You are on page 1of 170

HISTORYCZNE BITWY

KACPER ŚLEDZIŃSKI

ZBARAŻ 1649

Dom Wydawniczy Bellona


Warszawa
WSTĘP

W latach 1648-1649 Rzeczpospolita stanęła wobec wy-


darzeń, które ujawniły j e j słabość polityczną, a przede
wszystkim militarną. Powstanie kozackie pod wodzą Boh-
dana Chmielnickiego, bo o nim mowa, podkopało nie-
zachwianą i stabilną pozycję mocarstwa, jakim była Rzecz-
pospolita. Zwycięstwa w wojnie moskiewskiej z lat
1632-1634, kampaniach kozackich 1637 i 1638 roku
oraz sukcesy w zmaganiach z ordą (1644) dodały pewności
szlachcie, a jednocześnie pozwoliły j e j poczuć się bez-
piecznie. W dwa lata po śmierci hetmana Stanisława
Koniecpolskiego, gdy jego miejsce zajął Mikołaj Potocki,
sławę armii koronnej przyćmiła tragiczna kampania 1648
roku.
Już w pierwszych dniach powstania hetman wielki
koronny Mikołaj Potocki popełnił błędy, których skutki
Rzeczpospolita miała odczuwać boleśnie przez najbliższe
dwadzieścia lat. Potocki, ufając w siłę hetmańskiego
imienia, podzielił nieliczną armię na trzy grupy. Niewielki
oddział dowodzony przez hetmańskiego syna, Stanisława
Potockiego, wysłał w kierunku Dzikich Pól. W tym
samym czasie druga grupa wojsk płynęła Dnieprem w dół
rzeki. Trzecia dywizja pod dowództwem dwóch hetmanów
wielkiego i polnego Marcina Kalinowskiego podążała za
młodym Potockim. Dobrowolnie rozdzielając siły, ułatwił
hetman zadanie Chmielnickiemu, który po kolei znosił
niewielkie oddziały. Najpierw nakłonił do zdrady Rzeczy-
pospolitej pułkownika Stanisława Krzyczewskiego, wy-
słanego Dnieprem z Kozakami rejestrowymi. Krzyczewski
wraz ze swoim oddziałem przeszedł na stronę powstańców.
Wzmocniony tym sposobem Chmielnicki pobił w trzy-
tygodniowej bitwie nad Żółtymi Wodami niewielki oddział
Stefana Potockiego. Młodzieniec ten, liczący sobie 24 lata,
zmarł w wyniku odniesionych ran.
Dowiedziawszy się o klęsce i śmierci syna, hetman
nakazał odwrót. Armia koronna cofała się do Korsunia,
gdzie postanowiono założyć warowny obóz i w nim czekać
na przybycie nieprzyjaciela.
Mikołaj Potocki raczej nadawał się do dowodzenia
kredensem pełnym trunków niż wojskiem. Brak doświad-
czenia i orientacji w położeniu obu armii nie pozwolił mu
podjąć właściwych decyzji. Pomimo początkowych suk-
cesów, Potocki nie ufając własnym umiejętnościom i oba-
wiając się przewagi wojsk kozacko-tatarskich postanowił
się wycofać. Tymczasem Chmielnicki wysłał pułkownika
Maksyma Krzywonosa na tyły armii hetmańskiej. Tam
kazał mu się zaczaić w wąwozie, którym musiało prze-
chodzić wojsko polskie. Gdy dywizja wpadła w pułapkę,
ubezpieczany przez tabor odwrót zamienił się w panikę.
Atakowany ze wszystkich stron przez Tatarów i Kozaków
tabor uległ przeważającym siłom nieprzyjaciela. Część
żołnierzy zdołała uciec, część wysieczono, resztę, w tym
dwu wodzów wzięto do niewoli. Rzeczpospolita pozostała
bez wojska i bez hetmanów.
Wieść o klęskach na Ukrainie dotarła do Warszawy
równocześnie z nie mniej straszną nowiną o śmierci króla
Władysława IV. Wyczerpany chorobą monarcha zmarł
w Mereczu na Litwie w drodze do stolicy. Razem z nim,
jak napisał Adam Kisiel „zgasł pokój, szczęście i sława
Rzeczypospolitej".
Ile było prawdy w słowach wojewody bracławskiego,
pokazały następne miesiące. Wprawdzie ster władzy
przejął w swoje ręce bystry i wyśmienity polityk, kanc-
lerz koronny Jerzy Ossoliński, ale i on nie ustrzegł się
pomyłek. Zastępujący de facto interreksa, prymasa Ma-
cieja Łubieńskiego, kanclerz przystąpił do działania, nie
tracąc drogiego czasu. Przede wszystkim ogłosił termin
sejmu konwokacyjnego na lipiec i wyznaczył regimen-
tarzy. Aleksander Koniecpolski, chorąży koronny, Miko-
łaj Ostroróg, podczaszy koronny i książę Władysław
Dominik Zasławski-Ostrogski, wojewoda sandomierski
mieli stawić opór rosnącej w siłę potędze Chmielnic-
kiego. Ich wybór skomentował Chmielnicki, nadając im
pogardliwe przydomki: „Dziecina", „Łacina", „Pierzyna".
Ten wybór jednak miał w mniemaniu Ossolińskiego jedną
zaletę. Żaden z trzech regimentarzy nie sprzeciwiał się
planom kanclerza. Ossoliński bowiem zdawał się nie
zauważać zmian, jakie zaszły w polityce środkowowscho-
dniej i dalej dążył do spełnienia planów nieżyjącego już
króla Władysława, czyli wojny z Turcją. Koncepcja
kanclerza opierała się na zamiarze pokojowego rozwiąza-
nia sprawy ukraińskiej. Załagodziwszy wybuchowe na-
stroje na Ukrainie kanclerz chciał następnie wyprawić
podporządkowanych Rzeczypospolitej Kozaków wraz
z armią koronną na Krym.
Ossoliński komfort poczynań mógł sobie zapewnić tylko
w przypadku nominacji osób miernych, pozbawionych
inicjatywy i spełniających jego rozkazy. Automatycznie
więc odpadły kandydatury hetmanów litewskich Janusza
Kiszki i Janusza Radziwiłła, jak również Andrzeja Firleja
czy Janusza Tyszkiewicza. Powyższe warunki speł-
nili natomiast Zasławski, Ostroróg i Koniecpolski. Ten
triumwirat gwarantował zdaniem Tomkiewicza niezgodę,
niezdecydowanie... i swobodę działań kanclerza. Droga do
ugody wydawała się otwarta.
Dążąc do wyznaczonego sobie celu, Ossoliński musiał
stworzyć mocne stronnictwo i wytrącić jak najwięcej
argumentów z rąk oponentów, czyli zwolenników konflik-
tu z Kozakami. Potrzebował do tego celu kontroli nad
armią. Aby to osiągnąć, mianował wyżej wymienionych
regimentarzy, czego robić nie powinien. Był bowiem
zwyczaj w Rzeczypospolitej, że gdy zabrakło hetmanów
koronnych, ich miejsce zajmowali hetmani litewscy. Tak
było w 1620 roku, gdy pod Cecorą zginął Stanisław
Żółkiewski, a Stanisław Koniecpolski dostał się do niewo-
li. W rok później pod Chocimiem dowodził Litwin, Jan
Karol Chodkiewicz. Był jeszcze jeden argument przeciw
wspomnianym nominacjom. Kiedy wojska koronne roz-
sypały się po klęsce korsuńskiej, a Ukraina stała otworem
przed armią Chmielnickiego, jeden człowiek, Jeremi
Wiśniowiecki wycofywał się z opanowanego pożogą
powstania Zadnieprza na prawobrzeżną Ukrainę. Maszeru-
jąc przez bory i bagna, przedostał się w województwa
objęte powstaniem i rozpoczął zmagania z kilkukrotnie
silniejszym przeciwnikiem. Zdaniem szlachty właśnie
księciu należała się buława regimentarska. Na to nie
chciał zgodzić się Ossoliński. Działalność księcia Jeremie-
go była solą w oku pierwszego ministra. Ow książę
harcujący po Ukrainie z mieczem w dłoni rwał misterną
nić polityki kanclerza. A zadanie swoje Ossoliński trak-
tował poważnie. Z polecenia kanclerza i interreksa woje-
woda bracławski Adam Kisiel „znosił się" listownie
z Chmielnickim i ku swej radości donosił do stolicy, że
„Chmielnickiego sobie ujął".
Tymczasem hetman kozacki bez skrupułów wykorzystał
naiwność Kisiela dla wzmocnienia swojej pozycji. Na-
pływające do obozu hetmańskiego rzesze chłopstwa po-
trzebowały czasu, by zmienić się w karne oddziały. Ponadto
Chmielnicki nie mógł liczyć na Tatarów, którzy obłowieni
łupem wrócili na Krym. Był jeszcze kolejny ważny powód.
Należało przeciwdziałać dyplomacji polskiej, która podjęła
próby rozerwania sojuszu kozacko-tatarskiego. Na to wszy-
stko Chmielnicki potrzebował czasu i ten czas dawali mu
sami Polacy.
W lipcu w Warszawie zebrał się sejm konwokacyjny,
którego obrady zdominowało wyznaczenie daty sejmu
elekcyjnego, sprawa nominacji regimentarzy i polityka
wobec Chmielnickiego. Na tym tle starły się dwa stronnic-
twa: pokojowe, kanclerza Jerzego Ossolińskiego, i wojenne,
podkanclerzego Andrzeja Leszczyńskiego i Jeremiego Wiś-
niowieckiego. Wysłuchano również przybyłych do War-
szawy posłów Chmielnickiego. Z odpowiedzią na żądania
hetmana kozackiego wysłano komisarzy. Na ich czele
stanął wojewoda Kisiel. Celem misji było zapewnienie
pokoju na Ukrainie. Wierzyli w to Ossoliński i oczywiście
niezmordowany Adam Kisiel.
Sejmowe starcie dwóch stronnictw zakończyło się pełnym
sukcesem obozu kanclerza. Ossoliński obronił nominację
trzech regimentarzy. Ponadto sejm zaproponował dodanie
im do pomocy trzydziestu dwóch komisarzy wojennych, by
służyli radą. To, stwierdził przedwojenny historyk Kubala,
„wystarczyło, aby nie jedną, ale 35 bitew przegrać".
Równie ważne było wysłanie na rozmowy wspomnianych
wyżej komisarzy. Z ich działalnością łączył Ossoliński
wielkie nadzieje. Czas pokazał, że srogo się zawiódł.
Hetman kozacki okazał się mistrzem gry politycznej.
Mamiąc Kisiela obietnicami i zwlekając z ostateczną
decyzją, budował swoją pozycję na arenie międzynarodo-
wej, co nie było łatwe.
Turcja prowadziła od trzech lat wojnę z Wenecją i wobec
sukcesów republiki na morzu, nie życzyła sobie konfliktu
z Rzeczpospolitą. Po myśli Chmielnickiego ułożyły się
wypadki na wschodzie. Rosja borykała się z powstaniem
w Moskwie. Hetman wiedział, że groźba przybycia wojsk
rosyjskich z pomocą Rzplitej jak na razie nie wchodzi w grę.
W tym czasie wojsko koronne zebrało się pod Glinianami,
niedaleko Lwowa, i czekało na wynik prac komisarzy. Te
jednak nie wróżyły nic dobrego. W połowie września
Kisiel zrezygnował ze swojej misji. Rozmowy zakończyły
się niepowodzeniem.
Wobec tego ruszono do Konstantynowa, w okolicę
obsadzonych przez Kozaków Piławiec. Skończył się czas
dyplomatów, wojna była nieunikniona.
Narady regimentarzy i komisarzy wojskowych nie pozo-
stawiały wątpliwości. Wszyscy chcieli uderzyć na Kozaków.
Jednak nikt tego nie czynił. Pierwsze chaotyczne walki
rozpoczęły się bez rozkazów dowódców 21 września
i zakończyły się patem. Obie strony zbierały siły do
decydującego uderzenia. Tymczasem w nocy z 23 na 24
września rozeszła się wieść o przybyciu Tatarów do obozu
kozackiego. Wiadomość ta spowodowała panikę wśród
poważnej części starszyzny. Regimentarze pozostawili
wojsko na łasce nieprzyjaciela i uciekli. Po raz drugi
w ciągu paru miesięcy Rzeczpospolita pozostała bezbronna
wobec potężnego hetmana.
Tym razem, inaczej niż po bitwie korsuńskiej, nic nie
stało na przeszkodzie w marszu Kozaków na Warszawę.
Nawet nieprzychylne stanowisko Turcji uległo zmianie.
W Stambule miał bowiem miejsce przewrót pałacowy,
w wyniku którego obalono sułtana. Miejsce na tronie zajął
jego ośmioletni syn. Za podszeptem janczarów nowy władca
rozkazał Tatarom najechać Rzeczpospolitą.
W październiku Chmielnicki obległ Lwów, a po wykupie
złożonym przez mieszczan pociągnął do serca Polski, pod
Zamość. Rozpoczęło się oblężenie jednej z najlepiej ufor-
tyfikowanych polskich twierdz.
Tymczasem w Warszawie rozpoczął się sejm elekcyjny,
na który chciał mieć wpływ również wojowniczy Kozak.
Kandydatów do korony było trzech. Popierany przez
Jeremiego Wiśniowieckiego, Janusza Radziwiłła i Bogdana
Chmielnickiego książę siedmiogrodzki Jerzy I Rakoczy;
Karol Ferdynand oraz Jan Kazimierz, liczący na głosy
stronnictwa pokojowego z kanclerzem na czele. Ten układ
zmieniła niespodziewana śmierć Rakoczego. Wobec tego
Chmielnicki opowiedział się za Janem Kazimierzem, a Je-
remi Wiśniowiecki i Janusz Radziwiłł za Karolem Fer-
dynandem.
Starcie dwóch braci zapowiadało długie zmagania. Obaj
kandydaci cieszyli się dużym i wyrównanym poparciem.
Aby nie przedłużać grożących wyborem dwóch monarchów
i wojną domową zmagań, Karol zrezygnował z wyścigu po
koronę. Młodszy z Wazów uległ prośbie królewicza Kazi-
mierza. Wobec tego 17 listopada wybrano na króla Polski
syna Zygmunta III, Jana Kazimierza.
Kalejdoskop wydarzeń roku 1648 postawił nowego króla
przed koniecznością wyboru drogi rozwiązania konfliktu
kozackiego. Już podczas elekcji popierany przez Ossoliń-
skiego Jan Kazimierz skłaniał się do pertraktacji z Chmiel-
nickim. Tak też postąpił po elekcji. Wzmocnione królew-
skim sojusznikiem stronnictwo pokojowe z nadzieją patrzyło
w przyszłość. Król, kanclerz i wojewoda Kisiel zabrali się
do misternej pracy dyplomatycznej. Jej pomyślnego końca
spodziewali się przed upływem zimy.
Kończył się rok 1648, rok klęsk i hańby rycerstwa
polskiego. Następny, zbliżający się rok 1649 miał przynieść
sukces. Ale nie ten oczekiwany przez Ossolińskiego — dyp-
lomatyczny, lecz militarny. Sukces, który poprawiłby
nadszarpniętą reputację polskiego wojska.
KULISY POLITYCZNE KAMPANII 1649 ROKU

Wojna dobiegła końca. Jeszcze gdzieniegdzie swawolne


kupy i pojedyncze chorągwie prowadziły drobne potyczki,
a już zwycięski Chmielnicki wycofywał się na Ukrainę.
12 grudnia nowy król, Jan Kazimierz, zwolennik roz-
wiązania konfliktu kozackiego drogą pokojową, wydał
uniwersał ogłaszający zakończenie wojny. Popierający
Chmielnickiego chłopi i Kozacy zostali objęci amnestią.
W tymże dniu podobny uniwersał opublikował Chmiel-
nicki w zajętych przez siebie województwach. Szlachta
bezpiecznie miała powrócić na Ukrainę, a chłopi do
swoich zwyczajnych zajęć. Jadący z Chmielnickim poseł
królewski Stanisław Chołdakowski donosił w jednym
ze swoich listów: „Tom z nim postanowił, aby szlachta
bezpiecznie w domach swoich mieszkała, gdzie uniwersały
swoje po wszystkiej Ukrainie rozesłał, aby wszędzie
chłopi panom swoim wszelakie posłuszeństwo i pod-
daństwo oddawali" 1 . Wobec takich zapewnień z obu
stron, pokój wydawał się pewny. Tym bardziej że już
w styczniu następnego, 1649 roku na Ukrainę wyjechała
komisja komisarzy traktatowych. Zgodnie z życzeniem
1 Cyt. za: J. K a c z m a r c z y k , Bohdan Chmielnicki, Wrocław 1988,
s. 77.
Chmielnickiego na jej czele stanął wojewoda bracławski,
Adam Kisiel.
Już podczas drogi posłowie mogli odczuć wrażenie
nieprzychylności zwycięskiego hetmana do jakichkolwiek
kroków pokojowych. Ignorowanie próśb o spotkanie w Ki-
jowie i zwlekanie z odpowiedzią naraziło Kisiela i posłów
na niespodziewane trudy 2 . Patrząc na spalone wsie, zrabo-
wane majątki i mordowaną szlachtę, komisarze dotarli
wreszcie do Perejasławia, gdzie oczekiwał ich Chmielnicki.
Powitanie i wjazd odbyły się przy akompaniamencie
dwudziestu dział.
Rozmowy rozpoczęły się następnego dnia. Po naradzeniu
się z pozostałymi komisarzami, wojewoda uznał za stosow-
ne podarować hetmanowi obiecaną przez króla chorągiew
i buławę. Gest ów miał „zmiękczyć" srogiego Kozaka
i przychylnie ustosunkować go do poselstwa 3 . Tymczasem,
kiedy Kisiel w uroczystej mowie ofiarował Kozakom łaskę
królewską, jeden z pułkowników przerwał wołając: „Korol
jako korol ale wy, korolewięta, kniaziowie broicie mnoho
i nabroiliście. I ty, Kisielu, kość z kości naszych, od-
szczepiłeś się przestając z Lachy" 4 . Wprawdzie uciszono
gagatka, ale niesmak pozostał. Zanim Chmielnicki zaprosił
posłów na obiad, Kisiel obiecał Kozakom amnestię, zwięk-
szenie liczby Kozaków rejestrowych, wolność dla religii
prawosławnej, przywrócenie dawnych przywilejów i „regi-
ment nad wojskiem", czyli hetmaństwo dla Chmielnickiego.
Jakież musiało być zdziwienie komisarzy, gdy usłyszeli
z ust Chmielnickiego, że nic nie może postanowić bez
starszyzny wojskowej. A ta wraz z wojskiem została
roztasowana po miastach na zimowych leżach. Dalej hetman
wysuwał swoje żądania, a to oddania mu Czaplińskiego,
a to ukarania księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, jako
2
W. A. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, Warszawa 1998, s. 182.
3
Tamże, s. 184.
4
Cyt. za: J. W i d a c k i, Kniaź Jarema, Katowice 1984, s. 158.
głównego winowajcy wojny. Rokowania odkładano z dnia
na dzień. Wreszcie 23 stycznia doszło do rozmów. Ale tu
znowu górą był Chmielnicki. W długiej mowie przedstawił
swoje zamierzenia i stosunek do pertraktacji pokojowych:
„Szkoda wiele mówić, kiedy mnie Potoccy szukali za
Dnieprem — był czas traktować ze mną; po żółtowodzkiej
i korsuńskiej igraszce był czas; pod Piławcami i Konstan-
tynowem był; na ostatek pod Zamościem i kiedym od
Zamościa szedł sześć niedziel do Kijowa — był. Teraz już
czasu nie masz; jużem dokazał, o czemem nie myślił zrazu,
dalej — com umyślił. Wybiję z lackiej niewoli naród ruski
wszystek, a com pierwej o szkodę moją i krzywdę wojował
— teraz wojować będę o wiarę prawosławną naszą. [...] Za
granice na wojnę nie pójdę, szabli na Turki i Tatary nie
podniosę. Dosyć mam na Ukrainie, Podolu i Wołyniu teraz,
dosyć wczasu, a będą li z Zawiśla krzykać — znajdę ja ich
pewnie. Nie postoi mi noga żadnego kniazia i szlachetki
w Ukrainie, a zechce li chleba który z najmniejszych
— niechaj wojsku zaporoskiemu posłuszny będzie" 5 .
Po tych słowach stało się jasne, że Chmielnicki nie myśli
o pokoju, a co więcej, nigdy o nim nie myślał. Wycofanie
się spod Zamościa i kokietowanie króla oraz Ossolińskiego
prośbami i zapewnieniami, których oni wyglądali jak
zbawienia, było niczym innym tylko wyrafinowaną grą
polityczną. Chmielnicki obawiał się zbliżającej zimy.
Wiedział, że jego silne lecz nadwątlone epidemią, której
ofiarą padł między innymi sławny pułkownik Krzywonos 5 ,
wojsko nie wytrzyma kampanii zimowej. W czasie gdy
w sejmie Wiśniowiecki domagał się sześćdziesięciotysięcz-
nej armii i zezwolenia na kampanię zimową, Chmielnicki
wycofał się z zajętych uprzednio ziem i ogłosił wspomniany
wyżej uniwersał. Zaczął grać rolę skruszonego tygrysa,
łaszącego się do nowego pana. Wraz z wysłaniem komisji
5
Cyt. za: W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 2 9 8 - 2 9 9 .
6
J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 77.
traktatowej na Ukrainę wiedział, że ma zapewniony spokój
do wiosny, pory, w której Kozacy osiągają wysoką spraw-
ność bojową.
Na razie jednak toczyły się rozmowy, jakkolwiek niepo-
myślnie dla Polaków, ale ani Adam Kisiel, ani nikt
z komisarzy nie tracił nadziei na polubowne zakończenie
sporów. Na koniec, 25 lutego hetman zgodził się tylko na
zawieszenie broni do Zielonych Świątek ruskich, czyli 22
maja 1649 roku. Przedstawił również swoje warunki,
a wśród nich zniesienie unii brzeskiej z 1596 roku, miejsce
w senacie dla metropolity kijowskiego, nominacje na
wojewodę i kasztelana kijowskiego osób wyznania prawo-
sławnego, oraz zastrzegł, by Jeremiego Wiśniowieckiego
nie mianowano hetmanem. O ten ostatni warunek mógł się
Chmielnicki nie troskać, gdyż 9 lutego Jan Kazimierz
pozbawił Jeremiego funkcji regimentarza, zostawiając bu-
ławę dla siebie.
Zmuszeni do zaakceptowania warunków narzuconych
przez Chmielnickiego komisarze wrócili do Warszawy,
gdzie przedstawili swoje obawy co do trwałości rozejmu.
Uważano, że nie od rzeczy będzie decyzja o wystawieniu
silnej armii. Tymczasem król, jakby nie słuchając rad
komisarzy i podkanclerzego Leszczyńskiego 7 , trzymał się
wytyczonej wcześniej ścieżki. Postanowił zatem wysłać do
Chmielnickiego kolejnego posła, Jakuba Smiarowskiego.
Zaopatrzył go w przywileje dla starszyzny kozackiej. Misja
sekretarza królewskiego, który dotarł do Chmielnickiego
koło połowy kwietnia, nie przyniosła pozytywnych skutków.
Hetman jeszcze raz powtórzył, że nie chce pokoju. Najpierw
się „ściana ze ścianą uderzy, a jedna się obali i druga
zostanie" 8 .
Próby przekupstwa starszyzny kozackiej spełzły na
niczym. W czasie rewidowania rzeczy posła znaleziono
7
W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 300.
8
Cyt. za: W. A. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 2 1 4
pięćdziesiąt przywilejów. Kozacy rzucili się na Śmiarow-
skiego z bronią w ręku. Zabitego lub półżywego zakopano
w ziemi. Według alternatywnej wersji zgładzono go z roz-
kazu hetmana. Sam Chmielnicki kilka miesięcy później
utrzymywał, że nie było go już wtedy w Czehryniu, gdyż
wyruszył wówczas na wojnę. Rzecz działa się 21 maja,
w wigilię Zielonych Świątek.
Jakby nie było, Smiarowski przypłacił swoją misję
życiem. Lecz zanim doszło do tych tragicznych wydarzeń,
zdążył powiadomić listownie króla o przygotowaniach do
wojny i kontaktach Chmielnickiego z Moskwą, Tatarami
i Turcją...
W tym samym czasie, gdy na Ukrainę zdążało poselstwo
króla polskiego z Kijowa, w przeciwnym kierunku, do
Moskwy jechał wysłannik Chmielnickiego pułkownik Mu-
żyłowski i patriarcha Jerozolimy, Pasiusz. Po przedstawieniu
w Poselskim Prikazie przez Pasiusza prośby kozackiej
o poddaniu się pod zwierzchnictwo cara, doszło do rozmów,
w wyniku których car nie zamierzał wprawdzie wyprawić
się zbrojnie na Polskę, co tłumaczył mającym moc pokojem
polanowskim, ale jednocześnie zapraszał Kozaków pod
swoje skrzydła, czego mu wspomniany traktat nie zabraniał 9 .
W drodze powrotnej towarzyszyli Mużyłowskiemu po-
słowie carscy: Grigoryj Unkowski i Siemion Domaszniew.
19 kwietnia rozpoczęły się rozmowy w Czehryniu. Chmiel-
nicki próbował skłonić Unkowskiego do zagwarantowania
pomocy zbrojnej dla walczących Kozaków. Dowodził, że
Kozacy są zwolnieni z posłuszeństwa Janowi Kazimierzowi,
gdyż nie składali mu przysięgi. Lecz sprytny poseł nie dał
się wciągnąć w zastawione sidła. Przeciwnie, sam uznał, że
dzięki zwolnionym z cła dostawom zboża z Rosji Kozacy
byli w stanie się wyżywić podczas pierwszego roku wojny.
Przypomniał również odrzucenie przez cara prośby o pomoc

9
J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 94.
w stłumieniu powstania na Ukrainie, z jaką zwróciła się
Rzeczpospolita. Dalsze rozmowy nie przyniosły oczekiwa-
nych przez hetmana rezultatów. Niemniej jednak, mimo że
car nie czuł się na tyle mocny, by mieszać się w wewnętrzne
sprawy Polski, postanowił przygotować grunt przed pod-
jęciem bardziej zdecydowanych kroków 10 . W odpowiedzi
na kolejne poselstwo Chmielnickiego car zapewnił o swoim
poparciu dla sprawy kozackiej. Nie chciał jednak otwarcie
angażować się w konflikt z Rzeczpospolitą. Jako wymówka
po raz wtóry posłużył mu traktat polanowski.
Równie dużą aktywnością wykazał się Chmielnicki
w zjednywaniu sobie sojuszników na południu. Już na
przełomie listopada i grudnia 1648 roku wysłał nad Bosfor
Filona Dzadzałego. List, który przysłał hetman zapewniał
o... zamiarach poddania się pod władzę sułtana. „[...]
racz Wasza Cesarska Mość zesłać baszów pogranicznych
sylistryjskiego i białogrodzkiego, przy których byśmy
przysięgę potwierdzili, poddawszy im to państwo do
władzy, przez szable nabyte" 11 . W innym miejscu znowuż
opisywał hetman swoje sukcesy w wojnie z Polską, a mia-
nowicie odebranie z boskim wstawiennictwem „większej
połowicy Królestwa Polskiego: Ukrainę, Białą Ruś, Wołyń,
Podole ze wszystką Rusią aż po Wisłę [...]" 12. O pod-
daństwie wszakże Chmielnicki nie myślał. Jego list miał
na celu wymuszenie na sułtanie rozkazu nakazującego
Tatarom opowiedzenie się po stronie kozackiej 13 . Hetman
cel swój osiągnął i przy pomocy sułtańskich rozkazów,
i dzięki własnej przebiegłości. Pisał bowiem listy do
dostojników chańskich, w których donosił o obiecanej
Polsce pomocy Szwedów i zamiarach Rzeczypospolitej
uderzenia na Krym zaraz po pokonaniu Kozaków. Aby

10
Tamże, s. 95.
11 Cyt. za: J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 96.
12
Cyt. za: J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 9 5 - 9 6 .
13
Tamże, s. 96.
nie przestraszyć sojusznika, podkreślał Chmielnicki, że
„Szwedów jeszcze nie masz" 14 . W korespondencji znalazło
miejsce przypomnienie wcześniejszych umów, aby wojsko
tatarskie było gotowe na Zielone Świątki 15 .
Już od czasu elekcji kontaktował się Chmielnicki z Sied-
miogrodem. W pierwotnym zamyśle chciał popierać na
tron polski Jerzego I Rakoczego. Lecz śmierć Węgra
przekreśliła te plany. Tymczasem w liście adresowanym do
Jerzego II hetman informował o przyczynach rezygnacji
z poparcia węgierskiego kandydata. Jednocześnie zapewniał
o niechęci do Jana Kazimierza i szansie wystąpienia przeciw
królowi i Rzeczypospolitej wspólnie z Januszem Radziwił-
łem, hetmanem polnym litewskim 16 . Na przełomie 1648
i 1649 roku Chmielnicki wyprawił do Rakoczego Jana
Wyhowskiego. Jego zadaniem było skłonienie Siedmio-
grodu do ataku na Polskę. Jednak wzajemna nieufność
stron nie doprowadziła do wspólnej akcji. Czekano sposob-
niejszego czasu.
Działalność dyplomatyczna Chmielnickiego zmierzała
z jednej strony do uśpienia czujności Rzplitej i tym samym
zapewnienia sobie spokojnej zimy, co się hetmanowi
w pełni udało; z drugiej do okrążenia Polski przez nieprzy-
chylnych j e j sąsiadów, a w najlepszym wypadku do
zdobycia sobie pomocy militarnej. Jak wiadomo ten ostatni
zamiar nie powiódł się w pełni. Ani Rosja, ani Siedmiogród
nie były jeszcze przygotowane do konfliktu ze straszną
bądź co bądź Rzeczpospolitą. W samym Siedmiogrodzie
narodziła się opozycja wobec Jerzego II Rakoczego, prze-
ciwna jego planom włączenia Siedmiogrodu do obozu
protureckiego. Jeden z jej członków, magnat węgierski
Ferenc Vesselenyi informował kanclerza Ossolińskiego
o poczynaniach Rakoczego. Jedynie Tatarzy tak jak w roku

14
W. A. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 207.
15
Tamże, s. 207.
16
Tamże, s. 183.
1648 stanęli przy Kozakach. Liczyli na bogate łupy
i osłabienie Rzeczypospolitej. Jak się dowiemy z później-
szych wydarzeń, nie życzyli sobie również zbytniego
wzrostu potęgi kozackiej.
Osłabiona, lecz nie pobita Polska musiała liczyć tylko na
siebie. Na sejmie koronacyjnym, odbywającym się w stycz-
niu i lutym 1649 roku, nie podjęto uchwał mających na
celu obronę państwa. Przeciwnie, doszło do sporów. Żądano
sądu nad uciekinierami spod Piławiec. Do tego jednak nie
dopuścił Ossoliński, chociaż nie obyło się bez przymówek
i tłumaczeń.
Powszechne poparcie jakim cieszył się regimentarz
Wiśniowiecki było znane zarówno królowi jak Ossoliń-
skiemu i obu niepokoiło. Pozostawienie funkcji hetmana
w ręku zwolennika siłowego rozwiązania konfliktu, tor-
pedowało misterną grę kanclerza. Zatem ostatniego dnia
sesji, 9 lutego, król zdecydował się odebrać Wiśniowiec-
kiemu buławę i zostawić ją dla siebie. Całe wydarzenie
wyreżyserował kanclerz. On to bowiem polecił jednemu
z posłów ziemi sandomierskiej zaproponować królowi
zwierzchnictwo nad wojskiem. Oczywiście król powiado-
miony zawczasu o planach Ossolińskiego zgodził się „[...]
nic sobie milszego jako życzeniu wiernych i miłych
poddanych swoich dosyć czynić" 17 .
Sprytnie pomyślana zagrywka kanclerza osiągnęła cel.
Monarcha mający pierwszeństwo w trzymaniu buławy
hetmańskiej, nie złamał prawa. Jednocześnie nikt z posłów
i senatorów nie śmiał protestować, do czego zapewne
by doszło w przypadku nominacji kogoś spośród se-
natorów. Dopiero po powrocie do Warszawy, jakby
bojąc się wotującej za Jeremim szlachty, nominował
Jan Kazimierz jako głównego regimentarza Andrzeja
Firleja, kasztelana bełskiego; Stanisława Lanckorońskiego,

17 Cyt. za: W. A. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 196.


kasztelana kamienieckiego i podczaszego koronnego Miko-
łaja Ostroroga przydzielił mu do pomocy.
Gdzieś między sporami i waśniami sejm uchwalił wy-
stawienie 4420 żołnierzy i 14 000 wojska suplementowego.
Ponadto liczono na pospolite ruszenie, które sejm nakazał
zwołać królowi. Lecz, na ironię, w niektórych wojewódz-
twach rozwiązywano zeszłoroczne zaciągi.
Przez okres rozejmu, wówczas kiedy Chmielnicki pro-
wadził ożywioną grę dyplomatyczną, kaptując do swojego
obozu sąsiednie państwa, w Rzeczypospolitej zajmowano
się rzekomym spiskiem Janusza Radziwiłła i Jeremiego
Wiśniowieckiego z Rakoczym przeciw Janowi Kazimie-
rzowi 18 .
W tydzień po wyjeździe Unkowskiego z Czehrynia,
i zapewne po dostarczeniu na Krym listów mówiących
o dniu i miejscu zebrania się wojsk chana krymskiego,
król wydał pierwsze i drugie wici. Ustalono również
zwołanie narady na 1 czerwca. Z grona senatorów wybrano
tylko znaczniejszych (uległych?). Tematem miało być
zebranie pospolitego ruszenia i obecność króla na wy-
prawie przeciw Kozakom. Podczas dyskusji niespodzie-
wanie przyszła wiadomość o zabiciu Smiarowskiego.
Jeżeli w umysłach senatorów i kanclerza Ossolińskiego
tliła się choćby najmniejsza iskierka nadziei na pokój,
wobec takiej wiadomości musiała prysnąć jak bańka
mydlana. W obliczu niechybnej wojny zdecydowano
się na udział króla w wyprawie. Jan Kazimierz nakazał
stawić się senatorom z prywatnymi pocztami do Lublina,
dokąd wyruszył 24 czerwca.
Dwa dni przed rozpoczęciem narady (30 maja) Jeremi
Wiśniowiecki wydał uniwersał, nakazujący szlachcie z wo-
jewództwa ruskiego stawić się zbrojnie do obozu w Wiśni
12 czerwca. Obawiając się, niesłusznie zresztą, że zebraną

18
J. W i d a c k i , op. cit., s. 162.
szlachtę wojewoda ruski poprowadzi przeciw królowi
wszczynając nową wojnę domową, Jan Kazimierz prosił
nuncjusza de Torres, by odwiódł Jeremiego od tegoż
zamiaru i interweniował w tej sprawie u papieża, cesarza
i prymasa. Przerażony decyzją Jeremiego król przyśpieszył
swój przyjazd do Lublina, w którym stanął już 3 lipca.
Jeszcze przed wygaśnięciem rozejmu wojska polskie
popędziły na Ukrainę. Regimentarz Firlej zainstalował się
na Wołyniu w Ołyce, czym nie był zachwycony jej
właściciel, kanclerz litewski Stanisław Albrycht Radziwiłł.
Drugi regimentarz, Lanckoroński, operował ze swoją dywi-
zją na Podolu. Janusz Radziwiłł zatrzymał się nad brzegiem
Prypeci, skąd bacznie kontrolował poczynania Kozaków na
Ukrainie.
Pod koniec maja z Krymu wyruszył chan Islam Gerej III
i idąc Czarnym Szlakiem podążył na spotkanie z Chmiel-
nickim.
Wojna została rozpoczęta!
WOJSKO I SZTUKA WOJENNA
POŁOWY XVII WIEKU

Rydel, muszkiet, kopia zwyciąstwa gotują


A. M. Fredro

Blisko szesnastoletnie panowanie Władysława IV nie


zapowiadało zbliżających się klęsk 1648 roku. Zaraz po
wstąpieniu na tron w 1632 roku król z energią zabrał się
do reformowania polskiej armii. W wojnie z Rosją po raz
pierwszy po stronie polskiej wystąpiła piechota cudzoziem-
skiego autoramentu, zwana „niemiecką". Zwerbowana
z polskich chłopów i mieszczan stała się podstawą rekrutacji
piechoty i dragonii aż do schyłku XVII wieku. Zaraz w tym
samym roku zaczęto organizowanie artylerii. Zrezygnowano
z dział długich, używanych w wojsku polskim od czasów
Zygmunta Augusta, na rzecz dział średniej długości,
kartaunów. Zaplanowano wybudowanie nowych arsenałów
w Warszawie, Lwowie i Krakowie. Na półwyspie helskim
rozpoczęto budowę twierdz: Władysławowa i Kazimierzo-
wa. Na Ukrainie nad brzegiem Dniepru Wilhelm Beauplan
kierował budową twierdzy kudackiej. On też z rozkazu
Stanisława Koniecpolskiego ufortyfikował Brody.
Nie zapomniano o rozwoju jazdy. Tu jednak nie wpro-
wadzono wielkich zmian. Owszem, w szeregach polskiej
jazdy pojawili się arkebuzerzy i rajtaria, ale nadal pierw-
szoplanową rolę odgrywała husaria i jazda pancerna.
Staraniem króla Władysława armie koronna i litewska
były nowoczesne, dorównujące armiom zachodnioeuropej-
skim. Obok doskonale zorganizowanej i najlepszej w Euro-
pie jazdy stanął „lud ognisty", nowoczesna, dobrze wy-
szkolona piechota i artyleria. Krótkowzroczność i skąpstwo
szlachty nie pozwalało utrzymywać liczniej armii stałej.
W roku 1638 wojska kwarciane liczyły tylko 4900 żoł-
nierzy, łącznie z załogami twierdz. Po pięciu latach
zredukowano te liczbę do 4000. Tymczasem na Litwie
poza załogami miast nie było stałej armii. Los zrządził, że
w chwili decydującej próby zabrakło wodza, który mógł te
nieliczne chorągwie poprowadzić do zwycięstwa.

