You are on page 1of 298

HISTORYCZNE BITWY

RYSZARD DZIESZYŃSKI

SADOWA 1866

BELLONA
Warszawa
Bellona SA prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek za
zaliczeniem pocztowym z rabatem do 20 procent od ceny detalicznej.
Nasz adres:
Bellona SA
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: 022 45 70 306, 022 652 27 01
fax 022 620 42 71
www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl
www.ksiegarnia.bellona.pl

Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz


Ilustracja na okładce: Daniel Rudnicki
Redaktor merytoryczny: Kazimierz Cap
Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska
Korektor: Hanna Rybak

© Copyright by Ryszard Dzieszyński, Warszawa 2007


© Copyright by Bellona SA, Warszawa 2007

ISBN 978-83-11-10811-0
PRUSY PONAD WSZYSTKO

Królewiec, zwany też Königsbergiem, to piękne miasto nad


Pregołą, rzeką spiętą siedmioma mostami, gród Prusów
założony 300 lat przed narodzeniem Chrystusa przez
Tuwangste, słynnego wodza plemienia Sambitów, czyli
Prusów. Od 1256 roku należał do Zakonu Kawalerów
Mieczowych, którego odłam połączył się potem z Zakonem
Najświętszej Marii Panny. Miasto zostało nazwane König­
sbergiem na cześć króla Czech Przemysława III, który
pomógł braciom zakonnym w walce z poganami. Gród
przetrzymał w latach 1259-1261 oblężenie Prusów, a od
1457 roku, po przegranej przez zakon krzyżacki wojnie
trzynastoletniej z Polską i utracie przezeń Malborka stał się
siedzibą wielkich mistrzów zakonu.
Ozdabiał go stojący na niewielkim wzniesieniu zamek
w kształcie wielkiego czworokąta, którego jeden bok król
Przemysław wzniósł osobiście. Zamek był otoczony po­
dwójnym murem i posiadał siedem wież; nigdy go jednak
nie wykończono. Wejścia doń strzegł od 1802 roku pomnik
króla Fryderyka I. Natomiast miasto otaczał wał długości
1,7 mili z ośmioma bramami. We wnętrzu piętrzyła się cyta­
dela Friedrichsburg z kościołem i arsenałem, a obok znaj­
dowały się Grobla Filozofów, dworzec kolejowy i pomnik
Emmanuela Kanta. Główna ulica, Langgasse, prowadziła
do starego cyrkułu Kneiphof, zwanego Kniporgiem, zbudo­
wanego na palach wbitych w dno Pręgoły. W środku
cyrkułu widać było starą katedrę z 1332 roku, zwaną
tumem, wzniesioną przez wielkiego mistrza Lotariusza
Ludara Brunszwickiego — długą na 286 stóp, szerokości
93 stóp, z wieżą wysoką na 184 stopy, słynną ze wspania­
łych organów, a także z grobów sześciu ostatnich wielkich
mistrzów zakonu i książąt pruskich.
W tym właśnie mieście koronował się na króia Prus
Wilhelm Ludwik Fryderyk von Hohenzollern. Współcześni
zapamiętali go jako mężczyznę noszącego się prosto jak
świeca, niemal łysego, z bokobrodami robiącymi wrażenie
na tych, którzy mieli się z nim okazję zetknąć. Wilhelm
w bezpośrednim zetknięciu był serdecznie uprzejmy, a wo­
bec kobiet — nienagannie rycerski. Na niwie państwowej
Prus znany był od wielu lat — najpierw jako oficer, potem
jako regent. Panowała o nim opinia, a potwierdził ją potem
jego premier Otto hrabia von Bismarck, że odznaczał się
„niezwykłą dozą klarownego rozsądku”. Jednocześnie no­
wego króla cechowały upór i przywiązanie do tradycji1.
Obrzędy koronacyjne w Królewcu rozpoczęły się
16 października 1861 roku uroczystym posiedzeniem stanów
pruskich. Następnie król udekorował Orderem Orła Czar­
nego królową oraz wdowę po zmarłym królu Fryderyku
Wilhelmie IV. Potem odbył się wielki bal w umyślnie
zbudowanej i bogato przystrojonej sali zamkowej, która
została a giorno oświetlona.
O godz. 9.45 zjawił się tam król z dworem, powitany
trzykrotnym wiwatem i muzyką. Bal rozpoczęła królowa
w pierwszej parze z arcyksięciem Karolem Ludwikiem
Habsburgiem. Za nimi tańczył król z Wielką Księżną
Weimarską. O godz. 12.00 król opuścił salę. Zebrani

1 Christian K r o c k o w , Bismarck, s . 7 0 .
pożegnali go pieśnią Heil dir im Sieger Krantz i hymnem
pruskim. Następnego dnia od godz. 13.00 król przyjmował
w Kneiphofscher Junkerhof delegacje przybyłe na uro­
czystości.
Dnia 18 października o godz. 10.00 w kościele zam­
kowym rozpoczął się właściwy obrzęd koronacyjny. Vil-
helm, w purpurowym płaszczu narzuconym na mundur
generalski, przy wtórze dzwonów i huku armat nałożył
sobie koronę wziętą z ołtarza, po czym w jedną rękę
chwycił berło, zaś w drugą — miecz. O godz. 12.00 orszak
koronacyjny przybył do sali tronowej zamku, gdzie me­
tropolita królewiecki, kardynał von Geisel, przemówił
w imieniu duchowieństwa, zaś książę Salms Leich uczynił
to w imieniu magnatów królestwa.
Potem król udał się na wielkie schody dziedzińca
zamkowego, gdzie otoczony przez dwór, ministrów i za­
proszonych świadków wysłuchał mów prezesa obu izb
parlamentu, hrabiego Dohna Lauka, jako reprezentanta
stanowych świadków, po czym oznajmił:
„Z Bożej łaski królowie pruscy od stu lat noszą koronę.
Ponieważ korona pochodzi od Boga, przeto biorąc ją ze
świętego stołu, daję przez to uznanie, że w pokorze
przyjmuję ją z rąk Najwyższego.
Wiem, że modły mego ludu otaczały mnie przy tym
uroczystym akcie, aby błogosławieństwo Najwyższego
spływało na nasz kraj. Miłość i przywiązanie, jakie mi od
mego wstąpienia na tron były okazywane, są mi rękojmią,
że w każdej okoliczności na wierną przychylność i po­
święcenie mego ludu liczyć mogę. Ufny w to mogłem
uwolnić mój wiemy lud od tradycyjnego hołdu i przysięgi
poddaństwa. Oby Opatrzność Boża jak najdłużej zachowy­
wała drogiej Ojczyźnie błogość pokoju; od zewnętrznych
niebezpieczeństw osłoni Prusy waleczne wojsko. Od we­
wnętrznych zaś Prusy będą uwolnione, bo tron ich królów
stoi w swojej potędze i swoich prawach, kiedy jedność
między królem a ludem, która uczyniła Prusy silnymi,
pozostaje niezachwiana. Tym sposobem na drodze za­
przysiężonych praw oprzemy się niebezpieczeństwom
wzburzonego czasu i wszystkim grożącym burzom. Niech
Bóg to sprawi!”.
Po mowie króla minister spraw wewnętrznych Fryderyk
von Eulenberg (1815-1881) odczytał dwa dekrety kró­
lewskie: o utworzeniu nowego odznaczenia — Wielkiego
Krzyża Orderu Orła Czarnego — i rozszerzeniu statutu
Orderu Hohenzollernów, a także o amnestii dla więźniów
politycznych.
„Na koniec król po trzykrotnym pochyleniu berła powrócił
do zamku, wpośród niesłychanej radości wielu tysięcy ludzi”
— informował korespondent „Gazety Warszawskiej”2.
19 października w południe w sali Tronowej odbyła się
prezentacja dworu przyjęta przez królową. O godz. 20.00
do zamku ruszył pochód uczniów miejscowych szkół
z pochodniami, a o 21.00 odbył się koncert w Sali Wielkiej
zamku, na który przybyło trzy tysiące zaproszonych gości.
Uczestniczyli w nim śpiewacy Joanna Wagner i Tochman,
orkiestra królewska oraz chór katedralny. Artyści wykony­
wali tylko niemieckie kompozycje.
20 października o godz. 13.00 król wraz z rodziną
odjechał do Gdańska, a w godzinę potem książęta z rodziny
królewskiej pociągiem do Berlina. W Gdańsku król prze­
bywał dwa dni. Następnie uroczyście wjechał wraz z mał­
żonką do swej stolicy. Wjazdowi towarzyszyły salwy
z dział i odgłosy dzwonów, a także tłumy mieszkańców,
którzy na tę okazję przystroili swe domy. Trasa przejazdu
wiodła od Bramy Frankfurckiej do zamku, a droga została
oznaczona masztami weneckimi.
Nowy król Wilhelm długo czekał na tę chwilę — obej­
mując tron miał już 64 lata. Jego droga do tej najwyższej

2 „Gazeta Warszawska”, nr 237 z 21 października 1861.


godności W państwie nie była łatwa. Jako drugi syn króla
Wilhelm nie mógł się spodziewać, że to jemu przypadnie
dziedzictwo ojca. Starszy brat Fryderyk Wilhelm IV od
początku szykowany był do tej roli i rzeczywiście spełniał
ją przez niemal 20 lat. Dlatego książę Wilhelm mógł
widzieć siebie co najwyżej w roli głównodowodzącego
armią pruską i do czego konsekwentnie był przygotowywa­
ny od dziecka.
Najpierw wychowywał go Johann Fredrich Gottlieb
Delbruch, rektor szkoły pedagogicznej w Magdeburgu.
Potem jako 10-letni chłopiec Wilhelm został mianowany
• ••

oficerem armii ojca. Ale radość z nominacji przesłoniła mu


gorycz klęsk, które właśnie ta armia poniosła 14 paździer­
nika 1806 roku na polach bitewnych Jeny i Auerstedt.
Przebywał wtedy z rodzicami przy sztabie feldmarszałka
Karola Wilhelma, księcia Braunsweig, naczelnego dowódcy
armii pruskiej, który stacjonował na zachód od Naumburga,
na drodze do Erfurtu. Gdy książę Karol Wilhelm otrzymał
w Hassenhausen koło Auerstedt śmiertelną ranę, ojciec
Wilhelma objął dowództwo nad armią. Na nic to się zdało
— francuskie korpusy były górą. Król wydał więc rozkaz
do odwrotu w kierunku Weimaru, lecz odwrót ten zamienił
• s

się w paniczną ucieczkę. Licząca 72 tysiące żołnierzy


armia pruska walcząca koło Jeny poszła w rozsypkę.
Zginęło lub odniosło rany 12 tysięcy Prusaków, 15 tysięcy
dostało się do niewoli. Z kolei druga armia pruska, walcząca
pod Auerstedt, dowodzona najpierw przez księcia Karola
Wilhelma, a potem króla Fryderyka Wilhelma III, straciła
13 tysięcy zabitych i rannych oraz 3 tysiące jeńców.
Na rewanż pruskiemu królowi przyszło czekać osiem
lat. W styczniu 1814 roku wojska koalicji antynapo-
leońskiej przekroczyły Ren. Młody książę Wilhelm znaj­
dował się w sztabie wchodzącej w skład wojsk austriackich
Armii Czeskiej dowodzonej przez feldmarszałka Karola
Filipa księcia von Schwarzenberga (1771-1820), w którym
przebywał także jego ojciec oraz dwaj cesarze: Aleksan­
der I oraz Franciszek I. Armia Czeska pomaszerowała
doliną Sekwany w kierunku Paryża. Już dochodzili do
Fointainebleau, gdy cesarz Napoleon I jeszcze raz pokazał
swój lwi pazur i rozbił jeden z jej korpusów. „Uzurpator”
znowu dał znać o sobie 21 marca 1814 roku, gdy zmusił tę
armię do odwrotu koło Arcis sur Aubene. Na szczęście dla
Austriaków 31 marca 1814 roku padł Paryż, którego nie
broniły żadne wojska, a marszałkowie Napoleona I wypo­
wiedzieli mu posłuszeństwo. Cesarz Francuzów, który nie
został pokonany w tej kampanii na placu boju, musiał
6 kwietnia 1814 roku abdykować i udać się na małą
wysepkę Elbę. Potem, jak wiadomo, miał jeszcze swoje Sto
Dni, ale książę Wilhelm nie uczestniczył już w tym
epizodzie. Armia Czeska wróciła do Austrii, a władcy do
swych państw. Książę Wilhelm, który odznaczył się
w działaniach wojennych, został uhonorowany przez ojca
Pruskim Krzyżem Żelaznym. Po wojnie nadal służył
v/ armii i otrzymał przydział do garnizonu Szczecin, gdzie
dowodził batalionem piechoty. Potem sprawował dowództ­
wo nad innymi jednostkami wojskowymi i służył w Sztabie
Generalnym w Berlinie.
Na balu dworskim w stolicy Prus poznał księżniczkę
Elizę Radziwiłłównę, córkę księcia Antoniego Radziwiłła
(1775-1833), namiestnika Wielkiego Księstwa Poznańs­
kiego, i księżniczki Franciszki Luizy Hohenzollern, siost­
rzenicy króla Fryderyka II. Wilhelm zakochał się w niej
w 1817 roku, a więc w dwa lata później. Stała się ona
pierwszą i chyba jedyną miłością księcia. Wystąpili razem
w „żywym obrazie” Tomasza Moore „Raj i Peri” pokaza­
nym na dworze pruskim. Uroda Elizy zwracała powszechną
uwagę; księżniczka stała się ozdobą dworu pruskiego.
Dworacy nazywali ją „aniołem”, albo „białą różą”. Przez
pięć lat cały dwór Hohenzollernów plotkował o planach
małżeńskich obojga. Radziwiłłowie podjęli wtedy starania
o uznanie faktu, że byli książętami Rzeszy; zrodził się też
projekt wysunięty przez samego księcia Wilhelma, aby
Radziwiłłównę adoptował car Aleksander I. Ostatecznie
mariaż nie doszedł do skutku, bowiem koteria meklembur-
ska doprowadziła do tego, że ojciec nakazał księciu
Wilhelmowi zerwać z Elizą. Książę był posłuszny woli
ojca i w 1826 roku ożenił się z księżniczką Augustą von
Sachsen-Weimar. Do końca życia na swym biurku trzymał
jednak oprawioną fotografię Elizy, która zmarła na gruźlicę
w osiem lat po rozstaniu się z nim, mając zaledwie 31 lat.
Po śmierci ojca w 1840 roku, gdy starszy brat Wilhelma
jako Fryderyk Wilhelm IV wstąpił na tron, Wilhelm otrzy­
mał tytuł księcia Prus. Służąc cały czas w wojsku, awan­
sował na kolejne stopnie wojskowe, aż do rangi generała
piechoty.
Gdy w marcu 1848 roku w Berlinie wybuchła rewolucja,
Wilhelm uważał, że należy rozprawić się z nią za pomocą
dział i stąd też zyskał wśród dziennikarzy niechlubne
i złośliwe miano „króla kartaczy”. Od tej pory niechętnie
był widziany przez społeczeństwo w Prusach. Król brat
Fryderyk Wilhelm IV poradził mu: „Jedź do Londynu”.
Tam książę Wilhelm poznał księcia Alberta męża królowej
Wiktorii i innych znaczących polityków brytyjskich. Po
dwóch miesiącach wrócił i dzięki zręcznym działaniom
bankiera z Nadrenii, ministra skarbu i wicepremiera,
a potem też od 29 marca do 25 czerwca 1848 roku
premiera Prus Gottfryda Ottona Ludolfa Camphausena
(1812-1896) został wybrany deputowanym do Zgromadze­
nia Narodowego we Frankfurcie nad Menem. Nigdy jednak
nie zasiadł w ławach poselskich. Natomiast po upadku
Wiosny Ludów w Prusach utworzył nowy rząd. Wkrótce
też został dowódcą armii w Wielkim Księstwie Badenii,
gdzie tłumił w 1849 roku powstanie ludowe, w którym
uczestniczyli młodzi, słabo uzbrojeni i niewyszkoleni
wojskowo entuzjaści republiki i liberalnej, postępowej
konstytucji, dowodzeni przez polskiego generała Ludwika
Mierosławskiego. W oddziałach tych walczył młody Fry­
deryk Engels i z tego powodu do końca życia miał
przyszłego króla Prus za „wojaka z placu defilad” i czło­
wieka o „przeciętnych w najlepszym razie zdolnościach
i słabym, lecz często wykazującym upór charakterze” 3.
Potem książę Wilhelm pełnił funkcję wojskowego guber­
natora Nadrenii-Westfalii z siedzibą w Koblenz (Koblencji).
W 1854 roku został komendantem twierdzy w Mainz
(Moguncji), należącej do Związku Niemieckiego, i jedno­
cześnie prezesem lóż wolnomularskich w Prusach. Od
1857 roku zastępował chorego psychicznie króla. W po­
czątkach 1858 roku został regentem. W listopadzie 1858
roku powołał organizację Ministerium Hohenzollern — No­
wa Era, która, jak sama nazwa wskazuje, miała zająć się
reformowaniem państwa. Gdy w styczniu 1861 roku król
Fryderyk Wilhelm IV zmarł na udar mózgu, regent Wilhelm
objął tron. Rychło jednak przekonał się, że korona to
bynajmniej nie bezpieczne nakrycie głowy. Jeszcze jej nie
nałożył, a już przeżył zamach na swą osobę. Dnia 14 lipca
1861 roku strzelał do niego student Oskar Becker.
O czym myślał Wilhelm, wkładając na swe skronie
koronę pruską? Czy o niebezpieczeństwach i przykrościach
wynikających ze sprawowania władzy? A może o tym, co
należy zrobić, aby Prusy były wielkie? Ale żeby Prusy były
rzeczywiście wielkie, trzeba było pomyśleć, jak stać się
panem całych Niemiec.
Prusy reprezentowały połączone tradycje Marchii Bran­
denburskiej i zakonu krzyżackiego. Marchia powstała na
terenach wyrwanych Słowianom w latach 1134-1156 przez
margrabiego Albrechta Niedźwiedzia, który otrzymał je
w drodze podstępu jako spadek od władcy kraju Stodoran,
księcia Przybysława-Henryka w zamian za wcześniejszą

3 Fryderyk E n g e l s , O wojnie w Niemczech, s. 186.


pomoc udzieloną mu w walce z siostrzeńcem, księciem
Jaksą Gryfitą z Kopanicy, prawowitym władcą tych ziem.
Margrabia musiał potem toczyć boje z Jaksą, zanim cesarz
Fryderyk I Barbarossa uznał jego prawa do kraju nad
Hawelą i Sprewą.
Przez wieki Marchia Brandenburska była mało znaczą­
cym kraikiem, słabo zaludnionym z uwagi na mało urodzaj­
ną ziemię, piaski, a także wielkie kompleksy leśne, jeziora
i bagna. Za to mieszkająca tam szlachta, przyzwyczajona
do trudnych warunków bytowania, stała się energiczna
i wojownicza. Tam przychodzili na świat urodzeni żołnierze,
prawdziwy skarb dla władcy.
Ale Brandenburgia nadal pełniłaby rolę mało znaczącego
w wielkiej Rzeszy księstewka, gdyby elektor brandenburski
Jan Zygmunt nie poślubił Anny — córki ostatniego księcia
pruskiego, Albrechta Fryderyka Hohenlohe-Ansbach — i nie
uzyskał w 1611 roku zgody króla polskiego Zygmunta III
Wazy na przejęcie na własność Prus Książęcych po śmierci
ich ostatniego władcy. W trzy lata potem udało mu się
jeszcze pozyskać księstwa Kleve, Mark, Ravenberg i tery­
torium Ravenstein w Nadrenii. Gdy w 1618 roku zmarł
jego teść, książę Albrecht Fryderyk, elektor brandenburski,
stał się właścicielem Prus Książęcych, przejmując ich
tradycje wywodzące się z zakonu krzyżackiego.
Zakon krzyżacki powstał w 1190 roku w czasie oblężenia
Akki, jako nieformalne stowarzyszenie rycerskie przy
szpitalu Najświętszej Marii Panny założonym przez miesz­
kańców Lubeki. W osiem lat potem był to już formalny
zakon. Pierwszą próbę stworzenia własnego państwa podjął
w Siedmiogrodzie, do którego zaprosił Krzyżaków król
Węgier Andrzej. Zostali oni jednak wypędzeni w 1225
roku przez kolejnego władcę Węgier za próbę oderwania
tego terenu od monarchii węgierskiej. Ale w rok potem
dostali ziemię chełmińską od polskiego księcia Konrada
Mazowieckiego, który chciał ich użyć do odpierania ataków
pogańskich Prusów. Krzyżacy znakomicie wywiązali się
z tego zadania — nie tylko powstrzymali ataki Prusów, ale
wręcz ich podbili. Potem w 1308 roku zagarnęli polskie
Pomorze Gdańskie, następnie litewską Żmudź. Nieszczęś­
liwa dla zakonu okazała się jednak w 1410 roku bitwa pod
Grunwaldem, gdzie cios zadały jej połączone siły polsko-
-litewskie pod wodzą króla Władysława Jagiełły, potem
zaś wojna 13-letnia z jego synem, królem polskim Kazi­
mierzem Jagiellończykiem. Wydarzenia te podkopały ko­
rzenie zakonu. Gdy nastała reformacja, zakonnicy z czar­
nymi krzyżami na płaszczach postanowili się zeświecczyć
i przejść na luteranizm. W 1525 roku ich władca książę
Albrecht Hohenzollern złożył na rynku krakowskim hołd
lenny polskiemu królowi Zygmuntowi.
Od 1618 roku Prusy Książęce dzieliły już wspólny los
z Brandenburgią. Panowanie elektora brandenburskiego
księcia Jerzego Wilhelma w latach 1619-1640 przypadło
na okres wojny 30-letniej. Musiał mocno manewrować,
aby nie narazić się żadnej ze stron. Jego następca Fryderyk
Wilhelm (1620-1688), nazwany Wielkim Elektorem, który
objął tron w 1640 roku, najpierw zmniejszył liczebność
armii, ale potem wytargował na cele wojskowe od stanów
150 tysięcy talarów rocznie i armię powiększył. Następnie
wziął udział w 1644 roku w rokowaniach pokojowych
w Osnabrück i Münster w Westfalii, gdzie zebrało się 37
delegatów państw obcych i 111 niemieckich. W ich wyniku
uzyskał część Pomorza Zachodniego, biskupstwa Halber-
stadt i Minden. Następnie książę-elektor Fryderyk Wilhelm
w wyniku II wojny północnej, w ramach traktatu westfal­
skiego 19 września 1657 roku, wywalczył niezależność dla
swego państwa.
W 1701 roku jego następca Fryderyk I koronował się
w Królewcu na króla Prus. Nie uczynił tego w Berlinie,
lecz w mieście nad Pregołą i bynajmniej nie z miłości do
tego ponurego grodu, choć wielce go sławił tamtejszy
filozof Emmanuel Kant, lecz z czystego wyrachowania.
Prusy Wschodnie nie stanowiły części Świętego Cesarstwa
/

Rzymskiego Narodu Niemieckiego, więc nie trzeba było


pytać cesarza o zgodę.
Zapewne król Wilhelm I zadawał sobie pytanie, czy
powstałe na ziemiach słowiańskich królestwo pruskie może
ubiegać się o prymat nad terenami prawdziwie niemieckimi?
No cóż, nie zawsze były one niemieckie. Najpierw przez
900 lat mieszkali tu Celtowie. Dopiero potem wyrugowali
ich stąd Germanie. W ciągu dwustu lat, począwszy od VI
wieku, zjednoczyli ich Frankowie. Po podziale monarchii
Karola Wielkiego w 843 roku Ludwik Niemiecki otrzymał
tereny, na których powstały potem państwa niemieckie.
Święte Cesarstwo Rzymskie narodziło się wówczas, gdy
Otto I Wielki (912-973), syn Henryka Ptasznika, króla
Niemiec, i Matyldy z Ringelheim, córki hrabiego Dytyka,
od 936 roku książę Saksonii i jednocześnie król Niemiec,
koronował się w 962 roku na cesarza.
Jeden z jego następców, Fryderyk I Barbarossa
(1125-1190), syn księcia Szwabii, który w 1145 roku
został wybrany cesarzem, utrwalił system lenny, narzucając
swe zwierzchnictwo innym władcom niemieckim.
Natomiast w 1232 roku kolejny władca Fryderyk II
Barbarossa został wybrany cesarzem przez elektorów:
arcybiskupów Kolonii, Moguncji, Trewiru, króla Czech,
margrabiego brandenburskiego, księcia Saksonii oraz pala-
tyna Renu. Ale w 1274 roku koronę Świętego Cesarstwa
Rzymskiego przywdział Rudolf Habsburg z Austrii. Na
arenie dziejów pojawił się nowy wielki ród.
A Hohenzollernowie? Przecież wcale nie byli gorsi.
Wywodzili się ze słynnego rycerskiego rodu panującego
na zamku Zollem w Badenii. Burkhard de Zoloris, żyjący
w XI wieku, był jego protoplastą. Syn Burkharda — Fry­
deryk — już miał tytuł hrabiego. To kolejny potomek
rodu, hrabia Fryderyk II burgrabia norymberski, zgłosił
propozycję, aby cesarzem został... Rudolf Habsburg.
Fryderyk uważał Rudolfa za człowieka słabego i nie­
groźnego dla pozostałych. Przekonał o tym elektorów,
którzy zagłosowali na tę kandydaturę. I co dobrego
z tego wyszło? Koronę cesarską od 1438 roku całkowicie
zawłaszczyli Habsburgowie. Ale czy było czego zazdro­
ścić? Czy ta korona rzeczywiście oznaczała realną władzę
nad Niemcami? A Hohenzollernowie uznawali jedynie
realną władzę.
W ciągu wieków cesarska władza stawała się coraz
bardziej iluzoryczna. Stan ten utrwaliła reformacja, która
podzieliła kraje między Renem i Łabą na katolickie
— południowe oraz protestanckie — północne. Zaś po
wojnie 30-letniej, toczącej się w latach 1618-1648, nastąpił
paraliż cesarskiej władzy centralnej i wzrost znaczenia
książąt. Poszczególne kraje niemieckie — a było ich
w sumie trzysta — przekształciły się w niezależne pańs­
tewka. I ten stan rzeczy trwał już przez ponad dwa wieki.
Czy nie należałoby tego wreszcie zmienić — zapewne
zastanawiał się król Wilhelm I. Czy nie nadszedł czas, aby
Prusy stały się nie tylko pierwszym państwem w rodzinie
krajów niemieckich, ale przede wszystkim po prostu skupiły
je pod jednym berłem: cesarskim, przy czym nie powinien
to być cesarz austriacki. Przekonywał go do tego ówczesny
przedstawiciel Prus przy Związku Niemieckim z siedzibą
w Frankfurcie nad Menem, potomek junkierskiej rodziny
z Meklemburgii, Otto hrabia von Bismarck-Schönhausen
ze Starej Marchii. Król Wilhelm pamiętał go jeszcze
z 1850 roku, gdy młody jeszcze, 35-letni Otto von Bismarck,
deputowany Izby Panów, zresztą z królewskiej nominacji
dokonanej przez Fryderyka Wilhelma IV, inteligentny,
o szybkiej orientacji i zręczności w wyrażaniu myśli,
wystąpił na posiedzeniu Izby 3 grudnia. Wcześniej trzy
królestwa niemieckie: Prusy, Saksonia i Hanower chciały
zawiązać zalążek federacji ogólnoniemieckiej. Ale Austria,
która z kolejnymi królestwami niemieckimi: Bawarią i Wir­
tembergią zawarła antypruski sojusz, mając poparcie cara
Mikołaja I, zmusiła Prusy do rezygnacji z planów zjed­
noczeniowych. Oburzone pruskie stronnictwo liberalne
agitowało w parlamencie za wypowiedzeniem wojny. Ale
Otto von Bismarck zdawał sobie sprawę, że Prusy są
jeszcze za słabe i przedstawił na forum Landtagu trzeźwą
kalkulację szans i zagrożeń. Tym przekonał posłów i ocalił
króla i rząd. A wielu zapamiętało wówczas jego słowa:
„My Niemcy, gdy jesteśmy zjednoczeni, przepędzimy
diabła z piekła” 4.
Potem hrabia Bismarck został posłem przy radzie Związ­
ku Niemieckiego we Frankfurcie. Jeszcze jako regent
książę Wilhelm otrzymał od niego memoriał, w którym
Otto Bismarck wykazywał, że Prusy mogą odegrać w Niem­
czech poważniejszą rolę tylko poza Związkiem Niemieckim.
„Dotychczasowa hegemonia Austrii w Związku hamuje
możliwości rozwoju Prus” — pisał hrabia 5.
Ale wtedy książę-regent Wilhelm bał się jeszcze śmielszej
inicjatywy i nie wziął memoriału hrabiego Bismarcka pod
uwagę. Natomiast poglądy tego ostatniego dobrze poznali
przedstawiciele dyplomacji austriackiej i odtąd naciskali na
księcia-regenta Wilhelma, aby odwołał niebezpiecznego
polityka z Frankfurtu. Ten zaś przychylił się w końcu do
tych sugestii i w 1858 roku przeniósł go na stanowisko
posła Prus do Petersburga.
Wspominając Ottona von Bismarcka, pruski król mimo
woli musiał się uśmiechnąć. Ten wysoki, korpulentny
żarłok o delikatnej głowie i twarzy wrażliwego artysty
miał wysoki, cienki głos. Wobec otaczających go ludzi
zachowywał intelektualną wyniosłość, ledwie maskującą
nerwowe napięcie. Ale mimo pozorów krzepy nie miał
najlepszego zdrowia. Cierpiał na bezsenność, kamicę
4 K r o c k o w , op.cit., s. 53.
5 Witold J a k ó b c z y k. Bismarck, s. 34.
nerkową, newralgię twarzy i miał skłonności do załamania
nerwowego 6.
Król musiał jednak przyznać, że hrabia Bismarck od­
znaczał się wielką siłą charakteru i ambicjami sięgającymi
o wiele wyżej niż posada zawodowego dyplomaty. Wierny
swym poglądom, okazał się nadal niepoprawny i nawet na
stanowisku posła w dalekiej stolicy nad Newą ciągle
wykazywał antyaustriacką postawę. Zapewne po latach
jego gospodarz, car Rosji Mikołaj I, musiał przyznać mu
rację. Dowiodła tego wojna krymska i obłudna postawa
Austrii wobec tego konfliktu Rosji z Turcją, Francją,
Królestwem Sardynii i Wielką Brytanią. Car miał prawo do
niezadowolenia i poczucia krzywdy. Jeszcze kilka lat
wcześniej ratował monarchę austriacką z opresji, wysyłając
na Węgry liczącą 200 tysięcy żołnierzy armię. Cesarz
Franciszek Józef I odwdzięczył mu się, także okupacją
księstw naddunajskich, blokując w ten sposób drogę woj­
skom rosyjskim na Bałkany
Regent Wilhelm odrzucił wprawdzie memoriał Otto
Bismarcka, ale wiele jego myśli przyjmował za swoje. Czy
król Prus nie mógłby zjednoczyć Niemiec? No cóż, jak do
tej pory nikt bardziej niż Królestwo Prus, od momentu jego
utworzenia, nie robił tego lepiej, usiłując na początek
powiększyć swe tereny. Już książę-elektor Jerzy Wilhelm
sięgał nawet po posiadłości zamorskie. Dzięki niemu
powstała kolonia w afrykańskiej Gwinei, ale koszty jej
utrzymania okazały się zbyt duże i w końcu Prusy od­
sprzedały ją Holandii.
Jego następcy patrzyli łakomym okiem na bliższe tereny,
jak chociażby na Pomorze, które wraz ze Szczecinem
chciał zdobyć król Fryderyk Wilhelm I (1713-1740) i dla­
tego został w 1714 roku sojusznikiem cara Rosji Piotra I.
W 1720 roku dopiął swego. Za trzy miliony talarów kupił
6 Bernt E n g e l m a n, Prusy — kraj nieograniczonych możliwości,
s. 408.
od Królestwa Szwecji Pomorze Zachodnie, wraz ze Szcze-
cinem i wyspami Uznam i Wolin.
Jego następca, 28-letni król Fryderyk II, miał na oku
kolejne terytorium do zagarnięcia: austriacki Śląsk. Ale
/

zamiast kupować, postanowił je zagrabić. Dnia 16 grudnia


1740 roku jego wojska wkroczyły na ten teren. Tak zaczęła
się wojna z Austrią. W 12 dni potem armia pruska zajęła
Głogów, 3 stycznia 1741 roku — Wrocław, a 10 kwietnia
stoczyła pomyślną bitwę z armią austriacką koło Małujowic.
W czasie bitwy dowódca wojsk pruskich, generał Kurt
Krzysztof von Schwerin, poradził królowi, aby opuścił pole
zmagań i czekał w bezpiecznym miejscu na rozwój wyda­
rzeń. Król Fryderyk II posłuchał go i nie miał okazji
zobaczyć, jak szarża kawalerii austriackiej załamuje się
w ogniu piechoty pruskiej...
Król Fryderyk II zapewnił sobie przychylność Francji,
a potem Saksonii i Bawarii w walce z Austrią, z którymi
zawarł koalicję. Wkrótce wojska koalicji zajęły Pragę
i Górną Austrię. Ale monarchia austriacka jeszcze raz
okazała swą żywotność i choć 17 maja 1742 roku król
Fryderyk II zwyciężył wojska austriackie w bitwie koło
Chotusic, musiał zawrzeć z cesarzową Marią Teresą
/

pokój. Otrzymał wtedy swój wymarzony Śląsk, z wy­


jątkiem Opawy, Karniowic i Cieszyna. Ale już w sierpniu
1744 roku wszczął kolejne operacje wojenne, bowiem
obawiał się, że Śląsk, z takim trudem zdobyty, może
jednak stracić. Ponownie pokazał, że ma znakomitą
armię. Dnia 4 czerwca 1745 koło Strzegomia pobiła
ona wojska austriackie, a 15 grudnia 1745 roku koło
Kesseldorf — saskie. Fryderyk II utrzymał swój Śląsk.
Musiał jednak stoczyć w obronie swego łupu kolejną
wojnę rozpoczętą 28 sierpnia 1756 roku.
Tak oto doszło do wojny siedmioletniej (1756-1763),
w której Prusy występowały w koalicji z Wielką Brytanią
i Hanowerem przeciw Francji, Austrii, Rosji, Saksonii
i Szwecji. Zakończyła się ona traktatem pokojowym 15
lutego 1763 roku w Hubertsburgu, gdzie Prusom ostatecznie
przypadły Śląsk i ziemia kłodzka.
Potem Prusy powiększyły się o ziemie polskie. W wyniku
I rozbioru zagarnęły w 1772 roku Warmię, województwo
pomorskie, malborskie, chełmińskie, tereny nad Notecią
— w sumie 36 tysięcy km kw. i 580 tysięcy mieszkańców.
W 1786 roku na tron wstąpił król Fryderyk Wilhelm II,
bratanek króla Fryderyka II. Choć podobno był monarchą
słabym i niesamodzielnym, to jednak za jego panowania
Prusy powiększyły się w 1792 roku o ziemie II rozbioru
polskiego: Gdańsk, Toruń, Wielkopolskę, Mazowsze — 58
tysięcy kmkw. i ponad 1 milion mieszkańców, a w 1795
roku — o większość Mazowsza z Warszawą, tereny
litewskie po Niemen — 48 tysięcy kmkw. i ponad 1 milion
mieszkańców.
Wojny z Francją już za panowania króla Fryderyka
Wilhelma III nie przyniosły Prusom nowych nabytków.
W dodatku straciły one część terenów trzeciego zaboru
(Wielkopolska, część Mazowsza, Gdańsk jako wolne
miasto) w wyniku traktatu w Tylży 7 lipca 1807 roku. To
niemal połowa państwa! Ale traktat w Tylży oznaczał
także koniec I Rzeszy. Powstał za to Związek Reński pod
egidą Francji liczący 16 państw na zachodzie Niemiec.
Austria, Prusy i Szwecja, mająca Pomorze Zachodnie oraz
księstwo Schleswig, nie weszły do Związku. Zresztą
rozwiązanie to okazało się nietrwałe. W 1813 roku
Związek Reński rozpadł się, a ostatecznie został roz­
wiązany w 1815 roku. Po klęsce cesarza Napoleona I
Prusy odzyskały Toruń, Bydgoskie i Poznańskie, z których
utworzyły Wielkie Księstwo Poznańskie. Pruski stał się
także znowu Gdańsk. Na Kongresie Wiedeńskim w 1815
roku powstał pod egidą Austrii Związek Niemiecki.
Stanowił on konfederację, liczącą początkowo 41 państw
niemieckich. Do 1837 roku należała do niego także
Wielka Brytania, władająca Królestwem Hanoweru, a tak­
że Dania, mająca księstwa Holstein i Laurenburg, zamiesz­
kane częściowo przez ludność niemiecką, oraz Królestwo
Holandii (poprzez Księstwo Limburgii) i Wielkie Księstwo
Luksemburg.
Jeszcze w 1833 roku powstał Związek Celny pod egidą
Prus. Dzięki niemu kraje zachodnioniemieckie zaczęły
szybciej rozwijać się gospodarczo. Powstawał przemysł,
budowano linie kolejowe. Ale w latach 1845-1847 zrodził
się w Prusach kryzys gospodarczy spowodowany nieuro­
dzajami, który z kolei przyczynił się do rozruchów głodo­
wych we wschodnich prowincjach. Stąd był tylko krok do
wybuchu rewolucji.
Rewolucja 1848 roku wysunęła hasło zjednoczenia
Niemiec pod berłem króla Prus jako cesarza. W maju 1848
roku parlament niemiecki, który zebrał się w Frankfurcie
nad Menem, uchwalił konstytucję opartą na zasadzie
suwerenności ludu i gwarancji praw obywatelskich. Niemcy
miały stać się federacją z ograniczoną rolą cesarza. W par­
lamencie pojawiły się dwa ugrupowania: wielkoniemieckie,
widzące Austrię w grupie państw niemieckich, oraz mało-
niemieckie, które postulowało zjednoczenie Niemiec w opa­
rciu o Prusy. Ugrupowanie to zdobyło dominację w par­
lamencie, który zaproponował królowi Fryderykowi Wil­
helmowi IV koronę cesarską. Ale on odrzucił propozycję,
bowiem nie chciał przyjmować „obręczy z błota i gliny”,
czy też „psiej obroży niewolniczej” 7.
Kolejna nieudana próba zjednoczenia Niemiec pod egidą
Prus miała miejsce, jak wiadomo, w 1850 roku. Wrócono
do niej w 1858 roku, gdy burżuazja i inteligencja niemiecka
podjęły szeroką akcję propagandową. Niemiecki Związek
Narodowy, powstały w rok potem, wysuwał program
zjednoczenia Niemiec pod kierunkiem Prus i dynastii
7 C z a p l i ń s k i , Adam G a 1 o s, Wacław K o r t a, Historia Niemiec,
s. 531.
Hohenzollernów. Jak widać, Otto von Bismarck nie był tu
w swych poglądach specjalnie odosobniony.
Król Wilhelm I miał 64 lata, gdy wstępował na tron. Inni
w tym wieku przechodzili na emeryturę, on zaś dopiero
zaczynał w pełni swój polityczny byt jako suweren państwa.
Reprezentował militaryzm pruski w czystej postaci i jego
tradycje wojskowe z czasów Wielkiego Fryca. Nie bez
racji nazywany „ostatnim Prusakiem”, był wrogiem austriac­
kiej hegemonii w państwach niemieckich. Swoje panowanie
zaczął od reorganizacji armii. Zwiększył jej liczebność,
wprowadził trzyletnią służbę wojskową, zdecydowanie
ograniczył tutaj rolę landwery, której struktura i poziom
wyszkolenia bojowego nie odpowiadały już wymogom
nowoczesnej wojny. Realizował to bez zgody Landtagu,
gdzie ciągle większość stanowili liberałowie i lewica,
którzy rzucali mu ustawicznie kłody pod nogi, twierdząc,
że bez zgody parlamentu nie można kierować środków
finansowych na reorganizację armii 8.
Natomiast gorącymi zwolennikami reorganizacji armii
pruskiej byli dwaj generałowie: minister wojny, Albrecht
von Roon (1803-1879) i szef Sztabu Generalnego Helmuth
von Moltke (1800-1891).
Albrecht Teodor Emil von Roon, urodzony w Pleushagen
(Pleśna) koło Kołobrzegu, syn oficera pruskiego, który
zmarł w 1805 roku, gdy Kołobrzeg okupowały wojska
francuskie, wstąpił jako kadet w 1818 roku do wojska
w Berlinie. W latach 1824-1827 studiował w berlińskiej
Akademii Wojskowej, a także geografię na Uniwersytecie
Berlińskim. Służąc jako oficer w armii pruskiej, stwierdził,
że jej struktura jest anachroniczna i przestarzała i uważał,
że powinna być zreorganizowana. W 1832 roku wydał
pracę Grundzug der Erd-Volker und Staatenkunde na temat
geografii militarnej. W 1835 roku został wykładowcą

8 Stanisław S a l m o n o w i c z , Prusy, s . 4 0 8
taktyki i geografii w Berlińskiej Akademii Wojskowej
i oficerem Sztabu Generalnego. W 1842 roku awansował
do stopnia majora. W 1849 roku został przydzielony do
sztabu armii, która pod dowództwem księcia Wilhelma
tłumiła powstanie w Badenii, i zwrócił na siebie jego
uwagę. W 1851 roku został mianowany pułkownikiem,
w 1856 roku generałem-majorem, w trzy lata potem
generałem-porucznikiem i wszedł w skład komisji do
spraw reorganizacji armii. W grudniu 1858 roku książę
Wilhelm doprowadził do mianowania go ministrem wojny.
Z kolei Helmuth Karol Bernhard baron von Moltke,
syn Wiktora von Moltke, junkra pruskiego z Meklem­
burgii, a jednocześnie oficera, a potem generała w armii
duńskiej, zaczął karierę wojskową od służby w Korpusie
Kadetów Królestwa Danii w Kopenhadze i otrzymał
stopień podporucznika, ale w 1821 roku po odwiedzinach
w Berlinie złożył podanie o przyjęcie do armii pruskiej.
Musiał zdać egzamin przed komisją wojskową, aby
go przyjęli. Dnia 12 marca 1822 roku został mianowany
podporucznikiem i przydzielony do batalionu fizylierów
8 . Pułku Piechoty, stacjonującego w Frankfurcie nad
Odrą. Tam po raz pierwszy zetknął się z następcą
tronu, księciem Wilhelmem, podówczas 22-letnim ge­
nerałem, który ujrzawszy go paradującego w wiszącym
na nim mundurze, spytał, skąd wziął się ten oficer.
Dowiedziawszy się, że z armii duńskiej, stwierdził:
„niezbyt udany nabytek”. Po latach, już jako król,
zaprzeczał, że tak wtedy stwierdził, a wprost przeciwnie,
wszystkim chętnym słuchaczom opowiadał, że od razu
wyczuł w nim zdolnego i oddanego służbie oficera.
W październiku 1823 roku podporucznik Helmuth Moltke
został odkomenderowany do Generalnej Akademii Wojs­
kowej na trzyletni kurs. Kwalifikujący kandydatów szef
Sztabu Generalnego, generał Friedrich Karl von Muffling
(1775-1851), wyznawca mesmeryzmu, uważał że iloraz
inteligencji poznaje się po pomiarach czaszki i obwodu
głowy. Mierząc głowę Helmutha von Moltke, był za­
dowolony...
Tam podporucznik z Frankfurtu studiował wspólnie
z podporucznikiem z Kołobrzegu Albrechtem von Roon.
Tak oto poznali się: przyszły szef Sztabu Generalnego
i minister wojny. Po dwóch latach Helmuth von Moltke
rozchorował się i udał do sanatorium w Bad Salzbrunn. Po
wyleczeniu wrócił do garnizonu we Frankfurcie nad Odrą.
Chciał urozmaicić sobie nudne życie garnizonowe, a ponie­
waż miał talent literacki, postanowił go wykorzystać, aby
przy okazji nieco dorobić do oficerskiej pensji. W 1827
roku wydał powieść Die bercie Freunde. W rok potem
został powołany do odbycia służby w Biurze Topograficz­
nym Sztabu Generalnego. Wkrótce otrzymał nietypowe
zlecenie: miał opracować dzieje Polski. W 1832 roku
napisał tekst: Darstellung der Innern Verhältnisse und des
gesellschąfttlincher Zustandes im Polen. W tym samym
roku Helmuth von Moltke zaczął służbę w Sztabie General­
nym. W 1833 roku mianowany został porucznikiem,
a w 1835 roku — kapitanem.
Oficer Sztabu Generalnego — to było coś! Helmuth von
Moltke zachwycał się mundurem: niebieskim, z karmazy­
nowym kołnierzem i wyłogami haftowanymi srebrem,
z kapeluszem z białymi piórami, srebrną szarfą, epoletami...
Kosztowało to sporo, ale jaki prestiż! Wszystkie berlińskie
salony stały przed nim otworem!9.
Ale on postanowił udać się do Turcji jako instruktor
wojskowy tamtejszej armii. Szukał nowych wrażeń i do­
świadczeń. W Istambule poznał sułtana Mahmuda II i został
jego doradcą wojskowym. Za zgodą swych zwierzchników
wojskowych w Berlinie wstąpił do armii tureckiej i służył
w jej Sztabie Generalnym w Istambule. Przy okazji wykonał

9 Britannica. Edycja Polska, t. 27, Poznań 2002, s. 144.


mapę stolicy Turcji. Przygotowywał też plan działań
przeciw ofensywie wojsk egipskich Mahmuda Ali, które
zaatakowały armię turecką w Syrii. Ale sztabowcy tureccy
zlekceważyli jego rady i kontrofensywa poniosła porażkę.
Wojska egipskie 24 czerwca 1839 roku rozbiły armię
turecką Hafiza Paszy koło Nisib.
Dnia 1 lipca 1839 roku zmarł sułtan Mahmud II. W tym
samym roku wygasał dwuletni kontrakt Helmutha Moltke
jako instruktora wojskowego. Nie miał zamiaru go odnawiać
— syty przygód na Bliskim Wschodzie postanowił wrócić
do kraju. Podobno kapitan statku w Istambule, widząc
Helmutha Moltkego ubranego we wschodni strój, nie chciał
przyjąć go na pokład w charakterze pasażera. Ledwie ten
wytłumaczył mu, że jest cywilizowanym Europejczykiem.
Awansowany w kraju do rangi majora, Helmuth von
Moltke został mianowany adiutantem następcy tronu,
księcia Henryka Pruskiego (1781-1846), brata króla Fryde­
ryka Wilhelma IV, inwalidy przykutego do łóżka od
trzynastu lat, który mieszkał w Rzymie, gdzie pełnił funkcję
wielkiego mistrza zakonu joannitów. Młody major udał się
do Wiecznego Miasta, gdzie nie miał zbyt dużo obowiązków
i dlatego mógł do woli poznawać Rzym, a nawet sporządził
jego mapę topograficzną. W 1842 roku poślubił Angielkę
Marię Burt, córkę szwagra. Ojciec Marii był mężem siostry
Helmutha — Augusty.
Gdy w nocy z 11 na 12 lipca 1846 roku książę Henryk
zmarł, major Helmuth von Moltke otrzymał polecenie
przewiezienia zwłok okrętem do Niemiec. Ale podróż
morska nie służyła mu. Był typowym szczurem lądowym.
Zrezygnował z dalszego żeglowania i wysiadł w Gibraltarze,
skąd już drogą lądową dotarł do Hamburga, a stamtąd Łabą
i Hawelą przywiózł trumnę do Berlina.
Przez pewien czas pozostawał bez przydziału, jako
oficer nadliczbowy. Wreszcie 24 grudnia 1846 roku otrzy­
mał skierowanie na stanowisko pierwszego oficera sztabu
VIII Korpusu w Koblencji. Nie miał tam szczęścia do
dowódcy. Generał Ludwik Gustaw von Thile (1781-1852)
chciał nawet złożyć wniosek o zwolnienie go z powodu
„nieprzydatności do służby”. W końcu udało mu się uzyskać
przeniesienie do innego garnizonu.
GENERAŁ MOLTKE I PREMIER BISMARCK

Od 22 sierpnia 1848 roku Moltke piastował stanowisko


szefa sztabu IV Korpusu w Magdeburgu. Dnia 26 września
1850 roku został mianowany podpułkownikiem, 2 grudnia
1851 roku — pułkownikiem. 1 września 1855 roku otrzymał
funkcję pierwszego przybocznego adiutanta kolejnego księ­
cia Prus, 23-letniego Fryderyka Wilhelma. Miał wtedy 51
lat. Z dniem 1 września 1856 roku został awansowany do
stopnia generała-majora. W dniu 18 października 1857 król
powierzył mu obowiązki szefa Sztabu Generalnego; a 18
września 1858 roku mianował go przełożonym tej instytucji,
zaś 31 maja 1859 roku Helmuth von Moltke awansował na
stopień generała-porucznika1.
Uważał się za kontynuatora myśli wojskowej Karola von
Clausewitza, twórcy nowoczesnej strategii wojennej. Karol
Clausewitz jednak uważał, że wojna stanowi przedłużenie
polityki, zaś Helmuth von Moltke — inaczej. Jego zdaniem
to wojna stanowi centralny punkt działalności państwa, zaś
polityka ma przygotować najkorzystniejsze warunki jej
prowadzenia. Wojna to dobro dla ludzkości, zaś pokój
— to źródło moralnej zgnilizny. „Wieczny pokój jest

1 Britannica. Edycja Polska, t. 27, s. 145.


marzeniem, nawet nie marzeniem pięknym, natomiast
wojna stanowi element w boskim porządku świata”.
Możemy to przeczytać w Gesamnelte Schriften und
Denkwiirt igkeiten des General Feldmarschalls graf Hel­
muth v Moltke 2.
W 1859 roku generał Moltke powołał sekcję Kolei
Żelaznych przy II oddziale Sztabu Generalnego. Zajmował
się też takimi sprawami, które raczej nie leżały w kom­
petencji Sztabu Generalnego, powołanego przecież do
planowania wielkich operacji wojskowych. Walczył mia­
nowicie o ujednolicenie kalibrów broni, zredukowanie
wagi tornistra żołnierskiego do minimum, rezygnację
ze sztywnych i niewygodnych mundurów. O te sprawy
staczał boje z ministrem wojny generałem Albrechtem
von Roon, zresztą, jak wiadomo, kolegą z Akademii
Wojskowej.
Moltke nie czuł jednak sympatii do tego „niezgrabnego
Pomorzanina”, a z kolei Albrecht von Roon uważał, że szef
Sztabu Generalnego wtrąca się w jego kompetencje. A on
chciał wreszcie zreorganizować armię pruską!
Do tej pory organizacja armii pruskiej opierała się na
ustawach z lat 1814-1815 wprowadzających powszechną
służbę wojskową. W 1850 roku Prusy liczyły 18 milionów
ludności, a więc powinny mieć 65 tysięcy rekrutów; miały
około 40 tysięcy. Brakowało środków finansowych na ich
utrzymanie. Co roku około 25 tysięcy zdolnych do służby
wojskowej przechodziło tylko krótkie przeszkolenie wojs­
kowe i zaliczane było do landwery drugiego powołania,
czyli mogło jedynie obsadzać twierdze albo służyć w for­
macjach tyłowych. Rekruci powołani do odbycia zasad­
niczej służby wojskowej musieli strawić na nią 12 lat.
Projekt reformy opracowany przez generała Roona przewi­
dywał utrzymanie trzyletniej służby wojskowej, przedłuże-
2 Gesamnelte Schriften und Denkwiirt Feldmarschalls graf Helmuth v.
Moltke, t. V, Berlin 1892, s. 194.
nie do 5 lat służby w rezerwie liniowej, zniesienie równo-
rzędności armii i landwery i rozdzielenie ich, ale z pod­
daniem landwery kontroli oficerów liniowych. Miało po­
wstać kosztem 9,5 mln talarów dodatkowo 39 pułków
piechoty i 10 kawalerii 3.
Posłowie Landtagu mieli jednak zastrzeżenia do pro­
jektu. Wtedy rząd go wycofał. Premier uznał, że o składzie
i strukturze armii powinien decydować jedynie król.
Rola parlamentu sprowadza się jedynie do uchwalenia
budżetu dla armii i nawet nie powinien on wnikać,
na co idą konkretne wydatki wojskowe. Rząd przystąpił
do reorganizacji wojska, a parlament uchwalił prowi­
zoryczny budżet wojskowy. Ale po wyborach w grudniu
1861 roku, gdy świeżo powstała Niemiecka Partia Po­
stępowa zdobyła ponad sto mandatów, sytuacja zmieniła
się diametralnie. Landtag domagał się dokładnego roz­
liczenia z wydatkowania na wojsko. Król rozwiązał
wtedy parlament i powołał nowy rząd pod kierunkiem
księcia Adolfa Hohenlohe-Ingelfingen. Nowe wybory
w maju 1862 roku jednak nie dały satysfakcji królowi,
bowiem liczba mandatów Niemieckiej Partii Postępowej
wzrosła do 135 4.
Tymczasem generał Moltke zajmował się tym, do czego
był powołany: zaprzągł Wielki Sztab Generalny do studio­
wania sił militarnych państw europejskich. Generał przy­
kładał dużą wagę do nauki i w 1859 roku usiłował powołać
przy Wielkim Sztabie Generalnym Wydział Nauk Wojen­
nych. Niestety, zawistny minister wojny odrzucił pomysł.
Widocznie uważał, że zadania te spełnia wystarczająco
Akademia Wojskowa. Jego istnienie zostało dopiero za­
twierdzone w 1867 roku, drogą okrężną, dzięki tzw.
dodatkowemu budżetowi, który przydzielał 21 etatów dla
oficerów do pracy naukowej.
3 C z a p l i ń s k i , G a l o s , K o r t a, op.cit., s. 547.
4 ibid., s. 548.
Sztab Generalny dzielił się na trzy oddziały: Obce Armie
Wschód, Armie Niemiec i Kolej, Obce Armie Zachód.
Oficerowie Sztabu Generalnego zdobywali doświadczenie,
studiując historię wojen, a także kształcąc się praktycznie.
Dokonywali wizji lokalnych w terenie, wykonywali zadania
rozpoznawcze, zdobywali wiedzę na temat nowej techniki
wojskowej. Gromadzili wiedzę o armiach państw obcych,
zarówno francuskiej, rosyjskiej, jak Austrii i państw Związ­
ku Niemieckiego.
„Trzeba znać: «teatry wojny», potrafić wyobrazić sobie
ewentualne teatry działań wojennych, role i wystąpienia
walczących, akty i kolejność scen w dramacie wojennym
— aż do finału, którym miało być zwycięstwo własnej
armii, ale mogłaby być nim również porażka, jeśli sztabow­
cy wcześniej prawidłowo nie przemyśleli i nie zaplanowali
wszystkiego”.
Tak uważał generał von Moltke 5.
Pruscy sztabowcy dokładnie przestudiowali dzieje wojny
1859 roku w Lombardii, którą prowadziła Francja wspólnie
z Królestwem Sardynii przeciw Austrii, zakończoną, jak
wiadomo, bitwą koło Solferino. Generał von Moltke opra­
cował wydaną przez Sztab Generalny Kampanię włoską
z roku 1859. Znalazł się w nim nie tylko opis wojny, ale
też komentarz na jej temat, gdzie szef Sztabu Generalnego
sformułował zasady taktyczno-strategiczne.
Wojska austriackie przegrały bitwy pod Magentą i Sol­
ferino z braku jednolitego, a tym samym zdecydowanego
dowództwa — uważał. Feldcechmistrz Franciszek von
Guylai miał za dużo doradców wzajemnie od siebie
niezależnych. Każdy radził dowódcy co innego, przez co
ten ostatni miał mętlik w głowie. Kwatera Główna nie
może być „obradującym zgromadzeniem”. Potrzebny jest
jeden dowódca i jeden doradca, który może przedstawić

5 Franz H e r r e , Moltke, s . 1 8 1
jedną tylko opinię. To szef Sztabu Generalnego, który
zbiera istotne fakty, łączy je ze sobą, wyciąga wnioski
i podejmuje decyzję. Reguły, według których należy działać,
mają być wyprowadzone z faktów. Dotyczy to m.in.
nowych środków przemieszczania, a także udoskona­
lonych środków niszczenia przeciwnika. Kolej, użyta
zresztą po raz pierwszy na dużą skalę w kampanii
włoskiej 1859, zmieniła zasady prowadzenia wojny, a naj­
bardziej element ruchu. Odległości zaczęły znikać, a za­
stosowanie karabinów i armat z gwintowanymi lufami
spowodowało zmiany w taktyce. Kawaleria nie mogła
już szarżować na ścianę ognia karabinowego, piechota
stosować frontalnego ataku, zaś artyleria musiała walczyć
na odległość6.
Nie zamsze pruscy sztabowcy i wyżsi dowódcy chcieli
słuchać opinii Moltkego. Minie wiele lat, zanim jego
przełożeni zarzucą stare poglądy dotyczące prowadzenia
wojen.
Tymczasem we wrześniu 1862 roku konflikt między
Landtagiem a królem Wilhelmem I i wspierającym go
generałem Roonem doszedł do zenitu. Parlament nie chciał
nawet uchwalać prowizorium budżetowego. Zdesperowany
król myślał wtedy o abdykacji. Ale jego syn, książę
Fryderyk Wilhelm, odmówił przyjęcia tronu. Wilhelm I
nadal musiał borykać się z zaistniałą sytuacją. Książę
Adolf Hohenlohe proponował mu, aby powołać Ottona von
Bismarcka w skład rządu. Król jednak wahał się, a jego
żona królowa Augusta twierdziła wręcz:
— Przecież to skrajny reakcjonista! Może przysporzyć
kłopotów !
Wobec tych wszystkich wątpliwości król na razie po­
stanowił mianować Ottona von Bismarcka posłem Prus
w Paryżu. W końcu czerwca 1862 roku hrabia znalazł się

6 ibid.. s. 183.
w stolicy Francji. Ale już w lipcu udał się na urlop do
Normandii, a potem w Pireneje. Gdy jednak na początku
września wrócił do Paryża, minister spraw zagranicznych
Albrecht von Bemstorf (1809-1873) nakłonił go do stawie­
nia się w Berlinie:
— Król wezwał, aby pan przybył. Radzę panu zrobić to
natychmiast, ponieważ Jego Wysokość wkrótce znowu
wyjedzie.
Zaraz potem odezwał się generał von Roon. Szykowało
się odrzucenie przez parlament zgody na podniesienie
wydatków na reorganizację armii. Trzeba było ratować
sytuację. Dlatego generał napisał w swym telegramie:
„Potrzeba szybkiej pomocy. Niech się pan pośpieszy. Wuj
Mariusza Henniga” 7.
Mariusz Hennig był rzeczywiście siostrzeńcem generała.
Po prostu hrabia Bismarck umówił się wcześniej z Alb­
rechtem von Roon, że tym nazwiskiem będzie podpisywał
korespondencję do niego na wszelki wypadek, jeśli ktoś
niepowołany chciałby ją czytać.
W tej sytuacji pruski poseł ruszył w podróż pociągami
pośpiesznymi i ekstrapocztą. Do Berlina dotarł po 25
godzinach. Generał Roon przyjął go od razu i rozmawiał
z nim na temat objęcia funkcji szefa rządu.
— Nie ukrywam, że pewne dość reprezentatywne koła
dworskie uważają pana za męża opatrznościowego — stwier­
dził. — Musimy przekonać króla, aby mianował pana
premierem.
Bismarck rozmawiał też 20 września z następcą tronu,
Fryderykiem Wilhelmem Mikołajem. Gdy potem generał
Roon proponował królowi, aby mianował Bismarcka pre­
mierem, ten odparł:
— Z niego też nic nie będzie; przecież był już u mojego
syna!

7 K r o c k o w , op. cit, s . 9 4 .
Mimo to generał Roon przekonał króla, aby przynajmniej
przyjął Bismarcka. Po powrocie generał oświadczył:
— Król ciągle się waha. Ale zaprasza pana do swej
rezydencji w Babelbergu. Może przekona go pan osobiście.
22 września 1862 roku Otto von Bismarck zjawił się
w rezydencji króla Wilhelma. Przez dwie godziny roz­
mawiali, a potem wspólnie spacerowali po parku dworskim.
Król nie ukrywał, że nosi się z zamiarem abdykacji, ale
jego gość odwiódł go od tego.
— Proszę mi powiedzieć, jaki byłby pański program,
gdybym mianował pana premierem — spytał król Wil­
helm I.
— Przede wszystkim będę dążył do utrzymania autorytetu
monarchy przeciw reprezentacji kraju. Zwłaszcza przeciw
opozycji liberałów — oświadczył Otto von Bismarck.
— Czy poprze pan reorganizację wojska?
Hrabia Bismarck odparł twierdząco. Wilhelm zapytał
znowu:
— Czy również wbrew większości parlamentu i jego
uchwałom?
Otto von Bismarck skinął potakująco głową. Wówczas
monarcha zakomunikował:
— W tej sytuacji jest moim obowiązkiem podjąć wspól­
nie z panem próbę dalszej walki i dlatego nie abdykuję 8.
Następnego dnia Landtag odrzucił w głosowaniu wniosek
rządu o podniesienie budżetu wojskowego. Król już się nie
wahał. Po południu wezwał do swego pałacu Ottona
hrabiego von Bismarcka.
— A więc kolej na pana. Mianuję pana premierem
rządu pruskiego. Kogo widzi pan na stanowisku ministra
spraw zagranicznych?
— Siebie — odparł nowy premier. — Sam będę kierował
polityką zewnętrzną Prus.

8 K r o c k o w , op. cit, s . 9 5 .
Generał Moltke prywatnie nie lubił Ottona von Bismar­
cka. Nie odpowiadał mu ten „szlachciura”, zatwardziały
Prusak, „major rezerwy, który strzelał obcasami głośniej
niż major w służbie czynnej”. Ale choć do niego nieco
uprzedzony, gotów był „zawrzeć koalicję z silnym czło­
wiekiem” 9.
Gdy już pruscy politycy dowiedzieli się, kto został
premierem, na forum Landtagu zabrał głos liberalny poseł
Maksymilian Forckenbeck (1821-1892):
— Nominacja Ottona von Bismarcka oznacza rządy bez
budżetu, za pomocą szabli wewnątrz, a wojnę — na
zewnątrz. Uważam go za ministra najgroźniejszego dla
wolności i szczęścia Prus.
Giełda na wieść o mianowaniu Ottona von Bismarcka
premierem zareagowała obniżką kursów. Ale nowy szef
rządu ani myślał przejmować się tym. Na początku swego
urzędowania złożył symboliczny hołd, jako wasal branden­
burski, swemu monarsze. Przy okazji oświadczył:
— Jestem gotów rządzić bez sejmu i bez uchwalonego
budżetu na mocy uprawnień Korony i będę to czynił
dopóty, dopóki będę się cieszył zaufaniem Waszej Kró­
lewskiej Mości.
30 września premier Otto von Bismarck oświadczył na
posiedzeniu komisji budżetowej:
— Niemcy spoglądają nie na liberalizm Prus, ale na ich
potęgę. Wielkie problemy czasu rozstrzyga się krwią
i żelazem, a nie przemówieniami, ani głosami większości
parlamentarnej.
Witold Jakóbczyk, autor polskiej popularnej monografii
o Ottonie Bismarcku, skomentował to następująco:
„Był to najistotniejszy sens prusactwa, w całej pełni
uosobionego w nowym premierze. Odtąd nie należało już
żywić złudzeń co do kierunku dalszej ewolucji Prus” 10.
9 H e r r e , op. cit., s. 202-203.
10 J a k ó b c z y k , op. cit. , s . 5 2 .
W interesie Prus Otto von Bismarck pomógł Rosji przy
okazji wybuchu powstania styczniowego w Królestwie
Polskim. Wysłał do stolicy Rosji królewskiego adiutanta
generalnego generała Gustawa von Alvenslebena, aby
zaproponował w Petersburgu współpracę z Rosją w walce
z powstaniem. Dnia 8 lutego 1863 roku oba państwa
zawarły konwencję. Liberalna opozycja w parlamencie
skrytykowała jednak to posunięcie rządu. W maju 1863
roku wystosowała adres do króla. Zażądała w nim zmiany
gabinetu, którego polityka prowadziła, jej zdaniem, do
odosobnienia Prus w Europie. Król był innego zdania i 27
maja rozwiązał parlament, a premier Bismarck wydał
1 czerwca 1863 roku zarządzenie zaostrzające kontrolę nad
prasą i ograniczające swobodę słowa oraz zgromadzeń.
Nie da się jednak ukryć, że Prusy z Konwencji Alvens­
lebena wynosiły korzyści przez wiele lat. Miały zapewnioną
neutralność Rosji w rozgrywkach z Danią, Austrią i Francją.
Kolejne polityczne posunięcie premiera to sprzeciw
wobec wyjazdu króla do Frankfurtu na zaproponowane
przez Austrię rozmowy w kwestii reformy Związku Nie­
mieckiego.
— Tam nie mamy nic do roboty — stwierdził Otto von
Bismarck. — Naszym zadaniem jest osłabić i zlikwidować
Związek Niemiecki. W tym tkwi interes Prus 11.
Tymczasem pruskiego premiera czekała pierwsza mili­
tarna próba sił. W listopadzie 1863 roku król Danii
Christian IX (1818-1906) postanowił włączyć do swego
państwa księstwo Schleswig, a księstwom Holstein i Lauren-
burg nadać nową konstytucję.
Księstwo Schleswig, graniczące na południu z księstwem
Holstein, na północy z Jutlandią, na wschodzie z Bałtykiem,
obejmujące część Półwyspu Jutlandzkiego, rozciągało się
na przestrzeni 8375 kmkw. Pośrodku i na wschodzie

11 J a k ó b c z y k , op. cit., s . 5 3 .
znajdowała się równina poprzecinana pagórkami, z malow­
niczymi krajobrazami nadmorskimi, na zachodzie zaś
— płaska nizina zabezpieczona od wylewów morza wyso­
kimi groblami. W najdawniejszych czasach zachodnie
wybrzeże Schleswigu ciągnęło się dalej w morze, które
zalało potem ten teren, zostawiając najwyższe punkty jako
wyspy Romö, Sylt, Fohr, Pelwaron, Nordstrand i kilka
mniejszych. W pobliżu wybrzeża wschodniego leżało kilka
wysp należących do księstwa Schleswig, m.in. górzysta
Alsen, Arrö i Fernem. Największa rzeka księstwa — Eider
— wypływała z terenów księstwa Holstein i tworzyła
południową granicę tego kraju. Wzdłuż całej krainy ciągnęły
się bagna. Schleswig zamieszkiwało 380 tysięcy osób
pochodzenia sasko-niemieckiego, fryzyjsko-niemieckiego
i duńskiego. Niemcy przeważnie mieszkali w większych
miastach, zwłaszcza w mieście Schleswig i w Flensburgu.
Księstwo Schleswig stanowiło kiedyś południowe kresy
Danii i nosiło nazwę Sonderjylland, czyli Południowa
Jutlandia. Potem zagarnęli je Sasi. Po pewnym czasie
wróciło do Danii, aby — po panowaniu Waldemara
Wielkiego, który zanim został królem duńskim był księciem
Schleswigu, i Waldemara Zwycięskiego — odpaść od niej.
Wtedy właśnie księstwo Schleswig połączyło się z księst­
wem Holstein.
Z kolei księstwo Holstein graniczyło na północy ze
Schleswigiem, na wschodzie z Bałtykiem, okręgiem Lubeki,
księstwem Laurenburg, na południowym zachodzie z Ham­
burgiem i Hanowerem, od którego oddzielała go Elba, na
zachodzie z Morzem Północnym. Liczyło 7400 kmkw.
i 480 tysięcy mieszkańców. W jego skład wchodziły:
Marschland, czyli pogranicze, obszar odzyskany z morza,
stykający się na zachodzie z Schleswigiem, oraz Gestland
(stepy). Holstein miał wygląd równiny, z małymi pagórkami
i przecinającym ją wzdłuż z południa na północ piaszczys­
tym pasmem. Na wschodzie znajdowały się jeziora i rzeki,
a na granicy północnej — kanał Schleswig-Holstein, łączący
rzekę Eider z Morzem Północnym.
Pierwsza wzmianka o księstwie Holstein pochodzi z cza­
sów Karola Wielkiego, który przyłączył je do swego
państwa. Schleswig zamieszkiwali wtedy Anglowie i Fry­
zowie, którzy walczyli z Duńczykami. Książę Schleswigu
Waldemar został w 1156 roku królem Danii. Jego syn
Waldemar II przyłączył do Danii księstwo Holstein, zamie­
szkałe przez ludność niemiecką, które handlowało zbożem
i bydłem z miastami Hanzy, a także eksportowało...
najemnych żołnierzy.
Oba księstwa walczyły z Danią, która usiłowała je sobie
podporządkować. W XV wieku kolejny książę Schleswigu,
Christian I, został królem Danii i połączył trzy kraje unią
personalną. Oba księstwa miały jednak bardzo dużą auto­
nomię. Walczyły w nich jednak ciągle dwa żywioły: duński
i niemiecki. Pierwszy chciał oderwać Schleswig od Holstein
i włączyć do Danii; drugi chciał je zjednoczyć i uczynić
niepodległymi.
Po śmierci króla duńskiego Fryderyka VII księstwa
Schleswig i Holstein stały się dziedzictwem głowy młodszej
linii królewskiej, księcia Fryderyka Christiana Karola
Augusta Augustenburga (1798-1869), szwagra króla duńs­
kiego Fryderyka VI (1808-1839).
Jednakże stany duńskie uchwaliły, że oba księstwa
stanowią nierozerwalną część Danii. Mimo to w 1848 roku
król pruski uznał, że mają one prawo do niepodległości.
Popierany przezeń książę von Augustenburg utworzył rząd
tymczasowy. Wtedy wojska duńskie zajęły kraj. Król Prus
interweniował, wysyłając do księstwa Holstein korpus pod
wodzą generała Fryderyka Henryka Emila hr. von Wrangel
(1784-1877), rodem ze Szczecina, zajmując Redsburg.
Wojna przebiegała ze zmiennym szczęściem dla obu stron,
ale ostatecznie 6 lipca 1848 roku wojska pruskie poniosły
klęskę koło twierdzy Fredericia i opuściły Holstein.
Po zawarciu traktatu pokojowego w 1850 roku oba
księstwa wróciły pod władzę Danii. Prusy jednak nie
chciały tolerować tego stanu rzeczy, zwłaszcza że Holstein
należał do Związku Niemieckiego. Po ogłoszeniu wspo­
mnianej decyzji króla Christiana IX w listopadzie 1863
roku Związek Niemiecki uznał niezależność księstw
i prawo do sprawowania tam władzy przez księcia Fryde­
ryka Augustenburga jako posiadającego najlepsze prawa
do dziedziczenia. Z kolei posłowie frakcji liberalnej
w pruskim Landtagu uznali, że sprawa księstw Schleswig
i Holstein daje sposobność do wykazania jedności Nie­
miec. Wezwali rząd do objęcia kierownictwa nad ruchem
narodowym.
Ale premier pruski miał inny pomysł. Oczywiście uważał,
że należy wypowiedzieć wojnę Danii, ale nie chciał na
razie jej zaczynać, aby nie uchodzić w Europie za agresora.
Musiał mieć poparcie innych państw niemieckich. Udało
mu się przekonać i wciągnąć do wojny w styczniu 1864
roku, jako członków koalicji, Austrię oraz królestwa
Saksonii i Hanoweru, które zostały upoważnione przez
Związek Niemiecki do interwencji w Danii. Dnia 16
stycznia 1864 roku Austria i Prusy wystosowały ultimatum,
żądając w ciągu 48 godzin cofnięcia nowej konstytucji
duńskiej z 18 listopada 1863 roku.
Dnia 21 stycznia 1864 roku awansowany do stopnia
feldmarszałka Fryderyk von Wrangel na czele dwóch
korpusów pruskich liczących 37 tysięcy żołnierzy i korpusu
austriackiego (23 tysięcy żołnierzy) przekroczył rzekę Erder,
stanowiącą granicę z księstwem Holstein 12.
Generał Moltke opracował plan kampanii. Jego zdaniem
wojska pruskie powinny atakować pozycje ryglowe w księs­
twie Schleswig i równocześnie obchodzić ich prawe skrzyd­
ła, aby odciąć drogę odwrotu głównym siłom przeciwnika,

12 C z a p l i ń s k i , G a l o s , K o r t a, op.cit., s. 555.
po czym je zniszczyć. W tej sytuacji cała wojna nie
powinna trwać dłużej niż osiem dni. Ale feldmarszałek
Wrangel, który został dowódcą połączonych sił, delektował
się prowadzeniem działań wojennych wedle dawnych,
klasycznych reguł i dlatego miał inną ich koncepcję. Bez
ustanku powtarzał: „Cała naprzód”, aż stało się to jego
przezwiskiem w armii.
Prawe skrzydło połączonych wojsk stanowił I Korpus
pruski dowodzony przez księcia Fryderyka Karola, liczący
25 tysięcy żołnierzy, środek — korpus austriacki pozo­
stający pod dowództwem feldmarszałka-porucznika Lud­
wika Gablenza, liczący 21 tysięcy żołnierzy, lewe skrzydło
— pruski Korpus Gwardii, którego dowódcą był gen. von
der Mulbe (10 tysięcy żołnierzy).
Korpus Gwardii miał osłaniać zachód ugrupowania,
korpus austriacki atakować z Redsburga na Dannevirke,
I Korpus pruski z rejonu Kilonii, na Echenforde i Missunda,
przejść rzekę Schlei i zajść od tyłu armię duńską koło
Dannevirk 13.
Armia duńska, dowodzona przez 70-letniego generała
Christiana Juliusza de Meza (1792-865) i licząca 35
tysięcy żołnierzy, unikała jednak okrążenia przez wojska
sprzymierzone i toczyła z nimi walki opóźniające ich
pochód. Oddziały austriackie walczyły z nią na przed­
polach Dannevirke koło Ober Selk i Jager. Natomiast
dywizje pruskie stoczyły bój z Duńczykami koło Misunde,
gdzie poniosły porażkę. W końcu w nocy z 5/6 lutego
sforsowały rzekę Schlei. Ale wojska duńskie i tym razem
nie dały się rozbić. Opuściły pozycje Dannevirke i zajęły
ciągnące się przez trzy kilometry umocnione stanowiska
koło Dybbol (Doppel Schonzen) i Fredericji. Dnia 19
lutego wojska austriackie doszły do Kolding, gdzie znaj­
dowała się granica księstwa Schleswig z Danią. Wtedy

13 Zdzisław G r o t , Pruska polityka narodowościowa w Szlezwiku, s . 7 0 .


nastąpił impas w ofensywie wojsk sprzymierzonych, m.in.
z powodu dużych mrozów.
Król pruski postanowił wysłać na front generała Moltke,
aby ten na miejscu opracował kolejny plan. Generał pojechał
pociągiem, co chwila przystającym w zaspach, trzęsąc się
z zimna. Mróz dochodził już do 40 stopni C. Na miejscu
generał Moltke doszedł do wniosku, że jedyne, co można
zrobić, to wkroczyć całą armią do Jutlandii i tam rozprawić
się z wojskami duńskimi. Ale król zabronił naruszania
granicy z Danią. Dopiero 6 marca 1864 roku Prusy i Austria
uzgodniły, że ich wojska wkroczą na tereny duńskie.
Tymczasem feldmarszałek Wrangel zarządził szturm na
szańce Dybb0 l. Stanowiły one swego rodzaju duńską linię
Maginota i były dobrze umocnione: posiadały sześć redut
w pierwszym rzucie oraz cztery reduty w drugim. Uderzyło
na nie sześć kolumn dywizji generała Albrechta von
Mansteina; walka była zacięta. Żołnierz landwery z West­
falii, Klinke, wyrwał za pomocą eksplozji część opalowania,
stwarzając innym żołnierzom pruskim szansę wdarcia się
w głąb umocnień, ale sam przy tym zginął. Koledzy wdarli
się jednak do wnętrza szańców i 18 kwietnia 1864 roku
zdobyli je wraz z 118 działami, tracąc przy tym 11.81
zabitych i rannych. Padła też twierdza Fredericia, oblegana
od 9 marca do 28 kwietnia, stanowiąca jakby bramę do
Jutlandii i na wyspę Fonia. Wówczas wojska duńskie
wycofały się na wyspę Alsen 14.
Król pruski planował zajęcie Jutlandii. Gdy spytał
szefa Sztabu Generalnego, co o tym myśli, ten odparł
bez wahania:
— To powtórka błędów przy szturmie Dybb0 l.
Król początkowo zżymał się, ale w końcu mianował
go szefem sztabu dowództwa połączonych armii wal­
czących z Danią.

