Professional Documents
Culture Documents
Historyczne Bitwy 159 - Sadowa 1866, Ryszard Dzieszyński PDF
Historyczne Bitwy 159 - Sadowa 1866, Ryszard Dzieszyński PDF
RYSZARD DZIESZYŃSKI
SADOWA 1866
BELLONA
Warszawa
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek za
zaliczeniem pocztowym z rabatem do 20 procent od ceny detalicznej.
Nasz adres:
Bellona SA
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: 022 45 70 306, 022 652 27 01
fax 022 620 42 71
www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl
www.ksiegarnia.bellona.pl
ISBN 978-83-11-10811-0
PRUSY PONAD WSZYSTKO
1 Christian K r o c k o w , Bismarck, s . 7 0 .
pożegnali go pieśnią Heil dir im Sieger Krantz i hymnem
pruskim. Następnego dnia od godz. 13.00 król przyjmował
w Kneiphofscher Junkerhof delegacje przybyłe na uro
czystości.
Dnia 18 października o godz. 10.00 w kościele zam
kowym rozpoczął się właściwy obrzęd koronacyjny. Vil-
helm, w purpurowym płaszczu narzuconym na mundur
generalski, przy wtórze dzwonów i huku armat nałożył
sobie koronę wziętą z ołtarza, po czym w jedną rękę
chwycił berło, zaś w drugą — miecz. O godz. 12.00 orszak
koronacyjny przybył do sali tronowej zamku, gdzie me
tropolita królewiecki, kardynał von Geisel, przemówił
w imieniu duchowieństwa, zaś książę Salms Leich uczynił
to w imieniu magnatów królestwa.
Potem król udał się na wielkie schody dziedzińca
zamkowego, gdzie otoczony przez dwór, ministrów i za
proszonych świadków wysłuchał mów prezesa obu izb
parlamentu, hrabiego Dohna Lauka, jako reprezentanta
stanowych świadków, po czym oznajmił:
„Z Bożej łaski królowie pruscy od stu lat noszą koronę.
Ponieważ korona pochodzi od Boga, przeto biorąc ją ze
świętego stołu, daję przez to uznanie, że w pokorze
przyjmuję ją z rąk Najwyższego.
Wiem, że modły mego ludu otaczały mnie przy tym
uroczystym akcie, aby błogosławieństwo Najwyższego
spływało na nasz kraj. Miłość i przywiązanie, jakie mi od
mego wstąpienia na tron były okazywane, są mi rękojmią,
że w każdej okoliczności na wierną przychylność i po
święcenie mego ludu liczyć mogę. Ufny w to mogłem
uwolnić mój wiemy lud od tradycyjnego hołdu i przysięgi
poddaństwa. Oby Opatrzność Boża jak najdłużej zachowy
wała drogiej Ojczyźnie błogość pokoju; od zewnętrznych
niebezpieczeństw osłoni Prusy waleczne wojsko. Od we
wnętrznych zaś Prusy będą uwolnione, bo tron ich królów
stoi w swojej potędze i swoich prawach, kiedy jedność
między królem a ludem, która uczyniła Prusy silnymi,
pozostaje niezachwiana. Tym sposobem na drodze za
przysiężonych praw oprzemy się niebezpieczeństwom
wzburzonego czasu i wszystkim grożącym burzom. Niech
Bóg to sprawi!”.
Po mowie króla minister spraw wewnętrznych Fryderyk
von Eulenberg (1815-1881) odczytał dwa dekrety kró
lewskie: o utworzeniu nowego odznaczenia — Wielkiego
Krzyża Orderu Orła Czarnego — i rozszerzeniu statutu
Orderu Hohenzollernów, a także o amnestii dla więźniów
politycznych.
„Na koniec król po trzykrotnym pochyleniu berła powrócił
do zamku, wpośród niesłychanej radości wielu tysięcy ludzi”
— informował korespondent „Gazety Warszawskiej”2.
19 października w południe w sali Tronowej odbyła się
prezentacja dworu przyjęta przez królową. O godz. 20.00
do zamku ruszył pochód uczniów miejscowych szkół
z pochodniami, a o 21.00 odbył się koncert w Sali Wielkiej
zamku, na który przybyło trzy tysiące zaproszonych gości.
Uczestniczyli w nim śpiewacy Joanna Wagner i Tochman,
orkiestra królewska oraz chór katedralny. Artyści wykony
wali tylko niemieckie kompozycje.
20 października o godz. 13.00 król wraz z rodziną
odjechał do Gdańska, a w godzinę potem książęta z rodziny
królewskiej pociągiem do Berlina. W Gdańsku król prze
bywał dwa dni. Następnie uroczyście wjechał wraz z mał
żonką do swej stolicy. Wjazdowi towarzyszyły salwy
z dział i odgłosy dzwonów, a także tłumy mieszkańców,
którzy na tę okazję przystroili swe domy. Trasa przejazdu
wiodła od Bramy Frankfurckiej do zamku, a droga została
oznaczona masztami weneckimi.
Nowy król Wilhelm długo czekał na tę chwilę — obej
mując tron miał już 64 lata. Jego droga do tej najwyższej
8 Stanisław S a l m o n o w i c z , Prusy, s . 4 0 8
taktyki i geografii w Berlińskiej Akademii Wojskowej
i oficerem Sztabu Generalnego. W 1842 roku awansował
do stopnia majora. W 1849 roku został przydzielony do
sztabu armii, która pod dowództwem księcia Wilhelma
tłumiła powstanie w Badenii, i zwrócił na siebie jego
uwagę. W 1851 roku został mianowany pułkownikiem,
w 1856 roku generałem-majorem, w trzy lata potem
generałem-porucznikiem i wszedł w skład komisji do
spraw reorganizacji armii. W grudniu 1858 roku książę
Wilhelm doprowadził do mianowania go ministrem wojny.
Z kolei Helmuth Karol Bernhard baron von Moltke,
syn Wiktora von Moltke, junkra pruskiego z Meklem
burgii, a jednocześnie oficera, a potem generała w armii
duńskiej, zaczął karierę wojskową od służby w Korpusie
Kadetów Królestwa Danii w Kopenhadze i otrzymał
stopień podporucznika, ale w 1821 roku po odwiedzinach
w Berlinie złożył podanie o przyjęcie do armii pruskiej.
Musiał zdać egzamin przed komisją wojskową, aby
go przyjęli. Dnia 12 marca 1822 roku został mianowany
podporucznikiem i przydzielony do batalionu fizylierów
8 . Pułku Piechoty, stacjonującego w Frankfurcie nad
Odrą. Tam po raz pierwszy zetknął się z następcą
tronu, księciem Wilhelmem, podówczas 22-letnim ge
nerałem, który ujrzawszy go paradującego w wiszącym
na nim mundurze, spytał, skąd wziął się ten oficer.
Dowiedziawszy się, że z armii duńskiej, stwierdził:
„niezbyt udany nabytek”. Po latach, już jako król,
zaprzeczał, że tak wtedy stwierdził, a wprost przeciwnie,
wszystkim chętnym słuchaczom opowiadał, że od razu
wyczuł w nim zdolnego i oddanego służbie oficera.
W październiku 1823 roku podporucznik Helmuth Moltke
został odkomenderowany do Generalnej Akademii Wojs
kowej na trzyletni kurs. Kwalifikujący kandydatów szef
Sztabu Generalnego, generał Friedrich Karl von Muffling
(1775-1851), wyznawca mesmeryzmu, uważał że iloraz
inteligencji poznaje się po pomiarach czaszki i obwodu
głowy. Mierząc głowę Helmutha von Moltke, był za
dowolony...
Tam podporucznik z Frankfurtu studiował wspólnie
z podporucznikiem z Kołobrzegu Albrechtem von Roon.
Tak oto poznali się: przyszły szef Sztabu Generalnego
i minister wojny. Po dwóch latach Helmuth von Moltke
rozchorował się i udał do sanatorium w Bad Salzbrunn. Po
wyleczeniu wrócił do garnizonu we Frankfurcie nad Odrą.
Chciał urozmaicić sobie nudne życie garnizonowe, a ponie
waż miał talent literacki, postanowił go wykorzystać, aby
przy okazji nieco dorobić do oficerskiej pensji. W 1827
roku wydał powieść Die bercie Freunde. W rok potem
został powołany do odbycia służby w Biurze Topograficz
nym Sztabu Generalnego. Wkrótce otrzymał nietypowe
zlecenie: miał opracować dzieje Polski. W 1832 roku
napisał tekst: Darstellung der Innern Verhältnisse und des
gesellschąfttlincher Zustandes im Polen. W tym samym
roku Helmuth von Moltke zaczął służbę w Sztabie General
nym. W 1833 roku mianowany został porucznikiem,
a w 1835 roku — kapitanem.
Oficer Sztabu Generalnego — to było coś! Helmuth von
Moltke zachwycał się mundurem: niebieskim, z karmazy
nowym kołnierzem i wyłogami haftowanymi srebrem,
z kapeluszem z białymi piórami, srebrną szarfą, epoletami...
Kosztowało to sporo, ale jaki prestiż! Wszystkie berlińskie
salony stały przed nim otworem!9.
Ale on postanowił udać się do Turcji jako instruktor
wojskowy tamtejszej armii. Szukał nowych wrażeń i do
świadczeń. W Istambule poznał sułtana Mahmuda II i został
jego doradcą wojskowym. Za zgodą swych zwierzchników
wojskowych w Berlinie wstąpił do armii tureckiej i służył
w jej Sztabie Generalnym w Istambule. Przy okazji wykonał
5 Franz H e r r e , Moltke, s . 1 8 1
jedną tylko opinię. To szef Sztabu Generalnego, który
zbiera istotne fakty, łączy je ze sobą, wyciąga wnioski
i podejmuje decyzję. Reguły, według których należy działać,
mają być wyprowadzone z faktów. Dotyczy to m.in.
nowych środków przemieszczania, a także udoskona
lonych środków niszczenia przeciwnika. Kolej, użyta
zresztą po raz pierwszy na dużą skalę w kampanii
włoskiej 1859, zmieniła zasady prowadzenia wojny, a naj
bardziej element ruchu. Odległości zaczęły znikać, a za
stosowanie karabinów i armat z gwintowanymi lufami
spowodowało zmiany w taktyce. Kawaleria nie mogła
już szarżować na ścianę ognia karabinowego, piechota
stosować frontalnego ataku, zaś artyleria musiała walczyć
na odległość6.
Nie zamsze pruscy sztabowcy i wyżsi dowódcy chcieli
słuchać opinii Moltkego. Minie wiele lat, zanim jego
przełożeni zarzucą stare poglądy dotyczące prowadzenia
wojen.
Tymczasem we wrześniu 1862 roku konflikt między
Landtagiem a królem Wilhelmem I i wspierającym go
generałem Roonem doszedł do zenitu. Parlament nie chciał
nawet uchwalać prowizorium budżetowego. Zdesperowany
król myślał wtedy o abdykacji. Ale jego syn, książę
Fryderyk Wilhelm, odmówił przyjęcia tronu. Wilhelm I
nadal musiał borykać się z zaistniałą sytuacją. Książę
Adolf Hohenlohe proponował mu, aby powołać Ottona von
Bismarcka w skład rządu. Król jednak wahał się, a jego
żona królowa Augusta twierdziła wręcz:
— Przecież to skrajny reakcjonista! Może przysporzyć
kłopotów !
Wobec tych wszystkich wątpliwości król na razie po
stanowił mianować Ottona von Bismarcka posłem Prus
w Paryżu. W końcu czerwca 1862 roku hrabia znalazł się
6 ibid.. s. 183.
w stolicy Francji. Ale już w lipcu udał się na urlop do
Normandii, a potem w Pireneje. Gdy jednak na początku
września wrócił do Paryża, minister spraw zagranicznych
Albrecht von Bemstorf (1809-1873) nakłonił go do stawie
nia się w Berlinie:
— Król wezwał, aby pan przybył. Radzę panu zrobić to
natychmiast, ponieważ Jego Wysokość wkrótce znowu
wyjedzie.
Zaraz potem odezwał się generał von Roon. Szykowało
się odrzucenie przez parlament zgody na podniesienie
wydatków na reorganizację armii. Trzeba było ratować
sytuację. Dlatego generał napisał w swym telegramie:
„Potrzeba szybkiej pomocy. Niech się pan pośpieszy. Wuj
Mariusza Henniga” 7.
Mariusz Hennig był rzeczywiście siostrzeńcem generała.
Po prostu hrabia Bismarck umówił się wcześniej z Alb
rechtem von Roon, że tym nazwiskiem będzie podpisywał
korespondencję do niego na wszelki wypadek, jeśli ktoś
niepowołany chciałby ją czytać.
W tej sytuacji pruski poseł ruszył w podróż pociągami
pośpiesznymi i ekstrapocztą. Do Berlina dotarł po 25
godzinach. Generał Roon przyjął go od razu i rozmawiał
z nim na temat objęcia funkcji szefa rządu.
— Nie ukrywam, że pewne dość reprezentatywne koła
dworskie uważają pana za męża opatrznościowego — stwier
dził. — Musimy przekonać króla, aby mianował pana
premierem.
Bismarck rozmawiał też 20 września z następcą tronu,
Fryderykiem Wilhelmem Mikołajem. Gdy potem generał
Roon proponował królowi, aby mianował Bismarcka pre
mierem, ten odparł:
— Z niego też nic nie będzie; przecież był już u mojego
syna!
7 K r o c k o w , op. cit, s . 9 4 .
Mimo to generał Roon przekonał króla, aby przynajmniej
przyjął Bismarcka. Po powrocie generał oświadczył:
— Król ciągle się waha. Ale zaprasza pana do swej
rezydencji w Babelbergu. Może przekona go pan osobiście.
22 września 1862 roku Otto von Bismarck zjawił się
w rezydencji króla Wilhelma. Przez dwie godziny roz
mawiali, a potem wspólnie spacerowali po parku dworskim.
Król nie ukrywał, że nosi się z zamiarem abdykacji, ale
jego gość odwiódł go od tego.
— Proszę mi powiedzieć, jaki byłby pański program,
gdybym mianował pana premierem — spytał król Wil
helm I.
— Przede wszystkim będę dążył do utrzymania autorytetu
monarchy przeciw reprezentacji kraju. Zwłaszcza przeciw
opozycji liberałów — oświadczył Otto von Bismarck.
— Czy poprze pan reorganizację wojska?
Hrabia Bismarck odparł twierdząco. Wilhelm zapytał
znowu:
— Czy również wbrew większości parlamentu i jego
uchwałom?
Otto von Bismarck skinął potakująco głową. Wówczas
monarcha zakomunikował:
— W tej sytuacji jest moim obowiązkiem podjąć wspól
nie z panem próbę dalszej walki i dlatego nie abdykuję 8.
Następnego dnia Landtag odrzucił w głosowaniu wniosek
rządu o podniesienie budżetu wojskowego. Król już się nie
wahał. Po południu wezwał do swego pałacu Ottona
hrabiego von Bismarcka.
— A więc kolej na pana. Mianuję pana premierem
rządu pruskiego. Kogo widzi pan na stanowisku ministra
spraw zagranicznych?
— Siebie — odparł nowy premier. — Sam będę kierował
polityką zewnętrzną Prus.
8 K r o c k o w , op. cit, s . 9 5 .
Generał Moltke prywatnie nie lubił Ottona von Bismar
cka. Nie odpowiadał mu ten „szlachciura”, zatwardziały
Prusak, „major rezerwy, który strzelał obcasami głośniej
niż major w służbie czynnej”. Ale choć do niego nieco
uprzedzony, gotów był „zawrzeć koalicję z silnym czło
wiekiem” 9.
Gdy już pruscy politycy dowiedzieli się, kto został
premierem, na forum Landtagu zabrał głos liberalny poseł
Maksymilian Forckenbeck (1821-1892):
— Nominacja Ottona von Bismarcka oznacza rządy bez
budżetu, za pomocą szabli wewnątrz, a wojnę — na
zewnątrz. Uważam go za ministra najgroźniejszego dla
wolności i szczęścia Prus.
Giełda na wieść o mianowaniu Ottona von Bismarcka
premierem zareagowała obniżką kursów. Ale nowy szef
rządu ani myślał przejmować się tym. Na początku swego
urzędowania złożył symboliczny hołd, jako wasal branden
burski, swemu monarsze. Przy okazji oświadczył:
— Jestem gotów rządzić bez sejmu i bez uchwalonego
budżetu na mocy uprawnień Korony i będę to czynił
dopóty, dopóki będę się cieszył zaufaniem Waszej Kró
lewskiej Mości.
30 września premier Otto von Bismarck oświadczył na
posiedzeniu komisji budżetowej:
— Niemcy spoglądają nie na liberalizm Prus, ale na ich
potęgę. Wielkie problemy czasu rozstrzyga się krwią
i żelazem, a nie przemówieniami, ani głosami większości
parlamentarnej.
