Professional Documents
Culture Documents
WDROWNY PTAK
1
- Mona by pomyle, e si zakochae w tej ajbie! - powiedziaa Olga, opierajc si o
jedn z portowych szop. Spojrzaa w kierunku statku, ktry kiedy nazywa si Raija, potem
Raisa, a teraz znw Raija.
Michai pody wzrokiem za jej spojrzeniem.
Mia na sobie proste, poatane w wielu miejscach samodziaowe spodnie i szerok,
bkitn koszul. W pasie przewizany by kolorowym szalem. Tylko buty: skrzane, grubo
smarowane tuszczem zdradzay, e nie by zwykym marynarzem. Olga wiedziaa o tym, bo
sama o nie zadbaa.
Michai nie mia jeszcze szesnastu lat, ale zosta ju pryncypaem. Armatorem.
- Niedugo popyniemy na zachd - powiedzia cicho chopak. Nie udao mu si cofn
szybko spojrzenia, cho moe powinien. Olga z pewnoci znw uzna, e jest dziecinny. Ale
naprawd kocha ten statek! Nic nie mg na to poradzi. Mia by na nim kapitanem!
To jego statek!
Te sowa pieway mu we krwi. Nie umia jej tego wytumaczy. Nawet nie prbowa
opisywa uczu, jakie wywoywa w nim statek noszcy imi jego matki.
To bya jego pie.
Muzyka jego krwi. Tylko jego. Tym nie umia si z nikim podzieli. Nawet z Olg.
Dziewczyna zamiaa si. Zabrzmiao to tak smutno, e Michai spojrza na ni. Jake
chciaby cofn czas! Znw co prawda byby chopcem, ale to byoby warte nawet tego.
Wiele rzeczy powinno byo omin Olg.
Olga... Szesnacie lat, ciemne loki zwizane tasiemk, brzowe oczy, ktrym nigdy nic
nie umkno. Drobna twarz o zdecydowanym wyrazie. adna na swj sposb. Dumnie
wyprostowany kark. Podbrdek zawsze uniesiony w gr. Wstrzsaa gow i trzymaa j
prosto zupenie jak Raija.
Olga nauczya si tych gestw wtedy, gdy wszyscy oprcz jego matki j opucili.
W jej ruchach Michai dostrzeg to samo dziecko, porzucone przez Olega i Tonie. Jego
matka staa si na jaki czas matk i dla niej. Potem Toni i Oleg wrcili i znw wzili j do
siebie. Zadali mioci, ktrej wczeniej si wyrzekli.
Te myli byy nowe dla Michaia. Odkrywa nowe cieki. Nie mg teraz i ich
ladem, ale zapamitywa je i obiecywa sobie, e kiedy je zgbi.
Olga miaa w oczach otcha. Zima zamrozia kciki jej ust, luty pochyli jej ramiona.
On zaatwi pienidze na zabieg. Ona pooya si na zniszczonym stole w ndznej
lepiance.
Teraz wok nich by maj. Pny maj. Ld schodzi z Morza Biaego.
Michaiowi oczekiwanie ciskao gardo. Jego spojrzenie czsto podao na zachd.
Nie mia czasu na nic wicej poza przygotowaniami. Depta Olegowi po pitach, chcc nauczy
si jak najwicej. Nie powica ostatnio Oldze zbyt duo czasu.
- Nie bd moga mie dzieci. Wiedziae o tym? - Brzowe oczy wpatrzyy si w jego,
dajc uczciwej odpowiedzi.
Michai pody wzrokiem za lecc mew. Zapragn, by te mg tak uciec.
- Tak.
- Mama powiedziaa mi dopiero dzisiaj. Michai uderza pitami w beczk, na ktrej siedzia, wzbudzajc w niej guche echo.
- Moge mi powiedzie! - Oskarenie w jej gosie byo niczym ostrze noa. Ju ona to
umiaa. Tylko jego matka bya w tym lepsza od Olgi. Kiedy podsucha matk, gdy
rozmawiaa z kupcami. Potrafia wytargowa ceny, o jakich inni mogli tylko marzy...
- Zabroniono mi - odpar Misza zgodnie z prawd. Tym razem ona spucia wzrok.
- Tak, pewnie nie moge - westchna ledwie dosyszalnie Olga.
Nadal ubieraa si w intensywne kolory. Bluzk miaa czerwon. Spdnic
jaskrawoniebiesk, e a kua w oczy. Wsk tali cisna brzowym paskiem tak mocno, e
powinna mie kopoty z oddychaniem. Miedziana klamra u paska stanowia okaz niezej roboty
rzemielniczej.
Olga przyprawiaa widza o szok. Bya na swj sposb adna, ale jej uroda uderzaa
jakby nazbyt intensywnie, gwatownie...
- Powiedziaam mamie, e nie wyjd za Nikoaja! Mia ochot jej przyklasn. Dobrze
byo znw usysze jej peen sprzeciwu ton gosu. Brakowao mu go. Ju sdzi, e go nigdy nie
usyszy. A przecie Olga nie bya Olg bez nagych zmian humoru, bez byskawic bijcych z
oczu.
- Nie musisz.
- Mama mwia, e niewielu chciaoby maonki, tak, tego sowa uya, maonki, ktra
nie moe mie dzieci. A dopiero teraz mi o tym powiedziaa. I nawet pakaa!
- Nie musisz o tym nikomu mwi - stwierdzi Michai. Nigdy nie podobaa mu si
propozycja Nikoaja, z ktr wystpi pewnej rozwietlonej zorz polarn lutowej nocy.
- Nikoaj nie dba o mnie bardziej ni o swoj fajk! - Olga wstrzsna gow i
odwrcia si do chopaka plecami. Staa, objwszy si ramionami jak tarcz.
Michai nie mg nie przyzna, e Olga wygldaa w tym momencie wspaniale.
urs jeszcze bardziej, podczas gdy Olga pozostaa niewysoka. To budzio w nim ciepo. Nikoaj zapewnia, e moe poczeka - doda, gdy cisza pomidzy nimi staa si przytaczajca.
- Tak - odpara cicho, nie patrzc na niego.
- Nie musisz jeszcze odpowiada - dorzuci. - Nie.
Cisza bya niczym wielki, czarny ptak o ogromnych skrzydach, ktre zasaniay soce i
chodziy wiat.
- Nie chc wchodzi w t okropna rodzin! Pamitasz jego matk? T lodowat bab?
Nawet nie chce mi si nazywa jej klp, bo obraz dla kadej szanujcej si klepy stanowioby
porwnanie z madam Norkin.
- Moe ona umrze, zanim ty si zdecydujesz?
- A moe Nikoaj zmieni zdanie? - W gosie Olgi zabrzmiaa nadzieja.
Zsuna si z beczki i znw obja si ramionami. Nagle Michai uwiadomi sobie, e
ona zawsze tak spaa, gdy ju - wtedy - zrozumiaa, e Toni i Oleg odeszli od niej. Nigdy
wczeniej tego nie skojarzy, dopiero teraz.
- Moesz ju i z powrotem do tej swojej ukochanej! - umiechna si Olga blado i
odesza bez sowa poegnania. Skraj jej spdnicy przelotnie muska ziemi.
Michai mia niejasne poczucie, e Olga prbowaa mu powiedzie co, czego on nie
umia poj.
Bo on nic nie rozumia! Sprawiao to, e czul si zdezorientowany i zy. Wydawao mu
si, e Olga zawioda si na nim.
Maj przeszed w czerwiec. Michai nie mia zbyt wiele czasu na mylenie o Oldze.
Zreszt o niczym, co nie miao zwizku z jego podr na zachd.
Ju tak dugo podr wydawaa si uud. Czym, o czym si mwio: latem i
wkrtce.
A teraz Michai niemal tego dotyka. Plany byy gotowe. Oleg mia pyn z nim. Sam
siebie ze miechem mianowa bosmanem. Powiedzia, e jest kapitanem tylko na Antonii.
Michai wiedzia, e Oleg postanowi tak tylko po to, eby mu pomc. By mu za to wdziczny.
I tak czu si may i przeraony.
Raija pyna z nimi. Musiaa, nawet gdyby mia j cign za wosy. Chcia z ni
porozmawia.
Wkrtce.
Michai znw to odkada. Raija pojechaa do domu nad Dwin. On do pnej nocy
pomaga przy zaadunku. To, e by pryncypaem, nie zwalniao go z niczego. Ojciec te by
pomaga. Michai czu, e jako armator chce by podobny do ojca. Ale nie wiedzia, czy chce
podr w obce kraje! Dobrze mnie teraz pilnuje. Dba, bym nie znalaza si sam na sam z
mczyzn. - Westchna. - Bg jeden wie, co o mnie myli.
Michai jad w milczeniu. Nie wspomnia, e teraz Olga bya sam na sam z nim.
Wiedzia, e Toni nie zalicza go jeszcze do mczyzn. Jego nie uznaje za zagroenie. W
pewien sposb byo to zawstydzajce, jakby by niewinn owieczk...
Olga podesza do pieca, dooya kilka szczap i usiada na sofie, podwijajc pod siebie
nogi. Wygldaa zarazem jak maa dziewczynka i jak dorosa Olga.
Michai nadal jad, mimo e by ju syty.
- Uwaasz, e jestem adna, Misza? Chopak zaczerwieni si, zaskoczony.
- Nooo - zawaha si - nie jeste gorsza od innych... chyba - wykrztusi, chowajc si za
dzbanek z kwasem. Czul, e jego donie s ogromne, a ramiona dugie jak nigdy przedtem.
- O Boe, po co go pytam? - Olga przewrcia oczami i westchna tak, e i ciany by jej
wspczuy.
- Jeste... adna na swj sposb, Olgo. Michai trzyma oburcz dzbanek z kwasem. Toni pewnie obawiaaby si, czy go nie zgniecie.
Dziewczyna umiechna si, zrezygnowana.
- Znam ci, Misza, cho jest wiele rzeczy, ktrych o tobie nie wiem. Jakie dziewczyny
ci si podobaj?.
- Dziewczyny? Nie wiem...
- Nigdy nie bye zakochany?
- Nie... Chyba nie. W kim miabym si zakocha? Czy to takie wane?
- Chod tu! - rozkazaa, poklepujc miejsce obok siebie na sofie. Michai posucha. Od
dawna wiedzia, e nie warto sprzeciwia si Oldze. Nauczya go tego, jeszcze zanim postawi
pierwsze kroki. - Noga mi zdrtwiaa. Zdejmij mi but!
Michai rozsznurowa jeden i drugi, bo oba wyldoway na jego kolanach. Olga bya bez
poczoch. Bose nogi podwina pod siebie i poprosia o kwas.
- Nie chc wyj za Nikoaja.
- Nikt ci nie zmusza.
- Lubisz mnie?
- Ale masz pytania! Lubi ci, cho jeste mczca - zamia si Misza nerwowo. Ona
nie doczya si do artu. Nie mia pojcia, do czego zmierzaa.
- Mcz ci teraz? - Olga wesza mu na kolana, zamykajc go w rogu sofy. Usiada
twarz do niego, z kolanami po obu stronach jego ng. Spdnica ledwo przykrywaa jej nogi.
- Co u diaba...? Olga obja go za szyj i opara czoo o jego czoo.
- Mcz ci teraz? - powtrzya pytanie. Jej oczy znalazy si tak blisko jego, e Michai
nie mg odczyta ich wyrazu. Bya tak blisko... pachniaa sob, wieo, ale i inaczej.
- Do cholery, Olga, co to znaczy?
- A jak mylisz? Umiechna si i zwilya usta. Wpotwartymi wargami pocaowaa
go. Przechylia do tyu, a poczu twardy kant oparcia sofy pod karkiem. Przytulia si tak
mocno, e prawie nie mg oddycha. Dopiero po chwili wpad na to, e powinien to robi
przez nos.
Jej mikkie wargi... askoczcy go koniuszek jzyka bawi si wewntrz jego ust.
Sprawi, e Misza poczu mrowienie w wargach. Twarde piersi napieray na niego, uda ciskay
jego nogi...
Michai nic nie rozumia.
To byo przeraajce. Dziwne. Nie chcia tego. Nie rozumia. Nie chcia zrozumie,
czego ona chce. Nie chcia. Tego te nie.
Ale nie odsun jej. Obj jej szczup tali. Domi przesuwa po jej plecach, czujc
ciepo jej ciaa. Nie miaa nic pod bluzk.
- Dotykaj mnie! - wyszeptaa. - Zobacz, jaka jestem! Pucia go jedn rk i znw
zacza caowa.
Drania i piecia. Woln doni uja jego do i skierowaa ku dekoltowi. Rozpia
kilka guzikw i wprowadzia jego do pod materia.
Niezgrabnie uj jej pen pier. Poczu sutek niczym tward bazi. cisn - moe zbyt
mocno...
Michai caowa Olg z otwartymi oczami. Ona te. Patrzy w gb jej dekoltu. Ona
patrzya na jego do.
Jej mikkie usta kieroway nim, palce pieciy kark.
Jego druga rka powdrowaa na jej spdnic. Znalaza kolano i przesuwaa si po
wewntrznej stronie uda, pomidzy jej gadk skr a szorstkim materiaem jego spodni.
Prosia go o zdjcie jej butw po to, by dostrzeg, e nic nie ma na nogach! Misza
zrozumia to i znw si przestraszy. Ona go przeraaa.
Ale Olga wiedziaa, co robi.
Jego do znalaza cel. Wtedy Olga uniosa si nieco i opada na ni. Wzdychaa w
uniesieniu wprost w jego usta, gdy jego niezgrabne palce staray si jej dogodzi. Zakrcio mu
si w gowie. Musia zamkn oczy i uwolni usta od jej pocaunkw. Znalaz jej szyj.
Wtedy zesza z jego kolan i z szelestem materiau pooya si na sofie, podcigajc
spdnic nad kolana niemal tak wysoko, e zobaczy wszystko.
2
Ju dugo eglowali. Wiatry im sprzyjay. Morze nioso ich na zachd wzdu ubogiego
wybrzea pnocnej Norwegii.
Ju rozpoznawali okolice.
Zatrzymywali si tak rzadko, jak mogli.
Nie popynli na zachd Morza Biaego. Bogosawiestwo otrzymali w porcie w
Archangielsku. Przyby na nie mnich, ktrego Antonia znaa z czasw, o ktrych nikt ju nie
wspomina. Nie przywitali si zbyt serdecznie. Oleg stara si zachowa obojtno, ale nie
bardzo mu si udawao.
Walerij ju nie chcia pyn na zachd. Przysa Raiji list, ktry przeczytaa wszystkim.
W zawiy sposb Walerij prosi j o wybaczenie czego, o czym nikt nie mia pojcia. Pisa, e
chce pozosta na Wyspach Soowieckich. Nie pragn ju niczego innego. Znalaz spokj.
wiato, o ktrego istnieniu wczeniej nie wiedzia. Odnalaz si w wierze. Chcia zosta
mnichem.
Trudno byo wyobrazi sobie Walerija jako mnicha. Olga miaa si w gos. Nawet
Michai z trudem wyobraa sobie Walerija pobonego i pokornego, w prostym habicie.
Tylko Raija przyznaa, e to dobrze, e odnalaz wasn drog. Tylko ona nie wtpia w
jego zapa.
Podr od razu nabraa innego charakteru. Obecno Walerija rzuciaby na ni cie.
Pynli ju kilka tygodni. Zdecydowani, prowadzeni dowiadczeniem Olega. Z
Michaiem jako najmodszym pryncypaem. Oleg nie pamita, by kiedykolwiek sysza o
modszym.
By niedowiadczony. Oleg rozumia tych z zaogi, ktrzy zrezygnowali z rejsu.
Rozumia te tych, ktrzy zostali, narzekajc.
Mody chopak obarczony tak odpowiedzialnoci... To dlatego Oleg popyn jako
bosman. Wedug niektrych: jako prawdziwy kapitan.
Zrobi to dla Jewgienija. Jewgienij by jego najstarszym i najlepszym przyjacielem.
Zasuy na to, by Oleg przez jaki czas czuwa nad jego synem.
Michai i tak by cakiem rozsdny, jak na chopaka w tym wieku. Pywa ju z ojcem.
Bawi si w porcie, od kiedy ledwo odrs od ziemi. Wicej wiedzia o statkach ni jego
rwienicy. Wyrs wrd ludzi morza. Osucha si z jzykiem marynarzy, jeszcze zanim sam
zacz mwi.
By urodzony na kapitana.
Michai podszed do Raiji. Cay dzie staa na pokadzie. Widziaa zbliajcy si cypel.
Najpierw tylko go sobie wyobraaa. Potem ujrzaa na wasne oczy.
Teraz ju nic nie widziaa, bo pakaa. Poczua do syna na ramieniu.
- To tu - powiedziaa Raija pewnym tonem. - Spu dk na wod, Misza! Jestemy na
miejscu.
- Wczenie przypynli w tym roku - powiedzia Reijo, ledzc wzrokiem agle
kolorowego statku. Wydawa si pyncym kwiatem.
Ju szesnasty rok obserwowa rosyjskie statki.
Mattiego nie interesoway statki. Pochodzi z gbi ldu i morze go nie pocigao.
Sedolf zerkn ponad ramieniem Reijo i stwierdzi, e tego statku nie pamita.
- Ale i tak trudno dopatrzy si pomidzy nimi rnicy - doda. - Przemalowuj je chyba
co roku. I nie mona si zorientowa w tych ich literach. Nawet jak znasz swoje, i tak nie
rozczytasz tego, co tam skrobi. Ich litery przypominaj lady wron na niegu...
Mczyni powicili dzie na przygotowanie narzdzi do wyrbu. Ostrzyli siekiery,
wymieniali trzonki, gdzie byo trzeba. Przygotowywali toporki i noe. Byli sami w domu,
podczas gdy Elise i Ida z dziemi gospodaroway w domu Idy i Sedolfa. Lepiej, eby dzieci nie
krciy si pod nogami, gdy tyle niebezpiecznych narzdzi leao wok.
Mieli cina drzewa na nowy dom Mattiego i Elise. Miejsce, za ktre w swoim czasie
Ida i Sedolf podzikowali, Reijo odda swojej wychowanicy i jej mowi, bratu Raiji. Mattiemu
z trudem przyszo przyjcie daru, wolaby budowa swj dom na ziemi, ktr kupi.
Ale nie mg odmwi. Ten, kto nic nie posiada, nie moe odmawia. Bdzie mia dug
wobec Reijo. Mg trafi duo gorzej.
Tam, na polanie, gdzie gry nie przytaczay a tak bardzo, zamierza postawi swj
dom. Z widokiem na lasy i fiord, i na niebo. Lepszego i szerszego widoku nie mogli mie w
Finlandii. Do rzeki byo daleko, ale w pobliu polany pyn strumyk. Reijo obieca, e pogbi
go i bd mieli studni.
Reijo po stracie Heleny chcia by czym cigle zajty. - Wydaje mi si, e spuszczaj
dk - rzuci Sedolf. - Pyn tu. Pewnie po wod. Dziwne, e tak blisko zakotwiczyli.
- Tak - potwierdzi Reijo. Zerkn raz i drugi, ale nie chcia, by modzi wzili go za
starego gupca.
Ju kilka lat temu pogodzi si z rzeczywistoci. Strata Heleny nie zmienia tego.
- Jest z nimi kobieta - zamia si Matti, ale nagle jego twarz staa, potem rozjania
si. - No, u diaba! - rzuci i popdzi na dwr.
Reijo popatrzy przez okno i zrozumia, dlaczego Matti znikn. W dce byo troje
Erkkiego i Anttiego.
Jej stopy chciay poczu co innego ni tylko kamienie. Wiatr rozwiewa jej wosy.
Panowaa cisza. Nikt nic nie mwi. Oleg i Misza nie poruszali si.
Take Matti i Reijo zatrzymali si.
Byo tak cicho...
Raija ruszya czas. Jej stopy przeszy po piasku, po soczystej trawie. Stany przed tym,
ktrego oczy tak przypominay jej oczy. Ktry umiecha si jej umiechem.
Pokrcili gowami w zadziwieniu. Ich umiech pokona lata. By poszukujcy,
niedowierzajcy...
Rozpoznajcy.
- Siostro! - powiedzia Matti, otwierajc ramiona. Otoczyy j mocnym uciskiem. Jego
minie byy twarde.
- Masz za dugie wosy, may Matti! - potargaa mu je, miejc si i ciskajc go. Ich
miech zblia ich do siebie. Pomaga pokonywa dzielcy ich czas.
Matti nie chcia jej puci, lecz nagle przypomnia sobie o Reijo. Cofn rce z ramion
Raiji i odszed na bok. Nie zasania ju tego drugiego.
Raija poczua dreszcz. Pozosta jej jeszcze kawaek drogi do przejcia. Zrozumiaa teraz,
dlaczego Wasilij ju od pierwszego wejrzenia wyda jej si tak znajomy. W jego oczach
rozpoznaa oczy Reijo: zielone, przejrzyste, zamylone, przenikajce... Pene tajemnicy, ktrej
nigdy nie rozwizaa ani u Wasilija, ani u Reijo.
Pozwoli, by podesza. Nie uczyni adnego gestu, by jej dotkn. Nie obejmowa jej
inaczej ni tym swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Wiele czasu upyno, Reijo - powiedziaa. Ju tak dawno nie mwia po fisku. Tylko
w mylach bawia si sowami, ktre odnalaza noc po mierci Jewgienija.
- Tak, wiele.
- Wrciam. Pokiwa gow.
- Widz.
- To duga historia.
Reijo przeczesa palcami wosy. Raija poznaa ten gest z dawnych czasw, widziaa go
tysice razy przedtem. Nagle tyle pamitaa.
- Wikszo historii, ktrych warto wysucha, jest duga - powiedzia. - A gdzie
Jewgienij?
- Nie yje - odpara Raija sztywno. - Umar jesieni zeszego roku. Tragicznie.
Reijo pokiwa gow.
- Nie mam do niego alu - westchn. - Skama. Wrci i powiedzia mi, e nie yjesz.
Wiedziaa o tym?
Raija pokrcia gow.
- Masz tylko syna?
- Miaam jeszcze crk - Raija nie chciaa ujawnia swego blu. - Umara. To cz
mojej historii. Nie bd jej teraz opowiada, ale pragn, by jej wysucha. Chocia nie chc
niszczy ci ycia...
Przez twarz Reijo przelecia umiech, jednoczenie czuy i gorzki, zrezygnowany.
- Nigdy nikogo nie znalaze? - pytanie zabrzmiao niczym okrzyk, niczym proba o
wybaczenie. - Moe dobrze, e nigdy nie czya nas wielka namitno, e nie byo pomidzy
nami wielkiego uczucia! Od jesieni wiele o tobie mylaam. Marzyam, by znalaz kogo, kogo
pokochaby wielk mioci. Ty nie powiniene by sam, Reijo!
- Ona nie yje - rzuci Reijo. Cie blu przemkn po jego twarzy. Da wiadectwo
wielkiej mioci. - To te duga historia, Raiju. Czy mamy czas, by wymieni si dugimi
opowieciami? Czy tym razem statek zaczeka? Mam w sobie wiele blu. Wol broni si przed
nowym cierpieniem. Za nic nie chc da si znw zrani.
- Nikogo nie zrani, jeli przestpi prg twojego domu?
Reijo pokrci gow. Soce operowao w srebrze jego wosw. Bruzdy zmarszczek
take wiadczyy o jego przejciach. Jego sowa mogy je wytumaczy. Tak, jak jej sowa
miay wyjani jej zmarszczki.
Odwrcia si do Olega i Miszy. Wywoaa umiech na twarz. Wcigna i ich w swj
krg. Pokazaa im t cze jej ycia.
- Mj modszy brat - powiedziaa z czuoci w gosie. Byli do siebie tak podobni, e
nietrudno byo si tego domyli. - Matti. I Reijo. By moim mem, gdy std wyjedaam. Nabraa gboko powietrza. - Chyba wobec Boga i wadz nadal jestemy maestwem. Nie
jestem Rais Bykow, tylko Raij Kesaniemi. Przykro mi, Misza... To mj syn, Michai przesza znw na fiski. - I mj najstarszy rosyjski przyjaciel, Oleg Jurkw. On mwi po
norweska Misza tylko po rosyjsku.
Matti wycign do i ucisn do Olega i Miszy.
- U diaba, Raija - umiechn si zaenowany. - Nie baa si duchw, gdy wybieraa
mu imi!
- Jewgienij je wybra - odpara cicho. - To te cz historii.
Reijo te si przywita. Umiechn si ciepo, niemal po ojcowsku, do Miszy.
- Podobny do ciebie, Raiju. Teraz nawet bardziej ni ostatnio. To twoje cechy przebijaj
si we wszystkich twoich dzieciach. Rne twoje cechy w kadym z nich. Misza jest bardzo
podobny do Idy.
Raija zachwiaa si, nagle zabrako jej powietrza. Reijo schwyci j, obj ramionami.
Spojrzeli sobie w oczy. Wczeniej si oceniali. Powstrzymali si. Prbowali przykada rami i
wywaa drzwi, za ktrymi stao to drugie.
Teraz ju to nie byo moliwe. Zamki pky. adne z nich nie musiao szuka klucza,
ktry zardzewia i zagin.
Drzwi stany otwarte na ocie.
Ramiona Reijo wok talii Raiji. Jej ramiona na jego karku. Oboje unieli brwi - on
proste, a ona wygite w uk. Policzek otar si o policzek. Skra rozpoznaa skr.
- Jeden rok - powiedzia Reijo gosem grubym ze wzruszenia. Odsun lekko Raij i
przyjrza si jej, przekrzywiajc gow. Patrzy na jej twarz, prbowa dostrzec minione lata. Nadal jeste tak pikna, e mgby min tylko jeden rok. - Umiechn si. - Tskniem za
tob, ty urwisie. Nie chciaem uwierzy, e nie yjesz. Nawet po rozmowie z Jewgienijem.
Nawet po tym, gdy si dowiedziaem, e daa mu syna. Tskniem za tob, Raiju. O Boe,
jake ja za tob tskniem!
- A dzieci? - spytaa Raija bez tchu, patrzc ponad ramieniem Reijo na mczyzn
siedzcego na schodach domu. To nie by Knut. Jej starszy syn by blondynem, a ten mia
ciemne wosy.
- Knut i Maja s w Finlandii. - Reijo umiechn si przelotnie i pogadzi Raij po
policzku. Gdy ju odway si jej dotkn, byo to dobre uczucie. Bya prawdziwa pod
opuszkami jego palcw. Nie znikaa, nawet gdy zamyka oczy. Nie rozwiewaa si w powietrzu,
nawet gdy jej nie dotyka. - Ailo te jest w Finlandii - doda z blem, ktry zawsze towarzyszy
wzmiankom o Ailo. - Ida i Elise s tu. Elise wysza za twojego brata. Jak zawsze mamy
zawikane relacje rodzinne!
Raija szeroko otwartymi oczami wpatrzya si w Mattiego. Ten rozoy rce i
umiechn si szeroko.
