotarli wczeniej ni frachtowiec Olega.
- Gdzie jest Oleg? - spytaa. Baa si o niego. Czua, e by moe pomylia si co do
marynarzy. Ogarn j strach, pomylaa, e mogli zrobi mowi Toni co zego, zrani go,
zabi...
Zagarnli dwa statki, dlaczego nie mieliby przej rwnie trzeciego...
- Zakotwiczy w zacisznym miejscu, midzy Raij i Antoni - odpar Wasilij
gosem tak spokojnym, jakby nie istniay adne powody do obaw, jakby sam wcale si nie ba.
Jednak Raija zauwaya, e jeden jego policzek drga. Dostrzega, jak czujne s jego oczy, jak
zdecydowanie zacisn usta, zagryz zby, mocno chwyci za burt odzi. - Nie musisz si
obawia o Olega - uspokoi Raij, unikajc jej wzroku. Nie patrzy na ni. Odkd zrobio si
widno, odwraca wzrok. Za wszelk cen stara si nie napotka jej spojrzenia. Zaj si
wiosowaniem, zdawa si tym cakiem pochonity. Wydawa polecenia ostrym tonem.
Raija nie braa sobie tego do serca, w kadym razie nie chciaa.
Nie moga przecie nazwa Wasilija przyjacielem.
- Na frachtowcu maj bro.
- Kamiesz! - Raija chciaa wsta, lecz przypomniaa sobie, e grozi to wywrceniem
dki, i zostaa na miejscu. Uniosa tylko jak najwyej gow, by lepiej widzie statki. Staraa
si te dojrze d Olega.
- Std zobaczysz tylko maszt - oznajmi Wasilij obojtnym tonem. - Oleg nie jest
gupcem - mwi dalej. - Byoby naiwnoci nie przygotowa si na atak ze strony

buntownikw i wyruszy zupenie bez zabezpieczenia. Jednak Oleg nigdy pierwszy nie uyby
siy. Nie jest taki. Waciwie bardzo rni si od innych armatorw. Bardziej mi przypomina
zwykego marynarza.
Raija pomylaa, e Wasilij dobrze zna Olega.
Nie odezwaa si wicej, dopki nie zbliyli si do statkw. Teraz mogli zobaczy
wszystkie trzy.
Wasilij wmanewrowa midzy frachtowiec a Antoni. Statek wznosi si obok niczym
skaa wystajca z morza. Przestrze dzielca go od ich skorupki wydawaa si nieskoczona.
Raija wiedziaa, e musi j pokona.
Zauwaono ich. Na Antonii wzdu burty zgromadzili si mczyni.
Raija pochylia gow i splota donie. Modlia si w duchu, jednak sama nie bya
pewna, do kogo kieruje swe proby.
- Moesz pomodli si do witego Mikoaja, by mia ci w swej opiece - rzek Wasilij.
W jego sowach mona by si doszuka odrobiny czuoci, jednak Raija tego nie zauwaya,
ledwie dosyszaa, co powiedzia.
- Do diaba, kobieto! Nie wolno ci si do tego miesza!
Raija spojrzaa w gr.
Zobaczya twarz Olega - jasn plam pod ciemnymi wosami. Nie potrafia rozrni
poszczeglnych rysw, poniewa fale rzucay jej dk mocniej ni duo ciszym
frachtowcem, ktry koysa si w zupenie innym rytmie.
- To, co chcesz zrobi, to samobjstwo! - wrzeszcza Oleg. Raija bez trudu si
zorientowaa, e jest wcieky. On rwnie na pewno si ba. Miaa nadziej, e nikt poza ni
tego nie spostrzeg.
- Co my tu mamy? - rozleg si duo bliej jaki inny gos, dochodzcy ze statku. Waciciel powiadomi nas, e nie mamy co liczy na pomoc dla naszych rannych ani na
jakikolwiek inny przejaw litoci. Czyby si myli?
- Raija! Prdzej ci zastrzel, ni pozwol ci wej na pokad! - krzykn Oleg.
Raija wstaa. Omal nie upada, lecz na szczcie Wasilij by obok i j podtrzyma. Nad
nimi rozleg si miech. Raiji zrobio si niedobrze.
- Pomylilimy si co do Wasilija! - zawoa ktry z marynarzy. - Przywiz nam
zakadnika pierwszej klasy! Wasilij, chod do nas! Bierz ze sob kobiet i wa na pokad!
Zrzucili sznurow drabink.
Raija usyszaa, jak drabinka uderza o burt statku, zobaczya, jak jej koniec zanurza si
w wodzie, jak fale koysz ni tam i z powrotem.

Miaa wej na gr po chybotliwych szczebelkach.


Przekna.
Wasilij mocno chwyci j za okie. Sta blisko, dodawa otuchy. Gdyby Raija nie
syszaa jego oddechu, daaby si zwie i mogaby pomyle, e jest cakiem spokojny. e mu
wszystko jedno.
Teraz wiedziaa lepiej.
Wasilij gra dobrze sw rol. Oszuka nawet tych, ktrzy sdzili, e go dobrze znaj.
Przede wszystkim za stara si przechytrzy kogo, kto kiedy by mu bliski.
Raija domylia si, e mikki jak jedwab gos, ktry doszed j przed chwil znad burty
Antonii, to gos Walentina.
Nie spojrzaa w gr. Nie poznaa jeszcze jego twarzy. W kocu bdzie jednak musiaa
spotka si z tym czowiekiem. Zmierzy z nim swe siy i odwag. Musiaa wierzy, e jest od
niego silniejsza.
Baa si. Miaa sucho w ustach i draa z zimna, ale przecie nie przypyna tu po to,
eby zdradzi si ze sw saboci.
Powoli podniosa wzrok. Przekna kilka razy, by si upewni, e wydobdzie z krtani
gos.
- Syszaam, e kto mnie tu potrzebuje! - krzykna. - Syszaam te, e moje przybycie
oznacza dla nas trzy dodatkowe dni!
- Pewnie, e trzeba nam tu kobiet! - usyszaa w odpowiedzi. - Czujemy si zaszczyceni,
e ona waciciela chce si z nami zabawi.
Nowa salwa miechu.
Raij ogarna zo.
Myleli pewnie, e j upokorzyli, ale mylili si. Czua si silna. Czua, e owa sia
pyna z jej wntrza. Poczua gorco a po czubki palcw, po cebulki wosw. Zawrzao w
niej, odniosa wraenie, e caa ponie.
Na policzki wystpiy jej rumiece, a oczy stay si czarnymi, rozarzonymi
wgielkami. Wok caej postaci pojawia si dziwna jasno - niesamowita, nieziemska.
- Czy ktry z was by na Sankt Nikoaju? - spytaa. Nie staraa si podnosi gosu,
lecz mimo to j syszeli.
- Jest wiele Sankt Nikoajw - odpar w mikki gos, przed ktrym musiaa si mie
na bacznoci.
Raija zobaczya teraz Walentina wyranie. Poczua si tak, jakby otrzymaa silny cios.
Zaparo jej dech. Gdyby Wasilij nie sta obok i jej nie podtrzymywa, pomylaaby, e w

mczyzna na pokadzie to wanie on.


Tak byli podobni.
Niebezpieczny buntownik mia ju twarz.
- Widzielicie, jak zagrodziam drog mierci? - spytaa, ignorujc Walentina.
Nie dobieraa sw, po prostu pady. Przez krtk chwil Raija bardziej obawiaa si
samej siebie ni Walentina - tego, co sama zrobi, a nie tego, co jemu moe przyj do gowy.
- Pamitamy - odezwa si kto cicho. Raija nie potrafia odgadn, kto to powiedzia,
poniewa ca sw uwag kierowaa ku mczynie, ktry teraz przewodzi na statku.
- Nie zdobye Antonii bez uycia przemocy - rzeka, zwracajc si do Walentina,
dajc do zrozumienia, e wie wicej, ni byo w istocie, jakby moga jakim cudem zobaczy
wszystko, co wydarzyo si na pokadzie.
Nic nie zaszkodzi, jeli buntownicy poczuj si troch niepewnie, cho waciwie nie
sdzia, by udao jej si wprawi ich przywdc w zakopotanie. Za to reszta zaogi z pewnoci
wierzya w zabobony.
Raija uznaa wic, e moe to wykorzysta.
- Jestem kobiet w czarnej pelerynie. To mnie udao si dokona tego, co nie udao si
nikomu na Sankt Nikoaju. Beze mnie Jewgienij utonby we wasnej krwi, otoczony swymi
dzielnymi towarzyszami.
Teraz przypomniaa sobie Jewgienija i krew. Przypomniaa sobie pokad i stopy
zgromadzonych wok marynarzy. Ujrzaa wyranie czarne poy swego okrycia, jak wtedy
kiedy uklkna obok rannego. Wydao jej si, e czuje na rkach krew...
Przeya to naprawd.
Przypomniaa sobie.
- Mog uratowa twoich rannych - powiedziaa z pewnoci siebie, ktra wprost z niej
emanowaa.
Ranek pojania, ale niebo pozostao czerwone.
Raija staa w swej czarnej pelerynie na tle owej czerwieni, drobna i wyprostowana.
Wasilij podtrzymywa j, ale ludzie jakby go nie dostrzegali.
Zapomnieli niemal o tym, e Raija jest on Jewgienija Bykowa, wspwaciciela
statkw.
Dla nich bya niezwyk kobiet w czarnej pelerynie.
Czarne wosy faloway na wietrze. To sprawiao, e wydawaa si jeszcze bardziej
nieziemska.
Patrzc na ni, mona by naprawd uwierzy, e zostaa zesana przez niebiosa i jest w

stanie dokona cudu.


Podmuchy wiatru wdzieray si pod ubranie, ostudziy fal gorca. Raija nieporuszona
czekaa na odpowied Walentina.
- Nie wolno ci, Raija! - krzycza Oleg. - Czy nie masz za grosz rozsdku? Pamitaj o
dziecku, Raija!
Odwrcia si na krtko. Odnalaza spojrzeniem oczy przyjaciela, popatrzya na niego,
lecz nie odezwaa si ani sowem.
Oleg stan plecami do statku i do niej. Bezsilny ukry twarz w doniach.
- Za to, e j sprowadzie, zasuye na wybaczenie, Wasilij - rozleg si z gry gos. Moesz wrci na pokad.
- Ta kobieta prosi o trzy dodatkowe dni - rzek Wasilij. - Wiem, e to nie ty zoye
tak obietnic, Walentin, ale co ci szkodzi si na to zgodzi?
- Czy mi si zdaje, czy ten chopak nadal trzyma stron wacicieli? Jeste z nimi czy z
nami, Waka?
Walentin chcia ubliy Wasilijowi, zwracajc si do niego w sposb, w jaki wabi si
zwierzta. Wasilij nawet nie drgn.
- Trzy dni - powiedzia. - Albo bdziesz musia wyprawi swoim rannym mokre
pogrzeby.
- Jurkw! - krzykn Walentin. - Syszysz mnie, Jurkw?
Oleg odwrci si powoli w stron wasnego statku, w stron mczyzny, ktrego sam
na nim zatrudni. Zastanawia si, czy jest bliniaczym bratem Wasilija. Byli tak podobni, e
mona by ich pomyli.
- Kupia wam trzy dni, ale dania pozostaj te same. Jeeli ich nie spenicie,
pamitajcie, e j mamy.
- Ani si wacie j ruszy! - zagrozi Oleg. Odpowiedzia mu szyderczy miech.
Pomocnik Wasilija podpyn odzi bliej statku.
Wasilij sta obok Raiji.
- Mog pj z tob - zaproponowa cicho. Raija napotkaa jego wzrok. Wiedziaa, e
ma dobre intencje, e chce j chroni. Uwaa, e spoczywa na nim odpowiedzialno nie tylko
dlatego, e Walentin jest jego krewnym. - Pozwol mi wej na pokad.
Potrzsna gow.
- Walentin bez wahania mgby si ciebie pozby na zawsze. Sam mwie, e jest
bezwzgldny.
- Na nikogo nie bdziesz moga liczy. Skina gow. Zdawaa sobie z tego spraw.

Mimo e na pokadzie byo kilku marynarzy z Sankt Nikoaja, nie moga si spodziewa, e
zechc stan w jej obronie.
Bdzie zdana tylko na siebie.
Ale czua si dziwnie silna, pokrzepiona wiadomoci, e uratowaa ycie Jewgienija.
Do tej pory zawsze troch w to powtpiewaa. Teraz wreszcie przypomniaa sobie tamte
wydarzenia i stay si jej wasnym wspomnieniem.
Zdaa sobie spraw, e posiada co niezwykego, jak przedziwn si, ktra i teraz si
ujawnia.
Zamierzaa wzi udzia w tej niebezpiecznej grze.
- Musz i sama - zdecydowaa. Wasilij przytrzymywa j, pki si nie upewni, e
mocno chwycia drabink.
Raija zamkna oczy. Syszaa pod sob morze. Zacza si wspina.
Kiedy dotkna brzegu burty, zapay j czyje silne rce. Podniosa wzrok i zajrzaa w
twarz tak bardzo przypominajc twarz Wasilija, e przeszy j dreszcz.
- Witamy na pokadzie, Bykowa - rozleg si ju jej znany mikki gos. - Jestem
Walentin. Ja tu rzdz.

8
- No to kupia im trzy dni - rzek, mruc niebieskozielone oczy.
Brwi mia troch ciemniejsze ni czupryn, podobnie jak Wasilij. Troch dusze wosy,
moe odrobin janiejsze. Bardziej ostre i wyraziste rysy. Bruzdy na twarzy wyraniej
zaznaczone, cho nie mg by wiele starszy od swego kuzyna.
- Dlaczego? - spyta.
Zaprowadzi Raij do kapitaskiej kajuty. Z najwiksz oczywistoci zasiad na krzele
dowdcy. Cay czas towarzyszyo mu dwch ludzi.
- Macie rannych na pokadzie - odpara. - Chciaabym do nich zajrze.
Walentin rozemia si.
Inaczej ni Wasilij. Ten miech napenia przeraeniem.
- Nic ze sob nie zabraa - rzek z niedowierzaniem. Odchyli si do tyu na krzele i
mierzy j wzrokiem.
Stara si, by to zauwaya. Chcia, by poczua si nieswojo, chcia zademonstrowa, kto
tu ma wadz.
Tego akurat nie musia jej tumaczy. Od razu te dostrzega, e posiadanie wadzy
wprost go upaja.
Lubi, gdy innych przenika dreszcz strachu, kiedy do nich mwi, kiedy przeszywa ich
surowym wzrokiem.
Tak dziao si i teraz. Raija nie czua si zbyt pewnie, nie chciaa jednak tego po sobie
pokaza. Poza tym odkrya w sobie si, o ktrej dotd nie wiedziaa.
Przez moment pomylaa o swoich niezwykych podrach w marzeniach. Tak wanie
je nazywaa od czasu, kiedy Toni po raz pierwszy okrelia te dziwne stany mianem podry.
Wydaway si przez to mniej niebezpieczne.
Wtedy te posiadaa t si.
Wyprawy byy moe bardziej rzeczywiste, ni by chciaa. Moe te co po sobie
pozostawiy na takie chwile jak ta.
- Dlaczeg to ona Bykowa zaszczyca nas sw wizyt? - powtrzy Walentin. Wybacz, ale wprost nie mog uwierzy, e robisz to z troski o moich ludzi, o zaog statku.
Dlaczego przypyna z moim kuzynem? Co ci z nim czy? Czy jest twoim kochankiem?
Wskie oczy zwziy si jeszcze bardziej.
- By jedynym, ktry zgodzi si mnie tu przywie - odpara Raija oburzona. - Nie
potrafi dobrze pywa.

- Masz city jzyk. - Walentin potar rk brod. Raija zauwaya, e jego palce i donie
s szczuplejsze ni Wasilija. - Co dziki temu zyskasz, Bykowa?
Mwi ze miechem i drwin w gosie, z budzcym lk zadowoleniem na twarzy.
Poniewa bya niczym ptak w klatce, poniewa mia j w swej wadzy.
- Na ldzie zostay kobiety - rzeka podnoszc gow. Nie baa si patrze Walentinowi
w oczy, nie sdzia, by co jej zagraao. Przynajmniej nie przed upywem trzech dni. Zacznie
si ba, jeeli po tym czasie Oleg nie wrci z wiadomociami, ktre zadowol tego czowieka.
Ale na razie bya pewna, e jej ycie jest bezpieczne. - Dzieci. Jeeli wam si nie uda, zapac
za to kobiety i dzieci. Pomylae o tym?
Nie odpowiedzia. Tylko si umiechn. Wygldao, jakby sytuacja naprawd go
bawia.
- Moe wanie o nich myl. Raija nie odezwaa si wicej, nie zamierzaa si wysila,
by go przekona. Nic nie szkodzi, e patrzy na ni z niedowierzaniem, niech nawet podejrzewa,
e co knuje.
- Twoja troska o nieco gorzej sytuowanych jest wzruszajca, Bykowa.
Nie pyta o nic wicej. Po prostu wsta, rwnie lekko i zwinnie jak Wasilij. Nietrudno
byo dopatrzy si podobiestw midzy kuzynami.
Niewiele brakowao, a daaby mu si zwie. Raija dzikowaa w duchu Wasilijowi, e
j ostrzeg. Walentin by tak bardzo podobny do Wasilija, e z atwoci przypisaaby mu te
same cechy charakteru.
To mogoby okaza si grone.
- Chciaa zajrze do naszych rannych - odezwa si. Raija wyczua powtpiewanie w
gosie Walentina, ale brzmiao w nim take wyzwanie.
- Prosz bardzo. Mam nadziej, e na co si przydasz i e naprawd czego dokonasz.
Kr o tobie rne pogoski. Jeli wierzy tym, ktrzy pynli wtedy na Sankt Nikoaju i
zapamitali ci niemal jako Matk Bosk. Mam nadziej by wiadkiem jakiego cudu. Moe
dziki temu stan si pobonym czowiekiem?
Rozemia si.
Raija posza za nim wzdu burty. Syszaa za sob kroki dwch ludzi Walentina.
Dotarli na dolny pokad statku. Walentin podkrci lampy, eby moga lepiej widzie.
Raija zadraa.
- Nie znalaze innego miejsca do uoenia rannych? - spytaa, nie mogc ukry
oburzenia.
Wzruszy ramionami. W najmniejszym stopniu nie przejmowa si opini Raiji.

W kubryku zawsze brakowao przecierade i wszelkiego wyposaenia poza najbardziej


niezbdnym. Pomieszczenie dla zaogi znajdowao si gboko pod grnym pokadem, w czci
pozbawionej dostpu wiata dziennego.
W kapitaskiej kajucie byo przytulnie, moga nawet przypomina dom.
Kubryk w niczym nie przywodzi na myl domu, chyba e wntrze najndzniejszej z
chat. Raija wiedziaa, e na statkach Olega i Jewgienija panuj duo lepsze warunki ni na
wikszoci innych jednostek. Wiedziaa, e zaodze yje si lepiej. Lecz mimo to
pomieszczenie dla marynarzy, ktre teraz ujrzaa, uwaczao ludzkiej godnoci.
Raij przeszed dreszcz na myl, e Walentin mg uoy tu rannych, podczas gdy sam
przeprowadzi si do kajuty kapitana. To przecie jego towarzysze.
Nie przeszkadzao mu, e ci biedacy le na zgrzebnych workach i drelichach
wypchanych sianem w wilgotnej i ciemnej norze. Nawet teraz, kiedy podkrcono lampy,
musiaa nata wzrok, eby cokolwiek zobaczy.
- Nie wstyd ci? - spytaa.
- To nie mj statek - odpar po prostu. - Powinna zada to pytanie swemu mowi,
Bykowa. To jego powinna spyta, czy mu nie wstyd. Oto co daje swojej zaodze! Wanie z
tego yjesz. Robi wraenie, co?
By moe w pewnym stopniu mia prawo tak zapyta.
- Ci ludzie s ranni!
- Wikszo z nich i tak umrze - odpar lekko. - Lepiej, e le tutaj, gdzie inni ich nie
widz, gdzie Jurkw nie moe zobaczy, ilu ludzi stracilimy.
A wic tak to tumaczy.
Dlatego ranni przebywali w tym wilgotnym, ciemnym i zimnym pomieszczeniu.
Nieszcznikom lecym w takim miejscu mier musi wydawa si wybawieniem.
- Czekamy na twoje cuda. Jeden niewielki mgby sprawi, by tu pojaniao, nie
sdzisz?
Raija nie zwracaa na niego uwagi. Bya poruszona do gbi. Nigdy by nie uwierzya, e
kto mg tak traktowa innych ludzi, a ju zwaszcza swoich wsptowarzyszy.
Nie miecio si jej to w gowie.
Ale czua rwnie wstyd. Postanowia, e musi porozmawia z Jewgienijem i Olegiem.
Pomieszczenie takie jak to nie nadaje si dla marynarzy.
Uklkna przy jednym z rannych. Byo ich tu chyba tuzin. Moe mniej, dokadnie nie
liczya. Kubryk wydawa si peny. Marynarze leeli ciasno jeden obok drugiego, zajmujc ca
podog.

