You are on page 1of 135

TRINE ANGELSEN

NA DOBRE I ZE DNI

Rozdzia 1
Oniemiaa ze zgrozy Elizabeth wpatrywaa si w lensmana. Z trudem usiowaa
zrozumie sens tego, co powiedzia. Mwi o jakiej katastrofie na morzu i o tym, e utono
ponad stu mczyzn. Ale po co jej to mwi? Co to miao wsplnego z ni? Naturalnie, to
straszna tragedia, Jensa jednak nie byo wrd tych, ktrzy zginli. To niemoliwe. Ju raz go
stracia. Potem Kristian zgin w Trolljordslaget. Jens nie mg opuci jej po raz drugi!
Ile blu i cierpienia jest w stanie znie czowiek? Syszaa o matkach, ktre
odprowadziy do grobu nawet picioro- szecioro dzieci. Jak zdoay to przey? Czy
kiedykolwiek potem doszy do siebie? Elizabeth syszaa, e lensman co mwi, poczua jego
wielk do na swoim ramieniu i zdaa sobie spraw, e kto jeszcze stan w drzwiach i te
sucha. Ale skd dochodzi w rozpaczliwy krzyk? Upyno kilka sekund, zanim si
zorientowaa, e to ona krzyczy. Wtedy rzucia si na lensmana, chwycia go za poy paszcza
i mocno nim potrzsna. Miaa ochot gry, drapa, bi, lecz czyje silne rce j
powstrzymay.
- Spokojnie, Elizabeth. Spokojnie.
Jego gos by gboki i opanowany, ale nic to nie pomogo. Krzyk wyrywa si z jej
wntrza niczym wycie, ktre rodzio si gdzie w dole brzucha. Jej policzki stay si wilgotne
i poczua sony smak w kcikach ust. zy!
- Tylko nie Jens! - szlochaa. - Powiedz, e to nieprawda! Nie znios tego! Nie wolno
ci go zabiera, syszysz?!
Przychodzisz tu raz za razem i opowiadasz rzeczy, o ktrych nie chc wiedzie!
Zjawia si Helene, obja j swymi pulchnymi ramionami, przytulia do piersi i
gadzia po wosach.
- No, no, moje dziecko. Wszystko bdzie dobrze. Tylko si ju uspokj.
Elizabeth prbowaa powstrzyma spazmy. Nigdy przedtem nie czua takiej
bezsilnoci, takiego smutku, a zarazem tak ogromnej pustki jak teraz. Nic jej nie obchodzio.
Ogarna j cakowita rezygnacja.
- Pomyl o Williamie - szepna Helene. - Jeszcze on ci pozosta. Nie pozwl, eby ci
zobaczy w tym stanie. No i masz te Signe. Nie zapominaj, ile ona stracia.
Powoli do Elizabeth dociera sens tych sw. Ostronie wyswobodzia si z obj
Helene i rozejrzaa dokoa. Zobaczya dzieci, ktre wpatryway si w ni wielkimi oczami,
trzymajc si kurczowo za rce. Dolna warga Signe lekko draa.
- Gdzie jest tata? - szepna dziewczynka zachrypnitym gosem.

- On... - Elizabeth musiaa otrze zy, eby lepiej widzie, a potem odchrzkna. Bdziemy si modli do Boga, eby mia tat w opiece. - Wstrzymaa oddech na kilka
sekund, bo nie bya w stanie mwi dalej. Zaraz jednak zebraa si w sobie i spytaa: Pamitacie t straszn burz? Dzieci skiny jednoczenie.
- Rozptaa si w Storvaagen i na morzu te. Wiele statkw si przewrcio i wielu
rybakw utono.
- Ilu? - zapyta William. Jak miaa powiedzie maemu chopcu, e zgino ich ponad
stu? Potrafi liczy tylko do piciu.
- Zbyt wielu - odpara i przykucna przed dziemi.
- Tata by wrd nich, prawda? - Signe nie spytaa, tylko stwierdzia.
- Tego jeszcze nie wiemy. - W chwili gdy Elizabeth wypowiedziaa te sowa, nagle
zapona w niej nika nadzieja. William przenis wzrok na kogo, kto sta za ni.
- Moe i Lars nie yje. Albo Cornelius Arnoldy. Elizabeth poderwaa si gwatownie.
O tym nie pomylaa! Przeraona, utkwia spojrzenie w lensmanie.
- Dlaczego waciwie tu przyszede? - spytaa. - Znasz jakie nazwiska? Czy jest
wrd nich kto z naszych? Przekn lin i przyjrza si swoim butom. Potem znw podnis
wzrok.
- Nie, nie mam adnych nazwisk. Chciaem was tylko uprzedzi o tej katastrofie.
Chodz od domu do domu, do rodzin, ktrych mczyni wypynli w morze. Uznaem, e
powinienem wszystkich przygotowa. Jeli si czego dowiem, naturalnie zaraz was
powiadomi, ale moe si zdarzy, e wy wczeniej dostaniecie wiadomo. Moe list... Albo
trzy. - Sprbowa si umiechn, ale nie cakiem mu to wyszo.
Elizabeth wydmuchaa nos w chusteczk, ktr znalaza w kieszeni. Musiaa wzi si
w gar, chociaby ze wzgldu na dzieci. Poza tym nie tylko ona jedna bdzie teraz miaa o
kogo si martwi. W tym domu jeszcze dwie inne kobiety wysay w morze swoich
mczyzn.
- Moe wejdziesz na chwil? - spytaa ju spokojniej. Urzdnik pokrci gow.
- Dzikuj, ale musz i dalej. Ukoni si i poda im do na poegnanie.
Ucisny j po kolei i yczyy mu powodzenia na dalsz drog, po czym wrciy do
kuchni, milczce i zatopione we wasnych bolesnych mylach. Wzrokiem wdroway za
okno, ku brzegowi. Gdzie teraz byli ich mczyni? Czy yli? Czas pokae.
Stopniowo docierao do nich wicej informacji. Niektrzy twierdzili, e zgino okoo
stu dwudziestu rybakw, inni e nawet stu pidziesiciu, ale nikt nie by niczego pewien.
Tylko Bg zna dokadn liczb zaginionych.

- Teraz rozumiem sens tego, co widziaam w Wigili - odezwaa si ktrego dnia


Elizabeth, prasujc pociel. elazko powoli i pewnie suno po materiale. Od czasu do czasu
podnosia je i sprawdzaa, czy jest dostatecznie gorce, po czym wymieniaa na inne, ktrym
najpierw na prb przesuwaa po cierce, eby nie zostawi brudnych ladw na poszewkach.
- Co mwia? - spytaa Helene.
- Miaam wizj. To byo wtedy, kiedy wyszam za potrzeb tu przed czytaniem
Ewangelii. Pamitasz?
Helene skina gow w zamyleniu. Podesza bliej, jak gdyby si baa, e nie usyszy
caej historii, jeeli bdzie staa za daleko, a midzy jej brwiami utworzya si gboka
bruzda.
- Nie rozumiaam, dlaczego tylu ludzi jest na dworze tak pnym popoudniem.
Cignli dugim szeregiem. Jechali wozami konnymi. Niektrzy szli obok. Przyszo mi na
myl, e poszaleli. Albo e moe ja zapomniaam o czym, co si wydarzyo. Wiesz, zebrao
si wtedy tyle spraw. wita i w ogle. - Umiechna si szybko. - Waciwie poczuam si
troch gupio. Ale po chwili uwiadomiam sobie, co to takiego. Na jednym z wozw leaa
czarna trumna. To by kondukt aobny! Helene cofna si o krok i pooya rk na piersi.
- Co ty mwisz?! Elizabeth spucia wzrok.
- To znikno tak szybko, jak si pojawio. Po prostu rozpyno si w powietrzu.
Wtedy zrozumiaam, e to by znak. Kto mia umrze. - Zniya gos. - Ale nie wiedziaam,
e zginie ich ponad stu.
- Powiedziaa o tym Jensowi?
- Nie. - Elizabeth pokrcia gow. - Mia niedugo wyruszy w morze i nie chciaam
go niepokoi przed podr. W adnym razie nie mogam tego zrobi. Jeste pierwsz osob,
ktrej o tym mwi. Ale nie powtarzaj tego nikomu. Po co? Tobie te bym o tym nie
wspomniaa, musiaam si jednak komu zwierzy. To zwykle pomaga. I rzeczywicie, teraz
czuj, jakby spad mi z ramion wielki ciar. - Znowu spojrzaa na Helene. Twarz przyjaciki
cigna si z przeraenia.
- Skoro ten orszak zobaczya wanie ty, to moe oznacza, e zginie wielu tych,
ktrych znaa. -Gos Helene zabrzmia raczej jak szept. Elizabeth obja przyjacik
ramionami.
- Kochana, wcale nie musi tak by. Moliwe, e widziaam wszystkie kobiety, ktre
owdowiay. Wdowy po rybakach z caych Lofotw. Ale nasi mczyni mogli przey. Jens
czsto mawia, e teraz, kiedy si znw pobralimy, nigdy ju mnie nie opuci. I nigdy nie
umrze.

- Nie on o tym decyduje. A co z Larsem, Olavem, Jakobem, Danielem... - Gos Helene


si zaama, przycisna opuszki palcw do oczu.
- Wiem o tym - odpara Elizabeth spokojnie. Otrzsna si ju z szoku. - O nich te
mylaam. C jednak moemy zrobi? Jedyne, co nam pozostaje, to czeka. Za tydzie
przyjdzie poczta. Moe si czego dowiemy?
Helene skina gow i wyjrzaa przez okno. Dzieci bawiy si na niegu niedaleko
obory. Ju si uspokoiy. Doroli przecie powiedzieli, e ich ojcowie pewnie si uratowali.
No, moe nie powiedzieli tego wprost, ale wierzyli, e Bg nad nimi czuwa. Cigle si o to
modlili i powtarzali, e Pan Bg wszystko syszy i widzi. W takim razie na pewno usyszy te
modlitwy. A ju sporo si ich uzbierao, bo modlili si co wieczr przed pjciem spa.
- Mylisz, e Panu Bogu i anioom nie znudzio si nas sucha? - spyta ktrego
wieczoru William, gdy Elizabeth siedziaa z dziemi w sypialni.
- Nie, nigdy im si nie znudzi - odpara. - Dawno temu, kiedy Pan Jezus jeszcze y na
Ziemi, mieszka w maej wsi daleko, daleko std - zacza opowiada. - Ktrego letniego
dnia siedzia na dworze i rozmawia z ludmi. Rozumiecie, zna mnstwo historii.
- Wicej ni Arnolda?
- Tak, duo wicej.
- O huldrach i morskich potworach te? - zdziwi si William.
- Hm, sdz, e o nich nie opowiada. Mwi raczej o tym, co jest dobre, a co ze, i e
ludzie powinni wierzy w Boga, to wtedy bdzie dobrze na wiecie. Ale wracajc do mojej
opowieci... Kiedy tak siedzia i rozmawia z ludmi, podeszo kilkoro dzieci i te chciao
posucha. Doroli odsunli je jednak i powiedzieli, eby poszy si bawi i nie przeszkadzay
Jezusowi, ale On si rozgniewa i rzek: Pozwlcie tym maluczkim przyj do mnie,
albowiem do nich naley Krlestwo Niebieskie".
- Co to znaczy? - spyta William i spojrza na matk ze zmarszczonymi brwiami.
- To znaczy, e Bg i Jezus zawsze chc sucha, co dzieci maj do powiedzenia.
Signe zagryza warg.
- Wydaje mi si, e nauczyciel w szkole opowiada kiedy podobn histori, ale to nie
byo dokadnie tak, jak ty mwisz. Elizabeth si umiechna.
- Mona o tym mwi na wiele sposobw. Najwaniejsze, ebycie zrozumiay.
- A ja bardziej wierz w to, co powiedziaa nam Elizabeth - stwierdzia Kathinka,
pocigajc za jeden ze swych lokw.
Pozostae dzieci przytakny na znak, e te tak uwaaj. Dzieci s tak cudownie
nieskomplikowane, pomylaa Elizabeth, skadajc fartuch.

- Chyba si wybior do sklepiku Fredrika - powiedziaa.


- Dzisiaj nie ma poczty. - Arnolda spojrzaa na ni zdziwiona.
- Wiem. Ale moe Fredrik sysza co nowego. Rozmawia z tyloma ludmi. Nerwowo splota donie.
- Duej nie znios tej niepewnoci. Tyle razy w cigu dnia wygldam przez okno, czy
czasem pastor albo lensman nie nadchodzi z wieciami. To ju trwa cay tydzie. - Umilka
nagle. - Przepraszam -dodaa zakopotana. - Wiem, e przeywacie to samo, ale... Ju trzeci
raz dostaj wiadomo o mierci ma.
- Rozumiemy to - odezwaa si Helene.
- Nie, nie rozumiecie. Smutku nie da si zmierzy, tak jak nie mona uodporni si na
cierpienie. Za kadym razem, gdy si traci kogo bliskiego, bl jest rwnie silny.
- Istniej pewne granice wytrzymaoci i w pewnym momencie sama moesz... Helene urwaa.
- Boisz si, e mog postrada zmysy, jeli okae si, e Jens zgin?
- Niezupenie o to mi chodzio. Elizabeth umiechna si blado.
- A moe jednak? No, przyznaj si.
Helene odwrcia si, udajc, e jest bardzo zajta. Jej plecy byy wyprostowane i
nieprzystpne. Nic wicej nie powie, stwierdzia Elizabeth. Zbyt dobrze j znaa.
Elizabeth nie zabraa ze sob adnego z dzieci. Chciaa im oszczdzi rozmw, ktre z
pewnoci bd si toczy w sklepiku.
Kiedy wyjedaa, pada drobny nieg. Mrz nie by silny, ale zimno przenikao przez
spdnice, mimo e si ciepo ubraa. Wiele razy musiaa ujmowa lejce jedn rk i
poprawia baranic na kolanach, ale futro cigle si zsuwao i odkrywao jej ydki.
Koo sklepu stao kilku mczyzn. Tupali nogami w dugich do kolan butach z
drewnianymi podeszwami. Niektrzy zabijali rce, inni wepchnli donie gboko w kieszenie
kurtek. Potem si poegnali, przykadajc dwa palce do czapki, i rozeszli kady w swoj
stron.
W sklepiku uderzyo j przyjemne ciepo; pod jego wpywem a zapieka j
zmarznita twarz. Rozmowy na moment ucichy, niektrzy z klientw pozdrowili j, po czym
wrcili do przerwanych wtkw. Elizabeth odetchna z ulg. A zatem nie wiedzieli nic, o
czym ona by nie syszaa. Stana przy ladzie obok Fredrika. - Masz jakie wieci? - spytaa.
Skin gow.
- Dostaem dzisiaj list.
- List? - Elizabeth poczua, e serce jej mocniej zabio. Utkwia wzrok w chopaku. -

Przysza dzisiaj poczta? - Tak, ale niestety nie byo nic dla ciebie.
- A kto do ciebie napisa?
- Daniel.
- No, nie stj tak. Mw, co napisa!
Poczua, e ogarny j jednoczenie irytacja i zniecierpliwienie. I potworny strach.
Fredrik przesun co na ladzie.
- Skreli tylko par linijek.
- I co?
- Napisa, e z pewnoci doszy nas suchy o szalejcym sztormie i o tym, e wielu
rybakw zgino. Chcia tylko zawiadomi, e s cali i zdrowi.
- e s cali i zdrowi - powtrzya Elizabeth. - Nie wymieni adnych imion? - Serce
podeszo jej do garda, ledwie moga oddycha. Fredrik pokrci gow.
- Prosi jeszcze, eby pozdrowi wszystkich w Heimly.
- A co z nami z Dalsrud? Nie kaza nas pozdrowi?
- Nie, o tym nie wspomnia. Na dole listu jest tylko jego podpis. Myl, e bardzo mu
si pieszyo, kiedy to pisa. -Tak, z pewnoci - przyznaa Elizabeth. Odwrcia si; nie bya
w stanie spojrze w tej chwili na Fredrika. Targay ni sprzeczne uczucia, w gowie kbiy
si tysice myli.
Danielowi, naturalnie, mogo si a tak pieszy, e po prostu zapomnia przesa im
pozdrowienia. A moe uzna za oczywiste, e wieci o Jensie, Larsie i Corneliusie dotary
wczeniej i wszyscy ju wiedz, e ocaleli? Ale dlaczego w takim razie aden z nich trzech
nie przysa listu? Jeeli przeyli, mogli skreli cho kilka linijek, eby uspokoi bliskich.
Jej rka draa, kiedy przyoya j do czoa. Nagle zrobio jej si sabo i najchtniej
pobiegaby w nien zamie, zarazem jednak nie chciaa wraca do domu z wieci, e
Daniel i oni" yj. Musiaa si dowiedzie, kim s oni". I czy wiadomo dotyczy jeszcze
innych rybakw oprcz tych z Heimly. Zorientowaa si, e Fredrik co do niej mwi, i
powoli odwrcia si do niego.
- Mwie co?
- Tak, spjrz tutaj. Worek nie jest pusty. Zosta jeszcze jeden list.
Dygocc ze zdenerwowania, wzia kopert, a potem znowu przeniosa wzrok na
Fredrika. Moe dostrzeg w jej spojrzeniu wyrzut, bo wyglda na zawstydzonego.
- Przepraszam, ale kademu moe si to zdarzy. Wywrciem worek na drug stron,
ale list musia si o co zaczepi. Dopiero teraz, gdy chciaem worek zoy, zauwayem
kopert.

- Pozdrw swoich - rzucia Elizabeth ochrypym, obcym gosem. - Ciesz si, e


wszyscy z Heimly maj si dobrze - dodaa i ruszya do drzwi.
- Nie przeczytasz? - usyszaa jeszcze gos Fredrika, zanim zadwicza dzwonek u
drzwi, ale nie odpowiedziaa i wysza.
Ko potrzsn dug grzyw, kiedy do niego podesza. List, wsunity pod ubranie,
drani skr. Pocztkowo by zimny, ale szybko si ogrza. Lea na jej sercu i sysza kade
jego uderzenie. W drodze powrotnej do domu nie czua, e baranica zsuna si z jej ng. Nie
dbaa o to. Mylaa jedynie licie. Co zawiera? Pewnie niewiele, bo zauwaya, e jest
cienki. Z pewnoci by pisany w najwikszym popiechu. Mogo to oznacza zarwno dobre
wieci, jak i ze. Moe autor listu przeprasza i obiecywa, e pniej napisze wicej? Nawet
nie spojrzaa na charakter pisma, bojc si, e to nie od Jensa. Nagle poczua, e nie jest w
stanie czeka duej. Zatrzymaa konia, zdja rkawic i wsuna do pod ubranie. Wolno
wyja list, wycigna szpilk do wosw i otworzya kopert.
Moja Najdrosza Elizabeth
Chciaem Ci tylko zawiadomi, e wszyscy jestemy zdrowi. Sztorm, o ktrym z
pewnoci syszaa, dokona spustoszenia i wielu rybakw Nasz Pan wezwa do siebie. Ale
wszyscy z Heimly i Dalsrud ocaleli.
Jens skreli jeszcze kilka zda, lecz ona nie bya w stanie teraz tego czyta. Spucia
gow na kolana i szlochaa gono z radoci.
- Dziki Ci, Boe. Dzikuj, dzikuj i jeszcze raz dzikuj, e wysuchae naszych
modlitw. Czy to dzieci Ci przebagay? - Spojrzaa w gr na szare niebo. nieg przesta
pada. Czy Bg widzia j teraz tu, daleko w dole, z zapakan twarz, ciskajc w doniach
cenny list? - Mam nadziej, e mnie syszysz, Boe. Jestem Ci dozgonnie wdziczna. - Nagle
sowa wyday si jej takie ubogie. Ostronie zoya kartk i z powrotem wsuna pod kurtk.
Potem strzelia lejcami i ruszya do domu. Miaa wan wiadomo dla tych, ktrzy czekali!

Rozdzia 2
dba siana kuy przez ubranie, kiedy Elizabeth pod-sypywaa zwierztom paszy
nastpnego ranka. Suce naniosy wody i napeniy beczki stojce przy drzwiach. To cika
praca, wic Elizabeth pozwolia im, eby zrobiy sobie przerw i troch odpoczy. W
drzwiach obory Helene odwrcia si i powiedziaa:
- Zastanawiam si, dlaczego ona lensmana... Nie, zreszt wszystko jedno. - Machna
rk i wysza. Niedokoczone zdanie pobudzio ciekawo Elizabeth, postanowia wic
pniej wypyta przyjacik.
Jedna z krw odwrcia swj duy eb i popatrzya na ni byszczcymi oczami.
Mwiono, e zwierzta nie potrafi paka, ale krowy roniy wielkie zy. Sama widziaa. To
zawsze przyprawiao j o gsi skrk. Wiedziaa przecie, e kiedy trzeba bdzie je zabi,
eby mie co je. Pogadzia krow po grzbiecie, przemawiajc do niej dobrotliwie, a
mylami powdrowaa do wczorajszego dnia. Kiedy oznajmia, e przyszed list, i
powiedziaa, co w nim byo, w kuchni zapanowa nastrj nieopisanej radoci. Helene i
Arnolda rozpakay si gono. Tylko dzieci zachoway spokj.
- Przecie mwiymy. - Signe spojrzaa na Elizabeth z politowaniem i przewrcia
oczami. -Modliymy si do Boga, wic nas wysucha.
Elizabeth powicia cz popoudnia, eby odpisa na list. Opowiedziaa Jensowi o
wizycie lensmana i o modlitwach dzieci. O tym, jak bardzo si bali, i o wyprawie do sklepu
Fredrika. Na koniec doniosa, e czuj si dobrze i radz sobie z robot. Jensowi to si
spodoba.
W swoim licie wspomina, e w czasie sztormu tamtego feralnego dnia utonli
rybacy, ktrych zdy pozna. Ciko to przey i jeszcze nie cakiem si otrzsn.
Elizabeth wspczua mu i zapragna znale si bliej, by mc go pocieszy. Jej myli
podyy te ku rodzinom tych, ktrzy zginli. Dobrze wiedziaa, co teraz przeywaj.
Jeszcze raz poklepaa krow po grzbiecie, otrzepaa ubranie i wysza z obory. Przy
drzwiach zatrzymaa si jednak, bo na podwrzu stay sanie zaprzone w konia. Nie syszaa,
kiedy zajechay.
Zaciekawiona, wesza do domu.
Nie zdya zapyta, gdy Helene wyjania, kim jest ich go.
- W salonie siedzi lensmanowa i czeka na ciebie - poinformowaa, po czym otworzya
drzwiczki pieca i rozrzucia ar. - Arnoldo, wyjmij troch solonego misa! -zawoaa w stron
spiarni. Potem znw zwrcia si do Elizabeth: - Przygotuj wam troch kanapek. I zaparz

kaw - dodaa.
- Mwia, czego chce? - spytaa Elizabeth.
- Nie, zapytaa o ciebie, a ja powiedziaam, e jeste w oborze. I zaproponowaam,
eby poczekaa, jeli chce. - Helene pokrcia nosem. - Trudno mi byo zachowa wobec niej
uprzejmo, moesz sobie wyobrazi. Z najwiksz ochot kazaabym jej wrci tam, skd
przysza.
- Dobrze, e tego nie zrobia. - Elizabeth zamkna za sob kuchenne drzwi i ruszya
do salonu. Nagle uwiadomia sobie, e nadal ma na sobie robocze ubranie, wic szybko
pobiega na poddasze, umya si i przebraa. Na koniec wzia kilka szpilek do wosw i
upia warkocz w wze z tyu gowy. Tak, to powinno wystarczy.
- Dzie dobry - przywitaa si z rezerw, wchodzc do salonu.
ona lensmana wstaa i podaa jej obie rce.
- Moja droga, syszaam, e caa zaoga statku zgina! Nie mogam si wic
powstrzyma: musiaam do was przyj i zobaczy, jak sobie radzicie.
- Dzikuj, dobrze - odpara Elizabeth. - Wczoraj dostaymy list z wiadomoci, e
wszyscy s cali i zdrowi. Lensmanowa szeroko otworzya oczy.
- Naprawd? A ja mylaam... - Urwaa, pozwalajc, by dalsza cz zdania zawisa w
powietrzu. Nastpnie splota swe pulchne biae donie i umiechna si z obudn sodycz. To najlepsze, co mogo si zdarzy. Niesamowite. - Ponownie usiada na krzele. Elizabeth
poczua, jak irytacja peznie w gr jej plecw. Wesza Helene z tac, obsuya je szybko i
sprawnie, po czym opucia salon.
- Prosz si czstowa - zaproponowaa Elizabeth, unoszc pmisek.
- Dzikuj bardzo. - Kobieta wzia kanapk i zacza je maymi ksami. Wytara
okruszki z kcikw ust i utkwia w gospodyni spojrzenie swych jasnoniebieskich oczu. - Jest
jeszcze jedna sprawa, o ktrej przyszam z tob porozmawia.
- Ach tak. - Elizabeth odstawia filiank na spodeczek.
- To straszne patrze na tych wszystkich cierpicych ludzi w naszej wsi.
Elizabeth zastanowia si, czy dobrze usyszaa. Od kiedy to ona lensmana przejmuje
si losem biednych? Milczaa jednak, pozwalajc jej mwi dalej.
- Tak, to po prostu okrutne. Ci biedacy marzn i goduj. Dlatego zaoyam
stowarzyszenie.
- Co?
- Tak, ebymy my, lepiej sytuowani, mogli regularnie rozdziela skarpety i rkawice,
ktre zrobimy na drutach. Czapki i szaliki s oczywicie rwnie mile widziane. I swetry.

- I to ty wpada na ten pomys? - Sowa wyrway si Elizabeth, zanim zdya si


zastanowi.
- Tak! - Otya kobieta woya do ust ostatni ks chleba. Dugo ua, zanim podja
wtek: - Uwaam, e musimy co robi. Zgadzasz si z tym?
- Owszem. - Elizabeth przecigaa sowa. - My w Dalsrud zawsze robimy wszystko,
co w naszej mocy.
- Oczywicie. W takim razie przeka pozostaym, e ty te si do nas przyczasz.
wietne kanapki, nawiasem mwic. Aha, zanim zapomn: wszystko, co przygotujesz,
przekazuj mnie. A ja ju si postaram rozesa to dalej. I jeli znasz jeszcze kogo, kto te
chciaby pomc, to daj mi zna. Z Bergette ju rozmawiaam, wic jej nie bierz pod uwag.
- Dlaczego nie moemy sami dzieli si z innymi, tak jak robilimy to do tej pory? spytaa poirytowana Elizabeth. Lensmanowa rozemiaa si krtko.
- Moja droga, chodzi o to, eby istnia jaki system podziau, eby wszyscy dostawali
tyle samo. By nie dopuci do tego, e jedna rodzina dostanie duo, a inna nic. Rozumiesz?
Elizabeth ledwie dostrzegalnie skina gow. Musiaa przyzna, e przy takim
przedstawieniu sprawy brzmiao to nawet rozsdnie. A jednak mimo wszystko czua w sobie
jaki sprzeciw.
- Syszaam, e doszo do... Jak to powiedzie? Zatargu midzy tob i Steffenem jaki
czas temu -zagadna nagle lensmanowa. - Jesieni, kiedy sprowadzalicie owce z gr.
Elizabeth mocno zacisna zby. To temat, ktrego wolaaby nie porusza. Steffen
najpierw prbowa j zgwaci, a potem sam zrani si noem i rozpowiada, e

to Jens

chcia go zabi. Na domiar zego, lensman trzyma stron Steffena.


- Zgadza si - przyznaa sucho.
- Uff, to niedobrze. Ale, droga Elizabeth, nie pozwlmy, eby to zepsuo stosunki
midzy nami kobietami. Dobrze?
C miaa na to odpowiedzie? Nie moga szczerze wyzna, e nie chce mie z nimi
wicej do czynienia - ani z lensmanem, ani z jego on.
- Staram si ju nie myle o tej historii - ucia, nie wdajc si w wyjanienia.
- To wietnie. - Lensmanowa umiechna si i wycigna rk w stron dzbanka. Czy mog si jeszcze poczstowa kaw?
Wreszcie niepodany go zdecydowa si wyj. Elizabeth odprowadzia oty
kobiet na korytarz i na poegnanie umiechna si sztywno. Na szczcie w czasie wizyty
nie pado ani jedno przykre sowo. Przynajmniej tym moga si pociesza.
- Czego chciaa? - spytaa Helene, wysuwajc gow z kuchni. Elizabeth zdaa jej

krtk relacj.
- A wic to dlatego - odpara przyjacika powoli.
- Co masz na myli? Helene umiechna si szeroko.
- Syszaam, e ta niezwykle dobra pani prawie przestaa si liczy w towarzystwie.
Ludzie mwi, e jest chciwa i samolubna. Musiaa niele da si im we znaki. - Helene
opara si barkiem o framug drzwi. - Dlatego rozpocza zbirk dla biednych we wsi, nie
zwaajc na to, e inni od dawna ju si tym zajmuj. Elizabeth umiechna si i wzruszya
ramionami.
- W kadym razie wyniknie z tego co dobrego, a o to przecie chodzi.
Helene wrcia do kuchni, ona za posza na poddasze. Tam znalaza resztki wczki i
kilka wenianych skarpet, ktre byy ju tyle razy cerowane na pitach, e nie nadaway si do
uytku. Rozcia je na dwie czci, eby wykorzysta gr. Gdy tylko miaa co do oddania,
zawsze dzielia si z potrzebujcymi. Dlaczego wic nie przekazywa tego przez on
lensmana? Czy nie do ju midzy nimi ktni i niezgody? Nie traktowaa tego jako poraki.
Gdyby bya moda, pewnie czuaby si pokonana. Ale nie teraz. Bya ju na to zbyt dojrzaa.
Obiecaa da Arnoldzie kilka godzin wolnego, eby dziewczyna moga odwiedzi
rodzicw. Odprowadzia j do drzwi i yczya szczliwej drogi. Helene za wysaa z list
zakupw do sklepiku. Dzieciom pozwolia jecha razem z ni. Suca czua si troch
niepewnie, bo nie przywyka do samodzielnego powoenia.
- Poradzisz sobie - powiedziaa Elizabeth spokojnie. - Nie po raz pierwszy pojedziesz
saniami, a taka wycieczka dobrze ci zrobi. Kiedy ostatnio wyrwaa si z Dalsrud?
Niechtnie, z mocnymi wypiekami na twarzy, Helene wyruszya w drog.
Wtedy Elizabeth nakrya w salonie. Dooya do pieca dobrze przesuszonego drewna,
ktre natychmiast zajo si ogniem i w mgnieniu oka ogrzao pokj. Wyja pikn zastaw
stoow i wspaniae szko. Potem posza do obory pozbiera jajka, bo chciaa upiec ciasto.
Wanie skoczya, kiedy sanie z powrotem zajechay na podwrze. Zauwaya w nich
rwnie Arnold, a wic Helene zabraa j po drodze.
Wpady z impetem do domu, rozemiane i rozgadane. Miay duo do opowiadania.
Dzieci dostay od Fredrika po kawaku kandyzowanego cukru. Koniowi te si trafio troch
na sprbowanie, paplaa Helene, zdejmujc kubrak. No i spotkay Dorte, ktra przesya
gorce pozdrowienia. Nagle przerwaa ten potok sw i pocigna nosem.
- Pieka ciasto? - spytaa. - Spodziewamy si goci?
- Tak, was - odpara Elizabeth. - Dzisiaj wy bdziecie moimi gomi. Myl, e zbyt
rzadko wam okazuj, jak bardzo was ceni.

- Bzdury! - prychna Helene. - Skd u ciebie te idiotyczne myli? - Przewiesia chust


przez krzeso, eby wyscha, a potem pomoga rozebra si Kathince. - e niby nas nie
cenisz? To moe nie jeste moj przyjacik? No, powiedz. Arnolda staa z tyu.
- Uratowaa mnie, kiedy byam bez pracy - wtrcia ostronie. - Jeeli to nie
wiadczy, e mnie cenisz, to ju nie wiem co. -Ja te nie - odezwaa si Kathinka, cigajc
rkawiczki.
- Tak czy owak, nakryam w salonie - oznajmia Elizabeth, czujc nagy przypyw
wzruszenia. - Zostawcie zakupy w kuchni i chodcie za mn - dodaa. - Wszystko jest
przygotowane. - I ruszya przodem. Musiaa wyj, bo czua si zakopotana. To dziwne,
pomylaa. Bez trudu potrafia powiedzie, kiedy co j rozzocio, ale pochwa nie umiaa
przyjmowa.
- Syszaam w sklepiku pewn histori - zacza Helene, kiedy usiady. Elizabeth
nalaa kobietom kawy, a dzieciom mleka.
- Zwizan z katastrof! Elizabeth podniosa wzrok. Nie wiedziaa, czy chce tego
sucha.
- Chyba tylko rybakom na Vaeroy sprzyjay wiatry i uday si poowy - cigna
Helene.
-Tak?
- Cay czas mieli adn pogod i zowili sporo ryb. W pierwszych dniach wyszli na ld
z picioma-szecioma setkami, chocia ceny byy kiepskie. Tylko dziewi do dziesiciu ore
za sztuk. - Zamilka i tak mocno zaczerpna powietrza, e jej pier uniosa si wysoko. - Ale
dwudziestego szstego stycznia sztorm dotkn te Vaeroy. Czowiek, o ktrym jest ta
historia, mia na imi Anders. Tak samo jak mj tata, pomylaa Elizabeth, ale si nie
odezwaa, pozwalajc Helene mwi dalej.
- Wypynli o wicie. By wrd nich stary rybak Anton, ktry powiedzia, e bdzie
sztorm, bo czuje to w kociach. Ale, rozumiecie, Anders si z nim nie zgodzi. Chwil pniej
znaleli si na morzu i zarzucili sieci. Wtedy nadcign sztorm i przewrci d.
Helene zerkna na dzieci, jak gdyby nagle zdaa sobie spraw, e siedz obok i pilnie
si przysuchuj.
Moe nie syszay tej opowieci, kiedy byy w sklepiku, pomylaa Elizabeth.
- I co? - szepn William, z trudem apic oddech. -Utonli? Helene pokrcia gow.
- Nie, udao im si dotrze na ld, ale strasznie poranili rce, gdy prbowali si
ratowa. Gospodyni, do ktrej trafili, posmarowaa im rany ojem i parafin. To pomogo. Ale
mimo troskliwej opieki martwili si o bliskich, ktrzy zostali w domach i o niczym nie

wiedzieli. To tak jak my, pomylaa Elizabeth ze wspczuciem dla tych obcych ludzi. Helene
mwia dalej:
- Nastpnego ranka rybacy zobaczyli, e d jest zniszczona. Sami nie zdoaliby jej
naprawi, zwaszcza tak poranionymi i zabandaowanymi rkami. -No i co zrobili? - spytaa
Kathinka, patrzc na matk wielkimi oczami.
- Naprawili j mczyni z tego gospodarstwa. Pracowali sze dni, a w kocu d
bya gotowa, by znw wypyn w morze. Po siedmiu godzinach wiosowania rybacy wrcili
do domu. I co, jak mylicie? Kobieta, Jonetta, sdzia, e jej m wraz z zaog uton, bo tak
dugo nie miaa od niego adnych wieci. Sza wanie na msz aobn, kiedy nagle
zobaczya pyncych fiordem rybakw. Co si tam dziao! - Helene klepna si po udzie. Wszyscy, Jonetta i dzieci, zbiegli czym prdzej na brzeg, eby ich przywita. miali si i
krzyczeli z radoci. Sam Anders zdoa powstrzyma zy do momentu, kiedy wszed do domu
i zobaczy swoje malekie dziecko, lece w koysce. Wtedy przyoy policzek do gwki
creczki i rozpaka si, a potem wzi niemowl na rce. I podzikowa Bogu, e dane mu
byo wrci cao...
- A widzisz - przerwa jej William. - Bg strzee wszystkich w czasie sztormu.
- Nie zawsze - rzeka cicho Signe. - Ponad stu rybakw utono. - Zamilka i
zastanowia si przez chwil. -Ale wida Pan Bg mia strasznie duo pracy tego dnia, wic
nie zdy do wszystkich.
- No pewnie - przytakn skwapliwie William. - Bg i Pan Jezus czasem te s
zmczeni. Prawda, mamo? Elizabeth nie bardzo wiedziaa, co odpowiedzie, wic tylko
ledwo dostrzegalnie skina gow.
- O rety, ale pyszne ciasto zrobia! - zauwaya Arnolda i wzia jeszcze kawaek. Chyba daa duo jajek? Elizabeth umiechna si z zadowoleniem.
- Tak, rzeczywicie. - Nagle spowaniaa. - Czyby zagrzmiao? Dzieci, ktre
siedziay przy stole i si przekomarzay, od razu ucichy. William skin gow.
- Tak, zagrzmiao - szepn i podbieg do okna. - O, patrzcie tam! - Wskaza rk.
Pozostae maluchy podyy za nim i odsuny zason.
- Schodzi lawina - wykrztusia Helene. - Boe, a za ni nastpna, jeszcze wiksza!
Elizabeth patrzya szeroko otwartymi oczami. Przypomniaa sobie dzie, kiedy
ostatnio zesza lawina i zabraa Pila Pers, ukochanego Helene.
- Boe Wszechmogcy - zakaa Arnolda. - Prosto na dom lensmana!
- Jeste pewna? - niemal krzykna Helene.
- W kadym razie gdzie tam w pobliu - odpara Arnolda, jakby poirytowana. -

Chocia std nie widz dokadnie. Elizabeth poczua, e przeszywa j lodowaty dreszcz.
- Dobry Boe - szepna. Nic wicej nie zdoaa z siebie wydoby. Przeraona,
wpatrywaa si w chmury niegu, wzbijajce si a pod niebo i skrywajce wszystkie
zniszczenia.

Rozdzia 3
Byo pne popoudnie. Ane siedziaa przy kuchennym stole, na ktrym leao kilka
napisanych listw. Lampa wiszca u sufitu rzucaa ty krg wiata na kartki papieru. Ane
opowiedziaa w licie mowi o strachu, ktry przeya na myl, e mg zgin na morzu.
Nie staraa si ubarwia opisu; po prostu napisaa mu o tym, eby wiedzia. Nastpnie
przesza do zwyczajnych, codziennych spraw. Donosia, e Alexandra postawia pierwsze,
chwiejne kroki. Powinien tu by i to zobaczy. Zagryza obsadk pira i spojrzaa w okno.
Zauwaya niewielki cie, ktry przemkn pod nim. Wstaa z krzesa, eby zobaczy, co to.
W tym momencie drzwi do kuchni otworzyy si z impetem i do rodka wbieg chopiec.
- Potrzebna akuszerka! - krzykn, z trudem apic oddech. Ane spojrzaa na niego.
- Uspokj si - powiedziaa i pooya mu rce na ramionach. Mg mie zaledwie
dziesi- dwanacie lat. -Opowiedz, co si stao. Kto rodzi? - spytaa.
- Mama! Przysza do niej ssiadka, ale musiaa wyj co zaatwi. Wtedy mama
poprosia, ebym sprowadzi ciebie. Nie mamy pienidzy, ale mama powiedziaa, e
postaramy si odda ci pniej.
Ane w popiechu chwycia ubranie i zacza ubiera creczk.
- Czy twoja mama dugo ju ley?
- Tak, w ogle nie wychodzi z pokoju.
- Chodzi mi o to, czy dugo ju ma ble?
- Rzadko si skary, ale syszaem j dzi w nocy. Wstawaa i chodzia. Moja siostra
mwia, e mama musi lee, ale ona odpowiadaa, e nie moe, bo co jej si stao w plecy.
- Ma skurcze?
- Nie wiem. - Chopiec wytar nos rkawem kurtki. - Ale rano musiaem pobiec po
znachork Guri. Ane szybko zerkna na niego. Na sam dwik tego imienia przeszed j
dreszcz.
- Ile masz rodzestwa?
- Siedmioro. Ze mn jest omioro, a jedenacioro z trjk, ktra nie yje.
Ane postawia Alexandr na pododze, ale maa natychmiast klapna na pup, bo w
grubym ubranku z trudem moga si utrzyma na nkach.
- Na co umary? - zapytaa Ane, wyjmujc swoje rzeczy. Zwrcona plecami do
chopca, wcigna jeszcze jedn par skarpet i weniane spodnie, ktre czsto wkadaa,
kiedy musiaa popyn odzi albo odgarnia nieg. Grzay lepiej ni cienkie baweniane
reformy. Poza tym nikt nie bdzie widzia, co ma pod spdnic.

- Byy bardzo mae i wte, kiedy si urodziy - odpar chopiec. - Mama mwi, e Bg
wybiera najadniejsze kwiaty na ziemi i zabiera je do siebie.
Elizabeth nie skomentowaa tego. Pocieszaa si w duchu, e kobieta ju nie raz
rodzia i na pewno wie, jak sobie radzi.
- Zabierasz ze sob dziecko? - zdziwi si chopiec, kiedy zbiegali ciek w d: Ane
przodem, a on truchcikiem z tyu.
- Nie. Poprosz kogo, eby przypilnowa maej. - Zatrzymaa si koo Heimly. Gdzie mieszkasz? Jak si tu dostae?
- Przypynem odzi. Mieszkamy na wyspie.
Ane zacisna usta i mocniej chwycia creczk i torb z narzdziami akuszerskimi.
Poprosia chopca, eby uj jedno z wiose. Wyjania, e w ten sposb nie zmarznie.
Ma jednak powiedzie, gdyby si zmczy. Wtedy go zmieni.
- Jestem silny - zapewni chopak. - Wiosuj codziennie. To ja dbam o to, ebymy
kadego dnia mieli wiee ryby. Jemy je przez siedem dni w tygodniu. Czasami dla odmiany
jadamy ryb solon albo ledzie. Jeli dopisuje mi szczcie, to dostaj halibuta na niedzielny
obiad. Jest pyszny. Ane zauwaya, e chopiec stara si zanurza piro wiosa gboko w
wodzie i wiosowa rwno w tym samym rytmie co ona. Faktycznie musia duo pywa
odzi, bo w jego drobnym ciele tkwio sporo siy.
- Niedugo bdziemy na miejscu - oznajmi, gdy minli trzy mae wyspy. - Jeste
zmczona?
- Nie - odpara, cho nie bya to prawda. Bolay j ramiona i plecy, ale nie chciaa
okaza si gorsza od chopca. - Jak masz na imi? - spytaa.
- Jakob. Umiechna si lekko.
- Znam kogo o takim imieniu. Jakoba Myrana, ktry mieszka w Heimly. Znasz go?
Chopiec skin gow.
- Mama nadaa nam wszystkim imiona z Biblii. Maria, Jakob, Sara, Adam, Eva,
Salomon, Izajasz... -Zacz si mia. - Jeeli urodzi wicej dzieci, bdzie chyba musiaa
nazwa je Jezus i Bg. Ane chciaa zwrci mu uwag, ale zrezygnowaa. Chopiec by bystry
i dowcipny.
- Pomyl tylko, jak by to wygldao, gdyby may wszed na drzewo - cign Jakob - a
mama zawoaaby: Jezusie, schod stamtd, bo spadniesz i si potuczesz!". - Rozemia si,
ale zaraz spowania. - Zreszt raczej by do tego nie doszo, bo mama jest cigle bardzo
zajta. Nie ma czasu nas pilnowa i patrze, co robimy. O, jestemy na miejscu!
Wycign d na brzeg, a Ane ruszya szybko po liskiej skale. Dom by may i

szary. ciany nosiy lady wielokrotnego atania i naprawiania. Wygldao na to, e materia
do naprawy gospodarze znajdowali na brzegu.
Z daleka usyszaa krzyki, ktre przeszyway do szpiku koci. Wiedziaa, e zapamita
je do koca ycia. Kobieta, ktra ju rodzia, tak nie krzyczy; musiaa wic potwornie
cierpie, wywnioskowaa Ane.
Na pierwszy rzut oka wydawao si, e kuchnia jest pena dzieci. Stay i siedziay
wszdzie, przewanie pod cianami. Miay wielkie oczy i drobne buzie. Ane odniosa
wraenie, e odetchny z ulg, kiedy postawia torb i zdja du chust.
Z gbi wnki sypialnej dochodziy wrzaski pomieszane z modlitw:
- Panie Jezu Chryste zlituj si nad tym oto czowiekiem, udrczonym i cierpicym.
Spjrz askawie na swoj suebnic.
- To znachorka Guri si modli - wyjanio jedno z dzieci. - Ale to nic nie pomaga.
Chyba Bg straci ju rachub i nie ogarnia wszystkich.
- Zobacz, co si da zrobi - powiedziaa Ane spokojnie i wzia swoj torb.
Znachorka klczaa na pododze u stp ka i modlia si gorliwie. Nie zamilka,
chocia musiaa sysze, e kto wszed do pokoiku.
Ane pocztkowo nie zwracaa na ni uwagi. Podesza bliej i usiada na brzegu
posania, obok rodzcej.
- Ju jestem - oznajmia i pogadzia kobiet po policzku. - Wszystko bdzie dobrze,
uwierz mi.
Kobieta chwycia j za rk i mocno cisna. Wosy miaa mokre od ez i potu;
spltane, leay bezadnie na poduszce.
- Nie mam ju siy - szepna spkanymi wargami. -To koniec, poddaj si.
- Bzdury! Zaraz urodzisz dziecko i przekonasz si, czy to chopiec, czy dziewczynka.
Nie znalaza jeszcze dla niego biblijnego imienia? Kobieta pokrcia gow.
- Jeszcze nie.
Znachorka nadal si modlia, ale teraz szeptaa modlitwy w czarn chust, ktr wci
miaa na gowie.
Ane otworzya swoj torb i wyja butelk z przeroczystym pynem. Napenia nim
filiank stojc na nocnym stoliku i podaa starej.
- Masz - powiedziaa. - yknij sobie, bo wydaje mi si, e tego wanie ci trzeba.
Starucha chwycia apczywie filiank, wypia wszystko jednym haustem, otrzsna
si i zwrcia Ane naczynie.
- Jeszcze kropelk? - spytaa z nadziej.

