Professional Documents
Culture Documents
KACPER ŚLEDZIŃSKI
ZBARAŻ 1649
9
J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 94.
w stłumieniu powstania na Ukrainie, z jaką zwróciła się
Rzeczpospolita. Dalsze rozmowy nie przyniosły oczekiwa-
nych przez hetmana rezultatów. Niemniej jednak, mimo że
car nie czuł się na tyle mocny, by mieszać się w wewnętrzne
sprawy Polski, postanowił przygotować grunt przed pod-
jęciem bardziej zdecydowanych kroków 10 . W odpowiedzi
na kolejne poselstwo Chmielnickiego car zapewnił o swoim
poparciu dla sprawy kozackiej. Nie chciał jednak otwarcie
angażować się w konflikt z Rzeczpospolitą. Jako wymówka
po raz wtóry posłużył mu traktat polanowski.
Równie dużą aktywnością wykazał się Chmielnicki
w zjednywaniu sobie sojuszników na południu. Już na
przełomie listopada i grudnia 1648 roku wysłał nad Bosfor
Filona Dzadzałego. List, który przysłał hetman zapewniał
o... zamiarach poddania się pod władzę sułtana. „[...]
racz Wasza Cesarska Mość zesłać baszów pogranicznych
sylistryjskiego i białogrodzkiego, przy których byśmy
przysięgę potwierdzili, poddawszy im to państwo do
władzy, przez szable nabyte" 11 . W innym miejscu znowuż
opisywał hetman swoje sukcesy w wojnie z Polską, a mia-
nowicie odebranie z boskim wstawiennictwem „większej
połowicy Królestwa Polskiego: Ukrainę, Białą Ruś, Wołyń,
Podole ze wszystką Rusią aż po Wisłę [...]" 12. O pod-
daństwie wszakże Chmielnicki nie myślał. Jego list miał
na celu wymuszenie na sułtanie rozkazu nakazującego
Tatarom opowiedzenie się po stronie kozackiej 13 . Hetman
cel swój osiągnął i przy pomocy sułtańskich rozkazów,
i dzięki własnej przebiegłości. Pisał bowiem listy do
dostojników chańskich, w których donosił o obiecanej
Polsce pomocy Szwedów i zamiarach Rzeczypospolitej
uderzenia na Krym zaraz po pokonaniu Kozaków. Aby
10
Tamże, s. 95.
11 Cyt. za: J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 96.
12
Cyt. za: J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 9 5 - 9 6 .
13
Tamże, s. 96.
nie przestraszyć sojusznika, podkreślał Chmielnicki, że
„Szwedów jeszcze nie masz" 14 . W korespondencji znalazło
miejsce przypomnienie wcześniejszych umów, aby wojsko
tatarskie było gotowe na Zielone Świątki 15 .
Już od czasu elekcji kontaktował się Chmielnicki z Sied-
miogrodem. W pierwotnym zamyśle chciał popierać na
tron polski Jerzego I Rakoczego. Lecz śmierć Węgra
przekreśliła te plany. Tymczasem w liście adresowanym do
Jerzego II hetman informował o przyczynach rezygnacji
z poparcia węgierskiego kandydata. Jednocześnie zapewniał
o niechęci do Jana Kazimierza i szansie wystąpienia przeciw
królowi i Rzeczypospolitej wspólnie z Januszem Radziwił-
łem, hetmanem polnym litewskim 16 . Na przełomie 1648
i 1649 roku Chmielnicki wyprawił do Rakoczego Jana
Wyhowskiego. Jego zadaniem było skłonienie Siedmio-
grodu do ataku na Polskę. Jednak wzajemna nieufność
stron nie doprowadziła do wspólnej akcji. Czekano sposob-
niejszego czasu.
Działalność dyplomatyczna Chmielnickiego zmierzała
z jednej strony do uśpienia czujności Rzplitej i tym samym
zapewnienia sobie spokojnej zimy, co się hetmanowi
w pełni udało; z drugiej do okrążenia Polski przez nieprzy-
chylnych j e j sąsiadów, a w najlepszym wypadku do
zdobycia sobie pomocy militarnej. Jak wiadomo ten ostatni
zamiar nie powiódł się w pełni. Ani Rosja, ani Siedmiogród
nie były jeszcze przygotowane do konfliktu ze straszną
bądź co bądź Rzeczpospolitą. W samym Siedmiogrodzie
narodziła się opozycja wobec Jerzego II Rakoczego, prze-
ciwna jego planom włączenia Siedmiogrodu do obozu
protureckiego. Jeden z jej członków, magnat węgierski
Ferenc Vesselenyi informował kanclerza Ossolińskiego
o poczynaniach Rakoczego. Jedynie Tatarzy tak jak w roku
14
W. A. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 207.
15
Tamże, s. 207.
16
Tamże, s. 183.
1648 stanęli przy Kozakach. Liczyli na bogate łupy
i osłabienie Rzeczypospolitej. Jak się dowiemy z później-
szych wydarzeń, nie życzyli sobie również zbytniego
wzrostu potęgi kozackiej.
Osłabiona, lecz nie pobita Polska musiała liczyć tylko na
siebie. Na sejmie koronacyjnym, odbywającym się w stycz-
niu i lutym 1649 roku, nie podjęto uchwał mających na
celu obronę państwa. Przeciwnie, doszło do sporów. Żądano
sądu nad uciekinierami spod Piławiec. Do tego jednak nie
dopuścił Ossoliński, chociaż nie obyło się bez przymówek
i tłumaczeń.
Powszechne poparcie jakim cieszył się regimentarz
Wiśniowiecki było znane zarówno królowi jak Ossoliń-
skiemu i obu niepokoiło. Pozostawienie funkcji hetmana
w ręku zwolennika siłowego rozwiązania konfliktu, tor-
pedowało misterną grę kanclerza. Zatem ostatniego dnia
sesji, 9 lutego, król zdecydował się odebrać Wiśniowiec-
kiemu buławę i zostawić ją dla siebie. Całe wydarzenie
wyreżyserował kanclerz. On to bowiem polecił jednemu
z posłów ziemi sandomierskiej zaproponować królowi
zwierzchnictwo nad wojskiem. Oczywiście król powiado-
miony zawczasu o planach Ossolińskiego zgodził się „[...]
nic sobie milszego jako życzeniu wiernych i miłych
poddanych swoich dosyć czynić" 17 .
Sprytnie pomyślana zagrywka kanclerza osiągnęła cel.
Monarcha mający pierwszeństwo w trzymaniu buławy
hetmańskiej, nie złamał prawa. Jednocześnie nikt z posłów
i senatorów nie śmiał protestować, do czego zapewne
by doszło w przypadku nominacji kogoś spośród se-
natorów. Dopiero po powrocie do Warszawy, jakby
bojąc się wotującej za Jeremim szlachty, nominował
Jan Kazimierz jako głównego regimentarza Andrzeja
Firleja, kasztelana bełskiego; Stanisława Lanckorońskiego,
18
J. W i d a c k i , op. cit., s. 162.
szlachtę wojewoda ruski poprowadzi przeciw królowi
wszczynając nową wojnę domową, Jan Kazimierz prosił
nuncjusza de Torres, by odwiódł Jeremiego od tegoż
zamiaru i interweniował w tej sprawie u papieża, cesarza
i prymasa. Przerażony decyzją Jeremiego król przyśpieszył
swój przyjazd do Lublina, w którym stanął już 3 lipca.
Jeszcze przed wygaśnięciem rozejmu wojska polskie
popędziły na Ukrainę. Regimentarz Firlej zainstalował się
na Wołyniu w Ołyce, czym nie był zachwycony jej
właściciel, kanclerz litewski Stanisław Albrycht Radziwiłł.
Drugi regimentarz, Lanckoroński, operował ze swoją dywi-
zją na Podolu. Janusz Radziwiłł zatrzymał się nad brzegiem
Prypeci, skąd bacznie kontrolował poczynania Kozaków na
Ukrainie.
Pod koniec maja z Krymu wyruszył chan Islam Gerej III
i idąc Czarnym Szlakiem podążył na spotkanie z Chmiel-
nickim.
Wojna została rozpoczęta!
WOJSKO I SZTUKA WOJENNA
POŁOWY XVII WIEKU
ARMIA KORONNA
5
J. W i m m e r, op. cit., s. 61.
lub wilczymi skórami jeźdźcy, dosiadający silnych koni,
dzielili się na stu- lub dwustukonne chorągwie. Na
jej czele stał wspomniany wcześniej rotmistrz, częściej
porucznik, a zastępcą był namiestnik lub w sporadycznych
przypadkach chorąży.
Chorągwie pancerne, zwane również kozackimi stanęły
w obozie zbaraskim w liczbie 65 (31 prywatnych), co dało
około 6200 żołnierzy uzbrojonych w pancerz — kolczugę,
misiurkę i okrągłą tarczę, kałkan. Broń zaczepną stanowił
bandolet, pistolety, łuk lub kusza oraz szabla. Dodatkową
bronią była rohatyna, czyli krótka dzida. Pancerni to jazda
typu średniozbrojnego, liczniejsza, lecz słabiej uzbrojona
od husarii. Niemniej jednak doskonale sprawdzała się
w walkach z Tatarami i Kozakami.
Te wspomniane wyżej typy jazdy wchodziły w skład
autoramentu narodowego. Uzupełniała je jazda lekka wołos-
ka lub tatarska. Uzbrojeni w szable, łuki i pistolety, czasem
rohatyny, jeźdźcy ci służyli zwykle do zadań patrolowych
i rozpoznawczych. Chorągwie jazdy lekkiej liczyły na ogół
od 100 do 150 koni.
Kawaleria cudzoziemskiego autoramentu dzieliła się na
dwa typy: arkebuzerię, czyli jazdę ciężką, i jazdę lekką,
rajtarię.
Uzbrojeniem arkebuzerów była zbroja płytowa — ki-
rys, hełm z dużymi policzkami i daszkiem. Broń zaczep-
ną stanowił arkebuz, czyli krótki muszkiet, rapier lub
szabla i pistolety. Arkebuzeria mimo tego że była jazdą
obcego autoramentu, zaciągana była w przeciwieństwie
do rajtarii systemem towarzyskim 6 . Rajtarzy bowiem
tworzyli podobnie jak piechota niemiecka i dragoni
regimenty. Rajtar uzbrojony był w rapier i pistolety. Nie
miał na sobie zbroi tylko skórzany kaftan, głowę chronił
kapelusz.
6
Tamże, s. 275.
Piechota dzieliła się na trzy typy: węgierską, niemiecką
i dragonię.
Piechota węgierska uzbrojona została w muszkiety,
rusznice, szable i krótkie toporki. Dziesiętnicy oprócz
szabel mieli halabardy, oficerowie natomiast pistolety
i szable. Mundur piechura stanowił długi niebieski żupan,
czerwone spodnie i wysokie buty. Pod żupan zakładano
czerwone katanki. Głowę piechur nakrywał kapturem.
Nieco inaczej prezentowała się piechota autoramentu
cudzoziemskiego nazywana niemiecką. Przede wszystkim
głównym uzbrojeniem był muszkiet lontowy i długa na 4,5
metra pika. To właśnie piki broniły piechotę przed szarżą
jazdy. Niemniej jednak większość oddziału stanowili musz-
kieterzy (2/3) 7 . Strój piechura niemieckiego składał się
z luźnych kurt, pludrów, pończoch i trzewików. Na głowach
nosili hełmy lub kapelusze.
Trzecim typem piechoty była dragonia. Dragoni poruszali
się konno. Po przybyciu na pole walki, walczyli pieszo,
ostrzeliwując przeciwnika z okopu lub zza koni. Uzbroje-
niem dragoni i był muszkiet lub pika i szabla. Krój munduru
był zachodni, podobny do piechoty niemieckiej. Było to
wygodniejsze przede wszystkim w jeździe konnej.
REGIMENTARZE
8
Prawy brzeg Dniepru nazywano ruskim, lewy tatarskim.
Tymczasem wybrano regimentarzy i rozpoczęto pertrak-
tacje z Chmielnickim. Odsunięcie Wiśniowieckiego od
regimentarstwa miało zdaniem Zbigniewa Wójcika zapobiec
„zaprzepaszczeniu jakiejkolwiek rozsądnej polityki wobec
powstańców ukraińskich" 9 .
Pominięty w regimentarstwie Jeremi, pozbawiony posił-
ków, których niechybnie spodziewał się od Rzeczypos-
politej, nie mógł rozpocząć walki z liczniejszym i silniej-
szym przeciwnikiem. Pozostawało wycofać się do Zbaraża
i w gnieździe rodzinnym doczekać pomyślniejszych czasów.
Napotkane oddziały kozackie znosił sam lub przy pomocy
swoich pułkowników. Szedł więc za nim lament chłopski
i dziękczynne głosy ratowanej szlachty i Żydów. Pod
Konstantynowem po dwakroć rozgromił Kozaków pułkow-
nika Krzywonosa szarżą, którą według Pawła Jasienicy
„mógł się zadziwić tylko słabo rozgarnięty oficer, rębajło
szlachecki lub mówca odpustowy" 10 . Lecz bitwa zakończyła
się patem, a to z przyczyny niezdecydowania wojewody
Janusza Tyszkiewicza. On bowiem odradzał księciu zdoby-
cie taboru. Wzięci jeńcy kozaccy przyznawali, że gdyby
szturm na tabor miał miejsce, złamałby opór Kozaków,
którzy dla ratowania własnej skóry pewnie oddaliby i Krzy-
wonosa. Niemniej jednak to Kozak pozostał na placu boju,
książę szedł na zachód do Zbaraża.
Bitwa konstantynowska pokazała, że liczniejsze wojska
kozackie nie mogły sprostać ćwiczonym w sztuce wojennej
żołnierzom. Ta krytykowana przez Jasienicę szarża nastąpiła
po wpuszczeniu jazdy kozackiej na błonie odgrodzone od
głównych sił Krzywonosa wąską przeprawą na Słuczy.
Zaraz potem Jeremi rozkazał piechocie i działom ostrzeli-
wać bród tak, by nie przepuściły więcej mołojców. Na
tych, którzy byli po „polskiej" stronie rzeki uderzył Jeremi
9
Z. W ó j c i k, Dzikie pola w ogniu. Warszawa 1961, s. 178.
10
P. J a s i e n i c a , Rzeczpospolita Obojga Narodów, Calamitatis Re-
gnum, Warszawa 1986, s. 31.
całą jazdą. Krzywonos dał się zaskoczyć w ten sposób
jeszcze dwukrotnie. Za ostatnim razem jazda Jeremiego
dotarła aż do taboru, przy którym gdyby nie wojewoda
Tyszkiewicz, doszłoby do rzezi Kozaków.
We wrześniu 1648, kiedy stało się jasne, że rokowania
nie przyniosą spodziewanego efektu, wojsko polskie zaczęło
ściągać do obozu regimentarzy pod Gliniany. Tymczasem
Jeremi nie stanął w obozie regimentarzy. Zakwestionował
wybór Glinian jako miejsca zbyt oddalonego od teatru
działań wojennych. W zamian zaproponował Czołhański
Kamień, położony między Zbarażem i Starym Konstan-
tynowem. Miejsce, które wybrał Jeremi zdaniem Tom-
kiewicza zamykało drogę wojskom kozackim do woje-
wództw ruskiego wołyńskiego i lubelskiego. Jednocześnie
broniło prywatnych dóbr księcia. Nie ulega jednak wątp-
liwości, że obóz pod Glinianami tego bezpieczeństwa nie
zapewniał. Dopiero w pierwszych dniach września zmuszeni
sytuacją regimentarze przybyli w pobliże obozu Wiś-
niowieckiego. Niestety, dalej nie doszło do połączenia
między obu wojskami. Dopiero mediacje, na które zdecy-
dowały się obie strony przyniosły skutek i 11 września
obozy zostały połączone.
Obóz tętnił optymizmem i... bałaganem. Nikt nikogo nie
słuchał, nikt nie wiedział, jak postępować. Zdecydowano
się w końcu ruszyć ku Kozakom, którzy założyli warowny
obóz w dogodnym do obrony miejscu pod Piławcami.
Polacy zmuszeni zostali rozłożyć się na niewygodnych
pozycjach. Sześć obozów nie miało z sobą kontaktu,
brakowało wody i jednolitego dowództwa. Jednak
20 września chaotyczny i niezorganizowany atak polski
zakończył się zdobyciem dzielącej oba wojska grobli.
Następnego dnia bitwą miał dowodzić sam Jeremi.
Tymczasem do bitwy nie doszło. Regimentarze robili
wszystko, by nie doprowadzić do rozstrzygnięcia tego dnia.
Czyżby bali się, że sława spadnie na samego księcia?
Kolejny dzień minął spokojnie. Dopiero 23 września
Chmielnicki sprawił szyk i ruszył do ataku. Trwoga wstąpiła
w serca polskie. Jedni uciekali, inni stali w miejscu, tylko
chorągwie Kisiela, a z nimi Wiśniowieckiego i Koniecpol-
skiego uderzyły na Kozaków. Bitwa nie zakończyła się
rozstrzygnięciem. Wieczorem odbyła się narada
regimentarzy, która jednak nie przyniosła owoców.
Aczkolwiek możliwe jest, że wówczas postanowiono
wycofać się spod Piławiec do Konstantynowa, by tam
czekać na Kozaków. W nocy z 23 na 24 września, kiedy
planowano rozpocząć odwrót, obóz polski opanowała
panika. Poczęto krzyczeć, że wodzowie uciekają!
Zasławski i Koniecpolski opuścili wojsko jako pierwsi,
za nimi uciekał Ostroróg. Kisiel i Wiśniowiecki
zostali. Lecz w ślad za regimentarzami poszło wojsko.
Porzucano tabory, bogate sprzęty, „srebra stołowe,
splendory, namioty, pieniądze" i inne cenne rzeczy dostały
się w ręce Kozaków. Jako jedni z ostatnich wycofali się
Jeremi i orędownik pokoju Adam Kisiel.
Działanie Wiśniowieckiego niezaprzeczalnie kolidowało
z rozkazami regimentarzy, ale nie szkodziło bezpieczeństwu
Rzplitej. Wydaje się, że kroki podjęte przez regimentarzy
stawiały sobie za cel unikanie Chmielnickiego. Zasławski
pisał w liście do podkanclerzego Leszczyńskiego „[...]
zatrzymam się pod Gliniany, częścią dlatego, abym rusze-
niem moim do zdecydowania się na wszystko nieprzyjaciela
nie przywiódł [...]" 11. Jeremi niewątpliwie kierował
się sytuacją militarną. Życzył sobie szybkiego rozbicia
kozackiej armii i w tym widział możliwość sukcesu.