14 ibid., s. 71.
Dnia 2 maja 1864 roku generał Helmuth von Moltke
zjawił się w głównej kwaterze w Veille, gdzie zaczął
planować dalsze działania wojenne. W tydzień później,
9 maja, dowiedział się o bitwie morskiej między eskadrą
austriacko-pruską pod wodzą austriackiego admirała Wil­
helma von Tegetthoff i duńską dowodzoną przez komandora
Edwarda Suensona.
Dotąd flota duńska skutecznie blokowała porty pruskie
i słabe siły morskie Królestwa Prus, które nie miały
możliwości ani szans zmierzenia się z nią na pełnym
morzu. Wówczas cesarz Franciszek Józef I, który dys­
ponował na Adriatyku całkiem niezłą flotą wojenną, wysłał
na Morze Północne dwie fregaty. Połączyły się one z prus­
kimi jednostkami pływającymi i szukały na Morzu Północ­
nym przeciwnika.
Eskadra austriacko-pruska składała się z dwóch parowych
fregat „Schwarzenberg” (50 dział) i „Radetzky” (31 dział)
oraz trzech pruskich kanonierek. Natomiast Duńczycy mieli
także parowe fregaty „Niels Juel” (42 działa) i „Jylland”
(44 działa) oraz korwetę „Heimden” (16 dział).
Obie eskadry spotkały się na południowy wschód od
wyspy Helgoland należącej wówczas do Wielkiej Brytanii.
Rozpoczęła się wymiana strzałów armatnich. Bitwa nie
zakończyła się jednak pomyślnie dla floty sprzymierzonych.
Fregata „Schwarzenberg” stanęła w płomieniach, a na
pokładzie znalazło się 37 zabitych oraz 92 rannych mary­
narzy austriackich. W tej sytuacji eskadra austriacko-pruska
wycofała się w rejon wyspy Helgoland. Duńczycy mogli
uznać, że zwyciężyli w tej bitwie. Tego samego dnia obie
wojujące strony dokonały zawieszenia broni trwającego do
25 czerwca 1864 roku. Miały spotkać się na konferencji
pokojowej w Londynie. W międzyczasie król Prus mianował
swego bratanka, księcia Fryderyka Karola, dowódcą wojsk
sprzymierzonych w miejsce osiemdziesięcioletniego feld­
marszałka Fryderyka Wrangla. Książę Fryderyk Karol
niedługo zabawił w sztabie. Przekazał dowództwo genera­
łowi Moltke i udał się na urlop.
Konferencja pokojowa w Londynie nie przyniosła żad­
nych rezultatów. W tej sytuacji 29 czerwca 1864 roku
o godz. 2.00 wojska pruskie wznowiły działania wojenne
i dokonały inwazji na wyspę Alsen. Zaplanował ją generał
Moltke. Z satysfakcją obserwował, jak pruski desant
przeprawiał się na 50 łodziach i po cichu zbliżał się do
brzegów wyspy. Dopiero po pewnym czasie zaskoczony
przeciwnik zorientował się, co się święci, i rozpoczął
chaotyczny ogień artyleryjski w kierunku łodzi. Baterie
pruskie odpowiedziały ogniem. Wtedy zabrały głos stufun-
towe działa krążownika duńskiego „Krak Rolf’, ale jak się
okazało — bez wielkich efektów. Pociski wpadały do
wody, nie wyrządzając większych szkód desantowi. W mię­
dzyczasie żołnierze pruscy dotarli do wyspy i rozpoczęli
natarcie na pozycje nieprzyjaciela. Wojska duńskie broniły
się słabo. O godz. 10.00 wyspa Alsen została całkowicie
zajęta przez desant pruski.
W międzyczasie wojska austriackie zajęły wiele miejsco­
wości w Jutlandii, dochodząc 12 lipca do Skagen, najdalej
wysuniętej miejscowości na północ półwyspu. Z kolei pruski
Korpus Gwardii zajął północno-zachodnią Jutlandię. Wojna
przybierała dla Danii niekorzystny obrót. Dlatego król duński
poprosił o kolejne zawieszenie broni. Tym razem potrwało
ono do 20 lipca. Wkrótce władze duńskie zorientowały się, że
dalsza walka z połączoną armią prusko-austriacką nie ma już
sensu. Mocarstwa europejskie, na których pomoc Dania
liczyła, niestety zawiodły. Nie sprzyjała temu ówczesna
sytuacja międzynarodowa. Rosja była zajęta likwidacją
skutków powstania styczniowego w Polsce, Francja skłóciła
się z Wielką Brytanią, która z kolei nie chciała występować
sama w obronie Danii. Premier pruski doskonale wiedział, że
nikt na kontynencie europejskim nie ujmie się za Danią. W tej
sytuacji król duński musiał prosić o pokój.
Zwycięzcy zażądali zrzeczenia się praw Danii do
księstw Schleswig, Holstein i Laurenburg. Uczynił to
formalnie z dniem 1 sierpnia 1864 roku król Danii
Christian IX. Traktat pokojowy z Danią został podpisany
30 października 1864 w Wiedniu. W jego wyniku koalicja
austriacko-pruska faktycznie zagarnęła księstwa nadłabs-
kie, choć ich status prawny pozostawał ciągle niewiado­
my. Generał Helmuth von Moltke w uznaniu zasług
w wojnie został odznaczony w Wiedniu przez cesarza
Franciszka Józefa I Wielkim Krzyżem Orderu Leopolda,
a przez króla Wilhelma I w Berlinie — Orderem Korony
I klasy z Mieczami. Potem wrócił do zdobytych księstw,
gdzie przebywał jeszcze do 16 grudnia 1864 roku. Podob­
no zastanawiał się nad przejściem na emeryturę. Właś­
ciwie osiągnął wszystko, co mógł osiągnąć w państwie
pruskim: wysoką funkcję i stopień wojskowy w armii,
sławę zwycięzcy, uznanie władców, wysokie odznaczenia.
Czy zatem nie czas na przejście w stan spoczynku?
Okazało się jednak, że dla niego największe triumfy miały
dopiero nadejść.
Jak było do przewidzenia, przyszły status księstw nad-
łabskich stał się kością niezgody między Prusami i Austrią.
Premier Bismarck chciał zachować je jedynie dla Prus.
Cesarz austriacki miał w tej kwestii odmienny pogląd.
Sytuacja zaogniała się i groziła wybuchem wojny. Ale
Prusy nie były jeszcze gotowe do rozprawy z Austrią, więc
premier Bismarck zaproponował rokowania. Odbyły się
one w dniach 20-24 sierpnia 1864 roku w Schönbrunn.
Wzięli w nich udział ze strony Prus król Wilhelm I i premier
Bismarck, zaś ze strony Austrii cesarz Franciszek Józef I
i jego minister spraw zagranicznych Johann Bernard hr.
Rechberg.
Propozycje Austrii były następujące: południe i środek
Niemiec pozostaną pod wpływami Austrii, północ — Prus,
które ponadto otrzymają we władanie księstwa nadłabskie.
Potem jednak cesarz Franciszek Józef zdymisjonował
hrabiego Rechberga i powołał na jego miejsce Aleksandra
hr. Mensdorffa Pouilly, który był zwolennikiem twardego
kursu politycznego wobec Prus i utrzymania wpływów
austriackich w całych Niemczech. Wówczas Austria
usztywniła swe stanowisko: domagała się oddania
księstw nadłabskich Fryderykowi Christianowi Augus­
towi księciu von Augustenburg-Schleswig-Holstein-Son-
denburg (1829-1880), zwanemu Fryderykiem VIII, sy­
nowi księcia Fryderyka Christiana Karola Augusta, notabene
przyjacielowi księcia Fryderyka Wilhelma Mikołaja, na­
stępcy tronu pruskiego ze studiów na uniwersytecie w Bonn.
Książę Augustenburg miał być w księstwach nadłabskich
udzielnym władcą. Premier Bismarck jednak ani myślał
przyjmować te sugestie. Po co mu kolejny marionetkowy
władca niemiecki? Nic, tylko kłopot. Ale naciskany przez
dyplomację austriacką i być może trochę przez pruskiego
następcę tronu, łaskawie podał 22 lutego 1865 roku, na
jakich warunkach może zgodzić się na istnienie quasi-
-niepodległych księstw Schleswig i Holstein oraz na osa­
dzenie na tronie księcia Fryderyka Augustenburga.
Były one następujące: Kilonia stanie się pruską fortecą
wojenną, fortyfikacje Redsburga przejmie Związek Niemie­
cki, ale będzie tam stacjonować załoga pruska, a armia
księstwa zostanie poddana nadzorowi pruskiego Ministers­
twa Wojny. Prusy będą mogły zbudować tam kanał, który
połączy Marchię Północną z Bałtykiem.
Oczywiście były to warunki nie do przyjęcia dla księcia
Fryderyka Augustenburga, który w gruncie rzeczy otrzy­
mywał status namiestnika pruskiego z pustym tytułem
suwerena.
Sytuacja groziła wybuchem wojny prusko-austriackiej.
Ale obaj władcy uznali, że nie ma sensu bić się o same
księstwa. Ostatecznie obie strony, czyli Prusy i Austria,
zgodziły się na kompromis. Dnia 14 sierpnia 1865 roku ich
przedstawiciele podpisali konwencję w Bad Gastein. Na jej
mocy księstwo Holstein zostało oddane w administrację
Austrii, zaś księstwo Schleswig — w administrację Prus,
które też otrzymały nadzór nad portem w Kilonii. Ponadto
leżące na południowym wschodzie księstwo Laurenburg
(1263 kmkw.) Prusy kupiły od Danii za 2,5 mln talarów.
Mimo pomyślnego załatwienia sprawy premier Prus nie
miał żadnych złudzeń co do postawy Austrii. Był to
niebezpieczny przeciwnik stojący na drodze do zjednoczenia
Niemiec przez jego kraj i należało go wszelkimi sposobami
unieszkodliwić, aby więcej nie przeszkadzał.
W tym celu premier podjął działania dyplomatyczne
na arenie europejskiej. Najbardziej tutaj liczyła się postawa
Francji jako największego państwa na zachodzie Europy,
która nieraz dowiodła, że jest antagonistką Austrii. Dlatego
należało wszelkimi sposobami przeciwdziałać jej zbliżeniu
do Austrii. Stąd też we wrześniu 1865 roku premier
pruski rozmawiał w Biarritz z cesarzem Napoleonem III
i wymógł na nim zgodę na sojusz prusko-włoski. Nie
zawahał się przy tym obiecać cesarzowi francuskiemu
odstąpienie terenów pogranicznych. Cesarz Napoleon III
koniecznie chciał przywrócenia wschodniej granicy z 1814
roku, co pozwoliłoby mu uśmierzyć opozycję narastającą
wewnątrz kraju 15.
Poza tym być może Napoleon III sądził, że jeśli Prusy
wdadzą się w przewlekłą wojnę, w której poniosą klęskę,
to Francja wyciągnie z tego korzyści.
Tymczasem książę Fryderyk von Augustenburg na razie
nie rezygnował ze swych aspiracji do rządzenia w księst­
wach połabskich. Ciągle marzył o tronie i zdobywał coraz
większą sympatię w kręgach polityków austriackich. Doko­
nał nawet uroczystego wjazdu do Al tony, stanowiącej
stolicę księstwa Holstein, jako udzielny władca obu księstw.

15 C z a p 1 i ń s k i, G a 1 o s, K o r t a, op. cit., s. 556.


Prawnicy pruscy wykazali bezpodstawność jego roszczeń
do sukcesji i 11 września 1865 roku opublikowali w tej
sprawie dokument. Mimo to władze austriackie nadal
tolerowały jego obecność w księstwie Holstein, a książę
zyskiwał sobie coraz więcej zwolenników.
Nic więc dziwnego, że 28 stycznia 1866 roku premier
Bismarck uskarżał się, że księstwa połabskie sprzyjają
„augustenburskiej agitacji”. Szukał pretekstu do zwady,
aby je móc po prostu zagarnąć i włączyć do Królestwa
Prus. Powoływał się zresztą na takie działania, jak wy­
stosowany do niego list grupy mieszkańców księstw Schles­
wig i Holstein, oczywiście Niemców, z dnia 23 stycznia
lutego 1866 roku, wysłany z Altony:
„Ekscelencjo! Zapewne jest Pan zarówno jak my przejęty
niepoliczalnymi szkodami, jakie za sobą pociąga dla
Shleswig i Holstein period przejściowy, wbrew dobrym
zamiarom wysokich mocarstw, które podpisały konwencję
w Gedstein. Jeżeli stan taki miałby trwać dłużej, narazi on
na niebezpieczeństwo przyszłość naszej ojczyzny. Stanowi
temu towarzyszą okoliczności, które trudno pogodzić
z porządnym biegiem spraw, a które dłużej trwając, zupełnie
kraj zdemoralizują. Nie potrzebujemy rozwodzić się nad
tymi okolicznościami; są one Waszej Ekscelencji dobrze
znane. Dlatego ocenia słusznie Wasza Ekscelencja donios­
łość i znaczenie agitacji, której cel osiągnąć się nie da,
a który mąci zdrowy zmysł ludu w najświętszych interesach
jego. Nie uważaliśmy za stosowne w obecnych okolicznoś­
ciach na liczniejszym zgromadzeniu dotknięte zło poruszać
i wywoływać objaw uczuć w duchu odpowiednim prawid­
łowemu interesowi księstw. My, niżej podpisani, jed­
nakowoż ufając głębokiemu pojmowaniu przez Waszą
Ekscelencję przemożnego wpływu, jaki wywierasz na los
ludu tego kraju, postanowiliśmy upraszać Pana, abyś
najpokorniejszą naszą prośbę zaniósł do stóp Króla. Mówi­
my to wręcz, iż jedyne szczęście kraju upatrujemy w połą­
czeniu jego z monarchią pruską i zupełnie ufamy mądrości
Króla, że potrafi obrać wiodącą do celu drogę i zachowa
połączonym pod swoim berłem ludom ich właściwe urzą­
dzenia, o ile te dadzą się pogodzić z ogólnym interesem
państwa. Bodajby ten cel, jak najprędzej, o ile okoliczności
pozwolą, mógł być osiągnięty. Jest to nasze najszczersze
życzenie, aby stan obecnej niepewności i chwiejności nie
zadał głębszych ran krajowi” 16.
Liderami zwolenników przyłączenia księstw połabskich
do Prus byli Karol Scheel-Plessem, marszałek Sejmu
Stanowego w księstwie Holstein, i generał Adolf von
Reventlov z Altony.
Tymczasem austriacki gubernator księstwa Holstein,
Ludwik hr. von Gablenz, zwołał „komisję budżetową”,
która miała zaprojektować budżet dla księstwa i stanowiła
jakby zalążek jego przyszłych władz, co wywołało ataki
prasy pruskiej i oczywiście notę protestacyjną premiera
Ottona Bismarcka, wysłaną do Austrii.
Rozpatrywała ją 21 lutego 1866 roku obradująca pod
przewodnictwem cesarza Franciszka Józefa I austriacka
Rada Ministrów.
Podjęła ona następującą uchwałę:
„Austria nie pozwoli bez sięgnięcia po miecz uszczuplić
swego honoru, prestiżu i wpływów oraz pozbawić się
legalnie uzyskanych pozycji”.
22 lutego 1864 roku Karol Scheel-Plessen wysłał do króla
pruskiego kolejny list w sprawie przyłączenia księstw
połabskich do Prus, nazwany „adresem siedemnastu”. Z kolei
28 lutego 1866 roku uczestnicy posiedzenia pruskiej Rady
Koronnej skwitowali uchwałę austriackiej Rady Ministrów
jednym, ale jakże brzemiennym wnioskiem: a więc wojna.
— Proszę mi powiedzieć, czy Prusy mają szansę w mili­
tarnym starciu z ciągle potężną Austrią — spytał generała

16 „Gazeta Warszawska”, nr 41 z 21 lutego 1866


Moltke Bismarck. Nie było to bezpodstawne pytanie.
Cesarstwo Austriackie miało 677 tys. km kw., 32 mln
ludności (najwięcej w Europie poza Rosją) i składało się
z siedmiu królestw, dwóch wielkich księstw, jednego
arcyksięstwa, sześciu księstw, dwóch margrabstw, jednego
województwa, jednego banatu oraz dwóch hrabstw mają­
cych rangę udzielnych księstw. Miało potężny rezerwuar
ludzi dla swej armii 17.
— Owszem, możliwe jest zwycięstwo, ale tylko Blitzk­
rieg nas urządza — odparł spokojnie Moltke. W niezwykły
sposób łącząc realizm z wizjonerstwem, doszedł do wnios­
ku, że nowe rozwiązania techniczne pozwolą szybko
zaczynać wojnę i równie szybko ją kończyć. Dlatego
utworzył pierwszy w Europie korpus wojsk kolejowych.
Kolej pozwalała na szybkie przerzucanie dużych jednostek
wojskowych niemal na pole bitwy. Kolejny wynalazek,
który generał Moltke zaprzągł w swoją służbę, to telegraf.
Szef pruskiego Sztabu Generalnego uważał, że nie ma
sensu bezpośrednio znajdować się przy dowodzonej armii
i dzielić z nią wszystkie trudy. To może tylko ujemnie
rzutować na dowodzenie. Jeśli można, znajdując się wiele
kilometrów od frontu, kierować mchami wojsk za pomocą
telegrafu, wysyłając do nich rozkazy, to trzeba tak zrobić
— uważał generał Moltke. Zapewne było w tym dużo racji.
Dotąd naczelni wodzowie mieli swe armie nieomal w za­
sięgu wzroku. Widocznie Moltke mniemał, że z oddali
widzi się lepiej.

17 Encyklopedia Powszechna Samuela Orgelbranda, t.l z 1860, s. 484


ZANIM DOSZŁO DO SADOWY

Generał wolał planować bitwy przy wielkich mapach


sztabowych. Bezpośrednie dowodzenie zostawiał podpo­
rządkowanym mu dowódcom, monitorując jednocześnie
ich ruchy i w razie potrzeby korygując ich posunięcia.
Natomiast premier pruski po rozmowie z nim już wiedział:
wojna jest możliwa do wygrania, ale musi być krótka.
Moltke wraz ze Sztabem Generalnym od 1860 roku
pracował nad zapewnieniem Prusom całkowitej swobody
działań w rozegraniu wojny z Austrią. Dlatego najpierw
Prusy miały przeprowadzić operacje wstępne: zająć księstwo
Holstein, opanować i okupować Hanower i Hesję, zająć
Saksonię, a zwłaszcza zabezpieczyć armii pruskiej przejścia
przez przełomy Elby. Potem należało na północnych
granicach Austrii rozwinąć główne siły w składzie trzech
armii, wkroczyć do niej z zadaniem pobicia Armii Północnej
i zagrozić zajęciem Wiednia. Później jednak Moltke uznał,
że ma za mało wojska, aby atakować stolicę Austrii. Raczej
należało pomyśleć nad osłonięciem Berlina. Można było
dokonać tego, uderzając z Łużyc i Śląska na Czechy, gdzie
znajdowały się główne siły austriackie1.

1 H e r r e , op.cit., s . 226.
Z kolei premier Bismarck zdawał sobie sprawę, że Prusy
muszą dobrze przygotować się do wojny, przede wszystkim
finansowo. Pomógł mu w tym bankier Gerson Bleichrode,
berliński powiernik Banku Rotschilda, którego przed laty
polecił mu poznany na jednym z przyjęć sam „król
bankierów” Amschef Meyer Rotschild (1773-1855). Wiosną
1866 roku Gerson Bleichrode rozpoczął transakcje finan­
sowe. W myśl jego wskazówek za 13 mln talarów premier
Bismarck sprzedał prywatnym akcjonariuszom akcje Pańs-
twowego Towarzystwa Kolei Żelaznych Kolonia-Minden.
Wydał też asygnaty w wysokości 40 min talarów, które
zakupiło konsorcjum kierowane przez Gersona Bleichrode 2.
Pruski premier urabiał też propagandowo opinię publicz­
ną. Wystarczy przeglądnąć ówczesną prasę nie tylko pruską,
aby nie mieć co do tego wątpliwości. Próbkę tego stanowi
choćby tekst z 19 marca 1866 roku zamieszczony w berliń­
skim „Neu Preussen Zeitung”:
„Przychodzi nam dzisiaj zaznaczyć fakt niezmiernie
ważny: Austria i Saksonia uzbrajają się, my zaś dotąd tego
nie czynimy. Wśród tak krytycznych okoliczności ten,
który wszczyna zbrojenia, zmusza także drugiego do
zbrojeń. Pierwszy krok jest fatalny; został on już zrobiony.
Wśród takich okoliczności na rządzie pruskim ciąży obo­
wiązek, ażeby Prusy nie znalazły się nieprzygotowane.
W każdym razie położenie rządu staje się przez to zawikłane
i groźniejsze. Lecz odpowiedzialność spada na tych, którzy
zaczynają od gróźb wojennych” 3.
W odpowiedzi „Dresdener Journal” z 21 marca 1866
roku stwierdził: „Rząd saski zapewnił, że nie wydał
rozkazów ani do uruchomienia rezerw, ani armii”.
Z kolei „Wiener Abenpost” oświadczył:
„Rząd saski odpowiedział już na insynuacje pomieszczane
w gazetach pruskich. My zaś obaczmy takowe ze stanowiska
2 E n g e l s , op. cit., s. 415.
3 „Kurier Warszawski”, nr 65 z 21 marca 1866.
austriackiego. Austria nie wyzywa bynajmniej ani nie czyni
takich przygotowań wojennych, z których można by było
wyprowadzać wnioski o ewentualnej wojnie zaczepnej.
Armia austriacka pozostawała dotąd na straży całkiem
pokojowej. Austria odeprze przemoc, lecz sama do takowej
nie ucieka się. Wzgląd na uporządkowanie stosunków
wewnętrznych i na stan finansów usuwa wszelką myśl, aby
Austria chciała działać zaczepnie i wdawać się w wojenne
demonstracje. Opinia publiczna w Europie dała zdanie, kto
był napadnięty, a kto zmuszony był jedynie bronić się” 4.
Niemniej prasa w Niemczech ciągle oskarżała Austrię
o prowadzoną moblizację armii, a według „Gazety War­
szawskiej” z 21 marca 1866 roku „Kölner Zeitung”
i „Frankfurter Journal” podały, że cesarz mianował feld-
cechmistrza Ludwiga Benedeka dowódcą Armii Północnej.
Informacja ta była jednak przedwczesna, choć, jak widać,
korespondenci tych gazet dobrze orientowali się w intrygach
na dworze wiedeńskim i znali wszystkie tamtejsze ploteczki.
Rzeczywiście mówiło się tam również o rychłej nominacji
Ludwiga Benedeka.
Poza tym prasa pruska raz po raz odnotowywała ruchy
wojsk austriackich, co miało świadczyć, że Austria szykuje
się do wojny. I tak m.in. gazety berlińskie podały, że
z Krakowa do Czech przerzucono w marcu 1866 roku 20
tysięcy wojska. Natomiast 27 marca na targu w Chrudlinie
w Czechach zostały wykupione wszystkie konie zdatne do
służby wojskowej. Nasiliły się roboty fortyfikacyjne w Kra­
kowie, a małe miasteczka w Czechach zaczęły otrzymywać
załogi wojskowe. Węgierskie pułki kawalerii pomaszero­
wały do twierdzy Theresienstadt, aby jak sugerowała prasa
— mogły z Saksonii, przez Bautzen, uderzyć na Śląsk.
Z kolei II Korpus austriacki został skierowany przez
Nachod do Königgrätz (Hradec Krâlové) i Trautenau

4 „Gazeta Warszawska”, nr 66 z 22 marca 1866


(Trutnov) w Czechach, a pułki huzarów z Krakowa i Lwowa
— do Cieszyna. Koło Ołomuńca dokonywała się koncent­
racja wojsk austriackich, po to — zdaniem dzienników
berlińskich — aby w razie potrzeby mogły uderzyć na
pruskie twierdze Nieysse (Nysa) i Cosel (Koźle)5. Także
sojusznicy Austrii, wedle prasy pruskiej, czynili intensywne
przygotowania wojenne. Z Monachium doniesiono, że
kwatermistrzostwo tamtejszej armii skupywało konie dla
bawarskiej kawalerii i artylerii, a Korpus Bawarski koncen­
trował się w Würzburgu i Aschaffenburgu.
Ale przygotowania trwały także w Prusach i dla równo­
wagi, aby nie być posądzonym o brak bezstronności,
„Kieler Zeitung” doniósł, że w bazie w Kilonii wojenne
okręty pruskie zostały postawione w stan gotowości, zaś
w rejonie fortów Doppel w księstwie Schleswig rozpoczęły
się intensywne prace fortyfikacyjne, prowadzone przez
pułkownika Merteusa. Zatrudniono do nich 800 robotników
z Prus i 400 miejscowych.
Z kolei prasa austriacka odnotowała działalność szpiegow­
ską oficera pruskiego, pułkownika Sztabu Generalnego,
Alfreda hr. von Waldersee. Został on aresztowany w Pradze
z planami twierdzy Königgrätz. Prasa pruska wzięła go
zaraz w obronę, twierdząc, że plany te były ogólnodostępne
i że mógł je mieć każdy, kto tego chciał. Sprawa skończyła
się wypuszczeniem go z aresztu i wydaleniem z Austrii 6.
Tymczasem premier Bismarck po zawarciu 8 kwietnia
1866 roku sojuszu z Królestwem Italii dał mu kredyt na
zbrojenia wojenne przeciw Austrii w wysokości 1 min
guldenów. Włochy parły do wojny z Austrią, ponieważ cesarz
nie zgodził się na sprzedaż Wenecji, choć król włoski
oferował 500 min franków. W tej sytuacji władca włoski
zobowiązał się przystąpić do wojny, jeśli wybuchnie ona
w ciągu trzech najbliższych miesięcy.
5 „Kurier Warszawski”, nr 74 z 31 marca 1866.
6 „Gazeta Warszawska”, nr 80 z 19 kwietnia 1866.
Premier Bismarck skontaktował się też po kryjomu
z Lajosem Kossuthem, ostatnim premierem rządu węgiers­
kiego z czasów wojny o niepodległość z Austrią i regentem
niepodległych Węgier w latach 1848/49, któremu zapropo­
nował utworzenie emigracyjnego legionu węgierskiego.
Zapewne kusił go obietnicą, że być może w przyszłości, po
wygranej z Austrią wojnie, sprawa Węgier zostanie poru­
szona na konferencji pokojowej.
Kolejne jego posunięcie dyplomatyczne na arenie nie­
mieckiej stanowiła propozycja, złożona 9 kwietnia 1866
roku, w sprawie powołania parlamentu niemieckiego z po­
wszechnym prawem głosowania, która wywołała ogromne
zamieszanie wśród polityków w Niemczech. Ale również
dyplomacja francuska i angielska były zaniepokojone,
a minister spraw zagranicznych Rosji, książę Aleksander
Gorczakow, oświadczył:
— To już nie polityka, to rewolucja.
Ale premier Bismarck ripostował:
— W Prusach rewolucje robią królowie, a skoro ma być
rewolucja, lepiej róbmy ją sami, niż żebyśmy mieli na niej
ucierpieć7.
Tego samego dnia o godz. 21.30 rząd Austrii wysłał notę
do premiera Prus, domagającą się cofnięcia zbrojeń. Pozo­
stała ona bez echa.
„Wojna między Austrią i Prusami przyszła, bo przyjść
musiała prędzej czy później, bo leżała w naturze tych
państw, ich wzajemnych stosunków, ich początku” — stwier­
dził wówczas publicysta „Gazety Warszawskiej” 8.
27 kwietnia 1866 roku cesarz Austrii Franciszek Józef I
ogłosił mobilizację. Władze tego państwa potrzebowały
jednak wiele czasu, aby uruchomić swą armię, ponieważ
poszczególne pułki nie stały w swych okręgach werbunko­
wych, a dotarcie rezerwistów do swych jednostek nie należało
7 C z a p l i ń s k i , G a l o s , K o r t a, op.cit., s. 550.
8 „Gazeta Warszawska”, nr 80 z 10 kwietnia 1866.
do najłatwiejszych. Dlatego rzeczywiście już od marca
1866 zbrojenia przybrały intensywny charakter. Władze
austriackie uznały Czechy za poligon, gdzie mogły formować
się i kompletować jednostki wojskowe. Poszczególne pułki
pojawiały się tam pod pozorem obrony mieszkających tam
Żydów przed „swawolą rodzimej ludności”, choć akurat
w miejscowościach, gdzie stacjonowały, nie mieszkali Żydzi.
Dowództwo austriackie uzbrajało też twierdze włoskie
i przygotowywało się do obrony wybrzeża Dalmacji i Istrii.
30 kwietnia 1866 roku premier pruski zażądał od Austrii
wstrzymania zbrojeń i przestawienia jej armii na stopę
pokojową. Nie otrzymał odpowiedzi, więc 1 maja 1866
roku zarządził oficjalną mobilizację w Prusach. Dnia 6 maja
pruskie Ministerstwo Wojny postawiło w stan gotowości
III Korpus Brandenburski, IV Korpus Saski, V Korpus
Poznański, VI Korpus Śląski i Korpus Gwardii.
Premier Bismarck przeżywał te wydarzenia w dużym
napięciu psychicznym. Przez kilka miesięcy bardzo inten­
sywnie pracował dzień i noc, kierując faktycznie całością
polityki zagranicznej i wewnętrznej. W kwietniu za­
chorował na nerwicę nóg i żołądek. Prowadził zbyt
nieregularny tryb życia; w końcu jednak wyzdrowiał. Nie
zdawał sobie sprawy, że czyha nań inne niebezpieczeńst­
wo. Dnia 7 maja o godz. 17.30, wracając z rozmowy
z królem, podążał pieszo aleją Unter der Linden, co zresztą
czynił zawsze, nigdy nie używając powozu, gdy nagle
usłyszał dwa strzały za sobą. Odwrócił się i ujrzał młodego
mężczyznę celującego do niego z rewolweru. Rzucił się na
napastnika i chwycił go za prawą rękę i gardło. Zamacho­
wiec przerzucił rewolwer do lewej ręki i strzelił. Kula
ześlizgnęła się po żebrze Bismarcka. Podobno na widok tej
szamotaniny przechodnie zaczęli mówić: szkoda, że za­
mach się nie udał 9.

9 J a k ó b c z y k , op. cit., s. 66.


W społeczeństwie pruskim panowały nastroje pacyfis­
tyczne, a pruska opinia liberalna, zwłaszcza w kręgach
katolickich, nie chciała wojny i organizowała demonstracje
pacyfistyczne. Nawet król się wahał, ale premier Bismarck
parł do wojny z całą siłą. Zamachowiec, student po­
chodzenia żydowskiego Ferdynand Cohen, strzelał do niego
z tych samych pobudek, co pacyfiści, którzy demonstrowali.
Zamachowiec został jednak obezwładniony przez prze­
chodzących akurat żołnierzy gwardii i odprowadzony do
gmachu Prezydium Policji. Premier udał się tam także:
musiał przecież złożyć zeznanie. Gdy Ferdynand Cohen
znalazł się w budynku Prezydium, korzystając z nieuwagi
policjantów wyjął nóż i poderżnął sobie gardło. Nieudany
zamach oczywiście niczego nie zmienił w polityce prus­
kiego premiera, a jeśli tak, to jeszcze bardziej zdeterminował
go do działania na rzecz wojny z Austrią.
W dzień później w Berlinie na rozkaz ministra wojny
zostały postawione w stan gotowości bojowej kolejne
jednostki wojskowe: I Korpus Wschodniopruski oraz II
Korpus Pomorski.
Tymczasem austriacka Armia Północna otrzymała wre­
szcie dowódcę. Dnia 12 maja 1866 roku cesarz Franciszek
Józef I wezwał do swego pałacu 62-letniego feldcech-
mistrza Ludwiga von Benedeka i oficjalnie wręczył
mu akt nominacyjny. • •

Ludwig von Benedek urodził się 14 lipca 1804 w Oden-


burgu (obecnie Sopron) na Węgrzech jako syn lekarza.
Od dziecka związał się z wojskiem. Ukończył Akademię
Wojskową w Wiener-Neustadt. Mając 21 lat, otrzymał
pierwszy stopień oficerski — podporucznika, w dwa lata
potem został porucznikiem, a w 1833 roku mianowany
został nadporucznikiem i skierowany do służby w sztabie
2. Armii stacjonującej w Italii. W 1835 roku został
mianowany kapitanem, w 1840 roku otrzymał awans na
majora i funkcję adiutanta Naczelnego Dowództwa Armii
we Lwowie. W 1843 roku czekała go kolejna nominacja
— na podpułkownika. W 1846 roku został mianowany
pułkownikiem. W podzięce spacyfikował słaby oddział
powstańczy koło Gdowa, czym zyskał wielką sławę
w kołach rządowych w Austrii. W rok potem znowu
przeniesiony do Italii, jako dowódca pułku w 2. Armii
dowodzonej przez feldcechmistrza Johanna Wenceslawa
Radetzky’ego, którego uważał za swego mistrza, ucze­
stniczył w bitwie pod Novarą, gdzie, jak wiadomo,
armia Królestwa Piemontu poniosła klęskę. W 1849
roku Ludwig Benedek został mianowany generałem-
-majorem i jako dowódca brygady walczył w szeregach
armii austriackiej z armią powstańczą generała Józefa
Bema na Węgrzech. W 1853 roku awansowany do
stopnia feldmarszałka-porucznika, został w 1859 roku
dowódcą VIII Korpusu 2. Armii austriackiej i w tym
charakterze walczył w nieszczęsnej dla Austrii bitwie
koło Solferino. W 1860 roku został awansowany do
stopnia feldzeugmeistera (feldcechmistrza) i mianowany
gubernatorem generalnym na Węgrzech, a wkrótce
potem — w Królestwie Wenecji 10.
Stamtąd wezwany do Wiednia, otrzymał, jak już wiemy,
nominację na dowódcę Armii Północnej. Zaraz potem
wydał swój pierwszy rozkaz:
„Główna Kwatera Wiedeń 12 maja 1866. Jego Cesarska
Mość, nasz najłaskawszy Cesarz i wódz, raczył najwyżej
rozkazać, abym objął dowództwo mającej się wystawić Armii
Północnej. Moja główna kwatera tymczasowa od 15 maja
utworzona zostaje w Wiedniu i w dniu tym przechodzą pod
moje dowództwo należący do tej armii c.k. panowie generało­
wie, wojskowe biura, zakłady. Jako wierny i posłuszny
żołnierz umiem być posłuszny z radością wszelkim rozkazom
cesarskim. Tym razem jednak radosne uczucia obowiązku

10 „Gazeta Warszawska”, nr 78 z 6 kwietnia 1866.


wzmożone jest jeszcze przekonaniem, że każdy pojedynczy
człowiek w armii mającej się zebrać po moim dowództwem
przejęty jest najczystszym poświęceniem dla odparcia i zwal­
czenia wszelkiego wroga, który by się poważył zagrozić
w sposób nieprawny i zuchwały naszemu Cesarzowi i Panu,
jego najjaśniejszemu domowi, jego monarchii, a naszej
drogiej ojczyźnie. Armia wkrótce zebrana będzie we wszys­
tkich swych częściach zupełnie zorganizowana i we wszystko
opatrzona, piękna, dzielna i waleczna, ożywiona najlepszym
duchem porządku i karności, honoru i wiary, męstwa
i nieograniczonego poświęcenia. Oko Cesarza i jego szlachet­
ne serce będzie wszędzie z armią, gdziekolwiek się ona
obróci; zapał wszystkich ludów austriackich, ich gotowość
do ofiar towarzyszyć nam będą; nadzieje naszych ziomków
i ukochanych będą zawsze z nami, chociażby nawet miało
przyjść do stanowczej walki za Cesarza i Ojczyznę. Armia
zaś c.k. będzie umiała w każdej bitwie i ze strony austriackiej
zwyciężyć z męstwem, z wiarą i honorem, umrzeć za
«

Cesarza i Ojczyznę. Żołnierze! Ku temu celowi przynoszę


wam całe me gorące żołnierskie serce, przynoszę wam
moją wolę żelazną, moje najzupełniejsze w was zaufanie,
mą najpokorniejszą ufność w Bogu wszechmogącym i wiarę
w me stare bojowe szczęście. W imię Boga pozdrawiam
was, żołnierze, których wola i rozkaz cesarski pod me
dowództwo i mojej powierzyło pieczy, pozdrawiam was
z niewzruszonym przekonaniem, że błogosławieństwo Boże
wesprze naszą słuszność” 11.
Jak wiadomo, o tej nominacji mówiono już od marca
1866 roku. Cesarz rozważał, czy nie powołać na to
stanowisko arcyksięcia Albrechta Habsburga (1817-1898)
lub księcia Aleksandra von Hesse-Darmstadt (1809-1877).
Obaj mieli dość duże doświadczenie wojskowe, zdobyte
podobnie jak Ludwig Benedek, na polach bitew.

11 ibid., nr 112 z 22 maja 1866


Książę Aleksander, brat carowej Marii Hesse und bei Rhein
(1821-1888), żony cara Aleksandra II, karierę wojskową
rozpoczął w czerwcu 1840 roku od stopnia kapitana kawalerii
gwardii rosyjskiej, na który mianował go car Mikołaj I, gdy
przyjechał do Darmstadt po synową. Po przyjeździe wraz
z Marią do Petersburga, Aleksander otrzymał stopień pułkow­
nika, a w 1844 roku generała-majora i dowództwo 1. Dywizji
Lekkiej Kawalerii Gwardii. Gdy wielka księżna Olga, córka
cara, w której był zakochany, spytała go, czy nie wybiera się
na wojnę na Kaukazie, Aleksander pojął, iż takie jest życzenie
cara i pojechał tam, gdzie wyróżnił się w dużej bitwie
i otrzymał Krzyż św. Jerzego. Niestety, w tym czasie Olga
została żoną króla Wirtembergii Karola. Aleksandra car swatał
z Katarzyną, swą bratanicą, lecz on nagle w 1851 roku
poślubił Julię hr. Hauke, córkę polskiego generała Maurycego
Hauke, który zginął w nocy listopadowej 1830 roku w War­
szawie z rąk spiskowców. Rozgniewany car kazał skreślić
Aleksandra z listy generałów rosyjskich, co utrudniło mu
starania o przyjęcie do armii austriackiej. W końcu został
w randze generała-majora dowódcą brygady najpierw w gar­
nizonie w Grazu, a potem w 2. Armii austriackiej w Weronie.
Pośredniczył w rozmowach między Austrią i Rosją po wojnie
krymskiej, które unormowały nadszarpnięte w czasie tej
wojny stosunki dyplomatyczne, za co został odznaczony
Oiderem Leopolda. W czasie wojny w 1859 roku dowodził
brygadą i odznaczył się w bitwie pod Montebello, a potem
pod Solferino. Dostał awans na feldmarszałka-porucznika.
Otrzymał także najwyższe odznaczenie austriackie: Order
Marii Teresy. Pośredniczył w rozmowach pokojowych między
Napoleonem III i Franciszkiem Józefem, ale wzbudził niechęć
Ludwiga Benedeka, który po wojnie 1859 roku przejął
dowództwo nad 2. Armią w Królestwie Wenecji. Jeden z jego
podkomendnych, generał-major Wilhelm von Ramming, w na­
pisanym przez siebie studium o bitwie pod Solferino zarzucił
księciu Aleksandrowi, że ze swą brygadą spóźnił się dwie
godziny na pole bitwy. Zniechęcony książę poprosił o dymisję
i osiadł w Heilingeberg koło Darmstadt 12.
Ostatecznie cesarz Franciszek Józef I wybrał, jak okazało
się potem — nie najszczęśliwiej — Ludwiga Benedeka.
Czy jednak była to decyzja do końca nieprzemyślana?
Już po skończonej wojnie w prasie wiedeńskiej pojawiły
się opinie, że nominacja Ludwiga Benedeka miała „osłonić
innych, a razem cały system” — jak doniósł korespondent
wiedeński „Gazety Warszawskiej” 13.
Innymi słowy, feldcechmistrz miał posłużyć za kozła
ofiarnego. Prawdopodobnie wyczuł to i nic dziwnego, że
wspominał w swym rozkazie o „najczystszym poświęceniu”.
Ale czy wszyscy żołnierze cesarza podzielali tę opinię?
Ciągle niepewna była postawa Węgrów, a w pułkach, gdzie
służyli Włosi, zaczął się ferment i dezercje. M.in. 15 maja
1866 roku dwaj żołnierze w pułku Haugwitz, gdzie służyli
przede wszystkim poddani austriaccy włoskiej narodowości,
usiłowali zbiec do Prus. Zostali ujęci w Saksonii: jeden
w Pirnie, drugi w Dreźnie. Przekazani dowództwu austriac­
kiemu, stanęli przed sądem wojennym i zostali rozstrzelani
za dezercję w twierdzy Theresienstadt.
Tymczasem w Prusach do armii zgłaszali się masowo
oficerowie rezerwy i Ministerstwo Wojny musiało wydać
komunikat, aby meldowali się w swych komendach rejono­
wych, a nie u ministra.
Król pruski dokonywał awansów w armii. I tak m.in. 16
maja 1866 roku książę Fryderyk Karol, dotychczasowy
dowódca III Korpusu Brandenburskiego, został mianowany
dowódcą 1. Armii. Na jego miejsce nominację na dowódcę
III Korpusu otrzymał generał-porucznik von Tumplin.
17 maja 1866 roku koło Koblencji i Wetzlar koncent­
rowały się dywizje VIII Korpusu Nadreńskiego. Wojska
VII Korpusu Westfalskiego koncentrowały się w Halle, IV
12 Stanisław S z e n i c , Królewskie kariery warszawianek, s. 169-180.
13 „Gazeta Warszawska”, nr 219 z 24 września 1866.
Korpusu Saskiego — w Torgau, VI Korpusu Śląskiego
— w Sośnicy, Nysie i Kłodzku na Śląsku, a V Korpusu
w Poznaniu. Natomiast koncentracja Korpusu Gwardii,
I Korpusu Wschodniopruskiego, II Korpusu Pomorskiego
odbywała się w okolicach Berlina. Potem II Korpus
pomaszerował do Zgorzelca.
Ale w Prusach ciągle jeszcze silne były nastroje pacyfis­
tyczne. Zdawał sobie z tego sprawę król i dlatego 22 maja
na posiedzeniu Rady Wojennej oświadczył:
— Istotne jest nie to, jak poprowadzimy wojnę, lecz jak
utrzymamy pokój.
25 maja w pałacu królewskim przy Unter der Linden
odbyło się kolejne posiedzenie Rady Wojennej. Przybyli: król
Wilhelm I, premier Otto von Bismarck, minister wojny,
generał Albrecht von Roon, i dowódcy mobilizowanych
armii: książę Fryderyk Karol, dowódca 1. Armii, książę
następca tronu, Fryderyk Wilhelm Mikołaj, dowódca 2.
Armii, szefowie sztabów ich armii, generałowie Konstanty
Voigts-Rhetz i Leonhard Blumenthal, oraz główni kwatermis­
trzowie armii: generałowie Ferdynand Stulpnagel i Stosch.
Generał Moltke poinformował przybyłych o planie wojny
i zreferował główne jego założenia. Stwierdził m.in., że
z powodu przebiegu granic i położenia geograficznego
uważa Prusy za bardziej wrażliwe na atak zewnętrzny niż
Austria; Berlin leży bliżej granicy niż Wiedeń. Dlatego
wojnę trzeba przenieść na terytorium Austrii. Wymaga to
konsolidacji niemal wszystkich sił, ale jest to możliwe.
Francja pozostanie neutralna, więc można ściągnąć z za­
chodniej granicy Prus wojska. Natomiast królestwo Hano­
weru, Hesja elektorska, księstwo Nassau i państwa niemiec­
kie na południu prawdopodobnie opowiedzą się po stronie
Austrii, ale nie stanowią poważnego zagrożenia militarnego
— można je zneutralizować niewielkimi siłami wojs­
kowymi. Dotyczy to też Saksonii, która znajduje się na
drodze marszu wojsk pruskich do Czech. Główne uderzenie
na Austrię trzeba wykonać szybko i zasadniczymi siłami.
Musi się postawić Europę, a zwłaszcza Francję, która
mogłaby wmieszać się w konflikt, przed faktami do­
konanymi. Czas oznacza zwycięstwo. Czas to jeden
wymiar strategii, a przestrzeń — drugi. Skąd mają wy­
ruszyć pruskie korpusy? Najpierw ich start miał odbywać
się na Górnym Śląsku, a cel stanowił Wiedeń. Ale
/

do stolicy Austrii — daleko.


— Poza tym, co ważniejsze: zająć stolicę wroga, czy
zniszczyć jego armię? — pytał retorycznie Helmuth von
Moltke. — Armia nieprzyjaciela, wkraczając do Czech,
/

może, operując na wewnętrznej linii, uderzyć na Śląsk lub


Łużyce i na Berlin. Wojska pruskie muszą przeciwstawić
się temu i ruszyć z Łużyc i Śląska w kierunku Czech i tam
uderzyć na armię austriacką.
A więc do Łużyc wymaszeruje 1. Armia, na Śląsk
/

— 2. Armia, a dodatkowy punkt wyjścia będzie stanowiła


Saksonia, skąd po jej zajęciu ruszy na Czechy Armia Elby.
Nowoczesne armie nie mogą maszerować razem, choćby
ze względu na swobodę manewru i aprowizację — uważał
generał. — Ich koncentracja nastąpi we właściwym czasie,
na polu bitwy, w równoczesnym natarciu na czoło i skrzydła
przeciwnika tam, gdzie będzie on stacjonował.
Żadna kalkulacja w czasie i przestrzeni nie gwarantuje
sukcesu tam, gdzie przypadki i pomyłki stanowią jeden
z wielu czynników — mówił dalej szef Sztabu Generalnego.
— Niepewność i groźba niepowodzenia towarzyszą każ­
demu krokowi prowadzącemu do tego celu, który zostanie
osiągnięty tylko w sytuacji, gdy nie wszystko się sprzysięg­
nie przeciwko nam. Ale w czasie wojny nic nie jest pewne,
bezpieczne i z trudem uda się osiągnąć znaczące wyniki na
innej drodze.
Jak zareagować na nieprzewidziane wydarzenia — spytał
znowu retorycznie generał i odpowiedział: — Pozostawmy
oficerom i podoficerom pewną swobodę działania. Trafna
ocena sytuacji, zdolność i przyzwyczajenie dowódców na
każdym szczeblu do samodzielnego działania przyczyni się
do sukcesu.
Wystąpienie szefa Sztabu Generalnego spotkało się jednak
z krytyką szefa sztabu 1. Armii, generała Konstantego von
Voigts-Rhetz, który twierdził, że plan Moltkego nie jest
dobry, bowiem punkty wymarszu zostały usytuowane zbyt
daleko od siebie. Nie sprzyja koncentracji również zbytnie
rozproszenie oddziałów. Uważał on, że należy skoncentrować
armie koło Zgorzelca, ponieważ tu może rozpocząć się
ofensywa austriacka na Berlin. Poparli go: generalny adiutant
królewski, generał Gustaw von Alvensleben, oraz minister
wojny, generał Albrecht von Roon.
Ale król przyznał rację Helmuthowi von Moltke — choć
nie do końca.
Monarcha wyraził obawę: czy feldcechmistrz Benedek
nie zechce swą armią zaatakować Śląska? Jego zdaniem
wiele faktów na to wskazywało. Austriacki wódz skoncen­
trował swe siły najpierw na Morawach, a potem na północy
Czech. Korpusy austriackie zbliżały się niepokojąco do
granicy ze Śląskiem.
Tu zaniepokoili się: następca tronu, książę Fryderyk
Wilhelm Mikołaj, i jego szef sztabu, generał Leonhard von
Blumenthal. Wówczas generał Moltke zgodził się — chyba
wbrew sobie, bowiem raczej nie liczył na inicjatywę
feldcechmistrza Benedeka na tym kierunku operacyjnym
— na wzmocnieni e 2. Armii dodatkowym korpusem
i rozciągnięcie jej sił aż po Górny Śląsk, co „jeszcze
bardziej napięło łuk koncentracji” 14.
Tak zakończyło się kolejne zebranie Rady Wojennej
Królestwa Prus. Ale do wybuchu wojny ciągle jeszcze było
daleko. Dlatego 26 maja 1866 roku cesarz Francji Napole­
on III podjął próbę zwołania międzynarodowej konferencji

14 H e r r e , op. cit., s. 227-230.


europejskiej w celu zapobieżenia konfliktowi. Zgodziły się na
nią rządy Wielkiej Brytanii i Rosji. Plan konferencji przewi­
dywał zajęcie się sprawą statusu księstw Schleswig i Holstein,
reformą Związku Niemieckiego oraz „włoskimi dyferencja-
mi”, czyli pretensjami Włoch do ciągle austriackiej Wenecji.
Ale Austria nie kwapiła się do udziału w tej konferencji.
A Prusy? Król ciągle nie miał na ten temat jednoznacznej
opinii.
Mimo to czynił wszystko, aby przygotowania do wojny
przebiegały jak najbardziej sprawnie. Dnia 2 czerwca
wydał polecenie ministrowi wojny: „Od tej chwili wszystkie
moje rozkazy dotyczące ruchów skoncentrowanej armii
i jej poszczególnych części mają być wydawane dowódcom
przez szefa Sztabu Generalnego. Musi Pan jednak równo­
cześnie informować o nich Ministerstwo Wojny”.
Odtąd szef Sztabu Generalnego został zrównany w waż­
ności z ministrem wojny i stawał się pierwszym doradcą
operacyjnym monarchy.
Generał Moltke wydał wówczas rozkazy dotyczące kon­
centracji poszczególnych armii. WT ich myśl dywizje Armii
Elby miały zebrać się w Halle i Zeits, korpusy 1. Armii
— w Torgau i Cottbus, natomiast 2. Armii — w Landeshut
(Kamienna Góra), Nieysse (Nysa) i Brieg (Brzeg) na Śląsku.
Król Wilhelm I ciągle jednak odwlekał decyzję o rozpo­
częciu działań wojennych. Prawdopodobnie miał na to
wpływ następca tronu, który był przeciwny wybuchowi
wojny. Dlatego 4 czerwca na kolejnym posiedzeniu Rady
Wojennej król oznajmił:
— Mam ciągle nadzieję, że mediacja zaproponowana
przez Francję, na którą zgodziły się Wielka Brytania
i Rosja, przyniesie pozytywny skutek i wojny nie będzie.
Generał Moltke milczał, choć dawno już stwierdził, że
wojnę trzeba rozpocząć najpóźniej 6 czerwca 15.

15 ibid., s. 232.
„Gazeta Warszawska” z 5 czerwca 1866 roku, powołując
się na „Neu Berliner Zeitung”, donosiła, że za kilka dni
pruska armia połowa będzie na swych stanowiskach.
Według „Gazety Warszawskiej” armia ta liczyła 452,5
batalionów piechoty, 321 szwadronów kawalerii, 1086
dział polowych, 72 kompanie artylerii fortecznej, 9 batalio­
nów pionierów. W sumie służyło w niej 300 tys. żołnierzy.
Była to najsilniejsza armia, jaką wystawiły kiedykolwiek
Prusy. Jej podstawę stanowiły duże jednostki operacyjne:
korpusy. Armia składała się z dziewięciu korpusów. Ich
struktura wyglądała następująco:
Korpus Gwardii liczył dwie dywizje, czyli osiem pułków
(24 bataliony piechoty i batalion strzelców).
Korpus piechoty liczył dwie dywizje piechoty, dywizjon
artylerii z czterema bateriami pieszymi po sześć dział,
dywizję kawalerii w składzie czterech pułków (po cztery
szwadrony) i pół dywizjonu artylerii konnej, liczącego
dwie baterie (6—12 dział). Do tego dochodziły: batalion
strzelców celnych, batalion inżynieryjny (650 żołnierzy),
tabor mostowy, pułk pociągowy — ambulanse, apteki,
wozy transportowe itp.
Dywizja piechoty składała się z dwóch dwupułkowych
brygad (12-15 batalionów), pułku kawalerii (cztery szwad­
rony) i 24 dział. Pułki pruskie liczyły po trzy bataliony. Na
czas wojny powoływano czwarty batalion. Poszczególne
formacje batalionowe nosiły nazwy: grenadierów, fizylierów
czy muszkieterów. Batalion na stopie wojennej liczył 1025
żołnierzy i 22 oficerów. Składał się z czterech kompanii po
trzy plutony.
W sumie korpus liczył 26 batalionów piechoty (25
tysięcy żołnierzy), 24 szwadrony kawalerii (3600 żoł­
nierzy), 16 baterii artylerii (96 dział obsługiwanych
przez 2350 żołnierzy). Na jedno działo przypadało 21
żołnierzy i oficer. Bateria liczyła 126 żołnierzy i czterech
oficerów.
Piechota miała karabiny iglicowe, fizylierzy nieco krótsze
z bagnetami do cięcia, muszkieterzy z bagnetami do
pchnięcia16. Na temat karabinów iglicowych Dreyse sporo
pisała ówczesna prasa europejska. Były one jednostrzałowe,
ładowane odtylcowo, kaliber 15,43 mm, długość 1422 mm,
lufy 964 mm, masa 4,08 kg, prędkość początkowa pocisku
290 m/s. Miały lufę z lanej stali, wewnątrz żłobkowaną
i lekko zwężającą się ku końcowi. Wylatujący z niej pocisk
coraz silniej wciskał się w wyżłobienia, co nadawało mu
ruch wirowy. Komora zamku składała się z dwóch żelaz­
nych walców, wewnątrz pustych i tak osadzonych, że
walec zewnętrzny obracał się do wewnątrz i posuwał do
przodu za pomocą słupka na nim osadzonego. Walec
wewnętrzny jednym swym końcem był mocno z lufą
spojony, na wierzchu zaś miał otwór, przez który wkładało
się nabój. Walec wewnętrzny miał otwór z boku. Nabijając
broń, żołnierz najpierw uderzał w słupek. Walec zewnętrz­
ny, wykonując 1/4 obrotu z boku od prawej do lewej strony
po walcu wewnętrznym, za pomocą słupka zsuwał go
w tył. Otwory walców układały się jeden na drugim. Po
włożeniu ładunku walec zewnętrzny sunął i uderzeniem
w słupek od lewej strony ku prawej obracał go tak, że
otwór walca wewnętrznego zostawał zakryty. W drugiej
części walca znajdująca się tam spiralna sprężyna z iglicą
za pomocą haczyka ściskała się z z;ewnątrz. Cyngiel
spuszczał sprężynę, ona zaś przebijała warstwę prochu
ładunku, uderzała w masę piorunującą, proch zapalał się
i wyrzucał pocisk. Oddział piechoty, liczący 500 żołnierzy,
przyjmujący szarżę szwadronu kawalerii z odległości 800
kroków, co zabierało jej dwie minuty na dotarcie do
pierwszego szeregu, mógł oddać pięć tysięcy strzałów.
Jeśli więc tylko co dziesiąty strzał był celny, szwadron
przestawał istnieć.

16 „Gazeta Warszawska”, nr 124 z 5 czerwca 1866.


Ale karabiny iglicowe miały swe mankamenty. Należał
do nich skomplikowany mechanizm, który łatwo można
było uszkodzić. Poza tym w czasie oddawania strzału
części zamka musiały szczelnie dopasować się, bowiem
inaczej broń się rozrywała i kaleczyła, a nawet zabijała
Strzelca. Ciężka kolba, źle wyważona, nie stanowiła oparcia
w bezpośrednim starciu, przy walce na trój graniaste, liczące
20 cali długości bagnety 17.
Prusy z całej swej armii wystawiły do działań wojennych
63 pułki piechoty (253 bataliony), 39 pułków kawalerii,
osiem batalionów strzelców — w sumie 260 tysięcy
żołnierzy i 83,5 batalionów (81 500 żołnierzy) w rezerwie.
Państwo pruskie miało jeszcze do dyspozycji 18 pułków
piechoty, 21 pułków kawalerii, w sumie 80-120 tysięcy
żołnierzy, przeznaczonych do „pilnowania państw zwią­
zkowych”. Także twierdze pruskie miały kompletne stany
osobowe.
Kawaleria liczyła 48 pułków (201 szwadronów) po 155
żołnierzy i pięciu oficerów. Na czas wojny powoływano
szwadrony rezerwowe — 200 w kawalerii ciężkiej, 250
w lekkiej. W sumie armia pruska miała 30 tysięcy kawale-
rzystów, a także ich rezerwę — 10 790 żołnierzy.
Artyleria pruska składała się z dziewięciu dwupuł-
kowych brygad. Brygada miała pułk artylerii polowej
i pułk artylerii fortecznej. Z kolei pułk artylerii składał
się z baterii artylerii pieszej i trzech baterii artylerii
konnej. Dwie baterie miały działa sześciofuntowe, a ko­
lejne dwie — czterofuntowe. Bateria miała sześć dział,
które były nabijane od tyłu.
W Prusach po reorganizacji sił zbrojnych, dokonanej
przez ministra wojny generała Albrechta von Roon, obo­
wiązywała trzyletnia służba wojskowa. Potem żołnierze
szli na cztery lata do rezerwy, następnie na pięć lat do

17 „Tygodnik Ilustrowany’, nr 357 z 28 lipca 1866.


landwery „pierwszego powołania” i na siedem lat do
landwery „drugiego powołania”. W sumie poddani pruscy
byli związani z armią przez 19 lat.
Podstawowy trzon landwery stanowili rezerwiści z lat
1854-1860 (z pierwszego powołania), liczący 311 084
poborowych, którzy od razu mogli wesprzeć armię regular­
ną. Rezerwiści z lat 1847-1854 (z drugiego powołania),
liczyli 297 476 żołnierzy.
Landwera miała 126 batalionów po 1020 żołnierzy
i dwanaście pułków kawalerii (48 szwadronów — 7000
żołnierzy).
W sumie według korespondenta „Gazety Warszawskiej”
cała armia pruska razem z landwerą liczyła w połowie
1866 roku 695 025 żołnierzy i blisko 100 000 oficerów.
Było to sporo, zważywszy że Prusy liczyły 19 min ludności,
przy pow. 348,7 tys. kmkw., a roczny dochód państwa
wynosił 144 min talarów. Na utrzymanie armii skarb
państwa przeznaczał 42 min talarów rocznie 18.
Natomiast Austria, mając pow. 677 tys. kmkw. i 32 min
ludności, dysponowała 80 pułkami liniowymi liczącymi po
sześć batalionów, pułkiem strzelców tyrolskich zwanych
Kaiserjäger (po 1018 żołnierzy w batalionie), 232 batalio­
nami strzelców, 14 pułkami granicznymi, 34 pułkami
kawalerii.
Pułk liczył cztery bataliony na stopie pokojowej, przy
czym czwarty batalion był przeznaczony na załogę fortec.
W czasie wojny powstawał piąty batalion.
Batalion liczył sześć kompanii (1018 żołnierzy). Dwie
kompanie tworzyły dywizjon. Kompania liczyła dwa plu­
tony.
Główne uzbrojenie austriackiej piechoty stanowił karabin
z bagnetem typu Lorenza, ładowany od przodu. Strzelcy
mieli sztucery.

18 „Gazeta Warszawska”, nr 123 z 4 czerwca 1866


Artyleria liczyła dwanaście pułków, w tym dziewięć
samodzielnych. Reszta stanowiła artylerię korpusową. Pułk
artylerii liczył cztery baterie armat czterofuntowych, gwin­
towanych, rzucających pociski ośmiofuntowe. Bateria li­
czyła osiem dział zaprzężonych. W czasie wojny pułk
artylerii wystawiał dziesięć baterii po osiem dział — w su­
mie 80 dział. Pięć pułków artylerii miało dodatkowo cztery
baterie górskie po osiem dział, w sumie o 32 działa więcej.
6., 11., 12. pułki artylerii stanowiły rezerwę artyleryjską
dla dywizji kawalerii. Każdy pułk artylerii składał się
z baterii pieszej czterofuntowej (cztery działa), baterii
konnej czterofuntowej (cztery działa), czterech baterii
konnych czterofuntowych po osiem dział, czterech baterii
pieszych ośmiofuntowych po osiem dział, a także kompanii
parkowej i czterech kompanii fortecznych. Działa artylerii
polowej wykonane były z brązu, gwintowane, nabijane
z przodu. Natomiast w twierdzach znajdowały się działa
gwintowane 6-, 12-, 24- i 48-funtowe, nabijane od tyłu.
Armia austriacka dzieliła się na korpusy. Korpus liczył
cztery brygady piechoty i brygadę kawalerii lekkiej,
rezerwę artyleryjską (dwie baterie piesze ośmiofuntowe,
dwie baterie konne, baterię rakietową — w sumie 40
dział), dwie kompanie inżynierskie, dwie kompanie pio­
nierów z czterema taborami mostowymi, kompaniami
amunicyjnymi i służbami.
Brygada liczyła dwa pułki piechoty po trzy bataliony,
batalion strzelców celnych, baterię czterofuntową pieszą
— w sumie siedem tysięcy żołnierzy i osiem dział. Brygada
kawalerii lekkiej miała dwa pułki — dziesięć szwadronów,
baterię czterofuntową konną — w sumie 1900 żołnierzy
oraz osiem dział. Korpus liczył 28 batalionów piechoty,
dziesięć szwadronów kawalerii, dziesięć baterii, a więc 30
tysięcy żołnierzy i 80 dział.
Dywizja kawalerii miała dwie brygady kawalerii ciężkiej
i jedną brygadę kawalerii lekkiej — w sumie 26 szwad­
ronów, trzy baterie, a więc 3900 żołnierzy i 24 działa.
W sumie siły zbrojne Austrii liczyły 270-300 tysięcy
żołnierzy. Co roku armia przyjmowała 80-85 tysięcy
rekrutów.
Służba trwała dwa lata „pod sztandarem”, następnie
dwa lata w rezerwie, ale stale w szeregach, potem
od roku do trzech lat w piechocie, siedem do ośmiu
lat w kawalerii, zaś trzy lata w wojskach inżynieryjnych.
Potem rezerwiści dostawali urlop, ale mogli być powołani
do wojska w każdej chwili 19.
Austria dysponowała dwoma własnymi dużymi związ­
kami operacyjnymi: Armią Północną i Armią Południową.
Armia Północna składała się z ośmiu korpusów, trzech
rezerwowych dywizji kawalerii i dwóch dywizji lekkiej
kawalerii.
Feldcechmistrz niechętnie obejmował dowództwo Armii
Północnej, ponieważ nie czuł się dobrze na swym przy­
szłym teatrze działań wojennych i nie znał terenu, na
którym miał dowodzić tak dużym związkiem operacyjnym.
Nie ukrywał tego, że chętniej przyjąłby od cesarza
nominację na dowódcę Armii Południowej w Królestwie
Wenecji, gdzie, jak twierdził, „znał każdy krzaczek”.
Tak samo dobrze znał Lombardię, gdzie wkrótce miała
stoczyć bój Armia Południowa.
W dodatku nie był zadowolony z przydziału do swego
dowództwa szefa sztabu. Był nim feldmarszałek-porucznik
Alfred Jan Chrzciciel Karol Boromeusz baron von Henik-
stein (1810-1882), syn żydowskiego bankiera i brat ban­
kiera, wprawdzie służący w wojsku już 38 lat, ale jako
sztabowiec wykazujący się, zdaniem feldcechmistrza, jedy­
nie głupotą albo co najwyżej agresywnością.
Także nominacja na szefa kancelarii działań wojennych
Armii Północnej generała-majora Gideona Krizmanicsa nie

19 ibid., nr 108 z 15 maja 1866.


znalazła uznania u Ludwiga Benedeka. Wprawdzie feld-
cechmistrz uważał go za mądrego, zdolnego oficera, ale
stwierdzał też, że dominującą cechą jego charakteru jest
lenistwo.
— Obaj nadają się na te stanowiska, jak ja do kom­
ponowania oper — stwierdził zgryźliwie 20.
Ale rozkaz cesarza był rozkazem i Ludwig Benedek, jak
przystało na lojalnego poddanego i starego żołnierza Jego
Cesarskiej Mości, nie miał wyjścia i potulnie podporząd­
kował się jego woli.

20 Eryk D u r s c h m i e d , Dwóch hrabiów, jeden książę, s . 8 9 .


PRZYGOTOWANIA DO WOJNY

Natomiast dowódcą Armii Południowej został arcyksiążę


Albrecht von Habsburg, a szefem sztabu generał-major
Franciszek baron von John. Obaj już 7 maja 1866
roku udali się do twierdzy Werona, gdzie znajdowała
się główna kwatera armii. Arcyksiążę Albrecht miał
do dyspozycji V Korpus dowodzony przez księcia Ernesta
Liechtensteina, VII Korpus — przez feldmarszałka-po-
rucznika Marvicicha i IX Korpus — przez feldmarszałka-
-porucznika Ernesta Hartunga, ponadto cztery pułki hu­
zarów i dwa pułki ułanów, 15 kompanii inżynieryjnych,
22 kompanie artylerii garnizonowej, trzy parki artyle­
ryjskie, 11 pułków granicznych Kroatów — w sumie
186 324 żołnierzy liniowych oraz 6096 żołnierzy różnego
rodzaju służb 1.
Cesarz Austrii liczył jeszcze na Armię Zachodnią,
czyli związkową, która miała składać się z żołnierzy
armii sprzymierzonych z Austrią państw niemieckich.
Należały do nich siły zbrojne królestw: Bawarii, Hanoweru,
Saksonii, Wirtembergii, Wielkiego Księstwa Badenii, księ­
stwa elektorskiego Hesse-Kassel, księstw Hesse-Darmstad,

1 „Gazeta Warszawska”, nr 128 z 9 czerwca 1866.