- Pniej - odpara Ane. - Kiedy urodzi si dziecko. Ale teraz chcemy zosta same. Id
do kuchni i poczekaj.
- Nic tu nie poradzisz, nie wydostaniesz dziecka. Utkwio na dobre, wic ani dla niego,
ani dla matki nie ma ju nadziei.
Ane odsuna j i zamkna drzwi. Przekna kliwy komentarz, ktry miaa na
kocu jzyka. Teraz musiaa si skupi. Osuchaa brzuch matki Jakoba i wyranie usyszaa
szybkie uderzenia serca. Odetchna. W kadym razie dziecko yje. Sprawdzia te rozwarcie
i uznaa, e pord nie powinien dugo potrwa. Kazaa dzieciom przynie zimnej wody i
cierk oraz nagotowa wody na pniej. Miay take przyszykowa czyste przecierado i
ubranko dla dziecka.
Natychmiast si oywiy. Syszaa, jak rozmawiay ze sob na dworze. Trzaskay
drzwiami szafy i szufladami. Chwil pniej przyniosy misk z wod i cierk. Ane obmya
kobiecie twarz.
- No, teraz moesz si ju uspokoi - powiedziaa do niej z umiechem.
- Dziecko utkno. Syszaam, jak Guri mwia.
- Ta starucha opowiada rne dziwne rzeczy. Dziecko wcale nie utkwio. Wyczuam
jego gwk, wic za chwil si urodzi.
Kobieta poczua skurcz i krzykna gono. Ane wiedziaa, e to krzyk strachu i blu, i
nie bronia jej tego. Czsto krzyk pomaga rodzcej.
- Zobaczmy - odezwaa si znowu i zbadaa kobiet po kolejnym skurczu. - Ju
niedugo. - Przemawiaa do niej agodnie, pocieszaa j, dawaa jej pi, kiedy o to prosia,
schadzaa jej czoo cierk zamoczon w zimnej wodzie.
Po chwili ujrzaa gwk dziecka. Wyaniaa si powoli i kobieta znowu zacza
krzycze. To najbardziej bolao, ale wkrtce byo po wszystkim. Na wiat przysza dua i
ksztatna dziewczynka, bya jednak sina i nie dawaa oznak ycia. Ane podniosa j i
ostronie klepna w poladki. Noworodek nadal zwisa bezwadnie w jej rkach!
Jego matka patrzya apatycznie przed siebie, jak gdyby nie chciaa tego dziecka. Tyle
ich ju przecie stracia.
Ane poczua, e ogarnia j strach. Przez gow przebiego jej wszystko, czego
nauczya si w szkole dla poonych. Szybko zanurzya dziecko w zimnej wodzie, ale to te
nie pomogo. Torba! - pomylaa. Wyja z niej butelk z wdk, woya palec do szyjki, a
potem szybko przytkna do ust noworodka. Kilka kropel spyno mu do garda, bo nagle
zakrztusi si i wybuchn niepohamowanym krzykiem. Tego nie byo w ksikach,
pomylaa Ane i rozemiaa si, uszczliwiona.

- No, teraz moesz zobaczy swoj dorodn crk - oznajmia i pooya dziecko na
piersi kobiety.
- Naprawd yje?
- Oczywicie. Chyba nie sdzia, e bdzie inaczej? Jest dua i silna. Myl, e to
dziki poywnym rybom, ktre Jakob dla was owi.
Kobieta pakaa i miaa si na przemian. Drzwi otworzyy si wolno i ukazay si w
nich buzie pozostaych dzieci.
- Zaraz bdziecie mogy przywita si z siostrzyczk - obiecaa Elizabeth. - Ale
najpierw trzeba j umy i przygotowa mam. A teraz wracajcie do kuchni.
Drzwi na powrt si zamkny, lecz gosy, ktre zza nich dochodziy, zdaway si
goniejsze. Ane przecia ppowin i podoya kobiecie kilka rcznikw. Nastpnie posza
do kuchni po ciep wod i ubranko dla dziecka.
- Jak poszo? - spytaa z kta znachorka.
- wietnie. Dziecko jest due i silne. Moesz ju i do domu.
- A co z gorzak?
Ane jeszcze raz napenia filiank alkoholem i podaa Guri. Znachorka wypia
wszystko jednym haustem i zaraz wysza.
wieo upieczonej matce Ane nakazaa jeszcze przez dwa tygodnie pozosta w ku,
eby odpocza i zregenerowaa siy. Nie wolno jej zapomina, e przesza ci-' ki pord.
- O, wierz mi, nieprdko zapomn ten dzie - odpara kobieta i umiechna si blado.
Przyoya creczk do piersi i maa natychmiast zacza akomie ssa.
- I dobrze si odywiaj, eby nie stracia pokarmu.
- Wiem, wszystko to wiem - przytakna kobieta. - Opiekuje si mn szwagierka.
Dziecko jest due i silne, wic na pewno bdzie zdrowo roso.
Ane poprosia Mari, eby po ni przypyna, nie chciaa bowiem, by chopiec znw
przeprawia si przez fiord. Musiaa jednak chwil poczeka na skalistym brzegu. Wiatr
szarpa jej spdnic, owija wok ud i ydek, ale nie czua zimna. Dziki Bogu, miaa na
sobie ciepe skarpety i spodnie. Zerkna na szary domek. W obu oknach palio si wiato.
Kobieta nie miaa pienidzy, eby jej zapaci, ale to, co powiedziaa, miao dla Ane wiksz
warto ni wszystkie dobra i zoto tego wiata.
- Nazw j twoim imieniem - oznajmia. - Bdzie si nazywaa Elise, jeli nie masz nic
przeciwko temu. To take biblijne imi, wiesz? Ane spojrzaa na ni zdumiona.
- Naprawd?
- Tak, jeden z aniow je nosi. Jestem tego pewna.

Ane znw odwrcia twarz do wiatru. Usyszaa skrzypienie wiose w dulkach i cichy
plusk za kadym razem, gdy wiosa uderzay o powierzchni wody.

Rozdzia 4
Osupiaa Elizabeth wpatrywaa si w chmur niegu. Wydawao si, jakby zastyga w
bezruchu. Nagle jednak otrzsna si, wybiega do sieni i narzucia kurtk. Wszystkie
rkawice, czapki, skarpety, weniane spodnie i inne ciepe rzeczy schowaa ju w skrzyni.
Teraz otworzya wieko i chwycia w biegu co dla siebie.
- Kto z was musi zosta i przypilnowa dzieci! - rzucia przez rami.
- Bierzesz sanie? - usyszaa jeszcze, jak Arnolda krzykna, ale zbyt si pieszya,
eby odpowiedzie. Drzwi wejciowe zatrzasny si za ni z hukiem. Sanie, pomylaa. Nie,
nie byo teraz na nie czasu.
Uniosa spdnic, na ile pozwalaa na to przyzwoito, i pobiega co si w nogach, a
poczua dziwny smak w ustach - smak oowiu. Miaa wraenie, e zaraz pkn jej puca; ydki
stay si cikie i bolay przy kadym kroku. Mimo to biega jeszcze chwil, a zatrzymaa j
kolka w boku. Jaki ko zara gono tu obok.
- Wsiadasz?
To by jeden z parobkw Bergette. Elizabeth skina gow i wskoczya do sa.
Chwil pniej pdzili na zamanie karku. Nie zamienili ani sowa. Elizabeth
zastanawiaa si, czy parobek jecha gdzie indziej, czy te moe widzia schodzce masy
niegu i od razu ruszy w tamt stron. Ale nie miaa odwagi spyta. Podjechali do lawiny.
Elizabeth odniosa wraenie, jak gdyby znaleli si w innej rzeczywistoci -w szarobiaym
wiecie, w ktrym powoli wyania si dom za domem. Z ulg stwierdzia, e sporo
zabudowa ocalao. Moe z okna w Dalsrud wygldao to gorzej, ni naprawd byo? Bez
letniej obory lub bez stodoy mona si przecie oby. Ssiedzi zawsze wycign pomocn
do, jeli bdzie trzeba, nawet gdyby masy niegu uniosy spiarni. Gorzej jeeli lawina
porwaa ludzi; w takim wypadku nie da si ich uratowa. Zamkna oczy i sprbowaa modli
si w duchu: Dobry Boe, spraw, eby obora nie... Nie, chciaam powiedzie: nie pozwl, eby
pod niegiem znaleli si ludzie. A jeli domy znikny, spraw, by ludzie przeyli... Po chwili
zrezygnowaa, bo sowa ukaday si w jakie bzdury.
- Syszaa ten straszny huk, kiedy zesza lawina? -spyta parobek. Elizabeth spojrzaa
na niego. Wpatrywa si nieruchomo przed siebie. Skina gow, ale zdaa sobie spraw, e
pewnie tego nie zauway.
- Tak, mylelimy, e grzmi. Nawet nie drgn.
- Zeszo kilka lawin. Ta ostatnia bya najwiksza. Elizabeth poczua ucisk w odku.
Jakie wyrzdzia szkody?

- Wyglda na to, e wszystkim si udao... - zacz parobek, po czym urwa i wskaza


na lewo. - O, Boe...
Elizabeth te spojrzaa w tamt stron. Wytya wzrok, a zapieky j oczy. Serce
bio jej w piersi jak szalone.
- Gospodarstwo lensmana - szepna. - Domy zniky. - Poderwaa si w saniach i
wyskoczya w biegu.
- Nie uderzya si? - zapyta przestraszony parobek, ale ona nie zwrcia na to uwagi.
Wydostaa si z gbokiego niegu i, potykajc si, brna naprzd.
- Czy jest tu kto? Halo! - krzykna. - Syszycie mnie? Chmura niegu ju opada i
Elizabeth z przeraeniem przygldaa si zniszczeniom. Z domu lensmana zostay gwnie
drzazgi. Spod zwaw niegu wystawa gont dachu i troch mebli. Ostao si te p komina,
reszta znikna.
Elizabeth rozejrzaa si dokoa. Altany, spiarni i kilku innych budynkw
gospodarczych nie byo, ale obora staa nietknita.
- Czy jest tu kto?! - krzykna. Wtedy ostronie uchyliy si drzwi obory i wysuna
si gowa sucej. - Czy w domu byli ludzie? - spytaa Elizabeth. Dziewczyna ledwie
dostrzegalnie przytakna. - Chyba wszyscy - dodaa przeraona.
Elizabeth zauwaya, e w pobliu zaczli gromadzi si ludzie. Kobiety i dzieci z
innych gospodarstw. Niektre pakay, inne nieruchomo przyglday si zniszczeniom,
jeszcze inne krzyczay i gestykuloway.
- Musimy ich ratowa! - zawoaa Elizabeth. - Ci, ktrzy maj opaty, niech je
przynios. A my bdziemy odgarnia nieg rkami.
- Bez pomocy mczyzn? - spytaa jaka gospodyni. -Zostay prawie same kobiety.
- No to co? - Elizabeth utkwia w niej wzrok, a potem powioda spojrzeniem po
pozostaych. - Czy nie macie dwojga zdrowych rk? Pod niegiem s ludzie i by moe
jeszcze yj. Kopcie, do diaba! Ruszcie si! Musimy ich wydosta, zanim si udusz.
Rzucia si na zway niegu i zacza odgarnia je co si; z determinacj odrzucaa
niene grudy i fragmenty desek. Od czasu do czasu musiaa si jednak podda i zostawi
due belki, ktrych nie moga ruszy, ale zaraz zaczynaa w innym miejscu.
Z obory dobiegao gone, aosne muczenie krw. Z pewnoci s przeraone tym, co
si stao, pomylaa Elizabeth. Zwierzta potrafi zwietrzy niebezpieczestwo, wiedziaa o
tym.
Kilka kobiet podeszo bliej i zaczo jej pomaga. Dzieci te odgarniay nieg z
zapaem, ale niewiele mogy zdziaa.

- Szukajcie koo duych kamieni i drzew! - zawoa parobek Bergette. - I od czoa


lawiny - doda. Elizabeth ponaglia:
- No, do roboty! Szkoda czasu!
Rozejrzaa si dokoa. To, co mwi parobek, brzmiao rozsdnie. Porwani przez
lawin mogli si przecie zatrzyma przy drzewach lub innych przeszkodach. Zacza kopa
w innym miejscu, ale bolay j ju plecy i opuszczaa odwaga. To taka ogromna masa niegu!
Jak zdoaj to wszystko przeszuka? W dodatku nie ma pewnoci, e ludzie znajduj si
wanie tutaj, mogli przecie zosta zniesieni a na brzeg. Obejrzaa si przez rami, powioda
wzrokiem od drogi przez cay dziedziniec do samego morza. A nawet jeli kogo znajd, to
pewnie od dawna martwego. Ju bya bliska rezygnacji, gdy nagle zauwaya skrawek
tkaniny.
- Wydaje mi si... - szepna i zacza kopa szybciej. - Chyba... - Moe to tylko
zasona albo fragment pocieli. Ale za materiaem wyczua czyje ciao. - Znalazam kogo! krzykna, odgarniajc nieg ze zdwojon si. Po chwili wyonia si twarz, blada, z
zamknitymi oczami. Elizabeth poznaa, e to moda suca.
- Syszysz mnie? - Potrzsna dziewczyn. - Pytam, czy mnie syszysz! Wargi
dziewczyny poruszyy si ledwo zauwaalnie. Pozbawione krwi, jasnoniebieskie wargi.
- Zaniecie j do domu! - krzykna Elizabeth, wycigajc dziewczyn ze zwaw
niegu. Podbieg do nich jaki parobek. Elizabeth rozpoznaa go. On take pracowa w
gospodarstwie lensmana.
- Gdzie bye? - spytaa.
- W wychodku. Dugo baem si wyj.
- We konia Bergette i zawie t dziewczyn do najbliszego domu. Trzeba j
rozgrza.
- Naprawd yje? Jest cakiem sina.
- yje. Rb, co mwi. Szybko! Elizabeth pobiega z powrotem i zacza kopa w
pobliu tego samego miejsca.
- Jak dugo czowiek moe przey pod niegiem? -spytaa parobka Bergette.
- Nie wiem To zaley. Syszaem, e jakie trzy kwadranse. Ile czasu mino?
Kwadrans. Dwa? Czas jakby sta w miejscu, a zarazem potwornie szybko im ucieka.
Zebrao si ju sporo ludzi. Bya wrd nich Arnolda, a to znaczyo, e z dziemi
zostaa Helene. Zjawia si te kobieta ze Sonecznego Wzgrza. Pracoway rami w rami.
- Sysz co! - zawoaa ktra i skrcia w lewo. - Tutaj! Tu kto jest! - Zaraz inne
rzuciy si do pomocy. Chwyciy za cikie kije i zsuny chustki na ty gw. Po chwili

wycigny bezwadne ciao.


- Chyba nie yje - uznaa ktra z kobiet i stana bezradnie, z opuszczonymi rkami.
Elizabeth podbiega, cigna rkawic i przyoya palce do szyi sucej, ktr
odkopano. Wyczua sabiutki puls. Niczym u pisklcia.
- yje! - stwierdzia. - Zaniecie j do domu. Prdko! - Wyprostowaa si.
- Czy kto mgby zaprzc konia do sa? Bdziemy musieli przewie tych, ktrych
znajdziemy pod niegiem. Trzeba te wezwa Torsteina, eby ich zbada.
Dwie kobiety skiny gowami i pobiegy kada w swoj stron. Jedna ruszya do
obory, a druga na drog. Elizabeth kopaa dalej. Serce jej si ciskao, gdy znajdowaa
koronkowe obrusy, sprzty kuchenne, ubrania i resztki mebli. Cae ycie lego pod zwaami
niegu. Naturalnie, mona te rzeczy zastpi innymi, ale to przecie pamitki czyjego ycia.
Moe niektre z nich to prezenty lubne? Albo kto dosta je pod choink od bliskich i
znajomych?
Wzdrygna si, kiedy niespodziewanie ujrzaa blad twarz mczyzny. Szybko
odgarna z niej reszt niegu. Mczyzna nagle otworzy oczy i spojrza na ni.
- yjesz! - zawoaa i ze zdwojon si zacza odrzuca grudy niegu. Biedak mia na
sobie tylko koszul i pewnie by cakiem wychodzony. apa ustami powietrze i
nieprzytomnie rozglda si dokoa.
- Co si stao? Usyszaem haas i wtedy...
- Zesza lawina - odpara Elizabeth. - Chod. - Pomoga mu si wydosta i usi w
saniach, ktre ju czekay. Ko Bergette take ju wrci.
- Dajcie mu co gorcego do picia i suche ubranie!
- Znalazam jeszcze jednego! - zawoaa ktra z kobiet. Nastpnie wyprostowaa si i
dodaa: - On... Jego rami... Elizabeth w kilku susach znalaza si obok niej.
- Jest zamane - rzucia krtko. - Przytrzymaj je. O, tak. - Zerwaa z gowy chustk i
zrobia temblak. -Dasz rad i? - spytaa i popatrzya na parobka.
Nie odpowiedzia, tylko wpatrywa si przed siebie, dygocc na caym ciele. Od czasu
do czasu bekota co niezrozumiale, ale nawet nie ruszy nog.
- Chyba dosta pomieszania zmysw - zauwaya ktra.
- Sama te by oszalaa, gdyby tak poleaa pod niegiem! - prychna inna w
odpowiedzi.
- Chod! - Elizabeth pocigna parobka za sob, a on posusznie pody za ni. W
pewnej chwili zachwia si nagle i byby upad, gdyby go kobiety nie podtrzymay.
Elizabeth znalaza suc, ktra w czasie katastrofy bya w oborze. Dziewczyna nadal

staa, oparta o cian, i tpo patrzya przed siebie.


- Ile osb byo w domu? - spytaa Elizabeth i chwycia j za ramiona. - Syszysz? Ilu
was byo? Musz to wiedzie! Dziewczyna jednak zdawaa si nie sysze jej i nie widzie.
Wpatrywaa si nieruchomo w dal. Nawet nie drgna. Elizabeth zostawia j wic w spokoju
i pobiega z powrotem. Znalaza parobka, ktry wyszed za potrzeb, kiedy zesza lawina, i
tylko dziki temu ocala.
- Ilu ludzi byo w domu? - zapytaa. Popatrzy na ni z przestrachem.
- Nie wiem. Ja...
- Sprbuj sobie przypomnie. Ilu was tu pracuje?
- Ona... - Wskaza na suc stojc koo obory. -I jeszcze dwie.
- A ilu parobkw?
- Ja i ten, ktrego wanie odwielicie, i... jeszcze jeden.
Elizabeth staraa si myle jasno, ale miaa uczucie, jakby jej myli grzzy w gstym
syropie. Po chwili odetchna z ulg.
- A wic ca sub odnalelimy yw. - Potem znw zwrcia si do parobka: - A
co z lensmanem i jego on?
- Oni byli... - Dolna warga parobka zacza dre i rosy chopak rozpaka si jak
dziecko. - Byli w domu - wyszepta. Elizabeth nie miaa czasu go pociesza.
- Pod niegiem s jeszcze lensman i jego ona! - zawoaa. - Szukajcie dalej. Czy kto
mgby przynie weniany koc? Albo baranic? Bd nam potrzebne, kiedy ich znajdziemy.
Staraa si, eby jej sowa tchny optymizmem, ktry by im teraz bardzo potrzebny.
Uratowali ju tyle osb, ale zostay jeszcze dwie. Czua, jak serce wali jej w piersi, oddychaa
ze wistem. Zuya ju wszystkie siy; miaa wraenie, e duej nie da rady.
To na nic, uznaa zrezygnowana. Nie sposb przeszuka takich mas niegu, s takie
cikie i sigaj tak gboko. Lensman i jego ona mog by wszdzie. A jeli s przytomni i
sysz nawoywania wok siebie, ale nie mog si ruszy? - uderzyo j nagle. Jak strasznie
musz si ba. To koszmarne - nie mie powietrza i nie mc si ruszy. To jakby lee w
trumnie gboko pod ziemi. Te potworne myli doday jej nadludzkich si i zacza kopa z
now energi.
- Jest lensman! O mj Boe i Stwrco, znalazam lensmana! - zawoaa jaka kobieta.
Elizabeth wyprostowaa plecy.
- yje?
- Tak. Myl, e tak, bo si odezwa. Spyta o on. Elizabeth musiaa si rozemia;
szybko otara kilka ez.

- Myl, e tak, bo si odezwa" - powtrzya pod nosem. Zobaczya, e kto


prowadzi lensmana do sa. Gdy byli ju blisko, zacz si jednak opiera. Elizabeth podbiega
do nich.
Przeraony lensman wpatrywa si w lawin. Ten potny mczyzna dygota na
caym ciele. Mia sine wargi, a jego siwe, spltane wosy opady na czoo.
- Prosz, tu jest weniany koc - powiedziaa maa dziewczynka. - I baranica.
- Dzikuj - odpara Elizabeth i wzia od niej ciepe okrycie. Pooya baranic na
saniach, a koc owina wok ramion lensmana. - Prosz usi - polecia i zdecydowanym
ruchem posadzia go na baranicy.
Urzdnik pokornie zrobi, co kazaa.
- Znajdziemy take on - obiecaa Elizabeth, kiedy zostali sami. - Przyrzekam. Nie
spoczniemy, dopki nie wydobdziemy jej spod niegu.
Zauwaya, e lensman pacze. Ten duy, silny mczyzna paka! Lnice zy toczyy
si po jego pooranej bruzdami twarzy, docieray do siwej brody i giny w niej, po czym
pojawiay si nastpne, ale on zdawa si ich nie zauwaa, bo nawet nie prbowa ich
ociera.
Prosz nie paka", chciaa powiedzie Elizabeth, ale nie zdoaa wykrztusi z siebie
sowa. Zamiast tego niezdarnym ruchem poklepaa go po ramieniu.
- Zimno ci? - spytaa i w tej samej chwili zdaa sobie spraw, jak gupio musiao to
zabrzmie. Lensman nie odpowiedzia, moe nawet nie dosysza jej pytania. -Dom mona
odbudowa - mwia dalej. - Cae obejcie znw bdzie tak pikne jak przedtem. Altana,
ktr tak lubilicie, take. Nadal nie reagowa.
- Zwierzta ocalay, lawina zesza obok obory. Ani jedno nie zgino. Pomoemy
wam, syszysz? - cigna, gadzc go po ramieniu. - Powiniene si rusza, bo zamarzniesz,
jeli bdziesz tak siedzia nieruchomo.
Wiedziaa, e to na nic. I tak jej nie sucha. Zdja rkawice i prbowaa je wcign
na jego potne rce. Nie na wiele si to zdao, bo zakryy zaledwie poow doni, ale lepsze
to ni nic.
- Trzeba go zawie do jakiego domu - oznajmia. Wtedy spojrza na ni.
- Nie, najpierw j znajdcie - szepn.
Skina gow i ruszya z powrotem do miejsca, gdzie zesza lawina. Mylaa tylko o
jednym: odnale on lensmana.
Tam! Czy to nie skrawek sukni? Z zapaem odgarna nieg, ale zaraz znw dopado j
rozczarowanie. Rzeczywicie, znalaza sukni, ale nic poza tym. Kilka razy napotykaa co,

co, jak jej si wydawao, mogo by ludzkim ciaem, ale okazywao si, e to tylko domowe
sprzty.
Zauwaya, e przyszed Torstein. Powiedzia co do lensmana, pomg mu wsta i
zacz z nim chodzi wok dziedzica.
Nagle Elizabeth jkna przeraona. Czyby to bya...? Tak, rka, rami! Chciaa
krzykn i obwieci to innym, ale si powstrzymaa. Musiaa wykorzysta wszystkie siy na
kopanie, nie moga marnowa cennych oddechw. Palce miaa zgrabiae z zimna. Wczeniej
wkadaa je do ust, eby nieco je rozgrza, ale teraz nie byo na to czasu. Pozbawionymi
czucia pazurami rozdrapywaa nieg i kawaek po kawaku odkrywaa nieruchome ciao.
Ujrzaa twarz - jasnoniebiesk i zesztywnia. Cakiem zimn. Nie, ta kobieta nie moe by
martwa! Jeszcze troch. Tylko troszeczk...
- Chodcie mi pomc!
Czy to rzeczywicie ona krzyczaa? Skd wzia siy? Natychmiast zjawili si inni.
Razem wydobyli cik on lensmana. Elizabeth poklepaa j po policzku.
- Syszysz mnie?
Powieki kobiety poruszyy si, przez twarz przebieg skurcz. Nagle otworzya oczy i
spojrzaa na Elizabeth nieprzytomnym wzrokiem, jak gdyby jej nie poznawaa.
- Boli ci co? - spytaa Elizabeth. Lensmanowa nie odpowiedziaa.
- Prosz pj z nami. - Poprowadzili j midzy sob. Lensman zauway, co si
dzieje, i podszed bliej. Bez sowa obj on ramionami. Torstein pody za nim, prbowa
okry oboje kocem, ale niezbyt mu si to udawao, bo koc by za may.
- Trzeba ich jak najszybciej zaprowadzi do domu, eby si rozgrzali - powiedzia. Oni chyba najduej przebywali pod niegiem? Elizabeth przytakna.
- Zawieziemy ich do Dalsrud.
Wreszcie wszyscy picioro znaleli si w saniach. Elizabeth poprosia gospodyni ze
Sonecznego Wzgrza, eby zaja si sub lensmana, ktr zostawili na miejscu. Obiecaa,
e przele pniej troch jedzenia i jakie ubrania. Dodaa, e to tylko na jaki czas, pki nie
znajd lepszego rozwizania. Kobieta zgodzia si z ochot. Zapewnia, e wszystkim si
zajmie.
Lensman i jego ona trzli si z zimna i szczkali zbami. Dygotali przez ca drog
do Dalsrud. Torstein i Arnolda wzili ich midzy siebie i usiedli na skraju sa po obu
stronach. Elizabeth chwycia za lejce. Czua si dziwnie. Miaa wraenie, jakby jej myli
take zamarzy pod mas niegu, jakby lawina porwaa rwnie j sam. Wszystko byo takie
nierzeczywiste. Nie moga jasno myle.

Rozdzia 5
W drzwiach przywitaa ich Helene, za ktr staa caa gromadka dzieci. Suca bez
pytania zaprowadzia goci do rodka i przegonia dzieci do kuchni.
- Poszukam jakiego suchego ubrania - rzucia tylko.
- Prosz tdy - odezwaa si Elizabeth i wskazaa lensmanowi i jego onie drog na
poddasze. - O tu, do rodka. - Otworzya drzwi do starannie przygotowanego pokoju
gocinnego, wyja parawan i kiwna na lensmana. - Prosz si rozebra tutaj. Nic nie
odrzek, tylko stan za parawanem, zgarbiony niczym starzec.
- Ty te zdejmij z siebie mokre ubranie - zwrcia si do jego ony. - Wypior je i
wysusz.
Kobieta nie zareagowaa. Nadal staa nieruchomo i patrzya gdzie obok.
Elizabeth zacza rozpina guziki jej sukni. Robia to niezdarnie, bo palce cigle miaa
zgrabiae z
zimna. Wreszcie ostronie zdja mokre ubranie z potnej kobiety.
Drzwi otworzyy si cicho i do pokoju wesza Helene.
- Moe poyczy moj nocn koszul? - zaproponowaa. - Waciwie jest na mnie za
dua, wic pewnie na ni bdzie pasowaa. I jeszcze weniane skarpety. Dla obojga.
- Dzikuj.
Helene wymkna si rwnie cicho, jak przysza, i zamkna za sob drzwi.
Wkadajc lensmanowej nocn koszul, Elizabeth odnosia wraenie, jakby ubieraa
krnbrne dziecko. Zarazem czua, e sama nie ma ju si. Ta wadcza kobieta wydawaa si
taka bezbronna, gdy staa tak naga i blada, z mokrymi wosami tworzcymi jedn pltanin
wok twarzy. Nadal dygotaa z zimna.
- Chod! - powiedziaa Elizabeth i zaprowadzia j do ka, a potem starannie okrya
pierzyn. Syszc, e lensman wychodzi zza parawanu, odwrcia si do niego plecami, eby
go nie krpowa. Usyszaa kroki na schodach i po chwili do pokoju zajrza Torstein.
- Wszystko w porzdku? - spyta.
Elizabeth nie wiedziaa, czy powinna przytakn. Czy rzeczywicie wszystko byo w
porzdku? W ku leao blisko siebie dwoje silnych fizycznie ludzi, przemarznitych i by
moe nie w peni jeszcze wiadomych tego, co si stao.
Podesza do pieca i zacza w nim rozpala. Zrobia niewielki kopczyk z suchych
gazek, zaczekaa, a porzdnie si zajm pomieniem, po czym dooya drewna. Dorzucia
go tyle, a zahuczao w piecu. Wtedy wstaa i otrzepaa mokr do kolan spdnic. Dopiero

teraz to zauwaya. Bolay j palce; rozchodzi si po nich gorcy bl, ktry ku niczym igy.
- Oddychaj gboko. Dzikuj. Obr si, prosz, na bok. O, tak.
Gos Torsteina brzmia jak balsam. Tak ciepo i przyjemnie. Elizabeth miaa ochot
zosta tu jeszcze chwil, eby tylko posucha, jak mwi. Jego sowa uspokajay. Zamiast
tego jednak szybko zebraa mokre rzeczy i wymkna si na korytarz. Wtedy zauwaya, e
lensman nie woy wenianych skarpet, ktre przyniosa Helene. Trudno. Pierzyna miaa
do puchu i dobrze grzaa. Na wierzch pooyli jeszcze cikie, grube weniane koce, wic
lensman z on nie powinni marzn. Za chwil w caym pokoju zrobi si ciepo.
Wesza do swojej sypialni i przebraa si w suche ubranie. Nastpnie wzia co na
zmian dla Arnoldy. Kiedy zesza na d, wszyscy siedzieli przy kuchennym stole. Tylko
Helene staa przy piecu.
- Zaparzyam kaw - powiedziaa i spojrzaa na czajnik. - Zaraz nacignie.
- To dobrze. Myl, e wszystkim nam dobrze zrobi co rozgrzewajcego. - Pooya
suche rzeczy na stole przed Arnold. - Id do siebie i si przebierz. Rozchorujesz si, jeeli za
dugo bdziesz chodzi w mokrym.
- Arnolda opowiedziaa mi, co si stao - odezwaa si Helene, kiedy suca wysza. To prawda, e wszystko z wyjtkiem obory i wychodka porwaa lawina? Elizabeth osuna
si na krzeso i pozwolia, eby William wdrapa si na jej kolana.
- Tak, stracili wszystko. Wszystko, co posiadali. Prawie nic nie ocalao. - Musna
ustami czarne wosy synka, a potem spojrzaa na Helene. - Dom, sprzty, nawet ubrania.
Pienidze, meble, szczotki do wosw, mydo... Wszystko w jednej chwili znikno.
Zachowali tylko to, co mieli na sobie. -Wydawao si, jak gdyby dopiero teraz to sobie
uwiadomia. - Suce i parobcy te zostali bez niczego.
Arnolda wysza z sypialni i Elizabeth postawia Williama z powrotem na podog.
- Zanios kaw na gr. A ty, Arnoldo, kiedy si rozgrzejesz, rozpal pod kuchni w
pralni i nano wody. Trzeba wypra ubrania lensmana i jego ony.
- Ja mog si tym zaj - zaofiarowaa si Helene. -Posied sobie i odpocznij - dodaa i
znikna za drzwiami. Arnolda podniosa Kathink i posadzia j sobie na kolanach.
- Czy lawina porwaa dom lensmana? - spytaa dziewczynka.
- Tak, wszystko.
- A czy kto zgin?
- Nie, nikt. Wszystkich odkopalimy spod niegu.
- Zwierzta te?
- Byy w oborze, a tam lawina nie signa.

Elizabeth przypomniaa sobie o bydle. Trzeba je niedugo wydoi i nakarmi. Nalaa


kawy w dwa due kubki. Na pewno kto ju si tym zaj, uspokoia sam siebie. Nie moga
przecie robi wszystkiego. - Zanios tac na gr - powiedziaa i wysza z kuchni. Kiedy
wesza do gocinnego pokoju, Torstein wanie pakowa swoje przybory do torby lekarskiej.
Umiechn si przelotnie.
- Cudownie pachnie - zauway i spojrza na kubki.
- Pomylaam, e lensman z on powinni napi si czego gorcego. Dla ciebie te
jest kawa. Na dole - wyjania.
- Dzikuj, z przyjemnoci wypij. Bd mg zamieni z tob sowo przed
wyjciem?
- Naturalnie. Zaraz przyjd. Lensman natychmiast wzi od Elizabeth kubek i maymi
yczkami zacz pi kaw, ale jego ona tylko pokrcia gow i nadal wpatrywaa si przed
siebie pustym wzrokiem. Po jej bladym, okrgym policzku stoczya si na poduszk za i
wsika w materia. A wic ju wie, co si stao, pomylaa Elizabeth i niemal odczua ulg.
Przed wyjciem z pokoju dooya do pieca jeszcze par szczap drewna. Zatrzymaa
si w drzwiach na chwil i spojrzaa na dwoje maonkw w rednim wieku. Lensman i jego
ona, tak zamoni i majcy tak znaczc pozycj we wsi, w jednej chwili zostali pozbawieni
wszystkiego, co posiadali. Oboje leeli teraz w jej gocinnym ou w Dalsrud. Jedno w
poyczonej koszuli nocnej, drugie bez niczego, okryci pierzyn a pod brod.
Arnolda poczstowaa Torsteina kaw. Wkrtce wrcia te Helene. Wytara nos i
schowaa chusteczk do kieszeni fartucha.
- Brr, ale zimno na dworze! - wzdrygna si i nalaa sobie kawy do kubka.
Torstein odstawi bezgonie filiank na spodek. Elizabeth zauwaya, e dosta jedn
z wykwintnych filianek, i umiechna si pod nosem. Arnolda wiedziaa, jak wyrni
szczeglnych goci.
- Wyglda na to, e ani lensmanowi, ani jego onie nic si nie stao - oznajmi. - Moe
dostan kataru, i tyle. S zdrowi i silni. - Zamilk i przesun palcem po zoconym brzegu
talerzyka. - Prawdopodobnie jednak minie troch czasu, zanim naprawd zrozumiej rozmiar
tragedii, ktra ich dotkna. To jest tak jak ze smutkiem, gdy umiera kto bliski.
- Ale przecie wszyscy przeyli - zdziwia si Arnolda. - Naley dzikowa Bogu, e
nikt nie zgin.
- Wiem, ale my, ludzie, jestemy dziwnymi istotami i przywizujemy si do
przedmiotw. A oni stracili wszystko, cznie z domem. Zostali bez niczego, a to wymaga
czasu, eby si z tym oswoia przystosowa do nowej sytuacji.

- Maj przecie zwierzta - mrukna Helene. - A dom mona odbudowa.


Elizabeth opara gow na rkach. Odbudowanie domu troch potrwa, pomylaa. Czy
do tego czasu lensmanostwo maj zosta w Dalsrud? A co z pienidzmi? Postawienie domu i
wyposaenie go sporo kosztuje. Torstein zdawa si czyta w jej mylach.
- Naturalnie, dostan rodki z ubezpieczenia. Elizabeth wolno wypucia powietrze i
wyprostowaa plecy. Ogarn j wstyd z powodu wasnych obaw.
- Na razie mog mieszka tutaj - powiedziaa na gos. No, to sowo si rzeko, w
dodatku przy wiadkach. Teraz ju nie moe si rozmyli.
Helene spojrzaa na ni surowo, ale si nie odezwaa. W kocu skina gow, bardziej
do siebie ni na znak aprobaty.
- A co bdzie z reszt domownikw, tego nie wiem.
- Jedn lub dwie osoby moemy wzi do siebie - zaproponowa Torstein. - Myl, e
znajdzie si dosy miejsc do spania. Indianne na pewno ma rwnie na zbyciu jakie ubrania.
A waciwie tylko tego im trzeba. Postaram si, eby kto zaj si zwierztami. Elizabeth
napotkaa jego spojrzenie.
- Dzikuj. Ale czy nie powiniene najpierw porozmawia z Indianne?
- Nie sdz, dobrze j znam. Miaaby mi za ze, gdybym nie pomg tym, ktrzy
ucierpieli.
- Tak, to do niej podobne - mrukna Elizabeth i wstaa.
- Dzikuj za kaw - powiedzia Torstein. - Pjd ju. Przy okazji zwrc konia i
sanie, ktre poyczylimy. W sieni zatrzyma si i oznajmi, zniajc gos:
- Jeli chodzi o tych dwoje na poddaszu, to potrzebne im s tylko dobra opieka i
odpoczynek. Za dzie lub dwa powinni wsta z ka.
Dzieci wymkny si za nimi, przywary do uchylonych drzwi i zaciekawione
podsuchiway rozmow. Arnolda wcigna je z powrotem do rodka i skarcia, e to
nieadnie i e wypuszczaj ciepo.
- Pomog ci w praniu, Elizabeth - zaproponowaa i woya ciepy kubrak.
Torstein obieca, e przed powrotem do domu zajrzy jeszcze do innych uratowanych
spod lawiny. Elizabeth poprosia, eby pozdrowi Indianne.
W pralni byo gorco, woda w kocioku wiszcym nad ogniem gotowaa si i
bulgotaa. Helene posza do domu przypilnowa dzieci. Elizabeth wymieszaa wrztek z letni
wod i zanurzya ubrania w baliach - osobno biae i czarne.
- Nie s brudne - rzeka. - Ale i tak byy mokre, wic...
- Podaa Arnoldzie kawaek myda.

Dugo pracoway w milczeniu. Mimo wszystko byo tu przyjemnie. Wok unosia si


lepka para, dajca poczucie bezpieczestwa. Elizabeth wci jednak bya zzibnita. Jak
gdyby chd przywar mocno a do koci. Wykrcaa ostatni rzecz, gdy usyszaa gos
Arnoldy:
- Myl, e to Bg ich pokara! Elizabeth omal nie wypucia z rk ubrania.
- Co ty mwisz? - spytaa przeraona.
- Ostatnio nie zachowywali si zbyt adnie wobec ciebie - wyjania niespeszona
Arnolda. - Pamitasz, jak tam posza, eby powiedzie o tym, co zrobi Steffen? - cigna
usta i odrzucia gow. Elizabeth wbia w ni wzrok.
- Nie ycz sobie takiego gadania! Czy to jasne? - Staraa si zachowa spokj, ale
mimo woli podniosa gos.
- Stracili wszystko, co posiadali! Dom, sprzty, wszystko. Nie maj nic. Te ubrania to
jedyne, co im pozostao. - Uniosa ociekajce wod spodenki.
- Helene mwia, e ocalay ich zwierzta - bkna Arnolda i spucia wzrok.
- Nawet tego im aujesz? e ich bydo nie udusio si pod niegiem?
- Nie to miaam na myli - bronia si suca cienkim gosem. Elizabeth opucia
ramiona.
- Mam nadziej. Zanie to nad rzek i wypucz - polecia, kadc spodenki na samej
grze wiadra. -Poprosz Helene, eby ci pomoga.
- Dzikuj - odpara Arnolda i ruszya do wyjcia. Po chwili zatrzymaa si jednak. Przepraszam za to, co powiedziaam. Nikomu nie ycz nic zego. Naprawd.
- No, ju dobrze. - Elizabeth odwrcia si do niej plecami. Czua si zbyt zmczona,
by duej o tym rozmawia. Miaa inne zmartwienia.
Poprosia Helene, eby posza nad rzek i pomoga Arnoldzie, a sama ruszya prosto
na strych i zacza przeglda odoone ubrania. Niestety, byy zbyt zniszczone, eby je nosi,
i nadaway si tylko do pocicia na szmaty. Zrezygnowana, osuna si na stoek. Nie miaa
nic, co pasowaoby na lensmana i jego on. Ani na ktregokolwiek z parobkw czy suce.
Nagle poczua si tak bezradna, e miaaby ochot paka, wy i krzycze, a by cakiem
opada z si i zasna, uwalniajc si od kopotw. Zarazem jednak wiedziaa, e nie moe tak
po prostu si podda.
Wyprostowaa si i opara donie na plecach. Helene miaa za mao ubra, by
cokolwiek komu odda. Zreszt i tak nic by nie pasowao na oty on lensmana. Lensman
take potrzebowa jakich rzeczy, a w Dalsrud nie mieli niczego w jego rozmiarze. Kiedy ci
ludzie dostan odszkodowanie z ubezpieczenia? Westchna zrezygnowana. Uszycie nowych

ubra zajmie sporo czasu, a przecie lensmanostwo ju teraz potrzebowali nowej garderoby.
Usyszaa, e w kuchni przewrcio si krzeso, a potem rozleg si miech ktrego z
dzieci. Uznaa, e najlepiej bdzie wrci na d, zanim maluchy roznios cay dom.
Przechodzc obok pokoju gocinnego, przystana na chwil i nasuchiwaa. Usyszaa
ciche chrapanie. Umiechna si do siebie i ruszya na d po schodach, starajc si omija
skrzypice stopnie. Nagle rozlego si pukanie do drzwi wejciowych.
Na dworze staa Bergette. Bya czerwona na twarzy, oczy miaa wielkie z przeraenia.
- Moi drodzy, syszaam, co si stao. Co u ciebie?
Elizabeth poczua, e co cisno j w gardle i zapieko pod powiekami. Zamrugaa
szybko. Z trudem zdoaa si opanowa. Nie chciaa wzbudza wspczucia.
- Dzikuj, dobrze - odpara zdawionym gosem. Bergette pooya rce na ramionach
przyjaciki i przyjrzaa si jej uwanie.
- Jeste zmczona - stwierdzia i smutno pokiwaa gow. - Nie moesz si tak
zamcza, Elizabeth. Jeste tylko czowiekiem, pamitaj o tym.
- Ale przecie trzeba innym pomaga w miar moliwoci - mrukna. Nie podobao
jej si, e Bergette tak j lustruje spojrzeniem. - Wejd do rodka! - zaproponowaa i ruszya
przodem do kuchni. Dzieci siedziay kade na swoim krzele i umiechay si jak mae,
grzeczne anioki.
- Dzie dobry, Bergette - odezway si niemal chrem.
Elizabeth posaa je do sypialni, gdzie miay swoje zabawki. Po chwili usyszaa, e do
domu weszy Helene i Arnolda. Pokrciy si troch po sieni, a potem ich kroki oddaliy si w
stron suszarni. Czajnik z kaw wrci na piec, a na stole pojawiy si filianki. Musi
wystarczy codzienna zastawa. Elizabeth nie miaa siy podj Bergette bardziej uroczycie;
bya na to zbyt zmczona. Przyszo jej do gowy, e mogliby rozwiesi troch ubra nad
ogniem w kuchni, ale wtedy przeszyby zapachem jedzenia. Poza tym nie wypadao, eby
spodenki lensmana wisiay tak na widoku, chocia tutaj na pewno duo szybciej by wyschy.
- Lensman z on zamieszkaj na razie u nas - poinformowaa i odwrcia si do
Bergette. - Troch si tego boj - przyznaa szczerze. Bergette rozemiaa si cicho.
- Nie masz powodu. Zrobia wicej, ni mona by od kogokolwiek w tej sytuacji
oczekiwa - powiedziaa spokojnie i podesza do niej. - No, usid sobie, a ja zaparz kaw.
Wypijemy z cukrem? - Chwycia miseczk stojc na blacie.
Elizabeth obserwowaa jej ruchy z podziwem. Bergette sprawiaa wraenie takiej
energicznej, penej zapau. To dobrze, stwierdzia, zarazem jednak uwiadomia sobie, jak
bardzo sama jest zmczona.