Główny winowajca klęski piławieckiej, regimentarz
Zasławski, nie zatrzymał się we Lwowie, tylko pędził
w głąb Rzeczypospolitej, do Rzeszowa lub Tamowa. W jego
ślady poszedł również Koniecpolski. Ostroróg usłuchał
próśb mieszczan i został w mieście, obiecując go bronić.
11 W. A. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit.. Warszawa 1998,
s. 125.
Wątpił jednak w skuteczność obrony. Jego wątpliwości nie
były pozbawione sensu, gdyż wojsko nie chciało go słuchać,
oznajmiając, że wybierze sobie nowego wodza. Wodzem
tym miał być książę Wiśniowiecki. Ale Jeremi odmówił
przyjęcia buławy, zaznaczając, że mianowany regimentarz
jest w mieście. 28 września w kościele bernardynów
odbyła się narada, na którą Ostroróg zaprosił wszystkich
znaczniejszych oficerów. Burzliwe obrady wśród krzyków,
przekleństw i wymysłów zakończyły się oddaniem buławy
regimentarskiej księciu, wojewodzie ruskiemu Jeremiemu
Wiśniowieckiemu. Ten znowu nie chciał przyjąć władzy,
obawiając się oskarżenia o zagarnięcie dowództwa bez
zgody stanów Rzeczypospolitej. Lecz jedna ze szlachcianek
rzuciła do nóg książęcych bogactwa panien Karmelitanek,
zaklinając i prosząc księcia, by objął dowództwo. Prośbę
szlachcianki poparły liczne głosy żołnierzy, tak więc książę
przyjął buławę z rąk Ostroroga, prosząc go przy tym, by
pozostał przy nim jako drugi regimentarz.
Lecz 5 października gruchnęła po mieście wiadomość,
że Wiśniowiecki zabrał pieniądze, wojsko, i... uciekł.
Niezadowolenie i złość mieszczan na księcia sięgnęła
zenitu, czuli się oszukani. Tymczasem Jeremi rzeczywiście
opuścił miasto i kierował się na północ, w stronę Zamościa.
Po drodze zniósł oddział tatarski. Wysłał też wiadomość do
Lwowa z ostrzeżeniem przed zbliżającym się nieprzyjacie-
lem. Do obrony wyznaczył Wiśniowiecki dragonów, pie-
chotę niemiecką i załogę zamku. Razem około 225 ludzi.
Liczył też książę na czynny udział 1500 mieszczan. Obroną
miał dowodzić generał artylerii Krzysztof Arciszewski.
Ten jednak zrzekł się dowództwa na rzecz burmistrza
Grozwayera.
Wróćmy do zachowania księcia, które wywołało burzę
protestów tak współcześnie, jak i dzisiaj. W liście do
prymasa pisał Jeremi, że miasto nie miało odpowiedniej
liczby wojska, by obronić się przed nieprzyjacielem. Obiecał
jednak, a wraz z nim Ostroróg i inni dygnitarze, wrócić
z odsieczą pod Lwów i uratować miasto. Takie tłumaczenie
prof. Władysławowi A. Serczykowi wydaje się niedorzecz-
ne. Profesor nie wątpi przy tym, że Wiśniowiecki wydał
bezbronne miasto w ręce nieprzyjaciela. Tego samego
zdania jest Władysław Czapliński, który dopatruje się
przyczyny opuszczenia Lwowa w zbliżającym się sejmie
elekcyjnym. Jeremi nie chciał, by wybór króla odbył się
bez jego udziału.
W innym świetle widzą całą rzecz profesorowie Tom-
kiewicz i Widacki. Ich zdaniem Jeremi czuł się odpowie-
dzialny za ratowanie nie tylko Lwowa, ale całej Rzeczypos-
politej. Armia, którą dysponował książę stanowiła jedyną
zorganizowaną siłę zbrojną w Koronie. Lwów leżał na
uboczu drogi na Warszawę. Do oblężenia miasta, które
mogło trwać parę miesięcy, wystarczyło wyznaczyć szczup-
łe siły. W tym czasie Chmielnicki główną kolumną mógł
uderzyć na ogołocone z wojska centrum kraju. Tymczasem
na północy znajdowała się twierdza o wiele mocniejsza niż
Lwów. Był to Zamość. Idąc do tego miasta, Wiśniowiecki
spodziewał się też zebrać niewielkie chorągwie i wyborową
piechotę pomorską Weyhera. Profesor Tomkiewicz twierdzi,
że „opuszczenie Lwowa i pozostawienie sobie swobody
działania było ze strony Wiśniowieckiego nie tylko nie
karygodnym postępkiem, lecz jedynym wyjściem z sytua-
cji" 12 . Trudno nie zgodzić się ze zdaniem profesora.
Podobnie uważa Ludwik Kubala.
Chmielnicki, jak wiadomo, obiegł Lwów, ale go nie
zdobył, zadowalając się okupem. Pociągnął za to na
Zamość, najpotężniejszą obok Kudaku twierdzę siedem-
nastowiecznej Polski. Lecz Jeremi Wiśniowiecki zaopatrzył
miasto w żołnierzy i żywność. Dodatkowo załogę wzmoc-
niła piechota kasztelana elbląskiego Weyhera. Dobrze
12
W. T o m k i e w i c z, op. cit, s. 256.
przygotowane miasto czekało na Chmielnickiego, który
zbliżał się ku niemu.
Wiśniowiecki jednak znowu opuścił miasto, zabierając
ze sobą jazdę niepotrzebną w czasie oblężenia twierdzy,
a nawet przeszkadzającą. Owszem, mogła się ona przydać
do działań zaczepnych i podjazdowych na tyłach nie-
przyjaciela.
Tak przedstawiało się doświadczenie Wiśniowieckiego
w kampanii 1648 roku. Jeremi całą swoją energię poświęcił
wojsku i na tym polu oddał krajowi usługi. Czy jego
działania i decyzje były „marcepanem" sztuki wojennej?
Na pewno przyniosły powodzenie. Niewątpliwie natomiast
najpiękniejszą kartę swojej biografii zapisał Jeremi w oko-
pach Zbaraża i na polach Beresteczka. One też wzbudzają
najmniej kontrowersji w ocenie historyków. „Los nie
pozwolił mu nigdy stanąć dłużej na czele wojska, co było
marzeniem jego życia, toteż w rezultacie nie możemy
należycie ocenić jego zdolności strategicznych. Wszystko
jednak co zdziałał jako wódz, świadczyło wyraźnie, iż
Rzplita mogła w nim mieć godnego następcę hetmana
Koniecpolskiego" 13 .
Nad regimentarzami stał zwierzchnik wojsk Rzeczypos-
politej król Jan Kazimierz. Monarcha w chwili zasiadania
na polskim tronie miał za sobą liczne kampanie, w tym
smoleńską (1633-1634). Walczył również w wojskach
cesarskich w czasie wojny XXX-letniej.
Odważny, pełny niespożytej energii, świadomy swoich
umiejętności i doświadczenia, kierujący się racjonalnym
postępowaniem król spełniał warunki, które predestynowały
go do miana wodza. Znakomite zwycięstwa pod Beresteczkiem
(1651) i Warszawą (1656) zdają się potwierdzać powyższą
opinię. Z drugiej strony wydarzenia spod Zborowa (1649)
i Żwańca (1653), kiedy to król wraz z armią pozwolił
13
Tamże, s. 387.
zaskoczyć się wojskom nieprzyjaciela podczas przeprawy,
podkopują dobrą opinię. Niemniej jednak doświadczenie,
dążenie do połączenia różnych formacji wojskowych i umiejęt-
ne ich wykorzystanie w terenie stawiało króla w pozycji
potencjalnego zwycięzcy. Szkoda tylko, że nie zawsze umiał
to wykorzystać, ponoszony fantazją i gorącą krwią.
W lipcu 1649 roku Jan Kazimierz wyruszał na pierwszą
wyprawę w roli naczelnego wodza, był to więc jego
chrzest bojowy.
Oprócz wymienionych postaci głównymi aktorami wy-
darzeń lata 1649 roku byli generałowie artylerii: Krzysztof
Przyjemski, dowódca piechoty; a w armii królewskiej
Krzysztof Arciszewski, admirał floty holenderskiej i obrońca
Lwowa z zeszłego, 1648 roku. Nie można zapomnieć
o kanclerzu Jerzym Ossolińskim, który pod Zborowem
występował w roli dowódcy i polityka. Wspomnieć też
wypada Aleksandra Koniecpolskiego, syna sławnego het-
man, który pod Zbarażem miał zmyć piławiecką hańbę;
dwóch braci Sobieskich, Marka i Jana, z których każdy
walczył w innej armii. Marek u boku Wiśniowieckiego
odpierał kozackie szturmy, Jan pod okiem króla zdobywał
doświadczenie na polach Zborowa.
KOZACY I TATARZY
15
Z. W ó j c i k, Wojny kozackie..., op. cit, s. 3.
W połowie XVII wieku Kozaczyzna przedstawiała zor-
ganizowaną społeczność z Radą na czele. Do jej kompeten-
cji należało podejmowanie najważniejszych decyzji, m.in.
o buncie czy wyprawach. Rada wybierała atamanów, w tym
atamana koszowego, hetmanów i pułkowników. Radzie
podlegał ataman koszowy, kierujący przygotowaniami do
wyprawy. Pomocą służyli mu pisarz wojska zaporoskiego,
sędzia, dobosz, essawuł wojska zaporoskiego, puszkarz
i pułkownicy. Kiedy przygotowania zakończono, w miejsce
atamana koszowego wybierano atamana, który miał prze-
wodzić Kozakom podczas wyprawy 16 .
Wojsko kozackie składało się z trzech rodzajów broni:
jazdy, piechoty i artylerii. Jazda nie była wyposażona
w uzbrojenie ochronne, stąd zaliczała się do jazdy lekkiej.
Podobnie piechota zaporoska niezwykła zakładać zbroi.
Bronią zaczepną natomiast zarówno w sotniach pieszych,
jak i konnych były szable, łuki, pistolety, piszczele, czyli
strzelby i spisy. Rzadziej występowały muszkiety i ar-
kebuzy. Artyleria kozacka dzieliła się na artylerię pułkową
i armijną. W tej pierwszej znajdowały się niewielkie
armaty. Artyleria armii posiadała większe działa, które
mogły się równać z najlepszymi w armii koronnej. Należy
jednak pamiętać, że znaczna część artylerii była zdobyczna,
gdyż znalazła się w szeregach kozackich po klęskach
wojsk polskich w kampanii 1648 roku.
Te trzy typy wojsk wchodziły w skład każdego pułku,
z których składała się armia zaporoska. Pułki dzieliły się
na roty, sotnie, kurenie, czyli dziesiątki. W 1649 roku było
tych pułków sześć. Każdy z nich przyjął nazwę od miasta,
w którym stacjonował. Był wiec pułk czehryński, czerkaski,
korsuński, perejasławski, kaniowski i białocerkiewski.
Pułkiem dowodził pułkownik, który w swoim sztabie miał
oboźnego, pisarza, chorążego doboszów i trębaczy. Liczeb-
16
L. P o d h o r o d e c k i , Sicz zaporoska, Warszawa 1960, s. 95.
ność pułków nie była stała. Wahała się od kilkuset do paru
tysięcy ludzi.
Podczas wojny na czele armii kozackiej stanął nie
ataman, a hetman — Bohdan Chmielnicki. Wówczas to po
raz pierwszy oddzielono urząd hetmański od atamana 17 . Do
XVII wieku te dwa terminy używano wymiennie. Później
ataman rządził w koszu na Siczy.
W czasie wojny hetman stawał się dyktatorem. Sam
decydował nie tylko o krokach militarnych, ale o polityce
zagranicznej, sojuszach i wyprawach. Aby nie zagubić się
w labiryncie pilnych spraw, dyplomatycznej karuzeli i pra-
cach organizacyjnych, hetman miał kilku pomocników.
Przede wszystkim z jego rozkazu mógł dowodzić armią
tzw. hetman nakaźny. Generalny sędzia pilnował spraw
dyscyplinarnych i wydawał wyroki, generalny oboźny dbał
o właściwe rozlokowanie pułków.
W skład starszyzny kozackiej oprócz wymienionych
wchodzili jeszcze: podskarbi, pisarz, generalny esawuł
— odpowiedzialny za przygotowanie i uzbrojenie armii;
generalny chorąży i buńczuczny 18 .
Nieograniczona władza hetmana dobiegała kresu wraz
z odtrąbieniem końca wyprawy. Wówczas to stawał się
zależny od Rady i przed nią składał relacje ze swoich
poczynań.
Bohdan Chmielnicki pochodził z rodziny szlacheckiej.
Wraz z ojcem walczył pod Cecorą. Tam dostał się do
niewoli tatarskiej 19 . Po powrocie z Krymu zamieszkał
w Subotowie. W czasie powstania 1637 roku jako pisarz
wojska zaporoskiego podpisywał kapitulację pod Borowicą.
Pod koniec panowania Władysława IV został dopuszczony
do planów wojny tureckiej. Król planował uderzenie części
17
W. S e r c z y k, Na dalekiej Ukrainie, Kraków 1984, s. 99.
18
L. P o d h o r o d e c k i, op. cit., s. 9 5 - 9 6 .
19
Z. W ó j c i k, Dzikie pola..., op. cit., s. 183, pisze o niewoli tureckiej
Chmielnickiego.
wojsk na Krym i liczył przy tym na kozackie wyprawy
morskie. W zamian obiecywał Kozakom przywileje 20 . Do
wojny tureckiej jednak nie doszło.
Chmielnicki był przede wszystkim politykiem. Sztuki
dyplomacji uczył się uczestnicząc w życiu politycznym
Rzeczypospolitej. Spotkania z królem nauczyły go chytrości,
przebiegłości i pozbawiły go naiwności politycznej. W tym
ostatnim pomogły mu błędy Władysława IV. Nie ufał
nikomu, przed nikim nie zdradzał swoich zamiarów.
Posiadał przy tym intuicję, cechę niezbędną u dobrego
polityka. Te przymioty pozwoliły mu prowadzić misterną
grę na arenie międzynarodowej 2 1 .
Jeżeli możemy postawić Chmielnickiego w gronie
najznakomitszych polityków XVII stulecia, to nie może-
my zapewnić mu tego miejsca wśród dowódców. Ow-
szem, odnosił zwycięstwa. Bitwy nad Żółtymi Wodami,
pod Korsuniem i Piławcami wygrał, wykorzystując bez
skrupułów błędy hetmanów i regimentarzy. Nie ujmując
nic Chmielnickiemu, należy pamiętać, że morale armii
koronnej było liche. W spotkaniu z dobrze zorganizowaną
armią pod Zbarażem czy Beresteczkiem, gdzie miał
przeciw sobie wyszkolone i pewne siebie chorągwie, nie
osiągnął sukcesu.
Obok Kozaków pod Zbaraż szły czambuły tatarskie.
Orda składała się z pospolitego ruszenia, które w przeci-
wieństwie do polskiego było bitne i karne. Działo się tak
za sprawą ćwiczeń, które w wojsku tatarskim uprawiał
każdy młodzieniec. Dlatego Tatarzy byli znakomitymi
jeźdźcami, świetnie strzelali z łuku. Nie dorównywali tylko
Polakom w walce na białą broń, lecz mimo to posiedli
sztukę fechtunku. Wojsko tatarskie to przede wszystkim
jazda lekka. Jeźdźcy byli uzbrojeni w szable, łuki, dziryty,
dzidy, koncerze, muszkiety, pistolety i rusznice. Tylko
20
Tamże, s. 187.
21
J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 246.
wybrani posiadali kolczugi i misiurki. Popularne były za to
okrągłe tarcze kałkany, takie same jakich używała polska
jazda pancerna.
Sporadycznie w armii tatarskiej występowała piechota,
tzw. segbani. Ich głównym uzbrojeniem były janczar ki,
długolufowe strzelby z zakrzywioną kolbą. Oprócz jan-
czarek piechota posługiwała się niewielkimi 3-funtowymi
działami 22 .
Jednak siła Tatarów skupiała się na jeździe podzielonej
na czambuły. Szybkie, dobrze zorganizowane oddziały,
każdy Tatar miał do dyspozycji kilka koni, potrafiły
niespodziewanie najechać i złupić wsie i miasteczka i rów-
nie szybko wrócić z jasyrem w granice Chanatu. Ta taktyka
wielokrotnie okazywała się skuteczna w walkach z armią
polską, której nie zawsze udawało się zdążyć za pędzącymi
ordyńcami.
SZTUKA WOJENNA
22
R. R o m a ń s k i, op. cit., s. 50.
zatem musiała usidlić Kozaków tak, aby ci nie zdążyli
schronić się za taborem. Jeżeli to się nie udało, rozpoczynało
się długie oblężenie. Jazda polska nie była przygotowana
do zdobywania taboru, a nieliczna piechota i artyleria były
do tego zbyt słabe. Natomiast piechota zaporoska schowana
za wałem czy taborem z powodzeniem stawiała opór armii
koronnej.
Tabor, w którym chronili się Kozacy, zbudowany był
z dwóch rzędów wozów ustawionych w trójkąt. Wozy, na
których lokowano piechotę, uzbrojone były w małe działa.
Wewnątrz taboru znajdowała się jazda, której przygotowy-
wano dwie bramy. Mogła ona tą drogą czynić wypady na
atakujących tabor piechurów. Jazda kozacka podobnie do
tatarskiej uderzała półksiężycem, lecz jej szyk był płytszy,
składał się tylko z jednego szeregu.
Jazda tatarska atakowała ławą, półksiężycem złożonym
z kilku szeregów. Taki atak miał zapewnić oskrzydlenie
i okrążenie przeciwnika. Wówczas rozluźnione szeregi nie
stawiały zaciekłego oporu. Innym sposobem rozerwania
szyku było ostrzeliwanie nieprzyjaciela z łuków lub pozo-
rowana ucieczka. Manewr taki doprowadzał do rozluźnienia
goniących za Tatarami chorągwi. Wówczas orda zwracała
się całą swoją masą na pojedynczych jeźdźców i nieliczne
grupki żołnierzy.
Sposobem na Tatarów było ulokowanie jazdy w centrum
szyku z ustawionymi na skrzydłach taborami. W nich
znajdowały się piechota i artyleria, które odpierały atak
ordy ogniem dział i muszkietów. Wrażliwi na broń palną
Tatarzy zwykle nie wytrzymywali ostrzału, ich atak tracił
impet. Na nadwątlone szyki uderzała jazda, łamiąc je
i dezorganizując 23 .
Kozacy, jak wspomniano, nie posiadali silnej jazdy.
Dlatego jej rola na polu walki była drugorzędna. Zwykle
INŻYNIERIA I ARTYLERIA
24
L. P o d h o r o d e c k i , op. cit., s. 101.
z długimi lufami, falkonety, czyli lekkie działa polowe
i sześciofuntowe oktawy 25 .