Witold Jakóbczyk, autor polskiej popularnej monografii
o Ottonie Bismarcku, skomentował to następująco:
„Był to najistotniejszy sens prusactwa, w całej pełni
uosobionego w nowym premierze. Odtąd nie należało już
żywić złudzeń co do kierunku dalszej ewolucji Prus” 10.
9 H e r r e , op. cit., s. 202-203.
10 J a k ó b c z y k , op. cit. , s . 5 2 .
W interesie Prus Otto von Bismarck pomógł Rosji przy
okazji wybuchu powstania styczniowego w Królestwie
Polskim. Wysłał do stolicy Rosji królewskiego adiutanta
generalnego generała Gustawa von Alvenslebena, aby
zaproponował w Petersburgu współpracę z Rosją w walce
z powstaniem. Dnia 8 lutego 1863 roku oba państwa
zawarły konwencję. Liberalna opozycja w parlamencie
skrytykowała jednak to posunięcie rządu. W maju 1863
roku wystosowała adres do króla. Zażądała w nim zmiany
gabinetu, którego polityka prowadziła, jej zdaniem, do
odosobnienia Prus w Europie. Król był innego zdania i 27
maja rozwiązał parlament, a premier Bismarck wydał
1 czerwca 1863 roku zarządzenie zaostrzające kontrolę nad
prasą i ograniczające swobodę słowa oraz zgromadzeń.
Nie da się jednak ukryć, że Prusy z Konwencji Alvens
lebena wynosiły korzyści przez wiele lat. Miały zapewnioną
neutralność Rosji w rozgrywkach z Danią, Austrią i Francją.
Kolejne polityczne posunięcie premiera to sprzeciw
wobec wyjazdu króla do Frankfurtu na zaproponowane
przez Austrię rozmowy w kwestii reformy Związku Nie
mieckiego.
— Tam nie mamy nic do roboty — stwierdził Otto von
Bismarck. — Naszym zadaniem jest osłabić i zlikwidować
Związek Niemiecki. W tym tkwi interes Prus 11.
Tymczasem pruskiego premiera czekała pierwsza mili
tarna próba sił. W listopadzie 1863 roku król Danii
Christian IX (1818-1906) postanowił włączyć do swego
państwa księstwo Schleswig, a księstwom Holstein i Lauren-
burg nadać nową konstytucję.
Księstwo Schleswig, graniczące na południu z księstwem
Holstein, na północy z Jutlandią, na wschodzie z Bałtykiem,
obejmujące część Półwyspu Jutlandzkiego, rozciągało się
na przestrzeni 8375 kmkw. Pośrodku i na wschodzie
11 J a k ó b c z y k , op. cit., s . 5 3 .
znajdowała się równina poprzecinana pagórkami, z malow
niczymi krajobrazami nadmorskimi, na zachodzie zaś
— płaska nizina zabezpieczona od wylewów morza wyso
kimi groblami. W najdawniejszych czasach zachodnie
wybrzeże Schleswigu ciągnęło się dalej w morze, które
zalało potem ten teren, zostawiając najwyższe punkty jako
wyspy Romö, Sylt, Fohr, Pelwaron, Nordstrand i kilka
mniejszych. W pobliżu wybrzeża wschodniego leżało kilka
wysp należących do księstwa Schleswig, m.in. górzysta
Alsen, Arrö i Fernem. Największa rzeka księstwa — Eider
— wypływała z terenów księstwa Holstein i tworzyła
południową granicę tego kraju. Wzdłuż całej krainy ciągnęły
się bagna. Schleswig zamieszkiwało 380 tysięcy osób
pochodzenia sasko-niemieckiego, fryzyjsko-niemieckiego
i duńskiego. Niemcy przeważnie mieszkali w większych
miastach, zwłaszcza w mieście Schleswig i w Flensburgu.
Księstwo Schleswig stanowiło kiedyś południowe kresy
Danii i nosiło nazwę Sonderjylland, czyli Południowa
Jutlandia. Potem zagarnęli je Sasi. Po pewnym czasie
wróciło do Danii, aby — po panowaniu Waldemara
Wielkiego, który zanim został królem duńskim był księciem
Schleswigu, i Waldemara Zwycięskiego — odpaść od niej.
Wtedy właśnie księstwo Schleswig połączyło się z księst
wem Holstein.
Z kolei księstwo Holstein graniczyło na północy ze
Schleswigiem, na wschodzie z Bałtykiem, okręgiem Lubeki,
księstwem Laurenburg, na południowym zachodzie z Ham
burgiem i Hanowerem, od którego oddzielała go Elba, na
zachodzie z Morzem Północnym. Liczyło 7400 kmkw.
i 480 tysięcy mieszkańców. W jego skład wchodziły:
Marschland, czyli pogranicze, obszar odzyskany z morza,
stykający się na zachodzie z Schleswigiem, oraz Gestland
(stepy). Holstein miał wygląd równiny, z małymi pagórkami
i przecinającym ją wzdłuż z południa na północ piaszczys
tym pasmem. Na wschodzie znajdowały się jeziora i rzeki,
a na granicy północnej — kanał Schleswig-Holstein, łączący
rzekę Eider z Morzem Północnym.
Pierwsza wzmianka o księstwie Holstein pochodzi z cza
sów Karola Wielkiego, który przyłączył je do swego
państwa. Schleswig zamieszkiwali wtedy Anglowie i Fry
zowie, którzy walczyli z Duńczykami. Książę Schleswigu
Waldemar został w 1156 roku królem Danii. Jego syn
Waldemar II przyłączył do Danii księstwo Holstein, zamie
szkałe przez ludność niemiecką, które handlowało zbożem
i bydłem z miastami Hanzy, a także eksportowało...
najemnych żołnierzy.
Oba księstwa walczyły z Danią, która usiłowała je sobie
podporządkować. W XV wieku kolejny książę Schleswigu,
Christian I, został królem Danii i połączył trzy kraje unią
personalną. Oba księstwa miały jednak bardzo dużą auto
nomię. Walczyły w nich jednak ciągle dwa żywioły: duński
i niemiecki. Pierwszy chciał oderwać Schleswig od Holstein
i włączyć do Danii; drugi chciał je zjednoczyć i uczynić
niepodległymi.
Po śmierci króla duńskiego Fryderyka VII księstwa
Schleswig i Holstein stały się dziedzictwem głowy młodszej
linii królewskiej, księcia Fryderyka Christiana Karola
Augusta Augustenburga (1798-1869), szwagra króla duńs
kiego Fryderyka VI (1808-1839).
Jednakże stany duńskie uchwaliły, że oba księstwa
stanowią nierozerwalną część Danii. Mimo to w 1848 roku
król pruski uznał, że mają one prawo do niepodległości.
Popierany przezeń książę von Augustenburg utworzył rząd
tymczasowy. Wtedy wojska duńskie zajęły kraj. Król Prus
interweniował, wysyłając do księstwa Holstein korpus pod
wodzą generała Fryderyka Henryka Emila hr. von Wrangel
(1784-1877), rodem ze Szczecina, zajmując Redsburg.
Wojna przebiegała ze zmiennym szczęściem dla obu stron,
ale ostatecznie 6 lipca 1848 roku wojska pruskie poniosły
klęskę koło twierdzy Fredericia i opuściły Holstein.
Po zawarciu traktatu pokojowego w 1850 roku oba
księstwa wróciły pod władzę Danii. Prusy jednak nie
chciały tolerować tego stanu rzeczy, zwłaszcza że Holstein
należał do Związku Niemieckiego. Po ogłoszeniu wspo
mnianej decyzji króla Christiana IX w listopadzie 1863
roku Związek Niemiecki uznał niezależność księstw
i prawo do sprawowania tam władzy przez księcia Fryde
ryka Augustenburga jako posiadającego najlepsze prawa
do dziedziczenia. Z kolei posłowie frakcji liberalnej
w pruskim Landtagu uznali, że sprawa księstw Schleswig
i Holstein daje sposobność do wykazania jedności Nie
miec. Wezwali rząd do objęcia kierownictwa nad ruchem
narodowym.
Ale premier pruski miał inny pomysł. Oczywiście uważał,
że należy wypowiedzieć wojnę Danii, ale nie chciał na
razie jej zaczynać, aby nie uchodzić w Europie za agresora.
Musiał mieć poparcie innych państw niemieckich. Udało
mu się przekonać i wciągnąć do wojny w styczniu 1864
roku, jako członków koalicji, Austrię oraz królestwa
Saksonii i Hanoweru, które zostały upoważnione przez
Związek Niemiecki do interwencji w Danii. Dnia 16
stycznia 1864 roku Austria i Prusy wystosowały ultimatum,
żądając w ciągu 48 godzin cofnięcia nowej konstytucji
duńskiej z 18 listopada 1863 roku.
Dnia 21 stycznia 1864 roku awansowany do stopnia
feldmarszałka Fryderyk von Wrangel na czele dwóch
korpusów pruskich liczących 37 tysięcy żołnierzy i korpusu
austriackiego (23 tysięcy żołnierzy) przekroczył rzekę Erder,
stanowiącą granicę z księstwem Holstein 12.
Generał Moltke opracował plan kampanii. Jego zdaniem
wojska pruskie powinny atakować pozycje ryglowe w księs
twie Schleswig i równocześnie obchodzić ich prawe skrzyd
ła, aby odciąć drogę odwrotu głównym siłom przeciwnika,
12 C z a p l i ń s k i , G a l o s , K o r t a, op.cit., s. 555.
po czym je zniszczyć. W tej sytuacji cała wojna nie
powinna trwać dłużej niż osiem dni. Ale feldmarszałek
Wrangel, który został dowódcą połączonych sił, delektował
się prowadzeniem działań wojennych wedle dawnych,
klasycznych reguł i dlatego miał inną ich koncepcję. Bez
ustanku powtarzał: „Cała naprzód”, aż stało się to jego
przezwiskiem w armii.
Prawe skrzydło połączonych wojsk stanowił I Korpus
pruski dowodzony przez księcia Fryderyka Karola, liczący
25 tysięcy żołnierzy, środek — korpus austriacki pozo
stający pod dowództwem feldmarszałka-porucznika Lud
wika Gablenza, liczący 21 tysięcy żołnierzy, lewe skrzydło
— pruski Korpus Gwardii, którego dowódcą był gen. von
der Mulbe (10 tysięcy żołnierzy).
Korpus Gwardii miał osłaniać zachód ugrupowania,
korpus austriacki atakować z Redsburga na Dannevirke,
I Korpus pruski z rejonu Kilonii, na Echenforde i Missunda,
przejść rzekę Schlei i zajść od tyłu armię duńską koło
Dannevirk 13.
Armia duńska, dowodzona przez 70-letniego generała
Christiana Juliusza de Meza (1792-865) i licząca 35
tysięcy żołnierzy, unikała jednak okrążenia przez wojska
sprzymierzone i toczyła z nimi walki opóźniające ich
pochód. Oddziały austriackie walczyły z nią na przed
polach Dannevirke koło Ober Selk i Jager. Natomiast
dywizje pruskie stoczyły bój z Duńczykami koło Misunde,
gdzie poniosły porażkę. W końcu w nocy z 5/6 lutego
sforsowały rzekę Schlei. Ale wojska duńskie i tym razem
nie dały się rozbić. Opuściły pozycje Dannevirke i zajęły
ciągnące się przez trzy kilometry umocnione stanowiska
koło Dybbol (Doppel Schonzen) i Fredericji. Dnia 19
lutego wojska austriackie doszły do Kolding, gdzie znaj
dowała się granica księstwa Schleswig z Danią. Wtedy
14 ibid., s. 71.
Dnia 2 maja 1864 roku generał Helmuth von Moltke
zjawił się w głównej kwaterze w Veille, gdzie zaczął
planować dalsze działania wojenne. W tydzień później,
9 maja, dowiedział się o bitwie morskiej między eskadrą
austriacko-pruską pod wodzą austriackiego admirała Wil
helma von Tegetthoff i duńską dowodzoną przez komandora
Edwarda Suensona.
Dotąd flota duńska skutecznie blokowała porty pruskie
i słabe siły morskie Królestwa Prus, które nie miały
możliwości ani szans zmierzenia się z nią na pełnym
morzu. Wówczas cesarz Franciszek Józef I, który dys
ponował na Adriatyku całkiem niezłą flotą wojenną, wysłał
na Morze Północne dwie fregaty. Połączyły się one z prus
kimi jednostkami pływającymi i szukały na Morzu Północ
nym przeciwnika.
Eskadra austriacko-pruska składała się z dwóch parowych
fregat „Schwarzenberg” (50 dział) i „Radetzky” (31 dział)
oraz trzech pruskich kanonierek. Natomiast Duńczycy mieli
także parowe fregaty „Niels Juel” (42 działa) i „Jylland”
(44 działa) oraz korwetę „Heimden” (16 dział).
Obie eskadry spotkały się na południowy wschód od
wyspy Helgoland należącej wówczas do Wielkiej Brytanii.
Rozpoczęła się wymiana strzałów armatnich. Bitwa nie
zakończyła się jednak pomyślnie dla floty sprzymierzonych.
Fregata „Schwarzenberg” stanęła w płomieniach, a na
pokładzie znalazło się 37 zabitych oraz 92 rannych mary
narzy austriackich. W tej sytuacji eskadra austriacko-pruska
wycofała się w rejon wyspy Helgoland. Duńczycy mogli
uznać, że zwyciężyli w tej bitwie. Tego samego dnia obie
wojujące strony dokonały zawieszenia broni trwającego do
25 czerwca 1864 roku. Miały spotkać się na konferencji
pokojowej w Londynie. W międzyczasie król Prus mianował
swego bratanka, księcia Fryderyka Karola, dowódcą wojsk
sprzymierzonych w miejsce osiemdziesięcioletniego feld
marszałka Fryderyka Wrangla. Książę Fryderyk Karol
niedługo zabawił w sztabie. Przekazał dowództwo genera
łowi Moltke i udał się na urlop.
Konferencja pokojowa w Londynie nie przyniosła żad
nych rezultatów. W tej sytuacji 29 czerwca 1864 roku
o godz. 2.00 wojska pruskie wznowiły działania wojenne
i dokonały inwazji na wyspę Alsen. Zaplanował ją generał
Moltke. Z satysfakcją obserwował, jak pruski desant
przeprawiał się na 50 łodziach i po cichu zbliżał się do
brzegów wyspy. Dopiero po pewnym czasie zaskoczony
przeciwnik zorientował się, co się święci, i rozpoczął
chaotyczny ogień artyleryjski w kierunku łodzi. Baterie
pruskie odpowiedziały ogniem. Wtedy zabrały głos stufun-
towe działa krążownika duńskiego „Krak Rolf’, ale jak się
okazało — bez wielkich efektów. Pociski wpadały do
wody, nie wyrządzając większych szkód desantowi. W mię
dzyczasie żołnierze pruscy dotarli do wyspy i rozpoczęli
natarcie na pozycje nieprzyjaciela. Wojska duńskie broniły
się słabo. O godz. 10.00 wyspa Alsen została całkowicie
zajęta przez desant pruski.
W międzyczasie wojska austriackie zajęły wiele miejsco
wości w Jutlandii, dochodząc 12 lipca do Skagen, najdalej
wysuniętej miejscowości na północ półwyspu. Z kolei pruski
Korpus Gwardii zajął północno-zachodnią Jutlandię. Wojna
przybierała dla Danii niekorzystny obrót. Dlatego król duński
poprosił o kolejne zawieszenie broni. Tym razem potrwało
ono do 20 lipca. Wkrótce władze duńskie zorientowały się, że
dalsza walka z połączoną armią prusko-austriacką nie ma już
sensu. Mocarstwa europejskie, na których pomoc Dania
liczyła, niestety zawiodły. Nie sprzyjała temu ówczesna
sytuacja międzynarodowa. Rosja była zajęta likwidacją
skutków powstania styczniowego w Polsce, Francja skłóciła
się z Wielką Brytanią, która z kolei nie chciała występować
sama w obronie Danii. Premier pruski doskonale wiedział, że
nikt na kontynencie europejskim nie ujmie się za Danią. W tej
sytuacji król duński musiał prosić o pokój.
Zwycięzcy zażądali zrzeczenia się praw Danii do
księstw Schleswig, Holstein i Laurenburg. Uczynił to
formalnie z dniem 1 sierpnia 1864 roku król Danii
Christian IX. Traktat pokojowy z Danią został podpisany
30 października 1864 w Wiedniu. W jego wyniku koalicja
austriacko-pruska faktycznie zagarnęła księstwa nadłabs-
kie, choć ich status prawny pozostawał ciągle niewiado
my. Generał Helmuth von Moltke w uznaniu zasług
w wojnie został odznaczony w Wiedniu przez cesarza
Franciszka Józefa I Wielkim Krzyżem Orderu Leopolda,
a przez króla Wilhelma I w Berlinie — Orderem Korony
I klasy z Mieczami. Potem wrócił do zdobytych księstw,
gdzie przebywał jeszcze do 16 grudnia 1864 roku. Podob
no zastanawiał się nad przejściem na emeryturę. Właś
ciwie osiągnął wszystko, co mógł osiągnąć w państwie
pruskim: wysoką funkcję i stopień wojskowy w armii,
sławę zwycięzcy, uznanie władców, wysokie odznaczenia.