- Oni nie mog tutaj zosta! - rzucia, nie patrzc na Walentina. Powiedziaa to w
przypywie rozpaczy i nie chciaa, by potraktowa jej sowa jak rozkaz. Wiedziaa, e nigdy nie
pozwoliby na to, by rozkazywaa mu kobieta. A w kadym razie nie ona waciciela statku. Ci ludzie tutaj umr!
- Stan si mczennikami, ktrzy oddali swe ycie za kolegw - odpowiedzia tonem tak
zimnym, e zadraa.
Spojrzaa na Walentina. Spokojnie wytrzyma jej wzrok, sta nieporuszony z rkami
skrzyowanymi na piersi. Sprawia wraenie cakowicie obojtnego i nie poczuwajcego si do
adnej odpowiedzialnoci za rannych lecych na mokrej pododze...
Raija zrozumiaa to w jednej chwili.
Zamordowano kapitana Raiji...
Bg jeden wie, jaki los spotka kapitana Antonii.
Walentin zdawa sobie spraw, e buntownikom przyda si wspczucie, gdy wadze
zechc ich rozliczy. Po drugiej stronie by ju co najmniej jeden zabity. Kapitan Raiji.
Marynarze te potrzebowali zabitych.
Potrzebowali mczennikw.
Dlatego ranni towarzysze Walentina leeli wanie tutaj.
- Jak mona sta si tak nieczuym? - spytaa tylko.
- Czy nigdy nie rozmawiaa o tym z Wasilijem? - odpowiedzia pytaniem. Obrzuci
spojrzeniem mczyzn, nie odezwa si do nich ani sowem. - Chyba nie bd mg
obserwowa twoich cudw... Zreszt niewane, jestem niewierzcy. To moe by nudne.
Zosta tu i rb to, co do ciebie naley. Zapukaj, kiedy uznasz, e skoczya. Moi ludzie
poczekaj za drzwiami.
Umiechn si szeroko, ukazujc biae zby. Wasilij mia racj. Walentin potrafi
rwnie by uroczy.
I potrafi to wykorzysta.
Wyszed, a jego dwaj ludzie jak cienie podyli za nim.
Raija usyszaa, e przekrca w zamku klucz.
Przepeniaa j zo i poczucie bezsilnoci. Zacisna pici w fadach spdnicy.
Klczaa na pododze, zamknita z mczyznami, ktrych Walentin wyznaczy na
mczennikw. Z przeraeniem uwiadomia sobie, e mieli sta si broni w walce, ktr
podj, ale dopki yli, nie przedstawiali dla niego adnej wartoci. Potrzebowa zabitych, wielu
zabitych.
Raija zastanawiaa si, ilu marynarzy zamierza powici, by zrwnoway mier

zamordowanego kapitana.
Chopak lecy najbliej by ciko ranny. Jego koszula przesikna krwi w okolicy
piersi, oczy mia jak ze szka, jednak zachowa przytomno. W tej zimnej norze la si z niego
pot, jego szczki dray.
- Suchalimy go - wykrztusi.
W tych dwu sowach powiedzia wszystko, zawar cae rozczarowanie, zo i gorycz,
ktre kierowa nie tylko ku wacicielom statkw. Zrozumia, e Walentin mimo wszystko nie
by jednym z nich, a jedynie wykorzysta okazj, by upiec przy wsplnym ogniu wasn
piecze.
Raija poprosia rannego, by nic nie mwi. Wiedziaa, e bdzie potrzebowa si, eby
walczy o ycie. Musiaa cign z chopca koszul, eby go obejrze.
Jkn z blu, zazgrzyta zbami. W oczach Raiji pojawiy si zy.
Mody marynarz mia cit ran na piersi, a drug, gbsz, w boku.
Kto je przewiza, a w kadym razie prbowa. Raija zobaczya, e nadal cieka z nich
krew.
To cud, e chopak zachowa przytomno. Lec, przyciska rkoma gbsz ran.
Gdyby zemdla, by moe ju by nie y. Raija przekna lin.
Baa si i jednoczenie czua zo, ale staraa si zapanowa nad sob.
Rany byy bardzo rozlege i chopak straci duo krwi. By przeraliwie blady.
Taki mody...
Pewnie w domu czeka na niego matka, ktra zastanawia si, co si z nim dzieje, ktra
si za niego modli. Jest chyba za mody, by mie on.
Raija potrzebowaa czystej wody, materiau do opatrzenia ran, spirytusu do ich
oczyszczenia, ognia...
Szybko podniosa si na nogi.
Zapukaa do drzwi.
Otworzy jej sam Walentin. Cay czas sta zatem za drzwiami, czeka, nasuchiwa.
Nie prbowaa zrozumie, dlaczego.
- Masz dosy? - spyta drwico. - Czy to zbyt silne wraenia dla pani Bykowej? A moe
ju dokonaa cudu? Musz przyzna, e nie trwao to zbyt dugo. Chyba nasz Pan ma dla
ciebie szczeglne wzgldy. - Odsun si na bok. - Chod, moja pikna, nie musisz duej tam
tkwi, ale pamitaj, e sama o to prosia.
Raija nie ruszya si z miejsca. Boe, jak gardzia tym czowiekiem! yczya mu jak
najgorzej.

- Nigdzie si nie wybieram - rzeka stanowczo. - Ci ludzie wymagaj w rwnym stopniu


opieki, co cudu. Potrzebna mi woda, materia na bandae. Pozbieraj jakie koszule,
przecierada, tylko czyste. Musz dosta spirytus, n, ogie...
- Due masz potrzeby - zadrwi z umiechem na ustach. - Chyba nie mylisz, e ci dam
n i e pozwol uy ognia?
- Walentin boi si kobiety! - odezwa si z triumfem kto z kubryka.
Zaraz potem rozleg si krtki miech kilku innych rannych.
- Boisz si kobiety? - powtrzya Raija. Walentin wci si umiecha, lecz Raija nie
miaa pewnoci, co si za tym kryje. - Mylisz, e uda mi si dokona tego, co nie udao si tylu
mczyznom? Mylisz, e Oleg mnie tu przysa, bym ci zabia? Albo podoya ogie?
- Dostaniesz to, o co prosisz - odpar krtko. Zatrzasn z powrotem drzwi tu przed jej
nosem, ale nie zamkn ich na klucz.
Raija wiedziaa, e chce j wyprbowa, pozostawiajc moliwo ucieczki.
Jednoczenie czua, e zyskaa przychylno rannych marynarzy. Przyjli j z yczliwoci.
Chocia bya on armatora, bya te ich ostatni nadziej.
Zrozumieli, e Walentin ich ju nie potrzebuje, e dla niego mog tu choby zgni.
Natomiast ona by moe moga uratowa im ycie. Odwaya si sprzeciwi temu
otrowi, chocia wiele ryzykowaa.
Raija zdja peleryn i okrya ni jednego z rannych, ktry nie mia koca. By tak
osabiony, e nawet tego nie zauway.
Nie wiedziaa, czy uda si jej uratowa tego czowieka, ale przynajmniej nie pozwoli
mu zmarzn.
- Dzikuj - odezwa si chopak z ranami na piersi i w boku. Chwyci Raij za rk i
ucisn. - Masz wok siebie wiato - doda i zamkn oczy.
Raija uznaa, e bl i utrata krwi nie pozwalaj mu odrni fantazji od rzeczywistoci.
Czua, e wypenio j dziwne ciepo. Dziaaa, nie zdajc sobie sprawy z tego, co robi.
Nikt z pozostaych rannych niczego nie zauway. Ci, ktrzy leeli najbliej, nie mogli
nawet podnie gowy, by na ni spojrze.
Pozornie nic si nie zmienio, ale cuchnce stchlizn ciasne pomieszczenie wypeni
niezwyky spokj. Momentami rannym udawao si odrni oddech Raiji od oddechw
innych. Nic nie mwia, ale czuli jej obecno. Przycisna donie do ran chopca i straci
przytomno. Wreszcie odway si zoy swe ycie w czyje rce, odway si uciec od przeszywajcego blu w zbawienn niewiadomo. Wystarczyo tylko zrobi krok.
Kubryk nabra nowego blasku, ktry mg pochodzi od wiata lamp, ale przecie nie

zostao w nich ju wiele oleju, w niektrych pomyk chwia si niebezpiecznie, groc


wyganiciem.
w blask mg pochodzi te od niej, kobiety w czarnej pelerynie.
Nie rozumieli tego, nie chcieli rozumie, nie chcieli si nawet nad tym zastanawia.
Czuli tylko ogromn wdziczno i to, e przy niej s bezpieczni.
Bya moda, modsza ni wikszo z nich, ale miaa w sobie co takiego, co mona
znale tylko u siwiejcej, starzejcej si matki.
aden z rannych nie pywa na Sankt Nikoaju. Na pokadzie z tamtej zaogi pozostao
te niewielu.
Ale wszyscy syszeli, co si wtedy wydarzyo. Wszyscy poznali opowie o tym, jak
Bykw spad z masztu, jak jego rami zostao niemal cakiem wyrwane z barku, jak lea w
kauy krwi na pokadzie, podczas gdy wkoo szala sztorm.
Wtedy pojawia si ona: w czarnym okryciu, z czarnymi wosami powiewajcymi wok
bladej twarzy, z oczami niczym czarne pomienie. Krzyczaa co do mczyzn, nie chciaa
odda Jewgienija mierci.
Wszyscy syszeli o jej niewiarygodnym czynie, o tym, e dokonaa rzeczy
niemoliwych, cudem powstrzymujc krwotok O tym, jak przykrya rannego swym ciaem i
leaa tak do chwili, kiedy marynarze wreszcie odwayli si wnie oboje do rodka.
Przeciwstawia si mierci.
Ju raz to zrobia.
Moe jest i ich nadziej.
Raija sama dobrze nie wiedziaa, co si stao. Nikt te nie mg jej tego opowiedzie.
Obudzia si z twarz na piersi chopca. Kiedy usiada, jej ciao byo wiotkie. Czua
jeszcze na policzku puls rannego. Wpatrywaa si w pmrok i po chwili zobaczya, e chopak
oddycha. Mia lekko rozchylone wargi, wydawao si, e si umiecha. Wyglda modziej.
Rana w boku ju nie krwawia.
Serce Raiji zamaro, kiedy to zobaczya. Musiaa wprost dotkn, eby uwierzy.
Wystraszya si - baa si o siebie.
Rozejrzaa si dokoa. W najdalej wysunitej ku rufie czci pomieszczenia zauwaya
marynarza, ktry mg siedzie. Zobaczya, jak byszcz biaka jego oczu. Zorientowaa si, e
jest od niej sporo starszy.
- Porzdnie ich wystraszya, kobieto - powiedzia.
Raija rozpoznaa ten gos. To ten czowiek odway si zakpi z Walentina. - Nie mieli
odwagi tu wej. Zostawili tylko rzeczy w drzwiach i poszli, nie mieli wej do rodka...

Raija patrzya, nie rozumiejc.


- Wok ciebie lnio dziwne wiato - wyjani. Raija zobaczya teraz, e mczyzna
siedzi ze zoonymi rkami. - Bio od ciebie wiato. Nigdy nie widziaem czego takiego.
Przerazio to nawet tego bohatera Walentina i jego stra przyboczn. Nie wierzyem, e w
oczach tej bestii kiedykolwiek zobacz strach, ale naprawd si ba...
Marynarz rozemia si i zakaszla, ale i to nie powstrzymao go od miechu.
- yje - powiedziaa Raija ze zdumieniem, wskazujc wzrokiem na chopca.
- Uratowaa go - rzek czowiek w ciemnoci. - Z pewnoci si wylie. Mia umrze
jako pierwszy. Teraz inni ci potrzebuj...
Raija doczogaa si do drzwi. Znalaza to, o co prosia Walentina. Nawet wicej.
Dostarczono jej wod i puste naczynie, przecierada porwane na dugie pasy, ogarek, a
take n z szerokim i byszczcym ostrzem, niemal tak dugim jak jej przedrami. Raija
skrzywia si i odoya n na bok. Znalaza te pen butelk spirytusu. Zmarszczya nos i
woya korek na miejsce. W innym naczyniu dostaa olej.
Napenia i zapalia lampy. Wkoo zrobio si jasno niemal jak w pogodny soneczny
dzie.
Potem przemya zakrwawion pier modzieca, starajc si zuy jak najmniej wody.
Nie zdezynfekowaa ran spirytusem - chopak spa i nie chciaa go budzi. Wiedziaa, e nie
grozi mu zakaenie.
Szybko i delikatnie go opatrzya.
Mia umrze jako pierwszy... Starszy mczyzna mwi chyba prawd, nikt inny nie
dozna tak gbokich ran.
Moe pozostaym zadano wicej ciosw, ale nie tak gronych. Jednak, gdyby zostawi
ich bez opieki, wielu mogoby si wykrwawi. Albo umrze z zimna. Raija zadraa.
Pomylaa, e Walentin byby ich pewnie zagodzi.
Ranni wci nie mogli czu si cakiem bezpieczni. Raija zdawaa sobie z tego spraw.
Nie wiedziaa te, co j czeka.
Poznaa jednak Walentina na tyle dobrze, by mie pewno, e jej nie zabije.
Gdyby mg dokona tego w tajemnicy, na pewno by si nie zawaha, ale o jej
obecnoci na statku wiedziao zbyt wiele ludzi.
Niewtpliwie nadal bdzie z niej drwi, zrobi wszystko, by j poniy, ale zabi jej si
nie odway.
Woda ju si prawie skoczya, gdy Raija dotara do mczyzny lecego najbliej rufy.
Jako jeden z nielicznych zachowa przytomno.

- Nie jest ze mn tak le - szepn. Raija zorientowaa si, e jest starszy, ni sdzia.
Mia co najmniej pidziesit lat. - Najbardziej ucierpiay plecy - wyjani z grymasem. Wymierzono mi chost, ale tak szybko zemdlaem, e przestali mnie bi.
Raija zagryza wargi na widok krzyujcych si dugich ran, z ktrych sczya si ropa i
krew.
- Za co? - spytaa.
- Omieliem si stan w obronie kapitana. Nie musia mwi nic wicej.
- Zabili go? Wyj korek z butelki.
- Kiedy mnie tu wtrcono, jeszcze y - powiedzia. - Wiem, e bdzie bolao, ale nie
zwracaj na to uwagi.
Dra na caym ciele, kiedy Raija czycia mu rany, ale z jego ust nie wydoby si nawet
jk. Raija nie pojmowaa, jak mona wytrzyma taki bl.
- Dugi trening - odpar sucho, kiedy spytaa.
W pomieszczeniu byo zimno, ale cigna z marynarza koszul przesiknit krwi,
nie moga pozwoli, by dotykaa czystych banday.
Mczyzna zmarszczy czoo i zacisn wargi. W jego oczach pojawiy si zy.
- Dlaczego to robisz? - spyta. - Czy jeste anioem?
- Nie, nie jestem anioem - odpara. - Jestem ziemsk istot, ale chyba zostaam wybrana
do tego, by pomaga innym. Posiadam co, co sprawia, e musz...
Pokrci gow.
- Wszystko od pocztku nam nie wychodzio - westchn. - Nie powinnimy si
porywa na naszych pracodawcw. To by bd... - Zamilk. - Moe by si udao, gdyby Wasilij
pozosta naszym przywdc, ale dalimy si omami temu draniowi, Walentinowi...
Raija nie wiedziaa, co odpowiedzie.
- Dobrze, e uratowaa chopca - mwi dalej marynarz. - Mia umrze pierwszy. To
syn Walentina.

9
Wezwa Raij na gr. Nie miaa zamiaru puka do drzwi, postanowia o nic nie prosi
tego czowieka.
Ale jego dwaj sualcy nie pytali jej o zdanie. Rzucili tylko krtkie polecenie. Raija
wiedziaa, e lepiej si nie sprzeciwia, poza tym dali jej do zrozumienia, e gotowi s uy
pici, gdy sowa nie poskutkuj.
Strzsna z siebie ich rce. Sza wyprostowana midzy dwoma osikami. W kubryku,
gdzie leeli ranni, zostawia zapalone lampy. Nie zabraa noa. Stranicy nie pytali jej, co z nim
zrobia. W razie czego zamierzaa powiedzie, e o nim zapomniaa, e po prostu nie
pomylaa.
Moliwe, e jej uwierz.
Zapewne Walentin nie da jej drugiego, ale to ju poowa zwycistwa.
- Naprawd wyglda na to, e nie kamaa - rzek, lekko pochylajc si w jej stron.
Czeka na ni na pokadzie. Raija domylaa si, dlaczego. Antoni ze wszystkich
stron otaczao morze, z lewej burty staa Raija.
May frachtowiec znikn, nie byo go wida nawet na horyzoncie. Odpyna take
dka Wasilija.
Walentin chcia, by Raija wiedziaa, e zostaa z buntownikami sama, niczym na wyspie
odcitej od wiata.
- Ale ty zakrwawiona i brudna - cign. - Istne wcielenie ofiarnoci! Czy wystarczyo
ci wody do dokonywania cudw? Przemienia j w wino dla moich biednych rannych? zapyta szyderczo.
Raija nie zadaa sobie trudu, by odpowiedzie.
wiato dzienne j olepiao i musiaa si przytrzyma burty. Niedobrze jej si robio od
patrzenia w d na wod, ale wolaa to, ni patrze na Walentina. Umiecha si do niej. Raija
odniosa wraenie, e w jego oczach czai si strach, ale nieatwo jej byo w to wierzy. Ten
czowiek nie doznawa tego rodzaju uczu, nie wierzya, e mgby si ba.
- Nie chcesz si dowiedzie, co z twoim synem? Spojrza na ni zaskoczony, niemal
zakopotany.
Potem rozemia si serdecznie. Raij ogarno obrzydzenie.
- Domylam si, e uratowaa tego sabeusza?
- yje - odpara twardo Raija. - Ale umrze, jeeli nie dostanie jedzenia, opieki, ciepa,
wiata... Zabijesz go, jeeli bdziesz trzyma go tam na dole. Jego i wszystkich pozostaych.

- Uwaasz wic, e powinienem ich przenie?


Skina gow. Nie ucieka wzrokiem, nie przestraszy jej. Nie bala si go. Raczej budzi
w niej zo, ktra przesaniaa strach, rodzcy si w gbi duszy.
- ona armatora zdobdzie pirko u kapelusza, jeli uratuje biednych, wyzyskiwanych
marynarzy?
- Tu chodzi o ycie, do diaba! - wybuchna. - Czy dla ciebie to nic nie znaczy? Nie
bdzie ci atwo si wymiga, jeeli wyrzucisz na ld tuzin zmarych. Moe nawet dwa tuziny.
Ludzie bez trudu odgadn, kto odpowiada za ich mier. Zrozumiej, e win ponosisz ty, nie
kapitan.
- Podziwiam twoj odwag, Bykowa! Raiji nie podoba si sposb, w jaki si do niej
zwraca.
- Nie wolno ci tak traktowa rannych! Moesz uratowa ich od mierci, jeeli
przeniesiesz ich na gr. Nawet chopak prawdopodobnie przeyje...
- Mj syn? - spyta drwico.
- Jak moesz? - spytaa cicho. Nie przez delikatno. Rozumiaa, e nie naley o tym
mwi zbyt gono. Nic nie zyska, otwarcie upokarzajc Walentina w obecnoci marynarzy,
ktrzy pozostali mu wierni. Co jej mwio, e Walentin prowadzi dokadny rachunek razw,
ktre otrzyma, i e stara si za nie odpaci.
- Moe mie tuzin innych ojcw - odpar lekko. - Dlaczego miabym wierzy jakiej
latawicy?
By wyjtkowo nieczuy.
Jak mona si wypiera wasnego dziecka?
Pomylaa o Michaile i poaowaa, e zaangaowaa si w co takiego. To szalestwo!
Kto wie, ile j jeszcze czeka blu.
Ujrzaa przed oczyma twarz synka i po raz pierwszy, odkd wesza na pokad Antonii,
odczua lk, e nie wrci.
e ju nie zobaczy Michaia.
- Mylisz, e Oleg z Wasilijem zjawi si tu lada chwila? - spyta Walentin, starajc si
wzbudzi w Raiji niepewno. - Moe waciciele statkw zdecyduj si jednak speni nasze
dania - mwi dalej, oparszy okcie na krawdzi burty.
Sprawia wraenie znudzonego. Saby wiatr odgarn mu grzywk do tyu. Walentin
mia wysze czoo ni Wasilij. Raija bez wysiku dostrzegaa takie szczegy. Mimo woli.
- Czy mog si gdzie umy? - spytaa. Nie zamierzaa go o nic prosi, w kadym razie
o nic wanego. Jednak chciaa si jako doprowadzi do porzdku.

- Dlaczego Wasilij nie wszed na pokad? - spyta nieoczekiwanie Walentin.


Odwrci si i stan na wprost Raiji. Przebiega po niej leniwym wzrokiem. Za kadym
razem, kiedy zadawa sobie trud, by na ni spojrze, rozbiera j oczami. Raija pomylaa, e
pewnie patrzy w ten sposb na wszystkie kobiety. Nie stanowia wyjtku...
Wzruszya ramionami.
- Spytaj go sam, kiedy nastpnym razem go zobaczysz - rzeka obojtnie.
- Teraz pytam ciebie! - zagrzmia, chwytajc j za przedrami. Jego donie okazay si
silne, mimo e sprawiay wraenie delikatniejszych ni rce innych mczyzn, ktrych znaa.
Jego oczy ciskay byskawice. - Nie lubi, gdy stroi si ze mnie arty! Myl, e wiesz,
dlaczego Wasilij odpyn z Jurkowem, cho mg do nas wrci. Co prawda nie zostaby przywdc, bo tylko dla jednego jest miejsce... - Walentin rozemia si ochryple: - ... ale mgby
wrci na pokad. Daem mu t szans. A moe razem z Olegiem Jurkowem co knuj? Czy
jeste czci ich planu? Po co, u diaba, si tu zjawia, Bykowa?
- Sdz, e twj kuzyn Wasilij po prostu nie ufa ci do tego stopnia, by wrci - rzeka
zrezygnowana. - Mnie take nie ufa na tyle, by zwierza si ze swych tajemnic.
- Ale opowiada ci o mnie? Raija westchna.
- Powiedzia tylko, e na pewno ty przeje przywdztwo i e jestecie kuzynami. Nie
miaam przyjemnoci pozna historii twego ycia ani dziki Wasilijowi, ani dziki komu
innemu.
- A chopak? Skd wiesz, e jest moim synem?
- Jeden z rannych mi o tym powiedzia - odpara Raija lodowato. - Uwaa pewnie, e
powinnam wiedzie, jak bardzo jeste miy. Czy dostan troch wody, eby si umy?
- Jeste wymagajca - rzek zamylony. - Sdz, e najlepiej bdzie, jeli nie zostaniesz
na pokadzie. To zbyt otwarta przestrze jak dla ciebie, a nie chciabym, by zamcio ci si w
gowie.
- Jestem potrzebna rannym. Zachichota.
- A wic chcesz wrci na d? Do tych ciemnoci? - Pokrci gow z
niedowierzaniem. - Zupenie nie mog ci rozgry! Albo naprawd mwisz to, co mylisz, w
takim razie chyba cakiem rozum postradaa, albo te zostajc tu masz wicej do wygrania, ni
gdyby wrcia do domu. Uwaam, e prowadzisz jak potwornie skomplikowan gr,
Bykowa. - Spojrza na Raij wyzywajco, umiechn si szeroko i wyrzuci ramiona na boki. Mamy przecie wszystko: oba statki, ciebie, trzymamy w rku wszystkie karty. Czeg
moglibymy si obawia? Dlaczego mielibymy przegra?
- Dlatego, e nie dziaacie w jednej grupie i brak midzy wami zgody - odpara.

- Podejrzewam, e kryje si za tym Wasilij - mrukn, zaciskajc pici. - To na pewno


sprawka Wasilija, jakbym widzia jego cie, sysza jego drwicy miech. Ale tym razem ten
todzib nie zdoa mi przeszkodzi... - Popatrzy badawczo na Raij. - Jakim cudem zdoa
ci nakoni, by si zgodzia? W jaki sposb zmusi ci, by zaryzykowaa? Czy liczy na to, e
ci nie tkn? - Potrzsn gow i zowrogo si rozemia. - Musia przecie wiedzie, e nie
obchodzi mnie, kim jest twj m. Nie wiadomo, jak dugo bdziesz tu potrzebna. Moe si
zdarzy, e bd wola ci powici.
Raija suchaa, nie odzywajc si.
- Nie boisz si? - spyta. Nie odpowiedziaa.
Jej strach jest jej spraw.
Nagle odwrci si, wcieky i oburzony. Zawoa swoich ludzi. Zjawili si obaj. ledzili
kade drgnienie na jego twarzy. Raija domylia si, e znaj go od dawna. Wygldao na to, e
wiedz, czego si mog po nim spodziewa.
To strach ich przy nim trzyma. I by moe wiara, e Walentin rzeczywicie jest w
stanie zapewni im lepsze ycie.
- Zabra j! - zarzdzi. - Zaprowadcie j do mojej kajuty! Zamknijcie na klucz. I
dajcie jej wod, caryca musi si umy!
Raija posza z mczyznami. Nie zadaa sobie trudu, by si do nich odezwa. Pewnie
zreszt nie mieli ochoty na rozmow.
Wygldali cakiem zwyczajnie, cho wydawali si silniejsi od innych i z pewnoci nie
baliby si rzuci do walki z goymi piciami. Wanie takich ludzi potrzebowa Walentin.
Najwidoczniej wiedzia, jakie przyjanie opaca si pielgnowa. Pikna przyja...
Nikogo nie traktowa jak rwnego sobie, uwaa siebie za kogo lepszego. A w takiej
sytuacji trudno o odpowiedni grunt dla przyjani.
Zamknli Raij w kajucie. Wkrtce potem jeden z nich wrci, niosc misk ciepej
wody.
Raija podzikowaa, a wtedy mczyzna obrzuci j podejrzliwym spojrzeniem.
- Nazywaj to uprzejmoci - wyjania - lub powszechnym zwyczajem. Na jedno
wychodzi. U wikszoci ludzi to cakiem naturalny odruch.
Raija miaa pewno, e chopak przekae jej sowa dalej, ale pewnie tylko rozbawi tym
Walentina, ktry nie przejmowa si opiniami innych na swj temat.
Pobiene ochlapanie si wod nie pomogo wiele. Po takim myciu Raiji nie wpuszczono
by do salonw w Archangielsku. Ba, wtpia te, czy mogaby wej do wasnego domu.
Zdarzao si, e czasami i ona bardziej zwracaa uwag na wygld zewntrzny czowieka ni na

to, co tkwio w jego wntrzu.