Jako pocisków używano żeliwnych kul burzących, gra-
natów i kartaczy, lanych z żelaza 26 .
Te wspomniane działa znajdowały się w arsenałach
państwowych, skąd wyprowadzano je w razie potrzeby
na wyprawę. Niestety, transport stanowił nie lada problem.
Ciężkie działa grzęzły na ziemnych traktach. W przypadku
deszczu ich transport był wręcz niemożliwy. Kolejny
kłopot stanowiło wynajęcie podwód. Tylko artyleria
litewska dysponowała stałym personelem, którego za-
daniem był transport dział. W zamian Tatarzy litewscy,
bo o nich mowa, otrzymali pewne przywileje. Armia
koronna musiała wynajmować furmanów, płacąc im za
transport 27 .
Gros artylerzystów i inżynierów rekrutowało się z miesz-
czan. Tylko generałowie i niektórzy oficerowie byli szlachtą.
Mieszczanie zresztą też dochodzili do stanowisk oficerskich.
Wśród artylerzystów było wielu cudzoziemców: Niemców,
Francuzów, Duńczyków. Oprócz mieszczan znaleźli się
w artylerii chłopi z piechoty wybranieckiej. Ich funkcje
jednak ograniczały się do prac przy fortyfikowaniu, sypaniu
szańców, budowie mostów, dróg itp. 28
Taktykę artylerii dostosowano do niskiej ilości wy-
strzeliwanych kul (50-100 kul na dobę w zależności od
kalibru 29 ). Z tego powodu w przypadku bitwy polowej
artylerię ustawiano przed oddziałami piechoty lub na
wzniesieniu, co pozwalało na lepszy ostrzał pola bitwy.
Podczas oblężenia artyleria odgrywała zasadniczą rolę, stąd
25
M. Kukieł, Zarys historii wojskowości w Polsce, Wydawnictwo
„Puls".
26
J. W i m m e r , op. cit., s. 328.
27
Tamże, s. 326.
28
Tamże, s. 319.
29
Tamże, s. 329.
dążenia inżynierów do ufortyfikowania j e j stanowisk. Działa
umieszczano w bateriach i szańcach, które dodatkowo
umacniano koszami z ziemią.
Inżynieria była integralną częścią artylerii. Inżynierowie
byli zarówno artylerzystami jak i minerami, kartografami,
budowniczymi i pontonierami, czyli budowniczymi mos-
tów 30 . Mimo tylu różnych zadań, inżynierowie mieli decy-
dujący głos w czasie budowy twierdz, obozów warownych
czy oblężenia.
FORTYFIKACJE
32 Tamże, s. 112.
33 J. N a r o n o w i c z-N a r o ń s k i, Budownictwo wojenne, Warszawa
1957. s. 161.
TAKTYKA ZDOBYWANIA I OBRONY TWIERDZ
34
Tamże, s. 185.
35
Naroński w Budownictwie wojennym wymienia pięć sposobów
zdobywania twierdz: traktaty; zamorzenie głodem; szturm; regularne
oblężenie i podstęp.
36
J. B o g d a n o w s k i , op. cit., s. 535.
kopane były w taki sposób, by wał jaki tworzy wysypywana
z rowu ziemia zasłaniał przesuwające się przykopem
oddziały przed ogniem wojsk oblężonych.
Kiedy już pierwsze przykopy były gotowe, a ostrzeliwa-
nie twierdzy trwało dalej, na końcu zbudowanego odcinka
aprosza wznoszono redutę. W niej ustawiano działa, które
włączały się do ostrzału twierdzy. Reduty budowano
w odległości 80 do 100 metrów od siebie, tak aby mogły
się wzajemnie bronić ogniem artylerii 37 . Na nich umiesz-
czano baterie w kształcie prostokąta, osłoniętego z trzech
stron wałem. Oczywiście budowa aproszy trwała nadal tak
długo, aż sięgały one do skraju fosy. Z aproszy, redut
i szańców prowadzony był ogień artyleryjski do bastionów
i umocnień zewnętrznych twierdzy. Dopiero po ich zruj-
nowaniu celem ostrzału stawały się kurtyny.
Wreszcie po wielu trudach aprosze dochodziły do fosy.
Ostrzeliwanie trwało nadal, a żołnierze piechoty przy-
stępowali do sypania wyskoku i ganku przez fosę. W przy-
padku fosy suchej na poziomie rowu, a w przypadku
mokrej na poziomie wody. Do wody wsypywano chrust,
cegły, ziemię. Boki galerii wzmacniano dębowymi deskami.
Gdy galeria była gotowa, do zdobycia twierdzy pozostawał
tylko jeden krok — szturm. Zdarzało się jednak często, że
zanim dokonywano szturmu, rozbijano wały miną.
Miny składały się z korytarzy i komory, tzw. pieca,
w którym umieszczano ładunek. Piec był umieszczony pod
miejscem, które miało zostać wysadzone w powietrze.
Wybuch następował za pośrednictwem lontu lub ścieżki
prochowej 38 .
Cóż więc pozostawało oblężonym wobec tak poważnych
prac oblężniczych nieprzyjaciela? Otóż jeżeli nie zdążyli
oni ufortyfikować strategicznych miejsc poza obrębem
twierdzy, a tym samym odsunąć linii nieprzyjaciela od
37
J. N a r o n o w i c z-N a r o ń s k i, op. cit., s. 1 9 9 - 2 0 0 .
38
J. B o g d a n o w s k i , op. cit., s. 5 1 4 - 5 1 5 .
głównych fortyfikacji, należało przynajmniej spalić zabu-
dowania, które mogły dać schronienie przeciwnikowi.
Podczas walk oblężeni musieli organizować wycieczki, aby
zniszczyć roboty oblężnicze i budować własne punkty
oporu, oczywiście w miarę możliwości. Ważne było również
to, aby pamiętać o celnym ogniu dział. To właśnie działa
w największym stopniu szkodziły pracom oblężniczym.
Gdy jednak te wszystkie wysiłki nie dawały rezultatu
i wróg zbliżał się do twierdzy, należało nasłuchiwać, czy
nie kopał min. Pomocne były w tym beczki z grochem lub
wodą, które działając niczym radar, doskonale ujawniały
prace minerskie 39 . Wówczas nie pozostawało nic innego,
jak wycieczka lub zniszczenie miny kontrminą.
Miny można było zająć, pokonując strażników woj-
skowych i górników zajmujących się kopaniem miny
lub ją zasypać.
Sztuka wojenna XVII wieku oparta była na kom-
binowanym wykorzystaniu trzech typów broni: jazdy,
piechoty i artylerii. Nadal bitwy prowadzono w oparciu
o obozy warowne. Nie zapomniano też o sile prze-
łamywania szeregów przeciwnika przez jazdę. Wiśnio-
wiecki, umiejący wykorzystać połączenie tych trzech
rodzajów broni oraz oprzeć działania na fortyfikacjach 4 0 ,
był spadkobiercą wielkich dowódców, takich jak Za-
moyski, Żółkiewski, Chodkiewicz czy Koniecpolski. Woj-
na kozacka zmusiła Polaków do poszukiwania sposobu
na pokonanie połączonych sił kozacko-tatarskich, które
gdy działały osobno nie stanowiły poważnego zagrożenia
dla polskiej jazdy. W obliczu klęsk 1648 roku zbliżająca
się kampania miała pokazać czy regimentarze nawiążą
do chlubnej tradycji polskiego oręża.
39
J. N a r o n o w i c z-N a r o ń s k i, op. cit., s. 219.
40
M. K u k i e ł , op. cit., s. 106.
KAMPANIA 1649 ROKU
19
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 78.
20
Tamże, s. 78, cyt. za: W. K o c h o w s k i, Historia panowania Jana
Kazimierza.
OBLĘŻENIE
3
W. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 232.
walką zakończyło się wieczorem. Mimo ogromnego naporu
tysięcy nieprzyjaciół i ostrzału pierwszy dzień zakończył
się zwycięstwem polskim. Gdy trąbki kozackie odwołały
wojsko do obozu, na majdanie zbaraskiego okopu „łatwiej
było o kule armatnie niż w powiecie lwowskim o kokoszy
owoc" 4 . Te kule zniszczyły wiele namiotów, raniły i zabiły
wielu żołnierzy i czeladzi.
Następnego dnia, w poniedziałek 12 lipca wojsko
polskie mogło podziwiać z wałów długi na milę tabor
kozacki zajmujący miejsce ćwierć mili od stanowisk
polskich. W nocy Kozacy usypali trzy ogromne szańce
i zatoczyli na nie 40 dział 5 . O świcie rozpoczęli ostrzeliwać
z nich polski okop.
Armaty grały bez przerwy aż do wieczora. Przygwoż-
dżeni nawałą artyleryjską Polacy chowali się w zakamar-
kach fortyfikacji. Dopiero gdy słońce chyliło się ku
zachodowi, działa ucichły. Niestety, nie był to jeszcze
koniec. Kiedy puszkarze kozaccy udali się na spoczynek,
piechota przygotowywała się do szturmu.
Atak nastąpił na całej linii. Szturmowano jednocześnie
do wszystkich kwater. Na północno-wschodnim krańcu
Rozrażewski wystąpił z własną dragonią przed nieukoń-
czony wał i ogniem muszkietów powstrzymywał atak
Kozaków. Na odcinek kasztelana Firleja spadła nawała
jeńców obojga płci z zawczasu przygotowanymi workami
z ziemią. Za nimi szturmowali Kozacy, a wokół na
zwinnych koniach krążyli Tatarzy, zasypując obrońców
szarańczą strzał. W mig zasypano fosę i zaczęto szturmować
wały. Atak powiódł się. Już Kozacy wdarli się na wały
i zatknęli na ich szczycie chorągiew, gdy z odsieczą
nadciągnął Wiśniowiecki.
Na początku ataku Wiśniowiecki zakazał strzelać do
Tatarów. Ów dziwny rozkaz podbudował żołnierzy psychi-
4
J. W i d a c k i , op. cit., s. 175.
5
L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 79.
cznie. Rozeszła się bowiem plotka po obozie, że regimen-
tarze pertraktują z chanem 6 .
Tatarzy jednak atakowali wraz z Kozakami, toteż książę
był zajęty odpieraniem ataku na swoim odcinku. Uporał się
jednak szybko z nieprzyjacielem i mógł pójść w sukurs
Firlejowi. Zdążył w samą porę. Siedem razy Kozaków
odpierano z wałów, lecz oni po siedmiokroć się tam
wdzierali. Sytuacja stała się poważna, kiedy regimentarze
postanowili się wycofać do zamku, przekonani, że nie
utrzymają wałów. Na szczęście książę wojewoda ruski nie
pozwolił 7 . Tymczasem niespodziewanie Kozacy ustąpili
z prawej strony polskiego wału. To pozwoliło na wy-
prowadzenie jazdy. Królewska chorągiew husarii i ochot-
nicy spod innych znaków prowadzeni przez starostę
krasnostawskiego, Marka Sobieskiego wpadli z impetem
w bok kozackiej piechoty atakującej kwatery Firleja
tratując, zabijając i spychając ją w staw. Z Sobieskim
uderzyli Koniecpolski i Zaćwilichowski. Widząc co się
dzieje, Chmielnicki dał rozkaz do odwrotu. Piechota gnana
przez jazdę rzuciła się w stronę własnych szańców. Polacy
"jadąc im na karkach" zdobyli jeden szaniec i kilka
chorągwi.
W czasie kiedy polska jazda uganiała się po podzbaras-
kim boisku za niedobitkami kozackiej piechoty zaszło
wydarzenie, które omal nie skończyło się tragicznie dla
obrońców. Pułkownik hadziacki Burłąj, sławny Kozak,
który zdobył turecką Synopę, zaatakował znienacka piechotę
węgierską broniącą niedokończonego fragmentu wału tuż
obok Bazarzynieckiego stawu. Niespodziewany atak bur-
łąjowych Kozaków zmusił „węgrów" do ucieczki. Kozacy
wdarli się za wały. Sytuację uratował Przyjemski. Przebił
szpadą chorążego węgierskiego, opanował panikę, oddział
6
Tamże, s. 80.
7
Diariusz krótszy..., [w:] L . K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op. cit., s.
117.
zawrócił i wraz z piechotą cudzoziemską uderzył na
Kozaków wypierając ich za wały. Polska jazda poradziła
sobie już z kozacką piechotą i opanowała okolice, odcinając
Burłajowi drogę powrotu. Teraz Burłaj znalazł się w pułap-
ce. Odcięty od swoich towarzyszy musiał próbować się
przebić. Z pomocą Chmielnicki wysłał mu oddział pułkow-
nika Mrozowickiego. Tymczasem na burłajowych natarła
piechota i czeladź obozowa wycinając mołojców. Zginął
podobno sam Burłaj, aczkolwiek co do tego wydarzenia
zdania historyków są podzielone 8 . Powracająca z pogoni za
Kozakami jazda zwróciła się czołem ku idącemu Kozakowi
z pomocą Mrozowickiemu. Rozpętała się bitwa zwycięska
dla strony polskiej. Pod Mrozowickm ubito konia, a sam
pułkownik został ranny. Kozacy zostali rozbici i wycofali
się do swojego obozu.
„Był to gorący dzień, ale skończył się niemałą klęską
Kozaków. Leżał trup na trupie, w niektórych miejscach na
chłopa wysoko. W stawie zostało mnóstwo ciał ludzkich,
że później dla tych trupów i robactwa niepodobna było
brać wody i głęboko studnie kopać musiano" 9 .
Przez cały dzień 13 lipca odparli Polacy siedemnaście
szturmów i wygrali dwie bitwy w polu.
W nocy z wtorku na środę kopano nowe wały i przy-
gotowywano się do ewakuacji w obręb nowego obozu.
Stary b o w i e m był zbyt rozległy. Zauważył to Wiś-
niowiecki zaraz po przybyciu pod Zbaraż. Ze zdaniem
księcia zgadzał się Firlej. Kiedy wcześniej książę ze
swoją dywizją przekraczał bramę obozu wiedziano, że
na większe siły nie b y ł o co liczyć. Marzenia Firleja
o przybyciu króla wraz z armią prysły. Przygotowany na
dużą liczbę wojska obóz wymagał natychmiastowych
poprawek. Do kopania nowych wałów przystąpiono tuż
8
Problem śmierci Burtaja pod Zbarażem analizuje W. S e r c z y k, Na
płonącej Ukrainie, op. cit., s. 235-236.
9
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 80.
po naradzie z 9 lipca, czyli po przybyciu Jeremiego 1 0 .
Słuszne przypuszczenia regimentarzy i księcia potwier-
dził ostatni szturm. Długie wały trudno było obronić
stosunkowo małą liczbą wojska.
Prace trwały przez całą noc i dopiero o brzasku przenie-
siono się do mniejszego o połowę szańca 11. Nowy wał
przecinał stary obóz w ten sposób, że niedokończone wały
odcinka Firleja zostały porzucone. Zmniejszono tym spo-
sobem wschodni i zachodni bok obozu, co pozwoliło
skoncentrować wojska na mniejszym obwodzie.
W tym czasie kiedy czeladź jak i towarzysze spod
poważnych znaków kopali ramię w ramię nowe fortyfikacje,
Chmielnicki zrozumiał, że trudno będzie szturmem zdobyć
Zbaraż, postanowił rozpocząć regularne oblężenie. Otoczył
więc obóz półkolem szańców, baterii i taboru. Zajął drogi
ku Załoźcom i Wiśniowcu, wsie: Stary Zbaraż, Bazarzyńce,
Załuże oraz okoliczne wzgórza. Jednocześnie rozkazał
zbudować kilkanaście machin oblężniczych zwanych hulaj-
horodynami lub hulajgrodami, a po polsku czołgami,
„z grubych drewien zrobione, na kołach pomykające się,
między niemi we środku mosty dla przebywania fosy,
drabiny dla włażenia na wał [...]" 12 .
Nie zaprzestał jednak hetman kozacki prób zdobycia
okopu. 14 lipca przygotowano szturm na kwatery księcia
Jeremiego. Uderzono całą potęgą wojsk Chmielnickiego.
I tym razem podobnie jak dnia poprzedniego szturm
odparto, zadając Kozakom duże straty, po czym Kozacy
„ledwo nazad umknęli".
Po nieudanym szturmie chan tatarski postanowił spróbo-
wać układów. Pamiętał bowiem dobrze pierwsze chwile
10
J. W i d a c k i , op. cit., s. 171 i 178.
11 L. Kubala i W. T o m k i e w i c z twierdzili, że obóz zmniejszono o 1/3.
J. Widacki tymczasem pisze, że obóz zmniejszono o połowę ( K n i a ź
Jarema, s. 178.)
12
W. K o c h o w s k i, op. cit., s. 59.
walk, kiedy to na wyraźny rozkaz księcia zakazano strzelać
do ordyńców. Posłał więc do Wiśniowieckiego wezyra
Sefer Kazi agę. Obaj spotkali się w polu między pozycjami
wrogich wojsk. Tatar zbrojny w instrukcję swego pana
przywitał księcia tymi słowy: „Chcąc ciebie i twoich
wybawić, pokój wam ofiaruje od chana i kozackiej strony,
byleście się chanowi pokłonili i oręż mu złożyli". Kniaź
słysząc te słowa wpadł w gniew, ale po chwili uspokoił się,
a słysząc właśnie rozpoczynającą się kanonadę kozacką
odpowiedział chańskiemu posłowi: „Oto wasz bohatyr
Chmielnicki co robi: znać że w was dufa, a zatem i te
kondycje, które nam niby do pokoju podajecie, są niepewne,
bo on ich słuchać nie będzie, więc piszem jakby na wietrze.
Ale, jeżeli nam prawdziwie sprzyjacie, razem się na
Chmielnickiego z nami ruszcie, a wojsko jego zburzcie
— dopiero wam za to podziękujemy i przyjaźnią dobrą
odsłużymy" 13 . Sefer aga nie był zadowolony słysząc z ust
księcia propozycję zdrady Kozaka, zwrócił rozmowę na
inne tory. Tym razem książę nie widział sensu dalszej
dyskusji, obrócił się i odjechał do obozu.
Salwy kozackich dział i artylerii z polskich bastionów
nie przyniosły rozstrzygnięcia do wieczora. Następnego
dnia nie działo się nic szczególnego. Kozacy przygotowy-
wali się do kolejnych szturmów i prowadzili prace oblęż-
nicze. Oprócz wspomnianych wyżej robót, mołojcy kopali
aprosze, czyli wąskie rowy w ziemi kierujące się pod
kątem ostrym w stronę polskich umocnień. Tymi to
aproszami zbliżali się do stanowisk armii koronnej i ostrze-
liwali je z broni palnej lub łuków. Przy załamaniu każdej
linii rowów Kozacy stawiali szańce, na nie wtaczali armaty,
którymi bronili dalszych prac inżynieryjnych i ostrzeliwali
obrońców zbaraskich. Podobnie było 16 lipca. Spokój
przerwał wieczorny atak pułkowników Nebaby i Hładkiego.