- Ulokowaam u siebie jedn ze sucych - oznajmia Bergette i nasypaa do wody


zmielonej kawy. Kilka innych znalazo miejsce u Trygvego i u Indianne, a parobcy u pastora. Mamy
ubrania i wszystko, co moe by potrzebne, wic nie bdzie z tym kopotu. Jako si
wszystko uoy, zobaczysz.
Elizabeth umiechna si z przymusem. Zatem i sub ju si zajto, pomylaa z
ulg, nadal jednak martwia si, jak zdoby ubrania dla tych dwojga, ktrych gocia u siebie.
Mimo to nie zamierzaa kopota tym Bergette.
Do koca dnia kursowaa z kuchni na poddasze, dopytujc, czy lensman i jego ona
czego potrzebuj. Nie chcieli je, ale chtnie pili. Lensman wiele razy jej dzikowa i
wyraa wdziczno, lecz Elizabeth zbywaa te pochway i nie chciaa ich sucha. Dokadaa
drew do pieca, starajc si ukry zakopotanie. Musiaa dba, eby w piecu cigle si pali
ogie i by uratowani spod niegu nie marzli.
Zaniosa na gr kaw i dzbanuszek mietany. Zaparzya herbat, ktra dziaaa
uspokajajco, a zarazem bya smaczna. Spytaa, czy nie potrzebuj wicej wenianych kocw.
Nie rozmawiali o tym, co si stao. Odoyli ten temat. Jeszcze za wczenie, by o tym mwi.
Moe jutro albo pojutrze, pomylaa. W gbi duszy sprawio jej to ulg. Odczuwaa rwnie
ulg, gdy spali, dajc odpocz umysowi i ciau.
Tego wieczoru domownicy rwnie wczenie si pooyli. Gdy tylko dzieci znalazy
si w kach, kobiety posprztay i zgasiy wiata. Dla nich wszystkich by to dugi i ciki
dzie. yczyy wic sobie tylko dobrej nocy i kada posza do swojej sypialni.
Elizabeth zatrzymaa si przy drzwiach gocinnego pokoju i nasuchiwaa.
Zawstydzia si, gdy usyszaa cichy pacz, a potem smutny gos lensmana:
- No, ju dobrze. Wszystko si uoy, zobaczysz. Jutro na pewno bdzie lepiej.
Spojrzymy w przyszo z wiksz nadziej. - Zakasa ochryple.
Elizabeth bezszelestnie odsuna si od drzwi. Wkroczya na cudzy teren. Podsuchaa
sowa, ktrych nie powinna bya usysze, i wstydzia si tego. Nikt nie moe si o tym
dowiedzie. Nigdy. nio jej si, e sza pod gr agodnym zboczem. Soce grzao jej w
plecy. Ptaki wiergotay na wierzchokach drzew, a obok przefrun motyl i usiad na kwiecie
podbiau. Motyl mia brzowe skrzyda z okrgymi tymi wzorami.
Wtedy nagle usyszaa huk, dochodzcy ze szczytu. Odgos zblia si i nasila.
Musiaa osoni oczy rk, eby lepiej widzie. Lawina! Poczua chd, drobinki niegu i
podmuch wiatru. Nie zdya nawet pomyle, gdy nakryy j masy niegu i otoczya
ciemno. Poczua dawicy strach. Chciaa krzycze, ale nie moga. Usta miaa pene niegu,

rce i nogi uwizione. Bya unieruchomiona. Teraz umr, pomylaa, gotowa si podda.
Wtedy jednak pojawia si myl o dzieciach i malekiej Alxandrze. Nie, nie chciaa zgin.
Pragna y, patrze, jak dorastaj, wchodz w doroso. Chciaa czu ciepo promieni
soca, sysze piew ptakw. Spotka si z Jensem, gdy wrci do domu z pooww, chciaa...
Gwatownie si przebudzia, poderwaa i usiada na ku. Koszula nocna kleia si jej
do ciaa, wosy na karku byy mokre od potu. Oddychaa szybko, jak gdyby brakowao jej
powietrza. Dugo tak siedziaa, eby doj do siebie i w peni zrozumie, e to by tylko sen.
Koszmar. Potem odkrya pierzyn, chwycia szal i poczapaa do tkalni. Tam usiada przy
oknie i podcigna bose stopy na krzeso.
Ksiyc w peni, wielki i ty, lni na niebie i owietla wie, jak gdyby chcia
dokadnie przyjrze si lawinie, ktra zostawia wyrany lad na zboczu gry. Trudno oswoi
si z myl, e nie ma ju okazaego domu lensmana. Ze zosta roztrzaskany w drzazgi. Kto
by pewnie powiedzia, e Bg mia w tym jaki zamys. Elizabeth nie bya o tym cakiem
przekonana. Bronia si przed myl, e stay za tym inne siy. Co zrobili ci ludzie, e spotka
ich taki los? A moe po prostu tak ju byo, e od czasu do czasu tragedia dotykaa
niewinnych? wiat nie jest sprawiedliwy, doskonale o tym wiedziaa.
Dugo tak siedziaa, pogrona w mylach. Nawet nie zauwaya, e spocona koszula
nocna zacza zibi, a stopy zdrtwiay. Zbyt wiele wtpliwoci nie dawao jej spokoju.
Kiedy w kocu wstaa, ledwie moga si ruszy. Sztywno, niczym zgrzybiaa staruszka,
powloka si z powrotem do swojej sypialni.
- Jens - szepna w ciemnoci. - Wracaj szybko do domu, potrzebuj ci.
Tak bardzo za nim tsknia. Ale do wiosny byo jeszcze kilka miesicy. To dugo.
Zbyt dugo.
Nastpnego dnia czua si rozbita. Nie moga wsta, cho dobiegajce z dou
uderzenia zegara przypominay jej, e ju pita. Trzeba obrzdzi zwierzta, zrobi dla
wszystkich niadanie, umy podogi, nanosi wody. Niekoczce si obowizki czekay w
kolejce.
Woda bya zimna, tote Elizabeth szybko si umya, wyszczotkowaa wosy, woya
ubranie i zesza na d. Helene jeszcze nie byo w kuchni, wic sama rozpalia w piecu.
Bdzie przynajmniej przytulniej, gdy przyjdzie reszta domownikw. Lensman i jego ona
pewnie zwykle duej spali, musi wic nakaza dzieciom, eby zachowyway si cicho.
Kiedy zjawia si Arnolda, Elizabeth poprosia Helene, eby posza z ni do obory.
Przyznaa, e sama wolaaby tego dnia zosta w domu. Przecie dadz sobie rad bez jej
pomocy.

Helene wypucia nosem powietrze i spojrzaa na ni uraona, po czym ruszya do


drzwi.
Elizabeth podaa tego ranka na niadanie wyjtkowo duo smakoykw. Na sam myl
o kaszy robio jej si niedobrze. Wyja wic ze spiarki gomme - mas karmelow, syrop,
mietan i cukier, do tego chleb i miso, maso i ser. Ser by z jednego koca krzywo
odkrojony; domylia si, e to sprawka dzieci, ale udaa, e nic nie zauwaya.
Na tacy przykrytej haftowan serwet postawia dwie najadniejsze filianki dla
lensmana i jego ony.
Dodaa rwnie gotowane jajka, a obok uoya serwetki. Signe, przygldajc si tak
nakrytej tacy, spytaa, czy i oni dostan jajka w rodku tygodnia.
- Naturalnie. - Elizabeth skina gow i woya do wrztku jeszcze sze jajek.
Wiedziaa, e to rozrzutno, lecz teraz wszyscy potrzebowali czego na pociech. Po
powrocie z obory suce otworzyy oczy ze zdumienia.
- Spodziewasz si goci? - spytaa powanie Arnolda, zerkajc na przygotowane
przysmaki. Elizabeth cieszya si jak dziecko, e udao jej si wszystkich mio zaskoczy.
Jajka byy ugotowane w sam raz i rozpyway si w ustach razem ze wieo
zrobionym masem i chlebem, ktry Helene upieka dzie wczeniej.
- O ktrej wyjedamy? - spyta nagle William z buzi pen jedzenia.
- Najpierw przeknij, zanim co powiesz - upomniaa go matka. Chopiec pogryz
jedzenie, przekn i powtrzy pytanie.
- Wyjedamy? - zdziwia si Elizabeth. - Dokd? Popatrzy na ni z politowaniem.
- Musimy przecie odkopa ubrania i rzeczy lensmana i jego ony, to chyba
zrozumiae. Elizabeth dugo mu si przygldaa, po czym przeniosa wzrok na suce.
Skoczyy ju je. Siedziay w milczeniu i z uwag obserwoway Williama.
- No tak. A nie pojedziemy? - wczya si Signe. - Pomylelimy, e moglibymy
wam pomc, bo dzi nie mamy lekcji. Jutro te nie.
Elizabeth poczua, jak wzbiera w niej miech. Po chwili nie wytrzymaa i rozemiaa
si w gos, wypeniajc kuchni radoci.
- e te nie przyszo nam to do gowy! - powiedziaa ze miechem.
- Co takiego? - spytaa Kathinka. Odgryza kawaek kanapki i biako jajka spado na
spodeczek.
- e moglibymy odkopa troch ich rzeczy. Chyba nie wszystko zniszczya lawina.
Co wy na to? -Znw zerkna na suce. Umiechny si szeroko, a Arnolda upia yk kawy.
- Na pewno co ocalao. Wyruszymy zaraz po niadaniu. - Oywia si i

wyprostowaa. - W szopie jest opata, a maluchy mog kopa rkami.


Dzieci rozpromieniy si niczym soneczka, gdy okazao si, e wpady na pomys,
ktry dorosym nie przyszed do gowy. Tylko William westchn, zrezygnowany.
Elizabeth sama zaniosa tac na gr. Zapach wieo zaparzonej kawy i gotowanych
jajek wprawi lensmana i jego on w zdumienie.
Elizabeth odsuna zasony i spytaa goci, jak si czuj. Lensman zakasa ochryple.
- Chyba si troch przezibiem - odpar z zatkanym nosem. - Ale to przejdzie.
Jego ona milczaa. Przymkna powieki i leaa nieruchomo. Miaa duy siniec na
policzku i na jednej rce. Mocno si potuka, pomylaa Elizabeth.
- Jeeli do wieczora nabierzecie si, to moe sprbujecie wsta? Poprosz suce,
eby wyprasoway wasze ubrania. - Zamilka i umiechna si lekko. Chciaa jeszcze troch
poczeka z najnowsz wiadomoci. Po chwili odchrzkna. - Przed poudniem nie bdzie
nas przez jaki czas. Pjdziemy... Chcemy si wybra do waszego gospodarstwa i sprawdzi,
czy nie uda si znale pod lawin jakich rzeczy nadajcych si do uytku. Lensman spojrza
na ni powanie.
- Mylisz... e da si co odkopa? Skina gow z przekonaniem.
- Na pewno. - Przypomniaa sobie pacz, ktry wieczorem usyszaa pod drzwiami
pokoju gocinnego, i ponownie si zawstydzia. Tym razem piec znowu pomg jej ukry
zmieszanie. Rozrzucia ar, dodaa kilka szczap drewna, podoya gazet i ogie. - Mam
nadziej, e jedzenie bdzie wam smakowao - powiedziaa szybko, umiechna si i wysza.
- Gdzie zaczniemy? - spytaa Helene i z przeraeniem powioda wzrokiem ponad
masami niegu. Nie czekajc na odpowied, dodaa. - Boe, ile tu zniszcze!
- Nie jestem pewna, czy On za tym stoi - mrukna Arnolda.
Elizabeth udaa, e tego nie dosyszaa. Wzia opat, sprawdzia, czy dzieci woyy
rkawiczki, i odpara:
- Wszystko jedno, gdzie zaczniemy. Chocia dom sta tutaj, to rzeczy mog by
rozrzucone daleko -wyjania.
Kobiety skiny gowami i wziy si do kopania. Dzieci odgarniay nieg rkami,
rzucajc przy tym niekami i patajc sobie figle.
Dugo pracowali, ale nie znaleli nic oprcz fragmentw desek. Kiedy Elizabeth po
raz pierwszy rozprostowaa plecy, ujrzaa grup ludzi zmierzajc w d drogi. Wszyscy
nieli opaty przerzucone przez rami.
- Pomylelimy, e przyda si wam pomoc - oznajmi parobek lensmana i podcign
wenian czapk znad oczu. Elizabeth przywitaa si z nimi.

- Zacznijcie, gdzie chcecie - powiedziaa i umiechna si do nich.


Pracowali rami w rami. Plecy woay o odpoczynek, ramiona omdleway z blu.
Znajdowali powgniatane czajniki, czci poamanych mebli i pogite sztuce. Dzieci
traktoway to jak zabaw w poszukiwanie skarbw. Za kadym razem, gdy co znalazy,
krzyczay z radoci. Elizabeth prosia, by odkaday wszystkie przedmioty na kupk, eby
potem mogli je odwie do Dalsrud. Mimo e wiele sprztw byo zniszczonych, to jednak,
naleay do lensmana. Nie obawiaa si, e wrd pomocnikw znajdzie si kto nieuczciwy,
kto prbowaby co zabra dla siebie, chocia niektre rzeczy byszczay srebrem lub byy
cenne z innego wzgldu. W tak maej spoecznoci kradzie od razu wyszaby na jaw, a poza
tym, kto by si odway ukra co samemu lensmanowi?
- Chyba co znalazam! - zawoaa Helene, ocierajc nos rkawic. - To wyglda jak
komoda. W kadym razie jak jej cz. Albo moe szafka.
Elizabeth podesza do niej i pomoga jej odkopa mebel. Spod niegu i z poamanych
szuflad wycigny sporo ubra.
- Po je na saniach - polecia Elizabeth, z zapaem wydobywajc kolejne rzeczy. To
niepojte i dziwne, e wczeniej o tym nie pomyleli. Po prostu skupili si na samej tragedii,
na odnalezieniu ludzi, a potem na zapewnieniu im schronienia. Dzieci mieway genialne
pomysy, nieraz si o tym przekonaa.
W tej samej chwili zauwaya, e William przechodzi obok, trzymajc pod pach jaki
przedmiot. Zatrzymaa go.
- Co tam masz? - spytaa.
- Nic takiego, to jaki zniszczony grat - odpar i chcia i dalej.
- Poczekaj! - zawoaa i odebraa mu znaleziony skarb. Poo to na saniach powiedziaa i na wszelki wypadek wsuna przedmiot pod stos ubra.
Prawie nie rozmawiali w czasie pracy. Musieli oszczdza siy. Sanie powoli
zapeniay si rzeczami. Wikszo bya poamana lub powgniatana, niektre zniszczya
wilgo, ale cz nadawaa si jeszcze do uytku. Dzieciom wkrtce nowe zajcie si
znudzio i zaczy narzeka, e przemoky im rkawiczki i przemiky buty. Dopytyway si,
czy mogyby ju wrci do domu.
Elizabeth rozprostowaa plecy i zdecydowaa, e do jutra mog zrobi przerw.
Zrobio si cieplej, a niebo zacigny szare chmury. Moe bdzie deszcz?
Kiedy wracali do Dalsrud, Elizabeth czua, e wstpuje w ni nadzieja. Na pewno
wszystko si jako uoy. Musiaa teraz pokaza, e jest silna.
Dzieciom kazano nakry do drugiego niadania, a Helene i Arnolda miay si zaj

prasowaniem ubra, ktre wisiay na strychu. Te, ktre znaleli tego dnia, Elizabeth zaniosa
do pralni. Naleao je wypra, niektre te pocerowa, ale to mogo poczeka.
Lensman z on siedzieli w ku, okryci pierzyn po sam brod. Lensman mia
zaczerwieniony nos i szklisty wzrok.
- Masz gorczk? - spytaa Elizabeth.
- Troch, ale to minie. - Zakasa, zasaniajc usta rk. - Znalelicie co? Skina
gow.
- Cz rzeczy jest niestety zniszczona, ale wszystkie zgromadziam w pralni, wic
sami je potem przejrzycie i ocenicie. Udao si nam rwnie odkopa troch ubra. A oprcz
tego take to. William to znalaz -dodaa i podaa lensmanowi metalow szkatuk, ktrej
wieko byo mocno wgniecione. - Domylam si, e nie macie ju do niej klucza - dorzucia. Ale uznaam, e pewnie chcielibycie j odzyska. Oboje rozpromienili si na widok
szkatuki, a ona lensmana signa po szpilk do wosw, lec na nocnym stoliku.
- Sprbuj j otworzy.
Na bladej twarzy kobiety wystpiy czerwone plamy. Chyba przeczesaa wosy
palcami, zauwaya Elizabeth. Wyoya na komod inne znalezione rzeczy.
- Tu jest grzebie i szczotka do wosw. - Odchrzkna. - Zejd na d i zobacz, jak
tam idzie praca. Poprosz Helene, eby przyniosa wam wod do mycia i ubrania. Moe
chcecie, eby poda wam posiek do pokoju? Lensman spojrza na ni.
- Wykluczone. Zaraz wstaniemy i zejdziemy na d. Elizabeth podesza do drzwi.
- Dzikuj - usyszaa ponownie gos lensmana.
- Nie ma za co. Nie mogabym postpi inaczej. Unis nieco szkatuk.
- Mam tu pienidze i papiery wartociowe - rzek z powag. - Pomog nam stan na
nogi. Elizabeth nie wiedziaa, co odpowiedzie, wic skina tylko gow i zostawia goci w
spokoju.

Rozdzia 6
Zdya napali w salonie i poprosi Helene, by przygotowaa lensmanostwu co do
jedzenia, zanim tu przyjd.
- A dlaczego nie mog zje razem z nami w kuchni? - spytaa suca. Staraa si, by
jej gos brzmia naturalnie, ale nie najlepiej jej to wyszo.
- Nie potrafi ci na to odpowiedzie jednym zdaniem - odpara krtko Elizabeth.
Mogaby wyjani, dlaczego. Mogaby powiedzie, e lensman i jego ona nie przywykli do
jadania w kuchni. e przeyli koszmar, ktrego nikt nie jest w stanie zrozumie, i dlatego
potrzebuj szczeglnego traktowania. Mogaby wreszcie skama, e chce z nimi
porozmawia sam na sam, ale daa temu spokj. Odwrcia si plecami i powitaa goci w
korytarzu.
- Prosz bardzo, wejdcie - zaprosia. - Za chwil bdzie tu ciepo - dodaa i dooya
do pieca par szczap drewna. - Zaraz Helene przyniesie co do jedzenia. - Odchrzkna i
wskazaa na krzesa. Usiedli, ale zachowywali si sztywno; najwidoczniej czuli si
niezrcznie. Elizabeth postanowia od razu przystpi do rzeczy.
- Trudno mi nawet sobie wyobrazi, jakie to musiao by potworne spdzi tyle czasu
pod niegiem. Jak dugo to trwao? Myl, e co najmniej kwadrans. A moe wicej? P
godziny? To duo. Lensman skin gow i patrzy przed siebie, jakby widzia co, czego nikt
inny nie mg dostrzec.
- Za kadym razem, gdy wcigaem powietrze, czuem, e co strasznie cikiego
przygniata moje plecy. -Umiechn si szybko. - I tak te byo. Chciaem krzycze, gdy
usyszaem ludzi, lecz uznaem, e lepiej oszczdza powietrze. - Zamilk i wyj chusteczk
do nosa. - Leaa na komodzie - powiedzia przepraszajco. - Kupi ci now. Elizabeth
machna rk.
- Nawet o tym nie myl. Potrzeba wam teraz wielu rzeczy - dodaa ostronie i zerkna
na lensmanow, ktra unikaa jej wzroku i rozgldaa si po salonie. Elizabeth nagle
zrozumiaa, e sytuacja moe okaza si trudniejsza, ni pocztkowo sdzia. Lensman z on
nie przyjechali tu z wizyt na dwa lub trzy dni, lecz pozostan w Dalsrud kilka miesicy. I to
wanie oni, z ktrymi do tej pory cigle popadaa w konflikty.
Kiedy Helene przyniosa posiek, Elizabeth przeprosia i szybko posza na poddasze.
Usiada na swoim ku i mocno zacisna donie na kolanach. Syszaa kiedy, e na nic nie
zdadz si modlitwy odmawiane z zacinitymi piciami. Spucia wzrok i zobaczya, e
zbielay jej kostki doni. Ostronie rozlunia palce i zoya rce.

- Dobry Boe, daj mi si - wyszeptaa. Musiaa zrobi krtk przerw i zastanowi si


nad nastpnymi sowami. - Jestem moe okropnym czowiekiem i nie potrafi zmieni swoich
uczu wobec tych dwojga, ktrzy bd tu mieszka. Naturalnie, pomog im, ale obawiam si,
e bdzie mnie to wiele kosztowa. Pom mi, Boe, i daj mi si, bym temu podoaa. Amen.
Siedziaa jeszcze chwil, rozmylajc o tym, co powiedziaa. Odczua pewnego
rodzaju ulg. Oby tylko wytrwa ten dzie, to jako si uoy. Mimo wszystko wspczua
lensmanowi i jego onie.
Naprawd im wspczua. Teraz musi zapanowa nad wasn niechci i zrobi dla
nich, co tylko w jej mocy, postanowia.
Wstaa i ruszya do drzwi. Pooya do na klamce i nagle znieruchomiaa. Odniosa
bowiem wraenie, e oprcz niej kto jeszcze jest w pokoju. Czua, jakby si jej przyglda.
Pot spywa jej pod pachami, a serce bio szybciej, gdy wolno si odwracaa. Pokj by pusty,
przynajmniej na pierwszy rzut oka, lecz nieprzyjemne wraenie trwao.
- Czy kto tu jest? - szepna. adnej odpowiedzi.
- Odpowiedz mi! - zadaa, tym razem silniejszym gosem.
Ju miaa wyj, gdy nagle dostrzega jaki cie gboko w kcie, obok duej szafy.
Wpatrywaa si w niego szeroko otwartymi oczami, czujc, e do, ktr trzyma na klamce,
jest mokra. Mimo to nie zdobya si na to, eby wyj z sypialni. Staa, jakby kto przybi jej
stopy gwodziami do drewnianej podogi. Serce walio, usta szybko apay powietrze.
Z cienia wysza stara kobieta ubrana na czarno. Elizabeth prbowaa wyrwna
oddech. Widziaa j, chocia zdawaa sobie spraw, e tak naprawd nikogo tam nie ma.
Zmarli nie chodz wrd ywych. Ale ju kiedy przydarzyo si jej co podobnego.
- Lina Laponka- szepna, czujc, e jzyk klei si jej do podniebienia.
Staruszka umiechna si do niej. W kadym razie tak si Elizabeth wydawao. Niska
kobieta bya niezbyt wyrana, niemal przeroczysta.
- Biedne dziecko - usyszaa Elizabeth. - Ciko ci, prawda? Elizabeth ledwo
dostrzegalnie skina gow.
- Czasem czowiek napotyka przeciwnoci. Nie wszystkie dni upywaj rwnie atwo,
ale musisz by silna.
- Nie wiem, czy podoam - odpara Elizabeth uczciwie.
- Musisz. W przeciwnym razie... - Zjawa zawiesia gos.
- Nie moesz mi powiedzie, co si stanie?
- Nie - odpara Laponka i umiechna si smutno. -Nie mog. Ale powiem ci tyle, e
nie po raz ostatni pojawiaj si na twojej drodze przeszkody. Dowiadczysz czego

przeraajcego. O wiele gorszego ni to, co teraz przeywasz.


- Czego? - Elizabeth pucia klamk. - Powiedz, co zego mnie jeszcze spotka. Czy
nie mam ju do zmartwie? - Zamilka i rozejrzaa si dokoa. Lina Laponka znikna.
Oszoomiona Elizabeth obesza cay pokj, ale nigdzie nie znalaza ladu staruszki.
- Z kim rozmawiasz? - spyta William, ktry nagle stan w drzwiach.
- Z nikim. To znaczy... mwiam do siebie. - Zdobya si na umiech. - Dorosym
czasem si to zdarza - dodaa.
- Jeste jaka dziwna. - Chopiec przyglda si jej badawczo. Wypchna go lekko za
drzwi.
- Po prostu mam strasznie duo spraw na gowie -skamaa.
- Lensman chce z tob pomwi - powiedzia William, gdy schodzili na d.
- Bye w salonie?
- Tak. Musiaem z nimi porozmawia. Bd tutaj mieszka, prawda? Dopki nie
postaraj si o nowy dom.
- Tak, na razie zamieszkaj w Dalsrud. No, id do kuchni, a ja zaraz do ciebie przyjd.
- Wyprostowaa si i posza do goci.
Na szczcie lensman i jego ona sporo zjedli, zauwaya. Helene wyja filiank
rwnie dla niej, wic Elizabeth nalaa sobie kawy i upia kilka ykw, po czym zwrcia si
do lensmana:
- Musimy ustali kilka spraw - zacza. Pokiwa gow i zakasa, zasaniajc usta
doni.
- Przepraszam! - Odchrzkn. - Jeeli nie masz nic przeciwko temu, to chciabym na
kilka godzin dziennie wypoycza twj gabinet.
- Naturalnie.
Przyjrzaa mu si uwanie. Wyglda na rozpalonego.
- Nie powiniene jeszcze przez jaki czas pozosta w ku?
- Nic mi nie jest. To tylko lekkie przezibienie. - Zerkn na on i poklepa j
delikatnie po biaej doni. - Trzeba poukada myli po tak trudnym przeyciu, ale ju jest
lepiej, prawda? Przytakna i wreszcie spojrzaa na Elizabeth.
- Jestemy ci wdziczni za wszystko, co dla nas zrobia. Teraz musimy zadba o
nasz przyszo. Stracilimy wszystko i... - urwaa, gos jej si zaama. Podniosa filiank
do ust.
- Mielicie ubezpieczenie? - spytaa Elizabeth.
- Tak, oczywicie - potwierdzi lensman. - Musz przygotowa dzi kilka pism i

uporzdkowa wszystkie dokumenty. - Wytar chusteczk nos. - Poza tym musz zamwi
rne materiay, ebymy mogli otrzyma je na wiosn.
- Dom bdzie rwnie adny jak poprzedni - oznajmia stanowczo jego ona, jakby si
obawiaa, e kto jej zaprzeczy.
- Naturalnie - przyznaa szybko Elizabeth. - To najwaniejsze.
- Twoja suca... Helene, chyba tak jej na imi? - lensman spojrza na Elizabeth, a
ona skina gow - powiedziaa, e nasza suba zostaa zakwaterowana w rnych domach.
U pastora, doktora i u Bergette.
- Tak. Dostali tam wszystko, czego potrzebuj, zarwno jedzenie, jak i odzie.
Naturalnie, zajto si rwnie waszymi zwierztami.
- Zapac za wszystko - obieca lensman. - Tak, wam take. Nie chcemy by dla
nikogo ciarem.
- Nie myl o tym. Chtnie pomagam w potrzebie.
- Ale to dla ciebie spory kopot. - Lensman wsta i znw zakasa. - Jeeli nie masz nic
przeciwko temu, to od razu zajbym si dokumentami. Mog...? - Spojrza pytajco na
Elizabeth. Dopiero po chwili dotaro do niej, co mia na myli.
- Tak, oczywicie. Korzystaj z mojego gabinetu, kiedy tylko chcesz. - Wstaa, a wraz z
ni podniosa si take ona lensmana.
- Chciaabym si troch przej i obejrze... - zacza kobieta i urwaa. Elizabeth
zrozumiaa.
- My te zamierzalimy wybra si tam dzisiaj, eby poszuka jeszcze jakich rzeczy.
Musisz si liczy z tym, e wikszo jest zniszczona.
Lensman wyszed. Elizabeth syszaa, jak jego kroki cichn w korytarzu i jak
zamykaj si za nim drzwi gabinetu.
- Nie zamierzam gromadzi bezwartociowych rupieci - stwierdzia cierpko
lensmanowa. - Sprowad mi kogo, kto umie powozi. Chc si wybra do sklepu, eby
zamwi towar. Potrzebuj mnstwo rzeczy.
- Naprawd czujesz si ju na siach, eby tam jecha? Przecie przygniota ci...
- Sama chyba wiem najlepiej.
- Oczywicie. - Elizabeth przekna lin, zaskoczona, e kto moe si tak szybko
zmieni. Albo to tylko szok. Chciaa w to wierzy. Musiaa w to wierzy. Pocieszaa si, e
pniej bdzie lepiej. -Pjd zobaczy, czy uda mi si znale jaki obszerny szal, ktrym
mogaby si okry - powiedziaa, zamiast dyskutowa. - I par rkawiczek. Na szczcie na
dworze nie jest dzi zbyt zimno. Posza do kuchni. Helene i Arnolda spojrzay na ni

wyczekujco.
- Zjedlicie ju kanapki i wypilicie kaw? - spyta William.
- ona lensmana wybiera si do sklepu - oznajmia Elizabeth. - Chce, eby j
podwie. Postanowiam sama z ni pojecha. Nie bd przecie szuka wonicy. A wy
moecie ju powoli zaj si obiadem. I pilnujcie ognia w piecu w salonie. - Mwia szybko i
wydawaa mnstwo polece, eby unikn pyta, na ktre by moe nie umiaaby
odpowiedzie. Albo nie chciaaby odpowiedzie. Zauwaya, e suce wymieniy midzy
sob porozumiewawcze spojrzenia. Bardzo si zaprzyjaniy, stwierdzia, wychodzc. Obie
wybuchowe, ale i wraliwe.
W sklepie Fredrika ona lensmana z energi zacza robi zakupy. Na jej yczenie
cigano z pek jedn bel materiau za drug i odmierzano odpowiednie iloci.
Lensmanowa yczya sobie po kilka okci kadej tkaniny. Potrzebowaa nowych sukienek i
bielizny, nie mwic o ubraniu dla ma.
Odmierzano wic jedwabne wstki, koronki, tasiemki, odliczano guziki, szpulki nici i
wkadano wszystko do papierowych toreb.
Elizabeth trzymaa si z boku. Na szczcie w sklepiku byo tylko kilku staruszkw.
Spogldali na on lensmana ze zdziwieniem i mamrotali co midzy sob, drepczc w
miejscu na szeroko rozstawionych nogach, z rkoma w kieszeniach. Kiedy obie wyjd, bd
rozprawiali o tym, ile to rzeczy nakupowaa. Fredrik zapewni sobie roczny zysk na samych
zakupach lensmanowej", powiedz, umiechajc si zoliwie. A wtedy Fredrik wemie w
obron biedakw odkopanych spod lawiny i bdzie przekonywa, e dotkna ich straszna
tragedia i e to godne podziwu, i kobieta si nie poddaa i nie zaamuje rk.
Jednego mier, drugiego chleb", przypomn mu moe. To prawda, przyznaa w
duchu Elizabeth, cho brzmi okrutnie.
Pogoski o lawinie szybko si rozeszy. Fredrik opowiada o tym, czekajc, a kobieta
wybierze to, czego potrzebowaa.
- Pewnie bdziecie chcieli sprowadzi do Dalsrud szwaczk? - zagadn, odmierzajc
liczny, byszczcy materia. ona lensmana utkwia w nim wzrok.
- Chciaby mi jak poleci? Wczeniej szya dla mnie Caspara, ale ona ju nie bierze
wikszych zamwie.
- Moe mama? - Fredrik zerkn na ni szybko. Lensmanowa zawahaa si i
przesuna czubkiem jzyka po wargach.
- Tak, syszaam, e jest pono zdolna. Popro j, eby przysza jutro do poudnia
zdj miar.

- Nie wiem, czy... - zacz Fredrik, ale mu przerwaa.


- Niech wemie ze sob jakie urnale.
- Naturalnie. - Fredrik kilka razy skin gow. - Postaram si przekaza wiadomo.
- Dobrze. Poza tym chciaabym jeszcze pi tych guzikw, ktre tam le.
Elizabeth odczua ulg, kiedy wyszy ze sklepu i mogy wreszcie wrci do domu.
Fredrik musia im pomc zanie zakupy do sa. Potem ukoni si lekko i yczy
powodzenia.
Przez reszt dnia Elizabeth miaa wraenie, e Helene nie odrywa wzroku od jej
plecw. ona lensmana udaa si na poddasze, eby odpocz. Stwierdzia, e jest
wyczerpana zarwno wypraw do sklepiku, jak i widokiem zniszcze, i zostawia wszystkie
pakunki w salonie.
- Wypiabym w ku filiank herbaty - rzucia, wchodzc na schody.
- Oczywicie - odpara Elizabeth popiesznie i w milczeniu zabraa si do
przyrzdzenia napoju. Gdy tylko woda si zagotowaa, spytaa:
- Gdzie jest lensman?
- Nadal siedzi w gabinecie - odpowiedziaa Helene. - Jak zareagowaa? - spytaa po
chwili.
- Na co?
- e nie ma ju jej domu.
Elizabeth zwlekaa z odpowiedzi. Nie bardzo wiedziaa, co powiedzie. eby zyska
na czasie, udawaa, e nie moe znale odpowiedniego kubka, i dugo szukaa w szafce.
- Niewiele mwia. Chodzia tylko, ogldaa to, co odkopano, i od czasu do czasu co
sobie wzia. Wszyscy sucy lensmana nadal tam szukaj, a pomaga im kilku innych.
- Nie pakaa? - zapytaa Arnolda.
- Nie, nie zauwayam. Arnolda spojrzaa surowo.
- Nie wierz, eby bya do tego zdolna.
- Co masz na myli? - Elizabeth wbia w ni wzrok.
- e nie potrafi paka. Woda wykipiaa i Elizabeth musiaa szybko si odsun, by
unikn oparzenia.
- Co kupia w sklepiku? Widziaam, e musiaycie wraca kilka razy, eby wnie
wszystko do domu - zauwaya Helene.
- Materia na nowe ubrania. Moe Dorte jutro przyjedzie, eby zdj miar. - Elizabeth
wsypaa zioa do wrztku. - Nie da sobie ze wszystkim rady, wic chyba bd musiaa jej
pomc.

- Na nas te moesz liczy - stwierdzia Helene zdecydowanie.


Nie zdyy duej porozmawia, bo lensmanowa krzykna z korytarza na poddaszu,
e czeka na herbat, a chciaaby j jeszcze wypi, zanim zanie.
Elizabeth ju miaa odpowiedzie, e nie jest jej suc i jeeli chc tu mieszka,
musz sami si obsugiwa, ale ugryza si w jzyk. Jeszcze za wczenie. Ci ludzie wanie
stracili wszystko, co mieli. Ile razy powtrzya ju to zdanie? - pomylaa zmczona.
Wygldao na to, e przynajmniej ona lensmana szybko pogodzia si ze strat. Wkrtce
wszystko si uoy.. Bya tego pewna. Nastpnego ranka Elizabeth wrcia wanie z obory,
gdy otworzyy si drzwi do salonu.
- O, tu jeste! Gdzie bya? Gdzie si wszyscy podziali w tym domu? - spytaa
zniecierpliwiona lensmanowa.
- Pracowalimy w oborze. Musimy karmi i obrzdza zwierzta trzy razy dziennie,
rozumiesz. A niedugo zaczn si koci owce. Kobieta machna niechtnie rk, jakby j to
nudzio.
- Prosz mi przynie do salonu kanapk i filiank kawy. Widziaa moe Dorte?
Powinna ju tu by. Elizabeth poczua wzbierajc irytacj.
- Dorte nie obiecaa, e przyjedzie. Fredrik mia j o to dopiero zapyta - odpara
sucho i zsuna z gowy chustk. Usyszaa czyje gosy na dworze i po chwili wesza Helene
z Dorte.
- No, jeste wreszcie. - ona lensmana zdobya si na umiech.
- Tak, syszaam, e szukalicie kogo, kto pomgby wam uszy ubrania.
- Zgadza si. Dla mnie i mojego ma. Wejdmy do pokoju - zaproponowaa
lensmanowa i ruszya przodem do salonu.
- Pewnie wam przeszkadzam w szykowaniu obiadu? -spytaa Dorte domownikw.
- Nie, ani troch. Moe zjesz z nami?
- Nie powiem nie". - Umiechna si i zdja kurtk. - Przy okazji chciaabym
przekaza pozdrowienia od wszystkich z Heimly. Macie moe jakie wieci od mczyzn?
- Nie, nie przyszed aden list od ostatniego razu, kiedy si dowiedzielimy, e yj.
- Idziesz? - ona lensmana stana w drzwiach.
- Porozmawiamy pniej - przeprosia Dorte i znikna w salonie, zabierajc swoje
urnale.
- A wic zostaa jej suc? - zauwaya Helene, gdy wrciy do kuchni. Elizabeth
spojrzaa na ni uwanie.
- Co chcesz przez to powiedzie? Helene pocigna nosem.

- I ty o to pytasz? Zdzierasz sobie buty, eby dogodzi tej starej jdzy. No dobrze, jest
tutaj gociem, ale wanie dlatego powinna si odpowiednio zachowywa. Brakuje jej
dobrych manier.
- al mi ich. - Elizabeth odwrcia si plecami i zacza kroi ryb.
- Zamczysz si, jeeli tak dalej pjdzie - dodaa Helene agodniejszym ju tonem.
- Lensman obieca, e zapac za opiek. Jak mylisz, co powinnam zrobi? Helene
wzruszya ramionami i wyja garnek na ziemniaki.
- Powiedz, e nie moesz im usugiwa.
- To nie jest takie proste, sama o tym wiesz. Helene zamierzaa co odpowiedzie, lecz
w tej samej chwili do kuchni wpada Arnolda z dziemi.
- Wydaje mi si, e jedna z owiec zaczyna si koci -oznajmia przeraona. Elizabeth
wytara rce w fartuch.
- Zajmij si obiadem - rzucia do Helene i w popiechu zacza znowu wkada
robocze ubranie. Wcale si jednak nie zmienio na lepsze. Nawet dzieci to zauwayy i
dopytyway si, dlaczego pani lensmanowa jest cigle niezadowolona. Elizabeth wpada na
pomys, eby poprosi jedn ze sucych lensmana, by zamieszkaa w Dalsrud i
towarzyszya swojej pani. Szybko si jednak rozmylia. Nie chciaa, by zaczto mwi, e
nie radzi sobie z robot. Ludzie i tak mieli o czym gada. I to byo gwnym powodem, dla
ktrego zacisna zby i postanowia wytrzyma. A ona lensmana w plotkowaniu nie miaa
sobie rwnych.
Na szczcie zbliaa si wiosna. Plac, na ktrym sta dom lensmana, uprztnito i
dotary zamwione materiay. Urzdnik zadba o to, eby prace nabray tempa.
Fredrik naprawd musia niele na nich zarobi. To, czego nie sprowadzono prosto z
Kristianii i z Bergen, sam zaatwi. Zamwi ogromne partie towarw - od sprztu domowego
po materia na zasony.
Lensman da onie woln rk, wida nie musia si liczy z pienidzmi. Wikszo
zakupw postanowiono przechowa na razie w Storvika, reszt zabrano do Dalsrud.
Elizabeth pomylaa o Marii, ktra sprzedaa sklep i dom. Jednego mier, drugiego
chleb". Tak, w tym powiedzeniu tkwia gorzka prawda, czy si to komu podobao, czy nie.
Czsto Elizabeth wybieraa si w gry, gdzie moga wyadowa irytacj i wypaka
si, jeeli dni byway zbyt trudne. Dobrze byo stan tam w wietrzn pogod, poczu, jak
podmuchy wiatru smagaj jej ciao, walcz z ni, szarpi ubranie i osuszaj zy zoci. Nieraz
zdarzao si, e rozmawiaa z sob na gos. Wyrzucaa z siebie wtedy to, co miaaby ochot
wykrzycze onie lensmana. Potem wracaa do domu uspokojona i gotowa do dalszej walki.

Ktrego dnia, gdy tak staa wysoko, zauwaya d. agiel by postawiony i d


szybko posuwaa si do przodu. Elizabeth wstrzymaa oddech z napicia, wpatrujc si w dal.
Tak, nie zdawao jej si.
Zdja czerwon chustk z szyi i zacza ni wymachiwa. Zobaczyli j? Wspia si
na duy gaz.
Tak, kto jej pomacha w odpowiedzi!
Stopy zdaway si lekkie jak pirko, kiedy zbiegaa z gry, miejscami pokrytej jeszcze
niegiem. Na podwrzu zawoaa:
- Wracaj! Mczyni pyn do domu!
Potem popdzia dalej. Chciaa by pierwsza na brzegu i jak najprdzej zobaczy
Jensa.
Kiedy wreszcie stan na ldzie, nie dbaa o to, e ludzie na ni patrz. Obja go
kurczowo za szyj i rozpakaa si ze szczcia.
- Nie pacz - szepn. - Przecie jestem ju w domu. Powinna si cieszy.
- Jestem taka szczliwa - szlochaa. - Nawet nie masz pojcia, jak za tob tskniam.
Obiecaj mi, e ju nigdy nie wypyniesz w morze. Nigdy, nigdy wicej!
Rozemia si i zakrci ni dokoa, a spdnice otoczyy j niczym obok. Krzykna
z radoci. Kiedy si wreszcie zatrzyma, tak krcio si jej w gowie, e musia j przez chwil
podtrzyma. Rozkoszowaa si t chwil. Teraz wszystkiemu podoa. adna przeszkoda nie
wydawaa si ju zbyt wielka - teraz, kiedy Jens wrci wreszcie do domu. Odchylia gow i
spojrzaa w jego ciemnoniebieskie oczy.
- Tak bardzo ci kocham - wyszeptaa. Umiechn si do niej.
- Jeste najwspanialsza na wiecie.
Potem przenis wzrok na ciek. Dzieci z krzykiem zbiegay nad fiord, a tu za nimi
poday Helene i Arnolda. Niechtnie si rozdzielili. Inni te chcieli si przywita.

Rozdzia 7
Maria wsuna zgrabiae donie pod ubranie, eby odzyska w nich czucie, tak jak
wiele lat temu uczya j Elizabeth. Woda spywajca z gr bya lodowata przez cay rok,
rwnie teraz, wiosn. Zerkna na Ane i Hansine, ktre pukay ubrania nieco wyej. Ane
wkadaa palce do ust, ssaa je przez chwil, i znw wracaa do pracy. Od czasu do czasu
ogldaa si, eby sprawdzi, co robi Alexandra. Akurat teraz dziewczynka zajmowaa si
kotem. Dreptaa za nim na swych pulchnych nkach i wydawaa z siebie wysokie, ostre
dwiki, ktre prawdopodobnie miay znaczy: Nie uciekaj, baw si ze mn"!
Hansine wyprostowaa plecy i skierowaa nieobecne spojrzenie w stron wsi.
Nastpnie zapaa rkawice, woya je i potara rce jedna o drug.
- Kiedy wyjd za m, nigdy wicej nie bd pukaa ubra w rzece - oznajmia.
- Bdziesz chodzi nago? - spytaa Ane artobliwie. Hansine prychna.
- Bd miaa suc do takich prac.
- Ach tak. - Ane rwnie wyprostowaa si i wykrcia szare spodenki Trygvego. - A
dlaczego w takim razie Maria i ja klczymy tu nad rzek, mimo e jestemy matkami?
- Phi, skd mam wiedzie! - Hansine zdja rkawice i wrcia do pukania.
- Dobra gospodyni daje przykad - cigna Ane. - Bo eby nad wszystkim zapanowa,
trzeba samemu to pozna. Hansine zerkna na ni z ukosa.
- Masz do pienidzy, eby zatrudni suc. Nie musiaaby wtedy lcze nad t
lodowat wod.
- Wydaje mi si, e mnie nie suchasz - odpara Ane. - Chyba syszysz tylko to, co
chcesz. Ale jeeli jest tak, jak ty na to patrzysz, to powinna pracowa dwa razy tyle co teraz,
a Maria w tym czasie mogaby pj do domu i napi si kawy razem z Dorte.
Hansine oblaa si rumiecem. Nacigna chustk mocniej na czoo, ale nie do
szybko. Maria zauwaya jej zmieszanie i umiechna si pod nosem. Ane miaa city jzyk i
pokazaa sucej, gdzie jest jej miejsce. Bya taka jak jej matka, i z wygldu, i z charakteru.
Przez chwil pracoway w milczeniu. Maria prbowaa myle o czym innym, co
pozwolioby jej zapomnie o lodowatej wodzie. Tylko w ten sposb moga wytrzyma ten
straszliwy zib. Od czasu do czasu jednak musiaa ogrza troch rce, eby nie odmrozi
palcw. Niezbyt dokadnie wykrcay ubrania, bo w doniach brakowao im siy. Poprawi,
kiedy wrc do domu. Zwykle robiy to we dwie i kada wyymaa swj koniec. Tak byo
duo prociej.
- A wic bdziesz wielk pani - zagadna Ane. Nie zamierzaa tak atwo odpuci

Hansine. - Tylko najpierw musisz znale sobie takiego, ktry zechce z tob pj do otarza.
Hansine odzyskaa rezon i przygotowaa si na nowy atak.
- Ju znalazam. Wychodz za Steffena!
Ane wbia wzrok w suc i z wraenia upucia przecierado. Maria podniosa je,
lecz nie od razu oddaa Ane. Usiada bez sowa i przyjrzaa si Hansine. Czy ta dziewczyna
nie rozumiaa, e przy nich nie naley wymienia tego imienia?
W Heimly wiedziano ju o planach sucej. Jej decyzja o polubieniu Steffena nie
spotkaa si bynajmniej z uznaniem. Dorte zacza popakiwa, Jakob caymi dniami chodzi
niczym chmura gradowa. Inni przez duszy czas ledwo si do niej odzywali. Nawet Fredrik
ju si z ni nie przekomarza. Hansine nadsaa si, nie rozumiejc, dlaczego wszyscy s tak
wrogo nastawieni do Steffena.
Maria wyjania jej to, co suca powinna ju o nim wiedzie, ale Hansine bya
gucha na jej sowa. Uwaaa, e to wszystko plotki i ludzka zawi. Steffen by, jej zdaniem,
niewinny jak Baranek Boy. Tak go szykanowano, e wrcz zasugiwa na wspczucie. A
czy najyczliwsza w wiecie Elizabeth nie bya naraona przez cae lata na kamstwa i
ludzk zazdro?
- Moja siostra nigdy nie doprowadzia nikogo do samobjstwa - odpara Maria, trzsc
si ze zoci. -Po prostu ludzie nie darowali jej, e wysza z biedy i yje w dostatku. A to co
zupenie innego. To za, e potrafi zatamowa krwotok i leczy zioami, wcale jej nie
pomaga. Hansine prychna.
- A ja mylaam, e jeste moj przyjacik!
- Zawsze powtarzam, e ni jestem. Pracujesz mnie jako suca, ale staram si
traktowa ci po przyjacielsku. W miar moliwoci, eby nadal moga u mnie pracowa.
Jeli jednak zbyt czsto bdziesz wspomina o tym... czowieku, to nie wiem, co zrobi. W
czasie wolnym moesz robi, co chcesz, to twoja sprawa, ale w pracy nie wymieniaj nawet
jego imienia.
Hansine nic nie odpara. Nie mwia wicej o Steffenie. Do czasu. Maria odoya
przecierado do wiadra, cho kapaa z niego woda, i czekaa, co powie Ane.
- Od dnia, gdy wyjdziesz za tego morderc, nie masz czego szuka w Heimly! Hansine
poderwaa si z miejsca, a Ane ruszya za ni.
- Kiedy wyjd za m, i tak si std wyprowadz! Jeeli nie syszaa, co przed chwil
powiedziaam, to z przyjemnoci powtrz: nie zamierzam tyra dla innych ani dnia duej,
gdy nadejdzie ta chwila. Maria rwnie wstaa.
- Skd wiesz, e si z tob oeni?