Przynajmniej rce udao jej si obmy z krwi i odwiey twarz. cigna te bluzk,
wypukaa j w sonej wodzie, po czym przewiesia przez krawd koi Walentina. Niech sobie
dra nie myli, e si krpuje!
Cienk kurtk, ktr woya na koszul, zapia a pod szyj.
Nastpnie rozejrzaa si po kajucie.
Na jednej ze cian, nad stoem przymocowanym do podogi, wisiaa ikona. Raija
pomylaa, e to tutaj zwykle siadywa kapitan, kiedy prowadzi zapiski w dzienniku
pokadowym, e patrzy na obraz Madonny i myla o tych, ktrych zostawi w domu.
Zastanawiaa si, co si z nim stao. Jeeli go nie zabito, to musi przebywa gdzie w
zamkniciu. Tylko gdzie?
Raija dziwia si, e Walentin da jej tak duo czasu na umycie si i doprowadzenie do
porzdku. Podejrzewaa, e wrci szybko, by zaskoczy j bez ubrania. e bdzie to pocztek
upokorze.
Upyno jednak sporo czasu, zanim si pojawi. Raija zaczynaa by godna.
Postanowia zajrze do szafek. Nie uwaaa tego za wystpek. Przecie nie Walentina okradam,
pomylaa, stojc z garci pen owocw kandyzowanych i napychajc nimi usta.
Mina ju prawie doba, odkd ostatnio jada. Do tej pory nie mylaa o jedzeniu, nie
czua godu, zajmujc si rannymi.
Wtedy bya za, a zo tumia inne doznania. I jeszcze ta sia - ktrej nie rozumiaa,
lecz za ktr bya wdziczna... - ona rwnie odsuna na bok potrzeby Raiji.
Okradaa j z jej wasnej energii, ale dziki temu pozwalaa uczyni co dla innych.
Raija nie znalaza sodkiej wody, by zrobi herbat w samowarze. Uznaa, e na likier
kapitana raczej si nie skusi. Poniewa niewiele jada, tak silny trunek w jednej chwili
powaliby j z ng.
Wrci Walentin i przynis na wp ciep zup ugotowan na rybie i kaszy.
Postawi misk na stole i zachci Raij do jedzenia, nie podajc jej jednak yki.
Raija bez mrugnicia okiem wypia zup prosto z naczynia. Niech sobie nie myli, e
jest tak wymagajca, w domu nad Dwin te nie miaa srebrnej zastawy.
- Jak udaje ci si zmusi tych mczyzn do czekania w takim spokoju? - spytaa.
Zauwaya, e Walentin jest podenerwowany, e nie potrafi usiedzie duej na miejscu,
a jego wzrok nieustannie czego szuka.
Ale nie spytaa, jak on to wytrzymuje.
- piewaj - rzek beztrosko. - Mgbym nakaza im atanie lub sprztanie statku, ale nie

jest mj. Nie chc, by robili to dla twojego ma i Jurkowa, gdyby przypadkiem statki miay
trafi z powrotem w ich rce. Marynarze nie robi nic - mwi dalej po chwili milczenia,
przygldajc si swoim doniom. - Nie tak czsto maj ku temu okazj. A kiedy sytuacja staje
si naprawd trudna, czstuj ich wdk. Zwykle musz zadowoli si kwasem.
Raija umiechna si. Kwas chlebowy by niemal napojem narodowym tu w okolicach
Archangielska. Nawet biedakw sta byo na yto, jczmie, owies i troch przypraw. A woda
nic nie kosztuje.
Robiono z tego napj na tyle saby, e nikt si nim nie upija, a z dodatkiem mity lub
innych zi o mocnym aromacie mg nawet orzewia i smakowa.
- Czego dokadnie dacie? - spytaa Raija. Siedziaa przy stole, Walentin za drepta
niespokojnie wkoo.
- Nie wiesz? - spyta. Najwyraniej nie wierzy jej. Potrzsna gow.
- Lepszych statkw. Lepszych warunkw na pokadzie - wymieni jednym tchem, nie
patrzc na Raij. - Lepszych zarobkw, lepszego jedzenia. Umowy na wicej ni jeden rejs.
Prawa do wykupienia naszych domw, ktre teraz s wasnoci armatorw. Umorzenia
dugw. Gwarancji, e aden z marynarzy nie zostanie ukarany za udzia w buncie.
- Nikt nie pozwoli, by zabjstwo kapitana uszo wam bezkarnie - zauwaya Raija.
Wzruszy ramionami, tak jakby zamordowanie czowieka nie miao wikszego
znaczenia.
- To wszystkie nasze dania - rzek. - Nie dotycz one wycznie zag na Antonii i
Raiji, lecz take pozostaych statkw w Archangielsku.
Teraz dopiero spojrza na Raij. Na jego twarzy malowao si zadowolenie i upr.
- Co ci z tego przyjdzie? - spytaa Raija. - Wiesz dobrze, e pozostali waciciele si nie
zgodz na takie warunki.
- Ile razy w Archangielsku dochodzio do buntw? - odpowiedzia pytaniem. - Ilu ludzi
im przewodzio? Wreszcie musi si uda co zmieni.
- To nie jest jedyny powd - Raija nie wierzya mu, ale Walentin nie chcia wyjawi
wicej. Starannie dobiera sowa.
- By moe - odpowiedzia. - Moe nie jedyny, ale jedyny, ktry mog ci poda.
Dzisiaj...
- Gdybycie czciowo ustpili, gdybycie ograniczyli wasze dania tylko do statkw
Olega i Jewgienija, moglibycie ocali sw skr...
- Kto mwi o ocaleniu skry? - spyta z nag zoci. - Nie posdzaj nas o tchrzostwo.
Prowadzimy wojn. Nie jestemy ju marynarzami, lecz onierzami.

Nie chciaa przyj tego do wiadomoci.


- Czy sam w to wierzysz? - spytaa cicho.
Wydawao si, e jej smutek go nie poruszy, a raczej wprawi w jeszcze wiksz zo.
- Nie powiedziabym tego, gdybym w to nie wierzy! Raija zauwaya, e Walentin jest
wyszy od Wasilija, niewiele, par centymetrw. Jest starszy i wikszy...
Domylia si, e stosunki midzy kuzynami nie ukaday si dobrze. Domylia si, e
w rywalizacji ze swym stryjecznym bratem Wasilij przewanie lepiej wypada, i to pod
wieloma wzgldami.
To w pewien sposb tumaczyo dystans midzy nimi. To wyjaniao, dlaczego Wasilij
tak niewiele mwi o Walentinie, i uzasadniao wrogo, ktr Walentin odczuwa w stosunku
do Wasilija.
Raij ogarn lk, kiedy zrozumiaa, e owa rywalizacja ujawnia si rwnie teraz, w
czasie buntu, w sprawie znacznie powaniejszej ni kiedykolwiek wczeniej.
- Czy zaoga podziela twoje zdanie? - spytaa ostronie. - Czy ci ludzie s zadowoleni,
e z marynarzy stali si onierzami? Czy s gotowi chwyci za bro? Czy te o wszystkim
decyduj tylko generaowie...?
- Kobiety powinny trzyma jzyk za zbami - odpar wyranie zirytowany.
Uwaa, e zadaje za wiele pyta. Ta kobieta zbijaa go z tropu, a on nie lubi traci
wtku, bo zbyt wiele czasu zabiera mu powrt do punktu wyjcia. Nalea do tych, ktrych
atwo byo zapdzi w lepy zauek. Czsto mu to mwiono.
Nie lubi myle o kilku sprawach naraz.
- Twj kuzyn twierdzi tak samo - zauwaya sucho Raija. - Wida, e otrzymalicie
podobne wychowanie. Lecz Wasilij przynajmniej zna umiar i wiedzia, e nie powinien prosi
o zbyt wiele...
- Wasilija wyrzucono z pokadu, poniewa okaza si zbyt saby! - zagrzmia Walentin.
Usiad na krzele po drugiej stronie stou. - Wasilij nie jest wystarczajco silny, by pokierowa
buntem. Zabrako mu odwagi, by wysun miae dania. Widz, e zrobilimy susznie, kac
mu si wynosi. Pobieg prosto do Jurkowa, prawda? Stan po jego stronie? Nie chcia
przecie wrci...
- Sam pozwolie mu odej - rzeka Raija zamylona, szukajc wzroku Walentina.
Udao jej si pochwyci jego spojrzenie, ale na krtko. Nie chcia na ni patrze, nie chcia jej
sucha. - Nikt mu nie grozi...
Walentin nie odpowiedzia.
- Pozwolie mu odej - powtrzya Raija. - Pozwolie mu zrezygnowa. W

przeciwnym razie Wasilij leaby teraz w kubryku razem z innymi. Niezalenie od tego, co do
niego czujesz, pozwolie mu odej. Myl, e nawet w tobie jest co dobrego, gdzie na dnie...
- Wtedy jeszcze tu nie rzdziem! - rzek ochrypym gosem. - To si stao, zanim
miaem cokolwiek do powiedzenia. Kapitan by co najmniej rwnie mikki jak Wasilij. Na
pocztku dziaalimy wedug planu Wasilija. Nie wiedzia, e potem dokonalimy pewnych
poprawek. Gdybymy nie wykluczyli mojego poczciwego kuzyna, niczego nie udaoby si nam
osign. - Spojrza na Raij. - Nie wyobraaj sobie zbyt wiele, Bykowa. Nie myl sobie, e
znajdziesz we mnie choby lad agodnoci. Nie myl sobie, e darz Wasilija serdecznymi
uczuciami. Jest moim krewnym. Krew z mojej krwi. Ale ani jemu, ani mnie jak dotd nie
sprawiao to szczeglnej radoci. Nawet nie kiwnem palcem, by go chroni. To zasuga
kapitana, e cao uszed z Antonii, to kapitanowi Jurkw moe podzikowa za ycie swego
chopca na posyki. Nie mnie. Gdybym ja decydowa, Wasilij pywaby teraz jako karma dla
krabw.
Uywa zbyt wielu sw i zbyt wiele czasu na usprawiedliwienie swego postpowania.
Raija nie moga uwierzy w jego szczero.
Pomimo nienawici, ktr otwarcie ywi wobec Wasilija, kierowao nim co jeszcze,
co, co powstrzymao go od pozbawienia kuzyna ycia.
- Tamci zostali wic ranni pniej? - spytaa Raija ostronie.
- Jak na zakadnika jeste odrobin zbyt ciekawa.
- Przybyam tu dobrowolnie - odpara z dum. - Nie jestem zakadnikiem.
- Tak czy owak podziwiam twoj odwag - umiechn si, ale w jego wzroku Raija
dostrzega pogard. - Niewane, skd si bierze. Sta mnie na w podziw, dopki w niczym mi
nie przeszkadzasz.
Wyj tyto i napeni fajk. Raija pomylaa, e to take poyczka od kapitana.
Marynarze naogowo palili nieforemne skrty, ale Walentin, jak wida, bez trudu
przejmowa nowe, bardziej wyrafinowane przyzwyczajenia.
- Ci na dole zostali ranni pniej - przyzna wreszcie midzy dwoma gbokimi
pocigniciami. - Zwrcili si przeciw mnie i stanli po stronie kapitana. Chcieli jak Wasilij
pj na ustpstwa. Nawet kapitan zacz pniej mie wtpliwoci. Rozumiesz, e taki
czowiek nie mg nami przewodzi. Wystarczy Wasilijowi spojrze w oczy, by si przekona,
e nie jest urodzonym przywdc. Ani te ten aosny kapitan. To mnie wikszo marynarzy
wybraa na przywdc. Nie moglimy pozwoli, by powstrzymaa nas garstka ludzi.
- Ale moglicie pozwoli im odej - zauwaya Raija. - Jak Wasilijowi. - W tej samej
chwili jednak uwiadomia sobie, e to byoby niemoliwe. - No tak, nie moglicie... Jeden

mgby odej, ale nie wszyscy, ktrzy le teraz pod pokadem.


Takie ustpstwo mogoby zosta uznane za sabo. Nawet Raija to rozumiaa. A
Walentin zosta obrany przywdc wanie dlatego, e uwaano go za czowieka
bezwzgldnego. Marynarze bali si go, a dopki tak byo, dopty mia ich w garci.
Raija pomylaa, e moe mu si uda.
- Przynajmniej chopcu moge pozwoli odej - rzeka po duszej chwili. - Syn
Walentina by ciko ranny i chocia krwotok usta, Raija nie miaa pewnoci, czy wyyje. Ludzie bd si starali zrozumie, bd si zastanawiali, dlaczego znalaz si na statku, przez
kogo zosta zraniony, kim s jego rodzice... Wszystko trzeba bdzie wytumaczy.
- Nigdy nie twierdziem, e to mj chopak - odpar twardo i opryskliwie. - Jego matka
sza z kadym, kto wcisn jej do rki jaki grosz. Mwi, e jest do mnie podobny. I co z tego?
Mam piciu braci. Ojcem moe by kady z nich. Mg te nim by Walerij lub ten dwulicowy
Wasilij...
Raija obliczya, e Wasilij musiaby w takim razie zosta ojcem, majc trzynacie lat,
ale nie wyrazia na gos swych wtpliwoci.
- Nawet gdyby chopak by moim synem... gdyby...
to nie potraktowabym go inaczej ni pozostaych, ktrzy zwrcili si przeciwko mnie.
Nie znabym litoci. Zdrajcy nie mog si spodziewa agodnego potraktowania, skoro ruszyli
na mnie z noami. Wiedzieli, czym to si moe skoczy. I tak mieli szczcie, e nie stracili
ycia.
Mwi to z takim przekonaniem, e Raija wtpia, by zmieni zdanie w cigu tych kilku
dni, ktre jeszcze pozostay na ukady z wacicielami statkw.
Czua, e uparcie bdzie trwa przy swoim.
- Moesz do nich zajrze - rzek z drwicym umiechem.
Nie wierzy, e Raija naprawd chce pomc rannym.
Nie rozumia, e mona by tak ofiarnym, e mona odsun na dalszy plan swe wasne
ycie i bezpieczestwo dla ratowania ludzi, ktrych nawet si nie zna.
By nieufny w stosunku do Raiji, czujnie j obserwowa. Pragn j przyapa na jakim
bdzie.
Ale Raija dobrze graa sw rol. Podziwia j za to tak samo, jak podziwia jej odwag.
Bya co prawda kobiet, ale uwaa j za godnego przeciwnika.
- Przeniosem ich z kubryka - zauway mimochodem. - I zajem si noem, ktry
zostawia. Wyglda na to, e nie jest ci ju potrzebny...
Raija zagryza zby.

- Rzeczywicie chciaabym do nich zajrze. Ciesz si, e ich przeniose z tej nory.
- Sprawianie innym radoci to dla mnie zawsze rado - odpar z jadowitym umiechem.
Nadal panowa nad sytuacj.

10
Czuli si lepiej, cho jeszcze duo czasu miao upyn, nim cakiem dojd do siebie.
Raija nie spodziewaa si cudw.
Mimo to odniosa wraenie, e cud si jednak sta.
Ranni wyjanili jej, e pomieszczenie, do ktrego ich przeniesiono, wczeniej zajmowa
sternik. Wydawao si duo mniejsze ni kajuta kapitana, ale znajdowao si w wyszej czci
statku, bliej pokadu. Byo suche - stcha wilgo nie zaja cian i podogi. Co prawda nie
dostali wicej miejsca, ale odczuli popraw.
Leeli na suchej pododze, nie wdychali zgniego, niezdrowego powietrza. Syszeli ruch
na pokadzie. Mieli dosy oleju, by utrzyma pomie w lampach.
To naprawd byo niczym cud.
Przyjli Raij jak krlow, niemal jak bogini, poniewa to jej przypisywali popraw
swego pooenia.
Nie pokazywali po sobie cierpienia. Nie mogli. Nie chcieli, by stranicy usyszeli, e si
skar. To oznaczaoby za nisko upa.
Co prawda potraktowano ich nieludzko, ale nie utracili do reszty dumy. Uwiadomili to
sobie, kiedy ta kobieta zesza do nich na d do mrocznego kubryka. Odczuli to, kiedy pooya
rce na ich ranach i uyczya im swego ciepa, ciepa, ktre by moe nie naleao do niej.
Uczynia co wicej poza tym, e wydostaa ich z ciemnej i wilgotnej nory, poza tym, e
opatrzya rany i uratowaa ycie.
Przywrcia im dum.
Wdziczno rannych cieszya Raij, ale ona nie przypisywaa sobie zbyt wiele zasug.
A do rozwizania sprawy byo jeszcze daleko.
Nie wiedziaa ju, po czyjej stoi stronie.
Na ldzie wydawao si to takie proste.
Teraz czua, e w tej grze nie tylko jedna strona moe przegra. Przegrana moe sta si
udziaem wszystkich. Raij przeraaa taka ewentualno.
- Chopak jest nadal bardzo saby - odezwa si starszy czowiek. - Na imi mu Piotr, ale
Piotrem Wielkim to on nie jest - zauway.
Raija spojrzaa na chopca. Tu na grze, gdzie docierao wicej wiata, wydawa si
jeszcze modszy. Banda na ranie w boku nasikn krwi.
Raija nie zmienia opatrunku, jedynie mocniej zawizaa bandae. Czua, e kady jej
ruch ledzi wiele par oczu.

Piotr, syn Walentina, nie odzyska przytomnoci, ale najwyraniej jego stan si
poprawi.
- Ile ma lat? - spytaa, otulajc poszarpan koszul chude, blade ciao.
- Czternacie? - zgadywa jeden z rannych. Popatrzy pytajco po twarzach marynarzy, a
oni uznali, e moe mie racj.
Wczeniej w mrocznym kubryku, Raija ocenia chopaka na szesnacie - siedemnacie
lat.
Z pewnoci nie mia jednak wicej jak czternacie. By wty i bardzo chudy. Jego
donie wiadczyy o tym, e cika praca to dla niego nie pierwszyzna. Szorstkie stopy
wskazyway na to, e nie nalea do tych, ktrzy chodzili w butach. Twarz mia niemal
dziecinn, wosy nieco za dugie. Raija rozpoznaa rysy Walentina. Bdzie przystojny, jeeli
przeyje. Cika praca zaznaczy bruzdy na chopicej twarzy Piotra. Cika praca go
uksztatuje. Zmieni w mczyzn.
Serce Raiji krwawio z powodu tego dziecka, ktre zbyt wczenie stao si dorose.
Omal nie stracio ycia w walce, ktra by moe miaa poprawi jego los, ale powinna si
rozegra midzy dorosymi.
Jak mona zada dziecku takie rany?
- Sam Walentin go ugodzi - odezwa si starszy marynarz imieniem Kazimir.
Raija nie chciaa tego sucha, nie chciaa przyj do wiadomoci.
Ale nie moga uciec od prawdy.
- Chcia powici chopaka - stwierdzi kto inny.
- Kapitan zdecydowa si w kocu przyj propozycj Jurkowa. Uzna, e tak mimo
wszystko bdzie najlepiej, e nic nie zyskamy, trwajc w uporze, wysuwajc coraz wicej
da...
- To dlaczego nie suchalicie Wasilija? - spytaa Raija. - Dlaczego wszyscy zgodnie
wystpili przeciw niemu, a potem wyrzucili za burt...? Wasilij nie przecigaby sporu jak
Walentin.
Wymienili spojrzenia. Nie czuli si bohaterami. Byli ranni i bali si.
- Nawet kapitan nie chcia, by Wasilij zosta na statku - mrukn ktry na swoje
usprawiedliwienie.
Raija przyjrzaa si twarzom marynarzy. Zobaczya, e s zaronite, brudne i
zmczone. Pomylaa, e ci ludzie nie pamitali ju dokadnie, jaki by przebieg wydarze.
Uwizieni w ciasnym, mrocznym kubryku dugo rozmylali i rozmawiali ze sob. Wspomnienia jednego z nich staway si wspomnieniami innych. Poczyy si w cao. aden ju

nie pamita, co widzia czy sysza, myla albo czu.