ARMIA KORONNA

Sejm koronacyjny ustalił wielkość armii koronnej na


19 tysięcy żołnierzy. W tej liczbie znajdowały się wojska
kwarciane i suplementowe. Zdając sobie jednak sprawę ze
szczupłości tych sił, posłowie liczyli na wzmocnienie armii
pospolitym ruszeniem i chorągwiami magnatów. Ta armia,
w razie niepowodzenia akcji dyplomatycznej, miała stawić
czoło Kozakom.
Wobec dużego znaczenia piechoty zaporoskiej postano-
wiono zwiększyć liczebność tzw. ludu ognistego. Nowy
komput miał zatem liczyć około 10 tysięcy piechoty
i dragonii i tylko 8 tysięcy kawalerii. Ponadto przeważającą
część armii zamierzano zorganizować według autoramentu
cudzoziemskiego. Oprócz piechoty niemieckiej i dragonii
przewidziano miejsce dla arkebuzerii i rajtarii 1 .
Zaciąg do autoramentu narodowego należał do obowiąz-
ków rotmistrza. Zgodnie z literą prawa rotmistrz zgłaszał
1
J. Wimmer, Wojsko polskie w drugiej polowie XVII wieku,
Warszawa 1965, s. 60.
otrzymany od króla list przypowiedni w sądzie grodzkim
w rejonie, w którym miał czynić zaciąg, czyli go oblatował.
Następnie cały wysiłek organizacji chorągwi spadał na
wybranego przez rotmistrza porucznika. On zbierał od-
powiednich ludzi i tworzył z nich jednostkę. Szlachcic
przyjęty do chorągwi musiał stawić się w wyznaczonym
przez rotmistrza miejscu z własnym pocztem. Poczet składał
się zwykle z trzech ludzi, towarzysza i dwóch pocztowych.
Niekiedy pocztowych było więcej, trzech lub czterech.
W chorągwi znajdowało się zwykle 20 do 30 towarzyszy.
Razem z pocztowymi wielkość chorągwi wahała się od 80
do 2 0 0 ludzi.
Na czele chorągwi stał rotmistrz. Jednak często rotmist-
rzami byli królowie i magnaci. Dlatego praktycznie dowódz-
two nad chorągwią sprawował porucznik. Oficer dbał
0 uzbrojenie, pilnował regularnego wypłacania żołdu i za-
kwaterowania wojska w czasie zimy na tzw. hibemy.
Drugie miejsce po poruczniku zajmował chorąży, noszący
znak oddziału.
Autorament narodowy obejmował jazdę ciężką, husarię
1 pancerną; jazdę lekką tatarską i wołoską oraz piechotę
polską i węgierską. We wszystkich typach jednostek
przyjęto jednolity podział władzy. W piechocie chorągiew
liczyła 100 lub 150 ludzi i była podzielona na dziesiątki
z dziesiętnikami na czele.
Inaczej wyglądał zaciąg jednostek autoramentu cudzo-
ziemskiego. Regimenty, które były własnością pułkow-
ników, „wynajmowano" na służbę do zgłaszających się
panów, magnatów, książąt i królów. Pułkownik podpisywał
umowę, czyli kapitulację z zainteresowanym jego regimen-
tem pryncypałem i przedstawiał mu swój oddział. Pułkow-
nik nie tylko formował jednostkę, uzupełniał jej skład
i dbał o uzbrojenie, ale również sądził żołnierzy. Mniejszą
władzę nad wynajętym regimentem miał ten, na którego
służbie oddział się znajdował. Praktycznie jego władza
sprowadzała się do kontroli stanu uzbrojenia i liczebności
wojska, w zamian za żołd miał prawo wymagać służby bez
dodatkowych opłat za bitwy. W przypadku wykruszenia się
żołnierzy zadaniem mocodawcy było uzupełnienie szeregów
jednostki 2 .
Zaciąg do regimentów autoramentu cudzoziemskiego
odbywał się metodą tzw. „wolnego bębna" w dobrach
królewskich i kościelnych. Specjalnie wyznaczani do tego
zadania oficerowie pojawiali się we wsi czy miasteczku
i biciem w bęben ogłaszali werbunek. Następnie razem
z ochotnikami wracali do miejsca stacjonowania regimentu.
Tam rekrutów ubierano w barwę, czyli mundur i wyposa-
żano w broń. A później zaczynały się ćwiczenia i trud
codziennej służby. Nierzadko sprawność żołnierzy pozo-
stawiała wiele do życzenia. Powodem była źle rozumiana
oszczędność i pośpiech.
Regiment piechoty, tak jak i kawalerii cudzoziemskiego
autoramentu, składał się ze sztabu i kompanii. W sztabie
czołowe miejsce zajmował pułkownik i podpułkownik.
Oprócz nich znajdował się tam major, kwatermistrz i wach-
mistrz. Ponadto sekretarz, chirurg, kapelan, profos — do-
wódca żandarmerii, kilku doboszów, trębaczy i sierżantów.
W regimencie nie mogło być mniej niż cztery 3 kompanie.
Zwykle jednak ich liczba wahała się miedzy 8 a 12, co
dawało w regimencie około tysiąca żołnierzy 4 . W każdej
z nich znajdował się podobny sztab do regimentowego. Tu
jednak najwyższy rangą był dowódca kompanii — kapitan.
Pozostałe stanowiska zajmowali: porucznik, chorąży, fel-
czer, zbrojmistrz, furier oraz kaprale. Kompania liczyła od
90 do 120 żołnierzy.
Tymczasem zaciągi szły opornie. A to brakowało pienię-
dzy, a to czekano na listy przypowiednie. Nie śpieszono się
2
Tamże, s. 25.
3
Tamże, s. 27.
4
R. R o m a ń s k i , Beresteczko 1651, Warszawa 1994, s. 23.
też z przygotowaniem wykazu jednostek i zbieraniem
podatków. Cudzoziemcy nie garnęli się do polskiej służby,
w czym czynny udział mieli agenci szwedzcy. Szwedzi
już pod koniec lat 40. nosili się bowiem z zamiarem
zaatakowania Polski, zależało im na osłabieniu Rze-
czypospolitej. W końcu w armii koronnej znalazł się
tylko jeden regiment pieszy pułkownika Krzysztofa Hou-
valdta 5 , notabene Szweda. W wyniku zaistniałych trudności
i opieszałości polskich urzędów na kampanię udało
się zebrać tylko 10 tysięcy żołnierzy. Z taką „siłą"
regimentarze wyruszyli na Ukrainę.
W skład wojsk koronnych weszły chorągwie pancerne
i husaria oraz regimenty arkebuzerów, rajtarii, dragonii,
piechoty polskiej i niemieckiej. Razem po odliczeniu tzw.
ślepych porcji i pocztów pod Zbarażem znalazło się 9000
żołnierzy i około 6000 czeladzi.
Husaria liczyła 1800 koni podzielonych na 19 chorągwi.
W tej liczbie znalazło się 5 chorągwi prywatnych.
Uzbrojenie husarzy składało się ze zbroi folgowych,
przykrywającej tylko gómą część ciała. Często łączono ją
z kolczugą. Zamożniejsi mogli sobie pozwolić na zbroję
karacenową, złożoną z nitowanych łusek. Na głowę husarz
zakładał szyszak z nakarczkiem, nosalem, daszkiem i po-
liczkami. Uzbrojony w długą, dochodzącą do 5,5 metra
kopię, husarz stanowił poważne zagrożenie dla atakowanej
jazdy czy piechoty. Oczywiście sama kopia nie zapewniała
powodzenia w walce, stąd husarz wyposażony był w kon-
cerz, szablę, czekan, służący do rozbijania zbroi przeciw-
nika. Oprócz broni białej w olstrach trzymano pistolety lub
bandolet. Rotmistrzowie i porucznicy dowodzący poszcze-
gólnymi chorągwiami nie mieli kopii. Posiadali za to
buzdygan, znak oficerskiej szarży, który mógł służyć
również jako broń. Ozdobieni skrzydłami i lamparcimi

5
J. W i m m e r, op. cit., s. 61.
lub wilczymi skórami jeźdźcy, dosiadający silnych koni,
dzielili się na stu- lub dwustukonne chorągwie. Na
jej czele stał wspomniany wcześniej rotmistrz, częściej
porucznik, a zastępcą był namiestnik lub w sporadycznych
przypadkach chorąży.
Chorągwie pancerne, zwane również kozackimi stanęły
w obozie zbaraskim w liczbie 65 (31 prywatnych), co dało
około 6200 żołnierzy uzbrojonych w pancerz — kolczugę,
misiurkę i okrągłą tarczę, kałkan. Broń zaczepną stanowił
bandolet, pistolety, łuk lub kusza oraz szabla. Dodatkową
bronią była rohatyna, czyli krótka dzida. Pancerni to jazda
typu średniozbrojnego, liczniejsza, lecz słabiej uzbrojona
od husarii. Niemniej jednak doskonale sprawdzała się
w walkach z Tatarami i Kozakami.
Te wspomniane wyżej typy jazdy wchodziły w skład
autoramentu narodowego. Uzupełniała je jazda lekka wołos-
ka lub tatarska. Uzbrojeni w szable, łuki i pistolety, czasem
rohatyny, jeźdźcy ci służyli zwykle do zadań patrolowych
i rozpoznawczych. Chorągwie jazdy lekkiej liczyły na ogół
od 100 do 150 koni.
Kawaleria cudzoziemskiego autoramentu dzieliła się na
dwa typy: arkebuzerię, czyli jazdę ciężką, i jazdę lekką,
rajtarię.
Uzbrojeniem arkebuzerów była zbroja płytowa — ki-
rys, hełm z dużymi policzkami i daszkiem. Broń zaczep-
ną stanowił arkebuz, czyli krótki muszkiet, rapier lub
szabla i pistolety. Arkebuzeria mimo tego że była jazdą
obcego autoramentu, zaciągana była w przeciwieństwie
do rajtarii systemem towarzyskim 6 . Rajtarzy bowiem
tworzyli podobnie jak piechota niemiecka i dragoni
regimenty. Rajtar uzbrojony był w rapier i pistolety. Nie
miał na sobie zbroi tylko skórzany kaftan, głowę chronił
kapelusz.

6
Tamże, s. 275.
Piechota dzieliła się na trzy typy: węgierską, niemiecką
i dragonię.
Piechota węgierska uzbrojona została w muszkiety,
rusznice, szable i krótkie toporki. Dziesiętnicy oprócz
szabel mieli halabardy, oficerowie natomiast pistolety
i szable. Mundur piechura stanowił długi niebieski żupan,
czerwone spodnie i wysokie buty. Pod żupan zakładano
czerwone katanki. Głowę piechur nakrywał kapturem.
Nieco inaczej prezentowała się piechota autoramentu
cudzoziemskiego nazywana niemiecką. Przede wszystkim
głównym uzbrojeniem był muszkiet lontowy i długa na 4,5
metra pika. To właśnie piki broniły piechotę przed szarżą
jazdy. Niemniej jednak większość oddziału stanowili musz-
kieterzy (2/3) 7 . Strój piechura niemieckiego składał się
z luźnych kurt, pludrów, pończoch i trzewików. Na głowach
nosili hełmy lub kapelusze.
Trzecim typem piechoty była dragonia. Dragoni poruszali
się konno. Po przybyciu na pole walki, walczyli pieszo,
ostrzeliwując przeciwnika z okopu lub zza koni. Uzbroje-
niem dragoni i był muszkiet lub pika i szabla. Krój munduru
był zachodni, podobny do piechoty niemieckiej. Było to
wygodniejsze przede wszystkim w jeździe konnej.

REGIMENTARZE

Na czele armii koronnej stali hetmani: wielki i polny.


Jednak tragiczne wydarzenia roku 1648, porażka nad
Żółtymi Wodami, a przede wszystkim klęska pod Kor-
suniem, a w jej wyniku pojmanie obu hetmanów sprawiło,
że armia koronna pozostała bez dowódców. Wobec tego
kanclerz Ossoliński mianował trzech regimentarzy, zapo-
minając o hetmanach litewskich. W tym czasie na czele
7
R. R o m a ń s k i , op. cit., s. 2 4 , J. Wimmer w pracy pt.: Wojsko
polskie w połowie XVII wieku podaje stosunek muszkieterów do pikinierów
jako 2:1.
wojska litewskiego stał Janusz Kiszka, hetman wielki,
i Janusz Radziwiłł, hetman polny. Ten pierwszy był
człowiekiem starym i schorowanym, trudno było zatem
liczyć na jego udział w kampanii. Pozostawał jednak
Janusz Radziwiłł, człowiek bystry, doświadczony i znający
pryncypia strategii. Trudno dociec, jakby się potoczyła
kampania, gdyby na czele wojska stanął Radziwiłł. Wiado-
mo natomiast, że lepiej nadawał się do roli dowódcy niż
którykolwiek z trzech regimentarzy. Niemniej jednak
zwyczaj powierzania wojsk koronnych hetmanom litewskim
został złamany. W latach 1648 i 1649 najważniejsze
funkcje w wojsku koronnym sprawował regimentarz.
Tytuł regimentarza pojawił się jeszcze w wieku XVI.
Zwykle wybierano regimentarzy w zastępstwie hetmanów
w czasie ich nieobecności czy to z powodu choroby,
śmierci, czy niewoli. Władza regimentarza była taka sama
jak hetmańska, z jednym wszakże wyjątkiem. W przeci-
wieństwie do hetmańskiej była tymczasowa. Wynikało to
z zasady dożywotności hetmańskiej rangi. Stąd regimentarz
po powrocie hetmana do zdrowia lub z niewoli składał
swój urząd.
W latach 1648-1649 było sześciu regimentarzy. Najpierw
tę funkcję sprawowali Zasławski-Ostrogski, Ostroróg i Ko-
niecpolski. Wodzowie mierni, pozbawieni koncepcji pro-
wadzenia działań wojennych i antycypacji poczynań prze-
ciwnika. Nie potrafili wzbudzić zaufania własnych żołnierzy
i wyrobić powagi urzędu. Wszystkie wspomniane cechy
ujawniły się w niesławnej bitwie pod Piławcami. Uciekając
z pola bitwy potwierdzili krążące po Polsce naganne opinie
szlachty na ich temat.
Następne nominacje były o wiele trafniejsze. Regimen-
tarzami zostali wojewoda ruski Jeremi Wiśniowiecki i kasz-
telan bełski Andrzej Firlej. Wiśniowiecki jednak nie długo
cieszył się buławą regimentarską, został bowiem jej po-
zbawiony w styczniu 1649 roku przez nowo obranego
króla, Jana Kazimierza. Dokonany przez monarchę następ-
nego miesiąca wybór, obok Andrzeja Firleja postawił
w gronie regimentarzy Stanisława Lanckorońskiego i Mi-
kołaja Ostroroga. Kim byli ci trzej mężowie, którzy zdaniem
króla mieli uratować Rzeczpospolitą?
Najważniejszym regimentarzem był kasztelan Firlej.
Człowiek stary, ale dzielny i z n a j ą c y wojenne rzemiosło.
Najbliższa przyszłość miała j e d n a k pokazać, że brako-
wało mu pewności siebie i konsekwencji w działaniu.
T y m samym nie potrafił doprowadzić do końca swoich
zamierzeń, w c z y m r ó w n i e ż przeszkadzał mu brak
autorytetu. Postępując raz zgodnie z rozkazami króla,
raz zgodnie ze swoim s u m i e n i e m , miotał się po Wołyniu
b e z ł a d u i składu, wywołując w wojsku panikę i potęgując
dezercję. Nie bez znaczenia na morale prowadzonego
wojska miało wyznanie regimentarza. Rzecz wydawałoby
się błaha, lecz w realiach kontrreformacji XVII wieku
odgrywająca istotną rolę. Firlej był kalwinem. W ó d z
kalwin mógł zdaniem żołnierzy sprowadzić na armię
gniew boży.
Drugi starszeństwem po Firleju był kasztelan kamieniecki
Stanisław Lanckoroński, „dobry żołnierz, ale zły dowódca",
jak napisał o nim Kubala. Częste spory z Firlejem i od-
mienne zdanie o celach i przebiegu kampanii tylko pod-
kopywały autorytet obu dowódców i rozprzęgały dyscyplinę.
Czas mitrężono na kłótnie, nikt z regimentarzy nie myślał
o zdobyciu wiadomości o nieprzyjacielu. Drobne sukcesy
w pierwszych dniach kampanii nie mogły zamazać tego
wrażenia.
Trzeci regimentarz, podczaszy wielki koronny Mikołaj
Ostroróg, nie miał ani doświadczenia jako wódz, ani jako
żołnierz. Wprawdzie był już raz regimentarzem, ale niefor-
tunna kampania 1648 roku i bitwa piławiecka nie mogły
mu dodać chwały i doświadczenia. Toteż takiego nie
posiadał. Bardziej nadawał się na polityka niż żołnierza,
wykształcony mąż stanu, nieprzypadkowo został nazwany
przez Chmielnickiego „łaciną".
Mimo licznych wad, żadnemu z nich nie można było
odmówić odwagi. Każdy z regimentarzy walczył pod
Zbarażem nie oglądając się na trud i niebezpieczeństwa.
Nieformalnym, lecz rzeczywistym dowódcą obrony Zba-
raża był Jeremi Wiśniowiecki. Wojewoda ruski lepiej
rozumiał wojnę od regimentarzy. Był przebojowym, pew-
nym swoich decyzji człowiekiem. Stąd nie zwykł wahać
się i zawracać z raz obranej drogi. Mimo to jego decyzje
były przemyślane i trafne. Znał Kozaków zarówno jako ich
dowódca, jak i pogromca. Na pierwszą wyprawę wojenną
wyruszył w 1633 roku przeciw Rosji. Razem z kasztelanem
kamienieckim Aleksandrem Piasoczyńskim przeprowadził
akcję dywersyjną na terytorium moskiewskim. Po pięciu
latach wyruszył przeciw Kozakom. Walczył z Kozakami
Ostrzanina w powstaniu z roku 1638. U boku hetmana
Koniecpolskiego pokonał Tatarów pod Ochmatowem
w 1644. Znał więc taktykę zarówno kozacką, jak tatarską
i umiał wykorzystać jej słabe strony. Potrafił rozbić pędzący
czambuł i zdobyć tabor kozacki.
Dotychczasową walką z Kozakami zjednał sobie przy-
chylność jednych i nienawiść drugich. Oskarżany przez
kanclerza, że działa wbrew interesom Rzeczypospolitej,
lecz miłowany przez szlachtę przedstawiany był jako
jedyny godziwy kandydat do buławy. Wbrew zdaniu
wielu historyków trudno temu zaprzeczyć. Jednak postać
Wiśniowieckiego wzbudza nadal wiele kontrowersji. Jako
że książę był głównym dowódcą obrony Zbaraża należy
mu się przyjrzeć bliżej.
Po bitwach żółtowodzkiej i korsuńskiej Rzeczpospolita
pozostała bez dowódców i armii. Jednakże znajdujący się
na Zadnieprzu Jeremi wierzył, że chociaż chorągwie
hetmańskie zostały rozbite, to żołnierze powinni kręcić się
po okolicy. Postanowił przejść na prawy brzeg Dniepru,
zebrać rozproszone oddziały i wzmocniwszy się w ten
sposób uderzyć na Chmielnickiego.
Rozumiał to dobrze również buntowniczy hetman.
Kozacy zagarnęli i zniszczyli promy i łodzie. Na ruskim 8
brzegu Dniepru krążyły kozackie sotnie, by bronić księciu
przeprawy. Niezrażony tym Jeremi postanowił przejść
rzekę w jedynym możliwym miejscu, kierując się na
położony na północy Czernihów. Zaczynał się marsz,
który nazwano „podobnym gdzieś z Egiptu Mojżeszowym
torem". Oprócz Jeremiego i jego chorągwi Zadnieprze
żegnały rodziny szlacheckie i żydowskie. Kiedy jeszcze
Wiśniowiecki nie opuścił swojego „państwa", zachęcone
powodzeniem buntu powstawały masy chłopskie na sa-
mym Zadnieprzu. Położenie księcia wydawało się bez-
nadziejne. Odcięty od serca Rzeczpospolitej przez tryum-
fujących Kozaków, siedział na swoim Zadnieprzu jak na
beczce z prochem. Wystarczyła tylko iskra, by rozbudzić
gorącą krew ukraińskich chłopów. A wobec dzikich mas
nawet dobrze zorganizowana karna dywizja mogła nie
wystarczyć. Trzeba było nie tylko myśleć o tym jak
poskromić Chmielnickiego, ale przede wszystkim jak
wyprowadzić jedyną jak sądził książę wartościową jedno-
stkę w Koronie w bezpieczniejsze kraje. Rozumiał też, że
kiedy hetmani dostali się do niewoli należało wybrać
wodzów, wokół których rozpocznie się organizacja nowe-
go wojska.
Idąc na północ przez nieprzebyte lasy, atakowany przez
Kozaków, dotarł Jeremi do Czemihowa. Tam przeprawił
się przez Desnę i ruszył ku Dnieprowi. Przekroczywszy
rzekę wstąpił Wiśniowiecki w krainę bagien poleskich.
Liczne strumyki, rzeczki i błota nie zatrzymały księcia.
Owszem, opóźniły jego dywizję. Niemniej jednak z końcem
czerwca wszedł książę w kraj objęty wojną.

8
Prawy brzeg Dniepru nazywano ruskim, lewy tatarskim.
Tymczasem wybrano regimentarzy i rozpoczęto pertrak-
tacje z Chmielnickim. Odsunięcie Wiśniowieckiego od
regimentarstwa miało zdaniem Zbigniewa Wójcika zapobiec
„zaprzepaszczeniu jakiejkolwiek rozsądnej polityki wobec
powstańców ukraińskich" 9 .
Pominięty w regimentarstwie Jeremi, pozbawiony posił-
ków, których niechybnie spodziewał się od Rzeczypos-
politej, nie mógł rozpocząć walki z liczniejszym i silniej-
szym przeciwnikiem. Pozostawało wycofać się do Zbaraża
i w gnieździe rodzinnym doczekać pomyślniejszych czasów.
Napotkane oddziały kozackie znosił sam lub przy pomocy
swoich pułkowników. Szedł więc za nim lament chłopski
i dziękczynne głosy ratowanej szlachty i Żydów. Pod
Konstantynowem po dwakroć rozgromił Kozaków pułkow-
nika Krzywonosa szarżą, którą według Pawła Jasienicy
„mógł się zadziwić tylko słabo rozgarnięty oficer, rębajło
szlachecki lub mówca odpustowy" 10 . Lecz bitwa zakończyła
się patem, a to z przyczyny niezdecydowania wojewody
Janusza Tyszkiewicza. On bowiem odradzał księciu zdoby-
cie taboru. Wzięci jeńcy kozaccy przyznawali, że gdyby
szturm na tabor miał miejsce, złamałby opór Kozaków,
którzy dla ratowania własnej skóry pewnie oddaliby i Krzy-
wonosa. Niemniej jednak to Kozak pozostał na placu boju,
książę szedł na zachód do Zbaraża.
Bitwa konstantynowska pokazała, że liczniejsze wojska
kozackie nie mogły sprostać ćwiczonym w sztuce wojennej
żołnierzom. Ta krytykowana przez Jasienicę szarża nastąpiła
po wpuszczeniu jazdy kozackiej na błonie odgrodzone od
głównych sił Krzywonosa wąską przeprawą na Słuczy.
Zaraz potem Jeremi rozkazał piechocie i działom ostrzeli-
wać bród tak, by nie przepuściły więcej mołojców. Na
tych, którzy byli po „polskiej" stronie rzeki uderzył Jeremi
9
Z. W ó j c i k, Dzikie pola w ogniu. Warszawa 1961, s. 178.
10
P. J a s i e n i c a , Rzeczpospolita Obojga Narodów, Calamitatis Re-
gnum, Warszawa 1986, s. 31.
całą jazdą. Krzywonos dał się zaskoczyć w ten sposób
jeszcze dwukrotnie. Za ostatnim razem jazda Jeremiego
dotarła aż do taboru, przy którym gdyby nie wojewoda
Tyszkiewicz, doszłoby do rzezi Kozaków.
We wrześniu 1648, kiedy stało się jasne, że rokowania
nie przyniosą spodziewanego efektu, wojsko polskie zaczęło
ściągać do obozu regimentarzy pod Gliniany. Tymczasem
Jeremi nie stanął w obozie regimentarzy. Zakwestionował
wybór Glinian jako miejsca zbyt oddalonego od teatru
działań wojennych. W zamian zaproponował Czołhański
Kamień, położony między Zbarażem i Starym Konstan-
tynowem. Miejsce, które wybrał Jeremi zdaniem Tom-
kiewicza zamykało drogę wojskom kozackim do woje-
wództw ruskiego wołyńskiego i lubelskiego. Jednocześnie
broniło prywatnych dóbr księcia. Nie ulega jednak wątp-
liwości, że obóz pod Glinianami tego bezpieczeństwa nie
zapewniał. Dopiero w pierwszych dniach września zmuszeni
sytuacją regimentarze przybyli w pobliże obozu Wiś-
niowieckiego. Niestety, dalej nie doszło do połączenia
między obu wojskami. Dopiero mediacje, na które zdecy-
dowały się obie strony przyniosły skutek i 11 września
obozy zostały połączone.
Obóz tętnił optymizmem i... bałaganem. Nikt nikogo nie
słuchał, nikt nie wiedział, jak postępować. Zdecydowano
się w końcu ruszyć ku Kozakom, którzy założyli warowny
obóz w dogodnym do obrony miejscu pod Piławcami.
Polacy zmuszeni zostali rozłożyć się na niewygodnych
pozycjach. Sześć obozów nie miało z sobą kontaktu,
brakowało wody i jednolitego dowództwa. Jednak
20 września chaotyczny i niezorganizowany atak polski
zakończył się zdobyciem dzielącej oba wojska grobli.
Następnego dnia bitwą miał dowodzić sam Jeremi.
Tymczasem do bitwy nie doszło. Regimentarze robili
wszystko, by nie doprowadzić do rozstrzygnięcia tego dnia.
Czyżby bali się, że sława spadnie na samego księcia?
Kolejny dzień minął spokojnie. Dopiero 23 września
Chmielnicki sprawił szyk i ruszył do ataku. Trwoga wstąpiła
w serca polskie. Jedni uciekali, inni stali w miejscu, tylko
chorągwie Kisiela, a z nimi Wiśniowieckiego i Koniecpol-
skiego uderzyły na Kozaków. Bitwa nie zakończyła się
rozstrzygnięciem. Wieczorem odbyła się narada
regimentarzy, która jednak nie przyniosła owoców.
Aczkolwiek możliwe jest, że wówczas postanowiono
wycofać się spod Piławiec do Konstantynowa, by tam
czekać na Kozaków. W nocy z 23 na 24 września, kiedy
planowano rozpocząć odwrót, obóz polski opanowała
panika. Poczęto krzyczeć, że wodzowie uciekają!
Zasławski i Koniecpolski opuścili wojsko jako pierwsi,
za nimi uciekał Ostroróg. Kisiel i Wiśniowiecki
zostali. Lecz w ślad za regimentarzami poszło wojsko.
Porzucano tabory, bogate sprzęty, „srebra stołowe,
splendory, namioty, pieniądze" i inne cenne rzeczy dostały
się w ręce Kozaków. Jako jedni z ostatnich wycofali się
Jeremi i orędownik pokoju Adam Kisiel.
Działanie Wiśniowieckiego niezaprzeczalnie kolidowało
z rozkazami regimentarzy, ale nie szkodziło bezpieczeństwu
Rzplitej. Wydaje się, że kroki podjęte przez regimentarzy
stawiały sobie za cel unikanie Chmielnickiego. Zasławski
pisał w liście do podkanclerzego Leszczyńskiego „[...]
zatrzymam się pod Gliniany, częścią dlatego, abym rusze-
niem moim do zdecydowania się na wszystko nieprzyjaciela
nie przywiódł [...]" 11. Jeremi niewątpliwie kierował
się sytuacją militarną. Życzył sobie szybkiego rozbicia
kozackiej armii i w tym widział możliwość sukcesu.
Główny winowajca klęski piławieckiej, regimentarz
Zasławski, nie zatrzymał się we Lwowie, tylko pędził
w głąb Rzeczypospolitej, do Rzeszowa lub Tamowa. W jego
ślady poszedł również Koniecpolski. Ostroróg usłuchał
próśb mieszczan i został w mieście, obiecując go bronić.
11 W. A. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit.. Warszawa 1998,
s. 125.
Wątpił jednak w skuteczność obrony. Jego wątpliwości nie
były pozbawione sensu, gdyż wojsko nie chciało go słuchać,
oznajmiając, że wybierze sobie nowego wodza. Wodzem
tym miał być książę Wiśniowiecki. Ale Jeremi odmówił
przyjęcia buławy, zaznaczając, że mianowany regimentarz
jest w mieście. 28 września w kościele bernardynów
odbyła się narada, na którą Ostroróg zaprosił wszystkich
znaczniejszych oficerów. Burzliwe obrady wśród krzyków,
przekleństw i wymysłów zakończyły się oddaniem buławy
regimentarskiej księciu, wojewodzie ruskiemu Jeremiemu
Wiśniowieckiemu. Ten znowu nie chciał przyjąć władzy,
obawiając się oskarżenia o zagarnięcie dowództwa bez
zgody stanów Rzeczypospolitej. Lecz jedna ze szlachcianek
rzuciła do nóg książęcych bogactwa panien Karmelitanek,
zaklinając i prosząc księcia, by objął dowództwo. Prośbę
szlachcianki poparły liczne głosy żołnierzy, tak więc książę
przyjął buławę z rąk Ostroroga, prosząc go przy tym, by
pozostał przy nim jako drugi regimentarz.
Lecz 5 października gruchnęła po mieście wiadomość,
że Wiśniowiecki zabrał pieniądze, wojsko, i... uciekł.
Niezadowolenie i złość mieszczan na księcia sięgnęła
zenitu, czuli się oszukani. Tymczasem Jeremi rzeczywiście
opuścił miasto i kierował się na północ, w stronę Zamościa.
Po drodze zniósł oddział tatarski. Wysłał też wiadomość do
Lwowa z ostrzeżeniem przed zbliżającym się nieprzyjacie-
lem. Do obrony wyznaczył Wiśniowiecki dragonów, pie-
chotę niemiecką i załogę zamku. Razem około 225 ludzi.
Liczył też książę na czynny udział 1500 mieszczan. Obroną
miał dowodzić generał artylerii Krzysztof Arciszewski.
Ten jednak zrzekł się dowództwa na rzecz burmistrza
Grozwayera.
Wróćmy do zachowania księcia, które wywołało burzę
protestów tak współcześnie, jak i dzisiaj. W liście do
prymasa pisał Jeremi, że miasto nie miało odpowiedniej
liczby wojska, by obronić się przed nieprzyjacielem. Obiecał
jednak, a wraz z nim Ostroróg i inni dygnitarze, wrócić
z odsieczą pod Lwów i uratować miasto. Takie tłumaczenie
prof. Władysławowi A. Serczykowi wydaje się niedorzecz-
ne. Profesor nie wątpi przy tym, że Wiśniowiecki wydał
bezbronne miasto w ręce nieprzyjaciela. Tego samego
zdania jest Władysław Czapliński, który dopatruje się
przyczyny opuszczenia Lwowa w zbliżającym się sejmie
elekcyjnym. Jeremi nie chciał, by wybór króla odbył się
bez jego udziału.
W innym świetle widzą całą rzecz profesorowie Tom-
kiewicz i Widacki. Ich zdaniem Jeremi czuł się odpowie-
dzialny za ratowanie nie tylko Lwowa, ale całej Rzeczypos-
politej. Armia, którą dysponował książę stanowiła jedyną
zorganizowaną siłę zbrojną w Koronie. Lwów leżał na
uboczu drogi na Warszawę. Do oblężenia miasta, które
mogło trwać parę miesięcy, wystarczyło wyznaczyć szczup-
łe siły. W tym czasie Chmielnicki główną kolumną mógł
uderzyć na ogołocone z wojska centrum kraju. Tymczasem
na północy znajdowała się twierdza o wiele mocniejsza niż
Lwów. Był to Zamość. Idąc do tego miasta, Wiśniowiecki
spodziewał się też zebrać niewielkie chorągwie i wyborową
piechotę pomorską Weyhera. Profesor Tomkiewicz twierdzi,
że „opuszczenie Lwowa i pozostawienie sobie swobody
działania było ze strony Wiśniowieckiego nie tylko nie
karygodnym postępkiem, lecz jedynym wyjściem z sytua-
cji" 12 . Trudno nie zgodzić się ze zdaniem profesora.
Podobnie uważa Ludwik Kubala.
Chmielnicki, jak wiadomo, obiegł Lwów, ale go nie
zdobył, zadowalając się okupem. Pociągnął za to na
Zamość, najpotężniejszą obok Kudaku twierdzę siedem-
nastowiecznej Polski. Lecz Jeremi Wiśniowiecki zaopatrzył
miasto w żołnierzy i żywność. Dodatkowo załogę wzmoc-
niła piechota kasztelana elbląskiego Weyhera. Dobrze

12
W. T o m k i e w i c z, op. cit, s. 256.
przygotowane miasto czekało na Chmielnickiego, który
zbliżał się ku niemu.
Wiśniowiecki jednak znowu opuścił miasto, zabierając
ze sobą jazdę niepotrzebną w czasie oblężenia twierdzy,
a nawet przeszkadzającą. Owszem, mogła się ona przydać
do działań zaczepnych i podjazdowych na tyłach nie-
przyjaciela.
Tak przedstawiało się doświadczenie Wiśniowieckiego
w kampanii 1648 roku. Jeremi całą swoją energię poświęcił
wojsku i na tym polu oddał krajowi usługi. Czy jego
działania i decyzje były „marcepanem" sztuki wojennej?
Na pewno przyniosły powodzenie. Niewątpliwie natomiast
najpiękniejszą kartę swojej biografii zapisał Jeremi w oko-
pach Zbaraża i na polach Beresteczka. One też wzbudzają
najmniej kontrowersji w ocenie historyków. „Los nie
pozwolił mu nigdy stanąć dłużej na czele wojska, co było
marzeniem jego życia, toteż w rezultacie nie możemy
należycie ocenić jego zdolności strategicznych. Wszystko
jednak co zdziałał jako wódz, świadczyło wyraźnie, iż
Rzplita mogła w nim mieć godnego następcę hetmana
Koniecpolskiego" 13 .
Nad regimentarzami stał zwierzchnik wojsk Rzeczypos-
politej król Jan Kazimierz. Monarcha w chwili zasiadania
na polskim tronie miał za sobą liczne kampanie, w tym
smoleńską (1633-1634). Walczył również w wojskach
cesarskich w czasie wojny XXX-letniej.
Odważny, pełny niespożytej energii, świadomy swoich
umiejętności i doświadczenia, kierujący się racjonalnym
postępowaniem król spełniał warunki, które predestynowały
go do miana wodza. Znakomite zwycięstwa pod Beresteczkiem
(1651) i Warszawą (1656) zdają się potwierdzać powyższą
opinię. Z drugiej strony wydarzenia spod Zborowa (1649)
i Żwańca (1653), kiedy to król wraz z armią pozwolił

13
Tamże, s. 387.
zaskoczyć się wojskom nieprzyjaciela podczas przeprawy,
podkopują dobrą opinię. Niemniej jednak doświadczenie,
dążenie do połączenia różnych formacji wojskowych i umiejęt-
ne ich wykorzystanie w terenie stawiało króla w pozycji
potencjalnego zwycięzcy. Szkoda tylko, że nie zawsze umiał
to wykorzystać, ponoszony fantazją i gorącą krwią.
W lipcu 1649 roku Jan Kazimierz wyruszał na pierwszą
wyprawę w roli naczelnego wodza, był to więc jego
chrzest bojowy.
Oprócz wymienionych postaci głównymi aktorami wy-
darzeń lata 1649 roku byli generałowie artylerii: Krzysztof
Przyjemski, dowódca piechoty; a w armii królewskiej
Krzysztof Arciszewski, admirał floty holenderskiej i obrońca
Lwowa z zeszłego, 1648 roku. Nie można zapomnieć
o kanclerzu Jerzym Ossolińskim, który pod Zborowem
występował w roli dowódcy i polityka. Wspomnieć też
wypada Aleksandra Koniecpolskiego, syna sławnego het-
man, który pod Zbarażem miał zmyć piławiecką hańbę;
dwóch braci Sobieskich, Marka i Jana, z których każdy
walczył w innej armii. Marek u boku Wiśniowieckiego
odpierał kozackie szturmy, Jan pod okiem króla zdobywał
doświadczenie na polach Zborowa.

KOZACY I TATARZY

Kozacka organizacja wojskowa wykształciła się na


przełomie XV i XVI wieku nad dolnym Dnieprem. Wów-
czas to na skutek narastających obciążeń pańszczyźnianych
uciekali nad Dniepr chłopi. Rusini, Wielko- i Małopolanie,
a także Mołdawianie, Wołosi i Niemcy znaleźli na Ukrainie
krainę szczodrze obdarzoną przez naturę. Przebywając
w stepach od wiosny do jesieni uprawiali ziemię, polowali
i hodowali zwierzęta. Wraz z nadejściem zimy porzucali
gospodarkę i wracali do ukraińskich miast. Ale oprócz
chłopów przybywały tu również jednostki ścigane przez
prawo, nierzadko szlachta czy nawet arystokracja. Na
Dzikich Polach nie było zatem bezpiecznie. Pomijając
fakt ciągłego bezhołowia, dużym zagrożeniem dla dobycz-
ników były najazdy tatarskie. Pojedynczy gospodarze czy
małe ich grupy nie były w stanie skutecznie obronić się
przed niespodziewanymi napadami. Tatarzy zaś wietrząc
na Ukrainie łatwy łup często wpadali na ziemie ruskie.
Aby zaradzić temu niebezpieczeństwu organizowano od-
działy zbrojne zwane watahami. Dobycznicy z czasem
stali się groźną dla sąsiadów siłą. Tatarzy już nie graso-
wali bezkarnie po Ukrainie, lecz napotykali na opór.
Wreszcie Kozacy sami zaczęli wyprawiać się na Krym
i na Morze Czarne po tzw. „dobro tureckie". Ich rozbój-
nicze, nierzadko brawurowe wyprawy, ale i niezależność
nadały im miano Kozaków. Słowo „kozak" pochodzące
z języka turko-tatarskiego 14 oznaczało junaka, rozbójnika
i zuchwalca.
W wieku XVI powoli następowało zróżnicowanie Koza-
czyzny. Część z nich została zmuszona do opuszczenia
miast i osiedlenia się w stepach. Część przeszła na żołd
magnaterii, zasilając szeregi ich prywatnych wojsk.
Za panowania Zygmunta Starego pojawiły się pomysły
wykorzystania Kozaków w służbie Polski. Wówczas to
Ostafi Daszkiewicz na sejmie w 1533 roku proponował
powołać 2000 Kozaków i trzymać ich dla postrachu nad
Dnieprem. Jednak pierwszy rejestr powstał dopiero w 1572
roku z polecenia Zygmunta Augusta. Wtedy zaciągnięto do
służby 300 Kozaków. Od tej pory część Kozaków służyła
królowi i Rzeczypospolitej. Niestety, częste zmiany rejestru,
a przede wszystkim wypisywanie z niego Kozaków, stały
się początkiem nieporozumień i konfliktów. Ci, którzy nie
dostąpili zaszczytu wpisania do rejestru, a także ci którzy
z rejestru zostali usunięci czuli się oszukani i pokrzywdzeni.
14
Z. W ó j c i k , Dzikie pola..., op. cit., s. 10; również: Z. W ó j c i k ,
Wojny kozackie w dawnej Polsce, Kraków 1989, s. 3.
Dodatkowo sytuację komplikowały wyraźne zakazy wypraw
na Morze Czarne i Krym po „dobro tureckie", co oczywiście
nie podobało się Kozakom. Do tego wszystkiego wzrosła
anarchia i powtarzały się bunty chłopów wobec naras-
tających powinności pańszczyźnianych. Tak ograniczana
Kozaczyzna dojrzewała do buntu. Pierwszy z szeregu
wystąpień miał miejsce w 1593 roku. Jego przywódcą był
szlachcic z Podlasia Krzysztof Kosiński. Po unii brzeskiej
(1596) do społecznych różnic doszedł konflikt w obronie
prawosławia. A to dodatkowo skomplikowało i tak trudną
sytuację na kresach Rzeczypospolitej. Odtąd drogi szlachec-
kiej Rzeczypospolitej i Kozaczyzny powoli zaczęły się
rozchodzić. Brak porozumienia, wzajemne antagonizmy
i wrogość przyćmiły czasy wspólnej chwały spod Chocimia
czy Smoleńska.
Armia kozacka nie była tak zróżnicowana jak koronna.
Przeciwnie, jej szeregi zasilali oprócz Kozaków chłopi,
czyli tzw. czerń. Były to watahy uzbrojone w najróżniej-
szą broń. Tylko najbogatsi mogli sobie pozwolić na
szablę czy pistolet lub samopał. Reszta zadowalała się
umocowaną na kiju czy drągu czaszką końską i kosami
osadzonymi na sztorc. Broń ta może niewyrafinowana,
ale mimo wszystko była groźnym narzędziem walki.
Czerń w armii Chmielnickiego stanowiła większość,
przekraczała 100 tysięcy. Jednak wartość bojowa tych
oddziałów była niewielka. Stąd cały wysiłek wojenny
spoczywał na Kozakach.
Wojsko kozackie opierało się na demokracji. Każdy był
sobie równy i nazywał się towarzyszem. Atamana wybie-
rano tylko na wyprawy wojenne. Po powrocie z wyprawy
lub po odparciu napadu tatarskiego, ataman tracił władzę.
Od tej chwili o wszystkim decydowało Koło, czyli zgroma-
dzenie Kozaków 15 .