- Bo mi to przyrzek i zarczy si ze mn! - Hansine zadara gow, wysuna brod i


wystawia rk, na ktrej byszcza piercionek zarczynowy. Dostaa go od Steffena ju jaki
czas temu, lecz nikt tego nie skomentowa. Alexandra upada i nie moga si podnie, leaa
wic na rkach i kolanach.
- Hansine - powiedziaa Maria. - Zaprowad j do Trygvego. Zaraz tam przyjdziemy.
Ane chciaa zaprotestowa, ale Maria posaa jej ostrzegawcze spojrzenie. Dopiero gdy
suca wysza, wyjania:
- To si na nic nie zda, Ane. Nie mamy wpywu na to, co ona robi po pracy. Ale kiedy
wyjdzie za m, opuci Heimly. Co do tego nie mam wtpliwoci. Ane w zamyleniu
pokiwaa gow.
- Niezalenie od tego, jaki Steffen jest i co zrobi, nie mog poj, co on w niej widzi.
Mimo wszystko to bogaty i wpywowy czowiek, podczas gdy ona... - Ane spojrzaa w stron,
gdzie przed chwil znikna suca. -Nikt nie moe o niej powiedzie, e jest adna. Ani
nawet, e ma wdzik. Jest bezbarwna i pospolita. Nawet fryzur ma zbyt gadk.
- On chce j tylko wykorzysta - uznaa Maria. - Obieca jej maestwo jedynie po to,
eby rozbudzi jej nadzieje. Nigdy si z ni nie oeni. Wkrtce si znudzi i znajdzie sobie
inn. Zakrci si koo Hansine, eby zrobi nam na zo i znale dojcie do naszej rodziny.
Dobrze wie, e w ten sposb moe dopiec nam wszystkim, a zwaszcza Elizabeth. Z Arnold
mu si nie udao, bo w por si opamitaa. Poza tym jest matk. Ane pokrcia gow.
- Cigle ugania si za sucymi. A one s szczliwe, e w ogle zechcia ha nie
spojrze. Co za bezduszny dra!
- Hansine wraca - szepna Maria. - Masz swoje przecierado. Gdy suca nadesza,
znw klczay na brzegu i z zapaem pracoway.
- Ju nam nieduo zostao, zaraz skoczymy - rzucia Maria beztrosko. - Myl, e po
powrocie do domu moemy sobie pozwoli na kaw i ciasto.
Osigna to, co chciaa. Hansine wicej nie wspomniaa o Steffenie, a wic jeszcze
przez jaki czas im tego oszczdzi. Ale myl o tym, co usyszay, nie dawaa Marii spokoju.
- Strasznie duo dzi rozmylasz - zauway Olav, kiedy wieczorem pooyli si spa.
Mwic to, ziewn przecigle, dlatego Maria pomylaa, e nie zaley mu na odpowiedzi. Po
chwili jednak obrci si na bok i przyjrza si jej uwanie. - Powiesz mi, o co chodzi?
Umiechna si lekko.
- Tak si ciesz, e znw jeste w domu. Cay i zdrowy. Ostatnia zima bya dla mnie
jedn z najciszych w yciu.
- Dla mnie te - wyzna cicho. - Dobrze pamitam ten rok, kiedy Jens zagin, ale

wtedy byem jeszcze dzieckiem. Tym razem to nie ja zostaem w domu i czekaem, tylko ty i
inne kobiety. Chocia musz przyzna, e strasznie si baem, kiedy nadcign sztorm. Po
raz pierwszy przeyem co podobnego. Tego si nie da opisa.
- Nawet nie prbuj - powiedziaa Maria i przytulia twarz do jego piersi. - Bo bdzie
mi to cay czas dwicze w uszach, gdy nastpnym razem wypyniesz w morze. Chc si z
tob zestarze, Olavie. Zestarze i zmczy yciem. Na staro bdziesz sobie prnowa, a
Kristine z mem zajm si gospodark. Czasem dla odmiany wybierzesz si do Storvika,
eby powintuszy z innymi starymi piernikami.
- Starymi piernikami? - powtrzy i umiechn si, ubawiony. - Jeste okrutna.
Uwaasz, e bd starym piernikiem?
- Oczywicie. - Olav zacz j askota, a ona miaa si tak, a rozbola j brzuch.
Naraz uwiadomia sobie, e nie s sami na poddaszu i e inni chc spa, wic si opanowaa.
- Taka zuchwao musi zosta ukarana - oznajmi Olav, przesuwajc rk po jej
brzuchu. Dotar do piersi i obj j doni.
- Nazywasz to kar? - spytaa Maria. - Myl, e to bardziej przypomina nagrod.
- Wszystko jedno - szepn zdawionym gosem i zacz rozwizywa u jej szyi
tasiemki nocnej koszuli.
Maria pomagaa mu, agodnie i z ochot. Pozwolia, by cign z niej koszul i rzuci
na podog. Bielizna, ktr mia na sobie, pofruna t sam drog. Nadzy przylgnli do
siebie. Gorca skra przy gorcej skrze. Wymieniali pocaunki i pieszczoty. Maria zamkna
oczy, zapomniaa o wszystkim, co trudne, i oddaa si rozkoszy.
Rano czua si wypoczta, cho pno zasna. Nucia, nakrywajc do stou. A kiedy
pozostali domownicy, ziewajc, schodzili na d, yczya im po kolei dobrego dnia i
czstowaa kaw.
- Musz z tob porozmawia - szepna jej na ucho Dorte. - Na osobnoci - dodaa.
Maria skina ledwie dostrzegalnie i jakby nigdy nic, nalewaa kasz.
Jedli w milczeniu, tak byli senni. Dopiero w cigu dnia rozmowy si oywiay. W
Heimly zwykle przy stole panowa gwar. Chocia waciwie, pomylaa Maria, teraz ju nie.
Ostatnio daa si odczu ponura atmosfera, a win za to ponosia Hansine. Nikt nie mg jej
nakaza, co ma robi w czasie wolnym, nie mona te byo jej zwolni. Kto inny zapewne
znalazby jakikolwiek powd, eby j wyrzuci ze suby, ale Jakob i Dorte byli na to zbyt
uczciwi. Zacisnli wic zby i tylko wieczorami rozmawiali ze sob pgosem, gdy sdzili,
e nikt ich nie syszy. Ale ciany z desek byy cienkie, a Maria czsto nie moga w nocy spa i
duo rozmylaa.

Jakob wyskroba swj talerz do czysta, opar przedramiona na stole i wyjrza przez
okno. Dugo siedzia w milczeniu, a potem rzek:
- Strasznie dzi spokojnie na fiordzie. No tak. - Podrapa si w brod. Jego gsty zarost
bardzo ju posiwia, podobnie jak krcone wosy.
- Mylisz, e w Sieciach s ryby? - spyta Olav.
- Hm, to, zaley. - Jakob wyj z kieszeni fajk, ale jej nie zapali. Pogrzeba w niej
tylko zapak, uchyli okno i wyrzuci stary popi. Nastpnie zamkn okno i z powrotem
schowa fajk do kieszeni. - Moe bymy popynli? Co ty na to, Olavie? Syn skin gow i
wsta.
- Dzikuj za posiek. - Umiechn si do Marii i Dorte, pogadzi Kristine po gowie
i ruszy za ojcem.
- Mam dzisiaj wolne - przypomniaa Hansine, gdy sprztay ze stou. Nikt jej nie
odpowiedzia, wic zmieszana zagryza warg. - Ale mog wam najpierw pomc w oborze.
- Najpierw? Czy to znaczy, e wychodzisz? - nie moga si powstrzyma Maria.
- Zamierzam kogo odwiedzi - odpara suca wymijajco i odwrcia si plecami.
Maria nie pytaa wicej.
Dorte i Maria byy w kuchni same. Dorte szya, a Maria robia na drutach. Nagle
zniecierpliwiona Dorte odsuna od siebie materia i spojrzaa na synow.
- Duej nie wytrzymam - odezwaa si zdawionym gosem. - Po prostu nie mam ju
siy.
- O czym ty mwisz? - Maria obesza st i obja Dorte ramieniem. - Moja droga, co
si tym razem stao?
- To przez Hansine. Bdzie musiaa odej. O tym wanie chciaam z tob
porozmawia. Jakob jest na ni okropnie zy. Ja te, ale on cigle krzyczy. Rozumiesz,
nazywa po imieniu to, co ta dziewczyna wyprawia. Za kadym razem, gdy zostajemy sami,
zaczyna o niej mwi. Ze zdradzia nas i was wszystkich, zadajc si ze Steffenem.
Prbowaam mu tumaczy, e niewiele moemy na to poradzi, ale on mnie nie sucha. Mj
miy, rozsdny Jakob sta si taki... rozgoryczony. Szkoda, bo Hansine jest bardzo pracowita.
Silna, wytrzymaa i potrafi pracowa przez kilka dni z rzdu bez sowa skargi. Sama j
widziaa tej wiosny na torfowisku.
Maria przytakna. Dorte miaa racj. Hansine rzeczywicie bya niezmordowana i
drugiej takiej prdko nie znajd.
- Gdyby tylko przejrzaa na oczy i przekonaa si, jaki Steffen jest naprawd, wtedy
wszystko by si uoyo - westchna Dorte i szybko otara zy. - Uff, nie chciaam si

rozbecze, jestem ju przecie star bab. Ale musiaam ci to po prostu powiedzie. Maria
zapatrzya si przed siebie w zamylenia.
- Chyba znalazam sposb - odezwaa si po chwili i zagryza warg.
- Jak to? - Dorte przyjrzaa si jej badawczo.
- Moe uda mi si rozdzieli tych dwoje, ale najpierw musz z kim porozmawia.
- Mogabym jako w tym pomc? - W oczach Dorte rozbysa nadzieja. Maria
pokrcia gow.
- Nie, raczej nie. - Umiechna si i pogadzia teciow po plecach. - Zreszt
zobaczymy; jeszcze za wczenie, eby o tym mwi.
Hansine wrcia, gdy wybieray si do obory na wieczorne dojenie. Spotkay j na
podwrzu, kiedy sza zmczona, powczc nogami.
- Przebior si tylko - rzucia - i zaraz do was przyjd. Dorte spojrzaa na Mari.
- Wydaje si jaka dziwna. Nie uwaasz? Maria wzruszya ramionami.
- Co masz na myli?
- Nie cieszy si. A zwykle wracaa szczliwa. Maria posza do obory. Dugo
obmylaa swj plan. Czy si uda? Czy inni si przycz? Zarazem jednak ogarny j
wyrzuty sumienia, gdy Hansine wesza do obory, umiechna si przelotnie i zasiada do
dojenia.
To dla dobra Hansine, uspokoia si Maria w duchu. Przecie w gruncie rzeczy jest
dobr dziewczyn. Tylko troch za ufn i zbyt atwowiern.
Przy kolacji Maria zastanawiaa si, czy powiedzie o swoim planie Olavowi. Nie,
jeszcze nie teraz. Lepiej z tym troch poczeka, a sama dokadnie wszystko dopracuje. I
przeprowadzi jeszcze kilka rozmw. Maria przechadzaa si wzdu brzegu. Buty prawie nie
zapaday si w twardy, ty piasek, zostawiay tylko odciski podeszew. Z lewej strony
mina pokany stos drewna wyrzuconego na ld, ktre po wysuszeniu bdzie mona zuy
na opa. Uderzya j okrutna myl: a moe to szcztki statkw, ktre zatony ostatniej zimy?
Wzdrygna si. Prbowaa si skupi na czym innym. Nacigna kurtk mocniej pod szyj
i skulia si, bo od morza wia ostry, przenikliwy wiatr. Przed ni taczya Kristine, nucia i
zbieraa na przemian muszelki i drewienka.
- Mario! Mario, poczekaj! Odwrcia si w stron, skd dochodzi gos, i zobaczya, e
biegnie za ni Hansine.
- Zdaje si, e miaa pomc Dorte w grplowaniu weny? - spytaa surowym tonem.
- Tak, ale najpierw musz z tob porozmawia. To nie potrwa dugo. Wiesz, e
wczoraj miaam wolny dzie?

Maria skina gow. Pamitaa, e suca bya niezwykle milczca przez reszt
wieczoru. Prawie si nie odzywaa. Pod koniec dnia, gdy kadli si spa, Dorte odcigna
Mari na stron.
- Mylisz, e z ni zerwa? - szepna.
- Kto?
- Steffen, oczywicie. Nie zauwaya, e Hansine wydaje si jaka pospna?
- Faktycznie. Jeli z ni zerwa, to dziwne, e Hansine nie pacze. Dorte si
zastanowia, a po chwili umiechna szeroko.
- A moe to ona z nim zerwaa?! - Spojrzaa na Mari wielkimi oczami. - Moe
wreszcie przekonaa si, jaki z niego dra. - Oywia si, lecz nadal mwia szeptem. - Czy
powiedzie o tym Jakobowi?
- Nie, poczekaj, a si dowiemy prawdy. Jutro na pewno sama co nam powie. A jeli
nie, to j wypytam. Dorte niechtnie przytakna.
- No dobrze. Jeden dzie wytrzymam. Teraz Maria spojrzaa na Hansine.
- Przepraszam, zamyliam si. Co mwia?
- Wiesz, wczoraj, gdy miaam wolne, poszam do Steffena. Maria skina gow i
poprawia deski, ktre niosa na rku.
- Ach tak.
- I wtedy co si stao - cigna Hansine. - Co takiego, e nie byam w stanie od razu
wam tego powiedzie. Rozmylaam ca noc i zdecydowaam si z tob porozmawia.
Potrzebuj rady, rozumiesz. Maria poczua, e ogarnia j ciekawo.
- W jakiej sprawie? Hansine grzebaa stop w piasku.
- Steffen potwierdzi, e chce si ze mn oeni. Poprosi mnie o rk, a ja zgodziam
si za niego wyj. Maria z zaskoczenia o mao nie upucia drewna. Odniosa wraenie,
jakby wszystko wok znieruchomiao, i poczua, e zmrozi j strach.
- Poprosi ci o rk? - spytaa szeptem. Musiaa odchrzkn, bo nagle zascho jej w
gardle. A kiedy dosza do siebie, krzykna: - I ty powiedziaa tak"?! O czym ty mylisz,
dziewczyno, co?
- To moje ycie i ja o nim decyduj, mimo e jestem tylko suc.
- Tak, ale duej tu miejsca nie zagrzejesz, mog ci to obieca.
- Od momentu, kiedy mnie odprawicie, mam trzy tygodnie na wyprowadzk - odpara
hardo Hansine, zadzierajc nos. Maria zauwaya jednak, e suca z trudem powstrzymuje
zy, i troch jej wspczua.
- Zreszt wtedy odbdzie si lub, wic wszystko jedno. I tak si wynios.

Maria musiaa na chwil si odwrci. Miaa wielk ochot potrzsn suc i tak jej
przemwi do suchu, eby wreszcie zrozumiaa, jakie gupstwo zamierza zrobi.
- Nie mylaa o tym, jak bardzo zranisz tych, ktrzy s ci yczliwi? O tym, jak si
teraz czuj wszyscy w Heimly i tu, w Dalsrud?
- Oni nic nie wiedz - odpara dziewczyna smutno.
- Ale niedugo si dowiedz. Albo sama im o tym powiesz, albo ja to zrobi.
- Nie wolno ci.
- A kto mi zabroni?
- Ja.
Maria si rozemiaa.
- Nie spodziewaam si tego po tobie, Hansine. Byam pewna, e masz wicej
rozsdku.
Odwrcia si plecami i nie kryjc zoci, ruszya wzdu brzegu dugimi krokami.
Spdnica nasika wod, oblepia si piaskiem i uderzaa o buty. Maria powstrzymaa pokus,
eby si obejrze i zobaczy, czy Hansine nadal stoi w miejscu, w ktrym j zostawia.
Zatrzymaa si dopiero, kiedy dosza do Kristine.
- Znalaza jakie adne muszelki? - spytaa creczk agodnie. Dziewczynka z dum
pokazaa swoje skarby. Jej mae rczki byy czerwone z zimna.
- Schowaj to do kieszeni i w rkawiczki. Na dworze jest jeszcze zimno, chocia
mamy ju maj. -Mwic to, zerkna ukradkiem za siebie.
Hansine posza. Tylko lady na piasku wiadczyy o tym, e tam bya. Gdy nadejdzie
przypyw, znikn.
W cigu dnia Maria staraa si zachowywa naturalnie, ale unikaa sucej. Hansine
pracowaa jeszcze wicej ni zwykle i trzymaa si raczej na uboczu. Maria potrzebowaa
czasu do namysu. Czy moga wprowadzi w ycie swj plan? I czy wolno jej zrobi co
takiego? Tak czy owak, czas nagli. Trzy tygodnie do lubu! A co na to pastor? C, Steffen
to wpywowy czowiek, niewielu ma odwag mu si sprzeciwi, zwaszcza gdy zabrzczy
monetami. Pewnie nawet pastor by si na to nie zdoby. A Steffen to wykorzystuje i znw
posun si za daleko. Bya pewna, e si jeszcze wycofa. Albo odoy to na jaki
nieokrelony czas lub na kilka lat. Powie, e ze lubem si nie pieszy, e dobrze jest tak, jak
jest. A jeli nie? Maria nigdy nie moga rozgry tego czowieka. Zreszt jakie maestwo
czekaoby tych dwoje? Mnstwo myli kbio si w jej gowie; nie moga ich zaguszy
nawet najcisz prac.
- Mam dla was nowin - odezwaa si nagle Mathilde przy obiedzie.

Maria poczua, e j zmrozio. Czyby Hansine zwierzya si Mathilde i prosia j,


eby to ona przekazaa informacj o lubie?
Wszyscy skierowali spojrzenia na Mathilde - zaciekawione, pytajce i wyczekujce.
Jakob podnis szklank z wod, ale wolno odstawi j z powrotem na st. Dorte mocno
zaciskaa widelec. Kawaek ryby lea nietknity na jej talerzu.
- Mama znalaza prac! - owiadczya Mathilde. Maria wolno wypucia powietrze i
zauwaya, e jej serce znowu zaczo bi normalnym rytmem.
- Prac? - powtrzya Dorte.
- Tak, zacza sprzta u Fredrika. W sklepie i u niego w domu. Dorte umiechna si
i rozejrzaa dokoa.
- To wietnie. Dla nich obojga. Wreszcie nie bd musiaa tam jedzi. A trzeba
przyzna, e baagani to on potrafi, ale ze sprztaniem jest duo gorzej.
- My, mczyni, nie jestemy stworzeni do takiej roboty - mrukn Jakob i uama
kawaek chrupkiego chleba.
- Masz racj - przyznaa szybko Dorte.
- W dodatku dostaa dobr pensj - cigna uradowana Mathilde. - I wietnie si
rozumie z Fredrikiem. Mwi, e on jest zawsze w dobrym humorze.
- Kiedy si o tym dowiedziaa? - spytaa Dorte.
- Przed poudniem, kiedy robiam zakupy. Ale chciaam to zatrzyma na chwil dla
siebie, eby si nacieszy. Tylko Sofie powiedziaam od razu.
- A ja zdradziam to Danielowi - przyznaa Sofie i posaa mu umiech ponad stoem.
Jego pokryta piegami twarz rwnie rozjania si w umiechu.
- Skoro mamy niedugo si pobra, musimy si dzieli wszystkimi tajemnicami usprawiedliwi dziewczyn. Dziki tej dobrej wiadomoci atmosfera w kuchni nieco zelaa.
Tylko Maria zwrcia uwag na Hansine, ktra siedziaa na samym kocu stou i zgarbiona
jada obiad, nie odzywajc si ani sowem. Mimo wszystko Maria jej wspczua. Po obiedzie
Maria zaproponowaa, eby Dorte pooya si do ka. - Chyba oszalaa, dziewczyno! prychna Dorte.
- Po si przynajmniej na chwil w salonie - namawiaa synowa. - Mylisz, e nie
widz, jaka jeste zmczona? Odpocznij, a w tym czasie ja i Hansine pozmywamy. Wstaniesz
na popoudniow kaw. Tylko dzisiaj - dodaa bagalnym tonem. Dorte podrapaa si w kark.
- Namoczyam pranie. Trzeba te rzeczy upra.
- Ja si tym zajm - obiecaa Mathilde.
- A ja pomog - dodaa Sofie.

Dorte musiaa si podda i posza do salonu. Dopiero kiedy Maria usyszaa stamtd
ciche pochrapywanie, wzia Hansine na stron.
- Kiedy zamierzasz o tym powiedzie? - spytaa.
- O czym?
- Nie udawaj. Kiedy Dorte wstanie, a Jakob wrci do domu, powiesz im, e
zamierzasz wyj za m za tego diaba i wyprowadzi si za trzy tygodnie. Hansine
podniosa rk, lecz zaraz powoli j opucia.
- Nie nazywaj go tak - sykna z oczami penymi ez.
- Mwi prawd i musisz j znosi, skoro robisz takie gupstwa. Gdybym skorzystaa
ze swojego prawa, z miejsca bym ci wyrzucia. - Duo o tym mylaa i teraz nie wytrzymaa:
- Ju mnie nie zmusisz, ebym duej ich oszukiwaa, Hansine. Od kilku godzin milcz, a to o
wiele za dugo. Hansine odwrcia si, lecz Maria chwycia j za rami i zwrcia z powrotem
ku sobie.
- Suchaj, co mwi. Ja take potrafi wpa w gniew, pamitaj o tym. Kiedy moja
cierpliwo si skoczy!
Hansine odzyskaa panowanie nad sob, jej oczy zwziy si i patrzyy hardo. Nozdrza
rozszerzyy si, oddychaa ciko.
- Dobrze, powiem im.
Wyrwaa si Marii i podesza do szuflady, z ktrej wyja wie cierk do naczy.
Dalej zmyway w milczeniu.
Kiedy po poudniu domownicy zeszli na podwieczorek, Hansine zasiada przy stole z
zacinitymi ustami, ktre utworzyy wsk, surow kresk. Dorte ziewna i przyznaa ze
wstydem, e spaa jak kamie. Narzekaa, e teraz pewnie nie bdzie moga spa w nocy. I e
zmarnowaa tyle dnia. Pokrcia gow, ale na jej policzki znw wrciy rumiece. A kiedy
Jakob zapewni j, e potrzebowaa tej odrobiny odpoczynku, poczua si usprawiedliwiona.
- Hansine chciaaby wam o czym powiedzie - odezwaa si dononym gosem
Maria. Zaskoczony Jakob cign brwi i z wraenia rozla gorc kaw na spodeczek.
Hansine wpatrywaa si w blat stou, donie ukrya w fadach spdnicy. Wszyscy zwrcili na
ni oczy, ale suca milczaa. Maria znw zabraa gos:
- Steffen poprosi j o rk, a Hansine si zgodzia i za trzy tygodnie wyprowadza si
std. W kuchni zapada kompletna cisza. Nawet Kristine, ktra zwykle nucia pod nosem lub
gawdzia ze sob, gdy nikt nie chcia si z ni bawi, teraz umilka.
Nagle Jakob wsta i dugimi krokami opuci kuchni. Drzwi zamkny si za nim z
trzaskiem. Maria zauwaya, e poszed w stron szopy na odzie. Dorte rwnie podniosa

si z krzesa, lecz Maria poprosia j, eby zostaa.


- Pozwl mu, eby przez chwil poby sam - powiedziaa.
- Dzikuj za posiek - odezwa si Olav. Wsta i zaraz te opuci kuchni.

Jeszcze

troch kawy? - spytaa Maria i przyniosa czajnik.


- Tak, poprosz - odpara Kristine i podstawia swoj szklank z mlekiem. Maria
nalaa jej odrobin.
- Stokrotne dziki, dobra kawa. - Dziewczynka upia yczek i mlasna z
zadowoleniem.
Maria take dolaa sobie do filianki gorcego napoju i spojrzaa pytajco na innych.
W kocu i Dorte podniosa swoje naczynie.
- Fredrik sprowadzi do sklepiku nowe figurki z porcelany - oznajmia nieoczekiwanie
Mathilde.
- Co ty powiesz? Jak wygldaj? - Maria wykorzystaa okazj, eby podtrzyma
rozmow. Musieli przetrwa jeszcze trzy tygodnie. A i tylko trzy tygodnie. Czy zdoa w tym
czasie zrealizowa swj plan?

Rozdzia 8
Na dole trzasny jakie drzwi, a potem rozlegy si podniesione gosy Arnoldy i
Helene. Elizabeth przestaa tka i nasuchiwaa. Teraz dominowa brzk garnkw, a gosy
nieco przycichy.
Z dziedzica dobiega gwar dziecicych miechw i rozmw. Zaskrzeczay mewy.
Moe odbyway gody albo si kciy. Trudno powiedzie. Dla niej krzyk mew brzmia
niemal zawsze tak samo.
Odcia si od wszystkich dwikw i skupia na przeciganiu czenka midzy
nitkami osnowy.
Usiada w tkalni na poddaszu, eby mie troch spokoju i chwil dla siebie. Lubia
tka, bo to zajcie dziaao na ni kojco.
Naturalnie, po kilku godzinach bolay j plecy, ale prace domowe bardziej j
wyczerpyway. Jeli potrzebowaa odpoczynku, nie znajdowaa go na dole, choby nie wiem
jak prbowaa. Nawet gdy siadaa z robtk na drutach albo szya.
Dobrze, e Jens znowu by w domu. Ju nie musiaa si ba o to, jak si czuje albo czy
w ogle yje.
Poza tym miaa z kim porozmawia co wieczr. Stao si ju zwyczajem, e wtulaa
si w jego rami, kada rk na jego piersi i mwili pgosem o tym, jak im min dzie.
Rozmawiali o tym, co dobre, i o tym, co sprawio im przykro.
Ostatniego wieczoru skarya si na on lensmana. Znowu, mogaby powiedzie. Czy
Jensowi sprzykrzyo si ju tego sucha? Moliwe, ale musiaa si komu wyali. Miaa
wraenie, jakby w cigu dnia zapenia si jaki worek, ktry w kocu musiaa oprni, bo
inaczej nazajutrz by pk. A do tego nie moga dopuci. Musieli zachowa maski,
wytrzyma! Wkrtce, ju wkrtce lensman i jego ona wyprowadz si i wszystko znw
wrci do normy. Wtedy bd mogli sobie usi, obejrze si za siebie i powiedzie: Tak,
dobrze sobie poradzilimy. Nikt nie moe nam niczego zarzuci. Nie pado ani jedno ze
sowo. Pomoglimy dwojgu ludziom bez dachu nad gow, mimo e...".
No wanie. Elizabeth gboko nabraa powietrza i mocno zagryza warg. Zapewnia
im dom, biegaa wok nich niczym suca, a co otrzymywaa w zamian? Fochy i
niezadowolenie lensamanowej.
Dlaczego ich gocie jadali posiki w salonie, a nie w kuchni razem z innymi? Bo do
tego przywykli. A ich wielkopaskich zwyczajw nie wypadao ama, bo ta otya paniusia,
ktr Helene nazywaa Krlow, bardzo by si oburzya.

Elizabeth musiaa przyzna, e czciowo sama ponosia za to win. Jeli suce na


co si skaryy, uspokajaa je, mwic, e lensman i jego ona nie zostan tu dugo, e
wkrtce przenios si do swojego nowego domu. Poza tym, eby zaagodzi sytuacj, braa
na siebie co cisze prace.
W dodatku czua si nie w porzdku, e narazia lensmana na nieprzyjemnoci. Kiedy
stwierdzi, e kuchnia to tak samo dobre miejsce na posiek jak kade inne, ale wtedy jego
ona zacisna zby i zrobia si czerwona jak burak. A potem Elizabeth dobiegy z salonu
podniesione gosy i pniej nikt ju nie wspomnia o jedzeniu w kuchni.
Moe ju od pierwszego dnia powinna by dla nich bardziej surowa? Nakrywa im w
kuchni, kaza, by sami zmieniali sobie pociel, zbierali swoje rzeczy, pomagali w domu. Ale
nie zdobya si na to ze wspczucia. Usprawiedliwiaa ich, e ludzi, ktrzy stracili wszystko,
naley chroni. I rozpieszcza.
Jens nie o wszystkim wiedzia. Waciwie niczego nie zauwaa. On i Lars wpadali do
domu tylko na posiki i zaraz znikali. Na dworze zawsze znalazo si co do roboty: a to
trzeba byo naprawi pot, a to zaora ziemi, uszczelni smo odzie czy nanosi wody do
obory. Obowizki czekay w niekoczcej si kolejce. Dziki temu mczyni nie musieli
reagowa na ostre spojrzenia przecinajce pokj albo na ktnie sucych. Nie syszeli paczu
Arnoldy, ktra pomoga w czym onie lensmana, a ta w zamian obrzucia j obelgami. Dla
nikogo nie byo tajemnic, e obie kobiety nie darz si sympati. To dlatego Arnolda stracia
prac u lensmana. A teraz Krlowa najwyraniej nie moga znie, e jej nielubian
ekssuc zatrudniono w Dalsrud. Helene natomiast bya zadowolona, e gocie jadaj
posiki osobno.
- Trac apetyt na widok jej skwaszonej miny - wyznaa z pogard ktrego dnia.
- Uwaaj, co mwisz - zwrcia jej uwag Elizabeth.
- Phi, przecie to prawda. Czy jest w tym domu kto, kto mgby przysic na Bibli,
e lubi t kobiet? Nikt nie odpowiedzia i Helene umiechna si z triumfem.
- A widzisz?
- Lensman chcia dodatkowo zapaci za opiek - rzucia szybko Elizabeth.
- I przyja?
- Nie.
- No to si nie liczy. A waciwie dlaczego nie wzia od niego pienidzy?
- Poniewa... nie mogam. Oni maj tak niewiele, a nam niczego nie brakuje.
- Pienidzy akurat to maj cakiem sporo. Syszaam, e dostali wysokie
odszkodowanie. Mieli te co nieco w szkatuce, ktr znalaz William.

- To prawda, ale mimo wszystko. Bd potrzebowali tych pienidzy. Na nowy dom i


jego urzdzenie.
- Patrzc na to, co Krlowa kupuje i zamawia w sklepie, nie wydaje si, eby to j
jako szczeglnie martwio.
Elizabeth nie odpowiedziaa, bo w tej samej chwili ona lensmana zawoaa j i
musiaa pobiec, eby zapyta, o co chodzi..
Od kiedy wysza za m za Kristiana, nigdy nie czua si w Dalsrud jak suca. Ale
teraz tak byo. Miaa wraenie, e jest suc, ktrej nigdy si nie docenia i ktra nigdy nie
ma wolnego. W ostatnim czasie jedna robota gonia nastpn - kociy si owce, potem byo
strzyenie, zbieranie torfu, sprztanie i Bg wie, co jeszcze. Czasem bywaa tak zmczona, e
zasypiaa w wychodku i budzia si dopiero wtedy, gdy kto zapuka, bo chcia wej.
Pooya gow na krosnach i zamkna oczy. Nic nie zaszkodzi, jeli troch
odpocznie. Tylko par minut. Naturalnie, nie zamierzaa spa, jedynie pozwoli odpocz
oczom. Kark te miaa obolay, nie mwic ju o plecach.
Chwil pniej wpeza w nieprzeniknion ciemno. nio jej si, e krztaa si po
swoim domu, a z kadego kta dobiega j ostry gos ony lensmana: Elizabeth! Elizabeth,
chod tutaj! Nie zrobia herbaty? Co z moimi poczochami, czy s suche? A buty? Chyba je
wyczycia?". W kocu syszaa tylko swoje imi. Dochodzce z sufitu, cian i podogi.
Wybiega na dwr. Miaa wraenie, jak gdyby dostaa skrzyde; unosia si nad rozmik
ziemi, wzdu brzegu u stp wysokich gr. Fruna razem z mewami i ostrygojadami, ale
gos nadal j przeladowa. Ostry jak szydo i zrzdliwy, rani jej uszy. Nagle zagodnia.
- Elizabeth. Elizabeth, pisz?
Zamrugaa, wyprostowaa si i oszoomiona rozejrzaa wokoo. Jens podszed bliej.
- Zasna, moje biedactwo? - spyta z czuoci i pogadzi j po wosach.
Umiechna si, zawstydzona.
- Chyba si zdrzemnam. Tylko par minut.
- Zrobi ci si odcisk na policzku - powiedzia z umiechem, lecz zaraz spowania. Zamczasz si, Elizabeth. - Ostatnio za duo pracujesz. Czy nie moesz przekaza czci
obowizkw Helene i Arnoldzie?
- One i tak maj za duo roboty.
- No to postaraj si o jeszcze jedn suc.
- To nie takie proste.
- Sprowad jedn z tych, ktre suyy u lensmana. Ka im biega i usugiwa jego
onie. Elizabeth energicznie pokrcia gow.

- Nie. Mylaam ju o tym. Nie chc tu wicej obcych osb, zwaszcza na tak krtki
okres.
- Dlaczego? Wzruszya ramionami.
- I tak nie zrozumiesz.
- Przynajmniej sprbuj mi wytumaczy. Pocaowaa go popiesznie.
- Nie, masz przecie dosy wasnych spraw. Popatrzy na ni i odgarn jej z czoa
kosmyk wosw.
- Budowa domu bardzo si posuna.
- Bye tam i widziae? Mnie si wydawao, e to strasznie dugo trwa.
- Tylko na pocztku prace szy wolno, ale teraz nabray rozpdu. Do koca lata
lensman z on powinni si wyprowadzi.
- Mylisz, e to moliwe? Skin gow.
- Powinna si z tym liczy.
Wolaa nie robi sobie nadziei, dlatego si nie odezwaa. Rado na co, co by moe
si nie speni, tylko spotguje rozczarowanie. W tym momencie Elizabeth usyszaa
przenikliwy gos ony lensmana:
- Ile razy mam ci powtarza polecenia, eby zrozumiaa? Nie ma drugiej takiej
nierozgarnitej jak ty. Ale przecie niczego lepszego nie mogam si spodziewa...
Elizabeth nie dosyszaa dalszego cigu, bo drzwi zamkny si z trzaskiem.
Zagotowaa si z wciekoci i zacisna pici na kolanach.
- Co si tu, u diaba, dzieje? - mrukn Jens i spojrza na ni ze zmarszczonym czoem.
Elizabeth wstaa.
- To nie pierwszy raz - bkna. - Musz zej na d i dowiedzie si, o co chodzi.
- Ona nie moe tak traktowa twoich sucych - powiedzia ze zoci. Podrapaa si
w przedrami.
- Zaraz to zaatwi. Jens wyszed, a ona ruszya do kuchni.
- Co si stao? - spytaa i spojrzaa na Arnold, ktra siedziaa z twarz ukryt w
fartuchu.
- Dobrze, e pytasz - odpara Helene, opierajc rce na swych krgych biodrach. Krlowa jest niezadowolona. Zwymylaa Arnold i wyzwaa j od najgorszych. Jak dugo
jeszcze mamy znosi takie traktowanie? Co? Tylko pytam. Czekam na moment, kiedy mnie
co powie. Wtedy, przysigam, tak jej nagadam do suchu, e przez kilka tygodni si nie
odezwie. Mog ci to obieca.
- Co takiego zrobia, e si rozzocia? - spytaa agodnie Elizabeth, podchodzc do

Arnoldy. Dziewczyna pocigna nosem i wytara zy fartuchem.


- Wszystko le robi - kaa. - Zawsze. A to nabrudz, gdy dokadam do pieca, a to...
- Dokadasz do pieca? Ju nie jest zimno. Soce grzeje przez szyby.
- Ale ona mwi, e marznie. No i kawa jest za saba, chleb za cienko posmarowany
masem, miso za grubo pokrojone. Albo...
- Wystarczy. Uspokj si. Nie pacz. - Elizabeth przytulia j i gadzia po plecach
niczym mae dziecko.
- Pjdziesz do niej, czy ja mam i? - spytaa Helene. Na jej policzkach pojawiy si
czerwone rumiece, a oczy pony.
- Porozmawiam z ni.
- Kiedy?
- Pniej.
- Pniej! - prychna wzburzona Helene. - Cay czas to odwlekasz i w kocu nigdy jej
nie powiesz. Lepiej bdzie, jeli ja od razu to zrobi. Nie odbierzesz mi tej przyjemnoci.
- To moje zadanie - zauwaya Elizabeth stanowczo. - Musicie take pamita, e
wszystko, co powiemy lub zrobimy w tym domu, rozniesie si po caej wsi. Kade sowo. Zniya gos i zerkna na drzwi. - A jeli nie bdzie miaa o czym opowiada, to zmyli.
Jeeli nie poskromicie jzyka, to tylko pogorszy spraw. Poza tym bdzie si mci,
zwaszcza na Arnoldzie. Helene zdja donie z bioder i skrzyowaa rce na piersi.
- C, moe i masz racj - przyznaa zrezygnowana.
- Cigle pisze jakie listy - cigna Elizabeth. - Przynajmniej raz w tygodniu. A poza
tym prawie co drugi dzie odwiedza swoje kumoszki. Bdziemy ostatnimi, ktre dowiedz
si, o czym rozmawiaj.
- Sdziam, e nie przejmujesz si tym, co o tobie mwi - odezwaa si Arnolda i
spojrzaa na Elizabeth zapakanymi oczami.
- To prawda, ale nie na wszystko si godz. Plotki mog uderzy w was, a na to nie
mog pozwoli.
- A wic porozmawiasz z ni? - spytaa Arnolda z nadziej. Fartuch w zielon krat
mia mokre plamy od ez i by cay wygnieciony.
- Tak, ale nie w tej chwili. Zrobi to dzisiaj, troch pniej. Arnolda umiechna si z
nadziej.
- Bardzo dzikuj, jeste taka mia.
W tym momencie usyszay, e lensman wraca. Zawsze co zaatwia. Przewanie
doglda budowy domu. Lubi patrze, jak postpuj prace. Jedzi te na wezwanie po

okolicznych wsiach lub siedzia w gabinecie nad papierkow robot", jak to nazywa.
Zapuka krtko do kuchennych drzwi i po chwili je otworzy.
- Mog wej? - Umiechn si pod gst siw brod.
- Prosz. - Elizabeth wstaa, a Arnolda czmychna do swojej klitki. Pewnie chciaa
doprowadzi si do porzdku i obmy twarz zimn wod. Helene zdja z pieca czajnik z
kaw.
- Napije si pan filiank? - spytaa.
- Dzikuj, chtnie, jeli masz zaparzon. Nie rb nowej specjalnie dla mnie.
Elizabeth przyniosa cukiernic, a Helene kilka razy zapewnia, e wanie podgrzaa
kaw i e to dla niej aden kopot.
Lensman z zadowoleniem skosztowa kawy. Napj by jednak za gorcy, wic
odstawi filiank z powrotem na talerzyk.
- Wanie wracam z budowy - oznajmi. - Prace postpuj bardzo szybko, naprawd.
- Syszaam. Jens te tak mwi - zauwaya Elizabeth ostronie. Nie chciaa, by
pomyla, e si ucieszya.
- Dom wznosi kilku mczyzn - rzek. - I dobrze sobie radz. A nawet bardzo dobrze.
Zastanawiam si, czy powinienem odbudowa altan. - Pociga za brod i patrzy zamylony
przed siebie. - Tak czy owak, jeszcze nie teraz. Moe pod koniec lata albo jesieni. Umiechn si do kobiet. - A moe dopiero w przyszym roku. Z tym si nie pieszy.
Najwaniejszy jest dom. Bdzie dokadnie taki jak poprzedni. Znowu sprbowa kawy,
podmucha i upi par ykw.
- Tak, szkielet ju stoi i zaczto wznosi ciany. Powinnicie wybra si tam i
zobaczy. Dom ronie z dnia na dzie, to prawdziwy cud Ale mczyni ciko haruj. Od
rana do wieczora. Niemal nie maj czasu, eby podrapa si w... - Umiechn si szeroko. To znaczy, ledwie znajduj chwil, eby co zje.
Elizabeth powstrzymaa si od miechu. Nigdy nie syszaa, eby lensman mwi w
ten sposb.
Zawsze zachowywa si sztywno i formalnie. Ten dom musia dla niego wiele
znaczy. Cieszyo j to.
- Jakiego koloru bd ciany? - spytaa Helene.
- C, myl, e biae. Zobaczymy. Tak, chyba biae. A jak ty uwaasz, Arnoldo? Spojrza na suc, ktra wysza z pokoiku, ale nie skomentowa jej zapuchnitej twarzy.
- Tak, sdz, e biay to odpowiedni kolor dla tak wspaniaego domu.
- Dzikuj, adnie to powiedziaa. Masz dobry gust - stwierdzi. Podskoczyli, gdy

nagle usyszeli, e kto chrzkn przy drzwiach.


