Professional Documents
Culture Documents
ISBN 978-83-11-10644-4
HISTORYCZNE BITWY
TOMASZ BOHUN
MOSKWA 1612
1961, s. 97.
W czasie głodu stosunków pomiędzy biednymi i boga
tymi dworianami nie regulowały żadne prawa: silniejsi, nie
oglądając się na administracyjne zarządzenia, łamali prawa
słabszych — nie tylko dworian, ale i chłopów.
Spustoszenia, które poczynił głód, zmusiły Borysa Go
dunowa do złagodzenia polityki wobec chłopów. Na
kilkanaście miesięcy — między 1601 a 1602 r. — został
przywrócony tzw. juriew dien, czyli jeden tydzień w roku,
W którym chłopi mogli zmienić właściciela, jeśli dotych
czasowy nie był w stanie utrzymać ich wraz z rodzinami.
Mogli wtedy przenieść się do dóbr innego dworianina lub
klasztornych. W 1603 r. niezadowolone dworiaństwo wy
musiło od Godunowa anulowanie tego rozporządzenia.
Mimo to chłopi, najczęściej powodowani głodem, wciąż
Opuszczali swoje dotychczasowe domostwa i umykali tam,
gdzie mogli stać się całkowicie wolni. Możliwości zaś
mieli wiele. Formowali się na przykład w zbrojne watahy,
które grasowały w miastach i na traktach. Nawet w Moskwie
nie można było czuć się bezpiecznym. Chłopi ściągali do
Stolicy w nadziei, że tutaj uda się im przetrwać kryzys.
W mieście dopuszczali się grabieży, wzniecali pożary.
Powstanie Chłopka, którego oddziały w latach 1602-1603
dotkliwie spustoszyły okolice Moskwy, było apogeum
wystąpień chłopskich.
Niedługo potem chłopi przystąpili do rewolty Bołot-
nikowa. Dla wielu z nich ogólny zamęt był okazją do
ucieczki nad Don i zasilenia stanic kozackich.
Mimo spustoszeń, jakich dokonał głód, państwo mos
kiewskie zachowało elementarną zdolność w sferze ad
ministracji i wojskowości. Dowodem na to jest rozbicie
wojsk pierwszego samozwańca w kluczowym starciu
w 1604 r. pod Dobryniczami, do czego przyczyniła się
znakomita postawa strzelców armii carskiej. Rangi temu
zwycięstwu przydawał fakt, że po stronie Dymitra walczyły
najemne chorągwie husarskie z Rzeczpospolitej (1500-2000
ludzi). I gdyby nie opieszałość dowódcy carskich wojsk,
księcia Fiodora Mścisławskiego, zapewne marsz samozwańca
zakończyłby się już na Siewierszczyźnie. Dodajmy tylko, że
wojska Mścisławskiego na początku kampanii liczyły ponad
13 000 dworian i dzieci bojarskich oraz 15 000-20 000
bojowych pomocników (chołopów i kabalnych chołopów).
Inny przykład przemawiający za militarną żywotnością
państwa moskiewskiego, to kampania księcia Michaiła
Skopina-Szujskiego, który w latach 1609-1610 razem ze
Szwedami dał się mocno we znaki polsko-litewskim pułkom
najemników, walczącym po stronie drugiego samozwańca.
Mimo tych niewątpliwych sukcesów przodkowie mieli
lekceważący stosunek do potencjału wojskowego państwa
moskiewskiego w pierwszej dekadzie XVII w. Stanisław
Niemojewski, jeden z Polaków, którzy podążyli do Moskwy
na ślub Maryny z Dymitrem Samozwańcem, w czasie
pobytu w Smoleńsku w pamiętniku zapisał: „Do zamku
żadnego z naszych nie puszczano, a iż nam podle zam
kowego muru było jechać, bramy pozamykali, których jeno
dwie do tak wielkiej obory. Strzelców do 600 przed
zamkiem stało, podpierając się zardzewiałemi rusznicami”2.
Dodajmy tylko, że niebawem ta „obora” przez dwadzieścia
miesięcy będzie opierała się armii Zygmunta III.
„Natomiast po dotarciu pod Moskwę stało hosudarskich
arcerzów [halabardników — T.B.] 100, drabantów 200
z alabarty. Arcerze ci, chociaż nie w barwie byli, ale mieli
przecię każdy jaki taki ubiór jedwabny na sobie, w płasz
czach wszyscy, z alabarty, u nich toporzyska okręcone
drutem srebrnem. Drabanci zaś bez płaszczów, alabarty już
inaksze i bez drutu, w sukniskach ladajakich, w czarnych,
w skórzanych, rozmaitych, jedni z szpadami, w bóciech
kowanych albo baczmagach, drudzy z szabliskami kozac-
kiemi, w trzewikach albo w skórzniach [kamaszach T.B.]
16 Tamże, s. 16.
również dali do zrozumienia, że królewicz Władysław, jako
następca Szujskiego, byłby przez nich mile widziany.
Zygmunt III zaczął więc namawiać szlachtę do zaakcep
towania pomysłu wojny z państwem moskiewskim. Do tego
celu posłużyła mu instrukcja na sejmiki partykularne, która
wyszła z kancelarii królewskiej w listopadzie 1608 r. Zyg
munt, chcąc uniknąć kłopotów z sejmikami, tak jak to miało
miejsce przed sejmem 1607 r., użył odpowiednio zmanipu
lowanych argumentów: uwagę szlachty zwrócił na fakt, że
postanowienia rozejmu zawartego z carem Szujskim w więk
szości nie zostały zrealizowane. Car co prawda uwolnił
Aleksandra Korwina Gosiewskiego i Mikołaja Oleśnickiego
(posłów, którzy z Dymitrem mieli wypracować warunki
sojuszu), Mniszcha wraz z córką i nieco weselników z ich
otoczenia, ale większość więźniów zatrzymał w niewoli.
Choć według króla Zygmunta jedynym rozwiązaniem była
zbrojna interwencja, zobowiązał się, że bez zgody sejmu nie
podejmie żadnej decyzji w sprawach moskiewskich.
Wyniki kampanii przedsejmowej okazały się dla króla
bardzo obiecujące: choć większość Litwy i część Mazowsza
z rezerwą potraktowała jego sugestie, to sejmiki: pro-
szowiecki, sandomierski i sieradzki, a więc najważniejsze,
opowiedziały się po jego stronie. Wobec tego władca
przemyśliwał nawet o rozpoczęciu wojny już u schyłku
1608 r., jednak za radą kilku senatorów odstąpił od tej
koncepcji i postanowił poczekać do sejmu.
Jego obrady rozpoczęły się w styczniu 1609 r. w War
szawie. Interesujące, że — mimo korzystnych wyników
kampanii sejmikowej — Zygmunt nie zdecydował się
omawiać sprawy wojny z Moskwą na forum sejmu. Naj
wyraźniej znowu posłuchał rady kilku senatorów, którzy
twierdzili, że najkorzystniej będzie poruszyć ten temat
w czasie tajnej narady senatu. Szczególnie znamienna była
wypowiedź prymasa Wojciecha Baranowskiego: „O wojnie
moskiewskiej nie zda nic się Najjaśniejszy Miłościwy
Królu, abyśmy tak infacto mówić mieli, a to dlatego, żeby
nieprzyjaciel nie wiedział, na jaki cel mamy uderzyć” 4.
Do spotkania z senatorami doszło na początku lutego
1609 r. Większość z nich poparła lub co najmniej nie
sprzeciwiła się wyprawie: Sejm natomiast uchwalił kon
stytucję, która bezpośrednio dotyczyła przyszłej operacji
wojskowej, oraz „Artykuły wojenne hetmańskie...”, co
oznaczało zgodę sejmującej braci szlacheckiej na to przed
sięwzięcie.
Wkrótce po zakończeniu obrad sejmu król odbył rozmowę
z hetmanem Żółkiewskim. Zadziwiające, ale jeszcze wtedy
król wahał się, czy rozpoczynać wyprawę. Zakomunikował
hetmanowi, że decyzję podejmie w Krakowie. Jednak
w końcu lutego 1609 r. wydarzyło się coś bardzo złowiesz
czego, co przyspieszyło bieg wydarzeń. Oto 28 tegoż
miesiąca w Wyborgu państwo moskiewskie zawarło sojusz ze
Szwecją. Postanowienia traktatu były skierowane przeciw
Rzeczpospolitej. Już dostatecznym powodem do niepokoju
było to, że Karol IX zobowiązał się wysłać na pomoc
Wasylowi Szujskiemu 2000 jazdy i 3000 piechoty oraz
oddział najemników. Jednak decyzję przyspieszyły pozostałe
warunki sojuszu: Szujski zrezygnował na rzecz Szwecji
z praw do Inflant, zobowiązał się dostarczyć władcy szwedz
kiemu równorzędny liczebnie i na tych samych warunkach
kontyngent wojskowy w wypadku konfliktu Szwecji z Rzecz
pospolitą, Szwedzi dostali zgodę (zapewne w czasie działań
na terenie państwa moskiewskiego) na branie do niewoli lub
zabijanie Polaków i Litwinów.
Szujski drogo za te warunki zapłacił: musiał oddać
Szwecji Karelię.
Na wieść o sojuszu moskiewsko-szwedzkim Zygmunt III,
tym razem już nieodwołalnie, puścił w ruch machinę
4 W. Polak, O Kreml i Smoleńszczyznę. Polityka Rzeczypospolitej
5 Tamże.
bronić się wolą mają (...)”6. Służby kontrwywiadowcze
Wielkiego Księstwa Litewskiego zanotowały także wzmo
żoną działalność szpiegowską organizowaną przez po
granicznych wojewodów moskiewskich. W związku z tym
jeden z urzędników królewskich w końcu sierpnia 1609 r.
odnotował: „O wojsku KJM i o wszystkim prawie dobrze
wiedzą, gdyż śpiegów pełno tak z naszych, jako i z Moskwy
po państwie KJMci” 7.
Warto zwrócić uwagę, że król Zygmunt i Żółkiewski mieli
odmienne koncepcje kampanii wojennej: władca chciał
najpierw opanować Smoleńsk, a następnie ruszyć na Moskwę,
Żółkiewski zaś opowiadał się za zajęciem Moskwy i dopiero
wtedy przeprowadzeniem stosownych działań dyplomatycz
nych i wojskowych. Rzecz jasna każdemu przyświecał inny
cel, przynajmniej w krótkiej perspektywie. Zygmunt chciał
najpierw odzyskać dla Rzeczpospolitej utracone niegdyś
ziemie przygraniczne, a dopiero potem zrealizować plan
osadzenia siebie lub swojego syna na tronie moskiewskim.
Żółkiewski zaś od początku mierzył najwyżej: dla niego
celem była czapka Monomacha dla polskiego Wazy.
Jednak najważniejszym problemem było zapewnienie
wystarczających środków finansowych. Na dopiero co
zakończonym sejmie królowi udało się uzyskać od szlachty
zgodę na... jeden pobór — i to też uchwalony przez część
województw. Dlatego też władca podjął jeszcze jedną
próbę uzyskania pieniędzy od szlachty. Pomysł był prosty:
król chciał, aby na sejmikach posejmowych uchwalono
podatek w tych województwach, które nie wyraziły zgody
na sejmie, prócz tego raz jeszcze namówić do szczodrości
tych, co uchwalili już jeden pobór. Posejmowe zjazdy
6 Diariusz drogi Króla JMCI Zygmunta III od szczęśliwego wyjazdu
11 W . P o l a k , O Kreml i Smoleńszczyznę..., s . H M .
oznaymując mu, co się w zamku działo [Smoleńsku
— T.B.]12. Tym, którzy go odnaleźli, zapewne zrobiło się
nieswojo, powiało minionymi czasami: to oprycznicy Iwana
Groźnego przypinali do piersi wieszanych nieszczęśników
podobne do tej sentencje.
Oblężenie Smoleńska zaskoczyło polsko-litewskie rycer
stwo, bijące się już drugi rok za „samozwańczą” sprawę.
Jak można się było spodziewać operację zaczepną Zyg
munta III powitało ono z niezadowoleniem. Rotmistrz
Mikołaj Marchocki doskonale zapamiętał wrzenie, które
miało miejsce w obozie Jana Piotra Sapiehy: „Z tej okazji
wrzawa powstała w wojsku, mówiąc: a co nam po tym,
mamy na kogo robić; nie wiemy, jakim duchem król na
nasze prace krwawe nastąpił” l3. Pomruki niezadowolenia
rozległy się także w Tuszynie. Aby całą sprawę wyjaśnić,
wyprawiono pod Smoleńsk poselstwo, którego podstawą
stała się świeżo zawiązana w Tuszynie konfederacja pod
hasłem „Dimitra nie odstępować, ni z kim, imo niego, nie
traktować”. Posłowie mieli przekonać króla, aby zaniechał
swojej wojny i wycofał się z państwa moskiewskiego.
Ponieważ ani na jotę nie odstąpili od otrzymanych instrukcji,
toteż reakcja władcy była dosyć chłodna, choć pragmatycz
na: co prawda król był zawiedziony uporczywym i nie
liczącym się z majestatem królewskim stanowiskiem po
słów, jednak zgodził się na dalsze pertraktacje w Tuszynie.
Przy okazji ostrzegł ich, że prezentowana przez wojsko
tuszyńskie pycha to kardynalny błąd, szczególnie w sytuacji,
kiedy Wasyl Szujski nie został jeszcze rzucony na kolana.