Czy zatem nie czas na przejście w stan spoczynku?
Okazało się jednak, że dla niego największe triumfy miały
dopiero nadejść.
Jak było do przewidzenia, przyszły status księstw nad-
łabskich stał się kością niezgody między Prusami i Austrią.
Premier Bismarck chciał zachować je jedynie dla Prus.
Cesarz austriacki miał w tej kwestii odmienny pogląd.
Sytuacja zaogniała się i groziła wybuchem wojny. Ale
Prusy nie były jeszcze gotowe do rozprawy z Austrią, więc
premier Bismarck zaproponował rokowania. Odbyły się
one w dniach 20-24 sierpnia 1864 roku w Schönbrunn.
Wzięli w nich udział ze strony Prus król Wilhelm I i premier
Bismarck, zaś ze strony Austrii cesarz Franciszek Józef I
i jego minister spraw zagranicznych Johann Bernard hr.
Rechberg.
Propozycje Austrii były następujące: południe i środek
Niemiec pozostaną pod wpływami Austrii, północ — Prus,
które ponadto otrzymają we władanie księstwa nadłabskie.
Potem jednak cesarz Franciszek Józef zdymisjonował
hrabiego Rechberga i powołał na jego miejsce Aleksandra
hr. Mensdorffa Pouilly, który był zwolennikiem twardego
kursu politycznego wobec Prus i utrzymania wpływów
austriackich w całych Niemczech. Wówczas Austria
usztywniła swe stanowisko: domagała się oddania
księstw nadłabskich Fryderykowi Christianowi Augus
towi księciu von Augustenburg-Schleswig-Holstein-Son-
denburg (1829-1880), zwanemu Fryderykiem VIII, sy
nowi księcia Fryderyka Christiana Karola Augusta, notabene
przyjacielowi księcia Fryderyka Wilhelma Mikołaja, na
stępcy tronu pruskiego ze studiów na uniwersytecie w Bonn.
Książę Augustenburg miał być w księstwach nadłabskich
udzielnym władcą. Premier Bismarck jednak ani myślał
przyjmować te sugestie. Po co mu kolejny marionetkowy
władca niemiecki? Nic, tylko kłopot. Ale naciskany przez
dyplomację austriacką i być może trochę przez pruskiego
następcę tronu, łaskawie podał 22 lutego 1865 roku, na
jakich warunkach może zgodzić się na istnienie quasi-
-niepodległych księstw Schleswig i Holstein oraz na osa
dzenie na tronie księcia Fryderyka Augustenburga.
Były one następujące: Kilonia stanie się pruską fortecą
wojenną, fortyfikacje Redsburga przejmie Związek Niemie
cki, ale będzie tam stacjonować załoga pruska, a armia
księstwa zostanie poddana nadzorowi pruskiego Ministers
twa Wojny. Prusy będą mogły zbudować tam kanał, który
połączy Marchię Północną z Bałtykiem.
Oczywiście były to warunki nie do przyjęcia dla księcia
Fryderyka Augustenburga, który w gruncie rzeczy otrzy
mywał status namiestnika pruskiego z pustym tytułem
suwerena.
Sytuacja groziła wybuchem wojny prusko-austriackiej.
Ale obaj władcy uznali, że nie ma sensu bić się o same
księstwa. Ostatecznie obie strony, czyli Prusy i Austria,
zgodziły się na kompromis. Dnia 14 sierpnia 1865 roku ich
przedstawiciele podpisali konwencję w Bad Gastein. Na jej
mocy księstwo Holstein zostało oddane w administrację
Austrii, zaś księstwo Schleswig — w administrację Prus,
które też otrzymały nadzór nad portem w Kilonii. Ponadto
leżące na południowym wschodzie księstwo Laurenburg
(1263 kmkw.) Prusy kupiły od Danii za 2,5 mln talarów.
Mimo pomyślnego załatwienia sprawy premier Prus nie
miał żadnych złudzeń co do postawy Austrii. Był to
niebezpieczny przeciwnik stojący na drodze do zjednoczenia
Niemiec przez jego kraj i należało go wszelkimi sposobami
unieszkodliwić, aby więcej nie przeszkadzał.
W tym celu premier podjął działania dyplomatyczne
na arenie europejskiej. Najbardziej tutaj liczyła się postawa
Francji jako największego państwa na zachodzie Europy,
która nieraz dowiodła, że jest antagonistką Austrii. Dlatego
należało wszelkimi sposobami przeciwdziałać jej zbliżeniu
do Austrii. Stąd też we wrześniu 1865 roku premier
pruski rozmawiał w Biarritz z cesarzem Napoleonem III
i wymógł na nim zgodę na sojusz prusko-włoski. Nie
zawahał się przy tym obiecać cesarzowi francuskiemu
odstąpienie terenów pogranicznych. Cesarz Napoleon III
koniecznie chciał przywrócenia wschodniej granicy z 1814
roku, co pozwoliłoby mu uśmierzyć opozycję narastającą
wewnątrz kraju 15.
Poza tym być może Napoleon III sądził, że jeśli Prusy
wdadzą się w przewlekłą wojnę, w której poniosą klęskę,
to Francja wyciągnie z tego korzyści.
Tymczasem książę Fryderyk von Augustenburg na razie
nie rezygnował ze swych aspiracji do rządzenia w księst
wach połabskich. Ciągle marzył o tronie i zdobywał coraz
większą sympatię w kręgach polityków austriackich. Doko
nał nawet uroczystego wjazdu do Al tony, stanowiącej
stolicę księstwa Holstein, jako udzielny władca obu księstw.
1 H e r r e , op.cit., s . 226.
Z kolei premier Bismarck zdawał sobie sprawę, że Prusy
muszą dobrze przygotować się do wojny, przede wszystkim
finansowo. Pomógł mu w tym bankier Gerson Bleichrode,
berliński powiernik Banku Rotschilda, którego przed laty
polecił mu poznany na jednym z przyjęć sam „król
bankierów” Amschef Meyer Rotschild (1773-1855). Wiosną
1866 roku Gerson Bleichrode rozpoczął transakcje finan
sowe. W myśl jego wskazówek za 13 mln talarów premier
Bismarck sprzedał prywatnym akcjonariuszom akcje Pańs-
twowego Towarzystwa Kolei Żelaznych Kolonia-Minden.
Wydał też asygnaty w wysokości 40 min talarów, które
zakupiło konsorcjum kierowane przez Gersona Bleichrode 2.
Pruski premier urabiał też propagandowo opinię publicz
ną. Wystarczy przeglądnąć ówczesną prasę nie tylko pruską,
aby nie mieć co do tego wątpliwości. Próbkę tego stanowi
choćby tekst z 19 marca 1866 roku zamieszczony w berliń
skim „Neu Preussen Zeitung”:
„Przychodzi nam dzisiaj zaznaczyć fakt niezmiernie
ważny: Austria i Saksonia uzbrajają się, my zaś dotąd tego
nie czynimy. Wśród tak krytycznych okoliczności ten,
który wszczyna zbrojenia, zmusza także drugiego do
zbrojeń. Pierwszy krok jest fatalny; został on już zrobiony.
Wśród takich okoliczności na rządzie pruskim ciąży obo
wiązek, ażeby Prusy nie znalazły się nieprzygotowane.
W każdym razie położenie rządu staje się przez to zawikłane
i groźniejsze. Lecz odpowiedzialność spada na tych, którzy
zaczynają od gróźb wojennych” 3.
W odpowiedzi „Dresdener Journal” z 21 marca 1866
roku stwierdził: „Rząd saski zapewnił, że nie wydał
rozkazów ani do uruchomienia rezerw, ani armii”.
Z kolei „Wiener Abenpost” oświadczył:
„Rząd saski odpowiedział już na insynuacje pomieszczane
w gazetach pruskich. My zaś obaczmy takowe ze stanowiska
2 E n g e l s , op. cit., s. 415.
3 „Kurier Warszawski”, nr 65 z 21 marca 1866.
austriackiego. Austria nie wyzywa bynajmniej ani nie czyni
takich przygotowań wojennych, z których można by było
wyprowadzać wnioski o ewentualnej wojnie zaczepnej.
Armia austriacka pozostawała dotąd na straży całkiem
pokojowej. Austria odeprze przemoc, lecz sama do takowej
nie ucieka się. Wzgląd na uporządkowanie stosunków
wewnętrznych i na stan finansów usuwa wszelką myśl, aby
Austria chciała działać zaczepnie i wdawać się w wojenne
demonstracje. Opinia publiczna w Europie dała zdanie, kto
był napadnięty, a kto zmuszony był jedynie bronić się” 4.
Niemniej prasa w Niemczech ciągle oskarżała Austrię
o prowadzoną moblizację armii, a według „Gazety War
szawskiej” z 21 marca 1866 roku „Kölner Zeitung”
i „Frankfurter Journal” podały, że cesarz mianował feld-
cechmistrza Ludwiga Benedeka dowódcą Armii Północnej.
Informacja ta była jednak przedwczesna, choć, jak widać,
korespondenci tych gazet dobrze orientowali się w intrygach
na dworze wiedeńskim i znali wszystkie tamtejsze ploteczki.
Rzeczywiście mówiło się tam również o rychłej nominacji
Ludwiga Benedeka.
Poza tym prasa pruska raz po raz odnotowywała ruchy
wojsk austriackich, co miało świadczyć, że Austria szykuje
się do wojny. I tak m.in. gazety berlińskie podały, że
z Krakowa do Czech przerzucono w marcu 1866 roku 20
tysięcy wojska. Natomiast 27 marca na targu w Chrudlinie
w Czechach zostały wykupione wszystkie konie zdatne do
służby wojskowej. Nasiliły się roboty fortyfikacyjne w Kra
kowie, a małe miasteczka w Czechach zaczęły otrzymywać
załogi wojskowe. Węgierskie pułki kawalerii pomaszero
wały do twierdzy Theresienstadt, aby jak sugerowała prasa
— mogły z Saksonii, przez Bautzen, uderzyć na Śląsk.
Z kolei II Korpus austriacki został skierowany przez
Nachod do Königgrätz (Hradec Krâlové) i Trautenau
15 ibid., s. 232.
„Gazeta Warszawska” z 5 czerwca 1866 roku, powołując
się na „Neu Berliner Zeitung”, donosiła, że za kilka dni
pruska armia połowa będzie na swych stanowiskach.
Według „Gazety Warszawskiej” armia ta liczyła 452,5
batalionów piechoty, 321 szwadronów kawalerii, 1086
dział polowych, 72 kompanie artylerii fortecznej, 9 batalio
nów pionierów. W sumie służyło w niej 300 tys. żołnierzy.
Była to najsilniejsza armia, jaką wystawiły kiedykolwiek
Prusy. Jej podstawę stanowiły duże jednostki operacyjne:
korpusy. Armia składała się z dziewięciu korpusów. Ich
struktura wyglądała następująco:
Korpus Gwardii liczył dwie dywizje, czyli osiem pułków
(24 bataliony piechoty i batalion strzelców).
Korpus piechoty liczył dwie dywizje piechoty, dywizjon
artylerii z czterema bateriami pieszymi po sześć dział,
dywizję kawalerii w składzie czterech pułków (po cztery
szwadrony) i pół dywizjonu artylerii konnej, liczącego
dwie baterie (6—12 dział). Do tego dochodziły: batalion
strzelców celnych, batalion inżynieryjny (650 żołnierzy),
tabor mostowy, pułk pociągowy — ambulanse, apteki,
wozy transportowe itp.
Dywizja piechoty składała się z dwóch dwupułkowych
brygad (12-15 batalionów), pułku kawalerii (cztery szwad
rony) i 24 dział. Pułki pruskie liczyły po trzy bataliony. Na
czas wojny powoływano czwarty batalion. Poszczególne
formacje batalionowe nosiły nazwy: grenadierów, fizylierów
czy muszkieterów. Batalion na stopie wojennej liczył 1025
żołnierzy i 22 oficerów. Składał się z czterech kompanii po
trzy plutony.
W sumie korpus liczył 26 batalionów piechoty (25
tysięcy żołnierzy), 24 szwadrony kawalerii (3600 żoł
nierzy), 16 baterii artylerii (96 dział obsługiwanych
przez 2350 żołnierzy). Na jedno działo przypadało 21
żołnierzy i oficer. Bateria liczyła 126 żołnierzy i czterech
oficerów.
Piechota miała karabiny iglicowe, fizylierzy nieco krótsze
z bagnetami do cięcia, muszkieterzy z bagnetami do
pchnięcia16. Na temat karabinów iglicowych Dreyse sporo
pisała ówczesna prasa europejska. Były one jednostrzałowe,
ładowane odtylcowo, kaliber 15,43 mm, długość 1422 mm,
lufy 964 mm, masa 4,08 kg, prędkość początkowa pocisku
290 m/s. Miały lufę z lanej stali, wewnątrz żłobkowaną
i lekko zwężającą się ku końcowi. Wylatujący z niej pocisk
coraz silniej wciskał się w wyżłobienia, co nadawało mu
ruch wirowy. Komora zamku składała się z dwóch żelaz
nych walców, wewnątrz pustych i tak osadzonych, że
walec zewnętrzny obracał się do wewnątrz i posuwał do
przodu za pomocą słupka na nim osadzonego. Walec
wewnętrzny jednym swym końcem był mocno z lufą
spojony, na wierzchu zaś miał otwór, przez który wkładało
się nabój. Walec wewnętrzny miał otwór z boku. Nabijając
broń, żołnierz najpierw uderzał w słupek. Walec zewnętrz
ny, wykonując 1/4 obrotu z boku od prawej do lewej strony
po walcu wewnętrznym, za pomocą słupka zsuwał go
w tył. Otwory walców układały się jeden na drugim. Po
włożeniu ładunku walec zewnętrzny sunął i uderzeniem
w słupek od lewej strony ku prawej obracał go tak, że
otwór walca wewnętrznego zostawał zakryty. W drugiej
części walca znajdująca się tam spiralna sprężyna z iglicą
za pomocą haczyka ściskała się z z;ewnątrz. Cyngiel
spuszczał sprężynę, ona zaś przebijała warstwę prochu
ładunku, uderzała w masę piorunującą, proch zapalał się
i wyrzucał pocisk. Oddział piechoty, liczący 500 żołnierzy,
przyjmujący szarżę szwadronu kawalerii z odległości 800
kroków, co zabierało jej dwie minuty na dotarcie do
pierwszego szeregu, mógł oddać pięć tysięcy strzałów.
Jeśli więc tylko co dziesiąty strzał był celny, szwadron
przestawał istnieć.
***
1 ibid.
pruskiej od prostego żołnierza w 1. Pułku Gwardii w Poczda
mie, dochodząc w 1864 roku do stopnia generała-porucznika
i pełniąc funkcję dowódcy III Korpusu. Szefem sztabu
2. Armii Śląskiej był generał-major Leonhard von Blumenthal.
W jej skład wchodziły korpusy I, V i VI oraz Korpus
Gwardii.
I Korpusem dowodził generał-porucznik Edward von
Bonin. Należały do niego: 1. DP — dowódca generał-
-porucznik von Grossman (1. Brygada — generał-major von
Pape, 2. Brygada — generał-major baron Albert von Bame-
kow), 1. Pułk Dragonów Litewskich, 1. Batalion Jegrów; 2.
DP — dowódca generał-porucznik von Clausewitz (3.
Brygada — generał-major von Malotki, 4. Brygada — gene
rał-major von Buddenbrock), szwadron 1. Pułku Huzarów
Królewskich, 1. Batalion Pionierów, 4 baterie, przydzielona
z korpusu Rezerwowa Brygada Kawalerii dowodzona przez
płk. von Bredow oraz siedem baterii z rezerwy artylerii.
V Korpusem dowodził generał-porucznik von Karol
Steinmetz. Należały do niego: 9. DP — dowódca generał-
-major von Ollech, (17. Brygada — generał-major Horn),
1. Szwadron 4. Pułku Dragonów Śląskich, cztery baterie;
10. DP — dowódca generał-major von Kirchbach (19. Bry
gada — generał-major von Tiedermann, 20. Brygada
— generał-major Ludwik von Wittich), 1. Pułk Ułanów
Zachodniopruskich, 5. Batalion Pionierów, cztery baterie,
siedem baterii z rezerwy korpusu.
VI Korpusem dowodził generał-porucznik von Mutius.
