You are on page 1of 293

Dom Wydawniczy Bellona prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich

książek za zaliczeniem pocztowym z rabatem do 20 procent


od ceny detalicznej.
Nasz adres:
Dom Wydawniczy Bellona
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: 022 45 70 306, 022 652 27 01
fax 022 620 42 71
Internet: www.bellona.pl
e-mail: biuro @ bellona.pl
www.ksiegarnia.bellona.pl

Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz


Ilustracja na okładce: Marek Szyszko
Redaktor merytoryczny: Zofia Gawryś
Redaktor prowadzący: Kornelia Kompanowska
Korektor: Bożena Łyszkowska

© Copyright by Tomasz Bohun, Warszawa 2005


© Copyright by Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2005

ISBN 978-83-11-10644-4
HISTORYCZNE BITWY

TOMASZ BOHUN
MOSKWA 1612

Dom Wydawniczy Bellona


Warszawa
WSTĘP

Pomnik kupca Kuźmy Minina i księcia Dymitra Pożar-


skiego, który stoi w Moskwie na placu Czerwonym, został
wystawiony w 1818 r. na fali patriotycznego uniesienia po
zwycięskich kampaniach z Napoleonem. Był to hołd dla
dwóch bohaterów ich historii, uhonorowanie ludzi, którzy
w epoce wielkiej smuty uchronili Rosję przed katastrofą.
Minin i Pożarski w 1611 r. zorganizowali drugie pospolite
ruszenie, które było czymś więcej niż siłą zbrojną; idea,
która im przyświecała — wyparcie „Lachów i Litwy”
z Moskwy i wybranie nowego cara przez reprezentatywny
dla państwa Sobór Ziemski — zjednoczyła dużą część
społeczeństwa moskiewskiego, w tym wiele skłóconych
dotąd środowisk politycznych. W 1612 r., w wyniku kilku
operacji wojskowych, zmusili do kapitulacji stacjonujący
od blisko dwóch lat w Moskwie polsko-litewski garnizon.
Do dzisiaj stanowią jeden z elementów patriotycznego mitu
Rosjan, dodajmy — mitu o odcieniu antypolskim.
Interwencja Rzeczpospolitej w wielką smutę była wyda­
rzeniem, w którym rozgrywka szła już nie tylko o zagar­
nięcie części terytorium wroga, ale o podporządkowanie
sobie państwa moskiewskiego. Do początku XVII w. wojny
między Rzeczpospolitą a państwem moskiewskim toczyły
się na pograniczu. Rurykowicze moskiewscy „zbierali
ziemie ruskie”, ostatni Jagiellonowie zaś, a po nich Stefan
Batory, utrudniali im to, jak mogli. W 1514 r. Moskwicini
zawojowali Smoleńsk, a kilkadziesiąt lat później wyciągnęli
ręce po Inflanty. Skutecznie przeciwstawił się im Batory
w kilku kampaniach, z których najdalsza dotarła aż pod
mury Pskowa, zagony zaś w okolice Staricy, gdzie wówczas
rezydował Iwan Groźny. Ale wciąż były to lokalne konflik­
ty. Wojna polsko-moskiewska epoki smuty wyniosła kon­
flikt między obydwoma państwami na inny poziom: za
okupacją ziem, które od najazdów mongolskich nie zaznały
obcego panowania, poszedł program polityczny — osadze­
nia polskiego Wazy na tronie moskiewskim. Mniejsza o to,
jakie były szanse jego powodzenia, ważne było, że część
elit moskiewskich w zamian za utrzymanie swoich wpły­
wów skłonna była uznać królewicza Władysława Wazę za
cara Moskwy. Nic z tego nie wyszło, a w wyniku zbrojnych
działań wojsk polsko-litewskich zostały zniszczone ogromne
połacie państwa moskiewskiego. W tym sensie ingerencję
Rzeczpospolitej w smutę moskiewską można porównać ze
szwedzkim potopem: w obu przypadkach za działaniami
zbrojnymi szedł plan zmiany władcy — w Rzeczpospolitej
Jana Kazimierza miał zmienić Karol Gustaw, w państwie
moskiewskim Wasyla Szujskiego królewicz Władysław — a
oba państwa wyniszczyły wojny.
Jeden z ważniejszych epizodów w okresie ingerencji
Rzeczpospolitej w państwie moskiewskim stanowią dzieje
polsko-litewskiego garnizonu Moskwy. Było to ogromne
przedsięwzięcie, niespotykane dotąd w dziejach wojskowo­
ści. Na przełomie października i listopada 1610 r. wojska
hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego
wkroczyły do stolicy państwa moskiewskiego jako sojusz­
nicy, którzy mieli utrzymać spokój w kraju do czasu
objęcia tronu carskiego przez Władysława Wazę. Powo­
dzenie tej operacji zależało przede wszystkim od roz­
wiązania problemów natury logistycznej, których cel spro­
wadzał się do zapewnienia stałego zaopatrzenia i wsparcia
oddziałom rozlokowanym w mieście.
Do marca 1611 r. takie działania podejmowały zwłaszcza
pułki garnizonowe, co nie było trudne, ponieważ jeszcze
panował spokój. Jednak w końcu miesiąca sytuacja uległa
diametralnej zmianie. 29 marca dowódca garnizonu, referen­
darz litewski Aleksander Gosiewski, aby uprzedzić wy­
stąpienie ludności spowodowane nadciąganiem pierwszego
pospolitego ruszenia Prokopa Lapunowa i Iwana Zarudz-
kiego, sprowokował walki w Moskwie, które doprowadziły
do pacyfikacji i spalenia dużej części miasta. Od tej pory
szczególnego znaczenia nabrała pomoc z zewnątrz.
Początkowo kluczową rolę w dostarczaniu zaopatrzenia
i uzupełnień do Moskwy odgrywał pułk starosty uświac-
kiego Jana Piotra Sapiehy. Po jego śmierci, we wrześniu
1611 r., zadanie to przejął hetman wielki litewski Jan Karol
Chodkiewicz.
Ciężka zima na przełomie 1611 i 1612 r., chłodna
wiosna i dżdżyste lato 1612 r. spowodowały słabe zbiory
i pogłębiły kłopoty aprowizacyjne. Trudności nasiliły się,
gdy nieopłacone oddziały garnizonu zawiązały konfederację
i opuściły Moskwę.
Na przełomie sierpnia i września nowe oddziały, które
weszły w skład garnizonu, znalazły się w niezwykle
trudnym położeniu: głód, choroby, a przede wszystkim
zagrożenia ze strony drugiego pospolitego ruszenia Minina
i Pożarskiego, oczekiwano więc szybkiej odsieczy hetmana
Chodkiewicza. Tym razem jednak, inaczej niż poprzednio,
margines dopuszczalnego błędu dla dowódcy oddziałów
niosących pomoc garnizonowi w Moskwie skurczył się
dramatycznie. Chodkiewicz stanął wobec wroga jak nigdy
dotąd silnego i zdeterminowanego — co więcej — opartego
o mury Moskwy. Co prawda hetman litewski dysponował
bitnymi i zaprawionymi w bojach oddziałami piechoty oraz
husarią, jednak jego celem nie było rozbicie przeciwnika,
lecz przedarcie się z prowiantem i posiłkami na Kreml.
Wszystko wskazywało na to, że nie obejdzie się bez walk
ulicznych. Przyznać trzeba, że to dość niemiła perspektywa
dla armii rozstrzygającej bitwy szarżą ciężkozbrojnej jazdy.
Powtórzenie wiktorii kłuszyńskiej wydawało się mało
prawdopodobne. Jednak Chodkiewicz podjął rękawicę
i wykazał się kunsztem dowódczym.
Bitwa oddziałów hetmana z blokującymi garnizon mos­
kiewski Moskwicinami 1-3 września 1612 r. odznaczała
się niezwykłą zaciętością, obie strony wykazały godną
podziwu determinację. Wydarzeniom tym nie sposób także
odmówić dramaturgii: w kulminacyjnym momencie walk
oddziały Chodkiewicza wraz z zaprowiantowaniem dla
garnizonu dzieliło od Kremla jedynie 1800 metrów — wy­
dawało się, że nic nie jest w stanie pokrzyżować planów
litewskiemu dowódcy. Stało się jednak inaczej. Chod­
kiewicz poniósł klęskę. Z powodu strat poniesionych przez
obie strony bitwę tę zaliczyć trzeba do najkrwawszych
starć w historii staropolskiej wojskowości (w dwudniowych
walkach Chodkiewicz stracił około 1500 zabitych). Także
różnorodność rozwiązań taktycznych, które zastosowali
dowódcy obu stron każe uznać tę bitwę za wydarzenie
godne uwagi.
Polską interwencję w państwie moskiewskim wyzna­
czają dwie bitwy: zwycięstwo Żółkiewskiego pod Kłu-
szynem, które otworzyło drogę do Moskwy i stworzyło
perspektywę osadzenia na tronie moskiewskim polskiego
Wazy, i klęska Chodkiewicza pod murami Moskwy,
która zniweczyła ten plan.
SAMOZWANIEC I INNI

Miarodajnym źródłem, ukazującym zamieszanie w państwie


moskiewskim za czasów Dymitra Samozwańca II, są pa­
miętniki Józefa Budziłły. Był to jeden z najemników,
którzy licznie pociągnęli z Rzeczpospolitej na służbę
impostora. Sam tytuł pamiętników jest już bardzo wymow­
ny: Wojna moskiewska wzniecona i prowadzona z okazji
fałszywych Dymitrów od 1603 do 1612 roku. Brakuje
w nich jednak wyjaśnienia przyczyny objawienia się owych
fałszywych Dymitrów. Cofnijmy się więc do wydarzenia,
które było początkiem całej tej historii.
Iwan Groźny odchodząc z tego świata pozostawił po
sobie dwóch synów — dwudziestosiedmioletniego Fiodora
i dwuletniego Dymitra. Z racji starszeństwa jego następcą
został ociężały umysłowo Fiodor, brat zaś wraz z matką
i najbliższymi został zesłany do Uglicza. Powód był
prozaiczny — otoczenie nieradzącego sobie z rządzeniem
cara obawiało się, że zausznicy Dymitra mogą podjąć
próbę zdetronizowania Fiodora, aby obwołać carem jego
brata. Mimo wszystko życie Dymitra w Ugliczu upływało
sielankowo, aż do feralnego 15 maja 1591 r. Około połu­
dnia, podczas zabawy nożykiem, młody Dymitr dostał
ataku apopleksji, w czasie którego niefortunnie zranił się
w szyję. Cięcie okazało się tragiczne w skutkach, uszkodziło
bowiem tętnicę, w wyniku czego Dymitr wykrwawił się
i zmarł. Mimo jednoznacznego orzeczenia nadzwyczajnej
komisji śledczej — na której czele stał Wasyl Szujski,
w przyszłości car — że śmierć Dymitra była wynikiem
nieszczęśliwego wypadku, od samego początku zaczęły
krążyć pogłoski, jakoby za wszystkim stał Borys Godunow
— wówczas najbardziej wpływowy człowiek w otoczeniu
cara Fiodora. Wtedy jeszcze udało mu się dość łatwo
spacyfikować nieprzychylne wobec siebie nastroje. Jednak
kilkanaście lat później — kiedy po wygaśnięciu dynastii
Rurykowiczów, Godunow został carem — sprawa okolicz­
ności śmierci Dymitra powróciła jak zły sen.
W sierpniu 1604 r. w granice państwa moskiewskiego
wkroczył pierwszy z serii uzurpatorów — Grigorij Ot-
riepiew — który wszem i wobec ogłaszał, że jest ocalo­
nym przed laty w Ugliczu Dymitrem Iwanowiczem. Po
roku był już carem. Jednak Otriepiew krótko cieszył się
władzą. W maju 1606 r. w Moskwie miały miejsce
dramatyczne wydarzenia: podczas zaślubin cara z Maryną
Mniszchówną — córką Jerzego Mniszcha, jednego z mag­
natów, który dopomógł mu zdobyć tron — doszło do
zamieszek, w czasie których rozwścieczony tłum zgładził
oszusta. Pod ciosami tłuszczy padło także kilkuset wesel-
ników z Rzeczpospolitej. Wkrótce carem został Wasyl
Szujski najbardziej wpływowy bojar, który był animatorem
tych zdarzeń.
Ale i on nie cieszył się zbyt długo spokojem. Już jesienią
tego roku chłopsko-kozacka armia Iwana Bołotnikowa
obiegła Moskwę. Co prawda w 1607 r. Szujskiemu udało
się zmusić powstańców do odwrotu, a nawet oblegał ich
w Kałudze, ale mniej więcej w tym samym czasie na
Siewierszczyźnie pojawił się kolejny samozwaniec. Historia
jego cudownych ocaleń była jeszcze bogatsza niż poprzed­
niego samozwańca, opowiadał między innymi jak udało
mu się uniknąć śmierci dwa lata wcześniej w Moskwie.
Nowy samozwaniec pod wieloma względami różnił się od
poprzednika. Najważniejsze było to, że pod jego sztandary
licznie ściągnęli najemnicy z Rzeczpospolitej. Po pacyfika­
cji rokoszu Zebrzydowskiego kraj pełen był oddziałów
wojskowych, które dla profitów gotowe były zaprzedać się
nawet diabłu. Między wrześniem 1607 a wrześniem 1608 r.
pod sztandary samozwańca ściągnęły pułki m.in. Budziłły,
Samuela Tyszkiewicza, księcia Romana Różyńskiego, Alek­
sandra Zborowskiego i Jana Piotra Sapiehy. Dzięki ich
pomocy, w czerwcu 1608 r. dotarł on w okolice Moskwy
i założył obóz w podmoskiewskim Tuszynie. Szujski, jak
nigdy przedtem, został przyparty do muru.
Państwo moskiewskie znajdowało się wówczas w opła­
kanym stanie. Wiele kataklizmów spadło na ten kraj.
Wszystko zaczęło się w 1601 r. Deszczowe lato spowodo­
wało słaby urodzaj. To, co udało się zebrać z pól było liche
i niewystarczające do zaspokojenia potrzeb ludności i za­
siania ozimin. Sytuację pogorszyły jeszcze silne mrozy,
które wystąpiły dużo wcześniej niż zazwyczaj, oraz bardzo
mroźna zima 1601/1602 r. Krótko mówiąc w 1603 r.
w państwie moskiewskim panował straszliwy głód, a ceny
żywności wzrosły horrendalnie. Konrad Bussow, cudzozie­
miec, który wówczas przebywał w państwie moskiewskim,
tak opisał sytuację: „(...) klnę się na Boga, najprawdziwsza
prawda, co widziałem na własne oczy, jak ludzie leżeli na
ulicach i, na podobieństwo bydła, pożerali latem trawę,
a zimą siano. Niektórzy byli już martwi, a z ich ust
wystawało siano i nawóz, a inni pożerali ludzki kał i siano.
Niepoliczalne, ile dzieci zostało zabitych, zarżniętych
i ugotowanych, rodziców przez dzieci, gości przez rolników
i odwrotnie (...). Ludzkie mięso, drobniutko pokrojone
i upieczone w pierogach, to jest pasztetach, sprzedawało
się na rynku (...) i pożerało (...) tak że wędrowiec w tym
czasie zmuszony był baczyć na to, u kogo zatrzymał się na
nocleg”1. Liczby przytaczane przez ówczesnych porażają:
ofiarami głodu w Moskwie stało się ponoć 120 000 ludzi,
a w całym państwie moskiewskim — jedna trzecia
ludności!
W tych okolicznościach na niewiele zdawały się doraźne
wysiłki administracji carskiej. Co prawda Borys Godunow
od początku swoich rządów rozpoczął zakrojoną na szeroką
skalę politykę ekonomicznego i wojskowego wzmacniania
państwa, jednak straty wśród ludności spowodowane głodem
ograniczyły mu pole manewru. Zamierzał przywrócić
równowagę między bogatszym i biedniejszym dworiań-
stwem oraz ludnością chłopską. Oprycznina czasów Iwana
Groźnego wstrząsnęła strukturami społecznymi państwa,
a głód za Godunowa pogłębił ten chaos.
W ostatnim trzydziestoleciu XVI w. wzrost liczby
dworian doprowadził do ich pauperyzacji przez rozdrob­
nienie przydziałów ziemi. Taki sam proces nastąpił wśród
dzieci bojarskich (czyli dworian w carskiej służbie), których
administracja nie była w stanie wyposażyć w atrybuty ich
pozycji: ziemię i pensję. Wobec tego wielu z tych zuboża­
łych zaczęło wstępować na służbę u zamożniejszych
dworian. Aby zabezpieczyć ich prawa, w czasach Iwana
Groźnego została sformalizowana pozycja tzw. kabalnych
ludzi, to jest dworian służących według umowy jako świta
możnowładców lub na ich dworach. Zagwarantowane
zostały im prawa zabezpieczające przed samowolą suwere-
nów. Jednak w końcu XVI w. administracja carska anulo­
wała podstawowy zapis, który chronił ich przed staniem się
niewolnikami. Odtąd nie było możliwości wykupu, jedynie
śmierć suwerena zwalniała ich ze służby. Faktycznie stali
się oni niewolnikami (chołopami i kabalnymi chołopami),
a o ich losie decydował teraz właściciel. Z militarnego
punktu widzenia miało to niebagatelne znaczenie.
1 K. B u s s o w, Moskowskaja chronika, 1584-1613, Moskwa-Leningrad

1961, s. 97.
W czasie głodu stosunków pomiędzy biednymi i boga­
tymi dworianami nie regulowały żadne prawa: silniejsi, nie
oglądając się na administracyjne zarządzenia, łamali prawa
słabszych — nie tylko dworian, ale i chłopów.
Spustoszenia, które poczynił głód, zmusiły Borysa Go­
dunowa do złagodzenia polityki wobec chłopów. Na
kilkanaście miesięcy — między 1601 a 1602 r. — został
przywrócony tzw. juriew dien, czyli jeden tydzień w roku,
W którym chłopi mogli zmienić właściciela, jeśli dotych­
czasowy nie był w stanie utrzymać ich wraz z rodzinami.
Mogli wtedy przenieść się do dóbr innego dworianina lub
klasztornych. W 1603 r. niezadowolone dworiaństwo wy­
musiło od Godunowa anulowanie tego rozporządzenia.
Mimo to chłopi, najczęściej powodowani głodem, wciąż
Opuszczali swoje dotychczasowe domostwa i umykali tam,
gdzie mogli stać się całkowicie wolni. Możliwości zaś
mieli wiele. Formowali się na przykład w zbrojne watahy,
które grasowały w miastach i na traktach. Nawet w Moskwie
nie można było czuć się bezpiecznym. Chłopi ściągali do
Stolicy w nadziei, że tutaj uda się im przetrwać kryzys.
W mieście dopuszczali się grabieży, wzniecali pożary.
Powstanie Chłopka, którego oddziały w latach 1602-1603
dotkliwie spustoszyły okolice Moskwy, było apogeum
wystąpień chłopskich.
Niedługo potem chłopi przystąpili do rewolty Bołot-
nikowa. Dla wielu z nich ogólny zamęt był okazją do
ucieczki nad Don i zasilenia stanic kozackich.
Mimo spustoszeń, jakich dokonał głód, państwo mos­
kiewskie zachowało elementarną zdolność w sferze ad­
ministracji i wojskowości. Dowodem na to jest rozbicie
wojsk pierwszego samozwańca w kluczowym starciu
w 1604 r. pod Dobryniczami, do czego przyczyniła się
znakomita postawa strzelców armii carskiej. Rangi temu
zwycięstwu przydawał fakt, że po stronie Dymitra walczyły
najemne chorągwie husarskie z Rzeczpospolitej (1500-2000
ludzi). I gdyby nie opieszałość dowódcy carskich wojsk,
księcia Fiodora Mścisławskiego, zapewne marsz samozwańca
zakończyłby się już na Siewierszczyźnie. Dodajmy tylko, że
wojska Mścisławskiego na początku kampanii liczyły ponad
13 000 dworian i dzieci bojarskich oraz 15 000-20 000
bojowych pomocników (chołopów i kabalnych chołopów).
Inny przykład przemawiający za militarną żywotnością
państwa moskiewskiego, to kampania księcia Michaiła
Skopina-Szujskiego, który w latach 1609-1610 razem ze
Szwedami dał się mocno we znaki polsko-litewskim pułkom
najemników, walczącym po stronie drugiego samozwańca.
Mimo tych niewątpliwych sukcesów przodkowie mieli
lekceważący stosunek do potencjału wojskowego państwa
moskiewskiego w pierwszej dekadzie XVII w. Stanisław
Niemojewski, jeden z Polaków, którzy podążyli do Moskwy
na ślub Maryny z Dymitrem Samozwańcem, w czasie
pobytu w Smoleńsku w pamiętniku zapisał: „Do zamku
żadnego z naszych nie puszczano, a iż nam podle zam­
kowego muru było jechać, bramy pozamykali, których jeno
dwie do tak wielkiej obory. Strzelców do 600 przed
zamkiem stało, podpierając się zardzewiałemi rusznicami”2.
Dodajmy tylko, że niebawem ta „obora” przez dwadzieścia
miesięcy będzie opierała się armii Zygmunta III.
„Natomiast po dotarciu pod Moskwę stało hosudarskich
arcerzów [halabardników — T.B.] 100, drabantów 200
z alabarty. Arcerze ci, chociaż nie w barwie byli, ale mieli
przecię każdy jaki taki ubiór jedwabny na sobie, w płasz­
czach wszyscy, z alabarty, u nich toporzyska okręcone
drutem srebrnem. Drabanci zaś bez płaszczów, alabarty już
inaksze i bez drutu, w sukniskach ladajakich, w czarnych,
w skórzanych, rozmaitych, jedni z szpadami, w bóciech
kowanych albo baczmagach, drudzy z szabliskami kozac-
kiemi, w trzewikach albo w skórzniach [kamaszach T.B.]

2 S.Niemojewski, Pamiętnik (1606-1608), Lwów1899.


in summa znać było rzemieślniki, alias kanalie. Podle tych
alabartników stało strzelców 600 z rusznicami, w żupa-
nach tylko, każdy w inakszej sukni, z pętlicami po pas.
Może się rzec, że woźnic na gromadzie trudno się ma
więcej ujrzeć, na których oni bardziej byli, niż na piechotę
poszli. To ich samo tylko zdobiło, że każdy w białej
czapeczce”
Mniej więcej w tym czasie, kiedy oddziały drugiego
samozwańca zakładały obóz w podmoskiewskim Tuszynie,
król polski Zygmunt III zintensyfikował przygotowania do
zbrojnej interwencji w państwie moskiewskim. Z zamiarem
tym nosił się już wcześniej, przynajmniej od czasu „krwa­
wych godów moskiewskich”, które, jak pamiętamy, poło-
żyły kres życiu i władzy Dymitra. Mając jednak na głowie
rokosz Mikołaja Zebrzydowskiego, zmuszony był chwilowo
zarzucić myśl o wojnie i podjąć grę dyplomatyczną. Na
przełomie 1606/1607 r. do Krakowa przybyło poselstwo
moskiewskie. Na jego czele stał ks. Grigorij Wołkoński
i diak Andriej Iwanow, którzy w czasie nieoficjalnych
rozmów z senatorami dali do zrozumienia, że wielu bojarów
chętnie usunęłoby Wasyla Szujskiego z tronu. Dostojnicy
królewscy odpowiedzieli, że można byłoby go zastąpić
królem Zygmuntem lub jego synem, królewiczem Włady­
sławem. Jest mało prawdopodobne, aby była to ze strony
moskiewskiej prowokacja. Raczej autentyczny wyraz opo­
zycyjnych nastrojów panujących w Moskwie wobec słabo
umocowanego Szujskiego. I nie było ważne to, że Mosk-
wicini oskarżali Zygmunta i Rzeczpospolitą ni mniej ni
więcej tylko o sianie zamętu w państwie moskiewskim.
Liczyło się jedno — Szujski nie był gwarantem stabilności.
Te same akcenty zabrzmiały na jesieni 1607 r., kiedy
z rewizytą do Moskwy przybyli polscy posłowie. Wtedy to,
prócz zawarcia prawie czteroletniego rozejmu, bojarzy

16 Tamże, s. 16.
również dali do zrozumienia, że królewicz Władysław, jako
następca Szujskiego, byłby przez nich mile widziany.
Zygmunt III zaczął więc namawiać szlachtę do zaakcep­
towania pomysłu wojny z państwem moskiewskim. Do tego
celu posłużyła mu instrukcja na sejmiki partykularne, która
wyszła z kancelarii królewskiej w listopadzie 1608 r. Zyg­
munt, chcąc uniknąć kłopotów z sejmikami, tak jak to miało
miejsce przed sejmem 1607 r., użył odpowiednio zmanipu­
lowanych argumentów: uwagę szlachty zwrócił na fakt, że
postanowienia rozejmu zawartego z carem Szujskim w więk­
szości nie zostały zrealizowane. Car co prawda uwolnił
Aleksandra Korwina Gosiewskiego i Mikołaja Oleśnickiego
(posłów, którzy z Dymitrem mieli wypracować warunki
sojuszu), Mniszcha wraz z córką i nieco weselników z ich
otoczenia, ale większość więźniów zatrzymał w niewoli.
Choć według króla Zygmunta jedynym rozwiązaniem była
zbrojna interwencja, zobowiązał się, że bez zgody sejmu nie
podejmie żadnej decyzji w sprawach moskiewskich.
Wyniki kampanii przedsejmowej okazały się dla króla
bardzo obiecujące: choć większość Litwy i część Mazowsza
z rezerwą potraktowała jego sugestie, to sejmiki: pro-
szowiecki, sandomierski i sieradzki, a więc najważniejsze,
opowiedziały się po jego stronie. Wobec tego władca
przemyśliwał nawet o rozpoczęciu wojny już u schyłku
1608 r., jednak za radą kilku senatorów odstąpił od tej
koncepcji i postanowił poczekać do sejmu.
Jego obrady rozpoczęły się w styczniu 1609 r. w War­
szawie. Interesujące, że — mimo korzystnych wyników
kampanii sejmikowej — Zygmunt nie zdecydował się
omawiać sprawy wojny z Moskwą na forum sejmu. Naj­
wyraźniej znowu posłuchał rady kilku senatorów, którzy
twierdzili, że najkorzystniej będzie poruszyć ten temat
w czasie tajnej narady senatu. Szczególnie znamienna była
wypowiedź prymasa Wojciecha Baranowskiego: „O wojnie
moskiewskiej nie zda nic się Najjaśniejszy Miłościwy
Królu, abyśmy tak infacto mówić mieli, a to dlatego, żeby
nieprzyjaciel nie wiedział, na jaki cel mamy uderzyć” 4.
Do spotkania z senatorami doszło na początku lutego
1609 r. Większość z nich poparła lub co najmniej nie
sprzeciwiła się wyprawie: Sejm natomiast uchwalił kon­
stytucję, która bezpośrednio dotyczyła przyszłej operacji
wojskowej, oraz „Artykuły wojenne hetmańskie...”, co
oznaczało zgodę sejmującej braci szlacheckiej na to przed­
sięwzięcie.
Wkrótce po zakończeniu obrad sejmu król odbył rozmowę
z hetmanem Żółkiewskim. Zadziwiające, ale jeszcze wtedy
król wahał się, czy rozpoczynać wyprawę. Zakomunikował
hetmanowi, że decyzję podejmie w Krakowie. Jednak
w końcu lutego 1609 r. wydarzyło się coś bardzo złowiesz­
czego, co przyspieszyło bieg wydarzeń. Oto 28 tegoż
miesiąca w Wyborgu państwo moskiewskie zawarło sojusz ze
Szwecją. Postanowienia traktatu były skierowane przeciw
Rzeczpospolitej. Już dostatecznym powodem do niepokoju
było to, że Karol IX zobowiązał się wysłać na pomoc
Wasylowi Szujskiemu 2000 jazdy i 3000 piechoty oraz
oddział najemników. Jednak decyzję przyspieszyły pozostałe
warunki sojuszu: Szujski zrezygnował na rzecz Szwecji
z praw do Inflant, zobowiązał się dostarczyć władcy szwedz­
kiemu równorzędny liczebnie i na tych samych warunkach
kontyngent wojskowy w wypadku konfliktu Szwecji z Rzecz­
pospolitą, Szwedzi dostali zgodę (zapewne w czasie działań
na terenie państwa moskiewskiego) na branie do niewoli lub
zabijanie Polaków i Litwinów.
Szujski drogo za te warunki zapłacił: musiał oddać
Szwecji Karelię.
Na wieść o sojuszu moskiewsko-szwedzkim Zygmunt III,
tym razem już nieodwołalnie, puścił w ruch machinę
4 W. Polak, O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka Rzeczypospolitej

wobec Moskwy w latach 1607-1612, „Roczniki Towarzystwa Naukowego


w Toruniu . R. 87, z. 1, Toruń 1995, s. 101.
wojenną Rzeczpospolitej. Aktywność dyplomatyczną i wy­
wiadowczą wzmogli starostowie pograniczni. Aleksander
Gosiewski (starosta wieliski) i Andrzej Sapieha (starosta
orszański) podjęli próbę osobistego spotkania z wojewodą
smoleńskim Michaiłem Szeinem. Rzekomym powodem
była potrzeba uzgodnienia warunków przejazdu gońca
królewskiego Stanisława Radniewskiego, który — jak
oficjalnie utrzymywano — miał nakłonić oddziały polsko-
-litewskich najemników do porzucenia samozwańca. Dla
litewskich pograniczników był to rzecz jasna pretekst,
chcieli bowiem przekonać wojewodę smoleńskiego, aby
poddał się Zygmuntowi III. Jak można było się spo­
dziewać, Szein okazał się wytrawnym graczem i nie
wpadł w pułapkę, którą próbowali na niego zastawić
litewscy urzędnicy. Gosiewski, prócz działań dyploma­
tycznych, wiosną 1609 r. przedsięwziął akcje zbrojne,
które pogłębiły zamieszanie na pograniczu litewsko-mo-
skiewskim. Jego brat, Szymon Gosiewski, zajął sporne
terytoria przylegające do starostwa wieliskiego. Starosta
wieliski nakłaniał też do poddania się kilku wojewodów
moskiewskich.
Powróćmy jednak do Smoleńska. Tutaj — jak donosił
Gosiewski Lwu Sapiesze na początku września 1609 r.:
„chłopów z włości gwałtem dla osadzenia zamku pędzą, bo
bojar i strzelców wysłano do Skopina-Szujskiego (...)”5.
Jak widać, Michaił Szein doskonale wiedział o przygoto­
waniach Rzeczpospolitej do wojny i przygotowywał się do
odparcia uderzenia. Znamienna była też informacja, która
dotarła do króla na trzy tygodnie przed przekroczeniem
granicy moskiewskiej. Jeden z kupców zeznał, że co
prawda „(...) na Smoleńsku ludzi do boju niewiele, oprócz
bojarów 300, a strzelców 200, miru do 2000 [ale] żywności
na dwie lecie, prochu dość, dział sto kilkadziesiąt sztuk,

5 Tamże.
bronić się wolą mają (...)”6. Służby kontrwywiadowcze
Wielkiego Księstwa Litewskiego zanotowały także wzmo­
żoną działalność szpiegowską organizowaną przez po­
granicznych wojewodów moskiewskich. W związku z tym
jeden z urzędników królewskich w końcu sierpnia 1609 r.
odnotował: „O wojsku KJM i o wszystkim prawie dobrze
wiedzą, gdyż śpiegów pełno tak z naszych, jako i z Moskwy
po państwie KJMci” 7.
Warto zwrócić uwagę, że król Zygmunt i Żółkiewski mieli
odmienne koncepcje kampanii wojennej: władca chciał
najpierw opanować Smoleńsk, a następnie ruszyć na Moskwę,
Żółkiewski zaś opowiadał się za zajęciem Moskwy i dopiero
wtedy przeprowadzeniem stosownych działań dyplomatycz­
nych i wojskowych. Rzecz jasna każdemu przyświecał inny
cel, przynajmniej w krótkiej perspektywie. Zygmunt chciał
najpierw odzyskać dla Rzeczpospolitej utracone niegdyś
ziemie przygraniczne, a dopiero potem zrealizować plan
osadzenia siebie lub swojego syna na tronie moskiewskim.
Żółkiewski zaś od początku mierzył najwyżej: dla niego
celem była czapka Monomacha dla polskiego Wazy.
Jednak najważniejszym problemem było zapewnienie
wystarczających środków finansowych. Na dopiero co
zakończonym sejmie królowi udało się uzyskać od szlachty
zgodę na... jeden pobór — i to też uchwalony przez część
województw. Dlatego też władca podjął jeszcze jedną
próbę uzyskania pieniędzy od szlachty. Pomysł był prosty:
król chciał, aby na sejmikach posejmowych uchwalono
podatek w tych województwach, które nie wyraziły zgody
na sejmie, prócz tego raz jeszcze namówić do szczodrości
tych, co uchwalili już jeden pobór. Posejmowe zjazdy
6 Diariusz drogi Króla JMCI Zygmunta III od szczęśliwego wyjazdu

z Wilna pod Smoleńsk w roku 1609 a die 18 Augusta i fortunnego


powodzenia przez lata dwie do wzięcia zamku Smoleńska w roku 1611,
opr. J. Byliński, Wrocław 1999, s. 60.
7 Tamże, s. 59.
szlachty odbyły się w kwietniu, jednak król nie osiągnął
prawie nic, z tego co chciał. Ostatnią szansą miały być
sejmiki deputackie, które zwołano na wrzesień 1609 r. Na
dodatkowy pobór zgodziły się sejmiki: różański, łomżyński,
generalny mazowiecki i wiszneński. Wyjątkowo hojna
okazała się szlachta średzka, dotąd opozycyjnie nastawiona
względem planów królewskich, która nie dość, że uchwaliła
dodatkowy pobór, to jeszcze czopowe i dodatkowe cła.
Niestety, dodatkowym podatkom zdecydowanie sprzeciwiły
się sejmiki: proszowicki, sandomierski i oświęcimski.
Malborski co prawda wyraził zgodę na jeden pobór, ale po
uprzedniej konsultacji z innymi województwami. Finanse
Zygmunta III na wojnę nieco podratowało 180 000 złotych
ze szkatuły elektora, wypłacone w zamian za nadaną mu
kuratelę w Księstwie Pruskim.
Mimo marnej kondycji finansowej Zygmunt III, nie
spodziewając się cudu, czyli szczodrości pacyfistycznie
nastawionej szlachty, przystąpił do dzieła. 28 maja 1609 r.
w Krakowie wydał „Uniwersał strony odjazdu króla”.
Władca określił w nim procedury zarządzania państwem
w czasie jego nieobecności oraz przedstawił motywy, które
zmusiły go do podjęcia wyprawy na wschód. Ta część
„Uniwersału” niewątpliwie stanowiła kontynuację propagan­
dy, którą dwór królewski rozwinął w miesiącach poprze­
dzających wyprawę, a także polemikę z jej przeciwnikami.
Po przybyciu do Lublina Zygmunt III spotkał się z het­
manem Żółkiewskim, który — ostrzegając króla przed
całym przedsięwzięciem — stwierdził, że „się daleko
weszło w czas roku, droga daleka, żołnierz niegotowy,
pieniędzy nie brał, nie może się żadną miarą aż pod kopy
ruszyć, nim granicy moskiewskiej dojdzie, jesień, zimna,
które tam prędko nadścigną, facultatem rei gerende odej­
mą”8. Żółkiewski miał niewątpliwie rację, ale odwieść
8 S. Ż ó ł k i e w s k i , Początek i progres wojny moskiewskiej, opr. J.
Maciszewski, Warszawa (966, s. (12.
Władcę od wyprawy było już niepodobna. Inna sprawa, że nie
tylko Rzeczpospolita, ale niemal cała Europa wiedziała, że
Władca przedmurza chrześcijaństwa zamierza podążyć z kruc­
jatą do państwa moskiewskiego. W tym kontekście odwołanie
wyprawy odczytano by jako dezercję wobec Najwyższego.
Zygmunt III, najpewniej za namową hetmana, aby zde­
mentować oskarżenia, że atakuje przeciwnika wyłącznie
W swoim interesie, sformułował w Lublinie odezwę do
szlachty i senatorów zgromadzonych w Trybunale Koron­
nym. „Nic ani własnego w tym, ani swego zgoła nie
upatruję nie tylko, abym zyskować miał, ale dobro ojczyste,
pożytek Rzeczypospolitej, rozszerzenie granic, sławę narodu
polskiego” — po raz kolejny podkreślił król 9.
21 września armia królewska przekroczyła granicę mos­
kiewską. Wojska ściągały pod Smoleńsk w turach. W tym
miejscu warto przytoczyć jedną z tych historii, która oddaje
klimat tamtych dni. Oto kilku chorągwiom kwarcianym
przyszło przedzierać się przez lasy i chaszcze w strefie
nadgranicznej, a paskudną drogę utrudniał dodatkowo jeden
z urzędników biskupa wileńskiego Benedykta Wojny, który,
aby uchronić dobra swojego pryncypała przed ewentualnym
splądrowaniem, „mosty pozamiatał i drogi zarobieł”. Mo­
żemy sobie wyobrazić, ile przekleństw i złorzeczeń padło
podówczas z ust kwarcianych: nie dość, że żołnierzom
utrudniono dotarcie na miejsce koncentracji, to jeszcze nie
mieli okazji pograsować po okolicznych dobrach10.
Na początku października, pod murami Smoleńska armia
królewska liczyła około 12 tys. żołnierzy, z tego około 1/3
stanowiła piechota.
Zygmunt III liczył na to, że gdy pojawi się pod murami
Smoleńska Michaił Szein, wraz z całym garnizonem podda
się mu, chociaż dotychczasowe postępowanie wojewody
smoleńskiego zdawało się przeczyć tym kalkulacjom.
9 W. P o l a k , O Kreml i Smoleńszczyznę..., s. 9 9.
10 Diariusz drogi Króla JMCl Zygmunta III..., s. 6 1.
Władca Rzeczpospolitej starał się jednak zjednać sobie
przeciwnika: zanim armia królewska przekroczyła granicę
moskiewską litewscy urzędnicy bombardowali Szeina pis­
mami, w których nakłaniali go do niestawiania oporu
wojskom królewskim. Na przełomie sierpnia i września
starosta orszański Andrzej Sapieha przekonywał go, że
Zygmunt III przybywa, aby uchronić Smoleńszczyznę przed
oddziałami samozwańca. Przy okazji, jako gest dobrej
woli, zaproponował Szeinowi ukaranie uczestników najaz­
dów na Smoleńszczyznę, do których doszło w ostatnich
miesiącach. Pod warunkiem wszak, że wojewoda smoleński
dostarczy staroście katalog strat i roszczeń. Jednak od­
powiedź Szeina była jednoznaczna: nie dość, że odrzucił
wszelkie propozycje kapitulacji, to poradził, aby król — nie
przelewając krwi chrześcijańskiej — wycofał się na Litwę.
Wobec nieprzejednanej postawy wojewody smoleńskiego
król, 19 września, w specjalnym uniwersale do mieszkańców
Smoleńska i powiatu smoleńskiego, wezwał, aby powitali
go „chlebem i solą”. „Idziemy ku wam — pisał król — nie
dlatego, abyśmy wojować albo krew waszę przelewać
mieli, ale dlatego, iżby z pomocą Bożą i modlitwami
Przenajświętszej Bogurodzicy naszej i wszystkich świętych
wybranych Bożych was od wszystkich nieprzyjaciół wa­
szych obronić i z niewoli od ostatniego zagubienia wybawić.
Krew chrześcijańską jako najprędzej ująć, wiarę prawo­
sławną, ruską nienaruszenie zadzierżeć” 11.
Uniwersał królewski nie spotkał się ze zrozumieniem
mieszkańców Smoleńska. Nadzieje na pokojowe zajęcie
miasta rozwiał incydent z 28 września: pod Smoleńskiem
jeden z zagonów natknął się na wiszące na drzewie zwłoki
jakiegoś nieszczęśnika. Przypięta do piersi kartka nie
pozostawiała wątpliwości: „(...) to wor Michał Horysowicz
wisi, dla worowania swego, które miał ze I .wem Sapiehą,

11 W . P o l a k , O Kreml i Smoleńszczyznę..., s . H M .
oznaymując mu, co się w zamku działo [Smoleńsku
— T.B.]12. Tym, którzy go odnaleźli, zapewne zrobiło się
nieswojo, powiało minionymi czasami: to oprycznicy Iwana
Groźnego przypinali do piersi wieszanych nieszczęśników
podobne do tej sentencje.
Oblężenie Smoleńska zaskoczyło polsko-litewskie rycer­
stwo, bijące się już drugi rok za „samozwańczą” sprawę.
Jak można się było spodziewać operację zaczepną Zyg­
munta III powitało ono z niezadowoleniem. Rotmistrz
Mikołaj Marchocki doskonale zapamiętał wrzenie, które
miało miejsce w obozie Jana Piotra Sapiehy: „Z tej okazji
wrzawa powstała w wojsku, mówiąc: a co nam po tym,
mamy na kogo robić; nie wiemy, jakim duchem król na
nasze prace krwawe nastąpił” l3. Pomruki niezadowolenia
rozległy się także w Tuszynie. Aby całą sprawę wyjaśnić,
wyprawiono pod Smoleńsk poselstwo, którego podstawą
stała się świeżo zawiązana w Tuszynie konfederacja pod
hasłem „Dimitra nie odstępować, ni z kim, imo niego, nie
traktować”. Posłowie mieli przekonać króla, aby zaniechał
swojej wojny i wycofał się z państwa moskiewskiego.
Ponieważ ani na jotę nie odstąpili od otrzymanych instrukcji,
toteż reakcja władcy była dosyć chłodna, choć pragmatycz­
na: co prawda król był zawiedziony uporczywym i nie
liczącym się z majestatem królewskim stanowiskiem po­
słów, jednak zgodził się na dalsze pertraktacje w Tuszynie.
Przy okazji ostrzegł ich, że prezentowana przez wojsko
tuszyńskie pycha to kardynalny błąd, szczególnie w sytuacji,
kiedy Wasyl Szujski nie został jeszcze rzucony na kolana.
12 Pochod Jego Korolewskago Wieliczestwa w Moskwu (Rossiju) 1609

Koda, [w:] Russkaja Istoriczeskaja Biblioteka, t. I, Sankt Pieterburg 1872,


s. 441-442; Diariusz drogi JMCI Zygmunta III..., s. 69.
13 M. M a r c h o c k i , Historia moskiewskiej wojny prawdziwa przez

mię Mikołaja Scibora z Marchocic Marchockiego pisana, [w:] Moskwa


w rękach Polaków. Pamiętniki dowódcow i oficerów garnizonu polskiego
w Moskwie w latach 1610-1612, opr. M. Kubala, T. Sciężor, bmw, 1995,
s. 55.
Aby przygotować grunt pod dalsze pertraktacje po ojcowsku
zwrócił się do żołnierzy: „Niechaj uważy [wojsko tuszyńskie
— T.B.] poselstwo ojcowskie do siebie posłane, a wróci się
do powinności wiernego poddaństwa i szczerego Polaka,
który nie cudzoziemskim zapałem, ale zwyczajnym rozsąd­
kiem polskim i wrodzoną cnotą ich, z ojczyzną i panem
postępować winien” 14. Propozycje króla —jak można było
się spodziewać — podzieliły obóz tuszyński. Co prawda,
hetman samozwańca książę Roman Różyński oraz pułkownik
Aleksander Zborowski twardo stanęli przy samozwańcu,
jednocześnie opowiadając się za nieprzyjmowaniem królew­
skich posłów, a za nimi murem stanęła duża część podległych
im oddziałów. Jednak nie mniej liczni opowiedzieli się za
przyjęciem wysłanników Zygmunta III. Pobudki, którymi się
kierowali, były prozaiczne: wieść niosła, że król dysponując
astronomicznymi funduszami, nie tylko przyjmie na służbę
oddziały, które porzucą sprawę samozwańca, ale wypłaci im
żołd, z którym zalegał samozwaniec. Szalę na korzyść
zwolenników kompromisu przeważyło stanowisko Jana Piotra
Sapiehy, który nie kończąc wprawdzie oblężenia klasztoru
Troicko-Siergiejewskiego, dał do zrozumienia, że jeśli
posłowie królewscy nie zostaną wysłuchani, on ze swoimi
oddziałami przejdzie na stronę króla.
Dzięki temu niebawem do Tuszyna przybyli wysłannicy
królewscy i, trzeba przyznać, znaleźli się w niezręcznej
sytuacji: pod nosem samozwańca, którego przecież kancelaria
królewska traktowała jako uzurpatora, mieli doprowadzić do
porozumienia pomiędzy obozem królewskim a służącymi mu
polsko-litewskimi oddziałami. Z tego względu żaden z dostoj­
nych członków poselstwa nie zamierzał wdawać się w jakie­
kolwiek z nim konszachty. Zresztą już ich sam wjazd do
Tuszyna był osobliwym widowiskiem: co prawda, przedsta­
wicieli króla powitali i wprowadzili do obozu Różyński

14 W . P o l a k , O Kreml i Smoleńszczyznę..., s . 108.


i Zborowski oraz przedstawiciele samozwańca, jednak po-
słowie demonstracyjnie przejechali przed jego „dworkiem”,
nie zwracając nawet głów w tę stronę. Posmaku skandalowi
przydał fakt, że z nieukrywaną niecierpliwością z okien
przyglądala się im „carska” para.
Nakłaniając żołnierzy do porozumienia z obozem królew-
skim posłowie przedstawili przyczyny, z powodu których
Zygmunt III rozpoczął działania wojenne: pamiętną rzeź
Polaków w Moskwie, pogwałcenie przez Szujskiego im-
ununitetu polskich dyplomatów oraz zawarcie przez niego
sojuszu ze Szwecją. Zapewniali także, że król dąży wyłącz­
nie do osiągnięcia korzyści dla Rzeczpospolitej. Choć
celem strategicznym poselstwa było przeciągnięcie żoł­
nierzy na stronę króla, jednak przedstawiciele Zygmunta III
zasugerowali, aby część wojsk pozostała przy samozwańcu.
Definitywne wyeliminowanie go byłoby bowiem nie na
rękę polskiemu władcy, który zamierzał wciągnąć samo­
zwańca do walki z Szujskim. Rokowania z polsko-litew-
skimi oddziałami okazały się dla posłów królewskich
trudnym orzechem do zgryzienia. Wygórowane żądania
finansowe, które dotyczyły nie tylko wypłacenia zaległego
żołdu, ale przede wszystkim swego rodzaju gratyfikacji za
odstąpienie od samozwańca, sięgającej 20 min złotych
polskich, doprowadziły do impasu w negocjacjach. I mimo
że znaczna część żołnierzy opowiadała się przeciw takim
nierealnym warunkom swoich kompanów, to wydawało
się, że porozumienie trudno będzie osiągnąć. Jednak
nieoczekiwanie — z powodu zatargu księcia Różyńskiego
z samozwańcem — wydarzenia przyspieszyły swój bieg.
Pretekstem stał się książę Adam Wiśniowiecki, kiedyś
marszałek samozwańca, który wygnany z Tuszyna po
zabiciu przez Różyńskiego pierwszego hetmana samo­
zwańca Mikołaja Miechowickiego, teraz pod osłoną posel­
stwa królewskiego zamierzał powrócić do gry. Wiśniowiecki
ryzykował głową, ale liczył, że w chwili kiedy wszyscy będą
zajęci negocjacjami, nie będzie rzucał się w oczy. W nocy
z 17 na 18 grudnia samozwaniec, mając za kompana
właśnie księcia Adama, urządził ucztę suto zakrapianą
alkoholem. Gdy towarzystwo było podochocone, car jął
obdarowywać Wiśniowieckiego: wspaniała odzież, okraszona
sobolami i perłami, piękny rumak, reprezentacyjna zbroja
i szabla miały świadczyć o tym, że samozwaniec darzy
swojego eks-marszałka niebywałymi względami. Wieść
o tym zajściu doszła uszu biesiadującego z posłami i nieźle
już wstawionego, Różyńskiego, zapewne za pośrednictwem
rozżalonych żołnierzy, którzy przybiegłszy do kwatery
księcia ze łzami w oczach krzyczeli: „płotce albo raczej
łgarzowi ma [samozwaniec — T.B.] co dać, a nam nic”.
Tego już Różyński nie zdzierżył i popędził do samozwańca.
Tam zrugał Wiśniowieckiego tymi słowami: „Co tu czynisz
łgarzu?! Bierzesz za swe plotki nasze zasługi!”, a następnie,
zamachnąwszy się na Wiśniowieckiego kulą, którą się
podpierał (to efekt dawnej kontuzji), o mało się nie prze­
wrócił. Gdy Wiśniowiecki umknął, hetman zaczął besztać
samozwańca: „Ej ty, moskiewski sukinsynu. Po co ci
wiedzieć, jaką sprawę mają do mnie posłowie! Czort cię
wie, ktoś ty taki. My, Polacy, już długo przelewamy krew
za ciebie, a jeszcze ani razu nie dostaliśmy wynagrodzenia
za to (...)”15. Awantura przeraziła samozwańca do tego
stopnia, że postanowił uciec z Tuszyna. Pierwszą próbę
podjął 20 grudnia, jednak Różyński dopędził go i zawrócił.
Od tej pory trzymano go w areszcie domowym.
W końcu, 6 stycznia 1610 r., wraz z wiernymi sobie
kozakami udało mu się zbiec do Kaługi. Jego ucieczka
spowodowała, że żołnierze masowo zaczęli przechodzić na
stronę króla.
Król wysłał posłów do Moskwy, ich tajnym zadaniem
było wybadanie, czy bojarstwo moskiewskie poprze kan-
15 K. B u s s o w , op. cit., s. 161; A. H i r s c h b e r g , Maryna Mnisz­

chówna, Lwów 1927, s. 161.


dydaturę Zygmunta lub Władysława na tron moskiewski.
oficjalnym celem poselstwa miało być nawiązanie kon­
fliktu z carem Szujskim. Posłowie wysłali więc do Moskwy
gońca z listami do Szujskiego, bojarów, patriarchy mo-
skiewskiego Hermogenesa i ludu, w których podkreślili,
że król przybył do państwa moskiewskiego, aby je uspokoić
i przerwać przelew krwi. Zaproponowali także
Szujskiemu pertraktacje pokojowe. Jak można było się
spodziewać, przedstawiciel carski przyjął tylko trzy pisma,
prócz adresowanego do Szujskiego. Powód był oczywisty:
posłowie królewscy — jak wielokrotnie przedtem, z roz­
mysłem — pominęli w nim zwroty, jakimi powinni
posłużyć się zwracając się do cara. Mimo iż wysłannik
carski listy zatrzymał dla siebie, ich treść stała się
Ogólnie znana. Pospólstwo, gdy dowiedziało się o za­
trzymaniu pism od posłów królewskich, a przede wszy­
stkim o deklarowanej w nich dobrej woli, okazało nie­
zadowolenie. Szujski, za pośrednictwem swoich „bu­
rzycieli”, rozpowszechniał w Moskwie wieści, że król
polski zamierza zniszczyć cerkiew prawosławną i szerzyć
katolicyzm w państwie moskiewskim. Przeciwko pro­
pagandzie Szujskiego posłowie królewscy podjęli zde­
cydowane działania: Moskwicini z Tuszyna poinformowali
bojarów moskiewskich, że król polski nie uznaje prawa
Szujskiego do carskiego tytułu, ale nie uznaje go także
wobec samozwańca. Tym samym przypomnieli im, że
alternatywą może być osadzenie na tronie carskim kró­
lewicza Władysława. Agenci, wysłani przez dyplomatów
królewskich do Moskwy, zapewniali o przychylnym na­
stawieniu Zygmunta III do wiary prawosławnej.
Na krótko przed ucieczką samozwańca z Tuszyna
posłowie królewscy podjęli także tajne próby politycznego
porozumienia się z bojarami w Tuszynie. Tamtejszą
elitę polityczną tworzyli: metropolita rostowski Filaret,
książę Grigorij Szachowski, Lew Pleszczejew, książę
Jurij Trubecki, książęta Trojekurowie, książę Daniel
Dołgoruki, Michaił Sałtykow i jego syn Iwan, książę Jurij
Chworostynin, kniaź Wasylij Masalski, diakowie: Iwan
Gramotin, Fiodor Andronow-Sołowiecki, oraz ataman
Iwan Zarudzki. Silną pozycję w obozie tuszyńskim miał
także książę Uraz-Mahmet, który stał na czele, uznającej
władzę carską, ordy kasimowskiej. Polakom chodziło o
odciągnięcie ich od samozwańca i przekonanie do
kandydatury króla lub królewicza na tron moskiewski. Po
ucieczce samozwańca do Kaługi rokowania zintensyfiko­
wano. Doprowadziły one do tego, że za kandydaturą
Zygmunta III opowiedział się jedynie Uraz-Mahmet.
Zdecydowana większość dostojników, na czele z metro­
politą Filaretem, zaakceptowała kandydaturę królewicza
Władysława. Trzeba przyznać, że w tych warunkach była
to opcja najbardziej realna. Mimo pojednawczych zapew­
nień Zygmunta III, bojarzy obawiali się jego ultrakatoli-
cyzmu, podejrzewając go, że najechał państwo moskiew­
skie po to, aby szerzyć katolicyzm. Opowiadając się za
królewiczem Władysławem, zastrzegli, że decyzję o wy­
braniu go carem mogą podjąć tylko stany zgromadzone na
Soborze Ziemskim. Była to jednak tylko propozycja,
stanowisko części elity tuszyńskiej, które należało jeszcze
przedyskutować. W tym celu 13 stycznia pod Smoleńsk
wyruszyło poselstwo, na którego czele stanęli Michaił
i Iwan Sałtykowowie, Wasyl Masalski, Iwan Gramotin,
Fiodor Mieszczerski, Jurij Chworostynin, Lew Plesz-
czejew i Fiodor Andronow. Całe przedsięwzięcie przed­
stawiało się obiecująco: bojarzy zawarli bowiem z wojs­
kiem tuszyńskim konfederacje, w której odcięli się od
samozwańca oraz Wasyla Szujskiego.
Zarówno rokowania, jak i pobyt pod Smoleńskiem
licznego orszaku bojarów miały bogatą oprawę. Król i jego
dostojnicy dołożyli wszelkich starań, aby zjednać sobie
moskiewskich arystokratów. Tak więc czas pomiędzy
naradami i pertraktacjami upływał na nieustannych ban­
kietach, toastom i świadczonym sobie grzecznościom nie
było końca. Dla króla stanowiło to znaczne obciążenie
finansowe. Lapidarnie i barwnie ujął to Krzysztof Dzierżek,
sekretarz królewski: „Moskwa ta, która z posłuszeństwem
Z obozu tamtego do KJM przyjachali, wałęsają się po
obozie. A kosztują KJM strawą i upominki przez 30 000,
tak iż i teraz do tego przyszło, że na nie między pany
i panięty collecty zbierano strawując ich” 16.
W ciągu dwóch tygodni udało się wypracować platformę
pod dalsze działania dyplomatyczne. Stał się nią układ,
zawarty 14 lutego 1610 r., w myśl którego królewicz
Władysław miał zostać carem moskiewskim w momencie
całkowitego uspokojenia państwa moskiewskiego. Nie
zostało sprecyzowane, jak długo miałoby to potrwać, jednak
do tego czasu rządy w państwie moskiewskim miał w jego
zastępstwie sprawować ojciec — Zygmunt III. Król przystał
na to, aby Władysław został koronowany na cara przez
patriarchę moskiewskiego. Ustalono także, że prawosławie
zachowa dominującą pozycję; w polityce wewnętrznej
i zagranicznej nowy car będzie się konsultował z bojarami,
a prawodawstwo moskiewskie, szczególnie prawo karne,
zostanie zbliżone do polskiego. Stronie tuszyńskiej chodziło
szczególnie o zaadaptowanie na grunt moskiewski prawa
Neminem captivabimus, czyli przekładając na realia mos­
kiewskie, od tej pory żaden bojar czy dworianin nie będzie
prześladowany przed wydaniem przez sąd wyroku. Dopiero
na podstawie wyroku sądowego car będzie miał prawo
uwięzić podsądnego lub skonfiskować jego majątek. Innym
postanowieniem, podjętym w tym duchu, było umożliwienie
poddanym cara wysyłania swoich synów na studia do
krajów chrześcijańskich, bez obawy, że za karę ich majęt­
ności zostaną zarekwirowane lub pójdą z dymem, jak to

16 W. P o l a k , O Kreml i Smoleńszczyznę..., s . 131.


wielokrotnie miało miejsce. Oba państwa miały zawrzeć
sojusz militarny i gospodarczy. Kupcy z obu krajów mieli
otrzymać prawo wolnego handlu. Król zgodził się też na
utrzymanie swoistego status quo państwa moskiewskiego
w sferze gospodarczej: podatki miały pozostać na tym
samym poziomie, a dobrami i urzędami mieli być obdzielani
tylko poddani cara. W celu realizacji układu wojska
królewskie miały uderzyć na Moskwę. Nie rozstrzygnięto
jedynie, kiedy i w jaki sposób miałyby zostać podjęte
działania zbrojne. Jak zobaczymy, o tej kwestii zdecyduje
rozwój wydarzeń.
Układ był kompromisem, jedynym na który wówczas
było stać obie strony. Co prawda, strona moskiewska,
zwłaszcza jej konserwatywnie nastawiona część, uznała
kwestię przejścia Władysława na prawosławie za zaakcep­
towany i nieodwołalny punkt układu, dla Zygmunta III
jednak ustępstwo w tej kwestii było doraźnym gestem
politycznym. Nie sposób przypuścić, że miła jego sercu
byłaby konwersja syna na schizmatycką konfesję. Tym­
czasowość układu rzucała się w oczy: postanowienia miały
zatwierdzić sejm i senat Rzeczpospolitej, a tym samym dla
króla do momentu ratyfikacji układ nie był wiążący.
Mimo wszystko porozumienie zawarte pod Smoleńskiem
szybko zaczęło przynosić wymierne efekty. Do obozu
królewskiego zaczęli zjeżdżać bojarzy i dworianie, aby
złożyć hołd poddaństwa Zygmuntowi III. W pierwszych
dniach po zawarciu układu przysięgę złożyli książęta
Szachowscy, niebawem też pojawił się orszak kilkunastu
bojarów na czele z księciem Jakowskim i Gawriłłą Chry-
pinem, którzy — rzecz niebagatelna — poddali jego
władzy m.in. Rżew, Włodzimierz, Zubcow, czyli ważne
zamki położone w górnym biegu Wołgi, blisko zajętej już
przez Gosiewskiego Białej.
Jednak dyskontując układ z bojarami, najwięcej uwagi
obóz królewski poświęcił, aby zyskać sobie obrońców
Smoleńska. Jak pamiętamy, Zygmunt III już wcześniej
nakłaniał Szeina do kapitulacji, a przybycie pod Smoleńsk
bojarów z Tuszyna zdopingowało go do kontynuowania
tych działań. 5 lutego 1610 r. do twierdzy udał się kupiec,
niejaki Afanasij, z listami od Filareta i Sałtykowa, którzy
wzywali obrońców do złożenia broni. Jak można było się
spodziewać, nie dostali odpowiedzi, a następnego dnia
smoleńszczanie ostrzelali z armat kwaterę kanclerza litew­
skiego Lwa Sapiehy, którego służba boleśnie odczuła ich
determinację. Jeden ze świadków zanotował: „(...) kula
w sieni kopie dwie skruszyła, a druga w kuchni zabiła
kucharza, a drugiemu nogę urwała”17. W nie lada opałach
znalazł się także Afanasij. Smoleńszczanie uznali, że służąc
u „Lachów” za posłańca, dopuszcza się zdrady, za co
wtrącili go do lochu.
W kwietniu pod Smoleńsk przybył wspomniany już
Uraz-Mahmet, który, jak pamiętamy, swego czasu w Tuszy­
nie opowiedział się za kandydaturą Zygmunta III na carski
tron. Władca Rzeczpospolitej docenił ten gest i podczas
pierwszej audiencji, w obecności senatorów, posadził go po
swojej prawicy. Najwyraźniej ujęty tym wywyższeniem car
kasimowski postanowił negocjować z Szeinem. Jednak
podjęta dwukrotnie próba mediacji spełzła na niczym.
Sytuacja wojsk królewskich pod Smoleńskiem przed­
stawiała się kiepsko: choć w lutym i marcu pod twierdzę
ściągnęli Kozacy zaporoscy i chorągwie piechoty wy-
branieckiej, wojska wciąż było za mało, aby ją zdobyć.
Tymczasem w Tuszynie następował stopniowy rozpad
obozu. W nocy z 23 na 24 lutego 1610 r. Maryna
Mniszchówna zbiegła do Dymitrowa, do obozu Jana Piotra
Sapiehy, a stamtąd do Kaługi. Zapewne, podobnie jak
samozwaniec, obawiała się wydania w ręce wojsk królew­
skich. Jej ucieczka przypieczętowała los obozu w Tuszynie,

17 Tamże, s. 134.
16 marca wojska podpaliły go i odstąpiły od oblężenia
Moskwy.
Należy w tym miejscu napisać parę słów o sytuacji
oddziałów, które dotąd służyły samozwańcowi. Cofnijmy
się o kilka miesięcy. W drugiej połowie 1609 r„ w myśl
układu z Wyborga, z Nowogrodu Wielkiego wyruszył
książę Michaił Skopin-Szujski wraz ze szwedzkimi najem­
nikami Jakoba Pontussa de la Gardie. W ciągu kilku
miesięcy zdołał wyprzeć z ziem leżących na lewym brzegu
Wołgi oddziały Jana Kiemożyckiego i Aleksandra Zborow­
skiego. W końcu tegoż roku przeprawił się na drugą stronę
Wołgi i usadowił najpierw w Kaliazinie, a wkrótce w Sło-
bodzie Aleksandrowskiej. Jego ofensywa zmusiła na po­
czątku lutego 1610 r. Jana Piotra Sapiehę do zwinięcia
oblężenia klasztoru Troicko-Siergiejewskiego. Na krótko
kwaterą Sapiehy stał się Dymitrow, w marcu jednak starosta
uświacki wraz ze swoimi oddziałami podążył do rezydują­
cego w Kałudze samozwańca.
Reszta polsko-litewskich pułków samozwańca, które
opuściły Tuszyn, odeszła na zachód, zajmując Wołok
Łamski i Osipow. Tam też 4 kwietnia zmarł książę Roman
Różyński. Jednak w maju oddziały carskie Grigorija Wo-
łujewa oraz najemnicy szwedzkiego dowódcy Piotra Dela-
villi i stamtąd wyparli polsko-litewskie pułki, aż w okolicę
Cariewego Ząjmiszcza. Tam też na czele skoncentrowanych
pułków stanął Aleksander Zborowski.
Tymczasem pod Smoleńskiem z niepokojem obser­
wowano wydarzenia zachodzące na wschodzie. Rozpad
obozu tuszyńskiego umożliwił Szujskiemu skonsolidowa­
nie swoich sił i udzielenie pomocy oblężonym smoleń-
szczanom. Kwestią czasu było, kiedy do tego dojdzie.
12 marca 1610 r. do Moskwy tryumfalnie wjechał
Michaił Skopin-Szujski. Paradoksalnie, ale ten jeden z naj­
lepszych wówczas dowódców moskiewskich z powodu
swoich orężnych sukcesów zaczął stanowić zagrożenie dla
cara i jego klanu. Przyczyna był oczywista: wielu Mosk-
wicinów, zmęczonych dotychczasowymi klęskami, widziało
w nim człowieka, który mógłby z powodzeniem zastąpić
nieudolnych dowódców, a nawet samego cara. W tym
kontekście wymowne były słowa carskiego brata, Dymitra
Szujskiego, który obserwując tłumy wiwatujące na cześć
wjeżdżającego do stolicy Skopina-Szujskiego, z zawiścią
wycedził: „Oto nadchodzi mój rywal”. To, że utalentowany
dowódca ma wrogów dla ówczesnych nie było tajemnicą,
ale chyba nikt nie przypuszczał, że może to zakończyć się
jego śmiercią. A jednak.
19 kwietnia Skopin-Szujski — dwudziestoczteroletni
krzepki mężczyzna — nieoczekiwanie zasłabł podczas
uczty wydanej z okazji chrzcin syna Iwana Worotyńskiego,
a 3 maja zmarł. Wiele wskazuje na to, że za wiedzą cara
został otruty. W obliczu decydującego starcia z armią
królewską pozbycie się kompetentnego dowódcy nie można
nazwać inaczej jak samobójczą głupotą.
Na czele wojsk stanął książę Dymitr Szujski. Ich kon­
centracja miała dokonać się w Możajsku. W czerwcu
skupiło się tam około 30 tys. Moskwicinów (w tym 16-20
tys. dworian, 10-14 tys. chołopów i chłopów) oraz liczący
8 tys. kontyngent najemników pod dowództwem Jakuba
Pontussa de la Gardie. W sukurs stacjonującemu w Carie-
wym Zajmiszczu oddziałowi Grigorija Wołujewa Szujski
posłał wojska wojewody Fiodora Jeleckiego. Tym sposobem
przednie siły moskiewskie tam skupione osiągnęły 5-6 tys.
żołnierzy.
Wobec konsolidacji sił przeciwnika 8 czerwca spod
Smoleńska wyruszyły oddziały, których zadaniem była
pomoc oblężonemu w Białej garnizonowi Aleksandra
Gosiewskiego oraz zatrzymanie wojsk Szujskiego, idących
z odsieczą smoleńszczanom. Na czele korpusu składającego
się z dziewięciu chorągwi jazdy (1130 ludzi) i 400
piechurów stanął hetman Żółkiewski. W końcu czerwca
hetman, po udzieleniu pomocy Gosiewskiemu i zebraniu
pozostałych oddziałów królewskich, stanął w pobliżu Ca-
riewego Zajmiszcza. Tam przyłączył się do niego oddział
„tuszyńców” Aleksandra Zborowskiego. Ich dowódca — za­
pewne w nadzwyczajnych okolicznościach — zapomniał
Żółkiewskiemu pojmanie kilka lat wcześniej swojego ojca
Samuela, którego jako banitę ścięto na Wawelu, pod Kurzą
Stopką. Ten gest Zborowskiego spowodował, że siły
hetmana — nie licząc piechoty — wzrosły do 6525 ludzi:
5556 husarzy, 290 petyhorców, 679 pancernych. Tak więc
Żółkiewski obległ w Cariewym Zajmiszczu Wołujewa i
Jeleckiego i bacznie wsłuchiwał się w odgłosy nad­
chodzące z obozu Szujskiego.
A sytuacja tam nie przedstawiała się najlepiej. Nieopła­
ceni najemnicy coraz głośniej dopominali się żołdu, nie
wiedząc, że wypłatę wstrzymuje ich dowódca. Spryciarz de
la Gardie zamierzał zapłacić im za służbę dopiero po
rozbiciu sił Żółkiewskiego: rzecz jasna tylko tym, którzy
przeżyją to decydujące starcie.
Żółkiewski, wiedząc co się święci, postanowił zaskoczyć
przeciwnika: w nocy z 3 na 4 lipca dyskretnie podążył pod
Kłuszyn, gdzie obozowała armia Szujskiego. Zabrał ze
sobą większość swoich oddziałów, pozostawiając pod nosem
Wałujewa i Jeleckiego skromne siły, które przez kilka­
dziesiąt godzin miały ich utwierdzać w przekonaniu, że
w dalszym ciągu znajdują się w beznadziejnym położeniu.
Tymczasem o świcie 4 lipca, naprzeciw oddzielnie obozu­
jących wojsk moskiewsko-szwedzkich, pojawiły się siły
hetmana koronnego. Dzieląca obie strony równina poprze­
cinana była płotami i wiejskimi zabudowaniami, co unie­
możliwiło Żółkiewskiemu wykorzystanie w pełni elementu
zaskoczenia. Jednak hetman niezrażony tym, rozpoczął
walkę: po wyparciu piechurów szwedzkich spod płotu i
spaleniu zabudowań do działania przystąpiła husaria.
Najtrudniejsze zadanie, rozbicia przeważających liczebnie
oddziałów moskiewskich, przypadło pułkowi Zborowskiego.
Mimo że jego chorągwie nieustannie podejmowały szarże,
przeciwnik stał jak wryty. Widząc słabnący impet wroga,
Moskwicini postanowili przejąć inicjatywę: do działań
przystąpili rajtarzy — po oddaniu palby z muszkietów
miała nastąpić szarża. Jednak najwyraźniej coś poszło nie
tak, bo nastąpiła krótka przerwa. Wykorzystali ją „tuszyńcy”
Zborowskiego: tym razem ich atak wywołał u przeciwnika
panikę: husaria — rąbiąc i kłując — wdarła się do obozu
moskiewskiego. Tutaj jednak wokół Dymitra Szujskiego i
Andrieja Golicyna skupiło się ponad 5 tys. strzelców oraz
dworian, którzy dysponując kilkunastoma armatkami, a tak­
że licząc wciąż na pomoc najemników, zdołali odeprzeć
wroga. Ich rachuby na zwycięstwo miały duże szanse
powodzenia, jazda hetmana koronnego była bowiem wy­
czerpana, a piechoty i artylerii miał jak na lekarstwo (100
piechurów, 400 kozaków i dwa działka polowe).
Wobec patowej sytuacji Żółkiewski rozpoczął pertrakta­
cje z najemnikami de la Gardie’ego. I nie pomylił się:
najpierw francuscy muszkieterzy, a za nimi niemieccy
lancknechci przeszli na jego stronę. De la Gardie próbował
co prawda wpłynąć na swoich podkomendnych, ale na
niewiele się to zdało. Ostali się przy nim nieliczni,
najwierniejsi, dla których słowo żołnierskie było droższe
od pieniędzy. Muszkieterzy i lancknechci na odchodnym
rozkradli jeszcze tabor swojego dowódcy, który aż dziw, że
nie dostał po głowie, gdy podkomendni dowiedzieli się o
interesie, który chciał zrobić ich kosztem.
Szujski widząc, że nie ma co liczyć na pomoc sojusz­
ników, kazał trąbić do odwrotu. Na to tylko czekali
podkomendni Żółkiewskiego: ponownie wdarli się do obozu
moskiewskiego. Zamiast jednak ścigać uchodzącego prze­
ciwnika, rzucili się do rabunku.
Ostatecznie Szujskiemu udało się ocalić głowę, ale to
wszystko czym mógł się poszczycić. W trakcie cztero­
godzinnej bitwy jego armia została rozgromiona (niestety
strat moskiewskich nie znamy). De la Gardie stracił
700-1200 żołnierzy. Z szeregów Żółkiewskiego ubyło 215
zabitych i rannych. Hetmanowi koronnemu oprócz zwycięs­
twa militarnego udało się za niewielką cenę — choć
w kontekście możliwości finansowo-mobilizacyjnych
Rzeczpospolitej było to i tak dużo — rozbić sojusz
moskiewsko-szwedzki. Co prawda, puścił wolno de la
Gardie’ego, który z resztkami swoich sił powrócił do
Szwecji, jednak nauczka była wystarczająco bolesna: w na­
stępnych latach Szwedzi, poza opanowaniem Nowogrodu
Wielkiego, nie odważą się przekroczyć linii Wołgi, a ich
wpływ na wydarzenia w państwie moskiewskim będzie
ograniczony.
Następnego dnia oddziały Żółkiewskiego powróciły pod
Cariewo Zajmiszcze. Wałujew i Jelecki nie uwierzyli w to,
co zaszło pod Kłuszynem. Dopiero kiedy Żółkiewski
pokazał im trofea i jeńców, zobaczyli jak chytrze dali się
podejść. Tego dnia też zawarli z hetmanem koronnym
układ, który był przedłużeniem zawartego z bojarami
tuszyńskimi pod Smoleńskiem. Tym razem jednak Żół­
kiewski poszedł na znaczne ustępstwa: hetman koronny
zobowiązał się, że jeśli smoleńszczanie przysięgną na
wierność Władysławowi, to król Zygmunt odstąpi od murów
twierdzy, a gdy młody Waza obejmie tron carski, wszystkie
zajęte dotąd grody zostaną zwrócone państwu moskiew­
skiemu. Wobec takich ustępstw w ślady Wołujewa i Jelec­
kiego poszły niebawem grody położone na drodze do
Moskwy: Możajsk, Pogorełoje Gorodiszcze, Dymitrow,
Borysów i Osipow. Dowódcy moskiewscy wraz z podleg­
łymi oddziałami zostali włączeni w skład oddziałów het­
mańskich.
Na wieść o klęsce wojsk Dymitra Szujskiego i wzras­
tającym poparciu dla oddziałów Żółkiewskiego w Moskwie
głowę podniosła opozycja wobec cara Szujskiego. Jego
przeciwników aktywnie mobilizował także sam polski wódz
zasypując ich gradem listów.
Tym sposobem godziny Szujskiego były policzone. 27
lipca do pałacu, w którym rezydował, wpadli dworianie na
czele z Zacharym Lapunowem. Zażądali od Szujskiego
abdykacji, ale dopiero wymowny gest Lapunowa — chłopa
o posturze dębu, który ścisnąwszy rękę w pięść pokazał, co
z nim zrobi, jak będzie się upierał, przeważył szalę: car
poddał się, po czym został ostrzyżony jak mnich i zamknięty
w klasztorze Czudowskim.
Wkrótce po obaleniu Szujskiego władzę w Moskwie
przejęła nadzwyczajna komisja, złożona z siedmiu bojarów
wyznaczonych przez Dumę. To było rozwiązanie mające
długą tradycję, stosowane w momentach opustoszenia
tronu carskiego. Na przełomie lipca i sierpnia 1610 r.
w skład owej komisji weszli: Fiodor Mścisławski, Iwan
Worotyński, Wasylij Golicyn, Iwan Romanow, Fiodor
Szeremietiew, Andriej Trubecki i Borys Łyków. W czasie
jej działalności zmieniały się osoby (byli w niej także
książę Andriej Golicyn i Iwan Kurakin), jednak zawsze
stanowiło ją siedmiu bojarów. Z tego powodu to ciało
tymczasowo administrujące państwem przyjęło się na­
zywać siemibojarszcziną.
Moskwa z niepokojem oczekiwała na to, co przyniesie
najbliższa przyszłość. Żółkiewski i jego żołnierze byli
już blisko.
W IMIENIU CARA
WŁADYSŁAWA ZYGMUNTOWICZA

3 sierpnia 1610 r. oddziały dowodzone przez hetmana


polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego dotarły na
przedpola Moskwy i założyły obozy na tzw. Choroszew-
skich Ługach i Chodyńskim Polu. Trzeba przyznać, że
hetman wybrał miejsce bardzo dogodne. Rozległy, równinny
teren, pokryty łąkami, rozciągającymi się kilka kilometrów
na północny zachód od stolicy, oraz okalająca je od
zachodu i południa rzeka Moskwa i położone za nią lasy
zapewniały warunki funkcjonowania dla kilkudziesięciu
tysięcy ludzi — żołnierzy, ich rodzin, służby — tabunów
koni i licznego taboru. Z tego miejsca można było kont­
rolować drogi z Moskwy do Możajska i Wołoku Łamskiego
i — co ważniejsze — szybko dotrzeć na tereny położone
na południe od miasta. To ostatnie w obliczu stojących
właśnie na południe od Moskwy oddziałów samozwańca
było niebagatelnym atutem Żółkiewskiego 1.