13
W. T o m k i e w i c z , op. cit., s. 319.
Żaden z nich nie odniósł sukcesu i musiał wycofać się pod
ochronne skrzydła kozackiej artylerii.
Nad ranem, w sobotę 17 lipca, kiedy mgła pokrywała
jeszcze okolice Zbaraża, stojący na drodze do Załoźców
pułkownik kozacki Iwan Fedoreńko Bohun zbliżył się do
miasta. Przeszedł wał i zaczął wycinać ostrokół. Akcja
niewątpliwie powiodłaby się, gdyby nie jeden pachołek
idący do miasta po zakupy. Zobaczywszy co się dzieje,
wrócił co tchu do obozu i podniósł larum. Rzucili się zaraz
kto żyw: chłopi, czeladź, mieszczanie i szlachta do obrony
miasta, w którym, jak pamiętamy, znajdowała się studnia.
Tymczasem odgłosy walki zaalarmowały również Kozaków.
Zadymiły szańce i w stronę obozu poleciały kule. Jedno-
cześnie Kozacy rzucili się na pomoc swoim towarzyszom.
Bohun zaskoczony oporem mieszczan zaczął się cofać.
Wpadł na niego pułkownik Korf ze swoją piechotą i rozbił
ich 14 . Sam Bohun został ciężko ranny 15 .
Czy po rannych niepowodzeniach Kozacy rwali się do
szturmu, trudno powiedzieć. Ani Kubala, ani Serczyk nie
piszą nic o popołudniowych czy wieczornych walkach. Jan
Widacki w biografii Jeremiego Wiśniowieckiego nie
określa jasno swojego zdania zaznaczając, że „następny
szturm generalny nastąpił 19 lipca (wg niektórych źródeł
miało to być 17 lipca)". Z grona historyków tylko
Władysław Tomkiewicz jasno przytacza przebieg wyda-
rzeń, datując je na 17 lipca. Wydaje się, że autor oparł się
na Księdze pamiątniczej Michałowskiego, który nie wspo-
mina nic o szturmie z 19 lipca. W tym miejscu przytoczy-
my obydwa szturmy, które mimo podobieństw różnią się
szczegółami.
14
W. K o c h o w s k i , op. cit., s. 215; Diariusz obszerniejszy [w:] J.
M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 459.
15
Tożsamość Bohuna jest problematyczna. W źródłach opisujących
wydarzenia występuje jako Fedoreńko. Niektórzy historycy identyfikują
go z Iwanem Bohunem (patrz postscriptum).
Zatem „17 lipca przypuścili znowu Kozacy wielki atak
do kwater Wiśniowieckiego, prowadząc z sobą 14 nowo
zbudowanych hulajgrodów. Atak został odparty. Ludzie
księcia wypadli z okopów, hulajgrody popalili i spędzili
Kozaków z pola. Skoczyli w pomoc Tatarzy «ale od pól
pola znowu zręcznością księcia spędzeni, ledwo do swoich
trafili i tu szkodę znowu znaczną odniósłszy». Szturm ten
przyniósł Kozakom nową porażkę, martwili się zwłaszcza
z powodu utracenia machin oblężniczych" 16.
Niniejszy szturm jak i wyprawa Kozaka Bohuna uświa-
domiły po raz kolejny zresztą, że wały obozu zbaraskiego
były zbyt rozległe. Nie mniejszym zagrożeniem były
ciągle postępujące roboty oblężnicze kozackich inży-
nierów. Aprosze zbliżały się już do polskich wałów,
a artyleria kozacka stała niebezpiecznie blisko polskich
pozycji. W tej trudnej sytuacji zebrano się na naradę.
Wśród wielu różnych głosów pojawiły się zdania, aby
działa i piechotę zamknąć w zamku, a z samą jazdą
przedzierać się przez linie kozackie. Nim pierwsze sposoby
ewakuacji zaczęły regimentarzom kiełkować w głowie,
książę Wiśniowiecki uciął dysputy stanowczym veto,
argumentując przekonywająco: „Chyba skrzydła sobie
i koniom przyprawimy. A cóż się stanie z tymi, co
od koni odpadli? A czeladź nasza, a miasto, a chłopi,
którzy się pod opiekę naszą oddali? Cokolwiek bądź,
czy cześć nad życie, czy życie nad uczciwość prze-
niesiemy, jedno i drugie zachować możem tylko tu,
na tem miejscu, nie tracąc odwagi i wytrwałości" 17 .
Nie pierwszy raz zdanie księcia zaważyło na decyzji
regimentarzy. Szanując racje Wiśniowieckiego zdecydowa-
no się na usypanie nowego wału. Do pracy zabrano się
zaraz 18 lipca i pracowano bez przerwy dzień i noc do
16
W. T o m k i e w i c z , op. cit., s. 320.
17
K o c h o w s k i , op. cit., za: L. Kubala, Oblężenie Zbaraża, op.
cit., s. 8 1 - 8 2 .
następnego dnia. W nocy z 19 na 20 lipca zaplanowano
przeprowadzkę do nowych wysokich wałów.
Tymczasem Chmielnicki przygotowywał następny
szturm. Chytry hetman chciał wykorzystać moment prze-
noszenia polskich chorągwi do mniejszego obozu. Przed
północą dał rozkaz do szturmu. I tym razem największy
napór skierowano na kwatery księcia Wiśniowieckiego. 14
wysokich hulaj grodów toczyło się powoli w stronę polskich
szańców. Z tych wysokich wież bezkarnie strzelano do
zamkniętej w obozie polskiej załogi. Ci dwoili się i troili,
odpierając szturm za szturmem. Morze czemi zalewało
polskich obrońców, lecz ci niezmordowanie bronili się
dalej. Regimentarze znów zaczęli przemyśliwać o wycofa-
niu się do zamku, ale i tym razem Wiśniowiecki zabronił.
I kiedy Kozacy wdzierali się na wały, kiedy wypierali
z nich obrońców i wydawało się, że nadchodzą ostanie
chwile obrony, z nieba lunęły potoki wody. Bitwa została
przerwana. Kozacy wycofywali się do swoich szańców,
Tatarzy wracali do kosza, czyli obozu. Na pobojowisku
zostały stosy rannych, zabitych i hulajgrody, których Kozacy
nie zabrali z sobą. „Cała przestrzeń od taboru do obozu
stanęła jakby jedno wielkie jezioro, tu i ówdzie pięć stóp
głębokie"18.
Jednak nie na tym zakończyły się zmagania nocne. Jak
powiedziano, Kozacy pod ochroną nielicznej straży zo-
stawili unieruchomione w błocie blisko polskich szańców
hulajgrody. Okazja zniszczenia tej groźnej broni mogła
się już nie powtórzyć. Korzystając z ciemności nocy
i padającego deszczu wydał Wiśniowiecki rozkaz wycie-
czki. Z obozu wyszło 500 ludzi i cicho zakradło się do
nieprzyjacielskich pozycji. Niespodziewający się kontr-
ataku, zaskoczeni Kozacy nie stawiali oporu. Zdobyto
chorągwie i spalono wszystkie machiny. „Z podziwieniem
18
K o c h o w s k i , op. cit., za: L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op.
cit., s. 82.
wielkim w tak mokry czas przez noc te szturmy [hulaj-
grody — przypis K.Ś.] gorzały, do których ordy kilka-
dziesiąt tysięcy komunikiem skoczyło i precz Kozaków
pieszych naganiali, ale nasi i tym dali mężny opór" 19 .
Przygotował bowiem zawczasu książę chorągiew lekką
i dragonów, których w decydującym momencie wyprowa-
dził przed wał i uderzył na pędzącego przeciwnika. Ogień
dragońskich muszkietów i szarża jazdy pohamowały
zapędy Tatarów. Za Wiśniowieckim uderzyły chorągwie
Sobieskiego, Ostroroga i Sieniawskiego, powiększając
zamęt i straty w szeregach wroga. Tak się zakończył
dzień 19 lipca, dzień najzacieklejszego szturmu.
Rano następnego dnia rozpoczęto odwrót do nowego
obozu. Chmielnicki tym razem nie miał zamiaru prze-
szkadzać oblężonym w operacji. Przeciwnie, zaraz po
wycofaniu Polaków sam zajął ich dotychczasowy wał.
Do wieczora panował spokój, ale po zachodzie słońca
Kozacy znowu zaatakowali i tym razem nic nie wskórali.
Gdy pierwsze promienie oświetliły okolicę, załoga zbaraska
ujrzała wysoki wał okalający ich pozycje dookoła. Z tegoż
wału Kozacy rozpoczęli ostrzał majdanu polskiego obozu
tak intensywny, że trudno było znaleźć bezpieczne miejsce.
Musiano kopać pod wałem, czyniąc w miarę bezpieczną
zasłonę od nieprzyjacielskich kul.
Pod nawałą kul minęły dwa dni. W tym czasie Kozacy
postawili jeszcze dwa wyższe wały 20 . Z nich był „taki
prospekt do obozu, że i psa w obozie naszym zabijali" 21 .
Nieustanny ogień trwał jeszcze dwa dni, do 24 lipca. Przez
ten czas Kozacy próbowali minami zniszczyć polskie
umocnienia, ale wykopane tunele zasypywała obsypująca
32 Tamże, s. 184.
Skromna ich liczba musiała cały czas czuwać przy wałach.
Krótkie, brutalnie przerywane chwile snu nie mogły po-
krzepić obrońców. Toteż zdarzały się próby dezercji
i ucieczki z obozu. Żołnierzy nie powstrzymywały przed
dezercją kary (odcinanie rąk i nóg) ani mordowanie ich
przez Kozaków. W utrzymaniu dyscypliny pomagała po-
stawa dowódców, przykład jaki dawali Wiśniowiecki, Firlej,
stary Ostroróg, starosta krasnostawski Marek Sobieski
i wielu innych. Trzymała też obrońców nadzieja przybycia
króla z odsieczą. Lecz mimo zapewnień dowódców, że król
lada dzień stanie pod Zbarażem, ta nadzieja z każdym
dniem była mniejsza...
Przyszedł sierpień, a wraz z nim szturm spojonych
gorzałką mołojców. Uparty Chmielnicki chciał jak najszyb-
ciej zakończyć oblężenie. Lecz i tym razem mimo brawu-
rowych ataków przeważnie na kwatery księcia Jeremiego
szturm nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Tego dnia
książę Jeremi po raz pierwszy użył granatów ręcznych,
nieznanych Kozakom. Nowa broń przeraziła mołojców.
Wały zostały obronione przy znacznych stratach kozackich.
Postanowił więc hetman innym sposobem pognębić ob-
lężonych.
2 sierpnia stanął pod zbaraskim wałem posłaniec het-
mana Chmielnickiego z listem do księcia Jeremiego.
Oprócz listu przysłał również hetman list Jeremiego
do króla, znaleziony przy posłańcu złapanym pod Lwo-
wem. Straże zaprowadziły posła do kwatery książęcej.
Tam zostawiwszy list, sam się oddalił.
Treść dopisku pod listem Chmielnickiego wyjaśniała
skąd się znalazło w kozackich rękach pismo Jeremiego.
„List ten wraz z posłańcem trzy mile ode Lwowa pojmano.
Posłańcowi szyję ucięto, a list WKsMci w całości od-
syłam". Pisał też hetman, że na próżno Polacy czekają
króla, który „bez umu nie jest, aby lud swój nierozsądnie
tracił. [...] JKMć lepiej to upatruje, że się nas sam
ku sobie doczeka, z którym my zgodę pewną i umowę
zawrzeć możemy" 33 .
Gdy Wiśniowiecki czytał list, posłaniec opuściwszy
kwaterę Jeremiego wykonywał zadanie, dla którego przysłał
go Chmielnicki. Miał bowiem namówić piechotę niemiecką
do przejścia na stronę kozacką. W tym celu zakręcił się
obok oddziału piechoty cudzoziemskiej i oddał list hetmań-
ski chorążemu piechoty Korfa. Ten natychmiast przekazał
go swemu pułkownikowi, który z kolei zjawił się z listem
w kwaterze księcia Jeremiego. Misja się nie udała. Ale
zanim posłaniec wrócił, dano mu książęcy list z od-
powiedzią:
„MP. Hetmanie, lubo nie list, ale kartkę oddano mi od
WM., ja listem odpisuję, dziwiąc się, skąd taka niechęć
do mnie, żeś i posłańca mego zabić rozkazał i mnie
listem przyzwoitym nie obesłałeś. Wspominając o prze-
szłości, miałbyś W M . wiele powodów pamiętać i być
wdzięcznym za łaski i dobrodziejstwa moje. Nie było się
też chlubić z czego, żeś WM. posłańca stracić kazał, bo
to tyrański obyczaj i wszystkim narodom pod słońcem
obrzydliwy. Pomnieć trzeba, że kogo z niska fortuna
wynosi, to na to powszechnie, aby ciężej upadł. Z a c z e m
i Wmści na to oglądać się potrzeba, aby szczęście nie
opuściło. A czas by już obaczyć się: Boży naprzód,
a potem królewski majestat przejednać, a tę krew chrześ-
cijańską przeciw nieprzyjaciołom Krzyża świętego cho-
wać, a nie wylewać j e j na pociechę obcym. To ja, jakom
z przodków moich wojsku zaporoskiemu życzliwy, piszę
i życzę i pomagać gotów jestem. A lubo mnie, WM.
nieżyczliwym zowiesz przyjacielem, uznasz inaczej,
kiedy się wiernym Panu i Rzeczypospolitej pokażesz.
Jakoż po wszystkich plagach Bożych do tego przyjść
musi, bo niepodobna, abyś W M . zwojował króla, który
33
List Chmielnickiego do króla [w:] L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża,
op. cit., s. 85.
dotychczas nie mieczem, ale łaskawością chciał zwycię-
żać. Złe przeprawy nie przeszkodzą mu przysłać posił-
ków, kiedy j a k o monarcha z całą ruszy potęgą, bo i W M .
nie wszystkie listy przejmujesz, jakie od nas do króla
idą. I to się nie godzi, żeś uniwersał posłał na zbun-
towanie wojska cudzoziemskiego. Nie d o k a ż e tego nikt,
aby ich od poprzysiężonej wiary oderwał, a między nimi
większa część jest takich, co nie zwykli nigdy zdradzać.
List ten do cudzoziemców pisany, jako niepotrzebny
odsyłam, a jeślibyś WM. miał co więźniów ze Lwowa
wziętych, proszę racz mi oznajmić, gotowy okup dam za
nich — wszkżeś WM. pisał w swej karcie, że aż za
Lwowem moje listy przejęto. Żeś WM. w mojem Za-
dnieprskiem państwie spustoszenia przestrzegał, słusznieś
to uczynił, bo stamtąd wojsko zaporoskie tak od przod-
ków moich, jak i ode mnie, wiele dobrodziejstw odnosiło
i odnosić będzie po uspokojeniu Rzeczypospolitej. Pod-
danych moich WM. upewnij, że z łaski mojej ukonten-
towanie odnosić będą. Nie mam im za złe, że się do
wojska WM. udali — musieli podobno. Jednak abyś ich
WM. przy sobie nie trzymał, ale do domu odprawił,
pilno żądam. Co ja zechcę odwdzięczyć czasu swego.
WM. życzliwy przyjaciel.
Hier. Xże na Wiśniowcu i Lubniach,
wojewoda ruski" 34
List trafił do Chmielnickiego jeszcze tego samego dnia.
Hetman nie przejmował się zapewne uwagami księcia
Jeremiego. Przez trzy dni, tj. 3, 4 i 5 sierpnia nie
organizował też żadnych szturmów. Owszem, strzelano
z dział, ale był to już dla oblężonych chleb powszedni.
Tymczasem za radą Firleja i Wiśniowieckiego nocą oświet-
lano przedpole obozu zapalonymi maźnicami. Pomysł,
którego jak dotąd podczas żadnej wojny nie wykorzystano,
34
List Jeremiego do Chmielnickiego, [w:] L. K u b a l a , Oblężenie
Zbaraża, op. cit., s. 85-86.
pozwolił obserwować ruchy pułków kozackich i w porę im
przeciwdziałać 35 .
Jakie zamiary kierowały Wiśniowieckim, zadającym sobie
trud napisania tak obszernego listu, nie jest wiadome. Książę
zdawał sobie zapewne sprawę, że ani nie nawróci Chmielnic-
kiego ku miłości dla Rzeczypospolitej, ani nie pchnie go na
Tatarów. W takim razie musiał liczyć na przedłużenie
przerwy w boju, co dla obrońców było na wagę złota. Albo...
Prof. Widacki uważa, że w tym samym czasie kiedy
kozacki poseł wyjeżdżał ze Zbaraża, wychodził z niego
również niezauważony przez nikogo posłaniec do króla,
Mikołaj Skrzetuski. Z tym zdaniem zgadza się również
prof. Serczyk.
Nie wiadomo kiedy dokładnie Skrzetuski opuścił Zbaraż.
Wiemy natomiast, że u króla w Toporowie pojawił się
6 lub 7 sierpnia. Szedł więc cztery lub pięć dni. Przez ten
czas musiał przejść 9 mil, czyli około 46 kilometrów. Mógł
też wyjść Skrzetuski następnego dnia. Za tezą tą przemawia
wydarzenie z 3 sierpnia.
Tego dnia bowiem doszło do spotkania, którego skutki
były znamienne dla obrońców. Zeszło się wówczas nad
stawem dwóch Żydów. Jeden z nich mieszkał w Zbarażu,
drugi w kozackim obozie. Wywiązała się między nimi
rozmowa. Ów „kozacki" Żyd opowiadał o walkach z woj-
skiem litewskim na północy Ukrainy, o związanych z tym
lękach kozackich. Kozacy i czerń, mówił Żyd, niecierpliwie
siedzieli pod Zbarażem już od kilkunastu dni. Wiadomości
z Ukrainy nie napawały optymizmem i coraz więcej
mołojców i chłopów myślało o zaniechaniu oblężenia
i ratowaniu swoich rodzin. Ale najważniejsza była infor-
macja o zbliżaniu się króla 36 .
Kiedy za pośrednictwem oficerów wiadomość o zbliżaniu
się króla dotarła do regimentarzy i księcia Jeremiego,
35
L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 86.
36
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 458.
postanowiono je sprawdzić. W tym celu zaplanowano na
najbliższą noc (3 VIII) wycieczkę. Czy celem tej wycie-
czki było tylko potwierdzenie wiadomości? Może to
właśnie ona miała zająć Kozaków, a tymczasem nie
niepokojony szczególnie posłaniec przedarłby się przez
kozackie linie. Nie dowiemy się jednak o tym, bo
wycieczka nie doszła do skutku. Czy mimo to Skrzetuski
wyszedł ze Zbaraża? Jeżeli nie zrobił tego do tej pory,
zapewne tak.