12 Pochod Jego Korolewskago Wieliczestwa w Moskwu (Rossiju) 1609
17 Tamże, s. 134.
16 marca wojska podpaliły go i odstąpiły od oblężenia
Moskwy.
Należy w tym miejscu napisać parę słów o sytuacji
oddziałów, które dotąd służyły samozwańcowi. Cofnijmy
się o kilka miesięcy. W drugiej połowie 1609 r„ w myśl
układu z Wyborga, z Nowogrodu Wielkiego wyruszył
książę Michaił Skopin-Szujski wraz ze szwedzkimi najem
nikami Jakoba Pontussa de la Gardie. W ciągu kilku
miesięcy zdołał wyprzeć z ziem leżących na lewym brzegu
Wołgi oddziały Jana Kiemożyckiego i Aleksandra Zborow
skiego. W końcu tegoż roku przeprawił się na drugą stronę
Wołgi i usadowił najpierw w Kaliazinie, a wkrótce w Sło-
bodzie Aleksandrowskiej. Jego ofensywa zmusiła na po
czątku lutego 1610 r. Jana Piotra Sapiehę do zwinięcia
oblężenia klasztoru Troicko-Siergiejewskiego. Na krótko
kwaterą Sapiehy stał się Dymitrow, w marcu jednak starosta
uświacki wraz ze swoimi oddziałami podążył do rezydują
cego w Kałudze samozwańca.
Reszta polsko-litewskich pułków samozwańca, które
opuściły Tuszyn, odeszła na zachód, zajmując Wołok
Łamski i Osipow. Tam też 4 kwietnia zmarł książę Roman
Różyński. Jednak w maju oddziały carskie Grigorija Wo-
łujewa oraz najemnicy szwedzkiego dowódcy Piotra Dela-
villi i stamtąd wyparli polsko-litewskie pułki, aż w okolicę
Cariewego Ząjmiszcza. Tam też na czele skoncentrowanych
pułków stanął Aleksander Zborowski.
Tymczasem pod Smoleńskiem z niepokojem obser
wowano wydarzenia zachodzące na wschodzie. Rozpad
obozu tuszyńskiego umożliwił Szujskiemu skonsolidowa
nie swoich sił i udzielenie pomocy oblężonym smoleń-
szczanom. Kwestią czasu było, kiedy do tego dojdzie.
12 marca 1610 r. do Moskwy tryumfalnie wjechał
Michaił Skopin-Szujski. Paradoksalnie, ale ten jeden z naj
lepszych wówczas dowódców moskiewskich z powodu
swoich orężnych sukcesów zaczął stanowić zagrożenie dla
cara i jego klanu. Przyczyna był oczywista: wielu Mosk-
wicinów, zmęczonych dotychczasowymi klęskami, widziało
w nim człowieka, który mógłby z powodzeniem zastąpić
nieudolnych dowódców, a nawet samego cara. W tym
kontekście wymowne były słowa carskiego brata, Dymitra
Szujskiego, który obserwując tłumy wiwatujące na cześć
wjeżdżającego do stolicy Skopina-Szujskiego, z zawiścią
wycedził: „Oto nadchodzi mój rywal”. To, że utalentowany
dowódca ma wrogów dla ówczesnych nie było tajemnicą,
ale chyba nikt nie przypuszczał, że może to zakończyć się
jego śmiercią. A jednak.
19 kwietnia Skopin-Szujski — dwudziestoczteroletni
krzepki mężczyzna — nieoczekiwanie zasłabł podczas
uczty wydanej z okazji chrzcin syna Iwana Worotyńskiego,
a 3 maja zmarł. Wiele wskazuje na to, że za wiedzą cara
został otruty. W obliczu decydującego starcia z armią
królewską pozbycie się kompetentnego dowódcy nie można
nazwać inaczej jak samobójczą głupotą.
Na czele wojsk stanął książę Dymitr Szujski. Ich kon
centracja miała dokonać się w Możajsku. W czerwcu
skupiło się tam około 30 tys. Moskwicinów (w tym 16-20
tys. dworian, 10-14 tys. chołopów i chłopów) oraz liczący
8 tys. kontyngent najemników pod dowództwem Jakuba
Pontussa de la Gardie. W sukurs stacjonującemu w Carie-
wym Zajmiszczu oddziałowi Grigorija Wołujewa Szujski
posłał wojska wojewody Fiodora Jeleckiego. Tym sposobem
przednie siły moskiewskie tam skupione osiągnęły 5-6 tys.
żołnierzy.
Wobec konsolidacji sił przeciwnika 8 czerwca spod
Smoleńska wyruszyły oddziały, których zadaniem była
pomoc oblężonemu w Białej garnizonowi Aleksandra
Gosiewskiego oraz zatrzymanie wojsk Szujskiego, idących
z odsieczą smoleńszczanom. Na czele korpusu składającego
się z dziewięciu chorągwi jazdy (1130 ludzi) i 400
piechurów stanął hetman Żółkiewski. W końcu czerwca
hetman, po udzieleniu pomocy Gosiewskiemu i zebraniu
pozostałych oddziałów królewskich, stanął w pobliżu Ca-
riewego Zajmiszcza. Tam przyłączył się do niego oddział
„tuszyńców” Aleksandra Zborowskiego. Ich dowódca — za
pewne w nadzwyczajnych okolicznościach — zapomniał
Żółkiewskiemu pojmanie kilka lat wcześniej swojego ojca
Samuela, którego jako banitę ścięto na Wawelu, pod Kurzą
Stopką. Ten gest Zborowskiego spowodował, że siły
hetmana — nie licząc piechoty — wzrosły do 6525 ludzi:
5556 husarzy, 290 petyhorców, 679 pancernych. Tak więc
Żółkiewski obległ w Cariewym Zajmiszczu Wołujewa i
Jeleckiego i bacznie wsłuchiwał się w odgłosy nad
chodzące z obozu Szujskiego.
A sytuacja tam nie przedstawiała się najlepiej. Nieopła
ceni najemnicy coraz głośniej dopominali się żołdu, nie
wiedząc, że wypłatę wstrzymuje ich dowódca. Spryciarz de
la Gardie zamierzał zapłacić im za służbę dopiero po
rozbiciu sił Żółkiewskiego: rzecz jasna tylko tym, którzy
przeżyją to decydujące starcie.
Żółkiewski, wiedząc co się święci, postanowił zaskoczyć
przeciwnika: w nocy z 3 na 4 lipca dyskretnie podążył pod
Kłuszyn, gdzie obozowała armia Szujskiego. Zabrał ze
sobą większość swoich oddziałów, pozostawiając pod nosem
Wałujewa i Jeleckiego skromne siły, które przez kilka
dziesiąt godzin miały ich utwierdzać w przekonaniu, że
w dalszym ciągu znajdują się w beznadziejnym położeniu.
Tymczasem o świcie 4 lipca, naprzeciw oddzielnie obozu
jących wojsk moskiewsko-szwedzkich, pojawiły się siły
hetmana koronnego. Dzieląca obie strony równina poprze
cinana była płotami i wiejskimi zabudowaniami, co unie
możliwiło Żółkiewskiemu wykorzystanie w pełni elementu
zaskoczenia. Jednak hetman niezrażony tym, rozpoczął
walkę: po wyparciu piechurów szwedzkich spod płotu i
spaleniu zabudowań do działania przystąpiła husaria.
Najtrudniejsze zadanie, rozbicia przeważających liczebnie
oddziałów moskiewskich, przypadło pułkowi Zborowskiego.
Mimo że jego chorągwie nieustannie podejmowały szarże,
przeciwnik stał jak wryty. Widząc słabnący impet wroga,
Moskwicini postanowili przejąć inicjatywę: do działań
przystąpili rajtarzy — po oddaniu palby z muszkietów
miała nastąpić szarża. Jednak najwyraźniej coś poszło nie
tak, bo nastąpiła krótka przerwa. Wykorzystali ją „tuszyńcy”
Zborowskiego: tym razem ich atak wywołał u przeciwnika
panikę: husaria — rąbiąc i kłując — wdarła się do obozu
moskiewskiego. Tutaj jednak wokół Dymitra Szujskiego i
Andrieja Golicyna skupiło się ponad 5 tys. strzelców oraz
dworian, którzy dysponując kilkunastoma armatkami, a tak
że licząc wciąż na pomoc najemników, zdołali odeprzeć
wroga. Ich rachuby na zwycięstwo miały duże szanse
powodzenia, jazda hetmana koronnego była bowiem wy
czerpana, a piechoty i artylerii miał jak na lekarstwo (100
piechurów, 400 kozaków i dwa działka polowe).
Wobec patowej sytuacji Żółkiewski rozpoczął pertrakta
cje z najemnikami de la Gardie’ego. I nie pomylił się:
najpierw francuscy muszkieterzy, a za nimi niemieccy
lancknechci przeszli na jego stronę. De la Gardie próbował
co prawda wpłynąć na swoich podkomendnych, ale na
niewiele się to zdało. Ostali się przy nim nieliczni,
najwierniejsi, dla których słowo żołnierskie było droższe
od pieniędzy. Muszkieterzy i lancknechci na odchodnym
rozkradli jeszcze tabor swojego dowódcy, który aż dziw, że
nie dostał po głowie, gdy podkomendni dowiedzieli się o
interesie, który chciał zrobić ich kosztem.
Szujski widząc, że nie ma co liczyć na pomoc sojusz
ników, kazał trąbić do odwrotu. Na to tylko czekali
podkomendni Żółkiewskiego: ponownie wdarli się do obozu
moskiewskiego. Zamiast jednak ścigać uchodzącego prze
ciwnika, rzucili się do rabunku.
Ostatecznie Szujskiemu udało się ocalić głowę, ale to
wszystko czym mógł się poszczycić. W trakcie cztero
godzinnej bitwy jego armia została rozgromiona (niestety
strat moskiewskich nie znamy). De la Gardie stracił
700-1200 żołnierzy. Z szeregów Żółkiewskiego ubyło 215
zabitych i rannych. Hetmanowi koronnemu oprócz zwycięs
twa militarnego udało się za niewielką cenę — choć
w kontekście możliwości finansowo-mobilizacyjnych
Rzeczpospolitej było to i tak dużo — rozbić sojusz
moskiewsko-szwedzki. Co prawda, puścił wolno de la
Gardie’ego, który z resztkami swoich sił powrócił do
Szwecji, jednak nauczka była wystarczająco bolesna: w na
stępnych latach Szwedzi, poza opanowaniem Nowogrodu
Wielkiego, nie odważą się przekroczyć linii Wołgi, a ich
wpływ na wydarzenia w państwie moskiewskim będzie
ograniczony.
Następnego dnia oddziały Żółkiewskiego powróciły pod
Cariewo Zajmiszcze. Wałujew i Jelecki nie uwierzyli w to,
co zaszło pod Kłuszynem. Dopiero kiedy Żółkiewski
pokazał im trofea i jeńców, zobaczyli jak chytrze dali się
podejść. Tego dnia też zawarli z hetmanem koronnym
układ, który był przedłużeniem zawartego z bojarami
tuszyńskimi pod Smoleńskiem. Tym razem jednak Żół
kiewski poszedł na znaczne ustępstwa: hetman koronny
zobowiązał się, że jeśli smoleńszczanie przysięgną na
wierność Władysławowi, to król Zygmunt odstąpi od murów
twierdzy, a gdy młody Waza obejmie tron carski, wszystkie
zajęte dotąd grody zostaną zwrócone państwu moskiew
skiemu. Wobec takich ustępstw w ślady Wołujewa i Jelec
kiego poszły niebawem grody położone na drodze do
Moskwy: Możajsk, Pogorełoje Gorodiszcze, Dymitrow,
Borysów i Osipow. Dowódcy moskiewscy wraz z podleg
łymi oddziałami zostali włączeni w skład oddziałów het
mańskich.
Na wieść o klęsce wojsk Dymitra Szujskiego i wzras
tającym poparciu dla oddziałów Żółkiewskiego w Moskwie
głowę podniosła opozycja wobec cara Szujskiego. Jego
przeciwników aktywnie mobilizował także sam polski wódz
zasypując ich gradem listów.
Tym sposobem godziny Szujskiego były policzone. 27
lipca do pałacu, w którym rezydował, wpadli dworianie na
czele z Zacharym Lapunowem. Zażądali od Szujskiego
abdykacji, ale dopiero wymowny gest Lapunowa — chłopa
o posturze dębu, który ścisnąwszy rękę w pięść pokazał, co
z nim zrobi, jak będzie się upierał, przeważył szalę: car
poddał się, po czym został ostrzyżony jak mnich i zamknięty
w klasztorze Czudowskim.
Wkrótce po obaleniu Szujskiego władzę w Moskwie
przejęła nadzwyczajna komisja, złożona z siedmiu bojarów
wyznaczonych przez Dumę. To było rozwiązanie mające
długą tradycję, stosowane w momentach opustoszenia
tronu carskiego. Na przełomie lipca i sierpnia 1610 r.
w skład owej komisji weszli: Fiodor Mścisławski, Iwan
Worotyński, Wasylij Golicyn, Iwan Romanow, Fiodor
Szeremietiew, Andriej Trubecki i Borys Łyków. W czasie
jej działalności zmieniały się osoby (byli w niej także
książę Andriej Golicyn i Iwan Kurakin), jednak zawsze
stanowiło ją siedmiu bojarów. Z tego powodu to ciało
tymczasowo administrujące państwem przyjęło się na
zywać siemibojarszcziną.
Moskwa z niepokojem oczekiwała na to, co przyniesie
najbliższa przyszłość. Żółkiewski i jego żołnierze byli
już blisko.