Ich przeycia stanowiy jeden wielki splot.
Nie kamali.
Raija jednak nie moga by pewna, co wydarzyo si naprawd, a co stanowio tylko ich
yczenia.
- Kapitan nie ufa Wasilijowi - wyjani kto.
Spytaa, dlaczego.
Odpowiedzieli, e Wasilij pragn zdoby rwnie zaufanie wacicieli statkw, e
chcia sam prowadzi negocjacje. Kapitan podejrzewa, e Wasilij dziaa dla obu stron
rwnoczenie.
Raija zastanawiaa si, czy kapitan sam to wymyli, czy kto pomg mu to ubra w
sowa. Czy to przypadkiem Walentin nie szepta mu przez rami.
- Wasilij pragn waszego dobra - rzeka Raija ciko.
- Kobiety maj do niego sabo - mrukn Kazimir. Raija chciaa si rozemia, ale nie
byo tu miejsca na miech.
- Moe my, kobiety, szukamy w mczyznach czego, co kryje si gbiej? - spytaa z
wyzwaniem w gosie. - Moe w przeciwiestwie do was staramy si doszuka w czowieku
prawdziwych wartoci?
Nie odpowiedzieli. Nie rozumieli motyww jej postpowania i starali si znale jakie
wytumaczenie. Naturalnie najprociej byo uzna, e pozwolia si zauroczy Wasilijowi.
Nie starali si dociec, czemu tak naprawd ich krytykuje. Nie suchali, co miaa do
powiedzenia, bo jej sowa mogy okaza si trudne do przyjcia.
Jeli nawet staa po ich stronie, to nie w taki sposb, jakby tego chcieli. Nie powinna
przyglda im si tak dokadnie i wytyka im saboci. Nie powinna dostrzega, e i oni nie s
bez wad.
atwiej byo uzna, e Raija, tak jak wiele kobiet przed ni, daa si oczarowa
Wasilijowi i dlatego bezgranicznie mu wierzya. Staa moe kilka szczebli wyej ni oni, ale
miaa ma bez rki. A Wasilij mia obie rce.
- Nie mamy zaufania do Wasilija - westchn Kazimir. - Caa rodzina jest podejrzana!
Nikt ich nie przegada i s sprytni.
- Na wszystkim potrafi zarobi! - doda kto inny.
- A czy my te tak nie postpujemy? - spytaa cicho Raija.
Wiedziaa, e i ona nie jest cakiem bezinteresowna. Wszyscy ludzie od czasu do czasu
pozwalaj sobie na drobne nieuczciwoci, cho z rk na sercu gotowi s powiedzie, e nigdy

nie oszukiwali, nie kradli, nie kamali lub nie zbdzili w taki czy inny sposb.
- Wasilij moe by nas troch lepiej traktowa ni Walentin! Ale kto, u diaba, mg
wiedzie, e Walentin zamierza przej wadz? Kto mg podejrzewa, e tylko czeka, eby
obali kapitana? Kto mg przypuszcza, e rozpocznie wasn walk? - rzuci Kazimir ponuro.
- Wszyscy w tej rodzinie s sprytni i nikt ich nie przegada - powtrzy, jakby to tumaczyo ca
sytuacj.
Moe wanie to by waciwy argument.
Bunt nie wybuchby bez Wasilija.
Bez Walentina nie udaoby si opanowa statkw.
Niektrzy przejrzeli na oczy dopiero wtedy, kiedy poczuli smak stali na swym ciele.
Szkoda, e a tyle byo trzeba, eby zrozumie.
- Nie mamy adnych szans, prawda? - spytali j. Co miaa odpowiedzie?
- To zaley od Walentina - rzeka tylko. - Nie moemy chyba nic zrobi...
- My nie - odpar Kazimir i spojrza Raiji prosto w oczy. - Ale moe ty. Gdyby nie ty,
Piotr ju by nie y. Umieralibymy jeden po drugim w tej norze pod pokadem. Walentin wcale
by si tym nie przej, kazaby jedynie komu do nas zaglda co drugi dzie i wynosi zwoki.
- Walentin mnie nie sucha - rzeka Raija.
- Jeste pikn kobiet. Naprawd tak uwaali. Brali pod uwag wszystko, co si z tym
wizao. Chodzio przecie o ich ycie, rozwaali rne moliwoci.
Raija smutno potrzsna gow.
- Nie mog nic kupi ani sprzeda. Walentin traktuje mnie jak zakadnika, a z
zakadnikami si nie handluje. Musz ufa, e Olegowi wsplnie z Wasilijem uda si co
wymyli. To moja szansa. I wasza.
- Walentin si ciebie boi.
- To niedobrze - westchna Raija. - Walentin jest czowiekiem, ktry nie lubi si ba.
Niszczy wszystko, co budzi w nim lk.
- Nie wiedziaa o tym? - pado pytanie.
- Nie - odpara. Siedziaa midzy nimi w grubej, czarnej spdnicy, ktra w kubryku
przesikna wilgoci i teraz bya mokra i dwa razy cisza.
Raija zapomniaa zabra bluzki z kajuty, a ciemna weniana kurtka zapita pod szyj
troch kua przez cienk koszul. Najwaniejsze jednak, e wygldaa przyzwoicie.
Czua, e cz wosw wysuna si jej z wza upitego na karku, jednak ich nie
poprawiaa. Niezalenie od tego, jak by si staraa, zawsze kilka kosmykw wymykao si
niepostrzeenie. Teraz taka fryzura w nieadzie dodawaa Raiji agodnoci, ktra koia troch

gorycz rannych marynarzy.


Stracili ju nadziej.
Waciwie nie wierzyli, e uda im si wyj cao, przez jaki czas byo im nawet
obojtne, czy przeyj, czy zgin w wilgotnym, ciemnym kubryku.
Wtedy zjawia si ona. Kobieta w czarnej pelerynie. Kobieta z Sankt Nikoaja.
I wraz z jej przybyciem nastpiy zmiany. Zmiany na lepsze.
Nie mieli w to wierzy. Wydawao im si, e to tylko marzenia. A przecie dawno
przestali marzy. Marzy to tak, jakby obserwowa pynce po niebie oboki. Marzenia tak
atwo pryskaj...
- Mimo wszystko masz wicej szans na przeycie ni my - odezwa si jeden z rannych.
Inni zgodnie przytaknli.
- Nie zamierzam was zdradzi! - zapewnia Raija. Siedziaa porodku tych ludzi, czua,
e naley do nich, mimo e od rannych marynarzy dzielia j ogromna przepa.
Rozemiali si cicho, bez drwiny. Wierzyli jej na swj sposb.
Jednak zdyli si przyzwyczai do obietnic. Syszeli ich tysice. Wypowiedzianych z
najwiksz lekkoci i z najwiksz w wiecie oczywistoci przez ludzi, ktrzy mogli co
obiecywa, a potem zapomina, gdy im si podobao.
Raija rwnie naleaa do tych, ktrych skadanie obietnic nic nie kosztowao. Z
pewnoci wierzya nawet w to, co mwi. Teraz.
Jednak mg nadej taki moment, w ktrym za zrealizowanie tych obietnic Raija
bdzie musiaa zapaci. Mczyni w brudnych i zakrwawionych ubraniach, z bandaami,
ktre sama naoya, o spracowanych rkach i zbach brzowych od tabaki, nie wierzyli, by
Raija chciaa to zrobi.
Sdzili, e podobnie jak wszyscy inni zechce w pierwszej kolejnoci ratowa wasn
skr.
Rnica polegaa na tym, e jej byli skonni wybaczy, poniewa mimo wszystko
uczynia dla nich wicej ni ktokolwiek inny.
Spdzili dugie godziny za zamknitymi drzwiami, w ciasnocie. Dostawali wod i
troch chleba, ktre bez sowa wstawiano do pomieszczenia.
Nic ciepego. Nic bardziej poywnego ni suchy chleb. Ani odrobiny masa.
Raija nie wiedziaa, co dostawali do jedzenia marynarze przebywajcy na pokadzie,
dlatego nie chciaa si skary. Staraa si dzieli chleb midzy rannych sprawiedliwie.
Odkadaa porcje dla Piotra.
Bdzie musia si posili, kiedy si obudzi.

Odzyska ju przytomno i teraz spa. Jego usta poruszay si we nie, jakby z kim
rozmawia. Twarz wykrzywiaa si w grymasie. By bardzo podobny do Walentina. Do Wasilija
take.
Raija sama nic nie jada, przecie wczeniej nasycia gd. Napia si tylko troch wody.
Zmienia bandae, ktre tego wymagay. Zebraa w jednym miejscu zakrwawione
szmaty, uznaa, e trzeba je wyrzuci. Troch si z niej podmiewali, ale uwaali, e ma prawo
do swoich kaprysw.
Kobiety takie s.
Poczua si zmczona. Zasna na siedzco, oparta plecami o cian. Chcieli zrobi jej
miejsce, by moga si pooy, ale odmwia.
Byo ciasno, a przecie musieli nabra si, musieli si wyspa.
By chyba ranek, kiedy si obudzia. Ciao miaa obolae, ale troch wypocza. A kiedy
si przecigna, poczua, e jest nie najgorzej.
Zacz si drugi z trzech dni.
Piotr nie spa. Nie odezwa si, kiedy przyklkna obok, ale wodzi za ni wzrokiem.
Jego oczy przypominay oczy czujnego ptaka.
- Czy to ty? - spyta, kiedy zdja mu opatrunek z rany. - Czy to ty jeste kobiet w
czarnej pelerynie?
Skina z umiechem.
- Tak, to ja, ale nie jestem jak czarownic czy cudotwrczyni. Jestem zwykym
miertelnikiem, ktry te si boi, lecz tego nie okazuje...
- Ju by lea martwy, gdyby nie ona - powiedzia kto.
Raija zaoya chopcu czysty opatrunek.
- Nie przesadzajcie! - poprosia. - Ten chopak musia przey, bo jego czas jeszcze si
nie skoczy. A ja byam moe narzdziem, niczym wicej. To nie moja zasuga... - Nie
wiedziaa, jak im to wytumaczy.
- Twierdzisz, e Bg nagle uzna, e nam take naley si troch litoci? - spyta z
powtpiewaniem jeden z rannych.
- Nie wiem - odpara Raija szczerze. Wizaa bandae siln rk, pewnymi ruchami.
Potem pospiesznie pogadzia Piotra po policzku, a on zaczerwieni si, zawstydzony. Doroli
mczyni nie potrafi przyjmowa pieszczot, a chopcom, ktrzy ledwie zajrzeli w wiat
mczyzn, nie jest wcale atwiej. - Nie wiem - powtrzya i popatrzya na wszystkich po kolei. Nie wiem, skd to si we mnie bierze. Czuj, e owa zdolno jest we mnie, a jednoczenie
pochodzi z zewntrz. Nie jest moja. W kadym razie nie w tym sensie, bym moga ni

kierowa. Ujawnia si, kiedy jest potrzebna. Kiedy ja jestem do czego potrzebna. Ale ja nie
mog decydowa i nakaza, eby si pojawia. Nie mog tej siy wykorzystywa dla siebie
samej. To co nieprzewidywalnego. Jest moje i jednoczenie wcale nie jest moje. Nie wiem,
skd si bierze i dlaczego, ale pojawia si po to, ebym czynia dobro. Nie zaszkodzi wierzy,
e owa moc pochodzi od Boga...
Wzruszya ramionami.
- A ty sama w to nie wierzysz?
- Nigdy moja wiara w Boga nie bya tak silna. - odpowiedziaa cicho.
Nie pytali wicej. Przyjli jej wyjanienia.
Upyno troch czasu. Raij ogarn niepokj. Nie bya ju w stanie okreli, czy jest
dzie, czy noc. Zastanawiaa si, czy Oleg znajduje si w pobliu. Czy codziennie przypywa
do statkw? Co teraz robi on i Wasilij? Zastanawiaa si, czy nie odsuna tylko w czasie tego,
co nieuniknione. Kupia trzy nowe dni oczekiwania, moe trzy kolejne dni cierpienia.
Zastanawiaa si, czy dla innych armatorw i kupcw ma to jakie znaczenie, e zjawia
si na pokadzie Antonii?
Na pewno tak by si stao, gdyby Jewgienij nie wyjecha razem z Toni z
Archangielska.
Dosza te do wniosku, e chocia bya on waciciela statkw, nie moga sta po
stronie Olega i Jewgienija. Wiedziaa, jak wiele moe przez to straci, ale sama podja decyzj,
e wejdzie na pokad Antonii.
To by jej wybr. Tylko jej.
Za drzwiami rozleg si odgos krokw. Poderwali si wszyscy - i Raija, i ranni. Ci,
ktrzy nie mogli usi, unieli si na okciach. Nasuchiwali w milczeniu, utkwiwszy wzrok w
drzwiach. te wiato obnaao biae twarze z szeroko otwartymi oczyma i na wp otwartymi
ustami. Na wszystkich malowao si wyczekiwanie, pozbawione jednak radoci. Nikt nie
spodziewa si dobrych wieci. Nikt na to nie liczy. Minie marynarzy zastygy na kamie,
kiedy usyszeli przekrcany w zamku klucz. Drzwi otworzyy si z aosn skarg.
Dwaj sualcy Walentina byli maomwni jak zwykle i jak zwykle zachowali kamienne
twarze. Raija dowiedziaa si, e jeden z nich wczeniej zacign si na Antoni, drugiego
Walentin sprowadzi na pokad, kiedy przej statek. Wanie takich ludzi potrzebowa - silnych
i bezgranicznie posusznych.
- Kobieta na gr do Walentina! - powiedzia jeden z nich, a drugi uczyni ruch gow,
tak eby Raija zrozumiaa. Zebraa fady spdnicy i wstaa. Uczynia to z godnoci krlowej.
Nie pozwolia si dotkn.

- Mog i sama - rzeka lodowatym gosem. - Znajd drog. Moecie si oczywicie


upewni, czy trafi, ale rce trzymajcie przy sobie!
Jej upr, dum i gniew marynarze uznali za oznak sprzeciwu. Kiedy za Raij i
poplecznikami Walentina zamkny si drzwi, rozemiali si cicho, cho wczeniej aden z nich
nawet nie odway si umiechn. Ale teraz poczuli si bezpieczni, mimo e wci pozostawali winiami.
miali si z tych dwch osikw. miali si zaskoczeni, e Raija odwaya si odezwa
do nich tym tonem i tymi sowami.
miali si te, poniewa w oczach stranikw dostrzegli cie strachu.
- Jest dwa razy nisza i way chyba mniej ni jedna noga kadego z nich, lecz obaj
cofnli si o p kroku na jej widok I jeszcze o jeden, kiedy otworzya usta!
- Powinna zosta caryc! - westchn ktry z marynarzy.
Jak wielu biedakw snu zote marzenia o bogactwie cara i o rodzinie Romanoww. Do
niego rwnie dotary opowieci o yciu na carskim dworze, ktre przekraczay wszelkie
wyobraenia i najmielsze sny. Mimo wszystko lubi si bawi podobnymi mylami, lubi
wyobraa sobie, e tacy jak on chodz w jedwabiach i aksamitach, przerzucaj midzy palcami
zoto i drogocenne ozdoby, najadaj si do syta, nie martwic si, co bd jedli nastpnego
dnia.
Takie snu marzenia.
Nigdy jednak nie widzia w nich siebie, widzia obcych ludzi bez twarzy, podobnie
wyobraa sobie carsk rodzin.
- Ta kobieta mogaby zniewoli wielki tum jednym umiechem - doda. Po raz pierwszy
udao mu si da postaci z marze twarz i dusz. - Mogaby utrzyma w posuchu cae narody, i
to bez adnego wysiku...
Wrd mczyzn rozleg si zgodny pomruk. Jednak Piotr nie podziela ich zdania. By
mody i porywczy i nie wierzy, e marzenia mog koi rany. Wypeniaa go tylko gorycz.
- Raija nigdy nie mogaby zosta caryc - rzek ponuro. - Pomijajc to, e przybya z
innego kraju i e z pewnoci pochodzi z rwnie ubogiej rodziny jak niektrzy z nas, to jest
zbyt szlachetna. Nie mogaby mieszka za zotymi murami, wiedzc, e lud goduje.
Kazimir umiechn si smutno. Chopak mia racj.
Jednak stary marynarz pragn ocali okruchy piknego marzenia.
- Wanie dlatego powinna zosta caryc, mj chopcze. Ten kraj potrzebuje tam na
grze kogo, kto potrafiby zej do najmniejszych spord poddanych. Do tych, ktrzy
ogldaj wiksze ciemnoci ni my w kubryku. Mamy szczcie, e jest z nami Raija. Ten kraj

potrzebuje takiej carycy jak ona...

11
Raij zaprowadzono do kajuty kapitana. Wprowadzono do rodka i zamknito drzwi na
klucz.
Zostaa sama.
- Pokazujesz mi sw wadz - mrukna, zwracajc si do nieobecnego Walentina. Czua
si zmczona, ale bardziej psychicznie ni fizycznie. - Trzeba jednak czego wicej, eby mnie
wystraszy - dodaa ze zoci.
Musiaa si zoci, wykrzesa w sobie tyle wciekoci, by nie da si omota sieci
niemal agodnego gosu Walentina. Jednoczenie jednak musiaa zachowa zdrowy rozsdek,
musiaa panowa nad uczuciami i mylami. Wydawao jej si, e balansuje na ostrzu noa niemal czua jego ostrze pod stopami.
Uznaa, e gorzej ju by nie moe.
Usiada na krzele przy stole, opara gow na rkach.
Od razu zauwaya, e Walentin w ogle nie troszczy si o utrzymanie porzdku w
kajucie. Wok panowa niead. Walentin wyciga z szafy szklanki, eby si napi, i zostawia
brudne na stole. Wszystkie nosiy lady uywania. Teraz bdzie chyba musia sign po
porcelanowe filianki kapitana, pomylaa z ironi Raija.
Dugo czekaa na Walentina. Zamkna oczy i poczua rytm morza - spokojne koysanie.
Panowaa adna pogoda. Morze lekko falowao, przyjemnie byoby siedzie teraz na brzegu i na
nie patrze. Gorzej, by naraonym na jego kaprysy.
Teraz wanie wydawao si przyjazne, zdradliwie przyjazne. Raija wiedziaa o tym. Nie
ufaa morzu, czua, e chtnie by j wcigno na dno...
- pisz? Walentin pojawi si nagle niczym jastrzb, rarg albo jak orze z wysunitymi
pazurami, gotowymi wbi si w nic nie podejrzewajc ofiar.
Raija a podskoczya. Obudzia si i otworzya oczy. Gdy podnosia gow poczua, e
jeden policzek ma odrtwiay.
Widocznie przysna z twarz na twardym blacie stou.
Wyprostowaa si.
Walentin sta przy szafie z przeszklonymi drzwiczkami, przez ktre wida byo pki ze
specjalnymi zagbieniami, dziki czemu schowane tam rzeczy nie wypaday podczas dugiej
morskiej podry. Nie zawsze morze bywa tak spokojne jak dzi.
- Nie sdziem, e moesz zasn. Mylaem, e bdziesz umiera z niepokoju o tych
biedakw, dla ktrych tu przybya.

Nie przestawa drwi.


- Wszyscy ranni czuj si dobrze - odpara spokojnie Raija. Nie pozwolia wyprowadzi
si z rwnowagi. - Nawet twj syn wraca do zdrowia. Piotr to adny chopak...
Walentin zacisn pici. Wyglda na zmczonego. Teraz Raija wyraniej widziaa
zmarszczki na jego twarzy, a sprawio to nie tylko lepsze owietlenie.
Na pewno nie wyobraa sobie, e sprawy przyjm taki obrt, by moe w ogle
wczeniej si nad tym nie zastanawia. Moe po prostu wykorzysta szans, nie majc pojcia,
co bdzie dalej.
- On nie jest moim synem - wycedzi przez zby. - Czy musz to tyle razy powtarza,
kobieto?
- Nie, bo na pewno nie targnby si z noem na kogo z twej krwi i koci - rzucia
Raija i natychmiast poaowaa swych sw. Powinna si ugry w jzyk i nie prowokowa
tego szaleca... Najwidoczniej i ona bya ju zmczona.
Ale Walentin tylko przyzna jej racj:
- Tak, wtedy na pewno nie uybym przeciw niemu noa...
Przypadkowa osoba z pewnoci uznaaby jego sowa za szczere, jednak Raija nie daa
si zwie pozorom. Bez trudu zauwaya, e Walentin posiad szczegln zdolno - potrafi
sprawia wraenie otwartego i prawdomwnego. Patrzc mu w oczy, mona by uwierzy, e
dzieli si z tob ca dusz. Ale to tylko wyuczona sztuczka, pozwalajca osiga wiele
korzyci.
- Twoja bluzka jest ju sucha - rzek. Raija sama to zauwaya, ale nic nie
odpowiedziaa.
Zbi j z tropu. Przecie nie moga si przy nim ubiera.
Nie rozumiaa tego czowieka. Nie czua do niego nawet odrobiny sympatii, ale wiele
daaby za to, by go bliej pozna. Jedyne, co Raij interesowao w Walentinie, to wanie
charakter. Wolaa nie zastanawia si, czemu teraz do niej przyszed.
Nadal miaa n, ktry w kadej chwili moga wydoby i uy w razie zagroenia, ale
uwaaa to za ostateczno. Nie bya pewna, czy Walentin nie zemciby si na niewinnych
marynarzach.
Rozlego si pukanie do drzwi. Trzy uderzenia. Potem da si sysze odgos
oddalajcych si krokw. Buty miay obcasy z twardej skry.
Raija bez trudu rozpoznaa, kto jeszcze przed chwil sta za drzwiami.
Wrd zaogi takie buty nosili tylko Walentin i jego dwaj poplecznicy.
Walentin rzuci Raiji kurtk.

- Za to. Wychodzimy na pokad, a na grze jest do chodno.


W pierwszej chwili omal nie uniosa si dum i nie odmwia, ale uznaa, e to by nie
byo rozsdne.
Nawet duma ma swe granice, nie warto ryzykowa zdrowia...
Raija wzia kurtk bez sowa. Zobaczya, e jest gruba i o wiele na ni za dua.
Podejrzewaa, e jest za dua take na Walentina.
Moe to kurtka kapitana?
Niemal cakiem o nim zapomniaa. Znowu zacza si zastanawia, co si z nim stao.
Pewnie potrzebowa pomocy, moe zosta ranny...
- Czekasz na kogo? - spytaa.
Podaa drobnymi krokami za Walentinem, ktry z rozmysem uda, e nie dosysza
pytania. Kolejny kaprys: jak najmniej mwi. Raija uznaa, e szykuje jak niespodziank.
Najwyraniej bawi si tym jak dziecko.
Tylko, e niespodzianka, jak mg przygotowa dla niej Walentin, z pewnoci nie
bdzie nawet przypominaa niewinnych dziecicych figli.
Nie odzywa si.
Raija ju na tyle go poznaa, by wiedzie, e mwi wtedy, kiedy ma ochot. Uwaa, e
milczenie jest demonstracj wadzy.
Niewielu zasugiwao, by raczy si do nich odezwa. Poza tym sowa zdradzayby jego
myli, a on tego nie chcia.
Raija pomylaa, e i tak go cakiem nie rozgryzie.
Zabraknie jej czasu, na cae szczcie.
Walentin j przeraa tym bardziej, e cho szalony i zalepiony nienawici, na
pierwszy rzut oka nie rni si zbytnio od innych ludzi, a nawet potrafi by uroczy i miy.
Jeeli chcia.
Chwyci j za ramiona. Raija nie protestowaa, nie chciaa niepotrzebnie go
denerwowa. Nigdy nie bya cakiem pewna, kiedy zblia si do niebezpiecznej linii, ktrej
przekroczenie obudzi w tym czowieku besti...
Pod gadk powierzchni niebezpiecznie si tlio, nigdy nie wolno jej o tym zapomnie.
Podprowadzi j do burty.
Raija zrozumiaa, dlaczego, kiedy wyjrzaa poza krawd i zobaczya niewielk d
aglow, a na jej pokadzie Olega i Wasilija.
- Jest caa! - ze miechem zawoa w ich stron Walentin, mocno zaciskajc rce na
ramionach Raiji. Przysun j jeszcze bliej burty, eby mogli j dokadnie zobaczy.

Raij ogarna rozpacz.