Liechtenstein, Nassau, Reiss-Greiz, Sachsen-Meiningen
i Wolnego Miasta Frankfurt nad Menem.
Królestwo Bawarii — państwo położone najdalej na
południu Niemiec, z Alpami, pięknymi jeziorami w do­
linach, Dunajem, płynącym w poprzek kraju z północy
i stolicą w Monachium, zamieszkałe w VI wieku przez
plemię Bawarów — liczyło 75 870 kmkw. i 4,6 mln
mieszkańców. Graniczyło od północy z księstwem ele-
ktorskim Hessen-Kassel, księstwami saskimi, księstwem
Reuss oraz Królestwem Saksonii, od wschodu i południa
z Austrią, na zachodzie z Królestwem Wirtembergii,
Wielkim Księstwem Baden i Księstwem Hessen-Darm-
stadt. Na lewym brzegu Renu położony był tzw. Palatynat
Reński, stanowiący część Królestwa Bawarii. Państwo
szczyciło się wysoko rozwiniętym rolnictwem, kopalniami
węgla, soli, żelaza i lasami zalegającymi 25 proc. po­
wierzchni kraju. Stolica Bawarii — Monachium — liczyła
wtedy 137 tysięcy mieszkańców, Norymberga — 59
tysięcy, Augsburg — 43 tysięcy, Würzburg — 36 tysięcy,
Regensburg — 26 tysięcy, Bamberg — 23 tysiące i Bay­
reuth — 21 tysięcy mieszkańców.
Armia bawarska miała szesnaście pułków piechoty, sześć
batalionów strzelców pieszych, osiem pułków lekkiej
kawalerii, trzy pułki kirasjerów, trzy pułki artylerii pieszej.
W sumie liczyła 151 tysięcy piechoty, 24 tysiące kawalerii,
26 tysięcy żołnierzy artylerii i 136 dział, a także 2684
żołnierzy wojsk inżynieryjnych. Bawaria posiadała też
własną odlewnię armat w Augsburgu, fabrykę broni w Am-
bergu, trzy fortece: w Landau nad Renem (związkowa),
w Ingolstadt i w Gemersheim. Służba wojskowa trwała tam
sześć lat. Pobór do wojska odbywał się przez losowanie.
W landwerze służyli mężczyźni od 20 do 40 lat, a w drugiej
grupie rezerwy — powyżej 40 lat, do 60 roku życia.
Bawaria znajdowała się od 1189 roku pod panowaniem
dynastii Wittelsbachów, którzy w 1623 roku zostali elek­
torami Rzeszy. W 1806 roku Bawaria została królestwem,
a w 1818 roku — monarchią konstytucyjną. W latach
1864-1866 panował tam król Ludwik II, zwany Ludwikiem
Szalonym, utożsamiający się z Parsiwalem, mecenas słyn­
nego już wtedy kompozytora Ryszarda Wagnera 2.
Królestwo Hanoweru w północno-zachodnich Niemczech
ze stolicą w mieście Hanower liczyło 38 584 kmkw. oraz
1,7 mln mieszkańców i wyrosło na początku XVII wieku
z podziału ziem należących do dynastii Welfów. Od 1634
roku księstwo Braunschweig-Calenberg-Götlingen, zjedno­
czone w 1705 roku z księstwem Braunschweig-Luneburg,
od 1714 roku w unii personalnej z Wielką Brytanią przez
króla Jerzego I oraz kolejnych pięciu władców, rozszerzało
swe terytorium o Bremen i Verden oraz biskupstwo Osnab­
rück, ale też ucierpiało w czasie wojny siedmioletniej
i rewolucji francuskiej. W 1806 roku rozebrane przez Francję
i Królestwo Westfalii, utworzone przez cesarza Napoleona I
dla brata Hieronima Bonaparte, zostało odtworzone w 1814
roku jako królestwo, z włączonymi doń Hildesheim, Eichs­
feld, wschodnią Fryzją, Bentheim, Lingen oraz Emsland.
Amia liczyła 19 500 żołnierzy, z czego kontyngent związ­
kowy — 13 000. W 1866 roku czwarte co do wielkości
państwo niemieckie, po Austrii, Prusach i Bawarii, od 1834
roku już samodzielne, miało od 1851 roku władcę w osobie
króla Jerzego V (1819-1878), niewidomego od 14. roku
życia. Hanower znany był z urodzajnych gleb lessowych,
gęstej sieci dróg kołowych i złóż ropy naftowej, która
właśnie zaczęła być wtedy wydobywana 3.
Królestwo Saksonii ze stolicą w Dreźnie graniczyło na
wschodzie i południowym wschodzie z pruskimi Łużycami
i austriackimi Czechami, na wschodzie i północnym
wschodzie — z Łużycami i saskimi prowincjami Prus, na
zachodzie z księstwem Sachsen-Altenburg-Weimar, na
2 Encyklopedia Powszechna, t. 2 z 1860, s. 1040—1044.
3 ibid., t. 11 z 1864, s. 236-238.
południu z księstwem Reuss i Królestwem Bawarii. Liczyło
15 tys. kmkw. i 2 225 000 mieszkańców; obfitowało
w wiele bogactw naturalnych, takich jak srebro, ołów,
miedź, nikiel, kobalt, których rocznie wydobywało 31 537
ton, co przynosiło 1 201 023 talarów zysku. Około 60 proc.
zawodowo czynnej ludności pracowało w przemyśle, nie
tylko wydobywczym, ale też w przetwórczym (tkactwo,
włókiennictwo, papiernictwo). Armia liczyła 25 396 żoł­
nierzy, ale kontyngent związkowy wynosił 12 000. Kon­
tyngent ten tworzył 1 DP IX Korpusu Związkowego, wraz
z wojskami z księstwa Hessen-Kassel, księstwa Nassau,
Wielkiego Księstwa Luksemburga i Limburgii, która
wprawdzie należała częściowo do Królestwa Holandii (100
tys. mieszkańców, ze stolicą w Maastricht) i wskutek tego
Holandia wchodziła w skład Związku Niemieckiego. Nato­
miast druga część Limburgii (100 tysięcy mieszkańców,
stolica w Liege) należała do Królestwa Belgii i do Związku
Niemieckiego nie weszła.
Nazwa „Sas” pochodzi od słowa starogermańskiego
„Sahs”, czyli nóż, ponieważ Sasi znani już w pierwszych
wiekach naszej ery nader sprawnie posługiwali się tą
bronią wykonaną z ostrych kamieni. Państwo Saksonów
istniało już w III wieku. Natomiast rangę królestwa Saksonia
uzyskała w 1805 roku. Rządził nią od 1854 roku król
Johann, urodzony w 1801 roku, ojciec ośmiorga dzieci,
brat króla Fryderyka Augusta, który mając 57 lat zginął
w nieszczęśliwym wypadku. Mimo że dwukrotnie żonaty,
był bezdzietny, więc tron przeszedł na brata 4.
Królestwo Wirtembergii, piąte pod względem wielkości
państwo niemieckie, pow. 19 507 kmkw., liczące 1,7 min
mieszkańców, ze stolicą w Stuttgarcie, graniczyło z Bawa­
rią, Badenią, Prusami i Szwajcarią. Charakteryzując ten
kraj Encyklopedia Samuela Orgelbranda stwierdzała: „wy­

4 ibid., t. 23 z 1866, s. 41.


żyna z bezładnymi grupami i pasmami gór, z których
wyskakują pojedyncze szczyty”. A poza tym był to kraj,
gdzie pagórki zajmowały 46 procent powierzchni. Przez
Wirtembergię przepływała rzeka Neckar stanowiąca dopływ
Dunaju. Rosło tam też dużo lasów, a ozdobę królestwa
stanowiło Jezioro Bodeńskie o pow. 538,5 kmkw. Ziemia
w Wirtembergii należała do urodzajnych, a 400 osad
trudniło się uprawą winnic, które dawały 250 tysięcy
wiader wina rocznie. Na pastwiskach królestwa pasło się
wyborowe bydło, którego mleko służyło do wyrobu najlep­
szych w Niemczech serów. Kwitła też hodowla koni, owiec
i trzody chlewnej. Wielu mieszkańców Wirtembergii praco­
wało w przemyśle wydobywczym, a m.in. w kopalniach
soli i żelaza. Tamtejszy ród królewski wywodził się od
Bertholda, księcia Alemanów. Jego wnuk, książę Konrad,
zbudował nad rzeką Neckar gród nazwany na cześć swej
małżonki Hedwigi — Würtenberg, czyli Góra Niewieścia.
W 1866 roku w Wirtembergii panował król Karol, szwagier
cara Aleksandra II. Armia królestwa, licząca 18 708 żoł­
nierzy, wchodziła w skład VIII Korpusu Związkowego,
wspólnie z wojskami Wielkiego Księstwa Badenii i Wiel­
kiego Księstwa Hesse-Darmstadt oraz księstwa elektors-
kiego Hesse-Kassel 5.
Wielkie Księstwo Badenii ze stolicą w Karlsruhe, leżące
w dawnej Szwabii i częściowo we Frankonii, ciągnęło się
prawym brzegiem Renu na długości 50 mil, od Jeziora
Bodeńskiego do ujścia rzeki Neckar, i miało pow. 15 070
kmkw. oraz 2,1 min mieszkańców, granicząc z Francją,
Szwajcarią, Królestwem Bawarii i Księstwem Hessen-
-Darmstadt. Z terenu Badenii koło Donaueschingen wypływa
Dunaj. Mieszkańcy Badenii cieszyli się klimatem, najciep­
lejszym w całych Niemczech, dużą ilością wód mineralnych
(60) ze słynnym Baden-Baden. Poza tym był to kraj

5 ibid., t. 27 z 1867, s. 961.


typowo rolniczy. „Gościńce wyborne, telegrafy upowszech­
nione” — twierdziła Encyklopedia Samuela Orgelbranda.
W kraju panował od 1856 roku wielki książę Fryderyk I
Wilhelm. Armia liczyła 16677 żołnierzy i 24 armaty 6.
Księstwo elektorskie Hesse-Kassel zajmowało 9581 kmkw.
i miało 745 tys. mieszkańców. Graniczyło na północy
z Królestwem Hanoweru, na zachodzie z księstwem Waldeck
i księstwem Hesse-Darmstadt, na wschodzie z Saksonią
pruską, księstwem Sachsen-Coburg-Gotha, Królestwem Ba­
warii, na południu z księstwem Hesse-Darmstadt i okręgiem
Wolnego Miasta Frankfurt nad Menem. Był to kraj typowo
rolniczy, gęsto zalesiony, z uprawą winorośli. Rządził nim
od 1847 roku kurfirst Fryderyk Wilhelm I (1802-1875).
Księstwo Hesse-Darmstadt liczyło 7688 kmkw. i 900
tys. mieszkańców. Składało się z dwóch części: północnej
i południowej, oddzielonych od siebie południową częścią
księstwa Hesse-Kassel. Część północna graniczyła na
zachodzie z księstwem Nassau i Westfalią pruską, na
północy, wschodzie i południu z księstwem Hesse-Kassel.
Część południowa miała granice: północną i zachodnią
z księstwem Nassau, północną z okręgiem Wolnego Miasta
Frankfurt, wschodnią z Bawarią, południową z Badenią.
Był to również kraj typowo rolniczy, gęsto zalesiony
i z winnicami. Rządził nim książę Ludwik III 7.
Liechtenstein, małe księstewko między Austrią i Szwaj­
carią, ze stolicą w Vaduz, liczyło 160 kmkw. powierzchni
i 7 tysięcy mieszkańców. Mogło wystawić 55 żołnierzy.
Panował w nim od 1858 roku książę Jan II Dobry von
Liechtenstein 8.
Księstwo Nassau ze stolicą w Wiesbaden graniczyło na
północy z pruskimi prowincjami w Nadrenii i Westfalii,
na wschodzie z Wielkim Księstwem Hesse-Darmstadt,
6 ibid., t. 2 z 1860, s. 664.
7 ibid., t. 11 z 1864, s. 715.
8 ibid., t. 17 z 1864, s. 31-32.
Królestwem Prus, księstwem Hesse-Homburg, księstwem
elektorskim Hesse-Kassel i okręgiem Wolnego Miasta
Frankfurt nad Menem, na południu także z Frankfurtem
i Wielkim Księstwem Hesse-Darmstadt, a na zachodzie
— z pruskimi prowincjami w Nadrenii i Westfalii. Liczyło
4700 kmkw. powierzchni. Góry Taunus zajmowały połowę
księstwa na południu, między Menem a rzeką Lahn,
dochodząc do 2700 stóp wysokości (Grosse Feldberg)
i obejmowały piękne doliny Renu, Rheingau i dziki
Westerwald, z najwyższym szczytem Salzburger Kopf
(1960 stóp). Rzeki Men, Ren i Lahn przecinały cały kraj
ze wschodu na zachód. Rengovia znana była jako kraina
szlachetnego wina. Księstwo Nassau obfitowało w zasoby
rud żelaza, ołowiu, miedzi, srebra, węgiel, marmur, wody
mineralne (m.in. w Wiesbaden, Ems), przynosiły 100
tysięcy guldenów rocznie. Silnym ośrodkiem przemys­
łowym był Hachts nad Menem. Ludność księstwa liczyła
472 818 mieszkańców; 7600 Żydów i spora grupa potom­
ków hugenotów francuskich. W okresie, o którym mowa,
w Nassau panował książę Adolf 9.
Reuss-Greiz, księstewko-miasto, zajmujące 316 kmkw.,
liczyło 73 tysięcy mieszkańców. Jego sytuacja prawna była
dość skomplikowana. Było suwerennym państwem, którym
rządził książę Henryk Reuss-Greiz ze starszej linii, a jedno­
cześnie stanowiło stolicę graniczącego z nim księstwa
Reuss Schleiz-Lobenstein-Ebesrsdorf. Wymienionym księs­
twem rządził z kolei książę Henryk Reuss-Schleiz z młod­
szej linii. Graniczyło ono z księstwami Sachsen-Meiningen,
Sachsen-Altenburg, Sachsen-Weimar, Voigtland, należącym
do króla Saksonii, i z bawarskim cyrkułem Górnego Renu.
Kraj górzysty, z rzekami Elsterą i Saalą, zajmował 827
kmkw. i liczył 153 tysięcy mieszkańców. Leżąca między
dwoma księstwami Gera stanowiła wspólną własność.

9 ibid., t. 19 z 1865, s. 230-232.


Przodkiem rodu Reuss był Eckhardt hr. von Osterode
żyjący w X wieku. Cesarz Henryk IV mianował jego syna,
hrabiego Henryka, namiestnikiem Saksonii. W 1426 roku
cesarz Zygmunt nadał rodowi tytuł książęcy. Księstwo
Reuss-Greiz mogło wystawić 400 żołnierzy dla armii
związkowej. Ale w odróżnieniu od księcia Henryka Reuss-
-Greiz, książę Henryk Reuss-Schleiz optował za Prusami 10.
Księstwo Sachsen-Meiningen-Hildburghaus, ze stolicą
w Meiningen, leżało w południowo-zachodnich, zacho­
dnich i wschodnich stronach Lasu Turyńskiego i miało
kształt podkowy, zwróconej wnętrzem ku północy. Miało
2468 kmkw. powierzchni i 278 tys. mieszkańców, żyzną
glebę i pokłady żelaza, miedzi oraz soli. Krajem rządził
książę Bernard II Eryk Freud. Armia liczyła 1150 żoł­
nierzy 11.
Księstwo Hesse-Homburg, istniejące od 1622 roku
(110 kmkw. pow. i 30 tys. mieszkańców), graniczyło na
północy z księstwem Hesse-Kassel, na zachodzie z Pru­
sami, na południowym wschodzie z Okręgiem Wolnego
Miasta Frankfurt. Od 1848 roku władał nim książę
Ferdynand 12.
Wolne miasto Frankfurt rozpościerało się w dolinie rzeki
Men na jej prawym brzegu, połączone mostem z 1342 roku
długości 310 metrów, z przedmieściem Sachsenhausen.
Zostało ono założone przez Karola Wielkiego, który tutaj
przeszedł Men w bród na czele frankońskich hufców.
Pobiwszy wojska saskie, założył w 804 roku osadę z jeńców
saskich. Jego syn Ludwik ustanowił tu stolicę Frankonii
Wschodniej. W 1152 roku Fryderyk Barbarossa ustanowił
Frankfurt miejscem wyboru cesarzy. Miasto rozwijało się
i bogaciło, a w 1257 roku zyskało niepodległość. W 1807
roku Napoleon utworzył tu Wielkie Księstwo Frankfurckie,
10 ibid., t. 22 z 1866, s. 102.
11 ibid., t. 23 z 1866, s. 276.
12 ibid., t. 11 z 1864, s. 717.
ale w 1815 roku miasto odzyskało swój status i było
rządzone przez swój parlament.
W latach 1848-1849 obradował tu parlament niemiecki,
który, jak wiadomo, 28 marca 1849 roku ofiarował królowi
pruskiemu Fryderykowi Wilhelmowi IV koronę cesarską.
Okręg Wolnego Miasta Frankfurt liczył 73 tysiące
mieszkańców. Władze miasta dysponowały milicją składa­
jącą się z 600 żołnierzy. Ponadto w koszarach w Sachsen­
hausen, w dawnej siedzibie zakonu Krzyżaków, stacjonował
garnizon bawarski.
Mieszkańcy byli w zasadzie przychylni Prusom, ale fakt,
że tutaj obradował Bundestag, czyli parlament Związku
Niemieckiego, zmuszał ich do przyjęcia postawy anty prus­
ki ej. Dlatego też to właśnie tutaj formował się VIII Korpus
Związkowy 13.

***

Jak doniósł „Vorstadt Zeitung” 6 czerwca 1866 roku


feldcechmistrz Benedek zjawił się w swej kwaterze głównej
w Ołomuńcu, gdzie złożył wizytę burmistrzowi, którego
zapewnił, że miasto nie musi obawiać się ataku oddziałów
pruskich.
— Moja armia będzie broniła dostępu do waszych
murów — oznajmił butnie.
W Boże Ciało feldcechmistrz po wysłuchaniu „pierwszej
ewangelii” w kościele w Ołomuńcu odbył przegląd wojsk.
Towarzyszył mu dyrektor artylerii Armii Północnej arcy-
książę Wilhelm von Habsburg. Ludwig Benedek rozmawiał
z żołnierzami, wypytywał ich o przebieg służby wojskowej
i każdemu podawał rękę. Do huzarów węgierskich miał
przemowę w ich ojczystym języku, który znał dobrze,
bowiem sam z pochodzenia był Węgrem.

13 ibid., t. 9 z 1862, s. 274.


— W stanowczej chwili utrzymajcie swoją sławę
— rzekł do nich. Zarządził też, aby dwa razy w tygodniu
przed odwachem w Ołomuńcu grała orkiestra wojskowa 14.
Prasa austriacka nieomal gloryfikowała Ludwiga Bene-
deka, wychwalając jego talenty wojskowe i, jak donosił
wiedeński korespondent „Gazety Warszawskiej”, „podnosiła
go niesłychanie”. Wiedeński korespondent pisał wprost
i z pewnym niesmakiem o swoich kolegach, którzy wobec
austriackiego wodza zamienili się w „chór pochwał i unie­
sień”, a ich teksty o Ludwigu Benedeku cechowało „za­
ślepienie i upajanie się własnymi słowami”.
Od początku jego pobytu w Ołomuńcu prasa wiedeńska
nazywała go „młotem na Prusaków”. Sławy tej pozazdrościł
mu feldmarszałek-porucznik Alfred von Heniksen, który
postanowił także grzać się w słońcu sławy i szybko zjednał
sobie dziennikarzy. Korespondent wiedeński „Gazety War­
szawskiej” sugerował nawet między wierszami, że pomógł
mu w tym brat bankier.
Z tą ogładą było nieco gorzej u feldcechmistrza Benede-
ka. Stary żołdak okazywał się po prostu szorstki w obejściu
i niejeden „nachalny pismak” tego doświadczył. Mimo to
wiedeńska prasa nadal wychwalała go jako wybitnego
wodza. „Benedek mimo woli schlebiał demokratycznie
usposobionej prasie” — jak stwierdzał wiedeński kore­
spondent „Gazety Warszawskiej”.
Ale wszystko do czasu. Uwielbienie prasy dla Ludwiga
Benedeka ustało z końcem maja, gdy feldcechmistrz wydał
następujący rozkaz:
„W naszej czystej, szlachetnej spójni żołnierskiej nie
powinno się z naszą pomocą mieszać publiczności; redakcje
dzienników o dążeniu nie zawsze lojalnym nie powinny
poważać się sądzić o naszych żołnierskich cnotach i naszej
żołnierskiej wartości na zasadzie naszych listów prywatnych

14 „Gazeta Warszawska”, nr 127 z 8 czerwca 1866.


albo doniesień ludzi niepowołanych. Co do jawności
w ogóle, należy się trzymać żołnierskiej filozofii, żołnier­
skiego taktu c.k. armii; historie pułków w historie wypraw
w swoim czasie przejdą i mam w Bogu nadzieję, że nader
wiele świetnych czynów wyliczą, przechowując bez pomocy
dziennikarskich korespondentów i pismaków artykułów
sławę wszystkich razem i cześć indywiduów”.
Co się stało panu feldcechmistrzowi? Czyżby jakiś
wiedeński „nachalny pismak” rzeczywiście obraził jego
„szlachetne najczystsze uczucia” jakimś „nieodpowiedzial­
nym” tekstem? Wydaje się jednak, że gdzie indziej pies był
pogrzebany. Prasa wiedeńska nie mogła doczekać się,
kiedy wreszcie Armia Północna ruszy na Berlin. Ale
Ludwig Benedek zdawał sobie sprawę, że jeśli to uczyni,
to na pewno nie wr tej wojnie. Wywiad austriacki realnie
oceniał siłę armii pruskiej; jego meldunki napełniały
Benedeka dużym niepokojem. Dlatego wolał nie spotykać
się z dziennikarzami — po prostu nie miał dla nich
dobrych wiadomości. Na pewno też ubodły go niepomyślne
wróżby dla armii austriackiej i wytykanie nierzetelności
intendentury oraz kolosalnych wprost defraudacji. Żoł­
nierzom austriackim brakowało mundurów i butów, choć
znajdowały się one w magazynach 15.
Od tej pory o informacje z kwatery głównej w Ołomuńcu
było austriackim dziennikarzom coraz trudniej. Natomiast
dostęp do Benedeka zyskali obcy żurnaliści, a m.in.
z londyńskiego „Timesa” i brukselskiego „Independent
Belge”. Ale austriacki wódz bynajmniej nie uczynił tego
z próżności. Został do tego po prostu — jak sugerowała
„Gazeta Warszawska” — zmuszony. Komu zależało na
kreowaniu jedynie pozytywnego wizerunku Armii Północ­
nej, a tym samym Austrii? Czy nie dyplomacji austriackiej?
W każdym razie od tej pory głównie prasa zagraniczna

15 ibid., nr 123 z 4 czerwca 1866.


stała się źródłem informacji na temat przygotowań Austrii do
wojny z Prusami, a austriackie dzienniki zamieszczały jedynie
przedruki. I tak m.in. „Gazeta Warszawska”, powołując się na
„Timesa” i „Independent Belge”, stwierdzała: „W dzienni­
kach austriackich spotykamy pierwsze ważniejsze wzmianki
o uzbrojeniach Austrii; dotychczas bowiem pod rubryką
osobną «uzbrojenie» zamieszczały one rzeczy drobne o mani­
festacjach wojennych ludności, o formowaniu oddziałów
ochotniczych — drobiazgi o rozporządzeniach cząstkowych
powszechnie znanych. Dziś piszą one, że od chwili jak
generał Benedek stanął główną kwaterą w Ołomuńcu, uważać
można przygotowania do wymarszu armii austriackiej ku
granicy pruskiej jako ukończone pod pewnym względem.
Wprawdzie pokazują się jeszcze tu i ówdzie rozporządzenia
uzupełnień, ale w ogóle armia austriacka zajęła już pozycje,
w których może czekać na wypadki, tj. na wybuch wojny”16.

Poszczególne korpusy Armii Północnej znajdowały się


między twierdzami Praga i Ołomuniec. Jej lewe skrzydło
ciągnęło się od Pragi aż do granicy saskiej, tj. do gór Harzu,
których wąwozy, jak zapewniali austriaccy żurnaliści, „trzy­
ma”. Prawe skrzydło opierało się na ufortyfikowanym obozie
Kraków. Inne ufortyfikowane punkty tej armii to Praga,
Ołomuniec, Königgrätz i Josephstadt. „Pod względem for­
tyfikacji daleko wyższe od pozycji pruskiej, opierającej się
na Cosel (Koźle), Nieysse (Nysa), Glatz (Kłodzko) i Görlitz
(Zgorzelec)” — zapewniała prasa austriacka.
Korpus stojący w ufortyfikowanym obozie Kraków
stanowił ostatni kraniec prawego skrzydła armii austriackiej
i był „silną groźbą strategiczną przeciwko Prusom”. Autor
wyjaśniał to następująco:

16 ibid., nr 128 z 9 czerwca 1866.


„Silnym zaczepnym ruchem z Krakowa może zgnieść lewe
skrzydło pruskie i pomimo twierdz Cosel (Koźle) i Nieysse
(Nysa) wykonać ruch prostopadły do pruskich Unii komunika­
cyjnych Oppeln (Opole), Brieg (Brzeg), a nawet, stosownie
do okoliczności, przeciw głównemu pruskiemu obiektowi,
przeciw Breslau (Wrocław), co na prowadzenie wojny na
Śląsku mogłoby wywrzeć wpływ stanowczy. Z tych wskazó­
wek widzimy, że ufortyfikowany obóz w Krakowie odgrywać
będzie nader ważną rolę strategiczną, co zresztą potwierdzają
wszystkie rozporządzenia, których świadkiem jesteśmy. Nie
zaniedbują bowiem niczego, by Kraków zrobić silnym
schronieniem dla całego korpusu armii, który według okolicz­
ności będzie mógł działać zaczepnie i odpornie. Roboty
fortyfikacyjne Krakowa prowadzi się z tego powodu z niesły­
chaną energią. W tej chwili władze sądownie oceniają kilka
wiosek i przedmieść otaczających Kraków i maskują stoki
tamecznych szańców, mogących zatem nieprzyjacielowi
służyć za wygodny punkt zbliżenia; wioski i przedmieścia
będą zburzone, jak tylko wojna się rozpocznie” 17.
Tymczasem 8 czerwca 1866 roku Helmuth von Moltke
został awansowany przez króla do stopnia generała piechoty,
co wzmocniło jego pozycję w armii, choć nie wszyscy
generałowie pruscy chcieli ją uznawać.
12 czerwca 1866 roku Austria zerwała stosunki dyp­
lomatyczne z Prusami i premier Fryderyk Ferdynand Beust
(1809-1886) odwołał posła z Berlina, hrabiego Karolyi.
Tego samego dnia wojska austriackie opuściły Altonę,
stanowiącą, jak wiadomo, stolicę księstwa Holstein.
Dowództwo uznało, że wszelka walka z wojskami pruskimi,
których było tam sześciokrotnie więcej, nie miała sensu.
Wprawdzie gubernator austriacki księstwa, Ludwik von
Gablenz hr. Eskeles (1814-1872), zamierzał pozostać
z brygadą dowodzoną przez generała Kalika — słynną

17 ibid., nr 131 z 13 czerwca 1866.


zresztą z udziału w wojnie z Danią i uważaną za najlepszą
w armii austriackiej — w Harburgu na terytorium Królestwa
Hanoweru, ale ostatecznie udał się do Austrii, gdzie
w randze feldmarszałka-porucznika objął dowództwo X Kor­
pusu. Również brygada ewakuowała się do Czech, praw­
dopodobnie drogą morską. Wraz z wojskami i administracją
austriacką wyjechał ze swym dworem książę Fryderyk III
von Augustenburg. Wkrótce objął on dowództwo Rezer­
wowej Dywizji Kawalerii w Armii Północnej.
Austria zawarła umowę z Francją o neutralności. Premier
Bismarck także chciał mieć taką umowę z cesarzem
Napoleonem III, ale ten w zamian domagał się Nadrenii,
na co żadną miarą premier Prus nie chciał się zgodzić, choć
wcześniej mgliście obiecywał. Gorzej było z austriackimi
finansami. „Gazeta Warszawska” (z 15 czerwca 1866)
donosiła, że zasoby finansowe cesarstwa Austrii wynoszą
204 mln złr. Ale deprecjacja waluty sprawiła, że ich
rzeczywista wartość zatrzymała się na granicy 150 mln
guldenów. Okazało się, że Austria zaczęła utrzymywać
armię trzykrotnie większą niż w czasie pokoju, a na
mobilizację, uzbrojenie fortów, budowę nowych i zaopat­
rzenie wydała już 120 mln złr. Dotąd Austria wydawała na
utrzymanie wojska 117 mln złr rocznie, mając 438,5 mln
złr dochodów rocznych, a wydając 511 mln złr. Jak widać,
na skutek wydatków na armię austriacki budżet państwa
cierpiał na chroniczny deficyt 18.
Duże zainteresowanie opinii publicznej wzbudziła wizyta
generała Ludwika Samsona Tann von Rathsamhausen
(1815-1881), szefa sztabu generalnego armii bawarskiej
(dowódcą był następca tronu książę Karol), w kwaterze
głównej Benedeka w Ołomuńcu, gdzie prowadził rozmowy
na temat współdziałania armii austriackiej z armiami krajów
związkowych. Widocznie uznał, iż armia bawarska może

18 ibid., nr 133 z 15 czerwca 1866


odegrać w tej wojnie znaczącą rolę, tworząc nad Menem
drugi front.
Armia ta, występująca w Związku Niemieckim pod
nazwą VII Korpusu Związkowego, liczyła 63 tysiące
żołnierzy i miała 144 działa. Królestwo Saksonii także
wystawiło korpus mający numer X, ale o wiele mniejszy,
bowiem liczący 26 tysięcy żołnierzy i 50 dział, którym
dowodził następca tronu, generał książę Albert von Wettin.
Natomiast Królestwo Wirtembergii oraz Wielkie Księst­
wo Hesse-Darmstadt wystawiły wspólnie VIII Korpus,
liczący 39 tysięcy żołnierzy i 90 dział. Dowództwo nad
nim otrzymał książę Aleksander von Hesse-Darmstadt, brat
panującego tam wielkiego księcia Ludwika III i szwagier
cara Aleksandra IL
Ponadto Królestwo Hanoweru miało dostarczyć 21 tysię­
cy żołnierzy i 50 dział, księstwo elektorskie Hesse-Kassel
— 11 tysięcy żołnierzy i 19 dział, księstwo Nassau
— 6 tysięcy wojska i 16 dział, księstwo Reuss-Greiz
— 400 żołnierzy, oraz księstwo Liechtenstein wraz z Wol­
nym Miastem Frankfurt nad Menem — 1000 żołnierzy.
W sumie Austria wraz z sojusznikami dysponowała 507
tysiącami wojska i 1369 działami.
Ale Prusy też miały sojuszników wśród państw nie­
mieckich. Należały do nich m.in. księstwa saskie: Sachsen-
-Altenburg, Sachsen-Coburg-Gotha, Sachsen-Weimar-Ei-
senach.
Księstwo Sachsen-Altenburg, ze stolicą w Altenburgu,
uważane było za jeden z najbardziej w tym czasie
kwitnących krajów w Niemczech. Miało pow. 1324
kmkw. i liczyło 216 tys. mieszkańców. Graniczyło z Kró­
lestwem Saksonii, pruskimi prowincjami Saksonii, Wiel­
kim Księstwem Sachsen-Weimar, księstwem Sachsen-
-Meiningen, księstwem Schwarzburg-Rudolstadt. Armia
liczyła dwa bataliony (1600 żołnierzy). Krajem rządził
od 1853 roku książę Ernest I.
Sachsen-Coburg-Gotha były właściwie dwoma odrębnymi
księstwami: Coburg (532 kmkw.) i Gotha (1464 kmkw.).
Pierwsze leżało na południowej stronie Lasu Turyngii,
granicząc z Bawarią i Sachsen-Meiningen, drugie na
północy Lasu Turyngii i graniczyło z księstwem Schwarz­
burg, Sachsen-Weimar, księstwem elektorskim Hesse, księs­
twem Sachsen-Meiningen i Saksonią pruską. W księstwie
Gotha znajdowały się kopalnie węgla, fabryki porcelany
i wielka cukrownia. Armia liczyła 1860 żołnierzy. Panują­
cym władcą był od 1844 roku książę Ernest II, znany jako
kompozytor muzyki poważnej 19.
Wielkie Księstwo Sachsen-Weimar-Eisenach o powierz­
chni 3610 kmkw. graniczyło z Saksonią pruską, Bawarią,
Królestwem Saksonii, księstwem Hesse-Darmstadt, księst­
wami Schwarzburg i Reuss. Kraj liczył 417 tys. mieszkań­
ców, obfitował w pokłady żelaza, węgla i soli, źródła
mineralne, a władcą, rezydującym w Weimarze, był od
1853 roku wielki książę Karol Aleksander (1818-1901),
noszący tytuł króla, szwagier króla Wilhelma I. Armia
księstwa liczyła 3350 żołnierzy 20.
Prócz tego z Prusami sympatyzowały: księstwo Braun-
schweig (Brunszwik), Wielkie Księstwo Oldenburg, Wielkie
Księstwo Meklemburg-Schwerin i Wielkie Księstwo Me-
klemburg-Strelitz, księstwa Schwarzburg-Rudolstadt
i Schwarzburg-Sonderhausen, księstwo Schaumburg-Lippe,
księstwo Lippe-Detmold, księstwa Waldeck, Reuss-Schleiz,
Turyngia oraz wolne miasta: Brema, Hamburg, a także
Lubeka.
Księstwo Braunschweig (Brunszwik), ze stolicą o tej
samej nazwie, graniczyło na północy i południu z Królest­
wem Hanoweru, zaś na wschodzie i zachodzie — z Prusami.
Miało powierzchnię 3672 kmkw. (góry Harzu, Wezera),
z ludnością liczącą 494 tysięcy mieszkańców, 12 miast
19 Encyklopedia Powszechna z 1866, t.23 s. 7.
20 ibid., t. 23 z 1866, s. 9.
i 396 wsi, bogactwa naturalne (w górze Rommelsberg
miedź, srebro, ołów, witriol, złoto), kopalnie torfu, węgla
kamiennego, soli, marmuru, żelaza i było rządzone przez
księcia Wilhelma. Jego armia liczyła 4500 żołnierzy, ale
kontyngent związkowy wynosił 2096 żołnierzy 21.
Wielkie Księstwo Meklemburg-Schwerin o pow. 13 127
kmkw., 640 tys. mieszkańców, ze stolicą w Schwerin,
leżało nad Bałtykiem, granicząc na północnym zachodzie
z okręgiem Wolnego Miasta Lubeka, na wschodzie z Po­
morzem, na południowym zachodzie z Hanowerem, na
południowym wschodzie z Brandenburgią, na zachodzie
z księstwami Schleswig i Holstein. Była to właściwie
wielka nizina z 228 km wybrzeża morskiego i 329 jeziora­
mi, znana z hodowli bydła i owiec. Rządził tam Fryderyk
Franciszek II (1842-1883), wywodzący swój ród od księcia
Henryka Lwa, który w 1160 roku wydarł te tereny Słowia­
nom. Armia księstwa liczyła 5500 żołnierzy 22.
Wielkie Księstwo Meklemburg-Strelitz o pow. 2929
kmkw. i liczące 331 tys. mieszkańców, ze stolicą w Stre-
litz nad rzeką Linde, składające się z dwóch księstw:
Rathenburg na północnym zachodzie i Strelitz na połu­
dniowym wschodzie, także leżało nad Bałtykiem i miało
tylko 131 jezior, ale za to miasto Rostock. Panował tam
Wielki Książę Fryderyk Wilhelm, który wprawdzie
w wojnie 1866 roku trzymał stronę Prus, ale wojska na
front nie wysłał23.
Wielkie Księstwo Oldenburg w Dolnej Saksonii, na
zachód od dolnej Wezery (pow. 6429 kmkw. i 483 tys.
mieszkańców), istniejące od XII wieku, od 1777 roku
anektowane było od 1810 roku przez Francję; od 1815 roku
Wielkie Księstwo. Rządził nim Wielki Książę Mikołaj
21 ibid., t. 4 z 1860, s. 440.
22 Wielka Encyklopedia Powszechna Ilustrowana z 1911, t. 45-46,
s. 763.
23 ibid., s. 763.
Fryderyk Piotr Holstein-Gottorp. Mogło ono wystawić
3500 żołnierzy 24.
Księstwo Schwarzburg w Turyngii, ze stolicą w Rudol­
stadt, liczyło 941 kmkw. powierzchni oraz 101 tys.
mieszkańców. Rządził nim książę Fryderyk Günther. Ist­
niało też drugie księstwo Schwarzburg, ze stolicą w Son-
derhausen, które też liczyło 862 kmkw. powierzchni, ale
miało tylko 90 tysięcy mieszkańców. Rządził nim książę
Günther Fryderyk Karol 25.
Oba księstewka mogły wystawić wspólnie 1000 żołnierzy.
Księstwo Schaumburg-Lippe w Dolnej Saksonii, z stolicą
w w Schaumburg, liczyło 340 kmkw. i miało 46 tys.
mieszkańców. Graniczyło od północy i wschodu z Królest­
wem Hanoweru, od zachodu z pruską Westfalią, zaś od
południa — z księstwem Lippe-Detmold. Armia składała
się z 210 żołnierzy. Tym maleńkim państewkiem władał
książę Jerzy Wilhelm 26.
Księstwo Lippe-Detmold ze stolicą w Detmold, liczące
1215 kmkw. oraz 151 tys. ludności, graniczyło na północy,
zachodzie i południu z Prusami, na wschodzie z hrabstwem
Schaumburg, należącym do księstwa elektorskiego Hesse-
-Kassel, z Królestwem Hanoweru, a ponadto z księstwami
Waldeck i Braunschweig. Miało też posiadłości na teryto­
rium pruskim (okręgi Liperde, Kappel i wieś Grevenhaven).
Ozdobę księstwa stanowiły góry Lasu Teutoburskiego
i Wezera, będąca północną granicą księstwa. Mieszkańcy
księstwa żyli z leśnictwa i chodzili do pracy sezonowej
w cegielniach pruskich. Kraj ten miał status księstwa od
1720 roku, gdy cesarz Karol VII nadał rodowi tytuł. Krajem
władał książę Paweł Fryderyk Emil Leopold. Księstwo to
mogło wystawić 800 żołnierzy 27.
24 Encyklopedia Powszechna, t. 19 z 1865, s. 842.
25 ibid., t. 24 z 1866, s. 149.
26 ibid., t. 23 z 1866, s. 75.
27 ibid., s. 107-108.
Księstwo Waldeck wraz z hrabstwem Pyrmont i ze
stolicą w Arolsen liczyło 1121 kmkw. i miało 62 tys.
mieszkańców. Graniczyło z pruskimi prowincjami Westfalii
i księstwem elektorskim Hesse-Kassel. Obfitowało w góry,
a przez kraj przepływały rzeki Eder i Diemel. Wydobywano
tam złoto (w Korbach i na rzece Eder), a także miedź,
żelazo, ołów. Kraj miał status księstwa od 1664 roku, gdy
tytuł książęcy otrzymał jego właściciel Jerzy Franciszek
Waldeck, feldmarszałek niderlandzki. Gdy zmarł bezpo­
tomnie, księstwo przeszło na dalszych krewnych. W inte­
resującym nas okresie rządził nim książę Jerzy Wiktor
Waldeck-Bergheiz. Mógł on dostarczyć w ramach kontyn­
gentu 700 żołnierzy 28.
Księstwo Turyngii, które przez lata ciągle traciło różne
części swego terytorium na rzecz ościennych księstw (na
terenie historycznej Turyngii istniało w tym czasie 12
państewek), o pow. 11,7 tys. kmkw., liczące ok. 1 min
mieszkańców, ze stolicą w Erfurcie, graniczyło od wschodu
z Królestwem Saksonii, od północy — z Saksonią pruską,
na południu — z Królestwem Bawarii, na zachodzie
z księstwem elektorskim Hesse-Kassel. Król pruski był
jednocześnie landgrafem Turyngii 29.
Sojusznikami Prus były też trzy miasta Hanzy:
Brema nad Wezerą (pow. 256 kmkw. i 299 tys. miesz­
kańców), od 787 roku stolica biskupstwa, od XIV wieku
członek Hanzy, od 1646 wolne miasto Rzeszy 30.
Hamburg (pow. 414 kmkw. i 1 min mieszańców) — duży
port nad Łabą u ujścia Elstery, 110 km od morza, dawny
gród saski, zajęty przez cesarza Karola Wielkiego, od XIII
wieku miasto Hanzy, w latach 1808-1814 w rękach Francji,
po upadku Napoleona wolne miasto 31.
28 ibid., t. 26 z 1866, s. 322.
29 ibid., t. 25 z 1866, s. 770.
30 ibid., t. 4 z 1860, s. 316.
31 Wielka Encyklopedia Ilustrowana, Warszawa 1911, t. 17, s. 314.
Lubeka (pow. 298 kmkw. i 116 tys. mieszkańców),
leżąca u ujścia rzeki Trave do Morza Północnego, nad
Zatoką Lubecką, założona przez Henryka Lwa, w 1226
roku Wolne Miasto Rzeszy Niemieckiej, potem także
główne miasto Ligi Hanzeatyckiej 32.
Miasta te mogły dać w sumie 3600 żołnierzy.
Wielkie Księstwo Luksemburg, położone w tzw. Dolnej
Lotaryngii, w dorzeczu rzek Sure i Alzette, liczące 2586
kmkw. i dysponujące od X wieku potężną twierdzą Lützen­
burg, stale rozbudowywaną i umacnianą, mającą trzy pasy
obwarowań, w związku z tym nazywaną Gibraltarem
Północy — w 1831 roku straciło większą część swego
terytorium (walońską) na rzecz Królestwa Belgii; połączone
było unią personalną z Królestwem Holandii, a więc król
holenderski Wilhelm III Oranje-Nassau (1817-1890) był
jednocześnie od 1849 roku Wielkim Księciem Luksembur­
skim i sympatyzował z Austrią. Ale w twierdzy Lützenburg
stacjonowała załoga pruska, więc władca tego państewka
nie mógł pomóc Austrii 33.
Reasumując: Prusy mogły dysponować armią liczącą
417 tys. żołnierzy i 864 działa. Natomiast księstwa
niemieckie sprzyjające Prusom miały 44 tysiące żołnierzy
i 86 dział.
Do tego jednak dochodził znaczący sojusznik pruski:
Królestwo Włoch, którego armia składająca się z 243
tysięcy żołnierzy i 480 dział czekała na decydującą roz­
grywkę z Austrią, aby odzyskać tereny uważane przez
Włochy za rdzennie włoskie.
W sumie Prusy w przyszłej wojnie z Austrią miały
przewagę zarówno liczebną — ponad 704 tysiąca żołnierzy,
jak też w artylerii — 1430 dział.
Przygotowania do działań wojennych szły w Prusach
pełną parą. Sztab Generalny dokonywał przemieszczeń
32 Encyklopedia Powszechna, Warszawa 1864, t. 17, s. 464.
33 ibid., t. 17 z 1864, Luxemburg, s. 467^468.
poszczególnych korpusów, tak aby znalazły się jak najbliżej
przyszłego teatru wojny:
Dywizje VII i VIII korpusów maszerowały znad Renu
do prowincji saskich, przy czym VIII Korpus ruszał do
Łużyc Górnych, gdzie miał zastąpić I Korpus, wysyłany do
Legnicy. Z kolei II Korpus podążał z prowincji saskiej nad
granicę łużycko-śląską. Miał go zluzować IV Korpus. Jako
rezerwa dla przyszłych armii stanął koło Cottbus Korpus
/

Gwardii, który potem został przerzucony na Śląsk. Część


oddziałów wymienionych korpusów zostawała jednak w ma­
cierzystych garnizonach. Miała być potem użyta do walki
z wojskami poszczególnych państw niemieckich na północ
od Menu i do ewentualnej ich okupacji.
Jak wspominaliśmy, do działań wojennych w Czechach
zostały sformowane trzy armie: Armia Elby, 1. Armia
/
i 2. Armia Śląska.
Armią Elby, liczącą 45 tysięcy żołnierzy, dowodził
generał-porucznik Karol Eberhard Herwath von Bittenfeld
(1796-1884), syn generała, od 17. roku życia w armii
pruskiej, najpierw jako kadet, uczestnik kampanii anty-
napoleońskich w latach 1813-1814, po 38 latach służby
w 1852 roku — pułkownik gwardii, w 1852 roku miano­
wany dowódcą brygady, a w 1860 roku — VII Korpusu.
Szefem sztabu armii był płk von Schlotheim.
W skład Armii Elby wchodziły: 14 DP z VII Korpusu
Westfalskiego, dowodzona przez gen. hr. von Münster (27
Brygada — generał-major von Schwarzkoppen, 28 Brygada
— generał-major von Hiller), 7. Pułk Dragonów Westfals­
kich, 7. Batalion Jegrów, dwie kompanie 7. Batalionu
Pionierów, cztery baterie; 15. DP, dowodzona przez gene-
rała-porucznika von Canstein (31. Brygada — generał-major
Strukradt, 30. Brygada — generał-major von Glassenapp),
7. Pułk Huzarów Królewskich, 8. Batalion Pionierów,
cztery baterie; 16. DP, dowodzona przez generała-porucz-
nika von Etzel (31. Brygada — generał-major von Scholer,
brygada fizylierów — płk Wegerer), 8. Batalion Jegrów,
dwie baterie, poza tym podporządkowane 16. Dywizji
przez dowództwo armii: 14. Brygada Kawalerii pod dowó­
dztwem gen. mjr. hr. von Goltz, Rezerwowa Brygada
Kawalerii dowodzona przez generała-majora von Kotze,
regiment rajtarów landwery pomorskiej, bateria konna,
sześć baterii rezerwy artylerii VII Korpusu, siedem baterii
rezerwy artylerii VIII Korpusu. Armia Elby stacjonowała
w południowo-wschodniej części prowincji saskich Prus,
między Torgau i Eulenburgiem. Jej działania miały być na
razie skierowane przeciw Królestwu Saksonii. Po jego
zajęciu miał tam zostać w charakterze wojsk okupacyjnych
rezerwowy I Korpus landwery dowodzony przez gen. von
Mulbe, zaś dywizje 1. Armii miały pomaszerować do
Czech przez graniczny Rumburg (Rumburk), a potem do
Münchengrätz (Mnichovo Hradiśte) nad rzeką Izerą (Jizerą)
i stanowić prawe skrzydło pruskich armii atakujących
austriacką Armię Północną 34.
1. Armią, liczącą 94 tysięcy żołnierzy, dowodził gene-
rał-porucznik książę Fryderyk Karol von Hohenzollern
(1828-1885), syn księcia Karola Pruskiego, który mając
16 lat wstąpił do annii. Służył w garnizonach gwardyjskich
w Berlinie, potem w Poznaniu, Dusseldorfie i po krótkim
czasie został awansowany w 1848 roku do rangi majora.
W rok potem walczył w Badenii pod rozkazami księcia
Wilhelma, późniejszego króla Prus, gdzie został w 1849
roku ranny. W 1856 roku awansował do stopnia generała-
-majora, a w 1861 roku generała-porucznika i pełnił funkcję
dowódcy dywizji. W maju 1864 roku został, jak wiadomo,
mianowany na miejsce feldmarszałka Wrangla naczelnym
dowódcą armii pruskiej w wojnie duńskiej. Szefem sztabu
1. Armii był, o czym także już wiemy, generał-porucznik
Konstanty von Voigts-Hertz (1809-1877).

34 Wikipedia, Order of Battle of the Prussian Army.


PRZECIWNICY PRĘŻĄ MUSKUŁY

W skład 1. Armii wchodziły trzy korpusy piechoty: II, III,


IV oraz korpus kawalerii.
II Korpusem dowodził generał-porucznik Johann von
Schmidt. Do korpusu należały: 3. DP — dowódca generał-
-porucznik August Karol von Werder (5. Brygada — generał-
-major von Januschowski, 6. Brygada — generał-major
von Winterfeld), 2. Batalion Strzelców Pomorskich, 5. Pułk
Huzarów Bluchera, 2. Batalion Pionierów, cztery baterie;
4. DP — dowódca generał-porucznik von Herwarth (7.
Brygada — generał-major von Schlabrendorff, 8. Brygada
— generał-major von Hanneken), 4. Pułk Ułanów Pomors­
kich, cztery baterie, podporządkowane przez dowództwo
korpusu cztery baterie artylerii rezerwowej.
III Korpus — bez dowódcy. W skład korpusu wchodziły:
5. DP — dowódca generał-porucznik Wilhelm von Tumplin
(9. Brygada — generał-major von Schimmelman, 10. Bry­
gada — generał-major von Kamieński), szwadron 3. Pułku
Ułanów Brandenburskich, 3. Batalion Pionierów, cztery
baterie; 6. DP — dowódca generał-porucznik Albrecht von
Manstein (11. Brygada — generał-major von Gersdorf,
12. Brygada — generał-major von Kotze) 2. Pułk Dragonów
Brandenburskich, 3. Batalion Jegrów, cztery baterie.
IV korpus — bez dowódcy. W skład korpusu wchodziły:
7. DP — dowódca generał-porucznik Fryderyk Edward von
Franceski (13. Brygada — generał-major von Schwarzhoff,
14. Brygada — generał-major von Gordon), 4. Batalion
Pionierów, 6. Pułk Ułanów Turyngii, cztery baterie; 8. DP
— dowódca generał-porucznik von Horn (15. Brygada, 16.
Brygada), batalion pionierów, cztery baterie.
Korpusem Kawalerii dowodził generał-porucznik książę
Albrecht Fryderyk Henryk von Hohenzollern (1809-1872).
Do korpusu należały: 1. Dywizja Ciężkiej Kawalerii — do­
wódca generał-major Gustaw von Alvensleben (1. Ciężka
Brygada — generał-major książę Albert Hohenzollern,
2. Ciężka Brygada — generał-major von Pfuel, 1. Lekka
Brygada — generał-major von Rheinbaben), dwie baterie
konne; 2. Dywizja Kawalerii — dowódca generał-major
Hann von Weyhern (2. Lekka Brygada — generał-major
Fryderyk Franciszek II, wielki książę Meklemburg-Schwe-
rin (1823-1883), 3. Lekka Brygada — generał-major
hr. von Groeben, 3. Ciężka Brygada — generał-major
baron Kuno von der Goltz), dwie baterie konne pod­
porządkowane dowództwu korpusu: bateria konna, sześć
baterii z rezerwy 1. Armii.
1. Armia stacjonowała w Frankfurcie nad Odrą. Miała po
przekroczeniu przez granicę czeską maszerować przez
Reichenberg (Libérée), Hodkovice, Radostin (Sichrov) do
Turnau (Turnov) i równolegle na Miinchengrätz (Mnichovo
Hradiśte), stamtąd na Sobotkę i Gitschin (Jićin), a potem
zająć front od Miinchengrätz nad rzeką Izerą (Jizerą) do
Königinhof (Dvur Kralove) nad rzeką Elbą1.
2. Armią Śląską, liczącą 120 tysięcy żołnierzy, dowodził,
jak wiadomo, 35-letni następca tronu (Kronprinz), książę
Fryderyk Wilhelm Mikołaj von Hohenzollern (1831-1888).
Po studiach na uniwersytecie w Bonn zaczął karierę w armii

1 ibid.
pruskiej od prostego żołnierza w 1. Pułku Gwardii w Poczda­
mie, dochodząc w 1864 roku do stopnia generała-porucznika
i pełniąc funkcję dowódcy III Korpusu. Szefem sztabu
2. Armii Śląskiej był generał-major Leonhard von Blumenthal.
W jej skład wchodziły korpusy I, V i VI oraz Korpus
Gwardii.
I Korpusem dowodził generał-porucznik Edward von
Bonin. Należały do niego: 1. DP — dowódca generał-
-porucznik von Grossman (1. Brygada — generał-major von
Pape, 2. Brygada — generał-major baron Albert von Bame-
kow), 1. Pułk Dragonów Litewskich, 1. Batalion Jegrów; 2.
DP — dowódca generał-porucznik von Clausewitz (3.
Brygada — generał-major von Malotki, 4. Brygada — gene­
rał-major von Buddenbrock), szwadron 1. Pułku Huzarów
Królewskich, 1. Batalion Pionierów, 4 baterie, przydzielona
z korpusu Rezerwowa Brygada Kawalerii dowodzona przez
płk. von Bredow oraz siedem baterii z rezerwy artylerii.
V Korpusem dowodził generał-porucznik von Karol
Steinmetz. Należały do niego: 9. DP — dowódca generał-
-major von Ollech, (17. Brygada — generał-major Horn),
1. Szwadron 4. Pułku Dragonów Śląskich, cztery baterie;
10. DP — dowódca generał-major von Kirchbach (19. Bry­
gada — generał-major von Tiedermann, 20. Brygada
— generał-major Ludwik von Wittich), 1. Pułk Ułanów
Zachodniopruskich, 5. Batalion Pionierów, cztery baterie,
siedem baterii z rezerwy korpusu.
VI Korpusem dowodził generał-porucznik von Mutius.
Do korpusu należały: 11. DP — dowódca generał-porucznik
von Zastow (21. Brygada — generał-major von Hannenfeld,
22. Brygada — generał-major von Hoffmann), Batalion
Pionierów Śląskich, 2. Szwadron 8. Pułku Dragonów
Śląskich, trzy baterie; 12. DP — dowódca generał-porucznik
von Prondzinski (brygada mieszana — generał-major von
s

Kranach), 2. Szwadron 6. Pułku Huzarów


talion Jegrów, dwie baterie.
Korpusem Gwardii dowodził generał-porucznik książę
August von Würtenberg. Należały do niego: 1. Dywizja
Gwardii — dowódca generał-porucznik Antoni Hiller von
Gärtringen (1. Brygada — płk von Obernitz, 2. Brygada
— generał-major Konstanty von Alvensleben), 1. Pułk
Huzarów Gwardii, 1. Batalion Jegrów Gwardii, cztery
baterie; 2. Dywizja Gwardii — dowódca generał-porucznik
von Płoński (3. Brygada — generał-major von Budritski,
4. Brygada — generał-major von Loen), 3. Pułk Ułanów
Gwardii, batalion snajperów, cztery baterie.
Korpus Kawalerii nie miał dowódcy i składał się
z brygady kirasjerów (dowódca generał-major von Schön),
lekkiej brygady (dowódca generał-major von Witzleben)
i brygada landwery (dowódca generał-major von Fran­
kenberg).
I korpus 2. Armii stacjonował w Landshut (Kamienna
Góra), V i VI korpusy — w Nieysse (Nysa), Korpus Gwardii
— w Brieg (Brzeg). Zadanie 2. Armii polegało, jak wiadomo,
na marszu z twierdz Dolnego Śląska do Czech i połączeniu
się z 1. Armią w okolicach Trautenau (Trutnov) 2.
Poszczególne korpusy otrzymały następujące zadania:
I Korpus Wschodniopruski miał sforsować przełęcz
Lubawską i pomaszerować na Liebau (Lubawkę), a potem
na Trautenau.
V Korpus Poznański miał maszerować na Reinertz
(Duszniki). Granicę z Czechami miał przekraczać koło
Nachodu, potem zaś jego szlak wiódł nad Elbę do Königin­
hof (Dvur Kralove).
VI Korpus Śląski miał pomaszerować za V Korpusem,
czyli także przejść granicę z Czechami koło Nachodu.
Korpus Gwardii miał wyruszyć na leżącą w Czechach
miejscowość Branau (Broumov), a potem przejść przez
Góry Stołowe, kierując się na Trautenau (Trutnov).

2 ibid.
Dowództwu tej armii podlegał także korpus landwery,
dowodzony przez generała-majora Otto Stolzberga von
Wernigerode (1837-1896); korpus ten składał się z trzech
pułków piechoty i trzech pułków kawalerii. Naczelne
dowództwo nie przewidziało jego udziału w walkach
z armią austriacką w Czechach i na Morawach. Jego
zadanie polegało na pilnowaniu twierdz Ołomuniec i Kra­
ków, skąd zdaniem Naczelnego Dowództwa mogły być
organizowane wypady flankowe austriackiej konnicy na
Śląsk, co z kolei stwarzałoby zagrożenie dla tyłów 2. Armii
Śląskiej (wg „Times” i „Independent Belge”) 3.
Armia pruska, zaangażowana do inwazji na Czechy, nad
którą dowództwo objął król Prus Wilhelm I, liczyła ostate­
cznie 236 tysięcy żołnierzy i 792 działa.
Prusy dysponowały też innymi jednostkami wojskowymi,
które miały być użyte z kolei przeciw związkowej Armii
Zachodniej na terenie Niemiec, ale przede wszystkim
przeciw Królestwu Hanoweru i Wielkiemu Księstwu Hesse-
-Darmstadt oraz księstwu elektorskiemu Hesse-Kassel.
Składały się one na Armię Menu i były następująco
rozlokowane:
W Merseburgu i Naumburgu stacjonowały niektóre
jednostki IV Korpusu. W Erfurcie znajdowały się także
niektóre jednostki VII Korpusu, a w Paderborn i Minden
w Westfalii — oddziały VIII Korpusu. W Wetzlar
stacjonowały dywizje I Korpusu landwery. Oddziały te
miały przede wszystkim obsadzić wąwozy w górach
Turyngii i przeciąć drogi wojskom związkowym 4.
Królestwo Hanoweru wedle planów Naczelnego Dowódz­
twa miała zająć dywizja dowodzona przez generała-porucz-
nika Edwina Manteuffla (1809-1885), swego czasu szefa
3 „Gazeta Warszawska”, nr 154 z 11 lipca 1866.
4 Leon C h r z a n o w s k i , Przegląd położenia i działania na teatrze

wojny, [w:] „Przegląd Polski VI-VII 1866, s. 204.


gabinetu wojennego księcia Prus Wilhelma, która dotąd
stacjonowała w księstwie Schleswig, gdzie generał był
jednocześnie gubernatorem. Wesprzeć ją miała pruska flota
wojenna, stacjonująca u ujścia dolnej Elby, nad brzegiem
Morza Niemieckiego, a także dywizja dowodzona przez
generała-majora Edwarda Vogel von Falckenstein
(1797-1885), oddelegowana z VII Korpusu Piechoty.
9 czerwca 1866 roku dywizja dowodzona przez generała-
-porucznika Edwina Manteuffla wkroczyła do księstwa
Holstein, którego tereny obsadziła swymi garnizonami
i stamtąd pomaszerowała na Harburg.
Księstwo elektorskie Hesse-Kassel miała zająć dywizja
z I Korpusu landwery gen. von Beyera, znajdująca się
dotychczas w pruskiej enklawie między księstwami Nassau
i Hesse-Kassel.
Tymczasem Austria gorączkowo przygotowywała się do
wojny. W Wiedniu nasiliły się roboty fortyfikacyjne na
lewym brzegu Dunaju. Sześć tysięcy robotników sypało
wały od miejscowości Bisomberg do Stadlau, a także
budowało szańce przyczółka mostu koło Florisdorff i prze­
rzucało most pontonowy koło Stadlau. Władze poleciły też
naprawić 34 forty otaczające miasto. Minister wojny zażądał
od cesarza Franciszka Józefa przyznania kredytu w wysoko­
ści 1 776 000 florenów na zakup broni i go otrzymał.
Zakupił wówczas 50 tysięcy karabinów, cztery tysiące
sztucerów, cztery tysiące lanc, dwa tysiące lekkich i trzy
tysiące ciężkich szabel kawaleryjskich, 25 tysięcy szabel
pionierskich, 112 tysięcy pochew bagnetowych — w sumie
za 1 543 707 florenów 5.
14 czerwca 1866 roku w Bundestagu, czyli parlamencie
związkowym, obradującym we Frankfurcie nad Menem,
odbyła się dyskusja nad wnioskiem Austrii o użyciu armii
związkowej przeciw Prusom. Głosowały za nim Austria,

5 „Gazeta Warszawska”, nr 114 z 23 maja i nr 277 z 11 grudnia 1866.


królestwa Bawarii, Saksonii, Wirtembergii i Hanoweru,
Wielkie Księstwo Hessen-Darmstadt, księstwa Nassau
i Liechtenstein. Przeciw wnioskowi Austrii opowiedziały
się księstwa Sachsen-Weimar, Turyngia, Sachsen-Anhalt,
oba księstwa Schwarzenberg, Meklemburg-Schwerin, Mek-
lemburg-Strelitz, wolne miasta Hanzy, z wyjątkiem Frank­
furtu nad Menem, a także księstwa Luksemburg i Badenia.
W tej sytuacji król Prus oświadczył, że zrywa układ
związkowy z 1815 roku i premier pruski ogłosił uroczystą
proklamację zapowiadającą uregulowanie spraw niemiec­
kich przez przyszłe Zgromadzenie Narodowe. Ponadto
Prusy wystosowały ultimatum do Królestwa Hanower,
księstwa elektorskiego Hesse-Kassel i Królestwa Saksonii,
żądając od nich neutralności i rozbrojenia w zbliżającej się
wojnie z Austrią. Królowie Saksonii i Hanoweru odrzucili
je natychmiast, co skłoniło Prusy do przygotowania się do
inwazji na te kraje 6.
Do Saksonii miała wkroczyć Armia Elby (Łaby), znaj­
dująca się na granicy z tym państwem, a także 1. Armia.
Również do opanowania Królestwa Hanoweru pruski Sztab
Generalny przygotował ekspedycję wojskową. Miała liczyć
jedynie dwie dywizje piechoty, ale pruski Sztab Generalny
uważał, że to wystarczy, bowiem Armię Elby czekały
kolejne zadania bojowe w Czechach, podczas gdy dywizje
wyznaczone do opanowania Hanoweru miały tam pozostać
w charakterze okupanta.
14 czerwca 1866 roku wieczorem premier Bismarck
zaprosił do swej rezydencji generała Moltke.
— Czy za dwa dni, to znaczy 16 czerwca, będzie można
rozpocząć marsz w kierunku wroga? — spytał.
— Oczywiście — odparł uradowany szef Sztabu Gene­
ralnego i widać było, że „był przyjemnie podniecony
przyspieszeniem rozpoczęcia walk” — opowiadał potem

6 ibid., nr 135 z 18 czerwca 1866.


premier Bismarck. A już w drzwiach generał Moltke
oświadczył:
— Czy pan wie, że Sasi wysadzili mosty w Dreźnie?
I dodał po krótkiej chwili, co premier uznał za żart,
stanowiący rzadkość u zazwyczaj poważnego generała:
— Ale hrabio, minami wodnymi, aby się nie kurzyło 7.
Po wyjściu generała premier podszedł do telegrafu. Tym
razem wystąpił jako minister spraw zagranicznych:
— Pilna depesza do naszego posła w Dreźnie!
15 czerwca 1866 roku poseł Prus w Dreźnie wręczył
królowi Saksonii Johannowi I Wettinowi (1801-1873) akt
wypowiedzenia wojny.
/
16 czerwca 2. Armia Śląska, mająca główną kwaterę już
w Schweidnitz (Świdnicy), ruszyła ku Ratiborowi (Raci­
bórz). Jej dywizje miały na razie obserwować przejścia Gór
Olbrzymich i Gór Sowich w Sudetach, a potem ruszyć
przez te góry do Czech.
1. Armia wymaszerowała z Frankfurtu nad Odrą. Stano­
wiący jej prawe skrzydło II Korpus Pomorski przeszedł
przez Saksonię, zmierzając do Görlitz, potem na Zittau,
gdzie miał przekroczyć granicę z Czechami i zdążać na
Hradek nad Nysą Łużycką.
Nieco wysunięty przed ugrupowanie 1. Armii maszerował
na południe pruski IV Korpus Saski, który na razie miał
pilnować przejść między Zittau i Reichenberg (Libérée).
Na lewym skrzydle 1. Armii maszerował jej III Korpus
Brandenburski, który po przekroczeniu granicy z Czechami
miał stanąć koło Gablonz (Jablonec) nad Nysą Łużycką.
Na prawo od ugrupowania 1. Armii podążał do Seihen-
nerstadt — granicznej miejscowości z czeskim Rumburg
(Rumburk) — VIII Korpus Nadreński z Armii Elby.
Natomiast na froncie w sferze działań Armii Menu
w nocy z 15 na 16 czerwca 1866 roku wojska pruskie

7 H e r r e , op.cit., s. 234.
wkroczyły do Królestwa Hanoweru, Królestwa Saksonii
i księstwa elektorskiego Hesse-Kassel.
W Harburgu, mieście znajdującym się na południe
od Hamburga, należącym do Królestwa Hanoweru, po­
jawiły się jednostki pruskiej DP z Altony, które przy­
płynęły Elbą na czółnach, holowanych przez parowce.
O godz. 17.00 wkroczyły do miasta: szwadron kawalerii,
bateria 17. Pułku Piechoty, a potem pułki 17. i 25.
(nadreńskie) i 36. Pułk (magdeburski) — w sumie 5 tysięcy
żołnierzy. Dowodził nimi generał Edwin von Manteuffel.
Wydał on zarządzenie nakazujące mieszkańcom udo­
stępnienie kwater wojsku. Żołnierze zostali rozmieszczeni
w prywatnych domach, po 4-8 osób.
Pruska Dywizja Piechoty z Erfurtu, wzmocniona kontyn­
gentami wojskowymi z księstw Sachsen-Weimar, Sach-
sen-Coburg-Gotha, Sachsen-Altenburg i Turyngii, opano­
wała w dniach 16 i 17 czerwca linie komunikacyjne
w Turyngii i spotkała się koło Altenburga w narożniku
między Saksonią, Bawarią i Czechami, z wojskami prus­
kimi, które zajęły zachodnią Saksonię. Do wojsk pruskich
zbliżały się jednak oddziały bawarskie 8.
Do Saksonii wojska pruskie wkroczyły 16 czerwca od
dwóch stron: od północy oraz wschodu. Od północy
maszerowała z Torgau trzema kolumnami Armia Elby. Jej
dywizje dotarły do miasta Strehla, gdzie znajdował się
węzeł kolejowy i krzyżowały się szlaki do Drezna, Berlina,
Lipska i Chemnitz. Strehla leżała w połowie drogi z Lipska
do Drezna, a do stolicy Saksonii było niecałe 10 km, co
mogło zająć wojsku półtora dnia marszu. Potem dywizje
Armii Elby zajęły Würtzen i Riese, gdzie zastały spalony
przez wojska saskie most na Elbie. Żołnierze pruscy
przerzucili przez rzekę mosty pontonowe, aby następnego
dnia zająć Meissen (Miśnię). Od wschodu wkroczyły ze

8 C h r z a n o w s k i , op.cit., s. 211-212.
Zgorzelca do Saksonii korpusy 1. Armii, zajmując Łużyce
Górne, Bautzen (Budziszyn) i Lobau 9.
Król Saksonii Johann I Wettin miał do dyspozycji jedynie
26 tysięcy wojska i czekał na pomoc Austrii. Jej dywizje
stacjonowały przecież w miejscowościach przygranicznych:
Bodenbach, Aussig, Teschen. Stamtąd koleją do Drezna
było około czterech mil. Ale armia austriacka nie inter­
weniowała i wojska pruskie bez przeszkód weszły do
miasta Riese, gdzie Sasi zdołali podpalić most, a potem do
Dahlen i Würtzen.
Wkrótce dywizje pruskie zajęły całą północną i północno-
-wschodnią Saksonię. Część południowa i zachodnia od
Zwickau i Chemnitz do granicy bawarskiej pozostała jednak
wolna. Wojska pruskie nie zamierzały jej zajmować.
16 czerwca oddziały pruskie z Trewiru i Koblencji
obsadziły oba brzegi Renu naprzeciw Moguncji i Frankfurtu.
Z Paderborn do Hesji elektoralnej ruszyły kolejne oddziały
pruskie z I Korpusu landwery gen. von Beyer i posuwały się
do księstwa Hesse-Darmstadt z zamiarem odcięcia drogi
części wojsk hanowerskich od południa w celu zapobieżenia
ich połączenia z wojskami związkowymi gromadzącymi się
między Frankfurtem i Bambergiem. Oddziały te zajęły Giesen
i Marburg, aby zwrócić się przeciw wojskom związkowym,
gromadzącym się między Frankfurtem i Aschaffenbergiem.
Dzięki temu część wojsk hanowerskich przerwała pierścień
okrążenia i podążała w kierunku wojsk bawarskich, aby
połączyć się z nimi. Także 16 czerwca 1866 roku ruszyła
z Minden nad Wezerą w Westfalii dywizja z VII Korpusu
gen. Edwarda Vogel von Falckenstein. Dnia 17 czerwca
zajęła stolicę Królestwa Hanoweru 10.
W nocy z 16/17 czerwca desant na łodziach z pruskiego
pancernika „Arminius” i okrętu „Cyklop” zagwoździł działa
nadbrzeżnych baterii koło Brunhausen.
9 ibid., s. 212.
10 ibid., s. 211.
16 czerwca 1866 roku związkowy Bundestag, obradujący
we Frankfurcie na Menem, wydał uchwałę wzywającą
Austrię i Bawarię do udzielenia pomocy Saksonii za­
grożonej inwazją pruską. Za uchwałą głosowało dziesięć
państw niemieckich, przeciwko — pięć. Ponadto uchwała
uznawała za konieczne wyzwolenie księstwa Holstein z rąk
pruskich i stwierdzała, że jedynie rząd, który kierował
krajem przed inwazją pruską, jest legalny i uznawany przez
Związek Niemiecki.
Tego samego dnia „Königlich Preussischer Staats An­
zeiger” — organ urzędowy Królestwa Prus — ogłosił
odezwę króla Prus Wilhelma I do narodu:
„Związek Niemiecki, który przez przeciąg pół wieku
przedstawiał i popierał nie jedność, lecz rozdwojenie
Niemiec, przez co dawno utracił zaufanie narodu i uważany
jest za groźny jako rękojmia dalszego trwania osłabienia
i bezsilności Niemiec, użyty został kilka dni temu do tego,
aby powołać Niemców do broni przeciw członkowi związ­
kowemu, który swą propozycją co do zwołania parlamentu
niemieckiego zrobił pierwszy stanowczy krok do zadość­
uczynienia żądaniom narodowym. Do wojny przeciw Pru­
som, do której Austria dąży, ustawa związkowa nie przed­
stawia żadnego powodu, żadnej przyczyny, ani nawet
żadnego chociażby błahego powodu. Uchwałą związkową
z 14 czerwca, w którą większość członków Związku
postanowiła się uzbroić na wojnę z Prusami, dokonane
zostało zerwanie Związku i starganie dawnego stosunku
związkowego. Pozostała jedynie podstawa Związku, żywot­
na jedność ludu niemieckiego, obowiązkiem zaś jest rządów
i ludu wynaleźć dla tej jedności nowe, pełne żywotności
wyrażenie. Dla Prus łączy się z tym obowiązek bronienia
swej niepodległości, zagrożonej tą uchwałą i uzbrojeniem
ich przeciwników. Lud pruski, poświęcając ogół swych sił
dla wywiązania się z tego obowiązku, oświadcza się
jednocześnie w gotowości do przedsięwzięcia walki dla
rozwoju narodowego Niemiec wstrzymywanego dotąd
gwałtownie z interesami jednostek. W tym duchu Prusy
zaproponowały rządom natychmiastowe prawne rozwiązanie
Związku i utworzenie nowego Związku pod prostymi
warunkami wzajemnej obrony i udziału w dążnościach
narodowych. Prusy nie żądały niczego innego, jak tylko
zapewnienia pokoju i natychmiastowego w tym celu zwo­
łania parlamentu, lecz nadzieje Prus na urzeczywistnienie
tego słusznego i umiarkowanego żądania zostały zawie­
dzione. Propozycje prawne zostały odrzucone i z tego
powodu Prusy zostały zniewolone do kierowania się
w swym postępowaniu obowiązkiem własnego bezpieczeń­
stwa. W takiej chwili Prusy nie mogą ścierpieć przy swych
granicach ani wrogów, ani wątpliwych przyjaciół.
Wojska pruskie, przekraczając granicę, nie przychodzą
jako nieprzyjaciele ludności, której niepodległość Prusy
szanują, i wspólnie z jej reprezentantami chcą się naradzać
w zgromadzeniu narodów niemieckich nad przyszłymi
losami ojczyzny niemieckiej. Oby lud niemiecki ze względu
na ten wysoki cel zbliżył się do Prus z ufnością i dopomógł
do popierania i zapewnienia spokojnego rozwoju wspólnej
ojczyzny (wg «Neue Preusse Zeitung»)” 11.
Tego samego dnia król Saksonii Johann I wydał w Dreź­
nie deklarację do swego narodu wzywającą do walki
z Prusami.
Natomiast 17 czerwca 1866 roku cesarz austriacki
Franciszek Józef I ogłosił manifest informujący o rozpo­
częciu wojny z Prusami i Włochami:
„Do moich ludów! Wśród prac pokoju przeze mnie
rozpoczętych, by położyć podstawy do reformy konstytucyj­
nej, która ma utwierdzić jedność i potęgę państwa, a poje­
dynczym krajom i ludom zapewnić ich swobodny wewnęt­
rzny rozwój, obowiązek rządzenia zmusił mnie powołać

11 „Gazeta Warszawska”, nr 138 z 21 czerwca 1866.