W IMIENIU CARA
WŁADYSŁAWA ZYGMUNTOWICZA
31 Tamże, s. 162.
32 Zbiór dokumentów dotyczących poselstwa w SIRIO, t. 142, s.
126-263; Skład poselstwa w Akta otnosiaszczijesia k istorii Zapadnoj
Rossii izdawajemyje Archeograficzeskoju Kommissieju (dalej AZR):
1588-1632, Sankt Pieterburg 1858, t. IV, s. 318-319.
równowagi sił i zniweczeniu ducha partnerstwa we wzajem
nych kontaktach 33.
24 września rozpoczął się wymarsz spod Moskwy oddzia
łów Sapiehy. W myśl umowy z Żółkiewskim jego żołnierze
mieli podążyć na leża zimowe do ziemi siewierskiej.
„Sapieżyńcy” domagali się od Żółkiewskiego takiego samego
żołdu, jaki otrzymywali żołnierze z pułku Aleksandra
Zborowskiego. Hetman zgodził się, choć nie było wiadomo,
jak jego zobowiązania potraktuje król. Na rozmowy z królem
żołnierze Sapiehy wyprawili swoich posłów. Sapieha tymcza
sem czynił wysiłki, aby skłonić swoich podkomendnych do
cierpliwości w oczekiwaniu na uznanie ich roszczeń finanso
wych oraz zaprowadzić porządek w swoich szeregach.
Przedstawiciele żołnierzy — Sobieszczański i Iwanowski
— zostali w obozie królewskim wysłuchani z uwagą.
Oczywiście, domagali się wypłacenia żołdu za czas służby
u samozwańca. Jednak na królu i jego otoczeniu wywarli złe
wrażenie sugerując, aby uznał pretensje samozwańca do
carskiego tronu. Według nich byłby to najlepszy sposób na
stopniowe podporządkowanie państwa moskiewskiego Rzecz
pospolitej, czego, ich zdaniem, nie gwarantowało osadzenie
w Moskwie królewicza Władysława. Samozwaniec, już jako
car, zagwarantowałby zwrot Rzeczpospolitej spornych ziem
33 W sierpniu i wrześniu Moskwę niepokoiła sytuacja na północy,
a szczególnie Aleksander Lisowski i Andriej Proszowiecki, którzy walczyli
po stronie samozwańca. Ich współpraca niedługo miała się skończyć, ale
na razie Szwedzi (Jakub Pontus de la Gardie) nie wychylali nosa z Korieły
i Ladogi. Sytuację komplikowały oddziały litewskie, których dowódcy
(Filip Sawłuk i Włodzimierz Pietraszkowicz) przekroczyli granicę i naje
chali kilka ujezdów (toropiecki, chołmski). W takiej sytuacji posłano tam
Iwana Sołtykowa, którego zadaniem miało być skłonienie Nowogrodu
Wielkiego do złożenia przysięgi Władysławowi. Najwidoczniej zaimpo
nował mu sukces Żółkiewskiego pod Kłuszynem, ponieważ w liście do
króla Zygmunta z listopada 1610 r. (SIRIO, t. 142, s. 113-126) informuje
go, że ma zamiar sam uporać się z Lisowskim i ze Szwedami. Niestety
Lisowski nie dał mu szansy i w połowie listopada wycofał się na Litwę.
— Smoleńszczyzny i Siewierszczyzny — oraz wypłatę
corocznie Zygmuntowi i Władysławowi olbrzymich sum,
stałby się lennikiem Rzeczpospolitej. Pozycja królewicza
Władysława natomiast, zgodnie z zawartym przez Żół
kiewskiego z bojarami traktatem, nie gwarantowała takich
profitów ani Rzeczpospolitej, ani jej władcy. Argumentacja
posłów nie podobała się królowi. Władca na razie uznał
jedynie roszczenia finansowe żołnierzy Sapiehy, pod warun
kiem, że sporządzą rejestry swoich oddziałów34. Dalsza
część rokowań miała nastąpić później.
Tuż po wkroczeniu do miasta, Żółkiewski zrezygnował
z usług części cudzoziemców, których pod Kłuszynem
przeciągnął na swą stronę. Wspominał, że „(...) wojsko
cudzoziemskie, którego jeszcze było do półtrzecia tysiąca,
przebrakował; bo obawiając się w nich odmiany jakiej
wiary za nie płacą, a płacić tak wielom wysoki żołd, że nie
było skąd, mogłoby przyjść od nich miasto pomocy do
niebezpieczeństwa. Ostawił tedy tylko z nich osiemset
piechoty, a insze popłaciwszy im z skarbu moskiewskiego,
odprawił”35. To posunięcie hetmana podyktowane było nie
tyle brakiem zaufania do sprawności i lojalności najem
ników cudzoziemskich — choć ci zapewne skłonni byli
(jak przystało na rasowych „żołnierzy fortuny”) do wolt
według zasady „panem nam kto więcej zapłaci” — co
ograniczonymi możliwościami skarbu moskiewskiego. Brak
zaufania do cudzoziemców wykazywali przede wszystkim
bojarzy moskiewscy. Zresztą Żółkiewski skrupulatnie
i o tym wspomniał: „Było to [zwolnienie ich ze służby
— T.B.] bojarom na Moskwie bardzo gratum, że tych
Niemców odprawiono, bo insolentiae, które czynili za
Szujskiego, były im pamiętne. Bardzo radzi ich zbyli” 36.
34 Dziennik Jana Piotra Sapiehy, s. 279; J. B u d z i ł ł o, op. cit., s. 106;
36 Tamże.
Nie można zapominać, że oddziały, które pod wodzą
hetmana wkroczyły do miasta — jako część składowa
garnizonu moskiewskiego — miały być opłacane właśnie ze
skarbu moskiewskiego. Ten zaś po okresie rządów Dymitra I
Samozwańca i Wasyla Szujskiego był pusty. W końcu
października, mniej więcej wtedy kiedy Żółkiewski wyjeżdżał
z Moskwy pod Smoleńsk, Michaił Sałtykow — bliski
współpracownik hetmana — informował kanclerza litewskie
go Lwa Sapiehę o opłakanym stanie skarbu moskiewskiego.
Co więcej, zwracał uwagę, że wobec powszechnego złodziej
stwa (jako przykład przytoczył postawę swojego rywala
Fiodora Andronowa Sołowieckiego, o jego działalności
będzie jeszcze okazja wspomnieć) nie ma szans na poprawę
sytuacji. Alarmistyczny ton listu Sałtykowa wynikał również
z tego, że wraz z wyjazdem Żółkiewskiego pryskały nadzieje
na okiełznanie rozpasanej działalności „mużyków” pokroju
Andronowa, którzy, gdyby nie ogólny zamęt, nigdy nie
mieliby szansy dojść do tak eksponowanych stanowisk 37.
Kwestię zaopatrzenia oddziałów polsko-litewskich, które
wraz z wkroczeniem do Moskwy zaczęły pełnić funkcję jej
garnizonu, rozwiązano w ten sposób, że Żółkiewski i Go
siewski, w porozumieniu z siemibojarszcziną, przydzielili
pułkom rejony, które miały ich żywić. Maskiewicz wspo
mina, że „(...) przystawstwa rozdano na wojsko, za zgodą
bojar, we stu mil i dalej od stolicy. Na moją rotę [chorągiew
ks. Janusza Poryckiego — T.B.] dostało się dwa gorody:
Sużdał i Kostromie, mil 70 od stolicy”38. Pozostałym
pułkom stacjonującym w mieście i klasztorze Nowodziewi-
czym przydzielono punkty zaprowiantowania również
w tamtym rejonie, tj. na północny-wschód od Moskwy.
Taka lokalizacja była rozsądna, tamtejsze ziemie bowiem
(tzw. Zalesie Moskiewskie) najmniej ucierpiały w trakcie
37 M. Sałtykow do L. Sapiehy, koniec października 1610 r., Al,
s. 360-364.
38 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 175.
zaburzeń pierwszej dekady XVII w. Stosowaną na początku
procedurę zaopatrywania polsko-litewskiego garnizonu
w żywność opisał Maskiewicz następująco: „Tameśmy
rozesłali zaraz towarzystwo z pacholikami dla wybierania
żywności (...)” 39.
Jednak szybko musiała ona ulec zmianie, przy okazji
bowiem nie obywało się bez nadużyć i gwałtów. Żołnierze
i czeladź zaczęli wybierać nie tylko prowiant, ale „co się
komu podobało i u największego bojarzyna, żona albo
córka, brali je gwałtem” 40. Oczywiście stronie moskiewskiej
także nie podobała się taka sytuacja. Od tej chwili ciężar
zaopatrywania w prowiant oddziałów polsko-litewskich
wzięli na siebie Moskwicini — „(...) a sami już przez
swoich z gorodów wybierali posłańców” — wspominał
Maskiewicz41. Dowództwo garnizonu wraz z bojarami
obciążyło skarb carski żołdem kwartalnym w wysokości 30
zł na żołnierza. System ten zapewnił dobre zaprowian-
towanie garnizonu.
Wraz z odsunięciem zagrożenia ze strony samozwańca
i wyborem Władysława carem moskiewskim doszło do
uspokojenia nastrojów w państwie. Moskwianie po raz
pierwszy od długiego czasu mogli ze spokojem kłaść się
spać. W związku z tym Żółkiewski z uznaniem zanotował
„Ni na czym nie schodziło i żywności, i wszystkiego czego
potrzeba, po cenieśmy dostawali, gdyż gościńce od Wołoh-
dy, od Jarosławia i z inąd pootwieraliśmy. Od Kołomnej ku
górze rzeką Moskwą statki ze zbożem i różnymi potrzebami
przypłynęły” 42.
Oddziały Żółkiewskiego, jak wspomnieliśmy zaczęły
pełnić funkcję garnizonu miejskiego, hetman zaś zaczął
występować w roli gubernatora z ramienia cara Władysława.
39 Tamże.
40 Tamże.
41 Tamże.
42 S. Z ó ł k i e w s k i , op. cit., s. 164.
W prawodawstwie moskiewskim nie było takiej instytucji
(niewielkie podobieństwa można jedynie odnaleźć w for
mule „namiestnika”, którego urząd wprowadzono w pań
stwie moskiewskim za czasów wielkiego księcia Wasyla).
Wszystko wskazuje na to, że na potrzeby nadzwyczajnej
sytuacji urząd gubernatora przeniesiono wprost z polsko-
-litewskiego prawodawstwa.
Najprawdopodobniej takie rozwiązanie zaproponował
w nieformalnych rozmowach z bojarami Żółkiewski. Wszy
stko opierało się na ustnych ustaleniach, nic nie zostało
sformalizowane zapisem na papierze. Zresztą obie strony
przewidywały, że okres przejściowy nie potrwa długo,
a bojarzy mieli podstawy sądzić, że Żółkiewski będzie
korzystał ze swojej władzy rozumnie i umiarkowanie. Tak
więc do chwili przybycia do Moskwy cara Władysława,
kimś w rodzaju jego namiestnika w państwie moskiewskim,
a w rzeczywistości według prawodawstwa polskiego guber
natorem (z wynikającymi z tego urzędu prerogatywami
i obowiązkami) został hetman Żółkiewski.
Pierwszym gestem gubernatora Żółkiewskiego, znamio
nującym jego dobre intencje, były konsultacje z bojarami
w sprawie mianowania Gosiewskiego dowódcą pozostałych
w mieście sotni strzeleckich i szefem garnizonu moskiew
skiego. Zresztą udało się mu osiągnąć znacznie więcej, bo
strzelcy moskiewscy zobowiązali się pełnić funkcje poli-
cyjno-wywiadowcze: „Ten urząd strzelecki, do tego pan
hetman rzeczy przywiódł, przez konsens dobrowolny bojar,
przedtem ich prywatnie popraktykowawszy, że go poruczył
panu staroście wieliskiemu. I sami strzelcy non inviti
przyjęli jego regiment, gdyż ile mogło być, pan hetman
wszelaką ludzkością, datkiem, częstowaniem dewinkował
ich sobie, że chłopstwo to miał ad nutum. Sami ultro
przychodzili pytając się, jeśliby gdzie czuł o zmiennikach,
że oni chcą ich imać. Owo wielkie pokazywali znaki
wierności i życzliwości swej. I gdy im pan starosta wieliski
za starszego oddany był, z chęcią opowiedzieli mu się, że
chcą być posłuszni” 43.
Od chwili zawarcia układu z Moskwy zaczęto rozsyłać
pisma do grodów, które dotychczas, uznając władzę Szuj
skiego, nie podporządkowały się samozwańcowi. Zawiada
miano je o obiorze carem Władysława, wzywając jedno
cześnie do składania przysiąg na wzór tej spod Moskwy
i przysyłania delegacji do stolicy 44.
W końcu października hetman opuścił Moskwę i podążył
do króla pod Smoleńsk. Lecz zanim to uczynił prze
prowadził wiele rozmów, m.in. z Hermogenesem i Mścis-
43 Tamże, s. 167; Interesujące, ale metody korupcyjnej, którą Żółkiewski
9 Tamże, s. 18-19.
niej utrudniony był przez przepływające blisko palisady
dopływy Moskwy, Priesnię-Bubnę i Protok. Baszty Twerska
i Dmitrowska broniły Skorodomu na odcinku od traktu
twerskiego do Nieglinnej.
System obrony północno-wschodniej części Skorodomu
oparty był na basztach: Jarosławskiej i Wołogodzkiej.
