You are on page 1of 127

BENTE PEDERSEN

WDROWNY PTAK

1
- Mona by pomyle, e si zakochae w tej ajbie! - powiedziaa Olga, opierajc si o
jedn z portowych szop. Spojrzaa w kierunku statku, ktry kiedy nazywa si Raija, potem
Raisa, a teraz znw Raija.
Michai pody wzrokiem za jej spojrzeniem.
Mia na sobie proste, poatane w wielu miejscach samodziaowe spodnie i szerok,
bkitn koszul. W pasie przewizany by kolorowym szalem. Tylko buty: skrzane, grubo
smarowane tuszczem zdradzay, e nie by zwykym marynarzem. Olga wiedziaa o tym, bo
sama o nie zadbaa.
Michai nie mia jeszcze szesnastu lat, ale zosta ju pryncypaem. Armatorem.
- Niedugo popyniemy na zachd - powiedzia cicho chopak. Nie udao mu si cofn
szybko spojrzenia, cho moe powinien. Olga z pewnoci znw uzna, e jest dziecinny. Ale
naprawd kocha ten statek! Nic nie mg na to poradzi. Mia by na nim kapitanem!
To jego statek!
Te sowa pieway mu we krwi. Nie umia jej tego wytumaczy. Nawet nie prbowa
opisywa uczu, jakie wywoywa w nim statek noszcy imi jego matki.
To bya jego pie.
Muzyka jego krwi. Tylko jego. Tym nie umia si z nikim podzieli. Nawet z Olg.
Dziewczyna zamiaa si. Zabrzmiao to tak smutno, e Michai spojrza na ni. Jake
chciaby cofn czas! Znw co prawda byby chopcem, ale to byoby warte nawet tego.
Wiele rzeczy powinno byo omin Olg.
Olga... Szesnacie lat, ciemne loki zwizane tasiemk, brzowe oczy, ktrym nigdy nic
nie umkno. Drobna twarz o zdecydowanym wyrazie. adna na swj sposb. Dumnie
wyprostowany kark. Podbrdek zawsze uniesiony w gr. Wstrzsaa gow i trzymaa j
prosto zupenie jak Raija.
Olga nauczya si tych gestw wtedy, gdy wszyscy oprcz jego matki j opucili.
W jej ruchach Michai dostrzeg to samo dziecko, porzucone przez Olega i Tonie. Jego
matka staa si na jaki czas matk i dla niej. Potem Toni i Oleg wrcili i znw wzili j do
siebie. Zadali mioci, ktrej wczeniej si wyrzekli.
Te myli byy nowe dla Michaia. Odkrywa nowe cieki. Nie mg teraz i ich
ladem, ale zapamitywa je i obiecywa sobie, e kiedy je zgbi.
Olga miaa w oczach otcha. Zima zamrozia kciki jej ust, luty pochyli jej ramiona.
On zaatwi pienidze na zabieg. Ona pooya si na zniszczonym stole w ndznej

lepiance.
Teraz wok nich by maj. Pny maj. Ld schodzi z Morza Biaego.
Michaiowi oczekiwanie ciskao gardo. Jego spojrzenie czsto podao na zachd.
Nie mia czasu na nic wicej poza przygotowaniami. Depta Olegowi po pitach, chcc nauczy
si jak najwicej. Nie powica ostatnio Oldze zbyt duo czasu.
- Nie bd moga mie dzieci. Wiedziae o tym? - Brzowe oczy wpatrzyy si w jego,
dajc uczciwej odpowiedzi.
Michai pody wzrokiem za lecc mew. Zapragn, by te mg tak uciec.
- Tak.
- Mama powiedziaa mi dopiero dzisiaj. Michai uderza pitami w beczk, na ktrej siedzia, wzbudzajc w niej guche echo.
- Moge mi powiedzie! - Oskarenie w jej gosie byo niczym ostrze noa. Ju ona to
umiaa. Tylko jego matka bya w tym lepsza od Olgi. Kiedy podsucha matk, gdy
rozmawiaa z kupcami. Potrafia wytargowa ceny, o jakich inni mogli tylko marzy...
- Zabroniono mi - odpar Misza zgodnie z prawd. Tym razem ona spucia wzrok.
- Tak, pewnie nie moge - westchna ledwie dosyszalnie Olga.
Nadal ubieraa si w intensywne kolory. Bluzk miaa czerwon. Spdnic
jaskrawoniebiesk, e a kua w oczy. Wsk tali cisna brzowym paskiem tak mocno, e
powinna mie kopoty z oddychaniem. Miedziana klamra u paska stanowia okaz niezej roboty
rzemielniczej.
Olga przyprawiaa widza o szok. Bya na swj sposb adna, ale jej uroda uderzaa
jakby nazbyt intensywnie, gwatownie...
- Powiedziaam mamie, e nie wyjd za Nikoaja! Mia ochot jej przyklasn. Dobrze
byo znw usysze jej peen sprzeciwu ton gosu. Brakowao mu go. Ju sdzi, e go nigdy nie
usyszy. A przecie Olga nie bya Olg bez nagych zmian humoru, bez byskawic bijcych z
oczu.
- Nie musisz.
- Mama mwia, e niewielu chciaoby maonki, tak, tego sowa uya, maonki, ktra
nie moe mie dzieci. A dopiero teraz mi o tym powiedziaa. I nawet pakaa!
- Nie musisz o tym nikomu mwi - stwierdzi Michai. Nigdy nie podobaa mu si
propozycja Nikoaja, z ktr wystpi pewnej rozwietlonej zorz polarn lutowej nocy.
- Nikoaj nie dba o mnie bardziej ni o swoj fajk! - Olga wstrzsna gow i
odwrcia si do chopaka plecami. Staa, objwszy si ramionami jak tarcz.
Michai nie mg nie przyzna, e Olga wygldaa w tym momencie wspaniale.

Niektrym kobietom byo do twarzy z dum. Olga do nich naleaa.


- On zawsze bdzie czci pami Jelizawiety. Zawsze bdzie w niej zakochany. Ona nie
yje, ale on jest cigle tak samo zakochany. Sdz, e ma wyrzuty sumienia, gdy patrzy na
twoj matk.
- Na mam? - spyta Michai, oszoomiony. Olga odwrcia si i z pobaliwym
umiechem pogadzia go czule po policzku. Ju nie osaniaa si tarcz.
- Misza, may Misza! Dostrzegasz tylko statki, prawda? Nie zauwaye, e Nikoaj jest
zadurzony w Raiji - Raisie? - Olga, zwaszcza gdy bya rozczulona, nadal uywaa imienia,
ktre nadaa opiekunce w dziecistwie.
- Mama jest ze dwa razy starsza od Nikoaja! Chyba zwariowaa!
Dziewczyna zamiaa si. Gestem daa mu do zrozumienia, e chce koo niego usi.
Michai zeskoczy i podnis j na beczk. Olga bya tak szczupa w talii, e jego palce niemal
si zetkny na jej plecach. Potem sam wskoczy na beczk. Oparli si o cian szopy.
- Nikoaj ma tak bezbronny wyraz twarzy, gdy patrzy na twoj star matk umiechna si Olga. - Ma wyrzuty sumienia, jakby Jelizawieta staa tu obok niego. Nikoaj
wcale nie uwaa, e Raija - Raisa jest stara. A na pewno nie jest od niego dwa razy starsza! Nie
mogaby by jego matk!
Michai poczu si gupio. Jego matka bya adna, nie mg temu zaprzeczy. Zawsze
uwaa, e jego matka jest najpikniejsza na wiecie.
Ale trudno mu byo spojrze na ni oczami mczyzny, ktry mg jej poda.
Trudno i za ycia ojca, i teraz. Raija to jego matka!
Na matki nie sposb patrze inaczej.
- Czy uwaasz, e to wane mie dzieci? Synw? To niesprawiedliwe, e ona zadaje
takie pytanie!
Michai niemal zdrtwia z zimna, mimo e soce wiecio mocno jak na t por roku.
Przecie on dopiero zaczyna si zastanawia, w jaki sposb si robi dzieci... A ona go
pyta, czy to wane mie dzieci! On jeszcze o tym nie myla!
Czsto sam czu si jak dziecko.
- Nie wiem - odpar szczerze.
- Mama mwi, e wszyscy mczyni chc mie synw - stwierdzia Olga tonem
kobiecej mdroci. Bya dorosa na inny sposb ni on. Dowiadczya czego, czego on sobie
nawet nie wyobraa.
- Matki nie zawsze maj racj - obwieci Michai z przekonaniem. Mimo to czu si
rwnie gupio jak przedtem. Rami Olgi dotykao go mikko. Jego rce byy kanciaste. Ostatnio

urs jeszcze bardziej, podczas gdy Olga pozostaa niewysoka. To budzio w nim ciepo. Nikoaj zapewnia, e moe poczeka - doda, gdy cisza pomidzy nimi staa si przytaczajca.
- Tak - odpara cicho, nie patrzc na niego.
- Nie musisz jeszcze odpowiada - dorzuci. - Nie.
Cisza bya niczym wielki, czarny ptak o ogromnych skrzydach, ktre zasaniay soce i
chodziy wiat.
- Nie chc wchodzi w t okropna rodzin! Pamitasz jego matk? T lodowat bab?
Nawet nie chce mi si nazywa jej klp, bo obraz dla kadej szanujcej si klepy stanowioby
porwnanie z madam Norkin.
- Moe ona umrze, zanim ty si zdecydujesz?
- A moe Nikoaj zmieni zdanie? - W gosie Olgi zabrzmiaa nadzieja.
Zsuna si z beczki i znw obja si ramionami. Nagle Michai uwiadomi sobie, e
ona zawsze tak spaa, gdy ju - wtedy - zrozumiaa, e Toni i Oleg odeszli od niej. Nigdy
wczeniej tego nie skojarzy, dopiero teraz.
- Moesz ju i z powrotem do tej swojej ukochanej! - umiechna si Olga blado i
odesza bez sowa poegnania. Skraj jej spdnicy przelotnie muska ziemi.
Michai mia niejasne poczucie, e Olga prbowaa mu powiedzie co, czego on nie
umia poj.
Bo on nic nie rozumia! Sprawiao to, e czul si zdezorientowany i zy. Wydawao mu
si, e Olga zawioda si na nim.
Maj przeszed w czerwiec. Michai nie mia zbyt wiele czasu na mylenie o Oldze.
Zreszt o niczym, co nie miao zwizku z jego podr na zachd.
Ju tak dugo podr wydawaa si uud. Czym, o czym si mwio: latem i
wkrtce.
A teraz Michai niemal tego dotyka. Plany byy gotowe. Oleg mia pyn z nim. Sam
siebie ze miechem mianowa bosmanem. Powiedzia, e jest kapitanem tylko na Antonii.
Michai wiedzia, e Oleg postanowi tak tylko po to, eby mu pomc. By mu za to wdziczny.
I tak czu si may i przeraony.
Raija pyna z nimi. Musiaa, nawet gdyby mia j cign za wosy. Chcia z ni
porozmawia.
Wkrtce.
Michai znw to odkada. Raija pojechaa do domu nad Dwin. On do pnej nocy
pomaga przy zaadunku. To, e by pryncypaem, nie zwalniao go z niczego. Ojciec te by
pomaga. Michai czu, e jako armator chce by podobny do ojca. Ale nie wiedzia, czy chce

by do niego podobny jako mczyzna.


Michai spal w ich budynku w porcie. W lecie byo to moliwe. Mimo e noce potrafiy
jeszcze schodzi swym oddechem, mg napali w piecu tak, e siedzia z podcignitymi
rkawami. Gdyby mia jednak marzn, zawsze mg chwyci za jedn z butelek likieru Olega.
Zasoby te, o ktrych Antonia nie wiedziaa, albo udawaa, e nie wie, suyy do pomocy przy
zawieraniu transakcji handlowych.
Raija umiechaa si na myl o tych butelkach i tajemnicy Olega. Michai podejrzewa,
e Antonia reagowaa tak samo.
Po tym, jak w czasie tej zimy obserwowa swoj matk przy pracy, Michai pozna j z
nowych i obcych stron. Zrozumia, e kobiety posiadaj cechy, ktrych nie okazuj na co dzie.
Skoro nawet wasna matka bya w stanie go zaskoczy, wikszo innych kobiet stanowia dla
niego tajemnic.
Nawet Olga.
Wanie tajemnicza Olga wesza do jego kantorka, niosc razowy chleb, solon ryb i
maso, a w dzbanku kwas zrobiony przez Antoni.
- Mama bya pewna, e umierasz z godu - rzucia lekkim tonem, odstawiajc koszyk na
jego biurko. Biurko byo janiejsze porodku, wzdu brzegw i na rogach. Najczciej
uywane szuflady te byy janiejsze od pozostaych.
Olga usiada na biurku. Miaa na sobie wysokie, sznurowane buty, ponad ktrymi
bielaa halka przykryta czarn spdnic. ciska j ten sam skrzany pas, co zwykle. Nad nim
bkitniaa bluzka kolorem jesiennego nieba nad kncymi polami. Michai szybko otrzsn z
siebie t wizj. W obecnoci Olgi niebezpiecznie byo traci wtek.
Zacz je. Olga bya najwyraniej spragniona towarzystwa, bo nie ruszaa si z
miejsca. Nie chciaa jedzenia, ale chtnie popijaa kwas z tego samego dzbanka, co Misza. Nie
chciao im si niepotrzebnie brudzi kubkw. Akurat pod tym wzgldem si zgadzali.
- Bagaabym, eby z wami pyn - rzucia Olga, dyndajc nogami - gdyby nie to, e
macie zabra Walerija.
A wic moga ju wymwi jego imi. Duo czasu na to potrzebowaa. Drogo musiaa
zapaci za znajomo z nim. I on nigdy nie mia si o niczym dowiedzie. Olga wymusia i na
ojcu, i na Michaile, e nic nie powiedz.
- Przecie Nikoaj dowodzi Antoni. Tam znalazoby si miejsce - rzuci Michai bez
zastanowienia.
- Sdzisz, e mama by mi na to pozwolia? - spytaa Olga z umieszkiem. - Ja i Nikoaj!
Zgadza si, bym mu powiedziaa tak, ale nie wysaaby mnie razem z nim w wielomiesiczn

podr w obce kraje! Dobrze mnie teraz pilnuje. Dba, bym nie znalaza si sam na sam z
mczyzn. - Westchna. - Bg jeden wie, co o mnie myli.
Michai jad w milczeniu. Nie wspomnia, e teraz Olga bya sam na sam z nim.
Wiedzia, e Toni nie zalicza go jeszcze do mczyzn. Jego nie uznaje za zagroenie. W
pewien sposb byo to zawstydzajce, jakby by niewinn owieczk...
Olga podesza do pieca, dooya kilka szczap i usiada na sofie, podwijajc pod siebie
nogi. Wygldaa zarazem jak maa dziewczynka i jak dorosa Olga.
Michai nadal jad, mimo e by ju syty.
- Uwaasz, e jestem adna, Misza? Chopak zaczerwieni si, zaskoczony.
- Nooo - zawaha si - nie jeste gorsza od innych... chyba - wykrztusi, chowajc si za
dzbanek z kwasem. Czul, e jego donie s ogromne, a ramiona dugie jak nigdy przedtem.
- O Boe, po co go pytam? - Olga przewrcia oczami i westchna tak, e i ciany by jej
wspczuy.
- Jeste... adna na swj sposb, Olgo. Michai trzyma oburcz dzbanek z kwasem. Toni pewnie obawiaaby si, czy go nie zgniecie.
Dziewczyna umiechna si, zrezygnowana.
- Znam ci, Misza, cho jest wiele rzeczy, ktrych o tobie nie wiem. Jakie dziewczyny
ci si podobaj?.
- Dziewczyny? Nie wiem...
- Nigdy nie bye zakochany?
- Nie... Chyba nie. W kim miabym si zakocha? Czy to takie wane?
- Chod tu! - rozkazaa, poklepujc miejsce obok siebie na sofie. Michai posucha. Od
dawna wiedzia, e nie warto sprzeciwia si Oldze. Nauczya go tego, jeszcze zanim postawi
pierwsze kroki. - Noga mi zdrtwiaa. Zdejmij mi but!
Michai rozsznurowa jeden i drugi, bo oba wyldoway na jego kolanach. Olga bya bez
poczoch. Bose nogi podwina pod siebie i poprosia o kwas.
- Nie chc wyj za Nikoaja.
- Nikt ci nie zmusza.
- Lubisz mnie?
- Ale masz pytania! Lubi ci, cho jeste mczca - zamia si Misza nerwowo. Ona
nie doczya si do artu. Nie mia pojcia, do czego zmierzaa.
- Mcz ci teraz? - Olga wesza mu na kolana, zamykajc go w rogu sofy. Usiada
twarz do niego, z kolanami po obu stronach jego ng. Spdnica ledwo przykrywaa jej nogi.
- Co u diaba...? Olga obja go za szyj i opara czoo o jego czoo.

- Mcz ci teraz? - powtrzya pytanie. Jej oczy znalazy si tak blisko jego, e Michai
nie mg odczyta ich wyrazu. Bya tak blisko... pachniaa sob, wieo, ale i inaczej.
- Do cholery, Olga, co to znaczy?
- A jak mylisz? Umiechna si i zwilya usta. Wpotwartymi wargami pocaowaa
go. Przechylia do tyu, a poczu twardy kant oparcia sofy pod karkiem. Przytulia si tak
mocno, e prawie nie mg oddycha. Dopiero po chwili wpad na to, e powinien to robi
przez nos.
Jej mikkie wargi... askoczcy go koniuszek jzyka bawi si wewntrz jego ust.
Sprawi, e Misza poczu mrowienie w wargach. Twarde piersi napieray na niego, uda ciskay
jego nogi...
Michai nic nie rozumia.
To byo przeraajce. Dziwne. Nie chcia tego. Nie rozumia. Nie chcia zrozumie,
czego ona chce. Nie chcia. Tego te nie.
Ale nie odsun jej. Obj jej szczup tali. Domi przesuwa po jej plecach, czujc
ciepo jej ciaa. Nie miaa nic pod bluzk.
- Dotykaj mnie! - wyszeptaa. - Zobacz, jaka jestem! Pucia go jedn rk i znw
zacza caowa.
Drania i piecia. Woln doni uja jego do i skierowaa ku dekoltowi. Rozpia
kilka guzikw i wprowadzia jego do pod materia.
Niezgrabnie uj jej pen pier. Poczu sutek niczym tward bazi. cisn - moe zbyt
mocno...
Michai caowa Olg z otwartymi oczami. Ona te. Patrzy w gb jej dekoltu. Ona
patrzya na jego do.
Jej mikkie usta kieroway nim, palce pieciy kark.
Jego druga rka powdrowaa na jej spdnic. Znalaza kolano i przesuwaa si po
wewntrznej stronie uda, pomidzy jej gadk skr a szorstkim materiaem jego spodni.
Prosia go o zdjcie jej butw po to, by dostrzeg, e nic nie ma na nogach! Misza
zrozumia to i znw si przestraszy. Ona go przeraaa.
Ale Olga wiedziaa, co robi.
Jego do znalaza cel. Wtedy Olga uniosa si nieco i opada na ni. Wzdychaa w
uniesieniu wprost w jego usta, gdy jego niezgrabne palce staray si jej dogodzi. Zakrcio mu
si w gowie. Musia zamkn oczy i uwolni usta od jej pocaunkw. Znalaz jej szyj.
Wtedy zesza z jego kolan i z szelestem materiau pooya si na sofie, podcigajc
spdnic nad kolana niemal tak wysoko, e zobaczy wszystko.

Przesun si za ni, przykrywajc j sob. Ostatnie guziki w jej bluzce odskoczyy z


trzaskiem. Jego do odsuna spdnic, a dziewczyna rozchylia uda. Szeroko otwartymi
oczami, niczym brzowymi studniami, wpatrywaa si w niego. Mg si niemal w nich
przejrze.
Jej donie rozpinay jego pas. Michai ba si. Olep. Oguch. I pewnie oszala.
Ona bya taka wilgotna...
Ba si.
Ale Olga nie zmuszaa go. Dotkna go przez spodnie, ale on sam wydosta to, co tam
mia. Sam wlizn si w gniazdo, ktre dla niego przygotowaa. I by ledwo w poowie drogi,
gdy zaszumiao mu w uszach.
Michai opad na ni z palcymi wstydem policzkami. Olga pewnie pomyli, e z niego
dzieciak...
Ale on by dzieckiem...
Szalestwo pozostawio po sobie lk. Michai zapi bluzk Olgi. Zapi spodnie i
zacisn pas.
Pogaska j po wosach.
- Jestem draniem - powiedzia przez zacinite usta, prbujc uoy jej loki na miejsce.
- Nie jestem ani troch lepszy od Walerija. Nawet nie w poowie.
- Chciaam tego! Od pocztku - stwierdzia Olga stanowczo. Usiada blisko Michaia,
bliej ni on chcia. - Nie bdzie z tego dziecka - dodaa z cieniem goryczy w gosie. Chciaby mie dzieci, Misza? - spytaa cicho, patrzc na niego szeroko otwartymi oczami.
Wzrokiem prosia o zaprzeczenie.
Rce znw wyday mu si za dugie. Jednym ramieniem obj Olg i nie wiedzia, co ma
pocz z drugim. Ona pooya gow na jego piersi.
- Podobao ci si, co zrobilimy razem?
- O rany, Olga, musimy o tym jeszcze mwi? Pokiwaa gow.
- Wiele o tym mylaam. Baam si znw to zrobi. Przecie potem byo tak brzydko.
Ale przedtem byo dobrze... Wtedy chciaam tego. Z Walerijem. Ale pomylaam, e powinno
mc by dobrze przez cay czas, nie tylko przed. I baam si, e nie bdzie. Ale nie sdziam, e
ty zrobiby to brzydko. Chciaam przey to z tob. Jeste na mnie zy?
Michai westchn.
- Tak, troch. Nie, u diaba, nie! Nie wiem! Nigdy tak o tobie nie mylaem...
- A teraz bdziesz? - Nie dawaa mu spokoju pytaniami. - Bdziesz o mnie myla, gdy
popyniesz na zachd? Bdziesz za mn tskni? Za tym, eby to jeszcze ze mn zrobi?

- Nie wiem, Olga, nie wiem! Nie naciskaj mnie! Moe...


- Ja chc, eby za mn tskni.
- Dlaczego? Jej miech brzmia wyzywajco.
- Teraz ci przestrasz tak, Misza, ebym bya pewna, e bdziesz o mnie myla w
podry! - Olga nabraa oddechu i owiadczya uroczycie: - Zamierzam wyj za ciebie za
m.
- Zwariowaa, dziewczyno? Olga pokrcia gow.
- Dobrze to przemylaam. To wietne rozwizanie. Zatrzymamy nasze statki.
Oczywicie to le, e nie mog mie dzieci, ale zawsze moemy jakie przygarn. Wiele jest
biednych rodzin, ktre nie maj za co si utrzyma. Znamy si dobrze. Wiemy o sobie
wszystko. Byam dla ciebie t pierwsz. I zamierzam by jedyn.
- Chyba zupenie oszalaa!
- No i moe ci lubi - dodaa z umiechem dziewczyna. - Obejmij mnie, Misza! Zaraz
musz i. Mama nie powinna zacz o tobie le myle.
Misza obj j posusznie, cieszc si niepomiernie, e Olga wkrtce sobie pjdzie.
- Raija - Raisa te jedzie - mwia dalej. - Tata nie chcia, lecz ona tylko prasna rk w
st i powiedziaa, e to jej syn jest pryncypaem. Ale ta twoja mama jest adna!
Michai westchn. Niemal czu si zawiedziony.
Wszyscy podejmowali decyzje za jego plecami. W jego imieniu. Dla niego. Olga. Jego
matka.
- No to nie bd musia jej przekonywa - rzuci. - Chc pokaza jej Norwegi.
Wosy Olgi askotay jego szyj. Czu j niczym rozarzony wgiel na swoich kolanach.
Nie mg zamkn powiek, bo wtedy wspomnienia tego, co przed chwil przey, staway ywe
przed oczami. Czu si na zmian oszoomiony i zawstydzony.
- Nie masz szansy, Misza! - Olga pocaowaa jego szyj. Wzdrygn si, jakby go
oparzya. - Sdz, e urodzie si dla mnie, wiesz? - Zamiaa si cicho i mrugna okiem. Jeste dokadnie dziewi miesicy modszy ode mnie. Zrobiono ci dla mnie!
- Wolabym sam wybra sobie on - wykrztusi Misza. Nadal czu, jakby mia zbyt
dugie rce.
- Oczywicie, e sam wybierzesz! Mnie!

2
Ju dugo eglowali. Wiatry im sprzyjay. Morze nioso ich na zachd wzdu ubogiego
wybrzea pnocnej Norwegii.
Ju rozpoznawali okolice.
Zatrzymywali si tak rzadko, jak mogli.
Nie popynli na zachd Morza Biaego. Bogosawiestwo otrzymali w porcie w
Archangielsku. Przyby na nie mnich, ktrego Antonia znaa z czasw, o ktrych nikt ju nie
wspomina. Nie przywitali si zbyt serdecznie. Oleg stara si zachowa obojtno, ale nie
bardzo mu si udawao.
Walerij ju nie chcia pyn na zachd. Przysa Raiji list, ktry przeczytaa wszystkim.
W zawiy sposb Walerij prosi j o wybaczenie czego, o czym nikt nie mia pojcia. Pisa, e
chce pozosta na Wyspach Soowieckich. Nie pragn ju niczego innego. Znalaz spokj.
wiato, o ktrego istnieniu wczeniej nie wiedzia. Odnalaz si w wierze. Chcia zosta
mnichem.
Trudno byo wyobrazi sobie Walerija jako mnicha. Olga miaa si w gos. Nawet
Michai z trudem wyobraa sobie Walerija pobonego i pokornego, w prostym habicie.
Tylko Raija przyznaa, e to dobrze, e odnalaz wasn drog. Tylko ona nie wtpia w
jego zapa.
Podr od razu nabraa innego charakteru. Obecno Walerija rzuciaby na ni cie.
Pynli ju kilka tygodni. Zdecydowani, prowadzeni dowiadczeniem Olega. Z
Michaiem jako najmodszym pryncypaem. Oleg nie pamita, by kiedykolwiek sysza o
modszym.
By niedowiadczony. Oleg rozumia tych z zaogi, ktrzy zrezygnowali z rejsu.
Rozumia te tych, ktrzy zostali, narzekajc.
Mody chopak obarczony tak odpowiedzialnoci... To dlatego Oleg popyn jako
bosman. Wedug niektrych: jako prawdziwy kapitan.
Zrobi to dla Jewgienija. Jewgienij by jego najstarszym i najlepszym przyjacielem.
Zasuy na to, by Oleg przez jaki czas czuwa nad jego synem.
Michai i tak by cakiem rozsdny, jak na chopaka w tym wieku. Pywa ju z ojcem.
Bawi si w porcie, od kiedy ledwo odrs od ziemi. Wicej wiedzia o statkach ni jego
rwienicy. Wyrs wrd ludzi morza. Osucha si z jzykiem marynarzy, jeszcze zanim sam
zacz mwi.
By urodzony na kapitana.

Ale wszyscy sdzili, e przejdzie przez wszystkie stopnie wtajemniczenia. Uwaali, e


bdzie starszy, kiedy obejmie dowodzenie statkiem.
A teraz mia szesnacie lat i ca flot pod swoim dowdztwem.
I nikt nie by w stanie odwie go od tego rejsu. Oleg nawet prbowa rozmawia o tym
z Raij, ale bez skutku. Bya rwnie uparta jak syn.
Oleg domyla si, dlaczego ona te chciaa pyn.
To nie by zwyky rejs po ryby wzdu wybrzea pnocnej Norwegii.
Mieli waniejsze powody.
Michai musia tu przypyn.
Raija te.
Oleg nie mg ich powstrzyma. I nie chcia.
Raija miaa prawo, by tam powrci. By odnale tych, ktrych kiedy zostawia. By
zebra okruchy wasnego niegdysiejszego ycia. Wszyscy maj prawo do swojej przeszoci.
A Jewgienij przecie nie yje.
To ju go nie dotyczy. Przey swoje ycie tak, jak chcia. Zdoby jedyn kobiet, ktr
pragn. Uczyni j szczliw. Mia z ni syna.
Jeszcze noc rozpoczli wpywanie do tego fiordu. Trudno zreszt byo okreli por.
Noce miay jedynie czerwonaw powiat. Tarcza soneczna zbliaa si do horyzontu, potem
jakby si odbijaa i wracaa na niebo, wiecc coraz janiej.
Teraz byo pne przedpoudnie.
Dugo podziwiali strome gry schodzce do morza. Tylko u ich podna widnia wski
pasek zieleni, na ktrym osiedlili si ludzie. Widzieli ich odzie na kamienistym brzegu. Szopy i
domki nieco wyej.
Oleg odnalaz Raij stojc na dziobie statku. Nie mia wczeniej czasu, by z ni
porozmawia.
Nadal bya pikn kobiet. Zim skoczya czterdzieci jeden lat Jej ycie nie naleao
do najatwiejszych. Gdy si lepiej przypatrzyo, dao si dostrzec zmarszczki wok oczu i ust,
na czole lady po przeytych troskach.
Ale jej wosy pozostay czarne. Oczy nadal iskrzyy si niczym wgiel.
Rozpucia kok na karku, pozwalajc, by wiatr bawi si jej dugimi do pasa wosami.
Z daleka mona j byo wzi za dziewczyn. Oczywicie, z upywem at jej ciao
nabrao obfitszych ksztatw, ale po nagej mierci Jewgienija znw schuda. Bardzo przeya
jego strat. Staa si jakby inna, co obcego zagocio na jej twarzy.
Dopiero teraz Oleg uwiadomi sobie, co to byo. Wczeniej nie umia tego skojarzy.

Teraz wiedzia, kogo mu ona przypomina.


Kobiet, ktr wzili na pokad pewnej nocy wanie na tym fiordzie dawno temu.
Oleg domyli si, e ona te to pamitaa.
Wrcia jej pami.
- Bya tu wczeniej - powiedzia cicho, stajc obok Raiji.
- Wiem - odpara. Nie mg dostrzec jej twarzy. Ciemne loki, yjce wasnym yciem,
ukryway j przed nim.
- Obiecaem Jewgienijowi, e nigdy ci o tym nie powiem.
Dopiero teraz Raija spojrzaa na towarzysza. Spojrzenie byo przepastnie czarne, ale nie
oskarajce. Raija zaoya najbardziej niesforne loki za ucho.
- I uwaam, e powiniene dotrzyma tej obietnicy. To ju nie ma znaczenia. Umiechna si do Olega tak, jak tylko ona potrafia. Umiechem, ktry trafia prosto do serca.
- Pamitam to, co pamitam. Nikt nie musi mi nic opowiada.
Wpatrzya si w gb fiordu. Oleg te go sobie przypomina.
- Zawsze nienawidziam tych gr - stwierdzia zdziwiona - a teraz czuj si tu swojsko,
jakbym wracaa do domu. Czy to nie dziwne?
Oleg nie odpowiedzia. Nie by w stanie. Nie mg wydoby gosu. Poczu wyranie, e
przyczyni si wobec niej do wielkiej niesprawiedliwoci. Za pno byo na przeprosiny. Gdyby
nawet je wypowiedzia, ona spojrzaaby tylko na niego swymi ciemnymi oczami i spytaa: Za
co przepraszasz?.
Nie potrafi tego zrobi.
Raija nigdy nie przypominaa adnej kobiety, ktr zna. Oleg aowa, e Toni nie
pynie z nimi. Toni moe by zrozumiaa Raij.
Ale Raija bya jedyn kobiet na pokadzie. Nikogo nie dziwio, gdy kapitan zabiera ze
sob w rejs on, ale nigdy nie zdarzao si, by na statku pyna wicej ni jedna kobieta.
Zaoga by tego nie zniosa.
Nadal zagbiali si w fiord Lyngen. Wspomnienia napyway ku Raiji szerok fal.
Rozpoznawaa szczyty gr. Przypominaa sobie ich nazwy. Wiedziaa, jak nazywaj si osady,
koo ktrych przepywali. Po obu stronach fiordu.
Opucili kotwic jak najbliej ldu.
Raija dostrzega domek na cyplu. Dobry Boe, jaki on may!
Ale pamitaa, jaki by zaciszny. Przebiega wzrokiem po zielonej trawie dochodzcej
do cian domu, po wydeptanej ciece prowadzcej do obory i na brzeg do szopy i dki.
Zobaczya dym idcy z komina. Saba smuka unosia si leniwie ku niebu.

Michai podszed do Raiji. Cay dzie staa na pokadzie. Widziaa zbliajcy si cypel.
Najpierw tylko go sobie wyobraaa. Potem ujrzaa na wasne oczy.
Teraz ju nic nie widziaa, bo pakaa. Poczua do syna na ramieniu.
- To tu - powiedziaa Raija pewnym tonem. - Spu dk na wod, Misza! Jestemy na
miejscu.
- Wczenie przypynli w tym roku - powiedzia Reijo, ledzc wzrokiem agle
kolorowego statku. Wydawa si pyncym kwiatem.
Ju szesnasty rok obserwowa rosyjskie statki.
Mattiego nie interesoway statki. Pochodzi z gbi ldu i morze go nie pocigao.
Sedolf zerkn ponad ramieniem Reijo i stwierdzi, e tego statku nie pamita.
- Ale i tak trudno dopatrzy si pomidzy nimi rnicy - doda. - Przemalowuj je chyba
co roku. I nie mona si zorientowa w tych ich literach. Nawet jak znasz swoje, i tak nie
rozczytasz tego, co tam skrobi. Ich litery przypominaj lady wron na niegu...
Mczyni powicili dzie na przygotowanie narzdzi do wyrbu. Ostrzyli siekiery,
wymieniali trzonki, gdzie byo trzeba. Przygotowywali toporki i noe. Byli sami w domu,
podczas gdy Elise i Ida z dziemi gospodaroway w domu Idy i Sedolfa. Lepiej, eby dzieci nie
krciy si pod nogami, gdy tyle niebezpiecznych narzdzi leao wok.
Mieli cina drzewa na nowy dom Mattiego i Elise. Miejsce, za ktre w swoim czasie
Ida i Sedolf podzikowali, Reijo odda swojej wychowanicy i jej mowi, bratu Raiji. Mattiemu
z trudem przyszo przyjcie daru, wolaby budowa swj dom na ziemi, ktr kupi.
Ale nie mg odmwi. Ten, kto nic nie posiada, nie moe odmawia. Bdzie mia dug
wobec Reijo. Mg trafi duo gorzej.
Tam, na polanie, gdzie gry nie przytaczay a tak bardzo, zamierza postawi swj
dom. Z widokiem na lasy i fiord, i na niebo. Lepszego i szerszego widoku nie mogli mie w
Finlandii. Do rzeki byo daleko, ale w pobliu polany pyn strumyk. Reijo obieca, e pogbi
go i bd mieli studni.
Reijo po stracie Heleny chcia by czym cigle zajty. - Wydaje mi si, e spuszczaj
dk - rzuci Sedolf. - Pyn tu. Pewnie po wod. Dziwne, e tak blisko zakotwiczyli.
- Tak - potwierdzi Reijo. Zerkn raz i drugi, ale nie chcia, by modzi wzili go za
starego gupca.
Ju kilka lat temu pogodzi si z rzeczywistoci. Strata Heleny nie zmienia tego.
- Jest z nimi kobieta - zamia si Matti, ale nagle jego twarz staa, potem rozjania
si. - No, u diaba! - rzuci i popdzi na dwr.
Reijo popatrzy przez okno i zrozumia, dlaczego Matti znikn. W dce byo troje

ludzi. Potny mczyzna wiosowa. Drugi, szczupy, siedzia za plecami kobiety.


Jej wosy powieway na wietrze niczym skrzyda kruka.
Raija siedziaa z twarz zwrcon ku ldowi. Domek nie wydawa si wikszy, nawet
gdy si zbliyli. ciany ju dawno nie byy smoowane, zauwaya. Smuka dymu unosia si z
komina i nikna pod niebem.
Raija nie moga uzmysowi sobie, co czua.
Moe pewnego dnia wydobdzie to wspomnienie i nazwie swoje uczucia. Teraz nie bya
w stanie.
Oczy patrzyy.
Uszy nasuchiway. Dwiki byy tak znane... Rytmiczne uderzenia wiose o wod.
Twarz Olega, jego oczy wpatrzone w ni intensywnie. Wydawa si rozumie wicej z tego, co
ona przeywaa, ni ona sama.
Misza siedzia za ni. On te patrzy na ld. Raija cieszya si, e nie widz siebie
nawzajem. Nie chciaa, by syn zajrza w gb jej duszy.
Powinna przypyn cakiem sama. Ale Misza stanowi cz caoci. Oleg te. Od
samego pocztku.
Dno dki zaszurao o kamienie. Przybijali do ldu. Oleg odoy wiosa i wyskoczy do
wody. Wcign dk na brzeg.
Raija stana niepewnie na kiwajcym si podou. Czua, e Michai j wspiera.
Uniosa spdnic, gdy wychodzia z dki. Zamoczya buty, ale to si nie liczyo.
A wic znw tu staa. Jej stopy stay na ziemi, do ktrej naleaa - i nie naleaa.
Postaci mczyzn przed domem... Rozpoznaa dwch z nich. Trzeci trzyma si z tyu.
Zosta na schodach domu, gdy dwaj pierwsi pobiegli na brzeg.
Antti te przypomina ska, a Reijo by podobny do ojca. Kiedy jego wosy byy
niczym an zboa w soneczny dzie. Teraz, gste i krtko przycite, poyskiway srebrem
ksiyca. Oczy jak zielone klejnoty. Teraz wiedziaa, do czego moga je porwna. Jej usta
wymawiay sowa, ktrych nie wypowiadaa wczeniej pomidzy cianami z bali w Lyngen.
Reijo mia oczy jak szmaragdy. Moe po upywie tych lat bez tak iskrzcego spojrzenia, ale
Raija bya pewna, e nic si nie zmienio.
Nie moga uwierzy, kogo jeszcze zobaczya. Bya przekonana, e Matti bdzie chcia
wrci do domu. Do Finlandii.
Matti zawsze mia ojczyste lasy we krwi.
Matti podszed dwa kroki przed Reijo. Mia szerokie barki, ale zbyt szczupe. Ojciec te
by taki. Dziwne, jak bardzo synowie przypominali swych ojcw. Patrzya na nich i widziaa

Erkkiego i Anttiego.
Jej stopy chciay poczu co innego ni tylko kamienie. Wiatr rozwiewa jej wosy.
Panowaa cisza. Nikt nic nie mwi. Oleg i Misza nie poruszali si.
Take Matti i Reijo zatrzymali si.
Byo tak cicho...
Raija ruszya czas. Jej stopy przeszy po piasku, po soczystej trawie. Stany przed tym,
ktrego oczy tak przypominay jej oczy. Ktry umiecha si jej umiechem.
Pokrcili gowami w zadziwieniu. Ich umiech pokona lata. By poszukujcy,
niedowierzajcy...
Rozpoznajcy.
- Siostro! - powiedzia Matti, otwierajc ramiona. Otoczyy j mocnym uciskiem. Jego
minie byy twarde.
- Masz za dugie wosy, may Matti! - potargaa mu je, miejc si i ciskajc go. Ich
miech zblia ich do siebie. Pomaga pokonywa dzielcy ich czas.
Matti nie chcia jej puci, lecz nagle przypomnia sobie o Reijo. Cofn rce z ramion
Raiji i odszed na bok. Nie zasania ju tego drugiego.
Raija poczua dreszcz. Pozosta jej jeszcze kawaek drogi do przejcia. Zrozumiaa teraz,
dlaczego Wasilij ju od pierwszego wejrzenia wyda jej si tak znajomy. W jego oczach
rozpoznaa oczy Reijo: zielone, przejrzyste, zamylone, przenikajce... Pene tajemnicy, ktrej
nigdy nie rozwizaa ani u Wasilija, ani u Reijo.
Pozwoli, by podesza. Nie uczyni adnego gestu, by jej dotkn. Nie obejmowa jej
inaczej ni tym swoim przenikliwym spojrzeniem.
- Wiele czasu upyno, Reijo - powiedziaa. Ju tak dawno nie mwia po fisku. Tylko
w mylach bawia si sowami, ktre odnalaza noc po mierci Jewgienija.
- Tak, wiele.
- Wrciam. Pokiwa gow.
- Widz.
- To duga historia.
Reijo przeczesa palcami wosy. Raija poznaa ten gest z dawnych czasw, widziaa go
tysice razy przedtem. Nagle tyle pamitaa.
- Wikszo historii, ktrych warto wysucha, jest duga - powiedzia. - A gdzie
Jewgienij?
- Nie yje - odpara Raija sztywno. - Umar jesieni zeszego roku. Tragicznie.
Reijo pokiwa gow.