- Taka adna wyrosa z niej dziewczyna! - powiedzia tonem usprawiedliwienia. Wszystko odbyo si bardzo przyzwoicie!
Reijo umiechn si pod nosem i skin gow w stron domu:
- To m Idy, Sedolf. wietny chopak ze zej strony fiordu. - Pogadzi Raij po
wosach. - Nadal jak jedwab - stwierdzi ze zdziwieniem. Odnalaz w nich siwe lady, ale i tak
jej nie postarzay, tylko dodaway uroku. - Jeste kobit z pieka rodem, ktra nie brzydnie z
latami! Ty nie blakniesz. Jak, u licha, ty to robisz, co? - Westchn. - Jeszcze kilka dokumentw
nie jest cakiem w porzdku w naszej rodzinie. Nie tylko my namieszalimy. Ida wysza za
Ailo.
Raija poczua, jakby grunt usuwa jej si spod ng. To brzmiao tak waciwie: jej crka
i syn Mikkala!
To stanowio waciwe zakoczenia bajki. Ale przecie na schodach domu Reijo
siedzia ciemnowosy mczyzna, nie Ailo, a jednak m Idy.
- Powiedziae przecie, e Ailo jest w Finlandii?
- Ida ma dokumenty zawiadczajce, e Ailo nie yje - odrzek Reijo. - Nasza crka jest
bardziej twoja ni moja. To jej historia. Sama niech ci opowie. Nazywa j Sag o mczynie
w masce. Masz ju wnuki, kochana. Jeste babci! To te duga historia.
Raija zadraa. Wspara si o Reijo, gdy odwrcia si do syna i Olega. W wielu
miejscach czua si jak w domu. Tutaj te. Z doni Reijo ciskajc jej do. Z jego ramieniem
wspierajcym jej rami. Sta w jej cieniu.
- Zostaj tu - rzucia do Michaia i Olega. - Pycie z powrotem na Raij. Ja musz ich
spotka - sama.
- Ale to te moja rodzina! - powiedzia Michai, prostujc kark. Raija rozpoznaa w tym
swj ruch, cho zwykle widziaa w synu wicej z cech Jewgienija.
- Tak, to te twoi krewni, mj Miszo. Spotkasz si z nimi. Ale teraz musz by sama. To
moje ycie. Kiedy moje. Odrzuciam je, wybraam inne drogi ni te, ktre wiody tutaj.
- To tata milcza! - Misza wreszcie wykrzycza swj gniew. - On to przemilcza.
Kama!
Raija pokiwaa gow.
- Tak, ja wiem. Wiem, dziecko. Ale przedtem ja dokonaam wyboru. Ja. Nie twj ojciec.
Nikt inny. I tego te nie auj. To duga historia, ktr ci opowiem. Zanim poznasz swoje
rodzestwo...
Michai uwanie patrzy na matk. aowa, e nie rozumia nic z tego, o czym oni
mwili po fisku. Wreszcie pokiwa gow.
- Wrc wieczorem - powiedzia.
- Dobrze. Raija pucia do Reijo i pocaowaa syna w oba policzki, zanim odszed.
Oleg pogadzi j po gowie.
- Ciesz si, e ich odnalaza - rzuci szczerze.
- Ja te, Oleg. Raija patrzya za nimi, jak pynli w stron statku.
Staa na brzegu i napawaa si widokiem. Reijo stan za ni i pooy jej rce na
ramionach. Jego oddech musn jej ucho.
- Pol Mattiego i Sedolfa po Id. Mieszka na twojej ziemi. Teraz bdziemy cina nasz
pierwszy las, Raiju. Twj i mj.
- Jeste podobny do swojego ojca.
- Wiem - rzuci Reijo z umiechem. - On te ci bardzo kocha, Raiju.
3
Donie Raiji wielokrotnie gadziy zniszczon powierzchni stou. Z czuoci,
szacunkiem, zupenie jakby dotykaa czego uwiconego...
Reijo po drugiej stronie stou, z jedn doni przykrywajc drug. Patrzy na ni. Twarz
mia powan i spokojn.
- Jeste zy? - spytaa nagle. - Nienawidzisz mnie? Nienawidzie?
- Nie - odpar, opierajc podbrdek o rk. - Nienawi to strata czasu. Ja nie miaem
czasu. Czuem, e masz swoje powody, by zosta. - Zamilk na dusz chwil. - Ale czekaem
wiele lat. I nigdy nie uwierzyem, e nie yjesz. Pogodziem si z tym, e ci nie ma, ale nie, e
nie yjesz. Rozumiesz?
- Pamitasz Kallego? - spytaa Raija z powag. - To mi si te przytrafio. Wtedy...
Kalle chyba najbardziej chcia uciec od wszystkiego. Zawsze wybiera najatwiejsze
rozwizania. Nigdy nie wierzyam, e moliwe jest po prostu straci przeszo. Nie
rozumiaam tego. Ale potem mnie to spotkao. Moe dlatego, e potrzebowaam ucieczki. A
gdy Jewgienij umar, wszystko do mnie powrcio. Nie umiem tego wytumaczy. Przedtem
czuam to jako ska, lodowat ciemno, ktra mnie zatrzymywaa za kadym razem, gdy
prbowaam przez ni przej. Ale skaa po mierci Jewgienija rozstpia si! Wszystkie sny i
fragmenty przeszoci, ktrych nie rozumiaam, nagle stay si czci caoci. Byam jak
naczynie, ktre znw si napenio. Tak dugo byam pusta, Reijo...
- Co z Jewgienijem? On wiedzia...
- Jewgienij milcza - odpara Raija zrezygnowanym tonem. - Oleg milcza. Antonia
milczaa. Nie byo wicej wtajemniczonych. Oni byli moimi najbliszymi. Ten zawd boli
najbardziej.
Raija nie wspomniaa o Miszy. Na nim wymuszono milczenie. Rozumiaa to.
Zobaczya, jak on wyranie si odpry, gdy zrozumia, e pami jej wrcia. Spoczywaa na
nim zbyt dua odpowiedzialno. - Nie ma zbyt wielu ludzi, ktrzy mnie nigdy nie zawiedli umiechna si Raija. Ostronie dotkna palcem doni Reijo. - Ty tego nigdy nie zrobie.
Wasilij te nie. Tylko wy. A ja zawiodam wszystkich. Wszystkich.
- Wasilij?
- Jego te kochaam - odpara Raija. - Na swj sposb. On by ojcem mojej creczki
Natalii. Nadal boli mnie wspomnienie o niej. Ona te jest czci historii, ktr chc ci
opowiedzie. Teraz tylko troch, by uwolni nieco blu. Wasilija... Wasi... straciam. Popeni
samobjstwo. A tak byo to dla niego powane. Cay Archangielsk traktowa mnie jak wdow
po nim, jakby nie byo w tym ani troch mojej winy. Natalia umara. Jewgienij umar.
Odprowadziam moich najbliszych na cmentarz. Tam, na wschodzie, pozosta mi tylko Misza.
- Tutaj masz wielu.
- Nie wiem - odpara. - ni Mikkala. To nie s zwyke sny. On do mnie przychodzi
wtedy, gdy odpywam. Natalia go widziaa w morzu.
Reijo wzdrygn si, ale nic nie powiedzia.
- Chciaabym by z nim pochowana - mwia dalej Raija. - Umaremu pewnie wszystko
jedno, ale czsto o tym myl, e chc spocz razem z nim w grobie. Z Mikkalem.
- Ty te przychodzia do mnie w moich snach - odezwa si Reijo ochryple. - Prosia,
bym zadba, eby spocza w morzu.
Spojrzaa na niego pytajco.
- Stracilimy ciao Mikkala - wyjani Reijo. - Stracilimy dk z jego ciaem. Zatona
w morzu...
- Opowiedz mi! Reijo opowiedzia o podry na wschd wzdu wybrzea Finnmarku.
Bya to opowie pena blu. Ravna im wybaczya. Powiedziaa, e morze to dobre miejsce na
grb. Wyznaa, e staje nad grobem syna za kadym razem, gdy staje nad brzegiem morza.
- To wiele tumaczy. - Raija zblada. Doni obracaa nerwowo jeden z guzikw bluzki,
a go urwaa. Bluzk miaa jasnoniebiesk, spdnic o ton ciemniejsz. Reijo uwaa, e
wyglda w tych kolorach bezbarwnie. Powinna nosi intensywne kolory, w ktrych sama by
promieniowaa.
- Przecie nie mogam tego wiedzie... Jej sowa zawisy w powietrzu pomidzy nimi.
Nie moga tego wiedzie. Ale wiedziaa. Nie potrafili te go wytumaczy.
- Co jest. Potem - dodaa Raija pewnym tonem. - Jest druga strona. Naprawd. Ja tam
wdrowaam.
Wracaam w mrozie, tak jak kiedy. Ale teraz jest mi trudniej. Nie chc wraca.
- Pamitasz, e nie chciaem w to uwierzy? - umiechn si Reijo. Mia czterdzieci
dwa lata, ale wyglda modziej, zwaszcza gdy si umiecha. Mona byo w twarzy dorosego
odnale modzieca. - Maja te to miaa. Uratowaa moje ycie. Przysza do niej we nie i
daa jej ten... dar.
- Te to niam. - Raija wycigna donie i dotkna go chodnymi palcami. Jego donie
byy tak ciepe! Ciepe, szorstkie, dobre donie.
- Ida te co ma - doda Reijo. - Jak nadwraliwo. Przeczucia.
Raija milczaa. St pomidzy nimi tak naprawd ich nie rozdziela, a raczej spaja. Gdy
mylaa o wsplnocie, przede wszystkim przechodzi jej przez myl st, a nie ko. Rodzina
- Tej czci historii ci nie opowiem. Wicej razy nie mog, Reijo. - Raija zmusia si do
pooenia na jednej z plek. Nie na tej najwyszej, tam gorco uderzao jak ciana. Nie
rozumiaa, jak Reijo mg tam wysiedzie. Nie wygldao na to, by cika para wodna jako mu
szkodzia. - Przecie miaam wrci - powiedziaa wreszcie. Spojrzaa przelotnie na Reijo. Jego
ciao wydawao si nadal zwarte. Wida byo, e duo chodzi bez koszuli tego lata. Na plecach
by ciemniejszy ni na brzuchu, a nogi mia biae. Mczyni wanie tak wygldali po lecie. Wtedy nie uciekaam na zawsze, Reijo. Miaam wrci. Wiedziaam, e si jako uoy. Zawsze
bylimy sobie bliscy, zawsze bylimy przyjacimi. Uwaaam, e to rwnie dobra podstawa
jak namitno. Ona wszystko w kocu poera, jak ogie such traw.
- Wiem, e tego chciaa - odpar Reijo agodnie. - Teraz wiem.
Wosy przykleiy mu si do czoa, pociemniae. Raija dostrzega, e mu si przerzedziy,
linia czoa podesza wyej.
- Nie miaa nad tym wadzy - doda.
- Ja miaam wrci - powiedziaa Raija cicho. Para wodna dochodzia do sufitu. Raija
dostrzegaa lady po ociosywaniu belek siekier. - Miaam by matk.
Reijo nie mg dostrzec jej umiechu, ale sysza go w jej glosie. Wiedzia, e ona
najbardziej oskaraa siebie. Wiedzia, e oskara siebie o to, czego nie bya winna.
- Ca zim zajo mi ukadanie fragmentw w cao. Czuam si, jakbym siedziaa nad
dwunastoma potuczonymi szklankami. I miaam jej poskada... Ca zim trwao, zanim
zrozumiaam i mogam spojrze w przeszo bez goryczy. I nie mogam si tym z nikim
podzieli.
- Nie mamy wpywu na nasze ycie - powiedzia Reijo. - Nawet nie moemy wpywa
na najwaniejsze zmiany, Raiju. Kiedy wierzyem, e los ley w moich rkach, e jest niczym
glina, ktr mog ugniata, jak tylko chc. ycie to nie glina. To zbir cieek. Dla jednych
wielu, dla innych kilku. Dla nas krc si one w sposb niezwyky. Moja cieka wioda przez
pikne tereny. Teraz stoj na polanie. Nigdy nie sdziem, e tu dotr. Myl, e tu kiedy
byem, ale las si przecie zmienia, prawda? Wszystko ronie, co znika. Nic nie jest dokadnie
takie samo, jak dawniej. Ja te nie jestem ten sam. Patrz z innej perspektywy. Patrz oczami,
ktre widziay wiele od ostatniego czasu. Jumala, chyba rozumiesz, co mam na myli?
- Moe.
- Nie wyrzekbym si czasu z Helen. Reijo skurczy si w sobie po wypowiedzeniu jej
imienia. Bl zastyg w twarzy. Oczy pod jasnymi brwiami ciemniay.
- A moe ta cieka bya rwnie dobra jak inne? - rzucia Raija, siadajc i sigajc po
chochl z wod. Polaa ni kamienie. Zasyczao, para uniosa si ciko i pooya, gorca, na
skrze. Zapieka.
- Ona rozwietlaa wszystko wok siebie - powiedzia Reijo. - Przybya ze wiata, ktry
w niczym nie przypomina naszego. Nie umiaa szorowa podogi ani pra ubra. Przypalia
strasznie duo garnkw, zanim nauczya si gotowa. Pakaa nad swoim pierwszym chlebem.
Jadem go i sdziem, e strac na nim wszystkie zby... Ale robiem to dla niej. Prbowaa.
Staraa si. Bya jednym z najbardziej upartych ludzi, ktrych znaem w yciu. - Umiechn
si, odprony. Spojrza Raiji w oczy. - Moe w tym przypominaa ciebie. Ale poza tym wcale.
Bya delikatna, ciepa i ustpliwa.
- No, ja na pewno nie jestem ustpliwa! - Raija zlizaa pot z grnej wargi. Smakowa
morzem. Niemal unosia si na parze wodnej.
- Na pewno ciebie nie przypominaa - Reijo wiedzia, e Raija nie atakowaa Heleny.
Suchaa. Dobrze byo opowiedzie o Helenie komu, kto nic o niej nie wiedzia.
Opowiada wic. O tym, jak nastaa w ich yciu. Jak z niego odesza.
Tajemniczo.
Opowiada jej o ranach, ktre nosi w sercu i duszy. Jak rozdrapywa te rany, zrywa
cienkie warstwy strupw, by utrzymywa pami o niej. Opowiada Rraiji o blu.
- Boj si, e nadejdzie dzie, gdy ju nie poczuj blu. Nie chc go utraci. Nadal chc
go czu niczym szpony drapienego ptaka w moim sercu. Boj si, e o niej zapomn. Ona na
to nie zasuya.
- Bl znika - powiedziaa Raija bez ogrdek. Wiedziaa, e on nie chce tego sysze, ale
przedstawia mu swj bl. W caej okazaoci. Oboje niczego przed sob nie ukrywali.
W par wodn popyny nowe fragmenty tej poowy ycia, ktr spdzili osobno.
Obrazy. Szybkie szkice. Wybierali je bez zwracania uwagi na kolejno wydarze, zupenie
jakby zrywali kwiaty na ce. Szli tam, dokd prowadziy ich oczy, na skrty, w poprzek... Taki
bukiet zawsze bdzie adny. Wizanka polnych kwiatw nie moe by inna.
Chwile z ich ycia nie przypominay moe rumiankw, dzwonkw czy jaskrw, ale i tak
nie mogli wstydzi si swojego bukietu.
- Jewgienij postawi wszystko na jedn kart. - Reijo potrzsn gow. Nie umia wczu
si w sytuacj mczyzny, ktry da Raiji pen gar kamstw. Ktry trzyma si
konsekwentnie tych kamstw a do mierci. Ktry z wasnej woli da si wplta w lepk sie,
ktr sam rozwin.
- Brak mi sw. Musz przyzna, e troch go podziwiam. To wymagao wielkiej
odwagi. To nie twoja wina, Raiju, e dla ciebie mczyni trac gow. Ciesz si, e Ida trafia
na Sedolfa. Ju zaczynaa za bardzo przypomina ciebie, May Kruku...
Nie sdzia, e ktokolwiek jeszcze nazwie j tym przydomkiem. Waciwe byo, gdyby
to mwi Mikkal. To byo jego pieszczotliwe imi dla niej. Od pierwszego dnia, gdy stanli
twarz w twarz. Ona, zapakana omiolatka, i on, czternastolatek, ktry bez chwili wahania
wzi na siebie odpowiedzialno za ni. Ktry obieca, e bdzie zawsze o ni dba.
May Kruk.
Moe ona wanie nim si staa?
- Czy dzieci maj do mnie al? Zawiodam ich bardziej ni ciebie. Matti i tak mnie
kocha, jestemy tej samej krwi. Ty wybaczasz. Liczyam na to, bo ty jeste takim przyjacielem,
ktry nigdy, przenigdy nie zawodzi.
- Mai tu nie ma, Raiju. Przykro mi to mwi, ale ciesz si, e jej nie spotkasz. Ze
wzgldu na Maj. Teraz jest jej dobrze, jest szczliwa. Udao jej si wypchn ciebie ze
wiadomoci. Jej nie powinna rusza, Raiju!
- Oto mj najgbszy smutek...
- Maja powinna si dowiedzie, e yjesz. Ale nie - spotka. Ja te kocham Maj. Staa
si moj ulubienic, moe bardziej ni Ida.
- Chcesz, bym odpyna, Reijo?
- A chciaa zosta?
- Nie wiem - odpara Raija.
4
- Dlaczego on tak gna? - Elise osonia oczy doni i patrzya, jak Matti popdza konia
niczym szalony wonica. Sedolf trzyma si mocno wozu obiema rkami. Obaj wygldali na
zadowolonych figlarzy.
- Tata? Moe co z tat? - Ida zerwaa si, otrzepaa spdnic i poprawia grzywk.
Nadal staraa si adnie wyglda, gdy nadchodzi Sedolf. - Nie, oni si szczerz odpowiedziaa sama sobie, cigajc brwi, pomidzy ktrymi utworzya si podwjna
zmarszczka.
Elise dostrzega j i przypomniaa sobie, u kogo j widywaa dawno temu... Wzruszy j
ten widok.
Matti obj Elise i okrci j wok w rytm jakiego taca, a spdnica jej zafurkotaa.
Ucaowa j soczycie w oba policzki, puci i szybko podnis w gr Id.
- Chyba cakiem ju zwariowae! - prychna Ida. - Postaw mnie na ziemi, Matti!
- Co za dzie, gobeczki! - mia si Matti, speniajc prob siostrzenicy.
Sedolf sta oparty o wz i umiecha si pogodnie. Nie spuszcza jednak czujnego
spojrzenia z ony.
- Co si stao? - Ida patrzya to na jednego, to na drugiego. Nawet dzieci przestay si
bawi i zerkay na dorosych.
Matti nabra powietrza. To, co w nim wzbierao, znalazo ujcie w sowach pdzcych
niczym wodospad:
- Ona wrcia! Jumala, sam nie mog w to uwierzy! Ale ona wrcia! Raija jest na
cyplu!
- Kto? - spytaa Ida, cho sowa Mattiego niemal namacalnie wisiay w powietrzu.
Jednak musiaa spyta: - Kto?
- Twoja matka - odpowiedzia Sedolf, podchodzc do Idy. Obj j, pogaska, ustami
dotkn jej czoa. Jego spojrzenie miao si odbijajc jej wasn, o ktrej na chwil
zapomniaa. - Przypyn rosyjski statek, moja Ido. Twoja matka jest na brzegu. Jeste do niej
podobna, nietrudno j pozna. A chopak jest ju niemal dorosy.
- A on? Jej Rusek? O Boe, co na to tata? Biedny tata! Dlaczeg, u diaba, Helena
musiaa umrze?
- Raija! - niemal piewa Matti. - Nasza Raija! - Krcc gow, usiad na ziemi, by zaraz
si zerwa. - Raija, Elise! Nigdy wczeniej nie dowiadczyem, by kto powrci z zawiatw.
Nigdy w takie co nie wierzyem. Moe te nie cakiem wierzyem, e Raija nie yje, ale nie
- Nie wierz wam - upieraa si Ida. Trzymaa si tego jak skay. Gniew wzbiera w niej
jak wody przypywu. - Dlaczego ona wrcia? Czy nie mogaby nie y? O Boe, nie to miaam
na myli, tylko czy nie moga tam pozosta?
- Ja chc si z ni zobaczy! - odezwaa si Elise. - Czy mog? Czy ona tego chce?
Musz j zobaczy!
- Ona chce - Matti pokiwa gow. Nadal trzyma Id za ramiona.
- Teraz - zadaa Elise.
- Ja nie chc - rzucia Ida. - Nie mog. Zapada cisza. Nikt si ju Idzie nie sprzeciwia.
Nikt nie prbowa przekonywa. Matti puci j. Jej chd a poczu na swoich doniach.
Sedolf zosta z Id. Cicho poprosi Mattiego i Elise, eby pojechali. Niczego nie obiecywa.
Pozosta obok Idy, nie naruszajc jej szacw obronnych.
Wz zaskrzypia, odjedajc. Jeszcze dugo go syszeli. Mikkal nie rozumia, dlaczego
Matti, Elise i ich dzieci tak nagle zniknli. Kolana Sedolfa wynagrodziy mu troch ten zawd.
- Dlaczego ja tak to odbieram? - Ida odwrcia si gwatownie w stron ma. - Przecie
nie jestem Maj! To nie jest nienawi. Nie moesz sdzi, e jej nienawidz. Ale po prostu nie
mog... Nie mog, Sedolf! Rozumiem, e tata si cieszy, a jednoczenie nie rozumiem. Przecie
tak niedawno umara Helena...
- Ona nie jest rywalk Heleny - odpar Sedolf. - Nie byaby ni, nawet gdyby Helena
ya.
Ida westchna. Czua si samotna, bezsilna. Nie pragna jego obj. Musiaa sama
poszuka rozwizania.
- Chyba pjd si przej - powiedziaa.
Raija wykrcaa wosy. Staa, bosa, na podwrku, w cudzym ubraniu. Czua, e to
obejcie stao si dla niej w pewien sposb obce.
Reijo nie dopi koszuli. Z sauny nadal unosi si saby dym.
- Pamitam, jak kiedy tak staa - odezwa si, zaczesujc wosy palcami. - To
przedziwne, ile takich drobiazgw powraca mi w pamici, gdy ciebie widz. One gdzie tam
leay i nawet mi si nie przypominay. Ale teraz wiele powraca. Twoje wosy na wietrze...
- Ja to nie tylko wosy!
- Tak, wiem. Ale stanowi najwyraniejsz cz obrazu przedstawiajcego ciebie. Gdy
prbowaem wyobrazi sobie twoj posta, nie potrafiem nady za upywem lat. Nie mogem
ci postarzy...
Reijo umiechn si. Patrzy na Raij badawczo. wiato nie byo dla niej askawe, ale
to mu nie przeszkadzao.
- Teraz widz, e mogem wyobrazi sobie twoje zmarszczki, kad z nich. Pamitam,
jak si umiechaa i w jaki sposb twj umiech mg wyrzebi te linie koo oczu, koo ust.
Wiem, jak marszczya brwi, by powstay te dwie kreski pomidzy nimi. Widz twoje lata.
Lata, kiedy ja yem tutaj. Czas przeszed przez nasze twarze w innych butach. Pozostawi inne
lady. To dziwne, Raiju. Mino przecie tyle lat. A teraz wydaje mi si, e tak niedawno
wyjechaa.
- Mam dwa ycia - powiedziaa Raija, wstrzsajc gow. Reijo widzia ten ruch u
wszystkich dzieci. Jedynie u Idy przyprawio go to o najmocniejszy dreszcz. Ida nie moga
pamita matki. By to ruch, ktry otrzymaa wraz z krwi, a nie podpatrzony. - Jedno, zanim
zapomniaam - mwia dalej Raija - i drugie, od wypadku do mierci Jewgienija.
- A teraz? - spyta Reijo.
- To przeduenie jednego z nich - odpara z powag. - Nie jestem pewna, ktrego. Ale
to cig dalszy. cieki prowadz dalej.
Reijo nie pyta, dokd. Albo nie chcia, albo sam si domyla.
Zbliali si do siebie. Oboje to wyczuwali. Ich blisko bya nadwraliwa. Nawet soce
i wiatr jej szkodziy.
- Oto s! - Reijo uwiadomi sobie, e poczu ulg. Niemal go to rozzocio. Przecie to
bya Raija! Pomimo e dzielce ich lata chwilami wydaway si nie do przejcia, Raija staa
przed nim tak bliska, e wydawaa si czci niego samego. wiadomo tego sprawiaa mu
niemal bl. Reijo wola mie na to inne sowo, ale nie umia go znale.
Jego rado bya tak wielka, e a bolesna.
- To wicej, ni si mogam spodziewa - wykrztusia Raija, wci obejmujc szczupe
ciao Elise. Ona te bya jej dzieckiem. Pamita jeszcze dziewczynk o krgych ramionach i
wosach jak an zboa w lipcu. Zmienia si, ale nadal pozostaa Elise. Jej dziecko. Jedyne,
ktre wybraa.
Matti przytula ca gromadk dzieci o czujnych oczach. Patrzyy na mam, ktra w
jednej chwili staa si niczym obca. Pakaa na ramieniu tej nieznanej, adnej pani, o ktrej im
powiedziano, e jest ich cioci i babci. Nic nie rozumiay. Dobrze, e ramiona taty si nie
zmieniy. Mimo e mwi im te dziwne rzeczy, sam si nie zmieni. Targa im wosy tak samo
jak zawsze i mwi, e ta pani nazywa si Raija i jest jego siostr. I prawie mam mamy.
Zupenie, jakby mg istnie kto taki jak prawie mama...
- Prawdziwa ciocia i prawie babcia - tumaczy Matti, ale to nie pomagao.
- Nie wiem, czy mog w to wierzy - powiedziaa Raija. Jej sowa brzmiay dla dzieci
troch dziwnie, ale wypowiadaa je po fisku. Co w ich melodii byo obce, ale to tylko
wypasza czasu z jego gstwiny. Nawet ptaszki czuy si najbezpieczniej w gniedzie ukrytym
przed ludzkimi oczami.
Ida nie bya za. Nie bya za na Raij. Tym razem nie. Ale czua co.
Co, co popdzio j w gry przez brzozowy zagajnik i podmoke ki. Co podaro jej
spdnic, zmoczyo nogi, na ktrych brakowao ju miejsca na nowe zadrapania.
Co...
Spocona, zdyszana, zmoczona a po uda, z podrapanymi do krwi domi, wreszcie
usiada.
Na kamieniu, ktry nie zna niczego poza widokiem, niebem i gr, poza mchem, ktry
pokrywa go delikatn wilgoci, piewem ptakw, chmurami, ktre albo pyny po niebie, albo
ciskay chodem. Moe to nie tak mao?
Wszystko leao pod ni. Statek ze wschodu take. Ten statek, na ktry jej ojciec czeka
przez poow ycia. Na ktry w kocu przesta czeka.
Dlaczego przyjechaa wanie teraz?