Dodatkowym utrudnieniem w dostępie do tego odcinka
palisady były lewe dopływy Jauzy — Olcho wiec i Czier-
nogriazka, które przepływając u jej stóp, skazywały na
niepowodzenie ewentualny szturm z północnego wschodu.
Umocnienia wschodniej części Skorodomu oparte były
na basztach: Włodzimierskiej, Riazańskiej i Kołomieńskiej.
Prócz nich o obronności tego rejonu decydowały, położone
w pobliżu palisady Skorodomu, klasztory: Androniewski,
Nowospasski i Siemionowski.
Najważniejszą częścią Skorodomu było tzw. Zamo-
skworieczie. Opanowanie tego rejonu przez nieprzyjaciela
ułatwiłoby zajęcie całej Moskwy. Wyparcie nieprzyjacie
la z Zamoskworieczia byłoby utrudnione, bo mógłby
on, wykorzystując sprzyjające warunki terenowe, sku
tecznie się tam bronić. Wszystkie te niebezpieczeństwa
skłoniły planistów moskiewskich do potraktowania tego
rejonu z największą uwagą. Widać to po systemie obrony,
jaki stworzono, aby utrudnić podejście pod umocnienia,
a tym samym uniemożliwić wdarcie się do miasta ewen
tualnemu nieprzyjacielowi. Palisada Skorodomu — Za
moskworieczia wyposażona była w system umocnień
typu bastionowego, które pozwalały, w razie oblężenia,
prowadzić aktywną obronę. System obrony tego odcinka
wspomagały ponadto, leżące na traktach kałuskim i sier-
puchowskim, zabudowania klasztorów Dońskiego i Da
niłowskiego. O dobrym przygotowaniu tego rejonu na
wypadek ataku niech świadczy fakt, iż w sierpniu i wrze
śniu 1610 r. oddziały Dymitra II Samozwańca nie zdołały
wedrzeć się do miasta od tej strony.
Białygród
Białygród, Kitajgród i Kreml — to były dzielnice, które
zarówno charakterem zabudowy i umocnieniami, jak
i profesjami mieszkańców diametralnie różniły się od
Skorodomu. Choć kamień i cegła nie były jeszcze dominu
jącymi materiałami budowlanymi, to jednak było tam
znacznie więcej niż w Skorodomie budowli kamiennych
i ceglanych. Zabudowa Białegogrodu miała charakter
wybitnie miejski, odznaczała się większą zwartością
i trwalszą konstrukcją. Z drugiej zaś strony każdy niemal
dom miał na swych tyłach ogród i sad. Nie można też
wykluczyć, że w obrębie Białegogrodu były łąki wykorzy
stywane do wypasu bydła. Jednak od przełomu XVI i XVII
w. Białygród stawał się dzielnicą o charakterze targowym,
z przewagą kwartałów o charakterze handlowym i rzemie
ślniczym 10.
Przepływająca przez Białygród rzeka Nieglinną dzieliła
go na dwie części: zachodnią, tzw. Zanieglimienie, oraz
wschodnią. Ceglany mur zachodniej części Białegogrodu
rozpoczynał się od kremlowskiej baszty Wodowzwodnej.
Pierwszy odcinek, przecinając Nieglinną, ciągnął się do
baszty Wodjannej. Dalej była baszta Wsiechswjatskaja,
w pobliżu której przepływała Moskwa, następnie mur
skręcał ostro na północny zachód, by dotrzeć do baszty
Czertolskiej. Za nią mur Białegogrodu skręcał na północ
i ten odcinek kończył się na baszcie Arbackiej. Następnie
kierował się nieco na zachód, aż do baszty Nikickiej. Dalej,
podążając już wyraźnie na północny wschód, dochodził do
baszty Twerskiej. Nieco dalej była baszta Pietrowskaja,
ostatnia po tej stronie Nieglinnej. Za rzeką Nieglinną
pierwszą basztą była Srietienskaja, za nią mur skręcał na
południowy wschód i docierał do baszty Miasnickiej. Dalej
w tym kierunku była baszta Pokrowskaja, za nią mur
Kreml 2248 25
Kitajgród 2567 67
Mieszkańcy Moskwy
Na przełomie XVI i XVII w. Moskwa liczyła od 80 do 100
tys. mieszkańców. Zdecydowaną większość stanowiła tzw.
ludność tjagła, która zobowiązana była wykonywać powinno
ści wobec dworu władcy. Zajmowała się najczęściej rolnict
wem, handlem i rzemiosłem. Ludność ta podzielona była na
sotnie. U schyłku XVI w. ostatecznie uformowało się 8 sotni:
39 Tamże, s. 303.
40 Tamże, s. 304.
41 P. S y t i n, Iz istorii moskowskich ulic, s. 11; t e n ż e , Istorija
płanirowki i zastrojki Moskwy, s. 58; Istorija Moskwy, t. I, s. 173.
Dmitrowska, Mjasnicka, Nowogrodzka, Ordyńska, Po-
krowska, Rżewska, Rostowska, Srietienska; 3 półsotnie:
Kożewnicka, Pribyłuja i Ustiużska oraz 3 ćwierćsotnie:
Arbacka, Metropolna i Czertolska. Na czele sotni stali
sotnicy lub starostowie, których zadaniem było wspo
maganie administracji przy poborze podatków oraz ko
ordynowanie działalności służebnej podległej im sotni.
Ludność tjagła zamieszkiwała również tzw. słobody,
tj. osady założone przez władców lub innych feudałów,
których mieszkańcy czasowo zwolnieni byli ze świa
dczenia powinności i płacenia podatków 42.
Inną grupę mieszkańców Moskwy stanowili „ludzie
dworcowi”, którzy byli bezpośrednio zależni od władcy
i wykonywali prace na jego dworze, w różnych „dwor
cowych prikazach”, warsztatach i stajniach 43.
Na dworze kremlowskim znajdowało się również wielu
ludzi wolnych, ale jednak zależnych od władcy. Byli to:
bojarzy, dzieci bojarskie, stolnicy, diacy. Wchodzili oni
w skład administracji państwowej, zawiadując urzędami lub
nadzorowali funkcjonowanie dworu władcy. Rezydencje
bojarów spokrewnionych z rodziną carską znajdowały się
zarówno na Kremlu, jak i w innych częściach miasta. Często
mieli oni na swych dworach bardzo rozbudowaną administra
cję, która wymagała znacznej liczby urzędników 44.
W Moskwie oprócz budowli o charakterze świeckim
było także wiele świątyń i klasztorów. Dwór patriarchy
znajdował się na Kremlu. Na potrzeby duchowieństwa
pracowali również liczni rzemieślnicy w przyklasztornych
ogrodach i warsztatach, a także w dobrach położonych
poza Moskwą. Kościół w Moskwie u schyłku XVI w.
dzielił się na 8 części, tzw. soborów 45.
Maryna Mniszchówna,
portret nieznanego mala
rza po 1606 r.
Jerzy Mniszech, wojewoda sandomierski, portret nieznanego malarza
z początku XVII w.
Car Wasyl Szujski i jego bracia stają jako jeńcy przed królem Zygmun
tem III Wazą podczas obrad sejmu warszawskiego w 1611 r., miedzioryt
Tomasza Makowskiego po 1611 r.
Jan Piotr Sapieha,
autor nieznany,
1608-1611 r.
25 Tamże.
moskiewskich u schyłku 1610 r.: „(...) wkrótce i od nas
zażądają złożenia przysięgi na wierność temu arcykatoliko-
wi królowi Zygmuntowi!”. W związku z tym najpierw
ludność Kazania, za nim Wiatki i Permu Wielkiego — nie
wiedząc jeszcze, że swoją przysięgę składają niebosz
czykowi — uznali władzę samozwańca. Groźniejsze były
towarzyszące tym aktom deklaracje: nie uznawać za cara
ani króla, ani królewicza oraz nie podporządkowywać się
rozkazom „litewskich ludzi”. W ich ślady niebawem poszło
także wiele innych miast, które albo przysięgały wierność
samozwańcowi, albo odmówiły uznania cara Władysława,
obserwując rozwijającą się sytuację.
W związku z tym gruszek w popiele nie zasypiał także
patriarcha moskiewski, wysyłając emisariuszy podobnych
do diaka Owdokimowa zaczął rozpowszechniać oczer
niające cara Władysława, króla Zygmunta, Gosiewskiego
i jego żołnierzy odezwy, w których nawoływał do rozpo
częcia z nimi walki. W związku z wywrotową działalnością
patriarchy moskiewskiego i jego wpływem na wybuch
powstania przeciw stacjonującym w Moskwie oddziałom
polsko-litewskim, arcybiskup archangielski Arsienij Jełas-
sonski odnotował w swoich zapiskach: „Niektórzy mówili,
że powstanie grodów i narodu stało się za radą patriarchy
Hermogenesa, choć powód zna Pan, dlatego że sam on
odsuwał to”26. Rola Hermogenesa w zagrzewaniu do walki
z wrogami „Rusi i prawosławnej wiary” jest bezsporna.
Patriarcha moskiewski w pismach rozsyłanych na początku
1611 r. do duchownych, bojarów, dworian, diaków i dzieci
bojarskich potępiał tych, co zdradzili Szujskiego na rzecz
„Łżedymitra”, jednocześnie zaklinając ich na wszystkich
świętych i Ruś, która znalazła się na skraju katastrofy, aby
się nawrócili. W toczącej się zapewne wtedy dyskusji, czy
Wasyl Szujski został zgodnie z prawem obrany carem?
26 Miemuar Arsienija Jetłasonskogo, [w:] Chroniki smutnogo wriemieni,
sost. A. Liberman, B. Morozow, S. Szokariew, Moskwa 1998, s. 189.
— patriarcha, wówczas jeden z ważniejszych autorytetów
moralnych, jednoznacznie rozwiał wątpliwości na korzyść
Szujskiego. W pismach do ludu zdawał się krzyczeć:
„Patrzcie! W Moskwie bez powodu topione są i w inny
sposób mordowane dzieci bojarskie, których do tej pory
zgładzono 2000” 27.
Głos patriarchy był donośniej szy niż inne, ale warto
wiedzieć, że cegiełkę do tej kampanii dołożyli także
mieszkańcy Moskwy, którzy w odezwie skierowanej
na prowincję tak zdiagnozowali sytuację: „Sami znacie
prawdę o tym, co się wydarzyło u nas i w innych
grodach: litewscy ludzie zawładnęli świętymi cerkwiami
i ikonami, obrażając Boga; czyż nie wszędzie już wszystko
zniszczono i zbezczeszczono? Zmiłujcie się nad nami
biednymi, doprowadzonymi na skraj śmierci, stańcie
duszami i głowami razem z nami przeciw wrogom krzyża
Chrystusowego” 28.
Fiasko rokowań pod Smoleńskiem zrobiło na Moskwi-
cinach negatywne wrażenie. Oblężonym smoleńszczanom
udało się przemycić za mury i rozpowszechnić po kraju
kilka odezw. Na przykład: w styczniu 1611 r. po Moskwie
krążyło pismo, w którym smoleńszczanie zadawali re
toryczne pytanie: „(...) czy w obliczu tego, co do tej
pory zaszło pod Smoleńskiem i ujeździe smoleńskim,
można jeszcze mówić o tym, że wiara prawosławna
27 Patriarch Giermogien ko wsiemu russkomu narodu, Moskwa, styczeń
11 Tamże, s. 191-192.
dni wybraliśmy się do nich w pole wszystkim wojskiem,
mało co w murach zostawiwszy. Natarliśmy blisko pod ich
obóz, ale oni wynijść nie chcieli. Była tuż pod obozem ich
osada wioska, w której oni mieli Strzelce swoje. Tam pan
Gąsiowski, piechoty niemieckiej mając z sobą za sto
muszkieterów, puścił do tej wioski, żeby mogli wystrzelać
moskiewską piechotę; ale [nic] nie wskórali. Wyparto ich
stamtąd i nastrzelano po trosze, że piechota nasza musiała
ustępować ku jeździe, a potem i nam, konnym, ta piechota
moskiewska poczęła szkodzić i pod moją chorągwią towa
rzysza Jurkowskiego w oko trafili. W głowie została kula,
[a] on sam z konia za zabitego spadł. Dotrzeźwiliśmy się
go potem. Przyszło do tego, że towarzystwo, mając długie
rocznice, musieli zsiadać z koni i strzelać się z oną
piechotą. A chorągwi cofnęliśmy dobrze nazad, bośmy byli
blisko bardzo, a niepotrzebnie natarli. Ustąpiła piechota
moskiewska, a jazdy wywabićeśmy nie mogli; i stojąc tak
długo, przyszło nam schodzić ku miastu: co oni obaczywszy,
wysunęli się za nami ze swoich onych fortelów. Cośmy się
od nich na czoło obrócili, to oni nazad cofnęli się; co my
zaś ku miastu postąpim, to oni za nami. A wo z trudnością
i z niebezpieczeństwem to zejście z pola od nich nam
przyszło. Bo oni taki mają sposób, posuniesz się do niego,
to ucieka, czynisz odwrót, to on za tobą. A to jednak
zeszliśmy dobrze z łaski Bożej i więcej o nich nie kusiliśmy
się, bośmy nie mieli z to siły; okrom o ten monaster
pokusili się byli nasi z petardą, ale nic nie sprawili. Prędko
potem naparł się jeden nasz ze swym pułkiem pod tenże
ich obóz; ażeby nie przechodzić Wiauzę, pozwolił mu tego
pan Gąsiowski. Wyszedł i stanął na tej stronie na pogorzelis
kach. Moskwa obaczywszy [to], wypadli nań potężnie. On
że i miejsca nie miał sposobnego kopijnikowi do potkania,
przyszło mu uchodzić aż do miasta” 12.