Do korpusu należały: 11. DP — dowódca generał-porucznik
von Zastow (21. Brygada — generał-major von Hannenfeld,
22. Brygada — generał-major von Hoffmann), Batalion
Pionierów Śląskich, 2. Szwadron 8. Pułku Dragonów
Śląskich, trzy baterie; 12. DP — dowódca generał-porucznik
von Prondzinski (brygada mieszana — generał-major von
s
2 ibid.
Dowództwu tej armii podlegał także korpus landwery,
dowodzony przez generała-majora Otto Stolzberga von
Wernigerode (1837-1896); korpus ten składał się z trzech
pułków piechoty i trzech pułków kawalerii. Naczelne
dowództwo nie przewidziało jego udziału w walkach
z armią austriacką w Czechach i na Morawach. Jego
zadanie polegało na pilnowaniu twierdz Ołomuniec i Kra
ków, skąd zdaniem Naczelnego Dowództwa mogły być
organizowane wypady flankowe austriackiej konnicy na
Śląsk, co z kolei stwarzałoby zagrożenie dla tyłów 2. Armii
Śląskiej (wg „Times” i „Independent Belge”) 3.
Armia pruska, zaangażowana do inwazji na Czechy, nad
którą dowództwo objął król Prus Wilhelm I, liczyła ostate
cznie 236 tysięcy żołnierzy i 792 działa.
Prusy dysponowały też innymi jednostkami wojskowymi,
które miały być użyte z kolei przeciw związkowej Armii
Zachodniej na terenie Niemiec, ale przede wszystkim
przeciw Królestwu Hanoweru i Wielkiemu Księstwu Hesse-
-Darmstadt oraz księstwu elektorskiemu Hesse-Kassel.
Składały się one na Armię Menu i były następująco
rozlokowane:
W Merseburgu i Naumburgu stacjonowały niektóre
jednostki IV Korpusu. W Erfurcie znajdowały się także
niektóre jednostki VII Korpusu, a w Paderborn i Minden
w Westfalii — oddziały VIII Korpusu. W Wetzlar
stacjonowały dywizje I Korpusu landwery. Oddziały te
miały przede wszystkim obsadzić wąwozy w górach
Turyngii i przeciąć drogi wojskom związkowym 4.
Królestwo Hanoweru wedle planów Naczelnego Dowódz
twa miała zająć dywizja dowodzona przez generała-porucz-
nika Edwina Manteuffla (1809-1885), swego czasu szefa
3 „Gazeta Warszawska”, nr 154 z 11 lipca 1866.
4 Leon C h r z a n o w s k i , Przegląd położenia i działania na teatrze
7 H e r r e , op.cit., s. 234.
wkroczyły do Królestwa Hanoweru, Królestwa Saksonii
i księstwa elektorskiego Hesse-Kassel.
W Harburgu, mieście znajdującym się na południe
od Hamburga, należącym do Królestwa Hanoweru, po
jawiły się jednostki pruskiej DP z Altony, które przy
płynęły Elbą na czółnach, holowanych przez parowce.
O godz. 17.00 wkroczyły do miasta: szwadron kawalerii,
bateria 17. Pułku Piechoty, a potem pułki 17. i 25.
(nadreńskie) i 36. Pułk (magdeburski) — w sumie 5 tysięcy
żołnierzy. Dowodził nimi generał Edwin von Manteuffel.
Wydał on zarządzenie nakazujące mieszkańcom udo
stępnienie kwater wojsku. Żołnierze zostali rozmieszczeni
w prywatnych domach, po 4-8 osób.
Pruska Dywizja Piechoty z Erfurtu, wzmocniona kontyn
gentami wojskowymi z księstw Sachsen-Weimar, Sach-
sen-Coburg-Gotha, Sachsen-Altenburg i Turyngii, opano
wała w dniach 16 i 17 czerwca linie komunikacyjne
w Turyngii i spotkała się koło Altenburga w narożniku
między Saksonią, Bawarią i Czechami, z wojskami prus
kimi, które zajęły zachodnią Saksonię. Do wojsk pruskich
zbliżały się jednak oddziały bawarskie 8.
Do Saksonii wojska pruskie wkroczyły 16 czerwca od
dwóch stron: od północy oraz wschodu. Od północy
maszerowała z Torgau trzema kolumnami Armia Elby. Jej
dywizje dotarły do miasta Strehla, gdzie znajdował się
węzeł kolejowy i krzyżowały się szlaki do Drezna, Berlina,
Lipska i Chemnitz. Strehla leżała w połowie drogi z Lipska
do Drezna, a do stolicy Saksonii było niecałe 10 km, co
mogło zająć wojsku półtora dnia marszu. Potem dywizje
Armii Elby zajęły Würtzen i Riese, gdzie zastały spalony
przez wojska saskie most na Elbie. Żołnierze pruscy
przerzucili przez rzekę mosty pontonowe, aby następnego
dnia zająć Meissen (Miśnię). Od wschodu wkroczyły ze
8 C h r z a n o w s k i , op.cit., s. 211-212.
Zgorzelca do Saksonii korpusy 1. Armii, zajmując Łużyce
Górne, Bautzen (Budziszyn) i Lobau 9.
Król Saksonii Johann I Wettin miał do dyspozycji jedynie
26 tysięcy wojska i czekał na pomoc Austrii. Jej dywizje
stacjonowały przecież w miejscowościach przygranicznych:
Bodenbach, Aussig, Teschen. Stamtąd koleją do Drezna
było około czterech mil. Ale armia austriacka nie inter
weniowała i wojska pruskie bez przeszkód weszły do
miasta Riese, gdzie Sasi zdołali podpalić most, a potem do
Dahlen i Würtzen.
Wkrótce dywizje pruskie zajęły całą północną i północno-
-wschodnią Saksonię. Część południowa i zachodnia od
Zwickau i Chemnitz do granicy bawarskiej pozostała jednak
wolna. Wojska pruskie nie zamierzały jej zajmować.
16 czerwca oddziały pruskie z Trewiru i Koblencji
obsadziły oba brzegi Renu naprzeciw Moguncji i Frankfurtu.
Z Paderborn do Hesji elektoralnej ruszyły kolejne oddziały
pruskie z I Korpusu landwery gen. von Beyer i posuwały się
do księstwa Hesse-Darmstadt z zamiarem odcięcia drogi
części wojsk hanowerskich od południa w celu zapobieżenia
ich połączenia z wojskami związkowymi gromadzącymi się
między Frankfurtem i Bambergiem. Oddziały te zajęły Giesen
i Marburg, aby zwrócić się przeciw wojskom związkowym,
gromadzącym się między Frankfurtem i Aschaffenbergiem.
Dzięki temu część wojsk hanowerskich przerwała pierścień
okrążenia i podążała w kierunku wojsk bawarskich, aby
połączyć się z nimi. Także 16 czerwca 1866 roku ruszyła
z Minden nad Wezerą w Westfalii dywizja z VII Korpusu
gen. Edwarda Vogel von Falckenstein. Dnia 17 czerwca
zajęła stolicę Królestwa Hanoweru 10.
W nocy z 16/17 czerwca desant na łodziach z pruskiego
pancernika „Arminius” i okrętu „Cyklop” zagwoździł działa
nadbrzeżnych baterii koło Brunhausen.
9 ibid., s. 212.
10 ibid., s. 211.
16 czerwca 1866 roku związkowy Bundestag, obradujący
we Frankfurcie na Menem, wydał uchwałę wzywającą
Austrię i Bawarię do udzielenia pomocy Saksonii za
grożonej inwazją pruską. Za uchwałą głosowało dziesięć
państw niemieckich, przeciwko — pięć. Ponadto uchwała
uznawała za konieczne wyzwolenie księstwa Holstein z rąk
pruskich i stwierdzała, że jedynie rząd, który kierował
krajem przed inwazją pruską, jest legalny i uznawany przez
Związek Niemiecki.
Tego samego dnia „Königlich Preussischer Staats An
zeiger” — organ urzędowy Królestwa Prus — ogłosił
odezwę króla Prus Wilhelma I do narodu:
„Związek Niemiecki, który przez przeciąg pół wieku
przedstawiał i popierał nie jedność, lecz rozdwojenie
Niemiec, przez co dawno utracił zaufanie narodu i uważany
jest za groźny jako rękojmia dalszego trwania osłabienia
i bezsilności Niemiec, użyty został kilka dni temu do tego,
aby powołać Niemców do broni przeciw członkowi związ
kowemu, który swą propozycją co do zwołania parlamentu
niemieckiego zrobił pierwszy stanowczy krok do zadość
uczynienia żądaniom narodowym. Do wojny przeciw Pru
som, do której Austria dąży, ustawa związkowa nie przed
stawia żadnego powodu, żadnej przyczyny, ani nawet
żadnego chociażby błahego powodu. Uchwałą związkową
z 14 czerwca, w którą większość członków Związku
postanowiła się uzbroić na wojnę z Prusami, dokonane
zostało zerwanie Związku i starganie dawnego stosunku
związkowego. Pozostała jedynie podstawa Związku, żywot
na jedność ludu niemieckiego, obowiązkiem zaś jest rządów
i ludu wynaleźć dla tej jedności nowe, pełne żywotności
wyrażenie. Dla Prus łączy się z tym obowiązek bronienia
swej niepodległości, zagrożonej tą uchwałą i uzbrojeniem
ich przeciwników. Lud pruski, poświęcając ogół swych sił
dla wywiązania się z tego obowiązku, oświadcza się
jednocześnie w gotowości do przedsięwzięcia walki dla
rozwoju narodowego Niemiec wstrzymywanego dotąd
gwałtownie z interesami jednostek. W tym duchu Prusy
zaproponowały rządom natychmiastowe prawne rozwiązanie
Związku i utworzenie nowego Związku pod prostymi
warunkami wzajemnej obrony i udziału w dążnościach
narodowych. Prusy nie żądały niczego innego, jak tylko
zapewnienia pokoju i natychmiastowego w tym celu zwo
łania parlamentu, lecz nadzieje Prus na urzeczywistnienie
tego słusznego i umiarkowanego żądania zostały zawie
dzione. Propozycje prawne zostały odrzucone i z tego
powodu Prusy zostały zniewolone do kierowania się
w swym postępowaniu obowiązkiem własnego bezpieczeń
stwa. W takiej chwili Prusy nie mogą ścierpieć przy swych
granicach ani wrogów, ani wątpliwych przyjaciół.
Wojska pruskie, przekraczając granicę, nie przychodzą
jako nieprzyjaciele ludności, której niepodległość Prusy
szanują, i wspólnie z jej reprezentantami chcą się naradzać
w zgromadzeniu narodów niemieckich nad przyszłymi
losami ojczyzny niemieckiej. Oby lud niemiecki ze względu
na ten wysoki cel zbliżył się do Prus z ufnością i dopomógł
do popierania i zapewnienia spokojnego rozwoju wspólnej
ojczyzny (wg «Neue Preusse Zeitung»)” 11.
Tego samego dnia król Saksonii Johann I wydał w Dreź
nie deklarację do swego narodu wzywającą do walki
z Prusami.
Natomiast 17 czerwca 1866 roku cesarz austriacki
Franciszek Józef I ogłosił manifest informujący o rozpo
częciu wojny z Prusami i Włochami:
„Do moich ludów! Wśród prac pokoju przeze mnie
rozpoczętych, by położyć podstawy do reformy konstytucyj
nej, która ma utwierdzić jedność i potęgę państwa, a poje
dynczym krajom i ludom zapewnić ich swobodny wewnęt
rzny rozwój, obowiązek rządzenia zmusił mnie powołać
15 ibid.
ROZPOCZĘCIE WOJNY
4 ibid., s. 189.
Wtedy postanowił dokonać koncentracji już w czasie
operacji, czyli dopiero na polu bitwy. To, co Engels uznał
za jego błąd, stanowiło po prostu jedyną możliwość, wręcz
konieczność. Generał znał dobrze maksymę: „Oddzielnie
maszerować, razem się bić”5.
Gdy wojska pruskie znajdowały się już nad granicą
z Austrią, przynajmniej wiedział, że tak jak planował,
główną arenę zmagań obu wrogich armii staną się Czechy.
„Gazeta Warszawska” (3 lipca 1866 roku) tak opisywała
zalety tego terenu dla działań militarnych:
* y
Franciszek Józef
Fryderyk III
Wojsko austriackie
Wojsko pruskie
Nachod — bitwa
Marsz na Sviepwald
Prusacy idą do boju
***
***
11 ibid., Custozza.
po cichu, że po wparciu Austrii Bawaria ma szansę
odgrywać wśród krajów niemieckich drugą rolę po Prusach.
***
***
***
***
***
7 Wikipedia, Trautenau
V Korpus Poznański zostawiliśmy w wąwozach Nachodu.
Generał Steinmetz ponaglał jego marsz, bowiem chciał jak
najszybciej przejść przykre do przebycia z uwagi na łatwość
ich obrony przez przeciwnika wąwozy. Gdy jednak pruska
szpica doszła do miejscowości Hochenfeld (Vysokova),
znajdującego się na ważnym skrzyżowaniu dróg z Nachodu
do Skalitz i Neustad, na lewym skrzydle ukazały się dwie
brygady austriackiego VI Korpusu, a wkrótce doszły trzecia
brygada piechoty i brygada kirasjerów 1. Rezerwowej
Dywizji Kawalerii. Dowódca 9. DP V Korpusu Poznańs
kiego, generał-major von Ollech, powitany został ogniem
artylerii austriackiej; mimo to wyprowadził swe bataliony
na drogę. Ustawił artylerię i rzucił do szarży dwa szwadrony
1. Pułku Ułanów Szczecińskich przeciw ośmiu austriackim.
Robił wszystko, aby jego wojska nie dały się zepchnąć do
wąwozu, gdzie maszerowała reszta V Korpusu. Gdyby ten
manewr udał się nieprzyjacielowi, zrobiłoby się pełne
zamieszanie i V Korpus Poznański mógłby doznać sporego
uszczerbku. Szwadrony pruskie przebiły środek linii au
striackich, ale zostały otoczone i zmuszone do odwrotu;
mimo to zatrzymały natarcie austriackie. W tym momencie
na pole walki przybył dowódca 2. Armii Śląskiej, następca
tronu książę Fryderyk Wilhelm Mikołaj, który wcześniej
przyjechał z Branau. Nie przeszkadzał jednak dowódcy
V Korpusu w wydawaniu rozkazów, zwłaszcza że uważał,
iż sytuacja rozwija się pomyślnie dla wojsk pruskich.
Obserwował jedynie, jak na prawo od 9. DP maszeruje ku
Vysokowowi, znajdującemu się na południowy zachód od
Nachodu, 10. DP dowodzona przez generała Kirchbacha.
Za nią maszerowała reszta V Korpusu. Generał Steinmetz
rozkazał stanąć na linii 96 działom swego korpusu. Ot
worzyły one ogień do nieprzyjaciela. O godz. 12.00 generał
Steinmetz wydał rozkaz uderzenia 1. Pułkowi Ułanów
Zachodniopruskich. Sześć szwadronów natarło na austria
cką brygadę kirasjerów, dowodzoną przez księcia Solms
z 1. Rezerwowej Dywizji Kawalerii, stojącą na wzgórzach
Wenselberg i przeszkadzającą rozwinięciu się 10. DP
i odparło ją, dzięki czemu umożliwiło pełne rozwinięcie się
V Korpusowi, który zajął wzgórza. W czasie szarży oba
pułki kirasjerów straciły swe sztandary. Generał Steinmetz
posunął całą swą piechotę przeciwko austriackiej linii.
Feldmarszałek-porucznik Ramming wprowadził wówczas
ostatnią swą brygadę do walki. Jednocześnie kirasjerzy
austriaccy sformowali na nowo szyk i usiłowali odeprzeć
Prusaków, ale rozbili ich ułani pruscy.
Przeciwnicy bili się w zaroślach, rozpadlinach, na
szczytach wzgórz. Bitwa koło Nachodu trwała osiem
godzin, ale o godz. 15.00 była już wygrana przez wojska
pruskie. Po stronie austriackiej wzięło w niej udział osiem
pułków piechoty, pięć batalionów strzelców, trzy pułki
kirasjerów, część pułku huzarów — w sumie 127 tysięcy
żołnierzy. Po stronie pruskiej walczyło także osiem pułków
piechoty, a także pułk kawalerii — w sumie 120 tysięcy
żołnierzy i 120 dział. W bitwie poległo osiem tysięcy
żołnierzy austriackich. Do niewoli poszły cztery tysiące,
przeważnie ze słynnego pułku wiedeńskiego „Hoch und
Deutschmeister”, którego cały batalion został otoczony
przez nieprzyjaciela. Prusacy zdobyli osiem dział. Oni też
ponieśli jednak spore straty. V Korpus Poznański miał
1500 zabitych, gwardia — 1100. Szczególnie ucierpiały
w bitwie 7. i 37. pułki piechoty, gdzie znajdowały się
kompanie, które straciły po 80-85 żołnierzy. Niestety,
w korpusie tym służyli przeważnie Polacy z Wielkopolski
i to oni najczęściej ginęli w walce. Natomiast w skład VI
Korpusu austriackiego wchodził m.in. 9. Pułk Piechoty
Hartmanna, gdzie służyli Polacy z okolic Stryja, 2. Pułk
Piechoty, gdzie służyli mieszkańcy z okolic Nowego Sącza,
55. Pułk Piechoty hrabiego Gondrencourt, który miał okręg
werbowniczy w Brzeżanach, i 56. Pułk Piechoty Gorizutti
z okręgiem werbowniczym w Wadowicach. A więc i po
stronie austriackiej Polacy składali w tej bitwie sporą
daninę krwi.