- Nie mam do niego alu - westchn. - Skama. Wrci i powiedzia mi, e nie yjesz.
Wiedziaa o tym?
Raija pokrcia gow.
- Masz tylko syna?
- Miaam jeszcze crk - Raija nie chciaa ujawnia swego blu. - Umara. To cz
mojej historii. Nie bd jej teraz opowiada, ale pragn, by jej wysucha. Chocia nie chc
niszczy ci ycia...
Przez twarz Reijo przelecia umiech, jednoczenie czuy i gorzki, zrezygnowany.
- Nigdy nikogo nie znalaze? - pytanie zabrzmiao niczym okrzyk, niczym proba o
wybaczenie. - Moe dobrze, e nigdy nie czya nas wielka namitno, e nie byo pomidzy
nami wielkiego uczucia! Od jesieni wiele o tobie mylaam. Marzyam, by znalaz kogo, kogo
pokochaby wielk mioci. Ty nie powiniene by sam, Reijo!
- Ona nie yje - rzuci Reijo. Cie blu przemkn po jego twarzy. Da wiadectwo
wielkiej mioci. - To te duga historia, Raiju. Czy mamy czas, by wymieni si dugimi
opowieciami? Czy tym razem statek zaczeka? Mam w sobie wiele blu. Wol broni si przed
nowym cierpieniem. Za nic nie chc da si znw zrani.
- Nikogo nie zrani, jeli przestpi prg twojego domu?
Reijo pokrci gow. Soce operowao w srebrze jego wosw. Bruzdy zmarszczek
take wiadczyy o jego przejciach. Jego sowa mogy je wytumaczy. Tak, jak jej sowa
miay wyjani jej zmarszczki.
Odwrcia si do Olega i Miszy. Wywoaa umiech na twarz. Wcigna i ich w swj
krg. Pokazaa im t cze jej ycia.
- Mj modszy brat - powiedziaa z czuoci w gosie. Byli do siebie tak podobni, e
nietrudno byo si tego domyli. - Matti. I Reijo. By moim mem, gdy std wyjedaam. Nabraa gboko powietrza. - Chyba wobec Boga i wadz nadal jestemy maestwem. Nie
jestem Rais Bykow, tylko Raij Kesaniemi. Przykro mi, Misza... To mj syn, Michai przesza znw na fiski. - I mj najstarszy rosyjski przyjaciel, Oleg Jurkw. On mwi po
norweska Misza tylko po rosyjsku.
Matti wycign do i ucisn do Olega i Miszy.
- U diaba, Raija - umiechn si zaenowany. - Nie baa si duchw, gdy wybieraa
mu imi!
- Jewgienij je wybra - odpara cicho. - To te cz historii.
Reijo te si przywita. Umiechn si ciepo, niemal po ojcowsku, do Miszy.
- Podobny do ciebie, Raiju. Teraz nawet bardziej ni ostatnio. To twoje cechy przebijaj

si we wszystkich twoich dzieciach. Rne twoje cechy w kadym z nich. Misza jest bardzo
podobny do Idy.
Raija zachwiaa si, nagle zabrako jej powietrza. Reijo schwyci j, obj ramionami.
Spojrzeli sobie w oczy. Wczeniej si oceniali. Powstrzymali si. Prbowali przykada rami i
wywaa drzwi, za ktrymi stao to drugie.
Teraz ju to nie byo moliwe. Zamki pky. adne z nich nie musiao szuka klucza,
ktry zardzewia i zagin.
Drzwi stany otwarte na ocie.
Ramiona Reijo wok talii Raiji. Jej ramiona na jego karku. Oboje unieli brwi - on
proste, a ona wygite w uk. Policzek otar si o policzek. Skra rozpoznaa skr.
- Jeden rok - powiedzia Reijo gosem grubym ze wzruszenia. Odsun lekko Raij i
przyjrza si jej, przekrzywiajc gow. Patrzy na jej twarz, prbowa dostrzec minione lata. Nadal jeste tak pikna, e mgby min tylko jeden rok. - Umiechn si. - Tskniem za
tob, ty urwisie. Nie chciaem uwierzy, e nie yjesz. Nawet po rozmowie z Jewgienijem.
Nawet po tym, gdy si dowiedziaem, e daa mu syna. Tskniem za tob, Raiju. O Boe,
jake ja za tob tskniem!
- A dzieci? - spytaa Raija bez tchu, patrzc ponad ramieniem Reijo na mczyzn
siedzcego na schodach domu. To nie by Knut. Jej starszy syn by blondynem, a ten mia
ciemne wosy.
- Knut i Maja s w Finlandii. - Reijo umiechn si przelotnie i pogadzi Raij po
policzku. Gdy ju odway si jej dotkn, byo to dobre uczucie. Bya prawdziwa pod
opuszkami jego palcw. Nie znikaa, nawet gdy zamyka oczy. Nie rozwiewaa si w powietrzu,
nawet gdy jej nie dotyka. - Ailo te jest w Finlandii - doda z blem, ktry zawsze towarzyszy
wzmiankom o Ailo. - Ida i Elise s tu. Elise wysza za twojego brata. Jak zawsze mamy
zawikane relacje rodzinne!
Raija szeroko otwartymi oczami wpatrzya si w Mattiego. Ten rozoy rce i
umiechn si szeroko.
- Taka adna wyrosa z niej dziewczyna! - powiedzia tonem usprawiedliwienia. Wszystko odbyo si bardzo przyzwoicie!
Reijo umiechn si pod nosem i skin gow w stron domu:
- To m Idy, Sedolf. wietny chopak ze zej strony fiordu. - Pogadzi Raij po
wosach. - Nadal jak jedwab - stwierdzi ze zdziwieniem. Odnalaz w nich siwe lady, ale i tak
jej nie postarzay, tylko dodaway uroku. - Jeste kobit z pieka rodem, ktra nie brzydnie z
latami! Ty nie blakniesz. Jak, u licha, ty to robisz, co? - Westchn. - Jeszcze kilka dokumentw

nie jest cakiem w porzdku w naszej rodzinie. Nie tylko my namieszalimy. Ida wysza za
Ailo.
Raija poczua, jakby grunt usuwa jej si spod ng. To brzmiao tak waciwie: jej crka
i syn Mikkala!
To stanowio waciwe zakoczenia bajki. Ale przecie na schodach domu Reijo
siedzia ciemnowosy mczyzna, nie Ailo, a jednak m Idy.
- Powiedziae przecie, e Ailo jest w Finlandii?
- Ida ma dokumenty zawiadczajce, e Ailo nie yje - odrzek Reijo. - Nasza crka jest
bardziej twoja ni moja. To jej historia. Sama niech ci opowie. Nazywa j Sag o mczynie
w masce. Masz ju wnuki, kochana. Jeste babci! To te duga historia.
Raija zadraa. Wspara si o Reijo, gdy odwrcia si do syna i Olega. W wielu
miejscach czua si jak w domu. Tutaj te. Z doni Reijo ciskajc jej do. Z jego ramieniem
wspierajcym jej rami. Sta w jej cieniu.
- Zostaj tu - rzucia do Michaia i Olega. - Pycie z powrotem na Raij. Ja musz ich
spotka - sama.
- Ale to te moja rodzina! - powiedzia Michai, prostujc kark. Raija rozpoznaa w tym
swj ruch, cho zwykle widziaa w synu wicej z cech Jewgienija.
- Tak, to te twoi krewni, mj Miszo. Spotkasz si z nimi. Ale teraz musz by sama. To
moje ycie. Kiedy moje. Odrzuciam je, wybraam inne drogi ni te, ktre wiody tutaj.
- To tata milcza! - Misza wreszcie wykrzycza swj gniew. - On to przemilcza.
Kama!
Raija pokiwaa gow.
- Tak, ja wiem. Wiem, dziecko. Ale przedtem ja dokonaam wyboru. Ja. Nie twj ojciec.
Nikt inny. I tego te nie auj. To duga historia, ktr ci opowiem. Zanim poznasz swoje
rodzestwo...
Michai uwanie patrzy na matk. aowa, e nie rozumia nic z tego, o czym oni
mwili po fisku. Wreszcie pokiwa gow.
- Wrc wieczorem - powiedzia.
- Dobrze. Raija pucia do Reijo i pocaowaa syna w oba policzki, zanim odszed.
Oleg pogadzi j po gowie.
- Ciesz si, e ich odnalaza - rzuci szczerze.
- Ja te, Oleg. Raija patrzya za nimi, jak pynli w stron statku.
Staa na brzegu i napawaa si widokiem. Reijo stan za ni i pooy jej rce na
ramionach. Jego oddech musn jej ucho.

- Pol Mattiego i Sedolfa po Id. Mieszka na twojej ziemi. Teraz bdziemy cina nasz
pierwszy las, Raiju. Twj i mj.
- Jeste podobny do swojego ojca.
- Wiem - rzuci Reijo z umiechem. - On te ci bardzo kocha, Raiju.

3
Donie Raiji wielokrotnie gadziy zniszczon powierzchni stou. Z czuoci,
szacunkiem, zupenie jakby dotykaa czego uwiconego...
Reijo po drugiej stronie stou, z jedn doni przykrywajc drug. Patrzy na ni. Twarz
mia powan i spokojn.
- Jeste zy? - spytaa nagle. - Nienawidzisz mnie? Nienawidzie?
- Nie - odpar, opierajc podbrdek o rk. - Nienawi to strata czasu. Ja nie miaem
czasu. Czuem, e masz swoje powody, by zosta. - Zamilk na dusz chwil. - Ale czekaem
wiele lat. I nigdy nie uwierzyem, e nie yjesz. Pogodziem si z tym, e ci nie ma, ale nie, e
nie yjesz. Rozumiesz?
- Pamitasz Kallego? - spytaa Raija z powag. - To mi si te przytrafio. Wtedy...
Kalle chyba najbardziej chcia uciec od wszystkiego. Zawsze wybiera najatwiejsze
rozwizania. Nigdy nie wierzyam, e moliwe jest po prostu straci przeszo. Nie
rozumiaam tego. Ale potem mnie to spotkao. Moe dlatego, e potrzebowaam ucieczki. A
gdy Jewgienij umar, wszystko do mnie powrcio. Nie umiem tego wytumaczy. Przedtem
czuam to jako ska, lodowat ciemno, ktra mnie zatrzymywaa za kadym razem, gdy
prbowaam przez ni przej. Ale skaa po mierci Jewgienija rozstpia si! Wszystkie sny i
fragmenty przeszoci, ktrych nie rozumiaam, nagle stay si czci caoci. Byam jak
naczynie, ktre znw si napenio. Tak dugo byam pusta, Reijo...
- Co z Jewgienijem? On wiedzia...
- Jewgienij milcza - odpara Raija zrezygnowanym tonem. - Oleg milcza. Antonia
milczaa. Nie byo wicej wtajemniczonych. Oni byli moimi najbliszymi. Ten zawd boli
najbardziej.
Raija nie wspomniaa o Miszy. Na nim wymuszono milczenie. Rozumiaa to.
Zobaczya, jak on wyranie si odpry, gdy zrozumia, e pami jej wrcia. Spoczywaa na
nim zbyt dua odpowiedzialno. - Nie ma zbyt wielu ludzi, ktrzy mnie nigdy nie zawiedli umiechna si Raija. Ostronie dotkna palcem doni Reijo. - Ty tego nigdy nie zrobie.
Wasilij te nie. Tylko wy. A ja zawiodam wszystkich. Wszystkich.
- Wasilij?
- Jego te kochaam - odpara Raija. - Na swj sposb. On by ojcem mojej creczki
Natalii. Nadal boli mnie wspomnienie o niej. Ona te jest czci historii, ktr chc ci
opowiedzie. Teraz tylko troch, by uwolni nieco blu. Wasilija... Wasi... straciam. Popeni
samobjstwo. A tak byo to dla niego powane. Cay Archangielsk traktowa mnie jak wdow

po nim, jakby nie byo w tym ani troch mojej winy. Natalia umara. Jewgienij umar.
Odprowadziam moich najbliszych na cmentarz. Tam, na wschodzie, pozosta mi tylko Misza.
- Tutaj masz wielu.
- Nie wiem - odpara. - ni Mikkala. To nie s zwyke sny. On do mnie przychodzi
wtedy, gdy odpywam. Natalia go widziaa w morzu.
Reijo wzdrygn si, ale nic nie powiedzia.
- Chciaabym by z nim pochowana - mwia dalej Raija. - Umaremu pewnie wszystko
jedno, ale czsto o tym myl, e chc spocz razem z nim w grobie. Z Mikkalem.
- Ty te przychodzia do mnie w moich snach - odezwa si Reijo ochryple. - Prosia,
bym zadba, eby spocza w morzu.
Spojrzaa na niego pytajco.
- Stracilimy ciao Mikkala - wyjani Reijo. - Stracilimy dk z jego ciaem. Zatona
w morzu...
- Opowiedz mi! Reijo opowiedzia o podry na wschd wzdu wybrzea Finnmarku.
Bya to opowie pena blu. Ravna im wybaczya. Powiedziaa, e morze to dobre miejsce na
grb. Wyznaa, e staje nad grobem syna za kadym razem, gdy staje nad brzegiem morza.
- To wiele tumaczy. - Raija zblada. Doni obracaa nerwowo jeden z guzikw bluzki,
a go urwaa. Bluzk miaa jasnoniebiesk, spdnic o ton ciemniejsz. Reijo uwaa, e
wyglda w tych kolorach bezbarwnie. Powinna nosi intensywne kolory, w ktrych sama by
promieniowaa.
- Przecie nie mogam tego wiedzie... Jej sowa zawisy w powietrzu pomidzy nimi.
Nie moga tego wiedzie. Ale wiedziaa. Nie potrafili te go wytumaczy.
- Co jest. Potem - dodaa Raija pewnym tonem. - Jest druga strona. Naprawd. Ja tam
wdrowaam.
Wracaam w mrozie, tak jak kiedy. Ale teraz jest mi trudniej. Nie chc wraca.
- Pamitasz, e nie chciaem w to uwierzy? - umiechn si Reijo. Mia czterdzieci
dwa lata, ale wyglda modziej, zwaszcza gdy si umiecha. Mona byo w twarzy dorosego
odnale modzieca. - Maja te to miaa. Uratowaa moje ycie. Przysza do niej we nie i
daa jej ten... dar.
- Te to niam. - Raija wycigna donie i dotkna go chodnymi palcami. Jego donie
byy tak ciepe! Ciepe, szorstkie, dobre donie.
- Ida te co ma - doda Reijo. - Jak nadwraliwo. Przeczucia.
Raija milczaa. St pomidzy nimi tak naprawd ich nie rozdziela, a raczej spaja. Gdy
mylaa o wsplnocie, przede wszystkim przechodzi jej przez myl st, a nie ko. Rodzina

zgromadzona wok stou na posiek - to by dla niej symbol wsplnoty.


Ten st kiedy by jej. Teraz tak mylaa o innym stole.
- Dzieci? - To pytanie przyszo jej z wielkim trudem, ale ju nie moga czeka. Reijo
opowiada tak ostronie...
- W skrcie? - spyta, ciskajc jej donie. Reijo ju jako chopak by maomwny. Jego
oczy obserwoway. Mg wiele przekaza uciskiem doni, umiechem, mrugniciem oka.
Upywajce lata rysoway zmarszczki, ale nie byy w stanie zmieni czowieka. Raija czua
wyranie, e Reijo nadal jest jej przyjacielem. Najlepszym, jakiego kiedykolwiek miaa.
Najlepszym, jakiego ktokolwiek mg mie.
- Z Elise i Mattim byo najmniej kopotw. Stara si te o ni pewien Simon Bakken,
pamitasz jego krewnych? Ale Elise wiedziaa, kogo chce. A Matti okaza si porzdnym
mem. Pojechali zaraz po lubie do Finlandii. Niedawno wrcili. Nie byo im tam lekko.
Wrcili z czworgiem dzieci. Dwoje tam pochowali. - Reijo umiechn si przelotnie i potar jej
donie kciukiem. - Maj Eija - Mari, Reino, Mikaela i Inkeri Raij.
- Babcia? - Raija pokrcia gow. - Nie czuj si a tak stara...
- Masz wicej wnuczt, babciu! - zamia si, droczc si. Ale zamilk, gdy dostrzeg jej
zagubione spojrzenie. - Mamy jedno wsplne, no i Mikkal, gdyby y... May Mikkal. Podobny
do ciebie jak dwie krople wody. To synek Idy i Ailo. Urodzia bliniaki. Dziewczynka umara
w zeszym roku. Ida ciko to przeya. Nazywalimy j ma Raij. Niezwykle podobna do
Mikkala. Ju jako noworodki miay uksztatowane twarze. Nie mogy si nazywa inaczej!
Musiay nosi wasze imiona. - Reijo westchn. - Ida wysza za Ailo. On wyruszy na wschd, a
wyldowa w Finlandii. Maja tam bya. Potrzebowaa go. Pomidzy nimi istniaa wi...
- Byli rodzestwem... - rzucia Raija.
- Tak, byli rodzestwem - powtrzy Reijo. - Przeszli przez wiele cierpienia. Ailo zosta
powanie poparzony. Ida ci opowie. Mwi, e on ju nie ma twarzy, e to tylko maska. On ju
nie wrci. Maja napisaa, e Ailo nie yje. Ida i Sedolf zakochali si w sobie. Jej creczka
umara. I wtedy pojechali do Finlandii...
Reijo puci donie Raiji. Musia wsta i przej po izbie. Dzie by jasny, ale trzyma
si z daa. Reijo dooy do paleniska. ciany z bali nie dopuszczay zbyt duo ciepa z
zewntrz.
- Mwi o wszystkich naraz... Sedolf jest kuzynem Simona. Maja zasza w ci z
Simonem. Pobrali si niechtnie. On wyldowa w wizieniu i wrci odmieniony.
Reijo usiad obok Raiji i obj j ramieniem. Pamita to uczucie z dawnych czasw,
zna jej barki, zaokrglenie ramienia. Jego do tak dobrze tam pasowaa. To spotkanie

przywoao 'wszystkie wspomnienia.


- Maja sdzia, e ja potrafibym wypeni jej pustk. Byy chwile, e i ja w to
wierzyem. Byem samotny. To jest co wicej ni uczucie. To bl tak konkretny, e niemal
mona go dotkn. - Umiechn si blado. - No i tu opowie si plcze. To tak, jak gdy uywa
si zbyt wiele kolorw przy tkaniu. Zlewaj si w jedno, jak gsto rosnce krzaki. Knut powdrowa do Finnmarku. Simon te. To byo przed Id i Ailo. Matti pojecha do Finlandii z
Elise. Ta opowie to istny gszcz!
- Dobrze opowiadasz.
- Pamitasz dziewczyn z lochw Vardo? - spyta nagle Reijo. - Finka. Niedua
blondynka, niczym si nie wyrniajca. Ale miaa w sobie co dobrego. Nazywaa si Anjo.
Ona ci pamita.
Raija pokrcia gow.
- Mao stamtd pamitam. To nadal czarna plama. Opowiadaam o tym Mikkalowi, ale
to byo dawno. Nie przypomn sobie tego, nie chc.
- Chopcy si spotkali. Ailo by z Knutem. Poznali Anjo i modego Fina, Heino. - Reijo
zamilk na chwil. - To by syn Petriego. Petri pojecha do Finnmarku szuka ciebie i tam
zmar. Heino chcia odnale ojca i ciebie. Nienawidzi ci za to, e ojciec nie mg o tobie
zapomnie.
Raija zblada. Pozostawia wiele krgw na wodzie. Mtnej wodzie...
- Odnaleli zoto Kallego. Knut rozdzieli je wrd wszystkich. Oeni si z Anjo. Ona
jest niemal w naszym wieku, ale jeli ktre z naszych dzieci jest naprawd szczliwe, to
wanie Knut. Maj dwoje dzieci, Karla i Ail. Trzy latka i niecay rok... Mieszkaj u Mai.
Porzucili wszystko po tej stronie granicy. Simon umar na pnocy. Knut wrci do domu z on, Ailo i Heino. Ailo i Ida byli dla siebie stworzeni. A Heino roztopi lodow powok Mai.
Nigdy wczeniej wiosna nie przysza gwatowniej... Pobrali si i pojechali na poudnie, do
Finlandii. Dobrze im si powodzio, a Heino zgin w poarze, zreszt to byo bardziej
zawikane. Maja wysza niespodziewanie za m za fiskiego arystokrat. Jest teraz pani na
wyspie Hailuoto, niedaleko Oulu. Jest pani Mari Runefelt. William to dobry czowiek. Maj
syna - Williama Henrika Reijo.
- Wic ty te pozostawie lad - umiechna si Raija. - W sercach...
Zaenowany Reijo uda, e nie syszy.
- Ailo znalaz schronienie pod opiekuczymi skrzydami Mai. Ma on, Ann Kajs. To
crka z nieprawego loa ojca Williama. Wiesz, biedni ludzie zawsze ulegali bogatym... Knut,
Anjo i dzieci te u niej s.

Spojrza na Raij. Niemal czu jej bl. Byo jej ciko.


- Helena przybya znikd - powiedzia Reijo ciepym tonem. Mwienie o niej sprawiao
bl, ale zarazem dobrze byo da si pochon wspomnieniom. Zanurzy si w czuoci.
Zanurzy po szyj. Tak pragn mc cofn czas! Wrci, dotkn tego, co byo. Ale Helena
nie yje. - To cz mojej historii, Raiju. Bya Fink. Modsza od Idy. Ale z ni nigdy nie czuem si staro. Miaa w sobie tyle radoci! Dobra, ciepa... Mam syna, Raiju. Ivar Antti. Ma rok.
Jako moje dzieci chowaj si bez matek... Po tamtej stronie fiordu zesza lawina. Jumala jeden
wie, dlaczego Helena wypyna dk w tak mg. Mnie nie byo w domu. Wyrzucio j na ld
na naszym brzegu.
Reijo spojrza powanie na Raij. Chcia by uczciwy a do blu. Wiedzia, e jego
sowa mog j dotkliwie zrani.
- Gorzej byo straci j ni ciebie, Raiju. Moja rado zaleaa od niej. Drzwi do
najwikszego i najbardziej czuego uczucia s teraz zamknite. Zaryglowane. Ona ma klucze.
Utony wraz z ni. To jej twarzy bd szuka po tamtej stronie, jeli istnieje. Teraz bd
wierzy, e tak. Nic innego mnie tu nie trzyma. Wierz, e ona tak po prostu nie znikna. e
gdzie jest, gdzie indziej. e kiedy j obejm. No i Ivar. On mnie potrzebuje. Chc widzie,
jak dorasta. To mnie trzyma przy yciu. Daje sens dniom. Nie oczekuj wicej od ycia. Ty
powrcia z przeszoci, Raiju.
Wiedziaa. Zrozumiaa, co jej przekaza. Wiedziaa, jakie inne sowa mg wybra.
- Jestem brudna - stwierdzia. - Wszystko mnie swdzi. Rozgrzejesz dla mnie saun,
Reijo?
Zamia si i delikatnie pogaska palcami jej policzek. Nie bya to ju skra
dziewczyny, ale nadal zachowaa mikko.
- Napal tak, e pknie - obieca. - Niewiele si zmienia, Raiju.
Zdyli jeszcze podzieli si wieloma mylami, zanim sauna si rozgrzaa. Raija z
podwinitymi nogami siedziaa na awie w kuchni. Pamitaa te niezliczone razy, gdy tak
siadaa, dzielc miech i smutek. Razem z Reijo. Razem z Anttim.
Mylaa o tych z jej dzieci, ktre te tak siadyway. Staraa si je sobie wyobrazi, ale
mimo to byy nadal nierzeczywiste. Okruchy czego, do czego nie miaa prawa.
Nie byo jej tu wtedy.
Dla nich nie ya.
- Czy dobrze zrobiam, e wrciam? - spytaa nagle. - O Boe, Reijo, moe ja tego
wcale nie przemylaam? Uwaasz, e nie powinnam? Czuam, e musz. I chyba nie mylaam
o was...

- Ja si ciesz, e wrcia - przyzna Reijo szczerze i z powag. - Mimo wszystko,


Raiju.
- Powinnam wzi ze sob co na zmian! - Raija rozoya rce. - Ale gdy zobaczyam
ten dom, o niczym ju nie mylaam. Musiaam na ld.
- Spaliem ubrania Heleny - rzuci Reijo. - Byy porzdne, ale nie mgbym znie
widoku kogokolwiek innego w nich. Ty nie zostawia po sobie tyle, by starczyo na ognisko.
Patrzy na ni przez dusz chwil. Nagle stali si dla siebie kim nowym. Raija
zawstydzia si jakby. Nie byo to jak na ni zwyczajne. Kiedy bya swobodn i szalona jak
wiosenne wiatry, ktre bez pytania ogaacay ziemi z zimowej szaty.
- Mgbym popyn po twoje rzeczy, ale moesz co od nas poyczy. Jest ubranie,
ktre Ida daa Elise. Powinno na ciebie pasowa. Nasza crka ma podobn figur do twojej.
Nadal trzymasz si modo, Raiju.
- Ty te niewiele si zmienie, Reijo! - zamiaa si Raija. - Znasz mnie a nadto
dobrze. Widzisz, jak teraz si boj?
- Moe pjdziesz sama? Pokrcia gow.
- Nie stanowimy dla siebie zagroenia, Reijo. I po tym, co narozrabialimy, to nawet nie
bdzie grzech...
Ujli si za rce i razem przeszli przez podwrze. Wygldali na par, ktra dzielia st i
oe wystarczajco dugo, by zna si na wskro. Nawet szli tym samym rytmem.
No i przecie bya to prawda.
- Nigdy nie widziaem twoich ran jako blizn. - Reijo potrzsn gow, bliski ez.
Mikkal paka nad nimi, a potem je pieci. Jewgienij i Wasilij tak samo. Na niej samej
ju nie robiy wraenia. Stay si jej czci. Znaa je - biaawe i poskrcane.
Teraz pamitaa nawet, w jaki sposb powstay. Wiedziaa, ktre powstay po
poparzeniu, ktre po uderzeniach szpicrut. Jej ciao zostao naznaczone. Ale jej dusza nigdy
si nie ugia w lochach twierdzy Vardo.
Jej skra nadal nosia te lady, ale nie daa si uzna za czarownic. Wysza z tego
dumnie wyprostowana. Moe bardziej ni przedtem.
- Anjo opowiadaa nam, co ci robili - powiedzia Reijo cicho. Jego spojrzenie nie
odrywao si od blizn. Zna ciao Raiji. Ju go nie kusio, cho kiedy marzy o nim. Kocha je mylami, domi, ustami, skr - dusz i ciaem.
Jej nago nie budzia w nim podania. Te blizny wywoyway w nim tylko czuo.
- Anjo opowiadaa - powtrzy. - A ja pamitaem rany, krew, twj bl. Podesze rop
oparzenia. lady po pejczu, po nou... A Anjo ubraa je w sowa.

- Tej czci historii ci nie opowiem. Wicej razy nie mog, Reijo. - Raija zmusia si do
pooenia na jednej z plek. Nie na tej najwyszej, tam gorco uderzao jak ciana. Nie
rozumiaa, jak Reijo mg tam wysiedzie. Nie wygldao na to, by cika para wodna jako mu
szkodzia. - Przecie miaam wrci - powiedziaa wreszcie. Spojrzaa przelotnie na Reijo. Jego
ciao wydawao si nadal zwarte. Wida byo, e duo chodzi bez koszuli tego lata. Na plecach
by ciemniejszy ni na brzuchu, a nogi mia biae. Mczyni wanie tak wygldali po lecie. Wtedy nie uciekaam na zawsze, Reijo. Miaam wrci. Wiedziaam, e si jako uoy. Zawsze
bylimy sobie bliscy, zawsze bylimy przyjacimi. Uwaaam, e to rwnie dobra podstawa
jak namitno. Ona wszystko w kocu poera, jak ogie such traw.
- Wiem, e tego chciaa - odpar Reijo agodnie. - Teraz wiem.
Wosy przykleiy mu si do czoa, pociemniae. Raija dostrzega, e mu si przerzedziy,
linia czoa podesza wyej.
- Nie miaa nad tym wadzy - doda.
- Ja miaam wrci - powiedziaa Raija cicho. Para wodna dochodzia do sufitu. Raija
dostrzegaa lady po ociosywaniu belek siekier. - Miaam by matk.
Reijo nie mg dostrzec jej umiechu, ale sysza go w jej glosie. Wiedzia, e ona
najbardziej oskaraa siebie. Wiedzia, e oskara siebie o to, czego nie bya winna.
- Ca zim zajo mi ukadanie fragmentw w cao. Czuam si, jakbym siedziaa nad
dwunastoma potuczonymi szklankami. I miaam jej poskada... Ca zim trwao, zanim
zrozumiaam i mogam spojrze w przeszo bez goryczy. I nie mogam si tym z nikim
podzieli.
- Nie mamy wpywu na nasze ycie - powiedzia Reijo. - Nawet nie moemy wpywa
na najwaniejsze zmiany, Raiju. Kiedy wierzyem, e los ley w moich rkach, e jest niczym
glina, ktr mog ugniata, jak tylko chc. ycie to nie glina. To zbir cieek. Dla jednych
wielu, dla innych kilku. Dla nas krc si one w sposb niezwyky. Moja cieka wioda przez
pikne tereny. Teraz stoj na polanie. Nigdy nie sdziem, e tu dotr. Myl, e tu kiedy
byem, ale las si przecie zmienia, prawda? Wszystko ronie, co znika. Nic nie jest dokadnie
takie samo, jak dawniej. Ja te nie jestem ten sam. Patrz z innej perspektywy. Patrz oczami,
ktre widziay wiele od ostatniego czasu. Jumala, chyba rozumiesz, co mam na myli?
- Moe.
- Nie wyrzekbym si czasu z Helen. Reijo skurczy si w sobie po wypowiedzeniu jej
imienia. Bl zastyg w twarzy. Oczy pod jasnymi brwiami ciemniay.
- A moe ta cieka bya rwnie dobra jak inne? - rzucia Raija, siadajc i sigajc po
chochl z wod. Polaa ni kamienie. Zasyczao, para uniosa si ciko i pooya, gorca, na

skrze. Zapieka.
- Ona rozwietlaa wszystko wok siebie - powiedzia Reijo. - Przybya ze wiata, ktry
w niczym nie przypomina naszego. Nie umiaa szorowa podogi ani pra ubra. Przypalia
strasznie duo garnkw, zanim nauczya si gotowa. Pakaa nad swoim pierwszym chlebem.
Jadem go i sdziem, e strac na nim wszystkie zby... Ale robiem to dla niej. Prbowaa.
Staraa si. Bya jednym z najbardziej upartych ludzi, ktrych znaem w yciu. - Umiechn
si, odprony. Spojrza Raiji w oczy. - Moe w tym przypominaa ciebie. Ale poza tym wcale.
Bya delikatna, ciepa i ustpliwa.
- No, ja na pewno nie jestem ustpliwa! - Raija zlizaa pot z grnej wargi. Smakowa
morzem. Niemal unosia si na parze wodnej.
- Na pewno ciebie nie przypominaa - Reijo wiedzia, e Raija nie atakowaa Heleny.
Suchaa. Dobrze byo opowiedzie o Helenie komu, kto nic o niej nie wiedzia.
Opowiada wic. O tym, jak nastaa w ich yciu. Jak z niego odesza.
Tajemniczo.
Opowiada jej o ranach, ktre nosi w sercu i duszy. Jak rozdrapywa te rany, zrywa
cienkie warstwy strupw, by utrzymywa pami o niej. Opowiada Rraiji o blu.
- Boj si, e nadejdzie dzie, gdy ju nie poczuj blu. Nie chc go utraci. Nadal chc
go czu niczym szpony drapienego ptaka w moim sercu. Boj si, e o niej zapomn. Ona na
to nie zasuya.
- Bl znika - powiedziaa Raija bez ogrdek. Wiedziaa, e on nie chce tego sysze, ale
przedstawia mu swj bl. W caej okazaoci. Oboje niczego przed sob nie ukrywali.
W par wodn popyny nowe fragmenty tej poowy ycia, ktr spdzili osobno.
Obrazy. Szybkie szkice. Wybierali je bez zwracania uwagi na kolejno wydarze, zupenie
jakby zrywali kwiaty na ce. Szli tam, dokd prowadziy ich oczy, na skrty, w poprzek... Taki
bukiet zawsze bdzie adny. Wizanka polnych kwiatw nie moe by inna.
Chwile z ich ycia nie przypominay moe rumiankw, dzwonkw czy jaskrw, ale i tak
nie mogli wstydzi si swojego bukietu.
- Jewgienij postawi wszystko na jedn kart. - Reijo potrzsn gow. Nie umia wczu
si w sytuacj mczyzny, ktry da Raiji pen gar kamstw. Ktry trzyma si
konsekwentnie tych kamstw a do mierci. Ktry z wasnej woli da si wplta w lepk sie,
ktr sam rozwin.
- Brak mi sw. Musz przyzna, e troch go podziwiam. To wymagao wielkiej
odwagi. To nie twoja wina, Raiju, e dla ciebie mczyni trac gow. Ciesz si, e Ida trafia
na Sedolfa. Ju zaczynaa za bardzo przypomina ciebie, May Kruku...

Nie sdzia, e ktokolwiek jeszcze nazwie j tym przydomkiem. Waciwe byo, gdyby
to mwi Mikkal. To byo jego pieszczotliwe imi dla niej. Od pierwszego dnia, gdy stanli
twarz w twarz. Ona, zapakana omiolatka, i on, czternastolatek, ktry bez chwili wahania
wzi na siebie odpowiedzialno za ni. Ktry obieca, e bdzie zawsze o ni dba.
May Kruk.
Moe ona wanie nim si staa?
- Czy dzieci maj do mnie al? Zawiodam ich bardziej ni ciebie. Matti i tak mnie
kocha, jestemy tej samej krwi. Ty wybaczasz. Liczyam na to, bo ty jeste takim przyjacielem,
ktry nigdy, przenigdy nie zawodzi.
- Mai tu nie ma, Raiju. Przykro mi to mwi, ale ciesz si, e jej nie spotkasz. Ze
wzgldu na Maj. Teraz jest jej dobrze, jest szczliwa. Udao jej si wypchn ciebie ze
wiadomoci. Jej nie powinna rusza, Raiju!
- Oto mj najgbszy smutek...
- Maja powinna si dowiedzie, e yjesz. Ale nie - spotka. Ja te kocham Maj. Staa
si moj ulubienic, moe bardziej ni Ida.
- Chcesz, bym odpyna, Reijo?
- A chciaa zosta?
- Nie wiem - odpara Raija.

4
- Dlaczego on tak gna? - Elise osonia oczy doni i patrzya, jak Matti popdza konia
niczym szalony wonica. Sedolf trzyma si mocno wozu obiema rkami. Obaj wygldali na
zadowolonych figlarzy.
- Tata? Moe co z tat? - Ida zerwaa si, otrzepaa spdnic i poprawia grzywk.
Nadal staraa si adnie wyglda, gdy nadchodzi Sedolf. - Nie, oni si szczerz odpowiedziaa sama sobie, cigajc brwi, pomidzy ktrymi utworzya si podwjna
zmarszczka.
Elise dostrzega j i przypomniaa sobie, u kogo j widywaa dawno temu... Wzruszy j
ten widok.
Matti obj Elise i okrci j wok w rytm jakiego taca, a spdnica jej zafurkotaa.
Ucaowa j soczycie w oba policzki, puci i szybko podnis w gr Id.
- Chyba cakiem ju zwariowae! - prychna Ida. - Postaw mnie na ziemi, Matti!
- Co za dzie, gobeczki! - mia si Matti, speniajc prob siostrzenicy.
Sedolf sta oparty o wz i umiecha si pogodnie. Nie spuszcza jednak czujnego
spojrzenia z ony.
- Co si stao? - Ida patrzya to na jednego, to na drugiego. Nawet dzieci przestay si
bawi i zerkay na dorosych.
Matti nabra powietrza. To, co w nim wzbierao, znalazo ujcie w sowach pdzcych
niczym wodospad:
- Ona wrcia! Jumala, sam nie mog w to uwierzy! Ale ona wrcia! Raija jest na
cyplu!
- Kto? - spytaa Ida, cho sowa Mattiego niemal namacalnie wisiay w powietrzu.
Jednak musiaa spyta: - Kto?
- Twoja matka - odpowiedzia Sedolf, podchodzc do Idy. Obj j, pogaska, ustami
dotkn jej czoa. Jego spojrzenie miao si odbijajc jej wasn, o ktrej na chwil
zapomniaa. - Przypyn rosyjski statek, moja Ido. Twoja matka jest na brzegu. Jeste do niej
podobna, nietrudno j pozna. A chopak jest ju niemal dorosy.
- A on? Jej Rusek? O Boe, co na to tata? Biedny tata! Dlaczeg, u diaba, Helena
musiaa umrze?
- Raija! - niemal piewa Matti. - Nasza Raija! - Krcc gow, usiad na ziemi, by zaraz
si zerwa. - Raija, Elise! Nigdy wczeniej nie dowiadczyem, by kto powrci z zawiatw.
Nigdy w takie co nie wierzyem. Moe te nie cakiem wierzyem, e Raija nie yje, ale nie

miaem nadziei na cud. To si nie zdarza. Ale to naprawd ona! Raija!


Elise nic nie odpowiadaa. Milczaa, pena niedowierzania. Prbowaa poj co, co
zakrawao na szalestwo. Sen w rodku dnia! Nieoczekiwany, nagy. Raija...
- A tata? - domagaa si odpowiedzi Ida. - Boe jedyny, dlaczego ona to robi ojcu? Czy
ju nie cierpia wystarczajco z jej powodu? Chyba musi to rozumie?
- Reijo otworzy dla niej ramiona - odpar Sedolf spokojnie. Na ustach mia umiech
peen czuoci.
- Nie bd Maj! - poprosi Matti. Nie chcia, by jego rado przesoniy jakie cienie. Reijo j obj.
- Dopiero co pochowalimy Helen! - Ida wysuna si z obj Sedolfa i odgrodzia si
przed nim, splatajc przed sob ramiona. Odwrcia si do nich plecami.
Matti i Sedolf wymienili spojrzenia. Dopiero co widzieli takie same gesty, to samo
wstrznicie gow...
- Reijo si ucieszy - wytumaczy Matti, nie zwracajc uwagi na mur, ktry wzniosa
Ida. Pooy donie na jej ramionach, przyoy policzek do jej wosw. - Posuchaj swojego
starego, mdrego wujka - umiechn si, prbujc zmieni jej niespodziewany nastrj. - Reijo
jest peen ciepa, maa. Stali o kilka krokw od siebie, a wreszcie nie byo pomidzy nimi
dystansu.
- Nie wierz ci - upieraa si Ida, nadal dumnie wyprostowana.
- To nie byo pomienne spotkanie - mwi Matti, gadzc j po policzku. Ida pozwalaa
mu na to, cho nie dawaa si rozbroi. - Nie takie. Ale oni nadal ywi do siebie uczucie. Inny
rodzaj mioci...
Matti pamita Mikkala. Pamita Raij i Mikkala razem. Jednak wedug niego nigdy
wczeniej Raija i Reijo nie wydawali si sobie blisi ni wanie teraz. To nie by ogie palcy
skr, tylko co delikatnego i wielkiego. Czuo. Blisko. Co wikszego ni przyja.
Poczucie wsplnoty w przestrzeni, ktrej nikt nie mg ograniczy. Wanie tak otwart, wielk wsplnot dzielili Raija i Reijo.
Nadal.
- Ty i Ailo take dzielicie bl - odezwa si opornie Sedolf. - To nie jest do tego
podobne, Ida. To, co dzielicie z Ailo, czy tego chcecie, czy nie, jest nowsze, bardziej bolesne, a
poza tym jestecie innymi ludmi. Ona nie jest tob, Ida. A Reijo to nie Ailo. To, co ty czujesz,
nie jest tym, co czuj oni. Ty zostawia duo blu w Finlandii. Jeli tam wrcisz, nadal go
znajdziesz. Ale Reijo i twoja matka spotkali si radonie. Matti nie kamie. Jest tak, jak on
mwi: to inny rodzaj mioci.

- Nie wierz wam - upieraa si Ida. Trzymaa si tego jak skay. Gniew wzbiera w niej
jak wody przypywu. - Dlaczego ona wrcia? Czy nie mogaby nie y? O Boe, nie to miaam
na myli, tylko czy nie moga tam pozosta?
- Ja chc si z ni zobaczy! - odezwaa si Elise. - Czy mog? Czy ona tego chce?
Musz j zobaczy!
- Ona chce - Matti pokiwa gow. Nadal trzyma Id za ramiona.
- Teraz - zadaa Elise.
- Ja nie chc - rzucia Ida. - Nie mog. Zapada cisza. Nikt si ju Idzie nie sprzeciwia.
Nikt nie prbowa przekonywa. Matti puci j. Jej chd a poczu na swoich doniach.
Sedolf zosta z Id. Cicho poprosi Mattiego i Elise, eby pojechali. Niczego nie obiecywa.
Pozosta obok Idy, nie naruszajc jej szacw obronnych.
Wz zaskrzypia, odjedajc. Jeszcze dugo go syszeli. Mikkal nie rozumia, dlaczego
Matti, Elise i ich dzieci tak nagle zniknli. Kolana Sedolfa wynagrodziy mu troch ten zawd.
- Dlaczego ja tak to odbieram? - Ida odwrcia si gwatownie w stron ma. - Przecie
nie jestem Maj! To nie jest nienawi. Nie moesz sdzi, e jej nienawidz. Ale po prostu nie
mog... Nie mog, Sedolf! Rozumiem, e tata si cieszy, a jednoczenie nie rozumiem. Przecie
tak niedawno umara Helena...
- Ona nie jest rywalk Heleny - odpar Sedolf. - Nie byaby ni, nawet gdyby Helena
ya.
Ida westchna. Czua si samotna, bezsilna. Nie pragna jego obj. Musiaa sama
poszuka rozwizania.
- Chyba pjd si przej - powiedziaa.
Raija wykrcaa wosy. Staa, bosa, na podwrku, w cudzym ubraniu. Czua, e to
obejcie stao si dla niej w pewien sposb obce.
Reijo nie dopi koszuli. Z sauny nadal unosi si saby dym.
- Pamitam, jak kiedy tak staa - odezwa si, zaczesujc wosy palcami. - To
przedziwne, ile takich drobiazgw powraca mi w pamici, gdy ciebie widz. One gdzie tam
leay i nawet mi si nie przypominay. Ale teraz wiele powraca. Twoje wosy na wietrze...
- Ja to nie tylko wosy!
- Tak, wiem. Ale stanowi najwyraniejsz cz obrazu przedstawiajcego ciebie. Gdy
prbowaem wyobrazi sobie twoj posta, nie potrafiem nady za upywem lat. Nie mogem
ci postarzy...
Reijo umiechn si. Patrzy na Raij badawczo. wiato nie byo dla niej askawe, ale
to mu nie przeszkadzao.

- Teraz widz, e mogem wyobrazi sobie twoje zmarszczki, kad z nich. Pamitam,
jak si umiechaa i w jaki sposb twj umiech mg wyrzebi te linie koo oczu, koo ust.
Wiem, jak marszczya brwi, by powstay te dwie kreski pomidzy nimi. Widz twoje lata.
Lata, kiedy ja yem tutaj. Czas przeszed przez nasze twarze w innych butach. Pozostawi inne
lady. To dziwne, Raiju. Mino przecie tyle lat. A teraz wydaje mi si, e tak niedawno
wyjechaa.
- Mam dwa ycia - powiedziaa Raija, wstrzsajc gow. Reijo widzia ten ruch u
wszystkich dzieci. Jedynie u Idy przyprawio go to o najmocniejszy dreszcz. Ida nie moga
pamita matki. By to ruch, ktry otrzymaa wraz z krwi, a nie podpatrzony. - Jedno, zanim
zapomniaam - mwia dalej Raija - i drugie, od wypadku do mierci Jewgienija.
- A teraz? - spyta Reijo.
- To przeduenie jednego z nich - odpara z powag. - Nie jestem pewna, ktrego. Ale
to cig dalszy. cieki prowadz dalej.
Reijo nie pyta, dokd. Albo nie chcia, albo sam si domyla.
Zbliali si do siebie. Oboje to wyczuwali. Ich blisko bya nadwraliwa. Nawet soce
i wiatr jej szkodziy.
- Oto s! - Reijo uwiadomi sobie, e poczu ulg. Niemal go to rozzocio. Przecie to
bya Raija! Pomimo e dzielce ich lata chwilami wydaway si nie do przejcia, Raija staa
przed nim tak bliska, e wydawaa si czci niego samego. wiadomo tego sprawiaa mu
niemal bl. Reijo wola mie na to inne sowo, ale nie umia go znale.
Jego rado bya tak wielka, e a bolesna.
- To wicej, ni si mogam spodziewa - wykrztusia Raija, wci obejmujc szczupe
ciao Elise. Ona te bya jej dzieckiem. Pamita jeszcze dziewczynk o krgych ramionach i
wosach jak an zboa w lipcu. Zmienia si, ale nadal pozostaa Elise. Jej dziecko. Jedyne,
ktre wybraa.
Matti przytula ca gromadk dzieci o czujnych oczach. Patrzyy na mam, ktra w
jednej chwili staa si niczym obca. Pakaa na ramieniu tej nieznanej, adnej pani, o ktrej im
powiedziano, e jest ich cioci i babci. Nic nie rozumiay. Dobrze, e ramiona taty si nie
zmieniy. Mimo e mwi im te dziwne rzeczy, sam si nie zmieni. Targa im wosy tak samo
jak zawsze i mwi, e ta pani nazywa si Raija i jest jego siostr. I prawie mam mamy.
Zupenie, jakby mg istnie kto taki jak prawie mama...
- Prawdziwa ciocia i prawie babcia - tumaczy Matti, ale to nie pomagao.
- Nie wiem, czy mog w to wierzy - powiedziaa Raija. Jej sowa brzmiay dla dzieci
troch dziwnie, ale wypowiadaa je po fisku. Co w ich melodii byo obce, ale to tylko

pomagao wyobrazi sobie j jako kogo, kto przyby z nieznanej im bajki.