25 Tamże, s. 95-96.
i najpierwej moje towarzystwo rzuciło się na kwaterę pana
Strusową. Tam już i z drabinami Moskwę spychali z muru.
Druga Moskwa już była i dziury dobre w murze opano
wała, i nimi w miasto strzelali, i poobrażali naszych
niektórych. Kiedy ich tu wsparto, a już dnieć poczęło,
obrócili się Moskwa z oną swoją wszystką potęgą na
kwaterę Bobowskiego, który trzymał basztę narożną w Ki-
tajgrodzie nad rzeką Moskwą i basztę przyległą tejże
baszcie w Białym Murze. Powiodło się im tam zrazu,
wyparli naszych z baszty Białego Muru. Już było duszno
Bobowskiemu, i w baszcie tej Kitajgrodowej narożni;
i blisko tego było, od niej ustępować naszym.
Co prędzej z drugich kwater daliśmy im posiłki. Poszczęś
cił Pan Bóg, że i baszty narożnej obronili, i z Białej znowu
Moskwę wszystkę wyparli. Zginęło wtenczas koło tej baszty
dobrego towarzystwa kilka, mianowicie: Sokoł, Bobrownicki,
inszych nie pamiętam. Kiedy ich i stamtąd odparto, poszli na
tamte bramy na inszej stronie miasta, cośmy je trzymali
w Białym Murze; i naprzód do Miękickiej bramy, gdzie była
piechota niemiecka, impet uczynili. Bronili się nasi na niej
długo, ale myśmy im żadnym sposobem, w takiej małości,
ratunku dać nie mogli, sami świeżo będąc nastraszeni. Zapalili
potem ognistymi strzałami na nich dach, który kiedy się zajął,
a im ogień za szyję padać począł, musieli się im poddać. (...)
Przyszli potem do narożnej baszty o piąciu wierzchach nad
rzeką Moskwą. Na tej było półtora sta piechoty polskiej
z Pieniążkiem rotmistrzem. Bronili się i ci długo na wierzchu
baszty dobrze; spodek Moskwa opanowała, kędy zastali kul
z dawna tam położonych ognistych niemało. Zapalili te kule
i tak onę piechotę onymi kulami wykurzyli i do poddania się
przymusili” 26.
Tak więc całe mury Białegogrodu znalazły się w rękach
oddziałów moskiewskich. Sytuacja polsko-litewskiego gar-
29 Tamże, s. 98.
władze pospolitego ruszenia wydały ukaz, w którym m.in.
uregulowana została zasada poboru podatków i prowiantu
oraz ich podziału pomiędzy poszczególne oddziały. Od tej
pory wszelkie dochody miały spływać do skarbu pospolitego
ruszenia. Żołd miał być wypłacany według pochodzenia
i długości służby. Przy okazji zabroniono Kozakom samo
wolnego pobierania prowiantu i pieniędzy z włości, które
dotąd okupowali. Nad tym miały czuwać mieszane komisje
dworian, dzieci bojarskich, strzelców i Kozaków 30.
Jak widzimy dowództwo pospolitego ruszenia poważnie
potraktowało problem samowoli i braku dyscypliny ze
strony Kozaków. Z drugiej strony takie postawienie sprawy
przez Lapunowa, Trubeckiego i formalnie Zarudzkiego nie
mogło spodobać się krnąbrnym żołnierzom. Pozbawienie
ich możliwości poboru podatków i prowiantu, przeniesienie
tego obowiązku na mieszane komisje, było dla Kozaków
nie do przyjęcia. Wcześniej sami decydowali o tym, ile
i komu zabrać, teraz, pozbawieni tego przywileju, musieli
pokornie zdać się na hojność liderów dworiaństwa. Poza
tym odebranie im przyzwolenia na, w granicach rozsądku,
rabowanie sprawiło, że zmuszeni byli potraktować na serio
cel obecnej służby, a mianowicie wygnanie Polaków
i Litwinów z Moskwy. Lapunow, sprawca całego zamie
szania, stał się ich głównym wrogiem 31.
Jak już zasygnalizowaliśmy, Gosiewski bacznie obser
wował rozwój konfliktu w taborach przeciwnika i dosko
nale wiedział, że Zarudzkiemu i „Dońcom” potrzebny
jest pretekst do rozprawy z Lapunowem. Dlatego też
referendarz litewski sięgnął do swego arsenału technik
kreowania rzeczywistości. Oddajmy głos Maskiewiczowi:
„Gąsiewski sztuki zażył — pisze on. — Porwano raz na
30 I. Z a b i e l i n , Minin i Pożarskij, s. 270, 275; Nowyj lietopisiec,
s. 109.
31 S. M a s k i e w i c z, op. cit., s. 202; Nowyj lietopisiec, s. 112-113;
N. D o 1 i n i n, op. cit., s. 33-78.
wycieczce Moskwicina, znacznego bojarzyna tam u nich,
któremu Gąsiewski bez wszelakiego miłosierdzia rozkazał
szyję uciąć rzekomo o jawne krzywoprzysięstwo, że
królewicowi przysiągłszy wiary nie dotrzymał. A ówdzie
naszych subordynował, aby go przywodzili znowu do
obowiązania się przysięgą królewicowi, który choć śmierć
przed sobą widząc, za ledwo przypadł i przysiągł znowu.
Gąsiewski już temu, jako dufałemu człowiekowi rzeko
mo, począł się zwierzać, że się znosi z Lepunowem,
i chcąc to przezeń zrobić, przywiódł go obietnicami
wielkimi łaski królewicowskiej i datkiem niemałym
zaraz, że się podjął tego. Zatem mu list od Lepunowa do
siebie ukaże zmyślony i rękę jego uformowaną, którą ten
Moskwicin bardzo dobrze znał, samemu tylko na pokoju
skrycie, ażeby o tym nikt nie wiedział, upewnił go
i zaklął. Zatem mu dał też listy do Lepunowa, odpisując
na ten do siebie list pisany, aby był też skrycie do niego
oddany. Upewnił go także i do siebie znowu od Lepuna
przeniesienie gramoty obietnicę odniósł. Ażeby się nań
domyślić nie mogli, na zamianę go za naszego dał jako
i drugiego więźnia”. Maskiewicz pisze dalej, że: „On
przyszedłszy do obozu swego, a zapomniawszy znowu
i drugiej przysięgi, co miał do Lepuna z tymi listy, to on
do rozradu i bojarom wszystkim opowiedział, twierdząc
zapewne, że sam widział u Gąsiewskiego gramoty własnej
ręki Lepunowej pisane, «gdzie z nim zdradę o was
knuje». Zarudzki też chciwy na te rządy podbił bębenka
Duńcom, że się wraz na Lepuna rzuciwszy, na szablach
go roznieśli i zabili” 32.
Dowódca garnizonu miał dostęp do przepastnego archi
wum, w którym zapewne znajdowały się pisma z pieczęcią
Lapunowa. Pozwoliło mu to na przygotowanie odpowied
niej fałszywki, która posłużyła jako uwiarygodnienie jego
32 S. Maskiewicz, op. cit., s. 201-202; Nowyj lietopisiec,
s. 112-113.
kontaktów z wodzem moskiewskiego pospolitego ruszenia.
Inną okolicznością, która niewątpliwie miała wpływ na
powodzenie całej akcji, było stanowisko Zarudzkiego
i stojących za nim murem Kozaków. Sprowadzało się ono
do tego, że byli skłonni sprzymierzyć się nawet z diabłem,
byle usunąć Lapunowa. Potrzebny był tylko pretekst,
którego dostarczył referendarz litewski, choć niemałą rolę
odegrało także wtrącenie do lochu w klasztorze Nikoły-
-Ugreżskiego 28 Kozaków, których bez zbytnich ceregieli
utopiono. Niezadowolenie Kozaków sięgnęło zenitu, kiedy
ciała pomordowanych przywieziono pod Moskwę.
1 sierpnia 1611 r. Kozacy dwukrotnie wzywali Lapunowa
do stawienia się przed nimi, a gdy ten nie pojawił się,
sprowadzili go siłą. Wtedy tłum rozsiekał nieszczęśnika.
Maskiewicz po zamordowaniu Lapunowa napisał: „(...)
Zarucki głową był u nich. Ten był poniekąd nam życzliwy,
jeno publice nie mógł tego pokazać nigdy, karząc się przed
sobą zabitym Lepunowem” 33.
Śmierć Lapunowa spowodowała duże zamieszanie w sze
regach moskiewskich. Wielu dworian obawiając się o swoje
życie po prostu uciekło spod Moskwy do swoich majątków.
Prawdopodobnie ten odpływ nie był duży i nie on spowo
dował rozsypanie się pospolitego ruszenia. Jednak konflikt
między dworiaństwem i Kozakami oraz śmierć Lapunowa
stopniowo pozbawiły pospolite ruszenie siły, nie była ona
zdolną uwolnić Moskwy i państwa moskiewskiego od
znienawidzonych okupantów. Co prawda Trubecki i Zaru-
dzki, wykorzystując autorytet archimandryty Dionisija
i mnicha Awraamija Palicyna, kierujących klasztorem
Troicko-Siergiejewskim, którzy w ich interesie rozsyłali
pisma z wezwaniami do poparcia pierwszego pospolitego
ruszenia, próbowali werbować pod swoje sztandary dwo-
riaństwo, ale przypływ nowych ochotników we wrześniu
WALKI 1 WRZEŚNIA
19 Tamże.
w stanie podołać zadaniu wyparcia dobrze przygotowanego
przeciwnika. Prawdopodobnie też Chodkiewicz właśnie
o godzinie 20.00 włączył do walki część Kozaków zaporos
kich Nalewajki, który ochraniał dotąd tabor stojący w oko
licach klasztoru Nowodziewiczego.
Po krótkim przegrupowaniu sił Chodkiewicz nakazał
zaatakować pozycje moskiewskie na wale. Do zdecy
dowanego natarcia ruszyli też Kozacy i roty piesze.
Miesiąc po bitwie Dymitr Trubecki i Pożarski donosili
wojewodzie jareńskiemu Fiodorowi Janowowi jak to
„(...) hetman Chatkiejew i Naliwajko ze wszystkimi
ludźmi po Moskwie rzece [dowódcy moskiewscy mieli
na myśli najwyraźniej trakt biegnący wzdłuż rzeki, a więc
możajski — T.B.] przystąpili prosto, mocnym obyczajem,
pokładając nadzieję w swojej wielkości, a nie w łasce
Najwyższego Władcy (...)” 20.
Dowódcy moskiewscy w swojej relacji wspomnieli
również, że hetman litewski razem z atakującym wojskiem
wysłał w kierunku Skorodomu tabor z prowiantem prze
znaczonym dla garnizonu21. Czyżby Chodkiewicz już wtedy
zamierzał wprowadzić do miasta uformowane w tabor
obronny wozy z zaopatrzeniem? Mało prawdopodobne,
choć niewykluczone. Zapadający zmrok, choć utrudniał
walkę obu stronom w jednakowym stopniu, był przede
wszystkim dla Chodkiewicza okolicznością niekorzystną.
Musiał głowić się, jak wprowadzić zaopatrzenie i posiłki
na Kreml. W tym kontekście wprowadzenie taboru w obręb
Skorodomu, w chwili kiedy obrońcy zostaną wyparci z wału
i odepchnięci w głąb, jawiło się wielce prawdopodobnym
i uzasadnionym posunięciem Chodkiewicza.
Jeśli relacja Pożarskiego i Trubeckiego jest miarodajna
można przypuścić, że 3000-3500 Kozaków Nalewajki (od-
20 D. Trubecki i D. Pożarski do Fiedora Janowa, Moskwa, 4 X 1612,
AAE, s. 271-273.
21 Tamże.
dział Chwostowca pozostał zapewne przy ochronie taboru
i głównego obozu wojsk hetmana), wraz z 1800-1900
żołnierzami regularnej piechoty węgierskiej, niemieckiej
i polskiej (nie bierzemy pod uwagę strat jakie już poniosły
chorągwie piechoty, ponieważ ich nie znamy), wraz z jazdą
szturmują kluczowe punkty obrony moskiewskiej — zapewne
w rejonach bram: Możajskiej i mniejszej.
Uderzenia były tak silne, że Kozacy wraz z piechotą
zmusili przeciwnika do odwrotu i wdarli się do miasta:
„(...) pomału Polacy siłą zachwycają i z obnażonymi
mieczami gonią; Moskwicini zaś z pola ustępują” — tak
zapamiętał jeden z obserwatorów walk impet, przed którym
ustępowali żołnierze moskiewscy 22.
Kiedy w głąb ulic Czertolskiej i Ostożenki zaczynali
przebijać się piechurzy hetmana litewskiego i Kozacy
Nalewajki, wybiła chwila próby dla oddziałów garnizonu.
„Oblężeńcy też chcąc rozerwać wojsko moskiewskie,
wycieczkę uczynili do Oleksiejowskiej baszty i do Czar-
towskiej bramy (...)” — wspomina Budziłło23. Atak od
działów garnizonu był doskonale skoordynowany z działa
niami piechurów Chodkiewicza i Kozaków Nalewajki,
szybko więc obrońcy moskiewscy ustąpili z linii obrony
rozciągniętej wzdłuż wału Skorodomu, a ich towarzyszy na
tyłach zaczęła ogarniać panika.