Jeńcy i ranni austriaccy zostali umieszczeni w kościele
w Nachodzie i na zamku księcia Schomburg-Lippe. Nato
miast Węgrzy zostali wywiezieni do twierdzy Nieysse
(Nysa), gdzie część z nich wstąpiła do Legionu Węgiers
kiego, organizowanego przez generała Klapkę, jako zalążek
— jak zapewniał premier Bismarck — przyszłej armii
niepodległego Królestwa Węgier.
Austriacki VI Korpus cofnął się do Skalitz. Feldmar-
szałek-porucznik Ramming nie chciał jednak zrezygnować
z walki i wysłał do Benedeka meldunek: „Straciłem już
jedną szóstą swego stanu. Bez posiłków nie dam rady”.
Feldcechmistrz rozkazał wówczas arcyksięciu Leopol
dowi Habsburgowi wyprowadzić z Jaromera dwie brygady
z dowodzonego przezeń VIII Korpusu i objąć dowództwo
w zbliżającej się bitwie. Tymczasem sztab 2. Armii Śląskiej
na czele z następcą tronu księciem Fryderykiem Wilhelmem
Mikołajem wraz z przednią strażą 1. Dywizji Gwardii
zatrzymał się w Eipel (Upice). Tam następca tronu spędził
noc w budynku starej przędzalni na tzw. Sichrovie.
Natomiast 2. Dywizja Gwardii pomaszerowała do miejs-
V
* * *
* * *
* **
* * *
***
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
* * *
6 ibid., s. 449.
na zachód od Jaromera, najbardziej wysuniętego w kierunku
nadciągających 1. Armii i Armii Elby stanowiska Armii
Północnej, telegram wyjaśniający swój ostatni manewr:
„Armia skutkiem wycofania się I Korpusu gen. kaw. Clama
Gallasa i Sasów musi si«ę skoncentrować przy Königgrätz”.
Oskarżony o wycofań ie się z terenów między Gitschinem
(Jićinem) a Izerą dowódca I Korpusu opublikował zaraz po
wojnie pamiętnik, gdzie stwierdził z oburzeniem, że było
to kłamstwo ze strony feldcechmistrza. Jak już wiadomo,
stwierdzenie Benedeka zawierało prawdę, ale tylko połowi
czną. Benedek po prostu wcześniej wydał niejasne rozkazy,
a generał Clam-Gallas i następca tronu saskiego, książę
Albert, zrozumieli je po swojemu, czyli niewłaściwie.
Feldcechmistrz uniósł się honorem i chciał się pojedyn
kować z generałem kaiwalerii. Ostatecznie do pojedynku
nie doszło — obaj dowódcy mieli inne kłopoty na głowie.
Zeznawali przed cesarską komisją wojskowo-śledczą bada
jącą przyczyny klęski i musieli dobrze się nagłowić, aby
obronić swe racje.
* * *
11 ibid., s. 401.
londyńskiego „Timesa”, dziewięć mil angielskich, albo
wedle pułkownika Wilhelma von Rüstowa, autora pracy
o kampanii czeskiej 1866 roku — 15 tysięcy kroków (14,4
km), czyli, jak to dodatkowo obliczył pułkownik — dwu
nastu ludzi przypadało na jeden krok 12.
Reasumując: Armia Północna stanęła plecami do twierdzy
Königgrätz, na wzniesieniu, które obniżało się w kierunku
Łaby. Prawą flankę zamykała rzeka, na lewej rósł gęsty las,
który uniemożliwiał przemieszczanie się dużych zwiadów
taktycznych. Lewej flanki bronili wprawdzie Austriacy, ale
w razie potrzeby mogli wycofać się na pozycje artylerii.
Ludwig Benedek, zdając sobie sprawę, że najsilniejszy
jego oręż stanowi artyleria, rozkazał rozstawić baterie dział
przed miejscowościami Chlum i Lipą, jakby na trzech
tarasach. Miały one morderczym ogniem bronić przejścia
przez Sadowę.
Do oczyszczenia linii strzałowych dla dział żołnierze
austriaccy wycięli las, a drzewa użyli do zbudowania
zasieków. Baterie zasłonili szańcami z ziemi. Jak okazało
się potem, zrobili to dość niedokładnie, a w wielu
miejscach po prostu nie dokończyli robót ziemnych;
zaś wskutek zaangażowania do tych prac byli zmęczeni
jeszcze przed walką.
Feldcechmistrz miał nadzieję, że bataliony 1. Armii,
którą uważał za głównego przeciwnika, będą chciały przejść
rzekę Bystrzycę. Zostawił im nawet mosty, aby ułatwić
zadanie. Wtedy — jak mniemał — dostaną się pod ogień
austriackiej artylerii na wzgórzach i poniosą duże straty.
Wówczas stojące naprzeciw korpusy dokonają kontrude-
rzenia i łatwo rozbiją przeciwnika.
Obie nieprzyjacielskie armie wypoczywały po forsow
nych marszach. Nie można jednak uważać, że wojska
austriackie oddały się pełnemu wypoczynkowi. Żołnierze
12 D u r s c h m i e d , op. cit., s . 9 0 .
nie dostali tego dnia strawy; jak zwykle kolumny transpor
towe nie dały rady nadążyć za posuwającym się wojskiem.
Co innego — żołnierze pruscy, którzy mieli jedzenia pod
dostatkiem i mogli posilić się przed walką do syta, chociaż
w armii pruskiej panowało przekonanie, że do boju lepiej
nie iść z pełnym żołądkiem, bowiem w razie otrzymania
postrzału w brzuch mniejsze są szanse na przeżycie.
Ugrupowanie wojsk pruskich wyglądało następująco:
1. Armia, zgromadzona koło Horitz (Horice), biwakowała
przed Bystrzycą frontem na wschód, okrakiem na wielkiej
drodze wiodącej przez stanowiska austriackie do Kö
niggrätz. Prawe skrzydło, czyli Armia Elby, znajdowało
się w Smidarze, czołem także na wschód naprzeciwko
Nechanitz i rozciągało się do Nowego Biczowa, aby
móc sięgnąć w bok lewego skrzydła austriackiego i odciąć
je od Pardubic. Lewe skrzydło pruskie, czyli 2. Armia
Śląska, stojące między Miletinem a Elbą, zaginało się
w kierunku wschodnim. Obrócone frontem bardziej na
południe, gotowe było do otoczenia prawego boku wojsk
austriackich. Główny biwak 2. Armii znajdował się
koło Rettendorf, blisko Königinhof. Jeden ze znajdujących
się tam żołnierzy pisał:
„Wyżyny zdobyte przez nas między Königinhof a Joseph-
stadt w części uzbroiliśmy. Brak tylko dział oblężniczych.
Czekamy na nie. Pontony nadeszły, będziemy stawiać dwa
mosty poniżej Josephstadt. Dwie kompanie węgierskie
przeszły do nas. Administracja i gospodarka u Austriaków
opłakana”13.
Żołnierze 2. Armii przypuszczali, że wkrótce rozpocznie
się szturm na twierdzę Josephstadt. Ale generał Moltke ani
o tym myślał. Josephstadt zbudowany w latach 1780-1787,
na wzniesieniu u spływu rzek Elby i Metuje, na obszarze
289 ha, 20 km od granicy czeskiej z Prusami, niewątpliwie
15 C h r z a n o w s k i , op.cit., s . 401.
Korpusy ciągną na wyznaczone im stanowiska na wzgó
rzach nad Bystrzycą, sprawiają się tam w szyk bojowy.
Ranek 3 lipca zastaje armię austriacką w szyku w pozycji
obranej, a wojska pruskie w pochodzie wielkim półkolem
naprzeciw tejże pozycji” 16.
Feldcechmistrz Ludwig von Benedek spędził noc z 2 na
3 lipca w gospodzie Zur Stadt Prag koło Königgrätz.
Wstał bardzo wcześnie, ok. godz. 4.00, i stwierdził,
że świt jest wilgotny. Nad stratowanymi przez wojsko
polami pszenicy unosiły się opary mgły. Usiadł przy
stole i zaczął pisać list do żony:
„Jeśli moje stare szczęście mnie nie opuści, wszystko
skończy się dobrze. Ale jeśli stanie się inaczej, powiem
pokornie: Bóg tak chciał. Ty, mój cesarz i Austria będziecie
w ostatnich moich myślach. Mój umysł jest spokojny
i opanowany, a ja poczuję się szczęśliwy, kiedy usłyszę
w pobliżu huk armat”.
To ostatnie pragnienie spełniło się niemal natychmiast:
właśnie wojska pruskie otworzyły ogień. Zaraz za nimi
zaczęła strzelać artyleria austriacka. Benedek odłożył
pióro — uznał, że czas pojawić się na polu bitwy.
Wsiadł na konia i w otoczeniu swego sztabu ruszył
na swe stanowisko dowodzenia w miejscowości Lipa.
Tymczasem po drugiej stronie Bystrzycy znajdował się
już król pruski wraz z generałem Moltke, swym sztabem
i towarzyszącym im premierem Bismarckiem. Monarcha
przybył ok. godz. 7.00 z Gitschina (Jićina) przez Horitz
do swego stanowiska dowodzenia w Dub, po czym
dał rozkaz otwarcia ognia przez artylerię II Korpusu
Pomorskiego. Tego samego dnia czytelnicy porannej
prasy angielskiej, a zwłaszcza „The Manchester Guardian”,
mieli okazję przeczytać kolejny tekst Fryderyka Engelsa
z cyklu Notes on the War In Germany:
16 ibid., s. 402.
„Wyobraźmy sobie, że młodego pruskiego podchorążego
lub kometa, który zdaje egzamin na stopień porucznika,
zapytają, jaki plan wkroczenia armii pruskiej do Czech
dawałby największą rękojmię bezpieczeństwa. Przypuśćmy,
że nasz młody oficer odpowie: «Najlepiej byłoby podzielić
wojska na dwie części, jednej z nich kazać obejść Kar
konosze ze wschodu, drugiej zaś z zachodu, z tym że
musiałyby one połączyć się pod Gitschinem». Cóż by na to
odpowiedział egzaminujący oficer? Oświadczyłby młodemu
człowiekowi, że plan ten grzeszy przeciwko dwom pod
stawowym prawom strategii: «po pierwsze, nigdy nie
należy dzielić swych wojsk w ten sposób, by nie mogły
udzielić sobie wzajemnej pomocy, przeciwnie, trzeba
trzymać je możliwie najbliżej siebie; po drugie, w wypadku,
gdy maszerują różnymi drogami, należy punkt połączenia
poszczególnych kolumn wyznaczyć poza zasięgiem działa
nia nieprzyjaciela» — i dlatego proponowany przez niego
plan jest najgorszym ze wszystkich możliwych; można by
go wziąć pod uwagę jedynie w tym przypadku, gdyby
Czechy były całkowicie wolne od wojsk nieprzyjacielskich;
że zatem oficer, który proponuje podobny plan kampanii,
nie zasługuje nawet na stopień porucznika. A jednak
właśnie taki plan przyjął mądry i uczony sztab armii
pruskiej. Jest to prawie nie do wiary, ale tak się właśnie
stało. Błąd, za który Włosi musieli odpokutować pod
Custozzą, powtórzyli Prusacy i to w warunkach, które
czyniły go dziesięć razy gorszym”.
Fryderyk Engels uważał, że przyjęcie tego planu to
skutek faktu, iż najwyższe dowództwo armii pruskiej
spoczywa w rękach królów i książąt i rokował jej klęskę.
Jak widać, zaciążyło tu wzięte nie wiadomo skąd przeko
nanie, że wszyscy arystokraci to bawidamki i próżniaki,
a ich obecność na wysokich stanowiskach w armii to
nieporozumienie i jedynie niesłuszna premia za odpowiednie
pochodzenie społeczne. Wprawdzie nie ulega wątpliwości,
że wielu z nich znalazło się w armii przez przypadek, ale
mimo wszystko ukończyli oni szkoły oficerskie, uczest
niczyli w różnych sprawdzających manewrach i ćwicze
niach, brali udział w wojnie duńskiej w 1864 roku i nie
brakło wśród nich osób mających zamiłowanie do wojaczki,
a także mniejszy czy większy talent wojskowy 17.
3 ibid., s. 91.
zaatakuje jako pierwsza środek ugrupowania austriackiego.
Zapewne też domyślał się, że dywizje Armii Elby mają
zająć Nechanitz (Nechanice) i przez Hradek zaatakować
Korpus Saski oraz V Korpus stojący w Nieder Prim, za
którym, jak wiadomo, stała dywizja kawalerii, a za nią
— VIII Korpus Piechoty. Sądził jednak, że ostateczny
wynik bitwy może być korzystny dla Austriaków, pod
warunkiem, że wszystkie korpusy będą ściśle wykonywały
wyznaczone im zadania.
Ale feldcechmistrz Benedek nie wiedział, że o godz.
9.30 trzy pełne brygady IV Korpusu feldmarszałka-porucz-
nika hr. Festeticsa zaatakowały wkraczającą do Lasu
Sviepwald pruską 7. DP. Jednak na początku natarcia
feldmarszałek-porucznik Festetics został ranny. Dowodzenie
przejął generał-major Antoni von Mollinary, który być
może uznał, że trafiła się okazja do wykazania inicjatywy.
Na jego rozkaz o godz. 10.00 generał-major Emerich von
Fleischaker, dowódca brygady z IV Korpusu, wykonał
natarcie na pozycje 7. DP.
O tej samej porze, tj. o godz. 10.00, na lewym skrzydle
pruskiego ugrupowania dwie dywizje Armii Elby przeszły
przez zdobyty most na Bystrzycy koło Nechanitz na drugi
brzeg. 15. DP uderzyła na Hradek. Za nią maszerowała 14.
DP, która nacierała przez Lubno na Problus. 16. DP i 3.
Brygada Kawalerii Ciężkiej znajdowały się w rezerwie, aby
potem uderzyć na miejscowość Briza. Ale Korpus Saski
i część austriackiego X Korpusu stawiały Prusakom zacięty
opór. Z kolei w środku ugrupowania pruskiego 8. DP
generała-porucznika von Homa i II Korpus generała porucz-
nika Schmidta (3. i 4. DP) ponosiły duże straty.
O godz. 10.25 na pomoc walczącym prze/ Sadowe
podążyła 9. brygada 5. DP, dowodzona przez gen. por.
Schimmelmana z III korpusu.
Na lewym skrzydle ugrupowania pruskie)»,o o j’o<l/
11.00, wspierając walczące już oddziały austriackie. hi vrada
dowodzona przez płk. Karola von Pockh z IV Korpusu
uderzyła frontalnie i z lewej flanki na 7. DP.
Tymczasem o godz. 11.00 szpica Korpusu Gwardii
dotarła do miejscowści Chotëborek, ale do stanowisk
austriackich ciągle miała jeszcze daleko. Stąd Prusacy
widzieli tylko zmagania obu wojsk między Sadową a Sve-
ticami. Dalej w dole Bystrzycy nie było nic widać, bowiem
zasłaniały ją wzgórza.
Korpus Gwardii, rozstawiony na wzgórzach na prawym
brzegu rzeki Trotiny, zwrócony ku miejscowości Cerekwitz,
maszerował na pole bitwy. Żołnierze brnęli w błotnistej ziemi
po niedawnych opadach. Parli jednak naprzód z ponurą,
zaciętą teutońską rezygnacją, jaka cechowała żołnierzy
pruskich idących do boju. Dowódca 1. Dywizji Gwardii
generał Hiller zwrócił się do swych oficerów:
— Widzicie to pojedyncze drzewo na południe od
Horenoves? Macie maszerować w kierunku na to drzewo 4.
* * *
5 D u r s c h m i e d , op. cit., s . 9 2 .
O godz. 12.10 feldmarszałek-porucznik Ludwig von
Gablenz, dowódca X Korpusu, walczącego w środku
austriackiego ugrupowania przed Mokrowous z dywizjami
Armii Elby, zameldował, że kończy mu się amunicja,
i prosił o wsparcie kilkoma batalionami rezerwowymi.
Feldcechmistrz Benedek spokojnie zapalił cygaro. Na
wiadomość od feldmarszałka spytał retorycznie:
— Jak to się stało, że tak szybko wystrzelał tyle amunicji?