- Tak jest dobrze. Tak dobrze! - musiaa to powtrzy, eby jej uczucie stao si realne.
Przekona sama siebie, e mwi prawd. Po chwili dodaa: - Nic dobrego nigdy nie trwao dla
mnie zbyt dugo.
- Moesz wycign rce - odezwa si Reijo.
Palce Raiji zaczy chwyta powietrze. Dzieci Elise i Mattiego rozemiay si, rzucajc
ukradkowe spojrzenia na t doros, niemal star pani, ktra robia takie gupie rzeczy. Bawia
si w kota albo drapaa powietrze. Przecie to niemoliwe!
- Nie wiem, czy ja mog mie cokolwiek w rkach - powiedziaa Raija. Przeleciaa
wzrokiem po dorosych. Z trudem moga patrze na dzieci. Przypominay jej bl z przeszoci.
Bl, od ktrego tak tanio si wykrcia.
Czy miaa teraz zapaci? Oczekiwano tego po niej?
To Matti wypowiedzia przy wszystkich te sowa. Te, ktre Reijo litociwie tylko
wspomnia. Matti nie zrobi tego ze zej woli, nie po to, by j zrani. Zosta tak wychowany, by
widzie wszystko w klarownych liniach. Pamita, e sama Raija daa tego od niego pewnej
zimy w rodku Finlandii.
- Po tym caym czasie nie moesz tak po prostu odpyn. Bardziej czujesz si w domu
tam na wschodzie czy tu?
- Nie wiem - odpara po dugiej chwili namysu. - Teraz sama nie wiem, gdzie si czuj
jak w domu. Moe nigdzie?
- Tu zawsze jest dla ciebie miejsce - powiedzia Reijo, cho nie musia. Raija wiedziaa,
e on nadal j wspiera, nawet w czas sztormw.
- Jeszcze yj tacy, ktrzy mnie pamitaj. - Raija wielokro o tym mylaa, gotowa
niemal z tego powodu zrezygnowa z podry.
- No i co z tego? - spyta Matti bez zastanowienia.
- Reijo oeni si z Helen - odpara Raija cicho. - Urodzi im si syn. Ja dla nich nie
yam, braciszku. Ale naprawd yam, nadal yj. Te wyszam za m. Ani Reijo, ani ja nie
moglimy tego zrobi. Wedug prawa nadal jestemy maestwem. To wielki grzech. Ludzie
nie przeocz tego. Nie tutaj. Nie, jeli chodzi o mnie.
- Nie mw tak - mrukn Reijo. Skrzywi twarz w umiechu. On te zdy o tym
pomyle, ale nie widzia tego tak czarno jak Raija. - Oni jeszcze mog ci zaskoczy, ci nasi
ludzie znad fiordu. Nie jest tu tak ciasno, jak mylisz. S tacy, ktrzy potrafi patrze szeroko,
wspi si na szczyty gr. A nawet na paskowyu mona znale takich, ktrzy maj wskie
horyzonty. Nie oceniaj ich zbyt surowo!

Raija nie odpowiedziaa. Zreszt Reijo tego nie da.


Ich spojrzenia odczuwaa na skrze. Nie umiaa na nie odpowiedzie. Sowa pozostay
niewypowiedziane, lecz wyrane jak krgi na wodzie.
- Bdziemy cina drzewa na dom Mattiego - powtrzy Reijo to, co mwi w saunie. Potem bd wypala dziegie. Nie ustawi zbyt wielkiego mielerza. Nie wierz, e obecno
kobiet przynosi temu nieszczcie. Ju kiedy pomagaa przy tym, Raiju, crko Erkkiego.
Bya dokadna i porzdna, gdy tak postanowia.
- Nie lubi si ukrywa - odpara, mimo e nadal nie udzielia ostatecznej odpowiedzi.
- Musisz da szans Idzie! - Elise nie moga duej milcze na ten temat.
- Statek bdzie sta tak dugo, jak ja bd chciaa - oznajmia Raija stanowczo.
Znw to uczucie rozpoznawania! Reijo stwierdzi, e Raija coraz bardziej staje si sob
z dawnych czasw. Wychodzia z zason oddalenia. Ukazaa swoj wadczo niczym ostrze
noa. Nie byo to dla niego niczym nowym. Pitnastoletnia Raija bya rwnie zdecydowana. Jej
ostry jzyczek niejeden raz wychosta jego lub Kallego.
Nie mona si a tak zmieni.
- Ale ja nie chc si ukrywa! I nie przyjechaam tu, by komukolwiek zaszkodzi. Zrobi
si z tego obosieczny miecz. Sdziam, e potrafi wybra...
- Cokolwiek wybierzesz - rzuci Reijo z moc - nie bdziesz musiaa si ukrywa.
Musimy o tym porozmawia. Ty i ja. Dotychczas tylko wspominalimy, moja maa Raiju.
Wymienili spojrzenia. Niczego nie postanowili. Nadal pozostawao im wiele do
opowiedzenia.
Dzie przeszed w wieczr. Niebo zaoyo sukienk o rowych brzegach, przejrzycie
niebiesk na grze. Gdyby si podeszo wystarczajco blisko, mona by zajrze prosto do raju.
Statek lea ciko na wodach fiordu. Zaamywa na sobie fale, tworzc nowe wzory na
lustrze, w ktrym odbijao si niebo. Mae fale przeszkadzay niebu uwierzy, e i tam ono
siga.
Jedli, siedzc wok stou o zniszczonym blacie. Rne wiatry przyniosy ich do tego
domku na cyplu, ale byli tu na swoim miejscu. amali ciemny chleb i moczyli w zupie rybnej.
Mogli posmarowa go masem. W kadym ksie spoywali dary Boe.
Rami przy ramieniu. Dotykali si nawzajem, bo zrobio si ciasno. Przywoywali
wspomnienia sprzed lat. Ale wtedy byli to inni ludzie. Inna wsplnota.
Panowa spokj. Nawet cisza nie bya wymuszona, lecz odprajca. Spojrzenia na
twarze innych nie wymuszay tematw, ktrych jeszcze nie mogli porusza. Stanowili cao.
Przynajmniej w czasie tego posiku. W czasie wieczoru. Dalej nie sigali. Nie naleao

wypasza czasu z jego gstwiny. Nawet ptaszki czuy si najbezpieczniej w gniedzie ukrytym
przed ludzkimi oczami.
Ida nie bya za. Nie bya za na Raij. Tym razem nie. Ale czua co.
Co, co popdzio j w gry przez brzozowy zagajnik i podmoke ki. Co podaro jej
spdnic, zmoczyo nogi, na ktrych brakowao ju miejsca na nowe zadrapania.
Co...
Spocona, zdyszana, zmoczona a po uda, z podrapanymi do krwi domi, wreszcie
usiada.
Na kamieniu, ktry nie zna niczego poza widokiem, niebem i gr, poza mchem, ktry
pokrywa go delikatn wilgoci, piewem ptakw, chmurami, ktre albo pyny po niebie, albo
ciskay chodem. Moe to nie tak mao?
Wszystko leao pod ni. Statek ze wschodu take. Ten statek, na ktry jej ojciec czeka
przez poow ycia. Na ktry w kocu przesta czeka.
Dlaczego przyjechaa wanie teraz?
Za pno na bycie matk. Nikt nie nadrobi tylu lat.
Ida zapakaa. Siedziaa, majc cay swj wiat pod sob, pikny, skpany w
promieniach soca.
Ona powinna przypyn w deszczu! We mgle! Przekra si na ld otulona mg, tak
jak ucieka pod oson nocy.
Wiatr wiejcy agodnie znad fiordu osuszy jej zy. Nie ocieraa ich.
Cisza piewaa w jej uszach, szeptaa melodie, ktre przemawiay do jej duszy. Ale nic
nie byo w stanie uciszy tego czego.
Przygniatao jej piersi. Byo niczym hak, na ktry nadziaa si jak ryba.
Trudne, cikie, niedobre...
Ludzie podpynli ju, by pohandlowa z Rosjanami. dki kryy wok statku.
To bolao.
Z komina domku na cyplu unosi si dym. Szara smuka, ktra opowiadaa o zacisznym
wntrzu, w ktrym jej nie byo.
To bolao.
Ida dostrzegaa ludzi na pokadzie statku. Jej serce te bio mocniej, gdy rosyjskie statki
zawijay do fiordu. Najpierw dlatego, e przeja tsknot ojca. Potem chciaa zyskiwa
wraenia z innego wiata, cho nawet nie rozmawiaa z zaog.
W kocu nadeszy marzenia o tym bracie, ktrego miaa gdzie tam, na wschodzie. O
tym, ktrego nie byo jej dane pozna.

Bl. To bolao. Dugo bolao. Myli mogy te spowodowa rany rwnie atwo jak
cienkie rzemienie cikiego plecaka.
Bya za daleko, by rozrni kogo na pokadzie. Ludzi z osady poznawaa po ich
dkach. Czy umiaaby pozna jego? Czy ten brat jest na tyle podobny do nich, by go poznaa?
Czy istniao co takiego jak wi krwi, ktra czya ze sob krewnych?
Ida nie wiedziaa.
Tkwio w niej tyle blu. Tyle tego czego, czego nie chciaa nazwa.
Bya przemoczona, przepocona, wosy miaa przyklejone do czoa. Wieczr dmuchn
zimnym powietrzem tak, e zacza szczka zbami. zy ogrzeway jej policzki tylko przez
chwil.
Zo uderzya w ni sam. Czy miaa tu siedzie jak naburmuszone dziecko? Paka a
do nocy? Zapieky j donie, gdy ocieraa oczy i nos. Spdnicy nie pomogo ju otrzepanie z
gazek. Ubranie kleio si do niej zimno.
Ale kark nadal umiaa trzyma prosto. Plecy przypominay mod sosn, ktra potrafia
oprze si kademu wiatrowi.
Dumnie jak krlowa zacza schodzi w d. Uwanie stawiaa kroki, nie gnaa jak
wtedy, pod gr. Wszystko, co widziaa w dole, byo jej. Nie miaa powodw, by od tego
ucieka. Nic nie mogo jej stamtd wygna.
To nadal siedziao w niej. Cikie, czarne. Nienazwany bl. Co.
Ida wysza z lasu ponad cyplem. Stana oblana rowozot, letni powiat wieczoru.
Wdychaa rzekie powietrze przywracajce zdrowy rozsdek. Kumagi byy tak mokre, e zdja
je i przewiesia przez rami za kolorowe rzemyki. Odwlekaa spotkanie. Zbocze byo nierwne i
niezbyt wygodne, by chodzi po nim na bosaka. Dlatego sza, powoli przebywajc ten kawaek,
ktry zwykle pokonywaa biegiem.
Ida trzymaa myli na uwizi. Niemal j olepiay. Nie chciaa patrze na ciany z bali,
ktre oddzielay j od nich. To zawsze by jej dom rodzinny. Zawsze czua si tu mile widziana.
Tylko nie teraz.
Tym razem staa poza.
Wesza prosto na chopaka, ktry szed od strony morza. Ubrany porzdnie, na
niebiesko. By duo wyszy od niej, o dugich koczynach. Moe troch za szczupy, ale to
pewnie wina wieku. Z latami powinien nabra mini.
Wszystkie jej myli kryy wok wygldu tego chopaka. Ida staa bosa na trawie.
Wstrzsna gow, odgarniajc grzywk z oczu. Zobaczya, e on powtarza jej gest i potem
doni zaczesuje swoje czarne, gste wosy do tyu. Na prno, zaraz znw opady mu na czoo.

By ciemnooki i adny. Moe nawet za adny. Nos. Umiech. Mrok w spojrzeniu.


Oczywicie, e istniay wizy krwi! Oczywicie, e go poznaa! A j to przerazio i
pooyo si ciarem na sercu.
Ale on by jej bratem. Nigdy nic zego jej nie zrobi. Nie prosi si na ten wiat.
Ida pokonaa dzielc ich odlego. Obja go ramionami, ufajc, e on j zrozumie.
Nie wiedziaa, czy on rozumie ich jzyk, zreszt nie bya pewna, czy uda jej si wydoby gos.
Ale musiaa go obj. I poczua zwizek krwi, gdy on delikatnie pogadzi j po wosach.
Ida zamkna oczy i poczua, e jej bl nie jest bezdenny.
Gdy cofna ramiona, skina gow w stron drzwi. On pokiwa gow w odpowiedzi.
Do Idy odnalaza do Michaia.
To by jej dom. Nie musiaa puka.

5
Nie potrzebowali ich przedstawia. Raija zrozumiaa, e Reijo nie przesadza - Ida bya
do niej podobna. No i do Michaia. Nie daoby si zatai ich pokrewiestwa.
Jej dzieci.
Rami przy ramieniu, w drzwiach. Rka w rk. Ida z mokrymi kumagami wiszcymi w
drugiej doni. Michai w wysokich butach do konnej jazdy. To Antonia zarazia ich wszystkich
swoimi zwyczajami.
Ida, niemal jak moda Raija... Inne kolory, ale rwnie intensywne.
Raija zrozumiaa, co Reijo mia na myli, gdy mwi, e Ida najbardziej ze wszystkich
jest jej dzieckiem. I dlaczego cieszy si, e trafia na Sedolfa. Jednak mimo wszystko Raija
aowaa, e to nie Ailo.
To wydawao si takie suszne. Niczym zadouczynienie za wszystko, za ycie, jakie
przeyli ona i Mikkal. Za wszystko, co odrzucili.
Raija podniosa si powoli. Jej dwudziestoletnia crka... To dziecko, ktrego waciwie
nigdy nie poznaa. Nawet pamitaa umiech na jej okrgej twarzyczce, rude kosmyki wosw,
iskrzce si zielono oczy. Pamita, jak podobna bya do Reijo wtedy, maleka i zalena od niej.
Otoczona jej mioci i opiek.
Dawno temu.
To Ida najbardziej ze wszystkich jej dzieci zostaa pozbawiona matki. Tu najbardziej
byo wida zawd, jaki sprawia. Gorycz... Raija wystarczajco dobrze znaa Reijo, by wierzy
jego sowom, e adne z jej dzieci jej nie nienawidzio. Reijo umia je od tego odwie.
Ida i Michai. Tacy podobni. Z tak rnym dziecistwem. Trzymajcy si w tak
naturalny sposb za rce.
Reijo uj do Raiji. Podnis si i pocign j za sob. Szed pierwszy. Wspierali si
nawzajem.
- Oto nasza crka, Raiju - powiedzia. Ciepo pynce z jego doni byo tak dobre,
zapewniajce bezpieczestwo. Puci j tylko po to, by j obj ramieniem. - Jest rwnie pikna
jak matka - doda i pooy do na ramieniu Idy, umiechajc si do niej krzepico.
- I rwnie mdra jak jej ojciec, mam nadziej... - Sowa Raiji brzmiay niepewnie.
Czua, jakby spotykaa siebie sam. Te bya kiedy tak dumna, butna, uparta.
Nie przypuszczaa, e ktre spotkanie bdzie a tak trudne. Ida nie pomagaa jej.
Pucia tylko do Michaia. Wydawao si, jakby tych dwoje stao po przeciwnej stronie
barykady. Jej dzieci, ktre sama urodzia.

Nawet spojrzenie Miszy wydao jej si oskarajce. Zupenie jakby on te j ocenia.


- Ida, nie umiem przej sowami nad t przepaci, ale musz ci obj. Pozwolisz mi?
Ida pokiwaa gow. Pozwolia, by otoczyy j ramiona tej kobiety, ktra bya jej matk.
Poczua jej zapach. Nie moga nawet porwna go ze wspomnieniami, bo nawet jeli istniay,
zostay zaguszone przez wszystkie pniejsze.
Raija chciaaby j trzyma w ramionach jeszcze dugo, ale wszystko w Idzie wyraao
sprzeciw. To Raija narzucia jej t blisko, ktrej ona nie chciaa. Jeszcze nie. Nie tak.
Wic Raija si wycofaa. Poczua do Reijo na ramieniu. Jego palce gadziy j
uspokajajco. Jego wymowne gesty - rwnie stare jak ich przyja. Takie, jaki by Reijo: znany
i dajcy poczucie bezpieczestwa.
- Mino tyle czasu - rzucia Ida niepewnie. Nie tumaczya wicej. Nie wiedziaa
zreszt, czy tego po niej oczekuj. Nie chciaa spenia adnych oczekiwa, szczeglnie tych,
ktrych moga spodziewa si ze strony matki. Na Reijo nawet nie patrzya. Nie moga znie
tego, e wzi stron Raiji. Nie moga patrze na to, co on okazywa Raiji. Ida nawet nie chciaa
wiedzie, co to jest.
- Ju poznaa Michaia - wydobya z siebie Raija. - Jestecie tacy podobni...
Moe to nie by niebezpieczny temat?
- Jego poznaam, tak. - Ida potrafia wyrazi wiele przy pomocy niewielu sw. - Jego
byo mio spotka. Duo o nim mylaam, od kiedy dowiedziaam si, e istnieje. Bd miaa
czas na poznanie go? Chyba nie mwi adnym z jzykw, ktre znam, prawda?
- Statek pozostanie tu tak dugo, jak Raija zechce - powtrzy Reijo sowa Raiji.
- Doprawdy? - Pytanie zawiso w ciszy. Miao wymow, ktrej Ida nie chciaa mu da.
Dziwny posmak w ustach...
- Dlaczego musiaa tu przyjecha? - spytaa. Moe nie powinna, ale z przemilczanej
goryczy rosn tylko chwasty i dawi wszelkie dobro.
- Ida! - rzuci Reijo oburzony. Ju dawno nie widziaa u niego takiego spojrzenia.
- Ona ma prawo pyta - sprzeciwia si Raija przygnbiona. Poblada.
Zapada cisza. W powietrzu wisiao cikie oskarenie. Ida wiedziaa, e skierowane
jest przeciwko niej. Oni byli li na ni, a nie na Raij!
Jej matka pawia si w ich wspczuciu i zrozumieniu. adne z nich nie wypowiedziao
sowa: zawd...
Raija usiada. Domi gadzia st. Czua, jakby dotykaa yjcego przyjaciela.
Reijo sta przy Idzie, czujny, jakby mia zamiar zareagowa, gdyby crce przyszo co
szalonego do gowy. A tak nie by jej pewny. A tak mao j rozumia...

Michai aowa, e nie moe wtopi si w cian. Wyczuwa konflikt. Widzia napicie
w twarzach. Sysza ostry ton gosu dziewczyny, ktra okazaa si by jego siostr. Widzia
bezsilno Raiji. Chcia mc jej broni, ale nie mg. Przynajmniej wtedy, gdy sta za plecami
swojej siostry. Byo to dla niego cakiem nowe i silne uczucie: czu si zwizanym z kim takimi wizami.
Mie rodzestwo.
- Mam wytumaczenie, dlaczego dopiero teraz przypynam. Dlaczego teraz stao si
dla mnie wane odnalezienie was.
Ida patrzya uwanie na Raij. Poznaa ubranie. Widziaa wczeniej smuk dymu z
sauny. Widziaa rozczochrane wosy ojca. Co cisno si jej w brzuchu.
Przecie Helena jeszcze nie tak dugo ley w grobie! Jak on mg? Co takiego
nadzwyczajnego jest w tej Raiji?
Oczywicie, jest adna, ale nic takiego, co powalao na kolana. Nie widziaa nic
szczeglnego w jej rysach. I nie rozumiaa, dlaczego twarz matki wydaa jej si taka zwyczajna
i znajoma.
- Nie jest ci dobrze tam, w Rosji? - Ida skrzyowaa ramiona na piersi. Kumagi wisiay
niczym bro gdzie koo jej kolan. - Jeeli masz wadz nad statkiem, chyba nie moemy ci
aowa. Wspia si w hierarchii. My niczego nie moemy ci ofiarowa. Nadal jestemy
biedni.
- Ida! - ojciec ponownie j upomnia. - Ida, wystarczy. Ju od dobrej chwili wystarczy.
- To was straciam - powiedziaa Raija, ciskajc krawd stou. Czy ona te bya taka
uparta i nieprzejednana w modoci? Tak, odpowiedziao co w niej, tak... - Najwaniejsze dla
mnie byo odnalezienie was.
- My te ci stracilimy - odpara Ida twardym tonem. - Pogodzilimy si z tym, e ci
nie ma. Dugie lata trwao, zanim si od ciebie uwolnilimy. Pomylaa o tym?
- My si cieszymy, e ci znw widzimy, Raiju! - Reijo prbowa ata to, co Ida
rozerwaa. Szybko znalaz aty, pomylaa Ida. - My tak nie mylimy.
- Ida tak - odpara Raija. - I ma do tego cakowite prawo. Nasza crka jest dorosa.
Nigdy przy niej nie byam. Ty musiae by dla niej i ojcem, i matk. I dla moich dzieci. Nigdy
nie bd moga podzikowa ci odpowiednio za wszystko, co dla mnie uczynie. I nigdy nie
bd moga prosi o wybaczenie tego, co zrobiam tobie i moim dzieciom. Nigdy. daabym
zbyt wiele.
Zamilka na chwil, wodzc wzrokiem od Reijo przez Elise do Idy.
- Moe Ida ma racj. Moe powinnam bya tam zosta. Mog tylko powiedzie, e

mylaam o sobie. e nie potrafiabym si czu kompletna, nie mogabym umrze, gdybym tu
nie przyjechaa. Czuam, e musz...
- Ja si ciesz, e przyjechaa! - powiedzia Reijo, kadc nacisk na kade sowo. Jego
zielone oczy pociemniay z gniewu. Spojrza ostro na crk. - Nawet Helena by to zrozumiaa doda. Pojmowa, z czego moga si wzi poowa goryczy Idy. - Nic nie dziaoby si inaczej,
gdyby Helena ya.
- Moe tylko nie rozpaliby w saunie - odgryza si Ida. Niczego nie zamierzaa owija
w bawen. Sam Reijo wychowa j tak, by bya szczera. Co prawda zwykle wymaga, by to
nikogo nie ranio. To, co mogo sprawi przykro, naleao powiedzie w inny sposb. Ale
poza tym by zwolennikiem nazywania rzeczy po imieniu.
- Nie musz si przed tob tumaczy, Ida! - Reijo zblia si niebezpiecznie do granicy
swego prawdziwego gniewu. - Mimo e dorosa, nadal jeste moj crk i dam od ciebie
szacunku!
Ida pochylia gow. Przekna lin. Wiedziaa, e przesadzia. Pewnie by tego nie
powiedziaa, gdyby Sedolf tu by. On umia sprawi, e trzymaa si w ryzach. Wydobywa z
niej najlepsze cechy. Poskramia przebyski charakteru szalonej dziewczyny, ktre nadal w niej
drzemay. Nie szkodziy, dopki nie wpadaa w zo.
- Nie powinnam tego powiedzie - przyznaa cichutko. - Przepraszam. Tych myli nie
powinnam wypowiada. Wybacz mi.
- W porzdku - Reijo nie by pamitliwy. To mu wystarczyo. Nie chcia tego przeciga
i bardziej j upokarza. I on, i pozostali wiedzieli jasno, e Ida wiadomie skierowaa
przeprosiny tylko do niego. Raiji nie prosia o wybaczenie.
Ale Reijo zna dobrze swoj crk. Bya ulepiona z tej samej gliny, co Raija. Rnica
polegaa na tym, e Raija bya starsza. Krawdzie, ktre nadal ostre u Idy, u Raiji si
wygadziy.
Idy nie dao si do niczego zmusza, bo wtedy sprzeciwiaa si ze zdwojon si. A to
mogo okaza si bolesne dla wszystkich.
- Pjd do domu - oznajmia Ida. - Nic ju wicej nie powiem. I nie oczekuj te adnej
odpowiedzi.
- Bardzo chc z tob porozmawia - odezwaa si Raija. Nadal siedziaa, ale wida byo,
e si odprya. Ju nie ciskaa krawdzi stou. - Chc odpowiedzie na twoje pytania, Ido.
Masz do tego prawo.
- Moe jutro. - Ida wstrzsna gow, rozczesujc palcami swoje wilgotne, spltane
wosy.

Raij a zakuo w sercu. Poczua, jakby widziaa siebie sam. To byy jej ruchy! Moda
Raija widoczna bya we wszystkich ruchach Idy.
- Bdziesz tu jutro? Raija pokiwaa gow. Lata ycia nauczyy j ostronoci w
skadaniu obietnic. Ale tej musi dotrzyma.
- Odwioz ci, ty maa oso! - Matti zerwa si na nogi. Spojrzeniem poprosi Elise, by
pozostaa. - Twj stary, poamany podagr wujek podwiezie ci do domu. Ja wiem, e daaby
rad pj sama. Ale jeste teraz tak rozogniona, e mogaby udli sama siebie. Lepiej wic,
by do wbia we mnie. Moja gruba skra zniesie wszystko.
Z cudem graniczyo, e Ida mu si nie sprzeciwia. On by wujkiem Mattim i nadal
cenia go wysoko. Poza tym czua zmczenie. Bolay j nogi. Ciao woao o spdzenie cho
godziny w gorcej saunie. Nie odmwiaby, o, nie! Ale Sedolf chyba nie by a tak domylny.
Pewnie zaczyna si niepokoi. Powinna wrci, zanim wyruszy na jej poszukiwanie.
Wypucia Mattiego pierwszego. Pamitaa, by yczy wszystkim dobrej nocy. Do
Michaia nawet si umiechna, otrzymujc w odpowiedzi od przyrodniego brata lustrzane
odbicie wasnego umiechu.
Wywoao to w niej przedziwne emocje.
- Uwaasz, e powinnam by dla niej milsza?
Ida obja wzrokiem wieczorny krajobraz. Podobay jej si kolory, ktre soce
malowao na jej grach.
- Powinna.
- Ty masz chocia o niej wspomnienia, wujku Matti!
Ida siedziaa na kole obok Mattiego. okcie opara na kolanach; nie musiaa si
trzyma, bo jechali powoli.
- Ja jej nie pamitam. atwiej byo myle o niej agodnie i mio, gdy nie miaam
adnych prawdziwych wspomnie. Czowieka z marze mona ksztatowa dokadnie tak, jak
si chce. atwiej byo mie mam z marze ni t, ktra siedzi przy stole obok taty.
- To by kiedy te jej st.
- Ja nie uwaam, by ona jeszcze miaa do niego prawo.
Matti obj Id ramieniem i przytuli. W rodzie Alatalo nie szczdzono sobie dotyku.
Matti obcowa z tym od dziecistwa. Dopiero po nagej mierci ojca i ponownym zampjciu
matki uciski znikny. Przez moment Matti zastanowi si, jak si wiedzie jego matce. W
drodze na pnoc nie zatrzymali si w Tornedalen. Przejechali przez dolin, nie zatrzymujc si
w adnej zagrodzie, jak obcy.
Zastanawia si, czy Kari jest do niego podobny.

- Sdzisz, e ona tu zostanie? - spytaa Ida. Matti otrzsn si ze swoich myli.


- A jake by moga? - Matti odpowiedzia jej pytaniem. Sam wiedzia, co powiedzia
Raiji, ale wiedzia te, jak przedstawia si rzeczywisto. - Sama pomyl, Ida! Ona nie jest
gupia, oboje maj gowy na karku. Jak mogaby zosta? Dla wszystkich tutaj ona nie yje. Od
razu by powstay o niej legendy. Ci, ktrzy j pamitaj, nie s jeszcze tak starzy. Nie sdzisz
chyba, e jej nie poznaj? Sdzisz, e mona zna twoj matk, i po prostu j zapomnie? A
tak bardzo si nie zmienia. Ja od razu j poznaem, gdy kiedy pojawia si koo kocioa w
Tornedalen. Ona nie moe zosta, to niemoliwe. Sama powiedziaa, e nie moe niszczy
ycia Reijo.
Ida westchna i opara gow o rami wuja. Moe schud przez te lata szukania
szczcia na poudniu Finlandii, ale rami mia nadal silne.
I nadal by rozsdny.
- We mnie nie ma zoci - tumaczya Ida. - Nie sdz. Nie nienawidz jej. Nawet nie
wiem, czy bd jej nie lubi. Ale nie chc te jej lubi. Nie mam ochoty jej zrozumie. Nie chc
jej wysucha!
- Jeste do niej podobna.
- Chyba mam oczy! - odcia si Ida zirytowana.
- Nie mam na myli wygldu. Oczywicie, twarz i ciao macie podobne, cho
przypominasz te Reijo. Moe bardziej w tym, czego nie wida, Idusiu. Ty masz natur Raiji.
Ona nigdy nie wybaczya mamie maestwa z Akim. Potrafia by uprzejma i pokazywaa
gadk twarz. Tobie moe przychodzi to z wikszym trudem. Jeste nieprzejednana. Dla ciebie
kada rzecz jest albo dobra, albo za. Ona pewnie te w gbi serca tak mylaa. Ale potrafia
udawa tak, by nie uznano jej za nieuprzejm. Ale nie przesadzaa. Ja dobrze wiedziaem, co
ona naprawd uwaa. Mama te. Wedug Raiji maestwo mamy z Akim to by zawd. To, e
przesza z biedy do domu gospodarza. Ze u pasa zawiesia ciki pk kluczy. Dla mnie byy to
cikie lata, ale ju nie godowaem. Dlatego rozumiem mam. Ona nie wysza za m z
mioci, tylko z rozsdku. I moe zasuya na wybaczenie. Przez cae ycie ciko pracowaa.
Za ycia taty harowaa. Wiele ich czyo, ale bieda to wymazaa. Ona zasuya na te klucze,
na maso na chlebie, na miso kilka razy w tygodniu. Ale dla Raiji i tak by to zawd.
- Dlaczego mi to opowiadasz, Matti?
- Sdziem, e powinna o tym wiedzie.
- Ida myli albo na czarno, albo na biao - tumaczya Elise. Staraa si zaagodzi
konflikt, bo zbyt wszystkich kochaa, by przyj go do wiadomoci. - Reijo nie wychowa nas,
bymy myleli o tobie z gorycz.

- Wiem. - Raija usiada, wygadzajc domi spdnic. Materia by gadki i znoszony. Poznaj to mylenie na czarno i biao, wiem, skd ona je ma. Z latami pojawi si wicej
kolorw. Ida jest jeszcze moda. Trudno jej z tym. - Umiechna si do Elise. - Tobie si udao,
kochana. Nie masz naszej krwi. Pochodzisz z agodniejszego rodu.
- Tu nie chodzi tylko o rd - odezwa si Reijo. Czu zawd. - Ale choby o dobre
maniery.
- Ona jest dorosa!
- Chodzi mi o szacunek - mwi dalej Reijo. - Moe nie wbijaem im tego do gw, ale
nauczyli si zasad. I nauczyli si szanowa starszych, przodkw. Ida powinna to wiedzie!
- Ty te nie pochodzisz od Alatalo - powiedziaa Raija agodnie. - Jeste z rodu
Kesaniemi. To te agodniejszy rd.
- Za duo usprawiedliwiasz. - Reijo nie chcia spojrze askawiej na Id. Zawid si na
crce.
- Ja dopiero z latami zaczam dostrzega wicej barw - tumaczya Raija.
Ivar wyszed z grupki dzieci i potarga ojca za nogawk. Umiechn si, pokazujc
kilka zbkw.
- Powiniene ju dawno by w ku, obuzie umiechn si do malca Reijo i wzi go
na rce. Jego gos sta si agodny niczym mid.
Oczy Raiji przesonia melancholia. Przypomniaa sobie Reijo stojcego tak z Knutem.
Gdy odzyskaa pami, wszystko trafio na miejsce. Fragmenty wspomnie tworzyy nad ni
gwiadziste niebo. Gdziekolwiek by spojrzaa, nachodziy j nowe wspomnienia.
Elise zacza zagania oporne dzieci do ka.
Raija nalaa miodu i poczstowaa Michaia. Poprosia, by co zjad, ale on tylko
odama kawaek razowego chleba. Jego oczy wdroway wzdu cian. Po raz pierwszy by w
norweskim domu. Ich szopy na Soroya nie liczyy si. To by prawdziwy dom.
To te by dom jego matki.
Reijo przekaza Ivara w ramiona Elise. May nie protestowa. Te by zmczony. Dzie
przynis za wiele wrae jak dla rocznego czowieka.
- Musz wrci na statek - oznajmia Raija po cichej rozmowie z Michaiem. Niczego
mu nie tumaczya dokadnie, wypytaa tylko o handel. - Nie powinnimy kupowa tu za duo
ryby, bo moe si zepsu. A musimy te popyn na poudnie. Moe.
- Ale tu potrzeba mki. - Reijo umiechn si lekko. - Nie mam ryby na wymian, ale
mog zapaci.
- Nie bdziesz mi za nic paci, Reijo Kesaniemi! - Raija wstrzsna gow. - Ty

dostaniesz za darmo. I tak mj dug si nie zmniejszy.


- A wrcisz? Nie moesz znw znikn. Dzi w nocy statek nie podniesie kotwicy i nie
odpynie... - Reijo otrzsn si z bolesnych wspomnie.
- Pewnych rzeczy nie powtrz, Reijo. A tym razem nie mam przed czym ucieka. I nie
wracam z przeszoci. Tego nie powtrz. Przyjechaam. Te lata, ktre miny, istniej. Wrc
na ld jutro rano. Ty chyba nadal wczenie wstajesz?
- Poranny pow nie czeka - umiechn si Reijo. - Moje zwyczaje pozostay te same. I
to nie fiord zabra mi Helen. To co innego, nad czym nie mam wadzy. Ten kawaek morza
jest mj. Napawam si nim w spokoju co rano. Rozmawiam z niebem, morzem i samym sob.
Zdarza si, e uzyskuj nieze odpowiedzi, najczciej od siebie. Morze i niebo to maomwni
kumple.
- Ja jeszcze nadal nie lubi morza. - Raija zapatrzya si na widok z okna. Wody fiordu
Lyngen byy o wiele mniejsze ni Morze Biae.
Tak si kiedy baa wd fiordu. A teraz spdzia tygodnie na pokadzie statku.
Odzwyczaia si od chodzenia po pododze, ktra si nie koysaa.
Ale nadal nie lubia morza.
- Morze nie jest dla kobiet - umiechn si Reijo pgbkiem. Raija nie podja
wyzwania.
Rozlego si pukanie. adne z nich nie zauwayo, by ktokolwiek si zblia, jednak do
domku prowadzio wiele cieek.
Raija siedziaa nieporuszona, patrzc pytajco w stron Reijo. Wzrok Michaia
wdrowa pomidzy nimi. Nadal z trudem rozumia sytuacj, wiele zgadywa.
- Do diaba! - mrukn Reijo. - Id do alkowy!
- Do diaba! - odpowiedziaa, wstrzsajc gow. Umiechaa si lekko, na twarzy nie
byo ladu strachu. Oczy miotay czarne byskawice. Siedziaa tak samo jak Reijo, z nie po
kobiecemu szeroko rozstawionymi nogami. - Czyby nie wpuszcza goci do rodka, Reijo
Kesaniemi? - spytaa wyzywajco. Reijo ochrypym gosem rzuci prosz!.
- Nie sdziem, e bdziesz w domu - rzuci przybysz. By w wieku Reijo. Mia
janiejsze od niego wosy, przechodzce w siwe, czupryn nadal gst. Szczupy, niewysoki.
Mieszkacy ziemi nad fiordem nie bywali wysocy. Raija popatrzya na niego przez zmruone
powieki. Kogo jej przypomina. Jego sposb chodzenia, ruchy, rce...
Mczyzna min wzrokiem Reijo, zamykajc za sob drzwi. Szczka mu opada,
ukazujc braki w uzbieniu. Dopiero gdy ju zamkn usta, Raija skojarzya, kogo on jej
przypomina. I kim jest. To kuzyn Kallego, Kristoffer! Kalle mgby wyglda jak on, gdyby

y.
- Raija? - spyta z niedowierzaniem Kristoffer. Zblad, z gowy cign czapk, by mie
co gnie w doniach. Spojrzeniem szuka pomocy u Reijo, ale ten siedzia, milczc, przy stole.
Jeden kcik ust drga mu w zapowiedzi umiechu.
- U diaba... nie, nie mog przeklina! Przecie niedugo umr, wic nie powinienem. Ty
nie yjesz! To nie jest Raija! To pewnie jej crka! - stwierdzi z ulg. - Wanie! Crka Raiji, ta,
ktra pojechaa do Finlandii. Syszelimy, e wysza za m niejeden raz... Maju, no wanie,
Maja. Ale... - znw pytajcy wzrok powdrowa ku Reijo, lecz i tym razem nie uzyska
pomocy. - Boe! Te nie powinienem naduywa Jego imienia... to niedobrze, moja dusza nie
zazna spokoju. Przecie ona miaa te blizny. Boe, Reijo, u ciebie w domu s duchy? Przecie
ona nie yje! Wszyscy wiemy, e nie yje!
- Ja nie jestem duchem, Kristoffer - Raija wstaa i podesza do niego, cho ten cofn si
do drzwi. Uja go za rk, zanim uciek. Ucisna go na dowd, e yje. - Mino wiele czasu.
Lata pozostawiy lady take na tobie. Ale nadal tak przypominasz Kallego, e nie mogabym
si pomyli.
- Raija? - wyszepta. Patrzy na Reijo spojrzeniem, w ktrym mieszay si
niedowierzanie i strach.
- Nie jestem adnym duchem - powtrzya ze smutnym umiechem. - Ale nie wiem na
pewno, czy nadal jestem Raij. Tam, na wschodzie, nazywam si Raisa Bykowa. Statek
zakotwiczony na fiordzie naley do mnie.

6
- Nie sdziem, e wieci rozejd si a tak szybko - powiedzia Reijo przygnbionym
tonem, gdy biegncy Kristoffer by ju tylko ciemnym ksztatem na brzegu morza. - Nawet nie
powiedzia, dlaczego przyszed - zamia si. - Niezym bya duchem, Raiju. Mylisz, e
bardziej by zblad, gdyby spotka czarta?
Nie zdoali wytumaczy sytuacji, nawet niczego nie prbowali tumaczy temu, ktry
posiada teraz ziemi Elvejordw.
- Co ludzie powiedz? - wyszepta do nich na odchodnym.
- Co ludzie powiedz? - powtrzya jego pytanie Raija smutnym tonem. Pogadzia
Reijo po policzku i po wosach. Wosy byy inne w dotyku ni w modoci. Dziwne, nawet to
jej si przypomniao!
- Nie wiem - Reijo pokrci gow. - Ale ty wiedziaa, ktre drzwi prowadz do
alkowy. Wolaa zosta i pokaza si. To wymagao odwagi. I twojej, i mojej. Teraz mog tylko
powiedzie, e podziwiam twoj odwag. Ale doprawdy nie wiem, czy ty jednak zachowaa
rozsdek, Alatalo.
- cile rzecz biorc, jestem Kesaniemi. - Raija poblada. - Nie mam ju wasnego
nazwiska, Reijo. Czy to by bd?
- Ju za pno, by co zmieni, kochana. Kristoffer dawno ju nie biega tak szybko od
czasu, gdy zdziera kumagi za Elen. To bdzie niczym poar na suchym pastwisku. Ju dawno
nie mieli o czym gada od czasu...
Zamilk.
Od czasu mierci Heleny. Od przybycia Mattiego i Elise. Wyglda na to, e to gwnie
jego rodzina zagrzewa plotkarzy w osadzie do pracy.
Raija opara policzek o jego rami. Byo jej ciko na sercu. Chyba ju taki jej los, by
parzy sobie palce. Nie yaby, gdyby wci nie czua jakiego blu.
- Pyniemy na statek, Misza - rzucia nagle. Poczua, e musi si std wyrwa.
Potrzebowaa samotnoci. Chciaa pomyle o domu nad Dwin, przywoa z pamici jego
zapach, odgosy. Jej dom. Chciaa usysze wok siebie rosyjski, ten galopujcy jzyk, ktry
askota jej podniebienie. - Przypyn jutro rano, Reijo. Musz. Moe powinnam bya zosta
rozpoznana. Moe to mnie powstrzyma przed ucieczk...
- Tego nigdy nie wiemy - odpar Reijo rwnie powanym tonem. - Ty zawsze miaa
swoje powody, cho nie zawsze je rozumiaem. Nie moesz mnie ju zawie. Ale na pewno si
uciesz, gdy jutro rano zobacz statek. Nie bd czuwa, eby si upewni. Na to ju za pno.

Ale ucieszy mnie, jeli dotrzymasz sowa, May Kruku.


- Znalaza to, czego szukaa? - Oleg przyszed do jej kajuty i zadawa pytania, ktre
trafiay w sedno. Michai ba si ich zada. Wci czeka, by ona sama opowiedziaa.
Niewiele byo do opowiadania.
- Znalazam wiele osb, Oleg. Nie sdziam, e spotkam Mattiego. Oeni si z moj
wychowank. Maj dzieci, wrd nich crk, ktr nazwali Inkeri Raija. Niedugo skoczy dwa
latka. Jest tam te chopczyk, Mikkal, mj wnuk. Zarazem wnuk tego, kogo kochaam
niezwykle mocno.
Raija nalaa koniaku do szklanki Olega i sobie odrobin na dno.
- Pamitasz te strzay, gdy uciekaam? Dzie wczeniej, zanim weszam na pokad. Byy
skierowane do mnie. A on mnie osoni. Tyle dla niego znaczyam. A moe byoby lepiej,
gdyby trafiy mnie...
Raija westchna. Dugo patrzya na Michaia. Ujrzenie go obok Idy byo dla niej
wstrzsem. Wtedy uwiadomia sobie, e on jest podobny do niej samej. Zwykle w synu
doszukiwaa si cech Jewgienija. Zawsze widziaa w nim Jewgienija Bykowa.
Alatalo.
Michai odziedziczy wiele cech rodu Alatalo.
- Mia na imi Mikkal. Syszysz, jak podobne s wasze imiona? Ale to nie ja wybraam
twoje dla ciebie. To twj ojciec. Bg jeden wie, dlaczego.
Przekna yczek koniaku, krzywic si. Poczua, jak grzeje jej usta, przeyk...
- By moj pierwsz mioci. Moe tego nie zrozumiesz, Misza, nie wiem. Nie umiem
ci przekaza, ile on dla mnie znaczy. Mj ojciec pewnego zimowego dnia wyprowadzi mnie z
domu. Pochodz z biedoty, rodzice nie mogli mnie duej utrzymywa. Mrz ci zboe tej
jesieni, i poprzedniej. Wysali mnie na pnoc, do nadmorskiego kraju, powierzajc opiece
laposkiej rodziny. Miaam osiem lat i rozumiaam, e ju ich wicej nie zobacz. Ani mamy,
ani taty, ani braciszka, ktry nie mia jeszcze roku, lea w koysce i patrzy na mnie najbardziej
brzowymi oczkami w Tornedalen. Pakaam, gdy patrzyam na oddalajcego si ojca. Zima si
koczya, pada nieg z deszczem. Wypakiwaam oczy na tym deszczu i wietrze. Otulona
byam brzowym szalem mojej mamy, kumagi miaam mokre. Wtedy podszed on i przytuli
mnie. Miaam osiem lat. Zapakana dziewczynka o szarpanych wiatrem czarnych wosach. On
mia czternacie lat. Powiedzia, e zawsze si bdzie mn opiekowa. Odway si mnie
przytuli. Nazwa Maym Krukiem. On te mia czarne wosy. Twarz kanciast, ale adn.
Niezwyke oczy: brzowo - bursztynowe. Nigdy wczeniej takich nie widziaam, dopiero u Mai.
Jego rodzice mieli zabra mnie do Norwegii i znale rodzin, ktra by mnie przygarna.