pod broń całą moją armię. Na granicy państwa, na północy
i południu stoją dwaj sprzymierzeni wrogowie z zamiarem
wstrząśnięcia Austrią w jej stanowisku, jako europejskiej
potęgi. Żadnemu z nich z mojej strony powodu do wojny
nie dano. Bóg wszystko wiedzący jest świadkiem, że
uważałem, iż najpierwszy i najświętszy obowiązek rządcy
zachować dla moich ludów błogosławieństwo pokoju i że
starałem się uczciwie ten obowiązek spełniać. Ale jedno
z tych państw nie szuka żadnego pozoru i czyhając na
zabór części mego państwa, widzi w sprzyjających okolicz­
nościach powód do wojny.
W połączeniu z wojskami pruskimi, które już dziś
występują przeciwko nam jako wróg, przed dwoma laty
część moich wojsk ruszyła do brzegów Morza Północnego.
W ten orężny sojusz z Prusami wszedłem dla obrony praw
opartych na traktatach dla osłonięcia zagrożonego niemiec­
kiego plemienia, dla ograniczenia klęski wojny do jej
najszczuplej szych rozmiarów, dla zdobycia przez śmiałe
połączenie z wielkimi mocarstwami środkowej Europy, na
które spadło główne zadanie utrzymania europejskiego
pokoju, ku dobru mojego państwa, Niemiec i Europy.
Zdobyczy nie szukałem; bezinteresowny w zawieraniu
sojuszu z Prusami, nie dążyłem w zawieraniu wiedeńskiego
traktatu pokojowego do zapewnienia jakichkolwiek dla
siebie korzyści. Na Austrię nie spada żadna wina za smutny
szereg nieszczęsnych powikłań, które by nigdy zajść nie
mogły, gdyby Prusy żywiły równie bezinteresowne zamiary,
a przy równej z ich strony wierności dla zwycięskiego
przymierza w jednej chwili mogłyby być załatwionymi.
Wywołanymi zostały one dla spełnienia celów egois­
tycznych i dlatego rząd mój nigdy nie mógł ich na drodze
pokojowej rozwiązać. Tak z każdym dniem niebezpieczne
położenie wyrastało. Nawet wówczas, gdy w obu nie­
przyjaznych państwach otwarcie robiono przygotowania do
wojny, gdy coraz pewniejsze stawało się porozumienie
między nimi istniejące, które mogło mieć tylko na celu
nieprzyjacielski napad na państwo moje, trwałem w pojęciu
mych obowiązków rządcy, gotów do wszystkich ustępstw
zgodnych z honorem i pomyślnością moich ludów, byle
pokój był utrzymany. Gdy jednak dostrzegłem, że dalsza
zwłoka zagrażała skuteczności odparcia nieprzyjacielskich
napadów, a przez to bezpieczeństwu monarchii, musiałem
poddać się ciężkim ofiarom, nierozdzielnym od uzbrojeń
wojskowych. Na zapewnienie o mym przywiązaniu do
pokoju, dawane przez rząd mój, na wielokrotne objawy
mej gotowości do jednoczesnego i wzajemnego rozbrojenia
Prusy odpowiadały żądaniami, których przyjęcie równałoby
się poświęceniu honoru i bezpieczeństwa mojego państwa.
Prusy domagały się całkowitego rozbrojenia, nie tylko
przeciwko nim, ale przeciw państwu stojącemu w nie­
przyjacielskich zamiarach na granicy mego państwa, Wło­
chom, o którego chęć pokoju żadnej nie dawano rękojmi
i żadnej dać nie było można.
Wszystkie układy z Prusami w kwestii księstw coraz
więcej składają dowodów, że niepodobna z Prusami, przy
coraz bardziej objawiających się w ich polityce aktach
gwałtu i zaboru, osiągnąć rozwiązania tej sprawy takiego,
jakiego wymaga Austrii godność, interes i prawa Niemiec
i księstw. Układy zostały zerwane, sprawa cała pod roz­
strzygnięcie związku oddana, a zarazem przedstawiciele
Holsztynu zwołani.
Grożące widoki wojenne spowodowały, że trzy mocars­
twa: Francja, Rosja i Anglia przysłały memu rządowi
zaproszenie do udziału we wspólnych naradach, których
celem miało być utrzymanie pokoju. Rząd mój, odpowia­
dając moim zamiarom, by pokój moim ludom, o ile można
utrzymać, nie odrzucił udziału, ale udział ten zależnym
uczynił od pewnych objaśnień, że prawo międzynarodowe
europejskie i traktaty istniejące mają stanowić punkt wyjścia
owych usiłowań pośrednictwa, że mocarstwa udział biorące
nie mają na widoku żadnych osobnych interesów ku
szkodzie równowagi europejskiej i prawom Austrii.
Ponieważ usiłowanie narodowego pokoju rozbiło się
o te zastrzeżenia, dowód to najlepszy, że układy same
nie mogłyby nigdy doprowadzić do utrzymania i utwier­
dzenia pokoju.
Ostatnie wypowiedzi okazały w sposób niezbity, że
Prusy dziś otwarcie siłę w miejsce prawa stawiają.
W prawach i honorze Austrii, w prawach i honorze
całego narodu niemieckiego Prusy już dziś nie widzą tamy
dla swego fatalnego wzrostu ambicji. Wojska pruskie
wkraczają do Holsztynu, zebrania stanów zwołane przez
namiestnika zostają siła rozpędzone, rząd, władza w Hol­
sztynie, który pokój wiedeński oddał Austrii i Prusom
wspólnie, przywłaszczone zostały dla Prus wyłącznie,
a załoga austriacka zmuszona została ustąpić przed dziesię­
ciokroć większą przemocą.
Gdy Związek Niemiecki widząc w tym przeciwną
traktatom samowolę, na wniosek Austrii nakazał urucho­
mienie wojsk związku, Prusy, które tak chętnie się prze­
chwalają, że są obrońcą interesu Niemiec, dopełniły miary
i zaszły do krańca zgubną drogą, na której wstępują.
Rozdzierając związek narodowy Niemcom oświadczyły, że
występują ze Związku, zażądały od rządów niemieckich
tzw. projektu reformy uzupełniającego podział Niemiec
i wystąpiły z siłą przeciw wiernym związkowi księstwom.
W ten sposób koniecznym stało się największe nieszczęście,
wojna Niemców przeciwko Niemcom. Za wszystkie nie­
szczęścia, jakie wojna ta sprowadza na ludzi pojedynczych,
rodziny, prowincje, kraje, powołuje do odpowiedzialności
przed trybunał dziejów i wiekuisty, wszechmocny Bóg
tych, którzy tą wojnę spowodowali.
Przystępujemy do walki z zaufaniem, jakie daje dobra
sprawa, z poczuciem potęgi, jaka leży w wielkim państwie,
w którym panujemy, i lud jednoczony jest tylko myślą
o prawach Austrii, z żywą zupełnie otuchą na widok
naszego walecznego do wojny gotowego wojska, stanowią­
cego szaniec, o który rozbije się siła wrogów Austrii, na
widok wiernych ludów, które jednomyślnie złączone z go­
towością do ofiar spoglądają na mnie. Promień patriotycz­
nego poświęcenia wzbija się zarówno na wszystkich roz­
ległych mego państwa dzierżawach, ochotnicy cisną się do
służby wojskowej, cała zdolna do ciężarów ludność uzbraja
się do walki, pełna najszlachetniejszego poświęcenia,
spieszy łagodzić nieszczęścia i potrzeby wojska opatrywać.
Jedno tylko uczucie przenika mieszkańców moich królestw
i prowincji, uczucie wspólności, uczucie potęgi w ich
jedności, uczucie oburzenia przeciw podobnie niesłychanym
naruszeniem prawa.
Podwójnie mi będzie bolesne, że praca porozumienia
co do wewnętrznej konstytucji praw nie została jeszcze
tak daleko posunięta, by w tej ciężkiej, ale zarazem
tak wzniosłej godzinie reprezentanci wszystkich moich
ludów mogli się zgromadzić u mojego tronu. Jeżeli
jednak brak mi dziś tej podpory, to tym jaśniej mi
się przedstawia mój obowiązek, tym bardziej niewzruszone
jest moje postanowienie zapewnienia tego na wieczne
czasy memu państwu.
W walce tej nie będziemy sami. Księstwa i ludy Niemiec
znają niebezpieczeństwo, jakie grozi ich wolności, ich
niezależności ze strony państwa, którego działania i egois­
tyczne plany kierują się tylko bezwarunkową żądzą zaboru,
i wiedzą, jaką ochronę dla tego świętego największego
dobra, jaką podporę dla potęgi i nietykalności całej ojczyzny
niemieckiej znajdą w Austrii. Jak my stoimy pod bronią
w obronie najświętszych skarbów, które ludy bronić winny,
tak stoją nasi niemieccy bracia.
Zmuszono nas chwycić za oręż. Niech tak będzie! Dziś,
gdyśmy ten oręż podnieśli, nie złożymy go wprzód, dopóki
memu państwu, równie jak sprzymierzonym z nim państ­
wom niemieckim, nie zostanie zapewniony ich swobodny
wewnętrzny rozwój i ich stanowisko w Europie.
Ufność w nasze nadzieje opiera się nie tylko na naszej
jedności, na sile naszej, ale opiera się zarazem na czymś
wyższym, na wszechmocnym, sprawiedliwym Bogu, które­
mu dom mój od samego początku służył i który nie
opuszcza tych, co w sprawiedliwości ufność w nim kładą.
Jego błagać będę o pomoc i wzywam moje ludy, by to wraz
ze mną robiły. Dany w stolicy mojej w Wiedniu 17
czerwca 1866. Franciszek Józef mp” 12.
Król Prus Wilhelm I nie pozostał mu dłużny. Dnia 18
czerwca 1866 roku wydał deklarację, zamieszczoną w „Kö­
niglich Preussischer Staats Anzeiger”.
„Do mojego ludu! W chwili, gdy armia pruska idzie na
bój stanowczy, winien jestem do mojego ludu, do synów
i wnuków dzielnych ojców przemówić, do których pół
wieku mój w Bogu spoczywający ojciec wyrzekł niezapom­
niane słowa: Ojczyzna w niebezpieczeństwie.
Austria i wielka część Niemiec stoją przeciw niej pod
bronią. Niedawno temu z własnego popędu i nie pamiętając
dawniejszych uraz podałem cesarzowi Austrii rękę w celu
oswobodzenia niemieckiego kraju spod cudzoziemskich
rządów. Z przelanej wspólnie krwi spodziewałem się, że
wykwitnie braterstwo oręża, które zamieni się na silny
związek, przy wzajemnym uznaniu sojuszu związkowego
i doprowadzeniu do wspólnej działalności, z której mogłoby
wyróść wewnętrzna pomyślność i zewnętrzne znaczenie
Niemiec. Nadzieje te nie sprawdziły się; Austria nie może
przeboleć, że jej monarchowie władali kiedyś Niemcami
i w młodszych Prusach upatruje tylko nieprzyjaznego
współzawodnika, nie zaś naturalnego sprzymierzeńca. Sądzi
ona, że Prusom należy we wszelkich usiłowaniach prze­
szkadzać, bo co Prusom idzie na korzyść, Austrii na

12 ibid., nr 136 z 19 czerwca 1866.


szkodę. Dawne nieszczęsne współzawodnictwo wybuchło
znów w ognisty płomień. Prusy trzeba osłabić, zniszczyć,
zbezcześcić. Względem Prus nie obowiązują żadne traktaty.
Przeciwko Prusom nie tylko wezwano niemieckich książąt,
ale skłoniono ich do złamania Związku. Gdziekolwiek
w Niemczech spojrzymy, jesteśmy od nieprzyjaciół otocze­
ni, których hasłem wojennym jest upokorzenie Prus. Lecz
w moim ludzie żyje duch z 1813 roku. Któż może zabrać,
aby piędź ziemi pruskiej, jeżeli stanowczo jesteśmy skłonni
bronić zdobyczy ojców naszych, jeżeli król i lud wobec
niebezpieczeństw ojczyzny ściślej, niż kiedykolwiek sku­
pieni, poczytujemy za najświętszy obowiązek za cześć jej
dać życie i majątek? Przewidując to, co nastąpiło, uważałem
od dawna za pierwszy obowiązek mego królewskiego
urzędu przygotować lud pruski do silnego rozwinięcia
potęgi. Z zadowoleniem i z zaufaniem spogląda ze mną
Prusak na siłę zbrojną, która zasłania naszą granicę.
Z królem swym na czele lud pruski poczuje się, jako
prawdziwie lud zbrojny. Przeciwnicy mylą się, jeżeli sądzą,
że Prusy poprzez inne spory są osłabione; wobec nie­
przyjaciela jedna się wszystko, co sobie było wrogiem, aby
odtąd wspólnie w szczęściu i nieszczęściu wytrwać. Uczy­
niłem wszystko, ażeby Prusom oszczędzić ciężarów i ofiar
wojny; wie o tym lud mój, wie Bóg, który bada serce. Do
ostatniej chwili wspólnie z Anglią, Francją i Rosją szukałem
drogi do przyjaznego załatwienia i nie unikałem tego.
Austria nie chciała, a inne państwa niemieckie otwarcie
wzięły jej stronę. Niechże więc i tak będzie! Nie moja to
wina, że lud mój musi orężny bój toczyć i twarde koleje
losu przechodzić. Wszakże nie było już wyboru. Musimy
walczyć za byt nasz, musimy iść do boju śmiertelnego
przeciwko tym, którzy chcą Prusy Wielkiego Kurfursta
i wielkiego Fryderyka, Prusy, które już z wojen za niepod­
ległość wyszły, strącić z wysokości, na jaką ją wzniosła
siła i mądrość panujących, męstwo ludu, gotowość do ofiar
i cywilizacja. Błagam Wszechmocnego, aby błogosławił
naszemu orężowi. Jeżeli nam da Bóg zwycięstwo, wówczas
będziemy dość silni, aby luźny węzeł, który z imienia
raczej, niż w rzeczy utrzymywał kraje niemieckie, a który
teraz rozerwali ci, co się obawiają pruskiego i potężnego
ducha narodowego, ponowić w inną, trwalszą i zbawien­
niej szą postacią. Bóg z nami! (Gott mit uns) Berlin 18
czerwca 1866” 13.
18 czerwca generał Edwin von Manteuffel wysłał batalion
25. Pułku Piechoty na kanonierkach na Elbie do twierdzy
Stade. Prusacy niepostrzeżenie wdarli się na teren twierdzy,
wysadzili bramę główną, rozbroili załogę i zdobyli 21
dział, osiem haubic, sześć moździerzy i 14 tysięcy karabi­
nów. Tego samego dnia jego oddziały zajęły też Luneburg.
Ale dzień ten obfitował nie tylko w te wydarzenia: Włochy
wypowiedziały wojnę Austrii.
Armia włoska, która miała zmierzyć się z austriacką
Armią Południową, składała się z czterech korpusów,
rezerwowej dywizji kawalerii, parku artyleryjskiego (16
baterii) i liczyła w sumie 165 tysięcy żołnierzy. Do
tego dochodziło 30 tysięcy ochotników i formujący
się w Toskanii korpus rezerwowy, składający się z 30
tysięcy żołnierzy. Naprzeciw niej maszerowała już Armia
Południowa.
Wojska austriackie też podejmowały próby wtargnięcia
na terytorium Prus, ale raczej w celach rozpoznawczych
niż by szukać okazji do bitwy. Dnia 18 czerwca oddziały
austriackie z okręgu Pless (Pszczyna) przekroczyły granicę
koło miejscowości Guhrau (Miedźma) w okolicach Brzesz­
cza na Górnym Śląsku, niedaleko granicy z Galicją. Zaraz
jednak stamtąd wróciły. Inne pojedyncze oddziały austriac­
kie dokonywały wypadów, zapędzając się aż w rejon
twierdzy Nysa. Nie miało to oczywiście żadnego militarnego

13 ibid., nr 138 z 21 czerwca 1866.


znaczenia dla sytuacji na froncie, ale widocznie feldcech­
mistrz Benedek chciał sprawić wrażenie, że ma zamiar
zaatakować Śląsk.
Tymczasem wydał rozkaz, w którym zagrzewał do walki.
Stwierdzał w nim m.in.:
„Stoimy naprzeciw armii, która składa się z dwóch
części: linii i landwery. Pierwszą tworzy sama młodzież,
nieprzywykła ani do trudów, ani do niewygód, która żadnej
ważniejszej kampanii nie odbyła. Druga składa się z bardzo
niepewnych, niezadowolonych żywiołów, które walałyby
raczej własny rząd zwalić, niż z nami walczyć. Nieprzyjaciel
skutkiem długiego pokoju nie ma ani jednego generała,
który miałby sposobność wyrobić się na placu boju.
Weterani spod Mincio, spod Palestro! Sądzę, że za szcze­
gólny zaszczyt mieć będziecie pod starym i wytrawnym
wodzem nie dozwolić podobnemu nieprzyjacielowi choćby
i na najmniejszą korzyść.
W dniu bitwy piechota wdzieje lekkie polo we czapki
i złoży wszystek pakunek, aby z jak największą lekkością
i zwinnością uderzyć na ciężkiego, obładowanego nie­
przyjaciela. Każdy żołnierz dostanie połową flaszkę wina,
z wodą zmieszanego, oraz rację mięsa i chleba. Oficerowie
zdejmą szerokie szarfy, tudzież wszelkie odznaki dające
łatwo rozpoznać stopnie na polu bitwy. Każdy żołnierz bez
względu na imię i stanowisko będzie awansowany, jak
tylko odznaczy się na polu bitwy. Wszystkie oddziały
muzykanckie mają zająć poza frontem właściwe stanowisko
i grać nam do zbrojnego tańca nasze stare rycerskie
marsze. Nieprzyjaciel od dawna chełpi się swoją doborową
bronią z powodu wielkiej szybkości ognia. Ale wojacy!
Wydaje mi się, że to się na niewiele przyda. Być może, że
mu do tego nie damy czasu, lecz się natychmiast rzucimy
z bagnetami i kolbą. Jak tylko przy Bożej pomocy nie­
przyjaciel zostanie pobity i do odwrotu zmuszony, w ślad
za nim ścigać go będziemy, a wy w nieprzyjacielskim kraju
wypoczniecie i posilicie się dostatnio, jak wypada z prawa
dla armii zwycięskiej i bohaterskiej” 14.
Berliński „Kreuzuer Zeitung” pokpiwał z tego rozkazu
i stwierdzał, że nie ma powodu do kpin z karabinów
pruskich, bowiem taka sama broń, z zamkiem Lindnera, ma
być wkrótce wprowadzona do armii austriackiej. Ale trzeba
lat, aby nauczyć żołnierza z niej strzelać i opracować
stosowną do tego nową taktykę. Podobno jednak rozkaz ten
sfałszowała propaganda pruska, która w ten sposób chciała
ośmieszyć austriackiego wodza. Nie ma natomiast wątp­
liwości, że wojska pruskie miały o wiele lepszą broń
strzelecką niż armia austriacka, bowiem, jak wiadomo,
zostały uzbrojone w karabiny iglicowe Johanna Nicolausa
von Dreyse (1787-1867). Ten z pochodzenia Szwajcar,
rusznikarz z zawodu, karabin iglicowy skonstruował jeszcze
w 1828 roku, a udoskonalił w 1837 roku. Przez kilka lat
starał się sprzedać swój wynalazek Prusom. Na uzbrojenie
armii pruskiej karabin iglicowy wszedł w 1848 roku jako
pierwsza na świecie broń odtylcowa wprowadzana masowo.
Miał on —jak wiemy — kaliber 15,43 mm i zasięg strzału
do 350 metrów. Prócz tego żołnierze pruscy posiadali
długie, płaskie bagnety oraz szable-tasaki. Natomiast ofice­
rowie dysponowali pistoletami kapiszonowymi lub rewol­
werami, najczęściej zresztą prywatnymi.
Podstawowy szyk bojowy piechoty pruskiej stanowiła
kolumna kompanii. Do walki ogniowej używana była linia
licząca trzy szeregi, przeciw kawalerii — czworobok.
Żołnierze pruscy dopuszczali wroga na 500 kroków i do­
piero wtedy oddawali do niego strzał, powtarzany przez
każdy z trzech szeregów. Podobnie walczyła kawaleria
pruska, widząc swój atut w sile ognia. Dopuszczała przeciw­
nika na niewielką odległość i oddawała do niego salwy,
aby potem dopiero uderzyć szarżą i toczyć walkę wręcz.

14 ibid., nr 140 z 23 czerwca 1866.


Wiadomość o znakomitych karabinach iglicowych nie
stanowiła tajemnicy wojskowej, ale prasa europejska
oceniała je różnie. Publicysta „Gazety Warszawskiej”,
snując rozważania na temat uzbrojenia obu armii, stwie­
rdzał, że piechota austriacka ma karabiny gwintowane
typu Minie, a strzelcy — sztucery tyrolskie. Z kolei
Prusacy mają karabiny iglicowe, z których żołnierze
mogą oddać 4-6 strzałów na minutę. Armia pruska
miała je już 18 lat, ale inne armie Europy nie kwapiły
się do wzięcia iglicówek na swe uzbrojenie. Dlaczego?
Autor dorzucił do przytoczonych już wcześniej zastrzeżeń
zarzuty, że mechanizm zamka jest zbyt skomplikowany
i psuje się łatwo. Gdy zaś żołnierz odda z niego cztery
strzały na minutę, to zapas 60 ładunków wystrzela
w 15 minut. A czasu na uzupełnienie zapasu nie ma! 15.

15 ibid.
ROZPOCZĘCIE WOJNY

Autor zachwalał z kolei artylerię austriacką, której oficero­


wie, jego zdaniem, byli znakomicie wyszkoleni, posiadając
wiedzę matematyczną (logarytmy, rachunek różniczkowy)
na poziomie profesorów szkoły wyższej.
Armia austriacka miała 108 baterii polo wy ch (1344 działa)
i 20 baterii rakiet. Działa oblężnicze gwintowane systemu
Wahrendorfa były wykonane z lanego żelaza i choć —jak
przyznawał autor — „strzela się z nich niepewnie, to jednak
wyrzucają cięższe pociski niż działa pruskie”1.
Nie przejmując się jednak ani cięższymi pociskami
austriackimi, ani rzekomą wyższością żołnierzy tej armii
w walce na białą broń, pruska dywizja piechoty dowodzona
przez generała Edwina Manteuffela wkroczyła 19 czerwca
do miasta Hanower, po czym udała się do południowego
narożnika państwa, gdzie znajdowała się armia hanowerska,
licząca 25 tysięcy żołnierzy, na czele z królem Jerzym V.
Armia ta wyruszyła do Göttingen (Getyngi), gdzie miała
połączyć się z brygadą austriacką. Ale już z Wetzlaru
maszerowała naprzeciw niej dywizja z I Korpusu landwery
generała von Beyera.

1 ibid., nr 142 z 26 czerwca 1866.


Z kolei Armia Elby, nie widząc przeciwnika w polu,
zajęła 19 czerwca 1866 roku o godz. 12.00 Drezno.
Wkrótce potem „Neu Frankfurter Zeitung” zamieścił
korespondencję z Drezna, pisaną przez żołnierza pru­
skiego:
„Kiedy właśnie zabieram się do pisania, trąbią na alarm;
część załogi skutkiem nadesłanych wiadomości ma zaraz
wymaszerować na pomoc naszej przedniej straży, która
udała się do Pimy”.
W dalszej części korespondencji autor donosił, że główne
siły nieprzyjaciela pomaszerowały w kierunku miejscowości
Nollendorf. Pionierzy sascy uszkodzili dwa filary mostu na
Elbie koło Meissen, wskutek czego wojska pruskie musiały
skierować się na Grossenham.
„Na ulicach dość gwarno — pisał korespondent. — Żoł­
nierze i obywatele snują się po mieście, nie bardzo
przyjaźnie na siebie patrząc. W ogóle obchodzą się z nami
obojętnie, lecz dają, co nakazane. Kwaterunek zapewne
Sasom się nie podoba, ale taki już los wojny”.
Król Saksonii Johann I opuścił w grupie kawalerzystów
swego korpusu Drezno. Wielu poddanych żegnało go na
rogatkach miasta, a on miał łzy w oczach. Niestety, nie był
w stanie przeciwstawić się inwazji pruskiej jedynie siłą
swych wojsk, zaś austriacki sojusznik zawiódł.
Cofające się wojska saskie wywiozły ze stolicy kosztow­
ności, ale zostawiły obrazy w słynnej Galerii Drezdeńskiej.
Najcenniejsze z nich ukryły jednak w pakach. Widocznie
istniały obawy, że mogą ucierpieć w czasie działań wojen­
nych. Rozeszła się także plotka, że król saski zamierza je
sprzedać angielskiej królowej Wiktorii.
Reporterzy i korespondenci różnych gazet europejskich
odnotowywali incydenty towarzyszące wkraczaniu wojsk
pruskich do Drezna. M.in. jakiś ulicznik na ich widok
krzyknął: „lecą pruskie świńskie psy” (Schweinenhunde).
Pruscy huzarzy gonili go, ale zdołał im uciec.
Generał von Mülbe, który został gubernatorem wojs­
kowym Saksonii, wydał rozporządzenie określające, jakie
posiłki mają wydawać mieszkańcy domów, w których
stacjonowali żołnierze pruscy. Oczywiście nikt nie pytał
o zgodę drezdeńczyków, a podstawę do takich rozporządzeń
stanowiło odwieczne niepisane prawo wojenne. Oficerowie
oraz pełniący ich obowiązki mieli dostawać rano kawę
z bułką, na obiad zupę, sztukę mięsa, jarzyny, pieczeń,
i butelką wina, czarną kawę, kolację ciepłą z butelką piwa.
Żołnierze mieli otrzymywać: 3/4 funta mięsa albo 3/8
słoniny, 1/4 funta ryżu albo 1/3 funta kaszy, albo 2/3 funta
grochu, albo cztery funty kartofli, łut kaszy palonej, półtora
łuta soli, 1/12 kwarty wódki, kwartę piwa, dwa funty
chleba, trzy łuty tytoniu albo sześć cygar. Z kolei konie
miały otrzymywać 11,7 funta owsa, sześć funtów siana, 6,6
funta słomy. Wszelkie nieposłuszeństwo wobec okupanta

było surowo przezeń karane. Żandarmeria pruska nie


próżnowała i zamykała opornych 2.
Dnia 19 czerwca 1. Armia wkroczyła do Zittau i Bis­
chofsweerde. Natomiast wojska saskie gromadziły się między
Dreznem i granicą czeską. Ale po pewnym czasie opuściły
słynną z wojny siedmioletniej pozycję obronną między
Pirną-Si onnenstein-Königstein-Kahlberg i cofnęły się do
Czech, gdzie skoncentrowały się koło Teplitz (Cieplice).
Niewielkie oddziały wojsk saskich zostały jedynie w Son-
nenstein i w twierdzy Königstein. Miały obserwować
poczynania okupantów. Wojska pruskie zajęły Pirnę, a także
obsadziły graniczny łańcuch Gór Kruszcowych i Łużyce,
a zwłaszcza przejścia wiodące w kierunku Berlina.
Tym czasem armia związkowa, nazwana, jak wiadomo,
Armią Zachodnią, mozolnie zbierała się w okolicach Frank­
furtu nad Menem. Składała się z VI, VIII, IX korpusów
i w sumie liczyła 112 tysięcy żołnierzy. Dowództwo czekało

2 ibid. nr 140 z 23 czerwca 1866.


jeszcze na przybycie wojsk z księstwa elektorskiego Hesse-
-Kassel (11 tysięcy żołnierzy i 19 dział) oraz z księstwa
Nassau (6 tysięcy żołnierzy i 16 dział). Nigdy jednak
wojska te nie pojawiły się na polu bitwy. Trudno się
dziwić, jeśli się zważy, że w księstwie Hesse-Kassel,
podobnie jak w Królestwie Hanoweru, znajdowały się już
trzy dywizje pruskie, dowodzone przez generała von Beyer
(19 300 żołnierzy), generała Edwarda Vogel von Falcken-
stein (15 000 żołnierzy), a także generała Edwina von
Manteuffel (12 000 żołnierzy), które skutecznie tłumiły
wszelki opór. W sumie kraje te okupywało 46 300 żołnierzy
pruskich. Wojna trwała dopiero osiem dni, ale, jak zauwa­
żyła „Gazeta Warszawska” — Prusacy już zajęli dwa
królestwa i jedno elektorstwo, stosując zasadę feldmarszałka
Gebharda Leberechta Bltichera: vorwärts, czyli szybkiego,
śmiałego ataku. Dla wielu obserwatorów wojny kolejne jej
zdarzenia albo były niezrozumiałe, albo przekraczały zdol­
ność ich pojmowania. Sądzili oni, że wszystko toczy się
„po staremu” i nie wierzyli ani w siłę Prus, ani nie wpadło
im do głowy, że tam już kto inny, a nie król i jego
kamaryla, pociąga za sznurki. Fryderyk Engels rozpoczął
właśnie zamieszczać w „The Manchester Guardian”, wpły­
wowym i opiniotwórczym dzienniku w Wielkiej Brytanii,
cykl artykułów pt. Notes on the War in Germany. W tekście,
który ukazał się 20 czerwca 1866, roku stwierdził m.in.:
„Głównodowodzącym armii pruskiej będzie król, tj.
wojak z placu defilad, człowiek o przeciętnych w najlep­
szym razie zdolnościach i słabym, lecz często wykazującym
upór charakterze. Otaczać go będzie, po pierwsze, sztab
generalny, na czele którego stoi generał Moltke — dosko­
nały dowódca; po drugie, tajny gabinet wojskowy, składa­
jący się z faworytów króla, i po trzecie, wyżsi oficerowie
bez okresowej funkcji, których spodoba mu się zaliczyć do
swojej świty. Trudno by wymyślić inny system organizacji
naczelnego dowództwa, który by skuteczniej doprowadził
do klęski. Od samego początku powstaje tu z natury rzeczy
rywalizacja między sztabem armii a gabinetem królewskim;
każdy nich będzie walczył o decydujące wpływy, będzie
układał własne ulubione plany operacji i planów tych
będzie bronić. Już samo to wyklucza prawie możliwość
jakiejkolwiek jedności celu i konsekwentnego działania.
Potem zaczną zwoływać niekończące się, nieuniknione
w podobnych warunkach narady, których wynikiem w dzie­
więciu wypadkach na dziesięć będzie uchwalenie jakichś
półśrodków, czyli najgorsze, co może być w czasie wojny.
W takich wypadkach rozkazy wydane dzisiaj zazwyczaj
sprzeczne są z wczorajszymi, jeśli zaś wyłaniają się
komplikacje lub sytuacja się pogarsza, to nie wydaje się
w ogóle rozkazów i pozostawia się sprawy ich własnemu
biegowi. Ordre, contre-orde, desorde (rozkaz, kontrrozkaz,
bałagan) — mawiał Napoleon. Nikt nie ponosi odpowie­
dzialności, gdyż nieodpowiedzialny król bierze całą od­
powiedzialność na siebie; toteż nikt nic nie robi bez
wyraźnego polecenia. Ojciec obecnego króla prowadził
w podobny sposób kampanię 1806 roku. Rezultatem tego
były klęski pod Jeną i Auerstedt oraz rozbicie całej armii
pruskiej w ciągu trzech tygodni. Nic nie wskazuje na to, by
obecny król miał się okazać zdolniejszym od swego ojca;
jeżeli w hrabim Bismarcku znalazł on człowieka, któremu
mógł bezwarunkowo zaufać ster kierownictwa politycznego,
to w armii nie ma człowieka o dostatecznym autorytecie,
który by w podobny sposób mógł wziąć na siebie cały
ciężar kierownictwa operacjami wojskowymi” 3.
Jakże bardzo pomylił się Fryderyk Engels, oceniając
w ten sposób środowisko króla pruskiego i możliwości jego
generałów! Zapewne generał Moltke, jeśli czytał ten artykuł,
musiał uśmiechać się pod nosem. Fryderyk Engels nie
wiedział, a z nim zapewne cała Europa, że sprawy dotyczące

3 E n g e l s , op. cit., s. 187.


armii w Prusach inaczej się mają, niż to sobie wyobrażali
ówcześni spece od wojskowości. W dodatku Fryderyk
Engels chwalił Benedeka jako „doświadczonego dowódcę,
który przynajmniej wie, czego chce” i dodawał, co już
zakrawało na ironię i groteskę: „Austriackie naczelne
dowództwo stanowczo góruje nad pruskim”. Chwalił też
organizację armii austriackiej i krytykował posuwanie się
dwóch armii pruskich w dwóch różnych kierunkach opera­
cyjnych, co, jego zdaniem, naruszało „jedność dowództwa”.
Stwierdził też, że tę metodę stosowały wojska pruskie
w 1806 roku i austriackie w 1859 roku, ówcześnie, a rezultat
był żałosny: zostały pobite. Uważał także, że armia austriac­
ka góruje nad pruską „stanem moralności”, ponieważ
Prusacy idą na wojnę niechętnie, wbrew swej woli, zaś
Austriacy dawno już pragnęli tej wojny i z niecierpliwością
oczekiwali rozkazu do wymarszu na pola bitewne przeciw
znienawidzonym „pruskim świniom”. W armii pruskiej,
która nie walczyła od 50 lat (widocznie Fryderyk Engels
zapomniał o wojnie duńskiej), panowały pedanteria i for­
malizm, a wśród oficerów sztabowych można było spotkać
jeszcze wielu „nieudolnych pedantów”.
Z kolei, zdaniem Engelsa, armia austriacka po przy­
krych doświadczeniach z 1859 roku wyleczyła się radykal­
nie z tej „choroby” i wykorzystała doświadczenia z wojny
z Królestwem Sardynii i Francją, stoczonej na polach
Lombardii, na zreformowanie pod tym względem armii.
Nawet szyk bojowy armii pruskiej, stosującej głęboką,
zwartą kolumnę, nie podobał się Engelsowi, który uważał,
że lepszy cel dla gwintowanej broni palnej trudno sobie
wyobrazić, a kolumna taka ostrzelana przez armaty z od­
ległości 200 jardów nie będzie w stanie nawet zbliżyć się
do nieprzyjaciela.
Natomiast pochwalił szyk bojowy Austriaków, którzy
stosowali bardzo luźną kolumnę, a raczej dwa lub trzy
szeregi postępujące za sobą w odległości 20-30 jardów,
która, jego zdaniem, nie powinna w marszu ponieść
większych strat od ognia artyleryjskiego.
Łaskawie jednak armii pruskiej Fryderyk Engels przy­
znawał pewne plusy: lepszą intendenturę, a poza tym
o wiele lepsze zaopatrzenie, podczas gdy intendenturę
austriacką uznał za „jedną wielką spelunkę łapownictwa
i malwersacji”. Stwierdził też, że armia pruska ma lepsze
uzbrojenie (iglicówki oraz artyleria).
I tutaj jakby proroczo przewidział:
„Jeżeli potwierdzi się, że Austriacy zgodnie ze wskaza­
niem Benedeka, nie tracąc wiele czasu na strzelanie, będą
przechodzili od razu do ataku na bagnety, to poniosą
olbrzymie straty”4.
Tyle na razie Fryderyk Engels, którego opinię przyto­
czyłem specjalnie. Uchodził on w tym czasie w dzienni­
karstwie angielskim za wybitnego specjalistę od spraw
wojskowych.
Także tutaj przyszły klasyk marksizmu pomylił się, wraz
z resztą opinii europejskiej, wierzącej, że dowództwo austriac­
kie nauczyło się czegoś siedem lat wcześniej w wojnie we
Włoszech, choć, jak widać, przy końcu tego tekstu zaczął
jakby ostrożniej oceniać szanse Austrii w starciu z Prusami.
Tymczasem generał Moltke, którego kwalifikacje wojs­
kowe Fryderyk Engels oceniał, jak wiadomo, wprawdzie
wysoko, ale nie typował go do roli tego, który weźmie na
siebie „cały ciężar kierowania operacjami wojskowymi”,
obsadzał właśnie wojskami pruskimi granicę Saksonii
z Czechami, czym zabezpieczył Berlin przed ewentualnym
uderzeniem austriackiej Armii Północnej. Korzystając z ko­
lei żelaznych, szef Sztabu Generalnego rozkazał przerzucić
armie pruskie do końcowych stacji linii kolejowych. Usy­
tuowanie kolei żelaznych nie pozwoliło mu jednak na
koncentrację sił zbrojnych przed natarciem generalnym.

4 ibid., s. 189.
Wtedy postanowił dokonać koncentracji już w czasie
operacji, czyli dopiero na polu bitwy. To, co Engels uznał
za jego błąd, stanowiło po prostu jedyną możliwość, wręcz
konieczność. Generał znał dobrze maksymę: „Oddzielnie
maszerować, razem się bić”5.
Gdy wojska pruskie znajdowały się już nad granicą
z Austrią, przynajmniej wiedział, że tak jak planował,
główną arenę zmagań obu wrogich armii staną się Czechy.
„Gazeta Warszawska” (3 lipca 1866 roku) tak opisywała
zalety tego terenu dla działań militarnych:
* y

„Żaden kraj, ani zakątek Europy Środkowej nie przed­


stawia tak ścieśnionej, tak ze wszech stron przez naturę
oparkowanej powierzchni jak Czechy. Jest to niewiele od
prawidłowości zbaczającej czworokąt ukośny, którego linie
graniczne doskonale są nakreślone pasmami wyniosłych
górzystości, a powierzchnia stanowi falisto powyginane, im
bliżej ku północy, tym coraz głębszymi kotlinami. Przed
niepamiętnymi wiekami były to łożyska morza, albo
ograniczonymi górą 900 mil kwadratowych rozciągłości
mające jeziora. Dzisiaj jest to największy w świecie obóz
oszańcowany rękami rodzicielki natury, prawdziwie wilcza
jama na nieprzyjaciela, albo borsucza kryjówka dla gos­
podarza krainy. Kiedy bramy zrobione między górami dla
rzek i armii nie są bronione pazurami bagnetów, nic
łatwiejszego, niż wpaść, potoczyć się pośpiesznym biegiem
po stokach gór, aż po same ściany Pragi, leżącej zaledwie
13,5 mil angielskich (14,5 km) od najdalej ku północy
wysuniętej góry Buchberg, która jest zarazem ostatnią
północną końcówką Czech i całej Austrii. Dlatego, to może
żadna stolica nie była oblegana i zdobywana tyle razy, co
Praga. Ale jeżeli naglony samą naturą gruntu pochód
nieprzyjaciela napotka w środku kraju stanowczy odpór,
nic łatwiejszego tutaj, nad zgubę całej armii. Znużeni

5 Bernt E n g e l m a n , Prusy, s. 119.


marszami pod górę, jeżeli nie dotrzymają i podadzą
tyły, usadowieni w kotlinie zastępami, muszą uciekać
wciąż na dół i snadnie mogą być dopędzeni przez
nieznękanych jeszcze trudem obrońców tego niezmiernego
obozowiska” 6.
Autor przypominał burzliwego dzieje tych terenów, przez
które raz po raz przewalały się zawieruchy wojenne. Ale
wiele wydarzeń umknęło jego uwagi. Czechy, określane
przez geografów jako jedna wielka kotlina otoczona górami,
stanowiąca równoramienny czworobok, z kątami zwróco­
nymi na cztery strony świata, przed tysiącami lat była
zalana wodami, które przełamały zapory i spłynęły doliną
Elby. Natomiast południowa połowa Czech to wyżyna,
czyli taras, zniżająca się ku północy. Brzegi kraju otoczone
są górami: Sudetami z Karkonoszami (Riesengebirge),
Krusznymi (Erzgebirge), Lasem Czeskim (Böhmerwald).
Tereny te od zarania dziejów stanowiły arenę wielkich
zmagań wojennych. Najpierw na Czechy najeżdżali Scyto­
wie, którzy przez jakiś czas okupowali te tereny. Scytów
wyparło czterysta lat przed Chrystusem plemię Celtów,
zwanych Bojami, wymieniane przez historyków rzymskich:
Vellusa Patercullusa i Tacyta.
Następnie w I wieku p.n.e. Czechy najechali Markomani
i Kwadowie. W czwartym wieku naszej ery pojawił się tu
wielki wódz Atylla ze swymi Hunami, który dokładnie
spustoszył kraj. W piątym wieku nastali Słowianie, toczący
wojny z Awarami przybyłymi z Turkiestanu, w szóstym
wieku — Goci i Gepidowie. W 791 roku kraj najechały
wojska cesarza Karola Wielkiego, a w 849 roku króla
wschodniofrankońskiego Ludwika I, którego armia została
jednak rozbita przez miejscowych w Czechach.
W 871 roku pojawił się tu książę morawski Swetopełk,
który wojując z Niemcami zajął Czechy. Natomiast

6 „Gazeta Warszawska”, nr 147 z 3 lipca 1866


miejscowy władca, książę Bolesław, bronił tych ziem przed
cesarzem Ottonem I.
Potem pojawili się tu jeszcze: w 929 roku cesarz
Henryk I, polski książę Bolesław Chrobry, który wkroczył
do Pragi, cesarz Henryk III z wielką armią prowadzoną
przez pustelnika Glintera znającego ukryte przejścia przez
góry do czeskiej kotliny.
W dwunastym wieku Czechy przeżywały ciągłe wojny
domowe oraz najazdy: w 1110 roku księcia polskiego
Bolesława Krzywoustego, następnie cesarza Lotara, którego
pobił w 1126 roku książę Sobiesław I, napady Tatarów,
pobitych w 1240 roku przez księcia Wacława I w Kar­
konoszach i wodza Jarosława ze Szlemberka koło Ołomuń­
ca, a w 1305 roku cesarza Albrechta, następnie 15 lat
wojen husyckich, rozpoczętych wtargnięciem w 1420 roku
do Czech „wyprawy krzyżowej”, pobitej koło Pragi przez
słynnego wodza Jana Ziżkę i w 1422 roku koło Habru.
Kolejna wojna, zakończona 8 listopada 1620 roku bitwą
pod Bila Hora, czyli Białą Górą, była dla Czech kata­
strofalna: 28 tysięcy wojowników czeskich i 6 tysięcy
węgierskich rozgromiła licząca 30 tysięcy doborowego
wojska armia księcia Maksymiliana Bawarskiego. Poległo
wtedy sześć tysięcy Czechów i, jak mówi tradycja ludowa,
pod Białą Górą wyginęła szlachta czeska.
Czechy stały się ostatecznie częścią monarchii habs­
burskiej.
W dwa wieki później Czechy nawiedziła wojna 30-letnia.
W 1632 roku wojska saskie zajęły Pragę, skąd zostały
wyparte przez Albrechta Wallensteina...
Te wszystkie wojny w pierwszej połowie XVII wieku
spowodowały, że ludność w Czechach z trzech milionów
skurczyła się do 800 tysięcy. Z 732 miast zostało 150,
z 30 700 wsi — tylko 6 tysięcy, a w promieniu szesnastu
mil od Pragi rozciągała się pustynia. Trzeba było wielu lat
odbudowy, aby tereny te wróciły do poprzedniego stanu.
Ale po stu latach Czechy przeżyły kolejną wojnę
(1741-1745), tym razem o sukcesję austriacką. Na Czechy
najechała armia księcia Karola Bawarskiego. W 1742
roku Pragę obiegły wojska dowodzone przez księcia
Karola Lotaryńskiego. Stolicę Czech okupował wówczas
marszałek Karol Ludwik Belle Isle, czyli August Foquet
(1683-1761), dowodzący wojskami francuskimi i bawars­
kimi, wsławiony bojami w Hiszpanii, były więzień Bas-
tylii, uczestnik wojny w 1732 roku o sukcesję polską,
gdzie na czele Korpusu Dolnej Mozeli zdobył Trewir
i Trauerbach. Ale w Czechach mu nie poszło — musiał
skapitulować i oddać Pragę.
W 1744 roku w czasie wojny o Śląsk król pruski
Fryderyk II zdobył Pragę, ale książę Karol Lotaryński
wyparł jego wojska za Sudety. Mimo to król Fryderyk II
pobił armię austriacką koło Ostrzyhonia. W 11 lat potem
Czechy znowu stały się terenem wojny, tzw. siedmioletniej.
W 1755 roku wojska króla Fryderyka II obiegły Pragę, ale
w końcu armia pruska została pobita przez feldmarszałka
Leopolda Dauna pod Kolin...
Władze austriackie, doceniając znaczenie strategiczne
Czech, zbudowały nad Elbą warownię Königgrätz, w 1780
roku kolejne twierdze: Theresienstadt (Terezin) i Josephstadt
(Jozefov).
Także wojny napoleońskie nie ominęły Czech. Austerlitz
leżało wprawdzie na Morawach (Sławków na wschód od
Brna), ale Czesi musieli zapłacić wojskom francuskim
wysoką kontrybucję. Z kolei latem 1813 roku tzw. Armia
Czeska pod dowództwem feldmarszałka księcia Karola
Filipa von Schwarzenberg (1771-1820) czerpała swe zasoby
ludzkie i materialne właśnie z Czech.
I po 50 latach od pokonania cesarza Napoleona Czechy
znowu miały stać się areną wielkich starć bitewnych.
Cóż, tereny tego kraju jakby idealnie nadawały się
do toczenia wojen.
Autor wspomnianego tekstu w „Gazecie Warszawskiej”
sądził, że feldcechmistrz Ludwig von Benedek chce wciąg­
nąć wojska pruskie do środka kraju, przed swoje twierdze,
i tam je zniszczyć, po czym pomaszerować na Berlin.
Ale feldcechmistrz Benedek nie mógł rozpocząć działań
zaczepnych, choć jego armia była już skoncentrowana
między twierdzą Theresienstadt, Pragą, twierdzą Josephstadt
i Pardubicami, przy linii czeskiej kolei żelaznej, której
trasy prowadziły do Drezna i Lobau, czyli na najkrótszej
linii — do Berlina. Nie pozwalał na to niepełny stan
osobowy jego korpusów, znacznie niższy od rzeczywistego,
braki materiałowe w wyposażeniu i fatalny stan zaplecza,
o czym zresztą wspominał już Fryderyk Engels. Brakowało
pociągów i magazynów. Również stan wyposażenia, a zwła­
szcza uzbrojenia oraz wyszkolenia bojowego wojsk sprzy­
mierzonych z Austrią, pozostawiał wiele do życzenia,
a VIII Korpus związkowy stanowił po prostu „łataninę”,
nie zaś wartościowy związek operacyjny.
Na froncie zachodnioniemieckim oddziały pruskiego VIII
Korpusu, które wymaszerowały z Paderborn, zajęły 20
czerwca Kassel i w pobliskim Wilhelmshohe wzięły do
niewoli księcia-elektora Fryderyka Wilhelma I. Miał przy
sobie 800 tysięcy talarów i usiłował uciec w karecie. Został
odstawiony pod eskortą do Berlina.
21 czerwca 1866 roku I Korpus 2. Armii Śląskiej ruszył
z Niemczy. W dzień potem dotarł do Wałbrzycha i zmierzał
do granicy z Czechami.
22 czerwca do sztabu 1. Armii księcia Fryderyka Karola,
któremu król podporządkował operacyjnie Armię Elby,
przyszedł telegram: „Jego Królewska Mość nakazuje obu
armiom wkroczyć do Czech i połączyć się pod Gitschinem”.
Rozkaz wkroczenia do Czech dostał też następca tronu
książę Fryderyk Wilhelm Mikołaj, dowódca 2. Armii Śląskiej.
23 czerwca o godz. 7.00 straże przednie 1 Armii, idąc
z Zittau, przekroczyły granicę z Czechami przez Böhmisch
Ebersdorf (Habartice) koło Seidenberg (Zawidów), gdzie
zbiegały się granice Prus, Saksonii i Czech (obecnie w pow.
zgorzeleckim w Polsce). Zmierzały one do Reichenbergu
(Liberec).
W drodze do Reichenbergu pruskie pułki huzarów 1. Dy­
wizji Kawalerii dowodzonej przez generała-porucznika Gus­
tawa Alvenslebena, Brandenburski i Magdeburski, miały
niewielkie utarczki z pułkami huzarów Radetzky’ ego i księcia
von Liechtenstein z 1. Dywizji Lekkiej Kawalerii dowodzonej
przez generała-majora Leopolda Wilhelma von Edelsheim.
Gdy 25 czerwca 1866 roku na terenie Czech znajdowały
się już wszystkie trzy armie pruskie, ich naczelny dowódca,
król Prus Wilhelm I, który znajdował się jeszcze w Berlinie,
podobnie jak szef sztabu generalnego jego wojsk, ciągle miał
duże wątpliwości co do sensu dalszych działań wojennych.
Czy zwycięstwo jest możliwe, jeśli całe moje wojsko
podzielone jest na tyle części i maszeruje różnymi trasami?
Czy zdąży połączyć się w całość w odpowiednim miejscu
i czasie — zastanawiał się król Prus.
Tak go to niepokoiło, że wezwał premiera Bismarcka.
— Niech pan spyta Moltkego, jak wygląda aktualna
sytuacja.
Premier udał się do gabinetu szefa Sztabu Generalnego,
który jak zwykle ślęczał nad mapami. Rozmowa nie
była długa. Po pewnym czasie premier wrócił do króla
i oznajmił tylko:
— Wszystko w porządku Najjaśniejszy Panie! 7.
Naprzeciw trzem armiom pruskim stanęła austriacka
Armia Północna, licząca 260 tys. żołnierzy 8.
Jej naczelnym dowódcą był, jak wiadomo, feldcechmistrz
Ludwig von Benedek, szefem sztabu — feldmarszałek-
-porucznik Alfred von Heniksten, zastępcją ds. operacyjnych
— generał-major Gideon von Krizmanics, szefem kancelarii
7 Dominik S t r a s b u r g e r , Zasady sztuki wojennej, s. 107.
8 Wikipedia, Bitwa pod Sadową.
wojskowej generał-major Ferdynand Kriż, dyrektorem
artylerii — feldmarszałek-porucznik arcyksiążę Wilhelm
von Habsburg, dyrektorem wojsk inżynieryjnych — płk
Franciszek Karol von Pidoll zu Quintenîbach, intendentem
armii — feldmarszałek-porucznik Alojzy Pokorny Edler
von Fürstschild.
I Korpusem dowodził gen. kaw. Edward hr. Clam-Gallas.
Korpus składał się z pięciu brygad, których dowódcami
byli: generał-major Ferdynand Poschacher von Poshbach,
generał-major Wiktor hr. Alt Leiningen-Westerburg, gene­
rał-major Ludwik Piret de Bihain, generał-major Józef
Ringelsheim, generał-major Anton Kalik, czerech szwad­
ronów 2. Pułku Huzarów Wielkiego Księcia Mikołaja,
baterii czterofuntowej, dwóch baterii polowych czterofun­
towych, dwóch baterii ośmiofuntowychu dwóch baterii
konnych, baterii rakiet.
II Korpusem dowodził feldmarszałek-porucznik hr. Karol
Thun von Hohenstadt. Korpus składał się z czterech brygad,
których dowódcami byli: płk Michael Thom, płk Gustaw
von Henriquez, płk Emanuel von Saffran, płk Wilhelm
książę von Würtenberg (w jego brygadzie znajdował się 57.
Pułk Wielkiego Księcia Meklemburg-Schwerin, dowodzony
przez Polaka płk. Kazimierza Gintowta Dziewanowskiego),
czterech szwadronów 6. Pułku Ułanów cesarza Franciszka
Józefa, dwóch baterii czterofuntowych, dwóch baterii oś-
miofuntowych, dwóch baterii konnych, baterii rakiet.
III Korpusem dowodził feldmarszałek-porucznik arcy-
książę Ernest von Habsburg. Korpus składał się z czterech
brygad, których dowódcami byli: generał-major Karol von
Appiano (oba pułki piechoty: 46. księcia von Sachsen
Meiningen i 62. arcyksięcia Henryka były dowodzone
przez Polaków — płk. Karola Sławeckiego i płk. Antoniego
Czerpaka), płk von Aleksander Benedek, płk Juliusz Manger
von Kirschberg, płk Ottokar von Prohaska, dwóch szwad­
ronów 9. Pułku Ułanów hrabiego Mensdorfa, trzech baterii
Wilhelm I król Prus

Franciszek Józef

Jan król saski Otto Bismarck premier Prus


Główni bohaterowie wojny 1866
Franciszek Józef i Wilhelm I

Fryderyk III
Wojsko austriackie
Wojsko pruskie
Nachod — bitwa

Skalice — noc po bitwie


Przejście przez Bystrzycę

Marsz na Sviepwald
Prusacy idą do boju

Prusacy zdobywają armaty


czterofuntowych, dwóch baterii ośmiofuntowych, dwóch
baterii konnych, baterii rakiet.
IV Korpusem dowodził feldmarszałek-porucznik Tassilo
hr. Festetics de Toina. Korpus składał się z czterech
brygad, których dowódcami byli: generał-major Fryderyk
Herman von Brandestein (dowódcą jednego z pułków, 26.
pp Wielkiego Księcia Michała, był płk Mikołaj Kamienie­
cki), generał-major Emerich von Fleichhacker, płk Karol
von Pöckh, generał-major arcyksiążę Józef von Habsburg,
czterech szwadronów pułku huzarów Księcia Prus, dwóch
baterii czterofuntowych, dwóch baterii ośmiofuntowych,
dwóch baterii konnych, baterii rakiet.
VI Korpusem dowodził feldmarszałek-porucznik Wilhelm
Ramming von Riedkirchen (1815-1876). Korpus składał
się z czterech brygad, których dowódcami byli: płk Jerzy
von Waldstatten, płk Maurycy Hertweck Edler von Haue­
neberstein, płk Ferdynand Rosenzweig von Drauwehr, płk
Johann Jonak Edler von Freyenwald, czterech szwadronów
10. Pułku Ułanów hrabiego Clam Gallasa, dwóch baterii
czterofuntowych, dwóch baterii ośmiofuntowych, dwóch
baterii konnych, baterii rakiet.
VIII Korpusem dowodził feldmarszałek-porucznik arcy­
książę Leopold von Habsburg. Korpus składał się z czterech
brygad, których dowódcami byli: generał-major Gustaw
Edler von Fragnern, generał-major Leopold Kreysser von
Kreyssern, generał-major Karol Schulz, generał-major Lotar
hr. Rothkirch und Panthern, pięciu szwadronów 3. Pułku
Ułanów arcyksięcia Karola, baterii czterofuntowej, ośmiu
baterii ośmiofuntowych, dwóch baterii konnych, baterii
rakietników.
X Korpusem dowodził doświadczony żołnierz, feldmar­
szałek-porucznik Ludwik von Gablenz. Korpus składał się
z dwóch brygad piechoty, którymi dowodzili generał-major
Fryderyk von Mondel i płk Georg Grivicics, brygady kom­
binowanej generała-majora Alberta Knebel von Treuenschwert,
któremu prócz dwóch pułków piechoty podlegały także cztery
szwadrony 6. Pułku Kirasjerów księcia von Hessen, pięć
szwadronów 8. Pułku Ułanów Cesarza Meksyku i czterofun-
towa 5. bateria VI Pułku Artylerii Konnej.
Mocną stronę austriackiej Armii Północnej stanowiła
kawaleria.
1. Dywizją Lekkiej Kawalerii dowodził generał-major
Leopold Wilhelm von Edelsheim (trzy brygady dowo­
dzone przez: płk. Johanna von Appel, płk. Oliwera
hr. Von Wallis auf Carighmain, gen. mjr. Ignacego
Fratricsevicsa, a ponadto czterofuntowa 5. Bateria XI
Pułku Artylerii Konnej), znakomity kawalerzy sta, wsła­
wiony szarżami w bitwie pod Solferino, ulubieniec armii
austriackiej.
2. Dywizją Lekkiej Kawalerii dowodził generał-major
Emeryk książę Thurn und Taxis (dwie brygady dowodzone
przez: generała-majora Augusta hr. von Bellegarde i gene-
rała-majora Wilhelma hr. von Westphalen).
Szefem sztabu dywizji był Polak, płk Józef Rodakowski.
1. Rezerwową Dywizją Kawalerii dowodził feldmar-
szałek-porucznik Wilhelm książę von Schleswig-Hol-
stein-Glliksburg (dwie brygady, dowodzone przez: generała-
-majora Karola księcia zu Solms Braunfels i generała-majora
Eugeniusza Schindlockera).
2. Rezerwową Dywizją Kawalerii dowodził generał-major
Karol Zaitzek von Egbell (dwie brygady dowodzone przez
generała-majora Karola von Boxberg i generała-majora
Romana hr. Sołtyka).
3. Rezerwową Dywizją Kawalerii dowodził generał-major
Karol hr. Coudenhove (dwie brygady dowodzone przez
generała-majora Afreda księcia zu Windisch Grätz i gene­
rała-majora Adolfa von Mengen, siedem baterii przy­
dzielonych przez dowództwo armii) 9.

9 ibid., Order of Battle North Army 1866


Korpusem Saskim dowodził następca tronu, generał-
-porucznik książę Albert Wettin (1828-1902). Szefem sztabu
korpusu był generał-major Jerzy Fryderyk von Fabrice,
a dowódcą artylerii — generał-major Ludwik Schmalz.
Dyrektorem wojsk inżynieryjnych był płk Fryderyk Otto
Peters, a intendentem płk Edwin von Friesen. Korpus
składał się z trzech dywizji piechoty i dywizji kawalerii.
1. DP dowodził generał-porucznik Bernhard von
Schimpff. Składała się ona z 2. Brygady, dowodzonej przez
płk. Hermanna von Hake, 3. Brygady — dowódca gene-
rał-major Jerzy Job von Carlovitz, dwóch szwadronów
2. i 3. Pułku Rajtarów, baterii dwunastofuntowej i baterii
sześciofuntowej.
2. DP dowodził generał-porucznik Thuisko von Stieglitz
(Brygada Gwardii — dowódca płk Klemens von Hausen
i 1. Brygada — dowódca płk Emil von Boxberg).
Dywizją Rajtarów dowodził generał-porucznik Bernhard
Albert von Fritz (1. Brygada dowodzona przez generała-
-majora ks. Jerzego von Wettin, 2. Brygada dowodzona
przez generała-majora Maurycego von Biedermanna).
W skład korpusu wchodziły też: 1. Brygada Artylerii,
dowodzona przez mjr. Johanna von Watzdorf i 2. Brygada
Artylerii — dowódca mjr Adolf Albrecht; prócz tego dwie
kompanie pionierów i ekipa pontonowa 10.

***

Rozstrzygnęła się kampania na froncie włoskim. Dnia 24


czerwca 1866 roku armia włoska poniosła klęskę w bitwie
koło Custozzy, niedaleko Werony. Włosi dysponowali 65
tysiącami żołnierzy i 122 działami, Austriacy — 75
tysiącami żołnierzy i 160 działami. Siedem dywizji włoskich
(trzy korpusy) zaatakowało trzy austriackie korpusy. Na

10 ibid., Order of Saxon Army 1866


lewym skrzydle ugrupowania austriackiego szarżował 13.
Galicyjski Pułk Ułanów dowodzony przez płk. Maksymi­
liana Rodakowskiego. Włosi odparli atak, a pułkownik
Rodakowski stracił 260 ludzi. Ale szarża wywołała panikę
w szeregach III Korpusu włoskiego, którego dowódca gen.
Bixio sądził, że ruszyło austriackie natarcie generalne. Jego
dywizje utknęły wtedy na kilka godzin. Mimo to VIII
Korpus austriacki poniósł ciężkie straty, podobnie jak
V Korpus. Ale choć znaczna część wojsk włoskich biła się
dzielnie, dowódca tej armii gen. Alfonso Ferero La Mar­
mara, nie mając informacji o postępach własnych wojsk na
polu bitwy, uznał ją za przegraną i wydał rozkaz wycofania
się za rzekę Mincio. Straty austriackie wynosiły 4500
zabitych, rannych i jeńców (Włosi: 3800 zabitych i rannych
oraz 4500 jeńców) 11.

***

25 czerwca w okolicy Frankfurtu nad Menem i Hanau,


w oparciu o silną twierdzę związkową Mainz nad Renem
(Moguncja), zgromadził się VIII Korpus związkowy dowo­
dzony przez feldmarszałka-porucznika księcia Aleksandra
Hesse-Darmtadt. Korpus miał liczyć 70 tysięcy żołnierzy,
ale nie było ich tam nawet 50 tysięcy i nie zgromadzono
jeszcze pociągów i magazynów, co powodowało jego
unieruchomienie. W dodatku rząd Badenii, który miał
przysłać swój kontyngent, ciągle się wahał, czy stanąć po
stronie Austrii. Czynił to jedynie z powodu nacisku opinii
publicznej, ale w rzeczywistości sprzyjał Prusom.
Z kolei koło Schweinfurt i Bambergu zgromadziły się
cztery dywizje VII Korpusu Bawarskiego, ale i one pozo­
stawały bezczynne. Tu też zaistniało podejrzenie, że
dyplomacja pruska powstrzymywała ich działania, obiecując

11 ibid., Custozza.
po cichu, że po wparciu Austrii Bawaria ma szansę
odgrywać wśród krajów niemieckich drugą rolę po Prusach.

***

Korpus Hanowerski, który 25 czerwca doszedł do


Langensalza, był już osaczony przez dywizję gen. von
Flies, wzmocnioną kontyngentem wojsk księstw Sachsen-
-Coburg-Gotha, a także Sachsen-Weimar. Dywizja ta
obsadziła przejścia w górach Lasu Turyńskiego koło
Eisenach i zaszła drogę Korpusowi Hanowerskiemu od
czoła. Król Jerzy V chciał za pośrednictwem księcia
sasko-koburskiego pertraktować z Prusakami w sprawie
zawieszenia broni, lecz jednocześnie zamierzał przedrzeć
się doliną Wezery przez Góry Turyńskie ku Bawarii
i wzywał dowództwo Korpusu Bawarskiego, aby posunął
się ku Eisenach na spotkanie. Ale dywizja gen. von Flies
powstrzymywała wojska hanowerskie skutecznie, czekając
aż nadejdą dywizje generałów Manteuffela i Falckensteina.
Jednocześnie dywizja z korpusu generała Beyera po
zajęciu księstwa Hesse-Kassel maszerowała doliną Fuldy,
aby zajść wojska hanowerskie od zachodu. Część tej
dywizji, znajdująca się w wąwozach Marburga i Giessen
nad Lahną, zwróciła się czołem naprzeciwko VIII Kor­
pusowi Związkowemu, który wreszcie rozpoczął marsz
spod Frankfurtu i Hanau. Dowództwo tej dywizji miało
powstrzymywać jej marsz przy pomocy oddziałów land-
wery z Koblenz (Koblencji).
A więc dywizje dowodzone przez generałów Fliesa,
Falckensteina oraz Manteuffela i część DP gen. Beyera
miały otoczyć wojska hanowerskie i zmusić je do ka­
pitulacji, po czym połączone — stworzyć tzw. Armię
Zachodnią, czy też Armię Menu (55 tys. żołnierzy i 126
dział), a następnie rozbić wojska bawarskie, wirtemberskie,
heskie i badeńskie. Z kolei oddziały landwery nadreńskiej
z Koblenz i Mainz miały niepokoić księstwa Nassau,
Hesse-Darmstadt i Księstwo Dwóch Mostów należące do
Bawarii 12.

***

25 czerwca Fryderyk Engels, obserwujący uważnie


przebieg wojny, stwierdził na łamach „Manchester Gu­
ardian”:
„Opinia publiczna zaczyna okazywać zniecierpliwienie
z powodu jawnej bezczynności dwu wielkich armii na
granicy Czech. Wiele jest jednak przyczyn tej zwłoki.
Zarówno Austriacy, jak Prusacy doskonale zdają sobie
sprawę z doniosłości zbliżającego się starcia, które może
rozstrzygnąć o wyniku całej kampanii. I jedni, i drudzy
wysyłają w pośpiechu na front wszystkich, kogo tylko są
w stanie zmobilizować; Austriacy posyłają część nowych
formacji (czwarte i piąte bataliony pułków piechoty),
Prusacy zaś jednostki landwery, początkowo przeznaczone
tylko do służby garnizonowej; jednocześnie z jednej i dru­
giej strony podejmowane są, jak się zdaje, próby, aby
wymanewrować przeciwnika i rozpocząć kampanię w jak
najkorzystniejszych dla siebie warunkach”.
Fryderyk Engels twierdził, że Prusy znajdują się w gor­
szej sytuacji niż Austria. Od północnej granicy Czech
odległość do Berlina jest o połowę mniejsza niż do
Wiednia, a więc Berlin jest znacznie bardziej wystawiony
na niebezpieczeństwo zajęcia przez armię wroga. Dlatego
Prusy muszą poprzestać na obronie, za to Austria jest
„prawie zmuszona” rozpocząć ofensywę. „Jedno, jedyne
zwycięstwo może jej zapewnić ogromny sukces, natomiast
porażka nie złamie jej siły oporu” — argumentował
Fryderyk Engels 13.
12 C h r z a n o w s k i , op. cit., s . 377-378.
13 E n g e l s , op. cit. , s . 190-194.
Ale jego nawoływania skierowane do dowództwa Armii
Północnej, aby wreszcie rozpoczęła ofensywę, nie poskut­
kowały. Natomiast, jakby odpowiadając na sugestię Fryde­
ryka Engelsa, aby w tej wojnie „ktoś wreszcie się ruszył”,
trzy armie pruskie zaatakowały czeskie terytorium Austrii.
Dnia 25 czerwca 1866 roku Armia Elby (Łaby) przekroczyła
granicę z Czechami w miejscowości Rumbug (Rumbuk).
Jej dywizje skoncentrowały się w rejonie Cvikowa i Jab­
łonne v. Podjestedi. Szykowała się ona do marszu przez
Mimon (Mimoń) na Münchengrätz (Mnichovo Hradistë).
Z kolei szpica 1. Armii bez oporu weszła do Reichenbergu
(Liberec) w Górach Izerskich (Isergebirge), stanowiących
zachodnią krawędź masywu Karkonoszy. Reichenberg był
najważniejszym wówczas miastem przemysłowym Czech.
Żołnierzy pruskich powitały czerwono-kremowe mury
zamku z XVI wieku, należącego do rodu Clam-Gallasów,
którego przedstawiciel na czele austriackiego I Korpusu
miał zamiar stoczyć bitwę z wojskami pruskimi i czekał na
przeciwnika między Münchengrätz (Mnichovo Hradistë)
i Jung Bunzlau (Mladâ Boleslav). II Korpus 1. Armii
w pierwszym rzucie, a III Korpus w drugim pomaszerowały
na Liebenau (Hodkovice) i Radostin (Sichrov). Dopiero 26
czerwca między Radostinem i Tumau (Turnov) wojska
pruskie napotkały pierwszy opór ze strony wojsk austriac­
kich. Naprzeciw pojawiły się bateria dział i szwadron z 1.
Dywizji Lekkiej Kawalerii. Dowództwo pruskie wysłało
przeciw nim dwie baterie, a za nimi — piechotę. Przez
godzinę dwie baterie pruskie strzelały do kawalerii austriac­
kiej, która odgryzała się przydzielonymi czterema działami.
Piechota pruska usiłowała obejść jej stanowiska. Widząc
to, kawaleria i oddziały z I Korpusu austriackiego począt­
kowo cofnęły się do Tumau, a potem do miejscowości
Podoi. Licząca 120 tysięcy żołnierzy 1. Armia pruska
naciskała na I Korpus austriacki liczący wraz z częścią II
Korpusu, 1. Dywizją Lekkiej Kawalerii i Korpusem Saskim
60 tysięcy. Wojska pruskie zmierzały w kierunku rzeki
Izery i nadal usiłowały obchodzić austriackie oddziały
z boków. Do pierwszego poważnego starcia doszło w miej­
scowości Podoi. Wedle relacji jednego z oficerów pruskich,
„ręczącego słowem honoru, że tak było”, dwie kompanie
strzelców, w sumie czterystu żołnierzy, które dotarły tam
jako szpica, przez trzy godziny walczyły z ośmioma
batalionami austriackimi (w sumie sześć tysięcy żołnierzy)
atakującymi z odległości 50 kroków co 45 minut. Żołnierze
pruscy utrzymali pozycję tylko dzięki karabinom iglicowym.
W końcu nadeszła odsiecz: cztery bataliony piechoty.
W bitwie zginęło 1900 żołnierzy austriackich, a 520 dostało
się do niewoli.
NA DRODZE DO SADOWY

Oficjalny meldunek pruski był nieco inny: 25 czerwca 5.


DP z III Korpusu 1. Armii przerzuciła most pontonowy
przez Izerę koło Turnau i weszła do miasta. 5 DP miała
zająć Podoi i przeszła przez Izerę. Generał Tumplin,
dowódca 5. DP, wysłał tam rzeczywiście dwie kompanie
strzelców, potem jednak doszły dwa bataliony piechoty.
Naprzeciw stanęła austriacka brygada gen. mjr. Poschera
(w jej składzie 30. Pułk Piechoty Galicyjskiej Martini,
gdzie służyli Polacy spod Lwowa). Odznaczyła się ona
w wojnie duńskiej i z tego powodu została nazwana
„żelazną brygadą”. Oprócz niej znajdowały się też pułk
strzelców i 72. Pułk Piechoty z VI Korpusu. Wywiązała się
walka we wsi. Żołnierze pruscy atakowali Austriaków
usadowionych w budynkach, którzy utworzyli barykady na
głównej drodze. Żołnierze pruscy obeszli jednak barykady
i zajęli most, a broniącą go załogę wzięli do niewoli.
W sumie dostało się do niej siedmiu oficerów i 500
żołnierzy austriackich. Po stronie pruskiej zginęli m.in.
podpułkownik Drygalski i kapitan Michalski, Polacy po­
chodzący z Wielkopolski. Siedmiu oficerów zostało ran­
nych. Dowództwo pruskie straciło też 115 żołnierzy zabi­
tych lub rannych. Walka w Podolu stanowiła początek
działań zgrupowania austriackiego dowodzonego przez gen.
kaw. Edwarda Clam-Gallasa, który miał za zadanie wykonać
manewr po liniach wewnętrznych, czyli osłonić Armię
Północną od dalekiej jeszcze 1. Armii i związać jej
zgrupowanie walką. Natomiast feldcechmistrz Benedek
mógł w tym czasie rozprawić się z 2. Armią, do której było
mu bliżej. Miał na to dość dużo czasu i możliwości,
bowiem 1. Armia maszerowała niezbyt szybko, uzależniona
od posuwania się Armii Elby, i na razie nie mogłaby
szybko przyjść z pomocą 2. Armii 1.
Generał Clam-Gallas skoncentrował swe siły w Kloster
między Münchengrätz i Jung Bunzlau, na prawym brzegu
Izery. Chcąc zabezpieczyć swe lewe skrzydło, posłał do
Hühnerwasser (Kurivody) dwa bataliony strzelców i dwa
szwadrony huzarów. Napotkały one przednie straże Armii
Elby i 27 czerwca zostały wyparte do Kloster. 1. Armia
oraz Armia Elby miały być powstrzymane czołowo na linii
rzeki Izery. Ale feldcechmistrz Benedek nie był do końca
przekonany o słuszności swej decyzji i wydał dowódcy
korpusu nowe rozkazy, które okazały się bardzo niejasne.
Ten zaś zrozumiał, że poprzednie rozkazy są nieaktualne
i opuścił linię Izery. Książę Fryderyk Karol zorientował się
dopiero po 24 godzinach w czym rzecz i dopiero wtedy
sforsował rzekę 2.
Generał hiszpański Juan Prim y Pratz (1814-1870), jeszcze
do niedawna dowódca hiszpańskiego korpusu ekspedycyj­
nego w Meksyku, w czasie wojny między cesarzem
Maksymilianem i Benito Juarezem, a w przyszłości premier
Hiszpanii, który jako obserwator wojenny zapoznawał się
z działaniami obu stron i przebył trasę marszu wojsk
pruskich w kierunku Königgrätz, uznał, że wojska saskie
i I Korpus spóźniły się na pole bitwy 48 godzin. Gdyby
1 Stefan M o s s o r, Sztab wojskowy w warunkach nowoczesnej wojny,
s. 447, „Gazeta Warszawska”, nr 145 z 30 czerwca 1866.
2 ibid., s. 448.
zaatakowały dywizje pruskie zaraz po przejściu przez nich
granicy, gdzie istniały znakomite warunki terenowe do
zorganizowania przez Austriaków obrony, miałyby one
daleko większe szanse na zwycięstwo 3.

***

Z kolei w pasie przewidzianym dla działań 2. Armii


Śląskiej I Korpus Wschodniopruski tej armii z Liebau,
dowodzony przez generała-porucznika Edwarda Bonina,
który przekroczył 25 czerwca 1866 roku Przełęcz Lu­
bawską, przeszedł przez granicę z Czechami i wąskimi
dolinami zdążał do Trautenau. Korpus Gwardii dowodzony
przez generała-porucznika księcia Augusta Wiirtenber-
skiego miał posuwać się drogą wiodącą parowami Branau
ku Eipel.
Tego samego dnia mszył z Glatz (Kłodzko) w kierunku
Reinetz V Korpus Poznański 2. Armii Śląskiej. Zmierzał on
głębokimi jarami Nachodu w kierunku Choustnikovo Hradistë
przez Wysoką i Skalitz (Ćeska Skalice). Dowódca V Korpusu,
generał-porucznik Karl Steinmetz, doświadczony wojskowy,
uczestniczył w kampaniach antynapoleońskich w latach
1813-1815. Za nim maszerował VI Korpus Śląski dowodzony
przez generała-porucznika Mutiusa. Miał on rozkaz przerzucić
część swych wojsk w kierunku miejscowości Neustadt (Nove
Mesto), aby zasłonić z boku V Korpus.
Wszystkie trzy drogi, przesunąwszy się wąwozami
przez graniczne pasmo gór, wybiegają na pagórkowate
pola Czech i schodzą się między Jaromerem i Königinhof
(Dvur Kralove) nad górną Elbą, gdzie miała stanąć
cała 2. Armia.
26 czerwca generał-porucznik Steinmetz wyprawił znad
granicy straż przednią, czyli 17. Brygadę Piechoty 8. DP,

3 „Gazeta Warszawska”, nr 218 z 28 września 1866.


dowodzoną przez generała-majora Löwenfelda, ku Na-
chodovi; brygada ta przebyła okoliczne wąwozy, minęła
Wysoką i posuwała się ku Skalitz (Cëska Skalice). O świcie
27 czerwca reszta V Korpusu, tj. trzy brygady piechoty,
wsparte brygadą kawalerii i 96 działami, weszła w wąskie
wąwozy. Wojska austriackie nie broniły ich. Gdy dowiedział
się o tym dowódca 2. Armii, początkowo nie chciał w to
wierzyć, ale zaraz potem zwietrzył podstęp:
— Zapewne Benedek skupia swoje siły, aby mógł
uderzyć na 1. Armię — stwierdził i doszedł do na­
stępującego wniosku: trzeba posuwać się jak najszybciej,
aby wyzwolić 1. Armię z tego kłopotliwego położenia
i zagrozić tyłom Benedeka 4.