Trzeba przyznać, że atak żołnierzy garnizonu był dobrze
przemyślany. Struś, Budziłło i reszta dowódców, którzy
opracowali plan współdziałania z hetmanem litewskim nie
byli nowicjuszami w rzemiośle wojennym. Mikołajowi
Strusiowi, choć grzeszył małostkowością i zawiścią, np.
wobec Gosiewskiego, nie można odmówić talentów dowód
czych. W sumie był to dobry żołnierz ale niestety chorob
liwie ambitny, co doprowadziło go do poważnych tarapatów
i uwięzienia. Józef Budziłło natomiast po kapitulacji
22 Iz chronografa Siergieja Kubasowa, s. 310.
23 J. B ud z i łł o, op. cit., s. 150.
garnizonu znalazł się w ciężkiej i długiej niewoli. Obaj
niewątpliwie należeli do grona najbardziej utalentowanych
dowódców średniego szczebla, jakich miała wówczas
Rzeczpospolita.
„Wycieczka”, która miała oddziałom Chodkiewicza
dopomóc w otwarciu drogi na Kreml, wyszła praw
dopodobnie z narożnej baszty kremlowskiej — Wodo-
wzwodnej. Niewykluczone też, że część wygłodniałych
napastników atakowała od bramy Borowickiej. Żołnierze
garnizonu uderzyli na załogi strzeleckie, strzegące biało-
grodzkich baszt i bram, w rejonie, do którego zmierzali
żołnierze hetmana litewskiego. Najpierw na bramę Wod-
janną, następnie na Czertolską, a po niej na basztę
Arbacką. Jednak Moskwicini nie dali się zaskoczyć,
Budziłło wspomina: „(...) ale że [Moskwa — T.B.] mając
siła strzelców, obwarowała to miejsce dobrze i oblężeń-
ców z szkodą niemałą onych chudziąt odparła (...)”.
Chorąży mozyrski odnotował zaś, że w tej „(...) potrzebie
zabito pana Czerskiego, pana wojewody bracławskiego
porucznika, pana Trzaskowskiego, porucznika pana Bu-
dziłłowego i towarzystwa niemało spod różnych chorą
gwi”. Trzeba przyznać, że barwnie — choć określenie to
niezbyt pasuje do tragicznej wymowy tego fragmentu
relacji Budziłły — wyjaśnił on przyczyny tej klęski:
„(...) silniejsza Moskwa byli, dobrze się najadszy chleba
aniż naszy, co się od wiatru chwiali, a przecie animusze
szlacheckie do tego ich przywiodły, żeby się hetmanowi
jako wodzowi i KJM jako panu pokazali, że zawsze
gotowi naszy dla dobrego ojczyzny umrzeć. Natenczas
największą szkodę popadli ubodzy oblężeńcy niż kiedy
inegdy, bo gdy się chleba najadali, nigdy im Moskwa
straszna i potężna nie była, zawsze ich spierali wyciecz
kami w tabory, z taborów jako grzybów zasadzkami
brali, ale skoro chleb wyszedł, siłę brał głód, nie tylko
nogi, ale i ręce służyć nie chciały; owo zgoła zemdlonego,
który ani chodzić, pogotowiu uciekać nie może, łacno
bić Moskwie przyszło” 24.
Mimo fiaska operacji oddziałów garnizonowych nie
wszystko jeszcze było stracone. W południowo-zachodnich
kwartałach Białegogrodu powoli zaczęła zyskiwać przewagę
piechota Chodkiewicza i Kozacy Nalewajki. Zbliżali się do
murów Białegogrodu i usytuowanego przy nich, w pobliżu
cerkwi liii Proroka, głównego obozu pospolitego ruszenia.
W tym momencie zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki.
Klęska groziła oddziałom moskiewskim walczącym na
Ostożence, które zostały przez żołnierzy i Kozaków hetmana
litewskiego zepchnięte w stronę rzeki, albo — w dosłownym
tego słowa znaczeniu — przyparte do muru Białegogrodu.
Chorąży mozyrski wspomina, że „(...) w rzekę Moskwę
naparli, że z brzegów skakać musieli, drudzy obóz swój
mijali [przy cerkwi liii Proroka — T.B.], a trzeci ledwo się
w taborach zastali, których dobrze aż w same tabory
wpierając strzelała [piechota Chodkiewicza — T.B.]" 25.
Książę Pożarski spodziewał się obiecanej przez Dymitra
Trubeckiego pomocy. Jednak ten nie spieszył się, aby jej
udzielić. Stał ze swoim wojskiem za rzeką, w okolicach
krymskiego brodu i położonego od strony Zamoskworieczia
Krymskiego dworu, i przyglądał się krwawym zmaganiom.
Obydwa te punkty nieprzypadkowo nosiły w swoich na
zwach określenie „krymski”. Bród przez rzekę Moskwę
zwykło się tak nazywać, tędy bowiem do końca XVI w.,
kiedy została wzniesiona palisada Skorodomu, Tatarzy
krymscy kilkakrotnie dokonali najazdów na stolicę Wiel
kiego Księstwa Moskiewskiego, a później państwa mos
kiewskiego, wdzierając się do centrum miasta. Na Zamo-
skworiecziu, w pobliżu Krymskiego brodu, został wznie
siony Krymski dwór, w którym zatrzymywali się posłowie
tatarscy, czekając na audiencję u cara. Zresztą i dzisiaj
24 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 150-151.
25 Tamże, s. 150.
— mimo że bród i dwór już nie istnieją — w tej okolicy
lokalne nazwy nawiązują do Tatarów: rzekę suchą nogą
można przebyć mostem Krymskim, od strony Zamosk-
worieczia prowadzi do niego ulica Krymski Wał, można
także przespacerować się prawym brzegiem Moskwy
— Krymską Nabiereżną.
Od chwili kiedy za rzeką rozgorzał bój Kozacy księcia
Trubeckiego przyglądali się krwawym zmaganiom. Z po
wodu opisywanej już wrogości pomiędzy kozaczyzną
i dworiaństwem — ich bierna postawa wobec wydarzeń
rozgrywających się na przeciwległym brzegu nie jest
zaskakująca. Na początku, kiedy oddziały księcia Pożar-
skiego dawały sobie radę z przeciwnikiem, w kręgach
kozackich dawało się słyszeć ironiczne komentarze: „(...)
przyszli bogacze z Jarosławia, i sami odeprą hetmana”
— zapamiętał jeden z obserwatorów26. Według nich nie
było sensu pchać się w wir walki, skoro panowie szlachta
odpierają ataki wojsk hetmana litewskiego. Jednak kiedy
szala zwycięstwa zaczęła powoli przechylać się na stronę
Litwy i Lachów, pomyśleli o udzieleniu pomocy Pożar-
skiemu. Trubecki jednak był niewzruszony i czekał.
Dworianie, których książę Pożarski oddał do dyspozycji
Trubeckiego, spokojnie czekali na znak dowódcy pierw
szego pospolitego ruszenia. Kiedy jednak nabrali podejrzeń,
że Trubecki być może nie udzieli pomocy w ogóle, sami
ruszyli do boju. Jak zapamiętał jeden ze świadków: „Głowy
te, które posłano do kniazia Trubeckiego, widząc ścieśnienie
swoich pułków, a od niego żadnej pomocy, poszły od niego
z pułku bez pozwolenia zdecydowaną sprawą. On nie
chciał pozwolić im na to, a oni jego nie posłuchali i poszli
do swoich pułków i wielką pomoc tym uczynili” 27.
Część Kozaków Trubeckiego, widząc opieszałość swojego
wodza, który nie zamierzał udzielić pomocy swoim rodakom
26 Nowyj lietopisiec, s. 124.
27 Tamże, s. 124-125.
i chciał uniemożliwić to nawet dworianom przysłanym przez
Pożarskiego, poszła w ich ślady. Atamani Fiłat Mieżakow,
Afanasiej Kołomna, Drużyna Romanow i Makar Kozłow
przyłączyli się do pięciu sotni dworiańskich i podążyli przez
bród krymski na odsiecz. Na odchodnym krzyknęli Trubec-
kiemu, że czas porzucić już małostkową zawiść, bo jeśli teraz
nie „(...) udzielimy pomocy nasza nienawiść hosudarstwu
moskiewskiemu i zbrojnym ludziom przyniesie zgubę” 28.
Na pole bitwy przybyło więc kilkuset wojowników, którzy
nieuchronną klęskę Pożarskiego obrócili w jego zwycięstwo.
Piechurzy i Kozacy Chodkiewicza, dotąd mając zdecydowaną
przewagę, w późnych godzinach wieczornych zaczęli ponosić
ciężkie straty. Pojawienie się na polu bitwy świeżych
oddziałów wroga musiało być dla nich niemałym zaskocze
niem. Dla Chodkiewicza wszak nie były tajemnicą niesnaski
zarówno między pierwszym i drugim pospolitym ruszeniem,
jak i między ich dowódcami. Moskwianie zaczęli błys
kawicznie wypierać wroga z zajętych już przez niego pozycji.
W trakcie tych właśnie walk piechota hetmana litewskiego
poniosła najdotkliwsze straty. Chodkiewicz widząc na co się
zanosi, nakazał odwrót. Całe szczęście, że do tej pory nie
zdecydował się na wprowadzenie w obręb Skorodomu taboru,
bo zapewne wpadłby on w ręce wojsk moskiewskich;
w ogólnym zamęcie i panice piechurzy i Kozacy, walczący
o życie, nie zajmowaliby się jego obroną.
Około godziny drugiej w nocy walki dobiegły końca29.
Nie znamy strat poniesionych tego dnia przez oddziały
księcia Pożarskiego. Możemy jedynie przypuszczać, że
były duże: prawdopodobnie liczba poległych była po
równywalna, a może nawet przewyższała liczbę poległych
w oddziałach hetmana litewskiego. Walki były zażarte i
trwały około 13 godzin.
28 Tamże, s. 125.
29 Trubecki i Pożarski do Fiodora Janowa, Moskwa, 4 X 1612, AAE,
s. 271-273.
Straty oddziałów hetmana litewskiego były bardzo duże.
W wiarygodnej relacji zawartej w Nowym latopisie czytamy:
„Rankiem następnego dnia [2 września — T.B.] zebrawszy
trupa litewskich więcej tysiąca ludzi i rozkazano ich zakopać
w jamach”30. W większości straty te dotknęły piechotę
Chodkiewicza i Kozaków Nalewajki, oddziały hetmana
litewskiego znalazły się więc w niezwykle ciężkim położe
niu. Nie udało się zaprowiantować garnizonu moskiew
skiego, a kolejne działania musiały już obyć się bez udziału
mocno przetrzebionych chorągwi piechoty. Walki w terenie
umocnionym, a Moskwa była takim terenem, bez piechoty
nie miały szans powodzenia.
Sytuacja ta wymusiła na dowódcy litewskim szukanie
innych rozwiązań.
Na razie Chodkiewicz zaprowadził swoje wykrwawione
oddziały oraz tabor z prowiantem do obozu koło klasztoru
Nowodziewiczego. Przez parę godzin, jakie pozostały do
świtu, wszyscy odpoczywali i rozpamiętywali swoje doko
nania, hetman litewski zaś wraz z rotmistrzami i pułkow
nikami zaczęli opracowywać kolejny plan przechytrzenia
wroga i dostarczenia na Kreml pomocy.
2 WRZEŚNIA
31 Tamże.
swojej i tak już wykrwawionej piechoty, aby przedsięwziąć
działania na tyłach przeciwnika. Trzeba przyznać, że ten
dość ryzykowny manewr miał duże szanse powodzenia:
hetman litewski liczył, że zmusi Trubeckiego do podzielenia
swoich skromnych sił, co pogorszy jego możliwości obrony.
Miał nadzieję, że 3000 Kozaków i dworian, stanowiących
wojsko pierwszego pospolitego ruszenia, podzielonych na
co najmniej dwa ugrupowania, nie powinno stanowić
mocnej przeszkody w drodze na Kreml. Całą koncepcję
psuły Chodkiewiczowi oddziały Pożarskiego. Nauczony
doświadczeniem z poprzedniego dnia przewidywał, że
dowódca drugiego pospolitego ruszenia włączy się do
walki na Zamoskworiecziu. Pozostawało więc liczyć na
wyrąbanie sobie drogi przez Bolszą Ordynkę we współ
działaniu ze wzmocnionymi piechurami węgierskimi od
działami garnizonu.
2 września hetman litewski zmienił dyslokację swoich
oddziałów: wojsko ruszyło się spod klasztoru Nowodziewi-
czego, przekroczyło rzekę Moskwę i założyło obóz przy
trakcie kałuskim, w okolicach klasztoru Dońskiego.
Ruchy wojsk Chodkiewicza nie uszły uwadze księcia
Pożarskiego, który przypuszczał, że kolejne starcie jest
kwestią kilkunastu godzin. Zapewne już wtedy dowódca
drugiego pospolitego ruszenia przerzucił na Zamosk-
worieczie kilka sotni jazdy dworiańskiej i strzelców.