15
Z. W ó j c i k, Wojny kozackie..., op. cit, s. 3.
W połowie XVII wieku Kozaczyzna przedstawiała zor-
ganizowaną społeczność z Radą na czele. Do jej kompeten-
cji należało podejmowanie najważniejszych decyzji, m.in.
o buncie czy wyprawach. Rada wybierała atamanów, w tym
atamana koszowego, hetmanów i pułkowników. Radzie
podlegał ataman koszowy, kierujący przygotowaniami do
wyprawy. Pomocą służyli mu pisarz wojska zaporoskiego,
sędzia, dobosz, essawuł wojska zaporoskiego, puszkarz
i pułkownicy. Kiedy przygotowania zakończono, w miejsce
atamana koszowego wybierano atamana, który miał prze-
wodzić Kozakom podczas wyprawy 16 .
Wojsko kozackie składało się z trzech rodzajów broni:
jazdy, piechoty i artylerii. Jazda nie była wyposażona
w uzbrojenie ochronne, stąd zaliczała się do jazdy lekkiej.
Podobnie piechota zaporoska niezwykła zakładać zbroi.
Bronią zaczepną natomiast zarówno w sotniach pieszych,
jak i konnych były szable, łuki, pistolety, piszczele, czyli
strzelby i spisy. Rzadziej występowały muszkiety i ar-
kebuzy. Artyleria kozacka dzieliła się na artylerię pułkową
i armijną. W tej pierwszej znajdowały się niewielkie
armaty. Artyleria armii posiadała większe działa, które
mogły się równać z najlepszymi w armii koronnej. Należy
jednak pamiętać, że znaczna część artylerii była zdobyczna,
gdyż znalazła się w szeregach kozackich po klęskach
wojsk polskich w kampanii 1648 roku.
Te trzy typy wojsk wchodziły w skład każdego pułku,
z których składała się armia zaporoska. Pułki dzieliły się
na roty, sotnie, kurenie, czyli dziesiątki. W 1649 roku było
tych pułków sześć. Każdy z nich przyjął nazwę od miasta,
w którym stacjonował. Był wiec pułk czehryński, czerkaski,
korsuński, perejasławski, kaniowski i białocerkiewski.
Pułkiem dowodził pułkownik, który w swoim sztabie miał
oboźnego, pisarza, chorążego doboszów i trębaczy. Liczeb-

16
L. P o d h o r o d e c k i , Sicz zaporoska, Warszawa 1960, s. 95.
ność pułków nie była stała. Wahała się od kilkuset do paru
tysięcy ludzi.
Podczas wojny na czele armii kozackiej stanął nie
ataman, a hetman — Bohdan Chmielnicki. Wówczas to po
raz pierwszy oddzielono urząd hetmański od atamana 17 . Do
XVII wieku te dwa terminy używano wymiennie. Później
ataman rządził w koszu na Siczy.
W czasie wojny hetman stawał się dyktatorem. Sam
decydował nie tylko o krokach militarnych, ale o polityce
zagranicznej, sojuszach i wyprawach. Aby nie zagubić się
w labiryncie pilnych spraw, dyplomatycznej karuzeli i pra-
cach organizacyjnych, hetman miał kilku pomocników.
Przede wszystkim z jego rozkazu mógł dowodzić armią
tzw. hetman nakaźny. Generalny sędzia pilnował spraw
dyscyplinarnych i wydawał wyroki, generalny oboźny dbał
o właściwe rozlokowanie pułków.
W skład starszyzny kozackiej oprócz wymienionych
wchodzili jeszcze: podskarbi, pisarz, generalny esawuł
— odpowiedzialny za przygotowanie i uzbrojenie armii;
generalny chorąży i buńczuczny 18 .
Nieograniczona władza hetmana dobiegała kresu wraz
z odtrąbieniem końca wyprawy. Wówczas to stawał się
zależny od Rady i przed nią składał relacje ze swoich
poczynań.
Bohdan Chmielnicki pochodził z rodziny szlacheckiej.
Wraz z ojcem walczył pod Cecorą. Tam dostał się do
niewoli tatarskiej 19 . Po powrocie z Krymu zamieszkał
w Subotowie. W czasie powstania 1637 roku jako pisarz
wojska zaporoskiego podpisywał kapitulację pod Borowicą.
Pod koniec panowania Władysława IV został dopuszczony
do planów wojny tureckiej. Król planował uderzenie części

17
W. S e r c z y k, Na dalekiej Ukrainie, Kraków 1984, s. 99.
18
L. P o d h o r o d e c k i, op. cit., s. 9 5 - 9 6 .
19
Z. W ó j c i k, Dzikie pola..., op. cit., s. 183, pisze o niewoli tureckiej
Chmielnickiego.
wojsk na Krym i liczył przy tym na kozackie wyprawy
morskie. W zamian obiecywał Kozakom przywileje 20 . Do
wojny tureckiej jednak nie doszło.
Chmielnicki był przede wszystkim politykiem. Sztuki
dyplomacji uczył się uczestnicząc w życiu politycznym
Rzeczypospolitej. Spotkania z królem nauczyły go chytrości,
przebiegłości i pozbawiły go naiwności politycznej. W tym
ostatnim pomogły mu błędy Władysława IV. Nie ufał
nikomu, przed nikim nie zdradzał swoich zamiarów.
Posiadał przy tym intuicję, cechę niezbędną u dobrego
polityka. Te przymioty pozwoliły mu prowadzić misterną
grę na arenie międzynarodowej 2 1 .
Jeżeli możemy postawić Chmielnickiego w gronie
najznakomitszych polityków XVII stulecia, to nie może-
my zapewnić mu tego miejsca wśród dowódców. Ow-
szem, odnosił zwycięstwa. Bitwy nad Żółtymi Wodami,
pod Korsuniem i Piławcami wygrał, wykorzystując bez
skrupułów błędy hetmanów i regimentarzy. Nie ujmując
nic Chmielnickiemu, należy pamiętać, że morale armii
koronnej było liche. W spotkaniu z dobrze zorganizowaną
armią pod Zbarażem czy Beresteczkiem, gdzie miał
przeciw sobie wyszkolone i pewne siebie chorągwie, nie
osiągnął sukcesu.
Obok Kozaków pod Zbaraż szły czambuły tatarskie.
Orda składała się z pospolitego ruszenia, które w przeci-
wieństwie do polskiego było bitne i karne. Działo się tak
za sprawą ćwiczeń, które w wojsku tatarskim uprawiał
każdy młodzieniec. Dlatego Tatarzy byli znakomitymi
jeźdźcami, świetnie strzelali z łuku. Nie dorównywali tylko
Polakom w walce na białą broń, lecz mimo to posiedli
sztukę fechtunku. Wojsko tatarskie to przede wszystkim
jazda lekka. Jeźdźcy byli uzbrojeni w szable, łuki, dziryty,
dzidy, koncerze, muszkiety, pistolety i rusznice. Tylko
20
Tamże, s. 187.
21
J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 246.
wybrani posiadali kolczugi i misiurki. Popularne były za to
okrągłe tarcze kałkany, takie same jakich używała polska
jazda pancerna.
Sporadycznie w armii tatarskiej występowała piechota,
tzw. segbani. Ich głównym uzbrojeniem były janczar ki,
długolufowe strzelby z zakrzywioną kolbą. Oprócz jan-
czarek piechota posługiwała się niewielkimi 3-funtowymi
działami 22 .
Jednak siła Tatarów skupiała się na jeździe podzielonej
na czambuły. Szybkie, dobrze zorganizowane oddziały,
każdy Tatar miał do dyspozycji kilka koni, potrafiły
niespodziewanie najechać i złupić wsie i miasteczka i rów-
nie szybko wrócić z jasyrem w granice Chanatu. Ta taktyka
wielokrotnie okazywała się skuteczna w walkach z armią
polską, której nie zawsze udawało się zdążyć za pędzącymi
ordyńcami.

SZTUKA WOJENNA

Trwające ponad miesiąc walki pod Zbarażem nie ogra-


niczyły się tylko do regularnego oblężenia i szturmów.
Przeciwnie. Kilka razy w pierwszych dniach bitwy do-
chodziło do walki w polu. Stąd nie od rzeczy będzie
napomknięcie również o taktyce obu armii w walkach
w polu.
Wojny z Kozakami zmusiły armię polską do zastosowania
taktyki, która gwarantowałaby sukces. Nie było to jednak
przedsięwzięcie łatwe, o czym świadczy przebieg niejednej
kampanii. Mimo to armia koronna radziła sobie z Zaporoż-
cami. Drogą do sukcesu było szybkie działanie jazdy.
Piechota zaporoska nie umiała dotrzymać kroku jeździe
polskiej w otwartym polu. Podobnie jazda kozacka nie
stanowiła dla armii koronnej poważnego problemu. Jazda

22
R. R o m a ń s k i, op. cit., s. 50.
zatem musiała usidlić Kozaków tak, aby ci nie zdążyli
schronić się za taborem. Jeżeli to się nie udało, rozpoczynało
się długie oblężenie. Jazda polska nie była przygotowana
do zdobywania taboru, a nieliczna piechota i artyleria były
do tego zbyt słabe. Natomiast piechota zaporoska schowana
za wałem czy taborem z powodzeniem stawiała opór armii
koronnej.
Tabor, w którym chronili się Kozacy, zbudowany był
z dwóch rzędów wozów ustawionych w trójkąt. Wozy, na
których lokowano piechotę, uzbrojone były w małe działa.
Wewnątrz taboru znajdowała się jazda, której przygotowy-
wano dwie bramy. Mogła ona tą drogą czynić wypady na
atakujących tabor piechurów. Jazda kozacka podobnie do
tatarskiej uderzała półksiężycem, lecz jej szyk był płytszy,
składał się tylko z jednego szeregu.
Jazda tatarska atakowała ławą, półksiężycem złożonym
z kilku szeregów. Taki atak miał zapewnić oskrzydlenie
i okrążenie przeciwnika. Wówczas rozluźnione szeregi nie
stawiały zaciekłego oporu. Innym sposobem rozerwania
szyku było ostrzeliwanie nieprzyjaciela z łuków lub pozo-
rowana ucieczka. Manewr taki doprowadzał do rozluźnienia
goniących za Tatarami chorągwi. Wówczas orda zwracała
się całą swoją masą na pojedynczych jeźdźców i nieliczne
grupki żołnierzy.
Sposobem na Tatarów było ulokowanie jazdy w centrum
szyku z ustawionymi na skrzydłach taborami. W nich
znajdowały się piechota i artyleria, które odpierały atak
ordy ogniem dział i muszkietów. Wrażliwi na broń palną
Tatarzy zwykle nie wytrzymywali ostrzału, ich atak tracił
impet. Na nadwątlone szyki uderzała jazda, łamiąc je
i dezorganizując 23 .
Kozacy, jak wspomniano, nie posiadali silnej jazdy.
Dlatego jej rola na polu walki była drugorzędna. Zwykle

23 R . R o m a ń s k i , op. cit., 53; T. N o w a k, J. W i m m e r, Historia

orąża polskiego, Warszawa 1981, s. 440.


wchodzili do akcji w czasie, gdy zmęczone szturmami na
tabor wojsko nieprzyjacielskie nie przedstawiało dużej
wartości bojowej. Atakując półksiężycem na styl tatarski
Kozacy starali się okrążyć, a następnie rozbić przeciw-
nika 24 .

INŻYNIERIA I ARTYLERIA

Podczas oblężenia Zbaraża oprócz piechoty i jazdy


zasadniczą rolę miał odegrać jeszcze jeden rodzaj broni
— artyleria.
Za czasów króla Władysława IV zreformowano upadłą
za panowania Zygmunta III artylerię polską. Na sejmie
w 1637 roku, wzorując się na organizacji artylerii cesarskiej,
wprowadzono tytuł starszego nad armatą, czyli generała
artylerii koronnej. To stanowisko zajmował w 1649 roku
Krzysztof Arciszewski. Pod jego okiem organizował się
sztab, w którego skład wchodzili oprócz zastępców dowód-
cy, cejgmistrzów (cejkwartów) — oficerów sprawujących
pieczę nad arsenałami, kapitan i inżynier artylerii. Pod
dowództwem generała artylerii znajdował się też korpus
inżynieryjny. W połowie XVII wieku artyleria i inżynieria
stanowiły jeden rodzaj wojsk.
Na tymże sejmie uchwalono również stały fundusz na
utrzymanie artylerii. Niestety, wystarczał on tylko na
konserwację i produkcję nowego sprzętu. W czasie wypraw
wojennych dla pokrycia kosztów transportu, zakupu artylerii
itp. musiano korzystać z innych środków.
Reformy króla Władysława sprawiły, że artyleria polska
nie ustępowała zachodniej. Sprzęt artyleryjski składał
się z kartaunów (działa 48-funtowe), półkartaunów (24-
-funtowe) i ćwierćkartaunów (12-funtowe). Poza tym
w arsenałach koronnych można było znaleźć kolubryny

24
L. P o d h o r o d e c k i , op. cit., s. 101.
z długimi lufami, falkonety, czyli lekkie działa polowe
i sześciofuntowe oktawy 25 .
Jako pocisków używano żeliwnych kul burzących, gra-
natów i kartaczy, lanych z żelaza 26 .
Te wspomniane działa znajdowały się w arsenałach
państwowych, skąd wyprowadzano je w razie potrzeby
na wyprawę. Niestety, transport stanowił nie lada problem.
Ciężkie działa grzęzły na ziemnych traktach. W przypadku
deszczu ich transport był wręcz niemożliwy. Kolejny
kłopot stanowiło wynajęcie podwód. Tylko artyleria
litewska dysponowała stałym personelem, którego za-
daniem był transport dział. W zamian Tatarzy litewscy,
bo o nich mowa, otrzymali pewne przywileje. Armia
koronna musiała wynajmować furmanów, płacąc im za
transport 27 .
Gros artylerzystów i inżynierów rekrutowało się z miesz-
czan. Tylko generałowie i niektórzy oficerowie byli szlachtą.
Mieszczanie zresztą też dochodzili do stanowisk oficerskich.
Wśród artylerzystów było wielu cudzoziemców: Niemców,
Francuzów, Duńczyków. Oprócz mieszczan znaleźli się
w artylerii chłopi z piechoty wybranieckiej. Ich funkcje
jednak ograniczały się do prac przy fortyfikowaniu, sypaniu
szańców, budowie mostów, dróg itp. 28
Taktykę artylerii dostosowano do niskiej ilości wy-
strzeliwanych kul (50-100 kul na dobę w zależności od
kalibru 29 ). Z tego powodu w przypadku bitwy polowej
artylerię ustawiano przed oddziałami piechoty lub na
wzniesieniu, co pozwalało na lepszy ostrzał pola bitwy.
Podczas oblężenia artyleria odgrywała zasadniczą rolę, stąd

25
M. Kukieł, Zarys historii wojskowości w Polsce, Wydawnictwo
„Puls".
26
J. W i m m e r , op. cit., s. 328.
27
Tamże, s. 326.
28
Tamże, s. 319.
29
Tamże, s. 329.
dążenia inżynierów do ufortyfikowania j e j stanowisk. Działa
umieszczano w bateriach i szańcach, które dodatkowo
umacniano koszami z ziemią.
Inżynieria była integralną częścią artylerii. Inżynierowie
byli zarówno artylerzystami jak i minerami, kartografami,
budowniczymi i pontonierami, czyli budowniczymi mos-
tów 30 . Mimo tylu różnych zadań, inżynierowie mieli decy-
dujący głos w czasie budowy twierdz, obozów warownych
czy oblężenia.

FORTYFIKACJE

Pierwsze budowle systemu bastionowego, na których


opierała się sztuka fortyfikacji połowy XVII wieku, po-
wstały we Włoszech już w XV wieku. Nie były to jeszcze
klasyczne bastiony, lecz pięcioboczne baszty i basteje. Na
ich podstawie formowano taras z uszami, zwanymi orylo-
nami 31 . Szkoły staro- i nowowłoska panowały w Europie
do końca XVI wieku. Wówczas to w Niderlandach narodziła
się nowa szkoła — holenderska. Założenia oparte na
prostych rozwiązaniach, ziemno-drewniany wał niekiedy
wzmocniony murem, zapewniły dwóm odmianom szkoły
holenderskiej (starej i nowej) pierwszoplanową rolę przez
cały niemal wiek XVII.
Obóz wojsk polskich pod Zbarażem był ufortyfikowany
metodą staroholenderską. Charakteryzowała się ona przede
wszystkim „prostotą ściśle zgeometryzowanych narysów,
ziemnymi kurtynami i bastionami bez uszu. Moduł, będący
podstawą konstrukcji rozplanowania, liczy 220 metrów, co
odpowiada skutecznej donośności z muszkietu i podstawie
«linii królewskich». [...] Silnie spłaszczony profil for-
tyfikacji, o stosunkowo niskich wałach i często używanych
30
M. K u k i e ł , op. cit., s. 104; J. W i m m e r, op. cit., s. 329.
31
J. Bogdanowski, Architektura obronna w krajobrazie Polski,
Warszawa 2002, s. 106.
podwalach, dla wzmocnienia bliskiej obrony osłaniano
szeroką fosą, za którą wznoszono przedstok z krytą
drogą. [...] Natomiast osobne zagadnienie stanowiły roz-
budowane szeroko na zachodzie, u nas skromniej, fo-
rtyfikacje zewnętrzne. Były to tzw. «zewnętrza» osła-
niające: kurtynę — zwane rawelinami, bastion — sło-
niczołami i półksiężycami, całość obwodów — przeciw-
strażami" 32 .
Miejsce na ufortyfikowany obóz powinno być suche, bez
błota, ale jednocześnie obfite w wodę pitną. Dobrze było
jeżeli w pobliżu znajdowała się rzeka. Pozwalało to na
dostarczanie posiłków, amunicji i żywności nie tylko lądem,
lecz wodą. Nie mniej ważne było podłoże, na jakim
planowano założyć twierdzę. Piasek, błoto i bagna nie
nadawały się oczywiście do postawienia mocnej twierdzy.
Do tego potrzebna była ziemia, która wzmocniona drew-
nianymi konstrukcjami dawała solidną ochronę przed
salwami przeciwnika. Lecz to jeszcze nie wszystko. Żadna
armia, choćby schowana za najmocniejszymi fortyfikacjami,
nie obroni się bez żywności. Dlatego ważne było, aby
wybierać miejsca obfite w żywność i paszę dla koni.
Z militarnego punktu widzenia należało unikać miejsc,
w których jest wiele wzgórz, pagórków itp. Założenie
obozu w dolinie lub sąsiedztwie wzniesień dawało przeciw-
nikowi przewagę już na wstępie. Mógł on ostrzeliwać
wnętrze obozu z poziomu wzgórza, na którym się znaj-
dował. Oczywiście, gdy sytuacja zmuszała do założenia
obozu w niesprzyjającym miejscu, należało przed ob-
lężeniem ufortyfikować wzgórza. Dzięki temu odsuwało
się przeciwnika od twierdzy, a tym samym rosły szanse na
powodzenie obrony 33.

32 Tamże, s. 112.
33 J. N a r o n o w i c z-N a r o ń s k i, Budownictwo wojenne, Warszawa
1957. s. 161.
TAKTYKA ZDOBYWANIA I OBRONY TWIERDZ

Aby zdobyć twierdzę inżynier musiał poznać jej umoc-


nienia i okolice, w której miała działać armia. Kiedy to
zrobił, następnym krokiem było omówienie z dowódcą
armii kierunku ataku i poszczególnych jego etapów. Wszy-
stkie uwagi, kierunki ataków i miejsca ufortyfikowane
należało zaznaczyć na mapie. Gdy to zostało wykonane,
inżynier przystępował do zatoczenia obozu, ufortyfikowania
wzgórz czy innych ważnych strategicznie miejsc, takich
jak drogi oraz kierunki, z których spodziewano się odsieczy
dla oblężonych lub ataków z twierdzy. Wały obozu nie
powinny być usypane ani zbyt blisko, ani zbyt daleko od
twierdzy. Po pierwsze dlatego, że zbyt bliskie usytuowanie
obozu mogło narazić oblegających na silny ostrzał artylerii
twierdzy, po drugie dlatego, żeby ewentualna wycieczka
nie wpadała niespodziewanie do obozu. Miejsce między
twierdzą i pozycjami oblegających powinno pozwolić na
stoczenie bitwy z wycieczką oblężonych i przeprowadzenie
manewrów odcinających przeciwnikowi drogę odwrotu do
twierdzy 34 .
Gdy obóz został ufortyfikowany, a straże zajęły wy-
znaczone im miejsca, rozpoczynało się oblężenie. Pierwszą
próbą zdobycia twierdzy były traktaty. Kiedy się nie
powiodły, pozostawała walka 35. Pierwsze uderzenia kiero-
wano zwykle na umocnione przez oblężonych punkty
strategiczne, np. umocnione wzgórza lub wąwozy. Zdobycie
tych punktów oporu było kluczem do twierdzy. W tym
samym czasie oblegający kopiąc aprosze czyli przykopy,
sieć rowów, zbliżali się do obleganej twierdzy 36 . Aprosze

34
Tamże, s. 185.
35
Naroński w Budownictwie wojennym wymienia pięć sposobów
zdobywania twierdz: traktaty; zamorzenie głodem; szturm; regularne
oblężenie i podstęp.
36
J. B o g d a n o w s k i , op. cit., s. 535.
kopane były w taki sposób, by wał jaki tworzy wysypywana
z rowu ziemia zasłaniał przesuwające się przykopem
oddziały przed ogniem wojsk oblężonych.
Kiedy już pierwsze przykopy były gotowe, a ostrzeliwa-
nie twierdzy trwało dalej, na końcu zbudowanego odcinka
aprosza wznoszono redutę. W niej ustawiano działa, które
włączały się do ostrzału twierdzy. Reduty budowano
w odległości 80 do 100 metrów od siebie, tak aby mogły
się wzajemnie bronić ogniem artylerii 37 . Na nich umiesz-
czano baterie w kształcie prostokąta, osłoniętego z trzech
stron wałem. Oczywiście budowa aproszy trwała nadal tak
długo, aż sięgały one do skraju fosy. Z aproszy, redut
i szańców prowadzony był ogień artyleryjski do bastionów
i umocnień zewnętrznych twierdzy. Dopiero po ich zruj-
nowaniu celem ostrzału stawały się kurtyny.
Wreszcie po wielu trudach aprosze dochodziły do fosy.
Ostrzeliwanie trwało nadal, a żołnierze piechoty przy-
stępowali do sypania wyskoku i ganku przez fosę. W przy-
padku fosy suchej na poziomie rowu, a w przypadku
mokrej na poziomie wody. Do wody wsypywano chrust,
cegły, ziemię. Boki galerii wzmacniano dębowymi deskami.
Gdy galeria była gotowa, do zdobycia twierdzy pozostawał
tylko jeden krok — szturm. Zdarzało się jednak często, że
zanim dokonywano szturmu, rozbijano wały miną.
Miny składały się z korytarzy i komory, tzw. pieca,
w którym umieszczano ładunek. Piec był umieszczony pod
miejscem, które miało zostać wysadzone w powietrze.
Wybuch następował za pośrednictwem lontu lub ścieżki
prochowej 38 .
Cóż więc pozostawało oblężonym wobec tak poważnych
prac oblężniczych nieprzyjaciela? Otóż jeżeli nie zdążyli
oni ufortyfikować strategicznych miejsc poza obrębem
twierdzy, a tym samym odsunąć linii nieprzyjaciela od
37
J. N a r o n o w i c z-N a r o ń s k i, op. cit., s. 1 9 9 - 2 0 0 .
38
J. B o g d a n o w s k i , op. cit., s. 5 1 4 - 5 1 5 .
głównych fortyfikacji, należało przynajmniej spalić zabu-
dowania, które mogły dać schronienie przeciwnikowi.
Podczas walk oblężeni musieli organizować wycieczki, aby
zniszczyć roboty oblężnicze i budować własne punkty
oporu, oczywiście w miarę możliwości. Ważne było również
to, aby pamiętać o celnym ogniu dział. To właśnie działa
w największym stopniu szkodziły pracom oblężniczym.
Gdy jednak te wszystkie wysiłki nie dawały rezultatu
i wróg zbliżał się do twierdzy, należało nasłuchiwać, czy
nie kopał min. Pomocne były w tym beczki z grochem lub
wodą, które działając niczym radar, doskonale ujawniały
prace minerskie 39 . Wówczas nie pozostawało nic innego,
jak wycieczka lub zniszczenie miny kontrminą.
Miny można było zająć, pokonując strażników woj-
skowych i górników zajmujących się kopaniem miny
lub ją zasypać.
Sztuka wojenna XVII wieku oparta była na kom-
binowanym wykorzystaniu trzech typów broni: jazdy,
piechoty i artylerii. Nadal bitwy prowadzono w oparciu
o obozy warowne. Nie zapomniano też o sile prze-
łamywania szeregów przeciwnika przez jazdę. Wiśnio-
wiecki, umiejący wykorzystać połączenie tych trzech
rodzajów broni oraz oprzeć działania na fortyfikacjach 4 0 ,
był spadkobiercą wielkich dowódców, takich jak Za-
moyski, Żółkiewski, Chodkiewicz czy Koniecpolski. Woj-
na kozacka zmusiła Polaków do poszukiwania sposobu
na pokonanie połączonych sił kozacko-tatarskich, które
gdy działały osobno nie stanowiły poważnego zagrożenia
dla polskiej jazdy. W obliczu klęsk 1648 roku zbliżająca
się kampania miała pokazać czy regimentarze nawiążą
do chlubnej tradycji polskiego oręża.

39
J. N a r o n o w i c z-N a r o ń s k i, op. cit., s. 219.
40
M. K u k i e ł , op. cit., s. 106.
KAMPANIA 1649 ROKU

N o w a kampania rozpoczęła się od chaotycznych walk


już w kilka dni po zakończeniu rozejmu, czyli po 22 maja
1649 roku. Na Podlasie wyprawił się pułkownik Hraśko,
rabując i paląc miasta i wsie. Toż samo czynił na Pokuciu
młody Krzywonos. Gdy wiadomość o gwałtach kozackich
dotarła do Warszawy, Jan Kazimierz wydał rozkaz regi-
mentarzowi Andrzejowi Firlejowi, aby zbierał wojsko
i rozbijał Kozaków przekraczających rzekę Horynię
i Słucz, będącą linią demarkacyjną. Mimo wyraźnych
instrukcji monarszych zdanie regimentarzy na temat celów
i przebiegu nowej kampanii było podzielone. Kasztelan
bełski Andrzej Firlej upierał się przy zgromadzeniu sił na
Wołyniu. Inaczej rzecz widział drugi z regimentarzy,
kasztelan kamieniecki Stanisław Lanckoroński. Dla niego
zasadniczym celem kampanii miała być obrona Podola
i największej twierdzy w tej części Polski, Kamieńca
Podolskiego. Doradzał nawet, aby zamknąć się w Kamień-
cu, dobrze ufortyfikowanej twierdzy, i tam czekać na
nieprzyjaciela. Wyperswadowano mu jednak, że twierdza
kamieniecka spełniała swoje zadanie tylko w przypadku
ataku z południa. Gdy wróg maszerował ze wschodu była
na uboczu i nie zasłaniała Rzeczypospolitej.
Te rozbieżności spowodowały rozbicie armii polskiej na
dwie części. Firlej zgodnie ze swoim zdaniem i sumieniem
operował na Wołyniu. Lanckoroński pozostał na Podolu,
obracając się w rejonie granicy podolsko-wołyńskiej. Lecz
pomimo tych rozbieżności pierwsze starcia były szczęśliwe
dla wojsk koronnych. Już na początku czerwca Firlej
otrzymał wiadomość o znajdującym się w niedaleko poło-
żonych od jego dywizji Sulszyńcah Kozakach. Na ich
spotkanie wysłał 500 ludzi pod dowództwem starosty
lityńskiego, Aleksandra Suchodolskiego. Starosta zaczaił
się w lesie, przez który jak przypuszczał powinni prze-
chodzić Kozacy. Intuicja go nie zawiodła. W pułapkę
wpadł oddział złożony z setki mołojców, którzy jednak
wycofywali się w stronę miasta. Tam zostali wsparci przez
kilkanaście tysięcy Kozaków 1 . Gdy wydawało się, że
oddział polski zostanie rozbity, przybyły posiłki, 1300
żołnierzy wsparło Suchodolskiego, który nie tylko rozbił
Kozaków, ale pokusił się o oblężenie obozu. Sukcesy nie
ominęły również księcia Koreckiego. Ten nie tylko szczęś-
liwie przedarł się ze swego Korca oblężonego przez
chłopstwo, ale wraz z Krzysztofem Przyjemskim rozbił pod
Zwihlem kupy kozackie.
Na Podolu Lanckoroński zdobył Stary Konstantynów
i tam założył obóz. Lecz na tym nie zakończyła się jego
działalność. Dowiedział się bowiem regimentarz, że w
Ostropolu zamknęła się załoga kozacka. Lanckoroński
po-stanowił paktować. W tym celu wysłał posłów z
propozycją poddania się wojsku koronnemu. Kozacy nie
przystali na warunki, a posłów zabili. W takiej sytuacji
regimentarz zdobył miasto i zamek, a od pozostałej przy
życiu części załogi przyjął przysięgę na wierność
Rzeczpospolitej.

1 Stanisław Albrycht Radziwiłł w swoim Pamiętniku, s. 200. podaje


liczbę 20 tysięcy. Władysław Serczyk Na płonącej Ukrainie, s. 218,
określa ją na kilkanaście tysięcy. O tych wydarzeniach pisał nieznany
autor w Historii panowania Jana Kazimierza, Poznań 1840, s. 49.
Tymczasem gdy w Koronie działy się opisane powyżej
wydarzenia, na Litwie hetman polny Janusz Radziwiłł stał
z wojskiem nad Prypecią i czekał na ewentualne ruchy
Kozaków. Już na wiosnę wyprawił Chmielnicki na Litwę
pułkownika Hołotę. Hołota miał meldować hetmanowi
o poczynaniach Radziwiłła. Jednak 27 czerwca został
pokonany przez Wincentego Gosiewskiego, stolnika litew-
skiego. W tym mniej więcej czasie Radziwiłł zatrzymał się
w Rzeczycy, gdzie znalazł go posłaniec z listem od
regimentarza Firleja z wiadomościami o sukcesach wojsk
koronnych. Hetman litewski stał w Rzeczycy do połowy
lipca. Wówczas otrzymał wiadomość od króla Jana Kazi-
mierza nakazującą ruszyć z armią na Kijów. Hetman
zdecydował się zaatakować Kozaków pod Łojowem przy
przeprawie przez Dniepr. Rzecz cała działa się już podczas
oblężenia Zbaraża.
Naprzeciwko hetmana litewskiego stanął Stanisław
Krzyczewski, ten sam, który wiosną przed bitwą nad
Żółtymi Wodami przeszedł ze swoim oddziałem na
stronę Chmielnickiego. Z nim maszerował 10-tysięczny
pułk kijowski, następne 7 i pół tysiąca dołączyło w Czar-
nobylu. Krzyczewski nie zastał w mieście spodziewanych
armat. Zwrócił się więc do Chmielnickiego z prośbą
o wsparcie. Hetman pomocy udzielić mu nie mógł, bo
artylerię potrzebował pod Zbarażem. Ruszył zatem Kozak
w dalszą drogę bez armat i popędzając swoich mołojców
20 lipca stanął w odległości 30 kilometrów od Rzeczycy.
Radziwiłł jak j u ż powiedziano nie czekał na przeciwnika,
lecz sam postanowił go szukać. Ruszył niespodziewanie
dla Kozaków w kierunku Łojowa, by zaskoczyć stacjo-
nujący tam oddział Pobodajły. Po trzech dniach, 23 lipca
Litwini osiągnęli cel. Tu jednak okazało się, że szturm
na umocnione pozycje powstańców może przynieść duże
straty. Postanowiono zaatakować Kozaków znienacka,
od tyłu. Tymczasem pod Łojów przybył Krzyczewski ze
swoją dywizją. Wobec przeważających sił przeciwnika
Radziwiłł zmienił plan. Zdecydował okopać się i stoczyć
bitwę obronną. 31 lipca Krzyczewski zaatakował. Pułk
kijowski wpadł na groblę, jednak tam powstrzymała go
silnym ogniem muszkietów radziwiłłowska piechota. Na
zmieszanych i rozbitych Kozaków wpadła lekka jazda
litewska i husaria. Impet był tak potężny, że Kozacy
musieli szukać schronienia w lesie. Tam też opanowali
panikę i zaczęli skutecznie kontratakować. Przed okrą-
żeniem chorągwie jazdy uratowały powracające spod
Rzecycy i Brahinia litewskie korpusy Komorowskiego
i Pawłowicza. Zaraz potem uderzyli Gosiewski i Radzi-
wiłł, spychając przeciwnika do lasu. Tam Krzyczewski
zamierzał się okopać i doczekać odsieczy z jaką miał
przyjść Pobodajło. Lecz przezorny Radziwiłł dowiedział
się o zamiarach Pobodajły i pokrzyżował zamierzenia
wroga. Rozbiwszy jego oddział, oczekiwał na Krzyczew-
skiego. Otóż zjawił się i on. Myśląc, że zaskoczy
Radziwiłła, wyprowadził swoje pułki z lasu. Przygoto-
wana do ataku armia litewska przedstawiała się im-
ponująco, toteż pułkownik kozacki szybko zawrócił do
lasu. Tu okopał się i czekał szturmów. Niskie wały nie
dawały Kozakom dobrej obrony, a mimo to szturmy
Litwinów nie przyniosły skutku. Bitwa trwała do zmroku.
Wówczas Radziwiłł nakazał odłożenie ataków do na-
stępnego dnia. Tymczasem, kiedy rankiem zaatakowano
obóz okazało się, że jest pusty. W nocy Kozacy uciekli,
pozostawiając zabitych i rannych. Porzucili również
swojego wodza. Krzyczewski zmarł 3 sierpnia w wyniku
odniesionych ran.