Stwierdził też, że nie może mu dać wsparcia; jednakże
po namyśle wysłał dowódcy X Korpusu trzy baterie
ośmiofuntowe.
Dotąd wysłał już 32 działa na pole walki. Miał jeszcze
w odwodzie 12 baterii ośmiofuntowych. Pozostawało też
pięć dywizji kawalerii.
Tymczasem w południe artyleria pruskiej 1. Dywizji
Gwardii rozpoczęła gwałtowny ogień na pozycje II Korpusu
austriackiego znajdujące się między miejscowościami Maslo-
wed (Maslojedy), Horenoves (Horineves) i Ratitz (Racice) za
strumieniem, który wpada do rzeki Trotiny. Nacierająca
z prawej flanki na 7. DP brygada płk. Karola von Pockh z II
Korpusu austriackiego została zmasakrowana tym ogniem,
tracąc dwa tysiące zabitych i rannych, a płk Pockh zginął.
VI Korpus pruski maszerujący na zachód przekroczył
rzekę Trotinę i maszerował dwoma kolumnami: 11. DP na
Racitz i 12. DP na Trotinę. O godz. 12.00 artyleria 11. DP
rozpoczęła gwałtowną kanonadę, a piechota, taplając się
w błocie, przeszła Trotinę i uderzyła na stojący tam II
Korpus Thuna, który ścigany przez kawalerię pruską zaczął
cofać się w kierunku Maslowed i Sendrazitz (Jendrasice).
Tymczasem straż przednia 1. Dywizji Gwardii, licząca
5 tysięcy żołnierzy, na czele z płk. Franciszkiem Frydery-
kiem von Zychlińskim zmierzała w kierunku Cischlowes
(Cisteves).
Pułkownik Franciszek Żychliński, rodem z Altenburga
(Stare Miasto) w Prusach Wschodnich, ukończył właśnie
50 lat. W wojsku pruskim jako oficer służył 33 lata. Jako
porucznik 24. Pułku Piechoty wyróżnił się w tłumieniu
powstania w 1849 roku w Badenii, za co otrzymał Order
Orła Czerwonego IV klasy. Potem dowodził batalionem
3. Pułku Grenadierów Gwardii, a w 1864 roku — batalio
nem fizylierów w tym pułku, i brał udział w oblężeniu
Frederici oraz w innych walkach na terenie Danii, za co
otrzymał pruski Order Korony III klasy z Mieczami
i austriacki Order Żelaznej Korony z Dekoracją Wojenną.
Gdy bataliony dywizji dotarły tam, gdzie stało wskazane
przez jej dowództwo samotne drzewo, wzięły kierunek na
Lipę. Następnie 1. Dywizja Gwardii stanęła na wzgórzu na
południowy wschód od Maslowed, frontem ku pozycjom
austriackim w Chlum i w Rozberitz (Rozbërice). Na lewo od
1. DG maszerowała 11. DP VI Korpusu, która nacierała na
Nedelistch (Nedeliste). Z kolei 2. Dywizja Gwardii również
podążała w kierunku pojedynczego drzewa na wzgórzu koło
Horenoves, po czym doszedłszy do tej miejscowości, zwróciła
się na prawo, oparła się na prawym skrzydle 1. Dywizji
Gwardii i maszerowała dalej, przyjmując kierunek na Lipę.
O godz. 12.15 feldcechmistrz Benedek dostał wiadomość,
że pali się Lipa. Nic dziwnego — na polu bitwy strzelało
już tysiąc dział, a znaczna część z połowy zaangażowanej
w bitwę artylerii pruskiej strzelała właśnie na Lipę. Czyżby
artylerzyści wiedzieli, że tam znajduje się sztab Armii
Północnej? Zaczął padać deszcz — gęsty, przenikający.
Nad pierwszą linią walczących snuły się dymy. O godz.
13.00 feldcechmistrz został zawiadomiony przez komen
danta twierdzy Josephstadt, że na zachodnim brzegu Elby
pojawił się korpus pruski, który może zagrozić prawemu
skrzydłu austriackiemu. Prawdopodobnie komendant miał
na myśli 12. DP z VI Korpusu, która czekała na zluzowanie
przez lewe skrzydło V Korpusu.
Jednak feldcechmistrz sądził, że korpus ten ma jeszcze
dość daleko do pola bitwy; może miał nadzieję, że nie
zdąży na pole bitwy przed jej rozstrzygnięciem. Postanowił
jednak rozpoznać położenie swych korpusów i dlatego
udał się na czele swego sztabu w kierunku Chlumu.
Podczas przejazdu żołnierze na jego widok wiwatowali,
a kapele wojskowe zagrały hymn i Marsza Radetzky'ego.
Feldcechmistrz wyglądał na zadowolonego, ale zaraz
potem oświadczył:
— Nie teraz, dzieci, poczekajmy do jutra.
Po rozpoznaniu sytuacji stwierdził z przerażeniem, że
w rejonie Chlum, koło lasu Sviepwald, jego dwa korpusy,
IV i II, zamiast trzymać nakazany odcinek frontu, walczą
kilometr dalej z dywizją pruską. Natychmiast nakazał im
wycofać się na wyznaczone pozycje. Żołnierze austriaccy,
którzy dopadli przeciwnika i wreszcie zaczęli go bić, nie
rozumieli, dlaczego mają się nagle wycofać. Parli naprzód,
aby dać upust wszczepianej im nienawiści do Prusaków,
pragnąc odegrać się za porażki poniesione przez kolegów
w bitwach pod Nachodem, Skalitz i Trautenau. Niestety,
część oficerów niższych rang, dowodzących kompaniami,
zdążyła zginąć. Wyżsi oficerowie nie potrafili od razu
zapanować nad żołnierską masą. Na przeszkodzie stała
nieznajomość języka żołnierzy. A walczyli tam zarówno
Słowianie, jak też Węgrzy i Włosi. Dowódcy kompanii
potrafili się z nimi porozumieć — przeważnie byli tej
samej narodowości, znali swych podkomendnych i umieli
do nich przekonująco przemówić; ale wyżsi oficerowie,
przeważnie narodowości austriackiej, znali tylko niemiecki 6.
Ludwig Benedek nie zdawał sobie jeszcze sprawy
z powagi sytuacji. Sądząc, że Prusacy zaczynają się cofać,
wysłał swój III Korpus stojący koło Lipy w dolinę
Bystrzycy. Miał pewne podstawy do takiego mniemania,
bowiem widać było, że 1. Armia wyraźnie słabnie w czasie
natarcia.
6 ibid., s. 93.
Sztabowcy pruscy zastanawiali się, czy nie wyprowadzić
znużonych dywizji ze środka, ale generał Moltke uznał, że
zrobiłoby to złe wrażenie, i dlatego zgodził się na wejście
do boju w charakterze wsparcia brygady III Korpusu
pruskiego. Zresztą wyprowadzenie nic by nie dało w sytu
acji, gdy teren był poprzecinany pagórkami i nacierające
oddziały nie widziały się wzajemnie, więc w razie wyco
fywania się mogły zostać odcięte przez znającego teren
nieprzyjaciela i wzięte do niewoli.
Ludwig Benedek wcale nie zamierzał ścigać nieprzyja
ciela w razie jego wycofania się, ponieważ nastawiał się na
jego wykrwawienie na froncie wewnętrznym. Stanowiska
austriackie nie pozwalały na wielkie zaczepne działania
poza frontem wewnętrznym; można było jednak efektywnie
działać wewnątrz. Gdyby walczące dywizje 1. Armii
wycofały się za Bystrzycę i zostawiły skrzydła, a więc
7. DP i Armię Elby, ale bez połączenia, wtedy wojska
austriackie mogłyby je zniszczyć. Feldcechmistrz Benedek
ani o tym nie myślał. Jak trafnie określił to płk von
Rüstow, austriacki dowódca „nie miał najmniejszego popę
du do wyjścia z odpornego działania”.
Przewidując, że Armia Elby zaatakuje lewe skrzydło
jego ugrupowania, feldcechmistrz wzmocnił je wcześniej
VIII Korpusem, który stał na prawo od Ober Prim i Neu
Prim, i dodatkowo wysuniętą naprzód, przed Ober Prim,
1 Dywizją Kawalerii. Nie miał powodu do niepokoju, choć
na całym froncie bitwa stawała się coraz bardziej zacięta.
Jak na razie, obie strony nie mogły uzyskać zdecydowanej
przewagi.
Losy bitwy ważyły się ciągle. Potrzeba było przełomu,
aby w końcu okazało się, kto tu jest górą. Na ten
przełom czekał przede wszystkim król pruski ze swym
sztabem w Dub.
Jedynie generał Moltke był spokojny, choć może w głębi
duszy bał się, że a nuż następca tronu, książę Fryderyk
Wilhelm Mikołaj, nie podoła tak ważnemu zadaniu, jakie
stało się jego udziałem. Ostatecznie jednak książę miał
kompetentnego szefa sztabu i na tyle rozsądku, że zawsze
brał pod uwagę jego opinię. Tymczasem co chwila król
pruski pytał swych sztabowców:
— Gdzie jest armia następcy tronu?
I otrzymywał niezmienną odpowiedź:
— Najjaśniejszy Panie, maszeruje na pole bitwy.
Monarcha miał prawo do niepokoju. 1. Armia biła się
już od sześciu godzin przeciwko dwukrotnie liczniejszym
siłom austriackim i powoli się wykrwawiała. Ale sztabowcy
na razie nie znali odpowiedzi, poza lakoniczną, że na
pewno 2. Armia maszeruje i wkrótce znajdzie się na polu
bitwy. Widocznie jednak nie byli tego całkiem pewni,
skoro wśród nich wcześniej narodził się plan wycofania
walczących dywizji 1. Armii za Bystrzycę. Liczyli, że
wtedy być może udałoby się wywabić wojska austriackie .
z ich pozycji, a 2. Armia Śląska zaszłaby ich od tyłu...
Generał Moltke był jednak zdania, że to nie ma sensu.
— Zanadto nasze dywizje wżarły się w bitwę — stwier
dził.
2. Armia według jego obliczeń miała przybyć na pole
bitwy dwie godziny temu. Nie wiedział, że I Korpus
2. Armii, który miał wyjść pierwszy, wyszedł ostatni.
Wprawdzie jego dowódca, generał Edward von Bonin, od
dawna czekał na rozkaz wymarszu, ale nie od szefa Sztabu
Generalnego, lecz od swego bezpośredniego dowódcy
— księcia, następcy tronu 7.
Tu akurat trudno mieć o to do niego pretensje. W wojsku
obowiązuje przecież droga służbowa.
Poza tym stało się to, czego się generał Moltke obawiał.
2. Armia była zanadto rozciągnięta, „łuk koncentracji” za
bardzo napięty i efekt mógł być taki, że 2. Armia mogłaby
7 H e r r e , op.cit s. 240.
spóźnić się na „decydującą chwilę koncentrycznego ataku
oskrzydlającego” 8.
Ale jeszcze nic złego się nie stało. Jeszcze pozostało
trochę czasu na dojście 2. Armii na pole bitwy.
Zaniepokojenie udzieliło się też Ottonowi Bismarc
kowi, który podjechał konno do szefa Sztabu General
nego. Ten zaś obserwując bitwę, żuł zgaszone cygaro.
Premier wyjął pudełko, w którym znajdowały się dwa
cygara: jedno lepszego, drugie gorszego gatunku i podał
generałowi. Ten wziął lepsze, co Otto von Bismarck
uznał za dobry znak.
Niedaleko stojący król lamentował:
— Moltke, Moltke, przegramy tę bitwę!
Szef Sztabu Generalnego flegmatycznie odparł:
— Dzisiaj Wasza Wysokość nie tylko wygra bitwę, ale
całą kampanię 9.
W pewnym momencie sztabowcy pruscy obserwujący
bitwę stwierdzili, że artyleria austriacka nagle zaczęła
koncentrować swój ogień na kierunku północnym. Czyżby
to był znak, że 2. Armia nadchodzi, czy też po prostu 7.
DP uzyskała lokalny sukces i wskutek tego skupiła na
sobie nawałę artyleryjską przeciwnika? Uznali jednak
w końcu, że to musi być 2. Armia.
Wtedy dowódca Armii Elby, generał Herwarth von
Bittenfeld, dostał wiadomość, że 2. Armia przecięła Au
striakom komunikację z twierdzą Josephstadt i on swymi
dywizjami musi zrobić to samo z komunikacją wojsk
austriackich z Königgrätz.
Ale Armia Elby walczyła dotąd bez większego szczęścia
na wzgórzu Problus i przed Nieder Prim, powstrzymywana
skutecznie przez Korpus Saski. Toczyła tam bój 14. DP
pod dowództwem generała-porucznika von Münster, 15.
DP generała-porucznika von Castein i brygada kawalerii
8 ibid., s. 231.
9 ibid., s. 241.
dowodzona przez generała-porucznika von der Goltza,
która właśnie uderzała na Ober Prim.
Żołnierze sascy okopali się i celnym ogniem razili
zbliżających się Prusaków. Mieli oni nieco inny sposób
walki niż wojska austriackie, bardziej ufając broni strzelec
kiej niż walce na bagnety. Znali też lepiej niż Austriacy
taktykę nieprzyjaciela. Ukrywali się w okopach, nie wy
stawiając lekkomyślnie głów; dzięki temu mieli mniejsze
straty. Prusacy zdali sobie sprawę, że jest to zupełnie inny
przeciwnik niż Austriacy, lekkomyślnie biegnący po od
daniu kilku strzałów do walki na bagnety, prosto pod kule
pruskie. Dlatego żołnierze pruscy także okopali się i cierp
liwie prowadzili wymianę ognia artyleryjskiego, jak również
z karabinów.
Niewiele lepiej szło natarcie pruskiej 16 DP, która
posuwała się na miejscowość Briza, gdzie znajdowała się
austriacka 2. Rezerwowa Dywizja Kawalerii. Prusaków
ostrzeliwała celnie artyleria przydzielona kawalerzystom.
Jedną z dwóch brygad 2. RDK dowodził 46-letni generał-
-major Roman hr. Sołtyk, jedyny Polak — dowódca
wysokiego szczebla w Armii Północnej.
Urodzony w Główczynie w Królestwie Polskim, był
synem Romana Sołtyka, generała artylerii Wojsk Polskich
w powstaniu listopadowym, walczącego u boku generała
Józefa Bema. Po klęsce powstania i konfiskacie dóbr
w Królestwie, Romam Sołtyk senior udał się do Francji,
a junior, mając 11 lat, został przyjęty przez krewnych
w Galicji, gdzie po osiągnięciu pełnoletności przyjął
poddaństwo austriackie.
Idąc w ślady ojca, Roman Sołtyk wstąpił do armii.
Ukończył Akademię Wojskową w Wiener-Neustadt i służył
od 1840 roku najpierw w 5. Pułku Szwoleżerów w Opawie,
potem w 4. Pułku Huzarów w Gródku. Po ośmiu latach
miał okazję zakosztować prawdziwej wojny. Oto nagle sejm
węgierski proklamował Węgry państwem niepodległym,
złączonym z Austrią jedynie unią personalną. Początkowo
cesarz akceptował to rozwiązanie, ale w miarę upływu
czasu władze austriackie usiłowały przywrócić dawny
porządek. Sejm węgierski ogłosił 14 kwietnia 1849 roku
detronizację Habsburgów i pełną niepodległość Węgier.
Wielu kolegów Romana Sołtyka, w tym także z Akademii
Wojskowej, wstąpiło do Legionu Polskiego, on jednak
pozostał lojalny wobec cesarza. Odznaczył się w paździer
niku 1849 roku w bitwie koło Komorna. Czy odczuwał
jakieś skrupuły, walcząc przeciwko generałowi Józefowi
Bemowi, byłemu dowódcy ojca? No cóż, to były dawne
czasy, a teraz bliższy był mu młody cesarz Franciszek
Józef I, który w podzięce za przyniesienie dobrej wiadomo
ści z pola bitwy mianował go swym adiutantem.
Po upadku powstania węgierskiego Roman Sołtyk, awan
sowany do stopnia pułkownika, dowodził 12. Pułkiem
Huzarów w Weronie.
Gdy wybuchła w 1859 roku wojna z Królestwem Sardynii
i Cesarstwem Francuskim, Roman Sołtyk walczył w niej
jako dowódca pułku huzarów w szeregach 2. Armii austriac
kiej koło Montenuovo i Solferino w Lombardii. Pułk ten
wykazał się męstwem na polu bitwy, ale wskutek tego
niestety miał wysokie straty w stanie osobowym. Roman
Sołtyk służył w nim jeszcze sześć lat; w 1865 roku został
mianowany dowódcą brygady kawalerii w Tarnowie10. Na
jej czele pociągnął na wojnę z Prusami. Teraz czekał
w napięciu na zbliżające się bataliony piechoty pruskiej
i zastanawiał się, jak jego brygada wykaże się w walce.
