You are on page 1of 120

Chomiko_warnia

Od Autorki

„Nie ma złych decyzji. Są złe doświadczenia.”


cytat, który zapadł mi w pamięć.

Trzymasz w ręku trzecią i zarazem ostatnią część mojej powieści. Mam nadzieję, że
historia, do której Cię wpuściłam i którą Ci pokazałam, sprawiła Ci przyjemność. Parkerowie na
zawsze zostaną w mojej pamięci, bo to wszystko zaczyna się od nich. To moje pierwsze książki,
jakie wydałam. Dziękuję najbliższym za wsparcie, zrozumienie w trudnych dla mnie chwilach
i spokój. Dziękuję Wam czytelnicy, że jesteście, że chcecie czytać moje książki i że na nie
w ogóle czekacie.
Do zobaczenia w następnych historiach!
Rozdział 1

Jęknęłam cicho, czując niewyobrażalne gorąco. Przewróciłam się na drugi bok. Nie
mogłam dłużej spać. Otworzyłam oczy. Dostrzegłam nade mną biały, ale brudny od czarnej farby
sufit. Mruknęłam pod nosem, choć nawet nie wiem co. Byłam wpółprzytomna.
Strasznie bolała mnie głowa. Zacisnęłam zęby i powoli podniosłam się do pozycji
siedzącej. Oparłam się o zagłówek łóżka. Rozejrzałam się dookoła, próbując odgadnąć, gdzie
jestem. W ogóle nie kojarzyłam tego miejsca. Znajdowałam się w obcej sypialni, która nie była
ani trochę przytulna. W rogu stała duża szafa z książkami, a obok niej stolik, na którym panował
kompletny chaos. Kartki papieru walały się po całej podłodze. Naprzeciwko łóżka znajdowała się
ogromna wersalka, a na niej puste butelki po piwach. Zmarszczyłam brwi. Naprawdę nie znałam
tego miejsca.
Zrobiło się zimno. Przejechałam dłońmi po nagim udzie i wzdrygnęłam się, gdy się
zorientowałam, że leżę w samej bieliźnie. Zdezorientowana wciągnęłam zachłannie powietrze
w płuca. Natychmiast zerwałam się z łóżka i podbiegłam do szafy. Nie myślałam, czy cokolwiek
w niej znajdę, po prostu instynktownie to zrobiłam. Na szczęście udało mi się wyciągnąć męskie
spodnie dresowe i luźną białą koszulkę. Nie miałam pojęcia, do kogo należały ubrania, ale
wolałam je, niż paradować w majtkach i staniku. Tym bardziej że nie znałam miejsca swojego
pobytu.
Wróciłam do łóżka. W głowie miałam totalny rozpierdol. Usiłowałam sobie przypomnieć
cokolwiek, przez co się tutaj znalazłam. Szukałam wspomnień, które by mi pomogły to ogarnąć.
Niewiedza doprowadzała mnie do szaleństwa, zwłaszcza że obudziłam się prawie nago! Gdy
tylko przechodziło mi przez myśl, że ktoś mógł mnie dotykać, brało mnie na wymioty.
Spojrzałam w stronę okna. Na zewnątrz robiło się ciemno, więc stwierdziłam, że dzień
dobiegał końca. Tylko pytanie: który? Jak długo tutaj leżałam? Który dziś jest?
Zeskoczyłam ponownie z łóżka i ruszyłam do wyjścia. Nie wiedziałam, co zastanę po
drugiej stronie drzwi, jednak nie mogłam dłużej pozostać w tym pomieszczeniu. Byłam coraz
większym kłębkiem nerwów. Niewiedza naprawdę niszczyła mi psychikę. Musiałam jak
najszybciej znaleźć telefon i zadzwonić do Josepha. Potrzebowałam pomocy, wsparcia
i transportu. Chciałam wrócić do domu, do synka i rodziny.
Robert… Czy był bezpieczny?! Czy z nim było wszystko w porządku?! Czy
kiedykolwiek go jeszcze zobaczę?! W oczach miałam łzy. Byłam zrozpaczona i jednocześnie
wściekła. Kto stał za moim porwaniem i czego ode mnie chciano? Pieniędzy? Miałam ich pełno,
mogłam się bez problemu podzielić milionem. Bylebym tylko wiedziała, że mojemu dziecku nie
zagraża niebezpieczeństwo.
Chwyciłam za klamkę, lecz niestety szybko tego pożałowałam. Zakręciło mi się
w głowie, a obraz zaczął się rozmazywać. Postanowiłam odczekać chwilę, żeby uspokoić
organizm. Byłam wyczerpana, brakowało mi energii. Bóg jeden wiedział, ile czasu tutaj
spędziłam. Dopiero po mniej więcej dziesięciu minutach mogłam kontynuować dochodzenie.
Na szczęście drzwi były otwarte. Obawiałam się, że mogłoby być inaczej, jednakże
zostałam miło zaskoczona. Jakimś cudem udało mi się wydostać na korytarz. Przed oczami
pojawiły mi się mroczki. Zaklęłam pod nosem. Zatoczyłam się, wpadając na ścianę i obrazy na
niej wiszące. Na szczęście żaden nie spadł na ziemię. Mało brakowało, a przewróciłabym
również stolik z wazonem i kwiatami. Przykucnęłam, próbując opanować oddech. Z trudem
łapałam powietrze.
Nagle usłyszałam męskie głosy. Miałam wrażenie, że jeden z nich był mi dobrze znany.
Zawahałam się przez moment: co robić? Ujawnić swoją obecność czy się schować? Szybko
stwierdziłam, że i tak nie mam nic do stracenia, i podjęłam ryzyko. Musiałam się dowiedzieć,
gdzie jestem, dlaczego mnie tu przywieziono i kto za tym stoi.
Wstałam i wolnym krokiem ruszyłam w tamtą stronę. Im bliżej celu byłam, tym serce
coraz bardziej mi waliło. Zatrzymałam się przy drzwiach na końcu korytarza. Westchnęłam, po
czym chwyciłam za czarną gałkę. Niepewnym ruchem przekręciłam ją i pchnęłam. Weszłam do
środka.
Serce zaczęło mi bić jeszcze mocniej, gdy zobaczyłam Seweryna stojącego przy oknie.
Obok niego znajdował się nieznany mi facet. Obaj w tym samym czasie przenieśli na mnie
wzrok.
– Seweryn! – krzyknęłam. Podbiegłam do niego, ignorując nieznajomego, który bacznie
obserwował moje poczynania. – Seweryn, co tu się dzieje? – załkałam. – Gdzie ja jestem?
Wtuliłam się w jego ramiona. Potrzebowałam poczuć się chroniona. Bałam się,
a obecność byłego męża nieco mnie ukoiła. Przy nim zawsze potrafiłam odnaleźć
bezpieczeństwo.
– Co tu się dzieje? – powtórzyłam, gdy wciąż tylko milczał.
Szatyn nawet nie drgnął. Nie odwzajemnił mojego uścisku, nie objął mnie sam, ani nie
dotknął. Prawdę mówiąc, odwrócił głowę i perfidnie zignorował moje pytania. Miałam wrażenie,
że tylko czeka, aż się od niego odsunę.
– Sewi?
– Ze mną porozmawiaj. – Głos Ashtona dotarł do mnie w zwolnionym tempie.
Spojrzałam przez ramię i wtedy go dostrzegłam. Siedział wygodnie w fotelu przy oknie
i uważnie mi się przyglądał. Popijał jakiś trunek, co chwilę oblizując przy tym usta. Otworzyłam
szeroko oczy, nic z tego nie rozumiejąc. Chciałam coś powiedzieć, lecz zaniemówiłam na amen.
Gdy tylko spróbowałam odzyskać wspomnienia z ostatniego czasu, znów poczułam ból głowy.
Musiałam chwycić Seweryna za ramię, aby nie upaść. Miałam zbyt mało sił, żeby stawiać czoła
takim problemom.
I nagle mnie olśniło. Wystarczyło, aby wzrok Seweryna na sekundę złączył się z moim.
Dostałam palpitacji serca, kiedy przypomniałam sobie, że w firmie znaleźli bomby,
a potem Seweryn porwał mnie do swojego samochodu. Pojechaliśmy po Ashtona. Podali mi jakiś
lek odurzający.
Widziałam wszystko jak przez mgłę, lecz na tyle wyraźnie, aby wiedzieć, że Seweryn
miał coś wspólnego z moim pojawieniem się w tym miejscu. Puściłam go gwałtownie, wskutek
czego upadłam na podłogę. Resztkami sił przeczołgałam się do rogu pokoju. Schowałam się za
szklanym biurkiem, z nadzieją, że to mnie ochroni.
– Jak mogłeś? – szepnęłam, dusząc się nadchodzącym płaczem. – Nie, to niemożliwe.
Nie chciałam myśleć, że mój były mąż miał coś wspólnego z tą sprawą. Nie potrafiłam
przyjąć tego do świadomości, mimo że wszystko na to wskazywało.
Zdenerwowana i zarazem roztrzęsiona wstałam, a potem się odwróciłam i podbiegłam do
drzwi. Zrobiłam to tak niezdarnie, że o mały włos nie straciłam zębów. Przekręciłam gałkę
i czekałam, lecz nic się nie stało. Spróbowałam raz jeszcze, niestety nadal bez żadnych efektów.
Ktoś musiał je zamknąć z drugiej strony.
– Wypuść mnie, do cholery – zwróciłam się do Ashtona, który wciąż siedział w tym
samym miejscu. – Już!
Nastała głucha cisza, którą po chwili zastąpił jego szyderczy śmiech.
– Napijesz się? – spytał życzliwym tonem. – Odmówiłaś mi kawy, ale mam wino, whisky
i wódkę. – Puścił do mnie oczko. – Co preferujesz?
Uniosłam brwi zdezorientowana. O czym on pieprzy? Łzy spływały mi po policzkach,
czułam ogromny ból w klatce piersiowej, a głowa mi pękała. Nie byłam skora do żartów, tym
bardziej z nim, z osobą, która mnie porwała i uwięziła w tym obskurnym miejscu.
– Nie będę powtarzać – powiedział.
Chyba sobie ze mnie jaja robi – pomyślałam.
– Wypuść mnie, do kurwy nędzy! – wrzasnęłam w swoim ojczystym języku.
Zaczęłam walić pięściami w drzwi. Zachowywałam się jak opętana, ale nie można było
mi się dziwić.
– Kurwa, pomocy!
Chciałam uciec stamtąd jak najszybciej. Potrzebowałam skontaktować się z Josephem
albo z Lucy. Zapewne odchodzili od zmysłów. Zniknęłam bez słowa i pożegnania, a to wiązało
się z poważnymi konsekwencjami. Bali się o mnie. Lucy prawdopodobnie właśnie stawiała całą
nowojorską policję na nogi, a Joseph wynajmował antyterrorystów i najlepszych na świecie
detektywów.
– Usiądź – rozkazał Ashton. Znów zerknęłam na niego przez ramię, zaciskając
jednocześnie szczękę. – Nie będę się powtarzał – warknął, gdy nie posłuchałam. – Siadaj!
Uderzył pięścią w stół, chcąc mnie w ten sposób zdominować.
– Pierdol się – syknęłam.
Miałam w dupie jego groźby czy prośby. Był nikim. Był zwykłym gnojem, który
strachem próbuje zdobyć szacunek innego człowieka. Chciało mi się w pewnym momencie
śmiać, gdy tak na niego patrzyłam.
– Jesteś żałosny, wiesz? – Nigdy nie wiedziałam, kiedy lepiej trzymać język za zębami. –
Boże, jaki ty jesteś żałosny.
Poczułam, jak ktoś chwyta mnie za ramię. Potem posadzono mnie w fotelu obok Younga.
Chciałam wstać, lecz bez skutku. Nieznajomy facet był ode mnie dwa razy silniejszy
i z łatwością umiał mnie przytrzymać w jednej pozycji.
Lada moment podano mi szklankę do połowy wypełnioną różowym winem i rozkazano
wszystko wypić.
– Nie – rzuciłam krótko.
– Wypij to, a powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć.
Spojrzałam mu w oczy. Nie wiedziałam, o co mu chodzi i jaki sens ma picie teraz wina.
Nie zamierzałam mu ufać. Nie był w moich oczach osobą godną zaufania. W końcu mnie porwał.
– Pierdol się, gnoju.
Niestety szybko zdałam sobie sprawę, że nie mam innego wyjścia, bo gdy zaczęłam z nim
dyskutować, zagroził, że kolejną osobą, którą uprowadzi, będzie mój czteroletni syn.
Wzięłam pierwszy łyk, a potem drugi, aż nie opróżniłam całej szklanki. Cóż, smakowało
wybornie i gdyby nie ta chora sytuacja, w której się znaleźliśmy, podziękowałabym mu za
alkohol.
Seweryn, zgodnie z wydanym przed momentem przez Ashtona poleceniem, chwycił za
butelkę i ponownie napełnił moje naczynie.
– Mów – warknęłam do Asha, zaciskając zęby. – Czego ode mnie chcesz? Co ja tu robię
i o co tu chodzi?!
Zaczęłam się coraz bardziej denerwować. Naprawdę, na litość boską, nic z tego nie miało
dla mnie sensu.
– Ależ ty jesteś pyskata – zaśmiał się Ashton, klaszcząc. – Nic dziwnego, że moi bracia
tak łatwo się w tobie zakochali. Sam jestem zachwycony twoją osobą.
Zmarszczyłam brwi zaskoczona. Niczego nie pamiętałam.
– Twoi bracia?
Zaczęłam podejrzewać, że ten koleś ma problemy z głową. Wygadywał takie głupstwa, że
nie sposób było ich słuchać.
I wtedy uderzyło mnie jak grom z jasnego nieba. Wszystkie wspomnienia wróciły,
włącznie z tymi, że Alan żyje. Zakołysałam się i z trudem odzyskałam równowagę.
Nieprzyjemne gorąco zalało moje serce.
– Tak, moi bracia.
Machnął ręką, sygnalizując, abym podeszła bliżej. W odpowiedzi jakimś cudem
pokazałam mu środkowy palec.
– Nikola – westchnął – zaraz zrobi się nieprzyjemnie.
– Skończ pierdolić. Mówisz, że Alan żyje – rzuciłam. – To gdzie on jest? Czemu się
ukrywa? I co ja mam z tym, kurwa, wspólnego?
Spojrzałam ukradkiem na Seweryna. Stał w tym samym miejscu, tyle że teraz oparty
o parapet. Nie odzywał się. Od kiedy tylko weszłam do pomieszczenia, trzymał język za zębami.
Wyglądał, jakby to nie był on. Miał obcy wyraz twarzy, a jego oczy były puste. Przerażał mnie.
– Bo widzisz – westchnął brunet, prosząc o kolejną dawkę whisky. Mój były mąż kiwnął
głową i podał Ashtonowi trunek. Rozkazał mi, żebym mu towarzyszyła i wypiła wino. – Wie, że
to jego koniec.
Zmarszczyłam brwi i zażądałam, aby mówił jaśniej.
– Alan myślał, że może mnie w ten sposób przechytrzyć, ale jakże bardzo się pomylił. –
Jego śmiech było zapewne słychać aż na korytarzu. – Nie spodziewał się tylko, że pójdę do
Seweryna.
– O czym ty mówisz, do diaska? – syknęłam, znerwicowana już tą jego popieprzoną
gadką. – Seweryn?
Spojrzałam ponownie na mężczyznę, oczekując wyjaśnień.
– Powiedz coś! O co tu chodzi?! Przecież Alan nie żyje!
Alan zmarł pół roku wcześniej. Samolot, którym podróżował, wpadł do oceanu. Joseph
jasno i wyraźnie powiedział mi kiedyś, że identyfikował zwłoki przyjaciela. Nikt nie okłamałby
mnie w ten sposób. Jakim by trzeba było być potworem, aby upozorować swoją śmierć? Nawet
Alan nie wpadłby na coś takiego. To było po prostu niemożliwe. Znałam go i wiedziałam, że
pomimo ciężkiego charakteru miał dobre serce.
– Też tak myślałem.
Znów skupiłam się na Ashtonie, który wyrwał mnie z rozmyślań.
– Ale okazuje się, że jednak żyje.
Wstał, podszedł do biurka i wyciągnął z pierwszej szuflady białą kopertę. Następnie
poprosił, abym do niego podeszła. Patrzyłam podejrzliwie na jego działania, ale w końcu
uległam. Kierowała mną ciekawość i chęć udowodnienia innym, że Alan nie mógłby mnie tak
skrzywdzić. Nie upozorował swojej śmierci. On naprawdę zginął.
Ashton rzucił kopertę na stół.
– Co to jest? – Nie byłam pewna, czy powinnam zobaczyć zawartość. Bałam się zajrzeć
do środka. Nie wiedziałam, czego mogę się po tym psychopacie spodziewać. – Wsadź sobie to
w dupę.
Zdecydowałam, że nie chcę niczego oglądać. Dla mnie Alan Parker odszedł sześć
miesięcy temu i nikt mi nie wmówi, że to nieprawda. Opłakiwałam jego śmierć miesiącami, dalej
to robię. Wciąż nie pozbierałam się po stracie mężczyzny, którego kochałam całym sercem.
– Otwórz – rozkazał Ashton. – I grzeczniej. Nie chcesz spędzić nocy w piwnicy.
Patrzyłam na niego z pogardą. Nie mieściło mi się w głowie, jak można być takim
popierdoleńcem. Gdy go poznałam, przypadł mi do gustu, bo wbrew pozorom wydawał się
w porządku. Mogę nawet stwierdzić, że go polubiłam. Był zabawny, pewny siebie, umiał do
mnie zagadać, miał niezłą bajerę. Ashton miał w sobie wszystko, czego szukałam u płci
przeciwnej. Był zadziwiająco przystojny, jego ciało było seksownie umięśnione i pachniał dość
zmysłowo. Sobą. Przypominał mi Alana.
I teraz dotarło do mnie, że być może faktycznie byli braćmi, bo podobieństwo między
nimi było wręcz absurdalne.
Ashton nie żartował. Widziałam po sposobie, w jaki na mnie patrzył, że jeśli nie zrobię
tego, co każe, zamkną mnie w piwnicy. Przerywając kontakt wzrokowy, ostrożnie wzięłam
kopertę do ręki i otworzyłam ją. Zmarszczyłam brwi i cicho jęknęłam. W środku były zdjęcia.
Masa zdjęć, które aż pchały się, aby wyjść na zewnątrz. Wyciągnęłam kilka na stół. Powoli
zaczęłam taksować wzrokiem każdą fotografię.
– Mówiłem?
– Niemożliwe.
Mój świat w jednej sekundzie wywrócił się do góry nogami. Do oczu napłynęły mi łzy,
których nie byłam w stanie opanować. Przejęły nade mną kontrolę, zresztą nie tylko one.
Nerwica, strach, gniew… Wszystko! Załkałam, dusząc się.
– To niemożliwe.
Zdjęcia, prawie wszystkie, pokazywały Alana. Był sobie na nich jak gdyby nigdy nic
i wyglądał na bardzo… żywego.
– Możliwe, możliwe – rechot Ashtona wbił się w moje uszy, raniąc ich bębenki. – Mój
brat to kawał gnidy i mendy.
Nie nadążałam za swoim wzrokiem. Przeskakiwał niczym błyskawica ze zdjęcia na
zdjęcie.
Alan w jakimś ekluzywnym barze pijący piwo.
Alan błąkający się po ulicach Nowego Jorku.

Alan rozmawiający przez telefon.

O mój Boże. Kiedy zobaczyłam Josepha, zabrakło mi powietrza. Z trudem przełknęłam


ślinę.
Alan i Joseph.
Ale najgorsze było dopiero przede mną.
Alan wyciągający mnie z samochodu.
– Spójrz na to.
Ashton podał mi fotografię, której nie było w kopercie. Drżącymi palcami wzięłam ją od
niego. Czułam żołądek, który związywał się w mocny supeł.
To były zrzuty ekranu przedstawiające SMS-y, które Alan wymieniał ze swoim
przyjacielem.
Joseph:

Ona już wie. Domyśla się. Widziała cię.


Alan:

Nie możemy teraz się poddać. Musimy doprowadzić plan do końca.


Joseph:
Alan, to nie ma już sensu. Z Nikolą jest coraz gorzej. Nie radzi sobie z tym.
Alan:

Powiedz jej to, co zawsze. Mów, że to tylko zwidy, a ja jestem wytworem jej wyobraźni.
Wciąż powtarzaj, że nie żyję.
Joseph:

Alan, przyjacielu…
Alan:

Nikt nie może wiedzieć, że jest inaczej.


Joseph:

To się wymyka spod kontroli. Nikola prawie zginęła. Co, jeżeli Ashton zaatakuje
Roberta?
Alan:

Nikola jest idealnym celem. Ashton połknął haczyk. Poluje na nią, zaczął się pokazywać.
Najważniejsze, żebym złapał tego kutasa i wsadził do pierdla. Nic więcej się nie liczy.
Joseph:

Nawet twój syn?


