You are on page 1of 72

GOODGIRL

Replika
Copyright © goodgirl 2010
Copyright © Wydawnictwo Replika 2010

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja
Alicja Danecka

Projekt okładki
Design Partners
(www.desingpartners.pl)

Projekt graficzny i skład


Perfekt

Autorem zdjęć zamieszczonych w książce jest


Rafał Pasek

Wydanie I

ISBN 978-83-7674-071-3

Wydawnictwo Replika
ul. Wierzbowa 8, 62-070 Zakrzewo
tel./faks 61 868 25 37
Replika@replika.pl
www.replika.eu

Druk i oprawa: WZDZ – Drukarnia „LEGA”


Zamiast wstępu
Iluzja

Iluzje są nam potrzebne, gdyż


oszczędzają bólu i pozwalają
cieszyć się przyjemnościami.
Musimy więc bez skargi
zaakceptować momenty, w których
zderzają się z rzeczywistością,
rozsypując się w kawałki.
Sigmund Freud

Przez lata uparcie trzymałam się iluzji. Przyznanie się przed samą sobą
do traumatycznego dzieciństwa przerastało moje możliwości. Znaczenie
prościej było wyjechać na koniec świata i żyć wmawiając sobie, że przecież
nic takiego się nie stało. Gdyby tamte wydarzenia miały miejsce dziś, to w
świetle aktualnego prawa i w imię dobra najsłabszych, moi najbliżsi poszliby
siedzieć. Wolałam – bo było wygodniej – zepchnąć pewne wydarzenia
głęboko, aż na samo dno świadomości, pogrzebać je tam. I tylko niedające się
niczym uciszyć uczucie ciągłego niepokoju, zawsze i o każdej porze
przypominało, że żyję w iluzji. Pełne napięcia wyczekiwanie, przeczucie, że
zaraz coś się stanie, coś złego, choć jeszcze tego nie widać. Ciało gotowe do
walki, wszystkie mięśnie napięte, stan pełnej gotowości.
Trudno wyzbyć się iluzji, faktycznie osładzają życie. Trzymamy ich się
kurczowo, z całych sił. Tak jest lepiej, tak jest bezpieczniej – myślimy.
Przywdziewamy maski, tworzymy ochronną powłokę w postaci zimna i
obojętności. Niedostępni, niedotykalni, zimni i profesjonaliści – w tej roli
czujemy się najlepiej, najbezpieczniej.
Wśród ludzi z mojego świata, z krainy dominacji i uległości, z otchłani
sadomasochizmu, wielu ma za sobą ciężkie dzieciństwo. Nie oszukujmy się –
nasze preferencje są bardzo często wynikiem pewnych zdarzeń z przeszłości,
czasem bardzo bolesnych, o których chcielibyśmy zapomnieć, na zawsze
wyprzeć je ze świadomości. Paradoksalnie, znacznie łatwiej nam mówić o
perwersyjnym seksie, gdzie przecież obnażamy samych siebie, niż podjąć
temat dotyczący dzieciństwa.
Zauważyłam jakiś czas temu, że o ile bez żadnych problemów wdajemy
się w szczegółowe dywagacje na temat tego, ile batów i za co dostaliśmy bądź
wymierzyliśmy ostatnio, to zapytani o przeżycie z dzieciństwa,
konsekwentnie ucinamy temat. Nie ma tu znaczenia, czy mowa o
doświadczonym dominującym, czy też o uległej.
Wychodzi, że mimo tego, iż seks jest tematem dużo mniej delikatnym
niż dziecięce traumy, ból w praktykach sadomasochistycznych jest dużo
bardziej normalny, niż ten doświadczony od najbliższych. Do takich
upodobań sadomasochistycznych przyznajemy się chętniej niż do tego, że
nam jako dzieciom wyrządził krzywdę. Kurczowo trzymamy się iluzji.
Z pamiętnika masochistki
Straciłam cnotę na pierwszym roku studiów.
Kłamstwo.
Byłam w ostatniej klasie liceum, kiedy go poznałam. Przestałam być
dziewicą w pewne mroźne przedpołudnie, pod nieobecność jego rodziców.
Kłamstwo.
Kochałam się po raz pierwszy, mając 16 lat, on miał 27. Spotykaliśmy
się przez rok, robiliśmy wszystko, „oprócz tego”, aż do ostatniej randki.
Kłamstwo.
Dostałam ataku paniki podczas pierwszej sesji BDSM*. To nie
przeszkodziło mi niedługo po tym zacząć cieszyć się na całego tego rodzaju
aktywnością.
Prawda.

Zawsze byłam pilną uczennicą. Pamiętam moment, kiedy wreszcie


poznałam angielski na tyle, żeby, zamiast wkuwania przewidzianych w
programie słówek, móc uczyć się tych, które mnie tak naprawdę
interesowały. Słów, które dźwięczały w mojej głowie długo po tym, jak
odłożyłam słownik.

chastise – karać, poskramiać, chłostać, smagać (eng. def. refers to corporal


punishment as a means to improving behavior)
spank – uderzenie dłonią, klaps (to slap on the buttocks with a flat object or with the
open hand in punishment)
punish – karać (subjecting someone to loss freedom or money to physical pain for
wrong doing)
discipline – utrzymywać w karności, ćwiczyć, karać (eng. punishment designed to
control an offender and to eliminate or reform unacceptable conduct)

Dawno temu jeden z moich pierwszych kochanków zapytał: “Jaka jest


twoja fantazja? Powiedz, przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko”.
Trochę zaskoczona odpowiedziałam, że nic nie przychodzi mi do głowy.
Wiesz, czasem bardzo chcę, żebyś mnie związał i zwyczajnie zlał po tyłku.
Później zerżnął porządnie, zaciskając palce na czerwonych pośladkach.
Zaczerwieniłam się speszona i jednocześnie wystraszona, mając nadzieję, że
jakimś cudem on wyczyta TO w moim spojrzeniu. Niestety, patrzył na mnie,
nie rozumiejąc, co dzieje się we mnie. Nie miał pojęcia o walce, jaką ze sobą
toczę.
Tak, właśnie tego chcę. Dziwne trochę, prawda? Wiem. I nie mam
pojęcia, dlaczego taka jestem. Po prostu tego potrzebuję. Zwiąż mnie,
zaknebluj, wychłostaj, a później zerżnij tak, jakby miało nie być jutra.
Właśnie tego mi potrzeba. Potrzebuję tej gorączki, podniecenia, fajerwerków.
To mnie uspokaja.

Następnego wieczoru mój kochanek znowu zadał to samo pytanie. I ja


odpowiedziałam dokładnie tak samo jak poprzedniego dnia. Tym samym
niewinnym głosem, z tym samym wyrazem twarzy. „Pozwól mi więc uczynić
to łatwiejszym dla ciebie. Wystarczy, że odpowiesz, czy jesteś pewna, że tego

*
BDSM to skrót z języka angielskiego oznaczający bondage (więzy, także te mentalne), dominacje,
sadyzm, i masochizm.
chcesz”. Nie byłam w stanie wydusić z siebie głosu. Biłam się z myślami, wie
czy blefuje?
Miałam większy problem, niż tylko mówienie na głos o swoich
fantazjach seksualnych. Mieszkały we mnie jakby dwie osoby. Jedna dążąca
do zrealizowania tych snów dla dorosłych, które mogłyby być treścią ostrego
filmu porno. Ta, która pragnie być bita, skuta kajdankami, rżnięta w obie
dziurki jednocześnie. I druga, dokładne przeciwieństwo tej pierwszej.
Niewinne dziewczę o anielskim wyglądzie, które chciałoby wyjść za mąż za
ukochanego i żyć długo i szczęśliwie. Jak w bajkach dla dzieci. Dziewczyna
spotykająca się na obiad z ewentualną przyszłą teściową. Dobrze wychowana
młoda kobieta, będąca idealną kandydatką na żonę.
Pewnego dnia wszystko TO, głęboko skrywane przez lata, wypłynęło.
Na szczęście był przy mnie ktoś, kto gotów był wraz ze mną odbyć podróż w
głąb moich masochistycznych pragnień.

A mawiają, że jedyne, czego potrzebujesz do szczęścia, to miłość.


Kłamią.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Smacznego

Powoli, bez ponaglania, we właściwym rytmie. Ciepły języczek zagarnia,


pochłania, pieści dokładnie każdy milimetr. Wzdłuż, w górę i w dół, wokół, u
podstawy, po chwili mknie dalej. I znowu, i jeszcze, jakby czas nie istniał,
zniknęły żarzące w ciemnościach cyfry zegara. Głęboko, dokładnie, z
oddaniem, delektując się każdą chwilą.
Nieważne, że w pełnym rynsztunku, uzbrojona w torebkę i szpilki, jedną
nogą za drzwiami.

Mama powtarzała: „Nigdy nie wychodź z domu bez śniadania”. Grzeczne


dziewczynki słuchają mamy.

Skąd się biorą masochistki?

Siedzę z laptopem na kolanach, stukam w klawiaturę. Jest późny


wieczór, mam za sobą cały dzień w biurze, plus kilka godzin spędzonych w
„pracy dla siebie”. Miniony dzień mogę podsumować jako mini maraton. Bolą
napięte mięśnie karku, ramion, całe ciało wyraźnie odczuwa wiele godzin
pracy. Ale i tak siedzę i piszę dzielnie, jak przystało na masochistkę.
Skąd się biorą masochistki, kobiety, które lubią ból?
Z tak zwanych normalnych domów i na pozór szczęśliwych rodzin.
Czego potrzeba, by obudzić w kobiecie potrzebą doznań
ekstremalnych, miłości do bólu, cierpienia dla przyjemności? Wystarczy
dzieciństwo spędzone wśród najbliższych, którzy są nadmiernie wymagający i
krytyczni. Jeśli rodzice nie kochają dziecka bezwarunkowo, tylko musi ono
na ich miłość zasłużyć, mamy gotowy przepis na masochizm.
Masochistka zrobi wiele wbrew sobie, by sprostać wymaganiom osoby,
na której jej zależy. Z dzieciństwa wyniosła przekonanie, że na dobroć,
szacunek i miłość musi sobie zasłużyć. Jeśli rodzicom zdarzało się
praktykować kary cielesne, zaś na swoje usprawiedliwienie stworzyli
formułkę, że robią to z miłości… Nie potrzeba nic więcej, by wytworzyć
schemat: miłość musi boleć.
Pod wpływem tresury z dzieciństwa utrwala się pewien mechanizm
zachowań, który na początku często bywa wypierany ze świadomości. W
pierwszej chwili przeważnie przeraża uświadomienie sobie takich preferencji.
Masze umysły okiełznane wszelkiej maści wypada i nie wypada, niechętnie
przyznaję się, że oto właśnie sprawia na przyjemność odczuwanie bólu. A
jeśli jeszcze ów ból łączy się z osiągnięciem satysfakcji seksualnej… na
początku można się odrobinę wystraszyć.
Z własnego doświadczenia wiem, że lepszym wyjściem jest przyznanie
się przed samą sobą niż wypieranie tego ze świadomości. Uważam, że
masochistyczna natura prędzej czy później upomni się o swoje. Jej nie
oszukasz. Można też oczywiście wmówić sobie, że potrzeba dostania w tyłek
w trakcie seksu jest dewiacją i udawać, że można się bez tego obejść. Tylko
po co?
Najtrudniejszym elementem w eksplorowaniu masochizmu jest znalezienie
odpowiedniego partnera. Kogoś na tyle delikatnego, by zrozumiał zawiłe
meandry psychiki, i na tyle brutalnego, by miał odwagę wykorzystać
ofiarowany mu prezent. Sprawą kluczową jest zaufanie, gdy oddajemy siebie
wraz z najskrytszymi pragnieniami w ręce sadysty. Trzeba odważyć się
zaufać i nauczyć widzieć coś więcej niż chęć skrzywdzenia. To całkowicie
zmienia perspektywę.

Daję głos

Anatomicznie czy duchowo?

Anatomicznie czy duchowo, organoleptycznie czy za pomocą serca? Ilu


ludzi, tyle różnych spojrzeń na otaczającą rzeczywistość. Jedyne właściwe?
Nie istnieje, choćbyśmy bardzo się przy swojej wizji upierali.
Patrząc na mieszkających wokół mnie rodaków, czasem mam
wrażenie, jakby żywcem przeniesieni zostali z lat 50. Wprawdzie zdają już
sobie sprawę, że świat się zmienił, ale nadal kurczowo trzymają się tradycji.
Niedziela w kościele, w ciągu tygodnia ciężka fizyczna praca. Raz na jakiś
czas telefon do rodziny w ojczyźnie. Im dłużej przebywają tu, tym rzadziej
dzwonią tam. Wieczorami piwko albo tania wódka, nie znają innych
sposobów spędzania czasu, nikt nie powiedział im, że można inaczej. Często
przy boku „amerykańska żona” lub „amerykański mąż” – określenia te
zostały stworzone właśnie przez polskich emigrantów. Tak nazywają tych, z
którymi związali się po przyjeździe do USA, pomimo posiadania małżonka/ki
w ojczyźnie.
Przecież nikt nie powie o sobie, że ma kochankę czy babę, oni mówią o
sobie mąż i żona. Jeśli ktoś nie jest pewien, to tylko pyta czy to
„amerykańska” żona, i od razu wszystko jasne. Hipokryzja jest tradycją
chyba najżarliwiej kultywowaną przez Polonusów. Każdy katolik, każdy w
niedzielę na mszę, a to, że normalnie dupczą nieślubną/nieślubnego aż wióry
lecą, jest okej. Idą do spowiedzi, przyjmują komunię i nazywają się
katolikami. Najśmieszniejsze jest, że sami nie dostrzegają komizmu sytuacji.
Ktoś im kiedyś wmówił, że wiara katolicka, małżeństwo i monogamia to
prosta recepta gwarantująca szczęśliwe życie.
W głowie im się nie mieści, że można inaczej, tego nie ucz ksiądz z
ambony. Niepojęte jest dla nich, że można dać się związać, pozwolić napluć w
twarz i zerżnąć wszystkie możliwe dziurki, będąc przy tym trzymaną mocno
za włosy. Po wszystkim przytulić się i powiedzieć jedno drugiemu „kocham
cię”…
Wprost niepojęte.

Mnie to nie dotyczy

Ile razy zdarzyło ci się pomyśleć że ciebie to przecież nie dotyczy?


Nie dotyczy, bo masz dobrą pracę, nigdy nie próbowałaś/próbowałeś
narkotyków, jesteś porządny. Przecież to się przytrafia tylko ludziom z
marginesu, prostytutkom bądź homoseksualistom, ewentualnie biedocie z
Afryki. Ty jesteś poza wszelkim podejrzeniem.
A to, że raz czy dwa przytrafił ci się seks z kimś nowym i bez
prezerwatywy, to przecież nic takiego, od tego się nie umiera. Faktycznie, od
seksu się nie umiera, ale na AIDS jak najbardziej. Nie tam, nie gdzie indziej,
tylko tu, czasem tuż obok ciebie.
Pierwszy grudnia to dzień walki z AIDS i chyba tylko wtedy na chwilę
przystajemy, żeby o tym pomyśleć. Na świcie żyją ponad 33 miliony ludzi
zarażonych HIV, z czego ponad 2 miliony to dzieci. Niestety, wraz z postępem
nie wzrasta świadomość i nasza wiedza o tej chorobie. Nadal wydaje nam się,
że nas to nie dotyczy, więc po co się martwić.
Służby medyczne w Polsce także nie grzeszą zdrowym rozsądkiem i
nawet wśród jej pracowników nadal praktykują stereotypowe przekonania
sprzed 20 lat. Nie zachęcają do badań, a bywa, że wręcz odstraszają swoją
postawą.
Badałam się na obecność wirusa trzy razy. Raz w Polsce, 13 lat temu w
ówczesnym mieście wojewódzkim, i dwa razy w USA. W Polsce badanie, które
wykonywałam, było rzekomo anonimowe, ale pani, która je robiła, musiała
jakoś sklasyfikować delikwenta. Z góry założona, że tylko osoby z tzw. grupy
ryzyka się badają, czyli albo jesteś kurwą albo narkomanką. Ja byłam
zwykłą nastolatką, której przytrafił się stosunek bez zabezpieczenia i
chciałam zrobić badanie, żeby spać spokojnie. Pani patrzyła na mnie
zdumiona, że niby jak to, nie daję sobie w żyłę i nie puszczam się, to po co
tracę jej czas i się badam. Musiała mnie wpisać w jakąś rubryczkę, więc
chcąc nie chcąc, zostałam podciągnięta pod panie, które biorą kasę za seks.
Było mi przykro. Wynik na szczęście okazał się negatywny, ale wysłuchanie
pogadanki na temat dzielenia się igłami przy wstrzykiwaniu narkotyków było
obowiązkowe.
W USA wśród obowiązkowych badań do zielonej kary jest test na HIV.
Standardowa procedura. Gdybym była nosicielką, to nie dostałabym
legalnego pobytu. Kraj ten nie chce ponosić kosztów ewentualnego leczenia
chorych imigrantów, zasada ta dotyczy wszystkich groźnych chorób. Różnica
polega na tym, jak wygląda przeprowadzanie testu na HIV. Tutaj priorytetem
jest, żeby badający czuł się komfortowo. Nikt nie zadaje ci niewygodnych czy
dziwnych pytań o ryzykowne zachowania, pytają natomiast o leczenie lekami
na bazie krwi i transfuzje. W stanie Nowy Jork, w szpitalach standardową
procedurą jest, że jeśli pobierają ci krew do badań z jakiegokolwiek powodu,
to pytają także, czy chcesz wykonać test na nosicielstwo wirusa. Masz wolny
wybór, możesz odmówić i nikt na ciebie krzywo nie spojrzy. To samo u
ginekologa. Na pierwszej wizycie u lekarza masz możliwość zrobić to badanie,
razem z resztą standardowych testów, jak np. cytologia lub na obecność
chorób przenoszonych drogą płciową. Tutaj nie chodzi o to, żeby kogoś
ukarać, nie stosuje się represji, wręcz przeciwnie – chodzi o dobro nas
wszystkich.
Jest mnóstwo zarażonych, którzy nie mają o tym pojęcia, a co za tym
idzie nieświadomie zarażają dalej. Wirus HIV może „przezimować” w
organizmie bez żadnych objawów nawet 10 lat. To długi czas. W tym czasie
można zarobić bliskich, urodzić chore dziecko, zniszczyć życie wielu osobom.
Świat BDSM nie jest wyjątkiem. Poznając partnera czy partnerkę w necie, nie
wiemy o nim nic. Ten ktoś jest dla nas wielką niewiadomą, nieważne, jak
bardzo nam się wydaje, że go znamy. Jeśli spotkanie nie wyjdzie, można
pójść dalej, ewentualnie pomstując na głupotę swoją lub drugiej strony.
A co, jeśli dostaniesz HIV w prezencie?

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Dotknąć, żeby zrozumieć

Samolot ciężko usiadł na zalanej słońcem płycie lotniska.


W ciągu kilku godzin znalazłaś się w zupełnie innym świecie.
Pamiętasz jeszcze? Wiem, że pamiętasz, takich rzeczy łatwo się nie zapomina.
Pamiętasz, jak się zaczęło? Powiedziałaś, że chcesz dotknąć wszystkiego, poznać
żeby móc zrozumieć.
Dotknęłaś, poznałaś, ale czy zrozumiałaś?
Dlaczego zakamarki ludzkiego umysłu bywają mocniejsze niż bezksiężycowa noc?
Nie znalazłaś na to pytanie odpowiedzi, choć szukałaś uparcie.
Sprawnie załatwiasz niezbędne formalności i już po chwili stoisz na ruchomym
chodniku, obserwując egzotyczną roślinność za oknami, jakże kontrastującą z
mroźnym krajobrazem początku stycznia, który zostawiałaś w kraju. Nie jesteś
zmęczona, to dobrze, bo prawdziwa podróż dopiero się zaczyna. Nie masz zamiaru
spędzić nocy w hotelu. Wiesz, że jeśli ruszysz od razu, za kilkanaście godzin tam
będziesz. Adrenalina cię napędza, nie pozwala przystanąć.
Wychodzisz przed budynek lotniska, bez problemu łapiesz taksówkę, która zawozi
cię na dworzec. Taksówkarz łamaną angielszczyzną dopytuje o cel twojej podróży.
Mówisz, że przyjechałaś na małe wakacje, chcesz trochę uciec od mrozów we
własnym kraju, co po części jest prawdą. Po półgodzinnym slalomie w korkach
trafiasz na dworzec, nie bez trudności kupujesz bilet na odpowiedni autobus i
próbujesz odszukać miejsc, z którego odjeżdża. Znajdujesz, a mając dwie godziny
czasu, postanawiasz poszukać czegoś do zjedzenia. Ciągnąć za sobą walizkę,
wychodzisz na ulicę i rozglądasz się. W zasięgu wzroku widzisz coś, co wygląda jak
miejscowy bar. Zbyt dużego wyboru nie masz, świeżo wyciśnięty sok
pomarańczowy i rogalik musi wystarczyć.
Kiedy po południu zajmujesz miejsce w autobusie, nie możesz wyjść ze zdumienia,
przyglądając się zachowaniu współpasażerów. Piją, palą, niczym się nie przejmując.
Jedna para Niemców, których zauważyłaś wsiadając, wydaje się być równie
zdumiona jak ty. Inna kultura, tłumaczysz sobie. W nocy śpisz jak zabita, dopada
cię w końcu zmęczenie. Budzisz się, gdy już jesteście na miejscu. Przeciągasz się
zadowolona, że podróż przebiegła sprawnie, choć dla ciebie to nadal nie koniec
drogi.
Przed południem zajmujesz miejsce na pokładzie statku, który choć wygląda jak
gigantyczna motorówka, to i tak jest najmniejszy w porcie. Jeden ze
współpasażerów uświadamia ci, że choć statek ten jest mniejszy to dociera na
miejsce szybciej od stojących obok kolosów. Tobie jest wszystko jedno, zaczynasz po
powoli to czuć. Tę specyficzną adrenalinę, która tylko podsyca egzotyczne otoczenie.
Pod pokładem nie ma dużo miejsca, rzędy siedzeń bardzo podobnych do tych w
samolocie. Przecież nie będziesz siedzieć, wychodzisz na pokład i chłoniesz
baśniowy krajobraz.
Widzisz wyskakujące ponad wodę delfiny i przez moment czujesz się jak w bajce,
ale nie zapominasz, że to bajka dla dorosłych, więc trzeba uważać. Zamykasz oczy i
czujesz na twarzy morską bryzę, niewidoczne kropelki wody cały czas unoszą się w
powietrzu… Dotychczas czytałaś o tym tylko w książkach. O oddali majaczą skały
Gibraltaru. To będzie ładne zdjęcie – myślisz, wyciągając aparat.
Statek przybija do portu, odprawa mija sprawnie, tak że w niecałą godzinę jesteś
w drodze do hotelu, który znajduje się nieopodal portu. Idziesz na piechotę, to ponoć
tylko parę ulic. Czujesz, jak cię obserwują, nic nie mówią, nie zaczepiają, tylko
patrzą. Jak sępy. Uspokajasz sama siebie, w końcu jesteś u nich, do tego biała i
nieubrana w sposób, do którego są przyzwyczajeni. Ich kobiety są inne.
Hotel i miłe zaskoczenie. Cena zupełnie nieproporcjonalna do standardu. Wygodne
łóżko, przyzwoita łazienka i ładny widok z tarasu. Na dole restauracja, którą
postanawiasz natychmiast wypróbować. Tym razem ubierasz się odpowiednio. W
spódnicy długiej do kostek zbiegasz po schodach. Wchodzisz do restauracji i od razu
widzisz, że jesteś jedyną kobietą. Odwrócić się i wyjść? – myślisz.
Zostajesz, choć apetyt jakby zniknął, zamawiasz tylko drinka. Obok szklanki
pojawia się talerzyk z przekąską. Ryby wyglądające niemalże identycznie jak
sardynki, choć sądząc po smaku, nie mają z sardynkami nic wspólnego. Pijesz, jesz,
obserwują cię. Dopijasz drinka i wracasz na gorę do siebie. Nie czujesz się najlepiej
w roli miejscowej atrakcji.
Następnego dnia budzisz się przed jedenastą. Narzucasz coś na siebie i
wychodzisz na taras, z którego widać kamieniste plaże w oddali. Jakby ktoś
rozłupał wielkie głazy na mniejsze kawałki i po prostu rozsypał na brzegu.
Wychodząc, zostawiasz klucz w recepcji i kierujesz się w stronę postoju taksówek.
Czujesz, jak serce mało nie wyskoczy ci z piersi i uśmiechasz się do siebie. Tego
chciałaś, o to ci chodziło. Stoją trzy samochody, wybierasz białego mercedesa, który
wygląda na starszego od ciebie. Podajesz kierowcy kartkę, nie pyta o nic, rusza
przed siebie, dokładnie wiedząc, gdzie ma cię zawieść. Nie ciebie pierwszą.
Auto żwawo wspina się pod górę krętymi uliczkami, wzbijając tumany kurzu.
Wszystko wygląda tak…inaczej. Na ulicy żywej duszy nie widać, ale to normalne o
tej porze dnia i przy tak palącym słońcu. Domy jakby wykute w skale. Ten, przed
którym kierowca się zatrzymuje, ma delikatny, różowo – piaskowy odcień. Czeka,
dopóki nie wejdziesz, widocznie taki ma nakaz. Otwierają się ciężkie metalowe
drzwi. Wchodzisz, już nie odwrotu.
Pamiętasz, co zobaczyłaś za drzwiami? Tego się nie zapomina.
Czasem chce się zapomnieć, ale wtedy powraca w snach.

Dwie strony analu

Seks analny jedni uwielbiają, a innym na samym myśl robi się


niedobrze. Zwolennicy, szczególnie męska część, twierdzą, że tego uczucia
nie da się z niczym porównać, tej specyficznej ciasności. Niektórym sama
myśl, że kobieta oddaje im się w ten sposób, zapewnia kilkakrotnie
mocniejszy orgazm. Świadomość łamania pewnego tabu, przekraczania grani
– podnieca.
U niejednej białogłowy stymulacja analna gwarantuje orgazm
wielokrotny. Są też takie, które uwielbiają mieć wypełnione oba otworki,
niekoniecznie zapraszając do sypialni tego trzeciego. Wystarczy wibrator i
pełen ochoty mężczyzna, a można wznieść się na szczyt wielokrotnie.
Oczywiście są i tacy, którzy na samą myśl o takim seksie mają odruch
wymiotny. No, ale przecież wszyscy wiemy, że nie każdy lubi to samo. Tak jak
nie wszyscy uwielbiają anal, tak nie wszyscy zajadają się budyniem
waniliowym. I jest to najzupełniej normalne.
Tak jak każdy kij ma dwa końce, tak i seks analny ma dwie strony.
Zresztą, czytaliśmy początek, to wiecie.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Wywlókł ją z klubu wściekły. Gówniara – myślał – tanimi sztuczkami próbowała


wzbudzić we mnie zazdrość. Już ja ją nauczę. Tylko przyjdziemy do domu. Włoski
kochanek był naprawdę wściekły. Wychowany w kulcie macho, nawet nie
przypuszczał, że jakaś siksa z zaścianka Europy będzie go wodzić za noc. Przecież
był od niej dziesięć lat starszy. Postanowił jej dać prawdziwą nauczkę i pokazać,
kto jest w kim tym układzie.
Otworzył drzwi do mieszkania i wepchnął ją do środka. Zaciskając mocno rękę na
jej ramieniu, zaprowadził do sypialni i pchnął mocno na łóżko Wcale nie miał
zamiaru być delikatny, wręcz przeciwnie. Chciał, żeby zapamiętała to na długo.
Zdarł z niej majtki, została w króciutkiej sukience na ramiączkach. Nie próbowała
się bronić, wiedziała, że to go tylko bardziej zezłości. Twardym członkiem starał się
wbić w jej pupę. Zaciśnięte ze strachu mięśnie zwieracza nie chciały go wpuścić.
Sięgnął po balsam do ciała stojący na nocnym stoliku, bynajmniej nie po to, aby
zapewnić jej jakikolwiek komfort. Jej wygoda zupełnie go nie obchodziła, chciał z
premedytacją zadać ból. Wcisnął sporą ilość balsamu wprost z zaciśniętą dziurkę i
ponowił próbę. Tym razem wsunął się, choć nie bez problemu. Czuł przyjemną
ciasność nieprzyzwyczajonej do takich zabaw pupy. Zduszone piski i krzyki
dziewczyny tylko bardziej go nakręcały.
Dla niej to był pierwszy raz, nigdy wcześniej nie próbowała seksu analnego, i już
wiedziała, że nigdy więcej dobrowolnie nie spróbuje.

Była bardzo mokra. Od dłuższej chwili pieścił jej piersi, drażnił językiem
nabrzmiałe ziarenko łechtaczki, wsuwał palce w kapiącą sokami cipkę. Kiedy
zaczął rozcierać wypływającą z rozochoconej kobiecości wilgoć wokół zaciśniętej
gwiazdki drugiej dziurki, zorientowała się dokąd, to wszystko zmierza. Wyszeptała
mało przekonująco, że nie chce, nie tym razem, ale jej własne ciało zdawało się być
innego zdania. Bała się. Kiedy jednak poprosił ją, żeby wypięła dla niego pupę,
obiecując być nad zwyczaj delikatnym, powiedziała sobie, że przecież nie ma nic do
stracenia.
Przyjęła pozycję z pupą w górze, wciśnięta twarz w poduszkę. Poczuła chłód
środka nawilżającego, rozprowadzanego palcem po zaciśniętym ze strachu
zwieraczu. Następnie ten palec wsunął się odrobinę, wysuną i wsuną ponownie
trochę głębiej. Po chwili mężczyzna dołożył jeszcze trochę nawilżacza, znów
delikatnie wprowadził do dziurki, kapnął też kilka kropel na główkę członka.
Głaszcząc i pieszcząc chętnie ciało, które odrzucając na bok obawy, a przecież było
ich niemało, przyjęło pełną oddania pozycję.
Całkowicie oddała się w jego ręce, zaufała. Poczuł, jak zamarła w chwili, gdy
zaczął napierać twardym członkiem na ściśnięte mięśnie odbytu. Jedną ręką pieścił
jej podnieconą cipkę, drugą trzymał twardą męskość w odpowiedniej pozycji,
posuwając się milimetr po milimetrze w głąb krainy rozkoszy. W chwili, gdy pokonał
obręcz zaciśniętych mięśni, ostatni odcinek, który blokował dostęp do analnej krainy
rozkoszy, poczuł – mile zaskoczony – intensywne skurcze orgazmu prężącej się
przed nim kobiety. Ona sama, zdziwiona reakcją swojego ciała, rozluźni
rozluźniła się, zaczynając odczuwać coraz większą przyjemność. Nie minęło dużo
czasu, i pokój wypełnił jej przepełnione rozkoszą jęki, idealne zsynchronizowane z
ochoczym prężeniem wypiętej pupy, co zagwarantowało maksymalną przyjemność.
Ochhh…cudowne…mmm…tak ciasno…aaa…już czuję kolejny orgazm…ummm, jak
ja uwielbiam być rżnięta w tyłek…ooo…taaak…dlaczego nie odkryłam tego
wcześniej…Galopada myśli wypełniła jej umysł, podczas gdy mężczyzna wypełnił
jej pupę nasieniem.

Seks podczas miesiączki

Oczywisty temat tabu. Nawet nie tyle seks, co sama niewiasta podczas
miesiączki. Niewyobrażalne, największe tabu. Dla muzułmanów nawet seks
analny jest bardziej „czysty” niż miesiączkująca kobieta. Żydzi także trzymają
się jak najdalej od krwawiącej niewiasty. Nie wolno jej dotykać męża, dzielić z
nim łoża ani nawet (u ortodoksyjnych Żydów) dotykać talerza z jedzeniem,
które inni domownicy będą jedli.
Krąży mnóstwo mitów i zabobonów związanych z tematem miesiączki.
Owe gusła wcale nie są zarezerwowane dla Arabów i wyznawców judaizmu.
Zdarzyło mi się zawrzeć bliższą znajomość z pewnym Włochem, który na
kilka dni w miesiącu wyrzucał mnie ze wspólnego łóżka, bo byłam
„nieczysta”. Miałam okazję usłyszeć od niego, jakim to nosicielem bakterii i
wszystkiego, co najgorsze, jest krwawiąca kobieta. Mówimy o wykształconym
mieszkańcu Rzymu, nie jakiejś dziury na Sycylii.
O samym pomyśle, o tym, że w ogóle jest to możliwe, usłyszałam od
koleżanek w wieku lat 16. Tak to bywa, kiedy dziecko jest wychowywane
przez rodziców, uznających dwie skrajności – albo udają, że seks nie istnieje
(chyba że jako smutny obowiązek, który mają dawno za sobą, spłodziwszy
dwie córki), albo że istnieje i jest najobrzydliwszą rzeczą na ziemi. Wtedy
jedynym ratunkiem są uszy jak radary, wyłapujące każdą informację z
dziedziny stosunków damsko – męskich. Pamiętam jak dziś ów dwuznaczny
termin „na Indianina” i towarzyszące mu nerwowe chichoty. Można było o
tym mówić, ale żadna w życiu by się nie przyznała, że to robiła.