Mikołaj Skrzetuski, towarzysz chorągwi pancernej,
był Wielkopolaninem. Urodził się najprawdopodobniej
w 1610 roku. Na Ukrainę dotarł jak wielu młodych
przedstawicieli szlachty w poszukiwaniu chleba. Tam
zamieszkał w Chwastowie, małym miasteczku, niedaleko
Kijowa. W tym też mniej więcej czasie, a były to
lata trzydzieste, trafił do wojska. Walczył przeciw po-
wstańcom w 1638 i 1648 roku. Wraz z chorągwią
pancerną znalazł się w oblężonym Zbarażu 37 .
Po zmroku 2 lub 3 sierpnia zaopatrzony w listy do króla
spuścił się do zbaraskiego stawu. Przebrany w chłopskie
ubrania, w kierpcach i narzuconym na ramiona kocu,
pomału okrążył staw, więcej się czołgając po jego zaroś-
niętym wysokimi szuwarami i trawą brzegu niż płynąc.
Tak dotarł do pobliskich Załoźców. Wieś zajmowali Koza-
cy. Musiał więc Skrzetuski ominąć ich pozycje, w czym
miało mu właśnie pomóc chłopskie przebranie. Wśród mas
czerni trudno było rozpoznać podobnego do nich ubiorem
szlachcica. W tym przebraniu spoczywała nadzieja nie
tylko Skrzetuskiego, ale kilku tysięcy obrońców. Czy
przedzierał się przez linie kozackie z pomocą swoich
pachołków 38 , czy sam, źródła nie mówią jednoznacznie.
Mimo pewnych wątpliwości relacja poety Samuela ze
Skrzypny Twardowskiego wydaje się wiarygodna:
37
M. K o s m a n , Skrzetuski w historii i legendzie, Poznań 1989.
38
M . K o s m a n , Na tropie bohaterów Trylogii, Warszawa 1986, s. 280.
...Tedy sią obierze
Z pod chorągwi towarzysz, że w prostym ubierze
Płuliatera jednego czuhaj wziąwszy ruski
I guńką i postoły, niejaki Skrzetuski
Drogi sią tej podejmie i od wodzów listy
Owe weźmie. Toż w nocy tedy przezroczysty
W staw najpierw przyległy śnuało sią ochynie
Z tymi, że szcząśliwie (dziwna rzecz) przepłynie
Niemniej nie zmoczonymi, po trawach czołgając
I szczero prawdziwego Rusina kłaniając
Dobierze sią Załoziec, stamtąd pójdzie dalej...39
Dalej, czyli w stronę Toporowa. Unikając patroli kozac-
kich, idąc przez gesty las żywił się Skrzetuski czym mógł,
a o żywność, nawet tę najlichszą w objętym wojną kraju,
nie było łatwo. A jednak mimo przeciwności losu, szczęście
go nie opuściło. Po kilku dniach tułaczki spotkał podjazd
wojsk koronnych. Wraz z nimi trafił do kwatery królewskiej
w Toporowie.
Przed Janem Kazimierzem stanął wynędzniały i brudny,
okryty strzępami ubrań, głodny, ledwie trzymający się na
nogach towarzysz Mikołaj Skrzetuski.
7
W. A. S e r c z y k. Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 254.
znać dawało. Złapani, albo za szpiegów poznani, lubo im
obiecywano przebaczenie i brano na męki, Polakom prawdy
nie powiedzieli" 8 .
W takich okolicznościach armia królewska dotarła do
Toporowa. Był 6 sierpnia wieczorem, kiedy przed monarchą
stanął Mikołaj Skrzetuski. Zaskoczony i jednocześnie
uradowany niespodziewaną wizytą król obiecał posłańcowi
pierwsze wakujące starostwo. Kanclerz darował mu konia
z rzędem, 100 czerwonych złotych i szaty.
Tymczasem wycieńczony posłaniec potrzebował bardziej
od nagród i pochwał gorącego posiłku i opieki medyka.
Król wraz z kanclerzem zajęli się przyniesionym przez
Skrzetuskiego listem. List był pisany przez regimentarzy
i informował o sytuacji oblężonych:
„Najjaśniejszy Miłościwy Królu, Panie, Panie nasz
Miłościwy.
Jesteśmy in extremis; nieprzyjaciel nas obtoczył w koło,
że ptak do nas i od nas nie przeleci. Listy nasze od nas do
W. Kmści poprzejmowano. Nas tylko do kilku dni; bo nie
tylko wojsko od koni odpadło, nie tylko że i my nie mamy
żywności, i dalej kilku dni trzymać się nie możemy, ale to
gorsza, że prochu nie mamy, a nieprzyjaciel walnemi
szturmami następuje, któremi nasi bawiąc się, siła prochu
wystrzelić musieli. Krótko pisząc, nie mamy prochu, ledwie
na 3 dni. Racz W. KMć consulere wojska temu, bo wielka
szkoda W. Kmości i Rzplitej będzie za zgubą tego wojska,
które żadną miarą dłużej tygodnia subsistere nie może.
Prosimy tedy dla Boga o posiłek, a prochu jak najwięcej
przysłać. Ten list to trzeci dzień jako pisany jest, zaczem
in majori necessitate jesteśmy constituti. Dla Boga prosimy
o posiłek. Honeste pacis nulla spec, i tak sobie obiecuje
Chmiel, że ma być panem wszystkiej Polski. Głód nie-
zwyczajny i niesłychany, prace codzienne et pericula dla
8
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 91.
ojczyzny i miłości W. Kmości wytrzymujemy. Ale prochów
na kilka dni nie mamy, któremi dla Boga ratuj nas
W.Kmość, żebyśmy bijąc się zginęli jako żołnierze jeśli
zginąć nam dla nie przednich posiłków przyjdzie. Te
charaktery wytłumaczy pan podkomorzy lwowski; a jeśli
go nie masz, radomski wytłumaczy" 9 .
Odebrawszy listy od regimentarzy król nie ruszył prosto
pod Zbaraż, lecz skierował się do Białego Kamienia.
Cztery dni deszczowej pogody zatrzymały armię królewską
w mieście dłużej niż zrazu przewidywano. Tam doczekano
się na przybycie armat ze Lwowa, chorągwi województwa
wołyńskiego, kijowskiego; prywatnych wojsk Lubaczew-
skiego, Fredry i chorągwi Puzowskiego 10 . Spod Białego
Kamienia rozesłał król uniwersały do chłopów, aby odstąpili
Chmielnickiego, co jeśli uczynią wrócone im będą dawne
wolności, a winy darowane i zapomniane. Ogłosił też
monarcha nowym hetmanem zaporoskim Kozaka Semena
Zabuskiego. Chmielnicki zaś został uznany za zdrajcę
i nieprzyjaciela ojczyzny. Za jego głowę wyznaczono
nagrodę, 10 000 złotych.
Naiwne byłoby sądzenie, że uniwersał królewski, a tym
bardziej wybór nowego hetmana podkopie pozycję Chmielnic-
kiego. Miał się o tym przekonać boleśnie sam król w następ-
nych dniach kampanii. Na razie wzmocniony nowymi
oddziałami ruszył z Białego Kamienia dalej ku Zbarażowi. Na
decyzję wymarszu wpływ miały również słowa jednego ze
złapanych Tatarów. Mówił on, że na wieść o zbliżaniu się
armii koronnej Chmielnicki i chan odstąpili od Zbaraża.
Zdaniem króla nie pozostawało więc nic innego, jak natych-
miast ruszać pod Zbaraż. Tak też uczyniono.
Był 12 sierpnia, gdy po raz pierwszy podczas tej wyprawy
czambulik Tatarów napadł na oddział królewski i wybiwszy
9
List ze Zbaraża od oblężeńców do króla, [w:] J. M i c h a ł o w s k i ,
op. cit., s. 4 2 8 - 4 2 9 .
10
W. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 255.
chorągiew znajdującą się pod Złoczowem, ruszył w stronę
niedalekiego Sasowa. Natychmiast wysłano w ich stronę
podjazd z zadaniem dostania języka. Na czele pędził książę
Korecki. Przed nim z dwustu żołnierzami wyskoczył znany
zagończyk Pełka. Akcja odniosła połowiczny sukces. Pełka
zaskoczył Tatarów uderzając na nich z boku. Niestety,
podczas zajścia zginął i stracił stu ludzi. Tatarzy uzyskali
przewagę i pojmali kilku żołnierzy. Do niewoli dostał się
rotmistrz Żółkiewski-Głuch. Ten dziwny przydomek zdobył
sobie rotmistrz podczas przesłuchania, nie odpowiadając na
pytania zadawane przez chana i jego murzów. Dopiero bity
odzyskał mowę. W czasie gdy jasyr odsyłano do kosza, na
tryumfujących Tatarów wpadł książę Korecki, rozpędzając
ich zupełnie i zdobywając „języka". Cenną zdobyczą był
zwłaszcza jeden Tatar z ordy nogajskiej.
Przyprowadzono go zaraz do kwatery znajdującego się
w Złoczowie Jana Kazimierza. Tam, ku wielkiemu zdzi-
wieniu monarchy i kanclerza zeznał, że nie tylko Chmiel-
nicki i chan nie uciekli spod Zbaraża, ale radził, by król dla
własnego bezpieczeństwa wszedł w układy z chanem. Chan
— mówił jeniec — ze wszystkimi ordami znajdował się
pod Zbarażem, a na taką potęgę królewskiego wojska jest
zbyt mało. Zaświadczył wówczas Tatar, że powodzenie
układów z chanem jest duże, gdyż ten woli z królem niż
z Chmielnickim zawrzeć porozumienie.
Rady jednak nie posłuchano i ruszono dalej. Wieczorem
13 sierpnia zatrzymano się w Młynowcach, pół mili od
Zborowa. Tam spotkał króla podążający z Małopolski
Jerzy Sebastian Lubomirski, starosta krakowski wraz z od-
działem liczącym kilkuset ludzi".
Wieś Młynówce leżała nad rzeką Strypą, która płynąc od
północy wpadała nieopodal wsi do stawu. Długi, przypo-
minający kształtem hak staw, rozlewał się aż do Zborowa.
Tam też, na zagięciu „haka", rzeka wypływała ze stawu
i uciekała dalej na południe. Miasto rozsiadło się na dwóch
brzegach rzeki, połączone jednak było mostami. Te mosty
zwracały teraz uwagę Jana Kazimierza i jego doradców.
Tylko po nich można było przerzucić na drugi brzeg
artylerię i ciężkie wozy taborowe. Cała okolica, zarówno
po prawym, jak i lewym brzegu była podmokła i bagnista.
Rzeka płynąc niskim korytem rozlewała się często, tworząc
wspomniane mokradła. Tylko w przypadku suchych mie-
sięcy łąki nie były zalewane przez wody.
Tymczasem sierpień 1649 roku był dżdżysty. Co więcej,
przez pięć dni poprzedzających przybycie armii królewskiej
pod Zborów, deszcz padał nieustannie. Łąki zmieniły się
w bagna i wielkie kałuże wody. Grobla prowadząca drogę
poprzez niskie i podmokłe okolice rozmiękła do tego
stopnia, że ułożone na niej kamienie zapadały się w głąb
błotnistej mazi. Co gorsze, wzburzony nurt zerwał oba
mosty. Wobec tego musiano wybudować nowe. Wybór siłą
rzeczy padł na Zborów. Tylko tu rzeka była węższa niż
gdzie indziej, wprawdzie głębsza, ale ograniczona mocnymi
brzegami.
W sobotę 14 sierpnia, kiedy Jan Kazimierz, kanclerz
Ossoliński i inni dostojnicy znajdujący się przy monarsze
radzili nad dalszą marszrutą, generał artylerii Krzysztof
Arciszewski przygotowywał przeprawę. Wraz z Zygmuntem
Przyjemskim rozpoczął umacnianie grobli i budowę mos-
tów. Praca szła wartko, bo już następnego dnia wojsko
mogło dostać się na przeciwny brzeg.
W tym czasie przewodniczący radzie Jan Kazimierz
zdecydował się ruszyć na Zbaraż. Na niedzielę 15 sierpnia
zaplanowano przeprawę. Na drugim brzegu zamierzano
zatoczyć obóz i doczekać w nim do poniedziałku. Wów-
czas, gdy wszystkie chorągwie, regimenty i działa znalaz-
łyby się na lewym brzegu Strypy, wojsko miało ruszyć do
Tarnopola.
Jeszcze tego samego dnia, w sobotę, gruchnęła po obozie
wiadomość, że niedaleko kręcą się Tatarzy. Przywiózł ją
niejaki pan Biejkowski, wyprawiony na rozkaz królewski
z podjazdem. Doniósł przy tym, że Tatarzy znieśli czeladź
i zauważywszy podjazd, rzucili się w jego stronę. Wobec
przewagi Tatarów podjazd wycofał się nie mieszkając.
Niedokładne i niejasne wiadomości miał potwierdzić kolej-
ny podjazd, wysłany pod rotmistrzem Gdeszyńskim. Oddział
rotmistrza zlustrował całą trzymilową okolicę i wrócił
z niczym. Zdaniem Gdeszyńskiego czeladź pobiła się
między sobą 12 , stąd całe zamieszanie.
Tymczasem chan znał położenie i kierunek marszu armii
królewskiej już od 7 sierpnia 13 . Dopiero po czterech dniach
podzielił się tą wiadomością z Chmielnickim. Zdaniem
Janusza Kaczmarczyka, biografa Chmielnickiego, zwłoka
wynikała z niezdecydowania chana co do dalszej polityki.
Islam Gerej III nie chciał bowiem całkowitego zniszczenia
armii koronnej i pogrążenia Polski. Jego interesom bardziej
odpowiadał pokój zawarty na zasadach równowagi, z cha-
natem krymskim w roli gwaranta układu polsko-kozackiego.
W ten sposób mógł mieć chan wpływ na wydarzenia
dziejące się w bezpośrednim sąsiedztwie jego państwa oraz
nie dopuszczał do zbytniego wzrostu kozackiej potęgi.
Groziło to usamodzielnieniem się Kozaków, a tym samym
powstaniem nowej potęgi w basenie Morza Czarnego.
Tego Islam Gerej chciał uniknąć.
Kiedy wiadomości o wojsku królewskim dotarły do
Chmielnickiego, zdecydował się hetman przenieść obóz na
zachód, tak aby zagrodzić drogę armii królewskiej. Za-
słoniwszy się Starym Zbarażem od wojsk oblężonych,
mógł niepostrzeżenie wyprowadzić armię. Zamierzał bo-
wiem hetman z całą potęgą kozacko-tatarską wyjść na
12
W. Kochowski, Historia panowania Jana Kazimierza, op. cit.,
s. 72.
13
J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 105.
spotkanie Jana Kazimierza. Pod Zbarażem została czerń
i nieliczne oddziały kozackie.
W sobotę 14 sierpnia wyprawił się Chmielnicki z małym
tylko oddziałem pod Zborów. Jadąc ciągnącą się przez
kilka mil dębiną dotarł w pobliże miasta. Tam się zatrzymał
i wszedłszy na wysoki d ą b przyjrzał się dokładnie okolicy
i polskiej armii 14 . Otrzymawszy następnie gwarancje po-
mocy od mieszczan Zborowa, wrócił pod Zbaraż i kazał na
noc wychodzić ordzie. Tatarzy prowadzeni przez znających
okolicę chłopów dotarli do wspomnianej dąbrowy i tam się
zatrzymali. Od obozu polskiego dzieliło ich nie więcej jak
półtorej mili 15 .
Nie podniosła się jeszcze mgła, a z chmur wiszących nad
miastem padał drobny deszczyk, gdy armia królewska
ruszyła na drugi brzeg Strypy. Był ranek 15 sierpnia.
Jako pierwsze na lewym brzegu zameldowały się piechota
i część jazdy. Następnie przyszła kolej na wozy i działa.
Z uwagi na trudne warunki, przeprawa się dłużyła. Ciężkie
wozy grzęzły na błotnistej grobli, a gdy ją pokonały,
powoli toczyły się po dwóch wąskich mostach. Mimo to,
jak na razie operacja przebiegała bez przeszkód. Król udał
się na mszę 16 , w stronę Tarnopola, czyli tam, gdzie miała
podążyć armia, wysłano podjazd. Na drugim brzegu,
w starym obozie pod Metoniowem, gdzie oczekiwały na
swoją kolej wozy i działa, pozostawiono pospolite ruszenie
powiatów przemyskiego i lwowskiego oraz 1500 ludzi
wojewody krakowskiego pod rozkazami księcia Krzysztofa
Koreckiego. Zgodnie z królewskim rozkazem mieli tam
stać dopóki, dopóty wszystkie wozy i wojsko nie znajdzie
się po przeciwnej stronie rzeki. W tym czasie właśnie
piechota, jazda i wozy taborowe zajmowały miejsce na
nowy obóz.
14
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 94.
15
Tamże, s. 94.
16
W. K o c h o w s k i, op. cit., s. 73.
Nagle, zupełnie niespodziewanie dla króla i jego wojska
rozbrzmiały w Zborowskim kościele dzwony. Zrazu myś-
lano, że to na nabożeństwo. Okazało się, że był to znak dla
Chmielnickiego. Z a r a z też pojawił się wysłany uprzednio
podjazd z wiadomością o nadciągających Tatarach.
Rzeczywiście, orda zaczaiła się w lesie i korzystając
z nierówności terenu chowając się za wzgórzami podeszła
pod polskie pozycje. Początkowo atak nastąpił małymi
grupkami, ale później Tatarzy łączyli się ze sobą tak, że
zaatakowali dwiema grupami oddziały znajdujące się po
jednej i po drugiej stronie rzeki. Wiadomość o zbliżaniu się
ordy wywołała popłoch wśród woźniców i czeladzi. Wozy
pozostawione na mostach i grobli tamowały szybkie prze-
rzucanie wojska.
Pierwszy impet skierowano na chorągwie księcia Korec-
kiego. Tatarzy zaatakowali trzema oddziałami. On też
w miarę możliwości powstrzymywał ataki ordy, lecz uległ
przeważającej sile przeciwnika i pomału wycofywał się ku
głównemu korpusowi. Tatarzy rzucili się na wozy, co dało
Polakom chwile wytchnienia. Na zajętych grabieżą Tatarów
uderzył jako pierwszy starosta stobnicki Krzysztof Baldwin
Ossoliński z pięcioma chorągwiami pospolitego ruszenia
z województwa ruskiego, za nim na czele siedmiu chorągwi
atakował Sapieha. Odrzucono niespodziewąjących się ataku
Tatarów od wozów. Tryumf był krótkotrwały, gdyż ordyńcy
po uporządkowaniu szyków zaatakowali ponownie. I tym
razem sukces był po stronie liczniejszych Tatarów. Rozbito
chorągiew husarską Ossolińskiego, a jego samego zabito.