1 Nowyj lietopisiec, [w:l Polnoje sobranije russkich lietopisiej, t. XIV,

Moskwa 1965, s. 100 (dalej PSRL); Rasprosnyja rieczi smolienskich


strielcew o proissziestwijach w Moskwie i o wiestiach pro samozwańca
i gietmana Zolkiewskago, [w:] Akty isloriczeskije sobrannyje i izdawajemyje
Archeograficzeskoju Kommissieju, t. II, 1598-1613, Sankt Pieterburg
1841, s. 351-352 (dalej Al); Fiodor Mścisławski i bojarzy w grody
Podkomendni hetmana koronnego byli zmęczeni dotych­
czasową kampanią. Trudne przemarsze, walki pod Carie-
wym Zajmiszczem i Kluszynem mocno nadwerężyły ich
siły. Wielkie wrażenie wywarły na hetmanie straty ponie­
sione przez jego oddziały w starciu pod Kłuszynem: „w
wojsku siła była poranionych (...) przyszło ich siła na
woziech wieźć, bo na koniach nie mogli”2.
Dlatego też dotarcie do Moskwy jawiło się hetmanowi
i jego żołnierzom jako początek okresu stabilizacji i od­
poczynku. Rzecz jasna od razu po założeniu obozów
rozpoczęły się ożywione kontakty z mieszkańcami stolicy
państwa moskiewskiego. Do obozów licznie zaczęli ściągać
wszyscy ci, którzy zwęszyli okazję do zrobienia dobrego
interesu: kupcy, handlarze, rzemieślnicy, panie do towarzys­
twa. Komunikacja odbywała się w obydwu kierunkach: do
Moskwy zjeżdżali żołnierze i czeladź, którzy prócz doko­
nania niezbędnych napraw swojego rynsztunku i uzbrojenia,
dokonania sprawunków, obficie korzystali z uroków miasta
w dobrze zaopatrzonych gospodach i innych miejscach
rozrywki. Konrad Bussow, który wówczas obracał się
w pobliżu Polaków i Litwinów, tak zapamiętał owe
kontakty: „Nastąpił więc dobry (całkowity) pokój między
Polakami i Moskwicinami, ci drudzy chodzili do polskiego
obozu, Polacy zaś do miasta, omawiali ze sobą wszystkie
sprawy, i było między nimi wielkie porozumienie i zgod­
ność” 3. Rotmistrz Mikołaj Marchocki zaś stwierdził wprost:
„A to nie dawno ta przyjaźń nasza z Moskwą, a jużeśmy
syberyjskie..., [w:] Sobranije gosudarstwiennych gramot i dogoworow
chraniaszczichsia w gosudarstwiennom kolegii inostrannych dieł, t. II,
Moskwa 1819, s. 438-439 (dalej SGGD); J. B u dzi 11 o, Wojna moskiew­
ska wzniecona i prowadzona z okazji fałszywych Dymitrów od 1603 do
1612, opr. J. Byliński i J. Długosz, Wroclaw 1995, s. 103; S. M.
S o ł o w i e w, Istorija Rossii s drewniejszych wriemien, Moskwa 1960,
kn. IV, t. 7-8, s. 582.
2 S. Ż ó ł k i e w s k i, op. cit., s. 143.
3 K. B u s s o w, op. cit., s. 310 (176).
tak bezpieczni, że z obozu naszych większa część w Mos­
kwie zawsze bywa; a tak jadą nieostrożnie, żeby i do
Krakowa tak nie jechał. I nocuje ich tam siła czasem, i nie
w jednym miejscu, różno kędy się komu podoba” 4. Samuel
Maskiewicz wspominał z uznaniem, że w Moskwie „(...)
rzemieślnik wszelaki wyśmienity, bardzo dobry, a tak
dowcipny, że choć czego jako żyw nie widział, nie tylko
rabiał, tedy za wejrzeniem pierwszego razu uczyni tak
dobrze, jakby na tym wzrósł, a zwłaszcza turskie rzeczy,
jako: czołdury, rzędy, siodła, szable, złotem nabijane rzeczy,
nie inaczej jako w Turczech samych” 5.
Interes interesem, ale jeśli chodzi o owe sielankowe
stosunki między żołnierzami a mieszkańcami Moskwy,
to byłoby błędem bezkrytycznie zdawać się na komen­
tarze Bussowa i Marchockiego. Mimo wzajemnie ak­
centowanej dobrej woli, jak chociażby przepuszczenie
oddziałów Żółkiewskiego przez miasto podczas próby
ujęcia samozwańca, sytuacja w dużym stopniu pozo­
stawała napięta i nerwowa. Podczas gdy na szczycie
Żółkiewski osiągnął porozumienie z Mścisławskim i re­
sztą siemibojarszcziny, ugruntowywane przyjacielskimi
spotkaniami i ucztami, na dole dawało się wyczuć wro­
gość. Nie bez powodu Maskiewicz wspominał, że „po­
spólstwo przecie nie uspokoiło się było nawet po przy­
siędze (...)” 6.
4 M. M a r c h o c k i , op. cit., s . 8 1 ; S . M a s k i e w i c z , Dyjariusz

Samuela Maskiewicza. Początek swój bierze od roku 1594 w lata po sobie


idące, [w:] Moskwa w rękach Polaków. Pamiętniki dowódców..., s. 172
wspomina, że „(...) bojarowie z Moskwy od starszych przyjechali do
obozu do jego mość pana hetmana z tym, aby kupcom z towarami
i żywnością wolno było przyjeżdżać do obozu, a nam tego i potrzeba było.
Mieliśmy potem żywności dostatek i samym nam u stolicy wolno już było
bywać dla potrzeb
5 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 176.

6 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 174; M. M a r c h o c k i, op. cit., s. 78;

S. Ż ó ł k i e w s k i , op. cit., s. 158.


Na wrogie nastroje pospólstwa wobec żołnierzy Żół­
kiewskiego niewątpliwie miała wpływ aktywna postawa
patriarchy moskiewskiego, który przy każdej okazji mówił
o zagrożeniu, jakim dla prawosławia była polityka Zyg­
munta III. W końcu nie można zapominać o dworianach,
uchodźcach ze Smoleńska i jego okolic, których wojna
z Rzeczpospolitą zmusiła do opuszczenia swoich ojcowizn
i przybycia do Moskwy. Na własnej skórze odczuli smak
wygnania, niejeden z nich zaś przeszedł szlak bojowy ze
Skopinem-Szujskim, walcząc z oddziałami polsko-litew­
skimi w służbie samozwańca albo Zygmunta III. Ich
opowieści o gwałtach i rabunkach przeciwników musiały
u wielu moskwian wywołać złość i chęć odwetu.
5 sierpnia, pod wpływem zagrożenia ze strony wojsk
samozwańca, książę Fiodor Mścisławski wraz z siemibojar-
szcziną zaproponował Żółkiewskiemu rozpoczęcie rozmów
„o dobrych sprawach”. Już na wstępie bojarzy moskiewscy
zażądali, aby oddziały hetmana zlikwidowały zagrożenie
ze strony samozwańca. Żółkiewski natomiast nie zamierzał
cackać się z bojarami i wychodząc ze słusznego założenia,
że to on powinien rozdawać karty, zdecydowanie odrzucił
warunki wstępne. Tego samego dnia doszło do pierwszego
spotkania przedstawicieli obu stron, na razie na niższym
szczeblu. Ważne było, że Żółkiewski wykazał się gestem,
który strona moskiewska niewątpliwie przyjęła za dobrą
monetę: hetman wydelegował do rozmów Stanisława Do­
maradzkiego, podstolego lwowskiego, i Aleksandra Bała-
bana — Polaków wyznania prawosławnego1 .
Następnego dnia Żółkiewski spotkał się z Mścisławskim,
co było początkiem trudnych, kilkakrotnie zawieszanych
negocjacji. Sytuację komplikowały nie tylko walki od­
działów moskiewskich z wojskami samozwańca, ale też
tarcia w łonie obozu moskiewskiego. Z jednej strony był

7 W. Polak, O Kreml i Smoleńszczyznę..., s. 162.


Mścisławski i jego stronnicy, opowiadający się za kan­
dydaturą na cara królewicza Władysława, z drugiej patriar­
cha Hermogenes, który nie chciał słyszeć o łacinniku na
tronie moskiewskim. Jego kandydatami byli Wasyl Golicyn,
jeden z członków siemibojarszcziny, i syn metropolity
rostowskiego Filareta, czternastoletni Michaił Romanow.
Swoich popleczników w Moskwie miał także samozwaniec
w osobie Zacharego Lapunowa i części biedoty 8.
27 sierpnia pertraktacje zostały zwieńczone układem,
w myśl którego stany moskiewskie obrały królewicza
Władysława carem moskiewskim. Dla bojarów podstawą do
rozmów był układ spod Smoleńska. Twardo jednak obstawali
przy tym, aby pod Moskwą zostały wyraźnie zagwarantowane
dwie sprawy: przejście królewicza Władysława na prawo­
sławie i zwrot państwu moskiewskiemu zamków oraz ziem
okupowanych przez oddziały Zygmunta III i wojska samo­
zwańca. Ostatecznie Żółkiewski zgodził się na przejście
Władysława na prawosławie. Szczegóły miało omówić
poselstwo, które bojarzy moskiewscy zamierzali niebawem
wysłać do króla pod Smoleńsk. Hetman liczył, że tam
kategoryczne stanowisko Moskwicinów — którzy mieli
prawo uważać, że przejście Władysława na prawosławie jest
postanowione, a do dyskusji pozostały techniczne aspekty
tej ceremonii — zostanie osłabione i uda się ich skłonić do
kompromisu. Tak czy inaczej to właśnie presja wywierana
przez patriarchę moskiewskiego na swoich przedstawicieli
spowodowała, iż strona moskiewska uważała, że jest to
warunek sine qua non do zawarcia porozumienia. Wzrost
ostrożności Moskwicinów w rokowaniach spowodowały
także informacje o usztywnieniu stanowiska Zygmunta III,
który postanowił wykorzystać okazję, aby ostatecznie spre­
cyzować koncepcję swojej regencji do czasu osiągnięcia
pełnoletności przez syna. Odzwierciedleniem tego był tekst
8 S. F. P ł a t o n o w, Oczierki po istorii smuty w Moskowskom gosudar-
stwie XVI-XVII ww., Moskwa 1937, s. 342-343.
przysięgi, którą po zawarciu układu zaczęli składać bojarzy
i przedstawiciele stanów moskiewskich: inaczej niż pod
Smoleńskiem, pod Moskwą przysięgali wierność tylko
Władysławowi, Zygmunta zaś, co prawda wymieniano, ale
nie był już tytułowany hospodarem 9.
Hetman lekką ręką zgodził się także na oddanie
zamków i ziem, z takim trudem zawojowanych przez
Rzeczpospolitą. Zresztą odnośny zapis brzmiał osobliwie:
„O zamki Moskiewskiemu Hospodarstwu należące, tak
te, na których polskie i litewskie ludzie, jako te, które
teraz za worem, ja hetman rozmówił się z pany bojary,
że wszystkim, jako były do teraźniejszego czasu, do
Moskiewskiego Hospodarstwa oczyścić”. Wymowę tego
postanowienia złagodziło nieco zobowiązanie się strony
moskiewskiej do zwrócenia Rzeczpospolitej kosztów,
jakie poniosła w dotychczasowej kampanii wojennej.
Hetman liczył chyba, tak jak w wypadku pierwszego
ustępstwa, na siłę przyszłych pertraktacji, sam bowiem
przyznał, że „(...) na sejmie, którego się prędko spodzie­
waliśmy, miała być umowa z posły moskiewskiemi
o dawnych kontrowersjach między Koroną i Wielkim
Księstwem Litewskim a Państwem Moskiewskim za­
chodzących, to jest: o Smoleńsku i Siewierskiej Ziemi” l0.
W tym wypadku do takiego rozwiązania niewątpliwie
parli uchodźcy ze Smoleńszczyzny i Siewierszczyzny,
którzy spowodowali, że także ich interesy zostały zabez­
pieczone w układzie.
9 Tekst układu m.in. [w:] Sbomik Impieratorskogo Russkago Istoriczies-

kago Obsz.cz.estwa, wyd. S. A. Biełokurow, t. 142, Moskwa 1913, s.


90-112 (dalej SIRIO); por. S. F. P ł a t o n o w , op. cit., s. 351-352; S. M.
S o ł o w i e w, op. cit., s. 583-585; A. P r o c h a s k a , Hetmana Stanisława
Żółkiewskiego traktat pod Moskwą 1610 r., „Przegląd Historyczny",
t. XIII, 1 9 1 1 , s. 153-166, 283-300; W. S o b i e s k i , Żółkiewski na
Kremlu, Warszawa-Kraków 1920, s. 126-169; A. H i r s c h b e r g , op.
cit., s. 221-228; W. Pol ak, O Kreml i Smoleńszczyznę..., s. 162-168.
10 S. Ż ó ł k i e w s k i, op. cit., s. 154,
Na marginesie warto dodać, że Żółkiewski, szukając
porozumienia z bojarami, prawie do samego końca rokowań
nie dysponował żadną instrukcją królewską. Siłą rzeczy
więc oparł się na lutowym traktacie spod Smoleńska. Jego
ustępstwa w sprawie wyznania królewicza i zwrotu Smoleń-
szczyzny i Siewierszczyzny były natomiast wynikiem
samodzielnej gry politycznej, której wielu — z królem na
czele — wystawiło ocenę niedostateczną. Do Żółkiewskiego
pierwsze informacje o negatywnym stosunku Zygmunta III
do jego działań politycznych dotarły około 20 sierpnia,
a więc tydzień przed zawarciem układu z bojarami. Fiodor
Andronów Sołowiecki, Moskwicin w służbie królewskiej,
który przybył spod Smoleńska z instrukcjami Zygmunta III,
przekazał hetmanowi wyraźnie sformułowane wytyczne,
z których najważniejsza brzmiała: przekonać bojarów do
regencji Zygmunta III. Dostarczył również hetmanowi list,
w którym król krytykował ustępstwa uczynione przez
niego pod Cariewym Zajmiszczem.
Kilka dni po zawarciu układu przybył pod Moskwę
Aleksander Korwin Gosiewski, który co prawda pochwalił
dotychczasowe osiągnięcia Żółkiewskiego, ale już wówczas
dla hetmana stało się jasne, że postanowienia układu nie
zostaną jeszcze długo, jeśli w ogóle, zrealizowane. Wobec
takiego stanowiska króla zaczął się skłaniać do decyzji
o zakończeniu swojej misji 11.
Tymczasem jednak bojarzy, a za nimi przedstawiciele
stanów i grodów moskiewskich, rozpoczęli składanie przy­
sięgi na wierność nowo obranemu carowi. Szczególnie
uroczyście przebiegła ceremonia, w której uczestniczyli
Mścisławski i inni bojarzy. Jak zapamiętał jeden ze świad­
ków: „Ceremonie takie były, że panów moskiewskich
namioty w polu rozbito, tamże czekali JMP Hetmana
wielką radością, pisma sobie oddawszy, kazali dwiema

11 W. Polak, O Kreml i Smoleńszczyznę..., s. 172-173.


popom z krzyżem wystąpić, powiedzieli, że z błogo­
sławieństwem patriarchy i z pozwoleniem jego przyszli
przysięgę słuchać. Naprzód Mścisławski z Galicynem
przysięgę uczynieli i z inszemi pany Królewiczowi JM
i potomkom jego. A po tym też P. hetmanowi i z pany
rotmistrzami przysięgę uczynieli na te kondycje, które był
im podał KJM. Potem inszy urzędnicy, a wiele ich było,
przysięgali, a dla miru do jutrzejszego dnia odłożyli,
którym zeszłe JMP hetman słuchać przysięgi, tak powiadają,
że za tydzień nie wysłuchają przysięgi jako ich wiele jest.
Triumfy czynieli wielkie w mieście, z dział bieli, we
dzwony po wszystkich cerkwiach dzwonieli. My też z obozu
przyjechawszy z dział strzelali” 12. Z niezwykłą też dumą,
z powodu tak wielkich efektów za cenę stosunkowo
niewielkich nakładów, Żółkiewski wspominał rozmiar owej
akcji: „Zamki jednak wszystkie prawie, skoro się osłyszały,
że na Moskwie przysięgano królewiczowi Władysławowi,
certatim wszystkie oddawały tymże sposobem, jako się
stało i w stolicy, przysięgę: Nowogród Wielki, Czaranda,
Ustiuga, Perejasław Rezański, Jarosław, Wołohda, Białe-
-Jezioro, sylijskie zamki i wszystek tamten trakt ku portowi
archangielskiemu i Lodowatemu Morzu. Także rezańska
ziemia wszystka aż do Niższego Nowogrodu, który leży ad
confluentiam Wołgi i Oki rzek; zamki także, które się
szalbierza dzierżały, Kołomna, Tuła, Sierpuchow i insze
wszystkie zamki, oprócz Pskowa, który też vaccilabat,
a siewierskich niektórych zamków, które impostorowym
imieniem jeszcze się szczyciły i przeto też od Kozaków
zaporoskich bardzo infestowane były. Z Kazania, Ast-
rachania dla dalekości jeszcze nie było słyszeć, jako się
tym postępkiem kontentują. Ale z inszych wszystkich
pobliższych, jako się wyżej wspomniało, krajów, od Wiel­
kich Łuk, od Toropca i inszych zamków bardzo chętnie
12 Janusz Porycki do Krzysztofa Zbaraskiego, spod Moskwy, 27 VIII
1610, Biblioteka Raczyńskich (dalej BR), rkps, 139, bez paginacji.
kontentowali się, że im, jako sami mówili, królewicza
Władysława dał Pan Bóg za hospodara” l3.
Wspomnieliśmy już, że w chwili gdy oddziały hetmana
rozkładały się obozem pod Moskwą od 26 lipca na połu­
dniowych podejściach do miasta grasowały pułki samo­
zwańca. Dodajmy, że impostor, gdy dowiedział się o walkach
Żółkiewskiego z wojskami Dymitra Szujskiego, niezwłocznie
wyruszył z Kaługi pod Moskwę. Działania jego wojsk były
do tego stopnia uciążliwe, że, jak pamiętamy, książę Mścis­
ławski zażądał od Żółkiewskiego podjęcia przeciw niemu
akcji zbrojnej. W trakcie rokowań, poza jedną akcją z 12
sierpnia, która była bardziej demonstracją siły niż faktycznym
działaniem zaczepnym, hetman nie zdecydował się na
wyeliminowanie zagrożenia ze strony uzurpatora. Podówczas
jego obecność pod Moskwą była mu na rękę: nieustanne
utarczki obrońców miasta z oddziałami samozwańca, które
nie były w stanie wyrządzić większej szkody, ale stanowiły
realne wsparcie dla jego stronników w mieście, dostatecznie
zaprzątały bojarów. Zależało im więc na jak najszybszym
dogadaniu się z Żółkiewskim. Zawarcie traktatu, w którym
jeden z punktów nakładał na oddziały Żółkiewskiego obo­
wiązek rozwiązania problemu samozwańca, wymusiło na
hetmanie energiczne działania. Jego taktyka wynikała z oczy­
wistej przesłanki: samozwaniec nie znaczyłby nic, gdyby nie
wspierające go oddziały Jana Piotra Sapiehy, a więc trzeba
było nakłonić je do porzucenia go. Rzecz jasna, hetmanowi
koronnemu nawet przez myśl nie przeszło, aby uczynić to
z pomocą oręża. Co prawda dał się wmanewrować w usu­
nięcie samozwańca, ale nie oznaczało to przecież, że ma to
uczynić kosztem bratobójczych walk. Interesujące jest to, że
Żółkiewski miał za zadanie pozyskanie przede wszystkim
żołnierzy Sapiehy, ich dowódca bowiem — choć świadczą
o tym tylko poszlaki — zapewne działał już w porozumieniu

13 S. Ż ó ł k i e w s k i, op. cit., s. 160-161.


z Zygmuntem III. Zresztą atmosfera w obozie samozwańca
sprzyjała tym zamiarom.
Poufne rozmowy Żółkiewskiego z Sapiehą, prowadzone
w trakcie pertraktacji hetmana z bojarami, zaniepokoiły
samozwańca, który dopatrywał się spisku przeciw sobie.
Szczegółów dostarczył mu Iwan Zarudzki, który 7 sierpnia
uciekł z obozu hetmana. Swoje obawy co do wierności
służących mu oddziałów impostor zaczął manifestować tak
donośnie, że następnego dnia żołnierze zwołali koło general­
ne. „8 Augusti było koło generalne, w którym kole jego
mości pana hetmana [Jana Piotra Sapiehy — T.B.] była
propozycja o tym, że za udaniem ludzi nieżyczliwych, car
jego mość serce stracił do wojska wszystkiego, i że ufności
żadnej w nim nie pokłada. O czym sam car jego mość
powiedział, że od ludzi naszych ma przestrogę o złych
zamysłach przeciwko niemu, do którego koła przysłał
bojarzyna swego Gregoria Sumhuła car jego mość, toż
twierdząc, że ma przestrogę od osób pewnych o zamyśle
złym przeciwko niemu (...)” — odnotował jeden z sek­
retarzy Sapiehyl4. Obradujący istotnie przejęli się tym
oskarżeniem swojego pracodawcy, bowiem „(...) jako
caventes suspitionibus et malis existimationis, zgodzili się
na posły do cara jego mości, prosząc go, aby car powiedział
powiadacza, który wojsko tak tradukuje i do niechęci
Pańskiej przywodzi. W tymże kole zgoda była wszystkich,
aby nikt bez wiadomości hetmańskiej do obozu króla nie
jeździł i żywności tam nie woził” 15. Jednak samozwaniec
nie wydał swojego źródła informacji, choć wielu domyślało
się, że chodzi o Zarudzkiego. Stosunki między impostorem
a jego najemnikami, szczególnie Polakami i Litwinami,
nigdy nie były sielankowe, jednak w pierwszej dekadzie
14 Dziennik Jana Piotra Sapiehy, [w:] Polska a Moskwa w pierwszej

połowie wieku XVII. Zbiór materyałów do historyi stosunków polsko-


-rosyjskich za Zygmunta III, wyd. A. Hirschberg, Lwów 1901, s. 265-266.
15 Tamże, s. 266.
sierpnia nastąpiło ich pogorszenie. W tym czasie niejeden
z bacznych obserwatorów nie miał wątpliwości, że nastąpi
koniec samozwańca.
Czarne chmury zaczęły zbierać się nad nim wkrótce po
27 sierpnia. Wobec uporu podkomendnych Sapiehy Żół­
kiewski postanowił przeprowadzić demonstrację siły. O świ­
cie 5 września oddziały hetmana zjawiły się w pobliżu
obozu „przeciwników”, którzy nie dali się zaskoczyć i jak
przystało na zawodowców stanęli w gotowości. Na szczęście
obu dowódcom nie zależało na przelewie krwi i spotkanie
w połowie drogi, choć nerwowe, okazało się wstępem do
porozumienia. Żółkiewski zażądał, aby „sapieżyńcy” skło­
nili samozwańca nie tylko do wycofania się spod Moskwy,
ale także do wyrzeknięcia się pretensji do tronu carskiego.
Hetman zaś za pośrednictwem Sapiehy obiecał mu, że
poprosi króla, aby ten za zgodą sejmu przekazał mu
w zamian Sambor albo Grodno (całe szczęście, że nie
Berdyczów). Jeśli samozwaniec nie zgodziłby się na te
warunki, Żółkiewski zażądał od ludzi Sapiehy, aby porzucili
służbę u niego. Następnego dnia żołnierze Sapiehy, zgodzi­
wszy się na propozycje hetmana, wysłali do samozwańca
swoją delegację. Jak można się było spodziewać, impostor
wyśmiał hetmańską ofertę, a na odchodnym Maryna Mni-
szech odrzekła hardo: „Niech też król jegomość ustąpi
carowi jegomości Krakowa, a car jegomość da królowi
jegomości Warszawę” l6. Wobec tego w nocy Żółkiewski,
korzystając z pomocy oddziałów moskiewskich i przemieś­
ciwszy się przez miasto, podjął próbę schwytania samo­
zwańca. Ten jednak, zawczasu uprzedzony, wraz z Maryną
oraz oddziałem Kozaków dońskich (w sumie około 500
ludzi), zbiegł w kierunku Sierpuchowa, a później do Kaługi.
Trudno powiedzieć, kto zdradził. Hetman doszukiwał
16 S. Ż ó ł k i e w s k i, op. cit., s. 158; Stanisław Żółkiewski do Zygmunta

III, spod Moskwy, 7 IX 1610, Biblioteka Czartoryskich (dalej BCz), rkps,


342, k. 785-789V.
się tu kreciej roboty jednego z moskiewskich zwolenników
samozwańca. Jego ucieczka była jednak na rękę wielu
osobom i jest wielce prawdopodobne, że kontrolowany
przeciek o przygotowaniach do schwytania impostora
wyszedł z otoczenia Sapiehy lub Żółkiewskiego. Na
początku września 1610 r. niewielu jeszcze zależało na
eliminacji jego osoby.
Ucieczka samozwańca spod Moskwy dostatecznie wy­
klarowała sytuację. Strona moskiewska, a szczególnie
stronnictwo patriarchy, zadbały o to, aby po uporaniu się
z zagrożeniem z jego strony, było wiadomo, co dalej.
Traktat szczegółowo określał kolejność działań: po roz­
wiązaniu problemu samozwańca oddziały polsko-litewskie,
pozostające pod komendą Żółkiewskiego, miały wycofać
się do Możajska i tam oczekiwać powrotu poselstwa
moskiewskiego, które niebawem, w myśl świeżo zawartej
umowy, miało wyruszyć pod Smoleńsk 17.
Obawa, okazywana przede wszystkim przez patriarchę
Hermogenesa, aby oddziały Żółkiewskiego nie przenik­
nęły do stolicy była tak duża, że w układzie znalazł się
punkt regulujący nawet warunki ich pobytu w obozie pod
Moskwą i wizyty w mieście. Żółkiewski zobowiązywał
się: „A ja hetman do grodu Moskwy polskich i litewskich,
i niemieckich, i żadnych zbrojnych ludzi, którzy są ze
mną i z panem Janem Sapiehą, bez pozwolenia bojarów
i bez porozumienia, nie wpuszczę. A dla zakupów,
sprzedaży, do grodu Moskwy z polskich i litewskich, i ze
wszystkich obozów z moimi hetmańskimi listami przejaz­
dowymi, ludzi po 20, albo niewiele więcej; a bez listów
przejazdowych ponad to do grodu Moskwy nie będą
przyjeżdżać” 18.
17 Nowyj lietopisiec, s. 101.
18 Dogowomaja zapis polskago gietmana S. Zołkiewskago zakliuczen-
naja w obozie pod Moskwoju s moskowskimi bojarami, [w:] SIRIO, t. 142,
s. 100.
Jeśli wszystko było tak jasno sprecyzowane i zakaz
rozmieszczania w Moskwie oddziałów Żółkiewskiego tak
kategoryczny, to jak to się stało, że na przełomie września
i października wkroczyły one od miasta? Aby odpowiedzieć
na to pytanie, należy prześledzić dwa kluczowe dla sprawy
procesy. Po pierwsze, ścieranie się opinii w dowództwie
oddziałów hetmana, po drugie, walki frakcji w łonie
siemibojarszcziny.
W drugiej połowie września, wraz ze zbliżającymi się
jesiennymi słotami i chłodem, Żółkiewski zaczął rozważać
różne warianty rozlokowania swych oddziałów. Początkowo
zamierzał rozmieścić je w strategicznych punktach wokół
Moskwy, np. w okalających miasto klasztorach i wsiach.
Jednak pod presją żołnierzy wziął pod uwagę inne roz­
wiązanie: wprowadzenia oddziałów do miasta.
Za tym rozwiązaniem optował niewątpliwie Mścisławski
i reszta stronnictwa propolskiego w Moskwie: zapewne oni
także wywarli nacisk na hetmana. Prawdopodobnie również
król sugerował Żółkiewskiemu wprowadzenie wojska do
miasta. Ostatecznie hetman postanowił tak uczynić.
29 września oddziały zaczęły wkraczać do Moskwy.
Gosiewski, jako uczestnik wielu poselstw doskonale znał
miasto, udał się więc na rekonesans. Po powrocie zapewne
zwrócił uwagę hetmana, że najrozsądniej będzie dyskretnie
wprowadzać wojsko. Szczególnie, że już 26 września
doszło w mieście do niepokojów, sprowokowanych przez
dostojników skupionych wokół patriarchy Hermogenesa,
którzy najwyraźniej podjęli próbę storpedowania zamiarów
hetmana i jego moskiewskich stronników 19. Dlatego też
oddziały wjeżdżały do Moskwy stopniowo. Czyniły to
zapewne kilkoma bramami. Tę taktykę demaskatorsko
opisał Bussow: „Polacy, po tym jak tym sposobem pomogli
Moskwicinom przegnać ich wroga Dymitra, wykorzystali
tę sytuację, aby niezauważenie, stopniowo, dzień po dniu,

19 Nowiny z Moskwy, 1610, BR, 33, k. 253.


coraz większymi oddziałami przekradać się do Moskwy, aż
okazało się, że około 5000 Polaków i 800 cudzoziemskich
żołnierzy [znalazło się w mieście — T.B.]”20. Wiele mówią o
tym także relacje Marchockiego i Maskiewicza. Rotmistrz z
pułku Zborowskiego wspomina: „(...) wprowadził nas tedy
pan hetman jakoś o świętym Michale [29 września] w stolicę
(...)” 21 Maskiewicz zaś: „Die 9 octobris, potem weszliśmy
cicho do stolicy zwinąwszy chorągwie nieznacznie, żeby nie
wiedziała Moskwa o liczbie małej wojska naszego”22. Zapew­
ne obaj mieli na myśli swoje macierzyste chorągwie, a w przy­
padku drugiego podejrzewamy, że jego oddział był jednym
z ostatnich, który wjechał do Moskwy.
Jednak ta dyskrecja nie na wiele się zdała. 1 października
— a więc w trakcie przemieszczania się wojsk do miasta
— nieufni Moskwicini podjęli jeszcze jedną próbę oporu.
Dodajmy, że w tym wypadku była to także odpowiedź na
inne wydarzenie sprzed kilkudziesięciu godzin. Oto między
27 a 29 września eks-car Szujski wraz z braćmi został
wydany Żółkiewskiemu, a ten wysłał ich pod strażą do
Borysowa i Białej. Dalej zaś mieli być przeniesieni pod
Smoleńsk, do obozu królewskiego23.
20 K . B u s s o w , op. cit., s. 310 (176).
21 M. M a r c h o c k i , op. cit., s . 8 2 .
22 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 175; Wprowadzenie wojska do miasta

w krótkim czasie nie było możliwe także z powodów technicznych.


O wielkości oddziałów hetmana (ludzie, konie, tabor) świadczy anonimowa
realacja spod Możajska z 27 lipca 1610 r. (Archiwum Główne Akt
Dawnych, Archiwum Radziwiłłów, II (dalej AGAD, AR), 557: „Dnia 12
July Pan Hetman ruszył wojsko od Carowego Zaimiszcza trzema drogami
dla wielkości onego za przybyciem niemało cudzoziemców (...)”.
23 Nowiny z Moskwy, 1610, BR, 33, k. 253: „Przeto wydali JMP
Hetmanowi kniaziów Szujskich trzech. Kniazia Wasila, który był Hos­
podarem odesłał na Borysów straż nad nim zleciwszy P. Pawłowi
Ruckiemu, bo go o to bojarowie prosili. Kniazia Dmitra i Iwana przez P.
Kiernadorskiego do Białej był odesłał, za któremi bojarowie sollicite
prosili, aby oczu IKM nie widzieli (...)”; S. Ż ó ł k i e w s k i , op. cit., s.
156; M. M a r c h o c k i , op. cit., s . 7 9 .
Wraz z „deportacją” Szujskiego przeciwnicy osadzenia
Władysława na tronie moskiewskim stracili narzędzie dla
swej akcji przeciw niemu. 1 października Hermogenes do
swej kremlowskiej siedziby zaprosił grupę dworian, aby
zakomunikować im o zaistniałej sytuacji. Bojarzy sprytnie
uchylali się od uczestnictwa — jednak do czasu. W końcu,
kiedy sędziwy patriarcha zagroził, że sam uda się do nich,
Mścisławski z towarzyszami przybyli na Kreml, gdzie
zmuszeni zostali do wysłuchania jego perory. Krytyka
skupiła się na osobie hetmana Żółkiewskiego, którego
Hermogenes oskarżył o niedotrzymywanie warunków ukła­
du z 27 sierpnia. Najważniejszy zarzut dotyczył oczywiście
wprowadzania wojsk do miasta. Bojarzy bronili się dość
zręcznie przywodząc argument, że samozwaniec stanowi
wciąż zbyt duże zagrożenie, by rezygnować ze znacznej
siły militarnej, jaką stanowią oddziały hetmana. Według
nich wprowadzenie wojska do miasta będzie najlepszym
zabezpieczeniem przeciw impostorowi. Gosiewski, który
wcześniej dowiedział się o tym spotkaniu, dał znać Mści-
sławskiemu przez księcia Wasyla Czerkaskiego, że część
oddziałów hetmana gotowa jest wyruszyć w kierunku
Kaługi przeciwko samozwańcowi i oczekuje tylko na
osiągnięcie gotowości przez oddziały moskiewskie, które
będą wspierać żołnierzy hetmańskich. Mścisławski używa­
jąc tej wiadomości jako argumentu potwierdzającego lojal­
ność hetmana, zamknął usta wszystkim oponentom. I żeby
nie było złudzeń, lider stronnictwa propolskiego zaatakował
sędziwego patriarchę, radząc mu, żeby zamiast polityką
zajął się swoją owczarnią. Po tych wydarzeniach wkraczanie
oddziałów Żółkiewskiego do miasta przebiegało już bez
zakłóceń 24.
W Moskwie wojsko rozlokowało się następująco: na
Kremlu pułki Żółkiewskiego i Gosiewskiego, 800 piechoty
24 Nowiny z Moskwy, 1610, BR, 33, k. 253; S. M. S o ł o w i e w, op.
cit., s. 591-592.
cudzoziemskiej i 400 hajduków (dowódcą ich został rot­
mistrz Piotr Borkowski, do pomocy zaś przydano mu
niejakiego Jakuba, w moskiewskich źródłach z ruska
nazywanego „Kapitajnem” — wiele wskazuje na to, że
chodzi tu o Jacquesa Margareta, słynnego francuskiego
kondotiera, przy okazji wybornego kombinatora); w Kitaj-
grodzie pułk Zborowskiego; w Białymgrodzie pułki Marcina
Kazanowskiego i Ludwika Wejhera; klasztor Nowodziewi-
czy obsadzono czterema chorągwiami z pułków Gosiew­
skiego i Zborowskiego: Jana Chluskiego, Jana Hreczynina,
Oszańskiego i Kotowskiego25.
Żółkiewskiemu zależało na tym, aby objąć kontrolą
centralne dzielnice miasta i zapewnić maksimum bez­
pieczeństwa swoim żołnierzom. To ostatnie dotyczyło
szczególnie oddziałów stacjonujących w Kitajgrodzie
i Białymgrodzie. Przy okazji hetman zanotował: „kupami
w osobnych dworach stanęło wojsko, iżby na wszelki
przypadek jedni drugim mogli być pomocni”26. Bussow
zaś wyjawia: „Tych 5000 Polaków rozłożyło się w po­
sadzie wewnątrz murów, gdzie, właśnie jest i samo miasto
(...) nie chcieli kwaterować się w żadnym innym miejscu
(...)” 27 . Stacjonujące na Kremlu pułki hetmana i refe­
rendarza litewskiego były mniej narażone na niespodzie­
wany atak niż pozostałe. Wynikało to z prostego faktu,

25 K. B u s s o w , op. cit., s. 311; S. Ż ó ł k i e w s k i , op. cit., s. 164; S.

M a s k i e w i c z , op. cit., s. 175-176; Nowiny z Moskwy, 1610, BR, 33,


k. 254; Wnioskujemy tak z Computu Zasłużonego Wojsku Moskiewskiemu
Stołecznemu, Biblioteka Jagiellońska (dalej BJ), przyb. 160/1951, k. 46,
gdzie za kwartał od 6.07. do 6.10. opłaconych miało być 6475 jazdy
wszystkich rodzajów. Nawet odliczając pułki Żółkiewskiego i Strusia oraz
inne chorągwie, które poszły do Możajska, Borysowa i Werei, do Moskwy
musiało wejść ponad 5 tys. jazdy; Prawdopodobnie spod Kłuszy-
na przybyło jeszcze ok. 400 piechoty Żółkiewskiego i Wejhera, por.
S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 166.
26 S. Ż ó ł k i e w s k i , op. cit., s. 163-164.

27 K. B u s s o w, op. cit., s. 311.


że Kreml odizolowany był od reszty miasta. Hetman
postarał się jednak zapewnić maksimum bezpieczeństwa
pułkom, które rozłożyły się poza Kremlem. Usytuował je
tak, by w wypadku rozruchów lub ataku nieprzyjaciela,
zarówno mogły sobie nieść nawzajem pomoc, jak i łatwo
wycofać się na Kreml. W tym celu pułki Kazanowskiego
i Wejhera zostały rozlokowane w dworach i domostwach
przylegających do zachodnich murów Kremla, nieopodal
przepływającej wzdłuż nich rzeki Nieglinnej. Stąd, w razie
niebezpieczeństwa, żołnierze mogli wycofać się na Kreml
przez basztę Kutafią lub Borowicką. Z żołnierzami Zborow­
skiego sprawa była o tyle łatwiejsza, że stacjonując w Kitaj-
grodzie mieli w swych rękach bramy i baszty, co pozwldało
im kontrolować całą dzielnicę. Oczywiście wraz z wkrocze­
niem do miasta Żółkiewski zaostrzył regulamin i dyscyplinę
w swych oddziałach. Wraz z bojarami powołał mieszany
trybunał wojskowy: ze strony moskiewskiej na jego czele
stanął okolniczy książę Grigorij Romodanowski i Iwan
Streszniew, z polsko-litewskiej — Aleksander Koryciński,
porucznik w chorągwi Małyńskiego 28.
Rzecz jasna sytuacja zmusiła oddziały Żółkiewskiego do
realizowania zadań policyjnych. W związku z tym centralne
dzielnice okalające Kreml podzielone zostały na rewiry:
pułki Kazanowskiego i Wejhera objęły kontrolą zachodnie
i północno-zachodnie kwartały Biełgorodu, pułk Zborow­
skiego — Kitajgorod i pozostały teren Biełgorodu, Kreml
zaś wzięli na siebie żołnierze Żółkiewskiego i Gosiew­
skiego. Chorągwie stacjonujące w klasztorze Nowodziewi-
czym zabezpieczały komunikację pod Moskwą, na traktach
— możajskim i wołokołamskim 29.
28 Razriadnyje zapisy za smutnoje wremia, wyd. S. A. Bielokurow, [w:]
Cztienija w Obszcziestwie istorii i drewnostiej rossijskich (dalej CZOIDR),
Moskwa 1907, kn. 2-3, s. 221; Wjazd K.J.M. Polskiego Zygmunta
Trzeciego do Moskwy A.D. 1610, AGAD, AR, II, 12, k. 637.
29 S. Ż ół k i e w s k i, op. cit., s. 164.
Zanim jednak Żółkiewski wprowadził swoje oddziały
do Moskwy, 12 września wyruszyło ze stolicy pod
Smoleńsk poselstwo przedstawicieli stanów moskiew­
skich. Jak pamiętamy, zarówno pomysł wysłania go, jak
i jego skład były wynikiem układu z 27 sierpnia. Na
czele poselstwa stanęli reprezentanci elit świeckich
i duchownych państwa moskiewskiego: kniaziowie Wasyl
Golicyn, Daniło Mezecki oraz metropolita rostowski
i jarosławski Filaret. Byli to ludzie, którzy mogli zagrozić
realizacji koncepcji osadzenia Władysława na tronie
moskiewskim. Z tego powodu wysłanie ich z Moskwy
dla Żółkiewskiego i propolsko nastawionych bojarów,
było jak najszybsze pozbycie się kłopotliwych domo­
wników przed przybyciem ważnego gościa. Zarówno
Golicyn, jak i Filaret byli bardzo ważnymi osobami
w grze politycznej przeciwników koncepcji osadzenia
młodego Wazy na tronie carskim. Pierwszego obóz
patriarchy Hermogenesa traktował jak kandydata do
tronu. Filaret natomiast był czołowym przedstawicielem
rodu Romanowych i ojcem młodego Michaiła (spłodził
go jeszcze jako Fiodor Nikitycz) — kolejnego kandydata
branego pod uwagę przez Hermogenesa i innych przeciw­
ników królewicza Władysława. Żółkiewski, wspominając
o przygotowaniach do wysłania poselstwa, pisze: „starał
się o to pan hetman, i namawiał Galiczyna, żeby
poselstwa się podjął. Perswadował mu, że tak wielkie
rzeczy przez wielkie ludzie, jakim on jest, mają być
sprawowane, więc upewniając go, że za tym poselstwem
ma mieć principem locum, przystęp pierwszy do łaski
króla jegomości i królewicza. Smakowało to Galiczynowi
i podjął się tego poselstwa”30. Co prawda nie udało mu
się z czternastoletniego młokosa zrobić polityka i włączyć
go w skład poselstwa „(...) ale przecie ojca jego (żeby go
30 Tamże, s. 161-162.
mieć niejako za zakład) postarał się pan hetman, że go od
duchownego stanu posłem mianowano”31. Inna sprawa, że
Golicynowi, zapewne w zamian za zgodę na przewodnicze­
nie poselstwu, pozwolono dobrać sobie towarzyszy. Jak
niedługo miało się okazać, członkowie poselstwa nie dali
się spacyfikować królowi, skutkiem czego pertraktacje pod
Smoleńskiem zakończyły się fiaskiem. Inna sprawa, że
poselstwo zostało wyposażone w instrukcję, która zabrania­
ła jakichkolwiek ustępstw z zawartych już porozumień:
Władysław ma przejść na prawosławie i niezwłocznie
pojawić się w Moskwie, wojska Zygmunta mają zaprzestać
oblężenia Smoleńska, Rzeczpospolita zaś ma zwrócić
państwu moskiewskiemu Smoleńszczyznę i Siewierszczyz-
nę32. Ale dla Żółkiewskiego nieobecność kilku dostojni­
ków w Moskwie, którzy wyruszyli w składzie poselstwa
pod Smoleńsk, była niewątpliwie bardzo korzystna, ułatwi­
ła mu bowiem wprowadzenie wojska do stolicy.
17 września z Moskwy do Nowogrodu Wielkiego Wysłani
zostali Iwan Sołtykow i Grigorij Wołujew z silnym od­
działem złożonym ze strzelców moskiewskich i jazdy
dworiańskiej. Ich zadaniem było nakłonić mieszkańców
miasta do uznania Władysława i złożenia mu przysięgi
podobnej do tej, jaką od kilkunastu dni składano pod
Moskwą. Dla Żółkiewskiego ich misja była nad wyraz
korzystna, ponieważ pozbycie się z miasta części sił
moskiewskich, a szczególnie kilku sotni strzelców z miej­
skiego garnizonu, pozwoliło mu na swobodne realizowanie
zamierzeń. Warto zwrócić uwagę, że właśnie w sprawie
ekspedycji Sołtykowa przeciwnicy hetmana, z Hermogene-
sem na czele, gardłowali najgłośniej, mówiąc o zachwianiu

31 Tamże, s. 162.
32 Zbiór dokumentów dotyczących poselstwa w SIRIO, t. 142, s.
126-263; Skład poselstwa w Akta otnosiaszczijesia k istorii Zapadnoj
Rossii izdawajemyje Archeograficzeskoju Kommissieju (dalej AZR):
1588-1632, Sankt Pieterburg 1858, t. IV, s. 318-319.
równowagi sił i zniweczeniu ducha partnerstwa we wzajem­
nych kontaktach 33.
24 września rozpoczął się wymarsz spod Moskwy oddzia­
łów Sapiehy. W myśl umowy z Żółkiewskim jego żołnierze
mieli podążyć na leża zimowe do ziemi siewierskiej.
„Sapieżyńcy” domagali się od Żółkiewskiego takiego samego
żołdu, jaki otrzymywali żołnierze z pułku Aleksandra
Zborowskiego. Hetman zgodził się, choć nie było wiadomo,
jak jego zobowiązania potraktuje król. Na rozmowy z królem
żołnierze Sapiehy wyprawili swoich posłów. Sapieha tymcza­
sem czynił wysiłki, aby skłonić swoich podkomendnych do
cierpliwości w oczekiwaniu na uznanie ich roszczeń finanso­
wych oraz zaprowadzić porządek w swoich szeregach.
Przedstawiciele żołnierzy — Sobieszczański i Iwanowski
— zostali w obozie królewskim wysłuchani z uwagą.
Oczywiście, domagali się wypłacenia żołdu za czas służby
u samozwańca. Jednak na królu i jego otoczeniu wywarli złe
wrażenie sugerując, aby uznał pretensje samozwańca do
carskiego tronu. Według nich byłby to najlepszy sposób na
stopniowe podporządkowanie państwa moskiewskiego Rzecz­
pospolitej, czego, ich zdaniem, nie gwarantowało osadzenie
w Moskwie królewicza Władysława. Samozwaniec, już jako
car, zagwarantowałby zwrot Rzeczpospolitej spornych ziem
33 W sierpniu i wrześniu Moskwę niepokoiła sytuacja na północy,
a szczególnie Aleksander Lisowski i Andriej Proszowiecki, którzy walczyli
po stronie samozwańca. Ich współpraca niedługo miała się skończyć, ale
na razie Szwedzi (Jakub Pontus de la Gardie) nie wychylali nosa z Korieły
i Ladogi. Sytuację komplikowały oddziały litewskie, których dowódcy
(Filip Sawłuk i Włodzimierz Pietraszkowicz) przekroczyli granicę i naje­
chali kilka ujezdów (toropiecki, chołmski). W takiej sytuacji posłano tam
Iwana Sołtykowa, którego zadaniem miało być skłonienie Nowogrodu
Wielkiego do złożenia przysięgi Władysławowi. Najwidoczniej zaimpo­
nował mu sukces Żółkiewskiego pod Kłuszynem, ponieważ w liście do
króla Zygmunta z listopada 1610 r. (SIRIO, t. 142, s. 113-126) informuje
go, że ma zamiar sam uporać się z Lisowskim i ze Szwedami. Niestety
Lisowski nie dał mu szansy i w połowie listopada wycofał się na Litwę.
— Smoleńszczyzny i Siewierszczyzny — oraz wypłatę
corocznie Zygmuntowi i Władysławowi olbrzymich sum,
stałby się lennikiem Rzeczpospolitej. Pozycja królewicza
Władysława natomiast, zgodnie z zawartym przez Żół­
kiewskiego z bojarami traktatem, nie gwarantowała takich
profitów ani Rzeczpospolitej, ani jej władcy. Argumentacja
posłów nie podobała się królowi. Władca na razie uznał
jedynie roszczenia finansowe żołnierzy Sapiehy, pod warun­
kiem, że sporządzą rejestry swoich oddziałów34. Dalsza
część rokowań miała nastąpić później.
Tuż po wkroczeniu do miasta, Żółkiewski zrezygnował
z usług części cudzoziemców, których pod Kłuszynem
przeciągnął na swą stronę. Wspominał, że „(...) wojsko
cudzoziemskie, którego jeszcze było do półtrzecia tysiąca,
przebrakował; bo obawiając się w nich odmiany jakiej
wiary za nie płacą, a płacić tak wielom wysoki żołd, że nie
było skąd, mogłoby przyjść od nich miasto pomocy do
niebezpieczeństwa. Ostawił tedy tylko z nich osiemset
piechoty, a insze popłaciwszy im z skarbu moskiewskiego,
odprawił”35. To posunięcie hetmana podyktowane było nie
tyle brakiem zaufania do sprawności i lojalności najem­
ników cudzoziemskich — choć ci zapewne skłonni byli
(jak przystało na rasowych „żołnierzy fortuny”) do wolt
według zasady „panem nam kto więcej zapłaci” — co
ograniczonymi możliwościami skarbu moskiewskiego. Brak
zaufania do cudzoziemców wykazywali przede wszystkim
bojarzy moskiewscy. Zresztą Żółkiewski skrupulatnie
i o tym wspomniał: „Było to [zwolnienie ich ze służby
— T.B.] bojarom na Moskwie bardzo gratum, że tych
Niemców odprawiono, bo insolentiae, które czynili za
Szujskiego, były im pamiętne. Bardzo radzi ich zbyli” 36.
34 Dziennik Jana Piotra Sapiehy, s. 279; J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 106;

J.P. Sapieha do Zygmunta III, 22 IX 1610, spod Moskwy, BR, 33, k.


221-222.
35 S. Ż ó ł k i e w s k i , op. cit., s. 166.

36 Tamże.
Nie można zapominać, że oddziały, które pod wodzą
hetmana wkroczyły do miasta — jako część składowa
garnizonu moskiewskiego — miały być opłacane właśnie ze
skarbu moskiewskiego. Ten zaś po okresie rządów Dymitra I
Samozwańca i Wasyla Szujskiego był pusty. W końcu
października, mniej więcej wtedy kiedy Żółkiewski wyjeżdżał
z Moskwy pod Smoleńsk, Michaił Sałtykow — bliski
współpracownik hetmana — informował kanclerza litewskie­
go Lwa Sapiehę o opłakanym stanie skarbu moskiewskiego.
Co więcej, zwracał uwagę, że wobec powszechnego złodziej­
stwa (jako przykład przytoczył postawę swojego rywala
Fiodora Andronowa Sołowieckiego, o jego działalności
będzie jeszcze okazja wspomnieć) nie ma szans na poprawę
sytuacji. Alarmistyczny ton listu Sałtykowa wynikał również
z tego, że wraz z wyjazdem Żółkiewskiego pryskały nadzieje
na okiełznanie rozpasanej działalności „mużyków” pokroju
Andronowa, którzy, gdyby nie ogólny zamęt, nigdy nie
mieliby szansy dojść do tak eksponowanych stanowisk 37.
Kwestię zaopatrzenia oddziałów polsko-litewskich, które
wraz z wkroczeniem do Moskwy zaczęły pełnić funkcję jej
garnizonu, rozwiązano w ten sposób, że Żółkiewski i Go­
siewski, w porozumieniu z siemibojarszcziną, przydzielili
pułkom rejony, które miały ich żywić. Maskiewicz wspo­
mina, że „(...) przystawstwa rozdano na wojsko, za zgodą
bojar, we stu mil i dalej od stolicy. Na moją rotę [chorągiew
ks. Janusza Poryckiego — T.B.] dostało się dwa gorody:
Sużdał i Kostromie, mil 70 od stolicy”38. Pozostałym
pułkom stacjonującym w mieście i klasztorze Nowodziewi-
czym przydzielono punkty zaprowiantowania również
w tamtym rejonie, tj. na północny-wschód od Moskwy.
Taka lokalizacja była rozsądna, tamtejsze ziemie bowiem
(tzw. Zalesie Moskiewskie) najmniej ucierpiały w trakcie
37 M. Sałtykow do L. Sapiehy, koniec października 1610 r., Al,
s. 360-364.
38 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 175.
zaburzeń pierwszej dekady XVII w. Stosowaną na początku
procedurę zaopatrywania polsko-litewskiego garnizonu
w żywność opisał Maskiewicz następująco: „Tameśmy
rozesłali zaraz towarzystwo z pacholikami dla wybierania
żywności (...)” 39.
Jednak szybko musiała ona ulec zmianie, przy okazji
bowiem nie obywało się bez nadużyć i gwałtów. Żołnierze
i czeladź zaczęli wybierać nie tylko prowiant, ale „co się
komu podobało i u największego bojarzyna, żona albo
córka, brali je gwałtem” 40. Oczywiście stronie moskiewskiej
także nie podobała się taka sytuacja. Od tej chwili ciężar
zaopatrywania w prowiant oddziałów polsko-litewskich
wzięli na siebie Moskwicini — „(...) a sami już przez
swoich z gorodów wybierali posłańców” — wspominał
Maskiewicz41. Dowództwo garnizonu wraz z bojarami
obciążyło skarb carski żołdem kwartalnym w wysokości 30
zł na żołnierza. System ten zapewnił dobre zaprowian-
towanie garnizonu.
Wraz z odsunięciem zagrożenia ze strony samozwańca
i wyborem Władysława carem moskiewskim doszło do
uspokojenia nastrojów w państwie. Moskwianie po raz
pierwszy od długiego czasu mogli ze spokojem kłaść się
spać. W związku z tym Żółkiewski z uznaniem zanotował
„Ni na czym nie schodziło i żywności, i wszystkiego czego
potrzeba, po cenieśmy dostawali, gdyż gościńce od Wołoh-
dy, od Jarosławia i z inąd pootwieraliśmy. Od Kołomnej ku
górze rzeką Moskwą statki ze zbożem i różnymi potrzebami
przypłynęły” 42.
Oddziały Żółkiewskiego, jak wspomnieliśmy zaczęły
pełnić funkcję garnizonu miejskiego, hetman zaś zaczął
występować w roli gubernatora z ramienia cara Władysława.
39 Tamże.
40 Tamże.
41 Tamże.
42 S. Z ó ł k i e w s k i , op. cit., s. 164.
W prawodawstwie moskiewskim nie było takiej instytucji
(niewielkie podobieństwa można jedynie odnaleźć w for­
mule „namiestnika”, którego urząd wprowadzono w pań­
stwie moskiewskim za czasów wielkiego księcia Wasyla).
Wszystko wskazuje na to, że na potrzeby nadzwyczajnej
sytuacji urząd gubernatora przeniesiono wprost z polsko-
-litewskiego prawodawstwa.
Najprawdopodobniej takie rozwiązanie zaproponował
w nieformalnych rozmowach z bojarami Żółkiewski. Wszy­
stko opierało się na ustnych ustaleniach, nic nie zostało
sformalizowane zapisem na papierze. Zresztą obie strony
przewidywały, że okres przejściowy nie potrwa długo,
a bojarzy mieli podstawy sądzić, że Żółkiewski będzie
korzystał ze swojej władzy rozumnie i umiarkowanie. Tak
więc do chwili przybycia do Moskwy cara Władysława,
kimś w rodzaju jego namiestnika w państwie moskiewskim,
a w rzeczywistości według prawodawstwa polskiego guber­
natorem (z wynikającymi z tego urzędu prerogatywami
i obowiązkami) został hetman Żółkiewski.
Pierwszym gestem gubernatora Żółkiewskiego, znamio­
nującym jego dobre intencje, były konsultacje z bojarami
w sprawie mianowania Gosiewskiego dowódcą pozostałych
w mieście sotni strzeleckich i szefem garnizonu moskiew­
skiego. Zresztą udało się mu osiągnąć znacznie więcej, bo
strzelcy moskiewscy zobowiązali się pełnić funkcje poli-
cyjno-wywiadowcze: „Ten urząd strzelecki, do tego pan
hetman rzeczy przywiódł, przez konsens dobrowolny bojar,
przedtem ich prywatnie popraktykowawszy, że go poruczył
panu staroście wieliskiemu. I sami strzelcy non inviti
przyjęli jego regiment, gdyż ile mogło być, pan hetman
wszelaką ludzkością, datkiem, częstowaniem dewinkował
ich sobie, że chłopstwo to miał ad nutum. Sami ultro
przychodzili pytając się, jeśliby gdzie czuł o zmiennikach,
że oni chcą ich imać. Owo wielkie pokazywali znaki
wierności i życzliwości swej. I gdy im pan starosta wieliski
za starszego oddany był, z chęcią opowiedzieli mu się, że
chcą być posłuszni” 43.
Od chwili zawarcia układu z Moskwy zaczęto rozsyłać
pisma do grodów, które dotychczas, uznając władzę Szuj­
skiego, nie podporządkowały się samozwańcowi. Zawiada­
miano je o obiorze carem Władysława, wzywając jedno­
cześnie do składania przysiąg na wzór tej spod Moskwy
i przysyłania delegacji do stolicy 44.
W końcu października hetman opuścił Moskwę i podążył
do króla pod Smoleńsk. Lecz zanim to uczynił prze­
prowadził wiele rozmów, m.in. z Hermogenesem i Mścis-
43 Tamże, s. 167; Interesujące, ale metody korupcyjnej, którą Żółkiewski

zastosował do przekabacenia — jak podejrzewamy — kilku sotników


strzelców moskiewskich, użył także w stosunku do niektórych zawziętych
podkomendnych J.P. Sapiehy. Zresztą bez ogródek wyjawił kulisy całej
tej sprawy: „(...) kłopot był z wojskiem Sapieżynym, którzy zostawszy po
ucieczeniu impostora, chcieli koniecznie tego wszystkiego być uczest­
nikami, jako wojsko królewskie, które pod panem hetmanem militabat.
Chcieli także w stolicy mieszkać. Kiedy im tego negowano, chcieli
w Rezań iść (a ten kraj rezański jest bardzo obfity). Gdy i tego im
broniliśmy i bić, jeżeliby tam szli, chcieliśmy się z nimi, bo żywności i dla
naszego wojska z tamtego najwięcej kraju oczekiwaliśmy. Tandem na tym
stanęło, że pan hetman dał im pismo, że chce się do króla jegomości, jako
im był i przedtem obiecał, w to włożyć, iżby z pułkiem pana Zborowskiego
w zapłacie porównani byli; ażeby już Rezani ani inszych państw, które na
imię królewicza Władysława przysięgę uczyniły, nie pustoszyli; ale raczej
żeby w siewierską ziemię, która się jeszcze za impostorem ożywała, szli
i one w obsequium króla jegomości przywodzili. Iż to wojsko było bardzo
niedostateczne, siła między nimi rannych, chorych, dla opatrzenia ich
kazał im dać pan hetman, błagając ich, dziesięć tysięcy złotych z mos­
kiewskiego skarbu. Starszym, niektórym po cichu dał po kilkaset złotych,
żeby jeno ich bez kłopotu uczciwie zbyć, a nawieść ich tam, gdzie byli
potrzebni” (tamże, s. 165); Szczegółowe informacje o funduszach prze­
znaczonych m.in. na zapomogi i łapówki dla „sapieżyńców” w Otcziety
raschodow carskoj kazny, poslie razgroma Moskwy Poliakami (1611-12),
RIB, t. II, Sankt Pieterburg 1874, s. 222-248.
44 S. Ż ó ł k i e w s k i , op. cit., s. 160; S. M a s k i e w i c z , op. cit.,
s. 173; Fiodor Mścisławski z towarzyszami w Perm Wielki..., Moskwa 29
sierpnia 1610, [w:] Akty sobrannyje w bibliotekach i archiwach Rossijskoj
ławskim. „Z patriarchą, człowiekiem bardzo starym, i który
dla religii (odmiany się w niej bojąc) był rzeczom naszym
bardzo przeciwny, pierwej przez obsyłania z nim się znasza­
jąc, potem i sam u niego bywając, przyjaźń sobie (jako się
zdało) wielką sprawił. Rozmaicie go uchodził, że jął się
schylać starzec na inakszą przeciwko nam chęć” — wspomi­
nał hetman45. Należy przypuszczać, że porozumienie, o któ­
rym mówi Żółkiewski, dotyczyło bardziej osobistego stosun­
ku patriarchy do hetmana niż spraw politycznych — meritum
jego zabiegów. Mścisławskiemu natomiast i innym bojarom
Żółkiewski „(...) pretendował (...) różne odjechania przyczy­
ny: żeby obecnie królowi jegomości sprawę dał o wszystkim,
co i z jakich się przyczyn stało, żeby posłom ich do pożądanej
i prędszej odprawy pomógł, żeby się z królem jegomością
o zatrzymaniu porządnym wojska, więc i o zniesieniu
szalbierza kałuskiego umówił” 46.
Żółkiewski opuszczając Moskwę zabrał ze sobą pułk
swój i Strusia, którymi obsadził Możajsk, Borysów i Wereję.
W czasie jego nieobecności wszystkie jego funkcje poli­
tyczne i wojskowe przejął Gosiewski. Dodajmy, że nieobec­
ność Żółkiewskiego w Moskwie miała być tymczasowa
— przynajmniej tak to wszyscy rozumieli. A więc hetman
w rozmowach z królem pod Smoleńskiem występował jako
gubernator moskiewski, Gosiewski zaś, zastępując hetmana
w Moskwie, objął urząd starosty moskiewskiego. To kolejne
rozwiązanie administracyjne, które zostało przeniesione
z polskiego systemu prawnego na potrzeby nie mającej
precedensu sytuacji w państwie moskiewskim 47.
imperii Archeograficzeskoju Ekspediciju Akademii Nauk (dalej AAE),
t. II, 1598-1613, Sankt Pieterburg 1836, s. 279-280; por. Fiodor Mścisławski
Z towarzyszami w Kazań..., Moskwa 9 września, tamże, s. 280-284.

45 S. Ż ó ł k i e w s k i, op. cit., s. 167.


46 Tamże, s. 167-168, 170.
47 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 175; Gramota iz Kazani w Chlynow...,
styczeń 1611, SGGD, s. 490^492; Odpiska Wiatczan k. Piermiczam,
s priłożenijem otpiski Kazanciew..., styczeń 1611, AAE, s. 291-293.
Kończąc rozważania na temat przyczyn i okoliczności
zajęcia Moskwy przez oddziały polsko-litewskie warto
zapoznać się z ich składem, liczebnością i udziałem w dotych­
czasowych walkach. To pozwoli nam lepiej zrozumieć, czym
tak naprawdę rozporządzał Żółkiewski, a od końca paździer­
nika Gosiewski. W tym miejscu omówimy tylko te pułki,
które po odjeździe Żółkiewskiego pozostały w mieście.
Pułk Aleksandra Gosiewskiego
Tworzyło go 7 chorągwi (Aleksandra Gosiewskiego
— husarska i kozacka, Szymona Gosiewskiego — husarska,
Stanisława Koniecpolskiego — husarska, Abrahima As-
sanowicza — tatarska, Jana Chluskiego — kozacka, Jana
Hreczyna — kozacka), od 1000 do 1160 żołnierzy. Pułk
ten — z wyjątkiem chorągwi Koniecpolskiego i Chluskiego
— był w służbie królewskiej od lipca 1609 r. Dwóm
wymienionym chorągwiom przyznano żołd dopiero na
początku lipca 1610 r., chociaż wzięły udział w bitwie pod
Kłuszynem. Z tego powodu za okres od 6 stycznia do
6 lipca wypłacono im specjalny żołd, tzw. kwartał kłuszyń-
ski darowny. W kampanii 1610 r. pułk Gosiewskiego
odznaczył się podczas zajmowania i utrzymania zamku
w Białej, niezwykle ważnego strategicznie punktu położo­
nego na północny wschód od Smoleńska 48.
Pułk Marcina Kazanowskiego
Składał się z sześciu chorągwi (Marcina Kazanowskiego
— husarska, Goździkowskiego — kozacko-husarska, Janu­
sza Skumina Tyszkiewicza — husarska, Andrzeja Firleja
— husarska, Wasiczyńskiego — kozacka, księcia Janusza
Poryckiego — husarska), od 584 do 760 żołnierzy. Pułk
48 Summariusz żołdu wojska stołecznego moskiewskiego po rugu
pośledniejszym w obozie pod Grodkiem uczynionym, BI, 108, k. 9-10;
Spisek Wojska Stołecznego P.P. Confederatów wyszedłszy na odpoczynek
na Białą Ruś i jako się położyli, AGAD, AR, II, 12, k. 641-642; Wojna
s Polszeju w 1609-1611 godach, wyd. F. Wierżbowski, Warszawa 1898,
s. 7, 9; M. M a r c h o c k i , op. cit., s . 7 8 .
został sformowany w lipcu 1609 r. W końcu 1609 r.
wysłano go do Tuszyna z poselstwem, którego celem było
odciągnięcie oddziałów polsko-litewskich od samozwańca.
W następnych miesiącach Kazanowski operował na zachód
od Możajska, w okolicach Szujska, Wiaźmy i Cariewego
Zajmiszcza 49.
Pułk Ludwika Wejhera
W skład tego pułku wchodziły cztery chorągwie (Ludwika
Wejhera — husarska, Seweryna Wasiczyńskiego — husarska,
Samuela Dunikowskiego — husarska, Rogowskiego — husar­
ska), od 412 do 520 żołnierzy. Jednostka została sformowana
w lipcu 1609 r. W końcu tegoż roku pułk Wejhera wraz
z pułkiem Kazanowskiego został wysłany do Tuszyna
i w pierwszej połowie 1610 r. działał w okolicach Szujska,
Wiaźmy i Cariewego Zajmiszcza 50.
Pułk Aleksandra Zborowskiego
Pułk Zborowskiego był najliczniejszy ze wszystkich,
które wkroczyły do Moskwy. Składał się z 18 lub 20
chorągwi (Rudnickiego — kozacka, Aleksandra Zborow­
skiego — husarskie: „czerwona”, „czarna”, „biała”, „błękit­
na”, Rozmowickiego — husarska, Andrzeja Młodzkiego
— husarska, Jakuba Bobowskiego — husarska, Szymona
Kopyczyńskiego — husarska, Marka Wilamowskiego
— husarska, Aleksandra (Pawła) Rudzkiego — husarska
i kozacka, Kotowskiego — kozacka, Kościkowskiego
— husarska, Mikołaja Marchockiego — husarska, księcia
Adama Różyńskiego — husarska, Chodkowskiego — husar­
ska, Rudzińskiego — husarska, Oszańskiego — kozacka,
Mikołaja Kossakowskiego — husarska), od 3679 do 4143
żołnierzy. Pułk ten pod wieloma względami różnił się od
innych, które wkroczyły do Moskwy. Chodzi tu zarówno
49 Summariusz..., BJ, 108, k. 9-10; Spisek..., AGAD, AR, II, 12, k.
641-642; Wojna s Polszeju..., s. 1-11; S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 157.
50 Summariusz..., BJ, 108, k. 9-10; Spisek..., AGAD, AR, II, 12, k.
641-642; Wojna s Polszeju..., s. 1-12; M. Mar c h o c k i , op. cit., s. 55-56.
o jego szlak bojowy, jak strukturę i liczebność chorągwi
które ją tworzyły. Większość chorągwi była znacznie
liczniejsza od tych z pułków „smoleńskich”. Wynikało to
zapewne z faktu, iż oddziały polsko-litewskie walczące po
stronie Dymitra II Samozwańca miały inny system re­
krutacji. Chorągwie formowane w Rzeczpospolitej w pań­
stwie moskiewskim zasilali liczni ochotnicy. Specyfika
działań militarnych na tym teatrze wymagała oddziałów
mobilnych, ale licznych. Najlepiej sprawdzała się w tych
walkach piechota. Stanowili ją liczni w obozie samozwańca
Kozacy dońscy i Zaporożcy, jednak prawdopodobnie zda­
rzało się, że kawalerzyści księcia Romana Różyńskiego,
a później Jana Piotra Sapiehy również na piechotę sztur­
mowali umocnienia przeciwnika. Oczywiście, również pułk
Zborowskiego miał okazję brać udział w walkach jako
piechota. Na przykład pod Osipowem, o który walczyli
w pierwszej połowie 1610 r. pułk Zborowskiego zdecydo­
wanie górował nad pozostałymi oddziałami Żółkiewskiego.
W walce w polu również żołnierze Zborowskiego nie
ustępowali innym pułkom, dlatego Żółkiewski pod Kłuszy-
nem umieścił ich na prawym skrzydle, naprzeciw nierucha­
wych, ale licznych, oddziałów moskiewskich51. Długotrwała
kampania doprowadziła jednak do znacznego zużycia pułku,
poniósł też on największe straty w bitwie pod Kłuszynem.
Dlatego w chwili wkroczenia do Moskwy morale żołnierzy
Zborowskiego było znacznie niższe niż w pozostałych
oddziałach 52.

51 Summariusz..., BJ, 108, k. 9-10; Spisek..., AGAD, AR, II, 12, k.


641-642; Wojna s Polszeju..., s. 8; M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 72-75;
S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 167-170; S. Ż ó ł k i e w s k i , op. cit.,
s. 137-141.
52 W. P o l a k , Nieznany list..., s. 256.
MOSKWA: RZEKI, BASZTY, MURY

Początki Moskwy sięgają roku 1147, kiedy książę Jurij


Dołgoruki założył małą osadę, u ujścia rzeczki Nieglinnej
do rzeki Moskwy. W 1156 r. syn Jurija, Andriej Bogoliub-
skij powiększył osadę, tworząc z niej drewnianą warownię,
która szybko stała się jednym z ważniejszych ogniw obrony
zachodniej granicy Księstwa Włodzimierskiego. Długość
palisady otaczającej siedzibę kniazia Andrieja wynosiła
około 510 m
W połowie XIII w. rozpoczął się proces wyodrębniania,
a w kilka dziesięcioleci później usamodzielniania Księstwa
Moskiewskiego spod władzy Wielkiego Księstwa Włodzi­
mierskiego. Lecz dopiero Iwan I Kalita (1325-1340)
faktycznie rozpoczął proces politycznego, gospodarczego
i militarnego umacniania swego władztwa pod hasłem
„zbierania” ziem ruskich. Jego działalność polegała nie
tylko na przyłączaniu nowych ziem, ale również wzmac-
1 I. Z a b i e l i n , Istoria goroda Moskwy, Moskwa 1995, s. 1-12;
P. S y t i n , Iz istorii moskowskich ulic, Moskwa 1948, s. 4, 11; T e n ż e ,
Istoria planirowki i zastrojki Moskwy. Matieriały i issliedowanija, [w;]
Trudy muzieja istorii i rekonstrukcji Moskwy, red. F. S a 1 o w, Moskwa
1950, s. 23-27; N. W o r o n i n , Moskowskij Krieml (1156-1367), [w:]
Matieriały i issledowanija po archeologii SSSR, cz. 77, 1958, s. 52-53.
nianiu roli Moskwy jako stolicy Księstwa Moskiewskiego
i centrum polityczno-gospodarczego Rusi. W 1326 r.
z Włodzimierza do Moskwy przeniósł swą siedzibę
metropolita Piotr tworząc z niej religijną stolicę Rusi.
Wzrost politycznego znaczenia Moskwy i jej rozwój
gospodarczy pociągnął za sobą zmiany w architekturze.
Właśnie lata dwudzieste i trzydzieste XIV w. są okresem,
gdy na płaskowyżu pomiędzy rzekami Nieglinną i Moskwą
powstają nowe cerkwie i inne budowle. Tymi inwestycjami
Kalita postanowił dodać splendoru stolicy, a swą siedzibę
zabezpieczyć systemem fortyfikacji. W 1337 r. pożar
dokonał znacznych zniszczeń. W latach 1339-1340 zbu­
dowano dębowe obwarowania i baszty. Obwarowania
wzniesione przez Iwana Kalitę miały już długość około
1670 m 2.
W 1365 r. dzieło Kality spłonęło w kolejnym pożarze.
Otoczenie panującego wtedy w Moskwie małoletniego
wnuka Iwana Kality, postanowiło nie tylko odbudować, ale
rozbudować i umocnić Kreml. Efektem prac budowlanych,
przeprowadzonych w rekordowym tempie trzech miesięcy,
w zimie 1367/1368 r., był nowy Kreml, który niewiele
przypominał dzieła poprzedników. Zasadnicza różnica
polegała na tym, że jego mury były w całości kamienne,
a ich obwód z ośmioma lub dziewięcioma basztami wynosił
około 2000 m 3.
W drugiej połowie XV w., za rządów wielkiego księcia
moskiewskiego Iwana III, wraz z ugruntowaniem się potęgi
państwa moskiewskiego jego stolica także zmieniła charak­
ter. Ranga państwa Iwana wymagała upiększenia i roz­
2 I. Z a b i e 1 i n, op, cit., s. 82; P. S y t i n, Iz istorii moskowskich ulic,
s. 4-5; T e n ż e , Istorija płanirowki i zastrojki Moskwy, s . 3 0 ; N . W o -
r o n i n , op. cit., s. 56-57.
3 I. Z ab i e l i n , op. cit., s. 86-87; P. S y t i n , Iz istorii moskowskich

ulic, s . 5 ; T e n ż e , Istorija płanirowki i zastrojki Moskwy, s. 30-31;


N. W o r o n i n, op. cit., s. 57-60.
budowy stolicy w czym mieli pomóc mu specjaliści
z zagranicy. Książę ściągnął włoskich architektów: Arys­
totelesa Fioravantiego i Antonio Friaziniego, którzy, przy
pomocy majstrów moskiewskich, nadali Moskwie nowy
charakter. W 1485 r. rozpoczęła się budowa nowych murów
i baszt Kremla oraz soborów wewnątrz niego. Główne
prace zakończono w 1495 r., powstały wtedy kompleks
pałaców oraz świątyń otoczono potężnymi murami z cegły,
długości około 2250 m 4.
W pierwszej połowie XVI w. w innych dzielnicach
Moskwy także trwała przebudowa. W 1534 r. Wielikij
(Torgowyj) posad otoczony został wałem i fosą. W 1535 r.
wokół tej dzielnicy — zamieszkanej przez bojarów, dwo-
rian, duchowieństwo i najbogatszych kupców — wzniesiono
kamienne mury. Odtąd ta część Moskwy, leżąca na płasko­
wyżu między Nieglinną a Moskwą i sąsiadująca z Kremlem
od wschodu nazwana została Kitajgrodem 5.
W latach 1586-1593 wokół Ziemljannego Gorodu, części
Moskwy rozciągającej się na północ od Kremla i Kitajgrodu,
dotąd otoczonej wałem ziemnym, również zbudowano mur
z cegły. Z powodu białego koloru cegieł dzielnicę tę
zaczęto nazywać Białymgrodem lub Cariewgorodem 6.
W latach 1592-1593, po napadzie watahy Tatarów
krymskich pod wodzą chana Kazy-Gireja w 1591 r., miesz­
kańcy osad, okalających Kreml, Kitąjgród i Białygród,
postanowili zabezpieczyć się na przyszłość: usypali wał,
a na nim wznieśli drewnianą palisadę. Z powodu niezwykle
4 I. Z a b i e l i n , op. cit., s. 137-140; P. S y t i n , Istorija płanirowki i
zastrojki Moskwy, s. 42-43, 58; T e n ż e , Iz istorii moskowskich ulic, s.
6, 11; W. J a k o w l e w, Istorija kriepostiej, Sankt Pieterburg, 1995, s. 53.
5 I. Z a b i e l i n, op. cit., s. 155; P. S y t i n, Iz istorii moskowskich ulic,
s. 7, 11; T e n ż e , Istorija płanirowki i zastrojki Moskwy, s. 52; Istorija
Moskwy, t. I, Moskwa 1952, s. 173.
6 I. Z a b i e l i n, op. cit., s. 158-159; P. S y t i n, Iz istorii moskowskich
ulic, s. 11; Te n ż e, Istorija płanirowki i zastrojki Moskwy, s. 58; Istorija
Moskwy, t. I, s. 173.
szybkiego tempa prac nad tą najdalej wysuniętą linią
umocnień nowy obszar, który wszedł w skład miasta,
zaczęto nazywać Skorodomem lub Ziemljannym Gorodem.
Tak więc u schyłku XVI w. Moskwa osiągnęła taki kształt
i charakter, jaki przetrwał do początku XVII w.7
Moskwa położona jest w dolinie, przez którą przepływają
rzeki, rzeczki i potoki. Teren ten należy do północnej
części Wyżyny Srodkoworosyjskiej, granicząc od zachodu
z Wyżyną Smoleńsko-Moskiewską. W XVII w. różnica
poziomów wynosiła od 115 m n.p.m. do 253 m n.p.m. Przy
czym teren obniżał się z zachodu i południowego zachodu
w kierunku wschodnim. Tak więc miasto wykorzystując
wododziały rzek: Moskwy, Jauzy i rzeczki Nieglinnej,
które tworzyły dogodne warunki terenowe, miało oprócz
tego możliwość powiększania się w kierunku północnym
i wschodnim 8.
Wymienione rzeki decydowały o życiu Moskwy i jej
strukturze urbanistycznej. Jak już powiedzieliśmy Moskwa
w XVII w. była zespołem dzielnic, wyraźnie od siebie
oddzielonych. Jeśli chodzi o dwie centralne dzielnice
Moskwy, tj. Kreml i Kitajgród, wyodrębniały je przede
wszystkim silne fortyfikacje. Również Białygród, otoczony
był murami, jednak jego spoistość burzyła przepływająca
przezeń rzeczka Nieglinna, która dzieliła dzielnicę na dwie,
mniej więcej równe części. Przez Skorodom, usytuowany
wokół wymienionych dzielnic, przepływały rzeki, rzeczki
i strumienie, był on więc faktycznie zespołem różnej
wielkości osad.
Rzeka Moskwa, wijąc się w pobliżu palisady Skorodomu
w pięć zakoli, zapewniała miastu naturalną obronę od
zachodu i południa. W obrębie Skorodomu jej koryto
7 I. Z a b i e l i n, op. cit., s. 160; P. S y t i n, Iz istorii moskowskich ulic,
s. 11; T e n ż e , Istorija płanirowki i zastrojki Moskwy, s. 58-59; Istorija
Moskwy, t. I, s. 173.
8 P. S y t i n , Istorija płanirowki i zastrojki Moskwy, s . 1 8 .
tworzyło łuk, wyodrębniając południową część dzielnicy,
tzw. Zamoskworieczie 9.
Należy w tym miejscu poświęcić nieco uwagi poszczegól­
nym dzielnicom Moskwy, omówić ich charakter, rodzaj
zabudowy i umocnień je otaczających. Zacznijmy zatem od
Skorodomu.
Skorodom
Charakter zabudowy i warunki terenowe sprawiały, że
Skorodom był bardziej skupiskiem wiosek — słobód,
położonych wokół centralnych dzielnic Moskwy i otoczo­
nych potężną palisadą, niż jednolitą dzielnicą. Było tam
jeszcze wiele terenów niezabudowanych, łąk i sadów.
Rzeki dzieliły tę dzielnicę na kilka części: zachodnią,
rozciągającą się od południowego zachodu koliście na
północ, między rzekami Moskwą i Nieglinną, które z tych
właśnie kierunków wpływały do miasta; północno-wschod­
nią, między rzekami Nieglinną i Jauzą; niewielką część
wschodnią zamkniętą w trójkącie między Jauzą i wy­
pływającą z miasta Moskwą; południową, wspomniane już
tzw. Zamoskworieczie, które wyznaczone było głębokim
zakolem Moskwy.
System obrony zachodniej części Skorodomu opierał się
na kilku basztach — bramach, przez które przechodziły
trakty komunikacyjne. Baszty Możajska i Smoleńska (na­
zwy baszt pochodzą o traktów), wraz z pobliskimi mniej­
szymi basztami, strzegły odcinka palisady od rzeki Moskwy
do traktu smoleńsko-możajskiego. Oprócz baszt w obronie
wspomnianego odcinka mogły też uczestniczyć: położony
w zakolu Moskwy, silnie umocniony klasztor Nowodziewi-
czy oraz leżąca po drugiej stronie rzeki Dorogomiłowska
Słoboda. Punktem oporu, od którego zależała obrona
odcinka od traktu zwienigorodzko-wołokołamskiego do
traktu twerskiego, była baszta Wołokołamska. Dostęp do

9 Tamże, s. 18-19.
niej utrudniony był przez przepływające blisko palisady
dopływy Moskwy, Priesnię-Bubnę i Protok. Baszty Twerska
i Dmitrowska broniły Skorodomu na odcinku od traktu
twerskiego do Nieglinnej.
System obrony północno-wschodniej części Skorodomu
oparty był na basztach: Jarosławskiej i Wołogodzkiej.
Dodatkowym utrudnieniem w dostępie do tego odcinka
palisady były lewe dopływy Jauzy — Olcho wiec i Czier-
nogriazka, które przepływając u jej stóp, skazywały na
niepowodzenie ewentualny szturm z północnego wschodu.
Umocnienia wschodniej części Skorodomu oparte były
na basztach: Włodzimierskiej, Riazańskiej i Kołomieńskiej.
Prócz nich o obronności tego rejonu decydowały, położone
w pobliżu palisady Skorodomu, klasztory: Androniewski,
Nowospasski i Siemionowski.
Najważniejszą częścią Skorodomu było tzw. Zamo-
skworieczie. Opanowanie tego rejonu przez nieprzyjaciela
ułatwiłoby zajęcie całej Moskwy. Wyparcie nieprzyjacie­
la z Zamoskworieczia byłoby utrudnione, bo mógłby
on, wykorzystując sprzyjające warunki terenowe, sku­
tecznie się tam bronić. Wszystkie te niebezpieczeństwa
skłoniły planistów moskiewskich do potraktowania tego
rejonu z największą uwagą. Widać to po systemie obrony,
jaki stworzono, aby utrudnić podejście pod umocnienia,
a tym samym uniemożliwić wdarcie się do miasta ewen­
tualnemu nieprzyjacielowi. Palisada Skorodomu — Za­
moskworieczia wyposażona była w system umocnień
typu bastionowego, które pozwalały, w razie oblężenia,
prowadzić aktywną obronę. System obrony tego odcinka
wspomagały ponadto, leżące na traktach kałuskim i sier-
puchowskim, zabudowania klasztorów Dońskiego i Da­
niłowskiego. O dobrym przygotowaniu tego rejonu na
wypadek ataku niech świadczy fakt, iż w sierpniu i wrze­
śniu 1610 r. oddziały Dymitra II Samozwańca nie zdołały
wedrzeć się do miasta od tej strony.
Białygród
Białygród, Kitajgród i Kreml — to były dzielnice, które
zarówno charakterem zabudowy i umocnieniami, jak
i profesjami mieszkańców diametralnie różniły się od
Skorodomu. Choć kamień i cegła nie były jeszcze dominu­
jącymi materiałami budowlanymi, to jednak było tam
znacznie więcej niż w Skorodomie budowli kamiennych
i ceglanych. Zabudowa Białegogrodu miała charakter
wybitnie miejski, odznaczała się większą zwartością
i trwalszą konstrukcją. Z drugiej zaś strony każdy niemal
dom miał na swych tyłach ogród i sad. Nie można też
wykluczyć, że w obrębie Białegogrodu były łąki wykorzy­
stywane do wypasu bydła. Jednak od przełomu XVI i XVII
w. Białygród stawał się dzielnicą o charakterze targowym,
z przewagą kwartałów o charakterze handlowym i rzemie­
ślniczym 10.
Przepływająca przez Białygród rzeka Nieglinną dzieliła
go na dwie części: zachodnią, tzw. Zanieglimienie, oraz
wschodnią. Ceglany mur zachodniej części Białegogrodu
rozpoczynał się od kremlowskiej baszty Wodowzwodnej.
Pierwszy odcinek, przecinając Nieglinną, ciągnął się do
baszty Wodjannej. Dalej była baszta Wsiechswjatskaja,
w pobliżu której przepływała Moskwa, następnie mur
skręcał ostro na północny zachód, by dotrzeć do baszty
Czertolskiej. Za nią mur Białegogrodu skręcał na północ
i ten odcinek kończył się na baszcie Arbackiej. Następnie
kierował się nieco na zachód, aż do baszty Nikickiej. Dalej,
podążając już wyraźnie na północny wschód, dochodził do
baszty Twerskiej. Nieco dalej była baszta Pietrowskaja,
ostatnia po tej stronie Nieglinnej. Za rzeką Nieglinną
pierwszą basztą była Srietienskaja, za nią mur skręcał na
południowy wschód i docierał do baszty Miasnickiej. Dalej
w tym kierunku była baszta Pokrowskaja, za nią mur

10 Istorija Moskwy, t. I, s. 160.


łukiem zawracał na zachód i docierał do baszty Jauzkiej.
Ostatnią basztą przed połączeniem się murów białogrodz-
kich z kitajgrodzkimi była baszta Wasiliewskaja. Wszyst­
kie wymienione baszty Białegogrodu były również bra­
mami, przez które odbywała się komunikacja. W murze
wybudowano wiele baszt tzw. głuchych, które dzieliły go
na mniejsze odcinki obrony. I tak między Wsiechswjatską
a Czertolską była jedna taka baszta, między Czertolską
a Arbacką dwie, między Arbacką a Nikicką jedna, mię­
dzy Nikicką a Twerską dwie, między Twerską a Pietrow-
ską jedna, między Pietrowską a Srietienską dwie, między
Srietienską a Miasnicką jedna, między Miasnicką a Po-
krowską dwie, między Pokrowską a Jauzką cztery i mię­
dzy Jauzką a Wasiliewską jedna. Prawdopodobnie też
całą wschodnią część Białegogrodu opływała fosa, która
brała swój początek z Nieglinnej i wpływała do Moskwy,
między ujściami fosy kitajgrodzkiej a Jauzą 11.
Kitajgród
Na przełomie XVI i XVII w. dzielnica ta była centrum
handlowym Moskwy. W niej znajdowała się większość
moskiewskich targów, a wiele jej kwartałów zajmowały
warsztaty rzemieślnicze, kramy, składy i magazyny. Oprócz
tego w Kitajgrodzie swe rezydencje mieli bojarzy, znacz­
niejsi urzędnicy i kupcy. Zabudowa nie odbiegała od
zabudowy Białegogrodu, z tą różnicą, że była bardziej
zwarta. Domy były w większości drewniane, co powodo­
wało, że często wybuchające pożary czyniły dotkliwe
szkody. Ulice i zaułki były dość wąskie (odpowiednio 25
i 12 m) więc nawet najmniejszy pożar był groźny i mógł
się szybko rozprzestrzenić, zagrażając nie tylko Kitaj-
grodowi, ale także Kremlowi. Dlatego w XVII w. domy
zaczęto budować bardziej na wschód, dalej od kremlowskich
murów, częściej też murowane. Podobnie jak w Białym-
11 P. S y t i n , Istorija płanirowki i zastrojki Moskwy, s. 58; Istorija
Moskwy, t. I, priłożenija (Płan Moskwy sierediny XVII w., Moskwa 1954.
grodzie większość domów w Kitajgrodzie miała ogrody
i sady na swych tyłach 12.
Kitajgród leżał na tym samym płaskowyżu co Kreml
i stanowił niejako jego przedłużenie na wschód. Zaraz za
wschodnimi murami Kremla teren obniżał się. Kitajgród
na północnym zachodzie dochodził do rzeki Nieglinnej,
a dostępu do niego, oprócz rzeczki, bronił potężny mur
podzielony kilkoma basztami. Brał on swój początek od
kremlowskiej baszty Sobakinej (Ugłowaja Arsenalnaja).
Pierwszą basztą kitajgrodzkiego muru była Nieglimiennaja
(A)l3, przez którą przechodziła ulica i dalej most na
prawą stronę Nieglinnej. Prawie na końcu tej strony
murów była baszta Troickaja (D), przez którą, analogicznie
jak przez Nieglimienną przechodziła ulica i most na
przeciwną stronę rzeki. Między nimi leżały, nieco oddalone
od siebie, dwie baszty bezimienne (B, C), których zada­
niem było przede wszystkim ułatwienie obrony dość
długiego odcinka między wspomnianymi Nieglimienną
i Troicką. Za basztą Troicką były, położone niemal obok
siebie, narożna baszta, bez nazwy (E), oraz Srietienskaja
(Nikolskaja) (F). Zaraz za nimi mur Kitajgrodu skręcał
ostro na południowy wschód. Tu dość długiego odcinka,
między basztą Srietienską a ulicą Ilinską, broniły baszty:
Bogosłowskaja, tzw. głucha (G), położona niemal w jego
połowie, i Ilinskaja (H), przez którą wychodziła ulica o tej
nazwie. Dalej była baszta Graniennaja, tzw. głucha (I),
a nieco dalej za nią, Warwarskaja (Wsiechswiatskaja) (J).
Przez tę ostatnią przechodziła ulica Warwarskaja. Za nią
mur skręcał na południe i biegł w stronę rzeki Moskwy.
12 P. S y t i n , Istorija płanirowki i zastrojki Moskwy, s. 52-57; Istorija
Moskwy, t. I, s. 156-160, 236; Pamjatniki architiektury Moskwy (Krieml,
Kitaj-gorod, Cientralnyje płoszczadi), red. M. Posochin, Moskwa 1982,
s. 276, 349-368.
13 Baszty Kitajgorodu oznaczone zostały literami według planu Kitaj-
gorodu zamieszczonego na stronie 77.
Tu znajdowały się baszty: Kozmodiemianskaja (Wasiliew-
skaja) (K) oraz narożna Krugłaja (L), za którą mur skręcał
ostro na zachód. Południowa strona Kitajgrodu dochodziła
do rzeki Moskwy i tu dostępu broniły baszty: bezimienna
(M), położona w połowie całego południowego odcinka,
i Moskworieckaja (Spasskaja, Wodjannaja) (N), przez
którą przechodziła ulica Spasskaja i dalej most przez
Moskwę na Zamoskworieczie, do sadów carskich. Mury
Kitajgrodu kończyły się wraz z kremlowską basztą Bek-
lemiszewską 14.
Na południowej stronie pod murami Kitajgrodu i na
wybrzeżu przepływającej w pobliżu Moskwy znajdowały się
przystanie wodne i miejsca targowe. Baszty Kitajgrodu,
choć nie tak potężne jak kremlowskie, były jednak okazałych
rozmiarów i mogły stanowić silne punkty oporu. Część
z nich zapewne zaopatrzona była w uinocnienia bastionowe
lub sama wchodziła w skład takiego systemu, stanowiąc
kurtynę lub bastion. Ponadto sieć dróg w samym „Kitaju”
stwarzała dogodne warunki komunikacji, zarówno wewnątrz
niego, jak i z Kremlem. Z tego względu, biorąc za punkt
odniesienia zarówno obwarowania, jak i sieć dróg, można
podzielić Kitajgród na trzy rejony obronne: pierwszy — mię­
dzy południowym jego murem a ulicą Warwarską; drugi
Baszty Kitajgrodu: A — kompleks: brama i baszta Nieglimiennaja (Wosk-
riesienskaja, Kurietnaja, Lwinaja, Swjataja, Iwerskaja), B — bezimienna,
C — bezimienna, D — kompleks: brama i baszta Troickaja (Ilinskaja),
E — bezimienna, F — kompleks: brama i baszta Srietienskaja (Nikolskaja),
G — Bogosławskaja, H — kompleks: brama i baszta Hinskaja (Troickaja),
I — Graniennaja, J — kompleks: brama i baszta Warwarskaja (Wsiechswiat-
skaja), K — kompleks: brama i baszta Kozmodiemianskaja (Wasiliewskaja),
L — Krugłaja ugłowaja, M — bezimienna, N — kompleks: brama i baszta
Moskworieckaja (Spasskaja, Wodjannaja).