Zapewne bardzo liczył na odpowiednią postawę swych
kawalerzy stów w boju. Miał świadomość, ile wysiłku
włożył on i jego instruktorzy w ich wyszkolenie. Jego
poziom nie budził zastrzeżeń inspektorów licznie na
wiedzających poszczególne pułki jego brygady, która
* * *
11 D u r s c h m i e d , op.cit., s . 9 3 .
Potem wsiadł na konia podanego mu przez dragona ze
straży przybocznej feldcechmistrza i udał się za nim.
Obok leżał pułkownik hrabia Grünne, ciężko ranny.
Sanitariusze natychmiast zanieśli go na tyły. Inni oficerowie
sztabu też zostali zabici lub ranni.
Feldcechmistrz zachował jednak spokój. Stojąc na wzgó
rzu, patrzył ponuro, jak przez nieostrożnie pozostawiony
przez II i IV korpusy austriackie otwarty Chlum przelewały
się coraz to nowe bataliony pruskie: 2. Dywizja Gwardii
oraz I Korpus Wschodniopruski ruszyły na Lipę, 1. Dywizja
Gwardii, wspierana przez artylerię Korpusu Gwardii, ude
rzyła na Rozberitz i zajęła tę miejscowość znajdującą się
na tyłach korpusów austriackich walczących z 1. Armią.
Feldcechmistrz postanowił rzucić do walki VI Korpus,
aby wyprzeć wojska pruskie z Chlum. Żołnierze austriaccy
wtargnęli do wsi; feldcechmistrz osobiście prowadził to
szaleńcze natarcie. Prusacy bronili się jednak skutecznie
w domach i za ogrodzeniami. Ostatnim punktem oporu stał
się mur wokół kościelnego dziedzińca w Chlum. Tu
walczyli: młody porucznik gwardii Paul von Hindenburg,
przyszły prezydent III Rzeszy, i podporucznik Karol
Wilhelm Paul Bülow, przyszły premier Niemiec — zdoby
wając ostrogi wojenne.
Wojska austriackie w ciągu 20 minut straciły trzystu
oficerów i tysiąc żołnierzy, ale wkroczyły do wsi. Żołnierze
austriaccy otoczyli kościół i wzięli do niewoli trzystu
żołnierzy z 1. Dywizji Gwardii, na czele ze znanym nam
już pułkownikiem Alfredem von Waldersee i ciężko rannym
26-letnim porucznikiem księciem Antonem von Hohenzol
lernem, krewnym króla Prus. Książę miesiąc potem zmarł
z ran w szpitalu. Tutaj też został ciężko ranny pułkownik
Franciszek von Żychliński.
Broniła się już tylko garstka Prusaków na czele z gene
rałem Hillerem, dowódcą 1. Dywizji Gwardii. Nie ustawali
w boju ani nie zamierzali się poddać, widocznie wysoko
ceniąc honor przynależności do elitarnej jednostki armii
pruskiej. Ale gdy wydawało się, że nie ma już dla nich
ratunku i wszyscy polegną, nagle usłyszeli bojowe okrzyki
piechoty pruskiej i zaraz pojawili się pędzący żołnierze
z I Korpusu Wschodniopruskiego dowodzonego przez gen.
Edwarda Bonina, który na koniu podążał na czele swych
żołnierzy.
— Chwała Bogu, przyszliście — rzekł do niego generał
Hiller.
— I to bardzo licznie, generale — odparł generał Bonin.
— Teraz wszystko zmieni się na lepsze — stwierdził
generał Hiller, który także siedział na koniu. W tym
momencie zachwiał się i spadł na ubłoconą ziemię.
Żołnierze z I Korpusu podbiegli do niego. Usiłowali go
podnieść, ale leciał im przez ręce. Generał Bonin także
podszedł do generała Hillera, którego znał przecież od
wielu lat. Ten zaś leżał cały skrwawiony 12.
Wtedy jeden z żołnierzy stwierdził, zwracając się do
swego dowódcy:
— Nie żyje, panie generale!
Generał Bonin zastygł na moment w bezruchu. Potem
zasalutował szpadą poległemu i zakomenderował:
— Naprzód, chłopcy, pomścijmy jego śmierć!
Tymczasem generał Mutius, dowódca VI Korpusu Śląs
kiego, słysząc kanonadę koło Chlum, Lipy i Rozberitz,
rozkazał swej 11. DP uderzyć przez Svety (Svetlice) na
znajdujące się na tyłach ugrupowanie austriackie, walczące
koło Rozberitz. O godz. 16.00 11. Dywizja Piechoty wzięła
szturmem Svety i ruszyła naprzód.
Czy to tutaj doszło do tego niezwykłego wydarzenia?
Opisywała je potem prasa. Mianowicie pod uderzeniem
wojsk pruskich bateria austriacka zaczęła się wycofywać.
Jeden z kanonierów, nazwiskiem Ulzer, został trafiony kulą
12 ibid., s. 94.
karabinową i padł. Nacierający żołnierze pruscy znaleźli
się jednak w ogniu artyleryjskim. Postanowili utworzyć
barykadę z trupów zalegających pobojowisko. Ulzer znalazł
się nagle w środku barykady. Gdy oprzytomniał, zaczął
wołać o pomoc. Wtedy jeden z żołnierzy pruskich z nara
żeniem własnego życia wydobył go z tego zwału i położył
za barykadą. Po pewnym czasie, gdy już oddział pruski
ruszył naprzód, sanitariusze zabrali Ulzera i odtranspor
towali na tyły. Tak znalazł się w szpitalu w Nachodzie 13.
Chlum został odbity przez Prusaków, ale jeszcze przecho
dził z rąk do rąk siedem razy. Dowództwo austriackie dobrze
zdawało sobie sprawę z tego, że tutaj mogą rozstrzygnąć się
losy bitwy. Dopiero za ósmym razem wojska pruskie
opanowały go już bezpowrotnie. Austriakom zostało tylko
osiem dział samotnej baterii artylerii konnej pod dowództwem
kapitana Augusta Groebena, które usiłowały powstrzymać
natarcie pruskie, ale i one musiały wkrótce zamilknąć. Gdy
żołnierze pruscy dotarli do nich, okazało się, że zginęli
wszyscy: dwaj oficerowie i 52 kanonierów.
Położenie wojsk austriackich na lewym skrzydle ugrupo
wania Armii Północnej także nagle się pogorszyło. Zostały
one zaatakowane od frontu i z tyłu. Dywizje pruskie
obchodziły z lewego skrzydła Korpus Saski, który próbował
kontratakować. Niestety, nie uzyskał powodzenia; w tej
sytuacji żołnierze sascy wycofali się o godz. 14.30 za Elbę.
Środkowym korpusom austriackim groziła zagłada.
O godz. 14.30 generał Helmuth von Moltke widząc,
że 2. Armia Śląska wychodzi na tyły austriackie, zwrócił
się do króla:
— Najjaśniejszy Panie! Teraz można wydać rozkaz do
ataku generalnego.
— A więc, na co czekamy! Do ataku! — krzyknął
monarcha.
* * *
6 H e r r e , op.cit., s. 242.
z korytarzami fortyfikacyjnymi, bramami i murem. We
wnątrz znajdowały się koszary dla piechoty i kawalerii,
zbudowane w stylu klasycy stycznym. Podziemia, z tajem
nymi przejściami prowadzącymi w różne miejsca w twier
dzy, i głębokie lochy dopełniały reszty jej obrazu 7.
Dobrze zaopatrzona twierdza mogła długo bronić się
przed szturmem i oblężeniem przez dużo silniejszego
nieprzyjaciela. Ale jak dotąd nikt tego nie wypróbował
i komendant twierdzy był zdezorientowany. Wieczorem
zatelegrafował do cesarza Franciszka Józefa:
„Cały korpus armii en debandade w Königgrätz i wokół.
Wszelkie akcje defensywne wykluczone. Proszę o rozkazy”.
Cesarz nie odpowiedział. Komendant, obawiając się
natychmiastowego szturmu armii pruskiej, kazał otworzyć
śluzy. Miał nadzieję, że w ten sposób powstrzyma naciera
jące wojska pruskie. Ale Prusaków nie było widać i niefor
tunna decyzja komendanta obróciła się przeciw własnym
wojskom. Na grobli nagle zakotłował się tłum wycofującej
się armii, która za wszelką cenę chciała dostać się do
twierdzy. Żołnierze ubłoceni, zabrudzeni, pokrwawieni
parli w panice naprzód, nie zważając na nic. Poziom wody
w fosie zaczął się nagle podnosić. Woda wylewała się na
okoliczne pola. Przerażone wojsko w ogólnym zamieszaniu
spychało wozy z rannymi do fosy. Ci, co ocaleli w bitwie,
ginęli w topieli. Mgła wieczorna zasłoniła rozmiary
tragedii.
Feldcechmistrz Benedek przeszedł w nocy przez most na
Elbie na południe. Dnia 4 lipca o godz. 2.00 dotarł do
oberży, w której przebywał rano. Tam znajdowali się już
generałowie z pokonanych korpusów i dywizji. Panowało
ogólne przygnębienie. Niektórzy mieli łzy w oczach.
Ludwig Benedek nie bardzo wiedział, co powiedzieć.
W końcu zwrócił się do nich:
8 D u r s c h m i e d , op.cit., s . 8 6 .
Inni ranni opowiadali sobie o trzech braciach nazwiskiem
Balduin. Jeden z nich walczył w Armii Południowej i poległ
pod Custozzą. Dwaj pozostali zginęli pod Sadową.
Ranem 4 lipca obecni na polu bitwy koło Sadowy ujrzeli
na ziemi ogromną ciemną smugę ciągnącą się na południe
ku Pardubicom. Wydeptała ją uciekająca Armia Północna,
„maszerująca w straszliwym nieładzie, idąca jak wezbrana
rzeka przez pola, łąki, strumienie i bagna, jak powódź
niszcząca wszystko po drodze”, jak pisał reporter „Novych
Listów”. Duża grupa uciekających w kierunku Pardubic
żołnierzy austriackich trafiła w nocy na wielki staw koło
Bezhradu znajdujący się tuż przy głównej drodze do
Königgrätz. Niektórzy wpadli do stawu i zaczęli topić się
w okolicznych bagnach. Koła wozów zaryły się w miękkiej
ziemi. Żołnierze poucinali postronki zaprzęgów końskich,
wsiedli na uwolnione w ten sposób konie na oklep i uciekli,
zostawiając cały dobytek w bagnach. Oczywiście okoliczni
mieszkańcy zadbali o to, aby cesarskie dobro nie zmarno
wało się, i zabrali ten dobytek do swych domów.
Pierwsze gromady uciekających wpadły do Pardubic
jeszcze 3 lipca o godz. 21.00. Potem przez całą noc, aż do
południa dnia następnego, szła przez miasto rozbita armia.
Wieczorem żołnierze austriaccy podpalili most na Elbie.
Armia Północna miała w tym czasie jeszcze 120-140
tysięcy żołnierzy. Wycofywała się przez 14 innych mostów
na Elbie. Wojska lewego skrzydła znajdowały się w zupeł
nym porządku. Ale zamieszanie powstało, gdy zaczęły
cofać się korpusy środka ugrupowania. VI Korpus austria
cki, jak zwykle waleczny, usiłował osłaniać odwrót. Liczył
już wtedy tylko 17 tys. żołnierzy. Główne siły Armii
Północnej liczyły 70 tysięcy wojska i cofały się ku
Hohenbruck (Trebechovice). Duża grupa (20 tysięcy żoł
nierzy, w tym Korpus Saski) maszerowała w kierunku
Brna. Inna duża grupa (30 tysięcy żołnierzy) wycofywała
się w kierunku na Ołomuniec, gdzie komendantem był
feldmarszałek-porucznik Vernier. Nie wiedzieli, że z Opawy
wyruszyła już w tamtym kierunku kolumna licząca cztery
tysiące żołnierzy pruskich. Doszli jednak do twierdzy
przed nią. W Ołomuńcu zatrzymał się też ze swym sztabem
feldcechmistrz Ludwig von Benedek.
4 lipca o godz. 6.30 generał Moltke zarządził ogólny
odpoczynek. Jedynie Armia Elby miała podążać za wro
giem, „tak daleko, jak jest to możliwe”. Generał Herwarth
zrozumiał to po swojemu: „Tak daleko, jak wystarczy sił”.
A ponieważ sił tych nie starczyło, toteż zanadto nie ścigał
nieprzyjaciela9.
W bitwie koło Sadowy wzięło udział 221 tysięcy wojsk
pruskich i 215 tysięcy wojsk austriackich. Straty obu stron
były następujące:
Wojska pruskie straciły 359 oficerów, 8794 żołnierzy,
austriackie — 1313 oficerów i 41 499 żołnierzy. W obu
wypadkach sumy te dotyczą żołnierzy poległych, rannych,
zaginionych i wziętych do niewoli.
Na zamku w Prim zostało 150 rannych, a na zamku Jana
hr. von Haracha w Hradku — czterystu rannych z obu
armii. Wspólny los pogodził Prusaków i Austriaków. Leżeli
na posadzce pokotem obok siebie. W zamku brakowało
pościeli i prześcieradeł, więc sanitariusze okrywali ich tym,
co znaleźli. Ranni leżeli pod batystowymi prześcieradłami,
kosztownymi kobiercami, mając pod głowami drogie,
aksamitne poduszki. Lekarze oglądając rannych, stwierdzili,
że bardziej w walce ucierpieli Prusacy — pociski z gwin
towanej broni austriackiej okazały się bowiem bardziej
perfidne w zadawaniu ran niż pruskie naboje wystrzelone
przez karabiny iglicowe.
Ludność okoliczna starała się przychodzić rannym z po
mocą, chociaż sama również mocno ucierpiała w dzia
łaniach wojennych. Gazeta „Neu Bahnen” wychodząca
9 H e r r e , op.cit., s. 242.
w Lipsku opisywała przeżycia pewnego rannego żołnierza
z Korpusu Saskiego. Przez kilka godzin leżał bez przytom
ności na polu bitwy koło Prim, a gdy doszedł do siebie,
było już ciemno. Rozejrzał się wokół; zobaczył mnóstwo
trupów i usłyszał jęki rannych towarzyszy. Nagle jak anioł
zbawienia zjawiła się dziewczyna z dzbankiem w ręku.
Napoiła go winem, wymyła i obwiązała rany. Potem
pokrzepiła innych leżących obok rannych i obiecała, że
postara się, aby zabrano ich z pola walki do szpitala.
Rzeczywiście po pewnym czasie pojawili się mężczyźni
z noszami, którzy przenieśli rannych do szpitala. Dziew
czyna nie chciała podać swego nazwiska, ale ranny żoł
nierz saski wymógł na niej, aby się przedstawiła. To była
18-letnia córka dzierżawcy folwarku spod Königgrätz,
Józefina Kalinówna. Czyżby Polka? 10.
„Armia Północna całą swą energię wytężyła na jeden
cios; ten cios ją zawiódł” — napisał wkrótce potem
korespondent wojenny „Timesa”. A generał Prim w „Diario
Barcelona” stwierdził:
„Pole bitwy jeszcze w tej chwili przedstawia obraz
najstraszniejszego zniszczenia. Lasy są zdewastowane
ogromnymi pociskami artyleryjskimi. Zniszczona zupełnie
Sadowa świadczy, jak zaciętą prowadzono tu walkę.
W Chlum wszystkie mury porozbijane od kul działowych
i pełne kul karabinowych. Pola są zupełnie opustoszałe.
W niektórych miejscach przedstawiają obraz obszernych
cmentarzy. Kilka krzyży i małe wyniosłości gruntu poka
zują miejsca, gdzie leżą ofiary walki. Do tej pory panuje
tam jeszcze powietrze nieczyste, zepsute głównie z powo
du gnijących koni, których Prusacy przy szybkim pościgu
zakopać zapomnieli. Ptaki drapieżne w znacznej ilości
ciągle jeszcze zwiedzają te pola, żywiąc się resztkami
ścierwa. Na milę, co kilka kroków można spotkać szkielety
* * *
***
* **
Potyczki kawaleryjskie
Benatky — bój
Chlum — stanowisko
dowodzenia Benedeka
4 ibid., s. 106.
oznajmił dowództwu pruskiemu, że rozważa tę ewentual
ność. Oczywiście — jak twierdził — musi porozumieć się
w tej sprawie ze swymi zwierzchnikami. Potem jednak
komendant Königgrätz oświadczył, że rozmyślił się; wido
cznie uznał, że twierdza może długo się bronić i nie widzi
powodu do jej poddania.
Jak wkrótce się okazało, komendant po prostu grał na
zwłokę, ponieważ chciał bez przeszkód uratować sprzęt,
znajdujący się przed murami twierdzy, porzucony przez
uciekającą z pola bitwy Armię Północną. Udało mu się to
w zupełności. Zapasy twierdzy wzbogaciły się o kilkadziesiąt
dział, a także o znaczne zapasy amunicji oraz inny sprzęt.
