Professional Documents
Culture Documents
Pedersen Bente-Raija Ze Śnieżnej Krainy 25-Buntownicy
Pedersen Bente-Raija Ze Śnieżnej Krainy 25-Buntownicy
BUNTOWNICY
1
- S pewne sprawy, o ktrych si nie mwi - rzek Jewgienij z powag.
Ciemnymi oczami spojrza na Olega i na jego drobn, weso i pogodn on, Antoni.
Byli najbliszymi przyjacimi Jewgienija. Zostali te najbliszymi przyjacimi Raiji.
O Jewgieniju wiedzieli prawie wszystko, a o Raiji wicej ni ona sama. Wiedzieli te o Jumali.
Oboje zgadzali si z Jewgienijem.
- To prawda, ale nie mog obieca, e tak po prostu zapomn - odezwaa si Antonia.
Ciemne loki podskakiway, kiedy potrzsaa gow. Na twarzy zazwyczaj beztroskiej
Toni wyjtkowo malowaa si powaga, w oczach pojawi si smutek.
Z mylami o bogini Jumali zawsze powracao cierpienie, ta niezwyka historia niosa z
sob bl.
- Ale postaramy si o tym nie wspomina - dokoczy Oleg. Druh Jewgienija z okresu
przewozw frachtowych na Morzu Biaym i na rzece Dwinie oraz ku wybrzeom pnocnej
Norwegii byskawicznie przeszed do istoty sprawy. - Masz racj, Jewgienij, s rzeczy, o
ktrych si nie mwi. Czasami zastanawiam si, czy to, co widziaa Raija, wydarzyo si
naprawd, i wraz z upywem czasu nabieram do tego dystansu. Czasami zdaje mi si nawet, e
to by tylko sen...
Jewgienij ze smutkiem pokiwa gow. Wszyscy troje wiedzieli przecie, e byo
inaczej. Przeyli to naprawd.
- Chciabym, eby Raija o tym zapomniaa - rzek Jewgienij.
W jego gosie brzmiaa troska. Ubstwia Raij, kocha j z si, ktra nawet jego
samego przeraaa.
By moe nie powinien by dopuci, by Raija znaczya dla niego tak wiele.
Ale tak si uoyo jego ycie. Zostaa jego on, staa si caym jego wiatem.
- Chciabym, eby cie Jumali znikn z mego ycia - rzek stanowczo.
- A ja myl, e Jumala nas przeyje - zauwaya Antonia.
Sowa jakby wymkny si z jej ust, niczym myl, nad ktr nie zdya si dobrze
zastanowi.
Wygldao na to, e Jewgienijowi nie spodobay si jej przypuszczenia. By moe
obawia si, e mog okaza si suszne. Jednak nic nie powiedzia.
Wrcia Raija.
Stpaa na palcach. W jej oczach pojawi si wyraz ulgi. Cicho zamkna za sob drzwi.
Musiaa zajrze do dzieci, poniewa Michai si obudzi i domaga si pnej kolacji. Olga na
to jak zdrad.
Naturalnie wybaczyli jej to w zeszym roku, kiedy dowiedzieli si, e urodzia dziecko.
Wiedziaa, i pomyleli, e ju przestanie zajmowa si komi, e podzieli los wikszoci
innych kobiet.
Chciaa udowodni, e pozostaa sob, cho trudno bdzie znie tak dug rozk z
creczk.
- Oleg zna si na statkach, Toniu - przekonywa Jewgienij. - Ty i ja jestemy znawcami
koni. Pozwlmy, by Oleg i Raija pilnowali spraw tu na miejsca Raija zajmie si Olg jak
ksiniczk. A my bdziemy mogli si upija kadego wieczoru i paka na ramieniu
drugiego...
Toni zwyka podrowa w towarzystwie jednego ze stajennych, ale tak bywao, zanim
poznaa Olega, w czasach kiedy nie przywizywaa szczeglnej wagi do tego, z kim dzieli
siennik. Kiedy lubia wtuli si w silne ramiona stajennego.
To byo inne ycie. Nie aowaa, e mino. Teraz wydawao si takie obce, jakby
cudze.
Nie chciaa stwarza powodw do nieporozumie, tym bardziej e Jewgienij sam
ofiarowa si jej towarzyszy.
Zna si na koniach, ludzie syszeli o nim duo, powtarzali historie o jednorkim
kapitanie.
Jego obecno da jej poczucie bezpieczestwa.
Jewgienij twierdzi, e potrafi dobija targu, cho moe nie akurat w handlu komi.
Poza tym by przyjacielem. Nie bdzie zatem traci czasu na prby wtargnicia jej pod
spdnic. Jemu take odpowiadao, e Toni nie oczekuje od niego umizgw.
Ufali sobie wzajemnie.
Mieli wyruszy nazajutrz.
Raija i Jewgienij dzielili wsk kuchenn aw. Czuli, e w pomieszczeniu jest chodno,
cho Toni i Oleg palili nawet o tej porze roku. W domach, gdzie okna wychodziy na pnocny
zachd, zrobio si zimno. W nocy ucieknie jeszcze wicej ciepa.
- Nie pozwl si Antonii w nic wplta! - szepna Raija.
Jewgienij poczu ciepy oddech ony na swym szorstkim policzku. Obj j i powoli
gadzi jej rami.
- Toni jest dorosa - rozemia si cicho. - Moe raczej to j powinna poprosi, eby
mnie pilnowaa, bym si w co nie wplta?
- Jeste okropny, Jewgieniju Dymitrowiczu! - odpara, cho wcale tak nie mylaa.
mokra od deszczu.
Raija poczua ucisk w skroniach.
Wiedziaa, co to oznacza.
Myl zapdzia si za daleko, zamierzaa przebi si przez ska.
Na prno...
Raija zdusia j. Tumienie myli stao si ju nawykiem, nauczya si tego. Za kadym
razem czynia to z mniejszym blem. Ju nawet nie zdawaa sobie sprawy, e to nie jest
normalne, e nie wszyscy tak robi.
Patrzya, jak statek z Jewgienijem i Antoni wlizguje si w ujcie rzeki. Nie potrafia
rozrni ich postaci na pokadzie, ale wiedziaa, e tam s. e staraj si dojrze dom i j w
nieduym oknie kuchni za powiewajcymi firankami, poniewa w cigu dnia otwieraa je na
ocie. Czasami w mieszkaniu robio si za gorco, poza tym Raija lubia te sucha dwikw, ktre brzmiay dziwnie, obco.
Ju tsknia za Jewgienijem. Kochaa go. Czua si z nim szczliwa.
Ale czy ya?
Bya kobiet i matk. Robia to, co robiy inne kobiety i matki.
A kiedy Olga i Michai spali, nudzia si. Nawet pord tych wszystkich odgosw z
zewntrz, nawet z robtk w rku czy pilnujc na ogniu jedzenia dla synka, odnosia wraenie,
jakby cae ycie toczyo si gdzie obok.
Jej myli wydaway si bardziej wawe ni palce atajce ubranie. Donie nie poruszay
si wprawnie, wydaway si tak niezgrabne, e si tego wstydzia. Wszystkie kobiety potrafiy
przecie szy!
Z dworu dobieg j tupot ng. Nie nalea do niezwykych odgosw, czsto go syszaa.
Rozmaite kroki, rozmaite buty. Chodaki, skrzane trzewiki, buty z kory brzozowej, ktre
szuray o podoe w cakiem szczeglny sposb, ciche kumagi. Musiay tam by, syszaa
przecie gosy ludzi.
Tym razem za oknem rozleg si stukot chodakw i Raija od razu wiedziaa, e to kroki
marynarza.
Nie zapuka. Otworzy drzwi na ocie, jakby zawsze by mile widzianym gociem.
- Gdzie pryncypa? - rzuci w progu zdyszany. Bez wstpw, nawet bez przywitania.
Raija zrozumiaa, e szuka Olega, a nie Jewgienija. Wiedzia zatem, e Jewgienija nie
ma w miecie, widocznie ju z kim rozmawia.
- Zaraz powinien przyj - odpara. - Szukae w porcie? W kantorze?
Skin gow.
Skrzywi si. Wzrokiem przebieg po garnku na piecu. Policzki Raiji zaczerwieniy si.
Gotowaa dzi zup na misie. Wiedziaa, e nie takie zapachy marynarze wdychali na
statku.
- Moe kto powinien si tego dowiedzie? - rzuci obojtnie. Wsta. - Ja tylko
przekazaem wiadomo. Reszta nie naley do mnie. Nie bior w tym udziau.
- Pyn dalej? - spyta Oleg. - Czy zakotwiczyli statek? Znowu wzruszenie ramion.
Mczyzna sugerowa, e niewiele go to obchodzi, e to nie jego sprawa. Nic na tym nie
skorzysta ani te wiele nie straci.
Oleg na powrt zaoy buty. Wsta. Nic nie zjad. Raija zauwaya, e jest zmczony.
Ale musia teraz podejmowa decyzje. Nie mia prawa do odpoczynku.
- Antonia nie odpynie zgodnie z planem. Musz najpierw dosta si na Raij i
dowiedzie, czego chc buntownicy. Musz ich powstrzyma, nie dopuci, by posunli si za
daleko!
- Czy aby ju nie posunli si za daleko? - spytaa cicho Raija. - Kapitan nie yje...
Ale tylko Wasilij j sysza Oleg by w drodze do portu Wzrok marynarza wiadczy, e
ycie nie szczdzio mu gorzkich dowiadcze.
- Nie myl tyle o obcych, ktrzy zginli - rzek. Umiecha si, gdy wychodzi. Nie
zamkn za sob drzwi. Popoudniowe powietrze wypenio pokoje.
2
Oleg wrci dopiero nastpnego dnia. By zaronity, bruzdy na jego twarzy pogbiy
si, oczy pociemniay.
- Sytuacja jest powana - oznajmi Raiji. By tak zmczony, e nie mia siy si
rozebra. Opad wyczerpany na krzeso, opar gow o cian. Na chwil przymkn oczy. Dlaczego my? - spyta i z trudem podnis powieki. Napotka wzrok Raiji. - Czy potrafisz to
zrozumie? Przecie dobrze ich traktujemy! W porwnaniu z innymi wacicielami statkw
naprawd dobrze traktujemy naszych marynarzy! Wicej im pacimy ni inni. Staramy si dla
nich o ubrania, o ywno. Pomieszczenia dla zaogi s lepsze ni na innych frachtowcach.
Przebudowalimy cay statek, eby poprawi marynarzom warunki codziennego bytowania.
Dlaczego wanie nas to spotyka?
- By moe uznali, e jestecie jedynymi, ktrzy potrafi ich zrozumie? - zgadywaa
Raija.
Mina ponad doba od chwili, kiedy Oleg i marynarz o miaych oczach wyszli z domu.
Raija wypenia czas domowymi obowizkami i opiek nad dziemi. Cieszy j miech i nowe
miny Olgi i Miszy, odpowiadaa czule na ich gaworzenie.
Ale mylami bya daleko na morzu, razem z Olegiem.
Baa si.
- Inni waciciele statkw i tak nie poszliby na ustpstwa - powiedziaa zamylona. - Wy
pokazalicie marynarzom, e traktujecie ich jak ludzi. Moe dlatego maj nadziej, e ich
wysuchacie, moe na innych machnli rk...
- Mwisz, jakby trzymaa ich stron - rzek Oleg z gorycz. Rwa due kawaki chleba,
ktry przed nim pooya. Podgrzaa zup. Nalaa pen misk. Oleg pi z niej, nawet nie
spojrza na yk, ktr mu podaa. - Zabili kapitana. Moe on si nie liczy? Mia on i
omioro dzieci. Czy to te si nie liczy?
Raija nie odpowiedziaa. Ujrzaa przed oczami twarz czowieka, ktry dowodzi na
Raiji. Znaa kobiet, ktra zostaa wdow.
- Zabili go z zimn krwi - mwi dalej Oleg. - Podernli mu gardo. Czy nadal jest ci
ich al? Tych, ktrzy zaczli ustanawia wasne prawa? - pyta wzburzony.
- Nikogo nie auj - odpara Raija. Usiada po drugiej stronie stou. agodnie poprosia,
by troch zniy gos.
Oleg skoczy je. Przetar rk oczy i czoo. Umiechn si przepraszajco, rozjani
surow twarz.
- Wybacz - rzek cicho. Nie mia zwyczaju przyznawa si do wasnych bdw, ale
Raija bya niepodobna do innych ludzi. Ceni j i szanowa. Poza Antoni niewiele osb byo
mu tak bliskich. W kadym razie pord kobiet.
Kruszy chleb midzy duymi domi, zlepia okruchy w palcach i zjada je. Pewnie
robi tak jako chopiec. To dziwne, jak tego rodzaju przyzwyczajenia mog towarzyszy
czowiekowi przez cae ycie.
- Nie staj po niczyjej stronie - rzeka Raija z naciskiem. Oleg nagle uwiadomi sobie,
e dostrzega w Raiji zbyt wiele yciowej mdroci, a w jej ciemnobrzowych oczach zbyt wiele
zrozumienia. Jest zbyt moda, skd u niej to dowiadczenie? - Nie mam pojcia o yciu na
morzu, Oleg, ale tak, jak nie chc stawa po adnej ze stron, tak te nie chc nikogo osdza.
Trudno jest pozna czyje troski, nie bdc w jego skrze. Zgadzasz si? Nie moemy wiedzie,
co kierowao tymi ludmi. Nie wszystko jest takie, jak to widzimy. Musimy spojrze nie tylko
oczyma, poniewa obraz, ktry postrzegamy, moe okaza si bardzo zwodniczy. Chc tylko
zrozumie, nie zamierzam nikogo osdza.
- Mylisz, e i ja nie chciabym zrozumie? - spyta ostrym tonem. - Do diaba, e te
Jewgienij musia wyjecha wanie w takiej chwili! Marynarze nie mogli chyba o tym
wiedzie...
- Bunt nie jest skierowany przeciw tobie, adne dania nie zostay wysunite wobec
ciebie, Oleg!
Skin gow.
Miska bya pusta, ale Oleg nadal trzyma j w doniach. Nie chcia dokadki.
- Wiem, e ludzie buntuj si przeciw wszystkim wacicielom statkw. Moe przeciw
caemu porzdkowi.
Wzruszy ramionami.
- Czy zamierzasz wysa przeciw nim onierzy? - spytaa Raija.
Tak radzili kapitanowie z innych krajw. Kapitan niemieckiego statku, ktry zawin
niedawno do portu, twierdzi, e tylko bro przemwi do buntownikw.
- onierze Romanowa potrzebuj czasu, eby tu dotrze - odpar i zmczony zamkn
oczy.
- Nie mgby chyba tego zrobi, prawda? - rozleg si gos Raiji, przemkn przez
pokj niczym powiew wiatru.
Oleg napotka jej spojrzenie. Potrzsn gow. Przeczesa palcami sztywne wosy.
- Sam pywaem jako marynarz - rzek. - Siedziaem przy tych wielkich kotach na
pokadzie. Bywaem tak godny, e rozrywao mi wntrznoci, e miaem przywidzenia.
Raija usiada.
Ten mczyzna kogo jej przypomina. Jednak nie bya w stanie sobie uzmysowi,
kogo.
- Zaoga Antonii przyczya si do buntu i jaki czas temu rwnie wypyna wyjani. - Nikt nie zdoa jej powstrzyma. Teraz w morzu s oba statki. Antonia uzupenia
zapasy wody do picia. Kapitan na Raiji zdy pozby si czci sodkiej wody. By moe
wanie to przypaci yciem...
- Czy ty nie pywasz na Antonii? - spytaa Raija. Niebieskozielone oczy pochwyciy
jej spojrzenie.
- Nie - odpowiedzia. - Ju nie. Raija przekna lin.
- Dlaczego nie jeste na pokadzie? Musiaa zapyta. Zbyt wiele si tu nie zgadzao.
Ten mczyzna z pewnoci nie sta po stronie Olega i Jewgienija. Nalea do zaogi.
Raija szybko si zorientowaa, e nie jest gupi. Poza tym kipiaa w nim wola walki, ktrej nie
potrafi ukry. Nie byo w nim nic z pokory, nie paszczy si, nie ugi karku. Wrcz
przeciwnie: wysuwa dania. By miay... Czyby dziaa na dwa fronty?
- Wyrzucili mnie za burt - rzek beztrosko. Dopiero wtedy Raija zauwaya, e ma
mokre ubranie i e przyszed boso. Dlatego nie usyszaa jego krokw.
- Z Antoni jest troch inaczej ni z Raij - wyjani, jakby tumaczy co trudnego
nierozgarnitemu dziecku. - Na Antonii wszyscy przyczyli si do buntu. Kapitan i sternik
te. Wszyscy bez wyjtku. Nie trzeba byo nikogo zabija. Nie trzeba byo nikogo si
pozbywa...
- ... nikogo poza tob? - spytaa Raija z niedowierzaniem. To, co usyszaa, nie miecio
jej si w gowie. Wasilij skin twierdzco. Jego wosy wydaway si teraz ciemniejsze ni za
dnia. By moe dlatego, e gsta czupryna jeszcze nie cakiem wyscha. - Dlaczego, do licha,
ciebie, a nie kapitana? - wyrwao si Raiji. - Jeste tylko...
- Zwykym marynarzem? - dokoczy z umiechem.
Jego twarz nie wyraaa wrogoci. Raija odniosa niemal wraenie, e Wasilij darzy j
sympati.
- Jeste przecie tylko zwykym marynarzem - powtrzya bezbarwnie.
Wanie to chciaa powiedzie. Nie widziaa powodu, dla ktrego miaaby udawa
lepsz, ni bya. Zreszt ten czowiek i tak zdawa si przewietla j na wskro. Okazywa tak
surowo, e prawie si go baa.
Jakby nie by tylko zwykym marynarzem.
Z tak swobod rozsiad si przy kuchennym stole Olega. Rozmawia z ni z tak
lekkoci, jakby uzna, e s sobie rwni. Nie zwaa na to, e Raija jest kobiet, e jest on
pryncypaa.
Tak, ten czowiek z pewnoci nie by zwykym marynarzem.
Raija odgada to, jeszcze zanim wymwi sowa, ktre potwierdziy jej domysy:
- To ja zaplanowaem bunt.
- Ty?! - wybuchna.
- Ty? - rozlego si od drzwi do bocznej izby. Oleg zamkn je za sob. Z butami w rce
usiad ciko obok Raiji.
- Ja - odpar Wasilij z powag na twarzy i pewnoci siebie.
Nie zamierza niczego ukrywa.
- Antonia rwnie odpyna - rzeka cicho Raija, kadc rk na ramieniu przyjaciela.
Oleg drgn.
- Czy to stanowio cz planu? - spyta ostrym tonem.
- Tak - przyzna Wasilij.
- Dlaczego przychodzisz do mnie i mi o tym mwisz? - zdziwi si Oleg. Wreszcie
postawi buty na pododze, zdj z ramienia rk Raiji. - Chyba nie przypuszczasz, e nadal
bd ci ufa - doda ze miechem.
- Wyrzucili mnie ze statku - rzek Wasilij. Uczyni gwatowny ruch gow. Raija
zauwaya, e jego wosy nadal s mokre, cho ubranie zdyo ju wyschn. Widocznie byo
uszyte z cienkiego materiau...
- Przychodzisz tu i opowiadasz, e ty to wszystko zaplanowae. I jeszcze mwisz, e
wyrzucono ci za burt. Chcesz, ebym ci uwierzy? - Oleg pokrci gow. - Nie jeste chyba
a taki gupi!
- Ja mu wierz - usyszaa Raija swj wasny gos.
Obaj mczyni popatrzyli na ni: jeden z niedowierzaniem, drugi troch drwico, ale
te i z uznaniem.
- Nie, nikt nie jest taki gupi! - utrzymywa Oleg.
- Mielimy walczy o popraw warunkw na pokadzie - wyjani Wasilij.
Jego gos nie dra, nie zdradza cienia strachu.
Raija uznaa, e Wasilij rzeczywicie mg zaplanowa bunt: by nieustraszony, nie
lubi si podporzdkowywa, mia do rozumu.
I wiedzia, czego moe da.
- O zapat, kajuty, racje ywnociowe... - mwi dalej.
- Dajemy lepsze warunki ni wikszo armatorw - wtrci Oleg. - Duo
korzystniejsze!
Marynarz wzruszy ramionami.
- By moe - przyzna. - Ale mimo wszystko nie jestemy traktowani jak ludzie. Bior
zapat, ale musz za ni suy jak pies.
Raija spucia gow.
- By moe niektrzy z nas mogliby spaci dug, gdyby dostawali wicej pienidzy.
By moe niektrzy pracowaliby lepiej, gdyby posiki daway im wicej siy, gdyby mogli si
porzdnie wyspa.
Sowa Wasilija zawisy w powietrzu. Pozostay bez odpowiedzi. Zapady w
suchajcych.
- Moesz mnie teraz posa do wizienia - zwrci si po chwili do Olega wci tym
samym lekkim tonem. - Moesz mnie wpisa na czarn list. Masz wszelk wadz, panie.
Zdaj sobie z tego spraw. Uwaam jednak, e powiniene zna prawd, skoro ju wypadki
potoczyy si tak, jak si potoczyy.
- Czy nie wszystko przebiego zgodnie z twoimi zaoeniami? - spytaa Raija.
Wasilij odpowiedzia jej niedbaym umiechem.
- Nigdy nie byo mowy o zabijaniu - odpar stanowczo. - Jestemy ludmi, a nie dzikimi
bestiami. Powinnimy zachowywa si jak ludzie, ale niektrzy stracili panowanie nad sob. To
nie naleao do planu. By moe powinnimy zacz na Antonii...
Zamilk na chwil.
- Ale zaoga Raiji nie przyczyaby si do Antonii - dokoczya Raija. - Kapitan na
Raiji nie sta po waszej stronie.
Dostrzega uznanie w twarzy Wasilija. Nieznacznie unis kcik ust.
- To prawda, kapitan Raiji nas nie popar... Ponownie spojrza na Olega.
- Antonia wypyna, tak jak to ustalono, ale dania zaogi zaczy rosn, ludzie nie
znali umiaru. Byem temu przeciwny i dlatego wyrzucili mnie za burt. Ju nie jestem z nimi.
- Czy w takim razie jeste z nami? - spyta Oleg. Znowu kogo zapyta, po czyjej stoi
stronie. Raija zadraa. ycie to nie tylko czarne i biae, nie tylko dobro i zo. Bierze w nim
udzia wiele innych si.
Wasilij dugo milcza. Ten mczyzna, ktry wznieci bunt przeciwko wacicielom
statkw, ktry z nich zadrwi, ktry mg odnie zwycistwo, gdyby go posuchano, nie
przyszed pokornie prosi o wybaczenie. Wci zachowywa si tak, jakby mia prawo
negocjowa.
- Nadal uwaam, e naley poprawi warunki ycia marynarzy - rzek.
Czeka.
Oleg nie odpowiada. Raija wstrzymaa oddech. To szczyt bezczelnoci! Jednak wbrew
wasnej woli podziwiaa tego czowieka. Ale on ma odwag! Albo nic do stracenia...
- Zawsze bd uwaa, e ludzie traktowani jak ludzie rwnie zachowuj si jak ludzie.