Po bitwie Radziwiłł ruszył na południe, w kierunku


Kijowa. Wkroczył w krainę zniszczoną przez wojnę.
Popalone wsie i miasteczka nie dawały schronienia i żyw-
ności. Atakowani przez mniejsze i większe kupy kozackie
żołnierze powoli wykruszali się. Wreszcie hetman litewski
przerwał marsz i postanowił skupić uwagę na bronieniu
watahom kozackim dostępu na terytorium Litwy 2 .
Tymczasem w Koronie sukcesy armii regimentarskiej
zakończyły się w połowie czerwca. Pułkownik kozacki
Neczaj na czele 40 tysięcy ludzi podszedł pod Miedzybóż,
miasto na Podolu. Natychmiast z pomocą załodze po-
spieszył Lanckoroński. Walki nie skończyły się po myśli
kasztelana. Owszem, udało się przebić do oblężonego
zamku, a nawet schwytano kilku Kozaków, ale był to
ostatni sukces dywizji. Jeńcy zeznali, że w ślad za nimi
idzie Chmielnicki. Przed grożącym, a jak się okazało
nieprawdziwym 3 niebezpieczeństwem uszedł Lanckoroński
spod miasta. Od tego momentu zaczęły się kłopoty armii
koronnej. „Rozpoczęły się znów targi nad dalszą taktyką,
w czasie których cofano się powoli bez żadnego planu" 4 .
Przestraszeni regimentarze nie wiedzieli co mają robić,
w którą stronę się obrócić. Przez cały czas podążano na
zachód. Najpierw zatrzymano się w Konstantynowie. Tam
przybyły posiłki Ostroroga i Koniecpolskiego. Zignorowa-
no rozkazy królewskie nakazujące pozostanie pod Konstan-
tynowem i na naradzie postanowiono cofnąć się pod
Czołhański Kamień. Ale nie zatrzymano się i tam. Zły
nastrój i dezercje rozluźniły dyscyplinę wojska, a świado-
mość zbliżającego się nieprzyjaciela napawała strachem
i wywoływała panikę. Dlatego ominięto Czołhański Ka-
mień i pędzono dalej na zachód. 30 czerwca zatrzymano
się pod Zbarażem. Dezercje zmniejszyły liczebność połą-
czonego już wojska z 10 000 do 6000. W tej liczbie
znajdowały się przyprowadzone przez Ostroroga i Koniec-
polskiego posiłki.
Chaos pogłębiało dodatkowo niekarne zachowanie woj-
ska. Regimentarzy nie chciano słuchać. Firlej słał listy do
2
W. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 228.
3
W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 309.
4
Tamże, s. 309.
króla, które jednak żadnego skutku nie przyniosły. Owszem,
monarcha skrytykował decyzję regimentarza nakazującą
wycofanie się pod Zbaraż. Jednak na słowa krytyki było
już zbyt późno. Wojsko i regimentarze stali pod Zbarażem,
gdzie postanowili zatoczyć obóz. Ale tym razem sprzeciwił
się Aleksander Koniecpolski i opuścił obóz. Sytuacja się
pogarszała. Wojsko dalej dezerterowało, domagając się
zaległego żołdu, którego zgodnie z niechlubną tradycją
polskiej armii nie było z czego zapłacić. W tej sprawie
pisał do Ossolińskiego regimentarz Ostroróg. „O pieniądze
prosimy, bo tego wojska niewiele zostanie, którego nie
dobre słowa, nie surowa sprawiedliwość zatrzymać może,
jeno pieniądze" 5 .
Lecz nie tylko brak żołdu był przyczyną dezercji
i rozprzężonej dyscypliny. Nie mniej ważny był stosunek
wojska do regimentarzy. A tym, delikatnie mówiąc, nie
ufano. Kłótnie między Lanckorońskim i Firlejem, nie-
zdecydowanie i brak konkretnej drogi postępowania zro-
biły swoje. Wojsko stojące pod Zbarażem nie wiedziało
nic o nieprzyjacielu. Podjazdy albo nie chciały wychodzić
za wały, albo zauważywszy oddział zmykały w popłochu.
Do zabawnego, a zarazem jakże tragicznego wydarzenia
doszło, gdy wysłany z podjazdem rotmistrz Hulewicz
zauważył zbliżającą się wołoską chorągiew księcia Wiś-
niowieckiego. Nagle, gdy jego żołnierze zobaczyli jeźdź-
ców, został sam. Jego dzielni towarzysze uciekli na
widok jazdy 6 .
Morale wojska i kompetencje dowódców nie dawały
szans na pomyślny wynik kampanii. Wiedzieli o tym
zarówno sami regimentarze jak i wojsko. Jedynym sposo-
bem była zmiana dowódcy na osobę, która zapanuje nad
rozbrykanym motłochem i zaprowadzi dyscyplinę. Taką
5
List Ostroroga z 3/VII. Michałowski s. 410; za: W. T o m k i e w i c z,
Jeremi Wiśniowiecki 1612-1651, s. 311.
6
W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 311.
osobą mógł być tylko książę Jeremi Wiśniowiecki 7 .
Z misją sprowadzenia księcia wysłano kasztelana Lanc-
korońskiego.
W tym samym czasie kiedy regimentarze wraz z armią
koronną cofali się w panice na zachód, Jeremi mimo
usilnych próśb żony Gryzeldy 8 zdecydował się zebrać
wojsko i ruszyć przeciw Kozakom. W Białym Kamieniu
29 czerwca dowiedział się o dezorganizacji wojska i znaj-
dujących się w pobliżu Kozakach. Wiśniowiecki pomimo
swoich szczupłych sił, miał tylko 200 żołnierzy, postanowił
jechać dalej na wschód. Następny postój wypadł mu
w Andrzejowie, gdzie dołączył do niego dwustuosobowy
oddział Czartoryskiego. Ale Wiśniowiecki spieszył do
Wiśniowca, tam czekało na niego 1000 żołnierzy, którzy
wobec szybkiego i niespodziewanego wycofania się wojsk
regimentarskich nie wiedzieli co czynić. Nie mieli bowiem
żadnych rozkazów. Będąc w Wiśniowcu książę rozesłał
podjazdy dla zorientowania się w sile i kierunkach ataków
Kozaków. Jednocześnie kazał rozgłaszać, że prowadzi
piętnastotysięczną armię. Akcja Wiśniowieckiego powstrzy-
mała ruchy pułków kozackich, które strwożone sąsiedztwem
groźnego kniazia wycofały się do sił głównych. Na to tylko
czekał Jeremi. Schwytanych jeńców wysłał z wiadomoś-
ciami do obozu regimentarskiego, a sam cofnął się pod
Zbaraż, ale do niego samego nie dotarł. Zatrzymał się
bowiem półtorej mili9 od obozu, w Szymkowcach. Tam
dołączyły do księcia chorągwie Zamoyskiego, Zasławskiego
i młodych książąt Wiśniowieckich: Dymitra i Konstantego.
Tam też znalazł księcia Lanckoroński.
Regimentarzom zależało na połączeniu sił Wiśniowiec-
kiego z ich dywizją z kilku względów. Po pierwsze książę
Jeremi uchodził w opinii szlachty za biegłego wodza, a po
7
Tamie, s. 311.
8
Tamże, s. 312.
9
Mila polska liczyła około 7 km.
śmierci Stanisława Koniecpolskiego w 1646 roku za
jego potencjalnego następcę do buławy wielkiej koronnej.
Jak wiadomo niefortunny wybór króla Władysława wyniósł
na stanowisko hetmańskie nieporadnego Mikołaja Po-
tockiego. Swój talent dowódczy ujawnił Wiśniowiecki
między innymi organizując za regimentarzy rozpoznanie
sił powstańczych. Drugim ważnym powodem było 3000
żołnierzy, którymi dysponował książę, a którzy w trudnej
sytuacji armii koronnej byli na wagę złota. Rozumując
w ten sposób, Firlej, Ostroróg i Lanckoroński postanowili
zaprosić księcia do Zbaraża i ofiarować mu najwyższe
dowództwo 10 . Jak wiadomo z tą prośbą wybrał się do
Szymkowców kasztelan kamieniecki. Wizyta zakończyła
się sukcesem. Książę wprawdzie ociągał się z wyjazdem,
a to z powodu braku żywności, której w obozie było
mało, a on sam swojego wyżywienia nie miał; a to
znowu z przyczyny wymówek, jakich się spodziewał.
Bał się książę, że oskarżą go o przywłaszczenie sobie
buławy. Lanckoroński zapewnił, że żywności, owszem,
jest mało, ale wojsko chętnie z chorągwiami Jeremiego
się podzieli. Dodał ponadto, iż skoro książę buławy
nie chce, będzie pełnił władzę na równi z innymi.
Na takie dictum Wiśniowiecki przystał mówiąc: „Gdy
taka wola, a prawie rozkazanie W. Panów i wszystkiego
wojska jest, abym się tam stawił, będę posłuszny i z tym
się oświadczam, że jako każdy powinności swojej zo-
stający żołnierz podlegać rozkazom obiecuję, a nie pro-
wadzić, za to W. Panom podziękowawszy, żeście mnie
do wspólnego przybrać chcieli honoru. Stawię się tedy,
abym to wyświadczył, że piersiami mymi chcę całe
bezpieczeństwo Rzplitej i króla zasłonić, abym trupem
10
L. Kubala pisze w drugim tomie swoich dzieł, w części dotyczącej
oblężenia Zbaraża, że wycofanie się pod Zbaraż było warunkiem jaki
Wiśniowiecki postawił regimentarzom. Nie zgodził się z tym zdaniem W.
Tomkiewicz (patrz przypis 4, s. 310, Jeremi Wiśniowiecki).
moim wszystkie Rzplitej niebezpieczeństwa, nie mówiąc
uchowaj Boże, zgubę zawalił"11.
Porozumienie regimentarzy z księciem zaowocowało
wizytą Jeremiego w obozie zbaraskim 7 lipca. Wi-
śniowiecki zjawił się w Zbarażu w nielicznym orszaku.
Krótki pobyt podbudował morale wojska. Tak jak po-
przednio panika, teraz entuzjazm ogarnął wszystkich.
Gros żołnierzy oświadczyło nawet, że pod wodzą księcia
gotowi są służyć za darmo przez dwa kwartały. Lanc-
koroński powtórnie próbował wręczyć Jeremiemu buławę,
ale i tym razem książę nie przyjął funkcji. Oświad-
czył: „nie ja W. Panom dawałem buławę i odbierać
jej też nie będę" 12 . Przez jeden dzień Wiśniowiecki
zdołał poprawić morale żołnierzy (w jakim stopniu
mu się to udało miała pokazać przyszłość) i wysłać
silny podjazd. Wreszcie książę opuścił obóz i wrócił
do Szymkowiec. Następnego dnia nad Zbarażem roz-
pętała się burza. Dziwny traf zrządził, że piorun uderzył
w chorągiew regimentarza Firleja, rozbijając ją zu-
pełnie 13 . Ów omen omal nie podłamał przesądnej i bo-
gobojnej załogi zbaraskiej. Kasztelan Firlej jak wspo-
mniano był kalwinem, zatem zniszczenie jego proporca
odczytano jako znak gniewu bożego za herezję re-
gimentarza. Na szczęście wymówienie posłuszeństwa
Firlejowi nie miało miejsca. Niemniej jednak wszyscy
z niecierpliwością i nadzieją wyglądali księcia Jeremiego
i jego dywizji.
Książę przybył do obozu następnego dnia, 9 lipca.
Regimentarze wyprowadzili z obozu całe wojsko i usta-
wiwszy go w szyku czekali na księcia. Firlej wraz
z Lanckorońskim i Ostrorogiem wyjechali księciu na
spotkanie. Niestety, zdarzył się przykry wypadek. Koń, na
11 W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 314.
12
Tamże, s. 315.
13 J. M i c h a ł o w s k i, Księga pamiątnicza, Kraków 1864, s. 448.
którym jechał Firlej, zrzucił swego jeźdźca w błoto.
Pechowy kasztelan ośmieszył się przed własnym wojskiem
i zgubił czapkę, której zresztą nie udało się odnaleźć 14 .
Tymczasem rozentuzjazmowani żołnierze wnieśli Jere-
miego do obozu. Wraz z przybyciem księcia do Zbaraża
wojsko zmieniło się w karne oddziały, odtąd każdy znał
swoje miejsce i obowiązki.
W Zbarażu zamknęło się 9000 wojska regularnego i około
6000 czeladzi. Siły to były niewielkie, tym bardziej że
brakowało potrzebnej podczas oblężenia piechoty. Jej stan
oscylował w granicach 2000. Resztę stanowiła jazda.
Wojsko podzielono na pięć części: pod dowództwem
Wiśniowieckiego, Firleja, Lanckorońskiego, Ostroroga i Ko-
niecpolskiego. Każdy z dowódców miał przydzielony
fragment obozu do obrony.
Naprzeciw tej garstce obrońców ze wschodu i południa
szły pułki Chmielnickiego. Do 24 czerwca hetman kozacki
stał pod Białą Cerkwią. Tego dnia dowiedział się o prze-
kroczeniu Dniepru przez chana. Ruszył więc w stronę
Starego Konstantynowa, kierując się na spotkanie armii
koronnej. Właśnie pod Konstantynowem dołączył do Ko-
zaka chan tatarski, Islam Gerej III. Razem sprzymierzeńcy
pomaszerowali na zachód. Hetman zatrzymał się jeszcze na
tydzień nad Słuczą, dając wojsku wytchnienie przed nad-
chodzącą bitwą i czekał na posiłki. Zwlekanie z uderzeniem
pozwoliło też „zebrać się w garść" polskiej armii, a tym
samym stawić Kozakom zacięty opór.
Z Chmielnickim szło 200 tysięcy wojska. W tej liczbie
znalazło się około 70 tysięcy Kozaków. Resztę stanowiły
masy chłopstwa. „Kto żyw poszedł do Kozaków, że ledwie
byś znalazł na wsi takiego człowieka, który by nie miał
albo sam iść do wojska, albo syna posłać. Jeżeli sam nie
miał sił to parobka posłał" 15 . Chan prowadził około 100 000
14
J. W i d a c k i. op. cit., s. 167., W. T o m k i e w i c z op. cit., s. 315.
15
Latopis Samowidca, cyt. za: W. T o m k i e w i c z , op. cit., s. 316.
ludzi z ord: krymskiej, nohajskiej, budziackiej, dobruckiej
oraz zastępy tureckie i wołoskie. Prócz tego mieli Kozacy
ogromny tabor oraz 70 dział 16 .
Z awangardą tej armii spotkał się podjazd wysłany
z obozu zbaraskiego 9 lipca, w dniu przybycia Jeremiego
do Zbaraża. Następnego dnia, czyli 10 lipca wysłano
z obozu czeladź po żywność i siano dla koni. Niestety,
w tym czasie pod Zbaraż zapędził się dwutysięczny
oddział tatarski. Przeciw nim na harce wyszła książęca
chorągiew tatarska. Tatarzy Jeremiego atakując prze-
ciwnika rozdzielili się na trzy, po czym na cztery części;
następnie znowu na dwie i łącząc się przed samym
nieprzyjacielem uderzyli 17 . Tymczasem od strony Starego
Zbaraża zbliżał się do obozu tabor Wiśniowieckiego
z 200 ludźmi. Tatarzy, których liczba wzrosła do
30 tysięcy zauważyli oddział, a licząc na łatwy łup
rzucili się do ataku. Czujny Jeremi wysłał jazdę pod
Koniecpolskim, a następnie uderzył na Tatarów husarią,
łamiąc ich opór. Wiśniowiecki Tatarów „tak wsparł
mocno że i taborku obronił i ich na ćwierć mili odpędził
od taboru i pole otrzymał" 18 . Po wyłapaniu tatarskich
maruderów, książę pozostał na placu boju z jazdą do
wieczora. Nikt się jednak nie pojawił, wobec tego dano
sygnał powrotu do obozu.
Pierwsze spotkanie zakończyło się sukcesem polskim.
Odpędzono Tatarów, zabijając chańskiego murzę i łapiąc
kilku jeńców, od których wyciągnięto wiadomości o zbli-
żającym się nieprzyjacielu.
Wieczorem na zamku Jeremi Wiśniowiecki wydał ucztę
dla regimentarzy i wyższych oficerów. „Wszystkie okna
zajaśniały od świateł, zagrzmiały moździerze, trąby i kotły
na wiwaty, a cały obóz i miasto wychwalały rezolucję
16
L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, [ w:] Dzieła t. II, L w ó w 1923, s. 76.
17
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 449.
18
Tamże, s. 449.
wodza, który nie tylko sam serca nie tracił, ale i wojsku
swemu otuchy dodać potrafił"19 . Stukot szklanic i wiwat
podniosły bojowego ducha i napełniły serca optymizmem.
Gdy wzniesiono pierwsze toasty, wojewoda ruski w obec-
ności zebranych wygłosił mowę: „Jak ciężar na lancy tak
w boju dobra sprawa przeważa. Im większe niebezpieczeń-
stwo tym większa sława i nagroda. Pogarda śmierci
i nieugięty animusz wzbudza w nieprzyjacielu uszanowanie
i ten, co nas dziś nienawidzi, jutro ugnie karku przed nami.
Czyż tylko na koniach umieją być Polacy mężnymi? Czyż
w nogach czworonożnego latawca odwagę swą oparli?
Dodajmy do olbrzymich tryumfów w polu bohaterską
obronę okopów. Nie nowina to naszemu narodowi: świad-
kiem stolica Moskwy, któreśmy przez dwa lata bronili.
Cośmy zdziałali naówczas, aby zatrzymać cudze, to dla
sławy narodu i zbawienia własnego nie powinno nam się
trudnym wydawać. Zbliża się król, spieszy ojczyzna cała
na ratunek, byleśmy małą chwilę wytrzymali. Inaczej,
jakiemże czołem wyszlibyśmy na spotkanie zbliżającego
się z odsieczą Majestatu? Jakżebyśmy się z bracią naszą
powitali?" 20 . Była to jednak ostania uczta przed rozpo-
częciem oblężenia. Chmielnicki stał już pod Zbarażem.

19
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 78.
20
Tamże, s. 78, cyt. za: W. K o c h o w s k i, Historia panowania Jana
Kazimierza.
OBLĘŻENIE

Miasto i zamek zbaraski znajdowały się w okolicy


podmokłej, poprzecinanej strumykami, rzekami, licznymi
stawami i bagnami. Płytkie koryto rzeki Gniezny lawiro-
wało Wyżyną Podolską, tworząc liczne zakola. Niskie
brzegi nie trzymały wody w korycie, lecz podczas opa-
dów pozwalały rozlać się po okolicy, tworząc grzęzawis-
ka i bagienka. Ziemia w okolicy była lepka i mulista
w porach dżdżystych i sucha, zbijająca się w twarde
grudy w czasie suszy.
Największy w okolicy staw Bazarzyniecki oblewał
miasto od wschodu. Długi na pół kilometra i szeroki
nawet na 300 metrów był płytki przy brzegach, lecz
w niektórych miejscach znajdowały się niebezpieczne
głębie. Drugi staw, Zbaraski, był raczej bagienkiem
porosłym sitowiem i szuwarami. To właśnie między
tymi stawami powstało miasto, zbudowane na planie
szachownicy i otoczone z trzech stron naturalnymi prze-
szkodami. Od północy wapienne skały oraz rowy i drew-
niany częstokół dopełniały obronności miejsca.
Lecz okolice Zbaraża to nie tylko stawy i bagna.
Prowadząca ku Załoźcom droga przechodziła przez gęsty
las. Trakt do Wiśniowca oddzielała od wspomnianego
wcześniej szlaku dębina. Tam gdzie nie było lasu lub
mokradeł, trawiaste pastwiska poprzecinane były mniejszymi
i większymi jarami. Na wschód od miasta wznosiły się
wzgórza. Na południe za rzeką Gniezną pofałdowany obszar
tworzył opadającą łagodnie w stronę Tarnopola wyżynę. Na
jednym ze wzgórz, tuż obok miasta, zbudowano zamek.
Miasto i zamek położone były na Czarnym Szlaku.
Czambuły tatarskie często gościły w okolicach miasta,
a dwa razy nawet próbowały zająć zamek. Pierwszy
raz podeszli pod Zbaraż w 1474 roku. Wtedy to drew-
niana twierdza spłonęła wraz z obrońcami. Za drugim
razem w 1589 Tatarzy również nie zdobyli zamku,
lecz poważnie go zniszczyli. Odbudowany po najeździe
zamek zbaraski otrzymał wygląd nowoczesnej twierdzy,
w typie nowoholenderskim. Pałac nie był tak bogaty
jak inne rezydencje magnackie tego czasu, został za
to doskonale ufortyfikowany. Wokół usypano ziemno-
-kamienne wały. Wysokie na 12 i szerokie na 20 metrów
strzegły siedziby rodu Zbaraskich, a po ich wymarciu
Wiśniowieckich. Na czterech rogach twierdzy zapro-
jektowanej na rzucie kwadratu o boku 88 metrów umie-
szczono bastiony z kazamatami. Po zewnętrznej stronie
wałów wykopano głęboki rów, czyli fosę. Do zamku
można się było dostać od strony miasta przez piętrową
kamienną bramę.
Zamek zbaraski był typową polską twierdzą kresową.
Niewielki, ale nowocześnie ufortyfikowany wchodził
w skład twierdz obszaru „o dużym nasileniu, niemal
równomiernie rozrzuconych warowni, których szkielet
stanowiły z jednej strony większe twierdze w rodzaju
Lwowa, Mohylowa, Kamieńca, Brodów, Międzyrzecza
Ostrogskiego. Towarzyszące im fortyfikacje ryglujące,
to naturalne szlaki wodne, jak Kudak, to ciągi
szlaków tatarskich: Czarnego, Wołoskiego i Kuczmańs-
kiego, obwarowane pasmami zamków, miast i klasztorów
warownych — j a k np. wzdłuż tego ostatniego (Szarogród,
Bar i Zbaraż)"1.
Rozmiary twierdzy zbaraskiej nie wynikały bynajmniej
ze skromności środków finansowych jakimi dysponował
książę Janusz Zbaraski. Zbaraż był wyrazem ówczesnej
tendencji w sztuce fortyfikacji, tzw. „szkoły staropolskiej".
Mała twierdza spełniała rolę zaplecza dla wojsk działających
w polu. Stanowiła, jak wspomniano, znakomite zabez-
pieczenie przed częstymi najazdami Tatarów i dawała
schronienie w wojnie ruchomej.
Drugim charakterystycznym pomysłem „szkoły sta-
ropolskiej" była fortyfikacja polowa. Okopy znane z bi-
twy zbaraskiej i innych zmagań stały się, podobnie
jak mała twierdza, podstawą prowadzonych walk. Po-
zwalały szybko przejść od działań zaczepnych do obron-
nych i odwrotnie. Dawały bezpieczeństwo w razie nie-
powodzenia, pozwalając w równie krótkim czasie zamk-
nąć się w obrębie wałów i nękając nieprzyjaciela artylerią
czekać na odsiecz. Właśnie ten cel przyświecał wojsku
koronnemu.

Gdy 11 lipca Chmielnicki przybył pod Zbaraż, jego


oczom ukazały się długie na milę fortyfikacje. Pracami
inżynieryjnymi kierował Lotaryńczyk Dubois 2 . On za-
planował kształt podobny do nieregularnego sześcioboku.
Jednego, północnego boku broniło miasto i dwa stawy.
Pięć pozostałych boków usypano z ziemi, tworząc kurtyny
i bastiony. Na zewnątrz wykopano fosę i dodatkowo
wzmocniono obwód fortyfikacji rawelinami. Niestety, obóz
był zbyt obszerny, a wały za niskie. Zanim nieprzyjaciel
pojawił się pod miastem, przystąpiono do poprawiania

1 J. B o g d a n o w s k i, op. cit., s. 119.


2
L. Kubala w Oblężeniu Zbaraża, Dzieła, t. II za twórcę okopów
podaje Krzysztofa Przyjemskiego, opierając się zapewne na relacji W.
Kochowskiego Historia panowania Jana Kazimierza, s. 52.
umocnień, kopania głębszej fosy i budowy nowego, mniej-
szego obozu w obrębie starych fortyfikacji.
Tymczasem wojsko podzielono na części, przydzielając
każdemu oddziałowi fragment fortyfikacji. Południowy
odcinek zajęli Aleksander Koniecpolski i regimentarz
Stanisław Lanckoroński. Obok Koniecpolskiego na odcinku
wschodnim stał drugi z regimentarzy, Andrzej Firlej. Pod
jego komendą znajdowało się najwięcej dział. Odcinka
zachodniego, graniczącego z kwaterami Lanckorońskiego,
bronił Ostroróg, trzeci regimentarz. Północno-zachodniego
krańca strzegł Marek Sobieski, starszy brat Jana, i Sieniaw-
ski. Obok nich zajęła pozycje dywizja Wiśniowieckiego.
Po przeciwnej stronie obozu na północno-wschodnich
wałach zgromadzono piechotę pod Krzysztofem Przyjem-
skim i dragonów Rozrażewskiego.
Nominalnym dowódcą obrony był regimentarz Firlej,
wyznaczony przez króla niefortunny wódz kampanii czerw-
cowej. Razem z nim dowództwo sprawowali Lanckoroński
i Ostroróg. Podczas narad wojennych do głosu dopuszczano
również Przyjemskiego, Koniecpolskiego i Wiśniowiec-
kiego. To właśnie książę był spirytus movens obrony. Jego
zdanie decydowało o poczynaniach obrońców i jego sprze-
ciw niweczył wszelkie niefortunne pomysły. Jeremi talen-
tem wojskowym i organizacyjnym górował nad regimen-
tarzami. Cieszył się również większym mirem wśród wojska
niż kalwin Firlej. Jak wspomniano w XVII wieku przywią-
zywano dużą wagę do wyznania. W dobie kontrreformacji
każdy kto nie był wyznania rzymskokatolickiego uważany
był za niegodnego boskiej łaski.
Pomimo uwag jakie Wiśniowiecki wytknął inżynierowi
i regimentarzom kierującym pracami fortyfikacyjnymi,
Chmielnicki i chan Islam Gerej III nie byli pewni szybkiego
zakończenia oblężenia. Na radzie, która odbyła się zaraz po
przybyciu pod miasto, uznano zdobycie obozu szturmem
za niemożliwe. Jedynym sposobem wydało się regularne
oblężenie. „Sposób na to jest zatem taki, byśmy prowadzili
wojnę bardzo powoli, [trzymali ich] w trwodze, zewsząd
ich osaczyli, podkopami zaś, minami i racami, basztami
i szańcami wznoszonymi na [wszystkie] cztery strony
wokół nich tudzież działami burzącymi mury zniszczyli ich
spokój i bezpieczeństwo. Niech w ten sposób opadną z sił
i wynędznieją, niech skończy im się prowiant i zapasy, a da
Ałłah, że w końcu zwycięstwo i wygrana będzie nasza" 3 .
Tymi słowami zakończono relację z narady.
Nieprzyjaciel rozłożył wojsko w półkole. Chmielnicki
mimo postanowień Rady chciał spróbować złamać opór
i uzyskać szybkie i łatwe zwycięstwo. Nie przystąpił zatem
do prac oblężniczych i fortyfikowania okolicznych wzgórz
i szlaków. Wydał natomiast rozkaz ostrzeliwania obozu.
Kule wystrzelone z 30 kozackich dział zatoczyły łagodne
łuki i z łoskotem spadały na zamek i obóz zbaraski. Takie
cele obrali sobie kozaccy puszkarze. Kanonada wyrządziła
duże straty w ludziach. Pod Markiem Sobieskim zabito
konia, podobny los spotkał Sieniawskiego. Tymczasem
Chmielnicki uszykował wojsko do szturmu. Kozacy, czerń
i Tatarzy przystąpili do ataku. Masy dzikich spragnionych
szlacheckiej krwi wojowników z ogromnym hałasem rzuciły
się na wały. Obrońcy stawiali dzielny opór, ale podobnie
jak przy ostrzale zamku tak i teraz zaczęła ogarniać ich
panika. Regimentarze stracili kontrolę nad wydarzeniami,
pomału zaczął panować chaos. Tymczasem Wiśniowiecki
próbował opanować zamieszanie. Wysyłał posiłki w za-
grożone miejsca i wydawał rozkazy. Na szczęście wyszła
na wały procesja z Najświętszym Sakramentem i otrzeźwiła
pełne strachu głowy. Od tej pory spokojnie i mężnie
odpierano szturm za szturmem. Kozacy bowiem atakowali
różne odcinki wałów, sprawdzając jak są mocne oraz gdzie
zakwaterowano najzacieklejszych obrońców. Rozpoznanie

3
W. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 232.
walką zakończyło się wieczorem. Mimo ogromnego naporu
tysięcy nieprzyjaciół i ostrzału pierwszy dzień zakończył
się zwycięstwem polskim. Gdy trąbki kozackie odwołały
wojsko do obozu, na majdanie zbaraskiego okopu „łatwiej
było o kule armatnie niż w powiecie lwowskim o kokoszy
owoc" 4 . Te kule zniszczyły wiele namiotów, raniły i zabiły
wielu żołnierzy i czeladzi.
Następnego dnia, w poniedziałek 12 lipca wojsko
polskie mogło podziwiać z wałów długi na milę tabor
kozacki zajmujący miejsce ćwierć mili od stanowisk
polskich. W nocy Kozacy usypali trzy ogromne szańce
i zatoczyli na nie 40 dział 5 . O świcie rozpoczęli ostrzeliwać
z nich polski okop.
Armaty grały bez przerwy aż do wieczora. Przygwoż-
dżeni nawałą artyleryjską Polacy chowali się w zakamar-
kach fortyfikacji. Dopiero gdy słońce chyliło się ku
zachodowi, działa ucichły. Niestety, nie był to jeszcze
koniec. Kiedy puszkarze kozaccy udali się na spoczynek,
piechota przygotowywała się do szturmu.
Atak nastąpił na całej linii. Szturmowano jednocześnie
do wszystkich kwater. Na północno-wschodnim krańcu
Rozrażewski wystąpił z własną dragonią przed nieukoń-
czony wał i ogniem muszkietów powstrzymywał atak
Kozaków. Na odcinek kasztelana Firleja spadła nawała
jeńców obojga płci z zawczasu przygotowanymi workami
z ziemią. Za nimi szturmowali Kozacy, a wokół na
zwinnych koniach krążyli Tatarzy, zasypując obrońców
szarańczą strzał. W mig zasypano fosę i zaczęto szturmować
wały. Atak powiódł się. Już Kozacy wdarli się na wały
i zatknęli na ich szczycie chorągiew, gdy z odsieczą
nadciągnął Wiśniowiecki.
Na początku ataku Wiśniowiecki zakazał strzelać do
Tatarów. Ów dziwny rozkaz podbudował żołnierzy psychi-
4
J. W i d a c k i , op. cit., s. 175.
5
L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 79.
cznie. Rozeszła się bowiem plotka po obozie, że regimen-
tarze pertraktują z chanem 6 .
Tatarzy jednak atakowali wraz z Kozakami, toteż książę
był zajęty odpieraniem ataku na swoim odcinku. Uporał się
jednak szybko z nieprzyjacielem i mógł pójść w sukurs
Firlejowi. Zdążył w samą porę. Siedem razy Kozaków
odpierano z wałów, lecz oni po siedmiokroć się tam
wdzierali. Sytuacja stała się poważna, kiedy regimentarze
postanowili się wycofać do zamku, przekonani, że nie
utrzymają wałów. Na szczęście książę wojewoda ruski nie
pozwolił 7 . Tymczasem niespodziewanie Kozacy ustąpili
z prawej strony polskiego wału. To pozwoliło na wy-
prowadzenie jazdy. Królewska chorągiew husarii i ochot-
nicy spod innych znaków prowadzeni przez starostę
krasnostawskiego, Marka Sobieskiego wpadli z impetem
w bok kozackiej piechoty atakującej kwatery Firleja
tratując, zabijając i spychając ją w staw. Z Sobieskim
uderzyli Koniecpolski i Zaćwilichowski. Widząc co się
dzieje, Chmielnicki dał rozkaz do odwrotu. Piechota gnana
przez jazdę rzuciła się w stronę własnych szańców. Polacy
"jadąc im na karkach" zdobyli jeden szaniec i kilka
chorągwi.
W czasie kiedy polska jazda uganiała się po podzbaras-
kim boisku za niedobitkami kozackiej piechoty zaszło
wydarzenie, które omal nie skończyło się tragicznie dla
obrońców. Pułkownik hadziacki Burłąj, sławny Kozak,
który zdobył turecką Synopę, zaatakował znienacka piechotę
węgierską broniącą niedokończonego fragmentu wału tuż
obok Bazarzynieckiego stawu. Niespodziewany atak bur-
łąjowych Kozaków zmusił „węgrów" do ucieczki. Kozacy
wdarli się za wały. Sytuację uratował Przyjemski. Przebił
szpadą chorążego węgierskiego, opanował panikę, oddział
6
Tamże, s. 80.
7
Diariusz krótszy..., [w:] L . K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op. cit., s.
117.
zawrócił i wraz z piechotą cudzoziemską uderzył na
Kozaków wypierając ich za wały. Polska jazda poradziła
sobie już z kozacką piechotą i opanowała okolice, odcinając
Burłajowi drogę powrotu. Teraz Burłaj znalazł się w pułap-
ce. Odcięty od swoich towarzyszy musiał próbować się
przebić. Z pomocą Chmielnicki wysłał mu oddział pułkow-
nika Mrozowickiego. Tymczasem na burłajowych natarła
piechota i czeladź obozowa wycinając mołojców. Zginął
podobno sam Burłaj, aczkolwiek co do tego wydarzenia
zdania historyków są podzielone 8 . Powracająca z pogoni za
Kozakami jazda zwróciła się czołem ku idącemu Kozakowi
z pomocą Mrozowickiemu. Rozpętała się bitwa zwycięska
dla strony polskiej. Pod Mrozowickm ubito konia, a sam
pułkownik został ranny. Kozacy zostali rozbici i wycofali
się do swojego obozu.
„Był to gorący dzień, ale skończył się niemałą klęską
Kozaków. Leżał trup na trupie, w niektórych miejscach na
chłopa wysoko. W stawie zostało mnóstwo ciał ludzkich,
że później dla tych trupów i robactwa niepodobna było
brać wody i głęboko studnie kopać musiano" 9 .
Przez cały dzień 13 lipca odparli Polacy siedemnaście
szturmów i wygrali dwie bitwy w polu.
W nocy z wtorku na środę kopano nowe wały i przy-
gotowywano się do ewakuacji w obręb nowego obozu.
Stary b o w i e m był zbyt rozległy. Zauważył to Wiś-
niowiecki zaraz po przybyciu pod Zbaraż. Ze zdaniem
księcia zgadzał się Firlej. Kiedy wcześniej książę ze
swoją dywizją przekraczał bramę obozu wiedziano, że
na większe siły nie b y ł o co liczyć. Marzenia Firleja
o przybyciu króla wraz z armią prysły. Przygotowany na
dużą liczbę wojska obóz wymagał natychmiastowych
poprawek. Do kopania nowych wałów przystąpiono tuż
8
Problem śmierci Burtaja pod Zbarażem analizuje W. S e r c z y k, Na
płonącej Ukrainie, op. cit., s. 235-236.
9
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 80.
po naradzie z 9 lipca, czyli po przybyciu Jeremiego 1 0 .
Słuszne przypuszczenia regimentarzy i księcia potwier-
dził ostatni szturm. Długie wały trudno było obronić
stosunkowo małą liczbą wojska.
Prace trwały przez całą noc i dopiero o brzasku przenie-
siono się do mniejszego o połowę szańca 11. Nowy wał
przecinał stary obóz w ten sposób, że niedokończone wały
odcinka Firleja zostały porzucone. Zmniejszono tym spo-
sobem wschodni i zachodni bok obozu, co pozwoliło
skoncentrować wojska na mniejszym obwodzie.
W tym czasie kiedy czeladź jak i towarzysze spod
poważnych znaków kopali ramię w ramię nowe fortyfikacje,
Chmielnicki zrozumiał, że trudno będzie szturmem zdobyć
Zbaraż, postanowił rozpocząć regularne oblężenie. Otoczył
więc obóz półkolem szańców, baterii i taboru. Zajął drogi
ku Załoźcom i Wiśniowcu, wsie: Stary Zbaraż, Bazarzyńce,
Załuże oraz okoliczne wzgórza. Jednocześnie rozkazał
zbudować kilkanaście machin oblężniczych zwanych hulaj-
horodynami lub hulajgrodami, a po polsku czołgami,
„z grubych drewien zrobione, na kołach pomykające się,
między niemi we środku mosty dla przebywania fosy,
drabiny dla włażenia na wał [...]" 12 .
Nie zaprzestał jednak hetman kozacki prób zdobycia
okopu. 14 lipca przygotowano szturm na kwatery księcia
Jeremiego. Uderzono całą potęgą wojsk Chmielnickiego.
I tym razem podobnie jak dnia poprzedniego szturm
odparto, zadając Kozakom duże straty, po czym Kozacy
„ledwo nazad umknęli".
Po nieudanym szturmie chan tatarski postanowił spróbo-
wać układów. Pamiętał bowiem dobrze pierwsze chwile

10
J. W i d a c k i , op. cit., s. 171 i 178.
11 L. Kubala i W. T o m k i e w i c z twierdzili, że obóz zmniejszono o 1/3.
J. Widacki tymczasem pisze, że obóz zmniejszono o połowę ( K n i a ź
Jarema, s. 178.)
12
W. K o c h o w s k i, op. cit., s. 59.
walk, kiedy to na wyraźny rozkaz księcia zakazano strzelać
do ordyńców. Posłał więc do Wiśniowieckiego wezyra
Sefer Kazi agę. Obaj spotkali się w polu między pozycjami
wrogich wojsk. Tatar zbrojny w instrukcję swego pana
przywitał księcia tymi słowy: „Chcąc ciebie i twoich
wybawić, pokój wam ofiaruje od chana i kozackiej strony,
byleście się chanowi pokłonili i oręż mu złożyli". Kniaź
słysząc te słowa wpadł w gniew, ale po chwili uspokoił się,
a słysząc właśnie rozpoczynającą się kanonadę kozacką
odpowiedział chańskiemu posłowi: „Oto wasz bohatyr
Chmielnicki co robi: znać że w was dufa, a zatem i te
kondycje, które nam niby do pokoju podajecie, są niepewne,
bo on ich słuchać nie będzie, więc piszem jakby na wietrze.
Ale, jeżeli nam prawdziwie sprzyjacie, razem się na
Chmielnickiego z nami ruszcie, a wojsko jego zburzcie
— dopiero wam za to podziękujemy i przyjaźnią dobrą
odsłużymy" 13 . Sefer aga nie był zadowolony słysząc z ust
księcia propozycję zdrady Kozaka, zwrócił rozmowę na
inne tory. Tym razem książę nie widział sensu dalszej
dyskusji, obrócił się i odjechał do obozu.
Salwy kozackich dział i artylerii z polskich bastionów
nie przyniosły rozstrzygnięcia do wieczora. Następnego
dnia nie działo się nic szczególnego. Kozacy przygotowy-
wali się do kolejnych szturmów i prowadzili prace oblęż-
nicze. Oprócz wspomnianych wyżej robót, mołojcy kopali
aprosze, czyli wąskie rowy w ziemi kierujące się pod
kątem ostrym w stronę polskich umocnień. Tymi to
aproszami zbliżali się do stanowisk armii koronnej i ostrze-
liwali je z broni palnej lub łuków. Przy załamaniu każdej
linii rowów Kozacy stawiali szańce, na nie wtaczali armaty,
którymi bronili dalszych prac inżynieryjnych i ostrzeliwali
obrońców zbaraskich. Podobnie było 16 lipca. Spokój
przerwał wieczorny atak pułkowników Nebaby i Hładkiego.

13
W. T o m k i e w i c z , op. cit., s. 319.
Żaden z nich nie odniósł sukcesu i musiał wycofać się pod
ochronne skrzydła kozackiej artylerii.
Nad ranem, w sobotę 17 lipca, kiedy mgła pokrywała
jeszcze okolice Zbaraża, stojący na drodze do Załoźców
pułkownik kozacki Iwan Fedoreńko Bohun zbliżył się do
miasta. Przeszedł wał i zaczął wycinać ostrokół. Akcja
niewątpliwie powiodłaby się, gdyby nie jeden pachołek
idący do miasta po zakupy. Zobaczywszy co się dzieje,
wrócił co tchu do obozu i podniósł larum. Rzucili się zaraz
kto żyw: chłopi, czeladź, mieszczanie i szlachta do obrony
miasta, w którym, jak pamiętamy, znajdowała się studnia.
Tymczasem odgłosy walki zaalarmowały również Kozaków.
Zadymiły szańce i w stronę obozu poleciały kule. Jedno-
cześnie Kozacy rzucili się na pomoc swoim towarzyszom.
Bohun zaskoczony oporem mieszczan zaczął się cofać.
Wpadł na niego pułkownik Korf ze swoją piechotą i rozbił
ich 14 . Sam Bohun został ciężko ranny 15 .
Czy po rannych niepowodzeniach Kozacy rwali się do
szturmu, trudno powiedzieć. Ani Kubala, ani Serczyk nie
piszą nic o popołudniowych czy wieczornych walkach. Jan
Widacki w biografii Jeremiego Wiśniowieckiego nie
określa jasno swojego zdania zaznaczając, że „następny
szturm generalny nastąpił 19 lipca (wg niektórych źródeł
miało to być 17 lipca)". Z grona historyków tylko
Władysław Tomkiewicz jasno przytacza przebieg wyda-
rzeń, datując je na 17 lipca. Wydaje się, że autor oparł się
na Księdze pamiątniczej Michałowskiego, który nie wspo-
mina nic o szturmie z 19 lipca. W tym miejscu przytoczy-
my obydwa szturmy, które mimo podobieństw różnią się
szczegółami.