Alan:

Nawet on.
Rozdział 2

Tego było dla mnie za wiele. Miałam dość. Piekły mnie oczy, serce miałam rozerwane na
małe strzępy i z trudem oddychałam. Powietrze raniło moje gardło. Miałam wrażenie, że za
każdym razem, gdy przełykam ślinę, mój przełyk atakują ostre brzytwy.
Rozerwałam zdjęcie na pół. To samo zrobiłam z kolejnymi fotografiami. Wstałam, po
czym chwyciłam szklankę i cisnęłam nią o ścianę. Potem wzięłam butelkę wypełnioną do połowy
alkoholem i zrobiłam dokładnie to samo.
– Uspokój się. – Seweryn pojawił się przy mnie, chcąc mnie powstrzymać. – Nikola,
spokój!
– Nie dotykaj mnie! – wrzasnęłam.
Gdyby mnie jeszcze raz dotknął, mogłabym go zabić.
Wpadłam w szał, w furię, której nikt nie był w stanie powstrzymać. I Ashton zdawał się
o tym doskonale wiedzieć, bo siedział w fotelu i czekał cierpliwie, aż moje emocje same opadną.
I gdy do tego wreszcie doszło, a ze mnie zeszła cała gniewna energia, poprosił, żebym na
niego spojrzała.
– Skończyłaś? – zapytał.
– Mów, o co tu chodzi – syknęłam, przeczesując dłonią splątane włosy. – Natychmiast,
kurwa.
Podeszłam do Ashtona, choć lepiej byłoby powiedzieć, że się do niego przywlekłam.
Czułam, jak moje ciało po raz kolejny opada z sił. Kończyny bezwładnie zwisały mi wzdłuż
tułowia, głowa ledwo trzymała się w pionie, nogi trzęsły mi się niczym galareta, a moja klatka
piersiowa unosiła się i opadała w zastraszającym tempie.
Stanęłam naprzeciwko niego. Od razu złapaliśmy kontakt wzrokowy. Pragnęłam poznać
prawdę i byłam gotowa zrobić wszystko, aby tak się stało. Miałam dość kłamstw. Okłamywano
mnie wystarczająco długo. Byłam wściekła, wręcz się we mnie gotowało. Moje oczy
przepełnione były łzami, a serce co rusz pękało na coraz drobniejsze kawałki. Nie wiedziałam,
czy kiedykolwiek zdołam je posklejać.
Jeśli okaże się prawdą, że Alan żyje, zapragnę swojej śmierci, pomyślałam w pewnym
momencie.
– Proszę, mów.
Gniew i złość ustąpiły miejsca rozpaczy i desperacji. Mężczyzna spojrzał na mnie spod
przymrużonych rzęs, po czym skinął głową na mojego byłego męża. Obróciłam się niczym żółw
i odnalazłam wzrokiem młodszego Parkera. Zapomniałam, że Seweryn wciąż tu był.
– Alan cię wykorzystał – powiedział.
Nie okazywał żadnych emocji. Zachowywał się, jakbyśmy byli dla siebie obcymi ludźmi.
Gdyby nie fakt, że moja głowa przepełniona była Alanem i tym, że on prawdopodobnie żyje,
próbowałabym zrozumieć, co się stało z moim byłym mężem. Przecież to nie był on. Nie takiego
go kojarzyłam.
– Pamiętasz, gdy pół roku temu przyleciał do kraju?
Wróciłam wspomnieniami do tamtego okresu. Zajęło mi dłuższą chwilę, by sobie
przypomnieć, o czym mówił.
– Już wtedy miał gotowy plan.
– Co mam przez to rozumieć?
– Mieliśmy obaj lecieć tym samolotem i rzekomo wpaść do oceanu. Chciał upozorować
nie tylko swoją śmierć, ale i moją – wyjaśnił Seweryn.
Stałam i słuchałam, nie spuszczając z niego wzroku.
– Nie wierzę.
Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Nawet nie chciałam o tym myśleć, bo
czułam, że mój mózg tego nie zniesie. Byłam silna. Byłam naprawdę silną kobietą i w ciągu kilku
lat zniosłam przez tych popaprańców naprawdę dużo, jednak jeśli okaże się, że Alan naprawdę
żyje, osiągnę wewnętrzny limit.
– Po co? – szepnęłam, gdy cisza trwała zbyt długo. – Po co mielibyście to zrobić?
To nie trzymało się kupy. Słowa Seweryna nie miały sensu. A przynajmniej ja go nie
widziałam.
– Bo chciałem go zabić – zaśmiał się Ash, zwracając na siebie moją uwagę. – Siedem
miesięcy temu zaplanowałem zamach na jego życie. Wszystko było gotowe i prawie się udało.
– Prawie?
– Byłem tak blisko… – Szczęka Ashtona znacznie się uwydatniła, a żyłki, które pojawiły
się na jego szyi, przeraziły mnie. – Niestety ten skurwiel zdążył ulotnić się na czas z budynku. –
Uderzył pięścią w stół.
Wstał i przewrócił mebel. Pisnęłam; przestraszyłam się hałasu, który narobił. Ten psychol
był nieobliczalny.
– Wiedział, że to ja. Szybko się domyślił, o co chodzi. Nie wiem skąd, ale wiedział, że ma
drugiego brata. Od początku o wszystkim wiedział. – Humor Younga zmienił się o sto
osiemdziesiąt stopni. – Być może nasz ojciec mu to wyznał? – Teraz przypominał rozwścieczoną
bestię. – No ale nieważne. Ukrywał to przed wszystkimi, żeby nie robić sensacji. Gdy po raz
pierwszy się z nim skontaktowałem, podjął się mojej gry. Chciał dopaść mnie, nim to ja
dopadłbym jego.
Odnalazłam najbliższy fotel, który był na szczęście wolny. Opadłam na niego, nie mogąc
już dłużej ustać. Nie mogłam również znieść tych wszystkich okropnych informacji na trzeźwo.
Poprosiłam Seweryna o alkohol. Szatyn podał mi szklankę, ale w tamtej chwili zapragnęłam całej
butelki. Gdy ją dostałam, na raz opróżniłam pół szkła. Miałam wrażenie, że za chwilę zemdleję.
Kręciło mi się w głowie, ale nie zamierzałam o tym mówić głośno. Zauważyłam, że nikogo nie
obchodzę, moje samopoczucie tym bardziej. Gdyby Seweryn interesował się moim zdrowiem,
sam by do mnie podszedł. Znał mnie wystarczająco dobrze, aby dostrzec, kiedy coś było nie tak.
Słowa Asha wydawały mi się takie nierzeczywiste, że ledwo w nie wierzyłam, wręcz
wyssane z palca.
Podszedł do mnie w chwili, gdy na mojej twarzy dostrzegł wątpliwości.
– Zacznę od początku – powiedział. – Mój ojczym, którego całe życie uważałem za
prawdziwego ojca z krwi i kości, przyjaźnił się od dziecka z Robertem Parkerem. Wspólnie, po
osiągnięciu pełnoletności, stworzyli firmę. Wpadł na to Ruslan, mężczyzna, który mnie
wychował i uznał za syna.
Nie pamiętam, aby któryś z Parkerów kiedykolwiek opowiadał mi o początkach firmy.
– Na początku firma nosiła nazwę Bank Y&P – kontynuował. – Od nazwisk Young
i Parker. Pierwsza litera odnosiła się do nazwiska Ruslana, ponieważ całość była jego pomysłem.
Byli wspólnikami długie lata i jednocześnie kompanami w życiu. Tak jak wspomniałem
wcześniej, przyjaźnili się. – Ashton przerwał i zwrócił się do Seweryna. Poprosił go o nową
szklankę i butelkę whisky.
Parker, jak gdyby był co najmniej jego służącym, natychmiast poderwał się z miejsca
i przyniósł to, o co prosił tamten. Nawet nalał mu whisky, żeby Ash nie musiał się fatygować.
Skrzywiłam się na ten widok. Nie poznawałam swojego byłego męża. Zachowywał się jak
marionetka w rękach profesjonalnego lalkarza.
– Masz jakieś pytania albo sugestie wobec tego, co powiedziałem?
Skupiłam wzrok na Ashu. Gapił się na mnie wyczekująco, popijając przy tym alkohol.
Pokręciłam głową.
– Dobrze, więc kontynuujmy. – Uśmiechnął się szeroko i chytrze, jak przystało na
prawdziwą, potężną żmiję. – Wszystko szło dobrym torem. Firma zaczęła szybko rosnąć w siłę.
Mój ojczym i Robert zdobywali coraz to nowsze kontrakty. Rozwinęli firmę w zastraszającym
tempie. Ruslan traktował Roberta jak brata. Parker był świadkiem na ślubie moich rodziców.
Dasz wiarę? Przyjaźnili się dobrych dwadzieścia lat, rozumiesz to? – Chyba czekał na
odpowiedź, lecz ja nie zamierzałam nic mówić. Zresztą nie wiedziałam, co dokładnie chce
usłyszeć. – Niestety Robert, choć miał już wtedy żonę, wdał się w romans z moją matką. Wbił
mojemu ojcu nóż w plecy.
Odszedł na drugi koniec pokoju, odstawił szklankę na stół, po czym wyminął mebel
i znów podszedł do mnie. Odchyliłam się, gdy jego ręce znalazły się na podłokietnikach fotela,
na którym siedziałam. Był zbyt blisko mnie. Jakby tego było mało, przybliżył twarz do mojej.
Chciałam uciec, chciałam wstać i wyjść z pomieszczenia, ale on mi na to nie pozwolił.
– Ten jebany śmieć ruchał moją matkę przez pieprzone dwa lata. – Czułam na policzku
jego ostry miętowy oddech. – Nie przewidział, że może zajść w ciążę. Gdy Robert ją odtrącił,
powiedziała, że dziecko należy do Ruslana, mojego rzekomego ojca. Wmówiła mu, że jestem
jego synem, bo wasz zasrany tatuś się mnie wyparł! – wydarł mi się do ucha.
Jęknęłam, zmęczona psychicznie. Zacisnęłam palce na materiale dresów i modliłam się
w duchu, żeby ten koszmar się skończył, żebym mogła wrócić do domu. Pragnęłam wziąć
w ramiona syna. Chciałam go zobaczyć, pocałować w czółko.
– Podczas kolacji, która odbyła się w mieszkaniu moich rodziców, Robert dosypał
mojemu ojcu do wina jakiś silny lek. Ruslan zmarł kilka godzin później, gdy impreza dobiegła
końca, a tej gnidy nie było już w mieszkaniu.
Byłam tak zmęczona przez to, co mówił, że bolało mnie samo myślenie.
– Sekcja wykazała zawał. Robert w ciągu trzech miesięcy przejął całą firmę. Śmierć
Ruslana w ogóle go nie obchodziła. – Ashton zacisnął pięści, warcząc pod nosem. – Stał się
właścicielem banku. Szybko zmienił jego nazwę, usuwając z szyldu nazwisko mojego ojca.
Oszukał też moją matkę. Zostawił ją i zakończył ich romans.
Palce Asha znalazły się na moim policzku. Otarł nimi łzy spływające w dół mojej twarzy.
Jego dotyk palił. Brało mnie na wymioty, ale nie mogłam z tym nic zrobić. Dopiero kiedy
musnął wargami moje czoło, miarka się przebrała. Miałam gdzieś to, czy zamkną mnie
w piwnicy. Jeśli to będzie ceną za to, żeby Ashton trzymał łapska przy sobie, zgadzam się.
Wzięłam głęboki wdech i bez zastanowienia naplułam mu na twarz.
– Mówiłam ci, świrze – szepnęłam i nerwowo przełknęłam ślinę – żebyś mnie więcej nie
dotykał.
– Ty głupia suko. – Zaśmiał się głośno i szaleńczo.
Cała reszta działa się zbyt szybko, abym mogła nadążyć za kolejnością. Nawet nie
spostrzegłam, gdy ręka Asha uniosła się w bok. Kilka sekund później poczułam ją na policzku.
Moja głowa samowolnie odskoczyła w prawą stronę. Piekło, cholernie piekło i czułam, jak krew
pulsuje mi w żyłach.
– Zostawił ją z niczym. Ten pierdolony kutas zostawił moją matulę bez pieniędzy, bez
jedzenia i bez dachu nad głową. Zabrał jej wszystko. Groził, że odbierze również dziecko. Przejął
wszystko, co należało do Ruslana, rozumiesz?
Wciąż czułam pieczenie na skórze. Nie powstrzymywałam już płaczu, tylko pozwoliłam
łzom na swobodne spływanie wzdłuż moich policzków. Czułam się fatalnie. Okropnie. Jak
śmieć. Byłam na skraju wytrzymałości. Z trudem oddychałam.
Upadłam przed nim na kolana. Złamał mnie. Sprawił, że pękłam.
Kątem oka dostrzegłam Seweryna. Stał teraz przy drzwiach, gotów do wyjścia. Nie
patrzył na mnie. Nie miał odwagi, by zobaczyć, co zrobił ze mną jego popierdolony wspólnik.
Jedno było pewne. Nawet jeśli nie widział, to na pewno słyszał, jak Ashton mnie uderzył. I mimo
to mi nie pomógł. Nie zareagował. To wywołało u mnie jeszcze większy atak płaczu.
Zrobiło mi się cholernie smutno i przykro, że Seweryn pozostał obojętny na moją
krzywdę.
– Dowiedziałem się o wszystkim dwa lata temu, gdy moja matka zachorowała. Na łożu
śmierci wyznała mi prawdę. – Mocnym i stanowczym ruchem chwycił mnie za szyję i podniósł
wysoko. – Moim biologicznym ojcem jest Robert Parker, który się mnie wyparł, który
zamordował mi ojca, a moją matkę zostawił z niczym.
– Puść mnie – szepnęłam. – Błagam.
– Nie wiem skąd, ale Alan o wszystkim wiedział!
– Nie. Mogę. Oddychać – wysapałam.
– Dałem mu wybór. – Ashton zdawał się nie słuchać moich lamentów. – Zażądałem
podziału majątku po Robercie. Oczywiście co? Odmówił, każąc mi spierdalać.
Ścisnął moją szyję jeszcze mocniej. Miałam coraz mniej powietrza.
– Przysiągłem sobie, że Alan za to zapłaci.
– Puść mnie. – Kręciło mi się w głowie. – Seweryn, pomóż…
Ashton ryknął niczym dzika bestia. Pchnął mnie z całej siły na ścianę. Syknęłam z bólu,
uderzając plecami o drewniany obraz. Wtedy dopiero mnie puścił i odszedł, dając mi święty
spokój.
– Alan mnie przejrzał. Dowiedział się wszystkiego. Upozorował swoją śmierć. Przepisał
wszystko tobie, chcąc się zabezpieczyć. Wystawił mi ciebie na tacy. W ten sposób czekał, aż się
ujawnię. I udałoby mu się to – zaśmiał się szaleńczo – gdyby nie wyszedł z ukrycia, ratując cię
z płonącego samochodu. Wtedy już wiedziałem, że żyje.
– Nie rozumiem – szepnęłam, krztusząc się płaczem. – To jest absurdalne.
– Skontaktowałem się z Sewerynem – kontynuował z naciskiem, zupełnie mnie
ignorując. – Opowiedziałem mu o wszystkim, co sam wiem. Długo nie musiałem namawiać
młodszego braciszka do przejścia na swoją stronę. Oszukaliście go tak samo, jak kiedyś Robert
oszukał moją matkę i Ruslana. Sypiałaś z jednym i z drugim, bawiąc się ich kosztem. Alan zrobił
ci dziecko, a wmówiłaś Sewerynowi, że to jego bachor.
– Przestań. – Nie zamierzałam tego słuchać.
Nie miał prawa mnie oceniać; mnie i moich decyzji. Był dla mnie nikim, zwykłym
przestępcą i kryminalistą.
– Kurwa, idealnie wpasowałaś się do tej rodziny. – Klasnął w dłonie. – Ja pierdolę,
idealna pani Parker!
– Pierdol się – rzuciłam twardym głosem. – Jesteś chory.
– Nienawidzę was. Brzydzę się wami. Zniszczę Parkerów co do jednego, a najbardziej
ucierpi na tym Alan.
Seweryn znalazł się przy Ashtonie, szepcząc mu coś na ucho, abym nie usłyszała.
– Jesteś zwykłą kurwą, Nikolo – syknął Ash. – Zabawiałaś się moimi braćmi. Zadrwiłaś
sobie z Seweryna. – Patrzył na mnie z pogardą i obrzydzeniem. – Pożałujesz tego.
Machnął dłonią na ochroniarza, a potem wyszedł z pomieszczenia. Za nim ruszył
nieznajomy mi mężczyzna, który przez cały ten czas był w tym samym pokoju. Gdy zostaliśmy
z Sewerynem sami, opadłam bezsilnie na podłogę. Płakałam, cała się trzęsąc.
Czułam, że jestem obserwowana przez byłego męża, jednak nie miałam odwagi spojrzeć
na Sewiego. Nie chciałam tego robić.
Seweryn był zdrajcą. Nie mogłam mu dłużej ufać.
Rozdział 3

– Przyłącz się do nas. – Seweryn pojawił się obok mnie. – Niki, dołącz do mnie.
Wyciągnął ku mnie dłoń z nadzieją, że ją złapię. W pierwszej chwili miałam ochotę go
ugryźć, jednak ostatecznie tylko odepchnęłam jego rękę i spuściłam głowę.
– Jak możesz? – Głos mi drżał. Zdradził, że byłam przerażona. – Jak śmiesz proponować
mi coś takiego?
W tamtym momencie czułam do Seweryna wstręt i odrazę. Jego obecność źle na mnie
wpływała. To, że do mnie mówił, cholernie mnie irytowało.
– Alan okłamał nie tylko mnie, ale i ciebie. Okłamał nas wszystkich. Zadrwił sobie
z każdego. Nie miałem pojęcia, że mój ojciec zamordował Ruslana Younga. Nie wiedziałem, że
firma należała do nich dwóch.
– Seweryn, ty nas zdradziłeś.
– Alan nie ma prawa rządzić bankiem! – wydarł się. – Nikt z nas nie ma prawa tego robić!
Mimo że wiedział, że Ashton to syn Roberta, nie chciał podzielić się z nim akcjami w firmie!
– Zamknij się – rozkazałam. Nie mogłam dłużej tego znosić. – Nie chcę tego słuchać.
Miałam dość. Moje życie od kilku lat było jednym wielkim huraganem różnych
gównianych wydarzeń. Od kiedy poznałam Parkerów, nie potrafiłam na długo zaznać szczęścia.
Sewi był ostatnią osobą na tej planecie, z którą mogłabym zawrzeć teraz sojusz. Był wspólnikiem
Ashtona, zdradził nas. Nie tylko Alana, ale i mnie. Działał przeciwko nam. Nie bronił mnie, gdy
jeszcze chwilę temu Ashton mnie spoliczkował. Nie bronił, gdy ten psychopata mnie obrażał.
Stał obojętnie i pozwalał, aby mnie poniżano.
– Alan to pierdolony dupek, który myśli wyłącznie o sobie. Jest egoistą, bezdusznym
skurwielem i musi za wszystko zapłacić.
– Zamknij się! – krzyknęłam.
Wstałam, chwiejąc się, i rzuciłam się niezdarnie na Seweryna. Zaczęłam okładać go
pięściami.
– Jak mogłeś nas zdradzić!? Jak możesz pomagać Ashtonowi!? Nawet jeśli Alan żyje, to
nie jesteś lepszy od niego! – Seweryn nie miał jebanego prawa oceniać Alana, bo sam nie był
lepszy. – Wszyscy jesteście tacy sami!
Rodzina Parkerów z pewnością nie była normalna. Na samą myśl o tym, że mój syn
odziedziczy coś z tych genów, pobladłam.
Seweryn złapał mnie za ramię i szybko powstrzymał mój atak. Wykręcił mi rękę do tyłu,
przez co zawyłam z bólu.
– Specjalnie przepisał ci wszystko, cholera jasna! W ten sposób zrzucił na ciebie
Ashtona! Wiedział, że Ash będzie chciał cię zabić, a mimo to pozwolił, abyś była
w niebezpieczeństwie. Ty i twój syn. Nasz syn – poprawił się szybko. – Alan był w stanie
poświęcić ciebie i dziecko. Joseph wiedział o wszystkim i mu w tym pomagał. Ile jeszcze musi
się stać, żebyś zrozumiała, że Alan zasługuje na śmierć?
Wyciągnął mnie z pokoju siłą i zaprowadził do sypialni, w której się niedawno
obudziłam. Wepchnął mnie do środka, a sam stanął przy drzwiach. Powiedział, żebym nie
zamierzała uciekać, bo źle to się dla mnie skończy. Groził mi.
Nie poznawałam tego człowieka. Kto to był?
– Ile tu będę? – spytałam, zanim odszedł. – Zabijecie mnie?
Brak odpowiedzi wywołał ciarki na moich plecach.
– Daj mi chociaż zadzwonić do synka. Chcę go usłyszeć, powiedzieć, aby się nie martwił.
Seweryn, błagam.
Opadłam na łóżko i schowałam twarz w dłoniach.
– Przykro mi – rzucił. – Ale to niemożliwe.
– Seweryn! – krzyknęłam. Wzięłam w dłoń lampkę nocną i rzuciłam nią w mężczyznę.
Niestety zdołał odskoczyć i uniknąć mojego ataku. – Ty pieprzony kutasie!
Wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Nawet nie ruszyłam za nim, bo to było bez sensu.
Uwięził mnie w tej ponurej sypialni i zniknął. Miałam wrażenie, że to okropny koszmar,
z którego wybudzę się dopiero za jakiś czas. O ile w ogóle się wybudzę.
Położyłam się na materacu, ciągle płacząc. Okryłam się cała kołdrą. Pragnęłam zniknąć.
Gdziekolwiek, byle daleko stąd, myślałam. Seweryn okazał się potworem. Pękało mi serce, gdy
tylko to do mnie dochodziło. Nigdy bym nie pomyślała, że może się okazać kimś takim. Posunął
się do okropności, która miała już na zawsze wryć się w mój mózg. Współpracował z Ashtonem.
Obaj czyhali na życie Alana. Obaj pragnęli jego śmierci. To było niepojęte – myślałam, że wiem,
kim jest mój były mąż. Bardzo się pomyliłam.
Alan z kolei specjalnie upozorował swoją śmierć. Pozwolił, abyśmy wszyscy myśleli, że
nie żyje. Nie zginął. Podczas gdy ja przeżywałam po nim żałobę, odchodziłam od zmysłów,
prawie wpadłam w depresję… on miał się całkiem dobrze, i mało tego – spiskował za naszymi
plecami. Przez niego pokłóciłam się z własną matką. Gdyby Amelia tylko wiedziała, co zrobił
starszy Parker, urwałaby mi łeb.
Nie chciałam go ani widzieć, ani znać.
Do tego wszystkiego pojawił się trzeci Parker. Ashton Young prawdopodobnie był synem
Roberta. Nie radziłam sobie z dwoma, a co dopiero z trzema! Zdecydowanie za dużo jak na mnie.
Moja głowa była niczym wydęty balon. W każdej chwili mogła pęknąć.
Zamknęłam oczy, próbując oczyścić umysł. Nie wiem kiedy ani o której, ale z bezsilności
i ze zmęczenia w końcu udało mi się zasnąć.
Gdy obudziłam się kilka godzin później, dostrzegłam na stoliku butelkę różowego wina.
– Serio? – Ci idioci myśleli, że zacznę pić?
Wyciągnęłam korek, a trunek wylałam do doniczki ze zwiędłym kwiatem. Szkło
natomiast przeleciało przez całe pomieszczenie i z hukiem uderzyło o ścianę. Rozbiło się na kilka
dużych kawałków.
Za oknem wciąż było ciemno, a drzwi nadal były zamknięte, więc usiadłam na podłodze
przy łóżku i zaczęłam analizować swoją sytuację. Czułam się bezsilna. Nie miałam telefonu, nie
wiedziałam, jak skontaktować się z przyjaciółmi.
Po jakimś czasie do sypialni wszedł Seweryn z talerzem kanapek i herbatą w szklanym
kubku. Siedziałam na podłodze, obserwując każdy ruch mężczyzny. Kazał mi zjeść, a kiedy go
wyśmiałam, siłą wepchnął mi jedną kromkę do ust.
– Wstyd mi za ciebie – warknęłam i wytarłam ręką usta. – Nie poznaję cię.
– Masz do tego prawo.
Ruszył do drzwi i znów zostawił mnie samą na kilka godzin.
– Dupek! – krzyknęłam.
Chodziłam po pokoju w tę i z powrotem, obmyślając plan ucieczki. Nic niestety nie
wymyśliłam, a sam fakt, że Seweryn miał z tym wszystkim coś wspólnego, mnie dobijał.
Mój były mąż wrócił do mnie nad ranem. Nie spałam, od kiedy zostałam przez niego
nakarmiona. Nie mogłam zmrużyć oka, bałam się.
– Jak się czujesz?
Co cię to, kurwa, obchodzi? – warknęłam w myślach.
– Czego chcesz? – spytałam, nawet na niego nie patrząc. Stałam przy oknie i gapiłam się
na podwórko. – Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
– Bo jeszcze nie rozumiesz.
– Nigdy tego nie zrozumiem! – wrzasnęłam. – Nigdy nie zrozumiem tego, jak mogłeś nas
zdradzić!
Odwróciłam się na pięcie i dopiero wtedy spojrzałam na byłego męża. Rozkazałam, żeby
wyszedł. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam go nawet widzieć. Miałam do niego
olbrzymi żal. Obwiniałam go za to, że tu byłam. To on mnie tu ściągnął. On mnie porwał
i uwięził. Działał z Ashtonem, był jego prawą ręką.
– Wyjdź – krzyk zmienił się w szept. – Proszę.
Słyszałam, jak przeklął. O tyle dobrze, że potem rzeczywiście wyszedł.
Rozdział 4