- Mwi z wyszoci, chocia mia na sobie ndzne marynarskie achmany. Odznacza si
wrodzon dum, wewntrznym poczuciem godnoci, ktrej nawet te szmaty nie zdoay
przesoni. - Ale uwaam te, e ci, ktrzy zabili kapitana, powinni zosta ukarani - doda. - Nie
mielimy zamiaru zabija, nie szukalimy zemsty i krwi. Chcielimy tylko, eby zaczto nas
godziwie traktowa. Chcielimy otrzyma to, czego, jak sdzimy, jestemy warci. Nie
pragniemy was zrujnowa, nic nie osigniemy, jeeli statki bd musiay sta w porcie albo
jeeli bdziecie musieli je sprzeda. Po was przyszliby inni, pewnie gorsi, ktrzy myleliby
tylko o zysku. Chcemy, eby wam si dobrze powodzio, ale pragniemy tego te dla siebie.
Oleg skin gow na znak, e rozumie.
- Czy stoisz teraz po mojej stronie? - spyta. Nie poddawa si. Odznacza si wieloma
spord tych cech charakteru, ktre posiada Wasilij. Raija dostrzegaa to wyraniej ni sam
Oleg. Marynarz przytakn.
- Teraz jestem z wami. al mi statkw. Jeszcze dugo posu i my jeszcze na nich
posuymy. Marynarze nie mog na razie doj do porozumienia. Niektrzy chc pyn do
Norwegii i sprzeda wszystko, co znajduje si na pokadzie. Inni wol wzi kurs na Kem lub
Oneg, by sprzeda tam ryby. Inni znw chc czeka na to, co zaproponuje waciciel...
- Ale dasz lepszych warunkw? Wasilij spojrza Olegowi w oczy. Nie uciek wzrokiem.
- Nie jestem w stanie czegokolwiek da - odpar. Raija zauwaya, e to wyznanie
przyszo mu z trudem, e wiele go kosztowao.
- Moesz mnie posa do wizienia. Moesz mnie umieci na czarnej licie, co byoby
chyba najgorsze, jak wiesz. Sam bye marynarzem tak jak ja, nie zawsze posiadae statki,
rwnie pywae dla innych.
- Tak - przyzna Oleg. - Ja rwnie byem psem. - Zamilk. - Chc, eby ze mn zosta,
Wasilij. Wol, eby by ze mn ni przeciw mnie. Jeeli odzyskamy statki... obiecuj ci
popraw warunkw.
Wasilij nawet nie drgn.
- Nie mog wam umorzy dugw - mwi dalej Oleg. - Nie mog nic wicej wam
obieca. Nie mog si zobowiza, e bd mg wam paci inaczej ni za cay sezon. Inni
zawieraj kontrakty tylko na poszczeglne wyprawy... - Zapada cisza. - Nie mog posun si
tak daleko. Podejmuj teraz decyzje, ktrych waciwie nie powinienem podejmowa sam.
Powinienem je uzgodni z Jewgienijem, ktry jest wspwacicielem statkw, ale on wyjecha.
- Ona tu jest.
Wasilij skin na Raij. Postawi j na rwni z Olegiem i Jewgienijem.
Raija poczua ogarniajc j rado. Cenia sobie takie uznanie.
- Jewgienij rwnie nie mgby posun si dalej. Dopiero zaczynamy. Zamierzamy
kupi wicej statkw i proponowa na nich takie same warunki, jakie zaproponowalimy na
Raiji i Antonii.
Wasilij skin gow ze zrozumieniem.
- Zostaj z tob - rzek.
- Czy bdziesz ze mn rwnie po zakoczeniu buntu? - naciska Oleg.
Wasilij podnis wzrok. Raija po raz pierwszy dostrzega zaskoczenie na jego twarzy.
- Niewielu jest takich jak ty, Wasilij - mwi dalej Oleg. - Ceni twoj odwag i
nieustpliwo. Moesz by nam potrzebny, a i my moemy ci si przyda. Mgby zosta
kapitanem...
- Czy to znaczy, e chcesz mnie kupi? - umiechn si.
Raija jednak zorientowaa si, e ta propozycja wydaa si Wasilijowi kuszca.
- Nie dostaniesz wicej, ni na to zasuye - odpar Oleg. - To twoja jedyna szansa.
Nieatwo jest z niej skorzysta, na to potrzeba odwagi. Jednak uwaam, e jeste odpowiednim
czowiekiem.
- To ja przygotowaem bunt...
- To te wymagao odwagi i uporu - nie ustpowa Oleg. Zamilk i przez moment
badawczo przyglda si marynarzowi. - Przyszede prowadzi ze mn negocjacje? Przyprze
mnie do muru? Wasilij skin gow.
- Taki by mj zamiar. Uznaem, e najlepiej bdzie, jeli to ja przedstawi nasze
dania.
Raija nie moga powstrzyma si od miechu, cay czas w niej narasta. Wreszcie nie
zdoaa si pohamowa.
- Myl, e na pewno bdziesz pasowa do Jewgienija i Olega - rzeka rozbawiona. - To
bardziej zuchwae ni jakikolwiek ich wsplny pomys! Bierz stanowisko kapitana i dzikuj!
Bierz i dzikuj, zanim si rozmyli!
- Id z wami - rzek Wasilij z przekonaniem. - Stan po waszej stronie i postaram si
uspokoi marynarzy. Bunt moe szybko wymkn si spod kontroli. Na adnym ze statkw nie
ma nikogo dostatecznie silnego, by mg stan na czele pozostaych.
- Nikogo tak silnego jak ty? - Raija nie moga si powstrzyma od ironii.
Napotka jej spojrzenie i jakby stara si je ujarzmi.
- Nikogo tak silnego jak ja - potwierdzi z niezwyk pewnoci siebie. Nie czu si ani
troch speszony. Zdawa si zupenie nie zauwaa zoliwoci, ktra czaia si w spojrzeniu
Raiji i ktrej zreszt nie potrafia ukry.
By moe zrozumia, e Raija pozwalaa sobie na drwin tylko wobec tych, ktrych
uwaa za silnych tak jak ona...
- Powinienem by popyn Raij - doda. - Wtedy wszystko potoczyoby si inaczej.
Byoby wtedy o jedn wdow i osiem psierot mniej. Moe zdoabym zapanowa nad
sytuacj. le zrobiem, zostajc na ldzie. Czuj si odpowiedzialny za to, co si stao! Raija
pragna, by Wasilij przysta na propozycj Olega. Odnosia wraenie, e w przyszoci ten
czowiek w jaki sposb im si przysuy.
- Ale jeeli podtrzymasz swoj propozycj - mwi dalej marynarz - kiedy omwisz to z
jej mem... - skin na Raij. - Jeli podtrzymasz t propozycj, kiedy bdzie po wszystkim,
wtedy chtnie si nad tym zastanowi.
Oleg skin gow.
- Niech tak bdzie. Wasilij wsta, gotw do wyjcia.
- Bdzie mi potrzebna jaka mniejsza d z zaufan zaog - zwrci si do Olega.
Oleg przytakn.
- Tylko zjem i zaraz przyjd. Jeste godny?
- Tak - odpowiedzia Wasilij. - Ale mam dom, w ktrym mog zje i w ktrym mam
swoje ubranie.
- Ca moj dum diabli wzili! - powiedzia Oleg, kiedy Wasilij wyszed. - Czy
potrafisz sobie wyobrazi, e zaproponowaem stanowisko kapitana czowiekowi, ktry
wznieci bunt przeciwko mnie?
- On nie jest taki jak inni - odpara Raija. - Zgodzi si.
3
Szkoda, e to nie zima, pomylaa Raija. Gdyby na ulicach lea nieg, mogaby dobrze
opatuli dzieci w skry i zabra na sankach do portu.
Nie do wytrzymania byo dreptanie w kko przez cay dzie po nieduej kuchni. Z
okna roztacza si widok na port, ale to nie pozwalao si zorientowa, co naprawd si dziao.
Raija widziaa tylko fragmenty rzeczywistoci.
Patrzya, jak Oleg odpywa na maym frachtowcu. Na szczcie jeden zosta w porcie i
nie trzeba byo szuka odpowiedniej zaogi.
Wasilij popyn razem z Olegiem.
Raija widziaa, jak stoi obok ma Antonii, niszy i szczuplejszy ni rosy Oleg, ale z
tym samym co on poczuciem godnoci.
Raija znaa si na tym.
Kiedy tak wpatrywaa si w morze, starajc si cokolwiek zobaczy, ponownie
zastanowia si, kogo przypomina jej Wasilij. Domylaa si, e pewnie kogo, kto mieszka
wewntrz nieprzeniknionej skay w jej duszy, ukrywajcej przeszo.
Obserwujc zachowanie Wasilija, Raija dosza do wniosku, e jest on urodzonym
przywdc. Przyszed na wiat, by odwanie podejmowa szybkie decyzje i zawsze
niewzruszenie sta w miejscu, na ktrym zdecydowa si postawi nog. Nalea do osb,
ktrych nie zami adne przeciwnoci, ktre wzrastay przy przeciwnych wiatrach.
Tylko kto taki jak on mg zaplanowa i doprowadzi do wybuchu buntu.
Raija zastanawiaa si, czy pozostali marynarze z czasem nie zaczn aowa, e
pozwolili, by sprawy zatoczyy szersze krgi, ni to wyznaczy. Czy nie poauj, e go
zdradzili?
Zastanawiaa si, kim on naprawd jest.
- Przenocuje tutaj. - Oleg wskaza gow na Wasilija.
Raija szykowaa dzieci do snu. Olga niczym jasnorowy anioek leaa naga na obrusie
porodku stou. W kuchni byo ciepo jak w chlebowym piecu, ale Raija ofukna mczyzn,
kiedy otworzyli drzwi szerzej ni trzeba.
Przewina dziewczynk. Dzikowaa siom wyszym, e Misza zgodnia troch
wczeniej ni zwykle i e zasn zaraz po karmieniu. Dlatego pewnie i Olga zachowywaa si
spokojniej. Tego wieczoru maa nie miaa ju siy woa mamy, jakby si pogodzia z jej
nieobecnoci, jakby uznaa, e ciepo ramion Raiji te jest mie. Przekonaa si, e od Raiji te
dostanie je i e Raija zawsze jest blisko. Nie pachnie mam, ale jest agodna i troszczy si o
niebezpiecznie przystojny jak modszy brat Jewgienija, ale mia w sobie co demonicznego, ten
sam urok, ktry cakiem obezwadnia, gdy tylko na to pozwoli.
- Najlepsze kobiety s zajte - rzek Oleg i stukn sw szklank o szklank Wasilija. Kady onaty mczyzna ci to powie, stary. Masz on?
- Nie - odpar Wasilij lekkim tonem. - Sam przecie powiedziae, e najlepsze kobiety
s ju zajte.
Oleg czu, e musi pooy si spa. Krcio mu si w gowie ze zmczenia.
Potrzebowa snu. Nawet troska o statki nie moga tego zmieni. Liczy na zdrowy rozsdek
Raiji, cho wiedzia, e rozgniewaaby si, gdyby odgada, e stara si gra rol przyzwoitki.
Poza tym Wasilij nie by gupi.
Przyszo na mostku kapitaskim na pewno bya obiecujca. Propozycja Olega
otworzya przed nim perspektyw lepsz od jakiejkolwiek innej, o ktrej mia odwag ni.
Prby uwiedzenia ony waciciela statkw oznaczayby zaprzepaszczenie wszelkich
szans. Nie, ten czowiek nie jest taki gupi.
W dodatku jest ambitny i zamierza zaj daleko.
Z jego strony nie trzeba si niczego obawia.
Przebywanie ze zwierztami dawao tyle spokoju. Zapach stajni, ciepo, dwiki.
Dobrze byo popatrze w mdre koskie oczy. Poczu blisko i ciepo zwierzcia, poklepa je,
przesun doni po mikkim pysku.
Oleg wnis do domu pewnego rodzaju zamieszanie. Powiedzia lub zrobi co, czego
Raija nie potrafia nazwa, ale czua to.
Zdarzao si, e odnosia wraenie, i wszyscy j oszukuj. Jakby stali przed ni i
zasaniali widok. Zdarzao si, i odnosia wraenie, e wszyscy wiedz wicej ni ona, ale nie
mwi jej prawdy.
Naturalnie to tylko wraenie, ale robio jej si przykro, kiedy j ogarniao.
Jednoczenie jakby tracia oddech i grunt pod nogami, tak jakby wszyscy naraz
sprzymierzyli si przeciw niej.
To bezsensowne myli, ale nie daway jej spokoju.
Raija usiada na sianie. Opara si plecami o cian stajni. Syszaa oddechy zwierzt.
Syszaa, jak szykuj si do snu. Wydaway si tak spokojne.
Od drzwi doszed j jaki szelest.
Miaa tylko niedu lamp, a ciemne ciany wykraday wiato.
Ale Raija rozpoznaa, kto to. Nie mg to by Oleg ani te aden ze stajennych.
- Ty take nie moesz spa? - spyta przyjanie. Zamkn za sob drzwi i usiad pod
przeciwleg cian. Podnis z ziemi somk i woy j do ust. Jego zby i biaka oczu wyday
si w mroku niezwykle biae. Nawet oczy jakby wieciy.
Znowu j uderzyo, e kogo jej przypomina. Nie wiedziaa jednak, kogo.
- Wydarzyo si zbyt wiele - odezwa si. - Zaledwie kilka dni temu podburzaem moich
towarzyszy, a teraz zasiadam przy jednym stole z wacicielem statkw.
- Czy jeste rozgoryczony? - spytaa Raija. - Pewnie uwaasz, e zdradzili ci ludzie, na
ktrych polegae.
- Mniejsza o mnie - odpar. Sprawia wraenie, jakby naprawd tak myla. - Najgorsze,
e marynarze zdradzili samych siebie, swoje rodziny. Nie byo mowy o stosowaniu przemocy.
Mielimy tylko domaga si tego, na co naszym zdaniem zasuylimy. Nikt nie mia
przejmowa statkw si. A wanie tak si stao. Myl, e nie zdaj sobie sprawy, i posunli
si za daleko...
- Dlaczego wanie ty ich poprowadzie? - spytaa Raija.
Chciaa si tego dowiedzie, naprawd ciekawio j, jak mu si to udao.
- Sdziem, e kto, kto planuje taki zryw, powinien by starszy, bardziej
dowiadczony... bardziej rozgoryczony... - rozemia si. - Jestem wystarczajco rozgoryczony,
mog ci zapewni. I czuj si i stary, i dowiadczony.
- Mam dwadziecia sze lat - rzeka Raija. - A yj ju chyba ze sto.
- Jestemy rwienikami - zauway. - I take czuj, jakbym y sto lat.
Raija spojrzaa na niego z powag.
- Tak wanie mylaam. Skin gow. Wydawa si rwnie powany. Nie wyj somki
z ust.
- Urodziem si dwadziecia sze lat temu i zdyem zazna wiele blu i goryczy.
Przeklinaem los i zymaem si na niesprawiedliwo i niewolnicze traktowanie. Spluwaem
na widok pokadowych kotw z zup rybn. Znam smak chosty za sprzeciwianie si
rozkazom. Widziaem, jak plecy mego ojca coraz bardziej si garbi. Widziaem oczy mojej
matki przez wszystkie te lata, kiedy nie mielimy do pienidzy, by kupi ziarno na chleb.
Bya bogobojn kobiet i nigdy nie amaa postw. Nigdy nie moga ich ama, bo nawet raz w
miesicu nie jadalimy misa. Czsto si zdarzao, e nie mielimy do jedzenia nic poza
ziemniakami. Bg nie miaby za co kara mojej matki, o, nie! - Drc, wcign powietrze. Jestem wystarczajco rozgoryczony, Bykowa.
- Na imi mi Raija. Jego oczy zapony.
- Co powiedziaby twj m, gdyby usysza, e tak si do ciebie zwracam?
Raija wzruszya ramionami.
tafl.
- Woda nie chce ci pochon - tumaczy. - Wydaje mi si, e nie jeste dzieckiem
wody. Jeste raczej dzieckiem ognia...
Odcign Raij od krawdzi nabrzea w stron drewnianych pkatych beczek, ktre
stay w kilku rzdach. Podnis j lekko i posadzi na jednej z nich. Wreszcie moga oddycha,
cho nadal czua zawroty gowy i zlewa j pot.
Co w niej drgno, kiedy Wasilij powiedzia, e jest dzieckiem ognia. Obudzi w niej
nieprzyjemne odczucia. By moe za t ska, ktra skrywaa przeszo, kryo si co
przykrego, co wizao si z ogniem.
- Nie moesz ucieka od tego, co ci przeraa - powiedzia powanie, siadajc na beczce
obok.
Noc przechodzia w ranek. To taki moment, kiedy przyroda wstrzymuje oddech, kiedy
soce kpie si w morzu, a potem wynurza si z niego, by na nowo dokona cudu i stworzy
nowy dzie.
- Czy ty szukasz niebezpieczestw? - spytaa Raija.
- Tak - odpowiedzia bez zastanowienia, tak jakby dla niego byo to co cakiem
oczywistego. Raija uwierzya mu. Nie potrafia sobie wyobrazi, e mgby si czego ba.
Spytaa go o to.
- Boj si wielu rzeczy, z ktrymi ty masz do czynienia na co dzie - rzek wreszcie. Boj si y tak jak ty, w rodzinie, boj si wiza w ten sposb. Boj si takiej
odpowiedzialnoci. By moe przede wszystkim dlatego, e wiem, i nie mgbym zapewni
mojej onie i dzieciom rodkw do ycia, pracujc jako marynarz. Ani te robic cokolwiek
innego, co potrafi. Kiedy przyszedem pod drzwi Olega, baem si je otworzy. - Umiechn
si. - Ogromnie si ucieszyem, kiedy zobaczyem ciebie. - Popatrzy na morze. - Teraz te si
boj - mwi dalej. - O tych ludzi na statkach. Potwornie si boj, by nie zrobili czego
nierozwanego i nie sprowokowali innych armatorw do stumienia buntu. Odebranie ycia
zwykym marynarzom, takim jak ja, kosztuje tak niewiele, jestemy niewiele warci. Tylko w
naszych wasnych oczach znaczymy wicej ni wypata, ktr dostajemy po rejsie, albo ni ten
dug, od ktrego nie moemy si uwolni... Dla innych jestemy tacy mali...
Raija zmarza. Zeskoczya z beczki. Draa od chodu, udzieli jej si take strach
Wasilija. Mimo wszystko i tu nie byo wystarczajco spokojnie.
- Dobranoc, Wasilij - powiedziaa. - Zostawi drzwi otwarte. Zamknij je, jak wrcisz.
Skin gow, ale wzrokiem bdzi gdzie w stron horyzontu.
Mylami by przy tych, ktrym powinien by przewodzi, a ktrzy go zdradzili.
4
- Moe nie powinienem przynosi tych wszystkich trosk do domu - zastanawia si
Oleg, szykujc si o wicie do drogi.
Raija nie spaa wiele. Mimo to nie syszaa, kiedy Wasilij przyszed.
Teraz ju go nie byo. Nawet jednym gestem czy sowem nie okaza, e midzy nim a
Raij wytworzya si jaka zayo.
Odnosi si do niej tak samo jak kilka dni wczeniej - jak do ony armatora.
- Nieproszone, same wtargny do twojego domu, Oleg - odpara Raija.
Pragna, by Toni tu bya. Tylko Toni potrafia odegna zmartwienia z czoa Olega.
Tylko Toni umiaa dodawa mu si, kiedy ogarniaa go sabo i strach.
Gdyby Toni nie wyjechaa, byby te i Jewgienij i Oleg mgby dzieli z nim kopoty.
Tymczasem zosta rzucony na gbok wod. Sam musia upora si z problemami,
znale takie rozwizanie, eby potem mogli normalnie y.
To moe by trudne.
- Niewane, jak si tu znalazy. Przystan i spojrza na Raij. Pamita j z powrotnej
podry od wybrzey Norwegii, z czasw, kiedy zyskaa przydomek anioa w czarnej pelerynie
i kiedy zostaa kobiet Jewgienija.
Staa si dla niego kim wyjtkowym.
- Tylu ludzi bdzie tu przychodzio i wychodzio, Raiju. Tak wielu rnych ludzi...
Jego sowa zawisy w powietrzu.
- Nie ufasz Wasilijowi? Oleg usiad. Nie mia czasu na rozmowy, ale nie mg odej
bez sowa wyjanienia. Drczy go niepokj. By moe zrodzi si sam, by moe zasia go
Wasilij.
- Zawsze stwarza kopoty - westchn. - Zdyem si troch o niego rozpyta. Dobrze
jest zna swych ludzi, prawda?
Raija umiechna si sabo.
- Mwi troch za gono. Stawia niewygodne pytania. Za swoj krnbrno zosta
zwolniony z jednego ze statkw i wysadzony w porcie u wybrzea Finnmarku. Stao si to kilka
lat temu, ale o tym nie zapomniano. Potem jeszcze kilka razy po wielkiej awanturze rzuca
prac. Trafi nawet na czarn list. W okolicach Kem nikt go ju nie zatrudni...
Oleg znowu ciko westchn.
- To kto w rodzaju Stieki Razina? - spytaa Raija agodnie, niemal z czuoci.
Oleg odczu przez moment paniczny lk.
Miszy.
Chopczyk przesypia ju ca noc. Raija jednak tak przywyka do czuwania, e nadal
si budzia i leaa, czekajc, a malec otworzy oczy i zacznie paka.
I chocia czsto zymaa si, e musi wstawa do dziecka z ciepego ka na zimn
podog, teraz, kiedy nie musiaa tego robi, czego jej brakowao.
Dziwne jest ycie, dziwnie jest by czowiekiem.
Nie cakiem rozumiaa, co si dzieje, kiedy nagle w pmroku ujrzaa Wasilija. Usiad
na brzegu ka, jakby by u siebie.
Skd si tu wzi? Popyn przecie z Olegiem ku statkom.
- Nie jestem duchem - rzek w odpowiedzi na pytanie malujce si na jej twarzy. - Oleg
poprosi mnie, bym tu przyszed.
Raija nadal nie moga ochon ze zdumienia.
- Chciaem i do bratowej, u ktrej mieszkam. - Dugo przyglda si Raiji, chcc si
upewni, e rozumie, co mwi. - To znaczy do wdowy po moim bracie bliniaku, Waleriju.
Brat nie ma grobu, bo w mojej rodzinie mao kto zosta pochowany na cmentarzu, zbyt rzadko
bywamy na ldzie. Zwykle zamyka si nad nami morze. - Zamilk. - Oleg bardzo si o ciebie
obawia - wyjani wreszcie. Wyjrza przez okno ponad jej ramieniem. - Musia popyn dalej.
Gdyby zawrci, buntownicy mogliby go uzna za tchrza. Doszlimy do wniosku, e to on
powinien porozmawia z marynarzami, a nie ja.
- Dlaczego Oleg miaby si o mnie obawia? - zdumiaa si Raija.
- Moe ci grozi niebezpieczestwo ze strony ludzi rwnych ci pozycj, Bykowa wyjani z powag. - Nie wszystkim podoba si postpowanie Olega. Na razie jeszcze ma
woln rk, ale musia zapewni innych wacicieli statkw, e zabjca kapitana Raiji
zostanie ukarany. Dopki Oleg jako waciciel sam nie zoy doniesienia na sw zaog na
policj i do sdu, nie podejm adnych krokw, ale ju ostrz pazury.