Podobny los spotkał piechotę Sapiehy, 400 dragonów
Korniakta i chorągwie Tyszkiewicza. Prócz nich zginęło
mnóstwo szlachty ruskiej i piechota węgierska 17 . Ci co
pozostali przy życiu cofali się w stronę przeprawy. Tatarzy
atakowali dalej, siekąc żołnierzy i rabując wozy. Próbował
powstrzymać ich Rzeczycki, starosta urzędowski, ale wraz
ze swoimi czterema chorągwiami stracił życie. Tym samym
łupem Tatarów padły wozy podkanclerzego litewskiego
i pospolitego ruszenia. Goniąc za uciekinierami zapędzili
się Tatarzy aż do miasteczka, tam jednak zostali zatrzymani
celnym ogniem piechoty. Próby zajęcia mostów i uderzenia
na oddział królewski nie powiodły się za przyczyną wozów
tarasujących przeprawę.
Kiedy na prawym brzegu Strypy toczyły się wyżej
opisane walki, po drugiej stronie rzeki Jan Kazimierz
ustawił wojsko w szyku bojowym i czekał na wychodzących
z dąbrowy Tatarów. W centrum ulokowano lekkie chorąg-
wie, dwie chorągwie husarskie, nadworną i starosty kałus-
kiego Jana Zamoyskiego. Po bokach stała piechota Krzysz-
tofa Huwaldta. Lewym skrzydłem dowodził Jerzy Lubomir-
ski, starosta krakowski, a wraz z nim Jan Sobieski, starosta
jaworowski. Tutaj też znalazły się chorągwie wojewody
Adama Kisiela, Krzysztofa Koniecpolskiego, rajtaria i po-
spolite ruszenie województw sandomierskiego i ruskiego.
Za nimi w odwodzie czekały dwie chorągwie. Na prawym
skrzydle trzymał komendę kanclerz Ossoliński i Stanisław
Potocki, wojewoda podolski. Pod ich rozkazami walczyły
chorągwie Sapiehy, dragonia Denhoffa, pospolite ruszenie
województw bełskiego i przemyskiego. Król wraz z gwardią
znajdował się nieco z tyłu. Poszczególne pułki były od
siebie oddzielone artylerią bronioną przez piechotę Zyg-
munta Przyjemskiego 18 . Wojsko było tak ustawione, że
boki chroniły mu staw po lewej, a po prawej stronie
parowy i doły trudne do przebycia. Za plecami Polacy
mieli miasto i mosty strzeżone przez wozy taborowe
i piechotę.
Tatarzy uwijali się po polu, czekając na polskich har-
cowników. Jednak żaden z jeźdźców nie wyszedł im na
spotkanie. Minęło południe, kiedy zniechęceni długim
czekaniem Tatarzy ustawili się w półksiężyc i zaatakowali.
Na prawe skrzydło wojsk polskich posypał się grad strzał
wypuszczonych z łuków, a zaraz potem nastąpiła szarża
jazdy tatarskiej. Polacy czekali spokojnie do momentu, gdy
pierwsi jeźdźcy zbliżyli się na odległość strzału. Wówczas
salwy z muszkietów zatrzymały pędzących ordyńców. Część
z nich padła, część zaczęła ustępować pod nawałą polskiego
ognia, część zaś dowodzona przez Artimirbeja ominęła
piechotę Huwaldta i zaatakowała lewe skrzydło. Uderzenie
było tak mocne, że polska jazda nie wytrzymała naporu
nieprzyjaciela i zaczęła się cofać. Nie poddawano się
jednak. Trzy razy Tatarzy wypierali Polaków i trzy razy
Polacy wracali na swoje miejsce. Gdy zmieszane szyki
zaczęły uciekać, król doskoczył do chorągwi wołając: „Nie
odstępujcie mnie panowie! nie odstępujcie ojczyzny, pa-
miętajcie na sławę przodków waszych" 19 . Polacy jednak
uciekali dalej. Król jeżdżąc od chorągwi do chorągwi
z gołym rapierem groził śmiercią uciekającym, łapał za
cugle koni, to znów prosił. Chciał nawet Jan Kazimierz
stanąć na czele kilku chorągwi, ale w obawie o królewskie
zdrowie nie pozwolono na to. Wreszcie dwie chorągwie
husarskie zaatakowały Tatarów, a rajtaria królewska ogniem
pistoletów powstrzymała wroga. Równocześnie dwie kom-
panie piechoty majora Gizy, stojące między centrum
a lewym skrzydłem, nieustannie strzelając, łamały szyki
wroga. Razem z nimi odzywał się od czasu do czasu bas
artylerii.
Bitwa zakończyła się parę godzin przed zachodem słońca.
Tatarzy wycofali się na jakieś trzy staje od pobojowiska
i otoczyli wojsko królewskie. Wieczorem rozbito obóz
i postawiono namioty chana i Chmielnickiego.
19
List Wojciecha Miaskowskiego sekretarza Jego Królewskiej Mości
do niewiadomego spod Zborowa, [w:] J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 436.
Tymczasem w polskim obozie sytuacja nie była wesoła.
Szczupłe siły królewskie straciły w przeciągu całego
dnia około 2000 ludzi. Morale nie było wysokie, panował
strach i obawa przed następnym dniem. Kazał król
usypać wał i wystawiwszy silne straże postanowił naradzić
się, co w tak beznadziejnej sytuacji należy dalej czynić.
Generał Arciszewski, inżynier i artylerzysta, przekonywał
króla, że miejsce obozu jest dobre i pozwala w razie
bitwy skutecznie się bronić przed nieprzyjacielem. Za-
rzucono ten pomysł z przyczyny braku żywności. Wiadome
bowiem było, że taktyka zaproponowana przez Arci-
szewskiego musiałaby się skończyć oblężeniem. Posta-
nowiono zatem cichaczem króla wyprowadzić z obozu,
by przybył z odsieczą na czele pospolitego ruszenia.
Tym razem zaoponował Ossoliński, słusznie dowodząc,
że bezpieczne wyprowadzenie monarchy z otoczonego
obozu jest niemożliwe. Radził natomiast szukać sposobu
przebicia się przez nieprzyjaciela i zaproponował układy
z chanem. Pomysł ten jak wiadomo podsunął kanclerzowi
i królowi kilka dni wcześniej pewien Tatar. Teraz chwy-
cono się go z nadzieją na powodzenie. Postanowiono
natychmiast napisać list do Islama Gereja III. Oprócz
zwyczajnych w takich przypadkach uprzejmości list za-
wierał obietnice przyjaźni i upominków. Ponadto wspo-
mniano niewolę chana w Polsce, która, jak donoszono,
skończyła się na wyraźny rozkaz zmarłego króla, Wła-
dysława IV. Nie czekając świtu wysłano z listem ta-
tarskiego więźnia.
22
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 99.
60 ludzi. W polu oświetleni pochodniami stali naprzeciwko
siebie dwaj wysłannicy. Żaden z nich nie kwapił się do
rozpoczęcia rozmowy. Wreszcie kanclerz zdecydował się
zacząć układy pytaniem o warunki rozejmu. Wezyr streścił
Ossolińskiemu te same punkty, które zostały podane
wcześniej w piśmie chańskim, czyli: „wojsko zaporoskie
ukontentować, zaległe upominki oddać i jaki znaczny
upominek pozwolić, a wreszcie, aby z powrotem ziemie
polskie ogniem i mieczem w lewą i prawą stronę orda
wojować mogła" 23 .
Warunki były ciężkie i, co gorsza, musiano się na nie
zgodzić. Zyskał jednak kanclerz czas do następnego dnia.
Nocą przekazał królowi „życzenia" strony przeciwnej.
Trudno było się zgodzić na tak upokarzające warunki, ale
niestety nie widziano innej możliwości. Zerwanie rozmów
groziło przecież wznowieniem walk i prawdopodobnie
śmiercią lub niewolą królewską. Wobec takiej perspektywy
kontynuowano układy.
Następnego dnia rano znowu naprzeciw siebie wyjechali
wezyr i kanclerz. Ossolińskiemu towarzyszył wojewoda
Kisiel i podkanclerzy litewski Sapieha. Przy wezyrze,
oprócz kilku murzów, znajdował się Bohdan Chmielnicki.
Zgodnie z prośbą królewską powtórzoną teraz przez
Ossolińskiego, hetman miał przedstawić swoje żądania.
Mieściły się one w 18 punktach, tzw. Punktach o potrzebach
Wojska Zaporoskiego. Na pierwszym miejscu Kozacy
stawiali żądanie przekazania im całej jurysdykcji w woje-
wództwach kijowskim, czernihowskim i bracław-
skim. W tychże województwach urzędy miały być zaj-
mowane tylko przez ludzi obrządku prawosławnego. Oprócz
tego w miastach ukraińskich nie wolno było przebywać
Żydom, a na terenie wyżej wymienionych województw
wojskom koronnym. Co dotyczyło wiary prawosławnej, to
oczekiwano zniesienia unii brzeskiej z 1596 roku, a także
oddania cerkwi zabranych przez unitów i postawienia
nowych w Krakowie i Lublinie. Życzono sobie podporząd-
kowania metropolity kijowskiego patriarsze konstantyno-
politańskiemu. Miejsca w senacie dla niniejszego met-
ropolity i dwóch biskupów prawosławnych oraz zrównania
w prawach religii rzymskokatolickiej i prawosławnej. Poza
tym liczono na zniesienie biskupstwa kijowskiego i ogra-
niczenia nadań na rzecz klasztorów katolickich na ziemiach
Ukrainy. Na koniec żądano przysięgi króla i sześciu
senatorów gwarantującej prawa wiary i wyżej wypisanych
punktów 24 . To były najważniejsze żądania kozackie. Zanim
jednak doszło do rozmów z Chmielnickim, prowadzono
pertraktacje z chanem.
Wezyr reprezentujący stronę tatarską zażyczył sobie na
początek zagwarantowania czterdziestotysięcznego rejestru
Kozaków z Bohdanem Chmielnickim jako hetmanem na
czele. Prócz hetmana wojskiem kozackim mógł dowodzić
jedynie król. Żądał jednak wezyr, by w razie potrzeby
Kozacy przychodzili z pomocą na każde wezwanie chana.
Kolejnym punktem była sprawa haraczu. Tym razem
Ossoliński zaoponował twierdząc, że Polacy nie zwykli
płacić haraczu, lecz go otrzymywać. Zgodził się jednak na
upominki w wysokości sumy oczekiwanej przez wezyra.
Tym sposobem strona polska musiała zapłacić chanowi
200 tysięcy talarów. Pierwsze 30 tysięcy zapłacono gotów-
ką. Po drugie posłano do Lwowa. Na resztę, czyli 140 ty-
sięcy dano zakładnika, starostę sokalskiego Zygmunta
Denhoffa. Okazało się jednak, że wezyr nie zamierzał
poprzestać tylko na tej sumie i zażyczył sobie następne
200 tysięcy, jako okup za załogę Zbaraża, która, jak twierdził,
obiecała chanowi tak wysoki okup. Komisarze polscy nie
wiedząc co robić posłali po radę do króla. Jan Kazimierz nie
24
W. A. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., Warszawa 1998,
s. 263.
orientujący się oczywiście w sytuacji zbaraskiej załogi,
zdecydował: „Jeśli obiecali, niechże dadzą, a jeśli pieniędzy
nie mają, niech dadzą zakładnika, a ja to u Rzeczpospolitej
wyrobię, że tę sumę odliczy" 25. Na koniec zgodził się
kanclerz na to, że w czasie powrotu na Krym Tatarzy bez
przeszkód mogli palić, rabować i zabierać jasyr.
18 sierpnia rozpoczęły się pertraktacje z Chmielnickim.
Hetman przyjechał w towarzystwie kilku esawułów. Króla
reprezentował kanclerz, podkanclerzy litewski, wojewoda
Kisiel i wojewoda bełski, Krzysztof Koniecpolski. Strona
polska chcąc nie chcąc musiała zgodzić się na większość
kozackich żądań. Udało się jednak zawarować umową
miasta, w których mógł być dokonywany rejestr i gdzie
mogły stacjonować wojska kozackie. Sam rejestr miano
przygotować w ciągu roku, to jest do września 1650 roku.
Kozacy objęci rejestrem mieli być ludźmi wolnymi. Zga-
dzano się na zakaz przebywania wojsk koronnych na
Ukrainie i jednocześnie zabraniano mieszkać tam Żydom.
Ogłoszono amnestię dla uczestników powstania. Czehryń
miał należeć do hetmana kozackiego. Sprawy dotyczące
religii prawosławnej odłożono do czasu obrad sejmu. Na
razie zagwarantowano jednak miejsce w senacie dla met-
ropolity kijowskiego, urzędy dla szlachty prawosławnej
i usunięcie zakonu jezuitów z Kijowa. Ostatni punkt
pozwalał Kozakom na produkcję gorzałki, ale tylko dla
własnych potrzeb lub na hurtową sprzedaż. Szynkowanie
było natomiast zabronione.
Układy dokończono w czwartek 19 sierpnia. Tego też
dnia wymieniono się z chanem spisanymi paktami. Tatarzy
ruszyli z pola po południu i zatrzymali się jeszcze o milę
polską od obozu królewskiego.
Wieczorem miała się odbyć ceremonia przysięgi wierno-
ści królowi polskiemu. Chciał zrazu Chmielnicki by Jan
25
L. K u b a I a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 100.
Kazimierz zaprzysiągł punkty ugody, ale Ossoliński wyper-
swadował hetmanowi dziwny pomysł. Przysięgał więc
hetman, siedząc na koniu.
Rankiem następnego dnia przyjechał Chmielnicki do
polskiego obozu wraz z synem, „ale wprzód pro obside
Kozakom dano pana starostę krakowskiego, Lubomirskiego.
Upadł do nóg królowi Jegomości prosząc o miłosierdzie
z płaczem mówił, że nie w ten sposób życzyłem sobie
witać króla Jegomości. Odpowiedział pan podkanclerzy
litewski napominając go, aby te zbrodnie swoje cnotą
i wiarą kompensował. Rozkazał zaraz król Jegomość, aby
wojsko zwiódł [...]" 26 .
Tego dnia Chmielnicki i chan wrócili pod Zbaraż.
Mimo obietnicy złożonej królowi, że oblężenie zostanie
przerwane, doszło do kolejnych walk. Nie przeszkodzili
w tym komisarze: Ożga i Minor, wysłani do Zbaraża
z wiadomością o pokoju.
Jan Kazimierz zawrócił spod Zborowa w niedzielę
23 sierpnia. W liście do starosty trembowelskiego Mia-
skowski napisał: „powracamy skowycząc ku Lwowu
zgnębieni, zwyciężeni i złupieni" 27 . Nie przeszkadzało
to jednak burmistrzowi Lwowa powitać Jana Kazimierza
jako zwycięzcę.
26
Tamże, s. 122.
27
List Miaskowskiego do starosty trembowelskiego, cyt. za: L. K u b a l a,
Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 105.
DRUGI MIESIĄC OBLĘŻENIA
1
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 459.
Prócz tych trofeów zdobyto rzecz najcenniejszą — żywność!
Wprawdzie w drodze powrotnej stracono kilku żołnierzy,
ale wycieczkę można było uznać za sukces. Sukces tym
większy, że podbudował wątpiące i strudzone walką umysły
polskich rycerzy, a nadwątlił wiarę mołojców w zwycięstwo
Chmielnickiego.
Poranna bitwa przerwała przygotowania Kozaków do
szturmu. Popołudnie było spokojne, zatem regimentarze
mogli poświęcić je na przesłuchanie jeńców.
Złapani Kozacy zeznali, że Chmielnicki jest zatros-
kany, „bo mu ongi pułkownika postrzelono Fedoreńka
(wspomnianego podczas wydarzeń z 17 lipca Bohuna),
który podjął się był podkopem w przygródku będącą
basztę dębową wysadzić. Z tej baszty strzelał najwięcej
Jezuita ksiądz Muchowiecki, nasz Ukrainiec z Kolegium
Peryasławskiego, który i dobrym strzelcem jest i miał
guldynkę prawie dobrą, tak że ich 215 przez całe
oblężenie ubił" 2 . Prócz tych wiadomości Kozacy po-
twierdzili niepewne jak dotąd wiadomości o posiłkach
idących z odsieczą oblężonym. Właśnie te posiłki były
przyczyną, jak donosili więźniowie, przygotowań do
szturmu, którego można się było spodziewać następnego
dnia. Chmielnicki chciał zlikwidować opór załogi zbaras-
kiej i z całą potęgą ruszyć naprzeciw armii królewskiej.
Nie pozostawało obrońcom nic innego, jak przygotować
się do odparcia szturmu.
Kozacy tymczasem naznosili drabin przed kwatery księ-
cia Jeremiego, dzięki którym zamierzali przedrzeć się
przez osuszony staw zbaraski i wedrzeć się do miasta
i obozu. Oprócz przygotowań prowadzono zwyczajną,
codzienną „rozmowę" na armaty. Tym razem górą byli
polscy artylerzyści. Jedna z kul trafiła w kozackie działo,
rozbijając je doszczętnie.
Rano 6 sierpnia masy kozackie ruszyły do szturmu
przeciw garstce ścieśnionych za wałami obrońców. Prowa-
dzili ze sobą nowe hulajgrody i 400 drabin tak wielkich, że
każdą musiało dźwigać 20 ludzi. Kozacy następowali ze
wszystkich stron, ale najbardziej na kwatery podczaszego
koronnego Mikołaja Ostroroga. Za pomocą drabin dostali
się na wały i zaczęli z nich wypierać obrońców. Ci jednak
nie dali się zepchnąć ze swoich pozycji, powstrzymując
napór coraz mocniej nacierających Kozaków. Trzy godziny
trwała walka na szable i muszkiety, ale i na gołe pięści,
kamienie i co kto tylko miał pod ręką. Armatnie kule
zataczając łuki latały nad walczącymi żołnierzami, by ze
świstem śmierci wpadać w szeregi szturmujących Kozaków.
Wyprowadzona z obozu jazda szarżowała na flanki czerni
i kozackiej piechoty, siejąc popłoch i krwawe żniwo.
Wreszcie zbici Kozacy wycofali się na swoje pozycje,
dając oblężonym trochę wytchnienia. Ale jeszcze w połu-
dnie powtórzyli atak. Tym razem jednak nie był to tak
szaleńczy szturm jak poprzednio. Powtórzono go jeszcze
o północy, również bez skutku. Jak się miało okazać był to
ostatni szturm podczas tego oblężenia. Od tej pory Chmiel-
nicki postanowił szanować swoich ludzi, a obrońców
pokonać głodem i armatnimi kanonadami 3 .