Przez dwa kolejne dni, chyba tyle, bo nie wiem, czy dobrze liczyłam, nikt mnie nie
odwiedzał. Jedynie mężczyzna, którego po raz pierwszy widziałam na oczy, dwa razy dziennie
przynosił mi jedzenie. Oczywiście nic z tego, co mi dano, nie ruszyłam.
– Ubieraj się. – Do mojej sypialni wszedł Seweryn. – Za pięć minut wychodzimy.
Uniosłam brwi zdziwiona. Chciał mnie gdzieś zabrać?
– Dokąd? – Nawet do łazienki nie pozwalano mi za często chodzić, więc to było co
najmniej dziwne. – Zabijecie mnie?
Seweryn, po raz pierwszy odkąd pamiętam, zaczął się śmiać. Nie widziałam w tym nic
śmiesznego, pytałam całkiem poważnie. Gdy szatyn ruszył do drzwi, wpadłam na pewien
pomysł. Nie wiedziałam, czy mi się uda, ale nie miałam nic do stracenia. Wręcz mogłam tylko
zyskać.
– Sewi, boję się – szepnęłam. – Zostań ze mną. Proszę.
Podbiegłam do niego i się przytuliłam. Nie miał czasu na interpretację mojego
zachowania. Rozpłakałam się sztucznie, chcąc wzbudzić w nim litość. Znałam go kilka ładnych
lat i wiedziałam, że zawsze nabierał się na moje złe samopoczucie. Tym razem, na szczęście, nie
było inaczej. Odwrócił się do mnie przodem, patrząc mi w oczy. Próbował wyczytać, co się za
nimi kryje.
– Boję się – powtórzyłam.
Wspięłam się na palcach i pocałowałam go czule w usta z nadzieją, że mnie nie
odepchnie. Gdy poczułam na plecach jego ciężkie, duże dłonie, wiedziałam, że połknął haczyk.
Pociągnęłam go w stronę łóżka, po czym pchnęłam na materac.
– Co robisz? – spytał, lustrując wzrokiem moją twarz. – Nikola?
Nachyliłam się i znów go pocałowałam, tym razem w szyję.
– Tęskniłam za tobą – szepnęłam. – Teraz wiem, że tylko z tobą mogę być bezpieczna.
– O czym ty mówisz? – Nie ufał mi. – Co ty robisz, do cholery?
Chciał mnie odepchnąć, ale go powstrzymałam. Wiłam się na nim niczym sprytny wąż.
– Alan to dupek. Oszukał mnie, masz rację. Musi nam za wszystko zapłacić. Przyłączę się
do ciebie.
Poprosiłam, aby zamknął oczy, a gdy to wreszcie zrobił, zaczęłam go całować. Mocno,
namiętnie, wulgarnie. Mruknął, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że wciąż miał do mnie
słabość. Świetnie, pomyślałam. Zeszłam niżej i zaczęłam rozpinać mu rozporek. Rozejrzałam się
w międzyczasie po pomieszczeniu. Wzięłam wdech, a potem szybko chwyciłam za pustą
szklankę. Przeprosiłam w duchu Boga za to, co planowałam zrobić, i z całej siły uderzyłam nią
Seweryna w głowę. Od razu stracił przytomność.
Zeskoczyłam z łóżka. Odrzuciłam na podłogę brudne od krwi szkło.
– Wybacz mi, ale musiałam – rzuciłam.
Wygrzebałam z jego spodni telefon i klucze od auta i wybiegłam ostrożnie na korytarz,
uprzednio się upewniając, że nikogo tam nie ma. Kamer też nigdzie nie widziałam. Zamknęłam
młodszego Parkera w sypialni i ruszyłam korytarzem prosto, aż dotarłam do schodów. Nikogo
nie było w pobliżu, nikogo nie widziałam. Wydało mi się to dziwne, jednak nie miałam czasu się
nad tym zastanawiać. Byłabym kretynką, gdybym nie skorzystała z sytuacji. Najwidoczniej Bóg
zechciał mi w końcu pomóc.
Wzięłam telefon i spróbowałam odblokować ekran, niestety Seweryn ustawił kod.
Zaklęłam pod nosem. Po chwili jednak udało mi się złamać blokadę i wykręciłam numer Alana.
Jeśli rzeczywiście żył, powinien odebrać połączenie od młodszego brata. Miałam jednak
nadzieję, że to kłamstwo, i chociaż zabrzmi to okropnie, modliłam się, aby Parker jednak nie żył.
Nie chciałam go znienawidzić. Nie chciałam, aby po raz kolejny mnie oszukał.
– Czego? – warknął.
Wybiegłam na zewnątrz. Dostrzegłam samochód i od razu do niego podeszłam. Był
otwarty. Usiadłam za kierownicą i zaczęłam szukać kluczyków.
– Seweryn, kutasie, co ty sobie myślisz? Co ty odpierdalasz? Nie tak się umawialiśmy.
Zapomniałam, że przecież miałam klucze w dłoni.
– Ale skoro już dzwonisz – mówił dalej – powiedz mi lepiej, gdzie jest Nikola.
Serce mi stanęło, a moje plecy oblał pot. Nie wierzyłam w to. Rozmawiałam z Alanem.
On żył.
– Alan? – wyszeptałam, drżącym głosem. – Alan – powtórzyłam, tym razem pewniej.
– Nikola.
Przełknęłam nerwowo rosnącą w gardle gulę. Więc mnie oszukał. Znów. Mnie. Kurwa.
Oszukał.
– Naprawdę żyjesz. Ashton miał rację. Oszukałeś mnie.
Choć nie powinnam była poruszać tego tematu i powinnam skupić się na ucieczce, nie
mogłam nie wyrzucić z siebie żalu, który się we mnie dusił.
– Gdzie jesteś? – Zignorował moje słowa. – Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?
– Jak mogłeś mi to zrobić? – ciągnęłam, zaciskając palce w pięść. – Jak mogłeś?! –
wydarłam się. – Nic nie jest w porządku!
Ty jebany, pierdolony kutasie, warknęłam w myślach. Znów mnie zraniłeś!
– Uspokój się i powiedz, gdzie jesteś.
– Okłamałeś mnie! Kurwa, okłamałeś!
– To nie czas na płacz – rzucił. – Skoro do mnie dzwonisz, jakimś cudem udało ci się
uciec. Weź się w garść. Powiedz mi, gdzie…
Nie mogłam go dłużej słuchać. Rozłączyłam się, a telefon odrzuciłam na fotel pasażera.
Zacisnęłam palce na kierownicy. Ogarnęła mnie fala złości. Nie mogłam uwierzyć w to, że Alan
upozorował swoją śmierć i nikt prócz Josepha nie wiedział, że to wszystko zostało wymyślone na
potrzeby jakichś pieprzonych interesów. Kurwa mać, kto normalny miesza ludziom w głowach
aż tak? Kto normalny każe im myśleć, że zginął?
Otarłam spływające po policzkach łzy i odpaliłam silnik. Wyjechałam z posiadłości.
Nadal nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Alan dzwonił jeszcze kilka razy, ale wreszcie go
zablokowałam. Naprawdę nie miałam ochoty go słuchać. Byłam na niego wściekła i jednocześnie
czułam się perfidnie oszukana. Ten skurwysyn sfingował swoją śmierć, a tak naprawdę żył.
Wpisałam w nawigację adres mojego domu. Wyskoczyło trzysta kilometrów. Zaklęłam
pod nosem. Wystukałam na klawiaturze numer Lucy i zadzwoniłam do przyjaciółki.
– Niech cię szlag! – wrzasnęłam, kiedy nie odbierała.
Babci numeru nie znałam. Postanowiłam poczekać, aż ruda sama do mnie oddzwoni. Co
chwilę zerkałam we wsteczne lusterko, aby się upewnić, że nikt mnie nie ściga.
Nie wiem, jakim cudem, ale przez całą drogę nikt mnie nie śledził. Ashton nie wysłał za
mną swoich ludzi, a Seweryn nie próbował mnie odnaleźć. Gdy dojechałam pod swój dom,
poczułam ulgę w sercu. Zgasiłam silnik. Wybiegłam na zewnątrz, a potem, nie czekając na nic,
ruszyłam do środka.
W korytarzu wpadłam na babcię. Rozpłakała się ze szczęścia, gdy tylko mnie zobaczyła.
– Dziecko! – krzyknęła i natychmiast mnie przytuliła. – Tak się martwiłam! Joseph
powiedział, że cię porwali! Szuka cię policja!
– Nic mi nie jest – odpowiedziałam, próbując wyrwać się kobiecie z ramion. Chciałam
zniknąć za ścianą swojej sypialni i wtulić się w syna. – Gdzie Lucy?
Byłam zła na wszystkich. Miałam żal do każdego. Byliśmy miliarderami, a trudno było
mnie przez te kilka dni odnaleźć. Gdy ja siedziałam zamknięta w jakimś obskurnym budynku,
moi znajomi, rodzina i przyjaciele czekali spokojnie na mój powrót w przepięknym domu,
pławiąc się w luksusach.
Potrzebowałam spotkać się z przyjaciółką. Musiałam jak najszybciej porozmawiać z rudą,
bo inaczej bym oszalała. Tylko ona mogła mi pomóc. Tylko jej ufałam na tyle, aby wyjawić
swoje odczucia. Chciałam też zobaczyć syna. Pragnęłam go przytulić i wyściskać.
Chyba najbardziej tęskniłam właśnie za nim.
– W salonie. Joseph też tam jest.
– Och.
Weszłam do salonu. Czułam za sobą Sabinę. Joseph stał przy kanapie, na której siedziała
ruda, i twardo z nią o czymś dyskutował. Nie widzieli mnie. Dopiero kiedy chrząknęłam,
poczułam na sobie ich wzrok.
Lucy poderwała się z miejsca i podbiegła do mnie, tuląc się.
– Wróciłaś! – wrzasnęła. Łzy zalały jej policzki. – Tak się bałam! Kurwa, myślałam, że
już po tobie!
– Gdzie on jest? – spytał Joseph. – Wszystko w porządku?
Odsunęłam się od przyjaciółki i podeszłam do najlepszego przyjaciela Alana.
– O kogo pytasz? – Spojrzałam mu w oczy. – O Seweryna czy może o Alana?
Wiedział, że ja już wiem. Widziałam, jak drgnęła mu dolna warga. Zapewne czuł się
winny i miał wyrzuty sumienia. I bardzo dobrze, pomyślałam.
Podniosłam dłoń, a potem z dużym impetem spoliczkowałam Josepha.
– Nikola! – krzyknęła babcia po polsku. – Oszalałaś?!
– Dobrze wiesz, za co to – warknęłam i go popchnęłam. – Jak mogłeś? Ufałam ci, dupku!
– Czy ja o czymś nie wiem? – spytała Lucy, stając pomiędzy nami i patrząc raz na mnie,
raz na niego. – Ktoś mi to wyjaśni?
– Ja to zrobię.
Do salonu wszedł Alan.
Ubrany w czarny kombinezon oraz tego samego koloru buty swobodnie poruszał się po
pomieszczeniu. Zachowywał się tak, jakby jego pojawienie się było czymś naturalnym.
Stanął przy Josephie. Musiałam odsunąć się na bezpieczną odległość, inaczej bym
zwymiotowała. Zakręciło mi się w głowie i zrobiło mi się duszno. Usłyszałam, jak Lucy
wypuszcza powietrze z płuc, a z rąk babci wyleciał telefon. Obie nie wiedziały, co się dzieje.
Widziały Alana, który rzekomo był martwy. Stały zdezorientowane i wyglądały, jakby właśnie
zobaczyły ducha.
– Nikolę porwał Seweryn, który przyłączył się do Ashtona Younga, mojego drugiego
braciszka. Obaj pragną mojej śmierci. – Wzruszył ramionami. – Wszystko jasne?
– Ty… ty żyjesz? – wyjąkała zdezorientowana Lucy.
– Co to ma znaczyć? – Sabina zrobiła krok w przód. – Seweryn porwał Nikolę?
Niemożliwe.
– Ashton to nasz przyrodni brat. Mój ojciec miał romans z jego matką, którą uwiódł,
oszukał, a potem zostawił. Odebrał jej wszystko. Zamordował jej męża, a potem przejął firmę,
zostając jedynym właścicielem banku. Ashton chce teraz zemsty. Próbuje odebrać mi firmę,
a przy tym pragnie mojej śmierci. Przeciągnął na swoją stronę Seweryna i nawciskał mu gówna
do głowy.
– Czekaj, wolniej. – Sabina usiadła w fotelu i poprosiła służącą, aby ta podała jej szklankę
wody. Musiała zażyć tabletkę uspokajającą. – Dlaczego upozorowałeś swoją śmierć?
Nie chciałam tego słuchać. Nie mogłam nawet na niego patrzeć. Dziwiłam się, że Sabinę
to obchodziło. Powinna stanąć po mojej stronie i zwyzywać go jak psa. Ja miałam gdzieś jego
wytłumaczenia. Alan okazał się gorszy, niż sądziłam, i nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
– Musiałem na jakiś czas zniknąć, aby śledzić Ashtona z ukrycia.
Rozkazał służącej przynieść whisky z lodem, a gdy ją dostał, jednym haustem opróżnił
całą zawartość szklanki.
– Gdy zarządzałem firmą, skurwysyn się nie wychylał. Atakował poprzez swoich ludzi.
Sam nigdy do mnie nie przyszedł, więc nie miałem go jak zwinąć. Musiałem obmyślić plan.
– Dlatego wmówiłeś wszystkim, że jesteś martwy? – wtrąciła Lucy.
– Dokładnie. – Przeniósł wzrok na nią. – Upozorowałem śmierć. Ogłoszono, że zginąłem,
a firmę przekazałem w testamencie Nikoli. Gdy mnie nie było, Young nie miał się czego
obawiać. Mógł śmiało wyjść z ukrycia i skontaktować się z Nikolą. Nie sądziłem tylko, że tak
długo mu to zajmie.
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że wystawiłeś moją wnuczkę jak na tacy temu
psycholowi? – warknęła babcia. – Spisałeś jej testament, wiedząc, z czym to się może wiązać?!
Sabina wstała i podeszła do Alana. Chwyciła go za górę kombinezonu, wbijając palce
w jego szmaty.
– Zabiję cię, gnojku – warknęła, a żyłki na jej szyi zaczęły pulsować szybciej. –
Myślałam, że jesteś w porządku, ale ty zachowałeś się jak bydlak! Żeby moją wnuczkę tak
wykorzystać?! Pierdoleni Parkerzy!
– Przecież nic się jej nie stało. – Alan wbił w moją babcię mroczne, lodowate spojrzenie,
od którego aż mnie przeszły ciarki po plecach. Rozkazał, żeby go puściła.
Znałam ten władczy ton i wiedziałam, że nie żartuje. Sabina chyba też odczuła jego
dominację, bo odsunęła się i stanęła z boku. Widziałam, że przeraził ją swoją postawą, ale czemu
się dziwić? Alan potrafił wzbudzać respekt i strach jednocześnie.
– Joseph nad wszystkim czuwał. Nie pozwoliłbym skrzywdzić Nikoli ani swojego syna.
– Swojego syna? – zakpiłam, niedowierzając. – Jakby cię on w ogóle obchodził!
– Czyli ty wszystko zaplanowałeś?! – Lucy podeszła do mnie i objęła mnie ramionami. –
Kurwa, Niki wylądowała w szpitalu! Prawie zginęłyśmy w wypadku samochodowym! Coś ty
sobie myślał?!
Nie mogłam dłużej tego słuchać. Nie po raz drugi. Wybiegłam z salonu i udałam się do
sypialni. Chciałam zamknąć drzwi, lecz wtedy do środka wbiegł Alan i to on rozkazał Laris
zamknąć zamek. Potem wyłączył ją, dając nam prywatność.
– Wynoś się – rozkazałam, próbując na niego nie patrzeć. – Zostaw mnie samą albo każę
cię wyrzucić.
Usiadłam na brzegu łóżka i zakryłam twarz dłońmi. W oczach miałam łzy. Zakręciło mi
się w głowie, czułam, jak wnętrzności podchodzą mi do gardła.
– Posłuchaj… – Podszedł do okna. Otworzył je na oścież, a z kieszeni spodni wyciągnął
paczkę fajek. – Robiłem to dla nas. Ashton chciał mnie zabić. Musiałem być krok przed nim.
– Wystawiając mnie na ostrzał! – Moja warga drżała, tyle że nie ze smutku, a z gniewu.
Buzowało we mnie. – Udało ci się. Zadowolony?!
– Nie do końca – westchnął, stając przodem do mnie. – Ujawniłem się, ratując cię
z płonącego samochodu. Dałem się przyłapać i dlatego zjebałem.
– A więc to moja wina? – zaśmiałam się, nie mogąc w to uwierzyć. – Noż kurwa,
przepraszam bardzo!
Dobrze, że sypialnia była dźwiękoszczelna, bo inaczej nasz syn mógłby usłyszeć tę
awanturę.
– Nikoś… – Alan odważył się przełamać dzielącą nas odległość i podszedł do mnie,
wyrzucając uprzednio spalonego do połowy papierosa na zewnątrz. – Przepraszam. Jest mi
przykro, dobra? Naprawdę przepraszam, ale nie mogłem postąpić inaczej. Musimy pomyśleć co
dalej. Ashton wciąż jest na wolności, w dodatku ma Seweryna.
– Nie mów mi, co musimy, kurwa jebana mać!!! – wydarłam się, odpychając go od
siebie. – Nie masz prawa mówić mi, co musimy. Co ja muszę!
Uderzyłam go z pięści w klatkę piersiową, a chwilę potem zrobiłam jeszcze raz to samo.
– Wiesz, co muszę?! Odejść od ciebie! Od was wszystkich!
– Nikola, uspokój się – rzucił. Zmrużyłam oczy, ponieważ rzadko zwracał się do mnie
pełnym imieniem. – Nie krzycz.
– Jak mam nie krzyczeć?! – syknęłam, odwracając się do niego tyłem. – Myślałam, że jest
dwóch Parkerów, a tu się okazało, że jest jeszcze jeden. Z wami sobie nie radziłam, a co dopiero
z trójką.
– Ashton nigdy nie był Parkerem i nigdy nim nie zostanie. Nie należy do rodziny.
– Boże, za co Bóg mnie tak karze?! Przecież nic mu nie zrobiłam!
– Kurwa, uspokój się! – wrzasnął.
Chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Stanęliśmy twarzą w twarz, a ja czułam na
ustach jego oddech; charakterystyczna mięta z tytoniem. Zmusił mnie, abym spojrzała mu
w oczy. Gdy to zrobiłam, przeczesał palcami drugiej ręki moje włosy. Tak dawno nie czułam
jego dotyku, że zadrżałam pod jego wpływem.
– Tęskniłem.
Na moment zamknęłam oczy, zapominając, że siedzę po uszy w gównie. Dłoń Alana
znalazła się na moim policzku i wyrwała mnie tym z transu.
– Słowo daję, że tęskniłem.
Nastała chwila ciszy. Jedynie zegar, który wisiał na ścianie, dawał nam znać, że czas
wcale nie zatrzymał się w miejscu. Westchnęłam, a wtedy on nachylił się nade mną i spróbował
mnie pocałować. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, gdy musnął wargami moje wargi.
Pachniał tak zajebiście dobrze i znów mogłam go czuć. Był przy mnie, wcale nie umarł, lecz
trzymał się dobrze i stał przede mną, pełen energii i siły.
Wzięłam głęboki wdech. Zacisnęłam dłoń w pięść i się odwróciłam.
– Nie. – Pokręciłam głową, co kosztowało mnie naprawdę dużo. – Nie tym razem, Alan.
Odsunęłam się od niego, wprawiając bruneta w zakłopotanie. Nie spodziewał się
odtrącenia. Myślał, że znów mu ulegnę. Sądził, że jak tylko wróci i przeprosi, ja będę na jego
skinienie.
Jakże się pomylił.
– Masz godzinę, aby wynieść się z tego domu – powiedziałam, próbując brzmieć jak
najbardziej poważnie i ostro. – Nie chcę cię tutaj widzieć.
Rozdział 5