- Czy i oni nie maj prawa si ba? - spytaa. Chciaa sprowokowa Wasilija, wydawa
si tak irytujco pewny siebie!
- Armatorzy s w lepszej sytuacji ni ci tam na morzu. Posiadaj duo wiksz wadz i
wiksze moliwoci. Istniej inne sposoby zabijania ni brutalne podernicie garda. Nie
jestem wcale pewien, czy bardziej ludzkie jest przyzwala, by ludzie yli w nieludzkich
warunkach...
- Nie nale do tej warstwy - rzeka Raija twardo.
- Jeste on waciciela statkw. - Wzruszy ramionami. - Masz co do jedzenia? spyta bez skrpowania.
5
Nasuchiwali odgosw dochodzcych z zewntrz. Pilnowali si nawzajem, cho
dzieliy ich drzwi i odlegoci wiksze ni te, ktre mona by zmierzy na stopy czy okcie.
Zza okien nie dotaro jednak do nich nic niepokojcego, nikt nie zatrzyma si za
drzwiami w zych zamiarach.
Ale strach uwi gniazdo nad framug.
Pewnie dzieci obudziy Wasilija. Trudno jednak zmusi niemowlta do milczenia, kiedy
pieluchy maj mokre, brzuszki puste i nie chc wicej spa.
Raija wstaa, by si nimi zaj.
Nie ze wzgldu na gocia.
Chocia byo jej go troch al, kiedy ukaza si z potarganymi wosami i oczami jak
dwie wskie szparki.
Nie odezwa si. Podszed prosto do okna i otworzy je, poniewa szyby zaparoway od
wewntrz, kiedy Raija rozpalia w piecu, i nic nie mg przez nie zobaczy.
- Nie wrcili - rzek krtko.
W jego sowach Raija wyczua strach. Nie widzia powodu, dla ktrego miaby go
ukrywa. To bardzo rnio go od innych mczyzn.
Kiedy obserwowa Raij z synkiem w ramionach, oczy przesonia mu mga niczym
dym z odlegego ogniska.
- Czy nigdy nie czujesz si winiem? - spyta nagle. - Skrpowana dziemi, domem...?
- Nie.
Gdzie w gbi duszy odczua niepokj, ale przecie codzienne obowizki nigdy jej nie
ciyy, nigdy nie tsknia, by od nich uciec. Wypeniajc je, czua si bezpieczna.
- Z kobietami jest pewnie inaczej - rzek.
Nadal j obserwowa. Podziwia jej pewno ruchw i wpraw. Zobaczy mio w jej
twarzy. Bezgraniczn szczero i poczucie wolnoci.
Nigdy nie zazna czego podobnego. To zupenie co innego ni mio do mczyzny
czy kobiety.
Zreszt nie mia czasu na myli o rodzinie, to luksus nie dla niego. By moe nigdy nie
bdzie go na to sta.
Istniao wiele innych spraw, ktrymi musia si zaj.
Niepokoi si, e Oleg jeszcze nie powrci. Mino wystarczajco duo czasu, by
dopyn do buntownikw i zawin z powrotem do portu.
Podniesienie rki na Olega oznaczaoby wyrok mierci dla wszystkich czonkw zaogi.
- Mogliby zbiec - zastanawiaa si Raija. - Na przykad do Norwegii...
- Ale nie mieliby po co wraca - odpar Wasilij. - Ucieczka porwanymi statkami nie
oznaczaaby moe wyroku mierci dla nich samych, ale na pewno dla ich rodzin. Zbuntowani
marynarze to nie dzikie bestie, Bykowa. S zdesperowani, ale nie s pozbawieni uczu. Kady z
nich ma kogo, kogo kocha, kogo, kto ich kocha. Dlatego wanie odwayli si walczy...
Zwrci si do Raiji po nazwisku. Dozna w tym momencie ukucia w sercu, ale bez
trudu zdoa ukry prawd przed wiatem dziennym. W nocy, pod oson mroku, pozwala
sobie na wiksz szczero. Wiedzia, e to wanie nocy powinien si obawia. Raija nazwaa
go uczciwym i chyba miaa racj. Tak jak i nie mylia si co do tego, e kryje si w nim kilka
osobowoci.
Teraz nie pamita, ktra z nich dominowaa u progu dorosego ycia. Czas, ktry
upyn od tamtej pory, wypenio wiele goryczy.
- By moe jest wiele spraw do omwienia? Wiele do przedyskutowania...
Raija budowaa mosty nadziei.
Wasilij natomiast postrzega rzeczywisto przez pryzmat goryczy, ktry odmienia
kolory, wyostrza kontury.
Nie wierzy, e Oleg wrci z odpowiedzi, jakiej si spodziewa. A czasu ubywao. Tu
na ldzie inni waciciele statkw take czekali na odpowied. Na odpowied okrelajc
warunki, ktre mogliby zaakceptowa, do ktrych sami moe by si nie dostosowali, ale ktre
moe nie odbiegayby zbytnio od ich wasnych zasad. Na odpowied, ktra nie niosaby dla
nich zagroenia.
Wasilij pragn, by marynarze wysuchali Olega.
Zaklina ich w duchu, by nie chcieli zmieni wszystkiego od razu.
By nie dali rzeczy niemoliwych.
Mogli przecie wiele straci.
On sam by tylko czowiekiem. Istniay pewne granice kompromisu, okrelajce, jak
daleko moe si posun, by zapewni choby poowiczne zwycistwo. Nie jest przecie
niemiertelny.
Nadal nie czu si bezpiecznie.
Musia liczy si z przegran. Obietnicom bogaczy nie ufa. Rwnie nie polega lepo
na Olegu. Wspwaciciel Raiji i Toni sam kiedy nosi pcienne marynarskie ubranie.
Wreszcie uwolni si od tego ycia i nie musia wraca do cuchncych, mrocznych i przepenionych kajut, pooonych tak nisko pod pokadem, e nie dociera tam nawet jeden promie
soca.
Olega nie kosztowao wiele obieca i cofn obietnice. Wasilij pomyla, e dobrze by
byo, gdyby popyn na Antoni razem z Olegiem i bra udzia w rozmowach. Wicej
mgby zyska dla marynarzy, bdc tam na miejscu.
Chocia sam pewnie skorzysta na tym, e pozosta na ldzie. Jeeli Oleg by uczciwy.
Ale Wasilij wola na to nie liczy, nie mg po prostu lepo zawierzy.
Grubo posmarowa chleb masem. Kwany ytni chleb nabiera innego smaku ze sonym
tustym masem. To prawdziwa rozkosz dla podniebienia.
Jedzc rozmyla o tym, e nie powinien pozwoli sobie na sabo i uton w ciemnych
oczach ony Jewgienija. ycie nigdy potem nie byoby ju takie samo.
Potrafi by dla siebie surowy.
W najwikszej tajemnicy bdzie nosi w piersi marzenie o kobiecie noszcej imi Raija.
Ale ona waciciela statku pozostanie dla niego pani Bykow.
Wasilij nie pragn bliskoci, nie chcia doznawa tego niebezpiecznego odczucia, kiedy
powietrze staje si cikie i gste. Nie pragn na to naraa gospodyni.
Bykowa...
Raija...
Wyszed z domu, nie wyjaniajc, dlaczego. Chyba si domylaa prawdy.
Ruszy do portu.
Sta si jego domem od czasu, kiedy by ju wystarczajco dorosy, by podj decyzj,
jak obra drog.
Nie tylko ten port, rwnie wiele innych. Na zewntrz moe si rniy, ale waciwie
byy cakiem podobne.
Tacy jak on znajdowali tu towarzystwo, ktre pewnie przeraao innych ludzi.
Ale kiedy nie ma si rodkw na inne ubranie ni szmaty, za ktre paci waciciel
statku, mona si wyda przeraajcym.
Teraz Wasilij nie by mile widziany w porcie.
Nie dzisiaj.
Takie samo powitanie spotkaoby go rwnie w innych portach, skoro nie udao mu si
nakoni Olega, by przywiz zwycistwo. Dla wszystkich: dla waciciela i dla tych tam na
morzu.
By moe i dla niego, Wasilija.
Wasilij lubi ludzi, lubi, kiedy wok niego rozbrzmiewa miech i ttnio ycie. Z
atwoci nawizywa rozmow, znajdowa przyjaci. Przeraaa go myl, e ludzie mogliby
go wita milczeniem.
A mogo si tak zdarzy. Mg zapisa si w ludzkiej pamici jako ten, ktry wszcz
bunt, lecz okaza si saby. Ktry wystawiony na prb okaza si czowiekiem bez charakteru.
Ktry przeszed na sub do Jurkowa, by ratowa wasn skr...
Usiad na skraju nabrzea. To tutaj zabra Raij dzi w nocy. Dla niego bya Raij, nie
Bykow, nie on waciciela statkw...
Dobrze, e to miejsce ley w ukryciu, dobrze, e nikt ich nie widzia - dla plotkarzy
mogoby to stanowi smakowity ksek.
Zdrajca i ona Jewgienija Bykow.
Tu naleao stpa ostronie. Wiele desek ju zbutwiao, a pod nimi kipiao bezdenne
morze. atwo mona wpa i uton...
Wasilij wpatrywa si w wod. Powiedzia wczoraj Raiji, e morze jej nie chce. Jeli
chodzio o niego samego, nie by tego taki pewien. Czasami wydawao mu si, jakby morze a
nazbyt gorliwie zamierzao go otoczy domi fal.
Niewielu marynarzy do niego zagadao. Wida nie uchodzio pozostawa z nim na
przyjacielskiej stopie.
Wasilij zrozumia, e plotki si rozeszy, e wikszo ludzi ju wie, kto roznieci iskr
buntu. Mieszkacw portu ogarna niepewno, nie wiedzieli, co sdzi. Widzieli Wasilija z
Olegiem, a przecie powinien znajdowa si na pokadzie Toni.
Wasilij mg wyczyta nieufno w oczach wielu osb, ktre nie zwalniay kroku,
przechodzc obok, raczej przyspieszay. Wydawao mu si, e t sam nieufno dostrzega w
spojrzeniach tych, ktrzy jakby go nie widzieli, ktrzy patrzyli obok, ponad nim...
Zdrajca - szeptali...
Rwnie i jego zaczy ogarnia wtpliwoci.
Moe rzeczywicie by zdrajc?
W miar jak tarcza soca staczaa si ku zachodowi, coraz bardziej si ba.
Oleg si spnia.
Wasilij nie by w stanie si cieszy, kiedy ujrza cie odzi. Zobaczy dwa maszty i
rozpozna frachtowiec. Zobaczy, jak wpywa do portu na penych aglach. Ale nie czu radoci.
Moe naprawd by zdrajc?
Ludzi zebranych w porcie ogarn niepokj. Widzieli to samo, co Wasilij.
Na skraju nabrzea wyrs las mczyzn. Stanli tak, by jak najlepiej widzie. Stanli
wyprostowani, pod wiatr, mruc oczy. Stanli na rozstawionych nogach, z wykrzywionymi
ustami i piciami schowanymi w kieszeniach spodni. Z goymi gowami lub czapkami
Nawet gdy tak staa z dzieckiem w ramionach, wygldaa, jakby chciaa rzuci si w wir
wydarze - bez zastanowienia, bez wzgldu na to, do czego by to mogo doprowadzi.
Lubi wyobraa sobie, e sam taki jest, chcia wierzy, e walczy dla sprawy, a nie po
to, by zagarn dla siebie co tylko si da.
Wasilij nie przejmowa si opini innych ludzi, ale sam czsto o sobie myla. Nie
zawsze pochlebnie.
Zobaczy, jak Oleg schodzi na ld. Jak mczyni rozstpuj si na boki, robi mu
miejsce. Jak pochylaj gowy.
Wasilij poczu, e si rumieni. Musia si odwrci, popatrze w stron ldu.
Wstydzi si za nich, wstydzi si za ich pokor. To na pracy tych marynarzy opiera si
cay transport wodny. Od ich rk, potu, ich plecw i siy ng zaleao funkcjonowanie odzi,
frachtowcw i statkw rybackich.
Bez pracy tych ludzi armatorzy nie nosiliby wysokich skrzanych butw, a ony
armatorw nie mieszkayby w piknych domach z oszklonymi oknami z firankami i nie
popijay herbaty ze srebrnych samowarw.
Ci ubodzy marynarze powinni dumnie podnie gowy, powinni patrze zwierzchnikom
prosto w oczy, zachowa sw godno.
Na nich opiera si kraj.
Wasilij nie mg przez cay czas trzyma si z tyu. Podnis gow, wyprostowa plecy
i popatrzy w twarze swych towarzyszy.
Przeszed midzy nimi. Zauway ze zdziwieniem, e i przed nim si rozstpili.
Przerazi si. W przypadku Olega to zrozumiae, ale jemu wczeniej nigdy nikt nie
schodzi z drogi. Nadal nie by nikim wicej ni zwykym marynarzem. Ba, moe nawet nie
mia ju pracy, nie zna si na przepisach. Kapitan wyrzuci go za burt, mwic, e nie ma ju
dla niego miejsca na Toni.
A waciciel statku zamierza uczyni go oficerem.
Wasilij nie mg pogodzi si z tym, e to przed nim otwiera si owa uliczka pord
tumu. Obraz ten przywid mu na myl przypowie z Biblii, kiedy morze rozstpio si przed
Mojeszem.
Zadra.
Poszed ladem Olega i poczu si nieco lepiej, kiedy go dogoni - atwiej byo przyj,
e to Olegowi, a nie jemu ludzie robi miejsce. Stara si jednak zachowa pewn odlego,
eby nie zarzucono mu, e pody za Jurkowem posusznie jak pies.
Przepeniao go mnstwo sprzecznych dozna.
Za nim poszli mczyni, ktrzy wrcili razem z Olegiem, ci, na ktrych jeszcze mg
polega i ktrym Wasilij rwnie nie mia powodu nie ufa.
Oleg nie odezwa si do ludzi zgromadzonych na nabrzeu. Nie mia dla nich adnych
nowych wiadomoci.
Poczeka, a drzwi do biura zostan starannie zamknite.
- Czy w domu wszystko dobrze? - spyta.
Wasilij przytakn. Nie wspomnia, e wyszed na duej. Nie przyszo mu na myl, e
Raiji mogoby si sta w tym czasie co zego...
Teraz poczu w piersi ukucie strachu. Nigdy by sobie nie darowa, gdyby co jej si
przytrafio...
Ale chyba nikomu nie wpadoby do gowy skrzywdzi j w biay dzie? Na oczach
wszystkich...
- A tam? - spyta.
- Na pokadzie doszo do nieporozumie - westchn Oleg. - Chyba si tego
spodziewae?
- Na Antonii? - spyta i zaraz skin gow, zanim Oleg zdy odpowiedzie. - Tak,
obawiaem si, e moe do tego doj.
- Kapitan traci wadz - mwi dalej Oleg. By zmczony, czu pulsowanie w skroniach.
Wszystko wydawao mu si koszmarem. Pragn jedynie obudzi si z niego i przekona, e
wszystko jest jak dawniej: e nikt nie zagarn jego dwch statkw, e kapitana Raiji nie
pozbawiono ycia, a kapitan Antonii nie straci dowdztwa w wyniku buntu zaogi, ktra
okazaa si bardziej zacieka, ni przypuszcza. - Czy mylisz, e zdoa utrzyma ludzi w ryzach
jeszcze dwa dni, zanim upynie ostateczny termin odpowiedzi?
- To zaley, kto wystpi przeciw kapitanowi - zastanawia si Wasilij.
Oleg przedstawi mu sytuacj na pokadzie. Wasilij opar si o drzwi i zaoy rce na
piersi.
- Bdzie ciko - powiedzia. - Tego si wanie obawiaem. Ten dra si tak atwo nie
podda. Nie ma nic do stracenia. Zostawi w domu jedynie star matk, o ktr zreszt wcale nie
dba. Myli tylko o lepszym, atwym yciu. Jest niebezpieczny. Nie chciaem, eby bra udzia w
przygotowaniach, ale kapitan sam go wybra...
Oleg ukry twarz w doniach.
Co za koszmar...
Pomyla, e powinien nadal najmowa si do pracy u innych, a nie marzy o wasnych
statkach. Teraz spotykaj go same kopoty. Nic, tylko kopoty.
6
- To absolutnie wykluczone, eby tam popyna! - wybuchn Oleg, nie patrzc na
Raij. - Powiedziaem im, e daj zbyt wiele, e Jewgienij nigdy by si na to nie zgodzi i e
nawet nie ma o czym mwi - doda zdenerwowany. - Poradziem im, eby sami zajli si
rannymi, bo tobie nie wolno si do tego miesza i nie masz z tym nic wsplnego...
Wasilij umiechn si ukradkiem, tak eby Oleg tego nie widzia. Ale Raija to
dostrzega. Odwrcia wzrok.
Marynarze uwaali, e to, co dzieje si na statku, dotyczy Raiji tak samo jak Olega i
Jewgienija, nie potrafili na to spojrze w inny sposb.
- Dlaczego pokadaj we mnie takie nadzieje? - zdziwia si Raija.
Pocztkowo Wasilij pomyla, e udaje, po chwili jednak uzmysowi sobie, e
naprawd nie rozumie.
- Nie pamitasz tego - mrukn Oleg. - Ale naprawd zrobia na nich due wraenie,
kiedy uratowaa Jewgienija od mierci. Wierz mi... - mwi to niemal z rozpacz. - Kiedy z
nimi teraz rozmawiaem, wysunli rne dania, ale przede wszystkim domagali si twojego
przybycia. Powtrzyli to kilka razy. Nie prosili o przysanie Raiji Bykowej, lecz kobiety w czarnej pelerynie, poniewa na statku s ciko ranni.
- Nie mam ju tej peleryny - zauwaya cicho Raija.
Tak jakby caa moc tkwia w kawaku tkaniny, tak jakby ona sama si nie liczya.
- Wybij to sobie z gowy - rzek Oleg.
- Oleg ma racj - popar go Wasilij. - Marynarze mog szykowa podstp. Tak
naprawd myl o zdobyciu zakadnika, kogo, kto jest wicej wart ni statki. Czuj, e
zaczynaj traci przewag.
- Czy to take przewidziae? - w sowach Raiji brzmiaa drwina.
- Nie - odpar szczerze rozczarowany tym, e w ogle moga tak pomyle, ale te nie
zaskoczony. Wszystkim udzielao si ogromne napicie. Rozumia, e Raiji take nie byo
atwo, mimo e staa nieco z boku. - Teraz inni objli przewodnictwo - doda. - Wierz mi, s o
wiele bardziej bezwzgldni ni ja.
- Moe mogabym pomc - nie poddawaa si Raija. - Ranni potrzebuj opieki,
niezalenie od tego, kim s.
- Nie! - zaprotestowa Wasilij z wiksz stanowczoci ni Oleg.
Raija popatrzya na niego z uwag.
- Mylaam, e to twoi przyjaciele - powiedziaa.
Oleg zorientowa si, do czego zmierzaa. Zda sobie spraw, e sta si winiem
wasnych sw, lecz nic nie mg na to poradzi. Zna desperacj marynarzy, Raija natomiast
nie. Wiedzia, e wykorzystaj wszelkie moliwe rodki. Zyma si na sam myl, e Raija
mogaby sta si zakadnikiem w ich rku.
- To zwykli ludzie, ktrzy zostali przyparci do muru - rzek z naciskiem. - S
zdesperowani. Robi to, na co nigdy w innych okolicznociach by si nie odwayli. Obawiam
si, e wejcie na pokad moe si okaza dla ciebie niebezpieczne. Myl, e s wrd
buntownikw tacy, ktrzy bez wahania by ci zabili, gdyby to pomogo ich sprawie. Czy to dla
ciebie do jasne?
- Przesadzasz - odpara Raija.
Bya tak piekielnie uparta!
Wasilij zdawa sobie spraw, e niewiele mg przeciwstawi takiej kobiecie jak Raija.
Ale sdzi, e Oleg ma na ni wikszy wpyw, e uda mu si j przekona...
- Jest jeszcze co, o czym nam nie powiedziae, Oleg - dodaa nieoczekiwanie Raija.
Oleg a podskoczy.
Jego policzki zmieniy barw niczym u dziewczyny, ktra otrzymaa pierwsz
nieprzyzwoit propozycj.
Wasilij nie rozumia, co si dzieje, uwaa, e sowa Olega brzmiay absolutnie
wiarygodnie.
- Nie popyniesz tam i ju. Nie ma mowy, Raija - Raisa - upiera si Oleg. Zwracajc si
do Raiji, uy pieszczotliwego podwjnego imienia, ktrego zwykle uywaa Antonia. Da w
ten sposb do zrozumienia, jak bardzo ceni Raij i jak bardzo jest mu droga. Pod adnym
warunkiem nie zamierza ryzykowa jej ycia. - Nie pozwol ci na to, moja kochana. Poza tym
cz zaogi nadal sucha moich rozkazw, nikt nie pomoe ci si tam dosta.
- Co takiego przed nami ukrye? - spyta Wasilij.
- Jeeli Raija dotrze do zbuntowanych marynarzy, dadz nam jeszcze trzy dni - odpar
Oleg.
Wasilij wcign gboko powietrze i wypuci je przez nos. Ogarna go taka zo, e
a zazgrzyta zbami. Wiedzia, kto si za tym kryje.
- Nie mamy czasu do stracenia - uzna Oleg. Udao mu si przybra lekki ton, lecz mimo
to nie zdoa ukry, e si boi.
Wasilij pomyla, e gdyby on mia decydowa, znalazby rozwizanie: albo
zaprowadziby na statku porzdek nawet za cen rozlewu krwi, albo te pozwoliby Raiji dosta
si na pokad Antonii i udzi nadziej, e trzy dodatkowe dni uatwi zawarcie porozumienia.
- Gotw jest postpi wobec ciebie tak samo, jeeli mu si spodoba. Wierz mi, zrobi to
bez wahania...
Raija gboko wcigna powietrze. Podesza do Wasilija i chwycia go za rce.
Wprawia go w takie zakopotanie, e nie zdoby si nawet na to, by je cofn.
- Prosz ci! - Jej gos by mikki jak jedwab, oczy jak ciemny aksamit. Mocno trzymaa
go za rce. Bya silna. - Prosz ci, Wasilij! Mwisz, e go znasz, i z pewnoci tak jest, ale
wiesz take, czym ten bunt moe si skoczy. Czas, ktry marynarze dali Olegowi, wkrtce
dobiegnie kresu. Trzy dodatkowe dni mog wszystko zmieni, mog umoliwi znalezienie
jakiego rozwizania...
Wasilij nie liczy na to, ale dostrzeg pewn niewielk szans.
- Naraasz wasne ycie - rzek. Jego gos brzmia dziwnie obco i grubo, ale Raija chyba
tego nie zauwaya.
- Moje ycie jest niczym w porwnaniu z yciem tych wszystkich, ktrzy mog umrze
z upywu krwi - odpara.
W ustach innej kobiety te sowa zabrzmiayby faszywie.
Wasilij umiaby si do ez, gdyby wypowiedziaa je ona innego armatora.
By jednak przekonany, e Raija mwi szczerze.
Jeli zdecyduje si tam popyn, gotw by jej broni z naraeniem wasnego ycia.
Ale nie mg tego uczyni. Nie mg wej na statek.
- Zostaniesz tam sama - rzek. - Zupenie sama. Na nikogo nie bdziesz moga liczy.