***

Położenie austriackiej Armii Północnej znała nawet prasa


pruska i nie omieszkała tego wykorzystać; m.in. 26 czerwca
1866 roku „Posener Zeitung”, wychodzący w Poznaniu,
podał rozmieszczenie poszczególnych jej korpusów. I tak
wedle tej gazety II Korpus austriacki stacjonował koło
Trubau, Wildenschned i Pardubic, III Korpus — koło
Brünn (Brno), IV Korpus — między Ołomuńcem a Opawą,
VI Korpus — także koło Brünn oraz I Korpus — między
Pragą i granicą Saksonii. Oczywiście naczelne dowództwo
pruskie miało bardziej precyzyjne informacje, ponieważ
jego wywiad działał o wiele lepiej niż wywiad austriacki.
Jak podała już po wojnie wychodząca w Pradze gazeta
„Politik” (15 września 1866), austriacki plan kampanii,
opracowany przez feldcechmistrza Ludwiga Benedeka
jeszcze przed wkroczeniem wojsk pruskich do Czech,
został wydrukowany w tajnej pruskiej drukarni królewskiej
w Berlinie i rozesłany dowódcom korpusów w formie

4 ibid., nr 149 z 5 lipca 1866.


broszury pt. Ordre de bataille c.k. austriackiej armii
operacyjnej w Czechach, na Morawach i na Śląsku na
dzień 11 czerwca 1866. Wynikało z niej, że feldcechmistrz
Benedek spodziewał się ataku wojsk pruskich na Śląsk
austriacki i Morawy. Zapewne szef pruskiego Sztabu
Generalnego zachodził w głowę, skąd Ludwig Benedek
mógł o tym wiedzieć; była to dlań niemiła niespodzianka.
Wyjaśnienie jest jednak proste — podobno Austriacy
podsłuchiwali informacje przekazywane telegraficznie przez
dowództwo pruskie do 2. Armii jeszcze na terenie Prus,
i stąd wiedzieli, jak wyglądają jej ruchy 5.
W związku z tym feldcechmistrz właśnie tam skierował
główne swe siły, zaś w Czechach Wschodnich, a ściślej
w tzw. Czeskim Raju, zostawił jedynie Korpus Saski,
I Korpus, część II Korpusu i 1. Dywizję Lekkiej Kawalerii,
które miały powstrzymywać 1. Armię i Armię Elby. Uważał
on, że wojska pruskie będą bały się wejść w „paszczę
wielkiego okopu czeskiego”. Feldcechmistrz teź bardzo
liczył na wsparcie wojsk bawarskich w wojnie i ich
natarcie od południowego zachodu na wkraczające na teren
Czech dywizje 1. Armii i Armii Elby. Przeliczył się jednak...
Nagle dowiedział się o wtargnięciu wojsk pruskich na
Śląsk austriacki w okolicach Oderbergu (Bogumin). To
oddziały gen. Otto Stolzberga i gen. Knobelsdorfa z rozkazu
dowódcy 1. Armii zaatakowały linię kolejową między
Krakowem a Ołomuńcem, na odcinku Oświęcim-Oderberg,
a także na linii Oderberg-Opawa. Gen. Stolzberg wysłał
swe wojska koleją z twierdzy Cosel (Koźle) do Myslowitz
(Mysłowice), a generał Knobelsdorf — z Raciborza do
Oderbergu. Oddziały generała Stolzberga w sile czterech
batalionów pułku landwery, pułku huzarów i połowy baterii
dział stoczyły pierwsze walki koło Rajska i Broszkowic.
Dnia 27 czerwca przypuściły trzykrotny atak na posterunek

5 Franciszek S k i b i ń s k i , Z historii doktryn wojennych, s. 271.


wojskowy koło Oświęcimia, broniony przez półtora szwad­
ronu 1. Pułku Ułanów hr. Grünne, w którym służyli przede
wszystkim Polacy z okolic Krakowa, Wadowic i Nowego
Sącza, oraz dwa bataliony pułku meklemburskiego, w któ­
rym z kolei odbywali służbę mieszkańcy powiatu tarnows­
kiego. Prusacy chcieli koniecznie wysadzić most kolejowy
na Sole. Gdy generał Stolzberg wprowadził do walki pułk
huzarów, dowódca austriacki pułkownik Ziegler wysłał
przeciw nim swych ułanów pod dowództwem rotmistrza
Maurycego Lehmana, który stoczył z huzarami zwycięski
pojedynek; niestety, wkrótce sam padł martwy w walce.
Rozwścieczeni śmiercią rotmistrza ułani natarli z furią na
huzarów, którzy zaczęli wycofywać się w nieładzie. Wojska
austriackie straciły 27 zabitych i 40 rannych, ale za to
wzięły do niewoli 300 jeńców 6.
Wkrótce potem wojska pruskie opuściły te tereny.
Feldcechmistrz zorientował się, iż była to dywersja mająca
zasiać niepokój w dowództwie austriackim co do kierunku
ofensywy pruskiej. Tymczasem maszerujący Korpus Gwar­
dii 2. Armii, który przeszedł granicę z Austrią przez
Tuntschendorf (Tłómaczów) po stronie pruskiej obecnie
w pow. kłodzkim w Polsce, a Otovice koło Branau po
stronie czeskiej, zmierzał właśnie w kierunku Burkersdorf
(Burkatov) i Soor (Zdar). Straż przednia 1. Dywizji
Gwardii (5 tysięcy żołnierzy piechoty, trzy szwadrony
huzarów, 12 dział) maszerowała na Burkersdorf i Praus-
nitz. Dnia 27 czerwca doszła do miejscowości Qualisch
(Chvalec), gdzie usłyszała odgłosy kanonady. To walczył
I Korpus Wschodniopruski, który maszerując z Liebau
(Lubawki) koło Landeshut (Kamienna Góra), przez granicę
z Czechami w Kralovcu w kierunku Trautenau (Trutnov),
spotkał się przed tym miastem z przednią strażą X Korpusu
austriackiego, idącego dwoma kolumnami z Gradlitz

6 „Gazeta Warszawska”, nr 145 z 30 czerwca 1866.


(Choustnikovo Hradistë) i Arnau (Hostinne). Wojska
pruskie odparły straż przednią X Korpusu feldmarszałka-
-porucznika Ludwika Gablenza, tj. brygadę generała-
-majora Fryderyka Mondela, a pułk dragonów Litwinów
pruskich z I Korpusu powstrzymał szarżę pułku austriac­
kich dragonów brygady księcia Windischgrätza (3. Rezer­
wowa Dywizja Kawalerii). Żołnierze pruscy wdarli się do
miasta. Austriaccy żołnierze zaczęli strzelać do nacierają­
cych z okien domów, a mieszkańcy lali wrzącą wodę
i rzucali zapalonymi głowniami. Podobno walczyły nawet
małe dzieci. O godz. 15.00 zjawił się w Trautenau oficer
ze sztabu 2. Armii Śląskiej, proponując wsparcie ze
strony 1. Dywizji Gwardii znajdującej się milę dalej koło
Qualisch. Ale gen. Bonin odrzucił propozycję. Straż
przednia gwardii pomaszerowała do Eipet (Upice). Ale
w Trautenau walka trwała nadal. Ledwo oficer sztabu 2.
Armii odjechał, natarł od leżącego na południe Pilinikau
(Pilnikov) i rozwinął swe siły X Korpus (brygady
generała-majora Adolfa Wimpffena i płk. Georga Grivici-
csa) wsparty nawałą ogniową 40 dział i na końcu brygadą
generała-majora Alberta Knebel. Żołnierze austriaccy,
idąc na bagnety, odrzucili wojska Prusaków, ponosząc
jednak duże straty od celnej kanonady dwóch batalionów
43. Pułku. O godz. 17.00 generał Bonin wycofał swój
korpus, który nie był jednak ścigany i opuścił pole bitwy
w zupełnym porządku. Bismarck oświadczył potem, że
bitwa ta stanowiła policzek, który wstrząsnął całą armią
pruską. Gen. Bonin wyszeptał jedynie: „Nie wszyscy
możemy być bohaterami” 7.
W bitwie odznaczył się galicyjski 24. Pułk księcia
Parmy dowodzony przez płk. Franciszka Zarembę.

***
7 Wikipedia, Trautenau
V Korpus Poznański zostawiliśmy w wąwozach Nachodu.
Generał Steinmetz ponaglał jego marsz, bowiem chciał jak
najszybciej przejść przykre do przebycia z uwagi na łatwość
ich obrony przez przeciwnika wąwozy. Gdy jednak pruska
szpica doszła do miejscowości Hochenfeld (Vysokova),
znajdującego się na ważnym skrzyżowaniu dróg z Nachodu
do Skalitz i Neustad, na lewym skrzydle ukazały się dwie
brygady austriackiego VI Korpusu, a wkrótce doszły trzecia
brygada piechoty i brygada kirasjerów 1. Rezerwowej
Dywizji Kawalerii. Dowódca 9. DP V Korpusu Poznańs­
kiego, generał-major von Ollech, powitany został ogniem
artylerii austriackiej; mimo to wyprowadził swe bataliony
na drogę. Ustawił artylerię i rzucił do szarży dwa szwadrony
1. Pułku Ułanów Szczecińskich przeciw ośmiu austriackim.
Robił wszystko, aby jego wojska nie dały się zepchnąć do
wąwozu, gdzie maszerowała reszta V Korpusu. Gdyby ten
manewr udał się nieprzyjacielowi, zrobiłoby się pełne
zamieszanie i V Korpus Poznański mógłby doznać sporego
uszczerbku. Szwadrony pruskie przebiły środek linii au­
striackich, ale zostały otoczone i zmuszone do odwrotu;
mimo to zatrzymały natarcie austriackie. W tym momencie
na pole walki przybył dowódca 2. Armii Śląskiej, następca
tronu książę Fryderyk Wilhelm Mikołaj, który wcześniej
przyjechał z Branau. Nie przeszkadzał jednak dowódcy
V Korpusu w wydawaniu rozkazów, zwłaszcza że uważał,
iż sytuacja rozwija się pomyślnie dla wojsk pruskich.
Obserwował jedynie, jak na prawo od 9. DP maszeruje ku
Vysokowowi, znajdującemu się na południowy zachód od
Nachodu, 10. DP dowodzona przez generała Kirchbacha.
Za nią maszerowała reszta V Korpusu. Generał Steinmetz
rozkazał stanąć na linii 96 działom swego korpusu. Ot­
worzyły one ogień do nieprzyjaciela. O godz. 12.00 generał
Steinmetz wydał rozkaz uderzenia 1. Pułkowi Ułanów
Zachodniopruskich. Sześć szwadronów natarło na austria­
cką brygadę kirasjerów, dowodzoną przez księcia Solms
z 1. Rezerwowej Dywizji Kawalerii, stojącą na wzgórzach
Wenselberg i przeszkadzającą rozwinięciu się 10. DP
i odparło ją, dzięki czemu umożliwiło pełne rozwinięcie się
V Korpusowi, który zajął wzgórza. W czasie szarży oba
pułki kirasjerów straciły swe sztandary. Generał Steinmetz
posunął całą swą piechotę przeciwko austriackiej linii.
Feldmarszałek-porucznik Ramming wprowadził wówczas
ostatnią swą brygadę do walki. Jednocześnie kirasjerzy
austriaccy sformowali na nowo szyk i usiłowali odeprzeć
Prusaków, ale rozbili ich ułani pruscy.
Przeciwnicy bili się w zaroślach, rozpadlinach, na
szczytach wzgórz. Bitwa koło Nachodu trwała osiem
godzin, ale o godz. 15.00 była już wygrana przez wojska
pruskie. Po stronie austriackiej wzięło w niej udział osiem
pułków piechoty, pięć batalionów strzelców, trzy pułki
kirasjerów, część pułku huzarów — w sumie 127 tysięcy
żołnierzy. Po stronie pruskiej walczyło także osiem pułków
piechoty, a także pułk kawalerii — w sumie 120 tysięcy
żołnierzy i 120 dział. W bitwie poległo osiem tysięcy
żołnierzy austriackich. Do niewoli poszły cztery tysiące,
przeważnie ze słynnego pułku wiedeńskiego „Hoch und
Deutschmeister”, którego cały batalion został otoczony
przez nieprzyjaciela. Prusacy zdobyli osiem dział. Oni też
ponieśli jednak spore straty. V Korpus Poznański miał
1500 zabitych, gwardia — 1100. Szczególnie ucierpiały
w bitwie 7. i 37. pułki piechoty, gdzie znajdowały się
kompanie, które straciły po 80-85 żołnierzy. Niestety,
w korpusie tym służyli przeważnie Polacy z Wielkopolski
i to oni najczęściej ginęli w walce. Natomiast w skład VI
Korpusu austriackiego wchodził m.in. 9. Pułk Piechoty
Hartmanna, gdzie służyli Polacy z okolic Stryja, 2. Pułk
Piechoty, gdzie służyli mieszkańcy z okolic Nowego Sącza,
55. Pułk Piechoty hrabiego Gondrencourt, który miał okręg
werbowniczy w Brzeżanach, i 56. Pułk Piechoty Gorizutti
z okręgiem werbowniczym w Wadowicach. A więc i po
stronie austriackiej Polacy składali w tej bitwie sporą
daninę krwi.
Jeńcy i ranni austriaccy zostali umieszczeni w kościele
w Nachodzie i na zamku księcia Schomburg-Lippe. Nato­
miast Węgrzy zostali wywiezieni do twierdzy Nieysse
(Nysa), gdzie część z nich wstąpiła do Legionu Węgiers­
kiego, organizowanego przez generała Klapkę, jako zalążek
— jak zapewniał premier Bismarck — przyszłej armii
niepodległego Królestwa Węgier.
Austriacki VI Korpus cofnął się do Skalitz. Feldmar-
szałek-porucznik Ramming nie chciał jednak zrezygnować
z walki i wysłał do Benedeka meldunek: „Straciłem już
jedną szóstą swego stanu. Bez posiłków nie dam rady”.
Feldcechmistrz rozkazał wówczas arcyksięciu Leopol­
dowi Habsburgowi wyprowadzić z Jaromera dwie brygady
z dowodzonego przezeń VIII Korpusu i objąć dowództwo
w zbliżającej się bitwie. Tymczasem sztab 2. Armii Śląskiej
na czele z następcą tronu księciem Fryderykiem Wilhelmem
Mikołajem wraz z przednią strażą 1. Dywizji Gwardii
zatrzymał się w Eipel (Upice). Tam następca tronu spędził
noc w budynku starej przędzalni na tzw. Sichrovie.
Natomiast 2. Dywizja Gwardii pomaszerowała do miejs-
V

cowości Rothkosteletz (Cervenÿ Kostelec), znajdującej się


na północny zachód od Nachodu. Miała ona zająć wąwozy
Alt Sedlowitz (Stary Sedlonov) i Alt Rognitz (Stary Rokyt-
nik), aby zasłonić prawe skrzydło Korpusu Gwardii. Jej
przednią straż stanowiły dwa bataliony grenadierów i pułk
ułanów. Dowodził nią pułkownik Mirus. Dnia 27 czerwca 2.
Dywizja Gwardii doszła do miejscowości Rothkosteletz,
gdzie żołnierze usłyszeli kanonadę i odgłosy walki V Korpusu
Poznańskiego z VI Korpusem austriackim. Płk Mirus dostał
rozkaz wykonania rekonesansu ku Skalitz i połączenia się
z V Korpusem Poznańskim. O godz. 13.30 ruszył z piechotą
i półtoraszwadronem ułanów. Koło miejscowości Rothenburg
V

(Cervenâ Hora) spotkał szwadron 10. Pułku Ułanów austriac­


kich i cofnął się ku Skalitz, leżącego na południe od
miejscowości Cervenÿ Kostelec. Jak okazało się, spotkani
ułani stanowili forpocztę VIII Korpusu, przybyłego z Jaro-
mera, za którym postępował VI Korpus.
27 czerwca 1. Dywizja Gwardii nadal stała w okolicy
Eipel, a 2. Dywizja Gwardii — w rejonie Rothkosteletz. Na
lewo znajdowały się oddziały V Korpusu Poznańskiego, na
prawo — I Korpusu Wschodniopruskiego. Dowódca Kor­
pusu Gwardii wydał rozkaz, aby 1. Dywizja Gwardii
pomaszerowała przez Rognitz i Burkersdorf (Burkatov) na
Prausnitz (Prosećne), natomiast 2. Dywizja Gwardii miała
przejść do Eipel jako rezerwa. 1. Dywizja Gwardii nadal
miała to samo zadanie: zająć wąwozy Alt Sedlowitz i Alt
Rognitz, aby zasłonić prawe skrzydło Korpusu Gwardii
dwoma batalionami.

* * *

27 czerwca 1866 koło Langensalza w Saksonii armia


hanowerska króla Jerzego, jako jedyny kontyngent Zwią­
zku Niemieckiego zmobilizowana w całości, ponieważ
przypadkowo przebywała wtedy na manewrach, dowo­
dzona przez gen. Arenschilda — w sumie 129 tys.
żołnierzy — stoczyła bitwę z oddziałem gen. Fliessa,
dowódcy fortecy Gotha (pięć batalionów regularnych
i siedem landwery). Wojska pruskie zostały rozbite i wy­
cofały się do twierdzy Gotha 8.

* * *

28 czerwca cały już VIII Korpus austriacki (pięć pułków


piechoty, dwa bataliony strzelców, dwa pułki ułanów,
w tym 15. Pułk Piechoty i 77. Pułk Piechoty oraz 3. Pułk

8 C h r z a n o w s k i , op. cit., s. 393-395.


Ułanów — wszystkie z Galicji) zajął stanowiska przed
V

miejscowością Skalitz (Ceska Skalice) nad rzeką Aupa po


obu stronach drogi z Nachodu i linii kolei żelaznej, niecałą
milę od miejsca stoczonej poprzedniego dnia bitwy.
Generał Steinmetz miał już tylko jeden pułk piechoty
i żadnych świeżych wojsk, ale rozwinął swój V Korpus
przed austriacką linią. Działa na wzgórzu na lewo od
Skalitz zaczęły ostrzeliwać pruskie wojska. Dowódca
V Korpusu wydał rozkaz piechocie, aby ruszyła do natarcia,
ale Austriacy dzielnie się bronili. W końcu musieli cofnąć
się, bowiem do walki wkroczył VI Korpus Śląski, który
właśnie sforsował wąwozy koło Nachodu. Wojska austriac­
kie pod osłoną swych baterii wycofały się do wyżyn
Trebiesowa, leżącego między Skalitz i Jaromerem. Od­
wrotem kierował osobiście feldcechmistrz, który zjawił się
na polu walki. W tym czasie zginęli generał Gustaw von
Fragnern i płk Leopold von Kreysser, dowódcy brygad VIII
Korpusu, a także Polak — major Muszyński, dowódca
jednego z batalionów9.
Żołnierze pruscy znaleźli przy generale von Frangnern
rozkazy od feldcechmistrza Benedeka i proklamacje do
poddanych... Królestwa Prus. Zaraz potem pruski następca
tronu udzielił w swej kwaterze w Chronovie wywiadu
dziennikarzowi francuskiemu, panu Vilbost, reprezentujące­
mu paryskie czasopismo „Le Siecle”: „Jest to dobry początek,
pierwsza bitwa, o której może pan pisać sprawozdanie do
„Le Siecle”. Utrzymaliśmy pole bitwy i zmusiliśmy Austria­
ków do odwrotu. Zatem jest to zwycięstwo, które doskonały
wpływ wywrze na całą armię. Ale czy pan da wiarę, że
najbardziej ucierpiał pułk noszący moje nazwisko?”10.

* **

9 „Gazeta Warszawska”, nr 149 z 5 lipca 1866 i nr 289 z 27 grudnia


1866.
10 ibid., nr 150 z 6 lipca 1866.
Na wieść o bitwie koło Skalitz ukazał się wiersz
(autor LJ) w warszawskim „Tygodniku Ilustrowanym”
(4 sierpnia 1866). Nosił on tytuł Noc po bitwie pod
Skalicami w Czechach:
„Dalekiej burzy echa grzmią
I ziemia śpi i trupy śpią.
Ciemno, głucho, chłodnym tchnieniem
Noc rozwiewa dzienny skwar
I grobowym już milczeniem
Uciszyła walki gwar.
Księżyc z pobojowiska
Blask snopu promieni ciska.
Do piersi pierś, do trupa trup
Poległych łączy wspólny grób
Wszystko, co się z życiem waży
Nienawiści szerząc plon
Co rozdziela, co kojarzy.
Ból i radość przerwał zgon
Dłonie wrogów u mogiły
W bratni uścisk się spoiły
I będą spać, dopóki Bóg
Na sąd nie zwoła swoich sług.
Już zastygły serca mężne
W nieprzespanym śmierci śnie
Zwyciężających i zwyciężonych
Archanielska trąba zwie.
Ojcze przez Twe zmiłowanie
Rzesze śpiących zmartwychwstaną” 11.

* * *

Feldcechmistrz Benedek w swojej kwaterze po bitwie


koło Skalitz doszedł do wniosku, że arcyksiążę Leopold ma

11 „Tygodnik Ilustrowany”, nr 358 z 4 sierpnia 1866.


stargane nerwy i udzielił mu urlopu zdrowotnego, a do­
wódcą VIII Korpusu mianował generała-majora Webera.
Zaraz potem postanowił zatrzymać pochód 2. Armii
Śląskiej. Dowiedziawszy się, że właśnie 28 czerwca
pruski Korpus Gwardii ruszył na miejscowość Trautenau
(Trutnov), wysłał przeciwko niemu X Korpus. Jego
dowódca, feldmarszałek-porucznik Ludwik Gablenz, szy­
bko dotarł do Trautenau i obsadził miasto brygadą
piechoty. Resztę swego X Korpusu wysłał do Prausnitz,
aby połączył się z brygadą piechoty generała-majora
Knebla z VI Korpusu. Ta zaś, wzmocniona dragonami
brygady księcia Windischgrätza z 3. Rezerwowej Dywizji
Kawalerii, pomaszerowała przez Standenz (Studenec),
aby z flanki zasłonić X Korpus.
Gdy dowódca Korpusu Gwardii dowiedział się o tych
ruchach, a jak okazało się, miał dobry wywiad, rozkazał 1.
Dywizji Gwardii maszerować do Burkersdorf przez Stan­
denz. 28 czerwca natknęła się ona na brygadę generała
Knebla z X Korpusu austriackiego, który na wzgórzu
znajdującym się na północ od Standenz rozstawił 24 działa.
Generał Kessel, dowódca przedniej straży 1. Dywizji
Gwardii, miał tylko 12 dział, ale mimo to przejechał przez
palące się Standenz i zaatakował brygadę generała Knebla.
Feldmarszałek-porucznik Ludwik von Gablenz wzmocnił
tę brygadę artylerią, a swe brygady, znajdujące się między
miejscowościami Burkersdorf i Soor (Zdar), sformował do
natarcia. Brygada X Korpusu austriackiego, dowodzona
przez pułkownika Grivicicsa, a znajdująca się w Trautenau,
musiała opuścić miasto i ruszyć wraz z resztą korpusu
przeciw prawemu skrzydłu wojsk pruskich, na Alt Rognitz
i Alt Sedlowitz.
Na nią uderzyła z tyłu dwoma batalionami w czasie
wycofywania się brygady z Trautenau 2. Dywizja Gwardii
maszerująca właśnie przez wąwóz Raatsch z Alt Rognitz
i Alt Sedlowitz. X Korpus cofał się ku Pilnikau (Pilnikov)
i toczył krwawą walkę z oskrzydlającym go bez ustanku od
południa Korpusem Gwardii i od wschodu z nacierającym
Korpusem Wschodniopruskim. W końcu dotarł do Neusch­
loss (Nove Hrady) i Neustadt (Nove Mesto) za górną Elbę.
W walkach tych X Korpus poniósł ciężkie straty. Ale też
Korpus Gwardii doznał sporego uszczerbku: około dwóch
tysięcy zabitych i rannych12.
Wojska pruskie zajęły ponownie Trautenau, a ich żan­
darmeria aresztowała burmistrza i sporą grupę mieszkań­
ców; widocznie mieli stanąć przed sądem wojennym za
udział w bitwie. Jako cywilom nie przysługiwały im prawa
kombatanckie. Niestety, nie znamy ich dalszych losów.
28 czerwca feldmarszałek-porucznik Gablenz miał do
dyspozycji już tylko połowę swego X Korpusu; do
niewoli dostało się trzy tysiące jego żołnierzy. Zostali
odstawieni, podobnie jak pięć tysięcy jeńców z bitwy
koło Nachodu — do obozu jenieckiego w Poznaniu.
Koło Trautenau po stronie austriackiej walczyły m.in.
10. Pułk Piechoty hrabiego Mazzuchelli (dowódca płk
Franciszek Brzezina von Birkenhain) i 24. Pułk Piechoty
księcia Parmy (dowódca płk Franciszek Zaremba), w któ­
rych służyli przede wszystkim mieszkańcy Galicji. Po
bitwie Korpus Gwardii wycofał się przez Upice, Cervenÿ
Kostelec w kierunku Branau. Trautenau już raz było
świadkiem krwawej bitwy. Dnia 30 marca 1745 roku
król Prus Fryderyk II pobił tam armię austriacką do­
wodzoną przez księcia Karola Lotaryńskiego.

***

28 czerwca 1866 roku w pasie działań 1. Armii na


froncie koło Münchengrätz oddziały I Korpusu austriackiego
spaliły most, nie chcąc, aby 1. Armia przekroczyła Izerę.

12 C h r z a n o w s k i , op. cit., s. 396—397.


Ale wojska pruskie przerzuciły most pontonowy i przeszły
przez rzekę. 7. DP 1. Armii generała Fryderyka Edwarda
Franseckiego opanowała wzgórza nad Izerą i weszła do
miasta. Od zachodu wkroczył tam VIII Korpus Nadreński
Armii Elby. Obie armie pruskie się połączyły. W mieście
z czterech tysięcy mieszkańców zostało tylko 50 osób.
Niecałą milę dalej, w Tumau, 5. DP 1. Armii zajęła
stanowiska przed pozycjami brygady generała Kalika
z I Korpusu i 1. Dywizji Lekkiej Kawalerii. Z kolei 7. DP
1. Armii posunęła się do Ober Bautzen i na wschód
w kierunku Sobotki, na prawą flankę I Korpusu austriac­
kiego, który wycofywał się ku Gitschinowi (Jićinowi).
Jeszcze przez pewien czas utrzymywał on wąwóz koło
miejscowości Podkost, nad jeziorem na skraju lasu Żehrov,
w górach między Podolem a Sobotką, ale wkrótce bataliony
pruskie zdobyły go szturmem. I Korpus austriacki zajął
pozycje na prawym brzegu rzeki Cidliny, dopływu Elby, na
północny zachód od Gitschina, w jednomilowej linii.
Dowódca Armii Elby po zajęciu Münchengrätz wysłał
oddziały do Alt Bunzlau i Nimburga, aby ubezpieczyć lewe
skrzydło 1. Armii, maszerującej na Gitschin. Miała ona
połączyć się z I Korpusem Wschodniopruskim 2. Armii,
który z okolic Trautenau, ominąwszy szerokim łukiem
miejscowość Svoboda nad rzeką Aupa, 27 czerwca masze­
rował na leżące na południu Hostinne. III Korpus Branden­
burski jako szpica 1. Armii także pomaszerował na Gitschin.
Obok przez Podkost na Gitschin podążał II Korpus Pomor­
ski 1. Armii. IV Korpus Saski 1. Armii znajdował się
w rezerwie i podążał z tyłu za jednostkami pierwszego rzutu.

Na wieść o zbliżaniu się 1. Armii i Armii Elby Benedek


rozstawił swe korpusy. Prawe skrzydło koło Neustadt nad
rzeką Metuje stanowił X Korpus. Koło Opocna niedaleko
Jaromera i pobliskiego Josephstadt stanął IV Korpus. III
Korpus wysunął się na zachód koło miejscowości Horitz
(Horice). W drugim rzucie stanął koło Richnova VI Korpus,
a dalej na południe koło Vamberk — VIII Korpus i na
południowy wschód koło Zamberk — II Korpus.
Wiadomość o walkach w Trautenau i Prausnitz oraz
poniesionych stratach przygnębiła feldcechmistrza. Zro­
zumiał, że wojna z Prusami jest nie do wygrania. Zadepe­
szował do Franciszka Józefa: „Pilnie proszę Waszą Cesarską
Mość o zawarcie pokoju. Katastrofa dla armii jest nieunik­
niona”. Cesarz oddepeszował: „Zawarcie pokoju niemoż­
liwe. Rozkazuję, jeśli nie ma innej możliwości, wycofać się
w sposób uporządkowany. Czy miała miejsce bitwa?”.
Feldcechmistrz Benedek nie przypuszczał, że ten, jakże
wątpliwy, sukces feldmarszałka-porucznika Ludwika Gab-
lenza uśpi jego czujność i na drugi dzień austriacki dowódca
zostanie pokonany. Czy pocieszyła Benedeka wiadomość
o zwycięstwie austriackiej Armii Południowej pod Custoz-
zą? Cóż, uważał, że to on powinien tam dowodzić, bowiem,
jak twierdził, w Lombardii znał „każdy krzaczek”. Nato­
miast Czech pod względem militarnym niestety nie miał
okazji wcześniej poznać i dlatego dowództwo Armii
Północnej przyjął niechętnie. Mimo to starał się nadrobić
braki w wiedzy o czeskich pagórkach, kotlinach i wąwo­
zach. Starannie studiował mapę i odbywał rekonesanse.
Ale czasu miał mało — Moltke prowadził ofensywę pruską
w iście napoleońskim tempie, szykując pierwszy pruski
Blitzkrieg !

* * *

29 czerwca ok. godz. 12.00 na I Korpus austriacki


i wspierające go oddziały, liczące jak wiadomo w sumie
ok. 40 tysięcy żołnierzy i stacjonujące w Gitschinie (Jićinie),
uderzyły na schodzące się równocześnie różnymi drogami
kolumny 1. Armii i Armii Elby: 100 tysięcy w pierwszym
rzucie i 100 tysięcy w drugim. Bitwa trwała pięć godzin.
Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą
stronę. Tu odznaczyła się austriacka 1. Dywizja Lekkiej
Kawalerii, która wyparła z miasta straże przednie 1. Armii.
Ale po pewnym czasie wojska pruskie zajęły pobliską górę
Tabor i wyżyny Prachovej, oskrzydlając pozycje Austria­
ków. Ci zaś wycofali się wieczorem, odsłaniając bok i tyły
Armii Północnej, która właśnie koncentrowała się koło
twierdzy Josephstadt nad Elbą 13.

* * *

Tego samego dnia w pasie działania 2. Armii sytuacja


wyglądała następująco: V Korpus Poznański i VI Korpus
Śląski nadal maszerowały wzdłuż rzeki Aupa ku Jaromero-
wi. Korpus Gwardii i I Korpus Wschodniopruski dochodziły
już do Königinhof. Między Dolan i Jaromerem dwie
brygady austriackie generała-majora arcyksięcia Józefa
i generała-majora Pockha z IV Korpusu, które zluzowały
mocno poturbowany w bojach VIII Korpus, liczące w sumie
16 tysięcy żołnierzy przeciw 70 tysiącom dwóch korpusów
pruskich, wstrzymywały pochód nieprzyjaciela ogniem
artylerii. Natomiast brygada generała-majora Fleischhära
ogniem dział wstrzymywała marsz Korpusu Gwardii i I Kor­
pusu Wschodniopruskiego, ale mimo to oba korpusy pruskie
szykowały się do opanowania Königinhof. Wojska austriac­
kie wycofały się na zachodni brzeg górnej Elby i tylko
w Jaromerze, na wschodnim brzegu rzeki, pozostała większa
część IV Korpusu. Wieczorem 29 czerwca wszystkie cztery
korpusy 2. Armii połączyły się koło Königinhof i Jaromera.
Feldcechmistrz Benedek właśnie zgromadził swe sześć
korpusów. Na prawym skrzydle koło Jaromera na obu

13 „Gazeta Warszawska”, nr 150 z 6 lipca 1866.


brzegach Elby ustawił II Korpus i IV Korpus, opierając je
o twierdzę Josephstadt. Między miejscowościami Sal-
ney-Dubenec-Litic rozwinął w dwie linie korpusy VIII,
VI, X. Na lewym skrzydle naprzeciw Königinhof stanął III
Korpus. Główną kwaterę feldcechmistrz Benedek przeniósł
z Josephstadt do Dubenec.
Tak oto Armia Północna stanęła frontem na północny
wschód naprzeciw 2. Armii. Austriacka linia bojowa biegła
wzdłuż wyniosłego zachodniego wybrzeża Elby płynącej
tu głęboko werżniętym skalistym korytem. Na tych stano­
wiskach w 1778 roku armia austriacka, dowodzona przez
cesarza Józefa II, powstrzymała natarcie wojsk pruskich
króla Fryderyka II. Tutaj też feldcechmistrz Benedek za­
mierzał stoczyć 30 czerwca bitwę z 2. Armią. Czyżby
chciał powtórzyć sukces cesarza sprzed blisko 90 lat?

* * *

29 czerwca o setki kilometrów od Czech na teatrze


wojny w dolinie Menu kapitulowała koło Langensalza
armia hanowerska, dowodzona przez króla Jerzego V, która
wcześniej stoczyła pomyślną dla siebie bitwę, dziesiątkując
dywizję generała Fliessa. Ale bez wsparcia w drugiej fazie
bitwy armia hanowerska musiała uznać wyższość wojsk
pruskich. Straty Hanowerczyków były zresztą niemal tak
duże jak Prusaków: 1274 zabitych i rannych. W samym
Hanowerze Prusacy zdobyli 60 dział, 12 tysięcy karabinów
i kompletny pociąg do budowy mostów systemu Brag.
Tego samego dnia pruski gubernator wojskowy Nadrenii
i Westfalii, książę Leopold Hohenzollern-Sigmarine wydał
odezwę do mieszkańców zajmowanego właśnie przez
Prusaków księstwa Nassau:
„Król pruski wydobył miecz, aby ochronić Niemcy
od klęski zejścia z tonu świetnego duchowego i material­
nego rozwoju pod denerwującym panowaniem interesów
dynastycznych i jednostronnych dążeń separatystycznych.
Ale wielkoduszny mój monarcha chciał niszczącą klęskę
wojny skierować tam tylko, gdzie konieczność rozwiązania
tego wymagała. Bogate kraje otaczające pruską prowincję
nadreńską mają nietknięte swe granice, swój handel niena­
ruszony, plony swych pól niezniszczone. W zbrodniczym
jednak zuchwalstwie armie południowoniemieckie nad
Menem, do których rząd Nassau dostarczył swój kontyngent,
zapomniały pełnych ludzkości i niemieckich usposobień
mego króla i pana. Wojska tego korpusu poważyły się
wkroczyć do okręgu pruskiego Wetzlar i ten krok zmusza
mnie do uważania Nassau za kraj nieprzyjacielski. Kolumny
mego królewskiego wodza maszerują nad Men. Spodzie­
wam się, iż zachowanie się mieszkańców księstwa Nassau
nie pozostawia wątpliwości co do tego, że nie uczestniczą
w zaślepionym postępowaniu ich rządu” 14.

* * *

Prusacy jako okupanci dawali się we znaki miejscowej


ludności. Porucznik Ritchthofen, dowodzący oddziałem
pruskiej landwery, ledwie wkroczywszy do Branau, zarek­
wirował 160 butelek wina z miejscowego klasztoru i nałożył
kontrybucję na miasto. Tamtejszy kupiec Nowak obser­
wujący poczynania Prusaków, znany z niewyparzonego
języka, zaczął szydzić z oddziału prowiantowego Korpusu
Gwardii, który właśnie zjawił się w mieście w celu
dokonania rekwizycji żywności. Rozwścieczeni woźnice
rzucili się na kupca z batami, ten zaś uciekł do pobliskiej
kamienicy. Gdy żołnierze zaczęli rąbać toporami bramę,
z okien posypały się na nich kamienie. Oburzony po­
stępowaniem mieszkańców porucznik Richthofen uwięził
burmistrza Branau i żonę Nowaka jako zakładników.

14 ibid., nr 145 z 30 czerwca 1866.


Wieczorem Nowak zgłosił się do porucznika, który w tej
sytuacji zwolnił zakładników, natomiast niesfornego kupca
pod eskortą wysłał do twierdzy Kłodzko, gdzie czekał go
sąd wojenny 15.

* * *

30 czerwca austriacka brygada generała-majora Fle-


ischackera (początkowo IV Korpus), która zasłaniała
odwrót X Korpusu, cofnęła się do Königinhof. Gdy
przednia straż pruskiej 1. Dywizji Gwardii generała
Kessela zbliżyła się do Königinhof, wysłał on jeden
szwadron huzarów, aby spenetrował tę miejscowość,
a drugi — do Neustadt, aby odszukał przednie straże
I Korpusu, który miał maszerować do Aamau. Pluton
z pierwszego szwadronu huzarów, penetrując okolicę,
udał się do Gradlitz w poszukiwaniu kontaktu z V Ko­
rpusem generała Steinmetza. W Königinhof stacjonował
austriacki pułk piechoty i pułk ułanów oraz dwie baterie.
Na wzgórzu generał Kessel dostrzegł brygadę generała
Mondela z X Korpusu austriackiego maszerującą do
Königinhof i rozkazał swej artylerii otworzyć ogień.
Przednią straż pruską stanowił batalion grenadierów
i dwie kompanie strzelców celnych, które także rozpoczęły
silny ogień karabinowy. Pod jego osłoną Prusacy wpro­
wadzali działa. Generał Kessel rzucił piechotę na prawe
skrzydło na wysokie zboże, gdzie ukrywali się żołnierze
austriaccy. Małe oddziały strzelców pruskich biegły w kie­
runku zboża. Gdy żołnierze austriaccy wstawali, aby
wycofać się na kolejną pozycję, zgodnie z obowiązującym
regulaminem walki, Prusacy przystawali i strzelali do
nich. Ułani austriaccy chcieli powstrzymać natarcie wojsk
pruskich, ale te znajdowały się już w mieście opuszczonym

15 „Gazeta Warszawska”, nr 148 z 4 lipca 1866


przez mieszkańców. Przebywał tam jeszcze austriacki pułk
piechoty dowodzony przez pułkownika Coroni. Żołnierze
pruscy wdarli się główną ulicą, dotarli do mostu na Elbie,
zdobyli ufortyfikowany budynek, który miał go bronić,
i sami go obsadzili. Część odciętych oddziałów austriac­
kich dostała się do niewoli. Dowództwo pruskie straciło
w tych walkach 68 zabitych i rannych. Korespondent
wojenny „Schlesische Zeitung” opisywał tę bitwę ze
szczegółami (korespondencja z 1 lipca 1866, obóz Retter­
sdorf). Najpierw jednak przeżył niemiłą przygodę — został
wzięty za szpiega!
„Wczoraj bardzo szybkim sposobem dostałem się do
głównej kwatery 2. Armii Śląskiej na północ i niedaleko od
Josephstadt. Dość wcześnie z rana poszedłem obejrzeć
największą część pola bitwy, gdzie Austriacy z pułku
Coroniego prawie co do jednego zostali wybici, gdy nagle
aresztował mnie silny patrol pruski, szukający rozproszo­
nych Austriaków. Pomimo moich protestów, legitymacji
oraz papierów kapitan Glassenop zaprowadził mnie do
swego biwaku i kazał mnie strzec jak szpiega. Po południu,
o drugiej, artylerzyści piesi eskortowali mnie do głównej
kwatery. O piątej wieczór nadesłano moje papiery do
księcia następcy tronu, a moja osoba została przekazana do
generalnego sztabu. W ciągu kwadransa zwrócono mi
papiery i otrzymałem pisemne pozwolenie przebywania
w głównej kwaterze lub gdzie zechcę. Proszono mnie przy
tym, jak najgrzeczniej, abym pisząc do gazety nie wspomi­
nał o stanowiskach wojskowych i przemarszach”.
Tak oto korespondent wywinął się od kuli lub stryczka,
którymi obdarowywali Prusacy szpiegów ujętych na polu
bitwy. Mógł spokojnie oddać się obserwacji, po czym
zapisał:
„Ostatnie pole bitwy ciągnie się od głównej kwatery,
skąd 28 czerwca Austriacy zostali wyparci, ponosząc duże
straty. Przednie straże armii armii austriackiej stoją przed
Königinhof, który gwardziści piesi zdobyli wczoraj z bag­
netami w ręku. Z głównej kwatery poszedłem do naszych
przednich straży i widziałem, jak dwa bataliony 1. Pułku
Gwardii Pieszej, batalion pułku królowej Augusty (4. Pułk
Grenadierów) zdobywały szturmem wzgórza między Köni­
ginhof a Josephstadt. Stałem w odległości 1400 kroków
i doskonale widziałem przez lunetę wszystkie poruszenia.
Pierwszy zarazem szturm powiódł się i nasze wojska zajęły
połowę wzgórz, mimo rzęsistego ognia nieprzyjacielskiej
artylerii. Doszedłszy do stoku wzgórz, rzucili się z okrzy­
kiem na armaty austriackie i w krótkim czasie zmusili je
do milczenia. Straty pruskie były znaczne, gdyż atak został
dokonany z niesłychaną energią” 16.

16 „Gazeta Polska”, nr 148 z 4 lipca 1866.


NAD ELBĄ I BYSTRZYCĄ

Naszego korespondenta zachwyciła postawa wojsk pruskich:


„Trudno wyobrazić sobie, z jakim nieustraszonym męst­
wem wojska nasze rzucają się na nieprzyjaciela, zwłaszcza
teraz, gdy tak szczęśliwie się im powodzi. Żaden pułk nie
chce pozostawać w tyle, każdy wydziera się do walki, aby
zmierzyć się z Austriakami. Wzgórza Königinhof są w na­
szych rękach i lada chwila oczekują energicznego bombar­
dowania twierdzy Josephstadt. Königinhof został zdobyty
o piątej po południu. Miasto zajmowało sześć tysięcy
Austriaków. Nasza awangarda (jeden batalion gwardii
fizylierów, dwie kompanie strzelców — 1400 żołnierzy)
rzuciła się do miasta. Przyjęto ich zabójczym ogniem, ale
jedna salwa z karabinów iglicowych wyparła Austriaków
do środka miasta. Po drugiej salwie ich szeregi znacznie się
przerzedziły. Nasi zajęli domy na rynku i w godzinę
później byli już panami Königinhof. Nieprzyjaciel częś­
ciowo zabity, częściowo wzięty do niewoli. Zniechęcenie
żołnierzy austriackich było tak wielkie, że po kilkudziesięciu
rzucało broń przed trzema lub pięcioma Prusakami”.
Ogromnie przygnębiające wrażenie wywarły na nim
stosy poległych i rannych. Uczciwie napisał o tym
w swojej gazecie:
„Wczoraj skończono chowanie trupów, a stosunek poleg­
łych wynosi na jednego Prusaka sześciu Austriaków.
Wczoraj wieczorem znajdowaliśmy jeszcze ciężko rannych
Austriaków, leżących w krzakach przed Rettendorf. Jeden
z nich umarł podczas przewozu, dwóch jeszcze żyjących
doniesiono do lazaretu w Burkersdorf. Straszny obraz
przedstawia lazaret, pełno ciężko rannych we wszystkich
szopach i wozowniach. Jęki, wołania żałosne, wszystkich
ciężko rannych zapewne nie wyleczy się. Nie mogę znieść
tego widoku i tylko podziwiam zimną krew lekarzy” 1.

* * *

30 czerwca król Prus Wilhelm I, premier Otto von


Bismarck, minister wojny generał Albrecht von Roon i szef
Sztabu Generalnego generał Helmuth von Moltke znaj­
dowali się już w Reichenbergu (Liberec). W mieście
przebywało zaledwie trzystu żołnierzy pruskich z taborów.
Jeszcze niedawno niedaleko Reichenbergu kręciło się, wedle
informacji pruskiego wywiadu, sześć pułków kawalerii
austriackiej i saskiej.
Bismarck zwrócił na to uwagę szefa Sztabu Generalnego:
— Austriacy mogą wziąć do niewoli króla, premiera,
ministra wojny, no i pana.
Generał wzruszył ramionami:
— W czasie wojny wszędzie czyha niebezpieczeństwo2.

* * *

30 czerwca 1866 roku o godz. 5.00 część V Korpusu


Poznańskiego przeszła przez Gradlitz, kierując się na
miejscowość Kuks nad Elbą, leżącą na północ od Jaromera
i Josephstadt. Ostrzelały go dwie brygady II Korpusu
1 ibid., nr 149 z 5 lipca 1866.
2 H e r r e , op.cit., s. 235.
austriackiego, które feldcechmistrz Benedek wysunął z Jo­
sephstadt na wzgórza Salney i Kasow. W tej sytuacji
oddziały pruskie cofnęły się. V i VII Korpusy austriackie,
które poniosły straty w bitwie koło Nachodu, wycofały się
do Amau, leżącego na wschód od Königgrätz, zasłonięte
IV Korpusem. Dwie brygady IV Korpusu spotkały przednie
straże V Korpusu Poznańskiego w miejscowości Dolany,
na północny wschód od Jaromera. Nie doszło jednak do
starcia, a IV Korpus austriacki stanął bez przeszkód między
Chvalkowicami, Trebesovem i miejscowością Schveins-
chadet (Svinistany), na północ od Jaromera i Doliny.
V Korpus Poznański, który poniósł w bojach duże straty,
został wycofany przez dowództwo armii na tyły do uzupeł­
nienia swych szeregów. Kontyngenty rekrutów znajdowały
się już w drodze. Na jego miejsce na lewym skrzydle
2. Armii Śląskiej wszedł do działań bojowych VI Korpus
Śląski.

* * *

30 czerwca 1 Armia wyruszyła z Gitschina do Horitz. Jej


prawe skrzydło tworzyła Armia Elby. Dowódca 1. Armii,
książę Fryderyk Karol, któremu, jak wiadomo, podlegała
operacyjnie Armia Elby, miał dla niej osobne zadania.
Rozkazał jej dowództwu rozciągnąć swe dywizje dalej ku
południowi. Chciał, aby dywizje Armii Elby dotarły do
drogi do Pardubic, aby móc potem przeciąć tę najkrótszą
drogę odwrotu przeciwnika. Wykonując ten rozkaz, dywizje
Armii Elby dotarły aż do miejscowości Smidar, skąd do
pardubickiej drogi było już niedaleko.
Feldcechmistrz Ludwig Benedek, który zorientował się,
że nagle z Gitschina maszeruje na jego pozycje ponad
dwieście tysięcy żołnierzy połączonych 1. Armii i Armii
Elby, a jednocześnie od strony wschodniej szykuje się do
natarcia 2. Armia, musiał zmienić swe ugrupowanie bojowe.
Na początek wysłał do Miletina III Korpus, który tym­
czasowo miał zasłonić lewy bok i tył Armii Północnej
i powstrzymać pochód 1. Armii. Natomiast reszta korpusów
wykonała półkolisty obrót wokół osi, którą stanowił koniec
prawego skrzydła austriackiego opartego na twierdzy Jo­
sephstadt. Tak więc cała linia wojsk, zwrócona czołem na
wschód, naprzeciw 2. Armii, a mająca przed frontem Elbę,
tj. lewe skrzydło wyciągnięte ku północy przed Königinhof,
a prawe ku południowi w Josephstadt, wykonała ów
półobrót, cofając się i zachodząc lewym skrzydłem z pół­
nocy na południe, czyli sprzed Königinhof do Königgrätz.
Korpusy austriackie pośpiesznie przemieszczały się
wzdłuż Elby, docierając w pobliże twierdzy Königgrätz.
W rezultacie cała Armia Północna zwróciła się czołem na
zachód, naprzeciw zbliżającej się 1. Armii pruskiej, i oparła
się tyłem o Elbę. Natomiast feldcechmistrz Ludwig Benedek
przeniósł swą kwaterę do twierdzy Königgrätz 3.

* * *

1 lipca 1866 roku monarcha pruski oraz osoby mu


towarzyszące znalazły się w Gitschinie. W zamku Wallen-
steina król Wilhelm I kazał założyć kwaterę główną. Tu
spotkali się w 1805 roku cesarz Austrii Franciszek II, król
Prus Fryderyk Wilhelm III i rosyjski car Aleksander I, aby
zawrzeć przymierze przeciw cesarzowi Napoleonowi I.
Teraz spadkobiercy dwóch uczestników tego przymierza
stanęli naprzeciwko siebie w śmiertelnym boju.
W otoczeniu króla znajdował się generał-major Eugeniusz
Podbielski (1814-1879) urodzony w Köpenick koło Berlina,
ale z rodu wywodzącego się z Mazur, syn generała
pruskiego Nikodema Józefa Podbielskiego (1780-1844).
W wojsku służył od 1831 roku; absolwent Akademii

3 C h r z a n o w s k i , op. cit., s. 399.


Rycerskiej w Legnicy, od 19. roku życia oficer kawalerii,
potem w sztabach i adiutanturach, dzięki czemu już w 1835
roku został mianowany majorem sztabu generalnego. Hel-
muth von Moltke cenił go bardzo i protegował. W 1863
roku Eugeniusz Podbielski został pułkownikiem i dowódcą
brygady kawalerii, wkrótce kwatermistrzem wojsk wal­
czących w wojnie duńskiej. W 1865 roku został awan­
sowany do stopnia generała-majora. W 1866 roku pełnił
funkcję dyrektora Departamentu Przygotowań Wojennych
Ministerstwa Wojny. Jak widać, umiał zdobyć też przy­
chylność generała Albrechta von Roon. Towarzyszył mu
syn Victor (1844-1916), urodzony we Frankfurcie nad
Odrą, wtedy 22-letni oficer kawalerii.

* * *

1 lipca 1866 roku 2. Armia, zająwszy Königinhof,


przebyła Elbę koło tego miasta i koło Arnau.
Jak wiadomo, rzeka ta w całym swym górnym biegu
płynie z północy na południe, od Königinhof koło Joseph-
stadt w kierunku Königgrätz. Kilka kilometrów od twierdzy
zwraca się koło Pardubic na zachód, płynie aż do Kolin,
potem obraca się na północ i płynie już do swego ujścia
w kierunku północno-zachodnim, z początku prawie rów­
nolegle do swego górnego biegu.
Następca tronu nakazał odpoczynek połowie swej armii,
która wcześniej wzięła udział w trzydniowych krwawych
bitwach, a wreszcie rozkazał maszerować do Miletina,
gdzie taktycznie połączyła się z 1. Armią i utworzyła lewe
skrzydło całego szyku pruskiego.

* * *

Po bitwie o Gitschin cesarz Franciszek Józef I zawiesił


w funkcji szefa sztabu Armii Północnej feldmarszałka-
-porucznika Albrechta Heniksteina i na jego miejsce
tymczasowo mianował generała-majora Baumgartena.
Feldcechmistrz Benedek, mając meldunki o walkach od
Nachodu, poprzez Trautenau, aż do Nimburga (Nymburk)
nad Elbą — uznał, że jego armia została osaczona z obu
stron. Postanowił, jak wiadomo, wycofać ją w kierunku
twierdzy Königgrätz; zatrzymał jednak wyjścia na zachod­
nim brzegu Elby, aby mieć furtkę do działania zaczepnego 4.
Najciekawsze było to, że książę Fryderyk Karol nie
bardzo wiedział, gdzie znajduje się przeciwnik. Wprawdzie
wcześniej generał Moltke rozkazał obu armiom (1. Armia
i Armia Elby), aby udały się w pościg za grupą operacyjną
generała Clam-Gallasa, ale książę Fryderyk Karol upor­
czywie trzymał swą kawalerię w odwodzie i w związku
z tym nawet nie bardzo wiedział, jaki był kierunek
odwrotu nieprzyjaciela. W tej sytuacji szef Sztabu Ge­
neralnego zdany był jedynie na własne domysły. Uznał,
że grupa operacyjna generała Clam-Galasa podąża w kie­
runku miejsca koncentracji korpusów dowodzonych przez
Benedeka, które, jego zdaniem, zapewne musiały prze­
sunąć się w rejon Königgrätz. Sądził jednak, że Armia
Północna znajduje się już za Elbą. Oczywiście chodziło
o odcinek między Josephstadt i Königgrätz. Nie przyszło
mu do głowy, że może znajdować się na jej przedpolu.
Wydał następujące rozkazy: 2. Armia ma przesunąć
się na zachód i związać nieprzyjaciela czołowo. W zwią­
zku z tym ma sforsować Elbę w rejonie twierdzy Kö­
niggrätz. Armia Elby i 1. Armia mają wykonać manewr
od południa, aby przez Pardubice wyjść na zachodnie
skrzydło i komunikacje przeciwnika 5.
Książę Fryderyk Karol zaczął wykonywać rozkaz szefa
Sztabu Generalnego, gdy nagle dowiedział się od swych
straży przednich, że na zachodnim brzegu Elby w jej
4 M o s s o r , op. cit., s. 448.
5 ibid., s. 448.
odcinku między Josephstadt i Königgrätz znajdują się duże
siły nieprzyjaciela. Wtedy zdumiał się i zaczął zastanawiać:
czyżby Benedek przekroczył Elbę i teraz przechodzi do
działań zaczepnych?6. Wydał rozkaz zmiany marszu swej
armii w lewo i zatelegrafował do generała Moltke. W swym
telegramie opisał sytuację i stwierdził:
„Uważam, że 2. Armia powinna zaprzestać marszu na
zachód, lecz udać się wzdłuż górnej Elby na południe
i uderzyć na Königgrätz od wschodu”.
Generał Moltke, którego zawsze cechowało elastyczne
myślenie, uznał jego racje i zgodził się na zmianę planów.
Tymczasem Benedek czekał na pojawienie się nie­
przyjaciela. Nie miał on wcześniej żadnego planu walnej
bitwy. Poczucie osaczenia zburzyło wszelkie jego dotych­
czasowe pomysły. Nowy plan tworzył się dopiero w jego
umyśle, a jak przypuszczał wspomniany już generał hisz­
pański Juan Prim y Prats, feldcechmistrz ciągle nie miał
dotąd dostatecznej ilości wojska do przeprowadzenia jakiej­
kolwiek poważniejszej operacji wojskowej. „Gdy Prusy
weszły do Saksonii, armia austriacka na Morawach mogła
liczyć co najwyżej sto tysięcy, a dwa tygodnie wcześniej
nawet 25 tysięcy” — uważał generał Prim.
Jak stwierdził dalej w „Diario Barcelona” (koresponden­
cje z 29 i 30 lipca 1866), korpusy austriackie przybyły do
Czech w ostatniej chwili. Uważał, że feldcechmistrz Bene­
dek mógł zgromadzić do walki najwyżej dwieście tysięcy
żołnierzy. Oczywiście austriacki wódz trzymał ten fakt
w głębokiej tajemnicy. „Prusacy nawet tego nie przypusz­
czali” — donosił hiszpański generał.
Mimo to dowódca Armii Północnej dążył do walnej
bitwy. Zamierzał ją rozstrzygnąć koło twierdzy Königgrätz.
Jeszcze 30 czerwca o godz. 18.00 wysłał do cesarza
Franciszka Józefa I z miejscowości Dubenec, znajdującej

6 ibid., s. 449.
na zachód od Jaromera, najbardziej wysuniętego w kierunku
nadciągających 1. Armii i Armii Elby stanowiska Armii
Północnej, telegram wyjaśniający swój ostatni manewr:
„Armia skutkiem wycofania się I Korpusu gen. kaw. Clama
Gallasa i Sasów musi si«ę skoncentrować przy Königgrätz”.
Oskarżony o wycofań ie się z terenów między Gitschinem
(Jićinem) a Izerą dowódca I Korpusu opublikował zaraz po
wojnie pamiętnik, gdzie stwierdził z oburzeniem, że było
to kłamstwo ze strony feldcechmistrza. Jak już wiadomo,
stwierdzenie Benedeka zawierało prawdę, ale tylko połowi­
czną. Benedek po prostu wcześniej wydał niejasne rozkazy,
a generał Clam-Gallas i następca tronu saskiego, książę
Albert, zrozumieli je po swojemu, czyli niewłaściwie.
Feldcechmistrz uniósł się honorem i chciał się pojedyn­
kować z generałem kaiwalerii. Ostatecznie do pojedynku
nie doszło — obaj dowódcy mieli inne kłopoty na głowie.
Zeznawali przed cesarską komisją wojskowo-śledczą bada­
jącą przyczyny klęski i musieli dobrze się nagłowić, aby
obronić swe racje.

* * *

Dotychczas Benedek nie wyróżnił się niczym w prowa­


dzeniu kampanii. Oceniający jego działalność z tego okresu,
zarzucali mu, że pozwolił, aby wojska pruskie biły jego
korpusy, jeden za drugim, choć — j a k twierdzili — gdyby
miał w sobie napoleońską iskrę, udatnie manewrując całą
swą armią, to on móg3 pobić kolejno poszczególne armie
wroga, zanim połączyły się nad Izerą. Łatwo jednak oceniać
jego postępowanie po wielu latach, jeśli dotąd nie znamy
wszystkich okoliczności, które na to wpłynęły. Może
rzeczywiście feldcechmistrz nie miał wystarczającej ilości
wojsk, jak sugerował to generał Prim?
A poza tym Ludwig von Benedek rzeczywiście nie
posiadał „napoleońskiej iskry”, zaś cała jego dotychczasowa
służba wojskowa przebiegała na polach bitew w Lombardii,
jeśli nie liczyć pacyfikacji w 1846 roku oddziału polskich
powstańców koło Gdowa i epizodu z powstania węgiers­
kiego w latach 1848/49. Łatwiej było bić słabszych niż
zetknąć się z prawdziwie godnym przeciwnikiem, który
w dodatku szykował wiele niespodzianek. Ale jak już
wspominaliśmy, tak na dobrą sprawę Europa jeszcze nie
wiedziała, jak nauczyli się i potrafili walczyć Prusacy pod
kierunkiem króla Wilhelma I oraz generała Moltke. Wojna
z Danią nie mogła tu uchodzić za miarodajną próbkę. Poza
tym generał Moltke wyciągnął wnioski z popełnionych tam
błędów, a dla Austrii przygotował nie tylko Blitzkrieg, ale
też... Wunderwąffe, czyli iglicowe karabiny odtylcowe.
Wiedeńczycy niewiele wiedzieli o tym, co dzieje się na
froncie. Miasto żyło nadal swym życiem, tak jakby wojny nie
było. W końcu było to lato, czas wypoczynku i zabaw! Prasa
wiedeńska informowała raczej skąpo o wydarzeniach wojen­
nych; widocznie chciała zasugerować mieszkańcom stolicy,
że dobre wiadomości to żadne wiadomości, dlatego nie ma
o czym pisać. Nie była to jednak jej wina. Wiadomo było, że
feldcechmistrz Benedek nie lubił dziennikarzy, którzy w cza­
sie całej kampanii trzymani byli z dala od pierwszej linii
frontu, za pociągami intendentury, i o wydarzeniach na
pierwszej linii frontu dowiadywali się z gazet, których byli
przedstawicielami. Gazety te, nie mając własnych informacji,
zamieszczały przedruki z relacji korespondentów wojennych
prasy zachodniej, zwłaszcza angielskiej, belgijskiej i francus­
kiej, akredytowanych przy dowódcy Armii Północnej, którzy
jeździli za nim jak adiutanci i tak byli traktowani. Nic
dziwnego: feldcechmistrz Benedek, początkowo zmuszony do
ich przyjęcia, przyzwyczaił się do towarzystwa obcych
żurnalistów, a poza tym łatwiej znajdował z nimi wspólny
język, ponieważ byli to przeważnie zawodowi oficerowie 7.

7 „Gazeta Warszawska”, nr 168 z 13 grudnia 1866.


Ale, aby zaspokoić apetyt wiedeńczyków na własne,
pomyślne wieści z frontu, ktoś z Ministerstwa Wojny
polecił wystawić na widok publiczny przed pałacem
cesarskim armatę pruską. Prasa zaraz ogłosiła, że jest
to jedna ze zdobycznych armat w czasie dotychczasowych
działań wojennych, choć, jak na razie, Austriacy nie
zdobyli ani jednej. Armata stanowiła po prostu... dar
króla pruskiego dla cesarza, ofiarowany w czasach,
gdy jeszcze się przyjaźnili 8.
Tymczasem w obozie pruskim trwały intensywne przy­
gotowania do walnej bitwy. Dnia 2 lipca 1866 roku o godz.
11.00 szef sztabu 1. Armii, generał-major Konstanty Voigtz-
-Reetz, poprosił króla Wilhelma I, stacjonującego ze swym
sztabem w Gitschinie, aby wydał rozkaz wymarszu 2.
Armii Śląskiej. Powinna ona ruszyć lewym brzegiem
Bystrzycy na południe, aby idąc przez Cerekwitz, połączyć
się z 1. Armią. Król przychylił się do tej prośby i książę
Fryderyk Karol wysłał do następcy tronu księcia Wilhelma
Mikołaja kuriera, porucznika Hormanda, z listem. Była to
misja ryzykowna, bowiem posłaniec mógł wpaść w ręce
nieprzyjaciela. Ale dzielny porucznik Hormand dotarł konno
szczęśliwie 3 lipca o godz. 4.00 rano do obozu następcy
tronu i wręczył mu list.
Następca tronu książę Fryderyk Wilhelm Mikołaj jadł
właśnie śniadanie. Przeczytawszy list, dokończył jedzenie,
po czym dokonał przeglądu wojsk i dopiero wtedy wydał
stosowne rozkazy. O godz. 7.00 dowodzona przez niego
2. Armia Śląska znajdowała się w już w marszu.
Dwie kolumny I Korpusu Wschodniopruskiego poma­
szerowały z Zizelowes na Gross Burglitz. Za nimi podążała
Rezerwowa Dywizja Kawalerii. Wojska te przez Cerekwitz
kierowały się na miejscowość Benatek (Benatky) leżącą na
północ od Sadowy.

8 ibid., nr 291 z 29 grudnia 1866


Korpus Gwardii wymaszerował z Königinhof (Dvur
Kralove) już o godz. 6.00 i podążał do miejscowości Lohta
nad rzeką Trotiną. Miał do przejścia 20 km, co powinno
mu zająć trzy godziny, z Lotha zaś miał maszerować do
Horenoves (Horenowice), co z kolei zajęłoby dalszą godzi­
nę, a w razie oporu wroga — jak liczył — dwie. Dopiero
stamtąd Korpus Gwardii mógł wpłynąć na rozwój bitwy.
Grunt był gliniasty i rozmiękły. 1. Dywizja Gwardii
maszerowała na czele korpusu. Za nią podążały: straż przednia
2. Dywizji Gwardii, brygada kawalerii ciężkiej i rezerwa
artylerii, potem reszta 2. Dywizji Gwardii. Nieco w tyle
maszerował VI Korpus Śląski (11. i 12 DP) jako lewe
skrzydło 2. Armii Śląskiej. Jego droga wiodła z miejscowości
Welcowitz (Velichovky), znajdującej się na zachód od Jaro­
mera, w kierunku twierdzy Josephstadt (Jozefov), gdzie miał
zostawić część swych wojsk, a z resztą przebyć rzekę Trotinę
i utworzyć lewe skrzydło ugrupowania 2. Armii.
V Korpus Poznański ruszył w dwie godziny po VI Kor­
pusie, jako rezerwa, aby zająć stanowiska koło miejscowości
Chotëborek.
Tymczasem w obozie austriackim feldcechmistrz opra­
cowywał gorączkowo plan bitwy. Swoją armię postanowił
rozwinąć łukiem na północny zachód od twierdzy König­
grätz, między rzekami Bystrzycą a Elbą (Łabą) i wpadającą
do niej rzeką Trotiną.
Bystrzyca płynie w szerokiej bagnistej dolinie. Nie jest
głęboka, ale nie można jej przechodzić w bród. Natomiast
na jej lewym brzegu między rzeką Trotiną i Elbą znajduje
się, cechująca się nieregularną rzeźbą terenu, wzgórkowata
dolina poprzecinana wielkimi i głębokimi nizinami. Praskie
„Narodny Listy” (16 września 1866 roku) opisywały ten
teren następująco:
„Na północny zachód od Königgrätz znajduje się znaczna
przestrzeń usiana niewielkimi wzgórzami i laskami ciąg­
nącymi się w półkolu od Lipy do Prima (Prim) aż ku
Nechanitz (Nechanicom). Po obu stronach dolina. Na
północy kończyna górzystości panuje nad całą przestrzenią
Chlum, którego największą wyniosłość wieńczy samotna,
w wielkim poszanowaniu u ludu będąca, kapliczka.
Z kolei na południe od miejscowości Nechanitz (Necha-
nice) i Prim znajdują się obszerne lasy też mogące sprawiać
kłopot nacierającym wojskom, jeśli broniące się w nich
oddziały wykonają w nich różne pułapki. Cała dolina
stanowi wielki amfiteatr, z najwyższym punktem przy
głównym trakcie koło Chlum” 9.
Nad Elbą u ujścia rzeki Adler (Orlice) na południu
znajdowała się twierdza Königgrätz. Wiodła do niej licząca
12 km droga z miejscowości Dub przez leżące na wschodzie
Sadową, Cislowes, Lipę, Chlum, Rozberitz (Rozbërice),
a także Wschestar (Vsestary), Rosnitz (Rosnice) i Briza
(Briza) leżące na zachód od tej drogi.
Do Königgrätz biegła też druga droga z Nechanitz
leżącego na zachodnim brzegu Bystrzycy, gdzie koncen­
trowała się Armia Elby.
Fachowcy od terenoznawstwa, chwaląc pozycję wybraną
przez feldcechmistrza do obrony, zapominali, że gdyby
nacierający Prusacy zostali odparci, obrońcy nie byliby
w stanie przejść do kontmatarcia i pościgu. A trudno
przypuszczać, że na terenie tym doszłoby do rozstrzygnięcia
bitwy na korzyść Austriaków do tego stopnia, że pola
między Bystrzycą i Elbą stałyby się grobem pruskich armii.
Ale nie brakło także głosów, że teren ten nie nadawał się
nawet do obrony. Leon Chrzanowski twierdził, że położenie,
w jakim znalazła się Armia Północna po wykonaniu odwrotu
spod Josephstadt, było fatalne pod względem strategicznym.
Było to na opak zasadom strategii. I tu wyliczał:
„1. Związki armii i jej główna linia odwrotu przez
Pardubice były niezasłonięte; armia w tym położeniu pobita
traciła prostą drogę odwrotu,

9 ibid., nr 2 z 4 stycznia 1867 („Narodny Listy” z 16 września 1866).