Upłynęło kilka lat, człowiek dorósł, zmądrzał, dojrzał i, przynajmniej w


moim przypadku, przyszedł czas na eksperymenty. Moim skromnym
zdaniem, po świcie chodzą dwie kategorie ludzi – ci, którzy uczą się na
cudzych błędach, i tacy, którzy muszą sprawdzić na własnej skórze. Autorka
należy do osób, które – nawet kiedy ktoś im mówi, że ogień parzy – nie
uwierzy, dopóki same nie włożą ręki do ognia. Muszę wszystko sama
sprawdzić, zbadać, spróbować i poznać. Inaczej nie uwierzę, inaczej będzie
mnie wodzić na pokuszenie. Po prostu umrę z ciekawości.
Sprawdziłam, zbadałam, poznałam na własnej skórze, zaspokoiłam
ciekawość. Nic strasznego, ale też nie żadne fajerwerki. Konieczny gruby
ręcznik pod pupą i raczej spokojnie i powoli, niż ostro. Z orgazmu nici, ale ja
w tamtych czasach jeszcze anorgazmiczna byłam. Niektórzy twierdzą, że
właśnie wtedy, ze względu na przekrwienie narządów rodnych i większą ich
wrażliwość, lepiej osiągnąć szczyty. Prawda jest taka, że kto normalnie nie
szczytuje, kochając się podczas okresu raczej też orgazmu nie osiągnie. Tyle
mojego subiektywizmu, czas na konkrety.
Z metodycznego punktu widzenia seks w trakcie miesiączki nie jest
zakazany, należy jednak pamiętać o kilku ważnych kwestiach. Z powodu
tego, że w tym czasie szyjka macicy jest lekko rozwarta, aby ułatwić
oczyszczanie się z tego, co zostało zgromadzone na wypadek ciąży, należy
szczególny nacisk położyć na higienę. Łatwiej wtedy o zakażenie wszelkimi
drobnoustrojami, chorobami przenoszonymi drogą płciową oraz HIV. To
działa w obie strony, nie tylko kobieta może łatwiej się zarazić, to samo
dotyczy mężczyzny. Wniosek nasuwa się prosty – jeśli seks w czasie
miesiączki, to tylko i wyłącznie ze stały, zaufanym i stuprocentowo zdrowym
partnerem. To reguła, od której nie ma wyjątków. Chcąc mieć większy
spokój, można użyć prezerwatywy, mimo iż w tym okresie istnieje znikome
prawdopodobieństwa zajścia w ciążę. Jak już wspomniałam, kładziemy
większy nacisk na higienę.
Reasumując, dojrzały, zaufany i w pełni akceptujący nas partner, jak
również rozsądek połączony z rozwagą, są gwarantami, że miłość podczas
miesiączki pozostawi u obu stron miłe wspomnienia.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Pewnego lata na włoskiej plaży

Mając 18 lat, mieszkałam przez pół roku, we Włoszech. Początkowo w Rzymie,


później w Ladispoli, niewielkim miasteczku nad morzem. Plaże pokryte cudownie
czystym, jasnym piaskiem. Doskonałe miejsce do spacerów nad brzegiem morza lub
konnych przejażdżek. Od dzieciństwa uwielbiam konie. Są dla mnie uosobieniem
wolności i uległości w jednym. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam te piaszczyste plaże
– ciągnące się aż po horyzont – wiedziałam, że to wymarzone miejsce do jazdy.
Potrzebne były jeszcze konie.
Miejscowość była niewielka, bez trudu znalazłam hodowlę oferującą kilkanaście
koni do jazdy. Właścicielką była młoda Włoszka o imieniu Ana Lisa. Apetyczna
dwudziestoośmiolatka o wyglądzie chłopczycy. Pełne piersi, zgrabna pupa, krótkie
blond włosy. I ta jej twarz. Można było z nie wyczytać obietnice przeżycia
niezwykłej podróży, wcale nieograniczonej wyłącznie do końskiego grzbietu.
Emanująca swoistym magnetyzmem, czymś zwierzęcym, czymś – co trudno nazwać
konkretnym słowem. Mieszkała na uboczu, z niskim parterowym domu ze swoim
czteroletnim synem. Na podwórku trzy wielkie psy i kilka koni puszczonych luzem.
Wszystko ogrodzone wysoką siatką.
Zaintrygowała mnie w momencie, gdy pierwszy raz ją zobaczyłam. Była w jakiś
sposób inna od kobiet, które miałam okazję spotkać w życiu.
Spotykałyśmy się codziennie, przeważnie rano. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało
się, że nie muszę się męczyć z moim raczkującym włoskim, gdyż Ana Lisa płynnie
mówiła po angielsku. Jak się wkrótce okazało, miała mi sporo do opowiedzenia. Ja,
zwykle nieufna i podchodząca z dystansem, słuchałam z rozpalonymi policzkami jej
opowieści. Czułam się przy niej trochę jak uczennica, może z racji dziesięcioletniej
różnicy wieku, ale chyba bardziej z racji różnicy doświadczeń. Opowiedziała mi
trochę o swoim życiu, dlaczego nie jest z ojcem swojego dziecka i o tym, jak lubi
seks. Wtedy, od niej, pierwszy raz usłyszałam o BDSM.
Wybrałyśmy się dla odmiany do parku. Jadąc wolno strzemię w strzemię,
rozmawiałyśmy. Rozmowa robiła się coraz bardziej interesująca, aż zeszła na
temat, co które z nas podnieca szczególnie. Zrobiło się jakoś tak intymnie, oprócz nas
żywej duszy wokół, tylko stukot końskich kopyt na kamienistej drodze i majowe
słońce przedzierające się przez liście drzew. Zaczęła opowiadać o swoim kochanku,
który pracuje w policji. O tym, jak jeździ do niego raz w tygodniu i na ten dzień
czeka z utęsknieniem przez cały długi tydzień. Jak stoi skuta kajdankami,
przyciśnięta do zimnej ściany, czując przesuwający się między nogami chłód
pistoletu. Jak pieprzy ją brutalnie, jak chłosta palcatem.
Pamiętam, że odebrało mi mowę. Byłam zszokowana, miliony myśli kłębiły mi się
w mojej głowie. Czy to jest normalne? – tak sama siebie pytałam. Byłam
zaskoczona, że opowiedziała mi o tym tak normalnie, bez najmniejszego śladu
wstydu. Teraz myślę, ze dla niej to była część własnej natury, którą już dawno
zaakceptowała i czerpała z niej niekłamaną przyjemność. Wtedy jeszcze nie
wiedziałam, że już za kilka dni mnie samej będzie dane poznać smak nieznanego.

Czy to jeszcze BDSM, czy już przemoc?

Wielu osobom, niebędącym w żaden sposób związanym z BDSM ani


nie znającym specyfiki tego zagadnienia, wydaje się, że ten rodzaj aktywności
seksualnej nie różni się od zwykłej przemocy. Nie twierdzę, że problem
przemocy nie dotyczy społeczności z kręgów sadomasochistycznych, za to
uważam, że niezmiernie ważne jest, aby nie mylić z sobą tychże pojęć.
Rozumiem głosy krytyków mówiących, że tam, gdzie jedna strona
podnosi rękę na drugą, poniża, ubliża, czy też stosuje wyrafinowane tortury,
tam nie ma partnerstwa i miłości. Rozumiem, ale się z nim nie zgadzam,
gdyż świat BDSM jest światem bardzo specyficznym, i aby go choć trochę
zrozumieć, należy zadać sobie trud poznania go chociaż w niewielkim
stopniu.
Wierzę, że dla laików może być trudne do pojęcia, jak ktokolwiek
dobrowolnie może tkwić w takim układzie, ja jednak zapewniam, że można i
wielu tego pragnie. Gdyby któryś z normalsów usłyszał, jak dziewczyny z
„klimatów” rozmawiają między sobą, np. że dawno nie były bite bądź że ślady
chłosty znikły już zupełnie z ich ciał, włosy zjeżyłyby mu się na głowie.
Niestety, bywa i tak, że początkujący adepci BDSM mylą zwykły
sadyzm i przemoc z pięknem dominacji i uległości. Niemającym
doświadczenia często nie wiedzą do końca, gdzie leżą granic i czy są
jakiekolwiek granice. Ten rodzaj aktywności przyciąga wszelakiej maści
dewiantów i głupców, którzy poprzez zlanie kogoś na kwaśne jabłko leczą
własne kompleksy. Po czym poznać i jak odróżnić idiotę szukającego łatwego
seksu od Mastera? BDSM to zaufanie, piękno absolutnego oddania, wymiana
energii między partnerami. To coś, co sprawia, że obie strony czują się
dobrze i na właściwym miejscu. I tym właśnie różni się od przemocy.
Przemierzając anglojęzyczne strony poświęcone dominacji i uległości,
natrafiłam na jasno zdefiniowany kanon zachowań, według którego określa
się, czy to, w czym uczestniczymy, to sadomasochizm, czy też ktoś nadużywa
swojej siły i pozycji, stosując przemoc i manipulacje. S/M to sytuacja
kontrolowana, z wcześniej ustalonymi regułami, na które zgadzają się
uczestniczące w niej osoby. Strona uległa ma w pogotowiu tzw. safeword,
umożliwiający przerwanie sesji w każdym momencie. Dominujący z
prawdziwego zdarzenia zna i ma na względzie granice i potrzeby
swojego/swojej sub (submissive z ang. uległa).
No i chyba najistotniejsze – o czym wspomniałam wcześniej – „po” obie
strony czują się dobrze, mimo że miłość bywa bolesna i zostawia ślady.

Shibari czy bondage?

Często słyszymy o shibari w kontekście BDSM, ale czy każde supełki to


od razu shibari? Czym w takim razie jest shibari? Czym się różni od
bondage?
Shibari, przez Japończyków częściej nazywane kinbaku, jest
starożytną, tradycyjną formą unieruchomienia przy pomocy splotów liny.
Japończycy, znani tego, że mają specyficzne podejście do tradycji, dumnie
stawiają shibari w jednym szeregu z ikebaną, sumi-e (kaligrafia) oraz
chanoyu (ceremonia picia herbaty). Dla nich shibari jest rzeźbą z ciałą, formą
medytacji i relaksu, zarówno dla ciała jak i umysłu, specyficzną wymianą
energii, a także formą erotycznego zniewolenia.
W shibari, Nawashi będący mistrzem ceremonii, tworzy niesamowite
wzory i kształty z użytej liny, robiąc to tak, aby kontrastowały one z
naturalnymi kształtami kobiecego ciała. W shibari kobieta jest jak płótno,
zaś lina czy sznur pełni rolę farby i pędzla.
W kulturze japońskiej, począwszy od czasów zamierzchłych aż do
teraźniejszości, podczas ceremonii religijnych używano liny i jej splotów,
które symbolizowały nierozerwalne połączenie pomiędzy ludźmi, a ich
kreatorem, między Mistrzem i podległym mu sługą. Japońska sztuka
krępowania cała dzięki swej długiej tradycji udoskonaliła się na przestrzeni
wieków. Dzisiaj uważana jest nie tylko za formę zniewolenia, ale także za
sposób upiększenia kobiecego ciała i docenienia go, zaś ucisk supełków na
odpowiednie miejsca nie jest przypadkowy, lecz związany z techniką shiatsu.
W zasadzie nikogo nie powinno dziwić mistrzostwo, jakie osiągnęli
Japończycy w shibari, gdyż przez tysiąclecia trenowali użycie rozmaitych
splotów i wiązań w najróżniejszych sytuacjach. I tak, mamy kimono, które
nie posiada guzików, ale dzięki długim pasom materiałom owiniętym wokół
ciała, może być „zapięte”. Mamy zbroje wykonane z drewnianych,
lakierowanych paneli, które przy użyciu eleganckich splotów łączą się razem.
Nawet paczki są obwiązywane przy użyciu splotów mizuhiki, by patrzący
mógł cieszyć oko pięknem wiązania.
Początki shibari datuje się na rok 1400. W tamtych czasach zarówno
ówczesna policja, jak i samuraje używali go wyłącznie do unieruchomienia
pojmanych więźniów. Nawet w dzisiejszych czasach, w supernowoczesnej
Japonii policjanci są wyposażeni w zwój liny, której mogą użyć w razie
potrzeby. Źródła historyczne podają, że dopiero pod koniec XVIII wieku
wyłoniło się erotyczne shibari, a dokładniej kinbaku, które to słowo
oznaczało sztukę erotycznego wiązania. W tej formie więzy były dodatkowo
„uatrakcyjniane” poprzez użycie bambusowych prętów w konstrukcji z ciała i
sznura.
Powstała cała grupa tradycyjnych splotów splotów, służących różnym
celom i unieruchamiających różne partie ciała, w zależności od tego, jaki
efekt Nawashi, będący odpowiednikiem Mastera w BDSM, chciał osiągnąć i
zaaplikować swojej kinbakushi (entuzjastce tej formy zniewolenia). Co w
takim razie bondage ma wspólnego z shibari? Oprócz liny i celu, czyli
zniewolenia, niewiele.
Nie czujemy się jednak winni, że w zabieganym świecie nie mamy
czasu na wielogodzinne seanse shibari, że nasze życie różni się znacznie od
tego, jakie wiedli Japończycy 200 lat temu. Czas w XXI wieku płynie
zdecydowanie szybciej, z czystym sumieniem możemy więc pójść na skróty i
sięgnąć po bondage.
24/7 fairy tale

Któż z nas nie zna bajki o Kopciuszku, Śpiącej Królewnie bądź


Czerwonym Kapturku. Wiadomo, bajki są nieodłączną częścią dzieciństwa,
sposobem na przekazywanie pewnych treści w formie metafory. Stajemy się
coraz starsi, kończy się dzieciństwo, zaczyna dorosłość i przychodzi moment
na uświadomienie sobie brutalnej prawdy. Życie to nie bajka, czy jak to woli
– life is not a fuckin’ fairy tale.
Wydawałoby się, że to naturalna kolej rzeczy, że z wiary w bajki
wyrasta się podobnie jak z wiary w św. Mikołaja. Przekonałam się, że wcale
nie. Są tacy „wyznawcy” BDSM, którzy fairy Tales kultywują, ślepo wierząc w
idylliczną wizję służby 24/7. Dla mniej zorientowanych wyjaśnię, że w
środowisku masochistów nie brak osób wierzących w słuszność teorii, że
tylko służba Mastrowi przez 24 godziny na dobę ma sens. Osoby te
przekonane, że nazywanie BDSM sytuacji, kiedy para spotyka się raz na
jakiś czas, bądź uległa ogranicza swoją uległość jedynie do pewnych sytuacji
albo okoliczności, to jakieś nieporozumienie. Upraszczając nieco sprawę,
suką się jest, a nie bywa.
Podpisuję się obiema rękami pod powyższym stwierdzeniem,
zaznaczając, że nigdy nie należałam do BDSM-owych ortodoksów, nigdy nie
twierdziłam, że posiadłam jedyną słuszną prawdę. Ale… dostaję gęsiej skórki
z przerażenia, gdy słyszę jak ktoś roztacza cudowną wizję raju na ziemi,
która zmaterializowała się pod postacią służby 27/7. Takie wyobrażenie
absolutnie nie przystaje do rzeczywistości, zaś czołowe zderzenie z owym
wyobrażeniem można przepłacić zdrowiem, zarówno fizycznym jak i
psychicznym.
Pewnie, że kuszące może być życie z wyłączonym myśleniem (jeśli
jesteś uległa), ze zdjętą odpowiedzialnością. Życie, gdy celem nadrzędnym
jest zniewolenie właściciela. Wierzę, że dla strony dominującej atrakcyjna
jest perspektywa posiadania chętnego „ciała” gotowego spełnić najbardziej
perwersyjne zachcianki. Wizja bycia wszechmogącym, którego pieszczą pełne
miłości sucze oczy, rzeczywiście może zaślepić.
But life is not fuckin’ fairy tale.
Nikt nie zabroni nam pomarzyć czasem o beztroskim życiu niewolnicy,
gdzie reguły są jasno określone, a konsekwencje za ich nieprzestrzeganie –
bolesne. Gdzie Domin jest wielbiony prze sukę zawsze, bez względu na swoje
poczynania. Suka musi na miłość zasłużyć.
A gdyby tak…zawsze chodzić nago po domu, za wyjątkiem sytuacji,
kiedy do drzwi puka osoba nieznająca reguł.
A gdyby tak…móc nosić tylko spódnice albo szorty, nigdy spodnie.
Bielizna także nie byłaby dozwolona. Do tego być cały czas wilgotną, by
Master mógł skorzystać, kiedy przyjdzie mu ochota. Dozwolona pomoc
lubrykantem.
A gdyby tak…już nigdy nie siadać na krześle ani spać w łóżku, przecież
miejsce suki jest na podłodze. Jedynie Master mógłby dać dyspensę,
pozwalając w ramach nagrody spać w łóżku.
A gdyby tak…zawsze siadać z rozłożonymi nogami, tak by kobiecość
była należycie wyeksponowana. Do tego Master miałby prawo do robienia
zdjęć i filmów z uległą w roli głównej i dowolnego nim dysponowania.
A gdyby tak…Domin zechciał naznaczyć ciało swojej niewolnicy
tatuażem czy piercingiem w dowolny sposób, nie dając jej prawa do
sprzeciwu.
A gdyby tak…musieć obsłużyć każdego mężczyznę przychodzącego do
domu, jeśli tylko zna on reguły. Zaraz przy wejściu, klęcząc, zaoferować seks
oralny?
A gdyby tal żyć według tych i mnóstwa innych zasad non stop, 24/7?

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Jedno słowo

Pokój wypełnia cisza podobna do tej, jaka wypełnia salę teatru tuż przed
rozpoczęciem przedstawienia. Cisza pełna oczekiwania. Ostatnie promienie słońca
przedzierały się przez zasłony, cienie tańczyły w kątach pokoju urządzonego
dokładnie tak, jak chciała. Biel ścian kontrastowała z pokrytymi ciemnym lakierem
meblami, przypominając jej pokój marokańskiego hoteli, w którym kiedyś spędziła
noc. Noc jak z baśni tysiąca i jednej nocy. Wystrój wnętrza był teraz jedynym, co ją
łączyło z tamtym wspomnieniem.

Kiedy wszedł do pokoju, spokój unoszący się w powietrzu zniknął. Jego obecność
wydawała się być nie na miejscu, burzył spokój tego sanktuarium. Przyszedł prosto
z pracy, w typowym biurowym mundurku. Koszula w niebieskie prążki, ciemne
spodnie…i ten specyficzny zapach unoszący się wokół niego jak aura. Zapach tuszu,
dokumentów, dzwoniących bezustannie telefonów, ważności niecierpiących zwłoki
spraw, którymi na co dzień się zajmuje. Jej ciepłe – rozgrzane kąpielą, ułożone
wygodnie na łóżku, okryte flanelowym szlafrokiem – ciało kontrastowało z siłą
bijącą z jego sylwetki.

Obserwowała go spod przymkniętych powiek, przyglądała mu się, gdy chodząc po


pokoju jak lew po klatce, sprawnie pozbywał się krępujących go elementów
garderoby. Spinki do mankietów położył na szafce nocnej, podwinął rękawy, odpiął
dwa górne guziki koszuli. Leżała, niecierpliwie czekając, aż on skieruje uwagę na
nią. Wyglądała dokładnie tak, jak sobie tego zażyczył. Nie chciał pończoch,
podwiązek ani gorsetu, uważał to za zbyt teatralne na pierwsze spotkanie. Chciał ją
mieć jak czyste płótno, aby nic nie zakłócało swobodnego przepływu myśli i
pragnień.

- Lubisz gry?
- To zależy.
- Od czego?
- od tego jaka to gra i z kim w nią gram.

Spoglądał na nią z ukosa, zastanawiając się, od czego zacząć. Kocim ruchem


zbliżył się do łóżka, na którym leżała, i trzymając ręce w kieszeniach, przyglądał jej
się. Czuła na sobie ciężar tego spojrzenia.

- Nie wolno się śpieszyć do czegoś takiego.


- Ale przecież dobrze wiem, czego chcę, znam siebie wystarczająco.
- Ale jeszcze nie znasz mnie. Nie wiesz, czy możesz mi zaufać.
- Rozumiem. Kiedy więc zaczynamy?
- Gdy przestaniesz tyle mówić.

Robiąc to bardzo powoli, jakby jego myśli krążyły zupełnie gdzie indziej, wyciągnął
pas ze szlufek spodni. „Mężczyzna wystarczająco delikatny, by wiedzieć jak
zadawać ból” – pomyślała. Czekała na to spotkanie od dawna, uważała już
wcześniej
wcześniej, że jest gotowa, lecz on był innego zdania.

- Spotykałam się z dominującym wcześniej, zanim poznałam ciebie, wiesz?


- I jak było?
- Oni…nie byli dla mnie, nie sprawdzili się.
- Potraktowali cię zbyt ostro, mogę się założyć.
- Ostro, ale nie tam, gdzie trzeba. Nie trzymali się ustalonych wcześniej zasad.
- Ja przestrzegam tylko jednej zasady, suczko.
- Jakiej?
- Zaufania.

Wiedziała, czego od niej oczekiwał, czekała tylko na sygnał. Ale on nic nie mówił.
Wiele by dała za jakiekolwiek instrukcje, coś jak „rozłóż szeroko nogi, suko” albo
„wsuń go głęboko, pokaż jak bardzo to lubisz”. Dopiero po pewnym czasie
zrozumiała, że jego siła jest zaklęta w nim samym, jego górującej nad nią sylwetce,
zwinnych palcach i silnych dłoniach. Sposób, w jaki ją dotykał, podniecał bardziej
niż jakiekolwiek sprośności czy wulgaryzmy. Przygląda się taksującym wzrokiem
półnagiemu ciału przed sobą, zastanawia się, na co ma ochotę najpierw. Ściska
mocno jej piersi, po chwili koncentruje się na sutkach, które szczypie i ciągnie. Jej
głośny oddech mówi sam za siebie. Wsuwa rękę pod nią i przewraca ją na brzuch,
jak lalkę. Ma ją teraz w całej okazałości, otwartą specjalnie dla niego, oczekującą
tak pieszczoty jak bólu, z jednakową niecierpliwością pragnącą obu tych odczuć.

- Pamiętaj, nie ma powrotu.


- A co jeśli coś pójdzie źle?
- Tak jak powiedziałem, zaufaj mi.
- Przecież to nie powinno tak wyglądać.
- Nasza zabawa, nasza reguły.
- Twoje reguły, chyba miałeś na myśli.
- Dokładnie.

Ślepe posłuszeństwo, bezgraniczne zaufanie – oto czego wymagał od niej. Tylko i


aż. Zastygła w oczekiwaniu, nieruchoma, przekonana o własnej gotowości. Czując
jego ciężką rękę lądującą na wypiętych pośladkach, podskoczyła, jakby ta ręka
parzyła.
W istocie, kiedy on zdecydowanie wymierza raz za razem, czuje, jak całe jej ciało
ogarnia gorąco. Pośladki płoną, im bardziej im gorąco, tym wilgotniejsza się robi.
Dokładnie ogolona cipka czeka między rozchylonymi udami, aż przyjdzie na nią
kolej. Wsuwa w nią palce głęboko, aż po same kostki, ona przejmuje je z jękiem
rozkoszy na ustach. Z takim samym entuzjazmem jej kobiecość reaguje na twardy
członek, który w pewnym momencie wyręcza palce. Ledwie może złapać oddech,
przyjemność jest tak obezwładniająca, chwilami wręcz nierealna.
Z amoku wyrywa ją głos:
- Czas, żebyś się zdecydowała.
- Tak czy nie?
Tak czy nie…

Tuż przed wytryskiem jego członek robi się jak z kamienia, ona czuje każdy
milimetr, wypełniający ją szczelnie, trący przyjemnie wrażliwe ścianki pochwy.
Trzymając ją mocno za biodra, pieprzy intensywnie, naciskając na podstawę
kręgosłupa, tak żeby wsunąć się jak najgłębiej. Ona już nie wie, czy co, co czuje,
skoncentrowane jest w wypełnionej cipce, czerwonym tyłku czy też gdzieś na dni
duszy. Tornado doznań, burza różnorakich uczuć, z którymi nie ma sensu walczyć,
którym musi się poddać bezwarunkowo. Z jej ust wydobywa się jedno słowo
pieczętujące wszystko…
- Tak!
Poli, Poli, poligamia

Wyobraźmy sobie taką scenkę: mężczyzna leży nago, u jego stóp klęczą
dwie kobiety wpatrzone w niego jak w obrazek, obok stoi jeszcze jedna,
trzymając tacę z przekąską. Wszystkie trzy niewiasty są gotowe na każde
skinienia pana i władcy, który to w zależności od kaprysu zabawia się jedną
z nich, bądź ze wszystkim trzema naraz. Kwintesencja poligamii.
Jest też druga scenka: mężczyzna całuje żonę i kieruje się w stronę
wyjścia, śpiesząc do pracy. „Kocham cię” – mówi zamiast „do widzenia”,
zamykając za sobą drzwi od mieszkania. Na miejscu, w biurze wita się z
sekretarką. Dzień wcześniej w końcu udało mu się ją namówić na seks.
Pieprzyli się na biurku zaraz po wyjściu ostatniego pracownika. Zgrabna
dziewczyna przynosi mu kawę do gabinetu, klepie ją po jędrnym tyłku,
patrząc z rozbawieniem na jej zmieszanie. „Wczoraj ci to nie przeszkadzało” –
mówi. W porze lanchu, kiedy większość wymknęła się, aby bodaj na chwilę
opuścić więzienie biurowca, spokojnie wchodzi na czat i wypatruje poznanej
przed dwoma dniami laski. Młodsza o prawie dwadzieścia lat. Myśli z
zadowoleniem, że dawno nie miał takiej siksy. Jeszcze tylko kilka zgrabnych
słówek i będzie jego. Zaczyna gorączkowo myśleć, który hotel zarezerwować
na potrzeby tej „delegacji”. Wieczorem kładzie się do łóżka obok żony,
mówiąc, że pojutrze ma nagły wyjazd służbowy. Obiecuje jej to wynagrodzić
ładnym prezentem, pocałunek na dobranoc wzmacnia dyżurnym „kocham
cię”.
To też jest kwintesencja poligamii. Takiej przaśnej i codziennej, bo
poligamia to nie tylko egzotyczne haremy, wielożeństwo w islamie czy tysiąc
kobiet Salomona, tak barwnie opisanych w Piśmie Świętym. To także
społecznie akceptowane kochanki mężczyzn na stanowiskach lub zwykłe
skoki w bok. Oczywiście, dziś używając potocznie terminu „poligamia”, mamy
na myśli tak wielożeństwo męskie jak i damskie, a także wieloosobowe
związki nieusankcjonowane małżeństwem.
Nawiązując jeszcze do scenki drugiej. Śmieszy mnie podejście pań, z
którymi owi panowie zdradzają swoje żony, fakt że są one przekonane o
wyjątkowości sytuacji. W swojej naiwności wierzą, że pomimo tego, iż
delikwent zdradza swoją ślubną, to „przecież mnie nie będzie zdradzał”.
Zawsze mnie zastanawia, skąd bierze się takie przekonanie. Można je
wytłumaczyć chyba tylko kobiecą próżnością – „bo przecież jestem taka
wyjątkowa”.
Jeśli nie mielibyśmy poligamistycznych ciągot, trwalibyśmy w jednym
związku przez całe życie. Nie byłoby rozwodów, nieślubnych dzieci i
przyprawiania rogów swoim ślubnym. Żylibyśmy w społeczeństwie idealnym,
no – prawie idealnym.
Dlaczego tak nie jest? Ponieważ kierują nami instynkty, czy nam się to
podoba czy nie. Pociąga nas nieznane, a cóż nowego można zobaczyć w
partnerze po dwudziestu latach? Nie twierdzę, że jest to wyjście idealne, ale
uważam, że fakt, iż z jaskiniowców, gdy każdy robił to z każdym, zmieniliśmy
się w cnotliwe istoty wychwalające zalety monogamii i jednego partnera na
całe życie, zawdzięczamy ekonomii. Tylko i wyłącznie. Po prostu niewielu z
nas byłoby stać na utrzymanie kilku żon czy mężów. Dodając jeszcze koszty
wychowania większej liczby potomstwa, rachunek przerósłby zapewne
niejednego zjadacza chleba. Ot, i cała tajemnica cnotliwości współczesnego
homo sapiens wyjaśniona.
Religia – a raczej jej interpretacja przez duchownych – trzyma nas za
mordę w tejże kwestii, podobnie jak w wielu innych. Nie zawsze tak było, ale
widocznie stwierdzono, że monogamia i Kościołowi lepiej się z różnych
względów opłaca.
Nowy testament nie wspomina o poligamii, choć oczywiście Kościół
bardzo stara się wyinterpretować jej zakaz. Za to Stary Testament poligamią
jest przesycony. Mamy Ezawa, Dawida – będącego ojcem wspomnianego
wcześniej króla Salomona, Lemecha syna Kaina. Wielu religioznawców
upiera się przy twierdzeniu, że Jezus i jego gmina religijna była czymś w
rodzaju miłosnej komuny, i wcale nie chodzi im tu o miłość duchową.
Niektórzy prokościelni myśliciele bardzo sprawnie wyjaśnili pozytywne
aspekty poligamii. Samuel Willenberg (1633 – 1748), który piastował
stanowisko profesora prawa w Gimnazjum Gdańskim, w swoich dziełach
pisał tak: „nie gorzej dzięki niej (poligamii) niż w monogamii uzyskujemy cel
małżeństwa, którym jest płodzenie potomstwa, dowód ojcostwa i
macierzyństwa, oraz to, by jeden ojciec rodziny mógł być sędzią i arbitrem w
sporach domowych. Że pozwala jej objawienie boskie, wystarczająco
przekonuje to, że nie można wskazać oczywistego fragmentu, w którym
byłaby ona zakazana (…)”.
Wracając do czasów bardziej współczesnych, według egipskiej
dziennikarki i działaczki Hajam Dorbek „poligamia to licencja od Boga na
stabilizację społeczeństwa i rozwiązanie jego problemów”.
Wielu twórców, pisarzy i artystów doceniło uroki posiadania więcej niż
jednego partnera w tym samym czasie. Choćby Anais Nin, związana z
Henrym Millerem i jego żoną, June. Nin miała także dwóch mężów w tym
samym czasie. Panowie ci dowiedzieli się o sobie dopiero po śmierci wspólnej
żony.
Czy tego chcemy czy nie, i niezależnie, jak bardzo się tego wypieramy,
jesteśmy bliżej naszych zwierzęcych przodków, niż nam się wydaje. Natury
nie da się oszukać.