- Musz z tob porozmawia - odezwaa si ona lensmana i spojrzaa surowo na
ma. Zawaha si kilka sekund, i to wystarczyo.
- Natychmiast! - rozkazaa, a jej gos by ostry jak wieo naostrzony n.
- Dzikuj za kaw. Bya nadzwyczaj dobra. - Lensman zwrci si do Helene, a
potem skin gow dwom pozostaym kobietom i popiesznie opuci kuchni. Mimo to
Elizabeth zdya jeszcze dostrzec cie, ktry przebieg przez jego twarz.
- Wielkie nieba, jego te tak strofuje! - zauwaya Helene, kiedy wyszed. Wzia
kawaek cukru i woya sobie do ust. Utworzy du gul na jej prawym policzku.
Elizabeth pokiwaa gow w zamyleniu. Tak duej by nie moe. Minie jeszcze kilka
tygodni, zanim lensman z on si wynios. Jak domownicy wytrzymaj tyle czasu?
Do domu wbiegy z haasem dzieci. Rozbieray si, mwic jedno przez drugie.
Elizabeth widziaa je przez szpar w uchylonych drzwiach.
- Co wy tu robicie? - Usyszaa nagle gos Kathinki. Helene ju si poderwaa, ale
Elizabeth j powstrzymaa.
- Nic, tylko siedzimy i rozmawiamy - dobieg je gos lensmana.
- O czym rozmawiacie? - zapyta William.
- Uwaam, e... - zacza lensmanowa i urwaa.
- C, rozmawiamy o naszym nowym domu. Midzy innymi.
- Cieszysz si, e ju niedugo si wyprowadzisz? -Tym razem by to gos Signe.
- Tak, chyba rozumiecie. Mio bdzie zamieszka znw we wasnym domu, chocia z
wami te jest przyjemnie.
- Mam je przyprowadzi? - spytaa szeptem Arnolda.
- Nie, zostaw je. To ich dom - odpara szybko Elizabeth. Czua, e cieszy j ta
nieoczekiwana sytuacja.
- Dlaczego zawsze jecie w salonie? - zaciekawi si William i doda: - My tam jemy w
pokoju tylko na Boe Narodzenie albo gdy mama bierze lub i przy innych takich okazjach.
Moecie usi obok mnie, bo w kuchni przy stole jest dosy miejsca. Zanim ktokolwiek
zdy odpowiedzie, odezwaa si Kathinka:
- A jeli czego nie lubicie, to po prostu wrzucie to pod st. Kot si ucieszy i chtnie
zje. Ja tak zwykle robi.
Lensman rozemia si gono i serdecznie. Jego miech wzbi si pod sufit i roznis
po korytarzu i kuchni. Helene krztusia si ze miechu, a musiaa zasoni usta doni.
- Uwaam, e najwyszy czas, ebycie poszy ju do kuchni - oznajmia ona

lensmana. - Dzieci nie powinny przeszkadza dorosym, kiedy rozmawiaj. Ale ty si chyba
jeszcze tego nie nauczye, dzieciaku.
Elizabeth poczua mrowienie w karku, a serce zabio jej mocniej. Nikt nigdy nie
mwi tak do jej dzieci. Nawet Krlowej nie wolno!
- Wydaje mi si, e musisz si wczeniej pooy - odpar William. - Mama zawsze
tak mi radzi, kiedy si zoszcz.
Znowu rozleg si tubalny miech lensmana, ale tym razem brzmia nieco ciszej.
Elizabeth wstrzymaa oddech. Czy powinna zawoa dzieci? Nie, tym samym
zdradziaby, e syszaa ca rozmow.
- Chce mi si pi - powiedziaa Kathinka. - Chodmy ju.
- Moe pniej jeszcze przyjdziemy - doda William, po czym na deskach podogi
day si sysze drobne kroki.
- Czy dzisiaj byo lepiej? - spyta Jens, gdy wieczorem kadli si spa. Zawahaa si,
zanim odpowiedziaa.
- Nie, wrcz przeciwnie. Do tej pory lensmanowa mcia si tylko na Arnoldzie. Teraz
jej humory odbijaj si take na dzieciach. Na szczcie s jeszcze za mae, eby wszystko
zrozumie, a poza tym William ma city jzyk i potrafi si odgry. Jens rozemia si cicho,
ale Elizabeth nie widziaa w tym nic miesznego.
- Nie wytrzymam tego - powiedziaa. Czua, e miarka si przebraa. - Przyjlimy ich
pod swj dach, skaczemy wok niej jak przestraszone kwoki, eby tylko j zadowoli, i takie
mamy podzikowanie! Nie chc tego duej znosi! Nie dam rady, syszysz?
- Ciii - uciszy j Jens i przesun palcem po jej wargach. - Jeszcze nas usysz.
- Nic mnie to nie obchodzi - sykna, zniajc jednak odrobin gos. - Jutro z ni
porozmawiam.
- Nie rb tego w gniewie - poprosi.
Nie odpowiedziaa, tylko zmienia temat. Zaczli rozmawia o pracy, ktr Jens mia
jutro wykona. Potem uoyli si wygodnie i zasnli.
Wszystkie poszwy i przecierada z ek zostay cignite i zanurzone w wielkich
kadziach w pralni. Elizabeth rozcieraa rce. Miaa na nich mnstwo maych ranek, ktre
paliy jak ogie, gdy dostaa si do nich woda z mydem. Bolay j plecy, po ktrych
strukami spywa pot. Zastanowia si, czy nie zafundowa sobie wieczorem kpieli, ale
dosza do wniosku, e nie bdzie miaa na to czasu. Poza tym musiaaby wczeniej nanosi
duo wody, a nie bya pewna, czy jej plecy wytrzymaj jeszcze taki wysiek.
- Pjd wypuka pranie - powiedziaa i wytara twarz fartuchem. Potem wzia w

kad rk wiadro i wysza.


- Elizabeth! - zawoaa stojca na schodach lensmanowa. Elizabeth udaa, e nie
syszy, i sza dalej.
- Elizabeth, ogucha? - zaskrzeczaa kobieta niczym zachrypnita wrona.
- Tak? Czy co si stao?
- Chciaabym zamieni z tob kilka sw.
- Id nad rzek wypuka pranie.
- Zajm ci tylko par minut, a to do wane. Elizabeth na kilka sekund zamkna oczy
i gboko wcigna powietrze.
- Czy to nie moe troch poczeka? - spytaa.
- Nie. Chod. - Potna kobieta odwrcia si i ruszya przodem. Elizabeth podya
za ni. Nie odwaya si zostawi czystej pocieli na dworze, eby mewy nie zabrudziy jej
swoimi odchodami. Weszy do salonu. Zona lensmana posadzia swoje wielkie poladki w
fotelu.
- Usid - poprosia askawie.
- Dzikuj, postoj.
- Jak chcesz. Posuchaj. Bdzie mi potrzebny komplet zason do nowego domu i
pomylaam, e ty mogaby to zrobi. -Co?
- No, uszy je. - Lensmanowa umiechna si szeroko, jak gdyby wrczya Elizabeth
cenny prezent i czekaa na podzikowanie.
- Chcesz powiedzie, e ja mam uszy zasony na wszystkie okna w twoim domu?
- Tak, naturalnie. Posuchaj, co wymyliam. Jutro wybieram si do sklepu, eby
zrobi troch zakupw. Mam ju cz materiau, wic mogaby zacz od razu. - Wstaa, bo
usyszaa krzyk przebiegajcych obok dzieci. - Co z tymi dzieciakami? Czy nigdy nie potrafi
by cicho?! -krzykna w kierunku okna. Elizabeth stana przed ni. Jej gos zabrzmia jak
warkot, gdy nakazaa:
- Siadaj! Otya kobieta cofna si, przestraszona.
- Jeste moim gociem. Przyjam ci do swojego domu z litoci. I z jednego musisz
zda sobie spraw: nie jestem twoj suc, nigdy ni nie byam i nigdy nie bd. Moje
suce te nie s na twoje usugi. Masz je traktowa z szacunkiem. I moje dzieci take. ona
lensmana zaczerwienia si strasznie na tustej twarzy, a oczy wprost wyszy jej z orbit.
- Jeeli nadal chcesz tu mieszka, to od tej pory musisz sama przynosi sobie jedzenie
z kuchni i je, gdzie ci si, do cholery, podoba. W salonie albo w wychodku, gwid na to.
Nikt w tym domu nie bdzie wicej biega na twoje zawoanie. I trzymaj si z dala od dzieci.

Rozumiesz?! - Ostatnie sowo niemal wykrzyczaa.


- Co za bezczelno...!
Elizabeth opara donie na biodrach i skulia si, gotowa na nowy atak.
- A jeli usysz, e pisna we wsi choby swko na nasz temat, eby nas oczerni,
to wasnorcznie tak ci zoj skr, a bdziesz bagaa mnie o lito. Przez moment obawiaa
si, e otya kobieta dostanie zawau serca, bo nagle jej twarz przybraa kolor jasnoniebieski,
potem powoli na powrt poczerwieniaa, a w kocu zbielaa. Wielkie piersi unosiy si i
opaday niczym miechy. Po chwili jednak lensmanowa zacza dochodzi do siebie.
- W yciu nie syszaam czego rwnie wulgarnego! Nie ma mowy, ebym wysuchaa
takiej... takiej...
- Bez wzgldu na to, jak mnie nazwiesz, pamitaj, e ja przynajmniej nigdy nie
romansowaam ze starym doktorem - wypalia Elizabeth. Jej sowa byy niczym cios.
Lensmanowa z trudem apaa powietrze.
- Nie rozpowiem tego we wsi, jak to robi niektrzy. Jeli si jednak zdenerwuj, to
nie rcz za siebie - dorzucia Elizabeth.
Nastpnie odwrcia si na picie i wysza energicznym krokiem, zabierajc ze sob
wiadra. Sza szybko i zatrzymaa si dopiero nad rzek. Tam usiada na kamieniu i ukrya
twarz w doniach. Trzsa si na caym ciele, a z jej oczu pocieky zy. Kiedy jednak opucia
rce i spojrzaa w niebo, zacza mia si do rozpuku. Dawno ju si tak nie miaa. miech
to przyjemne uczucie. Tak cudownie wyzwalajce!

Rozdzia 9
Elizabeth przesuwaa opuszkami palcw po cyfrach, z przejcia gryzc owek. Po
chwili przekrelia rachunek duym zygzakiem, znowu otworzya dziennik, przewertowaa go
i odoya. Potem utworzya na kartce now kolumn i przeliczya jeszcze raz. Nie, nie zgadza
si. Kilku pozycji brakuje. Zapatrzya si przed siebie. Spojrzaa na ksiki stojce na
pkach. Sigay od podogi po sufit. Czytaa tylko niektre z nich - te, ktrych tytu brzmia
zachcajco. Inne otworzya, przebiega wzrokiem kilka linijek i odoya na miejsce. Ksika
musi nas uwie od pierwszych wierszy, uznaa, a przynajmniej od pierwszego rozdziau. Nie
miaa cierpliwoci przedziera si przez p ksiki, eby wczu si w akcj. ycie jest za
krtkie, eby marnowa czas na co podobnego, skoro jest tyle innych rzeczy do zrobienia.
Niektre egzemplarze byy bardzo stare, wydrukowane wymylnym pismem gotyckim, przez
co prawie niemoliwe do odczytania. One te niech sobie stoj. W gabinecie pachniao
atramentem, papierem, ksikami i kurzem. Uwielbiaa ten zapach, to by jej zapach. Ostatnio
niezbyt czsto tu przebywaa, odkd lensman rwnie korzysta z tego pokoju. Teraz
wyjecha w jakiej sprawie. Na pewno wizao si to z jego nowym domem, bo najczciej
zajmowa si budow, niecierpliwy i oywiony jak dziecko. Dobrze go rozumiaa. Mg
obserwowa, jak jego dom wznosi si z popiow. Belki i deski ukaday si w pokoje i dwie
kondygnacje. Mg si tam przechadza i mwi: Tutaj bdzie kuchnia, a tu salon. W tym
miejscu postawi nowe fotele, ktre zamwilimy, a tu t wspania biblioteczk z drewna
brzozowego z przeszklonymi drzwiczkami i kluczem do zamykania kosztownoci".
Westchna i pooya rk na brzuchu. Czy naprawd moga by w ciy? Nie
pamitaa, kiedy miaa ostatnie krwawienie. Dni i tygodnie zleway si w jedno. Zdarzao si,
e z zaskoczeniem uwiadamiaa sobie, e to ju niedziela i trzeba odoy prac na bok.
Prychna. Odoy na bok?! Zawsze znalazo si co do roboty, niezalenie od tego, czy by
to dzie powszedni, czy wito. Nie byo czasu, eby zrobi sobie wolne. Jak wobec tego
miaa pamita o swoich miesiczkach?
Wiedziaa, e Helene zawsze to sobie notowaa. Dowiedziaa si od Indianne o tak
zwanych bezpiecznych okresach, bo ona i Lars nie chcieli mie wicej dzieci. Tu przed lub
po krwawieniu istniaa najmniejsza szansa zajcia w ci, ale to te naturalnie nic pewnego.
To zaley od Boga, co On o tym myli.
- Bardzo kochamy Kathink - powiedziaa kiedy Helene - ale uwaam, e nie
powinnimy wydawa na wiat wicej dzieci. Nie mieszkamy w jakim paacu, cho jestemy
wdziczni za nasz subwk, ktr moglimy sobie rozbudowa. Ale dzieci trzeba

wychowa i wyprawi w wiat. Trzeba je wykarmi, ubra i wyksztaci - dodaa,


wzdychajc. - Konfirmacja i lub te kosztuj.
Elizabeth nie suchaa rozmowy midzy Helene i Arnold, ktr prowadziy w kuchni.
Udawaa, e jest pochonita krojeniem ryby. To wtedy uderzya j ta myl: czy to moliwe,
eby bya w ciy?
Czy to dlatego czua si taka zmczona, atwo si denerwowaa, staa si paczliwa... i
ostatnio nie miaa miesiczki? Ile to ju trwa? Miesic? Dwa?
Jej brzuch nadal by paski. Czy tak samo wyglda w pierwszych miesicach, gdy
spodziewaa si Williama? Ju nie pamitaa. Chocia... No tak, na pocztku nic nie byo
wida. Nagle zawitaa jej w gowie nowa myl: wkrtce skoczy trzydzieci dziewi lat.
Miaa doros crk i wnuczk. Czyby, bdc babci dla jednego dziecka, miaa jeszcze
urodzi wasne? Wcale nie jestem za stara, pomylaa nagle. Wiedziaa o kobietach, ktre
urodziy grubo po czterdziestce, majc ju po kilkoro wnukw.
Jeli bya w ciy, to tak czy siak nie miaa wyboru. Prbowanie wywaru z zi nie
wchodzio w rachub. Pokrcia gow i pooya do na brzuchu. Moe tam w rodku
kiekowao nowe ycie? Maleka dziewczynka lub chopczyk. Moe malutki Jens?
Jeszcze mu tego nie wyznaa. Najpierw sama musi si upewni i sprbowa ustali,
kiedy dziecko przyjdzie na wiat, zanim cokolwiek powie. Wtedy te bd mogli ogosi
nowin wszystkim innym.
A ci natychmiast zaczn pyta, kiedy malestwo si urodzi, musi wic mie
przygotowan odpowied. Nie moe powiedzie, e nie wie.
Usyszaa czyje kroki pod drzwiami gabinetu. To na pewno lensmanowa, uznaa, bo
suce chodziy w drewniakach, ktre gono stukay. Kroki ucichy na schodach, a potem
ostronie zamkny si drzwi do pokoju na poddaszu. Elizabeth splota palce wok kubka z
kaw, ktry zabraa ze sob z kuchni. Kawa nie bya ju bardzo gorca, wic nie parzya w
donie. Elizabeth pia maymi yczkami i rozkoszowaa si smakiem.
Baa si rozmowy z on lensmana od czasu, gdy puciy jej nerwy. Nawet przyszo
jej na myl, eby przeprosi za swoje zachowanie, lecz co j powstrzymao. Duma? Moe.
Ale to raczej lensmanowa jej unikaa. Elizabeth rzadko j widywaa, bo tamta prawie nie
wychodzia z pokoju. Wiedziaa od Helene, e znalaza sobie jak robtk. Chyba haftowaa
poduszk, ale suca nawet jej o to nie spytaa.
- C, takie rzeczy te im bd potrzebne, kiedy si wprowadz do nowego domu skomentowaa
Helene obojtnie. - Wicej ju nie wspomina o pomocy biednym - dodaa. - Teraz

chyba sama jej potrzebuje. Dobrze, e ty i Bergette si nimi zajycie.


Elizabeth nie odpowiedziaa. Mylaa o lensmanie. Poszed do salonu porozmawia z
on, ale nie zajrza przedtem do kuchni, jak to robi ostatnio.
Elizabeth szykowaa si do odparcia zarzutw, ktre, jak sdzia, zaraz od niego
usyszy. Czekaa, nasuchiwaa jego gosu lub krokw, ale si nie zjawi. A wic moe mimo
wszystko ona mu nic nie powiedziaa? Czy to moliwe, eby si wstydzia? Na t myl
Elizabeth poczua si troch pewniej, wolaa jednak poczeka i na razie nie mwi nikomu,
jak potraktowaa t kobiet. Najpierw musiaa to przetrawi, by mc uzna, e susznie
zbesztaa on lensmana. Wykrzyczaa jej prosto w twarz, e jest nieznona i leniwa. Na sam
myl o tym chciao jej si mia.
Drzwi na poddasze otworzyy si i znowu zamkny, nastpnie zaskrzypiay schody
pod duym ciarem rwnie te stopnie, ktre zwykle nie wydaj dwiku. Teraz aliy si
krtkimi westchnieniami. Usyszaa gos lensmanowej w kuchni, potem odgos otwieranych
drzwi wejciowych, po czym zapada cisza.
Elizabeth wstaa, podara kartki, na ktrych robia rachunki, i wrzucia je do pieca.
Pniej je spali.
- Gdzie ona si wybiera? - spytaa, patrzc przez kuchenne okno. Zobaczya, e Lars
zaprzga konia do powozu.
- W odwiedziny. Ale nie powiedziaa, do kogo. - Helene sprztaa ze stou
zamaszystymi ruchami. Nagle zatrzymaa si i popatrzya na Elizabeth. - Co jej si ostatnio
stao?
Elizabeth wzruszya ramionami i wypia z kubka resztk kawy, ktra ju wystyga i
bya niesmaczna. Kawaek ziarenka dosta si jej do ust i teraz gryza go przednimi zbami.
- Nie wiem, a co jej si stao? - spytaa bezwiednie. Helene podesza do niej blisko i
spojrzaa jej w oczy widrujcym wzrokiem.
- Co jej powiedziaa - stwierdzia i jej twarz rozjania si w umiechu. - Mw!
- Nic jej nie powiedziaam - odpara Elizabeth, odwrcia si i postawia kubek na
blacie.
- Mnie nie okamiesz, widz po tobie, e to zrobia. - Helene przyczepia si jak
natrtny komar do spoconej skry i nie chciaa zrezygnowa. - No, co jej powiedziaa?
Wygarna jej, e jest leniwa i e za wiele sobie pozwala? Elizabeth spojrzaa na
przyjacik.
- Oczywicie, e tego nie powiedziaam.
- No to co?! - Elizabeth w jednej chwili zrozumiaa, e si zdradzia. Oczy Helene a

byszczay z ciekawoci. - Wykrzyczaam, e mam do jej rozkazw. Ze od tej pory sama


bdzie przynosi sobie jedzenie z kuchni i e ma si do was odnosi z szacunkiem.
- Powiedziaa to?! O rany. Bardzo dobrze. - Helene zagryza kostk wskazujcego
palca. - To dlatego przysza po jedzenie. Nawet sama posmarowaa sobie kanapki. Ale nadal
je w salonie. Wspomniaa co o tym?
- Powiedziaam, e moe je nawet w wychodku, jeli chce, to jej sprawa. Helene
rozemiaa si w gos.
- Kamiesz! Naprawd tak powiedziaa?
Elizabeth skina gow i si zawstydzia. Niezbyt adnie si zachowaa, niegrzecznie i
nieelegancko. Teraz tego poaowaa. Helene opara si biodrem o blat.
- Mog powiedzie o tym Arnoldzie? Albo Larsowi?
- Nie wszystko. Przeka im, e odbyam krtk rozmow z on lensmana. Spokojn i
grzeczn i e doszymy do porozumienia w kilku sprawach. Helene przytakna.
- Tak. Tak bdzie najlepiej. Ale nie boisz si, e Krlowa rozgada we wsi, jak j
potraktowaa? Elizabeth z umiechem pokrcia gow.
- Nie. Mam mocnego asa w rkawie.
-Co?
- Znam pewn tajemnic i zagroziam, e j ujawni, jeeli ona pinie cho swko.
- Co takiego?
- Tego nie zdradz. - Umiechna si, eby zaagodzi troch swoje sowa. - Mam
chyba prawo do pewnych sekretw. Helene wydawaa si rozczarowana, ale tylko przez
moment.
- Mwia ju Jensowi?
- Nie, jeszcze nie. Powiem mu dzisiaj wieczorem, bo teraz chc si wybra do sklepu.
Mog zostawi dzieci? Przypilnujesz ich?
- Naturalnie. Zostaw je. Tak adnie si razem bawi.
- Dzikuj. - Elizabeth umiechna si i posza na poddasze przygotowa si do drogi.
Zdja spdnic i zostaa w samej koszuli. Wtedy wanie do sypialni wszed Jens. Zamkn
za sob drzwi i opar si o nie plecami.
- Wychodzisz gdzie, e si tak stroisz? - spyta.
- Tylko do sklepiku, ale nie mog przecie wyglda, jakbym wysza prosto z obory,
skoro mam si pokaza ludziom. - Rozemiaa si i wcigna bluzk.
- Te co! - Podszed bliej, eby jej pomc. Jego wielkie donie z trudem radziy
sobie z malekimi guziczkami. - Zawsze jeste adna, nawet gdy idziesz dc obory. Zerkna

na niego i obja domi jego nadgarstki.


- Jest co, do czego musz ci si przyzna - powiedziaa powanie. Przestraszy si,
zdawao si, e nie chce tego sucha.
- Nakrzyczaam na on lensmana - wyznaa jednym tchem.
- Co jej powiedziaa?
- eby sama przynosia sobie posiki i jada je choby w wychodku, jeli tego chce.
Nie wytrzymaam.
- Wyrzucia z siebie wszystko, eby mie to ju za sob. Jens dugo na ni patrzy w
milczeniu. - Teraz mi wstyd, masz prawo by na mnie zy. Pokrci gow.
- Nie poczekaa, a ochoniesz, tak jak ci prosiem.
- Nie, odkd ona tu mieszka, wci jestem zdenerwowana. Byam zmczona t cig
robot, a tu jeszcze ona przychodzi i kae mi uszy zasony na wszystkie okna swojego
nowego domu. Wtedy wybucham. Zmarszczy czoo, jakby si zamyli.
- Rozumiem ci.
- Dzikuj.
- A teraz ona i lensman s na ciebie wciekli?
- Nie wiem, ale wydaje mi si, e o niczym mu nie powiedziaa.
- Moe ona rwnie si wstydzi? Moliwe, e dobrze zrobia - uzna, a w jego gosie
zabrzmiaa ulga.
- Wstydzi si? auje? - Elizabeth prychna i wrcia do ubierania si. - To do niej
niepodobne. Podejrzewam raczej, e co knuje - dodaa zamylona. - To przebiega kobieta,
rozumiesz. Nie odway si wprawdzie rozpowiada we wsi plotek, ale bdzie chciaa zemci
si w inny sposb. Jestem tego pewna.
- Skd wiesz?
- Po prostu przeczucie.
- Miaa wizj?
- Nie, niezupenie. Odnosz wraenie, jak gdyby kto mi o tym powiedzia. Szepn
mi na ucho. Wiem i ju. Tak jak wiem, e bdzie pada w czasie sianokosw. Rozumiesz?
Skin gow.
- Chyba tak. Nagle wyda jej si tak smutny, e umiechna si i pogadzia go po
policzku.
- Nie myl ju o tym. W razie czego bd musiaa jeszcze raz jej pokaza, gdzie jest
jej miejsce. A poza tym ju niedugo si wyprowadz. Wtedy wszystko si uoy.
Elizabeth stracia ju rachub, ile razy pocieszali si w ten sposb. Na pewno wiele.

Nagle przypomniaa sobie, e by moe jest w ciy. Czy powinna teraz powiedzie o tym
Jensowi? Nie, lepiej poczeka, tak jak wczeniej postanowia.
- Musz si popieszy. Moe w drodze powrotnej zajrz do Indianne, jeli starczy mi
czasu.
- Pozdrw j ode mnie.
- Pozdrowi!
Zaskoczyo j, e w sklepie byo tylu ludzi. Wikszo z nich staa przy ladzie, inni
siedzieli na skrzyni i rozmawiali. Zawahaa si przy drzwiach i rozejrzaa, eby zobaczy, kto
tu jest. To przypadek, e zebrao si ich a tylu, uznaa. Po prostu chcieli pogada. Poza tym
dzisiaj rozdzielano poczt, a ci, ktrzy prenumerowali gazety, lubili podyskutowa o
najnowszych wydarzeniach. Kilku stao z listami w rku i czytao w milczeniu, poruszajc
wargami.
Elizabeth przemykaa midzy ludmi, witaa niektrych skinieniem gowy, a dotara
do dziau z upominkami. Od razu uderzyo j, e na pkach byo czyciej, w kadym razie
odkd sklep przej Fredrik. Pojawio si te wicej towaru i rnych drobiazgw, ktrych
wczeniej tu nie widziaa. Moe to matka Mathilde utrzymywaa taki porzdek? Zauwaya,
e po drugiej stronie, w kciku bibliotecznym, przybyo te troch ksiek. Dobrze, e Fredrik
o to dba. To wane, zwaszcza dla Marii.
Niby przypadkiem podesza do pek z belami materiau. Potara palcami skrawek
cienkiej biaej baweny. Nadaaby si na koszulk dla dziecka, bez wzgldu na to, czy bdzie
to chopiec, czy dziewczynka. Moe na tak z szerokim koronkowym wykoczeniem przy
szyi? A z tego czarnego materiau troch dalej byaby wspaniaa sukienka. Ale najpierw
powinna wybra co na koszulki i powijaki, moe te na piworek. Te po Williamie ju
dawno wypoyczya lub oddaa, potrzebowaa wic nowych. No i jeszcze trzeba by kupi
jaki materia na sukienk ciow. Za kilka miesicy uronie jej brzuch i nic nie bdzie ju
na ni pasowao. Naturalnie, zamierzaa poszerzy spdnice w miar moliwoci, ale mio
mie rwnie co nowego.
- Znalaza co, co ci si podoba?
Podesza do niej moda dziewczyna i popatrzya na ni z umiechem. Miaa ywe
niebieskie oczy i doeczek w jednym policzku. Jej bezporednie spojrzenie zdawao si
przenika czowieka na wylot. Czy ona widzi, e jestem w ciy? - pomylaa Elizabeth i
poczua, e si poci. To przecie jeszcze nic pewnego, wic tym bardziej wygldam gupio,
ogldajc materiay.
- Nie, tylko czekam na swoj kolej. Przy ladzie byo tak duo ludzi - wyjkaa.

- Jestem Lise. - Moda kobieta wycigna rk.


Elizabeth podaa jej swoj i poczua, e ucisk dziewczyny by mocny i pewny, tak jak
spojrzenie. Ale skra jej doni bya czerwona i spkana.
- Elizabeth - odpowiedziaa zaskoczona. Dziewczyna rozemiaa si i uderzya w
czoo.
- Wybacz mi miao, ale jestem dziewczyn Fredrika. Elizabeth nadal wpatrywaa
si w ni oszoomiona.
- Nie bardzo rozumiem...
- Nie wiedziaa? Chodzimy ze sob od jakiego czasu i niedawno si zarczylimy. Pokazaa piercionek. - Na wiosn bdzie lub - dodaa, a jej doeczek jeszcze si pogbi. Fredrik opowiada mi o tobie, wic wiem, kim jeste - cigna.
- Ach tak - bkna Elizabeth. Czua si nieswojo. Zbyt wiele informacji naraz.
Przelizgna szybko wzrokiem po dziewczynie, gdy tamta mwia. Zauwaya, e Lise
odrzucia gruby warkocz na plecy, jak gdyby j irytowa.
- Pomagam mu w sklepiku, kiedy trzeba - usyszaa znowu jej gos.
Miaa brzowe, cakiem przecitne wosy. Pasoway do caej reszty. Nie bya ani
gruba, ani chuda, ani te szczeglnie adna. Po prostu zwyczajna. Ale mia. Sprawiaa te
wraenie szczerej. Moe to dziki oczom. Albo doeczkowi w policzku? Powinna mie dwa,
uderzyo Elizabeth, tak jak Lars.
- Dowiem si, czy jest dla was jaka poczta - rzucia Lise i przecisna si midzy
ludmi, zanim Elizabeth zdoaa cokolwiek powiedzie.
Zarczyli si? Dlaczego nic o tym nie syszaam? - zastanowia si. Poniewa dawno
nie opuszczaam Dalsrud, odpowiedziaa samej sobie i znw rzucia wzrokiem na bele tkanin.
To idiotyczne, e ju teraz oglda materiay na ubranka dla dziecka. A jeli mimo wszystko
nie jest w ciy? W takim razie dlaczego dawno ju nie krwawia? Piersi rwnie miaa
bolesne. Poczua to dzi, kiedy przebieraa si przed wyjciem. Wydaway si te wiksze.
Tak jak w czasie poprzednich dwch ci. Przebieg j radosny dreszcz i ogarna ochota,
eby komu o tym powiedzie. Moe jednak kupi troch materiau?
- Prosz! - Znowu stana przed ni Lise. - Dzi jest tylko Lofoten Tidende. Nie
przyszed aden list, niestety.
- Nie spodziewaam si jeszcze adnego - odpara Elizabeth, czujc sucho w ustach.
- Mam znajomych w Ameryce, ale dopiero niedawno do nich napisaam. Dlaczego mwi o
tym komu cakiem obcemu? Poaowaa i poczua si gupio.
- Ja te mam znajomych, ktrzy tam wyjechali - wyznaa Lise, cigle si umiechajc.

- Kiedy dostaj list z dziwnymi znaczkami, czuj mie mrowienie w caym ciele. Przecigam
t chwil jak najduej, ale zawsze wytrzymuj tylko kilka minut i w kocu musz go
otworzy i przeczyta. Elizabeth musiaa si rozemia. Sama robia dokadnie tak samo.
Podszed do nich Fredrik.
- O, widz, e si poznaycie - powiedzia i obj Lise lekko ramieniem.
Wyglda na szczliwego, pomylaa Elizabeth. Nie tylko jest zakochany, ale i z caej
duszy cieszy si, e ma Lise u swego boku.
Elizabeth odchrzkna.
- Musz zrobi zakupy, bo mam jeszcze co do zaatwienia przed powrotem do domu.
- Ojej, a ja tu stoj i ci zagaduj! - Lise odsuna si i j przepucia. - Musimy si
kiedy spotka - dodaa szybko. Elizabeth skina gow.
- Niedugo bdzie lub Daniela i Sofie. Pewnie si wtedy zobaczymy.
Elizabeth wzia swoje zakupy, poegnaa si z dwojgiem modych i opucia ciasny
sklepik. Na dworze oddychaa gboko, wcigajc do puc wiee powietrze. Pachniao latem.
Ciepym piaskiem. Zapachy morza nieco zagodniay, zauwaya. Nie byy ju tak ostre jak
wiosn. Pachniao socem.

Rozdzia 10
Elizabeth zapukaa do drzwi kilka razy, lecz nikt nie otwiera. Pod cian domu bya
duga, wska rabatka ogrodzona ciasno uoonymi okrgymi kamieniami. Drobne kwiatki
wychylay gwki i kiway nimi na agodnej bryzie. Elizabeth nie znaa nazwy adnego z
nich, ale byy liczne. te, niebieskie, a jeszcze inne biae. Wok kadej rolinki ziemia
bya wypielona i uporzdkowana. Jak Indianne znajdowaa na to czas? Niektrzy znajdowali
spokj, zajmujc si ogrdkiem. Ona sama najlepiej odpoczywaa na skaach.
Zapukaa znowu. Po chwili usyszaa pacz dziecka i trzask zamykanych drzwi. Potem
rozleg si wzburzony gos Indianne. Moe powinnam zawrci, pomylaa Elizabeth. Na
pewno s zajci domem i dziemi. Miaa jednak nadziej... Wanie, na co waciwie liczya?
e zastanie Torsteina w domu i bdzie moga zapyta, niby przypadkiem, tak eby nikt si nie
domyli, czy brak krwawienia zawsze oznacza, e kobieta jest w ciy.
Naturalnie, e bya w ciy. Brak miesiczki to przecie pierwsza tego oznaka. No i
mdoci. Ale tym razem nie miaa mdoci, nie wymiotowaa. I to j wanie niepokoio. Bya
tylko zmczona, przez kilka dni z rzdu cigle chciao jej si spa. Czy przy poprzednich
ciach te si czua zmczona? Tak, jeli dobrze pamita. I nie miaa siy.
- To ty? - Drzwi otworzyy si gwatownie i Elizabeth spojrzaa w ywe oczy
Indianne. - Wanie mi si wydawao, e kto puka. Biedactwo, pewnie sobie o nas
pomylaa, e cakiem nie mamy wstydu, kac ci tak dugo czeka.
- Wcale nie, ale moe przyszam nie w por? - spytaa, zerkajc na zapakane dziecko,
ktre Indianne trzymaa na biodrze.
- Ale skd, wejd. - Indianne otworzya drzwi na ocie i wpucia j do rodka.
Ragnhild

przestaa

paka

zaciekawieniem

spojrzaa

na

Elizabeth

ciemnobrzowymi oczami. Miaa kruczoczarne wosy, a nad kadym uchem bia kokard.
Wosy byy za krtkie, eby dao si je wszystkie zebra w kucyki, wic z tyu cz po
prostu luno zwisaa.
- Wygldasz jak malutka Indianne - zauwaya Elizabeth.
- Wiele osb tak mwi, ale ja dostrzegam te podobiestwo do ojca. Co prawda nie
tak due jak u tego brzdca. - Skina w stron synka, ktry siedzia na najniszym stopniu
schodw. Mia nieco janiejsze wosy i oczy nie tak ciemne jak siostra.
- I pomyle tylko, e niedugo bd miay po dwa lata - westchna Elizabeth. - Czas
biegnie tak niewiarygodnie szybko.
- Tak, i to wida zwaszcza po dzieciach. Sami o sobie mylimy, e bdziemy

wiecznie modzi. - Rozemiaa si i ruszya przodem, a po drodze wzia synka za rk.


- Dobrze si czujesz jako matka? - spytaa Elizabeth, kiedy usiady w salonie. Indianne
przytakna i wytara nosek Ragnhild.
- Oboje s jak noc i dzie. - Znowu si rozemiaa. -No i may ma na imi Dag, czyli
Dzie. Jest spokojny i rezolutny. Mylimy, e ukoczy szkoy i moe zostanie lekarzem, jak
jego ojciec. Ta za to istna dzikuska, cigle gdzie si wspina i spada. Sama widzisz. Bdzie
miaa wielkiego guza na czole, bo wanie upada na schodach.
- Nie mylaa o tym, eby zatrudni opiekunk do dzieci? - spytaa Elizabeth.
- Phi, to nie dla mnie. Skoro je urodziam, to powinnam sama si nimi zaj. Ty sobie
poradzia bez niani, prawda?
- Niezupenie. Przez jaki czas miaam przecie Pernille. Ale sama wiesz, jak to si
skoczyo. - Pokrcia gow na samo wspomnienie.
- Na szczcie twoje dzieci ju podrosy i najgorsze masz za sob. - Indianne
westchna, mocniej zawizaa wstk na wosach Ragnhild i upomniaa creczk, eby
teraz bardziej uwaaa.
- Nie wiadomo, czy na pewno - zacza Elizabeth ostronie. - Wszystko si przecie
moe zdarzy... -Nie zdya dokoczy, bo do salonu wesza suca z kaw i ciastem. W
milczeniu nakrya do stou, dygna i bezgonie wymkna si z powrotem. Indianne
spojrzaa na Elizabeth.
- Co chcesz przez to powiedzie? Chyba nie zamierzasz mie wicej dzieci? Rozemiaa si perlicie. - Czy to nie wydaje si dziwne, e kiedy ja byam dzieckiem, ty
bya ju kobiet, a teraz i ja ni jestem?
- A wic uwaasz, e jestem stara? - Elizabeth umiechna si, ale sowa Indianne
troch j dotkny.
- Nie, skde! - Indianne rozemiaa si znowu i podniosa pmisek z ciastem. Poczstuj si, prosz. Elizabeth wzia kawaek i pooya na swoim talerzyku.
- Tylko zdaje mi si, jakbymy si doganiay - cigna Indianne. - To wanie jest
takie dziwne. Ty waciwie te jeszcze masz mae dzieci. Przynajmniej jedno. William ma
dopiero sze lat. No, a przecie jeste ju babci. - Umiechna si i daa bliniakom po
kawaku ciasta. - Usidcie sobie tam - powiedziaa, wskazujc na stolik stojcy nieco dalej. Tylko nie nakruszcie za bardzo na podog.
Dzieci kiwny gwkami i zaczy dzieli ciasto na kawaki, ktre spaday na
podog, ubranie i stolik.
Elizabeth wolaa nie cign dalej tego tematu. Czua, e jest dla niej zbyt draliwy i

jeszcze zbyt wiey. Indianne wprawdzie ju dorosa, ale nie byy sobie bliskie. Moe jest
jeszcze za moda, eby si rozumiay. Rnica wieku nadal wydawaa si dua. Dzieli je
baga dowiadcze. Wicej czyo z Indianne jej crk Ane.
- Poznaam dzi w sklepie narzeczon Fredrika - zagadna i uamaa kawaek ciasta.
- Prawda, e sympatyczna? - podja Indianne. - Nie widziaa jej wczeniej?
- Nie, spotkaam j po raz pierwszy. Nie wiedziaam nawet, e Fredrik znalaz sobie
dziewczyn.
- Naprawd? Niemoliwe - zdumiaa si Indianne i zerkna na blinita. - Jeeli
chcecie mleka, idcie do kuchni, to dostaniecie.
Dzieci natychmiast wybiegy z salonu. Ragnhild pognaa przodem, miejc si i
krzyczc. -Tak, jest bardzo sympatyczna i zaradna. Myl, e pozwoli matce Mathilde nadal
sprzta w sklepiku. Niech kobiecina zarobi par ore, dopki ma siy. Chocia Lise wyglda
na siln i pracowit. Tak, co to z powodzeniem chwyci za wiosa, eby naowi ryb, albo
wejdzie na drabin po towar podwieszony gdzie wysoko w magazynie. Myl, e Fredrik
dokona dobrego wyboru.
Elizabeth zebraa okruszki z talerzyka i woya je do ust.
- Elen te na pocztku bya mia.
- Mia! - prychna Indianne. - Ale z Elen co byo nie tak. Zauwayam to od
pierwszego dnia. -Zamylia si i zapatrzya przed siebie. - Uff, jak dobrze, e si jej
pozbylimy - dodaa i si wzdrygna. - Na szczcie wyprowadzia si daleko i mam
nadziej, e ju jej nie spotkamy. No, ale niedugo bdzie weselisko - zmienia temat i znowu
si umiechna.
- Wyobraam sobie, jak Dorte si denerwuje. To przecie jej Daniel si eni. A lub
pierworodnego syna to zawsze szczeglne przeycie - podja Elizabeth. Indianne skina
gow.
- My te jestemy jej dziemi, chocia nie ona wydaa nas na wiat. Szybko
zaczlimy nazywa j mam i uwaamy j za matk.
- Dorte bya dla was dobr matk.
- To prawda. Nigdy nikogo z nas nie wyrniaa. Co wicej, ona uwaa si rwnie za
matk Jensa! Elizabeth si rozemiaa.
- Dorte wziaby w ramiona cay wiat, gdyby moga. Mimo wszystko mielicie
szczcie. Indianne uniosa filiank do ust, ale zaraz na powrt j opucia.
- To niesamowite, jak szybko mija czas. Pamitasz, jak ya moja mama Ragna i
przychodziam do was, do Da-len, eby si bawi z Mari? Czy komukolwiek przyszoby

wtedy do gowy, e Maria wyjdzie za m za mojego brata? - Rozemiaa si znowu. - A


wczeniej wemie lub ze sklepikarzem Pederem! Albo e ty zostaniesz zamon pani
Dalsrud, a Dorte moj mam? To niewiarygodne, prawda? Elizabeth skina gow i upia
kilka ykw kawy.
- Tak, to dziwne. Brzmi jak bajka. Jak pikna bajka. Miejmy tylko nadziej, e dla nas
wszystkich dobrze si skoczy.
Indianne spowaniaa.
- Syszaam, e Maria ma kopoty.
- Jak to?
- Z powodu Hansine. Dziewczyna zarczya si ze Steffenem, a on przecie nie ma
wstpu do Heimly.
- Dobre i to. - Elizabeth poczua, e ogarnia j zo. -Dla Marii to trudna sytuacja.
Jest z natury dobra i nie lubi konfliktw, ale ze wzgldu na swoj obecn pozycj musi
wymaga od innych szacunku. Domylam si, e nie zawsze atwo jej to przychodzi.
- O, potrafi si odgry, kiedy kto jej nastpi na odcisk.
- Co masz na myli? Indianne wzruszya ramionami.
- Nic szczeglnego. Ale wszyscy mamy pewne granice wytrzymaoci. Ona te. Poza
tym bardzo kocha swoj rodzin i pragnie j chroni za wszelk cen. Chyba w tym jestecie
podobne.
- Czy nie dotyczy to nas wszystkich, gdy przyjdzie co do czego?
- Moe. Poczstuj si jeszcze ciastem.
Na korytarzu rozleg si radosny dziecicy miech i po chwili do salonu wbiega
Ragnhild. Jedna kokarda zelizgna si z jej wosw, a na niebieskiej sukience pojawiy si
plamy. Za siostr wolno poda Dag. Mia na sobie spodenki do kolan z tego samego
materiau co sukienka Ragnhild oraz, identycznie jak siostra, biae skarpetki i czarne buciki.
Oboje wygldaj jak urocze laleczki, pomylaa Elizabeth troch smutno. A co ona nosi pod
sercem? Chopca czy dziewczynk? A jeli urodzi dwoje dzieci? Czy sobie poradzi? Czy
zreszt ma jaki wybr? Co bdzie, to bdzie. Moe bdzie musiaa zatrudni kobiet do
pomocy. Wycigna rk do Daga.
- Przyjdziesz do mnie na kolana? - spytaa. Kiwn gow i wycign do niej rczki.
- Ojej, ale jeste ciki. Chyba lubisz je. Przytakn i spojrza na ni duymi
ciemnymi oczami otoczonymi gstymi rzsami.
- Myl, e jest podobny do Williama - zauwaya. Indianne odchylia gow i si
rozemiaa. Duo si mieje, uderzyo Elizabeth. Zastanowia si, skd ta dziewczyna czerpie

siy. Ale Indianne nie miaa wiotkiej skry ani opadajcych powiek. Jej donie nie byy
zniszczone, tak jak jej. Nie byy jednak take biae i gadkie. Zatem pewnie rwnie si nie
oszczdza, cho nie wykonuje najciszych robt, ktre niszcz skr. Od tego ma sub.
- Czy Torstein jest w domu? - wyrwao si Elizabeth, zanim zdya powstrzyma
sowa. Indianne spowaniaa, przekrzywia gow i spojrzaa na ni podejrzliwie.
- Dlaczego pytasz? Chcesz z nim porozmawia?
- Nie, nie, skde. Po prostu jestem ciekawa. - Machna rk i zaoya nog na nog.
- Podtrzymanie konwersacji, tak to si chyba nazywa? - dodaa z umiechem.
- Nauczya si takich wyszukanych sw od ony lensmana? - zachichotaa Indianne.
- Uff, nie wspominaj mi o niej.
- Dobrze si midzy wami ukada?
- Tak sobie. Zawsze co jest nie tak, gdy dwie rodziny mieszkaj pod jednym dachem.
Poza tym nigdy z lensmanow nie yymy w przyjani. Mimo wszystko jako do tej pory
wytrzymujemy. - Urwaa. Nie chciaa wicej mwi. Nawet Indianne, chocia wiedziaa, e
moe jej ufa. Dlatego skierowaa rozmow na inny temat. Postanowia, e jeszcze chwil
posiedzi - tyle, ile wypadao, eby si ani nie narzuca, ani zbytnio pieszy.
Kiedy skrcia przy oborze, nadal mylaa o tym, e nie udao jej si porozmawia z
Torsteinem. Bya niezadowolona, bo czego nie zaatwia, a chciaa to ju mie za sob.
Ogarn j irytujcy, natrtny niepokj. Ale czego spodziewaa si po Torsteinie? Co mg jej
powiedzie, czego sama nie wie? Uspokoiby j, e nie wszystkie kobiety wymiotuj w ciy,
i doda, e powinna si cieszy. Myle o swym maym skarbie.
Sama wyprzga konia i wprowadzia do obory. Potem wzia koszyk z zakupami i
posza w stron domu.
Co byo nie tak. Zauwaya to natychmiast, gdy przekroczya prg. Helene obieraa
ziemniaki grubo i z zawzitoci, wbijajc n za gboko i odkrawajc zbyt duo. To do niej
niepodobne, takie marnotrawstwo. Arnolda powolnymi ruchami zmywaa naczynia. Za
starannie i za dugo pocieraa kad filiank. Tylko dzieci zachowyway si jak zwykle,
siedziay przy stole i bawiy si muszelkami i kamykami.
Elizabeth wniosa zakupy i wbia wzrok w Helene.
- Co si dzieje? - spytaa. Suca skina w stron okna.
- Nie widziaa?
- Czego? - Elizabeth wyjrzaa na dziedziniec, dugo wodzia po nim wzrokiem i
mino sporo czasu, zanim wreszcie go zauwaya. Konia. Obcego konia. - Czyj to ko? spytaa, odwracajc si do Helene. Kosz postawia na stole. Helene przestaa obiera

ziemniaki i wytara rce w fartuch.