14
W. K o c h o w s k i , op. cit., s. 215; Diariusz obszerniejszy [w:] J.
M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 459.
15
Tożsamość Bohuna jest problematyczna. W źródłach opisujących
wydarzenia występuje jako Fedoreńko. Niektórzy historycy identyfikują
go z Iwanem Bohunem (patrz postscriptum).
Zatem „17 lipca przypuścili znowu Kozacy wielki atak
do kwater Wiśniowieckiego, prowadząc z sobą 14 nowo
zbudowanych hulajgrodów. Atak został odparty. Ludzie
księcia wypadli z okopów, hulajgrody popalili i spędzili
Kozaków z pola. Skoczyli w pomoc Tatarzy «ale od pól
pola znowu zręcznością księcia spędzeni, ledwo do swoich
trafili i tu szkodę znowu znaczną odniósłszy». Szturm ten
przyniósł Kozakom nową porażkę, martwili się zwłaszcza
z powodu utracenia machin oblężniczych" 16.
Niniejszy szturm jak i wyprawa Kozaka Bohuna uświa-
domiły po raz kolejny zresztą, że wały obozu zbaraskiego
były zbyt rozległe. Nie mniejszym zagrożeniem były
ciągle postępujące roboty oblężnicze kozackich inży-
nierów. Aprosze zbliżały się już do polskich wałów,
a artyleria kozacka stała niebezpiecznie blisko polskich
pozycji. W tej trudnej sytuacji zebrano się na naradę.
Wśród wielu różnych głosów pojawiły się zdania, aby
działa i piechotę zamknąć w zamku, a z samą jazdą
przedzierać się przez linie kozackie. Nim pierwsze sposoby
ewakuacji zaczęły regimentarzom kiełkować w głowie,
książę Wiśniowiecki uciął dysputy stanowczym veto,
argumentując przekonywająco: „Chyba skrzydła sobie
i koniom przyprawimy. A cóż się stanie z tymi, co
od koni odpadli? A czeladź nasza, a miasto, a chłopi,
którzy się pod opiekę naszą oddali? Cokolwiek bądź,
czy cześć nad życie, czy życie nad uczciwość prze-
niesiemy, jedno i drugie zachować możem tylko tu,
na tem miejscu, nie tracąc odwagi i wytrwałości" 17 .
Nie pierwszy raz zdanie księcia zaważyło na decyzji
regimentarzy. Szanując racje Wiśniowieckiego zdecydowa-
no się na usypanie nowego wału. Do pracy zabrano się
zaraz 18 lipca i pracowano bez przerwy dzień i noc do
16
W. T o m k i e w i c z , op. cit., s. 320.
17
K o c h o w s k i , op. cit., za: L. Kubala, Oblężenie Zbaraża, op.
cit., s. 8 1 - 8 2 .
następnego dnia. W nocy z 19 na 20 lipca zaplanowano
przeprowadzkę do nowych wysokich wałów.
Tymczasem Chmielnicki przygotowywał następny
szturm. Chytry hetman chciał wykorzystać moment prze-
noszenia polskich chorągwi do mniejszego obozu. Przed
północą dał rozkaz do szturmu. I tym razem największy
napór skierowano na kwatery księcia Wiśniowieckiego. 14
wysokich hulaj grodów toczyło się powoli w stronę polskich
szańców. Z tych wysokich wież bezkarnie strzelano do
zamkniętej w obozie polskiej załogi. Ci dwoili się i troili,
odpierając szturm za szturmem. Morze czemi zalewało
polskich obrońców, lecz ci niezmordowanie bronili się
dalej. Regimentarze znów zaczęli przemyśliwać o wycofa-
niu się do zamku, ale i tym razem Wiśniowiecki zabronił.
I kiedy Kozacy wdzierali się na wały, kiedy wypierali
z nich obrońców i wydawało się, że nadchodzą ostanie
chwile obrony, z nieba lunęły potoki wody. Bitwa została
przerwana. Kozacy wycofywali się do swoich szańców,
Tatarzy wracali do kosza, czyli obozu. Na pobojowisku
zostały stosy rannych, zabitych i hulajgrody, których Kozacy
nie zabrali z sobą. „Cała przestrzeń od taboru do obozu
stanęła jakby jedno wielkie jezioro, tu i ówdzie pięć stóp
głębokie"18.
Jednak nie na tym zakończyły się zmagania nocne. Jak
powiedziano, Kozacy pod ochroną nielicznej straży zo-
stawili unieruchomione w błocie blisko polskich szańców
hulajgrody. Okazja zniszczenia tej groźnej broni mogła
się już nie powtórzyć. Korzystając z ciemności nocy
i padającego deszczu wydał Wiśniowiecki rozkaz wycie-
czki. Z obozu wyszło 500 ludzi i cicho zakradło się do
nieprzyjacielskich pozycji. Niespodziewający się kontr-
ataku, zaskoczeni Kozacy nie stawiali oporu. Zdobyto
chorągwie i spalono wszystkie machiny. „Z podziwieniem
18
K o c h o w s k i , op. cit., za: L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op.
cit., s. 82.
wielkim w tak mokry czas przez noc te szturmy [hulaj-
grody — przypis K.Ś.] gorzały, do których ordy kilka-
dziesiąt tysięcy komunikiem skoczyło i precz Kozaków
pieszych naganiali, ale nasi i tym dali mężny opór" 19 .
Przygotował bowiem zawczasu książę chorągiew lekką
i dragonów, których w decydującym momencie wyprowa-
dził przed wał i uderzył na pędzącego przeciwnika. Ogień
dragońskich muszkietów i szarża jazdy pohamowały
zapędy Tatarów. Za Wiśniowieckim uderzyły chorągwie
Sobieskiego, Ostroroga i Sieniawskiego, powiększając
zamęt i straty w szeregach wroga. Tak się zakończył
dzień 19 lipca, dzień najzacieklejszego szturmu.
Rano następnego dnia rozpoczęto odwrót do nowego
obozu. Chmielnicki tym razem nie miał zamiaru prze-
szkadzać oblężonym w operacji. Przeciwnie, zaraz po
wycofaniu Polaków sam zajął ich dotychczasowy wał.
Do wieczora panował spokój, ale po zachodzie słońca
Kozacy znowu zaatakowali i tym razem nic nie wskórali.
Gdy pierwsze promienie oświetliły okolicę, załoga zbaraska
ujrzała wysoki wał okalający ich pozycje dookoła. Z tegoż
wału Kozacy rozpoczęli ostrzał majdanu polskiego obozu
tak intensywny, że trudno było znaleźć bezpieczne miejsce.
Musiano kopać pod wałem, czyniąc w miarę bezpieczną
zasłonę od nieprzyjacielskich kul.
Pod nawałą kul minęły dwa dni. W tym czasie Kozacy
postawili jeszcze dwa wyższe wały 20 . Z nich był „taki
prospekt do obozu, że i psa w obozie naszym zabijali" 21 .
Nieustanny ogień trwał jeszcze dwa dni, do 24 lipca. Przez
ten czas Kozacy próbowali minami zniszczyć polskie
umocnienia, ale wykopane tunele zasypywała obsypująca

19 Diariusz krótszy..., [w:] L. Kubala, Oblężenie Zbaraża, op. cit.,


s. 117.
20
Pisze o tym Kubala powołując się na Diariusz krótszy..., s. 82, 117.
21
Diariusz krótszy... [w:] L. Kubala, Oblężenie Zbaraża, op. cit.,
s. 117.
się ziemia. Aby udaremnić kozackie zamiary, Polacy
stawiali na wałach beczki z wodą. Chlupiąca i ruszająca się
woda demaskowała nieprzyjacielskie roboty. Wówczas to
wychodziła z obozu wycieczka, przepędzała Kozaków
i niszczyła minę.
W sobotę 23 lipca do Chmielnickiego przybył trębacz
z listami nakłaniającymi Kozaków do wierności dla
Rzeczypospolitej. Pomimo dobrego przyjęcia posłowi
nie udało się nakłonić Kozaków do posłuszeństwa. Toteż
gdy tylko wrócił do obozu zbaraskiego od strony ko-
zackiej poleciały kule. Dopiero następnego dnia zde-
cydowano się podjąć rozmowy. Kozacy zaczęli wołać
w stronę polskich pozycji, aby zaprzestano strzelać.
Czyniąc zadość hetmańskiemu żądaniu do kozackiego
obozu wysłano rotmistrza Mikołaja Zaćwilichowskiego
i chorążego Mikołaja Kisiela. Obaj posłowie byli wy-
znania prawosławnego.
Zaćwilichowski próbował nakłonić Kozaka do chwilo-
wego zawieszenia broni i posłuszeństwa wobec Rzeczypos-
politej. W odpowiedzi Chmielnicki przedstawił krzywdy
doznane przez Kozaków i... zaczął namawiać Zaćwilichow-
skiego do pozostania wśród Kozaków. Rotmistrz oburzony
taką propozycją zawrócił do Zbaraża.
Kiedy Zaćwilichowski konferował z Chmielnickim, żoł-
nierze obu walczących stron, szlachta i chłopstwo wyszli
ze swoich kryjówek i prowadzili przyjacielskie dyskusje.
Pytano się o znajomych, o wieści z rodzinnych stron,
niektórzy częstowali Kozaków tabaką.
Minęły trzy dni i z obozu polskiego wyjechał następny
posłaniec. Tym razem był to Stanisław Janicki, szlachcic
znający język tatarski. I wysłano go właśnie do chana.
Janicki miał nakłonić Islam Gereja do odstąpienia od
oblężenia lub nawet do połączenia się z Polakami przeciw
Kozakom. Takie warunki nie przypadły chanowi do gustu,
który w odpowiedzi zagroził obrońcom, że jeśli się nie
poddadzą, to „wywlecze ich za łeb" 22 . Rozmowy utknęły.
Janicki wrócił do obozu z niczym. Po jego powrocie
zdecydowano się kolejny raz zmniejszyć obóz. Nie zwle-
kając zabrano się do pracy.
Rankiem Tatarzy wyszli przed wał, demonstrując swoją
siłę. Część z nich udała ucieczkę, by wywabić jazdę polską
z obozu, cześć uderzyła na okopy. Jednak nieporadni
podczas oblężenia Tatarzy nic nie uzyskawszy, wrócili
z powrotem do kosza pogonieni salwami koronnej artylerii.
Aby pognębić oblężonych, Kozacy łapali się różnych
sposobów. „W ostatku chłopów dwóch miejskich, którzy
tam byli między nimi przysłali, aby cicho zapalili miasto,
ale to postrzeżono i tych chłopów w sekwestr [areszt]
pobrano" 23 . Próbowali również Kozacy rozkopać groble
i osuszyć staw. To znowu spróbowali zalać polski obóz.
Nic jednak nie wyszło z tych zamiarów. Nie powiodła się
też próba nastraszenia obrońców zgrają przebranych za
janczarów Kozaków. Na koniec „czarami nadrabiano, ale
i te za egzorcyzmami naszych kapłanów nie szkodziły.
Strzelali z dział kłębkami z nici na opak zawinionymi,
czyli chcąc tabor zapalić, czyli nas oczarować" 24 .
Kiedy Tatarzy „zapraszali" na harce polską jazdę, chan
zdecydował się na rozmowy z Polakami. Kazał więc
napisać wezyrowi list, w którym zapewniał o chęci pośred-
niczenia w pokoju między Chmielnickim a oblężonymi,
pod warunkiem jednak, że Wiśniowiecki i Koniecpolski
będą go o to prosić. Dla omówienia szczegółów wyjechał
do chana Janicki, ten sam, który składał wizytę w chańskim
namiocie dwa dni wcześniej. Jakież było zdziwienie posła,
gdy po wymianie uprzejmości usłyszał z ust chana prze-
strogę, aby się obrońcy poddali „bo jutro będziecie kęsim".
„Już nam trzy niedziele ten sąd Boży obiecujecie, a nic, po
22
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 451.
23
Tamże, s. 452.
24
Tamże, s. 452.
staremu i jutro nam za łaską bożą nie będzie, a kto po naszą
głowę przyjdzie, ten i swoją przyniesie" 25 . Tak miał
odpowiedzieć chanowi Janicki. Te słowa sprowadziły chana
na ziemię, bo innym już tonem zaproponował spotkanie
z księciem Wiśniowieckim. Chciał jednak przy tym, aby go
o wizycie księcia uprzedzono, bo — jak mówił — chciał
na jego spotkanie wysłać wszystkich swoich murzów. Z tą
wiadomością wracał Janicki do regimentarzy. Odprowadzał
go szlachcic wzięty do niewoli tatarskiej nad Żółtymi
Wodami i wykupiony przez Chmielnickiego za jedną
kobyłę, Jan Wyhowski, przyszły hetman kozacki, zwolennik
przymierza z Polską.
Nocą z 28 na 29 lipca wyszła z obozu polskiego
wycieczka w sile 12 towarzyszy. Cichutko i niepostrzeżenie
podkradli się pod kozackie wały, w miejscu gdzie trzech
mołojców grało w karty. Niespodziewana wizyta zakończyła
się pełnym sukcesem. Dwóch Kozaków zabito, a trzeciego,
niejakiego Hryćka z Czehryna pojmano żywcem. Jak
wartościowy był to jeniec, miało się okazać jeszcze tej
samej nocy, podczas przesłuchania.
Ów niefortunny hazardzista zeznał, że przygotowano
pułapkę, w którą miał wpaść książę Jeremi, gdyby przybył
do chana. Chan bowiem nie zamierzał puścić Wiśniowiec-
kiego z powrotem do obozu. Oprócz niniejszej wiadomości
doniósł jeszcze Hryćko o marszu wojsk litewskich w dół
Dniepru i obawach Zaporożców z tym związanych. Oba-
wiali się też Kozacy rychłego przybycia króla. Wysyłano
nawet podjazdy, aby dowiedzieć się czegoś o marszu
królewskim, ale bez rezultatu. Niemniej jednak na samą
wieść o zbliżaniu Jana Kazimierza czerń pomału zaczęła
uchodzić z obozu 26 .
Na drugi dzień przed wezyrem zjawił się nie Wiśniowiec-
ki, lecz Janicki z oznajmieniem, że księciu jak i innym
25
Tamże, s. 4 5 3 .
26
Tamże, s. 454.
dowódcom nie wolno wyjść z obozu, a to przez respek-
towanie praw wojennych. Sam Janicki zaofiarował się
pośredniczyć w rozmowach, przekazując regimentarzom
i księciu Jeremiemu relację ze spotkania z chanem. Wezyr
nie przystał na te warunki 27 .
Tego dnia nie przystąpili Kozacy do szturmu. Nie
siedzieli jednak spokojnie w szańcach. Czasami rozlegały
się strzały z broni ręcznej, to z jednej, to z drugiej strony.
Czasami wystrzelono z działa. Toczono też potyczki
słowne. Kozacy drwiąc ze szlachty pytali: „Czemu to
panowie nic nie karzecie robić poddanym waszym? Już rok
mija, lato schodzi, a jeszcze czynsze i dziesięcina z bydła
nie wybrana". Polacy odpowiadali, że Kozacy wprawdzie
mają teraz wolne, ale wnet odrobią zaległości, sypiąc
księciu Jeremiemu groble na Dnieprze. Zapewniali, że
czynsz wybierze zbliżająca się już do Kijowa armia
litewska, a dziesięciny wezmą Tatarzy, zabierając żony
i dzieci mołojców w jasyr 28 . Na tym podobnych roz-
mowach zszedł dzień 29 lipca. Dzień spokojny, w którym
zmęczone walkami wojsko polskie znalazło chwile wy-
tchnienia.
Zachęceni powodzeniem ostatniej wycieczki, nocą z 29
na 30 lipca wyszli Polacy zza wałów w większej niż
ostatnio sile. Tym razem Kozacy byli czujni, wycieczka się
nie udała. Niefortunnych harcowników rozbito, a wśród
zaginionych znalazło się 30 towarzyszy 29 .
Tymczasem prace przy nowym obozie dobiegały końca.
Tym razem usypano wyższe wały, a fosę wykopano na
9 - 1 5 stóp głębokości i 15 stóp szerokości. Tymi fortyfika-
cjami otoczono miasto od strony rzeki Gniezny w ten
sposób, by wały dochodziły do bastionów zamku. Zamek
zaś zasłaniał miasto i obóz.
27
L. K u b a l a. Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 84.
28
Tamże, s. 84.
29
J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 454.
Nie był on jeszcze jednak skończony, kiedy w piątek
rano (30 VII) zarządzono trzecią podczas tego oblężenia
przeprowadzkę. Aby zabezpieczyć odwrót, na starych
fortyfikacjach pozostawiono po 15 ludzi z każdej chorągwi.
Gdy Kozacy zauważyli polski manewr, przystąpili do
szturmu. Piechota uderzyła na Kozaków i walcząc ręczną
bronią i kolbami „bo nie było czasu nabijać", wyparli
napastników, ponosząc jednak ciężkie straty.
Chmielnicki rozkazał zająć stary polski wał, zatoczyć
armaty i rozpocząć sypanie nowych szańców. Pod osłoną
ognia artylerii Kozacy uporali się z zadaniem w ciągu
trzech godzin. Nowy, wysoki wał stał około 30 kroków od
polskich pozycji 30 .
Stosunkowo niewielkie rozmiary nowego okopu, który
był zaledwie 1/10 pierwotnych fortyfikacji, zmusiły regi-
mentarzy do zmiany rozlokowania chorągwi. „Przyjemski
ze swą piechotą bronił pozycji nad stawem, przy dolnej
bramie zamkowej znajdowało się stanowisko piechoty
Rozrażewskiego, dalej wałowej kurtyny bronili «żołnierze
wielkopolscy», rawelin i flankę wału obsadzili żołnierze
z chorągwi Firleja, następnie w kolejności stanowiska
obsadzały chorągwie Koniecpolskiego i wojsko kwarciane,
chorągwie Sieniawskiego, Ostroroga, Sobieskiego, chorąg-
wie książąt Wiśniowieckich i Zamoyskiego. Przygródka
bronił Bobrowski z Kalinowskim, przy nich dragonia
i piechota łanowa. Miasta bronił Lanckoroński ze swym
pułkiem, regimentem cudzoziemskiej piechoty Korfa i pie-
chotą łanową 31 .
Ostatniego dnia lipca rzucili się Kozacy do szturmu na
nowe umocnienia. Atak był tak gwałtowny, że udało im się
wedrzeć na wały. Na szczęście kasztelan Firlej wraz z Lanc-
korońskim odrzucili nieprzyjaciela, czyniąc mu duże szkody.
30
L . K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 84., W. S e r c z y k. Na
płonącej Ukrainie, op. cit., s. 241.
31
J. W i d a c k i , op. cit., s. 184.
Minął lipiec. Okopy, które Chmielnicki planował zdobyć
pierwszym szturmem, broniły się już trzy tygodnie. Mimo
dużych strat, wycofywania się do coraz mniejszych
okopów, opór nie słabł. Lecz wysiłek jaki włożyli obrońcy
w odpieranie dotychczasowych ataków potęgowały głód,
brak wody, choroby i zmęczenie. Gdy skończyły się
skromne racje żywnościowe zaczęto jeść konie, których
wiele padało od kul armatnich, a nawet psy. Zdarzały się
walki o marne kawałki mięsa między czeladzią, a nawet
regularnym wojskiem. Zamknięta w mieście ludność
chłopska i mieszczanie była w jeszcze gorszej sytuacji.
Drożyzna nie pozwalała im, ubogim ludziom na kupno
jadła. Stąd powodowani głodem postanowili opuścić
miasto. Zgodzono się. Na ich prośbę wypuszczono około
4000 mężczyzn, kobiet i dzieci. Natychmiast otoczyli ich
Tatarzy. Zdrowych i silnych wzięli w jasyr, resztę wycięli.
Gdy po raz drugi chciano wypuścić chłopów sprzeciwił się
temu Wiśniowiecki. Rozkazał żywić ich z resztek woj-
skowych racji.
Nie mniejsze problemy były z czystą wodą. Jedna
miejska studnia nie była w stanie zaopatrzyć tak dużej
masy ludzi i koni. Zaczęto więc korzystać z wody
ze stawu. Ta jednak nie była czysta, a to z powodu
rozkładających się tam trupów. Niemniej jednak pragnienie
było większe niż poczucie higieny. Skutki mogły być
tylko jedne. Wielu żołnierzy zapadło na choleropodobną
biegunkę 32 . Chorzy i ranni wypełnili zamkowy lazaret.
Coraz częściej też bywał przy nich ktoś z dowództwa.
A to przynoszono żywność, a to obdarowywano na-
grodami. Pilnowano przy tym, by cyrulicy wypełniali
swoje obowiązki.
Głodni, spragnieni, chorzy i wycieńczeni psychicznie
żołnierze nie mieli czasu ani okazji do wypoczynku.

32 Tamże, s. 184.
Skromna ich liczba musiała cały czas czuwać przy wałach.
Krótkie, brutalnie przerywane chwile snu nie mogły po-
krzepić obrońców. Toteż zdarzały się próby dezercji
i ucieczki z obozu. Żołnierzy nie powstrzymywały przed
dezercją kary (odcinanie rąk i nóg) ani mordowanie ich
przez Kozaków. W utrzymaniu dyscypliny pomagała po-
stawa dowódców, przykład jaki dawali Wiśniowiecki, Firlej,
stary Ostroróg, starosta krasnostawski Marek Sobieski
i wielu innych. Trzymała też obrońców nadzieja przybycia
króla z odsieczą. Lecz mimo zapewnień dowódców, że król
lada dzień stanie pod Zbarażem, ta nadzieja z każdym
dniem była mniejsza...
Przyszedł sierpień, a wraz z nim szturm spojonych
gorzałką mołojców. Uparty Chmielnicki chciał jak najszyb-
ciej zakończyć oblężenie. Lecz i tym razem mimo brawu-
rowych ataków przeważnie na kwatery księcia Jeremiego
szturm nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Tego dnia
książę Jeremi po raz pierwszy użył granatów ręcznych,
nieznanych Kozakom. Nowa broń przeraziła mołojców.
Wały zostały obronione przy znacznych stratach kozackich.
Postanowił więc hetman innym sposobem pognębić ob-
lężonych.
2 sierpnia stanął pod zbaraskim wałem posłaniec het-
mana Chmielnickiego z listem do księcia Jeremiego.
Oprócz listu przysłał również hetman list Jeremiego
do króla, znaleziony przy posłańcu złapanym pod Lwo-
wem. Straże zaprowadziły posła do kwatery książęcej.
Tam zostawiwszy list, sam się oddalił.
Treść dopisku pod listem Chmielnickiego wyjaśniała
skąd się znalazło w kozackich rękach pismo Jeremiego.
„List ten wraz z posłańcem trzy mile ode Lwowa pojmano.
Posłańcowi szyję ucięto, a list WKsMci w całości od-
syłam". Pisał też hetman, że na próżno Polacy czekają
króla, który „bez umu nie jest, aby lud swój nierozsądnie
tracił. [...] JKMć lepiej to upatruje, że się nas sam
ku sobie doczeka, z którym my zgodę pewną i umowę
zawrzeć możemy" 33 .
Gdy Wiśniowiecki czytał list, posłaniec opuściwszy
kwaterę Jeremiego wykonywał zadanie, dla którego przysłał
go Chmielnicki. Miał bowiem namówić piechotę niemiecką
do przejścia na stronę kozacką. W tym celu zakręcił się
obok oddziału piechoty cudzoziemskiej i oddał list hetmań-
ski chorążemu piechoty Korfa. Ten natychmiast przekazał
go swemu pułkownikowi, który z kolei zjawił się z listem
w kwaterze księcia Jeremiego. Misja się nie udała. Ale
zanim posłaniec wrócił, dano mu książęcy list z od-
powiedzią:
„MP. Hetmanie, lubo nie list, ale kartkę oddano mi od
WM., ja listem odpisuję, dziwiąc się, skąd taka niechęć
do mnie, żeś i posłańca mego zabić rozkazał i mnie
listem przyzwoitym nie obesłałeś. Wspominając o prze-
szłości, miałbyś W M . wiele powodów pamiętać i być
wdzięcznym za łaski i dobrodziejstwa moje. Nie było się
też chlubić z czego, żeś WM. posłańca stracić kazał, bo
to tyrański obyczaj i wszystkim narodom pod słońcem
obrzydliwy. Pomnieć trzeba, że kogo z niska fortuna
wynosi, to na to powszechnie, aby ciężej upadł. Z a c z e m
i Wmści na to oglądać się potrzeba, aby szczęście nie
opuściło. A czas by już obaczyć się: Boży naprzód,
a potem królewski majestat przejednać, a tę krew chrześ-
cijańską przeciw nieprzyjaciołom Krzyża świętego cho-
wać, a nie wylewać j e j na pociechę obcym. To ja, jakom
z przodków moich wojsku zaporoskiemu życzliwy, piszę
i życzę i pomagać gotów jestem. A lubo mnie, WM.
nieżyczliwym zowiesz przyjacielem, uznasz inaczej,
kiedy się wiernym Panu i Rzeczypospolitej pokażesz.
Jakoż po wszystkich plagach Bożych do tego przyjść
musi, bo niepodobna, abyś W M . zwojował króla, który
33
List Chmielnickiego do króla [w:] L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża,
op. cit., s. 85.
dotychczas nie mieczem, ale łaskawością chciał zwycię-
żać. Złe przeprawy nie przeszkodzą mu przysłać posił-
ków, kiedy j a k o monarcha z całą ruszy potęgą, bo i W M .
nie wszystkie listy przejmujesz, jakie od nas do króla
idą. I to się nie godzi, żeś uniwersał posłał na zbun-
towanie wojska cudzoziemskiego. Nie d o k a ż e tego nikt,
aby ich od poprzysiężonej wiary oderwał, a między nimi
większa część jest takich, co nie zwykli nigdy zdradzać.
List ten do cudzoziemców pisany, jako niepotrzebny
odsyłam, a jeślibyś WM. miał co więźniów ze Lwowa
wziętych, proszę racz mi oznajmić, gotowy okup dam za
nich — wszkżeś WM. pisał w swej karcie, że aż za
Lwowem moje listy przejęto. Żeś WM. w mojem Za-
dnieprskiem państwie spustoszenia przestrzegał, słusznieś
to uczynił, bo stamtąd wojsko zaporoskie tak od przod-
ków moich, jak i ode mnie, wiele dobrodziejstw odnosiło
i odnosić będzie po uspokojeniu Rzeczypospolitej. Pod-
danych moich WM. upewnij, że z łaski mojej ukonten-
towanie odnosić będą. Nie mam im za złe, że się do
wojska WM. udali — musieli podobno. Jednak abyś ich
WM. przy sobie nie trzymał, ale do domu odprawił,
pilno żądam. Co ja zechcę odwdzięczyć czasu swego.
WM. życzliwy przyjaciel.
Hier. Xże na Wiśniowcu i Lubniach,
wojewoda ruski" 34
List trafił do Chmielnickiego jeszcze tego samego dnia.
Hetman nie przejmował się zapewne uwagami księcia
Jeremiego. Przez trzy dni, tj. 3, 4 i 5 sierpnia nie
organizował też żadnych szturmów. Owszem, strzelano
z dział, ale był to już dla oblężonych chleb powszedni.
Tymczasem za radą Firleja i Wiśniowieckiego nocą oświet-
lano przedpole obozu zapalonymi maźnicami. Pomysł,
którego jak dotąd podczas żadnej wojny nie wykorzystano,
34
List Jeremiego do Chmielnickiego, [w:] L. K u b a l a , Oblężenie
Zbaraża, op. cit., s. 85-86.
pozwolił obserwować ruchy pułków kozackich i w porę im
przeciwdziałać 35 .
Jakie zamiary kierowały Wiśniowieckim, zadającym sobie
trud napisania tak obszernego listu, nie jest wiadome. Książę
zdawał sobie zapewne sprawę, że ani nie nawróci Chmielnic-
kiego ku miłości dla Rzeczypospolitej, ani nie pchnie go na
Tatarów. W takim razie musiał liczyć na przedłużenie
przerwy w boju, co dla obrońców było na wagę złota. Albo...
Prof. Widacki uważa, że w tym samym czasie kiedy
kozacki poseł wyjeżdżał ze Zbaraża, wychodził z niego
również niezauważony przez nikogo posłaniec do króla,
Mikołaj Skrzetuski. Z tym zdaniem zgadza się również
prof. Serczyk.
Nie wiadomo kiedy dokładnie Skrzetuski opuścił Zbaraż.
Wiemy natomiast, że u króla w Toporowie pojawił się
6 lub 7 sierpnia. Szedł więc cztery lub pięć dni. Przez ten
czas musiał przejść 9 mil, czyli około 46 kilometrów. Mógł
też wyjść Skrzetuski następnego dnia. Za tezą tą przemawia
wydarzenie z 3 sierpnia.
Tego dnia bowiem doszło do spotkania, którego skutki
były znamienne dla obrońców. Zeszło się wówczas nad
stawem dwóch Żydów. Jeden z nich mieszkał w Zbarażu,
drugi w kozackim obozie. Wywiązała się między nimi
rozmowa. Ów „kozacki" Żyd opowiadał o walkach z woj-
skiem litewskim na północy Ukrainy, o związanych z tym
lękach kozackich. Kozacy i czerń, mówił Żyd, niecierpliwie
siedzieli pod Zbarażem już od kilkunastu dni. Wiadomości
z Ukrainy nie napawały optymizmem i coraz więcej
mołojców i chłopów myślało o zaniechaniu oblężenia
i ratowaniu swoich rodzin. Ale najważniejsza była infor-
macja o zbliżaniu się króla 36 .
Kiedy za pośrednictwem oficerów wiadomość o zbliżaniu
się króla dotarła do regimentarzy i księcia Jeremiego,
35
L. K u b a 1 a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 86.
36
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 458.
postanowiono je sprawdzić. W tym celu zaplanowano na
najbliższą noc (3 VIII) wycieczkę. Czy celem tej wycie-
czki było tylko potwierdzenie wiadomości? Może to
właśnie ona miała zająć Kozaków, a tymczasem nie
niepokojony szczególnie posłaniec przedarłby się przez
kozackie linie. Nie dowiemy się jednak o tym, bo
wycieczka nie doszła do skutku. Czy mimo to Skrzetuski
wyszedł ze Zbaraża? Jeżeli nie zrobił tego do tej pory,
zapewne tak.
Mikołaj Skrzetuski, towarzysz chorągwi pancernej,
był Wielkopolaninem. Urodził się najprawdopodobniej
w 1610 roku. Na Ukrainę dotarł jak wielu młodych
przedstawicieli szlachty w poszukiwaniu chleba. Tam
zamieszkał w Chwastowie, małym miasteczku, niedaleko
Kijowa. W tym też mniej więcej czasie, a były to
lata trzydzieste, trafił do wojska. Walczył przeciw po-
wstańcom w 1638 i 1648 roku. Wraz z chorągwią
pancerną znalazł się w oblężonym Zbarażu 37 .
Po zmroku 2 lub 3 sierpnia zaopatrzony w listy do króla
spuścił się do zbaraskiego stawu. Przebrany w chłopskie
ubrania, w kierpcach i narzuconym na ramiona kocu,
pomału okrążył staw, więcej się czołgając po jego zaroś-
niętym wysokimi szuwarami i trawą brzegu niż płynąc.
Tak dotarł do pobliskich Załoźców. Wieś zajmowali Koza-
cy. Musiał więc Skrzetuski ominąć ich pozycje, w czym
miało mu właśnie pomóc chłopskie przebranie. Wśród mas
czerni trudno było rozpoznać podobnego do nich ubiorem
szlachcica. W tym przebraniu spoczywała nadzieja nie
tylko Skrzetuskiego, ale kilku tysięcy obrońców. Czy
przedzierał się przez linie kozackie z pomocą swoich
pachołków 38 , czy sam, źródła nie mówią jednoznacznie.
Mimo pewnych wątpliwości relacja poety Samuela ze
Skrzypny Twardowskiego wydaje się wiarygodna:
37
M. K o s m a n , Skrzetuski w historii i legendzie, Poznań 1989.
38
M . K o s m a n , Na tropie bohaterów Trylogii, Warszawa 1986, s. 280.
...Tedy sią obierze
Z pod chorągwi towarzysz, że w prostym ubierze
Płuliatera jednego czuhaj wziąwszy ruski
I guńką i postoły, niejaki Skrzetuski
Drogi sią tej podejmie i od wodzów listy
Owe weźmie. Toż w nocy tedy przezroczysty
W staw najpierw przyległy śnuało sią ochynie
Z tymi, że szcząśliwie (dziwna rzecz) przepłynie
Niemniej nie zmoczonymi, po trawach czołgając
I szczero prawdziwego Rusina kłaniając
Dobierze sią Załoziec, stamtąd pójdzie dalej...39
Dalej, czyli w stronę Toporowa. Unikając patroli kozac-
kich, idąc przez gesty las żywił się Skrzetuski czym mógł,
a o żywność, nawet tę najlichszą w objętym wojną kraju,
nie było łatwo. A jednak mimo przeciwności losu, szczęście
go nie opuściło. Po kilku dniach tułaczki spotkał podjazd
wojsk koronnych. Wraz z nimi trafił do kwatery królewskiej
w Toporowie.
Przed Janem Kazimierzem stanął wynędzniały i brudny,
okryty strzępami ubrań, głodny, ledwie trzymający się na
nogach towarzysz Mikołaj Skrzetuski.

39 S. T w a r d o w s k i , Wojna domowa..., cyt. za: J. W i d a c k i , op. cit.,


s. 187.
WYPRAWA ZBOROWSKA

Aby dowiedzieć się, jakie wydarzenia poprzedziły przybycie


armii królewskiej do Toporowa, musimy cofnąć się do dnia
3 lipca. Wówczas Jan Kazimierz witany przez starostę
lubelskiego, którym był Jerzy Ossoliński, wjechał do
Lublina. W mieście monarcha spędził dwa tygodnie. Czas
ten wypełniły mu obowiązki związane z najbardziej palą-
cymi sprawami. Przyjął więc w skład armii 300 ludzi
przyprowadzonych przez kanclerza, 16 chorągwi jazdy
i piechotę podkanclerzego litewskiego, Kazimierza Leona
Sapiehy. Gościł posła weneckiego Giovanniego Contarinie-
go z wiadomością o klęsce floty tureckiej w bitwie
z okrętami weneckimi. Wiadomość przyniesiona przez
posła napełniła nadzieją króla i dostojników królestwa.
Rysowała się szansa, że wobec niepowodzeń na froncie
weneckim, Porta będzie zmuszona odwołać Tatarów z Ukra-
iny, a to jak najbardziej pasowałoby Janowi Kazimierzowi
i Ossolińskiemu. Poseł namawiał usilnie króla do rozpo-
częcia wojny ze słabą Turcją, która, jak donosił, po-
trzebowała pomocy chana. Relacje poselskie umocniły
monarchę i kanclerza w przeświadczeniu, że chan pod-
porządkuje się żądaniom sułtana i stawi się u jego boku.
Zatem, rozumował Ossoliński, Tatarów na Ukrainie nie
będzie, a tym samym wzrosną szanse zwycięstwa. Podobny
tok myślenia przyjął Jan Kazimierz 1.
Zapewne informacje uzyskane od weneckiego posła
zaważyły na decyzji, by nie zwoływać pospolitego ruszenia.
Faktem jest, że zarówno kanclerz jak i król na razie nie
brali takiej możliwości pod uwagę. Tłumaczyli później, że
bali się okazać krajom sąsiedzkim słabość Rzeczypospolitej,
a ponadto wątpili w efektywność szlacheckiego wojska.
Postanowili oprzeć się na wojsku zaciężnym, głównie
cudzoziemskim oraz prywatnych wojskach magnatów 2 .
W przekonaniu króla rozprawa z Chmielnickim nie miała
być krwawa. Przeciwnie, sądzono, że obecność króla
wystarczy do zastraszenia hetmana kozackiego, „a bunt jak
śnieg od słonecznych promieni pańskiego majestatu
stopnieje i u nóg królewskich się rozpłynie" 3 . Jednak
później od tej decyzji odstąpiono. Sytuacja zmusiła
króla do zebrania szlachty.
Oprócz posła weneckiego przyjęto wysłannika Rako-
czego, który w liście zapewniał o przyjaźni względem Jana
Kazimierza i obiecywał nie podejmować żadnej współpracy
z Chmielnickim, a to ze względu na bezpieczeństwo
granic 4 . Zjawił się również w Lublinie poseł regimentarza
Firleja z doniesieniem o wydarzeniach na Ukrainie. Jak
wiadomo Firlej odrzucił rozkaz królewski założenia obozu
w Konstantynowie i powiadomił króla o wycofaniu się do
Zbaraża. Gorzka odpowiedź królewska, wyrzucająca regi-
mentarzowi nieposłuszeństwo i pretensje o utratę 4000
ludzi bez bitwy, wzmogła tylko wzajemne uprzedzenia
i zarzuty. Monarcha tymczasem ogłosił trzecie wici, na-
kazując szlachcie zebrać się na popis na dzień 11 sierpnia.
Natomiast szlachtę województw: lubelskiego, ruskiego
1
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 89.
2
Tamże, s. 88.
3
Tamże, s. 89.
4
W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 307.
i bełskiego wzywał pod swoje rozkazy natychmiast. Rów-
nocześnie wysłał list do hetmana litewskiego Janusza
Radziwiłła rozkazując mu uderzyć na Kozaków od północy
i kierować się na Kijów. Pisząc niniejszy list, król zdecy-
dował się już wyruszyć na Ukrainę do obozu regimentarzy.
Minęły jednak następne cztery dni, zanim 17 lipca Jan
Kazimierz opuścił Lublin. Wraz z nim maszerowało około
5000 żołnierzy.
Pięć dni wcześniej niespodziewanie zjawił się u Zyg-
munta Denhoffa, starosty sokalskiego, Daniel Czapliński,
starosta czehryński, zdaniem wielu cassus belli wojny
kozackiej. Czapliński, jako pierwszy przedarł się z ob-
lężonego Zbaraża i porwawszy po drodze Tatara, przyga-
lopował z nim do Brodów. Tam zdał relację z sytuacji
oblężonej armii. Wyczyn starosty, mimo że wymagał
odwagi, nie był tak karkołomny, jak wyprawa Skrzetus-
kiego. Czapliński opuszczał Zbaraż jeszcze przed nadciąg-
nięciem głównych sił hetmana, czyli około 10-11 lipca.
Wówczas ani trakty, ani drogi nie były jeszcze strzeżone
przez Kozaków. Niemniej jednak w razie złapania groziła
mu niechybnie śmierć. Czapliński jak wiadomo był naj-
większym osobistym wrogiem Chmielnickiego.
Jan Kazimierz dowiedział się o oblężeniu Zbaraża
w trzecim dniu marszu, 19 lipca, pod Krasnymstawem.
Tam też do armii królewskiej dołączyły następne chorągwie.
Wojewoda pomorski, Ludwik Weyher przysłał sześciuset
piechurów uszykowanych na wzór niemiecki, starosta
kałuski, Jan Zamoyski kilkaset pieszych i konnych. Oprócz
tego w Beresteczku stali Zygmunt Przyjemski, Jan Sobieski
i Zygmunt Denhoff w sile dwóch tysięcy. Podobnym
liczebnie wojskiem dowodził znajdujący się w Targowicy
książę Samuel Korecki.
Pod Zamościem przyprowadzono czterech jeńców, którzy
zeznali, że przy Chmielnickim jest chan. Nie wierzono
jednak słowom zatrzymanych Kozaków. Mimo to, na
usilne nalegania podkanclerzego litewskiego Sapiehy, król
zrezygnował z popisu szlachty i kazał jej jak najprędzej
stawić się pod królewskie rozkazy. Niemniej jednak wieści
przychodzące do królewskiego obozu były niejasne i sprzecz-
ne. Król, Ossoliński i rada nie wiedzieli co czynić.
Donoszono o rozgromieniu przez Wiśniowieckiego 40 000
Kozaków. To znowu ktoś zapewniał, że chan jest z 20 000
ordą. Inni znowu nic pewnego o chanie powiedzieć nie
umieli. Dwóch pojmanych przez ludzi księcia Zasławskiego
Tatarów potwierdziło wiadomości o obecności chana w obo-
zie Chmielnickiego. Tym jednak nie wierzono, uznając ich
za bardzo głupich 5 . Wreszcie po kilku następnych dniach
przywieziono pod Sokal, gdzie znajdował się król, jeńców,
którzy przyznali, że chan jest pod Zbarażem, a ponadto
opowiedzieli o toczonych tam walkach.
Jan Kazimierz zebrał dostojników na naradę, która odbyła
się w klasztorze Bernardynów. Zastanawiano się, czy zostać
między Sokalem i Lwowem i tu czekać na pospolite
ruszenie, czy z siłą, którą monarcha miał pod bokiem
uderzyć na Chmielnickiego. Większość opowiedziała się za
pozostaniem na miejscu. Jan Kazimierz wsparty zdaniem
kanclerza zdecydował się jednak wyjść Kozakom na-
przeciw. Podczas narady generał artylerii Krzysztof Ar-
ciszewski zadał ważne i rozsądne pytanie: „co będziem
czynić, gdy nieprzyjaciel osadziwszy tamtych pod Zbara-
żem, przyjdzie przeciwko nam komunikiem i nas osadzi,
którzy idziemy z motyką na słońce? — Dałby to Bóg".
— odpowiedział kanclerz Ossoliński, nie podejmując dalszej
rozmowy 6 . Król argumentował swoje zdanie przede wszy-
stkim pewnością, że przy Chmielnickim nie ma chana wraz
z potężną ordą. Gdyby byli, przekonywał Jan Kazimierz,
ich zagony dochodziłyby już do województwa ruskiego.
Argumenty króla opierały się tylko na tych relacjach, które
5
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 90.
6
L. K u b a l a, Jerzy Ossoliński, Lwów 1883, s. 298.
zgadzały się z jego planami, relacji o pobycie chana
przy Chmielnickim nie brał za poważne. Poza tym,
król wierzył w sukces wojsk litewskich, które w czasie
sokalskiej narady pędziły na spotkanie nieprzyjaciela.
W decyzji umocnił Jana Kazimierza kanclerz zapew-
niający, że na wieść o zbliżaniu się króla Chmielnicki
się ukorzy, a miasta ruskie poddadzą 7 . Złapany jeniec
kozacki zapewniał króla, że Chmielnicki z nielicznym
zresztą wojskiem stoi pod Zbarażem, a przy tym obawia
się Radziwiłła. Nie zauważył jednak ani król, ani nikt
z jego doradców, że o wiele więcej wiadomości było
zgoła przeciwnych. Te mówiły nie tylko o chanie, ale
o licznych ordach. Nie wierzono w te informacje, bo
nie chciano wierzyć, każdy, poczynając od króla i kanc-
lerza, a kończąc na prostych żołnierzach był przekonany,
że chan nawet jeśli był przy Chmielnickim, to na wezwanie
sułtana zawrócił już do Turcji.
Szedł więc król dalej na czele swojej 15-tysięcznej armii
ku nieprzyjacielowi nie napotykając podjazdów wroga.
Chmielnicki tymczasem zakazał ordzie i Kozakom wy-
chodzić z obozu. Ani podjazdów, ani tym bardziej zagonów
nie wypuszczał i czekał na stosowny moment, aby pokazać
się wojsku koronnemu niespodziewanie.
„Swe własne wojsko i ordy tatarskie trzymał pod
Zbarażem jakby w oblężeniu, Tatarom żywności z własnego
obozu dodawał, a oddziałom, którymi się sam otoczył, nie
dozwalał żadnego stosunku z głównym obozem pod Zba-
rażem. Pomagały mu tu niemało zawziętość i nienawiść
chłopstwa przeciw stanowi szlacheckiemu, że nie tylko
żadnej nie można było mieć wiadomości, ale i owszem
ciągła zdrada, której się ustrzec nie było można, otaczała
wojsko królewskie. Chłopstwo przywożąc żywność do
obozu, wyszpiegowawszy co było można, zaraz Kozakom