– Chyba sobie ze mnie żartujesz. – Roześmiał się, patrząc na mnie tymi swoimi czarnymi
oczami, z których aż wylewało się rozbawienie. – Dobre.
– Nie wiem, gdzie zamieszkasz, ani co zrobisz, ale mam to w dupie – rzuciłam i wzięłam
głęboki wdech. – Dla mnie Alan Parker umarł sześć miesięcy temu. – Znów stanęłam do niego
twarzą, żeby mógł zobaczyć, że wcale nie żartuję, a wręcz pragnę tego, o czym mówię. –
Zostawiłeś mnie wtedy i naraziłeś na niewyobrażalne niebezpieczeństwo. Nie tylko mnie, ale
i mojego syna.
– Seweryn nigdy nie tknąłby Roberta.
– Ale Ashton owszem! – syknęłam, celując w niego palcem wskazującym. – Zniknij
z mojego życia raz na zawsze.
– Albo co mi zrobisz? – wyprostował się. Górował nade mną.
– Wystawiłeś mnie Ashtonowi na tacy, choć wiedziałeś, co się z tym wiąże. Bez
problemu mógł mnie zabić w naszej firmie, gdy podpisałam dokumenty, aby podjąć z nim
współpracę. Joseph wcisnął mi bzdury, że Young to dobry i uczciwy wspólnik. – Zaśmiałam się
na to wspomnienie. – Chcieliście mieć go po prostu blisko. Trafiłam przez was do szpitala.
Prawie umarłam.
– Wiem, że to trudne, ale przejdziemy przez to razem. Masz moje słowo, że się tobą
zaopiekuję.
– Zamknij się – powiedziałam, przymykając powieki. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! –
Miałam wrażenie, że ta rozmowa od początku nie miała sensu. – Robert o mały włos nie stracił
matki, a ty chcesz mi wmówić, że wszystko jest w porządku, bo nagle wróciłeś? Dla kogo jest
w porządku? Dla mnie czy dla ciebie? Mam dość, Alan. Ja naprawdę mam dość!
Parker napiął ciało, chcąc jakkolwiek jeszcze ratować sytuację. Próbował wejść mi na
psychikę.
– Seweryn w każdej chwili może zaatakować – westchnął. – Jest nieobliczalny.
– To nie Seweryn jest zagrożeniem! – Ze złości musiałam uderzyć z otwartej dłoni
w szafę, która niczemu niewinna znajdowała się tuż obok – Czemu jeszcze tego nie rozumiesz?!
To nie Seweryn mi zagraża.
– A niby kto?
– Ty! Odkąd cię tylko poznałam, mam same kłopoty! Seweryn od zawsze chciał mojego
szczęścia. Dbał o mnie, o naszego syna. Był przy mnie i czuwał, gdy go potrzebowałam. On
w przeciwieństwie do ciebie mnie kochał. Tak naprawdę. Szczerze. A ty? Co ty mi dałeś prócz
bólu i cierpienia? Co wniosłeś do mojego życia od momentu, gdy cię poznałam?
Mówiłam te wszystkie słowa z bólem, ale czułam, że tak będzie najlepiej. Musiałam być
ostra i stanowcza, bo inaczej on by tego nie zrozumiał. Do niego i tak nic nie docierało, więc co
za różnica, jaką przybrałam postawę?
Mówiłam samą prawdę.
– Gdzie byłeś, gdy zaszłam w ciążę? Gdzie byłeś, gdy urodziłam albo kiedy
przechodziłam załamanie? Wiesz, co lubi twój syn? Wiesz, czym się interesuje i jakie ma
marzenia? Co uwielbia jeść, a czego nienawidzi? Znasz go? Znasz? – Zaśmiałam się
histerycznie. – Nie. Oczywiście, że nie, bo jesteś dla niego obcym człowiekiem. Więcej cię nie
było, niż byłeś.
Alan milczał i ze spuszczoną głową wpatrywał się w swoje stopy. Miałam wrażenie, że
nad czymś myśli.
Wzięłam głęboki wdech. Rozmowa właśnie dobiegła końca. Nie miałam mu nic więcej
do powiedzenia. Usłyszał wszystko, co się we mnie gotowało od bardzo dawna. Być może
przesadziłam, ale na pewno byłam z nim szczera, a ostatnio zbyt długo unikaliśmy prawdy.
Uważałam, że to nie Seweryn był dla mnie zagrożeniem, ale właśnie Alan. To przez niego moje
życie wywróciło się do góry nogami.
Wyszłam na korytarz. Nie wiedziałam, dokąd iść, lecz nie chciałam dłużej przebywać
w tym samym pomieszczeniu, w którym był on.
– Czyja to wina, że nie wiedziałem o tym, że mam syna? Dlaczego nie wiedziałem
o twojej ciąży? – Słyszałam za sobą jego kroki. Nie odwracałam się, tylko szłam w kierunku
schodów. – No czyja?!
Pociągnął mnie i popchnął na ścianę. Jego dłoń znalazła się na mojej szyi, sprawiając mi
tym niemały ból. Syknęłam głośno i zaklęłam.
– Odpowiadaj! – Drugą ręką uderzył w stolik obok. – Sama to na siebie zrzuciłaś. Nie
próbuj zwalić winy na mnie. Odeszłaś, zostawiłaś mnie. Okłamałaś.
– Puść mnie – rozkazałam, ale on miał to w głębokim poważaniu.
– Powiedziałaś, że dziecko jest Seweryna. Żyliście sobie beze mnie w tej swojej
pierdolonej bańce mydlanej, a ja nie miałem o niczym pojęcia!
– Puść mnie!
– Kurwa mać, i ty jeszcze próbujesz zwalić winę na mnie?!
Rozluźnił uścisk, jednak tylko po to, aby chwycić wazon i cisnąć nim o drzwi do sypialni
Roberta.
– Jesteś pierdoloną hipokrytką! Obwiniasz mnie o całe nieszczęście, ale to ty ściągnęłaś
mnie z powrotem do Polski! Najebałaś się jak świnia i zadzwoniłaś!
Tego już było za wiele. Coś we mnie pękło i tylko poczułam, jak moja dłoń ląduje na
policzku Alana, a jego twarz odskakuje do tyłu.
– Nikt nie kazał ci przyjeżdżać! Nie musiałeś wracać!
Byłam wściekła. Czułam, jak gotuje się we mnie niewyobrażalna ilość złości. Szybko
jednak tego pożałowałam, bo kiedy na mnie spojrzał, w jego oczach dostrzegłam dzikość. Wziął
moje ramię, przygwoździł mnie do ściany i wykręcił mi rękę, przykładając swoją twarz mi do
ucha.
– Tak się składa, że musiałem przyjechać, bo myślałem, że grozi ci niebezpieczeństwo.
Szarpałam się z nim, sprawiając sobie coraz to większy ból.
– Niebezpieczeństwem to jesteś dla mnie ty.
– Głupia suka – warknął, wzmacniając swój uścisk. – Pieprzona suka!
– Kutas!
– Ty pierdolona egoistko!
– Ty jebany chamie!
– Co tu się wyprawia?! – Na korytarz przybiegła jedna ze sprzątaczek. Była bardziej niż
przerażona. Wyglądała, jakby co najmniej wkroczyła na teren działań wojennych. Patrzyła to na
mnie, to na Alana, aż wreszcie zakryła usta, niedowierzając. – Pan Alan? Pan żyje?
Rozpłakała się, kręcąc głową.
– Matko boska! Pan żyje! – chciała do niego podbiec i go przytulić.
– Wypierdalaj stąd! – wrzasnął brunet, wbijając w nią wściekły wzrok. – Już! Albo
wyrzucę cię na zbity pysk!
Kobieta w momencie się odwróciła, po czym zniknęła. Zostaliśmy sami. Wciąż stał za
mną, sprawiając mi swoim mocnym uściskiem ból. Próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam, bo
był silniejszy i zablokował mi wszystkie ruchy. Stałam więc i czekałam, czując, jak moje policzki
robią się mokre.
Wtedy mnie puścił i zwinnym ruchem odwrócił ku sobie. Jego wzrok płonął gniewem
i rozszerzyły mu się źrenice. Miał zaciśniętą szczękę, oddychał głośno, ciężko, szybko.
– Dla ciebie zostawiłem Jessy, choć z nią byłbym szczęśliwy. Przy niej czułem, że jestem
normalnym człowiekiem.
– To trzeba było z nią zostać – stwierdziłam, patrząc mu w oczy. – Dla nas już nie ma
szans. Nigdy ich nie mieliśmy.
Alan stał z zaciśniętymi zębami i nie odwracał ode mnie wzroku. Walczył z czymś.
Słyszałam, jak łomocze mu serce.
– Źle zrobiłeś, że wtedy do mnie przyleciałeś. Byłam pijana, nie wiedziałam, co robię.
Nie ogarniałam. Zadzwoniłam do ciebie, bo myślałam, że i tak nie odbierzesz. Bawiłam się
świetnie, było mi dobrze. Byliśmy z Sewerynem szczęśliwi, moje dziecko miało wszystko. Mnie,
kochającego ojca i normalną rodzinę.
– Zamknij się – zażądał, robiąc krok do przodu. – Nie waż się kończyć.
– Ty nigdy…
– Zamknij się!
Uderzył dłonią w ścianę tuż przy mojej głowie. Podskoczyłam. Zamknęłam oczy
i wzięłam głęboki wdech.
– Nigdy nie będziesz miał normalnej rodziny, bo jesteś popierdolony. Żadna terapia nie
będzie w stanie ci pomóc – dokończyłam, licząc się z konsekwencjami.
Głośny ryk Alana wyrwał się z jego gardła. Wściekł się. Nigdy wcześniej nie widziałam
go tak rozjuszonego jak teraz. Chwycił moje ramię i pociągnął w stronę pierwszej, przypadkowej
sypialni. Z impetem otworzył drzwi, wpychając nas do środka. Potem rozkazał Laris je zamknąć,
a ją samą znów wyłączył. Brutalnie zdarł ze mnie górną część ubrania. Otworzyłam szeroko
oczy. Bałam się. Krzyknęłam głośno i próbowałam od niego uciec, ale wtedy złapał mnie za
barki i cisnął na łóżko.
– Alan, przestań! – Wiłam się pod nim, gdy usiadł na mnie okrakiem i mnie
unieruchomił. – Alan, błagam. Nie rób tego!
Wszystko działo się bardzo szybko. Nie wiem, jakim cudem w jego dłoni znalazły się
dwa skórzane paski, ale kiedy zorientowałam się, co zamierza, miałam już ręce przywiązane do
poręczy łóżka. Wierciłam się, darłam i błagałam, aby przestał, ale on nie słuchał. Dzikość
i pożądanie tańczyły w jego oczach, a na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
Zesztywniałam, gdy zeskoczył z łóżka i zaczął się rozbierać.
– Alan, nie możesz, nie chcę!
Patrzył na mnie z satysfakcją, gdy ściągał mi spodnie, a potem majtki. Nie mogłam nic
zrobić, nie miałam jak uciec ani go powstrzymać. Mówiłam do niego, błagałam, by przestał,
jednak zdawał się mnie nie słyszeć. Wpadł w amok, którego nie byłam w stanie zatrzymać. Po
policzkach ciekły mi łzy, a ciało mrowiło mnie z przerażenia.
– Pięknie pachniesz – powiedział. – Zapomniałem już, jak mocno pachnie twoja cipka.
Oblizał usta. Wciąż próbowałam uciec. Zamknęłam oczy, modląc się w duchu, aby to
wszystko zaraz się skończyło.
– Spójrz na mnie – rozkazał.
Pokręciłam przecząco głową, a wtedy on wskoczył na łóżko i zmusił mnie do otwarcia
oczu. Zobaczyłam jego gołego, sterczącego kutasa; był wielki, twardy i gotowy.
Niekontrolowanie zacisnęłam uda, głośno przełykając ślinę.
– Wiem, że też mnie pragniesz.
Mocno napięłam mięśnie żuchwy. Gdy się do mnie zbliżył, aby mnie pocałować, oplułam
go. Nie miałam ochoty na seks, a już na pewno nie z nim.
– Pierdol się – warknęłam. – Spróbuj mnie tylko tknąć, a to będzie ostatnia rzecz, jakiej
się dopuścisz.
Zaśmiał się głośno. Wytarł twarz poduszką i odrzucił ją w bok. Krew pulsowała w moich
żyłach z ogromną mocą. Wiedziałam, że nie żartował i zaraz zrobi coś, co na zawsze pozostawi
ślad na mojej psychice.
Tyle że on zrobił coś kompletnie odwrotnego. Nagle odwiązał mi ręce i wstał. Odszukał
swój kombinezon, który pośpiesznie założył, a potem zostawiając mnie nagą na łóżku, ruszył do
drzwi. Byłam zaskoczona, nic z tego nie rozumiałam. Myślałam, że wejdzie we mnie, że mnie
zerżnie i sprawi sobie przyjemność, a on jak gdyby nigdy nic odchodzi.
– Jeszcze jedno – rzucił, łapiąc za gałkę od drzwi. – Wszystko należy do mnie. Ja jestem
właścicielem całej posiadłości, firmy i całej reszty. Więc prędzej ty możesz się stąd wynieść,
a nie ja. Następnym razem zważaj na słowa. Testament, który dostałaś, był fałszywy. Wszystko
należy do mnie, Pstryk.
Wyszedł, trzaskając drzwiami.
Gdy doszłam do siebie, ubrałam się i również wyszłam z sypialni. Chwyciłam po drodze
paczkę fajek, którą Alan zostawił na parapecie. Musiałam wyjść na świeże powietrze i zapalić
papierosa. Czułam, że lada moment wybuchnę. Znów mnie oszukał, znów wkręcił mnie w swoje
pierdolone interesy i zakpił sobie ze mnie. Wykorzystał mnie. Testament nie był prawdziwy, a ja
nie miałam nic. Przyleciałam do Nowego Jorku, zostawiając za sobą dawne życie, przyjaciół
i pracę. Sprzedałam księgarnię, nie miałam mieszkania, nikt na mnie nie czekał.
Na korytarzu wpadłam na Lucy. Widząc, w jakim stanie byłam, zaciągnęła mnie do
swojego pokoju. Na początku milczałam, ale potem postanowiłam zwierzyć się przyjaciółce ze
swoich problemów. Długo rozmawiałyśmy. Opowiedziałam jej o wszystkim.
Dołączyła do nas babcia. Uśpiła Roberta, a potem przyszła zobaczyć, jak się czuję. Na
szczęście syn nie słyszał mojej awantury z Alanem, bo nie było go wtedy w sypialni.
– Nie mogę uwierzyć w to, że Alan żyje. – Lucy opadła na łóżko, wzdychając. – Co za
dupek z niego, że to ukrywał.
– Ja nie mogę uwierzyć w to, że Seweryn stał się tym złym.
Nie miałam ochoty dłużej słuchać ani jednej, ani drugiej. W kółko powtarzały to samo.
Zaczęło mnie denerwować to, że teraz każdy uważał Seweryna za przestępcę. Miałam wyrzuty
sumienia. Tak, porwał mnie i uprowadził. Wystawił mnie Ashtonowi. Choć uważałam, że działał
wtedy lekkomyślnie i nie bardzo wiedział, co robi. W głębi duszy był dobrym człowiekiem.
Kochał mnie przez te wszystkie lata i zawsze o mnie dbał. W przeciwieństwie do Alana troszczył
się o mnie.
Prawda była taka, że to my go zniszczyliśmy. Ja i Alan. Zdradziliśmy go jako pierwsi,
zadrwiliśmy sobie z niego i okłamywaliśmy. Każdy człowiek na jego miejscu postąpiłby tak
samo.
Przeprosiłam obie kobiety i udałam się do ogrodu. Musiałam przez chwilę pobyć sama,
odetchnąć i pomyśleć, co dalej. Ochronie rozkazałam zostać w środku. Nie byłam już ich
szefową, bo Alan wrócił, ale tak czy siak posłuchali.
Miałam w głowie totalny rozpierdol. Odpaliłam fajkę i mocno zaciągnęłam się dymem.
– Musimy porozmawiać.
Podskoczyłam pod wpływem głosu swojego byłego męża. Odwróciłam się i spojrzałam
w krzaki, w których poruszyła się zakapturzona postać.
– Podejdź. Nie zrobię ci krzywdy.
Nie byłam pewna, co zrobić. Podejść do niego czy raczej oddalić się w stronę drzwi
i wezwać ochroniarzy?
– Czego chcesz? – spytałam, upewniając się wcześniej, że nikt inny tego nie usłyszy. –
I co tu robisz? Jak się tu dostałeś niezauważony?
Nasz dom miał wiele zabezpieczeń. Zwykły intruz nie miałby szans, aby wejść do środka,
jednak Seweryn dość często mieszkał w tym domu, więc nie zdziwiłam się, gdy powiedział, że
dokładnie zna te tereny.
– Musisz na jakiś czas zniknąć z Nowego Jorku.
– Co? – spytałam, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi. – Co to znaczy?
Seweryn sięgnął do kieszeni spodni. Zrobiłam krok w tył, przerażona, ale kiedy
wyciągnął z nich srebrny naszyjnik, odetchnęłam z ulgą. Nie miał przy sobie broni.
– Zabierz Roberta i lećcie do Polski. Zatrzymaj się w naszym starym mieszkaniu. Nie
sprzedałem go. Albo jak wolisz, u rodziców. Bez różnicy. Po prostu musisz jak najszybciej stąd
zniknąć.
– Seweryn, co się dzieje?
Czułam, że coś przede mną ukrywa. Cos istotnego.
Wszedł w głąb krzaków. Od razu ruszyłam za nim z nadzieją, że zacznie mówić więcej.
– Ashton nie odpuści. Pragnie zemsty na Alanie. Chce go zniszczyć.
– A ty? – spytałam, czując, jak zaczyna boleć mnie głowa. – Czego ty chcesz? Możesz
jeszcze to przerwać.
Seweryn spojrzał na mnie, a z jego wzroku wyczytałam, że podjął decyzję. Wziął moją
dłoń i musnął palcami skórę na niej. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Czułam się nieswojo,
ale z drugiej strony nie bałam się, mimo że powinnam.
– Ja tylko chcę, abyś była bezpieczna. – Uśmiechnął się. – Dlatego o piątej rano masz
samolot do Polski. Zabierz Roberta, Sabinę i Lucy. Ukryjcie się w kraju. Tam was nie dosięgnie.
– Co z tobą? Gdzie ty będziesz i co zrobisz?
– Niki, to wojna między nami – westchnął, wciąż trzymając mnie za dłoń. Poczułam, jak
coś mi w nią wkłada. – Dwóch Parkerów to dużo, ale trzeci to istny armagedon.
– Nie wiem, czy Alan mnie wypuści. Testament był fałszywy, to on znów rządzi.
– Wiem. – Próbował mnie uspokoić. – Wszystkim się zajmę.
– Boję się – powiedziałam. – Boję – powtórzyłam drżącym głosem.
– Nie masz czego. W Polsce nic wam nie grozi.
Uśmiechnęłam się kpiąco. On nic nie rozumiał.
– Nie boję się o siebie.
– Więc w takim razie o co?
– Nie o co, a o kogo. – Było mi trudno o tym mówić, ale czułam, że muszę być z nim
szczera, choć prawdę mówiąc, chciałam być szczera sama ze sobą. Miałam dość kłamstw. One
tylko wszystko niszczyły i ja byłam tego najlepszym przykładem. – Seweryn, boję się o ciebie.
Przełknęłam ślinę, gdy zbliżył twarz do mojej. Wiedziałam i czułam, że nie mógłby mnie
skrzywdzić. Za dobrze go znałam. Porwał mnie i nic go nie usprawiedliwiało, jednak nad
wszystkim czuwał i miał kontrolę. Dla mnie nie był tym złym. Był po prostu zagubiony. Ja go
zgubiłam w stercie kłamstw i zdrad.
Zamknęłam oczy, bo myślałam, że nachyli się nade mną i mnie pocałuje. Nic takiego się
nie stało. Seweryn przysunął usta do mojego ucha, po czym szepnął:
– Kocham cię. Zawsze kochałem. Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie wszystkim. Cokolwiek
się stanie, dbaj o siebie i naszego syna. Przepraszam za wszystko. Przepraszam, że nie byłem
dość dobry, abyś była mi wierna.
Wycofał się, a następnie zniknął za murem, który z łatwością przeskoczył. Stałam tam
dłuższą chwilę i dopiero po jakimś czasie wyczułam w dłoni cienki łańcuszek. Zamrugałam,
chcąc powstrzymać łzy. Naszyjnik z literką S, pomyślałam. Taki sam, jaki kiedyś oddałam mojej
matce. Skąd go miał?
Ostatni raz spojrzałam przed siebie, ale jego już nie było. Odszedł.
Seweryn wybrał. Zdecydował, po czyjej stronie stoi. Ceniłam to, że przyszedł i ostrzegł
mnie przed nadchodzącą wojną. Wiedział, co się szykuje i czym to się może skończyć, dlatego
się pojawił.
Rozdział 6

Wróciłam do domu. Ochrona deptała mi po piętach, aż nie znalazłam się za drzwiami