- Dzieciaki, chyba powinnycie odetchn wieym powietrzem. Idcie na dwr.
- Ale dopiero co wrcilimy - zaprotestowaa Signe.
- Macie za mao duych muszelek - stwierdzia Helene stanowczo. - A jeeli chcecie
zbudowa kamienne ogrodzenie dla zwierzt, musicie nazbiera wicej kamykw.
- I jeszcze bd nam potrzebne kurki - odezwaa si Kathinka. Chwil pniej dzieci
znikny z kuchni.
- To ko Steffena - wyjania Helene, gdy zostay same. Elizabeth poczua, e
zmrozio j od czubka gowy po palce stp. Chciaa jeszcze o co zapyta, ale gos odmwi
jej posuszestwa.
- Steffen siedzi w salonie i popija kaw z on lensmana - mwia dalej Helene.
- Jak... jak to?
- Mczyzn nie ma w domu, zostaymy same. Co mogymy zrobi? - spytaa
zdenerwowana suca. Elizabeth odwrcia si na picie, z impetem otworzya kuchenne
drzwi, ruszya przez korytarz i tak mocno otworzya drzwi do salonu, e z hukiem uderzyy o
cian.
- Won! - wyszeptaa, wskazujc na drzwi i nie odrywajc wzroku od Steffena.
Podnis filiank do ust, zamierzajc si napi. Potem wolno odstawi j z powrotem,
jak gdyby mia mnstwo czasu.
- Won, powiedziaam. Ju! - podniosa gos.
- Moja droga - zacz. - Dlaczego tak si zocisz? Czy nie mogaby usi z nami na
chwil i...
- Wyno si! - krzykna i chwycia to, co miaa pod rk. Zorientowaa si, e to
wazon na kwiaty. - Ju ci tu nie ma! - rykna z histeri w gosie dawionym paczem.
Steffen wsta, zapi kurtk i skoni si lekko onie lensmana.
- Przykro mi, ale chyba musz ju i. Porozmawiamy kiedy indziej.
Elizabeth zrobio si ciemno przed oczami i przez moment miaa uczucie, e zemdleje.
Po chwili jednak wzrok jej si wyostrzy i odzyskaa rwnowag. Zapachniao mskimi
perfumami, kiedy przeszed obok niej. Wreszcie znikn. Drzwi zamkny si za nim z lekkim
skrzypniciem. Elizabeth oddychaa ciko. Poczua, e rka, w ktrej trzymaa wazon, jest
mokra od potu, wic odstawia go, eby nie spad na podog.
- Suchaj - sykna, wbijajc wzrok w lensmanow. -Dobrze wiesz, e ten czowiek nie
jest w moim domu mile widziany.
- Naprawd? Nie miaam o tym pojcia. A dlaczeg to?

Elizabeth postpia krok w jej stron, zaciskajc pici z wciekoci. Musiaa nad
sob zapanowa, eby nie wymierzy tej bezczelnej kobiecie policzka. Jej gos dra tylko
odrobin, kiedy si odezwaa:
- Pilnuj si - ostrzega szeptem i opara si o st. - Bo moe si zdarzy, e niechccy
si wygadam, rozumiesz. Tajemnica atwo moe wymkn si z rk, jeeli si jej dobrze nie
strzee.
- Tylko sprbuj! - W jasnoniebieskich oczach lensmanowej pojawi si strach, a na jej
policzki wystpiy czerwone plamy. - Poza tym nikt ci nie uwierzy. Elizabeth znw si
wyprostowaa.
- Zaoysz si? A dlaczego ludzie nie mieliby uwierzy? Oni lubi takie historie. Im
gorsze, tym lepiej. Kobieta zacisna usta, a utworzyy wsk kresk.
- Wic nie rb wicej takich gupstw, dopki tu mieszkasz - zadaa Elizabeth. Jeszcze jeden taki wybryk, a twoja tajemnica obiegnie ca wie.
- Grozisz mi?
Elizabeth umiechna si krzywo i wysza z salonu. Cicho zamkna za sob drzwi.
Gdy tylko lensman wrci do domu, poprosia o rozmow. Zaprosia go do gabinetu,
uprzedzajc, e to nie potrwa dugo, zaledwie kilka minut. Posusznie poszed za ni, spyta,
czy co si stao, i usiad na wskazanym krzele.
- Pojechaam dzisiaj do sklepu po zakupy - zacza Elizabeth i zaja miejsce za
biurkiem. - Kiedy wrciam, by tutaj Steffen. Siedzia razem z twoj on w salonie i pi
kaw.
- No i? - Lensman splt rce na brzuchu. Elizabeth zauwaya, e jest zdenerwowany.
Wiedzia, co si stao, i czu si nieswojo.
- Nic mi do tego, kto was odwiedza w waszym domu, ale oboje wiecie, e tutaj Steffen
nie jest mile widziany. Nie musz tumaczy, dlaczego.
- Naturalnie. - Kiwn kilka razy gow i spuci wzrok.
- C, to tylko tyle. Mam nadziej, e wicej si to nie powtrzy. Lensman wsta.
- Porozmawiam z on.
- Zrobisz, jak uwaasz. ona zapewne powie ci, e wyprosiam Steffena z domu, ale
wcale si tego nie wstydz, bo uwaam, e to byo cakowicie zrozumiae.
- Bardzo mi przykro. To si oczywicie wicej nie powtrzy. To wasz dom, a my
jestemy tutaj gomi. Elizabeth rwnie wstaa.
- Wina ley po obu stronach, mona powiedzie. Steffen doskonale wie, e po tym, jak
zgwaci Lin i doprowadzi j do samobjstwa, a nastpnie prbowa take mnie wzi si,

nie ma tutaj wstpu. Lensman zaczerwieni si i ponownie skin gow.


- Dzikuj, zatem wszystko sobie wyjanilimy - dodaa Elizabeth i umiechna si
blado. Wyszed w popiechu, a ona osuna si na krzeso za biurkiem i ukrya twarz w
doniach. Teraz pozostao jej tylko porozmawia z Jensem. Waciwie wiedziaa, jak m
zareaguje. Najpierw wpadnie w gniew, a potem uspokoi si i przeprosi j, e pozwoli, by do
tego doszo.
W gruncie rzeczy nie miaa si czego obawia. Wiksz przykro sprawi jej wyraz
smutku w jego oczach. I to, e wrciy dawne bolesne wspomnienia.

Rozdzia 11
Maria przecigna cierk po stole i strzepna j nad wiadrem z odpadkami stojcym
przy zlewie. Nastpnie wypukaa j w wodzie po zmywaniu, mocno wykrcia i jeszcze raz
wytara st do sucha.
- Dobrze. Jak wyschnie, moesz tu pooy materia.
Dorte rozstawia maszyn do szycia, a potem przyniosa pudeko ze szpilkami i
noyczkami. Materia na sukni moe na razie wisie na oparciu krzesa.
W kuchni nadal pachniao po obiedzie solon ryb i sonin, wic Maria uchylia okno
i zabezpieczya haczykiem, eby wiatr nie otworzy go na ocie i nie zbi szyby, uderzajc o
cian domu. Wcigna gboko do puc wiee powietrze i wrcia do sprztania.
- Au! - krzykna Dorte i woya palec wskazujcy do ust.
- Ukua si? - spytaa Kristine.
- Tak.
- Leci krew?
- Troch, ale zaraz przestanie.
- Dla kogo teraz szyjesz?
- Dla Sofie. Wiesz, niedugo wychodzi za m. Za Daniela. Ale bdzie piknie. - Ty
chyba te musisz mie now sukienk, Kristine. Nieprawda? Dziewczynka rozemiaa si,
zachwycona.
- Mama ju kupia materia. Ley na strychu. Ju nawet zacza. Prawda, mamo?
Maria skina gow.
- Tak, zgadza si. Ale sukienka bdzie taka maa, e raz dwa skocz.
- Wcale nie jestem maa! - Kristine podpara si pod boki i spojrzaa na matk
obraona.
- Nie, oczywicie, e nie jeste maa. Jak mogam zapomnie, e masz ju pi lat.
Usyszay kroki na schodach i po chwili w kuchni pojawia si Hansine. Wystroia si,
zauwaya Maria. Woya odwitn sukienk, ktr nosia do kocioa, i wyszczotkowaa
wosy. Nawet brud spod paznokci znikn, w kadym razie prawie. Jeli kto pracuje w
gospodarstwie, rzadko udaje mu si zmy cay brud, choby nie wiem jak si stara. Mycie
schodw, noszenie siana, obieranie ziemniakw i caa reszta zostawiay gboko w porach
skry lady, ktre trudno doczyci.
- To czysty brud - mawiaa zwykle Dorte, kiedy kto si skary. Teraz patrzya na
suc oszoomiona.

- Gdzie si wybierasz? Idziesz w rod do kocioa? -Rozemiaa si niepewnie. Maria


znaa prawd, ale si nie odezwaa. Wolaa, eby Hansine sama odpowiedziaa.
- Mam dzisiaj wolne - oznajmia suca, zadzierajc gow.
- Zapomniaam. - Dorte zabraa si do szycia. - Daleko idziesz?
Hansine zwlekaa z odpowiedzi. Podesza do niewielkiego lustra i przyjrzaa si
swojej fryzurze. Poprawia biay konierzyk i strzepna niewidoczny pyek. Nastpnie
zarzucia szal na ramiona.
- Wybieram si do Steffena!
W kuchni zalega cisza. Nawet Kristine milczaa i wpatrywaa si tylko w Hansine
wielkimi oczami. By moe ju si zorientowaa, e za kadym razem, gdy padao to imi,
dziao si co niedobrego. Dzieci s szczeglnie wyczulone na nastrj panujcy w domu, ton
gosu dorosych i ich spojrzenia. W kadym razie ja taka byam jako dziecko, przypomniaa
sobie Maria.
- Ach tak. - Dorte polinia nitk i ponownie usiowaa j woy w ucho igielne. W jej
ruchach dao si dostrzec jaki opr, co, co nie zachcao do dalszej rozmowy. Mimo to
Hansine dodaa:
- Dzisiaj wszystko ustalimy.
Dorte milczaa. Nagle jakby przestaa sucha i skoncentrowaa si tylko na nitce. W
kocu udao jej si j nawlec i zdja materia z oparcia krzesa.
- A za tydzie si wyprowadzam - dodaa Hansine. Maria nie wytrzymaa i odwrcia
si do niej z misk wody w rkach.
- Musz to wynie. Moesz si przesun? Mogaby poczeka, a Hansine jej ustpi,
ale wypchna j przed sob za drzwi.
- Nie musicie by na mnie tacy li - powiedziaa Hansine, kiedy wyszy na schody.
- A czego si spodziewaa?
- Mimo wszystko niedugo std wyjad i pozbdziecie si mnie. Chyba si z tego
cieszysz, jak si domylam. Maria wylaa wod, bo miska jej ciya.
- Nie, nie ciesz si - przyznaa szczerze. - Ale uwaam, e to, co teraz wyprawiasz,
jest nie w porzdku. Wiesz, o czym mwi. Hansine odwrcia si i nacigna szal na piersi.
- Musz ju i, bo Daniel czeka. Podwiezie mnie kawaek. - Podesza do konia,
ktrego chopak wyprowadzi ze stajni. Maria wesza do domu, ale w sieni na chwil si
zatrzymaa. Czy jej plan si powiedzie? Rozmawiaa z Indianne, ktra zapewnia, e zobaczy,
co si da zrobi. Nie mog niczego obieca - powiedziaa. - Ale si postaram. - Zmruya
oczy. - Biedna mama, ona chyba cierpi najbardziej, bo niewiele mwi i ca zo i rozpacz

tumi w sobie".
Maria zgodzia si z ni, chocia uwaaa, e kade z nich cierpi na swj sposb. Nie
odezwaa si jednak. Najwaniejsze, e Indianne nie odmwia.
- O, co tak stoisz w przejciu? - zdziwia si Sofie, ktra nagle stana w drzwiach,
zdyszana i zarumieniona na twarzy. - Tak si pieszyam - wyznaa. - Czy Dorte zacza ju
szy? Nie przyszam za pno?
- Nie - odpara Maria, pokrcia gow i wesza do kuchni. Sofie musiaa stan na
krzele, kiedy Dorte podwijaa brzeg spdnicy.
- Bdziesz najpikniejsz pann mod w okolicy -stwierdzia Maria i cofna si o
kilka krokw, eby lepiej widzie.
Rkawy sukni byy wskie na caej dugoci, ale na samej grze Dorte zrobia kilka
marszcze, tak e powstay niedue bufki. Sofie nie chciaa wyglda zbyt strojnie, bo nie
lubia zwraca na siebie uwagi, ale zarazem pragna, eby suknia bya modna. Dlatego Dorte
lekko tylko zaznaczya z tyu turniur i zostawia niewielki tren, ktry zaledwie muska
podog.
- Jak mylicie, co powie Daniel? - spytaa Sofie, nie mogc usta w miejscu.
- Powie tak"! - powiedziaa Maria z umiechem.
- Ale nie w kociele! Chodzi mi o to, co powie, kiedy mnie zobaczy w tym stroju.
Nigdy jeszcze nie miaam tak piknej sukni.
- Tego by tylko brakowao - mrukna Dorte, trzymajc szpilki w kciku ust. Pamitaj, e masz na sobie sukni lubn. No, moesz ju zej i j zdj, to podszyj d.
- Jeste najukochasza na wiecie - zapewnia Sofie, wkadajc na powrt star
sukienk. Dorte umiechna si i ostronie wbia ig w materia. Z kadym ciegiem
sprawdzaa, czy nie wida nitki po prawej stronie.
- Wychodzisz za m za mojego syna i to zrozumiae, e musisz by liczna.
Maria suchaa tylko jednym uchem, bo mylami bya przy Hansine. Nie moga si
uspokoi, cige podchodzia do okna i zerkaa na dwr. W kocu Kristine zwrcia na to
uwag.
- Czego tak wygldasz, mamo?
- Niczego - odpowiedziaa i umiechna si do niej. -Pjd na gr i zmieni pociel.
Wysza, zanim Dorte zdya cokolwiek powiedzie. Musiaa by sama, zaj si
czym, by przesta myle i wyrzuci z siebie rozgorczkowanie. Czua, jakby dostaa
wysypki, jakby tysice mrwek azio pod jej skr. A jeli plan si nie powiedzie i zostanie
zdemaskowana? Tak czy owak, to nie byoby jeszcze najgorsze. Gorzej jeli Steffen oeni si

z Hansine. Jakie ycie czeka t dziewczyn? Ile czasu upynie, nim on pokae swoje
prawdziwe oblicze, a ona stanie si jego niewolnic i suc, by mg y jak krl? Czego
takiego nie yczya Hansine. Nie dopuci, by Steffen z triumfem poprowadzi t dziewczyn
do otarza.
Wszystkie poszwy i przecierada zaniosa do pralni. Potem wrcia na poddasze, eby
powlec wie pociel. Bolay j ramiona i plecy, kiedy przysza Mathilde i zaproponowaa
swoj pomoc.
- Nie moe tak by, eby wszystkim zajmowaa si sama - powiedziaa. - Za co nam
pacisz? Sofie, chod, te pomoesz! - zawoaa w d schodw.
- Co mam zrobi? - spytaa dziewczyna, przechylajc si przez porcz.
- Nano wody do pralni! Pot spywa strukami po jej plecach i brzuchu, gdy
otworzya drzwi do pralni.
- Zaraz si udusz - jkna i stana przy framudze. Poprzez kby pary dostrzega
czyj posta przebiegajc przez dziedziniec. - Hansine! Hansine, co si stao? - zawoaa za
ni. Serce walio jej w piersi tak, e musiaa na chwil chwyci si klamki. - Zaraz wracam rzucia przez rami i pobiega za suc. Zdya wanie wbiec na poddasze, gdy usyszaa,
jak Hansine przekrca klucz w drzwiach.
- Hansine, wpu mnie. Odezwij si do mnie.
- Odejd - usyszaa zdawiony gos.
- Czy co si stao? - spytaa Maria. Znaa odpowied i miaa nadziej, e stao si
dokadnie tak, jak zaplanowaa. Mimo to nie odczuwaa satysfakcji, tylko bl i wspczucie
dla dziewczyny po drugiej stronie drzwi. Nie dostaa odpowiedzi. Usyszaa skrzypienie ka
i cichy, stumiony szloch.
- Czy co poszo nie tak ze Steffenem? - sprbowaa znowu, lecz i tym razem Hansine
nie odpowiedziaa. Z kuchni wysza Dorte.
- Co si dzieje? - zapytaa z dou.
- Zaraz wrc - rzucia Maria w stron sypialni i zesza do sieni. - Chyba co zaszo
midzy ni i Steffenem. - Dlaczego tak mylisz? - Dorte przygldaa si jej badawczo. W jej
zielonych oczach kryo si mnstwo pyta. Maria odniosa wraenie, e wzrok Dorte
przewierca j na wylot. Dlatego obrcia si bokiem.
- Pacze. Moe Steffen si rozmyli? - rzucia wymijajco.
- Mielimy tak nadziej - mrukna Dorte. - Czy mam z ni pomwi?
- Nie, to na nic. Nie chce teraz z nikim rozmawia. Zostawmy j w spokoju. Pniej
znowu sprbuj. Rozeszy si kada do swojej pracy - Dorte do kuchni, do szycia sukni

lubnej, Maria za do pralni, do prania pocieli. Sofie i Mathilde te chciay wiedzie, co si


dzieje, ale Maria wzruszya tylko ramionami. - Zdaje si, e Hansine pokcia si ze
Steffenem.
- Moe zerwali ze sob - odezwaa si Mathilde z nadziej w gosie. - Czy to brzydko,
e tak mwi? - spytaa powanie.
Maria umiechna si szybko.
- Nie, z naszego punktu widzenia nie.
- Pewnie strasznie jej smutno? - zmartwia si Sofie.
- Chyba tak. Uwaaj na pranie, ju si gotuje - odpara Maria, wskazujc na kocio.
Kiedy przyszli do kuchni na podwieczorek, Hansine nadal siedziaa na poddaszu.
Mczyni usyszeli od Dorte o tym, co si stao.
- To Opatrzno Boska. Jeli ze sob zerwali, oczywicie - mrukn Jakob, opierajc
przedramiona na stole.
- Nie mw tak - upomniaa go Dorte i zaczerwienia si na policzkach. - Sama te tak
zareagowaam, ale...
- I ja te - wtrcia Mathilde. Olav umiechn si krzywo.
- adne rzeczy, nie bardzo jej wspczujecie.
- A ty? - spytaa zaczepnie Sofie, nie odrywajc od niego wzroku.
- Te nie - potwierdzi, wycign rk po maso i posmarowa kromk.
Maria milczaa. Drczyy j wyrzuty sumienia. Czy dobrze postpia? Moe posuna
si za daleko? Nie chciaa nikogo skrzywdzi. Miaa dobre intencje. Dugo nad tym mylaa i
zaplanowaa wszystko w najdrobniejszych szczegach. Czy fakt, e Indianne braa w tym
udzia, jako j usprawiedliwia? Czy moga podzieli si z kim swoj win, eby poczu si
lepiej?
- Pjd zanie jej co do jedzenia - zaproponowaa Dorte i wzia tac, ktr
wczeniej przygotowaa. Maria podya za ni wzrokiem. To ona powinna zanie Hansine
posiek. Olav szturchn j w bok.
- No, umiechnij si - szepn. - Nie smu si tak. Moe wreszcie pozbylimy si
Steffena. Maria ledwie dostrzegalnie skina gow, a potem wzia kanapk z pmiska,
ktry podaa jej Sofie.
- Tak, by moe.
W tym momencie wszed Daniel. Zdj buty, przytrzymujc si klamki, a nastpnie
znalaz sobie miejsce przy stole.
- A w Neset poczuem zapach kawy - powiedzia i wcign powietrze.

- Przynios ci filiank - zaproponowaa natychmiast Sofie i poderwaa si z krzesa. Syszae, co si przydarzyo Hansine? - spytaa, podajc mu rwnie talerzyk i n.
- Nie. A co si stao?
- Tak. Posza dzi na spotkanie ze Steffenem - odpara i usiada obok Daniela.
- A wic to tam si wybieraa - skomentowa, a midzy jego brwiami utworzya si
gboka bruzda. - Mylaem, e idzie do przyjaciki.
- Teraz siedzi na grze i pacze. Przypuszczamy, e Steffen z ni zerwa. A w kadym
razie e si z ni pokci.
- To najlepsza wiadomo, jak mogem usysze.
- Nie chce nic je - oznajmia Dorte, wrciwszy z tac. - Nie chciaa te ze mn
rozmawia ani otworzy drzwi. - Odstawia naczynia i gono westchna. - Poddaj si,
zupenie nie wiem, co robi.
- Usid sobie - poradzi Jakob. - Sama zejdzie, jak zgodnieje.
- Albo jak bdzie musiaa i do wychodka - dodaa Kristine. Maria nadal milczaa.
Mathilde miaa na grze i nocnik, i wod, wic Hansine moga tam zosta dugo. A
jeli ze sob skoczy? Ta myl uderzya j niczym byskawica i przyprawia o dreszcz zgrozy.
- Musisz co zje - powiedzia Olav i pogadzi j po plecach.
Umiechna si przelotnie i sprbowaa kawy. Czy powinna mu wszystko wyzna?
Moe, ale jeszcze nie teraz. Nie miaa odwagi. A jeli on si rozgniewa i uzna, e posuna si
za daleko?
Ledwie zwracaa uwag na to, co wkada do ust; odpowiadaa, kiedy j o co pytali, i
udawaa, e sucha, co mwi. Nikt nie moe nabra podejrze, e to jej sprawka. Naleaa do
tych, ktrzy najbardziej sprzeciwiali si temu zwizkowi. Musz zachowywa si tak jak inni,
pomylaa.
Prbowaa skoncentrowa si na tym, o czym rozmawiali przy stole.
O pogodzie. Zastanawiali si, jak dugo si utrzyma. Sofie mwia o praniu, ktre
wisiao na sznurach, i o bliskim ju lubie. Gdzie bd taczy, jeli w dniu wesela bdzie
pada?
W stodole, uzna Jakob. Bergette tak zrobia. Jeszcze nie zwieli siana, wic jest dosy
miejsca. A skoro mona tam je, to mona i taczy - stwierdzili.
miali si z tego i rozmawiali o pracy, ktra ich czeka w najbliszym czasie. Na kilka
minut zapomnieli o zach Hansine i jej zamanym sercu. Tylko Maria nie przestawaa o niej
myle.
Dorte mimo wszystko kilka razy zasza na poddasze i prbowaa nawiza kontakt z

Hansine, ale bezskutecznie. Mathilde i Sofie rwnie parokrotnie uday si na gr, te bez
powodzenia. W kocu posza Kristine.
Maria syszaa, jak dziewczynka zapukaa do drzwi sw malutk pistk.
- Hansine. Mog do ciebie wej? Nazbieraam kwiatw i muszelek. S bardzo adne.
Chcesz zobaczy?
- Nie. Id na d - dobieg ich glos z pokoiku sucej. Nie brzmia ju jednak tak
szorstko jak wtedy, gdy Hansine odmawiaa dorosym.
- Mog je dla ciebie wsun pod drzwi - odpara Kristine i wcisna kwiaty i drobne
muszelki w wsk szczelin. Za drzwiami nadal panowaa cakowita cisza, wic Kristine z
powrotem zesza na d.
Maria trzymaa si z boku. Wiedziaa, e to na nic. Skoro suca nie otworzya
nikomu, jej te nie wpuci. A przecie tyle osb prbowao. Dorte skarya si w czasie
dojenia:
- To kara - westchna przy krowim brzuchu.
- Co za bzdury opowiadasz! - ofukna j Maria. - Kara? Za co?
- Za to, e yczyam im, eby ze sob zerwali.
- Wszyscy sobie tego yczylimy.
- Moe po prostu powinni si pobra. Hansine przecie i tak si kiedy wyprowadzi dodaa Dorte. Maria spojrzaa na ni.
- Nie ycz Hansine maestwa z takim potworem.
- Co przez to rozumiesz? - spytaa Dorte. Wymi krowy byo puste, wic odsuna
wiadro i wstaa. Jej zielone oczy wpatryway si w Mari badawczo.
- To w gruncie rzeczy dobra dziewczyna i nie zasuya sobie na maestwo z takim
diabem. Dorte dugo przygldaa si Marii. Jej wzrok j obnaa, zdradza, co czua. Maria
nie wytrzymaa tego badawczego spojrzenia i musiaa si odwrci. Dorte si domylia. A
moe nie? W kadym razie nabraa podejrze. Wygadaam si, pomylaa Maria i si
zaczerwienia. Dorte jednak nie zadawaa wicej pyta, tylko do koca wieczora dziwnie na
ni patrzya.
Maria pooya si spa wczeniej ni Olav. Wymwia si silnym blem gowy. W
szczelinie pod drzwiami pokoiku Hansine byo ciemno, a wic suca pewnie spaa. Albo
tylko leaa w ku i pakaa? Jeeli zostay jej jeszcze jakie zy. By moe wpatrywaa si
pustym wzrokiem w cian i rozmylaa, jak to si mogo sta, i to w dodatku w tak piknym
dniu. Maria udawaa, e pi, kiedy Olav wszed do sypialni. Cicho si rozebra i wlizgn pod
pierzyn.

- pisz? - szepn i obj j ramieniem.


Nie odpowiedziaa, tylko mocno zacisna oczy. Nic to nie pomogo, bo zy i tak
wypyny spod powiek, a ciaem wstrzsn szloch.
- Ale, Mario, nie pacz - powiedzia czule i przygarn j do sobie. Nie bronia si,
tylko mocno w niego wtulia i gono rozpakaa.
- Moje biedactwo - pociesza j. - Co ci tak zmartwio?
- Hansine...
- To si uoy. Powinna si raczej cieszy, e si z nim rozstaa. Jutro wyjdzie ze
swojego pokoju, nie moe przecie zosta tam na zawsze.
- To moja wina - kaa.
- Jak to?
- To ja si postaraam, eby ze sob zerwali. Olav nieco si odsun.
- Jak to zrobia? - spyta agodnie. Nie oskara mnie, pomylaa i poczua, e dodao
jej to odwagi.
- Porozmawiaam z Indianne. Poprosiam, eby znalaza jak kobiet, ktra
sprbowaaby uwie Steffena. -Umilka, eby sprawdzi, jak Olav zareaguje, ale on tylko
lea spokojnie. Mwia wic dalej: - Indianne ma niezamn przyjacik, ktra zgodzia si
wzi udzia w naszym planie, kiedy si dowiedziaa, jaki jest jego cel. Wicej z Indianne nie
rozmawiaam, ale przypuszczam, e Steffen uleg tamtej i zerwa dzisiaj z Hansine. Olav
unis jednym palcem brod ony i zmusi j, eby na niego spojrzaa. - Jeste bardzo
przebiega - powiedzia, umiechajc si jednym kcikiem ust.
- Nie gniewasz si na mnie? - spytaa cienkim gosem.
- Ja miabym si na ciebie gniewa? Niby dlaczego?
- Bo jestem taka za.
- Wcale nie jeste. Pomoga tylko Hansine uwolni si od Steffena. Powinna by ci za
to wdziczna. I jeszcze podzikowa - doda.
Maria uniosa si na okciu.
- Nie wolno ci, na Boga, nic jej o tym powiedzie. Ani nikomu innemu.
- To zrozumiae, e ani pisn. No, po si ju. - Obj j ramionami i przytuli do
piersi. - Nie myl o tym wicej - rzek. - Za kilka dni Hansine przeboleje strat i wszystko
znw bdzie jak dawniej. A za jaki czas znajdzie sobie przyzwoitego chopaka. Albo nigdy
nie wyjdzie za m i zostanie u nas, a si zestarzeje.
Powiedzia to z takim przekonaniem, e Maria zacza niemal sama w to wierzy.
Wicej ju o tym nie rozmawiali, tylko leeli blisko siebie. Po chwili usyszaa, e Olav

oddycha ciko i rwnomiernie. Sama nie spaa, ale leaa nieruchomo. W kocu pewnie na
krtko si zdrzemna, bo a podskoczya, syszc skrzypienie schodw. Drzwi mona
nasmarowa, gdy zbyt wiele zdradzaj, ale nie schody. Ostronie wyswobodzia si z obj
ma, boso wymkna si z sypialni i cichutko ruszya na d. Wiedziaa, ktrych stopni
unika, udao jej si wic dotrze do kuchni bezszelestnie.
Hansine siedziaa na rozkadanym ku z kolanami podcignitymi pod brod. Maria
usiada obok niej i obja j ramieniem.
- Wszystko si uoy, zobaczysz - prbowaa j pocieszy. - Czas goi rany. Hansine
odwrcia gow.
- Skd wiesz, co si stao?
- Sama przeyam zawd miosny. Wikszo z nas przez to przesza, raz albo i wicej
razy. Ten smutek mona porwna do blu, gdy kto nam umiera. Musimy sobie wyobrazi,
e ci, ktrzy odeszli, id dalej ju bez nas. A moe nawet z kim innym. I to jest najgorsze.
Hansine zacza cicho paka.
- Dra i ajdak jeden! Nigdy wicej nie chc go widzie na oczy. Nigdy!
Maria nadal gadzia j po plecach, ale nic nie mwia.
- Powiedzia, e znalaz sobie inn. Dziewczyn z dobrego domu. I ju mnie nie
potrzebuje. Mnie, ubogiej sucej. Wyzna mi wprost, e woli tamt ode mnie. - Hansine
otara oczy i zakaa. - Wtedy spytaam, dlaczego mi si owiadczy. I obieca rne rzeczy.
Mielimy wyjecha, i to w najwikszej tajemnicy, a potem pj do kawiarni, bo nigdy nie
byam. I mia mi kupi pikn sukni, i... -Ukrya twarz na kolanach i znw si rozpakaa.
Maria rozejrzaa si za jak chusteczk, ale nic nie znalaza. Nie chciaa te opuszcza
Hansine.
- Nie rozumiem, dlaczego si rozmyli. Nie, waciwie wiem, wszystko jasne. Tamta
jest bogata. Sam mwi.
- A powiedzia, jak ma na imi?
- Nie, na szczcie. Wcale nie chc tego wiedzie.
- Moe ktrego dnia zginie od wasnej broni - westchna Maria, nie wyjaniajc, co
ma na myli.
- Gboko w to wierz. Mam nadziej, e ta jego nowa dziewczyna szybko si
przekona, jaki z niego obudnik, i sama z nim zerwie. eby da mu nauczk. Maria cisna
jej do i nagle zauwaya, e Hansine nadal nosi piercionek zarczynowy.
- Jeszcze go nie zdja? - zdziwia si.
- Co takiego? - Suca podniosa gow. - Ach, to... Cakiem zapomniaam. -

Umiechna si przez zy. Po chwili rozemiaa si cicho. - Sprzedam go i bd miaa par


ore. To bdzie moja zemsta. Maria wstaa i znalaza chusteczk w szufladzie kuchennej
szafki.
- No, otrzyj zy, a jutro porozmawiamy z Dorte i Jakobem. Pomog ci sprzeda
piercionek. Fredrik na pewno ich z kim skontaktuje. A Steffen niech auje. Za to ty kup
sobie co adnego.
- Mylisz, e zechc mi pomc? - Hansine spojrzaa na Mari przestraszona. - Ostatnio
nie byam dla nich zbyt mia.
- Jeli tak sdzisz, to sabo ich znasz. Oczywicie, e zechc. To porzdni ludzie.
Hansine zdja piercionek z palca.
- Dla nich te co kupi za pienidze, ktre dostan. Zasuguj na to. Maria
umiechna si i odetchna z ulg.

Rozdzia 12
Elizabeth zerkna w d na swoje zoone rce obejmujce psaterz. Przesuna
kciukiem po okadce, po czym utkwia wzrok w jakim punkcie za plecami pastora.
Wiedziaa, e duchowny przez cay czas obserwuje wiernych i patrzy, kto sucha, a kto
przysypia. Teraz z pewnoci pomyla o niej, e z zainteresowaniem przysuchuje si jego
kazaniu.
Cofna rk i dotkna paskiego brzucha, a mylami powdrowaa do minionych dni.
Wci nie zwierzya si Jensowi ze swoich przypuszcze, chciaa jeszcze poczeka. Dlatego
tego dnia wysprztaa ich sypialni na poddaszu. Zmienia pociel, otworzya okno i wpucia
do rodka zapachy koniczyny, morza i soca. Zabraa si do mycia podogi. Bolay j kolana,
a skra na doniach bya pomarszczona. Ale w cigu wieczora, pomylaa, znw si wygadzi.
Zamierzaa umy si pachncym mydem i woy .czyst koszul nocn, A gdy bd ju
lee blisko siebie pod pierzyn, wyzna mu nowin.
Dugo wiczya, jak mu to powie. Jensie, czy uwaasz, e jestem stara?" postanowia spyta.
Natychmiast zaprzeczyby, pocaowaby j i zdziwi si, skd u niej te idiotyczne
myli. Wtedy ona zadaaby kolejne pytanie:
Czy uwaasz, e jestemy za starzy, by mie wicej dzieci? To znaczy, skoro
jestemy ju dziadkami?" Naturalnie, e nie. A dlaczego pytasz?" Jestem w ciy, Jensie.
Ju dawno nie miaam okresu".
Zrobiby wielkie oczy, a potem porwa j w ramiona i czule uciska Do koca
wieczoru, dopki nie zmorzyby ich sen, rozmawialiby o tym maym cudzie. Zastanawialiby
si, czy to bdzie chopiec, czy dziewczynka, i wybierali imi dla dziecka. Chciaa zostawi
Jensowi ostatnie sowo. To on powinien wybra imi.
Marzenia byy jasnoniebieskie i puszyste, jak oboki na pogodnym letnim niebie.
Pene soca i ciepa.
Ale kiedy skoczya my podog i wstaa, poczua ciepo pynce w d uda. Przez
uamek sekundy prbowaa zdusi wiadomo tego, co si stao. Nie chciaa wiedzie, nie
miaa siy przyj tego do siebie. W kocu jednak musiaa. Podcigna spdnice. Na biaych
majtkach wzdu jednego uda biega czerwona smuga.
Poroniam, przebiego jej przez gow, ale nie czua blu. Nie w tamtej chwili. Ani
pniej, kiedy pojawi si micy skurcz w dole brzucha i dobrze znana wraliwo w krzyu.
Nie moga si pomyli. Dostaa miesiczk. Nie bya w ciy, to tylko opniajce si

krwawienie. Bg zadrwi sobie z niej, moe j ukara? Nie wiedziaa, lecz jeli Bg uzna, e
zrobia co zego, to w okrutny sposb wymierzy jej kar. Niektrzy mawiali, e jeli kto
jest zbyt szczliwy, to wkrtce to szczcie okupi. Czy to wanie jej dotyczyo? Czy bya
zbyt szczliwa? Moe nie powinna za wczenie si cieszy.
Obezwadniona rozpacz wyja czyste majtki i podpask z szuflady komody. Wiadro
z wod zostawia na rodku pokoju. Przebraa si, zesza na d, a nastpnie, patrzc przed
siebie pustym wzrokiem, wysza do sieni. Helene stana w drzwiach kuchni i spojrzaa na ni
zdumiona. O nic jednak nie pytaa.
Elizabeth mina dziedziniec i posza dalej, w stron ska. Tam zatrzymaa si, stana
nieruchomo jak sup soli, i spojrzaa na morze. Chciaaby si wypaka, ale nie moga.
Dlaczego zreszt miaaby rozpacza? Nic takiego si nie stao, eby miaa wylewa zy.
Gdyby spodziewaa si dziecka i poronia, mogaby si smuci, ale nie teraz. Po prostu
dostaa okres, jak wszystkie kobiety. Najnaturalniej w wiecie. To egoizm martwi si z
powodu czego, czego nie byo. Powinna raczej wspczu niedoszym matkom, ktre
poroniy. Albo tym, ktre w ogle nie mogy zaj w ci.
Mimo wszystko miaa uczucie, jakby co stracia. Kogo stracia. Poniewa w mylach
ju nosia to dziecko pod sercem. Moe malekiego Jensa? Prawie nadaa mu imi. Omal nie
kupia materiau na koszulki dla niego. Ju planowaa, e z delikatnej jagnicej weny, ktr
schowaa w tkalni, udzierga kaftanik i moe skarpetki, jeli starczy wczki. Co teraz z tym
zrobi? Bez wzgldu na to, na co j przeznaczy, zawsze bdzie pamitaa, e t wen odoya
dla malestwa.
Moe mogaby co zrobi na drutach dla Alexandry? Byoby w tym co
symbolicznego. Wnuczka, poprzez crk, bya czci jej samej.
Powinna odczuwa wdziczno za tych dwoje, ktrych urodzia. Inne kobiety w
ogle nie miay dzieci i cae ycie nad tym bolay. W tej chwili jednak nie umiaa si
pocieszy. Musiaa si upora z tym dziwnym cierpieniem i strat tego, czego nie byo.
Podskoczya przestraszona, gdy nagle tu obok stana Helene.
- Nie martw si - szepna. - Jeszcze bdziesz miaa szans - pocieszya j. Elizabeth
spojrzaa na ni. Skd wiedziaa?
- Znalazam twoj bielizn na poddaszu i jeli jest tak, jak myl...
Elizabeth ledwo dostrzegalnie skina gow, nie majc pewnoci, czy Helene
naprawd rozumie.
- Przechodziam przez to samo - wyznaa przyjacika. To byo tak niespodziewane, e
Elizabeth znw musiaa na ni spojrze.

- Naprawd? - spytaa z niedowierzaniem. Helene przytakna.


- Tak, wydawao mi si, e jestem w ciy, a jednak si pomyliam. Rozmawiaam o
tym potem z Torsteinem. Powiedzia, e to nic niezwykego, e kobiety czasem przestaj
krwawi, gdy s bardzo zmczone albo gdy bardzo mocno pragn mie dziecko.
- Marzya o dziecku?
- Tak, ale to nie dlatego zatrzyma mi si okres. Ciko wtedy pracowaam, a kiedy
dotaro do mnie, e mog by w ciy, naprawd si ucieszyam. Powiedziaam te o tym
Larsowi. Oboje cieszylimy si naszym szczciem. A gdy si okazao, e jednak nie bd
mie dziecka, czuam, e zostaam sama ze swoim smutkiem. Lars nie zrozumia. - Spucia
wzrok. - Mwi, e rozumie, ale tak nie byo. Nie mg wiedzie, co to znaczy nosi dziecko
pod sercem. Mczyni s zupenie inaczej skonstruowani ni my nie tylko pod wzgldem
budowy, ale i psychiki. Potem zdecydowaam, e nie chc mie wicej dzieci. Lars uwaa, e
jeszcze nic straconego, lecz ja ju postanowiam. Po prostu nie chc. Teraz zreszt to i tak
mao prawdopodobne, ebym zasza w ci, bo... wiele lat temu, jak wiesz, przeyam
koszmar. Poza tym jestem ostrona. Wol unikn rozczarowania. Zabrzmiao to tak gorzko,
e Elizabeth musiaa jako zareagowa.
- Nie moesz si broni przed ci tylko z obawy przed rozczarowaniem. Helene
umiechna si blado.
- Nie tylko dlatego nie chc wicej dzieci. Mamy ju jedno i bardzo je kochamy. Jest
nam dobrze we trjk. Elizabeth rozumiaa.
- Nie mw nic Jensowi - poprosia Helene. - Jest tylko mczyzn, chocia miym.
Elizabeth rozmieszyy jej sowa.
- Nie, nic mu nie powiem. To pozostanie nasz tajemnic.
Wziy si pod rce i razem ruszyy do domu. Jak dwie dobre przyjaciki.
Elizabeth drgna, gdy uwiadomia sobie, e jest ju po ceremonii. Gray organy, para
moda sza pod rk przez rodek kocioa, a za ni podyli wszyscy wierni.
Na zewntrz, w ostrym wietle soca, Elizabeth dopiero po chwili zauwaya Jensa.
Umiechna si do niego i wysza mu na spotkanie.
- To by pikny lub, prawda? - powiedzia.
- Tak, cudowny.
- I nawet kazanie pastora nie byo nudne - doda.
- Nie, ani troch. - Czy Jens si zorientowa, e nie suchaa kazania? Zerkna na
ma. Nie, wyglda na to, e nie. Teraz, kiedy nabraa dystansu do tego, co przeya, cieszya
si, e posuchaa rady Helene i nie powiedziaa nic Jensowi. Wystarczy, e ona zadrczaa

si myl o niedoszej ciy. Nie chciaa i jego niepokoi.


- O, tam jest fotograf - Jens wskaza rk.
Elizabeth zauwaya, e Jakob i Dorte o czym dyskutowali, a potem podeszli do
fotografa, ktry natychmiast rozstawi aparat. Byo to due pudo przykryte czarn pacht,
dokadnie takie, jakie widziaa w Kabelvaag, kiedy wybrali si na targ.
Kiedy fotograf uwieczni nowoecw, Elizabeth i Jens podeszli do modych i zoyli
im yczenia. Daniel i Sofie podzikowali. Ich oczy lniy, a policzki pony.
- Sofie w cigu jednej nocy przeistoczya si w dojrza kobiet - powiedziaa
Elizabeth nieco pniej, kiedy rozmawiaa z Mathilde i Dorte. - Chyba to dziki tej piknej
sukni.
- To takie dziwne - westchna Mathilde zamylona. -Wczoraj bya jeszcze moj
crk, ktr mogam zaja, a teraz jest ju matk. Po raz pierwszy bdzie spaa w swoim
wasnym domu, w Neset. A za rok moe zostanie mam.
- Takie s koleje ycia - odpara Elizabeth spokojnie.
- Przeywaam dokadnie to samo, kiedy Maria i Ane wychodziy za m. Moesz si
jednak pociesza tym, e codziennie bdziesz si z Sofie widywa. Jestecie przecie
ssiadkami. Mathilde zamiaa si z samej siebie i jakby zawstydzia.
- Trudno mi si pogodzi z tym, e odchodzi z domu
- usprawiedliwia si niemiao. - Zawsze byymy we dwie: ona i ja.
- Boisz si, e bez niej bdzie pusto?
- Tak, na pewno - odpara zamylona. - Ale to minie.
- Wyprostowaa si. - Jestem jednak szczliwa. Lepszego ma ni Daniel nie moga
znale. Bdzie jej z nim dobrze.
Elizabeth zerkna na ni. Mathilde wydawaa si zadowolona, i nic bardziej si nie
liczyo. W Heimly rzeczywicie starannie przygotowano si na przyjcie goci. Po obu
stronach schodw stay baki na mleko wypenione czerwonofioletowymi kwiatami
wierzbwki i biaymi biedrzecami. Przez otwarte na ocie drzwi do stodoy wida byo, e
w rodku jest czysto i schludnie. Obiad by wymienity, chocia podano tradycyjn zup. To
najprostsze danie, ktrym mona nakarmi du liczb goci. St wypenia cae
pomieszczenie. Po obu stronach siedzieli biesiadnicy, rami przy ramieniu, tak blisko siebie,
e z trudem mogli porusza okciami.
Jakob wygosi mow, tak jak to zwykle czyni przy wielkich uroczystociach. Dorte
otara zy i musiaa wydmucha nos w chusteczk. Potem umiechna si, ukazujc drobne
biae zby, i przeprosia, e pacze, ale lub jej dziecka to dla niej szczeglna chwila. Nawet

jeli Daniel eni si z tak wspania dziewczyn jak jest Sofie, dodaa. Mathilde bya dla niej
jak crka, kiedy przysza na sub do Heimly. A potem Sofie te traktowali jak wasne
dziecko. Znowu si rozemiaa, a jej twarz si zarumienia i teraz ju niewiele rnia si
kolorem od rudych wosw.
- No i kto jeszcze przyby w naszej rodzinie. Lise! By moe w przyszym roku znw
si tu spotkamy przy okazji kolejnego lubu. Mam tak wiele dzieci, wszystkie przygarnam i
gotowa jestem broni ich jak lwica. - cisno j w gardle, wic zamilka i tylko podniosa
kieliszek.
- Na zdrowie! - zawoa Jakob gromkim gosem.
- Na zdrowie! - odpowiedzieli gocie.
Po obiedzie Elizabeth miaa ochot si przej. Wielu innych goci te chciao
rozprostowa nogi i uci sobie pogawdk. Suce mogy w tym czasie posprzta ze stou i
spokojnie pozmywa. Po drodze Elizabeth natkna si na Hansine. A j zmrozio na jej
widok i czym prdzej chciaa pj dalej. Nie miay o czym rozmawia, zwaszcza po tym,
jak suca zwizaa si ze Steffenem.
- Dzie dobry - pozdrowia j dziewczyna i umiechna si mio. - Dawno ci nie
widziaam. Elizabeth popatrzya na ni wyczekujco i tamtej wyranie zrobio si nieswojo.
Grzebaa butem w piasku, a czubek zakurzy si i poszarza.
- Ceremonia w kociele bya pikna - dodaa Hansine. Elizabeth skina gow.
- Teraz modzi przeprowadz si do Neset.
- Tak - potwierdzia Elizabeth i odchrzkna. - Musz ju i. - Skina gow na
poegnanie i posza do wychodka. Kiedy wychodzia, spotkaa Ane. Crka prowadzia
Alexandr.
- A kt to idzie? Najukochaszy, zoty skarb babci? - zaszczebiotaa i przykucna.
Alexandra rozemiaa si w gos i przypieszya kroku, a po chwili ju siedziaa na
rkach Elizabeth. Przed uroczystoci zamieniy z Ane kilka sw, ale potem crka znikna
jej z oczu, a przy obiedzie siedziay tak daleko od siebie, e nie mogy porozmawia.
- To by cudowny lub - stwierdzia Ane. Elizabeth zmruya oczy i wystawia twarz
ku socu.
- Przed chwil to samo powiedziaa Hansine.
- Rozmawiaa z ni?
- Krtko.
Ane skrzyowaa rce na piersi i spojrzaa surowym wzrokiem. Obserwujc crk,
Elizabeth odniosa wraenie, jakby widziaa sam siebie sprzed lat. A bi od niej

modzieczy upr.
- Nie mam wprost odwagi powiedzie tego na gos, ale to, co si stao, to prawdziwy
dar od Boga.
- O czym ty mwisz? - spytaa Elizabeth. Alexandra tymczasem wsuwaa jej do ust
swj malutki paluszek.
- Nie syszaa? - Ane spojrzaa na matk zaskoczona, po czym opowiedziaa jej o
zerwanych zarczynach Hansine. - Teraz to nie ta sama dziewczyna - stwierdzia na koniec. Czasem jeszcze bywa krnbrna, lecz zna ju swoje miejsce i wyranie si uspokoia.
Elizabeth poczua wyrzuty sumienia na myl, jak przed chwil potraktowaa Hansine.
- Kim jest nowa wybranka Steffena? - spytaa. Ane wzruszya ramionami.
- Nie wiem. Nic o niej nie wiadomo oprcz tego, e ma mnstwo pienidzy.
- Biedna Hansine.
- Wcale mi jej nie al. Jak sobie pocielesz, tak si wypisz, mwi przysowie.
- Nie mona tak pochopnie osdza innych - upomniaa j Elizabeth. - Kady moe
popeni jakie gupstwo, ktrego pniej auje.
- Wszyscy mwilimy jej, jaki to czowiek, a ona i tak si z nim spotykaa, chocia
wiedziaa, ile zego nam wyrzdzi - mwia Ane, a jej oczy ciskay byskawice.
- Wiem o tym. Czuam do niej taki sam al jak ty. Jeszcze przed chwil. Ale uwaam,
e powinnimy jej wybaczy. A w kadym razie zapomnie o tym, co byo. - Elizabeth
przeoya Alexandr na drug rk, bo maa zacza jej ciy. - Zwaszcza wy, ktrzy
mieszkacie po ssiedzku.
Ane nie odpowiedziaa. Patrzya przed siebie zamylona, ale w jej oczach nadal
byszczaa zo. Obok nich z krzykiem przebiegy dzieci. William znalaz na brzegu jakiego
robaka i teraz, trzymajc go w wycignitej rce, goni Signe, a ta z wrzaskiem uciekaa do
domu.
Elizabeth poznaa jednak, e dziewczynka tylko udaje, e si boi. Przypomniaa sobie,
e sama jako dziecko tak si zachowywaa, gdy Jens straszy j jakim paskudztwem. William
wyrzuci robaka na rabat z kwiatami pod cian domu, a Signe schowaa si w sieni.
- Uwaam, e Hansine powinna nas przeprosi - odezwaa si Ane. Elizabeth spojrzaa
na crk.
- Na pewno auje, ale moe trudno jej wyrazi to sowami. Myl, e zrobi to w inny
sposb. Sama przecie mwia, e znacznie spokorniaa. Oczy Ane nieco zagodniay.
- No dobrze, skoro tak uwaasz. - Ane umiechna si ledwo dostrzegalnie i
poprawia Alexandrze skarpetki. - Nie chciaaby mie wicej dzieci? - spytaa nagle.