- Wiem o tym. Cofn rce.
- Jeste bardzo odwana - rzek niechtnie. Musia usi. Omal nie przecigna go na
swoj stron. Nienawidzi siebie za t sabo. To tak, jakby chcia zoy Raij w ofierze.
Myla jednak podobnie jak ona i rozumia j. Raija naprawd uwaaa, e jej ycie jest
niewiele warte wobec ycia tych kobiet, ktre zostay na ldzie, ycia ich dzieci i mczyzn na
obu statkach. ycia tych mczyzn w pciennych koszulach, szerokich, niezgrabnych
spodniach i chodakach. Nikt nie wiedzia, jak zimne byy te buty! Trzeba je woy na bose
stopy w grudniu, eby si o tym przekona. Na szczcie Morze Biae w zimie zamarzao i nikt
nie musia eglowa do ponw na pnocy.
- Zamierzaem wyruszy z Olegiem na statki - rzek, jakby chcia w jaki sposb
unikn zaproponowanego przez Raij rozwizania. Albo je odroczy. - Chciaem podj
ostatni prb i porozmawia z zaogami.
- Nikt nie bdzie ci sucha - odpara Raija. Tak jakby ju wiedziaa, co powiedz
marynarze. Nie trzeba by jasnowidzem, eby to odgadn. - Niech Oleg sam popynie. A
potem znajdziemy jak d aglow i mnie tam zawieziesz. Mniejsz i lejsz odzi
pokonamy t odlego w krtszym czasie.
- Ju nie boisz si wody? - spyta, nieznacznie si umiechajc.
Udaa, e nie syszy.
- Nie ma innej moliwoci - powiedziaa.
- A co z dziemi?
- ona jednego z chopcw stajennych obiecaa zaj si maluchami - odpara.
A wic zdya ju to zaatwi. Mylaa bardzo trzewo, wszystko przewidziaa.
- Ciekawe, z jakimi wieciami wrci Oleg...
- Nie mam wyboru - rzek Oleg. - Popyn i powtrz marynarzom to samo, co ju
mwiem. Po prostu nie mog obieca nic wicej. Nie mog skreli dugu. Nie mog skada
obietnic bez pokrycia.
- Mgbym sprbowa si z nimi dogada - zaproponowa Wasilij.
Mia nik nadziej, e Oleg si zgodzi. Usysza, jak Raija wstrzymaa oddech.
Pomyla, e pewnie uzna to za zdrad, ale machn na to rk.
- Tym bardziej nie bdziesz mg niczego obieca w imieniu innych armatorw odpowiedzia Oleg. - Rozemiej ci si w twarz. Wiedz, e na nic nie masz wpywu.
- Powicisz statki? - spyta Wasilij z niedowierzaniem. - Jeeli nie bd chcieli
rozmawia... - westchn Oleg - to jaki mam wybr? Jeeli zaogi nie odstpi od swych da,
strac wszystko. Wydaje mi si, e to jaki koszmarny sen, z ktrego wkrtce si obudz. Ale to
wkrtce chyba nigdy nie nadejdzie... - Rozemia si gorzko. - Nawet nie masz pojcia, co
rozptae, Wasilij. Bdzie co opowiada wnukom, jeeli poyjesz wystarczajco dugo.
- Ludzie biedni, jak ja, zwykle umieraj, zanim zostan dziadkami - odpar Wasilij.
Nietrudno byo zrozumie jego rozgoryczenie. W znacznym stopniu ponosi win za
wybuch buntu. To on podburzy marynarzy. Ale nie zamierza bra odpowiedzialnoci za to, e
wypadki potoczyy si inaczej, ni planowa.
Win za to ponosi kto inny.
Wasilij chcia jak najlepiej.
Nadal mia jak najlepsze intencje.
- Dobrze, py do nich - zwrci si po chwili do Olega, wzruszajc ramionami. Czu, e
ogarnia go zo. - Powiedz im, e maj woln rk. Powiedz im, e dajesz im statki, e dajesz
im Raij i Antoni. Ze mog popyn ku wybrzeom Norwegii, sprzeda mk i zada
gotwki albo wymieni j na ryby, na ktre zapewne uda im si znale kupcw w drodze
powrotnej nad Morze Biae. Poniewa tutaj nikt nawet nie tknie tego, z czym wrc. Tutaj
zostan aresztowani, kady z nich, gdy tylko postawi stop na ldzie. Niezalenie od tego, czy
to bdzie jutro, czy po rejsie do Finnmarku. Moe zrozumiej, jeeli im do jasno
wytumaczysz. Wyjanij im, jaka przyszo czeka ich ony i dzieci, kiedy na zim zostan
wyrzucone z domw. Postaraj si krzycze goniej ni Walentin, ktry teraz nimi dowodzi, na
pewno ci wysuchaj. By moe kilku przejdzie na twoj stron, moe kogo jeszcze wyrzuc
za burt, by moe na pokadzie nie zostanie ju wielu.
- Zamierzae im to wszystko powiedzie?
Wasilij wzruszy ramionami.
Oleg niestety nie pojmowa, do jakich rodkw naley si ucieka. Natomiast Raija
dobrze zdawaa sobie spraw, e w sporach takich jak ten trzeba posuy si podstpem.
- Masz racj, e by mnie wymiali - odpar Wasilij. - Wcale si nie pal do takiej
rozmowy. Poczekam, a ty im to powiesz. Na wszelki wypadek powtrz, eby zapamita.
Myl, e to podziaa. Zreszt moesz uy argumentw, jakich tylko chcesz. To ty jeste
wacicielem statkw, a nie ja. Nawet nie zamierzam zosta kapitanem. Ju nie. To by pikny
sen, dopki pozwolie mi ni. Ju prawie si zdecydowaem przyj twoj propozycj, ju
zaczem si cieszy. Moesz chopakom powiedzie i o tym, co straciem... Z tego take bd
si mia.
- Nie zapominaj, kto to wszystko zaplanowa! Wasilij dugo przyglda si Olegowi.
- Nigdy mi si nie uda wyrzuci tego z pamici. Sprawy zaszy za daleko. Nikt zreszt
nie pozwoli mi zapomnie.
Oleg nic nie odpowiedzia. Mgby obieca, e nie zamierza odda Wasilija w rce
wadz, ale nie uczyni tego.
Wasilij spojrza na Raij. Skin lekko gow, widzc jej pytajce spojrzenie. Zapewni
j, e to tylko gra. Podobnie jak Raija by przekonany, e musi istnie jakie wyjcie. Tak jak
ona nie chcia, eby polao si wicej krwi.
Na swj sposb oboje martwili si o tych samych ludzi. Cho Raija nie bya on
prostego marynarza, nie staa te po drugiej stronie.
Byo w niej co takiego, co kazao Wasilijowi wierzy, e sama zaznaa i godu, i
cierpienia. Oleg twierdzi, e stracia pami. By moe to dla niej dobrze.
- Wyjd do portu popatrze, jak odpywasz - rzek Wasilij. Mia nadziej, e Raija
domyli si, e i ona powinna za nim pody. - Ubierz si ciepo - rzuci w powietrze. - Na
morzu w nocy jest bardzo zimno.
- Zapominasz, e wiksz cz ycia spdziem na wodzie - odpar Oleg sucho. - To
nie pierwsza moja wyprawa, nie jestem przecie szczurem ldowym. Morze to mj ywio... -
Zamilk, a po chwili doda: - Przykro mi, Wasilij, przykro mi z powodu tego, co si dzieje.
Bardziej ni tobie. Myl, e mam prawo tak powiedzie. Ale to nie ja wznieciem bunt. Nawet
nie wiesz, jak bardzo pragnbym cofn bieg wydarze, ale to nie ley w mojej mocy. Ja take
wiele trac.
- To prawda, dla ciebie te nie bdzie tu zajcia - przyzna Wasilij, umiechajc si
krzywo. W tym umiechu nie byo radoci. - Ale kraj jest duy - doda. Co przecie musia
powiedzie. - A moe mimo wszystko uda si jako zaegna niebezpieczestwo?
Nie uzyska odpowiedzi. Zreszt wcale si jej nie spodziewa. Myla o tym, e musi jak
najszybciej dosta si na nabrzee i zdoby jak d. Szybk, niedu aglwk.
Bykowa jest niesamowit kobiet!
Wasilij pokada w niej ostatni nadziej. Jeli si nie uda, on moe ju nie wraca do
Archangielska. Nikt inny poza Dagnij nie bdzie za nim tskni. Minie te troch czasu, zanim
bratowa si zorientuje, e odszed na zawsze, bo nigdy nie zostawa dugo w domu.
7
Raija nie marnowaa czasu. Ledwie nieduy frachtowiec Olega rozwin agle, a ona ju
pojawia si w porcie.
Wasilij uzna, e to godne podziwu.
- Czy na pewno wytrzyma? - spytaa, stojc na stopniu nabrzea. Wasilij dosysza w jej
gosie niedowierzanie. Domyli si, e Raija si boi, chocia robia co moga, eby tego po
sobie nie pokaza.
- Miejmy nadziej - drani si z ni Wasilij, wyskakujc na brzeg. Jego pomocnik sta
milczcy na pokadzie. - Rybacy wypywaj w tych odziach na poowy - uspokoi Raij. Dalej ni my si dzi wybieramy. Od tych odzi zaley ich ycie.
- Wyglda, jakby zostaa zszyta z kawakw - zauwaya Raija.
Spostrzeenie okazao si cakiem trafne - przy budowie maych rosyjskich odzi nie
uywano zbyt wielu gwodzi, ale mimo to byy bardzo trwae.
- Obiecuj ci, e dopyniemy - zapewni Wasilij. Raija nie pytaa, czy d wytrzyma
rwnie powrotn drog, poniewa nie wiedziaa, czy wrci.
- Czy kobieta, ktra zaja si dziemi, wie, dokd si wybierasz?
Raija skina gow.
- Jak zareagowaa?
- Uwaa, e susznie robi - odpara Raija. - Mimo to prosia, ebym zostaa.
- Chyba tylko druga kobieta jest w stanie ci poj - mrukn Wasilij pod nosem.
- Jest on, matk, siostr. Rozumie, e tu chodzi o ludzkie ycie, a ludzkie ycie jest
wite - rzeka Raija z przekonaniem.
- Gdyby kobiety mogy by kapanami, doskonale by si nadawaa - stwierdzi Wasilij
z krzywym umiechem.
Wycign ku niej niezupenie czyst do. Nie chwyci jej za rk, czeka, a sama si
przytrzyma.
- Jeste gotowa? - spyta.
Raija napotkaa spojrzenie oczu, ktre barw przypominay morze. cisna palce
Wasilija. Wiedziaa, e przy nim jest bezpieczna.
- Nie patrz w wod, kiedy bdziesz wchodzia na pokad - ostrzeg. - I nie wpadaj w
panik, eby nie rozkoysa odzi. To nie ciki statek, moja mia, ta aglwka zachowuje si na
falach raczej jak skorupka jajka.
- Masz niezwyky dar uspokajania - rzucia sucho, lecz zamkna oczy i zdaa si na
Wasilija. Pozwolia, by pomg jej wsi do tej skorupki, o ktr si postara. Daa si
prowadzi niczym lepiec.
Przeraona poczua, e nagle cay wiat si przekrzywia. Szeroko otworzya oczy.
Przestaa panowa nad sob. Zachwiaa si, zrobio jej si sabo. Zatoczya si i odruchowo
wczepia palce w kurtk Wasilija. Poczua ciao pod grubym, wenianym materiaem.
Wasilij obj j na moment. Usyszaa jego przyspieszony oddech.
Po chwili zdecydowanie odsun j od siebie, jakby wola zachowa bezpieczn
odlego.
- Spokojnie - powiedzia cicho. - Nie tra gowy! Musisz usi...
Usuchaa. Byo jej niedobrze. Miaa ochot zwymiotowa, ale na szczcie przez cay
dzie ze zdenerwowania prawie nic nie jada.
Kiedy usiada, poczua si troch lepiej. Zadraa z zimna, cho ubraa si ciepo odgada intencje Wasilija, zrozumiaa, e kiedy si egna z Olegiem, mwi do niej.
By moe powinna bya woy spodnie, ubra si jak mczyzna, ale co j przed tym
powstrzymao.
Szczelniej otulia si podszyt futrem, czarn peleryn, caa si w niej ukrya. Poyczya
j od Toni, bo nie miaa ju swojej, tej, ktr pamitali marynarze z Sankt Nikoaja. Jej
wasna peleryna bya tak zniszczona, e nie chronia ju przed chodem. W dodatku rozdara si
i Raija uznaa, e nie ma sensu jej ata. Kupia sobie niebieski paszcz.
Jednak zapamitano j w czarnej pelerynie. Sama nie potrafia przywoa w pamici
adnych obrazw z tamtego czasu. To, co si wydarzyo na pokadzie Sankt Nikoaja,
brzmiao jak bajka.
By moe teraz, kiedy znowu znajdzie si na statku w roli miosiernego Samarytanina,
co sobie przypomni?
Nie wiedziaa, czy bdzie w stanie pomc, ale musi przynajmniej sprbowa.
Marynarze pokadali w niej nadziej, prosili, by przypyna.
Widziaa, jak Wasilij odwiza cum, jak wiosuje, by odbi troch od nabrzea.
Dopiero w pewnej odlegoci od brzegu mogli rozwin agiel. Raija miaa nadziej, e wiatr
jest wystarczajco silny i e szybko znajd si u celu. Nie wiedziaa, co j tam czeka, ale
pragna ju by na miejscu.
- Kto to jest? - spytaa Wasilija, kiedy przekaza wiosa swemu pomocnikowi i podszed
do niej, trzymajc w rku czerpak.
- Mona na nim polega - odpar, siadajc w kucki. Przesun domi po pokadzie. Z
zadowoleniem stwierdzi, e d nie nabiera zbyt szybko wody. Czerpak na razie nie bdzie
potrzebny.
Jeszcze nie.
- To jeden z tych, ktrzy znaleli si na czarnej licie. Obiecaem mu zapat.
Raija skina gow.
- Jewgienij doda te jaki grosz od siebie - zapewnia, jakby przewidziaa wszystkie
ewentualnoci.
Wasilij usiad obok.
- Spotkasz si na Antonii z Walentinem - rzek. - Chciabym ci na to przygotowa.
- Czy to on zamierza przej dowodzenie na statku?
Wasilij skin ponuro. Jego twarz pociemniaa, spuci wzrok. Przez chwil zastanawia
si, w jaki sposb opisa tego mczyzn, ktrego uwaa za najniebezpieczniejszego spord
zbuntowanych marynarzy.
- Uwaam, e Walentinowi na pewno uda si odebra kapitanowi wadz, poniewa jest
urodzonym przywdc, a przy tym posiada niezwyky dar przekonywania. Ale jest take
jednym z najbardziej bezwzgldnych ludzi, jakich znam, a wierz mi, spotkaem ju bardzo wielu. - Wasilij wcign powietrze. - Jako pierwszy przywita ci na pokadzie, mog ci o tym
zapewni. I jest chyba jedynym spord zaogi, przed ktrym musisz si mie na bacznoci.
Ktrego naprawd musisz si obawia, poniewa ten czowiek jest nieobliczalny...
- Znasz go dobrze? - spytaa Raija. Wasilij zamilk.
- Znam go od dziecka - rzek i spojrza jej w oczy. - Walentin jest moim stryjecznym
bratem. Czsto bywalimy u siebie domu. ycie i jego nie rozpieszczao. Bieda sprawia, e
staem si zgorzkniay, ale nie straciem do reszty czowieczestwa. Walentin natomiast wcale
nie przejmuje si innymi. Moesz mi wierzy lub nie, ale to czowiek bez serca.
- Mylisz, e go rozpoznam? Wasilij skin gow.
- Niezalenie od tego, czy przej dowdztwo na pokadzie, czy nie, bdzie si
wyrnia spord pozostaych. Jest do mnie bardzo podobny. Ma tylko nieco janiejsze wosy i
troch wicej lat.
Wasilij umiechn si smutno, przywoujc odlege wspomnienie.
- Ludzie nie wierzyli wasnym oczom, kiedy widzieli mnie i Walerija razem jako dzieci.
Ale kiedy obok pojawia si jeszcze Walentin, wielu sdzio, e wypio zbyt duo...
Wcign powietrze. Patrzy przez chwil na Raij. Wystraszya si tego, co odczytaa w
jego twarzy, jednak nie umkna wzrokiem.
- Gdyby istniao jakie inne rozwizanie - rzek ciko Wasilij - wybrabym je bez
wahania. Pamitaj o tym. Gdyby istniaa inna moliwo, nigdy, przenigdy nie popynbym z
tob, nawet gdyby bagaa mnie na kolanach. Jednak sdz, e w ten sposb uda si nam co
osign. Musz wierzy, e Walentin ci nie skrzywdzi.
Raija zamrugaa. Zapieky j oczy. Trzsa si z zimna - wiatr przenika przez wszystkie
warstwy ubrania, nie pyta o pozwolenie.
- Bdzie si przechwala, e zabi - mwi dalej Wasilij, nie spuszczajc z Raiji wzroku.
Zaciska donie na rczce czerpaka, jakby mia zamiar j zama. - I wcale nie dlatego, eby
udawa miaka. Naprawd popeni morderstwo. Zdoa jednak unikn kary, poniewa
niczego mu nie udowodniono. Walentin jest wyjtkowo brutalny, gdy sobie wypije, ale i bez
tego potrafi uderzy. Kiedy bije, jego oczy staj si niebezpiecznie zimne. Ogarnia go gniew,
ale wie, co robi, nie traci panowania nad sob. Chepi si swoj si. Nie prosi o wybaczenie,
kiedy uderzy, poniewa nigdy nie uwaa, e zrobi co zego...
- Co za miy czowiek - mrukna Raija. Nie chciaa, by sowa Wasilija napeniy j
lkiem i odwiody od podjtej decyzji, jednak ogarn j strach. Zadraa na sam myl o
Walentinie.
- To te - rzek smutno Wasilij, jakby nie dosysza drwiny w jej gosie i nie zrozumia
ponurego artu. Jego wzrok rzadko bywa rwnie powany. - Walentin potrafi rwnie by
uroczym czowiekiem. Bywa tak uroczy, e gdyby chcia, zdoaby oszuka samego witego
Piotra i przekona, by ten wpuci go do nieba. Jednak tu pod warstw wdziku, ktry byszczy
i olepia, tkwi zo. Walentin sam decyduje o tym, kiedy wydoby je na wiato dzienne. Zawsze
siga po nie wiadomie.
- Nikt nie jest a tak zy - zauwaya Raija.
- Walentin jest - odpar Wasilij. - Jeli przyj, e zo jest czarne, a dobro biae, to
wikszo z nas jest szara. Nigdy nie spotkaem nikogo, kto byby czysty jak lilia, nawet
jednego krysztaowego czowieka, nikt nie jest tak dobry. Ludzie s przewanie tacy jak ja: bardziej lub mniej szarzy. Rwnie pani nie jest nieskazitelnie biaa, pani Bykowa. Ma pani jeden
z janiejszych odcieni szaroci, jednak nie jest pani jak wiey nieg... Ale znam czowieka,
ktry jest zy jak sam diabe. Raija musiaa si umiechn.
- To zapewne on?
- Walentin - przyzna Wasilij ponuro. - Mam nadziej, e nie bdziesz go prowokowa.
- Zamilk na dugo, zanim doda: - Obawiam si, e potraktuje twoj obecno jak wyzwanie.
- Mam n ukryty pod spdnic - wyznaa Raija. - Nie zawaham si go uy.
- Nie jestem wcale pewien, czy zdysz - ostrzeg Wasilij.
- Czyby sdzi, e Walentin bdzie chcia mnie zgwaci?
Wasilij odwrci si. Raija nie moga zobaczy, jak z bezsilnoci mocno zacisn palce
buntownikw i wyruszy zupenie bez zabezpieczenia. Jednak Oleg nigdy pierwszy nie uyby
siy. Nie jest taki. Waciwie bardzo rni si od innych armatorw. Bardziej mi przypomina
zwykego marynarza.
Raija pomylaa, e Wasilij dobrze zna Olega.
Nie odezwaa si wicej, dopki nie zbliyli si do statkw. Teraz mogli zobaczy
wszystkie trzy.
Wasilij wmanewrowa midzy frachtowiec a Antoni. Statek wznosi si obok niczym
skaa wystajca z morza. Przestrze dzielca go od ich skorupki wydawaa si nieskoczona.
Raija wiedziaa, e musi j pokona.
Zauwaono ich. Na Antonii wzdu burty zgromadzili si mczyni.
Raija pochylia gow i splota donie. Modlia si w duchu, jednak sama nie bya
pewna, do kogo kieruje swe proby.
- Moesz pomodli si do witego Mikoaja, by mia ci w swej opiece - rzek Wasilij.
W jego sowach mona by si doszuka odrobiny czuoci, jednak Raija tego nie zauwaya,
ledwie dosyszaa, co powiedzia.
- Do diaba, kobieto! Nie wolno ci si do tego miesza!
Raija spojrzaa w gr.
Zobaczya twarz Olega - jasn plam pod ciemnymi wosami. Nie potrafia rozrni
poszczeglnych rysw, poniewa fale rzucay jej dk mocniej ni duo ciszym
frachtowcem, ktry koysa si w zupenie innym rytmie.
- To, co chcesz zrobi, to samobjstwo! - wrzeszcza Oleg. Raija bez trudu si
zorientowaa, e jest wcieky. On rwnie na pewno si ba. Miaa nadziej, e nikt poza ni
tego nie spostrzeg.
- Co my tu mamy? - rozleg si duo bliej jaki inny gos, dochodzcy ze statku. Waciciel powiadomi nas, e nie mamy co liczy na pomoc dla naszych rannych ani na
jakikolwiek inny przejaw litoci. Czyby si myli?
- Raija! Prdzej ci zastrzel, ni pozwol ci wej na pokad! - krzykn Oleg.
Raija wstaa. Omal nie upada, lecz na szczcie Wasilij by obok i j podtrzyma. Nad
nimi rozleg si miech. Raiji zrobio si niedobrze.
- Pomylilimy si co do Wasilija! - zawoa ktry z marynarzy. - Przywiz nam
zakadnika pierwszej klasy! Wasilij, chod do nas! Bierz ze sob kobiet i wa na pokad!
Zrzucili sznurow drabink.
Raija usyszaa, jak drabinka uderza o burt statku, zobaczya, jak jej koniec zanurza si
w wodzie, jak fale koysz ni tam i z powrotem.
Mimo e na pokadzie byo kilku marynarzy z Sankt Nikoaja, nie moga si spodziewa, e
zechc stan w jej obronie.
Bdzie zdana tylko na siebie.
Ale czua si dziwnie silna, pokrzepiona wiadomoci, e uratowaa ycie Jewgienija.
Do tej pory zawsze troch w to powtpiewaa. Teraz wreszcie przypomniaa sobie tamte
wydarzenia i stay si jej wasnym wspomnieniem.
Zdaa sobie spraw, e posiada co niezwykego, jak przedziwn si, ktra i teraz si
ujawnia.
Zamierzaa wzi udzia w tej niebezpiecznej grze.
- Musz i sama - zdecydowaa. Wasilij przytrzymywa j, pki si nie upewni, e
mocno chwycia drabink.
Raija zamkna oczy. Syszaa pod sob morze. Zacza si wspina.