- Czy Michai dobrze si czuje? - zawoaa. Zobaczya, e Oleg skin gow. Dugo
udawao si jej nie myle o synu, lecz widok bliskich przypomnia Raiji o domu.
Czy uda jej si przey, czy jeszcze zobaczy Misze?
Zastanawiaa si nad tym ju wczeniej, kiedy podejmowaa decyzj o popyniciu na
Antoni. Wtedy wydawao jej si, e w peni zdaje sobie spraw, jakie podejmuje ryzyko, e
dobrze wie, jakie to niebezpieczne.
A jednak nie cakiem sobie to uwiadamiaa... Teraz to zrozumiaa.
Przywiodo j tu jednak co silniejszego od jej wasnej woli. Wcale nie bya taka
szlachetna ani bohaterska, jak sdzili marynarze.
- Pozwl jej wrci! - prbowa przekona Walentina Oleg. - Spenia ju swe zadanie.
Zjednasz sobie przychylno wielu ludzi, jeli j wypucisz!
miech Walentina zabrzmia mikko jak mruczenie kota, zadowolonego i pewnego
siebie.
- Mylisz, e tak atwo wypuszcz bezcennego zakadnika? - spyta drwico. - Mylisz,
e pozwol jej po prostu odej?
- Nie mog rczy za innych - zawoa Oleg z domi zwinitymi przy ustach w trbk. Waciciele innych statkw zamierzaj uy wobec ciebie siy. Nie zdoam ich powstrzyma,
jeeli zatrzymasz Raij! Wypu j! Jest on Jewgienija!
- Wiem, e to ona Bykowa - odpar Walentin. cign brwi i opuci rce. Nie
spodobaa mu si wiadomo, e ma wyruszy za nim pogo.
Jego sytuacja wyranie si zmienia. Ju nie mia pewnoci, czy utrzyma sw pozycj.
Zaoga baa si go i bya mu posuszna, teraz jednak i do marynarzy dotara wiadomo
przywieziona z ldu.
Gos Olega nis daleko.
Nie tylko Walentin go usysza.
Raija dostrzega wok siebie niespokojne spojrzenia, zobaczya, e marynarze wcale
nie pal si do stawiania oporu.
Przez kilka ostatnich dni yli marzeniami, ale wielu w jednej chwili wrcio do
rzeczywistoci. Strach zajrza im w oczy, uwiadomili sobie, e mog straci wszystko, co
kiedykolwiek posiadali. Take i ycie.
- Dam wam moich rannych - rzek Walentin. Raija zaskoczona wpatrywaa si w niego
szeroko otwartymi oczyma.
- To niczego nie zmienia - odpar Oleg. - Nie mog obieca ci wicej ni do tej pory.

Walentin wzruszy ramionami.


- Nie prosz o nic w zamian - powiedzia, tak jakby tuzin ludzi nic dla niego nie
znaczyo.
Raija zacisna rce na krawdzi burty. Poczua zimne drewno. Deska bya gadka,
niebieska. W Rosji statki malowano zawsze tak jaskrawo, e przywodziy na myl kwitnc
k.
Raija dobrze wiedziaa, e Walentinowi los rannych by zupenie obojtny. Tak
naprawd liczy, e ranni umr. Teraz tylko udawa wspaniaomylnego, eby zaskarbi sobie
przychylno ich rodzin, ktre zostay na ldzie. To mogo przemawia na jego korzy.
Nie spodziewa si, e na Antoni przybdzie kto z zewntrz. Tym bardziej nie
wierzy, e ona Jewgienija Bykowa zechce dobrowolnie wej na pokad, nie podejrzewa, e
ta kobieta potrafi dokonywa cudw.
Skaza dwunastu swych ludzi na mier. Potrzebowa ich martwych. Teraz, kiedy
wracali do zdrowia, nie przedstawiali dla niego adnej wartoci.
Jednak fakt, e chcia ich odda Olegowi, nie dajc niczego w zamian, z pewnoci
doda mu chway. Raija nie moga ochon z zaskoczenia, e tak szybko to sobie wykalkulowa.
Wasilij mwi prawd - jego kuzyn by zimny i wyrachowany jak mao kto.
- Naturalnie zabierzemy ich na ld. Walentin dugo milcza, obojtnie wzruszy ramionami.
Sta boso, z odkryt gow i rkoma na biodrach. Raija musiaa przyzna, e jest bardzo
przystojnym mczyzn.
Rzuci krtki rozkaz.
Po chwili zaoga przyprowadzia dwunastu rannych, ktrzy mieli umrze w kubryku.
Niektrzy szli sami, kilku wspierao si nawzajem. Pozostaych wynieli marynarze
posuszni Walentinowi.
Kazimir podtrzymywa Piotra.
- Co si dzieje? - spyta jeden z rannych. le widzia, bo dugo przebywa w ciemnoci i
teraz nie mg przyzwyczai oczu do wiata dziennego.
- Puszczam was wolno - odpar Walentin. Na krtko jego spojrzenie spoczo na
chopcu, ktry wspiera si na swym starszym towarzyszu i ze wszystkich si stara si utrzyma
na nogach. Rwnie stanowczo jak Walentin wypiera si ojcostwa, Piotr nie chcia przyzna, e
jest jego synem. - Wszystkich, bez wyjtku - doda.
Kazimir odwrci si do Raiji.
Skina lekko gow i pomoga mu podeprze Piotra. Chopak umiechn si do niej z

wdzicznoci.
Kazimir wychyli si przez burt. Tu przy kadubie Antonii zobaczy na wodzie d
Olega. Przyglda si, jak marynarze przymocowuj sznurow drabink.
Na Walentina nawet nie spojrza.
Nie czu wdzicznoci.
- Bez ciebie bylibymy ju martwi - odezwa si cicho. - Dzikuj, Raiju Bykowa.
Bdziesz nasz caryc.
- Co? - spytaa Raija, nie rozumiejc.
- To tylko takie marzenie - wyjani Kazimir z umiechem. - Chopak pierwszy! zawoa, zwracajc si do Olega. - Trzeba go przewiza lin. Sam nie zejdzie.
- Przecie on jest tak ciko ranny! - zaprotestowaa Raija.
- Jednak trzeba go jak najszybciej zabra z tego statku! - zdecydowanie rzek Kazimir. Zanim ktokolwiek si rozmyli...
Z dou rozleg si gos Wasilija:
- Mog wej? Znios chopaka.
- Czy to nie kolejna prba udawania bohatera? - Walentin najwyraniej nie ufa
kuzynowi. - Pierwszej podja si Bykowa!
- Nie jestem bohaterem, Walentin. W naszej rodzinie nie ma bohaterw - rzek Wasilij z
naciskiem.
Walentin uda, e nie zrozumia aluzji.
- Wchod, kuzynku! Pom nam si pozby tych ludzi.
Wasilij bez trudu wspi si po drabince.
- Dobrze si czujesz? - spyta Raij. Skina gow. Nie byo jej tu gorzej ni innym.
- Posalimy posaca po twego ma - rzuci pospiesznie szeptem, tak by nikt poza
Raij go nie usysza. Bez trudu unis Piotra i skierowa si ku burcie Antonii.
- Raija...! - zawoa chopak. Podesza do niego. Na twarzy Piotra malowao si nieme
uwielbienie. Podnis szczup do i pogadzi Raij po policzku i po wosach. Zdawa sobie
spraw, e uratowaa mu ycie.
Jego rany zaczynay si goi. Pozostan po nich blizny, ale to niewielka cena za ycie.
Patrzc na nie, zawsze bdzie wspomina Raij.
Piotr wiedzia, e ju nigdy nie znajdzie si tak blisko Raiji, e nie bdzie mg zwraca
si do niej po imieniu. Raija na powrt stanie si dla niego on waciciela statku.
Ale teraz bya mu bliska. Bdzie ya w jego mylach, okryta czarn peleryn, z twarz
anioa...

Raija odgada jego uczucia. Piotr nie umia ich jeszcze skrywa. Tylko niektrzy doroli
posiedli t sztuk, nauczyli si nosi maski przy kadej okazji. Inni wkadali je tylko od czasu
do czasu.
Nie chciaa niszczy niewinnych marze Piotra.
Dlatego umiechna si do niego. Wydobya ca pogod ducha, jaka jeszcze jej
pozostaa, okazaa mu cae ciepo. Martwia si o jego przyszo, zdya polubi tego chopca.
Moga tylko mie nadziej, e ycie potraktuje go askawie. Zasuy na co wicej ni tylko
odciski na doniach...
Pochylia si i lekko pocaowaa go w usta, jak siostra.
- Wszystkiego najlepszego, Piotrze - szepna. - Wyronij na dobrego czowieka. Myl,
e moesz si nim sta!
Wydawaa si nie zauwaa jak policzki chopca oblewaj si rumiecem. Nie
wiedziaa, e ten moment stanie si dla niego najwaniejszym wspomnieniem.
Wasilij zarzuci sobie Piotra na plecy. Aby chopiec nie spad, sczepi jego pasek ze
swoim.
Z rannym na plecach zacz schodzi w d.
Raija staa z innymi marynarzami przy burcie i z zapartym tchem ledzia kady jego
ruch. Zoya rce. Czua lodowaty ucisk w odku. Serce walio jak motem, zascho jej w
gardle.
Pod nimi byo morze. Nadal tylko lekko falowao, lecz wydawao si niebezpiecznie
zielone i nieskoczenie gbokie. Mogo ich pochon. Mogo schwyta tych dwch ludzi,
ktrzy stawali si coraz mniejsi i mniejsi, w miar jak zsuwali si coraz niej wzdu burty
statku.
Na samym dole czekao ich najtrudniejsze zadanie. Frachtowiec nie mg podpyn
cakiem blisko i od drabinki dzieli go prawie metr. Kiedy Wasilij zawis mniej wicej na
wysokoci burty, Olegowi udao si podpyn troch bliej, tak e d otara si dziobem o
statek.
Trwao to zaledwie kilka sekund.
Wszyscy wstrzymali oddech.
Raija wbia paznokcie w donie i tak mocno zacisna zby, e a zabolay j szczki.
Ale Wasilij wiedzia, kiedy dziaa, i wiedzia, jak. Nie mgby zmarnowa takiej
chwili.
Sysza oddech Piotra i zorientowa si, e chopcu wkrtce zabraknie si. Poczu dziwne
ciepo na plecach. Widocznie rany zaczy znowu krwawi.

Wasilij puci drabink dokadnie na moment przed tym, jak aglowiec Olega otar si o
Antoni, i rzuci si w stron odzi. Nie udao mu si jednak skoczy tak daleko, jakby tego
chcia, dwiga przecie na plecach dodatkowy ciar. Zawis nad wod uczepiony jedn rk
burty.
Drug przytrzymywa Piotra, bojc si, e chopak, tracc siy, zsunie mu si z plecw.
Natychmiast pojawiy si rce, ktre chwyciy Wasilija i Piotra i obu wcigny na
pokad frachtowca.
Rozdzielono ich paski. Zajto si rannym.
Wasilij czul, jak leje si z niego pot. Sysza oklaski ze statku. Zobaczy twarze nad
burt.
Spord nich wyrniaa si twarz Raiji.
Zobaczy te Walentina. Od razu wiedzia, e kuzyn z trudem opanowuje wcieko. Z
pewnoci mia nadziej, e mu si nie uda, e zobaczy, jak gin z Piotrem w morzu...
Wasilij podnis do w stron marynarzy. Umiechn si i zawoa:
- Czy kto jeszcze potrzebuje pomocy?
Potrzsnli gowami. Z pokadu Toni zacz schodzi nastpny mczyzna. Znowu
Oleg musia podpyn jak najbliej. Ranny, cho przeraony, zaryzykowa skok. Udao mu si.
Schodzili jeden po drugim. Dla wielu by to ogromny wysiek, lecz wiedzieli, e to ich
jedyna szansa. Mieli te wiadomo, e w ten sposb mog pokaza Walentinowi, e zostao w
nich jeszcze troch siy, e nie odebra im do reszty woli ycia.
Kady z rannych, zanim zszed z pokadu, ciska do Raiji. Nie znajdowali
odpowiednich sw, by podzikowa, nie znali takich. Nie mieli te zbyt wiele czasu na
poegnania, poniewa Walentin zaczyna si niecierpliwi.
pieszyo mu si i popdza ich - woa, eby prdzej przebierali nogami, jeeli nie chc
wrci do kubryka.
Nie musia dwa razy tego powtarza.
Schodzili, ratujc ycie.
Kazimir, najstarszy z nich, mia opuci statek jako ostatni. Nie mg wprost uwierzy,
e to si dzieje naprawd. Do koca obawia si, e Walentin ich jeszcze zatrzyma. Dlatego
chcia, by Piotra zniesiono w pierwszej kolejnoci.
- Poddaj si, pki masz tak moliwo - rzuci, przechodzc obok Walentina. Nic
wicej nie doda. Nawet na niego nie spojrza.
Walentin nie odpowiedzia.
Nastpnie Kazimir obj Raij i ucisn j.

- Bez ciebie ju bymy nie yli - rzek. - Dzikuj ci za wszystko. Wiele bym da, eby
ci zabra z sob!
- Bd na siebie uwaa - obiecaa Raija cicho.
- Szybko za burt! - Walentin odepchn Kazimira.
Raija odsuna si i stana bliej krawdzi. Nie patrzya na Walentina. Wiedziaa, e
nie odway si jej skrzywdzi na oczach Olega.
Kazimir ruszy na d po sznurowej drabince. Jednak zatrzyma si za nisko i odbi
odrobin za pno. le wymierzy skok.
Rozleg si guchy stuk, kiedy burta odzi uderzya go tu nad biodrem. Trwao to
uamki sekundy.
Lecz rwnie uamki sekundy mog mieci w sobie wieczno.
Kazimir krzykn, jego gos unis si niczym ptak ku obokom, nie znikn pod wod
razem z nim. Palce marynarza zelizny si z drabinki.
Raija uwiadomia sobie, e i ona krzykna.
Ku niebu leciay dwa ptaki.
Lecz ptak Raiji mia wrci, ten Kazimira by w drodze do gniazda.
Ciao rannego nie wypyno ju na powierzchni. Straci wiadomo.
Moe przez krtki moment rozumia, e jego ycie si koczy.
- Umar wolny! - krzykn Wasilij do Walentina, kiedy woda si uspokoia i morze
znowu tylko lekko falowao.
Raija miaa oczy pene ez. Nie bya w stanie ich powstrzyma. Nie chciaa.
Pomylaa, e nikt nie powinien umiera, jeli kto po nim nie pacze. Kazimira egnao
wiele ez.
- Nie zabiem go - odpar Walentin gosem rwnie zimnym i surowym jak zawsze.
Najwyraniej mier starego marynarza nie zrobia na nim najmniejszego wraenia.
Raija miaa ochot uderzy go w twarz... Jednak si pohamowaa. Pakaa, tumic
zo, gniew i nienawi.
- Nie, twoje rce s czyste jak nieg! - zawoa w odpowiedzi Wasilij. - Poddaj si, jeli
potrafisz! Naraasz na mier wielu ludzi, Walentin, nie tylko swoj wasn cenn skr. Nie
masz adnych szans, jeli wyl za tob inne statki z uzbrojonymi ludmi na pokadzie...
- Mam Bykow.
- aden z armatorw si tym nie przejmuje - odpar za Wasilija Oleg.
Niechtnie to przyzna, ale taka bya prawda. Dla innych wacicieli statkw rybackich i
frachtowcw to, e Raija znalaza si w rkach buntownikw nie miao adnego znaczenia. Nie

zamierzali ulec naciskom marynarzy tylko dlatego, e ona Bykowa stracia rozum i
dobrowolnie wesza na pokad uprowadzonego statku.
Jeeli zaczn ciga Walentina i zajte przez niego jednostki, to na pewno nie z powodu
Raiji Bykowej. Nawet im to by nie przeszo przez myl, zrobi to tylko dla siebie.
Nie pragnli jej ratowa. Jeli bdzie trzeba, zabij wszystkich na Raiji i Antonii.
Nie mieli skrupuw - wszak Raija dobrze wiedziaa, na co si decyduje.
Nie traktowali jej jak zakadniczki, ktr trzeba wykupi za wysok cen. Niech to
zaatwia Oleg.
Walentin nie potrafi tego zrozumie.
Raija od pocztku wiedziaa, jak jest naprawd.
Walentin mniema, e w osobie ony Jewgienija Bykowa zyska cennego zakadnika.
Nie chcia przyj do wiadomoci, e ta kobieta nie przedstawia dla innych wacicieli statkw
adnej wartoci.
- Pamitaj, e nie zawaham si jej zabi - rzek lodowatym gosem.
Raija czua, e nie kamie.
- Mog tylko podtrzyma swoj propozycj - odpar Oleg. - Jednak dotyczy ona
wycznie marynarzy na naszych statkach. Obiecuj, e nawet ty ujdziesz bezkarnie, Walentin,
pod warunkiem, e zacigniesz si gdzie indziej. Gotw jestem ci wrcz zapaci, eby
znikn. Zastanw si, co robisz. Radz ci, oddaj nam Raij, nic dziki niej nie zyskasz.
- Nie ma mowy!
- W takim razie przyjmij i mnie! - zaproponowa Wasilij. - Nie przycz si do twoich
zwolennikw, ale i mnie moesz potraktowa jak zakadnika. Nie mam broni...
Walentin waha si.
- No, dobrze - rzek wreszcie. W jego gosie brzmiao zadowolenie. - Wchod, Wasilij.
Wreszcie rodzina bdzie razem! - Nastpnie zwrci si do Raiji i patrzc na ni, pogardliwie
spyta: - Jest twoim kochankiem? Czy dlatego tak si powica?
Raija spluna na pokad tu pod jego stopy. Potem popatrzya na morze, a nastpnie na
Wasilija, ktry zwinnie jak kot wspina si po sznurowej drabince z odzi Olega na statek.
- A wic znalaz si kto, dla kogo pani Bykowa przedstawia wielk warto - przywita
go ironicznie Walentin.
Wasilij nie odpowiedzia. Raija nie pojmowaa, dlaczego dobrowolnie oddaje si w rce
kuzyna. Przecie chyba nie tylko z jej powodu.

12
- Nie musiae tego robi - powiedziaa Raija do Wasilija.
Wzruszy ramionami niemal w ten sam sposb jak Walentin. Zobaczya, jak bardzo
kuzyni s do siebie podobni - w ruchach, budowie ciaa... I jak bardzo niepodobni pod innymi
wzgldami.
- Zrobiem w yciu wiele rzeczy, ktrych nie musiaem robi - rzek beztrosko, ale w
jego oczach byo co, co mwio Raiji, ze za ow beztrosk kryje si powaga.
Walentin nie pozwoli im rozmawia. Z kamienn twarz mocno chwyci Raij za rk i
pocign za sob, a ruchem gowy da Wasilijowi do zrozumienia, eby poszed za nimi.
- Jak widz, zachowae swe dobre maniery - zauway sucho Wasilij.
Syszc te sowa, Raija musiaa si umiechn, cho Walentin sprawia jej bl. Z
pewnoci na jej rce zostan sice.
Ludzie Walentina przeszukali Wasilija, kiedy tylko wszed na pokad. Nie znaleli przy
nim broni, czego najwyraniej spodziewa si Walentin. Teraz wyglda na rozczarowanego,
tak jakby zawid si na kuzynie.
Poprowadzi swych zakadnikw do kajuty kapitana. Traktowa j ju jak swoj.
Cakiem zapomnia, e jeszcze niedawno sypia w kubryku. Szybko przyzwyczai si do
lepszych warunkw i przyj za co zupenie oczywistego.
- Co sycha na ldzie? - spyta Wasilija, siadajc. Wasilij usiad na drugim krzele przy
stole. Wicej krzese nie byo, wic Raija zostaa przy drzwiach. Nic na wiecie nie zmusioby
jej do zajcia miejsca na jednym z ek, ktre umieszczono w niszach, przez co stanowiy
niejako mae osobne sypialnie.
- Oleg ju ci przekaza najnowsze wieci - odpar Wasilij spokojnie. Patrzy
Walentinowi prosto w oczy, nie okazujc najmniejszych oznak strachu.
Raija pragna w gbi duszy, eby nie odnosi si w ten sposb do Walentina. Baa si
e swym opanowaniem zirytuje samozwaczego przywdc buntu.
- Armatorzy gotowi s zaatakowa. Wielu z nich bez wahania uyje przeciwko tobie
broni... - Wasilij na moment zamilk, po czym mwi dalej: - Nawet marynarze, za ktrych tak
dzielnie walczysz, s na ciebie wciekli. Nie chc dla siebie adnych zmian. Co wicej, boj si,
e kto mgby posdzi ich o udzia w planowaniu buntu lub pomoc w jego zorganizowaniu...
- Co ty powiesz? - rzek Walentin z umiechem, ktry przyprawiby o dreszcz lku
samego diaba.
- Myl sobie, co chcesz, ale to prawda - odpar Wasilij bez mrugnicia okiem. -

Obawiam si jednak, e tylko Oleg si wami przejmuje...


- Oleg - powtrzy Walentin powoli. - Szybko przeszede z szefem na ty, co?
Zawdziczasz to pewnie swej otwartoci i urokowi osobistemu, prawda? A moe szeptae
komu czue swka?
Zerkn na Raij.
- To zwykle pomaga: wykorzysta do swoich spraw kobiet...
Kiedy Wasilij nie odpowiedzia, Walentin spyta nagle:
- Czy maj wiele statkw? Jakich? Ilu ludzi?
- Sporo - odpar Wasilij. - Szkunery - umiechn si nieznacznie. Troch krzywo,
podobnie jak Walentin, ale mimo wszystko inaczej, poniewa mia w sobie wicej ciepa i
pogody. - Armatorzy nie odwa si posa swoich statkw handlowych, wiesz, bogaci to
bogaci! Niewane, czy chodzi o ich chleb, czy nie. Dobrze pac, by zdoby ludzi. Obiecuj
marynarzom wykrelenie dugw, jeeli stan po ich stronie. Podjto wiele krokw, drogi
Walentinie. Wydaje mi si, e zostae cakiem sam...
- Mam j - Walentin skin na Raij. Spojrzenie, jakie mu posaa, ciskao byskawice,
ale ledwie zdawa si to zauwaa.
- Wydaje ci si, e to wiele? Bykw wyjecha z miasta - wyjani Wasilij. - Moesz
prbowa szantaowa Olega, ale on nie poruszy nieba i ziemi, eby ratowa cudz on.
Rozumiesz? Lepiej pozwl jej odej. aden z wacicieli statkw nie da ci za ni zamanej
kopiejki. Co ich obchodzi ona jakiego Bykowa, ktry w dodatku jest dla nich parweniuszem.
Ani troch si nie zmartwi, jeeli te statki znikn, a Jurkw i Bykw zrezygnuj z przewozw.
Chtnie przejm ich interes. Moe jako udaoby ci si przycisn tych dwch, ale z pewnoci
nie innych. Jeli jednak zechcesz poczeka na pocig, to nie wiem, czy z tego wyjdziesz cao,
chopcze. Nie zapominaj, e czas pynie!
- Nie jestem dla ciebie chopcem! - wybuchn Walentin.
Nala sobie wdki do brudnej szklanki. Nie poczstowa Wasilija, ale ten sam napeni
drugie naczynie. Wypi jednym haustem i popatrzy uwanie na Walentina.
- Tylko kapitana trzymasz teraz pod kluczem? - spyta.
Walentin skin gow. Nie marnowa sw, jeli nie chcia i jeli nie musia.
- Czy na Raiji wszystko w porzdku?
- Tak. Byem tam niedawno. Morale wrd zaogi wysokie. Nie zamierza si podda, a
jeeli trzeba, bdzie walczy.
- Czy wielu jest w stanie si bi? I tu, i na Raiji jest po kilku starszych marynarzy i
paru bardzo modych chopcw. Nie masz broni...