Raija zamrugaa powiekami. Nie chciaa pozwoli na zy. Pmrok kajuty ukrywa przed
ni twarze Olega i Miszy. Zreszt nie chciaa spojrze im w oczy. Nie chciaa zobaczy, jakie
wraenie robi na nich historia jej ycia. Moe nie bya najpikniejsza, ale bya jej. Wasna.
- Zostaam u Ravny i Pehra jako modsza siostra Mikkala. Byam za moda na
cokolwiek innego. Za maa, by pojmowa co z uczu. Ale Mikkal rozumia, by sze lat
starszy. Mia gorc krew. Jego ojciec odesa mnie, gdy miaam trzynacie lat. Zamieszkaam
tu, nad fiordem Lyngen. W Skibotn. Gdy miaam pitnacie lat, zaszam w ci z Mikkalem. I
wyszam za przyjaciela Reijo, Kallego. Karl by Norwegiem. Moja opiekunka te. Moe ju
wtedy powinnam wyj za Reijo, nie wiem. Ale on by Finem, i nie wypadao. Urodzia si
Maja. Mikkal te si oeni i urodzi mu si syn, Ailo. Pniej si spotkalimy.
Oleg napeni szklanki do poowy. Wyj te szklank dla Michaia.
- Chopak jest ju wystarczajco dorosy, Raiju - Raiso. A do twojej historii potrzeba
czego mocniejszego...
Pokiwaa gow. Przekna yk trunku. Zastanawiaa si, ile z tej historii Oleg ju zna.
Co przekaza mu Jewgienij. Co opowiedzia Miszy. Jej pozostao tylko opisanie im
wszystkiego, co wreszcie poskadaa w cao.
- Karl zagin na morzu. Ja wziam do siebie Elise. Jej ojciec by na tej samej odzi, co
Kalle, a matka z rozpaczy odebraa sobie ycie. Knut urodzi si zim. Reijo musia odebra
pord, a by strasznie pijany. Nigdy nie widziaam, by kto rwnie szybko wytrzewia! Reijo
wprowadzi si do mnie. Niedugo potem wyruszylimy na pnoc. Zim. Byo bardzo ciko.
Pojawi si Karl, ktry jednak przey. Mwi co o zocie i przed mierci da mi map.
Wyszam za Reijo. Ale przez cay czas Mikkal istnia. Ofiarowa mi swoje ycie. Jego ona
postradaa rozum i wsplnota osdzia, e jest wolny. Ale ja nie mogam z nim by. - Pokrcia
gow. - Przypyn rosyjski statek. Jednego z zaogi postrzelono, ja wyciam mu kul. To by
twj wujek, Misza. Aleksiej. Chyba nigdy nie widziaam pikniejszego mczyzny - Jej
umiech sprawi, e cienie zataczyy. Szklanki posyay iskry, ktre chwytay od lampy.
Poziom zocistego koniaku w naczyniu Raiji nie zmniejsza si.
- Nastpnego lata twj ojciec podpali mj sklep.
Nasze pierwsze spotkanie byo awantur, krzyczaam na niego, wcieka... Potem
odszed Reijo. Ida urodzia si zim, w Wigili. Ruda. Nigdy nie miaam dziecka, ktre by tak
wrzeszczao, jak ona. Popynam na wschd z twoim ojcem i Aleksiejem. Miaam wyj za
twojego wuja. Pewnego razu pomidzy nimi powstaa bjka. Aleksiej upad, uderzy si w gow i umar. Twj ojciec ju wtedy poprosi mnie o rk, ale ja zeszam na ld na wschodzie
Finnmarku. Przezimowaam w lepiance razem z dziemi. Bg jeden wie, jak to przeylimy.

Wiosn najam si jako kucharka dla fiskich rybakw. Oskarono mnie o czary i wtrcono do
lochu w Vardo. Blizny na moim ciele pochodz stamtd. Wreszcie wrzucono mnie do wody, by
udowodni, e jestem czarownic. Gdy wypynam, czekali na mnie Reijo, Petri i Santeri. No i
Mikkal. Zorganizowali mi ucieczk. cigano mnie i nie miaam wyboru. Uciekam z Mikkalem
i jego synem na paskowy. Reijo zaj si moimi dziemi. My powdrowalimy do Finlandii i
odnalazam moj matk i brata. Ojciec dawno nie y. Spdzilimy razem ca zim: ja, Mikkal,
Ailo i Matti. Dobrze nam byo, ale musiaam wrci. Przybylimy na czas jesiennego jarmarku.
Postanowiam, e zostan w domku na cyplu. Mikkal wiedzia o tym. Nie moglimy razem y
tak, by kogo nie rani. Zawsze by kto, kto nas potrzebowa bardziej ni my siebie nawzajem.
Zawsze powicalimy t drug osob. Miaam zosta z Reijo. Byam mu to winna. I moim
dzieciom. Nie zdyam dugo z nimi by. Zdoaam tylko je zawie, nic innego.
Raija przekna jednym haustem zawarto szklanki. Skrzywia si. Trunek by mocny,
grza w brzuchu. Ale znieczuli jzyk tak, by moga opowiedzie o tym, co bolao.
- Ten mczyzna z twierdzy Vardo musia by szalony. Ten, ktry mnie torturowa.
ledzi mnie, od kiedy zniknam. Odnalaz mnie wrd jarmarcznych bud. Chcia mnie
zastrzeli. Mikkal zasoni mnie sob. Umar na moich rkach, z ustami przy moich ustach.
Ofiarowa za mnie swoje ycie. A ja znw uciekam. Reijo zawiz mnie na rosyjski statek
czekajcy na wodach fiordu. Mniej wicej tu, gdzie zakotwiczylimy. Bosmanem by Oleg
Jurkw, a kapitanem pewien Jewgienij Bykw. Miaam zosta rok i potem wrci.
- Ja opowiedziaem Miszy o tej podry na wschd - rzek Oleg. - Opowiedziaem, jak
to, co si zdarzyo, mogo si zdarzy. O jego ojcu. O tobie. O tym, jak uratowaa mu ycie. O
dziecku, ktre stracia.
- Tata te mi troch opowiedzia - rzuci Michai ochryple. Nie czu si dorosy. Nawet
nie teraz, ze szklank koniaku w doniach i ogniem w odku. - Wybiera, co mi powiedzie.
Przekaza to na swj sposb. Sprawi, e przyrzekem milczenie. Ale po tym, jak tu bylimy,
obiecaem sobie, e ci tu kiedy przywioz. Uwaaem, e masz do tego prawo. Jestem na
niego zy!
Michai pochyli gow i ujrza odbicie swojej twarzy w powierzchni koniaku. Zakoysa
szklank, by nie patrze sobie w oczy.
- Nie powiniene by zy na Jewgienija. Ja mu wybaczyam - powiedziaa Raija. - On
nie mg y inaczej. Za bardzo mnie kocha. My bylimy dla niego wszystkim.
- Bya z tat. Z Wasilijem. Wujkiem Aleksiejem... - Michai nie chcia spojrze na
matk. Utkwi wzrok w szafce ze szklankami, ponad gow Raiji. - Wysza za m za Kallego.
Potem za Reijo. No i jeszcze ten... Mikkal.

- Byo ich wicej - ucia Raija gosem ostrym niczym wieo naostrzony n. - Nie tak
wielu wicej, ale kilku wam nie wymieniam. Jeste moim synem, ale nie masz prawa zna
wszystkich stron mojego ycia. Co zachowuj dla siebie. Wyliczyam tych, ktrzy pozostawili
jakie lady. Moe nigdy mnie nie zrozumiesz. Jeste mczyzn i nigdy cakowicie nie zrozumiesz kobiety. Ale jeste moim synem. Co ze mnie jest te i w tobie, czy tego chcesz, czy nie.
Nie jestem jak inne matki. Zawsze najbardziej byam sob, a mniej matk. Mniej on.
Najbardziej byam Raij.
- Wic jego kochaa najbardziej? Tego Mikkala?
Raija poszukaa wzrokiem oczu syna. Teraz widziaa w nim Jewgienija. Dziwne, jak to
moe si zmieni. Gdy stali obok siebie z Id, wyranie widziaa ich podobiestwo do siebie,
cechy rodu Alatalo.
- Kochaam ich wszystkich - powiedziaa. - Wypeniali rne przestrzenie mojego serca.
W kadym z nich co byo. aden nie by podobny do drugiego.
- Wasia by podobny do Reijo! - Michai dostrzeg to, co i ona zauwaya.
- Moe tak - zgodzia si. Jej syn mia bystre spojrzenie. Dobrze byo wiedzie co
takiego. Raija cenia t cech, moga pomc mu w yciu. Niebezpiecznie jest by lepym.
- Czy najbardziej kochaa Mikkala?
- Zasugiwalimy na siebie - Raija unikaa bezporedniej odpowiedzi na jego pytanie. Moe bylimy sobie przeznaczeni i zostalimy ukarani za to, e uciekalimy od swego losu. Ju
nie wiem. Wielu rzeczy nie rozumiem, mj Miszo. Im bardziej si starzej, tym mniej
rozumiem. Gdy miaam pitnacie lat, uwaaam, e wiem, co jest dla mnie najlepsze. Dla
Mikkala. Dla nas wszystkich. Ale z tego wszystkiego powstao najwicej blu. Skrzywdziam
kadego, do kogo si zbliyam. Nigdy nie rozwietliam mu ycia, a raczej go oparzyam. Ale
chciaam dobrze! I adnemu z nich nie kamaam. Nigdy nie wyznaam mioci, gdy jej nie
czuam. Zawsze byam ostrona, jeli chodzio o to sowo. Nawet twojemu ojcu nie skamaam.
On nigdy nie zrozumia, co czuam do Wasi, ale mi wybaczy. Moe dlatego, e czu, e jest
wobec mnie winny, nie wiem. Ale ja nie kamaam.
- Ja tego nie rozumiem - przyzna Michai szczerze. Ju nie myla o kamstwie ojca,
jako si z tym pogodzi. Obieca tylko sobie, e nigdy tak nie postpi. Kamstwo pocigao za
sob jedynie zo. - Nie rozumiem tego z mczyznami. Jak to byo moliwe? Przecie nie
jeste... atwa.
- Nie jestem rozwiza? - Raija uya mocnego sowa, a syn si zaczerwieni. - Nie, nie
jestem - odpowiedziaa sobie sama. - Nie umiem tego wytumaczy. Mog tylko powtrzy, co
ju mwiam. Zawsze najbardziej byam Raij.

- Przecie nie moga kocha ich wszystkich?


- Jeste taki mody, Misza! - westchn Oleg. - Tak strasznie mody! eby wiedzia, ile
spojrze moe pochwyci twoje! Ile kobiet chciaby obj. Za iloma bdziesz tskni.
Wikszoci nie dostaniesz, niektre dostaniesz w marzeniach. A niektre w rzeczywistoci. O
niektrych zapomnisz. Ale nadal jeste mody...
- Istnieje wiele rodzajw mioci - stwierdzia Raija cicho. - Jest wiele sposobw
kochania drugiego czowieka. Ja kochaam wielu mczyzn. Moe zbyt wielu, kto mgby
powiedzie. Raz wrya mi ciotka Mikkala, albo ciotka jego ojca, ju nie pamitam dokadnie.
Bya stara i mwili, e jest szalona. Moe bya szamank. Powiedziaa, e w moim yciu bdzie
wicej mczyzn ni dzieci. - Raija zamiaa si i dodaa artobliwie: - Dzieci te nazbieraam
niez gromadk, mimo wszystko. Ale mczyzn byo wicej. Jej wrba sprawdzia si.
Powiedziaa, e nigdy nie osign szczcia. Widziaa dla mnie bl. Powiedziaa, e powic
dziecko. Gdyby wiedziaa, ile ich byo! I widziaa Reijo jako przyjaciela - na zawsze. Wtedy sdziam, e mwi o Mikkalu. - Raija nabraa oddechu. - Pamitasz mczyzn, ktrego Natalia
widziaa w morzu? Pamitasz, jak mi pomg?
Michai pokiwa gow. Byy takie obszary w yciu matki, ktre akceptowa bez
rozumienia. Wiele go niepokoio. Ale Natalia widziaa jakiego mczyzn i potrafia go
opisa. Teraz przypomnia sobie, e dopiero co usysza podobny opis. Chwil potrwao, zanim
zrozumia, kogo kiedy opisywaa jego siostrzyczka.
- Ja tego te nie pojmuj - przyznaa Raija, blada. - Ale Natalia widziaa Mikkala. Ja te
go widziaam. By mody... Czeka na mnie. Przygotowa wszystko. Ju wiele razy czuam
pokus odejcia razem z zorz polarn.
- Z zorz polarn? - Michai poczu mdoci. Nie chcia myle. Nie chcia wiedzie
tego, do czego go zmuszaa. Co, co byo czym jednym, okazywao si czym zupenie innym.
Nie wierzy w to, co ona prawie powiedziaa. A moe wtedy, kiedy, naprawd uderzya si w
gow za mocno?
Michai i w to nie chcia wierzy. Nie sdzi, by jego matka bya szalona.
Ale rnia si od innych matek.
Sama to powiedziaa. Zawsze najbardziej bya Raij.
Nie wiedzia tylko, czy wanie tak matk chcia mie.
Chcia mie po prostu mam! Nadal jej potrzebowa. Nie by gotw dorosn, nie tak
szybko.
- Mikkal czeka na mnie w Saivo - powiedziaa, jakby mwia o jakim kraju, do ktrego
si podruje.

Michai wiedzia lepiej. To bya obca nazwa wzita z jzyka, ktry by dla niego obcy.
Jzyka z przeszoci nalecej do Mikkala.
Michai le si czu, wymawiajc imi Mikkala nawet w mylach. Brzmiao podobnie
do jego wasnego, cho z akcentem na innej sylabie. Jego imi byo niczym krok w dzikim
tacu, a tego mczyzny - podmuchem wiatru na paskowyu pnocy.
Dwik by podobny. I jego ojciec sam je dla niego wybra. Michai zawsze mia je
nosi ze sob jak pamitk straconego ycia Raiji. ycia, ktre moga przey.
- Nie chc o tym sucha! - rzuci. Przekn resztk koniaku i zakaszla. Chcia wla go
w siebie jak dorosy, ale nim nie by. Nie chcia by! Nie chcia rozumie... - Pragn ich pozna
- powiedzia szybko. Sowa toczyy si niczym lawina. - Pozna moje rodzestwo. No i twoje
wnuki, babuszko! - Umiechn si szeroko. Dziwnie byo nazywa tak wasn matk. Wcale
nie wygldaa na babci. - Lubi Reijo. Chc ich pozna. Te mam do tego prawo. S moj
rodzin!
- Poznasz ich - obiecaa Raija. - Caa osada teraz wie, e tu jestem. Ze yj. Nie mam
pojcia, dlaczego chciaam si ujawni. Ale ju to wiedz. Nie wiem, czy nie utrudniam
sprawy... Ale na pewno ich spotkasz, Misza. To twoi krewni.
- Jeste szczliwa? - spyta Oleg. Ju wczeniej zadawali sobie osobiste pytania, nie
uchylali si nawet przed zadawaniem drugiemu rany.
- Bardziej kompletna. Jestem zbyt oszoomiona, by czu szczcie. To tu jest moje, i
zarazem nie moje. Byoby inaczej, gdyby y Mikkal. Wtedy bym zostaa. Musiaabym zosta.
Ale Mikkal nie yje. Jest w Saivo, dokd nie idzie si za ycia. I gdy ju si przyjdzie, nigdy si
nie wraca. S chwile, gdy chc ju tam trafi...
- Gdyby miaa dosta to, na co zasuya - Oleg zamia si rubasznie - powinna
spdzi wieki w piekle z tym, kogo tu najmniej lubia...
Raija nie przeja si jego sowami. On zreszt nie chcia jej zrani.
- Rozumiesz, Misza - powiedziaa zmczonym gosem - e ycie w Rosji byo dla mnie
a za dobre? Nie powiniene by zy na ojca! On chcia dla mnie jak najlepiej. Ale gdy ju
sobie przypomniaam... musiaam wrci. - Zamiaa si ponuro. - Mj ojciec prosi, bym mu
wybaczya, gdy ode mnie odchodzi. Wtedy nie paka, ale potem widziaam po jego plecach, e
paka. Prosi o wybaczenie i mwi, e kiedy go zrozumiem. Wiele lat trwao, zanim
zrozumiaam. Dugo sprawiao mi to bl. A teraz ja musz wielu prosi o wybaczenie. Nawet
ciebie, Misza.
- Dlaczego? - Chopak nie mg odstawi szklanki na st. Bya niczym jego kotwica.
Musia czu jej chd i ciar, inaczej odpynby gdzie od wszystkiego, co niby byo znane.

Nie czuby dna.


- Dlatego, e nie pochwalasz ycia, o jakim ci opowiedziaam. - Raija siedziaa niczym
cie w swoim krzele. Szklank odstawia na st. W ciciach szka odbijao si wiato lampy.
- Dla ciebie nie bd nikim innym, mimo e teraz wiesz wszystko. Ja to wszystko przeyam,
zanim zostaam twoj mam. I jeli jestem taka, jak o mnie mylisz, mj chopcze, to ju wtedy
ni byam. Byam ni przez cae twoje ycie. Znasz moje ycie tam, w domu. Nie sd mnie.
yam tak, jak musiaam, zawsze do ostatecznych granic. Zawsze jako Raija. Nawet wtedy, gdy
nie byam pewna, kim jestem, moje serce podpowiadao mi, co robi.
- Nie mam nic do wybaczenia - odpar Misza ochrypym gosem. Nie rozumia, jak
matka moga wyczu jego myli. Przecie w kocu czyta w mylach nie umiaa! A on ledwo
zdy cokolwiek pomyle!
- Kiedy moe zrozumiesz - Raija chciaa nieco zagodzi sowa. I tak chopak bdzie
mia cik noc. Ale musiaa tak postpi. - Maja, twoja najstarsza siostra, urodzia si w tysic
siedemset dwudziestym szstym. Wiosn. Ochrzciam j Maria, ale nazywaam Maj, i tak ju
zostao. Jest crk Mikkala. Reijo mwi, e ona ma do mnie najwikszy al. Mieszka w
Finlandii, nie spotkasz jej. Knut urodzi si w tysic siedemset dwudziestym sidmym, podczas
jesiennego jarmarku. Syn Kallego, bardzo do niego podobny. Te mieszka na poudniu
Finlandii, u Mai. Elise jest moj przybran crk, to ta blondynka, ktr widziae, urodzona w
dwudziestym trzecim. Wysza za mojego braciszka, Mattiego. Matti jest o siedem lat ode mnie
modszy. Nasze losy si plcz... No i Ida, do ktrej jeste tak podobny, urodzia si w
dwudziestym dziewitym. Wszyscy zaoyli rodziny. Maj dzieci. Ida wysza za syna Mikkala.
Reijo nie chcia opowiedzie mi o nich wszystkiego, mwi, e to Ida musi. Mieli dwoje dzieci,
Mikkala i ma Raij. Dziewczynka umara. Tyle jest blu, gdziekolwiek si spojrzy... Czworo
z moich wnuczt nie yje. Omioro yje. Trudno mi to wszystko ogarn. Reijo ma rocznego
synka. Ponownie si oeni; wierzy, e nie yj. Jego ona utona w fiordzie. Niedawno j
pochowa. Tyle jest blu, mj Miszo, tyle blu... Mona zacz wierzy w kltwy...
- Ju troch pohandlowalimy - Oleg przerwa trudne tematy. - Nie musimy pyn duo
dalej, Bykowa. Jeeli chcesz, moemy tu zosta przez tydzie. Bdziesz miaa czas.
- Teraz caa osada wie, e tu jestem - powtrzya Raija. - Ujawniam si. Dlaczego to
zrobiam? Dla wszystkich byoby lepiej, gdybym pozostaa niewidoczna. atwiej byoby zosta.
atwiej odjecha. Nie wiem, dlaczego to zrobiam...
- Porozmawiamy o tym jutro - Oleg nie chcia, by Raij znw porway wspomnienia.
Nie chcia, by znw odpyna w swoj podr. Niczego bardziej si nie ba, zwaszcza teraz.
Widzia to wiele razy, lecz nadal si ba. - Teraz jeste tutaj. Wrcia. Oni nie uciekn. Moesz

spa spokojnie, Raiju - Raiso. Misza i ja zadbamy, by na ajbie wszystko byo w porzdku.
Moe pozwolimy marynarzom jutro wyj na ld? Dugo ju pywali, zasuyli sobie na to.
- Nie chc adnych awantur z tymi, ktrzy tu mieszkaj! - rzucia ostro i zdecydowanie
Raija.
- Nasi ludzie nie robi awantur - zapewni Oleg rwnie stanowczo.
- Mogaby tu zosta, a my popyniemy kawaek na poudnie i zabierzemy ci w drodze
powrotnej - zaproponowa jeszcze inne rozwizanie Misza.
- Musz si przespa - odrzeka tylko Raija. Bya skonana. Nadal nie wiedziaa, czego
chce. Domek na cyplu by jej celem. Dalej nie wybiegaa mylami. Nie odwaya si. A teraz
musiaa. Gdy nadejdzie ranek, bdzie musiaa wiedzie.

7
Lato mogo by takie pikne nad fiordem Lyngen. Jykea. Ivguvuotna. Bez wzgldu na
nazw, jak mu nadano w kadym z uywanych nad nim jzykw.
Jest agodne. Ciepo moe lee warstwami otoczone grami na pnocnym zachodzie,
wschodzie i poudniu. Soce toczy si swoj tras przez dzie i noc. Chowa si tylko za
ostrymi szczytami gr Lyngsalpene, po czym wraca, czerwone, na niebo, niemal dotykajc
promieniami cichych wd fiordu. wieci ca dob, niezmordowane. Bogosawi ziemi
niezliczonymi promieniami, yciodajn pieszczot.
Raija wczenie stana na pokadzie. Wody fiordu byy niebieskie, o ton ciemniejsze ni
niebo. Bezchmurne niebo. Dopiero gdzie nad Finlandi widniay przezroczyste smugi chmur,
jakby kto prbowa co wymaza, ale mu si nie udao.
Las by tak zielony, e a ku w oczy. ki, ktre dostrzegaa, wieo skoszone. Leay
jasne i nagie, otoczone brzozami i ciemnozielonymi sosnami. Najlepiej na piaszczystej glebie
rosy tu sosny. Raija staa, chonc ten widok, i czua ca sob, e to jej ziemia. Jej.
Reijo te wczenie wsta, widziaa dym wydobywajcy si z komina. Dobrze wiedziaa,
jak si rozpala ogie na tamtym palenisku. Znaa jego narowy.
Serce jej si cisno.
Byo ju za pno.
Przez wiele lat powinna tam by. Wstawa pierwsza i rozpala na palenisku. Przez
wiele lat powinna patrze na fiord.
Cofna si, gdy zobaczya, e Reijo wychodzi. Nie chciaa, by j dostrzeg. Poranki
naleay do niego. Nie chciaa mu odebra tej chwili i sta si czci czego, do czego nie
miaa prawa. Obserwowaa, jak wyciga dk, wchodzi do niej i na stojco odpycha si
wiosem od dna. Szybko robio si gboko i wkrtce Reijo usiad.
Przepenia j czuo. Staa, trzymajc si tak mocno lin, e a kostki jej zbielay.
Jego ciao byo takie samo. Starsze - ale takie samo. Dobrze wiedziaa, w jaki sposb
Reijo pochyla si nad wiosami, gdy wprawia je w ruch. Widywaa prac jego mini. Tyle o
nim wiedziaa. Tak dobrze znaa.
Soce oszukao jej wzrok i sprawio wraenie, e wosy Reijo s zociste. Mogaby
sdzi, e on jest rwnie mody jak wtedy, gdy go opucia, i e teraz wanie jest chwila, gdy
wraca.
Ale wiedziaa, e s srebrne.
Ju za pno dla nich dwojga. Ju na tyle weszli w zmierzch, e owietla ich jedynie

ksiyc. A wiato ksiyca nie niesie ze sob ycia. Jest tylko odbiciem dnia.
Byo za pno.
Raija staa, zastanawiajc si, dlaczego Reijo a tak dugo y samotnie. Ich uczucie
wygaso, zanim trafia do Vardo, zanim urodzia si Ida. Zanim wyruszy w drog, gdy ich dom
mu nie wystarczy, nie mieci jego tsknot.
Ona te czasem za tym tsknia. Te chciaa y, majc niebo za jedyny dach.
Reijo by przystojny. Mia w sobie co, co podobao si kobietom. Dawa poczucie
bezpieczestwa. By niczym opoka, cho nie wyrnia si wzrostem. Sia pochodzia nie tylko
z jego ciaa. By zarazem mocny i agodny. Czuy.
Raija rozumiaa, dlaczego Wasilij tak atwo zdoby jej zaufanie. Wszed w jej ycie
niczym n w mikkie maso. Wasia i Reijo na pewno by si polubili.
Dlaczego Reijo tak dugo czeka? Dlaczego tak duo czasu upyno, zanim znalaz
kobiet?
Wytumaczenie stanowiy jej dzieci. Byo ich wiele i trzymay go mocno przy ziemi.
Nawet gdy opuciy gniazdo, nadal pozostaway z nim zwizane, co niewiele kobiet by
zaakceptowao.
No i wci by Finem...
Antti, jego ojciec, te nie oeni si powtrnie. A moe po prostu mczyni z rodu
Kesaniemi s wybredni? Powinna to wiedzie, przecie ich znaa.
Ale moga tylko zgadywa, przepeniona czuoci. ledzia go wzrokiem i
obserwowaa, jak szuka swoich miejsc do owienia, jak zarzuca sznur z haczykami. Widziaa
jego szerokie plecy. owi ryby, siedzc twarz do soca. Moe udawa, e wszystko jest tak
jak zwykle.
Moe udawa, e jej wcale tu nie ma.
Raija moga tylko zgadywa, patrzc na niego. Dochodziy do niej poranne odgosy
pracy na statku, tak obce dla Reijo. Staa z nogami w obu wiatach.
Nigdzie nie naleaa.
Mino tyle czasu.
Zrobio si za pno.
Ale by przystojny. Jej przyjaciel. Srebro ksiyca i skaa. Szmaragdowe spojrzenie.
Kiedy utka jego obraz. Z iskrzco zielonym kolorem, jeli tylko znajdzie rolin, ktra uyczy
takiego barwnika wenie. Z pasmami brzowego i niebieskiego, jak bejcowana dka i wody
fiordu. Utka jego ramiona, donie trzymajce wiosa. Utka jego umiech, oczy i gste wosy.
Przedstawi go jako gr o ciepej skrze. Kiedy...

Reijo przepenia j tak ogromn czuoci...


Ale byo o wiele za pno.
Michai przywiz j na ld, gdy ju wiedziaa, e nie zakci porzdku porannych
obowizkw. Widziaa, jak jaki czas temu Reijo dobi do brzegu z poowem.
Raija miaa nadziej, e zowi mode dorsze z czarnymi grzbietami, a nie te zwyke.
Nic na wiecie nie smakowao bardziej ni wieo zowione dorszyki ugotowane w morskiej
wodzie do momentu, gdy skra na nich si marszczy, a miso twardnieje.
Miaa na sobie wasne ubranie. Poyczone niosa pod pach. Zamierzaa przeprosi, e
nie moga go upra.
Dobrze byo chodzi w butach do konnej jazdy. Zastanawiaa si, czy znw
przywykaby do kumagw.
Bluzka jej miaa hafty wok szyi i mankietw. Wzory, ktrych nie znano tu nad
fiordem, a ktre wydaway jej si podobne do haftw cynow nitk ze skrzanych kaftanw z
osady laposkiej Mikkala.
Odjechaa z Tornedalen w brzowym szalu okrconym wok gowy i zawizanym za
plecami. Ona bya maa, a szal duy.
Teraz okryta bya innym szalem. Te weniany, ale o innych kolorach. By niebieski z
dodatkiem

najzimniejszego

tego,

jakiego

potrafia

uzyska.

dodatkiem

krwistoczerwonego. Szal by obszerny i dobrze grza. Zimowymi nocami staa i marza pod
niebem nad Morzem Biaym, patrzc a do blu oczu na zorz polarn. Latem ta zorza grzaa
jej ramiona.
- Wczenie wstaa - przywita j Reijo. By wieo ogolony. Raija musiaa si
powstrzyma, by nie pogaska go po twarzy. Jej palce chciay go dotyka.
- Nie sdziam, e mnie dostrzeesz - umiechna si w odpowiedzi. Dobrze si czua,
rozmawiajc z nim. Sta na schodach w samej koszuli. By boso, spodnie mia podwinite do
kolan. Spodnie byy poatane widocznymi atami. Helena pewnie umiaa haftowa, ale jej
wychowanie nie obejmowao atania spodni z samodziau.
Raija od razu poaowaa, e co takiego przyszo jej do gowy.
Nie miaa adnego prawa do sdzenia. Helena uszczliwia Reijo, inaczej by jej nie
wybra. Ona sama bynajmniej nie bya pani, a te nie umiaa ata. Ledwo szya. Dobrze si
zoyo, e przy Jewgieniju niczego jej nie brakowao.
- Widz to, co chc zobaczy - odpowiedzia. - Jako dziewczyna nie bya taka
dyskretna. To wzruszajce. Zmienia si, Raiju!
Pogadzi j po policzku. Spojrzeniem musn jej czerwon bluzk wyszywan w maki.

Wydaway si ca k. Ale Reijo ich nie zna.


- Co zrobiaby pitnastoletnia Raija? - spyta z umiechem.
- Pitnastoletnia Raija wdrapaaby si przez burt i bagaa, bym j ze sob zabraa...
Reijo usiad na najwyszym stopniu schodw. Raija usiada obok niego. Wiele razy tak
siadywali. Z nim przyjania si najduej. To wane.
- Misza wczy si po brzegu - powiedziaa i zamiaa si sama z siebie. - Jakie to
dziwne, e znajduj takie sowa! Tak dawno ich uywaam. Nie wiedziaam, e znam inny
jzyk ni rosyjski. Pamitaam kilka sw po fisku, ale nie miaam pojcia, co znacz. Nikt
wok mnie ich nie rozumia.
- Jakie to sowa? - spyta zaciekawiony Reijo. Raija zachichotaa.
- Gwnie przeklestwa. Dziwne, e wanie one zdoay pierwsze przenikn przez ten
mur zapomnienia!
- Byy najmniej niebezpieczne - stwierdzi Reijo. - Nic dla ciebie nie znaczyy.
Uywaa ich tylko po to, by zrobi wraenie i podkreli, e jeste inna. Po nic innego.
- Dlaczego ty tyle wiesz?
- Dobrze ci znaem, przyjaciko. Chyba rwnie dobrze, jak ty siebie. A czasem lepiej.
Wraz z tob straciem wiele z twojego ycia. Mimo to czuj, e nadal ci znam. Ale mnie
zaskakujesz. Kiedy tak nie byo. Zawsze mogem przewidzie twoje reakcje.
Ponad nimi zaskrzeczaa mewa, bijc biaymi skrzydami na tle bkitnego nieba. Jej
byszczce oczka dostrzegay wszystko, a ty dzib gotw by do natychmiastowego
poknicia najmniejszego kawaka czego nadajcego si do jedzenia.
- Elise ju oprawia ryby - westchn Reijo, spogldajc na swoje donie. - Czuj si
zbdny. Ale ona chce wszystko robi, chce zapracowa na to, e tu mieszkaj. A przecie
miejsca jest dosy, jestemy sami z Ivarem. Dobrze ich tu mie. Ale Elise i Matti bardzo chc
za siebie paci.
- Wczoraj w nocy opowiedziaam Michaiowi, kim bya jego matka - rzucia Raija.
Zsuna szal z ramion. Dzie robi si cieplejszy.
- I jak to przyj?
- Pyta, dlaczego miaam tylu mczyzn... - zamiaa si smutno Raija. Wosy rozpucia.
Nigdy nie lubia ich wiza. Teraz powinna nosi przyzwoity kok nad karkiem. Wdowiestwo
zobowizywao. Ale ona nigdy nie robia tego, czego po niej oczekiwano. Nie dawaa rady.
Zawsze bya Raij.
Tylko Raij. Na dobre i na ze.
Reijo obj j ramieniem. Wiele razy tak siedzieli, miejc si, paczc, rozmawiajc a

do gbi duszy.
- Lubi tego chopaka - powiedzia Reijo szczerze. - Polubiem go od pierwszego razu,
gdy go ujrzaem. - Zamia si. - Poniewa nie miaem najmniejszej wtpliwoci, czyim jest
synem, sprawa bya przesdzona. Nie mogem go nie polubi. Zreszt Jewgienija te lubiem.
- Dlaczego? - chciaa wiedzie Raija.
Dzika kaczka zaopotaa skrzydami niedaleko kamieni na brzegu. Stadko pisklt
pywajce po wodzie zaniepokoio si. Wysoki syn Raiji przeszed pomidzy szopami. By
obcy w wiecie wybrzea. Ptaki o tym wiedziay.
- Jewgienij kocha - odpowiedzia Reijo z policzkiem opartym o jej czoo. Nie byo nic
zego w tym, e tak siedzieli. Znali si ju od tak dawna: ona miaa trzynacie, a on czternacie
lat. Oddzielaa ich zawsze tylko skra. Nawet wtedy, gdy byli tylko przyjacimi, a nie
kochankami, oddzielaa ich tylko skra.
Trudno o tak przyja.
- Jewgienij by mczyzn. Wierzy w co i trzyma si tego. Uwaa, e da ci ycie, na
jakie zasugiwaa, e da ci szczcie. Wierzy, e kamstwo wytrzyma. Rozumiesz?
Niezalenie od tego, co zrobi, on ci kocha. Ofiarowa ci wszystko. Wtedy tego nie
wiedziaem, lecz go polubiem. By czowiekiem, ktrego chciabym mie za przyjaciela. No i
wasz syn... gdy go ujrzaem, wiedziaem, e chciabym mie takiego syna. auj, e nie znamy
wsplnego jzyka, bo chciabym pozna twojego syna, Raiju. Wydaje si by wietnym
chopakiem!
- Masz wasnego syna, Reijo - odpara Raija czule.
- Ivar moe te bdzie wietnym chopakiem. - Gos Reijo od razu zyska na cieple, gdy
o nim wspomnia. - Jest pnym bogosawiestwem mojego ycia. Na pewno nie zasuy, by
tak wczenie zosta pozbawionym matki.
- Ja zawiodam wszystkich. - Raija patrzya daleko na fiord. Pamitaa, jakie polecenia
wydaa dzi rano przy stole. Wiedziaa, e Michai myli o nich wanie teraz. - Misza moe
mia prawo pyta, dlaczego byo tylu mczyzn. Nie opowiedziaam mu o Krwawym Ole. Tego
nie jestem w stanie opowiedzie.
- Winny ci jestem moje ycie - Reijo ucisn j za ramiona. - Wykupia moje ycie,
Raiju Alatalo, crko Erkkiego.
- Mam dokumenty wiadczce, e jestem Rais Bykow - odpara, jakby pragnc ocali
kawaek siebie.
- Moe one nam pomog - zastanowi si Reijo. - Ja mam dokumenty mwice o tym,
e jeste moj on. Ale wtedy nazywaa si Raija Elvejord, crka Erkkiego, wdowa po Karlu

Elvejord.
- Czy to tylko ja? - spytaa Raija. - Czy to tylko ja, Reijo? Mwiam Miszy, e yam
tak, jak musiaam. W jedyny sposb, jaki mi odpowiada. Czy to takie proste?
- A jakie miaoby by?
- Ty nie lubisz takich sw - powiedziaa Raija niemal zaenowana. - Kltwa...
Reijo patrzy na ni przed dusz chwil. Umiechn si, cign brwi, potarga jej
grzywk i przytuli. Chcia otrzsn j z tej myli.
- Ta powaga do ciebie nie pasuje! Nie byo z tob a tak le, moja maa. Miaa te
szczcie w yciu. I tu, i tam na wschodzie.
- Ale byo te wiele blu - odpara Raija cicho. - Tak okropnie duo blu. A marzenia...
nigdy si nie speniy. To szczcie, na ktre czekaam, nigdy do mnie nie trafio! - powiedziaa
z gorycz. Raija oczekiwaa wicej po yciu. Czua, e byo jej to obiecane.
- Moja Raiju! - Zielone oczy Reijo spojrzay w gb jej duszy. Znw j rozumia.
Pody zawiymi ciekami jej myli. - Pamitasz tych, z ktrymi wyrastalimy, prawda? Byli
mniej wicej w naszym wieku.
Nie byo nas wiele: ty i ja, Kalle, Sandra, Ludvig, Lisa, Ole Hans. Pamitasz ich,
prawda?
Pokiwaa gow. Z nimi si nie przyjania, ale znaa. Trzymaa si razem z Reijo i
Kallem. Ale i tak ona i Reijo wyrniali si jako Finowie. Niewane, jak dugo mieszkali nad
fiordem, nigdy nie byli tacy jak reszta. Nie wszyscy z tych, ktrzy tu yli, byli rwnie
norwescy. Jednak urodzili si tutaj. Mwili po laposku, ale nie hodowali reniferw. Nie
wdrowali. I wielu z nich nosio skrzane kaftany.
Raija pamitaa ich. Byli mniej wicej rwienikami. Nawet pamitaa ich twarze.
- Sandra wysza za Kristoffera z Karnes. On ju wtedy mia dzieci w naszym wieku.
Przed Sandr wyniszczy trzy ony. Ona jeszcze yje. Pamitasz, e bya adna? Nie tak jak ty,
ale adna. A Kristoffer by jak zuyty kumag. Nadal yje, cho jest niedonym, linicym si,
gadajcym od rzeczy starcem. Tak, wiedzia, co robi, gdy bra sobie mod on! Dzieci ucieky
z domu, ale Sandra musi zosta. Pracuje w polu, owi ryby, sprzedaje swetry. Zawsze ma
robtk w rkach. Kristoffer trzy razy w cigu zeszego roku prbowa podpali dom. On ju
nie wie, co robi, cofn si do czasw dziecistwa. A Sandra pewnie te miaa marzenia, Raiju.
- Reijo nabra oddechu. - Ludvig wzi sobie za on dziewczyn znad fiordu Ulls. Maj
szesnacioro dzieci. Troje z nich umaro. Musz si mocno stara, by wyywi wszystkie.
Rzadko a tyle przeywa. ona jest pracowita, a Ludvig prawie nie pi. Gdyby nie sprzedawa
skr, nie daliby rady. Lisa Perssenw naja si jako suca w Malselv. Wrcia do domu z

bkartem. Mwiono, e to dzieo gospodarza domu, ale Lisa nie pisna sowa. Ona pewnie te
miaa marzenia. A teraz dba o starych rodzicw. Syn urs i wyjecha std, pewnie nie mia najlepszych wspomnie. Ole Hans gospodarowa tak nieumiejtnie, e gospodarstwo poszo za
dugi. On, ona i dziewicioro dzieci zostali bez dachu nad gow. ona suy u ludzi, dzieci
rozdano, adnego tu nie ma. Ole Hans yje wdk, ktr udaje mu si wymieni. Nie sdzisz,
e on te mia marzenia? A moe te mwi o kltwie? Mog ci opowiedzie o takich samych
kltwach za kadymi drzwiami wzdu naszego fiordu. Mylisz, e oni s szczliwi?
- Wiesz dobrze, o co mi chodzi - zaprotestowaa Raija sabo. Siedziaa z pochylon
gow. Prbowaa sobie ich wyobrazi. Nie umiaa. Poczua si skarcona. Nie spodziewaa si
tego po Reijo. I nie bya pewna, czy jej si to podoba. Czua, jakby on j zawid. Jakby nie by
tym, kogo si spodziewaa spotka. A przecie nie mg si a tak zmieni od wczoraj.
Czyby podja z decyzj?
- Ty zawsze wierzya w mio - umiechn si Reijo ciepo. - Jeste dorosa i tyle
przeya. Tyle blu. Kochaa i bya kochana, i mimo to wierzysz w to jedyne, wielkie
uczucie?
Raija ucieka od jego gosu i ramion. Od jego ciepa. Od rozsdku i tego, co cigao j
na ziemi. Reijo zawsze twardo stpa po ziemi. On zawsze sprowadza na ziemi jej marzenia,
jedno po drugim. ciga je tak nisko, e ju nie widziaa w nich niczego nadzwyczajnego.
Z ramionami skrzyowanymi na piersiach odesza na skraj zbocza. Dziwia si,
dlaczego nikt nie wychodzi, przecie o tej porze raczej nie pi. Dzieci na pewno nie. Byo tak
ciepo, e mogyby biega na bosaka po trawie. Nie widziaa te adnych cieni za oknem. Tylko
wiato soca si w nim odbijao. Pamitaa, e jeli patrzyo si pod odpowiednim ktem i z
gow odpowiednio przekrzywion, na szybie wida byo delikatne krgi, ktre sprawiay, e
wiat na zewntrz wydawa si troch nierzeczywisty. Z zewntrz szyba wygldaa jak
powierzchnia wody zmcona przez wrzucony do niej kamie.
Misza usiad na brzegu. Raija wyczuwaa, e podoba mu si widok. Nie mia tego
nieprzyjemnego uczucia co ona, gdy patrzya na gry i morze.
Dla Miszy morze byo yciem. A gry pewnie czym najwspanialszym, co widzia.
Zafascynoway go. Jego oczy bdziy po szczytach.
Raija rozumiaa go. Mona byo si zachwyci tym krajobrazem. Ale chciaaby zabra
syna w gb wskiej doliny, wyej, tam gdzie si rozszerzaa i stawaa paskowyem. Wtedy
moe by zrozumia, jak tam jest wspaniale. Zrozumiaby, czego jej oczy zawsze szukay, gdzie
si czua szczliwa. Moe wtedy zrozumiaby, dlaczego tak jej byo dobrze nad Morzem
Biaym.