Za pno na bycie matk. Nikt nie nadrobi tylu lat.
Ida zapakaa. Siedziaa, majc cay swj wiat pod sob, pikny, skpany w
promieniach soca.
Ona powinna przypyn w deszczu! We mgle! Przekra si na ld otulona mg, tak
jak ucieka pod oson nocy.
Wiatr wiejcy agodnie znad fiordu osuszy jej zy. Nie ocieraa ich.
Cisza piewaa w jej uszach, szeptaa melodie, ktre przemawiay do jej duszy. Ale nic
nie byo w stanie uciszy tego czego.
Przygniatao jej piersi. Byo niczym hak, na ktry nadziaa si jak ryba.
Trudne, cikie, niedobre...
Ludzie podpynli ju, by pohandlowa z Rosjanami. dki kryy wok statku.
To bolao.
Z komina domku na cyplu unosi si dym. Szara smuka, ktra opowiadaa o zacisznym
wntrzu, w ktrym jej nie byo.
To bolao.
Ida dostrzegaa ludzi na pokadzie statku. Jej serce te bio mocniej, gdy rosyjskie statki
zawijay do fiordu. Najpierw dlatego, e przeja tsknot ojca. Potem chciaa zyskiwa
wraenia z innego wiata, cho nawet nie rozmawiaa z zaog.
W kocu nadeszy marzenia o tym bracie, ktrego miaa gdzie tam, na wschodzie. O
tym, ktrego nie byo jej dane pozna.
Bl. To bolao. Dugo bolao. Myli mogy te spowodowa rany rwnie atwo jak
cienkie rzemienie cikiego plecaka.
Bya za daleko, by rozrni kogo na pokadzie. Ludzi z osady poznawaa po ich
dkach. Czy umiaaby pozna jego? Czy ten brat jest na tyle podobny do nich, by go poznaa?
Czy istniao co takiego jak wi krwi, ktra czya ze sob krewnych?
Ida nie wiedziaa.
Tkwio w niej tyle blu. Tyle tego czego, czego nie chciaa nazwa.
Bya przemoczona, przepocona, wosy miaa przyklejone do czoa. Wieczr dmuchn
zimnym powietrzem tak, e zacza szczka zbami. zy ogrzeway jej policzki tylko przez
chwil.
Zo uderzya w ni sam. Czy miaa tu siedzie jak naburmuszone dziecko? Paka a
do nocy? Zapieky j donie, gdy ocieraa oczy i nos. Spdnicy nie pomogo ju otrzepanie z
gazek. Ubranie kleio si do niej zimno.
Ale kark nadal umiaa trzyma prosto. Plecy przypominay mod sosn, ktra potrafia
oprze si kademu wiatrowi.
Dumnie jak krlowa zacza schodzi w d. Uwanie stawiaa kroki, nie gnaa jak
wtedy, pod gr. Wszystko, co widziaa w dole, byo jej. Nie miaa powodw, by od tego
ucieka. Nic nie mogo jej stamtd wygna.
To nadal siedziao w niej. Cikie, czarne. Nienazwany bl. Co.
Ida wysza z lasu ponad cyplem. Stana oblana rowozot, letni powiat wieczoru.
Wdychaa rzekie powietrze przywracajce zdrowy rozsdek. Kumagi byy tak mokre, e zdja
je i przewiesia przez rami za kolorowe rzemyki. Odwlekaa spotkanie. Zbocze byo nierwne i
niezbyt wygodne, by chodzi po nim na bosaka. Dlatego sza, powoli przebywajc ten kawaek,
ktry zwykle pokonywaa biegiem.
Ida trzymaa myli na uwizi. Niemal j olepiay. Nie chciaa patrze na ciany z bali,
ktre oddzielay j od nich. To zawsze by jej dom rodzinny. Zawsze czua si tu mile widziana.
Tylko nie teraz.
Tym razem staa poza.
Wesza prosto na chopaka, ktry szed od strony morza. Ubrany porzdnie, na
niebiesko. By duo wyszy od niej, o dugich koczynach. Moe troch za szczupy, ale to
pewnie wina wieku. Z latami powinien nabra mini.
Wszystkie jej myli kryy wok wygldu tego chopaka. Ida staa bosa na trawie.
Wstrzsna gow, odgarniajc grzywk z oczu. Zobaczya, e on powtarza jej gest i potem
doni zaczesuje swoje czarne, gste wosy do tyu. Na prno, zaraz znw opady mu na czoo.
5
Nie potrzebowali ich przedstawia. Raija zrozumiaa, e Reijo nie przesadza - Ida bya
do niej podobna. No i do Michaia. Nie daoby si zatai ich pokrewiestwa.
Jej dzieci.
Rami przy ramieniu, w drzwiach. Rka w rk. Ida z mokrymi kumagami wiszcymi w
drugiej doni. Michai w wysokich butach do konnej jazdy. To Antonia zarazia ich wszystkich
swoimi zwyczajami.
Ida, niemal jak moda Raija... Inne kolory, ale rwnie intensywne.
Raija zrozumiaa, co Reijo mia na myli, gdy mwi, e Ida najbardziej ze wszystkich
jest jej dzieckiem. I dlaczego cieszy si, e trafia na Sedolfa. Jednak mimo wszystko Raija
aowaa, e to nie Ailo.
To wydawao si takie suszne. Niczym zadouczynienie za wszystko, za ycie, jakie
przeyli ona i Mikkal. Za wszystko, co odrzucili.
Raija podniosa si powoli. Jej dwudziestoletnia crka... To dziecko, ktrego waciwie
nigdy nie poznaa. Nawet pamitaa umiech na jej okrgej twarzyczce, rude kosmyki wosw,
iskrzce si zielono oczy. Pamita, jak podobna bya do Reijo wtedy, maleka i zalena od niej.
Otoczona jej mioci i opiek.
Dawno temu.
To Ida najbardziej ze wszystkich jej dzieci zostaa pozbawiona matki. Tu najbardziej
byo wida zawd, jaki sprawia. Gorycz... Raija wystarczajco dobrze znaa Reijo, by wierzy
jego sowom, e adne z jej dzieci jej nie nienawidzio. Reijo umia je od tego odwie.
Ida i Michai. Tacy podobni. Z tak rnym dziecistwem. Trzymajcy si w tak
naturalny sposb za rce.
Reijo uj do Raiji. Podnis si i pocign j za sob. Szed pierwszy. Wspierali si
nawzajem.
- Oto nasza crka, Raiju - powiedzia. Ciepo pynce z jego doni byo tak dobre,
zapewniajce bezpieczestwo. Puci j tylko po to, by j obj ramieniem. - Jest rwnie pikna
jak matka - doda i pooy do na ramieniu Idy, umiechajc si do niej krzepico.
- I rwnie mdra jak jej ojciec, mam nadziej... - Sowa Raiji brzmiay niepewnie.
Czua, jakby spotykaa siebie sam. Te bya kiedy tak dumna, butna, uparta.
Nie przypuszczaa, e ktre spotkanie bdzie a tak trudne. Ida nie pomagaa jej.
Pucia tylko do Michaia. Wydawao si, jakby tych dwoje stao po przeciwnej stronie
barykady. Jej dzieci, ktre sama urodzia.
Michai aowa, e nie moe wtopi si w cian. Wyczuwa konflikt. Widzia napicie
w twarzach. Sysza ostry ton gosu dziewczyny, ktra okazaa si by jego siostr. Widzia
bezsilno Raiji. Chcia mc jej broni, ale nie mg. Przynajmniej wtedy, gdy sta za plecami
swojej siostry. Byo to dla niego cakiem nowe i silne uczucie: czu si zwizanym z kim takimi wizami.
Mie rodzestwo.
- Mam wytumaczenie, dlaczego dopiero teraz przypynam. Dlaczego teraz stao si
dla mnie wane odnalezienie was.
Ida patrzya uwanie na Raij. Poznaa ubranie. Widziaa wczeniej smuk dymu z
sauny. Widziaa rozczochrane wosy ojca. Co cisno si jej w brzuchu.
Przecie Helena jeszcze nie tak dugo ley w grobie! Jak on mg? Co takiego
nadzwyczajnego jest w tej Raiji?
Oczywicie, jest adna, ale nic takiego, co powalao na kolana. Nie widziaa nic
szczeglnego w jej rysach. I nie rozumiaa, dlaczego twarz matki wydaa jej si taka zwyczajna
i znajoma.
- Nie jest ci dobrze tam, w Rosji? - Ida skrzyowaa ramiona na piersi. Kumagi wisiay
niczym bro gdzie koo jej kolan. - Jeeli masz wadz nad statkiem, chyba nie moemy ci
aowa. Wspia si w hierarchii. My niczego nie moemy ci ofiarowa. Nadal jestemy
biedni.
- Ida! - ojciec ponownie j upomnia. - Ida, wystarczy. Ju od dobrej chwili wystarczy.
- To was straciam - powiedziaa Raija, ciskajc krawd stou. Czy ona te bya taka
uparta i nieprzejednana w modoci? Tak, odpowiedziao co w niej, tak... - Najwaniejsze dla
mnie byo odnalezienie was.
- My te ci stracilimy - odpara Ida twardym tonem. - Pogodzilimy si z tym, e ci
nie ma. Dugie lata trwao, zanim si od ciebie uwolnilimy. Pomylaa o tym?
- My si cieszymy, e ci znw widzimy, Raiju! - Reijo prbowa ata to, co Ida
rozerwaa. Szybko znalaz aty, pomylaa Ida. - My tak nie mylimy.
- Ida tak - odpara Raija. - I ma do tego cakowite prawo. Nasza crka jest dorosa.
Nigdy przy niej nie byam. Ty musiae by dla niej i ojcem, i matk. I dla moich dzieci. Nigdy
nie bd moga podzikowa ci odpowiednio za wszystko, co dla mnie uczynie. I nigdy nie
bd moga prosi o wybaczenie tego, co zrobiam tobie i moim dzieciom. Nigdy. daabym
zbyt wiele.
Zamilka na chwil, wodzc wzrokiem od Reijo przez Elise do Idy.
- Moe Ida ma racj. Moe powinnam bya tam zosta. Mog tylko powiedzie, e
mylaam o sobie. e nie potrafiabym si czu kompletna, nie mogabym umrze, gdybym tu
nie przyjechaa. Czuam, e musz...
- Ja si ciesz, e przyjechaa! - powiedzia Reijo, kadc nacisk na kade sowo. Jego
zielone oczy pociemniay z gniewu. Spojrza ostro na crk. - Nawet Helena by to zrozumiaa doda. Pojmowa, z czego moga si wzi poowa goryczy Idy. - Nic nie dziaoby si inaczej,
gdyby Helena ya.
- Moe tylko nie rozpaliby w saunie - odgryza si Ida. Niczego nie zamierzaa owija
w bawen. Sam Reijo wychowa j tak, by bya szczera. Co prawda zwykle wymaga, by to
nikogo nie ranio. To, co mogo sprawi przykro, naleao powiedzie w inny sposb. Ale
poza tym by zwolennikiem nazywania rzeczy po imieniu.
- Nie musz si przed tob tumaczy, Ida! - Reijo zblia si niebezpiecznie do granicy
swego prawdziwego gniewu. - Mimo e dorosa, nadal jeste moj crk i dam od ciebie
szacunku!
Ida pochylia gow. Przekna lin. Wiedziaa, e przesadzia. Pewnie by tego nie
powiedziaa, gdyby Sedolf tu by. On umia sprawi, e trzymaa si w ryzach. Wydobywa z
niej najlepsze cechy. Poskramia przebyski charakteru szalonej dziewczyny, ktre nadal w niej
drzemay. Nie szkodziy, dopki nie wpadaa w zo.
- Nie powinnam tego powiedzie - przyznaa cichutko. - Przepraszam. Tych myli nie
powinnam wypowiada. Wybacz mi.
- W porzdku - Reijo nie by pamitliwy. To mu wystarczyo. Nie chcia tego przeciga
i bardziej j upokarza. I on, i pozostali wiedzieli jasno, e Ida wiadomie skierowaa
przeprosiny tylko do niego. Raiji nie prosia o wybaczenie.
Ale Reijo zna dobrze swoj crk. Bya ulepiona z tej samej gliny, co Raija. Rnica
polegaa na tym, e Raija bya starsza. Krawdzie, ktre nadal ostre u Idy, u Raiji si
wygadziy.
Idy nie dao si do niczego zmusza, bo wtedy sprzeciwiaa si ze zdwojon si. A to
mogo okaza si bolesne dla wszystkich.
- Pjd do domu - oznajmia Ida. - Nic ju wicej nie powiem. I nie oczekuj te adnej
odpowiedzi.
- Bardzo chc z tob porozmawia - odezwaa si Raija. Nadal siedziaa, ale wida byo,
e si odprya. Ju nie ciskaa krawdzi stou. - Chc odpowiedzie na twoje pytania, Ido.
Masz do tego prawo.
- Moe jutro. - Ida wstrzsna gow, rozczesujc palcami swoje wilgotne, spltane
wosy.
Raij a zakuo w sercu. Poczua, jakby widziaa siebie sam. To byy jej ruchy! Moda
Raija widoczna bya we wszystkich ruchach Idy.
- Bdziesz tu jutro? Raija pokiwaa gow. Lata ycia nauczyy j ostronoci w
skadaniu obietnic. Ale tej musi dotrzyma.
- Odwioz ci, ty maa oso! - Matti zerwa si na nogi. Spojrzeniem poprosi Elise, by
pozostaa. - Twj stary, poamany podagr wujek podwiezie ci do domu. Ja wiem, e daaby
rad pj sama. Ale jeste teraz tak rozogniona, e mogaby udli sama siebie. Lepiej wic,
by do wbia we mnie. Moja gruba skra zniesie wszystko.
Z cudem graniczyo, e Ida mu si nie sprzeciwia. On by wujkiem Mattim i nadal
cenia go wysoko. Poza tym czua zmczenie. Bolay j nogi. Ciao woao o spdzenie cho
godziny w gorcej saunie. Nie odmwiaby, o, nie! Ale Sedolf chyba nie by a tak domylny.
Pewnie zaczyna si niepokoi. Powinna wrci, zanim wyruszy na jej poszukiwanie.
Wypucia Mattiego pierwszego. Pamitaa, by yczy wszystkim dobrej nocy. Do
Michaia nawet si umiechna, otrzymujc w odpowiedzi od przyrodniego brata lustrzane
odbicie wasnego umiechu.
Wywoao to w niej przedziwne emocje.
- Uwaasz, e powinnam by dla niej milsza?
Ida obja wzrokiem wieczorny krajobraz. Podobay jej si kolory, ktre soce
malowao na jej grach.
- Powinna.
- Ty masz chocia o niej wspomnienia, wujku Matti!
Ida siedziaa na kole obok Mattiego. okcie opara na kolanach; nie musiaa si
trzyma, bo jechali powoli.
- Ja jej nie pamitam. atwiej byo myle o niej agodnie i mio, gdy nie miaam
adnych prawdziwych wspomnie. Czowieka z marze mona ksztatowa dokadnie tak, jak
si chce. atwiej byo mie mam z marze ni t, ktra siedzi przy stole obok taty.
- To by kiedy te jej st.
- Ja nie uwaam, by ona jeszcze miaa do niego prawo.
Matti obj Id ramieniem i przytuli. W rodzie Alatalo nie szczdzono sobie dotyku.
Matti obcowa z tym od dziecistwa. Dopiero po nagej mierci ojca i ponownym zampjciu
matki uciski znikny. Przez moment Matti zastanowi si, jak si wiedzie jego matce. W
drodze na pnoc nie zatrzymali si w Tornedalen. Przejechali przez dolin, nie zatrzymujc si
w adnej zagrodzie, jak obcy.
Zastanawia si, czy Kari jest do niego podobny.
- Wiem. - Raija usiada, wygadzajc domi spdnic. Materia by gadki i znoszony. Poznaj to mylenie na czarno i biao, wiem, skd ona je ma. Z latami pojawi si wicej
kolorw. Ida jest jeszcze moda. Trudno jej z tym. - Umiechna si do Elise. - Tobie si udao,
kochana. Nie masz naszej krwi. Pochodzisz z agodniejszego rodu.
- Tu nie chodzi tylko o rd - odezwa si Reijo. Czu zawd. - Ale choby o dobre
maniery.
- Ona jest dorosa!
- Chodzi mi o szacunek - mwi dalej Reijo. - Moe nie wbijaem im tego do gw, ale
nauczyli si zasad. I nauczyli si szanowa starszych, przodkw. Ida powinna to wiedzie!
- Ty te nie pochodzisz od Alatalo - powiedziaa Raija agodnie. - Jeste z rodu
Kesaniemi. To te agodniejszy rd.
- Za duo usprawiedliwiasz. - Reijo nie chcia spojrze askawiej na Id. Zawid si na
crce.
- Ja dopiero z latami zaczam dostrzega wicej barw - tumaczya Raija.
Ivar wyszed z grupki dzieci i potarga ojca za nogawk. Umiechn si, pokazujc
kilka zbkw.
- Powiniene ju dawno by w ku, obuzie umiechn si do malca Reijo i wzi go
na rce. Jego gos sta si agodny niczym mid.
Oczy Raiji przesonia melancholia. Przypomniaa sobie Reijo stojcego tak z Knutem.
Gdy odzyskaa pami, wszystko trafio na miejsce. Fragmenty wspomnie tworzyy nad ni
gwiadziste niebo. Gdziekolwiek by spojrzaa, nachodziy j nowe wspomnienia.
Elise zacza zagania oporne dzieci do ka.
Raija nalaa miodu i poczstowaa Michaia. Poprosia, by co zjad, ale on tylko
odama kawaek razowego chleba. Jego oczy wdroway wzdu cian. Po raz pierwszy by w
norweskim domu. Ich szopy na Soroya nie liczyy si. To by prawdziwy dom.
To te by dom jego matki.
Reijo przekaza Ivara w ramiona Elise. May nie protestowa. Te by zmczony. Dzie
przynis za wiele wrae jak dla rocznego czowieka.
- Musz wrci na statek - oznajmia Raija po cichej rozmowie z Michaiem. Niczego
mu nie tumaczya dokadnie, wypytaa tylko o handel. - Nie powinnimy kupowa tu za duo
ryby, bo moe si zepsu. A musimy te popyn na poudnie. Moe.
- Ale tu potrzeba mki. - Reijo umiechn si lekko. - Nie mam ryby na wymian, ale
mog zapaci.
- Nie bdziesz mi za nic paci, Reijo Kesaniemi! - Raija wstrzsna gow. - Ty
y.
- Raija? - spyta z niedowierzaniem Kristoffer. Zblad, z gowy cign czapk, by mie
co gnie w doniach. Spojrzeniem szuka pomocy u Reijo, ale ten siedzia, milczc, przy stole.
Jeden kcik ust drga mu w zapowiedzi umiechu.
- U diaba... nie, nie mog przeklina! Przecie niedugo umr, wic nie powinienem. Ty
nie yjesz! To nie jest Raija! To pewnie jej crka! - stwierdzi z ulg. - Wanie! Crka Raiji, ta,
ktra pojechaa do Finlandii. Syszelimy, e wysza za m niejeden raz... Maju, no wanie,
Maja. Ale... - znw pytajcy wzrok powdrowa ku Reijo, lecz i tym razem nie uzyska
pomocy. - Boe! Te nie powinienem naduywa Jego imienia... to niedobrze, moja dusza nie
zazna spokoju. Przecie ona miaa te blizny. Boe, Reijo, u ciebie w domu s duchy? Przecie
ona nie yje! Wszyscy wiemy, e nie yje!
- Ja nie jestem duchem, Kristoffer - Raija wstaa i podesza do niego, cho ten cofn si
do drzwi. Uja go za rk, zanim uciek. Ucisna go na dowd, e yje. - Mino wiele czasu.
Lata pozostawiy lady take na tobie. Ale nadal tak przypominasz Kallego, e nie mogabym
si pomyli.
- Raija? - wyszepta. Patrzy na Reijo spojrzeniem, w ktrym mieszay si
niedowierzanie i strach.
- Nie jestem adnym duchem - powtrzya ze smutnym umiechem. - Ale nie wiem na
pewno, czy nadal jestem Raij. Tam, na wschodzie, nazywam si Raisa Bykowa. Statek
zakotwiczony na fiordzie naley do mnie.
6
- Nie sdziem, e wieci rozejd si a tak szybko - powiedzia Reijo przygnbionym
tonem, gdy biegncy Kristoffer by ju tylko ciemnym ksztatem na brzegu morza. - Nawet nie
powiedzia, dlaczego przyszed - zamia si. - Niezym bya duchem, Raiju. Mylisz, e
bardziej by zblad, gdyby spotka czarta?
Nie zdoali wytumaczy sytuacji, nawet niczego nie prbowali tumaczy temu, ktry
posiada teraz ziemi Elvejordw.
- Co ludzie powiedz? - wyszepta do nich na odchodnym.
- Co ludzie powiedz? - powtrzya jego pytanie Raija smutnym tonem. Pogadzia
Reijo po policzku i po wosach. Wosy byy inne w dotyku ni w modoci. Dziwne, nawet to
jej si przypomniao!
- Nie wiem - Reijo pokrci gow. - Ale ty wiedziaa, ktre drzwi prowadz do
alkowy. Wolaa zosta i pokaza si. To wymagao odwagi. I twojej, i mojej. Teraz mog tylko
powiedzie, e podziwiam twoj odwag. Ale doprawdy nie wiem, czy ty jednak zachowaa
rozsdek, Alatalo.
- cile rzecz biorc, jestem Kesaniemi. - Raija poblada. - Nie mam ju wasnego
nazwiska, Reijo. Czy to by bd?
- Ju za pno, by co zmieni, kochana. Kristoffer dawno ju nie biega tak szybko od
czasu, gdy zdziera kumagi za Elen. To bdzie niczym poar na suchym pastwisku. Ju dawno
nie mieli o czym gada od czasu...
Zamilk.
Od czasu mierci Heleny. Od przybycia Mattiego i Elise. Wyglda na to, e to gwnie
jego rodzina zagrzewa plotkarzy w osadzie do pracy.
Raija opara policzek o jego rami. Byo jej ciko na sercu. Chyba ju taki jej los, by
parzy sobie palce. Nie yaby, gdyby wci nie czua jakiego blu.
- Pyniemy na statek, Misza - rzucia nagle. Poczua, e musi si std wyrwa.
Potrzebowaa samotnoci. Chciaa pomyle o domu nad Dwin, przywoa z pamici jego
zapach, odgosy. Jej dom. Chciaa usysze wok siebie rosyjski, ten galopujcy jzyk, ktry
askota jej podniebienie. - Przypyn jutro rano, Reijo. Musz. Moe powinnam bya zosta
rozpoznana. Moe to mnie powstrzyma przed ucieczk...
- Tego nigdy nie wiemy - odpar Reijo rwnie powanym tonem. - Ty zawsze miaa
swoje powody, cho nie zawsze je rozumiaem. Nie moesz mnie ju zawie. Ale na pewno si
uciesz, gdy jutro rano zobacz statek. Nie bd czuwa, eby si upewni. Na to ju za pno.
Raija zamrugaa powiekami. Nie chciaa pozwoli na zy. Pmrok kajuty ukrywa przed
ni twarze Olega i Miszy. Zreszt nie chciaa spojrze im w oczy. Nie chciaa zobaczy, jakie
wraenie robi na nich historia jej ycia. Moe nie bya najpikniejsza, ale bya jej. Wasna.
- Zostaam u Ravny i Pehra jako modsza siostra Mikkala. Byam za moda na
cokolwiek innego. Za maa, by pojmowa co z uczu. Ale Mikkal rozumia, by sze lat
starszy. Mia gorc krew. Jego ojciec odesa mnie, gdy miaam trzynacie lat. Zamieszkaam
tu, nad fiordem Lyngen. W Skibotn. Gdy miaam pitnacie lat, zaszam w ci z Mikkalem. I
wyszam za przyjaciela Reijo, Kallego. Karl by Norwegiem. Moja opiekunka te. Moe ju
wtedy powinnam wyj za Reijo, nie wiem. Ale on by Finem, i nie wypadao. Urodzia si
Maja. Mikkal te si oeni i urodzi mu si syn, Ailo. Pniej si spotkalimy.
Oleg napeni szklanki do poowy. Wyj te szklank dla Michaia.
- Chopak jest ju wystarczajco dorosy, Raiju - Raiso. A do twojej historii potrzeba
czego mocniejszego...
Pokiwaa gow. Przekna yk trunku. Zastanawiaa si, ile z tej historii Oleg ju zna.
Co przekaza mu Jewgienij. Co opowiedzia Miszy. Jej pozostao tylko opisanie im
wszystkiego, co wreszcie poskadaa w cao.
- Karl zagin na morzu. Ja wziam do siebie Elise. Jej ojciec by na tej samej odzi, co
Kalle, a matka z rozpaczy odebraa sobie ycie. Knut urodzi si zim. Reijo musia odebra
pord, a by strasznie pijany. Nigdy nie widziaam, by kto rwnie szybko wytrzewia! Reijo
wprowadzi si do mnie. Niedugo potem wyruszylimy na pnoc. Zim. Byo bardzo ciko.
Pojawi si Karl, ktry jednak przey. Mwi co o zocie i przed mierci da mi map.
Wyszam za Reijo. Ale przez cay czas Mikkal istnia. Ofiarowa mi swoje ycie. Jego ona
postradaa rozum i wsplnota osdzia, e jest wolny. Ale ja nie mogam z nim by. - Pokrcia
gow. - Przypyn rosyjski statek. Jednego z zaogi postrzelono, ja wyciam mu kul. To by
twj wujek, Misza. Aleksiej. Chyba nigdy nie widziaam pikniejszego mczyzny - Jej
umiech sprawi, e cienie zataczyy. Szklanki posyay iskry, ktre chwytay od lampy.
Poziom zocistego koniaku w naczyniu Raiji nie zmniejsza si.
- Nastpnego lata twj ojciec podpali mj sklep.
Nasze pierwsze spotkanie byo awantur, krzyczaam na niego, wcieka... Potem
odszed Reijo. Ida urodzia si zim, w Wigili. Ruda. Nigdy nie miaam dziecka, ktre by tak
wrzeszczao, jak ona. Popynam na wschd z twoim ojcem i Aleksiejem. Miaam wyj za
twojego wuja. Pewnego razu pomidzy nimi powstaa bjka. Aleksiej upad, uderzy si w gow i umar. Twj ojciec ju wtedy poprosi mnie o rk, ale ja zeszam na ld na wschodzie
Finnmarku. Przezimowaam w lepiance razem z dziemi. Bg jeden wie, jak to przeylimy.