- Morale jest wysokie - powtrzy uparcie Walentin. Raija wiedziaa, e kamie.


Widziaa niepewno na twarzach marynarzy z Antonii. Ludzie si bali. Kiedy usyszeli od
Olega, e zanosi si na prawdziw bitw, zrozumieli, czym to si moe skoczy.
Zakoczenie buntu nie zapowiadao si tak rowo, jak to sobie wyobraali i jak
obiecywa im Walentin.
Nie bdzie umorzenia dugw, wyszych zarobkw, z ktrych bdzie mona si
utrzyma, zatrudnienia na kilka lat, domw na wasno...
Wreszcie pojli, jak bardzo si mylili i jak przyjdzie im za to zapaci cen. Nie umieli
walczy, nie byli onierzami, lecz prostymi marynarzami.
Walentin pokada nadzieje w ludziach, ktrzy si bali. Raija nie sdzia, by na drugim
statku panoway inne nastroje. Raija kotwiczya na tyle blisko, e jej zaoga take usyszaa
sowa Olega i z pewnoci mylaa swoje.
Walentin musia o tym wiedzie.
Ale mimo to upiera si, e jego ludzie s zdecydowani stawia opr, e myl tak samo
jak on i s gotowi zgin.
By moe sam w to wierzy.
Raija jednak nie bya co do tego przekonana. Wasilij rwnie nie. Wymienili pospieszne
spojrzenia.
Zrobili to jednak nie do szybko, by uszo to uwagi Walentina. Wypi reszt wdki ze
szklanki. Nala sobie jeszcze.
- Uwaam, e twoj jedyn szans jest si podda - powtrzy Wasilij. Nie stara si
dotrzyma Walentinowi towarzystwa w piciu.
- Czy to Jurkw, twj drogi Oleg, prosi ci, by mnie przekona? - spyta Walentin
drwico. - Ciekawe, e zawsze tak szybko nawizujesz przyjanie, Wasilij. Jeden Bg wie, jak
to robisz. Przychodzi ci to z dziwn atwoci. I w dodatku jeste piekielnie pewny siebie.
Uwaaj, eby si nie sparzy! Pamitaj, e inni rwnie myl. Zdarza si, e inni myl
rwnie jasno jak ty, mimo e dochodz do innych wnioskw. - Zamilk, ale zaraz doda: - Nie
zapominaj, e to ty wzniecie ten bunt, Wasilij! To by twj plan. Nawet jeli teraz skumae
si z Jurkowem, to nie jest pewne, czy bdziesz mg si schowa za jego plecami, gdy si
znajdziesz w tarapatach. Jeeli staniesz si niewygodny, nie zawaha si, by ci powici. Oni
tacy s. Twj Oleg tak atwo nie zapomni, e bunt by twoim pomysem. Nikt ci nie poda rki,
bo i kto bdzie chcia zaufa takiemu czowiekowi?
Wasilij nie by w stanie na to odpowiedzie. Westchn tylko, bawic si szklank, na
ktrej dnie taczy yk wdki. Lekko umiecha si do siebie.

- Sdz, e moje szanse s chyba rwne twoim, Walentin - odezwa si wreszcie. - A


gdybym nie mia tu czego szuka, to nic mnie przecie nie wie. Do diaba, mog wyjecha
dokdkolwiek Kto powiedzia, e Archangielsk jest jedynym miejscem na wiecie, gdzie mona
by szczliwym? Mog zakotwiczy w Sankt Petersburgu! - Rozemia si cicho. - Tam
przecie wspaniale kwitnie handel i egluga. To prawdziwy raj dla marynarzy...
- Susznie, moe nawet wkradby si w aski Romanoww - wtrci ironicznie
Walentin. - Mgby zosta doradc cara...
- Mamy teraz caryc - poprawi agodnie Wasilij. - Ann.
- Zatem nic dziwnego, e kraj stoi na gowie - stwierdzi Walentin lekcewaco. Kobiety powinny zajmowa si mem i dzieciakami. Inaczej si nie godzi. Powinny siedzie
na swych tykach i dba o porzdek w domu, bo niby po co maj tak szerokie tyki?
- To pewnie dlatego, e rodzimy - odezwaa si sodko Raija, zakadajc rce na piersi. W tym wypadku szerokie biodra s zalet, rozumiesz, Walentin...
- Dam Olegowi jeszcze jedn szans - zaproponowa Walentin, zupenie nie zwracajc
uwagi na sowa Raiji. - Ostatni szans. Termin, ktry wyznaczyem, ju si zblia. Nie ma
powodu czeka do ostatniej chwili.
- Obiecae! - rzeka Raija wzburzona. Walentin zareagowa tak dobrze jej znanym
wzruszeniem ramion. Popatrzy Raiji w oczy. Na jego twarzy malowao si rozbawienie.
- Czy jeszcze nie zauwaya, e skadam obietnice bez pokrycia, Bykowa? Czy nie
wiesz, e nie zawsze dotrzymuj sowa? Nie jestem krysztaowy, nigdy nie chciaem taki by i
wcale nie zamierzam si teraz zmienia. Jestem na to za stary. T gr rozegramy wedug moich
zasad. Jako si z tego wypacz, tak czy inaczej.
- Nie moesz pyn do Kem ani w stron Onegi - ostrzeg Wasilij. - Nie powinienem ci
moe tego mwi, ale mimo wszystko jestemy spokrewnieni, mimo wszystko jedziemy na tym
samym wzku...
- Co mnie to obchodzi - burkn Walentin.
- Wiadomo o rebelii dotara ju na zachd. Nie ma ani jednego portu nad Morzem
Biaym, do ktrego mgby zawin, poniewa aden ci nie przyjmie. Przykro mi Walentin,
ale dopki wiadomo, e ty dowodzisz Raij i Antoni, aden z tych statkw nie bdzie
mg wpyn do ktregokolwiek portu w Rosji.
- Oho, pokazuj pazury - mrukn Walentin. - Szykowali na mnie puapk, a ja nie
miaem si o tym dowiedzie, co?
Wasilij przytakn.
Raija nie pojmowaa, czemu ostrzeg kuzyna. To niepodobne do Wasilija dawa co za

nic. Nie sdzia te, by uczyni to z uwagi na czce go z Walentinem pokrewiestwo.


Walentin te nie bardzo mu dowierza, na jego twarzy wypisana bya nieufno. Wasilij
jednak nie doda nic wicej. Uzna, e i tak powiedzia za duo.
- Nie ma o czym gada - odezwa si Walentin. - Nie licz na to, e potraktuj ci ze
szczeglnymi wzgldami, bo jeste moim krewnym. Przyjaci si wybiera, a rodziny nie.
- Ilu wybrae? - zdziwi si Wasilij. - Ilu wybrao ciebie?
- Dostaniesz kajut sternika - oznajmi samozwaczy dowdca, ignorujc pytanie. Zostao tam moe troch krwi, ale to chyba nie powinno ci przeszkadza. W tym pomieszczeniu
midzy innymi nasza pikna Bykowa, nasza bohaterka, nasza Madonna dokonywaa swoich
cudw. Na pewno poczujesz si tam jak w domu.
- Ani si wa jej ruszy! - rzek Wasilij z naciskiem.
Walentin w jednej chwili poderwa si na nogi, zapa kuzyna za konierzyk koszuli i
podcign do gry. Ich twarze znalazy si bardzo blisko i wtedy Raija zauwaya, e ich
profile s prawie identyczne.
- Jakim prawem miesz mi wydawa polecenia? - sykn przez zby. - Jakim prawem
si o ni troszczysz?
- Jest on Bykowa - odpar spokojnie Wasilij. Mgby uwolni si z rk Walentina,
gdyby chcia, ale zachowa spokj, nie wyrywa si. Raiji wydao si to dziwne.
- I twoj dziwk?
Raija na moment zamkna oczy. Chciaa si odwrci, ale nie zdoaa - staa jak
sparaliowana. Obelgi byy tak niedorzeczne i obrzydliwe, e a obezwadniay.
- Zapacisz za to! - rzuci Wasilij. - Moe nie dzi ani nie jutro, ale odpowiesz za te
oszczerstwa!
- Nigdy przedtem nie stawae tak gorliwie w obronie swych przyjaciek - sykn
Walentin. U nasady wosw pojawiy mu si krople potu. Raiji nie podoba si jego ochrypy
gos. - ona Bykowa musi by dla ciebie kim szczeglnym, kim wyjtkowym, co? Nie
opowiesz mi o tym? Zawsze lubie opowiada mi o swoich dziewczynach. Pamitasz?
Pamitasz, jak dokadnie opisywae, jak byo? Jakie one byy? Mogem je sobie dokadnie
wyobrazi. Do diaba, widziaem je w wyobrani tak wyranie, e mogem je pniej bra w
swych marzeniach. Oczywicie nie tak, jak ty to robie, chopcze, ty bye zawsze saby i
agodny, ale na swj sposb, po msku. Twardo, bez ceregieli, bez gadania. Mog si zaoy,
e wolayby mnie. Kobiety trzeba traktowa siln rk, kierowa nimi. Lubi, kiedy mczyni
je ujarzmiaj...
Puci Wasilija. Nie patrzc na kuzyna, podszed do Raiji. Obj j, nie zwracajc uwagi

na jej sprzeciw. Przywar do niej caym ciaem.


- Na pewno by mnie polubia - rzek z przekonaniem. - Jestem troch inny ni Bykw.
Mam dwa silne ramiona. Takie kobiety jak ty powinni ujeda mczyni o dwch rkach.
Zobaczysz, jestem lepszy ni ten miczak Wasilij, ktry nie chce mi o was opowiedzie...
Mwic to pooy do na piersi Raiji i mocno zacisn.
Raija szarpna si, ale nie zdoaa si uwolni. Walentin tylko rozemia si ironicznie.
Wasilij ca sil woli stara si zachowa spokj. Jego spojrzenie pociemniao, donie zacisny
si mocno na porczach krzesa, ale nie uczyni nic, by powstrzyma kuzyna.
- Ostatnio Wasilij nie chce mi ju opowiada o kobietach, z ktrymi sypia, ani o tym,
jak si z nimi zabawia. Nie powtarza te, co im mwi i co one odpowiadaj, nie opisuje ich
twarzy, ktre si nad nim pochylaj. Ale mam nadziej, e ty, Bykowa, opowiesz mi o tym
wszystkim, o czym on nie chce mwi. A ja dostarcz ci takich wrae, ktrych nigdy nie
zapomnisz. I to nie raz, lecz wiele razy...
- Mam nadziej, e to jeszcze jedna z tych obietnic, ktrych nie spenisz - sykna Raija.
Podniosa nog i z caych si kopna Walentina w krocze.
Zacisn zby z blu. Cofn rce.
- Przyjdzie na ciebie czas - zagrozi. - Przyjdzie jeszcze na ciebie czas, Bykowa!
- Mog si przej po pokadzie? - spyta Wasilij dziwnie zmienionym gosem.
Walentin rozemia si.
- Jeste bezczelny!
- To typowe w naszej rodzinie - odparowa Wasilij.
- Nigdy nie pozwol takiemu wilkowi jak ty kry midzy mymi ludmi po pokadzie.
Nie, drogi kuzynie, nie zgodz si, by buszowa po statku. Jeste zbyt niebezpieczny. Nie ma
gorszego wroga ni czonek najbliszej rodziny!
Wasilij wzruszy ramionami.
- Moesz zosta tutaj, dopki nie wrc, nie ma tu nic do zabrania... - doda Walentin.
- Razem z ni? - spyta Wasilij.
- Przypuszczam, e ju nie raz zostawae z ni sam na sam - odpar Walentin. - Taka
okazja moe si ju nie powtrzy, a mnie to nie przeszkadza. Na pewno jest wiele spraw, o
ktrych chcielibycie porozmawia...
Wyszed i zamkn za sob drzwi na klucz.
- Przepraszam za jego zachowanie. Wstyd mi, w kocu jestemy krewnymi - rzek
Wasilij, kiedy umilky kroki na korytarzu. - On nie potrafi inaczej. Skrzywdzi ci? Zrobi ci
co?

- Czy mnie zgwaci? - spytaa Raija i usiada na krzele. - Jeszcze nie.


- Zapaci za kade sowo - obieca Wasilij. - Jestem tchrzem. W twoich oczach
okazaem si pewnie sabeuszem, Raija, ale nie mogem postpi inaczej. Zapewniam ci, e
nie zawsze zachowuj si tak biernie. Walentin poauje swych sw, poauje, e ci dotkn...
- Si nic nie zdziaasz - westchna Raija. - On jest tak pewny siebie, przekonany o
swojej nieomylnoci. Nie znasz go? Nie da sobie nic powiedzie, nic go nie przekona. Teraz
chce mnie, poniewa jestem on Jewgienija Bykowa. Poniewa...
- poniewa myli, e ja ci miaem - dokoczy za ni Wasilij. Chwyci do Raiji i
ucisn j z szacunkiem. - Walentin widzi, e nie jeste mi obojtna. Dla niego istnieje tylko
jeden sposb okazywania kobiecie zainteresowania, sam zreszt to wyjani. Nie potrafi sobie
wyobrazi, e midzy nami moe by inaczej. Niestety, widzi wyranie, e ci lubi. Obawiam
si, e nie udao mi si tego ukry, pani Bykowa...
- Nie mw do mnie w ten sposb! - poprosia. - To Walentin zwraca si do mnie
wycznie po nazwisku. Nie chc, by mi go przypomina.
- Dobrze, wicej ci tak nie nazw - obieca, wypuszczajc jej do. - Wiesz,
zobaczyem twoj bluzk wiszc na ku - powiedzia z gorzkim umiechem. - Przez gow
przemkno mi wiele bolesnych myli...
- Nie wszystko jest takie, na jakie wyglda - rzeka cicho Raija. Nie lubia wdki, ale
teraz nalaa sobie troch z karafki. Nie zwrcia uwagi na to, e wypia z brudnej szklanki. Nie, nie wszystko jest takie, na jakie wyglda... - powtrzya. Wasilij wcign powietrze.
- Czy nadal masz n, Raiju? Gdy wymawia jej imi, jego gos zdradziecko dra.
Zrozumiaa, jak wiele dla niego znaczy, i zrobio jej si przykro.
Nie chciaa, by si do niej przywizywa, a potem tskni. Wiedziaa jednak, e nie
moe tego zmieni, e Wasilij rwnie nic na to nie poradzi.
Skina gow.
- Potrzebujesz go? Boe, co powinna odpowiedzie?
- Nic mi chyba nie grozi - rzeka beztrosko. - No, poza tym, e Walentin wykorzysta
pierwsz nadarzajc si okazj, by mnie zgwaci. Nie, nie sdz, by n by mi potrzebny.
- Wiem, e nie powinienem ci pyta w ten sposb - westchn Wasilij. - Matko Boska,
zawsze mwi co nie tak! - Popatrzy na Raije. Jego niebieskozielone oczy wydaway si teraz
bardziej zielone ni zwykle. To spostrzeenie poruszyo w duszy Raiji jak strun. Zdaa sobie
spraw, e takie oczy ju kiedy widziaa. W kadym razie podobne, tego samego koloru.
Ale i to wspomnienie mieszkao w niej gdzie gboko.
- Mam pewien plan, ale wolabym ci go nie zdradza, Raija. Po prostu lepiej dla ciebie,

eby nie wiedziaa. - Przekn lin. - Nie mog ci wyjawi szczegw. Wybacz, ale musz je
zachowa dla siebie. Mog ci tylko powiedzie, e nie przez przypadek znalazem si na
pokadzie. Walentin nawet nie wie, jak bardzo mi pomg. Wane, e ju tu jestem. Myl, e
potrafi tak pokierowa wypadkami, eby zakoczy bunt bez przelewu krwi, bez powicania
czyjego ycia. Jednak moe si zdarzy, e bd potrzebowa powicenia z twojej strony...
Spojrza na ni. Nie uciek wzrokiem.
Raij ogarn gniew. Zrozumiaa, co mia na myli. Jak mg j prosi o co takiego?
Przez dug chwil milczaa.
- O wiele prosisz - rzeka wreszcie. Gos jej dra.
- Wiem o tym i wierz mi, nie czuj si godzien miana mczyzny. Zdaj sobie spraw,
e moesz mnie znienawidzi do koca ycia. Ale jestem gotw zapaci t cen.
- Nie jest wysoka w porwnaniu z t, o ktrej zapacenie mnie prosisz - rzeka z gorycz
Raija.
Wasilij skin gow.
- Wiem, e Walentin moe ci skrzywdzi, ale ja potrzebuj twojego noa. Musz mie
n, a innego nie uda mi si zdoby. - Westchn. - Zreszt i tak nie obronisz si przed gwatem
za pomoc noa ukrytego pod spdnic. Pomyl, co by byo, gdyby Walentin go znalaz, gdy
przed chwil ci dotyka? Jeste od niego o wiele sabsza, Raiju. Jeeli bdzie chcia ci wzi
si, zrobi to. Czy chcesz, czy nie. Mwi, e bardzo lubi, kiedy kobiety si broni...
Raija nie odpowiedziaa. Wsuna rk pod brzeg spdnicy i wyja n. Walentin
rzeczywicie omal go nie wyczu, kiedy niedawno j obejmowa. Co do tego Wasilij mia racj.
Podaa mu n, a on natychmiast wsun go do cholewy buta.
- Jak si czuje mj Michai?
- Tskni za mam - odpowiedzia Wasilij. - Ale ona stajennego dobrze si nim zajmuje.
Posalimy ludzi po twojego ma i Antoni...
- Nie chc o nich wicej sysze - rzeka nagle. Odchylia gow do tyu, zdoaa
powstrzyma zy, cho cisno j za gardo i zapieko pod powiekami.
- Zdajesz sobie spraw, e wszyscy moemy zgin? Skina gow.
- Jeeli nas zaatakuj - rzeka. - Biedny Oleg! Nie pomylaam o takim rozwoju sytuacji,
kiedy nalegaam, by mnie tu przywiz.
- Nie zmusiaby mnie - rzek z gorycz - gdybym i ja nie sdzi, e sprawy potocz si
inaczej. Widziaem inne rozwizanie, jeli mam by szczery, Raiju. Nigdy nie chciaem, by
ucierpiaa.
Wanie to musia jej powiedzie, uwaa, e to wane.

- Czy widzisz jakie rozwizanie? Teraz, kiedy masz mj n?


Wasilij skin gow. Rozla do szklanek resztk wdki.
- Tak. Wypijmy za to, Raiju.

13
Raija nie do koca pojmowaa, czemu Walentin zamkn j w kajucie razem z
Wasilijem. Niejasno to przeczuwaa, zgadywaa jego tok mylenia, ale czy rzeczywicie wpado
mu do gowy co takiego? Chyba sam nie wierzy, e mogliby si tak zachowa.
Nie s przecie zwierztami...
A jednak tak byo. Kiedy Walentin wrci do kajuty przyjrza si obojgu podejrzliwie.
Popatrzy na szklanki i pust butelk, niby przypadkiem zerkn na prycze.
Raija poczua, e robi jej si niedobrze.
- Wypilimy twoj wdk - oznajmi Wasilij. - W naszej rodzinie nie pytamy o
pozwolenie, prawda, stary? To dobra wdka, zupenie co innego ni kwas. Przypuszczam, e
kapitan zgromadzi wikszy zapas, nie bdziesz wic musia poci. Rozejrzyj si te za
rumem, jest niezy, cho moe troch sodki...
Wasilij wsta i przecign si leniwie. By szczuplejszy i bardziej sprysty ni
Walentin. Gdyby stanli do uczciwej walki wrcz, z pewnoci Wasilij byby gr, uznaa
Raija.
- Rozmawiaem z chopakami - odezwa si Walentin. - Mog na nich liczy, wcale nie
zamierzaj si wycofa. Dostaem te wieci z Raiji. Tamci marynarze take nie myl o tym,
by si wycofa... Przykro mi, ale musz ci rozdzieli z Bykow - doda drwico, ale z
niewinnym umiechem i pokornym spojrzeniem. Nawet wyraz oczu go nie zdradza, tak
doskonale potrafi si maskowa.
Raija ju wiedziaa, dlaczego tylu ludzi brao jego sowa za dobr monet, pozwolio mu
si oczarowa, a potem oszuka.
Ciekawa bya, co te Walentin powiedzia marynarzom.
- Ale nie martw si, dostaniesz osobn kajut, w ktrej bdziesz bezpieczny, Wasilij.
Musz ci niestety zamkn na klucz, ale czeg si nie robi, by ochroni czowieka, w ktrym
pynie ta sama krew...
- Jasne, przekonalimy si o tym na przykadzie Piotra - odezwaa si Raija.
Musiaa to powiedzie.
- Piotr nie jest moim synem - rzek z naciskiem Walentin.
Wci zachowywa spokj, wci si umiecha, ale jeden policzek zacz mu
zdradziecko drga.
- No to chodmy - rzek Wasilij. - Nie mam chyba prawa spyta, co zamierzasz teraz
zrobi?

- Nie mylisz si - odpar Walentin. - Nie moesz spyta, a w kadym razie nie otrzymasz
odpowiedzi. Ale lepiej dla ciebie, eby znalaz si bezpieczny w kajucie sternika, zanim
cokolwiek zacznie si dzia.
Wicej nic nie powiedzia.
Raija czua, jak ogarnia j lodowaty strach, ktry z odka rozlewa si na cae ciao.
Zrobio jej si zimno, jak gdyby znalaza si na dworze w zimowy dzie, a pnocny wiatr
przeszywa j na wskro. Nigdy chyba bardziej nie zmarza.
- Dobrze wiem, gdzie jest moje miejsce - zapewni beztrosko Wasilij. Wyglda tak,
jakby nie mia adnych zmartwie, niespiesznie ruszajc do drzwi. - Przypuszczam, e kto
mnie tam odprowadzi. Nie ty? Walentin nawet nie drgn, nie odpowiedzia sowem ani gestem.
- Nie rb jej krzywdy! - poprosi Wasilij. - Ze wzgldu na ni i ze wzgldu na siebie
samego. Jeszcze nie tak dawno temu Jewgienij Bykw by nieokrzesanym gburem. Ma
wprawdzie jedno rami mniej, ale sdz, e nadal gdzie w gbi jego duszy drzemie zabijaka.
Jeli wyrzdzisz krzywd Raiji, z pewnoci si zemci.
Walentin nawet si nie skrzywi, cho nie mia zwyczaju przyjmowa niczyich rad i
poucze. Potrafi ukry ogarniajcy go gniew, tym wikszy, i podejrzewa, e Wasilij i Raija
s kochankami. Dla niego sowo mio miao tylko jedno znaczenie, kojarzyo mu si
wycznie z fizycznym podaniem.
Uwaa, e kobieta to tylko ciao, dziki ktremu mg zaspokoi swoje dze. Teraz te
nie ukrywa swoich zamiarw wobec ony waciciela statku.
Ku swemu zaskoczeniu Raija nagle dostrzega, e teraz twarz Walentina si zmienia.
Na jego policzkach wykwity rumiece, a niebieskozielone oczy lniy dziwnym blaskiem.
Czyby tak wpyna na niego ostatnia rozmowa ze zbuntowanymi marynarzami? Z pewnoci
to nie jej blisko tak na niego dziaaa.
- Boisz si mnie? - spyta wyzywajco, kiedy zostali sami.
Nie odpowiedziaa. Ona rwnie znaa sztuk milczenia, cho nie potrafia tak jak on
sprawi, by jej twarz kamaa, by z oczu nie dao si nic wyczyta.
- A moe Wasilij tak bardzo ci pocieszy, e nabraa odwagi?
- Wasilij i ja nie rozmawialimy o sytuacji na statku.
- Oczywicie, e nie! - wykrzykn, wymachujc rkami. - Rozmawialicie o bardziej
wzniosych sprawach, co? Takich, na ktrych ty si znasz, a on udaje, e rozumie... Taka
wymiana myli to pewnie mia odmiana od mojego towarzystwa, co? Ja nie mam gowy do
takich rzeczy. Jestem tylko prostakiem, ktry uprowadzi dwa statki.
- Nie jeste prostakiem - zaprzeczya Raija, starajc si zachowa spokj.