14 Pamjatniki architiektury Moskwy, s. 362-365; N. W i n o g r a d o w ,


Zastrojka i płanirowka ot płoszczadi Rewoljucii do Staroj płoszczadi, [w:]
Matieriały i issliedowanija po architiekturie SSSR, cz. 7, 1947, s. 23.
Zabudowania w obrębie Kitajgrodu: I — Łobnoje miesto, II — Mytnyj
dwor, III — Jamskoj dwor, IV — Panskij dwor, V — Tamożiennaja izba,
VI — Gorodskoje sudiliszcze i tjurma, VII — Staryj Ziemskij dwor, VIII
— Pusziecznyje i zieliejnyje ambary (arsenał), IX — Gosudariew Sytnyj
otdatocznyj dwor, X — Anglijskij dwor, XI — Pieczatnyj dwor, XII
— Ziemskij dwor, XIII — Posolskij dwor, XIV — Kamiennyje rjady
(ławki), XV — Dwor Gostinoj sotni, XVI — Gostinyj Rybnyj dwor, XVII
— Monietnyj dwor, XVIII — Tiunskaja izba, XIX — Tjurma (staraja),
XX — Gostinyj dwor, XXI — Nowyj Monietnyj dwor, XXII — Sławjano-
grieko-latinskaja akademija, XXIII — Nowyj Ziemskij prikaz, XXIV
— Aptiekarskij sad, 1-42 — cerkwie, klasztory, rezydencje bojarskie,
budynki administracyjne i składy kupieckie.
— między ulicami Warwarską a Ilinską; trzeci — między
ulicami Ilinską a Nikolską i północnym murem 15.
Kreml
Tu mieściły się rezydencje władcy, bojarów, od przełomu
XVI i XVII w. również patriarchy moskiewskiego oraz
siedziby urzędów państwowych. Oprócz nich na Kremlu
znajdowało się kilka klasztorów i świątyń. Na początku
XVII w. zdecydowana większość budowli wykonana była
z kamienia i cegły.
Jak już wspominaliśmy, samo usytuowanie Kremla
decydowało w dużej mierze o jego obronności. Leżał on
bowiem na płaskowyżu pomiędzy rzekami Moskwą i Nie­
glinną, górując nad okolicą, a rzeki stanowiły naturalne
przeszkody — od południa i zachodu. Jeśli dodamy do tego
potężne, ceglano-kamienne fortyfikaeje, to na początku
XVII w. był on twierdzą nie do zdobycia. Armia, która
chciałaby opanować to serce państwa moskiewskiego
musiałaby dysponować liczną piechotą i potężną artylerią,
a nawet spełniając te warunki, wydaje się, że i tak skazana
byłaby na długie i ciężkie oblężenie.
Wysokość murów kremlowskich wahała się od 8 do 19
m, a grubość od 3,5 do 6,5 m. Górna ich część składała się
z korytarza, który od zewnętrznej strony chroniony był
przez wysokie blanki (wysokości 2-2,5 m, grubości około
70 cm), od wewnętrznej zaś przez murek, na tyle jednak
wysoki, aby mógł zasłonić żołnierzy przebywających w ko­
rytarzu. Taka osłona korytarza, umożliwiającego sprawną
komunikację nie tylko na murach lecz także pomiędzy
basztami, pozwalała prowadzić obronę na obie strony. Mur
Kremla, od zewnętrznej strony wyposażony był w otwory
strzelnicze, których usytuowanie pozwalało razić ogniem
napastnika będącego u jego podnóża. W dolnej części
15 Istorija Moskwy, t. I, priłożenija (Plan Moskwy...), W. J a k o w 1 e w,
Istorija kriepostiej, Sankt Pieterburg 1995, s. 35—40; N. W o r o n i n , op.
cit., s . 5 9 .
murów również znajdował się korytarz komunikacyjny.
Oprócz tego pod ziemią wydrążono korytarze, które wy­
chodziły poza obręb Kremla i miały zabezpieczyć obrońców
przed podkopami l6.
Poszczególne baszty kremlowskie i znajdujące się między
nimi odcinki muru wykazywały pewne różnice wynikające
z różnych zadań obronnych, zasadne będzie omówić
poszczególne rejony obronne Kremla.
Strona południowa
Umocnienia Kremla wznoszące się naprzeciwko rzeki
Moskwy i rozciągających się za nią ogrodów carskich miały
długość około 671 m i składały się z dwóch linii. Pierwszą
stanowił drewniany płot wysunięty przed właściwy mur.
Jego zadaniem było zmniejszenie wolnej przestrzeni między
korytem rzeki a murami. Takie wysunięcie linii obrony
praktycznie uniemożliwiało potencjalnemu przeciwnikowi
usadowienie się po tej stronie rzeki. Drugą linią obrony był
już właściwy mur wzmocniony basztami: Beklemiszewską
(V)17, Ugrieżską (VI), pierwszą (VIII) i drugą (VII)
bezimienną, Tajnicką (IX), Błagowieszczienską (X) oraz
Wodowzwodną (XI). W systemie obrony tego odcinka
najważniejsze były trzy baszty: dwie narożne — Bek-
lemiszewskaja i Wodowzwodnaja oraz kompleks — baszta
Tajnickaja i przechodząca przez nią brama Wodiannaja
(por. plan Kremla na stronie 81) 18.
Beklemiszewskaja (Moskworieckaja) — wybudowana
została w latach 1487-1488 i wzięła swą nazwę od bojara
Beklemiszewa, którego dwór leżał w jej okolicy. Jej duże
znaczenie wynikało z tego, że łączyła południową i wschod­
nią stronę murów kremlowskich oraz stanowiła bezpośred­

16 W. J a k o w l e w, op. cit., s. 16-17; Pamjatniki architiektury Moskwy,


s. 300-301.
17 Numeracja rzymska baszt według planu Kremla na stronie 81.

18 Istorija Moskwy, t. I, priłożenija (Plan Kriemlja w końce carst-


wowanija Borisa Godunowa k 1605 godu); Pamjatniki architiektury
Moskwy, s. 260.
nie połączenie murów Kremla i Kitajgrodu. Dlatego baszta
Beklemiszewskaja znacznie górowała zarówno nad okolicą,
jak i przylegającymi do niej murami, jej wysokość wynosiła
ponad 40 m. Składała się z dwóch części — cylindrycznego
cokołu o średnicy ponad 10 m, który stanowił więcej niż
połowę wysokości całej baszty, oraz z wieży. W cokole
baszty znajdowały się liczne otwory strzelnicze, których
usytuowanie pozwalało na ostrzał całej okolicy. Cokół
z wieżą połączony był tarasem otoczonym parapetem.
Z niego również można było prowadzić ostrzał zarówno
dalszej okolicy (przez otwory w parapecie), jak i podmurza
oraz terenu bezpośrednio pod basztą (służyły do tego
otwory strzelnicze, których usytuowanie pozwalało prowa­
dzić ogień tylko w dół). Na uwagę zasługuje też fakt, iż
wspomniany taras leżał znacznie wyżej niż przylegające do
baszty mury. Baszta miała studnię i podziemne przejście
prowadzące poza mury19.
Wodowzwodnaja (Swibłowa) — powstała w 1488 r.
i wzięła swą nazwę od bojarskiej rodziny Swibło, której
przedstawiciele byli odpowiedzialni za jej budowę. W sys-
Baszty Kremla: I — Frołowskaja (od 1658 r. Spasskaja), II — Carskaja,
III — Nabatnaja, IV — kompleks: Konstantino-Jeleninskaja brama i Pytocz-
naja baszta, V — Bieklemiszewskaja, VI — Ugrieżskaja, VII — druga
bezimienna, VIII — pierwsza bezimienna, IX — kompleks: Wodiannaja
brama i Tajnickaja baszta, X — Błagowieszczienskaja, XI — Wodowzwod­
naja, XII — kompleks: brama i baszta Borowickaja, XIII — kompleks:
brama i Konstantinowsko-Koniusziennaja (od połowy XIX w. Orużiejnaja)
baszta, XIV — Kołymażnaja (od początku XIX w. Komendantskaja), XV
— kompleks: brama i baszta Troickaja (znana też jako: Bogojawlienskaja,
Rizpołożienskaja, Znamienskaja, Kurietnaja), XVI — Kutafja, XVII
— Graniennaja (do 1493-1495 r. Ugłowaja), XVIII — Sobakina (Ugłowaja
Arsienalnaja), XIX — kompleks: brama i baszta Nikolskaja, XX — ów­
czesna nazwa nieznana (obecnie znana jako Senatskaja).
Zabudowania w obrębie Kremla: 1 — kompleks pałaców carskich (przedni
i tylny), 2 — siedziby dworskich urzędów (prikazów) i służb, 3 — zapa­
sowy pałac carski, 4 — spichlerz carski, 5 — stajnie carskie, 6 — praw-

19 Pamjatniki architiektury Moskwy, s. 305.


dopodobna siedziba Izby Sądowej (Sudnyj prikaz), 7, 8, 9 — pałace
bojarskie, 10, 11 — pałace dostojników cerkiewnych, 12, 13 — zabudo­
wania gospodarcze, własność klasztorna, 14 — stajnie patriarchy moskiew­
skiego Hermogenesa, 15, 16 — pałac bojarski, 17 — pałac bojarski
i zabudowania gospodarcze, własność klasztorna, 18 — klasztor Czudow-
skij, 19 — klasztor Wozniesienskij, 20 — pałac bojarski, 21 — zabudo­
wania gospodarcze, własność klasztorna, 22 — pałac bojarski,
23 — zabudowania gospodarcze, własność prawdopodobnie metropolity,
24 — pałac arcybiskupa Arsienija lełłasońskiego, 25 — Arsenał,
26, 27 — pałace bojarskie, 28 — pałac bojara F. I. Mścisławskiego,
29, 30 — zabudowania klasztorne, 31 — zabudowania gospodarcze,
własność klasztorna, 32 — cmentarz, 33 — siedziby urzędów, m.in.
poselski, 34 — pałac carski, 35 — pałac patriarchy moskiewskiego
Hermogenesa, 36 — zabudowania gospodarcze, własność klasztorna.
ternie obrony Kremla baszta Wodowzwodnaja odgrywała
podobną rolę, jak opisywana wcześniej Beklemiszewskaja.
Baszta ta łączyła zachodni i południowy odcinek murów
kremlowskich, jako narożna, wyraźnie górowała więc nad
okolicą. Podobnie jak Beklemiszewskaja, baszta Wodo­
wzwodnaja składała się z cylindrycznego cokołu i wieży,
między którymi znajdowały się dwa tarasy (wyższy
— mniejszy, niższy — większy) ze stanowiskami obser­
wacyjnymi i strzelniczymi. Baszta również miała studnię
i podziemne przejście prowadzące do rzeki 20.
Tajnickaja — powstała w 1485 r., nazwę swą wzięła od
studni i tajnego przejścia prowadzącego do rzeki Moskwy.
Baszta ta leżała niemal w połowie południowego odcinka
murów kremlowskich i była jego najważniejszym punktem.
Co prawda, nie była tak wysoka jak dwie skrajne, narożne
baszty południowej strony murów Kremla, ale o jej sile
stanowiła, połączona z nią ruchomym, kamiennym mostem,
brama Wodjannaja. Obydwie te budowle stanowiły silnie
umocniony kompleks obronny. Baszta Tajnickaja składała
się z prostokątnego cokołu (20,5x16,4 m), nieznacznie
wystającego przed i ponad niższe tu mury, oraz wieży,
w której były stanowiska strzelnicze. Na górnym poziomie
wieży, oprócz stanowisk strzelniczych i obserwacyjnych,
znajdowała się dzwonnica21.
Oprócz wspomnianych baszt na południowym odcinku
murów Kremla było jeszcze kilka innych, z których można
było wspierać obronę tego odcinka. Były to baszty: Ugrieżs-
kaja, druga bezimienna, pierwsza bezimienna i Błagowiesz-
czienskaja.
Ugrieżskaja (Pietrowskaja, trzecia bezimienna) — wy­
budowano ją około 1480 r., a nazwę swą wzięła od
znajdujących się w pobliżu zabudowań klasztoru Ugrież-
skiego. Baszta ta, podobnie jak wspominana już Tajnickaja,
20 Tamże, s. 308.
21 Tamie, s. 307.
zbudowana była na planie prostokąta. Jej dolna część, cokół,
miała wymiary 9,2x11,1 m i z zewnątrz wystawała przed
mury około 5,7 m, stanowiąc ich silnie umocniony występ.
Sam cokół nieznacznie przewyższał przylegający doń mur
i podobnie jak w Tajnickiej kończył się tarasem. Górną część
baszty stanowiła wieża, wyraźnie niższa od wieży na baszcie
Tajnickiej. Ugrieżskaja miała przejście z ziemi na mury 22.
Druga bezimienna — powstała około 1480 r. i budową swą
przypominała Tajnicką. Tutaj też dolną część baszty stanowił
cokół o wymiarach 11,2x9,8 m, górną zaś wieża. W cokole
było kilka otworów strzelniczych, a na leżącym nad nim
tarasie galeria ze stanowiskami strzeleckimi 23.
Pierwsza bezimienna — powstała około 1480 r. i budową
łudząco przypominała drugą bezimienną, była jednak nieco
większa (13,8x13,4 m) 24.
Błagowieszczienskaja — powstała prawdopodobnie w la­
tach 1487-1488. Swą nazwę wzięła od cudownej ikony
Zwiastowania Najświętszej Marii Panny (Błagowieszczie-
nie), która kiedyś wisiała na tej baszcie. Basztę zbudowano
na planie trapezu (9x9,8x10x10 m). Błagowieszczienskaja
była podobna do Tajnickiej i dwóch bezimiennych i miała
też przejście z ziemi na mury 25.
Strona zachodnia
Od tej strony dostępu do Kremla broniły baszty: Borowic-
kaja (XII), Konstantinowsko-Koniusziennaja (XIII), Koły-
mażnaja (XIV), Troickaja (XV), Kutafja (XVI), Graniennaja
(XVII), Sobakina (XVIII). W rzeczywistości system obrony
zachodnich murów Kremla opierał się na dwóch skrajnych:
Borowickiej i Sobakinej; oraz dwóch środkowych, które
połączone kamiennym mostem, w zasadzie tworzyły kom­
pleks: brama i baszta Troickaja oraz baszta-barbakan

22 Tamże, s. 300, 306.


23 Tamże, s. 306.
24 Tamże, s. 307.
25 Tamże, s. 300, 308.
Kutafja. Czynnikiem niezwykle utrudniającym przeprowa­
dzenie ataku od tej strony był podmokły teren między
murami a przepływającą wzdłuż nich Nieglinną. Był on
grząski i porośnięty bagienną roślinnością. Długość muru
między basztami Borowicką a Sobakiną wynosiła 827 m
(porównaj plan Kremla na stronie 81) 26.
Borowickaja :— została zbudowana w 1490 r., nazwę
swą wzięła od lasu, który w średniowieczu pokrywał
okolicę na południowy zachód od Kremla. Baszta Borowic­
kaja była właściwie kompleksem, na który, oprócz baszty,
składały się brama przechodząca przez nią oraz most
prowadzący na drugą stronę Nieglinnej. Kompleks ten więc
pełnił zarówno zadania komunikacyjne, jak i obronne. Na
przełomie XVI i XVII w. brama Borowickaja umożliwiała
komunikację z gospodarczą częścią Kremla, która była
izolowana od pozostałych, reprezentacyjnych jego części
murem. Na doskonałe walory obronne tej baszty składało
się kilka czynników. Po pierwsze, górna jej część, tj.
wieża, która władczo panowała nad okolicą, zapewniała
kontrolę zarówno nad przedmurzem między Borowicką
a Wodowzwodną, jak i nad całą okolicą rozciągającą się na
zachód od niej, a więc nad przedmościem i przeprawą przez
Nieglinną. Po drugie, trakt doń prowadzący z zachodu wiódł
do przeprawy przez rzekę i dalej na wschód pod basztę. Tu
aby dotrzeć do bramy, trzeba było skręcić ostro na północny
wschód. Potencjalny przeciwnik więc, zanim wjechałby na
most Borowicki, już narażony byłby na ogień obrońców.
Gdyby jednak udało mu się przedostać na kremlowską stronę
Nieglinnej, spotkałby go zapewne celny ogień strzelców
operujących ze znajdujących się w baszcie stanowisk ognio­
wych (na wieży, rozciągającym się pod nią tarasem i wycho­
dzących niżej otworów strzelniczych). Załóżmy wreszcie, co
26 Istorija Moskwy, t. I, priłożenija (Płan Kriemlja w końce carst-
wowanija Borisa Godunowa k 1605 godu); Pamjatniki architiektury
Moskwy, s. 260; N. W o r o n i n, op. cit., s. 59.
mało prawdopodobne, że udałoby się dotrzeć atakującym
pod bramę. Tu już na pewno padliby rażeni z trzech stron,
boczne usytuowanie bramy względem prowadzącej do niej
drogi pozwalało bowiem na nieograniczone operowanie
ogniem z murów. Borowickaja była basztą narożną. Jednak
jej projektant (Pietro Antonio Solari) odstąpił od schematu,
wg którego zbudowano baszty Beklemiszewską oraz Wodo-
wzwodną, tzn. wieży osadzonej na cylindrycznym cokole.
Zarówno usytuowanie Borowickiej, jak i wybudowanie
w niej bramy spowodowało, że cokół złożony z dwóch
części — prostokątnej z wieżą i trójkątnej ze strzelnicą —
doskonale realizował obronno-komunikacyjne zadania.
Przez Borowicką prowadziło przejście z placu Kremla na
mury27. Na marginesie dodajmy, że osobliwość tej baszty
w 1969 r. wykorzystał dysydent sowiecki, niejaki Ilin,
który podjął próbę zamachu na I sekretarza KPZR Leonida
Breżniewa.
Sobakina (Ugłowaja Arsienalnąja) — została zbudowana
w 1492 r. Jako narożna należała do jednej z najpotężniejszych
baszt Kremla. Świadczyły o tym jej głębokie fundamenty,
w których osadzono cokół w kształcie szesnastokątnego
graniastosłupa o średnicy 22,6 m. Kończył się on tarasem
z galerią ze stanowiskami strzeleckimi. Kilka metrów nad nim
znajdował się kolejny, nieco mniejszy taras i dopiero na nim
umieszczona była wieża. Wysokość baszty przekraczała
40 m. To wszystko pozwalało kontrolować najbliższą okolicę
i most przez Nieglinną, łączący Kitajgród z Białymgrodem.
W baszcie znajdowała się studnia 28.
Troickaja (Bogojawlienskaja, Rizpołożienskaja, Znamien-
skaja, Kurietnaja) — powstała w latach 1495-1499, nazwę
swą wzięła od leżącego na jej tyłach Troickiego podworia.
Przez basztę tę przechodziła główna brama zachodniej
strony Kremla, która prowadziła do dworów cara, carycy
27 Pamjatniki architiektury Moskwy, s. 309.
28 Tamże, s. 313.
i patriarchy. Cokół zbudowany na planie prostokąta o wy­
miarach 16,8x18,4 m, miał około 20 m wysokości. Ze
względu na reprezentacyjną rolę jaką miała pełnić Troickaja,
wieńczący cokół taras nie miał galerii ze stanowiskami
strzelniczymi, lecz różnego rodzaju elementy dekoracyjne
(basztki, łuki, balkoniki). Basztę wieńczyła strzelista wieża,
również bogato ozdobiona. Przed Troicką, w cieniu potęż­
nego cokołu, znajdowała się połączona z nią umocniona
strzelnica. Przez basztę prowadziło przejście z ziemi na
mury. Przez Nieglinną przerzucony był kamienny most,
którego zakończeniem była baszta — barbakan Kutafja 29.
Kutafja (Priedmostnaja) — powstała prawdopodobnie
w 1516 r. razem z mostem Troickim. Nazwę swą wzięła od
słowa „KYT”, które znaczy osłona, kąt, półwysep. Z architek­
tonicznego punktu widzenia baszta ta stanowi bardzo ciekawy
obiekt, jest jedyną z baszt kremlowskich o formie barbakanu.
Oczywiście taras, wieńczący kilkumetrowy cokół (o szero­
kości 7,3 m i długości 10,5 m), nie miał żadnego nakrycia,
możemy się jedynie domyślać, jak wyglądał na przełomie
XVI i XVII w. Prawdopodobnie jedyną jego osłoną, i to tylko
jeśli chodzi o krawędzie, były blanki ze stanowiskami
strzeleckimi pomiędzy zębami. Dziś taras obramowany jest
koroną z elewacją, ale jest to efekt przebudowy z 1685 r.
Baszta ta pozwalała kontrolować najbliższą okolicę po prawej
stronie Nieglinnej i most Troicki 30.
W skład systemu obrony zachodnich murów Kremla,
wchodziły jeszcze trzy baszty, których zadaniem było
wspomaganie baszt głównych. Były to: Konstantinowsko-
-Koniusziennaja, Kołymażnaja i Graniennaja.
Konstantinowsko-Koniusziennaja — powstała w latach
1493-1495, nazwę swą wzięła od przylegających do niej
stajni carskich (Koniusziennyj dwor). Wydaje się, że przez
basztę tę było również połączenie ziemi z murami. W sys-
29 Tamże, s. 311.
30 Tamże, s. 312.
ternie obrony Konstantinowsko-Koniusziennaja odgrywała
rolę służebną wobec Borowickiej. Usytuowanie baszty
skłania do wniosku, że jej zadaniem było wspomagać
północną flankę baszty Borowickiej. Miało się to odbywać
zapewne przez mur, którym można było dostarczać posiłki
z kwater znajdujących się w stajniach carskich. Inną formą
wspomagania mógł być ostrzał prowadzony na plac roz­
ciągający się pomiędzy północną stroną Borowickiej a połu­
dniową Konstantinowsko-Koniusziennej. Konstrukcja tej
baszty nie różniła się wiele od opisywanych już dwóch
bezimiennych czy Błagowieszczienskiej. Miała więc cokół
na planie prostokąta o wymiarach 7,4x6,2 m, leżący nad
nim taras ze stanowiskami strzeleckimi i niewysoką wieżę.
Konstantinowsko-Koniusziennaja, podobnie jak Ugrież-
skaja, stanowiła występ muru 31.
Kołymażnaja — zbudowana w latach 1493-1495, nazwę
swą wzięła od sąsiadującego z nią Kołymażnego dworu,
czyli postojowni wozów konnych i warsztatów oddanych
na jego usługi. Ponieważ Kołymażnyj dwor był częścią
kompleksu stajni carskich, wydaje się, iż sama baszta pod
względem komunikacyjnym była podobna do opisywanej
wyżej Konstantinowsko-Koniusziennej. Dawała więc moż­
liwość przerzucenia murem lub przez stajnie posiłków na
sąsiadującą z nią basztę Konstantinowsko-Koniuszienną
i dalej na Borowicką, oraz w drugą stronę murem na
basztę Troicką. Budową Kołymażnaja również przypomi­
nała swą południową sąsiadkę. Z cokołu na planie prosto­
kąta o wymiarach 9,7x9,5 m wznosiła się dwupoziomowa
wieża. Pomiędzy nimi znajdował się taras ze stanowiskami
strzeleckimi 32.
Graniennaja — zbudowana w latach 1493-1495, nazwę
swą wzięła od cokołu w kształcie graniastosłupa (wymiary
podstawy: szerokość 9,5 m, długość 7 m). Cokół zwieńczony
31 Tamże, s. 310.
32 Tamże, s. 310.
był tarasem, nad którym górowała dwupoziomowa wieża.
Graniennaja podobnie jak Błagowieszczienskaja, Konstan-
tinowsko-Koniusziennaja i Kołymażnaja, połączone były
z budynkami, które stanowiły jej zaplecze. Zaplecze Bła-
gowieszczienskiej stanowiły spichlerze carskie (por. plan
Kremla na stronie 81), Konstantinowsko-Koniusziennej
i Kołymażnej zaś stajnie carskie. Graniennaja połączona
była z rezydencją bojarską (do śmierci Borysa Godunowa
należała do jego krewnego — koniuszego Dimitrija Iwano-
wicza Godunowa). Jednak nie najważniejszy jest tu charakter
użytkowy tych budowli w czasie pokoju, ale ich prze­
znaczenie militarne. Wydaje się, że ówcześnie były to już
budowle kamienne lub ceglane, przynajmniej fasady od
strony murów. Budowle te o znacznej kubaturze wznosiły
się ponad mury i niewiele ustępowały wysokością basztom.
Wydaje się, że w czasie oblężenia wraz z murami, stanowiąc
ich przedłużenie, oraz basztami pełniły funkcje obronne33.
Strona wschodnia
Wschodni odcinek murów Kremla był najważniejszy
w całym systemie obrony tej części Moskwy. W razie
utraty Kitajgrodu na nim skupiłby się cały impet przeciw­
nika. Dlatego umocnieniu tego odcinka murów poświęcono
najwięcej uwagi, aby ten pas umocnień nie tylko oparł się
szturmom, ale aby można było z niego przedsięwziąć
działania zaczepne. O takim przeznaczeniu świadczy fakt,
że w trzech basztach spośród sześciu zrobiono bramy, które
prowadziły na mosty. Mur składał się z dwóch części:
zewnętrznego murku lub wału, do którego przylegał rów
wypełniony wodą, oraz muru właściwego, którego wysokość
dochodziła do 19 m (por. plan Kremla na stronie 81).
Pomiędzy nimi ciągnął się pas ziemi szerokości od kilku
do kilkunastu metrów, tzw. międzymurze. Wschodni od­
cinek kremlowskich murów miał długość 746 m i opierał
33 Tamże, s. 312; Istorija Moskwy, t. I, priłożenija (Plan Kriemlja
w końce carstwowanija Borisa Godunowa k 1605 godu).
się na trzech kluczowych basztach: Nikolskiej (XIX),
Frołowskiej (I) i Konstantino-Jeleninskiej (IV). Oprócz
nich były jeszcze: bezimienna (XX), Carskaja (II) oraz
Nabatnaja (III), które pełniły funkcje pomocnicze względem
baszt kluczowych. Dodatkowym utrudnieniem w dostępie
do murów była fosa (tzw. alewizow row), szeroka do 32 m,
głęboka do 12 m. Warto zwrócić uwagę, że przed wschod­
nimi murami Kremla rozciągał się plac Czerwony (długości
234 m) zabudowany tylko kilkoma cerkwiami 34.
Baszta Nikolskaja — powstała w 1491 r., nazwę swą
wzięła od ikony Mikołaja Cudotwórcy, która była tam
powieszona. Baszta miała bramę o tej samej nazwie i rucho­
my most. W XVI i XVII w. przez bramę Nikolską wyruszały
na wyprawy wojska, które zbierały się na Kremlu, na placu
Iwanowskim. Z cokołu baszty (szerokość 14,7 m, długość
15,5 m) wyrastała wieża, prawdopodobnie drewniana. Od
przodu do baszty przylegał przedsionek, w którym znajdowa­
ła się brama (11,5x10,5 m). Z baszt kremlowskich tylko
Nikolskaja i Frołowskaja miały bastiony, których usytuowa­
nie pozwalało skutecznie bronić nie tylko baszt i bram, ale
także całej przeprawy przez fosę 35.
Frołowskaja (Spasskaja) — zbudowana została w 1491 r.,
a nazwy swe wzięła bądź od ulicy Spasskiej, która przez nią
przechodziła, bądź od Strzelnicy Frołowskiej, która przed nią
znajdowała się w tym miejscu i była częścią murów kremlow­
skich zbudowanych w 1367 r. Frołowskaja była główną,
najokazalszą basztą Kremla. Przez bramę o tej samej nazwie
władcy rozpoczynali swe paradne wyjazdy, patriarchowie zaś
34 Istorija Moskwy, t. I, priłożenija (Plan Kriemlja w końce carst-
wowanija Borisa Godunowa k 1605 godu)\ Pamjatniki architiektury
Moskwy, s. 260; N. W i n o g r a d o w , op. cit., s. 33-34; Fosa wykopana
została w 1508 r. pod kierunkiem Aleviza Friaziniego i od jego imienia
zaczęto ją nazywać alewizow row; P. S y t i n, Istorija płanirowki i zastrojki
Moskwy, s. 43.
35 Pamjatniki architiektury Moskwy, s. 314; O technice bastionowej
zob. W. J a k o w 1 e w, op. cit., s. 35-52.
procesje. Tu witano też poselstwa zagraniczne. Przez fosę
przerzucony był drewniany most. Na przełomie XVI i XVII w.
Frołowskaja była prawdopodobnie nieco niższa, a wierzchołek
wieży osadzonej na cokole (14,5x14,5 m) wieńczył dwugłowy
orzeł. Od przodu baszta połączona była z przedsionkiem
(10,6x8,7 m), w którym znajdowała się brama. Ow przedsionek
zaopatrzony był w taras otoczony blankami z otworami
strzelniczymi. Frołowskaja miała bastiony, które kształtem
różniły się od bastionów na baszcie Spasskiej. Wydaje się, że
decydujące było usytuowanie murów względem baszty, które
skręcały tuż za nią na południe (por. plan Kremla na stronie 81).
Baszta miała połączenie ziemi z murami 36.
Konstantino-Jeleninskaja (Timofiejewskaja) — powstała
w 1490 r., a nazywana była od bramy Timofiejewskiej, która
znajdowała się wcześniej na tym miejscu, lub od stojącej
w pobliżu cerkwi Konstantyna i Jeleny. Baszta połączona
była ruchomym mostem ze strzelnicą na przeciwległym
brzegu fosy. Jej cokół (o wymiarach 14,6 x 15,6 m) zakończo­
ny był tarasem ze stanowiskami strzelniczymi i wieżą
zbudowaną podobnie do wież na basztach pierwszej i drugiej
bezimiennej oraz Tajnickiej. Przez basztę Konstantino-
-Jeleninską prowadziło połączenie między ziemią a murami 37.
Bezimienna (Senatskaja) — powstała najprawdopodobniej
w 1490 r. i nie wiadomo jak była nazywana do lat 1776-1787,
kiedy w pobliżu rozpoczęto budowę gmachu Senatu i zaczęto
nazywać ją Senacką. Budową przypominała baszty Nabatną,
Kołymażną i Konstantinowsko-Koniuszienną, jej cokół miał
wymiary 16,5x16,5 m. Przeznaczona była do wspomagania
obrony odcinka między basztami Nikolską a Frołowską 38.
Carskaja — powstała prawdopodobnie na przełomie XV
i XVI w., nazwę swą wzięła od legendy, według której władca
miał z niej obserwować wydarzenia na placu Czerwonym,
36 Pamjatniki architiektury Moskwy, s. 302-303.
37 Tamże, s. 304-305.
38 Tamże, s. 314.
a szczególnie na tzw. Łobnom miestie. Carskaja nie przypomi­
nała żadnej z baszt kremlowskich, jej cokół stanowiły same
mury, a strzeliste zwieńczenie, na przełomie XVI i XVII w.
zapewne drewniane, wystawało ponad poziom murów 39.
Nabatnaja — powstała u schyłku XVI w., nazwę swą
wzięła od stanowiska obserwacyjnego i dzwonu, którym
dzwoniono na alarm, gdy wybuchł pożar w Kremlu i Kitaj-
grodzie. Nabatnaja przypominała bezimienną (Senacką), Ko-
łymażną i Konstantinowsko-Koniuszienną, a wybudowano ją
do wspomagania obrony odcinka między Frołowską a Kon-
stantino-Jeleninską. Jej cokół miał wymiary 12x11,7 m 40.
Uzupełnieniem opisu poszczególnych części Moskwy
i ich umocnień będzie poniższe zestawienie41:

Części Moskwy Długość murów (m) Powierzchnia (ha)

Kreml 2248 25

Kitajgród 2567 67

Białygród 9507 441

Skorodom 14 965 1345

Razem 29 287 1878

Mieszkańcy Moskwy
Na przełomie XVI i XVII w. Moskwa liczyła od 80 do 100
tys. mieszkańców. Zdecydowaną większość stanowiła tzw.
ludność tjagła, która zobowiązana była wykonywać powinno­
ści wobec dworu władcy. Zajmowała się najczęściej rolnict­
wem, handlem i rzemiosłem. Ludność ta podzielona była na
sotnie. U schyłku XVI w. ostatecznie uformowało się 8 sotni:

39 Tamże, s. 303.
40 Tamże, s. 304.
41 P. S y t i n, Iz istorii moskowskich ulic, s. 11; t e n ż e , Istorija
płanirowki i zastrojki Moskwy, s. 58; Istorija Moskwy, t. I, s. 173.
Dmitrowska, Mjasnicka, Nowogrodzka, Ordyńska, Po-
krowska, Rżewska, Rostowska, Srietienska; 3 półsotnie:
Kożewnicka, Pribyłuja i Ustiużska oraz 3 ćwierćsotnie:
Arbacka, Metropolna i Czertolska. Na czele sotni stali
sotnicy lub starostowie, których zadaniem było wspo­
maganie administracji przy poborze podatków oraz ko­
ordynowanie działalności służebnej podległej im sotni.
Ludność tjagła zamieszkiwała również tzw. słobody,
tj. osady założone przez władców lub innych feudałów,
których mieszkańcy czasowo zwolnieni byli ze świa­
dczenia powinności i płacenia podatków 42.
Inną grupę mieszkańców Moskwy stanowili „ludzie
dworcowi”, którzy byli bezpośrednio zależni od władcy
i wykonywali prace na jego dworze, w różnych „dwor­
cowych prikazach”, warsztatach i stajniach 43.
Na dworze kremlowskim znajdowało się również wielu
ludzi wolnych, ale jednak zależnych od władcy. Byli to:
bojarzy, dzieci bojarskie, stolnicy, diacy. Wchodzili oni
w skład administracji państwowej, zawiadując urzędami lub
nadzorowali funkcjonowanie dworu władcy. Rezydencje
bojarów spokrewnionych z rodziną carską znajdowały się
zarówno na Kremlu, jak i w innych częściach miasta. Często
mieli oni na swych dworach bardzo rozbudowaną administra­
cję, która wymagała znacznej liczby urzędników 44.
W Moskwie oprócz budowli o charakterze świeckim
było także wiele świątyń i klasztorów. Dwór patriarchy
znajdował się na Kremlu. Na potrzeby duchowieństwa
pracowali również liczni rzemieślnicy w przyklasztornych
ogrodach i warsztatach, a także w dobrach położonych
poza Moskwą. Kościół w Moskwie u schyłku XVI w.
dzielił się na 8 części, tzw. soborów 45.

42 Istorija Moskwy, t. I, s. 179-182.


43 Tamże, s. 182-185.
44 Tamże, s. 185-188.
45 Tamże, s. 188-192.
Na przełomie XVI i XVII w. nieodłączną częścią krajobra­
zu Moskwy był garnizon wojskowo-policyjny. Składał się on
ze strzelców, artylerzystów (puszkarzy) i cudzoziemskich
najemników. „Strzeleckie wojsko” początkowo (druga poło­
wa XVI w.) liczyło 3000 żołnierzy i dzieliło się na sześć
pułków (po 500 żołnierzy), na których czele stały głowy
strzeleckie, zazwyczaj dzieci bojarskie. Formacja ta uzbrojona
była w długą broń palną, a jej żołnierze przechodzili specjalne
przeszkolenie. Z czasem jednak korpus strzelecki znacznie się
powiększył i w 1610 r. garnizon moskiewski liczył już
5000-8000 żołnierzy46. Żołnierze ci mieszkali w specjalnych
słobodach, które rozrzucone były po całym mieście, ale
największe ich skupienie było na Zamoskworiecziu. Strzelcy
zwolnieni byli ze świadczenia powinności, a ponadto przysłu­
giwało im prawo handlu i pędzenia wina oraz wódki.
Podobnie było z cudzoziemskimi najemnikami, których od
połowy XVI w. zaczęto ściągać do państwa moskiewskiego
na służbę wojskową. Przybywali na dwór cara także cudzo­
ziemscy medycy i aptekarze. Najemnicy najczęściej stanowili
gwardię przyboczną władcy. Na przełomie XVI i XVII w.
jednym z bardziej znanych był kapitan Jacques Margeret,
kondotier, który w czasie rządów Borysa Godunowa i Dymit­
ra Samozwańca I dowodził moskiewskim oddziałem jazdy.
Cudzoziemscy najemnicy oraz specjaliści mieszkali we
własnych słobodach, najczęściej na Zamoskworiecziu.

46 Powiększenie korpusu strzelców odbyło się w ten sposób, że car


powołał do swojej ochrony dodatkowy oddział strzelców (prikaz). Zob.
Akty istoriczeskije sobrannyje i izdawajemyje Archeogrąficzeskoju Kom-
missieju, t. II, 1598-1613, Sankt Pieterburg 1841, (dalej Al), s. 424;
Istorija Moskwy, t. I, s. 193-194; A. C z i e r n o w, Obrazowanije
strielieckogo wojska, [w:] Istoriczeskije Zapiski, cz. 38, 1951, s. 284—285;
por. S. Ż ó ł k i e w s k i , op. cit., s. 166-167.
W PRZEDDZIEŃ WYBUCHU

„Żywności dostatek wielki w stolicy za pieniądze mie­


waliśmy; i tanie. Rynków 14, gdzie z osobna na każdym,
czego jeno potrzeba było, dostał na każdy dzień, bo
targ zawsze co dzień” — z nostalgią wspominał Ma­
skiewicz pierwsze tygodnie swojej służby w Moskwie,
choć nie omieszkał dodać: „Żyjem z nimi niedziel kilka
nie dufając sobie z obu stron. Kumamy się z nimi,
a kamień (jak oni mówią) za pazuchą; bywamy u siebie
na bankietach, a przecie myślą o nas” 1.
Jesień 1610 r. wcale nie była złota, ani spokojna, a było
to dopiero preludium. Ale zacznijmy od początku.
Zwróciliśmy już uwagę, że wprowadzenie przez Żół­
kiewskiego oddziałów do miasta wymusiło zmianę charak­
teru i rodzaju pełnionej przez nie służby oraz zaostrzenie
dyscypliny. Oddziały rozlokowane w mieście musiały
większy nacisk położyć na służbę patrolową. Każda chorą-
1 Maskiewicz (op. cit., s. 176) opisuje również niezbyt huczny bankiet
z 2 września (jeśli wierzyć jego pamięci). Według niego powodem
drętwej atmosfery był, paradoksalnie, nadmiar alkoholu, serwowanego nie
tyle obficie co w zbyt wielu gatunkach, co nie pozwoliło jemu i jego
współbiesiadnikom spokojnie delektować się siłą i smakiem trunku, oraz
wątpliwej jakości upominki wręczane przez stronę moskiewską.
giew miała przydzielony rewir, nad którym sprawowała
kontrolę. Pułk Gosiewskiego i piechota cudzoziemska,
stacjonujące na Kremlu, ograniczały się zapewne do pa­
trolowania murów i baszt.
Pułk Zborowskiego, który został zakwaterowany w Ki-
tajgrodzie, miał znacznie trudniejsze zadanie: stacjonował
w dzielnicy dwa razy większej niż Kreml, zamieszkanej
przez znacznie większą liczbę ludności. Patrolowanie
dodatkowo utrudniała gęsta sieć ulic i zaułków. Pra­
wdopodobnie Zborowski, aby ułatwić i usprawnić kontrolę
nad powierzonym sobie terenem, podzielił go na trzy
rejony pokrywające się z siecią jego głównych arterii.
Pierwszy rejon stanowił obszar między północnym murem
Kitajgrodu a ulicą Nikolską, drugi — między Nikolską
a Ilińską lub Warwarską, trzeci między Ilińską albo
Warwarską a południowym murem Kitajgrodu2. Pieczy
tego pułku powierzone zostały również zapewne północno-
-wschodni (do Nieglinnej) i wschodni kwartały Białego-
grodu.
Pułki Kazanowskiego i Wejhera, stacjonujące w Białym-
grodzie, mimo szczupłości sił i rozległości dzielnicy mogły
zapewne z powodzeniem patrolować przydzielony sobie
obszar — północno-zachodni i zachodni kwartały dzielnicy.
Maskiewicz wspomina, że „my też ostrożność wielką około
siebie miewać musieliśmy, straż we dnie i w nocy po
bramach i na pewnych miejscach krzyżowych ulic”3.
Zapewne dozór ten sprawowano także nad przeprawami
przez Nieglinną, które łączyły wschodnią i zachodnią część
2 S . M a s k i e w i c z , op. cit., s . 159. Co prawda znamy dyslokację

pułku Zborowskiego w Kitajgrodzie w czasie walk w 1611 i 1612 r.


jednak wydaje się, że tylko w części pokrywała się ona z tą w okresie od
października 1610 do marca 1611 r. Wraz z wybuchem walk w mieście
i wokół niego nastąpiło zbyt wiele przegrupowań, by nakładać ją na okres
„pokojowy”; zob. Wjazd K.J.M. Polskiego Zygmunta Trzeciego do
Moskwy A.D. 1610, AGAD, AR, II, 12, k. 637-638.
3 M a s ki e w i c z, op. cit., s. 176.
dzielnicy. Maskiewicz informuje również, że patrolowanie
Białegogrodu odbywało się co najmniej na dwie zmiany,
Najważniejszym na tym terenie punktem strategicznym,
szczególnie chronionym, była brama i baszta Czertolską,
przez którą od zachodu można było najszybciej dotrzeć do
potężnej kremlowskiej baszty-bramy Borowickiej. W wa­
runkach oblężenia tą drogą najdogodniej było dostarczać
posiłki garnizonowi 4.
Dyscyplina w oddziałach polsko-litewskich została zaos­
trzona. Żółkiewski, a po nim Gosiewski starali się nie
dopuścić do rozprzężenia w podległych sobie pułkach.
Remedium na to miała stać się nieustanna służba, w myśl
zasady — żołnierz ciągle zajęty nie ma czasu na głupstwa.
Dowódcy chcieli też uniknąć zadrażnień z mieszkańcami
miasta. Niestety, szybko zaczęło dochodzić do mniej lub
bardziej bulwersujących incydentów. Rzecz jasna w głównej
roli występowali głównie żołnierze Gosiewskiego, a ich
przestępstwa najczęściej nosiły charakter obyczajowy.
„Trafiło się też będąc na straży u jednej bramy rota
Marchockiego — po latach wspominał Maskiewicz — w
której na poczcie towarzysza jednego był niejakiś
Bliński, tenże upiwszy się strzelił kilkakroć do obrazu
Najświętszej Panny, który był na tej bramie w murze
wymalowany, o co skarga przyszła przed pana Gosiew­
skiego od bojar. Osądzonoć go w kole na śmierć; i tak ręce
poucinawszy na stos drew przed tąż bramą złożony;
włożono go na ogień i spalono”. Wtedy dla profanacji nie
było taryfy ulgowej — kara śmierci i to wykonana w taki
sposób, aby żadnemu delikwentowi nie przyszło do głowy

4 Niewykluczone, że Białygród patrolowany był siłami wszystkich


pułków. Wtedy jego zachodnia część (do rzeki Nieglinnej) przypadłaby
pułkom Kazanowskiego i Wejhera, wschodnia zaś reszcie. Niestety nie
wiemy, jak rozwiązano nadzorowanie Skorodomu, a szczególnie Zamosk-
worieczia. Podejrzewamy, że porządku tam strzegły pozostałe w mieście,
nieliczne sotnie strzelców.
Dymitr Samozwaniec,
autor nieznany, 1605-1606 r.

Maryna Mniszchówna,
portret nieznanego mala­
rza po 1606 r.
Jerzy Mniszech, wojewoda sandomierski, portret nieznanego malarza
z początku XVII w.

Kopiejka Dymitra Samozwańca


Hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski
Bitwa pod Kłuszynem, rycina Jakuba Filipa (?) według rysunku Teofila Szenberga, pracownia Tomasza
Makowskiego, po sierpniu 1610 r.
Plan Moskwy, tzw. Zygmuntowski
Królewicz Władysław Waza, portret nieznanego malarza, ok. 1605 r.
Kopiejka cara Władysława Zygmuntowicza, 1610-1611 r.

Car Wasyl Szujski i jego bracia stają jako jeńcy przed królem Zygmun­
tem III Wazą podczas obrad sejmu warszawskiego w 1611 r., miedzioryt
Tomasza Makowskiego po 1611 r.
Jan Piotr Sapieha,
autor nieznany,
1608-1611 r.

Jan Karol Chodkiewicz,


hetman wielki litewski,
portret nieznanego
malarza, pierwsza
połowa XVII w.
powtórzyć występku. Inna sprawa, że według relacji Mas-
kiewicza, pijanego Blińskiego nie przekazano trybunałowi
wojskowemu, ale surowo osądzono w swoim kręgu. Jak
widać swoją zbrodnią bardzo wzburzył kolegów.
Zdarzały się także incydenty, których sprawców nigdy
nie udało się ustalić. Oddajmy głos Maskiewiczowi: „Była
też i o to skarga, że ktoś strzelił z łuku do krzyża na cerkwi,
że strzała pod krzyżem w bani została. Czynili queres
z pilnością i o to, ale się nie można dowiedzieć, a pewnie
by mu rękę ucięto” 5.
Surowość, z jaką wówczas w Moskwie karano święto­
kradztwo zaskakuje, tym bardziej że dochodziło tam do
przestępstw, które z naszej perspektywy ocenilibyśmy jako
wiele cięższe. Przykład bodaj najbardziej charakterystyczny:
tak oto Maskiewicz — niezrównany kronikarz pitavala
moskiewskiego z jesieni 1610 r. — przedstawia kulisy
pewnego porwania: „Pacholik też jeden bojarzynowi, idą­
cemu do łaźni z żoną i córką, wziął mu córkę gwałtem, że
nie znał, nie wiedział, na kogo się skarżyć, aże niedziel
dwie córka jego do domu przyszła, dopieroż skarżył. Tego,
kiedy sądzono w kole, chcieli niektórzy prawem naszym
sądzić go na gardło, ale Bobowski podał sposób i dobry, na
który wszyscy przypadli, żeby go moskiewskim prawem
sądzono, czym się i Moskwa, i on kontentować mogą. I tak
ci go knutami po ulicach knucono, a chłop wolał, że mu
szyję nie ucięto, Moskwa też była kontenta” 6.
Wraz z zaostrzeniem się sytuacji, kiedy niezadowolenie
z oddziałów polsko-litewskich w Moskwie będzie wzrastać,
dojdzie do incydentów, których nie można porównać
z wyżej opisanymi. Będzie zresztą okazja o tym wspomnieć.
Do czasu przejęcia przez Gosiewskiego władzy najwięk­
szymi wpływami w Moskwie rozporządzał Michaił Sałty­
kow — najbliższy współpracownik hetmana Żółkiewskiego.
5 S. M a ski e w i c z, op. cit., s. 177.
6 Tamże.
To on, pomiędzy zawarciem układu z bojarami a wkrocze­
niem do miasta oddziałów polsko-litewskich, pociągał za
sznurki. Po umocnieniu się referendarza litewskiego sytuacja
zaczęła się zmieniać. Fiodor Andronów Sołowiecki, prawa
ręka Gosiewskiego, ograniczył wpływy Sałtykowa na poli­
tykę hetmana. Zanim Andronów Sołowiecki odsunął od
wpływów Sałtykowa, w liście do kanclerza litewskiego
Lwa Sapiehy negatywnie opisał sytuację polityczną w Mos­
kwie. Przy okazji nieźle dostało się samemu hetmanowi.
Andronów oburzał się przede wszystkim na nadawanie
przez Żółkiewskiego i Sałtykowa ziem swoim stronnikom.
Uważał, że hetman i jego najbliższy współpracownik wcho­
dzą w kompetencje zarezerwowane dla króla. Na marginesie
nie omieszkał poprosić kanclerza litewskiego, aby wystarał
się u Zygmunta III o nadanie mu ziem do niedawna
należących do Iwana Zarudzkiego (sioła Ramienie i Szubino
w ujeździe zubcowskim), który, jak pamiętamy, w sierpniu
zbiegł do obozu samozwańca7. Ale w październiku sytuacja
zmieniła się na tyle, że teraz rozżalony Sałtykow postanowił
poskarżyć się kanclerzowi litewskiemu. Przy okazji wy­
stawił niezbyt chlubną cenzurkę Gosiewskiemu: według
niego referendarz litewski, zamiast słuchać jego rad, daje
ucha koniunkturalistom, którym ani w głowie dbanie o in­
teresy króla Zygmunta i cara Władysława; ponadto nie ma
wyczucia politycznego, krótko mówiąc wraz z Andronowem
Sołowieckim realizuje swoje decyzje bez pardonu. Doszło
do tego, że ani on, ani wydawałoby się wszechwładny
Mścisławski i reszta bojarów z siemibojarszcziny nie mają
nic do powiedzenia. Przy okazji czarno namalował sytuację:
nie ma obiecanych nadań ziemi dla rzeczywistych stron­
ników cara Władysława, realizowana jest polityka odwetu,
wielu ludziom odbiera się majętności, a nawet wysiedla się
ich z domostw, tak że „kobiety i dzieci wałęsają się po
7 Fiodor Andronów Sołowiecki do Lwa Sapiehy, spod Moskwy,
wrzesień 1610, Al, s. 355-357.
dworach, niektórych wzięto pod straż”. Wszystko to dzieje
się, według niego, za sprawą Andronowa Sołowieckiego.
Z tych żalów do Sapiehy wyłania się czytelna konkluzja:
jak tak dalej pójdzie, to nie ma co myśleć o uspokojeniu
państwa, tym bardziej że informacje o nadużyciach Gosiew­
skiego i jego ludzi lotem błyskawicy rozchodzą się na
prowincji, gdzie wciąż duże wpływy ma samozwaniec8.
W związku z tym warto przyjrzeć się działaniom
Gosiewskiego i Andronowa. Zmiany w aparacie admini­
stracyjnym Moskwy rozpoczęły się od zweryfikowania
urzędników kierujących z nadania Szujskiego prikazami.
Posłużyli się specjalną listą, na której oprócz opisu funkcji
znalazły się ordynarne donosy. Oto kilka interesujących
fragmentów:
„Buturlin i jego brat Grigorij mówili, że Wasyl Szujski
nie został postrzyżony i wciąż jest prawowitym władcą.
Iwan Matwiejew Buturlin został wysłany z Moskwy
do Możajska przez cara do ks. Dymitra Szujskiego
z tajną misją.
Iwan Nikiforów Czemcziugow siedział u carycy z je­
dzeniem.
Diak Wasyl Osipowicz Janów jest krewnym cara Szuj­
skiego po żonie — siedzi w moskiewskim razrjadzie.
Wasyl Grigoriew Telepniew siedzi w poselskim prikazie.
Tomiło Jüdin Ługowski siedzi w nowogrodzkim prikazie.
Wszyscy oni mówili carowi Szujskiemu: pobiłeś już
sandomierskiego z towarzyszami, Polska i Litwa cała
u ciebie w rękach.
Diak Grigorij Jelizarow siedział w nowogrodzkiej ćwierci
— heretyk. Zawiaduje dużym skarbem carskim i wie komu
jest rozdawany lub dawany na przechowanie.
Michajło Biegiczew, smoleńszczanin, syn bojarski został
diakiem w nagrodę za donoszenie.
8 Michaił Sałtykow do Lwa Sapiehy, Moskwa, październik 1610, Al,
s. 360-364.
Aleksiej Zachariew Szapiłow siedział w kazańskim
dworze z ks. Dymitrem Szujskim.
Diacy dworcowi Filip i Anfinogien Fiodorowowie-
-Goleniszczewowie donoszą i oskarżają” 9.
Zmiany w obsadzie urzędów centralnych przeprowadzone
zostały trochę wolniej, ale — trzeba przyznać — gruntow­
nie. Na początku 1611 r. ogłoszono nowe nominacje. I tak
szefem strzeleckiego prikazu został Iwan Sałtykow, pusz-
karskiego (armatniego) — ks. Jurij Chworostynin, jamskiego
— Nikita Wieliaminow, poselskiego — Iwan Gramotin,
pomiestnego — Iwan Cziczerin, nowogrodzkiej ćwierci
— Stiepan Sołowiecki, ustiużskiej ćwierci — Fiodor
Apraksin, razriadnego — Wasyl Juriew, ziemskiego dworu
— Iwan Zubatoj wraz Siemionem Dmitriejewem, dworu
skarbowego — Iwan Juriew i Kiriłł Sozonow, izby celnej
— Bażien Zamocznikow itd.10 Ten formalny podział
stanowisk tylko potwierdził zmiany, które zostały wprowa­
dzone już w listopadzie albo grudniu 1610 r.
Kluczowe stanowisko w tej strukturze objął oczywiście
Andronów Sołowiecki, który został pomocnikiem Wasyla
Gołowina — skarbnika w tzw. Dworze Monetarnym, czyli
mennicy. Jako zaufany człowiek Gosiewskiego miał dużo
do powiedzenia w jednej z ważniejszych instytucji (kierow­
nikiem Dworu i prikazu monetarnego został Jefim Tele-
pniew). Od tego chytrego kombinatora w dużej mierze
zaczęła zależeć polityka finansowa państwa moskiewskiego.
Sałtykow w związku z działalnością Andronowa Sołowiec-
kiego wyraził się dosadnie o jego przeszłości i kwalifika­
cjach: „Ojciec jego w Pogoriełom Gorodziszczu handlował
9 Spisok dumnych dworian i diaków, izwiestnych priwierżennostiu
k carju Wasiliju Szujskomu, Moskwa, przełom 1610/1611, Al, s. 366-367.
10 Rospis bojar i diaków, z priedznaczenijem im w uprawlienije
moskowskich prikazow i drugich sudiebnych miest, Moskwa, przed 20
stycznia 1611, Al, s. 372; Zygmunt III do Fiodora Mścisławskiego
i bojarów moskiewskich, spod Smoleńska, 23 stycznia 1611, SGGD, s. 486.
łapciami, a on sam z rozkazu Borysa Godunowa został
wezwany do Moskwy, dla knucia i heretyczenia, a w Mos­
kwie był jako mużyk handlowy (...)” 11.
Skądinąd wiadomo, że Andronów Sołowiecki dopusz­
czał się kradzieży ze skarbu carskiego, a zagrabione
klejnoty przekazywał Gosiewskiemu, który ekspediował je
do obozu królewskiego. Wszystkie te machinacje nie
zostały mu zapomniane: po zajęciu Moskwy przez wojska
pospolitego ruszenia został aresztowany. Chociaż udało mu
się zbiec, w marcu 1613 r. został ponownie schwytany,
a w następnym roku stracony. Przy okazji warto napisać
parę słów o działalności mennicy moskiewskiej w latach
1610-1612.
W czasie wojennej zawieruchy handel w państwie
moskiewskim nieco podupadł, ale nie zamarł. Mennica
moskiewska i prikaz monetarny, aby nie dopuścić do
deflacji pieniądza, zmuszone były prowadzić aktywną
działalność, nawet w czasie oblężenia Moskwy w 1611
i 1612 r. Poza tym bito monety, aby zapłacić najemnikom
stacjonującym w stolicy. Ponieważ Moskwa dłuższy czas
była odcięta od dostaw srebra, Dwór i prikaz monetarny
wycisnęły niezbędny do bicia monet surowiec ze świątyń,
klasztorów i skarbu carskiego: skonfiskowano i przetopiono
wtedy wiele precjozów 12.
Mennica w Moskwie bijąc monetę z wizerunkiem cara
Władysława czynnie zaangażowała się w propagandowy
proces umacniania nowego władcy. Dodajmy, że przynaj­
mniej na początku ten produkt moskiewskiej mennicy był
11 A. S. M i e l n i k o w a, Russkije monety ot Iwana Groznogo do
Pietra Pierwogo (istorija russkoj dienieżnoj sistiemy i 1533 po 1682 god),
Moskwa 1989, s. 110-120; por. I. S p a s s k i j , Dienieżnoje obraszczenie
w Moskowskom Gosudarstwie i 1533 g. po 1617 g., [w:] Matieriały
i issliedowanija po archeologii SSSR, t. 44, 1955, s. 336-339.
12 Szczegółów związanych z tymi działaniami dostarczają Otcziety
raschodow carskoj kazny poslie razgroma Moskwy poliakami w 1611-1612
gg., RIB, t. II, s. 222-248.
wysokiej jakości: miał zapewne zwiększyć zaufanie do
instytucji państwa po wyborze Władysława carem. Z tej
okazji swoje monety biła także mennica w Nowogrodzie
Wielkim, oczywiście w czasie, kiedy rządził tam Iwan
Sałtykow.
Z powodu trudności finansowych państwa moskiewskiego
zamierzano także zaciągnąć pożyczki u kupców cudzoziem­
skich. Jednak najpierw należało spłacić zobowiązania
sięgające czasów Wasyla Szujskiego, Dymitra Samozwań­
ca I, a nawet Iwana Groźnego. Znane są dokumenty
wystawione przez kancelarię Zygmunta III, w których król
zobowiązał administrację w Moskwie do zapłacenia wszel­
kich pożyczek zaciągniętych w przeszłości l3.
Gosiewski oprócz realizowania zadań związanych
z funkcjonowaniem garnizonu moskiewskiego podjął
aktywną działalność wywiadowczą. O tej sferze jego
działań, wiemy co nieco z dostępnych źródeł. W pierw­
szych miesiącach pobytu oddziałów polsko-litewskich
w Moskwie jednym z głównych zadań Gosiewskiego
było utrzymanie porządku w mieście i na prowincji. Aby
uzyskać informacje o nastrojach ludności i przeciwdziałać
możliwym spiskom, korzystał on przede wszystkim
z usług bojarów i kupców, którzy w okazałych dworach
gościli grupy klientów. W tej układance Mścisławski
i propolsko nastawieni bojarzy byli kluczowym źródłem
informacji. Maskiewicz przedstawiając działania pol­
skiego dowództwa w Moskwie w tej mierze, używa
sformułowania, że stało się to „(...) za radą bojarów nam

13 Zygmunt III do bojarów moskiewskich, spod Smoleńska, 15 lutego


1611, SGGD, s. 502 (Zygmunt nakazuje wyrównać Evertowi Winkel-
manowi straty, które poniósł jego dziad Albert w związku z działalnością
kupiecką za czasów Iwana Groźnego); Zob. także inne pismo króla do
bojarów moskiewskich (SGGD, s. 503-504), w którym nakazuje zapłacić
kupcom cesarskim — Andrzejowi Natanowi i Mikołajowi Jubilerowi
— za towary pobrane od nich za czasów Dymitra Samozwańca I.
życzliwych (...)” 14. Żółkiewski, opisując okoliczności objęcia
przez referendarza litewskiego dowództwa nad formacjami
strzelców w Moskwie, wspominał: „(...) i sami strzelcy non
faiviti przyjęli jego regiment; gdyż ile mogło być, pan hetman
wszelaką ludzkością, datkiem częstowaniem dewinkował ich
sobie, że chłopstwo to miał ad nutum”. I dodaje: „Sami ultro
przychodzili pytając się, jeśliby gdzie czuł o zmiennikach, że
oni chcą ich imać. Owo wielkie pokazywali znaki wierności
i życzliwości swej. I gdy im pan starosta wieliski za starszego
oddany był, z chęcią opowiedzieli mu się, że mu chcą być
posłuszni”15. W tym wypadku akurat był to krótkotrwały
zapał, co pokazała niedaleka przyszłość. Ale relacje Maskie-
wicza i hetmana świadczą o tym, że Gosiewski miał
w Moskwie rozbudowaną agenturę, której doniesienia pozwa­
lały mu na torpedowanie zamierzeń przeciwników układu
z sierpnia 1610 r.
Do najpoważniejszego incydentu doszło na krótko przed
opuszczeniem przez Żółkiewskiego Moskwy. Gosiewski
dowiedział się z różnych źródeł, że w Moskwie zorganizowali
się spiskowcy, którzy w porozumieniu z samozwańcem chcą
wzniecić powstanie przeciw stacjonującym w Moskwie
oddziałom polsko-litewskim. Co więcej, pracujący dla Go­
siewskiego tatarscy zwiadowcy pochwycili Kozaka dońskiego
Minko Pietrowa i chłopa Iwaszkę Kazanina — stronników
samozwańca — którzy zeznali, że niejaki Charyton, pop
działający z upoważnienia kilku kupców moskiewskich
i części strzelców, został wysłany do samozwańca, aby
skoordynować działania przeciw polsko-litewskim oddziałom
w stolicy. Od zatrzymanego Charytona Gosiewski dowiedział
się, że buntowników popiera jakaś grupa mieszkańców
Moskwy, a w całej sprawie uczestniczą książęta Andrzej
i Iwan Golicynowie oraz Iwan Worotyński. Samozwaniec
14 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 176, 178; M. M a r c h o c k i, op. cit.,
s. 87.
15 S. Ż ó ł k i e w s k i , op. cit., s. 167.
zaś, chcąc wzmocnić siły poza miastem, próbował porozu­
mieć się z wojewodą sierpuchowskim Fiodorem Plesz-
czerowem. Charyton wyjawił ponadto, że do przewrotu
miało dojść 23 października 16.
W związku z tym Gosiewski przedsięwziął zdecydowane
działania: podejrzanych bojarów zamknął w areszcie domo­
wym i zabezpieczył Kreml, przenosząc artylerię z murów
Białegogrodu na mury kremlowskie; klucze od bram od tej
pory były w jego wyłącznym posiadaniu17. Prócz tego
referendarz litewski wysłał do Sierpuchowa oddziały mos­
kiewskie pod dowództwem księcia Jurija Trubeckiego
i Iwana Kołtowskiego oraz sześć chorągwi pod komendą
Krzysztofa Wasiczyńskiego, które miały zmusić sierpucho-
wian, a przede wszystkim ich wojewodę, do zaprzestania
spisków i uznania nowego cara. W obliczu przeważających
sił moskiewsko-litewsko-polskich mieszkańcy Sierpuchowa
szybko „ucałowali krzyż na wierność Władysławowi” 18.
Do wierności nowo obranemu carowi nakłaniali także
Zygmunt III i Jan Piotr Sapieha. 3 grudnia król skierował
do kałuskiego duchowieństwa ostry uniwersał, w którym
zagroził kałużanom interwencją wojskową, gdyby w dal­
szym ciągu upierali się przy samozwańcu. Władca Rzecz­
pospolitej zasugerował im obalenie przebywającego właśnie
w Kałudze uzurpatora 19. Zresztą już wkrótce zrobił to za
nich ktoś inny.
16 Car Dymitr do mieszkańców Pskowa, Kaługa, przełom paździer-
nika-listopada 1610, Al, s. 359-360; Michaił Sałtykow do Lwa Sapiehy,
październik-grudzień 1610, AJ, s. 360-364; Wiadomości z Moskwy, 20
XI 1610, BCz, rkps, 105, k. 286-287; Aleksander Korwin Gosiewski do
Zygmunta III, Moskwa, 31 X 1610, Biblioteka Raczyńskich (dalej BR),
rkps, 33, k. 295-296; Scrutinium zdrady na Moskwie, 1611, BR, rkps, 33,
k. 254-256.
17 Wiadomości z Moskwy, 20 XI 1610, BCz, 105, k. 297.

18 Razriadnyje zapisy za smutnoje wriemia, s. 256.

19 Uniwersał Zygmunta III do Kałużan, Sbornik kniazia Chiłkowa,


(dalej SKC), izd. G. Chiłkow, Sankt Pieterburg 1879, s. 124-126.
22 grudnia nastąpiło wydarzenie, które całkowicie zmie­
niło sytuację polityczną. W okolicach Kaługi, podczas
polowania, został zamordowany Dymitr Samozwaniec II.
Dokonał tego Piotr Urusow wraz ze swymi Tatarami.
Śmierć samozwańca wydawała się być korzystna dla
interesów Władysława i jego stronników w Moskwie.
Jednak usunięcie samozwańca ze sceny stworzyło nową
sytuację, która paradoksalnie, sprzyjała dostojnikom prze­
ciwnym Rzeczpospolitej: co prawda Hermogenesowi, bra­
ciom Golicynom i Worotyńskiemu wytrącony został główny
argument przeciw carowi Władysławowi, ale wciąż po­
szukiwali sposobu, aby podważyć jego prawa do tronu
moskiewskiego 20.
Wkrótce po śmierci samozwańca z rozkazu Zygmunta III
Kaługę zajął książę Jurij Trubecki 21.
Jan Piotr Sapieha wystosował takie samo wezwanie jak
król Zygmunt do mieszkańców Perejasławla Zaleskiego
i Bieliewa. W odpowiedzi bieliewianie sprytnie zobowiązali
się złożyć przysięgę temu władcy, który będzie rządził
w Moskwie. Prócz tego zaproponowali podjęcie wspólnych
wysiłków w celu uspokojenia państwa22.
Tymczasem w listopadzie i grudniu 1610 r. sytuacja
polityczna skomplikowała się. Rokowania poselstwa mo­
skiewskiego z królem Zygmuntem zakończyły się fia­
skiem, a sami posłowie wkrótce mieli zostać odesłani
do Rzeczpospolitej. Władca Rzeczpospolitej nie zamierzał
dotrzymać postanowień sierpniowej umowy spod Moskwy,
tzn. wysłać królewicza na Kreml i zwrócić zajętych
20 M. M ar c h o c k i, op. cit., s. 83-84; K. B u s s o w, op. cit., s. 313;
S. Ż ó ł k i e w s k i, op. cit., s. 182-183; Śmierć Dymitra Zmyślonego,
BR, 33, k. 265-265v.
21 Jurij Trubecki do Jana Piotra Sapiehy, Kaługa, początek stycznia

1611, Al, s. 371-372.