swojej sypialni. Nim jednak zniknęłam im z oczu, pokazałam mężczyźnie ubranemu na czarno
środkowy palec. Wiedziałam, że Alan kazał im za mną chodzić. Po naszej kłótni chciał mieć
mnie na oku.
Poszłam wziąć prysznic. Czułam, że muszę się odświeżyć. Rozebrałam się i stanęłam
przed lustrem, badając posiniaczone ciało.
– Świetnie – mruknęłam. – Dwa tygodnie będę dochodzić do siebie.
Weszłam do kabiny, uprzednio odkręcając wodę. Laris była wyłączona, ale to nawet
dobrze. Nie potrzebowałam jej teraz. Gdy gorące strumienie spływały po moich ramionach,
czułam ulgę. Uwielbiałam czuć na ciele gorąco.
Nałożyłam na skórę żel. Zaciągnęłam się mocno jego aromatem. W całej kabinie
pachniało kokosem. Oparłam głowę o mokre kafelki i zamknęłam oczy. Niemal natychmiast
w mojej głowie pojawił się obraz Alana. Zakołysałam się, warcząc pod nosem. Chcąc nie chcąc,
nie mogłam przestać o nim myśleć.
Przypomniałam sobie, jak sześć miesięcy temu Joseph przyleciał do Polski i oznajmił, że
jestem spadkobierczynią majątku Parkera. Nie chciałam tu przylatywać, nie chciałam jego
pieniędzy, domu, żadnych luksusów. Nie zgodziłam się, ale Joseph nalegał. Wreszcie mnie
przekonał, bo posłużył się moim synem. Twierdził, że to dla niego i powinnam myśleć o jego
przyszłości. Z pieniędzmi Alana miałby ją zapewnioną.
Przejechałam dłonią wzdłuż nagiego uda, a moje plecy oblały przyjemne ciarki.
Jęknęłam, spragniona dotyku. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz dochodziłam. Zmyłam z siebie
wszystkie okropne emocje z ostatnich kilku dni, a następnie po raz drugi nałożyłam na skórę
kokosowy żel. Pienił się dość przyjemnie i za to go kochałam.
Opuściłam dłoń i zaczęłam masować palcami swoją waginę. Chciałam sprawdzić, jak
szybko zdołam się podniecić. Nie minęła minuta, a już byłam morka.
– Boże – jęknęłam. Zmieniłam pozycję, bo ta zaczęła mi w pewnym momencie
przeszkadzać. – Kurwa.
Zagryzłam wargę. Usiadłam wygodnie na dwóch gąbkach i rozłożyłam szeroko nogi.
Cieszyłam się, że kabina jest na tyle duża, aby pomieścić moje wygibasy. Złapałam w dłoń wąż
prysznicowy i oblałam ciepłą wodą swoje piersi. Spięłam wszystkie mięśnie, gdy potężny
dreszcz przeszedł mi po plecach. Wygięłam ciało w łuk i napawałam się chwilą pełną erotyzmu.
Mój zapach zaczął dominować nad zapachem kokosu. Miałam tak mokrą cipkę, że czułam jej
ciepło na obu pośladkach.
I wtedy w mojej głowie znów, kurwa, pojawił się on. Szybko przypomniałam sobie ciepły
dotyk Alana. Gładził dziś palcami mój policzek i cholernie mi się to podobało. Może nie wtedy,
ale z pewnością teraz. Nie umiałam wyrzucić go z umysłu, choć twardo z tym walczyłam.
Byłam blisko eksplozji, ale tylko wtedy, kiedy myślałam o Alanie Parkerze.
– Niech to szlag!
Odpuściłam, nie mając sił, aby z tym walczyć. Pozwoliłam mu zawładnąć całą sobą.
Wsadziłam palec do cipki i szybko dołączyłam drugi, bo w tej chwili jeden mi nie wystarczał.
Poruszałam nimi wolno. Musiałam wprowadzić się w nastrój. Nie dochodziłam zbyt
długo, dlatego ten orgazm musiał być wyjątkowy. Chciałam go pamiętać przez co najmniej kilka
dni.
Dopiero z czasem nadałam temu błyskawicznego tempa.
– Dojdź dla mnie – usłyszałam.
Spanikowana otworzyłam oczy.
– Ale jak? – wyjąkałam, nie przestając pieścić swojego rozgrzanego ciała. Brunet stał
naprzeciwko mnie i oblizywał lubieżnie usta, błagając wzrokiem, bym nie przestawała. – Skąd
się tu wziąłeś?
– Nikoś, wiem, że tego chcesz.
Kiwnęłam głową, owładnięta chwilą rozkoszy. Zdążyłam zapomnieć o całym złu, które
ten dupek mi wyrządził. Gdy jego dłoń znalazła się na moim brzuchu, nie wytrzymałam. Mogłam
go nienawidzić. Mogłam mieć do niego wielki żal. Mogłam i powinnam. Alan był dupkiem, nie
martwił się o innych, patrzył jedynie na siebie. Nie obchodziłam go ja ani nasz syn. Miał nas
głęboko w dupie.
A i tak tylko o nim mogłam myśleć, dochodząc.
Tylko jego dotyk sprawiał, że miałam motyle w brzuchu.
Tylko on znał moje ciało w dwustu procentach.
Tylko on wiedział, jak mnie zadowolić.
Tylko on potrafił doprowadzić mnie do takiego orgazmu, że długo nie mogłam o nim
zapomnieć.
Alan Parker, choć był parszywą gnidą, skurwysynem bez wyrzutów… Kochałam go
całym sercem. Nawet teraz, gdy mnie oszukał, gdy upozorował swoją śmierć i naraził mnie na
niebezpieczeństwo, wciąż mnie do niego ciągnęło. Robiąc sobie dobrze, myślałam właśnie o nim.
To jego obraz miałam przed oczami, bo go kurewsko kochałam i niestety nigdy nie będę w stanie
przestać.
Kiedy opuściłam łazienkę, postanowiłam od razu wziąć walizkę i zacząć się pakować.
Spakowałam mnie i synka. Robert spał, nie wiedział, że wyjeżdżamy. Chociaż raczej
trafniejszym określeniem było: uciekamy. Było mi go żal i miałam ogromne wyrzuty względem
Parkera, ale i samej siebie, że krzywdzimy niczemu niewinne dziecko. Takie wyjazdy,
wyprowadzki czy kłótnie mogły odbić się na psychice mojego syna. Byłam jednak pewna, że
kiedy Robcio się dowie, że lecimy do Zielonej Góry, na pewno będzie szczęśliwy. Tęsknił
bowiem za dziadkami, za niewielkim miastem, za wsią Sabiny, za tamtą ciszą i spokojem. Nowy
Jork to jeden wielki chaos i harmider. Tutaj nic nie było pewne i stabilne.
Zadzwoniłam do babci i Lucy. Poinformowałam obie kobiety, że rano musimy wylecieć
do Polski. Nie miałam siły rozmawiać z nimi na żywo, dlatego posłużyłam się elektroniką. Nie
pytały, o co chodzi, bo wiedziały, że ma to związek z moim porwaniem i wszystkim, co działo
się w ostatnich dniach.
Alan wrócił i to był zapalnik drastycznych decyzji przeze mnie podejmowanych.
Do sypialni wszedł Joseph.
– Czego chcesz?
Spojrzałam na zegarek; dochodziła pierwsza w nocy.
– Nie uważasz, że jest za późno na odwiedziny?
Wkurwiła mnie jego obecność. Nie miałam ochoty go widzieć, a tym bardziej z nim
rozmawiać.
– Wybacz. Chciałem się tylko dowiedzieć, czy wszystko u ciebie w porządku.
– Wszystko zajebiście, nie widać?
– Nie rozmawialiśmy, odkąd wróciłaś. – Rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego wzrok
skupił się na moich walizkach. – Wyjeżdżasz?
– Wylatuję – poprawiłam go, powracając do pakowania. – Rano mam samolot do Polski.
Nie musiałam mu tego mówić, ale było mi wszystko jedno.
– Alan cię nie puści.
– Mam w dupie Alana! – wydarłam się, mocno ściskając w dłoni swoją ulubioną
koszulkę. – Nie zamierzam go nawet o tym informować!
Alan był ostatnią osobą na tej planecie, która miałaby coś do gadania.
– Nikola, musisz zostać w tym domu. Tutaj jesteście bezpieczni.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam na mężczyznę. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam
głośnym śmiechem.
– Bezpieczna to ja byłam w Zielonej Górze. Od kiedy tu przyleciałam, moje życie
wygląda jak wyciągnięte z jakiegoś horroru. Wcale nie zostałam miliarderką, Alan nie umarł, a ty
mnie okłamałeś, po to aby znaleźć jakiegoś mordercę, który okazał się kolejnym Parkerem. Ja
pierdolę, co za gówno.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że skończę tak jak teraz, nie uwierzyłabym w to za
żadne skarby.
– Nikola, nie mieliśmy wyjścia – próbował się tłumaczyć.
Podniosłam palec, nakazując mu milczenie.
– Wynoś się stąd.
Chciał mnie dotknąć, lecz zdążyłam odskoczyć w bok.
– Proszę cię – westchnął. W jego oczach dostrzegłam coś na miarę łez. – Niki, nie chcę
cię stracić. Nie nienawidź mnie.
– Wynoś się stąd! – wrzasnęłam, rzucając w niego trampkiem, który leżał obok mojej
nogi. – Nie chcę cię widzieć! Nie chcę was więcej widzieć! Chcę odzyskać swoje stare życie!
Joseph nie powiedział nic więcej, tylko ze smutkiem w oczach opuścił moją sypialnię.
Gdy wreszcie spakowałam walizki, położyłam się w łóżku i szczelnie otuliłam kołdrą.
Nie mogłam zasnąć, dlatego po chwili wstałam i wyszłam na korytarz. Rozejrzałam się dookoła,
a potem poszłam do pokoju synka. Robert smacznie spał w swoim łóżku, chrapiąc cicho.
Usiadłam na ziemi obok malca i złapałam jego małą, kruchą dłoń w swoją.
Zamknęłam oczy. Łzy ciekły mi po policzkach, a ja nie mogłam ich powstrzymać, bo
czułam, że znów straciłam grunt pod nogami.
– Przepraszam za wszystko, skarbie – szepnęłam, zakrywając usta dłonią. Nie chciałam
go obudzić. – Wybacz mi.
Pękało mi serce. Starałam się ochronić młodego przed tym wszystkim, ale im bardziej
tego chciałam, tym gorzej wychodziło. Czułam, jak ktoś wypruwa moje wnętrzności, a potem
depcze je w brutalny sposób. Bolało mnie to, że Robert musiał żyć w takim świecie. Nie był
niczemu winien, a miałam wrażenie, że to on najbardziej na tym ucierpi.
Może nie teraz, ale za kilka lat na pewno.
Karma prędzej czy później do nas wróci.
Rozdział 7

W Polsce byliśmy przed południem. Seweryn rzeczywiście wszystkim się zajął i bez
problemów opuściłam posiadłość Alana. Brunet o tym nie wiedział, no a nawet jeśli, to
przynajmniej nie wykazywał zainteresowania. Byliśmy pokłóceni. Znów. Nie chciałam go
widzieć, on mnie zresztą też.
Samolot został podstawiony równo o piątej. Z willi wyjechaliśmy trochę szybciej.
Wszystko poszło jak z płatka, tak jakby Alan jednak chciał mnie wypuścić.
Lucy została przetransportowana do Szczecina, natomiast ja, babcia i Robert udaliśmy się
do Zielonej Góry. Żałowałam, że nie zdołałam pożegnać się z Brucem, ale nie chciałam
ryzykować. Wiedziałam, że będę za nim tęsknić, bo bardzo się do niego zbliżyłam. Był moim
kierowcą i towarzyszył mi, od kiedy wprowadziłam się do Nowego Jorku. Niestety nic mnie już
nie trzymało w tym mieście. Wręcz przeciwnie, musiałam stamtąd uciekać.
W Polsce była piękna pogoda. Świeciło słońce, ludzie spacerowali po ulicach miasta.
Kiedy stanęłam przed drzwiami do domu rodziców i zapukałam, tata wybiegł i wytrzeszczył na
mój widok oczy.
– Córciu! – krzyknął, biorąc mnie w ramiona. – Kiedy przyleciałaś?!
Zaczęłam się dusić. Brakowało mi powietrza.
– Dziadek! – wrzasnął Robert i wskoczył na mojego tatę, tym samym ratując mnie przed
nagłą śmiercią z braku powietrza. – Gdzie babcia?
Po chwili dołączyła do nas moja matka. Amelia bacznie obserwowała nas wzrokiem,
skupiając swoją uwagę przede wszystkim na mnie. Gestem dłoni zaprosiła nas do środka, aby nie
dawać sąsiadom tematu do plotek.
Usiedliśmy przy stole. Syn oczywiście poszedł do swojego pokoju, który został
zaprojektowany specjalnie dla niego, aby miał gdzie spać, gdy odwiedzał dziadków, a my
zostaliśmy w niezręcznej atmosferze zagęszczającej się z każdą kolejną sekundą.
– Co się stało, że przyleciałaś? – spytała wreszcie moja matka, nalewając do szklanek
zimną herbatę. – Życie milionerki nie było usłane różami?
Przewróciłam oczami. Musiałam stłumić w sobie chęć odpyskowania jej. Nie
przyjechałam do rodzinnego domu, aby się kłócić. Zabolały mnie takie słowa z ust własnej
rodzicielki, lecz naprawdę nie chciałam wszczynać awantur. To nie miało żadnego sensu,
a jedynie mogło przynieść więcej bólu i rozczarowania. Nie po to przyjechałam właśnie tutaj.
– Stęskniłam się. – Wzruszyłam ramionami. Próbowałam grać twardą.
Kątem oka dostrzegłam, jak babcia zaciska ze zdenerwowania zęby. Walczyła sama ze
sobą, żeby nie rzucić w stronę swojej córki wulgarnego komentarza. Dotknęłam jej ramienia,
dziękując i jednocześnie prosząc, aby nic nie robiła. Nie potrzebowałam wsparcia, nie szukałam
ochroniarza.
Po tym wszystkim, co przeszłam przez Parkerów, umiałam doskonale o siebie zadbać.
– Postanowiłam na kilka dni zatrzymać się u was – kontynuowałam. – Jeśli to nie
problem.
– Żaden problem! – krzyknął uradowany tata, klaszcząc w dłonie. – Wczoraj upiekłem
jabłecznik! – uśmiechnął się. – Ktoś chętny?
– Poproszę – powiedziałam, odsyłając mu lekki uśmiech.
Mama postawiła na stole szklanki i usiadła obok ojca, który zdążył już wrócić z ciastem.
– Jak tam u was? Wszystko w porządku? – zapytałam.
– U nas wszystko dobrze – rzuciła Amelia. Złapałyśmy na chwilę kontakt wzrokowy.
Wciąż była na mnie wściekła za Seweryna i nie zamierzała pokazywać mi, że jest inaczej. – Ale
lepiej powiedz, co tam u ciebie, Nikolo? Jak tam Alan?
– Nie rozumiem – mruknęłam.
Kobieta wyciągnęła na stół gazetę. Kiwnęła głową, abym wzięła ją do ręki.
– Alan żyje, prawda? Od rana nic innego nie leci w telewizji ani w radiu.
Wstrzymałam oddech. Amelia wiedziała. Ojciec wiedział. Wszyscy wiedzieli.
– Amelio! – zganił ją tata, uderzając ręką w stół. – Przestań!
Przygryzłam wargę, czując nieprzyjemne ukłucie w brzuchu. Dobrze, że Robert zniknął
na górze i nie musiał przysłuchiwać się rozmowie. Nie chciałam, aby był tego światkiem. Był
jeszcze tylko dzieckiem. Nasze problemy nie były jego problemami. Dzieci powinny żyć
beztrosko, nie martwić się o nic, a jedynie cieszyć z każdego nowego dnia.
– Dlatego przyjechałaś – oskarżyła mnie. – Coś się stało.
Nastała cisza. Słyszałam tykanie zegara wiszącego na ścianie naprzeciwko. Dochodziła
trzynasta, a moja własna matka mnie przesłuchiwała. Nie wiedziałam, co powiedzieć, dlatego nie
mówiłam nic. W głowie szukałam odpowiednich słów, aby wyjść cało z tej niezręcznej sytuacji.
Amelia patrzyła na mnie wyczekująco. Babcia cicho westchnęła, skubiąc skórki na palcach, a tata
chwycił się za głowę.
– Niech cię szlag, Amelio – westchnął ojciec. – Ty i to twoje wścibstwo! Nigdy nie wiesz,
kiedy przestać?
Spojrzał na nią poirytowany. Potem przeniósł wzrok na mnie.
– Córciu, nie musisz nic mówić, jeśli nie chcesz. To twoje życie, a to – zwrócił się do
żony – nie twoja sprawa.
– Ale to mój dom – wtrąciła moja mama, uderzając ręką w stół jak przed chwilą tata. –
I mam dość kłamstw. Mam dość, że moje własne dziecko… jedyne dziecko nie jest ze mną
szczere i coś przede mną ukrywa. Wychowałam cię, karmiłam, opiekowałam się tobą i dbałam
o ciebie!
Wzięłam głęboki wdech. Poprosiłam babcię i tatę, aby wyszli i zostawili mnie z Amelią
samą.
– Więc? – spytała matka, tracąc cierpliwość. – Powiesz mi wreszcie całą prawdę czy
wciąż będziesz kłamać, Nikolo Parker?
Chwyciłam się za głowę i zaczęłam ciągnąć się za włosy.
– Alan żyje – powiedziałam, próbując brzmieć neutralnie, ale kiedy poczułam, że
wymiękam, wstałam. Podeszłam do barku i wyciągnęłam z niego butelkę czystej wódki.
Zrobiłam nam po drinku z sokiem pomarańczowym i z lodem i postawiłam szklanki na stoliku. –
Upozorował swoją śmierć. Okłamał mnie. Myślałam, że zginął, a w rzeczywistości tylko zniknął
na jakiś czas, dając wszystkim złudzenie, że go nie ma.
– Słucham? – Amelia otworzyła szeroko oczy. – Po co to zrobił?
Widziałam, że ciężko jej uwierzyć w to, co mówię.
– To jest bez sensu.
Niechętnie, ale opowiedziałam mamie wszystko. Wreszcie usłyszała prawdę. Pękłam. Po
prostu już dłużej nie wytrzymałam, a to, że na mnie naciskała, tylko pchnęło mnie do zwierzenia
się. Nie zamierzałam więcej kłamać, tym bardziej że i tak nie dałaby się nabrać na kolejne
oszustwa. Kłamstwo rodziło kłamstwo, a ja miałam już tego dość. Amelia była mądrą
i inteligentną kobietą. Domyślała się, kiedy coś było nie tak. Zresztą była też moją matką, a ja
potrzebowałam psychicznego wsparcia bliskich osób. Kłótnia z nią odbijała się na moim
zdrowiu.
Tęskniłam za tą kobietą, brakowało mi mamy i miałam nadzieję, że wreszcie mnie
zrozumie, zamiast ciągle pouczać.
– Boże, nie wiem, co powiedzieć. – Z jej ust dobyło się ciche piśnięcie. – Tak mi przykro,
kochanie. – Była zdezorientowana. – Gdybym tylko wiedziała…
Siedziała obok i od pięciu minut nie robiła nic innego, jak tuliła mnie w swoich
ramionach.
– Niki, przepraszam – szlochała, ocierając palcem coraz to nowsze łzy. – Proszę, wybacz
mi.
Domyśliłam się, że Amelii pękło serce. Ciężko było mi sobie wyobrazić, co poczuła, gdy
dowiedziała się, że Seweryn mnie porwał. Mało tego: że podał mnie na tacy Ashtonowi. Młodszy
Parker, odkąd tylko pojawił się w moim życiu, był jej ulubieńcem. Zawsze marzyła o takim
zięciu. Traktowała go jak rodzonego syna. Czasem nawet lepiej niż mnie.
– Co za zasrany dupek! –Amelia po raz pierwszy użyła w mojej obecności wulgarnych
słów. – Pieprzony zdrajca i oszust!
Choć to nie było odpowiednie miejsce i czas, na moich ustach jakimś cudem pojawił się
delikatny uśmiech. Widok mojej matki… wkurwionej matki był czymś niespotykanym.
– Mamuś, jest okej.
Chciałam zapomnieć i raz na zawsze zamknąć ten rozdział. Parkerowie byli już dla mnie
skreśleni. Nie wyobrażałam sobie żyć po tym wszystkim z którymś z nich.
– Tak mi przykro! – powtórzyła po raz enty.
Przegadałyśmy prawie cały dzień, popijając drinki. Zamówiłyśmy dwa kartony
największej pizzy, jaka tylko była do kupienia. Robert zjadł aż dwa kawałki, a potem poszedł
spać, zmęczony całym dniem. Babcia przyłączyła się do mnie i do mamy, tata natomiast się śmiał
i powtarzał, że wszystkie jesteśmy pijaczkami. Odpadł jako drugi i zamknął się w sypialni. Nie
powiedziałam mu, dlaczego wróciłam, ale wiedziałam, że czuł, że nie jest dobrze. W porównaniu
do mojej matki nie naciskał na mnie, tylko czekał, aż sama do niego przyjdę i powiem, że chcę
pogadać.
Na mojej twarzy wreszcie pojawiła się ulga. Czułam się przez te kilka godzin szczęśliwa,
zapomniałam przez moment o całym tym piekle, które na mnie zrzucono. Miałam przy sobie
rodziców, byłam w domu rodzinnym, a mój syn spał na górze, kilka metrów dalej. Nic mi już nie
zagrażało, wreszcie mogłam odetchnąć.
Rozdział 8

Kolejne tygodnie spędziłam w Zielonej Górze. Donikąd się nie wybierałam, chcąc
zregenerować siły. Pogodziłyśmy się z Amelią i od tamtego momentu czułam się w jej
towarzystwie dobrze. Była moją matką, miałyśmy rodzinną więź. Kochałam ją i potrzebowałam
jej obecności w życiu.
Babcia pojechała tydzień później do Bytnicy, natomiast Lucy wciąż pozostawała
w Szczecinie. Dużo rozmawiałyśmy z rudą przez telefon. Z Parkerami nie miałam kontaktu,
a Ashton przepadł jak kamień w wodę. Nie kontaktował się ze mną, jakby to, co się wydarzyło,
w ogóle nie miało miejsca. Nie czytałam gazet, nie przeglądałam internetu i nie oglądałam
wiadomości w telewizji. Mój ojciec, aby polepszyć mi humor, wyrzucił z domu wszystkie
telewizory i je sprzedał. Nie musiał tego robić, ale czułam się dobrze, kiedy się tak starał.
Cieszyłam się, że w pewnym momencie wreszcie się od tego wszystkiego odcięłam.
Czułam ulgę i spokój, odkąd w moim życiu zabrakło Alana i Seweryna. Nie rozumiałam tylko
jednego… Jakaś część mnie była chyba zawiedziona. Tylko czym? Dlaczego i po cholerę?
Alan, odkąd wróciłam do Polski, ani razu nie spróbował skontaktować się z synem.
Traktował go jak powietrze, jakby go nie było. Z kolei Robert często pytał o Seweryna, a raz
nawet wspomniał o wujku Alanie. Był mały, nie rozumiał, co dzieje się wokół. Dla niego
wszystko było dobrze, a on sam pozostawał szczęśliwy. Nie miałam serca burzyć mu tej idealnej
bańki mydlanej, w której tkwił od jakiegoś czasu.
To była naprawdę pojebana sytuacja i bałam się, że kiedyś Robert będzie chciał poznać
prawdę. Co miałabym mu wtedy powiedzieć? Że Seweryn tak naprawdę nie był jego ojcem,
tylko ojczymem? Że zdradziłam Sewiego z jego własnym bratem? Miałabym spojrzeć w oczy
synowi i powiedzieć mu, że zaszłam w ciążę z Alanem, który nawet nie interesuje się teraz jego
życiem i zdrowiem?
– Nikola! – usłyszałam głos mamy. – Zejdź, proszę, na dół!
Pokręciłam głową, odpychając od siebie dręczące mnie w ostatnim czasie myśli.
– Coś się stało? – odkrzyknęłam. Robiłam właśnie serię ćwiczeń z Mel B. – Ćwiczę!
Musiałam wrócić do dawnej formy. W Nowym Jorku sporo przytyłam, a co za tym szło,
waga pokazywała o kilkanaście kilogramów za dużo. Zaczęłam też biegać, aby zrzucić zbędne
kilogramy.
– Masz gościa!
Wstrzymałam filmik z YouTube’a, podniosłam się z maty, po czym wytarłam ręcznikiem
spocone czoło. Byłam w sportowym staniku z Pumy i leginsach od Carpatree. Uwielbiałam te
marki, bo idealnie opinały i podtrzymywały ciało. Mimo że na dworze panowało gorąco,
naciągnęłam na mokre plecy koszulkę i zeszłam do salonu, gdzie czekał na mnie gość. Byłam
zdziwiona, bo z nikim się nie umawiałam, ale wtedy pomyślałam o Lucy. Pisała coś ostatnio, że
planuje przyjechać.
– Joseph?
Widząc dawnego przyjaciela, poczułam nieprzyjemne gorąco w klatce piersiowej.
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Miałam wrażenie, że coś go trapi. Miał
przygnębioną minę.
Skoro przyleciał do Polski i odwiedził mnie w domu rodziców, musiało stać się coś
niedobrego. Inaczej z jakiego powodu by tu był?
– Witaj, Nikolo – przywitał się po angielsku. – Wybacz, że cię nachodzę, ale musimy
porozmawiać.
Minął szmat czasu, odkąd widzieliśmy się ostatni raz, pomyślałam.
– Co się stało?
Joseph zaproponował spacer. Zgodziłam się, jednak najpierw pobiegłam wziąć szybki
prysznic. Ostro czuć było ode mnie pot. Nie chciałam w takim stanie wystraszyć sąsiadów i jego
samego.
Wyszliśmy na zewnątrz. Nie suszyłam włosów, ponieważ lipiec, a raczej końcówka
miesiąca była naprawdę gorąca. Nałożyłam na siebie luźne dresowe spodenki i koszulkę
w kratkę.
– Przyjechałem, bo musimy porozmawiać.
– Zdążyłam się tego domyślić – odpowiedziałam.
Choć minęło sporo czasu, wciąż byłam na niego zła. W przeciwieństwie do Lucy, o której
wiem, że miała z nim jakiś kontakt, ja odcięłam się od niego w każdy możliwy sposób. Nie
chciałam go znać, Alana również. Byli dla mnie skreśleni. Okłamał mnie, wmawiając mi przez
sześć miesięcy, że starszy Parker nie żyje. Robił ze mnie wariatkę, bawił się moją psychiką
i sprawdzał moją wytrzymałość. No a Alan wiadomo… Nie był lepszy.
Obaj od czasu tamtych wydarzeń nie próbowali się ze mną kontaktować. Ani ja, ani mój
syn ich nie obchodziliśmy.
– Czego chcesz?
– Policja złapała Ashtona kilka dni temu.
Zatrzymałam się przy drewnianej ławce i metalowym śmietniku. Zerknęłam kątem oka na
mężczyznę.
– Naprawdę?
Skinął głową. Na moich ustach zawitał lekki uśmiech.
– Trafił do aresztu. Za kilka dni odbędzie się rozprawa.
Wreszcie, pomyślałam.
– To super. – Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Odczułam ulgę, bo to oznaczało, że
Ashton nie był już dla nas zagrożeniem i mogłam czuć się jeszcze bardziej bezpieczna. – Cieszę
się.
Wtedy zobaczyłam, jak Joseph marszczy czoło. Zdążyłam poznać go na tyle, aby
wiedzieć, że miał coś jeszcze do powiedzenia.
– O co chodzi? – spytałam, stając naprzeciwko niego. – Jest coś jeszcze, prawda?
Zapadła cisza, którą przerywały jedynie przejeżdżające obok nas auta. Joseph sięgnął do
kieszeni marynarki i wyciągnął z niej paczkę miętowych papierosów. Byłam zdziwiona, bo
sądziłam, że przyjaciel Alana nie pali. Nigdy nie widziałam go z fajką, nigdy przy mnie nie jarał.
– Chcesz? – poczęstował mnie, ale odmówiłam. Gdy nalegał i zapewnił, że papieros mi
się przyda, dałam się wreszcie namówić. – Niki, jak by ci to powiedzieć…
– Przerażasz mnie.
Usiedliśmy na ławce. Joseph zaciągnął się mocno nikotynowym dymem, a ja nie miałam
jakoś ochoty, aby zrobić to samo. Już od pierwszego bucha fajka mi w ogóle nie smakowała.
Szybko ją zgasiłam i wyrzuciłam peta do kosza.
– Alan odnalazł Seweryna.
Znów nastała cisza. Zaczęłam się denerwować.
– Mów, do cholery, co dalej.
Minęło kilka tygodni. Przestałam o tym myśleć jakiś czas temu. To znaczy czasem
zdarzało się, że moje myśli zaprzątał Seweryn i to, co się z nim działo, ale nie zastanawiałam się
nad tym, kiedy zostanie schwytany. W ogóle się nie zastanawiałam, co u niego. Choć ostrzegł
mnie i zapewnił mi lot do Polski, to nie zapomniałam, że wcześniej mnie porwał i naraził na
niebezpieczeństwo. Podał mnie Ashtonowi na tacy. Miałam prawo mieć do niego żal.
– Cóż. – Ponownie sięgnął do marynarki po papierosy. Odpalił drugiego, patrząc łagodnie
w niebo. – Przyleciałem, bo uznałem, że powinnaś wiedzieć. – Odwrócił wolno głowę i spojrzał
mi w oczy. – Alan wsadził Seweryna do więzienia razem z Ashtonem.
– C-co?
– Seweryn od trzech dni przebywa w nowojorskim więzieniu.
Wstrzymałam powietrze, kiedy dotarły do mnie jego słowa.
– Żartujesz, prawda?
Rozdział 9