Kiedy dotkna brzegu burty, zapay j czyje silne rce. Podniosa wzrok i zajrzaa w
twarz tak bardzo przypominajc twarz Wasilija, e przeszy j dreszcz.
- Witamy na pokadzie, Bykowa - rozleg si ju jej znany mikki gos. - Jestem
Walentin. Ja tu rzdz.
8
- No to kupia im trzy dni - rzek, mruc niebieskozielone oczy.
Brwi mia troch ciemniejsze ni czupryn, podobnie jak Wasilij. Troch dusze wosy,
moe odrobin janiejsze. Bardziej ostre i wyraziste rysy. Bruzdy na twarzy wyraniej
zaznaczone, cho nie mg by wiele starszy od swego kuzyna.
- Dlaczego? - spyta.
Zaprowadzi Raij do kapitaskiej kajuty. Z najwiksz oczywistoci zasiad na krzele
dowdcy. Cay czas towarzyszyo mu dwch ludzi.
- Macie rannych na pokadzie - odpara. - Chciaabym do nich zajrze.
Walentin rozemia si.
Inaczej ni Wasilij. Ten miech napenia przeraeniem.
- Nic ze sob nie zabraa - rzek z niedowierzaniem. Odchyli si do tyu na krzele i
mierzy j wzrokiem.
Stara si, by to zauwaya. Chcia, by poczua si nieswojo, chcia zademonstrowa, kto
tu ma wadz.
Tego akurat nie musia jej tumaczy. Od razu te dostrzega, e posiadanie wadzy
wprost go upaja.
Lubi, gdy innych przenika dreszcz strachu, kiedy do nich mwi, kiedy przeszywa ich
surowym wzrokiem.
Tak dziao si i teraz. Raija nie czua si zbyt pewnie, nie chciaa jednak tego po sobie
pokaza. Poza tym odkrya w sobie si, o ktrej dotd nie wiedziaa.
Przez moment pomylaa o swoich niezwykych podrach w marzeniach. Tak wanie
je nazywaa od czasu, kiedy Toni po raz pierwszy okrelia te dziwne stany mianem podry.
Wydaway si przez to mniej niebezpieczne.
Wtedy te posiadaa t si.
Wyprawy byy moe bardziej rzeczywiste, ni by chciaa. Moe te co po sobie
pozostawiy na takie chwile jak ta.
- Dlaczeg to ona Bykowa zaszczyca nas sw wizyt? - powtrzy Walentin. Wybacz, ale wprost nie mog uwierzy, e robisz to z troski o moich ludzi, o zaog statku.
Dlaczego przypyna z moim kuzynem? Co ci z nim czy? Czy jest twoim kochankiem?
Wskie oczy zwziy si jeszcze bardziej.
- By jedynym, ktry zgodzi si mnie tu przywie - odpara Raija oburzona. - Nie
potrafi dobrze pywa.
- Masz city jzyk. - Walentin potar rk brod. Raija zauwaya, e jego palce i donie
s szczuplejsze ni Wasilija. - Co dziki temu zyskasz, Bykowa?
Mwi ze miechem i drwin w gosie, z budzcym lk zadowoleniem na twarzy.
Poniewa bya niczym ptak w klatce, poniewa mia j w swej wadzy.
- Na ldzie zostay kobiety - rzeka podnoszc gow. Nie baa si patrze Walentinowi
w oczy, nie sdzia, by co jej zagraao. Przynajmniej nie przed upywem trzech dni. Zacznie
si ba, jeeli po tym czasie Oleg nie wrci z wiadomociami, ktre zadowol tego czowieka.
Ale na razie bya pewna, e jej ycie jest bezpieczne. - Dzieci. Jeeli wam si nie uda, zapac
za to kobiety i dzieci. Pomylae o tym?
Nie odpowiedzia. Tylko si umiechn. Wygldao, jakby sytuacja naprawd go
bawia.
- Moe wanie o nich myl. Raija nie odezwaa si wicej, nie zamierzaa si wysila,
by go przekona. Nic nie szkodzi, e patrzy na ni z niedowierzaniem, niech nawet podejrzewa,
e co knuje.
- Twoja troska o nieco gorzej sytuowanych jest wzruszajca, Bykowa.
Nie pyta o nic wicej. Po prostu wsta, rwnie lekko i zwinnie jak Wasilij. Nietrudno
byo dopatrzy si podobiestw midzy kuzynami.
Niewiele brakowao, a daaby mu si zwie. Raija dzikowaa w duchu Wasilijowi, e
j ostrzeg. Walentin by tak bardzo podobny do Wasilija, e z atwoci przypisaaby mu te
same cechy charakteru.
To mogoby okaza si grone.
- Chciaa zajrze do naszych rannych - odezwa si. Raija wyczua powtpiewanie w
gosie Walentina, ale brzmiao w nim take wyzwanie.
- Prosz bardzo. Mam nadziej, e na co si przydasz i e naprawd czego dokonasz.
Kr o tobie rne pogoski. Jeli wierzy tym, ktrzy pynli wtedy na Sankt Nikoaju i
zapamitali ci niemal jako Matk Bosk. Mam nadziej by wiadkiem jakiego cudu. Moe
dziki temu stan si pobonym czowiekiem?
Rozemia si.
Raija posza za nim wzdu burty. Syszaa za sob kroki dwch ludzi Walentina.
Dotarli na dolny pokad statku. Walentin podkrci lampy, eby moga lepiej widzie.
Raija zadraa.
- Nie znalaze innego miejsca do uoenia rannych? - spytaa, nie mogc ukry
oburzenia.
Wzruszy ramionami. W najmniejszym stopniu nie przejmowa si opini Raiji.
- Oni nie mog tutaj zosta! - rzucia, nie patrzc na Walentina. Powiedziaa to w
przypywie rozpaczy i nie chciaa, by potraktowa jej sowa jak rozkaz. Wiedziaa, e nigdy nie
pozwoliby na to, by rozkazywaa mu kobieta. A w kadym razie nie ona waciciela statku. Ci ludzie tutaj umr!
- Stan si mczennikami, ktrzy oddali swe ycie za kolegw - odpowiedzia tonem tak
zimnym, e zadraa.
Spojrzaa na Walentina. Spokojnie wytrzyma jej wzrok, sta nieporuszony z rkami
skrzyowanymi na piersi. Sprawia wraenie cakowicie obojtnego i nie poczuwajcego si do
adnej odpowiedzialnoci za rannych lecych na mokrej pododze...
Raija zrozumiaa to w jednej chwili.
Zamordowano kapitana Raiji...
Bg jeden wie, jaki los spotka kapitana Antonii.
Walentin zdawa sobie spraw, e buntownikom przyda si wspczucie, gdy wadze
zechc ich rozliczy. Po drugiej stronie by ju co najmniej jeden zabity. Kapitan Raiji.
Marynarze te potrzebowali zabitych.
Potrzebowali mczennikw.
Dlatego ranni towarzysze Walentina leeli wanie tutaj.
- Jak mona sta si tak nieczuym? - spytaa tylko.
- Czy nigdy nie rozmawiaa o tym z Wasilijem? - odpowiedzia pytaniem. Obrzuci
spojrzeniem mczyzn, nie odezwa si do nich ani sowem. - Chyba nie bd mg
obserwowa twoich cudw... Zreszt niewane, jestem niewierzcy. To moe by nudne.
Zosta tu i rb to, co do ciebie naley. Zapukaj, kiedy uznasz, e skoczya. Moi ludzie
poczekaj za drzwiami.
Umiechn si szeroko, ukazujc biae zby. Wasilij mia racj. Walentin potrafi
rwnie by uroczy.
I potrafi to wykorzysta.
Wyszed, a jego dwaj ludzie jak cienie podyli za nim.
Raija usyszaa, e przekrca w zamku klucz.
Przepeniaa j zo i poczucie bezsilnoci. Zacisna pici w fadach spdnicy.
Klczaa na pododze, zamknita z mczyznami, ktrych Walentin wyznaczy na
mczennikw. Z przeraeniem uwiadomia sobie, e mieli sta si broni w walce, ktr
podj, ale dopki yli, nie przedstawiali dla niego adnej wartoci. Potrzebowa zabitych, wielu
zabitych.
Raija zastanawiaa si, ilu marynarzy zamierza powici, by zrwnoway mier
zamordowanego kapitana.
Chopak lecy najbliej by ciko ranny. Jego koszula przesikna krwi w okolicy
piersi, oczy mia jak ze szka, jednak zachowa przytomno. W tej zimnej norze la si z niego
pot, jego szczki dray.
- Suchalimy go - wykrztusi.
W tych dwu sowach powiedzia wszystko, zawar cae rozczarowanie, zo i gorycz,
ktre kierowa nie tylko ku wacicielom statkw. Zrozumia, e Walentin mimo wszystko nie
by jednym z nich, a jedynie wykorzysta okazj, by upiec przy wsplnym ogniu wasn
piecze.
Raija poprosia rannego, by nic nie mwi. Wiedziaa, e bdzie potrzebowa si, eby
walczy o ycie. Musiaa cign z chopca koszul, eby go obejrze.
Jkn z blu, zazgrzyta zbami. W oczach Raiji pojawiy si zy.
Mody marynarz mia cit ran na piersi, a drug, gbsz, w boku.
Kto je przewiza, a w kadym razie prbowa. Raija zobaczya, e nadal cieka z nich
krew.
To cud, e chopak zachowa przytomno. Lec, przyciska rkoma gbsz ran.
Gdyby zemdla, by moe ju by nie y. Raija przekna lin.
Baa si i jednoczenie czua zo, ale staraa si zapanowa nad sob.
Rany byy bardzo rozlege i chopak straci duo krwi. By przeraliwie blady.
Taki mody...
Pewnie w domu czeka na niego matka, ktra zastanawia si, co si z nim dzieje, ktra
si za niego modli. Jest chyba za mody, by mie on.
Raija potrzebowaa czystej wody, materiau do opatrzenia ran, spirytusu do ich
oczyszczenia, ognia...
Szybko podniosa si na nogi.
Zapukaa do drzwi.
Otworzy jej sam Walentin. Cay czas sta zatem za drzwiami, czeka, nasuchiwa.
Nie prbowaa zrozumie, dlaczego.
- Masz dosy? - spyta drwico. - Czy to zbyt silne wraenia dla pani Bykowej? A moe
ju dokonaa cudu? Musz przyzna, e nie trwao to zbyt dugo. Chyba nasz Pan ma dla
ciebie szczeglne wzgldy. - Odsun si na bok. - Chod, moja pikna, nie musisz duej tam
tkwi, ale pamitaj, e sama o to prosia.
Raija nie ruszya si z miejsca. Boe, jak gardzia tym czowiekiem! yczya mu jak
najgorzej.
- Nie jest ze mn tak le - szepn. Raija zorientowaa si, e jest starszy, ni sdzia.
Mia co najmniej pidziesit lat. - Najbardziej ucierpiay plecy - wyjani z grymasem. Wymierzono mi chost, ale tak szybko zemdlaem, e przestali mnie bi.
Raija zagryza wargi na widok krzyujcych si dugich ran, z ktrych sczya si ropa i
krew.
- Za co? - spytaa.
- Omieliem si stan w obronie kapitana. Nie musia mwi nic wicej.
- Zabili go? Wyj korek z butelki.
- Kiedy mnie tu wtrcono, jeszcze y - powiedzia. - Wiem, e bdzie bolao, ale nie
zwracaj na to uwagi.
Dra na caym ciele, kiedy Raija czycia mu rany, ale z jego ust nie wydoby si nawet
jk. Raija nie pojmowaa, jak mona wytrzyma taki bl.
- Dugi trening - odpar sucho, kiedy spytaa.
W pomieszczeniu byo zimno, ale cigna z marynarza koszul przesiknit krwi,
nie moga pozwoli, by dotykaa czystych banday.
Mczyzna zmarszczy czoo i zacisn wargi. W jego oczach pojawiy si zy.
- Dlaczego to robisz? - spyta. - Czy jeste anioem?
- Nie, nie jestem anioem - odpara. - Jestem ziemsk istot, ale chyba zostaam wybrana
do tego, by pomaga innym. Posiadam co, co sprawia, e musz...
Pokrci gow.
- Wszystko od pocztku nam nie wychodzio - westchn. - Nie powinnimy si
porywa na naszych pracodawcw. To by bd... - Zamilk. - Moe by si udao, gdyby Wasilij
pozosta naszym przywdc, ale dalimy si omami temu draniowi, Walentinowi...
Raija nie wiedziaa, co odpowiedzie.
- Dobrze, e uratowaa chopca - mwi dalej marynarz. - Mia umrze pierwszy. To
syn Walentina.
9
Wezwa Raij na gr. Nie miaa zamiaru puka do drzwi, postanowia o nic nie prosi
tego czowieka.
Ale jego dwaj sualcy nie pytali jej o zdanie. Rzucili tylko krtkie polecenie. Raija
wiedziaa, e lepiej si nie sprzeciwia, poza tym dali jej do zrozumienia, e gotowi s uy
pici, gdy sowa nie poskutkuj.
Strzsna z siebie ich rce. Sza wyprostowana midzy dwoma osikami. W kubryku,
gdzie leeli ranni, zostawia zapalone lampy. Nie zabraa noa. Stranicy nie pytali jej, co z nim
zrobia. W razie czego zamierzaa powiedzie, e o nim zapomniaa, e po prostu nie
pomylaa.
Moliwe, e jej uwierz.
Zapewne Walentin nie da jej drugiego, ale to ju poowa zwycistwa.
- Naprawd wyglda na to, e nie kamaa - rzek, lekko pochylajc si w jej stron.
Czeka na ni na pokadzie. Raija domylaa si, dlaczego. Antoni ze wszystkich
stron otaczao morze, z lewej burty staa Raija.
May frachtowiec znikn, nie byo go wida nawet na horyzoncie. Odpyna take
dka Wasilija.
Walentin chcia, by Raija wiedziaa, e zostaa z buntownikami sama, niczym na wyspie
odcitej od wiata.
- Ale ty zakrwawiona i brudna - cign. - Istne wcielenie ofiarnoci! Czy wystarczyo
ci wody do dokonywania cudw? Przemienia j w wino dla moich biednych rannych? zapyta szyderczo.
Raija nie zadaa sobie trudu, by odpowiedzie.
wiato dzienne j olepiao i musiaa si przytrzyma burty. Niedobrze jej si robio od
patrzenia w d na wod, ale wolaa to, ni patrze na Walentina. Umiecha si do niej. Raija
odniosa wraenie, e w jego oczach czai si strach, ale nieatwo jej byo w to wierzy. Ten
czowiek nie doznawa tego rodzaju uczu, nie wierzya, e mgby si ba.
- Nie chcesz si dowiedzie, co z twoim synem? Spojrza na ni zaskoczony, niemal
zakopotany.
Potem rozemia si serdecznie. Raij ogarno obrzydzenie.
- Domylam si, e uratowaa tego sabeusza?
- yje - odpara twardo Raija. - Ale umrze, jeeli nie dostanie jedzenia, opieki, ciepa,
wiata... Zabijesz go, jeeli bdziesz trzyma go tam na dole. Jego i wszystkich pozostaych.
jest mj. Nie chc, by robili to dla twojego ma i Jurkowa, gdyby przypadkiem statki miay
trafi z powrotem w ich rce. Marynarze nie robi nic - mwi dalej po chwili milczenia,
przygldajc si swoim doniom. - Nie tak czsto maj ku temu okazj. A kiedy sytuacja staje
si naprawd trudna, czstuj ich wdk. Zwykle musz zadowoli si kwasem.
Raija umiechna si. Kwas chlebowy by niemal napojem narodowym tu w okolicach
Archangielska. Nawet biedakw sta byo na yto, jczmie, owies i troch przypraw. A woda
nic nie kosztuje.
Robiono z tego napj na tyle saby, e nikt si nim nie upija, a z dodatkiem mity lub
innych zi o mocnym aromacie mg nawet orzewia i smakowa.
- Czego dokadnie dacie? - spytaa Raija. Siedziaa przy stole, Walentin za drepta
niespokojnie wkoo.
- Nie wiesz? - spyta. Najwyraniej nie wierzy jej. Potrzsna gow.
- Lepszych statkw. Lepszych warunkw na pokadzie - wymieni jednym tchem, nie
patrzc na Raij. - Lepszych zarobkw, lepszego jedzenia. Umowy na wicej ni jeden rejs.
Prawa do wykupienia naszych domw, ktre teraz s wasnoci armatorw. Umorzenia
dugw. Gwarancji, e aden z marynarzy nie zostanie ukarany za udzia w buncie.
- Nikt nie pozwoli, by zabjstwo kapitana uszo wam bezkarnie - zauwaya Raija.
Wzruszy ramionami, tak jakby zamordowanie czowieka nie miao wikszego
znaczenia.
- To wszystkie nasze dania - rzek. - Nie dotycz one wycznie zag na Antonii i
Raiji, lecz take pozostaych statkw w Archangielsku.
Teraz dopiero spojrza na Raij. Na jego twarzy malowao si zadowolenie i upr.
- Co ci z tego przyjdzie? - spytaa Raija. - Wiesz dobrze, e pozostali waciciele si nie
zgodz na takie warunki.
- Ile razy w Archangielsku dochodzio do buntw? - odpowiedzia pytaniem. - Ilu ludzi
im przewodzio? Wreszcie musi si uda co zmieni.
- To nie jest jedyny powd - Raija nie wierzya mu, ale Walentin nie chcia wyjawi
wicej. Starannie dobiera sowa.
- By moe - odpowiedzia. - Moe nie jedyny, ale jedyny, ktry mog ci poda.
Dzisiaj...
- Gdybycie czciowo ustpili, gdybycie ograniczyli wasze dania tylko do statkw
Olega i Jewgienija, moglibycie ocali sw skr...
- Kto mwi o ocaleniu skry? - spyta z nag zoci. - Nie posdzaj nas o tchrzostwo.
Prowadzimy wojn. Nie jestemy ju marynarzami, lecz onierzami.
przeciwnym razie Wasilij leaby teraz w kubryku razem z innymi. Niezalenie od tego, co do
niego czujesz, pozwolie mu odej. Myl, e nawet w tobie jest co dobrego, gdzie na dnie...
- Wtedy jeszcze tu nie rzdziem! - rzek ochrypym gosem. - To si stao, zanim
miaem cokolwiek do powiedzenia. Kapitan by co najmniej rwnie mikki jak Wasilij. Na
pocztku dziaalimy wedug planu Wasilija. Nie wiedzia, e potem dokonalimy pewnych
poprawek. Gdybymy nie wykluczyli mojego poczciwego kuzyna, niczego nie udaoby si nam
osign. - Spojrza na Raij. - Nie wyobraaj sobie zbyt wiele, Bykowa. Nie myl sobie, e
znajdziesz we mnie choby lad agodnoci. Nie myl sobie, e darz Wasilija serdecznymi
uczuciami. Jest moim krewnym. Krew z mojej krwi. Ale ani jemu, ani mnie jak dotd nie
sprawiao to szczeglnej radoci. Nawet nie kiwnem palcem, by go chroni. To zasuga
kapitana, e cao uszed z Antonii, to kapitanowi Jurkw moe podzikowa za ycie swego
chopca na posyki. Nie mnie. Gdybym ja decydowa, Wasilij pywaby teraz jako karma dla
krabw.
Uywa zbyt wielu sw i zbyt wiele czasu na usprawiedliwienie swego postpowania.
Raija nie moga uwierzy w jego szczero.
Pomimo nienawici, ktr otwarcie ywi wobec Wasilija, kierowao nim co jeszcze,
co, co powstrzymao go od pozbawienia kuzyna ycia.
- Tamci zostali wic ranni pniej? - spytaa Raija ostronie.
- Jak na zakadnika jeste odrobin zbyt ciekawa.
- Przybyam tu dobrowolnie - odpara z dum. - Nie jestem zakadnikiem.
- Tak czy owak podziwiam twoj odwag - umiechn si, ale w jego wzroku Raija
dostrzega pogard. - Niewane, skd si bierze. Sta mnie na w podziw, dopki w niczym mi
nie przeszkadzasz.
Wyj tyto i napeni fajk. Raija pomylaa, e to take poyczka od kapitana.
Marynarze naogowo palili nieforemne skrty, ale Walentin, jak wida, bez trudu
przejmowa nowe, bardziej wyrafinowane przyzwyczajenia.
- Ci na dole zostali ranni pniej - przyzna wreszcie midzy dwoma gbokimi
pocigniciami. - Zwrcili si przeciw mnie i stanli po stronie kapitana. Chcieli jak Wasilij
pj na ustpstwa. Nawet kapitan zacz pniej mie wtpliwoci. Rozumiesz, e taki
czowiek nie mg nami przewodzi. Wystarczy Wasilijowi spojrze w oczy, by si przekona,
e nie jest urodzonym przywdc. Ani te ten aosny kapitan. To mnie wikszo marynarzy
wybraa na przywdc. Nie moglimy pozwoli, by powstrzymaa nas garstka ludzi.
- Ale moglicie pozwoli im odej - zauwaya Raija. - Jak Wasilijowi. - W tej samej
chwili jednak uwiadomia sobie, e to byoby niemoliwe. - No tak, nie moglicie... Jeden
- Rzeczywicie chciaabym do nich zajrze. Ciesz si, e ich przeniose z tej nory.
- Sprawianie innym radoci to dla mnie zawsze rado - odpar z jadowitym umiechem.
Nadal panowa nad sytuacj.
10
Czuli si lepiej, cho jeszcze duo czasu miao upyn, nim cakiem dojd do siebie.
Raija nie spodziewaa si cudw.
Mimo to odniosa wraenie, e cud si jednak sta.
Ranni wyjanili jej, e pomieszczenie, do ktrego ich przeniesiono, wczeniej zajmowa
sternik. Wydawao si duo mniejsze ni kajuta kapitana, ale znajdowao si w wyszej czci
statku, bliej pokadu. Byo suche - stcha wilgo nie zaja cian i podogi. Co prawda nie
dostali wicej miejsca, ale odczuli popraw.
Leeli na suchej pododze, nie wdychali zgniego, niezdrowego powietrza. Syszeli ruch
na pokadzie. Mieli dosy oleju, by utrzyma pomie w lampach.
To naprawd byo niczym cud.
Przyjli Raij jak krlow, niemal jak bogini, poniewa to jej przypisywali popraw
swego pooenia.
Nie pokazywali po sobie cierpienia. Nie mogli. Nie chcieli, by stranicy usyszeli, e si
skar. To oznaczaoby za nisko upa.
Co prawda potraktowano ich nieludzko, ale nie utracili do reszty dumy. Uwiadomili to
sobie, kiedy ta kobieta zesza do nich na d do mrocznego kubryka. Odczuli to, kiedy pooya
rce na ich ranach i uyczya im swego ciepa, ciepa, ktre by moe nie naleao do niej.
Uczynia co wicej poza tym, e wydostaa ich z ciemnej i wilgotnej nory, poza tym, e
opatrzya rany i uratowaa ycie.
Przywrcia im dum.
Wdziczno rannych cieszya Raij, ale ona nie przypisywaa sobie zbyt wiele zasug.
A do rozwizania sprawy byo jeszcze daleko.
Nie wiedziaa ju, po czyjej stoi stronie.
Na ldzie wydawao si to takie proste.
Teraz czua, e w tej grze nie tylko jedna strona moe przegra. Przegrana moe sta si
udziaem wszystkich. Raij przeraaa taka ewentualno.