Elizabeth poczua ucisk w odku.


- Owszem, czasem mi si zdarza, e o tym myl, ale waciwie jestem zadowolona.
Mam ciebie i Williama, a oprcz was jeszcze to malestwo. - W chwili gdy to powiedziaa,
poczua, e tak jest naprawd, i od razu poprawi jej si nastrj. Oddaa Alexandr Ane. Musz umy Williamowi rce -wyjania. - Bawi si na brzegu.
Znalaza syna, kiedy pdzi ju w stron szopy na odzie.
- Williamie, chod tu! - zawoaa. Przybieg bez protestw. Koo obory stao wiadro z
wod. Elizabeth umya mu w nim rce, a potem wytara je chusteczk. Nastpnie otrzepaa
jego czarne spodnie z piasku. - Teraz postaraj si ju nie brudzi. Wytrzymaj przynajmniej do
podwieczorku - powiedziaa.
- Bdzie jeszcze co do jedzenia? - zdziwi si i poklepa po brzuchu. - A ja jestem taki
najedzony.
- Na pewno dostaniecie soku.
- Naprawd? Waciwie mam tu jeszcze troch miejsca - pokaza na jeden z bokw.
Elizabeth odprowadzaa go wzrokiem, gdy pdzi poszuka Signe. Potem wesza do
domu. Suce uprztny ju ze stow i pooyy wiee obrusy, a teraz ustawiay serwis do
kawy. Zerkna na st uginajcy si od prezentw. Zauwaya, e kto podarowa modym
drewniane nosido do wiader; na pewno przyda si Sofie, gdy bdzie musiaa nanosi wody.
Poza tym stay tam porcelanowe pojemniki z napisami: Cukier, Mka, Maso. W innym
miejscu dostrzega dwie miski z dziurk do zawieszenia na cianie, na ktrych wypisano:
Soda i Piasek
Wrd prezentw znajdoway si rwnie lniane rczniki, pociel, miseczki, kubki,
kilka obrazkw, obrusy i sporo innych rzeczy. Modym na pewno wszystko to si przyda,
stwierdzia. Podesza do niej Dorte.
- Dostali duo piknych prezentw - zagadna z umiechem. - Spjrz tutaj. Czy to
nie jest liczne? -spytaa, podnoszc cztery poszewki na poduszki, wszystkie rcznie szyte, z
wyhaftowanymi na biao literami S i D, ktre splatay si ze sob.
- Kto to zrobi? - spytaa Elizabeth.
- Hansine. Moesz si domyli, e powicia na to mnstwo czasu.
Elizabeth pogadzia palcem wyhaftowany monogram. Dorte miaa racj: to naprawd
niezwyky upominek.
- Poka ci co jeszcze - powiedziaa Dorte. Pocigna Elizabeth za sob na schody i
poprowadzia na poddasze.
- Patrz - oznajmia, kiedy dotary do sypialni, ktr dzielia z Jakobem. - Hansine nie

chciaa, ebymy pooyli to tam, na stole. To prezent dla Jakoba i dla mnie. -Wzia do rki
Bibli z pozacanymi kartkami, oprawion w skr. Otworzya ksig i pokazaa pierwsz
stron. Widnia tam starannie wykaligrafowany napis: Dla Jakoba i Dorte. Z gbok
wdzicznoci. Z powaaniem - Hansine. Heimly, czerwiec 1893 roku.
- Jak jej si udao zdoby tyle pienidzy? - zdumiaa si Elizabeth. - To musiao
kosztowa majtek.
- Dostaa od Steffena piercionek zarczynowy, ktry sprzedaa Fredrikowi. Elizabeth
musiaa si rozemia.
- A co na to Steffen? Dorte wzruszya ramionami.
- Nie sdz, eby si jeszcze tym przejmowaa. Na pocztku byo jej bardzo ciko, no
ale sama si o to prosia. Musz przyzna, e mino troch czasu, zanim byam w stanie jej
wspczu. Teraz ju tylko si ciesz, e jest po wszystkim. - Umiechna si szybko, jakby
przepraszajco. - Chyba musimy zej na d. Dorte starannie zawina Bibli w chustk i
woya z powrotem do szuflady komody.
- A jak zareagowa Jakob? - spytaa Elizabeth, gdy wyszy na korytarz.
- Tak jak ja, te potrzebuje czasu, eby wybaczy Hansine. Wszystkim im jednak
powiedziaam: ona bya zakochana i lepa. Wreszcie otworzyy si jej oczy i powinnimy si
teraz cieszy. I nie wracajmy wicej do tego, co byo.
Dorte to mdra kobieta, pomylaa Elizabeth, gdy schodziy na d. Gocie znw
zaczynali si gromadzi w salonie.
Sodkie ciasta i kawa kusiy. I moe jeszcze odrobina czego mocniejszego w
filiance. Potem rusz do taca. Elizabeth poczua, jak wypenia j rado; odniosa wraenie,
jakby ubyo jej lat. Dzi wieczorem zakrci si w tacu z Jensem. Ale najpierw musi
porozmawia z Hansine. Musi jej powiedzie, e nie ywi do niej urazy. A pniej bdzie si
ju tylko bawi. Na kilka godzin zapomni o codziennym znoju. Helene, Lars i Hansine
zadbali o zwierzta, wic ona i Jens mog przetaczy ca t jasn letni noc. Dopiero jutro
wrc do domu.
Mari obudzi jaki dwik. Oszoomiona, rozejrzaa si po ciemnym pokoju. Sama
wybraa grube zasony i powiesia je w oknach, eby Kristine nie budzia si skoro wit.
Moe to tylko sen? Olav spa mocno obok niej i nawet nie drgn. Uoya si na boku,
zamkna oczy i usiowaa ponownie zasn. Wtedy znw usyszaa ten odgos, jakby drobne
kamyki uderzajce o szyb. Gwatownie poderwaa si i usiada na ku. Potem cicho wstaa
i podesza do okna. Nie, na dziedzicu byo cicho i pusto.
Zegar na dole w salonie uderzy trzy razy. A wic nadal jest noc, pomylaa i

ziewna. Oczy j pieky z niewyspania. Przed lubem Daniela i Sofie miaa duo roboty i
pno si kada. Czua si potwornie zmczona wszystkim, co si dziao. Nie tylko prac, ale
rwnie ca t histori z Hansine. Na szczcie jest ju po wszystkim i jeli tylko uda jej si
wrci do dawnego rytmu, jako to bdzie. Ale od wesela upyny dopiero dwa dni i minie
jeszcze troch czasu, zanim odepi nieprzespane noce. Ju miaa z powrotem opuci zason,
gdy nagle odniosa wraenie, e pod oknem przemkn jaki cie. Przyoya policzek do
szyby, eby lepiej widzie. Czy powinna otworzy okno? Nie, to obudzioby Olava i Kristine.
A co to? Czyby dosyszaa jaki gos? Czyj szept? Nasuchiwaa. Wok jednak panowaa
zupena cisza.
Chyba mi si przynio, pomylaa i powloka si z powrotem do ka. Poczua, e
zmarzy jej stopy, wic kadc si, uwaaa, eby nie dotkn nimi Olava. Natychmiast by si
obudzi i spyta, co ona wyprawia w rodku nocy.
Serce walio jej w piersi ze zdenerwowania. Miarowo i mocno. Nasuchiwaa krokw
na wirze, ale nie dobiegy jej adne dwiki czy gosy. A wic jednak jej si zdawao.
Westchna, zamkna oczy i zaraz potem zapada w sen.
Kiedy zegar wybi pit, znowu si obudzia. Inni jeszcze spali, lecz ona wstaa.
Bezszelestnie si ubraa i szybko umya twarz. Potem zesza na d.
- Co ty tu robisz? - Podskoczya przestraszona na widok Hansine, ktra siedziaa przy
stole i ciskaa w doniach filiank w kwiaty.
- Nie mogam spa - odpara cicho suca. - Jeszcze troch za wczenie, eby zacz
robi niadanie albo i do obory, wic po prostu usiadam tu w kuchni. - Urwaa i
przygldaa si zawartoci filianki.
- Zaparzyam kaw. Bdzie jeszcze ciepa, kiedy wszyscy wstan. Maria nalaa sobie
kawy i usiada po drugiej stronie stou.
- Obudziam ci? - spytaa Hansine. Maria pokrcia gow.
- Usyszaam uderzenia zegara w salonie. - Skosztowaa gorcego napoju. - Poza tym
wydawao mi si, e kto krci si w pobliu domu.
Hansine poderwaa si i popatrzya na ni szeroko otwartymi oczami. Potem nieco si
opanowaa i wyjrzaa przez okno.
- A wic te to syszaa - stwierdzia od razu Maria. - Kto to mg by? Czy to ty
wychodzia? Hansine zaprzeczya i znw zacza wpatrywa si w okno.
- Powiedz mi, kto tu by. Suca odwrcia si powoli.
- Steffen.
- Czego on jeszcze chce?

- Nie wiem. Kazaam mu si wynosi. Powiedziaam, e jest noc i ludzie chc spa.
Wtedy on nalega, e musi ze mn porozmawia, i twierdzi, e to co wanego. Odparam, e
nie mamy o czym gada. Mwiam szeptem. I dodaam jeszcze, e jeeli przyszed po
piercionek zarczynowy, to go sprzedaam i ju go nie zobaczy.
- A co on na to?
- Nie wiem. Zamknam okno i si pooyam. Na szczcie wicej nie rzuca
kamykami w szyb ani nie nawoywa. Baam si, e was obudzi. Denerwowaam si
zwaszcza ze wzgldu na Dorte i Jakoba.
Czego ten ajdak mg chcie? - zastanowia si Maria. Pewnie chcia odzyska
piercionek zarczynowy. Domylaa si, e musia sporo kosztowa, bo Biblia, ktr kupia
Hansine, bya potwornie droga.
- Jak sdzisz, czy on wrci? - spytaa suca.
-Nie wiem - odpara Maria szczerze. - Raczej nie zjawi si za dnia, na to si nie
odway, ale jeli przyjdzie w nocy, udawaj, e go nie syszysz. A jeli obudzi Jakoba, to
bdzie musia zmyka, gdzie pieprz ronie. - Maria rozemiaa si cicho, gdy to sobie
wyobrazia. Hansine umiechna si blado, a Maria pooya rk na jej ramieniu. - Gwid
na niego. Dzi przed poudniem zjemy sobie ciasta do kawy. Po poudniu te - dodaa. Zostao tyle jedzenia po weselu, e chyba obie porzdnie utyjemy. Siedziay i artoway do
witu. A kiedy usyszay skrzypienie desek podogi nad gowami, uznay, e najwyszy czas
nastawi kasz na niadanie.
Maria czua, e dostanie okres, bo rwao j w krzyu. W dodatku ciko pracowaa
cay dzie, a to jeszcze nasilio dolegliwoci. Budzia si w nocy kilka razy, wiercia si,
zmieniaa miejsca, w kocu wstaa z ka. Usiada na brzegu posania i pomasowaa
krgosup. Obejrzaa si przez rami. Olav mocno spa.
Potem zarzucia na nocn koszul kubrak i wymkna si z sypialni. Moe poczuje
ulg, gdy zrobi sobie ciepy kompres. Pamitaa, e Elizabeth tak robia, gdy mieszkay razem
w Dalsrud. Wsuna kilka szczap drewna do osmalonej kuchni i rozpalia ogie. Szukajc
rkawic, mylaa, jak to dobrze, e Jakob i Dorte zdecydowali si zlikwidowa palenisko i
zamiast niego postawi porzdn kuchni. Ane przygldaa si im, jak burzyli stare palenisko,
i krcia gow. A ja si ciesz, e cigle jeszcze mam swoje" - powiedziaa wtedy.
Oj, ty chyba te bdziesz musiaa wymieni je na co nowszego" - skomentowa
Jakob z umiechem. Nigdy w yciu! Zostawi wszystko w Dalen tak, jak byo za czasw,
gdy mieszkali tam mama z Jensem. To, co im wystarczyo, nam te si nada".
Maria nie sprostowaa, e przecie zbudowali wiksz obor i postawili dodatkowe

budynki. Ane bya tak uparta jak kiedy Elizabeth. Na pewno z czasem z tego wyronie i
troch zagodnieje. Obok kuchni znalaza par rkawic. Przyo je do krzya, pomylaa. W
tej samej chwili dostrzega co ktem oka. Twarz za szyb? Czyj posta, ktra przemkna
obok? Zostawia rkawice, chwycia pogrzebacz, ktry sta w pobliu, i w dwch susach
znalaza si przy oknie. W gardle miaa sucho, ciko przekna. Jeeli to znowu Steffen, to
naprawd mnie popamita, pomylaa z wciekoci. Szybko wsuna stopy w chodaki i
wysza. Przywara plecami do drzwi i nasuchiwaa. Wok panowaa zupena cisza.
Powoli, przesuwajc si wzdu ciany, dotara za rg domu i czekaa. Minuty pyny
wolno. Drgna przestraszona, gdy w dole na brzegu zaskrzecza ostrygojad. Na dziedzicu
przysiada mewa, zanurzya dzib w niewielkiej kauy i potrzsna ebkiem. Rozejrzaa si
dookoa maymi, czarnymi oczkami. Czy widziaa Steffena? -zastanowia si Maria. Czy wie,
gdzie on teraz jest?
Nagle usyszaa chrzst krokw na wirze i wytya wzrok. Tak, to on. By
odwrcony do niej plecami i gwizda cicho w stron okna. Potem schyli si i podnis gar
drobnych kamykw. Maria wykorzystaa okazj, bezszelestnie podesza po poronitym traw
wskim pasie przy cianie domu i stana tu za Steffenem.
- Dziwn por wybrae, eby zoy nam wizyt - powiedziaa. Odwrci si
byskawicznie i spojrza na ni oszalaym wzrokiem.
- O Boe, ale mnie przestraszya! - jkn. Po chwili opanowa si i szybko
wyprostowa.
- Musz porozmawia z Hansine.
- To niemoliwe - odpara. Skrzyowaa rce na piersi, nie ukrywajc, e w prawej
doni trzyma pogrzebacz.
- Musz jej powiedzie co wanego.
- Wtpi w to. No, zabieraj si std! - rzucia zniecierpliwiona.
Zrobi kilka krokw w miejscu i obejrza si przez rami. Maria zauwaya teraz
konia, uwizanego dalej przy drodze. Poczua, e jest jej zimno. Nawet w tak letni noc nie
powinna wychodzi z domu w samej koszuli nocnej i cienkim kubraku.
Nie moga dopuci, by Steffen zauway, e dry i si boi. Przede wszystkim jednak
odczuwaa zo. Bya wcieka, e omieli si tu przyj po tym wszystkim, co im zrobi.
- Nie rozumiesz, co do ciebie mwi? - spytaa. - Zawracaj i ju ci tu nie ma!
- Chc przeprosi - powiedzia i spojrza jej w oczy. Nie wyczytaa w jego wzroku
skruchy, ktr udawa. Zauwaya natomiast, e w gbi czaio si co zego.
- Zerwaem z... t drug. Popeniem fatalny bd i to wanie chciaem powiedzie

Hansine.
- Popenie wiele bdw w swoim czasie, Steffenie. Najwikszym byo pojawienie
si w Dalsrud. Nastpnym uwiedzenie Liny, a reszt sam wiesz najlepiej - rzeka Maria
spokojnie. - Odejcie od Hansine byo najrozsdniejsz rzecz, jak zrobie. Wszyscy
wiemy, dlaczego chciae si oeni z nasz suc. Bo w ten sposb zbliyby si do naszej
rodziny i mgby dalej nam szkodzi, stosujc swoje diabelskie sztuczki. Bo czego innego
taki mczyzna jak ty mgby chcie od tak ubogiej dziewczyny jak Hansine?
Przez wyrazist twarz Steffena przebieg grymas i Maria mocniej cisna pogrzebacz,
ktrym zwykle zdejmowali z pieca fajerki.
- Hansine nie chce mie z tob ju nic wsplnego. Przyjmij to do wiadomoci i nie
udawaj bardziej skrzywdzonego, ni jeste. Jego oczy pociemniay, odchyli do tyu gow i
spojrza na ni jadowitym wzrokiem.
- Myl, e to ty maczaa w tym palce! - bardziej stwierdzi, ni odgad. Nie
przytakna, tylko si umiechna. W kocu nie wytrzymaa:
- To tamta z tob zerwaa, prawda? Moe ju nawet nastpnego dnia?
Wiedziaa, e tak byo, ale musiaa spyta. Sama to ustalia z Indianne. Rozmawiay
niedawno w tajemnicy i dowiedziaa si, e ich plan si powid. Przyjacika Indianne
niemal nie moga si doczeka, kiedy wreszcie powie Steffenowi, eby znikn z jej ycia i
nigdy wicej si nie pokazywa. A poniewa pochodzia z zamonej i wpywowej rodziny, nie
musiaa obawia si jego zemsty.
- A wic to ty... - sykn i zacisn pici. Maria wysuna przed siebie pogrzebacz.
- Nie zawaham si go uy. I zapowiadam, e bd krzycze. Tu na grze pi Olav i
Jakob, a maj lekki sen. Syszeli, jak krcie si w pobliu dwa dni temu, ale uspokoiam ich
i przekonaam, e to tylko lis si skrada. Lepiej std odejd, Steffenie. Id ju, syszysz? Jego
twarz si cigna i przybraa surow mask.
- Nie masz tu czego szuka. Zrozum, przegrae! Oddycha ciko. Zauwaya, e jego
pier unosia si i opadaa. Donie na przemian otwieray si i zaciskay. Widocznie waha si,
co ma zrobi. W kocu wbi w ni wzrok.
- Nie przegraem! - sykn. - Nigdy nie przegrywam! Potem odwrci si na picie i
poszed w stron konia. Maria nie ruszya si z miejsca, ale musiaa oprze si o framug,
eby nie upa. Staa tak, dopki nie odjecha. Wtedy wlizgna si do rodka, zamkna za
sob drzwi i posza do kuchni.
Rkawice nadal leay na blacie stou, ale bl w krzyu min, jak rk odj. Zamiast
tego od ng w gr po caym ciele zaczo rozchodzi si drenie. Dygotaa ze strachu i

zdenerwowania; w kocu osuna si na podog niczym szmaciana lalka i rozpakaa jak


dziecko. Ogarn j suchy pacz, ktry pomg rozadowa lk.
Nie trwao to dugo, tylko tyle, by odzyskaa nad sob panowanie. Wtedy wstaa z
poczuciem ogromnej dumy z tego, co zrobia. Przez wszystkie te lata bya potulna i spokojna,
zawsze pozostawaa w cieniu Elizabeth... i Ane. A wic i we mnie drzemi niepojte siy,
pomylaa z radoci. Moe maj je wszystkie kobiety i wykorzystuj, gdy naprawd zajdzie
taka potrzeba? Umiechna si, odoya pogrzebacz i posza na gr.
Cieszya si, e moe si pooy za szerokimi plecami Olava, ktry dawa poczucie
bezpieczestwa.

Rozdzia 13
Czubek stalwki skroba po papierze. Elizabeth znw zanurzya piro w kaamarzu,
otara je o brzeg buteleczki i napisaa par kolejnych sw. Postanowia wysa kilka listw.
Do Amandy i jej rodziny, Nilsa Wczgi, matki Liny oraz do Sary. Uznaa, e najlepiej zaj
si tym teraz, bo za kilka dni zaczynaj si sianokosy, a wtedy przez nastpne tygodnie na nic
nie bdzie czasu. Na razie mogli troch odetchn i robi tylko to, co konieczne.
Przez okno w salonie zobaczya, e ona lensmana wraca z jednej ze swoich wypraw
do przyjaciek.
Najwidoczniej si nudzia. Ale to jej chyba odpowiada, pomylaa Elizabeth. Mogaby
si przecie wczy w jakie prace i zainteresowa tym, co si dziao dokoa. Wtedy
przynajmniej miaaby czym zaj rce.
Elizabeth upia troch kawy. Ju wystyga, ale to nic. Zreszt, nie powinnam narzeka,
stwierdzia w duchu. Po tym, jak wyrzucia z siebie to, co leao jej na sercu, wszystko
ukadao si lepiej.
Lensmanowa ju tak bardzo nie zrzdzia i poza staymi posikami sama przyrzdzaa
sobie co do jedzenia i picia. Zdarzao si nawet, e zbieraa brudne ubrania i zanosia je do
pralni. I ju samo to byo - jak na ni - postpem.
Niedugo oboje powinni wyprowadzi si do swojego nowego domu. Elizabeth
wiedziaa, e zaczto ju prace wewntrz budynku, ale nie wiedziaa, ile jeszcze zostao do
koca. W zamyleniu gryza obsadk pira, przygldajc si, jak lensmanowa kae Larsowi
zaprowadzi konia do stajni.
Skoczya pisa list do Sary, podmuchaa na kartk, eby osuszy atrament, po czym
zoya list.
- O, tutaj jeste! - ona lensmana podskoczya przestraszona, kiedy zauwaya
Elizabeth. Potem zaczerwienia si i umkna wzrokiem.
- Pisz listy - odpara Elizabeth krtko i woya kartki do kopert. - Chciaam to zrobi
teraz, zanim zaczniemy sianokosy.
Tamta skina gow, ciskajc w rkach kurtk, ktr zdja.
Elizabeth przygldaa si jej ze zmarszczonymi brwiami. Co si z t kobiet dzieje?
ona lensmana sprawiaa takie wraenie, jakby na jej widok odczuwaa nieprzyjemny smak w
ustach.
- Czy co si stao? - spytaa Elizabeth.
- Nie, nie, absolutnie nic - zaprzeczya lensmanowa. Odchrzkna i przewiesia kurtk

przez oparcie krzesa, a potem usiada w fotelu.


Wyja z koszyka robtk, ale rce tak jej si trzsy, e nie moga nawlec igy. Kilka
razy linia koniec nitki i prbowaa od nowa, a wreszcie jej si udao. Potem ukua si w
palec i woya go do ust. Elizabeth obserwowaa kady jej ruch. Co byo nie tak, widziaa to
cakiem wyranie.
- Jak postpuje budowa domu? - spytaa, eby jako zacz rozmow.
- Co? Ach, budowa... Tak, wszystko w porzdku. Mczyni postawili ju wszystkie
ciany i uoyli podogi, a teraz zostay do przybicia tylko panele i listwy - odpara. Na
sekund podniosa wzrok i Elizabeth zmrozio, gdy ich spojrzenia si spotkay.
- Czy zrobiam ci co zego? - wyrwao si jej. ona lensmana cigna usta, a
utworzyy cienk row kresk.
- Mam straszn migren, wic chyba pjd na gr i poo si na chwil.
Elizabeth przygldaa si jej, jak odkada robtk z powrotem do koszyka i wychodzi
z salonu. Nastpnie przeniosa wzrok na kartki i koperty porozkadane na stole. Migrena,
pomylaa. Kto kiedy o tym wspomnia, lecz nie pamitaa kto. Czy to nie bl gowy?
Dlaczego ona nie moga po prostu powiedzie, tak jak inni, e boli j gowa? Poniewa nigdy
nie miewaa blw gowy! To tylko wymwka, eby unikn trudnych pyta.
Opara czoo na wyprostowanych palcach i wytya pami. Co takiego powiedziaa
lub zrobia, czym mogaby do tego stopnia wzburzy on lensmana? Nic innego ni zwykle,
stwierdzia. Waciwie nawet dobrze si ostatnio dogadyway. Zdarzao si, e wszyscy razem
pili popoudniow kaw w salonie lub na powietrzu po sonecznej stronie domu. Rozmawiali
wtedy o tym i owym.
O weselu w Heimly, na ktre niestety lensman z on nie mogli przyby, bo zostali
wczeniej zaproszeni do kogo innego i ju potwierdzili, e przyjd. O nowym domu i
wszystkim, co kupili lub zamwili. Lensmanowa duo opowiadaa o tapetach i zasonach. Po
awanturze z Elizabeth nakonia swoje suce, eby uszyy zasony. Niektre dziewczta
dobrze radziy sobie z ig i nitk, poza tym ona lensmana osobicie dogldaa, eby
wszystko zostao zrobione tak, jak sobie yczya. Elizabeth wetkna korek do buteleczki z
atramentem i sprztna papiery. Wygldao na to, e tego dnia ju nic wicej nie napisze. W
kuchni spotkaa Helene, ktra siedziaa przy kocu stou i pia kaw. Elizabeth usiada obok.
- ona lensmana jest na mnie o co za - powiedziaa. Helene zerkna na ni.
- Czy to co nowego?
- Tak, bo nie ma adnego powodu.
- Ach tak? A czy zwykle ma powd?

Elizabeth popatrzya na ni zrezygnowana. Miaa ochot jkn, ale si powstrzymaa.


- Bd szczliwa, kiedy si wreszcie wyprowadz -wyznaa Helene i wyjrzaa przez
okno. Potem podniosa si ociale. - No, musz wraca do roboty.
Elizabeth bezwiednie skina gow. Mylami bya jeszcze przy epizodzie w salonie.
Chwil pniej do domu wrci lensman. By zaczerwieniony na twarzy, a jego siwa
broda poruszaa si w gr i w d, kiedy mwi. Opowiada, jak postpuj prace przy
budowie domu. Zachwyca si, e ciele dokonuj prawdziwych cudw. Pochwali te
kobiety, e zamiataj podogi, podaj gwodzie i czstuj kaw. Robi wszystko, eby pomc
mczyznom. W ten sposb pozwalaj im zaoszczdzi sporo czasu, stwierdzi.
Elizabeth staraa si nie okazywa zbytniego zachwytu. Nie moga si zdradzi, jak
bardzo si cieszy, e wkrtce pozbdzie si przymusowych lokatorw, zwaszcza jego ony.
- Czy ona jest w salonie? - spyta nagle lensman i wsta. - Musz jej opowiedzie, jak
id prace. Nie moe si doczeka, rozumiecie.
- Pooya si - odpara Elizabeth. - Boli j go... Ma migren.
Zmarszczy czoo, tak e przypominao teraz pofadowany dywanik z gagankw, po
czym w zamyleniu zacz skrca kosmyk brody.
- W takim razie pjd do niej na gr.
Podczas podwieczorku Elizabeth zorientowaa si, e co si nie zgadza. Zona
lensmana dziwnie szybko pozbya si blu gowy i ju od duszego czasu siedziaa z mem
w salonie. Helene posza powiedzie im, e dzisiaj poda kaw na dworze, bo jest ciepo i
sonecznie. Kiedy wrcia, spojrzaa na Elizabeth i oznajmia znionym gosem:
- Nie przyjd!
- Jak to? Nie przyjd?
- Oboje s jacy li. Powiedzieli, e sami sobie zrobi kaw. Smacznego,
odpowiedziaam. - Helene machna rkami. - A niech sobie tam siedz, skoro taka ich wola.
- Wypucia powietrze nosem i dodaa ju goniej: - Naprawd bd szczliwa, jak si
wreszcie wyprowadz. Elizabeth nie zdya nic odpowiedzie, bo w tej samej chwili wesza
Arnolda.
- Ju uprzedziam Larsa i Jensa - oznajmia. - Mam wynie na dwr filianki, ktre
stoj na tacy?
- Tak, ale bez tych dwch. - Elizabeth zabraa dwie filianki, spodki i talerzyki. Lensman z on nie bd pili z nami. Arnolda spojrzaa na ni zdumiona.
- Dlaczego?
- Krlow boli gowa i potrzebuje spokoju. - Kamstwo atwo jej przeszo przez

gardo, jak gdyby dotyczyo jej samej.


Suca wicej nie pytaa i po chwili znikna za drzwiami. Dziwne to maestwo,
pomylaa Elizabeth. ona lensmana zrzdzi i narzeka, a on znosi to w milczeniu. Poczua
przypyw wspczucia dla tego niemodego mczyzny.
Nastpnego dnia Elizabeth wybraa si do sklepu. Musiaa kupi to i owo, midzy
innymi cukier i mk, ktre si koczyy. Pozdrowia kobiety, ktre stay przed sklepem i
rozmawiay, lecz one odwrciy si do niej plecami i urway rozmow.
Elizabeth poczua, e ciarki jej przeszy po plecach. Czy powinna spyta, co si stao?
Nie, postanowia i wesza do rodka. W sklepiku paru mczyzn siedziao na skrzyni. Skinli
krtko gowami, ale wydawali si zakopotani, gdy ich pozdrowia. Elizabeth zbliya si do
lady.
- Dzie dobry - przywitaa Fredrika. - Jak id interesy?
- Dzikuj, dobrze. A u was wszystko w porzdku?
- Nie narzekam.
Podrapa si w kark i przesun nieco owek, ktry wystawa mu zza ucha. On te
wydaje si jaki dziwny, pomylaa Elizabeth i poruszya si niespokojnie. Co si z nimi
dzieje? Czyby bya trdowata? Tak si w kadym razie zachowuj. A moe zrobia co, co
wzbudzio w nich zazdro? Nie, nie we Fredriku. On nie jest taki.
- W czym mog ci dzisiaj pomc? - spyta, unikajc jej wzroku. W roztargnieniu
przesuwa przedmioty na ladzie: ksik, kilka owkw i soiki z cukierkami.
- Poprosz worek mki i worek cukru. Bdziesz mi musia pomc je przenie. I
chciaabym jeszcze to wysa. - Podaa mu list do Sary.
- Dobrze. - Sprawdzi, czy nakleia dosy znaczkw, woy list do duej szuflady i
rozejrza si dokoa. - Mk mam, ale cukier musimy przynie z magazynu. Chwyci worek z
mk, zarzuci sobie na plecy i puci Elizabeth przodem, by mu otworzya drzwi. - No, to
zosta nam jeszcze cukier - rzek i umiechn si przelotnie. Tym razem ruszy pierwszy.
Kiedy mijali gromadk kobiet, Elizabeth zwrcia uwag, e rozmowy znowu ucichy.
Zatrzymaa si na moment i pozdrowia kumoszki, zmuszajc je tym samym, by jej
odpowiedziay. Skiny krtko i niepewnie gowami, a potem znw si odwrciy. To
niewiele, ale i tak si ucieszya.
- Co si im wszystkim stao? - spytaa i zagrodzia Fredrikowi drog z magazynu.
Fredrik przesun si nieco; worek, ktry mia na plecach, musia mu ciy.
- Nie rozumiem, o czym mwisz. Czy co jest z nimi nie tak?
- Tak. I ty te si dziwnie zachowujesz. Czy zrobiam wam co zego?

- Nie... O ile mi wiadomo.


- Dlaczego wic si do mnie nie odzywacie? Ledwo mnie zauwaacie.
- Musz zanie worek - odpar Fredrik i ruszy w jej stron.
Odsuna si na bok, bo nie moga przecie pozwoli, eby duej dwiga taki ciar.
Posza jednak za nim, depczc mu po pitach, a kiedy zaadowa cukier na wz, pooya mu
rk na ramieniu.
- Chciaabym, eby by ze mn szczery - rzeka spokojnie.
Spojrza na ni, otworzy usta, eby co powiedzie, lecz usysza, e kto go woa. To
Lise. Od razu si rozpromieni, a jego ciemne oczy odzyskay dawny blask.
- Klienci na ciebie czekaj! - przypomniaa mu Lise.
- Ju id! - zawoa. - Porozmawiamy kiedy indziej -zwrci si do Elizabeth. Pozdrw wszystkich w Dalsrud. Pozwolia mu odej, ale sama jeszcze chwil staa. Lise
umiechna si do niej i pomachaa.
- Niestety, nie mam czasu na pogawdk! - krzykna. - Moe nastpnym razem.
Elizabeth skina gow bez sowa. Umiech Lise doda jej otuchy. Niemal
zrwnoway niech wszystkich innych.
Tego wieczoru postanowia porozmawia z Jensem. Podcigna poduszk na ku i
poprosia go, eby zrobi to samo.
- Zwrcie uwag, e lensman i jego ona wyranie mnie unikaj? - spytaa. Pokrci
gow.
- Od dawna?
- Od dwch dni.
- S po prostu dziwni, nie przejmuj si tym - odpar i chcia na powrt pooy
poduszk, Elizabeth jednak powstrzymaa go.
- Nie sdz. To chyba co wicej. Wszyscy, ktrych spotykam, traktuj mnie z
niechci. Nawet Fredrik.
- Mj brat?
-Tak.
- To do niego niepodobne.
- No wanie. Klienci w jego sklepiku te si podejrzanie zachowywali. Urywali
rozmowy, kiedy znalazam si w pobliu, i patrzyli na mnie wrogo. Co zego im zrobiam?
Jens zagryz doln warg.
- Nic, o ile wiem. Ostatnio nie maj nawet powodu do zazdroci. - Co mam robi? spytaa aonie i wzia go za rk.

- Jutro porozmawiam z lensmanem.


- Nie, to moja sprawa.
- To nasza sprawa - poprawi j. - Po niadaniu poprosimy go na rozmow. Ka
sucym wydoi krowy, a potem wypdzi bydo na pastwisko, ebymy zostali sami. Dzieci
niech id z nimi. Niechtnie przytakna.
- Dobrze, jeeli tak uwaasz.
- To najlepsze rozwizanie. Ale teraz kadmy si ju, bo rano musimy wczenie
wsta. Potem obsypa j pocaunkami, a zacza si mia i prosia, eby przesta. Nastpnie
przytulili si mocno do siebie, ale Jens nie prbowa jej rozbiera. Bya mu za to wdziczna.
Akurat teraz nie pragna takiej bliskoci.
W nocy drczyy j sny o ludziach, ktrzy stali wok niej i umiechali si drwico;
ona lensmana odnosia si do niej najgorzej. Wszyscy poszturchiwali j i obracali wkoo, a
zakrcio si jej w gowie i dostaa mdoci. Ten koszmar nie mia koca. Budzia si kilka
razy i znw zasypiaa, a mczcy sen powraca, tylko w innej wersji. Za ktrym razem
wszyscy zebrali si w jej salonie. Grzebali w jej listach, umiechali si zoliwie i czytali na
gos to, co napisaa.
Kiedy si znw obudzia, bya mokra od potu. Cicho wstaa z ka i napia si wody
stojcej na stole, w ktrej byo mnstwo bbelkw i smakowaa mierci. Wrcia do ka.
Odwrcia pierzyn, eby przykry si chodniejsz stron. Potem ponownie zasna i spaa
do rana snem bez marze sennych.
- Helene! Idcie z Arnold wydoi krowy, a potem wygocie je na pastwisko polecia sucym w czasie niadania. - I wecie ze sob dzieci - dodaa.
Helene spojrzaa na ni zaskoczona, ale nie zaprotestowaa. Skina tylko krtko
gow i jada dalej. Potem wszyscy wyszli i Elizabeth zebraa talerze po kaszy. Zosta tylko
Jens. Patrzy na ni ciepo, trzymajc w doniach kubek z kaw. Lensman wsta wczenie i pi
kaw w salonie, ale jego ona pewnie jeszcze spaa. Elizabeth waciwie nie miaa jej tego za
ze. To zbyt wczesna pora na wstawanie, gdy si nie ma nic do roboty. Tak wczenie
rozpoczty dzie mg si naprawd duy. Jens wsta i postawi kubek na blacie.
- Chod, porozmawiamy z nim, zanim wyjdzie z domu. Podya za mem, czujc,
jakby nogi miaa z oowiu. Lensman zerkn znad starej gazety, ktr trzyma w rkach.
Umiechn si szybko i odchrzkn.
- Ostatnio nie miaem czasu na czytanie gazet, ale dobry materia nigdy nie jest za
stary. - Rozemia si z przymusem.
- Musimy porozmawia - zacz Jens i usiad. Elizabeth znalaza krzeso stojce na

wprost.
- Dlaczego oboje z on jestecie na mnie tacy li? -spytaa od razu, zanim Jens zdy
cokolwiek powiedzie.
- li? - Lensman nerwowo krci w palcach kosmyk brody, ktry stercza z jednej
strony niczym dugi, cienki knot.
- Nie udawaj, e nie rozumiesz - odezwa si Jens zmczonym gosem. - Znamy si
zbyt dugo, eby odstawia teatr. Zreszt nie tylko wy wrogo traktujecie Elizabeth. Ludzie we
wsi te jej unikaj. Co si stao?
Lensman znowu odchrzkn, ale tym razem zostawi brod w spokoju.
- To nie jest atwe. - Zamilk. Elizabeth westchna.
- Prosz powiedzie. Nie mam zbyt wiele czasu.
- We wsi mwi... - zacz. - C, wybacz mi, prosz. My naturalnie w to nie
wierzymy. Powtarzam tylko to, co syszaem.
- A co takiego ludzie mwi? - spyta Jens.
- e Elizabeth ma innych.
- Jakich innych? - Elizabeth nie rozumiaa, co mia na myli.
- Innych mczyzn - wyrzuci jednym tchem, jakby chcia mie to ju za sob. - I e
tak jest od wielu lat. Od czasu, gdy bya jeszcze on Kristiana. S nawet tacy, ktrzy
twierdz, e bierzesz za to pienidze.
Wpatrywaa si w niego dugo, pewna, e le usyszaa. Nastpnie przeniosa wzrok na
Jensa. On take jej si przyglda z niedowierzaniem i zmarszczonymi brwiami. Po chwili
zacza si mia. Najpierw cicho, potem coraz goniej. To byo co tak idiotycznego, tak
gupiego, e nie moga si powstrzyma od miechu. Kiedy si w kocu opanowaa, musiaa
otrze zy.
- Kto opowiada takie bzdury? - zapytaa.
- Steffen.
Wesoo ustpia miejsca zoci.
- Steffen... - powtrzya Elizabeth, a Jens poderwa si z krzesa.
- Gdzie on jest? - spyta. Jego blizna na policzku podesza krwi. - Do tego! Miarka
si przebraa. Ja tego... Ja tego... - chodzi wkoo, zaciskajc pici. Lensman przesun sw
wielk doni po siwych wosach.
- Uspokj si, Jensie - rzek, nie podnoszc gosu. -Teraz ju rozumiem, e to czcze
wymysy.
- Teraz ju rozumiesz?! - Jens kry po salonie.

-A wic naprawd w to uwierzye?


- Nie, nie zrozum mnie le. Bylimy zaskoczeni i nie wiedzielimy, jak wam to
powiedzie. Dlatego was unikalimy.
- Moge nas jako uprzedzi - wybucha Elizabeth, czujc, e zy cisn si jej do
oczu. - I to jest podzikowanie? Obmawiacie nas za plecami? Rozmawiae ze Steffenem?
- Nie, ale pomwi z nim dzisiaj.
- O do licha, c za szlachetno! - zakpi Jens, umiechajc si krzywo. - Wielkie
dziki, ale sami damy sobie rad.
- Pozwlcie, e ja si tym zajm - oznajmi lensman. -To, co Steffen zrobi, jest
karalne. Jako przedstawiciel prawa mam wiksze moliwoci ni wy. Pozwlcie, ebym to ja
go dopad - mwi dalej proszco. - Jako podzikowanie. Dla naprawienia krzywdy, ktr
wam wyrzdzilimy. Elizabeth zerkna na Jensa. Zauwaya, e si waha, ale raczej nie by
skonny ustpi. Lensman jednak mia racj. Faktycznie, najlepszym wyjciem byo pozwoli,
eby zaj si tym on, str prawa. Baa si tego, co Jens mgby zrobi, gdyby teraz spotka
Steffena. Nie mniej obawiaa si wasnej reakcji.
- Dobrze - zgodzia si. Gos j zawid, wic powtrzya to jeszcze raz. Nagle
przysza jej na myl Laponka Lina. Czy wanie to chciaa jej przekaza, mwic, e spotka j
wiele zego? Lensman wsta i ucisn jej rk.
- Bardzo dzikuj - powiedzia. Nastpnie wycign do do Jensa i rwnie jemu
podzikowa. -Natychmiast udam si do Steffena i z nim porozmawiam - obieca i wyszed.
Pozostawi za sob dziwn cisz i zapach kawy.
Nieco pniej Elizabeth poprosia wszystkich domownikw, eby zebrali si w
kuchni. ona lensmana rwnie zesza, zaspana i niezbyt rozmowna. Elizabeth
zaproponowaa zebranym, eby usiedli, ale sama staa.
Jens stan nieopodal na rozstawionych nogach i opar si o blat stou, gotw j
wspomc.
- We wsi kr plotki na mj temat - zacza i zauwaya, e ona lensmana jakby
zapada si gbiej w krzeso, na ktrym siedziaa.
- Jakie plotki? - spytaa Helene.
- Ludzi mwi, e zadaj si z innymi mczyznami. Helene zacza si krztusi ze
miechu, ale Lars da jej mocnego kuksaca w bok.
- Przepraszam - mrukna i na powrt spowaniaa.
- Te brednie rozpowiada Steffen - wyjania Elizabeth i utkwia spojrzenie w
lensmanowej. Tamta widocznie si speszya, bo odwrcia wzrok.

- Steffen? - zagrzmia Lars, zaciskajc pi.