Ona potrzebowaa przestrzeni dla swoich myli. Musiaa mie szeroki widok na
horyzont, ku ktremu mogy szybowa jej marzenia.
- Co powiedz ludzie, Reijo? - spytaa. Usyszaa, e podszed do niej, widziaa go
ktem oka. Zreszt zawsze wyczuwaa jego blisko.
Moe nie tak silnie jak Mikkala. Ich zwizek by szczeglnie mocny. Nie mona go
porwna z niczym innym. Zostali ze sob zwizani na zawsze tego szarego przedpoudnia w
Tornedalen w tysic siedemset osiemnastym roku.
Staa na cyplu i patrzya na fiord Lyngen. Moe nie zasuya, by powrci...
Raija uwiadomia sobie, e tylko trzech mczyzn pozostawio trwae lady w jej
duszy. Trzech, z ktrymi czua si naprawd zwizana. Ktrych kochaa w taki sposb, e
zawsze bd dla niej ywi.
Reijo. Wasilij.
Mikkal.
Mikkal najbardziej ze wszystkich.
Wszyscy byli kim wicej ni kochankami. Przyjacimi. Znaa ich tak dobrze, a do
blu. I nie lubia wszystkich ich cech. Ale nie chciaa ich zmienia.
Marzya o mioci. Marzya, by tak kocha jednego, by wykluczao to kogokolwiek
innego.
Nigdy tak si nie stao.
Ale Reijo oczywicie si nie myli. Jej ycie to nie tylko zy. Mimo wszystko miaa by
za co wdziczna losowi. Tutaj wielu ciko walczyo o codzienny chleb. Nie byo atwo si
naje, cho fiord lea u ich stp. Nic tu nie przychodzio atwo, no, moe z wyjtkiem
podzenia dzieci...
Raija pamitaa smak chleba pieczonego z mielonej kory. Pamitaa, jak ciko lea w
brzuchu i jak nadal czua gd pomimo tego ciaru. Pamitaa mdoci, rwanie w jelitach...
Z trudem odgrzebywaa te wspomnienia. To dziao si tak dawno!
- Wezm na siebie cz odpowiedzialnoci - powiedziaa cicho, nie patrzc na Reijo.
Spogldaa na drobne fale i wiedziaa, jak wygldaj te due, wielkoci domu... - Bdziesz mia
kopoty. Szkoda, e nie schowaam si w alkowie. Ale ta moja cholerna duma! Musz by
uparta. Musz stawia czoo wyzwaniom. I zapominam, jak czsto parzyam palce, bawic si z
ogniem. - Zaczerpna oddechu. - Ale tym razem nie uciekn. Sprbuj wytumaczy,
przedstawi moj wersj. Pewnie koci nas potpi, da nam pokut. Ale przecie nie ka
wykopa twojej ony, prawda? Tak si nie robi? Moe ya w grzechu, ale niewiadomie!
- Nie, tak si nie robi - odpar Reijo ochryple. Nie by pewien. Pogoski rozejd si

szeroko...
- Wziam ze sob moje rzeczy - Raija wreszcie spojrzaa na towarzysza. - Misza i Oleg
popyn a do Tromso. Mamy tam klientw. To potrwa kilka tygodni.
- A ty?
- Zostan tu - stwierdzia Raija stanowczo.

8
Michai zjad niadanie z rodzin na cyplu. Z rodzin matki. Jego rodzin.
Bawi si z dziemi. Zawsze mia do nich podejcie.
Te przypominay mu o Natalii. Nigdy jej nie zapomni, mimo e nie mwi o niej czsto.
To zbyt bolao. Siostrzyczka stanowia cz jego ycia. Zawsze ni bdzie, nawet jeli nie ma
jej na tym wiecie.
Wiedzia, e matka go nie odepchna, ale jej decyzja bolaa.
- Dasz sobie rad, mamo? - pyta ju ktry raz. Dziwnie to brzmiao i wiedzia,
dlaczego. Zwykle Raija zadawaa mu to pytanie. To ona opiekowaa si nim, baa si o niego. A
teraz on niepokoi si o ni. - Jeste pewna, e dasz rad?
Raija ucisna go za rami. Ju nie dosigaa wyej, nie moga potarga mu wosw.
Jej chopak wyrs na wysokiego.
- Nie jestem u obcych - powiedziaa. - Jestem u swoich, Misza. No i twoich. To miejsce
byo kiedy moim domem. Oczywicie, e dam sobie rad. Jak zawsze. Nie wiedziae?
Zamiaa si artobliwie. Ale nie dodaa mu pewnoci.
Bolao go, e matka nie chce, by z ni zosta. Misza czu to jak guchy bl w piersi.
Pamita, e kiedy ju przeywa co podobnego.
Wtedy powodem by Wasilij.
Wiedzia, e inny mczyzna mg matk zabra rodzinie.
Michai by wtedy zy, cho najbardziej w imieniu ojca. Mimo wszystko Wasilij nigdy
nie zagraa pozycji Miszy u Raiji.
Teraz to co innego.
To nie aden mczyzna chcia go usun w cie.
To inni, ktrzy stali jej tak samo blisko jak on. Ona miaa tu inne dzieci.
I Raija nie chciaa, by tu przebywa, gdy bdzie wracaa dawnymi ciekami. To bolao.
- Michai, ja potrzebuj czasu - powiedziaa Raija. Obja go. Bya tak niedua, a miaa
tak wiele siy. Nie wygldaa na to. - Musz ich pozna na nowo. Chc si dowiedzie, kim s,
zanim bd moga poredniczy pomidzy tob a nimi. Rozumiesz, Misza?
Nie rozumia, ale i tak pokiwa gow, a zataczya jego gsta, czarna grzywka.
- Kocham ci tak samo mocno, mimo e nie chc, by tu zosta - umiechna si Raija,
znuona.
Czua si, jakby przeniosa si w czasie. Jej ojciec te j prosi, by zrozumiaa. Patrzy
na ni ciemnymi oczami Alatalo w tamten szary dzie i powiedzia, e kiedy, gdy bdzie

dorosa, zrozumie.
Mino wiele lat, zanim tak si stao. Dugo dwigaa brzemi goryczy, zanim moga
powiedzie, e on mwi wtedy prawd.
Teraz powtarzaa sowa Erkkiego Alatalo swojemu najmodszemu synowi.
- Te cieki musz przej sama - powtrzya swojemu ulubiecowi. - Nie mog ci ze
sob wzi, Misza, mimo e bym chciaa. Pogodzi si z tym.
- Jeste naprawd pewna, e sobie poradzisz, mamo? - musia jednak jeszcze spyta.
Moe brzmiao to dziecinnie, moe ona uwaa teraz, e jeszcze nie jest mczyzn. Ale musia
spyta. Musia si upewni, e ona naprawd tego chce. Nie podobaa mu si decyzja matki, ale
czu, e jej od niej nie odwiedzie. Jego matka bya uparta.
Nie mona zawrci przypywu.
- Nie mamy czasu - umiechna si Raija. - Jeste pryncypaem, Michaile
Jewgienijewiczu Bykw! Masz zadania. - Umiechna si czule. - Dam sobie rad, synku.
Wzrusza mnie twoja troska. Mj czas jeszcze nie nadszed, zapewniam ci!
Michai wierzy jej. Mwia to z tak pewnoci. Nigdy by tego przed nikim nie
przyzna, ale wierzy wicie, e ona bdzie znaa swoj godzin mierci. To byo przeraajce,
ale matka miaa zdolnoci, ktrych nie umia wytumaczy. Takie, nad ktrymi lepiej si nie
zastanawia. Uznawa je, bo bywa wiadkiem ich dziaania. Zwaszcza w przypadku Natalii.
Byo w niej co wyjtkowego. Czasami zastanawia si, czy siostrzyczka nie jest
anioem.
Czasami czu wdziczno wobec losu, e Natalia umara. Moe nie za sposb, w jaki to
si stao, ale e umara jako dziecko. Nosia cikie brzemi dziedzictwa. Za cikie.
Niekiedy Misza ba si, e i on moe co takiego w sobie nosi. W mniejszym stopniu,
ale jednak co.
Ba si odkry w sobie nowe strony. Nowe zdolnoci, ktrych nie chcia.
Nie wiedzia, czy mona si od nich uwolni. Za bardzo by podobny do matki...
Michai zapragn, by nie musia przekaza tego dalej. To by rodzaj przeklestwa, co,
od czego nie mona uciec. Dziedziczone z krwi.
Olga.
Gdyby wybra Olg, nie przekazaby tego nikomu.
Duo o niej myla. Myla o tej chwili, ktr mu ofiarowaa. O sowach, ktre
powiedziaa. O dowiadczeniu, ktre mu daa: dobrym, delikatnym i adnym. Mimo to Michai
czu si niepewnie, gdy o tym myla. Nie sdzi, by si sprawdzi jako mczyzna.
Olga bya taka zdecydowana. Uparta i niezmordowana, gdy ju obraa sobie jaki cel.

Teraz wybraa go nie tylko dla siebie, ale i dla niego. To go zniechcao.
On nie by tak pewien jak Olga.
Podobaa mu si. Myl o niej przepeniaa go gorcem. Policzki zaczynay pali. Ciao
przestawao go sucha.
Jednak nie by przekonany, czy moe zoy swoje ycie w jej donie.
Michai nie lubi, gdy inni decydowali za niego.
Nie moe myle o Oldze!
Jednak bya najlepszym wyborem, gdyby chcia powstrzyma ze dziedzictwo.
Jego matka nie powinna wiedzie, o czym on teraz myli. Tego by pewien.
- Wszystko bdzie dobrze - zapewnia go Raija. - To tylko kilka tygodni, Misza. Dasz
sobie rad. Musisz peni obowizki kapitana bez matki u boku. Zyskasz wikszy szacunek
zaogi. A Oleg bdzie ci wspiera. Moesz go o wszystko pyta.
Michai wiedzia o tym. Powtrzy jeszcze, e wrci za par tygodni, uciska j i
wszed do dki.
Raija staa i patrzya za nim, na jego rwne, silne pocignicia wiose. Na jego twarz.
Wyglda tak modo, a jednak wkrtce mia sta si mczyzn.
Staa i patrzya, jak przygotowuj statek do odpynicia. Staa, a serce ciyo
kamieniem w jej piersi. Czua zbliajcy si pacz, ale nie zapakaa.
To by jej pierwszy raz.
Michai by jej najmodszym dzieckiem, ale ona nigdy wczeniej nie przeya
odchodzenia dziecka. To miao bole. Miaa tego wiadomo.
Rozstania s bolesne.
A przecie stanowi naturaln kolej rzeczy...
Dzieci dorastaj, przecinaj wizy czce je z rodzicami. Tworz wasne ycie.
Kiedy nastpowa moment zerwania wizi. To musiao bole. Musiao zawiera
tsknot.
Moe za bardzo si do niego przywizaa... Ale by tak wspaniaym chopcem! Jej
ulubiecem, cho nigdy nie maminsynkiem. Nalea bardziej do niej ni do Jewgienija, nawet
zewntrznie bardziej podobny do niej. Z Jewgienijem dzieli tylko mio do morza. Ojciec
unikn tego blu, ktry teraz przeywaa...
- Nie bdziesz tu marza! - stwierdzi Reijo.
Raija nie spojrzaa na niego, ale wyczua jego ciepo i poczucie bezpieczestwa, jakie
roztacza.
Zatrzyma si obok niej. Patrzy na ni dugo, zanim narzuci szal na jej ramiona.

Zrobio si chodno, wiatr taczy w kierunku fiordu.


- Nie musisz sta tu i patrze, jak odpywaj, moja Raiju!
Wiedziaa to, ale nie moga zmusi si do odejcia. Staa wrd kamieni i wodorostw
zniszczonych przypywami i odpywami. Staa z ramionami skrzyowanymi na piersiach, nie
spuszczajc wzroku ze statku, ktry stanowi rdo utrzymywania dla niej, Michaia, Olega...
Wiedziaa, e oni nie maj czasu, by na ni patrze. Zdawaa sobie spraw z tego, e
Michai jest teraz zajty. Nie by kapitanem tylko z tytuu. Mia swoje zadania. Raija wiedziaa,
co dzieje si na pokadzie w chwili podniesienia kotwicy.
Ale chciaa choby w ten sposb by z nimi. Nie moga pj do domu i stamtd patrze
na nich. To nie byoby to samo.
Po dwch godzinach statek zacz wypywa z fiordu. Do ostatniej chwili trwa jeszcze
handel. Ludzie nie wiedzieli, e mieli szans zrobienia lepszego interesu ni gdzie indziej.
Raija o to zadbaa.
Nie musieli paci ryb zowion przez cay sezon za worek mki. atwiej im byo
dokona korzystnej wymiany.
Wreszcie agle napeniy si wiatrem i statek skierowa si ciko na pnoc, ku ujciu
fiordu Lyngen. Kolorowy statek koyszcy si na falach. Wrci dopiero za kilkanacie dni.
Raija machaa rk, cho nikt nie odpowiada. I tak machaa. Nie moga przesta,
dopki agle nie stay si tylko plamami na horyzoncie.
Wtedy Reijo pooy jej rce na ramionach i wyszepta do ucha:
- No, teraz idziesz do domu, Raiju. Do si namarza. Porozmawiamy sobie, ty i ja.
Co wymyliem, zobaczysz!
Elise dziaaa w domu. Dbaa o czysto, zamiataa i sprztaa. Wypeniaa go zapachem
jedzenia. Dzieci miay czyste ubranka i zawsze co do zabawy w doniach, czy to kbek weny,
czy kawaek patyka. Nucia im piosenki. Wyklaskiwaa rymowanki. Pilnowaa, by nie
oszukiway, cho przymykaa oczy na drobne nieporozumienia.
Dobrze im zrobi dawanie sobie rady na wasn rk! Ona sama wyrosa w gromadce,
ktra czasami si kcia, no i wszyscy wyszli na ludzi.
Elise bya bardzo opiekucza. Jak tylko Reijo i Raija weszli, przysuna zydel do
paleniska i usadzia na nim Raij.
- Na pewno przemarza na ko, stojc tam godzinami! - skarcia j i zaraz
zachichotaa. - Troch dziwnie ci upomina, mamo Raiju, ale skoro jeste tak nierozsdna,
sama bdziesz za to odpowiada!
Raija tylko si umiechna i posusznie przyja misk z zup rybn zagszczon kasz.

Chtnie zjada gorc potraw.


Reijo mrugn do niej. Trzyma Ivara na kolanach i w sposb mistrzowski godzi
zabawianie syna i zjedzenie dwch misek zupy.
- Elise nie oszczdza na kaszy - umiechn si szelmowsko, skubic Elise za warkocz.
- Ju tak dawno nie musiaam oszczdza! - bronia si. - Lubi gotowa! Czy to le?
Reijo pokrci gow i poprosi o jeszcze jedn misk zupy. miech Elise powiedzia
mu, e wybaczya.
U pogodnej i wesoej Elise nietrudno byo o miech. Reijo zacz dostrzega w niej t
dawn Elise, mod dziewczyn o krgych ksztatach, rozmawiajc z nim a do nocy. Ona na
awie pod oknem, on po drugiej stronie stou. Jej modziecze myli...
Dzieci po kolei dzieliy si z nim zwierzeniami z awy pod oknem. Reijo aowa, e nie
moe odstpi Raiji wspomnie ktrego z wieczorw.
Elise zaczynaa przypomina dziewczyn, jak pamita. Z okrgymi, rumianymi
policzkami.
Znw moda by nie moga, ale wedug Reijo powinna jeszcze troch si zaokrgli,
wygadzi zmarszczki, wypeni bluzk obfitszym biustem.
Oczywicie nie przejmowa si, e nie oszczdza na kaszy. Cieszy si, e lubi gotowa.
Ja nie zbiedniej, pomyla. W domku z bejcowanych belek na cyplu starczyo dla nich
miejsca zarwno w pomieszczeniach, jak i w sercu. I na pewno nikt nie bdzie tu godowa,
jakem Reijo Kesaniemi!
Przyda si troch wicej ciaa zarwno Mattiemu, Elise, jak i dzieciom. Powinien
czciej owi tuste dorsze o czarnych grzbietach i gotowa je wraz z wtrbk. Wtedy
wszyscy szybciej nabior ciaa!
- Jak dobrze, e tu jeste, Raiju! - rzucia Elise z gbi serca. - Ale dwa tygodnie to
strasznie mao czasu! Nie zdysz nadgoni takiego kawau ycia! Przepraszam! - umiechna
si przelotnie i zerwaa na nogi. - Nie miaam na myli niczego zego. Matti mwi, e ja gadam,
zanim pomyl. Ale to nieprawda. Tylko jakby chc przekaza wszystkie moje myli na raz!
- Nic nie szkodzi. - Raij wzruszya jej troska i okazane ciepo. - Jeste szczera, Elise.
Nie zaszkodzio ci wychowanie si wrd tylu Alatalo. My komplikujemy nasze relacje.
Czasami nie jestemy mili. Ale ty nie potrafiaby nikogo zrani swoimi sowami. Masz gorce
serce. Twoi rodzice byli dobrymi ludmi. Nie niesiesz trudnego dziedzictwa.
- Niby nie - umiechna si Elise szeroko - ale w kocu wybraam sobie jednego z rodu
Alatalo! Wic moe troch mi zaszkodzio... - Po chwili dodaa arliwie: - I jestem z tego
dumna, Raiju! Jestem dumna z Mattiego. Dumna, e to on jest ojcem naszych dzieci. e one

stay si czci rodu Alatalo! Ani ty, ani ja nie mamy si czego wstydzi. Jestem dumna, e
weszam w t rodzin!
- Jeste za dobra dla nas - wyznaa Raija. - Mj brat nie wie, jakie to szczcie, e
zostaa jego on!
- Czy Matti pojecha? - wtrci Reijo. Elise pokiwaa gow.
- Spakowaam ju was - powiedziaa i podzielia si jeszcze jedn myl: Porozmawiam z Id. Ona jest tak przepeniona uczuciami, emocjami. Ale w gbi duszy jest
rozsdna. Stanowi tak dziwn mieszank. - Bkitne oczy Elise rozwietliy ogniki. - Moe to
nic dziwnego. Czsto zapominam, kto jest czyim dzieckiem w naszej gromadce! Wydaje mi si
nawet, e ja jestem podobna do Reijo! Chocia on jest tylko moim przybranym ojcem!
- Mimo to otrzymaa bardzo duo od Reijo - rzucia Raija.
- W kadym razie - mwia dalej Elise - Ida tak naprawd jest rwnie rozsdna jak
Reijo!
- To dobra cecha rodu Kesaniemi - Raija zrobia min do Reijo. - Za to uczucia
odziedziczya po mnie. Niczego innego nie mona wic oczekiwa.
- Ida wydawaa si bardziej dorosa, gdy bya dzieckiem - stwierdzia Elise.
Przypomniaa sobie letnie, jasne noce w ich alkowie. Ona i Maja nacigay sobie na
gow przykrycie, nurkoway w ciemno i chichoczc, dzieliy ze sob tajemnice. Tak niewiele
wiedziay! Tylu spraw nie wayy si porusza!
No i Ida. Wciskaa swoje zimne stopy pod ich przykrycie i wkradaa si do nich.
Zadawaa pytania, na ktre nie umiay odpowiedzie. daa podzielenia si dowiadczeniami,
ktrych nie miay, ale do czego za nic w wiecie nie chciay si przyzna.
Chyba i tak Ida to wiedziaa. Ona miaa co mdrego i wszystkowiedzcego w swoich
zielonych, przejrzystych oczach.
Naprawd bya bardzo dorosa jako dziecko.
Za to teraz wielu rzeczy nie wiedziaa.
- Id od razu zalewaj emocje - tumaczya Elise. - Kipi. A dopiero potem ona myli. I
jeli dochodzi do wniosku, e si pomylia, pierwsza wyciga rk i przeprasza.
- Tego na pewno nie odziedziczya po Alatalo! - stwierdzia Raija stanowczo. - My
trzymamy si a do koca nawet bdnych przekona... - Umiechna si i nabraa oddechu. Dajmy Idzie czas, ktrego potrzebuje. Ja nie przyjechaam tu, by cokolwiek utrudnia jej ani
komukolwiek z was.
Miaa dwa tygodnie. Nie powiedziaa im, dlaczego si zjawia. Nie powiedziaa, co
chciaa osign. Ju nawet sama tego nie wiedziaa. Wiele spraw zmienio si tak szybko, nie

tylko przez te lata.


- Dlaczego nas spakowaa? - przypomniaa sobie Raija sowa Elise. Nie widziaa ju
swojej torby podrnej tam, gdzie j zostawia. Staa koo drzwi, przekazujc sygna, e jej
wacicielka zostaje.
Na jaki czas.
Zostawia te sporo rzeczy na statku jako znak dla Michaia, e zamierza wrci.
- Podjem postanowienie za nas oboje - powiedzia Reijo, podrzucajc Ivara a pod
sufit. Chopczyk mia si, zachwycony. Mia miech ojca. Oba gosy zlay si ze sob,
wypeniajc serce Raiji ciepym uczuciem. Malec nie mia podobnych rysw twarzy do Reijo.
Raija prbowaa odnale w nim t nieznan jej Helen, ale nie umiaa. Miaa nadziej, e
bdzie umiaa j sobie wyobrazi dziki opowieci Reijo.
Chciaa tego.
Chciaa pozna t mod kobiet, ktr on kocha tak mocno i ktra dala mu tak wiele.
- Pozwoliem sobie podj postanowienie za nas oboje, Raiju, i mam nadziej, e nie
ukarzesz mojej zuchwaoci swoim synnym alatalowskim milczeniem!
Popatrzyli na siebie i wybuchnli miechem.
- Pamitasz, jak si do mnie nie odzywaa caymi dniami, gdy bya na mnie za? spyta Reijo. - Odpowiadaa mi najkrcej, jak umiaa, albo przekazywaa polecenia poprzez
Elise.
- Pamitam to! Teraz sobie przypominam! Uwaaam, e to byo straszne, bo tak was
oboje kochaam! - Przerwaa sobie sama: - Ech, syszycie, jak ja mwi? Chyba nigdy nie
wrc do norweskiego!
Norweski by jzykiem ojczystym Elise, ale z Mattim rozmawiaa tylko po fisku. On
nie mia zdolnoci do jzykw, cho rozumia i norweski, i laposki. Z dziemi mwili po
fisku. Ale Elise usyszaa nage, e nadal mwi dialektem z poudnia Finlandii! A przecie tak
dawno stamtd wyjechali!
- Chyba bdzie tu niezy cisk - powiedzia Reijo z powag. - Jeste najwiksz sensacj
od czasu mierci Heleny. Przysigbym, e teraz mwi o tobie wszdzie. Plotki ju wspinaj
si w gry i przechodz do Manndalen.
Zamia si i zakoysa Ivara na kolanie. Chopiec trzyma si mocno palcw taty
maymi, pulchnymi apkami. Reijo koysa syna cierpliwie.
- Nie radziem si ciebie, Raiju, ale raczej zgodzisz si ze mn. To uatwi spraw. Nabra powietrza. - Tutaj chodzi o wiele osb. O Elise, Mattiego i dzieciaki. O Id, Sedolfa i
maego Mikkala. O tego tu Ivara. O naszych w Finlandii. Ale przede wszystkim, Raiju, chodzi o

ciebie i mnie. Musimy sobie wiele opowiedzie i wytumaczy. Wiele wzw musimy
rozwiza. Bdziesz miaa na to czas. Ale przede wszystkim mylaem, e powinnimy spdzi
troch czasu sami. - Twarz Reijo rozjania si. - Zaatwiem nam odroczenie tego pieka, ktre
nas tu czeka. Zabieram ci w gry!
- W gry? Reijo pokiwa gow.
- Such ci nie szwankuje, babciu! Syszysz rwnie dobrze jak dziewczyna! Ty i ja
idziemy w gry!
- Chyba nie spakowaam dosy ubra - wtrcia Elise - ale uwaaam, e waniejsze jest,
bycie zabrali jedzenie. Bdziecie to wszystko nie na plecach.
- Na pewno zadbaa najlepiej, jak to jest moliwe - odpar Reijo, patrzc wci na
Raij. - Matti albo Sedolf zawioz nas wozem jak najwyej. Potem pjdziemy na wasnych
nogach.
Zerkn na jej wypucowane buty do konnej jazdy.
- Myl, e powinna zmieni buty. Do takiej wdrwki najlepiej nadaj si kumagi. Od
tych wspaniaoci dostaniesz tylko odciskw. Wygldasz w nich zreszt jak poborca
podatkowy!
Raija udaa, e nie syszy.
- W grach musi by teraz adnie - powiedziaa. - Wszystko niebieskie. Niebo, jeziora...
Rozmarzya si. Przypominaa sobie pory roku na paskowyu. Pamitaa, jak si
zmieniaj: czasem gwatownie, a czasem agodnie, powoli, jakby sama natura napawaa si
tymi zmianami. - Ziele jest tak zielona, zanim straci kolor! Jakby iskrzya po raz ostatni, zanim
nadejdzie zimno. Niektre licie ju s te, cho to jeszcze nie pora. Wszystko jest stonowane. No i ta niebiesko. Przejrzyste powietrze. Ziele. Plamy tego...
- ...i czerwonego, ktre nie dbaj o twoje stonowane kolory! - artowa Reijo z byskiem
w oczach. Rozumia jej uczucia. Sam odczuwa to pikno, ktre malowaa. Sam je widzia i
wielbi tak jak ona. Nie mia adnej ulubionej pory roku, dla niego wszystkie miay w sobie co.
Byy rwnie wane. Gdyby ktrej zabrako, pozostae by si zmieniy.
Reijo nie umia sobie tego wyobrazi, ale by pewien, e adna pora roku nie istniaaby
bez innych. Trudno byoby mu przekaza te myli sowami, ale Raija pewnie by go zrozumiaa.
Umiaa spojrze szeroko.
- Twj kwiat te teraz krzyczy - doda. - Twj jaskier lodowy, Raiju. Pamitam, jak
zawsze podoba ci si ten niepozorny kwiatek. Ja te widziaem go wiele razy na paskowyu,
kwitncy tu obok ostatnich ach niegu. On potrafi rosn wrcz na kamieniu, na lodzie. Biay,
pulchny i peen woli ycia. - Glos mu niemal odmwi posuszestwa. Musia odwrci

spojrzenie. Ogarno go tyle wspomnie. Tyle, ktrymi jeszcze nie mg podzieli si z Raij. Kucaem koo niego. Gadziem jego patki tak, jak ludzie gadz kociaki. Rozmawiaem z nim.
Tak wysoko w grach nikt nie zwraca uwagi, z kim si gada. Mylaem sobie - twj kwiat,
Raiju. Lubisz go ty i renifery. Jest biay przez cae lato, dopiero gdy idzie jesie, staje si
czerwony, niemal fioletowy. Zupenie jakby krzycza. Wtedy jest widoczny na niegu. Zabiera
troch ciepa dla siebie. Kusi ostatnie promienie soca swoim czerwonym kolorem.
- Naprawd tak mylae? - spytaa Raija z niedowierzaniem, wpatrujc si w niego z
uwag.
- Czemu nie? Raija nie umiaa wytumaczy, dlaczego j to tak zdziwio. Reijo by
mczyzn z pokadami czuoci. Wiedziaa o tym. By tak silny, e mg pozwoli sobie na
delikatno.
Ale jego wyznanie poruszyo co w gbi jej duszy.
- A co z twoim synkiem? - spytaa. - Zabierzesz go ze sob?
Raiji przypomniaa si jej ucieczka z Vardo. Mikkal i Ailo. To wanie syn Mikkala
uczyni z ucieczki co normalnego. To on dba o to, by ich dni codzienne przeplatay wita.
Gdyby ona i Mikkal byli sami, zniszczyliby siebie nawzajem. Moe ich wsplna podr
trwaaby krcej ni ten rok.
Ailo stanowi jasny punkt tamtego roku.
Mikkal chyba j zawid. Teraz moga to przyzna. Przyznanie si ju nie bolao. Nie
musiaa kama.
Nie kochaa go mniej z tego powodu. Ale on j zawid.
- Mody Kesaniemi zatskni za tat dzi wieczorem - odpar Reijo. - Ale jutro rano
bdzie zadowolony z opieki Elise. Ida te o niego zadba, zaleje go czuoci. Nie bdzie le
maemu Ivarowi Anttiemu, mimo e ojciec ucieknie w gry na kilka dni. Chyba to tata bdzie
za nim tskni!
Reijo potar czubek nosa o nosek maego. Raija przypomniaa sobie, jak robi tak z
Maj, z Knutem...
- Tu chodzi o nas, Raiju. Musimy sobie wiele wytumaczy. Zmierzymy si z tym
wszystkim razem, ale najpierw musimy unikn wszelkich niespodzianek. Musimy
opowiedzie sobie nasze ycie. Bdziemy przed sob bardziej nadzy ni wczoraj w saunie,
kochana.
Raija pokiwaa gow. Mdrze to wymyli. No bo by mdry!
- Masz dla mnie kumagi? - spytaa. - Oczywicie, e id z tob w gry!

9
- Obawiam si, e jest co, czego nie uda nam si unikn - powiedzia Reijo,
podsadzajc Raij nawz.
Matti wrci niedawno. Nazajutrz mieli z Sedolfem rozpocz cink drzew na dom. Nie
opowiada wiele o Idzie, wzruszy tylko ramionami i rzuci, e bya maomwna.
Raija domylaa si, co Reijo mia na myli. Sama si tego baa. Siedziaa na wozie w
swojej czerwonej, haftowanej bluzce, okryta niebieskim szalem, z czerwon wstk we
wosach.
Zwykle niczego si nie baa, ale tego - tak.
- Moglibymy ukry ci na wozie i jecha, jak gdyby nigdy nic - mwi dalej Reijo,
ciskajc jej donie, - Ale ani ty, ani ja nie jestemy tacy, prawda, May Kruku?
- Ale ty bdziesz mwi - odpara. Reijo pokiwa gow i wspi si na wz obok niej.
Matti powozi sam na kole. Reijo siedzia rami w rami z Raij, ale jej nie obejmowa
ani nie trzyma za rk.
Pomacha do tych, ktrzy patrzyli na nich z okna domku. Zostawili cypel za sob.
- Zatrzymaj si tutaj - rzuci do Mattiego, gdy dojechali nad brzeg morza. Zeskoczy z w
o z u i poda rk Raiji. - Chod! Nic zego si nie stanie. Troch si u nas zmienio od czasw,
gdy tu bya, Raiju. Nie jest tak, jak si obawiasz. Nie jestemy tacy li, my znad fiordu.
Raija nie bya cakiem pewna, czy mu wierzy, ale to on tu mieszka przez te lata. To on
si najbardziej naraa. Przecie nadal bdzie tu mieszka.
Ona miaa wrci. Znw moga uciec.
To bya tylko wizyta.
Przy odziach zgromadzio si kilkunastu mczyzn. Nie mieli teraz nic do roboty, gdy
ju rosyjski statek odpyn.
Oczywicie, mieli o czym mwi!
Wikszo sdzia, e Raija odpyna.
Niektrzy uwaali, e Kristoffer musia by pijany i nie wiedzia, o czym mwi. To, co
opowiada, byo zbyt nieprawdopodobne. Umiechali si pod wsem. Jeli ju opowiada si
art, powinien by cho troch realny.
Kto widzia jak kobiet stojc na brzegu przy szopie Reijo, gdy statek odpywa, ale
z daleka.
A tu nadchodzi Reijo, obejmujc j ramieniem! Czuli si, jakby zobaczyli ducha.
- Przyprowadziem t, o ktrej pewnie mwicie - powiedzia Reijo, zatrzymujc si

pord nich. Mczyni byli ich rwienikami, w takim wieku, by j pamita.


Nie mogli oderwa od niej oczu. To zreszt zawsze byo trudne z powodu jej urody.
- Sdzilimy, e Kristoffer zmyla! - odezwa si w kocu jeden z nich. - To si nie
trzymao kupy!
Raija spojrzaa na nich, wytrzymujc ich wzrok. W archangielskim porcie musiaa
znosi bardziej lepkie spojrzenia.
Moe Reijo jednak mia racj?
- U diaba, nie spodziewalimy si jej jeszcze zobaczy! - zamia si kto nerwowo.
- Nie moesz narzeka na brak kobiet, Kesaniemi! Same przychodz! - rzuci inny.
- Ech, zamknij si! - kto go uciszy.
- Nie mog was prosi, bycie o tym nic nie mwili - powiedzia Reijo. - Nie mog was
zmusi do milczenia. Ale wierzcie mi, wszystko ma swoje uzasadnienie. Nie ja o tym
powinienem mwi. To jej historia.
Spojrza na Raij.
- Tak, winnam wam j - przyznaa cicho, a oni a wstrzymali oddech, by dobrze
usysze jej gos. Wszdzie by go rozpoznali. - Ale Reijo najbardziej. Potrzebuj czasu, by z
nim porozmawia.
- Idziemy razem w gry - doda Reijo.
- By... rozmawia? - rzuci znaczco jeden, wypluwajc przeuwan traw.
Reijo umiechn si. To byy ich arty. Nie zamierzali rani.
- Potrzebuj kilku dni - mwi dalej. - Potem mog spotka si z wjtem, ksidzem czy
diabem, kto tam bdzie chcia.
Zamilk i popatrzy na nich po kolei. Chcia, by go zrozumieli.
- Poprosz was o co. I nie oczekuj, e teraz odpowiecie. Gdy wrcimy, i tak dowiem
si, co si dziao.
Zebrani pokiwali gowami. Raija nagle poczua co, czego wczeniej nie znaa. Uznanie.
Nie dla siebie, na tyle nie bya prna. Bya dumna, e owym uznaniem darzono Reijo.
A wic sta si dla nich kim wicej ni tylko Kwenem z cypla!
- Na wschodzie nazywaj j Raisa - mwi dalej Reijo, nadal obejmujc j ramieniem. Statek, ktry wanie odpyn, to jej statek. Pewnie zauwaylicie, e mka w tym roku bya
taka tania? Za to moecie podzikowa Raisie Bykowej!
Raija nie odezwaa si, zanim Matti nie pogoni konia i nie oddalili si od mczyzn na
brzegu.
- Przez chwil si baam - wyznaa. - Oni nie mogliby mnie skrzywdzi, ale si baam.

Zamilka. Zastanawiaa si, spogldajc na Reijo. Prbowaa zgadn, o czym myli, ale
nie umiaa. Przedtem tak. Odbieraa to jako znak wzajemnej bliskoci, tego, jak dobrze si
znaj, jaka przyja ich czya.
Teraz zrozumiaa, e to byo dlatego, e yli tak blisko i e ich wiat by tak may.
Wtedy atwo zgadn, o czym myli ta druga osoba.
- Poczua jeszcze co? - spyta Reijo, splatajc luno donie na kolanach.
- Sympati - odrzeka Raija bez zastanowienia. - Jeste teraz jednym z nich, Reijo.
Dugo to trwao, ale ciesz si, e nie ma pomidzy wami barier.
- Tak atwo nie jest! - zamia si, ale spowania. - To ciepo skierowali take ku tobie,
Raiju. Moe tego nie wiesz, ale nadal mieszkaa pomidzy nami. Bya inna, niczym rzadki
kwiat. Zawsze dziwi jego obecno, ale co w nim jest. A gdy znika, zawsze si go pamita.
Staje si czci tej natury, do ktrej wczeniej nie nalea. Tak te byo z tob.
Nie wiedziaa, co ma odpowiedzie. Nie moga jeszcze mwi mu o pieniach
piewanych w karczmach Archangielska, o historiach opowiadanych wok Morza Biaego i
wzdu rzek pyncych na poudnie. Nie moga opowiedzie Reijo o Carycy. Jeszcze nie.
- Staa si naszym rzadkim kwiatem - umiechn si Reijo. - Naszym obcym ptakiem.
Nieznanym i obcym, tak. Ale jednak naszym. Rozumiesz?
- Co si teraz stanie? - spytaa. Zastanawiaa si, co on wymyli, dlaczego zatrzyma si
przy mczyznach, dlaczego j ze sob zabra, wrcz im pokaza. To nie byo ot, tak sobie. Na
tyle znaa Reijo.
- Nie wiem - odpar Reijo szczerze. - Mam pewn nadziej. Ale niektrych rzeczy nie
mona mwi zbyt wyranie. Nikt nie lubi, gdy si za niego myli. Mam nadziej, e to, co
wyczua, przejdzie na innych. Nie dowiemy si niczego przed powrotem. Jeli nic z tego, na co
licz, si nie zdarzy, mamy inne moliwoci. Twj stary m nigdy nie traci rezonu. - Zamia
si. - Chyba naprawd jestem twoim mem! Drogi Boe, jake to ycie si z nami obeszo,
Raiju!
Droga dla wozw skoczya si. Musieli zej. Reijo zdj plecaki i pomg Raiji
zaoy jej na plecy. Zrobiony by z mikkiej skry, takimi ciegami, ktre mona byo
podziwia jak dziea sztuki. Jon przynis jeden dla Reijo. Ida te taki dostaa. Matti go
przywiz ze sob.
Ida nie przesyaa pozdrowie, ale poyczya Raiji swj plecak.
To ogrzao serce Raiji. Gest ten zawiera w sobie dbo nadziei.
- Uwaajcie na siebie! - Matti czu, e powinien im to powiedzie.
Reijo zamia si, a Raija przewrcia oczami.

- Ja znam te trasy, kolego! - odpar Reijo. - Mgbym wrci bezpiecznie z wikszoci


miejsc niemal na lepo. A Raija ma gry we krwi. Bdzie niczym dziewczyna, gdy tylko
poczuje pod kumagami mchy i porosty, gdy zaczepi spdnic o wrzosy. Poprowadz j przez
najgstsze chaszcze karowatej brzozy, ktre znajd, by znw poczua si jak w domu!
- Tak, dacie sobie rad - zamia si Matti. - Raija jest jak kot, teraz wiem. A diabe dba
o swoich, wic o ciebie, Reijo, te nie musz si martwi!
- Pilnujcie porzdku w domu - rzuci Reijo, podajc Raiji do.
Pomg jej wspi si na pierwsz stromizn. Matti nie patrzy za nimi. Zawrci konia i
wz i pojecha w stron fiordu. Nie oglda si za siebie. To bya sprawa pomidzy Raij a
Reijo.
Teren na pocztku drogi okaza si trudny. Stwrca musia by wtedy szczeglnie
kapryny. Skay oddzielay kpy wrzosw i mchu, po ktrych niepewnie si stpao.
Teren wznosi si w gr. Stromo. Nie byo adnej cieki, kierowali si od kpy
mchw do nastpnej. Wspinali si tam, gdzie to byo moliwe. Obchodzili zbocza tam, gdzie
niemoliwe.
Nie rozmawiali wiele ze sob w czasie pierwszego wejcia. Podawali sobie nawzajem
pomocn do, gdy zachodzia taka potrzeba, uwaali na siebie.
Nie po raz pierwszy szli razem w gry.
Gdy ju nad ich gowami pojawio si wicej nieba, napite rysy ich twarzy zaczy si
rozlunia.
Oddychali swobodniej.
Pospieszyli dalej, wyej. Chcieli si poczu jeszcze bardziej wolni. Biegli tam, gdzie to
byo moliwe. miali si z siebie. Starali utrzyma si na nogach, mimo e teren pod ich
stopami usiowa ich schwyta.
I wreszcie roztoczy si przed nimi widok. Patrzyli dalej ni na drug stron rzeki. W
dole widzieli, jak pynie leniwie, zakrcajc tu i wdzie. Popatrzyli w gr. Wiedzieli, e czeka
ich jeszcze kawaek wspinaczki, zanim zobacz widok znacznie szerszy.
Kraina otworzy si przed nimi dopiero za chwil.
To tam si kierowali. Jeszcze od celu dzielio ich kilka godzin marszu. Ale mieli czas,
mnstwo czasu. Nie musieli si nigdzie spieszy.
Usiedli na kamieniu wystarczajco duym, by oboje mieli miejsce. Odsapnli, ocierajc
pot. Zdjli plecaki i rozprostowali ramiona. Pokazali sobie nawzajem swoje grskie twarze.
Mieli specjalny rodzaj wolnoci w oczach, w umiechu, w ruchach.
- Jednak zapomniaam, jak moe by tu adnie - powiedziaa Raija. - Pamitaam tylko

niebiesko, a nie jak wspaniale moe tu by. Pamitaam rzek, ale nie to, jaka potrafi by
biaa. Pamitaam tylko, jak dusia mnie dolina. Jaka si czuam maa, jakby gry stay nade
mn i mnie pilnoway. Zawsze widziaam w nich tysice oczu. - Popatrzya w d, a potem z
tsknot w gr. - Ale zapomniaam, jak dobrze byo pj w gr, wydosta si ponad
wszystko. Ponad ludzkie spojrzenia. Gdy wchodz w gr, opuszczaj mnie wszelkie cienie. To
dobrze. To takie cudowne uczucie!
Przycisna donie do piersi.
Rei jo rozumia j, cho sam pewnie by tego nie wyrazi. Raija zawsze umiaa si
wysowi, cho potrafia i jego pochwali.
- No i co, dobrze wymyliem? Raija pokiwaa gow z przekonaniem.
- W Rosji jest inaczej?
- Tak. Raija nie wiedziaa, jak moga mu to wytumaczy.
Tam wszystko byo wielkie, szerokie, jakby powikszona wersja wszystkiego, co znaa.
Tutaj bya rnorodno. Tam bardziej do siebie podobne, jakby w zgodzie ze sob
nawzajem.
- Nie umiem ci tego teraz wytumaczy! - powiedziaa w kocu. - Pniej. Musz
znale waciwe sowa. Tak dugo tam mieszkaam, e jest to dla mnie oczywiste, nie
musiaam nikomu tego opisywa. Rozumiesz?
Rozumia. Podnis jej plecak. Ruszyli w dalsz drog.
Dalej.
Wyej.
Jeszcze nie u celu, lecz bliej.
Czsto odpoczywali, siedzc w niemal nabonym skupieniu pomidzy niebem a ziemi,
bdc tu i tam w tym samym momencie. Nie rozmawiali wiele. Odkadali to na pniej.
Teraz by czas na przeywanie, patrzenie, chowanie wrae w sercu. Chonicie
wszystkimi zmysami.
Siedzieli rami przy ramieniu. Stali blisko. Nie dotykali si, lecz i tak dzielili wszystko,
co widzieli.
Oboje syszeli krzyk siewki, samotnego ptaszka z paskowyw.
Oboje widzieli myszoowa szybujcego ponad ich gowami wysoko na niebie. On
pewnie te ich widzia: dwoje ludzi zagubionych pord nieskoczonoci krajobrazu pnego
lata.
Oboje czuli agodny wiatr z poudniowego wschodu, wiejcego od wierkowych borw
i jezior Finlandii, od pl, ktre pewnie stay cikie od dojrzaego zboa.

