You are on page 1of 19

Fragment wspomnień bp Józefa Gawliny - NIECO O ŻYDOSTWIE, MASONERII ITP.

Stanowczo potępiam rasizm. Nie miałem nigdy awersji do Żydów jako takich. Wyrosły na wsi
górnośląskiej, nie stykałem się z nimi, gdyż ich tam nie było. W gimnazjum współżyliśmy po przyjacielsku z
kolegami żydowskimi.
W obozie jeńców zauważyłem, że Żydzi po krótkim czasie wyróżniali się uderzającym dobrobytem wśród
naszej biedy. Mieli pieniądze, ubierali się w jedwabne koszulki, starczyło im na delikatesy, rażące w tej
atmosferze głodu i zmartwienia, trzymali sobie służących spośród kolegów chrześcijan. Mieli środki od swoich
rodaków w Kairze. „Bo widzisz - pouczał mnie kolega -nasza rodzina pochodzi z Egiptu. Przodkowie moi
przenieśli się najpierw do Grecji, potem do Polski, a stamtąd do Berlina. Druga część rodziny pozostali w
Egipcie". To było w porządku, a pomoc krewnych tylko pochwały godna. Lecz był u nich kompletny brak
litości i współczucia z nędzą ogólną.
Gdy inny kolega Żyd prosił mnie kiedyś, abym jako pracownik obozu, któremu przysługiwało prawo jazdy
raz na tydzień do Kairu, przyniósł mu z banku kilkadziesiąt funtów na zwykłe jego pokwitowanie, zapytałem
go, skąd ma takie koneksje z właścicielem banku. „Er ist der Logenbruder meines Vaters"551. „Dobrze Odbiorę
twe pieniądze pod warunkiem, że dasz 10% na chorych w obozie". „To jest absolutnie wykluczone".
Zdziwienie nasze było wielkie, gdy na swe święta Żydzi zostali przeniesieni do specjalnego baraku, gdzie
otrzymali ciastka, owoce, drób i wina w bród. Dziwnie to kontrastowało z naszymi świętami chrześcijańskimi,
które w programie obozu niczym się nie różniły od zwykłej szarugi niewoli, a często nawet zdarza ły się próby
uniemożliwienia nam nabożeństw. Niezadowolenie wzrastało.
Mnie osobiście bolały szerzone w gazetach i wywiadach żydowskich antypolskie ataki. Pamiętałem
przecież czołobitność żydowską wobec Niemców, zachwyty nad „unserm herrlichen Keiser"552, wiedziałem, że
w niektórych synagogach w Niemczech (jako przykład podaję Jelenią Górę) śpiewano pod koniec nabożeństw
Deutschland, Deutschland ueber alles, widziałem, jak czasopisma żydowskie kadziły Anglii, w jednym
widziałem artykuł odpowiednio ilustrowany, chcący dowodzić, jakoby królowie angielscy pochodzili prawie
recta linia od królów żydowskich. A równocześnie oczerniali tę zaledwie z grobu powstałą Polskę w sposób
niezwykle bolesny, posądzając ją o wszelkiego rodzaju zło i obśmiewając ją cynicznie. Ponieważ jednak
widziałem, jak umieli tego samego dnia w Palestynie rano wiwatować ku czci Niemców, a z tym samym
zapałem po południu witać wkraczające wojsko angielskie, przypuszczałem, że może Żydzi w Polsce na pewno
inaczej piszą i mówią.

Jako młody ksiądz zacząłem się problemem żydowskim nieco więcej interesować teoretycznie. Wniosek mój
był, że uświadomione żydostwo gwałtownie nienawidzi Jezusa Chrystusa, a tym samym również mistycznego
Jego Ciała, Kościoła katolickiego. A że Polska jako naród katolicki zawadza ich tenden cjom ogólnoświatowym,
przeto jest przez nich podminowywana, a w świecie oczerniana. Polska przyjęła co prawda olbrzymią ilość
prześladowanych gdzie indziej Żydów, ale to nic... Po wojnie bolszewickiej przyjęła Polska jeszcze -o ile jestem
dobrze poinformowany - 600 000 Żydów z Rosji nawet bez odpowiednich dokumentów, mimo że w tejże
wojnie wierności nam nie wykazali. (Mógłby coś na ten temat powiedzieć gen. Sosnkowski, któremu Żydzi nie
zapomnieli umieszczenia zdrajców w obozie. Czy jednak o tych zajściach, które zresztą są znane, teraz jeszcze,
kiedy jakakolwiek krytyczna uwaga zaraz za „antysemityzm" uchodzi, pisać zechce, wątpię).
Byłem niezmiernie zaskoczony, gdy wjeździe z Paryża do Angers pewien kapitan francuski, poseł do
parlamentu, Żyd, z niemałą pasją mi tłumaczył, iż teraz Polska musi odcierpieć swój dziki antysemityzm,
najgorszy w świecie, na co go zapytałem, czy może coś usłyszał o pożałowania godnych metodach Hitlera.
Z tym samym zdumieniem usłyszałem w 1945 r. od nuncjusza Roncalliego 553 z Paryża, że podczas wojny
odwiedził go przedostały się z Polski do Konstantynopola inteligent żydowski, który mu w głowę wkładał, że
antysemityzm Hitlera jest zabawką wobec metod polskich. A wiadomo przecież, jak Polacy Żydów przed
Hitlerem w tej wojnie ratowali. Polskę w ogóle uważało żydostwo jako rezerwuar i jako pepinierę 554, z której
uzupełniać się miały szybko degenerujące się szeregi żydostwa światowego. Toteż dążyli do tego, aby w Pol-
sce wytworzyć atmosferę, która by ich planom sprzyjała. Do tego miało być dostosowane polskie
prawodawstwo, szkolnictwo etc. Celem wywierania presji na Polskę używano wrogiej nam propagandy za
granicą.
W Polsce nieraz zarzucano Piłsudskiemu, że zbytnio faworyzował Żydów. Na Radzie Narodowej zaś mówił
p. dr Schwarzbart, że Żydzi byli najbardziej prześladowani przez piłsudczyznę.
Osobiście miałem najgłębszą sympatię do prawych, ortodoksyjnych Żydów zwłaszcza ze wschodu, lecz nie
lubiłem międzynarodowych oszczerców żydowskich.
Ze masoneria jest przedłużonym ramieniem materialnym i ideowym żydostwa światowego, udowodnili już
inni. W Polsce wyszła przed wojną skonfiskowana zresztą przez rząd sanacyjny książka o masonerii, w której
wyliczono jako masonów m. in. generałów Rydza-Śmigłego, Sikorskiego, płk. Koca 555, prof. Kota, Strońskiego,
Augusta Zaleskiego i in. Gdy w Poznaniu rozwiązano trzy loże niemieckie, zwiedziłem ich lokale i przekonałem
się, które to z rodzin staropolskich do nich należały na równi z Żydami. Ważniejsze atoli były ich statuty,
śpiewniki i spisy afiliacji, które mój punkt widzenia potwierdziły. Nie mówię o encyklopediach masońskich a la
Lenhoff556, który zresztą sam przyznaje, że nie ujawniają właściwych tajemnic masonerii. Lecz wystarczyły
one, by przekonać się o całości ich poglądu na świat, zupełnie pokrywającego się z wywodami prof.
żydowskiego Józefa Klausnera w książce „Jesus Christus”557
Z pewnej publikacji w „La Civita Cattolica"558 przekonałem się, że mimo niedojścia do fuzji masonerii
romańskiej ze szkocką oba oddziały jednak w wyższych szczeblach ściśle współpracują. Przypuszczać można,
że szczyt jest jeden i ten sam.
Gdy więc we Francji powstał nowy rząd, zasiedli w nim ludzie w Polsce o masonerię posądzani jak np. gen.
Sikorski, prof. Kot, prof. Stroński (matka Żydówka), ministrowie Zaleski, Ładoś 559, Koc, Strasburger560, Popiel,
Braliński i in. Min. Stańczyk ożeniony z Żydówką stał pod wielkim wpływem wiceministra Faltera, katolika
pochodzenia żydowskiego, człowieka bardzo inteligentnego. Głównym doradcą (aczkolwiek nie sekretarzem)
gen. Sikorskiego we Francji był wychrzta Aubac (Auerbach), w Anglii zaś pochodzenia żydowskiego p.
Retinger, były wybitny współpracownik Callesa, prześladowcy katolików w Meksyku. Już w Polsce była o nim
mowa jako o wybitnym masonie.
Co mnie uderzyło było, ugrupowanie się tych in fama masonerii będących osób około dwóch ośrodków,
które z czasem zaczęły się ostro zwalczać, a mianowicie stanęli po jednej stronie gen. Sikorski, gen. Kukieł,
prof. Kot, min. Popiel, Ładoś, Lieberman, Strasburger, Retinger i in. Zajmujący się bliżej zagadnieniami
masonerii za granicą, uważaliśmy ich za grupę A, czyli Wielki Wschód. Należącego do tego ugrupowania p.
Mikołajczyka nie uważaliśmy za masona, lecz za uświadomionego w 30% sympatyka. Jego doradcą był niejaki
p. Kołodziejski561, były bibliotekarz Sejmu i notoryczny mason, podobno nawet wielki mistrz. Do ugrupowania
B, czyli do, zdaniem naszym loży szkockiej należeli m. in. Zaleski, amb. Łukasiewicz562, amb. Filipowicz563,
wicemin. Graliński, p. Neuman564 (zmarł jako poseł RP w Meksyku, o ile się nie mylę), p. Tomaszewski565 i in.
Zdaniem przyjaciół moich stanął między obiema grupami układ, że we Francji główną rolę odgrywać będzie
grupa A (cum commemoratione grupy B) i że na wypadek przeniesienia się rządu do Anglii obraz się odwróci,
mianowicie że rządzić będzie grupa B (cum commemoratione A). Są to oczywiście rozważania, które dopiero
później nam się nasunęły.
Tymczasem w krytycznej dla grupy A chwili uratował jej sytuację Retinger, przyleciawszy bombowcem po
gen. Sikorskiego i wprowadziwszy go do Churchilla i Halifaxa. Grupa B upominała się daremnie o swe
„prawa". Przegrała.
Gdy po odpowiedzi piśmiennej na list p. gen. Sikorskiego jechałem do Szkocji, tłumaczył mi gen. Kukieł, że
Naczelny Wódz ma wielkie nieszczęście, mianowicie że przez całe życie prześladuje go masoneria. Zapytałem
go „Która?". - No, masoneria, gdyż jest przecież tylko jedna". Tymczasem główny doradca gen. Hallera, major
Edward Ligocki566, tzw. pisarz katolicki, przybył pewnego dnia specjalnie do mnie do Bridge of Earn (siedziby
sztabu I Dywizji), ażeby mi powiedzieć, że Sikorski do masonerii w 1921 wstąpił. Zapytałem majora: ,A czy to
prawda, że pan major sam jest masonem?". Zakłopotał się i przyznał, że do loży należał, lecz z niej już
wystąpił. Odniosłem wówczas wrażenie, że Ligockiemu, a tak samo grupie Modelskiego, zależało na
zastąpieniu Sikorskiego przez swego przyjaciela gen. Hallera, którego nazwisko tłumaczyli jako mickiewiczow-
skie „44" i wobec tego tylko przez jedno „l” pisali. Jeżeli już ma być ktoś inny, niech będzie Haler", zresztą
Bogu ducha winien i na pewno nie mason.
Przed swym wyjazdem do Rosji zaprosił mnie razu pewnego minister spraw wewnętrznych prof. Kot i
wytłumaczył mi w toku rozmowy, jakoby masonami byli, prócz już wymienionych w grupie B, jeszcze
prezydent Raczkiewicz, min. Łepecki, gen. Sosnkowski (nie do uwierzenia), Nagórski 567 i in. Miało to znaczyć:
oto wrogowie Kościoła! Linia podziału: Tu sanacja, tam była opozycja - nie zważywszy, że Zaleski został sam
przez sanację wykończony, a Graliński sanatorem nigdy nie był. Raczej jako wychowanek byłego senatora,
ludowca, wielkiego masona Moca był wyraźnym antysanatorem. Z książki Sokolnickiego 568 Ostatnich lat 14
wynika zresztą, kto przed pierwszą wojną światową w Paryżu razem z Mocem bywał. W zestawieniu osiąga
się wcale ciekawy obraz przyszłych dygnitarzy z Wieniawą-Długoszowskim, do których grona uczęsz czał, jak
mi się w Kujbyszewie przyznał, również i Kot. Tą zażyłością tylko mogłem sobie podczas wojny tłumaczyć
niezwykłe względy, jakimi Wieniawa, przecież czystej krwi piłsudczyk, się cieszył w grupie A. Adiutantem jego
był w Warszawie rotmistrz Moc.
Gdy w 1942 r. jechałem do Rosji, pierwszeństwo przede mną w Teheranie otrzymała p. Natalia
Aszkenazówna569, po którą ambasador Kot osobiście przybył na lotnisko. Była ona jego sekretarką w ZSSR.
Znaczenie Aszkenazych w hierarchii żydostwa jest chyba ogólnie znane. Wróciwszy 1942 r. do Iraku,
dowiedziałem się (co się też sprawdziło), że sekretarką p. min. Kota w Jerozolimie będzie świeżo przybyła p.
dr Ewa Glass, pasierbica dr. Emila Kipy570 . renomowanego masona, byłego konsula polskiego w Niemczech.
Posady rządowe we Francji otrzymali dostatecznie znani pp. Tuwim i Słonimski, Gwiazdoski (bez „w")571,
recte Grosstern, mimo że poprzednio zajmował podobne stanowisko w MSZ za min. Becka, sanatorzy
Ścieżyński (recte Stieglitz) i Konrad „Wrzos". Właściwym dyrektorem radia polskiego, aczkolwiek ze strony
francuskiej, był niejaki Ford, Żyd, którego właściwego nazwiska nie znam. Sekretarzem zaś ministra
propagandy Strońskiego był p. Sakowski 572 (recte Saydaytel), właściwym zaś ministrem propagandy p.
Litauer573.