Seks i dzieci

Co ma seks wspólnego z dziećmi, nikomu tłumaczyć nie trzeba. Dzieci


bywają jego owocem, bez względu na to, czy pierwotnym zamierzeniem
spółkujących było właśnie płodzenie potomstwa. Spoglądając na temat dzieci
i seksu z drugiej strony, to zwykle nic dobrego nie wynika, gdy dzieci biorą
się za seks. Mniej więcej tak mi to przekazała mama, jedynie forma przekazu
była bardziej drastyczna. ale zostawmy mamę w spokoju, po co wywoływać
demony.
Pomówmy za to o sytuacji, kiedy ma się dziecko/dzieci i – choć czasem
– chciałoby się też mieć coś, co bodaj przypomina dawny seks. Niektórzy
mówią: „żaden problem, dzieci idą spać i ma się czas dla siebie”. Ja za to
mówię: „co za bzdura”. Tym bardziej, że zwykle wśród tych niewidzących
problemy przytłaczającą większość stanowią…bezdzietni. No pewnie,
każdemu wolno być teoretykiem, nie należy bezdzietnych dyskryminować za
ich teoretyczną wizję idylli rodzicielstwa. Należy za to szczerze, z głębi serca
życzyć, aby los pozwolił im skonfrontować ową rozległą wiedzę teoretyczną z
realiami.
A jeśli rodzice owych pociech lubią oddawać się praktykom BDSM…to
muszą być cholernie kreatywni. Wbrew temu, co niektórym wydaje,
młodociani mają oczy i uszy wszędzie, do śledzenia poczynań rodziców
miewają wrodzony talent, którego pozazdrościć może wysoce
wykwalifikowany szpieg Mosadu. Spróbujcie przechytrzyć takiego
przeciwnika. Trzeba wykazać się nie lada sprytem, chowając sypialniane
zabawki. Miałam okazję tłumaczyć córce przeznaczenie wibratora, który
znalazła w mojej walizce. Powiedziałam prawdę: „to taki przyrząd do
masażu”.
Znam też z pierwszej ręki historię – kilkulatek stanął w drzwiach
sypialni rodziców akurat w trakcie, gdy mamusia była poddawana chłoście.
Dziecko wybuchnęło płaczem, a kiedy rodzicom w końcu udało się go
uspokoić, ostatnią rzeczą, o jakiej myśleli, były igraszki. A co powiecie na
taką sytuację? Samotna mama, będąca zdeklarowaną uległa, trafiła na
dominującego mężczyznę swoich snów, a na uwieńczenie wieczoru zaprosiła
go do siebie. Dziecko spało smacznie w swoim pokoju, dziewczyna wychodząc
na randkę, zostawiła je z nianią. Tą samą, która opiekowała się nim na co
dzień, kiedy młoda mama była w pracy. Niestety, dzieciak przebudził się i
poczłapał do pokoju mamy. Zastał mamę bitą przez jakiegoś pana, zalaną
łzami. Dodam, że to była pierwsza i ostatnia wizyta wspomnianego domina w
sypialni owej damy, podobnie jak w jej życiu.
Usłyszałam kiedyś, że mając dzieci, trzeba zapomnieć o sobie, że życie
– do jakiego się przyzwyczailiśmy – kończy się wtedy bezpowrotnie.
Oburzyłam się strasznie, pamiętam, że powiedziałam, iż nigdy nie pozwolę,
aby dziecko stanęło na drodze do mojego szczęścia. Dziś, po latach,
przyznaję rację. Dzieci to koniec beztroskiego, nieskrępowanego obligacjami
życia. To także bezapelacyjny koniec seksu, do jakiego przywykliśmy.
Pozostają ukradkiem kradzione chwile pod prysznicem, szybkie numerki w
półśnie wieczorem, kiedy uda się latorośl wysłać spać. To śmierć
spontanicznego seksu. Chyba, że ma się babcię, siostrę, ciocię czy
znajomych, którzy ulżą naszym mękom raz na jakiś czas. Wtedy istnieje
szansa, że brak seksu nie rzuci się na mózg.
A, jeszcze coś. Panowie radzą sobie z tym problemem lepiej niż panie –
szukając seksu poza związkiem, z bezdzietnymi samicami. Zamiast czekać,
aż latorośl zaśnie, czy też liczyć na miłosierdzie babci, która weźmie
dzieciaka do siebie na weekend, biorą sprawy we własne ręce. I oni mogą
śmiało mówić, że posiadanie potomstwa nie ogranicza. Po co czekać
miesiącami, aż matka dziecka nie będzie zmęczona opieką nad nim i wykaże
szczątkową ochotę na numerek przed wejściem w fazę REM?

Dupościsk po polsku

„Kochanie, mam dla ciebie prezent!” – informuję radośnie przez telefon


po wyjściu z Happy Ending, gdzie raz w miesiącu bywam na imprezach
klimatycznych. „Mhmmm, a co to takiego tym razem? Zużyty bilet do
metra?” – sarkazm Właściciela mówi, że nie liczy on na wiele z mojej strony.
Tym razem odrobinę go zaskoczyłam, bo zamiast wrócić z kolejną
książką wywołującą powódź w majtkach, z nawilżaczem czy wibratorem,
wróciłam z jubileuszowym wydaniem Penthouse’a, gdzie uroczych cipek było
aż nadto. W końcu to numer jubileuszowy. Stojąc późnym wieczorem na
stacji metra na Manhattanie, dumnie dzierżąc w ręku wyżej wymienione
pornograficzne pisemko, nachodzą mnie refleksje. Myślę sobie, że my,
Polacy, cierpimy na dupościsk.
Dupościsk to taka jednostka chorobowa, która charakteryzuje się
przesadnym i ciągłym uważaniem na to, co sobie ktoś o nas pomyśli i żeby,
nie daj Boże, nie pomyślał źle. Ta bezustanna samokontrola, czy aby na
pewno w oczach rodaków zostaniemy uznani za normalnych. Na szczęście,
nigdy nie aspirowałam, aby być postrzegana jako ta normalna, więc mnie to
bawi. Bawi tym bardziej, że spędziłam „na wygnaniu” już parę ładnych lat i z
każdym kolejnym rokiem mocniej do mnie dociera, jakim zakłamaniem i
pozerstwem charakteryzują się moi pobratymcy.
Słysząc z jaką lekkością i bezwstydem jedna z uczestniczek imprezy
opowiada o seksie na ochach Latynosa myjącego okno jej sypialni, a młody
chłopak dzieli się doświadczeniami ze sponsorowanej sesji z wielbicielem
przyduszania, uświadamiam sobie ograniczenia polskiego grajdołka. Takich
imprez w ojczyźnie po prostu nie ma, nawet w dużych miastach są
ewenementem.
Tutaj, gdzie mieszkam, jest to coś normalnego, jedynie lekko
rozchylone usta Meksykanina donoszącego drinki i błąkający się po nich
dwuznaczny uśmiech, świadczą o tym, że w innych zakątkach świata
podobna aktywność nie jest czymś spotykanym notorycznie. Wyobrażacie
sobie wyluzowanych Polaków na imprezie, gdzie młoda kobieta opowiada o
swoich podróżach w poszukiwaniu orgazmu, a siwy już dziś mężczyzna o
latach, kiedy przybył do Ameryki i udzielał się radośnie jako żigolak u
osiemdziesięcioletnich dam z Park Avenue. Do tego nie wstydzi się firmować
owych historii własną twarzą i nazwiskiem. Jesteście sobie w stanie
wyobrazić absolwentkę prestiżowego uniwersytetu mówiącą otwarcie, że lubi
possać i jest przekonana, że to w niczym nie umniejsza jej inteligencji?
Jestem szczęśliwą posiadaczką niezwykle chłonnego i otwartego
umysłu, aby próby wyobrażenia sobie rodaków i podobnej imprezy w
ukochanej ojczyźnie, przerastają nawet moje zdolności. Od dawna wiadomo,
że podróże kształcą i poszerzają horyzonty. Mnie pozwoliły dostrzec – z całą
wyrazistością – siłę polskiego dupościsku.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Chodź, opowiem ci bajeczkę…

Marcin był naprawdę miłym chłopakiem. Otwierał drzwi przede mną, zamawiał
dobre wino do kolacji, zawsze zauważał i komplementował mój wygląd, jednym
słowem, traktował jak damę. Bóg jeden wiedział, jak strasznie się z nim nudziłam.
Bywały chwile, kiedy z trudem opanowywałam ochotę, żeby wysłać go do diabła.
Ale przecież jestem dobrze wychowana, więc się powstrzymywałam.
Wracając z kolacji, postanowiliśmy zatrzymać się na drinka w mijanym barze. Gdy
wchodziliśmy do zadymionego, ciemnego, wypełnionego ludźmi miejsca, przemknęło
mi przez myśl, że jedyne co może uratować ten wieczór i mnie przed śmiercią z
nudów, to terapia przy użyciu elektrowstrząsów. Może to obudzi Marcina, może tłok
i alkohol zmniejszą narastającą ochotę na to, żebym zatopiła zęby we własnych
nadgarstkach – pomyślałam z nadzieją.
Marcin był po prostu miłym facetem.
Knajpa była zatłoczona, jak to zwykle w sobotnią noc. Głośna muzyka, głośni
mężczyźni, podpite kobiety. Dostrzegłam w rogu dwa wolne miejsca i skierowałam
się w ich kierunku, Marcin za mną. Posadziłam tyłek na krześle, dotykając
siedziska pupą okrytą jedynie koronką majtek, bo moja czarna sukienka była zbyt
krótka, żeby na niej usiąść. Potrzebowałam drinka. Marcin, jakby czytając w moich
myślach, właśnie stał przy barze, zamawiając coś do picia.
- Kogoż ja widzę! – rozległo się tuż przy moim uchu. Podskoczyłam na krześle jak
rażona prądem, dobrze znałam ów głos i osobę, do której należał.
- Niezła sukienka – kontynuował, nie czekając na moją reakcję.
Rumieniąc się, podziękowałam za komplement, jak na dobrze wychowaną
dziewczynę przystało. Czerwień policzków paliła gorącem, gdy czułam wręcz
fizycznie jego spojrzenie, którym taksował mnie uważnie.
- Masz majtki pod spodem? – zapytał, jakby było to najzwyklejsze pytanie pod
słońcem, co jak „co słychać?” czy „jak leci?”.
Nie tyko zapytał, ale i włożył rękę pod sukienkę. Zatrzymałam tę rękę, zanim
dotarła do gorącego miejsca między moimi nogami. Pomimo, że mnie tam nie
dotknął, poczułam napływającą kolejną falę gorąca, tym razem dokładnie pod
koronką majtek, która pomału zaczynała robić się wilgotna.
- Oczywiście, że mam coś pod spodem – odpowiedziałam, próbując udawać złość,
ale znał mnie zbyt dobrze, żeby się nabrać.
- Cóż, ludzie się zmieniają – skomentował dwuznacznie i roześmiał się, choć mnie do
śmiechu nie było.
- Sam widzisz, że ta sukienka jest bardzo krótka – w idiotyczny sposób próbowałam
się tłumaczyć, dlaczego mam pod spodem majtki.
- Pewnie, że jest krótka – potwierdził z kpiącym wyrazem twarzy. – Nie upuść nic na
podłogę, bo cały lokal będzie miał niezłe show. Choć, jeśli chodzi o mnie, to modlę
się, żebyś rozsypała po podłodze całą zawartość torebki – zobaczyłam błysk w jego
oczach, gdy to mówił. Koronka pomiędzy moimi nogami robiła się coraz bardziej
wilgotna.
- Jestem tutaj z kimś – chciałam, aby zabrzmiało to pewnie i lekko, zamiast tego
wyszło niezręcznie, jakbym się tłumaczyła.
- Coś mi się wydaje, że ten, z kim tu jesteś, to raczej nie twój typ – bardziej
stwierdził niż zapytał.
Spojrzałam w kierunku baru, żeby zobaczyć, gdzie podziewa się Marcin i
odetchnęłam z ulgą widząc, że spotkał kolegę i z nim rozmawia.
- Wiesz, Marcin jest po prostu… - nagle zabrakło mi odpowiedniego słowa.
Poczułam z całą mocą, jak bardzo go nie cierpię. Jak nienawidzę tej jego
grzeczności, porządności, dobrych manier, a nade wszystko tego jak delikatnie mnie
traktował w łóżku. Jakbym była porcelanową laleczką. Marcin nigdy nie zapiął mi
klamerek na sutkach, nigdy nie potraktował mojego tyłka pejczem, nawet zwykłego
klapsa mi nie dał. Nigdy mnie nie karał ani nie kazał na spacerze iść dwa kroki za
sobą.
No, ale muszę szczerze przyznać, że Marcin także nie miał zielonego pojęcia o tym,
kim jestem naprawdę i co mnie kręci. Nigdy mu o tym nie powiedziałam. Marcin był
nudny jak flaki z olejem, ja zaś udawałam, że jestem „normalna”. Nawet gdybym
mu wyjawiła, co we mnie siedzi, to i tak wątpię, że wiedziałby – czy raczej
odważyłby się – to wykorzystać.
- Wiesz, nie każdy jest taki, jak ty – odpowiedziałam mojemu rozmówcy.
- Racja, bardzo niewielu jest takich, jak ja – potwierdził moje słowa i z dziwnym
wyrazem twarzy przyglądał mi się, kiedy zaczęłam poprawiać się na krześle.
- Coś nie tak? Czyżbyś zrobiła się mokra w tych poprawnych koronkowych
majtkach? – zapytał kpiąco. – Jestem pewny, że tak. Musisz mi tylko powiedzieć, jak
bardzo jesteś mokra – kontynuował.
Nie miałam już siły go powstrzymywać, choć może bliższe prawdy było, że nie
miałam siły dłużej walczyć ze sobą. Znowu wsunął rękę pod moją sukienkę, sięgnął
w kierunku wilgotnego krocza. Tym razem nie powstrzymałam go, pozwoliłam, żeby
wsunął palec do mokrej cipki. Wszystko wydarzyło się w mgnieniu oka, nikt nie
widział.
- A więc tak to wygląda. Nadal potrafisz kompletnie przemoczyć majtki, jeśli czegoś
bardzo pragniesz…albo kogoś. – Znowu kpił ze mnie, szepcząc wprost do mojego
ucha. Zaciskając na nim zęby i gryząc boleśnie, dodał śmiejąc się:
- I nadal podnieca cię ból. To akurat się nie zmieniło.
W tym momencie zjawił się Marcin, trzymając w rękach drinki. Zobaczył, gdzie
znajdowała się ręka mężczyzny, którego nigdy wcześniej nie widział, zaś którego,
jak widać, jego narzeczona znała całkiem dobrze. Mimo wszystko, mimo całej
oczywistej absurdalności sytuacji, Marcin udał, że tego nie widział.
Wtedy poczułam te delikatne, odległe jeszcze iskierki zwiastujące orgazm, który,
byłam tego pewna jak nigdy, będę miała tego wieczoru.
Oprzytomniałam i przedstawiłam ich sobie, Marcin uścisnął rękę, która przed
minutą była w moich majtkach.
Mężczyznę, któremu pozwoliłam włożyć palec głęboko do cipki, przedstawiłam
jako starego znajomego. Marcin nie wyglądał na bardzo zaskoczonego, kiedy tamten
zapytał go, czy może mnie sobie pożyczyć na momencik. Zanim Marcin zdążył
odpowiedzieć, ów znajomy przysunął się bardzo blisko, jakby chcąc mnie
pocałować, a zamiast tego powiedział tylko: „w kącie”.
Nie słuchając, co odpowie mój chłopak, kołysząc biodrami, ruszyłam we
wskazanym kierunku. To o czym myślałam, można było streścić jednym słowem:
zerżnij mnie. Szłam, wiedząc, że trafiłabym z zamkniętymi oczami do znajomego
kąta tej knajpy, gdzie dawniej była prowizoryczna budka z telefonem na monety.
Budki już tam nie ma, ale zostało po niej wgłębienie w ścianie, wystarczająco duże,
żeby można było tam się schować.
Stanęłam posłusznie, nie musiałam długo czekać, żeby poczuć ciężar jego ciała tuż
za sobą. Na pośladkach czułam twardego członka, marzyłam, żeby poczuć go gdzie
indziej. Zamiast tego usłyszałam:
- Co twoja ręka robi pod sukienką? Czyżbyś już nie mogła wytrzymać? – poczułam
bolesne uszczypnięcie w udo, za chwilę kolejne, mocniejsze, bliżej mojej cipki. Nie
przestając szczypać, mówił wprost do mojego ucha:
- Gdybym tylko miał cię teraz w jakimś bardziej prywatnym miejscu, zrobiłbym
użytek z pasa, tego, który tak dobrze pamiętasz. Twoja dupa była bardzo czerwona,
wiesz o tym, prawda? Zapiąłbym ci te klamerki z metalowymi ząbkami, na pewno je
pamiętasz. Niestety, w tym miejscu jest to niemożliwe. Będę musiał ograniczyć się
jedynie do porządnego rżnięcia. Myślisz, że powinniśmy zawołać twojego chłopaka,
żeby zobaczył na co cię stać?
To pytanie otrzeźwiło mnie na moment na tyle długi, żebym wyraziła swój
sprzeciw, co jednak nie zabrzmiało przekonująco. Wizja Marcina oglądającego mnie
w tej sytuacji zaczęła robić swoje, między nogami miałam prawdziwą powódź.
Wydałam z sobie zduszony jęk, kiedy przyciskając mnie do ściany, wsunął
nareszcie upragnionego członka. Nie przeszkadzało mi, że jesteśmy wśród tłumu
ludzi, nie obchodziło mnie to, że ktoś może nas w każdej chwili zobaczyć, nie
myślałam o niczym. Liczyło się tylko to, co tu, to, co teraz. Liczył się twardy kutas
mężczyzny, który wiedział o mnie wszystko, który znał mnie tak dobrze.
Doszłam pierwsza. Czując jeszcze echo orgazmu – ostatnie delikatne skurcze –
poczułam, jak jego członek zrobił się jeszcze twardszy, a on przygniatając mnie
mocniej do ściany, zacisnął rękę na moim biodrze i odpłynął.
Dał mi chwilę na doprowadzenie się do porządku, o ile coś takiego było
wykonalne, zważywszy na intensywne rżnięcie, w którym przed sekundą brałam
udział.
- Gotowa? – zapytał.
Kiwnęłam tylko głową, niezdolna do wydobycia z siebie głosu.
Odprowadził mnie wprost do czekającego Marcina, który tylko spojrzał i wiedział
wszystko. Nie odezwał się słowem.
Wiedziałam. Wiedziałam, że albo zrobię to teraz, albo dalej będę marnować swój
czas i tego miłego, lecz nudnego faceta. Nie byłam dla niego, tak jak on nie był dla
mnie. Byliśmy z zupełnie różnych światów.
- Marcin… - zaczęłam drżącym głosem.
- Wiem, musisz już iść – przerwał mi tonem, jaki pierwszy raz u niego słyszałam.
- Potrzebuję mężczyzny, który czasem postawi mnie do kąta – odwróciłam się i
poszłam za mężczyzną, który doskonale wiedział, jak to zrobić.
Studium zdrady

Nie lubię słowa „zdrada”, bardzo nie lubię. Kojarzy mi się ono
negatywnie, wywołuje trudne do opisania uczucie napięcia. Samo
zastanawianie się na etymologią tego wyrazu kieruje moje myśli w grząskie,
mroczne rejony. Czuję, jak z każdą chwilą pogrążam się coraz bardziej… Bo
zdrada jest jak ruchome piaski.
Zdrada, oszustwo, sprzeniewierzenie. Za zdradę stanu, własnego kraju,
karano śmiercią, zaś nazwisko zdrajcy było okryte hańbą na wieki. Czasem
tacy delikwenci mieli resztki honoru i sami przykładali sobie lufę do skroni
bądź zakładali pętlę na szyję. Czasami.
Skoro surowo oceniamy zdrajców narodu to dlaczego łatwo udzielamy
rozgrzeszenia zdrajcom uczuć, zawodzącym zaufanie tych, którym przysięgali
przed ołtarzem? Eee tam, skok w bok to przecież taki nieszkodliwy męski
sport, prawda? Zdradzał dziadek, zdradzał ojciec, zdradzam i ja. To coś, jak
kontynuowanie rodzinnej tradycji.
Na widok łez w oczach żony wystarczy rzucić wyświechtane „kochanie,
przecież wiesz, że tylko ciebie kocham” i pojechać do tej drugiej, a wychodząc
od niej, rzucić ten sam tekst, co żonie. Można spać spokojnie i bez wyrzutów
sumienia.
Jakie to proste, prawda? Nie, wcale nie twierdzę, że kobiety nie
zdradzają, czy są w jakiś sposób lepsze od mężczyzn. Też zdradzamy,
niektóre z nas na potęgę. Różnica polega na tym, że kobieta zdradza z głową,
natomiast mężczyzna…tą dolną częścią ciała. Pokuszę się o stwierdzenie, że
u płci pięknej puszczanie się poprzedza dopracowana w każdym detalu
strategia działania. Faceci uchodzą za tych gorszych, bo po prostu częściej
dają się złapać. Dająca na lewo kobieta planuje ze wszystkimi detalami, a
jeśli sytuacja nie jest sprzyjająca, potrafi odpuścić. Pomijam tu sporadyczne
przypadki suczej rui, której właścicielka nie jest w stanie kontrolować.
Byłam po obu stronach lustra. Zdradziłam, mnie zdradzono także.
Bolało cholernie, ale stałam się bogatsza o dwa nowe doświadczenia.
Jeśli już „się stało”, to nie ma nic gorszego niż przyznanie się
partnerowi. Po co? Żeby złagodzić własne wyrzuty sumienia, wylewając na
drugą osobę bolesną prawdę, poprawić samej sobie samopoczucie?
Zaliczyłam tę lekcję życia, widząc zwężające się źrenice pierwszego męża, gdy
w przypływie szczerości postanowiłam się przyznać. Tym sposobem stałam
się bogatsza o istotną wiedzę na przyszłość.
Nigdy, przenigdy nie przyznawać się.
Druga część wiedzy tajemnej, zdobyta podczas nauki na własnych
błędach, była dość zaskakująca. Okazało się bowiem, że czasem kochanka
wiarołomnego małżonka/narzeczonego może nam sprawić niebywałą
przysługę, czyli wziąć sobie delikwenta na stałe.
Pamiętam, jak kiedyś, już po rozwodzie, przyjechałam do teściowej po
dziecko. Zastałam u niej sekretarkę mojego Eksa, z powodu której
wymieniłam zarówno zamki w drzwiach, jak i męża. Dziewczyna, na mój
widok, o mało nie weszła pod stół, chyba ze strachu. To było pierwsze nasze
spotkanie oko w oko. Może myślała, że się na nią rzucę, żeby jej pióra
powyrywać? Za co? Toż ja jej podziękować powinnam. Dała mu taką lekcję i
tak odcedziła z pieniędzy, że w wieku trzydziestu lat wrócił do rodziców na
garnuszek.
Jaka jest więc sucza mądrość numer dwa? Warto czasem spojrzeć na
konkurentkę jak na osobę, która robi nam ogromną przysługę. Jak na Anioła
Stróża zesłanego z nieba, żeby pomóc nam uporządkować życie, pozbyć się
tego, co nam nie służy.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Libertynka i dwóch Panów

„Wyrzuty sumienia wskazują na duszę, której łatwo narzucić jarzmo”.


Markiz de Sade

Bardzo chciała tego spróbować. Poczuć jak to jest zatracić się, służąc im dwóm. Im
bardziej tego pragnęła, tym bardziej ją to przerażało. Wiedziała, że po tym nic już
nie będzie takie samo.
Wyrzuty sumienia? Nie, tego się nie obawiała. Konsumowanie życia i korzystanie z
jego uciech nie wywoływało w niej poczucia winy, jedynie zadowolenie.
Siedziała na brzegu łóżka otoczona ciszą tak przeraźliwą, że tykanie zegara
brzmiało jak nadchodząca burza. Rozkazał jej czekać nago, dopóki nie wróci,
mówiąc, że zaraz będzie z powrotem. Od tej chwili minęła ponad godzina.
Spojrzała na swoje nagie piersi. Czerwone pręgi po bacie zaczynały pomału
blednąć. Dokładnie pamiętała, jak z oczami zamkniętymi ze strachu, liczyła głośno
spadające razy, błagając w duchu, aby wreszcie uznał, że wystarczy. Właściciel,
ten, do którego całą sobą należała, lubił przyglądać się, gdy niepewność niemal ją
obezwładniała, gdy drżąca ze strachu czekała na dalszy rozwój wydarzeń.
Uwielbiał trzymać bat tak, że końcówka jedynie delikatnie dotykała skóry, by w
najmniej oczekiwanym momencie uderzyć z całej siły. Z przyjemnością patrzył na
nią, gdy dawała uśpić swą czujność, ukołysać się słodkiemu poczuciu
bezpieczeństwa, by za kilka sekund mógł brutalnie sprawdzić, gdzie leżą granice jej
posłuszeństwa.
Mijając ją na ulicy, nikt by się nie domyślił, kim jest. Nie miała suczej natury
wypisanej na czole. Ot, zwykła grzeczna blondynka. Jedynie na dnie zimnych
niebieskich oczu czaiły się niebezpieczne błyski zdradzające, co drzemie wewnątrz.
Suka wewnątrz niej domagała się zaspokojenia, jej uległość nie była kaprysem czy
zachcianką, była wewnętrzną potrzebą. Czymś, dzięki czemu mogła na co dzień
stawić czoła światu.
Zmęczona czekaniem, położyła się na łóżku. Zasnęła na krótką chwilę, zrywając
się na równe nogi, gdy usłyszała dźwięk samochodu parkującego przed domem.
Właściciel wszedł do pokoju, gdzie czekała, uśmiechnął się, widząc, że czeka nago,
tak jak kazał. Podszedł i stanął przed nią: „Przygotowałem dla ciebie
niespodziankę” – powiedział z obietnicą w głosie. Usiadł obok niej i ręką zaczął
błądzić po jej ciele, przesuwając się po brzuchu w dół. Posłusznie rozsunęła nogi.
- P. nie może się doczekać, żeby cię zobaczyć, suko – dodał.
Zamarła. Jego ton powiedział, wszystko, co powinna wiedzieć, jednak chwila
zeszła, zanim dotarło do niej znaczenie tych słów. On siedział obok, nic nie mówiąc,
dając jej czas na przetworzenie w głowie tego, co przed chwilą usłyszała. Wiedział,
że suka nie powie „nie”. Jeśli chciał, aby coś zrobiła dla niego, zawsze okazywała
stuprocentowe posłuszeństwo. Wiedział dobrze, jaką przyjemność dawało jej
służenie mu i wykonywanie poleceń. W tym przypadku wiedział także, jak wielkie
musi być jej zaskoczenie. Był pewny, że takiej ewentualności jego suka nie wzięła
pod uwagę.
- Wiem, że go lubisz, słyszę przecież, w jaki sposób o nim opowiadasz – drażnił się z
nią.
Chciała coś powiedzieć, ale położył palec na ustach, dając do zrozumienia, że nie
interesuje go co ona ma do powiedzenia. Chwilę siedzieli w ciszy, kiedy jednak nie
wytrzymała i spytała krótko: „dlaczego?”
- Dlaczego? – powtórzył jej pytanie. – Wiesz jak bardzo nie lubię, kiedy zadajesz za
dużo pytań. Mógłbym powiedzieć, że chodzi o to, żebyś mi sprawiła przyjemność.
Mógłbym też powiedzieć, że chodzi mi, żeby przetestować cię w takiej sytuacji,
przesunąć granice. A może to jest test, sprawdzający twoje zaufanie?
Kiwnęła potakująco, czekając, co jeszcze powie jej Pan.
- Każdy z powodów, które wymieniłem, ale robię to też dla ciebie. Tylko nie mów mi,
że nigdy nie myślałaś o seksie z nim.
Zrozumiała, że uznał rozmowę za zakończoną.
Wyszedł i po krótkiej chwili wrócił razem z zapowiedzianym gościem. Krótka
wymiana spojrzeń i już wiedziała, jak ta rozgrywka się potoczy.
Spojrzała w oczy Właściciela i wyciągnęła drżącą rękę w kierunku drugiego z
mężczyzn…

Kiedy przewijała w pamięci sceny, w których jeszcze godzinę wcześniej


uczestniczyła, były jak rozsypane puzzle, potrzebowała czasu, żeby je poukładać.
Widziała siebie obciągającą zaproszonemu gościowi, podczas gdy Właściciel nie
żałował bata jej dupie i nie przestawał wymierzać razów, dopóki P. nie skończył w
jej gardle.
Kolejny puzzle… dziurki rozpychane z dwóch stron jednocześnie, rżnięta przez ich
obu.
I kolejny…ona na kolanach przed nimi, z otwartymi ustami.
I jeszcze jeden…intensywny orgazm, w chwili gdy ręka Właściciela zaciskała się
na jej karku, trzymając ją w żelaznym uścisku, żeby członek drugiego mężczyzny
mógł wsunąć się głęboko w jej usta…
I zadowolony głos Właściciela, gdy pochwalił ją, mówiąc: „good girl…”

Perwersja

Słowo „perwersja” pochodzi od łacińskiego perversio, co znaczy


„obrócenie w niewłaściwym kierunku, przekręcenie, zepsucie”. Czym jest
dzisiaj perwersja, pomijając łacińską etymologię tego słowa?
Z czym kojarzy się wam perwersja?

***

Mam siedemnaście lat, siedzę i oglądam z rodzicami film „po dzienniku”.


W pewnej chwili na ekranie pojawia się zbliżenie twarzy kobiety i
mężczyzny, całują się namiętnie, co dalej nie wiem, gdyż mama każe mi
wyjść z pokoju. Mojemu wyjściu towarzyszą stwierdzenia, że na ekranie
pokazywane jest obrzydlistwo i coś bardzo brudnego. A fe! Podobna
reakcja towarzyszy praktycznie każdej scenie miłosnej, której fragment
niechcący mam pecha zobaczyć.

***

Koleżanka skarży się, że były mąż pozwala dzieciom podczas


weekendowych wizyt oglądać bardzo brutalne filmy, które praktycznie
powinny być oglądane przez dorosłych widzów. On nie widzi w tym
najmniejszego problemu, według niego chłopcy wręcz powinni oglądać takie
„męskie” sceny. Rzecz ma się za to zupełnie inaczej, gdy na ekranie pojawia
się kawałek nagiej piersi bądź scena łóżkowa.
Zabrania synom patrzeć na takie plugastwo.
***

Czy to nie jest właśnie przykład skrajnej perwersji?


Jasny komunikat przekazany przez rodziców, że przemoc jest OK., a
miłość nie. Komunikat, że lanie w mordę i krojenie na kawałki jest spoko i
cool, ale okazywanie czułości przez dwoje ludzi, nagość – to ścieżka
prowadząca do ognia piekielnego? Jeśli masz kilka bądź kilkanaście lat, twój
umysł chłonie informacje jak gąbka, zapamiętuje, aby użyć ich w dalszym
życiu. Jaki zrobisz pożytek z wiedzy przekazywanej przez rodziców, gdy
dorośniesz?
Wynosimy z dzieciństwa przekazane nam stereotypy, dlatego szkoda,
że ci, którzy powinni być mądrzejsi od nas, odstawiają taką fuszerkę. A może
sami mają głęboki, złożony problem, do którego przyznać się wybyło wstyd?
Powtarzając za seksuologami: perwersja drzemie w każdym z nas,
pragnącym lepszego seksu.
Czasem myślę, że w polskim purytańskim społeczeństwie seks sam w
sobie jest już perwersją. Często zapomina się, że to przecież tylko jeden z
popędów, jakim nasze ciało podlega. Reprezentatywna część naszego
społeczeństwa uważa wszystko, co nie jest wprowadzeniem członka do
pochwy, za zboczone.
Perwersje…Seks analny, mniam, uwielbiam, jestem wielką fanką tego
typu aktywności. Oralny…Cóż lepszego kobieta może ofiarować
ukochanemu, jeśli nie namiętne fellatio? S/M, już chyba wiecie, że na
dłuższa metę żyć bym bez tego nie mogła. Co jeszcze podchodzi pod tą
niesamowicie interesującą kategorię?
Chyba wszystko, co ludzki umysł jest w stanie stworzyć w swoich
zakamarkach i co da się wprowadzić w życie. Dla każdego z nas pewnie
będzie to coś innego, tak jak różne są preferencje w tej materii.
Jednego podnieca pejcz spadający na tyłek, innego seks podczas
miesiączki. A skoro już mowa o seksie podczas miesiączki… Chyba każdy,
mowa o tych świadomych własnej seksualności, ma coś z zakazanego
repertuaru, o czym samo myślenie doprowadza go do szaleństwa. Zdarzyło
mi się kiedyś, zupełnie spontanicznie, kochać się analnie podczas miesiączki.
Tampon w jednej dziurce, ale przecież druga pozostaje dostępna. A jakie
doznania…
A co wam przychodzi na myśl, gdy myślicie „perwersja”?

Czy kobieta znaczy gorsza?