Wiosn najam si jako kucharka dla fiskich rybakw. Oskarono mnie o czary i wtrcono do
lochu w Vardo. Blizny na moim ciele pochodz stamtd. Wreszcie wrzucono mnie do wody, by
udowodni, e jestem czarownic. Gdy wypynam, czekali na mnie Reijo, Petri i Santeri. No i
Mikkal. Zorganizowali mi ucieczk. cigano mnie i nie miaam wyboru. Uciekam z Mikkalem
i jego synem na paskowy. Reijo zaj si moimi dziemi. My powdrowalimy do Finlandii i
odnalazam moj matk i brata. Ojciec dawno nie y. Spdzilimy razem ca zim: ja, Mikkal,
Ailo i Matti. Dobrze nam byo, ale musiaam wrci. Przybylimy na czas jesiennego jarmarku.
Postanowiam, e zostan w domku na cyplu. Mikkal wiedzia o tym. Nie moglimy razem y
tak, by kogo nie rani. Zawsze by kto, kto nas potrzebowa bardziej ni my siebie nawzajem.
Zawsze powicalimy t drug osob. Miaam zosta z Reijo. Byam mu to winna. I moim
dzieciom. Nie zdyam dugo z nimi by. Zdoaam tylko je zawie, nic innego.
Raija przekna jednym haustem zawarto szklanki. Skrzywia si. Trunek by mocny,
grza w brzuchu. Ale znieczuli jzyk tak, by moga opowiedzie o tym, co bolao.
- Ten mczyzna z twierdzy Vardo musia by szalony. Ten, ktry mnie torturowa.
ledzi mnie, od kiedy zniknam. Odnalaz mnie wrd jarmarcznych bud. Chcia mnie
zastrzeli. Mikkal zasoni mnie sob. Umar na moich rkach, z ustami przy moich ustach.
Ofiarowa za mnie swoje ycie. A ja znw uciekam. Reijo zawiz mnie na rosyjski statek
czekajcy na wodach fiordu. Mniej wicej tu, gdzie zakotwiczylimy. Bosmanem by Oleg
Jurkw, a kapitanem pewien Jewgienij Bykw. Miaam zosta rok i potem wrci.
- Ja opowiedziaem Miszy o tej podry na wschd - rzek Oleg. - Opowiedziaem, jak
to, co si zdarzyo, mogo si zdarzy. O jego ojcu. O tobie. O tym, jak uratowaa mu ycie. O
dziecku, ktre stracia.
- Tata te mi troch opowiedzia - rzuci Michai ochryple. Nie czu si dorosy. Nawet
nie teraz, ze szklank koniaku w doniach i ogniem w odku. - Wybiera, co mi powiedzie.
Przekaza to na swj sposb. Sprawi, e przyrzekem milczenie. Ale po tym, jak tu bylimy,
obiecaem sobie, e ci tu kiedy przywioz. Uwaaem, e masz do tego prawo. Jestem na
niego zy!
Michai pochyli gow i ujrza odbicie swojej twarzy w powierzchni koniaku. Zakoysa
szklank, by nie patrze sobie w oczy.
- Nie powiniene by zy na Jewgienija. Ja mu wybaczyam - powiedziaa Raija. - On
nie mg y inaczej. Za bardzo mnie kocha. My bylimy dla niego wszystkim.
- Bya z tat. Z Wasilijem. Wujkiem Aleksiejem... - Michai nie chcia spojrze na
matk. Utkwi wzrok w szafce ze szklankami, ponad gow Raiji. - Wysza za m za Kallego.
Potem za Reijo. No i jeszcze ten... Mikkal.
- Byo ich wicej - ucia Raija gosem ostrym niczym wieo naostrzony n. - Nie tak
wielu wicej, ale kilku wam nie wymieniam. Jeste moim synem, ale nie masz prawa zna
wszystkich stron mojego ycia. Co zachowuj dla siebie. Wyliczyam tych, ktrzy pozostawili
jakie lady. Moe nigdy mnie nie zrozumiesz. Jeste mczyzn i nigdy cakowicie nie zrozumiesz kobiety. Ale jeste moim synem. Co ze mnie jest te i w tobie, czy tego chcesz, czy nie.
Nie jestem jak inne matki. Zawsze najbardziej byam sob, a mniej matk. Mniej on.
Najbardziej byam Raij.
- Wic jego kochaa najbardziej? Tego Mikkala?
Raija poszukaa wzrokiem oczu syna. Teraz widziaa w nim Jewgienija. Dziwne, jak to
moe si zmieni. Gdy stali obok siebie z Id, wyranie widziaa ich podobiestwo do siebie,
cechy rodu Alatalo.
- Kochaam ich wszystkich - powiedziaa. - Wypeniali rne przestrzenie mojego serca.
W kadym z nich co byo. aden nie by podobny do drugiego.
- Wasia by podobny do Reijo! - Michai dostrzeg to, co i ona zauwaya.
- Moe tak - zgodzia si. Jej syn mia bystre spojrzenie. Dobrze byo wiedzie co
takiego. Raija cenia t cech, moga pomc mu w yciu. Niebezpiecznie jest by lepym.
- Czy najbardziej kochaa Mikkala?
- Zasugiwalimy na siebie - Raija unikaa bezporedniej odpowiedzi na jego pytanie. Moe bylimy sobie przeznaczeni i zostalimy ukarani za to, e uciekalimy od swego losu. Ju
nie wiem. Wielu rzeczy nie rozumiem, mj Miszo. Im bardziej si starzej, tym mniej
rozumiem. Gdy miaam pitnacie lat, uwaaam, e wiem, co jest dla mnie najlepsze. Dla
Mikkala. Dla nas wszystkich. Ale z tego wszystkiego powstao najwicej blu. Skrzywdziam
kadego, do kogo si zbliyam. Nigdy nie rozwietliam mu ycia, a raczej go oparzyam. Ale
chciaam dobrze! I adnemu z nich nie kamaam. Nigdy nie wyznaam mioci, gdy jej nie
czuam. Zawsze byam ostrona, jeli chodzio o to sowo. Nawet twojemu ojcu nie skamaam.
On nigdy nie zrozumia, co czuam do Wasi, ale mi wybaczy. Moe dlatego, e czu, e jest
wobec mnie winny, nie wiem. Ale ja nie kamaam.
- Ja tego nie rozumiem - przyzna Michai szczerze. Ju nie myla o kamstwie ojca,
jako si z tym pogodzi. Obieca tylko sobie, e nigdy tak nie postpi. Kamstwo pocigao za
sob jedynie zo. - Nie rozumiem tego z mczyznami. Jak to byo moliwe? Przecie nie
jeste... atwa.
- Nie jestem rozwiza? - Raija uya mocnego sowa, a syn si zaczerwieni. - Nie, nie
jestem - odpowiedziaa sobie sama. - Nie umiem tego wytumaczy. Mog tylko powtrzy, co
ju mwiam. Zawsze najbardziej byam Raij.
Michai wiedzia lepiej. To bya obca nazwa wzita z jzyka, ktry by dla niego obcy.
Jzyka z przeszoci nalecej do Mikkala.
Michai le si czu, wymawiajc imi Mikkala nawet w mylach. Brzmiao podobnie
do jego wasnego, cho z akcentem na innej sylabie. Jego imi byo niczym krok w dzikim
tacu, a tego mczyzny - podmuchem wiatru na paskowyu pnocy.
Dwik by podobny. I jego ojciec sam je dla niego wybra. Michai zawsze mia je
nosi ze sob jak pamitk straconego ycia Raiji. ycia, ktre moga przey.
- Nie chc o tym sucha! - rzuci. Przekn resztk koniaku i zakaszla. Chcia wla go
w siebie jak dorosy, ale nim nie by. Nie chcia by! Nie chcia rozumie... - Pragn ich pozna
- powiedzia szybko. Sowa toczyy si niczym lawina. - Pozna moje rodzestwo. No i twoje
wnuki, babuszko! - Umiechn si szeroko. Dziwnie byo nazywa tak wasn matk. Wcale
nie wygldaa na babci. - Lubi Reijo. Chc ich pozna. Te mam do tego prawo. S moj
rodzin!
- Poznasz ich - obiecaa Raija. - Caa osada teraz wie, e tu jestem. Ze yj. Nie mam
pojcia, dlaczego chciaam si ujawni. Ale ju to wiedz. Nie wiem, czy nie utrudniam
sprawy... Ale na pewno ich spotkasz, Misza. To twoi krewni.
- Jeste szczliwa? - spyta Oleg. Ju wczeniej zadawali sobie osobiste pytania, nie
uchylali si nawet przed zadawaniem drugiemu rany.
- Bardziej kompletna. Jestem zbyt oszoomiona, by czu szczcie. To tu jest moje, i
zarazem nie moje. Byoby inaczej, gdyby y Mikkal. Wtedy bym zostaa. Musiaabym zosta.
Ale Mikkal nie yje. Jest w Saivo, dokd nie idzie si za ycia. I gdy ju si przyjdzie, nigdy si
nie wraca. S chwile, gdy chc ju tam trafi...
- Gdyby miaa dosta to, na co zasuya - Oleg zamia si rubasznie - powinna
spdzi wieki w piekle z tym, kogo tu najmniej lubia...
Raija nie przeja si jego sowami. On zreszt nie chcia jej zrani.
- Rozumiesz, Misza - powiedziaa zmczonym gosem - e ycie w Rosji byo dla mnie
a za dobre? Nie powiniene by zy na ojca! On chcia dla mnie jak najlepiej. Ale gdy ju
sobie przypomniaam... musiaam wrci. - Zamiaa si ponuro. - Mj ojciec prosi, bym mu
wybaczya, gdy ode mnie odchodzi. Wtedy nie paka, ale potem widziaam po jego plecach, e
paka. Prosi o wybaczenie i mwi, e kiedy go zrozumiem. Wiele lat trwao, zanim
zrozumiaam. Dugo sprawiao mi to bl. A teraz ja musz wielu prosi o wybaczenie. Nawet
ciebie, Misza.
- Dlaczego? - Chopak nie mg odstawi szklanki na st. Bya niczym jego kotwica.
Musia czu jej chd i ciar, inaczej odpynby gdzie od wszystkiego, co niby byo znane.
spa spokojnie, Raiju - Raiso. Misza i ja zadbamy, by na ajbie wszystko byo w porzdku.
Moe pozwolimy marynarzom jutro wyj na ld? Dugo ju pywali, zasuyli sobie na to.
- Nie chc adnych awantur z tymi, ktrzy tu mieszkaj! - rzucia ostro i zdecydowanie
Raija.
- Nasi ludzie nie robi awantur - zapewni Oleg rwnie stanowczo.
- Mogaby tu zosta, a my popyniemy kawaek na poudnie i zabierzemy ci w drodze
powrotnej - zaproponowa jeszcze inne rozwizanie Misza.
- Musz si przespa - odrzeka tylko Raija. Bya skonana. Nadal nie wiedziaa, czego
chce. Domek na cyplu by jej celem. Dalej nie wybiegaa mylami. Nie odwaya si. A teraz
musiaa. Gdy nadejdzie ranek, bdzie musiaa wiedzie.
7
Lato mogo by takie pikne nad fiordem Lyngen. Jykea. Ivguvuotna. Bez wzgldu na
nazw, jak mu nadano w kadym z uywanych nad nim jzykw.
Jest agodne. Ciepo moe lee warstwami otoczone grami na pnocnym zachodzie,
wschodzie i poudniu. Soce toczy si swoj tras przez dzie i noc. Chowa si tylko za
ostrymi szczytami gr Lyngsalpene, po czym wraca, czerwone, na niebo, niemal dotykajc
promieniami cichych wd fiordu. wieci ca dob, niezmordowane. Bogosawi ziemi
niezliczonymi promieniami, yciodajn pieszczot.
Raija wczenie stana na pokadzie. Wody fiordu byy niebieskie, o ton ciemniejsze ni
niebo. Bezchmurne niebo. Dopiero gdzie nad Finlandi widniay przezroczyste smugi chmur,
jakby kto prbowa co wymaza, ale mu si nie udao.
Las by tak zielony, e a ku w oczy. ki, ktre dostrzegaa, wieo skoszone. Leay
jasne i nagie, otoczone brzozami i ciemnozielonymi sosnami. Najlepiej na piaszczystej glebie
rosy tu sosny. Raija staa, chonc ten widok, i czua ca sob, e to jej ziemia. Jej.
Reijo te wczenie wsta, widziaa dym wydobywajcy si z komina. Dobrze wiedziaa,
jak si rozpala ogie na tamtym palenisku. Znaa jego narowy.
Serce jej si cisno.
Byo ju za pno.
Przez wiele lat powinna tam by. Wstawa pierwsza i rozpala na palenisku. Przez
wiele lat powinna patrze na fiord.
Cofna si, gdy zobaczya, e Reijo wychodzi. Nie chciaa, by j dostrzeg. Poranki
naleay do niego. Nie chciaa mu odebra tej chwili i sta si czci czego, do czego nie
miaa prawa. Obserwowaa, jak wyciga dk, wchodzi do niej i na stojco odpycha si
wiosem od dna. Szybko robio si gboko i wkrtce Reijo usiad.
Przepenia j czuo. Staa, trzymajc si tak mocno lin, e a kostki jej zbielay.
Jego ciao byo takie samo. Starsze - ale takie samo. Dobrze wiedziaa, w jaki sposb
Reijo pochyla si nad wiosami, gdy wprawia je w ruch. Widywaa prac jego mini. Tyle o
nim wiedziaa. Tak dobrze znaa.
Soce oszukao jej wzrok i sprawio wraenie, e wosy Reijo s zociste. Mogaby
sdzi, e on jest rwnie mody jak wtedy, gdy go opucia, i e teraz wanie jest chwila, gdy
wraca.
Ale wiedziaa, e s srebrne.
Ju za pno dla nich dwojga. Ju na tyle weszli w zmierzch, e owietla ich jedynie
ksiyc. A wiato ksiyca nie niesie ze sob ycia. Jest tylko odbiciem dnia.
Byo za pno.
Raija staa, zastanawiajc si, dlaczego Reijo a tak dugo y samotnie. Ich uczucie
wygaso, zanim trafia do Vardo, zanim urodzia si Ida. Zanim wyruszy w drog, gdy ich dom
mu nie wystarczy, nie mieci jego tsknot.
Ona te czasem za tym tsknia. Te chciaa y, majc niebo za jedyny dach.
Reijo by przystojny. Mia w sobie co, co podobao si kobietom. Dawa poczucie
bezpieczestwa. By niczym opoka, cho nie wyrnia si wzrostem. Sia pochodzia nie tylko
z jego ciaa. By zarazem mocny i agodny. Czuy.
Raija rozumiaa, dlaczego Wasilij tak atwo zdoby jej zaufanie. Wszed w jej ycie
niczym n w mikkie maso. Wasia i Reijo na pewno by si polubili.
Dlaczego Reijo tak dugo czeka? Dlaczego tak duo czasu upyno, zanim znalaz
kobiet?
Wytumaczenie stanowiy jej dzieci. Byo ich wiele i trzymay go mocno przy ziemi.
Nawet gdy opuciy gniazdo, nadal pozostaway z nim zwizane, co niewiele kobiet by
zaakceptowao.
No i wci by Finem...
Antti, jego ojciec, te nie oeni si powtrnie. A moe po prostu mczyni z rodu
Kesaniemi s wybredni? Powinna to wiedzie, przecie ich znaa.
Ale moga tylko zgadywa, przepeniona czuoci. ledzia go wzrokiem i
obserwowaa, jak szuka swoich miejsc do owienia, jak zarzuca sznur z haczykami. Widziaa
jego szerokie plecy. owi ryby, siedzc twarz do soca. Moe udawa, e wszystko jest tak
jak zwykle.
Moe udawa, e jej wcale tu nie ma.
Raija moga tylko zgadywa, patrzc na niego. Dochodziy do niej poranne odgosy
pracy na statku, tak obce dla Reijo. Staa z nogami w obu wiatach.
Nigdzie nie naleaa.
Mino tyle czasu.
Zrobio si za pno.
Ale by przystojny. Jej przyjaciel. Srebro ksiyca i skaa. Szmaragdowe spojrzenie.
Kiedy utka jego obraz. Z iskrzco zielonym kolorem, jeli tylko znajdzie rolin, ktra uyczy
takiego barwnika wenie. Z pasmami brzowego i niebieskiego, jak bejcowana dka i wody
fiordu. Utka jego ramiona, donie trzymajce wiosa. Utka jego umiech, oczy i gste wosy.
Przedstawi go jako gr o ciepej skrze. Kiedy...
najzimniejszego
tego,
jakiego
potrafia
uzyska.
dodatkiem
krwistoczerwonego. Szal by obszerny i dobrze grza. Zimowymi nocami staa i marza pod
niebem nad Morzem Biaym, patrzc a do blu oczu na zorz polarn. Latem ta zorza grzaa
jej ramiona.
- Wczenie wstaa - przywita j Reijo. By wieo ogolony. Raija musiaa si
powstrzyma, by nie pogaska go po twarzy. Jej palce chciay go dotyka.
- Nie sdziam, e mnie dostrzeesz - umiechna si w odpowiedzi. Dobrze si czua,
rozmawiajc z nim. Sta na schodach w samej koszuli. By boso, spodnie mia podwinite do
kolan. Spodnie byy poatane widocznymi atami. Helena pewnie umiaa haftowa, ale jej
wychowanie nie obejmowao atania spodni z samodziau.
Raija od razu poaowaa, e co takiego przyszo jej do gowy.
Nie miaa adnego prawa do sdzenia. Helena uszczliwia Reijo, inaczej by jej nie
wybra. Ona sama bynajmniej nie bya pani, a te nie umiaa ata. Ledwo szya. Dobrze si
zoyo, e przy Jewgieniju niczego jej nie brakowao.
- Widz to, co chc zobaczy - odpowiedzia. - Jako dziewczyna nie bya taka
dyskretna. To wzruszajce. Zmienia si, Raiju!
Pogadzi j po policzku. Spojrzeniem musn jej czerwon bluzk wyszywan w maki.
do gbi duszy.
- Lubi tego chopaka - powiedzia Reijo szczerze. - Polubiem go od pierwszego razu,
gdy go ujrzaem. - Zamia si. - Poniewa nie miaem najmniejszej wtpliwoci, czyim jest
synem, sprawa bya przesdzona. Nie mogem go nie polubi. Zreszt Jewgienija te lubiem.
- Dlaczego? - chciaa wiedzie Raija.
Dzika kaczka zaopotaa skrzydami niedaleko kamieni na brzegu. Stadko pisklt
pywajce po wodzie zaniepokoio si. Wysoki syn Raiji przeszed pomidzy szopami. By
obcy w wiecie wybrzea. Ptaki o tym wiedziay.
- Jewgienij kocha - odpowiedzia Reijo z policzkiem opartym o jej czoo. Nie byo nic
zego w tym, e tak siedzieli. Znali si ju od tak dawna: ona miaa trzynacie, a on czternacie
lat. Oddzielaa ich zawsze tylko skra. Nawet wtedy, gdy byli tylko przyjacimi, a nie
kochankami, oddzielaa ich tylko skra.
Trudno o tak przyja.
- Jewgienij by mczyzn. Wierzy w co i trzyma si tego. Uwaa, e da ci ycie, na
jakie zasugiwaa, e da ci szczcie. Wierzy, e kamstwo wytrzyma. Rozumiesz?
Niezalenie od tego, co zrobi, on ci kocha. Ofiarowa ci wszystko. Wtedy tego nie
wiedziaem, lecz go polubiem. By czowiekiem, ktrego chciabym mie za przyjaciela. No i
wasz syn... gdy go ujrzaem, wiedziaem, e chciabym mie takiego syna. auj, e nie znamy
wsplnego jzyka, bo chciabym pozna twojego syna, Raiju. Wydaje si by wietnym
chopakiem!
- Masz wasnego syna, Reijo - odpara Raija czule.
- Ivar moe te bdzie wietnym chopakiem. - Gos Reijo od razu zyska na cieple, gdy
o nim wspomnia. - Jest pnym bogosawiestwem mojego ycia. Na pewno nie zasuy, by
tak wczenie zosta pozbawionym matki.
- Ja zawiodam wszystkich. - Raija patrzya daleko na fiord. Pamitaa, jakie polecenia
wydaa dzi rano przy stole. Wiedziaa, e Michai myli o nich wanie teraz. - Misza moe
mia prawo pyta, dlaczego byo tylu mczyzn. Nie opowiedziaam mu o Krwawym Ole. Tego
nie jestem w stanie opowiedzie.
- Winny ci jestem moje ycie - Reijo ucisn j za ramiona. - Wykupia moje ycie,
Raiju Alatalo, crko Erkkiego.
- Mam dokumenty wiadczce, e jestem Rais Bykow - odpara, jakby pragnc ocali
kawaek siebie.
- Moe one nam pomog - zastanowi si Reijo. - Ja mam dokumenty mwice o tym,
e jeste moj on. Ale wtedy nazywaa si Raija Elvejord, crka Erkkiego, wdowa po Karlu
Elvejord.
- Czy to tylko ja? - spytaa Raija. - Czy to tylko ja, Reijo? Mwiam Miszy, e yam
tak, jak musiaam. W jedyny sposb, jaki mi odpowiada. Czy to takie proste?
- A jakie miaoby by?
- Ty nie lubisz takich sw - powiedziaa Raija niemal zaenowana. - Kltwa...
Reijo patrzy na ni przed dusz chwil. Umiechn si, cign brwi, potarga jej
grzywk i przytuli. Chcia otrzsn j z tej myli.
- Ta powaga do ciebie nie pasuje! Nie byo z tob a tak le, moja maa. Miaa te
szczcie w yciu. I tu, i tam na wschodzie.
- Ale byo te wiele blu - odpara Raija cicho. - Tak okropnie duo blu. A marzenia...
nigdy si nie speniy. To szczcie, na ktre czekaam, nigdy do mnie nie trafio! - powiedziaa
z gorycz. Raija oczekiwaa wicej po yciu. Czua, e byo jej to obiecane.
- Moja Raiju! - Zielone oczy Reijo spojrzay w gb jej duszy. Znw j rozumia.
Pody zawiymi ciekami jej myli. - Pamitasz tych, z ktrymi wyrastalimy, prawda? Byli
mniej wicej w naszym wieku.
Nie byo nas wiele: ty i ja, Kalle, Sandra, Ludvig, Lisa, Ole Hans. Pamitasz ich,
prawda?
Pokiwaa gow. Z nimi si nie przyjania, ale znaa. Trzymaa si razem z Reijo i
Kallem. Ale i tak ona i Reijo wyrniali si jako Finowie. Niewane, jak dugo mieszkali nad
fiordem, nigdy nie byli tacy jak reszta. Nie wszyscy z tych, ktrzy tu yli, byli rwnie
norwescy. Jednak urodzili si tutaj. Mwili po laposku, ale nie hodowali reniferw. Nie
wdrowali. I wielu z nich nosio skrzane kaftany.
Raija pamitaa ich. Byli mniej wicej rwienikami. Nawet pamitaa ich twarze.
- Sandra wysza za Kristoffera z Karnes. On ju wtedy mia dzieci w naszym wieku.
Przed Sandr wyniszczy trzy ony. Ona jeszcze yje. Pamitasz, e bya adna? Nie tak jak ty,
ale adna. A Kristoffer by jak zuyty kumag. Nadal yje, cho jest niedonym, linicym si,
gadajcym od rzeczy starcem. Tak, wiedzia, co robi, gdy bra sobie mod on! Dzieci ucieky
z domu, ale Sandra musi zosta. Pracuje w polu, owi ryby, sprzedaje swetry. Zawsze ma
robtk w rkach. Kristoffer trzy razy w cigu zeszego roku prbowa podpali dom. On ju
nie wie, co robi, cofn si do czasw dziecistwa. A Sandra pewnie te miaa marzenia, Raiju.
- Reijo nabra oddechu. - Ludvig wzi sobie za on dziewczyn znad fiordu Ulls. Maj
szesnacioro dzieci. Troje z nich umaro. Musz si mocno stara, by wyywi wszystkie.
Rzadko a tyle przeywa. ona jest pracowita, a Ludvig prawie nie pi. Gdyby nie sprzedawa
skr, nie daliby rady. Lisa Perssenw naja si jako suca w Malselv. Wrcia do domu z
bkartem. Mwiono, e to dzieo gospodarza domu, ale Lisa nie pisna sowa. Ona pewnie te
miaa marzenia. A teraz dba o starych rodzicw. Syn urs i wyjecha std, pewnie nie mia najlepszych wspomnie. Ole Hans gospodarowa tak nieumiejtnie, e gospodarstwo poszo za
dugi. On, ona i dziewicioro dzieci zostali bez dachu nad gow. ona suy u ludzi, dzieci
rozdano, adnego tu nie ma. Ole Hans yje wdk, ktr udaje mu si wymieni. Nie sdzisz,
e on te mia marzenia? A moe te mwi o kltwie? Mog ci opowiedzie o takich samych
kltwach za kadymi drzwiami wzdu naszego fiordu. Mylisz, e oni s szczliwi?
- Wiesz dobrze, o co mi chodzi - zaprotestowaa Raija sabo. Siedziaa z pochylon
gow. Prbowaa sobie ich wyobrazi. Nie umiaa. Poczua si skarcona. Nie spodziewaa si
tego po Reijo. I nie bya pewna, czy jej si to podoba. Czua, jakby on j zawid. Jakby nie by
tym, kogo si spodziewaa spotka. A przecie nie mg si a tak zmieni od wczoraj.
Czyby podja z decyzj?
- Ty zawsze wierzya w mio - umiechn si Reijo ciepo. - Jeste dorosa i tyle
przeya. Tyle blu. Kochaa i bya kochana, i mimo to wierzysz w to jedyne, wielkie
uczucie?
Raija ucieka od jego gosu i ramion. Od jego ciepa. Od rozsdku i tego, co cigao j
na ziemi. Reijo zawsze twardo stpa po ziemi. On zawsze sprowadza na ziemi jej marzenia,
jedno po drugim. ciga je tak nisko, e ju nie widziaa w nich niczego nadzwyczajnego.
Z ramionami skrzyowanymi na piersiach odesza na skraj zbocza. Dziwia si,
dlaczego nikt nie wychodzi, przecie o tej porze raczej nie pi. Dzieci na pewno nie. Byo tak
ciepo, e mogyby biega na bosaka po trawie. Nie widziaa te adnych cieni za oknem. Tylko
wiato soca si w nim odbijao. Pamitaa, e jeli patrzyo si pod odpowiednim ktem i z
gow odpowiednio przekrzywion, na szybie wida byo delikatne krgi, ktre sprawiay, e
wiat na zewntrz wydawa si troch nierzeczywisty. Z zewntrz szyba wygldaa jak
powierzchnia wody zmcona przez wrzucony do niej kamie.
Misza usiad na brzegu. Raija wyczuwaa, e podoba mu si widok. Nie mia tego
nieprzyjemnego uczucia co ona, gdy patrzya na gry i morze.
Dla Miszy morze byo yciem. A gry pewnie czym najwspanialszym, co widzia.
Zafascynoway go. Jego oczy bdziy po szczytach.