Już zresztą w lutym (o ile się nie mylę 23 lutego) 1939 odbyło się w mieszkaniu prof Glasera zebranie poufne
większej części ministrów późniejszego rządu paryskiego, lecz bez gen. Sikorskiego, na którym to zebraniu
referat wygłosił przybyły z Londynu do Warszawy Retinger. Tematem była przyszła wojna. Tezą Retingera
było: Wojna będzie jeszcze w tym roku. Nie pójdzie ona, jak wielu myślało, w kierunku południowym (kolonie
angielskie), lecz na wschód, przeciw Polsce. Anglia da pieniądze, żołnierza i broń, ale pod warunkiem, że
Polska pozbędzie się rządu ozonowego.
Ze zresztą gen. Sikorski do masonerii należał, opublikowała „Myśl Polska" po jego śmierci na podstawie
publikacji płk. Januarego Grzędzińskiego 574, chełpiącego się, jak to piłsudczycy wstępowali do jego loży i
rozsadzali ją od wewnątrz. Nikt z przyjaciół Sikorskiego nie sprostował tej wiadomości.
Na tle powyższych obserwacji gotowało się wśród katolickiej młodzieży narodowej, która często do mnie
już w Paryżu przychodziła celem założenia pisma katolickiego i narodowego. Odradzałem, gdyż nie czas
jeszcze i stosunki zupełnie inne panowały na emigracji aniżeli w Polsce.
W Londynie zaś doszedłem do przekonania, że powinienem się zgodzić na powstanie pisma narodowego o
ideologii katolickiej. Uraziły mnie także głosy prasy żydowskiej przeciwko odrestaurowaniu granic Polski z
sierpnia 1939 r.
Młody ks. Stanisław Bełch575 założył więc z kilku przyjaciółmi tygodnik „Jestem Polakiem". Radziłem
ostrożności. Zaraz w pierwszym numerze jednak „Jestem Polakiem" oświadczyło się za ideologią Romana
Dmowskiego i ściągnęło na siebie gniew Żydów. Tygodnik był atakowany przez nich od początku i zaskarżony
do gen. Sikorskiego. Aczkolwiek na zarzut Generała czyniony prof. Folkierskiemu w obecności Liebermana
(dnia 22 sierpnia 1940) tenże przyznać musiał, że w Jestem Polakiem" antysemityzmu nie ma, to przecież rząd
postanowił pismo to zlikwidować, co Sikorski zapowiedział mi 27 sierpnia tłumacząc się tym, że „Jestem
Polakiem" narzuca poglądy młodych społeczeństwu i że Anglicy się pytają, skąd to wydawnictwo ma
pieniądze. „Z ofiarności społeczeństwa". Istotnie tak było. Gdy ks. Bełch np. raz uczestniczył w jakimś
zebraniu oficerów, znalazł kieszenie płaszcza swego napchane funtami.
Ataki grupy żydowskiej nie ustały. I tak wystąpił dr Ciołkosz 576, (PPS) żonaty z Żydówką, dnia 4 października
na Radzie Narodowej przeciwko propagowaniu myśli katolickiej przez Jestem Polakiem" przemawiając
rzekomo w obronie innych wyznań chrześcijańskich. (Mnie zaś powiedział, że jest niewierzący).
Min. Kot wezwał prezesa (16 października) Polskiego Czerwonego Krzyża i kazał mu natychmiast usunąć ks.
Bełcha, który tam za marny grosz praco wał. Prof. prezes Koskowski próbował sytuację w ten sposób
uratować, że prosił o zgodę na zatrzymanie ks. Bełcha, jeżeli on zlikwiduje „Jestem Pola kiem". Nawet wtedy
należy ks. Bełcha usunąć, zadecydował minister Kot, grożąc że ks. Bełch zostanie przez Radę Ministrów
„usunięty ze społeczeństwa polskiego". Nic nie pomogła obrona prof. Koskowskiego, że Czerwony Krzyż jest
instytucją autonomiczną. Rząd każe i basta. Tegoż dnia przysłał mi min. Kot stenogram swej rozmowy z ks.
Bełchem z dnia 14 października. Minister wzywał Księdza do podpisu, że otrzymał zlecenie rządu do zlikwido -
wania „Jestem Polakiem" i że rozkaz ten bezzwłocznie wykona. Gdy Ksiądz prosił o 3 dni do namysłu, Kot
odmówił. Rozmowa była prowadzona - nawet w stenogramie jest to widoczne - jakby na karnym
przesłuchaniu, przy czym Minister kilkakrotnie podkreślał swą godność urzędową. Zakończył słowami: „Więc
Ksiądz odmawia. Proszę odejść!", a gdy Ksiądz zwlekał - do sekretarza Ullmana, „Proszę się zająć tym panem.
Albo czy mam wezwać woźnego?".
Na pismo ministerialne odpowiedziałem po naradzie ze starszyzną kapłańską, że ks. Bełch miał prawo
żądać czasu do namysłu i że rząd powinien podać uzasadnienie swej decyzji i wskazać inkryminowane
artykuły. Ks. Bełch zgodził się na ustąpienie z wydawnictwa, a „Jestem Polakiem" wychodziło dalej pod
redakcją p. Lipińskiego577. Generał Sikorski widząc pewnego razu „Jestem Polakiem" w kiosku hotelu
„Rubens", własnoręcznie skonfiskował i podarł wszystkie numery. Kolporterowi zapłaciło stratę dwóch
oficerów.
Dnia 21 listopada 1940 rząd oficjalnie potępił „Jestem Polakiem". Równocześnie dał koncesję Stronnictwu
Narodowemu na otwarcie nowego pisma, pt. „Myśl Polska", za którą to cenę stronnictwo opuściło „Jestem
Polakiem". Inicjatorem tej myśli był min. Stroński.
W październiku wznowiłem swój „Rozkaz Wewnętrzny Spraw Polskich" dla księży i kazałem o. prof.
Bocheńskiemu, OP, zacząć wydawanie miesięcznika pt. „W Imię Boże"578.
Ks. Bełcha, jak mi doniósł ks. Kaczyński dnia 6 grudnia 1940, rząd chciał umieścić przez Anglików w obozie
koncentracyjnym. Przeniosłem go więc do wojska w Szkocji. Na żądanie Żydów zwolnił go gen. Sikorski bez
mej zgody z wojska, a więc ks. Bełch wrócił do Londynu. Rewizje nasłanych przez rząd nasz agentów Scotland
Yardu nie wykryły u niego nic zdrożnego. Mimo to wymusił rząd polski na Anglikach wysiedlenie ks. Bełcha z
Londynu. Zamieszkał on więc pod Londynem i pracował energicznie skupiając młodzież akademicką.
Inny współpracownik tegoż pisma, inż. Adam Doboszyński 579, znany z tego, że przed wojną zorganizował
najazd na Myślenice580 jako protest przeciwko metodom i rządom sanacji, autor m.in. dzieła o zasadach
ekonomiczno-społecznych na podstawie nauki św. Tomasza, został później w dziwny sposób ukarany.
Szukano przeciwko temu dla rządu niewygodnemu człowiekowi długo dźwigni prawnej, lecz nie znaleziono
żadnej. Ostatecznie pozbawiono go stopnia porucznikowskiego, powołując się na to, że rząd przedwojenny
skreślił go za Myślenice z listy oficerskiej. Tym samym zaaprobował rząd anty-sanacyjny zarządzenie rządu
sanacyjnego, głośno w swoim czasie przez opozycję krytykowane. Gen. Sikorski lekceważył przy tym swą
własną decyzję, mocą której poprzednio podporucznika Doboszyńskiego awansował na porucznika i za zasługi
bojowe w 1940 nadał mu Krzyż Walecznych. Nie rozumiejąc metod rządu, zrozumieć można jego zawziętość,
gdyż Doboszyński krytykował jego zespół jako najbardziej dyktatorski, twierdząc, że rząd nauczył się od
sanacji tylko jej złych stron.
Z „Jestem Polakiem" współpracował poseł Rady Narodowej p. Stanisław Jóźwiak. Nagle zabrano mu
legitymację poselską, którą jednak później zwrócono. Ponieważ od „młodych" niezupełnie się usunął, zagroził
mu później p. Kot, że deportowana do Rosji jego rodzina nie zostanie stamtąd uwolniona. Można sobie
wyobrazić, jak ta groźba na niego podziałała. Prof. Skwarczyńskiemu skreślił p. Kot z tychże powodów
stypendium.
Na mnie samego nastąpił atak dość niespodziewany. Dnia 24 września wydałem bowiem odezwę do księży
kapelanów, w której m.in. pisałem: „Zwróćcie baczną uwagę na towarzyskie obcowanie waszych żołnierzy z
protestantkami, przestrzegając ich przed niebezpieczeństwem zobojętnienia religijnego i niepożądanym
zawieraniem małżeństw mieszanych". Zarządzenie także wydałem ex grawiter onerata conscientia 581 na
podstawie prawa kanonicznego i przynagleń biskupów szkockich, którzy stosunki w Szkocji nieraz określali
jako pogańskie. Wykazało się istotnie, gdy sprawę zbadałem, że pojęcia protestantów szkockich o
małżeństwie, a zwłaszcza stosunki miłosne przekraczały wszystko, co dotąd o nadużyciach słyszałem.
Przeciwko mojemu listowi pasterskiemu wniósł interpelację na Radzie Ministrów p. Stańczyk twierdząc,
jakobym nawoływał do unikania ludności szkockiej jako niekatolickiej.
Przestrzegając przed ujemnym wpływem listu pasterskiego, zażądał jego odwołania „lub gdyby to nie było
możliwe, należałoby odwołać Biskupa polowego". Gen. Sikorski pisał mi, że wiadomość o liście pasterskim
jest tak nieprawdopodobna, iż uważa ją za nieprawdziwą i prosił o odwrotne wyjaśnienie.
Zabrałem więc w tej sprawie głos na Radzie Narodowej dnia 9 listopada 1940. Sedno sprawy polegało
właściwie na tym, że niektórzy socjaliści żonaci z Żydówkami, jak Stańczyk i Ciołkosz, widzieli w
„małżeństwach mieszanych" związki małżeńskie zawarte między Aryjczykami a Żydami (pojęcie hitlerowskie).
Wytłumaczyłem więc nasamprzód, czym małżeństwa mieszane są w pojęciu Kościoła, który rasizmu nie
uznaje ani też nie naśladuje zarządu Starego Testamentu co do porzucania przez Żydów żon pochodzenia
nieżydowskiego. (I Ezrasz 10). Wyraziłem zdziwienie, że napaści na stronę katolicką zaczynają się akurat od
tych samych metod, jakie Bismarck stosował przeciw arcybiskupowi Melchersowi w sprawach właśnie
małżeństw mieszanych. Tak zaczął się w Niemczech Kulturkampf. Za poprawne stanowisko kościelne w tej
sprawie został ówczesny biskup polowy Namszanowski (Niemiec) przez Bismarcka „złożony z urzędu". Nie
należy tych metod naśladować. (Zresztą Stańczyk wcale nie jest Bismarckiem). Zwróciłem się również przeciw
posądzaniu księży kapelanów przez Stańczyka o wychwalanie Hitlera, co po gruntownym zbadaniu w
odnośnych oddziałach okazało się zwykłym oszczerstwem. Przytoczyłem dowody ofiarności katolików
polskich w tej wojnie, podczas gdy wychwalani protestanci np. na Śląsku Cieszyńskim, przez Hitlera
forytowani, do niego się przyznali. Wyraziłem ubolewanie, że po tym wszystkim ta garstka katolików, która
na wyspę przybyła, aby walczyć, jest przez pewnych Polaków niesłusznie atakowana.
Sprawa przycichła, lecz wcześniej jeszcze zaczęły się ataki na „antysemityzm" w wojsku polskim, przy czym
Żydzi zaangażowali prasę i społeczeństwo brytyjskie. I tak 21 sierpnia 1940 powiedział poseł Wedgwood z
Labor Party w Izbie Gmin (cytuję wg „Dziennika Polskiego"): „Uchodźcom żydowskim we Francji
pozostawiono do wyboru internowanie (przez kogo?) lub wstąpienie do wojska. Nie znaleźli oni w wojsku
polskim serdecznego przyjęcia i z pewnością uczucia Polaków w stosunku do Żydów porównane być mogą
jedynie z uczuciami Niemców do Żydów. Jaki procent stanowią w armii polskiej uchodźcy żydowscy? Ludzie ci
powinni posiadać opcję zwolnienia ich z tego wojska w chwili obecnej. (Jak wykażę, zaczęto wówczas wierzyć
w możliwość inwazji na Anglię przez Hitlera). Żydzi polscy są bardzo zaniepokojeni z racji tego nowego wojska
polskiego i rozpaczliwie zastraszeni, że będzie przymusowy pobór wszystkich polskich obywateli, Żydów czy
nie Żydów, do tego polskiego wojska. Pragną przeto uzyskać stanowcze zapewnienie, że to nie nastąpi". „A
więc nasz Jasiu polski musi się bić, ponieważ jest obywatelem polskim, obywatel Żyd nie musi i znajduje
mimo powszechnego obowiązku służby wojskowej ochronę przed tym obowiązkiem".
W tymże czasie dotarła do nas odezwa Żydów Uczestników Walk o Niepodległość z 1 marca 1940 z
Antwerpii, w której autorzy przypominali nam, że „wiele tysięcy żołnierzy polskich poległo, wśród których
dziesiątki tysięcy Żydów". Nielogiczność ta mogła tylko powstać z przypuszczenia, że i tak nikt długich odezw
nie czyta, które zresztą przeważnie są przeznaczone do późniejszego powołania się na nie. Żołnierze jednak
komentowali je z uśmiechem.