Żyjemy w XXI wieku, jesteśmy dumnymi obywatelami świata, są


jednak nadal miejsca, gdzie lepiej nie urodzić się wcale niż urodzić się
kobietą.
W pewien wrześniowy niedzielny poranek kilkuletni Moshe, podobnie
jak wcześniej jego starsi bracie, poszedł na pierwsze zajęcia w żydowskiej
szkole dla chłopców. Wtedy to właśnie usłyszał modlitwę, którą powtarza do
dziś, a brzmi ona tak: Błogosławiony bądź Boże, Panie wszechświata,
któremu składam wdzięczność za to, że nie stworzył mnie kobietą.
Mamy XXI wiek, ale chłopcy w hebrajskich szkołach nadal zaczynają
dzień od tej modlitwy. Dziewczynki natomiast, w podobnej szkole,
przeznaczonej wyłącznie dla nich, modlą się trochę inaczej – one z rezygnacją
godzą się z tym, że są gorsze od mężczyzn i dziękują pokornie Bogu podczas
modlitwy za to, że stworzył je tym, czym są.
Jak myślicie, czy tak Moshe, Isaak bądź Nathan będą kiedyś traktować
swoje żony partnersko?
Ortodoksyjny Żyd nie poda ręki kobiecie, bo wpojono mi, że kobieta
jest istotą nieczystą do potęgi entej. Oczywiste jest więc, że kobiecie nie
wolno nawet dotknąć Tory, a co dopiero czytać z niej. Ten przywilej mają
jedynie mężczyźni. Według judaizmu tylko oni są godni, by czytać ze świętej
księgi, kobiety przez sam fakt miesiączkowania są uznane za istoty nieczyste.
Rozwody, które w ortodoksyjnych środowiskach żydowskich nie mają
miejsca, są dopuszczalne i w pełni usprawiedliwione, jeśli kobieta nie może
mieć dzieci. Wygląda na to, że jedyną przewidzianą w judaizmie rolą kobiety
jest bycie chodzącym inkubatorem. Pewnie dlatego po dziś dzień można
spotkać w Nowym Jorku młodą Żydówkę z piątką bądź szóstką dzieci. Pod
koniec „okresu rozrodczego”, jeśli tylko zdrowie na to pozwoli, bilans zamyka
się imponującą liczbą dziesięć, ale są i takie szczęściary, które rodzą
dwanaścioro dzieci. Bardzo częste są u Żydów ciąże mnogi, spowodowane
bliskim pokrewieństwem małżonków. Dosyć często z tego samego powodu,
dzieci rodzą się upośledzone.

Ale judaizm wcale nie ma monopolu na urągające godności


traktowanie kobiet. Jest to głęboko zakorzenione również w innych
systemach religijnych i kulturowych.
Weźmy na przykład Indie. Dość popularne badanie wód płodowych,
oryginalnie przeprowadzone w celu sprawdzenie wad wrodzonych płodu,
znalazło w Indiach inne zastosowanie. Do normalnych widoków należą
plakaty na peryferiach miast lub przy drogach, reklamujące określanie płci
nienarodzonego dziecka za pomocą tychże badań. Po cóż Hindusom,
pochodzącym często z niższych kast, znajomość płci dziecka przed
urodzeniem? Otóż po to, aby usunąć ciążę niezależnie od jej zaawansowania,
jeśli okaże się, że przyszła matka nosi w łonie dziewczynkę. Niektóre reklamy
tego procederu posuwają się ciut dalej i reklamują usługę za pomocą dość
sugestywnych haseł typu: „lepiej 500 rupii teraz niż 50 000 rupii później”.
Skąd te sumy? Otóż 50 000 rupii to przeciętny posag wymagany od
panny z niższej kasty. Ludzie tworzący prawo w Indiach próbowali podjąć
pewne kroki, aby zapobiec tego typu praktykom, ale odnieśli sukces podobny
do tego z 1961 roku, kiedy to oficjalnie zniesiono system kast od wieków
panujący w Indiach.
Kto wyegzekwuje prawo w kraju, w którym mieszka ponad miliard
osób?
Ku wielkiemu niezadowoleniu rodziców, dziewczynki rodzą się nadal.
Sprytni Hindusi i na to jednak znajdują sposób. Przecież niemowlęta są takie
delikatne… Wystarczy, że ziarenko ryżu znajdzie się w drogach oddechowych
albo mleko przyprawione zostanie odpowiednimi ziołami, w ostateczności
można użyć szmatki nasączonej eterem. Jeśli jednak dziewczynka przeżyje, i
tak jej szanse – na w miarę normalne życie – są znikome.
Słyszeliście o paleniu żywcem wdów podczas ceremonii pogrzebowej,
zwanej „sati”, po śmierci męża? Społeczeństwo nie potrzebuje tych kobiet,
gdyż nie stanowią żadnej wymiernej wartości, nie da się ich przeliczyć na ileś
tam rupii. Lepiej i ekonomiczniej jest się ich pozbyć. Popularne hinduskie
imię Nakusha, czyli niechciana, mówi samo za siebie…
Nawet w wierzeniach hindu, ogień podczas pogrzebu ojca musi zostać
zapalony przez syna, inaczej dusza zmarłego będzie błąkać się w
nieskończoność i nigdy nie osiągnie upragnionej nirwany. Dlatego mieliśmy
głośny przypadek sześćdziesięcioletniej Hinduski, która miała dorosłe córki,
ale nie syna. Wraz z mężem wzięła kredyt, by sfinansować sztuczne
zapłodnienie, oni musieli mieć syna, inaczej byliby potępieni na wieki. Któż
zapaliłby święty ogień, gdy brak męskiego potomka.
W indyjskiej prowincji Tamil Nadu oficjele przeprowadzili kampanię
mającą, ich zdaniem, rozwiązać problem. Nawoływali, aby nie zabijać
dziewczynek, tylko je porzucać po urodzeniu. W krótkim czasie odsetek
zgonów wśród niemowląt płci żeńskiej wzrósł o 45%. Położna, która odbierze
poród noworodka płci męskiej, ma płacone podwójnie.
Wygląda na to, że w Indiach najgorszy pech, jaki cię może spotkać, to
urodzić się kobietą. Twoja rola jest wtedy z góry ustalona i wiesz, czego
oczekiwać od życia. Wszystkiego, co najgorsze, również z rąk najbliższych.
Pakistan i Bangladesz, dwa kraje graniczące z Indiami, mają podobne
podejście do kobiet. Gdy przychodzi na świat dziewczynka, matce składane
są kondolencje. W niektórych regionach Pakistanu i w pobliskim
Afganistanie narodzinom dziewczynki towarzyszą uroczystości pogrzebowe.
Zdaniem UNICEF-u wyjątkowy procent zgonów wśród dziewczynek w
Indiach, Bangladeszu i Pakistanie jest bezpośrednio związany z
dyskryminacją.
Siostra mojego znajomego została ukamienowana w Bangladeszu, bo
podejrzewano ją o cudzołóstwo, choć równie dobrze mogły to być złośliwe
plotki odrzuconego kochanka. Ukamienowana w XXI wieku…
Jeśli jesteś kobietą, to czytając ten tekst pewnie pomyślisz sobie, jakie
to szczęście, że urodziłaś się w cywilizowanym kraju w Europie.
Ja tam się nie cieszę, mając świadomość, że Polską rządzą ludzie o
dość radykalnych poglądach i dziwnych pomysłach. Takich, jak na przykład,
rejestrowanie ciąż. Nie wydaje mi się, żeby pomysł ów miał na celu
poprawienie bytu przyszłej matki, jeśli sytuacja tego wymaga. To raczej
skatalogowanie wszystkich ciężarnych. W jakim celu? Różne hipotezy
przychodzą do głowy. Katalogowanie ciąż wywołuje we mnie dziwne uczucie,
że nagle mój brzuch i macica stają się dobrem publicznym i własnością
wspólną.
Czemu facetom nie wszczepią elektronicznych czipów w penisy, żeby
było wiadomo, gdzie je wkładają?
Dlaczego nie wprowadzą monitoringu wszystkich ojców, by
kontrolować, czy łożą na utrzymywanie swoich dzieci?
Znalazłoby się jeszcze kilka pomysłów.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Zostawić coś dla siebie

Siedzę na łóżku w sypialni, zaczytana. Wieczór, za oknem ciemno, ciepłe światło


lampy otula sprzęty. Świat namalowany słowami na kartkach książki wciąga coraz
bardziej. Momentami mam wrażenie, jakbym tam była , widziała to własnymi
oczami, stała w cieniu i przyglądała się bohaterom. A jest czemu się przyglądać…
Kobieta przekręca klucz w zamku i otwiera drzwi od mieszkania. Mężczyzna nie
potrafi oderwać od niej wzroku, dawno się nie widzieli. Z każdym spojrzeniem
wydaje mu się jeszcze piękniejsza. Potęga miłości? Tak, ale jednostronnej. Ona
właśnie zaprosiła go do domu mężczyzny, z którym dzieli stół i łoże. Choć dzwonki
ostrzegawcze dźwięczą donośnie w głowie nieszczęsnego wielbiciela, to jednak
rozum już ich nie słyszy, zalany wizjami tego, co za moment się wydarzy.
„Jesteś pewna, że go nie ma, że nie przyjdzie dzisiejszej nocy?” – pełnym napięcia
szeptem zadaje jej pytanie, choć jest tak napalony, że najchętniej wziąłby ją tu i
teraz. „Niemądry, oczywiście, że nie wróci dziś w nocy. Inaczej bym tak nie
ryzykowała” – odpowiada ona ze swoistą lekkością w głosie i zaczyna odpinać
guziki
guziki jego koszuli po drodze do sypialni. Światła tętniącego nocnym życiem miasta
wpadają przez ogromne okna, tworząc niesamowitą grę cieni. On czuje się jak
odurzony, sam nie wie, czy to jej bliskość, czy wypity wcześniej alkohol sprawia, że
wszystko inne przestaje się liczyć.
Upojony szczęściem ląduje na łóżku, ona zaś zabiera się ochoczo za jego męskość.
Twardy już członek twardnieje jeszcze bardziej w jej ustach. W pomieszczeniu
słychać ciężki oddech mężczyzny, oddech kogoś, kto podąża ku spełnieniu. Jeszcze
kilka ruchów języka, ona to czuje, chce, aby ta noc pozostała mu w pamięci na
długo. Jest wprawną kochanką, wie, jak sprawić mężczyźnie przyjemność.
On zaczyna drżeć w jej ustach, już nie ma odwrotu, już nie da się niczego cofnąć.
Gejzer ciepłego nasienia ląduje w gardle kobiety, zaś szczytujący mężczyzna w
kulminacyjnym momencie spostrzega ukrytego w cieniu rywala. Mechanicznie
zaciska palce we włosach kobiety, wpycha członek jeszcze głębiej w usta.
Po kilku sekundach odzyskuje jasność umysłu na tyle, aby sobie zdać sprawę z
tego, co się przed chwilą wydarzyło. „Dlaczego to zrobiłaś?! Jak mogłaś!” „O czym
ty mówisz?” – pyta kobieta, jakby nie wiedząc, o co chodzi. „Mam dość twoich
gierek! Ty to zaplanowałaś, zrobiłaś to dla niego!” – wyskakuje z łóżka jak oparzony
i w ciemnościach próbuje odnaleźć porozrzucane po podłodze ubranie. Z butami w
ręce, po omacku trafia do drzwi i wybiega z mieszkania.
- Wow, to było dobre – mówię sama do siebie, odkładając książkę. I zaraz coś mi się
przypomina. Nie, to głupie – myślę głośno. Nie mogę tego zrobić – zaczynam sama
siebie przekonywać. A może jednak… - chochlik w mojej głowie pracuje pełną parą.

Kilka dni wcześniej dostałam mejla. Niby nic nadzwyczajnego, przecież dostaję
mejle od czytelników, ale ten był inny. Nie, nie wulgarny, wręcz przeciwnie, autor
był bardzo taktowny i kulturalny. Dziwny, lecz intrygujący. I miał do mnie
niezwykłą prośbę.
Chciał nas podsłuchiwać w sypialni. Tłumaczy w liście, że to go niesamowicie
podnieca, że nic więcej ode mnie nie chce i … że pewnie mnie samej się spodoba, jak
to określił, przedstawienie. Moje sceptyczne „przecież to się nie uda” poległo pod
naporem jego zaskakującego przygotowania całego przedsięwzięcia od strony
technicznej.
Tego wieczora wrócił później niż zwykle, zmęczony. Przygotowałam wcześniej coś
lekkiego do zjedzenia i zaproponowałam, że pójdziemy razem pod prysznic,
sugerując coś specjalnego przygotowanego na później. Scenariusz miałam gotowy w
głowie, teraz należało go tylko wprowadzić w czyn.
Aromatyczny olejek do masażu kupiłam wcześniej i postawiłam na stoliku przy
łóżku. Sprawdziłam dyktafon w telefonie czy działa, jaki ma zasięg i na jak długo
wystarczy. Cała ta sytuacja zaczęła mnie podniecać, czułam rosnącą adrenalinę,
choć niesamowicie pilnowałam, aby się z niczym nie zdradzić i nie wzbudzić
podejrzeń.
Kiedy leżał, mając przymknięte oczy i oddając się przyjemności masażu,
niepostrzeżenie włączyłam nagrywanie. Od tego momentu wypadki potoczyły się
błyskawicznie.
Zrelaksowany prysznicem i masażem, jakby wstąpiło w niego nowe życie, zabrał
się za mnie, nie zważając na słowa protestu. Moje jęki niosły się echem po
pomieszczeniu. Słychać było wyraźnie, kto jest panem sytuacji i na pewno nie
byłam to ja. Równie wyraźnie słychać było uderzenia spadające na wypięte
pośladki i zduszone okrzyki bólu. Bałam się, że się domyślił, że jakiś cudem się
dowiedział, to by przecież tłumaczyło niespodziewany zwrot akcji. Kiedy ze mną
skończył, padłam bez sił. Nie byłam w stanie się ruszyć.
Rano sprawdziłam nagranie. Było bez zarzutu, choć może nie do końca takie, jak
je sobie zaplanowałam. Zgrałam je na komputer i wysłałam temu, który je zamówił.
Po kilku dniach otrzymałam mejla z jednym tylko słowem: „dziękuję”.
Tak naprawdę nigdy nie spełniłam tamtej prośby. Uważam, że trzeba zostawić coś
dla siebie, że ekshibicjonizm też ma swoje granice.
Sacrum czy profanum?

Klikając w Internecie, trafiłam na artykuł o rosnącej modzie


na…operacje przywracające dziewictwo. Kilka nacięć skalpelem, trochę
rozpuszczalnych szwów i błona dziewicza jak nowa. W niektórych krajach
europejskich operacje przywracania dziewictwa przebijają popularnością
jakiekolwiek inne operacje plastyczne. W jakich krajach? W tych, w których
jest sporo mieszkańców pochodzących z krajów muzułmańskich.
Przemknęła mi przez głowę myśl, że naprawdę cieszę się, że pochodzę z
innego świata, ze świata, gdzie dziewictwo kobiety nie jest jedyną wartością i
sacrum samym w sobie, Ale po chwili myśl ta ustąpiła miejsca refleksji, czy
aby jest tak na pewno. Czy ja, urodzona w Polsce, różnię się od Francuski
marokańskiego pochodzenia aż tak bardzo? Czy nasza kultura i zwyczaje
również nie sprowadzają kobiety do roli przedmiotu? Może nie w aż tak
skrajnej formie jak w krajach arabskich, może nie jest to aż tak jawne,
powszechne i otwarte, ale bez wątpienia ma miejsce.
Przypomniało mi się, jak w wieku kilkunastu lat, będąc jeszcze
uczennicą szkoły podstawowej, byłam „edukowana” przez babcię i matkę na
temat dziewictwa i zachowania czystości aż do ślubu. I tak, jak seks był dla
tych dwóch kobiet tematem tabu i synonimem czegoś najobrzydliwszego, co
tylko można sobie wyobrazić, tak niekończące się „nauki” na temat
dziewictwa i jego ogromnej rangi były wałkowane bez końca. Zapamiętałam z
tamtych wykładów to, że albo jesteś dziewicą albo kurwą, nie ma nic
pośredniego – według kobiet w mojej rodzinie istniały tylko dwie opcje.
Dziewictwo kobiety jako jedyna wartość, jaką owa kobieta posiada?
Ilu pokoleń potrzeba, żeby wyplenić przesądy, gusła i uprzedzenia?

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Kiedy prośby zostają wysłuchane

Na dzień dobry poczułam władczy dotyk dłoni przesuwającej się po moim cele.
Zanim zdążyłam się na dobre obudzić, ciało już zaczęło odpowiadać. Uniosłam
powieki, w pokoju panował półmrok, pomyślałam, że musi być jeszcze dość
wcześnie. Bardzo lubię takie poranne zabawy, szczególnie jeśli mam wolny dzień
przed sobą. Wtedy można naprawdę zatracić się w przyjemności bez potrzeby
spoglądania na zegarek.
Leżałam na boku, odwrócona tyłem do niego, przytulona pośladkami do jego ud.
Błądząca po moim ciele ręka zainteresowała się twardniejącymi sutkami, które, gdy
tylko poczuły, że są w centrum uwagi, zrobiły się jeszcze twardsze. On wie, że moje
piersi są bardzo wrażliwie i uwielbiają zarówno pieszczoty, jak i bardziej
zdecydowany dotyk.
Najpierw chwycił dwoma palcami lewy sutek, delikatnie ściskając i ciągnąc.
Usłyszał, jak mój oddech przyśpieszył, nieomylny znak, że nie śpię. W miarę, jak
dotyk przybierał na sile, zaczęłam czuć pierwsze krople wilgoci w okolicach cipki.
Nie mogłam już leżeć spokojnie, szczególnie gdy zaczęłam wyraźnie odczuwać
nieznośne napięcie między nogami. Ręka bawiąca się moim sutkiem zmieniła obiekt
zainteresowania i poczułam ją mocno ściskającą całą pierś. Szarpnęłam ciałem do
przodu, odruchowo chcąc uciec przed bólem, nie wiedząc, że to dopiero przedsmak
tego, co mój Mistrz dla mnie przewidział. Ugniatał i ściskał moją pierś, ja zaś
starałam się opanować, żeby nie krzyczeć. Za moment poczułam podobny dotyk na
drugiej piersi. Już bez delikatnego wstępu, raczej z całą stanowczością. Przerwał
mówiąc, żebym poszła umyć wibrator. Odpowiedziałam, żartując, że mogę pójść, ale
mój biust wolałby zostać. Pozostawił to bez odpowiedzi.
Zostałam w łóżku. Ściskał piersi, coraz mocniej szczypiąc sutki. Bolało. Cipka była
już bardzo mokra. Na moment przerwał, by zbadać sytuację między moimi nogami.
Usłyszałam, że jest mokra tak bardzo, że nawet pupa i uda są wilgotne. Zanurzył
palec w mojej dziurce, dołożył drugi. Wysunął je i zaczął wodzić nimi po wargach,
rozcierając jednocześnie wilgoć po udach i brzuchu. Zanurzył palce znowu i zaczął
smarować sokami piersi. Czułam swój własny zapach w powietrzu, swoje
podniecenie. Wstydziłam się, a jednocześnie robiłam coraz bardziej podniecona.
Znowu jego dłonie na piersiach. Zaciska je mocno. Boli coraz bardziej. Próbuję się
wyrwać, ale błyskawicznie czuję palce zaciskające się na szyi i nacisk na tyle silny,
że próby oporu nie mają szans. Mówię, urywanym głosem, że przecież miałam iść po
wibrator, tak przecież mówił wcześniej. „Pójdziesz jak ci pozwolę” – słyszę w
odpowiedzi. Ze spokojem wraca do zabawy moimi piersiami. Staram się nie
krzyczeć, ale czuję łzy napływające do oczu. Kiedy zapominam się na moment i
znów próbuję się wyrwać, jedna ręka zaciska się jeszcze z większą siłą, druga zaś
dociska moje ciało do materaca.
Przez głowę przebiega mi myśl, że w takim przypadku naprawdę wolałabym być
zakneblowana. Długą chwilę po tym, kiedy w myślach błagam, żeby przestał, że już
mi wystarczy, że więcej nie wytrzymam – on przestaje. Przestaje po to, by wysłać
mnie do łazienki, żebym przyniosła wibrator. Wracam, kładę się na łóżku.
On zawiązuje mi nogi w kostkach i jednocześnie przesuwa je, zgięte w kolanach
taj, że moje pięty dotykają pośladków. Każe mi rozchylić nogi i bez problemu wsuwa
spory wibrator w moją mokrutką szparkę. W tym momencie przestaję myśleć o
czymkolwiek, jest mi niesamowicie dobrze. Wibrator rytmicznie pracuje w cipce,
biodra falując współgrają z wibracjami, on klęczy między moim nogami i się temu
przygląda.
Wiem, że za sekundę poczuję upragnione skurcze, będę szczytowała na jego
oczach, będzie widział każde drgnięcie mojej cipki. W tym momencie zupełnie mi to
nie przeszkadza, teraz rządzi ciało i instynkt, nie ma już wstydu. Kiedy ostatnie
skurcze znikają, wyciąga wibrator, który aż lśni od soków. Mając nadal związane
nogi, proszę, żeby pozwolił sprawić sobie przyjemność. Jego męskość w moich
ustach, naprężona, napięta, drgająca pod dotknięciem szorstkiego języka. Obfity
wytrysk, którego część trafia do ust, część na moją twarz, ogłasza finał.

Okiem konkubiny, czyli wolne związki

Wolny związek, konkubinat, związek partnerski, kocia łapa…jak zwał


tak zwał, każdy wie, o co chodzi. A chodzi o dwie osoby płci przeciwnej żyjące
jak małżeństwo i posiadające wspólne gospodarstwo domowe.
Wielokrotnie zastanawiało mnie, dlaczego słowo „konkubinat” ma
pejoratywne znaczenie. Dlaczego gdy słyszymy „konkubent”, od razu staje
nam przed oczami pan o wątpliwej reputacji, nadużywający alkoholu i
trenujący boks na swojej wybrance? Czasem myślę, że prędzej
homoseksualiści zmienią prawno na swoją korzyść i będą mogli w jego
świetle legalizować swoje związki, niż zmieni się negatywny wydźwięk wyrazu
„konkubinat”. Dziś w Polsce bardziej mocne jest zajmowanie się
przestrzeganiem i zmianą prawda dla mniejszości homoseksualnych niż
marnowanie czasu na debaty nad ułatwieniem życia sporej liczby osób, które
tworzą rodzinę, a ich jedynym przewinieniem jest to, że nie dali księdzu
koperty w zamian za święty spokój. Należy ich ukarać, uprzykrzyć im życie
tak, aby, będąc traktowani jak obywatele drugiej kategorii, zrażenie
trudnościami pobiegli w końcu i pozwolili usankcjonować swoją miłość panu
w sutannie bądź urzędnikowi w USC.
Bo w Polce nie można żyć normalnie, nie można żyć inaczej, a już na
pewno nie można żyć w wolnym związku. Rządzący pracują nad tym
bezustannie, zapłodnienie in vitro ma być dostępne jedynie dla małżeństw.
Według ortodoksyjnych katolików kobieta, niebędąca czyjąś żoną, nie ma
prawa chcieć zajść w ciążę. Bezpłodność takiej pani to tylko i wyłącznie jej
problem, ale wystarczy, że wyjdzie za mąż, i nagle będzie miała dostęp do
zapłodnienia pozaustrojowego.
Któż to słyszał, żeby samotna kobieta miała prawo decydować sama o
sobie, przecież ona musi mieć opiekuna, mądrego faceta przy boku, żeby
pomógł podjąć jej życiowe decyzje, których sama, z racji swojego
ograniczonego umysłu, nie powinna podejmować. Dobrze, że póki co, nie
musimy przynosić pisemnej zgody męża, zatrudniając się, idąc do lekarza po
tabletki antykoncepcyjne czy chcąc wyjechać samodzielnie na urlop.
Osoba żyjąca w stabilnym związku, często posiadająca dzieci z
partnerem życiowym, którym nie jest mężem, niewiele może. Nie może
dziedziczyć po tymże partnerze, nawet jeśli przez całe życie dorabiali się
majątku razem, nie ma prawa do świadczeń socjalnych ani prawa do adopcji.
Lepiej, żeby sierocińce były pełne, niż żeby sieroty były wystawione na
demoralizację przez rodziców adopcyjnych, których jedyną winą jest, że nie
mają aktu ślubu. I nikogo nie obchodzi to, ile miłości takie dziecko mogłoby
otrzymać od tej pary. Najważniejsze jest, aby mieli ślub.
Uważam małżeństwo za instytucję mocno przereklamowaną, a wiem,
co mówię, bo mam za sobą dwa takie związki. I od razu śpieszę z
wyjaśnieniem: nie, nie zostałam porzucona, nie mam do nikogo żalu, wręcz
przeciwnie – to ja byłam inicjatorem rozwodu. Jakby się ktoś uparł, to za
drugim razem mąż w pewnym sensie porzucił mnie, umierając na atak serca,
ale mniejsza o detale.
Polska jest w zdecydowanym ogonie Europy, jeśli chodzi o legalizację
związków partnerskich/konkubenckich. Większość cywilizowanych krajów
rozwiązała ten problem już jakiś czas temu, nawet dość konserwatywna
Hiszpania ma regulacje prawne ułatwiające życie parom pozostającym w
niesformalizowanych związkach. Określają one kwestie majątkowe, a także
bez większych formalności pozwalają na wcześniejsze ustalenie kwestii,
nazwisko którego z rodziców ma będzie nosiło potomstwo urodzone w takim
związku. Pary takie mogą się również wspólnie rozliczać z podatków, co jest
sprawą niemożliwą w Polsce, gdyż według naszego prawodawstwa związki
partnerskie nie mają zdefiniowanych absolutnie żadnych praw, to
oczywistym być powinno, że nie ponoszą odpowiedzialności za zobowiązania
finansowe partnera. Otóż i tak, i nie.
Urząd Skarbowy interpretuje tą kwestię w całkiem interesujący
sposób, czyli mimo niemożności wspólnego rozliczenia podatków, traktuje
osobę pozostającą we wspólnym pożyciu jako członka rodziny, który w
związku z tym w dużym stopniu odpowiada za zobowiązania podatkowe
swojego partnera. To się nazywa schizofrenia urzędu skarbowego. Jesteśmy,
ale jednocześnie nas nie ma.
Ostatnio sporo się mówi i debatuje na temat wyższości małżeństwa
nad związkiem na „kocią łapę”. Te debaty są idiotyczne w kraju, gdzie
światopogląd większości kształtowany jest przez mniejszość, która czerpie
korzyści finansowe z dyktowania ograniczonym masom tego, jak mają myśleć
i w co wierzyć. To tak jakby w Iranie Ahmaidnejad nawoływał do
respektowania swobód obywatelskich i wolności słowa. Absurdalne w obu
przypadkach.
No, ale mamy jeszcze całą społeczną ideologię dorobioną do
konkubinatu.
„Przecież jeśli się z tobą nie ożenił, tylko żyje bez ślubu, to znaczy, że
chce cię tylko wykorzystać, nie zależy mu na tobie”.
„Ty mnie nie kochasz, mama mi powtarza, że jak mężczyzna nie myśli
o kobiecie poważnie, to właśnie wtedy żyje z nią bez ślubu”.
„Może byśmy się pobrali, wiesz, koleżanki coraz częściej się pytają,
kiedy dasz mi pierścionek zaręczynowy”.
„Rodzice mówią, że skoro będziemy mieli dziecko, to powinniśmy wziąć
ślub”.
Takie i wiele innych równie romantycznych tekstów jest nierozerwalnie
związanych z debatami o wyższości papierka z USC nad byciem z sobą bez
przymusu. Bardzo wielu owych szczęśliwych małżeństw z dziką ochotą
uciekłoby, gdzie pieprz rośnie, gdyby tylko nie ten głupi papierek, który ich
trzyma. No, bo trzeba pójść do sądu, rozwód wiąże się komplikacjami, więc
taniej i prościej dzielić mieszkanie z osobą, która od dawna nie wzbudza
żadnych uczuć, oprócz złości i irytacji.
Sytuacja szalenie komfortowa, pozwala bezkarnie pluć na tych, którzy
mają odwagę żyć razem, choć związani są jedynie wolą bycia ze sobą.

Uwaga, kobieta!

Leżę na leżaku, popijam mrożoną herbatę i cieszę się chwilą. Tak


wygląda praca w domu, a właściwie zza domu, bo tam jest patio, a choć ma
być dziś 40 stopni, to pogoda jeszcze pozwala na przebywanie na zewnątrz
bez groźby rozpłynięcia się. W dobie bezprzewodowego Internetu pracować
można właściwie w każdym miejscu, w kawiarni, poczekalni lotniska, czy jak
w moim przypadku – w przydomowym ogródku.
Ale ja nie o tym chcę, nie o tym. Rzecz będzie o istocie przewrotnej,
podstępnej, ale jakże wiele uroku posiadającej. Nie, nie mam na myśli żmii
ani innej oślizgłej gadziny, rzecz będzie o kobiecie. A któż zna kobietę tak
dobrze jak inna niewiasta?
Dawno, dawno temu, kiedy poznałam już realia pracy w korporacji,
zastanawiałam się, skąd bierze się – jakże niesprawiedliwy – trend płacenia
słabszej płci mniej. Przyznam, wkurzało mnie, że kolega na tym samym
stanowisku zarabiał o dobre parę tysięcy zielonych rocznie więcej niż ja.
Przyszedł jednak moment, że zrozumiałam ukryty sens tego zjawiska.
Nastąpiło to, kiedy szef wszedł akurat do biura w momencie, gdy koleżanka
demonstrowała mi ćwiczenia ujędrniające pupę. Tak, biję się w pierś i
przyznaję: nie wykorzystuję każdej minuty spędzanej w pracy na pracę
właśnie.
No bo jak to? W poniedziałek przez pierwsze dwie godziny nie wymienić
się z koleżankami wrażeniami z weekendu? Nie pokazać zdjęć z urlopu? A
gdzie rozmowy na czacie, pisanie prywatnych maili, zakupy przez Internet?
Kiedy ja mam na to znaleźć czas po powrocie do domu? Wtedy to ja
zmieniam się w kurę domową, znaczy, sukę domową. I tu rodzi się kolejny
problem. Czy współczesnej, wyzwolonej, feminizującej kobiecie w ogóle wolno
być kurą domową? I jak pogodzić bycie kurą z jednoczesnym byciem
demonem seksu, czego przecież od nas wymaga się także.
Można się w tym wszystkim pogubić, bo i sukces mamy odnosić, i to
najlepiej na wszelkich możliwych polach, i powinnyśmy być profesjonalne, do
tego ciepłe, kobiece i seksowne. Zwariować można! Do tego być wierne,
skromne i ciche, a także doświadczone, wyuzdane i bez zahamowań, kiedy
zajdzie taka potrzeba. Toż to, kurwa, rozdwojenia jaźni można dostać!
Trochę się w to zaplątałyśmy, po części na własne życzenie. Gdybyśmy
tylko nie były takie zakłamane, gdybyśmy odważyły się na odrobinę
szczerości z samą sobą.
Na domiar złego, wiele z nas nie akceptuje swojego pożądania, cielesnej
części własnego istnienia, boimy się tego, jak reaguje nasze ciało. Z
niejasnych dla mnie powodów, uważa się, że każda powinna mieć mózg
sformatowany według identycznego szablonu. Przede wszystkim powinna
chociaż zostać matką, samo przyznanie się do niechęci macierzyństwa jest
uważane niemalże za zbrodnię. No, jak to? Kobieta i nie chce rodzić dzieci?
Przecież wszystkie chcą! A jaka niekobieca jest niechęć do posiadania
potomstwa, a fe, jak można nie rozpływać się nad konsystencja pierwszych
kup! Przecież są takie cudne.
Na domiar złego, jakbyśmy same nie były dla siebie wystarczająco
skutecznymi żandarmami, to nas też pilnują inne panie. Zauważają kilka
dodatkowych kilogramów i nie zapomną o nas o tym poinformować, z
satysfakcją dostrzegą zmarszczkę pod okiem czy siwy włos. O tak, możemy
wzajemnie na siebie liczyć. Dlatego komplement od innej niewiasty jest jak
oaza na pustyni, na wagę złota i zapada w pamięci na długo.
„Ty masz naprawdę niezły tyłek” – usłyszałam pewnego dnia od idącej
za mną koleżanki z pracy, starszej o dobre 15 lat, i aż się zakrztusiłam z
wrażenia. Prawdziwy akt odwagi, rzecz niebywale unikalna wśród naszej płci.
Komplement od faceta nie robi na mnie wrażenia, ale od kobiety to coś
zupełnie innego. Komu więc tak naprawdę chcemy się podobać? Przecież to
oczywiste – innym kobietom, bo tylko one zauważą pracę włożoną w
uzyskanie idealnego wyglądu. My po prostu rywalizujemy ze sobą – im wyżej
stoimy na szczeblach drabiny społecznej, tym wyraźniej to widać. Koło się
zamyka.
Czasem myślę sobie, że tak, jak na ogrodzeniach można zobaczyć
napis ostrzegający „Uwaga, zły pies”, tak dla dobra kobiet powinno się
przyjąć zwyczaj umieszczania tablic ostrzegawczych „Uwaga, kobieta!”.
Przecież my, niewiasty, potrafimy bronić swego lepiej niż niejeden rottweiler.
Proza życia

Rozmówki codzienne

Czas akcji: Niedzielny poranek około południa


Miejsce akcji: Łóżko

- Powiedz mi, jesteś ze mną dla mojej cipki czy osobowości? – pyta goodgirl
- Myślałem, że po tylu latach już to wiesz – odpowiada Właściciel.
I bądź tu mądry.