22 Mieszkańcy Bieliewa do Jana Piotra Sapiehy, Bieliew 28 grudnia

1610, Al, s. 366; Jan Piotr Sapieha do mieszkańców Perejasławla


Zaleskiego, koniec 1610, SKC, s. 127-129.
przez Rzeczpospolitą zamków w państwie moskiewskim,
a tym bardziej odstępować od oblężenia Smoleńska. Wia­
domości spod Smoleńska nie zrobiły najlepszego wrażenia
w Moskwie, a dla Hermogenesa były dogodnym narzę­
dziem w kampanii antywładysławowskiej 23.
W tym kontekście niezwykłej rangi nabrały incydenty,
które wydarzyły się w końcu grudnia, zapewne krótko
przed dotarciem do Moskwy wieści o zamordowaniu
samozwańca. Na początku stycznia przybył z Moskwy do
Kazania stronnik samozwańca (niewykluczone, że został
tam wysłany przez patriarchę moskiewskiego albo niedaw­
nych spiskowców) diak Afanasij Owdokimow, który od­
malował przed kazańcami krytyczną sytuację panującą
podówczas w stolicy: „(...) wielu litewskich ludzi [rozłożyło
się — T.B.] w Kremlu, Kitaju i w Wielkim Grodzie
Kamiennym, w dworach bojarów, dworian i kupców; a ich
wysiedlono z Kitaju za drewniany gród. I artylerię z drew­
nianego grodu, kamiennego wielkiego grodu i z pod palisady
Ziemskiego dworu zdjęli, i kazali litewscy ludzie przenieść
artylerię na Kremlgród i postawić w grodzie naprzeciw
bram i na wszystkich bramach; i w Kremlu i Kitaju
i w Wielkim Kamiennym grodzie, na bramach stoją litewscy
ludzie i nocami, w Wielkim Kamiennym grodzie po placach
i ulicach jeżdżą konno, a ruskim ludziom wczesnym ranem
i późno wieczorem chodzić [po ulicach — T.B.] nie
pozwala się, i strzelców, ośmiu ludzi, znaleziono zabitych
w Nieglinnej i przywieziono do grodu. A kto ich pobił,
tego on Afanasij nie wie, wskazuje się na ludzi litews­
kich”24. Jeśli rzeczywiście w tym mordzie maczali ręce
ludzie Gosiewskiego, to być może chodziło o zlikwidowanie
23 Michaił Sałtykow do Lwa Sapiehy, Moskwa październik-grudzień

1610, Al, s. 360-364; S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 177-178; M.


M a r c h o c k i , op. cit., s . 8 6 .
24 Mieszkańcy Wiatki do mieszkańców Permu Wielkiego, styczeń

1611, AAE, s. 291-293.


wśród strzelców stronników samozwańca lub przeciwników
cara Władysława. Cała sprawa mogła też mieć zgoła
kryminalne podłoże: mord mógł być wynikiem konfliktów
w garnizonie, na przykład niezapłacone długi hazardowe.
Ale mieszkańcy Moskwy o morderstwo to podejrzewali
stacjonujących w Moskwie Polaków i Litwinów, co nie
wróżyło dobrze na przyszłość. Tym bardziej że, jak widać,
w stolicy panował terror, a jego najbardziej znienawidzonym
elementem była godzina policyjna.
Diak Owdokimow opisał też incydent, do którego doszło
w siedzibie patriarchy moskiewskiego. Oddajmy głos
diakowi: „Przed dniem świętego Nikoły, w piątek wieczo­
rem, na dwór patriarchy przychodzili bojarzyn Michaiło
Sałtykow i Fiedor Ondronow, i mówili o tym, aby ich
i wszystkich prawosławnych ludzi [patriarcha — T.B.]
pobłogosławił w pocałowaniu przez nich krzyża królowi.
I następnego ranka przyszli do niego z tym bojarzyn kniaź
Fiodor Iwanowicz Mścisławski z tymiż Michaiłem i Fiedo­
rem. I patriarcha odmówił pobłogosławienia ich i wszyst­
kich ludzi prawosławnych w pocałowaniu krzyża królowi,
i u nich o tym była szarpanina, i patriarchę chcieli za to
zarżnąć. I posyłał patriarcha do sotni, gości i do kupców,
aby przybyli do niego do cerkwi soborowej: i goście, kupcy
i różni ludzie, przyszedłszy do cerkwi soborowej, odmówili
pocałowania krzyża królowi. A litewscy ludzie do cerkwi
soborowej w tym czasie przyjeżdżali, na koniach i w zbro­
jach, i oni litewskim ludziom odmówili, że im krzyża
królowi całować się nie godzi (...). A bojarzy kniaź Ondriej
Wasyliewicz Golicyn i kniaź Iwan Michajłowicz Worotyn-
skoj zostali wzięci pod straż, a żyją w swoich dworach,
a pilnują ich litewscy ludzie”25. Bez wątpienia ta relacja
wywarła piorunujące wrażenie na kazańcach oraz tych
wszystkich, którzy od nich dowiedzieli się o wydarzeniach

25 Tamże.
moskiewskich u schyłku 1610 r.: „(...) wkrótce i od nas
zażądają złożenia przysięgi na wierność temu arcykatoliko-
wi królowi Zygmuntowi!”. W związku z tym najpierw
ludność Kazania, za nim Wiatki i Permu Wielkiego — nie
wiedząc jeszcze, że swoją przysięgę składają niebosz­
czykowi — uznali władzę samozwańca. Groźniejsze były
towarzyszące tym aktom deklaracje: nie uznawać za cara
ani króla, ani królewicza oraz nie podporządkowywać się
rozkazom „litewskich ludzi”. W ich ślady niebawem poszło
także wiele innych miast, które albo przysięgały wierność
samozwańcowi, albo odmówiły uznania cara Władysława,
obserwując rozwijającą się sytuację.
W związku z tym gruszek w popiele nie zasypiał także
patriarcha moskiewski, wysyłając emisariuszy podobnych
do diaka Owdokimowa zaczął rozpowszechniać oczer­
niające cara Władysława, króla Zygmunta, Gosiewskiego
i jego żołnierzy odezwy, w których nawoływał do rozpo­
częcia z nimi walki. W związku z wywrotową działalnością
patriarchy moskiewskiego i jego wpływem na wybuch
powstania przeciw stacjonującym w Moskwie oddziałom
polsko-litewskim, arcybiskup archangielski Arsienij Jełas-
sonski odnotował w swoich zapiskach: „Niektórzy mówili,
że powstanie grodów i narodu stało się za radą patriarchy
Hermogenesa, choć powód zna Pan, dlatego że sam on
odsuwał to”26. Rola Hermogenesa w zagrzewaniu do walki
z wrogami „Rusi i prawosławnej wiary” jest bezsporna.
Patriarcha moskiewski w pismach rozsyłanych na początku
1611 r. do duchownych, bojarów, dworian, diaków i dzieci
bojarskich potępiał tych, co zdradzili Szujskiego na rzecz
„Łżedymitra”, jednocześnie zaklinając ich na wszystkich
świętych i Ruś, która znalazła się na skraju katastrofy, aby
się nawrócili. W toczącej się zapewne wtedy dyskusji, czy
Wasyl Szujski został zgodnie z prawem obrany carem?
26 Miemuar Arsienija Jetłasonskogo, [w:] Chroniki smutnogo wriemieni,
sost. A. Liberman, B. Morozow, S. Szokariew, Moskwa 1998, s. 189.
— patriarcha, wówczas jeden z ważniejszych autorytetów
moralnych, jednoznacznie rozwiał wątpliwości na korzyść
Szujskiego. W pismach do ludu zdawał się krzyczeć:
„Patrzcie! W Moskwie bez powodu topione są i w inny
sposób mordowane dzieci bojarskie, których do tej pory
zgładzono 2000” 27.
Głos patriarchy był donośniej szy niż inne, ale warto
wiedzieć, że cegiełkę do tej kampanii dołożyli także
mieszkańcy Moskwy, którzy w odezwie skierowanej
na prowincję tak zdiagnozowali sytuację: „Sami znacie
prawdę o tym, co się wydarzyło u nas i w innych
grodach: litewscy ludzie zawładnęli świętymi cerkwiami
i ikonami, obrażając Boga; czyż nie wszędzie już wszystko
zniszczono i zbezczeszczono? Zmiłujcie się nad nami
biednymi, doprowadzonymi na skraj śmierci, stańcie
duszami i głowami razem z nami przeciw wrogom krzyża
Chrystusowego” 28.
Fiasko rokowań pod Smoleńskiem zrobiło na Moskwi-
cinach negatywne wrażenie. Oblężonym smoleńszczanom
udało się przemycić za mury i rozpowszechnić po kraju
kilka odezw. Na przykład: w styczniu 1611 r. po Moskwie
krążyło pismo, w którym smoleńszczanie zadawali re­
toryczne pytanie: „(...) czy w obliczu tego, co do tej
pory zaszło pod Smoleńskiem i ujeździe smoleńskim,
można jeszcze mówić o tym, że wiara prawosławna
27 Patriarch Giermogien ko wsiemu russkomu narodu, Moskwa, styczeń

1611, AAE, s. 286-291.


28 Odezwa moskwian do grodów na prowincji, Moskwa, styczeń 1611,

SGGD, s. 495-496; O rozsyłaniu przez Hermogenesa odezw przeciw


Polakom i Litwinom jednoznacznie świadczy też dokument tzw. Ustiużs-
kaja podorożnaja z 2 III 1611 r. (Akty wriemieni mieiducarstwija, wyd.
C. Bogojawlienski, J. Riabinin, [w:] Cztienija w Obszcziestwie istorii
i drewnostiej rossijskich, 1915, kn. 4, t. 71, s. 6), z której wynika, że
goniec z odezwami patriarchy moskiewskiego udaje się do Ustiuga
Wielkiego i Soli Wyczegodskiej. Na drogę otrzymuje błogosławieństwo
i prawo pobierania podwód.
nie została zbezczeszczona”29. Okazało się, że to pismo
dotarło w lutym 1611 r. do Permu Wielkiego, Ustiuga,
Tot’my, Niżnego Nowogrodu, Riazania, Jarosławia i Su-
zdalu 30.
W tej sytuacji obóz królewski za pośrednictwem bojarów
moskiewskich, rozpoczął ofensywę dyplomatyczną, aby
skłonić smoleńszczan do kapitulacji. W końcu lutego 1611 r.
książę Mścisławski wraz z trzydziestoma bojarami, okol-
niczymi, dworianami i diakami wezwał ich do złożenia
przysięgi carowi Władysławowi, złożenia hołdu królowi
Zygmuntowi i wpuszczenia do grodu wojsk królewskich 31.
Mścisławski z towarzyszami wezwali również członków
poselstwa wysłanego pod Smoleńsk — metropolitę Filareta
i księcia Golicyna — aby wpłynęli na opornych smoleńsz­
czan. Poselstwo miało następnie udać się do Wilna, aby
prosić królewicza-cara Władysława o niezwłoczne przybycie
do Moskwy i objęcie carskiego tronu32. Interesujące, że
pod obydwoma pismami swoje podpisy złożyli książęta
Iwan Golicyn i Iwan Worotyński — zamieszani w spisek
przeciw polsko-litewskim oddziałom stacjonującym w Mos­
kwie. Wrócili do łask, czy nic im nie udowodniono, nie da
się jednoznacznie stwierdzić.
Smoleńszczanie odrzucili jednak propozycje bojarów mos­
kiewskich i liderów poselstwa, twardo obstając przy swoim:
warunkiem uznania królewicza Władysława było wykonanie
postanowień układu, jaki zawarł Żółkiewski z bojarami
moskiewskimi. Nie tylko, że nie chcieli złożyć przysięgi
królowi Zygmuntowi, ale nawet zażądali od niego niezwłocz-
29 Smoleńszczanie do mieszkańców Moskwy, Smoleńsk, styczeń 1611,
SGGD, s. 493-495.
30 Ustiużanie do mieszkańców Permu Wielkiego, Ustiug Wielki, luty

1611, AAE, s. 295-296.


31 Duma bojarska do wojewodów smoleńskich Michaiła Szeina i kniazia

Gorczakowa, Moskwa, koniec lutego 1611, Al, s. 376-379.


32 Duma bojarska do posłów pod Smoleńskiem, Moskwa, koniec lutego

1611, Al, s. 379-383.


nego zwinięcia oblężenia Smoleńska33. Filaret i Golicyn zaś
Sprytnie wykręcili się z wizyty w Wilnie, utrzymując, że nie
mogą tam pojechać bez wytycznych od patriarchy moskiew­
skiego (tylko niepoprawny optymista mógł liczyć na to, że
Hermogenes będzie popierał posłowanie do Władysława).
Tymczasem tym zabiegom dyplomatycznym towarzyszyły
przygotowania do zbrojnego wystąpienia przeciw polsko-
-litewskim oddziałom stacjonującym w Moskwie. Do pierw­
szego znaczącego buntu doszło w Riazaniu, gdzie w styczniu
1611 r. wojewoda Prokop Lapunow, straciwszy cierpliwość,
zerwał umowę z sierpnia poprzedniego roku, mimo że długi
czas był przychylny zarówno koncepcji osadzenia Władysła­
wa na tronie moskiewskim, jak i przebywającym w mieście
oddziałom polsko-litewskim. Żółkiewski wspomina, że „(...)
kontent był, gdy usłyszał, że bojarowie z panem hetmanem
o królewiczu Władysławie umowę uczynili. Zarazem i sam na
też imię królewiczowe przysięgę uczynił, i wszystkę tamtą
prowincją rezańską do tej przysięgi przywiódł (...). Trwał
w tym swoim umyśle ofiarowanym dosyć niemały czas
Lepunow, żywność naszym ludziom do Moskwy z Rezani
odwozić kazał”34. Gdy okazało się, że Zygmunt nie ma
zamiaru dotrzymać warunków umowy z 27 sierpnia 1610 r.,
Lapunow wypowiedział posłuszeństwo Władysławowi i za­
czął namawiać do tego innych wojewodów 35.
33 Zygmunt III do Smoleńszczan, pod Smoleńskiem, 15 marca 1611, Al,

s. 384-387; Smoleńszczanie do Zygmunta III, Smoleńsk, 15 marca 1611, Al,


s. 387-393; Arcybiskup smoleński Siergiej i Michaił Szein do wielmożów
w obozie królewskim, Smoleńsk, 6 kwietnia 1611, SGGD, s. 531-534.
34 S. Żó ł ki e w s ki, op. cit., s. 184.

35 Bojarzy moskiewscy do Zygmunta III i cara Władysława, Moskwa

styczeń 1611, SGGD, s. 489-490, Prokop Lapunow do mieszkańców


Niżnego Nowogrodu, Riazań, 31 stycznia 1611, SGGD, s. 497-^-98,
Tenże do mieszkańców Włodzimierza, Riazań, luty 1611, SGGD,
s. 509-510; Tenże do Czematskiego (jednego z dowódców w oddziałach
J.P. Sapiehy), luty 1611, Al, s. 375-376; Uniwersał Lepunowa, BR, rkps,
33, k. 238-239v.
Pora zimowa nie sprzyjała koncentracji wojsk do walki
przeciwko oddziałom polsko-litewskim stacjonującym
w Moskwie. Zgodnie z planem z drugiej połowy marca
1611 r., w Kołomnie miały zbierać się oddziały z Włodzi­
mierza, Niżnego Nowogrodu, Riazania, Kazania, Szacka,
Suzdala i „ukrainnych grodów”, w Sierpuchowie z Kaługi,
Tuły i „północnych grodów”. Wszystko jednak przeciągało
się niemiłosiernie. Relacja jednego z obserwatorów tamtych
wydarzeń, odzwierciedla stan koncentracji z mniej więcej
lutego 1611 r.: „(...) w Kałudze zebrał się kniaź Dymitriej
Timofiejewicz Trubeckoj także Iwan Zaruckoj, na Rezaniu
Prokofiej Lapunow, we Włodzimierzu kniaź Wasyliej
Masalskoj, Ortemiej Izmaiłow, w Suzdalu — Ondriej
Prosowieckoj, na Kostromie — kniaź Fedor Wołkońskoj,
w Jarosławiu — Iwan Wołyńskoj, na Romanowie — kniaź
Fedor Kozłowskoj z braćmi”36. Kilka tygodni wcześniej
Gosiewski, przeczuwając co się święci, nałożył embargo na
wywóz prochu z Moskwy37.
Lapunow zamierzał przeciągnąć na swoją stronę oddziały
Jana Piotra Sapiehy — z ich dowódcą na czele. Rzecz jasna
nie ufał Sapieże, mimo iż starosta uświacki zapewniał
o swoim szacunku dla wiary prawosławnej (co zapewne
było prawdą) i dawał do zrozumienia, że może wspomóc
oddziały pospolitego ruszenia, które organizował wojewoda
riazański. Lapunow co prawda zaproponował Sapieże
uczestnictwo w operacji przeciw Gosiewskiemu, ale w dru­
goplanowej roli: oddziały starosty uświackiego, w których
było wielu Moskwicinów — miały, według zamierzenia
Lapunowa, zająć Możajsk i przejąć kontrolę nad linią
komunikacyjną Smoleńsk-Moskwa (innymi słowy unie­
możliwić od tej strony dostarczanie posiłków dla oddziałów
Gosiewskiego). Lapunow zresztą w piśmie skierowanym
36 Nowyj lietopisiec, s. 105.
37 Prokopij Lapunow do mieszkańców Niżnego Nowogrodu, Riazań,
przełom stycznia-lutego 1611, AAE, s. 296-302.
do suzdalców wyjaśnił, że zaproponował Sapieże taki
Udział w planowanej kampanii, ponieważ obawiał się
Polaków i Litwinów w swoich szeregach 38.
Oczywiście, rozwój sytuacji pilnie obserwowano pod
Smoleńskiem i w Moskwie. Do Gosiewskiego zaczęły
dochodzić sygnały o nadciąganiu „sztormu” i niepewna
też była sytuacja w samej Moskwie. Nad polsko-lite­
wskim garnizonem zawisło realne niebezpieczeństwo
wybuchu walk w mieście, które zsynchronizowane z akcją
z zewnątrz mogły być groźne w skutkach. Dlatego re­
ferendarz litewski podjął zdecydowane środki zaradcze.
Intensyfikacji uległy kontrole, szczególnie w newral­
gicznych punktach miasta. Maskiewicz wspomina, że
„(...) nasi się postrzegłszy o ich zamysłach już nie
strażą, ale wszystkim wojskiem byli w pogotowiu jak
do potrzeby (...)” 39.
Niebezpieczeństwo zaskoczenia oddziałów podległych
Gosiewskiemu było bardzo duże, gdyż na przełomie roku
1610/1611 obchodzono święta, a na związane z nimi
uroczystości ściągały do miasta tysiące ludzi z bliższej
i dalszej okolicy. Maskiewicz napisał, „(...) przed Bożym
Narodzeniem począwszy aż po Krzczeniu, nim się roz­
jechali, i we dnie, i w nocy koni nie rozsiodływając (...)
towarzystwo wszystkie ochotne i sposobne było, bo każ­
demu nie o rzemień szło, ale o skórę całą” 40.
Gosiewski na dodatek miał mało piechoty. Marchocki
wspomina: „Ale cóż za nasza potęga była przeciwko tak
38 Prokopij Lepunow do Suzdalców, Riazań, luty 1611, AAE, s.
309-312.
39 S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 179; M a r c h o c k i (op. cit., s. 84)
potwierdza wzmocnioną kontrolę na bramach kremlowskich i ki taj-
grodowych: „My na stolicy co dalej, to w większym byli niebezpieczeń­
stwie. Bojarowie przychylniejsi przestrzegali, bram nam Kitajgrodowych
i Krymgrodowych strzegąc i tego pilnować, żeby żaden Moskwicin
z bronią nie wchodził, pozwolili”.
40 S. M a s ki e w i c z, op. cit., s. 179.
wielkiemu gminowi; do tego jeszcześmy nie byli ruśni-
czni”41. Referendarz litewski, mimo że słał pod Smoleńsk
rozpaczliwe prośby o wzmocnienie swoich oddziałów
i wysłanie wojska przeciw Lapunowowi, nie doczekał się
wyraźnej pomocy od króla Zygmunta. Dlatego też po­
stanowił nie czekać, aż pod Moskwę podejdą oddziały
moskiewskie, i wykonał ruch wyprzedzający 42.
Oddziały polsko-litewskie zaostrzyły kontrolę bram w Ki-
tajgrodzie, Kremlu i Białymgrodzie. Skonfiskowano wiele
broni, którą próbowano wwieźć do miasta. Drobiazgowa
kontrola przynosiła efekty: „Dopieroż trwoga musiała na
nas przypaść po wzięciu pewnej wiadomości i już musieliś­
my potężniej i ostrożniej, i we dnie, i w nocy straż
odprawować niż przedtem; w bramach wozów zestrząsając,
jeśliby armaty jakiej nie mieli, bo był zakaz w stolicy, aby
żaden mieszczanin, pod gardłem, nie śmiał u siebie w domu
rucznicy chować, ale aby ją do carskiego skarbu oddał.
I tak się znajdowało pałubie, jako długie i wielkie rucznice
pełno nałożonych, a z wierzchu zbożem jakim przysutych,
to się oddawało do Gąsiewskiego i z chłopy, a on ich pod
lód kazał coraz sadzać” 43.
Dowódca garnizonu wiedział, że w Moskwie nie wybuch­
nie bunt, dopóki nie zbliżą się niej oddziały Lapunowa.

41 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 84; Jakub Zadzik do Laurentego


Gembickiego, spod Smoleńska, 18 XII 1610, Riksarkivet Stockhoml,
Extranea Polen (dalej RaS, EP), 105 (sygn. AGAD, EP, 63-64): „Z stolice
de data 10 Decembris dziś listy przyszły od P. Gosiewskiego. Rzeczy tam
z łaski Bożej spokojne, o żywność, a zwłaszcza na tak wiele jazdy
przytrudnie tym, zaczym radzi i prosi P. Gosiewski, aby tam J.M.P.
Hetman z piechotą przyjechał, dla której snadniejsza żywność być może
niźli dla jazdy, której by się umniejszyć mogło za przyprowadzeniem
piechoty”.
42 W. P o 1 a k, Dwa listy dowódcy wojsk polskich w Moskwie Aleksandra

Gosiewskiego z 1611 roku, [w:] Z dziejów Europy wczesnonowoiytnej,


red. J. Wijaczka, Kielce 1997, s. 192-193, 194—196;
43 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 178.
Gosiewski zamierzał skoncentrować się na obronie dwóch
centralnych dzielnic, opuszczając Białygród, a pułkami
dotychczas tam stacjonującymi wzmocnić obronę Kremla
i Kitajgrodu. Dysponował zbyt szczupłymi siłami, by mógł
skutecznie bronić ponaddziewięciokilometrowych murów
białogrodzkich 44.
Oddziały pod wodzą Lapunowa i Zarudzkiego zbliżały
się do Moskwy od południa, a Proszowieckiego od północy,
i trzeba było kilku dni, aby znalazły się w pobliżu.
Gosiewski postanowił rozpocząć działania uprzedzające.
29 marca, we wtorek, w zajmowanym przez oddziały
Zborowskiego Kitaj grodzie wybuchły zamieszki sprowo­
kowane przez stacjonującą na Kremlu piechotę cudzoziem­
ską. W związku z tym Marchocki napisał: „(...) w samy
Wtorek Kwietny stało się tak nad spodziewanie i nasze,
i Moskwy, bo Moskwa jeżeli co zamyśliwała, czekała
głów, po naszemu wodzów, których między sobą nie mieli;
bo przedniejsi bojarowie z nami trzymali, i w ten dzień
bezpiecznie targowali i przedawali w Kitajgrodzie, bo tam
był skład wszystkich towarów i wszystkich kupi przedniej-
szych. Mikołaj Kossakowski począł z rynku przymuszać
zwosczyków, co na to stawają sankami, a lecie z wozmi,
aby kędy komu trzeba, tylko im zapłacić, wieźli; żeby
pomogli windować działa, na bramę u Lwicy; bo mu to
było poruczone. Stąd początek tumultu, że zaraz gwardia
krymgrodowa niemiecka, których było osiem set, co z onych
kłuszyńskich pod regimentem pana Borkowskiego na służbę
królewską zostali, rzucili się na on hałas i poczęli Moskwę
zabijać”45. Co prawda użył on sformułowania, że „(...)
stało się tak nad spodziewanie i nasze, i Moskwy (...)”, ale
analizując uważnie jego wspomnienia, wyłania się zupełnie
inna przyczyna zajść w Moskwie 29 marca. W związku
44 M. M a r c h o c k i , op. cit., s . 87; W. P o l a k , Dwa listy...,
s. 192-193, 194-195.
45 M. M a r c h o c k i, op. cit., s. 87; K. B u s s o w, op. cit., s. 321-322.
z niewykorzystaną okazją do pacyfikacji Moskwy, 27
marca, jaka nadarzyła się podczas uroczystości święta
Niedzieli Palmowej, Sałtykow przedstawił Gosiewskiemu
niewesoły scenariusz nadchodzących wydarzeń, który przy­
tacza Marchocki: „Przymówił (...) Sołtikow bojarzyn, nam
bardzo przychylny; a to wam dzisia Moskwa dała przyczynę,
a wyście ich nie bili; a toż was oni we wtorek przyszły
będą bić; a ja tego zdać nie budu, wziąwszy swoję żonę,
pojadę do króla” 46. Wygląda na to, że Gosiewski potraktował
to ostrzeżenie na serio. Charakterystyczny w relacji Mar-
chockiego jest także fragment, że to piechota niemiecka,
pierwotnie stacjonująca na Kremlu, rozpoczęła rozruchy.
Wszystko to utwierdza w przekonaniu, że to właśnie z roz­
kazu Gosiewskiego rozpoczęły się zamieszki w Moskwie.
Zwróćmy uwagę na zaskoczenie Marchockiego takim roz­
wojem sytuacji. Referendarz litewski nie rozsyłał zapewne
dyrektyw do poszczególnych pułków, jak mają postępować
owego dnia, od dawna były już bowiem w stanie najwyższej
gotowości bojowej. Wywołując konfliktową sytuację wie­
dział, że po chwilowym zaskoczeniu żołnierze Zborowskiego
podejmą zgodne z jego zamierzeniami działania.
Tak więc w Kitajgrodzie rozpoczęła się rzeź. Jak wspo­
mina Marchocki; „(...) zabito tego dnia Moskwy w samym
Kitajgrodzie do sześci albo siedmi tysięcy. W samych
sklepach, które są na kształt Sukiennic krakowskich,
kletkami to zowią, legł trup na trupie gęsto bardzo”.
I dodaje: „Drudzy uchodzili z bram, sprawując się «żeśmy
nic nie winni». Jam ich swoją bramą [zapewne chodzi tu
o bramę i basztę Ilińską — T.B.] wypuścił do półtora
tysiąca i bićem ich nie dał” 47.
Zamieszki rozpoczęły się także w Białymgrodzie. Maskie­
wicz napisał: „W Białym Murze potężni nam byli bardzo, bo
posada większa, a lud bitny. Działek polnych wnet z baszt
46 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 87
47 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 87; S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 187.
dobyli i w ulicach zasadziwszy, parzyli naszych”48.
Ostatnie jego słowa potwierdzają przypuszczenie, że pułki
Kazanowskiego i Wejhera przegrupowały się bliżej murów
Kremla i Kitajgrodu, opuszczając tym samym mury
i baszty białogrodzkie. Sytuacja stawała się krytyczna,
ponieważ ludność Moskwy doskonale wykorzystywała do
obrony wąskie uliczki. „My co się na nich z kopiami
pomkniemy, to oni wnet zarzucą tamą, w pogotowiu stoły,
ławki, klosty drew mając. My znowu, chcąc ich od tych
fortelów wywabić, to poczniem wrzkomo ustępować
nazad” — zapamiętał Maskiewicz49. Poza tym Polacy
i Litwini nie mieli doświadczenia w walkach piechoty.
Maskiewicz kontynuuje: „Oni w ręku to wszystko niosąc
za nami postępują, i aby najmniej postrzegą, że nasi ku nim
się obracają, to wnet ulice wszystkie zarzucą. Od tych
tarasów z rusznic bili, żeśmy im nic uczynić nie mogli.
Mając pogotowie z górnic wszędzie, z okien, to z samopa­
łów, to kamieńmi, to drągami przez dylowanie nas
razili”50. Walki w Białymgrodzie powoli przybierały więc
niekorzystny obrót dla żołnierzy garnizonu. Wobec tego
Gosiewski wysłał z pomocą około 100 piechurów cudzo­
ziemskich, którzy, jak zaznacza Maskiewicz, mimo że
nieliczni, okazali się niezwykle wartościowym wsparciem:
„(...) bo przy nich i nas część koni spieszywszy się,
rozrzuciliśmy ich sztakiety, iż musieli pierzchać”51. Jednak
moskwianie wytrzymali napór żołnierzy Kazanowskiego
i Wejhera i o zmierzchu zmusili ich do wycofania się do
Kitajgrodu i Kremla. Noc rozświetliły pożary, będące
konsekwencją zażartych starć, a nie celowych podpaleń,
które stopniowo ogarnęły coraz większe połacie Białe-

48 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 187.


49 Bussow wspomina, że w Białymgrodzie to moskwianie pierwsi
wszczęli walki (tamże, op. cit., s. 321-322).
50 Tamże.
51 S. M a sk i e w i c z, op. cit., s. 187.
gogrodu. Widok był zatrważający, a i.,(...) Moskwa przez
cala noc we wszystkie dzwony i w bębny bijąc, okrzyki
czyniąc, niewczasem nas trapili" 52.
Gosiewski zwolal dowódców pułków, by zastanowić się
nad dalszymi działaniami w Białymgrodzie. Jak wspomina
Marchocki: rada, co w tym czynić dalej, nagła musiała
być. Wpadliśmy na to. na co w mniejszej rzeczy w Osipowie
spróbowaliśmy: ogniem wykurzyć nieprzyjaciela53. Jak
uradzono, tak zrobiono. Wczesnym świtem następnego dnia
z Kremla i Kitajgrodu wyszło kilka chorągwi, których
zadaniem było metodyczne podpalanie zabudowań w Białym­
grodzie. Jednak początkowo, z powodu ostrzału moskwian
i nieumiejętnego podpalania, realizacja powierzonego zadania
szła opornie. Dopiero, jak wspomina Maskiewicz: „(...)
smoły dopadli, pędziwa łuczywa smolnego (...) ogień
wzniecili, a drudzy na drugich miejscach też ogień pokładali
gdzie kto mógł. Jako też ogień wziął moc swoją, a wiatr od
nas popędzał ku nim: tak ci ich z fortelów ich znizł
I dodaje: A myśmy za ogniem postępowali"54 Marchocki
dopełnił obrazu: ..Dal Pan Bóg do tego wiatr taki, że sam
rozżarzał ogień, a od nas na przeciwną stronę niósł"55. Pożar
powoli obejmował północne rejony Moskwy, zmuszając
mieszkańców do ucieczki. Ogień trawił nie tylko zabudowa­
nia. ale także wysysał tlen z otoczenia, tak więc nawet
przebywanie na ulicach, mimo pokrywy śnieżnej, groziło
śmiercią 56. Bilans strat wśród mieszkańców był zatrważający
„(...) nad ośm tysięcy, okrom pogorzałych. Powiedają, że
siła ludzi w pole z ognia uciekło, pospolitego ludu czerni bić

52 Aleksander Gosiewski do Zygmunta III. Moskwa, 6IV 1611.

rkps. 106. bez paginacji.


53 M. Marchocki. op.cit., s 88.
54 S Maskiewicz,op.cit,. s. 18
55 M. Marchocki. op. cit. s 88
56 M. Marchocki. op. cit., s 88: K. Bussow. op. cit., s 3
Raztiachnje zapisy za smutnoje wremia. s 221.
nasi nie chcieli, ale ich z miasta wypędzając w pole im
z miasta uciekać kazali " 57.
Łatwo to sobie wyobrazić: z wyjątkiem Kremla i Kitaj-
grodu większość miasta poszła z dymem. Jeden ze świad­
ków wspomniał o tragicznym losie moskwian: ,,(...) teraz
jeszcze w polu tego siedzi przy chałupach albo pogorzelisku
bardzo sieła i zdycha ich wiele od głodu" 58
Tymczasem, jeszcze w nocy z 29 na 30 marca, pod
Moskwą pojawił się Mikołaj Struś ze swym pułkiem.
Widok pożarów zapewne przepełniał trwogą. Mimo starań
nie udało mu się wedrzeć do miasta, nawet do Skorodomu.
Palisadę od strony Zamoskworieczia obsadzali strzelcy,
uniemożliwiając dotarcie do pułków stacjonujących w mieś­
cie. Rozłożył się więc nieopodal klasztoru Nowodziewicze-
go, w którym najprawdopodobniej wciąż stacjonowały
cztery chorągwie z pułków Gosiewskiego i Zborowskiego 59
W tym czasie na Zamoskworieczie przybyły pierwsze
oddziały pospolitego ruszenia: „Interim dwa pułki od
Lepunowa. nad któremi byli wojewodami dwaj Plesz-
czejowych. do drzewnianego zamku za rzeką Moskwą na
posiłek tutejszym weszli" 60.
30 marca, przeciw Strusiowi wystąpiły oddziały braci
Pleszczejewych. które okazały się twardym przeciwnikiem.
Struś zmuszony był więc zastanowić się nad dalszą strategią.
Starosta chmielnicki od jeńców, którzy wpadli w jego ręce
dowiedział się o sytuacji w mieście. Na Kremlu początkowo
nie rozpoznano oddziałów, które rozłożyły się poprzedniego
dnia w okolicach klasztom Nowodziewiczego. Gosiewski.
57 Relacja ustna bojarzyna,który dostarczył list Gosiewskiego 1611.
Bcz. rkps. 106. k- 661 -664.
58 Relacja pana Głoskowskiego taka towarzysza pana Strusza. 1611,

Bez rkps. 139 k. 348.


59 M. Marchocki. op. cit. s. 88: S. Maskiewicz. op cit., s.188
K. B u s s o w. op. cit. s. 324.
60 Aleksander Gosiewski do Zygmunta III. Motswa. 6 IV 1611. BCz,
rkps, 106, bez paginacji.
także od pochwyconych jeńców, dowiedział się, że pod
Moskwę przybył pułk Strusia i kilka chorągwi z pułku
hetmana koronnego. Postanowił więc wysłać na Zamosk­
worieczie oddziały, które miały podpalić palisadę i umoż­
liwić przejście przybyłym chorągwiom. „Naszy co w zamku
byli widzieli półki i tabor P. Struszow z baszty i z murów,
alie iż się im niewielki zdał, bo P. Strusz w polu i tabor za
sobą postawiwszy szykiem stał, nie rozumieli, żeby P.
Strusz, mniemając że nieprzyjacielskie wojsko, dostali
jednak języka, z którego się wywiedzieli, że to Pan Struś
z pólkiem swym nastąpieł, zatym naszy już się resol-
wowawszy będąc gotowi wypadli z Kitajgrodu, mając się
już ku P. Struszowi i zapaleli jednę wieże albo basztę
drzewianą w drzewianym mieście. P. Strusz połkiem swym
(bo już to o południu było) pozsiadał z koni i podali
koniom, chcąc ich pokarmić, obaczywszy to, że już naszy
basztę zapaleli, zaczęli robodkę, do koni skoczyli zarazem
naszym dając ratunek, chcieli przez ogień zaraz wpadać,
ale naszy, co w mieście byli, lepsze im miejsce przez rzekę
Moskwę ukazali, którzy wpadłszy dali dobry ratunek
i posiłek naszym, przyszło przecie do tego, że P. Struszow
połk z koni zsiadać i tak kończyć te sprawy musiał” —
zanotował jeden z żołnierzy Strusia61. Maskiewicz zaś
odsłonił techniczne osobliwości tej operacji: „(...) zapaliliś­
my parkan w kilkoro. Prędko się zajął, bo ze smoliny
samej, z drzewa ciosanego był bardzo kształtnie ubudowany;
który ledwo opadł, jeszcze płomień gorzał, a węgle ognis­
tego z niego co wiedzieć jako wiele, a ile z takiej machiny
było”. — I dodaje — „Pan Struś, człowiek wielkiego
animuszu i serca, nie czekając dłużej, zwarłszy konia
ostrogami, krzyknie: «za mną dzieci, kto cnotliwy»”62. Tak
więc pułk Strusia bezpiecznie przedostał się do Kitajgrodu
61 Relacja pana Głoskowskiego taka towarzysza pana Straszą, 1611,
BR, rkps, 139, k. 347-347v.
62 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 188-189.
(zapewne wzdłuż rzeki Moskwy), a dalsza część dnia
zeszła żołnierzom Gosiewskiego na podpalaniu kolejnych
kwartałów Białegogrodu i Zamoskworieczia.
W czwartek, 31 marca, mieszkańcy, którzy uciekli
z miasta, okazali skruchę i chcieli znów złożyć przysięgę
na wierność carowi Władysławowi. W związku z tym
Gosiewski zanotował: „(...) dałem im przystawy dla obrony,
przed któremi dwa dni, czwartek i piątek, na wierne
poddaństwo przysięgali (...)”63. Marchocki zaś dodaje:
„Przyjęliśmy od nich tę pokorę. Zakazano zabijać Moskwy
i otrębowano zaraz. A tym, co się poddawali i ehrest znowu
królewiczowi Władysławowi całowali, kazali mieć znaki
i ręcznikami się przepasować. I tak mieliśmy pokój przez
Wielki Czwartek” 64.
Jednak w sobotę na widok ciągnących pod miasto
oddziałów pospolitego ruszenia, mieszkańcy Moskwy
znów zmienili nastawienie i zaniechali składania przy­
sięgi, a przyjmujących przysięgę żegnali następująco:
„(...) łając bojarom, że wy Żydowie jako i Litwa, wnet
że was czapkami wyciskamy i rękawami swemi wyże-
niemy (...)” 65.
Gdy słońce sięgnęło zenitu, pod Moskwą pojawiły się
kolejne oddziały pospolitego ruszenia: „Prussowiecki, kniaź
Wasyl Massalski, Arteim Izmaiłow, kniaź Repnin i inni
wojewodowie od Włodzimierza z wielkim wojskiem przy­
szedłszy stanęli wierst siedm od Moskwy”66. Na wieść
o przybyciu przeciwnika Gosiewski podjął zdecydowane
przeciwdziałanie: „Na tę posługę użyłem JmP starosty
63 Aleksander Gosiewski do Zygmunta III, Moskwa, 6 IV 1611, BCz,

rkps, 106, bez paginacji.


64 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 89.

65 Tumult wielki w Moskwie i Stolicy za nastąpieniem wojska naszego

w Roku Pańskim 1610, BCz, 105, k. 347-347v; S. M a s k i e w i c z , op.


cit., s. 188.
66 Aleksander Gosiewski do Zygmunta III, Moskwa, 6 IV 1611, BCz,

rkps, 106, bez paginacji.


Chmielnickiego, pana Zborowskiego z rycerstwem pułków,
Jmci Pana Borkowskiego z piechotą niemiecką, przydawszy
z pułku swego Pana Hreczynę i pana Hłaskiego [Hluskiego
— T.B.] z rotami ich. Naleźli nieprzyjaciela pilno ostrożek
budującego i tam Pan Bóg szczęściem WKMci błogosławił,
że nieprzyjaciel pogromiony obóz z armatą wzięty, piechoty
nieprzyjacielskiej niemało poległo, jazda niemal wszystka
uszła noc na pomocy sobie mieli, nam się też dnia dlatego,
aby się nieprzyjaciel w ostrożku nie ufortyfikował czekać
nie zdało” 67.
1 kwietnia Gosiewski otrzymał wiadomość, że do miasta
zbliża się trzon pospolitego ruszenia: „Lepunow i Zarudzki,
i kniaź Dymitr Trubecki z Kaługi wielką potęgą stanęli mil
trzy od Moskwy w Monasterze na Ukresiej [Ukrestiej?
— T.B.]. Drugą stroną od Jarosławia nastąpił kniaź Fiedor
Wołkoński i Wołyńskij z kilką tysięcy wojska, Prussowie-
cki, Izmaiłow, przed tym gromieni, do nich się też przyłą­
czyli i już dwa monastery murowane obronne Symonowski
i Andronowski, tuż w polu pod Moskwą leżące, ubiegli,
osadzić tych monasterów nie mieliśmy z kim, zburzyć tak
prędko nie mogliśmy (...)” 68.
Tym razem referendarz litewski musiał oszacować ryzyko
niezwłocznego zaatakowania „pospolitaków”, liczebność
ich sił znacznie bowiem wzrosła, a poza tym „(...) piechoty
i rot kozackich nader mało mając, husarza dla wielkich
śniegów opodal zażyć się nie mogło” 69.
Dopiero trzy dni później Gosiewski „(...) z pułkiem
swym z częścią piechoty niemieckiej i z kilką rot pułku
Pana Zborowskiego i z pułku Pana Kazanowskiego [wyszedł
67 Aleksander Gosiewski do Zygmunta III, Moskwa, 6 IV 1611, BCz,

rkps, 106, bez paginacji; M. M a r c h o c k i , op. cit., s . 8 9 ; S . M a s ­


k i e w i c z , op. cit., s. 189-190.
68 Aleksander Gosiewski do Zygmunta III, Moskwa, 6 IV 1611, BCz,

rkps, 106, bez paginacji.


69 Tamże.
— T.B.] pod te nieprzyjacioły, kusili się o nas, ale wsparci
będąc, umknęli w mury, posady tuż pod murami monaster-
skimi, w których wiele ich stało, i ostrożki koło nich czynić
byli poczęli do szczętuśmy wypalili, języków nieskąpo
nabrali”70. Już wstępne przesłuchania jeńców przyniosły
cenne informacje. Okazało się, że Lapunow i jego towarzy­
sze, nie mogąc zaskoczyć garnizonu, postanowili rozpo­
cząć blokadę Moskwy, licząc, że z powodu niewielkich
zapasów zgromadzonych w mieście, oblężenie nie będzie
zbyt długie.
O dyslokacji oddziałów pospolitego ruszenia czytamy
w Nowym latopisie: „Wojewodowie przyszli pod Moskwę
i zaczęli umacniać się wzdłuż kamiennego Białego grodu.
Prokopij Lapunow stanął ze zbrojnymi ludźmi u bramy
Jauzkiej, kniaź Dmitr Timofiejejwicz Trubeckoj oraz Iwan
Zaruckoj stanął naprzeciw Woroncowskiego pola, wojewo­
dowie Kostromscy i Jarosławscy, i Romanowscy: kniaź
Fedor Wołkonskoj, Iwan Wołynskoj, kniaź Fedor Kozłow-
skoj, Pietr Mansurow, stanęli u Pokrowskiej bramy,
u Uspieńskiej bramy — okolniczy Artiemiej Wasiliewicz
Izmaiłow z towarzyszami, u Twerskiej bramy książę
Wasiliej Fedorowicz Masalskoj z towarzyszami”71. Sytuacja
wyglądała następująco: oddziały pospolitego ruszenia roz­
łożyły się obozami w pobliżu rzeki Jauzy, wzdłuż północ­
nych murów Białegogrodu, w rejonie, gdzie rzeka Nieglinna
wpływa w obręb Skorodomu (od strony traktu Twerskiego).
Oddziały zajęły także — przynajmniej tymczasowo — kla­
sztory położone na południe od Moskwy. Tym samym
Moskwa została odcięta od południa, wschodu i północy.
Zachodnie przedpola na razie nie zostały obsadzone. Ani
Lapunow, ani żaden z jego dowódców nie zamierzali
70 Tamże.
71 Nowyj lietopisiec, s. 109; M. M a r c h o c k i , op. cit., s . 9 0 ;
S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 190; Razriadnyje zapisy za smutnoje
wremia, s. 166, 227, 229.
ryzykować rozłożenia się obozem od strony niezabez­
pieczonego traktu możajskiego.
Trudno oszacować liczebność sił pospolitego ruszenia,
które na początku kwietnia rozlokowały się pod Moskwą.
Z najbardziej wiarygodnych źródeł wiemy, że „pułk” Iwana
Zarudzkiego liczył około 3000 Kozaków, Dymitr Trubecki
dysponował również około 3000 Kozaków, siły Iwana
Pleszczejowa i jego brata to około 2000 dworian72. Kozacy
biorący udział w pospolitym ruszeniu zasilali przede wszyst­
kim „pułki” Zarudzkiego i Trubeckiego — w sumie 6000
mołojców. W porównaniu z innymi oddziałami, składającymi
się w przeważającej większości z dworiaństwa, stanowili
pokaźną siłę. I głównie z tego jak potężną ilością kozackich
szabel rozporządzali wynikała ich silna pozycja polityczna
jaką mieli we władzach pospolitego ruszenia. Z tego pośred­
nio można wywnioskować, że liczebność dworiaństwa w po­
spolitym ruszeniu była co najmniej równa. Krótko mówiąc
jeśli do ok. 6000 Kozaków doliczyć drugie tyle „szlachty
moskiewskiej” wyjdzie nam jakieś 12 000 żołnierzy. Oddzia­
ły te były dwa razy liczniejsze od wojsk Gosiewskiego. Do
pospolitego ruszenia przyłączyło się także wielu mieszkańców
Moskwy, którzy zdołali zbiec z miasta.
Władzę nad oddziałami pospolitego ruszenia podzielili
między siebie Lapunow, Trubecki i Zarudzki, i nie odbyło
się przy tym bez konfliktu między Kozakami a dworiańską
częścią „pospolitaków”. Od tej chwili siły pierwszego
pospolitego ruszenia zaczną pełnić funkcje administracyjne
dla ziem, które odstąpiły od przysięgi na wierność carowi
Władysławowi 73.
W związku z wydarzeniami z przełomu marca i kwietnia
1611 r. Gosiewski przegrupował podległe sobie oddziały,
72 Relacja ustna bojarzyna, który dostarczył list Gosiewskiego, 1611,
BCz, rkps, 106, k. 661-663.
73 Nowyj lietopisiec, s. 109; I. Z ab i e 1 i n, Minin i Pożarskij. Pńamyje

i krywyje w smutnoje wremia, Moskwa 1896, s. 63-65.


kładąc nacisk na obronę Kitajgrodu. Źródła podają obsadę
poszczególnych bram i baszt w tej dzielnicy 74:
— bramę i basztę Nieglimienską (A) obsadziła chorą­
giew „czerwona” Zborowskiego;
— kwaterę — tj. odcinek muru między Nieglimienską
a następną basztą — chorągiew Rudnickiego (Jaskuwa?);
— basztę bez nazwy (B) — chorągiew „czarna” Zbo­
rowskiego;
— kwaterę — chorągiew Wilamowskiego;
— basztę bez nazwy (C) — chorągiew „biała” Zbo­
rowskiego;
— bramę i basztę Troicką (D) — chorągiew Chod-
kowskiego;
— basztę bez nazwy, narożną (E) — chorągiew Hiero­
nima Lanckorońskiego;
— bramę i basztę Srietienską (F) — chorągwie Małyń-
skiego, Bałłabana, Olizara Wołczkiewicza;
— basztę Bogosłowską (G) — chorągiew Kalinow­
skiego;
— bramę i basztę Ilinską (H) — chorągiew Marchockiego;
— basztę Granienną (I) — chorągiew (chorągwie?)
Rudzkiego;
— bramę i basztę Warwarską (J) — chorągiew Mło-
dzkiego;
— bramę i basztę Kozmodiemianską (K) — chorągiew
księcia Adama Różyńskiego;
— basztę narożną (L) — chorągiew Bobowskiego;
— kwaterę — chorągiew (straż?) Swiderskiego?;
— basztę bez nazwy (M) — chorągiew Kotowskiego;
— bramę i basztę Moskworiecką (N) — chorągiew
Kopyczyńskiego;
— kwaterę — chorągiew (piechoty) sformowana przez
kupców.
74 Wjazd K.J.M. Polskiego Zygmunta Trzeciego do Moskwy A.D.
1610, AGAD, AR, II, 12, k. 637-638.
Jak widzimy, od marca 1611 r. w obronie Kitajgrodu
brał udział nie tylko pułk Zborowskiego, ale również
chorągwie z pułku Strusia (Lanckorońskiego, Olizara Woł-
czkiewicza, Kalinowskiego) i Żółkiewskiego (Małyńskiego,
Bałłabana). Brak kilku chorągwi z pułku Zborowskiego
również wskazywałby na to, że zostały one przegrupowane
na Kreml (np. „błękitna” Zborowskiego).
Niestety nie znamy obsady bram i baszt na Kremlu.
Można się domyślać, że stacjonujące tam pułki Gosiew­
skiego, Kazanowskiego i Wejhera skupiły się na obsadzeniu
południowych i zachodnich murów Kremla.
W połowie kwietnia Lapunow, Trubecki i Zarudzki
podejmowali próby opanowania całego Białegogrodu, i uda­
ło im się zająć mur od fosy kitajgrodzkiej do Nieglinnej.
Gosiewski, obawiając się zupełnego okrążenia, obsadził
swymi oddziałami cztery główne baszty południowo-
-zachodniego odcinka murów białogrodzkich: Czertolską,
Arbacką, Nikicką i Twerską. Kontrolowanie tego odcinka
pozwalało mu na komunikację z chorągwiami stacjonują­
cymi w klasztorze Nowodziewiczym. Wymienione baszty
obsadziło 200 żołnierzy piechoty cudzoziemskiej i 200
piechoty polskiej.
MOSKWA SIĘ BUDZI

„Wszak wiedzą o tym dobrze co są żywi wszyscy.


Pierwsze szczęście już przed tym, które otrzymane,
Odprawione do druku niedawno posiane.
Myśl nasza jest na ten czas, co nowo Pan Bóg dał.
Spisać jaką Królewski Żołnierz potrzebę miał.
Z Wojskiem Moskiewskim, które znowu się zebrało,
U Stolice mocą swą znacznie pokazało.
Którzy tam Żołnierzowi krótki czas Pańskiemu,
Byli nie tylko silni lecz przemożny jemu.
Tak bardzo ich z każdych stron wielice trapili,
Że im już Zamek jeden gwałtownie odbili.
Przywiedli ich i k temu do głodu wielkiego,
Iż im już nie stawało dostatku żadnego.
Owszem k temu nad niemi i tego dowiedli,
Że od niewoli wielkiej konie swoje jedli”.

Fragment relacji Michała Hofmańskiego — żołnierza


i wierszoklety — dotyczący walk w Moskwie na przełomie
marca i kwietnia 1611 r., oddaje w pełni nie tylko ich
dramaturgię, ale także niezwykle ciężkie położenie, w któ­
rym już niebawem znalazły się oddziały Gosiewskiego

1 M. H o f m a ń s k i , Porażka cudowna wojska moskiewskiego w stolice


po Szczęśliwym odjechaniu K.J.M. przez Żołnierza tamże będącego i na
ratunek od Króla Jego Mości posłanego otrzymana, Poznań 1611, BCz,
dp 32021.
Mimo sprawnego poradzenia sobie z przeciwnikiem, które­
mu pokrzyżowano plany zajęcia Moskwy sytuacja nie
przedstawiała się najlepiej. Okazało się, że garnizon nie
dysponuje wystarczającymi zapasami prowiantu, aby myśleć
o długotrwałej obronie stolicy; a na to się zanosiło, ponieważ
nikt w Moskwie właściwie nie wiedział, kiedy car Włady­
sław przybędzie, aby objąć powierzone sobie państwo.
Paradoksalnie, ale żołnierze Gosiewskiego sami byli winni
sytuacji, w jakiej się znaleźli.
Podpalając kolejne kwartały Białegogrodu i rozległego
Zamoskworieczia puścili z dymem wszystko, co mogło
przedłużyć przetrwanie oddziałom garnizonu w oblężonej
stolicy. Realizacja planu, aby ogniem wykurzyć prze­
ciwnika poza Skorodom i, co ważniejsze, uniemożliwić
mu zorganizowanie gniazd oporu w mieście, okazała
się ważniejsza niż działania zabezpieczające. Można
przypuszczać, że żołnierze przed podłożeniem ognia
dokonywali rabunków, ale korzyść z tego czerpali tylko
rabusie. W jednej z anonimowych relacji natrafiamy
na następujący passus: „(...) naszy wzięli korzyść bardzo
wielką, bo stolicę wszystkę splundrowali do 500 zł
[na głowę — T.B.]”2 . W rzeczywistości z pewnością
„obłowili” się nie wszyscy, a podczas dzielenia łupów,
także nie każdemu dostało się po równo.
W tej sprawie sięgnijmy do relacji o wiele bardziej
miarodajnych, Maskiewiczowi wryło się w pamięć: „(...)
ledwo co mi większego wychwycono rzeczy do Krym-
gorodu, a wszystko diabeł pobrał. Jedno poszarpali, a drugie
pogorzało. I żywność wszystka poszła wniwecz” 3.
Z kolei wysłannik Gosiewskiego, który wkrótce po
pacyfikacji Moskwy podążył do króla pod Smoleńsk
z najświeższymi wiadomościami, z nieukrywaną goryczą

2 Anonimowa relacja z wydarzeń moskiewskich, pierwsza połowa


1611, BR, rkps, 139.
3 S . M a s k i e w i c z , op. cit., s . 188.
wspominał: „Tymczasem kiedy bitwa trwała, niektórzy
z naszych zapomniawszy sumienia i wszystkiej cnoty
swojej, co mieli posiłki dawać swoim rzucili się do
Kitajgrodu. Cerkwie, kramy kupieckie, które tam bardzo
obfite były, dwory bojarskie i wszytek zamek złupili
i zdarli, wielką korzyść wziąwszy, nadęci stali się urzędom
swoim nieposłusznemi. Karać ich nie masz jako, nie
są starzi z niemi bez prace i trudności. Aż kiedy się
wracali nasi w nocy nazad po tej rozprawie, zastali
te łotry niecnotliwe, a oni się już do Krymgrodu do
zamku ostatniego najwyższego dobywają, łupić w nim
i drzeć już poczęli, tak iż nasi z temi swemi łotry
ledwie się uspokoić mogli” 4.
Gdy jedni walczyli, inni rabowali. Ostatecznie jednak
udało się zmusić owych „nieuczciwych” do podzielenia się
z towarzyszami broni. „(...) wszyscy na majdan składać się
musieli i przysięgali wszyscy, towarzystwo i pacholikowie,
rotą od wojska napisaną w kole przed tym towarzyszem, co
majdan przedawał (a w każdym pułku był osobny majdan)”
— wspomina Maskiewicz 5.
Nie polepszało to jednak trudnej sytuacji garnizonu.
Logicznym rozwiązaniem było zorganizowanie oddziałów,
które dostarczałyby prowiant spoza murów miasta. Do tej
roli najlepiej nadawały się oddziały Mikołaja Strusia i Jana
Piotra Sapiehy. I po to rozwiązanie sięgnie Gosiewski.
O tym jednak za chwilę.
Przenieśmy się teraz do obozu pospolitego ruszenia.
Na czele powstania przeciw wojskom stacjonującym na
Kremlu (przypomnijmy, że w skład garnizonu — prócz
wojsk polsko-litewskich i kilkuset piechurów cudzoziem­
skich — wchodziły także formacje strzelców moskiewskich,
którzy pozostali wierni przysiędze złożonej na wierność
4 Relacja ustna bojarzyna, który dostarczył list Gosiewskiego, 1611,
BCz, rkps, 106, k. 661-662v.
5 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 193.
carowi Władysławowi) stanęli: Prokop Lapunow, książę
Dymitr Trubecki i Iwan Zarudzki. Stało się to dzięki
kompromisowi, jaki zawarła dworiańska część pospolitego
ruszenia z Kozakami. W tym miejscu warto zwrócić uwagę
na to, że poszczególne „pułki” nie były jednolite pod
względem składu społecznego. Czas chaosu, jakim była
smuta w państwie moskiewskim, pojawiający się samo­
zwańcy, nieustanne bunty i walki, przemarsze wojsk — to
wszystko rozluźniało władzę centralną i lokalne struktury
administracyjne, rujnowało gospodarkę. Źródła donoszą o
kozackich oddziałach samozwańczych atamanów. Na
przykład w październiku 1608 r. chłopi perejasławlscy
na długo zapamiętali grasującą w ich okolicy stanicę
atamana Kondratija Miliajewa. Oddział ten odpowiedział
na we­ zwanie Lapunowa i przybył pod Moskwę bić „Lachów
i Litwę”. Chłopi nazwali podkomendnych Miliajewa „doń-
cami”, czyli Kozakami przybyłymi znad Donu. Wiele
wskazuje na to, że duża część Kozaków w oddziale
Miliajewa była nimi tylko z nazwy, inaczej mówiąc byli to
doprowadzeni do ruiny dworianie i dzieci bojarskie, dla
których sposobem na życie stało się przystąpienie do jego
„partii”. Takich przykładów było znacznie więcej, ale
ograniczmy się do jeszcze jednego: „Pomiestie Wojna
Gustieniewa w Bieżeckom Wierchu puste, chłopiątek nie
ma tam ni jednego, a ten Wojn Gustieniew, opuściwszy tę
pustoszę, zbójuje w Kozakach z Fiedką z Bronnikowym
i z jego towarzyszami” 6.
Z podobnych powodów akces do „kozaczyzny” zgłosiło
także wielu chłopów i chołopów, których pociągała roman­
tyczna legenda o wolnych Kozakach, nie mających żadnego
pana nad sobą. Nikt nie sprawdzał ich przeszłości, a oni
sami żyjąc w wolnej stanicy czuli się niezależni jak nigdy
przedtem.
6 N. P. D o l i n i n, Podmoskownyje półki (kazackije „tabory”) w na-
cjonalno-oswoboditielnom dwiżenii 1611-1612, Charkow 1958, s. 34.
Jak widać nie każdy Kozak pochodził znad Donu. Z tego
względu nie należy przeceniać liczebności „wojska doń­
skiego” nie tylko w wojnach za Wasyla Szujskiego i Iwana
Bołotnikowa, ale także w pospolitym ruszeniu 1611 r.
Rzeczywistość była bardziej złożona. Pułki Zarudzkiego
i księcia Trubeckiego, które uważa się za kozackie, re­
krutowały się nie tylko z Kozaków dońskich (np. stanice
atamanów Afanasija Kołomny, Makara Kozłowa, Fiłata
Mieżakowa, drużyny Romanowa, Stiepana Taszłykowa),
ale także —jak w wypadku oddziałów Kondratija Miliajewa
albo Fiedki Bronnikowa — ze zubożałych dworian, dzieci
bojarskich albo chłopów i chołopów7. Ale i to jeszcze nie
jest pełen obraz.
Warto przyjrzeć się głównym dowódcom. Książę Trube-
cki swego czasu zgłosił akces do obozu tuszyńskiego
i w nagrodę samozwaniec nadał mu tytuł bojara: — bardzo
dziwny więc był to Kozak. Wśród Kozaków nie miał
wielkiego autorytetu, a swoją pozycję zawdzięczał poparciu
dworiaństwa, które wraz z nim pociągnęło na Moskwę
z Tuły i Kaługi.
W przypadku Iwana Zarudzkiego — historia wygląda
podobnie, choć jego droga życiowa obfitowała w wiele
zakrętów. Był typowym awanturnikiem, który potrafił wyko­
rzystać okres zamętu. W latach 1606-1607 zbliżył się do
Iwana Bołotnikowa. Następnie w obozie Dymitra Samozwań­
ca II otrzymał tytuł bojara i stanął na czele wiernych mu
Kozaków dońskich. Na początku 1610 r. widzimy go w sze­
regach poselstwa bojarskiego, które negocjuje pod Smoleń­
skiem warunki obioru na cara królewicza Władysława.
W lipcu 1610 r. bierze udział (rzecz jasna po stronie

7 Według najbardziej prawdopodobnych szacunków uważa się, że


możliwości mobilizacyjne Kozaków dońskich, w okresie stanowiącym
temat tej książki, wynosiły 8-10 tys. ludzi (zob. N. A. Mininkow,
Donskoje kazaczestwo w epochu pozdniego sredniewiekowia (do 1671 g.),
Rostow-na-Donu 1998, s. 84-85).
Żółkiewskiego) w bitwie pod Kłuszynem. W końcu, jak
pamiętamy, przybywa z hetmanem pod Moskwę, ale
prędko ucieka do obozu samozwańca. Pod koniec tegoż
roku wypowiada posłuszeństwo carowi Władysławowi
i wraz z Lapunowem organizuje pospolite ruszenie.
W skrócie tak się przedstawiała kariera Zarudzkiego, który
miał większe prawo z powodu pochodzenia niż Trubecki,
aby pretendować do roli atamana wszystkich Kozaków —
rzeczywistego, nie malowanego. Co z tego wyszło,
pokazała przyszłość: jego Kozacy przehandlowali go
władzom moskiewskim, a ich zdradę — jak można było się
spodziewać — przypłacił śmiercią na palu. To tyle o bojarach,
szlachcicach, byłych chłopach i niewolnikach, którzy
koniecznie chcieli zostać atamanami, esałuami, dziesię-
tnikami, słowem Kozakami.
Jeszcze parę słów o dworianach nie rozproszonych po
stanicach kozackich, ale wchodzących w skład pułków
Zarudzkiego i Trubeckiego. Przy okazji omawiania osoby
Trubeckiego wspomnieliśmy, że jego pozycja w pospolitym
ruszeniu była odzwierciedleniem poparcia, jakiego udzielali
mu dworianie i dzieci bojarskie, którzy wraz z nim przybyli
pod Moskwę. Byli to ochotnicy z Tuły, Kaługi, ale także
z Briańska, Mieszczewska, Kozielska, Medyni i innych
grodów z tzw. ukrainy państwa moskiewskiego. Doprowa­
dzeni do ruiny dotychczasowymi wojnami, grabieżami
dokonanymi przez „Litwę” i najazdami tatarskimi przybyli
pod Moskwę w jednym celu — odkuć się, i tak jak Kozacy
w stanicach tworzyli zwarte oddziały.
Zdeklasowani dworianie oraz wywyższeni chłopi i cho-
łopi — mieniący się prawdziwymi Kozakami — okazali się
znaczącą przeciwwagą dla dworiańskiej części pospolitego
ruszenia, grupującą się w pułkach Lapunowa. Ci ostatni
chcieli przywrócenia swojej dominującej pozycji w systemie
feudalnym. Ich reprezentantem był Prokopij Lapunow,
który choć różnie w przeszłości bywało, zawsze reprezen-
tował interesy swojego stanu. Co prawda w 1607 r. wraz
z riazańskimi dworianami przyłączył się do Bołotnikowa,
ale gdy zrozumiał, że nie po drodze mu z chłopsko-
-kozackim wodzem przeszedł na stronę Szujskiego. Służył
mu wiernie aż do lipca 1610 r., kiedy wspólnie z bratem
zmusili go do abdykacji. Walka o wzięcie w karby Kozaków
doprowadzi go do śmierci, ale o tym będzie jeszcze okazja
wspomnieć.
Teraz parę słów o administracyjnej stronie przedsię­
wzięcia pod nazwą pospolite ruszenie. Jeszcze w Riazaniu
Lapunow rozpoczął organizowanie administracji, która
miała działać na potrzeby kierowanego przez niego ruchu.
Przede wszystkim chodziło o koordynację działań ukierun­
kowanych na tworzenie wojska i planowanie kampanii
przeciw wrogowi, następnie — zorganizowanie poboru
podatków na ziemiach, które podporządkowały się jego
władzy, oraz gromadzenie zapasów broni i prowiantu. Pod
Moskwą natomiast nastąpił dalszy etap tworzenia admini­
stracji: powołano wiele urzędów, które miały zapewnić
przedsięwzięciu dopływ rekrutów, środków i pieniędzy
z podatków, a także sprawować pieczę nad całością. Na
czele Razrjadu Pułków stanęli diak Nikołaj Nowokszczenow
i dumny diak Sydawny Wasyliew; dumny diak Denis
Safonow, depozytariusz pieczęci pospolitego ruszenia,
kierował Pieczętnym Prikazem; Pomiestnym Prikazem —
dumni diacy: P. Tretjakow, N. Nowokszczenow i diak
Gierasim Martemjanow (uczestniczył także w działalności
Dużego Prikazu); Tymofiej Witowtow — Klasztornego
Prikazu itd.
Wymienieni tu urzędnicy oraz inni, o których nie
wspomnieliśmy, zorganizowali administrację pospolitego
ruszenia, a później, kiedy wszystko zaczęło funkcjonować,
utrwalali na papierze zarządzenia, a także prowadzili
korespondencję z miastami, niekiedy — jako specjaliści —
brali udział w podejmowaniu decyzji. Można powiedzieć,
że dowódcy pospolitego ruszenia pod Moskwą znaleźli
znakomitych kandydatów na urzędników. Wielu z nich
rozpoczynało karierę za czasów Borysa Godunowa. Wielu
z nich, po zamordowaniu Lapunowa uciekło z Moskwy do
Niżnego Nowogrodu, do formujących się tam oddziałów
Kuźmy Minina i księcia Dymitra Pożarskiego, gdzie walnie
przyczynili się do nadania całemu przedsięwzięciu solidnych
ram administracyjnych.
Tymczasem Gosiewski podjął zdecydowane działania
przeciwko Hermogenesowi, który, według referendarza
litewskiego, był źródłem wszystkich tarapatów, w jakie
popadł garnizon. Sędziwy patriarcha został bezceremonial­
nie wtrącony do aresztu i nie był to areszt domowy:
„Malickiemu jakiemu, poruczonego z roty Małyńskiego
towarzyszowi, który go tak pilnował, że nikt bez wiadomo­
ści jego i pozwolenia do patriarchy nie wszedł, a samego
i za próg nie wypuszczał” — zapamiętał Maskiewicz8.
Taki los spotkałby zapewne księcia Andrieja Golicyna, ale
zginął podczas walk. Nie wiadomo czy poległ z mieczem
w ręku, czy podczas zamieszania, kiedy do jego dworu
wpadli siepacze, nasłani na przykład przez Gosiewskiego,
i zabili bezbronnego. O patriarsze moskiewskim i okolicz­
nościach śmierci Golicyna statysta, przyglądający się z blis­
ka tamtym wydarzeniom, napisał: „Zabit też w tej stołecznej
bitwie ten zdrajca Galliczyn pierwsza głowa przeciwko
królowi Jegomości rebellizantów, brat rodzony tegoż dru­
giego posła zdrajcy. Także urzędowanie od bojar dumnych
Patriarcha już jest nie pod przystawem, ale z urzędu
złożony i zrzucony, a wrzucony do więzienia, i ten
niegodzien dłuższego żywota, co wiedzieć do tego czasu,
co z nim nasi uczynili, bo ten i Galliczyn zdrajca przedniejsi
byli incentorowie tej rebelliej na Króla Jmci” 9.
8 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 192.
9 Relacja ustna bojarzyna, który dostarczył list Gosiewskiego, 1611,
BCz, rkps, 106, k. 664.
16 kwietnia doszło do walk, których wynik okazał się dla
garnizonu niepomyślny. Starcie to było częścią przyjętej
przez Gosiewskiego taktyki wciągania przeciwnika w poty­
czki, z zamiarem uprzykrzenia mu życia i możliwie jak
największego nadwerężenia jego sił. Ważnym celem przed­
sięwzięcia było także wyparcie przeciwnika z okolic klasztoru
Siemionowskiego i z samego klasztoru. Moskwianie jednak
nie byli takimi kiepami, jak zwykli widzieć ich żołnierze
Gosiewskiego. Maskiewicz wspomina: „(...) z kolei woj­
skowej znowu przypadło pułkowi naszemu, to jest Kazanow-
skiego Marcina. Wyszliśmy w sobotę już na insze miejsce
niż pierwu, chcąc ich koniecznie zwabić do potkania. Więc
że choć i pułk był potężny, przydano nam jeszcze Niemców
1000, nad którymi był kapitanem Borkowski (...)” 10.
Po wstępnych harcach Kazanowski chciał zaatakować
przeciwnika, od którego dzieliły go błota i mokradła
w okolicy Jauzy. Jednak jego plan obejścia niedogodnego
terenu i uderzenia na Moskwicinów — z jednej strony rotą
piechoty Borkowskiego, z drugiej jazdą — spalił na
panewce, doszło bowiem do prestiżowego sporu między
Kazanowskim i Borkowskim, który któremu ma wydawać
rozkazy, bo obaj mieli stopień pułkownika. Maskiewicz,
biorący udział w tym starciu, szczegółowo opisał przyczyny
niepowodzenia: „Widząc tedy Kazanowski, że on nie chciał
[Borkowski — T.B.], a sam się swymi jeno kusić nie śmiał,
nie do końca i Niemców dufając, aby na nas z tyłu nie
uderzyli, rozkazał się umykać chorągwiom pomału ku
zamkowi. Chorągiew księcia Poryckiego, że na czele samym
stała, pod którą jam służył, kiedy się już kazano umykać
po trosze ku domowi, Kowalski, co chorągiew nosił, acz
był serca wielkiego, choć statury małej, ale że nie był
experient, co miał w miejscu, jako stał, konia obrócić
głową, gdzie był zad; i tak każdy, i towarzysz, i pacholik,

10 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 190-191.


miał uczynić, że szeregi żadne iść nieprzyjacielowi miały,
a przednie na zadzie z chorągwią, dla snadniejszego obro­
nienia się ku nieprzyjacielowi, jeśliby nacierał; to on
z szeregiem nawrócił wszystkim nazad, w oczach patrza-
jącego nieprzyjaciela, który wielkie serce stąd wziąwszy,
rozumiejąc, że uchodzim, wszystkim tłumem pocisnął się
za nami. Obróci się chorąży nasz do nich, damy trochę
wstrętu nieprzyjacielowi, ale cóż, kiedy ten tłum wszystek
na nas jedzie, a chorągwie, co nam w posiłku miały być,
dobrze w przód uchodzą ani się nazad obejrzy nikt. Widząc,
że sami tak gęstego nieprzyjaciela nie możem zatrzymać na
sobie albo raczej dać odporu, uchodzim w sprawie obronną
ręką. Kilkakroć obracał chorągwią Kowalski, ale próżno
było. Moskwa tak resolute wpadała do szeregów naszych,
żeśmy się tak wrącz z nimi z koni ściągali. Z łuków też
nam szkodzili, co rzadka u nich, ale takim jednak sposobem,
że ugadzali tam, gdzie zbroje nie było, a do tego z blizu.
Borkowski, choćby mógł ratować nas, nieprzyjaciela rozer­
wać nie chciał. W tej potrzebie pod chorągwią naszą
towarzystwa 5 zabito, a Zaruckiego Zachariasza pojmano
[brata Iwana Zarudzkiego — T.B.]. Pacholików z 10
zginęło, a najwięcej na przeprawie, bośmy mieli bardzo złą
przeprawę na błocie od nich idąc ku zamkowi. W inszych
rotach i jeden nie zginął, bo dobrze uciekali. Z Niemców
też żaden [nawet z] rucznicy nie wystrzelił” 11.
A jak to wyglądało obserwowane z innego miejsca?
Przyjrzyjmy się ciekawej relacji Marchockiego (jego prze­
kaz to najprawdopodobniej zbitka kilku potyczek, które
stoczono między 7 a 16 kwietnia w rejonie rzeczki Jauzy,
w pobliżu klasztoru Siemonowskiego, jednak wspomina on
także o nieskoordynowanym odwrocie z 16 kwietnia):
„Ten monaster zaraz osadzili; i choć tak wielkie wojsko
mieli, nie ufając, hulajgorodami dokoła ostawili się. W kilka

11 Tamże, s. 191-192.
dni wybraliśmy się do nich w pole wszystkim wojskiem,
mało co w murach zostawiwszy. Natarliśmy blisko pod ich
obóz, ale oni wynijść nie chcieli. Była tuż pod obozem ich
osada wioska, w której oni mieli Strzelce swoje. Tam pan
Gąsiowski, piechoty niemieckiej mając z sobą za sto
muszkieterów, puścił do tej wioski, żeby mogli wystrzelać
moskiewską piechotę; ale [nic] nie wskórali. Wyparto ich
stamtąd i nastrzelano po trosze, że piechota nasza musiała
ustępować ku jeździe, a potem i nam, konnym, ta piechota
moskiewska poczęła szkodzić i pod moją chorągwią towa­
rzysza Jurkowskiego w oko trafili. W głowie została kula,
[a] on sam z konia za zabitego spadł. Dotrzeźwiliśmy się
go potem. Przyszło do tego, że towarzystwo, mając długie
rocznice, musieli zsiadać z koni i strzelać się z oną
piechotą. A chorągwi cofnęliśmy dobrze nazad, bośmy byli
blisko bardzo, a niepotrzebnie natarli. Ustąpiła piechota
moskiewska, a jazdy wywabićeśmy nie mogli; i stojąc tak
długo, przyszło nam schodzić ku miastu: co oni obaczywszy,
wysunęli się za nami ze swoich onych fortelów. Cośmy się
od nich na czoło obrócili, to oni nazad cofnęli się; co my
zaś ku miastu postąpim, to oni za nami. A wo z trudnością
i z niebezpieczeństwem to zejście z pola od nich nam
przyszło. Bo oni taki mają sposób, posuniesz się do niego,
to ucieka, czynisz odwrót, to on za tobą. A to jednak
zeszliśmy dobrze z łaski Bożej i więcej o nich nie kusiliśmy
się, bośmy nie mieli z to siły; okrom o ten monaster
pokusili się byli nasi z petardą, ale nic nie sprawili. Prędko
potem naparł się jeden nasz ze swym pułkiem pod tenże
ich obóz; ażeby nie przechodzić Wiauzę, pozwolił mu tego
pan Gąsiowski. Wyszedł i stanął na tej stronie na pogorzelis­
kach. Moskwa obaczywszy [to], wypadli nań potężnie. On
że i miejsca nie miał sposobnego kopijnikowi do potkania,
przyszło mu uchodzić aż do miasta” 12.

12 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 90-91.