Raija rozumiaa go. Mona byo si zachwyci tym krajobrazem. Ale chciaaby zabra
syna w gb wskiej doliny, wyej, tam gdzie si rozszerzaa i stawaa paskowyem. Wtedy
moe by zrozumia, jak tam jest wspaniale. Zrozumiaby, czego jej oczy zawsze szukay, gdzie
si czua szczliwa. Moe wtedy zrozumiaby, dlaczego tak jej byo dobrze nad Morzem
Biaym.
Ona potrzebowaa przestrzeni dla swoich myli. Musiaa mie szeroki widok na
horyzont, ku ktremu mogy szybowa jej marzenia.
- Co powiedz ludzie, Reijo? - spytaa. Usyszaa, e podszed do niej, widziaa go
ktem oka. Zreszt zawsze wyczuwaa jego blisko.
Moe nie tak silnie jak Mikkala. Ich zwizek by szczeglnie mocny. Nie mona go
porwna z niczym innym. Zostali ze sob zwizani na zawsze tego szarego przedpoudnia w
Tornedalen w tysic siedemset osiemnastym roku.
Staa na cyplu i patrzya na fiord Lyngen. Moe nie zasuya, by powrci...
Raija uwiadomia sobie, e tylko trzech mczyzn pozostawio trwae lady w jej
duszy. Trzech, z ktrymi czua si naprawd zwizana. Ktrych kochaa w taki sposb, e
zawsze bd dla niej ywi.
Reijo. Wasilij.
Mikkal.
Mikkal najbardziej ze wszystkich.
Wszyscy byli kim wicej ni kochankami. Przyjacimi. Znaa ich tak dobrze, a do
blu. I nie lubia wszystkich ich cech. Ale nie chciaa ich zmienia.
Marzya o mioci. Marzya, by tak kocha jednego, by wykluczao to kogokolwiek
innego.
Nigdy tak si nie stao.
Ale Reijo oczywicie si nie myli. Jej ycie to nie tylko zy. Mimo wszystko miaa by
za co wdziczna losowi. Tutaj wielu ciko walczyo o codzienny chleb. Nie byo atwo si
naje, cho fiord lea u ich stp. Nic tu nie przychodzio atwo, no, moe z wyjtkiem
podzenia dzieci...
Raija pamitaa smak chleba pieczonego z mielonej kory. Pamitaa, jak ciko lea w
brzuchu i jak nadal czua gd pomimo tego ciaru. Pamitaa mdoci, rwanie w jelitach...
Z trudem odgrzebywaa te wspomnienia. To dziao si tak dawno!
- Wezm na siebie cz odpowiedzialnoci - powiedziaa cicho, nie patrzc na Reijo.
Spogldaa na drobne fale i wiedziaa, jak wygldaj te due, wielkoci domu... - Bdziesz mia
kopoty. Szkoda, e nie schowaam si w alkowie. Ale ta moja cholerna duma! Musz by
uparta. Musz stawia czoo wyzwaniom. I zapominam, jak czsto parzyam palce, bawic si z
ogniem. - Zaczerpna oddechu. - Ale tym razem nie uciekn. Sprbuj wytumaczy,
przedstawi moj wersj. Pewnie koci nas potpi, da nam pokut. Ale przecie nie ka
wykopa twojej ony, prawda? Tak si nie robi? Moe ya w grzechu, ale niewiadomie!
- Nie, tak si nie robi - odpar Reijo ochryple. Nie by pewien. Pogoski rozejd si
szeroko...
- Wziam ze sob moje rzeczy - Raija wreszcie spojrzaa na towarzysza. - Misza i Oleg
popyn a do Tromso. Mamy tam klientw. To potrwa kilka tygodni.
- A ty?
- Zostan tu - stwierdzia Raija stanowczo.
8
Michai zjad niadanie z rodzin na cyplu. Z rodzin matki. Jego rodzin.
Bawi si z dziemi. Zawsze mia do nich podejcie.
Te przypominay mu o Natalii. Nigdy jej nie zapomni, mimo e nie mwi o niej czsto.
To zbyt bolao. Siostrzyczka stanowia cz jego ycia. Zawsze ni bdzie, nawet jeli nie ma
jej na tym wiecie.
Wiedzia, e matka go nie odepchna, ale jej decyzja bolaa.
- Dasz sobie rad, mamo? - pyta ju ktry raz. Dziwnie to brzmiao i wiedzia,
dlaczego. Zwykle Raija zadawaa mu to pytanie. To ona opiekowaa si nim, baa si o niego. A
teraz on niepokoi si o ni. - Jeste pewna, e dasz rad?
Raija ucisna go za rami. Ju nie dosigaa wyej, nie moga potarga mu wosw.
Jej chopak wyrs na wysokiego.
- Nie jestem u obcych - powiedziaa. - Jestem u swoich, Misza. No i twoich. To miejsce
byo kiedy moim domem. Oczywicie, e dam sobie rad. Jak zawsze. Nie wiedziae?
Zamiaa si artobliwie. Ale nie dodaa mu pewnoci.
Bolao go, e matka nie chce, by z ni zosta. Misza czu to jak guchy bl w piersi.
Pamita, e kiedy ju przeywa co podobnego.
Wtedy powodem by Wasilij.
Wiedzia, e inny mczyzna mg matk zabra rodzinie.
Michai by wtedy zy, cho najbardziej w imieniu ojca. Mimo wszystko Wasilij nigdy
nie zagraa pozycji Miszy u Raiji.
Teraz to co innego.
To nie aden mczyzna chcia go usun w cie.
To inni, ktrzy stali jej tak samo blisko jak on. Ona miaa tu inne dzieci.
I Raija nie chciaa, by tu przebywa, gdy bdzie wracaa dawnymi ciekami. To bolao.
- Michai, ja potrzebuj czasu - powiedziaa Raija. Obja go. Bya tak niedua, a miaa
tak wiele siy. Nie wygldaa na to. - Musz ich pozna na nowo. Chc si dowiedzie, kim s,
zanim bd moga poredniczy pomidzy tob a nimi. Rozumiesz, Misza?
Nie rozumia, ale i tak pokiwa gow, a zataczya jego gsta, czarna grzywka.
- Kocham ci tak samo mocno, mimo e nie chc, by tu zosta - umiechna si Raija,
znuona.
Czua si, jakby przeniosa si w czasie. Jej ojciec te j prosi, by zrozumiaa. Patrzy
na ni ciemnymi oczami Alatalo w tamten szary dzie i powiedzia, e kiedy, gdy bdzie
dorosa, zrozumie.
Mino wiele lat, zanim tak si stao. Dugo dwigaa brzemi goryczy, zanim moga
powiedzie, e on mwi wtedy prawd.
Teraz powtarzaa sowa Erkkiego Alatalo swojemu najmodszemu synowi.
- Te cieki musz przej sama - powtrzya swojemu ulubiecowi. - Nie mog ci ze
sob wzi, Misza, mimo e bym chciaa. Pogodzi si z tym.
- Jeste naprawd pewna, e sobie poradzisz, mamo? - musia jednak jeszcze spyta.
Moe brzmiao to dziecinnie, moe ona uwaa teraz, e jeszcze nie jest mczyzn. Ale musia
spyta. Musia si upewni, e ona naprawd tego chce. Nie podobaa mu si decyzja matki, ale
czu, e jej od niej nie odwiedzie. Jego matka bya uparta.
Nie mona zawrci przypywu.
- Nie mamy czasu - umiechna si Raija. - Jeste pryncypaem, Michaile
Jewgienijewiczu Bykw! Masz zadania. - Umiechna si czule. - Dam sobie rad, synku.
Wzrusza mnie twoja troska. Mj czas jeszcze nie nadszed, zapewniam ci!
Michai wierzy jej. Mwia to z tak pewnoci. Nigdy by tego przed nikim nie
przyzna, ale wierzy wicie, e ona bdzie znaa swoj godzin mierci. To byo przeraajce,
ale matka miaa zdolnoci, ktrych nie umia wytumaczy. Takie, nad ktrymi lepiej si nie
zastanawia. Uznawa je, bo bywa wiadkiem ich dziaania. Zwaszcza w przypadku Natalii.
Byo w niej co wyjtkowego. Czasami zastanawia si, czy siostrzyczka nie jest
anioem.
Czasami czu wdziczno wobec losu, e Natalia umara. Moe nie za sposb, w jaki to
si stao, ale e umara jako dziecko. Nosia cikie brzemi dziedzictwa. Za cikie.
Niekiedy Misza ba si, e i on moe co takiego w sobie nosi. W mniejszym stopniu,
ale jednak co.
Ba si odkry w sobie nowe strony. Nowe zdolnoci, ktrych nie chcia.
Nie wiedzia, czy mona si od nich uwolni. Za bardzo by podobny do matki...
Michai zapragn, by nie musia przekaza tego dalej. To by rodzaj przeklestwa, co,
od czego nie mona uciec. Dziedziczone z krwi.
Olga.
Gdyby wybra Olg, nie przekazaby tego nikomu.
Duo o niej myla. Myla o tej chwili, ktr mu ofiarowaa. O sowach, ktre
powiedziaa. O dowiadczeniu, ktre mu daa: dobrym, delikatnym i adnym. Mimo to Michai
czu si niepewnie, gdy o tym myla. Nie sdzi, by si sprawdzi jako mczyzna.
Olga bya taka zdecydowana. Uparta i niezmordowana, gdy ju obraa sobie jaki cel.
Teraz wybraa go nie tylko dla siebie, ale i dla niego. To go zniechcao.
On nie by tak pewien jak Olga.
Podobaa mu si. Myl o niej przepeniaa go gorcem. Policzki zaczynay pali. Ciao
przestawao go sucha.
Jednak nie by przekonany, czy moe zoy swoje ycie w jej donie.
Michai nie lubi, gdy inni decydowali za niego.
Nie moe myle o Oldze!
Jednak bya najlepszym wyborem, gdyby chcia powstrzyma ze dziedzictwo.
Jego matka nie powinna wiedzie, o czym on teraz myli. Tego by pewien.
- Wszystko bdzie dobrze - zapewnia go Raija. - To tylko kilka tygodni, Misza. Dasz
sobie rad. Musisz peni obowizki kapitana bez matki u boku. Zyskasz wikszy szacunek
zaogi. A Oleg bdzie ci wspiera. Moesz go o wszystko pyta.
Michai wiedzia o tym. Powtrzy jeszcze, e wrci za par tygodni, uciska j i
wszed do dki.
Raija staa i patrzya za nim, na jego rwne, silne pocignicia wiose. Na jego twarz.
Wyglda tak modo, a jednak wkrtce mia sta si mczyzn.
Staa i patrzya, jak przygotowuj statek do odpynicia. Staa, a serce ciyo
kamieniem w jej piersi. Czua zbliajcy si pacz, ale nie zapakaa.
To by jej pierwszy raz.
Michai by jej najmodszym dzieckiem, ale ona nigdy wczeniej nie przeya
odchodzenia dziecka. To miao bole. Miaa tego wiadomo.
Rozstania s bolesne.
A przecie stanowi naturaln kolej rzeczy...
Dzieci dorastaj, przecinaj wizy czce je z rodzicami. Tworz wasne ycie.
Kiedy nastpowa moment zerwania wizi. To musiao bole. Musiao zawiera
tsknot.
Moe za bardzo si do niego przywizaa... Ale by tak wspaniaym chopcem! Jej
ulubiecem, cho nigdy nie maminsynkiem. Nalea bardziej do niej ni do Jewgienija, nawet
zewntrznie bardziej podobny do niej. Z Jewgienijem dzieli tylko mio do morza. Ojciec
unikn tego blu, ktry teraz przeywaa...
- Nie bdziesz tu marza! - stwierdzi Reijo.
Raija nie spojrzaa na niego, ale wyczua jego ciepo i poczucie bezpieczestwa, jakie
roztacza.
Zatrzyma si obok niej. Patrzy na ni dugo, zanim narzuci szal na jej ramiona.
stay si czci rodu Alatalo! Ani ty, ani ja nie mamy si czego wstydzi. Jestem dumna, e
weszam w t rodzin!
- Jeste za dobra dla nas - wyznaa Raija. - Mj brat nie wie, jakie to szczcie, e
zostaa jego on!
- Czy Matti pojecha? - wtrci Reijo. Elise pokiwaa gow.
- Spakowaam ju was - powiedziaa i podzielia si jeszcze jedn myl: Porozmawiam z Id. Ona jest tak przepeniona uczuciami, emocjami. Ale w gbi duszy jest
rozsdna. Stanowi tak dziwn mieszank. - Bkitne oczy Elise rozwietliy ogniki. - Moe to
nic dziwnego. Czsto zapominam, kto jest czyim dzieckiem w naszej gromadce! Wydaje mi si
nawet, e ja jestem podobna do Reijo! Chocia on jest tylko moim przybranym ojcem!
- Mimo to otrzymaa bardzo duo od Reijo - rzucia Raija.
- W kadym razie - mwia dalej Elise - Ida tak naprawd jest rwnie rozsdna jak
Reijo!
- To dobra cecha rodu Kesaniemi - Raija zrobia min do Reijo. - Za to uczucia
odziedziczya po mnie. Niczego innego nie mona wic oczekiwa.
- Ida wydawaa si bardziej dorosa, gdy bya dzieckiem - stwierdzia Elise.
Przypomniaa sobie letnie, jasne noce w ich alkowie. Ona i Maja nacigay sobie na
gow przykrycie, nurkoway w ciemno i chichoczc, dzieliy ze sob tajemnice. Tak niewiele
wiedziay! Tylu spraw nie wayy si porusza!
No i Ida. Wciskaa swoje zimne stopy pod ich przykrycie i wkradaa si do nich.
Zadawaa pytania, na ktre nie umiay odpowiedzie. daa podzielenia si dowiadczeniami,
ktrych nie miay, ale do czego za nic w wiecie nie chciay si przyzna.
Chyba i tak Ida to wiedziaa. Ona miaa co mdrego i wszystkowiedzcego w swoich
zielonych, przejrzystych oczach.
Naprawd bya bardzo dorosa jako dziecko.
Za to teraz wielu rzeczy nie wiedziaa.
- Id od razu zalewaj emocje - tumaczya Elise. - Kipi. A dopiero potem ona myli. I
jeli dochodzi do wniosku, e si pomylia, pierwsza wyciga rk i przeprasza.
- Tego na pewno nie odziedziczya po Alatalo! - stwierdzia Raija stanowczo. - My
trzymamy si a do koca nawet bdnych przekona... - Umiechna si i nabraa oddechu. Dajmy Idzie czas, ktrego potrzebuje. Ja nie przyjechaam tu, by cokolwiek utrudnia jej ani
komukolwiek z was.
Miaa dwa tygodnie. Nie powiedziaa im, dlaczego si zjawia. Nie powiedziaa, co
chciaa osign. Ju nawet sama tego nie wiedziaa. Wiele spraw zmienio si tak szybko, nie
ciebie i mnie. Musimy sobie wiele opowiedzie i wytumaczy. Wiele wzw musimy
rozwiza. Bdziesz miaa na to czas. Ale przede wszystkim mylaem, e powinnimy spdzi
troch czasu sami. - Twarz Reijo rozjania si. - Zaatwiem nam odroczenie tego pieka, ktre
nas tu czeka. Zabieram ci w gry!
- W gry? Reijo pokiwa gow.
- Such ci nie szwankuje, babciu! Syszysz rwnie dobrze jak dziewczyna! Ty i ja
idziemy w gry!
- Chyba nie spakowaam dosy ubra - wtrcia Elise - ale uwaaam, e waniejsze jest,
bycie zabrali jedzenie. Bdziecie to wszystko nie na plecach.
- Na pewno zadbaa najlepiej, jak to jest moliwe - odpar Reijo, patrzc wci na
Raij. - Matti albo Sedolf zawioz nas wozem jak najwyej. Potem pjdziemy na wasnych
nogach.
Zerkn na jej wypucowane buty do konnej jazdy.
- Myl, e powinna zmieni buty. Do takiej wdrwki najlepiej nadaj si kumagi. Od
tych wspaniaoci dostaniesz tylko odciskw. Wygldasz w nich zreszt jak poborca
podatkowy!
Raija udaa, e nie syszy.
- W grach musi by teraz adnie - powiedziaa. - Wszystko niebieskie. Niebo, jeziora...
Rozmarzya si. Przypominaa sobie pory roku na paskowyu. Pamitaa, jak si
zmieniaj: czasem gwatownie, a czasem agodnie, powoli, jakby sama natura napawaa si
tymi zmianami. - Ziele jest tak zielona, zanim straci kolor! Jakby iskrzya po raz ostatni, zanim
nadejdzie zimno. Niektre licie ju s te, cho to jeszcze nie pora. Wszystko jest stonowane. No i ta niebiesko. Przejrzyste powietrze. Ziele. Plamy tego...
- ...i czerwonego, ktre nie dbaj o twoje stonowane kolory! - artowa Reijo z byskiem
w oczach. Rozumia jej uczucia. Sam odczuwa to pikno, ktre malowaa. Sam je widzia i
wielbi tak jak ona. Nie mia adnej ulubionej pory roku, dla niego wszystkie miay w sobie co.
Byy rwnie wane. Gdyby ktrej zabrako, pozostae by si zmieniy.
Reijo nie umia sobie tego wyobrazi, ale by pewien, e adna pora roku nie istniaaby
bez innych. Trudno byoby mu przekaza te myli sowami, ale Raija pewnie by go zrozumiaa.
Umiaa spojrze szeroko.
- Twj kwiat te teraz krzyczy - doda. - Twj jaskier lodowy, Raiju. Pamitam, jak
zawsze podoba ci si ten niepozorny kwiatek. Ja te widziaem go wiele razy na paskowyu,
kwitncy tu obok ostatnich ach niegu. On potrafi rosn wrcz na kamieniu, na lodzie. Biay,
pulchny i peen woli ycia. - Glos mu niemal odmwi posuszestwa. Musia odwrci
spojrzenie. Ogarno go tyle wspomnie. Tyle, ktrymi jeszcze nie mg podzieli si z Raij. Kucaem koo niego. Gadziem jego patki tak, jak ludzie gadz kociaki. Rozmawiaem z nim.
Tak wysoko w grach nikt nie zwraca uwagi, z kim si gada. Mylaem sobie - twj kwiat,
Raiju. Lubisz go ty i renifery. Jest biay przez cae lato, dopiero gdy idzie jesie, staje si
czerwony, niemal fioletowy. Zupenie jakby krzycza. Wtedy jest widoczny na niegu. Zabiera
troch ciepa dla siebie. Kusi ostatnie promienie soca swoim czerwonym kolorem.
- Naprawd tak mylae? - spytaa Raija z niedowierzaniem, wpatrujc si w niego z
uwag.
- Czemu nie? Raija nie umiaa wytumaczy, dlaczego j to tak zdziwio. Reijo by
mczyzn z pokadami czuoci. Wiedziaa o tym. By tak silny, e mg pozwoli sobie na
delikatno.
Ale jego wyznanie poruszyo co w gbi jej duszy.
- A co z twoim synkiem? - spytaa. - Zabierzesz go ze sob?
Raiji przypomniaa si jej ucieczka z Vardo. Mikkal i Ailo. To wanie syn Mikkala
uczyni z ucieczki co normalnego. To on dba o to, by ich dni codzienne przeplatay wita.
Gdyby ona i Mikkal byli sami, zniszczyliby siebie nawzajem. Moe ich wsplna podr
trwaaby krcej ni ten rok.
Ailo stanowi jasny punkt tamtego roku.
Mikkal chyba j zawid. Teraz moga to przyzna. Przyznanie si ju nie bolao. Nie
musiaa kama.
Nie kochaa go mniej z tego powodu. Ale on j zawid.
- Mody Kesaniemi zatskni za tat dzi wieczorem - odpar Reijo. - Ale jutro rano
bdzie zadowolony z opieki Elise. Ida te o niego zadba, zaleje go czuoci. Nie bdzie le
maemu Ivarowi Anttiemu, mimo e ojciec ucieknie w gry na kilka dni. Chyba to tata bdzie
za nim tskni!
Reijo potar czubek nosa o nosek maego. Raija przypomniaa sobie, jak robi tak z
Maj, z Knutem...
- Tu chodzi o nas, Raiju. Musimy sobie wiele wytumaczy. Zmierzymy si z tym
wszystkim razem, ale najpierw musimy unikn wszelkich niespodzianek. Musimy
opowiedzie sobie nasze ycie. Bdziemy przed sob bardziej nadzy ni wczoraj w saunie,
kochana.
Raija pokiwaa gow. Mdrze to wymyli. No bo by mdry!
- Masz dla mnie kumagi? - spytaa. - Oczywicie, e id z tob w gry!
9
- Obawiam si, e jest co, czego nie uda nam si unikn - powiedzia Reijo,
podsadzajc Raij nawz.
Matti wrci niedawno. Nazajutrz mieli z Sedolfem rozpocz cink drzew na dom. Nie
opowiada wiele o Idzie, wzruszy tylko ramionami i rzuci, e bya maomwna.
Raija domylaa si, co Reijo mia na myli. Sama si tego baa. Siedziaa na wozie w
swojej czerwonej, haftowanej bluzce, okryta niebieskim szalem, z czerwon wstk we
wosach.
Zwykle niczego si nie baa, ale tego - tak.
- Moglibymy ukry ci na wozie i jecha, jak gdyby nigdy nic - mwi dalej Reijo,
ciskajc jej donie, - Ale ani ty, ani ja nie jestemy tacy, prawda, May Kruku?
- Ale ty bdziesz mwi - odpara. Reijo pokiwa gow i wspi si na wz obok niej.
Matti powozi sam na kole. Reijo siedzia rami w rami z Raij, ale jej nie obejmowa
ani nie trzyma za rk.
Pomacha do tych, ktrzy patrzyli na nich z okna domku. Zostawili cypel za sob.
- Zatrzymaj si tutaj - rzuci do Mattiego, gdy dojechali nad brzeg morza. Zeskoczy z w
o z u i poda rk Raiji. - Chod! Nic zego si nie stanie. Troch si u nas zmienio od czasw,
gdy tu bya, Raiju. Nie jest tak, jak si obawiasz. Nie jestemy tacy li, my znad fiordu.
Raija nie bya cakiem pewna, czy mu wierzy, ale to on tu mieszka przez te lata. To on
si najbardziej naraa. Przecie nadal bdzie tu mieszka.
Ona miaa wrci. Znw moga uciec.
To bya tylko wizyta.
Przy odziach zgromadzio si kilkunastu mczyzn. Nie mieli teraz nic do roboty, gdy
ju rosyjski statek odpyn.
Oczywicie, mieli o czym mwi!
Wikszo sdzia, e Raija odpyna.
Niektrzy uwaali, e Kristoffer musia by pijany i nie wiedzia, o czym mwi. To, co
opowiada, byo zbyt nieprawdopodobne. Umiechali si pod wsem. Jeli ju opowiada si
art, powinien by cho troch realny.
Kto widzia jak kobiet stojc na brzegu przy szopie Reijo, gdy statek odpywa, ale
z daleka.
A tu nadchodzi Reijo, obejmujc j ramieniem! Czuli si, jakby zobaczyli ducha.
- Przyprowadziem t, o ktrej pewnie mwicie - powiedzia Reijo, zatrzymujc si
Zamilka. Zastanawiaa si, spogldajc na Reijo. Prbowaa zgadn, o czym myli, ale
nie umiaa. Przedtem tak. Odbieraa to jako znak wzajemnej bliskoci, tego, jak dobrze si
znaj, jaka przyja ich czya.
Teraz zrozumiaa, e to byo dlatego, e yli tak blisko i e ich wiat by tak may.
Wtedy atwo zgadn, o czym myli ta druga osoba.
- Poczua jeszcze co? - spyta Reijo, splatajc luno donie na kolanach.
- Sympati - odrzeka Raija bez zastanowienia. - Jeste teraz jednym z nich, Reijo.
Dugo to trwao, ale ciesz si, e nie ma pomidzy wami barier.
- Tak atwo nie jest! - zamia si, ale spowania. - To ciepo skierowali take ku tobie,
Raiju. Moe tego nie wiesz, ale nadal mieszkaa pomidzy nami. Bya inna, niczym rzadki
kwiat. Zawsze dziwi jego obecno, ale co w nim jest. A gdy znika, zawsze si go pamita.
Staje si czci tej natury, do ktrej wczeniej nie nalea. Tak te byo z tob.
Nie wiedziaa, co ma odpowiedzie. Nie moga jeszcze mwi mu o pieniach
piewanych w karczmach Archangielska, o historiach opowiadanych wok Morza Biaego i
wzdu rzek pyncych na poudnie. Nie moga opowiedzie Reijo o Carycy. Jeszcze nie.
- Staa si naszym rzadkim kwiatem - umiechn si Reijo. - Naszym obcym ptakiem.
Nieznanym i obcym, tak. Ale jednak naszym. Rozumiesz?
- Co si teraz stanie? - spytaa. Zastanawiaa si, co on wymyli, dlaczego zatrzyma si
przy mczyznach, dlaczego j ze sob zabra, wrcz im pokaza. To nie byo ot, tak sobie. Na
tyle znaa Reijo.
- Nie wiem - odpar Reijo szczerze. - Mam pewn nadziej. Ale niektrych rzeczy nie
mona mwi zbyt wyranie. Nikt nie lubi, gdy si za niego myli. Mam nadziej, e to, co
wyczua, przejdzie na innych. Nie dowiemy si niczego przed powrotem. Jeli nic z tego, na co
licz, si nie zdarzy, mamy inne moliwoci. Twj stary m nigdy nie traci rezonu. - Zamia
si. - Chyba naprawd jestem twoim mem! Drogi Boe, jake to ycie si z nami obeszo,
Raiju!
Droga dla wozw skoczya si. Musieli zej. Reijo zdj plecaki i pomg Raiji
zaoy jej na plecy. Zrobiony by z mikkiej skry, takimi ciegami, ktre mona byo
podziwia jak dziea sztuki. Jon przynis jeden dla Reijo. Ida te taki dostaa. Matti go
przywiz ze sob.
Ida nie przesyaa pozdrowie, ale poyczya Raiji swj plecak.
To ogrzao serce Raiji. Gest ten zawiera w sobie dbo nadziei.
- Uwaajcie na siebie! - Matti czu, e powinien im to powiedzie.
Reijo zamia si, a Raija przewrcia oczami.
niebiesko, a nie jak wspaniale moe tu by. Pamitaam rzek, ale nie to, jaka potrafi by
biaa. Pamitaam tylko, jak dusia mnie dolina. Jaka si czuam maa, jakby gry stay nade
mn i mnie pilnoway. Zawsze widziaam w nich tysice oczu. - Popatrzya w d, a potem z
tsknot w gr. - Ale zapomniaam, jak dobrze byo pj w gr, wydosta si ponad
wszystko. Ponad ludzkie spojrzenia. Gdy wchodz w gr, opuszczaj mnie wszelkie cienie. To
dobrze. To takie cudowne uczucie!
Przycisna donie do piersi.
Rei jo rozumia j, cho sam pewnie by tego nie wyrazi. Raija zawsze umiaa si
wysowi, cho potrafia i jego pochwali.