Jego zdanie

Jesteśmy na zakupach. Odzieżowych. Dostrzegam na wieszaku piękną,


bardzo kobiecą sukienkę. Zachwycona, pokazuję Właścicielowi, będąc
przekonana, że podzieli moje zdanie na temat zdobyczy.
- Masz zamiar chodzić w tym do pracy? – pyta.
Ja, z nieco mniejszym niż przed chwilą przekonaniem, kiwam potakująco
głową.
- I później skarżycie się, że jesteście molestowane…

Chwila jakich mało

Chwila, jakich mało, za jaką tęskniłam od dawna. Spokój, którego


brakowało, na który czekałam jak na upragnionego gościa. Może po prostu
wystarczy pobyć z samą sobą, ukoić rozedrganie i niepokój? A może
wystarczy być z tą właściwą osobą i wszystko inne zaczyna się układać?
Cokolwiek by to było, świat znowu przypomina miejsce, które lubię.
- Wiesz, od kilku dni czuję się jakoś tak inaczej, nawet nie jestem w stanie
tego nazwać. Tak jakbym znów była sobą. Taką, jak dawniej. Taką, jaką
oboje lubimy – mówię do niego.
- Spróbuj zapamiętać ten stan – słyszę ciepły pełen zrozumienia głos.

Różna temperatura wrzenia

Niespodziewany przypływ gotówki. Dwie osoby i dwa zupełnie inne


spojrzenia na to samo. Goodgirl myśli: wreszcie kupię sobie wszystkie te
rzeczy, na które od dawna miałam ochotę, a nie było pieniędzy. Resztę
zainwestuję. Właściciel myśli: będzie można sensownie zainwestować.
Najgorsze przyjdzie, gdy jedno zapozna drugie ze swoim podejściem do
tematu. Różnimy się, to fakt. I wcale nie chodzi o to, co mamy w kroczu.
Ważniejsze są różnice w głowie. Dzięki nim patrzymy na świat zupełnie
inaczej.
Dzięki nim związek dwojga ludzi może zachować temperaturę wrzenia.
SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Uległa

Spotykali się od roku. Raz w tygodniu, przez kilka godzin, które ze sobą spędzili,
nie marnowali czasu na rozmowy. Właściwie to prawie nigdy nie rozmawiali. Ona
znała swoją rolę i wiedziała, że niepytana ma się nie odzywać. Odkąd się poznali
na czacie, od samego początku to on ustalał reguły tego związku.
Miała wybór. Wybrała jego.
W normalnym życiu pewnie ich drogi nigdy by się nie skrzyżowały, ale gdy chodzi
o perwersyjną przyjemność, nawet najbardziej nieprawdopodobne konfiguracje
bywają możliwe. A może właśnie jedynie tam bywają możliwe?
Zwykle dzień przed spotkaniem dostawała mejla z krótkim streszczeniem tego, jak
ma wyglądać i być umalowana, czasem też dawał jej zadania do wykonania.
Sprawozdanie z wykonania zadania, które składała mu na początku spotkania,
bywało jednym momentem, kiedy mogła cokolwiek powiedzieć. On słuchał uważnie,
z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, bez słowa. To, czy był zadowolony czy też nie
z tego co usłyszał, wyrażał w trakcie spotkania sposobem, w jaki ją traktował.
Mogła to także poznać po ilości batów, które spadały na jej tyłek. Tym razem nie
napisał nic oprócz krótkiego: „w środę o siódmej”. Miała mieszane uczucia, nie
wiedziała, czego się spodziewać.
Punktualnie o siódmej stanęła pod drzwiami i nacisnęła przycisk dzwonka.
Zawsze spotykali się w tym samym niewielkim mieszkaniu, które – jak
przypuszczała – on wykorzystywał jedynie do tego rodzaju spotkań. Z iloma
podobnymi do niej jeszcze się spotykał, pojęcia nie miała i szczerze mówiąc,
niewiele ją to obchodziło.
Jedyne co ją obchodziło, to jej własna cipka, zaspokojona tak, jak nigdy wcześniej.
Wymasowana, wylizana, rozepchana jego ręką i kutasem, obolała po zapiętych
spinaczach. Cudownie szczęśliwa cipka. On jeden umiał jej to dać i tylko to się
liczyło.
Otworzył drzwi i wpuścił ją do środka. Chwycił za włosy, przyciągnął do siebie i
pocałował mocno, tak że poczuła krew na wargach. Pchną w kierunku łóżka,
rzucając krótkie „rozbieraj się”. Klęcząc na łóżku, trzęsącymi rękami rozpinała guziki
bluzki, starając się to zrobić możliwie jak najszybciej. Rzuciła ją obok łóżka, a
sterczące na baczność sutki oznajmiały swą gotowość. Była ja w amoku, jak suka
podczas cieczki.
Pociągnął jej spódnicę wysoko i z zadowoleniem zauważył, że nie ma pod spodem
majtek. Przeciągnął palcem po ogolonej cipce, była już mokra, bardzo mokra. Kazał
jej uklęknąć w pozycji „na czterech”, a sam udał się do drugiego pokoju. Zastygła
bez ruchu, czekając na ciąg dalszy, na to co jej zaplanował.
Wrócił i pierwsze, co poczuła, to piekący raz bata na pośladku. Za nim spadały
następne, na przemian, w krótkich seriach, między którymi pieścił jej cipkę i
rozcierał wilgoć na pokrytym czerwonymi pręgami tyłku. Kiedy uznał, że na
początek wystarczy, założył jej skórzane opaski na nogi. Do nóg przypiął ręce tak,
że klęczała doskonale wypięta, z twarzą wciśniętą w poduszkę. Nie przestając
pieścić ociekającej sokami kobiecości, zaczął zapinać na jej wargach drewniane
spinacze, po trzy na każdej. W pierwszej chwili jedynie lekko szczypały, kie kiedy
spinacze zawisły również na sutkach, te dolne zaczęły bardziej dokuczać.
Ani nie wygodna pozycja, ani ilość precyzyjnie dawkowanego bólu nie
przeszkadzały jej w zapadaniu się w coraz większą przyjemność. Wręcz
przeciwnie, o czym dobitnie świadczyły mokre jej wilgocią uda i głośny, urywany
oddech, przechodzący momentami w jęk. Było jej dobrze, bardzo dobrze. Kiedy razy
bata zaczęły ponownie spadać na wypięty tyłek, cała ta ilość bólu, pulsującego w
różnych miejscach ciała, zaczęła popychać ją coraz mocniej w kierunku nirwany,
suczej nirwany.
Kiedy mężczyzna odłożył bat i w mokrej cipce zatopił twardego kutasa, nie dała
rad
rady się opanować, odpłynęła. Czuła jeszcze ostatnie skurcze orgazmu, kiedy
poczuła kolejną falę piekącego bólu, gdy zaczął ciągnąć za spinacze zapięte na
sutkach. Pieprzył ją mocno, zaciskając rękę na karku, wciskając w poduszkę.
Szybko poczuł skurcze jej kolejnego orgazmu. Ściągnął po kolei spinacze z obolałych
warg, zostawiając nadal zapięte te na sutkach i wsunął członka do drugiej dziurki.
Pieprzył ją, wsuwając go po same jądra, czując, że dochodzi, wyciągnął i porcja
ciepłej spermy przyozdobiła plecy i pośladku ulegle wypiętej kobiety.
Kiedy ją rozwiązał, ściągnął pozostałe spinacze i wreszcie odzyskała spokojny
oddech, nie wytrzymała i odezwała się:
- Uwielbiam tą pozycję, jest taka… - Szuła w głowie odpowiedniego określenia.
- Uległa – dokończył za nią.

Latorośl

Siedzę w fotelu z kubkiem kawy, delektując się ostatnimi chwilami


względnego spokoju przed wyjściem do pracy. – Mamo, a co to jest oral sex?
Czy to coś jak oral report (sprawozdanie ustne)?
A już miałam nadzieję, po ostatnim razie – kiedy pytała – co ja na to, że
ona będzie zawsze dziewicą, bo seks ją przeraża – że chwilowo mamy z
tematem spokój.
Myliłam się.

Lawina

Zwykle zaczyna się od chwili nieuwagi. Nieopatrznie strącony kamień


spada, rozpędza się, leci coraz szybciej. Z narastającą siłą podąża w dół,
niemożliwy do okiełznania żywioł zabiera ze sobą cokolwiek stanie mu na
drodze. Już po chwili pędzi z ogromną prędkością, siejąc zniszczenie. Kiedy
jest po wszystkim i patrzy na rozmiar strat, aż trudno uwierzyć, że zaczęło
się od jednego małego kamyczka.
Tak wygląda różnica zdań między dwojgiem ludzi, którzy darzą się
gorącym uczuciem.

Na dobranoc

Blade światło księżyca wpadło przez okno, oświetlając jej twarz.


Wsunął się bezszelestnie pod kołdrę i przytulił do śpiącego nagiego ciała.
Oddychała spokojnie, gdy zaczynał przesuwać ręką po piersiach. Kiedy
ścisnął lekko sutek, przebudziła się na moment i jakby w półśnie powiedziała
„Jestem strasznie zmęczona, kochanie. Dobranoc”. Odpowiedział „dobranoc”
i przez chwilę leżał bez ruchu, jakby chcąc się upewnić, że z powrotem
zasnęła.
Po chwili znowu powrócił do przerwanego przed momentem zajęcia.
Ponownie skupił się na piersiach, głaskał i drażnił sutki. Z jej ust wyrwało
się westchnienie. Jednak kiedy zjechał ręką niżej, chcąc włożyć ją między
uda śpiącej kobiety, ta zaczęła się wiercić, próbując uniemożliwić dostęp do
gorącego trójkącika, ozdobionego paskiem blond futerka.
Stanowczym ruchem zdusił oznaki oporu i powoli bez pośpiechu, badał
zakamarki ukryte między jej nogami. Przez kilka minut poddawała się tym
zabiegom biernie, jednak kiedy dotarł do pęczniejącego z każdą sekundą
ziarenka łechtaczki, podniecenie wzięło górę nad sennością i zapraszająco
rozchyliła nogi. Już nie spała ani też nie próbowała udawać, że śpi, tylko
prężyła się z rozkoszy pod jego palcami. Nie wilgotna, tylko bezwstydnie
mokra.
Kiedy jej oddech zaczął stawać się coraz szybszy, a biodra
instynktownie podążały za ręką sprawiającą rozkosz – przerwał.
- Ech, wy kobiety… Wystarczy wiedzieć gdzie dotknąć i jak pomasować, a
oddacie się bez reszty – stwierdził z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
- Takie niby święte i niewinne.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Sesja

Zawsze chciała mieć takie zdjęcia. Nie zwykłe nagie fotki, jakich widziała mnóstwo
w necie, tylko właśnie t a k i e. Uważała, że to żadna sztuka pokazać cipkę, zaś
wyzwaniem jest zrobić zdjęcia, które ma to coś. Ten szczególny, trudny do
uchwycenia klimat, specyficzny mrok. Zdjęcie, które pokazuje coś więcej niż tylko
nagie ciało.
Kiedy zobaczyła jego anons, coś wewnątrz niej aż zakrzyczało. Miała przeczucie,
że to właśnie tego szukała. W piątkowy wieczór punktualnie zapukała pod
wskazany adres. Dom z zewnątrz niczym szczególnie się nie wyróżniał, był
dokładnie taki sam jak reszta piętrowych domów w tej okolicy.
Była trochę zdenerwowana, musiała przyznać sama przed sobą. Zresztą, kto nie
byłby zdenerwowany, mając rozbierać się przed fotografem i wystawić na pastwę
bezlitosnego obiektywu aparatu. Kiedy tak stała przed drzwiami, kontemplując
własne obawy i starając się uspokoić oddech, drzwi otworzyły się i stanął w nich
on. Zaczęła się nieporadnie tłumaczyć, lecz mężczyznę zupełnie nie obchodziło, co
ma do powiedzenia. Bezceremonialnie przerwał jej i kazał iść za sobą.
Studio mieściło się na tyłach skromnie urządzonego domu. Idąc za nim, czuła
podekscytowanie i niepewność zarazem, w końcu nieczęsto zdarzało jej się
rozbierać po kilku minutach znajomości. Tym razem była na to przygotowana,
specjalnie ogoliła bardzo dokładnie najintymniejsze zakamarki ciała.
- Łazienka jest obok, tam możesz się rozebrać i poprawić makijaż. Masz 5 minut i
chcę cię tu widzieć w samych majtkach – poinformował ją beznamiętnym głosem
profesjonalisty.
- Po co mi to było – mruczała pod nosem, ściągając z siebie ubranie. Pewność siebie
prysnęła jak bańka mydlana, choć przecież rozmawiali przed sesją i wiedziała
dokładnie, na co się zgadza. A może tylko tak jej się wydawało?
Stanęła na środku z rękami na karku, zgodnie z poleceniem.
- Zrobimy kilka wstępnych fotek, ustawię światło i wtedy dopiero zaczniemy
właściwe ujęcia – kiwnęła potakująco głową. Stojącej w samych majtkach kazał się
obrócić, złapać rękami za kostki, później uklęknąć. Najwidoczniej to mu wystarczyło,
aby ocenić jej przydatność jako modelki, bo zgrał zdjęcia na komputer, przeglądnął i
stwierdził, że może zaczynać.
Na pierwszy ogień poszły kajdanki, którym spiął jej ręce za plecami. Czuła, jak
chłodny metal dotyka rozgrzanej skóry. Do następnego ujęcia kazał jej usiąść na
drewnianej drabince, takiej, jakiej dawno temu używała arystokracja, żeby
wdrapać się na wysokie wiktoriańskie łoża. Założył dziewczynie skórzane opaski
na ręce, zaś te ponownie spiął za plecami i podwiesił na linie zamocowanej na haku
pod sufitem. Boleśnie czuła napięte mięśnie, gdy kazał dłużej wytrzymać w
niewygodnej pozycji. Odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu została uwolniona.
Do kolejnego zdjęcia posadził ją na krześle, które wcześniej stało w rogu
pomieszczenia. Usiadła przodem do oparcia, posłusznie podając ręce, aby mogły
zostać skrępowane. Tym razem posłużyły do tego „rękawiczki” – dwa kawałki skóry
długości do łokcia, połączone ze sobą i zapinane na trzy paski. Na tym jednak
nie skończył, już za moment poczuła jak oplata jej kostki sznurem i przywiązuje do
nóg krzesła.
Wstał i popatrzył na nią, po czym zaczął robić zdjęcia. Jeśli poprzednia pozycja
była niewygodna to obecna była prawdziwą torturą, potęgowaną przez fakt, że
miała przykazane, żeby nawet nie drgnąć.
Pstrykanie aparatu ustało, podszedł do niej, żeby ją uwolnić. Stanął nad
dziewczyną, popatrzył z zadowoleniem…i zaczął dotykać jej piersi i szczypać sutki.
Za chwilę przerwał i szepnął do ucha: „W każdej chwili możesz powiedzieć stop”, po
czym boleśnie ugryzł i żeby złagodzić ból, wsunął rękę w majtki modelki. Z
zadowoleniem odkrył, że zrobiła się wilgotna.
- Okej, jeszcze jedno ujęcie i przerwa – oznajmił, wyciągając z metalowej szafy
podejrzanie wyglądający czarny pręt. Widząc jej zaniepokojone spojrzenie, wyjaśnił
spokojnie, że to rozpórka, którą ma zamiar unieruchomić jej nogi, żeby wymusić
ułożenie ich w określonej pozycji. Przełknęła głośno ślinę, lecz kiwnęła głową, że
zgadza się i na to.
Kazał uklęknąć z szeroko rozstawionymi kolanami i sprawnie przymocował jeden
koniec rozpórki, ale z drugim już było trudniej. Metalowy pręt był na tyle długi, że
wymuszał bardzo szerokie rozstawienie nóg. Kiedy został już zamocowany w
pożądanym położeniu, połączył z nim także ręce, przewlekając sznur przez kółeczka
w opaskach.
Teraz ani waż się drgnąć! – rozkazał i sięgnął po aparat. Dla unieruchomionej
dziewczyny trwało to wieczność, mięśnie nóg paliły żywym ogniem, zastanawiała
się, jak długo jeszcze wytrzyma.
Kiedy wreszcie skończył i rozwiązał ją, jedyne na co miała siłę, to położyć się na
boku. Zostawił ją tak, a sam poszedł, żeby przetransferować zrobione przed chwilą
ujęcia na komputer w pomieszczeniu obok. Tam też znalazła go, kiedy doszła już do
siebie i była w stanie znowu poruszać się normalnie. Siedział na krześle przy stole,
wpatrzony w efekt swojej pracy. Dziewczyna uklęknęła na krześle obok, też była
ciekawa, jak wyszły zdjęcia. Oglądał uważnie ujęcie po ujęciu, po czym zapytał, czy
się jej podobają.
- Oczywiście, że mi się podobają – zapewniała z entuzjazmem. Słysząc te
zapewnienia, uśmiechnął się , pierwszy raz tego wieczoru, po czym wstał i
skierował się ponownie w stronę metalowej szafy.
Nadal była zapatrzona w swoją sylwetkę na fotografiach, nie zareagowała więc od
razu na chłód metalowego łańcucha, którym zaczął jej oplatać nogi w Kostach.
Spojrzała na niego pytająco, w odpowiedzi usłyszała to, co wcześniej: „W każdej
chwili możesz powiedzieć stop”. Wcale nie chciała mówić stop.
Końcówkę łańcucha przypiął do drewnianego oparcia krzesła, mając ją w ten
sposób klęczącą, z uniesionymi stopami, opartą jedynie rękami o blat stołu. Nie
trwała tak długo, bo zakuł ją w kajdanki, te również przypiął do krzesła. Teraz
naprawdę nie miała możliwości ruchu. Stanął za nią i jednym ruchem zsunął jej
majtki i bez zbędnych wstępów zatopił męskość w mokrej cipce. Jęknęła
zadowolona, czując przyjemne wypełnienie w dziurce.
Nie musiała go zachęcać, znał ten suczy pomruk, wiedział czego jej potrzeba.
Trzymał ją w żelaznym uścisku, jakby łańcuch i kajdanki nie wystarczyły, i pieprzył
mocno. Czasem zacisnął rękę na piersi, wtedy jęki dziewczyny stawały się jeszcze
głośniejsze. Wyciągnął lśniącego od jej soków członka, stanął przed nią, chwytając
mocno za włosy i nakierowując wsunął do głęboko w gardło dziewczyny. Bawił się
nią tak przez chwilę, raz wsuwając się głęboko, raz przytrzymując ją za włosy tak,
że mogła go dotknąć tylko czubkiem języka. Szczytując, zacisnął rękę w jej włosach
jeszcze mocniej i kazał wyciągnąć język. Ciężkie krople nasienia spadły na język
dziewczyny i obite materiałem siedzisko krzesła.
- Będziesz musiała trochę tu posprzątać – powiedział, zwalniając uścisk.
Na sto procent

Nie mogę narzekać ani trochę. W tej sytuacji byłoby to bluźnierstwem.


Tylko jak wytłumaczyć fakt, że mam coraz większy apetyt? Ale największym
fenomenem jest to, że nie ma dwóch takich samych wieczorów. Doszłam do
wniosku, że droga do mego serca prowadzi przez cipkę. Innego
wytłumaczenia nie mam.
On ma mnie w stu procentach.

Myśli niespokojne

A co, jeśli to tylko sen? Wyśnione marzenie przybrało realną formę. A


jeśli pewnego dnia otworzę oczy i wszystko zniknie, pęknie jak bańka
mydlana? Za dużo dobrego. „Za dużo i za szybko” – słyszę cichy głos.
Przewrotny los uśmiecha się do mnie.
Zasłużyłam sobie. Zasłużyłam?

Gra wstępna

Jeśli spędza się razem dużo czasu, gra wstępna nigdy się nie kończy.
Trwa przez cały czas.
Ot, i cała tajemnica udanego seksu.

Atawizm
atawizm (łac. atavus ‘przodek’) 1. biol. występowanie u organizmów żywych cech właściwych
dalekim przodkom, które w toku rozwoju ewolucyjnego zanikły w danej grupie. 2. psych.
występowanie archaicznych zachowań, zwł. negatywnych.

Jesteśmy na zakupach, właściwie to już po. Stoimy grzecznie w kolejce


do kasy. Mam dobry dzień, każda kobieta czasem taki ma. Wstajesz rano,
jedno spojrzenie w lustro i jesteś pewna, że żaden ci się nie oprze. Oczy
błyszczące, tajemniczy uśmiech na ustach, pierś do przodu. Czuję się jak
samica podczas rui. Jakby tego było mało, korzystając z wolnego dnia,
udałam się dopieścić zmysły u fryzjera. Joe wymasował mnie z godnym
dobrego napiwku zaangażowaniem.
Stoimy grzecznie w kolejce do kasy, kiedy w zasięgu wzroku pojawiają
się strażacy. Tak, w tych seksownych mundurach panowie z sikawkami
potrafią wyzwolić we mnie uczucia, o które do tej pory absolutnie siebie nie
podejrzewałam. Jak w transie wypinam biust, przywołuję absolutnie
obojętny wyraz twarzy, choć mało co nie zaczynam się ślinić.
Czyżby tak zachowywała się kiedyś nasza neandertalska przodki ni na
widok silnego samca, który właśnie upolował mamuta?
Obrzucam ich lekko spojrzeniem, starając się zachować resztki
pozorów. W momencie, kiedy przechodzą tak, że mogę już bez skrępowanie
przyglądać się im, sama nie będąc widzianą, idę na całość. Lustruję
wnikliwie apetyczne, muskularne męskie ciała. Czuję się jak w transie,
zapominam zupełnie, gdzie jestem. Dopiero głośny śmiech Właściciela
przywołuje mnie z powrotem do rzeczywistości. Spoglądam na niego
zamieszana, troszkę zawstydzona, że dałam się tak przyłapać, zapomniałam
się tak zupełnie.
W myśl zasady „najlepszą obroną jest atak” mówię, że przecież on też
czasem się tak zachowuje.
„Różnica polega na tym, że ja do ciebie nie mam o to pretensji”,
odpowiada spokojnie.

Chłodna kalkulacja

Sobota, późny wieczór. Siedzę w fotelu, przeglądając katalog sprzedaży


wysyłkowej.
- Co oglądasz? – pytasz.
- Obrączki – odpowiadam zgodnie z prawdą.
Napotkałam twoje niebotyczne zdumienie.
- Bez obaw, jeśli chodzi o ciebie, to wiem, że mogę spać spokojnie – mówię
przekornie, śmiejąc się. Spoglądasz na mnie, zaskoczony zmianą podejścia
do tej kwestii.
Człowiek ma jednak przewrotną naturę. Im bardziej czegoś mieć nie
może, tym mocniej tego pożąda. A kiedy nagle ma to na wyciągnięcie ręki,
traci zainteresowanie. Zmieniłam zdanie w kwestii zamążpójścia.
Stosunkowo niedawno odzyskana wolność zdaje się być zbyt cenna, by z niej
zrezygnować.
Poza tym, kompletnie mi się to nie opłaca. Wszak nie samą miłością
żyje człowiek.

Z małej burzy

Stoimy pod parasolem, przyglądając się młodej parze, która zajechała


pod zabytkowy kościół białym powozem. Niebo nad naszymi głowami
przybrało barwę stalowoszarą i zaczynają spadać pierwsze ciężkie krople
deszczu. Efekt uboczny tropikalnego sztormu, który przechodzi niedaleko.
Sezon na sztormy i huragany jest właśnie w pełni. Raz po raz zrywają się
silne podmuchy wiatru…
- Będzie burzliwy związek, ślub w taką pogodę – mówisz.
Spoglądam na ciebie, nie będąc pewna, czy żartujesz czy mówisz
poważnie. Twoja twarz ma jednak ten nieodgadniony wyraz.
- Niektóre tak lubią. Nie brak kobiet, dla których wszystko jest lepsze niż
nuda. A później dziwią się, że zamiast małej burzy mają prawdziwy sztorm –
dodajesz.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Jego suka

- Wypnij pupę – usłyszała, kiedy siedziała wygodnie w fotelu, zatopiona w


ciekawej lekturze.
Reguły były jasne i jej obowiązkiem było przestrzeganie ich.
Jedna z zasad głosiła, że Master może, kiedy zechce, ukarać ją dla własnej
przyjemności. Dlatego, że on ma właśnie taką ochotę, a ona należy do niego. Tylko z
tego powodu. Doskonale wiedziała, czego od niej oczekuje, gdy chce ją mieć.
Podniosła się z fotela, odłożyła książkę i zaczęła się rozbierać. Rozpięła guziki
bluzki, pozwoliła spódnicy opaść na podłogę i stanęła przed nim. Sięgnęła rękami za
siebie i rozpięła biustonosz, drżącymi rękami zsunęła majtki. Chce ją mieć nagą.
- Otwórz usta – padło kolejne polecenie, a jej usta wypełnił knebel w kształcie
członka. Nie była w stanie wydać dźwięku.
Przechyliła się przez bok fotela, wypinając pupę, długie włosy opadły na jej twarz.
Podszedł do niej, chwycił je i związał niezgrabnie gumką na czubku głowy. Chciał
widzieć ją dokładnie, każdy grymas, każdą łzę. Taką ją właśnie chce mieć, zdaną
na jego łaskę, odsłoniętą, bezbronną.
Dotyka jej twarzy, głaszcze delikatnie po policzku, by w jednej chwili chwycić ją za
włosy i uderzyć w twarz. Po chwili uderza z drugiej strony. I jeszcze raz. Spogląda
jej w oczy i wymierza kolejny policzek. Ręką sprawdza, czy jest wilgotna, z
zadowoleniem rozciera jej soki po gładko wydepilowanych wargach. Wyciera mokre
palce o jej uda.
Własne podniecenie przypomina jej, jak bardzo sama tego chce. Przypomina, że
niezależnie od tego, jak bardzo płacze w trakcie, nic nie dzieje się bez jej
przyzwolenia. On bierze do ręki drewnianą linijkę, zakupioną specjalnie na takie
okazje. Przesuwa krawędzią linijki po mokrej cipce.
Uderza mocno, bez ostrzeżenia, bez rozgrzewki. Za moment znowu. Jeszcze raz i
jeszcze raz. Pośladki szczypią, ból rozchodzi się falą. Nie daje chwili na złapanie
oddechu, z całej siły żądli ponownie szybkimi seriami po kilka uderzeń.
Łzy płyną jej po twarzy ciurkiem.
Tempo i siła uderzeń zmienia się, jakby on zdecydował się jednak na rozgrzewkę.
Przenosi zainteresowanie na ociekającą sokami cipkę. Linijka spada rytmicznie raz
po raz i w ciągu krótkiej chwili ciałem dziewczyny wstrząsają skurcze orgazmu.
On nie pozwala jej na chwilę wytchnienia i zaczyna pieścić opuchniętą cipkę. Robi
to z rozmysłem, dobrze wiedząc, że tuż po orgazmie dotyk na sprawia jej ból.
Pomimo to wsuwa palce w wilgotną dziurkę, drugą ręką szczypiąc czerwone
pośladki. Wyciąga lśniące od soków palce i wymierza jeszcze kilka klapsów.
Ki własnemu zaskoczeniu, dziewczyna, czuje, że jest znowu bliska orgazmu.
Słyszy rozpinany rozporek i w jednej chwili mokra cipka zostaje dokładnie
wypełniona kutasem. Ciasno, po brzegi, rozkosznie wypchana. To wystarczy, żeby
odpłynęła.
- Moja kochana suka – dociera do niej jeszcze, jak z zaświatów.

Kara czy nagroda?

Robimy wspólnie pewien projekt, czekasz aż usiądę, żeby zacząć mi


dyktować. Jak zwykle mam mnóstwo innych, niecierpiących zwłoki zajęć.
Czekasz cierpliwie, aż w końcu nie wytrzymujesz:
- Siadaj albo będą baty!
Widząc mój błyszczący wzrok na sam dźwięk słowa „baty”, stwierdzasz, że to
raczej może być dla mnie nagroda a nie kara.
- Albo nie, najpierw podręczę cię psychicznie.