Garnizon wdał się w niepotrzebne walki, w czasie
których poniósł straty, a na domiar złego oddziały po­
spolitego ruszenia zajęły wschodnią i północno-wschodnią
część murów Białegogrodu, a po ich zewnętrznej stronie
założyły obóz (okolice tzw. woroncowskiego pola): „Obóz
po podmurzu swój między murem i rzeka Wiauzą po­
stawili, końcem go do rzeki Moskwy przytknąwszy,
a drugi koniec obozu pociągnął się ku Nieglinnej rzece,
która przez miasto idzie” 13.
Na szczęście dla Gosiewskiego i jego żołnierzy nie była
to zupełna blokada. Garnizon kontrolował jeszcze kluczowe
baszty Białegogrodu, zapewniające połączenie z Kremlem:
„Miękicką [Nikicką], którą osadziliśmy dwiema sty piechoty
niemieckiej; tam miała bliskie sąsiedztwo z Moskwą
w Twerskiej bramie, którą też oni opatrzyli dobrze; druga
nasza brama Harbacka [Arbacka], trzecia Czartolska [Czer-
tolska], czwarta narożnia nad rzeką Moskwą o pięciu
wieżach i brama Wodna. To wszystko osadziliśmy polską
piechotą, której nie mieliśmy i dwóch set” — opisuje
Marchocki 14.
Popatrzmy jak w tej sytuacji odnaleźli się żołnierze
garnizonu. „Częstośmy na wycieczki wychodzili pieszą,
bośmy pobliżu siebie byli, ale nie tak naszym chceniem,
jako [nas] musem przycisnęli. Jako nasi dla trawy koniom
wyszli, to wnet zwada z nimi. To my swoich posiłkujemy,
a oni swoich, i tak «pod czas krwawa draka, a pod czas
smiertnaja draka», jak oni zowią, z wielką szkodą jednak
naszych, bo wynidzie u nich na wycieczkę tak wiele, jako
że my i wojska nie mamy. Częstośmy i na zasadzki w nocy
wysyłali za Moskwę rzekę konno, a potem dawszy przy­
czynę przywodzili ich na nie. Bywałoć z łaski Bożej
często, że nie daremna praca bywała, ale jednak nam stąd
korzyści niewiele, chyba [że] więźnie na odmianę za
13 Tamże, s. 91.
14 Tamże.
swoich dając. Tymeśmy się handlem jeno bawili”. — Wspo­
minał Maskiewicz 15.
Nawiasem mówiąc wycieczki po paszę dla koni odbywały
się na łąki i sady carskie położone na Zamoskworiecziu.
Interesujące też, że dochodziło do wymian jeńców.
Gosiewski nie zamierzał jednak czekać, aż zostanie
zupełnie odcięty od świata. Jeszcze w końcu stycznia
1611 r. referendarz litewski porozumiał się z Mikołajem
Strusiem i Janem Piotrem Sapiehą co do możliwości
udzielenia pomocy garnizonowi moskiewskiemu w wypad­
ku pogorszenia się jego sytuacji. Jak pamiętamy, Struś
przybył pod stolicę już nazajutrz po wybuchu w niej walk.
Teraz przyszła kolej na Sapiehę, który aby wyruszyć z leży
zimowych pod Moskwę musiał najpierw przekonać swoich
żołnierzy do dalszej służby dla króla, z którym przez zimę
nie udało się zawrzeć porozumienia co do wysokości
żołdu, którego domagali się żołnierze. Trzeba przyznać, że
byli strasznie oporni, ale Sapieha nie miał czym ich
zachęcić. Prześledźmy zresztą od początku wszystkie te
konfederacje, poselstwa, koła i kółka, słowem ceregiele:
26 stycznia 1611 r. Sapieha otrzymuje list z Moskwy od
Gosiewskiego, „(...) w którym pisze, dając znać o niebez­
pieczeństwie, następującym od Lepunowa, który, na zmowie
z Moskwą, następuje do stolicy, prosząc na Bóg żywy
o posiłek” 16.
Następnego dnia Sapieha pisze do Gosiewskiego: „(...)
życzyłby sobie tak dobrej sławie nie pozostać, jako i odsługi
u króla jego mości sobie nie zjednać i tam iść posiłkować
gotów by był, ale że rycerstwo dlatego zażyć się nie da, że
nie ma nic gruntownego i zawartego w sprawach swych
z królem jego mością”.
Nazajutrz Sapieha otrzymuje list od Mikołaja Strusia, który
„(...) daje znać i o tym, że [Lapunow — T.B.] idzie przeciwko
15 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 193-194.
16 Dziennik Jana Piotra Sapiehy, s. 359 i następne.
niemu i o posiłek prosi, do którego toż jego mość odpisał,
co do pana Gąsiewskiego”.
29 stycznia: „Tegoż dnia było koło generalne, w którym
czytano konfederacją, która to w sobie ma, że przy
zasługach swych, pod tymże regimentem konfederować się
chcą”. Innymi słowy oddziały powołały związek wojskowy
i będą dochodzić swoich roszczeń finansowych u króla.
Oddziały Sapiehy rozłożyły się w kilku miejscach w okolicy
Oki, o zawiązaniu konfederacji należało więc powiadomić
i skonsultować się z towarzyszami broni.
„Dlatego też 30-go odprawił jego mość [J. P. Sapieha
— T.B.] posłów: sędziego Zalewskiego i pana Podbiel-
skiego, do tej tam części wojska pod Mieszczerskiem
będącej, posławszy im in copia konfederacją napisaną”.
1 lutego Sapieha, przez Lichwin i Pieremyszl przyjeżdża
do klasztoru w Szorowkinie: „Tegoż dnia odprawił posłów
od Kozaków zaporoskich, żeby byli ostrożnymi i mieli na
pilnym oku Leponowa i Zaruckiego, którzy nieprzyjacielski
przeciw nam zamysł mają”.
4 lutego: „Tegoż dnia przyjechał w nocy sługa od jego
mości pana kanclerza litewskiego [Lwa Sapiehy — T.B.],
z listami, z których wątpliwość urosła o pieniądzach od
króla jego mości”.
Następnego dnia: „(...) rozpisał jego mość listy do rot,
aby się zjeżdżali do koła generalnego na niedzielę przyszłą,
to jest ad 6 Februarii, ale że wiadomość wziął z listów, że
nasi posłowie jadą od króla jego mości, odłożył to do
zwrócenia się panów posłów”.
7 lutego: „Tegoż dnia przyszły listy z Moskwy, w których
daje znać pan Gąsiowski o niebezpieczeństwie, następują­
cym od Leponowa z Rzezani, także też o posiłek prosi”.
13 lutego: „(...) było koło generalne, w którym posoczyw-
szy z relacji poselstwa od króla jego mości, że nic pocieszne­
go nie odnieśli w sprawach swych, ale tylko obietnicami
nakarmieni, spuściło wszystko rycerstwo na obmyśliwanie
jego mości pana hetmanowe i tak pułkowników, jako
i rotmistrzów (...)”.
14 lutego: „(...) miał jego mość (J. P. Sapieha — T.B.]
koło swe prywatne pułkownicze (...). Zgoda ta w tym kole
była: posłów posłać do króla jego mości, z ostatnią
rezolucją, że «do tego czasu nie skwapiali się na nic złego
i owszem król jego mość znał powolność naszę (...)».
Także i ta zgoda była: do Moskwy posłać do braci swej,
uskarżając się na niewdzięczność króla jego mości, tudzież
też oświadczając się, że «jeżeliby zatem co przeciwnego na
nich, jako na bracią naszą, przypadło, że nie przy nas wina
zostanie, ale przy niewdzięczności króla jego mości»”.
15 lutego: „(...) miało być koło generalne, do którego się
przed szalonymi dniami zjechać nie mogli. To nazajutrz
odłożone”. Dodajmy, aż wytrzeźwieją!
16 lutego: „(...) w Popielec było koło generalne, w którym
zgodzili się, aby jego mość pan hetman [J. P. Sapiehę
tytułowano także hetmanem, to pozostałość po służbie
u samozwańca — T.B.], sam odjechał do króla jego mości,
dla lepszej perswazji i ukazania zatrudnienia tej wojny,
tudzież też, aby tam zaraz posoczywszy to, żeby król jego
mość uczynił, że o sobie przemyśliwać chcą"
21 marca: „(...) do Smoleńska [przyjechał, do obozu
króla jego mości]”.
Od 30 marca do 28 kwietnia w Uświacie Jan Piotr
Sapieha kuruje się i odpoczywa w objęciach stęsknionej
żony Zofii. Nie przeczuwa nawet, że to ostatnie spotkanie
z ukochaną małżonką — śmierć jest już blisko.
25 kwietnia Sapieha dostaje „(...) listy króla jego mości
i jego mości pana kanclerza i innych (...) prosząc i upomi­
nając, aby jechał do wojska swego, dając znać o niebez­
pieczeństwie, które nastąpiło na stolicę od Lepunowa,
w których piszą, że rycerstwo króla jego mości, obawiając
się niebezpieczeństwa, nie ufając sile swej, spalili kilka
zamków, mianowicie Białhorod i ninie, przed nastąpieniem
Leponowym, w Krymhorodzie zawarli się. Moskwy do stu
tysięcy wysiekli, patriarchę wsadzili do turmy”.
Od 7 do 24 maja Sapieha jest jeszcze pod Smoleńskiem:
odbywają się tam gorączkowe narady z królem i jego
dostojnikami; a następnie pożegnawszy się z żoną, która
towarzyszyła mu pod Smoleńskiem, ruszył w drogę.
17 czerwca Sapieha w końcu pojawił się ze swymi
oddziałami pod Moskwą. Zdołał wytargować od władcy
jedynie żołd za dwa kwartały, który miał zostać wypłacony
— uwaga! — ze skarbu moskiewskiego. Podczas drogi pod
stolicę starosta uświacki przyjął chytrą taktykę: tak długo
jak się dało zwodził przeciwnika co do swoich intencji.
W związku z tymi unikami Sapiehy Maskiewicz wspomina:
„(...) wezbrał się do stolicy z wojskiem swym, dawszy się
z tym słyszeć, że «bić się z Moskwą nie będzie, jeno
umawiać kontrakty z nimi»; o czym Moskwa mając
wiadomość, a wiedząc już o nim w Możajsku, wysyłają
posłów swoich do niego, znosząc się z nim i chcąc go
wyrozumieć, z jakim umysłem idzie. Upewnił [Moskwę
Sapieha] i przez posły ich, i przez swoich znowu, że
z dobrym dziełem do nich idzie” 17. Najwyraźniej dezinfor­
macja zrobiła swoje, bo: „(...) Moskwa swarzyła (...) że «na
wasz Sapieha idiot k’nam»”. Najgorsze jednak było to, że
wielu żołnierzy Gosiewskiego nie wiedziało, co o tym
myśleć. Dowódcy z pewnością orientowali się, że kom­
binacje Sapiehy to tylko zasłona dymna i tak naprawdę to
podąża z odsieczą, jednak mało poinformowani mieli prawo
podejrzewać jakąś zdradę. Wrażenie to wzmogło się po
przybyciu pod stolicę: „Do stolicy ani sam, ani towarzysz
z wojska jego żaden do nas nie posłał. Dziwujemy się
i czekamy, co dalej będzie” — zapamiętał jeden z tych
nieuświadomionych18. Doszło nawet do tego, że 23 czerwca
podczas akcji, którą poza murami przeprowadzali żołnierze
17 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 194.
18 Tamże.
Z garnizonu (licząc na współdziałanie oddziałów Sapiehy)
starosta uświacki uchylił się od udzielenia pomocy i roz­
kazał im wrócić na stanowiska. Jeszcze jakiś czas Sapieha
prowadził dziwne z pozoru rokowania — to z Lapunowem,
to z Gosiewskim. Sytuację tę wyjaśnia Budziłło. Wspomina
on, że żołnierze Sapiehy „(...) domagali się pierwej, nie
chcąc nic robić, pieniędzy za 2 ćwierci z skarbu według
responsu JKM (...)” 19. Być może żołnierze Sapiehy, wiedząc
w jak trudnej sytuacji znalazły się oddziały garnizonu,
próbowali wytargować więcej niż owe „dwie ćwierci”.
Ostatecznie jednak: „(...) po długich alterkacjach obiecał
dać fantami pan Gosiewski 400 000” 20.
Równocześnie Lapunow próbował wpłynąć na żołnierzy
Sapiehy, obiecując im wypłacenie zaległej ćwierci żołdu
jeśli przejdą na jego stronę. Ostatecznie przeważyła propo­
zycja Gosiewskiego i jak zanotowano w dzienniku starosty
uświackiego: „30. Junii było koło pułkowe, w którem
zgodzili się, ruszyć się pod nieprzyjaciela” 21.
1 lipca oddziały Sapiehy rozłożyły się obozem w pobliżu
klasztoru Dońskiego, na południe od Moskwy. W nocy
z 2 na 3 lipca Lepunow rozlokował część swoich oddziałów
niemal naprzeciwko pułku Sapiehy, w pobliżu klasztoru
Daniłowskiego 22.
II lipca starosta uświacki przeprawił się ze swymi
oddziałami przez Moskwę i rozłożył się obozem w pobliżu
traktu twerskiego. Dwa dni później przybył na Kreml,
gdzie odbył naradę z Gosiewskim i Zborowskim w sprawie
dalszych działań przeciw wojskom moskiewskim. Kanceli­
ści Sapiehy zanotowali, że „(...) podał Jego Mość Pan
Sapieha to między Ich Mościów, żeby to potrzebniejsza,
wprzód czatę potężną między zamki moskiewskie puścić,

19 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 120; Dziennik Jana Piotra Sapiehy, s. 309.


20 J. B u dz i ł ł o, op. cit., s. 120.
21 Dziennik Jana Piotra Sapiehy, s. 311.
22 Dziennik Jana Piotra Sapiehy, s. 312; J. B u d z iłło, op. cit., s. 120.
a tymczasem, nim się zwróci, stolicę obwarować, żeby się
i żywności sposobiło, i nieprzyjaciela rozerwało, a potem,
gdy się wojsko w żywność sposobi, nieprzyjaciela wszyst-
kiemi siłami znosić. Stanęło na tem, że użyli Jego Mości
Sapiehi, aby tam poszedł na tę czatę, a zaś za dwie
niedzieli do Moskwy się wracał” 23.
14 lipca, zgodnie z planem, starosta uświacki wraz ze
swymi oddziałami pociągnął na północny wschód od
Moskwy. Pułki stacjonujące na Kremlu i w Kitajgrodzie
wydzieliły do pomocy Sapieże znaczny oddział, który
podążył wraz z nim. Marchocki w związku z tym wspomina,
że „(...) samiśmy przy nich po pół pocztów i po kilku
towarzyszów spod chorągwi posłali; że poszło naszych
samych przy nim półczwarta tysiąca [3500 — T.B.].
Daliśmy im za starszego Mikołaja Kossakowskiego. Nas
samych nie zostało więcej półczwartu tysięcy, okrom
Niemców i piechoty polskiej” 24.
Lapunow bacznie obserwował zarówno ruchy oddziałów
Sapiehy, jak i garnizonu moskiewskiego: zauważył odejście
pułku starosty uświackiego, jego uwadze nie uszedł także
fakt znacznego uszczuplenia sił garnizonu, których część
podążyła z Sapiehą. Co prawda Gosiewski przeprowadził
akcję dezinformacyjną, ale jej efekty były odmienne od
zamierzonych. Marchocki w związku z tym wspomina: „A
chcąc pokryć przed Moskwą nasz defekt, zmyśleliśmy
sobie, że nam wieść przyszła, że hetman litewski idzie
z wielką potęgą do nas, o czym lepiej Moskwa niż my
wiedziała. Wyszliśmy wszyscy jak się przymierzchało na
blanki i na triumf strzelaliśmy; z dział i z ręcznej strzelby.
Nam się zdało, że u nas bardzo gęsta strzelba była,
a Moskwa nas z tego wyśledziła, że nas kąsek w murach
zostało”. Pisze on dalej, że „(...) tej nocy nie próżnowali
i zgotowawszy się, jak trzeba, cicho pod mury Kitaj-
23 Dziennik Jana Piotra Sapiehy, s. 314; J. B u d z i 11 o, op. cit., s. 121.
24 M. Marchocki, op. cit., s. 95.
gorodowe do kwatery pana Zborowskiego i do kwatery
pana Strusia, ze trzy godziny przede dniem, drabiny
przystawili” 25.
Szturm oddziałów moskiewskich w nocy z 14 na 15
lipca na pozycje polsko-litewskie w Kitajgrodzie był
niezwykle silny. Marchocki zapamiętał, że walka toczyła
się na blankach, w których atakujący wybili wiele dziur.
Impet moskiewski skupił się przede wszystkim na baszcie
narożnej w Kitajgrodzie i basztach w zachodniej części
Białegogrodu (Wodjannaja, Wsiechswjatskaja, Czertols-
kaja, Arbackaja, Nikickaja), które sąsiadowały z Krem­
lem. Mimo pospiesznego ściągnięcia posiłków z innych
rejonów Kitajgrodu i Kremla, udało się utrzymać tylko
narożną basztę kitajgrodzką. Dramatyzm walki oddaje
relacja Marchockiego: „I już ich było na kwaterze pana
Zborowskiego na murach kilkadziesiąt. Jam na swojej
bramie, którą’m był sobie dobrze ufortyfikował i przecię
wolne wyjście dał, wycieczek uczyniłem był, bo wszyscy
insi byli bramy swe pozasypywali. Natenczas po wszyst­
kich oknach rozsadziłem był pilne posłuchy, z których
jeden pachołek Sczawińskiego postrzegł Moskwę. Oni
przed kwaterą pana Strusową, która była podle mnie,
snują się i pierwej rozumiawszy że psi, która była na tym
pogorzelisku okrutna rzecz: «Nie wiem czy psi, czy
Moskwa» — powiada, a potem poznawszy, że ludzie,
zawoła: «Moskwać, do dzwonka.». Porwałem się i ja,
kazałem we dzwonek uderzyć; bo taki jest zwyczaj
u Moskwy, że na każdej baszcie dzwonek mają, i kiedy
czego postrzegą, żeby i drugich ogłosili. Jam też tym
sposobem na swej baszcie był uczynił.
Jak na mojej bramie w dzwonek uderzono; co Moskwa
dotąd cicho robiła, dopiero okrzyk uczynili; na drabiny
drudzy poleźli. Nasi na onę trwogę wypadali z gospód

25 Tamże, s. 95-96.
i najpierwej moje towarzystwo rzuciło się na kwaterę pana
Strusową. Tam już i z drabinami Moskwę spychali z muru.
Druga Moskwa już była i dziury dobre w murze opano­
wała, i nimi w miasto strzelali, i poobrażali naszych
niektórych. Kiedy ich tu wsparto, a już dnieć poczęło,
obrócili się Moskwa z oną swoją wszystką potęgą na
kwaterę Bobowskiego, który trzymał basztę narożną w Ki-
tajgrodzie nad rzeką Moskwą i basztę przyległą tejże
baszcie w Białym Murze. Powiodło się im tam zrazu,
wyparli naszych z baszty Białego Muru. Już było duszno
Bobowskiemu, i w baszcie tej Kitajgrodowej narożni;
i blisko tego było, od niej ustępować naszym.
Co prędzej z drugich kwater daliśmy im posiłki. Poszczęś­
cił Pan Bóg, że i baszty narożnej obronili, i z Białej znowu
Moskwę wszystkę wyparli. Zginęło wtenczas koło tej baszty
dobrego towarzystwa kilka, mianowicie: Sokoł, Bobrownicki,
inszych nie pamiętam. Kiedy ich i stamtąd odparto, poszli na
tamte bramy na inszej stronie miasta, cośmy je trzymali
w Białym Murze; i naprzód do Miękickiej bramy, gdzie była
piechota niemiecka, impet uczynili. Bronili się nasi na niej
długo, ale myśmy im żadnym sposobem, w takiej małości,
ratunku dać nie mogli, sami świeżo będąc nastraszeni. Zapalili
potem ognistymi strzałami na nich dach, który kiedy się zajął,
a im ogień za szyję padać począł, musieli się im poddać. (...)
Przyszli potem do narożnej baszty o piąciu wierzchach nad
rzeką Moskwą. Na tej było półtora sta piechoty polskiej
z Pieniążkiem rotmistrzem. Bronili się i ci długo na wierzchu
baszty dobrze; spodek Moskwa opanowała, kędy zastali kul
z dawna tam położonych ognistych niemało. Zapalili te kule
i tak onę piechotę onymi kulami wykurzyli i do poddania się
przymusili” 26.
Tak więc całe mury Białegogrodu znalazły się w rękach
oddziałów moskiewskich. Sytuacja polsko-litewskiego gar-

26 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 96-97.


nizonu pogorszyła się jeszcze następnego dnia, bo 16 lipca
oddziały moskiewskiego pospolitego ruszenia opanowały
klasztor Nowodziewiczy 27.
Równocześnie Lapunow z towarzyszami postanowili
mocniej usadowić się na Zamoskworiecziu. Jak wspomina
Marchocki „(...) za rzeką Moskwą postawili dwa grodki
i osadzili potężnie; a do tego przykop głęboki od jednego
brzegu rzeki; jako szeroko zamki Krymgrod i Kitajgrod
zasiadły, tak długo aż do inszego brzegu uczynili”28.
W związku z tymi wydarzeniami sytuacja stacjonujących
na Kremlu i w Kitajgrodzie oddziałów stała się bardzo
ciężka. Utrata południowo-zachodniego odcinka murów
Białegogrodu, klasztoru Nowodziewiczego oraz umocnienie
się przeciwnika na Zamoskworiecziu, vis-â-vis Kremla
i Kitajgrodu, spowodowało, że oddziały Gosiewskiego
i Zborowskiego zostały zupełnie izolowane i jak zauważył
nieoceniony Marchocki: „Tylko co ptak mógł przelecieć,
tle człowiekowi od nas wynijść albo do nas przyjść, by był
najprzemyślniejszy, było trudno” 29.
W tak trudnej sytuacji Gosiewski po raz kolejny sięgnął
po prowokację. Bacznie obserwował sytuację w taborach
moskiewskich i narastające animozje między dowódcami:
Iwan Zarudzki i Kozacy — ci znad Donu i „samozwańcy”
— zaczęli prowadzić swoją politykę eksploatacji przypad­
łych im w udziale ujezdów. Działania ich miały jawnie
rabunkowy charakter, a przy poborze prowiantu i pieniędzy
dochodziło często do gwałtów i nadużyć. Oczywiście, nie
Zyskało to akceptacji wodzów moskiewskich stojących na
Czele oddziałów dworiańskich, które często rekrutowały się
Z ujezdów grabionych przez Kozaków. Lapunow postanowił
Ukrócić samowolę Zarudzkiego i jego mołojców. 10 lipca
27 Skazanije Awraamija Palicyna, wyd. O. Dierżawina i Je. Kołosowa,

Moskwa-Leningrad 1955, s. 217.


28 M. Marchocki, op. cit., 97-98.

29 Tamże, s. 98.
władze pospolitego ruszenia wydały ukaz, w którym m.in.
uregulowana została zasada poboru podatków i prowiantu
oraz ich podziału pomiędzy poszczególne oddziały. Od tej
pory wszelkie dochody miały spływać do skarbu pospolitego
ruszenia. Żołd miał być wypłacany według pochodzenia
i długości służby. Przy okazji zabroniono Kozakom samo­
wolnego pobierania prowiantu i pieniędzy z włości, które
dotąd okupowali. Nad tym miały czuwać mieszane komisje
dworian, dzieci bojarskich, strzelców i Kozaków 30.
Jak widzimy dowództwo pospolitego ruszenia poważnie
potraktowało problem samowoli i braku dyscypliny ze
strony Kozaków. Z drugiej strony takie postawienie sprawy
przez Lapunowa, Trubeckiego i formalnie Zarudzkiego nie
mogło spodobać się krnąbrnym żołnierzom. Pozbawienie
ich możliwości poboru podatków i prowiantu, przeniesienie
tego obowiązku na mieszane komisje, było dla Kozaków
nie do przyjęcia. Wcześniej sami decydowali o tym, ile
i komu zabrać, teraz, pozbawieni tego przywileju, musieli
pokornie zdać się na hojność liderów dworiaństwa. Poza
tym odebranie im przyzwolenia na, w granicach rozsądku,
rabowanie sprawiło, że zmuszeni byli potraktować na serio
cel obecnej służby, a mianowicie wygnanie Polaków
i Litwinów z Moskwy. Lapunow, sprawca całego zamie­
szania, stał się ich głównym wrogiem 31.
Jak już zasygnalizowaliśmy, Gosiewski bacznie obser­
wował rozwój konfliktu w taborach przeciwnika i dosko­
nale wiedział, że Zarudzkiemu i „Dońcom” potrzebny
jest pretekst do rozprawy z Lapunowem. Dlatego też
referendarz litewski sięgnął do swego arsenału technik
kreowania rzeczywistości. Oddajmy głos Maskiewiczowi:
„Gąsiewski sztuki zażył — pisze on. — Porwano raz na
30 I. Z a b i e l i n , Minin i Pożarskij, s. 270, 275; Nowyj lietopisiec,
s. 109.
31 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 202; Nowyj lietopisiec, s. 112-113;
N. D o 1 i n i n, op. cit., s. 33-78.
wycieczce Moskwicina, znacznego bojarzyna tam u nich,
któremu Gąsiewski bez wszelakiego miłosierdzia rozkazał
szyję uciąć rzekomo o jawne krzywoprzysięstwo, że
królewicowi przysiągłszy wiary nie dotrzymał. A ówdzie
naszych subordynował, aby go przywodzili znowu do
obowiązania się przysięgą królewicowi, który choć śmierć
przed sobą widząc, za ledwo przypadł i przysiągł znowu.
Gąsiewski już temu, jako dufałemu człowiekowi rzeko­
mo, począł się zwierzać, że się znosi z Lepunowem,
i chcąc to przezeń zrobić, przywiódł go obietnicami
wielkimi łaski królewicowskiej i datkiem niemałym
zaraz, że się podjął tego. Zatem mu list od Lepunowa do
siebie ukaże zmyślony i rękę jego uformowaną, którą ten
Moskwicin bardzo dobrze znał, samemu tylko na pokoju
skrycie, ażeby o tym nikt nie wiedział, upewnił go
i zaklął. Zatem mu dał też listy do Lepunowa, odpisując
na ten do siebie list pisany, aby był też skrycie do niego
oddany. Upewnił go także i do siebie znowu od Lepuna
przeniesienie gramoty obietnicę odniósł. Ażeby się nań
domyślić nie mogli, na zamianę go za naszego dał jako
i drugiego więźnia”. Maskiewicz pisze dalej, że: „On
przyszedłszy do obozu swego, a zapomniawszy znowu
i drugiej przysięgi, co miał do Lepuna z tymi listy, to on
do rozradu i bojarom wszystkim opowiedział, twierdząc
zapewne, że sam widział u Gąsiewskiego gramoty własnej
ręki Lepunowej pisane, «gdzie z nim zdradę o was
knuje». Zarudzki też chciwy na te rządy podbił bębenka
Duńcom, że się wraz na Lepuna rzuciwszy, na szablach
go roznieśli i zabili” 32.
Dowódca garnizonu miał dostęp do przepastnego archi­
wum, w którym zapewne znajdowały się pisma z pieczęcią
Lapunowa. Pozwoliło mu to na przygotowanie odpowied­
niej fałszywki, która posłużyła jako uwiarygodnienie jego
32 S. Maskiewicz, op. cit., s. 201-202; Nowyj lietopisiec,
s. 112-113.
kontaktów z wodzem moskiewskiego pospolitego ruszenia.
Inną okolicznością, która niewątpliwie miała wpływ na
powodzenie całej akcji, było stanowisko Zarudzkiego
i stojących za nim murem Kozaków. Sprowadzało się ono
do tego, że byli skłonni sprzymierzyć się nawet z diabłem,
byle usunąć Lapunowa. Potrzebny był tylko pretekst,
którego dostarczył referendarz litewski, choć niemałą rolę
odegrało także wtrącenie do lochu w klasztorze Nikoły-
-Ugreżskiego 28 Kozaków, których bez zbytnich ceregieli
utopiono. Niezadowolenie Kozaków sięgnęło zenitu, kiedy
ciała pomordowanych przywieziono pod Moskwę.
1 sierpnia 1611 r. Kozacy dwukrotnie wzywali Lapunowa
do stawienia się przed nimi, a gdy ten nie pojawił się,
sprowadzili go siłą. Wtedy tłum rozsiekał nieszczęśnika.
Maskiewicz po zamordowaniu Lapunowa napisał: „(...)
Zarucki głową był u nich. Ten był poniekąd nam życzliwy,
jeno publice nie mógł tego pokazać nigdy, karząc się przed
sobą zabitym Lepunowem” 33.
Śmierć Lapunowa spowodowała duże zamieszanie w sze­
regach moskiewskich. Wielu dworian obawiając się o swoje
życie po prostu uciekło spod Moskwy do swoich majątków.
Prawdopodobnie ten odpływ nie był duży i nie on spowo­
dował rozsypanie się pospolitego ruszenia. Jednak konflikt
między dworiaństwem i Kozakami oraz śmierć Lapunowa
stopniowo pozbawiły pospolite ruszenie siły, nie była ona
zdolną uwolnić Moskwy i państwa moskiewskiego od
znienawidzonych okupantów. Co prawda Trubecki i Zaru-
dzki, wykorzystując autorytet archimandryty Dionisija
i mnicha Awraamija Palicyna, kierujących klasztorem
Troicko-Siergiejewskim, którzy w ich interesie rozsyłali
pisma z wezwaniami do poparcia pierwszego pospolitego
ruszenia, próbowali werbować pod swoje sztandary dwo-
riaństwo, ale przypływ nowych ochotników we wrześniu

33 S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 202.


i październiku 1611 r. nie był duży34. Inicjatywa powoli
przechodziła w inne ręce.
Wydarzenia, do których dojdzie niebawem w Niżnym
Nowogrodzie, będą próbą przejęcia inicjatywy w walce
z wrogiem przez nowe środowiska, dotychczas nie skompro­
mitowane w waśniach. Na początku września 1611 r. w Niż­
nym odbyły się regionalne wybory ziemskie. Jednym ze
starostów ziemskich został Kuźma Minin — miejscowy
kupiec — który wkrótce zaczął rozgłaszać, że we śnie ukazał
mu się św. Siergiej i wezwał do „obudzenia śpiących”.
Innymi słowy do stanięcia na czele ruchu, który ocali
ojczyznę zagrożoną przez wrogów wiary prawosławnej.
Do współpracy wybrał księcia Dymitra Pożarskiego,
który leczył się z ran odniesionych podczas walk w Mosk­
wie na przełomie marca i kwietnia 1611 r. Gdy Pożarski
wyzdrowiał pojawił się w Niżnym Nowogrodzie i tam lud
obrał go głową całego przedsięwzięcia. Minin i Pożarski,
organizując ruch polityczno-wojskowy, starali się uniknąć
błędów, które popełnili Lapunow, Trubecki i Zarudzki.
Nie mogło być mowy o takim systemie poboru podatków
i prowiantu jaki miał miejsce w wypadku pierwszego
pospolitego ruszenia. Dlatego też kupiec i książę zadbali
przede wszystkim o zapewnienie dostatecznych środków
finansowych i opracowanie sposobów ich gromadzenia
dla formujących się oddziałów, aby nie musiały one
wałęsać się po okolicy i grabić Bogu ducha winnych
chłopów. Było to nad wyraz logiczne podejście do
sprawy: w ten sposób żołnierzom nic nie zaprzątało głów
i mogli się skupić wyłącznie na przygotowaniach do
rozprawy z wrogiem.
Pierwsze pieniądze na potrzeby nowego pospolitego
ruszenia (w odróżnieniu od stacjonującego pod Moskwą
34 Archimandryt Dionisij i Awraamij Palicyn do wszystkich grodów
moskiewskich, 6 października 1611, SGGD, s. 577-579; N. D o l i n i n ,
op. cit., s. 83-84.
pospolitego ruszenia Trubeckiego i Zarudzkiego przyjęło
się nazywać je drugim pospolitym ruszeniem) przekazali
kupcy z Niżnego Nowogrodu i okolicy: ludzie Strogano-
wów, z Jarosławia — Wasylij i Stiepan Łatykinowie oraz
Wtoroj Czystoj, moskwianie — Onikiej Porywkin i Filon
Doszczannikow. Niebawem swoich żołnierzy przysłały
Gorochowiec i Bałachna, przybyli także dworianie i strzelcy
— uchodźcy ze Smoleńska, Dorohobuża i Wiaźmy, w sumie
około 2000 ludzi.
W listopadzie na wezwanie Minina i Pożarskiego przy­
łączyły się do nich grody z okolic środkowej Wołgi — od
Bałachny do Kazania, a informacje o tworzeniu się nowych
sił rozeszły się w grodach Zamoskowia i Pomorza.
Paradoksalnie, ale na sukces Minina i Pożarskiego
w pocie czoła pracował Zarudzki, choć jeszcze nie zdawał
sobie z tego sprawy. Po śmierci Lapunowa bowiem
w pierwszym pospolitym ruszeniu, szczególnie w jego
kręgach kozackich powstała koncepcja uznania carem syna
Maryny Mniszech i nieżyjącego już Dymitra Samozwań­
ca II — Iwana Dymitrijewicza. Natychmiast zareagował
przeciwko tej koncepcji trzymany w odosobnieniu, w kre-
mlowskim dworze należącym do klasztoru Kiriłło-Bieło-
ozierskiego, patriarcha moskiewski. W jednym ze swoich
pism, przemyconych poza Kreml, wzywał grody położone
nad Wołgą i na Pomorzu: „(...) bądźcie w miłości i jedności,
nie wszczynajcie sporów, które miały miejsce w
przeszłości (...), a wybór władcy na hosudarstwo
moskiewskie, jakiego nam Bóg poda, uczyńmy w porozu­
mieniu z całą ziemią”35. Zaklinał, aby nie brano pod uwagę
syna Maryny. Wezwania te odniosły skutek: Zarudzki był
skompromitowany. Kilka miesięcy później, kiedy pod
presją Kozaków uzna kolejnego samozwańca, który objawi
się w Pskowie, doszczętnie się pogrąży.
35 Kazańcy do mieszkańców Permu Wielkiego, Kazań, 30 sierpnia
1611, AAE, s. 242-244.
Minin i Pożarski, dowódcy formujących się w Niżnym
Nowogrodzie oddziałów drugiego pospolitego ruszenia,
rozpatrywali możliwość podążenia przez Suzdal pod
Moskwę, aby wspomóc siły pierwszego pospolitego ru­
szenia. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie dys­
ponowali odpowiednio wielkimi silami, aby pod Moskwą
przejąć inicjatywę. Wpływ miała też afera z próbą uznania
carem syna Maryny. Wobec tego wyprawę odłożyli
na dogodniejszy czas.
Tymczasem jesienią 1611 r. oddziały braci książąt Pro-
sowieckich — Andrieja i Iwana — którzy rządzili w Suz-
dalu i Włodzimierzu (formalnie w dalszym ciągu uznawali
władzę Zarudzkiego i Trubeckiego), podjęły działania
przeciw oddziałom, wówczas już nieżyjącego, Jana Piotra
Sapiehy, stacjonującym w ujeździe suzdalskim i rostow-
skim. Przy okazji warto odnotować, że okupacja „sapieżyń-
ców” dała się we znaki miejscowej ludności. Do dzisiaj
zachowało się wiele nazw miejscowości albo punktów
topograficznych, które swoimi nazwami nawiązują do
mrocznych czasów polsko-litewskiej okupacji: „Panowe
gory”, „Sapiegine gory”; wioski: „Wieśka”, „Liachowo”,
„Panikarowo”, „Trepariewo”, „Dusziłowo”. Do dzisiaj
śpiewa się i opowiada w tamtych okolicach dumki i byliny,
których tematem są historie z czasów stacjonowania pol­
skich okupantów. Jedna z nich opowiada, jak to ludność
rozprawiała się z maruderami z oddziałów Sapiehy: pew­
nego dnia do jakiegoś domu przychodzi oberwaniec,
wpółślepy, i prosi o coś do jedzenia. Gospodyni krząta się
przy kuchni, przygotowując strawę dla swojej rodziny.
Widząc owe indywiduum jej serce mocniej uderza, bynaj­
mniej nie z powodu współczucia, bo po mowie poznaje, że
nie jest to żaden „wołchw” (wędrowny bajarz-gawędziarz),
naznaczony przez Boga nędzą i kalectwem, tylko niedawny
okupant. Gospodyni nie zastanawiając się wylewa wrzący
kisiel z mąki na głowę zbója. Zaślepia ją nienawiść do
osobnika, który jeszcze niedawno rabował i gwałcił. Dopiero
po chwili zauważa, że nie ma już więcej mąki, z której
można by ugotować jeszcze jedną porcję strawy. No cóż,
rodzina będzie głodna, ale okupantowi solidnie się dostało 36.
Wróćmy jednak do działań braci Prosowieckich przeciw
wojskom Sapiehy:
19 listopada — „(...) pan Kamiński z częścią wojska do
Suzdala chodził, chcąc go czatą ubieżeć, ale się [Moskwa na
czas] postrzegli, nic im uczynić nie mógł”.
22 listopada — „(...) pana Zezulińskiego z rotą w Rosz-
towie [Rostowie] pogromiono i samego do więzienia
[wzięto?], którego był pan Kamiński do Rosztowa posłał na
zadzierżenie onego [miasta]”.
2 grudnia — „(...) pan Budziłło z rotami pana Sie-
maszkową, pana Podhorodińskiego, pana Wierzbickiego
do Rosztowa poszedł. Gdy na nocleg pod Rostowem
stanął w siele Ugleczach, a wojskowi pisarze, którzy
się byli dla rozpisania gospód naprzód do Rosztowa
pokwapili, w nocy tegoż miesiąca ze dnia 5 na dzień
6 na nich kniaź Prozorowski [Proszowiecki — T.B.]
w kilkuset koni napadł. Ale iż prędko z panem Budziłem
posiłki przyszły (do tegoż też i rota pana Wierzbickiego
tam gotowa była), snadnie im odpór dali i wsparli,
goniąc ich aż pod monaster Borysa, mil 2”.
Mimo trudności oddziały Sapiehy zebrały prowiant dla
garnizonu moskiewskiego i w połowie grudnia wyprawili
go do Moskwy. Czas był ku temu najwyższy.
Cofnijmy się w czasie. 14 sierpnia Sapieha wraz ze
swoim pułkiem oraz garnizonowymi posiłkami pojawił się
pod Moskwą i rozłożył obozem w pobliżu traktu twerskiego,
na północny zachód od miasta. Tego dnia w jego dzienniku
pojawił się zapis: „(...) podszedł Jego Mość z wojskiem
pod stolicę, gdzie nieprzyjaciel od fortece przeciw niemu

36 M. N. T i u n i n a , Rostow Wielikij, Jaroslawl 1969, s. 188.


nie wyszedł na strzelenie z łuku”37. Jednak z powodu
bierności przeciwnika zaniechał dalszych działań i na­
kazał swoim oddziałom powrót do obozu. Zanosiło się na
to, że powtórzy się sytuacja sprzed dwóch miesięcy, kiedy
to starosta uświacki zwlekał z udzieleniem pomocy
garnizonowi. Czując co się święci, Mikołaj Kossakowski,
dowódca oddziału wysłanego z Moskwy wraz z Sapiehą
w celu zebrania prowiantu dla garnizonu, wziął inicjatywę
w swoje ręce: „(...) odłączyli się od pana Sapiehy; trzy
tysiące ich, a pięćset przy żywności zostawili. Poszli do
tych bram, które nam Moskwa pobrała, spodziewając się,
że będą mogli przez którą dobyć się do nas”38. Jednak
próba przedarcia się od zachodu, przez odcinek murów
Białegogrodu przylegający do Kremla nie powiodła się.
Kossakowski próbował więc innego sposobu: chciał
dotrzeć na Kreml przeprawiając się w dwóch miejscach
przez rzekę Moskwę — w okolicach Krymskiego Brodu
i vis-â-vis Kremla. Plan był dobry i wykonanie nie gorsze:
„Tam i Moskwie, i im rzecz była niespodziewana; na
gródek jeden, których tam była dwa, napadli, że Moskwa
strwożywszy się z tego gródka do drugiego dalszego
uciekać poczęli; i tego ustąpili. Oni dawszy gródkom
pokój, przykopę garściami zarównawszy, przeprawowali
się i pławili pod zamek Krymgród” 39.
Tymczasem żołnierze stacjonujący na Kremlu ruszyli
swoim towarzyszom na odsiecz, która szybko przerodziła
się w działania zaczepne, zakończone dobrym rezultatem.
„Zastawszy, że bez przeszkody przeprawę mają, poszliśmy
przez Krym-gród w Białe Mury, ku tym basztom i bra­
mom, cośmy je byli potracili (...). Prawie tak gwałtem
wydarliśmy się i uczyniliśmy impet do pierwszej bramy,
co ją Wodną zwano. My zewnątrz, a od wody pan

37 Dziennik Jana Piotra Sapiehy, s . 320; J . B u d z i ł ł o, op. cit., s . 123.


38 M. M a r c h o c k i , op. cit., s . 9 9 .
39 Tamże, s. 100.
Borkowski z ośmiądziesiąt Niemców i z onymi naszymi
pachołki. Nie strzymała nam Moskwa w tej pierwszej
bramie, poczęli uchodzić do baszty o piąciu wierzchach;
i tam niedługo zabawili się. I tak od bramy do bramy
ustępowali, a my za nimi wszędzie. Na harbackiej bramie,
zawarło się ich siedemdziesiąt, których insi odbieżeli. Koło
tych siedmidziesiąt bawiliśmy się długo, ze szkodą swoją
niemałą, chcąc ich dobyć. Zabito tam u tej bramy kilku
towarzyszów znacznych, między inszymi Rudzkiego i Mol-
skiego (...) u rotmistrza Rogowskiego. Widząc, że na tych
zabawa nam niepotrzebna, i [że] dalibyśmy byli Moskwie,
na tych się bawiąc, czas do poprawy, minęliśmy ich (którzy
się potem w nocy poddali), a poszliśmy po drugich
basztach aż do bramy Miękkickiej; odebraliśmy tę bramę,
i osadzili. I poszliśmy dalej aż do bramy Twerskiej. Ta
brama była potężnie osadzona, że ordinarie przy niej
bywało dwa tysiąca ludzi. Bawiliśmy się koło niej chwilę,
aż Moskwy wtem zza Nieglinny od ich obozów przyszło
niemało. Poparli nas stamtąd, kule padały jak grad między
nami, a dziwna rzecz, że mało szkodziły. Musieliśmy
ustępować do Miękkickiej bramy. Poszli oni i na Miękki-
cką bramę, bo ich coraz więcej przybywało wielkim nacis­
kiem. Przyszło naszym i z bramy Miękkickiej zbieżeć
i jużeśmy się byli puścili bardzo ku zamkom swoim. Dali
się potem nasi uhamować i zawściągnąć, żeśmy zaś znowu
ku Miękkickiej bramie pobieżeli. Moskwie też Pan Bóg dał
strach, że odbieżała Miękkickiej bramy i ustąpili ku Twer­
skiej, a myśmy objęli bramę”40. W wyniku tych zdecydowa­
nych działań południowo-zachodni odcinek murów Białego-
grodu został ponownie opanowany przez oddziały Gosiews­
kiego. Następnego dnia Sapieha wprowadził do miasta posiłki
i prowiant dla garnizonu41. Jednak to nie koniec sukcesów:
udało się ponownie zająć klasztor Nowodziewiczy.
40 Tamże, s. 100-101.
41 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 124.
Tymczasem niemal od dwóch miesięcy sytuację w pań­
stwie moskiewskim zmieniło doniosłe wydarzenie: oto 13
czerwca, po 20 miesiącach oblężenia, padł Smoleńsk.
Sukces ten rozwiązywał ręce królowi. Wkrótce też na
pograniczu rozpoczęła się organizacja oddziałów, które
— jak pułk Sapiehy — miały zagwarantować dostarczanie
posiłków do Moskwy. Na ich czele stanął hetman litewski
Jan Karol Chodkiewicz. Od początku było jednak wiadomo,
że siły, które poprowadzi litewski dowódca, będą niewy­
starczające do wykonania wszystkich zamierzonych działań.
Pustki w skarbie królewskim doskwierały oddziałom pod
Moskwą i w Moskwie. Brak pieniędzy na opłacenie formacji
stacjonujących w mieście lub w jego okolicach, mógł
spowodować groźne skutki. Gosiewski miał nie lada problem
— oprócz żołdu dla chorągwi swoich i Zborowskiego — na
jego głowę spadły żądania ze strony żołnierzy Sapiehy. Druga
połowa sierpnia zeszła, oprócz sporadycznych starć, na
dyskusjach między referendarzem litewskim a Sapiehą i jego
rotmistrzami oraz podkomendnymi służącymi w Moskwie
dotyczących uregulowania żołdu za dotychczasową służbę.
Sytuacja zaś przedstawiała się następująco: wszystkie pułki,
oprócz formacji starosty uświackiego, były na żołdzie
królewskim. Skarb królewski najwięcej zalegał pułkom
służącym od początku kampanii smoleńskiej, a więc zaciąg­
niętym w połowie 1609 r. Chodzi tu o pułki Gosiewskiego,
Wejhera, Kazanowskiego, Żółkiewskiego i Strusia. Sprawa
wciągnięcia na żołd królewski pułku księcia Romana Różyń-
skiego, nad którym po jego śmierci komendę objął Zborowski,
nie była jasna. „Zborowszczykom” skarb królewski winien
był jakąś sumę, ale jej wysokość nie była uzgodniona
i inaczej widzieli to dzielni wojacy Zborowskiego, inaczej zaś
strona królewska. Zresztą i tak przez cały okres pobytu
wymienionych pułków w Moskwie pieniądze od króla spod
Smoleńska nie nadeszły, i nic nie zapowiadało zmiany tej
sytuacji. Oddziały te miały na razie otrzymywać drobne
kwoty ze skarbu carskiego na bieżące wydat­
ki. Wypłacano je regularnie do przełomu marca i kwietnia
1611 r., tzn. do momentu, gdy spływały podatki z miast,
które uznały cara Władysława. Po wybuchu walk w Moskwie
i rozpoczęciu jej blokady dopływ pieniędzy ustał. W drugiej
połowie sierpnia żołnierze stacjonujący w mieście zaczęli
stanowczo dopominać się zaległych kwot ze skarbu carskiego.
Chodziło im o zaległy żołd za jeden kwartał, właśnie od
kwietnia do lipca 1611 r., i upływający w październiku
drugi. Jak wspomina Maskiewicz nacisk żołnierzy na dowód­
ców doprowadził do tego, że Gosiewski i Zborowski
zaczęli „(...) zatem z bojary porozumiewać się. Zgodziwszy
się z sobą, pozwolili z kaźni carskiej za dwie ćwierci
wojsku dać fantami (ponieważ pieniędzy nie było w skarbie)
w kramowych [karmowych] pieniądzach, które byli umówili
nam dawać po złotych 30 na koń” 42.
Również Sapieha ze swymi rotmistrzami naciskał Gosie­
wskiego, aby ten ujął jego oddziały w rozliczeniach
z bojarami. Po trudnych rozmowach, na przełomie sierpnia
i września, obydwie strony doszły do porozumienia. Sapie-
żyńcy zgodzili się przyjąć na poczet żołdu za dwa kwartały
40 tys. złotych i w zastaw insygnia carskie za dwie ćwierci.
Według Marchockiego były to: „(...) dwie czapce złotem
powleczone, a kamieńmi sadzone, w które cary swoje
Moskwa koronować zwykła; berło i jabłko, oboje złote,
kamieńmi sadzone”43.
28 sierpnia niespodziewanie zachorował Sapieha. Po­
czątkowo sytuacja nie wyglądała groźnie, gdyż do 3 wrześ­
nia pełnił on swoje obowiązki i dopiero rozwój choroby
spowodował, że starosta uświacki przewieziony został na
Kreml do pałacu Szujskich. Funkcję dowódcy przejął
chorąży mozyrski Józef Budziłło. Nie cieszył się on jednak
takim autorytetem jak Sapieha, gdy więc do obozu dotarła
42 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 201.
43 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 104.
informacja o agonii starosty uświackiego, 5 września część
chorągwi z pułku Sapiehy, ignorując regulamin i rozkazy
Gosiewskiego, opuściła obóz i podążyła ku granicom
Rzeczpospolitej. Domyślamy się, że byli to ci, którzy nie
zaakceptowali uzgodnień w sprawie wynagrodzenia za owe
dwa kwartały. W wyniku tych zdarzeń z około 1700
żołnierzy z Budziłłą pozostało tylko 950 44.
To w tych oddziałach powstała myśl zawiązania kon­
federacji w odpowiedzi na bierność króla wobec finansowych
żądań nieopłaconych pułków pod Moskwą. Wraz z tym
wydarzeniem sytuacja garnizonu w Moskwie i pozostałej
części oddziałów Sapiehy pogorszyła się. 15 września
o godzinie 4.00 nad ranem zmarł Jan Piotr Sapieha. Przy­
czyną śmierci była zapewne infekcja, która wdała się w jedną
z powierzchownie zabliźnionych ran. Podczas kampanii
w państwie moskiewskim Sapieha brał udział w walkach,
nieraz nadmiernie ryzykując, a mimo to nie poniósł śmierci
na polu bitwy. Przyznajmy jednak, że życie zakończył jak
przystało na człowieka dużego formatu: w carskim łożu 45.
Śmierć starosty uświackiego, człowieka w sile wieku,
niewątpliwie komplikowała realizację interesów państwa
polsko-litewskiego na wschodzie. To między innymi dzięki
jego działaniom możliwe stało się militarne i polityczne
zaangażowanie Rzeczpospolitej w państwie moskiewskim.
19 września z Moskwy zostali wysłani posłowie na sejm,
który miał się rozpocząć 26 września w Warszawie. Każdy
pułk wysłał swoich przedstawicieli, którzy działając ręka
w rękę mieli wymusić na królu wypłatę zaległego żołdu.
Gdyby władca był oporny, mieli zagrozić mu zawiązaniem
44 I. Tiumiencew, Smuta w Rossii w naczale XVII stoletija:
dwiżenije Łżedymitrija II, Wolgograd 1999, s. 182; J. B u d z i 11 o, op. cit.,
s. 482-483.
45 Czastnoje pismo Pietra Naszczokina Maksimu Jakowlewiczu Stroga-
nowu o sobytijach towo wremieni, [w:] N. D o li n i n, op. cit., s. 120-121;
Otpiska i Wierchoturska w Turinsk o prisylkie Polskich pliennikow i ich
rosprosnych rieczej, [w:] Akty wriemieni mieżducarstwija, s. 47-48.
konfederacji i opuszczeniem Moskwy. Na wypłacenie
należności dali królowi czas do 6 stycznia 1612 r. 46
Wraz z poselstwem żołnierskim wysłani zostali z Mo­
skwy przedstawiciele dumy bojarskiej: Jurij Trubecki, Michaił
Sałtykow-Morozow oraz dumny diak Wasylij Janów 47. Posłowie
moskiewscy dojechali tylko do Wiążmy. Tu hetman litewski
Chodkiewicz, który zmierzał właśnie pod Moskwę, gdy zapoznał
się z twardym stanowiskiem posłów i stojącej za nimi dumy
bojarskiej, opartym na ustaleniach z września poprzedniego
roku, zawrócił ich. Wódz litewski chciał w ten sposób zmusić
do ustępstw stronę moskiewską. Jednak, jak wspomina Mar­
chocki: „Na Moskwie, wróciwszy ich posły do stolicy, nie
wymógł inakszego, tylko takież; bo bojarowie powiedzieli
«byśmy mieli zdrowie swoje kłaść, inakszego na nas nie
wymożecie»”. Dodaje on: „Posłano ich z tym za nami, ale już
omieszkali sejmu; to im pan hetman sprawił. Odprawili to
swoje poselstwo we trzy niedziele albo we cztery po sejmie.
Pociechy żadnej nie odniósłszy, wrócili się do Moskwy” 48.
Zanim Chodkiewicz ze swymi skromnymi siłami pojawił
się pod Moskwą 25 września oddziały pospolitego ruszenia
przypuściły szturm na Kitajgród. Jak wspomina Maskiewicz:
„(...) upatrzyli czas pogodny, kiedy wiatr srogi był i z moź-
dzierzów 10 zaraz wystrzelili ognistymi kulami do Kitajgro-
du (...)”49. Jednak oddział Budziłły, mimo niewątpliwego
zamętu, bo oprócz zmagań z rozprzestrzeniającym się
pożarem obrońcy musieli odpierać atak na wschodnie mury
dzielnicy handlowej, sprawił się bardzo dzielnie. Jak opisuje
chorąży mozyrski: „(...) wojsko pana Sapieżyne na obóz
ich uderzyło, posławszy pierwej do zamku kilka rot na

46 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 103; S. M a s k i e w i c z , op. cit., s.


204; J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 128-133.
47 Diariusz poselstwa moskiewskiego wysłanego do Warszawy z końcem
r. 1611, [w:] Polska a Moskwa w pierwszej połowie wieku XVII, wyd. A.
Hirschberg, Lwów 1901, s. 339-340.
48 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 103.

49 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 202.


posiłek, czym szturm rozerwali”50. Chorągwie wysłane przez
Budziłłę na Kreml dostały się tam zapewne przez południowo-
zachodni odcinek murów Białegogrodu, stykających się tu
Z murami kremlowskimi. Teraz dopiero widzimy jak ważną
rolę odgrywała ta pozycja w systemie obrony garnizonu
moskiewskiego. Wróćmy jednak do wydarzeń z 25 września:
szturm „pospolitaków” został odparty, jednak duża część
Kitajgrodu stanęła w ogniu. Maskiewicz wspomina:, Jużeśmy
go ratować nie mogli. Przez wiatr srogi i nawałność ognia
spalili nam Kitajgrod wszystek, jeno kramy murowane zostały
i cerkwie murowane, i cokolwiek od cegły było”51. Przewaga
zabudowy drewnianej, wąskie ulice i brak rąk do gaszenia
ognia przyczyniły się do takich zniszczeń.
Mimo wszystko Gosiewski i Zborowski nie zamierzali
opuszczać umocnień kitajgrodzkich. Nastąpiło tylko nie­
wielkie przemieszczenie inwentarza i zapasów poszczegól­
nych chorągwi. W związku z tym Maskiewicz zapamiętał
osobliwą historię: „Towarzystwo się do nas do Krymgorodu
wnosiło. Rotmistrz kozacki Rudnicki upatrzył sobie sklep
w cekhauzie próżny, z którego prochy już wystrzelano
było, i chcąc się tam wprowadzić dla mieszkania, rozkazał
ognia przynieść chłopcowi, aby upatrzył, jeśliby miał kędy
ogień kłaść, bo już zimno zachodziło. I jak prędko ogień
na ziemi położył, tak się w skok zajęło fuss on co nigdy
nie chędożony do prochów tam na ziemię napadł, którego
niemal na piędź było, bo od sta lat i dalej, jako zamurowany,
a prochy w nim poczęły stawiać. Tak ich wszystkich
wyrzucił, których natenczas było tam 18. Samego najbar­
dziej rozrzucało, że sztukę do sztuki przybrać nie mogli.
Dwaj jednak z tej liczby cało i zdrowo zostali. Choć ich
wysoko było wyrzuciło, bez obrazy na ziemię padli” 52.
4 października pod Moskwą zjawił się od dawna oczekiwa­
ny hetman litewski, z oddziałem liczącym około 2500
50 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 134.
51 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 203.
52 Tamże.
żołnierzy. Przy okazji Maskiewicz zauważył, że „(...) ze
Smoleńska ledwo nie większą część wziął, niźli co z nim
przyszło inflanckiego z Litwy”53. Hetman przywiódł ze
sobą dwanaście chorągwi jazdy oraz dwie piechoty swojego
pułku oraz pułk liczący jedenaście chorągwi jazdy wy­
dzielony z garnizonu smoleńskiego. Nie była to oszałamiająca
siła, zważywszy na postawione przed Chodkiewiczem za­
dania. Dysponując tak skromnymi środkami nie miał szans
zdjąć blokady Kremla i Kitajgrodu. Licząc na współdziałanie
oddziału Budziłły mógł jedynie spróbować osłabić ją.
5 października wraz z pułkiem chorążego mozyrskiego
ruszył ze swego dopiero co założonego obozu przy klasztorze
Nowodziewiczym i przeprawił się przez Moskwę.
Warto wspomnieć, że do tej pory klasztor Nowodziewiczy
w trakcie walk przechodził z rąk do rąk. W połowie lipca
został opanowany przez moskwian, z kolei miesiąc później
zajęły go oddziały Sapiehy. Wygląda na to, że później
wojska pospolitego ruszenia ponownie się w nim usadowiły,
na krótko bowiem przed przybyciem oddziałów hetmana
litewskiego został on przez nich podpalony54. Najwyraźniej

53 S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 203-204; Wojna z Polszeju


w 1609-1611 godach, s. 66-67; pułk Chodkiewicza to chorągwie:
Grzegorza Hlebowicza (93), Samuela Wołlowicza (63), Stanisława
Koniecpolskiego (89), (67), Albrychta Władysława Radziwiłła (112),
Tomasza Dąbrowy (153), Janusza Kiszki (85), Platemberga (71), Mikołaja
Korffa (61), Czarowicza, tatarska (100), Okołowicza (100), Bohdana,
tatarska (100); piechoty: Jana Karola Chodkiewicza (?), Fabiana Rudzkiego
(200); A. N a r u s z e w i c z , Żywot J. K. Chodkiewicza, Wojewody
wileńskiego, Hetmana Wielkiego W. Ks. Lit., t. II, Kraków 1858, s. 3: pułk
„smoleński” pod dowództwem Stanisława Koniecpolskiego to chorągwie:
Stanisława Koniecpolskiego (150), Tarnowskiego (100), Stanisława Lubomir­
skiego (200), ks. Janusza Koreckiego (50), Romana Hojskiego (50),
Snopkowskiego (100), Tęczyńskiego (100), Szczyta (100), Rozena, rajtarska
(100), Krzysztofa Moniwid Dorohostajskiego (150), Seja, rajtarska (?).
54 Czastnoje pismo Pietra Naszczokina Maksimu Jakowlewiczu Stroga-
nowu o sobytijach towo wremieni, [w:] N. P. D o l i n i n , op. cit.,
s. 120-121.
uznali, że utrzymanie się tam, gdy wróg podchodzi pod
miasto, przerasta ich możliwości i dlatego zabudowania
klasztorne puścili z dymem.
Po sforsowaniu rzeki Chodkiewicz zaatakował obozujące
W Skorodomie oddziały moskiewskie. Jak wspomina Budził-
ło: „(...) JM pan hetman i wojsko Sapieżyne (...) mieli
Z Moskwą pod samymi taborami potrzebę, którzy daleko
W pole nie śmieli wychodzić, tylko w swoim fortelu
Z taborami stali, których naszy w same tabory często
wpierali, ale iż mieli piechoty dostatek, snadnie naszych od
murów odparli strzelbą” 55.
Tak więc pierwsza próba przedarcia się do oblężonych, od
południa, od strony Zamoskworieczia, nie dała rezultatów.
Chodkiewicz jednak nie zrażając się: „(...) obozem się swym
położył u Krasnego Sioła, a wojsko pana Sapieżyne u Kuku-
cim tuż pod taborami moskiewskiemi”56. Taktyka była
prosta: nie da się wyprzeć przeciwnika ze Skorodomu to
trzeba go zmusić, aby go sam opuścił — dlatego hetman
rozłożył obóz w Krasnym Siole, blokując drogi wychodzące
z Moskwy na południe, skąd nadchodziły posiłki i prowiant
dla oddziałów pospolitego ruszenia. Hetman litewski zastoso­
wał wobec przeciwnika taką taktykę, jaką on stosował wobec
garnizonu moskiewskiego, a więc podjął próbę zablokowania
blokujących, coś w rodzaju podwójnego Nelsona. Jednak
z braku czasu nie dopiął swego.
U schyłku 1611 r. sytuacja oddziałów polsko-litew­
skich stacjonujących na Kremlu była trudna: „(...) już też było
głodem wojsko przyciśnione. Najbardziej konie nas trapiły, bo
zboża wór był droższy niż wór pieprzu. Do tego trawy za
obozem nieprzyjacielskim zasięgać musieliśmy, kędyśmy
wielką szkodę w czeladzi ponosili” — wspominał Maskie­
wicz57. Zapadła więc decyzja wysłania z miasta silnego
55 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 134.
56 Tamże.
57 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 204.
oddziału, którego zadaniem będzie dostarczenie prowiantu
do Moskwy. Chodkiewicz musiał zdecydować: kogo wysłać?
Zniechęcenie do służby w mieście było dość powszechne
i gdyby tylko pojawiła się możliwość, większość z radością
by je opuściła. Aby przywrócić atrakcyjność służby w Mos­
kwie, wprowadzono dodatkowy żołd, tzw. murowe, dla
żołnierzy i czeladzi zdecydowanej w niej pozostać. Mas­
kiewicz w związku z tym wspomina, że „(...) pozwoliwszy
służbę murową towarzyszowi po złotych 20, a pacholikowi
po złotych 15 na miesiąc, kto by na stolicy został”. Dodaje
on również, iż „(...) ci, którzy by w pole iść mieli, aby
i tych konie wzięli z sobą, co na murze zostają, dla
odżywienia, a pod chorągwią służba, pod jaką kto służył
i na jaki poczet, też im miało iść z pełna”58. Bojarzy
postanowili dać w zastaw na poczet tego żołdu klejnoty
carskie, jednocześnie zobowiązawszy się do ich szybkiego
wykupu. Były to: „(...) koron dwie carskich, jedna Hodunowa,
a druga Dymitra, co Mniszkównę miał (nie dorobiona
jeszcze była), rogów jednorożcowych dwa albo trzy, posoch
carski jednorożcowy, po końcach oprawny we złoto z dia­
menty, siodło husarskie tegoż Dymitra z kamieńmi i perłami
we złoto oprawne” 59.
Na przełomie października i listopada spod Moskwy
wyruszyły chorągwie mające zebrać i dostarczyć do miasta
prowiant. Budziłło wspomina, że Chodkiewicz „(...) Moskwę
tak ludźmi z wojska pana Sapieżynego jako i stołecznego
osadził pod tymiż starszymi ( . . . ) ” 6 0 . Maskiewicz zaś ciekawie
uzupełnia: „Kto żywność miał, a do tego chciał zostać, został
na murze sam, a drudzy czeladź zostawowali, sami wycho­
dząc w pole, że z bliżu 3000 w służbie wojska zostało na
murze”61. Wiadomo na pewno, że hetman litewski wraz ze

58 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 205; J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 134.


59 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 206.
60 J. B u dz i ł ł o, op. cit., s. 134.
61 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 206.
swymi oddziałami i częścią pułków dotąd służących w Mos­
kwie odszedł na północ, w rejon dorzecza Wołgi, i zamierzał
przezimować w tamtej okolicy. Miejscowością, w której
zamierzał kwaterować przez najbliższe miesiące, był Roha-
czew. Pułk Budziłły podążył nieco dalej na wschód niż
oddziały hetmana, w okolice Rostowa. Obydwie grupy
wzajemnie się ubezpieczały.
W połowie grudnia, w odpowiedzi na ponaglenia słane
z Moskwy, towarzyszące hetmanowi litewskiemu chorąg­
wie z garnizonu wyruszyły do stolicy. Rzeczywiście
sytuacja oddziałów stacjonujących w mieście była krytycz­
na. Wyczerpanie zapasów, które ostatni raz dostarczył na
Kreml w połowie sierpnia Sapieha, oraz ciężkie mrozy
doprowadziły do zwyżki cen na deficytowe towary spoży­
wcze. Budziłło wspomina: „(...) a 8 Decembris usque ad 26
tak ciężki głód był, taka drogość była: krowa rubli 70,
ćwierć szkapiny złotych 20, kokosz złotych 5, połeć
słoniny złotych 30, jaje złotych 2, kwarta ladajakiej
gorzałki złotych 12, piwa garniec złotych 2, miodu garniec
złotych 8, wróbel groszy 10, sroka albo wrona groszy 15,
żyta ćwierć złotych 40. Kto nie miał za co kupić, ścierwem
się posilać musiał”62. Anonimowy świadek pisze również,
że „(...) w Murze głód wielki, iż już drudzy od głodu
umirali, jedli co mogli dostać. Psy, kotki, szczurki, skóry
suche, ba i ludzie”63. Niewykluczone, że wypadki kanibali­

62 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 136; S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 207.


63 Wjazd K.J.M. Polskiego Zygmunta Trzeciego do Moskwy A.D.
1610, AR, II, ks. 12, k. 639; Ów anonim przytacza dwie historie. Pierwsze
zdarzenie: „(...) albowiem czasu jednego przyszli do P. Sędziego Woj­
skowego Niemcy uskarżając się na głód. On nie mając im co dać, dał im
dwóch więźniów, potym trzech, oni ich zjedli. Zali tych także kiedy
dostali tak pacholikowie jako i Niemcy zjedli jako miód”. Drugie zajście,
o którym wspomina anonimowy świadek, dotyczy już wyższego dowódz­
twa: „Też i u starszych taki głód był jako i u towarzystwa. Jednego czasu
naszło się towarzystwa do P. Refferendarza i do P. Zborowskiego, którzy
kazawszy stoły naprzykrywać prosili ich na bankiet i takie potrawy
zmu — o których wspomina ów anonim — mogły się
zdarzyć, ale w połowie grudnia 1611 r. były incydentalne.
Obrotni bogacili się na kontrabandzie. Do naszych
czasów dotrwał protokół z przesłuchań dwóch Kozaków
— Mikitki Pawłowa z Bychowa i Jakuszki Pietrowa
z Czarnobyla — z sapieżyńskiej chorągwi Mikołaja
Zezulimskiego, którzy dostali się do niewoli moskiewskiej
w okolicach Suzdala w końcu 1611 r. Zeznali oni,
że bochen chleba kupiony pod Moskwą w taborach
pospolitego ruszenia za „dwie diengi”, przemycony do
Moskwy sprzedaje się za „dziesięć ałtyn”. Krótko mówiąc
z trzydziestokrotnym przebiciem! Jeńcy owi dodali, że
w Moskwie „(...) wielu ludzi żywi się koniną (...)” 6 4 .
Na czele oddziału składającego się z chorągwi gar­
nizonowych postawił Chodkiewicz księcia Samuela Korec­
kiego, który miał dostarczyć prowiant do głodującej Mosk­
wy. „Z żywnością do stolicy szliśmy die 18 Decembris
— wspomina Maskiewicz, i dodaje — szedłem i ja był
z nią. Wszystkich ledwo było 500 człowieka do boju”65. Po
przybyciu pod Moskwę Korecki niezwłocznie podjął próbę
przedarcia się z prowiantem na Kreml. Maskiewicz zapa­
miętał, że „(...) mrozy wielkie natenczas były. Niż się obóz
ściągnął przychodząc do stolicy (bo ogniów kłaść dla
postrzeżenia nieprzyjacielów nie pozwolono), zmarzło nam
ludzi i naszych po części, ale Moskwy więcej 360. (...)
Ręce nam do pałaszów przymarzali. Siła towarzystwa
i pacholików palce u rąk, u nóg i nogi same odmrażali. Nie
było tak ciężko nigdy na naszych od zimna jako wtedy.

przednie dawano: suchary spleśniałe i z chrzanem, kasza z pieprzem,


a miasto wina kwas albo woda. Towarzystwo cichuteńko jeden do
drugiego mówiąc, żaden niewykrzyknął, zjadłszy potrosze tych potraw
zaraz na mury szli”.
64 Otpiska s Wierchoturska w Turinsk o prisylkie Polskich pliennikow
i ich rosprosnych rieczej, [w:] Akty wriemieni mieżducarstwija, s. 47^18.
65 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 207.
I cokolwiek ktoś w Moskwie coś odmroził, to wtedy
natenczas te wszystkie odmrożenia się stały. Sam kniaź
Korecki palce u rąk i nóg natenczas odmroził” 66.
Między chorągwiami Koreckiego a oddziałami mos­
kiewskimi, doszło do gwałtownych starć na Zamoskworie-
cziu i skutej lodem Moskwie — zapewne w rejonie, gdzie
uprzednio z prowiantem przedarł się na Kreml rotmistrz
Kossakowski. „Wypadła Moskwa i odgromiła wozów coś
z żywnością, ale niewiele. Mnie jednak samemu 5 wzięli.
Uganialiśmy się z nimi długo na samej rzece i odparli
nieprzyjaciela” — zanotował Maskiewicz67. Pamiętnikarz
nie wspomina o współdziałaniu ze strony obrońców Kremla
i Kitajgrodu. Widocznie mróz i głód tak ich osłabiły, że
sprawiali wrażenie pogrążonych w letargu. Jednak przy­
wieziony przez Koreckiego na Kreml transport żywności
spowodował niewątpliwie ożywienie, co zresztą pokażą
następne wydarzenia, ze stycznia, nowego już, 1612 r.
Po wykonaniu zadania Korecki wraz ze swym oddziałem
powrócił do Rohaczewa. Tymczasem zbliżał się 6 stycznia,
dzień w którym kończył się okres służby oddziałów
zaciągniętych przez króla w połowie 1609 r. Żołnierze
świadomi swej beznadziejnej sytuacji zdeterminowani byli
mu ją wypowiedzieć. Zresztą już od dłuższego czasu nosili
się z zamiarem zawiązania konfederacji.
Na przełomie lat 1610/1611 żołnierze garnizonu dopo­
minali się o zaległy żołd i żądali przysłania spod Smoleń­
ska oddziałów piechoty. Prócz tego nalegali na króla, aby
okazał współczucie żołnierzom rannym w bitwie pod
Kłuszynem i wspomógł ich finansowo. Warto dodać, że
wielu z nich zostało kalekami68. Cierpliwość żołnierzy
wyczerpała się po pacyfikacji miasta, zaczęli więc coraz
66 Tamże.
67 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 207.
68 Petita rycerstwa na stolicy będącego, Moskwa 1611, BR, rkps, 33,
k. 268-269.
natarczywiej domagać się spełnienia swoich postulatów.
Dołączyli do nich żołnierze z pułku Jana Piotra Sapiehy,
których zwabiła pod Moskwę wizja otrzymania żołdu za
pół roku ze skarbu moskiewskiego. Cierpliwość jednych
skończyła się wraz z nastaniem zimy 1611/1612 r. i głodu
w Moskwie, inni przystąpili do działania po śmierci swojego
dowódcy. Z początkiem 1612 r. wypowiedzenie służby
królowi Rzeczpospolitej było przesądzone. Jedyne, co
można było zrobić, to złagodzić skutki tego postanowienia.
Maskiewicz wspomina: „Posłom swoim zleciliśmy królowi
jego mości służbę wypowiedzieć, i protestacje po grodach
nawet czynić, że «dłużej służyć nie możemy, i ludzka natura
nie znosi z głodem, zimnem i nieprzyjacielem bez posiłków
pieniężnych dalej trwać»”. Dodaje on, że 6 stycznia „(...)
zjechaliśmy się do koła w polu. (...) Rozruchaliśmy się
natenczas, rzekłszy sobie, że jutro się zjechać dla namowy
porządku wojskowego w iściu do stolicy trzeba, bośmy bez
tamtych, co w stolicy byli, nic poczynać nie mogli”69.
Chodkiewicz, oczywiście, próbował wpłynąć na rozpalone
głowy, lecz wysłany na negocjacje Stanisław Ciekliński
niewiele wskórał. Następnego dnia hetman osobiście zjawił
się wśród zebranych żołnierzy, jednak zawiązaniu konfedera­
cji nie dało się przeciwdziałać. Chorągwie garnizonowe
ruszyły więc w kierunku Moskwy, podążał za nimi również
hetman ze swym pułkiem. 13 stycznia obydwie grupy
przybyły pod miasto, a 27 stycznia zawiązały konfederację
oddziały garnizonu moskiewskiego 70.
Konfederaci w sformułowanym manifeście nie pozostawili
żadnych wątpliwości, co do przyczyn i celów powołanego
przez nich związku: jeśli zapłata za ich służbę nie dotrze do
69 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 207.
70 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 208; Manifest żołnierzy moskiewskich,
Moskwa, 27 I 1 6 ) 2 , Biblioteka PAN w Krakowie (dalej PAN Kr.), rkps,
360, k. 252; Manifest konfederacji..., [w:] Archeograficzieskij Sbomik
Dokumientow otnosjaszczichsja k istorii Siewierozapadnoj Rusi (dalej
ASSR), wyd. A. Syrkin, t. IV, Wilno 1867, s. 309-312.
24 czerwca 1612 r., przekroczą granicę i zajmą królewszczyz-
ny, które będą okupowane do chwili, aż ostatni z nich nie
otrzyma pieniędzy. Nadto konfederacja wojska w stolicy
miała się rządzić według swoich praw i zarządzeń, na których
straży stanął Józef Ciekliński — jako jej marszałek — oraz
panowie: Jarkowski, Suliszowski, Świerzyński, Wujakowski,
Szymon Gosiewski, Trzylatowski, Sniarzowski —jako jego
„(...) conciliarze bez których rady consensu on nic zaczynać
nie ma”. Taktycznie pułki, które przystąpiły do konfederacji,
podzielono na siedem jednostek: na czele stanęli konfederac-
cy pułkownicy: Baliński, Grzegorz Sienkiewicz, Kostuszkie-
wicz, Woronicz, Sławski, Bogdaszewski i Poniatowski” 71.
W czasie gdy pod Rohaczewem trwały zjazdy i koła
Chodkiewicz, świadom pogarszającej się sytuacji w Mosk­
wie, porozumiał się z Budziłłą przebywającym w Rostowie.
Hetmanowi zależało, by ten dostarczył prowiant do stolicy
i wydzielił około 1500-osobowy oddział zdolny przejąć
służbę w mieście od burzących się żołnierzy garnizonu.
W otoczeniu chorążego mozyrskiego również nie brakowało
malkontentów, którzy woleliby nie ruszać się ze swych
ciepłych i wygodnych leży. Jednak, jak wspomina Budziłło:
„Obaczywszy potym za radą niektórych ludzi baczniejszych,
uważywszy to sobie, iż gdyby stolica w ręce nieprzyjaciel­
skie przyszła, wina by wszystka przy nich została, gdzie ją
pierwej od Moskwy idąc, posłać obiecali” 72.

71 Manifest konfederacji..., ASSR, s. 309-312; Skład, prawa i


obowiązki moskiewskiej wojennej konfederacji, tamże, s. 312-313; Zasady
ciągnienia Z Moskwy moskiewskiej wojennej konfederacji, tamże, s.
313-314; Summariusz żołdu wojska stołecznego moskiewskiego po rugu
pośledniej­
szym w obozie pod Grodkiem uczynionym, [w:] Porządek i artykuły do
Konfederacji należące, Biblioteka Jagiellońska (dalej BJ), rkps 108, k. 9;
A. Michałek, Konfederacja wojska stołecznego pod regimentem imć
Cieklińskiego Józefa, „Teki Historyczne”, t. XV, Londyn 1966-1968,
s. 113-142, t. XVI, Londyn 1969-1971, s. 166-210.
72 J. B u d z i 11 o, op. cit., s. 137.
27 stycznia oddział Budziłły dotarł pod Moskwę i do­
starczył żywności oblężonym. Hetman, który od prawie
dwóch tygodni przebywał na Kremlu, oprócz zmagania się
z przeciwnikiem negocjował warunki pozostania w Mo­
skwie skonfederowanych oddziałów. Ostatecznie marszałek
konfederacji, Józef Ciekliński, zgodził się, aby oddziały,
które dotąd broniły Kremla i Kitajgrodu, pozostały na
swych posterunkach do 14 marca. Do tego czasu hetman
zobowiązał się wprowadzić do miasta nowe chorągwie
wraz z prowiantem.
31 stycznia na Kreml wkroczył pułk Budziłły, a 2 lutego
odbył się jego popis. Od tej pory żołnierze pod jego komendą
będą służyć na zasadach odrębnego żołdu, tzw. murowego,
podobnie jak chorągwie nań zaciągnięte w końcu październi­
ka poprzedniego roku 73.
Między 31 stycznia a 14 marca w skład garnizonu
wchodziły następujące pułki74: Zborowskiego, Żółkiew­
skiego, Wejhera, Kazanowskiego, Gosiewskiego, Budziłły.
Hetman wraz ze swym oddziałem odszedł na zachód, do
Fedorowska, gdzie obozował przez następne kilka tygodni.
Pułk Strusia również odstąpił od Moskwy i rozlokował się
w pobliżu źródeł Wołgi 75.

73 S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 207-208; J. B u d z i ł ł o , op. cit.,


s. 137.
74 Z Computu Zasłużonego Wojsku Moskiewskiemu Stołecznemu, BJ,
rkps, przyb. 160/1951, k. 46, wynika, że w okresie od 31.01. do 14.03.
stacjonowało w Moskwie 6392 żołnierzy jazdy; zob. też S. M a s ­
k i e w i c z , op. cit., s. 208.
75 S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 208-209; J. B u d z i ł ł o , op. cit.,
s. 137.
MININ I POŻARSKI

Transporty żywności wprowadzone do Moskwy w końcu


1611 i na początku 1612 r. nie mogły trwale poprawić
trudnej sytuacji oblężonych. Ciężka zima pogorszyła jeszcze
ten stan. Oddziały były wyniszczone fizycznie, cierpiały też
braki w zaopatrzeniu. Warto zwrócić uwagę na znamien­
ną wypowiedź Budziłły, który opisując dramatyczną sytua­
cję w mieście, wspomina: „(...) a o obuw też trudno tak
było, iż sobie sukienne żołnierstwo robić musiało; za boty
dałby i złotych 30, by jeno dostać mógł”1. Mimo że słowa
odnoszą się do połowy maja 1612 r., to możemy potraktować
je również jako komentarz do sytuacji garnizonu moskiew­
skiego w pierwszych miesiącach tegoż roku. Trzaskający
mróz i brak żywności doskwierał najbardziej sojusznikom
moskiewskim zamkniętym w mieście razem z żołnierzami.
Budziłło wspominał, że Polacy i Litwini lepiej radzili sobie
z trudnościami: „(...) w niedostatku gorzałek, ile na wiosnę
wielkie choroby wzmagały, to jest cynga [awitaminoza,
choroba głodowa — T.B.], a bardziej Moskwie, która w
osadzie z nami siedziała (...)”2.
Na początku marca żołnierze, którzy w końcu grudnia
1611 r. opuścili Moskwę i rozłożyli się na leżach zimowych
1 J . B u d z i ł ł o , op. cit., s . 1 3 8 .
2 Tamże.
w okolicy ujścia Wazuzy do Wołgi, zgodnie z planem,
zaczęli porozumiewać się z Chodkiewiczem. Hetman
litewski, zgodnie z umową miał do połowy marca zluzo­
wać w Moskwie skonfederowane pułki. Maskiewicz, który
odpoczywał nad Wołgą, tak wspomina pierwszą połowę
marca i kontakty z hetmanem: „Przyjedzie brat od pana
hetmana z responsem, że słać nie może na ten pomieniony
dzień, bo czeladzi z Zawołgi z żywnością nie masz, a on
gwoli temu umyślnie kazał się bawić tam na czasie, że
wojska jeszcze nie miał, którego się spodziewał, czym by
miał stolicę osadzić”3. Z powodu tych trudności Chod­
kiewicza z konfederatami pertraktowali jeszcze rotmist­
rzowie wysłani przez Stanisława Koniecpolskiego, wów­
czas starostę wieluńskiego, w przyszłości hetmana koron­
nego, którzy starali się odwieść konfederatów od
opuszczenia Moskwy. Jednak na niewiele się to zdało.
Konfederaci zaczęli także kampanię propagandową
w Rzeczpospolitej. 18 marca wysłali do prymasa Stani­
sława Baranowskiego poselstwo, na którego czele stanął
niejaki Trojanowski; miał on przekonać dostojnika kościel­
nego do stanowiska konfederatów i skłonić go do zlecenia
proboszczom, aby z ambon wyjaśniali przyczyny zawiąza­
nia konfederacji. Liczyli także na wstawiennictwo prymasa
w ich sprawie u króla. Konfederaci lobbowali także
u wojewody bracławskiego Stefana Potockiego, u Stani­
sława Żółkiewskiego i Konstantego Ostrogskiego, a więc
u najbardziej wpływowych osób Rzeczpospolitej. Nie
zaniedbali także przedstawienia swoich racji deputowanym
do Trybunałów w Lublinie i Wilnie 4.