Tymczasem obrońcy nie zamierzali czekać na Kozaków.
Przeciwnie, sami się do nich wybrali. Rankiem, między
8 a 9 z kwater Firleja wyszła wycieczka i nie zachowując
należytych środków ostrożności zmierzała ku kozackim
szańcom. Głośne rozmowy, szczęk szabel w porę zaalar-
mował Kozaków. Kiedy szlachta wspięła się na szańce,
tam już czekano na nich z gotową bronią. Wycieczka
została rozbita i rozpędzona 4 .
Dzień minął na sporadycznej wymianie ognia. Nocą zaś
Kozacy przystąpili do sypania wysokich szańców. O świcie
3
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 8 6 - 8 7 .
4
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 460.
Polacy zobaczyli obóz otoczony piętnastoma szańcami,
z których siedem przewyższało polskie wały. Na nich
Chmielnicki kazał pobudować hulajgrody i umocniwszy je
długimi drabinami, kazał ostrzeliwać majdan zbaraski.
Ogień był tak celny, że „pod każdą chorągwią na każdy
dzień było najmniej 10 ludzi, którzy bez spowiedzi umierali,
bo księża dochodzić nie mogli, ani jeden drugiego mógł
ratować, bo i sam zabity zostawał bez duszy, a który
zostawał jeszcze żywy, aż do nocy leżeć musiał. Brat brata
ratować nie śmiał dla gęstych kul. Szańców tych usypali
15, a z tych we wszystkim obozie, kto się tylko ukazał,
zabijali. Zasłanialiśmy płachtami i namiotami widok na
naszych wałach i to nic nie pomogło, bo działa na każdym
szańcu mieli, z których srodze, śrutem nabijając szkodzili,
bo każde ich nabijanie nie było darmo. A w nocy, gdzie
kto leżał zabity, na temże miejscu zakopany być musiał" 5 .
Celny ogień nieprzyjaciela zmusił obrońców do wycofa-
nia się do zamku. Lecz mimo to przez cały czas pilnowano
okopów, tak aby Kozacy nie zajęli polskich pozycji.
Koło południa ujrzano z wałów niezwyczajny ruch
w kozackim obozie. Część taboru zwinięto i przeniesiono
w okolice Starego Zbaraża. Na drodze do Wiśniowca
postawili Kozacy straż. Kwatery chana i hetmana, podobnie
jak tabor, przeniesiono w okolice Starego Zbaraża. Obrońcy
zrozumieli, że do przegrupowania armii zmusiła hetmana
bliskość wojsk koronnych. Nadzieja i otucha z nową siłą
wstąpiły w serca załogi zbaraskiej. A jednak nic się nie
działo. Kozacy nie atakowali. Przez następne cztery dni
nieustannie trwała ulewa. Ani Kozacy, ani tym bardziej
Tatarzy nie mieli zamiaru szturmować zbaraskich for-
tyfikacji. W polskim okopie korzystano więc z dni spokoju.
Nie obyło się jednak bez przykrych incydentów. 9 sierpnia
złapano pachołka, który próbował uciec do Kozaków.
5
Diariusz krótszy, [w:] L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 118.
Nieszczęśnika wydano na straszne męki. Obcięto mu ręce
i nogi. Biedaka czekała powolna śmierć.
Po dwóch dniach, kiedy deszcz, jak powiedziano, nie
pozwalał prowadzić szturmów, a czuwające wokół Zbaraża
straże kozackie pilnowały, by żadne wiadomości nie
przedostały się za polskie wały, postanowiono wysłać do
króla następnego posła. Decyzja podjęta wspólnie przez
regimentarzy i księcia wynikała zapewne z tego, że nie
posiadano najlichszej nawet informacji o Skrzetuskim. Nikt
z oblężonych nie wiedział, czy szlachcic trafił do króla.
Owszem, jeńcy pochwyceni podczas wycieczki 5 sierpnia
nie powiedzieli nic o schwytanym szlachcicu, ale mogli
0 takim wydarzeniu nie wiedzieć. Mógł też Skrzetuski
zginąć lub zaginąć gdzieś dalej, już za liniami kozackimi.
W nocy z 11 na 12 sierpnia wyszedł rotmistrz tatarskiej
chorągwi księcia Jeremiego Stapkowski. Podobnie jak
Skrzetuski wybrał drogę przez staw, lecz w przeciwieństwie
do Mikołaja Skrzetuskiego nie szedł sam. Towarzyszyło
mu dwóch Kozaków i Tatarów z jego chorągwi 6 .
13 sierpnia znów zauważono ruch w kozackim obozie,
tabor przeniósł się pod Stary Zbaraż, a wraz z nim
pomknęła czerń z łopatami, rydlami i taczkami. Po polskim
obozie gruchnęła wieść, że Kozacy okopują się przed
zbliżającym się królem. Niektórzy mówili nawet, że monar-
cha wraz z armią jest trzy mile od Zbaraża, w Załoźcach 7 .
Następnego dnia zbarażczycy przekazywali sobie wiado-
mość, że Chmielnickiego nie ma w obozie kozackim, bo
wraz z chanem poszedł przeciw królowi. W rzeczywistości
hetman wraz z Kozakami i Tatarami opuścił pola pod-
zbaraskie 12 sierpnia. Niniejsza wiadomość spowodowała
taką radość wśród oblężonych, że zaczęto bić w bębny
1 d ą ć w trąby. Zdziwieni polskim zachowaniem Kozacy
6
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 461.
7
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 87; J . M i c h a ł o w s k i ,
op. cit., s. 461.
otworzyli ogień i zasypali kulami polski okop. Jednocześnie,
licząc na uśpioną czujność polskich żołnierzy, spróbowali
zdobyć fortyfikacje. Ku swemu zaskoczeniu natrafili na
silny opór. Polacy nie tylko nie zapomnieli o obowiązkach,
ale podbudowani pomyślną wiadomością przepędzili mołoj-
ców z powrotem.
W dzień Matki Boskiej Zielnej, kiedy pod Zborowem
trwała bitwa, czyli w niedzielę 15 sierpnia wczesnym
rankiem uciekł z polskiego okopu pachołek z husarskiej
chorągwi księcia Koreckiego. Będąc w kozackim obozie
dał znać, że regimentarze i żołnierze wybierają się do
miasta na mszę. Kozacy nie chcieli przegapić takiej okazji
i rozpoczęli przygotowania do szturmu. Na szczęście
z wałów zbaraskich w porę zauważono ruch na szańcach
przeciwnika. W związku z tym zamiast iść na mszę,
żołnierze zostali u wałów. Do kościoła udali się natomiast
regimentarze i książę Jeremi. W drodze powrotnej zauważyli
Kozacy Wiśniowieckiego i zaczęli do niego strzelać. Na
szczęście nie trafili, „tylko psa za nim ubito" 8 .
Tego dnia spadł deszcz i pokrzyżował kozackie zamiary.
Chcąc nie chcąc zrezygnowali ze szturmu, ale nie zrezyg-
nowali ze zdobycia obozu. Tym razem jednak zdecydowali
się na atak podziemny. Podkopy, którymi próbowali zbliżać
się do polskich pozycji poprzecinały już całe zbaraskie
okolice. Tym razem wkopali się jednak głębiej, tak że
znaleźli się wewnątrz obozu. Dostawszy się na majdan
„krecią modą", Kozacy i czerń rzucili się na wozy, którymi
zastawiono dostęp w głąb obozu „i bijąc cepami w żoł-
nierzy, hakami żelaznymi wozy do siebie ciągnęli. Nasi też
łańcuchami do siebie ciągnąc, wyrywali im te haki. Maźnice
też zapalone i Słomę związaną z ogniem do obozu rzucali
i żerdziami na wozy pchali, a powtykawszy chorągwie na
drugą stronę wałów polskich i opanowawszy wszystkie
8
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 462.
wycieczki, siedzieli prawie dzień i noc całemi chmarami
w polskim obozie między wałem a wozami, z których się
Polacy bronili. Noc i dzień hałasy, kłótnie i wyzywania bez
ustanku. Krzycząc i grożąc sobie nawzajem, łając, co ślina
komu przyniosła, obiecywali Polakom, że ich po 3 grosze
ordzie sprzedawać będą. Było to raczej mocowanie niż
bitwa, ale nużyło do upadłego, bo trwało ciągle" 9 .
Wieczorem, chcąc wiedzieć, co naprawdę dzieje się
w kozackim obozie, postanowiono wysłać posłów 1 ". Po-
słowie usłyszeli, że owszem, Chmielnickiego pod Zba-
rażem nie ma. Ale pokazano im również list hetmana,
w którym donosił on o zniesieniu wojsk koronnych
pod Zborowem i wzięciu 500 znacznych jeńców. Nie
wierząc w te nowiny posłowie wrócili do siebie. Według
innych relacji czerń porwała z obozu koronnego jednego
z pachołków. Dano mu list do regimentarzy z informacją
o pokonaniu wojsk królewskich i wzięciu tak wielkiej
liczby jeńców. Pachołek wieczorem wrócił do Zbaraża
i przekazał pismo regimentarzom 11.
Aby jednak przekonać oblężonych Polaków do swoich
racji, Kozacy urządzili wjazd Chmielnickiego do obozu.
Znaleźli bowiem Kozaka podobnego do hetmana i prze-
brawszy go odpowiednio poprowadzili tak, by był doskonale
widoczny z polskich wałów. Żołnierze polscy przywitali
„Chmielnickiego" armatnimi kulami. Orszak rozpędzili,
a przebrany hetman z konia zleciał i na piechotę umykał.
Nadwątloną niewesołymi, a wręcz tragicznymi wiado-
mościami wiarę w zwycięstwo i królewską pomoc poprawił
tajemniczy list, znaleziony nazajutrz, 17 sierpnia przez
rotmistrza Mikołajewskiego z tatarskiej chorągwi księcia
Wiśniowieckiego.
9
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 106.
10
J. W i d a c k i , op. cit., s. 190.
11 J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 463; W. S e r c z y k, Na płonącej
Ukrainie, op. cit., s. 248, L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 106.
„Będąc szlachcicem, lubo po niewoli między hultajst-
wem, oznajmuję Waszmościom, że król JMć jest we
Zborowie z wielką bardzo potęgą, kilkakroć ordę i Koza-
ków gromił. Chmiel jest w obozie. Wczorajszy tryumf był
na postrach WMściom, bądźcie ostrożni przez kilka dni,
będzie da Bóg dobrze, już to trzeci raz ostrzegam
Wmściów" 1 2 . Pisał nieznany z imienia i nazwiska szlach-
cic. Zresztą nie do końca wierzono w autentyczność tego
listu. Jednym się wydawało, że wiadomość o Chmielnic-
kim przebywającym nadal pod Zbarażem miała prze-
straszyć załogę twierdzy. Treści zawartej w słowach listu
nie negował za to towarzysz husarski spod znaku Wiś-
niowieckiego, Jarosz Swarszewski, który z kartką biegał po
obozie od namiotu do namiotu i pokazywał ją szlachcie.
Tym sposobem radość i nadzieja znowu napełniły serca
obrońców. Wieczorem przeto cieszono się i w obozie
polskim, i kozackim. Po polskiej stronie świętowano
tryumf króla nad Chmielnickim, po przeciwnej, Chmielnic-
kiego nad monarchą.
„Pokazało się później, że to książę Wiśniowiecki, który
przez ten czas wszystkie niewczasy i głód z żołnierzem
prostym znosił i u wału sypiał, na wycieczkach sam zawsze
bywał i wszystkiego pilnował, sam serca nie tracił i zawsze
wypogodzoną i wesołą twarzą otuchy żołnierzom dodawał:
że on tę strzałę wymyślił, bo i Chmielnicki, jakeśmy
później doszli, był pod Zborowem, kiedy nam pisano, że
jest w obozie" 13 .
Nie był to jedyny książęcy fortel dla poprawienia morale
armii. Parę dni wcześniej znalazł się w Zbarażu list samego
króla, zapewniający o rychłej odsieczy. Jego autorem
jednak nie był król, a sekretarz książęcy, a pieczęć, owszem,
była prawdziwa, ale przeklejona z innego dokumentu.
Niemniej jednak oba listy osiągnęły postawiony im cel.
12
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 464.
13
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 107.
Kontynuując swoją politykę wobec wojska regimentar-
skiego, wysłał Jeremi posłów do kozackiego obozu z
uniwersałem do swoich poddanych. Zapewniał im
książę amnestię pod warunkiem natychmiastowego
powrotu do domu i zabrania się do odrabiania
pańszczyzny. Oczywiście nikt z poddanych nie miał
zamiaru słuchać książęcych racji. Sam Wiśniowiecki na
pewno na to nie liczył. Chciał po prostu przekonać
zamkniętych w Zbarażu żołnierzy o rychłym
zakończeniu walk.
18 sierpnia czerń i Kozacy znów rzucili się do szturmu.
Znów cepy zagrały na zbrojach polskich żołnierzy i znów
wojsko koronne rozpędziło nieprzyjaciela. Wieczorem za
to do kozackiego obozu wpadli wysłani przez Wiśniowiec-
kiego żołnierze. Wycieczka się powiodła, zginęło wielu
Kozaków, a wraz z powracającymi do okopu zbaraskiego
zwycięzcami przybyło 9 jeńców, wśród nich jeden esawuł.
Przesłuchiwano ich następnego dnia. Z zeznań dowiedziano
się o niepomyślnym dla Kozaków przebiegu bitwy Zborow-
skiej. Sami Kozacy nie wiedzieli co dokładnie działo się na
polu bitwy i niniejsze wnioski wyciągali na podstawie
dużej liczby rannych zwożonych do obozu zbaraskiego
i rozkazów Chmielnickiego wzywającego posiłki.
W o b e c osłabienia przeciwnika i szansy przerwania
oblężenia, postanowił Jeremi za zgodą regimentarzy przebić
się z jazdą do króla. Plan zakładał rozpoczęcie ataku przez
Lanckorońskiego. Następnie do atakujących chorągwi miały
się dołączyć dalsze: Wiśniowieckiego, Koniecpolskiego,
Ostroroga i Firleja. Oczywiście przedzierać miała się tylko
jazda. Piechota i artyleria dalej miała bronić Zbaraża. Czy
zamierzono strzec szańców, nie wiadomo. Wydaje się
jednak, że wobec szczupłości sił rozsądnym wyjściem było
zamknięcie się w zamku.
Niestety, atak zaplanowany na południe nie udał się.
Najpierw nie wytrzymał kapitan dragonów Wiśniowiec-
kiego, wydając rozkaz ataku. Nadgorliwego kapitana zabito,
a jego oddział zawrócił do okopu. Zaskoczeni mimo
wszystko Kozacy wycofali się z zajmowanej części szań-
ców. Wpadli za nimi polscy żołnierze, którzy zamiast
gonić ogarniętych paniką nieprzyjaciół, rozbiegli się po
obozie w poszukiwaniu żywności. To pozwoliło zebrać
szyki chłopskiemu wojsku. W rezultacie ataku, który okazał
się wielką wycieczką, Polacy nie tylko nie przebili się do
króla, ale musieli wycofać się z zajętych kozackich szańców.
Przyszedł wreszcie dzień 21 sierpnia, a wraz z nim pod
Zbaraż powróciła część Tatarów. Zaraz też pod bramą obozu
zatrzymał się posłany od beja perekopskiego Tatarzyn
imieniem Karasz. Ow wołał, aby do Kozaków nie strzelano,
bo zawarto z królem pokój. Jednak oblężeni Polacy nie chcieli
w to wierzyć, tym bardziej że nim jeszcze Tatar zawrócił, na
szańcach kozackich odezwały się działa. Wkrótce też rozpo-
czął się szturm. Znów czerń uderzyła na wały. Szczęśliwie
odpierano ataki kozackie, aż do momentu kiedy nad Zbaraż
nadciągnęły chmury i rozpętała się ulewa. Okazało się, że
pomimo zawartego układu, Chmielnicki, który właśnie wrócił
pod Zbaraż, postanowił zdobyć polski okop.
Wieczorem do obozu polskiego przybył królewski po-
słaniec, niejaki pan Romaszkiewicz, nieznany bliżej szlach-
cic. Jegomość przywiózł ze sobą listy do regimentarza
Firleja, w których zawarto informację o pokoju. Sam
jednak nie chciał zdradzić szczegółów, tłumacząc się, że to
nie należy do jego powinności. Powiedział za to, że
dokładne informacje przekażą komisarze. Nie chciano mu
jednak wierzyć. Czujni obrońcy zastanawiali się, czemu
przysłano „tak lekką osobę", to znowu próbowano bez-
skutecznie wyciągnąć ze szlachcica informacje o bitwie
i pokoju. To wszystko napawało podejrzliwością.
Kiedy badania Romaszkiewicza nie przynosiły rezultatu,
przybył do Zbaraża posłaniec Chmielnickiego z listem do
regimentarzy. Słowa listu potwierdziły wcześniejsze infor-
macje Romaszkiewicza, ponadto konkretyzował Chmielnic-
ki warunki pokoju i... ponaglał obrońców tymi słowami:
„a żeście po kilkakroć sto tysięcy chanowi przyrzekli,
abyście owe zgotowali, za których odebraniem chan Jmość
ustąpi" 14 . Odpisując, regimentarze jasno dali do zrozumie-
nia, że nic nie obiecywali i nic nie zapłacą.
W niedzielę, następnego dnia, bramy obozu prze-
kroczył wysłannik króla, Tobiasz Minor. Przywiózł list
kanclerski, jednak nie widział się z żadnym z regimen-
tarzy. Spełnił swoje zadanie i wrócił do tatarskiego
kosza. Po nim przyjechał drugi z posłańców, Olszański.
Ten zapytał, czy sumę na okup zebrano. Oburzeni
regimentarze jeszcze raz powiedzieli, że nic nie obiecy-
wali i niczego płacić nie będą. Olszański jednak przeko-
nywał o słuszności swoich racji. Obiecywał, że pieniądze
zostaną zwrócone z państwowego skarbca i przestrzegał
obrońców, że ich upór może spowodować śmierć starosty
sokalskiego, Zygmunta Denhoffa. Wymiana racji skoń-
czyła się stwierdzeniem Firleja: „Kto go zastawił, niech
teraz wykupuje" 1 5 . W rezultacie zgodzono się na kom-
promis. Oblężeni zapłacili chanowi zamiast 200 000,
40 000 talarów, jako część zaległego okupu za Hieronima
Sieniawskiego, który dostał się do niewoli po bitwie
korsuńskiej. Obiecał jednak Tatarom okup i z niewoli go
wypuszczono. Teraz przyszedł właśnie czas na uregulo-
wanie ostatniej raty. W zastaw, jako gwarancję zapłacenia
powyższej kwoty wysłano do chana majętnego szlachcica,
Potockiego. Nie pochodził od jednak z rodziny niefor-
tunnego hetmana Mikołaja.