Żydzi w wszystkim upatrują krzywdę. Gdy odrodziło się państwo polskie, oskarżali oni naród i państwo
nasze o prześladowanie Żydów. Stany Zjednoczone wysłały wówczas za zgodą Polski p. Morgenthaua,
również Żyda, do zbadania zarzutów. Tenże stwierdził ponad wszelką wątpliwość, że skargi żydowskie były
bezpodstawne i polecił Żydom polskim, aby próbowali być lojalnymi obywatelami nowego państwa,
ostrzegając ich równocześnie przed nieobliczalnymi szkodami, jakie wyrządzają nie tylko nowo powstałemu
państwu, lecz również sprawie żydowskiej nieodpowiedzialnymi skargami lansowanymi przez prasę żydowską
przeciw rządowi i narodowi polskiemu. W swej książce Impression of Soviet Russia (London, 1924) pisze
Charles Sarolea: „They (the Poles) discover that the Polish Jew is primarily a Jew, that he is secondarity a
German, but that in the majority of cases he refuses to be a Pole pure and simple"582 (str. 180).
Razu pewnego żalił mi się dr Schwarzbart, że „ci Polacy ze Śląska i Poznań skiego są takimi strasznymi
antysemitami. Skąd to może pochodzić?". Zapytałem go: „Czy p. Doktor wie, po czyjej stronie stali Żydzi w
walce narodowej i podczas plebiscytu - po polskiej czy niemieckiej?". „Przyznaję, że nie wszyscy głosowali za
Polską". „Ani jeden". „Nie, Biskupie, to jest ciężka przesada". „Powołuję się na źródło żydowskie, mianowicie
na Philo-Lexkon fur juedisches Wissen. Pod słowem Oberschlesien encyklopedia podkreśla, że podczas
plebiscytu „standen die Juden hundert prozenntig hinter Deutschland”. A jak było w Poznańskiem?"
„Przyznaję także, że nie wszyscy Żydzi się czuli Polakami". „Przeciwnie. Wszyscy trzymali z Niemcami. I
właśnie o tym pamiętają Polacy, że Żydzi stali po stronie tzw. silniejszych, tj. Niemców". Lecz przyznając, że
trzeba doprowadzić do zgodnego współżycia, zaproponowałem, abyśmy obaj na neutralnym miejscu się
zeszli, ustalili wzajemne pretensje naszych narodów i wyciągnęli odpowiednie wnioski celem dojścia do
zgodnej współpracy. Nigdy jednak na tę propozycją nie otrzymałem odpowiedzi.
Zresztą już w Angers zapytała Rada Narodowa na tle trochę dziwnej deklaracji p. Schwarzbarta, czy Żydzi
prowadzą obecnie wojnę z Niemcami czy tylko z Hitlerem? Nie otrzymaliśmy wówczas żadnej odpowiedzi.
Dopiero 14 października 1940 oświadczył p. Schwarzbart na Komisji dla Spraw Zagranicznych (na tle rezolucji
słowiańskiej p. gen. Żeligowskiego), że Żydzi w całym świecie są gruntownie wyleczeni z przyjaźni niemieckiej
i że widzą swą przyszłość z narodami słowiańskimi, które lepiej pojmują chrześcijaństwa jest również różnica
między imperializmem słowiańskim i niemieckim. Niemcy dążyli zawsze do opanowania innych i chcieli być
Herrenvolkiem. Słowiański zaś imperializm dążył do federacji na równi.
Dnia 16 maja 1941 opublikowała Żydowska Agencja Prasowa telegram (JTA) jako protest p. Schwarzbarta,
że „Rząd Polski z polecenia Biskupa polowego wydał polski przekład Nowego Testamentu z pominięciem
Starego Testamentu, mimo iż żołnierze żydowscy i polscy się tego domagali. Należy ubolewać, że żołnierze
żydowscy z dobrodziejstw funduszu kultury są wykluczeni" etc. A więc nowa krzywda spotkała Żydów, tym
razem od samego rządu Rzeczpospolitej, któremu już nawet biskup katolicki poleca tę lub ową książkę
wydawać. W rzeczywistości otrzymałem wtedy od rządu zapomogę w wysokości 300 funtów na wydanie
Nowego Testamentu. Odpowiedziałem więc w „W Imię Boże", że nie rząd, ale biskup polowy wydał Nowy
Testament i że rząd dał mu 300 zapomogi; ja zaś zapłaciłem 900 funtów. Jestem zdania, że i Stary Testament
ma być wydany, który kosztowałby jednak 3 600 funtów. Przyznaję również, że Żydom w armii należy się
także odpowiednia zapomoga z Funduszu Kultury, oczywiście proporcjonalnie do ich liczby w wojsku, która
stanowiła wówczas 1% (jeden procent). A że za 1% w stosunku do naszej zapomogi, czyli za 3 funty wielkich
rzeczy wydawać nie można, przeto byłoby dobrze, aby Żydzi zebrali dla mnie składkę, gdyż na pewno wydam i
Stary Testament (co zresztą później, aczkolwiek bez ich zapomogi, uczyniłem).
„W Imię Boże" popadło odtąd również w niełaskę. Zarzucono mu niski poziom, co chociażby ze względu
na redaktora, ks. prof Bocheńskiego, było absurdem, aż wreszcie w październiku 1941 oba nasze
wydawnictwa religijne „W Imię Boże" i „Nauka Chrystusowa" 583 zostały przez rząd brytyjski zawieszone „ze
względu na brak papieru". Na moją reklamację otrzymałem odmowną odpowiedź ze względu na to, że
wydawnictwo dopiero od 1 stycznia 1941 wychodziło, gdy tymczasem powinienem był zgłosić je już w maju
1940 (odpowiedziałem, że wówczas jeszcze walczyliśmy o wolność również Anglii na kontynencie, a więc nie
mogłem na wzór pewnych tzw. „aliantów", którzy zawczasu na wyspę uciekli, starać się o przydział papieru.
Wyraziłem zdziwienie, że skonfiskowano jedyne polskie religijne wydawnictwo w Europie, podczas gdy
przyznano papier świeżo powstałym pismom polskim, m.in. humorystycznym). Wykazało się ostatecznie, że
zawiniło nasze Ministerstwo Propagandy, które akurat naszych dwóch wydawnictw Anglikom do przydziału
papieru nie podało. Na mój protest min. Stroński tłumaczył się, że odnośną listę sporządził jego
współpracownik ks. Kaczyński (obydwóch matki były Żydówkami). Otrzymałem papier z tzw. „własnych
zapasów ministerialnych", lecz nagle w styczniu 1942 nastąpiło drugie zawieszenie tych wydawnictw.
Obliczono bowiem, że w międzyczasie wyjadę już do Rosji i nie będę mógł się bronić, ale wykalkulowano
datę podroży nieco za wcześnie. „W Imię Boże" jako samodzielne wydawnictwo pozostało zawieszone
(dopóki go w Iraku, a później w Włoszech nie wznowiłem). Ks. Bocheński otrzymał co prawda pół szpalty
tygodniowo w „Dzienniku Żołnierza" do dyspozycji, lecz był tym samym pod cenzurą.
W tymże czasie rozegrał się ciekawy epizod w „Sword of Spirit", założonym przez kardynała Hinsleya ruchu
chrześcijańskim, przy którym powstały grupy narodowościowe, a więc i polska. Jako jej chairman otrzymałem
10 października 1941 niemiły list Kardynała, w którym mnie nawołuje, abym się przeciwstawił rozbijaniu
„Sword of Spirit" przez grupy narodowościowe. List rozesłany w mnóstwie kopii kończy się słowami: “I ask
your Lordship to support me as far as possible in my earnest pleading for unbroken unity in the Sword of the
Spirit"584. Gdy Kardynała prosiłem o wyjaśnienie, przeprosił za list, który był tylko publikowany pod moim
adresem, a odnosił się de facto do zupełnie innych ludzi. Biskup Myers 585 wytłumaczył mi 13 października co
następuje: W „Sword of Spirit" zaczęły się zaznaczać przemożne wpływy dwóch Żydówek, które z falą
uchodźców do Anglii przybyły i których przeszłości ani religijnego stanowiska nikt nie znał, mianowicie Miss
Harari i jej krewnej, Miss Benenson. Mówiły, że są Lewantynkami, ale mogły być równie dobrze niemieckimi
Żydówkami. Forsowały one na chairmana ogólnej organizacji znakomitego filozofa, lecz niepraktycznego
Christophera Dawsona586. Przeciwko ich nadmiernym wpływom zajęła stanowisko Konferencja Episkopatu,
wyznaczyła zamiast Dawsona na chairmana p. 0'Sullivana, prawnika, i usunęła obydwie Żydówki z Executive
Committee. Zabolało je to bardzo, ponieważ Miss Benenson zdołała w dodatku narzucić się na redaktorkę
„Sword of Spirit" i na główną jego kasjerkę. Episkopat polecił w dodatku w pierwszym numerze, już przez nią
nieredagowanym, opublikować, że nikt poza nowym skarbnikiem nie ma prawa inkasowania. W odpowiedzi
na to obie Żydówki założyły „Interallied Group Sword of Spirit", do którego zarządu weszły z propozycji
p.Jundziłła-Balińskiego587, bez wiedzy grupy polskiej, Miss Benenson jako sekretarka, a Miss Harari jako
przedstawicielka Wielkiej Brytanii. W Episkopacie zawrzało. Lecz Żydówki chciały sobie autorytet Kardynała
pozyskać, prosząc go o protektorat. Kardynał odmówił i skierował do mnie ww. list. Biskup Myers dziwił się p.
Balińskiemu, który jeszcze trzecią katoliczkę żydowską, p. Markową Schwarzową, zaproponował na
redaktorkę i zwracał żywo uwagę, jak to Żydzi swoich rodaków katolickich umieją lansować na kluczowe
pozycje w organizacjach naszych. „W Anglii nie mówi się przeciwko Żydom, lecz nie chcemy dać się przez nich
opanować". Ja zaś mniej dziwiłem się p. Balińskiemu, którego zawsze za frankistę uważałem. (Brat żonaty z
Żydówką). Został on przez Strońskiego i ks. Kaczyńskiego wyznaczony na cenzora wszystkich, a więc i moich
kazań radiowych. Będąc honorary secretary naszej Anglo-Polish Catholic Association zamianował sekretarką
swoją Żydówkę niekatolicką p. Teichfeltównę, przez której ręce wszystkie wspólne sprawy katolików
angielskich i polskich przechodziły.
Mógłbym przykładów o śmiałości żydowskiej podawać bardzo wiele, lecz przeciągałoby to zanadto temat.
Katolicy szemrali, pragnąc równouprawnienia z Żydami. W Auchterarder np. powstał pewnego rodzaju obóz
karny. Trzech oficerów sadystów znęcało się nad winnymi i niewinnymi żołnierzami. Daremnie
protestowałem przeciwko tym metodom do Ministerstwa Spraw Wojskowych. Gdy kapelan ks. dr Starostka i
oficer oświatowy tego obozu por. Bąbczyński zameldowali mi, że „zarząd" zamordował tam żołnierza, żegna -
jącego zwolnionego kolegę - morderstwo sadystyczne, którego świadkiem był kapelan - wystosowałem ostry
protest do Naczelnego Wodza, żądając ukarania winowajców. Otrzymałem odpowiedź, że żołnierz chciał się
rzucić poprzez druty na wartę, wobec czego musiano go zastrzelić. Kapelan, którego podałem na świadka,
napiętnował takie tłumaczenie się jako kłamstwo. Wkrótce zmieniło się wszystko gruntownie, gdy
mianowicie szajka katowska ukarała „słupkiem" pewnego Żyda. Podniósł się bowiem krzyk w prasie
angielskiej. Naczelny Wódz udał się bezzwłocznie do Auchterarder, wydalił i ukarał zbrodniarzy,
oświadczając, że ich nadużycia nie były mu znane. Ukaranie słuszne, lecz czemuż nie karano katów, gdy
chodziło o Polaka katolika? Polacy są niesprawiedliwi wobec swoich, a tylko z innymi się liczą. Czy to są
następstwa pańszczyzny? A biada, gdy zaprotestujesz, wtedy jesteś przynajmniej buntownikiem lub
szkodnikiem, którego ukarać należy. Jest to coś wspólnego z dziczą żydowską, która też tylko z silniejszymi się
liczy. Biedna Polska!
Gdy wojna rosyjsko-niemiecka wybuchła, gen. Sikorski wygłosił doskonałą mowę radiową. Mowę tę
przeglądali najpierw prezydent Raczkiewicz, min. Zaleski i dr Lieberman, którzy przeciwstawili się zawartemu
w niej silnemu atakowi na papieża Piusa XII. Ustęp ten został skreślony. Dnia 28 czerwca przyznał się wobec
mnie ks. Kaczyński do zasługi skreślenia ustępu antypapieskiego z mowy Generała. Żalił się przy tym, że
generał jest otoczony masonami i że dopiero niedawno wziął na adiutanta swego ppor marynarki Poni-
kowskiego, rzekomo syna wielkiego mistrza Loży. (Był to bardzo porządny chłopak). Ks. Kaczyński poruszył
również sprawę federacji polsko-czesko-slowackiej, która przecież powinna mieć wspólnego króla,
mianowicie Księcia Kentu i prosił mnie, abym się kandydaturze nie sprzeciwiał. Wysunąłem przeciwko temu
argument wyznaniowy oraz to, że Księżna Kentu już z prawosławia przeszła na protestantyzm. Dopiero po
śmierci Księcia Kentu wyszło z prasy na jaw, że był on wielkim mistrzem masonerii.
Od samego początku wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej prosiłem o wysłanie mnie do Polaków w Rosji.
Zgodę otrzymałem nareszcie w grudniu. Gdy wyjechałem w styczniu 1942, mój wyjazd ks. Kaczyński
komentował jako „karne przeniesienie". Znów gdy wróciłem i wygłosiłem kilka odczytów na te mai Polaków
w Rosji, ukazało się w obozach trzech wysłanników nieżyczliwych ministerialnych sfer - było to trzech starych
podpułkowników lotniczych juz wybrakowanych - wmawiając w lotników, że biskup blaguje, gdyż wcale w
Rosji nie był. Księżom Sasinowskiemu i Nowackiemu, którzy mi o tym zameldowali, wręczyłem szereg
fotografii przedstawiających mnie razem z naszymi i sowieckimi oficerami przed komendanturami w Rosji, na
których widniały napisy polskie i rosyjskie. Zażądałem również w Ministerstwie Spraw Wojskowych ukarania
oszczerców, co oczywiście nie nastąpiło.