3 S. M a s k i e w i c z , op. cit, s. 210.


4 Stanisław Koniecpolski do członków moskiewskiej wojennej kon­
federacji, Fiedorowsk, 7 marca 1612, ASSR, s. 321-323; List uwierzytel­
niający dla posłów posłanych przez Konfederację do Arcybiskupa Gnieź­
nieńskiego, w pobliżu granicy litewskiej, 18 marca 1612, tamże, s. 326;
Instrukcja dla posłów konfederackich, tamże, s. 326-328; Józef Ciekliński
Tymczasem, 28 kwietnia król wydał uniwersał za­
braniający zbierającym się na granicy skonfederowanym
pułkom przekroczenia jej. Przyznać trzeba, że władca nie
przebierał w słowach: „(...) oznajmujemy, że pewne osoby
wojsk tych, które w państwa moskiewskie tak sami wprzód
przed nami, jako i ci co z nami weszły bez wszelkiej
gwałtownej przyczyny pomieszawszy pułki swoje prawie
już in limine doskonałego zwycięstwa, bunt jakiś szkod­
liwy nie tylko dobru pospolitemu, ale i sławie narodow
tych, którym panujemy, przedsięwziąwszy i hetmana
naszego w pośrodku nieprzyjaciół i miasta stołecznego
wielką przewagą dostatnego odbiegają, rozebrawszy na
kilka ćwierci lekkiemi szacunkami wszystkiego pań­
stwa tego tam zbiory i dostatki, confederacją prawu
pospolitemu świeżo o tym uczynionemu przeciwną pod­
nosząc w ten czas prawie, kiedyśmy już sami do poparcia
ostatka tym naszej najprędzej na koń swój wsiedli; aż
wszystek ciężar niesług swoich, którego in bello z państw
moskiewskich czekać (gdzie się przy pierwszych Dimit-
rach zaciągali i od nasz na tąż confirmatią wymogli) na
ojczyznę swą i dobra Rzeczpospolitej wyciągając ku
ostaniej zgubie i zniesieniu własnej matki swej, co ich
porodziła, ku temuż jakieś jeszcze bezpieczne po grodach
rozsełają protestatie” 5.
14 marca konfederaci wysłali do Moskwy oddział, który
miał dostarczyć prowiant garnizonowi i wyprowadzić
z miasta resztę ich towarzyszy. Z powodu ciężkich warun­
ków atmosferycznych (obfity śnieg zalegał na traktach)
do Stefana Potockiego, w pobliżu granicy litewskiej, 18 kwietnia 1612,
tamże, s. 334-335; Tenże do Konstantego Ostrogskiego, na granicy
litewskiej, 18 maja 1612, tamże, s. 335; Posłowie konfederaccy do Stanisława
Żółkiewskiego, na granicy litewskiej, 18 maja 1612, tamże, s. 335-336;
Instrukcja dla posłów posłanych przez Konfederację do deputatów lubelskich
i wileńskich, na granicy litewskiej, 18 maja 1612, tamże, s. 337-341.
5 Uniwersał królewski przeciw konfederacji, Warszawa, 28 kwietnia
1612 roku, ASSR, s. 331-332.
oraz zasadzek chłopsko-kozackich oddziałów partyzanckich
nie udało się chorągwiom tym dotrzeć do stolicy 6.
27 maja Gosiewski ożywił się i podjął działania przeciw
oddziałom oblegającym Moskwę. Jak wspomina Budziłło
„(...) chcąc widzieć w polu moskiewską potęgę konną
i pieszą, o której wiedzieć jakoby mógł, a pan hetman kusić
się o nich, wycieczkę z zamku na koniech i pieszą uczynił” 7 .
Tego dnia zmagania z przeciwnikiem zakończyły się jednak
niepowodzeniem. Utwierdziło to dowódcę garnizonu
w przekonaniu, że przeciwnik jest silny, a jego pułki
znacznie osłabił głód i chłód.
15 czerwca Chodkiewicz dotarł pod Moskwę i z marszu
zaatakował obozy moskiewskie. Hetman oprócz swego
pułku prowadził oddział Strusia i sotnie Kozaków zaporos­
kich pod dowództwem: Zastowiecza, Matwieja Seraja,
Andrieja Nalewajki oraz Aleksieja Maczkowskiego. Było
to osiemnaście chorągwi jazdy, dwie piechoty i cztery
sotnie kozackie — w sumie około 2500 żołnierzy8. Oddziały
hetmana, przeprawiwszy się przez rzekę Moskwę z traktu
możajskiego w pobliżu klasztoru Nowodziewiczego, ude­
rzyły na tabory moskiewskie rozłożone pomiędzy klasz­
torami Dońskim i Daniłowskim. Głównym celem Chod­
kiewicza było, oczywiście, dotarcie do oblężonych na
Kremlu, dostarczenie im prowiantu oraz wprowadzenie

6 S. M a s k i e w i c z , op. cit., s. 211; Na marginesie odnotujmy, że


tylko w latach 1613-1614 dzięki skutecznej okupacji dóbr królewskich
przez konfederatów ze skarbów koronnego i litewskiego wypłacono
wszystkim konfederacjom wojskowym prawie 5,5 min złotych (zob. A.
F i 1 i p c z a k-K o c u r, Skarb litewski za pierwszych dwu Wazów
1587-1648, Wrocław 1994, s. 63-78).
7 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 138.
8 Wojna z Polszeju w 1609-1611 godach, s. 67-69; Chodkiewicz
dysponował, oprócz wymienionych przez nas już (patrz przyp. 52
w poprzednim rozdziale), chorągwiami: Stefana Snopkowskiego (100),
Stanisława Lubomirskiego (200), Jana Tęczyńskiego (100), Stefana
Potockiego (220), Jana Potockiego (100) i Mikołaja Strusia (208).
licznych wozów kupieckich. Aby urzeczywistnić ten cel,
hetman musiał wyprzeć oddziały moskiewskie z ich
umocnionych stanowisk ciągnących się wzdłuż znisz­
czonych umocnień Skorodomu. Budziłło wspomina, że
chorągwie garnizonowe współdziałały w tej akcji: „Toż
rycerstwo z zamku na dwie sztuki rozdzieliwszy się, do
taborów, do szturmu chodzili”. Współdziałaniu temu
brakowało jednak koordynacji: „Dosyć długo z sobą
czyniąc byli potężni Moskwie, spierając ich nie po
jednokroć z wałów [Skorodomu — T.B.] na dół, ale iż nie
wraz z panem hetmanem przyszło czynić z obu stron,
dobyć ich nie mogli (...)” 9.
18 czerwca Kitajgród opuścił pułk Zborowskiego i za­
łożył obóz wzdłuż zachodnich murów Białegogrodu,
zabezpieczając dostęp do Kremla od strony traktu mo-
żajskiegol0. Przyjęcie takiej taktyki już 22 czerwca
zaowocowało wprowadzeniem do Moskwy kupieckich
wozów i prowiantu. Tymczasem na Kremlu rozgrywała
się walka o to kto będzie dowodził garnizonem mo­
skiewskim. Rywalem Gosiewskiego był starosta chmiel­
nicki Mikołaj Struś, który przybył pod Moskwę razem
z Chodkiewiczem. Referendarz litewski wcale nie za­
mierzał opuszczać miasta, a tym bardziej zrzekać się
dowództwa nad garnizonem. Tak całą tę sytuację wspo­
mina Maskiewicz: „Była zazdrość sławy pomiędzy Gą-
siewskim a panem Strusiem w dotrzymaniu stolicy kró-
lewicowi. Życzyli jej sobie oba i już był Gąsiewski
spraktykował tak, że niemała część wojska stołecznego
miała zostać na stolicy, gdzie by on był został”11.
Po interwencji hetmana Gosiewski jednak ustąpił, a wraz
z nim odeszły pułki, które były pod jego bezpośrednią
komendą. Wszyscy dołączyli do oddziałów Zborowskiego.
9 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 140-141.
10 Tamże, s. 141.
11 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 212.
27 czerwca Chodkiewicz mianował Strusia dowódcą
garnizonu moskiewskiego. Od tej chwili Kremla i Kitajgro-
du bronić będą pułki Budziłły i starosty chmielnickiego.
Tego dnia Chodkiewicz oddalił się na zachód szukać
wzmocnienia dla swych oddziałów. W stronę granicy,
gdzie skupiały się skonfederowane pułki, podążyły także
pułki Gosiewskiego, Wejhera, Kazanów skiego oraz kilka
wydzielonych chorągwi z pułku Żółkiewskiego. Pod
Moskwą pozostał jeszcze Zborowski. Powodem jego
zwłoki była kontuzja, którą odniósł w czasie walk 15
czerwca, kiedy część garnizonu przyszła w sukurs od­
działowi Chodkiewicza 12.
Odejście pułku hetmana litewskiego spod Moskwy
spowodowało, że dowódcy moskiewskiego pospolitego
ruszenia przystąpili do zdecydowanych działań przeciw
garnizonowi. W nocy z 6 na 7 lipca przypuścili gwałtowny
szturm na Kitajgród, jednak ponieśli dotkliwe straty
i byli zmuszeni ustąpić.
25 lipca pod Moskwą pojawił się Jakub Bobowski
wysłany przez Chodkiewicza z transportem zboża. Budziłło
zapamiętał, że oblężeni zawiedli się jednak w swych
nadziejach. Chorąży mozyrski z wyrzutem zanotował, że
Bobowski „(...) przywiózł żyta, którego tylko się po czapce
dostało”l3. Trudno powiedzieć, co było tego przyczyną
— czy skromny transport, czy tylko tyle wozów ze zbożem
udało mu się wprowadzić do miasta? Wydaje się jednak, że
w grę wchodzi tu druga możliwość. Budziłło wspomina
o ciężkich walkach, jakie rozgorzały 25 lipca pomiędzy
sotniami Kozaków zaporoskich, ochraniających konwój,
a oddziałami moskiewskimi próbującymi, z godną podziwu
determinacją, uniemożliwić zaprowiantowanie garnizonu.
Z odsieczą pospieszyli żołnierze garnizonu, którzy — jak
wspomina Budziłło — „(...) ratując Kozaków, Moskwę
12 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 140, 144.
13 Tamże, s. 144.
Kupiec Kuźma Minin,
rysunek z XIX w.
Książę
Dymitr Michajłowicz Pożarski,
nutor nieznany

Mnich Awraamij Palicyn,


autor nieznany
Zbroja i wyposażenie husarza z XVII w.
Zbroja husarska z XVII w.
Kolczuga, hełm i uzbrojenie moskiewskie z początku XVII w.
Kolczuga, hełm i uzbrojenie moskiew­
skie z początku XVII w.

Chorągiew księcia Dymitra Michajłowicza Pożarskiego


Insygnia koronacyjne Michaiła Romanowa z 1613 r.
Pomnik Minina i Pożarskiego na placu Czerwonym w Moskwie
Sobór Wasyla Błogosławionego i kremlowska brama Frołowskaja

Dukat Zygmunta III Wazy z 1621 r., ryt. Samuel Ammon


z murów wyparli” l4. 27 lipca Bobowski wraz ze zdrowym
już Zborowskim i jego pułkiem odszedł spod Moskwy.
7 sierpnia 1612 r. Mikołaj Struś, wyraźnie wystraszony
niekorzystnym rozwojem sytuacji, raportował hetmanowi
litewskiemu: „Oznajmuję Waszmości memu Miłościwemu
Panu, że 3 Augusti od Pożarskiego do taborów przyszło
cztyrysta człowieka, nad którymi starszym Fedor Lewaszow
i Michaiło Samson” 15. Były to dwie konne sotnie dworian,
pod komendą Michaiła Samsonowa Dymitriewa, które roz­
łożyły się wzdłuż północnych murów Białegogrodu. Ich
zadanie polegało na obsadzeniu Białegogrodu i palisady
Ziemnego-grodu, na odcinku od bramy Twerskiej, przez
Dymitrowską do Piotrowskiej. Niebawem doszło do pierw­
szego starcia nowo przybyłych z żołnierzami garnizonu.
Zwiad garnizonu, aby rozeznać siły przeciwnika i jego zapał
do walki, przemknął się przez którąś z północnych bram
Kremla albo Kitajgrodu, i, po przeprawieniu się przez
Nieglinną, stoczył potyczkę z Moskwicinami. Najwyraźniej
jej wynik był pomyślny dla Polaków i Litwinów, albowiem
Józef Budziłło lapidarnie skonstatował: „(...) za rzeką
oblężeńcy mieli wycieczkę i szczęśliwą z łaski Bożej” 16.
Pojawienie się pod Moskwą pierwszych oddziałów dru­
giego pospolitego ruszenia zwiastowało poważne kłopoty
nie tylko dla garnizonu, ale i dla atamana Iwana Zarudz-
kiego. Waleczny wódz wiedział, że pojawienie się dworian
pod dowództwem Michaiła Samsonowa Dymitriewa i Fio­
dora Lewaszewa to początek końca. I nie chodziło tutaj
tylko o wrogość pomiędzy Kozakami a dworiaństwem, ale
o zatarg pomiędzy nim a księciem Dymitrem Pożarskim,
którego powodem stał się zamach na życie przywódcy
drugiego pospolitego ruszenia.
14 Tamże.
15 Mikołaj Struś do Jana Karola Chodkiewicza, Moskwa, 7 sierpnia
1612, PAN Kr., 355, k. 629.
16 J. B u d z i ł i o , op. cit., s. 149.
Kilka tygodni wcześniej książę Pożarski postanowił
dokonać przeglądu artylerii, rozstawionej na placu przed
budynkiem administracji pospolitego ruszenia w Jarosław­
iu. Pożarski przeszedł się tam i z powrotem, przyjrzał się
pracy majstrów, uwijających się przy lawetach artyleryj­
skich, i skierował się do budynku. Przed wejściem jednak
kłębili się ludzie: jedni przyszli coś załatwić w urzędzie
ziemskim, inni pohandlować czym się da, reszta po
prostu wygrzać się na słońcu i pogapić. Książę musiał
przedrzeć się przez tłum. W rozpychaniu się łokciami
pomagał mu Kozak ochrony osobistej, niejaki Roman.
I naraz błysnęło ostrze noża, a zaraz potem z jękiem,
trzymając się za udo, upadł dzielny Roman. W pierwszej
chwili Pożarski nie pojął, co zaszło, ale gdy zobaczył
krwawiącego mołojca, zrozumiał, że to jego próbowano
zgładzić. Zamachowcem okazał się Kozak Stieńka, które­
go szybko ujęto.
Podczas przesłuchania szybko przyznał się, że wraz
z Kozakiem Obriezkiem został wysłany przez Zarudz-
kiego, aby zorganizować zamach na księcia Dymitra.
Wyjawił także, że w Jarosławiu działa siatka agentów
atamana, ludzi wiele zawdzięczających Zarudzkiemu,
którzy mieli współorganizować spisek: smoleńszczanie
— syn bojarski Iwaszko Dowodczikow oraz pięciu strzel­
ców, grupa niejakiego Szandy, Riezaniec oraz Sieńka
Żwałow. Okazało się, że spiskowcy największe nadzieje
wiązali ze Żwałowem, który — jako chołop książęcy
— przebywał w pobliżu Pożarskiego. Początkowy plan
przewidywał zamordowanie księcia podczas snu. Jednak
gdy przyszło co do czego Żwałow nie chciał przelać
książęcej krwi i wycofał się. Z tego powodu zadania
zgładzenia przywódcy drugiego pospolitego ruszenia pod­
jął się sam Stieńka.
Pożarski postanowił ułaskawić zdrajców: część odesłał
do więzień w podległych sobie grodach, resztę — zapewne
Stieńkę i Obriezka — zabrał ze sobą pod Moskwę, aby
zaświadczyli o łotrostwie Zarudzkiego 17.
Aby odegrać się na niebezpiecznym przeciwniku, Pożar­
ski zaczął wykorzystywać niezadowolenie dworiaństwa
z rabunkowej polityki Kozaków Zarudzkiego. Na przykład
na przełomie lipca i sierpnia 1612 r. przybyli pod Moskwę
„(...) do kniazia Dymitra Tymofiejewicza Trubeckiego
z ukraińskich grodów zbrojni ludzie i stając w Mikitskim
ostrogu, od Zaruckiego im [był] i od Kozaków ucisk
wielki” 18. Trubecki, sam nie mogąc nic zrobić, namówił
nowo przybyłych, aby zwrócili się o protekcję do Dymitra
Pożarskiego. Wysłano więc poselstwo, na którego czele
stanęli Iwan Kondyriew i Iwan Biegiczew, do przebywają­
cego w Jarosławiu księcia. Książę wysłuchał żalów i skarg
na Zarudzkiego, ulitował się nad obdartymi i bosymi
dworianami i obdarował ich pieniędzmi oraz odzieżą.
Oznajmił im, że niebawem pod Moskwą zjawią się jego
wojska, i poradził, aby to rozgłosili w podmoskiewskich
taborach. Liczył także, że będą prowadzić wśród żołnierzy
Zarudzkiego propagandę na jego rzecz, do czego — w ob­
liczu tak hojnie doznanych łask z kniaziowskiej ręki — nie
trzeba było ich długo nakłaniać. Jednak pod Moskwą ich
działalność spotkała się ze zdecydowaną kontrakcją Zarudz­
kiego, który rozgonił całe to towarzystwo „z ukraińskich
grodów”. Część uciekła do świeżo przybyłych oddziałów
Samsonowa Dymitriewa, ale większość powróciła do swoich
domów 19.
Miarę przebrała jednak afera szpiegowska, w której
ataman odegrał kluczową rolę. Oto pewnego lipcowego
dnia 1612 r. do obozu Zarudzkiego przybył Polak, niejaki
Borysławski, wysłannik Chodkiewicza, z pismem od
17 Nowyj lietopisiec, s. 121-122; R. Skrynnikow, Na strażie
moskowskich rubieżej, Moskwa 1986, s. 267-268.
18 Nowyj lietopisiec, s. 122.
19 Tamże.
hetmana. Ataman przeczytał je i podobno obojętnie
wzruszył ramionami, a przybysza przyjął do swojej
świty. Ten — zapewne w przypływie alkoholowej szcze­
rości — zdradził któremuś ze swoich rodaków, będącemu
w szeregach pierwszego pospolitego ruszenia, sekrety
swojej misji. Wśród wtajemniczonych znalazł się polski
renegat Kacper Chmielewski, który doniósł o wszystkim
Trubeckiemu. Ten niegdysiejszy rotmistrz królewski po
konflikcie z Gosiewskim, który nie chciał przymykać
oka na jego złodziejstwa, przeszedł na stronę moskiewską.
Hetmańskiego kuriera schwytano i poddano torturom,
w wyniku których pozbawiono życia. Cała sprawa zaczęła
wyglądać podejrzanie: oto wyzionął ducha jedyny świadek,
który mógł potwierdzić związki atamana z wrogiem.
Jednak wkrótce ten sam Chmielewski musiał uciekać
spod Moskwy, albowiem i jemu śmierć zajrzała w oczy.
Wystraszony nie na żarty rotmistrz podążył wprost do
księcia Pożarskiego, któremu wyjawił kulisy kompro­
mitujących kontaktów atamana z hetmanem Chodkie­
wiczem i Gosiewskim 20.
Oczywiście Pożarski nie omieszkał o wszystkim powia­
domić Trubeckiego oraz Kozaków i dworiaństwo w obozach
(być może za pośrednictwem wspomnianych już Kon-
dyriewa i Biegiczewa). Zakładał, że ujawnienie Kozakom
i dworianom pod Moskwą zdradzieckich kombinacji Zaru-
dzkiego, okaże się gwoździem do trumny atamana, jak
i całego pierwszego pospolitego ruszenia. Mając w pamięci
wydarzenia z 1 sierpnia . 1611 r., kiedy wzburzeni Kozacy
roznieśli na szablach Lapunowa, zakładał, że zamieszanie
w podmoskiewskich obozach skutecznie je zdezorganizuje
i doprowadzi do rozpadu. Pożarski, wiedząc, że największe
wpływy ma tam Zarudzki, to właśnie jego starał się
skompromitować.
20 R. S k r y n n i k o w , op. cit., s. 268-269; N. P. D o l i n i n , op. cit.,
s. 113.
O agenturalnej działalności atamana wspominano jeszcze
w 1615 r. podczas rokowań pod Smoleńskiem. Moskiewscy
posłowie przypomnieli wtedy polsko-litewskim posłom, że
„(...) kiedy łotr Iwaszka Zaruckoj z bojarami i wojewodami
stał pod Moskwą, i on w te czasy z wamiż się zsyłał”.
Polscy przedstawiciele zachowali się jak wytrawni dyp­
lomaci i nie potwierdzili ani nie zdementowali tych
zarzutów 21.
Prawdopodobnie istniało tajne porozumienie pomiędzy
atamanem Iwanem Zarudzkim i Gosiewskim, a później
także Chodkiewiczem, czego dowodem jest chociażby
usunięcie Lapunowa.
7 sierpnia stało się to, na co liczył Pożarski: o godzinie
4.00 nad ranem Zarudzki wraz z wiernymi sobie Kozakami
uciekł do Kołomny, gdzie przebywała Maryna Mniszchów­
na. Pociągnęły z nim stanice atamanów: Iwana Cziki,
Tichona Czułkowa, Materyja Martynowa, Borysa Włady-
sławlewa, w sumie około 2500 Kozaków 22.
Z pierwszego pospolitego ruszenia pod Moskwą pozostał
pułk księcia Dymitra Trubeckiego, który w walce z okupan­
tami wcale nie zamierzał ustępować pola księciu Dymitrowi
Pożarskiemu. Jego dobrego humoru nie psuł nawet fakt, że
wraz z Zarudzkim odeszła znaczna część wojska. W Nowym
latopisie odnotowano, że wraz z atamanem „mało nie
połowa wojska spod Moskwy umknęła”23. Za Trubeckim
opowiedziało się około 2500-3000 ludzi, m.in. stanice
atamanów Afanasija Kołomny, Makara Kozłowa, Fiłata
21 A. Stanisławski j, Grażdanskaja wojna w Rossii XVII w.
Kazacziestwo na pierełomie istorii, Moskwa 1990, s. 47.
22 Piskariewskij lietopisiec, [w:] PSRL, t. XXXIV, Moskwa 1978, s.
218; Mikołaj Struś do Jana Karola Chodkiewicza, Moskwa, 7 sierpnia
1612, PAN Kraków, 355, k. 629; P. L j u b o m i r o w , Oczierk istorii
niżegorodskago opołczenija 1611-13, [w:] Zapiski istoriko-fiłołogiczeskago
fakultieta pietrogradskago uniwersitieta, cz. CXLI, Pietrograd 1917,
s. 150; A. S t a n i s ł a w s k i j , op. cit., s. 50-51.
23 Nowyj lietopisiec, s. 123, 125; A. A. S t an i sł a w s ki j, op. cit. s. 51.
Mieżakowa, Kondratija Miliajewa, Drużyny Romanowa,
Stiepana Taszłykowa. Trzeba przyznać, że nie była to
imponująca siła, zakładając, iż Trubecki miał pod Moskwą
blokować wroga, a nie wdawać się z nim w szydercze
konwersacje. Rotmistrz Mikołaj Marchocki wspomina, że
często przybierały one postać kalamburów: „Już więcej nie
spodziewajcie się. Już to wszystko Litwa wyszła, bo już
i Koniecpolski idzie, a żywności wam nie wiezie, tylko
jednę kiszkę”24. (Moskiewskim propagandzistom chodziło
o dwóch rotmistrzów: koronnego Stanisława Koniecpol­
skiego, przyszłego hetmana koronnego, oraz litewskiego
Janusza Kiszkę, starostę pamawskiego).
Trubecki liczył, że wraz z przybyciem pod Moskwę
oddziałów drugiego pospolitego ruszenia dojdzie do połącze­
nia sił. Usiłował nawet nawiązać kontakt z Pożarskim: na
przełomie lipca i sierpnia, jeszcze przed odejściem oddziałów
Zarudzkiego, Trubecki poinformował przebywającego w Ja­
rosławiu dowódcę drugiego pospolitego ruszenia, że „(...) stoi
wielu litewskich ludzi w Wołockim ujeździe, i pasą zapasy,
i chcą przechodzić do grodu w Moskwie”25. Naciskał na
moskiewskiego wodza, aby przybył pod Moskwę i nie
dopuścił do udzielenia pomocy przeciwnikowi.
Ten z pozoru przyjazny gest Trubeckiego miał głębszy
cel. Książę zdawał sobie sprawę, że dni Zarudzkiego, jako
głównego wodza pod Moskwą, są policzone, i niemała
w tym rola Pożarskiego. Co więcej, trafnie przewidywał, że
usunięcie atamana pociągnie za sobą poważne osłabienie
sił pierwszego pospolitego ruszenia. W tym kontekście
namawianie Pożarskiego do stawienia się pod Moskwą
było chytrą zagrywką, miały go do tego skłonić alarmujące
informacje wywiadowcze. Gdyby doszło do połączenia
wojsk, Trubecki liczył, że ze względu na swoje szlachet­
niejsze pochodzenie obejmie naczelne dowództwo.
24 M. M a r c h o c k i , op. cit., s. 98.
25 Piskariewskij lietopisiec, s. 218.
Oczywiście, te zabiegi — nawet po unieszkodliwieniu
atamana i jego Kozaków — nie miały szans powodzenia.
Pożarski był niechętny jemu i jego Kozakom z powodu
zdzierstw, jakich dopuszczali się wobec dworiaństwa.
Książę miał jak najgorsze zdanie o Trubeckim, który swą
pozycję zbudował w Tuszynie, na dworze Dymitra Samo­
zwańca II, a ugruntował za czasów współdowodzenia
wojskami stacjonującymi pod Moskwą. Pożarski widział
go jako zwykłego karierowicza nie zasługującego na to,
aby stać na czele ruchu wyzwoleńczego. Niebagatelną rolę
odegrały zapewne podejrzenia, co do roli Trubeckiego
w tuszowaniu afery szpiegowskiej Zarudzkiego.
W tym miejscu warto przywołać wydarzenie, które ostatecz­
nie pogrążyło Trubeckiego w oczach dowódcy drugiego
pospolitego ruszenia. W 1611 r. w Pskowie pojawił się
kolejny samozwaniec. 12 marca 1612 r. pierwsze pospolite
ruszenie uznało go za carewicza Dymitra. Za całą sprawą stali
zubożali Kozacy, którzy przymusili do złożenia przysięgi
Zarudzkiego i Trubeckiego, jednak całe odium spadło na nich.
Warto dodać, że następstwem awantury z kolejnym
uzurpatorem było poważne osłabienie sił pierwszego pospoli­
tego ruszenia: dworianie i Kozacy, którzy nie poparli
samozwańca, zbiegli z podmoskiewskich obozów. Niebawem
część z nich zasiliła załogę klasztoru Troicko-Siergiejewskie-
go, którego władze z czcigodnym archimandrytą Dionisijem
na czele nie uznały tej elekcji. Inni zaś podążyli do
formujących się w Niżnym Nowogrodzie oddziałów Pożar­
skiego i Minina. Marcowe wydarzenia skompromitowały
więc do reszty pierwsze pospolite ruszenie. Zarudzki i Trube­
cki starali się złagodzić skandal, ale nawet schwytanie
i dostarczenie samozwańca w klatce pod Moskwę nie
zatuszowało sprawy.
Minin i Pożarski rozpoczęli z Jarosławia działania
przeciw Kozakom zaporoskim z oddziałów hetmana Chod­
kiewicza, Kozakom wiernym Zarudzkiemu i Szwedom,
którzy po opanowaniu Nowogrodu Wielkiego zaczęli za­
grażać północnym terenom państwa moskiewskiego. Zapo-
rożcy, uprzedzeni o planowanym ataku przez dezertera
z szeregów drugiego pospolitego ruszenia, wycofali się
z włości klasztoru Antoniewskiego, położonego nieopodal
Krasnochołmu, na zachód. Kozacy Zarudzkiego zostali
pobici w Poszechonii i pod Ugliczem przez oddziały
stryjecznego brata dowódcy drugiego pospolitego ruszenia,
księcia Dymitra Łopaty-Pożarskiego. Na Pomorzu Pożarski
zajął się umacnianiem miast, które mogły zostać zaatakowane
przez Szwedów — chodziło przede wszystkim o Biełooziero.
Działania oddziałów drugiego pospolitego ruszenia były na
tyle zdecydowane, że już w maju i czerwcu 1612 r. władzy
Pożarskiego i Minina podporządkowało się wiele miast
i ziem — od Tweru do Riazania — a tereny im podporząd­
kowane okalały od północy i wschodu Moskwę.
Ich sukcesy spowodowały, oczywiście, spadek poparcia
dla pierwszego pospolitego ruszenia: mniej miast i ziem
uznawało władzę Zarudzkiego i Trubeckiego, a więc
otrzymywali mniejsze podatki, a wraz z tym przerwany
został dopływ ochotników do ich oddziałów, i zwiększyła
się dezercja. Pożarski już w czerwcu 1612 r. w piśmie do
putywlan z nieukrywaną satysfakcją wymienił atamanów
kozackich, którzy zbiegli wraz ze swymi stanicami spod
Moskwy do Jarosławia. Było ich szesnastu: Andriej
Bołdyr, Wasylij Chromyj, Biesczastnyj Frołow, Dobrynja
Stiepanow, Iwan Anisimow, Iwan Mikulin, Jaków Maka­
rów, Matwiej Białogorodiec, Fiedor Niekliudow, Makar
Smolianinow, Jewstafij Pietrow, Maksim Czekuszkin,
Nagiba Zegulin, Fiedor Bierezkin, Bogdan Popow, Mi-
chaiło Mikulin26. To byli tylko atamani i Kozacy,

26 D. Pożarski wraz z towarzyszami do mieszkańców grodów moskiew­


skich, czerwiec 1612, SGGD, s. 593-597.
dworian i dzieci bojarskich zbiegło zapewne również
bardzo wielu.
Napływ kozaków w szeregi drugiego pospolitego ruszenia
był tak duży, że w momencie wyruszenia jego wojsk
z Jarosławia pod Moskwę, w pierwszej połowie sierpnia
1612 r., ich oddziały liczyły około 3000 ludzi, skupionych
w co najmniej 19 stanicach.
Jeszcze w Niżnym Nowogrodzie do „pospolitaków”
Minina i Pożarskiego przyłączyli się mieszkańcy Smoleń-
szczyzny, Dorohobużanie i Wiaźmiczanie — uchodźcy
z ziem, które znajdowały się pod okupacją wojsk Rzeczpo­
spolitej, oraz tamtejsi strzelcy (około 3000 ludzi). Po drodze
i w czasie czteromiesięcznego stacjonowania w Jarosławiu
i jego okolicach, przyłączyli się do nich: w Bałachnie Matwiej
Pleszczejew „z wieloma dworianami z różnych grodów” oraz
strzelcy, w Juriewcu Tatarzy jurtowscy, z Romanowa przybyli
Tatarzy z murzą Kutumowem na czele, z Wołogdy oddziały
Piotra Mansurowa, wśród których byli Galiczanie, z Syberii
przybył carewicz Arasłan „z syberyjskim wielkim wojskiem,
z Tatarami, Kozakami i strzelcami”. Swoimi oddziałami
drugie pospolite ruszenie wzmocniły także Twer, Kaszyna,
Uglicz, Torżek, Starica, Rżew, Wołok-Łamski, Zubcow,
Możajsk, Łucha, Klin, Dmitrow oraz ochotnicy z grodów
Pomorza. Dodajmy do tego jeszcze oddziały Tatarów kasimo-
wskich, temnikowskich, kadomskich, alatyrskich i szackich
oraz bliżej nie znany liczebnie oddział najemników — Pola­
ków, Litwinów i „Niemców”, w sumie około 10 tys.
żołnierzy. Do tego sotnie strzeleckie — łącznie około 1000
ludzi. Z tych rachunków wynika, że oddziały drugiego
pospolitego ruszenia liczyły około 14 000 żołnierzy. Z dużą
dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że siły Pożarskiego
i Minina pod Moskwą były właśnie takie 27.
W pierwszej połowie sierpnia, wywiad donosił, że hetman
Chodkiewicz przygotowuje się do udzielenia garnizonowi

27 P. L j u b o m i r o w, op. cit., s. 116.


pomocy, Pożarski i Minin postanowili więc wyruszyć
z wojskiem pod Moskwę. Jak pamiętamy 3 sierpnia pod
Moskwę przybyła ich awangarda: Fiodor Lewaszow i Mi­
chaił Samsonow z dwoma chorągwiami jazdy dworiańskiej
(400 ludzi), mając przykazane od Pożarskiego, aby nie
łączyć się z Trubeckim, założyli obóz u zachodnich murów
Białegogrodu.
12 sierpnia pod Moskwę przybył kolejny oddział drugiego
pospolitego ruszenia: książę Dymitr Łopata-Pożarski, brat
stryjeczny Dymitra Pożarskiego — dowódcy drugiego
pospolitego ruszenia, przywiódł 700 dworian (zapewne
siedem sotni jazdy dworiańskiej). Także i ci stanęli z dala
od Trubeckiego — w ostrożku koło bramy Twerskiej. Tym
samym pospolite ruszenie Pożarskiego zajęło mury Białego­
grodu na odcinkach: zachodnim i północno-zachodnim,
utrudniając oddziałom garnizonu komunikację z mającym
pojawić się niebawem pod Moskwą Chodkiewiczem.
Tymczasem mniej więcej w połowie sierpnia w okolicach
klasztoru Troicko-Siergiejewskiego pojawiły się główne
siły Pożarskiego. Tam też „Dworianie i Kozacy, przyszedł­
szy spod Moskwy, powiedzieli księciu Dymitrowi, że
hetman Chatkiejew wkrótce będzie pod Moskwą” — napisał
autor latopisu 28.
Pod klasztorem doszło też do następującego incydentu.
Wysłannicy króla angielskiego: sir James Schaw, sir Arthur
Asten, Adrian Floderau and Lit oraz towarzyszący im
kupiec niemiecki Andreas Freyger zaoferowali Pożarskiemu
pomoc w walce z wojskami hetmana Chodkiewicza. Pro­
wadzili ze sobą oddział 90 piechurów pod komendą Jamesa
Gilla. Na początku sierpnia wylądowali oni w Archangiel-
sku, a tamtejsi wojewodowie, nie wiedząc co z tym fantem
począć, wysłali przybyszów z obstawą i przewodnikami, do
miejsca, gdzie będzie stacjonowało dowództwo drugiego

28 Nowyj lietopisiec, s. 123.


pospolitego ruszenia. Pożarski nieźle zrugał wojewodów
Wołogdy i Jarosławia za lekkomyślne przepuszczenie gości
z dalekich krain, bez uprzedniego sprawdzenia kim są.
Pretensje były uzasadnione, ponieważ z doniesień wywiadu
wynikało, że sir Schaw i jego towarzysze mieli konszachty
z Jacquesem Margeretem — francuskim kondotierem,
który od lat działał w państwie moskiewskim. Rozpoczynał
służbę na dworze Borysa Godunowa, który za zasługi
nagrodził go ziemią. Za rządów Szujskiego Margeret na
jakiś czas powrócił do ojczyzny, a gdy pojawił się drugi
samozwaniec, Francuz, zapomniawszy dobrodziejstw ja­
kich doznał z rąk carskich, wstąpił w szeregi oszusta.
W 1610 r. przyłączył się do wojsk hetmana Żółkiewskiego
i wraz z jego oddziałami wkroczył do Moskwy. Piotr
Borkowski, dowódca garnizonowej piechoty, powierzył mu
dowództwo jednej z rot piechurów niemieckich. Niestety
nie znamy szczegółów, ale wiadomo, że Margeret krwawo
zapisał się w pamięci Moskwicinów podczas pacyfikacji
miasta w 1611 r. Tego nie mógł mu zapomnieć i wybaczyć
Pożarski i reszta jego rodaków, którym drogi był interes
ojczyzny. We wrześniu 1611 r. Margeret, wraz z poselst­
wem Michaiła Sałtykowa, podążył do Warszawy, gdzie
król Zygmunt zrobił go swoim doradcą wojskowym do
spraw moskiewskich. Stąd intencje angielskich wysłan­
ników wydawały się mocno podejrzane. Nic dziwnego
więc, że Pożarski odrzucił ich pomoc i potraktował jak
szpiegów: zezwolił im na wjazd do swojego obozu po
zapadnięciu zmroku, tak aby nie mogli rozeznać się
w jakości i liczebności jego oddziałów 29.
Podejrzliwość Pożarskiego była uzasadniona, po spra­
wdzeniu wszystkiego okazało się jednak, że ich związki
ze znienawidzonym kondotierem miały inny charakter.
29 Prijezd w Archangielsk, a potom w Pierejasławl Zaliesskij ang-
liczanina Jakowa Szawa, Akty wriemieni mieżducarstwija, s. 51-61; D.
Pożarski do cudzoziemskich oficerów, sierpień 1612, SGGD, s. 604-607.
Potwierdzałyby to wydarzenia z 1615 r., kiedy oddział
cudzoziemski pod komendą wymienionego już Arthura
Astena wraz pułkami księcia Dymitra Pożarskiego ruszyły
w pogoń za pustoszącym ujezdy moskiewskie zagonem
Aleksandra Józefa Lisowskiego, a następnie w sylwestra
1615 r. nieźle złoiły mu skórę w starciu pod Aleksinem 30.
Na razie jednak Pożarski odesłał Anglików do Ja­
rosławia lub Perejasławla Zaleskiego, a sam podążył
pod Moskwę.
„30 Augusti Pożarski z wojskiem przyszedł pod Mo­
skwę i położył się taborem pod Białymi murami od
Niemieckiej bramy aż do rzeki samej, Oleksiejowskiej
baszty, odejmując Białe mury wszystkie” — wspominał
Budziłło 31.
Tymczasem do księcia Pożarskiego, który właśnie
rozlokowywał swoje oddziały wzdłuż murów Białego-
grodu, przybyli wysłannicy Trubeckiego z propozycją,
aby dowódca drugiego pospolitego ruszenia kwaterował
w jego obozie. Pożarski — jak można się było tego
spodziewać — odmówił, stwierdziwszy, że „odtąd z Ko­
zakami nie będzie wspólnie obozował”32. Nie chodziło
mu naturalnie o Kozaków jako całość (w jego szeregach
stanowili przecież znaczną siłę), lecz o tych, którzy
stanowili o potędze „taborów” Trubeckiego i — jego
zdaniem — byli odpowiedzialni za awantury z przysięgami
na wierność najpierw synowi Maryny Mniszech, później
samozwańcowi z Pskowa. Trudno powiedzieć, czy książę
zdawał sobie sprawę z tego, że większość Kozaków
odpowiedzialnych za owe skandale uciekła wraz z Zarudz­
kim na południe. Nie powinien jednak, mając w perspek­
tywie decydujące starcie z nadciągającymi oddziałami
Chodkiewicza, rezygnować ze wsparcia Kozaków, świad­
30 Knigi razrjadnyja, Sankt Pieterburg 1853, t. I, s. 98.
31 J. B u d z i 11 o, op. cit., s. 150.
32 Nowyj lietopisiec, s. 124.
czyło to o tym, że jest marnym politykiem. Nie minie
bowiem sto godzin, jak ci Kozacy, których tak lekceważył
udzielą mu wydatnej pomocy w najcięższej dla jego
oddziałów chwili, a także walnie przyczynią się do
zwycięstwa nad niemal już tryumfującymi pułkami het­
mana Chodkiewicza.
Oddziały Chodkiewicza już niewiele dzieliło od Moskwy.
Hetman zamierzał przybyć pod stolicę za dwa dni.
PORAŻKA CHODKIEWICZA

31 sierpnia 1612 r. oddziały hetmana Chodkiewicza przy­


były od strony Możajska w okolice górującej nad Moskwą
Góry Pokłonnej. Hetman litewski rozporządzał bardzo
skromnymi siłami zważywszy na zadania jakie przed
nim stały. 22 lipca, w liście do żony Zofii, trwożliwie
zanotował: „(...) gotujemy się na atak mocny, Pana
Boga wziąwszy na pomoc, a posiłków żadnych dotąd
ile pieszych nie słychać” 1.
Budziłło, pisząc o pojawieniu się oddziałów hetmana,
skonstatował: „(...) hetman W. Ks. Lit. mało posiłków co
doczekawszy, gdyż wiedział o nastąpieniu moskiewskim,
bo mu tylko 15 chorągwi z Polski piechoty od króla
przysłano”2. Z rachunków wojskowych z lat 1609-1611
wynika, że były to oddziały piechoty: węgierskiej Feliksa
Niewiarowskiego (800 ludzi), polskiej Piotra Grajewskiego
(400), niemieckiej Andrzeja Młockiego (200) 3.
Nie ulega wątpliwości, że Chodkiewicz dysponował
kontyngentem piechoty kozackiej i zapewne wolontariu­

1 Korrespondencye Jana Karola Chodkiewicza, [w:] Biblioteka Or-


dynacyi Krasińskich — Muzeum Konstantego Świdzińskiego, t. 1, Warszawa
1875, s. 170-171.
2 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 150.
3 Wojna s Polszeju w 1609-1611 godach, s. 59.
szami pod dowództwem rotmistrza Wieliczyńskiego, czyli
ochotnikami służącymi za to, co przyniesie im fortuna.
Trudno powiedzieć, czy było ich aż 8000, jak wyliczył
dziewiętnastowieczny historyk okresu smuty Nikołaj Kosto-
marow4. 14 października 1612 r. Trubecki i Pożarski,
informując wojewodę jareńskiego Fiodora Janowa o walkach
z Chodkiewiczem odnotowali, że 1 września wraz z hetma­
nem litewskim pod Moskwę przybył „Naliwajko z licznymi
Czerkasami”5. Dowódcom moskiewskim chodziło niewątpli­
wie o Andrieja Nalewajkę, który w latach 1612-1614 zasłynął
nękaniem, razem z Lisowskim, zagonami ziem moskiew­
skich. W marcu 1614 r., podczas bitwy pod Ołońcem, do
niewoli dostali się Kozacy zaporoscy: sotnicy Fiedka Butów
i Wasylij Sawinów Gładki oraz dziesiętnik Iwaszko Denkow.
Przesłuchanie ich w Moskwie przyniosło interesujące infor­
macje. Wszyscy przyznali się, że należeli do oddziałów
atamanów Nalewajki i Chwostowca, którzy we wrześniu
1612 r. byli wraz z Chodkiewiczem pod Moskwą. Zeznali
ponadto, że po ołonieckiej klęsce oddział Nalewajki rozpadł
się na dwie części. Oni przyłączyli się do mniejszej, liczącej
1500 ludzi, która zaczęła szukać szczęścia w północnych
ujezdach państwa moskiewskiego. Większa zaś, pod komendą
Nalewajki, pozostała na służbie królewskiej. Inni Kozacy,
którzy dostali się do niewoli moskiewskiej jakiś czas potem,
zeznali, że po bitwie pod Ołońcem ataman operował w strefie
nadgranicznej, mając do dyspozycji 1500-2000 żołnierzy.
W kontekście tych doniesień bardzo możliwe, że przed
rozpadem jego oddział liczył 3000-3500 ludzi. Można
również przypuszczać, że tak liczna była grupa Nalewajki,
którą ataman przyprowadził wraz z oddziałami hetmana
litewskiego pod Moskwę na przełomie sierpnia i września
4 N. I. K o s t o m a r o w , Smutnoje wremia Moskowskogo Gosudarstwa
w naczalie XVII stoletija, Sankt Pieterburg 1904, s. 608.
5 D. Trubecki i D. Pożarski do F. Osipowicza, pod Moskwą, 14
października 1612, AAE, s. 272.
1612 r. Wiele wskazuje także na to, że prócz niego i Chwos-
towca swój oddział Kozaków przyprowadził Matwiej Seraj.
Możemy przypuszczać też, że Chwostowiec i Seraj prowa­
dzili w sumie pod Moskwę podobną liczbę mołojców co
Nalewajko 6.
Wraz z Chodkiewiczem pod Moskwę pociągnął niezbyt
liczny oddziałek piechoty i jazdy zaciągniętej przez kupców,
którego zadaniem było ochranianie wozów kupieckich.
Dysponujemy natomiast dość dokładnymi danymi na
temat pułku hetmana litewskiego. Chodkiewicz przybył
pod Moskwę ze swoim starym pułkiem, którym dowodził
od czasów udanej kampanii inflanckiej w 1605 r. Składał
się on z jedenastu chorągwi: Grzegorza Hlebowicza
(93 konie), Samuela Wołłowicza (63), Stanisława Ko­
niecpolskiego (89 lub 67), Albrychta Władysława Ra­
dziwiłła (112), Tomasza Dąbrowy (153), Janusza Kiszki
(85), Platemberga (71), Mikołaja Korfa (61), Czarowicza
— tatarska (100), Okołowicza — prawdopodobnie tatarska
(100), Bohdana — tatarska (100), księcia Samuela Ko­
reckiego (50)7. Prócz nich w skład pułku hetmana li­
tewskiego weszła chorągiew Aleksandra Zborowskiego
(150 ludzi) oraz prawdopodobnie Wasiczyńskiego — pra­
wdopodobnie kozacka (około 100) i Jakuba Bobowskiego
(około 100), którzy nie przyłączyli się do konfederacji
wojska stołecznego pod dowództwem Józefa Cieklińskiego
i wyprawili się z Chodkiewiczem pod Moskwę 8.
Posiadamy również informacje, że hetman, operując
w państwie moskiewskim, nie rozstawał się z własną
6 Dokumienty do istoriji zaporozkowo kozactwa 1613-1620 rr., [w:]
Dokumienti Rosijskich Archiwiw z istoriji Ukrajini, t. I, Lwiw 1998, s.
64-68.
7 Wojna s Polszeju w 1609—1611 godach, s. 66.
8 Wojna s Polszeju w 1609-1611 godach, s. 66; Zygmunt III do J.K.
Chodkiewicza, Kochanów, 10 IX 1612, PAN Kr., rkps, 358, k. 89-90;
Zygmunt III do J.K. Chodkiewicza, Dąbrówna, 28 IX 1612, PAN Kr.,
rkps, 358, k. 95-96.
piechotą. Podchodząc pod Moskwę 4 października 1611 r.
w skład jego pułku wchodziły dwie chorągwie piechoty:
hetmańska, której liczebności nie znamy, oraz Fabiana
Rudzkiego (200 żołnierzy)9. Prawdopodobnie na początku
września 1612 r. ponownie znalazły się pod murami Krem­
la. Pułk hetmana litewskiego liczył więc między 1405
a 1427 żołnierzy jazdy oraz 300-400 piechoty.
Należy pamiętać, że po przekroczeniu wału Skorodomu
zaczynały się ruiny, wśród których nie było mowy o wy­
korzystaniu jazdy. Tak więc główne zadania w oddziałach
hetmana litewskiego miały przypaść piechocie.
Ogółem Chodkiewicz dysponował 1700-1800 żołnierza­
mi regularnej piechoty węgierskiej, niemieckiej i polskiej
oraz oddziałami kozackimi i wolontariuszami, liczącymi
nie więcej niż 6000-7000 żołnierzy. W razie potrzeby
mogli oni wspomóc piechurów, jednak do ochrony obozu
hetmana i wozów z prowiantem także trzeba było wydzielić
znaczne siły.
Oznaczało to, że oddziały moskiewskie przewyższają
liczebnie siły hetmana. Przewaga jakościowa natomiast
znajdowała się niewątpliwie po stronie oddziałów hetmana
litewskiego. Trzon sił Chodkiewicza stanowiły chorągwie
husarii, którymi hetman dowodził w kilku kampaniach,
począwszy od Inflant. Jeśli idzie o piechotę, tu także
przewaga jakościowa była po polsko-litewskiej stronie.
Hetman rozporządzał świetnie wyszkolonymi piechurami
węgierskimi (potocznie zwanymi hajdukami) oraz piechotą
autoramentu krajowego i cudzoziemskiego.
Do oddziałów Chodkiewicza przyłączyli się kupcy, którzy
chcieli zarobić na handlu w Moskwie. Nie można określić,
ilu ich było ani jak liczny był ich tabor. Nie ulega
wątpliwości, że korzystając z ochrony wojska, chcieli
dostać się do oblężonych dzielnic Moskwy. Wnioskować

9 Wojna s Polszeju w 1609-1611 godach, s. 67.


tak można z przebiegu walk 3 września, kiedy żołnierze
hetmana litewskiego, po wyparciu wroga z wału, na którym
niegdyś wznosiła się palisada Skorodomu, i z najważniejszego
traktu w tej dzielnicy — Bolszej Ordynki, zlecili kupcom i ich
służbie zasypywanie rowów, którymi była przeorana. Inna
sprawa, że przyłączanie się konwojów kupieckich do oddzia­
łów wojskowych i pod ich ochroną przemieszczanie się po
państwie moskiewskim, było wtedy zwykłą praktyką. Mimo
zawieruchy wojennej jaka ogarnęła ten kraj w czasie wielkiej
smuty wielu ludzi, w tym szczególnie kupcy, mimo niebez­
pieczeństw, musiało sobie radzić. W czerwcu 1612 r., wraz
z oddziałami Strusia na Kreml wjechali kupcy z Kijowa
i innych miast pogranicza polsko-moskiewskiego. Wśród nich
był Bożko Bałyka, majętny kupiec kijowski, który ze swoich
przygód w czasie wyprawy i pobytu w Moskwie, aż do
kapitulacji garnizonu spisał relację. Relacja ta jest unikato­
wym źródłem, które odsłania przed nami nie tylko szczegóły
agonii polsko-litewsko-moskiewskiego garnizonu w Mo­
skwie, ale także bardzo interesujący obraz życia gospodarcze­
go w państwie moskiewskim.
Rynek moskiewski wciąż stanowił nie lada gratkę dla
kupców. Mimo zniszczenia dużej części miasta na Kremlu
i w Kitajgrodzie stacjonował kilkutysięczny garnizon,
w Moskwie przebywali też bojarzy i urzędnicy wraz
z rodzinami oraz dostojnicy świeccy i duchowni; na
przykład arcybiskup archangielski Arsienij Jełassoński (Grek
z pochodzenia), który po śmierci Hermogenesa i ucieczce
z Moskwy archimandryty Ignatija pełnił obowiązki patriar­
chy moskiewskiego. Było to 5000-6000 potencjalnych
konsumentów, którzy w warunkach stałej blokady i zwią­
zanych z nią patologii (deficyt wszystkich produktów
spożywczych, drożyzna, spekulacja i kontrabanda), tworzyli
chłonny i podatny na manipulacje cenowe rynek.
Niestety, nie jesteśmy w stanie określić liczby kupców,
którzy z Chodkiewiczem chcieli dostać się na Kreml.
Skądinąd wiemy jednak, że cały tabor obozowy i wozy
wyładowane prowiantem, wódką i innymi dobrami, które
hetman litewski zamierzał wprowadzić na Kreml, liczył
400 pojazdów. Trudno ocenić ile z nich transportowało
wyłącznie żywność dla oblężonych. Nie ulega jednak
wątpliwości, że tworzyły one pokaźnych rozmiarów konwój
wiozący zaopatrzenie dla garnizonu, broń i osobiste wypo­
sażenie żołnierzy i cywilów, który gdyby dotarł do po­
trzebujących zaspokoiłby potrzeby do chwili przybycia do
Moskwy odsieczy króla Zygmunta. Wedle założeń miało to
stać się najpóźniej w grudniu 1612 r.
Tymczasem na wieść o zbliżaniu się oddziałów Chod­
kiewicza książę Dymitr Pożarski skupił swoje oddziały,
obsadzając nimi wał po palisadzie Skorodomu, pomiędzy
basztami Smoleńską i Możajską. Za tą linią obrony była
druga, którą oparł o mury Białegogrodu — tutaj jego
oddziały skupiły się pomiędzy basztą Arbacką a Czertolską,
przy której został też założony główny obóz — w cerkwi
liii Proroka i wokół niej. Tym sposobem Pożarski powierzył
oddziałom Fiodora Lewaszewa, Michaiła Samsonowa Dy­
mitriewa i księcia Łopaty-Pożarskiego strzeżenie na pół­
nocnym skrzydle kluczowego w tamtym rejonie traktu
— Arbatu. Gdyby Chodkiewicz tam zaatakował i udałoby
mu się przedrzeć, to zapewne przedarłby się na Kreml
bezpośrednio przez basztę Kutafją albo, skręcając nieco
w prawo ulicą Znamieńską, przez Borowicką. Niestety tak
jak w przypadku innych odcinków obrony nie można
dokładnie określić, które oddziały prócz dworian Lewasze­
wa, Samsonowa Dymitriewa i Łopaty-Pożarskiego zostały
tam dyslokowane. Przypuszczamy, że dodano im do pomocy
jakichś strzelców — przed pacyfikacją Moskwy w 1611 r.
na Arbacie stacjonowały prawdopodobnie dwie albo trzy
sotnie strzeleckie. Jeśli od XVI w. żyli tam strzelcy, jest
wielce prawdopodobne, że tym, którzy znaleźli się w sze­
regach drugiego pospolitego ruszenia, książę Pożarski mógł
powierzyć zaszczytne zadanie obrony tego miejsca — swe­
go rodzaju lokalnej ojczyzny. Oceniając ewentualne ryzyko,
hetman Chodkiewicz uznał zapewne, że rejon obrony
Lewaszewa, Dymitriewa Samsonowa i Łopaty-Pożarskiego
nie stanie się głównym teatrem jego działań. Uderzenie na
obronę moskiewską w tym miejscu wiązałoby się ze
znacznymi trudnościami dla jego oddziałów. W pobliżu
bramy Smoleńskiej Skorodomu przepływała rzeka Moskwa,
zbyt blisko, aby móc swobodnie operować konnicą. Poza
tym za plecami było mało miejsca na manewry taktyczne.
Chodkiewicz musiał liczyć się z tym — co doskonale
przewidzieli dowódcy moskiewscy — że w razie niepowo­
dzenia jego oddziały nie mogłyby przeprowadzić sprawnego
odwrotu. Z tego powodu książę Pożarski przewidywał, że
atak wroga nastąpi bardziej na południe — przyszłość
pokazała, że nie pomylił się.
Jak przedstawiała się dyslokacja oddziałów drugiego
pospolitego ruszenia. Centrum i południowe skrzydło
obrony stanowiły pułki księcia Pożarskiego oraz Wasyla
Turenina i Artemija Izmaiłowa. Miały one bronić rejonu
rozciągającego się od Arbatu do rzeki Moskwy, w którym
traktami o znaczeniu strategicznym były ulice: Czertolskaja
i Ostożenka. Dowództwo moskiewskie, przeczuwając że
tutaj mogą rozstrzygnąć się losy bitwy, skupiło się na
obsadzeniu wału Skorodomu oraz bramy Możajskiej (przez
którą wjeżdżało się na ulicę Czertolską) i drugiej mniejszej,
położonej najbliżej rzeki Moskwy (przez którą wjeżdżało
się na ulicę Ostożenka). Obydwie ulice zbiegały przy
bramie Czertolskiej. Dalej podążając ulicą Preczystenką
można było szybko dotrzeć do kremlowskiej bramy Boro-
wickiej. Tutaj cały teren był zapewne umocniony wałami
i innymi umocnieniami, z których najważniejszy był obóz
pospolitego ruszenia założony wokół cerkwi św. Ilii Proro­
ka. Przyznać trzeba, że książę Pożarski nie zaniedbał
silnego umocnienia swojego obozu. Zresztą teren ten, na
którym i dzisiaj wznosi się cerkiew Ilii Proroka — położona
pomiędzy Ostożenką a rzeką Moskwą — doskonale nadawał
się do zorganizowania obozu. Pożarski oparł swój tabor
o mury Białegogrodu, a od południa i południowego-
wschodu o rzekę Moskwę. Dyslokacja taka była bardzo
korzystna, przede wszystkim dawała możliwość sprawo­
wania kontroli nad przesmykiem ciągnącym się wzdłuż
rzeki, którym, choć było to mało prawdopodobne, przeciw­
nik mógł się też przedrzeć, oraz nad ważnym strategicznie
krymskim brodem, czyli niewielkim odcinkiem rzeki Mos­
kwy, na którym — ze względu na stosunkowo płytką wodę,
spokojny nurt oraz błotniste brzegi — można było dokonać
sprawnej przeprawy z i na Zamoskworieczie.
Prócz tego dowódca drugiego pospolitego ruszenia,
w uzasadnionej obawie przed działaniami ze strony od­
działów garnizonu, obsadził wojskiem swoje zaplecze, tzn.
mury i podmurze Białegogrodu, szczególnie od strony
przesmyku przy krymskim brodzie.
Chodkiewiczowi, chcącemu przedrzeć się na Kreml,
przeciwnik nie pozostawił wystarczającego pola manewru.
Rankiem 1 września hetman przybył pod klasztor Nowo-
dziewiczy i tam pozostawił swój tabor. Plan hetmana
litewskiego był prosty: jak najkrótszą drogą wprowadzić na
Kreml wozy z żywnością. Od strony klasztoru Nowo-
dziewiczego możliwe to było tylko traktem możajskim
przez dwie bramy: Możajską i mniejszą, położoną najbliżej
rzeki Moskwy. Po przekroczeniu bramy Możajskiej, w Sko-
rodomie należało podążać ulicą Czertolską (około 1200
metrów) do białogrodzkiej bramy Czertolskiej, w Białym-
grodzie zaś Preczystenką (około 750 metrów) do celu
— kremlowskiej bramy Borowickiej (w sumie około 1950
metrów). Opcja z przekroczeniem bramy mniejszej, poło­
żonej najbliżej rzeki Moskwy, różniła się jedynie odcinkiem
trasy, który trzeba było pokonać przez Skorodom. W tym
wypadku należałoby przemieszczać się ulicą Ostożenką
(około 1120 metrów), aż do białogrodzkiej bramy Czertol-
skiej i dalej tak samo — ulicą Preczystenka — na Kreml
(w sumie około 1870 metrów). Dodajmy, że obliczenia te
są szacunkowe, ale Chodkiewicz chcąc dostać się na Kreml
od strony traktu możajskiego musiał pokonać około 2 kilo­
metry, w niezwykle ciężkim terenie, pełnym zgliszcz
i przeszkód utworzonych przez przeciwnika: wałów, bary­
kad i okopów.
Rzecz jasna, aby wykonać to zadanie, hetman litewski
musiał wyprzeć wroga z zajmowanych pozycji. Przebieg walk
pokaże, że to właśnie było jego celem. Na więcej nie mógł
sobie pozwolić. Chorągwie jazdy miały bowiem zmieść
przeciwnika, gdyby stawiał opór na przedpolach Moskwy,
drogę na Kreml natomiast miały utorować regimenty piecho­
ty, a w ostateczności Kozacy. Dopiero potem w obręb
Skorodomu i dalej na Kreml wprowadzono by tabor i konwój
z zaopatrzeniem. Prawdopodobnie Chodkiewicz zamierzał też
zasilić załogę garnizonu oddziałem piechoty.
Ważnym elementem planu hetmana litewskiego miało stać
się współdziałanie z oddziałami garnizonu moskiewskiego.
Jeszcze 22 sierpnia do Moskwy przedarł się wysłannik
hetmański, niejaki Spolicewicz, z wiadomością, „iż ad
ultimam Augusti pan hetman na odsiecz ma przyjść” l0. Na
pewno też przekazał on Strusiowi i Budzille założenia planu
Chodkiewicza, tak aby mogli oni wypracować koncepcję
skoordynowanych działań posiłkowych.

WALKI 1 WRZEŚNIA

Tego dnia o świcie oddziały Chodkiewicza przystąpiły


do działania. W rękach hetmana znalazło się górujące nad
okolicą wzniesienie, góra Pokłonna, z którego wódz litewski
rozeznał się w położeniu przeciwnika. Zresztą ordre de

10 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 150.


bataille przeciwnika poznał zapewne o wiele wcześniej
z doniesień wywiadowczych. Po przeprawieniu się przez
rzekę Moskwę w pobliżu klasztoru Nowodziewiczego
oddziały hetmana litewskiego stanęły oko w oko z sotniami
jazdy dworiańskiej księcia Pożarskiego, który wyprowadził
swoją jazdę poza obręb Skorodomu. „Kniaź Dymitr ze
wszystkimi zbrojnymi ludźmi wyszedł naprzeciw go [Chod­
kiewicza — T.B.]” — zapisał kronikarz 11.
Wywiad moskiewski doniósł mu o słabych stronach
wojsk Chodkiewicza, wiedział więc, że chorągwie jazdy
hetmana litewskiego nie są liczne. Pożarski postanowił
zatem wciągnąć przeciwnika w walkę i przedłużać ją, aż
do jego wyczerpania. Mógł sobie na to pozwolić, w porów­
naniu z hetmanem litewskim dysponował bowiem o wiele
większymi odwodami i postanowił to wykorzystać. Na
początku starcia, kiedy dowódca moskiewski przekonał się,
że Chodkiewicz skoncentruje swoje działania na odcinku
między bramą Możajską i mniejszą, położoną najbliżej
rzeki Moskwy, nakazał przerzucenie za rzekę czterech
sotni dworiańskich, które w wypadku przedarcia się od­
działów wroga miały w mig przeprawić się przez krymski
bród i zaatakować go z jego południowej flanki. Niestety
nic bliższego o tych oddziałach nie wiemy. Jest to kolejna
niewiadoma, jeśli chodzi o skład i dyslokację wojsk księcia
Pożarskiego w czasie walk 1 września 1612 r. Wracając
jednak do manewru z przerzuceniem za rzekę czterech
sotni jazdy dworiańskiej: w ten sposób ks. Pożarski naj­
wyraźniej zdecydował się zapomnieć na jakiś czas o ani­
mozjach wobec Trubeckiego i odkomenderował pod jego
sztandar część swoich oddziałów. Trubecki zresztą, jak
wynika z przekazu jednego ze świadków, sam zaoferował
Pożarskiemu pomoc: „(...) a kniaź Dymitr Trubecki stał po
drugiej stronie rzeki Moskwy podle Krymskiego Dworu

11 Nowyj lietopisiec, s. 124.


i posłał do kniazia Dymitra Michaiłowicza [Pożar­
skiego — T.B.], z tym aby przysłać mu konne sotnie,
a wtedy będzie on przemyśliwał o wrogu z tej strony”
— zapisano w Nowym latopisie 12.
Książę Pożarski ustawił oddziały jazdy w dwóch rzu­
tach, ukośnie do siebie. Pierwszy — równolegle do wału
Skorodomu, drugi — mniej więcej pod kątem 45 stopni
— opierał się o wał Skorodomu i zakole rzeki Moskwy.
Zadaniem drugiego rzutu było niedopuszczenie oddziałów
wroga do bramy Smoleńskiej i dalej do Arbatu. Z dużą
dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że rzut ustawio­
ny równolegle do wału Skorodomu składał się z jazdy
dworiańskiej pułków księcia Pożarskiego, Wasyla Turenina
i Artemija Izmaiłowa. Obrońcy bramy Smoleńskiej i Ar­
batu natomiast to jazda z pułków Lewaszewa, Dymitriewa
Samsonowa i Łopaty-Pożarskiego wzmocniona sotniami
strzelców.
Chodkiewicz w związku z takim ustawieniem przeciw­
nika zmuszony został podzielić swoje siły. Naprzeciw
oddziałów Pożarskiego, Turenina i Izmaiłowa, które jak
ocenił hetman litewski broniły głównego odcinka natarcia,
postawił dziesięć chorągwi husarskich, wspomaganych przez
1700-1800 piechurów Niewiarowskiego, Grajew­
skiego, Młockiego, Rudzkiego i ze swoich chorągwi.
Przeciwko Lewaszewowi, Dymitriewowi Samsonowowi
i Łopacie-Pożarskiemu hetman litewski ustawił resztę
swojej jazdy — dwie lub trzy chorągwie tatarskie (Cza-
rowicza i Bohdana oraz Okołowicza) oraz chorągiew
kozacką Wasiczyńskiego. Do działań na tym odcinku
Chodkiewicz wydzielił część piechoty. Była to rota
smoleńska pod dowództwem Wojciecha Zalewskiego
(około 100 piechurów z chorągwi księcia Janusza Ko­
reckiego) 13.
12 Tamże.
13 A. N a r u s z e w i c z, op. cit., s. 27.
Około godziny 13.00 doszło do pierwszych walk na
równinie rozciągającej się między klasztorem Nowodzie-
wiczym i wałem Skorodomu. Pierwszy rzut — husaria
i piechota — przyjął na siebie ataki konnicy księcia
Pożarskiego. Zresztą przez całą bitwę w ogniu walki był
sam dowódca drugiego pospolitego ruszenia. Nie był
wybitnym wodzem, ale odwagi odmówić mu nie sposób.
Jej przykład dał już w czasie walk w Moskwie na przełomie
marca i kwietnia 1611 r.: swoje męstwo przypłacił poważną
kontuzją, która wyeliminowała go z czynnego życia na
kilka miesięcy.
Tak więc rozgorzały starcia kawaleryjskie na równinie.
Hetman Chodkiewicz także nie mógł spokojnie usiedzieć
w siodle, ale jako doświadczony dowódca, kierował się
słusznym założeniem, że jego obecność w pierwszych
szeregach to zbędne ryzyko. W jednej z relacji natrafiamy
na barwny opis reakcji Chodkiewicza na rozgrywające się
wydarzenia: „(...) skakał po pułkach, rycząc na swoich
niczym jakiś lew, rozkazując mocniej skierować broń
przeciw wrogom swoim” 14.
Po drugiej stronie książę Pożarski dwoił się i troił,
a i jego podkomendni mężnie stawali w boju: „Wojewoda
i wódz moskiewskiego wojska kniaź Dymitr Michaiłowicz
Pożarski ze wszystkimi swoimi pułkami wstąpił w bój,
a bój to był śmiertelny: tam była rzeź wielka, wielki
napór z obu stron, pospolicie okrutnie jeden na drugiego
kierując kopie swoje i rażąc śmiertelnie powalając; świ­
szczą strzały w powietrzu, kruszą kopie, pada trup mar­
twych gęsto (...)” 15.
W innym źródle czytamy: „(...) następowali Polacy
rotami na konnych i pieszych ludzi, a piesi wszyscy ludzie
14 Iz chronografa Siergieja Kubasowa, [w:] Izbornik slawianskich
i russkich soczinienij i statiej wniesiennych w chronograjy russkoj riedakcji,
sobr. i izd. A. Popow, Moskwa 1869, s. 310.
15 Tamże.
z Polakami i Litwą bili się ogniowym bojem, nie szczędząc
głów swoich (...)” 16.
Mimo mężnego oporu sotnie jazdy dworiańskiej księcia
Pożarskiego stopniowo ustępowały pod naporem chorągwi
husarskich. Doskonałą robotę wykonywali także piechurzy
Niewiarowskiego, Grajewskiego i Młockiego: Józef Budził-
ło, który wraz z Mikołajem Strusiem obserwował z murów
kremlowskich te zmagania, lapidarnie przedstawił ich
wysiłek: „(...) dobre serce i posiłek jeździe uczyniła, tym
mężniej jazda sobie poczynała (...)” 17.
Pożarski, widząc, że opór jego żołnierzy słabnie, aby
uniknąć większych strat zdecydował się na odwrót. Jazda
dworiańska i wspomagająca ją piechota cofnęły się w obręb
Skorodomu, kryjąc się pod ochronę strzelców, którymi był
obsadzony jego wał. Ponieważ na wale nie było już
palisady lub była ona mocno przerzedzona, odwrót prze­
prowadzono sprawnie. Według zapisu w Nowym latopisie
walki na przedpolu Skorodomu trwały aż do godziny 20 l8,
czyli jakieś siedem godzin. Jeśli to prawda, to można sobie
wyobrazić, jak zażarte były starcia husarii z jazdą dworiań-
ską. Oddziały Chodkiewicza stanęły więc przed drugą linią
obrony moskiewskiej.
Przenieśmy się teraz na flankę bronioną przez oddziały
Lewaszewa, Dymitriewa Samsonowa i księcia Łopaty-
-Pożarskiego. Tutaj nie doszło do tak zażartego boju; 100
piechurów spod znaku księcia Koreckiego, prowadzonych
przez Wojciecha Zalewskiego, wspomaganych przez tatarów
Czarowicza, Bohdana i być może Okołowicza oraz chorą­
giew kozacką Wasiczyńskiego, zaczęło spychać konnych
dworian i strzelców w kierunku północnym. Wkrótce też

16 Iz chronografa prinadleżawszego istoriografu Karamzinu, [w:]


Izbomik słowiańskich i russkich soczinienij i statiej wniesiennych w chrono-
grafy russkoj riedakcji, sobr. i izd. A. Popow, Moskwa 1869, s. 356.
17 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 150.
18 Nowyj lietopisiec, s. 124.
Moskwicini, nie wytrzymując naporu wroga, rzucili się do
ucieczki traktem ciągnącym się wzdłuż rzeki Moskwy.
Zalewski, w pogoni za uchodzącym przeciwnikiem, dotarł
do traktu smoleńskiego (w linii prostej punkt ten oddalony
był od pola bitwy około 1000 metrów) i rzucił część swojej
piechoty przez bramę Smoleńską na Arbat. Jego piechurzy,
podążając w głąb Skorodomu, zaatakowali jeden z mniej­
szych obozów pospolitego ruszenia, usytuowany gdzieś
przy Arbacie lub przy bramie Arbackiej Białegogrodu. To
drugie jest jednak mało prawdopodobne, trudno bowiem
przypuszczać, aby kilkudziesięciu piechurów (nawet wspo­
maganych przez chorągiew jazdy) przedarło się tak głęboko.
Na Arbacie spotkali się ze zdecydowanym oporem. Być
może tutaj stawili im czoło wspomniani strzelcy — dwie
lub trzy sotnie — broniący miejsca, gdzie niegdyś sta­
cjonowali. Niewykluczone też, że część z uchodzących
Moskwicinów (piechota) przedostało się tą bramą na Arbat
i wykorzystując ruiny oraz umocnienia swojego obozu
ogniem z broni ręcznej przywitała wroga.
Tymczasem główna część chorągwi piechoty prowadzona
przez Zalewskiego i wspomagające ją chorągwie jazdy
parły dalej na północ. Pościg rzekomo zatrzymał się przy
bramie Twerskiej, oddalonej od pola bitwy około 4000
metrów. Nie wydaje się jednak możliwe, aby oddziały te
zaryzykowały tak znaczne oddalenie się od głównego pola
walki, szczególnie, że bitwa wciąż jeszcze trwała.
Bardziej prawdopodobny wydaje się taki scenariusz tej
pogoni: piechota Zalewskiego oraz chorągwie jazdy doga­
niają przeciwnika kilkadziesiąt lub kilkaset metrów za
traktem smoleńskim, gdzieś pomiędzy wałem Skorodomu
a wpadającą do rzeki Moskwy rzeczką Presnią. Tutaj na
zgliszczach klasztoru Nowińskiego i osady Nowińskiej,
niegdyś znajdującej się pod zarządem patriarchy moskiew­
skiego, oddziały hetmana litewskiego napotykają silny
opór. Bardzo możliwe, że w sukurs uciekającym przyszedł
jakiś oddział piechoty dyslokowany tam zawczasu lub
przerzucony ze Skorodomu w trakcie walk. Jedno nie ulega
wątpliwości: pod silnym ogniem z broni ręcznej piechurzy
Zalewskiego ponieśli dotkliwe straty. Po śmierci ich dowód­
cy porucznika Zalewskiego, rezygnują ze szturmowania
tego punktu i powracają do głównych sił hetmana litews­
kiego, zabierając po drodze oddział wysłany na Arbat.
Tymczasem na głównym kierunku natarcia oddziałów
Chodkiewicza rozpoczął się drugi etap działań. Dworiań-
stwu, które dotąd konno powstrzymywało husarię Chod­
kiewicza, książę Pożarski rozkazał wspomóc sotnie strzel­
ców i Kozaków, rozlokowane na wale po palisadzie
Skorodomu. W Nowym latopisie czytamy: „(...) kniaź
Dymitr i wszyscy wojewodowie, którzy z nim przyszli ze
zbrojnymi ludźmi i którzy nie mogąc przeciw hetmana stać
konnymi ludźmi polecili całemu wojsku zsiąść z koni
i zacząć bić się pieszo” l9.
Niestety nie dysponujemy opisami tego etapu walk,
dlatego też opierając się na topografii tego rejonu spróbu­
jemy choć w zarysie zrekonstruować jego przebieg. Książę
Pożarski zorganizował tutaj obronę na wzmocnionym wale
Skorodomu (niewykluczone, że w wyniku pospiesznych
prac inżynieryjnych, które dowódca drugiego pospolitego
ruszenia rozpoczął tuż po przybyciu pod Moskwę, wał lub
jego odcinki zostały najeżone ostrokołem lub innymi
elementami ziemno-drewnianymi), który przebiegał od
bramy Możajskiej do mniejszej. Pozycje piechoty mos­
kiewskiej i spieszonych dworian rozciągały się więc na
długości około 1000 metrów.
Trudno powiedzieć, czy hetman litewski atakował tę
linię umocnień moskiewskich chorągwiami jazdy. Można
się domyślać, że tak, gdyż sama piechota, która niewątpliwie
poniosła straty w dotychczasowych walkach, nie byłaby

19 Tamże.
w stanie podołać zadaniu wyparcia dobrze przygotowanego
przeciwnika. Prawdopodobnie też Chodkiewicz właśnie
o godzinie 20.00 włączył do walki część Kozaków zaporos­
kich Nalewajki, który ochraniał dotąd tabor stojący w oko­
licach klasztoru Nowodziewiczego.
Po krótkim przegrupowaniu sił Chodkiewicz nakazał
zaatakować pozycje moskiewskie na wale. Do zdecy­
dowanego natarcia ruszyli też Kozacy i roty piesze.
Miesiąc po bitwie Dymitr Trubecki i Pożarski donosili
wojewodzie jareńskiemu Fiodorowi Janowowi jak to
„(...) hetman Chatkiejew i Naliwajko ze wszystkimi
ludźmi po Moskwie rzece [dowódcy moskiewscy mieli
na myśli najwyraźniej trakt biegnący wzdłuż rzeki, a więc
możajski — T.B.] przystąpili prosto, mocnym obyczajem,
pokładając nadzieję w swojej wielkości, a nie w łasce
Najwyższego Władcy (...)” 20.
Dowódcy moskiewscy w swojej relacji wspomnieli
również, że hetman litewski razem z atakującym wojskiem
wysłał w kierunku Skorodomu tabor z prowiantem prze­
znaczonym dla garnizonu21. Czyżby Chodkiewicz już wtedy
zamierzał wprowadzić do miasta uformowane w tabor
obronny wozy z zaopatrzeniem? Mało prawdopodobne,
choć niewykluczone. Zapadający zmrok, choć utrudniał
walkę obu stronom w jednakowym stopniu, był przede
wszystkim dla Chodkiewicza okolicznością niekorzystną.
Musiał głowić się, jak wprowadzić zaopatrzenie i posiłki
na Kreml. W tym kontekście wprowadzenie taboru w obręb
Skorodomu, w chwili kiedy obrońcy zostaną wyparci z wału
i odepchnięci w głąb, jawiło się wielce prawdopodobnym
i uzasadnionym posunięciem Chodkiewicza.
Jeśli relacja Pożarskiego i Trubeckiego jest miarodajna
można przypuścić, że 3000-3500 Kozaków Nalewajki (od-
20 D. Trubecki i D. Pożarski do Fiedora Janowa, Moskwa, 4 X 1612,
AAE, s. 271-273.
21 Tamże.
dział Chwostowca pozostał zapewne przy ochronie taboru
i głównego obozu wojsk hetmana), wraz z 1800-1900
żołnierzami regularnej piechoty węgierskiej, niemieckiej
i polskiej (nie bierzemy pod uwagę strat jakie już poniosły
chorągwie piechoty, ponieważ ich nie znamy), wraz z jazdą
szturmują kluczowe punkty obrony moskiewskiej — zapewne
w rejonach bram: Możajskiej i mniejszej.
Uderzenia były tak silne, że Kozacy wraz z piechotą
zmusili przeciwnika do odwrotu i wdarli się do miasta:
„(...) pomału Polacy siłą zachwycają i z obnażonymi
mieczami gonią; Moskwicini zaś z pola ustępują” — tak
zapamiętał jeden z obserwatorów walk impet, przed którym
ustępowali żołnierze moskiewscy 22.
Kiedy w głąb ulic Czertolskiej i Ostożenki zaczynali
przebijać się piechurzy hetmana litewskiego i Kozacy
Nalewajki, wybiła chwila próby dla oddziałów garnizonu.
„Oblężeńcy też chcąc rozerwać wojsko moskiewskie,
wycieczkę uczynili do Oleksiejowskiej baszty i do Czar-
towskiej bramy (...)” — wspomina Budziłło23. Atak od­
działów garnizonu był doskonale skoordynowany z działa­
niami piechurów Chodkiewicza i Kozaków Nalewajki,
szybko więc obrońcy moskiewscy ustąpili z linii obrony
rozciągniętej wzdłuż wału Skorodomu, a ich towarzyszy na
tyłach zaczęła ogarniać panika.
Trzeba przyznać, że atak żołnierzy garnizonu był dobrze
przemyślany. Struś, Budziłło i reszta dowódców, którzy
opracowali plan współdziałania z hetmanem litewskim nie
byli nowicjuszami w rzemiośle wojennym. Mikołajowi
Strusiowi, choć grzeszył małostkowością i zawiścią, np.
wobec Gosiewskiego, nie można odmówić talentów dowód­
czych. W sumie był to dobry żołnierz ale niestety chorob­
liwie ambitny, co doprowadziło go do poważnych tarapatów
i uwięzienia. Józef Budziłło natomiast po kapitulacji
22 Iz chronografa Siergieja Kubasowa, s. 310.
23 J. B ud z i łł o, op. cit., s. 150.
garnizonu znalazł się w ciężkiej i długiej niewoli. Obaj
niewątpliwie należeli do grona najbardziej utalentowanych
dowódców średniego szczebla, jakich miała wówczas
Rzeczpospolita.
„Wycieczka”, która miała oddziałom Chodkiewicza
dopomóc w otwarciu drogi na Kreml, wyszła praw­
dopodobnie z narożnej baszty kremlowskiej — Wodo-
wzwodnej. Niewykluczone też, że część wygłodniałych
napastników atakowała od bramy Borowickiej. Żołnierze
garnizonu uderzyli na załogi strzeleckie, strzegące biało-
grodzkich baszt i bram, w rejonie, do którego zmierzali
żołnierze hetmana litewskiego. Najpierw na bramę Wod-
janną, następnie na Czertolską, a po niej na basztę
Arbacką. Jednak Moskwicini nie dali się zaskoczyć,
Budziłło wspomina: „(...) ale że [Moskwa — T.B.] mając
siła strzelców, obwarowała to miejsce dobrze i oblężeń-
ców z szkodą niemałą onych chudziąt odparła (...)”.
Chorąży mozyrski odnotował zaś, że w tej „(...) potrzebie
zabito pana Czerskiego, pana wojewody bracławskiego
porucznika, pana Trzaskowskiego, porucznika pana Bu-
dziłłowego i towarzystwa niemało spod różnych chorą­
gwi”. Trzeba przyznać, że barwnie — choć określenie to
niezbyt pasuje do tragicznej wymowy tego fragmentu
relacji Budziłły — wyjaśnił on przyczyny tej klęski:
„(...) silniejsza Moskwa byli, dobrze się najadszy chleba
aniż naszy, co się od wiatru chwiali, a przecie animusze
szlacheckie do tego ich przywiodły, żeby się hetmanowi
jako wodzowi i KJM jako panu pokazali, że zawsze
gotowi naszy dla dobrego ojczyzny umrzeć. Natenczas
największą szkodę popadli ubodzy oblężeńcy niż kiedy
inegdy, bo gdy się chleba najadali, nigdy im Moskwa
straszna i potężna nie była, zawsze ich spierali wyciecz­
kami w tabory, z taborów jako grzybów zasadzkami
brali, ale skoro chleb wyszedł, siłę brał głód, nie tylko
nogi, ale i ręce służyć nie chciały; owo zgoła zemdlonego,
który ani chodzić, pogotowiu uciekać nie może, łacno
bić Moskwie przyszło” 24.
Mimo fiaska operacji oddziałów garnizonowych nie
wszystko jeszcze było stracone. W południowo-zachodnich
kwartałach Białegogrodu powoli zaczęła zyskiwać przewagę
piechota Chodkiewicza i Kozacy Nalewajki. Zbliżali się do
murów Białegogrodu i usytuowanego przy nich, w pobliżu
cerkwi liii Proroka, głównego obozu pospolitego ruszenia.
W tym momencie zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki.
Klęska groziła oddziałom moskiewskim walczącym na
Ostożence, które zostały przez żołnierzy i Kozaków hetmana
litewskiego zepchnięte w stronę rzeki, albo — w dosłownym
tego słowa znaczeniu — przyparte do muru Białegogrodu.
Chorąży mozyrski wspomina, że „(...) w rzekę Moskwę
naparli, że z brzegów skakać musieli, drudzy obóz swój
mijali [przy cerkwi liii Proroka — T.B.], a trzeci ledwo się
w taborach zastali, których dobrze aż w same tabory
wpierając strzelała [piechota Chodkiewicza — T.B.]" 25.
Książę Pożarski spodziewał się obiecanej przez Dymitra
Trubeckiego pomocy. Jednak ten nie spieszył się, aby jej
udzielić. Stał ze swoim wojskiem za rzeką, w okolicach
krymskiego brodu i położonego od strony Zamoskworieczia
Krymskiego dworu, i przyglądał się krwawym zmaganiom.
Obydwa te punkty nieprzypadkowo nosiły w swoich na­
zwach określenie „krymski”. Bród przez rzekę Moskwę
zwykło się tak nazywać, tędy bowiem do końca XVI w.,
kiedy została wzniesiona palisada Skorodomu, Tatarzy
krymscy kilkakrotnie dokonali najazdów na stolicę Wiel­
kiego Księstwa Moskiewskiego, a później państwa mos­
kiewskiego, wdzierając się do centrum miasta. Na Zamo-
skworiecziu, w pobliżu Krymskiego brodu, został wznie­
siony Krymski dwór, w którym zatrzymywali się posłowie
tatarscy, czekając na audiencję u cara. Zresztą i dzisiaj
24 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 150-151.
25 Tamże, s. 150.
— mimo że bród i dwór już nie istnieją — w tej okolicy
lokalne nazwy nawiązują do Tatarów: rzekę suchą nogą
można przebyć mostem Krymskim, od strony Zamosk-
worieczia prowadzi do niego ulica Krymski Wał, można
także przespacerować się prawym brzegiem Moskwy
— Krymską Nabiereżną.
Od chwili kiedy za rzeką rozgorzał bój Kozacy księcia
Trubeckiego przyglądali się krwawym zmaganiom. Z po­
wodu opisywanej już wrogości pomiędzy kozaczyzną
i dworiaństwem — ich bierna postawa wobec wydarzeń
rozgrywających się na przeciwległym brzegu nie jest
zaskakująca. Na początku, kiedy oddziały księcia Pożar-
skiego dawały sobie radę z przeciwnikiem, w kręgach
kozackich dawało się słyszeć ironiczne komentarze: „(...)
przyszli bogacze z Jarosławia, i sami odeprą hetmana”
— zapamiętał jeden z obserwatorów26. Według nich nie
było sensu pchać się w wir walki, skoro panowie szlachta
odpierają ataki wojsk hetmana litewskiego. Jednak kiedy
szala zwycięstwa zaczęła powoli przechylać się na stronę
Litwy i Lachów, pomyśleli o udzieleniu pomocy Pożar-
skiemu. Trubecki jednak był niewzruszony i czekał.
Dworianie, których książę Pożarski oddał do dyspozycji
Trubeckiego, spokojnie czekali na znak dowódcy pierw­
szego pospolitego ruszenia. Kiedy jednak nabrali podejrzeń,
że Trubecki być może nie udzieli pomocy w ogóle, sami
ruszyli do boju. Jak zapamiętał jeden ze świadków: „Głowy
te, które posłano do kniazia Trubeckiego, widząc ścieśnienie
swoich pułków, a od niego żadnej pomocy, poszły od niego
z pułku bez pozwolenia zdecydowaną sprawą. On nie
chciał pozwolić im na to, a oni jego nie posłuchali i poszli
do swoich pułków i wielką pomoc tym uczynili” 27.
Część Kozaków Trubeckiego, widząc opieszałość swojego
wodza, który nie zamierzał udzielić pomocy swoim rodakom
26 Nowyj lietopisiec, s. 124.
27 Tamże, s. 124-125.
i chciał uniemożliwić to nawet dworianom przysłanym przez
Pożarskiego, poszła w ich ślady. Atamani Fiłat Mieżakow,
Afanasiej Kołomna, Drużyna Romanow i Makar Kozłow
przyłączyli się do pięciu sotni dworiańskich i podążyli przez
bród krymski na odsiecz. Na odchodnym krzyknęli Trubec-
kiemu, że czas porzucić już małostkową zawiść, bo jeśli teraz
nie „(...) udzielimy pomocy nasza nienawiść hosudarstwu
moskiewskiemu i zbrojnym ludziom przyniesie zgubę” 28.
Na pole bitwy przybyło więc kilkuset wojowników, którzy
nieuchronną klęskę Pożarskiego obrócili w jego zwycięstwo.
Piechurzy i Kozacy Chodkiewicza, dotąd mając zdecydowaną
przewagę, w późnych godzinach wieczornych zaczęli ponosić
ciężkie straty. Pojawienie się na polu bitwy świeżych
oddziałów wroga musiało być dla nich niemałym zaskocze­
niem. Dla Chodkiewicza wszak nie były tajemnicą niesnaski
zarówno między pierwszym i drugim pospolitym ruszeniem,
jak i między ich dowódcami. Moskwianie zaczęli błys­
kawicznie wypierać wroga z zajętych już przez niego pozycji.
W trakcie tych właśnie walk piechota hetmana litewskiego
poniosła najdotkliwsze straty. Chodkiewicz widząc na co się
zanosi, nakazał odwrót. Całe szczęście, że do tej pory nie
zdecydował się na wprowadzenie w obręb Skorodomu taboru,
bo zapewne wpadłby on w ręce wojsk moskiewskich;
w ogólnym zamęcie i panice piechurzy i Kozacy, walczący
o życie, nie zajmowaliby się jego obroną.
Około godziny drugiej w nocy walki dobiegły końca29.
Nie znamy strat poniesionych tego dnia przez oddziały
księcia Pożarskiego. Możemy jedynie przypuszczać, że
były duże: prawdopodobnie liczba poległych była po­
równywalna, a może nawet przewyższała liczbę poległych
w oddziałach hetmana litewskiego. Walki były zażarte i
trwały około 13 godzin.
28 Tamże, s. 125.
29 Trubecki i Pożarski do Fiodora Janowa, Moskwa, 4 X 1612, AAE,
s. 271-273.
Straty oddziałów hetmana litewskiego były bardzo duże.
W wiarygodnej relacji zawartej w Nowym latopisie czytamy:
„Rankiem następnego dnia [2 września — T.B.] zebrawszy
trupa litewskich więcej tysiąca ludzi i rozkazano ich zakopać
w jamach”30. W większości straty te dotknęły piechotę
Chodkiewicza i Kozaków Nalewajki, oddziały hetmana
litewskiego znalazły się więc w niezwykle ciężkim położe­
niu. Nie udało się zaprowiantować garnizonu moskiew­
skiego, a kolejne działania musiały już obyć się bez udziału
mocno przetrzebionych chorągwi piechoty. Walki w terenie
umocnionym, a Moskwa była takim terenem, bez piechoty
nie miały szans powodzenia.
Sytuacja ta wymusiła na dowódcy litewskim szukanie
innych rozwiązań.
Na razie Chodkiewicz zaprowadził swoje wykrwawione
oddziały oraz tabor z prowiantem do obozu koło klasztoru
Nowodziewiczego. Przez parę godzin, jakie pozostały do
świtu, wszyscy odpoczywali i rozpamiętywali swoje doko­
nania, hetman litewski zaś wraz z rotmistrzami i pułkow­
nikami zaczęli opracowywać kolejny plan przechytrzenia
wroga i dostarczenia na Kreml pomocy.