- Chopak jest nadal bardzo saby - odezwa si starszy czowiek. - Na imi mu Piotr, ale
Piotrem Wielkim to on nie jest - zauway.
Raija spojrzaa na chopca. Tu na grze, gdzie docierao wicej wiata, wydawa si
jeszcze modszy. Banda na ranie w boku nasikn krwi.
Raija nie zmienia opatrunku, jedynie mocniej zawizaa bandae. Czua, e kady jej
ruch ledzi wiele par oczu.
Piotr, syn Walentina, nie odzyska przytomnoci, ale najwyraniej jego stan si
poprawi.
- Ile ma lat? - spytaa, otulajc poszarpan koszul chude, blade ciao.
- Czternacie? - zgadywa jeden z rannych. Popatrzy pytajco po twarzach marynarzy, a
oni uznali, e moe mie racj.
Wczeniej w mrocznym kubryku, Raija ocenia chopaka na szesnacie - siedemnacie
lat.
Z pewnoci nie mia jednak wicej jak czternacie. By wty i bardzo chudy. Jego
donie wiadczyy o tym, e cika praca to dla niego nie pierwszyzna. Szorstkie stopy
wskazyway na to, e nie nalea do tych, ktrzy chodzili w butach. Twarz mia niemal
dziecinn, wosy nieco za dugie. Raija rozpoznaa rysy Walentina. Bdzie przystojny, jeeli
przeyje. Cika praca zaznaczy bruzdy na chopicej twarzy Piotra. Cika praca go
uksztatuje. Zmieni w mczyzn.
Serce Raiji krwawio z powodu tego dziecka, ktre zbyt wczenie stao si dorose.
Omal nie stracio ycia w walce, ktra by moe miaa poprawi jego los, ale powinna si
rozegra midzy dorosymi.
Jak mona zada dziecku takie rany?
- Sam Walentin go ugodzi - odezwa si starszy marynarz imieniem Kazimir.
Raija nie chciaa tego sucha, nie chciaa przyj do wiadomoci.
Ale nie moga uciec od prawdy.
- Chcia powici chopaka - stwierdzi kto inny.
- Kapitan zdecydowa si w kocu przyj propozycj Jurkowa. Uzna, e tak mimo
wszystko bdzie najlepiej, e nic nie zyskamy, trwajc w uporze, wysuwajc coraz wicej
da...
- To dlaczego nie suchalicie Wasilija? - spytaa Raija. - Dlaczego wszyscy zgodnie
wystpili przeciw niemu, a potem wyrzucili za burt...? Wasilij nie przecigaby sporu jak
Walentin.
Wymienili spojrzenia. Nie czuli si bohaterami. Byli ranni i bali si.
- Nawet kapitan nie chcia, by Wasilij zosta na statku - mrukn ktry na swoje
usprawiedliwienie.
Raija przyjrzaa si twarzom marynarzy. Zobaczya, e s zaronite, brudne i
zmczone. Pomylaa, e ci ludzie nie pamitali ju dokadnie, jaki by przebieg wydarze.
Uwizieni w ciasnym, mrocznym kubryku dugo rozmylali i rozmawiali ze sob. Wspomnienia jednego z nich staway si wspomnieniami innych. Poczyy si w cao. aden ju
nie oszukiwali, nie kradli, nie kamali lub nie zbdzili w taki czy inny sposb.
- Wasilij moe by nas troch lepiej traktowa ni Walentin! Ale kto, u diaba, mg
wiedzie, e Walentin zamierza przej wadz? Kto mg podejrzewa, e tylko czeka, eby
obali kapitana? Kto mg przypuszcza, e rozpocznie wasn walk? - rzuci Kazimir ponuro.
- Wszyscy w tej rodzinie s sprytni i nikt ich nie przegada - powtrzy, jakby to tumaczyo ca
sytuacj.
Moe wanie to by waciwy argument.
Bunt nie wybuchby bez Wasilija.
Bez Walentina nie udaoby si opanowa statkw.
Niektrzy przejrzeli na oczy dopiero wtedy, kiedy poczuli smak stali na swym ciele.
Szkoda, e a tyle byo trzeba, eby zrozumie.
- Nie mamy adnych szans, prawda? - spytali j. Co miaa odpowiedzie?
- To zaley od Walentina - rzeka tylko. - Nie moemy chyba nic zrobi...
- My nie - odpar Kazimir i spojrza Raiji prosto w oczy. - Ale moe ty. Gdyby nie ty,
Piotr ju by nie y. Umieralibymy jeden po drugim w tej norze pod pokadem. Walentin wcale
by si tym nie przej, kazaby jedynie komu do nas zaglda co drugi dzie i wynosi zwoki.
- Walentin mnie nie sucha - rzeka Raija.
- Jeste pikn kobiet. Naprawd tak uwaali. Brali pod uwag wszystko, co si z tym
wizao. Chodzio przecie o ich ycie, rozwaali rne moliwoci.
Raija smutno potrzsna gow.
- Nie mog nic kupi ani sprzeda. Walentin traktuje mnie jak zakadnika, a z
zakadnikami si nie handluje. Musz ufa, e Olegowi wsplnie z Wasilijem uda si co
wymyli. To moja szansa. I wasza.
- Walentin si ciebie boi.
- To niedobrze - westchna Raija. - Walentin jest czowiekiem, ktry nie lubi si ba.
Niszczy wszystko, co budzi w nim lk.
- Nie wiedziaa o tym? - pado pytanie.
- Nie - odpara. Siedziaa midzy nimi w grubej, czarnej spdnicy, ktra w kubryku
przesikna wilgoci i teraz bya mokra i dwa razy cisza.
Raija zapomniaa zabra bluzki z kajuty, a ciemna weniana kurtka zapita pod szyj
troch kua przez cienk koszul. Najwaniejsze jednak, e wygldaa przyzwoicie.
Czua, e cz wosw wysuna si jej z wza upitego na karku, jednak ich nie
poprawiaa. Niezalenie od tego, jak by si staraa, zawsze kilka kosmykw wymykao si
niepostrzeenie. Teraz taka fryzura w nieadzie dodawaa Raiji agodnoci, ktra koia troch
Odzyska ju przytomno i teraz spa. Jego usta poruszay si we nie, jakby z kim
rozmawia. Twarz wykrzywiaa si w grymasie. By bardzo podobny do Walentina. Do Wasilija
take.
Raija sama nic nie jada, przecie wczeniej nasycia gd. Napia si tylko troch wody.
Zmienia bandae, ktre tego wymagay. Zebraa w jednym miejscu zakrwawione
szmaty, uznaa, e trzeba je wyrzuci. Troch si z niej podmiewali, ale uwaali, e ma prawo
do swoich kaprysw.
Kobiety takie s.
Poczua si zmczona. Zasna na siedzco, oparta plecami o cian. Chcieli zrobi jej
miejsce, by moga si pooy, ale odmwia.
Byo ciasno, a przecie musieli nabra si, musieli si wyspa.
By chyba ranek, kiedy si obudzia. Ciao miaa obolae, ale troch wypocza. A kiedy
si przecigna, poczua, e jest nie najgorzej.
Zacz si drugi z trzech dni.
Piotr nie spa. Nie odezwa si, kiedy przyklkna obok, ale wodzi za ni wzrokiem.
Jego oczy przypominay oczy czujnego ptaka.
- Czy to ty? - spyta, kiedy zdja mu opatrunek z rany. - Czy to ty jeste kobiet w
czarnej pelerynie?
Skina z umiechem.
- Tak, to ja, ale nie jestem jak czarownic czy cudotwrczyni. Jestem zwykym
miertelnikiem, ktry te si boi, lecz tego nie okazuje...
- Ju by lea martwy, gdyby nie ona - powiedzia kto.
Raija zaoya chopcu czysty opatrunek.
- Nie przesadzajcie! - poprosia. - Ten chopak musia przey, bo jego czas jeszcze si
nie skoczy. A ja byam moe narzdziem, niczym wicej. To nie moja zasuga... - Nie
wiedziaa, jak im to wytumaczy.
- Twierdzisz, e Bg nagle uzna, e nam take naley si troch litoci? - spyta z
powtpiewaniem jeden z rannych.
- Nie wiem - odpara Raija szczerze. Wizaa bandae siln rk, pewnymi ruchami.
Potem pospiesznie pogadzia Piotra po policzku, a on zaczerwieni si, zawstydzony. Doroli
mczyni nie potrafi przyjmowa pieszczot, a chopcom, ktrzy ledwie zajrzeli w wiat
mczyzn, nie jest wcale atwiej. - Nie wiem - powtrzya i popatrzya na wszystkich po kolei. Nie wiem, skd to si we mnie bierze. Czuj, e owa zdolno jest we mnie, a jednoczenie
pochodzi z zewntrz. Nie jest moja. W kadym razie nie w tym sensie, bym moga ni
kierowa. Ujawnia si, kiedy jest potrzebna. Kiedy ja jestem do czego potrzebna. Ale ja nie
mog decydowa i nakaza, eby si pojawia. Nie mog tej siy wykorzystywa dla siebie
samej. To co nieprzewidywalnego. Jest moje i jednoczenie wcale nie jest moje. Nie wiem,
skd si bierze i dlaczego, ale pojawia si po to, ebym czynia dobro. Nie zaszkodzi wierzy,
e owa moc pochodzi od Boga...
Wzruszya ramionami.
- A ty sama w to nie wierzysz?
- Nigdy moja wiara w Boga nie bya tak silna. - odpowiedziaa cicho.
Nie pytali wicej. Przyjli jej wyjanienia.
Upyno troch czasu. Raij ogarn niepokj. Nie bya ju w stanie okreli, czy jest
dzie, czy noc. Zastanawiaa si, czy Oleg znajduje si w pobliu. Czy codziennie przypywa
do statkw? Co teraz robi on i Wasilij? Zastanawiaa si, czy nie odsuna tylko w czasie tego,
co nieuniknione. Kupia trzy nowe dni oczekiwania, moe trzy kolejne dni cierpienia.
Zastanawiaa si, czy dla innych armatorw i kupcw ma to jakie znaczenie, e zjawia
si na pokadzie Antonii?
Na pewno tak by si stao, gdyby Jewgienij nie wyjecha razem z Toni z
Archangielska.
Dosza te do wniosku, e chocia bya on waciciela statkw, nie moga sta po
stronie Olega i Jewgienija. Wiedziaa, jak wiele moe przez to straci, ale sama podja decyzj,
e wejdzie na pokad Antonii.
To by jej wybr. Tylko jej.
Za drzwiami rozleg si odgos krokw. Poderwali si wszyscy - i Raija, i ranni. Ci,
ktrzy nie mogli usi, unieli si na okciach. Nasuchiwali w milczeniu, utkwiwszy wzrok w
drzwiach. te wiato obnaao biae twarze z szeroko otwartymi oczyma i na wp otwartymi
ustami. Na wszystkich malowao si wyczekiwanie, pozbawione jednak radoci. Nikt nie
spodziewa si dobrych wieci. Nikt na to nie liczy. Minie marynarzy zastygy na kamie,
kiedy usyszeli przekrcany w zamku klucz. Drzwi otworzyy si z aosn skarg.
Dwaj sualcy Walentina byli maomwni jak zwykle i jak zwykle zachowali kamienne
twarze. Raija dowiedziaa si, e jeden z nich wczeniej zacign si na Antoni, drugiego
Walentin sprowadzi na pokad, kiedy przej statek. Wanie takich ludzi potrzebowa - silnych
i bezgranicznie posusznych.
- Kobieta na gr do Walentina! - powiedzia jeden z nich, a drugi uczyni ruch gow,
tak eby Raija zrozumiaa. Zebraa fady spdnicy i wstaa. Uczynia to z godnoci krlowej.
Nie pozwolia si dotkn.
11
Raij zaprowadzono do kajuty kapitana. Wprowadzono do rodka i zamknito drzwi na
klucz.
Zostaa sama.
- Pokazujesz mi sw wadz - mrukna, zwracajc si do nieobecnego Walentina. Czua
si zmczona, ale bardziej psychicznie ni fizycznie. - Trzeba jednak czego wicej, eby mnie
wystraszy - dodaa ze zoci.
Musiaa si zoci, wykrzesa w sobie tyle wciekoci, by nie da si omota sieci
niemal agodnego gosu Walentina. Jednoczenie jednak musiaa zachowa zdrowy rozsdek,
musiaa panowa nad uczuciami i mylami. Wydawao jej si, e balansuje na ostrzu noa niemal czua jego ostrze pod stopami.
Uznaa, e gorzej ju by nie moe.
Usiada na krzele przy stole, opara gow na rkach.
Od razu zauwaya, e Walentin w ogle nie troszczy si o utrzymanie porzdku w
kajucie. Wok panowa niead. Walentin wyciga z szafy szklanki, eby si napi, i zostawia
brudne na stole. Wszystkie nosiy lady uywania. Teraz bdzie chyba musia sign po
porcelanowe filianki kapitana, pomylaa z ironi Raija.
Dugo czekaa na Walentina. Zamkna oczy i poczua rytm morza - spokojne koysanie.
Panowaa adna pogoda. Morze lekko falowao, przyjemnie byoby siedzie teraz na brzegu i na
nie patrze. Gorzej, by naraonym na jego kaprysy.
Teraz wanie wydawao si przyjazne, zdradliwie przyjazne. Raija wiedziaa o tym. Nie
ufaa morzu, czua, e chtnie by j wcigno na dno...
- pisz? Walentin pojawi si nagle niczym jastrzb, rarg albo jak orze z wysunitymi
pazurami, gotowymi wbi si w nic nie podejrzewajc ofiar.
Raija a podskoczya. Obudzia si i otworzya oczy. Gdy podnosia gow poczua, e
jeden policzek ma odrtwiay.
Widocznie przysna z twarz na twardym blacie stou.
Wyprostowaa si.
Walentin sta przy szafie z przeszklonymi drzwiczkami, przez ktre wida byo pki ze
specjalnymi zagbieniami, dziki czemu schowane tam rzeczy nie wypaday podczas dugiej
morskiej podry. Nie zawsze morze bywa tak spokojne jak dzi.
- Nie sdziem, e moesz zasn. Mylaem, e bdziesz umiera z niepokoju o tych
biedakw, dla ktrych tu przybya.
wdzicznoci.
Kazimir wychyli si przez burt. Tu przy kadubie Antonii zobaczy na wodzie d
Olega. Przyglda si, jak marynarze przymocowuj sznurow drabink.
Na Walentina nawet nie spojrza.
Nie czu wdzicznoci.
- Bez ciebie bylibymy ju martwi - odezwa si cicho. - Dzikuj, Raiju Bykowa.
Bdziesz nasz caryc.
- Co? - spytaa Raija, nie rozumiejc.
- To tylko takie marzenie - wyjani Kazimir z umiechem. - Chopak pierwszy! zawoa, zwracajc si do Olega. - Trzeba go przewiza lin. Sam nie zejdzie.
- Przecie on jest tak ciko ranny! - zaprotestowaa Raija.
- Jednak trzeba go jak najszybciej zabra z tego statku! - zdecydowanie rzek Kazimir. Zanim ktokolwiek si rozmyli...
Z dou rozleg si gos Wasilija:
- Mog wej? Znios chopaka.
- Czy to nie kolejna prba udawania bohatera? - Walentin najwyraniej nie ufa
kuzynowi. - Pierwszej podja si Bykowa!
- Nie jestem bohaterem, Walentin. W naszej rodzinie nie ma bohaterw - rzek Wasilij z
naciskiem.
Walentin uda, e nie zrozumia aluzji.
- Wchod, kuzynku! Pom nam si pozby tych ludzi.
Wasilij bez trudu wspi si po drabince.
- Dobrze si czujesz? - spyta Raij. Skina gow. Nie byo jej tu gorzej ni innym.
- Posalimy posaca po twego ma - rzuci pospiesznie szeptem, tak by nikt poza
Raij go nie usysza. Bez trudu unis Piotra i skierowa si ku burcie Antonii.
- Raija...! - zawoa chopak. Podesza do niego. Na twarzy Piotra malowao si nieme
uwielbienie. Podnis szczup do i pogadzi Raij po policzku i po wosach. Zdawa sobie
spraw, e uratowaa mu ycie.
Jego rany zaczynay si goi. Pozostan po nich blizny, ale to niewielka cena za ycie.
Patrzc na nie, zawsze bdzie wspomina Raij.
Piotr wiedzia, e ju nigdy nie znajdzie si tak blisko Raiji, e nie bdzie mg zwraca
si do niej po imieniu. Raija na powrt stanie si dla niego on waciciela statku.
Ale teraz bya mu bliska. Bdzie ya w jego mylach, okryta czarn peleryn, z twarz
anioa...
Raija odgada jego uczucia. Piotr nie umia ich jeszcze skrywa. Tylko niektrzy doroli
posiedli t sztuk, nauczyli si nosi maski przy kadej okazji. Inni wkadali je tylko od czasu
do czasu.
Nie chciaa niszczy niewinnych marze Piotra.
Dlatego umiechna si do niego. Wydobya ca pogod ducha, jaka jeszcze jej
pozostaa, okazaa mu cae ciepo. Martwia si o jego przyszo, zdya polubi tego chopca.
Moga tylko mie nadziej, e ycie potraktuje go askawie. Zasuy na co wicej ni tylko
odciski na doniach...
Pochylia si i lekko pocaowaa go w usta, jak siostra.
- Wszystkiego najlepszego, Piotrze - szepna. - Wyronij na dobrego czowieka. Myl,
e moesz si nim sta!
Wydawaa si nie zauwaa jak policzki chopca oblewaj si rumiecem. Nie
wiedziaa, e ten moment stanie si dla niego najwaniejszym wspomnieniem.
Wasilij zarzuci sobie Piotra na plecy. Aby chopiec nie spad, sczepi jego pasek ze
swoim.
Z rannym na plecach zacz schodzi w d.
Raija staa z innymi marynarzami przy burcie i z zapartym tchem ledzia kady jego
ruch. Zoya rce. Czua lodowaty ucisk w odku. Serce walio jak motem, zascho jej w
gardle.
Pod nimi byo morze. Nadal tylko lekko falowao, lecz wydawao si niebezpiecznie
zielone i nieskoczenie gbokie. Mogo ich pochon. Mogo schwyta tych dwch ludzi,
ktrzy stawali si coraz mniejsi i mniejsi, w miar jak zsuwali si coraz niej wzdu burty
statku.
Na samym dole czekao ich najtrudniejsze zadanie. Frachtowiec nie mg podpyn
cakiem blisko i od drabinki dzieli go prawie metr. Kiedy Wasilij zawis mniej wicej na
wysokoci burty, Olegowi udao si podpyn troch bliej, tak e d otara si dziobem o
statek.
Trwao to zaledwie kilka sekund.
Wszyscy wstrzymali oddech.
Raija wbia paznokcie w donie i tak mocno zacisna zby, e a zabolay j szczki.
Ale Wasilij wiedzia, kiedy dziaa, i wiedzia, jak. Nie mgby zmarnowa takiej
chwili.
Sysza oddech Piotra i zorientowa si, e chopcu wkrtce zabraknie si. Poczu dziwne
ciepo na plecach. Widocznie rany zaczy znowu krwawi.
Wasilij puci drabink dokadnie na moment przed tym, jak aglowiec Olega otar si o
Antoni, i rzuci si w stron odzi. Nie udao mu si jednak skoczy tak daleko, jakby tego
chcia, dwiga przecie na plecach dodatkowy ciar. Zawis nad wod uczepiony jedn rk
burty.
Drug przytrzymywa Piotra, bojc si, e chopak, tracc siy, zsunie mu si z plecw.
Natychmiast pojawiy si rce, ktre chwyciy Wasilija i Piotra i obu wcigny na
pokad frachtowca.
Rozdzielono ich paski. Zajto si rannym.
Wasilij czul, jak leje si z niego pot. Sysza oklaski ze statku. Zobaczy twarze nad
burt.
Spord nich wyrniaa si twarz Raiji.
Zobaczy te Walentina. Od razu wiedzia, e kuzyn z trudem opanowuje wcieko. Z
pewnoci mia nadziej, e mu si nie uda, e zobaczy, jak gin z Piotrem w morzu...
Wasilij podnis do w stron marynarzy. Umiechn si i zawoa:
- Czy kto jeszcze potrzebuje pomocy?
Potrzsnli gowami. Z pokadu Toni zacz schodzi nastpny mczyzna. Znowu
Oleg musia podpyn jak najbliej. Ranny, cho przeraony, zaryzykowa skok. Udao mu si.
Schodzili jeden po drugim. Dla wielu by to ogromny wysiek, lecz wiedzieli, e to ich
jedyna szansa. Mieli te wiadomo, e w ten sposb mog pokaza Walentinowi, e zostao w
nich jeszcze troch siy, e nie odebra im do reszty woli ycia.
Kady z rannych, zanim zszed z pokadu, ciska do Raiji. Nie znajdowali
odpowiednich sw, by podzikowa, nie znali takich. Nie mieli te zbyt wiele czasu na
poegnania, poniewa Walentin zaczyna si niecierpliwi.
pieszyo mu si i popdza ich - woa, eby prdzej przebierali nogami, jeeli nie chc
wrci do kubryka.
Nie musia dwa razy tego powtarza.
Schodzili, ratujc ycie.
Kazimir, najstarszy z nich, mia opuci statek jako ostatni. Nie mg wprost uwierzy,
e to si dzieje naprawd. Do koca obawia si, e Walentin ich jeszcze zatrzyma. Dlatego
chcia, by Piotra zniesiono w pierwszej kolejnoci.
- Poddaj si, pki masz tak moliwo - rzuci, przechodzc obok Walentina. Nic
wicej nie doda. Nawet na niego nie spojrza.
Walentin nie odpowiedzia.
Nastpnie Kazimir obj Raij i ucisn j.
- Bez ciebie ju bymy nie yli - rzek. - Dzikuj ci za wszystko. Wiele bym da, eby
ci zabra z sob!
- Bd na siebie uwaa - obiecaa Raija cicho.
- Szybko za burt! - Walentin odepchn Kazimira.
Raija odsuna si i stana bliej krawdzi. Nie patrzya na Walentina. Wiedziaa, e
nie odway si jej skrzywdzi na oczach Olega.
Kazimir ruszy na d po sznurowej drabince. Jednak zatrzyma si za nisko i odbi
odrobin za pno. le wymierzy skok.
Rozleg si guchy stuk, kiedy burta odzi uderzya go tu nad biodrem. Trwao to
uamki sekundy.
Lecz rwnie uamki sekundy mog mieci w sobie wieczno.
Kazimir krzykn, jego gos unis si niczym ptak ku obokom, nie znikn pod wod
razem z nim. Palce marynarza zelizny si z drabinki.
Raija uwiadomia sobie, e i ona krzykna.
Ku niebu leciay dwa ptaki.
Lecz ptak Raiji mia wrci, ten Kazimira by w drodze do gniazda.
Ciao rannego nie wypyno ju na powierzchni. Straci wiadomo.
Moe przez krtki moment rozumia, e jego ycie si koczy.
- Umar wolny! - krzykn Wasilij do Walentina, kiedy woda si uspokoia i morze
znowu tylko lekko falowao.
Raija miaa oczy pene ez. Nie bya w stanie ich powstrzyma. Nie chciaa.