Ich myli szy przernymi ciekami. Pyny swobodnie, niosc czsto wzruszenia.
Zwaszcza te, ktre poleciay na poudniowy wschd i z powrotem. Wspomnienia stamtd
miay rozmaite odcienie. Strupy pokrywajce rany ich duszy staway si grube, lecz prdzej
pkay, ni pozwalay na powstanie nowej skry.
Szli z wiatrem gaszczcym ich karki. Wspinali si na zbocza, by po drugiej stronie
zej w d. Z trudem apali rwnowag na gooborzach sypkich kamieni. Zatrzymywali si
czasem, podziwiajc, jak porosty tworzyy obrazy na tych kamieniach: wspaniae obrazy w
kolorach czarnym, jasnozielonym i biaym.
Natura lubia zabaw.
Szli, cho nastaa noc. Bya jasna, mimo e soce ju dobr chwil temu schowao si
za grami na pnocnym wschodzie. Wieczorem niebo przybierao inny odcie niebieskiego,
jakby ten jaskrawy kolor dnia blad, stawa si pastelowy, atany chmurkami.
Ten, kto mia czas, by obserwowa wieczorne niebo, nigdy nie mg si sta pesymist.
Mia tam tysice obrazw, tysice historii. Kto, kto zachowa w sobie dziecic wraliwo,
nieskaon powag dorosoci i dnia codziennego.
Wspinali si na wzgrza i stawali na szczycie, pijc chciwie nocne powietrze niczym
najczystsz wod. Potem zbiegali na drug stron. Kraina, po ktrej szli, unosia si potnymi
faami.
Tygodnie spdzone na pokadzie sprawiy, e Raija coraz bardziej odczuwaa
zmczenie.
Reijo szed bez wysiku. Podziwiaa go. Przypominaa sobie jego mikkie, kocie ruchy.
Wydawao si, e wchodzenie nic go nie kosztuje. Tam, gdzie Raija walczya o oddech, on sta
i spokojnie czeka, a ona dojdzie do siebie. Wtedy zaczynaa i wczeniej, ni naprawd
moga, by Reijo nie pomyla, e stracia swoj dawn form.
Dlatego ucieszya si, gdy Reijo z umiechem wskaza doni i powiedzia, e wkrtce
bd na miejscu.
- Pomylaem, e tu bdzie mio si zatrzyma. Tylko po tej stronie, czy po tamtej?
Raija spojrzaa w tym kierunku. Nie znaa tej okolicy. Po ich stronie zbocza byy
kamienie i czasem krzewy. Na tej wysokoci, na ktrej byli, mao co roso powyej kolan, ale tu
ledwo sigao ponad kostki. Po dnie doliny wia si rzeczka wypywajca z maego jeziora.
Po tamtej stronie rosa trawa. Wiedziaa, e to oznacza wilgo, ale rosy tam take
karowate brzozy. Moe znajd co na ognisko.
Podoe wszdzie byo z kamieni, ale po tamtej stronie wszystko wygldao bardziej
urodzajnie, mio i zachcaa bardziej otwarta przestrze.

- Po tamtej - postanowia, wzdychajc w duchu. A wic jeszcze nie dotarli do celu. No


ale przynajmniej nie musieli si ju wspina. Zeszli w d nad rzeczk w miejscu, gdzie mogli
przej po kamieniach i woda nie pyna zbyt gwatownie.
- Dobrze byoby mie dk - powiedziaa Raija, zawsze gotowa do marze.
- Chciabym widzie, jak cigniesz ze sob tu dk - rzuci Reijo sucho. - Mogaby
zacz zim, a cieszy si ni nastpnego lata, jeli pogoda do tego czasu by jej nie zniszczya.
Ale sama myl jest zabawna, przyznaj.
Przeszli przez rzeczk. Jak dzieci ze miechem przeskakiwali po kamieniach. Wybrali
kade swoj drog i cigali si ze sob. Dobrze byo tak si odpry, straci nieco powagi osb
dorosych.
- Bdziemy spa pod goym niebem - obwieci Reijo. - Wiem, e byoby przyjemniej
mie namiot, ale dopki nie pada, damy sobie rad. Za duo mielibymy do niesienia.
Raija pokiwaa gow. Spocia si tak, e a draa. Pot chodzi jej ciao. Elise nakonia
j, by pod bluzk woya jeszcze wenian koszulk. Teraz bya jej za to wdziczna. Z
melancholi wspomniaa, ile razy to ona upominaa Elise, by si waciwie ubraa.
Teraz nie wpadaby na to. Lato, pamitaa, zwykle byo ciepe.
- Mamy szop na polowania przy jeziorze bardziej na poudniowy wschd - rzuci Reijo.
- Ale ley na bardziej uczszczanych traktach, dlatego tam nie chciaem i. Nie wiem, czy
umiabym teraz cokolwiek wytumaczy.
- Tak jest dobrze - odpara Raija, zakadajc sweter, ktry miaa zawizany w pasie. By
z grubej weny i ogrza j a do koci.
Zaczli szuka drewna na opa. Znaleli sporo wieych gazek, ale mao suchych i
grubszych. Czasem wypaszali ptaszki. Raija zatrzymywaa si z szacunkiem za kadym razem,
gdy para nieduych skrzydeek podrywaa si z traw pod jej stopami. Jej oczy ledziy to mae
ycie, ukryte pomidzy gazkami karowatej brzozy. Pokryte byo pirkami w kolorach, ktre
albo ukryway, albo przycigay uwag. Nie istniao nic poredniego. Ptaszki byy albo
kwiatami na niebie, albo wyszukanymi zestawami maskujcych kolorw.
Znosili narcza gazek i korzeni do miejsca, ktre Reijo wybra na ognisko. Raija
ocenia, e byo dobre: blisko jeziora, osonite kamieniami od strony wiatru, ktry zreszt w
kadej chwili mg si zmieni.
Reijo rozpali ogie. Noc od razu wydaa si agodniejsza. Przysunli si do ogniska,
zdjli kumagi i umiecili jak najbliej ciepa, by wyschy.
Reijo wycign ze swego plecaka par biaych, grubych, wenianych skarpet. Raija
zastanawiaa si, co tam dodatkowo zmieci z rzeczy, ktre jeszcze mogy im si przyda.

Najwyraniej on nis o wiele wicej ni ona. Choby skry.


Raija nie lubia, gdy kto si dla niej powica. Zawsze byo jej trudno przyjmowa co
od kogo.
- Skarpety na Lofoty, Raiju! - Reijo uj jej nog i nacign na ni skarpet. Wystawia
drug. - Teraz ciepo?
Pokiwaa gow. Skarpety sigay jej niemal do kolan. Robio je si zawsze z grubej
weny, co najmniej dwa razy za due, potem prao w gorcej wodzie i filcowao, by stay si
grubsze ni zwyke. Mczyni owicy ryby na Lofotach nie mogli marzn w nogi.
- Kto ci je zrobi? - spytaa, bo nie moga sobie wyobrazi, by ktra z jej crek bya tak
zdolna.
- Ida - zamia si Reijo. - To nie miay by skarpety na Lofoty, ale Ida wanie tak robi
na drutach:
wszystko za due. Ale te dao si uratowa. Ty nigdy nie bya w tym dobra - mia si
dalej - Twoje crki te nie s. - Zamilk na chwil i spowania. - Ale Ailo jest zotnikiem.
- Mikkal zawsze umia co robi - odpara. Wspominanie go nie bolao. - Rzebi ptaki...
- Ailo te tworzy figurki ptakw, ale nie rzebi. Wytapia w zocie i srebrze. Wygldaj
prawie jak ptaszki Mikkala. Maj tylko inaczej wychylone skrzyda. Pewnie je sobie
przywouje z pamici, a przecie by wtedy dzieckiem, gdy je widzia.
Reijo zacz rysowa na ziemi ksztaty skrzyde.
- To ptak Mikkala. Raija rozpoznaa go. Reijo obok narysowa drugie skrzydo, niemal
identyczne.
- To jest ostrzejsze, inaczej wykrojone. Reijo star rysunki doni i umiechn si
szeroko.
- Ailo przedstawia innego ptaka, cho pewnie o tym nie wie. Zbyt dugo mieszka nad
morzem. Ta, dla ktrej go robi, mieszka nad morzem. Ailo wytapia mew. Mikkal rzebi w
koci, dlatego jego ptak te by biay, ale to nie mewa.
- Mikkal rzebi kruka - powiedziaa Raija cicho i nawet zerkna w gr, jakby
spodziewajc si widoku jego czarnych skrzyde. O wiele szerszych ni skrzyda mewy.
- Helena umiaa haftowa - umiechn si Reijo. - Stawia drobne ciegi na delikatnym
materiale. U nas nie znalaza takich materiaw ani tak cienkich igie. Zreszt, na c nam takie
materiay? My musimy broni si przed zimnem. Nie yjemy tu dla ozdoby. U ciebie na
wschodzie te nie?
- Niektrzy tam yj dla ozdoby - odpara. - A wielu, wielu z ledwoci udaje si
obroni przed zimnem. Wszdzie jest tyle trudu. Wczeniej tego nie wiedziaam. - Wpatrzya

si w ogie i cianiej okrya szalem. - Tej zimy duo mylaam o moim dziecistwie. Po tym,
jak znw je sobie przypomniaam, ciko mi si zrobio na duszy. I nikt nie mg mi pomc
wypeni luk. Zupenie jak kamyki lece obok drogi. Nie wiem, czy nale do mnie. Matti nic
nie pamita z tamtego czasu. On ma swoje dziecistwo, ja moje. Wsplnych mamy tylko
rodzicw. Wydaje si to tak mao, Reijo...
Zamilka.
Wok nich natura i noc rozmawiay cicho ze sob. Wiatr coraz czciej zawiewa ze
wschodu, gotw wkrtce stumi saby pomie ich ogniska.
- Sdz, e i ja, i Matti nie przeylibymy, gdyby oni mnie nie odesali.
- Musisz tak sdzi? - zastanawia si Reijo, ktremu wiek nie stpi ostroci sdw. Z
plecaka wyj suszone miso. Odkrawa cienkie kawaki, ktre stawiay opr przy gryzieniu.
- Moe tak wol - przyznaa Raija. - Nie mam nic do zarzucenia yciu, ktre przeyam.
No, moe z pewnymi wyjtkami. Moe tam nie byoby inaczej. Ale nie mog znie myli, e
moje odejcie nic nie zmienio. Nie umiem przyj, e przeylibymy nawet, gdybym zostaa.
Nie byo nam atwo, to wiem. Puchlimy z godu, pamitam. Tata wczenie zmar. Ale moe... Westchna. - Wiem, e bya tam cika harwka. Ale wszdzie tak jest!
- Nigdy nie dowiesz si, jak mogoby by - stwierdzi Reijo. - Matti nie moe ci
odpowiedzie. Ojciec te nie. Twoja matka yje, ale pewnie nie chciaaby usysze tego
pytania. Teraz nie jest pora na dalekie podre. Powinna przyjecha w padzierniku i na duej
ni dwa tygodnie. Ale to nie byaby atwa wyprawa.
- Wiem. Ale tamta sprawa nie daje mi spokoju. Wci o tym myl. Moe atwiej
wrci do wasnego dziecistwa i czu, e to mnie sprawiono zawd.
- Ida si opamita - Reijo podchwyci jej myl. - To nie by zawd, sama wiesz. Nawet
ja, ktry znam tylko fragmenty historii, rozumiem, e nie zostaa ze zej woli. Wrciaby,
gdyby moga. Teraz wrcia.
- Troch pno - odpara, wycigajc przed siebie nogi. Zdrtwiay od siedzenia po
turecku.
Jak dawno nie bya na paskowyu!
ua miso. Miao smak przeszoci. Wiedziaa, e Reijo je soli i wdzi w saunie.
Rozpoznawaa aromat jaowca. Soli dodawa Reijo akurat tak ilo, by pieka jzyk po
zjedzeniu wikszej porcji misa.
Tak wanie wdzi Antti. A on soli dawa tyle, ile matka Ravna.
- Nie bdziemy teraz rozmawia o Idzie - postanowi Reijo. - A moe jeste zmczona i
chcesz spa?

Pokrcia gow. Zmczenie ju jej mino, a mieli tak mao czasu!


- Opowiedz mi o swoich pierwszych latach. Potem ja o moich. Wtedy nadymy za sob
i bdziemy mieli rozeznanie.
Raija przysuna si do niego bliej. Zdradzieckie podmuchy wiatru doszy za ich
kamienie. Ju nie byo zacisznie, ale Reijo dawa nieco ochrony.
- Wzie jeszcze chleb? - spytaa.
- Ale si staa wymagajca w tej Rosji! - zaartowa Reijo, ale wycign z plecaka
okrgy, razowy chleb pieczony na sposb fiski, z otworem porodku, i uama dla niej
kawaek. - Ale karmi ci nie bd - zastrzeg, obejmujc j i dzielc swoje ciepo.
Raija jada. Mylaa i opowiadaa. Czasem Reijo zadawa jej jakie pytanie. Czasem
oboje milczeli. Czasem miali si.
Raija opowiadaa ca sob i to j rozgrzewao. Pomagaa sobie gestami doni, by
pokaza, co ma na myli, by wytumaczy i podkreli. Jej gos y i zmienia si. Malowaa
postaci ludzkie tak ywo, e Reijo czu, jakby je zna. Mg je rozrnia na podstawie barwy
gosu, jakiej Raija im uyczaa. By pewien, e robia to waciwie.
Potem opowiada Reijo. Cicho i inaczej ni Raija. Ale ona posiadaa dar wyobrani,
ktry pozwoli jej ubarwi jego spokojny opis. Wzmacniaa jego sowa tam, gdzie bya pewna,
e on nie dopowiada.
Razem podali ciekami przeszoci.
Fragmentami, inaczej nie byo to moliwe. Ale rozumieli wicej.
Nie tylko tego drugiego. Take siebie samego, swoje decyzje.
To bya jasna, rzeka noc. Ale nie marzli, mimo e nad ich sowami unosia si biaa
para.

10
Obudzio j soce. Soce i rybowka. Mewa rzucia si w powietrze i zakrcia
gwatownie ponad ich gowami. Jej czarny kapturek widziaa tak blisko, a zaraz potem ju
wysoko. Rozpoznawaa j po ksztacie skrzyde i ostrym, przenikliwym krzyku.
Soce przebyskiwao zza cienkiej zasony chmur, ktre wiatr pewnie zaraz rozgoni.
Dzie mia jeszcze row powiat. Kolory nocy blaky wraz z postpem poranka.
Woda jeziorka czasami lekko si marszczya. Raija dostrzegaa krgi pozostawiane przez
erujce ryby. Miaa nadziej, e Reijo w swym przepastnym plecaku ma te link i haczyk.
Ale nie obudzia go, by spyta o to.
Ostronie przecigna si, cho byo to niemal niemoliwe. Leaa bardzo blisko
przyjaciela. Okryli si jedn ze skr, ktr on nis. Ziemia bya bardzo wilgotna. Nie znaleli
nic do podoenia pod spd i musieli uy drugiej ze skr, dlatego do przykrycia pozostaa im
tylko jedna.
Mimo wszystko Raija pomylaa, e Elise moga im spakowa nieco mniej jedzenia, za
to cho jeszcze jeden sweter albo may pled...
Ognisko palio si dugo. Dooyli reszt opalu, gdy si kadli spa. Ptaki ju dawno
wiergotay, gotowe na nowy dzie. Ich piew ukoysa ich do snu.
Niebo byo czyste w nocy, ale nie zmarza. Moe dlatego, e ucich wiatr.
Wody jeziorka byy spokojne niczym tafla lustra. Po jej powierzchni lizgay si owady.
Czasem od spodu atakowaa je ryba, pozostawiajc plusk i krgi na wodzie.
Byo piknie.
Reijo sta si znw tak bliski.
Wczoraj zjedli jeszcze wicej chleba i misa. Ogrzewali eberka nad ogniskiem, parzc
palce. miali si i wspominali, pijc mid z kubka, ktry Reijo te nis w plecaku.
Raija nie rozumiaa, ile jego plecak mg pomieci. Domylaa si, e on musia go
sam spakowa, nie Elise. To byo w stylu Kesaniemi!
Ona opowiadaa.
On opowiada.
Przeszli z grubsza przez wszystko. Ich wasne historie. Dzieci.
Powiedzia, e to od Idy powinna si dowiedzie o Ailo, jednak musia jej co
naszkicowa.
Raija prbowa odmalowa mu ycie nad Morzem Biaym, pokaza t Rosj, ktr
znaa, lubia, nie lubia, kochaa.

T Rosj, za ktr ju zaczynaa tskni.


Byo to zadanie niemal niemoliwe jak na tak krtk noc.
Zbliyli si do siebie, bo marzli. Zasnli waciwie z wyczerpania.
cieki szesnastu lat pokonane w jake krtk noc! Przeznaczon tylko na to, ale jake
krtk.
Nadal miaa pytania, ktre chciaa mu zada. Takie, na ktre musiaa uzyska
odpowied. Reijo te umia zatrzyma si przed dotkniciem jej czuych punktw. Mdrze i
czujnie si wycofa.
Ale ona musiaa spyta. Reijo te wreszcie spyta. A wobec niego bdzie szczera.
Udao jej si znale pozycj, ktra nie bya niewygodna. Napawaa si promieniami
soca. Penia lata ju mina, ale soce nada grzao. Zreszt nie by to ju wczesny ranek...
Czeka ich pikny dzie.
Nadal lubia patrze na tarcz soca, gdy otwieraa oczy. Jako dziecko bawia si w
mylach z promieniami soca.
Promienie soca w Tornedalen. Te same w Varanger. Te same w Skibom.
Reijo mia dugie rzsy. Byy tak jasne, e normalnie ich si nie zauwaao. Teraz Raija
widziaa je dokadnie. Skra Reijo postarzaa si.
To wszystko, czego nie dostrzega od razu, z odlegoci, widziaa teraz.
Wyglda adnie we nie.
Wielu ludzi tak wyglda. Wtedy niczego nie ukrywaj, nie udaj. Raija chciaaby kiedy
zobaczy, jak sama wyglda, gdy pi. Moe wtedy by lepiej zrozumiaa siebie. Dlaczego
wolno jest dla niej taka wana.
Zrozumiaa to wanie wczorajszej nocy, gdy opowiadaa Reijo swoje ycie. Wtedy to
do niej dotaro. Oczywicie, zawsze szukaa te kogo.
Nie moga y w samotnoci.
Ale rwnie intensywnie chronia swoj wolno.
T, ktra nie nazywaa si mama ani ona, ani przyjacika.
T, ktra nosia imi Raija.
Ktra bya ni.
Nie wiedziaa jeszcze, dlaczego taka bya. Ale moe jeszcze to zrozumie. Jeeli nie
dzisiaj, to wkrtce.
Nie tsknia za Michaiem. Nie baa si o niego jako matka. Nie zastanawiaa si, czy
podoa zadaniu.
Nawet o nim nie pomylaa, od kiedy ruszya w gry.

Nie nia te o Mikkalu. Chocia godzinami mwia o nim z Reijo, on nie przyszed do
niej we nie.
W ogle to co nia. Tyle wiedziaa. Ale nie pamitaa, o czym. Sen ulecia wraz ze
socem niczym poranna mga.
Tak dugo spaa.
Reijo by taki adny we nie...
Powinna wsta i rozpali ogie, ale nie chciaa obudzi towarzysza. Jednym ramieniem
nadal j obejmowa. Raija pomylaa z niepokojem, e pewnie mu dawno zdrtwiao. Nie
rozumiaa, jak on mg tak dobrze spa w tej pozycji.
Na jego twarzy widziaa wicej zmarszczek. Rozumiaa, jak powstaway. Linie wok
ust, midzy oczami. Ale mia si na tyle czsto, e mia te mie zmarszczki koo oczu. Takie
lubia.
Raija rozumiaa, dlaczego Helena moga si w nim zakocha mimo swojego wieku i
pochodzenia.
Wanie moe dlatego Reijo wyda si jej najbezpieczniejsz przystani. W jego
spojrzeniu byo tyle zrozumienia! Jego umiech odmadza go o dwadziecia lat. Reijo by
mdry. Mia rce, ktre potrafiy by delikatne, ale ktrymi mg cisn, gdy potrzeba.
Zagubione ptaki potrzebuj takiej przystani. Odpoczynku, bezpieczestwa i zarazem
ciepa.
Czuoci. Delikatnoci. I siy.
Nawet gdy spa, by tym wszystkim naraz.
A zmarszczki wiadczyy o miechu i poczuciu humoru. O umiechu zawsze w
pogotowiu.
Dobrze byo wrci, cho na chwil, i znw poczu t przyja.
- Wiercisz si jak robak na wiosennym socu! - Reijo otworzy oczy.
Raija niemal podskoczya. Nie zauwaya, by si budzi. Oddech mia wci taki sam,
powolny. Twarz mu nawet nie drgna. A wic j oszuka! Lea i wiedzia, e ona na niego
patrzy, a udawa sen!
- Jak tam? - spyta, siadajc. Mia rozczochrane wosy, a zarost zaczyna przebija si
przez ogolon wczoraj skr.
Raiji udao si usi, ale nie moga skama i powiedzie, e czuje si wietnie. Reijo
zamia si.
- A bya kiedy niczym mody renifer: pdzia jak szalona, gdy tylko poczua zapach
paskowyu. Staro nie rado, co?

Zamiali si razem. Byo im dobrze. Przyjemnie byo poruszy si i poczu lady


wczorajszej wdrwki w miniach i kociach.
To byo dobre zmczenie.
- Chcesz i dalej czy pokrci si po okolicy? - spyta Reijo, rozpalajc ogie. - Jest tu
peno potoczkw - mwi dalej. - A moe tak poowi ryby? Co powiesz na pstrga pieczonego
w arze? Pamitasz co takiego, Raiju? Chyba nie jeste tak stara, e zapomniaa?
Pamitaa. Pamitaa gwnie takie nieistotne szczegy. A moe wanie istotne? To z
takich drobiazgw skada si ycie. Jaki smak, zapach... Wspomnienie pewnego wiatru. Kwiat,
przy ktrym si zatrzymao. ycie byoby puste bez takich chwil.
- Nie mogabym i daleko, nawet gdybym chciaa - umiechna si Raija. Przecigna
si, robic miny. Reijo zamia si. Sam by irytujco rzeki. Wyspany, sprawny - i
zadowolony.
- Zaoszczdmy mid - powiedzia. - Wystarczy nam grskie powietrze, nie uwaasz?
Dobrze byoby mie jednak namiot...
- Nawet ty go nie wyczarujesz! - odgonia Raija jego wizj. Sam dobrze wiedzia, e to
niemoliwe.
Zjedli niadanie. Raija podwina rkawy bluzki. Wosy zwizaa tasiemk w luny
koski ogon, jak lubia. W tej fryzurze byo jej do twarzy. Wraz z upywem lat zacza na takie
sprawy zwraca uwag. W modoci wystarcza sam umiech.
Wspaniale byo znw wsun stopy w kumagi. Wycieajca je trawa bya mikka, cho
nie tak, jak zim. Raija pamitaa, e noszc kumagi, nigdy nie zmarza w stopy.
Ale nie moga ich nosi w Archangielsku.
Reijo mia ze sob haczyki. Wystruga patyki, do ktrych chcia przywiza link.
Zrobi wdk te dla Raiji. A co w niej kipiao z radoci, e id na ryby.
Ostatnim razem szli tak chyba sto lat temu!
Przywodzio to wspomnienia wsplnej wczesnej modoci. Nie tak bardzo rowe dla
Raiji. Za bardzo tsknia za Mikkalem. Za bardzo narzekaa na ni Kristina. Raija dla swej
przybranej matki nigdy nie bya wystarczajco mdra, zdolna czy gospodarna.
Bya za to zbyt ciemnowosa, ciemnooka, drobna, zbyt uparta i atwo wpadajca w
gniew. Sprzeciwiaa si dorosym. Udawaa, e zjada wszystkie rozumy. Mwia za duo i
mylaa za duo.
Bya zbyt fiska. Kristina zawsze wynajdowaa u niej wady. A wszystko, co Raija
cenia, ona chciaa zmieni.
Bya Fink. Nie moga zapomnie o swoim pochodzeniu. Poznaa te ycie

Lapoczykw. Stao si jej czci.


Uparcie nie dawaa si tego pozbawi. Ale nie moga tego zmieni, nie zmieniajc
siebie.
Raija teraz to zrozumiaa. To te stanowio cz jej wolnoci. Tej, ktr nazywaa
Raij.
- Za duo wspomnie? - spyta Reijo. Sta, majc soce za sob. Jego sylwetka bya
ciemna, a promienie soca jakby wychodziy z jego gowy. Zrobi krok w bok i wiato
olepio Raij.
- Za duo. I bol. Zacza i. Widziaa, co ma pod nogami, ale nie wiedziaa, dokd
idzie.
Zostawia za sob jeziorko. Reijo szed za ni. Nie pozwala, by si zgubia. Nie
zostawi jej samej.
Nadal jeszcze bdzia po omacku w swojej przeszoci. Nadal chciaa rozmawia.
Rozmawia, pyta... Dzieli.
Byli ludzie, ktrzy bali si dzieli - niezalenie, czy czym dobrym, czy trudnym. Tak,
jak bali si przyjmowa co od kogo, nie bdc pewnym, czy bd mogli si odpaci.
Raija dzielia si, bo musiaa, bo nie umiaa inaczej.
Mieszaa si w cudze sprawy, bo musiaa. Przejmowaa si innymi, bo musiaa.
Tak miaa natur.
I jeli kto by jej bliski, oczekiwaa, e bdzie moga podzieli z nim swj bl. e
ofiaruje jej swj czas tak, jak ona moga jemu.
To byli ludzie, za ktrych chtnie oddaaby ycie. Nie byo ich wielu. Kilkoro w Rosji.
Tylko Reijo wyszed z zapomnienia. Ale on nie zawid.
- Sdziam, e to potrwa kilka dni - powiedziaa. Miaa nadziej, e Reijo j syszy. Nie
sza szybko i niemal syszaa jego oddech. - Statek mia czeka kilka dni. Ja miaam przypyn
na ld. Porozmawia. Chciaam przyj i znw znikn. Powiedzie tylko, e yj. e mam
swoje ycie. Chciaam si upewni, e wam si dobrze wiedzie. e moja rodzina nie cierpi
niedostatku. - Zatrzymaa si i oddaa Reijo swoj wdk. Chyba nie moga ju owi ryb. Miaam nadziej, e nie bd musiaa sprzedawa wam mki. Baam si, e to moe was
upokorzy. Wyobraasz sobie? Dorosa osoba, ktra boi si czego takiego? Ale chyba baam si
spotka twoj rodzin. Wyobraaam sobie, e si nie uciesz. I nigdy, przenigdy nie chciaam
ujawni si w wiosce. Oni nigdy nie mieli si dowiedzie. Wtedy bym odpyna do domu. Do
Archangielska. Z czystym sumieniem. I yabym sobie, dopki Mikkal nie zabraby mnie do
Saivo.

- Czsto dzieje si inaczej, ni mylimy. Reijo wrci nad jeziorko. Odwrci si od niej,
ale mimo to by razem z ni. Chyba j rozumia. Rozumia, e tego nie dao si powiedzie
twarz w twarz.
Zarzuci wdk. Jako przynt zaoy kawaek suszonego misa. Tutaj nie znalazby
ywej przynty. Raij to cieszyo. Nigdy nie moga znie widoku wijcego si na haczyku
robaka, przebitego na wskro, lecz jeszcze penego ycia.
- Chc zobaczy jej grb - stwierdzia Raija. Splota donie, a zbielay jej kostki. Nie
bya to proba. - Grb Heleny. Chc go zobaczy, Reijo. Pozwolisz mi na to?
- On jest po drugiej stronie fiordu - odpowiedzia nagle ochrypym gosem. Ramiona mu
stay.
- Nie masz nic przeciwko? - Nie.
- U diaba, Reijo, chc, eby by wobec mnie uczciwy! Jeli ci to nie odpowiada, lepiej
mi to powiedz!
Reijo odwrci si do niej, wycigajc link z wody. W spojrzeniu mia smutek, ale nie
kama.
- Nie mam nic przeciwko temu. W pewien sposb by mnie to ucieszyo. Ale jej grb
ley po tej zej stronie fiordu. Tam siedzi caa zwierzchno. Nie wiem, jaka bdzie sytuacja,
gdy wrcimy, Raiju. Po prostu nie wiem. Moe i tak bdziemy musieli tam razem pojecha... Westchn. - Ale zrobi, co bd mg, by go zobaczya. Helena pewnie by to pochwalia.
Raija nie pomylaa o tym. Zawsze bya jaka zwierzchno, ktr naleao bra pod
uwag. Zawsze kto mia prawo do pilnowania maluczkich.
- Jak jest powane - zastanawiaa si - to wieloestwo?
Reijo nie mg si nie rozemia.
- Tak powane, e ksidz przemwiby nam do sumienia. e wypominaby nas z
ambony jeszcze przez wiele lat. Tak powane, e sporo by nas kosztowao oczyszczenie si z
winy. Nie wiem, czy za takie co posyaj do wizienia. Nigdy si nad tym nie zastanawiaem.
Ja dopiero po dobrych kilku latach zaczem zauwaa inne kobiety. Wtedy wszyscy wierzyli,
e nie yjesz. Nie wiem, jak oni to oceni, Raiju. I nie mam ochoty o tym teraz myle. A ty?
Usiada i patrzya, jak on owi ryby. Nie musiaa nic mwi.
Nic nie zowi.
Pooya si na wznak i czua ciepy dotyk promieni soca. Podoe nie byo tu
wilgotne. Cienka warstwa ziemi nie trzymaa dugo wody, poniewa gwnie stanowia spltan
sie korzeni maych rolin.
Wok niej toczyo si ycie. Brzczay owady. Meszki gryzy, ale daway si odgoni.

Nie chciaa ich zabija.


Ptaki pieway. Syszaa trzepot ich skrzyde. Przyzwyczaiy si do ludzi. Reijo sta przy
jeziorku i tylko zarzuca i wciga link. Zarzuca i wciga. Nie stanowi dla nich zagroenia.
A ona leaa nieporuszona wrd krzewinek i kamieni. Jej skra pia soce. Raija
aowaa, e nie moe schowa takiej chwili i przechowa na dugie, ciemne, zimowe wieczory.
Wydoby j wtedy i znw poczu ciepo soca na policzkach i ramionach.
Powinna jak dziecko rozebra si i biega na golasa w socu! Gromadzi zapasy
energii na zimow por ciemnoci. Moe sprbowa...
Musiaa zasn. Gdy si ockna, soce owietlao j z innej strony. Okryta bya
szalem. Wzrok jej pad prosto na pk ryb zawieszonych tak sprytnie, e ich ogony niemal
dotykay jej twarzy.
Tym razem nie miaa si razem z Reijo. Nie od razu. Niewane, e zesztywniaa zerwaa si szybko i wyoya mu dosadnie, co o tym myli. Ze takiej dziecinady nie powinien
wymyla on, dziadek! e nie spodziewaa si po nim czego takiego.
Na szczcie spdnica nie zaczepia si o nic, gdy zacza ucieka od jego miechu.
W gr, w gr, wbrew temu, co sygnalizowao jej ciao. Nogi j bolay. Plecy bolay.
Wszystko bolao, lecz Raija zacisna zby. Bya na niego wcieka!
e te takie gupstwa si go trzymay na stare lata!
Przystana dopiero wysoko. Byo tam duo chodniej. Ujrzaa mae jeziorko lece w
kotlince, osonite przed wiatrami wiejcymi na szczycie. Obok niego dostrzega ach starego
niegu! Nie moga uwierzy wasnym oczom. Podesza do szarawego placka i dotkna go.
Palce jej zmarzy, lecz wpada na pewien pomys. Uformowaa kul.
e te Reijo by tak daleko! Kiedy dobrze rzucaa, najlepiej ze wszystkich dziewczyn,
prostym zamachem.
Raija usiada na kamieniu obok achy niegu i lepia niek za niek. Ugniataa je tak
solidnie, e uderzenie mogo by bolesne. Ale bawio j to.
Przesuna si nieco wyej, by doj do najpniejszej warstwy niegu, ktra jeszcze
pozwalaa si formowa. Pod ni nieg nie dawa zrobi ze sob nic rozsdnego.
Rozsdnego!
Raija zamiaa si ze swojej myli - i ujrzaa kwiat. To by cud. Czua si, jakby stana
w katedrze witego Michaa w Archangielsku, nawet jako niewierzca.
Katedra zachwycaa j za kadym razem do tego stopnia, e bya potem na siebie za.
Przecie zbudowali j ludzie! Nie popi! I nie z pienidzy, ktre oni zdobyli w pocie czoa.
Ten cud nie wzbudza w niej zoci. Na niemal nagim kamieniu wyrosa kpka

niepozornych kwiatw. aden z nich nie by duszy ni palec Raiji, a miaa przecie i tak
drobne donie.
Prciki byy kosmate i te. Patki otaczay je postrzpion koron. Miay kolor
czerwonofioletowy, tylko niektre z najmniejszych kwiatw byy nadal biae.
Mikkal nazwa go jej kwiatem. Jej i reniferw. Jaskier lodowy.
Ju cae wieki temu je widziaa i dotykaa, pewnie podczas ucieczki z Mikkalem i Ailo
do Finlandii.
Ailo jest teraz dorosy. To niepojte, jak czas ucieka!
Raija niemal pakaa, gdy delikatnie gadzia kwiaty opuszkami palcw. Staraa si
zapamita t chwil.
- Znalaza je? - Cie Reijo pad na kwiaty. Jego gos brzmia tak agodnie, e Raija nie
umiaa si ju na niego zoci. Ju nie moga. - adne - doda, kucajc koo niej. Mikkal te
czsto tak robi.
Dziwne, jak takie rzeczy si przypominaj! Wspomnienia, o ktre nie prosia. Raija nie
wiedziaa, czy ich chciaa, pomimo e ju stay si czci jej gobelinu. atwiej byo si obej
bez czego, czego smaku si nie znao.
- Szkoda, e nie mamy nic, w co moglibymy go woy i zasuszy - powiedzia Reijo. Wtedy miaaby go zawsze ze sob.
- Nie chc martwego kwiatu! - Raija podniosa gos.
Czyby on tego nie rozumia? - To jest mj kwiat tylko wtedy, gdy tu ronie tumaczya. Umiechna si, jakby przepraszajc jaskier. - On ronie tam, gdzie jest za mao
ziemi, za zimno, zbyt wietrznie... tam gdzie nie powinien rosn! Nie powinien, a jednak ronie.
Z czystego uporu! Ronie i gra na nosie wiatrowi i zimnu. Daje sobie rad. Dlatego wanie go
lubi. Mojego kwiatu nie powinno si zrywa. On powinien y na wolnoci. Do niej jest
stworzony, a nie na klomb. To mj kwiat, Reijo, mj kwiat...
Rei jo umiechn si, ale powiedzia powanym tonem:
- Nawet kwiaty, ktre lubisz, s takie jak ty: przekorna kobieta yjca z czystego uporu!
Wtedy przyday jej si nieki. Raija signa za siebie, osonita spdnic. Zerwaa si
na nogi i uciekajc dalej od Reijo, rzucia. Trafia, zwaszcza e Reijo nie spodziewa si ataku.
Lodowaty pocisk ugodzi go w rami, pozostawiajc mokry lad.
Raija ze miechu a si zgia wp.
- Powiedziae: przekorna i uparta? Dodaj jeszcze, e wietnie celujca!
W Reijo te nadal mieszka chopak. On nie zapomnia, jak trafia si niekami w okryte
spdnic pupy dziewczt!

Raija zebraa niemal wszystkie przygotowane nieki. Reijo musia lepi swoje i nie
mia wicej ni dwie na raz.
Ale trafia rwnie dobrze jak ona. I szybko lepi nowe.
Po chwili oboje byli spoceni i mokrzy. I dobrze czuli te miejsca, w ktre oberwali. Ale
miali si. Poddali si jednoczenie.
- Moe jednak nie jeste strasznie uparta - stwierdzi Reijo. - A cela masz dobrego... Zapa si za krzy. - Jeszcze chwila, a znosiaby mnie na d, kobieto! Nadrabiaa twardoci
kul.
- Wybaczam ci ryby - orzeka Raija, rozgldajc si w poszukiwaniu tasiemki, ktr
miaa zwizane wosy. Nigdzie jej nie widziaa. Biegali jak dzieci, rozdeptujc ach niegu.
Jednak jaskry nadal stay. Rwnie uparcie cieszyy si yciem, chonc ciepo soca.
Lato byo krtkie, ale i tak udawao si y jak w raju. Pnym latem byo jeszcze wiele czasu
do zimy.
- Powinna, jeli zamierzasz je zje. Bo jeli chcesz si jeszcze kci, zostan z nich
zwglone szcztki. - Reijo zacz schodzi ku jeziorku. Rzuci przez rami: - Ju i tak pewnie s
spalone z jednej strony. Nie miaem w co ich zawin. Ale zby nadal mam dobre. Jak tam u
ciebie?
Raija zakla po rosyjsku, cho on i tak zrozumia. Wyszczerzy do niej te swoje dobre
zby. Raija te bya zadowolona ze swoich, wic mu je pokazaa w grymasie, rzucajc za nim
garci niegu. Odszed ju jednak zbyt daleko.
Raija dotkna po raz ostatni swojego kwiatu, uspokojona. Znalaza te tasiemk.
Dopiero gdy zwizaa wosy, zesza do Reijo.
- Te s ju dobre - powiedzia Reijo. Wycign z aru dwie mniejsze ryby, dwie
wiksze zostawiajc na pniej. Jak przewidzia, byy przypalone po jednej stronie. - Nie
bdziemy ich piec po drugiej stronie - stwierdzi, zabierajc si za jedzenie.
Smakowao wietnie, przyznaa Raija. wieo zowiony pstrg o rowym misie, o
lekko przypalonej skrze, ze szczypt soli... Niczego wicej nie byo trzeba.
Jedzenie j rozleniwio. Ju nie czua si jak pitnastolatka, a raczej bliej wasnego
wieku.
Nieznany jej ptak zanurkowa w wodzie w pogoni za ryb. Za kadym razem z
zapartym tchem czekaa na rezultat polowania i czua zawd, gdy pojawia si z pustym
dziobem.
A gdy trzyma w nim ryb, aowaa jej.
- Trudno ci zadowoli - stwierdzi Reijo. Rozwiesi koszul na krzaku. Bluzka Raiji te

bya mokra, ale cienka, wic szybko scha.


- Nie trudniej ni kiedy. Zamia si.
- Mam na ten temat swoje zdanie! Co ci czeka w Archangielsku? - zmieni temat.
- Praca Jewgienija, dopki nie przejmie tego Michai. - Raija siedziaa na skrze renifera
i czua si wietnie. Waciwie nie chciao jej si rozmawia o Archangielsku, lecz wiedziaa, e
to jej nie ominie. - Dom. Nie jest duy, lecz to mj dom.
- Wikszy ni domek na cyplu?
- Wikszy - przyznaa niechtnie. - Ale i tak may! Jego miech otoczy j i rozbroi.
Zamiaa si wraz z nim.
- Oleg i Toni. Ich crka Olga.
- Nie masz tam nikogo innego? - spyta Reijo. - Nikogo, kogo moesz nazwa
przyjacielem?
Raija wzruszya ramionami.
- Miaam Wasilija. Ale on nie yje. Mwiam ci.
- Nie miaem na myli twoich mczyzn, tylko o ludzi bliskich tobie!
- Znam wielu - odpowiedziaa sztywno. - Wielu mnie lubi. Z wieloma lubi rozmawia.
- A do kogo idziesz, gdy chcesz si wypaka? - naciska Reijo. - Kto ci wspiera? Kto
poza Olegiem, jego on, crk i Michaiem?
- Nie wiem - odpara Raija szczerze. Oni byli jej przyjacimi, bliskimi jak krewni.
Jedynymi, do ktrych odwaya si przywiza. Zawsze bya pod tym wzgldem ostrona.
Mimo to bya pewna, e nie cierpiaaby biedy w Archangielsku. Nie godowaaby,
gdyby nie miaa jedzenia. Bya pewna, e kto zawsze by jej pomg, gdyby zachorowaa.
Reijo nie mg tego wiedzie. Jeszcze nie opowiedziaa mu legend. Nie chciaa si
popisywa, przed Reijo nie musiaa.
Ale teraz czua, e musi mu objawi i t stron swojej historii.
To te stanowio prawd.
Byo t czci jej ycia, ktrej ona nie stworzya, ale ktra istniaa.
ya wasnym yciem.
- Opowiadae dzieciom bajki? - spytaa, nie patrzc na Reijo. Zdziwiony odrzek, e
tak.
- O stallo i ptakach, i kwiatach. O sprytnych dziewczynach i gupich chopakach. O
abdziach i okropnych rosyjskich piratach, ktrzy rabuj nasze kocioy.
- W Archangielsku te opowiadaj bajki - rzucia Raija niemal zaenowana. Znaa Reijo
wystarczajco dobrze, by wiedzie, e domyli si, kto jest ich bohaterk. Ale nie czua si zbyt

dobrze w tej roli. - W porcie, w szopach zwanych domami - rozpocza lekko drcym gosem opowiadaj dzieciom o kobiecie ubranej w czarn peleryn, ktra przychodzi z jedzeniem
ukrytym w fadach okrycia. Opowiadaj, e jej donie grzej i e potrafi powstrzymywa
krwotoki i przytrzymywa ycie, ktre ucieka. Nazywaj j Caryc, chocia prawdziwa caryca
odebraaby to jako zniewag.
- Ta bajka nie moe by stara - zauway Reijo. Raija napotkaa jego wzrok i pokrcia
gow.
- Pitnacie, moe szesnacie lat - powiedziaa.
- Rozumiem, e moesz si czu tam bezpieczna - powiedzia Reijo cicho, dokadajc
gazi do ognia. - Ale zastanawiam si, czy to ci wystarczy, May Kruku.