W Rosji byłem zdziwiony antysemityzmem, jaki tam wśród rosyjskiego i in. ludów panował. Gdy mi o nim
mówił pod koniec kwietnia jugosłowiański attache wojskowy Bogic w Moskwie, nie wierzyłem mu,
przekonałem się jednak później, że reżim sowiecki jest co prawda filosemicki, lud natomiast nienawidzi
Żydów. (Nie przeszkadza temu, że np. Stalin gen. Andersowi powiedział, iż rozumie jego zamiar niebrania zbyt
wielu Żydów do wojska, gdyż Żyd to kiepski żołnierz). Nieraz musieliśmy Żydów naszych bronić przed czynny-
mi atakami ludności uzbeckiej. W Kujbyszewie tłum na ulicy wołał za Bogicem: „Jewrej na front!”, bo któż
mógł być ich mniemaniem dobrze odżywiony i ubrany, jeżeli nie Żyd?
Nie widziałem, jakoby władze sowieckie na prowincji Żydów faworyzowały; przeciwnie, nie chciano ich
wypuścić z Rosji. Dlaczego? „Ponieważ są międzynarodowymi plotkarzami" - odpowiedział nam pewien ppłk
NKWD.
Według relacji kapelanów stanowisko rabina wśród deportowanej ludności i żydowskiej było zupełnie inne
aniżeli stosunek Polaka do swego duszpasterza. Stosunki duszpasterskie wśród Żydów były prawie żadne, a
raczej wybijały się wszystkie inne rzeczy na pierwszy plan, jak np. handel itp. rzeczy „życiowe". (idy w obozach
wybuchł tyfus, ks. Maciaszek588 daremnie zachęcał rabinów do odwiedzania swym własnym wzorem chorych
z pociechą religijną. Odpowiedzieli, ze mogliby się przecież zarazić. Gdy zaś pod koniec pobytu prosiłem
generała NKWD Żukowa, abym z dwudziestu kapelanami mógł pozostać w Rosji dla obsługi Polaków, zapytał:
„jaki jest właściwy powód, dla którego Ks. Biskup pozostać chce?". Odpowiedziałem, że „inaczej ucierpiałaby
religia wśród moich". Jakie to dziwne - zauważył generał. - Wczoraj była u mnie delegacja rabinów z prośbą,
aby im pozwolono opuścić Rosję. Dlaczego? Odpowiedzieli mi, że inaczej ucierpiałaby religia. Dziwna rzecz, ta
religia".
Bądź co bądź, starałem się również przywiezionymi pieniędzmi własnymi łagodzić nędzę nie tylko
chrześcijan, ale i Żydów. Odmawiałem tylko pomocy tym Żydom, co wobec mnie na swoją religię i na innych
współwyznawców jako na „parszywych Żydów" wyzywali. Szczególnie polubiłem grupę pewnych
ortodoksyjnych rabinów z czcigodnym „Trzebinia-Rebbe" na czele. Należał do nich rabin Joel Landau 589 z
Leżajska, którego z całą rodziną z Rosji wywieźć zdołałem. Razem z rabinem Halbersztamem przyszli mi
podziękować, że postąpiłem wobec nich „jak brat". Tak samo rabina Hagera i innych zdołałem uratować.
Halbersztama wydobyliśmy jeszcze na dworcu Jangijul z rąk NKWD. Gdy zaś Agencja Żydowska dowiedziała
się, że napisał do gen. Bohusza i do mnie listy dziękczynne, nie pozwoliła mu za to wjechać do Palestyny, gdyż
„nie miał takich listów pisać" (relacja Mons. Cieńskiego). Landau natomiast zawsze składał mi w Palestynie
wizyty i przesyła mi do dziś dnia listy z wyrazami wdzięczności i błogosławieństwem. Przy pierwszym
transporcie uratowałem los ochronki żydowskiej, dla której Rosjanie nie przewidzieli miejsca w transporcie.
Nikt ich nie chciał. Zwrócił mi na nich uwagę konsul Janicz 590. Dzieciaczki te stały potulne i zrezygnowane na
dworcu. Zrobiło mi się ich żal i poprzydzielałem je po kilkoro do każdego wagonu polskiego. Dojechały one
zdrowo do Ziemi Świętej. Rabini, których uratowałem, prosili mnie poprzednio o mundury oficerskie, ażeby
móc uchodzić za kapelanów (co prawda brodatych). „Pan Biskup jest naszym ojcem. Te bolszewiki nas nic
chcą wypuścić. To Pan Biskup nam da mundury, a my będziemy kapelanami. My tych mundurów nadużywać
nie będziemy - tylko aż do granicy, a potem je złożymy". Urządziłem sprawę trochę inaczej, wystawiając
każdemu potwierdzenie, że jest z zachodu Polski, skąd w 1939 r. zwrócił się do mnie do Paryża o przydział na
rabina, ażeby z Hitlerem walczyć. Jakoś ten fortel dał się przeprowadzić. Ponieważ w komendanturze, gdzie
mieszkałem, byłem szpiegowany, posyłałem zacnego kapelana swego, ks. Chrostowskiego 591 ze wskazówkami
do ich mieszkań w mieście, gdzie kochany „pan ksiądz" lub nawet „pan księżyc" był niezmiernie mile przez
nich widziany. Przy odjeździe grupa rabinów wołała na głos: „niech żyje pan Biskup, niech żyje taka Polska".
Byli też poza tymi prawymi ludźmi, oczywiście, jak w każdym społeczeństwie - i inni, jak np. rabin Kanner,
który rezydował w Samarkandzie. Ten prosił o pomoc moją, której mu nie odmówiłem. Nie wiedziałem co
prawda, że ze swej akcji robi dobry interes, pobierając od każdego żydowskiego kandydata do wyjazdu po
kilkaset rubli z góry. Dowiedzieli się natomiast o tym bolszewicy i wywieźli jego grupę razem z nim gdzieś na
północ.
Gdy w Jerozolimie odbywały się w lutym 1943 r. protesty przeciwko prześladowaniu przez Hitlera Żydów,
przyłączyło się do nich również duchowieństwo polskie. Wystosowałem wówczas piśmienne oświadczenie,
które na zjeździe Żydów w Jerozolimie z radością przyjęto do wiadomości.
Dnia 3 października 1943 wygłosiłem wobec Prezydenta Rzeczpospolite) i rządu w kościele polskim w
Londynie kazanie przeciwko prześladowaniu dzieci polskich i żydowskich.
W drugiej połowie 1943 r. zaczęły się przygotowania do zbrojnej inwazji kontynentu. Ogólne przekonanie
było, że inwazja nie obejdzie się bez ogromnych strat. Jak na znak czarodziejski zaczęły się protesty żydowskie
przeciwko antysemityzmowi w wojsku polskim. W takim wojsku przecież Żyd służyć nie może. Już na
Wschodzie środkowym zdezerterowało około 3000 Żydów z armii gen. Andersa. W Wielkiej Brytanii
puszczono znów w ruch prasę angielską, parlament, a później doszło do opuszczenia obozów polskich przez
kilkuset żydowskich żołnierzy, którzy udali się z protestem przeciwko „antysemityzmowi" do Londynu. Bali się
po prostu frontu, a dla zamaskowania właściwego powodu wysunięto „antysemityzm" Polaków.
Dnia 24 września 1943 zgłosił się do mnie oficer polityczny ministra spraw wojskowych gen. Kukiela, p. dr
Heitzman592 z prośbą, abym wydal odezwy przeciw antysemityzmowi w wojsku naszym. Prosiłem go w od-
powiedzi o uprzystępnienie mi swych materiałów, z których bym się przekonał, że antysemityzm ten
rzeczywiście istnieje. Przesłał mi więc kilka ogólnikowych rozkazów gen. Kukiela i jako jądro sprawy dwa
zajścia z 11. kompanii sanitarnej, gdzie dwóch żołnierzy obraziło dwóch żydowskich kolegów (nb. w całej
dywizji był wyjątkowo wysoki procent, 4% Żydów, w kompanii sanitarnej natomiast 10%). Jeden z
winowajców był prawosławny, drugi katolik. Odnośni Żydzi zaś byli popełnili dezercję. Gdy zapytałem, czy
zostali za to ukarani, odpowiedziano mi negatywnie. Uważałem dowody za niedostateczne i prosiłem o
dalsze, których jednak nie otrzymałem. Sam minister Kukieł przybył 28 października 1943 do mnie równic/ z
prośbą o wydanie odezwy przeciwko antysemityzmowi w wojsku polskim (później twierdził, że tylko poufną
instrukcje do kapelanów). ( )Świadczyłem mu, ze takiej odezwy nie wydam, gdyż nie widzę antysemityzmu
jako problemu u nas. Żołnierz na ogół współczuje Żydom. Co do dwóch udowodnionych wypadków, należy
winnych chrześcijan ukarać za obrazę Żydów, tychże jednak również za dezercję. Generał zaś oświadczy! nu,
że odezwa taka wywarłaby bardzo dobre wrażenie na Anglikach, co jednak dla mnie nie mogło być żadnym
argumentem. Nic bowiem nigdy za to nadskakiwanie obcym nie kupiliśmy. Albo jest antysemityzm, albo go
nie ma. A skoro, jak sam przyznał, nie ma go jako problemu, nie będę odezwą swoją go stwarzał ani
fabrykował dokumentu, na który by się powoływać mogli nawet jeszcze po stu latach nieprzyjaciele Polski.
Oświadczyłem natomiast gotowość opublikowania zasadniczego artykułu na temat naszego stosunku do
Żydów i do Starego Testamentu, jeżeli mi minister na odnośny zeszyt Akcji Katolickiej przydzieli papier.
Artykuł ten opublikowano istotnie. Poprzednio jeszcze wygłosiłem do kleru na ten temat odczyt 15 li stopada
1943 na zwołanym przez siebie kursie teologicznym w Bothwell. Antysemityzm! Czy go nie wywołują często
Żydzi sami?
Lecz przejdźmy do innych spraw. Bolało nie tylko mnie, że sztandary nasze nie wyznawały Imienia Bożego.
Niektóre z najpierwszych nosiły napis: „Bóg i Ojczyzna", zmieniony od 1923 r. na „Honor i Ojczyzna". Bolało
mnie, że mimo mej prośby, sztandar, jaki na początku 1940 r. ufundowałem i poświęciłem dla Brygady
Podhalańskiej (tej, która miała najpierw do Finlandii iść, a którą potem skierowano do Norwegii), nie mógł
nosić Imienia Bożego. „Regulamin przewiduje napis «Honor i Ojczyzna»". Z kraju jednak nadszedł wkrótce
śliczny sztandar wileński dla lotników z napisem „Bóg, Honor i Ojczyzna". I taki sam napis wyszył potem
oddział rozpoznawczy w Szkocji na swoim sztandarze. Gdy więc w 1941 wyjść miał nowy Regulamin
wewnętrzny, zabiegałem o to, by sztandarom przywrócono Imię Boże. Słowo „Bóg" było nawet w pierw szej
redakcji przewidziane, zostało jednak przez gen. Sikorskiego skreślone. W marcu 1941 wysłałem więc (sam
zatrudniony na rekolekcjach dla kapelanów lotniczych w Blackpool) ks. Michalskiego do gen. Modelskiego,
który razem z gen. Sikorskim przez pewien czas opracowywał ważne sprawy służbowe w Szkocji. Modelski,
osobiście przychylny dla mej sugestii, przyrzekł załatwić sprawę, lecz wrócił rebus infectis. Prosiłem więc
Naczelnego Wodza o audiencję, którą dnia 14 marca uzyskałem. Powołując się na opinię kraju i żołnierzy za
granicą, prosiłem go o zatwierdzenie napisu „Bóg, Honor i Ojczyzna". Sikorski odmówił bardzo grzecznie,
tłumacząc się trudnościami technicznymi, m.in. tym, że napis jest uregulowany ustawą, którą trudno zmienić,
na co odpowiedziałem, że zmianę przeprowadzić można ustawą prezydenta Rzeczpospolitej. Sikorski: „Nie
wiem, co na to powiedzą stronnictwa". Ja: „Nie wiem, kogo z nich razić by mogło słowo «Bóg»". Sikorski: Jak
by to brzmiało po francusku? Le Dieu?" Ja: „Dieu, Honore, Patrie”. Co zresztą obchodzi nas napis francuski?
Niech Pan Generał stworzy fakt, którego pragnie naród polski. Skoro Imię Boże usunięte zostało z
sztandarów polskich, nie dziwmy się, że Pan Bóg się od nich odwrócił". Sikorski: „To trzeba było po wiedzieć
Piłsudskiemu, który w 1923 r. to słowo usunął". Ja: „O ile wiem, nie był Piłsudski w chwili skreślenia tego
słowa ani naczelnikiem państwa, ani premierem, ani ministrem spraw wojskowych. Ani ja nie byłem
wówczas biskupem polowym. Wiem zresztą, że generał Haller wówczas protestował przeciwko zbyt słabemu
oporowi biskupa Galla". Sikorski: „Generałowi Hallerowi łatwo mówić, gdyż nie był on wówczas w służbie
czynnej. Odbywały się wówczas rozmowy nasze przez dwie noce w Belwederze. Nie, Księże Biskupie, to nie
czas na to. Mamy ważniejsze sprawy. Niech lepiej Ksiądz Biskup przyczyni się do tego, aby już nie wychodził
«Jestem Polakiem»".
Dalsze prośby nie odniosły lepszego skutku. Dopiero później udało się ks. wikariuszowi generalnemu
Michalskiemu Imię Boże jakby przez kuchenne schody do regulaminu wprowadzić. Odnośny rozkaz
wykonawczy jednak nie wyszedł. Toteż po śmierci śp. Sikorskiego prosiłem nowego Naczelnego Wodza, gen.
Sosnkowskiego, o wydanie takiego rozkazu, na co chętnie się zgodził. Sprawa poszła jako projekt dekretu
Pana Prezydenta do rządu, ten zaś przekazał ją właściwie już zadecydowaną Radzie Narodowej. Odtąd Imię
Boże widnieje znów na sztandarach polskich.