Zaufanie

„Doświadczenie dowiodło, że kto nigdy nie uda, będzie oszukany”


Leonardo da Vinci

Ufam, bo chcę, bo wierzę, bo wiem, że warto. Ufam, ale nie jestem


godna zaufania.
Nie pozwalasz mi o tym zapomnieć.
Krajobraz po seksie

Stoję pod prysznicem. Strumień wody pieści ciało. Delikatnie


rozprowadzam żel do mycia. Delikatnie, bardzo delikatnie. W tym momencie
moje ciało potrzebuje delikatności, choć jeszcze przed momentem błagało o
coś wręcz przeciwnego. Rozprowadzam żel po
ciele…brzuch…piersi…Zmęczone i poranione sutki szczypią, gdy dostaje się
w ich okolice odrobina żelu. Teraz kolej na kobiecość, także nieco obolałą.
Ślady namiętności…Jak Jego podpis na moim ciele, znak pozostawiony
przez Właściciela na swojej własności.
Leniwa, romantyczna kolacja, po której sięgnął po mnie jak po
dołączony do kolacji deser. Zatopił usta w rozpalonej kobiecości jak w
soczystym owocu.
Nektar kapiący na prześcieradło.
Krzyk zduszony poduszką…
Palce zaciskające się w skurczu ekstazy.
I tylko jedna myśl, jedno pragnienie…Jeszcze…jeszcze…jeszcze…

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Różowy

- Ściągnij spódnicę – padło polecenie, które natychmiast wykonałam i delikatny


materiał znalazł się u mych stóp. Teraz jedynie mikroskopijne stringi dzieliły mnie
od niego.
- Co to jest, kurwa?! – wykrzyknął.
Stojąc tyłem do niego, usłyszałam, jak podnosi się z fotela i rusza w moim
kierunku. Zamarłam. On nigdy podczas naszych sesje nie ruszał się z fotela.
Siedział jak widz w teatrze i oglądał spektakl przygotowany zgodnie z jego
życzeniem. Ale nigdy nie ruszał się z fotela. Chyba, że stało się coś strasznego i
nieprzewidzianego. Tak jak teraz.
Wciągnęłam ze świstem powietrze, kiedy brutalnie chwycił mnie za tyłek i rozwarł
moje pośladki szeroko.
- Dlaczego masz na sobie różowe majtki? – padło pytanie.
O nie! Kompletnie zapomniałam! Śpiesząc się do Niego, a jechałam prosto z pracy,
nie miałam już czasu, żeby wstąpić do siebie i się przebrać. Byłam bardziej przejęta
godziną i tym, żeby absolutnie się nie spóźnić, niż różowymi majtkami. On
przywiązywał ogromną wagę do punktualności. Jeśli spóźniłabym się bodaj minutę,
nawet nie zawracałby sobie głowy, żeby mi otworzyć drzwi. Musiałam być na czas.
Czułam się cholernie głupio, wiedząc, że znowu z czymś zawaliłam. Naprawdę
starałam się, żeby był ze mnie zadowolony, ostatnio sprawowałam się wręcz
wzorowo… aż do dzisiaj. Wyszedł z pokoju, zostawiając mnie w nim zamarłą z
przerażenia, otoczoną wywierającą się w uszy ciszą. Stałam na środku, nie mając
odwagi ruszyć się ani o centymetr. Kiedy ostatnim razem w podobnej sytuacji
odważyłam się odwrócić, zostałam „zawieszona”. Zawieszona w obowiązkach suki.
Kara owa polegała na tym, że nie dotknął mnie ani się do mnie nie odezwał przez
dwa dni. Zostać odstawioną na 48 godzin od jego męskości to była prawdziwa
tortura i za nic nie chciałam przechodzić jej ponownie.
Zaczęłam się zastanawiać, jaką formę przybierze kara tym razem. Bo to, że kara
będzie, było przecież pewne. Wiedziałam, że zasłużyłam. Może nie będzie tak źle… -
myślałam. Może właśnie szuka jakiejś nowej zabawki, czegoś, czego się nie
spodziewam. Na pewno nie będzie to pejcz, bo tego użył ostatnio. Nie zdarzyło mu
się użyć dwa razy z rzędu tej samej rzeczy. Może ten nowy wibrator? Wiem przecież,
jak bardzo lubi rżnąć mnie w tyłek, kiedy w mojej cipce pracuje wibrator.
Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar, szczęśliwie znajdujący się w zasięgu
mojego wzroku. Była dokładnie jedenasta. Miałam nadzieję, że nie będę musiała
tak stać do rana. Piętnaście minut po północy usłyszałam zbliżające się kroki i nim
miałam czas pomyśleć, tuż za sobą poczułam jego i jednocześnie jakiś chłodny
przedmiot na pośladku. Nie byłam w stanie odgadnąć, co to mogło być, ale nie było
mi dane zastanawiać się nad tym długo, bo zamarłam, widząc w jego rękach ostre
nożyczki, a na twarzy złowieszczy uśmiech.
Przeciął cienki pasek różowego materiału moich majtek, najpierw z jednej strony,
za chwilę z drugiej i rzucił nożyczki na podłogę. Stringi nadal miałam na sobie, a
raczej ich pozostałości trzymające się jakoś między zaciśniętymi udami. Chwycił
resztki majtek i wyciągnął je powoli. Sposób, w jaki ocierały się o wilgotną
kobiecość, był wyjątkowo przyjemny.
- Odwróć się – padło polecenie. W swoich długich palcach trzymał pocięte Stringi,
jakby to było coś obrzydliwego bądź wzbudzającego odrazę.
- Wiesz, że nienawidzę różowego koloru. Różowe ubrania są dla małych
głupiutkich dziewczynek. Mówiłem ci kilkakrotnie, że nie chcę wiedzieć na tobie nic
w tym kolorze – mówił to powoli, cedząc każde słowo.
- Otwórz szeroko – rozkazał, a ja posłusznie otworzyłam usta, w które wepchnął
moje zwinięte majtki.
Rozłożył się wygodnie na fotelu, nagi, ze sterczącym twardym członkiem. Mnie
wcale wygodnie nie było, czułam smak własnej cipki wypełniający usta za sprawą
wepchniętych tam majtek. Nie, zdecydowanie nie było mi wygodnie. On za to
wyglądał jak król na tronie. Czułam się jak służąca czekająca aż padnie kolejnie
polecenie.
- Ty naprawdę uwielbiasz nosić różowy kolor – bardziej stwierdził niż zapytał.
Nie będąc pewna, czy mam udzielić odpowiedzi i czy to jest pytanie, przełknęłam
jedynie głośno ślinę. Najwidoczniej nie oczekując ode mnie żadnej odpowiedzi,
kontynuował. – Jedyny odcień różowego, jaki możesz nosić, to różowy odcień twojej
dupy po tym, jak cię porządnie zleję – to mówiąc, kiwnął na mnie wskazującym
palcem, chcąc, żebym podeszła.
Spod fotela, na którym siedział, wyciągnął ratanową trzcinkę, zdecydowanie
niebędącą moim ulubionym narzędziem do wymierzania kary. Tylko, że to, co ja
lubię, było w tym momencie najmniej ważne.
- Odwróć się i złap rękami za kostki – padło kolejne polecenie.
Przyjęłam żądaną pozycję, czując, jak robię się coraz bardziej mokra.
Na siłę pierwszego uderzenia byłam kompletnie nieprzygotowana. Wiedziałam już,
że jest na mnie naprawdę zły. Mimo iż sądziłam, że to niemożliwe, każde następne
uderzenie było jeszcze mocniejsze. Cipka zaczęła pulsować z podniecenia, marząc,
aby zrobił z niej użytek. Kiedy lanie się skończyło, rzucił trzcinkę na podłogę i
zapadła niepokojąca cisza. Z niecierpliwością i bardziej czerwonym niż różowym
tyłkiem oczekiwałam na ciąg dalszy. Usłyszałam za plecami trzask aparatu
fotograficznego, to on zrobił moim biednym pośladkom zdjęcie na pamiątkę.
- Podejdź i usiądź mi na kolanach – powiedział.
Mój tyłek płonął żywym ogniem, i przyznaję, ten rodzaj różowego był
zdecydowanie lepszy niż poprzedni.
- Możesz wypluć to, co masz w ustach – nareszcie pozwolił.
- Jeśli jeszcze raz zdarzy ci się wystąpić przede mną w czymkolwiek różowym, to
będziesz musiała pożegnać się z moim kutasem na jakiś czas. Może nawet na dość
długo. Zrozumiałaś? – kiwnęłam głową, dobrze wiedząc, że ma pełną świadomość
tego, jakim przerażeniem napawa mnie wizja utraty jego kutasa.
Uznając lekcję za skończoną, chwycił moje płonące pośladki i przyciągnął do
siebie, popychają, żebym na nim usiadła. Wsunął się głęboko w kapiącą z nadmiaru
soków cipkę, a ja zaczęłam go ujeżdżać. Obolała pupa ocierała się o jego uda, co
dodatkowo zwiększało przyjemność. Podnosiłam się i opadałam, będąc z każdym
ruchem coraz bliższa orgazmu. Podnosiłam się i opadałam…
Następnego dnia, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po powrocie z pracy, było
zebranie wszelkiej bielizny w kolorze różowym i spakowanie do worka.
Zapamiętałam dobrze lekcje z wczoraj. Różowy może i jest ładny, ale mogę bez
niego żyć. Spakowany wcześniej worek wylądował w koszu na śmieci, ja zaś
udałam się do centrum handlowego uzupełnić zapasy bielizny.
W jednym sklepie, na wystawie zobaczyłam ten czerwony gorset, był jak
marzenie. Oczyma wyobraźni widziałam, jak pięknie będzie opinał moje ciało.
Wizyta w przymierzali tylko potwierdziła te przepuszczenia. Do gorsetu dobrałam
czerwone majtki, całość uzupełniłam czarnymi pończochami. Pozostało mi jedynie
sprawdzić jego reakcję. Miałam wielką nadzieję, że tym razem mu się spodoba.
Szczerze mówiąc, to nie mogłam doczekać się wieczora, żeby zaprezentować się w
najnowszym nabytku.
- Wyglądasz zajebiście! – rozpłynęłam się w samo zachwycie, słysząc pochwałę z
jego ust, i to wypowiedzianą z takim entuzjazmem.
Siedział w swoim fotelu, rozebrany, ze sterczącym członkiem. Widać było, że
podoba mu się to, co widzi. Miałam na sobie czerwony gorset, krótką czarną
skórzaną spódnicę, na nogach lakierowane szpilki. Kiedy koło tych szpilek
wylądowała moja spódnica, z zadowoleniem spostrzegłam, że widok spodobał się
jeszcze bardziej.
- Za dobre sprawowanie zostaje się nagrodzonym, czyż nie? – powiedział
uśmiechając się zadowolony.
Kiwnęłam nieśmiało głową, wprost nie mogąc uwierzyć własnemu szczęściu.
Nagroda, czeka mnie nagroda!
Nie ruszając się z fotela, wskazał, abym klęknęła przed nim. Wiedziałam dobrze,
czego ode mnie oczekuje. Główka sterczącego penisa błyszczała naprężona,
czekając na pieszczotę. Zaczęłam wodzić po nim językiem, wzdłuż, wokół żołędzi,
wreszcie schodząc niżej, do jąder. Oddawałam się temu zajęciu, jakby od tego miało
zależeć moje życie, jakby jego kutas był centrum wszechświata. W momencie, kiedy
poczułam smak spermy w ustach, poczułam także satysfakcję, zadowolenie z
siebie, które zmaterializowało się pod postacią powodzi w cipce.
Popatrzył na mnie, potarganą i, jak się okazało, z kroplami spermy na twarzy,
którą roztarł na moich ustach jakby to był błyszczyk. Przyciągnął mnie do siebie i
pocałował. Sterczące zachęcająco sutki ocierały się o jego tors. Gorset był tak
wycięty, że dekolt raczej podtrzymywał piersi, eksponując je odkryte. Palcami jednej
ręki zaczął szczypać mój sutek, drugą zaś mocno ściskać pośladki, które dzień
wcześniej dokładnie wychłostał. Z cipki kapało, między udami byłam zupełnie
mokra.
- Na cztery! – rozkazał, a ja natychmiast wykonałam polecenie, pamiętając o
obiecanej nagrodzie. Uwielbiam być rżnięta od tyłu, a On wie o tym doskonale.
Sposób, w jaki wchodzi wtedy…
Pieprzył mnie, mocno trzymając za biodra. Kiedy pokój wypełniły moje jęki,
zwolnił, chcąc się ze mną podrażnić.
- Proszę – wyjęczałam, ale to nic nie pomogło. Jego członek nadal poruszał się
nieznośnie powoli. Wiedział, jak bardzo tego chcę i robił to specjalnie. Bawienie się
w ten sposób sprawiało mu niekłamaną przyjemność. Po wyjęczanym którymś z
kolei „błagam”, twardy członek wreszcie zaczął energiczniej się poruszać. Wsuwał
go głęboko, mocnym pchnięciami przywołując orgazm.
Orgazm, który był jak erupcja wulkanu w podbrzuszu, przyjemność rozchodząca
się po wszystkich komórkach ciała.
Nowojorska mozaika

Seks według chasyda

Dini pamięta nauki przedmałżeńskie doskonale, głównie z powodu


tego, jak bardzo były techniczne. Jej instruktorka nie wspomniała ani
słowem o miłości, to przecież przyjdzie później – zapewniła, ani o pożądaniu,
ale jedynie o restrykcjach dotyczących życia seksualnego i o tym, co gdzie
wkładano.
Ponieważ Dini była tego bardzo ciekawa od dawna, podczas nocy
poślubnej była trochę podniecona, choć trudno jej powiedzieć na pewno,
gdyż nie jest nawet pewna, czy tak właśnie odczuwa się podniecenie.
Pomimo całej tej ekscytacji i podniecenia, doświadczenie to zapadło jej
w pamięć na długo, jako straszny epizod wypełniony wstydem, i ogromną
ilością środka nawilżającego.

Zarówno kawaler, jak i przyszła panna młoda nie mają wcześniej


prawa się dotknąć ani też spędzać czasu razem, aż do nocy poślubnej.
Restrykcje dotyczące seksualności wykraczają daleko poza te wyżej
wspomniane. Przykładowo, ojcowie nie mogą pod żadnym pozorem oglądać
swych córek w szkolnych przedstawienia, gdyż dźwięk damskiego śpiewu
może doprowadzić do niekontrolowanego podniecenia u mężczyzny.
Młodzi chasydzie nie posiadają żadnej wiedzy w dziedzinie seksu, aż do
kilku tygodni przed ślubem. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni zobowiązani są
uczęszczać na nauki przedmałżeńskie prowadzone przez specjalnie do tego
wyznaczone osoby. Jedynie ci, którzy mają starsze bądź zamężne
rodzeństwo, mieli dostęp do pornografii. Jedynie ci, którzy padli ofiarą
molestowania, mają jakiekolwiek pojęcie o seksie.
Dlatego wielu z nich jest wręcz zszokowanych nowo nabytą wiedzą, a
niektórzy, szczególnie bardziej wrażliwi chłopcy, mdleją w chwili, gdy
dowiadują się, czego wymaga się od nich w noc poślubną.

Rabin od seksu

Rabin o miesiączce:
Przez ten czas kobieta jest uważana za nieczystą z powodu krwawienia
miesiączkowego i całkowita separacja, jak też unikanie wszelkiego kontaktu
fizycznego z mężem, jest wymagane. W tradycyjnych żydowskich rodzinach w
tym czasie kobiecie nie wolno się przytulać, trzymać za rękę czy choćby
podać talerza z jedzeniem. Zakazany jest jakikolwiek kontakt fizyczny. Przez
ten czas kobieta i mężczyzna nie mogą spędzać ani chwili wspólnie w łóżku,
gdyż istnieje potencjalnie niebezpieczeństwo, że spowoduje to podniecenie
seksualne.
Kobieta przestaje być uważana za nieczystą siódmego dnia po
zakończeniu krwawienia. Żeby upewnić się zupełnie, że krwawienie się
skończyło, kobiety są uczone, aby nosić wtedy białe bawełniane majtki, gdyż
na nich będzie najlepiej widać, bądź też używają specjalnej białej ściereczki,
która jest wkładana jak tampon. Jeśli wyciągnięta ściereczka jest czysta,
kobieta może powrócić do współżycia seksualnego.
Czasem jednak mimo wszystko nie można powiedzieć z całkowitą
pewnością, czy miesiączka się skończyła. W takich przypadkach jest
powszechnie przyjęte, aby zwrócić się z problemem do specjalnie wyuczonego
w tym celu rabina, który wyda w tej sprawie werdykt. Aby to zrobić, mąż
musi zanieść rabinowi majtki żony, aby tenże specjalista mógł je poddać
oględzinom. Rabin uważnie ogląda majtki pod światło i w ciągu kilku sekund
wydaje decyzję.
Narzekamy nieraz, że księża wchodzą z butami w nasze życie. Na
szczęście nie musimy zanosić im majtek do oględzin.

Dogodzić kobiecie

Żyję w dziwnym kraju, gdzie w wielu przypadkach wystarczy


powiedzieć, że się coś potrafi, ponieważ nikt nie sprawdza dokumentów
potwierdzających te umiejętności. Nie mówię tu o zawodach typu lekarz,
prawnik itp., ale już na przykład asystentką medyczną, która jest
odpowiednikiem naszej polskiej pielęgniarki, może być każdy.
Koleżanka koleżanki potrzebowała kogoś na zastępstwo do gabinetu
chirurga plastycznego. Wiedziały, że mam wolne i raczej żadnych
sprecyzowanych planów. Zgodziłam się z ochotą, bo lubię nowe
doświadczenia, a do tego ten seksowny uniform…
Pojawiam się kilka minut przed ósmą, recepcjonistka wprowadza mnie
trochę w zakres obowiązków. Nic strasznego, wprowadzić pacjenta, jeśli to
pierwsza wizyta, do gabinetu na konsultację teoretyczną, potem
przeprowadzam do drugiego pokoju, czegoś w rodzaju zabiegowego. Jeśli to
stały pacjent, prowadzę prosto do gabinetu zabiegowego. Wiadomo, trzeba
podać lekarzowi kartę pacjenta, przygotować pokój zabiegowy i najlepsze –
jestem przy badaniu, gdyż takie są przypisy, szczególnie jeśli to kobieta.
Pierwsza przychodzi śliczna osiemnastoletnia Murzynka z Trynidadu.
Wysoka, smukła, z ogromnymi piersiami. Przyleciała specjalnie, żeby
zmniejszyć biust, żadne tam wakacje. Zapraszam ją, każę pójść za sobą. To
jej pierwsza wizyta, więc najpierw konsultacja i zabieram ją do
pomieszczenia, gdzie lekarz będzie mógł dokonać oględzin przeciwnika.
Wchodzę razem z nią, daję jej specjalne sznurowane z przodu ubranko, które
ma założyć. Wychodzę na moment, ona w tym czasie się przebiera. Mówi mi,
że jest gotowa. Wołam lekarza, wchodzę razem z nim. Jestem trochę
skrępowana, na szczęście dziewczyna jest jeszcze ubrana.
Lekarz prosi ją, żeby rozwiązała sznurowanie ubranka, które jej dałam
wcześniej. Moim oczom ukazują się największe piersi na świeci. Nie wiem, co
mam zrobić z oczami, patrzeć czy nie patrzeć? Tłumaczę sobie, że w końcu
po to tam jestem. Nieśmiało spoglądam na jej biust, jest naprawdę ogromny.
Mina lekarza, gdy ukazał my się ten widok, mówi sama za siebie. Zaczyna
oglądać i dotykać jej piersi, ugniata je dość mocno. Zaczynam się
zastanawiać, czy tak powinno wyglądać badanie, czy przemawia przez niego
tylko zimny profesjonalizm. Trudno mi w to uwierzyć. Sprawdza, jak silnie jej
sutki reagują na bodźce. Niestety przy tym rozmiarze jej sutki prawie
zupełnie nie są wrażliwe, co zresztą sama potwierdza. Po tych oględzinach
opisuje jej, gdzie musi dokonać nacięć, jaki będzie przebieg zabiegu i
rekonwalescencja. Wychodzimy, zostawiając ją, żeby się ubrała. Jest mi
gorąco, choć klimatyzacja działa bez zarzutu.
Następna pacjentka jest po odessaniu tłuszczu, nie mam pojęcia, po co
go odsysała. Twierdzi, że chodziło jej o lepiej wyrzeźbioną talię. Ma nie więcej
niż 28 lat, jest naprawdę ładna, zadbana. Moje zawstydzenie gdzieś się
ulotniło. Na gołym ciele ma jasnoniebieskie ubranko, które jej wcześniej
wręczyłam. Mówi, że jest zainteresowana depilacją laserową okolic
intymnych. Pan doktor bez mrugnięcia okiem pyta o szczegóły, czy wszystkie
włosy chce usunąć, czy zostawić coś na wzgórku. Dziewczyna, stojąc przed
nim podnosi wysoko nogę, opiera ją na fotelu, na którym siedzi lekarz, i
prezentuje swój skarb w całej okazałości. Wyjaśnia, że szczególnie chodzi jej
o wargi, a w kwestii tłuszczu, który został z liposukcji, chciałaby wstrzyknąć
go we wzgórek łonowy. Pierwszy raz widzę lekkie zdziwienie na twarzy
lekarza, którego chyba niewiele już dziwi.
W ciągu pięciu godzi, jakie tam spędziłam, zobaczyłam sporo, ale
szczególnie uderzyło mnie jedno – jakże trudno dogodzić kobiecie.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Różnica zasadnicza

Było kilka minut po trzecie, kiedy najciszej, jak potrafiłam, wślizgnęłam się do
mieszkania. Ściągnęłam pospiesznie ubranie, gdy w ciemnościach usłyszałam ani
trochę niezaspane:
- A skąd to się wraca o tej porze?
Zaskoczona, zaklęłam w duchu, nie spodziewałam się, że będzie na mnie czekał.
Po cichu liczyłam, że będzie spał, kiedy wrócę, i godzina mego powrotu pozostanie
tajemnicą. Oczywiście, obiecałam wrócić dużo wcześniej.
- Przepraszam, jakoś tak zasiedziałyśmy się w knajpie, nawet nie zauważyłam,
kiedy zrobiło się tak późno – tłumaczyłam, wiedząc, że nie będzie zadowolony z
tego, co usłyszy. W jego głosie było coś, co obudziło moje paranoidalne skłonności –
On nie pyta, On to wie. Choć tłumaczę sobie racjonalnie, że nie ma fizycznie takiej
możliwości, to jednak racjonalizm nie jest moją mocną stroną o trzeciej nad ranem,
po kilku drinkach.
- To wszystko?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – miałam rację, nie spodobało
mu się.
- No tak…w zasadzie to wszystko…eee, no wiesz… - błyskawicznie zaczynam
tracić pewność siebie.
- Nie, moja droga, nie wiem, nie mam pojęcia – zawiesił głos, spoglądając na mnie
wyczekująco. Musiałam coś powiedzieć. Najlepiej prawdę.
Tam był ten facet, opowiadałam ci o nim wcześniej. Spędziłam wieczór we trójkę, z
Anką i z nim, rozmawiając. Zapłacił za nasze drinki… - zawiesiłam głos, by wydusić
z siebie w końcu – zrobił mi masaż, ale to były takie żarty, znasz mnie przecież –
dodałam naiwnie, rozumiejąc wagę wypowiedzianych słów dopiero w momencie,
gdy sama je usłyszałam.
- Znam cię, niestety. Dlatego, dokończ się rozbierać i chcę cię wiedzieć pod ścianą,
tak jak zwykle – słyszę te słowa i moje zmęczenie gdzieś ulatuje. Pomimo gryzącego
sumienia, a może właśnie dzięki temu, czuję narastające podniecenie.
Błyskawicznie pozbywam się resztek garderoby i melduję się we wskazanym
wcześniej miejscu. Stoję naga, przodem do ściany, z rękami nad głową. Nie muszę
się odwracać, żeby wiedzieć, że jest tuż za mną, krąży jak drapieżnik,
przygotowując się do ataku. Raz po raz to szczypie, to zaciska dłonie na moich
plecach w sposób niemający nic wspólnego z masażem. Ten dotyk ma boleć, nie ma
w nim grama czułości.
- Wiedziałem, że cos ci chodzi po głowie, byłem tego pewny. Obiecujesz, że
będziesz przed północą, wracasz o trzeciej i częstujesz mnie bajeczką. Ładnie to
tak? – wysyczał wprost w moje ucho, łapiąc za włosy i przyciskając do ściany. –
Próbowałem spać, ale nie mogłem się doczekać, żeby usłyszeć kolejną z twoich
historyjek. Jestem wkurwiony, ale mi przejdzie, ty za to zapamiętasz jedną rzecz.
Tylko ja się liczę, bo dokładnie wiem, jak potrzebujesz, by cię traktowano, wiem, jak
zagrać na tobie, trącając odpowiednie struny. Bez tego twoje życie jest
zdecydowanie uboższe, właściwie traci sens – mówiąc to, oplata mnie ramionami i
zaczyna dręczyć moje piersi. Najpierw ściska mocno, po chwili zmienia taktykę i
zaczyna je szczypać, by za moment chwycić za sutki i zacząć je wykręcać.
- Jemu też tak pozwoliłaś, suko?! – nie przestając torturować moich sutków, zadaje
pytanie, na które doskonale zna odpowiedź. Odsunął się niespodziewanie, ja zaś
odruchowo, zacisnęłam powieki, bojąc się tego, co ma w planie. Wolę nie widzieć.
- Oprzyj się rękami o ścianę i wypnij się – pada komenda i znowu czuję falę gorąca
między nogami.
- Opowiedziałaś mu, jak lubisz się bawić, a raczej, żeby tobą się bawiono?
Powiedz śmiało. Co, zabrakło odwagi? To ja ci powiem. Udawałaś normalną, miłą
laskę, która lubi romantyczny seks, zgadłem? – pytał, ale wcale nie oczekiwał
odpowiedzi. Bałam się oddychać.
- Zarobił parę punktów, bo był młody, miał fajne mięśnie i kupił ci drinka, ale nie
kłam, że tobie tyle wystarczy – kiedy to mówi, dociskając mnie swoim ciężarem do
ściany, czuję jego erekcję na swoim nagim tyłku.
Pierwsze uderzenie spada zupełnie niespodziewanie, trzcinka ląduje na skórze i
obejmuje mnie najgorszy rodzaj bólu. Szczypie, kąsa, a im więcej razów spada, tym
szybciej ból narasta, aż w końcu boli bez przerw. On zna mój wstydliwy sekret: nic
nie wywołuje u mnie takiej wilgoci, powodzi w kroczu, jak trzcinka. Jest tego
doskonale świadomy.
Uczucie bólu staje się nie do zniesienia, zaciskam zęby, wbijam paznokcie w
ścianę, boję się, że zacznę krzyczeć. Przerwa, a raczej zamiana – teraz zlana pupa
dotyka chłodnej ściany, a trzcinka spada na piersi, znacząc je czerwonym pręgami.
Kąsającą trzcinkę zastępują po chwili zęby zaciskające się na sutkach. Jestem tak
blisko…już prawie… Nagle wszystko ustaje, jakby ktoś wcisnął pauzę. Patrzę na
niego, kompletnie nie wiedząc, o co chodzi, a zdumienie moje sięga granic, kiedy
patrzy mi w oczy, cedzi przez zęby:
- Myślałaś, że cię zerżnę, co? Naprawdę myślałaś, że po tym co zrobiłaś,
zasługujesz na nagrodę? Głupiutka jesteś, suniu. Chciałem ci tylko pokazać różnicę
między mną a twoim knajpowym Romeo. Wiem, że nie dałaś dupy, wyczułbym to w
chwili, gdy otworzyłaś drzwi do mieszkania. Skoro on cię nie zerżnął, ja tego także
nie zrobię. A teraz marsz do łóżka, wiesz która jest godzina?! Chyba, że wolisz spać
na podłodze…

Ci okropni mężczyźni

Wsiadłam do samochodu mojego radzieckiego znajomego. Pierwsze co


słyszę po otwarciu drzwi samochodu, to szczegółowy opis intymnych detali
ostatnio zaliczonej panienki. Oczywiście nie ze mną dzieli się owymi
pikantnymi szczegółami, tylko z kolegą, z którym rozmawia przez telefon.
Moją obecność zauważa dopiero, gdy zamykam za sobą drzwi od auta.
Zmieszany, zaczyna przeprasza, na co ja z rozbawieniem odpowiadam, że to
nie jest żadna tajemnica, iż faceci bywają obrzydliwi. („Oh, I know very well
that you guys are pretty disgusting.”)
Dla tych przedstawicieli rodu męskiego, którzy poczuli się w tym
momencie urażeni, mam następujące pytanie: Jak inaczej sklasyfikować
fakt, że delikwent nie pamięta twarzy kobiety, zaś świetnie potrafi opisać
wygląd jej cipki?
Nie chcąc zostać posądzona o tendencyjność i brak obiektywizmu,
opowiem też inną historię.
Odwiedziła mnie ostatnio przyjaciółka. Nie widziałyśmy się kilka
tygodni, więc było co opowiadać. Wiedziałam, że jest na etapie finalizowanie
znajomości z czatu i ma zamiar przenieść ją na grunt całkowicie realny. Gdy
byłam u niej poprzednio, pokazała mi zapis co lepszych rozmów. Facet był
całkowicie w jej typie, młodszy o 10 lat i mogący się pochwalić dość
apetyczną sylwetką. Przy butelce wina domowej roboty rozmowa zaczęła się
rozkręcać.
- A co tam z twoim hinduskim Romeo? – spytałam.
- Totalna katastrofa – usłyszałam w odpowiedzi – Nic z tego nie wyszło –
kontynuowała.
- Jak to, co się stało? – Ciekawość zaczyna mnie zjadać.
W odpowiedzi usłyszałam ciężkie westchnienie i streszczenie
katastrofy.
- Tuż przed tym, jak mieliśmy się spotkać, zadał mi pytanie, co bym z nim
zrobiła, gdybyśmy byli sam na sam w windzie. Temat pobudził moją
wyobraźnię, zresztą pewnie o to mu chodziło, więc puściłam wodze
swojej…kreatywności. Opisałam mu dość dokładnie, jak zrobiłabym mu
dobrze ustami, klęcząc przed nim, i pozwalając, by skończył prosto na moją
twarz i biust.
- No i, no i? – ponaglałam, nie rozumiejąc jeszcze, jak taka sytuacja mogła
skończyć się tragicznie.
- Był przerażony! – wykrzyknęła – Oburzony i zniesmaczony. Usłyszałam, że
jak mogłam upaść tak nisko, że się nie szanuję, że nie mam za grosz
godności.
Mnie po prostu zatkało. A gdy już odzyskałam głos, to nie mogłam
przestać się śmiać.
I weź zrozum, co chodzi mężczyznom

Koks kultura

Pamiętam, jak będąc nastolatką, zaczytywałam się w książkach typu


Narkomanka czy My, dzieci z dworca ZOO. Podobnie robiły moje koleżanki.
Rzeczywistość opisana w tych książkach w dziwny sposób fascynowała nas.
Później przyszła kolej na film Odmienne strony świadomości, który w opinii
ludzi, z którym wtedy przystawałam, był kultowy. Zaczęła się moda na to,
aby wszystkiego spróbować, to miało rzekomo świadczyć o otwartości umysłu
i być drogą do lepszego poznania siebie i świata. No bo skoro
eksperymentowali z LSD w latach 60., to dlaczego my nie mielibyśmy
poeksperymentować teraz?
Starsi koledzy wmawiali nam, że nasz własny umysł kryje tajemnice,
do których dostęp możemy mieć jedynie po zażyciu pewnych środków. Jak
się ma 16 czy 17 lat, to wierzy się w różne rzeczy. Potrafiliśmy leżeć
godzinami na łące nad rzeką i oglądać chmurki czy też inne rzeczy, które
nasze umysły postanowiły nam zaserwować pod wpływem dietyloamidu
kwasu lizergowego.
Później przyszedł czas na kluby i niepodzielnie tam wtedy panującą
amfetaminę. Jako młodzi i żądni wrażeń musieliśmy spróbować. Robili to
wtedy wszyscy. Wchodząc do toalety w klubie, można było zobaczyć, jak
młodzież bez skrępowania wciąga biały proszek uformowany w zgrabną
ścieżkę obok umywalki. Na prywatnych imprezach roznoszona extasy na
tacy, zaraz po zaserwowaniu drinków. Częstowaliśmy się tym jak
cukierkami. Wydawało nam się, że jesteśmy tacy cool. Zaczynało się maraton
w piątkowe popołudnie, żeby skończyć zabawę w poniedziałkowy poranek, z
jednym tylko pragnieniem – nareszcie zasnąć.
Nic nie trwa wiecznie, w końcu rzeczywistość się o nas upominała.
Towarzystwo jakoś się rozpadło, pokończyliśmy szkoły, część wyjechała,
część wróciła na studia. Nasze eksperymenty traktowaliśmy jak
niezobowiązująca zabawę, która musi się kiedyś skończyć. Przecież tylko
frajerzy wpadają w dragi, my traktowaliśmy to czysto rekreacyjnie. Jak się
później okazało, nie wszyscy. Kilka osób poddało się pragnieniu, aby takie
życie trwało wiecznie. Przegrali.
Zamknęłam tamten rozdział z myślą, że spróbowałam, poznałam, AM
na ten temat własne zdanie, a przecież tylko o to mi chodziło. Tak był mój
plan od samego początku.
Przyjechałam do USA i szczęka opadła mi ze zdziwienia. W samym
tylko biurze wciąga koks dwóch kolegów. Szef o wszystkim wie i śmieje się,
że oni „biorą lekarstwo” (they are on the medication). Ci koledzy mając po
czterdzieści parę lat i rodziny.
Narzeczony koleżanki z pracy właśnie skończył drugi raz odwyk w
zamkniętej instytucji. Opowiedziała mi to zwyczajnie, bez zażenowania,
podczas przerwy na kawę. Pierwszy raz trafił na detoks rok temu, a wtedy
jego rodzice wzięli kredyt, żeby opłacić miesięczny pobyt w malowniczo
położonym ośrodku. Za drugim razem detoks zafundowała mu firma, w
której pracuje, a dokładniej – związki zawodowe, do których ów młodzieniec
należy. Statut mówi, że jeśli jest to pierwszy raz, to w ramach wspierania
swojego członka związki płacą kilkadziesiąt tysięcy za powrót delikwenta na
łono społeczeństwa. On nie przyznał się, że już tam był, więc potraktowali to
jako pierwszy raz. Spróbowałam sobie wyobrazić podobną sytuację w Polsce i
jakoś nie mogę.
Rok temu inna koleżanka z pracy powiedziała mi o swojej matce.
Kobieta żyła normalnie, urodziła i wychowała troje dzieci i w wieku
pięćdziesięciu lat postanowiła zawrzeć bliższą znajomość z heroiną. Kiedy
córka wybrała się do niej w odwiedziny, ta była na takim haju, że jej nie
poznała.
Przykłady i historię można mnożyć.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Bez litości

Obiecał, że weźmie ją bez litości. Błagała go o to i te błagania zostały wysłuchane.