11
Reijo poruszy najbardziej bolesny punkt. Nie moga ju patrze mu w oczy.
Tak wane byo dla niej utrzymywanie, e tam na wschodzie dziao si wspaniale. Ze
jest jej dobrze. Ze ma to, czego potrzebuje, a nawet wicej!
Nie kamaa, gdy tak twierdzia. Niczego jej nie brakowao. Ale zapomniaa, komu to
mwia.
Reijo zada je teraz pytanie, ktrego nie zada w nocy.
Odsania jej samotno.
- To wszystko, co mam, Reijo.
- Mog usi obok ciebie? Tak jakby musia o to pyta! Raija pokiwaa gow i zrobia
mu miejsce. Reijo dooy wicej opau, zanim usiad.
- To mnie smuci bardziej ni wszystko inne, co mi opowiedziaa - stwierdzi powanie.
- Z wyjtkiem tego, e stracia swoj creczk. Miaem nadziej, e jest inaczej. Duo
rozmylaem o tobie i o tej sprawie. Jewgienij mwi mi, e masz przyjaci. To mnie
pocieszyo na jaki czas, dopki nie zaczem si zastanawia, czy moga si tak szybko
zmieni. Czy tamtejsi ludzie tak bardzo si rni od nas. - Pokrci gow. - Wszdzie bdzie
tak samo.
Raija poczua, e wcale nie chciaaby si zmieni.
- Ja potrzebuj samotnoci! - bronia si. To bya prawda, ktrej niektrzy nie mogli
zrozumie.
- Ale potrzebujesz te ludzi. Innych ni ci, ktrzy podziwiaj ci z daleka. Ktrzy si
ciebie troszk obawiaj, cho przychodzisz z jedzeniem pod peleryn, zatrzymujesz krwotoki i
przykadasz okady z zi. Jeli stracisz Michaia, nie bdziesz miaa tam nikogo swojego. Ta
myl nie daje mi spokoju!
- To moja sprawa!
Gwatownym ruchem odwrcia twarz i popatrzya w dal. Prbowaa ciga wzrokiem
jakiego ptaka, ale nie moga, nie zawadzajc wzrokiem o Reijo.
Nie bya ju dzieckiem!
Reijo patrzy na ni wyczekujco. Bada jej twarz rwnie dokadnie, jak Raija wtedy,
gdy on spa. Ona bya lepiej wychowana!
Gniew Raiji falowa niczym sztorm, lecz rozbija si o brzeg, nie pozostawiajc ladw.
Palec ostronie dotkn linii twarzy Raiji. Brzegu szczki, nosa, brwi, nasady wosw.
Ust.

Reijo z zamknitymi oczami przesuwa palcem po twarzy Raiji, jakby j rozpoznajc.


To dawao rado.
Rado z dotknicia drugiego czowieka.
Skra do skry.
Niczego nie da. Dotyka jej, rozpoznawa z zamknitymi oczami. Ale gdy je
otworzy, straci pewno.
W spojrzeniu Raiji czai si strach, ktry nie pasowa do tej Raiji, ktr zna.
Tamta miaa w sobie wicej entuzjazmu dla ycia. Nie chowaa tego diablika, ktry
mieszka na dnie jej brzowoczarnych oczu. Teraz zakrywaa je zasona.
Sama powiedziaa, e nadal najbardziej jest Raij. Reijo rozpozna j pod opuszkami
palcw. Ale gdy otworzy oczy, ujrza jeszcze kogo.
Kobiet, ktrej nie zna.
Rais.
Wane byo wywoa wspomnienia, ktre skusiyby dawn Raij do odsonicia si.
Pogadzi jej mikkie usta. Suche usta. Dawna Raija zwilyaby je koniuszkiem jzyka,
gryzc go przy tym w palec.
- Pamitam, e byem tu kiedy z ojcem - powiedzia. - Spalimy na drugim brzegu.
Taty nie odstrasza cie. Powiedzia, e tu bdzie zbyt mokro.
Umiechn si. Wysun kosmyk wosw z jej koskiego ogona i zwin w palcach.
Szuka czego znanego w spojrzeniu, ktre napotka.
- To bya jesie, gdy miaa pitnacie lat. Wiedziaem ju o Mikkalu. To bolao,
pamitam. Kallego umiaem znie. W modzieczej naiwnoci wierzyem, e Kristina pozwoli
mi wzi ci za on. Kalle nie by dla mnie rywalem. Blady i chudy. Ty o wiele czciej drania si ze mn ni z nim. - Umiechn si szeroko. - Ale pewnie tego nie pamitasz. Moe nie
robia tego specjalnie. Potem nauczyem si wiele o dziewcztach, gdy ju przestaem by
todziobem. A ty bya chyba najtrudniejsz dziewczyn, jak znaem.
- Sam wiesz, jak si wtedy dziao! - powiedziaa cicho Raija. Nie chciaa i za nim
ciekami tych wspomnie, ale skusi j sowami. Jego palce niemal bezwiednie bawiy si
kosmykiem jej wosw.
- Przeszedem w tym miejscu przez rzeczk - mwi dalej Reijo. - By rodek dnia.
Ciepo. Tak ciepo, e si spociem. A moe to jednak byo wczeniej ni jesieni? A moe to
bya ciepa jesie? Trawa tutaj bya sucha, dawno nie padao. A wic moglimy tu spa, tylko
ojcu nie chciao si przej. Zrozumiaem to wtedy. Zrozumiaem, e ojciec nie jest
wszechwiedzcy. Tata umia wszystko. Ale wtedy jakby si zmniejszy w moich oczach. Nigdy

mu tego nie powiedziaem.


- Twj ojciec by wspaniay!
Nikt nie moe niszczy obrazu Anttiego Kesaniemi, jaki nosia w duszy! On sta si dla
niej drugim ojcem. Nie byo nikogo, kto mg si nim sta, poza tym jedynym w Tornedalen,
mimo przey tamtego zimowego dnia.
Ale Antti Kesaniemi zbliy si najbardziej do pozycji Erkkiego w sercu Raiji. Dla niej
on by nadal spokrewniony z Panem Bogiem!
- Siedziaem tam, wyrywajc garci trawy - mwi dalej Reijo, nie zwracajc uwagi na
jej protest i pochway pod adresem ojca. - Przeklinaem i jednoczenie nadal lubiem Mikkala.
yczyem mu mierci. Kallemu te, za jednym zamachem. Mimo e by zbyt bezbarwny jak na
twojego ma, wedug mnie. - Reijo wyplta palce z kosmyka jej wosw. - Trudniej teraz
opowiada ci o swoich marzeniach, Raiju. Kiedy tak robilimy. Helena bya mi rwnie bliska.
Ale nikogo innego nie obdarzyem takim zaufaniem i czuoci jak ciebie.
- O czym marzy wtedy szesnastoletni Kesaniemi? - przerwaa mu Raija. - Czy o mnie,
skoro tak trudno ci o tym opowiedzie?
Reijo ze miechem obj j ramionami i przytuli.
Ze zdziwieniem zauway, e ona te odwaya si otoczy go ramionami.
Moe soce zabyso w kciku jej oka, a moe to Raija pozwolia wymkn si czemu
z gbi swego serca... Reijo nie wiedzia, ale czu, e wreszcie zacza przypomina dawn
siebie.
Jego usta dotkny jej ust. Ju nie byy suche. Czyby zwilya je, a on tego nie
zauway? Ju chcia o to spyta, zawaha si, ale jednak zada to pytanie:
- Kiedy zwilya usta? Nie zauwayem tego! Raija zamiaa si z caego serca.
Zrozumiaa, e przypominaj mu si drobiazgi zwykle umykajce uwagi.
- Czy ju nie mog mie przed tob tajemnic? - spytaa. - Nikt nie moe a tak dobrze
zna drugiego czowieka. Ja tak sdz i nie przekonasz mnie, e jest inaczej! Choby nie wiem
ile prbowa!
- Byy mikkie - powiedzia, patrzc wci na jej usta. - Zawsze mwilimy, e masz
takie nadsane usta. Ale zawsze o nich marzylimy.
Przycign j, trzymajc jedn rk na jej karku, a drug unoszc jej podbrdek.
Raija te obejmowaa go mocno za nagie ramiona.
Pocaunek smakowa ryb, wglem, sodycz - mieszank tego wszystkiego. Modoci.
Raija patrzya prosto w soce. Gdy przymykaa oczy, widziaa taczce kule w mroku.
Ale nie chciaa zamyka oczu!

Nie chciaa!
Chciaa pamita, jak bardzo niebieskie byo niebo! Jakie ksztaty miay chmury! Zarys
wzniesienia po drugiej stronie jeziora. piew ptakw. Krzyk mew.
Woanie siewki gdzie daleko, daleko. Dla niej oznaczao przesanie samotnoci.
Chciaa wszystko zapamita.
Chciaa wszystko odczu.
Reijo nadal j obejmowa, ale odpoczywali. Pocaunek ulecia z ich warg i poszybowa
na lekkich skrzydach gdzie pod niebo.
Raija te go obejmowaa. Nie rozumiaa, w jaki sposb do tego doszli.
Siedzieli przecie nadzy w saunie, nie czujc do siebie nawet odrobiny podania.
Patrzyli na siebie bez tego rodzaju emocji.
Jej gowa spoczywaa na jego ramieniu. Byo ciepe. Jego koszula opotaa na wietrze,
machajc ku nim jednym rkawem.
Jego policzek oparty o jej wosy. Obejmowa j ramionami, spltszy palce. Wzajemnie
si zamknli w krgu ramion i cia.
- Mody Kesaniemi marzy o tobie - powiedzia cicho. - Chciaem zabra ci tu. Tylko
ty i ja. Spalibymy pod goym niebem, miao by ciepo i soce i chciaem si z tob kocha
wanie na tej trawie. Chciaem robi z tob to, co Mikkal, ale lepiej. Miaa zrozumie, e to ja
jestem tym jedynym. Czy takie chopice marzenie byo dziwne?
- Wtedy nie bye taki mdry jak teraz.
- Ale to nie dlatego tu przybylimy - zapewni j Reijo. - Musiaem to nosi gdzie
gbiej w pamici. Wybraem to miejsce niewiadomie. Dzisiaj podczas jedzenia stano mi jak
ywe przed oczami. Pamitam obrazy, ktre miaem wtedy w gowie. Obrazy nas samych...
Chyba siedziaem tu dugo, wyobraajc sobie intensywnie kpiel w lodowatym potoku, by
ojciec nie mg zgadn, o jakich to grzesznych sprawach mylaem!
Raija zamiaa si. To bya dawna, nieszkodliwa historia. Pikne wspomnienie.
Nieistotne.
- Staruszek pewnie mia o mnie wysokie mniemanie - rzuci Rei jo. - Ciekawe, jak dugo
potrwa, zanim ty odkryjesz moje grzeszne chucie.
Nie chciaa si mia. Ale nie moga powstrzyma chichotu, gdy rzucia spojrzenie na
ldwia Reijo. Chichotaa jak ta dziewczyna, o ktrej snu pene podania marzenia.
- Lodowaty potok, Reijo - wyszeptaa mu do ucha gorcym oddechem.
- Mwisz powanie? - zdziwi si. - A co by powiedziaa na zaspokojenie grzesznych
chuci w sposb bardziej naturalny?

Jego oczy byy bardziej zielone ni kiedykolwiek oczy Wasilija. Nie byy takie same.
On nie by Wasi. Nie by odpowiedzi na jej niemy krzyk.
Raija wstaa, uwalniajc si z jego obj. Nie powstrzymywa jej. Jego ramiona nie
stanowiy wizienia.
Podesza do zielonej trawy, tam gdzie bya najbardziej soczysta. Przykucna i dotkna
podoa.
- Nie masz przypadkiem podagry? - spytaa z umiechem. - Tacy staruszkowie jak ty
cierpi na rne schorzenia, o ile wiem! Byoby lepiej, gdyby ich nie mia...
Stana w socu i zacza rozpina spdnic. Odoya ja na suche miejsce, dooya
halk. cigna bluzk przez gow. Wyzwolia z wenianej podkoszulki. Usiada na trawie i
rozsznurowaa kumagi.
- No, gdzie si podzia tamten chopak? - spytaa wyzywajco, opierajc si na ramieniu.
Niczego nie ukrywaa. Zreszt on ju wszystko widzia. - Czy go szok zwali z ng?
- Ja ci, u diaba, poka szok! - zawoa dawny chopak, walczc z paskiem do spodni.
Potem jeden z rzemykw kumagw tak si splta, e musia go rozci. Ale udao mu si
uwolni z ubra bez uszczerbku na zdrowiu.
Ciao mia brzowo - blade i ciepe. Raija pamitaa je z sauny pierwszego dnia. Potem
o nim nie mylaa. Wtedy patrzya z podziwem, ale bez adnych podtekstw.
Teraz sama si zdziwia, nie rozumiaa siebie. Ale to przyszo z wntrza. Miao rado i
miech. Niebo byo im dachem, soce ogrzewao, a trawa bya najbardziej mikkim oem,
jakiego moga sobie yczy, cho niezbyt zdrowym dla koci.
Reijo nigdy nie by zachanny w mioci. Ale to spotkanie wcale nie przypominao
delikatnych i agodnych marze szesnastolatka.
Reijo pieci jej kostki u ng, wewntrzn stron ud a do ona. Otworzya si przed
nim. Usucha, gdy przycisna go do swego ciepa. Wreszcie Raija si oderwaa go za wosy,
dajc czego jeszcze. Wtedy uton w jej cieple. Obejmowa j z caej siy. Sam nie wiedzia,
czy to on prowadzi, czy to ona powoduje, by spenia jej pragnienia.
Kotowali si po zielonej trawie. Nadzy, rozgrzani, spoceni. Niechtnie si poddajcy.
Oboje przyzwyczajeni do prowadzenia.
Trudno im byo si podporzdkowa. Ale znaleli wsplny rytm, taki, ktry sprawia
obojgu rado, ktrym adne z nich nie sterowao.
Ich zabawa bya wolnoci.
Pocaunki nie zawieray obietnic. Opowiaday drugiemu, co czuj, kiedy jest wspaniale.
Wydawali dwiki, ktre nie byy sowami, tylko wiadectwami rozkoszy.

Krzyczeli gosem siewki, ale ich krzyk nie brzmia samotnoci.


Nawet si nie piecili. Byli sam pci, ustami i skr. Ich rce tylko trzymay mocno
tego drugiego.
Zjednoczeni.
Krzyczeli dwugosem ku niebu, socu, ziemi i wodzie. Ku temu wszystkiemu, co
dawao ycie i byo niezbdne do ycia.
Spoceni, leeli na wilgotnym zboczu. Pachnieli ziemi i mioci. Swoimi sokami.
Ogniskiem. Socem.
Zapachy i smaki.
Pocaunki, ktre zarwno pachniay, jak i smakoway.
Cae ich ciaa przenikao leniwe nasycenie. Nadal czuli ramiona i donie, ktrymi si
dotykali.
Ale teraz dotykali si tylko opuszkami palcw. Leeli i oddychali coraz spokojniej.
Leeli, nasyceni.
Byli blisko.
Nie byo im trudno napotka swoje spojrzenia. Przekrcili gowy, by na siebie
popatrze.
Umiechnli si.
Umiechnli ustami i oczami.
- To nie byo podobne do niczego, co przeylimy wczeniej - rzuci Reijo. - Nie wiem,
dlaczego. Moe nie jestem taki stary, jaki myl?
- Masz czterdzieci dwa lata, Reijo Kesaniemi! Nie odmadzaj si! Ja, na szczcie,
mam tylko czterdzieci jeden. Ja mog zwali win na modziecz gupot. Ty musisz
wymyli co innego.
- Zmienia si - Reijo pieci j wzrokiem. - Zmienia si, Raiju. Mylaem, e ci
znam. Miaem wspomnienia o nas z czasw, gdy znaem kad twoj myl, zanim j
pomylaa. Znaem ci. Kochaem przez jaki czas. I oczekiwaem, e bdziesz taka sama. I
szukaem w tobie takiej Raiji.
- Dugo tam yam - odpowiedziaa cicho, nie spuszczajc z niego spojrzenia. - To jest
inny wiat, Reijo. Tornedalen jednak przypominao Skibom. ycie w jurcie nie byo a tak
odmienne. Ale tam na wschodzie jest inny wiat. W kadym razie tam, gdzie mieszkaam.
- Dobrze trafia - stwierdzi pewnym tonem.
- Tak, dobrze. Ale ja take yam, nie tylko dostawaam. Staam si... nie inn Raij. A
tak nie moesz si myli, Reijo. Nie jestem inna Raij, tylko jeszcze bardziej Raij!

Trudno byo to poj. Zaczli te marzn. Soce starao si, jak mogo, ale spocona
skra szybko wychadzaa si na grskim powietrzu.
Reijo wsta, zawaha si przez chwil, ale rzuci wyzywajce spojrzenie na Raij i
wszed do wody. Zadra lekko, ale zamia si. Brodzi, a woda signa mu do kolan. Wtedy
spyta towarzyszk, czy do niego doczy.
Raija wbiega do wody i nie zatrzymaa si, dopki nie zakrya jej ramion. Reijo dogoni
j i rzuci si jak koda, rozbryzgujc wod. Raija nie pozostaa mu duna i ochlapaa go
obficie.
Ona te pierwsza si opamitaa i wycofaa na brzeg. Marza jeszcze bardziej ni
przedtem, ale przynajmniej czua si czysta.
Reijo obj j mocno, sam drc. Dawa ciepo. Powietrze stao si chodniejsze, soce
zaczynao si chowa za wzniesieniem. Posyao im ostatni umiech przed poegnaniem. Wida
nie chciao ju by wiadkiem ich igraszek.
- Wa pod skry! - zakomenderowa. - Nie moemy zaoy teraz ubra, kobieto!
Osuszymy si pod skrami i nie zamarzniemy. Doo do ognia.
- Nie przypal tylko swojej mskiej dumy! - zachichotaa Raija i szybko odwrcia si,
by jego miadce spojrzenie dosigo tylko jej plecw. Wesza pod skr i skulia si, czekajc
na Reijo. Nie zazdrocia mu, e klczy teraz i dmucha na iskry. ar wygas, gdy oni
wywoywali wspomnienia modoci.
Na chwil zrobio si zimniej, gdy przyszed. Nie wystarczao im przykrycia i chodne
powietrze docierao do rnych czci ciaa.
Ale wkrtce skra ogrzaa skr. Obejmowali si ciasno i nie chcieli si przyzna, e ju
si rozgrzali.
Nie byo im tego dosy.
Leeli z zamknitymi oczami, wyczuwajc siebie nawzajem. Donie gadziy,
rozpoznajc si na nowo.
Nie przyznawali si do tego, co si dziao. O tym nie marzyli.
To po prostu si dziao.
Byo nowe i rzeczywiste. Delikatne i pikne.
Ich wasne.
Na trawie przy jeziorze walczyli ze sob, nie chcc da sob kierowa. Walka ich
zjednoczya.
Teraz leeli z zamknitymi oczami i chcieli dawa - dawa, a do kresu. Tworzy co
wsplnie.

Pocaunki byy lekkie, tak samo dotykanie i gaskanie. Dranice usta, ktre wymagay.
Ktre chciay pozna smak tych drugich ust. Mocniej.
Oni musieli lee mocno objci. Nie chcieli si widzie. Nie chcieli napotka spojrzenia
tego drugiego.
Tworzyli reguy bez porozumiewania si sowami.
Wymylali je.
Rozumieli je.
Uznawali je i czuli, jak ta druga osoba wprowadza je w ycie. Rozszerzali, gdy ich nie
rozumiaa.
Wszystko byo delikatne i czule.
Sucha, ciepa skra dotykajca drugiej suchej, ciepej skry. Skra renifera pod nimi i
nad nimi. askotanie wosia. Zapach zwierzcia. Ich wasny zapach.
Mokre wosy dotykajce drugiego czoa.
Zby gryzce lekko.
Czubek jzyka szukajcy, smakujcy...
Skra, ktra pona arem. Obejmujce ramiona. Uda, obejmujce i zamykajce.
Spotkanie dwch cia, ju nasyconych, ale ktre wci nie potrafi oprze si pokusie.
- Ale tym razem si nie kpi!
Raija leaa na Reijo i patrzya na jego twarz. Zlizaa jego pot z grnej wargi, z czoa.
Smakowao sol i nim.
- Nie musisz, jeli i ja nie musz - odpar Reijo, z trudem unoszc gow. - To byo
wspaniae. Ale nie rozumiem, skd to nam si wzio.
- Dziki!
Raija jednak rozumiaa, co on mia na myli. On powiedzia to z gbi serca.
Raija te nie rozumiaa, skd to si wzio. Z czego powstao. Przecie nie to jej
przyszo do gowy, gdy pierwszy raz po powrocie ujrzaa Reijo.
Nie rozumiaa tego.
Ale on mia racj: to byo wspaniae.
Przecie nie dlatego potrzebowali dla siebie czasu. Nie po to poszli w gry, mimo e
wanie tego typu aluzje syszeli od mczyzn nad brzegiem morza.
- Ubior si - Raija musiaa powtrzy to kilka razy, zanim Reijo ockn si i uwolni ze
swych ramion. Sam nadal lea z rk pod karkiem i obserwowa, jak si ubiera. - Moesz pj
po wicej opau - powiedzia, gdy Raija wizaa kumagi.
Zamkn oczy i w sekund pniej ju spa.

Raija dooya do ognia. Spodnie Reijo umiecia na kumagach. Zwizaa jeszcze


rzemyk, ktry w zapale przeci.
Gdy zacza marzn, wesza pod skr renifera i skulia si obok Reijo najbliej jak
moga. I zasna.
Powietrze byo agodne, jak zawsze tam. Bez najmniejszego podmuchu wiatru. Soce
pozdrawiao j agodnie.
Pod stopami wyczuwaa mikk traw. Dziwio j, dlaczego ma na sobie kumagi,
przecie o tyle przyjemniej byoby chodzi boso po tej soczystej trawie.
Czsto chodzia boso.
Mikkal.
Szukaa go.
Zmczya si szukaniem. Tak zmczya, e musiaa usi. Dobrze byo odpocz w
trawie. Pooya si, chciaa popatrze na niebo. Odpocz.
Byo tak mikko...
Ale sen nie przychodzi. Soce grzao skr i nie pozwalao zasn. Trawy askotay,
nie daway spokoju.
Gdzie on by?
Gdzie by Mikkal?
Nigdzie nie widziaa smug dymu. Nie dostrzegaa jurt. Nie widziaa obozowiska z
odgosami rozmw i miechu tych, za ktrymi tsknia.
Nie moga odnale jurty, ktr jej pokaza. T, o ktrej powiedzia, e postawi dla
nich.
Dla niej.
Czyby si zgubia?
Czy to byo gdzie indziej?
Dlaczego nie odnalaza Mikkala? Gdzie on jest? Czy ju na ni nie czeka?
Zerwaa si na nogi. Pobiega. Woaa go. Woaa a do ochrypnicia. Jednak nikt nie
odpowiada.
Mikkala nie byo.
A przecie powiedzia, e bdzie na ni czeka. Obieca jej to...
- Boe, Raiju! Obud si! Spjrz na mnie! To nie by glos Mikkala, ale Raija usuchaa.
Popatrzya.
Poznaa Reijo.
- Skd si tu wzie? - spytaa, patrzc szeroko otwartymi oczami. - Ja szukam

Mikkala. Widziae go? Mia na mnie czeka, ale nie ma go tu. Poszed gdzie. Chowa si
przede mn. Musz go znale! Musz! Musz znale Mikkala!
Chciaa si wyrwa, ale ucisk Reijo by zbyt mocny.
- Spjrz na mnie, u diaba! Raiju! Syszysz mnie? Pokiwaa gow. Nie musia do niej
krzycze. Syszaa go dobrze. Omiota go wzrokiem.
- Nie marzniesz? - spytaa. Marz. Bya noc i Reijo szczka zbami. Ale ba si j
puci. Nie mia pojcia, co mogaby wtedy zrobi.
Ona nadal nia. Ba si tego i jeszcze czego, czego nie chcia nazwa.
Czego nieprzyjemnego.
- Nie pisz, Raiju! Syszysz mnie? Powiedz co! Rozumiesz, co mwi?
- Nie krzycz! Ja musz odnale Mikkala. Pu mnie, Reijo! Musz odnale Mikkala!
Uchwyci si tej moliwoci.
- Ubior si i pomog ci szuka. Poczekaj na mnie, dobrze?
Pokiwaa gow. Patrzya na niego, zdziwiona, gdy wychodzi spod okrycia skry
renifera. Zdeprymowao go to. Ona wydawaa si teraz bardziej obca ni kobieta o imieniu
Raisa.
Spakowa ich plecaki. Zacz gasi ognisko. Zwin skry i przyczepi do swojego
plecaka.
Raija cay czas ledzia go wzrokiem. Tym spojrzeniem, ktre miewaa w takich
chwilach.
Zastanawia si, czy te tak si zachowywaa w Rosji. Czy miaa na jawie to spojrzenie.
- Spiesz si, jak mog - powiedzia. Ciekaw by, jak ona go teraz widzi. Czy takiego
jak teraz, czy wzitego z przeszoci. A moe zupenie inaczej ni naprawd.
Mg sobie wszystko wyobrazi, co dotyczyo ucieczki Raiji od rzeczywistoci.
Nie nazywa tego inaczej.
Reijo czu, e Raija si niecierpliwi. Ruszya, zanim skoczy.
Nie mg temu przeszkodzi. Nigdy by nie odszed od niezagaszonego ogniska. Na
szczcie Raija posza wzdu rzeki w gb doliny. I tak mieli tamtdy i.
Ale nie tak nagle.
Musia nie te jej plecak, ktry nie by szczeglnie ciki, ale stanowi dodatkowe
obcienie. A Raija niemal biega.
A jeli jej nie dogoni?
- Mikkal! - rozleg si jej gos, aosny i przenikliwy jak gos siewki. - Mikkal!
Reijo szed za jej gosem. Dostrzega jej spdnic, niebieski szal z zorz polarn.

- Mikkal, nie odchod! Miae na mnie czeka! Reijo przeszed dreszcz. Przecie
Mikkal umar szesnacie lat temu... Niemio byo sucha, jak ona go woa. Mimo e Raija
niejako sama wrcia z krainy umarych, Reijo wiedzia, e Mikkal na pewno tego nie dokona.
Mikkal ponad wszelk wtpliwo nie y.
Raija zacza si mczy. Czciej sza, ni biega. I nie prost drog, ale zygzakami, co
dawao Reijo szans dogonienia jej.
- Mikkal! Mikkal!
Noc zblada. Nic nie odpowiadao na woanie.
Raija wystraszya niejednego ptaszka, ale nie zauwaya tego. Nie syszaa ich
ostrzegawczych sygnaw o zbliajcym si niebezpieczestwie.
Czy mg co zrobi inaczej? Reijo nie znajdowa odpowiedzi. Zasn. Ona te zasna.
Przepenia go spokj. Wszystko w nim byo spokojne i nasycone. Ledwo zauway,
gdy wesza pod skr koo niego.
A potem przeszya powietrze nocy swoimi krzykami. Woaniem Mikkala.
Teraz znw zawoaa:
- Mikkal! Ju prawie j dogoni. Bieg, gdy jeszcze mg. Nie mia pojcia, skd ona
braa wytrzymao. Zadziwiajco dugo trzymaa go na dystans.
Reijo ba si, co si moe sta, gdy Raija w kocu straci siy. A z drugiej strony obawia
si, e ona bdzie biega duej, ni on wytrzyma.
Moe si tu zgubi.
- Mikkal! Krzyk by taki, e Reijo tylko czeka, by niebo pko.
Wreszcie chyba anioy si nad ni ulituj! Reijo nie zdziwiby si, gdyby ujrza Mikkala
idcego jej na spotkanie.
W jej krzyku byo tyle bezdennej rozpaczy!
Reijo czu si za ni odpowiedzialny. Przecie za kilka tygodni Raija ma wrci do
Rosji! Do tego czasu on si ni opiekowa. Nic si nie moe jej sta!
Reijo zacz biec, a pociemniao mu w oczach. Zobaczy, jak Raija pada na kolana i
kryje twarz w doniach. Rzuci wtedy wszystko, co nis, i ruszy ku niej.
Raija pakaa. Spojrzaa na niego i zarzucia mu rce na szyj. Pakaa, wstrzsana
szlochem.
Reijo gadzi j i pociesza. Popatrzy w niebo i przesa tam nieme podzikowanie.
Ona wrcia.

12
Nie poszli nigdzie dalej tej nocy. I nie spali. Siedzieli przy ognisku, otuleni skrami
renifera. Obejmowali si. Nie mwili zbyt wiele, tyle tylko by odgoni mary plczce si w
mylach.
Gdy nasta poranek, zgasili ogie i zatarli lady postoju.
Wdrowali wzdu rzeki do nastpnego jeziorka. W pewnym miejscu musieli przej na
drug stron. Woda sigaa, im po uda.
Raija zmoczya spdnic, bo nie podwina jej wystarczajco wysoko. Kumagi miaa
przemoczone, gdy nie odwayli si pj boso. Nie znali dna. Reijo bez wstydu zdj spodnie.
- I tak ju widziaa, co jest do ogldania - powiedzia. - Nikogo innego tu nie ma.
Gorzej mie potem mokre spodnie.
Marsz ich rozgrza. Zmoczona spdnica klapaa o nogi Raiji.
Dobrze byo rozmawia o zwyczajnych sprawach. Tych innych nie odwaali si
poruszy.
- Nie wrcimy przed wieczorem? - spytaa z nadziej.
- Moemy najwyej doj do miejsca, gdzie Matti i Sedolf cinaj drzewa - odpar
Reijo.
- Tak?
- Oni maj namiot, moglibymy tam si przespa. Ju si robi chodno pod goym
niebem. A wydaje mi si, e si chmurzy.
Popatrzy w niebo. Po poudniowo - wschodniej stronie zbieray si chmury. Byo tam
pasko, nieliczne wzniesienia nie powstrzymyway wiatrw.
Poszli dalej. atwiej si teraz szo, podoe okazao si mniej kamieniste.
- Co si ze mn dzieje? - spytaa nagle Raija, nie zatrzymujc si. - Moe ja nie miaam
tu wraca? Boj si, Reijo!
On te czu strach. Ten sam, co wiele lat temu na pustkowiu na paskowyu. Wtedy, gdy
zim szli na pnoc z zamiarem stworzenia dla siebie przyszoci.
Raija dotkna tam czego niebezpiecznego. Wtedy to wszystko si zaczo. Reijo
pamita, jak. Pamita dzie i jaka wtedy bya pogoda.
Ale najlepiej pamita swj strach.
Reijo szed obok Raiji. Blisko. Nie patrzyli na siebie, ale dostrzegali si ktem oka.
- Nigdy wczeniej tak nie byo - rzucia szybko. - Przecie z tob rozmawiaam!
Reijo nie mg zaprzeczy. Jego lk kry wok tego, co ona poruszya.

- Nigdy nie wracaam na jaw w trakcie tego... - Raija szukaa sw. Wiedziaa, co chce
powiedzie, ale to byo niebezpieczne. Przeraao j nawet w mylach. - Nigdy nie byam po
obu stronach w tym samym czasie - powiedziaa wreszcie, idc szybko, jakby uciekaa od
wasnych sw. Baa si, co odpowie Reijo. Baa si, e rozwieje jej wtpliwoci, e powie, e
to nic takiego.
Ale on tego nie zrobi.
- Nigdy wczeniej ci takiej nie widziaem - stwierdzi z powag, dotrzymujc jej kroku.
- Nigdy wczeniej nie miaa takich oczu, Raiju. Nie poznawaem ci.
Wtedy zatrzymaa si. Zdja plecak i usiada prosto na ziemi. Nie patrzc na Reijo,
zacza rozsznurowywa kumagi. Wytrzsna z nich traw.
- Czy to pocztek koca? - spytaa.
Reijo przeszed dreszcz. Usiad koo niej i wycign suszone miso z plecaka. Zacz
kroi plastry. Jak dugo mia zajte rce, nie dosigaa go rozpacz.
To byo co niesamowitego. Szczerze mwic, nie wiedzia, czy ktokolwiek mg
udzieli mu jakiej rady, zrozumie i powiedzie, co to jest.
- A jak bywa zwykle? - spyta ochrypym gosem. Mia ochot si rozemia. - Zwykle!
- powtrzy. Jakby to co byo czym zwykym!
- Przybywam tam, gdy znikam tu - powiedziaa Raija przygnbiona. - Toni nazywa to
moj podr. Chyba lepiej nie mona tego nazwa. Ja nie wiem, co to jest, Reijo! Nigdy tego
nie rozumiaam! Potrafi zdziaa rne rzeczy, nad ktrymi nie panuj. Musiaam nauczy si
z tym y.
Zamilka na dusz chwil. Bya lepa i gucha na wszystko, co j otaczao. Miaa tylko
wiadomo bliskoci Reijo. Uchwycia si jej jak toncy.
- Nigdy nie opowiedziaam ci o Jumali - rzucia.
- Wzrastaem z Jumala w Biblii ojca co niedziela - odpar Reijo sucho. - Chyba i tak
wymawiam jego imi zbyt czsto. Nie bdziesz bra imienia Pana Boga twego nadaremno. Ja
chyba jestem bardziej wierzcy ni ty, Raiju. Ale nie yj tak, jak powinienem, nie musisz mi
tego wypomina.
- Nie mwi o naszym fiskim Jumala - odpara Raija. - Jumala to bogini ze zota. Ona
istnieje. Szam za ni przez tysice lat, yam, umieraam i szam za ni przez lata. Potem
skrzyoway si z ni drogi Antonii. Ona j widziaa, dotykaa. Jumala bya dokadnie taka, jak
j widziaam. Jej historia taka, jak przeyam.
Raija opowiedziaa mu j cichym gosem. Rei jo u miso, ale zapomnia kroi nowe
plastry. Wcigna go ta niewiarygodna opowie.

- Co na to Jewgienij? Raija zadraa i roztarta ramiona. Ochodzio si.


A ta historia zawsze przejmowaa j mrozem.
- Jewgienij zawsze obawia si tej mojej strony - odpowiedziaa po chwili milczenia. Nie rozumia tego. I nie chcia rozumie. Wola udawa, e to nie istnieje. Nie szkodzio to mi,
dopki umiaam sobie z tym poradzi. Ale on nawet nie chcia o tym rozmawia. Chyba si ba.
Ciko znis fakt, e uratowaam mu wtedy ycie. To dziwne, prawda? Ale on by zmar, gdyby
nie ja...
- Wzia to std. To byo twoje. Reijo atwiej rozumia Jewgienija. Jego dziaania
opieray si na jednym: kocha Raij. Chcia j mie na zawsze. Miaa by czci jego
przyszoci, matk jego dzieci.
- To nie tylko to - Raija drya temat. - Jewgienij tego nie obejmowa, nie panowa nad
tym. A chcia rozumie, taki by. On musia rozumie i wiedzie na pewno. Na wszystko inne
zamyka oczy. On si ba. Najbardziej tego, e poprzez moje podre mogabym sobie
wszystko przypomnie... - Umiechna si sabo. - I gdyby nie... to, moe nadal yabym za
moj ska. Z przeszoci zaklt w zimn, ciemn ska.
Reijo nie znalaz sw odpowiedzi.
- Dlatego tak si baam, gdy odkryam, e Natalia to odziedziczya...
Ciko jej byo o tym opowiada, ale miaa tylko Reijo.
Michai co wiedzia.
Antonia te.
Ale Raija nie chciaa wciga adnego z nich w gbi ciemnoci. Tam, dokd sama
baa si uda mylami.
- Natalia miaa wizje. Widziaa Mikkala, ktry wychodzi z morza. Rozmawiaa z nim.
On dla niej istnia. Natalia ya razem z nami, ale jednoczenie w innej rzeczywistoci. Dla niej
nie stanowio to rnicy. Siedziaa, bawic si i rozmawiajc z tymi, ktrzy byli obok niej, i
jednoczenie nie byli. Opowiadaa o tym, co si zdarzyo, i co si miao zdarzy. To wszystko
istniao wok niej, bez adnych granic. Ona nie wchodzia w to, po prostu w tym bya. Gdy to
zrozumiaam, strasznie si przeraziam. Ona bya moim dzieckiem. I to ja jej to przekazaam, to
ze dziedzictwo. Wasia by zwyczajny, jak ty, jak inni. - Raija przytulia si do Reijo, szukajc
jego ciepa. - Ciesz si, e Wasia tego nie dowiadczy. Tak bardzo pragn dziecka. Kochaby
Natali nad ycie. Ale ciesz si, e tego nie przey, e nie zobaczy, co ode mnie dostaa. W
pewien sposb dobrze, e Natalia nie musiaa z tym dugo y. Jako dziecko bawio j to. Nie
rozumiaa, e jest niezwyka. Nie zdawaa sobie sprawy, e inni nie widz tego, co ona. Nie
miaa pojcia, jaki bl mogoby jej to sprawi, uczyni j nieszczliw.

Zamilka. Nie chciaa wyobraa sobie, co mogoby si zdarzy.


Natalia nie ya.
Reijo zaproponowa Raiji plaster misa, ale odmwia. Nie bya ani godna, ani
spragniona. Nie zniosaby jakiegokolwiek smaku w ustach.
- Zwykle - zacza odpowiada na jego pierwsze pytanie - zwykle mam granice. Wiem,
e tam jestem we nie. Po prostu wiem, e tam jestem. Jest zielono i piknie. Jest lato i niebo
ma najpikniejszy niebieski odcie, jaki moesz sobie wyobrazi. Pas si tam tuste renifery.
Nie uciekaj, gdy podchodzisz. Nie boj si nikogo. Ich futro jest gadkie i lnice. Widz
smugi dymu. Wiem, e dojd do osady, jeli pjd w ich kierunku. Jeziora s czyste, potoki
przejrzyste. Mog biega na wietrze, taczy. Tam przepenia mnie rado. No i spotykam go. Zaczerpna powietrza. - Najpierw go nie widziaam. Na pocztku go tam nie byo. Ale
wreszcie go ujrzaam, wczeniej jakby nie byam gotowa. To takie dziwne, Reijo!
- Nie umiem ci nic odpowiedzie. Jeszcze nie - odpar Reijo na jej pytajce spojrzenie. Nie wiem, co o tym sdz. Ale wierz ci. To na pewno. Ale mnie to te przeraa. Bybym gupi,
gdybym tego nie przyzna.
Jej umiech by niczym kwiat otwierajcy na chwil swoje patki.
- Mikkal mwi, e na mnie czeka. e ma dla nas jurt. Widziaam te innych. Nie
pamitaam ich imion, ale znaam ich. Nie dotykali mnie, trzymali si z dala, ale czuam, e
byam im bliska. Czuam, e mnie znaj. Uczucia tam s tak wyrane, nikt niczego nie ukrywa.
Wszystko tam jest waciwe. I jest tam Mikkal. Ma mod twarz, jest silny. I czeka na mnie.
Moja skra jest tam gadka, to takie dziwne...
Rzeka pyna obok nich, toczc bia pian. Jej szum wypenia im uszy. Niebo wisiao
nad nimi szare, ale nadal wysokie. Chmury byy puste. Pyny z wiatrem w stron morza,
kadc si niczym dach nad dolin, zamykajc j sob.
- Coraz gorzej jest wraca - westchna Raija. Reijo z trudem przekn lin. Ju
wczeniej o tym wspomniaa. Teraz powtrzya z pen powag.
Opara si policzkiem o kolana. Otoczya je ramionami. Spojrzaa na niego
wyczekujco. Chciaa dojrze jego reakcj na swoje sowa.
- Pragn tam pozosta - powiedziaa jeszcze wyraniej na wypadek, gdyby nie
zrozumia lub nie chcia zrozumie. Wyraniej ju nie moga.
- Wiesz, co to oznacza? - spyta. Kroi wicej misa, ni mia na nie ochot. Musia
czym zaj donie. Mimo to czu niebezpieczestwo. O czym takim lepiej byo nie
rozmawia.
Raija pokiwaa gow.

Teraz wiedziaa, kim byy te znajome osoby po tamtej stronie. Wiedziaa, e nigdzie
indziej nie mogaby ich spotka, tylko wanie tam.
Wiedziaa, co to oznacza. Ciko byo o tym myle.
Ale by tam Mikkal. Mikkal na ni czeka.
Tylko to si liczyo. Tylko w tym chciaa uczestniczy. Nie odwaya si pomyle: y.
To byo co innego.
- On mnie dotyka. Obejmowa mnie - mwia. - Czuam, e to co zmienia. e nie
powinien by tego zrobi. Ze przekroczy pewien prg. Ale nie chciaam, by przesta. Chciaam
trzyma go mocno. Pragnam, by to trwao... Sdzisz, e ja oszalaam, Reijo?
- Nie, nie sdz. Wikszo ludzi nie umiaaby tego znie. Ty umiesz. Jeste silna,
Raiju. Wielu oszalaoby po takich... podrach. Po takich odwiedzinach. Po zobaczeniu tego,
czego nikt nie powinien oglda. - Uj jej do. - Mogaby zosta? Tak po prostu? Wybra to,
gdy tam jeste?
- Raczej tak - odpara Raija bez zastanowienia. Wczeniej ju o tym mylaa. - On te
mgby mnie zatrzyma, ale nie robi tego. Wiem, e mgby. Ale czuj, e to ja decyduj.
Postanawiam, e wracam tu. e jego czas jeszcze nie nadszed.
- Ja nie boj si umrze - stwierdzi Reijo. - Ale boj si nie y. Rozumiesz rnic? Ty
si nie boisz?
- Gdy jestem tam, nie. Ale tutaj umieram ze strachu. Teraz te. Najbardziej dlatego, e
go tam nie byo. Dlatego, e przebywaam w obu miejscach naraz. Co zego zrobiam? Czy to
przez nas, Reijo?
Reijo ucaowa jej czoo, wosy. Obj j mocno. Sam marz. Wmawia sobie, e si tak
ochodzio. Ale to nie powietrze byo powodem wewntrznego mrozu, ktry czu.
- Nie mieszaj nas do tego, Raiju! Ja wierz w to, co mwisz. Wierz, e moesz si tam
przenosi. Wierz, e Mikkal tam na ciebie czeka. - To byo trudne. Musia gboko odetchn,
chwil pomyle. - Ale wiem take, e Mikkal nie yje. Ja sam pynem z jego ciaem na
pnoc. Utono w morzu. On umar jako dorosy mczyzna. I wiem te, e ty yjesz, moja kochana! Obejmuj ci i czuj, jak jeste ciepa. Jeste z krwi i koci, jest w tobie ycie. Wiem, e
nie powinna obcowa z... t drug stron. Nie umiem tego nazwa. Ty tak. Ja ci wierz. Nie
zmylaaby tego wszystkiego. - Westchn. Waciwie to byoby prostsze. Ale Raija nigdy nic
nie zmylaa! - To, co robisz, to cz ycia. Nikogo nie musisz za to przeprasza. Nikt nie
moe wymaga, by uznaa to za niebye. Nikt nie moe wymaga, eby przestaa y jak Raija. Nikt nie moe wymaga, eby si zmienia tylko po to, by ich zadowoli. Ani po tej
stronie, ani po tej drugiej. Jeli Mikkal zrobi to specjalnie, zada ci taki bl tylko po to, to

niczego nie jeste mu winna. Nie moesz by wierna komu, kto nie yje, Raiju!
Ona to wiedziaa.
To dlatego tak si baa.
Dlatego czua lodow obrcz wok siebie. Poczua, jakby granice zaczynay si
zaciera. Powinna mie tego wiadomo, gdy przechodzia na tamt stron. Powinna wiedzie,
gdzie jest.
Powinna umie wybra.
A nie wiedziaa.
Z szeroko otwartymi oczami szukaa Mikkala. Woaa go.
Tutaj.
- Czy to pocztek koca? - spytaa znw. - Przyjechaam tu. Spotkaam si z wami.
Wiem, e daam wam co w rodzaju spokoju, przynajmniej niektrym. Musz porozmawia z
Id, musz si do niej zbliy. To dla nas wane. I dlatego si boj, e jedyna rzecz, ktra mnie
tu trzyma, to odrzucenie przez moj crk. Moe bym nie wrcia, gdyby ona tego nie zrobia?
Moe nie ma tu dla mnie nic wicej do roboty? Czy to tak jest?
- Boisz si? Raija pokiwaa gow.
- Czyli e jest co wicej. Reijo nie by tego cakiem pewny, ale woy w te sowa wiele
stanowczoci. Nie wiedzia, czy j przekona, czy nie. Raija suchaa.
- Nie moesz wrci z tym do Rosji! - Reijo pogaska j po policzku. - Tam nikt tego
nie rozumie.
- Toni - zaprotestowaa Raija sabo. Nie moga przyzna si przed Reijo, e mia racj.
Nawet Antonia nie rozumiaa mroku jej podry. Nie rozumiaa blu. Nie zdawaa sobie
sprawy, jak blisko krawdzi Raija balansowaa.
Reijo to rozumia.
- To moe ju nie bdzie jak teraz - pocieszya go. - Moe jestem ju blisko.
- Nie sdz, eby to miao co wsplnego z miejscem, gdzie jeste - zbija jej argumenty
Reijo. - To za tob idzie, May Kruku!
Wyplta gazk z jej wosw. Przeczesa je palcami, przesia jej czarne sploty. Czarne,
gdzieniegdzie z dodatkiem janiejszego... ladem mijajcych lat.
- Za tob, Raiju. Czy umiaaby y z tym samotnie? Czy potrafisz to unie?
Reijo czu si zmczony i obolay. Wspczu jej z caego serca. Chciaby pomc jej
nie jej brzemi, uly w jej samotnoci.
- Dotychczas tak robiam.
- A dalej?