- No i co, dobrze wymyliem? Raija pokiwaa gow z przekonaniem.
- W Rosji jest inaczej?
- Tak. Raija nie wiedziaa, jak moga mu to wytumaczy.
Tam wszystko byo wielkie, szerokie, jakby powikszona wersja wszystkiego, co znaa.
Tutaj bya rnorodno. Tam bardziej do siebie podobne, jakby w zgodzie ze sob
nawzajem.
- Nie umiem ci tego teraz wytumaczy! - powiedziaa w kocu. - Pniej. Musz
znale waciwe sowa. Tak dugo tam mieszkaam, e jest to dla mnie oczywiste, nie
musiaam nikomu tego opisywa. Rozumiesz?
Rozumia. Podnis jej plecak. Ruszyli w dalsz drog.
Dalej.
Wyej.
Jeszcze nie u celu, lecz bliej.
Czsto odpoczywali, siedzc w niemal nabonym skupieniu pomidzy niebem a ziemi,
bdc tu i tam w tym samym momencie. Nie rozmawiali wiele. Odkadali to na pniej.
Teraz by czas na przeywanie, patrzenie, chowanie wrae w sercu. Chonicie
wszystkimi zmysami.
Siedzieli rami przy ramieniu. Stali blisko. Nie dotykali si, lecz i tak dzielili wszystko,
co widzieli.
Oboje syszeli krzyk siewki, samotnego ptaszka z paskowyw.
Oboje widzieli myszoowa szybujcego ponad ich gowami wysoko na niebie. On
pewnie te ich widzia: dwoje ludzi zagubionych pord nieskoczonoci krajobrazu pnego
lata.
Oboje czuli agodny wiatr z poudniowego wschodu, wiejcego od wierkowych borw
i jezior Finlandii, od pl, ktre pewnie stay cikie od dojrzaego zboa.
Ich myli szy przernymi ciekami. Pyny swobodnie, niosc czsto wzruszenia.
Zwaszcza te, ktre poleciay na poudniowy wschd i z powrotem. Wspomnienia stamtd
miay rozmaite odcienie. Strupy pokrywajce rany ich duszy staway si grube, lecz prdzej
pkay, ni pozwalay na powstanie nowej skry.
Szli z wiatrem gaszczcym ich karki. Wspinali si na zbocza, by po drugiej stronie
zej w d. Z trudem apali rwnowag na gooborzach sypkich kamieni. Zatrzymywali si
czasem, podziwiajc, jak porosty tworzyy obrazy na tych kamieniach: wspaniae obrazy w
kolorach czarnym, jasnozielonym i biaym.
Natura lubia zabaw.
Szli, cho nastaa noc. Bya jasna, mimo e soce ju dobr chwil temu schowao si
za grami na pnocnym wschodzie. Wieczorem niebo przybierao inny odcie niebieskiego,
jakby ten jaskrawy kolor dnia blad, stawa si pastelowy, atany chmurkami.
Ten, kto mia czas, by obserwowa wieczorne niebo, nigdy nie mg si sta pesymist.
Mia tam tysice obrazw, tysice historii. Kto, kto zachowa w sobie dziecic wraliwo,
nieskaon powag dorosoci i dnia codziennego.
Wspinali si na wzgrza i stawali na szczycie, pijc chciwie nocne powietrze niczym
najczystsz wod. Potem zbiegali na drug stron. Kraina, po ktrej szli, unosia si potnymi
faami.
Tygodnie spdzone na pokadzie sprawiy, e Raija coraz bardziej odczuwaa
zmczenie.
Reijo szed bez wysiku. Podziwiaa go. Przypominaa sobie jego mikkie, kocie ruchy.
Wydawao si, e wchodzenie nic go nie kosztuje. Tam, gdzie Raija walczya o oddech, on sta
i spokojnie czeka, a ona dojdzie do siebie. Wtedy zaczynaa i wczeniej, ni naprawd
moga, by Reijo nie pomyla, e stracia swoj dawn form.
Dlatego ucieszya si, gdy Reijo z umiechem wskaza doni i powiedzia, e wkrtce
bd na miejscu.
- Pomylaem, e tu bdzie mio si zatrzyma. Tylko po tej stronie, czy po tamtej?
Raija spojrzaa w tym kierunku. Nie znaa tej okolicy. Po ich stronie zbocza byy
kamienie i czasem krzewy. Na tej wysokoci, na ktrej byli, mao co roso powyej kolan, ale tu
ledwo sigao ponad kostki. Po dnie doliny wia si rzeczka wypywajca z maego jeziora.
Po tamtej stronie rosa trawa. Wiedziaa, e to oznacza wilgo, ale rosy tam take
karowate brzozy. Moe znajd co na ognisko.
Podoe wszdzie byo z kamieni, ale po tamtej stronie wszystko wygldao bardziej
urodzajnie, mio i zachcaa bardziej otwarta przestrze.
si w ogie i cianiej okrya szalem. - Tej zimy duo mylaam o moim dziecistwie. Po tym,
jak znw je sobie przypomniaam, ciko mi si zrobio na duszy. I nikt nie mg mi pomc
wypeni luk. Zupenie jak kamyki lece obok drogi. Nie wiem, czy nale do mnie. Matti nic
nie pamita z tamtego czasu. On ma swoje dziecistwo, ja moje. Wsplnych mamy tylko
rodzicw. Wydaje si to tak mao, Reijo...
Zamilka.
Wok nich natura i noc rozmawiay cicho ze sob. Wiatr coraz czciej zawiewa ze
wschodu, gotw wkrtce stumi saby pomie ich ogniska.
- Sdz, e i ja, i Matti nie przeylibymy, gdyby oni mnie nie odesali.
- Musisz tak sdzi? - zastanawia si Reijo, ktremu wiek nie stpi ostroci sdw. Z
plecaka wyj suszone miso. Odkrawa cienkie kawaki, ktre stawiay opr przy gryzieniu.
- Moe tak wol - przyznaa Raija. - Nie mam nic do zarzucenia yciu, ktre przeyam.
No, moe z pewnymi wyjtkami. Moe tam nie byoby inaczej. Ale nie mog znie myli, e
moje odejcie nic nie zmienio. Nie umiem przyj, e przeylibymy nawet, gdybym zostaa.
Nie byo nam atwo, to wiem. Puchlimy z godu, pamitam. Tata wczenie zmar. Ale moe... Westchna. - Wiem, e bya tam cika harwka. Ale wszdzie tak jest!
- Nigdy nie dowiesz si, jak mogoby by - stwierdzi Reijo. - Matti nie moe ci
odpowiedzie. Ojciec te nie. Twoja matka yje, ale pewnie nie chciaaby usysze tego
pytania. Teraz nie jest pora na dalekie podre. Powinna przyjecha w padzierniku i na duej
ni dwa tygodnie. Ale to nie byaby atwa wyprawa.
- Wiem. Ale tamta sprawa nie daje mi spokoju. Wci o tym myl. Moe atwiej
wrci do wasnego dziecistwa i czu, e to mnie sprawiono zawd.
- Ida si opamita - Reijo podchwyci jej myl. - To nie by zawd, sama wiesz. Nawet
ja, ktry znam tylko fragmenty historii, rozumiem, e nie zostaa ze zej woli. Wrciaby,
gdyby moga. Teraz wrcia.
- Troch pno - odpara, wycigajc przed siebie nogi. Zdrtwiay od siedzenia po
turecku.
Jak dawno nie bya na paskowyu!
ua miso. Miao smak przeszoci. Wiedziaa, e Reijo je soli i wdzi w saunie.
Rozpoznawaa aromat jaowca. Soli dodawa Reijo akurat tak ilo, by pieka jzyk po
zjedzeniu wikszej porcji misa.
Tak wanie wdzi Antti. A on soli dawa tyle, ile matka Ravna.
- Nie bdziemy teraz rozmawia o Idzie - postanowi Reijo. - A moe jeste zmczona i
chcesz spa?
10
Obudzio j soce. Soce i rybowka. Mewa rzucia si w powietrze i zakrcia
gwatownie ponad ich gowami. Jej czarny kapturek widziaa tak blisko, a zaraz potem ju
wysoko. Rozpoznawaa j po ksztacie skrzyde i ostrym, przenikliwym krzyku.
Soce przebyskiwao zza cienkiej zasony chmur, ktre wiatr pewnie zaraz rozgoni.
Dzie mia jeszcze row powiat. Kolory nocy blaky wraz z postpem poranka.
Woda jeziorka czasami lekko si marszczya. Raija dostrzegaa krgi pozostawiane przez
erujce ryby. Miaa nadziej, e Reijo w swym przepastnym plecaku ma te link i haczyk.
Ale nie obudzia go, by spyta o to.
Ostronie przecigna si, cho byo to niemal niemoliwe. Leaa bardzo blisko
przyjaciela. Okryli si jedn ze skr, ktr on nis. Ziemia bya bardzo wilgotna. Nie znaleli
nic do podoenia pod spd i musieli uy drugiej ze skr, dlatego do przykrycia pozostaa im
tylko jedna.
Mimo wszystko Raija pomylaa, e Elise moga im spakowa nieco mniej jedzenia, za
to cho jeszcze jeden sweter albo may pled...
Ognisko palio si dugo. Dooyli reszt opalu, gdy si kadli spa. Ptaki ju dawno
wiergotay, gotowe na nowy dzie. Ich piew ukoysa ich do snu.
Niebo byo czyste w nocy, ale nie zmarza. Moe dlatego, e ucich wiatr.
Wody jeziorka byy spokojne niczym tafla lustra. Po jej powierzchni lizgay si owady.
Czasem od spodu atakowaa je ryba, pozostawiajc plusk i krgi na wodzie.
Byo piknie.
Reijo sta si znw tak bliski.
Wczoraj zjedli jeszcze wicej chleba i misa. Ogrzewali eberka nad ogniskiem, parzc
palce. miali si i wspominali, pijc mid z kubka, ktry Reijo te nis w plecaku.
Raija nie rozumiaa, ile jego plecak mg pomieci. Domylaa si, e on musia go
sam spakowa, nie Elise. To byo w stylu Kesaniemi!
Ona opowiadaa.
On opowiada.
Przeszli z grubsza przez wszystko. Ich wasne historie. Dzieci.
Powiedzia, e to od Idy powinna si dowiedzie o Ailo, jednak musia jej co
naszkicowa.
Raija prbowa odmalowa mu ycie nad Morzem Biaym, pokaza t Rosj, ktr
znaa, lubia, nie lubia, kochaa.
Nie nia te o Mikkalu. Chocia godzinami mwia o nim z Reijo, on nie przyszed do
niej we nie.
W ogle to co nia. Tyle wiedziaa. Ale nie pamitaa, o czym. Sen ulecia wraz ze
socem niczym poranna mga.
Tak dugo spaa.
Reijo by taki adny we nie...
Powinna wsta i rozpali ogie, ale nie chciaa obudzi towarzysza. Jednym ramieniem
nadal j obejmowa. Raija pomylaa z niepokojem, e pewnie mu dawno zdrtwiao. Nie
rozumiaa, jak on mg tak dobrze spa w tej pozycji.
Na jego twarzy widziaa wicej zmarszczek. Rozumiaa, jak powstaway. Linie wok
ust, midzy oczami. Ale mia si na tyle czsto, e mia te mie zmarszczki koo oczu. Takie
lubia.
Raija rozumiaa, dlaczego Helena moga si w nim zakocha mimo swojego wieku i
pochodzenia.
Wanie moe dlatego Reijo wyda si jej najbezpieczniejsz przystani. W jego
spojrzeniu byo tyle zrozumienia! Jego umiech odmadza go o dwadziecia lat. Reijo by
mdry. Mia rce, ktre potrafiy by delikatne, ale ktrymi mg cisn, gdy potrzeba.
Zagubione ptaki potrzebuj takiej przystani. Odpoczynku, bezpieczestwa i zarazem
ciepa.
Czuoci. Delikatnoci. I siy.
Nawet gdy spa, by tym wszystkim naraz.
A zmarszczki wiadczyy o miechu i poczuciu humoru. O umiechu zawsze w
pogotowiu.
Dobrze byo wrci, cho na chwil, i znw poczu t przyja.
- Wiercisz si jak robak na wiosennym socu! - Reijo otworzy oczy.
Raija niemal podskoczya. Nie zauwaya, by si budzi. Oddech mia wci taki sam,
powolny. Twarz mu nawet nie drgna. A wic j oszuka! Lea i wiedzia, e ona na niego
patrzy, a udawa sen!
- Jak tam? - spyta, siadajc. Mia rozczochrane wosy, a zarost zaczyna przebija si
przez ogolon wczoraj skr.
Raiji udao si usi, ale nie moga skama i powiedzie, e czuje si wietnie. Reijo
zamia si.
- A bya kiedy niczym mody renifer: pdzia jak szalona, gdy tylko poczua zapach
paskowyu. Staro nie rado, co?
- Czsto dzieje si inaczej, ni mylimy. Reijo wrci nad jeziorko. Odwrci si od niej,
ale mimo to by razem z ni. Chyba j rozumia. Rozumia, e tego nie dao si powiedzie
twarz w twarz.
Zarzuci wdk. Jako przynt zaoy kawaek suszonego misa. Tutaj nie znalazby
ywej przynty. Raij to cieszyo. Nigdy nie moga znie widoku wijcego si na haczyku
robaka, przebitego na wskro, lecz jeszcze penego ycia.
- Chc zobaczy jej grb - stwierdzia Raija. Splota donie, a zbielay jej kostki. Nie
bya to proba. - Grb Heleny. Chc go zobaczy, Reijo. Pozwolisz mi na to?
- On jest po drugiej stronie fiordu - odpowiedzia nagle ochrypym gosem. Ramiona mu
stay.
- Nie masz nic przeciwko? - Nie.
- U diaba, Reijo, chc, eby by wobec mnie uczciwy! Jeli ci to nie odpowiada, lepiej
mi to powiedz!
Reijo odwrci si do niej, wycigajc link z wody. W spojrzeniu mia smutek, ale nie
kama.
- Nie mam nic przeciwko temu. W pewien sposb by mnie to ucieszyo. Ale jej grb
ley po tej zej stronie fiordu. Tam siedzi caa zwierzchno. Nie wiem, jaka bdzie sytuacja,
gdy wrcimy, Raiju. Po prostu nie wiem. Moe i tak bdziemy musieli tam razem pojecha... Westchn. - Ale zrobi, co bd mg, by go zobaczya. Helena pewnie by to pochwalia.
Raija nie pomylaa o tym. Zawsze bya jaka zwierzchno, ktr naleao bra pod
uwag. Zawsze kto mia prawo do pilnowania maluczkich.
- Jak jest powane - zastanawiaa si - to wieloestwo?
Reijo nie mg si nie rozemia.
- Tak powane, e ksidz przemwiby nam do sumienia. e wypominaby nas z
ambony jeszcze przez wiele lat. Tak powane, e sporo by nas kosztowao oczyszczenie si z
winy. Nie wiem, czy za takie co posyaj do wizienia. Nigdy si nad tym nie zastanawiaem.
Ja dopiero po dobrych kilku latach zaczem zauwaa inne kobiety. Wtedy wszyscy wierzyli,
e nie yjesz. Nie wiem, jak oni to oceni, Raiju. I nie mam ochoty o tym teraz myle. A ty?
Usiada i patrzya, jak on owi ryby. Nie musiaa nic mwi.
Nic nie zowi.
Pooya si na wznak i czua ciepy dotyk promieni soca. Podoe nie byo tu
wilgotne. Cienka warstwa ziemi nie trzymaa dugo wody, poniewa gwnie stanowia spltan
sie korzeni maych rolin.
Wok niej toczyo si ycie. Brzczay owady. Meszki gryzy, ale daway si odgoni.
niepozornych kwiatw. aden z nich nie by duszy ni palec Raiji, a miaa przecie i tak
drobne donie.
Prciki byy kosmate i te. Patki otaczay je postrzpion koron. Miay kolor
czerwonofioletowy, tylko niektre z najmniejszych kwiatw byy nadal biae.
Mikkal nazwa go jej kwiatem. Jej i reniferw. Jaskier lodowy.
Ju cae wieki temu je widziaa i dotykaa, pewnie podczas ucieczki z Mikkalem i Ailo
do Finlandii.
Ailo jest teraz dorosy. To niepojte, jak czas ucieka!
Raija niemal pakaa, gdy delikatnie gadzia kwiaty opuszkami palcw. Staraa si
zapamita t chwil.
- Znalaza je? - Cie Reijo pad na kwiaty. Jego gos brzmia tak agodnie, e Raija nie
umiaa si ju na niego zoci. Ju nie moga. - adne - doda, kucajc koo niej. Mikkal te
czsto tak robi.
Dziwne, jak takie rzeczy si przypominaj! Wspomnienia, o ktre nie prosia. Raija nie
wiedziaa, czy ich chciaa, pomimo e ju stay si czci jej gobelinu. atwiej byo si obej
bez czego, czego smaku si nie znao.
- Szkoda, e nie mamy nic, w co moglibymy go woy i zasuszy - powiedzia Reijo. Wtedy miaaby go zawsze ze sob.
- Nie chc martwego kwiatu! - Raija podniosa gos.
Czyby on tego nie rozumia? - To jest mj kwiat tylko wtedy, gdy tu ronie tumaczya. Umiechna si, jakby przepraszajc jaskier. - On ronie tam, gdzie jest za mao
ziemi, za zimno, zbyt wietrznie... tam gdzie nie powinien rosn! Nie powinien, a jednak ronie.
Z czystego uporu! Ronie i gra na nosie wiatrowi i zimnu. Daje sobie rad. Dlatego wanie go
lubi. Mojego kwiatu nie powinno si zrywa. On powinien y na wolnoci. Do niej jest
stworzony, a nie na klomb. To mj kwiat, Reijo, mj kwiat...
Rei jo umiechn si, ale powiedzia powanym tonem:
- Nawet kwiaty, ktre lubisz, s takie jak ty: przekorna kobieta yjca z czystego uporu!
Wtedy przyday jej si nieki. Raija signa za siebie, osonita spdnic. Zerwaa si
na nogi i uciekajc dalej od Reijo, rzucia. Trafia, zwaszcza e Reijo nie spodziewa si ataku.
Lodowaty pocisk ugodzi go w rami, pozostawiajc mokry lad.
Raija ze miechu a si zgia wp.
- Powiedziae: przekorna i uparta? Dodaj jeszcze, e wietnie celujca!
W Reijo te nadal mieszka chopak. On nie zapomnia, jak trafia si niekami w okryte
spdnic pupy dziewczt!
Raija zebraa niemal wszystkie przygotowane nieki. Reijo musia lepi swoje i nie
mia wicej ni dwie na raz.
Ale trafia rwnie dobrze jak ona. I szybko lepi nowe.
Po chwili oboje byli spoceni i mokrzy. I dobrze czuli te miejsca, w ktre oberwali. Ale
miali si. Poddali si jednoczenie.
- Moe jednak nie jeste strasznie uparta - stwierdzi Reijo. - A cela masz dobrego... Zapa si za krzy. - Jeszcze chwila, a znosiaby mnie na d, kobieto! Nadrabiaa twardoci
kul.
- Wybaczam ci ryby - orzeka Raija, rozgldajc si w poszukiwaniu tasiemki, ktr
miaa zwizane wosy. Nigdzie jej nie widziaa. Biegali jak dzieci, rozdeptujc ach niegu.
Jednak jaskry nadal stay. Rwnie uparcie cieszyy si yciem, chonc ciepo soca.
Lato byo krtkie, ale i tak udawao si y jak w raju. Pnym latem byo jeszcze wiele czasu
do zimy.
- Powinna, jeli zamierzasz je zje. Bo jeli chcesz si jeszcze kci, zostan z nich
zwglone szcztki. - Reijo zacz schodzi ku jeziorku. Rzuci przez rami: - Ju i tak pewnie s
spalone z jednej strony. Nie miaem w co ich zawin. Ale zby nadal mam dobre. Jak tam u
ciebie?
Raija zakla po rosyjsku, cho on i tak zrozumia. Wyszczerzy do niej te swoje dobre
zby. Raija te bya zadowolona ze swoich, wic mu je pokazaa w grymasie, rzucajc za nim
garci niegu. Odszed ju jednak zbyt daleko.
Raija dotkna po raz ostatni swojego kwiatu, uspokojona. Znalaza te tasiemk.
Dopiero gdy zwizaa wosy, zesza do Reijo.
- Te s ju dobre - powiedzia Reijo. Wycign z aru dwie mniejsze ryby, dwie
wiksze zostawiajc na pniej. Jak przewidzia, byy przypalone po jednej stronie. - Nie
bdziemy ich piec po drugiej stronie - stwierdzi, zabierajc si za jedzenie.
Smakowao wietnie, przyznaa Raija. wieo zowiony pstrg o rowym misie, o
lekko przypalonej skrze, ze szczypt soli... Niczego wicej nie byo trzeba.
Jedzenie j rozleniwio. Ju nie czua si jak pitnastolatka, a raczej bliej wasnego
wieku.
Nieznany jej ptak zanurkowa w wodzie w pogoni za ryb. Za kadym razem z
zapartym tchem czekaa na rezultat polowania i czua zawd, gdy pojawia si z pustym
dziobem.
A gdy trzyma w nim ryb, aowaa jej.
- Trudno ci zadowoli - stwierdzi Reijo. Rozwiesi koszul na krzaku. Bluzka Raiji te
dobrze w tej roli. - W porcie, w szopach zwanych domami - rozpocza lekko drcym gosem opowiadaj dzieciom o kobiecie ubranej w czarn peleryn, ktra przychodzi z jedzeniem
ukrytym w fadach okrycia. Opowiadaj, e jej donie grzej i e potrafi powstrzymywa
krwotoki i przytrzymywa ycie, ktre ucieka. Nazywaj j Caryc, chocia prawdziwa caryca
odebraaby to jako zniewag.
- Ta bajka nie moe by stara - zauway Reijo. Raija napotkaa jego wzrok i pokrcia
gow.
- Pitnacie, moe szesnacie lat - powiedziaa.
- Rozumiem, e moesz si czu tam bezpieczna - powiedzia Reijo cicho, dokadajc
gazi do ognia. - Ale zastanawiam si, czy to ci wystarczy, May Kruku.
11
Reijo poruszy najbardziej bolesny punkt. Nie moga ju patrze mu w oczy.
Tak wane byo dla niej utrzymywanie, e tam na wschodzie dziao si wspaniale. Ze
jest jej dobrze. Ze ma to, czego potrzebuje, a nawet wicej!
Nie kamaa, gdy tak twierdzia. Niczego jej nie brakowao. Ale zapomniaa, komu to
mwia.
Reijo zada je teraz pytanie, ktrego nie zada w nocy.
Odsania jej samotno.
- To wszystko, co mam, Reijo.
- Mog usi obok ciebie? Tak jakby musia o to pyta! Raija pokiwaa gow i zrobia
mu miejsce. Reijo dooy wicej opau, zanim usiad.
- To mnie smuci bardziej ni wszystko inne, co mi opowiedziaa - stwierdzi powanie.
- Z wyjtkiem tego, e stracia swoj creczk. Miaem nadziej, e jest inaczej. Duo
rozmylaem o tobie i o tej sprawie. Jewgienij mwi mi, e masz przyjaci. To mnie
pocieszyo na jaki czas, dopki nie zaczem si zastanawia, czy moga si tak szybko
zmieni. Czy tamtejsi ludzie tak bardzo si rni od nas. - Pokrci gow. - Wszdzie bdzie
tak samo.
Raija poczua, e wcale nie chciaaby si zmieni.
- Ja potrzebuj samotnoci! - bronia si. To bya prawda, ktrej niektrzy nie mogli
zrozumie.
- Ale potrzebujesz te ludzi. Innych ni ci, ktrzy podziwiaj ci z daleka. Ktrzy si
ciebie troszk obawiaj, cho przychodzisz z jedzeniem pod peleryn, zatrzymujesz krwotoki i
przykadasz okady z zi. Jeli stracisz Michaia, nie bdziesz miaa tam nikogo swojego. Ta
myl nie daje mi spokoju!
- To moja sprawa!
Gwatownym ruchem odwrcia twarz i popatrzya w dal. Prbowaa ciga wzrokiem
jakiego ptaka, ale nie moga, nie zawadzajc wzrokiem o Reijo.
Nie bya ju dzieckiem!
Reijo patrzy na ni wyczekujco. Bada jej twarz rwnie dokadnie, jak Raija wtedy,
gdy on spa. Ona bya lepiej wychowana!
Gniew Raiji falowa niczym sztorm, lecz rozbija si o brzeg, nie pozostawiajc ladw.
Palec ostronie dotkn linii twarzy Raiji. Brzegu szczki, nosa, brwi, nasady wosw.
Ust.
Nie chciaa!
Chciaa pamita, jak bardzo niebieskie byo niebo! Jakie ksztaty miay chmury! Zarys
wzniesienia po drugiej stronie jeziora. piew ptakw. Krzyk mew.
Woanie siewki gdzie daleko, daleko. Dla niej oznaczao przesanie samotnoci.
Chciaa wszystko zapamita.
Chciaa wszystko odczu.
Reijo nadal j obejmowa, ale odpoczywali. Pocaunek ulecia z ich warg i poszybowa
na lekkich skrzydach gdzie pod niebo.
Raija te go obejmowaa. Nie rozumiaa, w jaki sposb do tego doszli.
Siedzieli przecie nadzy w saunie, nie czujc do siebie nawet odrobiny podania.
Patrzyli na siebie bez tego rodzaju emocji.
Jej gowa spoczywaa na jego ramieniu. Byo ciepe. Jego koszula opotaa na wietrze,
machajc ku nim jednym rkawem.
Jego policzek oparty o jej wosy. Obejmowa j ramionami, spltszy palce. Wzajemnie
si zamknli w krgu ramion i cia.
- Mody Kesaniemi marzy o tobie - powiedzia cicho. - Chciaem zabra ci tu. Tylko
ty i ja. Spalibymy pod goym niebem, miao by ciepo i soce i chciaem si z tob kocha
wanie na tej trawie. Chciaem robi z tob to, co Mikkal, ale lepiej. Miaa zrozumie, e to ja
jestem tym jedynym. Czy takie chopice marzenie byo dziwne?
- Wtedy nie bye taki mdry jak teraz.
- Ale to nie dlatego tu przybylimy - zapewni j Reijo. - Musiaem to nosi gdzie
gbiej w pamici. Wybraem to miejsce niewiadomie. Dzisiaj podczas jedzenia stano mi jak
ywe przed oczami. Pamitam obrazy, ktre miaem wtedy w gowie. Obrazy nas samych...
Chyba siedziaem tu dugo, wyobraajc sobie intensywnie kpiel w lodowatym potoku, by
ojciec nie mg zgadn, o jakich to grzesznych sprawach mylaem!
Raija zamiaa si. To bya dawna, nieszkodliwa historia. Pikne wspomnienie.
Nieistotne.