Tylko, że teraz jest przerażona. Boi się poddać tak samo mocno, jak boi się stawiać
opór. Chce tego, odkąd pamięta, zawsze tego chciała. I przez to jej strach nie jest ani
trochę mniejszy.
Podchodzi do niej od tyłu, otacza uściskiem umięśnionych ramion, przykłada ostrze
noża do szyi. Dziewczyna otwiera usta zaskoczona, głośno łapiąc haust powietrza.
- Tylko nie próbuj krzyczeć – słyszy zdecydowany głos. Za chwilę, już znacznie
cichsze – albo bardzo będziesz tego żałować – dociera wprost do jej ucha.
Zamiast kolejnej fali przerażenie, czuje, jak pomiędzy zaciśniętymi udami zaczyna
robić się wilgotno. Mężczyzna przesuwa nóż po szyi, wywołując dreszcze
precyzyjnym dotykiem ostrego metalu.
- Proszę, nie rób tego! – jej głos naprawdę drży. Wsuwa nóż w półotwarte usta
dziewczyny, będąc świadomym, że jest ona przerażona do tego stopnia, że nie
wydobędzie z siebie słowa. Wiedząc dobrze, że jedynie, co rejestruje jej
świadomość, to strach i smak metalu. Kiedy ostrze opuszcza jej usta, strużka śliny
ląduje na brodzie dziewczyny. Składając nóż i chowając go do kieszeni, mówi cicho
do niej:
- Tak naprawdę wcale tego nie potrzebuję, prawda? Wiesz równie dobrze jak ja, że
nie jesteś w stanie mnie powstrzymać, że TO zaraz nastąpi.
- Proszę, nie rób mi tego! – drżący głos jest zbyt słaby, by brzmieć przekonująco.
On zrobi to naprawdę – myśl ta pojawia się w jej głowie na ułamek sekundy, co
wystarczy jednak, żeby kolejna fala wilgoci napłynęła między zaciśnięte uda. Nadal
czuje strach, w końcu udawany gwałt nie jest czymś, z czym ma do czynienia
codziennie, ale przerażenie ustępuje miejsca podnieceniu. Przecież sama tego
chciała, zaklinała go, aby to zrobił, zmusiła, żeby przysiągł, że ją zgwałci.
Powiedziała to znowu, bardziej dlatego, że powinna: Proszę, nie…
Mówiąc te słowa, czuła, jak jej cipka robi się coraz ciaśniejsza, coraz bardziej
mokra. Emocje były tak duże, że sama był zdziwiona siłą własnej reakcji.
Pożądanie graniczyło z bólem.
- Proszę, nie gwałć mnie – wyszeptała znowu, wiedząc, z jaką siłą działają na nią
te słowa. Robiła się coraz bardziej mokra.
- Zaraz mnie poczujesz, suko. Zrobię ci to, czego się tak boisz. Zgwałcę cię.
Pchnął ją na łóżko i docisnął kolanem, związując ręce ciasno na plecach. Słyszy jej
krzyki zduszone poduszką, ale nie zwraca na to uwagi. Zamiast tego podciąga jej
spódnicę i pozbywa się stojących mu na drodze majtek. Przecina je nożem i zwinięte
wykorzystuje jako knebel. Zaraz po tym słychać charakterystyczny dźwięk
rozpinanego rozporka i dziewczyna czuje na pośladkach gotowy do akcji członek.
Nie wychodzi z roli, próbuje się nieudolnie bronić, on jednak brutalnie toruje sobie
drogę, nie dając jej żadnych szans. Chwyta mocno za włosy i wciska jej twarz w
poduszkę, jednocześnie rozdzielając jej uda kolanem. To już nie zabawa, mężczyzna
zbliża się do granicy, po której przekroczeniu zmieniamy się w zwierzęta,
przestajemy się kontrolować.
Znają się od dawna, ufa mu bezgranicznie, choć wie dobrze, że jutro będzie ją
bolało całe ciało. Nie obchodzi ją to ani trochę, liczy się tylko tu i teraz. Stalowe
mięśnie jego ud rozsuwają jej nogi. Stopniowo, bezlitośnie zbliża się nieuniknione.
Zaciska mocno rękę na jej piersiach. W pokoju słychać głośne oddechy i ona wie,
że nadchodzi moment, o którym śniła. Chwila, kiedy już nie ma sensu się bronić,
kiedy on odkryje, jak bardzo jest mokra. Mokra? Ma tam prawdziwą powódź!
Wsuwa się w nią jednym ruchem, bez cienia delikatności. Coś takiego normalnie
wyrwałoby z jej ust krzyk bólu, ale teraz jest na to dokładnie przygotowana. W
pokoju słychać odgłosy przyjemności, przytłumione przez majtki wciśnięte w usta
dziewczyny.
Mężczyzna pieprzy ją mocno, wsuwając twardego członka głęboko, aż po jądra.
Nie interesuje go, czy jest jej przyjemnie, chciała ostro, to jest ostro. Gdzieś tam na
dnie świadomości kołacze myśli, że na pewno trochę boli i myśl ta nie wywołuje w
nim najmniejszego dyskomfortu. Wręcz przeciwnie, jest źródłem jeszcze większego
podniecenia.
Para idealna, masochistka i sadysta, szczerzy wobec siebie potrafią dotknąć
niewyobrażalnego.
Ona nie chce jego litości nawet wtedy, gdy o nią błaga.
Litość jest przereklamowana, powie wam, jeśli ją spytacie…

Czarne i białe

Tolerancja jest w modzie, bycie tolerancyjnym jest szalenie trendy.


Deklarujemy, że nie przeszkadzają nam geje i lesbijki, ateiści, innowiercy.
Bycie tolerancyjnym to taki stygmat naszych czasów, przecież zaściankowi i
pełni uprzedzeń byli nasi rodzice i dziadkowie – my jesteśmy zupełnie inni. W
myśl tego bierzemy udział w manifestacjach feministycznych, przyjaźnimy się
z ludźmi o kolorze skóry innym od naszego, a składając życzenia świąteczne
koledze gejowi z pracy, prosimy, aby przekazał je Nickowi i dzieciom. I
udajemy, że zupełnie normalne jest dla nas to, że nasz kolega z Nickiem
tworzą parę i wspólnie wychowują dwoje adoptowanych dzieci. Idąc dalej w
tym kierunku, na pytanie adoptowanego przez tę parę dziecka: „To zabawne,
ale nie rozumiem, dlaczego ja jestem czarny a mój tata biały”, nabieramy
wody w usta udajemy, że nie dosłyszeliśmy.
Młoda modą, tolerancja tolerancją, a życie i tak rządzi się swoimi
prawami.

Monika poznała Toniego kilka miesięcy po przyjeździe do Nowego


Jorku. Szarmancki, elegancko ubrany, a do tego od samego początku
niemalże nosił ją na rękach. Jakże był inny od jej rówieśników, od tego
prostactwa, przed którymi uciekła z Polski. Było tylko jedno „ale” – Toni
pochodził z Nigerii i był czarny jak noc. Dziewczyna początkowo broniła się
przed tym uczuciem, ale starszy o 15 lat mężczyzna wiedział, jak ją zdobyć i
uśpić wszelkie wątpliwości. Do tego miał pieniądze, żeby Monikę
rozpieszczać, pokazał jej życie, o jakim – mieszkając w Polsce w niewielkim
mieście – mogła tylko pomarzyć. Podróżował sporo w interesach i jeśli nie
mógł zabrać Moniki ze sobą, to zawsze przywoził jej prezent świadczący, że
myślał i tęsknił. Zwiedziła z nim Londyn i Amsterdam, bawili się razem w
berlińskich klubach.
Bajka, no prawie bajka. Bo ową bajką trochę psuje rodzina Moniki,
której ciężko przejść do porządku dziennego na tym, że wybranek jest
czarnoskóry. Próbują na Monikę wpłynąć, proszą, aby zastanowiła się, że to
jednak inna kultura, inne zwyczaje. Dziewczyna nie daje sobie nic
powiedzieć, a po pewnym czasie wszelkie próby rozmów na temat różnic
kulturowych kończą się rzuceniem słuchawki. Bo przecież oni (rodzina) nic
nie wiedzą o sile miłości, jaka łączy Toniego i Monikę. Przemawia przez nic
zaściankowość, rasizm i brak tolerancji.
Związek kwitnie, dziewczyna zachodzi w ciąże i rodzi ślicznego
chłopczyka. Toni wpatruje się w syna jak w obrazek, zachwyca jego delikatną
beżową skórą i anielskim uśmiechem. Życie Moniki z dnia na dzień bardzo
się zmienia. Rodzina jest daleko w Polsce, koleżanki jakoś się odsunęły.
Jedna z nich powiedziała Monice, trochę zmieszana, że nawet chętnie by się
spotkała, aby zobaczyć dziecko i w ogóle, ale mąż, Polak, źle się wyraża o
dziewczynach, które zadają się z Murzynami, wiec nie chciałaby go drażnić.
Monice zrobiło się przykro. W rozmowie telefonicznej z rodziną po raz
pierwszy skarży się mamie, że wstyd jej za rodaków za granicą, którzy są
pełni uprzedzeń. Po drugiej stronie słuchawki zapada kłopotliwa cisza.
Życie Toniego po narodzinach dziecka wcale się nie zmienia. Nadal
spotyka się w niedzielne popołudnia z kolegami. Dużo pracuje i często
wyjeżdża służbowo. Po powrocie jest zmęczony i jedyne, na co ma siłę to pięć
minut zabawy z synkiem. Po roku takie życia dziewczyna zaczyna mieć
dosyć. Całymi dniami siedzi sama z dzieckiem. Żony i dziewczyny kolegów
Toniego są czarnoskóre i nie mają ochoty na przyjaźń z Moniką. Za jej
plecami mówią, że biała suka ukradła im brata.
Dziewczyna czuje się coraz bardziej samotna i wyalienowana. Tak
bardzo chciałaby, żeby znowu było tak jak kiedyś, żeby on ją rozpieszczał i
miał dla niej czas, żeby wyszli gdzieś razem, pojechali na weekend.
Nadchodzi lato i gdyby tylko udało się wysłać małego na wakacje do Polski.
Gdyby.
Pomijając fakt, że chłopczyk ma taki kolor skóry jak jego ojciec, jest
jeszcze jeden problem – nie mówi niestety po polsku, więc wakacje u
dziadków w Polsce odpadają.
Monika kilka dni temu przyznała się siostrze, że jednak z tymi
różnicami kulturowymi to prawda i że bo się, bo Toni ostatnio zaczyna coś
wspominać o budowie domu w Nigerii.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Demony przychodzą nocą

Obudziłam się otoczona ciemnością. Czułam w głowie lekki szum spowodowany


winem, które piłam wcześniej. Nie pamiętam wcale, kiedy zasnęłam ani jak
znalazłam się w łóżku. No tak, wypiłam więcej niż zwykle, a oto efekt – wyjaśniłam
sama sobie.
Ponowiłam próbę, bez powodzenia. Zrozumiałam, że ktokolwiek mnie unieruchomił,
zrobił to w sposób niedający mi szans na uwolnienie się, ba, nawet na poluzowanie
więzów. Leżałam na boku, ręce związane na plecach, połączone z ugiętymi w
kolanach nogami. Gdyby nie alkohol, w życiu nie zasnęłabym w takiej pozycji.
W miarę jak się rozbudzałam i powracała świadomość, zaczynałam czuć coś na
twarzy. Coś delikatnego i gładkiego dotykało mojej skóry. Podniosłam rękę ku
twarzy, żeby sprawdzić co to jest…i ku własnemu przerażeniu odkryłam, że jestem
związana. Co jest, do cholery?! – pomyślałam zdziwiona. To na pewno jedna z tych
gierek, w jakie Właściciel uwielbia grać – chwyciłam się nadziei jak tonący brzytwy.
Otworzyłam usta, żeby go zawołać, upewnić się, że jest tak, jak myślę…i nim
wydobyłam z siebie dźwięk, w moich ustach znalazł się palec i usłyszałam
nieznajome: „Szzzz, bądź cicho”.
Teraz naprawdę ogarnął mnie strach. Nie miałam pojęcia, kto znajduje się w
pokoju, jak się tam dostał ani co ma zamiar ze mną zrobić. Cała sytuacja wydawała
mi się absurdalna – oto znalazłam się w jednej z własnych fantazji i nie mogę
powiedzieć, żebym była zachwycona. Nie widziałam, czy rozpłakać się już czy
czekać na rozwój wydarzeń.
Poczułam rękę między nogami, rozsuwającą je i sunącą w kierunku wąskiego
paska blond futerka. Palce nieznajomego zaczęły delikatnie mnie dotykać, drażnić,
mierzwić niesforne włoski. Wstrzymałam oddech, nie wiedząc, co jest silniejsze,
strach czy ciekawość. Palce zeszły w dół i z wyczuwalną niecierpliwością zaczęły
dotykać cipkę, która adekwatnie do sytuacji była sucha jak pustynia. Co innego
marzyć o gwałcie, a co innego znaleźć się w takiej sytuacji.
Miała już pewność, że to nie Właściciel, to nie był jego dotyk. Ale jak na kogoś, kto
chciałby zrobić mi krzywdę, był za delikatny, zbyt subtelny. To nie był dotyk
gwałciciela. Rozmyślania zostały przerwane przez język nieznajomego, bezczelnie
badający zakamarki mojej kobiecości. Pociągłe liźnięcia, od dołu do góry, a po
dotarciu do łechtaczki precyzyjnie aplikowane okrężne ruchy. Zadziwiająco dobrze
wiedział, jak sprawić mi przyjemność.
Próbowałam przypomnieć sobie dotyk języka każdego z moich kochanków. W
końcu wszyscy bez wyjątku, wcześniej czy później, tam docierali. Przy piątym
dałam sobie spokój, rosnąca między udami wilgoć skutecznie uniemożliwiała
trzeźwe myślenie. Tym trudniejsze stało się to w chwili, kiedy do języka dołączyły
zwinne palce. Początkowo dwa, po chwili trzy pieściły wilgotną dziurkę.
To się robi stanowczo zbyt przyjemne… - myślę… i nagle czuję dotyk Właściciela
na mojej szyi. Jestem pewna, że to on, tak samo jak już wiem, że między moimi
nogami urzęduje ktoś nieznajomy. Odkrywszy, że nie jestem zdana jedynie na łaskę
tego obcego mężczyzny, uspokajam się i z ochotą oddaję się im obu. Jeden cudownie
pieści moje krocze, drugi delikatnie zaciska zęby na moich sutkach, gryzie je.
Kiedy zaczynam coraz głośniej jęczeć, mając na sobie dwie pary rąk,
niespodziewanie
niespodziewanie przestają. Zaskoczona, chwytam głośno powietrze, czuję się jak
ryba wyciągnięta z wody. Nie dane jest mi oswoić się z tym stanem, bo zimna ręka
chwyta moją pierś. Mocno, bez cienia delikatności, ściska i wykręca sutek. Ściska
coraz mocniej, chcę, żeby przestał, ale nie odzywam się słowem. Palce zostają
zastąpione przez usta, teraz zęby zaciskają się bezceremonialnie na obu sutkach,
początkowo gryząc je delikatnie, by za moment zwiększyć siłę nacisku. Fajerwerki
bólu eksplodują w mojej głowie, ale nie chcę, żeby przestali.
I nie przestają. Jeden z nich zostaje na miejscu, podczas gdy drugi przyciska
twardy członek do moich pośladków. Czuję, jakby ten dotyk parzył moją skórę.
Mam dreszcze, ale nie wiem, czy jest mi gorąco czy zimno.
Palec próbuje się wsunąć w pupę, zastygam w oczekiwaniu. W tej chwili ten, który
nadal gryzł moje piersi, przestaje i przyciska swoje wargi do moich, całuje mnie. To
Właściciel, poznaję jego pocałunki bezbłędnie.
Kim w takim razie jest ten z tyłu? A może jest ich więcej niż dwóch?
Czuję, jak twardy członek przesuwa się tam i z powrotem, ocierając się o wilgotną
cipkę, drażniąc przyjemnie ziarenko łechtaczki. Nie pamiętam, kiedy zaczęłam
mówić Właścicielowi o moich fantazjach. Tych o seksie z nieznajomym, o dwóch
członkach, o zasłoniętych oczach i unieruchomieniu.
Twardy członek naciska na ciasną dziurkę ukrytą między pośladkami. Powoli, acz
stanowczo, toruje sobie drogę w głąb. Drugi mężczyzna na przemian ściska moje
piersi i pieści mokrą cipkę.
W powietrzu czuć obietnicę spełnienia, pachnie pożądaniem.
Kiedy biorą mnie jak lalkę, sadzając otwartą kobiecość wprost na sterczący
członek, z drugim rozpychającym od tyłu, przestaje myśleć, wyłączam świadomość.
Przesuwają się w tę i z powrotem, najpierw powoli, stopniowo synchronizując ruchy.
Zbliżam się do krawędzi tego, za czym jest już tylko nirwana. Erupcja w moim
wnętrzu jest ostatnim impulsem, jaki potrzebuję, by przekroczyć jej próg.
Nieznajomy zdziera mi opaskę z oczu, budzę się z krzykiem, bezgranicznie
zaskoczona jego tożsamością…
Z drugiej strony lustra

Jego oczami

Jadę porannym pociągiem, senny krajobraz zmienia się za oknem. Jest


bardzo wcześnie. Jesteś ze mną, trzymasz głowę na moich kolanach,
przykryta płaszczem, jakbyś spała. Moje dwa palce wciśnięte w twój ciasny
tyłek, rozpychają cię. Twardy członek spoczywa wygodnie w twoich ustach.
Nie możesz za bardzo ruszać głową, gdyż wokół są ludzie. Tak jest dobrze, po
prostu cała zabawa dłużej potrwa. Wepchnąłem go głęboko w twoje gardło,
chcę, żebyś sprawiła mi przyjemność właśnie w ten określony sposób. Długo,
powoli, aż do granicy orgazmu. Tam masz się zatrzymać, właśnie na granicy.
Masz to robić długo i powoli, nie śpiesząc się nigdzie. Dla pewności, że
zrobisz to właściwie, trzymam rękę wplecioną w twoje włosy. Wiesz, kiedy
przerwać, czujesz kiedy orgazm jest blisko.
Jeśli zrobisz to zbyt szybko, po powrocie do domu spotka cię kara.
Ukarzę cię nie dla przyjemności, lecz tylko po to, by pręgi na skórze
przypominały ci, jak bardzo jesteś niecierpliwa.
Kiedy wreszcie stracisz poczucie czasu, w chwili, kiedy twoje usta i mój
kutas staną się jednością, eksploduję. Ciepłe nasienie spłynie najpierw do
twojego gardła, reszta trafi na twarz. Z policzkami klejącymi od spermy
wyliżesz mnie do czysta, powoli, dokładnie i metodycznie, jak kot. Dopiero
wtedy wyciągnę palce z twojego tyłka, już nie dwa tylko trzy. Pierwszy raz od
ponad godziny nie będziesz czuła się otwarta i rozepchana, i nie będzie to
przyjemne uczucie. Jakbyś coś straciła, czegoś zabrakło.
Podnosząc w końcu głowę z moim kolan i wygrzebując się spod
płaszcza „rozespana”, spojrzysz na mnie, drzemiącego spokojnie. Przytulisz
się do mnie, próbując choć na moment zasnąć, ale nie dasz rady. Twoje
myśli będą się szarpać niespokojnie, i w końcu przyznasz przed sobą, że
pragniesz znów położyć głowę na moich kolanach. Jeśli tylko ci pozwolę…

Portret sadysty

Biel, to pierwsze, o czym myślę, kiedy na nią patrzę.


Jej skóra jest bardzo jasna, wręcz biała. Nie potrafię przyglądać się jej
zbyt długo. Zamiast patrzeć na nią, spoglądam w lustro, na własne odbicie.
Nie mam tatuaży ani żadnych innych emblematów, które bodaj w
najmniejszym stopniu manifestowałyby, kim jestem. Żadnych ozdób.
Jeśli spojrzysz mi w oczy, zrozumiesz, z kim masz do czynienia.
Kobieta. Moja kobieta. Jej nie musisz patrzeć w oczy, skromnie spuści wzrok,
lecz zdradzi ją własne ciało.
Stojąc dwa kroki od niej, przyglądam się białej skórze, która czeka na
mnie. Zastygam, kontemplując piękno wiązanego ciała, nie śpieszę się.
Czeka na mnie. Na mój ruch, na nadchodzącą niewiadomą. Na chwilę, kiedy
zostawię na niej pierwszy ślad, złożę swoją pieczęć. Na moment, kiedy złożę
podpis pejczem, jak artysta pędzlem. Nadam jej ciału kolor.
To nie jest jakiś niezwykły spektakl, lecz rzeczywistość wielu związków.
Dyscyplinuję ją, ponieważ oboje tego potrzebujemy.
Na samym początku ustaliliśmy zasady. Teraz już nie pada na ten
temat ani słowo, cała procedur przywoływania kobiety do porządku odbywa
się bez zbędnych gestów. Taki jestem we wszystkich dziedzinach życia.
Uporządkowany, poważny, kontrolujący. Lubię, kiedy wszystko jest ustalone,
kiedy każdy zna swoje prawa i obowiązki.
Karzę ją bez względu na to, czy zasłużyła. Czasem właśnie dlatego, że
nie zasłużyła. Nie jestem sadystą, nie całkowicie.
Muszę zadawać ból, to sposób, w jaki wyrażam miłość. Lubię ostro, bo
wtedy czuję naprawdę. To nie żadna gra ani zabawa. Nie chodzi o władzę czy
przejęcie kontroli nad drugą osobą. Rzecz w tym, by dać jej to, czego pragnie,
jednocześnie samemu przyjmując specyficzną ofiarę.
By wspólnie otworzyć drzwi do tego ciemnego miejsca, gdzie większość
z nas woli się nie zapuszczać. Ze strachu przed samym sobą…

Pony girl

Jesteśmy w klubie, tym, do którego tak bardzo chciałaś pójść.


Mówiłem ci, żebyś uważała o co prosisz, ale tylko się śmiałaś.
Prywatny pokój właściwie półprywatny, bo inni mogą przyjść i patrzeć.
Jedynie patrzeć.
Klęczysz na środku, w tyłek masz wsadzone dildo z końskim ogonem.
Na głowę założyłem ci uprząż, w usta włożyłem wędzidło. Możesz widzieć
jedynie to, co przed tobą, klapki na oczach z obu stron ograniczają pole
widzenia.
Dziś wieczór będziesz pony girl, prezentem ode mnie dla dwójki
naszych znajomych. Chętnych do przyglądania się nie brakuje, stoją po
bokach skryci w ciemności. Czujesz ich wzrok na sobie, gdy głodni wrażeń
czekają, aż seans się rozpocznie. Stojąc obok, z przyjemnością patrzę, jak
filigranowa Maria dosiada cię, ciągnie za rzemienie przypięte do wędzidła i
raz po raz uderza cię szpicrutą. Ten, któremu cię wypożyczyłem, robi już
użytek z twojej cipki. Jego gruby członek wsuwa się głęboko, podczas gdy
ona porusza diadem wsadzonym w twoją pupę. Czujesz, jakbyś była rżnięta
przez dwa kutasy na raz. Doznania są tak intensywne, że zapominasz o
przyglądającej się widowni.
Kiedy Maria schodzi z twoich pleców i podstawia swoją cipkę tobie do
wylizania, wyciągam dildo i wchodzę głęboko w jego miejsce. Kątek oka
widzę, jak mężczyźni wokół masturbują się. Przyglądające się kobiety
podchodzą bliżej, w nadziei, że uda im się choć na chwilę znaleźć na miejscu
Marii. Liżesz jej cipkę zapamiętale, mając obie dziurki dokładnie wypełnione.
Przerywamy zabawę, a ja pytam czy ci się podoba i czy chcesz bawić
się dalej.
Pytam, choć dobrze wiem, co odpowiesz.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Instrukcja obsługi

Kiedy soję zamyślona, rozpinając bluzkę, woda w łazience jest już odkręcona.
Ściągnięta bluzka ląduje na fotelu, za nią biustonosz. Gdy sięgam rękoma do tyłu,
aby rozpiąć spódnicę, czuję, jak zaciskasz ręce na moich piersiach. Stojąc za mną,
mocno chwytasz je w obie dłonie i ściskasz przez chwilę, by za moment
skoncentrować się na sutkach. Dotyk wcale nie jest pieszczotliwy, wręcz przeciwnie,
szarpiesz moje sutki uwięzione między twoim kciukiem a palcem wskazującym. W
jednej sekundzie mój oddech przyspiesza, odruchowo prostuję się, wypinając piersi
poddawane słodkim torturom. W momencie, kiedy zaczynam czuć między nogami
napływającą wilgoć, przestajesz. Dajesz mi klapsa w pupę, mówiąc, że po prysznicu
mam się zameldować w sypialni.
Odświeżona i rozgrzana prysznicem, ze stojącymi na baczności sutkami staję w
drzwiach sypialni. Siedząc na łóżku, wskazujesz bez słowa, żeby stanęła przed
tobą. Podchodzę, czując twój wzrok przesuwający się po mnie lubieżnie. Taksujący
mnie tak jak wtedy, gdy pierwszy raz stanęłam tak dla ciebie. Klękam i biorę
twardniejącą męskość do ust. Zajmuję się tobą najlepiej, jak umiem, skrupulatnie,
jak dobrze ułożona suka. Chwytasz mnie za włosy, samemu nadając tempo, w
jakim mam cię pieścić. Nie jesteś delikatny. Staram się zadowolić cię jak najlepiej,
ale chyba nie masz dziś do mnie cierpliwości. Każesz podnieść się z klęczek, sam
wstajesz i wychodzisz, zostawiając mnie zdezorientowaną. Nie śmiem ruszyć się z
miejsca.
Wracasz po chwili i stanowczym ruchem popychasz mnie na łóżko, chwytając za
kark, każesz wypiąć pupę. Posłusznie wykonuje polecenie, czując, jak bez ceregieli
wsuwasz twardą męskość w bardzo mokrą cipkę. Wyrywa mi się westchnienie.
Chwilę pieprzysz mnie mocno, jęczę cicho. Jest mi dobrze i robi mi się coraz
przyjemniej. Wyczuwasz to, znasz mnie przecież tak dobrze. Jeszcze nie czas na
moją przyjemność, jeszcze nie teraz.
Każesz mi zostać w tej pozycji, ale rozsunąć szerzej nogi, co wcale nie jest proste. Z
twarzą wciśniętą w pościel i wypiętą pupą czekam na ciąg dalszy…
Wkładasz między rozsunięte nogi rozpórkę, sprawnie oplatając moje kostki
więzami. Przestaje być wygodnie. Za chwilę, bez zapowiedzi, chwytasz moją rękę i
już wiem, że zaraz będzie jeszcze mniej wygodnie, bo przywiążesz obie ręce do
więzów oplatających nogi w Kostach. Żeby było to wykonalne, muszę jeszcze
bardziej wypiąć pupę. Kończysz dzieło i przesuwasz palcem po wargach lśniących
od soków. Jęczę…
Po chwili w miejscu palca, czuję dotyk czegoś, czego po pierwszej chwili nie jestem
w stanie zidentyfikować. No tak, trzcinka. Przesuwasz nią pieszczotliwie po
pulsującej kobiecości, po wnętrzu ud…by w ułamku sekundy zamienić pieszczotę w
ból. Spada w tamto miejsce kilka bolesnych razów, ale zanim ból naprawdę dociera,
czuję twoje palce zgłębiające się we mnie. Znów jest bardzo przyjemnie. Tak
niewiele mi brakuje, takie zabawy doprowadzają moją krew do wrzenia.
Czuję, że nadchodzi orgazm, lecz ty skutecznie hamujesz moją przyjemność,
wymierzając kilka mocnych razów na wypięte pośladki. Jęczę głośno. Już nie mogę
się opanować, nie chcę. Soki kapią na prześcieradło. Wciskasz w spragnioną cipkę
wibrator i ustawiasz na najwyższe obroty. Jeszcze tylko parę sekund… Ty masz
jednak inny pomysł na mój orgazm. Wbijasz twardy członek w drugą, ciasną
dziurkę, i w momencie, kiedy łamiesz mimowolny opór mięśni, nic nie jest w stanie
powstrzymać nadchodzącej przyjemności.
Labirynt psyche

Zawsze pierwsza, zawsze najlepsza

„Ty debilu! Jakaś ty głupia, nikt z tobą nie wytrzyma! Boże, czemu
mam takie głupie dziecko!” – coś spadło na podłogę. Ach, to tylko moje
poczucie wartości rozbiło się na milion kawałków. Sklejałam je wiele lat i
kiedy w końcu wszystkie rozbite okruszki udało się zebrać i połączyć na
nowo, spojrzałam na nie z uwagą.
Poczucie wartości jest jak zwierciadło. Zdeptane i starte w pył, nawet
najlepiej odrestaurowane nigdy już nie pokaże obrazu bez skazy. Posiadacz
takiego wybrakowanego, poobijanego poczucia wartości mimowolnie
przegląda się w oczach innych.
Dzieciństwo to czas, kiedy pisze się scenariusz na resztę życia, kładzie
podwaliny pod dorosłe relacje. Te fundamenty nie będą solidne, jeśli trzeba
zasłużyć na miłość, szacunek i uznanie rodziców lub opiekunów. Walczyć i
każdego dnia ze wszystkich sił utwierdzać ich w przekonaniu, że jest się dość
dobrym, by być kochanym.
Z kulejącym poczuciem wartości nabieramy nawyku, by przyglądać się
w oczach innych, sprawdzać, jak nas widząc. A że nie sposób zadowolić
wszystkich… Postawa, gdzie normą jest poszukiwanie akceptacji i uznania w
oczach osób, na których nam zależy, popycha do wchodzenia w toksyczne
relacje. Pragnąc zadowolić innych, bez względu na cenę, zapominamy o sobie
i pozwalamy się krzywdzić, samych siebie i własne pragnienia stawiając na
szarym końcu.
W świecie S/M aż się roi od uległych z opisanym problemem.
Oczywiście nie tylko tam je można spotkać, mam kilka waniliowych
koleżanek, które systematycznie co jakiś czas wyciągam z czarnej dziury, w
którą wpadają, bo uważają, że nie są nic warte. Uwierzyło w to dawno temu
tylko dlatego, że ktoś, na kim im bardzo zależało, tak stwierdził.
Układ S/M przyciąga jak płomień świecy ćmę. Z jednej strony jest
sytuacja idealna, gdyż taka niepewna siebie uległa jest postawiona w
centralnym punkcie, zainteresowanie dominującego kręci się ściśle wokół
niej, nareszcie czuje się ważna i potrzebna. Z drugiej strony, wystarczy
bardzo nie wiele, aby strącić ją z powrotem w otchłań niepewności, sprawić,
że poczuje się po stokroć bezwartościowa. W rękach doświadczonego domina
taka kobieta będzie jak plastelina, ulepi z niej kochankę idealną, posiądzie w
sposób absolutny.
W rękach nowicjusza bądź ignoranta to przepis na nieszczęście.

O mojej matce

Moja matka…Tak bardzo chciałabym nauczyć się nie myśleć o niej.


Przecież jest dorosła, dlaczego więc się o nią martwię? Dlaczego ciągle o niej
myślę, choć nie widziałam jej od kilku lat? Zawsze mi powtarzała: „źle
skończysz, źle skończysz…”
Nic nie poradzę, że sprawia mi satysfakcję, że to nie ja źle skończyłam.
Jest mi dobrze w moim świcie. Nawet lepiej przez to, że jej tu nie ma.
Rozmawiałam z nią rok temu i jedynym powodem, dla którego do niej
zadzwoniłam, było to, że dzień wcześniej byłam na terapii i o niej
rozmawialiśmy. Usłyszałam, że muszę jej wybaczyć, inaczej to nie ma sensu,
inaczej nikt mi nie pomoże.
Czy jestem w stanie? Podobno to jedyna droga, żebym wreszcie mogła
powiedzieć:
I don’t care any more…*

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Wakacyjny seks

Ciepło, ciepło, coraz cieplej…Auuu! To gryzący ból spinacza do bielizny zapiętego


na sutku. Auuuuć! Jest i kolejny, tym razem na wargach. Z cipki kapało już
wcześniej, zapięcie spinaczy wywołało prawdziwą powódź. Nabrzmiała łechtaczka
domaga się porcji uwagi skierowanej jedynie dla niej. Wygląda śmiało spomiędzy
gładko ogolonych fałdek warg. Jakby tylko czekała, żeby zapiąć i na niej drewniany
spinacz.
Wakacyjny seks, jedyny w swoim rodzaju. Leniwy, niespieszny, drapieżny,
niecierpliwy i brutalny. Twardy członek rozpychając się, toruje sobie drogę między
pośladkami, sięga dna duszy.
Tafla monitora zawieszonego na ścianie, sceny porno w high definition podsuwają
scenariusz nadchodzących chwil. W powietrzu czuć zapach seksu, unosi się
obietnica raju.

Klapsy

Miliony razy zastanawiałam się, skąd w ludziach bierze się


zamiłowanie do lania na goły tyłek? Czy jest to dewiacja czy tylko perwersja?
Ciekawe, że chłostanie było niegdyś popularną formą okazywanie uczuć
religijnych. Pod pretekstem karania grzesznego ciała organizowano masowe
publiczne biczowania, które kończyły się orgiami.
Znam trochę osób, które podnieca spanking. Skąd u zupełnie
normalnych osób zamiłowanie do lania?
Doszłam do wniosku, że winne jest tu przywiązanie polskiego
społeczeństwa do kar cielesnych. Pamiętam, jak na podwórku koleżanki
pokazywały ślady po pasie, ja się wstydziłam i nie przyznawałam, że rodzice
mnie biją. Z dziwnym uczuciem oglądałam ślady na udach i pupach innych
dziewczyn.
Do dziś dźwięczą mi w uszach słowa matki, która bijąc mnie mówiła,
że robi to z miłości.
Lanie równa się miłość, jakie to proste.

Tylko głupcy się nie boją

„Tylko głupcy się nie boją” – powiedział mi kiedyś mężczyzna, dzięki


któremu miałam okazję dosiadać koni, o jakich nawet nie marzyłam.