W nocy z 22 na 23 Kozacy opuścili szańce i stanęli dalej
od Zbaraża. Przez cały dzień panował spokój. Szlachta
wyszła za wały. „Polacy kupowali konie i żywność od
Kozaków, znajomi częstowali się gorzałką, chlebem, jabł-
kami; zaczęły się hałasy ze zrywaniem czapek z głowy,
14
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 468.
15
Tamże, s. 469.
orda kilku nieostrożnych zabrała, kilku obdarli Kozacy, źle
było z tymi co się mieszali z nimi bez znajomości"16 .
25 sierpnia o poranku ruszył tabor kozacki złożony
z kilkudziesięciu szeregów wozów. W południe zebrał się
Chmielnicki wraz z najlepszymi pułkami. Wokół Zbaraża
zrobiło się pusto. Po Kozakach zostały tylko ślady niedawno
stoczonej bitwy: poryte w ziemi aprosze, wysokie, groźne
szańce i wały. Gdzieniegdzie stały zniszczone działa,
porzucona broń i ciała poległych. Na to wszystko patrzyli
teraz z bastionów zbaraskiego zamku obrońcy.
Przez sześć tygodni wojsko koronne odparło 20 sztur-
mów, 16 razy zmagali się w polu z nieprzyjacielem, 75 razy
wypadali za wały z wycieczką. Cztery razy przenosili się
do nowych okopów.
Czas ich wymarszu nadszedł w nocy z 26 na 27 sierpnia.
„Zbaraż opuszczała zaledwie część tych, którzy się tu
przed półtora miesiącem zamknęli. Wielu pozostało na
zawsze. W samym boju zginęło około 1000 żołnierzy i co
najmniej dwa razy tyle czeladzi. Wielu — co najmniej
drugie tyle — zmarło z głodu, ran, zarazy"17. Zgodnie
z królewskim rozkazem mieli się udać pod Gliniany.
Głodni, zmęczeni, w obszarpanych mundurach, często bez
butów i broni szli obok taboru, piechota i jazda, dla której
nie było koni. Jazda ubezpieczała ten pochód bohaterów
bardziej do duchów niż do ludzi podobnych. Tak dotarli do
Tarnopola.
Z powodu zniszczenia kraju i problemów z żywnością
postanowiono rozdzielić się na trzy grupy. Północną kolum-
nę, idącą przez Zalesie, prowadził kasztelan Lanckoroński,
środkową Firlej, południową Wiśniowiecki. Z księciem
szło najwięcej jazdy. Jeremi bowiem bronił całego pochodu
przed niebezpiecznymi ciągle zagonami tatarskimi.
16
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 108; J. M i c h a ł o w s k i ,
op. cit., s. 469.
17
J. W i d a c k i , op. cit., s. 194.
ECHO KAMPANII 1649 ROKU
6
J. W i d a c k i , op. cit., s. 211.
potwierdził Zborowskie ustalenia. Ponadto wystawił przy-
wilej Aprobacye sejmową praw i wolności religiej greckiej
narodu ruskiego zapewniający cerkwi lepszą niż dotychczas
pozycję na kresach Rzeczypospolitej. Literą niniejszego
dokumentu gwarantował król wolność religijną miesz-
czanom tych miast, do których „wojna zaszła". Ponadto
zwracano 30 cerkwi i założono biskupstwa prawosławne
m.in. w Łucku, Witebsku i Przemyślu; zachowano sądy
prawosławne i drukarnie. Duchowni wyznania greckiego,
którzy poparli Chmielnickiego, zostali objęci amnestią 7 .
Obrady sejmu zostały zakończone. Podczas trwających
12 tygodni sporów, debat i kłótni zgodzono się ratyfikować
ugodę Zborowską, z wyjątkiem punktu gwarantującego
miejsce w senacie metropolicie kijowskiemu. W innych
konstytucjach ustalono wysokość zaległych wypłat dla
wojska i wysokość podatków oraz zwołanie pospolitego
ruszenia w razie zagrożenia państwa. Radość musiała być
powszechna, bo „Warszawa bawiła się z powodu pokoju".
Tymczasem na Ukrainie nie działo się dobrze. Zniszczone
wsie i miasta, wyludnione okolice straszyły kikutami spalo-
nych chałup, drzew i czernią pogorzelisk. Lud porzucił
gospodarstwa, pola leżały niezasiane, porosłe chwastem
i chaszczami. Głód coraz częściej zaglądał pod strzechy
ruskich chałup. Nierzadko w poszukiwaniu prowiantu sotnie
przemierzały kilka mil. Były to jednak niebezpieczne wypra-
wy, szczególnie dla niewielkich oddziałów. Na szlakach
ukraińskich grasowały bandy chłopstwa. Kiedyś potrzebni
Kozakom, teraz niewliczeni w rejestr nie chcieli wracać do
starych obowiązków. Zasmakowawszy w rozboju i gwałtach,
prowadzili nadal zbójecki proceder. Dla czerni zresztą układy
Zborowskie nie miały żadnego znaczenia. Dla nich jedynym
rozwiązaniem była wojna, stąd czerń prowokowała oddziały
obu stron, zarówno Kozaków, jak i szlachtę.
7
W. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 127.
EPILOG
3
W. S e rc z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 266.
również pamiętać o regimentarzach: Firleju, Lanckoroń-
skim i Ostrorogu. Cała trójka wprawdzie ustępowała
wojewodzie ruskiemu talentem wojskowym i organizacyj-
nym, nikt z nich nie cieszył się tak dobrą opinią wojska
jak książę, ale każdy z nich mógł się poszczycić nie
mniejszą niż on odwagą. Nie myślano o ucieczce i ukła-
dach. A jeżeli prowadzono rozmowy to tylko po to, by
zyskać cenny czas. Wszystkie decyzje podejmowano
wspólnie, wspólną biorąc za nie odpowiedzialność. Nie-
mniej jednak Wiśniowiecki miał w radzie głos decydują-
cy. Stąd zwycięstwo zbaraskie było przede wszystkim
jego zasługą; jego też okryło sławą bohatera i ozdobiło
buławą hetmańską.
Jakże marnie przy zasługach dowódców zbaraskich
wyglądają poczynania generalissimusa Ossolińskiego i króla
Jana Kazimierza. Ossoliński nie miał pojęcia o prowadzeniu
wojny. Zresztą decyzja królewska uczynienia go głów-
nodowodzącym była niepotrzebna z punktu widzenia or-
ganizacyjnego. Przez cały czas bowiem przy wojsku
znajdował się zwierzchnik sił zbrojnych Rzeczypospolitej,
król. Jego ocena sytuacji i jego zdanie decydowało.
Ossoliński, jak wykazały wydarzenia, zawsze zgadzał się
z królem. Równie dobrze mógł to samo robić jako kanclerz.
Tytuł generalissimusa nadano mu zapewne dlatego, że
spodziewano się łatwego zwycięstwa. Nietrudno się domyś-
lić, że ojcem zwycięstwa miał być Jerzy Ossoliński.
Tymczasem Ossoliński oddał usługi Rzeczypospolitej nie
jako strateg, lecz dyplomata, a więc w dziedzinie, którą
znał najlepiej.
Talenty dowódcze Jana Kazimierza podkreślało wielu
historyków, one zresztą wzbudzały najmniej sporów i kon-
trowersji w ocenie postaci królewskiej. Nie da się jednak
pominąć faktu, że owszem talentem strategicznym błysnął
król, ale nie pod Zborowem. Jego pierwsza samodzielna
wyprawa wojenna była chaotycznym, pozbawionym planu
przedsięwzięciem, opartym na fałszywym przekonaniu
o szacunku Kozaków do królewskiego majestatu. Zapomi-
nając o codziennych i niestety żmudnych powinnościach
dowódcy, Jan Kazimierz przegrał bitwę zanim się ona
rozpoczęła. Pochód przez wrogi kraj bez ubezpieczenia
i zwiadu był samobójstwem, a przy tym niewybaczalnym
błędem. Tak wytrawni gracze jak Chmielnicki i Islam
Gerej nie mogli go nie wykorzystać.
To, że król stawał dzielnie i odważnie w obliczu
nieprzyjaciela może mu tylko przysporzyć sławy jako
żołnierzowi. W roli dowódcy monarcha zachował się jak
nowicjusz, bo w istocie nim był.
Oblężenie Zbaraża nie wpłynęło znacząco na zmianę
taktyki wojsk polskich. Bitwy w polu prowadzono w oparciu
o szańce i tabor. Dobrze prowadzona jazda (Wiśniowiecki,
Koniecpolski, Sobieski) swobodnie manewrowała po polu
i bez trudu spychała oddziały kozackie i tatarskie. W tym
czasie piechota i artyleria ogniem kontrolowały przebieg
bitwy, odpierając przeciwnika i wspierając własną jazdę.
Kozacy i Tatarzy mimo przewagi liczebnej nie mogli
sprostać jeździe w polu. Również piechota zaporoska
pozbawiona ochrony taboru nie przedstawiała dużej wartości
bojowej. Atakując fortyfikacje nie była w stanie wyprzeć
z nich piechoty węgierskiej, cudzoziemskiej i spieszonych
polskich chorągwi. Mimo stojących na wysokim poziomie
prac inżynieryjnych prowadzonych przez inżynierów kozac-
kich, Chmielnicki przede wszystkim ufał w skuteczność
ataku dużą masą wojsk, przede wszystkim czerni i ją to
głównie popychał do kolejnych krwawych i bezskutecznych
szturmów. Nie zrezygnował z nich przez całe oblężenie,
nawet wówczas, gdy główny ciężar walk wzięła na siebie
artyleria.
Zamknięci za wałami Polacy skutecznie niszczyli prace
ziemne wroga i kontrolowali przedpole. Zmniejszanie obozu
wraz z utratą żołnierzy pozwoliło obsadzić każdy odcinek
wałów. Przy tym na szańce wysyłano nie tylko oddziały
piechoty i dragonii, ale również towarzyszy spod ciężkich
znaków.
Pod Zbarażem po raz kolejny potwierdziła się prawda,
że Tatarzy nie wytrzymują ognia muszkietów, a kierowana
przez doświadczonego dowódcę (Przyjemski) piechota jest
w stanie powstrzymać atak jazdy.
Dobrze zaprojektowane (Mikołaj Dubois, Sebastian
Aders, Wojciech Radwan Radwański) ziemne fortyfikacje
obsadzone waleczną i zdeterminowaną załogą stanowiły
trudną do przebycia przeszkodę nawet dla liczniejszych
wojsk kozackich. Z drugiej jednak strony ostatnie dni
oblężenia wykazały, że dla zablokowania twierdzy wystar-
czyły przeciętne pułki. Zamknięta zaś w niej załoga nie
była w stanie przerwać blokady, choć miała taką szansę
(próba ataku jazdy z 20 sierpnia).
Jeżeli pod Zbarażem jazda polska radziła sobie z ordą
i Kozakami, to pod Zborowem polskie chorągwie nie były
w stanie powstrzymać przeważających sił kozacko-tatarskich.
Próby powstrzymania szarż ordy kończyły się niepowodze-
niem. Zegnane z pola chorągwie uciekały w popłochu na
własne szeregi, tratując i mieszając zdolne do oporu wojsko.
Szyki tatarskie, podobnie jak pod Zbarażem, łamały się na
skutek ognia muszkietów i artylerii. Na niej też spoczywała
obrona polskich pozycji. Zarówno na prawym jak i na
lewym brzegu Strypy ogień piechoty i artylerii zatrzymał jak
dotąd zwycięską jazdę tatarską i Kozaków.
Zatem jak wynika z przebiegu kampanii 1649 roku
wzrosło znaczenie „ludu ognistego" w stosunku do jazdy,
która to odegrała rolę drugoplanową. Mimo to szybkie
i niespodziewane wypady jazdy zza szańców łamały szeregi
szturmującej piechoty i absorbowały uwagę wspierającej
Kozaków jazdy tatarskiej.
Epopeja zbaraska, wysiłek tysięcy nieznanych z imienia
bohaterów zapisała się wielkimi literami w historii Polski.
Stawiana obok takich bitew jak Chocim czy Smoleńsk jest
chwałą i wizytówką polskiego wojska. Później, po ponad
dwustu latach utrwalił ją na kartach Ogniem i mieczem
Henryk Sienkiewicz, uczyniwszy ze Zbaraża polską Troję 4 .
W odróżnieniu jednak od greckiego miasta, tragedia nie
wydarzyła się pod Zbarażem, a pod Zborowem, gdzie
pogrzebano szansę na porozumienie i powstanie Rzeczypos-
politej Trojga Narodów.
4
L. L u d o r o w s k i , Troja heroiczna, Zbaraż, [w:] Wizjoner przeszło-
ści, Warszawa 1999, s. 9 3 - 1 3 6 .
POSTSCRIPTUM
W POSZUKIWANIU TOŻSAMOŚCI IWANA BOHUNA
4
W. T o m k i e w i c z, op. cit.
5
J. W i d a c k i, op. cit..
6
L. K u b a l a. Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 116
7
W. Lipiński podjął temat tożsamości Bohuna na kartach książki pt.:
Stanisław Michał Krzyczewski. Z dziejów szlachty ukraińskiej w szeregach
powstańczych pod wodzą Bohdana Chmielnickiego, Kraków 1912.
do cara, w której wymieniono Fedoreńkę i list tegoż do
Lanckorońskiego podpisany: „Iwan Teodorowicz Pułkownik
Podolski Wojska Zaporoskiego". Te dwa ostatnie argumenty
zdaniem Wacława Lipińskiego wzajemnie się potwierdzają.
Gwoli wyjaśnienia trzeba zaznaczyć, że w początkach roku
1649 (kwiecień) Iwan Fedoreńko był płk. podolskim,
dopiero później stanął na czele Kozaków kalnickich.
Współcześnie dopiero wspomniany wyżej prof. Serczyk
(Na płonącej Ukrainie), opierając się zresztą na
teorii Gajeckyego, zaznaczył problem identyfikacji
pułkowników lub pułkownika. Umieszczony w książce,
a zaczerpnięty z Diariusza Oświecima rejestr kozacki z
1649 roku (ten sam, o którym pisał Lipiński) wymienia
Iwana Fedoreńkę jako pułkownika kalnickiego. Ale już w
kolejnym, sporządzonym po roku spisie miejsce Iwana
Fedoreńki zajął Iwan Bohun. Czy rzeczywiście nastąpiła
zmiana pułkownika, czy tylko zmiana nazwiska? Profesor
Serczyk komentując spis z 1650 roku wyraźnie mówi o
zmianie dowódcy.
Analizując wszystkie teksty można zauważyć jednak, że
nazwisko „Bohun" pojawia się już po oblężeniu Zbaraża.
W dwa lata później, przed bitwą berestecką (1651) Kubala
wymienia go w szeregu kozackiej generalicji 8 .
Tomasz Bohun w artykule opisującym życie Iwana
Bohuna („Mówią Wieki" X 1999) widział już analizowane
wydarzenie w przejrzysty sposób: „Rankiem 17 lipca,
pośród gęstej mgły, na wały wdrapała się grupa Kozaków
prowadzonych przez pułkownika kalnickiego. Wkrótce
nastąpił szturm pozostałych mołojców, których jednak
odparto. Niepowodzenie to osobiście odczuł i sam Bohun,
dotkliwie raniony podczas starcia na wałach; dla niego
kampania 1649 roku dobiegła końca". Jak widać tu nazwis-
ko Bohuna pojawiło się bez dodatkowego komentarza.
Wydaje się to konsekwencją koncepcji Lipińskiego. Nie-
8
L. K u b a l a. Bitwa pod Beresteczkiem, [w:] Dzieła, t. 2, L w ó w 1923,
s. 176.
mniej jednak tożsamość Fedoreńki i Bohuna pozostaje
nadal niewyjaśniona.
W czasie kiedy Sienkiewicz pisał Ogniem i mieczemani
Kubala, ani Szajnocha, na których sądach oparł się pisarz,
nie zająknęli się nawet o identyfikowaniu Fedoreńki z Bo-
hunem. Dlatego Sienkiewicz nie mógł przypuszczać, że
badania historyków podważą niniejsze zdanie: „Również
niefortunny koniec spotkał i Fedoreńka, który korzystając
z mgły o mało na świtaniu nie wziął miasta. Odparł go pan
Korf na czele Niemców, a potem starosta krasnostawski
i pan chorąży Koniecpolski wybili prawie do szczętu
w ucieczce" 9 .
Mając wzgląd na skąpą ilość źródeł i opracowań trudno
jest jednoznacznie stwierdzić kim był ów niefortunny
mołojec. Chociaż wiele wskazuje na Bohuna, to o jego
działalności możemy mówić dopiero od 1650 roku. Wów-
czas to po raz pierwszy zagościł w dokumentach pod tym
nazwiskiem. Od tej pory Bohun uczestniczył w każdym
ważniejszym wydarzeniu na Ukrainie, Fedoreńko zniknął
z nich na zawsze. Wcześniejsze zaś dzieje Iwana Fedoreńki
Bohuna pozostają jak na razie w sferze domysłów, hipotez
i spekulacji, aczkolwiek niejeden z historyków opisałby
szturm spod Zbaraża jako wyczyn pułkownika kalnickiego
Iwana Fedorowicza Bohuna, zwanego Fedoreńką.
9
H. S i e n k i e w i c z , Ogniem i mieczem, t. 2, Warszawa 1989, s. 268.
BIBLIOGRAFIA
Wstęp 5
Kulisy polityczne kampanii 1649 roku 12
Wojsko i sztuka wojenna połowy XVII wieku 22
Kampania 1649 roku 54
Oblężenie 66
Wyprawa zborowska 92
Drugi miesiąc oblężenia 113
Echo kampanii 1649 roku 125
Epilog 132
Postscriptum 141
Bibliografia 146
Spis ilustracji 149
Mapy 151
Jan Kazimierz (wg Theatrum Europaeum Mateusza Meriana, Frankfurt
1643-1666)
Jerzy Ossoliński (wg sztychu Jeremi Wiśniowiecki (nieznany
B. Moncorneta z 1654 r.) malarz — portret ze zbiorów Mu-
zeum Wojska Polskiego w War-
szawie)
Piechota polska
Narzędzia saperskie z XVII wieku
Pistolety z zamkiem
kołowym
Zbroja husarska
Szabla husarska „batorówka" z XVII w.
Bohdan Chmielnicki
Hołd
Kozaków zaporoskich
Piechota zaporoska
Postacie Kozaków
Żołnierz tatarski