- Staruszek pewnie mia o mnie wysokie mniemanie - rzuci Rei jo. - Ciekawe, jak dugo
potrwa, zanim ty odkryjesz moje grzeszne chucie.
Nie chciaa si mia. Ale nie moga powstrzyma chichotu, gdy rzucia spojrzenie na
ldwia Reijo. Chichotaa jak ta dziewczyna, o ktrej snu pene podania marzenia.
- Lodowaty potok, Reijo - wyszeptaa mu do ucha gorcym oddechem.
- Mwisz powanie? - zdziwi si. - A co by powiedziaa na zaspokojenie grzesznych
chuci w sposb bardziej naturalny?
Jego oczy byy bardziej zielone ni kiedykolwiek oczy Wasilija. Nie byy takie same.
On nie by Wasi. Nie by odpowiedzi na jej niemy krzyk.
Raija wstaa, uwalniajc si z jego obj. Nie powstrzymywa jej. Jego ramiona nie
stanowiy wizienia.
Podesza do zielonej trawy, tam gdzie bya najbardziej soczysta. Przykucna i dotkna
podoa.
- Nie masz przypadkiem podagry? - spytaa z umiechem. - Tacy staruszkowie jak ty
cierpi na rne schorzenia, o ile wiem! Byoby lepiej, gdyby ich nie mia...
Stana w socu i zacza rozpina spdnic. Odoya ja na suche miejsce, dooya
halk. cigna bluzk przez gow. Wyzwolia z wenianej podkoszulki. Usiada na trawie i
rozsznurowaa kumagi.
- No, gdzie si podzia tamten chopak? - spytaa wyzywajco, opierajc si na ramieniu.
Niczego nie ukrywaa. Zreszt on ju wszystko widzia. - Czy go szok zwali z ng?
- Ja ci, u diaba, poka szok! - zawoa dawny chopak, walczc z paskiem do spodni.
Potem jeden z rzemykw kumagw tak si splta, e musia go rozci. Ale udao mu si
uwolni z ubra bez uszczerbku na zdrowiu.
Ciao mia brzowo - blade i ciepe. Raija pamitaa je z sauny pierwszego dnia. Potem
o nim nie mylaa. Wtedy patrzya z podziwem, ale bez adnych podtekstw.
Teraz sama si zdziwia, nie rozumiaa siebie. Ale to przyszo z wntrza. Miao rado i
miech. Niebo byo im dachem, soce ogrzewao, a trawa bya najbardziej mikkim oem,
jakiego moga sobie yczy, cho niezbyt zdrowym dla koci.
Reijo nigdy nie by zachanny w mioci. Ale to spotkanie wcale nie przypominao
delikatnych i agodnych marze szesnastolatka.
Reijo pieci jej kostki u ng, wewntrzn stron ud a do ona. Otworzya si przed
nim. Usucha, gdy przycisna go do swego ciepa. Wreszcie Raija si oderwaa go za wosy,
dajc czego jeszcze. Wtedy uton w jej cieple. Obejmowa j z caej siy. Sam nie wiedzia,
czy to on prowadzi, czy to ona powoduje, by spenia jej pragnienia.
Kotowali si po zielonej trawie. Nadzy, rozgrzani, spoceni. Niechtnie si poddajcy.
Oboje przyzwyczajeni do prowadzenia.
Trudno im byo si podporzdkowa. Ale znaleli wsplny rytm, taki, ktry sprawia
obojgu rado, ktrym adne z nich nie sterowao.
Ich zabawa bya wolnoci.
Pocaunki nie zawieray obietnic. Opowiaday drugiemu, co czuj, kiedy jest wspaniale.
Wydawali dwiki, ktre nie byy sowami, tylko wiadectwami rozkoszy.
Trudno byo to poj. Zaczli te marzn. Soce starao si, jak mogo, ale spocona
skra szybko wychadzaa si na grskim powietrzu.
Reijo wsta, zawaha si przez chwil, ale rzuci wyzywajce spojrzenie na Raij i
wszed do wody. Zadra lekko, ale zamia si. Brodzi, a woda signa mu do kolan. Wtedy
spyta towarzyszk, czy do niego doczy.
Raija wbiega do wody i nie zatrzymaa si, dopki nie zakrya jej ramion. Reijo dogoni
j i rzuci si jak koda, rozbryzgujc wod. Raija nie pozostaa mu duna i ochlapaa go
obficie.
Ona te pierwsza si opamitaa i wycofaa na brzeg. Marza jeszcze bardziej ni
przedtem, ale przynajmniej czua si czysta.
Reijo obj j mocno, sam drc. Dawa ciepo. Powietrze stao si chodniejsze, soce
zaczynao si chowa za wzniesieniem. Posyao im ostatni umiech przed poegnaniem. Wida
nie chciao ju by wiadkiem ich igraszek.
- Wa pod skry! - zakomenderowa. - Nie moemy zaoy teraz ubra, kobieto!
Osuszymy si pod skrami i nie zamarzniemy. Doo do ognia.
- Nie przypal tylko swojej mskiej dumy! - zachichotaa Raija i szybko odwrcia si,
by jego miadce spojrzenie dosigo tylko jej plecw. Wesza pod skr i skulia si, czekajc
na Reijo. Nie zazdrocia mu, e klczy teraz i dmucha na iskry. ar wygas, gdy oni
wywoywali wspomnienia modoci.
Na chwil zrobio si zimniej, gdy przyszed. Nie wystarczao im przykrycia i chodne
powietrze docierao do rnych czci ciaa.
Ale wkrtce skra ogrzaa skr. Obejmowali si ciasno i nie chcieli si przyzna, e ju
si rozgrzali.
Nie byo im tego dosy.
Leeli z zamknitymi oczami, wyczuwajc siebie nawzajem. Donie gadziy,
rozpoznajc si na nowo.
Nie przyznawali si do tego, co si dziao. O tym nie marzyli.
To po prostu si dziao.
Byo nowe i rzeczywiste. Delikatne i pikne.
Ich wasne.
Na trawie przy jeziorze walczyli ze sob, nie chcc da sob kierowa. Walka ich
zjednoczya.
Teraz leeli z zamknitymi oczami i chcieli dawa - dawa, a do kresu. Tworzy co
wsplnie.
Pocaunki byy lekkie, tak samo dotykanie i gaskanie. Dranice usta, ktre wymagay.
Ktre chciay pozna smak tych drugich ust. Mocniej.
Oni musieli lee mocno objci. Nie chcieli si widzie. Nie chcieli napotka spojrzenia
tego drugiego.
Tworzyli reguy bez porozumiewania si sowami.
Wymylali je.
Rozumieli je.
Uznawali je i czuli, jak ta druga osoba wprowadza je w ycie. Rozszerzali, gdy ich nie
rozumiaa.
Wszystko byo delikatne i czule.
Sucha, ciepa skra dotykajca drugiej suchej, ciepej skry. Skra renifera pod nimi i
nad nimi. askotanie wosia. Zapach zwierzcia. Ich wasny zapach.
Mokre wosy dotykajce drugiego czoa.
Zby gryzce lekko.
Czubek jzyka szukajcy, smakujcy...
Skra, ktra pona arem. Obejmujce ramiona. Uda, obejmujce i zamykajce.
Spotkanie dwch cia, ju nasyconych, ale ktre wci nie potrafi oprze si pokusie.
- Ale tym razem si nie kpi!
Raija leaa na Reijo i patrzya na jego twarz. Zlizaa jego pot z grnej wargi, z czoa.
Smakowao sol i nim.
- Nie musisz, jeli i ja nie musz - odpar Reijo, z trudem unoszc gow. - To byo
wspaniae. Ale nie rozumiem, skd to nam si wzio.
- Dziki!
Raija jednak rozumiaa, co on mia na myli. On powiedzia to z gbi serca.
Raija te nie rozumiaa, skd to si wzio. Z czego powstao. Przecie nie to jej
przyszo do gowy, gdy pierwszy raz po powrocie ujrzaa Reijo.
Nie rozumiaa tego.
Ale on mia racj: to byo wspaniae.
Przecie nie dlatego potrzebowali dla siebie czasu. Nie po to poszli w gry, mimo e
wanie tego typu aluzje syszeli od mczyzn nad brzegiem morza.
- Ubior si - Raija musiaa powtrzy to kilka razy, zanim Reijo ockn si i uwolni ze
swych ramion. Sam nadal lea z rk pod karkiem i obserwowa, jak si ubiera. - Moesz pj
po wicej opau - powiedzia, gdy Raija wizaa kumagi.
Zamkn oczy i w sekund pniej ju spa.
Mikkala. Widziae go? Mia na mnie czeka, ale nie ma go tu. Poszed gdzie. Chowa si
przede mn. Musz go znale! Musz! Musz znale Mikkala!
Chciaa si wyrwa, ale ucisk Reijo by zbyt mocny.
- Spjrz na mnie, u diaba! Raiju! Syszysz mnie? Pokiwaa gow. Nie musia do niej
krzycze. Syszaa go dobrze. Omiota go wzrokiem.
- Nie marzniesz? - spytaa. Marz. Bya noc i Reijo szczka zbami. Ale ba si j
puci. Nie mia pojcia, co mogaby wtedy zrobi.
Ona nadal nia. Ba si tego i jeszcze czego, czego nie chcia nazwa.
Czego nieprzyjemnego.
- Nie pisz, Raiju! Syszysz mnie? Powiedz co! Rozumiesz, co mwi?
- Nie krzycz! Ja musz odnale Mikkala. Pu mnie, Reijo! Musz odnale Mikkala!
Uchwyci si tej moliwoci.
- Ubior si i pomog ci szuka. Poczekaj na mnie, dobrze?
Pokiwaa gow. Patrzya na niego, zdziwiona, gdy wychodzi spod okrycia skry
renifera. Zdeprymowao go to. Ona wydawaa si teraz bardziej obca ni kobieta o imieniu
Raisa.
Spakowa ich plecaki. Zacz gasi ognisko. Zwin skry i przyczepi do swojego
plecaka.
Raija cay czas ledzia go wzrokiem. Tym spojrzeniem, ktre miewaa w takich
chwilach.
Zastanawia si, czy te tak si zachowywaa w Rosji. Czy miaa na jawie to spojrzenie.
- Spiesz si, jak mog - powiedzia. Ciekaw by, jak ona go teraz widzi. Czy takiego
jak teraz, czy wzitego z przeszoci. A moe zupenie inaczej ni naprawd.
Mg sobie wszystko wyobrazi, co dotyczyo ucieczki Raiji od rzeczywistoci.
Nie nazywa tego inaczej.
Reijo czu, e Raija si niecierpliwi. Ruszya, zanim skoczy.
Nie mg temu przeszkodzi. Nigdy by nie odszed od niezagaszonego ogniska. Na
szczcie Raija posza wzdu rzeki w gb doliny. I tak mieli tamtdy i.
Ale nie tak nagle.
Musia nie te jej plecak, ktry nie by szczeglnie ciki, ale stanowi dodatkowe
obcienie. A Raija niemal biega.
A jeli jej nie dogoni?
- Mikkal! - rozleg si jej gos, aosny i przenikliwy jak gos siewki. - Mikkal!
Reijo szed za jej gosem. Dostrzega jej spdnic, niebieski szal z zorz polarn.
- Mikkal, nie odchod! Miae na mnie czeka! Reijo przeszed dreszcz. Przecie
Mikkal umar szesnacie lat temu... Niemio byo sucha, jak ona go woa. Mimo e Raija
niejako sama wrcia z krainy umarych, Reijo wiedzia, e Mikkal na pewno tego nie dokona.
Mikkal ponad wszelk wtpliwo nie y.
Raija zacza si mczy. Czciej sza, ni biega. I nie prost drog, ale zygzakami, co
dawao Reijo szans dogonienia jej.
- Mikkal! Mikkal!
Noc zblada. Nic nie odpowiadao na woanie.
Raija wystraszya niejednego ptaszka, ale nie zauwaya tego. Nie syszaa ich
ostrzegawczych sygnaw o zbliajcym si niebezpieczestwie.
Czy mg co zrobi inaczej? Reijo nie znajdowa odpowiedzi. Zasn. Ona te zasna.
Przepenia go spokj. Wszystko w nim byo spokojne i nasycone. Ledwo zauway,
gdy wesza pod skr koo niego.
A potem przeszya powietrze nocy swoimi krzykami. Woaniem Mikkala.
Teraz znw zawoaa:
- Mikkal! Ju prawie j dogoni. Bieg, gdy jeszcze mg. Nie mia pojcia, skd ona
braa wytrzymao. Zadziwiajco dugo trzymaa go na dystans.
Reijo ba si, co si moe sta, gdy Raija w kocu straci siy. A z drugiej strony obawia
si, e ona bdzie biega duej, ni on wytrzyma.
Moe si tu zgubi.
- Mikkal! Krzyk by taki, e Reijo tylko czeka, by niebo pko.
Wreszcie chyba anioy si nad ni ulituj! Reijo nie zdziwiby si, gdyby ujrza Mikkala
idcego jej na spotkanie.
W jej krzyku byo tyle bezdennej rozpaczy!
Reijo czu si za ni odpowiedzialny. Przecie za kilka tygodni Raija ma wrci do
Rosji! Do tego czasu on si ni opiekowa. Nic si nie moe jej sta!
Reijo zacz biec, a pociemniao mu w oczach. Zobaczy, jak Raija pada na kolana i
kryje twarz w doniach. Rzuci wtedy wszystko, co nis, i ruszy ku niej.
Raija pakaa. Spojrzaa na niego i zarzucia mu rce na szyj. Pakaa, wstrzsana
szlochem.
Reijo gadzi j i pociesza. Popatrzy w niebo i przesa tam nieme podzikowanie.
Ona wrcia.
12
Nie poszli nigdzie dalej tej nocy. I nie spali. Siedzieli przy ognisku, otuleni skrami
renifera. Obejmowali si. Nie mwili zbyt wiele, tyle tylko by odgoni mary plczce si w
mylach.
Gdy nasta poranek, zgasili ogie i zatarli lady postoju.
Wdrowali wzdu rzeki do nastpnego jeziorka. W pewnym miejscu musieli przej na
drug stron. Woda sigaa, im po uda.
Raija zmoczya spdnic, bo nie podwina jej wystarczajco wysoko. Kumagi miaa
przemoczone, gdy nie odwayli si pj boso. Nie znali dna. Reijo bez wstydu zdj spodnie.
- I tak ju widziaa, co jest do ogldania - powiedzia. - Nikogo innego tu nie ma.
Gorzej mie potem mokre spodnie.
Marsz ich rozgrza. Zmoczona spdnica klapaa o nogi Raiji.
Dobrze byo rozmawia o zwyczajnych sprawach. Tych innych nie odwaali si
poruszy.
- Nie wrcimy przed wieczorem? - spytaa z nadziej.
- Moemy najwyej doj do miejsca, gdzie Matti i Sedolf cinaj drzewa - odpar
Reijo.
- Tak?
- Oni maj namiot, moglibymy tam si przespa. Ju si robi chodno pod goym
niebem. A wydaje mi si, e si chmurzy.
Popatrzy w niebo. Po poudniowo - wschodniej stronie zbieray si chmury. Byo tam
pasko, nieliczne wzniesienia nie powstrzymyway wiatrw.
Poszli dalej. atwiej si teraz szo, podoe okazao si mniej kamieniste.
- Co si ze mn dzieje? - spytaa nagle Raija, nie zatrzymujc si. - Moe ja nie miaam
tu wraca? Boj si, Reijo!
On te czu strach. Ten sam, co wiele lat temu na pustkowiu na paskowyu. Wtedy, gdy
zim szli na pnoc z zamiarem stworzenia dla siebie przyszoci.
Raija dotkna tam czego niebezpiecznego. Wtedy to wszystko si zaczo. Reijo
pamita, jak. Pamita dzie i jaka wtedy bya pogoda.
Ale najlepiej pamita swj strach.
Reijo szed obok Raiji. Blisko. Nie patrzyli na siebie, ale dostrzegali si ktem oka.
- Nigdy wczeniej tak nie byo - rzucia szybko. - Przecie z tob rozmawiaam!
Reijo nie mg zaprzeczy. Jego lk kry wok tego, co ona poruszya.
- Nigdy nie wracaam na jaw w trakcie tego... - Raija szukaa sw. Wiedziaa, co chce
powiedzie, ale to byo niebezpieczne. Przeraao j nawet w mylach. - Nigdy nie byam po
obu stronach w tym samym czasie - powiedziaa wreszcie, idc szybko, jakby uciekaa od
wasnych sw. Baa si, co odpowie Reijo. Baa si, e rozwieje jej wtpliwoci, e powie, e
to nic takiego.
Ale on tego nie zrobi.
- Nigdy wczeniej ci takiej nie widziaem - stwierdzi z powag, dotrzymujc jej kroku.
- Nigdy wczeniej nie miaa takich oczu, Raiju. Nie poznawaem ci.
Wtedy zatrzymaa si. Zdja plecak i usiada prosto na ziemi. Nie patrzc na Reijo,
zacza rozsznurowywa kumagi. Wytrzsna z nich traw.
- Czy to pocztek koca? - spytaa.
Reijo przeszed dreszcz. Usiad koo niej i wycign suszone miso z plecaka. Zacz
kroi plastry. Jak dugo mia zajte rce, nie dosigaa go rozpacz.
To byo co niesamowitego. Szczerze mwic, nie wiedzia, czy ktokolwiek mg
udzieli mu jakiej rady, zrozumie i powiedzie, co to jest.
- A jak bywa zwykle? - spyta ochrypym gosem. Mia ochot si rozemia. - Zwykle!
- powtrzy. Jakby to co byo czym zwykym!
- Przybywam tam, gdy znikam tu - powiedziaa Raija przygnbiona. - Toni nazywa to
moj podr. Chyba lepiej nie mona tego nazwa. Ja nie wiem, co to jest, Reijo! Nigdy tego
nie rozumiaam! Potrafi zdziaa rne rzeczy, nad ktrymi nie panuj. Musiaam nauczy si
z tym y.
Zamilka na dusz chwil. Bya lepa i gucha na wszystko, co j otaczao. Miaa tylko
wiadomo bliskoci Reijo. Uchwycia si jej jak toncy.
- Nigdy nie opowiedziaam ci o Jumali - rzucia.
- Wzrastaem z Jumala w Biblii ojca co niedziela - odpar Reijo sucho. - Chyba i tak
wymawiam jego imi zbyt czsto. Nie bdziesz bra imienia Pana Boga twego nadaremno. Ja
chyba jestem bardziej wierzcy ni ty, Raiju. Ale nie yj tak, jak powinienem, nie musisz mi
tego wypomina.
- Nie mwi o naszym fiskim Jumala - odpara Raija. - Jumala to bogini ze zota. Ona
istnieje. Szam za ni przez tysice lat, yam, umieraam i szam za ni przez lata. Potem
skrzyoway si z ni drogi Antonii. Ona j widziaa, dotykaa. Jumala bya dokadnie taka, jak
j widziaam. Jej historia taka, jak przeyam.
Raija opowiedziaa mu j cichym gosem. Rei jo u miso, ale zapomnia kroi nowe
plastry. Wcigna go ta niewiarygodna opowie.
Teraz wiedziaa, kim byy te znajome osoby po tamtej stronie. Wiedziaa, e nigdzie
indziej nie mogaby ich spotka, tylko wanie tam.
Wiedziaa, co to oznacza. Ciko byo o tym myle.
Ale by tam Mikkal. Mikkal na ni czeka.
Tylko to si liczyo. Tylko w tym chciaa uczestniczy. Nie odwaya si pomyle: y.
To byo co innego.
- On mnie dotyka. Obejmowa mnie - mwia. - Czuam, e to co zmienia. e nie
powinien by tego zrobi. Ze przekroczy pewien prg. Ale nie chciaam, by przesta. Chciaam
trzyma go mocno. Pragnam, by to trwao... Sdzisz, e ja oszalaam, Reijo?
- Nie, nie sdz. Wikszo ludzi nie umiaaby tego znie. Ty umiesz. Jeste silna,
Raiju. Wielu oszalaoby po takich... podrach. Po takich odwiedzinach. Po zobaczeniu tego,
czego nikt nie powinien oglda. - Uj jej do. - Mogaby zosta? Tak po prostu? Wybra to,
gdy tam jeste?
- Raczej tak - odpara Raija bez zastanowienia. Wczeniej ju o tym mylaa. - On te
mgby mnie zatrzyma, ale nie robi tego. Wiem, e mgby. Ale czuj, e to ja decyduj.
Postanawiam, e wracam tu. e jego czas jeszcze nie nadszed.
- Ja nie boj si umrze - stwierdzi Reijo. - Ale boj si nie y. Rozumiesz rnic? Ty
si nie boisz?
- Gdy jestem tam, nie. Ale tutaj umieram ze strachu. Teraz te. Najbardziej dlatego, e
go tam nie byo. Dlatego, e przebywaam w obu miejscach naraz. Co zego zrobiam? Czy to
przez nas, Reijo?
Reijo ucaowa jej czoo, wosy. Obj j mocno. Sam marz. Wmawia sobie, e si tak
ochodzio. Ale to nie powietrze byo powodem wewntrznego mrozu, ktry czu.
- Nie mieszaj nas do tego, Raiju! Ja wierz w to, co mwisz. Wierz, e moesz si tam
przenosi. Wierz, e Mikkal tam na ciebie czeka. - To byo trudne. Musia gboko odetchn,
chwil pomyle. - Ale wiem take, e Mikkal nie yje. Ja sam pynem z jego ciaem na
pnoc. Utono w morzu. On umar jako dorosy mczyzna. I wiem te, e ty yjesz, moja kochana! Obejmuj ci i czuj, jak jeste ciepa. Jeste z krwi i koci, jest w tobie ycie. Wiem, e
nie powinna obcowa z... t drug stron. Nie umiem tego nazwa. Ty tak. Ja ci wierz. Nie
zmylaaby tego wszystkiego. - Westchn. Waciwie to byoby prostsze. Ale Raija nigdy nic
nie zmylaa! - To, co robisz, to cz ycia. Nikogo nie musisz za to przeprasza. Nikt nie
moe wymaga, by uznaa to za niebye. Nikt nie moe wymaga, eby przestaa y jak Raija. Nikt nie moe wymaga, eby si zmienia tylko po to, by ich zadowoli. Ani po tej
stronie, ani po tej drugiej. Jeli Mikkal zrobi to specjalnie, zada ci taki bl tylko po to, to
niczego nie jeste mu winna. Nie moesz by wierna komu, kto nie yje, Raiju!
Ona to wiedziaa.
To dlatego tak si baa.
Dlatego czua lodow obrcz wok siebie. Poczua, jakby granice zaczynay si
zaciera. Powinna mie tego wiadomo, gdy przechodzia na tamt stron. Powinna wiedzie,
gdzie jest.
Powinna umie wybra.
A nie wiedziaa.
Z szeroko otwartymi oczami szukaa Mikkala. Woaa go.
Tutaj.
- Czy to pocztek koca? - spytaa znw. - Przyjechaam tu. Spotkaam si z wami.
Wiem, e daam wam co w rodzaju spokoju, przynajmniej niektrym. Musz porozmawia z
Id, musz si do niej zbliy. To dla nas wane. I dlatego si boj, e jedyna rzecz, ktra mnie
tu trzyma, to odrzucenie przez moj crk. Moe bym nie wrcia, gdyby ona tego nie zrobia?
Moe nie ma tu dla mnie nic wicej do roboty? Czy to tak jest?
- Boisz si? Raija pokiwaa gow.
- Czyli e jest co wicej. Reijo nie by tego cakiem pewny, ale woy w te sowa wiele
stanowczoci. Nie wiedzia, czy j przekona, czy nie. Raija suchaa.
- Nie moesz wrci z tym do Rosji! - Reijo pogaska j po policzku. - Tam nikt tego
nie rozumie.
- Toni - zaprotestowaa Raija sabo. Nie moga przyzna si przed Reijo, e mia racj.
Nawet Antonia nie rozumiaa mroku jej podry. Nie rozumiaa blu. Nie zdawaa sobie
sprawy, jak blisko krawdzi Raija balansowaa.
Reijo to rozumia.
- To moe ju nie bdzie jak teraz - pocieszya go. - Moe jestem ju blisko.
- Nie sdz, eby to miao co wsplnego z miejscem, gdzie jeste - zbija jej argumenty
Reijo. - To za tob idzie, May Kruku!
Wyplta gazk z jej wosw. Przeczesa je palcami, przesia jej czarne sploty. Czarne,
gdzieniegdzie z dodatkiem janiejszego... ladem mijajcych lat.
- Za tob, Raiju. Czy umiaaby y z tym samotnie? Czy potrafisz to unie?
Reijo czu si zmczony i obolay. Wspczu jej z caego serca. Chciaby pomc jej
nie jej brzemi, uly w jej samotnoci.
- Dotychczas tak robiam.
- A dalej?
- Coraz czciej chc tam zosta - powtrzya. Nie chciaa nazwa tego innymi sowami.
Czua, jakby wypeniay jej usta, stajc si czym, czego nie umiaa ani przekn, ani wyplu. Chc zosta. Tam jest taki spokj. A ja jestem taka zmczona, Reijo. Nie pragn niczego innego
poza spokojem. Poza spokojnym yciem, bez zmian z nocy na dzie. Zbyt czsto moje ycie
wahao si midzy niebem a piekem. Ju tego nie wytrzymuj. Chc y w spokoju...
- y? - Reijo uchwyci si tego sowa. - y, Raiju?
- By - poprawia niechtnie. Nie wierzy jej.
- Przedstawi ci co, czemu moesz si przyjrze - powiedzia bez zastanowienia. Nie
zdecydowa o tym, ale bra tak moliwo pod uwag. Nie by przekonany co do powodzenia,
ale nie mg nie sprbowa. - ycie, Raiju. Ludzie, ktrych znasz, ktrzy ci kochaj. Ktrzy
wymagaj czego od ciebie. Ktrzy robi co dla ciebie. Dzieci, ktre ci potrzebuj. Doroli,
ktrzy pytaj ci o rad nie dlatego, e si ciebie boj czy czuj, e s wobec ciebie duni, ale
dlatego, e jeste jedn z nich. Dom, ktry nie wymaga duo zachodu. Jedzenie na stole, nie w
nadmiarze, ale wystarczajce. Ubranie. Nie hafty na cienkim materiale, ale proste baweny i
weny. Rozgrzewana co tydzie sauna. Paskowye do wdrwek. Lasy, w ktrych mona si
ukry. Wody fiordu jako spiarnia. Gry, ktre nie chc ci skrzywdzi, tylko ci obejmuj. Nie
dawi, ale broni. Obejmuj ci dlatego, e jeste ich czci, a nie osob, ktrej mona si
ba. Nie tak, o ktrej opowiada si historie. Ciche ycie wrd cian z bali. Ludzie, ktrzy ci
kochaj. Spokj. Mczyzna, ktry umie milcze. Mae dziecko, ktre ma swoje wymagania,
ale nic poza tym. Wicej ludzi nie bdzie. Moesz to sobie wyobrazi, Raiju? Czy umiaaby
y takim yciem? Nie bdzie to niebo, ale mog ci obieca, e na pewno nie pieko. ycie
pynce rwnym strumieniem. Bez sztormw. Bez gwatownych zmian. Spokojnie...