7
W. A. S e r c z y k. Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 254.
znać dawało. Złapani, albo za szpiegów poznani, lubo im
obiecywano przebaczenie i brano na męki, Polakom prawdy
nie powiedzieli" 8 .
W takich okolicznościach armia królewska dotarła do
Toporowa. Był 6 sierpnia wieczorem, kiedy przed monarchą
stanął Mikołaj Skrzetuski. Zaskoczony i jednocześnie
uradowany niespodziewaną wizytą król obiecał posłańcowi
pierwsze wakujące starostwo. Kanclerz darował mu konia
z rzędem, 100 czerwonych złotych i szaty.
Tymczasem wycieńczony posłaniec potrzebował bardziej
od nagród i pochwał gorącego posiłku i opieki medyka.
Król wraz z kanclerzem zajęli się przyniesionym przez
Skrzetuskiego listem. List był pisany przez regimentarzy
i informował o sytuacji oblężonych:
„Najjaśniejszy Miłościwy Królu, Panie, Panie nasz
Miłościwy.
Jesteśmy in extremis; nieprzyjaciel nas obtoczył w koło,
że ptak do nas i od nas nie przeleci. Listy nasze od nas do
W. Kmści poprzejmowano. Nas tylko do kilku dni; bo nie
tylko wojsko od koni odpadło, nie tylko że i my nie mamy
żywności, i dalej kilku dni trzymać się nie możemy, ale to
gorsza, że prochu nie mamy, a nieprzyjaciel walnemi
szturmami następuje, któremi nasi bawiąc się, siła prochu
wystrzelić musieli. Krótko pisząc, nie mamy prochu, ledwie
na 3 dni. Racz W. KMć consulere wojska temu, bo wielka
szkoda W. Kmości i Rzplitej będzie za zgubą tego wojska,
które żadną miarą dłużej tygodnia subsistere nie może.
Prosimy tedy dla Boga o posiłek, a prochu jak najwięcej
przysłać. Ten list to trzeci dzień jako pisany jest, zaczem
in majori necessitate jesteśmy constituti. Dla Boga prosimy
o posiłek. Honeste pacis nulla spec, i tak sobie obiecuje
Chmiel, że ma być panem wszystkiej Polski. Głód nie-
zwyczajny i niesłychany, prace codzienne et pericula dla

8
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 91.
ojczyzny i miłości W. Kmości wytrzymujemy. Ale prochów
na kilka dni nie mamy, któremi dla Boga ratuj nas
W.Kmość, żebyśmy bijąc się zginęli jako żołnierze jeśli
zginąć nam dla nie przednich posiłków przyjdzie. Te
charaktery wytłumaczy pan podkomorzy lwowski; a jeśli
go nie masz, radomski wytłumaczy" 9 .
Odebrawszy listy od regimentarzy król nie ruszył prosto
pod Zbaraż, lecz skierował się do Białego Kamienia.
Cztery dni deszczowej pogody zatrzymały armię królewską
w mieście dłużej niż zrazu przewidywano. Tam doczekano
się na przybycie armat ze Lwowa, chorągwi województwa
wołyńskiego, kijowskiego; prywatnych wojsk Lubaczew-
skiego, Fredry i chorągwi Puzowskiego 10 . Spod Białego
Kamienia rozesłał król uniwersały do chłopów, aby odstąpili
Chmielnickiego, co jeśli uczynią wrócone im będą dawne
wolności, a winy darowane i zapomniane. Ogłosił też
monarcha nowym hetmanem zaporoskim Kozaka Semena
Zabuskiego. Chmielnicki zaś został uznany za zdrajcę
i nieprzyjaciela ojczyzny. Za jego głowę wyznaczono
nagrodę, 10 000 złotych.
Naiwne byłoby sądzenie, że uniwersał królewski, a tym
bardziej wybór nowego hetmana podkopie pozycję Chmielnic-
kiego. Miał się o tym przekonać boleśnie sam król w następ-
nych dniach kampanii. Na razie wzmocniony nowymi
oddziałami ruszył z Białego Kamienia dalej ku Zbarażowi. Na
decyzję wymarszu wpływ miały również słowa jednego ze
złapanych Tatarów. Mówił on, że na wieść o zbliżaniu się
armii koronnej Chmielnicki i chan odstąpili od Zbaraża.
Zdaniem króla nie pozostawało więc nic innego, jak natych-
miast ruszać pod Zbaraż. Tak też uczyniono.
Był 12 sierpnia, gdy po raz pierwszy podczas tej wyprawy
czambulik Tatarów napadł na oddział królewski i wybiwszy
9
List ze Zbaraża od oblężeńców do króla, [w:] J. M i c h a ł o w s k i ,
op. cit., s. 4 2 8 - 4 2 9 .
10
W. S e r c z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 255.
chorągiew znajdującą się pod Złoczowem, ruszył w stronę
niedalekiego Sasowa. Natychmiast wysłano w ich stronę
podjazd z zadaniem dostania języka. Na czele pędził książę
Korecki. Przed nim z dwustu żołnierzami wyskoczył znany
zagończyk Pełka. Akcja odniosła połowiczny sukces. Pełka
zaskoczył Tatarów uderzając na nich z boku. Niestety,
podczas zajścia zginął i stracił stu ludzi. Tatarzy uzyskali
przewagę i pojmali kilku żołnierzy. Do niewoli dostał się
rotmistrz Żółkiewski-Głuch. Ten dziwny przydomek zdobył
sobie rotmistrz podczas przesłuchania, nie odpowiadając na
pytania zadawane przez chana i jego murzów. Dopiero bity
odzyskał mowę. W czasie gdy jasyr odsyłano do kosza, na
tryumfujących Tatarów wpadł książę Korecki, rozpędzając
ich zupełnie i zdobywając „języka". Cenną zdobyczą był
zwłaszcza jeden Tatar z ordy nogajskiej.
Przyprowadzono go zaraz do kwatery znajdującego się
w Złoczowie Jana Kazimierza. Tam, ku wielkiemu zdzi-
wieniu monarchy i kanclerza zeznał, że nie tylko Chmiel-
nicki i chan nie uciekli spod Zbaraża, ale radził, by król dla
własnego bezpieczeństwa wszedł w układy z chanem. Chan
— mówił jeniec — ze wszystkimi ordami znajdował się
pod Zbarażem, a na taką potęgę królewskiego wojska jest
zbyt mało. Zaświadczył wówczas Tatar, że powodzenie
układów z chanem jest duże, gdyż ten woli z królem niż
z Chmielnickim zawrzeć porozumienie.
Rady jednak nie posłuchano i ruszono dalej. Wieczorem
13 sierpnia zatrzymano się w Młynowcach, pół mili od
Zborowa. Tam spotkał króla podążający z Małopolski
Jerzy Sebastian Lubomirski, starosta krakowski wraz z od-
działem liczącym kilkuset ludzi".
Wieś Młynówce leżała nad rzeką Strypą, która płynąc od
północy wpadała nieopodal wsi do stawu. Długi, przypo-
minający kształtem hak staw, rozlewał się aż do Zborowa.
Tam też, na zagięciu „haka", rzeka wypływała ze stawu
i uciekała dalej na południe. Miasto rozsiadło się na dwóch
brzegach rzeki, połączone jednak było mostami. Te mosty
zwracały teraz uwagę Jana Kazimierza i jego doradców.
Tylko po nich można było przerzucić na drugi brzeg
artylerię i ciężkie wozy taborowe. Cała okolica, zarówno
po prawym, jak i lewym brzegu była podmokła i bagnista.
Rzeka płynąc niskim korytem rozlewała się często, tworząc
wspomniane mokradła. Tylko w przypadku suchych mie-
sięcy łąki nie były zalewane przez wody.
Tymczasem sierpień 1649 roku był dżdżysty. Co więcej,
przez pięć dni poprzedzających przybycie armii królewskiej
pod Zborów, deszcz padał nieustannie. Łąki zmieniły się
w bagna i wielkie kałuże wody. Grobla prowadząca drogę
poprzez niskie i podmokłe okolice rozmiękła do tego
stopnia, że ułożone na niej kamienie zapadały się w głąb
błotnistej mazi. Co gorsze, wzburzony nurt zerwał oba
mosty. Wobec tego musiano wybudować nowe. Wybór siłą
rzeczy padł na Zborów. Tylko tu rzeka była węższa niż
gdzie indziej, wprawdzie głębsza, ale ograniczona mocnymi
brzegami.
W sobotę 14 sierpnia, kiedy Jan Kazimierz, kanclerz
Ossoliński i inni dostojnicy znajdujący się przy monarsze
radzili nad dalszą marszrutą, generał artylerii Krzysztof
Arciszewski przygotowywał przeprawę. Wraz z Zygmuntem
Przyjemskim rozpoczął umacnianie grobli i budowę mos-
tów. Praca szła wartko, bo już następnego dnia wojsko
mogło dostać się na przeciwny brzeg.
W tym czasie przewodniczący radzie Jan Kazimierz
zdecydował się ruszyć na Zbaraż. Na niedzielę 15 sierpnia
zaplanowano przeprawę. Na drugim brzegu zamierzano
zatoczyć obóz i doczekać w nim do poniedziałku. Wów-
czas, gdy wszystkie chorągwie, regimenty i działa znalaz-
łyby się na lewym brzegu Strypy, wojsko miało ruszyć do
Tarnopola.
Jeszcze tego samego dnia, w sobotę, gruchnęła po obozie
wiadomość, że niedaleko kręcą się Tatarzy. Przywiózł ją
niejaki pan Biejkowski, wyprawiony na rozkaz królewski
z podjazdem. Doniósł przy tym, że Tatarzy znieśli czeladź
i zauważywszy podjazd, rzucili się w jego stronę. Wobec
przewagi Tatarów podjazd wycofał się nie mieszkając.
Niedokładne i niejasne wiadomości miał potwierdzić kolej-
ny podjazd, wysłany pod rotmistrzem Gdeszyńskim. Oddział
rotmistrza zlustrował całą trzymilową okolicę i wrócił
z niczym. Zdaniem Gdeszyńskiego czeladź pobiła się
między sobą 12 , stąd całe zamieszanie.
Tymczasem chan znał położenie i kierunek marszu armii
królewskiej już od 7 sierpnia 13 . Dopiero po czterech dniach
podzielił się tą wiadomością z Chmielnickim. Zdaniem
Janusza Kaczmarczyka, biografa Chmielnickiego, zwłoka
wynikała z niezdecydowania chana co do dalszej polityki.
Islam Gerej III nie chciał bowiem całkowitego zniszczenia
armii koronnej i pogrążenia Polski. Jego interesom bardziej
odpowiadał pokój zawarty na zasadach równowagi, z cha-
natem krymskim w roli gwaranta układu polsko-kozackiego.
W ten sposób mógł mieć chan wpływ na wydarzenia
dziejące się w bezpośrednim sąsiedztwie jego państwa oraz
nie dopuszczał do zbytniego wzrostu kozackiej potęgi.
Groziło to usamodzielnieniem się Kozaków, a tym samym
powstaniem nowej potęgi w basenie Morza Czarnego.
Tego Islam Gerej chciał uniknąć.
Kiedy wiadomości o wojsku królewskim dotarły do
Chmielnickiego, zdecydował się hetman przenieść obóz na
zachód, tak aby zagrodzić drogę armii królewskiej. Za-
słoniwszy się Starym Zbarażem od wojsk oblężonych,
mógł niepostrzeżenie wyprowadzić armię. Zamierzał bo-
wiem hetman z całą potęgą kozacko-tatarską wyjść na
12
W. Kochowski, Historia panowania Jana Kazimierza, op. cit.,
s. 72.
13
J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 105.
spotkanie Jana Kazimierza. Pod Zbarażem została czerń
i nieliczne oddziały kozackie.
W sobotę 14 sierpnia wyprawił się Chmielnicki z małym
tylko oddziałem pod Zborów. Jadąc ciągnącą się przez
kilka mil dębiną dotarł w pobliże miasta. Tam się zatrzymał
i wszedłszy na wysoki d ą b przyjrzał się dokładnie okolicy
i polskiej armii 14 . Otrzymawszy następnie gwarancje po-
mocy od mieszczan Zborowa, wrócił pod Zbaraż i kazał na
noc wychodzić ordzie. Tatarzy prowadzeni przez znających
okolicę chłopów dotarli do wspomnianej dąbrowy i tam się
zatrzymali. Od obozu polskiego dzieliło ich nie więcej jak
półtorej mili 15 .
Nie podniosła się jeszcze mgła, a z chmur wiszących nad
miastem padał drobny deszczyk, gdy armia królewska
ruszyła na drugi brzeg Strypy. Był ranek 15 sierpnia.
Jako pierwsze na lewym brzegu zameldowały się piechota
i część jazdy. Następnie przyszła kolej na wozy i działa.
Z uwagi na trudne warunki, przeprawa się dłużyła. Ciężkie
wozy grzęzły na błotnistej grobli, a gdy ją pokonały,
powoli toczyły się po dwóch wąskich mostach. Mimo to,
jak na razie operacja przebiegała bez przeszkód. Król udał
się na mszę 16 , w stronę Tarnopola, czyli tam, gdzie miała
podążyć armia, wysłano podjazd. Na drugim brzegu,
w starym obozie pod Metoniowem, gdzie oczekiwały na
swoją kolej wozy i działa, pozostawiono pospolite ruszenie
powiatów przemyskiego i lwowskiego oraz 1500 ludzi
wojewody krakowskiego pod rozkazami księcia Krzysztofa
Koreckiego. Zgodnie z królewskim rozkazem mieli tam
stać dopóki, dopóty wszystkie wozy i wojsko nie znajdzie
się po przeciwnej stronie rzeki. W tym czasie właśnie
piechota, jazda i wozy taborowe zajmowały miejsce na
nowy obóz.
14
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 94.
15
Tamże, s. 94.
16
W. K o c h o w s k i, op. cit., s. 73.
Nagle, zupełnie niespodziewanie dla króla i jego wojska
rozbrzmiały w Zborowskim kościele dzwony. Zrazu myś-
lano, że to na nabożeństwo. Okazało się, że był to znak dla
Chmielnickiego. Z a r a z też pojawił się wysłany uprzednio
podjazd z wiadomością o nadciągających Tatarach.
Rzeczywiście, orda zaczaiła się w lesie i korzystając
z nierówności terenu chowając się za wzgórzami podeszła
pod polskie pozycje. Początkowo atak nastąpił małymi
grupkami, ale później Tatarzy łączyli się ze sobą tak, że
zaatakowali dwiema grupami oddziały znajdujące się po
jednej i po drugiej stronie rzeki. Wiadomość o zbliżaniu się
ordy wywołała popłoch wśród woźniców i czeladzi. Wozy
pozostawione na mostach i grobli tamowały szybkie prze-
rzucanie wojska.
Pierwszy impet skierowano na chorągwie księcia Korec-
kiego. Tatarzy zaatakowali trzema oddziałami. On też
w miarę możliwości powstrzymywał ataki ordy, lecz uległ
przeważającej sile przeciwnika i pomału wycofywał się ku
głównemu korpusowi. Tatarzy rzucili się na wozy, co dało
Polakom chwile wytchnienia. Na zajętych grabieżą Tatarów
uderzył jako pierwszy starosta stobnicki Krzysztof Baldwin
Ossoliński z pięcioma chorągwiami pospolitego ruszenia
z województwa ruskiego, za nim na czele siedmiu chorągwi
atakował Sapieha. Odrzucono niespodziewąjących się ataku
Tatarów od wozów. Tryumf był krótkotrwały, gdyż ordyńcy
po uporządkowaniu szyków zaatakowali ponownie. I tym
razem sukces był po stronie liczniejszych Tatarów. Rozbito
chorągiew husarską Ossolińskiego, a jego samego zabito.
Podobny los spotkał piechotę Sapiehy, 400 dragonów
Korniakta i chorągwie Tyszkiewicza. Prócz nich zginęło
mnóstwo szlachty ruskiej i piechota węgierska 17 . Ci co
pozostali przy życiu cofali się w stronę przeprawy. Tatarzy
atakowali dalej, siekąc żołnierzy i rabując wozy. Próbował
powstrzymać ich Rzeczycki, starosta urzędowski, ale wraz
ze swoimi czterema chorągwiami stracił życie. Tym samym
łupem Tatarów padły wozy podkanclerzego litewskiego
i pospolitego ruszenia. Goniąc za uciekinierami zapędzili
się Tatarzy aż do miasteczka, tam jednak zostali zatrzymani
celnym ogniem piechoty. Próby zajęcia mostów i uderzenia
na oddział królewski nie powiodły się za przyczyną wozów
tarasujących przeprawę.
Kiedy na prawym brzegu Strypy toczyły się wyżej
opisane walki, po drugiej stronie rzeki Jan Kazimierz
ustawił wojsko w szyku bojowym i czekał na wychodzących
z dąbrowy Tatarów. W centrum ulokowano lekkie chorąg-
wie, dwie chorągwie husarskie, nadworną i starosty kałus-
kiego Jana Zamoyskiego. Po bokach stała piechota Krzysz-
tofa Huwaldta. Lewym skrzydłem dowodził Jerzy Lubomir-
ski, starosta krakowski, a wraz z nim Jan Sobieski, starosta
jaworowski. Tutaj też znalazły się chorągwie wojewody
Adama Kisiela, Krzysztofa Koniecpolskiego, rajtaria i po-
spolite ruszenie województw sandomierskiego i ruskiego.
Za nimi w odwodzie czekały dwie chorągwie. Na prawym
skrzydle trzymał komendę kanclerz Ossoliński i Stanisław
Potocki, wojewoda podolski. Pod ich rozkazami walczyły
chorągwie Sapiehy, dragonia Denhoffa, pospolite ruszenie
województw bełskiego i przemyskiego. Król wraz z gwardią
znajdował się nieco z tyłu. Poszczególne pułki były od
siebie oddzielone artylerią bronioną przez piechotę Zyg-
munta Przyjemskiego 18 . Wojsko było tak ustawione, że
boki chroniły mu staw po lewej, a po prawej stronie
parowy i doły trudne do przebycia. Za plecami Polacy
mieli miasto i mosty strzeżone przez wozy taborowe
i piechotę.
Tatarzy uwijali się po polu, czekając na polskich har-
cowników. Jednak żaden z jeźdźców nie wyszedł im na
spotkanie. Minęło południe, kiedy zniechęceni długim
czekaniem Tatarzy ustawili się w półksiężyc i zaatakowali.
Na prawe skrzydło wojsk polskich posypał się grad strzał
wypuszczonych z łuków, a zaraz potem nastąpiła szarża
jazdy tatarskiej. Polacy czekali spokojnie do momentu, gdy
pierwsi jeźdźcy zbliżyli się na odległość strzału. Wówczas
salwy z muszkietów zatrzymały pędzących ordyńców. Część
z nich padła, część zaczęła ustępować pod nawałą polskiego
ognia, część zaś dowodzona przez Artimirbeja ominęła
piechotę Huwaldta i zaatakowała lewe skrzydło. Uderzenie
było tak mocne, że polska jazda nie wytrzymała naporu
nieprzyjaciela i zaczęła się cofać. Nie poddawano się
jednak. Trzy razy Tatarzy wypierali Polaków i trzy razy
Polacy wracali na swoje miejsce. Gdy zmieszane szyki
zaczęły uciekać, król doskoczył do chorągwi wołając: „Nie
odstępujcie mnie panowie! nie odstępujcie ojczyzny, pa-
miętajcie na sławę przodków waszych" 19 . Polacy jednak
uciekali dalej. Król jeżdżąc od chorągwi do chorągwi
z gołym rapierem groził śmiercią uciekającym, łapał za
cugle koni, to znów prosił. Chciał nawet Jan Kazimierz
stanąć na czele kilku chorągwi, ale w obawie o królewskie
zdrowie nie pozwolono na to. Wreszcie dwie chorągwie
husarskie zaatakowały Tatarów, a rajtaria królewska ogniem
pistoletów powstrzymała wroga. Równocześnie dwie kom-
panie piechoty majora Gizy, stojące między centrum
a lewym skrzydłem, nieustannie strzelając, łamały szyki
wroga. Razem z nimi odzywał się od czasu do czasu bas
artylerii.
Bitwa zakończyła się parę godzin przed zachodem słońca.
Tatarzy wycofali się na jakieś trzy staje od pobojowiska
i otoczyli wojsko królewskie. Wieczorem rozbito obóz
i postawiono namioty chana i Chmielnickiego.
19
List Wojciecha Miaskowskiego sekretarza Jego Królewskiej Mości
do niewiadomego spod Zborowa, [w:] J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 436.
Tymczasem w polskim obozie sytuacja nie była wesoła.
Szczupłe siły królewskie straciły w przeciągu całego
dnia około 2000 ludzi. Morale nie było wysokie, panował
strach i obawa przed następnym dniem. Kazał król
usypać wał i wystawiwszy silne straże postanowił naradzić
się, co w tak beznadziejnej sytuacji należy dalej czynić.
Generał Arciszewski, inżynier i artylerzysta, przekonywał
króla, że miejsce obozu jest dobre i pozwala w razie
bitwy skutecznie się bronić przed nieprzyjacielem. Za-
rzucono ten pomysł z przyczyny braku żywności. Wiadome
bowiem było, że taktyka zaproponowana przez Arci-
szewskiego musiałaby się skończyć oblężeniem. Posta-
nowiono zatem cichaczem króla wyprowadzić z obozu,
by przybył z odsieczą na czele pospolitego ruszenia.
Tym razem zaoponował Ossoliński, słusznie dowodząc,
że bezpieczne wyprowadzenie monarchy z otoczonego
obozu jest niemożliwe. Radził natomiast szukać sposobu
przebicia się przez nieprzyjaciela i zaproponował układy
z chanem. Pomysł ten jak wiadomo podsunął kanclerzowi
i królowi kilka dni wcześniej pewien Tatar. Teraz chwy-
cono się go z nadzieją na powodzenie. Postanowiono
natychmiast napisać list do Islama Gereja III. Oprócz
zwyczajnych w takich przypadkach uprzejmości list za-
wierał obietnice przyjaźni i upominków. Ponadto wspo-
mniano niewolę chana w Polsce, która, jak donoszono,
skończyła się na wyraźny rozkaz zmarłego króla, Wła-
dysława IV. Nie czekając świtu wysłano z listem ta-
tarskiego więźnia.

W czasie gdy w królewskiej kwaterze odbywały się


wspomniane dysputy po majdanie obozu rozeszła się wieść
o zamiarze ucieczki króla i jego doradców. Panika i popłoch
zaczęły z wolna opanowywać polskie chorągwie. Najpierw
zbiegło dwóch rotmistrzów: Bełżecki i Gidziński, pewien
nieznany z nazwiska Litwin zbuntował 1000 ludzi. Zapa-
nował bałagan. Część wojska zamierzała uciekać, część
biegła do namiotu królewskiego pytać co się dzieje. Król,
gdy dowiedział się o panice, zerwał się z łoża (położył się
bowiem do snu) i przejeżdżając obóz oświetlony czterema
pochodniami uspokajał strwożonych żołnierzy słowami:
„Jam król, nie bójcie się, raczej własnym ciałem zagrodzę
nieprzyjacielowi dalszą drogę, nie pomyślę o ucieczce" 20 .
Panowie będący przy królu zapewniali szlachtę, że pospolite
ruszenie w wielkiej sile zbliża się już do Zborowa, że
Tatarzy zamierzają przejść na stronę króla i w dowód tego
pobili czerń pod Zbarażem. Mimo tych wszystkich praw-
dziwych i zmyślonych wiadomości pewna część armii
zdołała zbiec, inni pochowali się w konopiach 21 .
Minęła noc. Wraz z brzaskiem od strony tatarskich
i kozackich linii ruszyła do ataku piechota. Kozacy zaata-
kowali miasto od strony przeprawy. Tatarzy ustawili się
swoim zwyczajem w półksiężyc przed polskimi szeregami.
Reszta Kozaków zaatakowała tymczasem obóz koronny.
Król ustawił wojsko tak samo jak poprzedniego dnia. Tym
razem jednak strwożeni wypadkami poprzedniego dnia
i nocy żołnierze nie wykazywali ochoty do walki. Orda też
nie kwapiła się do ataku, sporadycznie tylko uderzając.
Wobec tego piechota i artyleria z powodzeniem powstrzy-
mywała i rozbijała kolejne uderzenia.
Inaczej sytuacja przedstawiała się w mieście i na wałach
obozu. Kozacy wyparli dragonię i zajęli cerkiew. Stąd
ruszyli do szturmu na wały. Pułkownik Hładki z pomocą
mieszczan przedostał się przez miasto, skąd był łatwiejszy
dostęp na wały. Atak poprzedzono obrzuceniem polskich
fortyfikacji słomą, którą zresztą podpalono. Mimo szturmów
przez cały czas na polskie pozycje strzelała artyleria.
Sytuacja stawała się pomału beznadziejna, tym bardziej że
wojsko nie kwapiło się do walki. Król podobnie jak
poprzedniego dnia zaklinał i błagał żołnierzy, by wystąpili
20
A. S. R a d z i w i ł ł , Pamiętniki, t. 3, Warszawa 1980, s. 210.
21
Tamże, s. 210.
przeciw nieprzyjacielowi. Na próżno. W końcu zdecydo-
wano się zebrać czeladź i sformowawszy z niej oddziały
odeprzeć przeciwnika. Czeladź ku zdziwieniu i radości
króla porwała się do boju. Jedna j e j część pod wodzą
Zabuskiego wyparła Kozaków z miasteczka i pognawszy
za nimi zdobyła trzy nieprzyjacielskie szańce i tyleż
proporców. Kozacy zatrzymali się dopiero za przeprawą.
Drugi oddział dowodzony przez księdza Lisickiego i wspo-
magany przez 200 dragonów zaatakował Kozaków sztur-
mujących obóz od strony stawu. Wyparto ich i zdobyto
dwie chorągwie. Kozacy wycofali się z szańców i cerkwi,
zostawiwszy na łup Polakom kilka dział i wozy z amunicją.
Wieczorem do obozu królewskiego przybył Tatar z od-
powiedzią chana. Islam Gerej rozpoczął list od wyrzutów,
że król po wstąpieniu na tron nie wysłał do Bakczysaraju
poselstwa z wiadomością o swojej elekcji. Dalej pisał chan,
że mimo to zgadza się na rozmowy pokojowe. Zapowiedział
wreszcie, że jako przyjaciel pozostanie gościem Jego
Królewskiej Mości przez całą zimę, mówiąc inaczej zamie-
rzał chan zimować kosztem Polski. List kończył się
zapewnieniem o przyjaźni 22 . Prócz listu do rąk królewskich
trafiły warunki, jakie miała spełnić polska strona, by ugoda
doszła do skutku oraz list Chmielnickiego. W nim hetman
kozacki zrzekał się swojej funkcji na rzecz Zabuskiego,
jeśli tego życzy sobie monarcha, ręczył za swoją wierność
i prosił o przebaczenie.
Król jeszcze tego samego wieczoru odpowiedział na
oba pisma. Od chana zażądał zaprzestania walk, zgodził
się spełnić prośbę Islama Gereja i wysłać Ossolińskiego
na rozmowy. Chmielnickiemu nakazał przygotować na
piśmie żądania.
Było już ciemno, kiedy wezyr Sefer Gazi aga wyjechał
w pole. Naprzeciw wyruszył kanclerz Ossoliński w asyście

22
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 99.
60 ludzi. W polu oświetleni pochodniami stali naprzeciwko
siebie dwaj wysłannicy. Żaden z nich nie kwapił się do
rozpoczęcia rozmowy. Wreszcie kanclerz zdecydował się
zacząć układy pytaniem o warunki rozejmu. Wezyr streścił
Ossolińskiemu te same punkty, które zostały podane
wcześniej w piśmie chańskim, czyli: „wojsko zaporoskie
ukontentować, zaległe upominki oddać i jaki znaczny
upominek pozwolić, a wreszcie, aby z powrotem ziemie
polskie ogniem i mieczem w lewą i prawą stronę orda
wojować mogła" 23 .
Warunki były ciężkie i, co gorsza, musiano się na nie
zgodzić. Zyskał jednak kanclerz czas do następnego dnia.
Nocą przekazał królowi „życzenia" strony przeciwnej.
Trudno było się zgodzić na tak upokarzające warunki, ale
niestety nie widziano innej możliwości. Zerwanie rozmów
groziło przecież wznowieniem walk i prawdopodobnie
śmiercią lub niewolą królewską. Wobec takiej perspektywy
kontynuowano układy.
Następnego dnia rano znowu naprzeciw siebie wyjechali
wezyr i kanclerz. Ossolińskiemu towarzyszył wojewoda
Kisiel i podkanclerzy litewski Sapieha. Przy wezyrze,
oprócz kilku murzów, znajdował się Bohdan Chmielnicki.
Zgodnie z prośbą królewską powtórzoną teraz przez
Ossolińskiego, hetman miał przedstawić swoje żądania.
Mieściły się one w 18 punktach, tzw. Punktach o potrzebach
Wojska Zaporoskiego. Na pierwszym miejscu Kozacy
stawiali żądanie przekazania im całej jurysdykcji w woje-
wództwach kijowskim, czernihowskim i bracław-
skim. W tychże województwach urzędy miały być zaj-
mowane tylko przez ludzi obrządku prawosławnego. Oprócz
tego w miastach ukraińskich nie wolno było przebywać
Żydom, a na terenie wyżej wymienionych województw
wojskom koronnym. Co dotyczyło wiary prawosławnej, to
oczekiwano zniesienia unii brzeskiej z 1596 roku, a także
oddania cerkwi zabranych przez unitów i postawienia
nowych w Krakowie i Lublinie. Życzono sobie podporząd-
kowania metropolity kijowskiego patriarsze konstantyno-
politańskiemu. Miejsca w senacie dla niniejszego met-
ropolity i dwóch biskupów prawosławnych oraz zrównania
w prawach religii rzymskokatolickiej i prawosławnej. Poza
tym liczono na zniesienie biskupstwa kijowskiego i ogra-
niczenia nadań na rzecz klasztorów katolickich na ziemiach
Ukrainy. Na koniec żądano przysięgi króla i sześciu
senatorów gwarantującej prawa wiary i wyżej wypisanych
punktów 24 . To były najważniejsze żądania kozackie. Zanim
jednak doszło do rozmów z Chmielnickim, prowadzono
pertraktacje z chanem.
Wezyr reprezentujący stronę tatarską zażyczył sobie na
początek zagwarantowania czterdziestotysięcznego rejestru
Kozaków z Bohdanem Chmielnickim jako hetmanem na
czele. Prócz hetmana wojskiem kozackim mógł dowodzić
jedynie król. Żądał jednak wezyr, by w razie potrzeby
Kozacy przychodzili z pomocą na każde wezwanie chana.
Kolejnym punktem była sprawa haraczu. Tym razem
Ossoliński zaoponował twierdząc, że Polacy nie zwykli
płacić haraczu, lecz go otrzymywać. Zgodził się jednak na
upominki w wysokości sumy oczekiwanej przez wezyra.
Tym sposobem strona polska musiała zapłacić chanowi
200 tysięcy talarów. Pierwsze 30 tysięcy zapłacono gotów-
ką. Po drugie posłano do Lwowa. Na resztę, czyli 140 ty-
sięcy dano zakładnika, starostę sokalskiego Zygmunta
Denhoffa. Okazało się jednak, że wezyr nie zamierzał
poprzestać tylko na tej sumie i zażyczył sobie następne
200 tysięcy, jako okup za załogę Zbaraża, która, jak twierdził,
obiecała chanowi tak wysoki okup. Komisarze polscy nie
wiedząc co robić posłali po radę do króla. Jan Kazimierz nie
24
W. A. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., Warszawa 1998,
s. 263.
orientujący się oczywiście w sytuacji zbaraskiej załogi,
zdecydował: „Jeśli obiecali, niechże dadzą, a jeśli pieniędzy
nie mają, niech dadzą zakładnika, a ja to u Rzeczpospolitej
wyrobię, że tę sumę odliczy" 25. Na koniec zgodził się
kanclerz na to, że w czasie powrotu na Krym Tatarzy bez
przeszkód mogli palić, rabować i zabierać jasyr.
18 sierpnia rozpoczęły się pertraktacje z Chmielnickim.
Hetman przyjechał w towarzystwie kilku esawułów. Króla
reprezentował kanclerz, podkanclerzy litewski, wojewoda
Kisiel i wojewoda bełski, Krzysztof Koniecpolski. Strona
polska chcąc nie chcąc musiała zgodzić się na większość
kozackich żądań. Udało się jednak zawarować umową
miasta, w których mógł być dokonywany rejestr i gdzie
mogły stacjonować wojska kozackie. Sam rejestr miano
przygotować w ciągu roku, to jest do września 1650 roku.
Kozacy objęci rejestrem mieli być ludźmi wolnymi. Zga-
dzano się na zakaz przebywania wojsk koronnych na
Ukrainie i jednocześnie zabraniano mieszkać tam Żydom.
Ogłoszono amnestię dla uczestników powstania. Czehryń
miał należeć do hetmana kozackiego. Sprawy dotyczące
religii prawosławnej odłożono do czasu obrad sejmu. Na
razie zagwarantowano jednak miejsce w senacie dla met-
ropolity kijowskiego, urzędy dla szlachty prawosławnej
i usunięcie zakonu jezuitów z Kijowa. Ostatni punkt
pozwalał Kozakom na produkcję gorzałki, ale tylko dla
własnych potrzeb lub na hurtową sprzedaż. Szynkowanie
było natomiast zabronione.
Układy dokończono w czwartek 19 sierpnia. Tego też
dnia wymieniono się z chanem spisanymi paktami. Tatarzy
ruszyli z pola po południu i zatrzymali się jeszcze o milę
polską od obozu królewskiego.
Wieczorem miała się odbyć ceremonia przysięgi wierno-
ści królowi polskiemu. Chciał zrazu Chmielnicki by Jan

25
L. K u b a I a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 100.
Kazimierz zaprzysiągł punkty ugody, ale Ossoliński wyper-
swadował hetmanowi dziwny pomysł. Przysięgał więc
hetman, siedząc na koniu.
Rankiem następnego dnia przyjechał Chmielnicki do
polskiego obozu wraz z synem, „ale wprzód pro obside
Kozakom dano pana starostę krakowskiego, Lubomirskiego.
Upadł do nóg królowi Jegomości prosząc o miłosierdzie
z płaczem mówił, że nie w ten sposób życzyłem sobie
witać króla Jegomości. Odpowiedział pan podkanclerzy
litewski napominając go, aby te zbrodnie swoje cnotą
i wiarą kompensował. Rozkazał zaraz król Jegomość, aby
wojsko zwiódł [...]" 26 .
Tego dnia Chmielnicki i chan wrócili pod Zbaraż.
Mimo obietnicy złożonej królowi, że oblężenie zostanie
przerwane, doszło do kolejnych walk. Nie przeszkodzili
w tym komisarze: Ożga i Minor, wysłani do Zbaraża
z wiadomością o pokoju.
Jan Kazimierz zawrócił spod Zborowa w niedzielę
23 sierpnia. W liście do starosty trembowelskiego Mia-
skowski napisał: „powracamy skowycząc ku Lwowu
zgnębieni, zwyciężeni i złupieni" 27 . Nie przeszkadzało
to jednak burmistrzowi Lwowa powitać Jana Kazimierza
jako zwycięzcę.

26
Tamże, s. 122.
27
List Miaskowskiego do starosty trembowelskiego, cyt. za: L. K u b a l a,
Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 105.
DRUGI MIESIĄC OBLĘŻENIA

Opuściliśmy Zbaraż wraz ze Skrzetuskim nocą z 2 na


3 sierpnia, kiedy planowano poprowadzić wycieczkę na
kozackie szańce. Tymczasem, jak powiedziano, wycieczka
nie doszła do skutku zapewne dlatego, że tego samego dnia
wśród Kozaków znalazło się kilku uciekinierów z twierdzy.
Czwarty dzień sierpnia minął spokojnie. Owszem, kilka
razy próbowano zniszczyć jedną z kozackich baterii, ale
nic j e j nie uczyniwszy, przerwano ogień. Na ostrzał
z polskich szańców odpowiadały kozackie działa. Skutkiem
tego zginęło kilku ludzi 1 . Znudzony przeciągającym się
oblężeniem chan, postanowił sprowadzić z Tarnopola dwa
burzące działa. Chmielnicki nie sprzeciwił się chańskim
zamiarom i jeszcze w ten sam dzień wyprawiono oddział
tatarsko-kozacki po wspomniane armaty.
Tymczasem 5 sierpnia o poranku wojewoda ruski na
czele 500 ochotników wpadł niczym grom z jasnego nieba
na niespodziewąjących się „wizyty" Kozaków. Wielu z nich
jeszcze spało, gdy zbudziły ich zimne ostrza polskich
szabel i huk pistoletowych wystrzałów. Wysieczono kilkuset
Kozaków, zdobyto 18 chorągwi i wzięto siedmiu jeńców.