Pomylaa, e nikt nie powinien umiera, jeli kto po nim nie pacze. Kazimira egnao
wiele ez.
- Nie zabiem go - odpar Walentin gosem rwnie zimnym i surowym jak zawsze.
Najwyraniej mier starego marynarza nie zrobia na nim najmniejszego wraenia.
Raija miaa ochot uderzy go w twarz... Jednak si pohamowaa. Pakaa, tumic
zo, gniew i nienawi.
- Nie, twoje rce s czyste jak nieg! - zawoa w odpowiedzi Wasilij. - Poddaj si, jeli
potrafisz! Naraasz na mier wielu ludzi, Walentin, nie tylko swoj wasn cenn skr. Nie
masz adnych szans, jeli wyl za tob inne statki z uzbrojonymi ludmi na pokadzie...
- Mam Bykow.
- aden z armatorw si tym nie przejmuje - odpar za Wasilija Oleg.
Niechtnie to przyzna, ale taka bya prawda. Dla innych wacicieli statkw rybackich i
frachtowcw to, e Raija znalaza si w rkach buntownikw nie miao adnego znaczenia. Nie
zamierzali ulec naciskom marynarzy tylko dlatego, e ona Bykowa stracia rozum i
dobrowolnie wesza na pokad uprowadzonego statku.
Jeeli zaczn ciga Walentina i zajte przez niego jednostki, to na pewno nie z powodu
Raiji Bykowej. Nawet im to by nie przeszo przez myl, zrobi to tylko dla siebie.
Nie pragnli jej ratowa. Jeli bdzie trzeba, zabij wszystkich na Raiji i Antonii.
Nie mieli skrupuw - wszak Raija dobrze wiedziaa, na co si decyduje.
Nie traktowali jej jak zakadniczki, ktr trzeba wykupi za wysok cen. Niech to
zaatwia Oleg.
Walentin nie potrafi tego zrozumie.
Raija od pocztku wiedziaa, jak jest naprawd.
Walentin mniema, e w osobie ony Jewgienija Bykowa zyska cennego zakadnika.
Nie chcia przyj do wiadomoci, e ta kobieta nie przedstawia dla innych wacicieli statkw
adnej wartoci.
- Pamitaj, e nie zawaham si jej zabi - rzek lodowatym gosem.
Raija czua, e nie kamie.
- Mog tylko podtrzyma swoj propozycj - odpar Oleg. - Jednak dotyczy ona
wycznie marynarzy na naszych statkach. Obiecuj, e nawet ty ujdziesz bezkarnie, Walentin,
pod warunkiem, e zacigniesz si gdzie indziej. Gotw jestem ci wrcz zapaci, eby
znikn. Zastanw si, co robisz. Radz ci, oddaj nam Raij, nic dziki niej nie zyskasz.
- Nie ma mowy!
- W takim razie przyjmij i mnie! - zaproponowa Wasilij. - Nie przycz si do twoich
zwolennikw, ale i mnie moesz potraktowa jak zakadnika. Nie mam broni...
Walentin waha si.
- No, dobrze - rzek wreszcie. W jego gosie brzmiao zadowolenie. - Wchod, Wasilij.
Wreszcie rodzina bdzie razem! - Nastpnie zwrci si do Raiji i patrzc na ni, pogardliwie
spyta: - Jest twoim kochankiem? Czy dlatego tak si powica?
Raija spluna na pokad tu pod jego stopy. Potem popatrzya na morze, a nastpnie na
Wasilija, ktry zwinnie jak kot wspina si po sznurowej drabince z odzi Olega na statek.
- A wic znalaz si kto, dla kogo pani Bykowa przedstawia wielk warto - przywita
go ironicznie Walentin.
Wasilij nie odpowiedzia. Raija nie pojmowaa, dlaczego dobrowolnie oddaje si w rce
kuzyna. Przecie chyba nie tylko z jej powodu.
12
- Nie musiae tego robi - powiedziaa Raija do Wasilija.
Wzruszy ramionami niemal w ten sam sposb jak Walentin. Zobaczya, jak bardzo
kuzyni s do siebie podobni - w ruchach, budowie ciaa... I jak bardzo niepodobni pod innymi
wzgldami.
- Zrobiem w yciu wiele rzeczy, ktrych nie musiaem robi - rzek beztrosko, ale w
jego oczach byo co, co mwio Raiji, ze za ow beztrosk kryje si powaga.
Walentin nie pozwoli im rozmawia. Z kamienn twarz mocno chwyci Raij za rk i
pocign za sob, a ruchem gowy da Wasilijowi do zrozumienia, eby poszed za nimi.
- Jak widz, zachowae swe dobre maniery - zauway sucho Wasilij.
Syszc te sowa, Raija musiaa si umiechn, cho Walentin sprawia jej bl. Z
pewnoci na jej rce zostan sice.
Ludzie Walentina przeszukali Wasilija, kiedy tylko wszed na pokad. Nie znaleli przy
nim broni, czego najwyraniej spodziewa si Walentin. Teraz wyglda na rozczarowanego,
tak jakby zawid si na kuzynie.
Poprowadzi swych zakadnikw do kajuty kapitana. Traktowa j ju jak swoj.
Cakiem zapomnia, e jeszcze niedawno sypia w kubryku. Szybko przyzwyczai si do
lepszych warunkw i przyj za co zupenie oczywistego.
- Co sycha na ldzie? - spyta Wasilija, siadajc. Wasilij usiad na drugim krzele przy
stole. Wicej krzese nie byo, wic Raija zostaa przy drzwiach. Nic na wiecie nie zmusioby
jej do zajcia miejsca na jednym z ek, ktre umieszczono w niszach, przez co stanowiy
niejako mae osobne sypialnie.
- Oleg ju ci przekaza najnowsze wieci - odpar Wasilij spokojnie. Patrzy
Walentinowi prosto w oczy, nie okazujc najmniejszych oznak strachu.
Raija pragna w gbi duszy, eby nie odnosi si w ten sposb do Walentina. Baa si
e swym opanowaniem zirytuje samozwaczego przywdc buntu.
- Armatorzy gotowi s zaatakowa. Wielu z nich bez wahania uyje przeciwko tobie
broni... - Wasilij na moment zamilk, po czym mwi dalej: - Nawet marynarze, za ktrych tak
dzielnie walczysz, s na ciebie wciekli. Nie chc dla siebie adnych zmian. Co wicej, boj si,
e kto mgby posdzi ich o udzia w planowaniu buntu lub pomoc w jego zorganizowaniu...
- Co ty powiesz? - rzek Walentin z umiechem, ktry przyprawiby o dreszcz lku
samego diaba.
- Myl sobie, co chcesz, ale to prawda - odpar Wasilij bez mrugnicia okiem. -
eby nie wiedziaa. - Przekn lin. - Nie mog ci wyjawi szczegw. Wybacz, ale musz je
zachowa dla siebie. Mog ci tylko powiedzie, e nie przez przypadek znalazem si na
pokadzie. Walentin nawet nie wie, jak bardzo mi pomg. Wane, e ju tu jestem. Myl, e
potrafi tak pokierowa wypadkami, eby zakoczy bunt bez przelewu krwi, bez powicania
czyjego ycia. Jednak moe si zdarzy, e bd potrzebowa powicenia z twojej strony...
Spojrza na ni. Nie uciek wzrokiem.
Raij ogarn gniew. Zrozumiaa, co mia na myli. Jak mg j prosi o co takiego?
Przez dug chwil milczaa.
- O wiele prosisz - rzeka wreszcie. Gos jej dra.
- Wiem o tym i wierz mi, nie czuj si godzien miana mczyzny. Zdaj sobie spraw,
e moesz mnie znienawidzi do koca ycia. Ale jestem gotw zapaci t cen.
- Nie jest wysoka w porwnaniu z t, o ktrej zapacenie mnie prosisz - rzeka z gorycz
Raija.
Wasilij skin gow.
- Wiem, e Walentin moe ci skrzywdzi, ale ja potrzebuj twojego noa. Musz mie
n, a innego nie uda mi si zdoby. - Westchn. - Zreszt i tak nie obronisz si przed gwatem
za pomoc noa ukrytego pod spdnic. Pomyl, co by byo, gdyby Walentin go znalaz, gdy
przed chwil ci dotyka? Jeste od niego o wiele sabsza, Raiju. Jeeli bdzie chcia ci wzi
si, zrobi to. Czy chcesz, czy nie. Mwi, e bardzo lubi, kiedy kobiety si broni...
Raija nie odpowiedziaa. Wsuna rk pod brzeg spdnicy i wyja n. Walentin
rzeczywicie omal go nie wyczu, kiedy niedawno j obejmowa. Co do tego Wasilij mia racj.
Podaa mu n, a on natychmiast wsun go do cholewy buta.
- Jak si czuje mj Michai?
- Tskni za mam - odpowiedzia Wasilij. - Ale ona stajennego dobrze si nim zajmuje.
Posalimy ludzi po twojego ma i Antoni...
- Nie chc o nich wicej sysze - rzeka nagle. Odchylia gow do tyu, zdoaa
powstrzyma zy, cho cisno j za gardo i zapieko pod powiekami.
- Zdajesz sobie spraw, e wszyscy moemy zgin? Skina gow.
- Jeeli nas zaatakuj - rzeka. - Biedny Oleg! Nie pomylaam o takim rozwoju sytuacji,
kiedy nalegaam, by mnie tu przywiz.
- Nie zmusiaby mnie - rzek z gorycz - gdybym i ja nie sdzi, e sprawy potocz si
inaczej. Widziaem inne rozwizanie, jeli mam by szczery, Raiju. Nigdy nie chciaem, by
ucierpiaa.
Wanie to musia jej powiedzie, uwaa, e to wane.
13
Raija nie do koca pojmowaa, czemu Walentin zamkn j w kajucie razem z
Wasilijem. Niejasno to przeczuwaa, zgadywaa jego tok mylenia, ale czy rzeczywicie wpado
mu do gowy co takiego? Chyba sam nie wierzy, e mogliby si tak zachowa.
Nie s przecie zwierztami...
A jednak tak byo. Kiedy Walentin wrci do kajuty przyjrza si obojgu podejrzliwie.
Popatrzy na szklanki i pust butelk, niby przypadkiem zerkn na prycze.
Raija poczua, e robi jej si niedobrze.
- Wypilimy twoj wdk - oznajmi Wasilij. - W naszej rodzinie nie pytamy o
pozwolenie, prawda, stary? To dobra wdka, zupenie co innego ni kwas. Przypuszczam, e
kapitan zgromadzi wikszy zapas, nie bdziesz wic musia poci. Rozejrzyj si te za
rumem, jest niezy, cho moe troch sodki...
Wasilij wsta i przecign si leniwie. By szczuplejszy i bardziej sprysty ni
Walentin. Gdyby stanli do uczciwej walki wrcz, z pewnoci Wasilij byby gr, uznaa
Raija.
- Rozmawiaem z chopakami - odezwa si Walentin. - Mog na nich liczy, wcale nie
zamierzaj si wycofa. Dostaem te wieci z Raiji. Tamci marynarze take nie myl o tym,
by si wycofa... Przykro mi, ale musz ci rozdzieli z Bykow - doda drwico, ale z
niewinnym umiechem i pokornym spojrzeniem. Nawet wyraz oczu go nie zdradza, tak
doskonale potrafi si maskowa.
Raija ju wiedziaa, dlaczego tylu ludzi brao jego sowa za dobr monet, pozwolio mu
si oczarowa, a potem oszuka.
Ciekawa bya, co te Walentin powiedzia marynarzom.
- Ale nie martw si, dostaniesz osobn kajut, w ktrej bdziesz bezpieczny, Wasilij.
Musz ci niestety zamkn na klucz, ale czeg si nie robi, by ochroni czowieka, w ktrym
pynie ta sama krew...
- Jasne, przekonalimy si o tym na przykadzie Piotra - odezwaa si Raija.
Musiaa to powiedzie.
- Piotr nie jest moim synem - rzek z naciskiem Walentin.
Wci zachowywa spokj, wci si umiecha, ale jeden policzek zacz mu
zdradziecko drga.
- No to chodmy - rzek Wasilij. - Nie mam chyba prawa spyta, co zamierzasz teraz
zrobi?
- Nie mylisz si - odpar Walentin. - Nie moesz spyta, a w kadym razie nie otrzymasz
odpowiedzi. Ale lepiej dla ciebie, eby znalaz si bezpieczny w kajucie sternika, zanim
cokolwiek zacznie si dzia.
Wicej nic nie powiedzia.
Raija czua, jak ogarnia j lodowaty strach, ktry z odka rozlewa si na cae ciao.
Zrobio jej si zimno, jak gdyby znalaza si na dworze w zimowy dzie, a pnocny wiatr
przeszywa j na wskro. Nigdy chyba bardziej nie zmarza.
- Dobrze wiem, gdzie jest moje miejsce - zapewni beztrosko Wasilij. Wyglda tak,
jakby nie mia adnych zmartwie, niespiesznie ruszajc do drzwi. - Przypuszczam, e kto
mnie tam odprowadzi. Nie ty? Walentin nawet nie drgn, nie odpowiedzia sowem ani gestem.
- Nie rb jej krzywdy! - poprosi Wasilij. - Ze wzgldu na ni i ze wzgldu na siebie
samego. Jeszcze nie tak dawno temu Jewgienij Bykw by nieokrzesanym gburem. Ma
wprawdzie jedno rami mniej, ale sdz, e nadal gdzie w gbi jego duszy drzemie zabijaka.
Jeli wyrzdzisz krzywd Raiji, z pewnoci si zemci.
Walentin nawet si nie skrzywi, cho nie mia zwyczaju przyjmowa niczyich rad i
poucze. Potrafi ukry ogarniajcy go gniew, tym wikszy, i podejrzewa, e Wasilij i Raija
s kochankami. Dla niego sowo mio miao tylko jedno znaczenie, kojarzyo mu si
wycznie z fizycznym podaniem.
Uwaa, e kobieta to tylko ciao, dziki ktremu mg zaspokoi swoje dze. Teraz te
nie ukrywa swoich zamiarw wobec ony waciciela statku.
Ku swemu zaskoczeniu Raija nagle dostrzega, e teraz twarz Walentina si zmienia.
Na jego policzkach wykwity rumiece, a niebieskozielone oczy lniy dziwnym blaskiem.
Czyby tak wpyna na niego ostatnia rozmowa ze zbuntowanymi marynarzami? Z pewnoci
to nie jej blisko tak na niego dziaaa.
- Boisz si mnie? - spyta wyzywajco, kiedy zostali sami.
Nie odpowiedziaa. Ona rwnie znaa sztuk milczenia, cho nie potrafia tak jak on
sprawi, by jej twarz kamaa, by z oczu nie dao si nic wyczyta.
- A moe Wasilij tak bardzo ci pocieszy, e nabraa odwagi?
- Wasilij i ja nie rozmawialimy o sytuacji na statku.
- Oczywicie, e nie! - wykrzykn, wymachujc rkami. - Rozmawialicie o bardziej
wzniosych sprawach, co? Takich, na ktrych ty si znasz, a on udaje, e rozumie... Taka
wymiana myli to pewnie mia odmiana od mojego towarzystwa, co? Ja nie mam gowy do
takich rzeczy. Jestem tylko prostakiem, ktry uprowadzi dwa statki.
- Nie jeste prostakiem - zaprzeczya Raija, starajc si zachowa spokj.
Bya w stanie si opanowa, dopki mwia to, co naprawd myli, dopki nie musiaa
kama.
Uniesione brwi wiadczyy o zdumieniu Walentina. Najwyraniej spodziewa si
usysze od niej inne sowa. Wci jednak nie przestawa jej prowokowa.
- Jakim kochankiem jest mj kuzyn Wasilij? - dopytywa si uparcie.
- Nie mam pojcia - odpara, nie uciekajc spojrzeniem. Nie wiedziaa, co Walentin
chce osign. Moe stara si przyapa j na kamstwie?
Jak dobrze, e na jego pytania moga szczerze odpowiada.
- Zao si, e w swym dugim yciu pocielowego jedca nauczy si sztuczek, ktre
s w stanie zaskoczy nawet tak wymagajc dam jak ty!
Raija westchna.
- Pewnie jest tak, jak mylisz. Nie potrafi nic na ten temat powiedzie. Jestem
szczliw on i od kiedy poznaam Jewgienija, nie spotkaam mczyzny, ktry by mnie
pociga. Po prostu nie ma drugiego takiego czowieka jak on...
- Nie, trudno jest znale w okolicy drugiego jednorkiego...
- Moesz sobie myle, co chcesz - rzeka Raija zrezygnowana. - Wielu kobietom
wystarcza jeden mczyzna, cho tobie z pewnoci trudno to zrozumie. Jestem bardzo
szczliwa z Jewgienijem. Daje mi wszystko, czego pragn. Rwnie w mioci.
Powiedziaa to wprost, tak eby Walentin nie mia wtpliwoci. Niewane, e rozmawia
z nim o swoich osobistych sprawach, cho waciwie nic mu do tego.
- A wic kuzyn Wasilij w ogle ci nie pociga, maa kobietko? Naprawd nigdy nie
sprawi, e krew zacza ci szybciej kry?
- Nie - odpara Raija, ale gos lekko jej przy tym zadra. W gbi duszy musiaa
przyzna, e Wasilij mia w sobie wiele cech, ktrych szukaa u mczyzny. Gdyby nie bya
on Jewgienija, gdyby chciaa si zwiza z kim, przy kim mogaby zosta sob i czu si
bezpiecznie, wybraaby wanie jego.
Walentin potrafi wyowi owo drenie gosu. Bez trudu odgad, e Raija zawahaa si,
zanim odpowiedziaa. Dosysza niepewno, z ktrej ledwie sama zdawaa sobie spraw.
I wycign wasne wnioski.
Rozemia si.
Zadowolony rozemia si gono.
- Nie jeste cakiem niewinna, co, Bykowa? Kobiety to niewierne istoty! Nie znam
adnej zamnej niewiasty, ktra nie miaaby ochoty zdradzi swego ma, o ile nikt by si o
tym nie dowiedzia. A ty bynajmniej nie jeste wyjtkiem, cho ju prawie uwierzyem, e
jeste ideaem. Gdyby bya taka niedostpna, jak pocztkowo sdziem, warto by byo
sprbowa ci zdoby. Ale ty jeste jak wszystkie - westchn. - Jeste cakiem zwyczajna.
Nawet nie wiesz, jak mnie rozczarowaa...
Raija przekna. Zachciao jej si pi. Teraz chtnie signaby nawet po gorzk i
palc wdk. W gardle cakiem jej zascho.
- Czego si po mnie spodziewaa? - spyta i pochyli ku niej, jakby w przypywie
zaufania. - Oczekiwaa, e oka si taki jak Wasilij? Myl, e bybym lepszym kochankiem.
Dabym ci wicej. O wiele wicej... - Rozemia si. - Moe jeszcze bdziesz miaa okazj si o
tym przekona. Moe... - mrugn porozumiewawczo. - Ale teraz musz ci zostawi sam.
Pewnie ci zawiodem, ale nie ma innej rady.
- Czy musisz zamyka mnie na klucz? - spytaa, starajc si przybra aosny, bagalny
ton. Waciwie nie musiaa udawa, naprawd si baa.
- Zapewne nie wyrzdziaby wielkich szkd na pokadzie - umiechn si - ale
prowokujesz moj zaog do mylenia o innych sprawach ni te, dla ktrych tu jest. A na to nie
mog pozwoli, poza tym i ty nie byaby bezpieczna. Wyglda na to, e oprcz mnie i mojego
kuzyna jest jeszcze kilku innych mczyzn, ktrym na twj widok przychodz do gowy
brzydkie i grzeszne myli, moja droga. Zrozum, e najbezpieczniej jest dla ciebie tutaj, w mojej
ciepej i przytulnej kajucie...
Raija westchna. Skina gow.
- Z pewnoci masz racj - przyznaa zrezygnowana. Teraz ju nie miaa wtpliwoci,
e jest jego winiem.
Chciaa jednak wiedzie, co si dzieje na pokadzie.
- Dokd si tak spieszysz? - spytaa. - Czyby grozio nam jakie niebezpieczestwo?
Umiechn si do niej, cho ten umiech przypomina raczej grymas.
- Nie zauwaya, jak si zrobio cicho? - spyta. - Czy nie doznajesz wraenia, jakby
morze si uspokoio?
Przytakna, mia chyba racj.
- Nadciga sztorm - wyjani. - Nie moemy sta na kotwicy, bo liny i tak by si
zerway. Stawiamy agle, moja droga, popyniemy mimo nawanicy. Moe uda si j omin.
Nie wiem, gdzie zakotwiczymy jutro. Ale i Jurkw tego nie wie...
Rozemia si i wyszed. Potrafi wyj we waciwym momencie.
Uwiziona w kajucie Walentina Raija miaa duo czasu na mylenie. Prbowaa
odgadn, czy morze rzeczywicie jest spokojne, ale nie znaa si ani na egludze, ani na
pogodzie. Syszaa tylko, e na pokadzie zapanowa ruch, zewszd rozlega si tupot
chodakw, kroki biegajcych ludzi. Syszaa, jak marynarze piewaj, rytmicznie wcigajc
agle. Gdy natya such, dobiega j niekiedy gos Walentina.
Zastanawiaa si, co teraz czuje, dowodzc dwoma statkami, ktre w jednej chwili stay
si dwiema pywajcymi wysepkami.
Mimo nadcigajcej burzy podnieli agle.
Raija zastanawiaa si, czy to dlatego Walentin wyda jej si tak odmieniony. Czyby
liczy na to, e wanie teraz wydarzy si co wanego, i ta nadzieja dodaa mu skrzyde?
Powiedzia, e popyn mimo nawanicy. Skd wiedzia, e bdzie sztorm? Prawda,
ludzie morza potrafi takie rzeczy przewidywa, umiej bezbdnie odczytywa znaki w
przyrodzie. Jewgienij rwnie zna t sztuk. Zwykle si nie myli, kiedy przepowiada pogod
na nastpny dzie. Marynarze nie musieli zna liter, ale przyroda powinna by dla nich otwart
ksig.
Wygldao na to, e Walentin bez trudu j odczytywa. Z pewnoci posiad wiele
umiejtnoci i potrafi je wykorzysta.
Raija baa si.
Zachodzia w gow, po co Wasilij wzi od niej n. Jeli siedzi teraz zamknity w
kajucie sternika, nie bdzie przecie mg go uy. Znajdowa si w podobnej sytuacji jak ona.
Zapewne i on sysza, e si na co zanosi. Wtpliwe jednak, by Walentin zada sobie trud i
wyjani mu, dlaczego podniesiono kotwic i dlaczego rozwinito agle.
Raija nie znaa planw Wasilija, ale bala si, bo przecie burza moga mu je
pokrzyowa.
Chocia i on pewnie by w stanie wczeniej przewidzie, e nadcignie sztorm.
Nagle Raija usyszaa, e za drzwiami co si dzieje. Zazgrzytao w zamku. Niepewnie,
nie tak, kiedy Walentin przekrca klucz.
Nie dobieg jej te odgos krokw.
Szybko znalaza si przy wejciu i spytaa szeptem:
- Kto tam?
Nie zdya otrzyma odpowiedzi, kiedy zamek ustpi. Cofna si.
Za drzwiami sta Wasilij.
Wlizn si bezszelestnie do rodka i zamkn za sob drzwi. Raija zobaczya, jak
chowa n w rkawie kurtki.