Rząd był widocznie już przedtem niezadowolony ze mnie, skoro min. Kot zwrócił się 5 czerwca 1941
telegraficznie, lecz bezskutecznie, do ks. biskupa Radońskiego 593 w Jerozolimie, ażeby do Londynu przybył i
objął funkcję biskupa polowego, gdyż ks. biskup Gawlina jest „zbyt sanacyjny". Na posiedzeniu rady posądzał
mnie tegoż dnia ludowiec, późniejszy min. Banaczyk 594, że jestem ONR-owcem (Obóz Narodowy Radykalny).
Nie byłem oczywiście ani jednym, ani drugim, lecz sedno rzeczy tkwiło gdzie indziej.
Prawdziwe zgorszenie wywołała opublikowana na cały świat (czytałem ją w Egipcie i zostałem o nią
interpelowany przez katolików w innych krajach) wiadomość, że premier Sikorski razem z całym rządem udał
się na polskie święto narodowe do St. Paul's Cathedral, gdzie arcybiskup anglikański Yorku, odprawiał
nabożeństwo za Polskę. Sikorski tłumaczył mi się w Kirkuku 595, że tak uczynił na żądanie Churchilla i że to
nabożeństwo wydało już ogromne skutki polityczne. „Uczyniłem to dla Polski". Przedtem jednak dał słowo de
legatowi apostolskiemu, Mons. Godfreyowi596, że w nabożeństwie udziału nie weźmie. I tu zaznaczyło się
oportunistyczne nadskakiwanie obcym, jeżeli nie coś więcej, za co Polska nigdy nic nie otrzymała. Przeciwnie,
alianci wzmacniali się w przekonaniu, że jesteśmy co prawda dobrymi żołnierzami, lecz poza tym bez
charakteru i że można z nami zrobić politycznie, co się im podoba. „Walenty jak zawsze posłusznym i
potulnym lokajem. Toteż jeżeli mu nawet odbierzemy pół zagrody i oddamy ją Iwanowi, Walenty nadal
będzie potulny". I oddali. Wiedział o tym dobrze Churchill, jak grać na Sikorskim. Ten zaś drżał przed myślą, że
alianci mogliby sobie upatrzyć innego premiera polskiego i zgadzał się na wszystko. Wśród wojska zawrzało.
Mówiono, że Polska jest już na „pniu sprzedana". Jest to wyraz za silny, lecz wiele w tym jest prawdy. Nastro -
je w wojsku tłumaczy najlepiej fakt, że żołnierze w Szkocji wykupili kilkanaście tysięcy fotografii Józefa
Piłsudskiego i zaczęli nosić jego odznaki „J.P." Przybył tedy na inspekcję gen. Sikorski i pochwalił ich za to, że
„czczą zmarłego Wodza". Podczas inspekcji zaś w Qizil Ribat 597 w 1943 r. gen. Sikorski, przemawiając do gen.
Wiatra598, legionisty, kazał na zakończenie zagrać Pierwszą Brygadę, marsz piłsudczyków. Zdziwienie było
ogromne. Sikorszczycy rzucili się z namiotów sądząc, że Wiatr dokonał jakiegoś zamachu przeciwko Sikor-
skiemu. Lecz obaj stali wyprężeni i salutowali. Był to zresztą zręczny gest Sikorskiego, tym niemniej jednak
niespodzianka dla jego zwolenników.
Przed wyjazdem do Rosji kazałem wydrukować przeszło 100 000 tzw. „Małych modlitewników" w Catholic
Truth Society. Na czwartej stronie okładki umieszczono odezwę Komitetu Katolickiego dla Polski. Punkt drugi
jego celów brzmiał: „Dostarczanie wiadomości o obecnym położeniu w Polsce, a zwłaszcza o
prześladowaniach religijnych zarówno w niemieckiej, jak w sowieckiej okupacji".
Za to otrzymałem od ministra spraw wojskowych naganę na piśmie, „gdyż dowiadywanie się o
prześladowaniach religijnych jest polityką, przekracza kompetencje Ks. Biskupa". Jestem naprawdę ciekawy,
do kogo ten resort należy, jeżeli nie do biskupa katolickiego. Dodać muszę, że ww. punkt spowodował
konfiskatę modlitewników przez ZSRR.
Wobec wszystkich takich objawów pytałem się, dokąd właściwie nasza Polska kroczy. Z Krajem miałem
mało kontaktu, gdyż wszystkie wiadomości szły przez cenzurę rządu. Mając jednak również swoich ludzi w
Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, dowiadywałem się czasem o telegramach i raportach, które dla mnie
nadeszły, lecz nie zostały mi wręczone. Otrzymałem tą droga, dwa dłuższe raporty kleru krajowego, który
mnie uważał za swego reprezentanta w Londynie, raporty naświetlające sytuację religijną w Polsce i pełne
troski o to, CO się w Anglii dzieje. Zawierały one również przestrogi przed ks. Kaczyńskim. W Bagdadzie
otrzymałem również raport z Kraju via Węgry, Konstantynopol. Wróciwszy więc 1943 r. do Londynu,
zapytałem premiera Mikołajczyka, gdzie są przeznaczone dla mnie pisma kleru z kraju. Premier zwrócił mnie
do nowego ministra spraw wewnętrznych p. Banaczyka. Ten zaś wyznaczył mi „audiencję" za tydzień. Tyle
bowiem potrzebował czasu, by akta przygotować. Nie wręczył mi ich, lecz chowając je przed moim wzrokiem,
zaczął mi je odczytywać. Wysłuchawszy go do końca, zapytałem: „A gdzie jest raport zawierający szyli od 1 do
25?". Jak to? Jaki raport?" „Przecież Pan Minister ma go w aktach, tylko pominął go. Jeżeli to Pana Ministra
interesuje, mogę go Panu zaraz z moich akt odczytać". „Skąd Ekscelencja go ma?" „To nie jest stan kwestii, a
tylko to, dla czego mi go rząd nie wręczył. Jest on bowiem moją własnością. A dlaczego Pan Minister,
odczytując mi dwa inne raporty, opuścił w nich te oto zdania, które Panu zaraz odczytam?" - co też
uczyniłem. Minister był trochę zakłopotany „Musi Ks. Biskup przecież rządowi przyznać prawo cenzurowania
tych wiadomości". „Za nic w świecie, jeżeli chodzi o sprawy kościelne. Raporty te zostały wysłane przez kler
polski do mnie jako biskupa, a rząd najpierw wcale mi ich nie wręczył, teraz zaś Pan Minister pomija
najważniejsze z nich wiadomości". „Rząd ma prawo przez swoje komórki dokonywać cenzury, ażeby na
emigracji nic wybuchły spory". „Przeczę temu na podstawie konkordatu. Gdzież jest pełna wolność
zagwarantowana Kościołowi w art. 1? Gdzież swobodne i bezpośrednie znoszenie się biskupa z
duchowieństwem, zagwarantowane w art. 2? Gdzie/ wreszcie zagwarantowana mi przez art. 3 szczególna
opieka prawna, której duchowni katoliccy używać będą przy wykonywaniu swych urzędów? Pan Minister
stosuje metody typowo sanacyjne, kontroli i cenzury biskupa, aby broń lii >ze, ktoś z obozu rządzącego nie
został napiętnowany. Są to sposoby absolutnie nie demokratyczne. Kim zresztą jest ta «komórka» państwa,
ten «filtr», który ma oceniać, czy biskupowi tę lub ową wiadomość z pism do niego należących uprzystępnić?"
Jest to pan Siudak w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych". Rozmowa zakończyła się moją prośbą i jego
przyrzeczeniem, że odtąd raporty z Kraju zostaną biskupowi wręczane.
Przyrzeczenie nie zostało jednak dotrzymane. I tak odleżał się raport mego wikariusza generalnego z Kraju,
ks. prałata Tadeusza Jachimowskiego, przez szereg tygodni, następnie został do załatwienia oddany ks.
Kaczyńskiemu, który dopiero w styczniu 1942 zażądał ode mnie pełnomocnictw, na które się zgodzić nie
mogłem, gdyż chodziło o nominację przez niego następców na urzędzie wikariusza generalnego na wypadek
śmierci ks. Jachimowskiego599 .
Wikariusza generalnego, który jest alter ego biskupa, mianuje wyłącznie biskup. Premier Mikołajczyk, z
którym na ten temat również miałem rozmowę, zajął uczciwe stanowisko.
Na naszą pracę katolicką, czy to prasową czy też wychowawczą, nie otrzymałem żadnego zasiłku
rządowego prócz owych 300 funtów na Nowy Testament jednorazowo. A przecież roczny budżet samego
Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego wynosił 530 000 funtów ang. Dla niewojskowych
w Afryce (będących w mniejszości) płacił rząd jednak pewne pensje, przy czym ks. minister Kaczyński rościł
sobie prawo do mianowania wizytatorów religii wbrew konkordatowi i uznanemu przez konkordat prawu
kanonicznemu. Widziałem w tym chęć podgarnięcia ich pod „swoją" jurysdykcję. Zasiłek dla wyznania
rzymskokatolickiego wynosił 1140 funtów, poza Wielką Brytanią 9390 funtów. Nie wiem, kto go otrzymywał.
Subwencja na organizacje katolickie w Wielkiej Brytanii wynosiła 2700 funtów, poza nią 2500 funtów, z
których to pieniędzy moim organizacjom katolickim nic się nie dostało. Później jednak udało się ks. prałatowi
Michalskiemu uzyskać ze źródeł publicznych zapomogi dla moich kleryków studiujących w Bejrucie i Szkocji,
na których przez długi czas łożyliśmy, księża, z własnej kieszeni.
Z „podróży dla zwierzchników Kościołów" nie otrzymałem nic ani też nic nie chciałem, gdyż środki
lokomocji jako żołnierz miałem gratis. Na moje zapytanie, dla kogo te pieniądze są przeznaczone,
odpowiedziano mi, że to pieniądze dla „prawosławnego biskupa polowego Sawy Sowietowa" 600. Po co,
skoro on w listopadzie 1943 r. został również zamianowany generałem, a jego pod róże opłacano z funduszu
wojska? Z budżetu zaś Ministerstwa Informacji i Dokumentacji otrzymał angielsko-polski „Sword of Spirit"
1980 funtów, ale za to również YMCA'' 601 polska 660 funtów, a związek protestantów polskich 1500 funtów.
Osobną pozycję stanowiła Katolicka Agencja Prasowa (KAP), dzieło Episkopatu polskiego, która jednak
podczas wojny została wyrwana spod jego wpływu, a podporządkowana decyzji rządu tak dalece, że
katolicy polscy w Ameryce żalili się częstokrotnie, iż jest to Agencja biskupa Sawy, a już nie dzieło katolickie.
Na tę wówczas pseudokatolicką agencję Ministerstwo Informacji i Dokumentacji płaciło w 1943 r. za min.
Kota na teren angielski 1 440 funtów, w Buenos Aires 1 700 pesos miesięcznie, w Rio de Janeiro 7 900
cruzeiro miesięcznie, a na USA 50 400 dolarów rocznie. Warto było tyle płacić na własną korzyść pod
płaszczykiem katolickim. Mimo moich nalegań jako sekretarz Komisji Prasowej Episkopatu nie
otrzymywałem biuletynu tej nadużywanej agencji.
Piszę o tych sprawach nie dlatego, ażeby wykazać, iż pracowałem wśród przeszkód, a nie w „idealnej
próżni", lecz pragnę udowodnić, iż rząd, który się prywatnie wobec mnie oświadczał katolickim, na zewnątrz
znów dążył do wykazania, iż wcale tak „katolicki" nie jest (znaczyło to: „nie bierzcie nas na serio"). Poczynania
jego były zarażone jakimiś wpływami antykatolickimi.
Aczkolwiek dobrze zrozumiałem, że nie należało zbytnio afiszować się poczynaniami katolickimi w kraju
protestanckim, jakim jest Anglia, to prze i ii samych Anglików zaczął razić ten brak charakteru. Czym
właściwie i ostatecznie są ci Polacy? Wiele kładę na karb masonerii, która swe cele umiała zręcznie i po cichu
przeprowadzać. A Sikorskiego „Polska naprawdę chrześcijańska" mogła oznaczać tyle co „panchrystianizm" z
sektami i masonerią razem. To byłoby zatarciem katolickiego oblicza Ojczyzny. Lecz to wszystko „podobałoby
się bardzo Anglikom". Argument oczywiście błazeński, a przy tym niegodziwy i egoistyczny. Oświadczenie
Sikorskiego wobec prof. Folkierskiego, że „naród polski winien się zastanowić, czy nie zmieni wiary" oraz jego
twierdzenie na pierwszej odprawie oficerów sztabu w Rosji, że „większość narodu polskiego myśli o Kościele
narodowym" (przy czym spotkał się z nieoczekiwanym twardym zaprzeczeniem ks. dziekana Cieńskiego i
zmitygował się), wzmocniło mnie w wierze, że jest istotnie masonem, co już przed wojną było tajemnicą
polichinella602 w Polsce.
Gdy w 1940 r. w Paryżu zakładano wydawnictwo „St. Georges", proszono mnie, abym do pierwszej publikacji,
mianowicie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej napisał słowo wstępne, co też uczyniłem. Później jednak
wycofałem się z tej imprezy widząc, że wśród członków zarządu figuruje również książę pszczyński 603.
(Arystokracja niemiecka pragnęła stworzyć sobie za gra nicą reasekurację, podczas gdy w Polsce szła z
Hitlerem. Tak samo rodzina hr. Larischa, która w kraju prześladowała Polaków i własnoręcznie zrywała nasze
godła państwowe, prosiła w Londynie o przyjęcie do Anglo-Polish Catliolic Society, na co się jednak nie
zgodziłem). Na wywierany na mnie przez gen. Kukiela wówczas nacisk, abym w „St. Georges" pozostał,
wytłumaczyłem się obecnością antypolskiego księcia pszczyńskiego. Generał oświadczy! mi, że Naczelny
Wódz ma przecież w „St. Georges" swojego człowieka, mianowicie p. Stefana Ołpińskiego, który księcia
pszczyńskiego będzie pilnował, nie zdołał mnie jednak przekonać. Powiedziałem gen. Kukielowi, że
Ołpińskiemu również nie ufam, czemu się bardzo dziwił, ponieważ Ołpińskiego uważał za męża zaufania
Naczelnego Wodza. Wkrótce jednak Olpiński został przez policję francuską jako konfident rosyjski
aresztowany. Generał Sikorski wydobył go z więzienia, a Ołpiński opublikował przy pomocy rządu naszego
pracę „rehabilitacyjną" w formie książki pt. (o ile mnie pamięć nie myli) L'Esprit de Pologne. Lecz wkrótce
został ponownie aresztowany tym razem jako szpieg hitlerowski.