Generał Helmuth Moltke uznał, że oczywiście nie ma
sensu utrzymywać przy twierdzy dużych sił, zwłaszcza że
pojął, iż Armia Północna wcale nie została całkowicie
rozbita, jak początkowo mniemał, i że zapewne wkrótce
zacznie odtwarzać swe siły. Dlatego do obserwacji twierdz
Josephstadt i Königgrätz wyznaczył jedynie VI Korpus
2. Armii Śląskiej. Reszta dywizji armii podążyła w pościg
za Armią Północną. Natomiast 1. Armia ruszyła na Brno,
zaś Armia Elby — na Wiedeń.
7 lipca cesarz Franciszek Józef I dekretem upoważnił
ministra skarbu do uzyskania pożyczki 200 min złr (pożycz
ka dobrowolna lub obligacje skarbowe), a Bank Narodowy
Austrii pożyczył 60 mln złr pod zastaw kopalni soli
w Wieliczce. Natomiast kosztowności ze skarbca cesars
kiego zostały przewiezione do twierdzy w Komornie5.
7 lipca dywizje 2. Armii Śląskiej dotarły do Böhmisch
V
* * *
* * *
* * *
12 ibid., s. 110.
w Berlinie; w 1859 roku został jego dowódcą. Potem był
szefem sztabu w korpusie dowodzonym przez księcia
Albrechta Pruskiego. Stopień generała-majora uzyskał
w 1859 roku. Został wtedy mianowany dowódcą brygady
piechoty gwardii, aby w 1866 roku objąć dowództwo
korpusu landwery.
W związku z wejściem wojsk okupacyjnych do Pragi
podpułkownik Ranisch zażądał od burmistrza przygo
towania kwater dla ośmiu tysięcy żołnierzy. Wiązało
się to oczywiście z równoczesnym ich utrzymaniem
— mieszkańcy Pragi mieli dostarczać dziennie okupantom
40 tysięcy bochenków chleba dwufuntowego i odpo
wiedniej ilości mięsa, wina i piwa.
— Prażanie chcą okazać swą gościnność i przygotowali
dla waszego wojska ogromną ilość knedliczków — oświad
czył burmistrz.
Podpułkownik się skrzywił:
— Nasi żołnierze wolą mięso i jarzyny — odparł sucho.
Nazajutrz wojska pruskie wkroczyły do Pragi. Na ich
powitanie wyległy tłumy mieszkańców; widocznie prażanie
byli ciekawi, jak wyglądają pogromcy walecznej armii
austriackiej. Wojska pruskie maszerowały z chrzęstem
oręża, dumnie, z podniesionymi głowami, wybijając rytm
na bruku. Wśród oglądających wzbudziły respekt i strach.
Oddziały doszły do placu Karola, gdzie podpułkownik
Ranisch wydał rozkaz zatrzymania się i utworzenia czworo
boku. Tam odbył się uroczysty apel.
Na początku podpułkownik Ranisch złożył raport gene
rałowi Gruszczyńskiemu. Potem odbyła się defilada i od
działy podążyły do wyznaczonych kwater. Zaczęła się
okupacyjna codzienność.
Jak potem się okazało, w rzeczywistości żądania dowódz
twa wojsk okupujących miasto były daleko większe, niż
zapowiadał to podpułkownik Ranisch. Prażanie musieli
codziennie dawać 120 tysięcy bochenków chleba, a poza
tym znaczne ilości mięsa, owsa dla koni, wina, a nawet
cygar, płócien i sukna13. Magazyny cesarskie zostały
wyczyszczone z wszelkiego dobra, a rzeczy z nich zabrane
żołnierze pruscy sprzedawali potem za pół darmo na targu.
Burmistrz usiłował interweniować w komendanturze, ale
otrzymał twardą odpowiedź:
— Jeśli będziecie natrętni, nastąpią jeszcze surowsze
kroki.
Dzierżawcy akcyzy musieli zapłacić wojskom okupacyj
nym dużą kontrybucję. Władze pruskie nakazały wydawa
nie dzienników po południu, bowiem urzędnicy cenzury
nie mogli nadążyć ze swą pracą. Burmistrz zakazał
wówczas zamieszczania tekstów podburzających ludność
przeciw Prusakom. Wsie w tej części Czech, przez którą
przetoczyła się wojna, zostały spustoszone, domy i zagrody
— częściowo w gruzach, zbiory stratowane. Zaczęła
przybierać na sile przestępczość. Najpierw pojawiły się
drobne kradzieże, czego w Czechach nigdy dotąd nie było,
potem podparte groźbami usiłowania wymuszenia, a także
podpalenia domostw. Zaczęła się wojna partyzancka
przejawiająca się zwłaszcza zbrojnymi napadami na kon
woje pruskie wiozące zaopatrzenie dla armii. Dochodziło
też do aktów dywersji. Jak podawała „Gwiazdka Cieszyńs
ka” (nr 35 z 1866 roku), partyzantami dowodził kapitan
Alfred Vivenot. Nominację otrzymał od cesarza Franciszka
Józefa. Zaczynał walkę z 38 żołnierzami; potem liczebność
jego oddziału wzrosła do 500. Komenda pruska w Par
dubicach zaczęła walkę z partyzantami i kazała rozstrzelać
dziesięciu mężczyzn, złapanych z bronią w ręku. Podobnie
postąpiła komenda wojskowa w Skalitz, gdzie pruscy
żołnierze ujęli trzech mężczyzn z bronią w ręku. Trybunał
wojskowy skazał ich jeszcze tego samego dnia na śmierć
i też kazał rozstrzelać 14.
13 „Gazeta Warszawska”, nr 158 z 16 lipca 1866.
14 ibid., nr 164 z 23 lipca 1866.
Tu i ówdzie ludność czeska występowała przeciw Żydom.
Powodem tego był fakt, że niektórzy kupcy żydowscy
skupowali od wojsk pruskich nadwyżki żywności, ściąg
niętej w drodze kontrybucji, po czym sprzedawali ludności
po paskarskich cenach. W tym wypadku wojskowe władze
pruskie reagowały dość ospale i napastnicy cieszyli się
bezkarnością. Oburzenie ludności czeskiej było tym więk
sze, że właśnie na skutek kontrybucji na terenach okupo
wanych przez Prusaków zaczynało brakować żywności.
Jednocześnie społeczeństwo czeskie zaczęło organizować
się w celu pomocy ofiarom kataklizmu wojennego.
Pierwszy tego przejaw stanowiło powołanie Komitetu
Pomocy Rannym w Pradze, który zbierał szarpie, prze
ścieradła, bandaże, poduszki, sienniki, leki itp. Straty
w Czechach, poniesione na skutek wojny, były ogromne.
Obliczano je na 300 mln złr. Sama Praga straciła na
kontrybucjach 700 tys. złr.
Jakby jeszcze nie było dość nieszczęść, jednocześnie
pojawiła się epidemia cholery, która objęła Pragę i okolice.
Do 9 września zachorowało 18 289 osób, a zmarło 8452.
Władze samorządowe Pragi podjęły starania mające na
celu zwalczenie cholery, i złagodzenie skutków kon
trybucji. W uznaniu zasług burmistrza na tym polu dr
Vaclaw Belsky został odznaczony potem przez cesarza
Franciszka Józefa Orderem Leopolda, co było równo
znaczne z przywróceniem jego rodowi szlachectwa ode
branego po bitwie pod Białą Górą15. Cesarz zarządził też
otwarcie dla ludności spichlerzy cesarskich w Czechach
i Morawach.
14 lipca z Ołomuńca wymaszerowały austriackie I i VIII
korpusy oraz Dywizja Lekkiej Kawalerii, dążąc przez
Preau (Prerov) i Tobitschau (Tovacov) do obozu woj
skowego we Florisdorf koło Wiednia.
***
* * *
16 D ą b r o w s k i , op.cit., s. 110.
Frankfurt nad Menem. Mieszkańcy Frankfurtu szybko
odczuli twardą rękę pruską. Generał Vogel von Falckenstein
nałożył na nich wysoką kontrybucję, rozwiązał senat, sejm
i władze miejskie.
17 lipca wojska pruskie dotarły do Nikolsburga (Mikoluv)
znajdującego się 70 km na północ od Wiednia, na granicy
Moraw z Austrią. Tamtejszy zamek, zbudowany przed
1280 rokiem przez króla Przemysława Ottokara I, potem
lenno Jindricha z Lichtenstein, przez wiele lat znajdujący
się w rękach rodu Ditrichsteinów, a w owym czasie
należący do Aleksandra hr. Mensdorfa-Poully, ministra
spraw zagranicznych Austrii ożenionego z księżniczką
Ditrichstein — stał się tymczasową siedzibą króla Prus
i jak miało się wkrótce okazać, również miejscem negocjacji
austriacko-pruskich.
12. DP dowodzona przez generała-porucznika Prondzyn-
skiego, która obserwowała twierdzę Königgrätz, miała
kłopoty z lokalną partyzantką. Żołnierze pruscy ujęli
w końcu dziesięciu czeskich wieśniaków z bronią w ręku,
którzy atakowali konwoje transportowe. Wieśniacy stanęli
przed sądem polowym w Pardubicach i dalszy ich los nie
był do pozazdroszczenia.
Nad rzeką Marchą koło miejscowości Holcs na połu
dniowy wschód od Bratysławy pojawiły się oddziały
1. Armii, wchodząc na terytorium Węgier.
Po pewnym czasie 12. DP została odwołana spod König-
grätz. Zostawiła jednak do obserwacji obu twierdz, König
grätz i Josephstadt, 33. Pułk Piechoty, batalion 31. Pułku
Piechoty, cztery szwadrony kawalerii i pięć baterii dział.
Natomiast twierdzę Ołomuniec miała obserwować 9. DP.
W tym czasie do Austrii zaczęły napływać oddziały
Armii Południowej z Italii. Wiedeńczycy mówili o nich
z nadzieją. Arcyksiążę Albrecht (1817-1898), syn arcy-
księcia Karola, zwycięzcy z 1809 roku spod Aspem, gdzie
pokonał wojska napoleońskie, uczestnik zwycięskiej dla
Austriaków bitwy koło Novara w 1849 roku w Italii, były
gubernator Węgier — był ostatnią nadzieją Austrii w woj
nie z Prusami. Nowa armia austriacka miała składać się
z dziesięciu korpusów liczących po 25 tysięcy żołnierzy.
Poszczególnymi korpusami mieli dowodzić: I — feld-
marszałek-porucznik Karl Gondrecourt, II — feldmarszałek-
-porucznik Karl Thun von Hohentadt, III — feldmarszałek-
-porucznik arcyksiążę Ernest von Habsburg (1824-1899),
IV — feldmarszałek-porucznik Karl Zaitzek, V — feld-
marszałek-porucznik von Rodich z Armii Południowej, VI
— feldmarszałek-porucznik Wilhelm von Ramming, VII
— feldmarszałek-porucznik Antoni von Molinari, VIII
— feldmarszałek-porucznik Weber, IX — feldmarszałek-
-porucznik Ernest von Hartung z Armii Południowej,
X — feldmarszałek-porucznik Ludwik Gablenz. Prócz tego
arcyksiążę Albrecht dysponował pięcioma dywizjami ka
walerii dowodzonymi przez generała-majora Leopolda von
Edelsheim, księcia Taxis, feldmarszałka-porucznika barona
Ludwika von Pulz z Armii Południowej, księcia Schleswig-
-Holstein, i feldmarszałka-porucznika Karola hr. Cuoden-
tove. W sumie armia dowodzona przez arcyksięcia Alb
rechta liczyła 260-280 tysięcy żołnierzy17.
Nowy wódz zdawał sobie sprawę, że jest to przeciwnik
zupełnie innej klasy i z nim tak łatwo nie pójdzie. Ciekawe,
czy arcyksiążę Albrecht także zastanawiał się nad stoczeniem
walnej bitwy. W każdym razie zanosiło się na dalszy ciąg
wojny. Dlatego arcyksiążę testował różne rodzaje karabinów,
które chciał zakupić dla swej armii, w tym 16-strzałowe
karabiny amerykańskie. Czyżby Winchestery? Te karabiny
powtarzalne z zamkiem dwutaktowym, kaliber 11,2 m, długość
991 mm, lufa 508 mm, masa 3,5 kg, prędkość początkowa
343 m/s produkowane w 1855 przez firmę Olivera F.
Winchestera w New Haven mogłyby zmienić wynik wojny.
24 ibid., s. 134.
26 lipca dywizje generała Augusta Goebena i generała
Edwarda Fliesa (1802-1886) pobiły koło Waldbrunn i Ros-
sbrunn wojska związkowe. Oddziały bawarskie poniosły
kolejne porażki koło Helmstad i Rossbrun. Król Wilhelm I
mógł wtedy dojść do wniosku, że zamiast zajmować
terytoria Austrii, poszuka rekompensat terytorialnych nad
Menem. Dlatego w końcu zezwolił na rokowania z przed
stawicielami Austrii w Nikolsburgu.
Tymczasem wojna przynosiła coraz to nowe ofiary,
także po stronie pruskiej. Korespondent warszawskiego
czasopisma „Kłosy” donosił z Drezna, że nieustannie
dniem i nocą przybywają tam pociągi z rannymi, a ich
liczba straszliwie wzrasta i nie ma już ich gdzie pomieścić.
Wszystkie koszary kadeckie, pionierów, kawaleryjskie,
garnizonowe zostały zajęte na szpitale dla rannych.
Okupacyjne władze łaskawie zezwoliły nawet na przyj
mowanie do prywatnych domów rannych żołnierzy i ofi
cerów saskich, czyli po prostu usunęły ich ze szpitali,
aby zrobić miejsce swoim rannym. Dawał się we znaki
brak bandaży, szarpi, koszul, a przede wszystkim ko
biecego personelu. Dlatego do pracy w szpitalach zostały
sprowadzone z Prus do Drezna tzw. diakonissy, rodzaj
szarytek protestanckich, ale ciągle ich było za mało,
aby obsłużyć wszystkich rannych 25.
* * *
* * *
7 E n g e l m a n , Prusy, s. 421.
Tymczasem 1 września na forum pruskiego Landtagu
odbyła się debata na temat indemnizacji. Premier Bismarck
oświadczył:
„Życzę sobie pokoju, ponieważ naszym zdaniem ojczyzna
potrzebuje go obecnie bardziej niż poprzednio. Życzymy
go sobie i poszukujemy, ponieważ wierzymy, że znajdziemy
go w chwili obecnej. Poszukiwalibyśmy go wcześniej,
gdybyśmy mogli wtedy mieć nadzieję znalezienia go.
Spodziewamy się znaleźć go, gdyż Panowie zrozumieliście
zapewne [...] Stąd wierzymy, że uzyskamy pokój i po
szukujemy szczerze, wyciągamy do Panów rękę. A zadania,
które pozostały nam do rozwiązania, będziemy wspólnie
z Panami rozwiązywać; bynajmniej nie wykluczamy w tych
zadaniach poprawy stosunków wewnętrznych w duchu
zapewnień danych w konstytucji” 8.
3 września 1866 roku odbyło się głosowanie. Za indem-
nizacją było 230 posłów, przeciw 75. Premier Bismarck
znowu wygrał z Landtagiem. Ale jeszcze nieraz miał
dostać od niego prztyczka; znalazło to wyraz choćby
w następnej sprawie, jaką było wyrównanie kosztów
wynikłych ze strat wojennych.
Austria, która poniosła w wojnie straty sięgające 400
min talarów, musiała szybko spłacić Prusy. Jak donosiły
„Neu Frankfurter Zeitung” i „Schlesier Zeitung”, do Berlina
(a więc jednak nie do Opola, jak to było ustalone w traktacie
pokojowym) udał się specjalny pociąg wiozący kwotę 20
min talarów ulokowanych w ogromnych beczkach. Pociąg
eskortowało dziesięciu urzędników bankowych, dwunastu
posługaczy i 30 strzelców. Wcześniej pieniądze liczyła
przez sześć dni specjalna komisja składająca się z 20
urzędników banku.
Natomiast Prusy wojna kosztowała 188,1 mln talarów.
Dostały w ramach kontrybucji: od Austrii 20 mln talarów,
* * *
13 K r o c k o w , op. cit. , s . 1 3 .
w wysokości 400 tys. talarów (ok. 7 mln marek według
obecnego kursu, czyli 3,5 mln euro), generał-porucznik
Albrecht von Roon i gen. piech. Helmuth von Moltke
otrzymają w nagrodę po 250 tysięcy talarów, a generał-
-porucznik Edward Vogel von Falckenstein, generał-porucz
nik Herwarth von Bittenfeld, gen. por. Karol Steinmetz,
generał-porucznik Aleksander Voigt-Rhets i generał-major
Leonhard von Blumenthal — po 150 tysięcy talarów.
EPILOG
* * *
* * *