- Przydatna rzecz - zauway. - Chyba bdzie sztorm.
Raija skina gow. Nawet nie pytaa, skd o tym wie. On take by marynarzem.
- We peleryn, bluzk... Chod ze mn! Nie pytaa, dokd ani po co. Ufaa Wasilijowi.
pno...
Za pno, pomylaa Raija. Tylko dla kogo? W pomieszczeniu palia si jedna lampa.
Raija dostrzega jak posta i kurczowo cisna Wasilija za rk, ale on pogadzi j
uspokajajco. Odsun si i zamkn drzwi. Na wszelki wypadek przekrci noem zasuw w
zamku.
- Nie obawiaj si, to kapitan, Raiju. Teraz jestemy po jednej stronie - znowu si
rozemia. - Jeeli Walentin zacznie szuka kapitana tu, gdzie go zamkn, i przekona si, e
pomieszczenie jest puste i zamknite na klucz, jak sdzisz, zmartwi si?
Raija skina gow.
- I co pomyli? - dopytywa si.
- e to twoja sprawka - odpara bez wahania. Wasilij przytakn. Wyglda na
zadowolonego z siebie.
- Na pewno - przyzna. - I co jeszcze?
- Ze pomaga ci kto z zaogi - dodaa bez zastanowienia.
- Mdra dziewczyna!
Wasilij uoy wilgotne przecierada jedno na drugim w ten sposb, e utworzyy
piramidk, i usiad na nich z Raij.
Nastpnie wycign likier i owoce kandyzowane. Wzi od Raiji chleb i podzieli go na
trzy rwne czci. Najpierw poda kapitanowi.
- Nie pamitali chyba o posikach dla ciebie? - spyta. Kapitan potrzsn gow i zacz
apczywie je. Wasilij otuli Raij paszczem.
- Nie moemy pozwoli, by zmarza - rzek. - Bd musia zgasi lamp. Wolabym
tego nie robi, ale obawiam si, e to konieczne.
Skina gow, rozumiaa, dlaczego.
- Zamykae za sob drzwi, przekrcajc noem zamek - zauwaya midzy jednym
ksem chleba a drugim. Za likier podzikowaa, bo pragna zachowa jasny umys. I tak tu na
statku wlaa ju w siebie wicej wdki ni kiedykolwiek wczeniej. Zwykle po mocnych
trunkach robia si senna, a to ostatnie, czego teraz chciaa. - Walentin pomyli, e jest z tob
kto, kto ma klucz. Wasilij rozemia si.
- Wanie, jestem sprytniejszy, ni si wszystkim zdaje! Mam nadziej, e Walentin
poknie przynt, cho nie do koca jestem tego pewien. On te nie jest taki gupi, na jakiego
wyglda. Obawiam si, e to rodzinne...
Wzi butelk od kapitana, wypi odrobin albo tylko udawa, bo Raija nie dosyszaa,
eby przeyka.
- Kiedy zaczynalimy bunt, nikt nie wzi pod uwag kaprysw pogody - mwi dalej
Wasilij. - Trudno j rozszyfrowa. Przyznam, e pniej, kiedy wyrzucono mnie ze statku,
liczyem na to, i morze si troch rozkoysze! wita Panienko, nigdy bym nie mia prosi o
sztorm. To za wiele. A teraz wanie speniaj si moje yczenia.
Rozsadzaa go rado.
- Ja take nie jestem taka gupia, na jak wygldam - zauwaya Raija. - Ale nie do
koca rozumiem, Wasilij. Zanosi si na co wicej ni sztorm, tak? Czy ty co szykujesz?
Chyba nieprzypadkowo wszede na pokad?
- Oczywicie, e to nie przypadek! - rozemia si i obj j ramieniem. Raija nie
widziaa w tym nic niestosownego. Co prawda Wasilij podoba jej si jako mczyzna, ale w tej
chwili nie miao to adnego znaczenia. By przyjacielem. Obejmowa j jak przyjaciel. Oczywicie, e to cz planu, Raiju. Walentin pomyli, e pomaga mi jeden lub dwch
czonkw zaogi. Bdzie szuka ciebie, mnie, kapitana i tych zdrajcw.
Raija wstrzymaa oddech. Wasilij potrafi mwi z rwnym przekonaniem, jak jego
kuzyn. To pewnie jeszcze jedna z ich wsplnych cech.
- Wymyliem pewien plan - mwi dalej Wasilij. wiadomie przeciga, by rozbudzi
ciekawo kapitana i Raiji. - A moje plany zawsze byy lepsze od planw Walentina. On o tym
wie. To jeden z powodw, dla ktrych mnie nie lubi. Nigdy nie lubi przegrywa. Nigdy te nie
wycign nauki ze swych bdw. Okrada mnie z moich kobiet, ubra, sposobw
przyrzdzania piwa, moich pomysw... Ale jemu nigdy nic nie udaje si tak jak mnie...
- Jednak przechwala si tak samo jak ty - przerwaa Raija niecierpliwie. - Wyjanij
wreszcie, o co chodzi, zanim Walentin si tu zjawi. Co si waciwie dzieje?
- Udao mi si przecign ca zaog na swoj stron - rzek Wasilij. - Bez trudu
udowodniem ludziom, e ich okama. Morale marynarzy jest wysokie, Walentin ma racj, ale
nie takie, jak by sobie yczy.
Wasilij znowu si rozemia. Raija nie pojmowaa, jak mona si mia w takiej chwili
jak ta. Jej wcale nie byo wesoo.
- Walentin bardzo si zdziwi. To nowy bunt, Raiju Bykowa. Odbieramy statek
Walentinowi - potwierdzi sowa Wasilija kapitan.
14
Fragmenty pniejszych wydarze na zawsze utrwaliy si w pamici Raiji.
Decydujcych lub trudnych momentw ycia nigdy jednak nie zapamituje si takimi, jakimi
byy naprawd, bo to zbyt wiele dla zwykego czowieka. Zachowuje si w wiadomoci
jedynie urywki.
By moe wanie dziki temu ludzie potrafi nadal normalnie y.
Raija usna z gow na ramieniu Wasilija. Pamitaa niejasno, e byo jej zimno.
Pamitaa, e w pomieszczeniu panowaa wilgo, a na pododze zebrao si sporo wody. I e
zewszd otaczay j nieprzeniknione ciemnoci. Ciemno przypominaa cian. Pojawiaa si
natychmiast wraz z otworzeniem oczu.
Dlatego dobrze byo zamkn oczy i uciec std na skrzydach snu.
Kiedy Wasilij j obudzi, nie pojmowaa, jakim cudem moga w tych warunkach spa.
Czyby jednak wypia za duo wdki?
Statkiem ju nie koysao, rzucao nim z burty na burt.
Raij ogarna panika. Zerwaa si na rwne nogi, chciaa wybiec na pokad, za wszelk
cen dosta si na gr, ku wiatu! Nie chciaa uton uwiziona pod pokadem.
Wasilij musia potrzsn Raij, by oprzytomniaa. Nadal czua lk, ale opanowaa
krzyk.
- Nie bj si, nic ci tu nie grozi. Nikt nie zginie - uspokaja j.
Raija podejrzewaa, e nie mwi prawdy. Powiedzia przecie, e przygotowa kolejny
bunt. Na pewno dojdzie do rozlewu krwi! W pewnej chwili przemkno jej przez gow, e ona
sama pragnie mierci Walentina.
Przerazia si.
Nigdy nikomu nie yczya mierci. Nie przypuszczaa, by w ogle bya do tego zdolna.
Teraz, zdumiona, musiaa uzna, e nie znaa siebie tak dobrze, jak jej si wydawao. To
zaskakujce i przeraajce, e tli si w niej taka dza zemsty.
- Nie bj si - powtrzy Wasilij. - Takie koysanie to jeszcze nic.
Raij przeszed dreszcz. Czyby naprawd mogo by gorzej?
- Wanie nadszed odpowiedni moment - mwi dalej Wasilij. - Walentin chyba nie
zauway, e ucieka z kajuty kapitana. Nie mia czasu sprawdzi, ale wczeniej czy pniej
zechce do ciebie zajrze, Raiju. Teraz jest zbyt zajty, bo nie udao mu si omin sztormu.
Burza nadcigna szybciej, ni si spodziewa. Marynarze musz jak najprdzej cign
agle, a z tym jest duo pracy. - Ucisn Raij i doda: - Krtko mwic, nie moemy duej
czeka. Nie moemy czeka, a morze si uspokoi. Myl, e Walentin sprbuje dosta si w
sam rodek burzy. Tam zwykle jest spokojnie. To brzmi jak niedorzeczno, prawda? Mylisz,
e tam kipi pieko, a tymczasem zazwyczaj panuje spokj, morze gadkie jak szklana tafla. A
wkoo koniec wiata.
Nie moemy czeka, Raiju. Musimy wydosta si na pokad i wykorzysta
zamieszanie...
Raija pojmowaa, e mwic musimy, nie myli o niej.
- Ty zostaniesz na dole, bdziesz tu bezpieczniejsza - potwierdzi jej przypuszczenia.
Zdawao si, e tak naprawd uwaa, ale tym samym przeczy wczeniejszym
zapewnieniom. Mwi przecie, e nikt nie zginie...
We si w gar, Raija! szepta jej jaki wewntrzny gos, ktry prbowa pomc jej
zachowa rozsdek.
Jedyne, czego pragn Wasilij, to j ochroni, chcia dla niej jak najlepiej.
Ale tu, gboko pod pokadem, byo mokro i przeraajco ciemno. Raija nie dostrzegaa
nawet cian. Powietrze do tego stopnia przesycone byo wilgoci, e odnosia wraenie, i
zamieniao si w ciecz.
Syszaa plusk.
Statek nabiera wody.
Nie, za nic tu nie zostanie, nie chce uton uwiziona pod pokadem!
- Nie moemy ci zabra ze sob na gr - tumaczy Wasilij.
Jego gos rozlega si tu przy jej uchu, ciepy oddech muska jej policzek. Chciaa
uwierzy i da si przekona, ale wszystko si w niej sprzeciwiao.
- Bd przeszkadzaa?
- Nie w tym rzecz. Boj si, e Walentin mgby ci dosta w swoje apy - powiedzia
Wasilij wprost. - A wtedy wykorzystaby ci jako zakadnika i uy jako broni przeciwko mnie.
Doskonale wie, e to jedyny sposb, ebym si ugi.
Raija nie chciaa o tym myle.
- To dla ciebie najbezpieczniejsze miejsce, jakie znam - doda. - Zostawimy tu owoce i
ostatni yk likieru, bdziesz si wic moga w razie czego pocieszy...
- Mam si upi ze szczurami, zanim pjdziemy na dno?
- Kiedy usyszysz, e szczury uciekaj, masz moje pozwolenie, by czmychn std
razem z nimi - odpar Wasilij. Nie artowa, jego gos brzmia wyjtkowo powanie. - Ale
wczeniej nie chc ci widzie na grze, Raija, bo zapowiada si na piekielne przedstawienie.
Sztorm nie ucichnie tylko dlatego, e my si pokaemy na pokadzie; bdzie mocno koysao.
Moe si zdarzy, e na moment stracimy panowanie nad statkiem. Ale wierz mi, Antonia
wietnie trzyma si na wodzie. To marzenie, nie statek. Bdziesz si miaa, lecz kocham go!
Myl, e i on kocha mnie z wzajemnoci, a kiedy poczuje, e to ja stanem za sterem,
posucha mnie, odda mi si we wadanie jak kobieta...
- Jak, do diaba, moesz mwi co takiego? - prychna Raija.
Rozemia si niemal tak samo jak Walentin. Raija przez moment zastanowia si, czy
przypadkiem to nie on stoi obok.
- Prbuj ci tylko przekona, e wszystko bdzie dobrze, Raiju. Chwilami sytuacja
moe wydawa si niebezpieczna, ale pamitaj o tym, co ci powiedziaem. Bdzie dobrze.
Prawie caa zaoga przesza na nasz stron. Walentin nie ma adnych szans. Sztorm dodatkowo
nam sprzyja...
- Burza zjawia si jak na zawoanie - doda kapitan.
Raija nie moga oprze si wraeniu, e mino zaledwie par godzin, od kiedy Wasilij
wszed na pokad, a marynarze ju przestali sucha Walentina.
Wiatry szybko si zmieniaj.
Wygldao jednak na to, e Wasilij ma zaufanie do swych kolegw i nie ywi do nich
urazy za to, e wczeniej si od niego odwrcili.
- Nie chc ci widzie na pokadzie, jasne? - rzek stanowczo.
- Tak - odpara posusznie Raija.
Baa si zosta w tym ciasnym i ciemnym pomieszczeniu, ale musiaa te przyzna, e
na pokadzie baaby si jeszcze bardziej. Mogaby j zmy fala albo zepchn wiatr, wok niej
mogaby si la krew. Najbardziej obawiaa si tego, e wpadnie w rce Walentina.
Gdyby staa si zakadniczk Wasilija, take nie czuaby si bezpieczna, dodaa w
myli.
- Nie pokaesz si na grze, zanim po ciebie nie przyjd, niezalenie od tego, jak dugo
to potrwa!
- Dobrze.
- Bez wzgldu na to, co si wydarzy, zosta tutaj. Zachowuj si cicho, pod adnym
pozorem nie zapalaj lampy, nie prbuj czerpa wody, nie krzycz.
- Dobrze.
Bya coraz bardziej pokorna. Wreszcie Wasilij puci j i wsta. Raija usyszaa plusk
wody, ktra przesika do rodka. Baa si, ale przecie obiecaa Wasilijowi, e si std nie
ruszy. Potrafia dochowywa obietnic, miaa to we krwi.
- Nie spodziewaem si, e bdziesz taka zgodna - przyzna Wasilij, kadc do na jej
kolanie.
Raija cieszya si, e wok panuj ciemnoci. Dziki temu kapitan nie dostrzeg gestu
Wasilija, a ona sama nie widziaa wyrazu twarzy mczyzny, ktremu najwyraniej nie bya
obojtna. Powietrze zrobio si jeszcze bardziej cikie.
- Chciabym zostawi ci n - rzek z westchnieniem. - Ale bdzie nam potrzebny na
grze.
Doskonale to rozumiaa.
- Zostan tu - przyrzeka, starajc si, by jej sowa zabrzmiay przekonujco. Nie
chciaa, by Wasilij si o ni martwi. Mia na gowie tyle wanych spraw, ktre znaczyy wicej
ni jej ycie. O wiele wicej. - Dopki szczury nie zaczn w popochu biec w gr - dodaa ze
sabym umiechem, ktrego Wasilij w tych ciemnociach nie mg zobaczy. Ale mg go
usysze. I rozpozna ciepo w jej gosie.
Ucisn jej kolano. Raija wiedziaa, e chce si z ni w ten sposb poegna, a take
przekaza co, czego nigdy nie ubierze w sowa. Z pewnoci nie by skonny do skadania
deklaracji. Nie nalea do tego typu mczyzn. Nie pada na kolana - w kadym razie nie czsto.
Wiedzia, e jest szczliwa z Jewgienijem.
- Powodzenia - rzeka cicho. Poszli. Zostaa sama w absolutnej ciemnoci. Wasilij nie
zamkn drzwi na zamek, ale to niczego nie zmieniao. I tak bya sama.
Pomylaa, e ciemno nie jest cian, tak jak pocztkowo sdzia, lecz czym, co j
spowijao. Nie tak jak mga, raczej jak woalka. Przesaniaa jej twarz, okrcaa si wok gowy,
Raija nie moga si od niej uwolni, nic przez ni nie widziaa.
Przez chwil uwanie nasuchiwaa. Co plusno na pododze gdzie niej. Raija nie
siedziaa zbyt wysoko, moga dotkn desek, gdyby tylko troch wycigna nogi. Ale nie
chciaa prbowa. Wrcz przeciwnie - podkurczya nogi jeszcze bardziej. Nie chciaa wiedzie,
jak wysoko podesza woda, ktrej przed burz tu nie byo.
Statek przecieka.
Raija syszaa, jak trzeszczy i skrzypi. Syszaa, jak burty si skar. Po kadym
potnym uderzeniu fal tak jczay, e obawiaa si, i lada chwila ustpi.
Wytrzymyway dzielnie napr wody i wichru.
Chyba Wasilij nie kama, kiedy mwi, e Antonia to dobry i solidny statek. Wci
jednak nie czua si cakiem bezpieczna.
Wyja korek z karafki z likierem, ktrego niewiele ju zostao. Wiedziaa, e trunek jej
nie posuy, ale musiaa jako zaguszy strach.
Przekna ostatnie krople. Napj mia sodki smak owocw, ktrych nazwy nie znaa,
Zacisna powieki. Obja domi pust karafk. Czua tak silne koysanie, e
momentami rzucao ni od ciany do ciany.
A kiedy na powrt otworzya oczy, panowaa cisza. Absolutna cisza.
Raija wstrzymaa oddech.
Byo cicho.
Poniej jej stp pluskaa woda, lekko i niemal przyjanie.
Cicho.
Mino troch czasu, zanim Raija zrozumiaa, co si stao. To nie ten sztorm miota
statkiem, to nie ten sztorm czua i syszaa kad czci ciaa.
Uwiadomia sobie, e odyo jakie inne dowiadczenie, ktre wanie uwolnio si z
okoww niepamici. Sytuacja, w jakiej si znalaza, obudzia wspomnienia.
Jakby wytoczyy si pod wpywem uderze fal.
Raija przypomniaa sobie, e ju raz przebywaa pod pokadem statku w czasie sztormu,
i to znacznie silniejszego ni ten. Fale ze wspomnie byy wysokie jak gry.
Pulsowao jej w skroniach, gowa ciya, w uszach dudniy mocne uderzenia serca.
Niewiarygodne, ale wraenia powrciy jak ywe. Wiedziaa, e wtedy tak samo si baa. Moe
nawet bardziej. Strach mocno utkwi jej w pamici.
Poczua, e otacza j wielka pustka.
Nie znaa swej przeszoci, moga tylko zgadywa, e przeya co podobnego wtedy,
kiedy Jewgienij straci rami. Tak mao o tym wiedziaa, cho wiele razy opowiadano jej, jak
uratowaa Jewgienijowi ycie. Teraz zdaa sobie spraw, e postpia podobnie, jak niedawno w
przypadku Piotra.
Ju nie miaa wtpliwoci, e tkwia w niej jaka moc, co wielkiego i potnego, co,
czego sama nie moga poj. Co, czego nie powinna pozna.
Cho wiedziaa, e jest tylko narzdziem si z zewntrz, cieszya si, e moe zrobi co
dobrego dla innych. To wielka rzecz, wspaniae uczucie, ktre sprawiao, e nabieraa pokory.
Zrobio si niebezpiecznie cicho. Tak przeraajco i przenikliwie cicho.
Cisza rwnie moe grzmie w uszach.
Cisza rwnie moe przypomina krzyk.
Zakcay j jedynie uderzenia fal. Nie byy to fale sztormowe, woda obmywaa burty z
lekkim pluskiem.
Pewnie znaleli si w samym rodku sztormu, jakby w oku cyklonu. To o tym mwi
Wasilij. Uy bardzo trafnego okrelenia, uznaa Raija. Oko musi by spokojne, spojrzenie
waciwe sztormowi - zimne.
EPILOG
Byo co nierzeczywistego w tym, e tak staa razem z Wasilijem i spogldaa na
wyaniajcy si zarys katedry witego Michaa.
Jeszcze niedawno nie wierzya, i doczeka takiej chwili. Sdzia, e przyjdzie jej zgin.
A teraz Walentin lea na pokadzie w pciennym worku, starannie zasznurowanym,
jak gdyby w obawie, e nawet martwy zechce si jeszcze wymkn.
- Dobrze, e tak si stao - odezwa si Wasilij.
Sta, obejmujc Raij ramieniem. Nikomu nie wydawao si to dziwne, nikt nie
doszukiwa si w tym adnej dwuznacznoci. Nawet Raija.
Walczyli przecie po jednej stronie. Teraz wracali do domu otoczeni swego rodzaju
chwa.
- Oleg prawie cay dzie i ca noc rozmawia z policjantami w swym kantorze. Oni nie
dopuszcz, by sprawa buntu odesza w niepami. Chc znale i ukara winnego, dosta tych,
ktrzy zamordowali kapitana Raiji. Dobrze, e Walentin nie yje.
Zamilk. Ucisn Raij, po czym opuci rk i odsun si. Zacisn donie na krawdzi
burty.
Nie chcia, by kto z ldu ich zobaczy, kiedy tak stoj razem. Mogliby w ten sposb da
powd do plotek.
- To najnisza cena, jak moglimy zapaci, Raija. Nie odzyskalibymy statkw w inny
sposb. Walentin nigdy dobrowolnie by si nie podda. Uprowadziby Raij i Antoni, a
ciebie razem z nimi. Bg jeden wie, dokd by popyn. Moe udaoby mu si zawin do
jakiego rosyjskiego portu i sprzeda statki. Wszdzie mona znale nieuczciwych ludzi.
Zgubiby wiele rodzin, a ciebie za nic by nie wypuci. Moesz mi nie wierzy, ale bardzo
chcia ci mie. I wziby ci, nawet gdyby mia zosta za to surowo ukarany. Nie ba si
niczego. Nie ba si nawet mierci...
Raija zamkna oczy.
Pomylaa, e Wasilij mia racj. Walentin nie ba si mierci. Sam wyszed jej na
spotkanie.
Takim go zapamita...
Wspinanie si w ciemnoci po chybotliwej i wskiej drabince przywodzio na myl
scen z sennego koszmaru. Raija, stojc na liskim szczeblu, walczya z pokryw wazu, ktra
zagradzaa jej wyjcie na pokad. Nigdy by nie pomylaa, e moe by taki ciki! Dobrze, e
nie moga spojrze w d.
Mino troch czasu, zanim do Raiji dotaro znaczenie tych sw i zanim zrozumiaa, e
Wasilij z Olegiem razem to uknuli. Moe zreszt nie tyle Oleg, co Wasilij.
- Nie moglimy Walentinowi nic zaproponowa - doda Wasilij, wzruszajc ramionami.
- Inni waciciele statkw powiedzieli, e nic ich nie obchodzi bunt na Antonii i Raiji, e
Oleg musi to zaatwi na wasn rk. Oni niczym nie ryzykowali, za Jurkw i Bykw mogli
straci wszystko.
- A co ty z tego masz? - spytaa Raija blado. Znowu to samo wzruszenie ramion.
- Zakadam, e Oleg dotrzyma obietnicy. Nie mam nic przeciwko temu, by zosta
kapitanem...
- A marynarze?
- Dostan to, co Oleg przez cay czas obiecywa. Tylko ci, ktrzy zamordowali kapitana
Raiji, zostan oddani w rce gubernatora, co do tego mwilimy prawd...
- Ale z ciebie zimny dra - zauwaya Raija. Skin gow.
- To typowe w naszej rodzinie - odpar, przebiegajc wzrokiem po worku lecym na
pododze.
Wpynli do portu. Czekay ich zwyke dni.
Znowu bdzie trzymaa Michaia w ramionach. Jewgienij wrci do domu. Wiele bdzie
musiaa wyjani.
Ale nie moga postpi inaczej, wybr nie nalea do niej. Do dziaania popchno j
co, co istniao poza ni, co duo silniejszego.
Tak, wiele trzeba bdzie wyjani.