W międzyczasie księcia pszczyńskiego umieszczono w Anglii w obozie odosobnienia, a jego młodszy brat,
hr. Hochberg604, dostał w posiadanie jego akta. Przydzielono do niego jako nadzór p. Ullmana,
współpracownika min. Kota, Hochberg opowiadał raz w ścisłym gronie swe przejścia z Pszczyny, mianowicie
gdy jego brat, książę pszczyński, kazał mu wypłacić gen. Sikorskiemu za pośrednictwem gen. Kukiela 20 000
zł, a następnie wypłatę urgował 400 z Berlina telefonicznie: „Du weisst doch, Sikorski ist unser Mann. Er ist
kommende Mann Polens"605. Hochberg został wezwany na policję, a gdy wrócił do domu, rewizja była już
zakończona. Ponieważ o tych zajściach wiedział były dyrektor generalny ks. pszczyńskiego, p. kpt. Jan
Wyglenda606, zdyskredytowano go moralnie i wysłano go do karnego obozu Cerisay. Gdy w jego sprawie
interweniowałem w Paryżu u gen. Modelskiego, powiedziano mi, że to homoseksualista oskarżony przez
jakiegoś, nieobecnego zresztą i jak się później wykazało, współpracującego z hitlerowcami - lekarza śląskiego.
Biednego Wyglendę wysłano w Anglii na „wyspę wężów" Bute, z której go wydobyto po śmierci Sikorskiego.
W posiadaniu kompromitujących Sikorskiego akt, które na własne oczy widziałem, m.in. pism
własnoręcznych Ołpińskiego do ks. pszczyńskiego i vice versa, znajdował się p. Jóźwiak, poseł do Rady
Narodowej. Pewnego dnia skradli mu je oficerowie II oddziału, którzy przedtem obok niego zamieszkali.
Zginęła mu wtedy również książka (Hans P. Helmoth: Die Wiederherstellung Polens, nakład Friedrich Andreas
Perthes, A. G. Gotha 1917), w której Niemcy wychwalają Sikorskiego za jego proniemieckie stanowisko w
pierwszej wojnie światowej. Bije tam z oświadczeń Sikorskiego ta sama nuta uległości wobec Niemców, co
obecnie wobec aliantów zachodnich.
Sikorski cierpiał na jakiś uraz, częsty u ludzi pokrzywdzonych. Toteż można było u niego zauważyć wielką
nieufność, a z drugiej strony czułość na pochwały, z czego korzystała cała szajka gangsterów politycznych.
Wobec mnie występował rozkazodawczo i podniesionym tonem, mitygował się jednak natychmiast, gdy go
za coś pochwaliłem. „A więc podobało się Biskupowi moje przemówienie?" Leci niemiłym, a nawet
niegodziwym środkiem byłoby kadzenie. Jakąkolwiek jednak uwagę uważał za obrazę.
Był to w gruncie rzeczy dobry człowiek, który jednak w życiu chciał odegracie rolę, do której jak sądził,
miał prawo, a której go pozbawiła niesprawiedliwość losu. Nabierał wyrazu i cech ojcowskich, gdy mówił nie
po marsowemu, a zwłaszcza gdy uzbroił się w okulary. Ludzi jednak niezupełnie z nim się zgadzających uważał
za nieprzyjaciół. Używał różnych środków, gdy chodziło o przeprowadzenie swego celu osobistego, lecz nie
były to grube łajdactwa, a raczej szykany wyrosłe z urażonej ambicji. Jego stosunek do Kościoła nie był
szczery. Był zresztą wychowany w józefinizmie austriackim i sądził, że wszystko do jego omnipotencji należy.
Z prawdą mijał się prawie w kokieteryjny sposób. W sposobie mówienia i zachowania się dźwięczała nieraz
nuta neurasteniczna, jeżeli nie histeryczna. Lieberman określił go raz jako „charakter kobiecy". Theodore
Roosevelt pisze w swoich pamiętnikach, że złą politykę musi prowadzić mąż stanu, jeżeli musi płacić za dawne
przysługi. I to było również fatalną stroną jego rządów. Iluż to „cierpiołków" i niedołęgów, których nawet nie
sanacja, ale po prostu życie przesiało, dostało się na decydujące stanowiska. Stwarzano więc etaty dla ludzi.
Do masonerii wstąpił, moim zdaniem, dlatego, ażeby ułatwić sobie przyszłość. Wierzył ślepo we Francję, z
której lożami był połączony. A ponieważ Loża francuska uznawała hasło „Honneur et Patrie", przeto też za
jego rządów sztandary polskie zaczęły nosić napis: „Honor i Ojczyzna."
Szedł na wszystkie żądania aliantów, aby się utrzymać przy władzy. Radziliśmy mu, by się podał do dymisji
przy pierwszych objawach zdrady ze strony aliantów, tuż po zawarciu paktu polsko-sowieckiego, i
przyrzekliśmy mu, że rada go na nowo wybierze, lecz nie ufał. I tak szedł krok za krokiem po linii nakazanej
przez obcych. Wielkiej rzeczy dokonał, publikując w Ameryce program „międzymorza"607, lecz właśnie ten
projekt stał się, jak osobiście przypuszczam, przyczyną jego śmierci. Był to człowiek wybitny i inteligentny, i
na swój sposób dobry. Nie dożył już klęski swej polityki. Gdyby go nie gnębił ów kompleks krzywdy życiowej,
mógł być człowiekiem naprawdę wielkim.
Mogłoby się zdawać, że byłem w Londynie pochłonięty przeważnie sprawami politycznymi, lecz nie było tak
wcale. Czas dzieliłem między Radą Narodową a kurią biskupią. Raz w miesiącu wyjeżdżałem do Szkocji celem
przeprowadzenia tzw. recollectio menstrua z księżmi. Poza tym zasilałem wydawnictwa religijne „W Imię
Boże" i „Naukę Chrystusową"608 artykułami. Praca ta była dla nunc wielkim odprężeniem podczas nalotów
niemieckich. Dzienni ataki zaczęły się juz 8 sierpnia 1940. Głównym ich celem był Londyn. Od 7 września
przeszedł jednak Goering609 do nocnych bombardowań stolicy Anglii, które trwały do 16 maja 1941. W
pierwszej serii nalotów atakowany był zwłaszcza Londyn w 82 z 85 po sobie następujących nocy. Dopiero od
14 listopada bombardowano również Coventry, Birmingham, Manchester etc. W stolicy samej uszkodzonych
zostało nie mniej jak 1 150 000 domów. Naloty te, znane pod nazwą „Battle of Britain" miały Anglię zmusić do
poddania się. W nich610 wyróżniali się lotnicy polscy, zwłaszcza eskadra 303.
Gdy dnia 8 września 1940 byłem z pielgrzymką w Carfin, kanonik tamtejszy odradzał mi wracać do
Londynu, gdyż „stolica przestała istnieć". Nie było jednak tak źle. Pierwsze noce były o tyle nieprzyjemne, że
przeciwko bezkarnie latającym Niemcom nie odzywało się ani jedno działo przeciwlotnicze. Dopiero później
zaczęła obrona, przeważnie bezskutecznie, działać. Rada Narodowa musiała kilkakrotnie zmieniać lokal
posiedzeń, gdyż z rana okazywało się, iż poprzednio użyty gmach został albo zniszczony lub też poważnie
uszkodzony.
Naloty zaczynały się o zmierzchu. Podczas kolacji udawaliśmy jeszcze niewzruszonych bohaterów,
aczkolwiek te szatańskie skrzydła nad nami szumiały i bomby sypały się na nasz Irlington dość gęsto. Po
posiłku zacząłem odmawiać brewiarz, po czym zabierałem się do pisania. O śnie było mało mowy. Niemcy
rzuciwszy swe bomby lub torpedy, wracali po nowe do bliskiej Francji.
Dwaj współpracownicy moi przenieśli się po pewnym czasie z misji do „undergroundu" (kolejką
podziemną) i tam nocowali już aż do końca nalotów. Ja sam przebywałem czy to w moim pokoju, czy też w
suterenie misji, gdyż wolałem być raczej wbity w ziemię przez bombę aniżeli wyrzucony podmuchem w nie -
znane. Zabierałem jednak ze sobą siekierę, ażeby się ewentualnie wyrąbać, gdyż zdawało się, iż uderzenie
bomby tak zachwiało domem, że nie było można otworzyć drzwi. Dopiero przy następnej bombie drzwi
otworzyły się same.
Kościół nasz stal dość blisko kanału islingtońskiego, który Niemcom służył za cel orientacyjny. Ludność
angielska szukała również schronienia pod naszym wątłym kościołem, który zbudowany był raczej na „słowie
honoru", niż na solidnym fundamencie. Rektor misji, ks. Staniszewski 611, spisał się świetnie. Nieustraszony, z
uśmiechem podawał zagrożonym herbatę, a nawet sprowadzał dla nich filmy. Dopiero później Anglicy,
sądząc, że Niemcy obrali sobie kościół polski jako cel specjalny, opuszczali nas powoli.
W okresie bombardowań nikt nie przyjeżdżał z „frontu" szkockiego do „etapu" londyńskiego. Śmiano się
głośno z dwóch lotników, którzy przyjechali na weekend do Londynu i trafili na straszliwy nalot. Bomby
wyrządziły poważne szkody w pobliżu misji. Około 20 m od kościoła spadły dwie torpedy, które zdmuchnęły
dwa domy i rozryły ulicę na 20 m długości i około 10 m głębokości. Zapalił się gaz w przewodach, a do ekip
ratowniczych, oświetlonych a jour, lotnicy strzelali karabinami maszynowymi. Byliśmy niemal tydzień bez
wody, gazu i światła. Później znikł jeszcze jeden z sąsiednich domów. Jako najdłuższy czas nalotu
zanotowałem 12 godzin 10 minut. Trudności były większe w zimie, gdyż nie było wolno zapalać świec przy
ołtarzu przed 8.50, a o 10 godz. zaczęła się już praca w radzie. Nieraz podczas ataków lotniczych było można
o północy gazetę czytać na ulicy, oświetlonej przez pożary. W pełnie księżycowe naloty były najsilniejsze,
najsłabsze zaś w dnie deszczowe, których wówczas pragnęliśmy jak najwięcej.
Od 27 do 30 stycznia 1941 przeprowadziłem rekolekcje zamknięte dla księży kapelanów armii u
redemptorystów w Perth, nieco później także dla kapelanów lotniczych u św. Guthbertha w Blackpool.
Równocześnie przygotowałem rekolekcje zamknięte dla oficerów, na które gen. Sikorski po pewnym wahaniu
się zgodził, a które przeprowadził w Perth o. profesor Bocheński, dominikanin.
Wznowienie natomiast działalności Sodalicji Mariańskich nie wydało wielkiego rezultatu, wobec czego
nawiązałem kontakt z angielską Legion of Mary, która właściwie tym samym celom służąc, lepiej
prosperowała.
W tzw. „republice kukiełkowej" (tj. wojsko w Szkocji) panował spokój. Ponieważ nie było broni, ćwiczono
defilady, na które Naczelny Wódz przyjeżdżał z. gośćmi zagranicznymi. Szefostwa duszpasterstwa innych
wyznań przeniosły się z Londynu do Szkocji. I dla mnie zresztą stanowiły wyjazdy do Szkocji często na dwa dni
co miesiąc wielką ulgę. Mieszkałem na poddaszu u ogrodnika w Moncriff House obok Bridge of Earn
spokojnie, a gdy nawet naloty na Glasgow szły nad nami, pocieszałem się zawsze myślą, że Niemcy mnie nie
dosięgną.
Raz złapał mnie nalot w hotelu edynburskim. Służba hotelowa pootwierała pokoje i zmusiła gości do
udania się do schronu, co dziwnie kontrastowało z spokojnym zachowaniem się londyńczyków.
Arcybiskup edynburski, Msgr. Macdonald, szczery nasz przyjaciel nie w słowie, a w czynie, był
niezadowolony z mej współpracy z Anglo-Polish Catholic Association, „Po co wy z tymi Anglikami trzymacie?
Oni nie są szczerzy. Należy z nami Szkotami współpracować". „Nie rozumiem Waszej Ekscelencji, jesteście
przecież United Kingdom". „We are, of course, we are but that is the same as the Poles and Lithuanians" 612.
Ponieważ nasz dziekan szkocki wystawione przeze mnie celebrety przez grzeczność zaniósł był do
arcybiskupa glasgowskiego do ostemplowania (właściwie niepotrzebnie, ponieważ księża nasi Szkotów nie
spowiadali, a więc nie potrzebowali żadnych poza moimi dodatkowych uprawnień), upominał się arcybiskup
edynburski o to samo „prawo" z chwilą przeniesienia się wojsk naszych na teren jego archidiecezji. Dla miłej
zgody kazałem dziekanowi oddać celebrety w pałacu biskupim, co jak mi zameldował, zaraz uczynił. Rozkaz
mój został wykonany z iście sarmacką dokładnością. Dziekan bowiem wyręczył się pewnym pułkownikiem,
ten zaś pewnym podchorążym. Pan podchorąży zamiast oddać dokumenty w pałacu, zaniósł je do katedry i
wręczył pewnemu „kanonikowi w purpurze". Tam jednak celebrety znikły. Rzeko tym kanonikiem okazał się
kościelny Becker, Niemiec, który je niby oddal wikariuszowi generalnemu Mons. MacGettiganowi (kler go
nazywał „Forgettegan"), o czym tenże jednak nic nie wiedział.