- Tak. I w zwizku z tym lensman pojecha wanie do niego, by przeprowadzi z nim
rozmow. Mwi to wam nie tylko dlatego, ebycie poznali prawd, lecz rwnie dlatego,
bycie nie prbowali zaatwia porachunkw ze Steffenem na wasn rk. Sami sobie
poradzimy. - Powioda wzrokiem po zebranych. - No, to moecie wraca do pracy. Chwycia
swj fartuch, ktry lea na blacie, i odwrcia si plecami. Syszaa za sob odgos
odsuwanych krzese i oddalajcych si krokw. Co za ulga, pomylaa i umiechna si do
Jensa.
- No, mamy to ju za sob - rzucia lekko.
- Jeste zmczona?
- Troch.
Pozwolia, eby j obj. Czua, e naley jej si nieco tego ciepa, ktre od niego bio
i dodawao jej si. Sza po wod, kiedy na dziedziniec wjeda lensman. Postawia puste
wiadra na ziemi i wysza mu na spotkanie.
- Rozmawiae z nim? - spytaa i chwycia konia za lejce. Urzdnik skin gow i
wysiad z wozu.,
- Tak, odbylimy dug rozmow i zrozumia powag sytuacji. Rcz, e nie bdzie
ci wicej nka.
- Co powiedzia? Lensman pooy rk na koskim grzbiecie.
- Tego nie mog powtrzy. Rozumiesz, tajemnica zawodowa. Stumia westchnienie.
- No tak. Trudno. Ale na pewno nie bdzie mnie wicej drczy?
- Nie, gwarantuj.
Miaa ochot zapyta, skd lensman moe mie tak pewno, ale zrezygnowaa.
Pewnie i tak by jej nie odpowiedzia. Musiaa si wic zadowoli tym, co usyszaa.
- I naturalnie Steffen postara si, eby prawda obiega wie rwnie szybko jak tamto
kamstwo - doda lensman. - A ja mu w tym pomog. Przynajmniej tyle mog zrobi.
- Dzikuj - odpara. Chwycia wiadra i posza nad rzek.
Helene i Arnolda wziy dzieci do lasu na jagody. Lars i Jens mieli przejrze narzdzia
przed sianokosami. Lensman z on wyjechali. Elizabeth zamierzaa skorzysta z ciszy, ktra
zapanowaa w domu. Wyja ksik z biblioteczki, eby poczyta. Usiada w fotelu, pooya
nogi na stoku, postawia obok na stoliku duy kubek z herbat, opara si wygodnie i
rozejrzaa dokoa. I wtedy usyszaa pukanie do drzwi. W pierwszym odruchu chciaa zawoa
na Arnold, ale przypomniaa sobie, e jest sama, i niechtnie wstaa.
- Steffen! - Jego widok by jak policzek. - Czego chcesz?

- Musz z tob porozmawia - powiedzia z naciskiem.


- Nie mamy o czym mwi - odpara i chciaa zatrzasn drzwi, ale j powstrzyma.
- Prosz. Tylko kilka minut. Nawet na schodach przed domem, jeli chcesz. Nie musz
wchodzi do rodka. Elizabeth zawahaa si, nastpnie skina gow i skrzyowaa rce na
piersi.
- Dobrze, ale streszczaj si, mam mao czasu.
- By u mnie lensman - zacz.
- Wiem o tym.
- Wstyd mi. - Popatrzy na ni bagalnie. - Naprawd, bardzo si wstydz swojego
postpowania zarwno wobec ciebie, jak i twoich bliskich z Heimly. Zrobibym wszystko,
eby naprawi wam wyrzdzone krzywdy - zapewni skruszony, obracajc w palcach guzik
kurtki. -Nie prosz o wybaczenie. Ani o zrozumienie. Wcale.
- Dlaczego wic przyszede? - spytaa, udajc bardziej surow, ni naprawd bya. W
oczach Steffena nie dostrzega ladu za. Wrcz przeciwnie, miaa wraenie, jakby patrzya w
brzowe oczy Kristiana. Byli przyrodnimi brami, tak podobnymi do siebie, e a ciskao w
doku.
- Tylko po to, eby powiedzie, jak bardzo mi przykro. Moe bdzie wam z tym lej i
pozwoli spokojnie y. - Zamilk i spuci wzrok. Po chwili znw na ni popatrzy. - Po
rozmowie z lensmanem poszedem do pastora. Nigdy nie byem dobrym chrzecijaninem.
Nigdy, a do tej pory. Ale teraz auj za wszystko i dziki temu odzyskaem wewntrzny
spokj.
Elizabeth dopiero w tym momencie zauwaya, e Steffen ma wiele cech Kristiana. A
zarazem wiedziaa, e przypomina go jedynie z wygldu.
- Tylko tyle chciaem powiedzie przed odjazdem. Wracam tam, skd przybyem, i
nigdy wicej tu nie wrc. Zszed o stopie niej, a wtedy Elizabeth zatrzymaa go.
- Zaczekaj! - poprosia. Odwrci si i spojrza na ni pytajco.
- Szczliwej podry - powiedziaa ciepo.
- Dzikuj. - Umiechn si. - Bardzo dzikuj. Podszed do konia, wsun stop w
strzemi i wskoczy na grzbiet wierzchowca.
Chwil pniej pdzi galopem w d drogi. Elizabeth staa przed domem i
odprowadzaa go wzrokiem, a znikn. Rwnie z jej ycia.
- Postaram si nie chowa urazy - szepna i wesza do rodka.

Rozdzia 14
Elizabeth przyjrzaa si swojej doni i zauwaya jeszcze jeden bbel. Z kieszeni
fartucha wyja du chustk do nosa, owina ni rk i mocno zawizaa. Przynajmniej
zapobiegnie przebiciu pcherzy. Za kilka dni donie stwardniej, pomylaa i spojrzaa na
pole.
Mczyni zrzucili koszule, a ich spocone ciaa lniy w socu. Kobiety podwiny
rkawy bluzek i rozpiy kilka guzikw pod szyj, odsaniajc blad po zimie skr.
Jens zrobi dla dzieci mae grabki, ktre teraz stay oparte o stg siana, bo ich
waciciele rzucili si na poszukiwanie mysich gniazd i rozwrzeszczanych pisklt.
Elizabeth wrcia do pracy, rozmylajc o lensmanie i jego onie.
Ktrego dnia, gdy siedziaa w gabinecie i robia rachunki, usyszaa, e kto cignie
co po pododze na poddaszu. Pomylaa, e to dzieci rozrabiaj. Szybko wic posza na gr,
eby to sprawdzi.
- Co robisz? - spytaa i spojrzaa zaskoczona na on lensmana. - Chyba nie
zamierzasz ciga tego wielkiego kufra po schodach?
- Dzisiaj si wyprowadzamy!
- Dzisiaj? Nic o tym nie wiedziaam. Kiedy si zdecydowalicie? Otya kobieta
wyprostowaa plecy. Twarz miaa czerwon z wysiku.
- Wczoraj. Moje suce wysprztay ju par pokoi w nowym domu, moemy si
wic wprowadzi.
- Ale przecie dom nie jest jeszcze wykoczony.
- Istotnie, ale cz nadaje si ju do zamieszkania. Elizabeth poczua wyrzuty
sumienia. To prawda, e chciaa jak najszybciej pozby si z Dalsrud lensmana i jego ony,
ale nie tak miao wyglda ich poegnanie. Chyba nigdy nie podsuchiwali pod drzwiami i nie
usyszeli, jak si skarya? Czua, e pali j twarz, i nie miaa miaoci spojrze na kobiet
stojc na szczycie schodw.
- Dlaczego tak si wam pieszy? - spytaa. - Czy nie jest tu wam wygodnie? Nie
moecie jeszcze troch poczeka, a wasz dom bdzie cakiem gotowy?
- Naturalnie, e jest nam tu dobrze - zapewnia lensmanowa i opara si o porcz. - Ale
wiesz, ju nie moemy si doczeka, kiedy bdziemy u siebie. - Umiechna si, ukazujc
drobne zby. - To nasz dom. Sama rozumiesz, jak przyjemnie jest wej do swojego domu po
dugiej nieobecnoci. Elizabeth skina gow. Musiaa przyzna jej racj. Uznaa, e ona
lensmana faktycznie mwia prawd, bo w jej gosie nie dosyszaa ukrytego sarkazmu.

- Rozumiem. Ale zostaw ten kufer, mczyni go znios. - Zmarszczya czoo. - Skd
go masz? Wikszo waszych rzeczy porwaa przecie lawina.
- Kupiam to od pewnego czowieka ze wsi. Musiaam przecie gdzie schowa
drobiazgi, ktre zgromadziam.
- Naturalnie - zgodzia si z ni Elizabeth. Drobiazgi, pomylaa z przeksem. Fredrik
przechowywa w magazynie mnstwo rzeczy, ktre zamwili w Kristianii i w Bergen. A
peno ich jeszcze leao w piwnicy i w komrce w Dalsrud.
- Moe mogabym w czym pomc? - spytaa niemiao. Lensmanowa przytakna i
upia kosmyk wosw, ktry opad jej na czoo.
- Zaczynamy dzi po poudniu. Niektrzy ju tam s. Pomog nam poukada
wszystkie przedmioty na miejsce.
Elizabeth zawstydzia si, e o tym nie wiedziaa. Ale przecie musiaa pamita o
tylu sprawach, jak choby rachunki, ktre trzeba byo regularnie prowadzi. Wszystkie
pozycje musiay si zgadza, to byo dla niej spraw honoru.
- Patrz, co znalazam! - zawoaa Signe i podbiega do niej z malek skorupk jajka,
jasnoniebiesk z drobnymi kropeczkami. - Czy naprawd w rodku byo pisklt-ko? - spytaa.
Elizabeth przyjrzaa si skorupce.
- Tak, to jajko zoy jaki may ptak.
- A William znalaz gniazdo myszy. Powiedzia, e zabierze te myszki do swojego
pokoju. Pozwolisz mu?
- Nie. Powiedz mu, eby odnis je tam, gdzie je znalaz, i to ju. Mysia mama bdzie
si niepokoi o swoje dzieci, jeeli znikn. Poza tym zagodz si na mier, jeeli William
zabierze je do domu. Opalona buzia Signe przybraa wyraz stanowczoci. Jaka ta maa jest
podobna do Liny, pomylaa Elizabeth. Pewnie Lina tak wanie wygldaa, gdy bya
dzieckiem. Czy patrzya teraz na nich z gry? Czy uwaaa, e jej crka jest dobrze
wychowywana? W kadym razie Elizabeth miaa tak nadziej. Staraa si najlepiej, jak
potrafia, i wychowywaa Signe na rwni z Williamem, traktujc j po mierci Liny jak
wasn crk.
Zobaczya, e Signe rozmawia z Williamem. Po chwili chopiec wrci w popiechu
do stogu siana i odoy mysie gniazdo na miejsce. Elizabeth pokrcia gow i wrcia do
pracy. Soce grzao w plecy. Cieszya si, e ju niedugo wieczr, chocia lubia sianokosy.
Przyjemno sprawia jej te widok wozw wyadowanych sianem, zwocych je jeden za
drugim do stodoy. Napenia spokojem, e starczy im paszy na ca zim.
Mylami znw powdrowaa ku nowemu domowi lensmana. Wszyscy mieszkacy

Dalsrud pomagali przy przeprowadzce. Wnosili meble i sprzty. Fredrik zwoa kilku
mczyzn ze Storvika, ktrzy zwieli rzeczy zakupione przez lensmanostwo. Uwijali si
niezmordowani, a Krlowa staa na rodku i wskazywaa, gdzie co postawi.
Dom okaza si wspaniay; jeli nie taki sam jak poprzedni, to w kadym razie bardzo
podobny. Trzeba byo dobrze tamten zna, eby dostrzec rnice. Poza tym pachnia wieym
drewnem, farb i klejem do tapet. Salon by ju gotowy, kuchnia take. Wykoczono te
sypialnie na poddaszu. Tylko korytarze i niektre pomieszczenia wymagay jeszcze nieco
pracy, ale lensman uzna, e da si z tym y. Tak czy owak, minie jeszcze troch czasu,
zanim wszystko bdzie w peni gotowe. A trzeba jeszcze wyprasowa obrusy i zasony,
wszystko poskada i uoy w szafach. Kiedy Elizabeth sza do wozu po kolejne rzeczy,
dogoni j Fredrik.
- Czy mgbym zamieni z tob kilka sw? - spyta powanie. Skina gow,
przestraszona wyrazem jego twarzy.
- Chciabym ci przeprosi za swoje zachowanie wtedy w sklepiku.
- Mj drogi, ju dawno o tym zapomniaam. Cigle jeszcze o tym mylisz? Pogadzia go po policzku i w tej samej chwili uderzyo j, jak bardzo wydorola. Z
podrostka zmieni si w mczyzn.
- Miaem ci powiedzie, co ludzie gadaj, ale wiesz... -Machn rkami. - Lise bya na
mnie wcieka -wyzna ze wzrokiem utkwionym w ziemi. - Kiedy odjechaa, spytaa mnie,
czy ci o wszystkim powiedziaem. Kiedy si przyznaem, e nie, przez cae trzy dni robia mi
wyrzuty. A musisz wiedzie, e jak ju zacznie, nie zna litoci. - Spojrza na Elizabeth
rozemianymi oczami. Elizabeth przygldaa mu si przez chwil.
- Wierzye w to, co o mnie opowiadano?
- Nie, ani troch, a tym, ktrzy powtarzali te bzdury, mwiem, e to wierutne
kamstwo. Ale tobie nie wspomniaem o plotkach. Zachowaem si jak tchrz. Po prostu nie
wiedziaem, jak ci to powiedzie. W Heimly te wszyscy syszeli o tych oszczerstwach, ale i
oni nie mieli pojcia, jak ci o tym uprzedzi.
- Rozumiem to. Nie ma sensu rozpamitywa tego, co mino.
- To wspaniaomylne z twojej strony, e tak do tego podchodzisz.
- Nie - zaprzeczya, wzruszajc ramionami. - Wiem, e teraz, gdy Steffen wyzna
prawd, wielu ludzi wstydzi si swojego zachowania. A ja po prostu chc o tamtym
zapomnie. Podszed do niej Jens i wyrwa j z zamylenia.
- Czy grabienie jest takie zabawne? - spyta. - Cay czas si umiechasz.
- Nie, tylko o czym mylaam. Dugo jeszcze do przerwy? Jestem zmczona, godna i

chce mi si pi.
- Jeszcze tylko zwieziemy to siano do stodoy. Jedziesz z nami? Odoya grabie i
posza za nim. Dzieci te chciay pojecha fur i po chwili wahania Jens si zgodzi.
- Ale musicie siedzie spokojnie - upomnia je.
- Cieszysz si, e lensman z on si wyprowadzili? -spytaa Elizabeth, kiedy wnosili
siano do stodoy. Skin gow i umiechn si do niej, lecz zaraz znw spowania.
- Najbardziej jednak cieszy mnie to, e Steffen przyzna si do kamstwa. I e std
wyjecha. Wzia go za rk i bawia si jego opalonymi palcami. - I tak nie mgby tu zosta.
Jakie miaby ycie? Ludzie dugo nie zapomn mu za, ktre wyrzdzi. Niewielu zreszt
wierzyo, e nie skrzywdzi Liny. A ci, ktrzy z takim przekonaniem go bronili, teraz musz
si wstydzi. Jens musn j palcem po policzku.
- Zapomnijmy o Steffenie i mylmy tylko o tym, co przed nami.
- Zgoda - odpara Elizabeth, czujc, e dawi j w gardle. - Przeylimy tyle trudnych
chwil, ale na szczcie odeszy w przeszo. Teraz zaczniemy wszystko od nowa. Od dnia,,
kiedy bylimy modzi i zakochani.
- A czy ju nie jestemy modzi i zakochani? - spyta i obj j wp. Przeszed j
dreszcz.
- Jestemy.
- To moe bymy tak wykpali si dzi wieczorem? W morzu. Gdy wszyscy pjd
spa? Zachichotaa i rozejrzaa si dokoa. Dzieci bawiy si na dworze; karmiy konia traw,
ktr zerway.
- Kiedy wszyscy zasn - szepna.
Schodzili nad brzeg, trzymajc si za rce. Elizabeth wspominaa chwile z modoci,
gdy jako szesnastolatka spotykaa si z Jensem za obor. Rodzice mieli mocny sen i niczego
nie podejrzewali. Teraz pod pach niosa przecierado i mydo, eby od razu mogli si umy
i wytrze. Jens wzi czyste ubranie.
- Jak sdzisz, co o nas pomyl, gdy zobacz, e z samego rana lnimy czystoci? zagadna. Jens rozemia si w gos, a musiaa go uciszy, cho sama miaa ochot krzycze
z radoci. Znaleli zaciszn zatoczk z biaym, mikkim piaskiem na play. Szybko si
rozebrali. Elizabeth bojaliwie ogldaa si przez rami.
- A jeli kto nas zobaczy? - denerwowaa si. - Jest tak jasno, e mam wraenie, jakby
to byo poudnie.
- Wszyscy normalni ludzie o tej porze pi - uspokoi j Jens.
- A wic my jestemy nienormalni?

- Widocznie tak. Popiesz si. Co si tak ocigasz?


- Zimno mi - sykna i roztara ramiona, na ktrych powstaa gsia skrka.
- W wodzie bdzie jeszcze zimniej - ostrzeg Jens. Chwyci j za rk i pobiegli do
morza. Zaparo jej dech z zimna i a krzykna. Mimo wszystko wytrzymaa i daa si
wcign do zabawy, gdy m pierwszy j opryska.
- Zapomnielimy myda! - zauway i wybieg z wody na brzeg. Po chwili by z
powrotem. - Prosz. -Poda jej kostk. Namydlili si nawzajem, dygocc w lodowatej kpieli.
- Bdziemy musieli jeszcze wypuka wosy w rzece - powiedziaa. - eby od sonej
wody nie swdziaa nas gowa.
- Pniej - odpar i dokadnie namydli jej szyj i piersi. Sprawio jej to prawdziw
przyjemno. Potem wzia mydo, eby i jego umy.
- Teraz bdziesz pachnia jak ra - zaartowaa.
- Zawsze tak pachn.
- Wcale nie. Chyba e dzi na polu znalaze jak zwid i gnijc r.
- Co za zuchwao! - oburzy si i uda, e chce j utopi.
Oplota go mocno rkami i nogami. Ich ciaa byy liskie i zimne, jego pocaunki
mokre. Lubia to, pozwolia mu przej inicjatyw, czua si bezwolna w jego ramionach.
Ufaa jego sile, moga na nim polega bez obawy, e upuci j pod wod. Spukali mydo;
wosy przylgny do ciaa mikko i gadko niczym wodorosty. - Wyjdmy ju, zanim si
przezibisz - powiedzia agodnie i poprowadzi j na brzeg. Potem owin j przecieradem i
pomasowa jej plecy, eby si rozgrzaa. Po chwili przynis drugie dla siebie.
- Siadaj - nakaza, wskazujc na biay piasek.
Sam usiad tu obok, obj j ramieniem i muska wargami jej twarz.
Nie odzywali si do siebie, lecz mimo to znali swoje pragnienia. Uzupeniali si
nawzajem, rozumieli bez sw. ydki, uda, rce. Skra przy skrze.
W nozdrza askota zapach wieo skoszonego siana i sonego morza. Soce zaszo,
lecz zapachy nadal trway w porach ich skry. Kochali si agodnie i namitnie zarazem.
Niecierpliwie i z czuoci. Ostronie i gwatownie. W tej mioci byo wszystko naraz,
wanie tak, jak powinno. Potem leeli, mocno przytuleni. Odpoczywali, czujc, jak pot
stygnie na odsonitych czciach ciaa.
- Pamitasz ten dzie wiele lat temu, gdy poszlimy si kpa? Ragna bya na nas za,
jak wrcilimy do domu. Rozemia si.
- Tak, pamitam. Spytaa, co robilimy. Wyobraasz sobie, co by byo, gdybymy si
przyznali? -Rozemia si jeszcze goniej.

- Uff, nawet nie prbuj. - Wyzwolia si z jego obj i wstaa. - Bdziesz mi musia
pomc wypuka wosy -powiedziaa, wkadajc ubranie. Jens nadal lea i przyglda si jej,
a si zawstydzia.
- Nie patrz tak na mnie - poprosia i odwrcia si plecami.
- Dlaczego? Mylisz, e nie widziaem ci wczeniej nago?
- Owszem, widziae, ale teraz jest inaczej. No, ubieraj si. Wreszcie sign po swoje
rzeczy. Potem zoyli mokre przecierada i poszli nad rzek.
Elizabeth wypukaa wosy, wykrcia je i odrzucia na plecy. Ruszyli w stron domu.
Kury widocznie jeszcze spay, bo w kurniku panowaa cakowita cisza. Jens zbudowa dla
nich tego lata now zagrod, bo stara ju si rozsypywaa. Prosita, ktre kupili ostatniej
wiosny, take dostay nowe ogrodzenie. Wyranie czuy si duo lepiej na dworze ni w
ciemnym chlewiku.
Oboje krztusili si ze miechu, gdy skradali si po schodach na gr. Elizabeth
pokazywaa stopnie, ktre skrzypi, a kiedy Jens mimo to nastpi na ktry, chichotali jak
dzieci i umykali w popiechu dalej. Kiedy weszli do ka i otulili si ciep pierzyn,
Elizabeth powiedziaa:
- Chyba dzi w nocy bdzie pada.
- Bzdury. pij. Jeste przemczona.
- Nie, wiem na pewno. Powinnimy byli zwie wicej siana. Nie pamitasz, e ju
nie raz to przewidziaam?
- Pamitam, ale teraz i tak jest ju za pno. Moemy tylko mie nadziej, e si
mylisz. Przeoya nad sob jego rami.
- Wiem, e bdzie deszcz. Czuj to.
- To nic. Siano na pewno wyschnie, gdy tylko wzejdzie soce.
Zamkna oczy. Wiedziaa, e Jens ma racj. Teraz nie mogli nic zrobi. Po chwili ju
spaa. A w rodku nocy obudzi j deszcz bbnicy o szyby.

Rozdzia 15
Kury wychodziy dumnym krokiem z kurnika, trzepotay skrzydami i gdakay
uraone na widok kau bota, ktre utworzyy si na ich terenie. Elizabeth rozmieszyo ich
pene godnoci zachowanie. Przekrzywiay swoje mae ebki z boku na bok, obserwujc z
niesmakiem brudne podwrze. Potem zajy si skubaniem ziarna, ktre Elizabeth im
rozrzucia.
winie natomiast byy bardzo zadowolone ze zmiany. Taplay si wesoo w bocie najwyraniej sprawiao im to prawdziw przyjemno. Elizabeth wyrzucia odpadki z wiadra
do ich koryta, wyprostowaa si i powioda wzrokiem ponad polami. Miaa racj, e bdzie
padao. Dlaczego wczeniej tego nie przewidziaa? Dlaczego to przeczucie pojawio si
dopiero dzi w nocy? C, teraz ju nic na to nie poradzi. Otworzyy si drzwi do obory i
wyszy z niej Arnolda z Helene. Wyprowadzay krowy, a obok biegy dzieci, kade z gazk
w rku.
- No dalej, ruszajcie si! - woay, wymachujc witkami. Wielkie zwierzta ledwie je
zauwaay i dalej szy wasnym tempem. Elizabeth umiechna si na wspomnienie tego, o
co spytaa Helene przy niadaniu.
- Umya gow, Elizabeth?
- Tak, wczoraj wieczorem. Nie pamitasz?
- Czy pamitam? Nawet o tym nie wiedziaam.
- No widzisz, masz zbyt duo pracy - odpara Elizabeth beztrosko i wstaa. - Czy kto
chce jeszcze kawy?
Wszyscy pokrcili gowami i skupili si na jedzeniu. Tylko Jens zerkn na ni
szybko. Dostrzega w jego oczach bysk radoci.
Helene prychna, ale nie wrcia ju do tego wtku, bo wanie Kathinka przewrcia
swoj szklank z mlekiem.
Elizabeth zobaczya, e na dziedzicu Jens rozmawia z Larsem. Parobek co
powiedzia i umiechn si, a potem szturchn Jensa w bok. Po chwili m podszed do niej.
- Z czego si mialicie? - spytaa i popatrzya na niego badawczo.
- Lars widzia nas wczoraj wieczorem, jak wracalimy znad fiordu. Elizabeth poczua,
e si czerwieni. W zakopotaniu obracaa w palcach pak wiadra.
- Co mwi?
- Spyta, czy nie jestem zmczony, skoro tak pno poszedem nad fiord i p nocy
skakaem. Wtedy ja spytaem, czy przypadkiem on nie jest zmczony, skoro tak dugo nie

spa i nasuchiwa.
Umiechn si przy tym znaczco, a Elizabeth, oczywicie, zrozumiaa jego art. Lars
na pewno nic nie powiedzia Helene. To pozostanie tylko midzy nim a Jensem. Odstawia
wiadro.
- Musimy sprawdzi, jak tam siano - rzucia, eby zmieni temat.
Na szczcie zmoko tylko siano z wierzchu stogw. Deszcz nie trwa dugo i nie
zdy przenikn gbiej. Jeeli dopisze im szczcie, siano wyschnie w cigu dnia. Niebo
znw byo bkitne i wryo dobr, such pogod. Za to caej pozostaej przyrodzie deszcz
dobrze zrobi, pomylaa Elizabeth i zauwaya, e las wyranie ody. Soczycie zielone
licie lniy, a mokre od rosy dba trawy koysay si leniwie.
Syszaa, jak dzwonki na szyjach krw cichy na wzgrzu, w miar jak zwierzta
oddalay si ciek prowadzc pod gr. Niedugo suce i dzieci bd z powrotem i
zacznie si nowy dzie sianokosw. Zwieli tylko jedn fur siana. Duo im jeszcze zostao.
Kobiety wynajte do pomocy poszy do domw, ale zaraz wrc. Wszyscy troch
odpoczn, zanim znw bd gotowi wzi si do pracy.
Elizabeth budzia si i zapadaa w drzemk. Chwilami miaa wraenie, e co jej si
nio, ale cay czas wiedziaa, e ley obok Jensa. W kocu na dobre usna. Ciko i bez
marze sennych. Obudziy j krzyki, ktre przeszyy dom. Piskliwe dziecice gosy, ktre
miay jednak ogromn si.
- Maaamaaaa! Taaataa! Szybko!
Elizabeth przecigna si, poirytowana, e j obudzono, kiedy wreszcie udao jej si
usn. Czy nie moga jeszcze kilka minut pospa? Odrobin uchylia powieki i stwierdzia, e
Jens te si obudzi, ale udawa, e pi. Zasoni rkami uszy, eby stumi haasy. Elizabeth
zrobia to samo i zamkna oczy.
- Mamo, popiesz si! - usyszaa krzyk Williama. Potem rozlegy si drobne kroki na
schodach, na korytarzu i tu obok sypialni. Nastpnie drzwi otworzyy si gwatownie i z
hukiem uderzyy o cian.
- Do tych wygupw! - skarcia syna ze zoci i usiada na ku. - Koniec
wrzaskw, niektrzy chc spa!
Trzy pary dziecicych oczu wpatryway si w ni z przeraeniem. Co za bardzo
przestraszone, uderzyo j i natychmiast poaowaa, e tak wybucha. Przecigna si i
ziewna.
- Musisz i na d - powiedziaa Kathinka zdyszana. - Obora si pali!
Elizabeth i Jens natychmiast zerwali si z ka. W drzwiach niemal si zderzyli,

pieszc na d. Elizabeth potkna si o spdnice i spadaby ze schodw, gdyby nie


przytrzymaa si porczy. Jens krzycza przeraony. Byskawicznie dopad drzwi budynku dla
suby, otworzy je szarpniciem i rykn na Helene i Larsa, ktrzy ucili sobie drzemk. Z
kuchni wyjrzaa Arnolda.
- Pali si! - wrzasna. Widocznie dopiero teraz zauwaya ogie. Miaa potargane
wosy. Pewnie ona te zdrzemna si na pryczy.
Wszyscy wybiegli z domu i miotali si jak przestraszone kury, szukajc wiader.
Pomienie buchay w gr na jednej ze cian obory i cigle wdzieray si gbiej.
- Zrbcie acuch! - nakaza Jens i popdzi w stron rzeki.
Jest nas za mao, pomylaa Elizabeth. Tylko picioro dorosych. Nie wystarczy, eby
zrobi acuch ani te by ugasi poar.
- Czy w stogach pi jacy ludzie? - spytaa, zanim pobiega za Jensem.
- Nie, wszyscy poszli do domw!
Porwaa wiadro stojce w spiarni. Byo w nim mleko i przez moment zastanowia si,
kto je tu zostawi. Moe Arnolda? Helene nie jest tak lekkomylna. Elizabeth wylaa mleko z
pywajcymi w nim martwymi muchami.
Jens ju wraca z wiadrem wody. Lars przebieg obok niej i prdzej dotar do rzeki.
- Musimy zrobi wszystko, eby poar si nie rozprzestrzeni! - krzykn Lars. - Obory
i tak nie uda si uratowa.
Elizabeth pomylaa o zwierztach. winie kwiczay w oddali w swojej zagrodzie,
kury jak oszalae trzepotay skrzydami za ogrodzeniem. Na szczcie owce wypdzili ju w
gry, a konie i krowy pasy si na pastwiskach. Lepiej nie myle, co by byo, gdyby to si
stao o innej porze roku, kiedy w oborze s wszystkie zwierzta. Co za tragedia!
Napenia wiadro wod. Wsuna brzeg spdnicy za pasek z przodu, eby wygodniej
byo biec. Co tam, e wyglda nieprzyzwoicie. Nikt nie bdzie teraz przyglda si jej
majtkom.
Ta odrobina wody niewiele jednak pomoga; nawet nie zasyczao. Po prostu zgina w
ogromnym pomaraczowym jzyku ognia, ktry jakby sobie z niej drwi.
Elizabeth zobaczya, e w ich stron pdz jacy ludzie. Zauwayli poar i przybiegli
na ratunek. Przybyli nie tylko ci, ktrzy pomagali przy sianokosach. Wszyscy nieli wiadra.
Cofna si troch, czujc, jak ar piecze w twarz.
- Signe! - zawoaa w stron dzieci, ktre przywary do ciany domu. - We Williama i
Kathink i biegnijcie do Bergette. Zostacie tam, a kto po was przyjdzie.
adne z nich nie zareagowao. Stay, trzymajc si kurczowo za rce, i jak

sparaliowane wpatryway si przed siebie.


- Syszycie?! - Podbiega do nich i chwycia Signe za ramiona. - Dla was jest tu zbyt
niebezpiecznie. No, zmykajcie, syszycie? Jestecie ju due i sprytne. Signe popatrzya na
ni, a potem skina gow.
- To nie my... - szepna Kathinka. - To...
- Szybko! Trzymajcie si za rce - przerwaa jej Elizabeth i pocaowaa dzieci na
drog. Gdy zobaczya, e pobiegy przez pole, powiedziaa Jensowi i Helene, gdzie je
wysaa.
Helene umiechna si z wdzicznoci, a potem podaa swoje wiadro dalej i wzia
nastpne. Rce pracoway automatycznie, jak w maszynerii. Bray wiadro, oddaway
nastpnym i przyjmoway nowe. Przekazyway z powrotem puste.
Elizabeth wczya si do acucha. Powstao drobne zamieszanie, kiedy na moment
go przerwaa, lecz po chwili wszyscy wrcili do poprzedniego rytmu.
Pomienie huczay, lizay niebo, tworzyy oboki dymu, ktre unosiy si wysoko w
powietrze i znikay. Gorco dokuczao, pieko niemiosiernie.
Nagle Elizabeth usyszaa miech i ujrzaa posta, ktra zjawia si nie wiadomo skd.
Znw rytm zosta zaburzony, ludzie szturchali si, tracili cenn wod, a w kocu przestali
przekazywa wiadra, tylko stanli jak oniemiali.
- Mylelicie, ecie si mnie pozbyli, co?! - rykn Steffen. Sta na szeroko
rozstawionych nogach, z rozoonymi ramionami, niczym ukrzyowany. Potem odchyli
gow do tyu i rozemia si szyderczo ku niebu. - Nie, nie bdziecie rzdzi kim takim jak
ja. Ja mam wadz. Wadz, syszycie! To ja decyduj. Zawsze i o wszystkim. Do mnie
naley ostatnie sowo, rwnie w tej sprawie. -Ciemne wosy opady mu na twarz, lecz mimo
to nie przesoniy jego oszalaego wzroku.
- Czy to ty, cholerny diable, podoye ogie pod obor? - zawoa Jens.
- Uywasz strasznie brzydkich sw. - Steffen pogrozi mu wskazujcym palcem.
Potem znw umiechn si jadowicie, wyranie z siebie dumny. - Tak, to ja. Na poegnanie.
Odwrci si do Elizabeth.
- Chyba nie uwierzya, e mwiem szczerze, kiedy prosiem ci o wybaczenie na
schodach twojego domu? Ty idiotko! - Splun. - Jak mona by tak gupim? Nie zrobiem
nic zego. Kiedy wreszcie przyjmiesz to do swojej maej, durnej gowy? - Znowu rozemia
si na cae gardo.
Jens ruszy na niego, lecz Steffen zorientowa si w por i chwyci ponc desk.
Wymachujc ni przed sob, zmusi Jensa, eby si zatrzyma.

- Chciaem odzyska swoj reputacj, ale mi nie wybaczylicie. Zreszt wszystko


jedno. - Zachichota jak dziecko, lecz nagle spowania. - Zamierzaem si tylko troch
zabawi z Lin. Waciwie nawet nie miaa nic przeciwko temu, ale okazaa si kosztowna.
Kosztowna! - wykrzycza i spojrza na Jensa. - Tej twojej taniej sucej zachciao si ceni,
syszysz?! - Znowu si rozemia. Elizabeth zawoaa na ma.
- Jens, wracaj. Nie suchaj tego, co on mwi - poprosia. - Pomieszao mu si w
gowie.
- Czyby?! - krzykn Steffen. - Powtarzam wam, e to do mnie naley ostatnie sowo!
Mylicie, e zaraz mnie dostaniecie i wsadzicie do paki, ale tutaj znw si mylicie. - Pokrci
gow z ubolewaniem. - Nikt na wiecie nie zamknie mnie znowu w tych murach. egnajcie!
- I zanim ktokolwiek zdy zareagowa, Steffen wbieg do obory od strony, ktra
jeszcze nie staa w ogniu.
- Czy ty cakiem rozum postrada?! - wrzasn Jens i pobieg za nim.
Kto krzykn, eby si zatrzyma, ale on nie sucha. Czy to woa Lars? - pomylaa
Elizabeth. Miaa wraenie, jakby wszystko docierao do niej w zwolnionym tempie.
- Steffen zrobi to z rozmysem - odezwaa si jaka kobieta tu obok. - Chcia odebra
sobie ycie. Elizabeth zawoaa:
- Nie, Jens, wracaj!
Rzucia si do przodu, ale kto j przytrzyma.
- Nie rb tego - usyszaa mski gos, kiedy usiowaa si wyrwa. - To samobjstwo.
- Puszczaj mnie! - sykna, wierzgajc nogami. - Musz pobiec do Jensa. Trzeba go
powstrzyma! Czy nie widzicie, co on robi?!
- To niebezpieczne. - Mczyzna wzmocni ucisk. -Znajdziesz tam pewn mier.
- Zamierzacie spokojnie patrze, jak Jens pali si ywcem? - rykna i zacza wi si
jak w w ramionach mczyzny. Bia i kopaa na olep, a nagle poczua, e trafia w co
twardego. Mczyzna krzykn i nieco rozluni ucisk. Moe trafiam go w nos? - pomylaa
i kopna z caej siy w ko strzakow. Wtedy cakiem j puci. Wykorzystaa to i pucia
si pdem w stron obory. Kto krzykn, kto inny usiowa j zapa, ale okazaa si
szybsza. Zasaniajc usta przedramieniem, wpada do rodka.
- Jens! - zawoaa, lecz jej krzyk zgin pord huku ognia. Opucia rami i chciaa
krzykn jeszcze raz. Gsty, gryzcy dym j dusi. Dostaa napadu kaszlu i musiaa zgi si
wp. Nic nie widziaa. Nagle usyszaa trzask i zanim zdoaa si obejrze, poczua
przeszywajcy bl. Co twardego uderzyo j w ty gowy. I zapada ciemno.
Ockna si i zastanowia, gdzie jest. Prbowaa sobie przypomnie, co si stao, ale to

sprawio jej zbyt silny bl. W szarej mgle dostrzega Torsteina. Siedzia obok niej.
- Wypij to - powiedzia i zamiesza co w szklance. Nawet najdrobniejszy dwik
przeszywa jej gow ostrym blem.
Wypia kilka maych yczkw, kiedy przystawi szklank do jej ust. Smakowao
inaczej ni czysta woda.
- Co to jest? - wyszeptaa.
- To ci dobrze zrobi - odpar doktor agodnie.
- Zrb, co mwi. - To by gos Helene. Postanowia usucha, wypia jeszcze troch i
zauwaya, e na dnie byo to co w rodzaju rozgotowanej, drobno zmielonej kaszki. Nie
wypia wszystkiego, ale trudno. Opara gow na poduszkach i zamkna oczy. Zanim zapada
w sen, przypomniaa sobie. Poar! Jens! Chciaa o niego spyta. Wykrzycze jego imi, ale
nie zdya, bo znw okry j ciemny, mikki koc.
Nie nia; na wp oprzytomniaa, czua, e kto obok jest, krzta si, szepcze, e
powinna odpoczywa i nie myle. Dudnio jej w gowie, pieko rami.
Dzie i noc zleway si w jedno. Od czasu do czasu widywaa Torsteina, innym razem
przy jej ku siedziaa Helene, ale nigdy Jens. Dlaczego nie byo tu Jensa? A dzieci? Co si z
nimi dziao? Dlaczego ona ley? Nieustajcy bl gowy, z ktrego powodu byo jej niedobrze
i czua si zmczona, sprawia, e nie moga myle. Gdyby tylko uwolnia si od tego blu,
spytaaby o bliskich. Dowiedziaa si, co si z nimi stao.
Od jak dawna tak le? - zastanowia si ktrego razu po przebudzeniu. W pokoju
panowaa ciemno, ale piew ptakw na dworze wiadczy, e by dzie. A wic kto
zasoni okna. Wicej nie zdya pomyle, bo znowu usna.
Nastpnym razem czua si nieco bardziej wypoczta. Gowa nie wydawaa si ju tak
cika, moga j nieco unie i spojrze w d na zabandaowane rami. Wtedy sobie
przypomniaa. Poar. Steffena, ktry wbieg do obory. I Jensa, ktry pody za nim.
Pamitaa, e go woaa, a potem zrobio si ciemno. Prawda powalia j niczym bl nie do
zniesienia.
- Jens - szepna. - Jens, dlaczego to zrobie? Pewnie jej gos da si sysze gdzie
dalej, poza pokojem, bo nagle zjawili si Helene i Torstein. Helene pochylia si nad ni.
- Uspokj si, Elizabeth. Potrzebujesz odpoczynku.
Spada ci belka na gow i masz poparzone rami. Torstein popiesz si.
- Gdzie jest Jens?
- Ciii - szepna Helene. Znowu ten dwik yeczki uderzajcej o szko.
- Wypij to - poprosi doktor i przysun jej szklank do ust. Zdrow rk potrcia

szklank, a zawarto wylaa si na pierzyn i spyna na podog.


- Gdzie on jest?! - krzykna, starajc si opanowa mdoci. Miaa ochot zerwa si
z ka, gdy nagle zobaczya go w drzwiach.
- Jens... - szepna niepewnie, bojc si, e zniknie, gdy tylko usyszy swoje imi.
Umiechn si i ruszy ku niej. Utyka, jedno rami mia na temblaku. Ale podszed
blisko, usiad na brzegu posania i pogadzi j po policzku.
- yjesz? - spytaa i musiaa go dotkn. Tak, istnia naprawd.
- yj - odpar z umiechem. - Dzieci take maj si dobrze. Ale ledwo udao mi si
ciebie uratowa. Strasznie jeste uparta.
- Dzikuj, nawzajem. - Umiechna si do niego blado. Nagle spowaniaa. - A co ze
Steffenem?
- Nie ma go. Nie yje. Przekna lin. Nie moga o tym myle.
- Zosta przy mnie - poprosia i poklepaa miejsce obok siebie.
Obszed ko i pooy si obok niej. Helene i Torstein cicho si wymknli. Wzia
do Jensa i przyoya j do swoich ust.
- Czuj, jakbym dostaa nowe ycie w prezencie.
- Nowy start - przyzna. - Teraz moemy zacz wszystko od nowa.
- Od nowa - powtrzya.

EPILOG
Opowiedzenie historii ycia Elizabeth Andersdatter zajo sporo czasu.
Jej prapraprawnuczka Elizabeth przechadzaa si z matk po pokojach wielkiego
domu w Dalsrud.
Prbowaa sobie wyobrazi, jak tu byo, gdy zamieszkiwali go Kristian, Jens,
Elizabeth, Helene i wszyscy inni. Spaceroway wzdu brzegu, z ktrego Lina rzucia si w
morze, poszy na skay - ulubione miejsce prapraprababki Elizabeth, gdzie moga odetchn i
da odpocz mylom.
Niebieska kuchnia zostaa nowoczenie wyposaona. Doprowadzono elektryczno i
lampa przy suficie rzucaa ostre wiato. Zainstalowano kuchni elektryczn. Pomylano te o
lodwce i kuchence mikrofalowej, ale zabudowano je i ukryto za drewnianymi drzwiami.
Matka bowiem za wszelk cen pragna zachowa jak najwicej z dawnego wystroju.
Dlaczego nigdy nie spytaa o powstanie tego domu? By stary, nalea do rodziny od
wielu pokole, ale nic wicej ponad to do tej pory jej nie interesowao.
Sypialni na poddaszu, ktr teraz zajmowaa, dzieliy kiedy Maria i Ane. Pniej
William i Signe. Rodzicom przypad pokj Elizabeth i Jensa. Pozostae przeznaczono na
pokoje gocinne. Zachowao si wiele spord starych mebli. Zegar cienny, ktry przywiz
z Ameryki Nils Wczga. Krzesa i stoy. Ale niedwiedzia skra znikna dawno temu. Taki
sam los spotka zasony, poduszki i chodniki.
Wszystkie zastpiono nowymi. Nadal jednak wisiay na cianach czarno-biae zdjcia.
Elizabeth dugo im si przygldaa i rozpoznaa postaci z opowieci matki. Patrzyy na ni
powane i skupione. Obora, ktr odbudowano po poarze, zostaa rozebrana wiele lat temu i
zastpiona nowym, nowoczesnym budynkiem. Komrki te nie byo, a dom dla suby
podupad i dawno ju powinien zosta wyremontowany. Przypomniaa sobie, e ojciec
wspomnia o tym kiedy. W tym roku musimy co zrobi z t star subwk -powiedzia. Nie ma mowy o niczym innym". Elizabeth nie przeja si tym wtedy ani troch. Dopiero
teraz to zrozumiaa. To dom Helene i Larsa. Naturalnie, e trzeba go odnowi. Przystana
przy ogrodzeniu cmentarza i spojrzaa na matk.
- Pomyle tylko, e William i Kathinka mogliby si pobra. On, syn monego
gospodarza, i ona, crka sucej.
Matka si umiechna.
- Wszystkim si powiodo. Dzieci dorosy i dobrze sobie radz. A Elizabeth
Andersdatter i Jens razem si zestarzeli. O, patrz, tu jest nagrobek.

Elizabeth wolno podesza bliej i pooya na grobie kwiaty, ktre trzymaa w rku.
Zwyke polne kwiaty, bo uznaa, e wanie takie podobayby si jej prapraprababce
Elizabeth. Ostronie pogadzia doni czarn kamienn pyt. Wyryto na niej trzy imiona:
Kristian, Elizabeth i Jens. Jej prapraprababka spocza midzy swymi dwoma mczyznami,
tak jak o to prosia. Elizabeth zauwaya, e pod nazwiskami i datami wygrawerowano
jeszcze kilka sw. Przeczytaa:
Amor vincit omnia.
Mio wszystko zwyciy.

Podzikowania autorki
Pisanie tej serii byo dugim procesem. To nie tylko lata pracy przy komputerze, ale
rwnie wielki wysiek umysowy. Bez wsparcia i pomocy licznego grona ludzi historia o
Elizabeth nigdy by nie powstaa.
Przede wszystkim ogromne podzikowania nale si mojej rodzinie. Mj m
Bjornar cay czas sta u mego boku, pociesza mnie, wspiera i podtrzymywa na duchu.
Najblisi, zwaszcza on, trwali przy mnie zarwno w chwilach radoci, jak i zwtpienia i
frustracji.
Dzikuj mojemu synowi Espenowi i dzieciom moich przyjaciek, ktre stay si
wzorem dla niektrych dziecicych postaci serii. Skradam im wiele zabawnych wypowiedzi.
Rwnie w Bibliotece w Fauske spotykaam si z wielk serdecznoci za kadym
razem, gdy si pojawiaam i prosiam o pomoc.
Z LHL (Landsforeningen for Hjerte og Lungesyke -Krajowy Zwizek Chorych na
Serce i Puca) otrzymaam du paczk witecznych numerw jednego z czasopism.
Znalazam w nich mnstwo ciekawych materiaw na temat obchodw wit Boego
Narodzenia w dawnych czasach.
Moja przyjacika Karen-Louise z Fredrikshavn powicia swj czas na
przetumaczenie wszystkich duskich dialogw. Bardzo jej dzikuj!
Dzikuj te Ingarowi Arntsenowi, specjalicie od akupunktury, ktry miesicami
wbija mi dziesitki igie, dziki ktrym mog pisa przez wiele godzin bez przerwy, nie
cierpic z blu.
Dzikuj wszystkim osobom zaangaowanym w wydanie i sprzeda serii. Nikt nie
zosta wymieniony, ale o nikim nie zapomniaam.
I wreszcie: serdeczne, stokrotne podzikowania dla moich wiernych czytelnikw. Za
telefony, wiadomoci tekstowe, kartki, listy, e-maile i inne formy korespondencji. Jestecie
nadzwyczajni!
Trine Angelsen

You might also like