2. zepchnięta była ze swej linii operacyjnej, a co gorsza,
3. parta była na Śląsk, w kraj nieprzyjacielski, iż tylko
bardzo szybkim cofaniem się po dalekim łuku mogła
odzyskać w części drogę odwrotu Wiedniowi, wrócić na
swą linię działań. Kto zaś wie, jakie klęski ponosić musi
liczna armia, szybko cofając się po przegranej bitwie, gdy
jeszcze straciła prostą linię odwrotu, i wyobrazić sobie
ogrom klęski w razie przegranej”.
Nadto:
„4. oba skrzydła armii były wyciągnięte w kraju
zajmowanym przez nieprzyjaciela i niczym niezasłonięte;
nieprzyjaciel już obszedł strategicznie armię austriacką,
a taktyczne oskrzydlenie linii bojowej w czasie bitwy
było bardzo łatwym, a prawie koniecznym tego na­
stępstwem” 10.
Tak oto zdaniem Leona Chrzanowskiego feldcechmistrz
Benedek, nie zdając sobie z tego sprawy, poprzez niefor­
tunnie wybraną pozycję szykował zagładę swojej armii.
Natomiast zdawał sobie z tego sprawę generał Moltke,
o czym dalej pisał Leon Chrzanowski:
„W nocy z 2 na 3 lipca wódz pruski otrzymuje wiado­
mość, iż armia austriacka, uszykowana nad Elbą i König­
grätz oraz nad Bystrzycą, zamierza przyjąć tam bitwę.
W obawie, aby sztab austriacki nie odstąpił od zamiaru
stoczenia walnego boju na tak niekorzystnej dla siebie
pozycji, postanawia natychmiast król pruski, a raczej generał
Moltke, atakować ją jak najprędzej, a przeto uderzyć zaraz
nazajutrz rano wojskami najbliżej stojącymi, tj. armią
Fryderyka Karola i korpusem Herwartha, nie czekając
nawet, zaczem dojdzie do stanowisk przeciwnika lewo-
skrzydłowa armia śląska. Obawiał się może, że jeśli armia
ta, zachodząca z boku przeciwnikowi, zbliży się do niego,
zanim bój z frontu się zapali i wojska się tu zaraz zewrą

10 C h r z a n o w s k i , op. cit., s. 398-399.


— może armia austriacka nie przyjmując bitwy w bardzo
niekorzystnej dla siebie pozycji cofnie się ku Pardu­
bicom” 11.
Jak widać, feldcechmistrz Benedek i generał Moltke
różnili się bardzo poglądami na temat przydatności obranej
przez tego pierwszego pozycji. Feldcechmistrz uznał ją po
prostu za dobrą i na niej dokonał rozstawienia swych
korpusów. Generał Moltke widział w niej szansę szybkiego
rozbicia Armii Północnej.
Ludwig Benedek przyjął ugrupowanie obronne na dwa
fronty. Na północy, na prawym jego skrzydle po prawej
stronie szosy z Königgrätz do Sadowy, koło Horenoves
przed rzeką Trotina, umieścił II Korpus. Obok, z lewej
strony II Korpusu, między miejscowościami Sadowa
i Chlum, przed Cisloves, lasem Sviepwald i Benatek, na
prawo od Lipy, stanął IV Korpus. W środku ugrupowania,
nad rzeką Bystrzycą, na południe, stanęły: koło Ober
Dohalitz — III Korpus, obok, na jego lewym skrzydle koło
Mokrowous — X Korpus. Korpus Saski feldcechmistrz
umieścił na południu, ale zaginając jego pozycje w prawo,
koło Nieder Prim, w kierunku na południowy zachód
— Hradek i zachód — Nechanitz. W drugim rzucie
Ludwig Benedek umieścił na południe, po wschodniej
stronie szosy koło Nedelist, 2. Dywizję Lekkiej Kawalerii.
Jeszcze dalej na południowy wschód od Nedelist, w miej­
scowości Swety, znalazła się rezerwa artylerii. 1. Rezer­
wowa Dywizja Kawalerii stanęła w lewo za Lipą i Chlum,
przed Rozberitz, ale już po lewej stronie szosy. Dalej na
południe stanęły w Wschwestar: VI Korpus oraz I Korpus.
Natomiast przed Ober Prim stanęły 1. Dywizja Lekkiej
Kawalerii i VIII Korpus. Cały front od rzeki Trotiny przez
Horenoves i Chlum do Nieder Prim ku Hradkowi na
zachód od Königgrätz wynosił, jak obliczył korespondent

11 ibid., s. 401.
londyńskiego „Timesa”, dziewięć mil angielskich, albo
wedle pułkownika Wilhelma von Rüstowa, autora pracy
o kampanii czeskiej 1866 roku — 15 tysięcy kroków (14,4
km), czyli, jak to dodatkowo obliczył pułkownik — dwu­
nastu ludzi przypadało na jeden krok 12.
Reasumując: Armia Północna stanęła plecami do twierdzy
Königgrätz, na wzniesieniu, które obniżało się w kierunku
Łaby. Prawą flankę zamykała rzeka, na lewej rósł gęsty las,
który uniemożliwiał przemieszczanie się dużych zwiadów
taktycznych. Lewej flanki bronili wprawdzie Austriacy, ale
w razie potrzeby mogli wycofać się na pozycje artylerii.
Ludwig Benedek, zdając sobie sprawę, że najsilniejszy
jego oręż stanowi artyleria, rozkazał rozstawić baterie dział
przed miejscowościami Chlum i Lipą, jakby na trzech
tarasach. Miały one morderczym ogniem bronić przejścia
przez Sadowę.
Do oczyszczenia linii strzałowych dla dział żołnierze
austriaccy wycięli las, a drzewa użyli do zbudowania
zasieków. Baterie zasłonili szańcami z ziemi. Jak okazało
się potem, zrobili to dość niedokładnie, a w wielu
miejscach po prostu nie dokończyli robót ziemnych;
zaś wskutek zaangażowania do tych prac byli zmęczeni
jeszcze przed walką.
Feldcechmistrz miał nadzieję, że bataliony 1. Armii,
którą uważał za głównego przeciwnika, będą chciały przejść
rzekę Bystrzycę. Zostawił im nawet mosty, aby ułatwić
zadanie. Wtedy — jak mniemał — dostaną się pod ogień
austriackiej artylerii na wzgórzach i poniosą duże straty.
Wówczas stojące naprzeciw korpusy dokonają kontrude-
rzenia i łatwo rozbiją przeciwnika.
Obie nieprzyjacielskie armie wypoczywały po forsow­
nych marszach. Nie można jednak uważać, że wojska
austriackie oddały się pełnemu wypoczynkowi. Żołnierze

12 D u r s c h m i e d , op. cit., s . 9 0 .
nie dostali tego dnia strawy; jak zwykle kolumny transpor­
towe nie dały rady nadążyć za posuwającym się wojskiem.
Co innego — żołnierze pruscy, którzy mieli jedzenia pod
dostatkiem i mogli posilić się przed walką do syta, chociaż
w armii pruskiej panowało przekonanie, że do boju lepiej
nie iść z pełnym żołądkiem, bowiem w razie otrzymania
postrzału w brzuch mniejsze są szanse na przeżycie.
Ugrupowanie wojsk pruskich wyglądało następująco:
1. Armia, zgromadzona koło Horitz (Horice), biwakowała
przed Bystrzycą frontem na wschód, okrakiem na wielkiej
drodze wiodącej przez stanowiska austriackie do Kö­
niggrätz. Prawe skrzydło, czyli Armia Elby, znajdowało
się w Smidarze, czołem także na wschód naprzeciwko
Nechanitz i rozciągało się do Nowego Biczowa, aby
móc sięgnąć w bok lewego skrzydła austriackiego i odciąć
je od Pardubic. Lewe skrzydło pruskie, czyli 2. Armia
Śląska, stojące między Miletinem a Elbą, zaginało się
w kierunku wschodnim. Obrócone frontem bardziej na
południe, gotowe było do otoczenia prawego boku wojsk
austriackich. Główny biwak 2. Armii znajdował się
koło Rettendorf, blisko Königinhof. Jeden ze znajdujących
się tam żołnierzy pisał:
„Wyżyny zdobyte przez nas między Königinhof a Joseph-
stadt w części uzbroiliśmy. Brak tylko dział oblężniczych.
Czekamy na nie. Pontony nadeszły, będziemy stawiać dwa
mosty poniżej Josephstadt. Dwie kompanie węgierskie
przeszły do nas. Administracja i gospodarka u Austriaków
opłakana”13.
Żołnierze 2. Armii przypuszczali, że wkrótce rozpocznie
się szturm na twierdzę Josephstadt. Ale generał Moltke ani
o tym myślał. Josephstadt zbudowany w latach 1780-1787,
na wzniesieniu u spływu rzek Elby i Metuje, na obszarze
289 ha, 20 km od granicy czeskiej z Prusami, niewątpliwie

13 „Gazeta Warszawska”, nr 150 z 6 lipca 1866


uchodził za twierdzę nie do zdobycia. Obliczono, że może
w niej bronić się 12 tysięcy żołnierzy przez pięć miesięcy
(a jeśli twierdzy nie udało się zdobyć w ciągu czterech
miesięcy, uchodziła ona za fortyfikację nie do zdobycia).
Josephstadt z wysokimi murami, czterema bramami, przed-
mościem chronionym przez urządzenia koronne i przegrody
rzeczne, wyniosłe bastiony, a przed nimi tzw. półksiężyce,
kurtyny, raweliny, z ukrytymi drogami i placami broni
budził po prostu respekt. Twierdza miała też 45 km
chodników, unikalną sieć kanalizacyjną, kazamaty w pod­
ziemiach dla żołnierzy. Zdobywać ją byłoby rzeczywiście
szaleństwem, zwłaszcza że pruskiemu szefowi Sztabu
Generalnego zależało na czasie. Generał Moltke nie widział
powodów, aby wdawać się w kłopotliwe i kosztowne
oblężenie. Jako zwolennik wojny błyskawicznej zdawał
sobie sprawę, że wpakowanie się w długotrwałe oblężenie
może spowodować, że wojna z Blitzkriegu szybko zamieni
się w Sitzkrieg. A on wiedział, że trzeba ją rozstrzygnąć od
razu, zanim opamiętają się inni monarchowie europejscy,
a zwłaszcza cesarz Napoleon III i królowa Wiktoria.
Generał Moltke, zapoznawszy się z raportami wywiadu
na temat ugrupowania Armii Północnej, opracował na­
stępujący, niezwykle prosty, plan, który przedstawił królowi
pruskiemu 2 lipca 1866 roku o północy w kwaterze na
zamku w Gitschinie (Jićinie): Armia Elby, stojąca na
prawym skrzydle ugrupowania pruskiego, zaatakuje lewą
flankę ugrupowania austriackiego. 1. Armia, wzmocniona
I Korpusem Wschodniopruskim dowodzonym przez gen.
Edwarda Bonina, stojąca w środku ugrupowania pruskiego,
uderzy w środek linii austriackich, zaś stanowiąca główną
siłę 2. Armia Śląska, znajdująca się nieco w tyle na lewym
skrzydle ugrupowania pruskiego, uderzy na nieprzyjacielskie
pozycje z prawej flanki.
Ostatecznie ugrupowanie armii pruskich przed rzeką
Bystrzycą wyglądało następująco: Od lewego skrzydła 1.
Armia (7., 8., 4., 3. DP, a w II rzucie — 6. i 5. DP)
zajmowała pozycje przed miejscowością Benatek (znaj­
dującą się po drugiej stronie rzeki), Sadową, aż do miejs­
cowości Mokrowous (także leżącej na przeciwległym
brzegu). Dalej znajdował się już pas działania Armii Elby,
której dywizje (14., 16., 15. DP) stały przed Alt Nechanitz.
Na zachód od ugrupowania 1. Armii stacjonowała w Suchej
1. Dywizja Kawalerii dowodzona przez generała-porucznika
Gustawa Alvenslebena, a w miejscowości Dohalitzka
2. Dywizja Kawalerii dowodzona przez gen. por. Hahna
(2. i 3. lekkie brygady). Miała ona ważne zadanie: ubez­
pieczała stanowisko dowidzenia króla. Na południu, przed
Hradkiem, stanęła 3. Brygada Kawalerii Ciężkiej dowo­
dzona przez generała-majora Kuno von der Goltza, wcho­
dząca w skład 2. Dywizji Kawalerii 14.
Już wcześniej wieczorem dowódca 1. Armii, książę
Fryderyk Karol, dowiedziawszy się od zwiadowców, że
między Elbą i Bystrzycą znajdują się przynajmniej trzy
korpusy austriackie, z którymi będzie musiał podjąć walkę,
postanowił wysunąć swoje trzy korpusy za Bystrzycę.
Spodziewał się, że walna bitwa rozpocznie się nazajutrz
z samego rana.
Naczelne Dowództwo pruskie niecierpliwie czekało na
nadejście 2. Armii Śląskiej; od niej zależało całe powodze­
nie bitwy. Szef Sztabu Generalnego wojsk pruskich zdawał
sobie sprawę, że bynajmniej nie jest to spacer i że na drodze
swego pochodu dywizje 2. Armii Śląskiej mogą staczać
krwawe bitwy. Ale był pewien, że swoje zadanie, polegają­
ce, jak wiadomo, na zabezpieczeniu działań 1. Armii od
strony twierdzy Josephstadt, którą miała blokować, a potem
na uderzeniu w prawy bok pozycji nieprzyjaciela, 2. Armia
Śląska wykona. Jej dowództwo posiadało bodaj najlepsze
i najwaleczniejsze dywizje w całej armii i znakomitych,

14 Wikipedia, Bild: Karte zur Schlacht bei Königgrätz.


doświadczonych dowódców. Przez cały czas marszu tej
armii przez Czechy generał Moltke posiadał z jej dowództ­
wem kontakt telegraficzny i jak do tej pory nie miał
powodów do narzekań — no, może poza pretensjami
o jedną wpadkę, jaka przydarzyła się generałowi-porucz-
nikowi Edwardowi Boninowi, gdy zrezygnował z pomocy
1. Dywizji Gwardii koło Trautenau. Kosztowało to dodat­
kowe straty w szeregach wojsk pruskich, ale ostatecznie
błąd został naprawiony i feldmarszałek-porucznik Ludwik
Gablenz został w końcu odprawiony przez Prusaków z kwit­
kiem, a przy okazji stracił połowę swego korpusu. Generał
Moltke liczył na to, że to 2. Armia rozstrzygnie walną
bitwę, której rozpoczęcie wręcz wisiało na włosku, na
korzyść oręża pruskiego.
Leon Chrzanowski pisał:
„Noc z 2 na 3 lipca była pogodna. Długie, szerokie
wstęgi ognisk naprzeciw siebie biwakujących wielkich
armii płonęły poza dwoma przeciwległymi sobie pasami
wzgórz, ciągnącemi się po obu stronach rzeki Bystrzycy
[...] Około godziny 2 po północy powstaje ruch powszechny
w biwakach i obozach pruskich sześciomilowym łukiem od
Bidzowa przez Smidar, Horzycę, Miletin, aż do Königinhof
rozłożonych; wojska szykują się, posuwają się naprzód
różnymi drogami i przez pola [...] Pięciomilowe półkole,
okrążające jeszcze z dość daleka pozycję armii austriackiej,
pomyka się dośrodkowo, ścieśnia się, by z trzech stron
otoczyć bliżej stanowisko wojsk cesarskich” 15.
3 lipca 1866 roku między godz. 1.00-3.00 dywizje
1. Armii ruszyły w kierunku rzeki Bystrzycy, do której
dotarły ok. godz. 7.00. Armia Północna również nie
pozostała bezczynna. Jak pisał dalej Leon Chrzanowski:
„Równocześnie o północy ruszają się wojska austriackie
z biwaków rozłożonych w tyle pozycji, które mają zająć.

15 C h r z a n o w s k i , op.cit., s . 401.
Korpusy ciągną na wyznaczone im stanowiska na wzgó­
rzach nad Bystrzycą, sprawiają się tam w szyk bojowy.
Ranek 3 lipca zastaje armię austriacką w szyku w pozycji
obranej, a wojska pruskie w pochodzie wielkim półkolem
naprzeciw tejże pozycji” 16.
Feldcechmistrz Ludwig von Benedek spędził noc z 2 na
3 lipca w gospodzie Zur Stadt Prag koło Königgrätz.
Wstał bardzo wcześnie, ok. godz. 4.00, i stwierdził,
że świt jest wilgotny. Nad stratowanymi przez wojsko
polami pszenicy unosiły się opary mgły. Usiadł przy
stole i zaczął pisać list do żony:
„Jeśli moje stare szczęście mnie nie opuści, wszystko
skończy się dobrze. Ale jeśli stanie się inaczej, powiem
pokornie: Bóg tak chciał. Ty, mój cesarz i Austria będziecie
w ostatnich moich myślach. Mój umysł jest spokojny
i opanowany, a ja poczuję się szczęśliwy, kiedy usłyszę
w pobliżu huk armat”.
To ostatnie pragnienie spełniło się niemal natychmiast:
właśnie wojska pruskie otworzyły ogień. Zaraz za nimi
zaczęła strzelać artyleria austriacka. Benedek odłożył
pióro — uznał, że czas pojawić się na polu bitwy.
Wsiadł na konia i w otoczeniu swego sztabu ruszył
na swe stanowisko dowodzenia w miejscowości Lipa.
Tymczasem po drugiej stronie Bystrzycy znajdował się
już król pruski wraz z generałem Moltke, swym sztabem
i towarzyszącym im premierem Bismarckiem. Monarcha
przybył ok. godz. 7.00 z Gitschina (Jićina) przez Horitz
do swego stanowiska dowodzenia w Dub, po czym
dał rozkaz otwarcia ognia przez artylerię II Korpusu
Pomorskiego. Tego samego dnia czytelnicy porannej
prasy angielskiej, a zwłaszcza „The Manchester Guardian”,
mieli okazję przeczytać kolejny tekst Fryderyka Engelsa
z cyklu Notes on the War In Germany:

16 ibid., s. 402.
„Wyobraźmy sobie, że młodego pruskiego podchorążego
lub kometa, który zdaje egzamin na stopień porucznika,
zapytają, jaki plan wkroczenia armii pruskiej do Czech
dawałby największą rękojmię bezpieczeństwa. Przypuśćmy,
że nasz młody oficer odpowie: «Najlepiej byłoby podzielić
wojska na dwie części, jednej z nich kazać obejść Kar­
konosze ze wschodu, drugiej zaś z zachodu, z tym że
musiałyby one połączyć się pod Gitschinem». Cóż by na to
odpowiedział egzaminujący oficer? Oświadczyłby młodemu
człowiekowi, że plan ten grzeszy przeciwko dwom pod­
stawowym prawom strategii: «po pierwsze, nigdy nie
należy dzielić swych wojsk w ten sposób, by nie mogły
udzielić sobie wzajemnej pomocy, przeciwnie, trzeba
trzymać je możliwie najbliżej siebie; po drugie, w wypadku,
gdy maszerują różnymi drogami, należy punkt połączenia
poszczególnych kolumn wyznaczyć poza zasięgiem działa­
nia nieprzyjaciela» — i dlatego proponowany przez niego
plan jest najgorszym ze wszystkich możliwych; można by
go wziąć pod uwagę jedynie w tym przypadku, gdyby
Czechy były całkowicie wolne od wojsk nieprzyjacielskich;
że zatem oficer, który proponuje podobny plan kampanii,
nie zasługuje nawet na stopień porucznika. A jednak
właśnie taki plan przyjął mądry i uczony sztab armii
pruskiej. Jest to prawie nie do wiary, ale tak się właśnie
stało. Błąd, za który Włosi musieli odpokutować pod
Custozzą, powtórzyli Prusacy i to w warunkach, które
czyniły go dziesięć razy gorszym”.
Fryderyk Engels uważał, że przyjęcie tego planu to
skutek faktu, iż najwyższe dowództwo armii pruskiej
spoczywa w rękach królów i książąt i rokował jej klęskę.
Jak widać, zaciążyło tu wzięte nie wiadomo skąd przeko­
nanie, że wszyscy arystokraci to bawidamki i próżniaki,
a ich obecność na wysokich stanowiskach w armii to
nieporozumienie i jedynie niesłuszna premia za odpowiednie
pochodzenie społeczne. Wprawdzie nie ulega wątpliwości,
że wielu z nich znalazło się w armii przez przypadek, ale
mimo wszystko ukończyli oni szkoły oficerskie, uczest­
niczyli w różnych sprawdzających manewrach i ćwicze­
niach, brali udział w wojnie duńskiej w 1864 roku i nie
brakło wśród nich osób mających zamiłowanie do wojaczki,
a także mniejszy czy większy talent wojskowy 17.

17 E n g e l s , op. cit., s . 199-200


POCZĄTEK BITWY

Dowódca 1. Armii, książę Fryderyk Karol, po otwarciu


ognia artyleryjskiego wysłał naprzód 6. Pułk Ułanów
Turyngii, aby zajął most na rzece. Tam jednak ka-
walerzyści pruscy natknęli się na batalion jegrów au­
striackich. Prusacy byli zaskoczeni — widocznie sądzili,
że zajmą most bez przeszkód. Tymczasem znajdujące
się w tyle austriackie baterie dział otworzyły ogień
i wojska pruskie poniosły pierwsze straty. Książę Fryderyk
Karol wysyłał jednak kolejne bataliony dywizji pierwszego
rzutu, wspierane ciężkim ogniem dział. Leżące na prze­
ciwległym brzegu Bystrzycy miejscowości zostały zró­
wnane z ziemią przez artylerię.
O godz. 8.00 7 DP dowodzona przez generała-porucznika
Franceskiego, której
s
zadanie polegało na nawiązaniu kon-
taktu z 2. Armią Śląską, przeszła przez Bystrzycę, wkroczyła
do wsi i zajęła stanowiska na południe przed lesistym
wzgórzem Sviepwald (Svib). Maszerowała niewidoczna
dla nieprzyjaciela, po terenie pociętym przeszkodami i za­
słoniętym. 27., 66., 67. pp zdobyły wkrótce Sviepwald, ale
sześć baterii artylerii austriackiej zaczęło bezlitośnie je
ostrzeliwać. Żołnierze 7. Dywizji zalegli, ponosząc ciężkie
straty. Na prawym brzegu Bystrzycy, po prawej stronie 7.
DP nacierała 8. DP, kryjąc się za drzewami lasu Hola
i walczyła o Sadowę, zdobywając ją o godz. 8.30. 4. DP
nacierała na miejscowość Ober Dohalitz (Homi Dohalice),
gdzie bronił się III Korpus austriacki. Na razie usadowiła
się w ruinach wioski, chroniąc się przed morderczym
ogniem artylerii. 3. DP zaatakowała miejscowość Mok-
rowous (Mokrovousy), gdzie walczył X Korpus feldmar-
szałka-porucznika Ludwika Gablenza i znalazła się także
pod ogromnym ogniem artylerii austriackiej 1.
Tymczasem feldcechmistrz Benedek ze swym sztabem
dotarł na swoje stanowisko dowodzenia koło miejscowości
Lipa. Na miejscu okazało się, że generał-major Gideon
Krizmanic, szef kancelarii wojennej Armii Północnej, został
odwołany ze swego stanowiska przez cesarza Franciszka
Józefa I. Generał siedział na koniu z kwaśną miną i czytał
właśnie cesarski telegram. Obok znajdował się feldmarszałek-
-porucznik Alfred von Henikstein, do niedawna szef sztabu
Armii Północnej, ale, jak wiadomo, już zawieszony w obo­
wiązkach przez cesarza. Miał minę wyraźnie zadowoloną
z kłopotu kolegi2. Obaj zresztą niezbyt się lubili, a Ludwig
Benedek nie lubił obu. A jego powiedzenie, że na swe
stanowiska nadają się tak, jak on do komponowania oper,
obiegło już całą Armię Północną. Cóż, stary feldcechmistrz
lubił mówić wprost, ponieważ, jak pisała wtedy oględnie
prasa, miał maniery „demokratyczne”.
Teraz jednak Benedek, już bez swych niekompetentnych,
jego zdaniem, pomocników, miał szansę skomponowania
własnej opery, gdzie dominować miały huk armat, okrzyki
wojska idącego do natarcia, kwik koni pod szarżującymi
jeźdźcami, jęki ginących i rannych. A finał? Upadająca
z trzaskiem u jego nóg zdobyte na wrogu sztandary!
Żołnierze na jego widok wiwatowali w swych językarh
Orkiestry grały Marsza Radetzky’ego. Stary wódz był
1 „Gazeta Warszawska”, nr 172 z 1 sierpnia 1866.
2 D u r s c h m i e d , op.cit., s . 9 1 .
zadowolony. Wiedział, że ma sporą popularność wśród
wojska, a to był dla niego duży atut. Inaczej przecież
dowodzi się żołnierzami, o których się wie, że lubią swego
dowódcę, nazywając go „austriackim Bayardem”. Jak
wiadomo Bayard, legendarny rycerz bez skazy, ideał
średniowiecza, opiewany w licznych utworach Piotra de
Terrai (1475-1524), dowodził wojskami w kampaniach
włoskich powadzonych przez francuskich królów Karo­
la VII, Ludwika XII i Fanciszka I.
Moja linia obrony jest nie do zdobycia — rozumował
feldcechmistrz. — Środka bronią 44 tysiące żołnierzy i 134
działa. Na lewej flance mamy 55 tysięcy żołnierzy i 140
dział, na prawej flance — 55 tysięcy wojska i 176 dział.
W odwodzie posiadamy jeszcze 47 tysięcy piechoty,
a ponadto 11 500 kawalerii oraz 320 dział. Prusacy połamią
sobie zęby. A wtedy skoczymy na nich i dobijemy ich.
I nie pomogą nawet im iglicowki!
Podsumowanie sił napełniło Benedeka radością. Jednak
stary wódz nigdy nie ulegał łatwemu zadowoleniu i samo-
uspokojeniu. Zastanowił się nad swym ugrupowaniem
i doszedł do następującego wniosku:
— Dobrze byłoby przerzucić część artylerii z rezerwy,
aby wzmocnić centrum. Tu rozegra się główny bój 3.
Tak oto rozważał stary feldcechmistrz, który ze swym
sztabem stał na wzgórzu, przed kościółkiem, powyżej
miejscowości Lipa. Czy znał położenie ugrupowania prus­
kiego? Nie da się ukryć, że wywiad Armii Północnej nie
stanowił jej najmocniejszej strony. Ale wódz austriacki
zapewne tyle wiedział, że naprzeciw stoją dobrze wy­
szkolone i bitne dywizje pruskie, choć przed swymi
żołnierzami starał się umniejszyć ich wartość bojową,
twierdząc, że służą w nich młodzi, niedoświadczeni żoł­
nierze. Feldcechmistrz trafnie przypuszczał, że to 1. Armia

3 ibid., s. 91.
zaatakuje jako pierwsza środek ugrupowania austriackiego.
Zapewne też domyślał się, że dywizje Armii Elby mają
zająć Nechanitz (Nechanice) i przez Hradek zaatakować
Korpus Saski oraz V Korpus stojący w Nieder Prim, za
którym, jak wiadomo, stała dywizja kawalerii, a za nią
— VIII Korpus Piechoty. Sądził jednak, że ostateczny
wynik bitwy może być korzystny dla Austriaków, pod
warunkiem, że wszystkie korpusy będą ściśle wykonywały
wyznaczone im zadania.
Ale feldcechmistrz Benedek nie wiedział, że o godz.
9.30 trzy pełne brygady IV Korpusu feldmarszałka-porucz-
nika hr. Festeticsa zaatakowały wkraczającą do Lasu
Sviepwald pruską 7. DP. Jednak na początku natarcia
feldmarszałek-porucznik Festetics został ranny. Dowodzenie
przejął generał-major Antoni von Mollinary, który być
może uznał, że trafiła się okazja do wykazania inicjatywy.
Na jego rozkaz o godz. 10.00 generał-major Emerich von
Fleischaker, dowódca brygady z IV Korpusu, wykonał
natarcie na pozycje 7. DP.
O tej samej porze, tj. o godz. 10.00, na lewym skrzydle
pruskiego ugrupowania dwie dywizje Armii Elby przeszły
przez zdobyty most na Bystrzycy koło Nechanitz na drugi
brzeg. 15. DP uderzyła na Hradek. Za nią maszerowała 14.
DP, która nacierała przez Lubno na Problus. 16. DP i 3.
Brygada Kawalerii Ciężkiej znajdowały się w rezerwie, aby
potem uderzyć na miejscowość Briza. Ale Korpus Saski
i część austriackiego X Korpusu stawiały Prusakom zacięty
opór. Z kolei w środku ugrupowania pruskiego 8. DP
generała-porucznika von Homa i II Korpus generała porucz-
nika Schmidta (3. i 4. DP) ponosiły duże straty.
O godz. 10.25 na pomoc walczącym prze/ Sadowe
podążyła 9. brygada 5. DP, dowodzona przez gen. por.
Schimmelmana z III korpusu.
Na lewym skrzydle ugrupowania pruskie)»,o o j’o<l/
11.00, wspierając walczące już oddziały austriackie. hi vrada
dowodzona przez płk. Karola von Pockh z IV Korpusu
uderzyła frontalnie i z lewej flanki na 7. DP.
Tymczasem o godz. 11.00 szpica Korpusu Gwardii
dotarła do miejscowści Chotëborek, ale do stanowisk
austriackich ciągle miała jeszcze daleko. Stąd Prusacy
widzieli tylko zmagania obu wojsk między Sadową a Sve-
ticami. Dalej w dole Bystrzycy nie było nic widać, bowiem
zasłaniały ją wzgórza.
Korpus Gwardii, rozstawiony na wzgórzach na prawym
brzegu rzeki Trotiny, zwrócony ku miejscowości Cerekwitz,
maszerował na pole bitwy. Żołnierze brnęli w błotnistej ziemi
po niedawnych opadach. Parli jednak naprzód z ponurą,
zaciętą teutońską rezygnacją, jaka cechowała żołnierzy
pruskich idących do boju. Dowódca 1. Dywizji Gwardii
generał Hiller zwrócił się do swych oficerów:
— Widzicie to pojedyncze drzewo na południe od
Horenoves? Macie maszerować w kierunku na to drzewo 4.

* * *

W lesie Sviepwald pruska 7. DP wykrwawiała się, tracąc


75 oficerów i 2300 żołnierzy. Straty ponosiły też nadal 8.
DP oraz 3. i 4. DP II Korpusu pruskiego. Książę Fryderyk
Karol chciał im wysłać pomoc, rzucając do walki dwie
ostatnie dywizje ze swego odwodu stojącego w rejonie
Dub, ale generał Moltke sprzeciwił się temu stanowczo:
— Frontalne zaangażowanie naszych jednostek nic nie
da. Musimy czekać, aż nadejdzie 2. Armia.
Dowództwo IV i II korpusów austriackich szykowało się
do kolejnego kontruderzenia na wojska pruskie walczące
w lesie Sviepwald. Sytuacja wyglądała dla Prusaków
poważnie. O godz. 12.00 dowódca 7. DP, generał Fryderyk
Edward von Fransecki, oznajmił swym żołnierzom:

4 „Gazeta Warszawska”, nr 4 z 6 stycznia 1867.


— Ani kroku w tył, tu umieramy!
Gdy król pruski dowiedział się, że 7. DP wykrwawia się,
a wojska austriackie bezustannie atakują ten teren, uznał,
że bitwa została przegrana i należy zarządzić odwrót. Ale
generał Helmuth von Moltke sprzeciwił się:
— Tu chodzi o przyszłość Prus. Tu się nie cofa
— oświadczył.
Wiedział już, że 7. DP skupia na sobie wysiłek dwóch
austriackich korpusów, których może zabraknąć w innym,
newralgicznym miejscu dla ugrupowania Ludwiga Benede-
ka. Nie wiedział jednak, a zapewne ucieszyłoby go to, że
feldmarszałek-porucznik Festitics, dowódca IV Korpusu
austriackiego, popełnił tu ogromny błąd, który kontynuował
jego następca, generał Mollinary: zamiast bronić nakaza­
nych stanowisk, zaangażował swe siły do walki w lesie
Sviepwald, przy czym również niepotrzebnie na pomoc
ruszyły mu znaczne siły II Korpusu. Front austriacki został
wbrew rozkazom feldcechmistrza Benedeka pozbawiony
obsady na odcinku od miejscowości Clum aż do rzeki Elby.
To stało się zaczątkiem klęski austriackiej Armii Północnej 5.
O godz. 11.30 kolejne bataliony 1. Armii (wspomniana
już brygada z III Korpusu) ruszyły tyralierą ku Lipie,
ciągle ostrzeliwane przez artylerię austriacką, która na
razie pomyślnie realizowała scenariusz Benedeka.
Za cenę dużych strat o godz. 12.00 14. Brygada 7. DP
„podała rękę” 8. DP dowodzonej przez generała-porucznika
von Homa, wspierając ją w obronie pozycji koło Sadowy.
Tymczasem dywizje Armii Elby, które po krwawej walce
koło Nechanitz zajęły przeprawę na Bystrzycy, przekroczyły
rzekę i rozpoczęły rozwijanie swych szyków, aby obejść lewe
skrzydło austriackie, ale przede wszystkim, aby nawiązać
ścisłą łączność z 1. Armią, której położenie stawało się coraz
bardziej krytyczne.

5 D u r s c h m i e d , op. cit., s . 9 2 .
O godz. 12.10 feldmarszałek-porucznik Ludwig von
Gablenz, dowódca X Korpusu, walczącego w środku
austriackiego ugrupowania przed Mokrowous z dywizjami
Armii Elby, zameldował, że kończy mu się amunicja,
i prosił o wsparcie kilkoma batalionami rezerwowymi.
Feldcechmistrz Benedek spokojnie zapalił cygaro. Na
wiadomość od feldmarszałka spytał retorycznie:
— Jak to się stało, że tak szybko wystrzelał tyle amunicji?
Stwierdził też, że nie może mu dać wsparcia; jednakże
po namyśle wysłał dowódcy X Korpusu trzy baterie
ośmiofuntowe.
Dotąd wysłał już 32 działa na pole walki. Miał jeszcze
w odwodzie 12 baterii ośmiofuntowych. Pozostawało też
pięć dywizji kawalerii.
Tymczasem w południe artyleria pruskiej 1. Dywizji
Gwardii rozpoczęła gwałtowny ogień na pozycje II Korpusu
austriackiego znajdujące się między miejscowościami Maslo-
wed (Maslojedy), Horenoves (Horineves) i Ratitz (Racice) za
strumieniem, który wpada do rzeki Trotiny. Nacierająca
z prawej flanki na 7. DP brygada płk. Karola von Pockh z II
Korpusu austriackiego została zmasakrowana tym ogniem,
tracąc dwa tysiące zabitych i rannych, a płk Pockh zginął.
VI Korpus pruski maszerujący na zachód przekroczył
rzekę Trotinę i maszerował dwoma kolumnami: 11. DP na
Racitz i 12. DP na Trotinę. O godz. 12.00 artyleria 11. DP
rozpoczęła gwałtowną kanonadę, a piechota, taplając się
w błocie, przeszła Trotinę i uderzyła na stojący tam II
Korpus Thuna, który ścigany przez kawalerię pruską zaczął
cofać się w kierunku Maslowed i Sendrazitz (Jendrasice).
Tymczasem straż przednia 1. Dywizji Gwardii, licząca
5 tysięcy żołnierzy, na czele z płk. Franciszkiem Frydery-
kiem von Zychlińskim zmierzała w kierunku Cischlowes
(Cisteves).
Pułkownik Franciszek Żychliński, rodem z Altenburga
(Stare Miasto) w Prusach Wschodnich, ukończył właśnie
50 lat. W wojsku pruskim jako oficer służył 33 lata. Jako
porucznik 24. Pułku Piechoty wyróżnił się w tłumieniu
powstania w 1849 roku w Badenii, za co otrzymał Order
Orła Czerwonego IV klasy. Potem dowodził batalionem
3. Pułku Grenadierów Gwardii, a w 1864 roku — batalio­
nem fizylierów w tym pułku, i brał udział w oblężeniu
Frederici oraz w innych walkach na terenie Danii, za co
otrzymał pruski Order Korony III klasy z Mieczami
i austriacki Order Żelaznej Korony z Dekoracją Wojenną.
Gdy bataliony dywizji dotarły tam, gdzie stało wskazane
przez jej dowództwo samotne drzewo, wzięły kierunek na
Lipę. Następnie 1. Dywizja Gwardii stanęła na wzgórzu na
południowy wschód od Maslowed, frontem ku pozycjom
austriackim w Chlum i w Rozberitz (Rozbërice). Na lewo od
1. DG maszerowała 11. DP VI Korpusu, która nacierała na
Nedelistch (Nedeliste). Z kolei 2. Dywizja Gwardii również
podążała w kierunku pojedynczego drzewa na wzgórzu koło
Horenoves, po czym doszedłszy do tej miejscowości, zwróciła
się na prawo, oparła się na prawym skrzydle 1. Dywizji
Gwardii i maszerowała dalej, przyjmując kierunek na Lipę.
O godz. 12.15 feldcechmistrz Benedek dostał wiadomość,
że pali się Lipa. Nic dziwnego — na polu bitwy strzelało
już tysiąc dział, a znaczna część z połowy zaangażowanej
w bitwę artylerii pruskiej strzelała właśnie na Lipę. Czyżby
artylerzyści wiedzieli, że tam znajduje się sztab Armii
Północnej? Zaczął padać deszcz — gęsty, przenikający.
Nad pierwszą linią walczących snuły się dymy. O godz.
13.00 feldcechmistrz został zawiadomiony przez komen­
danta twierdzy Josephstadt, że na zachodnim brzegu Elby
pojawił się korpus pruski, który może zagrozić prawemu
skrzydłu austriackiemu. Prawdopodobnie komendant miał
na myśli 12. DP z VI Korpusu, która czekała na zluzowanie
przez lewe skrzydło V Korpusu.
Jednak feldcechmistrz sądził, że korpus ten ma jeszcze
dość daleko do pola bitwy; może miał nadzieję, że nie
zdąży na pole bitwy przed jej rozstrzygnięciem. Postanowił
jednak rozpoznać położenie swych korpusów i dlatego
udał się na czele swego sztabu w kierunku Chlumu.
Podczas przejazdu żołnierze na jego widok wiwatowali,
a kapele wojskowe zagrały hymn i Marsza Radetzky'ego.
Feldcechmistrz wyglądał na zadowolonego, ale zaraz
potem oświadczył:
— Nie teraz, dzieci, poczekajmy do jutra.
Po rozpoznaniu sytuacji stwierdził z przerażeniem, że
w rejonie Chlum, koło lasu Sviepwald, jego dwa korpusy,
IV i II, zamiast trzymać nakazany odcinek frontu, walczą
kilometr dalej z dywizją pruską. Natychmiast nakazał im
wycofać się na wyznaczone pozycje. Żołnierze austriaccy,
którzy dopadli przeciwnika i wreszcie zaczęli go bić, nie
rozumieli, dlaczego mają się nagle wycofać. Parli naprzód,
aby dać upust wszczepianej im nienawiści do Prusaków,
pragnąc odegrać się za porażki poniesione przez kolegów
w bitwach pod Nachodem, Skalitz i Trautenau. Niestety,
część oficerów niższych rang, dowodzących kompaniami,
zdążyła zginąć. Wyżsi oficerowie nie potrafili od razu
zapanować nad żołnierską masą. Na przeszkodzie stała
nieznajomość języka żołnierzy. A walczyli tam zarówno
Słowianie, jak też Węgrzy i Włosi. Dowódcy kompanii
potrafili się z nimi porozumieć — przeważnie byli tej
samej narodowości, znali swych podkomendnych i umieli
do nich przekonująco przemówić; ale wyżsi oficerowie,
przeważnie narodowości austriackiej, znali tylko niemiecki 6.
Ludwig Benedek nie zdawał sobie jeszcze sprawy
z powagi sytuacji. Sądząc, że Prusacy zaczynają się cofać,
wysłał swój III Korpus stojący koło Lipy w dolinę
Bystrzycy. Miał pewne podstawy do takiego mniemania,
bowiem widać było, że 1. Armia wyraźnie słabnie w czasie
natarcia.

6 ibid., s. 93.
Sztabowcy pruscy zastanawiali się, czy nie wyprowadzić
znużonych dywizji ze środka, ale generał Moltke uznał, że
zrobiłoby to złe wrażenie, i dlatego zgodził się na wejście
do boju w charakterze wsparcia brygady III Korpusu
pruskiego. Zresztą wyprowadzenie nic by nie dało w sytu­
acji, gdy teren był poprzecinany pagórkami i nacierające
oddziały nie widziały się wzajemnie, więc w razie wyco­
fywania się mogły zostać odcięte przez znającego teren
nieprzyjaciela i wzięte do niewoli.
Ludwig Benedek wcale nie zamierzał ścigać nieprzyja­
ciela w razie jego wycofania się, ponieważ nastawiał się na
jego wykrwawienie na froncie wewnętrznym. Stanowiska
austriackie nie pozwalały na wielkie zaczepne działania
poza frontem wewnętrznym; można było jednak efektywnie
działać wewnątrz. Gdyby walczące dywizje 1. Armii
wycofały się za Bystrzycę i zostawiły skrzydła, a więc
7. DP i Armię Elby, ale bez połączenia, wtedy wojska
austriackie mogłyby je zniszczyć. Feldcechmistrz Benedek
ani o tym nie myślał. Jak trafnie określił to płk von
Rüstow, austriacki dowódca „nie miał najmniejszego popę­
du do wyjścia z odpornego działania”.
Przewidując, że Armia Elby zaatakuje lewe skrzydło
jego ugrupowania, feldcechmistrz wzmocnił je wcześniej
VIII Korpusem, który stał na prawo od Ober Prim i Neu
Prim, i dodatkowo wysuniętą naprzód, przed Ober Prim,
1 Dywizją Kawalerii. Nie miał powodu do niepokoju, choć
na całym froncie bitwa stawała się coraz bardziej zacięta.
Jak na razie, obie strony nie mogły uzyskać zdecydowanej
przewagi.
Losy bitwy ważyły się ciągle. Potrzeba było przełomu,
aby w końcu okazało się, kto tu jest górą. Na ten
przełom czekał przede wszystkim król pruski ze swym
sztabem w Dub.
Jedynie generał Moltke był spokojny, choć może w głębi
duszy bał się, że a nuż następca tronu, książę Fryderyk
Wilhelm Mikołaj, nie podoła tak ważnemu zadaniu, jakie
stało się jego udziałem. Ostatecznie jednak książę miał
kompetentnego szefa sztabu i na tyle rozsądku, że zawsze
brał pod uwagę jego opinię. Tymczasem co chwila król
pruski pytał swych sztabowców:
— Gdzie jest armia następcy tronu?
I otrzymywał niezmienną odpowiedź:
— Najjaśniejszy Panie, maszeruje na pole bitwy.
Monarcha miał prawo do niepokoju. 1. Armia biła się
już od sześciu godzin przeciwko dwukrotnie liczniejszym
siłom austriackim i powoli się wykrwawiała. Ale sztabowcy
na razie nie znali odpowiedzi, poza lakoniczną, że na
pewno 2. Armia maszeruje i wkrótce znajdzie się na polu
bitwy. Widocznie jednak nie byli tego całkiem pewni,
skoro wśród nich wcześniej narodził się plan wycofania
walczących dywizji 1. Armii za Bystrzycę. Liczyli, że
wtedy być może udałoby się wywabić wojska austriackie .
z ich pozycji, a 2. Armia Śląska zaszłaby ich od tyłu...
Generał Moltke był jednak zdania, że to nie ma sensu.
— Zanadto nasze dywizje wżarły się w bitwę — stwier­
dził.
2. Armia według jego obliczeń miała przybyć na pole
bitwy dwie godziny temu. Nie wiedział, że I Korpus
2. Armii, który miał wyjść pierwszy, wyszedł ostatni.
Wprawdzie jego dowódca, generał Edward von Bonin, od
dawna czekał na rozkaz wymarszu, ale nie od szefa Sztabu
Generalnego, lecz od swego bezpośredniego dowódcy
— księcia, następcy tronu 7.
Tu akurat trudno mieć o to do niego pretensje. W wojsku
obowiązuje przecież droga służbowa.
Poza tym stało się to, czego się generał Moltke obawiał.
2. Armia była zanadto rozciągnięta, „łuk koncentracji” za
bardzo napięty i efekt mógł być taki, że 2. Armia mogłaby

7 H e r r e , op.cit s. 240.
spóźnić się na „decydującą chwilę koncentrycznego ataku
oskrzydlającego” 8.
Ale jeszcze nic złego się nie stało. Jeszcze pozostało
trochę czasu na dojście 2. Armii na pole bitwy.
Zaniepokojenie udzieliło się też Ottonowi Bismarc­
kowi, który podjechał konno do szefa Sztabu General­
nego. Ten zaś obserwując bitwę, żuł zgaszone cygaro.
Premier wyjął pudełko, w którym znajdowały się dwa
cygara: jedno lepszego, drugie gorszego gatunku i podał
generałowi. Ten wziął lepsze, co Otto von Bismarck
uznał za dobry znak.
Niedaleko stojący król lamentował:
— Moltke, Moltke, przegramy tę bitwę!
Szef Sztabu Generalnego flegmatycznie odparł:
— Dzisiaj Wasza Wysokość nie tylko wygra bitwę, ale
całą kampanię 9.
W pewnym momencie sztabowcy pruscy obserwujący
bitwę stwierdzili, że artyleria austriacka nagle zaczęła
koncentrować swój ogień na kierunku północnym. Czyżby
to był znak, że 2. Armia nadchodzi, czy też po prostu 7.
DP uzyskała lokalny sukces i wskutek tego skupiła na
sobie nawałę artyleryjską przeciwnika? Uznali jednak
w końcu, że to musi być 2. Armia.
Wtedy dowódca Armii Elby, generał Herwarth von
Bittenfeld, dostał wiadomość, że 2. Armia przecięła Au­
striakom komunikację z twierdzą Josephstadt i on swymi
dywizjami musi zrobić to samo z komunikacją wojsk
austriackich z Königgrätz.
Ale Armia Elby walczyła dotąd bez większego szczęścia
na wzgórzu Problus i przed Nieder Prim, powstrzymywana
skutecznie przez Korpus Saski. Toczyła tam bój 14. DP
pod dowództwem generała-porucznika von Münster, 15.
DP generała-porucznika von Castein i brygada kawalerii
8 ibid., s. 231.
9 ibid., s. 241.
dowodzona przez generała-porucznika von der Goltza,
która właśnie uderzała na Ober Prim.
Żołnierze sascy okopali się i celnym ogniem razili
zbliżających się Prusaków. Mieli oni nieco inny sposób
walki niż wojska austriackie, bardziej ufając broni strzelec­
kiej niż walce na bagnety. Znali też lepiej niż Austriacy
taktykę nieprzyjaciela. Ukrywali się w okopach, nie wy­
stawiając lekkomyślnie głów; dzięki temu mieli mniejsze
straty. Prusacy zdali sobie sprawę, że jest to zupełnie inny
przeciwnik niż Austriacy, lekkomyślnie biegnący po od­
daniu kilku strzałów do walki na bagnety, prosto pod kule
pruskie. Dlatego żołnierze pruscy także okopali się i cierp­
liwie prowadzili wymianę ognia artyleryjskiego, jak również
z karabinów.
Niewiele lepiej szło natarcie pruskiej 16 DP, która
posuwała się na miejscowość Briza, gdzie znajdowała się
austriacka 2. Rezerwowa Dywizja Kawalerii. Prusaków
ostrzeliwała celnie artyleria przydzielona kawalerzystom.
Jedną z dwóch brygad 2. RDK dowodził 46-letni generał-
-major Roman hr. Sołtyk, jedyny Polak — dowódca
wysokiego szczebla w Armii Północnej.
Urodzony w Główczynie w Królestwie Polskim, był
synem Romana Sołtyka, generała artylerii Wojsk Polskich
w powstaniu listopadowym, walczącego u boku generała
Józefa Bema. Po klęsce powstania i konfiskacie dóbr
w Królestwie, Romam Sołtyk senior udał się do Francji,
a junior, mając 11 lat, został przyjęty przez krewnych
w Galicji, gdzie po osiągnięciu pełnoletności przyjął
poddaństwo austriackie.
Idąc w ślady ojca, Roman Sołtyk wstąpił do armii.
Ukończył Akademię Wojskową w Wiener-Neustadt i służył
od 1840 roku najpierw w 5. Pułku Szwoleżerów w Opawie,
potem w 4. Pułku Huzarów w Gródku. Po ośmiu latach
miał okazję zakosztować prawdziwej wojny. Oto nagle sejm
węgierski proklamował Węgry państwem niepodległym,
złączonym z Austrią jedynie unią personalną. Początkowo
cesarz akceptował to rozwiązanie, ale w miarę upływu
czasu władze austriackie usiłowały przywrócić dawny
porządek. Sejm węgierski ogłosił 14 kwietnia 1849 roku
detronizację Habsburgów i pełną niepodległość Węgier.
Wielu kolegów Romana Sołtyka, w tym także z Akademii
Wojskowej, wstąpiło do Legionu Polskiego, on jednak
pozostał lojalny wobec cesarza. Odznaczył się w paździer­
niku 1849 roku w bitwie koło Komorna. Czy odczuwał
jakieś skrupuły, walcząc przeciwko generałowi Józefowi
Bemowi, byłemu dowódcy ojca? No cóż, to były dawne
czasy, a teraz bliższy był mu młody cesarz Franciszek
Józef I, który w podzięce za przyniesienie dobrej wiadomo­
ści z pola bitwy mianował go swym adiutantem.
Po upadku powstania węgierskiego Roman Sołtyk, awan­
sowany do stopnia pułkownika, dowodził 12. Pułkiem
Huzarów w Weronie.
Gdy wybuchła w 1859 roku wojna z Królestwem Sardynii
i Cesarstwem Francuskim, Roman Sołtyk walczył w niej
jako dowódca pułku huzarów w szeregach 2. Armii austriac­
kiej koło Montenuovo i Solferino w Lombardii. Pułk ten
wykazał się męstwem na polu bitwy, ale wskutek tego
niestety miał wysokie straty w stanie osobowym. Roman
Sołtyk służył w nim jeszcze sześć lat; w 1865 roku został
mianowany dowódcą brygady kawalerii w Tarnowie10. Na
jej czele pociągnął na wojnę z Prusami. Teraz czekał
w napięciu na zbliżające się bataliony piechoty pruskiej
i zastanawiał się, jak jego brygada wykaże się w walce.
Zapewne bardzo liczył na odpowiednią postawę swych
kawalerzy stów w boju. Miał świadomość, ile wysiłku
włożył on i jego instruktorzy w ich wyszkolenie. Jego
poziom nie budził zastrzeżeń inspektorów licznie na­
wiedzających poszczególne pułki jego brygady, która

10 Polski Słownik Biograficzny , t. 40, s. 424.


otrzymywała wysokie oceny na wszelkiego rodzaju ćwi­
czeniach i manewrach. Poza tym uważał, że przecież
większość stanu osobowego brygady to żołnierze już
otrzaskani w boju, weterani z pól bitewnych pod Mon-
tenuovo i Solferino, którym każdy wróg był niestraszny.
Jeśli potrafili skutecznie szarżować na bądź co bądź bitne
i zaprawione w walkach w Afryce i na Półwyspie Kryms­
kim oddziały francuskie, dlaczego nie poradziliby sobie
z żołnierzami pruskimi, którzy bitewny proch wąchali
zaledwie od kilkunastu dni? Czy ci niemal chłopcy mogą
równać się w boju z Polakami, urodzonymi żołnierzami?
Tak zapewne rozumował generał Sołtyk. Ale czy jedno­
cześnie zdawał sobie sprawę, że lada chwila poprowadzi
swych rodaków do boju na niemal pewną śmierć? A może
po prostu starał się o tym nie myśleć?
Ciekawe z kolei, co myśleli jego żołnierze — jeśli
bowiem dla ich dowódcy wojna ta miała duże znaczenie,
bo dawała mu szansę pomyślnego kontynuowania dalszej
kariery wojskowej, to dla nich była sprawą zupełnie obcą.
Oczywiście austriaccy oficerowie, wychowani w wierności
do cesarza, wmawiali im, że walczą za niego, a więc
powinni dać z siebie wszystko, ale czy w gruncie rzeczy
ten cesarz cokolwiek ich obchodził? Może tylko mogło ich
zainteresować, że jako gorącokrwiści polscy chłopi, skorzy
do bójek i zwady, będą mieli szansę wypróbować swą
słowiańską krzepę na Prusakach. Ale dla wielu z nich ta
próba miała okazać się ostatnią w ich życiu.

* * *

2. Armia Śląska rzeczywiście wkraczała na pole bitwy.


Około godz. 14.00 1. i 2. dywizje gwardii, maszerujące
z Königinhof na Lotha, przeszły niepostrzeżenie przez pola
obsadzone wysokim zbożem i niespodziewanie zaatakowały
w rejonie Chlum IV Korpus austriacki, osłaniający rodzime
baterie. Na pomoc Korpusowi Gwardii przyszedł I Korpus
Wschodniopruski generała Edwarda Bonina, który zbliżył
się do miejscowości Benatek i wsparł także skrwawioną 7.
DP. Jej 27. Pułk, wchodząc do zagajników Sviepwald, miał
trzy tysiące żołnierzy i 90 oficerów; gdy wyszedł z tego
lasu, liczył już tylko 400 żołnierzy i dwóch oficerów.
s

O godz. 14.40 2. Armia Śląska stanęła na krótki


odpoczynek i czekała na posiłki, aby uderzyć na Lipę,
Chlum i Rozberitz. Tymczasem na lewo od Korpusu
Gwardii walczyła 12. DP VI Korpusu, dowodzona przez
generała von Prondzynskiego, który, zostawiwszy koło
Josephstadt niewielki oddział obserwacyjny, na czele
dwóch pułków piechoty uderzył przy ujściu Trotiny do
Elby na austriacką 2. Dywizję Kawalerii, stojącą koło
Nedelist, i wziął szturmem Lochenitz (Lochenice), po
czym wraz z 11. DP uderzył na II Korpus okopany koło
Maslomed.
1 Dywizja Gwardii, wsparta VI Korpusem posuwającym
się przez Svetice do Wschestar, Rosneitz i Briza, zaatako­
wała pozycje austriackie koło Chlum i Rozberitz.
Jak twierdził korespondent „Timesa”, patrol pruski, który
doszedł do Chlum, ujrzał, że nie ma tam prawie wcale
oddziałów nieprzyjaciela. Żołnierze nie wierzyli własnym
oczom; ale nie było czasu na kontemplację. Prusacy zaraz
podpalili jeden ze stojących tam budynków na znak, że
gwardziści mają drogę wolną. Wtedy pojawili się zdyszani
żołnierze z brygady generała-majora Karola von Appiano
z IV Korpusu. Patrol pruski otworzył do nich ogień
z iglicówek, które zrobiły swoje, sprawiając dodatkowo
wrażenie, że przed Austriakami znalazły się większe siły
nieprzyjaciela. Jakoż za chwilę nadciągnęli również zdy­
szani gwardziści pruscy. Rozgorzał krwawy bój. Wobec
ciągle rosnącej przewagi nieprzyjaciela, która stawała się
miażdżąca, brygada generała von Appiano została rozbita
i 1. Dywizja Gwardii zajęła miejscowość.
O godz. 14.45 pułkownik Neuber, wysłany przez generała
Appiano, przybył do stanowiska dowodzenia feldcechmis-
trza Benedeka, znajdującego się od pewnego czasu blisko
drogi do Sadowy, po prawej jej stronie w odległości cztery
kilometry od tej miejscowości.
— Mam wiadomość wyłącznie dla pana!
— Nie mamy żadnych tajemnic, mój drogi Neuber.
Mów, co się stało! Co to za ważna sprawa?
— Muszę panu zameldować, że Prusacy zdobyli Chlum!
— Nie opowiadaj bzdur, Neuber!
— To prawda. Prusacy mają Chlum.
Ludwig Benedek postanowił sprawdzić to osobiście. Na
czele swego sztabu wspiął się na wzniesienie i ujrzał, że
chmara Prusaków porusza się po wsi 11.
Po bitwie wśród wojsk austriackich rozeszła się pogłoska,
że pułki weneckie, mające bronić Chlum, na widok nacie­
rających oddziałów pruskich rzuciły broń, a żołnierze
Włosi krzyczeli: „Viva Garibaldi!” Dlatego —jak stwierdził
hiszpański generał Prim — wojska pruskie miały potem
tylu włoskich jeńców. „Włosi byli szczęśliwsi pod Sadową
niż pod Custozzą” — uważał sentencjonalnie. Chyba jednak
pogłoska ta nie miała podstaw. Brygada generała Appiano
składała się przede wszystkim z galicyjskich poddanych
cesarza. Jeśli znajdowali się tam Włosi, to było ich niewielu,
może kilka kompanii. Czy składali broń? Niewykluczone.
Ale Galicjanie zawsze walczyli do ostatka.
Wkrótce potem na sztab feldcechmistrza Benedeka
zaczęły padać pociski. Koń feldmarszałka-porucznika Alf­
reda Henikstena został trafiony. Książę Esterhazy także
stracił konia; wstał z twarzą pobrudzoną błotem, otarł je
z czoła i ust, po czym wydał komendę ciężko prze­
straszonym żołnierzom:
— Natychmiast sformować szyk!

11 D u r s c h m i e d , op.cit., s . 9 3 .
Potem wsiadł na konia podanego mu przez dragona ze
straży przybocznej feldcechmistrza i udał się za nim.
Obok leżał pułkownik hrabia Grünne, ciężko ranny.
Sanitariusze natychmiast zanieśli go na tyły. Inni oficerowie
sztabu też zostali zabici lub ranni.
Feldcechmistrz zachował jednak spokój. Stojąc na wzgó­
rzu, patrzył ponuro, jak przez nieostrożnie pozostawiony
przez II i IV korpusy austriackie otwarty Chlum przelewały
się coraz to nowe bataliony pruskie: 2. Dywizja Gwardii
oraz I Korpus Wschodniopruski ruszyły na Lipę, 1. Dywizja
Gwardii, wspierana przez artylerię Korpusu Gwardii, ude­
rzyła na Rozberitz i zajęła tę miejscowość znajdującą się
na tyłach korpusów austriackich walczących z 1. Armią.
Feldcechmistrz postanowił rzucić do walki VI Korpus,
aby wyprzeć wojska pruskie z Chlum. Żołnierze austriaccy
wtargnęli do wsi; feldcechmistrz osobiście prowadził to
szaleńcze natarcie. Prusacy bronili się jednak skutecznie
w domach i za ogrodzeniami. Ostatnim punktem oporu stał
się mur wokół kościelnego dziedzińca w Chlum. Tu
walczyli: młody porucznik gwardii Paul von Hindenburg,
przyszły prezydent III Rzeszy, i podporucznik Karol
Wilhelm Paul Bülow, przyszły premier Niemiec — zdoby­
wając ostrogi wojenne.
Wojska austriackie w ciągu 20 minut straciły trzystu
oficerów i tysiąc żołnierzy, ale wkroczyły do wsi. Żołnierze
austriaccy otoczyli kościół i wzięli do niewoli trzystu
żołnierzy z 1. Dywizji Gwardii, na czele ze znanym nam
już pułkownikiem Alfredem von Waldersee i ciężko rannym
26-letnim porucznikiem księciem Antonem von Hohenzol­
lernem, krewnym króla Prus. Książę miesiąc potem zmarł
z ran w szpitalu. Tutaj też został ciężko ranny pułkownik
Franciszek von Żychliński.
Broniła się już tylko garstka Prusaków na czele z gene­
rałem Hillerem, dowódcą 1. Dywizji Gwardii. Nie ustawali
w boju ani nie zamierzali się poddać, widocznie wysoko
ceniąc honor przynależności do elitarnej jednostki armii
pruskiej. Ale gdy wydawało się, że nie ma już dla nich
ratunku i wszyscy polegną, nagle usłyszeli bojowe okrzyki
piechoty pruskiej i zaraz pojawili się pędzący żołnierze
z I Korpusu Wschodniopruskiego dowodzonego przez gen.
Edwarda Bonina, który na koniu podążał na czele swych
żołnierzy.
— Chwała Bogu, przyszliście — rzekł do niego generał
Hiller.
— I to bardzo licznie, generale — odparł generał Bonin.
— Teraz wszystko zmieni się na lepsze — stwierdził
generał Hiller, który także siedział na koniu. W tym
momencie zachwiał się i spadł na ubłoconą ziemię.
Żołnierze z I Korpusu podbiegli do niego. Usiłowali go
podnieść, ale leciał im przez ręce. Generał Bonin także
podszedł do generała Hillera, którego znał przecież od
wielu lat. Ten zaś leżał cały skrwawiony 12.
Wtedy jeden z żołnierzy stwierdził, zwracając się do
swego dowódcy:
— Nie żyje, panie generale!
Generał Bonin zastygł na moment w bezruchu. Potem
zasalutował szpadą poległemu i zakomenderował:
— Naprzód, chłopcy, pomścijmy jego śmierć!
Tymczasem generał Mutius, dowódca VI Korpusu Śląs­
kiego, słysząc kanonadę koło Chlum, Lipy i Rozberitz,
rozkazał swej 11. DP uderzyć przez Svety (Svetlice) na
znajdujące się na tyłach ugrupowanie austriackie, walczące
koło Rozberitz. O godz. 16.00 11. Dywizja Piechoty wzięła
szturmem Svety i ruszyła naprzód.
Czy to tutaj doszło do tego niezwykłego wydarzenia?
Opisywała je potem prasa. Mianowicie pod uderzeniem
wojsk pruskich bateria austriacka zaczęła się wycofywać.
Jeden z kanonierów, nazwiskiem Ulzer, został trafiony kulą

12 ibid., s. 94.
karabinową i padł. Nacierający żołnierze pruscy znaleźli
się jednak w ogniu artyleryjskim. Postanowili utworzyć
barykadę z trupów zalegających pobojowisko. Ulzer znalazł
się nagle w środku barykady. Gdy oprzytomniał, zaczął
wołać o pomoc. Wtedy jeden z żołnierzy pruskich z nara­
żeniem własnego życia wydobył go z tego zwału i położył
za barykadą. Po pewnym czasie, gdy już oddział pruski
ruszył naprzód, sanitariusze zabrali Ulzera i odtranspor­
towali na tyły. Tak znalazł się w szpitalu w Nachodzie 13.
Chlum został odbity przez Prusaków, ale jeszcze przecho­
dził z rąk do rąk siedem razy. Dowództwo austriackie dobrze
zdawało sobie sprawę z tego, że tutaj mogą rozstrzygnąć się
losy bitwy. Dopiero za ósmym razem wojska pruskie
opanowały go już bezpowrotnie. Austriakom zostało tylko
osiem dział samotnej baterii artylerii konnej pod dowództwem
kapitana Augusta Groebena, które usiłowały powstrzymać
natarcie pruskie, ale i one musiały wkrótce zamilknąć. Gdy
żołnierze pruscy dotarli do nich, okazało się, że zginęli
wszyscy: dwaj oficerowie i 52 kanonierów.
Położenie wojsk austriackich na lewym skrzydle ugrupo­
wania Armii Północnej także nagle się pogorszyło. Zostały
one zaatakowane od frontu i z tyłu. Dywizje pruskie
obchodziły z lewego skrzydła Korpus Saski, który próbował
kontratakować. Niestety, nie uzyskał powodzenia; w tej
sytuacji żołnierze sascy wycofali się o godz. 14.30 za Elbę.
Środkowym korpusom austriackim groziła zagłada.
O godz. 14.30 generał Helmuth von Moltke widząc,
że 2. Armia Śląska wychodzi na tyły austriackie, zwrócił
się do króla:
— Najjaśniejszy Panie! Teraz można wydać rozkaz do
ataku generalnego.
— A więc, na co czekamy! Do ataku! — krzyknął
monarcha.

13 „Gazeta Warszawska”, nr 193 z 24 sierpnia 1866.


Iglicówki już zrobiły swoje. Oficerowie austriaccy nie
mogli wprowadzić swych wojsk na linię, bowiem ostrzał
był tak gęsty i silny, że nie dało się nacierać na białą broń.
Dlatego trudno dziwić się, że stosunek zabitych wynosił
1:6, a nawet w niektórych miejscach 1:7 na korzyść wojsk
pruskich.
O godz. 15.30 dywizje 2. Armii Śląskiej wdarły się
na północną odsłoniętą flankę II Korpusu feldmarszałka-
-porucznika Thuna. Byli to znakomici żołnierze, którzy
nie ustępowali w bezpośrednim boju austriackim prze­
ciwnikom. Rozgorzała zażarta walka. Prusacy okazali
się jednak lepsi. Widocznie uskrzydlało ich przekonanie,
że wygrywają na całym froncie. Walczyli, aby zwycięstwo
to uczynić ostatecznym.
Tak padło prawe skrzydło ugrupowania austriackiego.
O godz. 15.00 feldcechmistrz Ludwig Benedek otrzymał
meldunek, że jego lewa flanka wycofuje się pod naporem
nacierających dywizji Armii Elby. Gdy o godz. 15.40 trzy
pruskie armie przypuściły generalny atak, feldcechmistrz
Benedek przy pomocy pozostałych odwodów mógł tylko
zabezpieczyć drogi odwrotu swych wojsk przez mosty na
Elbie (Łabie). Musiał opóźnić pościg wroga.
Miał jeszcze ostatni odwód: trzy znakomite i zaprawione
w bojach dywizje kawalerii, które wprost rwały się do
walki. Postanowił je wykorzystać. Być może wierzył, że
dzięki nim uda mu się wyprowadzić nierozbite jeszcze
dywizje piechoty z pola walki, aby podjąć ją w innym
miejscu i dogodnym czasie.
Benedek był zawsze optymistą.
DESPERACKIE SZARŻE I UCIECZKA

1. Brygada 3. Rezerwowej Dywizji Kawalerii (m.in. kirasje-


rzy feldm. Stadiona i huzarzy cesarza Franciszka Józefa
— w sumie sześć szwadronów), która stała koło Wschestar po
obu stronach szosy, na rozkaz Benedeka zaatakowała dwa
szwadrony 12. Pułku Huzarów pruskich znajdującego się
w rejonie Rozberitz. Na pomoc huzarom przyszedł z rejonu
Chlum pruski 4. Pułk Ułanów Gwardii, który zaatakował
austriacką brygadę z flanki. Wprawdzie Austriacy odparli
ułanów, ale dostali się pod zmasowany ogień artylerii
pruskiej, który zdziesiątkował brygadę. Wycofujące się
resztki brygady stratowały austriacki szpital polowy.
2. Brygada 3. RDK zaatakowała Problus, a 3. Brygada
— linię 40 dział pruskich, strzelających ze Stresetitz.
Straciła 400 żołnierzy i wykonała odwrót, rozpraszając
austriacką brygadę piechoty dowodzoną przez płk. Abele,
idącą z odsieczą. W sumie szarża 3. RDK trwała 30 minut
i kosztowała życie 700 żołnierzy i 900 koni, czyli 25
procent stanu1. Rezerwowa Dywizja Kawalerii, dowodzona
przez księcia Schleswig-Holstein (m.in. pułki kirasjerów
heskich i króla Ferdynanda), poszarżowała z pomocą, ale

1 Wikipedia, Bitwa pod Sadową.


została ostrzelana przez ogień piechoty pruskiej, po czym
starła się z 2. Pułkiem Huzarów i wykonała odwrót.
2. Rezerwowa Dywizja Kawalerii feldmarszałka-porucz-
nika Karola Zaitzka, stojąca koło Bryza, szarżując w kierun­
ku Stresetitz (Strezetice) natknęła się na ogień pruskiej
piechoty i artylerii, po czym została zaatakowana z flanki
przez pruski 11. Pułk Ułanów,
Koło Problus austriaccy ułani 2. Rezerwowej Dywizji
Kawalerii (pułk księcia Karola) natknęli się na 1. Pułk
Dragonów i 5. Pułk Huzarów Gwardii feldmarszałka
Blüchera. Musieli wycofać się, ostrzeliwani przez artylerię
i piechotę pruską. Tu właśnie walczyła brygada dowodzona
przez generała-majora Romana Sołtyka. W desperackiej
szarży jego brygada została mocno przerzedzona i rozbita.
Generałowi Sołtykowi z trudem udało się przedrzeć z re­
sztkami swych ułanów przez otaczającą go piechotę i za­
biegających mu drogę huzarów pruskich.
Ale dzięki tym szarżom, nieraz rozpaczliwym i okrutnym,
porozbijane korpusy austriackie uniknęły ostatecznego
okrążenia. Skrzydłowe korpusy pruskie nie mogły obejść
centrum austriackiego, które rozpoczęło uporządkowany
odwrót przez wąski kanał w kierunku Łaby.
Jeden z pułków austriackich został zdziesiątkowany
i rozbity, ale mimo to garstka żołnierzy nadal broniła się
przed nacierającymi Prusakami, skupiona wokół sztandaru
pułkowego. Gdy chorąży został zabity, sztandar przejął
jeden z żołnierzy. Odciął szablą materię od drzewca
i schował ją pod mundurem. Potem zaczął się wycofywać.
o

Żołnierze pruscy schwytali go, jak również garstkę jego


kolegów, i prowadzili na tyły. W pewnym momencie
żołnierz wyrwał się konwojentom i zaczął uciekać. Posypały
się za nim strzały, lecz mimo odniesionej rany udało mu
się uciec i ostatkiem sił dotarł do forpoczt austriackich.
Gdy już sanitariusze nieśli go na noszach do lazaretu,
zatrzymał przechodzącego oficera:
— Niech pan odda ten sztandar mojego pułku dowódcy
korpusu. Ocaliłem go przed Prusakami.
Cesarz Franciszek Józef I dowiedział się o bohaterskim
czynie żołnierza i gdy ten wyzdrowiał, rozkazał mu stawić
się w pałacu w Wiedniu, gdzie odznaczył go wysokim
orderem wojskowym 2.
O godzinie 16.30 wojska austriackie znajdowały się w
pełnym odwrocie. Sztab feldcechmistrza rozsypał się, a
on sam gdzieś zawieruszył na polu bitwy.
W tym samym czasie król pruski zdecydował się na
osobisty udział w bitwie. Na czele Rezerwowej Dywizji
Kawalerii 1. Armii (1. Pułk Dragonów Gwardii, 3. Pułk
Huzarów Ziethens, 11. Pułk Ułanów) uderzył w kierunku
Stresetitz na Rosnitz. Za nim pomaszerował III Korpus
Brandenburski. Na czele pułku, którego był honorowym
szefem, szedł ze szpadą w ręku książę Fryderyk Karol,
który postanowił nie pozostawać w tyle za swym monarchą.
W walce starli się z szarżującymi ułanami i kirasjerami
austriackimi, którzy jednak nie wytrzymali ognia pruskich
iglico wek i musieli się wycofać.
O godz. 17.00 wojska austriackie straciły szosę między
Sadową a Königgrätz. Król pruski w pogoni za nimi dotarł
ze swymi kawalerzystami tą drogą, aż niemal przed mury
twierdzy Königgrätz. Towarzyszący mu premier Bismarck
uznał to za zbytnią fanfaronadę i stanowczym głosem
oświadczył:
— Wasza Królewska Mość, proszę się wycofać.
Król ledwie go usłuchał, tak był rozgrzany walką; ale po
chwili przemówił do niego jednak głos rozsądku i po­
stanowił zawrócić, a przy okazji dokonać oględzin pola
bitwy. Ruszył koniem w kierunku dymiących zgliszcz
i zaczął po kolei odwiedzać poszczególne austriackie
stanowiska bojowe zdobyte przez wojska pruskie 3.
2 „Kłosy”, nr 79 z 16 listopada 1866.
3 „Gazeta Warszawska”, nr 4 z 6 stycznia 1867.
Tymczasem szef Sztabu Generalnego bezskutecznie
poszukiwał króla na polu bitwy; w końcu to przecież on był
tu głównodowodzącym. Spotkał natomiast księcia Fryderyka
Karola, który oznajmił:
— Teraz musi pan w imieniu króla wydawać niezbędne
rozkazy.
Generał Moltke nie znał jednak dokładnych rezultatów
walki. Nie bardzo wiedział, czy zostawić wojska na
polu bitwy, czy też zarządzić pościg. Zresztą wydawało
się to w tym momencie niemożliwe. Żołnierze byli
wyczerpani, a siły, które im jeszcze pozostały, woleli
przeznaczyć na fetowanie zwycięstwa. Poza tym do­
wodzenie całością wymknęło mu się z rąk. Jak potem
stwierdził, trzy armie pruskie przemieszały się na małej
przestrzeni liczącej 3-5 km długości i 8-10 km szerokiej.
„Potrzebowaliśmy 24 godzin, aby przywrócić poprzedni
stan w oddziałach” — pisał 4.
Nie było na razie pościgu, a jedynie artyleria pruska
dalej wykonywała swą krwawą robotę i strzelała do
wycofujących się wojsk austriackich, aż do godz. 21.00.
„Słońce, które wzeszło dziś rano nad armią waleczną,
pełną nadziei i wiary w siebie i w swego wodza, zapadło
właśnie za chmury różowe nad tą armią, ale pobitą
i uciekającą przed nieprzyjacielem, którym pogardzała,
zostawiwszy za sobą płomienie palących się wiosek, które
czerwienić będą długo horyzont” — pisał korespondent
wojenny „Timesa”, który cały czas towarzyszył sztabowi
feldcechmistrza Benedeka 5.
Także artyleria austriacka stojąca na zachód od König­
grätz strzelała bez przerwy. Kanonierzy sądzili, że być
może ratują od śmierci, ran czy niewoli setki swych
uciekających z pola bitwy kolegów. Nie ulegli ogólnej
panice, jaka zapanowała w szeregach Armii Północnej,
4 H e r r e , op. cit., s. 242.
5 „Gazeta Warszawska”, nr 158 z 16 lipca 1866.
i skutecznie trzymali Prusaków na dystans. Zresztą co
bystrzejsi obserwatorzy austriaccy mogli dostrzec, że wojska
pruskie też były wyczerpane trwającą cały dzień batalią,
a żołnierze pruscy widząc, że zwycięstwo już się dokonało,
nie byli znowu tacy skłonni dłużej narażać swego życia.
Król bezustannie objeżdżał pobojowisko. Zatrzymywał
się koło poszczególnych stanowisk pruskich, pozdrawiał
formacje („Dziękuję wam, grenadierzy!”). Rozmawiał z żoł­
nierzami, choć jeszcze tu i ówdzie świstały kule, co
odnotował potem premier Otto Bismarck w swych wspo­
mnieniach. Wrócił późno, bowiem dopiero o godz. 21.00,
do kwatery w Gitschinie.

* * *

Natomiast generał Moltke powrócił do swej kwatery na


zamku w Gitschinie po godzinie 1.00. Przez cały czas
trwania bitwy zjadł tylko dwie tabliczki czekolady, kawałek
chleba i kiełbasę, którą poczęstował go pruski ułan.
W Gitschinie nie znalazł jednak nic do jedzenia, więc
położył się spać głodny i w płaszczu 6.
Do godz. 23.00 wojska austriackie wycofały się po
sześciu mostach za Elbę. Odwrót Armii Północnej dokony­
wał się z całą siłą bezwładu, ale z kolei dowództwo armii
pruskiej nie wykorzystało tego w pościgu, nie będąc do
końca zorientowane o rozmiarach swego zwycięstwa.
Twierdza Königgrätz, w której rozbita Armia Północna
szukała schronienia, została zbudowana w latach
1766-1789 przez cesarza austriackiego Józefa II. Miała
kształt ośmioramiennej gwiazdy i zajmowała powierzchnię
320 hektarów. Była obwiedziona wysokim wałem z ba­
sztami i fosą wraz z grodzią poprzeczną ze stawidłami.
Najstarszą jej część stanowił tzw. arsenał józefiński,

6 H e r r e , op.cit., s. 242.
z korytarzami fortyfikacyjnymi, bramami i murem. We­
wnątrz znajdowały się koszary dla piechoty i kawalerii,
zbudowane w stylu klasycy stycznym. Podziemia, z tajem­
nymi przejściami prowadzącymi w różne miejsca w twier­
dzy, i głębokie lochy dopełniały reszty jej obrazu 7.
Dobrze zaopatrzona twierdza mogła długo bronić się
przed szturmem i oblężeniem przez dużo silniejszego
nieprzyjaciela. Ale jak dotąd nikt tego nie wypróbował
i komendant twierdzy był zdezorientowany. Wieczorem
zatelegrafował do cesarza Franciszka Józefa:
„Cały korpus armii en debandade w Königgrätz i wokół.
Wszelkie akcje defensywne wykluczone. Proszę o rozkazy”.
Cesarz nie odpowiedział. Komendant, obawiając się
natychmiastowego szturmu armii pruskiej, kazał otworzyć
śluzy. Miał nadzieję, że w ten sposób powstrzyma naciera­
jące wojska pruskie. Ale Prusaków nie było widać i niefor­
tunna decyzja komendanta obróciła się przeciw własnym
wojskom. Na grobli nagle zakotłował się tłum wycofującej
się armii, która za wszelką cenę chciała dostać się do
twierdzy. Żołnierze ubłoceni, zabrudzeni, pokrwawieni
parli w panice naprzód, nie zważając na nic. Poziom wody
w fosie zaczął się nagle podnosić. Woda wylewała się na
okoliczne pola. Przerażone wojsko w ogólnym zamieszaniu
spychało wozy z rannymi do fosy. Ci, co ocaleli w bitwie,
ginęli w topieli. Mgła wieczorna zasłoniła rozmiary
tragedii.
Feldcechmistrz Benedek przeszedł w nocy przez most na
Elbie na południe. Dnia 4 lipca o godz. 2.00 dotarł do
oberży, w której przebywał rano. Tam znajdowali się już
generałowie z pokonanych korpusów i dywizji. Panowało
ogólne przygnębienie. Niektórzy mieli łzy w oczach.
Ludwig Benedek nie bardzo wiedział, co powiedzieć.
W końcu zwrócił się do nich:

7 Wikipedia, Twierdza Königgrätz.


— Zapamiętajmy wszystkich tych dzielnych ludzi, którzy
zginęli dzisiaj na próżno8.
Tymczasem na polu bitwy zwolna zaległa cisza, prze­
rywana jedynie jękami rannych, pozostawionych tam
własnemu losowi. Jak potem stwierdziły praskie „Narodny
Listy” (16 września 1866 roku) służba medyczna Armii
Północnej nie spisała się, bowiem uciekła razem z resztą
ocalałego wojska. Nad poszarpaną doliną czuć było
woń krwi i szybko rozkładających się trupów. Zasiewy
poniszczone, domy zburzone lub popalone, drzewa owo­
cowe, z których Czechy były słynne, pościnane kulami
działowymi. Na ziemi poniewierająca się żołnierska
odzież, tornistry, połamana broń, czerepy popękanych
granatów, a poza tym — tysiące świeżych mogił, najwięcej
na wzgórzu Chlum, gdzie stała kapliczka; na krzyżach
brak nazwisk, a jedynie numery pułków.
Na polu bitwy pojawili się wkrótce okoliczni lekarze,
którzy chcieli ulżyć rannym. Wtedy jeszcze środowisko to
bardziej dosłownie pojmowało przysięgę Hipokratesa. Jeden
z nich opisywał potem w „Narodnych Listach” rozmowę
z rannym, którego spotkał na polu bitwy koło Chlum.
Ranny miał nogi urwane poniżej lędźwi kulą działową.
Lekarz oglądnąwszy jego rany, spytał:
— Czy czujesz cierpienie?
— Nic nie czuję.
— Obwiążę ci rany. Czy masz może coś do przekazania
swym krewnym?
— Jak to, mam zaraz umierać?
— Nie, ale wasi bliscy mogą o was nic nie wiedzieć.
— Stąd niedaleko do mojego domu, ledwie mil kilka.
Matuchna moja słyszała strzelanie, przyjdzie, wiem to
z pewnością. Zawsze mi pomagała i teraz mnie nie opuści.
Za godzinę ten ranny już nie żył.