Przebieg walk 1 września pokazał, że książę Pożarski


osiągnął zamierzony cel. Udało mu się dostatecznie długo
— aż do nadejścia zmierzchu — powstrzymać oddziały
Chodkiewicza na przedpolach miasta. W celu osłabienia
nacisku wroga na głównym odcinku walk umiejętnie
podzielił swoje siły, zmuszając przeciwnika do podobnego
manewru. Wydzielenie przez księcia odwodu strategicz­
nego (chorągwie dworian, które oddał do dyspozycji
Trubeckiego) było prawdziwym majstersztykiem. Co pra­
wda Trubecki nie zamierzał udzielić pomocy Pożarskiemu,
ale ostatecznie jego podkomendni — zarówno dworianie

30 Nowyj lietopisiec, s. 125.


Pożarskiego, jak i Kozacy — ruszyli na pomoc wojskom
drugiego pospolitego ruszenia.
Co mógł zatem zrobić hetman litewski, aby uniknąć
porażki. Wydaje się, że niedostatecznie rozpoznał dysloka­
cję wojsk wroga. Najwyraźniej jego uwadze uszedł wspo­
mniany odwód strategiczny. Poważnym błędem okazało się
także zbyt późne rozpoczęcie bitwy. Gdyby przystąpił do
niej o jakieś sześć godzin wcześniej, wszystko mogło
potoczyć się inaczej.
W końcu pytanie zasadnicze: czy trzeba było atakować
Kreml od zachodu? Być może należało uderzyć od południa,
aby uniknąć walki w trudnym terenie zachodniego Skoro­
domu. Dlaczego Chodkiewicz tego nie zrobił, nie da się
teraz rozstrzygnąć.

2 WRZEŚNIA

Mimo ciężkich strat Chodkiewicz nie zamierzał dać za


wygraną. Jeśli nie dało się przedostać na Kreml od zachodu,
należało spróbować szczęścia z innej strony. Hetman
litewski postanowił uderzyć od południa — od strony
Zamoskworieczia. W tamtej okolicy — jak pamiętamy
— stacjonowały pułki pierwszego pospolitego ruszenia.
Teoretycznie podejmując działania w tamtym rejonie do­
wódca litewski miał większe szanse na powodzenie: od­
działy Trubeckiego nie były tak liczne jak Pożarskiego,
a teren — mimo licznych umocnień — był trudniejszy do
obrony. Zresztą przebieg walk pokaże, że miał rację.
W naradach, w trakcie których narodził się i wykrys­
talizował plan operacji na Zamoskworiecziu, zapewne dużo
do powiedzenia mieli Aleksander Zborowski i rotmistrz
Wasiczyński. W oddziałach Chodkiewicza nie było chyba
nikogo, kto tak dobrze jak oni znałby przyszły plac boju.
Dowódcy ci ponad półtora roku stacjonowali w Moskwie
i znali doskonale miasto. Zanim rozpoczął się decydujący
bój Zborowskiemu zlecono ważne zadanie przeprowadzenia
w okolice Kremla oddziału piechoty węgierskiej i nawią­
zania kontaktu z dowództwem garnizonu w celu skoor­
dynowania działań.
Prawdopodobnie jeszcze w nocy lub o świcie 2 wrześ­
nia Zborowski wraz z Moskwicinem w służbie królew­
skiej Grigorijem Orłowem poprowadził w kierunku Kre­
mla sześciusetosobowy oddział hajduków Feliksa Niewia­
rowskiego. Piechurom powierzono zadanie opanowania
cerkwi św. Grzegorza na Jandowie. Był to ważny strate­
gicznie punkt, zamieniony przez Kozaków Trubeckiego
w warownię, położony u wylotu Bolszej Ordynki, tuż
przy przeprawie mostowej przez rzekę Moskwę do Kitaj-
grodu. Cała grupa zapewne sforsowała rzekę Moskwę
gdzieś w okolicy klasztoru Nowodziewiczego i podążając
prawym brzegiem, niepostrzeżenie dotarła do celu. Wszy­
stko wskazuje na to, że Zborowski niebawem powrócił do
obozu hetmańskiego, Orłow zaś „(...) postawiwszy ich
[piechurów — T.B.] nad rzeką Moskwą na brzegu przy
Jegorija w Jandowie, sam przeszedł do miasta [na Kreml
— T.B.]31. Nie jest możliwe, aby z marszu podjęli oni
próbę zajęcia owej świątyni: po pierwsze byłoby to
działanie przedwczesne, narażające piechurów na niepo­
trzebne walki z Kozakami, którzy nie chcieliby oddać
cerkwi, po drugie zdradziłoby plan hetmana litewskiego.
W przedsięwzięciu tym zasadnicze znaczenie miało sko­
ordynowanie akcji z działaniami pozostałych oddziałów
Chodkiewicza. Zapewne więc wraz z Orłowem, przez
most Moskworiecki, wkroczyli do Kitajgrodu, a próbę
zajęcia cerkwi św. Grzegorza na Jandowie zaplanowali na
ranek następnego dnia.
Chodkiewicz po walkach 1 września realnie oceniając
możliwości oddziałów garnizonu zaryzykował uszczuplenie

31 Tamże.
swojej i tak już wykrwawionej piechoty, aby przedsięwziąć
działania na tyłach przeciwnika. Trzeba przyznać, że ten
dość ryzykowny manewr miał duże szanse powodzenia:
hetman litewski liczył, że zmusi Trubeckiego do podzielenia
swoich skromnych sił, co pogorszy jego możliwości obrony.
Miał nadzieję, że 3000 Kozaków i dworian, stanowiących
wojsko pierwszego pospolitego ruszenia, podzielonych na
co najmniej dwa ugrupowania, nie powinno stanowić
mocnej przeszkody w drodze na Kreml. Całą koncepcję
psuły Chodkiewiczowi oddziały Pożarskiego. Nauczony
doświadczeniem z poprzedniego dnia przewidywał, że
dowódca drugiego pospolitego ruszenia włączy się do
walki na Zamoskworiecziu. Pozostawało więc liczyć na
wyrąbanie sobie drogi przez Bolszą Ordynkę we współ­
działaniu ze wzmocnionymi piechurami węgierskimi od­
działami garnizonu.
2 września hetman litewski zmienił dyslokację swoich
oddziałów: wojsko ruszyło się spod klasztoru Nowodziewi-
czego, przekroczyło rzekę Moskwę i założyło obóz przy
trakcie kałuskim, w okolicach klasztoru Dońskiego.
Ruchy wojsk Chodkiewicza nie uszły uwadze księcia
Pożarskiego, który przypuszczał, że kolejne starcie jest
kwestią kilkunastu godzin. Zapewne już wtedy dowódca
drugiego pospolitego ruszenia przerzucił na Zamosk-
worieczie kilka sotni jazdy dworiańskiej i strzelców.
Wydaje się, że odstąpił od koncepcji spotkania się z wro­
giem na przedpolach Zamoskworieczia: mimo dzielnej
postawy swojej jazdy w walkach poprzedniego dnia nie
miał wątpliwości, że tym razem nie uda się powstrzymać
chorągwi Chodkiewicza na równinie. Przyczyna była
oczywista: w zachodnich kwartałach Skorodomu była
gęsta siatka ulic i ruiny, w których znajdowały się silne
punkty oporu obsadzone piechotą. Poza tym tam za
plecami były mury Białegogrodu, które stanowiły poważną
przeszkodę dla atakujących. Wszystko czym dysponował
na Zamoskworiecziu natomiast to wał po palisadzie
Skorodomu; teren był tam łagodny, łatwy do sforsowania,
praktycznie żadnej istotnej przeszkody. W tych warunkach
jazda, w wypadku odwrotu, nie miałaby się gdzie schronić
i niewątpliwie poniosłaby ciężkie straty. Z tego powodu
książę Pożarski wysłał na Zamoskworieczie mocno ograni­
czone siły (kilkuset ludzi), którzy mieli skupić się na
obronie bramy Kałuskiej i przylegającego do niej wału
Skorodomu. Powstrzymanie na Zamoskworiecziu przeciw­
nika związane więc było z postawą oddziałów Trubeckiego.
W związku z tym rzućmy okiem na sytuację wojsk
Trubeckiego. Główne obozy pierwszego pospolitego ruszenia
zlokalizowane były na tzw. Wasyliewskim ługu i Zajauziu.
Pierwsze miejsce dawało znakomite warunki do działań
zbrojnych przeciw oddziałom garnizonu broniącym Kitajgro-
du. Kozacy rozlokowani w kilku ostrożkach wybudowanych
wzdłuż wschodnich murów Kitajgrodu dawali się we znaki
stacjonującemu tam przeciwnikowi. Drugi obóz ulokowano
w widłach rzeki Moskwy i jej dopływu — Jauzy. Z tego
miejsca, dzięki doraźnym przeprawom, można było sprawnie
przerzucać oddziały do punktów obrony na Zamoskworiecziu,
z których najważniejszymi były umocnione cerkwie — św.
Grzegorza na Jandowie, i położona nieco na południe, św.
Klemensa. Ich obronę wzmacniały pobliskie ostrożki. Tutaj
najważniejszym zadaniem Trubeckiego było kontrolowanie
newralgicznego odcinka kluczowej dla całego rejonu Zamos-
kworieczia arterii komunikacyjnej — Bolszej Ordynki.
Obronę w tym miejscu uzupełniały stanowiska w carskich
sadach, vis-â-vis Kremla. Ulica Bolsza Ordynka — mniej
więcej od wysokości cerkwi św. Katarzyny — była przeorana
rowami, dziurami i jamami, Chodkiewicza czekało więc
trudne zadanie, ponieważ właśnie tą ulicą zamierzał wprowa­
dzić swój tabor do Kitajgrodu.
Przy okazji opisywania ucieczki Iwana Zarudzkiego spod
Moskwy wspomnieliśmy o oddziałach, które pozostały
z Trubeckim. Były to m.in. stanice atamanów Afanasija
Kołomny, Makara Kozłowa, Fiłata Mieżakowa, Kondratija
Miłiajewa, Drużyny Romanowa, Stiepana Taszłykowa. Dzię­
ki źródłom opisującym walki, które miały miejsce 3 września,
można uzupełnić informacje o siłach Trubeckiego. Kozacy,
którzy w tych walkach zostali ranni lub ponieśli inne straty
kierowali do Michaiła Romanowa, cara obranego przez
Sobór ziemski w 1613 r., prośby o wynagrodzenie za swój
wysiłek i poniesione straty. Dokumenty takie, jedyne jakimi
dysponujemy, wystosowali Iwaszko Konstantinow, Sienka
Ragozin, esauł Fiedka Patrikiejew i Iwaszko Seliwestrow32.
Konstantinow i Seliwestrow poinformowali cara pod czyimi
znakami walczyli: pierwszy służył w stanicy Siergieja
Łonskiego, drugi w oddziale białogrodzkiego atamana Par-
fieniewa Denichina. Dzięki nim można stwierdzić, że Trube­
cki rozporządzał co najmniej ośmioma stanicami kozackimi.
Skądinąd wiemy też, że pierwsze pospolite ruszenie Trubec­
kiego liczyło około 2500-3000 żołnierzy, z których zdecy­
dowaną większość stanowili Kozacy. Z pewnością więc
można twierdzić, że wymienione stanice nie były jedyne
w pierwszym pospolitym ruszeniu, ponieważ musiałyby
liczyć średnio po kilkuset Kozaków.
Prócz Kozaków w siłach Trubeckiego z pewnością były
oddziały dworiańskie oraz niewielka liczba strzelców. Nie
możemy także wykluczyć, że do oddziałów Trubeckiego
przyłączyli się mieszkańcy Moskwy, którzy po pacyfikacji
miasta w 1611 r. stopniowo zaczęli wracać na zgliszcza,
z nadzieją, że w pobliżu oddziałów pierwszego pospolitego
ruszenia uda im się przetrwać.

32 Iwaszka Konstantinow do cara Michaiła Romanowa z prośbą

o pieniądze na pogrzeb dla swojego brata, [w:] I. Z a b i e 1 i n, Minin


i Pożarskij, s. 292-293; Sienka Ragozin do cara Michaiła Romanowa
z prośbą o pieniądze, tamże, s. 295; Fiedka Patriekiejew do cara Michaiła
Romanowa z prośbą o pieniądze, tamże, s. 295-296; Iwaszko Seliwestrow
do cara Michaiła Romanowa z prośbą o pieniądze, tamże, s. 297.
DECYDUJĄCE STARCIE

Wczesnym rankiem 3 września piechota węgierska


opanowała cerkiew św. Grzegorza na Jandowie i najbliższą
okolicę. Jak zapamiętał jeden ze świadków: „(...) wyszedłszy
z miasta, przez rzekę Moskwę przy (świątyni — T.B.]
męczennika Chrystusowego Grigorija ostrog zajęli i znaki
swoje na cerkwi postawili” 33.
Kozacy, stanowiący załogę w świątyni, po krótkim
oporze ulegli przeciwnikowi: można przypuścić, że więk­
szości udało się uciec do swoich obozów. Poranna strzela­
nina, do której niewątpliwie doszło, komendy i krzyki
walczących oraz ogólny harmider postawiły na nogi wszyst­
kich, którzy tego dnia spodziewali się starcia.
Można przypuszczać, że wojska Pożarskiego oczekiwały
wroga na stanowiskach — pierwsza linia obrony jego
oddziałów rozciągała się w bramie Kałuskiej i wale Skorodo­
mu. Resztę sił przeznaczonych tego dnia do walki dowódca
drugiego pospolitego ruszenia ustawił w Skorodomie, przy
krymskim brodzie. Anonimowy autor Nowego latopisu
zapamiętał: „Kniaź Dmitriej Michaiłowicz ze swojej strony
stanął nad rzeką Moskwą, u liii Proroka Powszechnego,
a wojewodów, którzy z nim przyszli z Jarosławia postawił
tam gdzie był drewniany gród, na wale”34. Trudno powie­
dzieć, czy książę Pożarski zaangażował do bitwy tego dnia
wszystkich wojewodów, ale jeśli tak, to z wymienionych już
dowódców oddziałów pierwszego pospolitego ruszenia urząd
wojewody pełnili tylko Wasyl Türenin — wojewoda kaszyr-
ski od czasów cara Szujskiego, Artemij Izmaiłow — wojewo­
da włodzimierski, wreszcie bratanek głównodowodzącego
książę Dymitr Piotrowicz Pożarski, o przydomku „Łopata”
— wojewoda w dalekiej Samarze. Zapewne to nie jedyni
wojewodowie w szeregach Pożarskiego, ale dostępny materiał
33 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 223.
34 Nowyj lietopisiec, s. 125.
źródłowy tylko w takim stopniu uchyla rąbka tajemnicy.
Nie można też wykluczyć, że wraz z wojewodami do walki
z Chodkiewiczem stanęli i inni dostojnicy, np. Fiodor
Lewaszew, Michaił Samsonow Dymitriew. Niewątpliwie
do jazdy dworiańskiej gromadnie dołączyli strzelcy, którzy
z wału mieli zasypać wroga deszczem ołowiu z piszczeli.
O skali wysiłku militarnego, podjętego przez księcia
Pożarskiego, niech zaświadczą słowa tych, którzy przy­
glądali się wydarzeniom. Autor Nowego latopisu: „A
przeciw etmana posłał [książę Pożarski — T.B.] sotni
wiele”; oraz mnich z klasztoru św. Trójcy i Siergieja
Radoneżskiego, Awraamij Palicyn: „Ruszyły się pułki
przeciw hetmanowi, a strzelcy i kozacy wszyscy stali na
wale (...)”35. Książę Pożarski, podobnie jak 1 września,
pewno osobiście stanął na czele oddziałów broniących na
wale dostępu na Zamoskworieczie.
Kozacy księcia Trubeckiego, podobnie jak żołnierze
z obozu Pożarskiego, zalegli na wale Skorodomu, mieli
bronić bramy Sierpuchowskiej i jej okolic, aż do położonej
nieco na wschód bramy Kołomieńskiej. Co prawda autor
Nowego latopisu wspomina, jakoby Trubecki ze swoimi
mołojcami zasadził się na przeciwnika „(...) stanąwszy od
rzeki Moskwy, od Łużników”36. Szkopuł w tym, że
wskazane miejsce to okolice klasztoru Nowodziewiczego,
który wówczas leżał poza miastem. (Dzisiaj znajduje się
tam stadion piłkarski im. Włodzimierza Lenina, nazywany
„Łużnikami”). Z tego względu wykluczone, aby Trubecki
tam ustawił swoich żołnierzy. Wątpliwości rozwiewa też
zapis w pamiętniku Budziłły: „(...) bo też Moskwa miała
swoje dwoje wojska, jedno od Pożarskiego, które od swego
obozu do pana hetmana następowało, drugie Trubeckiego,
które czyniło od swego taboru do pana hetmana” 37.
35 Nowyj lietopisiec, s. 125; Skazanije Awraamija Palicyna, s. 223.
36 Nowyj lietopisiec, s. 125.
37 J. B u d z i 11 o, op. cit., s. 151.
Pozycje obrony moskiewskiej rozciągały się wzdłuż
wału Skorodomu na długości około 1800-2000 metrów.
Wobec takiego ustawienia oddziałów Pożarskiego hetman
litewski podzielił swoje oddziały następująco: na lewym
skrzydle — naprzeciwko sił drugiego pospolitego ruszenia
— stanęła część jego pułku pod jego dowództwem. Przy
nim znaleźli się także rotmistrz Wasiczyński i książę
Korecki ze swoimi ludźmi, a także oddziałek sformowany
z ochotników przez nieznanego nam bliżej rotmistrza
Wieliczyńskiego. Chodkiewicz miał tutaj wszystkie chorąg­
wie husarskie swojego pułku (Grzegorza Hlebowicza,
Samuela Wołłowicza, Albrychta Władysława Radziwiłła,
Tomasza Dąbrowy, Janusza Kiszki, Platemberga, Mikołaja
Korfa), wraz z kozacką Wasiczyńskiego i husarską księcia
Koreckiego oraz ochotnikami było to jakieś 800 ludzi 38.
W centrum stanął Aleksander Zborowski i piechurzy,
którym udało się wyjść cało z rzezi przed dwoma dniami,
i których Chodkiewicz nie posłał na Kreml. Było to 150
husarzy i jakieś 200-300 (być może więcej, nie znamy
wszak strat jakie poniosła piechota w pierwszym boju)
piechoty polskiej i niemieckiej.
Na lewym skrzydle wiódł do boju oddziały Stanisław
Koniecpolski: dysponował zapewne pozostałymi chorąg­
wiami z pułku hetmana (swoją, Czarowicza, Okołowicza
i Bohdana) i husarią Jakuba Bobowskiego — w sumie 400
żołnierzami jazdy. Ponadto Chodkiewicz przydzielił mu
4000 Kozaków pod komendą atamana zaporoskiego Mat­
wieja Seraja (czyżby Chwostowiec i Nalewajko zostali
ranni w pierwszym boju?) 39.
Pomiędzy oddziałami Zborowskiego i Koniecpolskiego
został zapewne ustawiony tabor, złożony z 400 wozów.
Świadczyć o tym mogą słowa Budziłły, który napisał, że
38 W . M a j e w s k i , Kozaczyzna zaporoska 1590-1638, [w:] Żółte
Wody — 1648, praca zbiorowa, Warszawa 1999, s. 14.
39 A. N a r u s z e w i c z , op. cit., s . 2 8 .
hetman przystąpił do walki „(...) obóz wszystek ści­
snąwszy”. A opisując przebijanie się oddziałów przez
Zamoskworieczie dodał: „Tamta zaś druga część wojska
pana hetmanowa swemu też nie przepuścili, bo przy
taborzech idąc, parli tę Moskwę z pola”40. Można też
zakładać, że piechota i Kozacy Seraja idąc do walki
znajdowali się w pobliżu taboru.
Przebijanie się przez hetmana na Zamoskworieczie wraz
z taborem sformowanym z wszystkich wozów dowodziło­
by, że walki 1 września znacznie osłabiły jego siły.
3 września, nie mając oddziałów do obrony obozu,
postanowił go nie zakładać, tylko z całym dobytkiem
przebijać się na Kreml.
Około godziny 6.00 rozpoczęły się walki: „Świtem
poniedziałkowym, pułki zaczęły się ścierać: była z obu
stron wielkość nieprzeliczona ludzi” — zapamiętał Pali-
cyn41. Chodkiewicz, przystępując do walki skoro świt,
chciał rozstrzygnąć bitwę jeszcze za dnia. Można więc
założyć, że przyczyn swojej porażki 1 września, upatrywał
w zaskoczeniu swoich rot przez wroga, który zaatakował je
w zapadających ciemnościach.
Od początku walki na lewym skrzydle doszło do gwał­
townych starć jazdy hetmana ze strzelcami i spieszoną jazdą
dworiańską. Pożarski znów osobiście uczestniczył w walce,
igrając z losem. 1 września szczęście mu sprzyjało, jednak
dwa dni później już nieco mniej. Wspominany już przez nas
Bożko Bałyka napisał: „(...) i wparli byli nasi w Moskwę
dobrze, Pożarskiego kniazia postrzelili w rękę”42. Nie jest
wykluczone, że właśnie wtedy — wraz z kontuzją wodza
— zaczęło się sypać prawe skrzydło obrony moskiewskiej.
40 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 151.
41 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 223.
42 B . B a ł y k a , O Moskwie i o Dmitrieju cariku moskowskom lożnom.

Sije pisał mieszczanin kijewskij imieniem Bożko Bałyka, kotoryj sam tam
był i samowidiec tomu był, [w:] Kijewskaja Starina, t. III, nr 7, 1882, s. 103.
Pod nieustannym naciskiem ze strony jazdy Chodkiewicza
musiało dojść do bezładnej ucieczki Moskwicinów. Autor
Nowego latopisu tak opisał ową sytuację: „(...) etman,
widząc przeciw sobie mocne stanie Moskiewskich ludzi,
nastąpił na nich wszystkimi ludźmi, sotnie i pułki wszystkie
zmieszawszy, wdeptał w rzekę Moskwę” 43.
Tak samo zapamiętał to Budziłło: „Wojska pana het­
manowego obróciwszy się do Pożarskiego, ścierali się
długo; na ostatek Moskwę wsparli i w rzekę nagnawszy,
pole otrzymali” 44. Palicyn zaś wyraźnie opowiada o panice
w szeregach moskiewskich: „Bezbożne lutry, polscy i litew­
scy ludzie, nagle, wściekłym rwaniem, nastąpili na mos­
kiewskie żołnierstwo. (...) pułki obróciwszy się plecami,
rzuciły się do ucieczki; tak samo i piesi, wszyscy rów
porzucili” 45.
Nie ulega wątpliwości, że przeciwnik został zepchnięty
na północny zachód i zmuszony do wycofania się przez
krymski bród za rzekę.
Do strzeżenia tej przeprawy przed oddziałami Pożar­
skiego hetman litewski wydzielił oddział złożony z kilku­
dziesięciu jezdnych i piechurów, z resztą zaś jazdy prze­
mieścił się w okolice bramy Sierpuchowskiej. Tutaj do
chwili odwrotu oddziałów Pożarskiego, toczyły się upor­
czywe walki. Jak zauważył autor Nowego latopisu,
odwrót wojsk drugiego pospolitego ruszenia za rzekę
zachwiał wiarą Kozaków w zwycięstwo. Wobec od­
słonięcia prawego skrzydła osamotniony Trubecki zde­
cydował się na wycofanie swoich Kozaków w kierunku
obozów: „Ledwo sam kniaź Dymitr [Trubecki — T.B.]
z pułkiem swoim stał przeciw nich. Kniaź Dymitr
Trubecki i kozacy wszyscy poszli w tabory” — czytamy
w Nowym latopisie 46. Niewykluczone, że mołojcy samo­

43 Nowyj lietopisiec, s. 125.


44 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 151.
45 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 223.
46 Nowyj lietopisiec, s. 125.
wolnie, widząc ucieczkę oddziałów Pożarskiego, ruszyli
do swoich kwater.
Około godziny 12.00 wał w okolicach bramy Sier-
puchowskiej opanowały oddziały Zborowskiego i Ko­
niecpolskiego. Wtedy też wprowadzono tabor w obręb
Skorodomu.
Kilkadziesiąt minut później kolumna wozów dotarła
do cerkwi św. Katarzyny (świątynia ta już nie istnieje,
wznosiła się w okolicy, gdzie dziś znajduje się cerkiew
Opieki Przenajświętszej Bogarodzicy — między Bolszą
Ordynką a Szczetininskim Piereułkiem). Niewykluczone,
że oddziały hetmana litewskiego natrafiły tam na opór
przeciwnika. Do tego epizodu pasuje fragment relacji
Budziłły: „Pan hetman widząc, iż inaczej być nie mogło,
kazawszy się połowicy wojska spieszyć, a resolute przy
piechocie ręczną bronią do nich skoczyć. Gdy się na to
dobrze przygotowawszy skoczyli Kozacy z piechotą,
z szablami mężnie, strzelcy moskiewscy nie mogąc
strzymać, pierzchać poczęli, naszy, których zastali,
siekli”47. Jeśli Budziłło miał na myśli walki o cerkiew
św. Katarzyny, to jego wspomnienie o strzelcach dotyczy
tych spod sztandaru Trubeckiego (choć było ich niewie­
lu). Po zabezpieczeniu okolicy hetman litewski nakazał
postój. Utwierdzają nas w tym słowa mnicha Palicyna:
„(...) postawiwszy obóz swój przy cerkwi świętej męczen­
nicy Chrystusowej Jekateriny i wał napełniwszy pieszymi
ludźmi, zza wału stany podciągnął do siebie, zapasy
swoje wprowadził i tam postawił [Chodkiewicz — T.B.]”48.
Oddziały hetmana litewskiego dzieliło wtedy od Kremla
około 1800 metrów.
Krajobraz, który hetman litewski miał zapewne okazję
objąć wzrokiem z wieży cerkwi św. Katarzyny lub z wy­
budowanego w jej okolicy ostrożka, był przygnębiający:
47 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 152.
48 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 224.
jak okiem sięgnąć zgliszcza, Bolsza Ordynka poprzecinana
rowami i wałami. Może miał lunetę, jeśli tak, to zapewne
dojrzał przez nią zastępy żołnierzy garnizonu, którzy
wpatrywali się z murów w Zamoskworieczie. Jego wzrok
zatrzymał się być może na leżącej na lewo od Bolszej
Ordynki cerkwi św. Klemensa i pobliskiego ostrożka, który
jeżył się pośrodku jedynej drogi do celu. Nie było moż­
liwości ominięcia tych przeszkód, należało je zdobyć.
Do wykonania tego zadania hetman litewski zorganizował
oddział złożony z piechoty Grajewskiego i nieznanej nam
liczby Kozaków Seraja. Nadzór nad tą akcją powierzył
Aleksandrowi Zborowskiemu. Bój o cerkiew św. Klemensa,
przewija się we wszystkich źródłach, które opisują walki
z 3 września. Prześledźmy je. Palicyn sugeruje, że Kozacy
stacjonujący w cerkwi i ostrożku samowolnie opuścili
stanowiska, gdy w pobliżu zobaczyli swoich towarzyszy
uciekających z wału Skorodomu. Wyolbrzymione wieści
o klęsce oddziałów Pożarskiego (być może mówiono też
o rzekomej śmierci księcia) i wprowadzeniu taboru na
Kreml wywołały popłoch wśród obrońców cerkwi św.
Klemensa. Mnich z klasztoru Troicko-Siergiejewskiego
wspomina, że opuszczone przez nich pozycje zajęła część
oddziału piechoty Niewiarowskiego z cerkwi św. Grzegorza
na Jandowie. Zesłał jednak Bóg szybko opamiętanie na
Kozaków: „(...) którzy od Klemensa świętego z ostrożka
wybiegli, obróciwszy i spojrzawszy na ostrog świętego
Klemensa, widząc na cerkwi litewskie znaki i zapasów dużo
w ostrog wprowadzonych (...) powrócili i zgodnie przystąpili
do ostrogu: wziąwszy go, litewskich ludzi przedali ostrzu
miecza i zapasy ich pojmali”49. Według Palicyna niedobitki
piechoty Niewiarowskiego uciekły częściowo do cerkwi św.
Grzegorza na Jandowie, częściowo do obozu Chodkiewicza
przy cerkwi św. Katarzyny. Na marginesie, dość enig­

49 Tamże.
matycznie brzmi wzmianka o jakichś zapasach (wozy
z prowiantem?), które mieliby wprowadzić do cerkwi św.
Klemensa piechurzy Niewiarowskiego. Chodkiewicz wysłał
ich przecież tylko z zadaniem zajęcia cerkwi św. Grzegorza
na Jandowie i raczej jest wątpliwe, aby obarczył ich jakimiś
zapasami. Pewno mnich Palicyn pomylił się. Mało praw­
dopodobne, aby jakieś wozy wprowadzili do cerkwi św.
Klemensa piechurzy Grajewskiego i Zborowski z Kozakami,
Bolsza Ordynka była przecież nieprzejezdna.
Autor Nowego latopisu, nie wdając się w szczegóły,
zanotował: „Ostrożek, który był u Klemensa, rzymskiego
papieża, siedzieli w nim Kozacy, litewscy ludzie wzięli go
i posadzili swoich litewskich ludzi” 50.
Do zrozumienia przebiegu walk o cerkiew św. Klemensa
i ostrożek zbliżają nas relacje kupca kijowskiego Bożko
Bałyki i Budziłły (obaj obserwowali je z murów Kremla).
Pierwszy zanotował: „(...) a Moskwa, która zaparła się przy
cerkwi świętego Klemensa i w ostrożku na samej drodze,
i nasi ich tam dostali i kilka dzialec [działek — T.B.]
odebrali, i była tam wielka bitwa (...)”51. Budziłło zaś: „Po
tym iż jeszcze gródek na przeszkodzie był, posłał pan
hetman pana Grajewskiego z piechotą, a pan Zborowski
z swej własnej intencyjej przywiódł kozaki do niego i dobyli
go, Moskwę w nim wysiekli” 52.
W świetle tych doniesień cała sytuacja wyglądała na­
stępująco: po zajęciu cerkwi św. Katarzyny i podciągnięciu
w jej okolice taboru hetman litewski zorientował się, że
Kozacy Trubeckiego tłumnie opuścili stanowiska obronne,
aż do cerkwi św. Klemensa, która teraz stanowiła ich
jedyny punkt oporu na Zamoskworiecziu. Chodkiewicz
postanowił więc wykorzystać zamieszanie w szeregach
wroga: opanowanie cerkwi miało przypieczętować przewagę
50 Nowyj lietopisiec, s. 125.
51 B. B a ł y k a , op. cit., s. 103.
52 J. B u d z i ł ł o , o p . cit., s. 152.
oddziałów hetmana litewskiego na Zamoskworiecziu i dać
czas na przeprowadzenie niezbędnych prac inżynieryjnych
w celu udrożnienia Bolszej Ordynki.
Do ataku na cerkiew św. Klemensa wódz litewski
desygnował polską piechotę Grajewskiego, których wzmo­
cnił Zborowski, skrzykując Kozaków zaporoskich z ob­
stawy taboru. Szturm na cerkiew zaobserwowali piechurzy
Niewiarowskiego, stacjonujący w cerkwi św. Grzegorza
na Jandowie, szybko przebyli około 750 metrów, które
dzieliło obydwie świątynie, i dali skuteczne wsparcie
od północy. Kozacy ze stanicy Siergieja Łonskiego,
którzy prawdopodobnie bronili cerkwi św. Klemensa
i pobliskiego ostrożka, ulegli przewadze przeciwnika.
Wbrew relacji Budziłły i Bałyki bój o te punkty nie
trwał chyba zbyt długo i nie spowodował wśród mołojców
atamana Łonskiego wielkich strat.
Można przypuszczać, że łatwy sukces spowodował ich
niefrasobliwość. Budziłło zapamiętał, że po zajęciu cerkwi
św. Klemensa „(...) ale iż nasi go, nie osadziwszy zaraz,
Moskwa widząc to znowu osadziła swymi, przyszedszy”53.
Trudno powiedzieć, co się wtedy stało. Wygląda na to, że
Zborowski i Grajewski, widząc że przeciwnik ustępuje na
całej linii, pozostawili zbyt skromną obsadę na dopiero co
zdobytym terenie. Nie docenili jednak Kozaków Łons­
kiego, którzy, według relacji mnicha Palicyna „(...) obró­
ciwszy i spojrzawszy na ostrog świętego Klemensa, widząc
na cerkwi litewskie znaki i zapasów dużo w ostrog
wprowadzonych (...) powrócili i zgodnie przystąpili do
ostrogu (...)” 54.
Tym razem rozgorzał krwawy bój. Wymieniony przez
nas Iwaszko Konstantinow w piśmie do cara napisał
o swoim bracie, śmiertelnie ranionym w tej walce:
„(...) mój, hosudar, braciszek szedł ze znakiem, Miszka
53 Tamże.
54 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 223.
Konstantinow; i w tę porę, hosudar, z cerkwi pany ranili
tego znamienszczyka, mojego braciszka rodzonego, z sa­
mopału dwoma kulkami w bok powyżej brzucha, i od tej
rany wciąż leżał, gnił i umarł (...)” 55.
Obrońcy szybko ulegali Kozakom, którzy nie brali
jeńców; mnich Palicyn zapamiętał, że uciekających „(...)
Kozacy gonili i zabijali, sami dziwiąc się, ile siły dał im
Bóg”56. Niestety, nie mamy informacji, jak liczny był
oddział, którym Zborowski i Grajewski obsadzili cerkiew
św. Klemensa i ostrożek. Jedno nie ulega wątpliwości, że
tylko nielicznym udało się ujść z życiem z krwawej łaźni,
którą urządzili im mołojcy.
Przez jakiś czas utrata cerkwi św. Klemensa nie za­
przątała uwagi hetmana litewskiego, Chodkiewicz nie
podjął bowiem próby ponownego jej opanowania. Nie­
znane są przyczyny bezczynności litewskiego wodza. Być
może nikt nie uszedł z pogromu albo, co bardziej praw­
dopodobne, hetman litewski, dowiedziawszy się o tej
stracie, zaplanował ponowne opanowanie cerkwi św.
Klemensa, kiedy w stronę Kremla ruszy tabor. Nie
wydaje się możliwe, aby uwadze Chodkiewicza i jego
żołnierzy uszedł fakt wybuchu ponownych walk o cer­
kiew i położony w poprzek Bolszej Ordynki ostrożek,
i ich niepomyślny wynik.
Kiedy Grajewski i Zborowski podążyli zdobywać cerkiew
św. Klemensa, hetman litewski zarządził działania zmie­
rzające do udrożnienia najbliższego odcinka Bolszej Or­
dynki. Biskup przemyski Paweł Piasecki, który co prawda
nie był wtedy pod Moskwą, ale informacje zaczerpnął
z miarodajnego źródła, tak przedstawił tę chwilę: „(...)
żołnierze posiłkowi myśląc, że wszelkie niebezpieczeństwo
55 Iwaszko Konstantinow do cara Michaiła Romanowa z prośbą

o pieniądze na pogrzeb dla swojego brata, [w:] I. Z a b i e l i n , Minin


i Pożarskij, s. 292-293.
56 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 223.
przeszło, przysiedli na chwilę dla zasilenia się lekkim
pokarmem, mając zaraz po przekąsce wprowadzić do zamku
400 wozów naładowanych żywnością (...)”57 A Budziłło
relacjonuje: „Gdy po tej pracy pan hetman chocia by rad
ptakiem się wprowadził z żywnością, ale że rowy gęste,
które Moskwa poczyniła, i doły gęste i pieczyska prze­
szkadzali, odpoczywali sobie [żołnierze — T.B.] rozkazaw­
szy kupcom rowy równać”58. Gdyby nikt im nie prze­
szkadzał, zapewne szybko uporaliby się z pracami w terenie.
Tymczasem przeciwnik, który wydawało się, że nie jest już
w stanie przeszkodzić dostarczeniu zaopatrzenia dla gar­
nizonu, zaczął zwierać szeregi. Spójrzmy jak do tego doszło.
Gdy Kozacy gremialnie (z wyjątkiem mołojców atamana
Łonskiego) uciekli do swoich obozów, książę Pożarski
i Kuźma Minin przerazili się nie na żarty: wyparcie ich
oddziałów za rzekę otwierało Chodkiewiczowi drogę na
Kreml. Jedyną szansą było teraz wykorzystanie zaabsorbowa­
nia hetmana udrażnianiem Bolszej Ordynki. Trzeba było
zaatakować wroga jeszcze w okolicach cerkwi św. Katarzyny.
Do tego jednak potrzebni byli Kozacy Trubeckiego.
Aby namówić ich do jeszcze jednego wysiłku, Pożarski
postanowił wykorzystać autorytet mnicha Awraamija Pali-
cyna, który był ogromnie popularny. Książę wezwał swo­
jego brata, kniazia Łopatę, i nakazał mu zaprosić czcigod­
nego Awraamija do obozu. Wybór nie był przypadkowy:
władze klasztoru Troicko-Siergiejewskiego tradycyjnie
utrzymywały dobre kontakty z Kozakami dońskimi. Nawet
podczas zawieruchy smuty dobra klasztorne uchroniły się
od grabieży, właśnie dzięki przychylności Kozaków. Dodaj­
my także, że w 1608 r., gdy klasztor oblegały wojska Jana
Piotra Sapiehy i Aleksandra Lisowskiego, Kozacy aktywnie
wzięli udział w jego obronie.
57 Kronika Pawła Piaseckiego, biskupa przemyskiego, przeł. J. Bar­
toszewicz, Kraków 1870, s. 248.
58 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 152.
Presja księcia Łopaty-Pożarskiego musiała być duża,
mnich Palicyn oderwał się bowiem od celebrowania
nabożeństwa za pomyślność walk, odbywającego się
w cerkwi św. Ilii Proroka, i niezwłocznie przybył do
obozu drugiego pospolitego ruszenia. „(...) widząc pła­
czącego kniazia Dymitra i Koźmę Minina i wielu dworian;
i przekonawszy starca [Awraamija — T.B.] posłali go
z wieloma dworianami w stany kozacze z tym, aby
przekonał ich, aby ich wrogom nie oddali, i wziąwszy
Boga na pomoc, śmiało i bez zwłoki szli przeciw nim i z
zapasami ich do grodu nie przepuścili” 59.
Palicyn podążył niezwłocznie na drugą stronę Moskwy
i stanął przed niełatwym zadaniem. Dotarłszy do cerkwi
św. Klemensa: „(...) i widząc tu pobitych wielu ludzi
litewskich i Kozaków, stojących z bronią w dłoni, zaczął
błagać ich ze łzami. I pierwsze, chwaląc ich w te słowa,
jako od nich zaczęła się dobra sprawa, stojących silnie za
prawdziwą prawosławną chrześcijańską wiarę i ran wielość
odniesionych, i głód, i nagość cierpiących (...) «Czy teraz,
bracia — rzecze — całe te wysiłki rozpoczęte jednym
czasem zaprzepaścić chcecie?»” 60.
Jednak zaklinania mnicha najwyraźniej nie poruszyły
Kozaków atamana Łonskiego: powód był prosty — ich
morale było wysokie i to nie ich powinien zagrzewać do
walki czcigodny przybysz. Pewno gdyby mieli wsparcie
swoich towarzyszy, już dawno ruszyliby na wroga, a tak
stali bezczynnie... Poradzili więc, „(...) aby jechał do
innych Kozaków, w domostwa ich i tam błagał i przekony­
wał do pójścia na przeciwnika, sami obiecując się raczej
umrzeć, a bez zwyciężenia wrogów swoich nie powracać” 61.
Na brzegu Moskwy, naprzeciwko Zajauzia: „Ledwo
przyszedł starzec w pobliże Moskwy rzeki, naprzeciw cerkwi
59 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 224.
60 Tamże.
61 Tamże, s. 224-225.
świętego męczennika Chrystusowego Nikity [spostrzegł
— T.B.] przy rzece mnogość Kozaków idących do obozów
swoich (...)” 62
Mnich podobnymi słowami zaczął odwoływać się do ich
sumień i najwyraźniej dopiął swego: „(...) wprowadzeni
w bojaźń Bożą, wszyscy wnet puścili się w bój przeciw
wrogom, nie doszedłszy do obozów swoich, jeden drugiego
zagrzewając: «Spieszmy się, bracia, oddać życie w imię
Boże i za prawosławną, chrześcijańską wiarę»” 63.
Na Zajauziu, przy cerkwi św. Nikity: „Inni Kozacy, stojący
za rzeką przy cerkwi świętego męczennika Chrystusowego
Nikity, widząc jak to ich bracia szybko wracają na pole bitwy,
nie poczekawszy na mnicha, do niego rzuciwszy się przez
rzekę: jedni wpław, drudzy idąc po ławach [prawdopodobnie
po prowizorycznym moście — T.B.] (...). I z radością szybko
poszli do boju, wzywając na pomoc Boga i cudotwórcę
Siergieja [patrona klasztoru Troicko-Siergiejewskiego — T.B.],
wymachując znakiem: «Siergijew, Siergijew!»”64. Tak łatwo
przekonując spotkanych dotąd Kozaków Palicyn nie
spodziewał się upadku morale w obozach za rzeką. A
tutaj sytuacja nie przedstawiała się najlepiej.
Na Zajauziu, w obozach kozackich: „Ledwo przyszedł
mnich w kozackie obozy, i tutaj zobaczył ich mnogość:
owych pijących, a innych grających” 65. Tutaj nakłonienie
Kozaków do walki okazało się prawdziwą sztuką. Ostatecz­
nie jednak, dzięki poparciu swoich próśb pieniędzmi, udało
się mu skłonić ich do powrotu na pole bitwy. Wnioskujemy
tak z zapisu w Nowym latopisie: „(...) i poszedłszy w tabory
do kozaków, błagał ich [Palicyn — T.B.] i obiecał im
bogaty klasztorny skarb” 66. W rezultacie Kozacy, nawet ci,
62 Tamże, s. 225.
63 Tamże.
64 Tamże.
65 Tamże.
66 Nowyj lietopisiec, s. 125.
którzy zadekowali się na najgłębszych tyłach, także ruszyli
do walki z okrzykiem „Siergijew, Siergijew!”.
W tym czasie coś ruszyło się także w obozie drugiego
pospolitego ruszenia. Do księcia Pożarskiego, który z po­
wodu postrzału ręki nie był zdolny do poprowadzenia
swoich oddziałów do walki, przybył Kuźma Minin. „Kiedy
dzień skłaniał się ku wieczorowi Bóg przemienił bezradność
w waleczność: Kuźma Minin przyszedł do kniazia Dymitra
Michajłowicza i poprosił o ludzi. A kniaź Dymitr odrzekł
mu: «bierz kogo chcesz». On wziąwszy rachmistrza Chmie­
lewskiego i trzy sotnie dworiaństwa, przeszedłszy przez
rzekę Moskwę, i stanął przy Krymskim dworze” — zapisał
autor Nowego latopisu67. Jak pamiętamy, Chodkiewicz
pozostawił tam oddziałek jazdy i piechoty (nie znamy jego
liczebności), który miał uniemożliwić wrogowi ponowne
przeprawienie się na Zamoskworieczie przez krymski bród.
Pojawienie się dworian z Mininem i Piotrem (Balcerem)
Chmielewskim na czele (który od początku brał udział
w walkach, ale Nowy latopis wspomina po pierwszy o
jego udziale w bitwie właśnie po południu 3 września)
najwyraźniej zaskoczyło litewskich kawalerzystów i pie­
churów. Wygląda też na to, że sotnie dworiańskie (około
200-300 ludzi) swoją liczebnością kilkakrotnie przewyż­
szały przeciwnika. Żołnierze hetmana litewskiego nie stawili
oporu Moskwicinom i rzucili się do ucieczki w kierunku
swojego obozu przy cerkwi św. Katarzyny; najpierw jazda,
a za jej niechlubnym przykładem piechurzy: „(...) uciekłszy
do taborów Chatkiejewych [taborów Chodkiewicza — T.B.],
rota rotę poganiając. A piechota, widząc to, z jam i rozpadlin
poszła w ścisku do taborów” 68.
Zwycięstwo, które tak jak dwa dni wcześniej było
w zasięgu hetmana litewskiego, zaczęło wymykać się
mu z rąk. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że prze-
67 Tamże, s. 125-126.
68 Tamże, s. 126.
ciwnik został rozgromiony i nie przeszkodzi wojsku Chodkie­
wicza w przewiezieniu prowiantu na Kreml. Teraz zaś
okazało się, że ci sami dworianie i Kozacy, których bez
większych trudności udało się wyprzeć za rzekę Moskwę,
ponownie stają do boju. Wódz litewski, mimo że zrobił
wszystko co mógł, nie był w stanie odwrócić nadciągającej
katastrofy. Rzeczywistość przedstawiała się następująco:
Chodkiewicz nie dysponował już żadnym atutem, a około
godziny 17.00, a więc wtedy, gdy na Zamoskworieczie
zaczęły ściągać oddziały z obozów Trubeckiego i Pożar­
skiego, tabor hetmana litewskiego wciąż tkwił przy cerkwi
św. Katarzyny, na terenie trudnym do obrony. Można by
zarzucić hetmanowi litewskiemu, że nie pozostawił znaczniej­
szych liczebnie sił przy krymskim brodzie albo że — przed­
wcześnie uznając swój tryumf — zlekceważył Kozaków
Trubeckiego. Analizując wypadki wydaje się jednak, że
pierwszy zarzut jest nieprawdziwy: skoro przy krymskim
brodzie pozostawił tak nieliczny oddział, to zapewne zmusiły
go do tego okoliczności. Innymi słowy doszedł do wniosku,
że pozostawienie większości swoich sił w okolicy taboru przy
cerkwi św. Katarzyny, w rejonie ważniejszym strategicznie,
będzie pożyteczniejszym rozwiązaniem niż dzielenie słabych
sił, w sytuacji, kiedy przeciwnik nie mógł zaatakować go
z dwóch kierunków naraz (wzdłuż Bolszej Ordynki i kryms­
kiego brodu). Zresztą, nie było co dzielić: po stratach
poniesionych 1 września, wysłaniu piechurów Niewiarow­
skiego do opanowania cerkwi św. Grzegorza na Jandowie
Chodkiewicz miał bardzo mało piechoty. Wobec tego
eskortowaniem taboru wzdłuż Bolszej Ordynki mieli się zająć
pozostali piechurzy, Kozacy i chorągwie jazdy. Wódz litewski
od strony obozu drugiego pospolitego ruszenia pozostawił
tylu żołnierzy, ilu mógł.
Inna sprawa czy Chodkiewicz właściwie ocenił Kozaków
Trubeckiego. Być może nie wziął pod uwagę informacji
o wzrastającym morale Kozaków i był to błąd brzemienny
w skutki. Powrót Kozaków Trubeckiego i dworian prowa­
dzonych przez Minina i Chmielewskiego kompletnie za­
skoczył oddziały Chodkiewicza.
Być może około godziny 17.00 kupcy i ich czeladź już
prawie zakończyli udrażnianie Bolszej Ordynki. Jeśli tak, to
Kozacy Trubeckiego rozpoczęli swój atak w ostatniej chwili.
Prawdopodobnie nie był on skoordynowany z akcją Minina
i Chmielewskiego, którzy usłyszawszy kanonadę i odgłosy
walki na Zamoskworiecziu, ruszyli na pomoc Kozakom.
Walki rozgorzały na nowo najpierw w okolicy sadów
carskich położonych vis-â-vis Kremla. Tutaj przeciwko
Kozakom hetman litewski wysłał jazdę. Budziłło tak opisał
walki w tym rejonie: „Tymczasem Moskwa wszystka mocą
swoją, co mogło być we wszystkich taborach, wybiwszy na
głowę, spieszywszy się do sadów, na te pogorzeliska,
mocno poczęli na tabor hetmański nacierać”69. Nieco
informacji o tym boju znajdujemy też w liście esauła
Fiedki Patrikiejewa do cara Michaiła Romanowa: „(...) za
rzeką Moskwą w sadach z ludźmi litewskimi [starliśmy się
— T.B.] i ja w tym boju byłem i pode mną ubili [ranili
— tak wynikałoby z dalszego ciągu jego opowieści — T.B.]
gniadego wałacha”70. Zresztą najwyraźniej tego dnia szczęś­
cie mu nie dopisywało w walce wręcz został bowiem
ściągnięty z konia i raniony. Miary jego nieszczęść dopełniła
strata gniadego wałacha, którego „Litwa wzięli” 71.
Kozakom, którzy związali walką przeciwnika w sadach
carskich, chodziło o osłabienie obrony taboru przy cerkwi
św. Katarzyny, inna ich grupa uderzyła bowiem od strony
Bolszej Ordynki. W Nowym latopisie czytamy: „Przybyw-
szym wszystkim Kozakom do obozu przy męczennicy
Chrystusowej Katarzyny był bój wielki (...) surowo i krwa-

69 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 152.


70 Fiedka Patriekiejew do cara Michaiła Romanowa z prośbą o pienią­
dze, [w:] I. Z a b i e 1 i n, Minin i Pożarskij, s. 295-296.
71 Tamże.
wo napadli Kozacy na wojsko litewskie; owi bosi, inni
nadzy, trzymając tylko broń w rękach swoich, zabijali ich
niemiłosiernie” 72.
O walkach w sadach carskich i przy cerkwi św. Katarzyny
pisze także biskup Piasecki: „(...) aliści zebrani z rozsypki
Moskale nagle wielkiemi kupami uderzyli na owe wozy,
którym jazda żadnej pomocy dać nie mogła w miejscu
zawalonem gruzami i pełnem przekopów, gdzie na urwistem
porzeczu ukryta cała piechota moskiewska przepadającego na
ratunek żołnierza konnego gęstym gradem pocisków obsypy­
wała”73. Można z tego wnioskować, że Chodkiewicz, nie
mogąc użyć jazdy w pobliżu swojego taboru, przy cerkwi św.
Katarzyny, wysłał ją tam, gdzie mogła okazać się przydatna,
tzn. bliżej pozycji wroga, od strony sadów carskich.
Prawdopodobnie Chodkiewicz chciał jak najdłużej po­
wstrzymywać Kozaków nacierających od strony sadów
licząc, że Zaporożcy i piechurzy przy taborze dadzą sobie
radę z przeciwnikiem nacierającym wzdłuż Bolszej Ordynki.
Tutaj jednak Kozacy Trubeckiego „(...) obóz litewskich
ludzi rozerwali i zapasy pojmali, i w ostrogu litewskich
ludzi pobili wszystkich”74. Podobnie jak w walkach o cer­
kiew św. Klemensa Moskwicini nie cackali się z przeciw­
nikiem: zapewne załogę cerkwi św. Katarzyny i pobliskiego
ostrogu wyrżnęli w pień. Zaporożcy zaś, widząc rzeź
swoich i wdzierających się do taboru wrogów, zaczęli
wycofywać się w stronę wału Skorodomu 75.
Właściwie był to koniec. Jedyne, co Chodkiewicz mógł
jeszcze zrobić, to wyprowadzić tych co ocaleli z pogromu.
Dlatego też, widząc, że obrona taboru i cerkwi św.
Katarzyny nie istnieje, oraz, jak napisał Budziłło „(...)

72 Nowyj lietopisiec, s. 225.


73 Kronika Pawła Piaseckiego, s. 248.
74 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 225.
75 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 225; A. N a r u s z e w i c z,op. cit.,
s. 29.
patrząc też na swoją małość ludzi i dosyć rannych mając
i pomordowanych, bijąc się z nieprzyjacielem cały dzień
(...)”76 nakazał pod osłoną chorągwi jazdy wyprowadzić tyle
wozów, ile się da. Co prawda Kozacy zaporoscy czmychnęli,
ale pozostała jeszcze czeladź i kupcy. Trudno powiedzieć, ile
wozów udało się hetmanowi litewskiemu wyprowadzić poza
wał Skorodomu. Chyba niewiele, bowiem moskiewscy
kronikarze tych wydarzeń zapamiętali, że cały prowiant, który
oddziały Chodkiewicza miały wwieźć na Kreml, wpadł
w ręce Kozaków i dworian Trubeckiego. Autor Nowego
latopisu tak opisał tę sytuację: „(H)etman, porzuciwszy kosze
i namioty, uciekł z taborów. Wojewodowie i zbrojni ludzie,
stojąc na wale drewnianego grodu, kosze i namioty wszystkie
zajęli”77. Z kolei mnich Palicyn wspomina: „Na nich
[żołnierzy Chodkiewicza — T.B.] pospieszyli wojewodowie
z mnogością konnych, i była wrogom wielka zguba, i stany
ich zostały rozgrabione (...). Prawosławni, gnawszy za nimi,
wielu wybili, powróciwszy z wielkim zwycięstwem, wzięli
wszystkie zapasy ich i broń, i całą ich własność wziąwszy
wprowadzili do swoich obozów”78. Co prawda Arsienij
Jełłasoński napisał, że „wielcy bojarzy i kniaziowie i wszyscy
ich ruscy żołnierze i Kozacy, zajęli cały wojenny bagaż
Polaków: konie, powozy, armaty, broń i całe dobro, wino
i masło, które oni przyprowadzili z Polski w posiłek
żołnierzom będącym w Moskwie”79, jednak lwia część łupu
przypadła zapewne Kozakom Trubeckiego. Przyczyny były
oczywiste: to oni zajęli tabor Chodkiewicza, dworianie
Pożarskiego nie wzięli udziału w szturmie i ograniczyli się do
wyparcia oddziałów hetmana litewskiego poza obręb Skoro­
domu. Można przypuszczać, że dowódca drugiego pospolite­

76 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 152.


77 Nowyj lietopisiec, s. 126.
78 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 225-226.

79 Miemuar Arsenija Jellasonskogo, [w:] Chroniki smutnogo wriemieni,

sost. A. Liberman, B. Morozow, S. Szokariew, Moskwa 1998, s. 196.


go ruszenia zakazał swoim podkomendnym udziału w grabieniu
obozu Chodkiewicza. Być może nieliczni złamali zakaz Po­
żarskiego, ale oddanie taboru na łup Kozaków Trubeckiego
było ceną za ich udział z popołudniowych walkach.
Ostatecznie, wódz litewski „(...) sam ze swymi ludźmi
Moskwę na sobie trzymał aż za godzinę; a po tym, gdy
wyszli na przestrzenią, ludzie też swoje pan hetman
wywiódł”80. Wielu żołnierzy Pożarskiego rwało się do
pogoni, ale książę zakazał ścigania wroga poza obręb
Skorodomu. Autor Nowego latopisu zanotował: „(...) ludzie
chcieli się bić. Dowódcy ich nie puścili za wał, mówiąc, że
nie bywają dwie radości na jeden dzień, a to co się
zdarzyło, stało się z pomocą Bożą” 81.
Choć około godziny 18.00 było już po wszystkim, jednak
kanonada nie ucichła. Teraz jednak Kozacy i strzelcy Trubec­
kiego strzelali na wiwat z okazji zwycięstwa: „(...) i trwało
strzelanie dwie godziny, takie jakiego wcześniej nie słyszano.
(...) Ogień i dym był tak wielki jakby od pożaru (...)” 82.
Gdy Kozacy upajali się sukcesem, dowódcy i dworiań-
stwo z obozu drugiego pospolitego ruszenia tłumnie ściągnęli
do cerkwi św. Ilii Proroka na dziękczynne nabożeństwo83.
Tego dnia hetmanowi litewskiemu udało się wprawdzie
uniknąć tak dużych strat jak w walkach przed dwoma
dniami, nie było to dla niego jednak żadną pociechą.
Sięgnijmy jeszcze raz do relacji Trubeckiego i Pożarskiego
dla wojewody jareńskiego Fiodora Janowa z 3 września:
„(...) wielu z nich pobiliśmy i żywych wzięliśmy, i znaki
i litawry pojmaliśmy, i zabiliśmy ich ponad 500 ludzi
(...)”84. Niestety, nie wspomnieli, jak dużymi stratami
80 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 152.
81 Nowyj lietopisiec, s. 126.
82 Tamże.

83 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 226.

84 D. Trubecki i D. Pożarski do Fiodora Janowa, pod Moskwą, 14


października 1612, AAE, s. 271-273.
okupili swój sukces. Można przypuszczać, że były niewiele
niniejsze od strat po stronie hetmana litewskiego.
Łącznie 1 i 3 września straty Chodkiewicza wyniosły
około 1500 zabitych, rannych i wziętych do niewoli (w
większości z chorągwi piechoty i sotni Kozaków zaporos­
kich) oraz cały tabor z prowiantem. Była to klęska.
Niektórzy współcześni opisywanym wydarzeniom, za­
stanawiając się nad przyczynami klęski wojsk hetmana
litewskiego w walkach 3 września, wskazywali na pasyw­
ność oddziałów garnizonu moskiewskiego, których dowódca
Mikołaj Struś, nie zważając na to, w jakich tarapatach
znaleźli się żołnierze Chodkiewicza, i po co przybyli pod
Moskwę, miał celowo nie udzielić im pomocy. Na przykład
biskup Piasecki w związku z tym zanotował: „Obwiniano
wprawdzie Strusia (...), że podobno zajrząc chwały Chod­
kiewiczowi, nie uczynił wtenczas wycieczki, będąc zamożny
w piechotę”85. Dodajmy, że jednoznacznie nie przesądził
on winy Strusia. Bez wątpliwości natomiast rolę ówczes­
nego dowódcy garnizonu moskiewskiego przedstawił Wac­
ław Kobierzycki, który kilkadziesiąt lat później w Historii
Władysława Wazy zawarł zasłyszane opinie i swoje prze­
myślenia na temat klęski hetmana litewskiego86. Według
niego to właśnie zawiść Strusia wobec Chodkiewicza —
notabene związanego z wszechwładnym klanem Potockich,
nie darzących hetmana litewskiego sympatią — była
przyczyną klęski w walkach 3 września.
Być może jednak dowódca garnizonu moskiewskiego nie
udzielił pomocy Chodkiewiczowi jedynie z powodu ograni­
czonych możliwości. Jeśli oddziały garnizonu poszły w sukurs
hetmanowi litewskiemu 1 września — i nie były to działania
samowolne, bez wiedzy Strusia — zapewne uczyniłyby to
ponownie 3 września. Możemy przypuszczać, że straty jakie
85 Kronika Pawia Piaseckiego, s. 248.
86 S . K o b i e r z y c k i , Historia Vladislai Poloniae et Sueciae principis,
Dantisci 1655, s. 443.
ponieśli żołnierze garnizonu, idąc z pomocą atakującemu od
zachodu Chodkiewiczowi, znacznie nadwerężyły ich siły.
Hetman wiedząc o skromnych możliwościach Strusia, przestał
liczyć na jego pomoc i chcąc wziąć wroga w dwa ognie
wysłał do opanowania cerkwi św. Grzegorza na Jandowie
swoich piechurów. Stanowi to logiczne wytłumaczenie pasyw­
ności oddziałów garnizonu w walkach 3 września.
Wieczorem oddziały Chodkiewicza ściągnęły w okolicę
klasztoru Dońskiego. Hetman litewski nie widział już
szansy na pomoc garnizonowi litewskiemu: nie miał już
bowiem ani piechoty, ani prowiantu, a w wyniku walk
w oddziałach było bardzo wielu rannych. 4 września
spędził jeszcze w tej okolicy, a następnego dnia wczesnym
rankiem pociągnął w okolice klasztoru Nowodziewiczego
i wznoszących się ponad nim Gór Worobiowych. Na górze
Pokłonnej założył obóz.
*

7 września do obozującego wciąż na górze Pokłonnej


Chodkiewicza dotarł posłaniec z listem od Budziłły i jego
towarzyszy: „Panowie Bracia! Patrząc na mężne serca Wasz
Mościów w czynieniu z tym nieprzyjacielem, podnosiliśmy
głosy nasze do Pana Boga o błogosławieństwo Wasz
Mościom i byliśmy pewni wyswobodzenia naszego i do­
stąpienia pociechy z Wasz Mościami równo tych robót
naszych, lecz że los nieszczęścia nas zatrzymał jeszcze
w smętku, nie traciemy jednak serca zupełną nadzieję
w miłosierdziu Pańskim mając, że przez ręce Wasz Mościów
tego nieprzyjaciela starłszy tej pociechy naszej, na którą
czekamy, od nas nie oddali, ale wzbudzi też serca mężne
Wasz Mościów, że Wasz Mościowie wspomniawszy na nas
oblężeńców tak przez nieprzyjaciela, jako i od głodu, żeśmy
się bracia Wasz Mościów nie czekając terminu od Jego
Mości pana hetmana nam położonego, którego o czym
dotrzymać nie mamy, przynajmniej zdrowia nasze choć
nadtargane i okaleczone wyprowadzić będziecie raczyli,
o co uniżenie prosiemy, jako swych Miłościwych panów
braci. Za co nie tylko sami, ale i domowi przyjaciele nasi
powinni będą Wasz Mościom służyć. Oddajemy się zatym
łasce Wasz Mościów naszych Miłościwych Panów” 87.
Wymowa tego listu — choć przybranego w słowa
stateczne — była dramatycznie jednoznaczna: mimo cięż­
kiej sytuacji, wszyscy na Kremlu i w Kitajgrodzie wierzyli,
że to jeszcze nie koniec, że Chodkiewicz ich nie opuści.
Istotnie pozostała jeszcze iskierka nadziei, trafili bowiem
na wybornego dowódcę i porządnego człowieka. Zapewne
kiedy hetman litewski spoglądał z Pokłonnej na Moskwę,
zaprzątała go jedna myśl: jak pomóc oblężonym. Jeszcze
tego samego dnia posłaniec ów, który doręczył Chod­
kiewiczowi list Budziłły, powrócił na Kreml z odpowiedzią
hetmana litewskiego. Jego odpowiedź nie pozostawiała
wątpliwości — zapewnił, że w ciągu trzech tygodni pojawi
się z kolejną odsieczą i posiłkami.
Nie zwlekając, 7 września oddziały hetmana litewskiego
ruszyły w kierunku Możajska i dalej do Smoleńska. Budziłło
zapamiętał żal, jaki ogarnął żołnierzy garnizonu na widok
odchodzących spod Moskwy wojsk Chodkiewicza: „Gdy
pan hetman nie mogąc oblężeńców ratować dla szkody
swej, którą miał w ludziach, i zgoła ich już ledwo 400
jezdnych mając. (...) Tu na każdego baczenia przypuszczam,
jaki żal ci oblężeńcy mieli, patrząc na niedostatki i głód
swój. (...) Jednak cierpliwi słudzy dla pana swego wszyst­
kiego się tego podjęli”88. Chorąży mozyrski przesadził
pisząc, że Chodkiewiczowi pozostało tylko 400 kawalerzys-
tów. Co prawda wojska hetmana litewskiego poniosły
ciężkie straty, ale zdecydowana ich większość była udziałem
piechoty i Kozaków.

87 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 152-153.