Wydaje się, że odstąpił od koncepcji spotkania się z wro
giem na przedpolach Zamoskworieczia: mimo dzielnej
postawy swojej jazdy w walkach poprzedniego dnia nie
miał wątpliwości, że tym razem nie uda się powstrzymać
chorągwi Chodkiewicza na równinie. Przyczyna była
oczywista: w zachodnich kwartałach Skorodomu była
gęsta siatka ulic i ruiny, w których znajdowały się silne
punkty oporu obsadzone piechotą. Poza tym tam za
plecami były mury Białegogrodu, które stanowiły poważną
przeszkodę dla atakujących. Wszystko czym dysponował
na Zamoskworiecziu natomiast to wał po palisadzie
Skorodomu; teren był tam łagodny, łatwy do sforsowania,
praktycznie żadnej istotnej przeszkody. W tych warunkach
jazda, w wypadku odwrotu, nie miałaby się gdzie schronić
i niewątpliwie poniosłaby ciężkie straty. Z tego powodu
książę Pożarski wysłał na Zamoskworieczie mocno ograni
czone siły (kilkuset ludzi), którzy mieli skupić się na
obronie bramy Kałuskiej i przylegającego do niej wału
Skorodomu. Powstrzymanie na Zamoskworiecziu przeciw
nika związane więc było z postawą oddziałów Trubeckiego.
W związku z tym rzućmy okiem na sytuację wojsk
Trubeckiego. Główne obozy pierwszego pospolitego ruszenia
zlokalizowane były na tzw. Wasyliewskim ługu i Zajauziu.
Pierwsze miejsce dawało znakomite warunki do działań
zbrojnych przeciw oddziałom garnizonu broniącym Kitajgro-
du. Kozacy rozlokowani w kilku ostrożkach wybudowanych
wzdłuż wschodnich murów Kitajgrodu dawali się we znaki
stacjonującemu tam przeciwnikowi. Drugi obóz ulokowano
w widłach rzeki Moskwy i jej dopływu — Jauzy. Z tego
miejsca, dzięki doraźnym przeprawom, można było sprawnie
przerzucać oddziały do punktów obrony na Zamoskworiecziu,
z których najważniejszymi były umocnione cerkwie — św.
Grzegorza na Jandowie, i położona nieco na południe, św.
Klemensa. Ich obronę wzmacniały pobliskie ostrożki. Tutaj
najważniejszym zadaniem Trubeckiego było kontrolowanie
newralgicznego odcinka kluczowej dla całego rejonu Zamos-
kworieczia arterii komunikacyjnej — Bolszej Ordynki.
Obronę w tym miejscu uzupełniały stanowiska w carskich
sadach, vis-â-vis Kremla. Ulica Bolsza Ordynka — mniej
więcej od wysokości cerkwi św. Katarzyny — była przeorana
rowami, dziurami i jamami, Chodkiewicza czekało więc
trudne zadanie, ponieważ właśnie tą ulicą zamierzał wprowa
dzić swój tabor do Kitajgrodu.
Przy okazji opisywania ucieczki Iwana Zarudzkiego spod
Moskwy wspomnieliśmy o oddziałach, które pozostały
z Trubeckim. Były to m.in. stanice atamanów Afanasija
Kołomny, Makara Kozłowa, Fiłata Mieżakowa, Kondratija
Miłiajewa, Drużyny Romanowa, Stiepana Taszłykowa. Dzię
ki źródłom opisującym walki, które miały miejsce 3 września,
można uzupełnić informacje o siłach Trubeckiego. Kozacy,
którzy w tych walkach zostali ranni lub ponieśli inne straty
kierowali do Michaiła Romanowa, cara obranego przez
Sobór ziemski w 1613 r., prośby o wynagrodzenie za swój
wysiłek i poniesione straty. Dokumenty takie, jedyne jakimi
dysponujemy, wystosowali Iwaszko Konstantinow, Sienka
Ragozin, esauł Fiedka Patrikiejew i Iwaszko Seliwestrow32.
Konstantinow i Seliwestrow poinformowali cara pod czyimi
znakami walczyli: pierwszy służył w stanicy Siergieja
Łonskiego, drugi w oddziale białogrodzkiego atamana Par-
fieniewa Denichina. Dzięki nim można stwierdzić, że Trube
cki rozporządzał co najmniej ośmioma stanicami kozackimi.
Skądinąd wiemy też, że pierwsze pospolite ruszenie Trubec
kiego liczyło około 2500-3000 żołnierzy, z których zdecy
dowaną większość stanowili Kozacy. Z pewnością więc
można twierdzić, że wymienione stanice nie były jedyne
w pierwszym pospolitym ruszeniu, ponieważ musiałyby
liczyć średnio po kilkuset Kozaków.
Prócz Kozaków w siłach Trubeckiego z pewnością były
oddziały dworiańskie oraz niewielka liczba strzelców. Nie
możemy także wykluczyć, że do oddziałów Trubeckiego
przyłączyli się mieszkańcy Moskwy, którzy po pacyfikacji
miasta w 1611 r. stopniowo zaczęli wracać na zgliszcza,
z nadzieją, że w pobliżu oddziałów pierwszego pospolitego
ruszenia uda im się przetrwać.
Sije pisał mieszczanin kijewskij imieniem Bożko Bałyka, kotoryj sam tam
był i samowidiec tomu był, [w:] Kijewskaja Starina, t. III, nr 7, 1882, s. 103.
Pod nieustannym naciskiem ze strony jazdy Chodkiewicza
musiało dojść do bezładnej ucieczki Moskwicinów. Autor
Nowego latopisu tak opisał ową sytuację: „(...) etman,
widząc przeciw sobie mocne stanie Moskiewskich ludzi,
nastąpił na nich wszystkimi ludźmi, sotnie i pułki wszystkie
zmieszawszy, wdeptał w rzekę Moskwę” 43.
Tak samo zapamiętał to Budziłło: „Wojska pana het
manowego obróciwszy się do Pożarskiego, ścierali się
długo; na ostatek Moskwę wsparli i w rzekę nagnawszy,
pole otrzymali” 44. Palicyn zaś wyraźnie opowiada o panice
w szeregach moskiewskich: „Bezbożne lutry, polscy i litew
scy ludzie, nagle, wściekłym rwaniem, nastąpili na mos
kiewskie żołnierstwo. (...) pułki obróciwszy się plecami,
rzuciły się do ucieczki; tak samo i piesi, wszyscy rów
porzucili” 45.
Nie ulega wątpliwości, że przeciwnik został zepchnięty
na północny zachód i zmuszony do wycofania się przez
krymski bród za rzekę.
Do strzeżenia tej przeprawy przed oddziałami Pożar
skiego hetman litewski wydzielił oddział złożony z kilku
dziesięciu jezdnych i piechurów, z resztą zaś jazdy prze
mieścił się w okolice bramy Sierpuchowskiej. Tutaj do
chwili odwrotu oddziałów Pożarskiego, toczyły się upor
czywe walki. Jak zauważył autor Nowego latopisu,
odwrót wojsk drugiego pospolitego ruszenia za rzekę
zachwiał wiarą Kozaków w zwycięstwo. Wobec od
słonięcia prawego skrzydła osamotniony Trubecki zde
cydował się na wycofanie swoich Kozaków w kierunku
obozów: „Ledwo sam kniaź Dymitr [Trubecki — T.B.]
z pułkiem swoim stał przeciw nich. Kniaź Dymitr
Trubecki i kozacy wszyscy poszli w tabory” — czytamy
w Nowym latopisie 46. Niewykluczone, że mołojcy samo
49 Tamże.
matycznie brzmi wzmianka o jakichś zapasach (wozy
z prowiantem?), które mieliby wprowadzić do cerkwi św.
Klemensa piechurzy Niewiarowskiego. Chodkiewicz wysłał
ich przecież tylko z zadaniem zajęcia cerkwi św. Grzegorza
na Jandowie i raczej jest wątpliwe, aby obarczył ich jakimiś
zapasami. Pewno mnich Palicyn pomylił się. Mało praw
dopodobne, aby jakieś wozy wprowadzili do cerkwi św.
Klemensa piechurzy Grajewskiego i Zborowski z Kozakami,
Bolsza Ordynka była przecież nieprzejezdna.
Autor Nowego latopisu, nie wdając się w szczegóły,
zanotował: „Ostrożek, który był u Klemensa, rzymskiego
papieża, siedzieli w nim Kozacy, litewscy ludzie wzięli go
i posadzili swoich litewskich ludzi” 50.
Do zrozumienia przebiegu walk o cerkiew św. Klemensa
i ostrożek zbliżają nas relacje kupca kijowskiego Bożko
Bałyki i Budziłły (obaj obserwowali je z murów Kremla).
Pierwszy zanotował: „(...) a Moskwa, która zaparła się przy
cerkwi świętego Klemensa i w ostrożku na samej drodze,
i nasi ich tam dostali i kilka dzialec [działek — T.B.]
odebrali, i była tam wielka bitwa (...)”51. Budziłło zaś: „Po
tym iż jeszcze gródek na przeszkodzie był, posłał pan
hetman pana Grajewskiego z piechotą, a pan Zborowski
z swej własnej intencyjej przywiódł kozaki do niego i dobyli
go, Moskwę w nim wysiekli” 52.
W świetle tych doniesień cała sytuacja wyglądała na
stępująco: po zajęciu cerkwi św. Katarzyny i podciągnięciu
w jej okolice taboru hetman litewski zorientował się, że
Kozacy Trubeckiego tłumnie opuścili stanowiska obronne,
aż do cerkwi św. Klemensa, która teraz stanowiła ich
jedyny punkt oporu na Zamoskworiecziu. Chodkiewicz
postanowił więc wykorzystać zamieszanie w szeregach
wroga: opanowanie cerkwi miało przypieczętować przewagę
50 Nowyj lietopisiec, s. 125.
51 B. B a ł y k a , op. cit., s. 103.
52 J. B u d z i ł ł o , o p . cit., s. 152.
oddziałów hetmana litewskiego na Zamoskworiecziu i dać
czas na przeprowadzenie niezbędnych prac inżynieryjnych
w celu udrożnienia Bolszej Ordynki.
Do ataku na cerkiew św. Klemensa wódz litewski
desygnował polską piechotę Grajewskiego, których wzmo
cnił Zborowski, skrzykując Kozaków zaporoskich z ob
stawy taboru. Szturm na cerkiew zaobserwowali piechurzy
Niewiarowskiego, stacjonujący w cerkwi św. Grzegorza
na Jandowie, szybko przebyli około 750 metrów, które
dzieliło obydwie świątynie, i dali skuteczne wsparcie
od północy. Kozacy ze stanicy Siergieja Łonskiego,
którzy prawdopodobnie bronili cerkwi św. Klemensa
i pobliskiego ostrożka, ulegli przewadze przeciwnika.
Wbrew relacji Budziłły i Bałyki bój o te punkty nie
trwał chyba zbyt długo i nie spowodował wśród mołojców
atamana Łonskiego wielkich strat.
Można przypuszczać, że łatwy sukces spowodował ich
niefrasobliwość. Budziłło zapamiętał, że po zajęciu cerkwi
św. Klemensa „(...) ale iż nasi go, nie osadziwszy zaraz,
Moskwa widząc to znowu osadziła swymi, przyszedszy”53.
Trudno powiedzieć, co się wtedy stało. Wygląda na to, że
Zborowski i Grajewski, widząc że przeciwnik ustępuje na
całej linii, pozostawili zbyt skromną obsadę na dopiero co
zdobytym terenie. Nie docenili jednak Kozaków Łons
kiego, którzy, według relacji mnicha Palicyna „(...) obró
ciwszy i spojrzawszy na ostrog świętego Klemensa, widząc
na cerkwi litewskie znaki i zapasów dużo w ostrog
wprowadzonych (...) powrócili i zgodnie przystąpili do
ostrogu (...)” 54.
Tym razem rozgorzał krwawy bój. Wymieniony przez
nas Iwaszko Konstantinow w piśmie do cara napisał
o swoim bracie, śmiertelnie ranionym w tej walce:
„(...) mój, hosudar, braciszek szedł ze znakiem, Miszka
53 Tamże.
54 Skazanije Awraamija Palicyna, s. 223.
Konstantinow; i w tę porę, hosudar, z cerkwi pany ranili
tego znamienszczyka, mojego braciszka rodzonego, z sa
mopału dwoma kulkami w bok powyżej brzucha, i od tej
rany wciąż leżał, gnił i umarł (...)” 55.
Obrońcy szybko ulegali Kozakom, którzy nie brali
jeńców; mnich Palicyn zapamiętał, że uciekających „(...)
Kozacy gonili i zabijali, sami dziwiąc się, ile siły dał im
Bóg”56. Niestety, nie mamy informacji, jak liczny był
oddział, którym Zborowski i Grajewski obsadzili cerkiew
św. Klemensa i ostrożek. Jedno nie ulega wątpliwości, że
tylko nielicznym udało się ujść z życiem z krwawej łaźni,
którą urządzili im mołojcy.
Przez jakiś czas utrata cerkwi św. Klemensa nie za
przątała uwagi hetmana litewskiego, Chodkiewicz nie
podjął bowiem próby ponownego jej opanowania. Nie
znane są przyczyny bezczynności litewskiego wodza. Być
może nikt nie uszedł z pogromu albo, co bardziej praw
dopodobne, hetman litewski, dowiedziawszy się o tej
stracie, zaplanował ponowne opanowanie cerkwi św.
Klemensa, kiedy w stronę Kremla ruszy tabor. Nie
wydaje się możliwe, aby uwadze Chodkiewicza i jego
żołnierzy uszedł fakt wybuchu ponownych walk o cer
kiew i położony w poprzek Bolszej Ordynki ostrożek,
i ich niepomyślny wynik.