Bya w stanie si opanowa, dopki mwia to, co naprawd myli, dopki nie musiaa
kama.
Uniesione brwi wiadczyy o zdumieniu Walentina. Najwyraniej spodziewa si
usysze od niej inne sowa. Wci jednak nie przestawa jej prowokowa.
- Jakim kochankiem jest mj kuzyn Wasilij? - dopytywa si uparcie.
- Nie mam pojcia - odpara, nie uciekajc spojrzeniem. Nie wiedziaa, co Walentin
chce osign. Moe stara si przyapa j na kamstwie?
Jak dobrze, e na jego pytania moga szczerze odpowiada.
- Zao si, e w swym dugim yciu pocielowego jedca nauczy si sztuczek, ktre
s w stanie zaskoczy nawet tak wymagajc dam jak ty!
Raija westchna.
- Pewnie jest tak, jak mylisz. Nie potrafi nic na ten temat powiedzie. Jestem
szczliw on i od kiedy poznaam Jewgienija, nie spotkaam mczyzny, ktry by mnie
pociga. Po prostu nie ma drugiego takiego czowieka jak on...
- Nie, trudno jest znale w okolicy drugiego jednorkiego...
- Moesz sobie myle, co chcesz - rzeka Raija zrezygnowana. - Wielu kobietom
wystarcza jeden mczyzna, cho tobie z pewnoci trudno to zrozumie. Jestem bardzo
szczliwa z Jewgienijem. Daje mi wszystko, czego pragn. Rwnie w mioci.
Powiedziaa to wprost, tak eby Walentin nie mia wtpliwoci. Niewane, e rozmawia
z nim o swoich osobistych sprawach, cho waciwie nic mu do tego.
- A wic kuzyn Wasilij w ogle ci nie pociga, maa kobietko? Naprawd nigdy nie
sprawi, e krew zacza ci szybciej kry?
- Nie - odpara Raija, ale gos lekko jej przy tym zadra. W gbi duszy musiaa
przyzna, e Wasilij mia w sobie wiele cech, ktrych szukaa u mczyzny. Gdyby nie bya
on Jewgienija, gdyby chciaa si zwiza z kim, przy kim mogaby zosta sob i czu si
bezpiecznie, wybraaby wanie jego.
Walentin potrafi wyowi owo drenie gosu. Bez trudu odgad, e Raija zawahaa si,
zanim odpowiedziaa. Dosysza niepewno, z ktrej ledwie sama zdawaa sobie spraw.
I wycign wasne wnioski.
Rozemia si.
Zadowolony rozemia si gono.
- Nie jeste cakiem niewinna, co, Bykowa? Kobiety to niewierne istoty! Nie znam
adnej zamnej niewiasty, ktra nie miaaby ochoty zdradzi swego ma, o ile nikt by si o
tym nie dowiedzia. A ty bynajmniej nie jeste wyjtkiem, cho ju prawie uwierzyem, e

jeste ideaem. Gdyby bya taka niedostpna, jak pocztkowo sdziem, warto by byo
sprbowa ci zdoby. Ale ty jeste jak wszystkie - westchn. - Jeste cakiem zwyczajna.
Nawet nie wiesz, jak mnie rozczarowaa...
Raija przekna. Zachciao jej si pi. Teraz chtnie signaby nawet po gorzk i
palc wdk. W gardle cakiem jej zascho.
- Czego si po mnie spodziewaa? - spyta i pochyli ku niej, jakby w przypywie
zaufania. - Oczekiwaa, e oka si taki jak Wasilij? Myl, e bybym lepszym kochankiem.
Dabym ci wicej. O wiele wicej... - Rozemia si. - Moe jeszcze bdziesz miaa okazj si o
tym przekona. Moe... - mrugn porozumiewawczo. - Ale teraz musz ci zostawi sam.
Pewnie ci zawiodem, ale nie ma innej rady.
- Czy musisz zamyka mnie na klucz? - spytaa, starajc si przybra aosny, bagalny
ton. Waciwie nie musiaa udawa, naprawd si baa.
- Zapewne nie wyrzdziaby wielkich szkd na pokadzie - umiechn si - ale
prowokujesz moj zaog do mylenia o innych sprawach ni te, dla ktrych tu jest. A na to nie
mog pozwoli, poza tym i ty nie byaby bezpieczna. Wyglda na to, e oprcz mnie i mojego
kuzyna jest jeszcze kilku innych mczyzn, ktrym na twj widok przychodz do gowy
brzydkie i grzeszne myli, moja droga. Zrozum, e najbezpieczniej jest dla ciebie tutaj, w mojej
ciepej i przytulnej kajucie...
Raija westchna. Skina gow.
- Z pewnoci masz racj - przyznaa zrezygnowana. Teraz ju nie miaa wtpliwoci,
e jest jego winiem.
Chciaa jednak wiedzie, co si dzieje na pokadzie.
- Dokd si tak spieszysz? - spytaa. - Czyby grozio nam jakie niebezpieczestwo?
Umiechn si do niej, cho ten umiech przypomina raczej grymas.
- Nie zauwaya, jak si zrobio cicho? - spyta. - Czy nie doznajesz wraenia, jakby
morze si uspokoio?
Przytakna, mia chyba racj.
- Nadciga sztorm - wyjani. - Nie moemy sta na kotwicy, bo liny i tak by si
zerway. Stawiamy agle, moja droga, popyniemy mimo nawanicy. Moe uda si j omin.
Nie wiem, gdzie zakotwiczymy jutro. Ale i Jurkw tego nie wie...
Rozemia si i wyszed. Potrafi wyj we waciwym momencie.
Uwiziona w kajucie Walentina Raija miaa duo czasu na mylenie. Prbowaa
odgadn, czy morze rzeczywicie jest spokojne, ale nie znaa si ani na egludze, ani na
pogodzie. Syszaa tylko, e na pokadzie zapanowa ruch, zewszd rozlega si tupot

chodakw, kroki biegajcych ludzi. Syszaa, jak marynarze piewaj, rytmicznie wcigajc
agle. Gdy natya such, dobiega j niekiedy gos Walentina.
Zastanawiaa si, co teraz czuje, dowodzc dwoma statkami, ktre w jednej chwili stay
si dwiema pywajcymi wysepkami.
Mimo nadcigajcej burzy podnieli agle.
Raija zastanawiaa si, czy to dlatego Walentin wyda jej si tak odmieniony. Czyby
liczy na to, e wanie teraz wydarzy si co wanego, i ta nadzieja dodaa mu skrzyde?
Powiedzia, e popyn mimo nawanicy. Skd wiedzia, e bdzie sztorm? Prawda,
ludzie morza potrafi takie rzeczy przewidywa, umiej bezbdnie odczytywa znaki w
przyrodzie. Jewgienij rwnie zna t sztuk. Zwykle si nie myli, kiedy przepowiada pogod
na nastpny dzie. Marynarze nie musieli zna liter, ale przyroda powinna by dla nich otwart
ksig.
Wygldao na to, e Walentin bez trudu j odczytywa. Z pewnoci posiad wiele
umiejtnoci i potrafi je wykorzysta.
Raija baa si.
Zachodzia w gow, po co Wasilij wzi od niej n. Jeli siedzi teraz zamknity w
kajucie sternika, nie bdzie przecie mg go uy. Znajdowa si w podobnej sytuacji jak ona.
Zapewne i on sysza, e si na co zanosi. Wtpliwe jednak, by Walentin zada sobie trud i
wyjani mu, dlaczego podniesiono kotwic i dlaczego rozwinito agle.
Raija nie znaa planw Wasilija, ale bala si, bo przecie burza moga mu je
pokrzyowa.
Chocia i on pewnie by w stanie wczeniej przewidzie, e nadcignie sztorm.
Nagle Raija usyszaa, e za drzwiami co si dzieje. Zazgrzytao w zamku. Niepewnie,
nie tak, kiedy Walentin przekrca klucz.
Nie dobieg jej te odgos krokw.
Szybko znalaza si przy wejciu i spytaa szeptem:
- Kto tam?
Nie zdya otrzyma odpowiedzi, kiedy zamek ustpi. Cofna si.
Za drzwiami sta Wasilij.
Wlizn si bezszelestnie do rodka i zamkn za sob drzwi. Raija zobaczya, jak
chowa n w rkawie kurtki.
- Przydatna rzecz - zauway. - Chyba bdzie sztorm.
Raija skina gow. Nawet nie pytaa, skd o tym wie. On take by marynarzem.
- We peleryn, bluzk... Chod ze mn! Nie pytaa, dokd ani po co. Ufaa Wasilijowi.

Bluzk wepchna pod kurtk - pniej j zaoy.


Peleryn zwina w rulon i wzia pod pach.
- Moe powinnimy zabra te troch jedzenia - doda Wasilij. Przeszuka szafki.
Butelka likieru i soik kandyzowanych owocw znikny pod jego kurtk. Raija urwaa kawa
chleba, chleb by bardziej syccy.
- Musimy std ucieka! - rzuci niespokojnie Wasilij.
Spieszy si, rozglda, wci nasuchiwa. Dziki docierajcym do kajuty odgosom
mg odgadn, co dzieje si na pokadzie. By przecie dowiadczonym marynarzem.
Kiedy wyszli z kajuty, rzuci:
- Poczekaj, zamkn drzwi na klucz... Raija uwaaa, e to zbyteczne, ale nie
protestowaa. Wasilij dziaa w sposb przemylany. Za pomoc noa przekrci zamek w
drzwiach. Jeli kto teraz nacinie klamk, przekona si, e kajuta jest zamknita, i przez
dziurk od klucza zobaczy, e lampy s przykrcone, a zasony na pryczach zasunite. Pomyli
pewnie, e kto tam pi.
Raija zrozumiaa, e Wasilij nie zdawa si na los szczcia.
Poda jej rk, kiedy biegli przez ciemne, wskie korytarze, w ktrych ledwie miecili
si obok siebie. Z doni w jego doni Raija czua si bezpieczniej.
- Dokd biegniemy? - szepna, kiedy posuwali si coraz niej i coraz bardziej ku rufie
statku. Kajuta sternika znajdowaa si przecie zupenie gdzie indziej!
- Tss! - uciszy Wasilij Raij. Unis pokryw luku i pomg jej zsun si w d.
Raija kurczowo chwycia strom drabink.
Serce mocno walio jej w piersi, kiedy po niej schodzia. Wasilij nie odezwa si ani
sowem, zanim na powrt nie zamkn za sob wazu.
- Jak mylisz, gdzie najpierw bd ci szuka? - spyta.
- U ciebie, to znaczy w kajucie sternika - odpara. Skin gow. Umiechn si, mimo
ciemnoci dostrzega bysk jego zbw.
- Sdz, e Walentin nie bdzie mia czasu do ciebie zaglda, Raija, i nie zauway
twojego zniknicia. Na wszelki wypadek musz ci jednak ukry.
Wasilij rozemia si i poprowadzi Raij w stron ciasnego, ciemnego i wilgotnego
pomieszczenia, przypominajcego kubryk, w ktrym wczeniej leeli ranni.
- To by moe nie jest konieczne, ale nie lubi ryzykowa, kiedy stawka jest tak
wysoka. Tym razem gra toczy si o wszystko. Walentin pewnie zajrzy najpierw do kajuty
sternika, a gdy przekona si, e i tam ci nie ma, bdzie po kolei sprawdza wszystkie zakamarki. Kiedy przyjdzie mu do gowy, e moga si ukry tutaj, by moe bdzie ju za

pno...
Za pno, pomylaa Raija. Tylko dla kogo? W pomieszczeniu palia si jedna lampa.
Raija dostrzega jak posta i kurczowo cisna Wasilija za rk, ale on pogadzi j
uspokajajco. Odsun si i zamkn drzwi. Na wszelki wypadek przekrci noem zasuw w
zamku.
- Nie obawiaj si, to kapitan, Raiju. Teraz jestemy po jednej stronie - znowu si
rozemia. - Jeeli Walentin zacznie szuka kapitana tu, gdzie go zamkn, i przekona si, e
pomieszczenie jest puste i zamknite na klucz, jak sdzisz, zmartwi si?
Raija skina gow.
- I co pomyli? - dopytywa si.
- e to twoja sprawka - odpara bez wahania. Wasilij przytakn. Wyglda na
zadowolonego z siebie.
- Na pewno - przyzna. - I co jeszcze?
- Ze pomaga ci kto z zaogi - dodaa bez zastanowienia.
- Mdra dziewczyna!
Wasilij uoy wilgotne przecierada jedno na drugim w ten sposb, e utworzyy
piramidk, i usiad na nich z Raij.
Nastpnie wycign likier i owoce kandyzowane. Wzi od Raiji chleb i podzieli go na
trzy rwne czci. Najpierw poda kapitanowi.
- Nie pamitali chyba o posikach dla ciebie? - spyta. Kapitan potrzsn gow i zacz
apczywie je. Wasilij otuli Raij paszczem.
- Nie moemy pozwoli, by zmarza - rzek. - Bd musia zgasi lamp. Wolabym
tego nie robi, ale obawiam si, e to konieczne.
Skina gow, rozumiaa, dlaczego.
- Zamykae za sob drzwi, przekrcajc noem zamek - zauwaya midzy jednym
ksem chleba a drugim. Za likier podzikowaa, bo pragna zachowa jasny umys. I tak tu na
statku wlaa ju w siebie wicej wdki ni kiedykolwiek wczeniej. Zwykle po mocnych
trunkach robia si senna, a to ostatnie, czego teraz chciaa. - Walentin pomyli, e jest z tob
kto, kto ma klucz. Wasilij rozemia si.
- Wanie, jestem sprytniejszy, ni si wszystkim zdaje! Mam nadziej, e Walentin
poknie przynt, cho nie do koca jestem tego pewien. On te nie jest taki gupi, na jakiego
wyglda. Obawiam si, e to rodzinne...
Wzi butelk od kapitana, wypi odrobin albo tylko udawa, bo Raija nie dosyszaa,
eby przeyka.

- Kiedy zaczynalimy bunt, nikt nie wzi pod uwag kaprysw pogody - mwi dalej
Wasilij. - Trudno j rozszyfrowa. Przyznam, e pniej, kiedy wyrzucono mnie ze statku,
liczyem na to, i morze si troch rozkoysze! wita Panienko, nigdy bym nie mia prosi o
sztorm. To za wiele. A teraz wanie speniaj si moje yczenia.
Rozsadzaa go rado.
- Ja take nie jestem taka gupia, na jak wygldam - zauwaya Raija. - Ale nie do
koca rozumiem, Wasilij. Zanosi si na co wicej ni sztorm, tak? Czy ty co szykujesz?
Chyba nieprzypadkowo wszede na pokad?
- Oczywicie, e to nie przypadek! - rozemia si i obj j ramieniem. Raija nie
widziaa w tym nic niestosownego. Co prawda Wasilij podoba jej si jako mczyzna, ale w tej
chwili nie miao to adnego znaczenia. By przyjacielem. Obejmowa j jak przyjaciel. Oczywicie, e to cz planu, Raiju. Walentin pomyli, e pomaga mi jeden lub dwch
czonkw zaogi. Bdzie szuka ciebie, mnie, kapitana i tych zdrajcw.
Raija wstrzymaa oddech. Wasilij potrafi mwi z rwnym przekonaniem, jak jego
kuzyn. To pewnie jeszcze jedna z ich wsplnych cech.
- Wymyliem pewien plan - mwi dalej Wasilij. wiadomie przeciga, by rozbudzi
ciekawo kapitana i Raiji. - A moje plany zawsze byy lepsze od planw Walentina. On o tym
wie. To jeden z powodw, dla ktrych mnie nie lubi. Nigdy nie lubi przegrywa. Nigdy te nie
wycign nauki ze swych bdw. Okrada mnie z moich kobiet, ubra, sposobw
przyrzdzania piwa, moich pomysw... Ale jemu nigdy nic nie udaje si tak jak mnie...
- Jednak przechwala si tak samo jak ty - przerwaa Raija niecierpliwie. - Wyjanij
wreszcie, o co chodzi, zanim Walentin si tu zjawi. Co si waciwie dzieje?
- Udao mi si przecign ca zaog na swoj stron - rzek Wasilij. - Bez trudu
udowodniem ludziom, e ich okama. Morale marynarzy jest wysokie, Walentin ma racj, ale
nie takie, jak by sobie yczy.
Wasilij znowu si rozemia. Raija nie pojmowaa, jak mona si mia w takiej chwili
jak ta. Jej wcale nie byo wesoo.
- Walentin bardzo si zdziwi. To nowy bunt, Raiju Bykowa. Odbieramy statek
Walentinowi - potwierdzi sowa Wasilija kapitan.

14
Fragmenty pniejszych wydarze na zawsze utrwaliy si w pamici Raiji.
Decydujcych lub trudnych momentw ycia nigdy jednak nie zapamituje si takimi, jakimi
byy naprawd, bo to zbyt wiele dla zwykego czowieka. Zachowuje si w wiadomoci
jedynie urywki.
By moe wanie dziki temu ludzie potrafi nadal normalnie y.
Raija usna z gow na ramieniu Wasilija. Pamitaa niejasno, e byo jej zimno.
Pamitaa, e w pomieszczeniu panowaa wilgo, a na pododze zebrao si sporo wody. I e
zewszd otaczay j nieprzeniknione ciemnoci. Ciemno przypominaa cian. Pojawiaa si
natychmiast wraz z otworzeniem oczu.
Dlatego dobrze byo zamkn oczy i uciec std na skrzydach snu.
Kiedy Wasilij j obudzi, nie pojmowaa, jakim cudem moga w tych warunkach spa.
Czyby jednak wypia za duo wdki?
Statkiem ju nie koysao, rzucao nim z burty na burt.
Raij ogarna panika. Zerwaa si na rwne nogi, chciaa wybiec na pokad, za wszelk
cen dosta si na gr, ku wiatu! Nie chciaa uton uwiziona pod pokadem.
Wasilij musia potrzsn Raij, by oprzytomniaa. Nadal czua lk, ale opanowaa
krzyk.
- Nie bj si, nic ci tu nie grozi. Nikt nie zginie - uspokaja j.
Raija podejrzewaa, e nie mwi prawdy. Powiedzia przecie, e przygotowa kolejny
bunt. Na pewno dojdzie do rozlewu krwi! W pewnej chwili przemkno jej przez gow, e ona
sama pragnie mierci Walentina.
Przerazia si.
Nigdy nikomu nie yczya mierci. Nie przypuszczaa, by w ogle bya do tego zdolna.
Teraz, zdumiona, musiaa uzna, e nie znaa siebie tak dobrze, jak jej si wydawao. To
zaskakujce i przeraajce, e tli si w niej taka dza zemsty.
- Nie bj si - powtrzy Wasilij. - Takie koysanie to jeszcze nic.
Raij przeszed dreszcz. Czyby naprawd mogo by gorzej?
- Wanie nadszed odpowiedni moment - mwi dalej Wasilij. - Walentin chyba nie
zauway, e ucieka z kajuty kapitana. Nie mia czasu sprawdzi, ale wczeniej czy pniej
zechce do ciebie zajrze, Raiju. Teraz jest zbyt zajty, bo nie udao mu si omin sztormu.
Burza nadcigna szybciej, ni si spodziewa. Marynarze musz jak najprdzej cign
agle, a z tym jest duo pracy. - Ucisn Raij i doda: - Krtko mwic, nie moemy duej

czeka. Nie moemy czeka, a morze si uspokoi. Myl, e Walentin sprbuje dosta si w
sam rodek burzy. Tam zwykle jest spokojnie. To brzmi jak niedorzeczno, prawda? Mylisz,
e tam kipi pieko, a tymczasem zazwyczaj panuje spokj, morze gadkie jak szklana tafla. A
wkoo koniec wiata.
Nie moemy czeka, Raiju. Musimy wydosta si na pokad i wykorzysta
zamieszanie...
Raija pojmowaa, e mwic musimy, nie myli o niej.
- Ty zostaniesz na dole, bdziesz tu bezpieczniejsza - potwierdzi jej przypuszczenia.
Zdawao si, e tak naprawd uwaa, ale tym samym przeczy wczeniejszym
zapewnieniom. Mwi przecie, e nikt nie zginie...
We si w gar, Raija! szepta jej jaki wewntrzny gos, ktry prbowa pomc jej
zachowa rozsdek.
Jedyne, czego pragn Wasilij, to j ochroni, chcia dla niej jak najlepiej.
Ale tu, gboko pod pokadem, byo mokro i przeraajco ciemno. Raija nie dostrzegaa
nawet cian. Powietrze do tego stopnia przesycone byo wilgoci, e odnosia wraenie, i
zamieniao si w ciecz.
Syszaa plusk.
Statek nabiera wody.
Nie, za nic tu nie zostanie, nie chce uton uwiziona pod pokadem!
- Nie moemy ci zabra ze sob na gr - tumaczy Wasilij.
Jego gos rozlega si tu przy jej uchu, ciepy oddech muska jej policzek. Chciaa
uwierzy i da si przekona, ale wszystko si w niej sprzeciwiao.
- Bd przeszkadzaa?
- Nie w tym rzecz. Boj si, e Walentin mgby ci dosta w swoje apy - powiedzia
Wasilij wprost. - A wtedy wykorzystaby ci jako zakadnika i uy jako broni przeciwko mnie.
Doskonale wie, e to jedyny sposb, ebym si ugi.
Raija nie chciaa o tym myle.
- To dla ciebie najbezpieczniejsze miejsce, jakie znam - doda. - Zostawimy tu owoce i
ostatni yk likieru, bdziesz si wic moga w razie czego pocieszy...
- Mam si upi ze szczurami, zanim pjdziemy na dno?
- Kiedy usyszysz, e szczury uciekaj, masz moje pozwolenie, by czmychn std
razem z nimi - odpar Wasilij. Nie artowa, jego gos brzmia wyjtkowo powanie. - Ale
wczeniej nie chc ci widzie na grze, Raija, bo zapowiada si na piekielne przedstawienie.
Sztorm nie ucichnie tylko dlatego, e my si pokaemy na pokadzie; bdzie mocno koysao.