Przeczuwałam, że Seweryn może trafić do więzienia za to, co zrobił, ale kiedy Joseph mi
o tym powiedział, byłam w szoku. Nie mogłam wyobrazić sobie byłego męża za kratkami.
On się dopuścił przestępstwa, debilko, warknęła moja podświadomość. Niech tam gnije.
Westchnęłam, przeczesując palcami mokre włosy. Porwał mnie, uwięził i jakkolwiek by
patrzeć, chcieli z Ashtonem śmierci Alana. Byli wspólnikami, pomagali sobie nawzajem. Musiał
się liczyć z konsekwencjami. Na pewno myślał, że mogą go złapać. Wchodząc we współpracę
z Ashem, na sto procent wiedział, co robi. Nikt go do niczego nie zmuszał.
Jednak wiadomość, że tak faktycznie się stało, że Seweryn siedzi w więzieniu, była dla
mnie nie do pojęcia.
– Przykro mi, ale nie żartuję.
Wzięłam głęboki wdech. Zacisnęłam palce na spodenkach i spięłam wszystkie możliwe
mięśnie.
– Seweryn w więzieniu?
Wstałam i zaczęłam chodzić w tę i z powrotem. Rozrywało mi głowę. Miałam w niej
totalny harmider. Wyrwałam Josephowi papierosy i sama zapaliłam jednego. Tym razem
dopaliłam go do końca, prosząc po chwili o jeszcze jednego. Nie mogłam uwierzyć w to, że mój
były mąż siedział za kratami.
– Kurwa, to niemożliwe – zacisnęłam palce w pięść.
Naprawdę spodziewałam się takiego zakończenia, ale nie chciało to do mnie dotrzeć.
Seweryn, mimo tego, co zrobił, nie zasługiwał na spędzenie życia za kratami. Był dobrym
gościem, w końcu ostrzegł mnie, abym wróciła do Polski. Nie chciał dla mnie źle. Martwił się
o mnie, kochał mnie i chronił.
– Joseph?
– Tak?
– Powiedziałeś, że to Alan wsadził go za kratki.
Joseph skinął głową.
Zakołysałam się. Było mi duszno, a upał na zewnątrz niczego nie polepszał. Wręcz
odwrotnie. Zapragnęłam napić się wody.
Wtedy zadzwonił jego telefon. Przeprosił na moment i odebrał, odchodząc w bok. Ja
w tym czasie analizowałam, co mogę zrobić, aby uratować Seweryna.
Kiedy wrócił i oznajmił, że musi już wracać, chwyciłam go za ramię. Zmusiłam go, aby
spojrzał mi w oczy.
– Kiedy masz lot do Nowego Jorku? – spytałam ciężkim głosem.
– Za dwie godziny – powiedział, patrząc na mnie podejrzliwie. – Dlaczego pytasz?
Domyślił się, gdy tylko na mnie spojrzał. Widział iskry w moich oczach i determinację.
Widział gotującą się we mnie złość pomieszaną ze współczuciem.
– Lecę z tobą.
Chciał coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłam. Nie słuchałam go. W głowie miałam
jedyny cel: musiałam za wszelką cenę spotkać się z Alanem i namówić go, aby wyciągnął brata
z więzienia.
– Alan nigdy się na to nie zgodzi – westchnął Smith, gdy dotarliśmy pod dom moich
rodziców. – Niki, to bez sensu. Seweryn sam sobie na to zapracował.
Nie przekonywał mnie do tego, co mówił. Sam nie wierzył w swoje słowa. Alan był jego
najlepszym przyjacielem i wiadomo, że będzie stał po jego stronie. Tym bardziej, że za
Sewerynem nie przepadał. Jednakże miałam wrażenie, że też chciałby wyciągnąć mojego byłego
męża zza kratek nowojorskiego więzienia. Nie tylko ja uważałam, że Seweryn nie zasługuje na
takie zakończenie tej historii.
– Zamknij się – warknęłam, mierząc go morderczym wzrokiem. – To moja wina. Przeze
mnie Seweryn siedzi w celi i przeze mnie stało się to wszystko. Dobrze o tym wiesz. – Stanęłam
do niego tyłem. – To my z Alanem go do tego doprowadziliśmy. Zraniliśmy go, zdradzaliśmy.
Oboje go oszukaliśmy. Jedyne osoby, które powinny trafić do pierdla, to właśnie ja i Alan.
– Niki… – Joseph wiedział, że mam rację. – To nie będzie takie proste, jak ci się wydaje.
Wiesz, jaki jest Alan.
– Nie przyleciałeś tutaj tylko po to, aby mi o tym powiedzieć, prawda?
Rozgryzłam go od razu. Gdyby Joseph nie oczekiwał ode mnie pomocy w tej sprawie, nie
byłoby go tutaj. Mógł przecież napisać esemesa albo zadzwonić. Nie musiał fatygować się tyle
kilometrów, aby powiadomić mnie o schwytaniu Seweryna. A skoro już przyleciał, miał ku temu
jakiś powód. Najwidoczniej dość ważny, bo wciąż ze mną stał i rozmawialiśmy. Wiedział, że
kiedy tylko dowiem się o tym, co zrobił Alan i gdzie jest Seweryn, zainterweniuję.
– Nie – westchnął, siadając na schodach prowadzących do domu moich rodziców. – Też
sądzę, że Alan przesadził.
– Dlatego lecę z tobą.
– Niki, nie zrozum mnie źle, po prostu uważam, że Seweryn…
– Znalazł się w więzieniu przeze mnie i Alana? – wtrąciłam. Spuścił wzrok i kiwnął
głową, nie mając odwagi na mnie spojrzeć. – Wiem o tym, Joseph. Zdaję sobie sprawę, że to
przez nas Sewi zrobił to, co zrobił.
– Wiem, że Alan teraz próbuje być lepszą wersją siebie. Chodził na spotkania z Lessy,
leczył się… Ale to nie zmienia faktu, że to wy nas wszystkich w przeszłości skrzywdziliście.
Słowa Josepha bolały, ale niestety mówił samą prawdę.
– To wasza głupia kilkuletnia obietnica rozpoczęła tę okrutną wojnę. Wasz romans
jedynie podsycił cały niebezpieczny ogień.
– Joseph, ja to wszystko wiem.
Nie zamierzałam się z nim kłócić, bo miał rację. W tej całej erotycznej historii
zawiniliśmy ja i Alan. To przeze mnie i starszego Parkera Sewi przyłączył się do Ashtona. Szukał
w nim wsparcia i pocieszenia. Nie mógł sobie w inny sposób poradzić z naszą zdradą. Cierpiał,
cholernie cierpiał. A Alan w dalszym ciągu tego nie rozumie. Patrzy na siebie i swoje wielkie
ego.
– Nikola…
– Seweryn nienawidzi Alana, ale też nienawidzi mnie. Ma żal, że go okłamałam
i zdradziłam. Wiem o tym, jestem tego, kurwa, świadoma. Latami go okłamywaliśmy.
– Uspokój się, bo widzę, że zaczynasz wariować.
– Joseph… – Chwyciłam Smitha za rękę i zmusiłam, żeby na mnie spojrzał. – Nie
pozwolę, aby Seweryn zgnił w pierdlu tylko dlatego, że Alan to kutas.
– Seweryn cię kocha.
– Nieprawda. – Zaśmiałam się gardłowo. – Seweryn, od kiedy zna prawdę, nienawidzi
mnie.
Joseph nie wiedział, co mówi. Po tym, co zrobiłam byłemu mężowi, nie potrafiłby mnie
kochać. Nikt nie miał w sobie tyle empatii, aby pomieścić w sercu taką ilość gniewu i zdołać nad
nią zapanować, a tym bardziej okiełznać ją.
– Rozmawiałem z nim wczoraj.
– Co takiego? – zadrżałam. W moim gardle urosła olbrzymia gula. Usiadłam obok
mężczyzny, nie puszczając jego ręki nawet na sekundę. – Widziałeś się z nim?
– Prawnik załatwił mi widzenie.
– Alan wie? – spytałam – Pozwolił ci?
– Oczywiście, że o niczym nie wie.
– Po co chciałeś się z nim spotkać? – kontynuowałam, ciekawa wszystkiego, co miało
związek z Sewerynem. – I o czym rozmawialiście?
– Musiałem zadać mu kilka ważnych pytań, zanim tutaj przyleciałem. Musiałem być
pewien, że mam rację. – Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, o czym mówi. Poprosiłam, aby mi
to powoli wyjaśnił. – Powiem ci tylko tyle, że Seweryn żałuje tego, że cię porwał. Tak jak
myślałem, powiedział, że działał pod wpływem impulsu. Chciał w ten sposób dokopać Alanowi.
Nigdy nie zamierzał cię skrzywdzić i gdyby mógł cofnąć czas, nigdy drugi raz nie pomógłby
Ashtonowi. Wie, że źle zrobił.
Teraz byłam już pewna w stu procentach, że muszę go uratować. Wstałam i przeprosiłam
na chwilę przyjaciela Alana. Poprosiłam, aby dał mi dziesięć, góra dwadzieścia minut.
– Seweryn, kiedy się dowiedział, że zamierzam do ciebie przylecieć, poprosił, żebym ci
coś przekazał – usłyszałam w ostatniej chwili, zanim weszłam do domu.
Spojrzałam przez ramię na Smitha.
– Co takiego?
– Poprosił, żebym ci przekazał, że cię bardzo przeprasza i żebyś uściskała od niego
twojego syna. Tęskni za nim cholernie. – Joseph się uśmiechnął, jakby to, co mówił, go
wzruszyło. – Za wami – poprawił. – Nie prosił, aby go ratować. Ani razu nie wspomniał, żebym
wyciągnął go z więzienia. On naprawdę żałuje, Nikola, i jest gotów ponieść konsekwencje za to,
co zrobił. Nawet ja mu wierzę.
Wypuściłam powoli powietrze, które chwilę temu zachłannie wciągnęłam do płuc.
– Wyciągnę go z więzienia – warknęłam, ocierając palcem kilka pojedynczych łez, które
uleciały mi z oczu. – Daj mi dziesięć minut. Spakuję najpotrzebniejsze rzeczy i lecę razem z tobą
do Nowego Jorku.
Spotkam się z Alanem i zmuszę go, aby wydostał swojego brata z pierdla, pomyślałam,
wbiegając do salonu.
Rozdział 10

Nie spieszyło mi się tego dnia. Nie przywiązywałem zbytnio wagi do czasu. Ostatnio i tak
miałem wszystko gdzieś. Spojrzałem wolno w lustro i dopiero potem opuściłem sypialnię.
Wyglądałem dość dobrze jak na człowieka, który niedawno zmartwychwstał.
Dziesięć minut temu poinformowano mnie, że kierowca czeka pod domem. Niech czeka,
myślałem. Czułem na sobie wzrok każdego z domowników. Nie przyzwyczaili się jeszcze
najwyraźniej do tego, że wróciłem. Cóż, dopóki wypełniali moje rozkazy i byli na moje każde
zawołanie, mogli sobie o mnie myśleć, co chcieli. Byleby nie mówili tego na głos i żeby znali
swoje miejsce w szeregu.
Wyszedłem na zewnątrz. W Nowym Jorku od kilku dni napieprzało słońce. Żałowałem
przez moment, że zdecydowałem się ubrać koszulę z długim rękawem. Najpewniej zanim dojadę
na miejsce, będę cały spocony.
Samochód już czekał. Kierowca przywitał mnie skinieniem głowy, po czym otworzył dla
mnie drzwi i zaprosił mnie do środka.
– Więc ty naprawdę żyjesz – usłyszałem znajomy kobiecy głos.
Zakląłem pod nosem, bo wiedziałem, do kogo należy. Nie miałem ochoty na rozmowę
z nią. Wiedziałem, czym to się skończy. Nie przyszła bez powodu. Niestety przed spotkaniem
z Sewerynem musiałem zmierzyć się z tą cholerą, czy tego chciałem, czy też nie.
Odwróciłem się więc powoli. Dostrzegłem Lessy. Stała oparta o ciężarówkę z kwiatami,
która od kilku godzin czekała na ogrodników, aż ją rozładują. Kobieta wbijała we mnie ostry
wzrok.
– Niech cię szlag, Parker – syknęła. – Ciebie i twoje popierdolone pomysły.
Otworzyłem ramiona i podszedłem do dawnej terapeutki ze sztucznym, szerokim
uśmiechem. Chciałem ją przytulić. Chciałem przywitać się w miły sposób. Przyznam, że czasem
za nią tęskniłem, gdy mnie nie było. Najbardziej jednak tęskniłem za jej ciętymi radami, które
niekiedy potrafiły uratować mi życie.
– Też się cieszę, że cię widzę – odpowiedziałem. – Lessy, pięknie wyglądasz.
Odepchnęła mnie, gdy podszedłem zbyt blisko. Założyła ręce i czekała.
– Co? – spytałem, marszcząc brwi. Wyciągnąłem z kieszeni okulary i założyłem je. –
Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
– Uwierz, że tak jest.
Przewróciłem oczami na ten niepotrzebny komentarz. Nie uszło to uwadze mojej dawnej
przyjaciółki.
Zaprosiłem ją do ogrodu, aby nie robić widowiska przy pracownikach, których dziś na
posesji było multum. Zaproponowałem coś zimnego do picia albo nawet coś mocniejszego.
Przywołałem do siebie jedną ze służących i rozkazałem, aby przyniosła dla nas dwie szklanki,
dzbanek zimnej lemoniady oraz butelkę schłodzonej szkockiej. Postanowiłem napić się przed
nieprzyjemnym spotkaniem, na które przygotowywałem się od kilku godzin.
– Jak się czujesz? – spytała, zbijając mnie swoim pytaniem z tropu.
Myślałem, że jej wizyta tutaj będzie zwiastować kłopoty. Byłem pewien, gdy tylko ją
zobaczyłem, że zaraz mi nawrzuca albo nawet dojdzie do rękoczynów. Zdążyłem poznać Lessy
przez te kilka lat i nauczyłem się tego, że to kobieta z temperamentem. Gdyby nie to, że
poznaliśmy się w takich, a nie innych okolicznościach, już dawno bym ją przeleciał.
Chciałeś to zrobić, tyle że ci nie dała, kretynie, mruknęła moja podświadomość.
– Dobrze. – Uśmiechnąłem się, ukazując śnieżnobiałe zęby. Wiedziałem, że bardzo lubiła
mój uśmiech. Sama się kiedyś do tego przyznała. – Dlaczego pytasz?
– Bo wiesz…
Wróciła do nas służąca z naczyniami i napojem oraz z moją szkocką. Napełniła nasze
szklanki, po czym odeszła, zostawiając nas ponownie samych.
– Zastanawia mnie jedno.
Lessy wyciągnęła rękę i sięgnęła po lemoniadę. Upiła jeden łyk, krzywiąc się zabawnie
od smaku kwaśnej cytryny.
– Tak?
– Zastanawia mnie to – uśmiechnęła się niczym jadowita żmija, która zaraz zaatakuje –
jak może czuć się taki skurwiel jak ty, Parker.
Wzięła szklankę do połowy pełną lemoniady i chlusnęła mi nią prosto w twarz. Nie
spodziewałem się, że mnie obleje, lecz i tak nie zdołała wyprowadzić mnie z równowagi. Wręcz
odwrotnie. Pokręciłem głową, śmiejąc się głośno. Moja intuicja mnie nie zawiodła. Lessy
wreszcie mi pokazała, po co tu tak naprawdę przyszła. Miałem rację, że chciała mnie opierdolić.
– Masz jakieś wyrzuty chociaż?
Znalazłem na drewnianym stole suchą ścierkę. Nie wiem, skąd się tam wzięła, ale nie
zamierzałem się nad tym zastanawiać. Wytarłem nią twarz, a potem rzuciłem ją na ziemię.
– Wyrzuty? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie. – A powinienem?
Usłyszałem, jak zgrzyta zębami.
– Jak ty potrafisz spojrzeć w lustro?
– Normalnie. – Wzruszyłem ramionami. – Tak jak zawsze. I wiesz, co widzę po drugiej
stronie szkła? – Uniosła brew zaciekawiona. – Zajebistego gościa, który zawsze dostaje to, czego
chce.
– Doprawdy?
– Śmiesz wątpić?
Wziąłem szklankę i upiłem pierwszy łyk whisky. Smakowała wybornie, dlatego nalałem
sobie jeszcze i opróżniłem całą szklankę na raz.
– Lessy, nie cieszysz się, że jednak żyję?
– A powinnam? – prychnęła, powtarzając moje słowa.
Lessy miała zadziorny charakterek, nie ma co. Nigdy nie uważałem, że jest inaczej.
– Jak mogłeś to zrobić? – chciałem zapytać, o co jej chodzi, ale mi nie pozwoliła. –
Zawsze dostajesz to, czego chcesz? I tym razem uważasz, że jest tak samo?
– A nie?
– A tak?
– O co ci chodzi? – spytałem, lekko już zirytowany. – Powiesz, do czego dążysz, czy to
zakończymy?
Ta wymiana zdań zaczęła mnie nudzić. Do niczego nie prowadziła.
– Mówisz, że zawsze dostajesz to, czego chcesz, tak? – Kiwnąłem głową, bo tak
rzeczywiście było. Ashton został schwytany, Seweryn również. Obaj siedzieli w więzieniu.
Mojemu życiu nie zagrażało już żadne niebezpieczeństwo, a firma w dalszym ciągu należała
wyłącznie do mnie. – To w takim razie gdzie jest Nikola?
Spojrzałem na blondynkę, marszcząc brwi.
– Gdzie twój syn? – nie przestawała mówić. – Gdzie miłość twojego życia? Gdzie Jessy?
Gdzie Joseph? Gdzie twój brat?
Miałem już coś odpowiedzieć, ale nagle zadzwonił mój telefon. Przeprosiłem na moment
i wziąłem urządzenie w dłoń. Dzwonił prawnik. Zakląłem pod nosem, bo od dwudziestu minut
powinienem być z nim.
– Odpowiem ci innym razem – rzuciłem do kobiety, odrzucając połączenie i odkładając
telefon na miejsce. – Wybacz, ale muszę się już zbierać.
Podziękowałem za odwiedziny i ruszyłem w stronę samochodu, który czekał na mnie na
podjeździe. Od dwudziestu minut czekało na mnie też ważne spotkanie w nowojorskim
więzieniu.
– Pomagałam ci przez te lata, bo myślałam, że da się ciebie uratować. Pomagałam ci, bo
sądziłam, że jesteś dobrym człowiekiem. Przekonałeś mnie do siebie, gdy pierwszy raz zjawiłeś
się w moim gabinecie. Urzekła mnie twoja historia i za wszelką cenę starałam się ci pomóc.
Przedstawiłeś mi Nikolę jako tę złą. Wykreowałeś mi jej obraz jako tej najgorszej. Porzuciła cię
niegdyś dla Seweryna.
– Do czego dążysz, Lessy? – wtrąciłem, zatrzymując się przy jednej z lamp stojących
przy kamiennej ścieżce.
– Do tego, aby ci teraz uświadomić, że jest mi wstyd.
– Czego się wstydzisz? – Przeczesałem palcami włosy, wzdychając.
– Wiesz czego, Parker? – Podeszła do mnie i stanęła naprzeciwko. Wycelowała we mnie
palec wskazujący. – Tego, że ci tyle czasu pomagałam. Tego, że kiedykolwiek ci zaufałam.
Żałuję cholernie, że, kurwa mać, dałam ci się omamić. Jesteś zepsutym do szpiku kości
człowiekiem. Nie da się ciebie naprawić. Oszukałeś nas. Oszukałeś Nikolę. Znów! Upozorowałeś
swoją śmierć. Wiesz, jak to wszyscy przeżywaliśmy? Jak ja to przeżywałam?
– Lepiej skończ.
Nie chciałem tego słuchać. Odkąd tylko wróciłem, nie słyszałem nic innego jak same
oskarżenia i żale.
– A jak ona? – ciągnęła, mając łzy w oczach. – Nikola naprawdę cię kocha, kretynie.
A raczej kochała, bo po tym jak sobie z niej zadrwiłeś, ma prawo cię znienawidzić. Powinna.
– To ona mnie oszukała. – Odsunąłem się od blondynki, po czym ją wyminąłem. – Ukryła
przede mną fakt, że mam syna. Wmówiła mi, że Robert należy do Seweryna. Mało tego, dała
temu dziecku imię po moim ojcu, choć od początku wiedziała, że to mój bachor.
– Bachor? – syknęła Lessy, łapiąc mnie za ramię i odwracając, żebym spojrzał jej
w oczy. – Tym jest dla ciebie wasz syn? Głupim bachorem?
Brak mojej odpowiedzi był dla niej wystarczającą odpowiedzią. Lessy zrozumiała
wreszcie, że ta rozmowa nie ma sensu i trzeba było ją zakończyć, nim jeszcze się zaczęła. Do
niczego nie doszliśmy. Uważała, że nie mam racji, a ja z kolei twierdziłem odwrotnie: dla mnie
ona pierdoliła głupoty.
– Szkoda mi ciebie, Alan. – Nie byłaby sobą, gdyby ostatnie słowa nie należały do niej.
Właśnie wsiadałem do samochodu i miałem nadzieję, że uda mi się odjechać spod domu w ciszy,
lecz powinienem był się spodziewać, że Lessy jeszcze nie skończyła. – Mógłbyś być taki
szczęśliwy z kobietą, bez której nie potrafisz żyć, z synem, który zmieniłby twój cały świat,
i z bratem, który jest twoją najbliższą rodziną. Zamiast tego doprowadziłeś to rozpadu swojego
życia. Nikola przed tobą uciekła, syn cię nie zna, a brat z nienawiści do ciebie cię zdradził.
Wszystkiemu jesteś winien ty. Nie Seweryn, nie Nikola, lecz tylko i wyłącznie ty.
Spojrzałem na nią, bo czułem, że tego właśnie oczekuje. Poczułem nieprzyjemne ukłucie
w brzuchu, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Powiedziała wszystko, co jej leżało na sercu.
W końcu po to tutaj przyszła. Wyrzucić z siebie cały męczący ją żal.
Gdy zniknęła za rogiem mojego domu, oparłem głowę o zagłówek fotela i zamknąłem
drzwi. Nie musiałem mówić kierowcy, dokąd ma mnie zawieźć, bo wiedział od samego
początku. Bruce, bo tak nazywał się mój nowy kierowca, został zatrudniony przez Nikolę, gdy
zajęła moje miejsce i rozporządzała moim majątkiem. Nie zwolniłem go, ponieważ przypadł mi
do gustu. Był dobrym człowiekiem. Nie sprawiał problemów.
Dojechaliśmy pod więzienie w niecałe trzydzieści minut. Rzuciłem do Bruce’a, aby
nigdzie beze mnie nie jechał, i wysiadłem.
Przed wielkim budynkiem z czerwonej cegły czekał na mnie jeden z policjantów.
Widziałem niezadowolenie na twarzy tego mężczyzny, ale na szczęście nic nie powiedział.
Wiedział, że nie może. Nie chciałem się denerwować już na samym początku.
Zaprowadzono mnie do miejsca, w którym przyjmowano odwiedzających. Potem
oddelegowano do innego faceta w czarnym kombinezonie i z nim udałem się pod wskazany
adres.
– Jeśli coś będzie się działo, proszę zapukać w drzwi – poinformował mnie policjant. –
Na pewno nie wchodzić tam z panem?
– Na pewno – mruknąłem.
Stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do pokoju, w którym czekał na mnie mój
braciszek. Nie mogłem doczekać się tego widoku, od chwili gdy dostałem telefon, że go
schwytali. Tygodniami szukała go nowojorska policja, aż wreszcie debil wpadł, tankując
samochód na jednej ze stacji benzynowych. Mogłem spotkać się z nim wcześniej, bo ukrywał się
niezbyt dobrze, jednak nie chciałem. Gdybym to zrobił, mógłbym go wtedy zabić.
Nienawidziłem zdrady, nienawidziłem nielojalności i fałszerstwa, a Seweryna cechowały
wszystkie te negatywy. Był skończonym złamasem, zasługiwał na zgnicie w pierdlu.
Prawdę mówiąc, ta kanalia zasługiwała na znacznie gorszy los. Nieważne, co mówiła
Lessy, ja nienawidziłem tej gadziny.
– Można wejść – rzucił mundurowy. – W razie wu będę na pana zawołanie.
Rozdział 11