1
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 459.
Prócz tych trofeów zdobyto rzecz najcenniejszą — żywność!
Wprawdzie w drodze powrotnej stracono kilku żołnierzy,
ale wycieczkę można było uznać za sukces. Sukces tym
większy, że podbudował wątpiące i strudzone walką umysły
polskich rycerzy, a nadwątlił wiarę mołojców w zwycięstwo
Chmielnickiego.
Poranna bitwa przerwała przygotowania Kozaków do
szturmu. Popołudnie było spokojne, zatem regimentarze
mogli poświęcić je na przesłuchanie jeńców.
Złapani Kozacy zeznali, że Chmielnicki jest zatros-
kany, „bo mu ongi pułkownika postrzelono Fedoreńka
(wspomnianego podczas wydarzeń z 17 lipca Bohuna),
który podjął się był podkopem w przygródku będącą
basztę dębową wysadzić. Z tej baszty strzelał najwięcej
Jezuita ksiądz Muchowiecki, nasz Ukrainiec z Kolegium
Peryasławskiego, który i dobrym strzelcem jest i miał
guldynkę prawie dobrą, tak że ich 215 przez całe
oblężenie ubił" 2 . Prócz tych wiadomości Kozacy po-
twierdzili niepewne jak dotąd wiadomości o posiłkach
idących z odsieczą oblężonym. Właśnie te posiłki były
przyczyną, jak donosili więźniowie, przygotowań do
szturmu, którego można się było spodziewać następnego
dnia. Chmielnicki chciał zlikwidować opór załogi zbaras-
kiej i z całą potęgą ruszyć naprzeciw armii królewskiej.
Nie pozostawało obrońcom nic innego, jak przygotować
się do odparcia szturmu.
Kozacy tymczasem naznosili drabin przed kwatery księ-
cia Jeremiego, dzięki którym zamierzali przedrzeć się
przez osuszony staw zbaraski i wedrzeć się do miasta
i obozu. Oprócz przygotowań prowadzono zwyczajną,
codzienną „rozmowę" na armaty. Tym razem górą byli
polscy artylerzyści. Jedna z kul trafiła w kozackie działo,
rozbijając je doszczętnie.
Rano 6 sierpnia masy kozackie ruszyły do szturmu
przeciw garstce ścieśnionych za wałami obrońców. Prowa-
dzili ze sobą nowe hulajgrody i 400 drabin tak wielkich, że
każdą musiało dźwigać 20 ludzi. Kozacy następowali ze
wszystkich stron, ale najbardziej na kwatery podczaszego
koronnego Mikołaja Ostroroga. Za pomocą drabin dostali
się na wały i zaczęli z nich wypierać obrońców. Ci jednak
nie dali się zepchnąć ze swoich pozycji, powstrzymując
napór coraz mocniej nacierających Kozaków. Trzy godziny
trwała walka na szable i muszkiety, ale i na gołe pięści,
kamienie i co kto tylko miał pod ręką. Armatnie kule
zataczając łuki latały nad walczącymi żołnierzami, by ze
świstem śmierci wpadać w szeregi szturmujących Kozaków.
Wyprowadzona z obozu jazda szarżowała na flanki czerni
i kozackiej piechoty, siejąc popłoch i krwawe żniwo.
Wreszcie zbici Kozacy wycofali się na swoje pozycje,
dając oblężonym trochę wytchnienia. Ale jeszcze w połu-
dnie powtórzyli atak. Tym razem jednak nie był to tak
szaleńczy szturm jak poprzednio. Powtórzono go jeszcze
o północy, również bez skutku. Jak się miało okazać był to
ostatni szturm podczas tego oblężenia. Od tej pory Chmiel-
nicki postanowił szanować swoich ludzi, a obrońców
pokonać głodem i armatnimi kanonadami 3 .
Tymczasem obrońcy nie zamierzali czekać na Kozaków.
Przeciwnie, sami się do nich wybrali. Rankiem, między
8 a 9 z kwater Firleja wyszła wycieczka i nie zachowując
należytych środków ostrożności zmierzała ku kozackim
szańcom. Głośne rozmowy, szczęk szabel w porę zaalar-
mował Kozaków. Kiedy szlachta wspięła się na szańce,
tam już czekano na nich z gotową bronią. Wycieczka
została rozbita i rozpędzona 4 .
Dzień minął na sporadycznej wymianie ognia. Nocą zaś
Kozacy przystąpili do sypania wysokich szańców. O świcie
3
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 8 6 - 8 7 .
4
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 460.
Polacy zobaczyli obóz otoczony piętnastoma szańcami,
z których siedem przewyższało polskie wały. Na nich
Chmielnicki kazał pobudować hulajgrody i umocniwszy je
długimi drabinami, kazał ostrzeliwać majdan zbaraski.
Ogień był tak celny, że „pod każdą chorągwią na każdy
dzień było najmniej 10 ludzi, którzy bez spowiedzi umierali,
bo księża dochodzić nie mogli, ani jeden drugiego mógł
ratować, bo i sam zabity zostawał bez duszy, a który
zostawał jeszcze żywy, aż do nocy leżeć musiał. Brat brata
ratować nie śmiał dla gęstych kul. Szańców tych usypali
15, a z tych we wszystkim obozie, kto się tylko ukazał,
zabijali. Zasłanialiśmy płachtami i namiotami widok na
naszych wałach i to nic nie pomogło, bo działa na każdym
szańcu mieli, z których srodze, śrutem nabijając szkodzili,
bo każde ich nabijanie nie było darmo. A w nocy, gdzie
kto leżał zabity, na temże miejscu zakopany być musiał" 5 .
Celny ogień nieprzyjaciela zmusił obrońców do wycofa-
nia się do zamku. Lecz mimo to przez cały czas pilnowano
okopów, tak aby Kozacy nie zajęli polskich pozycji.
Koło południa ujrzano z wałów niezwyczajny ruch
w kozackim obozie. Część taboru zwinięto i przeniesiono
w okolice Starego Zbaraża. Na drodze do Wiśniowca
postawili Kozacy straż. Kwatery chana i hetmana, podobnie
jak tabor, przeniesiono w okolice Starego Zbaraża. Obrońcy
zrozumieli, że do przegrupowania armii zmusiła hetmana
bliskość wojsk koronnych. Nadzieja i otucha z nową siłą
wstąpiły w serca załogi zbaraskiej. A jednak nic się nie
działo. Kozacy nie atakowali. Przez następne cztery dni
nieustannie trwała ulewa. Ani Kozacy, ani tym bardziej
Tatarzy nie mieli zamiaru szturmować zbaraskich for-
tyfikacji. W polskim okopie korzystano więc z dni spokoju.
Nie obyło się jednak bez przykrych incydentów. 9 sierpnia
złapano pachołka, który próbował uciec do Kozaków.

5
Diariusz krótszy, [w:] L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 118.
Nieszczęśnika wydano na straszne męki. Obcięto mu ręce
i nogi. Biedaka czekała powolna śmierć.
Po dwóch dniach, kiedy deszcz, jak powiedziano, nie
pozwalał prowadzić szturmów, a czuwające wokół Zbaraża
straże kozackie pilnowały, by żadne wiadomości nie
przedostały się za polskie wały, postanowiono wysłać do
króla następnego posła. Decyzja podjęta wspólnie przez
regimentarzy i księcia wynikała zapewne z tego, że nie
posiadano najlichszej nawet informacji o Skrzetuskim. Nikt
z oblężonych nie wiedział, czy szlachcic trafił do króla.
Owszem, jeńcy pochwyceni podczas wycieczki 5 sierpnia
nie powiedzieli nic o schwytanym szlachcicu, ale mogli
0 takim wydarzeniu nie wiedzieć. Mógł też Skrzetuski
zginąć lub zaginąć gdzieś dalej, już za liniami kozackimi.
W nocy z 11 na 12 sierpnia wyszedł rotmistrz tatarskiej
chorągwi księcia Jeremiego Stapkowski. Podobnie jak
Skrzetuski wybrał drogę przez staw, lecz w przeciwieństwie
do Mikołaja Skrzetuskiego nie szedł sam. Towarzyszyło
mu dwóch Kozaków i Tatarów z jego chorągwi 6 .
13 sierpnia znów zauważono ruch w kozackim obozie,
tabor przeniósł się pod Stary Zbaraż, a wraz z nim
pomknęła czerń z łopatami, rydlami i taczkami. Po polskim
obozie gruchnęła wieść, że Kozacy okopują się przed
zbliżającym się królem. Niektórzy mówili nawet, że monar-
cha wraz z armią jest trzy mile od Zbaraża, w Załoźcach 7 .
Następnego dnia zbarażczycy przekazywali sobie wiado-
mość, że Chmielnickiego nie ma w obozie kozackim, bo
wraz z chanem poszedł przeciw królowi. W rzeczywistości
hetman wraz z Kozakami i Tatarami opuścił pola pod-
zbaraskie 12 sierpnia. Niniejsza wiadomość spowodowała
taką radość wśród oblężonych, że zaczęto bić w bębny
1 d ą ć w trąby. Zdziwieni polskim zachowaniem Kozacy
6
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 461.
7
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 87; J . M i c h a ł o w s k i ,
op. cit., s. 461.
otworzyli ogień i zasypali kulami polski okop. Jednocześnie,
licząc na uśpioną czujność polskich żołnierzy, spróbowali
zdobyć fortyfikacje. Ku swemu zaskoczeniu natrafili na
silny opór. Polacy nie tylko nie zapomnieli o obowiązkach,
ale podbudowani pomyślną wiadomością przepędzili mołoj-
ców z powrotem.
W dzień Matki Boskiej Zielnej, kiedy pod Zborowem
trwała bitwa, czyli w niedzielę 15 sierpnia wczesnym
rankiem uciekł z polskiego okopu pachołek z husarskiej
chorągwi księcia Koreckiego. Będąc w kozackim obozie
dał znać, że regimentarze i żołnierze wybierają się do
miasta na mszę. Kozacy nie chcieli przegapić takiej okazji
i rozpoczęli przygotowania do szturmu. Na szczęście
z wałów zbaraskich w porę zauważono ruch na szańcach
przeciwnika. W związku z tym zamiast iść na mszę,
żołnierze zostali u wałów. Do kościoła udali się natomiast
regimentarze i książę Jeremi. W drodze powrotnej zauważyli
Kozacy Wiśniowieckiego i zaczęli do niego strzelać. Na
szczęście nie trafili, „tylko psa za nim ubito" 8 .
Tego dnia spadł deszcz i pokrzyżował kozackie zamiary.
Chcąc nie chcąc zrezygnowali ze szturmu, ale nie zrezyg-
nowali ze zdobycia obozu. Tym razem jednak zdecydowali
się na atak podziemny. Podkopy, którymi próbowali zbliżać
się do polskich pozycji poprzecinały już całe zbaraskie
okolice. Tym razem wkopali się jednak głębiej, tak że
znaleźli się wewnątrz obozu. Dostawszy się na majdan
„krecią modą", Kozacy i czerń rzucili się na wozy, którymi
zastawiono dostęp w głąb obozu „i bijąc cepami w żoł-
nierzy, hakami żelaznymi wozy do siebie ciągnęli. Nasi też
łańcuchami do siebie ciągnąc, wyrywali im te haki. Maźnice
też zapalone i Słomę związaną z ogniem do obozu rzucali
i żerdziami na wozy pchali, a powtykawszy chorągwie na
drugą stronę wałów polskich i opanowawszy wszystkie

8
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 462.
wycieczki, siedzieli prawie dzień i noc całemi chmarami
w polskim obozie między wałem a wozami, z których się
Polacy bronili. Noc i dzień hałasy, kłótnie i wyzywania bez
ustanku. Krzycząc i grożąc sobie nawzajem, łając, co ślina
komu przyniosła, obiecywali Polakom, że ich po 3 grosze
ordzie sprzedawać będą. Było to raczej mocowanie niż
bitwa, ale nużyło do upadłego, bo trwało ciągle" 9 .
Wieczorem, chcąc wiedzieć, co naprawdę dzieje się
w kozackim obozie, postanowiono wysłać posłów 1 ". Po-
słowie usłyszeli, że owszem, Chmielnickiego pod Zba-
rażem nie ma. Ale pokazano im również list hetmana,
w którym donosił on o zniesieniu wojsk koronnych
pod Zborowem i wzięciu 500 znacznych jeńców. Nie
wierząc w te nowiny posłowie wrócili do siebie. Według
innych relacji czerń porwała z obozu koronnego jednego
z pachołków. Dano mu list do regimentarzy z informacją
o pokonaniu wojsk królewskich i wzięciu tak wielkiej
liczby jeńców. Pachołek wieczorem wrócił do Zbaraża
i przekazał pismo regimentarzom 11.
Aby jednak przekonać oblężonych Polaków do swoich
racji, Kozacy urządzili wjazd Chmielnickiego do obozu.
Znaleźli bowiem Kozaka podobnego do hetmana i prze-
brawszy go odpowiednio poprowadzili tak, by był doskonale
widoczny z polskich wałów. Żołnierze polscy przywitali
„Chmielnickiego" armatnimi kulami. Orszak rozpędzili,
a przebrany hetman z konia zleciał i na piechotę umykał.
Nadwątloną niewesołymi, a wręcz tragicznymi wiado-
mościami wiarę w zwycięstwo i królewską pomoc poprawił
tajemniczy list, znaleziony nazajutrz, 17 sierpnia przez
rotmistrza Mikołajewskiego z tatarskiej chorągwi księcia
Wiśniowieckiego.

9
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 106.
10
J. W i d a c k i , op. cit., s. 190.
11 J. M i c h a ł o w s k i , op. cit., s. 463; W. S e r c z y k, Na płonącej
Ukrainie, op. cit., s. 248, L. K u b a l a , Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 106.
„Będąc szlachcicem, lubo po niewoli między hultajst-
wem, oznajmuję Waszmościom, że król JMć jest we
Zborowie z wielką bardzo potęgą, kilkakroć ordę i Koza-
ków gromił. Chmiel jest w obozie. Wczorajszy tryumf był
na postrach WMściom, bądźcie ostrożni przez kilka dni,
będzie da Bóg dobrze, już to trzeci raz ostrzegam
Wmściów" 1 2 . Pisał nieznany z imienia i nazwiska szlach-
cic. Zresztą nie do końca wierzono w autentyczność tego
listu. Jednym się wydawało, że wiadomość o Chmielnic-
kim przebywającym nadal pod Zbarażem miała prze-
straszyć załogę twierdzy. Treści zawartej w słowach listu
nie negował za to towarzysz husarski spod znaku Wiś-
niowieckiego, Jarosz Swarszewski, który z kartką biegał po
obozie od namiotu do namiotu i pokazywał ją szlachcie.
Tym sposobem radość i nadzieja znowu napełniły serca
obrońców. Wieczorem przeto cieszono się i w obozie
polskim, i kozackim. Po polskiej stronie świętowano
tryumf króla nad Chmielnickim, po przeciwnej, Chmielnic-
kiego nad monarchą.
„Pokazało się później, że to książę Wiśniowiecki, który
przez ten czas wszystkie niewczasy i głód z żołnierzem
prostym znosił i u wału sypiał, na wycieczkach sam zawsze
bywał i wszystkiego pilnował, sam serca nie tracił i zawsze
wypogodzoną i wesołą twarzą otuchy żołnierzom dodawał:
że on tę strzałę wymyślił, bo i Chmielnicki, jakeśmy
później doszli, był pod Zborowem, kiedy nam pisano, że
jest w obozie" 13 .
Nie był to jedyny książęcy fortel dla poprawienia morale
armii. Parę dni wcześniej znalazł się w Zbarażu list samego
króla, zapewniający o rychłej odsieczy. Jego autorem
jednak nie był król, a sekretarz książęcy, a pieczęć, owszem,
była prawdziwa, ale przeklejona z innego dokumentu.
Niemniej jednak oba listy osiągnęły postawiony im cel.
12
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 464.
13
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 107.
Kontynuując swoją politykę wobec wojska regimentar-
skiego, wysłał Jeremi posłów do kozackiego obozu z
uniwersałem do swoich poddanych. Zapewniał im
książę amnestię pod warunkiem natychmiastowego
powrotu do domu i zabrania się do odrabiania
pańszczyzny. Oczywiście nikt z poddanych nie miał
zamiaru słuchać książęcych racji. Sam Wiśniowiecki na
pewno na to nie liczył. Chciał po prostu przekonać
zamkniętych w Zbarażu żołnierzy o rychłym
zakończeniu walk.
18 sierpnia czerń i Kozacy znów rzucili się do szturmu.
Znów cepy zagrały na zbrojach polskich żołnierzy i znów
wojsko koronne rozpędziło nieprzyjaciela. Wieczorem za
to do kozackiego obozu wpadli wysłani przez Wiśniowiec-
kiego żołnierze. Wycieczka się powiodła, zginęło wielu
Kozaków, a wraz z powracającymi do okopu zbaraskiego
zwycięzcami przybyło 9 jeńców, wśród nich jeden esawuł.
Przesłuchiwano ich następnego dnia. Z zeznań dowiedziano
się o niepomyślnym dla Kozaków przebiegu bitwy Zborow-
skiej. Sami Kozacy nie wiedzieli co dokładnie działo się na
polu bitwy i niniejsze wnioski wyciągali na podstawie
dużej liczby rannych zwożonych do obozu zbaraskiego
i rozkazów Chmielnickiego wzywającego posiłki.
W o b e c osłabienia przeciwnika i szansy przerwania
oblężenia, postanowił Jeremi za zgodą regimentarzy przebić
się z jazdą do króla. Plan zakładał rozpoczęcie ataku przez
Lanckorońskiego. Następnie do atakujących chorągwi miały
się dołączyć dalsze: Wiśniowieckiego, Koniecpolskiego,
Ostroroga i Firleja. Oczywiście przedzierać miała się tylko
jazda. Piechota i artyleria dalej miała bronić Zbaraża. Czy
zamierzono strzec szańców, nie wiadomo. Wydaje się
jednak, że wobec szczupłości sił rozsądnym wyjściem było
zamknięcie się w zamku.
Niestety, atak zaplanowany na południe nie udał się.
Najpierw nie wytrzymał kapitan dragonów Wiśniowiec-
kiego, wydając rozkaz ataku. Nadgorliwego kapitana zabito,
a jego oddział zawrócił do okopu. Zaskoczeni mimo
wszystko Kozacy wycofali się z zajmowanej części szań-
ców. Wpadli za nimi polscy żołnierze, którzy zamiast
gonić ogarniętych paniką nieprzyjaciół, rozbiegli się po
obozie w poszukiwaniu żywności. To pozwoliło zebrać
szyki chłopskiemu wojsku. W rezultacie ataku, który okazał
się wielką wycieczką, Polacy nie tylko nie przebili się do
króla, ale musieli wycofać się z zajętych kozackich szańców.
Przyszedł wreszcie dzień 21 sierpnia, a wraz z nim pod
Zbaraż powróciła część Tatarów. Zaraz też pod bramą obozu
zatrzymał się posłany od beja perekopskiego Tatarzyn
imieniem Karasz. Ow wołał, aby do Kozaków nie strzelano,
bo zawarto z królem pokój. Jednak oblężeni Polacy nie chcieli
w to wierzyć, tym bardziej że nim jeszcze Tatar zawrócił, na
szańcach kozackich odezwały się działa. Wkrótce też rozpo-
czął się szturm. Znów czerń uderzyła na wały. Szczęśliwie
odpierano ataki kozackie, aż do momentu kiedy nad Zbaraż
nadciągnęły chmury i rozpętała się ulewa. Okazało się, że
pomimo zawartego układu, Chmielnicki, który właśnie wrócił
pod Zbaraż, postanowił zdobyć polski okop.
Wieczorem do obozu polskiego przybył królewski po-
słaniec, niejaki pan Romaszkiewicz, nieznany bliżej szlach-
cic. Jegomość przywiózł ze sobą listy do regimentarza
Firleja, w których zawarto informację o pokoju. Sam
jednak nie chciał zdradzić szczegółów, tłumacząc się, że to
nie należy do jego powinności. Powiedział za to, że
dokładne informacje przekażą komisarze. Nie chciano mu
jednak wierzyć. Czujni obrońcy zastanawiali się, czemu
przysłano „tak lekką osobę", to znowu próbowano bez-
skutecznie wyciągnąć ze szlachcica informacje o bitwie
i pokoju. To wszystko napawało podejrzliwością.
Kiedy badania Romaszkiewicza nie przynosiły rezultatu,
przybył do Zbaraża posłaniec Chmielnickiego z listem do
regimentarzy. Słowa listu potwierdziły wcześniejsze infor-
macje Romaszkiewicza, ponadto konkretyzował Chmielnic-
ki warunki pokoju i... ponaglał obrońców tymi słowami:
„a żeście po kilkakroć sto tysięcy chanowi przyrzekli,
abyście owe zgotowali, za których odebraniem chan Jmość
ustąpi" 14 . Odpisując, regimentarze jasno dali do zrozumie-
nia, że nic nie obiecywali i nic nie zapłacą.
W niedzielę, następnego dnia, bramy obozu prze-
kroczył wysłannik króla, Tobiasz Minor. Przywiózł list
kanclerski, jednak nie widział się z żadnym z regimen-
tarzy. Spełnił swoje zadanie i wrócił do tatarskiego
kosza. Po nim przyjechał drugi z posłańców, Olszański.
Ten zapytał, czy sumę na okup zebrano. Oburzeni
regimentarze jeszcze raz powiedzieli, że nic nie obiecy-
wali i niczego płacić nie będą. Olszański jednak przeko-
nywał o słuszności swoich racji. Obiecywał, że pieniądze
zostaną zwrócone z państwowego skarbca i przestrzegał
obrońców, że ich upór może spowodować śmierć starosty
sokalskiego, Zygmunta Denhoffa. Wymiana racji skoń-
czyła się stwierdzeniem Firleja: „Kto go zastawił, niech
teraz wykupuje" 1 5 . W rezultacie zgodzono się na kom-
promis. Oblężeni zapłacili chanowi zamiast 200 000,
40 000 talarów, jako część zaległego okupu za Hieronima
Sieniawskiego, który dostał się do niewoli po bitwie
korsuńskiej. Obiecał jednak Tatarom okup i z niewoli go
wypuszczono. Teraz przyszedł właśnie czas na uregulo-
wanie ostatniej raty. W zastaw, jako gwarancję zapłacenia
powyższej kwoty wysłano do chana majętnego szlachcica,
Potockiego. Nie pochodził od jednak z rodziny niefor-
tunnego hetmana Mikołaja.
W nocy z 22 na 23 Kozacy opuścili szańce i stanęli dalej
od Zbaraża. Przez cały dzień panował spokój. Szlachta
wyszła za wały. „Polacy kupowali konie i żywność od
Kozaków, znajomi częstowali się gorzałką, chlebem, jabł-
kami; zaczęły się hałasy ze zrywaniem czapek z głowy,
14
J. M i c h a ł o w s k i, op. cit., s. 468.
15
Tamże, s. 469.
orda kilku nieostrożnych zabrała, kilku obdarli Kozacy, źle
było z tymi co się mieszali z nimi bez znajomości"16 .
25 sierpnia o poranku ruszył tabor kozacki złożony
z kilkudziesięciu szeregów wozów. W południe zebrał się
Chmielnicki wraz z najlepszymi pułkami. Wokół Zbaraża
zrobiło się pusto. Po Kozakach zostały tylko ślady niedawno
stoczonej bitwy: poryte w ziemi aprosze, wysokie, groźne
szańce i wały. Gdzieniegdzie stały zniszczone działa,
porzucona broń i ciała poległych. Na to wszystko patrzyli
teraz z bastionów zbaraskiego zamku obrońcy.
Przez sześć tygodni wojsko koronne odparło 20 sztur-
mów, 16 razy zmagali się w polu z nieprzyjacielem, 75 razy
wypadali za wały z wycieczką. Cztery razy przenosili się
do nowych okopów.
Czas ich wymarszu nadszedł w nocy z 26 na 27 sierpnia.
„Zbaraż opuszczała zaledwie część tych, którzy się tu
przed półtora miesiącem zamknęli. Wielu pozostało na
zawsze. W samym boju zginęło około 1000 żołnierzy i co
najmniej dwa razy tyle czeladzi. Wielu — co najmniej
drugie tyle — zmarło z głodu, ran, zarazy"17. Zgodnie
z królewskim rozkazem mieli się udać pod Gliniany.
Głodni, zmęczeni, w obszarpanych mundurach, często bez
butów i broni szli obok taboru, piechota i jazda, dla której
nie było koni. Jazda ubezpieczała ten pochód bohaterów
bardziej do duchów niż do ludzi podobnych. Tak dotarli do
Tarnopola.
Z powodu zniszczenia kraju i problemów z żywnością
postanowiono rozdzielić się na trzy grupy. Północną kolum-
nę, idącą przez Zalesie, prowadził kasztelan Lanckoroński,
środkową Firlej, południową Wiśniowiecki. Z księciem
szło najwięcej jazdy. Jeremi bowiem bronił całego pochodu
przed niebezpiecznymi ciągle zagonami tatarskimi.
16
L. K u b a l a, Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 108; J. M i c h a ł o w s k i ,
op. cit., s. 469.
17
J. W i d a c k i , op. cit., s. 194.
ECHO KAMPANII 1649 ROKU

Ledwie zakończyły się układy z Chmielnickim i Islam


Gerejem III, a już Jan Kazimierz wysłał uniwersał do szlachty
odwołujący pospolite ruszenie 1. Król informował w nim brać
szlachecką o traktatach z Tatarami i Kozakami, a przy tym
podziękował za stawienie się w szeregach pospolitego
ruszenia i nakazał powrót do domów. Zaraz po przybyciu pod
Lwów załogi zbaraskiej rozlokowano wynędzniałych i utru-
dzonych obrońców na leże zimowe, chociaż był dopiero
przełom sierpnia i września. Do tych kroków skłoniła
kanclerza i króla obawa przed reakcją szlachty na warunki
ugody Zborowskiej. Ossoliński chciał uniknąć grożącego
wybuchu niezadowolenia. Postanowił przygotować szlachtę
na przyjęcie postanowień Zborowskich. W tym celu kazał
sporządzić relację z wojny i rozesłać ją po Polsce i dworach
Europy. Opublikowano ją również w „Gazette de France".
Relacja przedstawiała oblężenie Zbaraża jako zwycięstwo
wojsk polskich. Jednocześnie bitwę Zborowską określono jako
tryumf, i to tym większy, że wyzwalający obrońców Zbaraża
spod kozacko-tatarskiego oblężenia. W wyniku bitwy pod
Zborowem — głosił zapis — Polska wracała na Ukrainę
1 29 sierpnia wg J. Kaczmarczyka, W. Tomkiewicz pisze, że
owe zarządzenie wysłano „w sam dzień traktatów Zborowskich".
w roli niekwestionowanego zwycięzcy. Natomiast chan, wróg
chrześcijańskiego świata przechodził na żołd Polski. Oczywiś-
cie te propagandowe informacje nie znalazły uznania wśród
szlachty. Przeciwnie, prawda szybko wyszła na jaw. Wąt-
pliwości jakie zaczęły się pojawiać, budziły w wzburzonych
umysłach szlacheckich tylko jedną odpowiedź: zdrada!
Zdrajcą i człowiekiem odpowiedzialnym za nieudolną
kampanię i upokarzające warunki ugody był, zdaniem
szlachty, kanclerz Ossoliński. Posypały się gromy na głowę
kanclerza. Jeden z poetów napisał nawet paszkwil: Compen-
clium rad Jm. Pana kanclerza koronnego. Składający się z 12 punktów
utwór wyrażał oburzenie szlachty wobec polityki
Ossolińskiego. Nie zabrakło w nim oczywiście fragmentu
dotyczącego ostatniej kampanii. Zarzucono w nim kanclerzo-
wi, że „kwiat szlachty i siła rycerstwa, z prywatnych przyczyn
zgubić chciał" pod Zbarażem oraz że pozwolił Tatarom na
porywanie ludzi w niewolę i grabienie polskich wsi i miaste-
czek 2 . Wzburzenie szlachty było tak duże, że Ossoliński
z obaw y o własne bezpieczeństwo musiał otoczyć się
wojskiem w swej warszawskiej rezydencji.
W takiej to atmosferze przebiegały sejmiki. Szlachta
oburzona na kanclerza i króla żądała wyjaśnień, Ossoliński
cały swój wysiłek skupił na jak najkorzystniejszym przed-
stawieniu kampanii Zborowskiej. Uniwersał, który rozesłano
na sejmiki znów był pełen sukcesów. Tym razem zostały
one przedstawione nieco inaczej. Obok obrony Zbaraża za
pozytywne uznano rozbicie sojuszu kozacko-tatarskiego,
opanowanie wschodnich województw i zawarcie potrzeb-
nego Rzeczypospolitej pokoju. Pomimo starań kanclerza
i Jana Kazimierza ratyfikacja ugody Zborowskiej na naj-
bliższym sejmie była nadal niepewna.
Uwagę sejmikującej szlachty odwróciły od kanclerza
i ostatniej kampanii dopiero problemy z nieopłacanym
2
J. K a c z m a r c z y k , op. cit., s. 116.
wojskiem. 23 września we Lwowie Andrzej Firlej i Stani-
sław Lanckoroński obliczyli dług wobec żołnierzy na
2 264 171 złotych i 22 grosze. W tej sumie nie znalazła się
kwota przysługująca załodze Kamieńca Podolskiego, a którą
szacowano na 33 414 złotych i wypłaty należne ludziom
zaciągniętym przez Wiśniowieckiego. Do zapłacenia pozo-
stawało jeszcze 60 000 haraczu Tatarom. Tak ogromne
kwoty wymagały obciążenia wysokim podatkiem wszyst-
kich bez wyjątku ziem Rzeczypospolitej. Perspektywa
uszczuplenia prywatnych budżetów nie była zbyt zadowa-
lająca. Stąd cały wysiłek szlachty skupił się na wymyśleniu
sposobu wymigania się od powinności finansowych. Kanc-
lerz mógł odetchnąć.
W czasie gdy polska szlachta podnosiła rwetes na sejmi-
kach, Chmielnicki powrócił do Czehrynia i zajął się sprawami
organizacyjnymi. O ból głowy przyprawiało go zwłaszcza
przygotowanie rejestru. W szeregach armii kozackiej znajdo-
wało się ponad 150 000 ludzi. Teraz po ugodzie Zborowskiej
blisko trzy czwarte tej liczby miało z powrotem powrócić do
pańszczyźnianych obowiązków. Demobilizacja groziła przede
wszystkim chłopstwu i niesfornym pułkom. Oni też najmniej
robili sobie z postanowień. Oddziały czerni grasowały po
wsiach i miasteczkach, natomiast pułkownik Neczaj prowa-
dził walkę na ziemi bracławskiej. Dodatkowym, kto wie czy
nie najważniejszym, problemem dla Chmielnickiego był
wybuch powstania na Siczy 3 . Dowodzeni przez nijakiego
Chudolija Kozacy zostali jednak szybko rozbici przez silny
oddział wysłany przez Chmielnickiego. Opozycja została
złamana, a prestiż hetmana nie tylko został utrzymany, ale
nawet wzrósł.
Spokojniej przeto zabrał się Chmielnicki do palących
spraw. W pierwszym rzędzie powiększył stare, istniejące
przed 1648 rokiem pułki. Potem organizował nowe.

3 J. W i d a c k i , op. cit.. s. 200.


Z zadaniem uwinął się w iście ekspresowym tempie,
bo tuż po nowym roku, 1650, posłowie kozaccy dostarczyli
rejestr do Warszawy. Znalazło w nim miejsce 16 pułków.
Wśród nich znajdował się pułk czehryński z samym
hetmanem na czele, liczący 3220 Kozaków. Stan liczebny
pułków nie był wszakże jednakowy. Oprócz czehryń-
skiego, tylko trzy pułki przekroczyły liczbę 3000. Wię-
kszość zbliżyła się do tej liczby. Były też takie, które
nie przekroczyły tysiąca Kozaków 4 .
Chmielnicki w nawale pracy nie zapomniał również
o polityce. Z Czehrynia wysłano posłów do Siedmiogrodu
z wiadomością o ugodzie i propozycją współpracy, czy
nawet sojuszu. Chmielnicki w listach do Rakoczych (pisał
do Jerzego i Zygmunta) wyrażał swoje zdanie o porozu-
mieniach spod Zborowa, określając je jako tymczasowe
i nietrwałe. Tym samym roztaczał perspektywę nowej
wojny, w której zapewne chciał widzieć wojsko siedmio-
grodzkie u swego boku.
Tuż po zakończeniu wojny Chmielnicki próbował nawią-
zać kontakt z Imperium Osmańskim. Tym razem pomoc,
którą zaoferował sułtanowi walczącemu z Wenecją nie
spotkała się z zainteresowaniem. Sytuacja na Ukrainie nie
była za to obojętna carowi Aleksemu. Wysłany do Czehrynia
poseł Gieorgij Nieronow miał zwrócić uwagę na stosunki
kozacko-tatarskie i zorientować się, czy Rosji nie grozi atak
ze strony niniejszego sojuszu. Chmielnicki zapewnił posła
o swojej przychylności do cara i, by podkreślić swoje słowa,
nazwał się „sługą i niewolnikiem Jego Carskiej Wysokości" 5 .
W Warszawie tymczasem trwały przygotowania do
sejmu, który miał się rozpocząć 22 listopada. Tego też dnia
w kościele Św. Jana odprawiono mszę inaugurującą obrady.
Kazanie księdza Ciecieszowskiego odnosiło się do sytuacji
w Polsce. Ksiądz nawoływał do zgody i pokoju, zalecając
4
W. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 284.
5
Tamże, s. 280.
przy tym odstąpienie od krwawych represji wymierzonych
w Kozaków.
Głównym tematem obrad sejmu z przełomu 1649 i 1650
roku była ratyfikacja ugody Zborowskiej. Senatorowie nie
robili problemów, wszyscy jak jeden mąż zgadzali się na
ratyfikację. Obawiano się jednak Wiśniowieckiego. Książę
Jeremi uważany był przez senatorów i posłów za przeciw-
nika ugody Zborowskiej, z napięciem oczekiwano zatem
jego zachowania. W Izbie Poselskiej, przeciwnie niż
w senacie, sprawa nie wyglądała jednoznacznie, szlachta
nie kryła oburzenia uległością Rzeczypospolitej wobec
Kozaków. Posłowie otrzymali na sejmikach instrukcje,
zgodnie z którymi mieli się sprzeciwić ratyfikacji.
18 grudnia sprawa znalazła się na wokandzie. Posiedzenie
rozpoczął kanclerz Ossoliński długim, czterogodzinnym
przemówieniem. Lecz nie był to koniec potoku słów
kanclerza. Przerwał go zmrok. Po niedzieli, w poniedziałek
kontynuował prezentowanie swoich poglądów. W swojej
oracji przyrównał kanclerz bitwę Zborowską do zwycięstwa
sprzed ponad ćwierćwiecza pod Chocimiem. Wyżej postawił
rzekomy tryumf Zborowski, argumentując to przede wszy-
stkim olbrzymią przewagą wojsk kozacko-tatarskich i dzia-
łaniem armii koronnej bez wodzów. Zapomniał bowiem
Ossoliński, że w przeddzień kampanii Jan Kazimierz
mianował go głównodowodzącym armii królewskiej, nada-
jąc mu tytuł generalissimusa.

W trzeci dzień po wystąpieniu kanclerza pojawił się na


posiedzeniu tajnej rady Janusz Radziwiłł i złożył u nóg
królewskich chorągwie zdobyte w bitwie pod Łojowem. Po
kolejnych dwóch dniach oddano Wiśniowieckiemu buławę
hetmańską. Niechętny wojewodzie ruskiemu monarcha uczy-
nił zadość woli szlachty, licząc w zamian na poparcie przez
Jeremiego ratyfikacji ugody i przekonanie do niej szlachty.
Jeremi został hetmanem do czasu przybycia z niewoli
Mikołaja Potockiego i Marcina Kalinowskiego.
Wreszcie 29 grudnia senatorowie zatwierdzili ugodę.
Wszyscy kolejno godzili się na warunki uzyskane pod
Zborowem. Jeremi Wiśniowiecki również optował za ugodą.
Zaznaczył jednak, że powinnością państwa jest zapewnienie
rekompensaty osobom, które straciły dobra prywatne na
obszarze trzech wymienionych w dokumencie województw.
Wówczas to zaatakował księcia Ossoliński, który ni stąd,
ni zowąd zaczął oskarżać wojewodę ruskiego o pomysł
opublikowania znanego nam już Compenclium rad pana
kanclerza. Wyrzucił przy tym Jeremiemu, że uciekał przed
nieprzyjacielem w proso. Z obawy przed wybuchem skan-
dalu lub ostrym starciem pomiędzy dwoma nienawidzącymi
się senatorami, król przerwał obrady. Koniec końców do
ostrej wymiany zdań doszło następnego dnia. Jeremi
oskarżył Ossolińskiego o sprowadzenie klęsk na ojczyznę
i czując się obrażony wystąpieniem kanclerza, wyzwał go
na pojedynek. Oburzony kanclerz zagroził rezygnacją
z urzędu, na co nie chciał się zgodzić ni król, ni inni
senatorowie. Postanowiono więc pogodzić obu adwersarzy
i na tej czynności minął cały dzień. Warto chyba zaznaczyć,
że po raz pierwszy król poparł Wiśniowieckiego.
Jeremi rozumiejąc sytuację Rzeczpospolitej wykorzystał
tymczasem swoją popularność wśród szlachty i nakłonił
posłów do ratyfikacji ugody Zborowskiej 6 . Tym samym
polityka królewska odniosła sukces.
Obrady sejmu zbliżały się ku końcowi, gdy w Warszawie
pojawili się posłowie kozaccy. Wobec tego król postanowił
prolongować sejm, oczywiście za zgodą wszystkiej szlachty.
7 stycznia Kozacy przedstawili rejestr i poprosili o po-
twierdzenie punktów ugody. Zatwierdzono je z jednym
wyjątkiem. Nie wpuszczono metropolity kijowskiego Syl-
westra Kossowa do senatu, z czego on nie robił jednak
problemu. Po pięciu dniach, 12 stycznia król pisemnie

6
J. W i d a c k i , op. cit., s. 211.
potwierdził Zborowskie ustalenia. Ponadto wystawił przy-
wilej Aprobacye sejmową praw i wolności religiej greckiej
narodu ruskiego zapewniający cerkwi lepszą niż dotychczas
pozycję na kresach Rzeczypospolitej. Literą niniejszego
dokumentu gwarantował król wolność religijną miesz-
czanom tych miast, do których „wojna zaszła". Ponadto
zwracano 30 cerkwi i założono biskupstwa prawosławne
m.in. w Łucku, Witebsku i Przemyślu; zachowano sądy
prawosławne i drukarnie. Duchowni wyznania greckiego,
którzy poparli Chmielnickiego, zostali objęci amnestią 7 .
Obrady sejmu zostały zakończone. Podczas trwających
12 tygodni sporów, debat i kłótni zgodzono się ratyfikować
ugodę Zborowską, z wyjątkiem punktu gwarantującego
miejsce w senacie metropolicie kijowskiemu. W innych
konstytucjach ustalono wysokość zaległych wypłat dla
wojska i wysokość podatków oraz zwołanie pospolitego
ruszenia w razie zagrożenia państwa. Radość musiała być
powszechna, bo „Warszawa bawiła się z powodu pokoju".
Tymczasem na Ukrainie nie działo się dobrze. Zniszczone
wsie i miasta, wyludnione okolice straszyły kikutami spalo-
nych chałup, drzew i czernią pogorzelisk. Lud porzucił
gospodarstwa, pola leżały niezasiane, porosłe chwastem
i chaszczami. Głód coraz częściej zaglądał pod strzechy
ruskich chałup. Nierzadko w poszukiwaniu prowiantu sotnie
przemierzały kilka mil. Były to jednak niebezpieczne wypra-
wy, szczególnie dla niewielkich oddziałów. Na szlakach
ukraińskich grasowały bandy chłopstwa. Kiedyś potrzebni
Kozakom, teraz niewliczeni w rejestr nie chcieli wracać do
starych obowiązków. Zasmakowawszy w rozboju i gwałtach,
prowadzili nadal zbójecki proceder. Dla czerni zresztą układy
Zborowskie nie miały żadnego znaczenia. Dla nich jedynym
rozwiązaniem była wojna, stąd czerń prowokowała oddziały
obu stron, zarówno Kozaków, jak i szlachtę.