8 D u r s c h m i e d , op.cit., s . 8 6 .
Inni ranni opowiadali sobie o trzech braciach nazwiskiem
Balduin. Jeden z nich walczył w Armii Południowej i poległ
pod Custozzą. Dwaj pozostali zginęli pod Sadową.
Ranem 4 lipca obecni na polu bitwy koło Sadowy ujrzeli
na ziemi ogromną ciemną smugę ciągnącą się na południe
ku Pardubicom. Wydeptała ją uciekająca Armia Północna,
„maszerująca w straszliwym nieładzie, idąca jak wezbrana
rzeka przez pola, łąki, strumienie i bagna, jak powódź
niszcząca wszystko po drodze”, jak pisał reporter „Novych
Listów”. Duża grupa uciekających w kierunku Pardubic
żołnierzy austriackich trafiła w nocy na wielki staw koło
Bezhradu znajdujący się tuż przy głównej drodze do
Königgrätz. Niektórzy wpadli do stawu i zaczęli topić się
w okolicznych bagnach. Koła wozów zaryły się w miękkiej
ziemi. Żołnierze poucinali postronki zaprzęgów końskich,
wsiedli na uwolnione w ten sposób konie na oklep i uciekli,
zostawiając cały dobytek w bagnach. Oczywiście okoliczni
mieszkańcy zadbali o to, aby cesarskie dobro nie zmarno­
wało się, i zabrali ten dobytek do swych domów.
Pierwsze gromady uciekających wpadły do Pardubic
jeszcze 3 lipca o godz. 21.00. Potem przez całą noc, aż do
południa dnia następnego, szła przez miasto rozbita armia.
Wieczorem żołnierze austriaccy podpalili most na Elbie.
Armia Północna miała w tym czasie jeszcze 120-140
tysięcy żołnierzy. Wycofywała się przez 14 innych mostów
na Elbie. Wojska lewego skrzydła znajdowały się w zupeł­
nym porządku. Ale zamieszanie powstało, gdy zaczęły
cofać się korpusy środka ugrupowania. VI Korpus austria­
cki, jak zwykle waleczny, usiłował osłaniać odwrót. Liczył
już wtedy tylko 17 tys. żołnierzy. Główne siły Armii
Północnej liczyły 70 tysięcy wojska i cofały się ku
Hohenbruck (Trebechovice). Duża grupa (20 tysięcy żoł­
nierzy, w tym Korpus Saski) maszerowała w kierunku
Brna. Inna duża grupa (30 tysięcy żołnierzy) wycofywała
się w kierunku na Ołomuniec, gdzie komendantem był
feldmarszałek-porucznik Vernier. Nie wiedzieli, że z Opawy
wyruszyła już w tamtym kierunku kolumna licząca cztery
tysiące żołnierzy pruskich. Doszli jednak do twierdzy
przed nią. W Ołomuńcu zatrzymał się też ze swym sztabem
feldcechmistrz Ludwig von Benedek.
4 lipca o godz. 6.30 generał Moltke zarządził ogólny
odpoczynek. Jedynie Armia Elby miała podążać za wro­
giem, „tak daleko, jak jest to możliwe”. Generał Herwarth
zrozumiał to po swojemu: „Tak daleko, jak wystarczy sił”.
A ponieważ sił tych nie starczyło, toteż zanadto nie ścigał
nieprzyjaciela9.
W bitwie koło Sadowy wzięło udział 221 tysięcy wojsk
pruskich i 215 tysięcy wojsk austriackich. Straty obu stron
były następujące:
Wojska pruskie straciły 359 oficerów, 8794 żołnierzy,
austriackie — 1313 oficerów i 41 499 żołnierzy. W obu
wypadkach sumy te dotyczą żołnierzy poległych, rannych,
zaginionych i wziętych do niewoli.
Na zamku w Prim zostało 150 rannych, a na zamku Jana
hr. von Haracha w Hradku — czterystu rannych z obu
armii. Wspólny los pogodził Prusaków i Austriaków. Leżeli
na posadzce pokotem obok siebie. W zamku brakowało
pościeli i prześcieradeł, więc sanitariusze okrywali ich tym,
co znaleźli. Ranni leżeli pod batystowymi prześcieradłami,
kosztownymi kobiercami, mając pod głowami drogie,
aksamitne poduszki. Lekarze oglądając rannych, stwierdzili,
że bardziej w walce ucierpieli Prusacy — pociski z gwin­
towanej broni austriackiej okazały się bowiem bardziej
perfidne w zadawaniu ran niż pruskie naboje wystrzelone
przez karabiny iglicowe.
Ludność okoliczna starała się przychodzić rannym z po­
mocą, chociaż sama również mocno ucierpiała w dzia­
łaniach wojennych. Gazeta „Neu Bahnen” wychodząca

9 H e r r e , op.cit., s. 242.
w Lipsku opisywała przeżycia pewnego rannego żołnierza
z Korpusu Saskiego. Przez kilka godzin leżał bez przytom­
ności na polu bitwy koło Prim, a gdy doszedł do siebie,
było już ciemno. Rozejrzał się wokół; zobaczył mnóstwo
trupów i usłyszał jęki rannych towarzyszy. Nagle jak anioł
zbawienia zjawiła się dziewczyna z dzbankiem w ręku.
Napoiła go winem, wymyła i obwiązała rany. Potem
pokrzepiła innych leżących obok rannych i obiecała, że
postara się, aby zabrano ich z pola walki do szpitala.
Rzeczywiście po pewnym czasie pojawili się mężczyźni
z noszami, którzy przenieśli rannych do szpitala. Dziew­
czyna nie chciała podać swego nazwiska, ale ranny żoł­
nierz saski wymógł na niej, aby się przedstawiła. To była
18-letnia córka dzierżawcy folwarku spod Königgrätz,
Józefina Kalinówna. Czyżby Polka? 10.
„Armia Północna całą swą energię wytężyła na jeden
cios; ten cios ją zawiódł” — napisał wkrótce potem
korespondent wojenny „Timesa”. A generał Prim w „Diario
Barcelona” stwierdził:
„Pole bitwy jeszcze w tej chwili przedstawia obraz
najstraszniejszego zniszczenia. Lasy są zdewastowane
ogromnymi pociskami artyleryjskimi. Zniszczona zupełnie
Sadowa świadczy, jak zaciętą prowadzono tu walkę.
W Chlum wszystkie mury porozbijane od kul działowych
i pełne kul karabinowych. Pola są zupełnie opustoszałe.
W niektórych miejscach przedstawiają obraz obszernych
cmentarzy. Kilka krzyży i małe wyniosłości gruntu poka­
zują miejsca, gdzie leżą ofiary walki. Do tej pory panuje
tam jeszcze powietrze nieczyste, zepsute głównie z powo­
du gnijących koni, których Prusacy przy szybkim pościgu
zakopać zapomnieli. Ptaki drapieżne w znacznej ilości
ciągle jeszcze zwiedzają te pola, żywiąc się resztkami
ścierwa. Na milę, co kilka kroków można spotkać szkielety

10 „Gazeta Warszawska”, nr 215 z 25 września 1866


szlachetnego zwierzęcia, które zwykło dzielić z człowie­
kiem losy niebezpiecznego boju” 11.

* * *

4 lipca 1866 roku król Wilhelm I wydał proklamację do


swoich wojsk, którą odczytano we wszystkich batalionach
trzech armii.
„Walcząc dotychczas z pojedynczymi korpusami armii
austriackiej byliśmy przekonani, że lada chwila dojdzie do
wielkiej bitwy, w której Benedek zechce naprawić ponie­
sione drobniejsze straty. Wczoraj zaczęliśmy posuwać się
ku Königgrätz w południowo-wschodnim kierunku, mieliś­
my bowiem okrążyć prawe skrzydło nieprzyjaciela, który
frontem stał naprzeciw 1. Armii pod wsią Sadowa nad
szosą z Gitschina do Königgrätz. 2. Armia pod dowództwem
następcy tronu nie brała z początku udziału w bitwie,
podobnie jak Armia Elby, która z Nechanitz miała okrążyć
lewe skrzydło nieprzyjaciela.
Król przybył o godz. 7.00 z kwatery głównej w Gitschinie
do Dub, na południe od Horitz, tu wsiadł na konia
i obserwował pole bitwy z dominującej wyżyny. Bój zaczął
się o godz. 8.00 w porządku prawie regulowanym, jakby
na ćwiczeniach, z precyzją i spokojem, które każdego
musiałyby napełnić zachwytem.
Walka II, III i IV korpusów, które zwarły się ze środkiem
nieprzyjacielskim znacznie wyższym liczebnie, rozpoczęła
się silnym ogniem artyleryjskim, który w czasie całej bitwy
nie ustawał. Mówią nieraz figuratywnie w takich razach, że
ziemia drżała. Tu, w środku walczących, literalnie tak było.
Nieprzyjaciel jeszcze przed południem zaczął ustępować
tak dalece, że król już nie mógł przyglądać się z pagórka
przed Sadową i raczył zejść bliżej linii bojowej, gdzie

11 ibid., nr 219 z 29 września 1866.


świstały granaty. Tu komenderował parą pułków; w jego
oczach ścierały się masy kawalerii z niezmiernymi zapęda­
mi. Po południu nareszcie udało się oskrzydlić nieprzyja­
ciela z obu stron. Gdy królowi o tym doniesiono, kazał
zagrać do ataku i wszystkim korpusom uderzyć bagnetami
na nieprzyjaciela na obu skrzydłach. Król pierwszy raz
widział w tej bitwie całą swoją armię z wyjątkiem części
operującej w Hesji w akcji zwycięskiej. Żeśmy bowiem
odnieśli zupełne zwycięstwo, tego nam nie zaprzeczą.
Następca tronu otrzymał rozkaz dopiero o godz. 5.00 nad
ranem z kwatery głównej w Gitschinie. Jednakże 2. Armia
dopiero po południu mogła zdążyć na plac boju. Zdaje się,
że Armia Elby równocześnie z innymi wojskami wystąpiła
do działania na lewym skrzydle nieprzyjaciela. Dopiero
znacznie po południu bitwa przybrała charakter ogólnej na
całej linii. W tej też chwili furia wojenna najstraszniej się
wściekała, a śmierć kosiła okropnie.
Zginął dowódca 1. Dywizji Gwardii gen. Hiller von
Gätringen, a z 1. Pułku Piechoty Gwardii ppłk Hellder,
dowódca batalionu strzelców. Cały 1. Pułk Piechoty Gwardii
poniósł tak ciężkie straty, że musiano zredukować bataliony
z trzech na dwa. W środku ciężkie straty poniosły 27. i 67.
pułki piechoty z IV Korpusu. Najwięcej szkodziła nam
artyleria nieprzyjacielska, dobrze z miejscowymi warunkami
obeznana i mająca odległości wymierzone na domach,
palach itp.
Wojska nasze już od razu poznawały, w którym punkcie
przywita je najgorętszy ogień kartaczny. Ale mimo wszy­
stko słyszałeś ciągle: «Naprzód, naprzód, poznacie wy
Prusaków!».
Wczoraj mówiono: «Niech no zajdziemy do Pragi!».
Dzisiaj wołają: «Idźmy do Wiednia!» Dziwić się trzeba,
jak generałowie nasi wszystko obrachowali, jak kolumny
na czas przybywały, jak wojsko, niby na szachownicy,
stawało w oznaczonym miejscu i punktualnie.
Jeńców mamy mnóstwo, a najwięcej piechoty, rzadko
z artylerii i huzarów, oficerów także wielu; zdaje mi się, że
Austriacy nie pokażą tylu oficerów, co my ich mamy.
Co do samej bitwy: przedtem było postanowione dać
wojsku krótki odpoczynek, które ustawicznymi marszami
i ciągłymi utarczkami było nadzwyczaj zmęczone. Dopiero
o godz. 14.00, gdy ze wszech stron nadeszła wiadomość,
że wielka masa nieprzyjaciela koncentruje się między
Josephstadt i Königgrätz, postanowiono niezwłocznie wydać
bitwę. Ostatnie rozkazy mogły nadejść zaledwie o północy,
a jednakże już o godz. 2.00 obie armie zaczęły się poruszać,
a między 7.00-8.00 rano padł pierwszy strzał w obecności
króla od II Korpusu. Przez całe pięć godzin walczyła
1. Armia przeciwko nieprzyjacielowi uporczywie broniące­
mu swych pozycji. Wszakże, gdy wojska Kronprinza
uderzyły po południu na lewe skrzydło nieprzyjaciela,
a Armia Elby na prawe i równocześnie ze środka, wykonano
atak pod Sadową, nieprzyjaciel musiał się cofnąć. Ogień
artylerii zaczął słabnąć; kawaleria zaczęła ścigać uchodzą­
cych. Było ok. godziny 14.00. Zwycięstwo stało się zupełne.
Prasa austriacka przypisuje zwycięstwo naszej broni
iglicowej; może to być w części, ale niezaprzeczalne
moralne wartości naszego żołnierza więcej znaczyły od
zbieraniny austriackiej. Dalej Austria grozi nam wojną
ludową. Tej się nie obawiamy. Mogłaby ona powstać,
gdyby Prusy chciały zawojować Austrię. Ale o prezydencję
w parlamencie czy w Bundestagu ludom austriackim wcale
nie idzie. I armia tego nie rozumie, jak tego dowodzi 40-50
tysięcy jeńców austriackich. Dalej przypisują swą porażkę
przeważającej liczbie wojsk pruskich. Wiadomo zaś jest, że
ze strony pruskiej stało 200 tysięcy, a z tych 50 tysięcy
jako rezerwa nie brała udziału. Ze strony Austrii walczyło
160 tysięcy. Dodajmy do tego obronną dobrą pozycję, za
sobą twierdzę i bądź co bądź starą armię, a przyznamy, że
innym powodom należy przypisać zwycięstwo pruskie.
Prusy, jeśli zezwolą na zawieszenie broni, muszą mieć
warunki godne swoich trudów i zwycięstw”.
Proklamację tę przedrukowały „Schlesier Zeitung” i „Neu
Preusser Zeitung”. Jak widać, osoby z kancelarii królewskiej
układające proklamację miały dość dobre informacje na
temat nastrojów panujących w armii i społeczeństwie
austriackim12.
Zwraca uwagę podkreślenie przez autorów roli jedno­
litego narodu, jakim byli Prusacy, w odróżnieniu od
składających się z wielu narodów — poddanych cesarstwa
austriackiego, których pogardliwie zresztą nazwała pro­
klamacja „zbieraniną”.
Proklamacja podważyła też mit o karabinach iglicowych,
które miały rozstrzygnąć bitwę. Na pewno karabiny te
zrobiły swoje, ale przecież nie one przeważyły szalę
zwycięstwa, lecz sztuka manewru wysoce w armii pruskiej
rozwinięta, rozumne ważenie sił i środków, ruchliwość.
Trafnie zauważył korespondent „Gazety Warszawskiej”
(13 grudnia 1866 roku) w Wiedniu, który stwierdził:
„Tutaj zaś naprzeciw karabinom iglicowym, szkole
umiejętności rozstawiania pruskiej armii chciano wysyłać
tylko tłumne, silne kolumny, które w końcu z powodu
wadliwej organizacji armii okazały się liczebnie słabszymi,
tak że nawet zwycięstwo za pomocą prostej materialnej
siły stało się niepodobne” 13.
Manewr z flanki, oskrzydlenie, którego używało do­
wództwo pruskie w całej kampanii, zapewnił mu sukces
również w tej bitwie. Zawsze miało ono do tego manewru
wygospodarowane osobne siły i używało ich w odpo­
wiedniej chwili.
„Strategia Moltkego była w zasadzie działań bezpośred­
nich z nikłymi śladami stosowania podstępów wojennych,
opierających się na absolutnej miażdżącej potędze przewa-
12 ibid., nr 151 z 7 lica 1866.
13 ibid., nr 168 z 13 grudnia 1866.
żającej koncentracji sił” — pisał Basil Henry Liddel Hart
w Strategia — działania pośrednie. Ale dziwna rzecz:
Liddel Hart stwierdzał dalej: „Nieoględny byłby strateg,
przygotowujący się do wojny, gdyby zakładał, że jego
przeciwnik będzie tak słaby pod względem umysłowym
i fizycznym, jak Austriacy w roku 1866” 14.
Inny polski historyk wojskowości, gen. bryg. Franciszek
Skibiński, uważał, że cała doktryna wojenna generała
Moltkego wywodziła się z zasady „marszu na huk dział”
i stanowiła naczelny element tej doktryny. Gdy dowódca
dywizji działającej w zgrupowaniu korpusu lub dowódca
korpusu działający w ramach armii słyszy huk dział,
oznacza to, że jego sąsiad lub poprzedzający go w marszu
nawiązał właśnie walkę z przeciwnikiem. Trzeba nacierać
w tym kierunku, aby pomóc koledze. Tak było właśnie
w przypadku 2. Armii, która na huk dział dobiegający
z okolic Sadowy zmieniła kierunek marszu i zamiast na
wschodni brzeg Elby poszła na zachodni.
Generał Moltke układając plan generalny „rozwijał
i nakierowywał swe armie na konkretne cele terenowe
i wykorzystywał inicjatywę ogniwa taktycznego, działają­
cego zgodnie z wpojoną mu doktryną dopasowywania do
wytworzonej sytuacji manewry sił głównej w skali operacyj­
nej i strategicznej” 15.
Szef pruskiego Sztabu Generalnego wypracował model
strategicznych sposobów wykorzystania zasady indywidual­
nej inicjatywy. Znalazło to odzwierciedlenie w niemieckim
regulaminie walki z 1921 roku:
„Decyzja wynika z zadania i sytuacji. Z chwilą, gdy
zadanie nie odpowiada już sytuacji na skutek przebiegu
wydarzeń i nie może być podstawą do prowadzenia
działania, dowódca powinien zdawać sobie sprawę z tej
przemiany przy podejmowaniu decyzji. Ponosi on pełną
14 Basil H. L i d d e l H a r t , Strategia, s. 170.
15 S k i b i ń s k i , op. cit., s. 275.
odpowiedzialność za niewykonanie lub modyfikację zada­
nia. W każdym jednak razie powinien działać w ramach
całości manewru, zgodnie z koncepcją przełożonego” 16.
Polski historyk wojen, gen. bryg. Stefan Mossor, uważał,
że bitwa pod Sadową, pierwsza prawdziwie nowoczesna
operacja wojskowa w dziejach wojen, nie spełniła jednak
swego celu. Miała być bitwą niszczącą, ale w rozstrzyga­
jącej chwili nie zostało z niej nic. Komunikacje nie­
przyjaciela nie tylko nie zostały przecięte, ale nawet
niezagrożone. Zostało zaatakowane jedynie tak naprawdę
prawe skrzydło, co wprawdzie wystarczyło do pobicia
wojsk austriackich, ale zachowały one swobodę wycofania
się. Wojska pruskie nie rozpoczęły nawet od razu pościgu 17.
Generał Moltke miał trudności z dowodzeniem, a wielkie
użyte przezeń zgrupowania — małą zwrotność. Pruski szef
Sztabu Generalnego zadowalał się jedynie nadawaniem im
ogólnego kierunku. Jeśli zmieniało się położenie, korygował
je w oparciu o inicjatywę podwładnych generałów mających
„jaśniejsze wyczucie rzeczywistych możliwości”. Armia
ciężko toczyła się przed siebie, z trudem zmieniając kierunek.
Helmuth von Moltke uważał, że raz przyjęte ugrupowanie
operacyjne trudno zmienić. Rozpoznanie operacyjne było
słabe. Wykonywała je jedynie „krótkowzroczna” kawaleria
dywizyjna, dowództwo trzymało bowiem kawalerię strategi­
czną w odwodzie; miała wystąpić w „bitwie rozstrzygającej”.
Wskutek braku rozpoznania dowódcy obu wojsk walczących
nie mieli swobody działania. Tym samym czynnik zaskocze­
nia w ogóle tu nie zaistniał 18.
Z kolei czynnik siły był używany przez oba wojska mało
wydajnie. Annie pruskie ciążyły ku sobie, zamiast skupić
się na uderzeniu na przeciwnika. Natomiast Ludwik von
Benedek miotał się między nimi, nie mogąc zdecydować
16 ibid., s. 276.
17 M o s s o r , op.cit., s. 449.
18 ibid., s. 450.
się, na którą armię uderzyć najpierw. Gdyby stojąc przed
twierdzą Königgrätz uderzył całą swą kawalerią na nad­
ciągającą 2. Armię, aby ją powstrzymać, a w międzyczasie
zdecydowanie uderzył na chwiejące się pod naporem jego
obrony 1. Armię i Armię Elby, rezultat bitwy mógł
wyglądać inaczej 19.
A co z oskrzydleniem?
Generał Moltke bał się ryzykować uderzenia na oba
skrzydła przeciwnika. Mimo to mógł zastosować dwustron­
ne zagrożenie jakimiś grupami oskrzydlającymi, co wzmoc­
niłoby siły działające czołowo. Nie uczynił tego. Gdyby
zaś 2. Armia przesunęła nawet w niewielkim stopniu część
swych sił na południe, oskrzydliłaby w pełni Armię
Północną. Natomiast na zachodnim skrzydle można było
przedłużyć zasięg Armii Elby kawalerią strategiczną. Przy
1. Armii znajdowały się w odwodzie dwie dywizje kawa­
lerii, przy 2. Armii — jedna. A gdyby — sugerował Stefan
Mossor — stworzyć z nich przed bitwą jedną grupę
oskrzydlającą i posłać ją przez Pardubice na tyły nie­
przyjaciela, klęska Armii Północnej byłaby pełna 20.
Ale obowiązująca od czasów cesarza Napoleona do­
ktryna wojenna nakazywała trzymać kawalerię do bitwy
i do pościgu.
W trakcie bitwy pod Sadową kawaleria 2. Armii wkroczyła
do akcji dopiero o godz. 19.00, a kawaleria 1. Armii nie
mogła w ogóle „przedostać się przez zatarasowane tyły”.
Zaledwie jej części, które nie były dowodzone jednolicie,
starły się z kawalerią austriacką osłaniającą odwrót.
Stefan Mossor dostrzegł w dowodzeniu przez generała
Helmutha von Moltke w bitwie pod Sadową „pierwsze
objawy dekadencji manewru oskrzydlającego”21. Jego opinię
podzielał Dominik Strasburger:
19 ibid., s. 452.
20 ibid., s. 452.
21 ibid., s. 454.
„Dzisiaj wiemy, że przeprowadzenie przez Moltkego tej
kampanii nie wyglądało aż tak dobrze. Przede wszystkim
uderza nas mała zwrotność ówczesnych wielkich zgrupo­
wań, a więc prawdopodobieństwo niepełnej realizacji zasady
manewru. Nawet tak zdolny wódz z trudnością sterował
ruchami poszczególnych armii, zadowalając się nadawaniem
im ogólnego kierunku, a w razie zmienionego położenia
zręcznie wykorzystywał inicjatywę podwładnych, którzy
będąc znacznie bliżej przeciwnika, mieli jaśniejszy obraz
rzeczywistych możliwości” 22.
W bitwie pod Sadową wojska pruskie nie przecięły
przeciwnikowi drogi odwrotu, dzięki czemu dowództwo
austriackie mogło wycofać z pola bitwy znaczną część
pobitych wojsk. W perspektywie odtworzyć swoje siły
i wojna mogła rozpocząć się na nowo. A wtedy zwycięstwo
pod Sadową mogłoby pójść na marne.
Generał Leonhard von Blumenthal także nie miał zbyt
dobrego zdania o dowodzeniu szefa Sztabu Generalnego
w czasie bitwy. Dał temu wyraz w liście do żony przechwy­
conym przez Austriaków i opublikowanym w prasie:
„Moltke jest genialnym człowiekiem, który nie ma
pojęcia o praktycznym życiu i nie zna się na ruchach
wojsk. Nie bardzo lubi, gdy mu mówię, że jego rozkazy są
niewykonalne, ale zawsze zmieni je dokładnie, według
tego, co mu powiedziałem” 23.
Z kolei Hans Herre stwierdził lapidarnie: „Bitwa dobrze
zaplanowana, ale nie najlepiej przeprowadzona” 24.
Generał Moltke również zastanawiał się nad błędami,
popełnionymi przezeń w czasie dowodzenia wojskami
pruskimi w bitwie. Doszedł do wniosku, że jeśli feldcech­
mistrz Benedek wzmocniłby prawe skrzydło swej armii,
tak że 2. Armia rozbiłaby sobie o nie głowę, wynik bitwy
22 S t r a s b u r g e r , op. cit., s. 108.
23 H e r r e , op. cit., s. 245.
24 ibid., s. 241.
mógłby być inny. Nie uczynił tego. Jak widać, generał
Moltke poza zręcznością miał tu dużo szczęścia. I współczuł
swemu przeciwnikowi:
„Pokonany wódz! Gdyby tak wiedział, choćby trochę,
cóż to ma za znaczenie! Wieczór w Königgrätz, jak tylko
o nim pomyślę! Taki zasłużony, dzielny i przezorny generał
jak Benedek!”.
O sławie wodza decyduje przede wszystkim sukces.
Niezwykle trudno jest określić, ile tego jest jego rzeczywistą
zasługą. W walce z nieprzezwyciężoną mocą okoliczności
przegra nawet najlepszy człowiek, a średniak bardzo często
dzięki niej wygrywa. Z łatwością dzielny wódz może
zostać pokonany przez słabszego. Ale — to był sobie
winny. Szczęście na trwałe sprzyja dzielnym ludziom” 25.
Generał Moltke wyniósł z tej bitwy jedną ważną naukę:
chcąc szybko pokonać przeciwnika, nie wystarczy pobić go
w bitwie. Należy mu również przeciąć drogi odwrotu, aby
nie mógł się wycofać, odtworzyć własnych sił i znowu
stanąć do walki 26.
Po latach Otto von Bismatck, zapytany, kto właściwie
wygrał bitwę pod Sadową, odparł:
— Pruski nauczyciel ludowy!
I to był także ważny czynnik, którego nie raczyli
dostrzec historycy wojskowości analizujący przebieg bitwy.
W czasie bitwy przy królu Wilhelmie I znajdował się
Georg Bleibtreu (1828-1892), absolwent Akademii Sztuk
Pięknych w Dlisseldorfie, autor dzieła Bitwa pod Bramą
Lipską, który zapragnął oddać zmagania obu wojsk na
płótnie. Przez cały czas bacznie obserwował bitwę i wyko­
nywał szkice. W rok potem powstał wielki panoramiczny
obraz Königgrätz. Musiał spodobać się królowi, skoro
potem jego autor namalował sceny z wojny francusko-
-pruskiej 1870/1871 pod Gravelotte i Sedanem.
25 ibid., s. 224.
26 S t r a s b u r g e r , op. cit., s. 111.
***

Znamy dokładne straty 2. Armii w całej wojnie, które


podały m.in. „Schlesische Zeitung” oraz „Independend
Belge”. I tak Korpus Gwardii stracił zabitych 20 oficerów
i 294 żołnierzy, rannych 51 oficerów i 1499 żołnierzy oraz
zaginionych 55 oficerów i 1291 żołnierzy. I Korpus miał
zabitych 18 oficerów i 299 żołnierzy, rannych 55 oficerów
i 1291 żołnierzy oraz 599 zaginionych. V Korpus miał
zabitych 23 oficerów i 404 żołnierzy, rannych 92 oficerów
i 1842 żołnierzy, zaginionych 360. Z VI Korpusu poległo
7 oficerów i 198 żołnierzy, rannych zostało 26 oficerów
i 920 żołnierzy, 251 było zaginionych. Dywizja kawalerii
— 2 oficerów i 26 żołnierzy zabitych, 8 oficerów i 81
żołnierzy rannych, jeden oficer i 40 żołnierzy zaginionych.
W sumie 2. Armia straciła od 27 czerwca do 26 lipca 1866
roku 67 oficerów i 1139 żołnierzy zabitych, 261 oficerów
i 5542 żołnierzy rannych i 2 oficerów oraz 11 184 żołnierzy
zaginionych 27.

***

3 lipca 1866 roku odbyły się w Prusach wybory do


parlamentu. Konserwatyści zdobyli tam 136 miejsc, 148
przeciwnicy Bismarcka, ale starzy liberałowie, sympatyzu­
jący z premierem — 24 mandaty. Był to kolejny sukces
premiera.

* **

Natomiast na froncie czeskim 4 lipca 1866 roku przeszedł


do historii wojny austriacko-pruskiej 1886 roku jako „dzień
telegramów”.

27 „Gazeta Warszawska”, nr 12 z 16 stycznia 1867.


Feldcechmistrz Benedek, który zanim dotarł do Ołomuń­
ca, miał swą kwaterę główną w Hohenmauth, napisał do
cesarza Franciszka Józefa I:
„Po więcej niż pięciu godzinach świetnego boju całej
armii i Sasów w oszańcowanej częściowo pozycji przed
Königgrätz i środkiem ku Lipie udało się nieprzyjacielowi
niepostrzeżenie osadzić się w Chlum. Wicher z deszczem
unosił kurzawę nad ziemią, tak że nie można było mieć
żadnego pewnego widoku. Zasłonięty z tyłu nieprzyjaciel
wdarł się do naszej pozycji w Chlum. Stamtąd nagle
i niespodziewanie silnie ostrzeliwane z boku i z tyłu
wojska zachwiały się i pomimo wszelkich usiłowań nie
można było powstrzymać odwrotu. Odwrót z początku
odbywał się z wolna, a stawał się spieszniej szy, w miarę
jak nieprzyjaciel naciskał, aż pokąd się wszystko po mostach
na Elbie i do Pardubic nie cofnęło. Straty trudno jeszcze
obliczyć, ale niewątpliwie są znaczne”.
Jak z tego widać, wszystkiemu była winna kurzawa.
Z kolei do feldmarszałka-porucznika Leonarda Rzykows-
kiego, dowódcy korpusu i twierdzy Kraków, przyszedł
telegram od komendanta twierdzy Königgrätz, z prze­
znaczeniem dla namiestnika cesarskiego:
„Wczoraj stoczono bitwę między Königgrätz i Joseph-
stadt. Do drugiej po południu była pomyślna dla oręża
austriackiego. Następnie nieprzyjaciel musiał oskrzydlać
i odpierać główne ataki ze Svinarec (na wysokości König­
grätz), na drodze do Hohenbruck. Benedek zajął stanowisko
poniżej punktu, gdzie stał. Armia nasza biła się wybornie
i tylko przypadek nie pozwolił jej osiągnąć owoców. Czeka
na spotkanie na mocnej pozycji” 28.
Komendant twierdzy Kraków zapewne umiał czytać
między wierszami. Od razu zrozumiał, że feldcechmistrz
Ludwig von Benedek poniósł klęskę. Zresztą wkrótce

28 ibid., nr 150 z 6 lipca 1866.


potem nadeszły do Krakowa gazety europejskie, gdzie
wszystko zostało napisane jasno i bez owijania w bawełnę.
Krakowianie nie na żarty zaczęli obawiać się, że wojska
pruskie mogą dotrzeć tutaj i zająć miasto, ale ducha dodało
im przybycie oddziałów, które walczyły z Prusakami koło
Oświęcimia. Żołnierze ci opowiadali, że nie taki Prusak
straszny i można go pokonać. Mimo to komendant na
wszelki wypadek rozkazał wzmożenie czujności. Właśnie
niedawno sąd wojenny kazał powiesić szpiega pruskiego
J. Selera, który zanadto interesował się umocnieniami
twierdzy Kraków. Gdy trumnę ze zwłokami szpiega
wiózł kondukt na cmentarz, tłum obrzucił ją błotem
i kamieniami 29.
Feldmarszałek-porucznik Leonard Rzykowski
(1810-1867) rodem z Myślenic był znakomitym oficerem,
a fortyfikacje krakowskie zamienił w twierdzę nie do
zdobycia. Niestety, zmarł w rok potem.

J u l i u s z D e m e l , Stosunki gospodarcze i społeczne w Krakowie


w latach 1853-66, s. 441.
Bój o Chlum

Potyczki kawaleryjskie
Benatky — bój
Chlum — stanowisko
dowodzenia Benedeka

Hradec Krâlové — resztki twierdzy


Hradec Krâlové — koszary Armii Północnej

Hradec Krâlové — katedra


Chlum — kościół

Chlum — wnętrze kościoła - tu leżeli ranni


Chlum — nagrobek gene­
rała austriackiego

Chlum — nagrobek ofice­


ra pruskiego
Muzeum w Chlum

Chlum — wnętrze muzeum


Makieta bitwy — Muzeum Chlum

Chlum — działo austriackie


WOJNA TOCZYŁA SIĘ NADAL

Arcyksiążę Albrecht Habsburg przebywający w Weronie


dowiedział się niemal natychmiast, co rzeczywiście stało
się pod Sadową. Może gorliwie i z radością donieśli mu
o tym sami Włosi?
Dlatego już 4 lipca arcyksiążę Albrecht wysłał telegram
do cesarza, chcąc go najwyraźniej pocieszyć:
„Klęska Armii Północnej jest wielkim nieszczęściem, ale
pomimo tego jeszcze nic straconego nie ma. W 1809 roku
po klęsce pod Ratyzboną nastąpiło najpiękniejsze zwycięs­
two pod Aspern. I dziś czeka to samo, jeżeli ani w armii,
ani w ludzie upadek na duchu się nie objawi”.
Czy jednak arcyksiążę Albrecht nie cieszył się w duchu,
że to nie on dowodził Armią Północną?
„Gdyby Benedek w Czechach miał rzeczy tak gotowe,
jak arcyksiążę Albrecht — pisał wiedeński korespondent
„Gazety Warszawskiej” — może inaczej potoczyłyby
się wypadki. Oddano mu dowództwo, zamiast arcyksięciu
Albrechtowi, dlatego iż zadanie było trudniejsze, a raczej
rozpaczne. Gdyby arcyksiążę Albrecht przegrał pod Sa­
dową, dla powstrzymania objawów publicznych może
by silniejszych trzeba było środków, jak ogłoszenie stanu
wyjątkowego w Wiedniu. Poświęcono Benedeka dla osło­
nięcia innych, a razem całego systemu” 1.
Wcześniej tenże korespondent wyakcentował mocno, że
wina za przegraną była nie po stronie armii, lecz dyplomacji
austriackiej, która znając stan armii „nie uznała ani uchylić
wojny, ani też jej odroczyć, ale owszem pozwoliła na
prowadzenie dwóch wielkich wojen od razu” 2.
Ale tego samego dnia do Wiednia nadeszła kolejna
niepomyślna wiadomość: 4 lipca 1866 roku na froncie
nad Menem armia bawarska została pokonana w bitwach
koło Neidhardshausen, Celle, Wiesenthal przez oddziały
Armii Menu.
4 lipca 1866 roku VI Korpus austriacki dotarł do
Ołomuńca. Natomiast III Korpus i dywizja kawalerii,
dowodzona przez księcia Schleswig-Holsteina, oraz rezerwy
kawaleryjskie zostały wysłane do Florisdorf koło Wiednia.
Wkrótce potem reszta Armii Północnej odeszła do Ołomuń­
ca. Ten manewr nie był najzręczniejszy, bowiem odsłaniał
Wiedeń i stwarzał niebezpieczeństwo odcięcia przez wojska
pruskie komunikacji ze stolicą Austrii3.
5 lipca artyleria pruska ostrzeliwała twierdzę Königgrätz.
Wedle relacji żołnierzy pruskich piszących korespondencje
do niemieckich gazet stanowiła ona dobry cel. Ale ostrzał
twierdzy nie wyrządził w niej większych szkód.
Natomiast artyleria pruska odnosiła się z respektem do
twierdzy Josephstadt mającej wysokie obwałowania, zza
których ledwie było widać forteczne wieże. Dowódcy
pruscy uznali, że szkoda tracić amunicję, jeśli nie ma
widoków na wymierne efekty.
Obóz pruski stanął niedaleko twierdzy, ale poza za­
sięgiem jej dział, na polu obsianym pszenicą, która
oczywiście zaraz została zdeptana. Żołnierze zbudowali
1 „Gazeta Warszawska”, nr 219 z 29 września 1866.
2 ibid., nr 185 z 23 sierpnia 1866.
3 Jarosław D ą b r o w s k i , Rys krytyczny, s. 106.
tam baraki z poszyć zburzonych domów, a za kołki do
podparcia służyły im porzucone i znalezione karabiny
austriackie. Wcześniej pogrzebano tu zabitych — armia
pruska biwakowała na wielkim cmentarzu. Żołnierze
pruscy nie mogli korzystać z wody ze znajdujących się na
polu studzien; wszystkie zostały zasypane, bowiem woda
nie nadawała się do picia.
Jak widać, nie było to przyjemne miejsce do biwakowa­
nia, choć panowała typowa letnia pogoda. Dowództwo
pruskie dla umilenia pobytu żołnierzom rozkazało wieczo­
rami grać orkiestrom wojskowym.
Wojska pruskie stanęły w odległości pięciu mil od
twierdz Josephstadt i Königgrätz. Na ich prawym skrzydle
znajdował się VIII Korpus Nadreński z Armii Elby, dalej
korpusy IV Saski i III Brandenburski. Dalej stała 2. Armia
Śląska (I Korpus Wschodniopruski, Korpus Gwardii, V Kor­
pus Poznański, VI Śląski). Wojska te blokowały garnizony
obu twierdz.
Natomiast Armia Północna, nadal dowodzona przez
feldcechmistrza Ludwiga Benedeka, wycofała się na pół­
nocny wschód, maszerując na Ołomuniec na Morawach.
Tam dopiero żołnierze dostali pierwszy posiłek od 1 lipca.
Dowództwo pruskie nie wiedziało o tym, bowiem dając
swemu wojsku 48 godzin na odpoczynek, straciło ślad
armii austriackiej. Dopiero gdy koło Czeskiej Trebowie
został wzięty do niewoli austriacki kurier z kopiami
rozkazów Benedeka, sztab pruski zorientował się, gdzie
podział się jego przeciwnik 4.
6 lipca o godz. 18.00 wojska pruskie zaatakowały
twierdzę Königgrätz. Twierdza była dobrze umocniona
i natarcie nie przyniosło żadnych rezultatów. Chodziło
o pokazanie swej siły i nakłonienie dowództwa twierdzy do
kapitulacji. Jakoż rzeczywiście komendant Königgrätz

4 ibid., s. 106.
oznajmił dowództwu pruskiemu, że rozważa tę ewentual­
ność. Oczywiście — jak twierdził — musi porozumieć się
w tej sprawie ze swymi zwierzchnikami. Potem jednak
komendant Königgrätz oświadczył, że rozmyślił się; wido­
cznie uznał, że twierdza może długo się bronić i nie widzi
powodu do jej poddania.
Jak wkrótce się okazało, komendant po prostu grał na
zwłokę, ponieważ chciał bez przeszkód uratować sprzęt,
znajdujący się przed murami twierdzy, porzucony przez
uciekającą z pola bitwy Armię Północną. Udało mu się to
w zupełności. Zapasy twierdzy wzbogaciły się o kilkadziesiąt
dział, a także o znaczne zapasy amunicji oraz inny sprzęt.
Generał Helmuth Moltke uznał, że oczywiście nie ma
sensu utrzymywać przy twierdzy dużych sił, zwłaszcza że
pojął, iż Armia Północna wcale nie została całkowicie
rozbita, jak początkowo mniemał, i że zapewne wkrótce
zacznie odtwarzać swe siły. Dlatego do obserwacji twierdz
Josephstadt i Königgrätz wyznaczył jedynie VI Korpus
2. Armii Śląskiej. Reszta dywizji armii podążyła w pościg
za Armią Północną. Natomiast 1. Armia ruszyła na Brno,
zaś Armia Elby — na Wiedeń.
7 lipca cesarz Franciszek Józef I dekretem upoważnił
ministra skarbu do uzyskania pożyczki 200 min złr (pożycz­
ka dobrowolna lub obligacje skarbowe), a Bank Narodowy
Austrii pożyczył 60 mln złr pod zastaw kopalni soli
w Wieliczce. Natomiast kosztowności ze skarbca cesars­
kiego zostały przewiezione do twierdzy w Komornie5.
7 lipca dywizje 2. Armii Śląskiej dotarły do Böhmisch
V

Trubow (Ceska Trubova), natomiast 1. Armia maszerowała


na południe i zachód od Chrudim, zaś dywizje Armii Elby
znajdowały się na zachód od Pardubic.
8 lipca feldmarszałek-porucznik Gablenz zaproponował
zawieszenie broni, obiecując, że wojska austriackie

5 „Tygodnik Ilustrowany” nr 353 z 1 lipca 1866.


opuszczą Josephstadt i Königgrätz, ale król pruski się
nie zgodził 6.
9 lipca dywizje 2 Armii Śląskiej dotarły do Pardubic
i zajęły miasto bez walki. Tam też król pruski przeniósł
swą kwaterę główną; ale w dzień później był już w Zwittau
(Svitavy).

* * *

Na teatrze wojennym w dolinie Menu 10 lipca 1866


roku koło miejscowości Hammelberg, Kissingen, Fried-
richshall, Hausen i Waldashack wojska pruskie starły się
z oddziałami bawarskimi. Armia bawarska wraz z posił­
kującym go VIII Korpusem austriackim miała liczyć 180
tysięcy żołnierzy. Skoncentrowała się w rejonie Schwewin-
furt. Natomiast wojska pruskie liczyły tylko 60 tysięcy
żołnierzy i wyglądało na to, że mogą tutaj ponieść
porażkę, tym bardziej że Bawarczycy znani byli ze swej
waleczności i łatwo nie ustępowali z pola walki. Ale gdy
przyszło do rozstrzygającej bitwy, znalazła się tam tylko
jedna dywizja bawarska, zaś oddziały pruskie, choć też
zmniejszone (liczyły 40 tysięcy żołnierzy), to jednak były
trzykrotnie liczniejsze. Mimo to bój trwał 24 godziny
i był bardzo zacięty. Sześć razy Prusacy zdobywali
przejście przez Aschach na rzece Saali, gdzie w dramatycz­
nych okolicznościach utonęło stu żołnierzy pruskich, gdy
cofali się pod celnym ogniem Bawarczyków. Padali jeden
po drugim i jeden na drugim, tak, że ich ciała stworzyły
tamę na rzece, która w pewnym momencie aż wystąpiła
z brzegów. W końcu jednak nieustępliwi Prusacy pobili
oddziały Bawarczyków i je odparli. W dzień potem
znowu wojska pruskie pokonały w zaciętej bitwie dywizję
Bawarczyków, tym razem koło Orenbach 7.
6 D ą b r o w s k i , op. cit., s. 107.
7 „Gazeta Warszawska”, nr 162 z 20 lipca z 1866.
* * *

W Saksonii władze okupacyjne poczynały sobie coraz


bardziej bezczelnie. Nie dość, że Saksonia płaciła 10 tysięcy
talarów dziennie kontrybucji, to jeszcze komisarz cywilny
Wurmb wpadł na pomysł, aby zorganizować wybory do...
pruskiego Landtagu. Widocznie uważał, że królestwo króla
Johanna już wkrótce także stanie się częścią Prus. Ale jak
na razie nie zanosiło na się na to — Sasi nie mieli zamiaru
uczestniczyć w tych wyborach i zbojkotowali je całkowicie.
Inicjatywa komisarza Wurmba poniosła całkowite fiasko.

* * *

Tego samego dnia cesarz Austrii wydał manifest, w któ­


rym stwierdził, że gotów jest zawrzeć honorowy pokój
z Prusami.
„Niepowodzenia dotknęły mnie boleśnie, ale nie skru­
szyły odwagi. Ufam w Boga, odwagę armii i prawo i gotów
jestem zawrzeć pokój zaszczytny, ale prowadzić będę
wojnę na śmierć i życie, jeśliby nieprzyjaciel chciał
zachwiać potęgę państwa” 8.
10 lipca 1866 roku cesarz mianował arcyksięcia Albrechta
naczelnym wodzem armii austriackiej, a generała Franciszka
barona Johna — szefem sztabu.
Feldcechmistrz Benedek został wezwany do stolicy Austrii.
Czekały go zeznania przed komisją wojskowo-śledczą,
powołaną przez cesarza Franciszka Józefa I do wyjaśnienia
przyczyn klęski. Przewodniczącym komisji został feldmar-
szałek-porucznik Franciszek Hauslab (1798-1883), szef
Komitetu Naukowego w Ministerstwie Wojny.
Król pruski na razie odrzucał zawieszenie broni. Roz­
grzany zwycięstwem, chciał pełnego rozgromienia armii

8 „Tygodnik Ilustrowany” nr 353 z 1 sierpnia 1866.


austriackiej i zajęcia Wiednia. Czynem tym chciał zaćmić
sławę innego pogromcy Austrii — króla Fryderyka II.
Przeciwny temu był jednak premier Bismarck. Choć sam
był zaprzysięgłym wrogiem Austrii, zdawał sobie sprawę,
że całkowite jej zniszczenie może wywołać spore kom­
plikacje międzynarodowe. Przestrzegał króla Wilhelma I
przed tymi konsekwencjami; już przecież zgłaszał swe
obiekcje co do dalszego prowadzenia wojny przez Prusy
cesarz francuski Napoleon III. Mogła też zaniepokoić się
neutralna dotąd w sporze austriacko-pruskim, ale życzliwa
poczynaniom Prus w krajach niemieckich — Rosja.
— Lepiej nie drażnić rozmiarami zwycięstwa między­
narodowej opinii publicznej. Mogłoby to zaszkodzić naszym
późniejszym planom zjednoczenia Niemiec — oświadczył.
Na razie jednak odurzony zwycięstwem monarcha z tru­
dem przyjmował te sugestie do wiadomości. Dnia 11 lipca
wydał rozkaz dywizjom 1. Armii, aby maszerowały na
Ołomuniec i na Brno. Natomiast Armia Elby miała ruszyć
na Igławę (Ihlava), a potem na Znojmo. Stąd do Wiednia
było już blisko.

* * *

Ale w stolicy Austrii nie odczuwało się zagrożenia, choć


oczywiście panowało przygnębienie spowodowane klęską
Armii Północnej. Setki wiedeńczyków miały w tej armii
swych bliskich: krewnych, przyjaciół, choćby znajomych.
Prasa zagraniczna odnotowała rozmowę między wiedeń­
czykiem kupującym prasę a sprzedawczynią z kiosku:
— Ciągle mówi się o zwycięstwach austriackich, a nic
o tym nie ma w gazecie — stwierdził klient.
— Pan kupuje nie tę gazetę, co trzeba — odparła
sprzedawczyni.
Wojska austriackie nie rezygnowały jednak z walki.
Kawaleria ciągle kręciła się na drodze marszu 1. Armii,
usiłując przeszkadzać jej w miarę możności w dalszym
posuwaniu się na Brno. Dnia 12 lipca generał-major Leopold
von Edelsheim na czele swej dywizji kawalerii uderzył koło
Rosnitz (Rosnice) na południowy zachód od Brna na pułk
huzarów pruskich z 1. Armii penetrujący okolicę tego miasta,
rozbił go i wziął 400 żołnierzy do niewoli. Tak starał się
opóźniać marsz pruskich wojsk, czekając aż nadejdzie
z frontu włoskiego Armia Południowa.
Niewiele jednak to pomagało. Wojska Armii Elby
maszerowały nadal, a 13 lipca 1. Armia zajęła Brno, miasto
liczące 440 tysięcy mieszkańców, stanowiące dotąd, jak
twierdziła prasa pruska, „ośrodek nienawiści” do Prus.
Tam wkroczył o godz. 15.00 król Wilhelm I. Na rogatkach
miasta witali go na czele delegacji władz Brna ordynariusz
diecezji biskup hr. Schaffgotsch i burmistrz Gistra. Król
został powitany wzniosłą mową wygłoszoną przez burmis­
trza sławiącą jego męstwo i łaskawość. Biskup i burmistrz
prosili, aby Wilhelm I był także łaskawy dla miasta.
Król, który stanął kwaterą w pałacu namiestnika, urządził
wieczorem przyjęcie, na którym odznaczył generała Karola
Steinmetza Orderem Orła Czarnego. Natomiast dowódca
1. Armii mianował generała-majora Legsfelda komendan­
tem miasta, a dyrektor policji armii Stieber został tam
dyrektorem policji.
Ten od razu wziął się do roboty. Skonfiskował listy
z Wiednia znajdujące się na poczcie, zamknął dzienniki
czeskie, a na niemieckie nałożył cenzurę, a także ogłosił
kary dla sabotażystów.
Nazajutrz w Brnie odbyła się defilada wojskowa. O godz.
3.00 rano mieszkańców zbudziła muzyka wojskowa. Na
czele wojsk pruskich, których do Brna weszło 50 tysięcy,
maszerował 35. Pułk Piechoty. Za nim kroczyły inne
oddziały wojskowe, które podążyły na modlitwę z udziałem
króla. Monarsze towarzyszyli: Fryderyk Franciszek II książę
Meklemburg-Schwerin, książę Albrecht Fryderyk Henryk
Hohenzollern, książę Karol i książę Fryderyk Karol. Wojsko
utworzyło czworobok na rynku. Cztery orkiestry wojskowe
zagrały marsze, a kaznodzieja pobłogosławił wojsko, ale
w swym kazaniu rzekł też ostrzegawczo:
— Oddajcie się Panu Bogu w opiekę, bo jeszcze ciężkie
próby mogą was spotkać.
Do Wiednia żołnierze pruscy mieli wprawdzie tylko
8-10 dni marszu, ale rzeczywiście na jego trasie różnie
mogło się zdarzyć. Niektórzy wojskowi austriaccy uważali,
że wprawdzie Austria przegrała bitwę, ale czy wojnę?
Przypomnijmy sobie choćby telegram arcyksięcia Albrechta
do cesarza Franciszka Józefa I...
„La France”, której korespondent pan Vilbort stale
towarzyszył 2. Armii, doniosła, że premier Bismarck
oświadczył na przyjęciu, wydanym przez króla burmistrzowi
Brna, iż pokój może być zawarty tylko wtedy, gdy cesarz
poprosi o to króla Prus. Czy burmistrz przekazał tę sugestię
na dwór cesarski, trudno obecnie stwierdzić z całą pewnoś­
cią — a jeśli tak, to musiał uczynić to bardzo dyskretnie.
Król pruski przebywając w Brnie był w dobrym humorze,
bowiem dowiedział się, że 13 lipca oddziały pruskie pobiły
koło Lauffach wojska księstwa Hesse-Darmstadt dowodzo­
ne, jak wiadomo, przez księcia Aleksandra, szwagra cara9.
Książę Aleksander tłumaczył się potem, że odbierał od
rządów państw, do których należały dowodzone przez
niego wojska, sprzeczne rozkazy, co powodowało jego
dezorientację i krępowało ruchy jako dowódcy 10.
13 lipca król pruski był gotów zgodzić się na trzydniowe
zawieszenie broni, ale cesarz Franciszek Józef chciał, aby
rozejm obejmował również armię związkową i aby poza
linią demarkacyjną wojska mogły swobodnie się przemiesz­
czać. Na to nie chciał zgodzić się Wilhelm 11.
9 „Gazeta Warszawska”, nr 178 z 8 sierpnia 1866.
10 S z e n i e , op. cit., s. 199.
11 D ą b r o w s k i , op. cit., s. 107.
Tego samego dnia wojska stacjonujące w Ołomuńcu
otrzymały rozkaz wymarszu do Florisdorf. Benedek pozo­
stawał nadal w twierdzy, ale był już pozbawiony dowództ­
wa. Do Florisdorf wyruszyły III Korpus i Korpus Saski 12.
14 lipca 1866 roku wojska pruskie stoczyły z armią
bawarską bitwę koło Aschafenberg, zakończoną niepomyśl­
nie dla tej ostatniej. Natomiast na czeskim teatrze wojennym
tego samego dnia dywizje 1. Armii doszły do miejscowości
Chwała, gdzie dowództwo wezwało burmistrza Pragi dr.
Vaclava Belsky’ego na rozmowy z podpułkownikiem
Ranischem, dowódcą 1. Korpusu Gwardii landwery, który
został wyznaczony przez księcia Fryderyka Karola na
stanowisko przyszłego komendanta wojennego Pragi. Bur­
mistrz zjawił się o godz. 17.00 w obozie pruskim w towa­
rzystwie metropolity Pragi, kardynała księcia von Schwa­
rzenberg.
Podpułkownik Ranisch był wobec nich bardzo uprzejmy,
ale nie miał im do przekazania niczego miłego. Rozmowa
dotyczyła szczegółów zajęcia Pragi przez wojska pruskie
i stanowiła właściwie monolog podpułkownika. Burmistrz
i kardynał dowiedzieli się, że do miasta wejdzie korpus
dowodzony przez generała-porucznika Adolfa Ludwika
Gruszczyńskiego von Rosenberg (1808-1884).
Gruszczyńscy herbu Poraj to stara polska szlachta z Sie­
radzkiego. W końcu XVIII wieku przedstawiciele tego
rodu postanowili związać się z Prusami. Franciszek Grusz­
czyński, właściciel Starego Błonowa, wstąpił do armii
pruskiej i został generałem. Z kolei Antoni Gruszczyński
był dyrektorem Towarzystwa Kredytowego w Prusach
Zachodnich i w 1809 roku uzyskał od króla pruskiego tytuł
barona z przydomkiem von Rosenberg. Czy był to dziadek,
a może ojciec Adolfa Gruszczyńskiego? Ten zaś urodził się
koło Człuchowa i zaczął karierę w pułku grenadierów

12 ibid., s. 110.
w Berlinie; w 1859 roku został jego dowódcą. Potem był
szefem sztabu w korpusie dowodzonym przez księcia
Albrechta Pruskiego. Stopień generała-majora uzyskał
w 1859 roku. Został wtedy mianowany dowódcą brygady
piechoty gwardii, aby w 1866 roku objąć dowództwo
korpusu landwery.
W związku z wejściem wojsk okupacyjnych do Pragi
podpułkownik Ranisch zażądał od burmistrza przygo­
towania kwater dla ośmiu tysięcy żołnierzy. Wiązało
się to oczywiście z równoczesnym ich utrzymaniem
— mieszkańcy Pragi mieli dostarczać dziennie okupantom
40 tysięcy bochenków chleba dwufuntowego i odpo­
wiedniej ilości mięsa, wina i piwa.
— Prażanie chcą okazać swą gościnność i przygotowali
dla waszego wojska ogromną ilość knedliczków — oświad­
czył burmistrz.
Podpułkownik się skrzywił:
— Nasi żołnierze wolą mięso i jarzyny — odparł sucho.
Nazajutrz wojska pruskie wkroczyły do Pragi. Na ich
powitanie wyległy tłumy mieszkańców; widocznie prażanie
byli ciekawi, jak wyglądają pogromcy walecznej armii
austriackiej. Wojska pruskie maszerowały z chrzęstem
oręża, dumnie, z podniesionymi głowami, wybijając rytm
na bruku. Wśród oglądających wzbudziły respekt i strach.
Oddziały doszły do placu Karola, gdzie podpułkownik
Ranisch wydał rozkaz zatrzymania się i utworzenia czworo­
boku. Tam odbył się uroczysty apel.
Na początku podpułkownik Ranisch złożył raport gene­
rałowi Gruszczyńskiemu. Potem odbyła się defilada i od­
działy podążyły do wyznaczonych kwater. Zaczęła się
okupacyjna codzienność.
Jak potem się okazało, w rzeczywistości żądania dowódz­
twa wojsk okupujących miasto były daleko większe, niż
zapowiadał to podpułkownik Ranisch. Prażanie musieli
codziennie dawać 120 tysięcy bochenków chleba, a poza
tym znaczne ilości mięsa, owsa dla koni, wina, a nawet
cygar, płócien i sukna13. Magazyny cesarskie zostały
wyczyszczone z wszelkiego dobra, a rzeczy z nich zabrane
żołnierze pruscy sprzedawali potem za pół darmo na targu.
Burmistrz usiłował interweniować w komendanturze, ale
otrzymał twardą odpowiedź:
— Jeśli będziecie natrętni, nastąpią jeszcze surowsze
kroki.
Dzierżawcy akcyzy musieli zapłacić wojskom okupacyj­
nym dużą kontrybucję. Władze pruskie nakazały wydawa­
nie dzienników po południu, bowiem urzędnicy cenzury
nie mogli nadążyć ze swą pracą. Burmistrz zakazał
wówczas zamieszczania tekstów podburzających ludność
przeciw Prusakom. Wsie w tej części Czech, przez którą
przetoczyła się wojna, zostały spustoszone, domy i zagrody
— częściowo w gruzach, zbiory stratowane. Zaczęła
przybierać na sile przestępczość. Najpierw pojawiły się
drobne kradzieże, czego w Czechach nigdy dotąd nie było,
potem podparte groźbami usiłowania wymuszenia, a także
podpalenia domostw. Zaczęła się wojna partyzancka
przejawiająca się zwłaszcza zbrojnymi napadami na kon­
woje pruskie wiozące zaopatrzenie dla armii. Dochodziło
też do aktów dywersji. Jak podawała „Gwiazdka Cieszyńs­
ka” (nr 35 z 1866 roku), partyzantami dowodził kapitan
Alfred Vivenot. Nominację otrzymał od cesarza Franciszka
Józefa. Zaczynał walkę z 38 żołnierzami; potem liczebność
jego oddziału wzrosła do 500. Komenda pruska w Par­
dubicach zaczęła walkę z partyzantami i kazała rozstrzelać
dziesięciu mężczyzn, złapanych z bronią w ręku. Podobnie
postąpiła komenda wojskowa w Skalitz, gdzie pruscy
żołnierze ujęli trzech mężczyzn z bronią w ręku. Trybunał
wojskowy skazał ich jeszcze tego samego dnia na śmierć
i też kazał rozstrzelać 14.
13 „Gazeta Warszawska”, nr 158 z 16 lipca 1866.
14 ibid., nr 164 z 23 lipca 1866.
Tu i ówdzie ludność czeska występowała przeciw Żydom.
Powodem tego był fakt, że niektórzy kupcy żydowscy
skupowali od wojsk pruskich nadwyżki żywności, ściąg­
niętej w drodze kontrybucji, po czym sprzedawali ludności
po paskarskich cenach. W tym wypadku wojskowe władze
pruskie reagowały dość ospale i napastnicy cieszyli się
bezkarnością. Oburzenie ludności czeskiej było tym więk­
sze, że właśnie na skutek kontrybucji na terenach okupo­
wanych przez Prusaków zaczynało brakować żywności.
Jednocześnie społeczeństwo czeskie zaczęło organizować
się w celu pomocy ofiarom kataklizmu wojennego.
Pierwszy tego przejaw stanowiło powołanie Komitetu
Pomocy Rannym w Pradze, który zbierał szarpie, prze­
ścieradła, bandaże, poduszki, sienniki, leki itp. Straty
w Czechach, poniesione na skutek wojny, były ogromne.
Obliczano je na 300 mln złr. Sama Praga straciła na
kontrybucjach 700 tys. złr.
Jakby jeszcze nie było dość nieszczęść, jednocześnie
pojawiła się epidemia cholery, która objęła Pragę i okolice.
Do 9 września zachorowało 18 289 osób, a zmarło 8452.
Władze samorządowe Pragi podjęły starania mające na
celu zwalczenie cholery, i złagodzenie skutków kon­
trybucji. W uznaniu zasług burmistrza na tym polu dr
Vaclaw Belsky został odznaczony potem przez cesarza
Franciszka Józefa Orderem Leopolda, co było równo­
znaczne z przywróceniem jego rodowi szlachectwa ode­
branego po bitwie pod Białą Górą15. Cesarz zarządził też
otwarcie dla ludności spichlerzy cesarskich w Czechach
i Morawach.
14 lipca z Ołomuńca wymaszerowały austriackie I i VIII
korpusy oraz Dywizja Lekkiej Kawalerii, dążąc przez
Preau (Prerov) i Tobitschau (Tovacov) do obozu woj­
skowego we Florisdorf koło Wiednia.

15 ibid., nr 216 z 26 września 1866.


Ale dowództwo pruskie nie pozostało obojętne wobec
ruchów wojsk nieprzyjaciela. Dnia 15 lipca straż przednia
1. Armii zajęła Lundenburg (Breclav), ważny węzeł kole­
jowy, skąd odchodziły linie do Brna i Ołomuńca. W ten
sposób Prusacy przecięli komunikację Wiednia z Ołomuń­
cem, blokując tam resztę Armii Północnej. W ołomunieckiej
twierdzy zostało 20 tysięcy żołnierzy. Ostatnim pociągiem
z Ołomuńca przed zajęciem Lundenburga wyjechał feld-
cechmistrz Ludwig Benedek 16.

***

Tego samego dnia dywizje Armii Elby doszły do Znojna.


Dnia 16 lipca jednostki 2. Armii Śląskiej stoczyły z od­
działami cofającej się Armii Północnej bitwę koło Ołomuń­
ca. Walczyła tam po stronie pruskiej brygada piechoty
dowodzona przez generała-majora von Moltke (4. i 44.
pp.) z I Korpusu generała-porucznika Edwarda Bonina oraz
dwa pułki kirasjerów. Wojska pruskie zaatakowały pozycje
austriackie koło Tobitschau (Tovacov) bronione przez
brygadę dowodzoną przez generała-majora von Rotkirch
z II Korpusu. Walka była krwawa, ale jeszcze raz górowało
lepsze wyszkolenie i znajomość kunsztu żołnierskiego
pruskich wojsk. Prusacy zdobyli 18 dział i wzięli do
niewoli czterystu jeńców. Straty pruskie były oczywiście
o wiele mniejsze, bowiem wyniosły stu zabitych i rannych.

* * *

Także tego samego dnia na froncie w dolinie Menu


generał Vogel von Falckenstein, wymaszerowawszy ze swą
dywizją z Gotha-Eisenach, wzmocniony DP dowodzoną
przez generała Goebena i liczącą 7 tysięcy żołnierzy, zajął

16 D ą b r o w s k i , op.cit., s. 110.
Frankfurt nad Menem. Mieszkańcy Frankfurtu szybko
odczuli twardą rękę pruską. Generał Vogel von Falckenstein
nałożył na nich wysoką kontrybucję, rozwiązał senat, sejm
i władze miejskie.
17 lipca wojska pruskie dotarły do Nikolsburga (Mikoluv)
znajdującego się 70 km na północ od Wiednia, na granicy
Moraw z Austrią. Tamtejszy zamek, zbudowany przed
1280 rokiem przez króla Przemysława Ottokara I, potem
lenno Jindricha z Lichtenstein, przez wiele lat znajdujący
się w rękach rodu Ditrichsteinów, a w owym czasie
należący do Aleksandra hr. Mensdorfa-Poully, ministra
spraw zagranicznych Austrii ożenionego z księżniczką
Ditrichstein — stał się tymczasową siedzibą króla Prus
i jak miało się wkrótce okazać, również miejscem negocjacji
austriacko-pruskich.
12. DP dowodzona przez generała-porucznika Prondzyn-
skiego, która obserwowała twierdzę Königgrätz, miała
kłopoty z lokalną partyzantką. Żołnierze pruscy ujęli
w końcu dziesięciu czeskich wieśniaków z bronią w ręku,
którzy atakowali konwoje transportowe. Wieśniacy stanęli
przed sądem polowym w Pardubicach i dalszy ich los nie
był do pozazdroszczenia.
Nad rzeką Marchą koło miejscowości Holcs na połu­
dniowy wschód od Bratysławy pojawiły się oddziały
1. Armii, wchodząc na terytorium Węgier.
Po pewnym czasie 12. DP została odwołana spod König-
grätz. Zostawiła jednak do obserwacji obu twierdz, König­
grätz i Josephstadt, 33. Pułk Piechoty, batalion 31. Pułku
Piechoty, cztery szwadrony kawalerii i pięć baterii dział.
Natomiast twierdzę Ołomuniec miała obserwować 9. DP.
W tym czasie do Austrii zaczęły napływać oddziały
Armii Południowej z Italii. Wiedeńczycy mówili o nich
z nadzieją. Arcyksiążę Albrecht (1817-1898), syn arcy-
księcia Karola, zwycięzcy z 1809 roku spod Aspem, gdzie
pokonał wojska napoleońskie, uczestnik zwycięskiej dla
Austriaków bitwy koło Novara w 1849 roku w Italii, były
gubernator Węgier — był ostatnią nadzieją Austrii w woj­
nie z Prusami. Nowa armia austriacka miała składać się
z dziesięciu korpusów liczących po 25 tysięcy żołnierzy.
Poszczególnymi korpusami mieli dowodzić: I — feld-
marszałek-porucznik Karl Gondrecourt, II — feldmarszałek-
-porucznik Karl Thun von Hohentadt, III — feldmarszałek-
-porucznik arcyksiążę Ernest von Habsburg (1824-1899),
IV — feldmarszałek-porucznik Karl Zaitzek, V — feld-
marszałek-porucznik von Rodich z Armii Południowej, VI
— feldmarszałek-porucznik Wilhelm von Ramming, VII
— feldmarszałek-porucznik Antoni von Molinari, VIII
— feldmarszałek-porucznik Weber, IX — feldmarszałek-
-porucznik Ernest von Hartung z Armii Południowej,
X — feldmarszałek-porucznik Ludwik Gablenz. Prócz tego
arcyksiążę Albrecht dysponował pięcioma dywizjami ka­
walerii dowodzonymi przez generała-majora Leopolda von
Edelsheim, księcia Taxis, feldmarszałka-porucznika barona
Ludwika von Pulz z Armii Południowej, księcia Schleswig-
-Holstein, i feldmarszałka-porucznika Karola hr. Cuoden-
tove. W sumie armia dowodzona przez arcyksięcia Alb­
rechta liczyła 260-280 tysięcy żołnierzy17.
Nowy wódz zdawał sobie sprawę, że jest to przeciwnik
zupełnie innej klasy i z nim tak łatwo nie pójdzie. Ciekawe,
czy arcyksiążę Albrecht także zastanawiał się nad stoczeniem
walnej bitwy. W każdym razie zanosiło się na dalszy ciąg
wojny. Dlatego arcyksiążę testował różne rodzaje karabinów,
które chciał zakupić dla swej armii, w tym 16-strzałowe
karabiny amerykańskie. Czyżby Winchestery? Te karabiny
powtarzalne z zamkiem dwutaktowym, kaliber 11,2 m, długość
991 mm, lufa 508 mm, masa 3,5 kg, prędkość początkowa
343 m/s produkowane w 1855 przez firmę Olivera F.
Winchestera w New Haven mogłyby zmienić wynik wojny.

17 „Gazeta Warszawska”, nr 154 z 23 lipca 1866


Do stolicy Austrii zaczęły przychodzić kolejne pomyślne
wieści z frontu włoskiego, wzbudzając nadzieję, że jeszcze
nie wszystko stracone i być może losy wojny się odwrócą.
Nadzieję tę wyznawała również armia saska, która 20 lipca
defilowała przed arcyksięciem Albrechtem i księciem
Albertem, następcą tronu saskiego. Sasi udawali się do
Linzu na wypoczynek. Jak się okazało, największe straty
miały wśród nich bataliony strzelców, natomiast zachowała
się niemal cała artyleria. 21 lipca 1866 roku do Wiednia
dotarła wiadomość, że dzień wcześniej flota austriacka na
Adriatyku rozbiła flotę włoską koło Lissa-Vis. Dowódcą
floty austriackiej był znany nam już z wojny duńskiej
admirał Wilhelm von Tegetthof. Służyło w niej sześciu
admirałów oraz 362 oficerów. Ponadto miał on do dys­
pozycji pułk piechoty morskiej liczący 67 oficerów i 5051
żołnierzy.
Flota austriacka liczyła 29 okrętów, z tego jeden
liniowy „Kaiser”, siedem fregat pancernych, pięć fregat,
dwie korwety, 12 kanonierek. Natomiast flota włoska,
na czele z admirałem Carlo Pellon Persano (1806-1883),
liczyła 24 okręty, z tego osiem pancerników, monitor,
osiem fregat, trzy korwety, a także cztery kanonierki
i osiem parowców oraz inne mniejsze jednostki pływające.
W czasie bitwy flota austriacka zniszczyła dwie włoskie
fregaty pancerne i rozproszyła resztę okrętów wroga,
które wycofały się do bazy 18.
21 lipca prasę obiegła wiadomość, że gen. Edward Vogel
von Falckenstein ma zostać mianowany pruskim guber­
natorem Czech. Nie ucieszyła ona Czechów, ale jak się
okazało, wiadomość była przedwczesna. Generał Vogel
von Falckenstein ściągał właśnie z Frankfurtu kontrybucję
wysokości 25 min złr i nie szło mu to zbyt dobrze.
Mieszkańcy Frankfurtu protestowali, a w tej sprawie

18 Wikipedia, Bitwa pod Lissą.


interweniował u króla pruskiego baron Rotschild, z którym
władca musiał się liczyć, choćby z uwagi na jego finansowe
powiązania międzynarodowe.
21 lipca przednia straż dywizji dowodzonej przez gene­
rała Augusta Karola Christiana Goebena (1816-1880),
którą stanowiła brygada generała-majora Ferdynanda Kum-
mera (1816-1900), znowu pobiła wojska księstwa Hesse-
-Darmstadt.
Z frontu przychodziły też dobre dla Austrii wiadomości.
Dnia 22 lipca brygada generała-majora von Mondela i 14.
Pułk Piechoty oraz szwadron i cztery baterie z II Korpusu
starły się w boju z pruskimi 7. i 8. DP, które uderzyły na
miejscowość Blumenau znajdującą się na północny zachód
od Bratysławy. Wojska austriackie odparły atak, co dowo­
dziło, że zaczynają już poznawać tajniki taktyki wroga
i przystosowywać się do niej, a nawet znajdować na nią
antidotum.
Ale generał Moltke nie przejmował się tymi lokalnymi
sukcesami nieprzyjaciela. Miał już gotowy plan generalnego
natarcia na Wiedeń. Zamówił nawet w Prusach ciężką
artylerię, ponieważ uważał, że zdobywanie stolicy Austrii
nie pójdzie łatwo.
— A jeśli Francja wkroczy do wojny — spytał zaniepo­
kojony premier Bismarck. — Co wtedy się stanie?
— Wtedy przyjmiemy wobec Austrii postawę defen­
sywną na linii Elby i uderzymy na armię francuską
— odparł spokojnie generał Helmuth von Moltke.
Premier Bismarck jednak uważał, że wojna na dwa
fronty zmniejsza wyraźnie szanse powodzenia Prus, tak jak
obecna wojna, którą Austria prowadziła na dwa fronty,
naraziła ją na klęski. Doszedł do wniosku, że potrzebne są
rokowania z Austrią.
W tym czasie obie wojujące strony doszły do porozu­
mienia w sprawie zawieszenia broni. Dnia 22 lipca o godz.
12.00 ogłosiły wstrzymanie działań wojennych.
W tym właśnie momencie koło Blumenau (Modra),
niedaleko Bratysławy, IV Korpus pruski zaatakował trzema
brygadami tę miejscowość od frontu, zaś 4. Brygada,
dowodzona przez gen. Bose, obeszła pozycje austriackie
bronione przez brygadę gen. Toma z I Korpusu au­
striackiego, będącą jednocześnie garnizonem Bratysławy,
i odcięła jej odwrót. Pojawienie się kuriera z białą
flagą, informującego o zawieszeniu broni, wprawiło do­
wódcę korpusu pruskiego w osłupienie, ale musiał usza­
nować rozkaz swego dowództwa i niechętnie odstąpił
od dalszych działań wojennych 19.
Natomiast główny trzon wojsk pruskich znajdował się
już dwie mile od Wiednia i Bratysławy na równinie,
zwanej Morawskim Polem, blisko Wagram, na północny
zachód od stolicy Austrii, dzień marszu od niej. Wojska
pruskie stanęły obozem w liczącym 9 mil łuku, niedaleko
przed miejscowością Florisdorf, stanowiącą nieomal przed­
mieście stolicy. Wiedeńczycy widzieli w nocy, jak zapalały
się ogniska na biwakach pruskich. Stojąca u bram Wiednia
armia pruska liczyła wtedy 200 tysięcy żołnierzy 20.
23 lipca do Nikolsburga udali się: były minister wojny
baron Imre von Degenfeld, były poseł Austrii w Berlinie
hr. Karolyi, tajny radca Brenner, były urzędnik poselstwa
austriackiego przy Bundestagu, oraz radca Kneifstein,
attache tego poselstwa. Przybył też przedstawiciel Włoch
hr. Barrai. Wszyscy czekali na decyzję króla Prus — od
niej zależało, czy odbędą się rokowania pokojowe. W tym
celu generałowie pruscy odbyli naradę. Brał w niej udział
premier Otto von Bismarck. Akurat rozchorował się, więc
generalicja na czele z królem przyszła obradować do jego
apartamentów.
Jak wiadomo już wcześniej, Otto von Bismarck był
przeciwny dalszemu prowadzeniu wojny. Tłumaczył on
19 D ą b r o w s k i , op. cit., s. 119.
20 ibid., s. 114.
generałowi von Moltke, „fanatykowi map”, że nawet
z militarnego punktu widzenia Dunaj stanowi poważną
przeszkodę do sforsowania dla wojska. Jeżeli jednak armia
pruska przejdzie rzekę, straci łączność z zapleczem.
— Wówczas najprościej byłoby maszerować na Kon­
stantynopol, aby stworzyć nowe państwo bizantyjskie,
a Prusy pozostawić własnemu losowi — oświadczył
premier 21.
Poza tym nie dało się ukryć, że armia pruska doznawała
znacznego uszczerbku od panującej w Czechach cholery.
Do tej pory zmarło na tę chorobę 6427 żołnierzy, a więc
znacznie więcej, niż poległo w bitwie pod Sadową (4450).
Argumenty te trafiały do racjonalnie myślącego Helmutha
von Moltke. Ale czy mogły trafić do króla i innych
generałów? 22.
Na naradzie Otto von Bismarck zaproponował, żeby
przyjąć pokój na warunkach austriackich. Król aż za głowę
się złapał, a generałowie mocno zaprotestowali. Król
przychylił się w końcu do opinii większości, że należy
walczyć dalej. Premier Bismarck nie wytrzymał nerwowo.
Rozpłakał się i przeszedł do swej sypialni 23.
Nazajutrz król nadal dyskutował z nim na temat dalszego
prowadzenia wojny.
— Główny oskarżony nie może ujść karze. Wtedy
sprowadzonych na złą drogę można lżej potraktować.
Niech Austria straci coś ze swego terytorium — ar­
gumentował.
— Nie mamy być sędziami, lecz uprawiać politykę
niemiecką. Rywalizacja nasza z Austrią nie jest bardziej
karalna niż Austrii z nami. Naszym zadaniem jest ustano­
wienie bądź zapoczątkowanie niemieckonarodowej jedności
pod kierunkiem króla Prus — odpowiedział premier.
21 K r o c k o w , op. cit., s. 131.
22 ibid., s. 132.
23 ibid., s. 133.
Król jednak nie przyjmował tych argumentów. Gdy
rozstali się, udając do swych apartamentów, do premiera
Bismarcka podszedł następca tronu.
— Pan wie, że byłem przeciwny tej wojnie — oznajmił.
— Pan uważał ją za potrzebną i ponosi za to odpowiedzial­
ność. Jeśli sądzi pan, że cel został osiągnięty i trzeba
zawrzeć pokój, poprę pana w tej sprawie u ojca 24.
Po małej półgodzinie następca tronu wyszedł z takim
samym spokojem i przyjacielskim usposobieniem, po czym
rzekł do premiera:
— Bardzo było trudno, ale mój ojciec się zgodził.
Potem zjawił się król i oświadczył:
— Skoro mój premier pozostawia mnie w obliczu wroga
w sztych, a ja nie jestem w stanie tutaj zastąpić go kimś
innym, rozpatrzyłem kwestie z synem, a skoro on podziela
pogląd premiera, widzę się ku mojemu ubolewaniu zmu­
szony ugryźć to cierpkie jabłko po tak wspaniałym zwycięs­
twie armii i przyjąć ten haniebny pokój.
Mimo wszystko wyglądał na zadowolonego. Może otrzy­
mał pomyślne wieści znad Menu?
23 lipca Armia Menu doszła do rzeki Taube. Brygada
z Oldenburga, bataliony z Bremy i brygada generała
Wrangla biły się koło Taubenbischofsheim z armią związ­
kową. Koło Hundheim wojska pruskie pobiły oddziały
Badenii, 24 lipca koło Taubenbischofsheim — brygadę
austriacką oraz oddziały z Hesse-Darmstadt i Nassau, zaś
koło Werbach — znowu wojska Badenii. 25 lipca Armia
Menu weszła do Wiirzburga. Brygada generała Kummera
walczyła pod Gerscheim (sześć batalionów, cztery szwad­
rony, dwie baterie) przeciw wojskom Wirtembergii, Hesse-
-Darmstadt, Nassau i brygadzie austriackiej (w sumie sześć
pułków kawalerii, dziewięć baterii — 40 dział), gdzie
wspólnie z drugą brygadą pruską odparła nieprzyjaciela.