- Coraz czciej chc tam zosta - powtrzya. Nie chciaa nazwa tego innymi sowami.
Czua, jakby wypeniay jej usta, stajc si czym, czego nie umiaa ani przekn, ani wyplu. Chc zosta. Tam jest taki spokj. A ja jestem taka zmczona, Reijo. Nie pragn niczego innego
poza spokojem. Poza spokojnym yciem, bez zmian z nocy na dzie. Zbyt czsto moje ycie
wahao si midzy niebem a piekem. Ju tego nie wytrzymuj. Chc y w spokoju...
- y? - Reijo uchwyci si tego sowa. - y, Raiju?
- By - poprawia niechtnie. Nie wierzy jej.
- Przedstawi ci co, czemu moesz si przyjrze - powiedzia bez zastanowienia. Nie
zdecydowa o tym, ale bra tak moliwo pod uwag. Nie by przekonany co do powodzenia,
ale nie mg nie sprbowa. - ycie, Raiju. Ludzie, ktrych znasz, ktrzy ci kochaj. Ktrzy
wymagaj czego od ciebie. Ktrzy robi co dla ciebie. Dzieci, ktre ci potrzebuj. Doroli,
ktrzy pytaj ci o rad nie dlatego, e si ciebie boj czy czuj, e s wobec ciebie duni, ale
dlatego, e jeste jedn z nich. Dom, ktry nie wymaga duo zachodu. Jedzenie na stole, nie w
nadmiarze, ale wystarczajce. Ubranie. Nie hafty na cienkim materiale, ale proste baweny i
weny. Rozgrzewana co tydzie sauna. Paskowye do wdrwek. Lasy, w ktrych mona si
ukry. Wody fiordu jako spiarnia. Gry, ktre nie chc ci skrzywdzi, tylko ci obejmuj. Nie
dawi, ale broni. Obejmuj ci dlatego, e jeste ich czci, a nie osob, ktrej mona si
ba. Nie tak, o ktrej opowiada si historie. Ciche ycie wrd cian z bali. Ludzie, ktrzy ci
kochaj. Spokj. Mczyzna, ktry umie milcze. Mae dziecko, ktre ma swoje wymagania,
ale nic poza tym. Wicej ludzi nie bdzie. Moesz to sobie wyobrazi, Raiju? Czy umiaaby
y takim yciem? Nie bdzie to niebo, ale mog ci obieca, e na pewno nie pieko. ycie
pynce rwnym strumieniem. Bez sztormw. Bez gwatownych zmian. Spokojnie...
- Ale bym ya? Jeste taki dobry, Reijo! Czy przemylae to sobie?
- Nie. Rozemiali si oboje. Mrok odsuwa si, gdy byli razem. Patrzyli w tym samym
kierunku. Potrafili rozmawia o trudnych sprawach. Umieli razem milcze, ale nie o wanych
problemach.
- ycie Michaia to statki. Caa jego przyszo to Archangielsk. Michai jest
Rosjaninem. Mojego syna nie bd przesadzaa!
- Nie pytaem twojego syna - odpar powanie Reijo. Zamyli si na chwil. Pamitasz, ile miaa lat, gdy staa si samodzielna? Pitnacie. Miaa pitnacie lat i bya w
ciy. Ja miaem szesnacie, gdy przetaczyem ca noc z pann mod. Pamitam, e czuem
si dorosy. Umiaem wiele i dawaem sobie rad. Nic nie straciem dlatego, e wczenie
musiaem sobie dawa rad. Nigdy na tym nie straciem, e musiaem by odpowiedzialny.
- Pytasz, czy jestem w stanie zawie jedyne dziecko, ktrego nie zawiodam?

- Mwi, e to dziecko nie jest ju dzieckiem. On jest dorosy. I tak wkrtce stanby na
wasne nogi. Zaoyby rodzin. Zbudowa dom. On ma statki. Bdzie zawsze zajty, Raiju. I
nie zawsze bdzie dla ciebie miejsce w jego yciu. Zapragnie wok siebie powietrza i
przestrzeni, jak my wszyscy kiedy. I to nie dlatego, e nie bylimy przywizani do rodzicw,
ale dlatego, e chcielimy stworzy co wasnego, niezalenego.
Raija sama czua, e zbyt kurczowo trzyma si Michaia. ya poprzez niego.
By dla niej tak wany...
Raija bya wana dla niego. Ale czua te, e zniszczyaby co z siebie, gdyby chciaa
zatrzyma go w domu, zobaczy, jak staje si dorosy, y jego yciem.
- Sdzisz, e jako jedyny wybr masz t drug stron! - Reijo dry bezlitonie, zrywa
zasony, za ktrymi chciaa ukry prawd. - Sama wiesz, e Michai wkrtce rozwinie skrzyda
i odfrunie od ciebie. Domylasz si, e ju tego prbuje. Wiesz, w jakim kierunku. Sama wiesz,
e wkrtce si ciebie puci. A ty przygotowujesz si na spotkanie z innym wiatem. Boisz si
zosta sama w Rosji. Moe i masz duo. Ale mnie si wydaje, e wiele ci brakuje. Mwisz, e
moesz wybra inaczej. Moe, ja nie wiem. Tylko ty to wiesz. Jeli nie wybra ludzi, to inny
sposb ycia. Suchaem ciebie i wiem, e to, co opowiedziaa, nie wypeni ci wystarczajco
ycia, by da ci rado. Szczcie. Dlatego mwi ci, e mam dla ciebie wybr. Moesz wybra
domek na cyplu, Raiju. Nas. Mnie.
- Jak?
- Zapacimy za to, jak pokierowalimy naszym yciem. Nie chce mi si wierzy, by
wtrcili nas, starych, do wizienia. Prdzej skar nas na odosobnienie w naszym domu na
cyplu. Ludzie powoli zapomn. Albo moemy wzi lub na nowo. Mamy nowego ksidza. Ja
jestem wdowcem. Ty jeste Rosjank Rais Bykow. Zdarzao si ju wczeniej, e ludzie brali
lub z nagej mioci.
- Ludzie si dowiedz - zaprotestowaa Raija. Nie wierzya w powodzenie jego
rozwiza. - Ju mwi.
- Mwi - zgodzi si Reijo. - Ale to nie ma wikszego znaczenia. Zaley, kto mwi i
kto sucha. Istnieje wiele tajemnic, ktre stay si wasnoci publiczn i nie zaszkodziy temu,
kogo dotyczyy. Sdz, e masz duo moliwoci wyboru, Raiju.
- Musz to przemyle. - Raija nie chciaa go zrani, odmawiajc od razu.
Najgorsze, e mogoby si sta wanie tak, jak jej to przedstawi.
Mogoby by dobrze...
O takim yciu marzya. Spokojnym i bez wikszych zmartwie. Pomidzy ludmi.
yciu dla kogo. Z moliwoci ucieczki do samotnoci, gdyby chciaa. Rozpostarciem

skrzyde, gdyby chciaa lata.


Mogoby by dobrze...
- Musz mie miejsce na moje krosna - umiechna si przekornie. W wyobrani
ujrzaa swoje wielkie krosna z domu nad Dwin. Zwoje weny, ktre trzymaa w skrzyniach.
- Mam miejsce - odpar Reijo. - Pokoje opustoszej, gdy Elise i Matti si wyprowadz.
Zostan tylko ja i Ivar Antti. Nie damy rady ich zapeni. I nie jestem jeszcze tak niedony, by
potrzebowa kogo do pomocy. Nie zamierzaem szuka adnej kobiety. Skoczyem z tym.
Kochanie kogo przysparza take blu. Nie sdziem, bym spotka jeszcze kogo, z kim
chciabym dzieli ycie. Staem si wybredny na stare lata.
- Mylaby kto... - mrukna, lecz nie moga powstrzyma miechu. Poczua, jakby los z
ni igra, bezlitonie zamieniajc kolory nici, ktre ona tak starannie przygotowaa i
zaplanowaa do swego gobelinu.
- Wiem, czego mog si po tobie spodziewa - umiechn si Reijo. - Nie chc, by
teraz odpowiadaa. Sama postanowisz. Jeli odpyniesz, zrozumiem, e to ostateczna odmowa,
e nie chciaa powiedzie mi tego w oczy, by nie zrani moich uczu.
Przygotowali si do dalszego marszu. Niebo poszarzao, chmury zgstniay, ale nie
wyglday na deszczowe. Pewnie wypaday si gdzie na pustkowiach.
- Chciaabym pojecha do Finlandii - powiedziaa Raija po duszej chwili marszu w
milczeniu. - Moe nie powinnam, ale chciaabym zobaczy Maj. Knuta, Ailo. Nie wystarcz
pozdrowienia, nie po tym czasie. Nie po tym wszystkim, co si dziao. Wiem, e to niemoliwe,
ale mimo to chciaabym tego. W moim sercu bd puste miejsca.
Reijo rozumia, co si w niej dzieje. Co w sobie budowaa. Dlaczego. Bez wzgldu na
to, co on mwi, Raija czua, e musi si usprawiedliwia wobec tego, ktry nie mg niczego
od niej da. Tego po drugiej stronie.
Nie by to czas, by j naciska. Nie mg jej zmusza, mimo e czu, e jego propozycja
bdzie dla niej najlepsza.
Bolao go, gdy wyobraa sobie j na miejscu w Rosji. le by si czu ze wiadomoci,
e ona tam jest. Ze tskni. e yje pozbawiona tylu rzeczy.
Szli w milczeniu, pogreni w mylach. Mimo e nie dzielili si nimi, nie czuli si
samotni.
Zrobio si bardziej stromo. Opada mga, otulajc ich gst zason i obdarzajc
wilgotn pieszczot.
Reijo i tak wiedzia, gdzie s, zna te okolice. Zapewni Raij, e si nie zgubi. Moe
po nieco duszym czasie, ale dotr wieczorem do namiotu chopakw. Troch bd musieli si

wspina, ale nie powanie. Nawet kobieta w spdnicy da sobie tu rad, no i starszawy
mczyzna te. Ale to tylko spacer wzdu rzeki.
Przyja jego sowa. On wiedzia najlepiej, zna teren. Raija nie baa si ani ska, ani
mgy. Nadal widzieli, co maj przed sob. Przyroda nie schowaa si cakiem przed nimi. Rzek
zreszt byo dobrze sycha.
Raija przemoczya kumagi. Jeden rzemyk si jej rozluni, rano nie chciao jej si go
porzdnie zacisn.
Rozwizywa si coraz bardziej. Nie moga go poprawi, bo akurat musiaa trzyma si
oburcz skay.
Nie chciaa mwi o tym Reijo, bo ten schodzi szybko jak kozica. Woa do niej, czego
moe si zapa, na czym stan. Brakowao jej czasu na zastanowienie.
Ju wiele lat nie poruszaa si w takim terenie. W Rosji wszystko byo paskie i rozlege.
O ile moga dostrzec, miaa ju niedaleko. Pod sob widziaa gste zarola.
Ufaa, e Reijo nigdy nie zmusiby jej do przejcia tej drogi, gdyby nie by pewien, e
jest bezpieczna. Inaczej nie schodziliby po stromym zboczu we mgle!
Znalaza ciek, o ktrej wspomnia Reijo. Sza krok za krokiem. Rzemyk wisia luno,
ale nie przeszkadza jej, jeli o nim nie mylaa. Wolaaby tylko go nie zgubi.
- Ju niedaleko! - Reijo woa do niej z ziemi. Raiji ulyo na sercu. - Na prawo!
Widzisz? Id blisko skay, ale nie puszczaj trawy!
Zrobia, jak powiedzia. Rzemyk zaczepi si o korze, obok ktrego przesuna nog, i
przytrzyma j, zanim znalaza co, czego mogaby si uchwyci...
Spada.
Krzewy w stp Reijo przejy nieco impetu upadku, ale Raija spada tak nagle, e Reijo
nie zdy jej zapa. Zanim si zorientowa, rce zagarny tylko powietrze.
cieka sza wzdu pki skalnej. Do rzeki byo niedaleko. Raija spada z pki i
potoczya si w d.
Reijo sysza jej krzyki, gdy zacz biec ciek. I tak by nie pomogo, gdyby bieg po
stromym.
Zanim zdy do niej dotrze, zapada cisza.

13
Spada a na sam d. Plecak lea pod jej gow i karkiem. Cud boski sprawi, e
przyj na siebie ostatnie uderzenie.
Reijo dobrze wiedzia, e Raija moga sobie zama kark.
Miaa na sobie lady potucze i otarcia. Krew pyna z policzka. Reijo bardziej si ba
takich krwotokw, ktrych nie mg widzie.
Sta bezsilnie kilka minut. Popatrzy w gr na ska. Bya wysoka na dziesiciu dwunastu ludzi. Miaa tu i wdzie wystpy. Raija moga si o nie poobija, ale przynajmniej
zwolniy tempo upadku.
Oddychaa. Reijo wiedzia, e mogaby ju nie oddycha, gdyby spada prosto w d.
Nie wiedzia, czy ma za to dzikowa. Nie wiedzia zreszt, komu.
- Prawie j miae - rzuci w powietrze. - Mam nadziej, e jej teraz nie zatrzymasz. Ona
jeszcze ma tu co do zaatwienia. Tobie si nie spieszy. Nic ci si nie stanie, jeli sobie troch
poczekasz. Wieczno jest duga. Ona do ciebie przyjdzie. Wtedy, gdy nastanie jej czas. Wtedy
bdziesz j mia na zawsze. Ale teraz jeszcze za wczenie.
Reijo przerwa sam sobie:
- U diaba, stoj tu jak stary wariat i gadam sam do siebie. Albo do kogo, kto dawno nie
yje!
Ostronie prbowa wyj plecak spod gowy Raiji, ale zaniecha tego. Uzna, e
ochrania jej kark.
Nie wygldao, by co sobie zamaa.
Wolaby chyba, by umara, ni stracia wadz w nogach. Jej wszystkie marzenia i
tsknoty zwizane byy z moliwoci poruszania si.
Reijo podnis Raij i zarzuci sobie na kark. Trzyma za rce i kostki u ng.
Musia zachowa wielk ostrono. Posuwa si z trudem, a mia przed sob dug
drog.
Liczy, e dotr do miejsca wyrbu przed wieczorem. Teraz musia zdy.
Przynajmniej - sprbowa.
Matti i Sedolf zakoczyli prac na dzi. Ich dni rozpoczynay si wczenie i trway
dugo. aden z nich nie ba si pracy, zwaszcza gdy wykonywali j dla swego dobra.
Matti nie mg si doczeka, kiedy zamieszka u siebie. Nie by pewny, czy zd przed
zim. Ju wczeniej pomaga przy stawianiu domw. Wprawni pracownicy byli w stanie
ustawi kilka bali w cigu dnia. Trzeba byo je dobrze wpasowywa tak, by nie pozostay zbyt

due szpary. Nie powinno si wpycha pomidzy bale zbyt wiele mchu.
Mieli mao czasu.
Drewno nie wyscho jeszcze porzdnie, ale mimo to postanowi zaryzykowa.
W domku na cyplu nie byo im le, mieszkali u swoich. Ale Matti y myl o wasnych
czterech cianach. O drzwiach, ktre Elise zamknie wieczorem kluczem wiszcym w pku u jej
pasa.
- Wymarzn si w tych grach - stwierdzi Sedolf, wskazujc gow na mg. Spyna
po poudniu i zawisa na czubkach drzew.
Siedzieli przy ognisku, przecigajc nieco wieczr. Dobrze byo odpocz, oddychajc
wieym powietrzem. W namiocie tylko spali. Namiot by prostsz odmian laposkiej jurty.
Skada si z dugich gazi ustawionych w szpic i okrytych skrami i wenianymi pledami. Na
ziemi rozoyli skry i kolejne pledy. Nie mieli miejsca na palenisko. Bywao im zimno, ale
wtedy raczej wstawali wczeniej i rozpoczynali prac. Gdy si kadli, nigdy nie panowao a
takie zimno, by nie mogli zasn.
- Pewnie si rozgrzewaj - odpar Matti ze miechem i dwuznacznym spojrzeniem. - Ty
pewnie te zauwaye gorc krew rodu Alatalo u Idy, prawda?
Sedolf nie mg zaprzeczy.
- Naprawd mylisz, e oni...?
- No c - zastanowi si Matti, gryzc gazk. Zapomnia wzi z domu tytoniu do
ucia i czasem mu tego brakowao. Radzi sobie, jak umia. - Moja siostra jako nie odmwia.
A ma sabo do Reijo. A on na tyle jest mczyzn, e wie, jak dobrze jest w kobiecych
ramionach. Co jest pomidzy nimi, s sobie tak bliscy. Chocia nie tak samo jak kiedy Raija i
Mikkal. Jak ty i Ida. Ja i Elise. Ale co istnieje, rozumiesz? Ja mam swoje zdanie o tej ich
wyprawie. Sdz, e Reijo jest bardziej przebiegy, ni sobie wyobraamy.
Zamiali si, zostawiajc ten temat. Mieli suszone miso i chleb. Kwane mleko, maso i
ser, ktre trzymali w chodzie w jamie wykopanej w torfie. Mieli te piwo uwarzone przez Id i
przesane z upomnieniem, by nie wypili wszystkiego od razu. Niczego im nie brakowao.
- Czy to o? - Matti usiad gwatownie i wpatrzy si w cienie lasu.
- Nie wypie aby za duo? - spyta Sedolf. Uraczyli si z dzbanka po dniu dobrej pracy,
to prawda. - A moe to niedwied? - doda z roztargnieniem, bardziej zajty chmar meszek
krcych mu nad gow. Odgania je dmuchniciem i z rozbawieniem obserwowa, jak po
chwili walcz o utracone pozycje.
- Boe jedyny! - zawoa Matti. Ton jego gosu na dobre oderwa Sedolfa od jego
zajcia.

Reijo z trudem wyszed z zagajnika brzozowego. Raija leaa bez ycia na jego barkach.
Zatrzyma si, gdy ich dostrzeg, i zachwia si. Dobiegli do niego. Sedolf przej Raij,
zanis j do namiotu i pooy, nie zdejmujc z niej plecaka. Zbliy do do jej ust i sprawdzi,
e oddycha.
- yje? - spyta Reijo mrocznym gosem. Nie usiad.
- Co si stao? - spyta Matti.
- Gdzie macie konia? - spyta Reijo, nie odpowiadajc na jego pytanie.
- Ida nas tu przywioza - odpar Sedolf. - Przyjedzie pojutrze. Tak zdecydowalimy, by
nie zajmowa si jeszcze koniem.
- Dobry Boe! - stkn Reijo. Wszed na czworaka do namiotu i usiad obok Raiji.
Pogaska j po policzku. - Spada niemal na go ska. Mylaem, e nie yje. - Pogadzi
pieszczotliwie skr plecaka. - To on ocali jej kark. Gdyby wyldowaa inaczej, i tak nie
byoby istotne, e Ida przyjedzie dopiero pojutrze. Nie wiem, jak le z ni jest, ale nie ockna
si jeszcze.
Sedolf zacz wciga sweter.
- Id po wz - rzuci. - Bdzie szybciej ni pojutrze. Dojd na d jeszcze za nocy.
Wtedy Ida przyjedzie wozem, a ja pjd spa. Jestecie jej najblisi, bdziecie z ni. Mam
nadziej, e zd.
Nie odwodzili go od tego pomysu. Nic innego nie mogli zrobi.
- Czy ona umrze? - spytaa nie po raz pierwszy Ida.
Sedolf siedzia i niemal drzema, obejmujc Mikkala. Nie mieli czasu, by odwozi
chopca do Elise na cypel.
Zaprzg tylko konia i zaadowa koce i mikstury, ktre Ida dostaa od Anjo. Nie by
jednak pewien, czy Ida wiedziaa, jak ich uy.
By bardzo wczesny ranek. Nawet Reijo by jeszcze nie wypyn na poranny pow.
- Umrze?
- Nie wiem - odpar Sedolf tak samo, jak wczeniej.
- Czy ona wyglda, jakby miaa umrze? - nie poddawaa si Ida.
- Oddychaa, ale nieprzytomna. Krwawia i bya potuczona. Zreszt nie wiem, Ida.
Reijo te nie wiedzia. Skd, u diaba, mam wiedzie? Przecie od razu ruszyem na d!
- Nie musisz przeklina! - odgryza si Ida. - Po co tata zmusza j do wspinaczki? spytaa sam siebie. Sedolf musia si umiechn. Ida bya jedyna w swoim rodzaju.
- Dlaczego ja zachowywaam si jak gupia? Jak rozpuszczony bachor?
- Moe taka jeste? - odpar Sedolf bez zastanowienia. Z trudem nada za jej sowami.

Nie chcia te budzi Mikkala. Chopczyk zasn od razu, gdy go pooyli na wozie, mimo e
zdziwi si, gdy go wynieli z eczka. May tyle podrowa w swoim yciu, e wiele rzeczy
akceptowa. Sedolf poczu przypyw czuoci do malca. - Ona spada nie dlatego, e si tak
zachowywaa - musia jednak doda. Ida zawsze ubarwiaa rzeczywisto, dodajc sobie
znaczenia i oceniajc los tak, jak jej pasowao. - Nawet ci tam nie byo! - doda, gdy Ida nie
odpowiadaa. - Twj ojciec nie dlatego wzi j w gry, e ty bya nieprzejednana.
- A dlaczego?
- Boe, Ida! Ani ty, ani ja nie mamy z tym nic wsplnego! Tylko ich dwoje! Oni s
twoimi rodzicami, ale nie musz si przed tob tumaczy ze swoich poczyna.
Zamilka. Sedolf widzia, e ona pacze, ale to by jeden z tych razw, gdy lepiej byo jej
nie przytula.
Musiaa by z tym sama.
Sedolf zreszt poczu si tak wyczerpany, e zasn.
- Czy ona umiera? - Ida rzucia si na ojca. Pakaa i bya jednoczenie za. - Dlaczego j
tam cigne? Przecie ona nie chodzia po grach, od kiedy yje w Rosji! Wszyscy mwi, e
tam jest gadko jak na pupie dziecka! Czy nie mylae?
Uderzya go pici w klatk piersiow, walia niczym w bben. Reijo pozwoli jej na
to. Gdy uderzenia ustay, obj j i otar jej zy kciukami.
- Obmylimy jej rany - powiedzia spokojnie. - Opatrzylimy. Zuylimy na to jej halk.
Raija na pewno si potuka, ale niczego nie zamaa. To zakrawa na cud. - Zaczerpn
powietrza. Sam nie spa zbyt wiele, pozwala sobie tylko na krtkie drzemki. Nic nie jad, nie
mia na nic ochoty. - Gdyby odniosa jakie wewntrzne obraenia, krwawiaby. Ale nic si nie
dzieje. Tylko pi.
- pi? - Ida zadraa.
- pi - potwierdzi Reijo zmczony. - Podruje. Nazwij to, jak chcesz, moja Ido.
- Zimnym snem? Pokiwa gow.
- Na to nic nie moemy poradzi. Staramy si, by jej byo ciepo. Siedziaem koo niej,
trzymaem za rk. Ale chyba ze mnie kiepska kotwica, Ida. Chyba ju jest za pno. Nic nie
moe jej pomc: adne zioa czy lekarz. Nic nie pomoe puszczanie krwi czy modlitwy. Co
innego ma nad ni teraz wadz.
- Nie mog tak czeka! - Ida nigdy nie odznaczaa si cierpliwoci. Wszystko musiao
si dzia natychmiast. Signaby po cuda. - Czy Maja mogaby jej pomc?
- Nie wiem. Ida przebiega obok niego, wesza na kolanach do namiotu i zatrzymaa si
przy matce. Przyoya donie do jej policzkw, ogrzewajc je.

Byy takie zimne!


- Dajcie tu koce! - zawoaa Ida, wysuwajc gow z namiotu.
Reijo posucha. Sedolf i may Mikkal nadal spali na wozie.
Oboyli kocami skry okrywajce Raij. Wiedzieli jedno: e ma jej by ciepo.
Jednak ona nadal bya zimna, gdy po duszej chwili sprawdzili.
Posunli si, robic miejsce jeszcze dla Mattiego.
Najwczeniejsze ptaki odzyway si ju w koronach drzew. Nie wiadomo byo, czy
socu uda si przedrze przez mg. Prbowao, ale mga nadal bya gsta jak mleko.
- Rozmawialimy o tym - powiedzia w kocu Reijo. Nie czu, by zawodzi zaufanie
Raiji. Musia si tym z kim podzieli. A Ida i Matti byli jej jeszcze blisi. Ta sama krew. - Ona
podruje pomidzy tym a rzeczywistoci. Nie zawsze odrnia te stany. Sama si lka tego
czego. Lka si, e to straci albo e oszaleje. Ale naprawd to co staje si dla niej najwaniejsze z tego, co ma. Michai niedugo doronie. A w Archangielsku nie pozostawia zbyt
wiele. Dobrze jej tam, ale wiele jej brakuje. - Reijo zascho w ustach. - To nie jest atwe - mwi
dalej. - Ja tego te nie rozumiem. Ona przechodzi do wiata, gdzie panuje spokj. Gdzie czeka
na ni Mikkal. Rozmawia z ni. Dotychczas za kadym razem wracaa. Ale mwi, e coraz
niechtniej. Wolaaby zosta tam z Mikkalem.
- O Boe, tato! - zawoaa Ida. - Wierzysz w to?
- Przecie sami to widzimy, prawda?
Ida nie odpowiedziaa.
- Dzi w nocy co si wydarzyo - mwi dalej Reijo. - Ona znw nia. Przesza na
tamt stron. Ale gdy si ockna, nadal tam bya. Rozmawiaa ze mn, poznaa mnie. Ale nie
wiedziaa, gdzie jestemy. Szukaa Mikkala. Biega godzinami, woajc go, zanim wrcia
naprawd. Z trudem za ni nadaem.
W namiocie zapada cisza.
- Ja nie wiem, czy ona zechce wrci - powiedzia Reijo smutnym tonem. - Skoro ju
tam jest...
Ida wysza.
Reijo zosta, trzymajc do Raiji w swojej. Czasami zasypia. Za kadym razem, gdy
si budzi, do Raiji bya rwnie zimna.
Reijo si ba.
To si zdarzao wczeniej, nie byo mu nieznane. A Raija moe ju wystarczajco dugo
ya? Zdya pozostawi po sobie lady.
Jeli nie powrci, moe to bdzie miao sens. Ale bdzie za ni tskni. Bardziej ni

wtedy, gdy znikna pitnacie lat temu.


Tym razem czeka. Widziaa go. Sta nieporuszony i czeka. Patrzy w jej kierunku.
Wiedzia, e przyjdzie.
Co moga zrobi innego, ni pobiec ku niemu? To z nim byo jej najlepiej!
Raija nie miaa jednego rzemyka u kumagw, ale mimo to biega. Fruna! Prosto w
jego objcia.
- Wiedziae, e przyjd? - spytaa, zdyszana, gadzc go po wosach.
- Woaem ciebie - odpar. - Ale potem aowaem.
- aowae? - Musiaa si mu przyjrze. Powaga jego gosu zdziwia j. Oczy mu
pociemniay, straciy swj bursztynowy odcie. - Ja ci szukaam, Mikkal. Nie syszae
mojego woania? Mylaam, e mnie porzucie! Sdziam, e ju na mnie nie czekasz! A
obiecae! Obiecae, e bdziesz na mnie czeka. Dawno temu obiecae, e zawsze bdziesz
si mn opiekowa. Zawsze.
- Opiekuj si tob - powiedzia agodnie. Odsun j na odlego ramienia i popatrzy
z czuoci. Umiechn si swoim umiechem z modoci. Tym, ktry mia, zanim spotkay go
wszystkie zawody, zanim pozna smak goryczy, zanim zrozumia, e powici zbyt wiele.
- I czekam na ciebie, May Kruku. Powiedz mu, eby ci tak nie nazywa. Ty jeste
moim Maym Krukiem. Czekam na ciebie.
Pokaza jej tereny, ktre przypominay do zudzenia te, po ktrych biegali jako dzieci.
Ale nie te same.
Stali obok siebie. Byo lato. Zawsze byo tam lato, gdy przychodzia.
Raija nie chciaa pyta, czy maj te t bkitn jesie, ktr kochaa. Sama zobaczy.
Mikkal pogadzi jej twarz obiema domi, delikatnie, pieszczc kady skrawek skry.
Ona nie moga go dotkn. Cofn si, gdy podniosa rce.
- Ja czekam - zapewni. - Nadal czekam. Czuj si samotny, lecz czas inaczej tu mija.
Raija nic nie odpowiedziaa. Nie byaby uczciwa, gdyby stwierdzia, e nie chce wraca.
On to czu.
- Nie przyjdziesz tu przez jaki czas - rzek. - Opr si pokusie i nie bd ci woa. Nie
przyjd do ciebie. Nie bdziesz o tym mylaa. Nie bdziesz mylaa o mnie. Podre tutaj ju
ci nie su. Nie chc, by ci si co stao. Osigniesz spokj, May Kruku. Ale gdy twj czas
nadejdzie, przyjd po ciebie. Moja jurta na ciebie czeka. Ja te.
- Auu! Wszystko mnie boli!
- Raija? - Gos Reijo gruby ze wzruszenia. Do ciskajca jej do. Palce byy chyba
jedyn czci ciaa, ktra jej nie bolaa.

- Mama? - Gos tak podobny do jej gosu. Chodna do na czole. - Jezu, jak dobrze, e
wrcia! Ju bd wita do koca ycia!
- I tak nie wytrzymasz, Ida! - Gos Mattiego peen by udawanej sodyczy.
Raija otworzya oczy. Nawet to bolao. Wszystko j bolao. Nad sob ujrzaa trzy
twarze. Z niedaleka dobiega j odgos uderze siekier i chopicy gosik, mwicy co
mieszank fiskiego i norweskiego. Odpowiada mu po norwesku mski gos. Rozpoznaa gos
ma Idy.
- Ten cholerny rzemyk! - przypomniaa sobie Raija.
- No, w gowie ma wszystko na miejscu - stwierdzi Matti. - Moesz poruszy rkami i
nogami? Boli ci co?
Raija chciaa si zamia, ale zbyt j bolao.
- Spytaj mnie jutro! Przecie tam nie byo tak stromo...
- Poleciaa przez nastpne zbocze - rzuci Reijo. W jego oczach co byszczao. Po
prostu paka i nie robi nic, by to ukry. - Mylaem, e si zabia, Raiju! Byem pewien, e
tym razem stamtd nie wrcisz. Sdziem, e on ju ci zabra do domu.
Raija zamkna oczy. Nadal czua donie Mikkala na twarzy. Tsknia za nimi.
- Wicej tam nie pjd. Dopiero wtedy, gdy tam pozostan na zawsze.
Nie tumaczya wicej.
- Ciesz si, e wrcia. - Ida klczaa obok ojca. Raija dostrzega ich podobiestwo, a
zarazem podobiestwo do siebie. - To wszystko le wyszo - mwia dalej Ida. - Przepraszam za
to. Teraz mam nadziej, e si poznamy. e wybaczysz swojej gupiej crce. Ju tyle czasu
zmarnowaam! Gdyby umara, nigdy bym sobie tego nie darowaa! Napisz do Mai i opowiem
jej wszystko! O mnie te. Moe ona te zmieni zdanie. Napisz i wyl list po listopadowym
jarmarku przez kupcw. Musisz troch u nas pomieszka! Przecie kiedy to by twj dom!
- Zupenie jakbym sysza ciebie, gdy bya w jej wieku - zamia si Reijo. - A moe
nawet brzmi to gorzej, o ile to moliwe. Ale chyba bd z niej ludzie.
Obj Id ramieniem, promieniejc ojcowsk dum.
- Poznamy si - obiecaa Raija. Popatrzya w oczy Reijo. - I moe nie bdziemy miay
za mao czasu. Twj ojciec prosi mnie, bym przemylaa co, co kusi mnie coraz bardziej.
Zaproponowa mi co, czemu trudno odmwi.
- Czy to oznacza tak? - zdumia si Reijo.
- Nie mog pokiwa gow! - zamiaa si Raija, cho umiech te j bola. - Ale pragn
tego spokojnego ycia, ktre mi obiecae. Domku na cyplu. Was. Ciebie.
- Dam temu rad - obieca Reijo - nawet jeli miabym pj za ciebie do wizienia.

Chyba tego jeszcze nikt dla ciebie nie zrobi?


- Tylko ty.
- Co...? - chciaa spyta Ida. Patrzya od matki do ojca. Zaczynaa co rozumie, ale nie
bya pewna. To wydawao si zbyt pospieszne. Pomylaa o Helenie. Ale umiechna si do
nich i poczua, jak rado rozchodzi si po jej duszy.
- Miaem racj, gdy przepowiadaem dziaanie krwi rodu Alatalo - mrukn Matti. Piekielnie gorca...
- Twoja matka zgodzia si tu zosta - wytumaczy Reijo Idzie. - Oboje nie mamy teraz
zbyt wiele oprcz siebie. Ci, z ktrymi dzielilimy dziecistwo i modo, odeszli. Tylko ja i
ona ich pamitamy. Moemy sobie siedzie na cyplu i wspomina. Moemy uczyni swoje dni
janiejszymi. Kochamy si. Raija jest moim najstarszym przyjacielem, a ja jej. Mam nadziej,
e nie widzisz w tym nic zego.
- Wemiecie na nowo lub? - Ida wpatrzya si w niego z niedowierzaniem.
- Nie wiem, jak si do tego zabierzemy - przyzna Reijo. - Ale na pewno jako to si
musi uda.
- Zapomniae dziaania tej krwi! - Matti poklepa Reijo po ramieniu i mrugn znaczco
do Raiji, zanim wycofa si z namiotu. - Wiem na pewno, e jest wrzca. Niewane, jakie
usprawiedliwienia starasz si nam przedstawi. Zreszt krew Kesaniemich te nie jest spokojna!
Strupy spady i siniaki zblady. Dopiero wtedy Raija zgodzia si na podr na drug
stron fiordu.
- Nikt nie powinien myle, e zbie mnie, by mnie dosta! - stwierdzia Raija bardzo
stanowczo.
I zaczekali.
W budowie domu doszli ju do okien. Mczyni liczyli, e uda im si przed pierwszym
niegiem pooy dach. Ju nacili darni. Kobiety zebray duo mchu. Przechowyway go w
workach po rosyjskiej mce. Niektre kobiety szyy z tych workw spodnie. Tylko Ida nie
chciaa ubra w co takiego Sedolfa.
Teraz kobiety obieray brzozow kor, ktra miaa lee pod pierwsz warstw darni: t
kadzion traw do dou. Druga warstwa miaa mie traw na wierzchu.
Wszyscy przykadali si do roboty. Dzieci pracoway i bawiy si na zmian.
Statek zawin do fiordu.
Raija nie przypuszczaa, e bdzie a tak pakaa, e ju zacznie za nim tskni...
Michai nie by zaskoczony.
Zosta trzy dni. Pomg troch przy budowie domu Mattiego. Przenocowa u Idy i

Sedolfa. Siedzieli wszyscy wok stou, tworzc wielk rodzin. Raija i Oleg tumaczyli tak
szybko, e Misza nada za rozmowami.
Michai sta si czci rodziny. Mia teraz rodzestwo.
- Bdzie ci tu lepiej - powiedzia, gdy Raija prbowaa mu tumaczy swoj decyzj. Std pochodzisz. Kochaj ci. Tu jest twj dom!
- Ty bdziesz tak daleko, Misza! Wtedy on te zapaka. Objli si. Matka i syn pakali i
rozmawiali przez ca noc.
- Wrc przyszym latem - powiedzia z umiechem, odpywajc na statek. - Przywioz
twoje krosna, mamo. I skrzyni z Wielikiego Ustiuga. I ikon.
- Byleby sam przyjecha, Misza! Umiechn si.
- Wezm te Olg, mamo. Chyba si z ni oeni. Spokojnie, mamo! Nie od razu!
To te dziao si ju dawno. Raija staa wtedy na brzegu, dopki statek nie znikn jej z
oczu.
Podja postanowienie.
Teraz staa na drugim brzegu fiordu i nie czua si najlepiej. Bya ubrana na czarno.
Reijo mia na sobie odwitne spodnie, bia koszul, kamizelk i kurtk. Odmwi tylko
woenia kapelusza.
Kristoffer nie czu si bardziej pewnie w swoim niedzielnym stroju. Byli zdenerwowani,
jakby szli w konkury. Raija musia zagrozi im, e wskoczy do wody, gdy na rodku fiordu
zayczyli sobie yka wdki dla kurau.
Tego jeszcze brakowao, eby mierdzieli alkoholem przy rozmowie z ksidzem!
Wolaaby wtedy odpyn do Archangielska!
- Jeste pewien, e potrafisz spojrze w oczy ksidzu i przekonujco skama?
- yczek wdki na pewno by pomg - zacz Kristoffer ostronie, ale po spojrzeniu
Raiji doda: - Oczywicie, e bez niego te dam rad.
- Im szybciej przez to przejdziemy, tym prdzej si napijesz!
Reijo poci si w swoim stroju. Nic dziwnego, powietrze byo jeszcze ciepe, a on nie
zakada grubej niedzielnej kurtki na co dzie.
- To jest kobieta, z ktr chcesz si oeni, Reijo Kesaniemi?
Ksidz, mruc oczy, przypatrzy si Raiji. Ujrza niewysok kobiet o nietutejszych
rysach twarzy.
- Tak, to ona - odpar Reijo. Nadal si poci, ale sta pewnie jak kawaler owiadczajcy
si ojcu o rk jego crki.
- Rosjanka, tak? Troch czasu zabrao przetumaczenie jej dokumentw - wyjani

ksidz. - Musiay zosta odesane a do Tromso, gdzie niektrzy kupcy opanowali cyrylic. To
zupenie inny alfabet od naszego.
Reijo pokiwa gow.
- Chodz plotki, e ta Raisa Bykowa, do ktrej zapaae uczuciem, bardzo przypomina
twoj zaginion pierwsz on?
Pytanie unosio si przez chwil w powietrzu. Reijo wiedzia, e nie moe przesadzi.
Nie sdzi jednak, eby ktokolwiek przyszed z tym a do ksidza.
Ludzie z osady zachowali si tak, jak na to liczy. Wyoy przynt, a oni mieli czas, by
wszystko omwi.
Lata, ktre miny od zaginicia Raiji, wymazay to, co j od nich dzielio.
Wspomnienia stay si milsze, agodniejsze.
Niektrzy nie mieli najczystszego sumienia, ale Reijo macha na to rk. Ich sprawa.
Do ich domku na cyplu przysza grupka ludzi. Zrobio na nich wraenie, e Raija niemal
si zabia tam w grach. Moe to troch pomogo. Nie ma tego zego...
W kadym razie z powag stwierdzili, e rozumiej, e chce zosta.
yczyli jej wszystkiego dobrego. Bya jedn z nich.
Bd milcze o jej przeszoci.
Jeli Reijo chce, by wszyscy wierzyli, e ona jest Rais Bykow z Rosji, to niech tak
bdzie. To przecie prawie nie kamstwo.
Reijo sta przed ksidzem i mia tylko nadziej, e ludzie milczeli, jak obiecali.
- Moe j przypomina - Reijo spojrza na Raij. - To byo tak dawno temu. Ksidz
rozumie na pewno, e wspomnienia z czasem bledn. Nawet ja nie umiem sobie przypomnie
rysw tamtej kobiety. Bya bardzo adna, miaa czarne wosy i ciemne oczy. Raisa te jest
ciemnowosa. To pewnie nie przypadek, e im czowiek starszy, tym bardziej szuka kogo
przywoujcego wspomnienia modoci. Chciabym da na zapowiedzi. Wiem, e to wczenie
po mierci mojej drugiej ony, ale mam zaledwie rocznego syna. Nie staj si modszy. Dobrze
bdzie mie w domu kobiet.
Ksidz przyglda mu si przez dusz chwil. Przekonujco mwi ten Fin z drugiej
strony fiordu. Nawet zrobi na nim wraenie.
Kobieta bya adna. Umia sobie wyobrazi, e w gr wchodziy uczucia. O czym
innym wola nie myle.
- Ogosz zapowiedzi na najbliszym naboestwie - powiedzia, szeleszczc papierami.
- Oczekuj, e bdziecie wtedy w kociele. To dotyczy twojego wiadka i caej rodziny, Reijo
Kesaniemi! Udziel wam lubu w czasie jesiennego jarmarku. Wtedy tu bd.

Reijo podzikowa i zapaci.


Kawaek drogi dalej Kristoffer wreszcie dosta swego yka wdki. Mczyzna by blady
i przysiga, e ju nigdy wicej nie skamie.
- Pomyle tylko, staem tam i przysigaem, e ona nie jest Raij! - Ta myl nadal
sprawiaa, e przechodziy go dreszcze. - Ksidz podejrzewa, e nie mgbym nie pozna tej,
ktra wysza za mojego siostrzeca! Ja powiedziaem mu to prosto w oczy!
- Bye przekonywajcy, Kristoffer! - Reijo wrczy mu ca butelk wdki. - Poczekaj
na nas w dce! Chyba nie wypada, by pi tu za plebani.
Raija umiechna si i uja Reijo pod rk.
- Pokaesz mi teraz grb Heleny?
- Wanie chciaem ci tam zaprowadzi - odpar Reijo. Popatrzy na Raij dusz
chwil. - Ciesz si, e zostaa.

You might also like