Skinąłem głową, po czym chwyciłem za klamkę i wszedłem do środka. W pomieszczeniu


panował półmrok. Zrobiłem krok do przodu. Od razu w oczy rzucił mi się metalowy stolik, przy
którym siedział mój braciszek. Był zgarbiony. Siedział tyłem. Zapewne od razu mnie usłyszał, bo
nie zachowywałem się cicho, lecz nic nie powiedział. Poprawiłem rękawy marynarki, a następnie
podszedłem do młodego.
– Miło cię widzieć – rzuciłem, klepiąc go po ramieniu. – Jak się masz?
Próbowałem za wszelką cenę powstrzymać wybuch śmiechu.
– Czego chcesz? – spytał ściszonym głosem. – Nie wystarczy ci już?
Uniosłem brwi.
– Nawet nie wiesz, ile mam radości, kiedy widzę cię w tym pomarańczowym wdzianku. –
Nie wytrzymałem i zaśmiałem się, wskazując palcem na więzienny uniform. – Ja pierdolę, nie
wierzę!
Seweryn, który siedział za kratami, był dla mnie spełnieniem marzeń. Od dziecka
marzyłem i modliłem się, aby dostał to, na co zasługiwał. I teraz dostał. Siedział w więzieniu,
skuty w kajdanki i pozbawiony wolności.
– Daj sobie spokój – rzucił. – Daj mi spokój. Nie mam ochoty na żarty.
– Braciszku, po co te nerwy? – Pokręciłem głową, klaszcząc jednocześnie w dłonie. – Nie
cieszysz się, że przyszedłem?
– Chcesz czegoś konkretnego?
– Chcę porozmawiać – Puściłem do niego oczko.
– To mów, co masz powiedzieć, a potem spierdalaj – mruknął szatyn.
Oparł się dłońmi o stół i wlepił we mnie wzrok. Czekał, aż wyrzucę z siebie jad, a potem
zostawię go samego.
Uniosłem brew, obserwując jego twarz. Jadąc tutaj, byłem pewien, że mój brat przechodzi
załamanie. Byłem na dwieście procent pewien, że nie radzi sobie z tym, że tutaj jest.
Jednak gdy patrzyłem na Seweryna, widziałem jedynie zmęczenie.
– Dlaczego to zrobiłeś? – spytałem. Przestałem się z niego nabijać i skupiłem się na
ważnych rzeczach. – Dlaczego naraziłeś życie Nikoli na niebezpieczeństwo? Dlaczego ją
zdradziłeś?
Mój głos był teraz szorstki. Tego za cholerę nie rozumiałem. Seweryn wystawił Nikolę
Ashtonowi na tacy. Porwał ją, a potem uwięził w domu, gdzie Ashton mógł zrobić z nią, co
chciał. Sądziłem, że ją kochał. Zawsze się o nią troszczył, dbał o nią. Nasze relacje były
pogmatwane, ale dałbym sobie rękę uciąć, że Seweryn za Nikolę był gotów oddać życie.
Czy ten kretyn stracił mózg?
– Przecież ją kochasz. Wiesz, że mogła zginąć.
– A dlaczego ty ją naraziłeś na niebezpieczeństwo, przepisując jej firmę? – odbił
piłeczkę. – Przecież ją kochasz.
Zmarszczyłem czoło. Zaintrygował mnie swoją odpowiedzią. Pomyślałem chwilę
i westchnąłem przeciągle. Ostatecznie postanowiłem być z nim szczery. Nie miałem nic do
stracenia, a on i tak szybko nie opuści murów tego budynku.
– Chciałem się na niej w ten sposób zemścić – wzruszyłem ramionami i oparłem się
o krzesło. – Zasłużyła sobie na małe piekło, które zgotował jej Ashton. Ukryła przede mną fakt,
że mam syna. Okłamała mnie, że to twoje dziecko. Trochę strachu, który Ashton w niej
zaszczepił, nie zaszkodziło.
– A mimo to uratowałeś ją z płonącego samochodu – powiedział głosem wyprutym
z jakichkolwiek emocji. – I cały twój plan trafił szlag.
– Tak – uśmiechnąłem się lekko – bo ją kocham tak samo jak ty. Nie dam jej nigdy
skrzywdzić.
– Mhm.
– Ale koniec końców i tak wygrałem. Ashton został złapany, czeka go rozprawa. Zgnije
w pierdlu i ja o to zadbam.
– Widzisz… – powiedział Seweryn, wstając. Od razu spiąłem mięśnie, gotowy do ataku.
Uważnie obserwowałem każdy jego ruch, w razie gdyby chciał zrobić coś głupiego. – Ja
myślałem podobnie, gdy Ashton chciał ją porwać. Dla mnie to też była zemsta na niej. W końcu
mnie też oszukała. – Pomieszczenie wypełnił jego gardłowy śmiech. – Oboje mnie oszukaliście.
Podszedł do drzwi, o które się oparł, i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
– Przyszedłeś tutaj, bo myślałeś, że zobaczysz mój upadek, ale spójrz na mnie. –
W powietrzu przejechał dłonią wzdłuż swojego ciała. – Ja mam się naprawdę dobrze. Liczyłem
się z konsekwencjami. Wiedziałem, że trafię za kratki. I było mi wszystko jedno. Wciąż jest. –
Odbił się od drzwi i wolnym krokiem przeszedł przez całe pomieszczenie. Wrócił na swoje
miejsce. Usiadł naprzeciwko mnie i rozczesał palcami jednej dłoni swoje tłuste włosy. –
Myślałeś, że będę cię błagać o wybaczenie. Byłeś pewien, że poproszę o ratunek, mam rację?
Nie odpowiedziałem, bo mówił prawdę. Tak właśnie myślałem, jadąc tutaj. Byłem
pewien, że Seweryn uklęknie przede mną i będzie mnie prosić o wyciągnięcie go z pierdla.
Zacisnąłem dłoń w pięść i ukryłem ją pod stołem. Nie zamierzałem pokazywać mu, że
zaczyna mnie wkurwiać. Nie przyjechałem tutaj po to, aby Seweryn mnie zdominował. To ja
rządziłem, ja dyktowałem warunki i ja rozdawałem karty.
– Tylko nie wziąłeś pod uwagę najważniejszego – kontynuował. – Tutaj, bracie, mam
ciszę i spokój. Mam własną celę, karmią też niczego sobie. – Parsknął śmiechem, który dziś
widziałem u niego po raz pierwszy. – A co mam na zewnątrz? – Chciałem coś powiedzieć, ale
mnie uprzedził: – Odebrałeś mi wszystko. Żonę, syna, firmę. Powiem ci coś. Tak między nami. –
Nachylił się do mnie i szepnął: – Ja nawet nie chcę stąd wychodzić. Po co? Wtedy będę musiał
zmierzyć się z rzeczywistością. A to mi niepotrzebne. Tu jest mi dobrze, braciszku. To ty
będziesz cierpieć.
– Co ty pieprzysz?
Nie wiedziałem, o czym on mówi. Nikt normalny nie byłby zadowolony z tego, że siedzi
w więzieniu.
– Wciąż nie rozumiesz, prawda? Dobrze, chętnie ci to wytłumaczę. – Seweryn podwinął
rękawy pomarańczowego uniformu, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na moment. – Gdy
Nikola się dowie, że wsadziłeś mnie do więzienia, przyleci tutaj i będzie chciała mi pomóc. Sama
mnie stąd wyciągnie. Obaj dobrze ją znamy i wiemy, że tak będzie. Mało tego, gdy ona tu
przyleci, będzie miała pretensje do ciebie, że tutaj jestem. Dlaczego? Bo w końcu to ty mnie
wsadziłeś do więzienia.
Wstałem, gwałtownie uderzając dłońmi o metalowy stół. Seweryn nawet nie drgnął,
wciąż wlepiając we mnie swoje oczy.
– Myślisz, że wygrałeś? Doprawdy? – zaczynał wyprowadzać mnie z równowagi. Całe
moje opanowanie zaczął trafiać szlag. – Kto nosi pod sercem tatuaż z imieniem Nikoli, ja czy ty?
Który z nas ma na jej punkcie obsesję? Który nie potrafi bez niej żyć?
– Do czego dążysz, kutasie?
– Chcę ci uświadomić pewną rzecz. Od kiedy dowiedziałem się o waszym romansie,
zacząłem się godzić ze stratą Niki. Po prostu wiem, że już nigdy z nią nie będę. A ty?
– Co ja?
– Ty się pogodziłeś z jej stratą? Pogodziłeś się z tym, że nigdy z nią nie będziesz?
Nie wytrzymałem. Chwyciłem go za kombinezon i zmusiłem, żeby wstał.
– Zamknij się lepiej, bo nie ręczę za siebie – warknąłem, wzmacniając ścisk.
– Braciszku. – Seweryna bawiła ta sytuacja i miał niezły ubaw z dręczenia mnie,
a przecież miało być odwrotnie. – Po co te nerwy?
Odepchnąłem go od siebie, bo czułem, że jeszcze chwila, a rozpierdolę go w drobny mak.
Od razu ruszyłem do drzwi, kończąc nasze spotkanie na tym epizodzie. Nim jednak wyszedłem,
obróciłem się przez ramię i na pożegnanie rzuciłem ostatnie słowa:
– Idź do diabła.
– Spokojnie! – krzyknął Seweryn, gdy zamykałem za sobą drzwi. – W piekle jest miejsce
dla nas obu!
Rozdział 12

Seweryn Parker

Leżałem spokojnie na łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Czas ciągnął mi się
niemiłosiernie. Nie wiedziałem, co robić, żeby zająć swój umysł. Bolały mnie plecy i dupa od
wgniatania ciała w materac. Nie dość, że moje łóżko ledwo stało, to jeszcze z każdym moim
ruchem słyszałem irytujące skrzypnięcia. O smrodzie nie wspomnę. Prawdopodobnie nigdy nie
było prane. Bałem się myśleć, kto tutaj przede mną spał.
Miałem wrażenie, że stoję w miejscu, a brak zegara tylko pogarszał moją niezbyt
przyjemną sytuację. Bolała mnie głowa, było mi duszno i chciało mi się w cholerę pić. Niestety
pora obiadowa nie miała nadejść tak szybko. Dopiero co było śniadanie. Kurwa, nigdy nie
sądziłem, że zatęsknię za świeżym chlebkiem czy jajkami na twardo. Tutaj karmili jakąś breją
w kolorze żółtej sraczki.
Od kilku dni nie widziałem świata. Byłem zamknięty w jednoosobowej celi z dala od
znajomych czy rodziny. Chociaż tyle dobrze, że dali mi własny pokój. Zresztą, prawdę mówiąc,
jaką ja miałem rodzinę na tym świecie? Brata, którego nienawidziłem i wzajemnie, czy może
Nikolę, która zraniła mnie jak nikt inny i przyprawiła mi rogi? Był jeszcze Robert, tylko że on…
wcale nie był moim synem.
Zakląłem pod nosem na wspomnienie najmłodszego z Parkerów. Przewróciłem się na
drugi bok i schowałem twarz w poduszce. Na samą myśl o nim chciało mi się płakać. Przed
oczami miałem twarz Roberta, jego małe i kruche rączki, piękny, niewinny uśmiech…
Kurwa jebana mać, jak ona mogła mi to zrobić?! Odebrała mi wszystko, zostawiając mnie
z niczym!
Podniosłem głowę na dźwięk okropnego stukotu metalu o kraty.
– Zaraz masz widzenie, Parker – rzucił jeden z klawiszy ubrany cały na czarno. – Szykuj
się i idziemy.
Co niby miałem szykować? Nawet ciuchów na zmianę nie posiadałem. Dzień w dzień
chodziłem w pomarańczowym uniformie. Pralnie działały raz w tygodniu i tylko wtedy,
w soboty, dostawaliśmy czyste ubranie na zmianę. Czyli kolejny pomarańczowy uniform.
– Widzenie? – zdziwiłem się. – Z kim?
Nie pamiętałem, żebym był z kimś umówiony. Nie prosiłem o widzenie, nie chciałem
z nikim rozmawiać. Nawet nie pamiętałem, abym prosił prawnika o przyjście tutaj.
Domyśliłem się więc, że chodzi o Alana. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby przyszedł do mnie
tylko po to, żeby się pośmiać. To było do niego bardzo podobne. Był gnidą i uwielbiał upokarzać
innych, zwłaszcza mnie. Od dzieciaka zawsze rywalizowaliśmy. Mój upadek był dla niego
gwiazdką z nieba.
– Dowiesz się na miejscu.
Wstałem i podszedłem do krat. Klawisz otworzył mi drzwi, od razu każąc podać sobie
nadgarstki. Zakuł mnie w kajdanki, wziął pod ramię i popchnął mnie do przodu, prowadząc na
sam koniec ponurego, śmierdzącego korytarza. Kątem oka dostrzegłem kilku mężczyzn leżących
na łóżkach w swoich celach. Jedni wyglądali na kompletnie szalonych, inni byli ponurzy
i przybici, jeszcze inni zaś nic sobie nie robili ze swojej odsiadki. Jakby wiedzieli, że zasługują
na to miejsce. I tak pewnie było. Popełnili przestępstwo z premedytacją i czekają na koniec
wyroku, pomyślałem.
Tak jak ja.
Wchodząc w układ z Ashtonem, liczyłem się ze skutkami ubocznymi oraz
konsekwencjami. Wiedziałem, że przyjdzie mi za to prędzej czy później zapłacić. Alan, mimo że
sam był gnidą i fałszywym zdrajcą, nienawidził nieposłuszeństwa i nielojalności. Eliminował
ludzi, którzy szli mu naprzeciw.
– Tylko grzecznie mi tutaj – warknął klawisz, wpychając mnie brutalnie do jednego
z kilku ponurych pokoi. – Zaraz przyjdzie twój gość.
Ostatnie słowo wypowiedział takim tonem, że byłem już na sto procent pewien, że chodzi
o Alana.
– Mhm – mruknąłem leniwie. Nie zamierzałem pokazywać, że mnie to obchodzi. –
Dostanę szklankę wody? – zapytałem, choć z góry znałem odpowiedź. – Chce mi się pić.
Posłałem łysemu fałszywy uśmiech, który miał mu pokazać, że jest mi wszystko jedno.
– Może pizza i frytki do tego, co? – zaśmiał się ten skurwiel.
– Jeśli mi przyniesiesz, to czemu nie.
– Dobre, dobre.
Przewróciłem oczami i usiadłem na krzesełku. Próbowałem ignorować uwierające mnie
kajdanki, ale było to trudne. Kutas zapiął mi je zadziwiająco mocno. Z trudem poruszałem
dłońmi.
– Zrób coś nieodpowiedniego, a pożałujesz – zagroził, łapiąc mnie za kark. Syknąłem
z bólu. – Mam cię na oku – wskazał palcami na sufit, chcąc pokazać mi kamery. – Jeden
niewłaściwy ruch i izolatka.
Bał się, że mógłbym uciec? Tylko, kurwa, dokąd i po co? Zresztą niby jak? Wszędzie
była policja, ochrona i klawisze. Nowojorskie więzienie miało to do siebie, że było dobrze
chronione.
– Spokojnie – odpowiedziałem. – Nigdzie się nie wybieram. Nie masz się czego obawiać.
Mówiłem prawdę. Donikąd się nie wybierałem. W pierdlu przynajmniej miałem spokój
i nie musiałem użerać się z moim braciszkiem i z Nikolą. Nie widziałem ich tutaj, nie słyszałem
o nich.
– Tutaj nie jesteś już milionerem, Parker.
Miałem wrażenie, że ten gnój mnie nie lubi. Nie znał mnie, rozmawialiśmy ze sobą
zaledwie kilka razy i to tylko dlatego, że wylądowałem w tym miejscu, a czułem, że od samego
początku ma ze mną jakiś problem.
– Dzięki za przypomnienie. – Machnąłem na niego ręką. – Jakoś nie zauważyłem.
Myślałem, że to pięciogwiazdkowy hotel.
– Jak posiedzisz tutaj kilka ładnych latek, to humorek ci opadnie – prychnął. – Daję ci
moje słowo, że tak będzie.
Nie odpowiedziałem mu już nic więcej, tylko czekałem, aż wyjdzie. Nie chciało mi się
wchodzić z nim w kłótnie. To było bezsensowne i bezcelowe. Wiem, jak traktowali
nieposłusznych i zadziornych więźniów. Zeszłej nocy słyszałem, jak jeden z nas dostał w swojej
celi wpierdol, i to tylko dlatego, że powiedział do jednej z klawiszek, że ma ładną dupę.
Blondynka wpadła do jego celi, zdzieliła go kilka razy gumową pałą, a na koniec wysłała go na
tydzień do izolatki. Nie chciałem powielić jego nieszczęścia.
Gdy zostałem sam, oparłem ramiona na stole i głośno westchnąłem. Brało mnie na
wymioty, gdy pomyślałem o Alanie i o tym, że za chwilę go zobaczę.
– Miło cię widzieć. – Drzwi się otworzyły i usłyszałem jego drażniący mnie głos. – Jak
się masz?
Nie obróciłem głowy. Cieszyłem się, że usiadłem tyłem do wejścia. Poczekałem, aż do
mnie podejdzie.
– Czego chcesz? – spytałem wreszcie cicho. – Nie wystarczy ci już?
Liczyłem w duchu minuty do jego wyjścia.
– Nawet nie wiesz, ile mam radości, kiedy widzę cię w tym pomarańczowym wdzianku. –
Stanął naprzeciw mnie. Zaśmiał się, wskazując mój więzienny uniform. – Ja pierdolę, nie wierzę!
– Daj sobie spokój – rzuciłem, wykrzywiając usta w grymas niezadowolenia. – Daj mi
spokój. Nie mam ochoty na żarty.
Czy tak dużo wymagałem od życia? Chciałem spokoju, ciszy i skupienia.
– Braciszku, po co te nerwy? – Pokręcił głową i zaklaskał. – Nie cieszysz się, że
przyszedłem?
Uniosłem brwi.
– Chcesz czegoś konkretnego?
– Chcę porozmawiać.
– To mów, co masz powiedzieć, a potem spierdalaj – mruknąłem.
Wbiłem w niego wyczekujący wzrok. Czekałem, aż mi wszystko wygarnie, a potem mnie
wreszcie zostawi i raz na zawsze zniknie z mojego życia.
Świdrował mnie przenikliwym spojrzeniem. Widziałem w jego oczach dezorientację.
Byłem pewien, że jadąc tutaj, myślał, że zobaczy mój upadek. Dałbym sobie rękę uciąć, że
myślał, że uklęknę przed nim i będę go błagał o pomoc.
Phi, niedoczekanie twoje, głupi braciszku.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał, zmieniając wyraz twarzy na ostrzejszy. – Dlaczego
naraziłeś życie Nikoli na niebezpieczeństwo? – Po jego rozbawieniu nie było już śladu. –
Dlaczego ją zdradziłeś?
Jego głos brzmiał sucho.
– Przecież ją kochasz – kontynuował. – Wiesz, że mogła zginąć.
– A dlaczego ty ją naraziłeś na niebezpieczeństwo, przepisując jej firmę? –
odpowiedziałem pytaniem na pytanie. – Przecież ją kochasz.
Alan był jebanym hipokrytą. Zarzucał mi tak wiele, a sam robił jeszcze gorsze rzeczy.
Ściągnął brwi. Chyba zaciekawiła go moja odpowiedź, bo zaczął się nad nią zastanawiać.
– Chciałem się w ten sposób na niej zemścić. Zasłużyła sobie na małe piekło, które
Ashton jej zgotował. Ukryła przede mną fakt, że mam syna. Okłamała mnie, że to twoje dziecko.
Trochę strachu, który Ashton w niej zaszczepił, nie zaszkodziło.
– A mimo to uratowałeś ją z płonącego samochodu – powiedziałem bez emocji. Miałem
dość jego głupiego gadania. – I cały twój plan trafił szlag.
Alan był dla mnie debilem. Robił rzeczy, których nawet nie przemyślał.
– Tak. – Uśmiechnął się ironicznie. – Bo ją kocham tak samo jak ty. Nie dam jej nigdy
skrzywdzić.
– Mhm.
– Ale koniec końców i tak wygrałem. Ashton jest złapany, czeka go rozprawa. Zgnije
w pierdlu i ja o to zadbam.
– Widzisz – powiedziałem i podniosłem się z krzesła. Od razu się spiął do ataku, w razie
gdybym chciał zrobić coś dla niego nieodpowiedniego. – Ja myślałem podobnie, gdy Ashton
chciał ją porwać. Dla mnie to też była zemsta na niej. W końcu mnie też oszukała. Oboje mnie
oszukaliście.
Podszedłem do drzwi i szeroko się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że nie podoba mu się to,
co mówię.
– Przyszedłeś tutaj, bo myślałeś, że zobaczysz mój upadek, ale spójrz na mnie. Ja mam się
naprawdę dobrze. Liczyłem się z konsekwencjami. Wiedziałem, że trafię za kratki. I było mi
wszystko jedno. Wciąż jest.
Wolno przeszedłem przez całe pomieszczenie i wróciłem na swoje miejsce naprzeciwko
Alana.
– Myślałeś, że będę błagać cię o wybaczenie. Byłeś pewien, że poproszę o ratunek, mam
rację?
Nie odezwał się. Wiedziałem, że tak właśnie przeczuwał, że będę go błagał o pomoc.
– Tylko nie wziąłeś pod uwagę najważniejszego. – Czułem niemałą satysfakcję
z denerwowania go. – Tutaj, bracie, mam ciszę, spokój. Mam własną cele, karmią też niczego
sobie. A co mam na zewnątrz? Odebrałeś mi wszystko. Żonę, syna, firmę. Powiem ci coś. Tak
między nami… Ja nawet nie chcę stąd wychodzić. Po co? Wtedy będę musiał zmierzyć się
z rzeczywistością. A to mi niepotrzebne. Tu jest mi dobrze, braciszku. To ty będziesz cierpieć.
– Co ty pieprzysz?
Był zdezorientowany moimi słowami.
– Wciąż nie rozumiesz, prawda? Dobrze, chętnie ci to wytłumaczę. – Wziąłem głęboki
oddech, podciągając rękawy, ale cały czas na niego patrząc. – Gdy Nikola się dowie, że
wsadziłeś mnie do więzienia, przyleci tutaj i będzie chciała mi pomóc. Sama mnie stąd
wyciągnie. Obaj dobrze ją znamy i wiemy, że tak będzie. Mało tego, gdy ona tu przyleci, będzie
miała pretensje do ciebie, że tutaj jestem. Dlaczego? Bo w końcu to ty mnie wsadziłeś do
więzienia.
Jego dłonie huknęły o stół, a on sam się podniósł. Mnie to jednak nie ruszyło.
– Myślisz, że wygrałeś? Doprawdy? – Zaczął się naprawdę denerwować.
– Kto nosi pod sercem tatuaż z imieniem Nikoli, ja czy ty? Który z nas ma na jej punkcie
obsesję? Który nie potrafi bez niej żyć?
– Do czego dążysz, kutasie? – warknął – Jeszcze słowo a…
– Chcę ci uświadomić pewną rzecz. Od kiedy się dowiedziałem o waszym romansie,
zacząłem się godzić ze stratą Niki. Po prostu wiem, że już nigdy z nią nie będę. A ty?
– Co ja?
– Ty się pogodziłeś z jej stratą? Pogodziłeś się z tym, że nigdy z nią nie będziesz?
Chyba powiedziałem o kilka słów za dużo, bo podszedł ode mnie i siłą zmusił mnie do
wstania.
– Zamknij się lepiej, bo nie ręczę za siebie.
– Braciszku. – Byłem spokojny, mimo że to on planował mieć nade mną przewagę. – Po
co te nerwy?
Odepchnął mnie i szybkim krokiem podszedł do drzwi. Zanim wyszedł, powiedział
jeszcze przez ramię:
– Idź do diabła.
– Spokojnie! – odparłem. – W piekle jest miejsce dla nas obu!
Potem wszystko działo się bardzo szybko. Alan wyszedł, a ja praktycznie za nic dostałem
od klawisza ostry wpierdol. Wiedziałem, że to zasługa mojego braciszka i to dzięki niemu ledwo
wróciłem do swojego łóżka o własnych siłach.
Rozdział 13