*
ang. Już mnie to nie obchodzi
Myślę o tym czasem, uśmiechając się w duchu do siebie.
Nie wyglądam na bojaźliwą osobę. Wręcz przeciwnie. Zdecydowana,
pozbierana, wyszczekana. Tylko ten anielski wygląd zwodzi, można się
nabrać. Nabierali się nieraz.
Tymczasem boję się bardzo wielu rzeczy.
Boję się śmierci, tego, że On umrze przede mną i już nikt nigdy nie
będzie mnie tak kochał.
Boję się tego, co przyniesie przyszłość, w skali globalnej.
Boję się, że zostanę w Ameryce na zawsze.
Boję się pająków i karaluchów.
Boję się ataku terrorystycznego w metrze.
Boję się o swoją córkę.
Boję się tylu różnych rzeczy…

Żyję tak, jakbym nie bała się niczego. Jedynie tak można zabić strach.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Chętna, otwarta, mokra

Osiem godzin temu:


Twoja ręka trzymająca mocno za włosy, żebym obciągała tak, jak lubisz. Ja
lubię, jak mnie tak właśnie trzymasz. Jak swoją własność. Obolała cipka, która
dostała więcej niż mogła przyjąć. Twoje palce wsuwające się we mnie głęboko.
Wsunąłeś cztery, jęczałam…Zęby zaciskające się na łechtaczce…Gryzące sutek.
Dwie godziny temu:
Cipka, której nie dałeś odpocząć. Moje soki na prześcieradle. Ręce mocno
ściskające piersi. Teraz już możesz wsunąć pięć palców…Gryzę poduszkę. Rżniesz
mnie mocno od tyłu, naciskając ręką na kark.
Chętna, otwarta, mokra.

Gry i zabawy emocjonalne

Kiedy Anka stoi po drugiej stronie barierki ogradzającej balkon, a trzy


piętra pod nią słychać zgiełk ulicy, jest przekonana, że Marek zaraz rzuci się
jej na ratunek, tak jak zrobił poprzednim razem trzy tygodnie wcześniej.
Jakie jest jej zdziwienie, gdy Marek odwraca się na pięcie, i trzaskając
drzwiami krzyczy, że ma dość tej szopki.
Ręka Adama przesuwa się powoli w kierunku rozchylonych ud Agaty.
Mężczyzna czuje narastające napięcie, od dawna nie kochali się. Agatę albo
bolała głowa, albo narzekała na niego, że nie potrafi zapewnić jej statusu,
jaki mają jej koleżanki. Ale nie tym razem, Adam jest prawie pewny, że tym
razem się uda, że wreszcie wsunie nabrzmiałą męskość do miejsca
przeznaczenia. Jedną ręką pieści pierś kobiety, drugą zaś bada poziom
nawilżenia jej dziurki. Jest mokra, tym razem na pewno się uda. Agata
rozchyla uda zapraszająco i szepcze, że zapomniała dać mu do podpisania
dokumenty do kredytu na nowe wyposażenie kuchni, że to tylko chwilka, a
ona boi się, że później zapomni.
Gry i zabawy emocjonalne. Można grać parami, można w większym
gronie. Do zabaw w większym gronie wyśmienitym czasem są święta.
Wszyscy razem, każdy uroczo się uśmiecha. Bez ofiar, bez krwi, prosto w
serce. Niektórzy z nas mają swoją ulubione gry, te najskuteczniejsze. W te
grają najczęściej, bo lubią wygrywać.
Emocje. Nie mówimy o emocjach, o uczuciach. Łatwiej zagrać w taką
czy inną „grę” i osiągnąć cel. Bez odkrywania kart, bez pokazywania twarzy.
Sztuka manipulacji opanowana do perfekcji. Teatr masek.
Nie podnieca mnie to.

Anioł u terapeuty

Podczas piątkowej sesji u terapeuty padły słowa, które mnie


zastanowiły. „Chciałbym, żebyś wreszcie przestała się uśmiechać i tak
komfortowo sobie tu siedzieć. Wiem, że pod tą anielską powierzchownością
kryje się coś zupełnie innego. Chcę zobaczyć twoje emocje: złość, agresję, to
co ukrywasz w środku…”
Hmm…Nawet specjaliście zajęło trochę czasu, żeby dostrzec to, czego
inni nie widzą latami. Nie jestem grzeczną dziewczynką. Nigdy nią nie byłam.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Fare I’amore, fare il’sesso

Zmęczona, bardzo zmęczona.


Obolała, jakże przyjemnie obolała.
Wypieszczona. Palcami, językiem, twardym członkiem.
48 godzin tego, co włoski kochanek sadysta zwykł określać fare I’amore, fare
il’sesso.
Mocno, zwierzęco, jak w transie.
Półprzymknięte powieki, w ich szparkach widać jedynie białka.
Jak szamanka w ekstazie.
Z ust wypływa już nie szept, nie jęk, a zdławiony krzyk. Zduszony brutalnym
pocałunkiem. Rozkosz wykrzyczana prosto w Jego usta.
Cipka tak szczęśliwa, że myśli iż umarła i oto właśnie trafiła do nieba.
Wprost do cipkowego raju.

Uwierzyć

Niby proste jak budowa cepa. Oczywiste, no bo nad, czym tu myśleć.


Przecież na tym to polega. Tyle, że do mnie dotarło wyraźnie dopiero teraz.
A wszystko przez to, że ostatnio męczą mnie tematy egzystencjonalne.
Mam za dobrze, nudzi mi się, to sobie myślę. O tym, że tak naprawdę nigdy
nie poznajemy tej drugiej osoby w pełni. Nie wnikamy do jej/jego umysłu,
więc można mówić nam, co się chce, i tak nie możemy tego sprawdzić. Czy
tego chcemy czy nie, druga osoba i jej myśli pozostaną na zawsze zagadką.
Zawsze istnieje możliwość, że to, co nasz ukochany mówi, jest tylko
wyselekcjonowaną częścią tego, co naprawdę kołacze w jego głowie, tym, co
on uważa, że możesz usłyszeć. Mało jest altruistów stawiających siebie na
drugim miejscu i mających na uwadze jedynie dobro drugiej strony. Skłonna
jestem twierdzić, że większość raczej podchodzi do tego jak do gry w szachy.
Jak sprawić, żeby pionek znalazł się na właściwym polu? Jak sprawić,
żeby ona myślała, że on chce tylko jej dobra? Wbrew pozorom tu chodzi o
jedno i to samo. Manipulacje, małe i duże. Jedyne wyjście, jakie pozostaje, to
zaufać bezgranicznie, odrzucić wszelkie wątpliwości.
Ale czyż nie na tym polega wiara w Boga?

Sypialniana lista życzeń

Wróciłam. Odpoczęłam, złapałam drugi oddech, podładowałam baterie.


Oglądałam gwiazdy nocą, zajadałam się pieczoną baraniną, karmiłam sarny i
paliłam skręty. Nic nie musiałam, totalny relaks. Cóż, nic nie trwa wiecznie,
wrócić do miejskiej codzienności trzeba było.
A skoro o codzienności mowa…
Ona trafia do sypialni około północy, zmęczona śmiertelnie po ciężkim
dniu, właściwie śpi już na stojąco. Za chwilę zjawia się On i rytualnie
przytula ją na dobranoc. Zaczyna szeptać jej do ucha. O tym, co z nią w
najbliższej przyszłości zrobi. Nie pieści jej, tylko opowiada, powoli i
dokładnie, słowo po słowie, opisując każdy szczegół, mówi, co z nią zrobi. Co
jakiś czas pyta, czy jest coś, co jeszcze chciałaby do scenariusza dołożyć. Po
kilku minutach ona ma powódź między nogami, choć On przecież jej nie
dotknął.
Uwielbiam słuchać. Jeśli tylko ktoś umie opowiadać, to wyobraźnia
jest niesamowitym darem. Potrafię wyobrazić sobie każdy szczegół, poczuć
zapach, doświadczyć dotyk. Kiedy mówi o tym, jak zwiąże mi ręce, wręcz
czuje szorstką linę obcierającą nadgarstki. A kiedy mówi o piekących śladach
na pupie…
Teraz to jaj mam powiedzieć. Powiedzieć, co siedzi w najciemniejszych
zakamarkach mojego umysłu, wyciągnąć z ukrycia te najbardziej wyuzdane
fantazje. Te, do których nawet sama przed sobą , do końca się nie przyznaję.
On wie, że są i że trzeba pomóc im wyciągnąć je na światło dzienne.
Sypialniana lista życzeń… „Kobietom strasznie opornie przychodzi
przyznanie się do tego, co je podnieca” – powiedział mi kiedyś. „Prędzej powie
to koleżance niż swojemu mężczyźnie.

Trochę w tym prawdy jest, poddajemy się autocenzurze. Oceniamy


według tylko nam znanych kryteriów, czy nasze pragnienia mieszczą się w
granicach normy, czy są do przełknięcia dla partnera. Nie wierzę, że żadna ze
znanych mi kobiet nigdy nie pomyślała: jak mu powiem, że chciałabym, żeby
mnie związał, obsikał, zlał pasem czy potraktował piersi gorącym woskiem
(niepotrzebne skreślić), to sobie pomyśli, że jestem nienormalna.
A gdyby tak móc stworzyć listę seks marzeń bez żadnych
konsekwencji. Mając zagwarantowane, że cokolwiek wylęgło się w naszej
głowie, zostanie to powitane z entuzjazmem i nie grożą za to żadne
konsekwencje?
Gdyby tak okazało się, że partner ma dużo więcej tolerancji wobec
perwersji, niż go o to posądzaliśmy? Czy wystarczyłoby odwagi?
Przepis na sukę

Bywa, że znajomi mężczyźnie zwracają się do mnie z zapytaniem, jak


znaleźć kobietę, która będzie demonem seksu, uwielbiać wiązanie i chłostę, a
także ochoczo spełniać wszelkie seksualne marzenia tychże mężczyzn, i to
już od pierwszych wspólnie spędzonych chwil. Konsekwentnie unikałam
odpowiedzi na to pytanie, obawiając się, że pytający będą zawiedzeni. Przepis
„jak stworzyć sukę” po prostu nie istnieje. Nie ma jednego, uniwersalnego
sposobu czy metody, bo każda z nas jest inna, ma inne doświadczenia i
upodobania, a także oczekiwania.
Tak, tak, oczekiwania. Czy to, że to uwielbiam służyć całą sobą, to że
oddałam memu kochankowi duszę i ciało, znaczy, że nie mam pewnych
oczekiwań? Pewnie, że mam, chcę by mnie też było przyjemnie.
Dla wielu mężczyzn sama myśl, że kobieta, która daje im przyjemność
ma jakiekolwiek oczekiwania…taka myśl jest trudna do zaakceptowania.
Jeśli facet jest egoistą skupionym tylko na własnej przyjemności,
traktującym kobietę, jak przedmiot służący wyłącznie jego samczej
przyjemności…To niech lepiej kupi sobie gumową lalę w sex shopie. Nie tędy
droga. Nie twierdzę, że niemożliwe jest spotkanie amatorki takiego układu, w
przyrodzie wszystko jest możliwe, ale…
Mój aktualny związek trwał blisko trzy lata w wersji „normalnej”,
zanim posunęliśmy się dalej. Potwornie wstydziłam się tego, że właśnie takie
a nie inne zabawy mnie podniecają. Dla niego było jasne od początku, co
lubię, ale czekał, aż sama dojrzeję do tego, by mu powiedzieć. W tym czasie
obserwował moje reakcje, upodobania. Cieszę się, że to tyle trwało, bo
miałam dużo czasu, żeby go poznać, oswoić się, zaufać – a bez zaufania w
BDSM ani rusz. Przyznam szczerze, że gdyby ktoś „na dzień dobry” chciał
mnie związać bądź zakneblować, to nigdy bym się na coś takiego nie
zgodziła. Jaką miałabym pewność, że amator moich wdzięków nie okaże się
psychopatą, który mnie zgwałci i zamorduje?
Wczujcie się. Panowie, choć trochę w sytuację drugiej strony.
Oczekujecie od kobiety, że zawierzy wam swoje bezpieczeństwo, a może
zdrowie i życie, bo jest zafascynowana waszymi atrybutami męskości? A sami
byście się na coś takiego zdecydowali?
Niektórzy z pytających stwierdzili bez ogródek, że nie mają zamiaru
tracić czasu, jeśli już na początku sytuacja nie rozwija się po ich myśli.
Delikwentką, która swoje bezpieczeństwo przedkłada nad pożądanie,
zostawiają po jednym, dwóch spotkaniach i idą szukać dalej. Do głowy im nie
przyjdzie, że ona może chce, ale po prostu trochę się boi albo kiedyś trafiła
na niewłaściwą osobę, na kogoś, kto pod przykrywką BDSM, wyżył się na
niej.
Moje pierwsze zetknięcie z tą formą seksu było mocno niefortunne. I
pewnie dlatego tyle czasu trwało, zanim odważyłam się ponownie spróbować.
Na początku musi być zaufanie, bez tego nie wyobrażam sobie pójścia dalej i
przekraczania kolejnych granic.
Myślę też, że mężczyzna może zdobyć ogromną władzę nad kobietą,
nad jej umysłem, może wręcz uzależnić ją od siebie. Jeśli tylko zada sobie
odrobinę trudu, jeśli nie będzie skupiony wyłącznie na sobie. Byłam
wcześniej z różnym facetami, żadnego nie obchodziło, czy jest mi przyjemnie,
z żadnym nie miałam orgazmu. Myślała, że coś ze mną jest nie tak, może
należę do tego nielicznego grona kobiet, które nigdy nie poznają tego uczucia.
Myślałam nawet, że orgazm to mit.
Przy Nim pierwszy raz poczułam to trzęsienie ziemi… Lepszej smyczy
nie potrzeba.

Tylko nie myśl

„(…) myślałem, że będzie moją zabawką, okazem urody i źródłem


seksualnej rozkoszy, pięknością, którą zabiorę do domu, aby się nią
nacieszyć i pysznić. Nie przyszło mi na myśl, że jest obdarzona wolą, żyje
swoim własnym życiem.”

Powyższy fragment pochodzi z książki Jamesa Buchana Miłość pod


niebem Iranu, i choć książka ta opowiada o kulturowo bardzo nam odległym
Iranie, to tenże fragment wywołał u mnie lawinę myśli i wspomnień. Bo
powyższy tekst wcale nie jest zarezerwowany dla tamtej szerokości
geograficznej…
Zdarzyło mi się raz wyjść za mąż za mężczyznę, który właśnie tak
postrzegał kobiety.
Jakbym była uroczym trofeum, który z zachwytem w oczach i ustami
półotwartymi z podziwu będzie chłonąć każdy wyraz padając z ust geniusza.
Największe wykroczenie, jakie może kobieta popełnić, to dorosnąć, zacząć
myśleć i tego nie ukrywać. Przestać słuchać w niemym zachwycie słów pana
i władcy, próbować coś wtrącić od siebie, mieć zdanie na jakiś temat. Zacząć
używać mózgu.
Dla takiego delikwenta jest to niemalże zamach stanu.
Jedynie, co można wtedy zrobić, to zwrócić mu wolność.

SLAJDY Z NAMIĘTNIKA

Przez dziurkę do klucza

Gdybyś minął ich tamtego popołudnia na ulicy, pomyślałbyś, że są parą


kochanków. Objęci, przytuleni. Ona wpatrzona w niego maślanym wzrokiem, on
szepczący jej coś do ucha. To wybuchająca śmiechem, to spoglądająca ze
zdziwieniem, jakby chcąc wyczuć, czy on mówi poważnie czy żartuje.
Gdybyś zajrzał do sypialni, w której ona znalazła się pierwsza, zgodnie z jego
poleceniem, twoim oczom ukazałby się kuszący widok niemalże nagiego ciała.
Zobaczyłbyś, jak ściągając białe, koronkowe stringi, gładzi delikatny materiał. Stoi,
zamyślona, może żałując, że nie on ściąga z niej bieliznę, którą specjalnie dla niego
założyła.

Naznaczona.
Uporczywy dźwięk budzika wwierca się w świadomość. Zaspana, ociągając się,
wstała z łóżka, obiecując sobie po raz enty, że następnym razem pójdzie spać
wcześniej. Kawa, szybka prasówka z Internetu, rzeczy potrzebne na wyjazd
położyła na stole. Wolność, jeśli w jakiejkolwiek pracy dla kogoś można mówić o
wolności, jest tym, co lubiła najbardziej w swojej.
Bez skrawka materiału na sobie, tak jak zwykle jest „ubrana” w sypialni,
otworzyła drzwi szafy w poszukiwaniu bielizn. Krótka chwila namysłu, wzrok
ślizgający się po koronkach, satynie i zwykłej bawełnie.
Na co też mam dzisiaj ochotę? – zapytała samą siebie w myślach.
Wzrok zatrzymała na eleganckich majtkach w kolorze starego srebra. Z przodu
zupełnie gładkie, zaś z tyłu prawdziwe dzieło sztuki, delikatna koronka. Owa
koronka otuliła zgrabne pośladki, zaś ona poczuła, że coś jeszcze przed wyjazdem
musi zrobić.
Udała się do sypialni i prawie naga wsunęła pod kołdrę, przyciskając piersi do
pleców śpiącego mężczyzny. Odczekała chwilę, wsłuchując się w jego spokojny
oddech. Ręką zaczęła błądzić po owłosionym torsie i niżej, zsunęła ją w kierunku
kępki włosów na podbrzuszu. Twarda męskość prężyła się, czekając, kiedy
przyjdzie na nią kolej. Nie przestając przytulać się do pleców mężczyzny, zaczęła
pieścić członek. Delikatnie, wodząc palcami wzdłuż, gładząc jądra, jakby od
niechcenia.
Po krótkiej chwili takiej zabawy, zapragnęła więcej.
Nie mówiąc ani słowa, zmieniła pozycję i teraz miała go obok siebie, leżącego na
plecach. Stercząca męskość kusiła, żeby zrobić z niej pożytek. Zmieniając zwinne
palce na mniej zwinny, a o ileż przyjemniejszy dotyk języka, zaczęła pieścić go
ustami. Znowu, jakby od niechcenia, wodziła językiem wzdłuż, lizała jak lizaka, by
po chwili wsunąć go głęboko w usta. Bawiła się nim, drażniąc koniuszkiem języka
żołądź.
Przerwała na moment, popatrzyła z zadowoleniem na swoje dzieło i zmieniła
pozycję, układając się między nogami mężczyzny. Teraz mogła nie tylko zatroszczyć
się o jego przyjemność, ale także raz po raz dotknąć wilgotniejącą kobiecość,
przykrytą delikatnym materiałem bielizny.
Mężczyzna leżał nadal z zamkniętymi oczami, choć dla niej pewnym było, że już
dawno wyrwała go z ramion Morfeusza. Uniosła się, odchyliła pasek materiału
między nogami i nadziała się na mokrego od śliny penisa. Dosiadłszy nabrzmiałą
męskość, zaczęła rytmicznie poruszać się w dół i górę, wykonując jednocześnie
lubieżny taniec biodrami. Unosiła się i opadała, zapach pożądania czuć było w
powietrzu. Unosiła się i opadała. Unosiła i opadała.
Pod przymkniętymi powiekami przewijały się obrazy prawie identycznej sytuacji
sprzed kilku miesięcy. Tylko, że wtedy o świcie przyjechała, a teraz wyjeżdża.
Przyjechała i po nocy spędzonej w samolocie pragnęła zasnąć, mając coś, co należy
do niego. Zasnąć naznaczona, wypełniona jego nasieniem.
Tak jak teraz, gdy lepka lawa wypełniła jej wnętrze.
Będę cię czuła przez cały dzień – pomyślała, kierując się do wyjścia.
Rodzinnie

Legenda o drzewie życia

Dziś już prawie nikt o niej nie pamięta, choć minęło niewiele czasu. O
niektórych ludziach chce się pamiętać długo, podczas gdy o innych staramy
się zapomnieć jak najszybciej.
Legenda głosi, że w raju rosły dwa ważne drzewa – wiedzy i życia. Bóg,
wypędzając pierwszych ludzi z raju za to, że sięgnęli po owoc z Drzewa
Wiedzy, ukrył na zawsze Drzewo Życia.
Była najmłodszą z trzech sióstr, może to tłumaczyć choć trochę jej pęd,
aby być zauważoną, docenioną, by błyszczeć – w dzieciństwie była w cieniu.
A może sama wymyśliła takie usprawiedliwienie, żeby innym łatwiej było
zrozumieć to, co się stało.
Jej matka, urodzona przed wojną w rodzinie ze szlacheckimi
tradycjami, powtarzała zawsze: „Pamiętaj, chłop jest dobry wtedy, gdy jest w
stanie utrzymać rodzinę i stać go na służbę.” I ona wierzyła w to ślepo.
Nieważne, że wojna dawno się skończyła, zaś brat przegrał w karty rodzinny
dworek. W głębi duszy pozostała szlachcianką, przekonaną o własnej
wyższości nad pospólstwem.
Musiała jeszcze znaleźć męża, który będzie podążał drogą wyznaczoną
przez jej wartości, który przyjmie je za swoje. Takiego znaleźć nie było łatwo,
musiała przecież mierzyć wysoko. X był kilka lat starszym od niej studentem
teatrologii, dorabiał w teatrze. Uwiódł ją właśnie ten teatr w jego życiu.
Przecież moje życie ma być niezwykłe – powtarzała sobie często, jakby to było
usprawiedliwienie na wszystko. Zadziałała szybki, zręcznie oplotła sieć
romansu wokół X. Tak zręcznie, że w trzy miesiące po pierwszej randce byli
już po ślubie.
Gdy przyszła teściowa tuż przed ceremonią próbowała zamienić z nią
kilka słów na osobności i przemówić do rozsądku, została jej wrogiem
śmiertelnym. Panna młoda nie znosiła dobrze prawdy, jeśli ta prawda nie
była prawdą, którą chciałaby usłyszeć.
Chodziła dumnie jak paw, tak świetnie jej poszło, teraz nie można było
zasypiać gruszek w popiele, następne musiało być dziecko. Nie minęło sporo
czasu, gdy triumfalnie oznajmiła wszem i wobec, że jest w ciąży. Na
nieśmiałe protesty świeżo poślubionego męża, że może powinni zacząć
wspólne życie odrobinę inaczej, zareagowała tak samo jak w dniu ślubu na
słowa teściowej. Dołączył do powiększającej się grupy wrogów śmiertelnych.
Postanowiła, że kara musi być dotkliwa, więc mąż oraz cała jego
rodzina zostali odcięci od jakichkolwiek kontaktów z dzieckiem. „Kara musi
być” – powtarzała ze złością. Kara za to, że zepsuł moje życie, które przecież
powinno być niezwykłe. Minęło trochę czasu, znów wyruszyła na łowy.
„Muszę zacząć wszystko od nowa” – powtarzała półgłosem. Tym razem było
odrobinę trudniej, wszak rozwódka z dzieckiem nie była najlepszą partią na
rynku. Po sześciu miesiącach ponownie stanęła na ślubnych kobiercu,
dumna jak paw. Teraz należało tylko postarać się o dziecko.
Dziewczynka z nowego związku urodziła się rok po ślubie. Nowy mąż
pracował, kochał dziecko z poprzedniego małżeństwa jak swoje własne.
Wydawało się, że nic nie stanie na przeszkodzie ich szczęściu. Dla niej to był
dopiero początek bajki. Chciała więcej. Przecież nie będzie mieszkać w bloku,
samochód też musi być lepszy od innych. Bezustannie myślała o tym, jak
widzą ją inni i czy dostrzegają, że jest lepsza od nich. Czy widzą, że ona i jej
rodzina są idealne?
Ona sama bardzo ciężko pracowała nad utrzymaniem tego stanu
wizerunku, sporo czasu poświęcając spaniu, bo wiedziała, że to najlepszy
środek, aby zachować młodość. Spała więc do południa, a od południa do
wieczora poświęcała cza na to, aby być idealna w każdym calu. Wszak
maseczki i wklepywanie drogich kremów nie może być dokonywane w
pośpiechu. Gotowa, aby ukazać się światu w pełnej krasie, była zwykle pod
wieczór, wtedy też udawała się z dziećmi na spacer.
Dostojnie krocząc osiedlowymi alejkami, kątem oka obserwowała, czy
ja obserwują. Wszystko było takie idealne aż do momentu, gdy zaszła w
ciąże, a w ręce miała bilet do Nowego Jorku. Chciała zobaczyć trochę świata.
„W końcu mi też należy się coś od życia” – tłumaczyła, gdy ktoś pytał o
powód wyjazdu. Przed wyjazdem pozbyła się u znachorki zbędnego balastu,
przeszkody w kontynuowaniu idealnego życia.
Wróciła zmieniona, nareszcie miała pieniądze, swoje własne pieniądze.
Trochę to zachwiało posadami jej świata, w którym to mężczyzna powinien
zarobić na wszystko, ale paradoksalnie poczuła się dzięki temu silniejsza. Jej
argumenty miały większą siłę, gdyż stały za nimi pieniądze. Przekonała
męża, że powinni żyć na poziomie, na jakim żyją kulturalni ludzie, i tym
sposobem niemała suma rozpłynęła się między kolejnymi wyjazdami do
Bułgarii, na Węgry, czy, gdy fundusze się kończyły, na Mazury lub w
Bieszczady.
Środki do prowadzenia idealnego życia skończyły się, ale ona musiała
żyć na określonym poziomie. Przecież zasłużyła sobie na to. „To wszystko
jego wina” – powiedziała sama do siebie pewnego mroźnego styczniowego
poranka. Zawsze, gdy znajdowała winnego swych niepowodzeń, jej humor
znacznie się poprawiał. Wiedziała, że choć sama jest doskonała, inni niestety
nie są.
Muszę zacząć od nowa… Jak pomyślała, tak zrobiła
Na swój nowy dom wybrała jeden ze słonecznych krajów Europy. Nikt
jej nie znał, nikt o nic nie pytał, mogła spokojnie rozpocząć łowy na
fundatora lepszego życia. Balastem w postaci dwójki dzieci i męża,
zostawionym w szarej Polsce, nie przejmowała się.
Któżby się przejmował szarym życie, gdy ma się nowe, ciekawcze.
Czasem tylko czuła taki ucisk w piersi i serce biło jak oszalałe. Wtedy
myślała o tych, dla których już nie miała czasu, którzy nie pasowali do
idealnego życia, jakie powinna wieść. Ricardo był od niej młodszy i miał
zasłużoną opinie Casanovy. Dla kobiet w jej wieku był kimś w rodzaju
trofeum, dla niej - potwierdzeniem, że nadal może wszystko.
Misternie przygotowany plan powiódł się, latynoski Don Juan wpadł w
jej sieć. Działał na nią lepiej niż botoks, koleżanki nie mogły wyjść z podziwu,
jak nowy mężczyzna nadał nowy kierunek jej życiu. „To żadna sztuka złowić”
– myślała. Sztuką jest zatrzymać. Postanowiła za wszelką cenę do zatrzymać.
Zbliżała się do pięćdziesiątki, ale nawet na mękach nikomu nie zdradziłaby
swojego wieku.
Kiedy przyłapała Latynosa w łóżku z własną koleżanką, zrozumiała, że
musi podjąć właściwe kroki jak najszybciej. Nie mogła pozwolić, aby zdobycz
wymknęła jej się z rąk. Nie przeżyłaby takiego upokorzenia. Ricardo, pewien
że będzie musiał długo się tłumaczyć z tego, że pieprzył jej koleżankę na
kanapie w salonie, zastygł ze zdumienia, gdy zamiast wyrzutów, usłyszał
pytanie: „Czy jest coś więcej, co mogę ci dać. Coś, czego pragniesz, a czego
żadna kobieta jeszcze ci nie dała?”
Latynos nie był w ciemię bity, postanowił zażądać niemożliwego.
- Najbardziej pragnę dziecka. Najlepiej syna. To byłoby dla mnie coś, co
pomogłoby mi się ustatkować i osiąść w jednym miejscu.
- Więc pozwól mi być kobietą, która da ci to, czego żadna ci jeszcze nie dała.
Gorączkowo zaczęła szukać sposobu na jak najszybsze zrealizowanie
obietnicy. W jej wieku do kategorii cudów należało by zapisać naturalne
zajście w ciążę, aborcja dokonana kiedyś, też działała na niekorzyść. Była
gotowa się poświęcić do tego stopnia, że nawet poprosiła jedną z córek o…
jajeczko. Dziewczyna na szczęście była mądrzejsza od matki.
- Ogłupiałaś?! Chcesz zrobić temu dziecku to samo, co zrobiłaś nam?
Tym przypieczętowała definitywnie popadnięcie w niełaskę rodzicielki.
– Wiedziałam, że nie wraca się do minionych spraw, nie cofa się do
przeszłości – tak skwitowała słowa córki. – Wy jesteście dla mnie niewygodną
przeszłością.
Zdesperowana, nie mając się do kogo zwrócić, poszła do Cyganki.
Stara kobieta chwyciła jej delikatną dłoń i przez chwilę nic nie mówiła.
Cisza aż dźwięczała w uszach.
- Wiem, czego szukasz. Doskonałości. Całe życie pragnęłaś tylko tego, aby
wszystko wokół ciebie było doskonałe. Bo ty sama jesteś doskonała. Wiele
spraw nie poszło tak, jak chciałaś, ale nie ty jesteś temu winna. Przecież
zawsze chciałaś dobrze. Tylko inni nie potrafili tego dostrzec Musisz znaleźć
Drzewo Życia, wtedy wszystko, czego pragniesz, stanie się faktem.
- Myślałam, że Drzewo Życia to mi, tego nikt nie wie na pewno. Stare księgi
mówią, że rośnie na pustynnych terenach Maroka. Jeśli je znajdziesz,
będziesz już zawsze szczęśliwa. Pamiętaj, tylko wiara w cuda ci została, bo w
ludzi przestałaś wierzyć dawno.
Kupiła mapy i popłynęła przez Gibraltar do Tangeru. Stamtąd
autobusem na północ kraju. Dotarła do niewielkiej wioski. Wyruszyła w
kierunku, który wskazywały jej gwiazdy, by wśród piasków pustyni odnaleźć
to, co zapono jej wieczne szczęście.
Od tamtej pory nikt jej więcej nie widział.

Twarzą w twarz

Świta. Przez okno samochodu można dostrzec zarys leniwie


obracających się łopat wiatraków. Jest początek maja. Kiedy znowu ogarnia
mnie senność, wyłapuję przemykającą ukradkiem myśl: „Po co mi to? Nie
lepiej to tak zostawić?” A co, jeśli się nie pojawi? Wyjdę wtedy na idiotkę,
która goniła przez pół Europy na gwizdnięcie kogoś, kogo zna tylko…kogo
właściwie wcale nie zna. Po co mi to? „Ma taki miły głos przez telefon” –
uspokajam sama siebie. Ciekawe, jak wygląda? Jak się przywitamy? Czy
mnie pocałuje?
Uparł się, że wynajmie hotel. Tak ci będzie wygodniej, zdecydował za
mnie. Jasne, jest 25 lat starszy, więc pewnie wie lepiej. Zaczyna wkurzać
mnie ta udawana troska. Telefony, smsy, maile… Po czterech miesiącach
wirtualnej znajomości mam skonfrontować wyobrażenie z rzeczywistością.
Czy jestem gotowa? A może powinnam spytać, czy jestem gotowa pozbyć się
złudzeń?

Hotel. Właściwie nie hotel, a pensjonat, to chyba trafniejsze określenie


dla tego miejsca. Ponad stuletni budynek dworskich stajni zamieniony na
pensjonat. Cudownie.
Z przytulnego apartamentu wychodzę wprost na zalane słońcem
prostokątne podwórze. Słychać szum liści delikatnie pieszczonych przez
wiatr. Patrzę na zegarek. Już pewnie jedzie do mnie, myślę. Ogarnia mnie
smutek.

Jest po północy. Zaparkował samochód w podziemnym garażu.


Wjeżdżamy windą na górę. Nie czuję skrępowania. Nic nie czuję. Jest dla
mnie obcy. „Wejdziesz?” – prosi. Zapala światło. Czarny kot leniwie przeciąga
się na fotelu. To Jej kot. Ładny, ale Jej, więc go nie dotknę.
Idę do łazienki odświeżyć się. Oglądam Jej kosmetyki. Staram się nic
nie poprzestawiać, żeby nie poznała, że tu byłam. Wie o mnie i się boi.
Wolałabym, żeby się nie bała i chciała mnie poznać. Nikt nie pyta, co ja wolę.
„Wysłałem Sylwię do rodziców na weekend”, mówi. Wszystko zaplanował.
Chce mi się krzyczeć: Excuse me, jestem twoją córką, a nie kochanką!
Mając 21 lat, odważyłam się dotknąć prawdy...O nim…O przeszłości…
O sobie samej…
Pouczające doświadczenie, zostawiło ślad na zawsze.

You might also like