Moe si zdarzy, e na moment stracimy panowanie nad statkiem. Ale wierz mi, Antonia
wietnie trzyma si na wodzie. To marzenie, nie statek. Bdziesz si miaa, lecz kocham go!
Myl, e i on kocha mnie z wzajemnoci, a kiedy poczuje, e to ja stanem za sterem,
posucha mnie, odda mi si we wadanie jak kobieta...
- Jak, do diaba, moesz mwi co takiego? - prychna Raija.
Rozemia si niemal tak samo jak Walentin. Raija przez moment zastanowia si, czy
przypadkiem to nie on stoi obok.
- Prbuj ci tylko przekona, e wszystko bdzie dobrze, Raiju. Chwilami sytuacja
moe wydawa si niebezpieczna, ale pamitaj o tym, co ci powiedziaem. Bdzie dobrze.
Prawie caa zaoga przesza na nasz stron. Walentin nie ma adnych szans. Sztorm dodatkowo
nam sprzyja...
- Burza zjawia si jak na zawoanie - doda kapitan.
Raija nie moga oprze si wraeniu, e mino zaledwie par godzin, od kiedy Wasilij
wszed na pokad, a marynarze ju przestali sucha Walentina.
Wiatry szybko si zmieniaj.
Wygldao jednak na to, e Wasilij ma zaufanie do swych kolegw i nie ywi do nich
urazy za to, e wczeniej si od niego odwrcili.
- Nie chc ci widzie na pokadzie, jasne? - rzek stanowczo.
- Tak - odpara posusznie Raija.
Baa si zosta w tym ciasnym i ciemnym pomieszczeniu, ale musiaa te przyzna, e
na pokadzie baaby si jeszcze bardziej. Mogaby j zmy fala albo zepchn wiatr, wok niej
mogaby si la krew. Najbardziej obawiaa si tego, e wpadnie w rce Walentina.
Gdyby staa si zakadniczk Wasilija, take nie czuaby si bezpieczna, dodaa w
myli.
- Nie pokaesz si na grze, zanim po ciebie nie przyjd, niezalenie od tego, jak dugo
to potrwa!
- Dobrze.
- Bez wzgldu na to, co si wydarzy, zosta tutaj. Zachowuj si cicho, pod adnym
pozorem nie zapalaj lampy, nie prbuj czerpa wody, nie krzycz.
- Dobrze.
Bya coraz bardziej pokorna. Wreszcie Wasilij puci j i wsta. Raija usyszaa plusk
wody, ktra przesika do rodka. Baa si, ale przecie obiecaa Wasilijowi, e si std nie
ruszy. Potrafia dochowywa obietnic, miaa to we krwi.
- Nie spodziewaem si, e bdziesz taka zgodna - przyzna Wasilij, kadc do na jej

kolanie.
Raija cieszya si, e wok panuj ciemnoci. Dziki temu kapitan nie dostrzeg gestu
Wasilija, a ona sama nie widziaa wyrazu twarzy mczyzny, ktremu najwyraniej nie bya
obojtna. Powietrze zrobio si jeszcze bardziej cikie.
- Chciabym zostawi ci n - rzek z westchnieniem. - Ale bdzie nam potrzebny na
grze.
Doskonale to rozumiaa.
- Zostan tu - przyrzeka, starajc si, by jej sowa zabrzmiay przekonujco. Nie
chciaa, by Wasilij si o ni martwi. Mia na gowie tyle wanych spraw, ktre znaczyy wicej
ni jej ycie. O wiele wicej. - Dopki szczury nie zaczn w popochu biec w gr - dodaa ze
sabym umiechem, ktrego Wasilij w tych ciemnociach nie mg zobaczy. Ale mg go
usysze. I rozpozna ciepo w jej gosie.
Ucisn jej kolano. Raija wiedziaa, e chce si z ni w ten sposb poegna, a take
przekaza co, czego nigdy nie ubierze w sowa. Z pewnoci nie by skonny do skadania
deklaracji. Nie nalea do tego typu mczyzn. Nie pada na kolana - w kadym razie nie czsto.
Wiedzia, e jest szczliwa z Jewgienijem.
- Powodzenia - rzeka cicho. Poszli. Zostaa sama w absolutnej ciemnoci. Wasilij nie
zamkn drzwi na zamek, ale to niczego nie zmieniao. I tak bya sama.
Pomylaa, e ciemno nie jest cian, tak jak pocztkowo sdzia, lecz czym, co j
spowijao. Nie tak jak mga, raczej jak woalka. Przesaniaa jej twarz, okrcaa si wok gowy,
Raija nie moga si od niej uwolni, nic przez ni nie widziaa.
Przez chwil uwanie nasuchiwaa. Co plusno na pododze gdzie niej. Raija nie
siedziaa zbyt wysoko, moga dotkn desek, gdyby tylko troch wycigna nogi. Ale nie
chciaa prbowa. Wrcz przeciwnie - podkurczya nogi jeszcze bardziej. Nie chciaa wiedzie,
jak wysoko podesza woda, ktrej przed burz tu nie byo.
Statek przecieka.
Raija syszaa, jak trzeszczy i skrzypi. Syszaa, jak burty si skar. Po kadym
potnym uderzeniu fal tak jczay, e obawiaa si, i lada chwila ustpi.
Wytrzymyway dzielnie napr wody i wichru.
Chyba Wasilij nie kama, kiedy mwi, e Antonia to dobry i solidny statek. Wci
jednak nie czua si cakiem bezpieczna.
Wyja korek z karafki z likierem, ktrego niewiele ju zostao. Wiedziaa, e trunek jej
nie posuy, ale musiaa jako zaguszy strach.
Przekna ostatnie krople. Napj mia sodki smak owocw, ktrych nazwy nie znaa,

ale pomylaa, e to smak lata, kwiatw i sonecznych promieni.


Poczua, jak alkohol pali w odku, rozgrzewa na moment. Jednak w piersi czua chd.
Syszaa, jak wali jej serce, brzmiao chyba rwnie gono jak skarga burt statku. Chwilami
Raija miaa wraenie, e nawet na pokadzie sycha uderzenia jej serca.
Walentin wcale nie bdzie musia jej szuka, pody tylko za tym odgosem.
Nasuchiwaa, co si dzieje na pokadzie, ale to nie zdao si na nic. Wydawao jej si,
e syszy tupot ng w chodakach, by za moment doj do wniosku, e nikt nie biega w taki
sposb, a poza tym w odgos rozleg si zbyt blisko.
Wasilij prosi j, by siedziaa spokojnie i eby bya cicho.
Przypomniaa sobie powiedzenie o szczurach uciekajcych z toncego okrtu i
wyobrazia sobie, jak gryzonie opuszczaj Antoni.
Czy naprawd s tu, pod pokadem? Nie syszaa nic, co mogoby wiadczy o ich
obecnoci, ale mimo to w wyobrani ujrzaa cae hordy gryzoni.
Przebieg j dreszcz.
Bujna wyobrania naprawd moe by przeklestwem.
Statkiem wci silnie koysao, burza jeszcze si nie skoczya. Najwidoczniej
Antonia nie zdoaa jeszcze dotrze w samo serce sztormu. Burza najwyraniej sprzyjaa
Wasilijowi. Wykorzystujc zamieszanie na pokadzie, z pewnoci zamierza rozprawi si z
Walentinem. Dlatego tak bardzo mu si spieszyo.
Miaa do Wasilija al, e nie wtajemniczy jej w swe plany, e jej nie zaufa. Cho
wywodzili si z rnych wiatw, przecie stali si sobie bardzo bliscy.
Jednoczenie jednak rozumiaa, czemu zatai przed ni szczegy. Tak byo dla niej
bezpieczniej.
Powiedzia, e prawie caa zaoga przesza na jego stron. Ciekawe, jak przekona
marynarzy, jakich uy argumentw. Dopiero co popierali Walentina, a ju zwrcili si przeciw
niemu. Wasilij musia by o wiele bardziej przekonujcy.
Raija zmarza tak bardzo, e dzwonia zbami. Nie miaa pojcia, ile mino czasu od
chwili, kiedy Wasilij i kapitan zostawili j sam. Wydawao jej si, e cigle syszy trzask
zamykajcych si za nimi drzwi.
A moe jeszcze nie zdyli dotrze na pokad?
A moe jest ju po wszystkim?
Albo wanie walka rozgorzaa na dobre.
Raija nie wiedziaa. W mylach przywoywaa obraz bitwy, syszaa wok krzyki tak
wyrane, e prawie od nich ogucha. Syszaa szalejcy sztorm i uderzenia wichru.

Zacisna powieki. Obja domi pust karafk. Czua tak silne koysanie, e
momentami rzucao ni od ciany do ciany.
A kiedy na powrt otworzya oczy, panowaa cisza. Absolutna cisza.
Raija wstrzymaa oddech.
Byo cicho.
Poniej jej stp pluskaa woda, lekko i niemal przyjanie.
Cicho.
Mino troch czasu, zanim Raija zrozumiaa, co si stao. To nie ten sztorm miota
statkiem, to nie ten sztorm czua i syszaa kad czci ciaa.
Uwiadomia sobie, e odyo jakie inne dowiadczenie, ktre wanie uwolnio si z
okoww niepamici. Sytuacja, w jakiej si znalaza, obudzia wspomnienia.
Jakby wytoczyy si pod wpywem uderze fal.
Raija przypomniaa sobie, e ju raz przebywaa pod pokadem statku w czasie sztormu,
i to znacznie silniejszego ni ten. Fale ze wspomnie byy wysokie jak gry.
Pulsowao jej w skroniach, gowa ciya, w uszach dudniy mocne uderzenia serca.
Niewiarygodne, ale wraenia powrciy jak ywe. Wiedziaa, e wtedy tak samo si baa. Moe
nawet bardziej. Strach mocno utkwi jej w pamici.
Poczua, e otacza j wielka pustka.
Nie znaa swej przeszoci, moga tylko zgadywa, e przeya co podobnego wtedy,
kiedy Jewgienij straci rami. Tak mao o tym wiedziaa, cho wiele razy opowiadano jej, jak
uratowaa Jewgienijowi ycie. Teraz zdaa sobie spraw, e postpia podobnie, jak niedawno w
przypadku Piotra.
Ju nie miaa wtpliwoci, e tkwia w niej jaka moc, co wielkiego i potnego, co,
czego sama nie moga poj. Co, czego nie powinna pozna.
Cho wiedziaa, e jest tylko narzdziem si z zewntrz, cieszya si, e moe zrobi co
dobrego dla innych. To wielka rzecz, wspaniae uczucie, ktre sprawiao, e nabieraa pokory.
Zrobio si niebezpiecznie cicho. Tak przeraajco i przenikliwie cicho.
Cisza rwnie moe grzmie w uszach.
Cisza rwnie moe przypomina krzyk.
Zakcay j jedynie uderzenia fal. Nie byy to fale sztormowe, woda obmywaa burty z
lekkim pluskiem.
Pewnie znaleli si w samym rodku sztormu, jakby w oku cyklonu. To o tym mwi
Wasilij. Uy bardzo trafnego okrelenia, uznaa Raija. Oko musi by spokojne, spojrzenie
waciwe sztormowi - zimne.

A moe burza ju przesza?


Dlaczego jest tak cicho? Co z Wasilijem? Dlaczego po ni nie przychodzi?
Obieca, e zejdzie na d, jak tylko sytuacja si wyjani, jak bdzie po wszystkim. Nie
wtpia w jego prawdomwno. Jeeli jakikolwiek czowiek dotrzymywa danego sowa, to
by nim wanie Wasilij.
Ale dlaczego to tak dugo trwa?
Czyby Wasilij si przeliczy? Moe jednak marynarze nie stanli po jego stronie? Albo
Walentin swymi gadkimi obietnicami po raz drugi zdoa ich przekona do swych racji?
Raij drczyo tak wiele pyta.
Koatay w jej gowie. I na kade pojawiao si mnstwo sprzecznych odpowiedzi.
Raija ca wol pragna si wydosta: ruszy do drzwi, wspi si po drabince, potem
pj wzdu dugich, ciemnych korytarzy na powietrze i ku wiatu.
Nie wiedziaa, jaka to pora dnia. Im duej siedziaa w ciemnym pomieszczeniu pod
pokadem, tym bardziej si baa. Cakiem zascho jej w ustach, serce podchodzio do garda.
Dlaczego Wasilij nie przychodzi? Dlaczego, do diaba, nie przychodzi? Moe zrani go
Walentin? Moe w tej chwili walczy ze mierci?
Trzeba mu pomc! Tak, z pewnoci trzeba mu natychmiast pomc...
Ale prosi j, by pod adnym pozorem si std nie ruszaa. Powiedzia to z naciskiem.
Powtrzy kilka razy. Kaza jej czeka, pki po ni nie przyjdzie. Powiedzia, e nigdzie indziej
nie bdzie bezpieczna.
A moe zaprztny go inne sprawy, waniejsze ni ona?
Raija draa z niepewnoci. Nie ma nic gorszego, ni tak siedzie i czeka.
Zmarzy jej rce, zgrabiay palce. Nie bya w stanie utrzyma karafki. Prbowaa j
uchwyci, ale karafka stoczya si ze stosu przecierade i wpada z pluskiem do wody.
Przechyy statku sprawiay, e uderzaa rytmicznie to w jedn, to w drug cian.
Raiji przyszo do gowy, e moe sycha to na pokadzie i e ten odgos moe j
zdradzi.
Ogarniao j coraz wicej wtpliwoci.
W kocu bya ju niemal pewna, e Walentin zatriumfuje.
- Diabe pomaga sobie podobnym - sykna przez zacinite zby.
Wasilij by idealist, walczy o popraw losu marynarzy i ich rodzin. Walentin za
myla tylko o wasnych sprawach, chcia wadzy dla siebie, a nie dobra innych.
Raija poczua, e ogarnia j zo. Cigle si baa, ale gniew w kocu wzi gr nad
strachem. Nie bya ju w stanie duej znosi bezczynnego siedzenia i czekania. Uznaa, e

musi wyj na pokad. Musi zobaczy, co si stao.


Zsuna si ze stosu przecierade do wody, ktra ju sigaa jej do p ydki. Po
omacku posuwaa si w ciemnoci. Znalaza drzwi i drabink prowadzc do gry.
Musi si dowiedzie.

EPILOG
Byo co nierzeczywistego w tym, e tak staa razem z Wasilijem i spogldaa na
wyaniajcy si zarys katedry witego Michaa.
Jeszcze niedawno nie wierzya, i doczeka takiej chwili. Sdzia, e przyjdzie jej zgin.
A teraz Walentin lea na pokadzie w pciennym worku, starannie zasznurowanym,
jak gdyby w obawie, e nawet martwy zechce si jeszcze wymkn.
- Dobrze, e tak si stao - odezwa si Wasilij.
Sta, obejmujc Raij ramieniem. Nikomu nie wydawao si to dziwne, nikt nie
doszukiwa si w tym adnej dwuznacznoci. Nawet Raija.
Walczyli przecie po jednej stronie. Teraz wracali do domu otoczeni swego rodzaju
chwa.
- Oleg prawie cay dzie i ca noc rozmawia z policjantami w swym kantorze. Oni nie
dopuszcz, by sprawa buntu odesza w niepami. Chc znale i ukara winnego, dosta tych,
ktrzy zamordowali kapitana Raiji. Dobrze, e Walentin nie yje.
Zamilk. Ucisn Raij, po czym opuci rk i odsun si. Zacisn donie na krawdzi
burty.
Nie chcia, by kto z ldu ich zobaczy, kiedy tak stoj razem. Mogliby w ten sposb da
powd do plotek.
- To najnisza cena, jak moglimy zapaci, Raija. Nie odzyskalibymy statkw w inny
sposb. Walentin nigdy dobrowolnie by si nie podda. Uprowadziby Raij i Antoni, a
ciebie razem z nimi. Bg jeden wie, dokd by popyn. Moe udaoby mu si zawin do
jakiego rosyjskiego portu i sprzeda statki. Wszdzie mona znale nieuczciwych ludzi.
Zgubiby wiele rodzin, a ciebie za nic by nie wypuci. Moesz mi nie wierzy, ale bardzo
chcia ci mie. I wziby ci, nawet gdyby mia zosta za to surowo ukarany. Nie ba si
niczego. Nie ba si nawet mierci...
Raija zamkna oczy.
Pomylaa, e Wasilij mia racj. Walentin nie ba si mierci. Sam wyszed jej na
spotkanie.
Takim go zapamita...
Wspinanie si w ciemnoci po chybotliwej i wskiej drabince przywodzio na myl
scen z sennego koszmaru. Raija, stojc na liskim szczeblu, walczya z pokryw wazu, ktra
zagradzaa jej wyjcie na pokad. Nigdy by nie pomylaa, e moe by taki ciki! Dobrze, e
nie moga spojrze w d.

Kiedy ju bya pewna, e zgnije tu w ciemnoci, e Walentin triumfuje i e wszyscy o


niej zapomnieli, pokrywa ustpia.
Ostronie wchodzia coraz wyej, wreszcie dotara na pokad. Uderzyy j cisza i chd.
Powietrze byo zimne i rzekie, gsto spowijao statek. Cakiem niedaleko dostrzega maszty
Raiji. Tam te panowa dziwny spokj.
I morze byo spokojne.
Wydawao si, jakby wszystko wstrzymao oddech, jakby wszyscy poumierali. Jak
gdyby ona jedna pozostaa przy yciu.
Serce walio jej jak motem. Snua coraz bardziej niesamowite myli i wyobraenia.
Przeraony czowiek wszystko wyolbrzymia. W strachu nawet to, co najbardziej
nieprawdopodobne, wydaje si moliwe.
Raija krya po statku. Znalaza n, ale waciciel jakby si rozpyn. Nie zauwaya
krwi. adnych ladw walki.
Wydawao jej si, e trafia na statek - widmo, ktry wszyscy opucili w popochu.
Nie pomylaa, e kto musia sta u steru, nie pomylaa o takim drobiazgu.
Morze nie byo jej ywioem, nie znaa go i przeraao j. Myl, e jest sama,
dodatkowo potgowaa lk.
Dotara do kajuty kapitana. Nie wiedziaa, czemu posza akurat w t stron. Moe
dlatego, e znaa drog, a moe pomieszczenie to kojarzyo si jej z pewnego rodzaju
bezpieczestwem.
Drzwi stay otworem.
Wesza do rodka.
W kajucie zobaczya tylko Walentina i Wasilija. Wasilij przyciska do brzucha
Walentina poduszk, ktra caa bya czerwona. Raija zobaczya, e przecierada rwnie s
zaplamione krwi.
W pierwszej chwili Raija pomylaa, e Walentin nie yje. Jego twarz nawet nie
drgna, bya cakiem bez wyrazu, jak twarz martwego czowieka.
Wasilij spojrza na Raij.
- To ju koniec - rzek. I zaraz doda z wyrzutem: - Miaa zosta pod pokadem, pki
po ciebie nie przyjd. Czy tak trudno ci dotrzyma tego, co obiecaa?
Raija potrzsna gow. Odsuna rce Wasilija i podniosa poduszk.
Walentin mia gbok ran w brzuchu. Mocno krwawi.
Poduszka nic nie pomoe. Wasilij musia o tym wiedzie, ale pewnie zapa to, co
pierwsze wpado mu w rk.

Raija usiada na brzegu koi. Pooya rce na ranie, na zimnej skrze.


Walentin spojrza na ni.
- Nie moga beze mnie wytrzyma - szepn ochryple i umiechn si. Raija nie
odpowiedziaa. Syszaa jego sowa jak przez mg, ale ich sens do niej nie dotar. Nawet nie
mogy jej rozzoci.
To nie trwao dugo. Nie zabrao wiele czasu. Walentin straci duo krwi. Raija nadal
trzymaa donie na ranie, ale powiata wok niej znikna.
Walentin umiecha si, umierajc.
By moe zobaczy co, czego ywi nie mogli dojrze. Raija umierzya najgorsze
cierpienia, ale nie zdoaa uratowa mu ycia.
Nie wiedziaa, czy tego chce.
Jednoczenie uwiadomia sobie, e to nie zaley od niej. Jak dobrze, e nie sama tym
kieruje.
Nie musi wybiera.
Czua si wyczerpana. Wasilij przenis j na krzeso.
Nastpnie umy ciao zmarego i woy do pciennego worka, ktry dobrze zawiza,
cho wiedzia, e na ldzie jeszcze zostanie otworzony. Walentin nie od razu spocznie w
pokoju.
Potem Wasilij opowiedzia Raiji o wszystkim, co wydarzyo si pod jej nieobecno na
pokadzie.
O Walentinie, ktry straci wadz. O marynarzach, ktrzy nie chcieli walczy do
upadego, ktrym w zupenoci wystarczya poprawa warunkw na statku, wysza paca i
wiadomo, e maj prac i zatrudnienie na wicej ni jeden rejs, jeeli dobrze si sprawi.
Nie zamierzali wysuwa dodatkowych da. Kiedy dowiedzieli si, e przeciw nim wyruszya
caa flota, zrozumieli, e nie chc walczy w prywatnej wojnie Walentina.
- Tak, to zadecydowao - stwierdzia Raija bezbarwnie. Poznaa to po twarzach wielu
marynarzy, ktrzy wyranie zazdrocili rannym opuszczajcym pokad.
- To byo kamstwo - rzek Wasilij i usiad ciko po drugiej stronie stou.
Raija spojrzaa w jego niebieskozielone oczy, podkrone, z przekrwionymi biakami.
Policzki Wasilija jeszcze nigdy nie wydaway si tak chude i zapadnite.
- To byo kamstwo - powtrzy cicho, poniewa drzwi pozostay otwarte. Zaryzykowalimy. Spodziewalimy si, e Walentin nie bdzie czeka z zaoonymi rkami, a
zostanie pokonany. Liczylimy na to, e marynarze nie zechc za niego umiera. Skamalimy.
To wanie byo czci mojego planu, ktrego nie chciaem ci wyjawi.

Mino troch czasu, zanim do Raiji dotaro znaczenie tych sw i zanim zrozumiaa, e
Wasilij z Olegiem razem to uknuli. Moe zreszt nie tyle Oleg, co Wasilij.
- Nie moglimy Walentinowi nic zaproponowa - doda Wasilij, wzruszajc ramionami.
- Inni waciciele statkw powiedzieli, e nic ich nie obchodzi bunt na Antonii i Raiji, e
Oleg musi to zaatwi na wasn rk. Oni niczym nie ryzykowali, za Jurkw i Bykw mogli
straci wszystko.
- A co ty z tego masz? - spytaa Raija blado. Znowu to samo wzruszenie ramion.
- Zakadam, e Oleg dotrzyma obietnicy. Nie mam nic przeciwko temu, by zosta
kapitanem...
- A marynarze?
- Dostan to, co Oleg przez cay czas obiecywa. Tylko ci, ktrzy zamordowali kapitana
Raiji, zostan oddani w rce gubernatora, co do tego mwilimy prawd...
- Ale z ciebie zimny dra - zauwaya Raija. Skin gow.
- To typowe w naszej rodzinie - odpar, przebiegajc wzrokiem po worku lecym na
pododze.
Wpynli do portu. Czekay ich zwyke dni.
Znowu bdzie trzymaa Michaia w ramionach. Jewgienij wrci do domu. Wiele bdzie
musiaa wyjani.
Ale nie moga postpi inaczej, wybr nie nalea do niej. Do dziaania popchno j
co, co istniao poza ni, co duo silniejszego.
Tak, wiele trzeba bdzie wyjani.

You might also like