88 Tamże, s. 153.
NIESZCZĘSNY KONIEC

Uniemożliwienie wojskom hetmana litewskiego zaopatrze­


nia garnizonu moskiewskiego było ogromnym sukcesem
Trubeckiego i Pożarskiego. Odparcie Chodkiewicza spod
Moskwy nie oznaczało jednak końca zmagań: oddziały
Mikołaja Strusia wciąż trzymały dwie centralne dzielnice
stolicy, a na zachodzie do odsieczy przygotowywał się król
Zygmunt III. Towarzyszyć miał mu królewicz Władysław.
25 września 1612 r., w dniu wyruszenia z Orszy, król
i jego syn — car Władysław — wysłali do Moskwy Iwana
Sałtykowa z listami do Mścisławskiego i pozostałych
bojarów oraz Trubeckiego i Pożarskiego. Ojciec w imieniu
syna, syn w swoim oraz razem wyjaśnili dostojnikom
moskiewskim przyczyny zwłoki w przybyciu Władysława
do Moskwy: to choroba uniemożliwiła młodemu Wazie
przyjazd do stolicy w celu objęcia tronu carskiego. Ale
kryzys już minął i car Władysław u boku swojego ojca
zmierza do Moskwy. Przy okazji zlecili Mścisławskiemu,
aby nie zaniedbał żadnej okazji do spacyfikowania Trubec­
kiego i Pożarskiego. Krótko mówiąc — przelew krwi miał
zostać przerwany. W oddzielnym posłaniu skierowanym do
dowódców pierwszego i drugiego pospolitego ruszenia
Władysław obiecywał łaskę i puszczenie w niepamięć ich
zdrady. Młody car poinformował ich także, że czyniąc gest
dobrej woli powstrzymał hetmana litewskiego od uderzenia
na oddziały moskiewskie otaczające Kreml i Kitajgród 1.
Z innych źródeł wiadomo, że przygotowania hetmana
litewskiego do ponownego marszu pod Moskwę w celu
zaprowiantowania oddziałów garnizonu były dość zaawan­
sowane. Zaraz po przybyciu do Smoleńska Chodkiewicz
zaczął organizować oddziały, które mogłyby wspomóc go
w odsieczy. Podskarbi koronny Jarosz Wołłowicz w liście
do Szymona Rudnickiego, datowanym 8 października
w Wilnie przedstawił przygotowania wodza litewskiego:
„(...) Pan hetman litewski przybrał Kozaków ... [nieczytelne,
500-2000? — T.B.], dawszy na koń każdemu ... po 3 ...
[nieczytelne, unga? — T.B.] gotowych. 26 się ... i poszli ...
przerwać te tam horodki, i przełomie i wnieść co na sobie
oblężeńcom żywności i p ... mięso zwierziny tam zostawić.
Jakoż ... J.P. hetman litewski z Pożarskim wnosząc ob-
lężęńcom żywność i jako ... z garścią ludzi na ... to JWM
... zanim i siebie i w tym trudnić nie chce. Ale illud
dolendum ... wielkie między JMP hetmanem litewskim
a JMP wojewodą brasławskim, który i swymi ludźmi nie
chce być pod regimentem litewskiego hetmana. A panu
hetmanowi też ... godzili się być pod jego i ... tam jeden na
drugiego chce donosić, że się mogła stolica posilić i ludźmi
i żywnością. Owa nonco inerbo plus ... między niemi. (...)
A snać publice mieł to rzec pan wojewoda brasławski, iż
albo ja, albo on na moim gardle usiędzie” 2.
Pismo podskarbiego koronnego jest nieczytelne, jednak
nawet z tych szczątkowych informacji można uchwycić
sens projektu hetmana litewskiego. Wygląda na to, że
1 Zygmunt III i car Władysław do F. Mścisławskiego i bojarów
moskiewskich, Orsza, 25 września, SIRIO, s. 301-305; Zygmunt III i car
Władysław do D. Trubeckiego i D. Pożarskiego, tamże.
2 Jarosz Wołłowicz do Szymona Rudnickiego, Wilno, 8 X 1612,
Biblioteka PAN w Kórniku (dalej PAN Kórnik), rkps 290, k. 367-372.
Chodkiewiczowi udało się zaciągnąć oddział Kozaków w sile
500-2000 ludzi. Żołd wynosił zapewne po 3 złote ugorskie na
głowę (czerwone dukaty). Hetman planował, że Kozacy ci,
z pomocą jego pułku, przedrą się do oddziałów garnizonu
i dostarczą prowiant: tym razem jednak worki ze zbożem
i mięsem miały być przytroczone do ich siodeł. Z relacji
Wołłowicza wynika również, że hetman litewski, aby zwięk­
szyć siłę uderzeniową swojej jazdy, chciał wykorzystać także
oddziały wojewody bracławskiego Stefana Potockiego. Ten
jednak odmówił podporządkowania się jego komendzie
i wszystko skończyło się awanturą i złorzeczeniami. Chodkie­
wicz zaś, czy to zniechęcony postawą Potockiego, czy też
powstrzymany przez królewicza Władysława, zaniechał całej
operacji. Hetman litewski widząc, że nic nie wskóra,
przebywał jeszcze wraz z królem przez tydzień w Orszy i na
krótko przed odjazdem władcy do Smoleńska, podążył na
krótki urlop do swej żony do Szkłowa. Nie było w tym nic
z rejterady: Chodkiewicz obiecał królowi, że dogoni go
w Smoleńsku. Szkłów położony był niedaleko granicy,
a mocno spóźniona koncentracja wojsk królewskich jeszcze
się nie zakończyła.
Hetman litewski po powrocie spod Moskwy, mimo
doznanego tam niepowodzenia, przedstawił królowi Zyg­
muntowi żołnierzy, którzy odznaczyli się w bitwie: Alek­
sandra Zborowskiego, Piotra Bobowskiego i Wasiczyń-
skiego. A król obiecał: „Jednakże mieć będziemy na pilne
pamięci zasługi tych, którzy w tem zaciągu na tym tam
miejscu i dotąd odbierzeć nie chcieli uprzejmości Waszmo-
ści, co iście snadniej nam uczynić przyjdzie za tym naszem
w Ziemie Moskiewską przybyciem (...)” 3.
Tymczasem Trubecki i Pożarski, rozumiejąc, że teraz
czas z kolei gra na ich niekorzyść, postanowili czym
3 Zygmunt III do J. K. Chodkiewicza, Kochanów, 10 IX 1612, PAN
Kraków, rkps 358, k. 89; por. Zygmunt III do J. K. Chodkiewicza,
Dąbrówna, 28 IX 1612, tamże, k. 95.
prędzej opanować Kreml i Kitajgród. Pierwszym krokiem
do celu miało być zawarcie między nimi porozumienia. Na
przeszkodzie stanęli jednak Kozacy Trubeckiego, którzy
nie mogli ścierpieć, że opłacani dworianie Pożarskiego
opływają w dostatki, podczas gdy oni są głodni, bo od
jakiegoś czasu nie otrzymywali żołdu za swoją służbę,
a rabunek w okolicy nie przynosił już takich profitów jak
dawniej. Atmosferę w taborach kozackich doskonale zapa­
miętał Awraamij Palicyn: „(...) wszyscy Kozacy chcieli iść
na dworian i na dzieci bojarskie z pułku kniazia Dymitra
Michaiłowicza Pożarskiego, oskarżając ich, że bogacą się,
a sami byli nadzy i głodni; i chcieli odstąpić od państwa
moskiewskiego, inni zaś pobić dworian i zagrabić ich
majątki. I byli bardzo niezadowoleni”4.
W takiej sytuacji ani Pożarski, ani nikt z jego szeregów
nie zamierzał ryzykować życia i pojawiać się w obozie
Trubeckiego. Znaleziono jednak wyjście. Jeden ze świad­
ków zapisał: „Dowódcy [Pożarski i Trubecki — T.B.] byli
ze sobą w niezgodzie, dlatego że kniaź Dymitr Trubecki
chciał, aby kniaź Dymitr Pożarski i Kuźma Minin jeździli
do niego w tabory. Oni do niego nie jeździli w tabory nie
dla tego, że nie chcieli, ale że obawiali się śmierci z rąk
Kozaków. Rozkazali swoim wojskom, aby spotykały się na
Nieglinnej. I tutaj zaczęli się zjeżdżać i nad sprawami
ziemskimi zaczęli się zastanawiać” 5.
Spotkanie w połowie drogi było jedynym rozsądnym
rozwiązaniem. Następnym krokiem było nakłonienie ziem
i grodów, które uznawały przede wszystkim władzę drugie­
go pospolitego ruszenia do przysyłania pod Moskwę
zaległych podatków. We wspominanym piśmie Trubeckiego
i Pożarskiego do wojewody jareńskiego Fiodora Janowa
znalazło się też wezwanie do bezzwłocznego przysyłania
pod Moskwę pieniędzy. Dowódcy pospolitego ruszenia
4 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 226.
5 Nowyj lietopisiec, s. 126.
donosili Janowowi, że nieopłaceni Kozacy, grożą buntem
i odejściem spod Moskwy 6.
Trubecki i Pożarski nie czekali aż pieniądze zaczną
napływać pod Moskwę, tylko przekonali archimandrytę
i mnichów z klasztoru Troicko-Siergiejewskiego, aby
chwilowo ukontentowali Kozaków precjozami ze skarbca
klasztornego. Wkrótce też ściągnięto klejnoty liturgiczne
oraz inne drogocenności, o zawrotnej jak na tamte czasy
wartości 1000 rubli, i przekazano je Kozakom w zastaw,
który miał zostać niebawem wykupiony. Tym skłoniono
ich do dalszej walki.
W konsekwencji doszło także do jakiegoś porozumienia
między dowódcami pierwszego i drugiego pospolitego
ruszenia. Dysponujemy pismem, które wspólnie wysłali do
wojewody biełoozierskiego Stiepana Czepczugowa, infor­
mując go o zawarciu „zgody”: powstało ono co prawda na
przełomie października i listopada 1612 r., ale zapewne ich
porozumienie trwało już kilka tygodni. Wspomnieli oni
Czepczugowowi, że co prawda w czasie bitwy z wojskami
hetmana litewskiego nie współdziałali ze sobą, ale teraz
zjednoczyli się, a ich „(...) rozriady i prikazy stoją na
Niegłinnej na Trubie (...)"7.
Jednym z tych, który mógł wydatnie wpłynąć na za­
warcie zgody między dotąd wrogo nastawionymi do siebie
dowódcami wojsk moskiewskich, mógł być dezerter z gar­
nizonu moskiewskiego. Wskazywałaby na to następująca
relacja: „Golecki niejaki zaprzedał się od nich do Moskwy,
ten bardzo począł turbować Moskwę przeciwko Królowi
Jego Mości powiadając im, że Król JM królewicza im
tylko pokaże, ażby go koronowali, potym by go im
przecież nie zostawił, skąd Moskwa bardzo alienatos
6 D. Trubecki i D. Pożarski do Fiodora Janowa, pod Moskwą, 4 X 1612,

AAE, s. 271-273.
7 D. Trubecki i D. Pożarski do Stiepana Czepczugowa, pod Moskwą,

przełom paździemika-listopada 1612, AS, s. 274-275.


alios mieli przeciwko Króla JM, a Trubecki i Posarski,
którzy pierwej wojska na się puszczali i byli się usłyszaw­
szy te wieści zaraz się pojednali i moce swe złączyli” 8.
Tymczasem w drugiej połowie września i na początku
października Trubecki i Pożarski — podobno na wieść
o przygotowywanej odsieczy — wzmocnili blokadę Kremla
i Kitajgrodu. Usypali umocnienia na Zamoskworiecziu,
naprzeciw Kremla: na długości od bramy Wodjannej, przez
sady carskie, aż do cerkwi św. Grzegorza na Jandowie.
Oddziałom garnizonu miał także uprzykrzać życie ostrzał
artyleryjski ze stanowisk, z których najważniejsze zostały
zlokalizowane w północnych i wschodnich kwartałach Białego­
grodu: Pożarski i Trubecki nakazali ustawić baterie po obu
stronach rzeki Nieglinnej, przy tzw. Puszecznym dworze, oraz
na Dymitrowce przy klasztorze Gieorgijewskim (dzisiaj
okolica Ochotnego Rjadu). Dzięki temu artyleria moskiewska
mogła razić najważniejsze w tamtym rejonie baszty Kitajgro­
du — Troicką (Ilińską) i Srietienską (Nikolską). Trubecki
zorganizował też ostrzał od wschodu, do kitajgrodzkiej bramy
Wsiechswjatskiej (Warwarskiej) od strony cerkwi Wszystkich
Świętych w Kuliszkach (na Solance) 9.
Józef Budziłło z detalami zapisał wypadki tamtych dni:
20 września: ostrzał Kremla „(...) zapalili trzy domki na
dworze kniazia Mścisławskiego, ale je ugaszono”.
2 października: „(...) „Pożarski kosze zasadził na Pusz-
karskim dworze”.
4 października: „(...) z dział bić począł do baszty”.
13 października: „(...) Trubecki kosze postawił przeciwko
baszty i bramy Nikolskiej” 10.
18 października kolejne stanowisko artylerii zostało
usytuowane od południa — na usypanym tam wale,
8 NN do NN, Warszawa, 20 XI 1612, BCz, rkps 361, k. 135-138.
9 D. Trubecki i D. Pożarski do Stiepana Czepczugowa, pod Moskwą,
przełom października-listopada 1612, AAE, s. 274-275.
10 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 153, 163.
naprzeciw kremlowskiej baszty Wodjannej. Prawdopo­
dobnie dokonał tego stacjonujący tam od 22 września
trzystuosobowy oddział siewierszczan księcia Wasyla
Tiufiakina 11.
23 września wróg podjął próbę wdarcia się na Kreml.
Być może szturm ten podjęli właśnie dworianie Tiufiakina
od strony bramy Wodjannej; wtedy jeszcze szczęście
dopisało żołnierzom garnizonu, którzy odparli ten atak 12.
15 października „(...) od Pożarskiego wojska Moskwa
poczęła podkop wieść, do Kitajgroda, którego oblężeńcy
postrzegszy, chocia już ledwie od głodu chodzić mogli,
atoli jednak będąc serca mężnego, przebrawszy się, co
duższy, wpadli w nocy w on podkop, ludzi co naleźli,
pobili, pokopczyka samego wzięli i zdrowo nazad do
zamku się wrócili” — wspomina chorąży mozyrski 13.
Tymczasem sytuacja żołnierzy na Kremlu i w Kitajgro-
dzie znacznie się pogorszyła. Od dłuższego czasu cierpieli
niedostatek pożywienia, a pojawienie się tam jeszcze 600
piechurów węgierskich Feliksa Niewiarow­
skiego, którzy nie zdołali przedrzeć się do oddziałów
Chodkiewicza, sytuację aprowizacyjną jeszcze pogorszyło.
Ze wspomnień kijowskiego kupca Bożka Bałyki wynika,
że to właśnie oni zaczęli żywić się, czym popadnie. „(...)
a nas już w oblężeniu przycisnął głód, bo piechota, co ich
było 600, poczęli psy i kotki jeść” 14. Żołnierze garnizonu,
wielu z rodzinami i czeladzią, oraz cywile — bojarzy
z rodzinami, służbą i kupcy — martwili się o siebie. Ci,
którzy mieli jeszcze pieniądze lub kosztowności mogli
jeszcze kupić coś do jedzenia. Biedniejsi zastawiali sidła na
wszelakie gryzonie, psy i koty, od których musiało roić się
w okolicy. Gdy zapasy pożywienia skończyły się w mieście

11 Tamże, s. 159.
12 Tamże.
13 Tamże, s. 165.
14 B. B a ł y k a , op. cit., s. 103.
i nie można było kupić żywności rozwinęła się kontrabanda.
Oblężeni spuszczali po murze kosze z kosztownościami, ale
nie zawsze otrzymywali za nie jedzenie, gdyż: „Wielu ludzi
przychodziło nocą pod mur grodu Kremla, i srebra i perły
zwieszali z grodu. Ludzie ci oglądali to i w to miejsce tylko
chleba dawali im. Ledwo to wyjawione było i pojmano
wielu, i ukarano. Po tym zaczęli za złoto zamiast chleba
kamień i cegły dawać. I ci przeklinali ich oszukaństwo” 15.
Oddajmy głos świadkom tamtych wydarzeń. Najwięcej
szczegółów o głodzie, który już w połowie września
zapanował na Kremlu i Kitajgrodzie, przynosi nam relacja
Bożka Bałyki: „Tego roku dnia 14 września głód wielki
zaczął uciskać, piechota nowa [piechota Niewiarowskiego
— T.B.] zaczęła z głodu mrzeć i mało nie wszyscy
umarli, i nasza piechota, i towarzystwo także wszystkich
zjedli; Niemcy kotki i psy wszystkie wyjedli, miedzią(?)
i zielskiem, i trawą, i lada czym żywili się, bo wszystko
Moskwa odjęła; drożyzna wielka nastała: śledź był po
pół złotego, skóry wołowe wpierw były po pięć złotych,
a potem stały po 12 złotych; ser mandrykowy kupowali
po 6 złotych; chleb 10 złotych; my sami kupowali ka-
łacz 7 złotych. Około Świętego Pokrowa jeszcze większy
głód zapanował: ćwierć żyta złotych 100, ćwierć owsa
40 złotych, kwarta krupy 20 złotych. Pan Charliński,
kapitan piechurów, wziął za wałacha 500 złotych, a ćwierć
sobie odrąbał; za krowę dawali 600 złotych, ćwierć mięsa
końskiego była po 120 złotych. A potem już głód nieznośny
zaczął trapić, tak że piechota i Niemcy zaczęli ludzi rżnąć
i jeść. My najpierw, idąc z sobomej cerkwi Przenajświętszej
15 A. Ł a w r i e n t i e w, Originalnyje swiedenija o „smutnom wremieni”
w lietopisnom swodie 1652 goda, [w:] Issliedowanija po istocznikowiede-
niju istorii SSSR do oktjabrskogo perioda, Moskwa 1982, s. 119 za A. S.
M i e 1 n i k o w a, Russkije monety ot Iwana Groznogo do Pietra Pierwogo
(istorija russkoj dienieżnoj sistiemy s 1533 po 1682 god), Moskwa 1989,
s. 114.
Bogarodzicy z nabożeństwa, głowę i nogi ludzkie w dole
naleźli, w kajstrze [worku — T.B.]; wyciągnąwszy z turmy
kilkunastu moskiewskich ludzi, piechurów, pomordowali,
tych wszystkich zjedli; zdarzyło się też, że Moskwa nosili
rogi [z metali szlachetnych — T.B.] do majstrów dienież-
nych u wrót Mikolskich. Hajducy zeskoczywszy z murów,
jednego porwali i zaraz zabili i zjedli (...) Pacholika
jednego, niedawno zmarłego, z grobu wykopali i zeżarli.
16 dnia października wypadł śnieg wielki, tak że całą trawę
i korzenie pokrył; wtedy zmógł nas silny i niesłychany
głód; gązwy i popręgi, pasy i pochwy, i byle kościznę,
i zdechlinę jedliśmy; w Kitajgrodzie, przy cerkwi Bogojaw-
lienija, gdzie i Grecy bywają, tam my z Suprunem
kilka ksiąg pergaminowych znaleźliśmy; tym żeśmy i tra­
wą żywili się, — a co byli przed śniegiem nagotowali
trawy — z łojem ze świecy to jedliśmy; świeczkę
łojową kupowaliśmy po pół złotego. Syn mytnika Pe-
trykowskiego z nami w oblężeniu był, tego bez wieści
porwali i zjedli i innych ludzi i chłopiąt bez liczby
zjedli; przyszliśmy do pewnej izby, tamże natrafiliśmy
na kilka beczek osolonego mięsa ludzkiego; jedną beczkę
Żukowski, towarzysz Kołontajowy, wziął; tenże Żukowski
za czwartą część ścięgna ludzkiego dał 5 złotych, kwarta
gorzałki w ten czas była po 40 złotych; mysz po złotówce
kupowali; za kotka pan Raczyński dał 8 złotych; towarzysz
pana Budziłłowy za psa dał 15 złotych, a i tego było
trudno dostać; głowę człowieczą kupowali po 3 złote;
za nogę człowieczą, jedną do kostki, dano hajdukowi
dwa złote; za gawrona czarnego dawali nasi dwa złote
i pół funta prochu — i nie dałem za to (?); wszystkich
ludzi ponad dwóch set piechoty i towarzyszów zjedli” 16.
Śmierć z rąk szalejących z głodu skrytobójców groziła nie
tylko — choć przede wszystkim — oblężonym, ale także

16 B . B a ł y k a , op. cit., s . 103-104.


nieświadomym niebezpieczeństwa Kozakom Trubeckiego.
Swoją drogą niezwykłą determinacją wykazali się owi
hajducy, którzy podjęli się ryzykownej wycieczki poza
mury Kitajgrodu, aby porwać, zabić i niezwłocznie zjeść
jednego z nieostrożnych wrogów.
Albo inna relacja: tym razem w śmiertelnych opałach
znalazł się jeden z żołnierzy garnizonu: „Głód u nich
niewypowiedzianie wielki, co pierwy jedli, to już ich teraz
nie mają, tylko skury, co z nich skowali (?) byli już jedzą,
stąd się straszna przytrafiła, że niejaki Bikowski młodzieniec
o 20 lat jakoż nieob ... nie się od towarzystwa z zamku
wychinął między piechotę, którego piechota zaraz porwała,
a już go na rzekę prowadzi, aż towarzystwo jego usłyszaw­
szy wołanie ledwie jej go odjęli. Głód nie brach” 17.
Podobną dramaturgią odznacza się relacja Józefa Budził-
ły, który opisał najcięższe chwile głodu: „Tegoż roku 14
Oktobra już oblężeńcy nie mogąc znosić głodu posłali
jeszcze do pana hetmana dwóch towarzyszów, pana Jel-
skiego i pana Wolskiego, prosząc, aby dawał w tym
tygodniu ratunek, bo dalej wytrwać nie mogą dla głodu,
który nie słychany i do wypisania trudny, jakiego żadne
kroniki i historie nie świadczą, aby kiedy i na świecie
w oblężeniu będący, który go mógł znosić, albo kiedy miał
być nastąpił, bo gdy już traw, korzonków, myszy, psów,
kotek, ścierwa nie stało, więźnie wyjedli, trupy wykopując
z ziemie wyjedli, piechota się sama między sobą wyjadła
i ludzie łapając pojedli. Truszkowski, porucznik piechotny,
dwu synów swych zjadł; hajduk jeden także syna zjadł,
drugi matkę; towarzysz jeden sługę zjadł swego; owo zgoła
syn ojcu, ojciec synowi nie spuścił, pana sługi, sługa pana
nie był bezpieczen; kto kogo zgoła zmógł, ten tego zjadł,
zdrowszy chorszego pozbył. O powinnego abo towarzysza
swego, jeśli kto komu inszy zjadł, jako o własny spadek się

17 NN do NN, Warszawa, 20 XI 1612, BCz, rkps 361, k. 135-138.


prawowali, że go był bliższy zjeść, niż kto inszy, która
taka sprawa przytoczyła się była w szeregu pana Lenie -
kiego, że hajducy zjedli w swym szeregu umarłego hajduka;
powinny nieboszczykowski z inszego dziesiątku skarżył się
przed rotmistrzem, żem go ja był bliższy zjeść, jako
powinny niż kto inszy; ci zaś odpierali, żeśmy bliżsi do
zjedzenia jego, ponieważ z nami w jednym ordynku i szere­
gu był, i dziesiątku. Rotmistrz jako novum emergens nie
wiedział, jako dekretu ferować, obawiając się też, aby która
strona, będąc urażona dekretem, samego sędziego nie zjadła,
musiał z trybunału umykać. W tak tedy okrutnym głodzie
nastąpiły rozmaite choroby, śmierci srogie, że na człowieka
z głodu umierającego patrzać z strachem i nie bez płaczu
przychodziło, których wielem się napatrzył, ziemię pod
sobą, ręce, nogi, ciało jako mógł żarł, a co najgorsza, że
choćby rad umarł, a umrzeć nie mógł, kamień abo cegłę
kąsał, prosząc Pana Boga, aby w chleb przemienił, ale
ukąsić nie mógł. Ach! ach! Wszędy pełno w zamku, a przed
zamkiem więzienie i śmierć. Ciężkie oblężenie, cięższe
wytrwanie było!” 18.
Można sobie wyobrazić, jak nisko upadło morale i dys­
cyplina w oddziałach garnizonu moskiewskiego, jeśli sę­
dziemu w trybunale przyszło roztrząsać, komu przypadną
zwłoki martwego piechura, a problemem pierwszej wagi
dla bodaj wszystkich żołnierzy była nie obrona przed
otaczającym wrogiem, ale znalezienie czegoś do zjedzenia.
W tych okolicznościach wzmogła się dezercja. „Siła ludzi
takich było, co dobrowolnie na śmierć do nieprzyjaciela
szli i przedawali się; więc który trafił na bacznego nie­
przyjaciela, zachował go przy zdrowiu, a więcej niebożąt
trafiło na okrutników, że nim z muru spuścił w sztuki
rozsiekany był” — bez jakiejkolwiek nuty potępienia
wspominał Budziłło 19.
18 J. B u dz i ł ł o, op. cit., s. 164—165.
19 Tamże, s. 165.
Dezerterzy, którzy swojej ucieczki z Moskwy nie przy­
płacili życiem, byli doskonałym źródłem informacji o dra­
macie rozgrywającym się w murach Kremla i Kitajgrodu.
Trubecki i Pożarski wspominali: „Z Moskwy uciekają
wychodcy: Rusini, Litwini, Niemcy, i mówią, że na Kremlu
i Kitajgrodzie ginie od ostrzału wielu ludzi i z głodu giną,
a Litwini jedzą ludzi. Chleba i innych zapasów nie ma”20.
Jeszcze jeden incydent, który świadczy o upadku dyscypliny
w oddziałach garnizonu; doszło do niego w rezydencji
księcia Fiodora Mścisławskiego, w dawnym pałacu Borysa
Godunowa. Pewnego październikowego dnia wdarli się tam
„(...) żołnierz Woroniec i Kozak Szczerbina (...), [którzy]
(...) zaczęli go szarpać, żądając żywności, i Mścisławski
zaczął ich upominać; tamże któryś z nich uderzył go cegłą
w głowę, tak że o mało nie umarł”21. Książę istotnie odniósł
wtedy poważną kontuzję. W przeddzień kapitulacji, kiedy
Mścisławski i pozostali dostojnicy moskiewscy zostali w geś­
cie dobrej woli wypuszczeni poza mury Kremla, książę
pokazywał Pożarskiemu i Trubeckiemu rozległe obrażenia
głowy. Mścisławski twierdził, że są to ślady przemocy,
jakiej on i inni bojarzy już od dłuższego czasu doznawali
z rozkazu Mikołaja Strusia, dowódcy garnizonu. Według
niego „(...) byli w grodzie w niewoli i wielu z nich siedziało
pod strażą, i jego księcia Fiedora litewscy ludzie bili
Czekanami; i jego głowa w wielu miejscach jest pokaleczo­
na”22. Ale prawda była taka, że Woroniec i Szczerbina
głowami przypłacili napaść na Mścisławskiego. „Dowiedzia­
wszy się o tym pan Struś, kazał obu pojmać: Woronca [jako
szlachcica — T.B.] ścięto i pochowano, a Szczerbinę kazali

20 D. Trubecki i D. Pożarski do S. Czepczugowa, przełom paździer-


nika-listopada 1612, AAE, s. 274—275.
21 B. B a ł y k a , op. cit., s. 104.

22 D. Trubecki i D. Pożarski do Biełooziera, [w:] Akty podmoskownych

opołczenii i Ziemskogo Sobora, wyd. S. Wiesiełowskij, [w:] Smutnoje


wremia Moskowskogo Gosudarstwa, t. V, Moskwa 1911, s. 96-97.
obwiesić, który z godziny na szubienicy nie był; piechota
zaraz odcięła go i na sztuki porąbali i zjedli”23. Kozaka
Szczerbiny nie uratowały nawet zasługi, którymi odznaczył
się w czasie służby w Moskwie: według relacji Budziłły 27
września to właśnie on przekradł się na Kreml z listem od
króla Zygmunta III 24.
Król Rzeczpospolitej w swoim liście zawarł jedynie
ogólniki, nie wspomniał, kiedy wraz z królewiczem
Władysławem przybędą pod Moskwę. Struś i Budziłło,
z relacji Szczerbiny i innych posłańców, którzy omijając
moskiewskie straże, co jakiś czas przemykali na Kreml,
doskonale wiedzieli, że nie ma co spodziewać się odsieczy
w najbliższych tygodniach. Ducha oporu miała złamać
dezinformacja, którą raczyli ich przeciwnicy. 25 września
książę Pożarski wystosował do Erazma Strawińskiego
i Budziłły list z wezwaniem do odstąpienia od Strusia
i poddania się: „Objawiam wam, na hetmana nie oczeki-
wajcie. Czerkasy, którzy byli z nim do Możajska idąc,
porzucili go w drodze i poszli różnymi drogami w Litwę
[tu akurat książę miał częściowo rację — rzeczywiście od
Chodkiewicza odłączyli się Kozacy Nalewajki i Chwos-
towca, jednak nie powrócili na Litwę, tylko poszli zago­
nem na Wołogdę i Biełooziero — T.B.]. I na Bieliewie
dworzanie i dzieci bojarskie, Rżewicze, Starzyczanie,
Lubczanie i inszych zeszłych z zamków pobliższych
pobili, a pięćset głów żywych wzięli, a hetman swoim
pułkiem i z piechotą, i z służałym ludem szedł do
Smoleńska 3 dnia Septembra, a w Smoleńsku żadnej
połowy nie masz ludzi przybyłych, bo powrócili z Potoc­
kim na pomoc hetmanowi Żółkiewskiemu, kiedy go pobili
Turcy w Wołoszech i te ludzie z hetmanem pobili bez
ostatku pod Krakowem, dzisia szósta niedziela, i królowi
teraz o się samego idzie, rad temu, żeby go wyzwolił od
23 B. B a ł y k a , op. cit., s. 104.
24 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 162.
Turka, a Sapieżyne wojsko i Zborowskiego wszystko jest
w Polszczę i w Litwie. I wy na to wyzwolenia nie
spodziewajcie się (...)” 25.
Rzeczywiście dawne pułki Jana Piotra Sapiehy i Alek­
sandra Zborowskiego zawiązały konfederacje wojskowe
i zajechawszy królewszczyzny, a nawet dobra prywatne,
zaczęły domagać się zaległego żołdu, jednak ani Żółkiewski
nie zmagał się z najazdem tureckim, ani tym bardziej
mieszkańcy Krakowa. Zygmunt III, jak pamiętamy, zmie­
rzał z Orszy do Smoleńska, gdzie dość opornie następowała
koncentracja jego wojsk. Jeszcze w Orszy, a później
w Smoleńsku (dzięki interwencji królewicza Władysława)
udało się mu, stacjonujące tam oddziały, nieopłacone,
odwieść od zawiązania konfederacji i nakłonić do wzięcia
udziału w wyprawie do Moskwy. 9 października, gdy
przybył do Smoleńska wraz z oddziałami liczącymi około
4000 ludzi, garnizon smoleński wydzielił do jego dyspozycji
1500 jazdy i piechoty. To jeszcze nie byli wszyscy:
niebawem przyłączyć się miało do niego 7500 piechoty.
Wobec tego król zdecydował, że na resztę oddziałów
będzie czekał w Wiaźmie 26.
Choć do króla Zygmunta docierały jakieś informacje
o niezwykle ciężkim położeniu oddziałów garnizonu, to
najwyraźniej nie opuszczał go optymizm. Niektórzy znaki
w przyrodzie odbierali jako dobry omen. 16 października,
przy okazji wymarszu wojsk królewskich ze Smoleńska,
doszło do osobliwego zjawiska: „Kiedy się nasi z Smolińska
ruszyli, dwaj krucy nad obozem naszych w ciągnieniu się
wieszali, ani odlatywać co drudzy mędrcy na dobry omen
interpretowali, powiadając, że to naszym uicz ... riam nad
25 Tamże, s. 154-155.
26 Jakub Zadzik do Szymona Rudnickiego, Orsza, 26 IX 1612, BCz,
rkps 361, k. 121-123; Wacław Kobierzycki do Szymona Rudnickiego,
Wilno, 11 X 1612, tamże; NN do NN, Warszawa, 20 XI 1612, tamże,
k. 135-138.
Moskwę znaczi, jakoby się im te krucy przyłączyli na
straszenie trupów, którzy naszy poczynić z nieprzyjaciela
mieli, faxel deus, żeby ci magi prawdziwego ducha proroc­
kiego mieli ani takiem duchem prorokowali (...)” 27.
Dowódca drugiego pospolitego ruszenia, podając w wąt­
pliwość czystość intencji Strusia oraz Zygmunta III,
starał się przekonać Budziłłę i pozostałych dowódców z jego
pułku, że tarapaty, w jakich się znaleźli, stały się za „(...)
nieprawdą Zygmunta króla i polskich i litewskich ludzi przez
przysięgę i wam by w tej nieprawdzie dusze swoich nie
pogubić i takie nędze i głody za nie cierpieć Zapropono­
wał też: „Przystawajcie do nas nie mieszkając, obaczając się,
zachowacie głowy wasze i żywoty wasze w cale. A ja to
wezmę na swą duszę i wszelakich ratnych ludzi uproszę,
którzy (z) was zechcą do swej ziemie i tych puszczą bez
wszelakiej zaczepki, a którzy zechcą moskiewskiemu hospo­
darowi sami służyć, i tym pożałujemy według dostojeństwa,
a będąc li niektórzy ludzie (...) jachać, nie będzie na czym
i jeśliby z głodu iść nie mogli, a kiedy wy (...) z zamku
wyjdziecie i my przeciwko wam rozkazem być (...). A co
skazuje Struś i z moskiewskimi zmiennikami, lubo to u nas
w pułkach z kozakami różnych i wiele ludzi od nas idzie, i to
oni zaśpiewają i języków mówić nauczą, a to wam (...) że wy
z nimi siedzieli” 28 .
Niewykluczone, że Pożarski proponował Strawińskiemu
i Budzille przejście do swojego obozu, ponieważ sądził, że
dawni podkomendni Jana Piotra Sapiehy, dla których walka
w imię carskich pretensji Dymitra Samozwańca II była
tylko ideologiczną fasadą, a właściwie kierowała nimi chęć
zbicia fortuny, są w oddziałach garnizonu moskiewskiego
najbardziej podatnym na przekupstwo elementem.
Odpowiedź, jaką otrzymał, pokazuje jak bardzo się
mylił: „Dalej nas tym pisaniem wszetecznym nie obsyłajcie
27 NN do NN, Warszawa, 20 XI 1612, tamże, k. 135-138.
28 J. B ud z i 11 o, op. cit., s. 155.
ani rozmowy o takich rzeczach z nami miewajcie, gdyż przy
sławie i dostojeństwie Pana naszego pomrzeć gotowiśmy,
ufając w łasce Bożej, że szablom waszym, które na nas
ostrzycie, szyje wasze wkrótce, gdy miłosierdzia i łaski JKM
i syna jego cara Władysława żebrać nie będziecie, poddane
są. A na potym bałamutni waszych moskiewskich do nas nie
piszcie, gdyż już dobrze rozumiemy. Wyłgać u nas nic nie
wyłżecie, pogotowiu też nie wy traktujecie. Wszak wam
murów nie zakryjemy; dobywajcie, jeśli ich potrzebujecie,
a po próżnicy carskiej ziemie szycami i Winnikami nie
pustoszcie, raczej swych ratnych ludzi, Pożarski, rozpuść do
sochy. Niech po staremu chłop rolę sprawuje; niech pop
cerkwie pilnuje; kuźmiowie niech się swymi targami bawią,
zdrowiej carstwu będzie niż teraz twym rządem, który
prowadzisz do ostatniego zginienia. (...) Nie pisz ty do nas
bajek lżywych, wieści nie noś, bo my lepiej wiemy, co się
w naszej ziemie dzieje niż ty; król polski dobrze się
porachował z senatem swym i Rzeczpospolitą, jako tę
sprawę moskiewską zaczął, jako ciebie arcybuntownika
uskromić i do końca jako ją ma prowadzić” 29.
Jakiś czas później pułkownik Paweł Rudzki, dowódca
garnizonu w Wiaźmie, odpowiadając na podobne namowy
Pożarskiego i Trubeckiego, zagroził, że jak zdarzy mu się
eskortować do niewoli wybranego przez nich cara „(...)
tego i nie dowożąc powieszę”30. Rudzki nawiązywał do
wydarzenia z 1610 r., kiedy konwojował do Smoleńska
eks-cara Wasyla Szujskiego. Tym razem ostrzegł, że
ewentualny więzień nie dotrze do celu.
W drugiej połowie października głód, dezercja i upadek
dyscypliny osiągnęły apogeum. Ze względu na grasujące
bandy ludożerców, poruszanie się po zmroku po ulicach
Kremla i Kitajgrodu było bardzo ryzykowne. Można przypu­
29 Tamże, s. 158.
30 Paweł Rudzki do Trubeckiego i Pożarskiego, Wiaźma, listo-
pad-grudzień 1612, PAN Kórnik, rkps 325.
szczać, że niejednemu żołnierzowi zaświtała myśl, aby
przyspieszyć zajęcie bronionych pozycji. Zapewne do tego
okresu odnosi się dość niejasna wzmianka o próbie zdrady,
kiedy jeden z żołnierzy miał w porozumieniu z wrogiem
poddać basztę Kremla. Ale zamiar się nie powiódł, a nieznany
z nazwiska zdrajca został skazany na śmierć, zabity, a wkrót­
ce poćwiartowany i zjedzony 31.
Prawdopodobnie w świetle tych wydarzeń Struś coraz
poważniej myślał o kapitulacji. Są świadectwa o tym, że
do pierwszych kontaktów z przeciwnikiem (być może
spotkań z wysłannikami Pożarskiego i Trubeckiego) doszło
w końcu października. Jednak dowódca garnizonu mos­
kiewskiego wcale nie zamierzał tanio sprzedać swojej
skóry; nie zważając na trudne położenie garnizonu kapi­
tulację obwarował warunkami. Po pierwsze — zażądał od
Pożarskiego i Trubeckiego gwarancji bezpieczeństwa dla
siebie i swoich żołnierzy; z tego wypływał kolejny
warunek: majętności opuszczających Kreml i Kitajgród
miały pozostać nietknięte. Być może dowódca garnizonu
zaproponował puszczenie wolno tych, którzy zechcą
powrócić do ojczyzny, napomknął o tym Pożarski w liście
do Strawińskiego i Budziłły. Nie był to postulat fantas­
tyczny: Żółkiewski po rozgromieniu armii moskiewsko-
szwedzkiej pod Kłuszynem w zamian za przysięgę zanie­
chania dalszej walki z Rzeczpospolitą, zwolnił tych
szwedzkich najemników, którzy zadeklarowali powrót do
swoich krajów. Jak by tego nie oceniać, Struś obwarowując
swoją kapitulację warunkami wstępnymi zamierzał naj­
wyraźniej przeciągać rokowania tak długo, jak się da.
Wciąż chyba liczył na szybkie przybycie pod Moskwę
wojsk królewskich z królem i królewiczem na czele.
Niewykluczone też, że — mając przed sobą dwa obozy
polityczne i wojskowe (mimo porozumienia jakie zawarli

31 NN do NN, Warszawa, 20 XI 1612, BCz, rkps 361, k. 135-138.


ze sobą dowódcy pierwszego i drugiego pospolitego rusze­
nia) starał się to jakoś wykorzystać. Dysponował mocnym
atutem: bojarzy i inni dostojnicy moskiewscy, przede
wszystkim książę Fiodor Mścisławski oraz pełniący obowią­
zki patriarchy moskiewskiego Arsienij Jełłasoński (Her-
mogenes zmarł 12 lutego 1612 r., a jego następca, biskup
Ignatij, wyjechał do Polski), którzy wraz z jego żołnierzami
od miesięcy dzielili dolę i niedolę oblężenia, stali się teraz
jego kartą przetargową 32.
Struś wiedział, że Pożarskiemu bardzo zależy na zapew­
nieniu im bezpieczeństwa, gdyż Kozacy Trubeckiego widzieli
w nich zdrajców i głównych sprawców nieszczęść, jakie
spadły na państwo moskiewskie przez ostatnie dwa lata.
Oczywiście Trubecki i jego Kozacy nie chcieli słyszeć
o żadnych warunkach wstępnych i żądali bezwarunkowej
kapitulacji. Z powodu ślimaczących się pertraktacji nieza­
dowoleni Kozacy Trubeckiego postanowili przypuścić
szturm na Kitajgród.
Budziłło wspomina, że 1 listopada „(...) o południu do
szturmu puścili od koszów Trubeckiego do Kitajgroda
z potęgą wielką, z niemałą szkodą oblężeńców biednych
wsparszy ich w Kitajgród (...)”33.
Więcej szczegółów przynosi relacja z Piskariewskiego
latopisu: „W tę porę (...) Kozacy kniazia Dymitra pułku
Trubeckiego z okrzykiem, z drabinami do grodu Kitaja
z Kuliszek od Wszystkich Świętych z Iwanowa Łuszku
przystąpili”34. Szturmujący uderzyli na kitajgrodzką bramę
Warwarską (Wsiechswiatską).
Walka była krwawa i przysporzyła obu stronom wiele
strat. Jak zanotował Budziłło, po stronie oddziałów gar­
nizonu ze znaczniejszych polegli m.in. wojewodzie siera­
dzki Bykowski oraz niejaki Twarzyński 35.

32 B. B a ł y k a , op. cit., s. 105.


33 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 165.
34 Piskariewskij lietopisiec, s. 218.
35 J. B u d z i łło, op. cit., s. 165.
Także z innych źródeł dowiadujemy się, że garnizon
poniósł wtedy ciężkie straty. Autor Piskariewskiego latopisu
zanotował: „I Litwę i Niemców wielu pobili i łup pobrali”36.
Nieco gadatliwszy był autor jednej z kronik: „Wojewodowie
i dowódcy moskiewskich szeregów, widząc słabnięcie
wrogów swoich, rozkazali zatrąbić w róg i do grodu Kitaju
mężnie napaść, i chorągwie na murach grodzkich powiewa­
ją, i po drabinach wojska wchodzą, i takie było wzięcie
grodu Kitaja, i wiele w nim ludzi od miecza zginęło,
i dobra ich zagrabiono” 37.
Straty Kozaków nie były zbyt duże, ale można przypuś­
cić, że żołnierze garnizonu dali się im we znaki. Dys­
ponujemy chyba jedyną zapiską o stratach kozackich tego
dnia: Iwan Daniłow, esauł ze stanicy Siergieja Łonskowa,
tak wspominał odważne czyny swojego brata podczas walk
na murach: „Jak przystąpili nasi do Kitajgrodu, na tym
szturmie ranili braciszka mojego rodzonego Zawjałka
Daniłowa, Kozaka naszej stanicy, z samopału, dwoma
kulkami w prawy bok, także ranili go (...) z samopału
w lewe udo (...)”38. Ów Zawjałko, niestety już nie wyleczył
się z ran, a na domiar złego jego brat nie miał go za co
godnie pochować.
Mimo oporu, Kozacy dość szybko zepchnęli obrońców
z murów Kitajgrodu i zaczęli wypierać w stronę Kremla.
Odwrót szybko przeistoczył się w bezładną ucieczkę, niewiele
więc brakowało, aby wróg wdarł się także na Kreml.
„Polacy nie mogąc powstrzymać naporu Moskowitów,
biegli do wewnętrznego grodu, przewysokiego Kremla
(...)” — odnotował jeden ze świadków39. Inny zaś: „(...)

36 Piskariewskij lietopisiec, s. 218.


37 Iz chronografa Siergieja Kubasowa, s. 311.
38 Iwan Danilow, esaul z pułku D. Trubeckiego stanicy Siergieja
Łonskowa prosi cara o pieniądze, [w:] I. Z a b i e 1 i n, Minin i Pożarskij,
s. 294-295.
39 Iz chronografa Siergieja Kubasowa, s. 311.
moskiewscy żołnierze, rycząc jak lwy, spieszyli do wrót
przewysokiego grodu Kremla, chcąc zemścić się na
wrogach (...). Polacy wrota grodzkie wzmocnili silnymi
zatworami (...)”40. W końcu — jak widać — oddziałom
garnizonowym udało się z dużymi stratami wycofać
na Kreml i tam umocnić.
To co Kozacy zobaczyli w Kitajgrodzie musiało wywrzeć
na nich upiorne wrażenie. Znaleziska w domostwach były
naprawdę makabryczne: „I znaleźli [Kozacy — T.B.] dużo
starannie podzielonych płatów [mięsa — T.B.] ludzkich,
solonych, i pod stropami dużo trupów (...)” — napisał
mnich Palicyn 41.
Utrata Kitajgrodu była ciosem dla Strusia, który zro­
zumiał, że dni garnizonu są policzone. Pojął, że nie ma już
mowy o targach z Pożarskim i Trubeckim. Krótko mówiąc,
albo bezwarunkowa kapitulacja, albo Kozacy Trubeckiego
wyrżną wszystkich.
Zapewne już 2 albo 3 listopada dowódca garnizonu
moskiewskiego zwołał na kremlowski Plac Soborowy
żołnierzy, aby przedstawić im beznadziejną sytuację i za­
sięgnąć rady, co czynić dalej. Dysponujemy interesującą
relacją z tego wiecu: „(...) po zejściu się do kupy na
umówione miejsce, na placu wojewoda i rządca pan Struś,
mąż wielkiej waleczności i wielkiego rozsądku (...), pod­
niósłszy rękę każe im milczeć i przemawia do nich:
«mężowie Polskiego narodu, pułkownicy i rotmistrzowie
sławnego rycerstwa, zebrani w tym kręgu: wszyscy widzicie
obecną naszą biedę, naszą niemoc moskiewskiemu zebraniu,
liczni pułkownicy i rotmistrzowie z wielością żołnierzy
i sam wielki hetman pan Chodkiewicz prowiant nam
podawali, oni [pospolite ruszenie — T.B.] bez przestrachu,
mężnie przeciw nam, tworząc pospolite ruszenie, w tej sile
miecza swojego zawsze szeregi nasze siekli, teraz widzimy
40 Dworcowyje razriady, t. I, 1612-1628, Sankt Pieterburg 1850, s. 4-5.
41 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 228.
ostatnią niezgodę i opłakujemy swój upadek, jak wrogowie
nasi u wrót grodzkich stoją i upajają się szybką zemstą
za biedy doznane od nas, nam od głodu osłabionym
i z żadnej strony nie mającym nadziei, już koniec nad­
chodzi i ostry miecz już gotów, podajcie mi więc radę
dobrą, jak uniknąć owego niemiłosiernego krwawego
miecza wrogów naszych, aby nie zakipiał we krwi naszej».
Polacy wszyscy, jednogłośnie podniósłszy głosy swoje,
i posłali posły do wojewodów i rządców moskiewskiego
żołnierstwa, prosząc u nich miłosierdzia, i aby ich nie
przedawali gorącej śmierci, i na tym utwierdziwszy
słowo i posłali posłów za mury grodu do wojewodów
moskiewskich, prosząc miłosierdzia” 42.
Zanim jednak doszło do rozmów o warunkach i przebiegu
kapitulacji strony wymieniły się zakładnikami. Była to
zwykła w takim wypadku procedura, że obie strony wykażą
wolę porozumienia. Według kupca Bałyki zakładnikami
garnizonu stali się Wasyl Buturlin i inni nieznani z nazwisk
bojarzy z obozu Pożarskiego, z drugiej zaś strony gwaran­
tami zostali Budziłło i rotmistrz Porwaniecki43. Niestety,
nie wiemy, kto reprezentował stronę moskiewską w czasie
rozmów o kapitulacji garnizonu, jedno nie ulega wątpliwo­
ści: odbyły się one na Kremlu 44.
6 listopada zostały ostatecznie ustalone warunki i har­
monogram poddania się oddziałów garnizonu moskiew­
skiego. Według — zaprzysiężonego na krucyfiks — układu
żołnierze garnizonu mieli następnego dnia złożyć broń
i opuścić Kreml. Zapewne już wtedy podzielono się
znaczniejszymi jeńcami: Struś i Charliński (dowódca pie­
choty garnizonowej) mieli pozostać na Kremlu do dys­
pozycji Trubeckiego, którego oddziały miały się tam
rozlokować. Reszta żołnierzy z pułku Strusia miała zostać
42 Iz chronografa Siergieja Kubasowa, s. 311.
43 B. B a ł y k a , op. cit., s. 104.
44 Iz chronografa prinadlieżawszego istoriografu Karamzinu, s. 356.
odprowadzona do obozu Trubeckiego. Budziłło i jego
żołnierze mieli zostać przekazani Pożarskiemu. Posłowie
moskiewscy — według słów Budziłły — „(...) oblężeńcom
przysięgę uczynili przy zdrowiu zostawić i w poszanowaniu
mieć” 45. Zapewne o dotrzymaniu tego warunku umowy na
serio myślał tylko Pożarski i jego dworianie.
Struś, aby wytargować lżejsze warunki niewoli, w geś­
cie dobrej woli zgodził się wypuścić z Kremla bojarów
i innych dostojników moskiewskich wraz z rodzinami.
Książę Mścisławski w imieniu bojarów wystosował do
Pożarskiego osobistą prośbę o wzięcie w opiekę. Wiedząc
o wrogich nastrojach Kozaków Trubeckiego wolał nie
ryzykować.
Niewykluczone też, że Struś już wtedy zgodził się
współpracować z Pożarskim i Trubeckim i wyjawić
im tajemnice, związane z okresem stacjonowania pod­
ległych sobie oddziałów w Moskwie. Kolejnym ukłonem
w stronę dowódców moskiewskich była zgoda na za­
rekwirowanie u bojarów i urzędników kosztowności,
które zostały im wydane ze skarbu moskiewskiego jako
zapłata lub zastaw za służbę. Oczywiście, zadanie to
miał on sam wykonać jeszcze przed opuszczeniem Kremla.
Prawdopodobnie upierał się przy tym Pożarski, który
przewidywał, że gdyby jeńcy zabrali ze sobą jakieś
cenne rzeczy w niewoli zostaliby niechybnie ograbieni,
przede wszystkim przez Kozaków Trubeckiego. Taki
scenariusz był bardzo prawdopodobny, potwierdza to
następująca scena: w czerwcu 1613 r. Kozak Fiedka
Sierebriannik relacjonował księciu Borysowi Łykowowi
sprzeczkę Kozaków — Jurki Bołotnikowa i Siemki Spi-
ridonowa, podsłuchaną wśród kitajgrodzkich kramów:
— Spiridonow do Bołotnikowa: „(...) źle żeś sprzedał
kamień, wziął sześćset rubli, i nie tam jakiś kamień, ale

45 J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 166; por. B. B a ł y k a , op. cit., s. 105.


z carskiego skarbu. Wystarczy, że dasz czterdziestkę,
a ja przed hosudarem nie powiem, że ty taki kamień
sprzedałeś (...)”.
— Bołotnikow do Spiridonowa (z wyrzutem): „(...) a ja
wiem, że ty spod podłogi wykopałeś pieniądze”.
— Spiridonow do Bołotnikowa: „(...) tak, wykopałem,
ale swoje”.
Wszystko wyglądałoby na prozaiczną próbę wymuszenia,
gdyby nie kamień szlachetny o zawrotnej wartości, po­
chodzący ponoć z carskiego skarbca, do tego jeszcze
w rękach — jak mogło się zdawać — jakiegoś oberwańca
(dla porównania dodajmy, że roczny dochód klasztoru
Troicko-Siergiejewskiego na początku XVII w. wynosił
około 1500 rubli). Spirydonow, doprowadzony przed oblicze
księcia Łykowa, wyjaśnił całe zamieszanie: klejnot miał
być własnością zabitego w czasie pacyfikacji Moskwy
w 1611 r. księcia Andrieja Golicyna, który przez swojego
ojca duchownego, popa Ignatija, wręczył go Bołotnikowowi
w nadziei, że uchroni go przed śmiercią. Bołotnikow zaś,
nie dość, że nie dotrzymał umowy, to ulotnił się z Moskwy
wraz z książęcym klejnotem. Razem z wojskami Pożar­
skiego powrócił jednak do stolicy i niebawem popadł
w finansowe tarapaty, z których wydobył się upłynniając
ów klejnot. Wbrew relacji Sierebriannika Spiridonow dodał
także, że nie wykopał żadnych pieniędzy spod podłogi,
a przy okazji wyjawił jeszcze, że słyszał, jak Bołotnikow
przechwalał się, że wszedł w posiadanie także innych
kamieni szlachetnych46. Niestety nie wiemy jak zakończyła
się cała ta pogmatwana sprawa. Jeśli jednak rzeczywiście
ów klejnot pochodził z carskiego skarbca to został on
spustoszony na długo przedtem, zanim Pożarski postanowił
roztoczyć nad nim opiekę. O wielkości bogactw, które się
46 Otrywok sysknogo dieta pro razgrablienije carskoj kazny, Moskwa,

23 czerwca 1613, [w:] Akty podmoskownych opołczenii i Ziemskogo


Sobora, s. 137-138.
w nim znajdowały w październiku 1610 r., a więc w chwili
zajęcia Kremla przez oddziały Żółkiewskiego, świadczą:
opis Samuela Maskiewicza, rachunki wydatków carskiego
skarbca na utrzymanie urzędników i garnizonu oraz opis
klejnotów carskich wydanych w zastaw żołdu skonfedero-
wanym oddziałom garnizonowym 47. Zrozumiałe jest więc
dlaczego przez stulecia Rosjanie nie mogli wybaczyć
Polakom ich osławionej okupacji Kremla.
Dopełnienie tego wątku stanowi historia z 26 lipca
1994 r.: 381 lat po sprawie Bołotnikowa i Spiridonowa,
podczas konserwacji kremlowskiego budynku Senatu zna­
leziono osobliwy skarb — 3427 srebrnych monet po­
chodzących z okresu oblężenia Moskwy. Wszystko wska­
zuje na to, że krótko przed opuszczeniem Kremla któryś
z żołnierzy albo cywilów zakopał je tam w obawie przed
grabieżą 48.
Powróćmy jednak do 6 grudnia 1612 r., a więc wkrótce
po zaprzysiężeniu układu o kapitulacji, Struś zgodnie
z umową wypuścił z Kremla bojarów i urzędników wraz
z rodzinami. Jako pierwsze przez bramę Borowicką wyszły
kobiety z dziećmi: „(...) i poszedł sam [Dymitr Pożarski
— T.B.] i przyjął żony ich godnie i poprowadził każdą do
swojego przyjaciela, i kazał dawać im pożywienie”49.
Zgodnie z przewidywaniami Pożarskiego, Kozacy Trubec­
kiego stojąc na drugim brzegu rzeki przyglądali się tej
ceremonii z wyraźnym niezadowoleniem. Już wtedy doszło
do jakichś przepychanek: mołojcy chcieli po przerzuconym
47 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 205-206; Otcziety raschodow carskoj
kazny, poslie razgroma Moskwy Poljakami, 1611-1612, RIB, s. 222-248;
Wydacza żalowanija polskim rotam w Moskwie, czatju diengami, czastju
ostatkami carskoj kazny, tamże, s. 249-264; Ocienka dwuch wieńców
carskich i dwuch rogow jedinorogowych, naznacziennych w uplatu Polskim
wojskam w Moskwie, 1612, tamże, s. 265-273.
48 Moskowskij Krieml — Archieołogiczeskije driewnosti, Moskwa 1996,
s. 39.
49 Nowyj lietopisiec, s. 126.
w tamtej okolicy drewnianym moście przedostać się w oko­
lice bramy Borowickiej, aby obedrzeć z szat umęczone
białogłowy. Niewykluczone, że chodziło im jeszcze o coś,
ale przyzwoitość nakazuje nam to przemilczeć. Jednak
przezorny dowódca drugiego pospolitego ruszenia zabloko­
wał przeprawę przez rzekę i Kozacy ograniczyli się jedynie
do rzucania obelg i gróźb pod adresem księcia Pożarskiego
i jego dworian 50.
Niedługo przyszła kolej na Mścisławskiego i bojarów.
Tym razem Pożarski postawił w gotowości swoje oddziały.
„Kozacy, widząc to, że wszyscy bojarzy [dworianie Pożar­
skiego — T.B.] przyszli na kamienny most, i zebrali się
wszyscy, ze znakami i z bronią przyszedłszy, i chcieli bić
się z pułkiem kniazia Dymitrowym, i mało nie doszło do
boju” — zapamiętał jeden ze świadków51. Jednak demon­
stracja siły dworian skutecznie ostudziła zapał mołojców
Trubeckiego. Ostatecznie powrócili do swoich obozów.
Warto dodać, że Mścisławskiego i innych bojarów oraz
urzędników moskiewskich osobiście odprowadzał za mury
Struś, który — w dobrze pojętym własnym interesie —
zgodził się wziąć udział w tej komedii.
Dopiero teraz Mścisławski i reszta niedawnych „jeńców”
zaczęli pokazywać Pożarskiemu swoje uszczerbki na zdrowiu,
jakich rzekomo doznali w czasie niewoli, w której mieli być
trzymani przez garnizon. Dowódcy pospolitego ruszenia
chętnie uwierzyli w ich opowieści. Później, rozsyłając pisma,
w których opisywali okoliczności i przebieg kapitulacji
oddziałów polsko-litewskich w Moskwie, skrzętnie unikali
kompromitowania Mścisławskiego i bojarów, obwiniając
kolaboracją z wrogiem przede wszystkim Fiodora Andronowa
i Michaiła Sałtykowa. Przyczyna ich zachowania była
prozaiczna: Trubecki i Pożarski nie mieli takiego autorytetu,
aby rozliczyć się z wyżej od siebie stojącymi arystokratami.
50 Tamże.
51 Tamże, s. 127.
Prawda była oczywiście zupełnie inna: wszyscy bojarzy
i urzędnicy moskiewscy, którzy od października 1610 r.
przebywali na Kremlu — najpierw z Gosiewskim, później
ze Strusiem — w niniejszym lub większym stopniu współ­
pracowali z wrogiem. Ci zaś, którzy jej odmówili, albo już
nie żyli — na przykład książę Andriej Golicyn — albo
znajdowali się w polskiej niewoli (metropolita rostowski
Filaret i książę Wasyl Golicyn). W wyniku kapitulacji
w ręce Pożarskiego i Trubeckiego jako zdrajca i kolaborant
wpadł jedynie Andronów, bo Sałtykow wcześniej przezornie
opuścił Moskwę i wraz z poselstwem wyjechał do Polski.
Mścisławski i inni dostojnicy moskiewscy mimo wspo­
mnianej wstrzemięźliwości Pożarskiego i Trubeckiego do
oskarżania ich o zdradę, po wyborze na cara Michaiła
Romanowa popadli w niełaskę.
7 listopada żołnierze Strusia i Budziłły otworzyli
bramy Kremla, przez które wkroczyli żołnierze po­
spolitego ruszenia z obu obozów. Niezwłocznie też
podzielono jeńców: żołnierze z pułku Strusia przypadli
kozakom dowódcy pierwszego pospolitego ruszenia, nad
resztą zaś opiekę roztoczył książę Pożarski. Kozacy
Trubeckiego nie zamierzali zachować warunków kapitu­
lacji: „(...) przy zdrowiu zostawić i w poszanowaniu
mieć (...) jeńców”, już wtedy rozpoczęły się grabieże
i mordy na jeńcach z pułku Strusia. Zrozumiałe więc, że
żołnierze, widząc w tym dopiero preludium do krwawej
rozprawy, jaka czekała ich w taborach kozackich, stawili
opór i nie chcieli iść do niewoli. Oto fragment relacji
autora Nowego latopisu: „Litewscy ludzie zaczęli uma­
wiać się, żeby ich nie zabijali, żeby pułkownicy i rotmis­
trzowie, i szlachcice poszli do kniazia Dymitra Michaj-
łowicza w pułk Pożarskiego, a do Trubeckiego odtąd nie
chcieli iść do pułku”52. Trudno powiedzieć, czy któryś

52 Tamże.
z dowódców moskiewskich podjął się interwencji. Wątpliwe
też, aby Pożarski lub ktoś z jego otoczenia zechciał własną
piersią osłaniać jeńców przed żądnymi krwi Kozakami,
szczególnie, że poprzedniego dnia twarda postawa księcia
wrogo nastawiła do niego Kozaków. Żołnierze z pułku
Strusia zostali więc wydani na pastwę Kozaków, i, jak
można mniemać, przez następne dni oszalała z nienawiści
tłuszcza na różne sposoby pastwiła się nad nimi i zadawała
śmierć. W konsekwencji jedynie garstce udało się ujść
z życiem: „Kozacy cały jego pułk [Strusia — T.B.] pobili,
niewielu pozostawiając” — napisał jeden ze świadków 53.
Mikołaj Struś miał szczęście w nieszczęściu, nie został
bowiem wydany w ręce Kozaków, osobistą „opiekę” nad nim
roztoczył natomiast Trubecki. Jako pułkownik królewski był
niezwykle cennym jeńcem, za którego w odpowiednim
momencie można było wziąć okup lub wymienić na znaczne­
go Moskwicina z polskiej niewoli. „(...) Starostę Strusia (...)
wyprowadzili z dużego domu cara Borysa [pałacu Borysa
Godunowa — T.B.] i zamknęli go w celi świętego Kiriłła,
a kapitana Simona Charłampiewicza [Charlińskiego — T.B.]
— w celi wielkiego klasztoru Czudowskiego (...)” 54.
Budziłłę i żołnierzy z jego pułku rozlokowano pod strażą
w obozie Pożarskiego. Wówczas jeszcze, jak napisał
chorąży mozyrski, w obozie drugiego pospolitego ruszenia
nie doszło do zbiorowych aktów przemocy wobec jeńców 55.
9 listopada Pożarski i dworianie zaczęli wysyłać grupy
jeńców spod Moskwy do grodów na prowincji. Tam jednak
czekał ich tragiczny los: żołnierzy z chorągwi Budziłły
w Galiczu wybito do nogi, tak samo postąpiono w Undzie
z podkomendnymi Strawińskiego. Szczęście dopisało nato­
miast podkomendnym Talafusa: od zgnicia w lochach w Soli
Wyczegodskiej wybawili ich Kozacy z oddziałów Andrieja

53 Tamże.
54 Miemuar Arsienija Jelłasońskiego, op. cit., s. 198.
55 J. B u dz i ł ł o, op. cit., s. 166.
Nalewajki i Krzysztofa Piesockiego, których zagony w grud­
niu 1612 r. spustoszyły okolice od Biełooziera i Wołodgy,
aż po Kargopol, Ustiug Wielki i Sól Wyczegodską.
Pozostałych jeńców uwięziono w Niżnym Nowogrodzie
(Budziłłę, Strawińskiego, Alberta Podbilskiego oraz kilku
innych rotmistrzów), Bałachnie (żołnierzy z chorągwi
Aleksandra Kalinowskiego i Wołynieckiego), Jarosławiu
(rotmistrzów Kalinowskiego i Jakuba Chocimskiego), Jad-
rynie (podkomendnych Podbilskiego).
W Niżnym Nowogrodzie miejscowi ostrzyli sobie zęby
na Budziłłę, Strawińskiego i pozostałych osadzonych tam
jeńców, jednak stanowcza postawa matki Pożarskiego
— księżnej Marii Fiodorownej — uchroniła ich od zguby.
Polaków zamknęli „(...) w turmie (...) w której siedzieli
niedziel dziewiętnaście, dosyć ciemnej, złej i smrodliwej” 56.
Ci, którzy przetrwali trudy więzienia, przebywali w nie­
woli moskiewskiej do 1619 r., kiedy na mocy rozejmu
dywilińskiego doszło do wymiany jeńców.
Opanowanie Kremla dworianie Pożarskiego i Kozacy
Trubeckiego uczcili uroczystą procesją, którą poprowadził
arcybiskup Arsienij Jełłasoński z ikoną Matki Boskiej
Włodzimierskiej. Przy tej okazji warto wspomnieć o innym
słynnym wyobrażeniu Bogurodzicy — ikonie Matki Boskiej
Kazańskiej. Bogato zdobiona kopia tej ikony towarzyszyła
pospolitemu ruszeniu Trubeckiego i Zarudzkiego. Na począt­
ku 1612 r. została odesłana przez Jaroslawl do Kazania. Po
przybyciu jej do Jarosławia, Pożarski — realizując wezwanie
patriarchy Hermogenesa, który zachęcał przebywających
jeszcze w Niżnym Nowogrodzie „pospolitaków”, aby powie­
rzyli się opiece właśnie ikony Matki Boskiej Kazańskiej
— nakazał wykonać z niej kopię i z nią podążył pod Moskwę.
W drugiej połowie listopada oddziały Zygmunta III i kró­
lewicza Władysława dotarły do Wiążmy i Fiedorowska, skąd
56 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 167.
władca — dowiedziawszy się o kapitulacji garnizonu mos­
kiewskiego — wysłał poselstwo mające porozumieć się
z dowódcami moskiewskimi w sprawie wjazdu cara Włady­
sława do Moskwy. Pertraktować mieli Aleksander Zborowski,
Andrzej Młocki oraz Daniłło Mezecki i Iwan Gramotin.
Mimo kapitulacji Moskwy, informacje docierające ze stolicy
napełniały króla optymizmem: w celu obrania nowego cara
zamierzano zwołać sobór ziemski, niektórzy myśleli o kan­
dydaturze Władysława. W pierwszej dekadzie grudnia pod
mury Moskwy dotarło poselstwo, eskortowane przez liczący
1200 koni oddział oboźnego koronnego Adama Żółkiew­
skiego. Doszło do jakichś nieformalnych rozmów z przed­
stawicielami Pożarskiego i Trubeckiego, ale wszystko zakoń­
czyło się obelgami pod adresem króla Zygmunta i jego syna
oraz półtoragodzinnym starciem. Posłowie królewscy uzmys­
łowili sobie, że poparcie dla kandydatury królewicza Włady­
sława w Moskwie jest zbyt słabe, aby myśleć o powodzeniu
ich misji. W Moskwie panoszyli się Kozacy Trubeckiego.
Wobec takiej sytuacji poselstwo skierowało się do Smoleńska,
do którego zmierzała też reszta oddziałów królewskich. Rok
1612 dobiegał końca.
3 marca 1613 r. carem moskiewskim został wybrany
Michaił Romanow, syn przebywającego w polskiej niewoli
metropolity rostowskiego Filareta Nikitycza. Jego elekcja
była zwiastunem, że państwo moskiewskie rozpoczęło
proces wychodzenia z zamętu smuty. W stosunkach polsko-
-moskiewskich przełom lat 1612/1613 stanowił kres jednego
etapu zmagań obu państw i wstęp do kolejnej odsłony,
którą zakończy nieudana wyprawa królewicza Władysława
po czapkę Monomacha i rozejm w Dywilinie.
Jednak to temat na inną opowieść.
BIBLIOGRAFIA

ŹRÓDŁA RĘKOPIŚMIENNE

Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie (AGAD)


Archiwum Radziwiłłów, ks. II, 12, 557.
Zespół Riksarkivet Stockholm, Extranea Polen, 63-64.
Biblioteka Jagiellońska (BJ)
108, przyb. 160/1951.
Biblioteka im. Raczyńskich w Poznaniu (BR)
33, 139.
Biblioteka Polskiej Akademii Nauk w Krakowie (PAN Kraków)
355, 358, 360.
Biblioteka Polskiej Akademii Nauk w Kórniku (PAN Kórnik)
290, 325.
Muzeum Narodowe w Krakowie, Oddział: Zbiory Czartorys­
kich (BCz)
105, 106, 342, 361, 37021.

ŹRÓDŁA DRUKOWANE

Akta otnosiaszczijesia k istorii Zapadnoj Rossii izdawajemyje


Archeograficzeskoju Kommissieju, t. IV, 1588-1632, Sankt
Pieterburg 1858.
Akty istoriczeskije sobrannyje i izdawajemyje Archeograficzeskoju
Kommissieju, t. II, 1598-1613, Sankt Pieterburg 1841.
Akty podmoskownych opołczenii i Ziemskogo Sobora, wyd. S.
Wiesiełowskij, [w:] Smutnoje wremia Moskowskogo Gosudar-stwa,
t. V, Moskwa 1911.
Akty sobrannnyje w bibliotiekach i archiwach Rossijskoj imperii
Archeograficzeskoju Ekspediciju Akademii Nauk, t. II, 1598-1613,
Sankt Pieterburg 1836.
Akty wriemieni mieżducarstwija, wyd. C. Bogojawlienski, J. Riabinin,
[w:] Cztienija w Obszcziestwie istorii i drewnostiej rossijskich, kn.
4, t. 71, 1915.
Archeograficzeskij Sbomik Dokumientow otnosjaszczichsja k istorii
Siewierozapadnoj Rusi, wyd. A. Syrkin, t. IV, Wilno 1867.
B a ł y k a B., O Moskwie i o Dmitrieju cariku moskowskom łożnom.
Sije pisał mieszczanin kijewskij imieniem Bożko Bałyka, kotoryj sam
tam był i samowidiec tomu był, [w:] Kijewskaja Starina, t. III, nr 7,
1882.
B u d z i ł ł o J., Wojna moskiewska wzniecona i prowadzona z okazji
fałszywych Dymitrów od 1603 do 1612, opr. J. Byliński, J. Długosz,
Wrocław 1995.
B u s s o w K., Moskowskaja chronika, 1584-1613, wyd. I. Smir-
now, Moskwa-Leningrad 1961.
Diariusz drogi Króla JMCI Zygmunta III od szczęśliwego wyjazdu z
Wilna pod Smoleńsk w roku 1609 a die 18 Augusta i fortunnego
powodzenia przez lata dwie do wzięcia zamku Smoleńska w roku
1611, opr. J. Byliński, Wrocław 1999.
Diariusz poselstwa moskiewskiego wysłanego do Warszawy z końcem r.
1611, [w:] Polska a Moskwa w pierwszej połowie wieku XVII. Zbiór
materyałów do historyi stosunków polsko-rosyjskich za Zygmunta III,
wyd. A. Hirschberg, Lwów 1901.
Dziennik Jana Piotra Sapiehy, [w:] Polska a Moskwa w pierwszej
połowie wieku XVII. Zbiór materyałów do historyi stosunków
polsko-rosyjskich za Zygmunta III, wyd. A. Hirschberg, Lwów
1901.
Dokumienty do istoriji zaporozkowo kozactwa 1613-1620 rr., [w:]
Dokumienty Rosijskich Archiwiw z istoriji Ukrajini, t. I, Lwiw 1998.
Dwa listy dowódcy wojsk polskich w Moskwie Aleksandra Gosiew-
skiego z 1611 roku, wyd. W. Polak [w:] Z dziejów Europy
wczesnonowożytnej, red. J. Wijaczka, Kielce 1997.
Dworcowyje razriady, t. I, 1612-1628, Sankt Pieterburg 1850.
H o f m a ń s k i M., Porażka cudowna wojska moskiewskiego
w stolice po szczęśliwym odjechaniu K.J.M. przez Żołnierza
tamże będącego i na ratunek od Króla Jego Mości posłanego
otrzymana, Poznań 1611.
Iz. chronografa prinadleżawszego istoriografu Karamzinu, [w:]
Izbomik sławianskich i russkich soczinienij i statiej wniesien-
nych w chronografy russkoj riedakcji, sobr. i wyd. A. Popow,
Moskwa 1869.
Iz chronografa Siergieja Kubasowa, [w:] Izbomik sławianskich
i russkich soczinienij i statiej wniesiennych w chronografy
russkoj riedakcji, sobr. i wyd. A. Popow, Moskwa 1869.
Knigi razrjadnyja, t. I, Sankt Pieterburg 1853.
K o b i e r z y c k i S., Historia Vladislai Poloniae et Sueciae
principis, Dantisci 1655.
Korrespondencye Jana Karola Chodkiewicza, [w:] Biblioteka
Ordynacyi Krasińskich — Muzeum Konstantego Swidzińskiego,
t. I, Warszawa 1875.
Kronika Pawła Piaseckiego, biskupa przemyskiego, przeł. J.
Bartoszewicz, Kraków 1870.
M a r c h o c k i M., Historia moskiewskiej wojny prawdziwa przez
mię Mikołaja Scibora z Marchocic Marchockiego pisana, [w:]
Moskwa w rękach Polaków. Pamiętniki dowódców i oficerów
garnizonu polskiego w Moskwie w latach 1610-1612, opr. M.
Kubala, T. Ściężor, bmw, 1995.
M a s k i e w i c z S., Dyjariusz Samuela Maskiewicza. Początek
swój bierze od roku 1594 w lata po sobie idące, [w:] Moskwa
w rękach Polaków. Pamiętniki dowódców i oficerów garnizonu
polskiego w Moskwie w latach 1610-1612, opr. M. Kubala, T.
Ściężor, bmw, 1995.
Miemuar Arsienija Jełłasonskogo, [w:] Chroniki smutnogo wriemie-
ni, sost. A. Liberman, B. Morozow, S. Szokariew, Moskwa 1998.
N i e m o j e w s k i S . , Pamiętnik (1606-1608), wyd. A. Hirschberg,
Lwów 1899.
Nowyj lietopisiec, [w:l Połnoie sobraniie russkich lietopisiei,
t. XIV, Moskwa 1965.
Piskariewskij lietopisiec, [w:] Polnoje sobranije russkich lietopi-
siej, t. XXXIV, Moskwa 1978.
Pochod Jego Korolewskago Wieliczestwa w Moskwa (Rossiju)
1609 goda, [w:] Russkaja Istoriczeskaja Biblioteka, t. I, Sankt
Pieterburg 1872.
Razriadnyje zapisy za smutnoje wremia, [w:] Cztienija w Ob-
szczestwie istorii i drewnostiej rossijskich, wyd. S. Biełokurow,
kn. 2-3, Moskwa 1907.
Russkaja Istoriczeskaja Bibliotieka, t. II, Sankt Pieterburg 1874,
Sbornik Impieratorskogo Russkago Istoriczeskago Obszczestwa,
wyd. S.A. Biełokurow, t. 142, Moskwa 1913.
Sbornik kniazia Chilkowa, wyd. G. Chiłkow, Sankt Pieterburg 1879.
Skazanije Awraamija Palicyna, wyd. O. Dierżawina, Je. Kołosowa,
Moskwa-Leningrad 1955.
Sobranije gosudarstwiennych gramot i dogoworow chraniasz-
czichsia w gosudarstwiennom kolegii inostrannych diel, t. II,
Moskwa 1819.
Wojna s Polszeju w 1609—1611 godach, wyd. F. Wierzbowski,
Warszawa 1898.
Ż ó ł k i e w s k i S., Początek i progres wojny moskiewskiej, opr.
J. Maciszewski, Warszawa 1966.

OPRACOWANIA

C z i e r n o w A., Obrazowanije strieleckogo wojska, [w:]


Istoriczeskije Zapiski, cz. 38, 1951.
D o l i n i n N. P., Podmoskownyje polki (kazackije „tabory”) w na-
cjonalno-oswoboditielnom dwiżenii 1611-1612, Charkow 1958.
F i l i p c z a k - K o c u r A., Skarb litewski za pierwszych dwu
Wazów 1587-1648, Wrocław 1994.
H i r s c h b e r g A., Maryna Mniszchówna, Lwów 1927.
Istorija Moskwy, praca zbiorowa, t. I, Moskwa 1954.
J a k o w i e w W., Istorija kriepostiej, Sankt Pieterburg 1995.
K o s t o m a r o w N . I., Smutnoje wremia Moskowskogo Gosudar-
stwa w naczalie XVII stoletija, Sankt Pieterburg 1904.
L j u b o m i r o w P., Oczierk istorii niżegorodskago opołczenija
1611-1613, [w:] Zapiski istoriko-fiłołogiczeskago fakultieta
pietragradskago uniwersitieta, cz. CXLI, Pietrograd 1917.
Ł a w r i e n t i e w A., Originalnyje swiedenija o „smutnom wre-
mieni” w lietopisnom swodie 1652 goda, [w:] Issliedowanija po
istocznikowiedeniju istorii SSSR do oktjabrskogo perioda,
Moskwa 1982.
M a j e w s k i W., Kozaczyzna zaporoska 1590-1638, [w:] Żółte
Wody — 1648, praca zbiorowa, Warszawa 1999.
M i c h a ł e k A., Konfederacja wojska stołecznego pod regimentem
imć Cieklińskiego Józefa, „Teki Historyczne”, t. XV, Londyn
1966-1968, t. XVI, Londyn 1969-1971.
M i e l n i k o w a A. S., Russkije monety ot Iwana Groznogo do
Pietra Pierwogo (istorija russkoj dienieżnoj sistiemy s 1533 po
1682 god), Moskwa 1989.
M i n i n k o w N. A., Donskoje kazaczestwo w epochu pozdniego
sredniewiekowia (do 1671 g.), Rostow-na-Donu 1998.
Moskowskij Krieml — Archieołogiczeskije driewnosti, Moskwa
1996.
N a r u s z e w i c z A., Żywot J. K. Chodkiewicza, Wojewody
wileńskiego, Hetmana Wielkiego W. Ks. Lit., t. II, Kraków 1858.
Pamjatniki architiektuiy Moskwy (Krieml, Kitąj-gorod, Cientralnyje
płoszczadi), red. M. Posochin, Moskwa 1982.
P l a t o n o w S. F., Oczierki po istorii smuty w Moskwowskom
gosudarstwie XVI-XVII w w., Moskwa 1937.
P o l a k W., Dwa listy dowódcy wojsk polskich w Moskwie
Aleksandra Gosiewskiego z 1611 roku, [w:] Z dziejów Europy
wczesnonowożytnej, red. J. Wijaczka, Kielce 1997.
P o l a k W., O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka Rzeczypospolitej
wobec Moskwy w latach 1607-1612, „Roczniki Towarzystwa
Naukowego w Toruniu”, R. 87, z. 1, Toruń 1995.
P r o c h a s k a A., Hetmana Stanisława Żółkiewskiego traktat pod
Moskwą 1610 r., [w:] „Przegląd Historyczny”, t. XIII, 1911.
S k r y n n i k o w R., Na strażie moskowskich rubieżej, Moskwa
1986.
S o b i e s k i W., Żółkiewski na Kremlu, Warszawa-Kraków 1920.
S o ł o w i e w S. M., Istorija Rossii s drewniejszych wriemien, kn.
IV, t. 7-8, Moskwa 1960.
S p a s s k i j I., Dienieżnoje obraszczenie w Moskowskom Gosudar­
stwie s 1533 g. po 1617 g., [w:] Matieriały i issliedowanija po
archeologii SSSR, t. 44, 1955.
S t a n i s ł a w s k i j A., Grażdanskaja wojna w Rossii XVII w.
Kazacziestwo na pierełomie istorii, Moskwa 1990.
Sytin P., Iz istorii moskowskich ulic, Moskwa 1948.
Sytin P., Istorija płanirowki i zastrojki Moskwy. Matieriały
i issliedowanija, [w:] Trudy muzieja istorii i rekonstrukcji
Moskwy, red. F. Sałow, Moskwa 1950.
T i u m i e n c e w I., Smuta w Rossii w naczale XVII stoletija:
dwiżenije Łżedymitrija II, Wołograd 1999.
T i u n i n a M. N., Rostow Wiełikij, Jaroslawl 1969.
W i n o g r a d o w N., Zastrojka i płanirowka ot płoszczadi Rewol-
jucii do Staroj płoszczadi, [w:] Matieriały i issliedowanija po
architiekturie SSSR, cz. 7, 1947.
W o r o n i n N., Moskowskij Krieml (1156-1367), [w:] Matieriały
i issliedowanija po archeologii SSSR, cz. II, 1958.
Z a b i e l i n I., Istorija goroda Moskwy, Moskwa 1995.
Z a b i e l i n I., Minin i Pożarskij. Priamyje i krywyje w smutnoje
wremia, Moskwa 1896.
WYKAZ ILUSTRACJI

Dymitr Samozwaniec, autor nieznany, 1605-1606 r.


Maryna Mniszchówna, portret nieznanego malarza po 1606 r.
Jerzy Mniszech, wojewoda sandomierski, portret nieznanego
malarza z początku XVII w.
Kopiejka Dymitra Samozwańca.
Hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski (Muzeum Wojska
Polskiego).
Bitwa pod Kłuszynem, rycina Jakuba Filipa (?) według rysunku
Teofila Szenberga, pracownia Tomasza Makowskiego, po
sierpniu 1610 r.
Plan Moskwy tzw. Zygmuntowski.
Królewicz Władysław Waza, portret nieznanego malarza, ok.
1605 r. (Zamek Królewski w Warszawie).
Kopiejka cara Władysława Zygmuntowicza, 1610-1611 r.
Car Wasyl Szujski i jego bracia stają jako jeńcy przed królem
Zygmuntem III Wazą podczas obrad sejmu warszawskiego
w 1611 r., miedzioryt Tomasza Makowskiego po 1611 r.
Jan Piotr Sapieha, autor nieznany, 1608-1611 r.
Jan Karol Chodkiewicz, hetman wielki litewski, portret nie­
znanego malarza, pierwsza połowa XVII w. (Muzeum Pałacu
w Wilanowie).
Książę Dymitr Michajłowicz Pożarski, autor nieznany (Gosudar-
stwiennyj Istoriczeskij Muziej — Moskwa).
Kupiec Kuźma Minin, rysunek z XIX w. (Gosudarstwiennyj
Istoriczeskij Muziej — Moskwa).
Mnich Awraamij Palicyn, autor nieznany, (Gosudarstwiennyj
Istoriczeskij Muziej — Moskwa).
Zbroja i wyposażenie husarza z XVII w. (Muzeum Wojska
Polskiego w Warszawie).
Zbroja husarska z XVII w. (Muzeum Wojska Polskiego w War­
szawie).
Kolczuga, hełm i uzbrojenie moskiewskie z początku XVII w.
(Orużiejnaja Pałata — Moskwa).
Kolczuga, hełm i uzbrojenie moskiewskie z początku XVII w.
(Gosudarstwiennyj Istoriczeskij Muziej — Moskwa).
Chorągiew księcia Dymitra Michajłowicza Pożarskiego (Gosudar­
stwiennyj Istoriczeskij Muziej — Moskwa).
Insygnia koronacyjne Michaiła Romanowa z 1613 r.
Pomnik Minina i Pożarskiego na placu Czerwonym w Moskwie
(fot. Dariusz Milewski).
Sobór Wasyla Błogosławionego i kremlowska brama Frołowskąja.
Dukat Zygmunta II Wazy z 1621 r., ryt. Samuel Ammon (Zamek
Królewski w Warszawie).
SPIS TREŚCI

Wstęp ........................................................................................................ 5
Samozwaniec i inni .................................................................................. 9
W imieniu cara Władysława Zygmuntowicza .................................... 38
Moskwa: rzeki, baszty, mury ............................................................... 67
W przeddzień wybuchu ........................................................................ 94
Moskwa się budzi ................................................................................ 127
Minin i Pożarski .................................................................................. 171
Porażka Chodkiewicza ....................................................................... 190
Walki 1 września ........................................................................ 198
2 września .................................................................................. 214
Decydujące starcie ..................................................................... 219
Nieszczęsny koniec .............................................................................. 243
Bibliografia .......................................................................................... 272
Wykaz ilustracji .................................................................................. 278

You might also like