Kiedy Grajewski i Zborowski podążyli zdobywać cerkiew
św. Klemensa, hetman litewski zarządził działania zmie
rzające do udrożnienia najbliższego odcinka Bolszej Or
dynki. Biskup przemyski Paweł Piasecki, który co prawda
nie był wtedy pod Moskwą, ale informacje zaczerpnął
z miarodajnego źródła, tak przedstawił tę chwilę: „(...)
żołnierze posiłkowi myśląc, że wszelkie niebezpieczeństwo
55 Iwaszko Konstantinow do cara Michaiła Romanowa z prośbą
AAE, s. 271-273.
7 D. Trubecki i D. Pożarski do Stiepana Czepczugowa, pod Moskwą,
11 Tamże, s. 159.
12 Tamże.
13 Tamże, s. 165.
14 B. B a ł y k a , op. cit., s. 103.
i nie można było kupić żywności rozwinęła się kontrabanda.
Oblężeni spuszczali po murze kosze z kosztownościami, ale
nie zawsze otrzymywali za nie jedzenie, gdyż: „Wielu ludzi
przychodziło nocą pod mur grodu Kremla, i srebra i perły
zwieszali z grodu. Ludzie ci oglądali to i w to miejsce tylko
chleba dawali im. Ledwo to wyjawione było i pojmano
wielu, i ukarano. Po tym zaczęli za złoto zamiast chleba
kamień i cegły dawać. I ci przeklinali ich oszukaństwo” 15.
Oddajmy głos świadkom tamtych wydarzeń. Najwięcej
szczegółów o głodzie, który już w połowie września
zapanował na Kremlu i Kitajgrodzie, przynosi nam relacja
Bożka Bałyki: „Tego roku dnia 14 września głód wielki
zaczął uciskać, piechota nowa [piechota Niewiarowskiego
— T.B.] zaczęła z głodu mrzeć i mało nie wszyscy
umarli, i nasza piechota, i towarzystwo także wszystkich
zjedli; Niemcy kotki i psy wszystkie wyjedli, miedzią(?)
i zielskiem, i trawą, i lada czym żywili się, bo wszystko
Moskwa odjęła; drożyzna wielka nastała: śledź był po
pół złotego, skóry wołowe wpierw były po pięć złotych,
a potem stały po 12 złotych; ser mandrykowy kupowali
po 6 złotych; chleb 10 złotych; my sami kupowali ka-
łacz 7 złotych. Około Świętego Pokrowa jeszcze większy
głód zapanował: ćwierć żyta złotych 100, ćwierć owsa
40 złotych, kwarta krupy 20 złotych. Pan Charliński,
kapitan piechurów, wziął za wałacha 500 złotych, a ćwierć
sobie odrąbał; za krowę dawali 600 złotych, ćwierć mięsa
końskiego była po 120 złotych. A potem już głód nieznośny
zaczął trapić, tak że piechota i Niemcy zaczęli ludzi rżnąć
i jeść. My najpierw, idąc z sobomej cerkwi Przenajświętszej
15 A. Ł a w r i e n t i e w, Originalnyje swiedenija o „smutnom wremieni”
w lietopisnom swodie 1652 goda, [w:] Issliedowanija po istocznikowiede-
niju istorii SSSR do oktjabrskogo perioda, Moskwa 1982, s. 119 za A. S.
M i e 1 n i k o w a, Russkije monety ot Iwana Groznogo do Pietra Pierwogo
(istorija russkoj dienieżnoj sistiemy s 1533 po 1682 god), Moskwa 1989,
s. 114.
Bogarodzicy z nabożeństwa, głowę i nogi ludzkie w dole
naleźli, w kajstrze [worku — T.B.]; wyciągnąwszy z turmy
kilkunastu moskiewskich ludzi, piechurów, pomordowali,
tych wszystkich zjedli; zdarzyło się też, że Moskwa nosili
rogi [z metali szlachetnych — T.B.] do majstrów dienież-
nych u wrót Mikolskich. Hajducy zeskoczywszy z murów,
jednego porwali i zaraz zabili i zjedli (...) Pacholika
jednego, niedawno zmarłego, z grobu wykopali i zeżarli.
16 dnia października wypadł śnieg wielki, tak że całą trawę
i korzenie pokrył; wtedy zmógł nas silny i niesłychany
głód; gązwy i popręgi, pasy i pochwy, i byle kościznę,
i zdechlinę jedliśmy; w Kitajgrodzie, przy cerkwi Bogojaw-
lienija, gdzie i Grecy bywają, tam my z Suprunem
kilka ksiąg pergaminowych znaleźliśmy; tym żeśmy i tra
wą żywili się, — a co byli przed śniegiem nagotowali
trawy — z łojem ze świecy to jedliśmy; świeczkę
łojową kupowaliśmy po pół złotego. Syn mytnika Pe-
trykowskiego z nami w oblężeniu był, tego bez wieści
porwali i zjedli i innych ludzi i chłopiąt bez liczby
zjedli; przyszliśmy do pewnej izby, tamże natrafiliśmy
na kilka beczek osolonego mięsa ludzkiego; jedną beczkę
Żukowski, towarzysz Kołontajowy, wziął; tenże Żukowski
za czwartą część ścięgna ludzkiego dał 5 złotych, kwarta
gorzałki w ten czas była po 40 złotych; mysz po złotówce
kupowali; za kotka pan Raczyński dał 8 złotych; towarzysz
pana Budziłłowy za psa dał 15 złotych, a i tego było
trudno dostać; głowę człowieczą kupowali po 3 złote;
za nogę człowieczą, jedną do kostki, dano hajdukowi
dwa złote; za gawrona czarnego dawali nasi dwa złote
i pół funta prochu — i nie dałem za to (?); wszystkich
ludzi ponad dwóch set piechoty i towarzyszów zjedli” 16.
Śmierć z rąk szalejących z głodu skrytobójców groziła nie
tylko — choć przede wszystkim — oblężonym, ale także
52 Tamże.
z dowódców moskiewskich podjął się interwencji. Wątpliwe
też, aby Pożarski lub ktoś z jego otoczenia zechciał własną
piersią osłaniać jeńców przed żądnymi krwi Kozakami,
szczególnie, że poprzedniego dnia twarda postawa księcia
wrogo nastawiła do niego Kozaków. Żołnierze z pułku
Strusia zostali więc wydani na pastwę Kozaków, i, jak
można mniemać, przez następne dni oszalała z nienawiści
tłuszcza na różne sposoby pastwiła się nad nimi i zadawała
śmierć. W konsekwencji jedynie garstce udało się ujść
z życiem: „Kozacy cały jego pułk [Strusia — T.B.] pobili,
niewielu pozostawiając” — napisał jeden ze świadków 53.
Mikołaj Struś miał szczęście w nieszczęściu, nie został
bowiem wydany w ręce Kozaków, osobistą „opiekę” nad nim
roztoczył natomiast Trubecki. Jako pułkownik królewski był
niezwykle cennym jeńcem, za którego w odpowiednim
momencie można było wziąć okup lub wymienić na znaczne
go Moskwicina z polskiej niewoli. „(...) Starostę Strusia (...)
wyprowadzili z dużego domu cara Borysa [pałacu Borysa
Godunowa — T.B.] i zamknęli go w celi świętego Kiriłła,
a kapitana Simona Charłampiewicza [Charlińskiego — T.B.]
— w celi wielkiego klasztoru Czudowskiego (...)” 54.
Budziłłę i żołnierzy z jego pułku rozlokowano pod strażą
w obozie Pożarskiego. Wówczas jeszcze, jak napisał
chorąży mozyrski, w obozie drugiego pospolitego ruszenia
nie doszło do zbiorowych aktów przemocy wobec jeńców 55.
9 listopada Pożarski i dworianie zaczęli wysyłać grupy
jeńców spod Moskwy do grodów na prowincji. Tam jednak
czekał ich tragiczny los: żołnierzy z chorągwi Budziłły
w Galiczu wybito do nogi, tak samo postąpiono w Undzie
z podkomendnymi Strawińskiego. Szczęście dopisało nato
miast podkomendnym Talafusa: od zgnicia w lochach w Soli
Wyczegodskiej wybawili ich Kozacy z oddziałów Andrieja
53 Tamże.
54 Miemuar Arsienija Jelłasońskiego, op. cit., s. 198.
55 J. B u dz i ł ł o, op. cit., s. 166.
Nalewajki i Krzysztofa Piesockiego, których zagony w grud
niu 1612 r. spustoszyły okolice od Biełooziera i Wołodgy,
aż po Kargopol, Ustiug Wielki i Sól Wyczegodską.
Pozostałych jeńców uwięziono w Niżnym Nowogrodzie
(Budziłłę, Strawińskiego, Alberta Podbilskiego oraz kilku
innych rotmistrzów), Bałachnie (żołnierzy z chorągwi
Aleksandra Kalinowskiego i Wołynieckiego), Jarosławiu
(rotmistrzów Kalinowskiego i Jakuba Chocimskiego), Jad-
rynie (podkomendnych Podbilskiego).
W Niżnym Nowogrodzie miejscowi ostrzyli sobie zęby
na Budziłłę, Strawińskiego i pozostałych osadzonych tam
jeńców, jednak stanowcza postawa matki Pożarskiego
— księżnej Marii Fiodorownej — uchroniła ich od zguby.
Polaków zamknęli „(...) w turmie (...) w której siedzieli
niedziel dziewiętnaście, dosyć ciemnej, złej i smrodliwej” 56.
Ci, którzy przetrwali trudy więzienia, przebywali w nie
woli moskiewskiej do 1619 r., kiedy na mocy rozejmu
dywilińskiego doszło do wymiany jeńców.
Opanowanie Kremla dworianie Pożarskiego i Kozacy
Trubeckiego uczcili uroczystą procesją, którą poprowadził
arcybiskup Arsienij Jełłasoński z ikoną Matki Boskiej
Włodzimierskiej. Przy tej okazji warto wspomnieć o innym
słynnym wyobrażeniu Bogurodzicy — ikonie Matki Boskiej
Kazańskiej. Bogato zdobiona kopia tej ikony towarzyszyła
pospolitemu ruszeniu Trubeckiego i Zarudzkiego. Na począt
ku 1612 r. została odesłana przez Jaroslawl do Kazania. Po
przybyciu jej do Jarosławia, Pożarski — realizując wezwanie
patriarchy Hermogenesa, który zachęcał przebywających
jeszcze w Niżnym Nowogrodzie „pospolitaków”, aby powie
rzyli się opiece właśnie ikony Matki Boskiej Kazańskiej
— nakazał wykonać z niej kopię i z nią podążył pod Moskwę.
W drugiej połowie listopada oddziały Zygmunta III i kró
lewicza Władysława dotarły do Wiążmy i Fiedorowska, skąd
56 J. B u d z i ł ł o , op. cit., s. 167.
władca — dowiedziawszy się o kapitulacji garnizonu mos
kiewskiego — wysłał poselstwo mające porozumieć się
z dowódcami moskiewskimi w sprawie wjazdu cara Włady
sława do Moskwy. Pertraktować mieli Aleksander Zborowski,
Andrzej Młocki oraz Daniłło Mezecki i Iwan Gramotin.
Mimo kapitulacji Moskwy, informacje docierające ze stolicy
napełniały króla optymizmem: w celu obrania nowego cara
zamierzano zwołać sobór ziemski, niektórzy myśleli o kan
dydaturze Władysława. W pierwszej dekadzie grudnia pod
mury Moskwy dotarło poselstwo, eskortowane przez liczący
1200 koni oddział oboźnego koronnego Adama Żółkiew
skiego. Doszło do jakichś nieformalnych rozmów z przed
stawicielami Pożarskiego i Trubeckiego, ale wszystko zakoń
czyło się obelgami pod adresem króla Zygmunta i jego syna
oraz półtoragodzinnym starciem. Posłowie królewscy uzmys
łowili sobie, że poparcie dla kandydatury królewicza Włady
sława w Moskwie jest zbyt słabe, aby myśleć o powodzeniu
ich misji. W Moskwie panoszyli się Kozacy Trubeckiego.
Wobec takiej sytuacji poselstwo skierowało się do Smoleńska,
do którego zmierzała też reszta oddziałów królewskich. Rok
1612 dobiegał końca.
3 marca 1613 r. carem moskiewskim został wybrany
Michaił Romanow, syn przebywającego w polskiej niewoli
metropolity rostowskiego Filareta Nikitycza. Jego elekcja
była zwiastunem, że państwo moskiewskie rozpoczęło
proces wychodzenia z zamętu smuty. W stosunkach polsko-
-moskiewskich przełom lat 1612/1613 stanowił kres jednego
etapu zmagań obu państw i wstęp do kolejnej odsłony,
którą zakończy nieudana wyprawa królewicza Władysława
po czapkę Monomacha i rozejm w Dywilinie.
Jednak to temat na inną opowieść.
BIBLIOGRAFIA
ŹRÓDŁA RĘKOPIŚMIENNE
ŹRÓDŁA DRUKOWANE
OPRACOWANIA
Wstęp ........................................................................................................ 5
Samozwaniec i inni .................................................................................. 9
W imieniu cara Władysława Zygmuntowicza .................................... 38
Moskwa: rzeki, baszty, mury ............................................................... 67
W przeddzień wybuchu ........................................................................ 94
Moskwa się budzi ................................................................................ 127
Minin i Pożarski .................................................................................. 171
Porażka Chodkiewicza ....................................................................... 190
Walki 1 września ........................................................................ 198
2 września .................................................................................. 214
Decydujące starcie ..................................................................... 219
Nieszczęsny koniec .............................................................................. 243
Bibliografia .......................................................................................... 272
Wykaz ilustracji .................................................................................. 278