Ponieważ musiałem się liczyć ze szpiegostwem Niemca, wydrukowałem nowe dokumenty o odmiennym
tekście, wzory starego celebretu natomiast wysłałem do wszystkich, biskupów Wielkiej Brytanii, Malty,
Gibraltaru i Irlandii z prośbą o natychmiastowe aresztowanie każdego osobnika jako szpiega, który by się
pierwotnym dokumentem posługiwał. Nad kościelnym zaczął czuwać Intelligence Service.
Kler irlandzki w Szkocji odnosił się niechętnie do moich księży jako aliantów angielskich. Kapelani nie mogli
otrzymać mieszkania u katolików irlandzkich, a proboszcz w Biggar613 wydalił nawet za drzwi tamtejszego
kapelana, ) ponieważ przybył na plebanię w „tym znienawidzonym mundurze".
Równocześnie przestrzegali nas księża irlandzcy przed Anglikami, którzy jak twierdzili - Polskę katolicką
oszukają. Ponieważ wzrastała liczba mieszanych małżeństw polsko-szkockich, przestrzegaliśmy przed nimi
rzetelnie, gdyż dla nas jasnym było, iż Szkotki, nieprzyzwyczajone do biednych powojennych stosunków
polskich - zresztą nie najlepszy element rzucał się żołnierzom naszym na szyję, a w wielu rodzinach szkockich
panowała pod względem seksualnym atmosfera wręcz pogańska - później z Polski do Szkocji wrócą lub też
postarają się o łatwy rozwód protestancki. Polski Jasiu zaś, zawarłszy raz ważne małżeństwo, będzie bez
wyjścia. Jedna z konferencji naszych w Szkocji zestawiła i wydała w gruntowny sposób wszystkie racje
przemawiające przeciwko takim małżeństwom. Ażeby po wojnie nie dopuścić do procesów o nieważność
małżeństw - sprawa niezmiernie bolesna i bliska często obrazy Bożej - odmawiałem w większości wypadków
dyspensy a mixta religione, której zresztą Episkopat szkocki w ogóle nie uznaje. Małżeństwa takie były więc
eo ipso nieważne w obliczu Kościoła, lecz stroną moralnie ujemną było to, że równały się one tzw.
„małżeństwom na próbę". Po długich rozważaniach wróciłem po kilku miesiącach do praktyki udzielania
dyspens.
Z ramienia Ministerstwa Spraw Wojskowych założono wówczas t/w. „Uniwersytet żołnierza", W którym
również udział brałem. Objeżdżałem więc obozy odczytami o nauce społecznej Kościoła na podstawie
encyklik Rerum novarum614 i Quadragesimo anno615. Niektórzy starsi oficerowie mieli za to pretensje do
mnie, jakobym do wojska wprowadzał komunizm. „Uniwersytet" ten zresztą prosperował słabo, gdyż - o ile
mnie pamięć nie myli - oprócz mnie tylko jeszcze prof. Hulewicz616 regularnie wygłaszał odczyty.
Lepiej natomiast udał się nam „Chesterton Club" 617, któryśmy razem z Anglikami w Londynie założyli.
Przeciwko zamierzonemu wznowieniu ślubów jasnogórskich, które miało się odbyć w Carfin, zwróciły się z
całą potęgą czynniki rządowe. Dziwna rzecz, że ta uznania godna manifestacja młodzieży akademickiej, którą
w Polsce przedwojennej tak brutalnie zwalczał rząd sanacyjny, i teraz spotkała się z olbrzymimi przeszkodami.
Nawet jeszcze w 1945 r. organ ludowców „Jutro Polski", którego redaktorem był p. Wilk, zaatakował mnie
ostro za wznowienie ślubowań jasnogórskich, powołując się na to, jakoby one już w 1936 r. służyły jako
pretekst do bicia Żydów, co na podstawie ówczesnych badań Episkopatu było wierutnym kłamstwem
zmyślonym przez rząd ozonowy. Teraz wydobyto z lamusa to oszczerstwo sanacyjne - cui bono?
Sięgając nieco naprzód, podam dwie ciekawe wiadomości o życiu religijnym w Szkocji. Dnia 25 maja 1941
r. odprawiłem Mszę św. i wybierzmowałem nasze uczennice w Scoone Palace pod Perth, czym kanonik
perthski był niezwykle zdziwiony. Scoone Palace jest noli me tangere protestantyzmu. Istnieje bowiem
legenda, że skoro tam odprawiona zostanie pierwsza Msza Św., wiara katolicka wróci do Szkocji. Toteż nie
pozwolono nawet podczas ostatniej wojny kapelanom katolickim na odwiedzanie chorych żołnierzy w
tamtejszym szpitalu. Z tego zresztą pałacu przeniesiono sławny coronation stone618 do Westminsteru.
„Dziwnie, jak wam uchodziło, czego nam czynić nie wolno".
Większe jeszcze zdumienie ogarnęło go, gdyśmy mu zakomunikowali zamiar przeprowadzenia uroczystej
procesji Bożego Ciała ulicami miasta Perth. Miała to być pierwsza od czasów katolikożercy Johna Knoxa
procesja w Szkocji. Celem uniknięcia przeszkód ze strony miasta podaliśmy do Rady Miejskiej wniosek o
zgodę na procesję, która została jednogłośnie uchwalona ze względu na to, iż kupowaliśmy (.nu wszystko.
Tylko biskup diecezjalny sprzeciwiał się z obawy przed konsekwencjami, zwłaszcza rozruchami. Uspokajaliśmy
go więc tłumacząc mu, że obecni Szkoci to już nie tak zawzięci protestanci jak sprzed 50 laty.
Mszę św. odprawiłem 15 czerwca na błoniach. Potem szedł Pan Jezus po raz pierwszy po przeszło 400
latach przez ulice Perth. Na uroczystość przybyli p. prezydent Raczkiewicz, generalicja nasza ze Szkocji,
oficerowie i pułk stacjonowany w Perth. Z księży szkockich przybyło tylko sześciu w charakter /c widzów i bez
sutann, którzy trzymali się z daleka. Nasi harcerze, dzieci Maryi w strojach krakowskich itp. były również
obecne. Procesja posuwała się ulica mi miasta polskim ceremoniałem wojskowym. A więc fanfary,
prezentowanie broni, cztery ołtarze. Kanonik perthski, mimo że trzeci ołtarz był przed jego plebanią, nie
pokazał się. Za to tysiącami przybyła katolicka ludność Szkocji i chowała kwiaty, przez które procesja
przechodziła, jako relikwie. Uroczystość ta była zasługą ks. kapelana Franciszka Lorenca 619.
W Londynie zaś pracowaliśmy pod bombami, jakeśmy mogli. Generał Józef Haller, któremu powierzono
wówczas biuro szkół średnich, zaczął wydawać tzw. pomniki literatury polskiej. Zaraz w pierwszym numerze
umieścił „Bogurodzicę", lecz opuścił słowo „Dziewica", za co obłudnie strofowały go „Wiadomości Polskie" 620.
Poczciwy generał tłumaczył mi dość oryginalnie, że podobno były wydania „bez tego słowa, jako że wówczas
jeszcze nie było dogmatu o Niepokalanym Poczęciu" [sic!]. Gdy jednak w drugim numerze ukazał się artykuł
na temat „Bolesław Chrobry wbija pale w Elbę", a w odnośniku dodano, że Elba to wyspa na Morzu
Śródziemnym, powiedziano mu, że to raczej wsypa niż wyspa i żeby literaturze polskiej dał spokój.
Lotnicy nasi wsławiali się coraz bardziej. Istotnie o przebiegu wojny zadecydowała w wielkiej mierze
„Battle of Britain", a do wyników tej bitwy przyczyniła się odwaga lotników polskich.
Wikariusz generalny lotnictwa brytyjskiego, elegancki i dobry zresztą Mons. Beauchamp, miał zamiar
zagarnąć dla Anglików jurysdykcję nad naszymi kapelanami lotniczymi, czemu zdołałem skutecznie się
przeciwstawić. Dowiedziawszy się, że nasi lotnicy rzucają się aparatami swoimi w aeroplany niemieckie, przy
czym obie załogi ginęły, odwiedził mnie prosząc, bym lotnikom polskim ten sposób walki wybił z głowy, gdyż
przecież aeroplany dużo kosztują!
Ponieważ nie otrzymałem dostatecznych etatów służby duszpasterskiej dla dzielnych lotników polskich,
poruszyłem tę sprawę na posiedzeniu rady dnia S stycznia 1941. Za to otrzymałem przykry list od gen.
Sikorskiego, w którym „na podstawie protokółu" zarzucał mi, że podtrzymałem wysunięte przez gen.
Żeligowskiego wątpliwości co do rzekomo niekorzystnej dla nas umowy lotniczej z Wielką Brytanią. „Widzę
się zmuszonym zwrócić uwagę Ks. Biskupa, że stanowisko członka Rady Narodowej nie zwalnia go od
obowiązku przestrzegania przepisów wojskowych i należytej drogi służbowej". To znaczy, zanim zabierzesz
głos, masz się pytać, co masz mówić.
Odpowiedziałem, że mając przed sobą protokół posiedzenia Komisji Wojskowej, na który on się powołuje,
proszę go o wykazanie mi, w czym widzi krytykę umowy, którą uważam za dobrą (chociaż niewykonalną), na
co otrzymałem odpowiedź marginesowo, abym się zwrócił do jego zastępcy, gen. Modelskiego, o którym
wiedziałem, że tę skargę na mnie wniósł.
Oburzało mnie zresztą i dałem temu na radzie wyraz, że Anglicy nieraz zwycięstwo naszych lotników
przypisywali swoim i że w ogóle szafowali hojnie polską krwią lotniczą. Z czym my właściwie wrócimy do
Polski, jeżeli nam tu najlepszych chłopców wybiją? Tak co do zadań jak i częstotliwości nalotów mieli nasi i
później najtrudniejsze rozkazy do wykonania. Przy tym nie dbano o ich groby, na co się gorzko żalili. Dnia 24
stycznia przybyła do mnie delegacja młodych pilotów z podziękowaniem za troskę o ich sprawę. Jeden z nich
miał 20 odłamków szrapnelowych w ciele, chodził o kulach, lecz palił się do dalszej walki. Drugi, o którym
pisała prasa angielska pochlebnie - w ogóle klepano ich wówczas bardzo po ramieniu - ostrzeliwany przez
niemieckie karabiny maszynowe, zniżył się tak daleko, że ogonem aparatu zawadził o worki piaskowe gniazda
niemieckiego, lecz uspokoił jego załogę.
Jako rewanż na moją odpowiedź, zarzucił mi gen. Sikorski, że ranni w szpitalach są zaniedbywani przez
kapelanów polskich. Wykazałem jednak, że obsługa duszpasterska w obydwu podlegających mej jurysdykcji
szpitalach jest znakomita. Zdarza się atoli często, że zestrzelony lotnik polski nie może do nich być
przewieziony, a więc leczy się go w najbliższym szpitalu angielskim. Jeżeli nam Anglicy dali znać o nim, zaraz
do niego spieszy ktoś z kurii mojej. Najczęściej jednak Anglicy nie przesyłali nam w ogóle żadnego
zawiadomienia, a dopiero po prawie roku wyszło na jaw, że lotnicy nasi znajdywali się aż w 96 szpitalach
brytyjskich. A że mnie i kurialistom moim brak jest wszechwiedzy, a nasze ruchy były ograniczone, więc
zdarzyć się mogło, iż ten lub ów ranny pozbawiony był polskiej opieki duszpasterskiej. Ostatecznie jednak od-
stawiono wszystkich do szpitali polskich, gdzie już czuwał kapelan.
W jednym ze szpitali naszych w Duplin Castle, pracował również pewien przeszło 70-letni kapelan. Chorzy
go lubili, a przecież prosili mnie później o jego przeniesienie, gdyż modląc się po Mszy św. za chorych, przez
omyłkę dodawał częściej „Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie".
Gdyśmy założyli cmentarz w Perth, kochany gen. Kukieł, któremu podlegały „powiaty szkockie", wyraził się
niefortunnie: „Życzeniem moim jest, aby całe wojsko polskie spoczęło na tym cmentarzu", co wywołało
powszechną wesołość. Chciał oczywiście powiedzieć, by żołnierzy chowano na tym, a nie na innym
cmentarzu. Gdy zaś chowano pewnego porucznika kawalerii, pułkownik jego, chcąc pod koniec ceremonii
pożegnać się z poległym kolegi, wydał na cmentarzu do swego korpusu oficerów klasyczny rozkaz: „Za mną
wszyscy do grobu, marsz".

551
„To brat mojego ojca w loży masońskiej".
552
„nad wspaniałym naszym cesarzem".
553
Angelo Giuseppe Roncalli (1881-1963)-patriarcha Wenecji, papież Jan XXIII (1958-1963).
554
Pepiniera - środowisko, gdzie szkolą się, kształtują przyszłe kadry zawodowe, artystyczne itp.
555
Adam Koc (1891-1969) - płk, działacz niepodległościowy, polityk, po DC 1939 na emigracji, minister skarbu w rządzie
na emigracji, w 1940 osiadł w Nowym Jorku.
556
E. Lenhoff, O. Posner, Internationaks Freitnaurerlexikon, Ziirich 1931.
557
J. Klausner, Jesus von Nazareth. Seine Zeit, sein Leben und seine Lehre, Berlin 1930.
558
„La Civilta Cattolica" - dwutygodnik, najstarsze we Włoszech (zał. w 1849) i jedne z najstarszych periodyków
katolickich na świecie. Wydawane przez jezuitów, reprezentujące poglądy dominujące w Stolicy Apostolskiej.
559
Aleksander Wacław Ładoś (1891-1963) - dyplomata, minister bez teki w gabinecie gen. Sikorskiego (X1939-III1940),
charge d'ąffaires poselstwa RP w Bernie (IV 1940-VII 1945).
560
Henryk Strasburger (1887-1951) - działacz polityczny, ekonomista, prawnik, prezes Stronnictwa Pracy (od 1937),
minister sprawiedliwości (1941-1942), minister w gabinecie gen. Sikorskiego (1942-1943), pierwszy ambasador Polski
Ludowej w Londynie.