- Ale bym ya? Jeste taki dobry, Reijo! Czy przemylae to sobie?
- Nie. Rozemiali si oboje. Mrok odsuwa si, gdy byli razem. Patrzyli w tym samym
kierunku. Potrafili rozmawia o trudnych sprawach. Umieli razem milcze, ale nie o wanych
problemach.
- ycie Michaia to statki. Caa jego przyszo to Archangielsk. Michai jest
Rosjaninem. Mojego syna nie bd przesadzaa!
- Nie pytaem twojego syna - odpar powanie Reijo. Zamyli si na chwil. Pamitasz, ile miaa lat, gdy staa si samodzielna? Pitnacie. Miaa pitnacie lat i bya w
ciy. Ja miaem szesnacie, gdy przetaczyem ca noc z pann mod. Pamitam, e czuem
si dorosy. Umiaem wiele i dawaem sobie rad. Nic nie straciem dlatego, e wczenie
musiaem sobie dawa rad. Nigdy na tym nie straciem, e musiaem by odpowiedzialny.
- Pytasz, czy jestem w stanie zawie jedyne dziecko, ktrego nie zawiodam?
- Mwi, e to dziecko nie jest ju dzieckiem. On jest dorosy. I tak wkrtce stanby na
wasne nogi. Zaoyby rodzin. Zbudowa dom. On ma statki. Bdzie zawsze zajty, Raiju. I
nie zawsze bdzie dla ciebie miejsce w jego yciu. Zapragnie wok siebie powietrza i
przestrzeni, jak my wszyscy kiedy. I to nie dlatego, e nie bylimy przywizani do rodzicw,
ale dlatego, e chcielimy stworzy co wasnego, niezalenego.
Raija sama czua, e zbyt kurczowo trzyma si Michaia. ya poprzez niego.
By dla niej tak wany...
Raija bya wana dla niego. Ale czua te, e zniszczyaby co z siebie, gdyby chciaa
zatrzyma go w domu, zobaczy, jak staje si dorosy, y jego yciem.
- Sdzisz, e jako jedyny wybr masz t drug stron! - Reijo dry bezlitonie, zrywa
zasony, za ktrymi chciaa ukry prawd. - Sama wiesz, e Michai wkrtce rozwinie skrzyda
i odfrunie od ciebie. Domylasz si, e ju tego prbuje. Wiesz, w jakim kierunku. Sama wiesz,
e wkrtce si ciebie puci. A ty przygotowujesz si na spotkanie z innym wiatem. Boisz si
zosta sama w Rosji. Moe i masz duo. Ale mnie si wydaje, e wiele ci brakuje. Mwisz, e
moesz wybra inaczej. Moe, ja nie wiem. Tylko ty to wiesz. Jeli nie wybra ludzi, to inny
sposb ycia. Suchaem ciebie i wiem, e to, co opowiedziaa, nie wypeni ci wystarczajco
ycia, by da ci rado. Szczcie. Dlatego mwi ci, e mam dla ciebie wybr. Moesz wybra
domek na cyplu, Raiju. Nas. Mnie.
- Jak?
- Zapacimy za to, jak pokierowalimy naszym yciem. Nie chce mi si wierzy, by
wtrcili nas, starych, do wizienia. Prdzej skar nas na odosobnienie w naszym domu na
cyplu. Ludzie powoli zapomn. Albo moemy wzi lub na nowo. Mamy nowego ksidza. Ja
jestem wdowcem. Ty jeste Rosjank Rais Bykow. Zdarzao si ju wczeniej, e ludzie brali
lub z nagej mioci.
- Ludzie si dowiedz - zaprotestowaa Raija. Nie wierzya w powodzenie jego
rozwiza. - Ju mwi.
- Mwi - zgodzi si Reijo. - Ale to nie ma wikszego znaczenia. Zaley, kto mwi i
kto sucha. Istnieje wiele tajemnic, ktre stay si wasnoci publiczn i nie zaszkodziy temu,
kogo dotyczyy. Sdz, e masz duo moliwoci wyboru, Raiju.
- Musz to przemyle. - Raija nie chciaa go zrani, odmawiajc od razu.
Najgorsze, e mogoby si sta wanie tak, jak jej to przedstawi.
Mogoby by dobrze...
O takim yciu marzya. Spokojnym i bez wikszych zmartwie. Pomidzy ludmi.
yciu dla kogo. Z moliwoci ucieczki do samotnoci, gdyby chciaa. Rozpostarciem
wspina, ale nie powanie. Nawet kobieta w spdnicy da sobie tu rad, no i starszawy
mczyzna te. Ale to tylko spacer wzdu rzeki.
Przyja jego sowa. On wiedzia najlepiej, zna teren. Raija nie baa si ani ska, ani
mgy. Nadal widzieli, co maj przed sob. Przyroda nie schowaa si cakiem przed nimi. Rzek
zreszt byo dobrze sycha.
Raija przemoczya kumagi. Jeden rzemyk si jej rozluni, rano nie chciao jej si go
porzdnie zacisn.
Rozwizywa si coraz bardziej. Nie moga go poprawi, bo akurat musiaa trzyma si
oburcz skay.
Nie chciaa mwi o tym Reijo, bo ten schodzi szybko jak kozica. Woa do niej, czego
moe si zapa, na czym stan. Brakowao jej czasu na zastanowienie.
Ju wiele lat nie poruszaa si w takim terenie. W Rosji wszystko byo paskie i rozlege.
O ile moga dostrzec, miaa ju niedaleko. Pod sob widziaa gste zarola.
Ufaa, e Reijo nigdy nie zmusiby jej do przejcia tej drogi, gdyby nie by pewien, e
jest bezpieczna. Inaczej nie schodziliby po stromym zboczu we mgle!
Znalaza ciek, o ktrej wspomnia Reijo. Sza krok za krokiem. Rzemyk wisia luno,
ale nie przeszkadza jej, jeli o nim nie mylaa. Wolaaby tylko go nie zgubi.
- Ju niedaleko! - Reijo woa do niej z ziemi. Raiji ulyo na sercu. - Na prawo!
Widzisz? Id blisko skay, ale nie puszczaj trawy!
Zrobia, jak powiedzia. Rzemyk zaczepi si o korze, obok ktrego przesuna nog, i
przytrzyma j, zanim znalaza co, czego mogaby si uchwyci...
Spada.
Krzewy w stp Reijo przejy nieco impetu upadku, ale Raija spada tak nagle, e Reijo
nie zdy jej zapa. Zanim si zorientowa, rce zagarny tylko powietrze.
cieka sza wzdu pki skalnej. Do rzeki byo niedaleko. Raija spada z pki i
potoczya si w d.
Reijo sysza jej krzyki, gdy zacz biec ciek. I tak by nie pomogo, gdyby bieg po
stromym.
Zanim zdy do niej dotrze, zapada cisza.
13
Spada a na sam d. Plecak lea pod jej gow i karkiem. Cud boski sprawi, e
przyj na siebie ostatnie uderzenie.
Reijo dobrze wiedzia, e Raija moga sobie zama kark.
Miaa na sobie lady potucze i otarcia. Krew pyna z policzka. Reijo bardziej si ba
takich krwotokw, ktrych nie mg widzie.
Sta bezsilnie kilka minut. Popatrzy w gr na ska. Bya wysoka na dziesiciu dwunastu ludzi. Miaa tu i wdzie wystpy. Raija moga si o nie poobija, ale przynajmniej
zwolniy tempo upadku.
Oddychaa. Reijo wiedzia, e mogaby ju nie oddycha, gdyby spada prosto w d.
Nie wiedzia, czy ma za to dzikowa. Nie wiedzia zreszt, komu.
- Prawie j miae - rzuci w powietrze. - Mam nadziej, e jej teraz nie zatrzymasz. Ona
jeszcze ma tu co do zaatwienia. Tobie si nie spieszy. Nic ci si nie stanie, jeli sobie troch
poczekasz. Wieczno jest duga. Ona do ciebie przyjdzie. Wtedy, gdy nastanie jej czas. Wtedy
bdziesz j mia na zawsze. Ale teraz jeszcze za wczenie.
Reijo przerwa sam sobie:
- U diaba, stoj tu jak stary wariat i gadam sam do siebie. Albo do kogo, kto dawno nie
yje!
Ostronie prbowa wyj plecak spod gowy Raiji, ale zaniecha tego. Uzna, e
ochrania jej kark.
Nie wygldao, by co sobie zamaa.
Wolaby chyba, by umara, ni stracia wadz w nogach. Jej wszystkie marzenia i
tsknoty zwizane byy z moliwoci poruszania si.
Reijo podnis Raij i zarzuci sobie na kark. Trzyma za rce i kostki u ng.
Musia zachowa wielk ostrono. Posuwa si z trudem, a mia przed sob dug
drog.
Liczy, e dotr do miejsca wyrbu przed wieczorem. Teraz musia zdy.
Przynajmniej - sprbowa.
Matti i Sedolf zakoczyli prac na dzi. Ich dni rozpoczynay si wczenie i trway
dugo. aden z nich nie ba si pracy, zwaszcza gdy wykonywali j dla swego dobra.
Matti nie mg si doczeka, kiedy zamieszka u siebie. Nie by pewny, czy zd przed
zim. Ju wczeniej pomaga przy stawianiu domw. Wprawni pracownicy byli w stanie
ustawi kilka bali w cigu dnia. Trzeba byo je dobrze wpasowywa tak, by nie pozostay zbyt
due szpary. Nie powinno si wpycha pomidzy bale zbyt wiele mchu.
Mieli mao czasu.
Drewno nie wyscho jeszcze porzdnie, ale mimo to postanowi zaryzykowa.
W domku na cyplu nie byo im le, mieszkali u swoich. Ale Matti y myl o wasnych
czterech cianach. O drzwiach, ktre Elise zamknie wieczorem kluczem wiszcym w pku u jej
pasa.
- Wymarzn si w tych grach - stwierdzi Sedolf, wskazujc gow na mg. Spyna
po poudniu i zawisa na czubkach drzew.
Siedzieli przy ognisku, przecigajc nieco wieczr. Dobrze byo odpocz, oddychajc
wieym powietrzem. W namiocie tylko spali. Namiot by prostsz odmian laposkiej jurty.
Skada si z dugich gazi ustawionych w szpic i okrytych skrami i wenianymi pledami. Na
ziemi rozoyli skry i kolejne pledy. Nie mieli miejsca na palenisko. Bywao im zimno, ale
wtedy raczej wstawali wczeniej i rozpoczynali prac. Gdy si kadli, nigdy nie panowao a
takie zimno, by nie mogli zasn.
- Pewnie si rozgrzewaj - odpar Matti ze miechem i dwuznacznym spojrzeniem. - Ty
pewnie te zauwaye gorc krew rodu Alatalo u Idy, prawda?
Sedolf nie mg zaprzeczy.
- Naprawd mylisz, e oni...?
- No c - zastanowi si Matti, gryzc gazk. Zapomnia wzi z domu tytoniu do
ucia i czasem mu tego brakowao. Radzi sobie, jak umia. - Moja siostra jako nie odmwia.
A ma sabo do Reijo. A on na tyle jest mczyzn, e wie, jak dobrze jest w kobiecych
ramionach. Co jest pomidzy nimi, s sobie tak bliscy. Chocia nie tak samo jak kiedy Raija i
Mikkal. Jak ty i Ida. Ja i Elise. Ale co istnieje, rozumiesz? Ja mam swoje zdanie o tej ich
wyprawie. Sdz, e Reijo jest bardziej przebiegy, ni sobie wyobraamy.
Zamiali si, zostawiajc ten temat. Mieli suszone miso i chleb. Kwane mleko, maso i
ser, ktre trzymali w chodzie w jamie wykopanej w torfie. Mieli te piwo uwarzone przez Id i
przesane z upomnieniem, by nie wypili wszystkiego od razu. Niczego im nie brakowao.
- Czy to o? - Matti usiad gwatownie i wpatrzy si w cienie lasu.
- Nie wypie aby za duo? - spyta Sedolf. Uraczyli si z dzbanka po dniu dobrej pracy,
to prawda. - A moe to niedwied? - doda z roztargnieniem, bardziej zajty chmar meszek
krcych mu nad gow. Odgania je dmuchniciem i z rozbawieniem obserwowa, jak po
chwili walcz o utracone pozycje.
- Boe jedyny! - zawoa Matti. Ton jego gosu na dobre oderwa Sedolfa od jego
zajcia.
Reijo z trudem wyszed z zagajnika brzozowego. Raija leaa bez ycia na jego barkach.
Zatrzyma si, gdy ich dostrzeg, i zachwia si. Dobiegli do niego. Sedolf przej Raij,
zanis j do namiotu i pooy, nie zdejmujc z niej plecaka. Zbliy do do jej ust i sprawdzi,
e oddycha.
- yje? - spyta Reijo mrocznym gosem. Nie usiad.
- Co si stao? - spyta Matti.
- Gdzie macie konia? - spyta Reijo, nie odpowiadajc na jego pytanie.
- Ida nas tu przywioza - odpar Sedolf. - Przyjedzie pojutrze. Tak zdecydowalimy, by
nie zajmowa si jeszcze koniem.
- Dobry Boe! - stkn Reijo. Wszed na czworaka do namiotu i usiad obok Raiji.
Pogaska j po policzku. - Spada niemal na go ska. Mylaem, e nie yje. - Pogadzi
pieszczotliwie skr plecaka. - To on ocali jej kark. Gdyby wyldowaa inaczej, i tak nie
byoby istotne, e Ida przyjedzie dopiero pojutrze. Nie wiem, jak le z ni jest, ale nie ockna
si jeszcze.
Sedolf zacz wciga sweter.
- Id po wz - rzuci. - Bdzie szybciej ni pojutrze. Dojd na d jeszcze za nocy.
Wtedy Ida przyjedzie wozem, a ja pjd spa. Jestecie jej najblisi, bdziecie z ni. Mam
nadziej, e zd.
Nie odwodzili go od tego pomysu. Nic innego nie mogli zrobi.
- Czy ona umrze? - spytaa nie po raz pierwszy Ida.
Sedolf siedzia i niemal drzema, obejmujc Mikkala. Nie mieli czasu, by odwozi
chopca do Elise na cypel.
Zaprzg tylko konia i zaadowa koce i mikstury, ktre Ida dostaa od Anjo. Nie by
jednak pewien, czy Ida wiedziaa, jak ich uy.
By bardzo wczesny ranek. Nawet Reijo by jeszcze nie wypyn na poranny pow.
- Umrze?
- Nie wiem - odpar Sedolf tak samo, jak wczeniej.
- Czy ona wyglda, jakby miaa umrze? - nie poddawaa si Ida.
- Oddychaa, ale nieprzytomna. Krwawia i bya potuczona. Zreszt nie wiem, Ida.
Reijo te nie wiedzia. Skd, u diaba, mam wiedzie? Przecie od razu ruszyem na d!
- Nie musisz przeklina! - odgryza si Ida. - Po co tata zmusza j do wspinaczki? spytaa sam siebie. Sedolf musia si umiechn. Ida bya jedyna w swoim rodzaju.
- Dlaczego ja zachowywaam si jak gupia? Jak rozpuszczony bachor?
- Moe taka jeste? - odpar Sedolf bez zastanowienia. Z trudem nada za jej sowami.
Nie chcia te budzi Mikkala. Chopczyk zasn od razu, gdy go pooyli na wozie, mimo e
zdziwi si, gdy go wynieli z eczka. May tyle podrowa w swoim yciu, e wiele rzeczy
akceptowa. Sedolf poczu przypyw czuoci do malca. - Ona spada nie dlatego, e si tak
zachowywaa - musia jednak doda. Ida zawsze ubarwiaa rzeczywisto, dodajc sobie
znaczenia i oceniajc los tak, jak jej pasowao. - Nawet ci tam nie byo! - doda, gdy Ida nie
odpowiadaa. - Twj ojciec nie dlatego wzi j w gry, e ty bya nieprzejednana.
- A dlaczego?
- Boe, Ida! Ani ty, ani ja nie mamy z tym nic wsplnego! Tylko ich dwoje! Oni s
twoimi rodzicami, ale nie musz si przed tob tumaczy ze swoich poczyna.
Zamilka. Sedolf widzia, e ona pacze, ale to by jeden z tych razw, gdy lepiej byo jej
nie przytula.
Musiaa by z tym sama.
Sedolf zreszt poczu si tak wyczerpany, e zasn.
- Czy ona umiera? - Ida rzucia si na ojca. Pakaa i bya jednoczenie za. - Dlaczego j
tam cigne? Przecie ona nie chodzia po grach, od kiedy yje w Rosji! Wszyscy mwi, e
tam jest gadko jak na pupie dziecka! Czy nie mylae?
Uderzya go pici w klatk piersiow, walia niczym w bben. Reijo pozwoli jej na
to. Gdy uderzenia ustay, obj j i otar jej zy kciukami.
- Obmylimy jej rany - powiedzia spokojnie. - Opatrzylimy. Zuylimy na to jej halk.
Raija na pewno si potuka, ale niczego nie zamaa. To zakrawa na cud. - Zaczerpn
powietrza. Sam nie spa zbyt wiele, pozwala sobie tylko na krtkie drzemki. Nic nie jad, nie
mia na nic ochoty. - Gdyby odniosa jakie wewntrzne obraenia, krwawiaby. Ale nic si nie
dzieje. Tylko pi.
- pi? - Ida zadraa.
- pi - potwierdzi Reijo zmczony. - Podruje. Nazwij to, jak chcesz, moja Ido.
- Zimnym snem? Pokiwa gow.
- Na to nic nie moemy poradzi. Staramy si, by jej byo ciepo. Siedziaem koo niej,
trzymaem za rk. Ale chyba ze mnie kiepska kotwica, Ida. Chyba ju jest za pno. Nic nie
moe jej pomc: adne zioa czy lekarz. Nic nie pomoe puszczanie krwi czy modlitwy. Co
innego ma nad ni teraz wadz.
- Nie mog tak czeka! - Ida nigdy nie odznaczaa si cierpliwoci. Wszystko musiao
si dzia natychmiast. Signaby po cuda. - Czy Maja mogaby jej pomc?
- Nie wiem. Ida przebiega obok niego, wesza na kolanach do namiotu i zatrzymaa si
przy matce. Przyoya donie do jej policzkw, ogrzewajc je.
- Mama? - Gos tak podobny do jej gosu. Chodna do na czole. - Jezu, jak dobrze, e
wrcia! Ju bd wita do koca ycia!
- I tak nie wytrzymasz, Ida! - Gos Mattiego peen by udawanej sodyczy.
Raija otworzya oczy. Nawet to bolao. Wszystko j bolao. Nad sob ujrzaa trzy
twarze. Z niedaleka dobiega j odgos uderze siekier i chopicy gosik, mwicy co
mieszank fiskiego i norweskiego. Odpowiada mu po norwesku mski gos. Rozpoznaa gos
ma Idy.
- Ten cholerny rzemyk! - przypomniaa sobie Raija.
- No, w gowie ma wszystko na miejscu - stwierdzi Matti. - Moesz poruszy rkami i
nogami? Boli ci co?
Raija chciaa si zamia, ale zbyt j bolao.
- Spytaj mnie jutro! Przecie tam nie byo tak stromo...
- Poleciaa przez nastpne zbocze - rzuci Reijo. W jego oczach co byszczao. Po
prostu paka i nie robi nic, by to ukry. - Mylaem, e si zabia, Raiju! Byem pewien, e
tym razem stamtd nie wrcisz. Sdziem, e on ju ci zabra do domu.
Raija zamkna oczy. Nadal czua donie Mikkala na twarzy. Tsknia za nimi.
- Wicej tam nie pjd. Dopiero wtedy, gdy tam pozostan na zawsze.
Nie tumaczya wicej.
- Ciesz si, e wrcia. - Ida klczaa obok ojca. Raija dostrzega ich podobiestwo, a
zarazem podobiestwo do siebie. - To wszystko le wyszo - mwia dalej Ida. - Przepraszam za
to. Teraz mam nadziej, e si poznamy. e wybaczysz swojej gupiej crce. Ju tyle czasu
zmarnowaam! Gdyby umara, nigdy bym sobie tego nie darowaa! Napisz do Mai i opowiem
jej wszystko! O mnie te. Moe ona te zmieni zdanie. Napisz i wyl list po listopadowym
jarmarku przez kupcw. Musisz troch u nas pomieszka! Przecie kiedy to by twj dom!
- Zupenie jakbym sysza ciebie, gdy bya w jej wieku - zamia si Reijo. - A moe
nawet brzmi to gorzej, o ile to moliwe. Ale chyba bd z niej ludzie.
Obj Id ramieniem, promieniejc ojcowsk dum.
- Poznamy si - obiecaa Raija. Popatrzya w oczy Reijo. - I moe nie bdziemy miay
za mao czasu. Twj ojciec prosi mnie, bym przemylaa co, co kusi mnie coraz bardziej.
Zaproponowa mi co, czemu trudno odmwi.
- Czy to oznacza tak? - zdumia si Reijo.
- Nie mog pokiwa gow! - zamiaa si Raija, cho umiech te j bola. - Ale pragn
tego spokojnego ycia, ktre mi obiecae. Domku na cyplu. Was. Ciebie.
- Dam temu rad - obieca Reijo - nawet jeli miabym pj za ciebie do wizienia.
Sedolfa. Siedzieli wszyscy wok stou, tworzc wielk rodzin. Raija i Oleg tumaczyli tak
szybko, e Misza nada za rozmowami.
Michai sta si czci rodziny. Mia teraz rodzestwo.
- Bdzie ci tu lepiej - powiedzia, gdy Raija prbowaa mu tumaczy swoj decyzj. Std pochodzisz. Kochaj ci. Tu jest twj dom!
- Ty bdziesz tak daleko, Misza! Wtedy on te zapaka. Objli si. Matka i syn pakali i
rozmawiali przez ca noc.
- Wrc przyszym latem - powiedzia z umiechem, odpywajc na statek. - Przywioz
twoje krosna, mamo. I skrzyni z Wielikiego Ustiuga. I ikon.
- Byleby sam przyjecha, Misza! Umiechn si.
- Wezm te Olg, mamo. Chyba si z ni oeni. Spokojnie, mamo! Nie od razu!
To te dziao si ju dawno. Raija staa wtedy na brzegu, dopki statek nie znikn jej z
oczu.
Podja postanowienie.
Teraz staa na drugim brzegu fiordu i nie czua si najlepiej. Bya ubrana na czarno.
Reijo mia na sobie odwitne spodnie, bia koszul, kamizelk i kurtk. Odmwi tylko
woenia kapelusza.
Kristoffer nie czu si bardziej pewnie w swoim niedzielnym stroju. Byli zdenerwowani,
jakby szli w konkury. Raija musia zagrozi im, e wskoczy do wody, gdy na rodku fiordu
zayczyli sobie yka wdki dla kurau.
Tego jeszcze brakowao, eby mierdzieli alkoholem przy rozmowie z ksidzem!
Wolaaby wtedy odpyn do Archangielska!
- Jeste pewien, e potrafisz spojrze w oczy ksidzu i przekonujco skama?
- yczek wdki na pewno by pomg - zacz Kristoffer ostronie, ale po spojrzeniu
Raiji doda: - Oczywicie, e bez niego te dam rad.
- Im szybciej przez to przejdziemy, tym prdzej si napijesz!
Reijo poci si w swoim stroju. Nic dziwnego, powietrze byo jeszcze ciepe, a on nie
zakada grubej niedzielnej kurtki na co dzie.
- To jest kobieta, z ktr chcesz si oeni, Reijo Kesaniemi?
Ksidz, mruc oczy, przypatrzy si Raiji. Ujrza niewysok kobiet o nietutejszych
rysach twarzy.
- Tak, to ona - odpar Reijo. Nadal si poci, ale sta pewnie jak kawaler owiadczajcy
si ojcu o rk jego crki.
- Rosjanka, tak? Troch czasu zabrao przetumaczenie jej dokumentw - wyjani
ksidz. - Musiay zosta odesane a do Tromso, gdzie niektrzy kupcy opanowali cyrylic. To
zupenie inny alfabet od naszego.
Reijo pokiwa gow.
- Chodz plotki, e ta Raisa Bykowa, do ktrej zapaae uczuciem, bardzo przypomina
twoj zaginion pierwsz on?
Pytanie unosio si przez chwil w powietrzu. Reijo wiedzia, e nie moe przesadzi.
Nie sdzi jednak, eby ktokolwiek przyszed z tym a do ksidza.
Ludzie z osady zachowali si tak, jak na to liczy. Wyoy przynt, a oni mieli czas, by
wszystko omwi.
Lata, ktre miny od zaginicia Raiji, wymazay to, co j od nich dzielio.
Wspomnienia stay si milsze, agodniejsze.
Niektrzy nie mieli najczystszego sumienia, ale Reijo macha na to rk. Ich sprawa.
Do ich domku na cyplu przysza grupka ludzi. Zrobio na nich wraenie, e Raija niemal
si zabia tam w grach. Moe to troch pomogo. Nie ma tego zego...
W kadym razie z powag stwierdzili, e rozumiej, e chce zosta.
yczyli jej wszystkiego dobrego. Bya jedn z nich.
Bd milcze o jej przeszoci.
Jeli Reijo chce, by wszyscy wierzyli, e ona jest Rais Bykow z Rosji, to niech tak
bdzie. To przecie prawie nie kamstwo.
Reijo sta przed ksidzem i mia tylko nadziej, e ludzie milczeli, jak obiecali.
- Moe j przypomina - Reijo spojrza na Raij. - To byo tak dawno temu. Ksidz
rozumie na pewno, e wspomnienia z czasem bledn. Nawet ja nie umiem sobie przypomnie
rysw tamtej kobiety. Bya bardzo adna, miaa czarne wosy i ciemne oczy. Raisa te jest
ciemnowosa. To pewnie nie przypadek, e im czowiek starszy, tym bardziej szuka kogo
przywoujcego wspomnienia modoci. Chciabym da na zapowiedzi. Wiem, e to wczenie
po mierci mojej drugiej ony, ale mam zaledwie rocznego syna. Nie staj si modszy. Dobrze
bdzie mie w domu kobiet.
Ksidz przyglda mu si przez dusz chwil. Przekonujco mwi ten Fin z drugiej
strony fiordu. Nawet zrobi na nim wraenie.
Kobieta bya adna. Umia sobie wyobrazi, e w gr wchodziy uczucia. O czym
innym wola nie myle.
- Ogosz zapowiedzi na najbliszym naboestwie - powiedzia, szeleszczc papierami.
- Oczekuj, e bdziecie wtedy w kociele. To dotyczy twojego wiadka i caej rodziny, Reijo
Kesaniemi! Udziel wam lubu w czasie jesiennego jarmarku. Wtedy tu bd.