24 ibid., s. 134.
26 lipca dywizje generała Augusta Goebena i generała
Edwarda Fliesa (1802-1886) pobiły koło Waldbrunn i Ros-
sbrunn wojska związkowe. Oddziały bawarskie poniosły
kolejne porażki koło Helmstad i Rossbrun. Król Wilhelm I
mógł wtedy dojść do wniosku, że zamiast zajmować
terytoria Austrii, poszuka rekompensat terytorialnych nad
Menem. Dlatego w końcu zezwolił na rokowania z przed­
stawicielami Austrii w Nikolsburgu.
Tymczasem wojna przynosiła coraz to nowe ofiary,
także po stronie pruskiej. Korespondent warszawskiego
czasopisma „Kłosy” donosił z Drezna, że nieustannie
dniem i nocą przybywają tam pociągi z rannymi, a ich
liczba straszliwie wzrasta i nie ma już ich gdzie pomieścić.
Wszystkie koszary kadeckie, pionierów, kawaleryjskie,
garnizonowe zostały zajęte na szpitale dla rannych.
Okupacyjne władze łaskawie zezwoliły nawet na przyj­
mowanie do prywatnych domów rannych żołnierzy i ofi­
cerów saskich, czyli po prostu usunęły ich ze szpitali,
aby zrobić miejsce swoim rannym. Dawał się we znaki
brak bandaży, szarpi, koszul, a przede wszystkim ko­
biecego personelu. Dlatego do pracy w szpitalach zostały
sprowadzone z Prus do Drezna tzw. diakonissy, rodzaj
szarytek protestanckich, ale ciągle ich było za mało,
aby obsłużyć wszystkich rannych 25.

25 „Kłosy”, nr 57 z 20 lipca 1866


ROKOWANIA I POKÓJ

Gazety pruskie nawoływały kobiety do pracy w szpitalach,


oczywiście bezpłatnej, bowiem władze nie dysponowały
żadnymi środkami finansowymi na ten cel. Z kolei „Dres­
dner Nachrichten” z 18 lipca 1866 roku napisał:
„Z powodów wciskających się w obecnym czasie do
lazaretów dam drezdeńskich, należących do wielkiego tonu,
byłoby do życzenia, ażeby te panie zajęły się raczej
szczerze zbieraniem i dostarczaniem bandaży i bielizny,
gdyż, jeżeli mamy prawdę powiedzieć, to nie chęć starania
się w szpitalach być prawdziwie użyteczną, ale raczej
ciekawość i próżność je tam tylko wiedzie. Im się zdaje, że
dobry ton koniecznie tego wymaga, ażeby je widziano przy
łożu rannego wojownika. Krynoliny w lazarecie są niepo­
trzebne, powiedział jeden z doktorów, drugi zaś dodał:
piękny jest to obraz dla malarza, gdy wielka dama siedzi
przy łożu rannego, ale ja wolę, gdy jej miejsce zajmuje
prosta, lecz oswojona ze szpitalną obsługą kobieta. Co się
tyczy młodych, sentymentalnych panien, to nie przy ob­
nażonych żołnierzach, lecz gdzie indziej niech szukają dla
swoich wzruszeń przedmiotów”1.

1 ibid., nr 75 z 6 sierpnia 1866.


Tymczasem toczyły się rokowania pokojowe w Nikols-
burgu. Dnia 27 lipca obie strony ustaliły, że rozejm będzie
obowiązywał do 5 sierpnia i szybko podpisały preliminaria.
Stało się to w tym samym zamku, w którym cesarz
Napoleon I podpisał w grudniu 1805 roku traktat pokojowy
z Austrią i Rosją.
Austria postanowiła uhonorować swych sojuszników.
Książę Albert von Wettin, saski następca tronu i dowódca
Korpusu Saskiego, za zasługi na polu walki został uroczyś­
cie udekorowany w Wiedniu przez cesarza Franciszka
Józefa Krzyżem Kawalerskim Orderu Marii Teresy. Nato­
miast król pruski odznaczył w Berlinie generała Helmutha
von Moltke Orderem Orła Czarnego. Wilhelm w trakcie
ceremonii objął go i ucałował, a następca tronu książę
Fryderyk Wilhelm Mikołaj ofiarował mu własną gwiazdę
tego orderu.
Były też dymisje, ale po drugiej stronie. Jak 27 lipca
1866 roku podała prasa, dowódca I Korpusu austriackiego,
generał kawalerii Edward Clam Gallas, został zwolniony
z tej funkcji, ale bynajmniej nie dlatego, że feldcechmistrz
Benedek obciążył go zarzutem pochopnego wycofania się
z pola bitwy, lecz za nadużywanie władzy i złe potrak­
towanie jednego z kapelanów wojskowych, który pełnił
posługę duszpasterską w jego korpusie.

* * *

Jak podawała prasa 28 lipca 1866 roku, okupanci pruscy


w księstwie Hesse-Darmstadt nałożyli na mieszkańców
rekwizycję, żądając sześćdziesiąt wołów, 1600 kg skór,
pięćdziesiąt łokci sukna na spodnie, sześćdziesiąt tysięcy
funtów chleba, sześć ton ryżu, piętnaście ton prochu, 1500
kg soli, tony palonej kawy, trzydzieści tysięcy kwart piwa,
dwóch tysięcy butelek wina, stu ton owsa, czterdzieści ton
słomy, które kazali dostarczyć do Achaffenburga.
Prócz tego Prusacy kazali zapłacić ludności księstwa
kontrybucję w wysokości sześciu milionów talarów. Nic
dziwnego, że władca Hesse-Darmstadt, wraz z władcami
Badenii i Sachsen-Meiningen, zwrócił się w dzień potem
do króla Prus z propozycją zawieszenia broni.
Ale Prusy zgodziły się 30 lipca jedynie na zawieszenie
broni z królestwem Bawarii. Dzień wcześniej wkroczył
tam z Czech pruski II Korpus Rezerwowy pod dowództwem
wielkiego księcia Meklemburg-Schwerin, który zajął Hof
i Bayeruth.
Tymczasem strona pruska przedstawiła warunki pokojo­
we Austrii: Prusy zajmują księstwa Schleswig-Holstein,
Królestwo Hanoweru, Hesse-Kassel, Nassau i Wolne Miasto
Frankfurt nad Menem. Austria ma zapłacić jedynie 20 min
talarów odszkodowania.

* * *

30 lipca w „Königlich Preussischer Staats Anzeiger”


ukazało się oficjalne sprawozdanie z bitwy pod Sadową.
Zaczynało się znamiennym stwierdzeniem:
„Rezultat 3 lipca był wypadkiem szczęśliwym dokona­
nego połączenia trzech dotąd rozłączonych armii pruskich
na placu boju, a waleczność wojsk podniosła rezultat ten
do zupełnego zwycięstwa.
Austriacka armia operacyjna stała w Czechach na linii
między Marchią a Śląskiem. Prusy nie szukały wojny. Tak
politycznie, jak i wojskowo trzymały się odpornie. Obrona
owych prowincji nie mogła być z jednego punktu przedsię­
wzięta. Koleje, idące z zachodu, północy i wschodu
monarchii kończą się na granicy Halle, Torgau, Zgorzelca
i Świdnicy. Dalsze połączenie mogło się odbyć już na
terytorium nieprzyjaciela i to za pomocą zaczepnego
działania. Wejście do Saksonii miało na celu nie tyle
zajęcie tego królestwa, ile raczej strategiczny marsz Armii
Elby. 1. Armia szła na linii Drezno-Bautzen. Pozwoliło to
zawężyć linie frontu z 25 do 7 mil. Dla dalszego
połączenia się wojsk oznaczono Gitschin (Jićin) i północne
Czechy. Aby tam się dostać, 2. Armia musiała wobec
nieprzyjaciela z gór debuszować. Zadania tego dokonał
następca tronu po kilkakrotnych i silnych utarczkach.
Wytrwałość, z jaką V Korpus generała Steinmetza przez
trzy dni ataki przeważającego nieprzyjaciela odpierał,
zapewniła Korpusowi Gwardii świetne powodzenie
i oswobodziła I Korpus z ciasnego położenia. Kiedy tak
2. Armia idąc z Kłodzka i Landeshut, koncentrowała się
koło Königinhof nad Górną Elbą, tymczasem książę
Fryderyk Karol z 1. Armią i Armią Elby, naprzeciw
których stały mniejsze siły nieprzyjaciela, posunął się do
Horitz. Książę Fryderyk Karol stoczył zwycięskie potyczki
pod Podolem, Tumau, Münchengrätz i Jićinem. Tym
sposobem dokonano strategicznego połączenia, a jeżeli
tylko taktyczne współdziałanie zostałoby wykonane, mu­
siałoby doprowadzić do otoczenia nieprzyjaciela. Domyś­
lano się, że austriacko-saska armia stoi na pozycji mającej
na froncie Elbę, a na flankach twierdze Josephstadt
i Königgrätz. Pozycja to była silna. 2. Armia stała na jej
s
prawym skrzydle. Ściągnięcie owej armii do Horitz nie
było wcale z początku zamierzone.
2 lipca o godz. 23.00 nadeszła do naczelnego dowództwa
wiadomość, że armia nieprzyjaciela posunęła się za Elbę
i w znacznej mierze osadziła część Bystrzycy. Powzięto
więc zamiar uderzenia w tę stronę całymi siłami. O godz.
24.00 wydano odpowiednie rozkazy. Dnia 3 lipca o godz.
4.00 rozkazy były w rękach dowódców. O godz. 7.00
wszystkie korpusy ruszyły w pochód. 1. Armia stała
najbliżej nieprzyjaciela. 7. DP gen. Franseckiego posunęła
się z Cerekwitz do Benatek, DP Horn po szosie do Sadowy.
II Korpus zaszedł na prawe skrzydło DP Horna. III Korpus
został w tyle jako rezerwa.
Gdy ok. godz. 8.00 forpoczty 8. DP generała von Horn
zbliżyły się do Sadowy, padło stamtąd przeciwko nim kilka
strzałów armatnich. W tym czasie przyjechał król; spod
Dub zaczął rekonesans, a tymczasem baterie przedniej
straży DP generała Horna i II Korpusu rozpoczęły ogień.
Rekonesans wykazał, że nieprzyjaciel obsadził wsie i lasy
koło Bystrzycy i z tamtej strony zajął stanowiska. Nie
wiadomo jednak było, w jaki sposób i jakimi siłami. Mgła
przerywana deszczem nie pozwalała dobrze widzieć. Tylko
z ognia w różnych punktach błyskającego można było
wnosić, że wiele baterii nieprzyjaciela weszło do działania.
Z tamtej strony Bystrzycy grunt się podnosi i tak krzakami
jest pozarastany, że wojska ani dobrze widzieć, ani obser­
wować działania ognia nieprzyjaciela nie mogły.
Wyżyny stanowią dobre pozycje dla artylerii, a przy tym
i dla piechoty do obrony są zdatne. Niektóre wsie są
murowane, inne klecone naprędce, lasy dają dobry punkt
oparcia. Aby dostać się na tę naturalną, tak silną pozycję,
trzeba przebyć Bystrzycę, która stanowi ważną przeszkodę
i tylko po mostach przejście jest możliwe.
Najwyższy punkt stanowi wieś Chlum. Panuje nad całą
okoliczną przestrzenią. Na tym punkcie nieprzyjaciel roz­
wijał coraz silniejszy ogień artyleryjski. Ponieważ mimo
opadłej mgły nie można było rozpoznać stanowisk piechoty
nieprzyjaciela, rozstawionej po dolinach, postanowiono
zmusić nieprzyjaciela do rozwinięcia sił. W tym celu
o godz. 9.00 król rozkazał przejść Bystrzycę. DP generała
Horna posunęła się przeciw laskowi pod Sadową, mając
z prawej strony II Korpus Piechoty, po lewej 7 DP.
Rozpoczęła się na całej linii żwawa walka piechoty,
w której szło o zdobycie lasów zajmowanych przez Au­
striaków. Poznano wkrótce, że nieprzyjaciel ma znaczne
siły i stanowiska sztucznie umocnił. Odległości między
nimi były oznaczone, zasieki poczynione, rowy pokopane.
Przeto nie było można ani myśleć o rozbiciu środka
nieprzyjacielskiego, nawet przy wielkich ofiarach. Przeciw­
nie, szło o przedłużenie walk w tym miejscu, pokąd 2. Armia
i Armia Elby nie nadejdą na linię. Dlatego król rozkazał, aby
na froncie głównie artyleria podtrzymywała ogień, a tymcza­
sem Armia Elby miała przejść Bystrzycę koło Nechanic.
Przybycia 2. Armii nie można było spodziewać się przed
godz. 11.00. Kiedy 1. Armia po prawej i lewej strony, między
Benatek a Tresowitz walczyła, przednia straż Armii Elby pod
osłoną artylerii stawiała mosty na Bystrzycy i zaczęła
przechodzić rzekę. Jakoż zaraz zajęła wieś Lubno i wyżyny.
W tym miejscu rozwinęli przeciw niej Sasi artyleryjski ogień
z dobrej pozycji. Aby ich wesprzeć, wysłano DP na Stradeck,
stąd miała się posuwać przeciw lewemu skrzydłu nieprzyja­
ciela na Prim. Na jej poparcie wysłano DP Münster przeciw
wsi Problus. DP Etzel została jeszcze w rezerwie. Kiedy tu
walczono o zajęcie Problus i Przim, 7. DP Fransecki i 8. DP
Horna utrzymywały pozycję w lasku z wielkimi stratami.
5. i 6. DP oraz Dywizja Kawalerii i artyleryjska rezerwa
zostały jeszcze
/
w rezerwie.
2. Armia Śląska maszerowała tak: I Korpus i Dywizja
Kawalerii szły z Gross Burglitz, Korpus Gwardii z Königin­
hof na Jarcik i Lhota, VI Korpus na Hustinow, V Korpus
w rezerwie na Chotëborek. 2. Armia kierowała się na
Horenoves. O godz. 11.15 forpoczty Korpusu Gwardii
przybyły na wyżyny Chotëborek. Z ognia artyleryjskiego
można było wnosić, że prawe skrzydło stało przed Horeno-
ves. Tam uderzyła 2. Armia Śląska.
Austriacy zajęli bardzo rozciągniętą linię poza Bystrzycą
z resztą armii. Na tej linii stały V Korpus austriacki i Sasi,
zaś dwa korpusy, I oraz VI — w rezerwie.
O ile od jeńców austriackich można było się dowiedzieć,
po prawej i lewej stronie szosy stał IV Korpus austriacki,
na prawo i lewo od niego koło Horenoves — III Korpus
i IV Korpus, a na lewo od niego aż do Nechanitz VIII
Korpus, X Korpus, Korpus Saski.
Korpus Gwardii natychmiast się rozwinął, wprowadza­
jąc całą swą artylerię, wspomagany przez cztery baterie II
Korpusu, poza którymi 17 batalionów było uszykowanych
do walki. I Korpus był jeszcze w tyle i nie mógł wejść
na linię. Miał on zadanie przywrócić związek między
1. i 2. Armią. V Korpus miał pozostać w rezerwie.
Posuwanie się naszych zmusiło nieprzyjaciela do zmiany
pozycji. Artyleria, która ostrzelała lewe skrzydło 1. Armii,
porzuciła swą pozycję i zajęła stanowiska na wyżynach,
na wschód od Horenoves, skąd o godz. 11.40 rozpoczął
się ogień przeciw gwardii i VI Korpusowi. Tymczasem
7. DP Franceski zdobyła lasek koło Maslowed. Tym
sposobem można było o godz. 12.30 rozwinąć rezerwę
artylerii 1. Armii między Sadową a Maslowed. Wtedy już
artyleria II KP grała koło Dohalica. Można przypuścić, że
o godz. 13.00 artyleria austriacka zaczęła opuszczać
pozycje k. Horenoves. Piechota Korpusu Gwardii i VI
Korpus natarły na Maslowed i Tschistovec i po silnym
oporze je zdobyły. Kilkakrotne usiłowania Austriaków
chcących odzyskać utracone stanowiska rozbiły się o silną
postawę piechoty pruskiej. Bitwa stawała się coraz bar­
dziej zażarta i więcej stanowcza. Zbliżano się coraz
więcej do silnie oszańcowanych pozycji na wzgórzu
Chlum. Kiedy piechota i artyleria zostały przeciw tej
pozycji wyprowadzone, na froncie ciągle jeszcze wal­
czono o lasek pod Sadową, a na lewym skrzydle
— o Problus i Ober Prim.
Gen. Herwarth von Bittenfield dowiedział się, że 2.
Armia przecięła Austriakom odwrót do Josephstadt i teraz
idzie o otoczenie lewego skrzydła nieprzyjaciela. Gdy
tylko przednie straże I Korpusu weszły między 2. Armię
i 1. Armię, wysłano go na pomoc gwardii do zdobycia
Chlum, który mimo silnego ognia został wzięty.
Austriacy stracili główny punkt oporu, istotny punkt do
pozycji. Ogień austriacki na froncie przygasał.
O godz. 15.30 król na czele rezerwy 1. Armii stojącej
między Sadową i Maslowed rzucił się w pogoń za nie­
przyjacielem w kierunku Stresetitz. Posunięcie się króla
było hasłem do ogólnego pościgu, który prowadziły na
froncie 5. i 6. DP. Tymczasem na prawym skrzydle 14.
i 15. DP i brygada 16. DP wzięły Prim, Problus i Chabusitz.
Dywizja Kawalerii znajdująca się za nimi również puściła
się w pogoń w kierunku Stresetitz. Armia austriacka
usiłowała schronić się w Königgrätz. Część kawalerii
poszła na Pardubice. A chociaż niektóre oddziały w dogod­
nych warunkach stawiały opór, ścigały je wojska pruskie,
to jednak faktycznie armia austriacka została rozbita i pogoń
do ciemnej nocy nie ustawała.
174 działa, 18 tysięcy jeńców, 11 chorągwi wpadło w ręce
Prusaków. Ze strony Austrii ogólne straty oblicza się w sumie
na 40 tysięcy żołnierzy, gdy tymczasem ze strony pruskiej 10
tysięcy. Takiej porażki jeszcze armia austriacka nie doznała.
Nawet w ostatnich dniach nie może ona wrócić do porządku.
Pozostawione działa i wozy, porzucona broń, tornistry
i szable, a przede wszystkim wielka ilość jeńców świadczy
o zupełnym rozbiciu armii” 2.
Prasa francuska mocno krytykowała postępowanie oku­
pacyjnych wojsk pruskich w zajętych przez siebie krajach.
W paryskiej „La France” pojawiły się takie tytuły: Wojna
na sposób pruski i Rabunek legalny. W tym ostatnim
tekście autor stwierdzał: „Frankfurt został ocalony od
rabunku nielegalnego na rzecz rabunku legalnego”.
Ale „Patrie” i „Pays” reprezentowały inne zdanie:
„Słusznie, że miasto mimo ostrzegawczych not Bismarcka
tylko z nienawiści do Prus było schronieniem rewolucyjnych
usiłowań otrzymuje zasłużoną karę” 3.
3 sierpnia król pruski udał się do Marchfweld, oglądał
pole bitwy koło Wagram, po czym przez Pragę i Wrocław
2 „Gazeta Warszawska”, nr 172 z 1 sierpnia 1866.
3 ibid., nr 165 z 24 lipca 1866.
wyruszył do Berlina, gdzie 5 sierpnia otworzył posiedzenie
parlamentu pruskiego. Towarzyszył mu Otto von Bismarck,
który przygotował dla niego mowę inauguracyjną.
Premier pruski zwrócił się do państw sojuszniczych, aby
zawarły z Prusami związek „na podstawach, które określi
parlament niemiecki, mający być niezwłocznie zebrany”
oraz aby „postawiły swe wojska w stan gotowości bojowej
do dyspozycji króla Prus” 4.
Występując na forum Landtagu król pruski, wygłaszając
mowę napisaną przez premiera Bismarcka, prosił parlament
o „indemnizację”, czyli zatwierdzenie poniesionych wydat­
ków w czasie wojny. Jednocześnie parlament miał zrezyg­
nować z dalszego oskarżania rządu i potwierdzić jego
prawo do uchwalania budżetu.
„Ufam, że najnowsze wydarzenia przyczynią się do
osiągnięcia niezbędnego porozumienia w takiej mierze,
aby mój rząd w odniesieniu do administracji sprawowanej
bez ustawy budżetowej uzyskał amnestię, o jaką wniesie do
przedstawicielstwa krajowego, i tym samym zakończony
zostanie na zawsze dotychczasowy konflikt, że rząd królew­
ski nie jest odległy od zadań, do jakich dąży także większość
z Was, o czym być może wątpiliście przed laty, nie jest tak
odległy, jak mogłoby sugerować milczenie, jakim niektóre
rzeczy musiał otaczać, a co Was mogło utwierdzać w tym
przekonaniu” 5.
Debata na ten temat została przewidziana na dzień
1 września.
Gdy król pruski wygłaszał mowę przed swym parlamen­
tem, cesarz Franciszek Józef I oddał Wenecję cesarzowi
Napoleonowi III, który z kolei przekazał ją królowi włoskie­
mu. Był to gest o wiele spóźniony, a w dodatku stawiał przed
poddanymi austriackimi pytanie, za co właściwie ginęli na
polach koło Custozzy ich ojcowie, synowie i bracia.
4 ibid., nr 184 z 16 sierpnia 1866.
5 K r o c k o w, op.cit., s. 137.
Prusacy przynajmniej wiedzieli, o co idzie gra, natomiast
niemieccy sojusznicy Austrii mogli tylko ubolewać nad
swą klęską. Tak zapewne myśleli poddani ślepego króla
Hanoweru, gdy do ich stolicy dokonał 14 sierpnia uroczys­
tego wjazdu generał Konstanty Voigt-Rhets, którego król
pruski mianował gubernatorem nowej prowincji.
23 sierpnia Austria i Prusy zawarły traktat pokojowy
w Pradze. Oto jego tekst:
„Traktat pokojowy 23 sierpnia 1866 roku w Pradze, 30
sierpnia 1866 roku ratyfikowany. W imię Najświętszej
i Nierozerwalnej Trójcy! Jego Królewska Mość król Prus
i Jego Cesarska Mość cesarz Austrii ożywieni pragnieniem
przywrócenia swoim krajom dobrodziejstw pokoju po­
stanowili preliminaria podpisane w Nikolsburgu 26 lipca
1866 roku zmienić w stanowczy traktat pokojowy. W tym
celu mianowali swoich pełnomocników: Jego Królewska
Mość król Prus swego szambelana rzeczywistego radcę
tajnego i pełnomocnika barona Karola Werthera, Jego
Cesarska Mość Cesarz Austrii swego rzeczywistego radcę
tajnego i szambelana, nadzwyczajnego posła Adolfa Marię
barona von Brenner Felisach, którzy zebrali się w Pradze
na układy i po wymianie legalnych swoich pełnomocnictw
zgodzili się na następujące punkty:
Art. 1. Między jego Królewską Mością królem Prus i Jego
Cesarską Mością cesarzem Austrii jak niemniej między ich
dziedzicami i następcami, tudzież między poddanymi obu
państw ma na przyszłość stale panować pokój i przyjaźń.
Art. 2. W celu wykonania art. 6 preliminariów pod­
pisanych w Nikolsburgu 26 sierpnia tego roku i po
oświadczeniu Jego Cesarskiej Mości cesarza Francuzów,
urzędownie przez swego posła uwierzytelnionego przy
królu pruskim, że co się tyczy rządu Cesarza, Wenecja jest
pozyskana dla Włoch i będzie im oddana w pokoju. Cesarz
austriacki przystępuje do tego oświadczenia i daje swoje
zezwolenie na połączenie Królestwa Lombardzko-Wenec-
kiego z królestwem Włoch, bez żadnego innego warunku
nad zlikwidowanie tej części długu, która ciążyć będzie na
odstąpionych ziemiach, zgodnie z tym, co było postano­
wione traktatem w Zurychu.
Art. 3. Jeńcy wojenni obu stron będą natychmiast
oswobodzeni.
Art. 4. Jego Cesarska Mość cesarz Austrii uznaje rozwiąza­
nia, dotyczące Związku Niemieckiego, i zezwala na nowe
kształtowanie Niemiec bez udziału cesarza austriackiego.
Równie obiecuje Jego Cesarska Mość uznać ściślejszy
związek, jaki Jego Królewska Mość król Prus na północ od
linii Menu utworzy i nie będzie miał nic przeciwko temu,
ażeby na południu tej linii leżące państwa niemieckie zawarły
związek, którego połączenie ze Związkiem Północnym będzie
zostawione bliższemu porozumieniu między obiema, a który
będzie miał niezależną międzynarodową egzystencję.
Art. 5. Jego Cesarska Mość cesarz Austrii przelewa na
Jego Królewską Mość króla Prus wszystkie swoje prawa do
księstw Schleswig i Holstein zyskane traktatem wiedeńskim
30 października 1864 roku z zastrzeżeniem, aby ludność
północnych okręgów Schleswigu, gdyby za pośrednictwem
osobnego głosowania objawiła życzenie połączenia się
z Danią, Danii była ustąpiona.
Art. 6. Zgodnie z życzeniem Jego Cesarskiej Mości
cesarza Austrii, Jego Królewska Mość król Prus oświadcza,
że przy teraźniejszych zmianach w Niemczech gotów jest
utrzymać terytorialny skład Królestwa Saksonii, zastrzegając
sobie, że król Saksonii przez osobny traktat porozumie się
o wysokości kosztów wojskowych Saksonii i przyszłego
stanowiska Królestwa Saksonii w Północnym Związku
Niemieckim. Jego Cesarska Mość cesarz Austrii obiecuje
za to uznać mające się zaprowadzić przez króla pruskiego
w północnych Niemczech urządzenia i zmiany terytorialne.
Art. 7. W celu porozumienia się co do majątku do­
tychczasowego Związku, najdalej do sześciu tygodni po
ratyfikacji obejmującej traktat zbierze się komisja do
Frankfurtu, której wszelkie należytości i pretensje do
Związku Niemieckiego należne będą zakomunikowane
i najdalej w sześć miesięcy zlikwidowane. Prusy i Austria
mianują do tej komisji reprezentantów; mogą to samo
uczynić wszystkie dotychczasowe rządy związkowe.
Art. 8. Austria będzie mogła z twierdz związkowych
cesarską własność i ruchomy majątek związkowy matrykułą
wskazany zabrać lub według swego widzenia z nim
postąpić.
Art. 9. Etatowym urzędnikom i sługom byłego związku
przyznane pensje będą zapewnione według matrykuły.
Jednakże rząd królewskopruski przejmuje pensje i wsparcia,
udzielone oficerom i ich potomkom z byłej armii Schleswig-
-Holstein z kasy związkowej.
Art. 10. Pobierane pensje zapewnione przez namiestnika
cesarskiego w Holstein zapewnia się osobom zainteresowanym.
Znajdujące się pod strażą rządu cesarskoaustriackiego 449 500
talarów monety duńskiej w 4-procentowych duńskich obligac­
jach, a należące do skarbu Holstein, będzie mu zaraz po
ratyfikacji obecnego traktatu zwrócone. Zadni poddam Jego
Królewskiej Mości króla Prus i Cesarza Austriackiego nie
będą niepokojeni, ani w swej osobie, ani we własności za
polityczne zachowanie się w czasie ostatnich wypadków.
Art.ll. Jego Cesarska Mość cesarz Austrii zobowiązuje
się w celu pokrycia części kosztów, jakie Prusy poniosły
przez wojnę, zapłacić Jego Królewskiej Mości królowi
pruskiemu 40 min talarów. Jednakże z tej sumy koszta
wojenne, jakie cesarzowi austriackiemu należy się od
Holstein na mocy art. 12 traktatu wiedeńskiego z 1864
roku, wynoszącej 15 min talarów, jak niemniej utrzymania
armii pruskiej do zawarcia traktatu pokojowego, obliczane­
go na 5 min talarów, będą odciągnięte, tak że tylko 20 min
talarów trzeba będzie zapłacić gotówką. Połowa tej sumy
będzie wypłacona równocześnie z wymianą ratyfikacji
obecnego traktatu, a druga połowa w trzy tygodnie
gotówką w Opolu.
Art. 12. Wojska pruskie opuszczą zajęte terytoria austriac­
kie w trzy tygodnie po wymianie ratyfikacyjnych traktatów.
Od dnia wymiany ratyfikacji pruscy generał-gubematorzy
ograniczą swoje czynności do spraw czysto wojskowych.
Szczegółowe warunki, na jakich ma się dokonywać ewakua­
cja, są określone w osobnym protokole, stanowiącym aneks
obecnego traktatu.
Art. 13. Wszystkie między kontraktującymi stronami
przed wojną zawarte traktaty i umowy, o ile przed roz­
wiązaniem Związku Niemieckiego mocy swej nie utraciły,
niniejszym na nowo się zatwierdzają. Mianowicie ogólna
umowa kartelowa zawarta między niemieckimi państwami
10 lutego 1831 roku oraz późniejsze odnoszące się do niej
postanowienia zachowują moc między Prusami i Austrią.
Jednakże oświadcza rząd cesarskoaustriacki, że konwencja
monetarna zawarta 24 stycznia 1857 roku utraciła dla Austrii
istotną wartość przez rozwiązanie Związku Niemieckiego,
a rząd królewskopruski oświadcza się z gotowością przystą­
pienia do układów z austriackim i przyszłymi rządami w celu
zniesienia tej konwencji. Również zastrzegają sobie wysokie
strony kontraktujące, jak tylko można będzie przystąpić do
przejrzenia traktatów handlowego i celnego z 11 kwietnia
1865 roku w celu sprowadzenia łatwiejszych stosunków
między sobą. Tymczasowo rzeczony traktat będzie obowiązy­
wał z nadmienieniem, że każdej ze stron kontraktujących
wolno będzie prawnie wypowiedzieć go na 6 miesięcy
naprzód, aby uwolnić się od niego.
Art. 14. Ratyfikacje, obejmujące traktat, powinny być
w Pradze.
23 sierpnia 1866 Roku Zbawienia. Podpisali: Werther,
Brenner” 6.

6 „Gazeta Warszawska”, nr 200 z 4 września 1866.


Czy nie sprawdziło się jednak powiedzenie króla prus­
kiego Fryderyka II: „W Wiedniu tak układają plany, że
liczą na austriacki cud”?
W gruncie rzeczy skutki przegranej wojny nie były tak
dotkliwe dla Austrii. Pozostała natomiast kwestia dalszych
losów państw niemieckich wojujących z Prusami. W trak­
tacie była mowa jedynie o Królestwie Saksonii; niestety,
sprawy innych państw zostały pominięte. Czy Austria
zdradziła swych sojuszników i oddała ich na pastwę Prus?
A może po prostu w ten sposób ukarała ich za to, że ich
armie nie dość stanowczo wzięły udział w wojnie?
W każdym razie państwa te czekała ze strony Prus
aneksja.
Berliński „Kreuzer Zeitung” z 24 sierpnia 1866 roku,
a więc w dzień po podpisaniu traktatu, tak oto ją uzasadniał:
„Siła oręża pruskiego oderwała Hanower, Hesję i Frank­
furt od dotychczasowych władców i na mocy tej siły
korona pruska posiada i wykonywa zwierzchnią władzę
nad rzeczonymi krajami. Czy zatem zdobycie jest samo
w sobie wystarczającym tytułem prawnym do zyskania
zwierzchniej władzy, tak że wszelki inny tytuł prawny
wobec niego musi ustać i za nic być poczytany?
Według zwyczajowego prawa cywilnego, według teorii,
która władzę polityczną na równi z wszelką inną rzeczą
uważa za przedmiot prywatnej własności, pytanie powyższe
musi być przecząco rozwiązane.
Ale według prawa narodów, według zasad wyprowadza­
nych z faktów, postawione pytania muszą być twierdząco
rozwiązane i prawo zwycięzcy, na mocy którego tenże
w imię zwycięskiego oręża swojego wstępuje w prawa
zupełnie zwyciężonego, i wydziedziczenie monarchów,
musi być bezwarunkowo uznane”.
Prusy bez przeszkód mogły dokonać aneksji terenów,
o których wcześniej była mowa. Dzięki temu ludność ich
państwa powiększyła się o 1 923 492 poddanych (Królestwo
Hanoweru), 406 486 poddanych (Księstwo Schleswig),
544 510 osób (Księstwo Holstein), 754 063 poddanych
(Księstwo Hesse-Kassel), 468 311 poddanych (Księstwo
Nassau), 91 180 poddanych (Wolne Miasto Frankfurt
nad Menem), 27 374 poddanych (Księstwo Hesse-Hom-
burg). Natomiast powierzchnia Prus wynosiła odtąd
348 700 kmkw.
W sierpniu Prusy zawarły traktaty pokojowe z państwami
południowoniemieckimi: z królestwami Bawarii i Wirtem­
bergii, Wielkim Księstwem Badenii, a na początku września
— z Wielkim Księstwem Hesse-Darmstadt. Równocześnie
Bismarck zawarł z nimi tajne sojusze, które przewidywały,
że w razie wojny armie tych państw zostaną podporząd­
kowane dowództwu pruskiemu 7.
Tymczasem trwały już prace nad utworzeniem Związku
Północnoniemieckiego (Norddeustcher Bund), który for­
malnie zaistniał od 18 sierpnia 1866 roku i miał obejmować
państwa niemieckie na północ od Menu: Królestwo Prus,
Wielkie Księstwo Hesse-Darmstadt, Wielkie Księstwo
Meklemburg-Schwerin, Wielkie Księstwo Oldenburg, Księs­
two Braunsweig, Wielkie Księstwo Sachsen-Weimar, Mias­
to Hanzy Hamburg, Księstwo Sachsen-Anhalt, Księstwo
Sachsen-Meingen, Księstwo Sachsen-Coburg, Księstwo
Sachsen-Altenburg, Księstwo Lippe-Detmold, Miasto Hanzy
Brema, Księstwo Meklemburg-Stresetitz, księstwo Reuss
(linia starsza), księstwa Schwarzburg i Schwarzburg-Son-
derhausen, księstwo Wal deck, Miasto Hanzy Lubeka,
Księstwo Reuss (linia młodsza).
Organami Związku Północnoniemieckiego były Rada
Związkowa, składająca się z przedstawicieli rządów po­
szczególnych państw z kanclerzem na czele (Bundesrat)
i sejm (Reichstag), wybierany w drodze powszechnego
głosowania.

7 E n g e l m a n , Prusy, s. 421.
Tymczasem 1 września na forum pruskiego Landtagu
odbyła się debata na temat indemnizacji. Premier Bismarck
oświadczył:
„Życzę sobie pokoju, ponieważ naszym zdaniem ojczyzna
potrzebuje go obecnie bardziej niż poprzednio. Życzymy
go sobie i poszukujemy, ponieważ wierzymy, że znajdziemy
go w chwili obecnej. Poszukiwalibyśmy go wcześniej,
gdybyśmy mogli wtedy mieć nadzieję znalezienia go.
Spodziewamy się znaleźć go, gdyż Panowie zrozumieliście
zapewne [...] Stąd wierzymy, że uzyskamy pokój i po­
szukujemy szczerze, wyciągamy do Panów rękę. A zadania,
które pozostały nam do rozwiązania, będziemy wspólnie
z Panami rozwiązywać; bynajmniej nie wykluczamy w tych
zadaniach poprawy stosunków wewnętrznych w duchu
zapewnień danych w konstytucji” 8.
3 września 1866 roku odbyło się głosowanie. Za indem-
nizacją było 230 posłów, przeciw 75. Premier Bismarck
znowu wygrał z Landtagiem. Ale jeszcze nieraz miał
dostać od niego prztyczka; znalazło to wyraz choćby
w następnej sprawie, jaką było wyrównanie kosztów
wynikłych ze strat wojennych.
Austria, która poniosła w wojnie straty sięgające 400
min talarów, musiała szybko spłacić Prusy. Jak donosiły
„Neu Frankfurter Zeitung” i „Schlesier Zeitung”, do Berlina
(a więc jednak nie do Opola, jak to było ustalone w traktacie
pokojowym) udał się specjalny pociąg wiozący kwotę 20
min talarów ulokowanych w ogromnych beczkach. Pociąg
eskortowało dziesięciu urzędników bankowych, dwunastu
posługaczy i 30 strzelców. Wcześniej pieniądze liczyła
przez sześć dni specjalna komisja składająca się z 20
urzędników banku.
Natomiast Prusy wojna kosztowała 188,1 mln talarów.
Dostały w ramach kontrybucji: od Austrii 20 mln talarów,

8 Otto B i s m a r c k , Die grossen Reden 1981, s . 7 8 .


od Bawarii — 30 mln guldenów, od Wirtembergii 8 milio­
nów, od Wielkiego Księstwa Badenii 6 mln talarów, od
Księstwa Hessen-Darmstadt i Królestwa Saksonii — 20
mln talarów. Do zrównoważenia bilansu strat i zysków
z wojny brakowało jednak 84 milionów talarów. Wówczas
rząd pruski zażądał od Landtagu przyznania kredytu. Ale
6 września 1866 roku prezesem Landtagu został stary wróg
Ottona Bismarcka — Maksymilian Forckenbeck. Komisja
pożyczkowa Landtagu, rozpatrzywszy wniosek rządu, od­
rzuciła propozycję premiera dotyczącą zaciągnięcia kredytu
w wysokości 60 min talarów, natomiast zgodziła się na
emisję bonów skarbowych, na co z kolei nie chciał zgodzić
się rząd. Znowu premier zaczął wojować z parlamentem;
ale jego pozycja była tym razem zupełnie inna niż przed
wojną. Zwolna Landtag ustępował mu w niej pola. Utarczki
pruskiego premiera z parlamentem zostały wkrótce zawie­
szone, bowiem trwały właśnie przygotowania do wielkiej
ceremonii uczczenia zwycięstwa w Berlinie. Odbyła się
ona 20 września 1866 roku.
Parada zwycięstwa zaczęła się, gdy o godz. 11.00 pojawił
się konno król Wilhelm I, który w towarzystwie następcy
tronu księcia Fryderyka Wilhelma Mikołaja, księcia Fryde­
ryka Karola, premiera Ottona von Bismarcka, ministra
wojny generała Albrechta von Roon i szefa Sztabu General­
nego generała Helmutha von Moltke, a także dworu,
przybył z pałacu królewskiego na plac Królewski i dotarł
do Bramy Brandenburskiej. Tam „dziewice” wręczyły
królowi trzy wieńce wawrzynowe. Jeden król powiesił
u swego pałasza, drugi podał księciu Fryderykowi Karolowi,
a trzeci księciu Fryderykowi Wilhelmowi Mikołajowi.
O godzinie 11.30 zgromadzone oddziały wojskowe
ruszyły na paradę od Bramy Brandenburskiej przez Unter
den Linden, obstawiony zdobycznymi armatami — do
Ogrodu Zabaw i Uciech, gdzie stał naprędce postawiony
pomnik Borussia.
Po paradzie ogłoszono, że Otto hrabia von Bismarck,
mający stopień majora 7. Pułku Kirasjerów landwery,
został mianowany na stopień generała-majora i otrzymał
funkcję honorowego szefa Pułku Ciężkiej Kawalerii land­
wery. Natomiast generał Helmuth von Moltke otrzymał
honorowe szefostwo 2. Pomorskiego Pułku Piechoty w Ko­
łobrzegu, gdzie kiedyś honorowym szefem był feldmar­
szałek August Wilhelm Gneissenau (1760-1824). Z kolei
książę Fryderyk Karol i następca tronu książę Fryderyk
Wilhelm Mikołaj zostali uhonorowani Orderem Pour Merite,
czyli Za Zasługi na Polu Chwały 9.
W cztery miesiące po zakończeniu wojny ukazało się
w Zurychu w zeszytach opracowanie historyczne pt. Der
Krieg von 1866 in Deutschland und Italien politisch und
militärisch beschrieben autorstwa Wilhelma Fryderyka
Rüstowa, pułkownika i brygadiera armii pruskiej, a w 1860
roku szefa sztabu brygady Giuseppe Garibaldiego. Wilhelm
Rüstow znany był zresztą wcześniej z innych publikacji,
dotyczących sztuki militarnej, m.in. wydanej w 1852
w Aasrau Historii sztuki wojennej u Greków od najdalszych
czasów do Pyrrusa, w 1865 roku w Lipsku Wojny i jej
środków ogólnych, Wojny francusko-włoskiej 1805, Wodza
naczelnego w XIX wieku (Zurych 1858), Wojny 1859
(Zurych 1860), Wspomnień z wojny włoskiej 1860 (Zurych
1861), a także Roczników Królestwa Włoskiego 1860-63.

Stało się ono popularną lekturą w Prusach, zwłaszcza że


autor sławił w nim oręż pruski, choć nie była to jego
apologia. Pułkownik Rüstow bezlitośnie obnażył w nim
błędy popełnione przez feldcechmistrza Benedeka, choć
podkreślił też słaby stopień przygotowania Austrii do wojny,
co już nie było winą Benedeka. Autor przedstawił w nim
także dzieje wojny w Italii, wskazując na niewątpliwy
talent wojskowy arcyksięcia Albrechta Habsburga.

9 „Gazeta Warszawska”, nr 213 z 22 września 1866.


Natomiast w Austrii zapanowała na temat wojny 1866
roku zmowa milczenia. Zbyt bolesne to były dla cesarskich
sztabowców wspomnienia, aby je na gorąco analizować.
Feldmarszałek-porucznik Alfred von Henikstein został
oficjalnie odwołany z funkcji szefa Sztabu Generalnego
armii. Na jego miejsce cesarz mianował generała-majora
Franciszka barona Johna (1815-1875), absolwenta Akade­
mii Wojskowej, który w randze kapitana, a potem majora
uczestniczył w latach 1848-1849 w wojnie z Węgrami,
potem walczył w szeregach 2. Armii w Lombardii, Toskanii
i w 1859 roku znowu w Lombardii pod Magentą i Solferino.
W bitwie pod Custozzą pełnił jednocześnie funkcję szefa
sztabu Armii Południowej i dowódcy korpusu. Cesarz
wybrał go spośród 600 feldcechmistrzów, generałów broni,
feldmarszałków-poruczników i generałów-majorów.
Natomiast feldcechmistrz Ludwig Benedek całkowicie
stracił łaskę cesarską. Korespondent „Gazety Warszawskiej”
(25 września) donosił z Wiednia:
„Widziałem go niedawno na banhofie w Neustadt;
wysechł, zestarzał się bardzo i wyglądał źle, ubrany był po
cywilnemu, w kapeluszu styryjskim z piórem, wyglądał na
starszego o jakie 10 lat. Mało zważano na niego, jak to
zwykle bywa, gdy człowiek w niełasce i nieszczęściu,
chociaż niezasłużonym. Nie myślę twierdzić wcale, że
Benedek jest wysoką zdolnością wojskową, ale ze szczegó­
łów chociażby w tymże liście podanych łatwo się przekonać,
że nawet wielkie zdolności nie byłyby mu poradzić przy
otaczającej go wszędzie nieudolności, która nic przewidzieć,
nic przygotować, nic przyśpieszyć, nic wstrzymać, nic
zrobić na czas nie umiała” 10.
Podobno cesarz rozkazał mu wziąć całą winę na siebie
i milczeć. Ale wkrótce potem, jak podał Oskar Regele
w Feldzeugmeiser Benedek. Der Weg nach Königgrätz

10 ibid., nr 215 z 25 września 1866


— cesarz Franciszek Józeef I polecił komisji śledczej
zaniechać dalszych dochodzeń i zostawić feldcechmistrza
w spokoju 11.
6 października 1866 roku wrocławski „Schlesier Ze­
itung” doniósł o rozwiązaniu Legii Węgierskiej sta­
cjonującej w Bauermeitz koło Raciborza. Oficerowie
dostali odprawę 200-500 talarów, żołnierze i podofi­
cerowie 20-80 talarów. Pierwszy pociąg ze zwolnionymi
ruszył do Oderbergu. Stefan hr. Karolyi, dowódca legionu,
nie chciał pogodzić się z jego rozwiązaniem. Zamierzał
przedrzeć się na Węgry, aby wzniecić płomień buntu,
ale poddał się, gdy ujrzał wymierzone w jego żołnierzy
austriackie działa w Alt Fiedek.
8 października 1866 roku pruski gubernator Patov
oficjalnie ogłosił przyłączenie Frankfurtu nad Menem do
Królestwa Prus.
16 października „Narodny Listy” podały, że kupiec
z Trautenau złożył skargę do dowódcy 1. Armii, że w czasie
walk o miasto poniósł straty. Komisja wyceniła je na 45
tysięcy talarów, które, o dziwo, zostały mu wypłacone
przez Skarb Pruski.
21 października 1866 roku Prusy zawarły traktat poko­
jowy z Saksonią. Był to najwyższy czas, bowiem Saksonii
groziło bankructwo — musiała dziennie płacić 10 tysięcy
talarów kontrybucji wojennej i dodatkowo 30 tysięcy
talarów na utrzymanie wojsk pruskich.
Król Saksonii zgodził się też, acz niechętnie, na przy­
stąpienie do Związku Północnoniemieckiego12. Od tej pory
Związek Północnoniemiecki liczył 415 tys. kmkw., czyli
był nieomal o połowę większy niż Republika Federalna
Niemiec przed zjednoczeniem z NRD, przy niespełna 30
mln mieszkańców.
11 ibid., nr 196 z 30 sierpnia 1866.
12 Oskar R e g e l e , Feldzeugmeister Benedek De Weg nach Königgrätz,
s. 479.
Natomiast Austria żyła już tylko swymi problemami.
26 października 1866 roku cesarz Franciszek Józef I,
przebywając na wizycie w Pradze, odznaczył burmistrza dr.
Vaclava Belsky’go (1818-1878) Orderem Leopolda. Burmistrz
bardzo zasłużył się w czasie okupacji Pragi przez Prusaków,
usiłując zorganizować tam normalne życie, i wykazał dużą
dbałość o mieszkańców. Wręczenie orderu spowodowało, że,
jak wiadomo, dr Vaclaw Belsky odzyskiwał szlachectwo,
które jego ród utracił po bitwie pod Białą Górą 13.
Cesarz przekazał także 20 tysięcy guldenów dla biednych.
W dzień potem miała miejsce w Pradze próba zamachu na
niego. Antoni Pust, czeladnik krawiecki, mierzył z pistoletu
do karety, z której wysiadał cesarz, udający się do teatru.
Obezwładnił go High Palmer, kapitan armii angielskiej,
przypadkowo znajdujący się na miejscu.
1 listopada 1866 roku król pruski nominował generała-
-porucznika Edwarda Vogel von Falckenstein na dowódcę
I Korpusu, generała-porucznika Gustawa von Alvensleben
— na dowódcę IV Korpusu, generała-porucznika Edwina
von Manteuffel — na dowódcę IX Korpusu, generała-
-porucznika Aleksandra Voigt-Rhets — na dowódcę X Kor­
pusu (jak widać, niedługo cieszył się funkcją gubernatora
Hanoweru), a generała-porucznika von Płońskiego na
dowódcę XI Korpusu.
Tymczasem pruski premier rozchorował się, co przerwało
na pewien czas jego pracę nad projektem konstytucji
związkowej. Ostatecznie Otto von Bismarck podpisał
projekt 19 listopada 1866 roku.

* * *

26 listopada 1866 roku pruski Landtag uchwalił, że


premier Otto von Bismarck dostanie za swe zasługi nagrodę

13 K r o c k o w , op. cit. , s . 1 3 .
w wysokości 400 tys. talarów (ok. 7 mln marek według
obecnego kursu, czyli 3,5 mln euro), generał-porucznik
Albrecht von Roon i gen. piech. Helmuth von Moltke
otrzymają w nagrodę po 250 tysięcy talarów, a generał-
-porucznik Edward Vogel von Falckenstein, generał-porucz­
nik Herwarth von Bittenfeld, gen. por. Karol Steinmetz,
generał-porucznik Aleksander Voigt-Rhets i generał-major
Leonhard von Blumenthal — po 150 tysięcy talarów.
EPILOG

Projekt konstytucji Związku Północnoniemieckiego rozpat-


rywał Reichstag, czyli parlament państw północnoniemiec-
kich. Została ona ogłoszona 17 kwietnia 1867 roku, a weszła
w życie 1 lipca 1867 roku.
W tym samym roku premier Otto von Bismarck za
otrzymaną od Landtagu nagrodę kupił majątek Varzin
(Warcino) w obecnym powiecie słupskim (gm. Kępice).

* * *

Po zakończonej wojnie z Austrią pruski Sztab Generalny


zajął się na rozkaz generała Moltkego jej analizą. Dzięki
temu w latach 1867-1868 powstało opracowanie w pięciu
zeszytach pt. Kampania 1866 roku w Niemczech. Generał
Moltke pisał w nim m.in.:
„Żadne przewidywanie nie może w gruncie rzeczy samej
zagwarantować, że operacja przeprowadzona oddzielnymi
oddziałami doprowadzi rzeczywiście do takiego rezultatu.
Ten jest bardziej zależny nie tylko od dającej się zmierzyć
przestrzeni i czasu, lecz od wyniku toczących się po-
szczególnych walk, od pogody, fałszywych informacji,
krótko mówiąc od tego, co po ludzku nazywa się przypad-
kiem i szczęściem” 1.

1 E n g e 1 m a n, op. cit.,s. 422.


* * *

Znaczna grupa generałów i oficerów pruskich, którzy


uczestniczyli w wojnie z Austrią, wzięła też udział w wojnie
francusko-pruskiej w 1870/71 roku.
Książę Albert, saski następca tronu, mianowany w 1871
roku feldmarszałkiem pruskim, dowodził XII Korpusem
Saskim, a potem IV Armią Mozy. W 1873 roku został
koronowany na króla Saksonii.
Generał książę Albrecht Fryderyk Henryk Hohenzollern
(1809-1872) w czasie wojny 1870/71 dowodził 4. Dywizją
Kawalerii, a potem, awansowany na generała-pułkownika,
był honorowym szefem 1. Pułku Dragonów. Jego syn,
książę Albrecht Fryderyk Wilhelm Mikołaj (1837-1906),
jako generał-porucznik dowodził 2. Brygadą Kawalerii. Za
męstwo na placu boju otrzymał Żelazny Krzyż oraz Liście
Dębowe do Orderu Pour le Merite, przyznanego jeszcze za
udział w bitwie pod Sadową. W 1873 roku został dowódcą
X Korpusu, w dwa lata potem — generałem kawalerii,
w 1888 roku — feldmarszałkiem i generalnym inspektorem
kawalerii. W 1888 roku otrzymał godność komandora
zakonu joannitów i regenta księstwa Brunszwiku.
Generał Konstanty von Alvensleben dowodził w czasie
wojny z Francją III Korpusem, generał Albert baron von
Bamikow (1809-1895) dowodził 16. DP, generał Fryderyk
Edward Fransecki — II Korpusem. Generał Fryderyk
Franciszek II, wielki książę Meklemburg-Schwerin, dowo­
dził XIII Korpusem. Natomiast książę Fryderyk Karol,
mianowany feldmarszałkiem, dowodził 2. Armią.
Następca tronu książę Fryderyk Wilhelm Mikołaj, mia­
nowany feldmarszałkiem, dowodził 3 Armią. W 1888 roku
został cesarzem Niemiec i królem Prus, jako Fryderyk III.
Panował jednak tylko osiem miesięcy. Zmarł na raka krtani.
Generał Edward Flies dowodził brygadą kawalerii, a po­
tem dywizją kawalerii. Generał August von Goeben dowo­
dził VIII Korpusem, a potem 1. Armią. Generał baron
Kuno von der Goltz (1817-1897) dowodził XIV Korpusem.
Generał Ferdynand von Kummer dowodził 3. DP rezer­
wową, a potem 15. DP.
Generał Edwin baron von Manteuffell dowodził I Kor­
pusem, potem 1. Armią, następnie Armią Południową.
Powierzono mu funkcję naczelnego dowódcy wojsk okupa­
cyjnych. W 1873 roku został mianowany feldmarszałkiem,
a w 1879 roku gubernatorem Alzacji i Lotaryngii. Zmarł
w Karlsbadzie, gdzie przebywał na leczeniu, mając 86 lat 2.
Generał Helmuth baron von Moltke, który za nagrodę od
Landtagu kupił majątek Kreisen (Krzyżowa) na Dolnym
Śląsku w obecnym powiecie świdnickim, w 1870 roku
otrzymał tytuł hrabiowski. W wojnie z Francją jako szef
Wielkiego Sztabu Generalnego kierował operacjami wojen­
nymi. Mianowany generałem-feldmarszałkiem, w 1888 roku
podał się dymisji. Cesarz Wilhelm II mianował go wówczas
przewodniczącym Komitetu Obrony Kraju 3.
Helmuth Moltke zmarł w Berlinie w wieku 91 lat.
Sławny wódz pruski często jeździł do Kudowy, gdzie
leczył swe serce. W 1906 roku w Parku Zdrojowym blisko
Domu Przyrodoleczniczego Charlotty (Charlottenbad) przy
alei prowadzącej do Góry Parkowej powstało dla uczczenia
jego pamięci Źródełko Helmutha (Helmuthquelle). Niestety,
zostało ono zniszczone. Ale ocalał pomnik Moltkego
w Berlinie w Tiergarten, blisko Siegensaule — Kolumny
Zwycięstwa. Generał-feldmarszałek stoi tam skromnie,
w swej słynnej czapce piechura pruskiego, oparty o jakiś
postument, założywszy nonszalancko nogę na nogę. Nato­
miast w jego pałacu w Krzyżowej Fundacja Współpracy
Polsko-Niemieckiej założyła Dom Spotkań Młodzieży.
Tylko dwa lata dłużej po dymisji Moltkego pozostawał
na kanclerskim stołku Otto von Bismarck. Nowy cesarz
2 Otlucny Slovnik Naucny, s. 708.
3 H e r r e , op. cit., s. 275.
Wilhelm II szczerze go nienawidził; w 1890 roku zdymis­
jonował go. Książę Bismarck odszedł z rządu mając 75 lat.
Zmarł w 1898 roku.
Generał Eugeniusz Podbielski w czasie wojny 1870/71
był rzecznikiem Królewskiej Kwatery Głównej i podpisywał
komunikaty o zwycięstwach armii niemieckiej.
Jego syn Victor mozolnie piął się po szczeblach kariery
wojskowej. W wojnie z Francją był zaledwie kapitanem.
W 1888 roku został mianowany pułkownikiem i dowódcą
brygady kawalerii. Nie czuł jednak powołania do dalszej
kariery wojskowej; wybrał politykę. Zaczął od mandatu
posła do parlamentu. Potem premier mianował go dyrek­
torem generalnym Poczty Niemieckiej. W 1897 roku Victor
wszedł w skład gabinetu rządowego i został ministrem
rolnictwa. Choć był polskiego pochodzenia, zasłynął jako
hakaty sta i polakożerca. Zmarł w 1914 roku na atak serca
w Berlinie, podobnie jak ojciec.
Karol Steimnetz, mianowany w 1871 roku feldmarszał­
kiem, dowodził 1. Armią; generał Ferdynand Stupnagel
(1813-1885) dowodził 5. DP, a generał Wilhelm Tumplin
— VI Korpusem. Generał Udo Treskov dowodził 1. Dywizją
landwery, generał August Karol Werder (1808-1887) — XIV
Korpusem, generał Ludwik Wittich (1818-1884) — 22. DP.
Generał Edward Vogel von Falkenstein został generalnym
gubernatorem wybrzeży niemieckich. Generał Konstanty
Voigt-Rhetz dowodził X Korpusem.
Pułkownik Franciszek von Zychliński otrzymał za udział
w bitwie pod Sadową Order Pour Merite. W 1870 roku,
awansowany na generała-majora, brał udział w oblężeniu
Paryża, potem w bitwach koło Toul, Mouzon, Sedanu i
Epinay. Otrzymał za to Żelazny Krzyż II i I klasy, a także
Krzyż Komandorski I klasy Albrechta Niedźwiedzia, przy­
znany przez księcia Sachsen-Anhalt. W 1875 roku został
mianowany generałem-porucznikiem i dowódcą XV Dywi­
zji Piechoty w Kolonii oraz odznaczony przez króla Danii
Krzyżem Komandorskim I klasy Orderu Daneborga, zaś
w 1877 roku przez cesarza Wilhelma I — Gwiazdą Orła
Czerwonego II klasy z Mieczami i Liśćmi Dębowymi.
Roman hr. Sołtyk (1820-1873) w randze generała-majora
wystąpił z armii austriackiej. Po wojnie z Prusami zamiesz­
kał w Babicy koło Rzeszowa. W 1872 roku cesarz Fran­
ciszek Józef I mianował go komendantem Obrony Krajowej
w Galicji Zachodniej. Zmarł w Czudcu, mając 53 lata.
Feldcechmistrz Ludwig Benedek zmarł w zapomnieniu
w 1881 roku.
Książę Fryderyk von Augustenburg miał jeszcze cień
nadziei na udzielne księstwo, bowiem, jak wiadomo, traktat
pokojowy zastrzegał, że gdyby ludność północnej części
księstwa Schleswig chciała poprzez referendum połączyć
się z Danią, to tereny te powinny być oddane Danii. Ale do
referendum nie doszło. Augustenburg osiedlił się w Dolzing
na Łużycach, a potem w Primkenau (Przemkowie) koło
Polkowic. Jego triumf nad Bismarckiem przyszedł po wielu
latach, gdy jego córka Augusta Wiktoria (1858-1921)
została żoną przyszłego cesarza Wilhelma II, a ten po
dwóch latach panowania zdymisjonował starego kanclerza.
Generał Albrecht von Roon, znany jako „sierżant króla
pruskiego” albo po prostu „Roon zbój”, mianowany w 1871
roku hrabią, został szefem rządu pruskiego. Sprawował tę
funkcję od 1 stycznia do 9 listopada 1873 roku, ale
zrezygnował z uwagi na stan zdrowia. W 1873 roku
otrzymał stopień feldmarszałka. Zmarł mając 76 lat.
Generał Adolf Ludwik von Rosenberg-Gruszczyński
w 1870 roku pełnił funkcję gubernatora Królewca, potem
Reims i Ulm. W 1873 roku otrzymał awans na generała
piechoty.
Alfred von Waldersee (1832-1904) został w 1870 roku
mianowany attache wojskowym w Paryżu, a rok potem
— szefem sztabu XIII Korpusu dowodzonego, jak wiadomo,
przez Wielkiego Księcia Fryderyka von Meklemburg-
-Schwerin, potem szefem sztabu X Korpusu w Hanowerze,
zaś w 1888 roku — szefem Wielkiego Sztabu Generalnego.
Mianowany feldmarszałkiem, dowodził w 1901 roku połą­
czonymi wojskami interwencyjnymi mocarstw europejskich
i Japonii, tłumiącymi w Chinach powstanie „bokserów”. Po
powrocie do Niemiec, witany jak bohater za krytykę
zdolności wojskowych cesarza Wilhelma II, został przezeń
zdymisjonowany i zmarł w 1904 roku w Hanowerze.
Karol Wilhelm Paul von Btilow (1846-1921), który
rozpoczynał karierę w 2. Pułku Gwardii w Berlinie,
przeszedłszy wszystkie szczeble dowodzenia, został w sier­
pniu 1914 roku mianowany dowódcą 2. Armii niemieckiej,
która opanowała Belgię. Wkrótce potem otrzymał stopień
feldmarszałka.
Paul von Hindenburg, który przeszedł wszystkie szczeble
kariery wojskowej aż do rangi feldmarszałka, odwołany
z emerytury w 1914 roku, został dowódcą armii w Prusach
Wschodnich. Pod Tannenbergiem pokonał 2. Armię rosyjs­
ką, dowodzoną przez generała Aleksandra Samsonowa. Jak
wiadomo, po zakończeniu wojny Paul von Hindenburg
został wybrany prezydentem Niemiec.
Leopold von Wittelsbach (1846-1930), młodszy brat
króla Bawarii Ludwika II, w czasie wojny z Prusami
w 1866 roku był podporucznikiem armii bawarskiej.
W 1870 roku walczył w wojnie francusko-pruskiej już po
stronie Prus. Służąc dalej w wojsku bawarskim, w latach
1891-1912 był generalnym inspektorem armii bawarskiej.
W 1905 roku został mianowany feldmarszałkiem niemiec­
kim, w 1914 roku — dowódcą 9. Armii, a potem Grupy
„Leopold”. Jego wojska zajęły Warszawę, Kowel i Brześć
Litewski. W 1916 roku Leopold von Wittelsbach został
naczelnym dowódcą wojsk niemieckich na froncie wschod­
nim. W 1918 roku podpisał w Brześciu traktat pokojowy
z Rosją sowiecką. Zmarł w Monachium mając 84 lata.
* * *

Jak wiadomo, w wyniku wojny z Francją powstała II


Rzesza składająca się z 22 państw związkowych, trzech
wolnych miast, a także świeżo zdobytego kraju Rzeszy
— Alzacji-Lotaryngii.
Wygrane wojny z Austrią i Francją stały się powodem
do dumy Prus, a potem zjednoczonych Niemiec. O Georgu
Bleibtreu wspominaliśmy. W 1884 roku Emil Hunten
(1827-1902), uczeń Horacego Verneta, absolwent Akademii
Sztuk Pięknych w Paryżu, Antwerpii i Dusseldorfie, nama­
lował na temat wojny siedmiotygodniowej 1866 roku cykl
obrazów historycznych, które były potem eksponowane
w Panteonie Arsenału w Berlinie. Najbardziej znany jest
jego obraz Po bitwie pod Sadową, na którym król Wilhelm I
wita następcę tronu księcia Fryderyka Wilhelma. Obok
stoją Helmuth von Moltke i Otto von Bismarck. Niedaleko
od nich pruscy żołnierze prowadzą austriackich jeńców
i powiewają zdobyczną chorągwią.

* * *

Na pole bitwy jedzie się obecnie szeroką szosą między­


narodową z Kudowy przez Nachod. Tuż przed Hradec
Krâlové widnieje skromna tabliczka: Chlum 1866. Skręca­
my na rondzie w prawo i po kilku kilometrach jazdy szosą
znowu skręcamy na wąską drogę. To już Chlum. Ze
wzgórza, na którym stoi pomnik, oglądamy leżącą w dole
panoramę. Tutaj znajdowało się stanowisko dowodzenia
feldcechmistrza Ludwiga Benedeka. Opodal znajduje się
kościół (a nie żadna kapliczka, jak podawał angielski
korespondent wojenny) pod wezwaniem Przemienienia
Pańskiego, zbudowany w 1384 roku, a przebudowany
w 1733 roku. Kościół jest otoczony przez groby uczestników
bitwy. Znajdujemy tam m.in. grób nadporucznika Antona
Butwina, dowódcy kompanii w 12. Pułku Strzelców,
rannego w bitwie, a zmarłego z ran 26 sierpnia 1866 roku.
Widocznie przebywał we wsi po otrzymaniu ran. Obok
leży pochowany generał-major Karl Posh von Poscher,
dowódca brygady IV Korpusu austriackiego. Mamy na tym
cmentarzyku też przedstawiciela armii pruskiej, majora
Heinricha Reckih von Reuss z 2. Pułku Gwardii.
Ogromne pole bitwy zostało częściowo zabudowane
domami. W centrum wsi znajduje się muzeum bitwy,
założone w 1932 roku przez Josefa Volfa z Maslomed,
a w nim — pamiątki w postaci elementów umundurowania
i uzbrojenia obu wojsk, sztandary, grafikę i ogromną
plastyczną mapę bitwy. Obok z wieży widokowej można
podziwiać panoramę okolicy. Gdyby ta wieża istniała
w czasach Ludwiga Benedeka, być może feldcechmistrz
y
dostrzegłby idące od północy oddziały 2. Armii Śląskiej
i wysłał przeciw niej swe rezerwy, aby zatrzymać ją do
czasu rozprawienia się z 1. Armią. Czy jednak ewentualne
zwycięstwo wojsk austriackich w tej bitwie zmieniłoby
losy Europy? Bardzo wątpliwe. Prusy prędzej czy później
zjednoczyłyby pod berłem swego króla całe Niemcy.
Pewnych procesów historycznych nie da się zatrzymać.
BIBLIOGRAFIA

„Gazeta Polska” 1866.


„Gazeta Warszawska” 1866-1867.
„Gwiazdka Cieszyńska” 1866.
„Kłosy” Warszawa 1866.
„Kurier Warszawski” 1866.

Gordon A. Craig, The battle of Königgrätz, Londyn 1960.


Leon Chrzanowski, Przegląd położenia i działań na teatrze
wojny, „Przegląd Polski” VI-VII, 1866.
Jarosław Dąbrowski, Krytyczny rys wojny 1866, Warszawa 1955.
Juliusz Demel, Stosunki społeczne i gospodarcze w Krakowie
w latach 1853-66, Kraków 1958.
Deutsche Biographische Enzyklopädie, wyd. Walter Killy i Rudolf
Vierhaus München 1996-2003.
Erik Durschmied, Niezwykłe bitwy i co zdecydowało o ich
wyniku, Warszawa 2000.
Encyklopedia Powszechna, Samuel Orgelbrand, Warszawa
1862-67.
Bernt Engelman, Prusy — kraj nieograniczonych możliwości,
Poznań 1984.
Fryderyk Engels, O wojnie w Niemczech [w:] Karol Marks,
Fryderyk Engels, Dzieła, t. 16, Warszawa 1968.
Gesalemnelte Schriften und Denkwurt Feldmarschalss graf Hel-
muth von Moltke, t.V, Berlin 1892.
Zdzisław Grot, Pruska polityka narodowościowa w Szlezwiku
1864-1920, Poznań 1967.
Franz Herre, Moltke, tłum. Andrzej Marcinek, Warszawa 1996.
Jan Jaki, Bitwa u Hradec Krâlové 1866, Hradec Krâlové 1996.
Witold Jakóbczyk, Bismarck, Warszawa 1961.
Chrystian Krockow, Bismarck, tłum. Michał Misiony, Jerzy
Nowakowski.
Stefan Mossor, Sztab wojskowy w warunkach nowoczesnej wojny,
Warszawa 1986.
Otlucny Slovnik Nauczny, tom 3, Praha 1890.
Polski Słownik Biograficzny, Kraków 1996.
Stanisław Szenic, Królewskie kariery warszawianek, Warszawa
1962.
Oskar Regele, Feldzeugmeister Benedek. Der Weg nach Königrätz,
Wien 1960.
Wilhelm Rüstow, Dćt Krieg von 1866 in Deutschland und Italien
politisch und militärisch beschrieben, Zurych 1866 („Gazeta
Warszawska” 1866).
Stanisław Salmonowicz, Prusy. Dzieje państwa i społeczeństwa,
Poznań 1987.
Franciszek Skibiński, Z historii doktryn wojennych, „Wojskowy
Przegląd Historyczny” nr 4/1970.
Dominik Strasburger, Zasady sztuki wojennej w kampaniach
i bitwach od starożytności do wojny francusko-pruskiej 1870—71,
Warszawa 1996.
Wielka Encyklopedia Powszechna Ilustrowana, Warszawa 1911.
WYKAZ ILUSTRACJI

Franciszek Józef, Wikipedia


Wilhelm I król Prus, Wikipedia
Jan król saski, „Kłosy” 1866
Otto Bismarck premier Prus, „Kłosy” 1866
Główni bohaterowie wojny 1866, „Kłosy” 1866
Franciszek Józef i Wilhelm I, „Kłosy” 1866
Fryderyk III, „Kłosy” 1866
Wojsko austriackie, „Kłosy” 1866
Wojsko pruskie, „Kłosy” 1866
Nachod — bitwa, „Tygodnik Ilustrowany” 1866
Skalice — noc po bitwie, „Tygodnik Ilustrowany” 1866
Przejście przez Bystrzycę, Muzeum w Chlum
Marsz na Sviepwald, Muzeum w Chlum
Prusacy idą do boju, „Tygodnik Ilustrowany” 1866 (Julisz Kossak)
Prusacy zdobywają armaty, „Kłosy” 1866
Bój o Chlum, Muzeum w Chlum
Potyczki kawaleryjskie, Muzeum w Chlum
Benatky — bój, Muzeum w Chlum
Chlum — stanowisko dowodzenia Benedeka, zdjęcie własne
Hradec Krâlové — resztki twierdzy, zdjęcie własne
Hradec Krâlové — koszary Armii Północnej, zdjęcie własne
Hradec Krâlové — katedra, zdjęcie własne
Chlum — kościół, zdjęcie własne
Chlum — wnętrze kościoła - tu leżeli ranni, zdjęcie własne
Chlum nagrobek generała austriackiego, zdjęcie własne
Chlum — nagrobek oficera pruskiego, zdjęcie własne
Muzeum w Chlum, zdjęcie własne
Chlum — wnętrze muzeum, zdjęcie własne
Makieta bitwy — Muzeum Chlum, zdjęcie własne
Chlum — działo austriackie, zdjęcie własne

You might also like