561
Henryk Kołodziejski (1884—1953) - działacz polityczny, bibliotekarz, ekonomista.
562
Juliusz Łukasiewicz (1882-1951) -dyplomata, polityk, ambasador w Paryżu (1936-1939), bliski współpracownik
ministra Becka, w okresie wojny na emigracji, autor: Dyplomata w Paryżu 1936-1939 1995); Wspomnienia i dokumenty
Juliusza Łukasiewicza ambasadora Rzeczpospolitej Polskiej (1989).
563
Tytus Filipowicz (1873-1953) - polityk, dyplomata, od 1939 na emigracji, członek i prezes RN w Londynie, założyciel i
pierwszy przewodniczący Instytutu J. Piłsudskiego w Londynie. Autor: Czy Polsce jest potrzebna gospodarka planowa?
(1935); W przededniu trzeciej Polski (1941).
564
Władysław Neuman (1893-1945) - dyplomata, poseł RP w Meksyku pa 1942-1945).
565
Tomasz Tomaszewski (1882-1950) - adwokat, socjalista, członek RN.
566
Edward Ligocki (1887-1966) - literat, publicysta polityczny, od 1933 przebywał w Paryżu, kierownik propagandy w
Ministerstwie Spraw Wojskowych (1940), oficer oświatowy, łącznik między komendą polską miasta w Edynburgu a
władzami miejskimi i uniwersytetem (1941), po wojnie powrócił do kraju i współpracował z Agencją Publicystyczno-
Informacyjną.
567
Zygmunt Nagórski (1884-1973) - prawnik, adwokat, od V 1939 członek zarządu Grupy Zagranicznej SL, później
Komitetu Zagranicznego SL, III 1940 wiceprezes NIK
568
Michał Sokolnicki (1880-1967) - dyplomata (poseł w Estonii i Finlandii w 1. 1920-1922: Danii w 1.1931-1936;
ambasador w Turcji 1936-1945), po wojnie na emigracji w Turcji, historyk, autor: Czternaście lat (1936).
569
Natalia Aszkenazy - referentka prasowa ambasady RP w Waszyngtonie, attache ambasady w ZSRR.
570
Emil Kipa (1886-1958) - historyk, dyplomata, wolnomularz, konsul generalny RP w Hamburgu (1931-1936).
571
Tadeusz Gwiazdoski, właśc. Tadeusz Grosstern (1889-1950) - dyplomata, zastępca sekretarza generalnego MSZ (1944-
1945).
572
Juliusz Sakowski, właśc. Julian Saydaytel (1904—1977) - eseista i dyplomata, zastępca ministra informacji i
dokumentacji w gabinetach gen. W. Sikorskiego, S. Mikołajczyka i T. Arciszewskiego (1940-1 VII 1947).
573
Stefan Litauer (1891-1959) -dziennikarz, korespondent PAT w Londynie, przewodniczący Foreign Press Association.
574
January Grzędziński (1891-1975) - pik, działacz demokratyczny, propagator lotnictwa, w okresie wojny na emigracji,
autor licznych publikacji na temat lotnictwa oraz wspomnień, m.in. .Maj 1926. Kartki z pamiętnika (1936).
575
Stanisław Bełch (1904-1991) - związany z ONR i SN, w okresie 11940-VI1940 kapelan PSZ we Francji, w szkole oficerów
artylerii w Bressuire, saperów w Thouars i w obozie dla internowanych działaczy sanacyjnych w Ceriseil. Zlecono mu
poufną misję zaopiekowania się Heleną Sikorską, żoną Generała i przewiezienia jej przez Szwajcarię do Paryża. W
Londynie w 1940 rozpoczął działalność wydawniczą, wydał m. in. Papiestwo i Polska (1943) oraz Mszalik dla polskich
żołnierzy i jeńców.
576
Adam Ciołkosz (1901-1978) -działacz socjalistyczny, członek Rady Naczelnej PPS (1931-1939), sekretarz generalny
CKW PPS na wychodźstwie.
577
Wacław Lipiński (1896-1949) - działacz niepodległościowy, historyk, ppłk, we wrześniu 1939 uczestnik obrony
Warszawy, potem na emigracji, po powrocie do kraju aresztowany w 1947, zamordowany w więzieniu we Wronkach.

578
„W Imię Boże" - pismo o charakterze literackim wydawane przez bp. J. Gawlinę, przeznaczone w jednej części wydania
dla wojska polskiego w Anglii, w drugiej dla żołnierzy II Korpusu we Włoszech. W Londynie zostało zawieszone 26 X 1941,
ponownie wznowione 25 XII 1941. Część nakładu rozpowszechniano po zakończeniu wojny wśród dipisów w Niemczech.
Por. J. Kowalik, Prasa religijna w Wielkiej Brytanii, [w:] Literatura polska na obczyźnie, 1.1., Londyn 1965, s. 491.
579
Adam Doboszyński (1904—1949) - działacz polityczny, inżynier, członek SN, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 i
walk we Francji, na emigracji w Wielkiej Brytanii (1940-1946). Powrócił nielegalnie do kraju w XII 1946, aresztowany w
1947, skazany na karę śmierci i stracony w 1947, w 1989 zrehabilitowany.
580
Myślenice - miasto nad Rabą, na drodze Kraków - Zakopane.
581
z sumieniem ciężko obciążonym.
582
„Oni (Polacy) odkrywają, że polski Żyd jest przede wszystkim Żydem, że po drugie jest Niemcem, i że w większości
przypadków odmawia bycia czystym i zwyczajnym Polakiem".
583
„Nauka Chrystusowa" - periodyk wydawany przez o. Marię Innocentego Bocheńskiego, OP, z ramienia szefostwa
Katolickiego Duszpasterstwa PSZ, zaczął się ukazywać w Rzymie, potem redakcję przeniesiono do Paryża, a następnie do
Szkocji. W 1. 1940-1942 ukazały się 23 numery. Por. Kowalik, Prasa religijna..., s. 440-491.
584
„ proszę Waszą Ekscelencję o to, aby wspierała mnie tak dalece jak to możliwe w moim najgorętszym błaganiu o
niezłomną jedność w «Sword of the Spirit»".
585
Edward Myers (1875-1956) -bp sufragan Westminster (1932), koadiutor abp. Westminster (1951).
586
Christopher Dawson (1889-1970) - brytyjski historyk kultury i religii, w czasie studiów na uniwersytecie w Oxfordzie
przeszedł na katolicyzm, członek Akademii Brytyjskiej (od 1943), profesor studiów rzymskokatolickich na Uniwersytecie
Harwarda, USA (1958-1962).
587
Jan Baliński-Jundziłł (1899-1974) - wicedyrektor Polskiego Biura Badań Politycznych (Polish Research Center) od 1 XII
1940.
588
Felicjan Maciaszek (1913-1959)-franciszkanin, po święceniach kapłańskich skierowany do Zbaraża (1939), w I940
uwięziony i skazany na 10 lat lagrów, w wyniku amnestii zwolniony, od 22X 1941 kapelan wojskowy i kapelan w
delegaturze ambasady RP w Samarkandzie, po opuszczeniu Związku Sowieckiego pracował w Afryce, w 1946 wyjechał
do Argentyny, tam zmarł.
589
Joel Mosze Landau (ur. 1898) - syn rabina Ezechiela (+1937) i Szantę Landau z Leżajska, na początku II wojny
światowej udał się w głąb Związku Sowieckiego.
590
Być może chodzi o Kazimierza Janickiego-Rolę - attache ambasady RP w ZSRR, kierownik delegatury w Akmolińsku
(1941-1942)
591
Marcin Chrostowski - dominikanin, sekretarz bp. J. Gawliny, autor Ks. Biskup Gawlina wśród wojska polskiego w Rosji,
[w:] Ks. Biskup J. Gawlina wśród Wojska Polskiego w Rosji, Brighton, brw [wyd.Veritas].
592
Marian Heitzman (1899-1964) - filozof, bibliotekarz Muzeum Czartoryskich w Krakowie, attache ambasady RP w ZSRR
i kierownik delegatury Samarkandzie (1941-1942).
593
Mieczysław Karol Radoński (1883-1951) - bp sufragan poznański (1927), bp włocławski (1929), od K 1939 na emigracji
w Londynie, organizator duszpasterstwa dla emigracji, w 1946 powrócił do kraju.
594
Władysław Banaczyk, ps. Orkan (1902-1980) - działacz i polityk ruchu ludowego, członek Komitetu Zagranicznego SL
(1940-1945), jeden z czterech wiceprezesów II RN RP (1942-1945).
595
Kirkuk - miejscowość w Iraku, gdzie stacjonowały Wojska Polskie.
596
William Godfrey (1889-1963) - siódmy abp Westminsteru (1939-1954), delegat apostolski w Wielkiej Brytanii, na
Malcie i w Gibraltarze, abp Cius (1938), charged'affaires Stolicy Apostolskiej przy Rządzie RP (1943).
597
Qizil Ribat - miejscowość w Iraku, gdzie znajdował się w 1942 obóz szkoleniowy Armii Polskiej na Wschodzie.
598
Albin Józef Wiatr (1889-1977) -gen. bryg., szef sztabu WP na Bliskim Wschodzie (XII 1942-X 1942).
599
Bp J.Gawlina 27 VII 1943 mianował ks. Jachimowskiego wikariuszem generalnym z prawem mianowania kapelanów
dla oddziałów AK, bez potrzeby przesyłania nazwisk kandydatów na kapelanów. Równocześnie bp Gawlina wyjaśnił, że
jakiekolwiek ingerencje ks. Zygmunta Kaczyńskiego w sprawy duszpasterstwa wojskowego są bezprawne. Por. Armia
Krajowa w dokumentach 1939-1945, kwiecień 1943-lipiec 1944, t. 3, Wrocław-Warszawa - Kraków 1990; Podlewski,
Wierni Bogu i Ojczyźnie..., s. 282
600
Bp Sawa był szefem duszpasterstwa prawosławnego II Korpusu PSZ. Por. przypis 330.
601
YMCA Young Men’s Christian Associoation – Chrześcijański Związek Młodych Mężczyzn, organizacja młodzieżowa,
indyferentna wyznaniowo
602
Poliszynel - postać z ludowej komedii francuskiej; tajemnica poliszynela rzekoma tajemnica, którą w rzeczywistości
wszyscy znają.
603
Hans Heinrich XVII, hr. von Hochberg (1900-1984) - ostatni właściciel dóbr pszczyńskich
604
Aleksander Friedrich Wilhelm (1905-1984) - hr. von Hochberg, młodszy brat ks. Hansa I lei micha XVII.
605
„Wiesz przecież, że Sikorski jest naszym człowiekiem, on jest nadchodzącym człowiekiem Polski".
606
Jan Wyglenda (1894-1973) - przywódca peowiacki, działacz plebiscytowy na Śląsku, w okresie międzywojennym
pracownik administracji, od 1927 starosta lubliniecki, a następnie rybnicki (do 1938), oficer PSZ na Zachodzie, po
powrocie do kraju w 1946 pracownik administracji gospodarczej.
607
Koncepcja „międzymorza" - jedna z najważniejszych idei politycznych W. Sikorskiego Por. H. Batowski, Z dziejów
dyplomacji polskiej na obczyźnie: wrzesień 1939-lipiec 1941, Kraków Wrocław 1984.
608
„Nauka Chrystusowa" - miesięcznik przeznaczony dla ośrodków duszpasterstwa I 'SZ (l'aryż,"Rzym, Perth, Edynburg,
Londyn) w 1. 1940-1948; redaktor M. 1. Bocheński; pism., poświęcone problematyce życia religijnego, przy czym każdy
numer stanowił zamkniętą uh ..etycznie całość, w I. 1940-1942 ukazały się 23 numery. Por. przypis 583.
609
Herman Wilhelm Goering (1900-1945) - minister lotnictwa III Rzeszy (1933-194^ w procesie norymberskim skazany na
śmierć.
610
Wyrażenie niefortunne. Chodzi oczywiście o udział polskich lotników w obronie Londynu
611
Władysław Staniszewski (1901-1989) - rektor Polskiej Misji Katolickiej w Angin , Walii (U38-1974), mającej od 1930
S1edzibę przy kościele pw. Matki Boskiej Częstochowskie, przy Devonia Road w dzielnicy Islmgton.
612
Jesteśmy, oczywiście, jesteśmy podobnie jak Polacy i Litwini".
613
Biggar - miejscowość w Szkocji, gdzie formowano 1. brygadę strzelców pod dowództwem gen. G. Paszkiewicza.
614
Encyklika papieża Leona XIII Rerum novarum (15 V 1891) formułowała pierwsze zarysy oficjalnej katolickiej doktryny
społecznej.
615
Encyklika papieża Piusa XI Quadragesimo anno (1931), wydana w 40. rocznicę ogłoszenia encykliki Rerum novarum,
która wysuwała korporacjonizm jako najbliższy zasadom chrześcijaństwa sposób rozwiązania napięć społecznych.
616
Jan Hulewicz (1907-1980) - historyk wychowania, prof. UJ, kierownik referatu Funduszu Kultury Narodowej w MSW
(VII 1940-1943).
617
Chesterton Club - nazwa pochodzi od angielskiego poczytnego pisarza katolickiego Gilberta Keitha Chestertona (1874-
1936).
618
Kamień koronacyjny królów szkockich, umieszczony w tronie koronacyjnym królów Anglii w Westminster Abbey.
619
Franciszek Lorenc (1903-1975)-kapelan WP w Grodnie (od 1936), 22 K1939 przekroczył granicę litewską, internowany,
zbiegł do Szwecji, przedostał się Francji, a następnie do Szkocji, kapelan PSZ.
620
„Wiadomości Polskie" - pełna nazwa „Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie", były kontynuacją przedwojennych
„Wiadomości Literackich", pierwszy ich numer ukazał się z inspiracji Mieczysława Grydzewskiego w Paryżu, 17 III, a
ostatni 23 VI1940. W Wielkiej Brytanii ukazywały się od 14 VII 1940 do II1944. Por. R. Habielski, Niezłomni
nieprzejednani. Emigracyjne „Wiadomości" i ich krąg, Warszawa 1991, s. 19-20.

You might also like