7
W. S e r c z y k , Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 127.
EPILOG

Kampania 1649 roku odsłoniła pełną gamę możliwości


polskiej armii. Możliwości zarówno w pozytywnym, jak
również w negatywnym znaczeniu tego słowa. Z jednej
strony żołnierze popisywali się brawurową odwagą i deter-
minacją; z drugiej potrafili uciekać w popłochu na samą
wieść o zbliżaniu się przeciwnika.
Pierwsze dni po wygaśnięciu rozejmu przyniosły kilka
drobnych, ale przecież rzadkich w 1648 roku sukcesów. Co
prawda wzajemne animozje między regimentarzami nie
sprzyjały dobrej atmosferze w wojsku, lecz pomyślny
przebieg walk przesłaniał spory. Do czasu. Diametralna
zmiana nastąpiła wówczas, gdy przeciw armii regimentarzy
wystąpił pułkownik Neczaj. Od tego momentu, a była to
połowa czerwca, lawina strachu, paniki i nieudolności
Firleja i Lanckorońskiego pchała polską armię w przepaść
dezercji i dezorganizacji. Zdawało się, że powtórzy się
klęska piławiecka. Panika osiągnęła apogeum już pod
Zbarażem. Dyscyplina stopniała w obliczu wyimaginowa-
nego i rzeczywistego zagrożenia. Żołnierze nie tylko nie
słuchali regimentarzy, ale próbowali wymusić na nich
decyzje, strasząc nieposłuszeństwem i „radą czerniecką",
czyli wyborem nowych regimentarzy.
Osobną kwestią pozostaje zagadnienie wycofania się pod
Zbaraż wbrew zaleceniom królewskim. Jan Kazimierz, jak
wiadomo, rozkazał Firlejowi zatrzymać się pod Starym
Konstantynowem i tam czekać na nieprzyjaciela i idącą
z odsieczą armię koronną. Tymczasem Firlej rozkazu nie
wykonał. Przyczyny jego postępowania tłumaczył Ostroróg
w liście do Ossolińskiego. Zdaniem podczaszego koronnego,
miejsce pod Zbarażem nie było dogodne do obrony i gorsze
od planowanego wcześniej, ale założenie obozu pod Kon-
stantynowem straciło sens wraz z zajęciem przez Kozaków
sąsiedniego Międzyboża. Wobec tego na przekór rozkazom,
Firlej zdecydował się cofnąć, co też uczynił. Zatrzymanie
się w Zbarażu było zdaniem Władysława Tomkiewicza
błędem. Miasto było źle zaopatrzone w żywność i amunicję,
a zamek i okolica nie nadawały się do długiego oblężenia.
To co się wydarzyło później było zasługą Wiśniowieckiego,
regimentarzy i oczywiście całego wojska. Niemniej jednak
zdaniem profesora Tomkiewicza należało cofać się dalej na
zachód i albo połączyć się z armią królewską, albo zamknąć
się w Zamościu 1 .
Czy możliwy był niniejszy scenariusz? Raczej nie. Król
zjawił się w Lublinie dopiero 3 lipca, a wtedy armia
królewska jeszcze nie istniała. Jan Kazimierz wówczas
dopiero rozpoczął gromadzenie wokół siebie żołnierzy.
Gdyby nawet w tych samych dniach w mieście znalazła
się armia regimentarzy, to wydaje się, że byłaby ona
jeszcze bardziej zdezorganizowana. Cofanie, nawet za-
planowane, miało bowiem fatalny wpływ na morale
wojska. W związku z tym należy wątpić, czy w Lublinie
lub Zamościu stanęłoby nawet marne 6000 wojska, którym
dysponowali regimentarze.
Z drugiej strony należy pamiętać, że pozostawiono by bez
osłony znaczną część kraju i samo wojsko królewskie. Wobec

1 W. T o m k i e w i c z, op. cit., s. 331.


potęgi kozackiej takie postępowanie wydaje się nieod-
powiedzialne.
Podobnie można patrzeć na możliwość zamknięcia się
w Zamościu. Twierdza zamojska była wprawdzie jedną
z najmocniejszych w Rzeczypospolitej i znacznie lepiej
zaopatrzona niż mały Zbaraż. Poza tym szczyciła się
powstrzymaniem marszu Chmielnickiego w 1648 roku.
Trzeba jednak pamiętać, że oblegająca i praktycznie przez
nikogo nieatakowana armia kozacko-tatarska mogłaby
swobodnie rozpuszczać zagony aż po Warszawę. Zagrożenie
stolicy musiałoby mieć zły wpływ na opinię szlachecką
i niechybnie podkopałoby wiarę w sukces. Nie można też
wykluczyć, że panika szlachty wewnątrz kraju odbiłaby się
niekorzystnie na walczącej armii.
Pozostawmy jednak te dywagacje na boku i zajmijmy się
samą obroną Zbaraża. Oblężenie zakończyło się zwycięst-
wem armii polskiej. Wypada jednak zaznaczyć, jak rozu-
mieć to słowo. Przecież armia kozacko-tatarska nie została
pobita, nie wycofała się na Ukrainę, a Chmielnicki nie
powędrował w pętach do Warszawy jak niegdyś Wasyl
Szujski. Gdzież więc jest to zwycięstwo?
Wydaje się, że zwycięstwo można rozumieć w dwojaki
sposób. Po pierwsze armia regimentarska udowodniła
Rzeczypospolitej i samej sobie, że żołnierz polski, mimo
poniesionych klęsk, potrafi zdobyć się na wysiłek i po-
święcenie. Tak przecież należy rozumieć postawę załogi
oblężonej twierdzy. Po drugie, udało się zatrzymać potężną
armię Chmielnickiego przez czas potrzebny królowi i kanc-
lerzowi na zorganizowanie wojska. Nieliczna, wygłodniała
i osłabiona armia przez ponad miesiąc z powodzeniem
odpierała ataki przeważających sił nieprzyjaciela. Mało
tego, nawet sama kontratakowała i to z powodzeniem.
W tym przypadku mam na uwadze nie tylko wygrane
bitwy w polu, lecz również wycieczki.
„Wszelako obrona Zbaraża miała wielkie znaczenie
moralne. Bohaterska, w niesłychanych (od czasu oblężenia
Moskwy) warunkach prowadzona walka, wykazała, że
żołnierz polski otrząsnął się z psychozy piławieckiej, że
potrafi walczyć skutecznie nie tylko w otwartym polu, lecz
w rzadkich dlań warunkach blokady" 2 . Z drugiej strony
natomiast okazało się, że nieliczna armia polska mogła być
skutecznie zablokowana przez siły nieprzyjaciela o małej
wartości bojowej (czerń po wyruszeniu Chmielnickiego
przeciw królowi) i w ten sposób wyeliminowana z walki.
W tym czasie, co pokazały wydarzenia spod Zborowa,
najlepsze pułki kozacko-tatarskie miały pełną i nieograni-
czoną swobodę manewru. W takich warunkach nie było
problemu z zaskoczeniem armii królewskiej.
Marsz Jana Kazimierza z wojskiem pod Zbaraż był tyleż
niezorganizowany, co chaotyczny i nieroztropny. Z każdym
dniem marszu monarcha niczym lunatyk grzązł w bagno
kozackiego zagrożenia. Nie zbudziły go nawet przestrogi
i zeznania z rzadka łapanych jeńców. Dopiero kubeł zimnej
wody pod Zborowem otrzeźwił Jana Kazimierza. Było już
jednak za późno. Tragedia króla, ale i tragedia Rzeczypos-
politej wisiała na cienkiej nici. Gdyby nie decyzja chana
o podjęciu rozmów, notabene jak najbardziej słuszna
z punktu widzenia interesów tatarskich, jedność Rzeczypos-
politej byłaby poważnie zagrożona. Pozbawieni sojusznika
Kozacy musieli zaakceptować podyktowane przez Islama
Gereja warunki.
Ugoda Zborowska była wymuszona towarzyszącymi jej
okolicznościami. Zarówno Polacy jak i Kozacy byli zbyt
słabi, aby jednoznacznie przechylić szalę zwycięstwa na
którąkolwiek ze stron. Jednocześnie należy pamiętać, że
obie strony były do pewnego stopnia zadowolone z układu.
Polacy ratowali państwo przed hańbą i króla przed niewolą
oraz, co było ważniejsze, zyskiwali czas na przygotowanie
się do „następnej rundy" wojny z Kozakami. Kozacy
otrzymywali znacznie lepsze warunki życia i swobody
niż to było przed wybuchem wojny. Nie da się jednak
ukryć, że na dłuższą metę obie strony nie były ukon-
tentowane ugodą i żadna nie chciała jej utrzymać. Polacy
myśleli o powrocie do porządków sprzed 1648 roku,
Chmielnicki w swoich planach widział Ukrainę jako
niepodległe państwo 3 . Zgodnie z tymi planami postępował,
prowadząc własną politykę zagraniczną. Wobec diame-
tralnie sprzecznych celów obu stron, kompromis wydawał
się niemożliwy, a wojna nieunikniona. Miały tego świa-
domość oba walczące narody.
Zatem w kontekście całej kampanii przebieg bitwy
Zborowskiej i rozmowy z chanem trzeba uznać za sukces
strony polskiej i porażkę Chmielnickiego. Lecz prawdziwym
zwycięzcą był chan krymski.
Porównanie wyprawy Jana Kazimierza na Ukrainę z ob-
lężeniem zbaraskiej załogi wypada z korzyścią dla wojsk
regimentarskich. Autorytet księcia Jeremiego i wiara żoł-
nierzy w jego zdolności strategiczne zahamowały anarchię.
Masy żołnierzy u boku Wiśniowieckiego zmieniły się
w karną dywizję. Pierwsze zwycięstwo w potyczce z czam-
bułem tatarskim włożyło w ręce polskich rycerzy jeszcze
jeden ważny oręż — wiarę we własne siły.
Postawa dowódców, przede wszystkim przykład walecz-
ności dawany zwykłym żołnierzom, opanowanie i logiczne
decyzje utrzymywały opór. Gdy jednak panika z wolna
opanowywała szeregi, twarde i stanowcze zdanie regimen-
tarzy, w tym oczywiście Jeremiego przesądzały o dalszej
walce (veto Wiśniowieckiego wobec decyzji wycofania
wojsk do zamku). Jeżeli nie można zaprzeczyć, że faktycz-
nym wodzem obrony Zbaraża był Wiśniowiecki, to należy

3
W. S e rc z y k, Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 266.
również pamiętać o regimentarzach: Firleju, Lanckoroń-
skim i Ostrorogu. Cała trójka wprawdzie ustępowała
wojewodzie ruskiemu talentem wojskowym i organizacyj-
nym, nikt z nich nie cieszył się tak dobrą opinią wojska
jak książę, ale każdy z nich mógł się poszczycić nie
mniejszą niż on odwagą. Nie myślano o ucieczce i ukła-
dach. A jeżeli prowadzono rozmowy to tylko po to, by
zyskać cenny czas. Wszystkie decyzje podejmowano
wspólnie, wspólną biorąc za nie odpowiedzialność. Nie-
mniej jednak Wiśniowiecki miał w radzie głos decydują-
cy. Stąd zwycięstwo zbaraskie było przede wszystkim
jego zasługą; jego też okryło sławą bohatera i ozdobiło
buławą hetmańską.
Jakże marnie przy zasługach dowódców zbaraskich
wyglądają poczynania generalissimusa Ossolińskiego i króla
Jana Kazimierza. Ossoliński nie miał pojęcia o prowadzeniu
wojny. Zresztą decyzja królewska uczynienia go głów-
nodowodzącym była niepotrzebna z punktu widzenia or-
ganizacyjnego. Przez cały czas bowiem przy wojsku
znajdował się zwierzchnik sił zbrojnych Rzeczypospolitej,
król. Jego ocena sytuacji i jego zdanie decydowało.
Ossoliński, jak wykazały wydarzenia, zawsze zgadzał się
z królem. Równie dobrze mógł to samo robić jako kanclerz.
Tytuł generalissimusa nadano mu zapewne dlatego, że
spodziewano się łatwego zwycięstwa. Nietrudno się domyś-
lić, że ojcem zwycięstwa miał być Jerzy Ossoliński.
Tymczasem Ossoliński oddał usługi Rzeczypospolitej nie
jako strateg, lecz dyplomata, a więc w dziedzinie, którą
znał najlepiej.
Talenty dowódcze Jana Kazimierza podkreślało wielu
historyków, one zresztą wzbudzały najmniej sporów i kon-
trowersji w ocenie postaci królewskiej. Nie da się jednak
pominąć faktu, że owszem talentem strategicznym błysnął
król, ale nie pod Zborowem. Jego pierwsza samodzielna
wyprawa wojenna była chaotycznym, pozbawionym planu
przedsięwzięciem, opartym na fałszywym przekonaniu
o szacunku Kozaków do królewskiego majestatu. Zapomi-
nając o codziennych i niestety żmudnych powinnościach
dowódcy, Jan Kazimierz przegrał bitwę zanim się ona
rozpoczęła. Pochód przez wrogi kraj bez ubezpieczenia
i zwiadu był samobójstwem, a przy tym niewybaczalnym
błędem. Tak wytrawni gracze jak Chmielnicki i Islam
Gerej nie mogli go nie wykorzystać.
To, że król stawał dzielnie i odważnie w obliczu
nieprzyjaciela może mu tylko przysporzyć sławy jako
żołnierzowi. W roli dowódcy monarcha zachował się jak
nowicjusz, bo w istocie nim był.
Oblężenie Zbaraża nie wpłynęło znacząco na zmianę
taktyki wojsk polskich. Bitwy w polu prowadzono w oparciu
o szańce i tabor. Dobrze prowadzona jazda (Wiśniowiecki,
Koniecpolski, Sobieski) swobodnie manewrowała po polu
i bez trudu spychała oddziały kozackie i tatarskie. W tym
czasie piechota i artyleria ogniem kontrolowały przebieg
bitwy, odpierając przeciwnika i wspierając własną jazdę.
Kozacy i Tatarzy mimo przewagi liczebnej nie mogli
sprostać jeździe w polu. Również piechota zaporoska
pozbawiona ochrony taboru nie przedstawiała dużej wartości
bojowej. Atakując fortyfikacje nie była w stanie wyprzeć
z nich piechoty węgierskiej, cudzoziemskiej i spieszonych
polskich chorągwi. Mimo stojących na wysokim poziomie
prac inżynieryjnych prowadzonych przez inżynierów kozac-
kich, Chmielnicki przede wszystkim ufał w skuteczność
ataku dużą masą wojsk, przede wszystkim czerni i ją to
głównie popychał do kolejnych krwawych i bezskutecznych
szturmów. Nie zrezygnował z nich przez całe oblężenie,
nawet wówczas, gdy główny ciężar walk wzięła na siebie
artyleria.
Zamknięci za wałami Polacy skutecznie niszczyli prace
ziemne wroga i kontrolowali przedpole. Zmniejszanie obozu
wraz z utratą żołnierzy pozwoliło obsadzić każdy odcinek
wałów. Przy tym na szańce wysyłano nie tylko oddziały
piechoty i dragonii, ale również towarzyszy spod ciężkich
znaków.
Pod Zbarażem po raz kolejny potwierdziła się prawda,
że Tatarzy nie wytrzymują ognia muszkietów, a kierowana
przez doświadczonego dowódcę (Przyjemski) piechota jest
w stanie powstrzymać atak jazdy.
Dobrze zaprojektowane (Mikołaj Dubois, Sebastian
Aders, Wojciech Radwan Radwański) ziemne fortyfikacje
obsadzone waleczną i zdeterminowaną załogą stanowiły
trudną do przebycia przeszkodę nawet dla liczniejszych
wojsk kozackich. Z drugiej jednak strony ostatnie dni
oblężenia wykazały, że dla zablokowania twierdzy wystar-
czyły przeciętne pułki. Zamknięta zaś w niej załoga nie
była w stanie przerwać blokady, choć miała taką szansę
(próba ataku jazdy z 20 sierpnia).
Jeżeli pod Zbarażem jazda polska radziła sobie z ordą
i Kozakami, to pod Zborowem polskie chorągwie nie były
w stanie powstrzymać przeważających sił kozacko-tatarskich.
Próby powstrzymania szarż ordy kończyły się niepowodze-
niem. Zegnane z pola chorągwie uciekały w popłochu na
własne szeregi, tratując i mieszając zdolne do oporu wojsko.
Szyki tatarskie, podobnie jak pod Zbarażem, łamały się na
skutek ognia muszkietów i artylerii. Na niej też spoczywała
obrona polskich pozycji. Zarówno na prawym jak i na
lewym brzegu Strypy ogień piechoty i artylerii zatrzymał jak
dotąd zwycięską jazdę tatarską i Kozaków.
Zatem jak wynika z przebiegu kampanii 1649 roku
wzrosło znaczenie „ludu ognistego" w stosunku do jazdy,
która to odegrała rolę drugoplanową. Mimo to szybkie
i niespodziewane wypady jazdy zza szańców łamały szeregi
szturmującej piechoty i absorbowały uwagę wspierającej
Kozaków jazdy tatarskiej.
Epopeja zbaraska, wysiłek tysięcy nieznanych z imienia
bohaterów zapisała się wielkimi literami w historii Polski.
Stawiana obok takich bitew jak Chocim czy Smoleńsk jest
chwałą i wizytówką polskiego wojska. Później, po ponad
dwustu latach utrwalił ją na kartach Ogniem i mieczem
Henryk Sienkiewicz, uczyniwszy ze Zbaraża polską Troję 4 .
W odróżnieniu jednak od greckiego miasta, tragedia nie
wydarzyła się pod Zbarażem, a pod Zborowem, gdzie
pogrzebano szansę na porozumienie i powstanie Rzeczypos-
politej Trojga Narodów.

4
L. L u d o r o w s k i , Troja heroiczna, Zbaraż, [w:] Wizjoner przeszło-
ści, Warszawa 1999, s. 9 3 - 1 3 6 .
POSTSCRIPTUM
W POSZUKIWANIU TOŻSAMOŚCI IWANA BOHUNA

„Dnia 17 [lipca] zbliżył się do miasta oddział pułkownika


Fedoreńka, stojący na drodze do Załościc [Załoźców],
i korzystając z gęstej mgły rannej, przeszedł wał i już
ostrokół wycinać zaczął, kiedy jeden dziesiętnik, idący po
zakupno do miasta, straże zaalarmował. Przypadli żołnierze,
mieszczanie i chłopi, wszystko co żywo do obrony się
rzuciło. Na odgłos dzwonów i huk armat ruszyli zewsząd
Kozacy na obóz i na miasto, gdzie już wały i parkany
ząjąwszy, o mały włos miasta nie wzięli i wody nie
odebrali. Wyparł ich mężny pan Korf na czele swojej
rajtarii, że z wielką szkodą odstąpić musieli" 1.
Taką informację znajdujemy w drugim tomie Dzieł
Ludwika Kubali. I nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby nie pewien drobny szczegół łączący się bezpo-
średnio z pułkownikiem Fedoreńką i Sienkiewiczem.
Otóż, kiedy pisarz rekonstruował wydarzenia spod Zba-
raża, oparł się na spostrzeżeniach Kubali. To, jak sądził,
pozwoliło mu wiernie odtworzyć oblężenie. I rzeczywiś-
cie tak było. T y m c z a s e m na przełomie XX i XXI wieku
1
L. Kubala, Oblężenie Zbaraża, op. cit., i Pokój pod Zborowem,
[w:] Dzieła, t. 2, s. 81.
wydarzenie z 17 lipca nie w y d a j e się tak oczywiste j a k
przed stu laty.
Profesor Władysław Serczyk opisał przytoczone wyżej
wypadki równie dokładnie j a k Kubala, zaznaczył je d na k ,
iż niektórzy z historyków u w a ż a j ą , że w s p o m n i a n y
wyżej pułkownik Iwan Fedoreńko oraz Iwan Fedoreńko
(Fedorowicz) Bohun, znany p owszechnie j a k o Iwan
Bohun, to ta sama osoba 2 . Czyżby zatem Sienkiewicz
się pomylił? Przecież w powieści Bohuna pod Zbarażem
nie znajdujemy.
Przypomnijmy sobie co robił „powieściowy" Bohun po
pojedynku z Wołodyjowskim. Rany zadane przez małego
rycerza nie pozwoliły się szybko wyleczyć. Toteż przyszedł
do zdrowia dopiero z początkiem lata (1649), wówczas mógł
myśleć o podróży. Wybrał się do „Czarciego Jaru", gdzie
ukrył Helenę Kurcewiczównę. W drodze jednak odnowiły
mu się rany (wywrócił się wóz, na którym jechał) i musiał
przerwać wyprawę. Zanim powrócił do zdrowia i udał się
w dalszą drogę, minęło wiele tygodni. Tymczasem z jaru
nad Waładynką Wołodyjowski, Rzędzian i Zagłoba uwolnili
kniaziównę. Wycieczka jakiej podjął się Bohun nad Waładyn-
kę, a potem pod Zbaraż zajęła mu ponad miesiąc czasu.
Dotarł więc do obozu Chmielnickiego dopiero po podpisaniu
ugody Zborowskiej. Jak mówił Wołodyjowski „chciał Bohun
zdążyć koniecznie spod Waładynki do Zbaraża, wszelako,
że to droga długa, więc nie zdążył [...]" 3 .
Wynikałoby z tego, że pisarz nieświadomie sobie prze-
czył. Jednocześnie „kazał" Bohunowi cierpieć rany pod
Zbarażem i jechać po ukochaną. Nie przesądzajmy jednak
o winie autora, lecz przeanalizujmy czy Sienkiewicz
rzeczywiście popełnił błąd.
Zasugerowana przez prof. Serczyka tożsamość Fedoreńki,
czy jak kto woli Fedorowicza i Bohuna, nie znajduje
2
W, S e r c z y k. Na płonącej Ukrainie, op. cit., s. 237.
3
H. S i e n k i e w i c z , Ogniem i mieczem, t. 2, Warszawa 1989, s. 349.
powszechnego potwierdzenia w innych opracowaniach.
Władysław Tomkiewicz w biografii Jeremiego Wiśniowiec-
kiego przy okazji opisu oblężenia nie wspomina ani
o Fedoreńce, ani tym bardziej o Bohunie. Sam jednak
przyznaje, że nić opowiadania zaczerpnął od Kubali 4 .
Ogranicza się tylko do informacji o odpartym z wielkimi
stratami Kozaków szturmie z dnia 17 lipca. Podobnie
postąpił profesor Jan Widacki, pisząc o groźnym ataku
Kozaków na miasto, który odparła piechota Korfa (Kubala
wspomina o rajtarii). Niemniej jednak w żadnej biografii
księcia Jeremiego nie wspomniano o wyczynie Fedoreńki 5 .
Zatem skąd Kubala o nim wiedział? Ano sam to wyjaśnił:
„Miałem przed sobą dwa diariusze oblężenia Zbaraża:
Diariusz obszerny, wydrukowany w Księdze pamiętniczej
Michałowskiego [...] i Diariusz krótszy, [...]. Te dwa
diariusze i Kochowskiego Annales [...] stanowią podstawę
opowiadania" 6 . Tymczasem w Diariuszu krótszym, podobnie
jak u Tomkiewicza i Widackiego Fedoreńko nie figuruje.
Kochowski, owszem, podaje dokładną informację, donosząc
przy tym, że pułkownika Fedoreńkę rozszarpała kula
armatnia. Wspomina o nim natomiast Wacław Lipiński 7
(w 1911 roku, więc po napisaniu Ogniem i mieczem).
Powołując się na rejestr Kozaków z 1649 roku i zrobiony
przez Unkowskiego, carskiego posła „otpisek" dowodzi, że
Fedoreńko i Bohun, pułkownik kalnicki to ta sama osoba.
Co więcej, dochodzi do wniosku, że Iwan jest synem
Teodora Bohuna, szlachcica, dzierżawcy Bubnowa w woj.
kijowskim. Aby ugruntować swoje zdanie wytacza dwa
kolejne argumenty: mianowicie relację posła mołdawskiego

4
W. T o m k i e w i c z, op. cit.
5
J. W i d a c k i, op. cit..
6
L. K u b a l a. Oblężenie Zbaraża, op. cit., s. 116
7
W. Lipiński podjął temat tożsamości Bohuna na kartach książki pt.:
Stanisław Michał Krzyczewski. Z dziejów szlachty ukraińskiej w szeregach
powstańczych pod wodzą Bohdana Chmielnickiego, Kraków 1912.
do cara, w której wymieniono Fedoreńkę i list tegoż do
Lanckorońskiego podpisany: „Iwan Teodorowicz Pułkownik
Podolski Wojska Zaporoskiego". Te dwa ostatnie argumenty
zdaniem Wacława Lipińskiego wzajemnie się potwierdzają.
Gwoli wyjaśnienia trzeba zaznaczyć, że w początkach roku
1649 (kwiecień) Iwan Fedoreńko był płk. podolskim,
dopiero później stanął na czele Kozaków kalnickich.
Współcześnie dopiero wspomniany wyżej prof. Serczyk
(Na płonącej Ukrainie), opierając się zresztą na
teorii Gajeckyego, zaznaczył problem identyfikacji
pułkowników lub pułkownika. Umieszczony w książce,
a zaczerpnięty z Diariusza Oświecima rejestr kozacki z
1649 roku (ten sam, o którym pisał Lipiński) wymienia
Iwana Fedoreńkę jako pułkownika kalnickiego. Ale już w
kolejnym, sporządzonym po roku spisie miejsce Iwana
Fedoreńki zajął Iwan Bohun. Czy rzeczywiście nastąpiła
zmiana pułkownika, czy tylko zmiana nazwiska? Profesor
Serczyk komentując spis z 1650 roku wyraźnie mówi o
zmianie dowódcy.
Analizując wszystkie teksty można zauważyć jednak, że
nazwisko „Bohun" pojawia się już po oblężeniu Zbaraża.
W dwa lata później, przed bitwą berestecką (1651) Kubala
wymienia go w szeregu kozackiej generalicji 8 .
Tomasz Bohun w artykule opisującym życie Iwana
Bohuna („Mówią Wieki" X 1999) widział już analizowane
wydarzenie w przejrzysty sposób: „Rankiem 17 lipca,
pośród gęstej mgły, na wały wdrapała się grupa Kozaków
prowadzonych przez pułkownika kalnickiego. Wkrótce
nastąpił szturm pozostałych mołojców, których jednak
odparto. Niepowodzenie to osobiście odczuł i sam Bohun,
dotkliwie raniony podczas starcia na wałach; dla niego
kampania 1649 roku dobiegła końca". Jak widać tu nazwis-
ko Bohuna pojawiło się bez dodatkowego komentarza.
Wydaje się to konsekwencją koncepcji Lipińskiego. Nie-
8
L. K u b a l a. Bitwa pod Beresteczkiem, [w:] Dzieła, t. 2, L w ó w 1923,
s. 176.
mniej jednak tożsamość Fedoreńki i Bohuna pozostaje
nadal niewyjaśniona.
W czasie kiedy Sienkiewicz pisał Ogniem i mieczemani
Kubala, ani Szajnocha, na których sądach oparł się pisarz,
nie zająknęli się nawet o identyfikowaniu Fedoreńki z Bo-
hunem. Dlatego Sienkiewicz nie mógł przypuszczać, że
badania historyków podważą niniejsze zdanie: „Również
niefortunny koniec spotkał i Fedoreńka, który korzystając
z mgły o mało na świtaniu nie wziął miasta. Odparł go pan
Korf na czele Niemców, a potem starosta krasnostawski
i pan chorąży Koniecpolski wybili prawie do szczętu
w ucieczce" 9 .
Mając wzgląd na skąpą ilość źródeł i opracowań trudno
jest jednoznacznie stwierdzić kim był ów niefortunny
mołojec. Chociaż wiele wskazuje na Bohuna, to o jego
działalności możemy mówić dopiero od 1650 roku. Wów-
czas to po raz pierwszy zagościł w dokumentach pod tym
nazwiskiem. Od tej pory Bohun uczestniczył w każdym
ważniejszym wydarzeniu na Ukrainie, Fedoreńko zniknął
z nich na zawsze. Wcześniejsze zaś dzieje Iwana Fedoreńki
Bohuna pozostają jak na razie w sferze domysłów, hipotez
i spekulacji, aczkolwiek niejeden z historyków opisałby
szturm spod Zbaraża jako wyczyn pułkownika kalnickiego
Iwana Fedorowicza Bohuna, zwanego Fedoreńką.

9
H. S i e n k i e w i c z , Ogniem i mieczem, t. 2, Warszawa 1989, s. 268.
BIBLIOGRAFIA

S. Aleksandrowicz, Plan obrony obozu wojska koron-


nego w Zbarażu z 1649 roku [w:] Litwa i jej sąsiedzi od
XII do XX wieku, Poznań 1994.
B. Baranowski, Organizacja wojska polskiego w latach
trzydziestych i czterdziestych XVII wieku, Warszawa 1957.
B. B a r a n o w s k i , Kazimierz P i w a r s k i, Polska sztuka
wojenna w latach 1648-1683, Warszawa 1953.
W. B e a u p 1 a n, Ciekawe opisanie Ukrainy polskiej i rzeki
Dniepru od Kijowa aż do miejsca, gdzie rzeka ta wrzuca
się w morze.., red. Z. Wójcik, Warszawa 1972.
J. Bogdanowski, Architektura obronna w krajobrazie
Polski, Wyd. Naukowe PWN Warszawa-Kraków 2002.
J. B o g d a n o w s k i , Sztuka obronna, Kraków 1993.
W. Czapliński, O Polsce 17-wiecznej [w:] Problemy
i sprawy, W a r s z a w a 1966.
W. C z a p l i ń s k i , Glosa do trylogii, Białystok 1999.
W. Czapliński, Władysław IV i jego czasy, Warszawa
1972.
L. F r ą ś , Obrona Zbaraża w 1649, Kraków 1932.
H a d ż y M e h m e d S e n a i , Historia chana Islama Ge-
reja, red. Z. Wójcik, Warszwa 1971.
M. Hruszewskij, Istorija Ukraini i Rusii, t. VII-IX,
1909-1931.
M. J e m i o ł o w s k i , Pamiętnik..., 1648-1679, Lwów 1850.
J. J e r 1 i c z, Latopisiec, W a r s z a w a 1853.
J. K a c z m a r c z y k , Bohdan Chmielnicki, Wrocław-Kra-
ków-Warszawa 1988.
W. Kochowski, Historia panowania Jana Kazimierza,
Poznań 1840.
W. Kochowski, Roczników polskich klimakter, Lipsk
1853.
K. K o n a r s k i , Polska w wieku XVII, W a r s z a w a 1921.
T. Korzon, Dzieje wojen i wojskowości w Polsce,
Kraków 1912.
M. Kosman, Na tropach bohaterów Trylogii, Warszawa
1986.
M. Kosman, Skrzetuski w historii i legendzie, Poznań
1989.
J. K r y p j a k i e w i c z , Bohdan Chmielnicki j, Kijów 1954.
L. K u b a l a , Jerzy Ossoliński, L w ó w 1883.
L. K u b a l a , Szkice historyczne, t. 2, seria 1 i 2, Lwów
1923.
M. Kukieł, Zarys historii wojskowości w Polsce, Kraków
1929.
B. K u p i s z , Smoleńsk 1632-1634, W a r s z a w a 2001.
L. L u d o r o w s k i , Wizjoner przeszłości, Warszawa 1999.
[Łoś J.] Pamiętniki Łosia, Kraków 1858.
J. M a s k i e w i c z , Pamiętnik, Wrocław 1961.
J. M i c h a ł o w s k i , Księga pamiętnicza, Kraków 1864.
J. N a r o n o w i c z - N a r o ń s k i, Budownictwo wojenne,
Warszawa 1957.
T. Nowak, Polska technika wojenna XVI i XVII wieku,
Warszawa 1970.
T. Nowak, J. Wimmer, Historia oręża polskiego
963-1795, Warszawa 1981.
J. O s s o l i ń s k i , Pamiętniki, Warszawa 1976.
S. O ś w i ę c i m , Diariusz 1645-1651, Kraków 1907.
Pamiętniki o wojnach kozackich za Chmielnickiego, Wroc-
ław 1840.
M. Paradowska, Przyjmij laur zwycięski, Katowice
1987.
L. P o d h o r o d e c k i , Chanat krymski, W a r s z a w a 1987.
L. P o d h o r o d e c k i , Sicz zaporoska, Warszawa 1960.
A. R a d z i w i ł ł , Pamiętniki, Warszawa 1980.
R. R o m a ń s k i , Beresteczko 1651, Warszawa 1994.
W. R u d a w s k i , Historia polska od śmierci Władysława
IV aż do pokoju oliwskiego, czyli dzieje panowania Jana
Kazimierza od 1648 do 1660, t. 2, Petersburg 1855.
S e r c z y k W . , N a dalekiej Ukrainie, K r a k ó w 1984.
S e r c z y k W., Na płonącej Ukrainie, W a r s z a w a 1998.
S e r c z y k W . , Poczet władców Rosji, wyd. „Puls" 1992.
K. Szajnocha, Dwa lata dziejów naszych, Warszawa
1900.
W. T o m k i e w i c z , Jeremi Wiśniowiecki, W a r s z a w a 1933.
W. T o m k i e w i c z , Kozaczyzna ukrainna, Lwów 1939.
W. T o m k i e w i c z , Sprawy ukrainne, Lwów 1939.
T. Wasilewski, Ostatni Waza na polskim tronie,
Katowice 1984.
J. W i d a c k i , Kniaź Jarema, K a t o w i c e 1984.
J. W i m m e r, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII
wieku, W a r s z a w a 1963.
Z. W ó j c i k, Dzikie pola w ogniu, W a r s z a w a 1 9 6 1 i 1966.
Z. W ó j c i k , Jan Kazimierz Waza, W r o c ł a w 1997.
Z. Wójcik, Wojny kozackie w dawnej Polsce, Kraków
1989.
Zbaraż, opracowanie Polaczek J., Przemyśl 2002.
SPIS ILUSTRACJI

Jan Kazimierz (wg Theatrum Europaeum Mateusza Meria-


na, Frankfurt 1643-1666).
Jerzy Ossoliński (wg sztychu B. Moncometa z 1654 r.).
Jeremi Wiśniowiecki (nieznany malarz — portret ze zbio-
rów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie).
Janusz Radziwiłł.
Adam Kisiel (popiersie w cerkwi w Niskiemiczach).
Piechota niemiecka, pikinierzy.
Piechota polska.
Narzędzia saperskie z XVII wieku.
Pistolety z zamkiem kołowym.
Lekka jazda polska (wg miedziorytu Dolabelli).
Buńczuczny, obraz Józefa Brandta.
Uzbrojenie pancernego.
Zbroja husarska.
Szabla husarska „batorówka" z XVII w.
Bohdan Chmielnicki.
Islam Gerej III.
Starszyzna kozacka.
Hołd Kozaków zaporoskich.
Piechota zaporoska.
Postacie Kozaków.
Żołnierz tatarski.
Broń Kozaków i powstańców ukraińskich.
Zaporoskie działa, moździerze i kule.
Przemarsz wojsk w polu.
Ruiny zamku w Zborowie
Fosa i mury zamku zbaraskiego od południowego zachodu.
Zamek w Zbarażu. Bastion południowy.
Zamek w Zbarażu. Dziedziniec od północnego zachodu.
MAPY

Mapa kampanii 1649 roku. Działania wojenne obu stron.


(Zaznaczenie odwrotu wojsk regimentarskich pod Zbaraż
i marszu Litwinów na Kijów).
Mapa z zaznaczoną drogą wojska królewskiego pod Zborów.
Plan obozu zbaraskiego (Preussiche Staatsbibliothek Berlin).
Plan obozu zbaraskiego wg L. Frąsia.
Plan obozu zbaraskiego
(Preussiche Staatsbibliothek Berlin).
Plan
obozu
zbaraskiego
wg L. Frąsia.
SPIS TREŚCI

Wstęp 5
Kulisy polityczne kampanii 1649 roku 12
Wojsko i sztuka wojenna połowy XVII wieku 22
Kampania 1649 roku 54
Oblężenie 66
Wyprawa zborowska 92
Drugi miesiąc oblężenia 113
Echo kampanii 1649 roku 125
Epilog 132
Postscriptum 141
Bibliografia 146
Spis ilustracji 149
Mapy 151
Jan Kazimierz (wg Theatrum Europaeum Mateusza Meriana, Frankfurt
1643-1666)
Jerzy Ossoliński (wg sztychu Jeremi Wiśniowiecki (nieznany
B. Moncorneta z 1654 r.) malarz — portret ze zbiorów Mu-
zeum Wojska Polskiego w War-
szawie)

Adam Kisiel (popiersie w cerkwi


Janusz Radziwiłł w Niskierniczach)
Piechota niemiecka,
pikinierzy

Piechota polska
Narzędzia saperskie z XVII wieku
Pistolety z zamkiem
kołowym

Lekka jazda polska (wg miedziorytu Dolabelli)


Buńczuczny, obraz Józefa Brandta
Uzbrojenie pancernego

Zbroja husarska
Szabla husarska „batorówka" z XVII w.
Bohdan Chmielnicki

Islam Gerej III


Starszyzna
kozacka

Hołd
Kozaków zaporoskich
Piechota zaporoska

Postacie Kozaków
Żołnierz tatarski

Broń Kozaków i powstańców ukraińskich


Zaporoskie działa, moździerze i kule
Przemarsz wojsk w polu

Ruiny zamku w Zborowie


Fosa i mury zamku zbaraskiego od południowego zachodu

Zamek w Zbarażu. Bastion południowy


Zamek w Zbarażu. Dziedziniec od północnego zachodu

You might also like