Lot dłużył mi się niemiłosiernie. Siedziałam przez całą drogę w fotelu, nie mogąc
uspokoić nerwów. Denerwowałam się, ponieważ obiecałam sobie, że już nigdy nie wrócę do tego
miasta. Nie przewidziałam jednak tego, że będę musiała ratować byłego męża.
Joseph co jakiś czas pytał, czy wszystko u mnie w porządku. Widział, jak się wiercę
i obgryzam paznokcie u dłoni. Gdy zaproponował szklankę wody, odmówiłam. Nie byłam
spragniona, lecz zestresowana. Za kilka godzin miałam stanąć twarzą w twarz z Alanem
i cholernie się tego obawiałam. Nie wiedziałam, jak starszy Parker zareaguje na mój widok. Nie
wie, że jesteśmy z Josephem w drodze do Nowego Jorku, i nie spodziewa się mojej osoby
w swoim domu.
– Co Alan ci zrobi, kiedy się dowie, że to ty mnie o wszystkim poinformowałeś? –
spytałam, zawieszając na chwilę wzrok na Josephie. – Nie wkurwi się?
– Wkurwi – zaśmiał się mężczyzna, przywołując do siebie jedną ze stewardess. –
I pewnie zrobi mi o to awanturę. Ale mam to gdzieś.
Skinęłam głową. Rozumiałam, o czym mówi. Uważał, że postąpił słusznie, i nie bał się
konsekwencji w postaci gniewu najlepszego przyjaciela.
Do Nowego Jorku dolecieliśmy w siedem i pół godziny. Syna zostawiłam pod opieką
rodziców. Mama, kiedy tylko się dowiedziała, o co chodzi, sama chciała lecieć ze mną. Nie
mogłam jej wziąć, bo Joseph na to nie pozwolił. Twierdził, że jedna kobieta bohater wystarczy na
tym pokładzie. Ze mną mieli ciężko, a co dopiero gdyby moja matka wkroczyła do akcji.
Podziękowałam jej z całego serca, że zechciała zaopiekować się Robertem, a tacie obiecałam, że
jak tylko wrócę, odwdzięczę się za pomoc. Cieszyłam się, że mam takich rodziców. Byli moim
wsparciem przez niemal całe moje życie.
– Nie odbierzesz? – spytał Smith, kiedy wysiadaliśmy z samolotu, a mój telefon się
rozdzwonił. – Nie krępuj się przy mnie. Nie będę podsłuchiwać.
Spojrzałam na niego spode łba. Postukałam się palcem w czoło, a potem schowałam
komórkę do kieszeni jeansowych spodni. Lucy, kiedy tylko się ode mnie dowiedziała, że lecę do
Nowego Jorku, nie przestawała dzwonić. Nie miałam ochoty na rozmowę z nią i tłumaczenie się.
Napisałam do rudej tylko krótką wiadomość, że wszystko jej wytłumaczę pod wieczór.
Obiecałam, że wrócę w ciągu tygodnia, choć prawdę mówiąc, nie wiedziałam, czy mi się to uda.
Długość mojego pobytu w tym mieście miała być zależna od tego, kiedy przekonam Alana do
wyciągnięcia brata z więzienia.
– Możesz zatrzymać się u mnie – zaproponował Joseph. Wsiedliśmy do samochodu, który
czekał na nas przed lotniskiem, a potem Smith rzucił kierowcy adres swojego apartamentu. –
Chyba że wolisz w domu Alana.
– Skorzystam z twojej opcji – odpowiedziałam szybko. Nie chciałam spać u Josepha, bo
jeszcze nie wybaczyłam mu tego, że mnie okłamał co do śmierci Alana, ale wolałam nocować
u niego niż w domu mojego byłego szwagra. – Dziękuję.
Najpierw pojechaliśmy odwieźć moje rzeczy, których miałam prawie tyle co nic.
Wykorzystałam moment i wzięłam u Josepha szybki prysznic. Smith miał ogromne mieszkanie,
więc dostałam własną sypialnię. Nie wiedziałam, ile dni spędzę w Nowym Jorku, ale lokum
jakieś mieć musiałam. Nie stać mnie było na hotel. Nie znalazłam jeszcze w Polsce żadnej pracy.
– Najpierw chcę się zobaczyć z Sewerynem – powiedziałam, kiedy ponownie znaleźliśmy
się w samochodzie. – Muszę wiedzieć, że nic mu nie jest.
Seweryn był dla mnie w dalszym ciągu ważny. Martwiłam się o niego i dlatego musiałam
w pierwszej kolejności upewnić się, że nic mu nie jest. Więzienie nie należało do
najprzyjemniejszych miejsc na Ziemi. Dałabym sobie rękę uciąć, że czuł się tam paskudnie. Był
sam, nie miał przy sobie nikogo.
– Nie wpuszczą cię do niego bez wcześniejszej zapowiedzi.
– Jak to mnie nie wpuszczą? – warknęłam, zapinając pas. – To zrób tak, żeby mnie
wpuścili.
Nie przyjmowałam odmowy. Joseph miał znajomości. Wiedziałam, że gdyby tylko się
postarał, wpuściliby mnie do więzienia.
– Proponuję, żebyśmy najpierw pojechali spotkać się z Alanem. On może zdziałać
wszystko. Uwierz mi.
Niechętnie, ale wreszcie przystałam na jego propozycję. Jeśli w ten sposób miałoby mi się
udać skontaktować z Sewerynem, zgodziłam się. Pojechaliśmy do domu starszego Parkera, po to
żeby z nim jak najszybciej porozmawiać. Musiał mi pomóc. Po prostu musiał i koniec kropka.
Nie zamierzałam odpuszczać.
Za wszelką cenę uwolnię Seweryna z więzienia, myślałam całą drogę. Jeśli Alan mi nie
pomoże, znajdę inny sposób.
Wjechaliśmy na posesję Parkera. Przed tym jak wyszłam z auta, Joseph złapał mnie za
rękę i zapewnił, że mam w nim wsparcie. Podziękowałam mu lekkim uśmiechem, a potem
wyszłam na zewnątrz. Poprosiłam, żeby został przed domem i dał mi chwilę na rozmowę
z Alanem. Nie chciałam wkurzać Parkera jeszcze bardziej. Wystarczy, że na mój widok dostanie
palpitacji serca. Gdyby dowiedział się, że to Joseph mnie tu ściągnął, rozpętałaby się wojna.
Wbiegłam do środka. Na szczęście żaden z ochroniarzy nie zamierzał mnie zatrzymywać.
Wręcz odwrotnie: witali się ze mną z uśmiechem na twarzach. Gosposia, gdy tylko wpadłam na
nią w korytarzu, zaczęła mnie ściskać i całować. Ogólnie każdy z domowników przyjął mnie
w tym domu miło.
– Nikola! – usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w stronę schodów, gdzie stał nie
kto inny jak Bruce. – Co ty tu robisz, dziecko?
Podszedł do mnie szybkim krokiem i mnie przytulił. Prawie się udusiłam od siły, którą
włożył w nasze przywitanie. Gdyby nie to, że nie miałam zbytnio czasu, zapewne przegadałabym
z tym człowiekiem kilka godzin. Odczułam ulgę, bo skoro tutaj był, oznaczało to, że Alan po
moim wyjeździe go nie zwolnił.
– Wiesz gdzie znajdę Alana? – spytałam, oczywiście po angielsku. – Muszę z nim pilnie
porozmawiać.
Bruce poinformował mnie, że Alan jest w ogrodzie i ma właśnie jakieś ważne spotkanie.
Podziękowałam byłemu kierowcy, obiecując, że jeszcze się na pewno spotkamy, i ruszyłam do
ogrodu. Miałam w dupie spotkanie Alana i człowieka, z którym rozmawiał. Co mogło być
ważniejsze od Seweryna gnijącego w pierdlu?
Starszy Parker rzeczywiście był we wspomnianym miejscu. Siedział przy szklanym stole
i rozmawiał z kimś przez laptopa. Po cichu zbliżyłam się do bruneta. Serce waliło mi jak szalone,
gdy dzieląca nas odległość zmniejszała się z każdą chwilą. Prawie zeszłam na zawał, czując
przyjemny zapach jego perfum.
Minęło tyle czasu, a ja znów to poczułam. Te pieprzone motylki w brzuchu, gdy był obok.
Musiałam zakryć usta dłonią, by nie zacząć krzyczeć ze szczęścia na jego widok.
– Mówiłem już, że na to nie pójdę – warknął Alan.
Zadrżałam, słysząc jego męski, twardy i groźny głos. Takiego go właśnie zapamiętałam;
człowieka nieznoszącego sprzeciwu, autorytarnego. Zawsze był nieugięty, stanowczy.
Nie wiedział, że przysłuchiwałam się wszystkiemu zza jego pleców, dlatego się nie
hamował.
– Mam to w głębokim poważaniu! – wydzierał się na swojego rozmówcę. – Ma być po
mojemu i koniec kropka, Flin.
– Rozumiem, ale…
– Żadnego ale! – Uderzył pięścią w stół. Prawie zwalił z niego laptopa. – Odezwij się do
mnie dopiero wtedy, gdy zrozumiesz swój błąd. A teraz nie zawracaj mi dupy.
Nie dał więcej tamtemu człowiekowi dojść do słowa. Zamknął laptopa, po czym wstał.
Dopiero teraz dostrzegłam, że miał na sobie czarne dresowe spodnie i luźną białą koszulkę.
Zrobiłam krok w tył, chcąc uciec. Pomyliłam się, nie byłam jednak gotowa na spotkanie z nim
twarzą w twarz. Nie po tym wszystkim, co nas spotkało.
Niestety było za późno, bo w chwili gdy ja robiłam kolejny krok w tył, Alan się odwrócił.
Szok na jego twarzy, gdy mnie zobaczył, był ogromny. Wypuścił z rąk telefon; jego ekran
pokryła pajęczynka pęknięć.
– Cześć. – Uśmiechnęłam się blado, przerywając narastającą ciszę. – My… Musimy
porozmawiać.
Założyłam niesforny kosmyk włosów za ucho. Kolejna chwila ciszy trwała zdecydowanie
za długo, dlatego znów postanowiłam ją przerwać.
– Jak tam? – spytałam, przestępując z nogi na nogę. – Dawno się nie widzieliśmy.
Byłam pewna, że jak tylko Parker mnie zobaczy, wstąpi w niego diabeł. Sądziłam, że
zacznie krzyczeć, wyzywać mnie albo, co gorsza, wyrzuci mnie z domu. Nie spodziewałam się
tego, że kiedy stanę przed nim, Alan chwyci mnie w talii i przyciągnie do siebie.
Zrobiłam wielkie oczy. Nie odwzajemniłam jego gestu, bo byłam zdezorientowana.
Gdyby Joseph mi powiedział, że Alan mnie przytuli, nie uwierzyłabym mu. No ale tak właśnie
się stało.
– Miał rację – wyrzucił wreszcie z siebie. – Miał rację, że przylecisz.
Nie miałam bladego pojęcia, o czym on mówił. Może zwariował na mój widok?
Starszy Parker wziął mnie w objęcia i przytulił jeszcze mocniej, zaciągając się moim
zapachem. Zachowywał się tak, jakbym była dla niego potężnym narkotykiem, za którym tęsknił.
Rozdział 14

Rozmawiałam z Alanem od ponad godziny. Zapomniałam, że przed domem czekał na


mnie Joseph. Gdy tylko powiedziałam dawnemu kochankowi, dlaczego przyleciałam do kraju,
zaczęliśmy ze sobą ostro dyskutować. Alan nawet nie chciał mnie słuchać w kwestii Seweryna.
Uważał ten temat za zamknięty, a swoją decyzję niemożliwą do zmiany.
– Nie ma takiej opcji, Nikola – powiedział. – Nie wyciągnę go z więzienia, nawet dla
ciebie.
– Ale…
– Zwłaszcza dla ciebie – warknął. – Tracisz swój czas.
Wziął do ręki szklankę do połowy wypełnioną sokiem jabłkowym i wypił na raz jej
zawartość. Oblizał mokre usta, celowo patrząc mi w oczy. Musiałam się szybko odwrócić,
ponieważ czułam, jak moje serce gwałtownie przyśpiesza.
– Seweryn ma to, na co sobie zapracował.
Wkurwiał mnie swoim głupim gadaniem. Zachowywał się jak skończona świnia. Przecież
to jest skończona świnia, warknęła moja podświadomość.
– Słuchaj, możesz myśleć o nim, co chcesz, ale ja i tak na tym nie poprzestanę.
Nie zamierzałam odpuszczać. On mówił jedno, ja drugie.
– Jesteś mu to winien – kontynuowałam, celując w niego palcem wskazującym. – Oboje
jesteśmy!
Alan przeczesał palcami włosy, opierając się wygodnie o krzesło.
– Skoro Sewi ma to, na co sobie zapracował, kiedy my poniesiemy konsekwencje swoich
czynów, Alan?
– O czym ty mówisz? – Nie rozumiał mnie.
Alan nie widział w sobie złych cech. Nie widział, że to on odpowiada za to, co stało się
z jego bratem. Nie dostrzegał swoich błędów. Nie zamierzał się do nich przyznawać albo po
prostu nie chciał.
– My doprowadziliśmy do tego, że Seweryn połączył siły z Ashtonem, nie rozumiesz,
kretynie? Zdradziliśmy go, do cholery! Przyłapał nas na seksie w jego własnym łóżku!
– Chciał mnie zabić, kurwa mać!! – wrzasnął brunet, wstając. – I tego mu nie wybaczę!
Chodził po ogrodzie w tę i z powrotem. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała
w zastraszającym tempie. Chciałam go zwyzywać, bo zachowywał się jak ostatnia świnia, kiedy
nagle zrozumiałam. Zrozumiałam, o co w tym chodzi.
– Nie zmienię zdania i przestań na mnie naciskać, do kurwy nędzy.
– Alan, nie wierzę.
– Zdradził mnie i zapłaci za to.
– Ty nie tylko jesteś na niego wściekły, czyż nie?
Spojrzał na mnie kątem oka, bo nie miał pojęcia, o czym do niego mówię. On sam tego
jeszcze nie rozumiał.
– Ty jesteś smutny i masz do niego żal, że przyłączył się do Ashtona.
Alan patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, aż wreszcie wybuchnął śmiechem.
– Nie bądź śmieszna. Nienawidzę go. Nie mógłbym być smutny, że mnie zdradził.
– Najpierw my go zdradziliśmy – powiedziałam ściszonym głosem, przypominając sobie
dzień, w którym Seweryn przyłapał nas na zdradzie. – Na jego miejscu zrobiłbyś to samo. Ja
również. Dobrze o tym wiesz.
Dalsza rozmowa z Alanem nie miała sensu. W ogóle nie chciał mnie słuchać. Nie
docierały do niego żadne słowa, argumenty ani tłumaczenia. Zamknął się w skorupie, w szczelnej
skorupie, i nie chciał mnie do siebie wpuścić.
Gdy zaczęłam jeszcze bardziej na niego naciskać, zostawił mnie samą. Wziął laptopa ze
stołu i po prostu odszedł.
– Dupek! – wrzasnęłam wściekła.
Wróciłam do Josepha. Oznajmiłam mu, że jedziemy do więzienia. Musiałam zobaczyć
byłego męża, bo inaczej bym oszalała. Gdy chciał zaprotestować, zagroziłam mu, że jeśli to
zrobi, urwę mu jaja. On mnie tu ściągnął, więc on musiał mnie niańczyć.
Dwadzieścia minut później byliśmy pod wielkim budynkiem z czerwonej cegły. Joseph
nawet nie poszedł ze mną do środka, bo wiedział, jak to się skończy. No i znów miał rację. Nie
wpuścili mnie do Seweryna, a nawet dostałam upomnienie w postaci mandatu, kiedy wyzwałam
jednego z policjantów.
– Kurwa! – warknęłam, prosząc uprzednio Smitha o papierosa. – Banda debili!
Musiałam zapalić. Mężczyzna podał mi paczkę miętowych linków i poczekał, aż odpalę
jednego. Potem zrobił dokładnie to samo co ja. Jak tylko pokazałam mu swój mandat, wybuchnął
głośnym śmiechem.
Zdzieliłam go po ramieniu, wkurwiona do granic.
– Przyleciałam kilkaset kilometrów tylko po to, aby nie móc nic załatwić. Jestem na
siebie wściekła!
Po wizycie w więzieniu, postanowiliśmy wrócić do apartamentu Josepha i tam zastanowić
się co dalej.
Resztę dnia spędziłam w łóżku. Czułam się bezsilna. Nie mogłam nic zrobić. Miałam
wrażenie, że marnuje czas.
Wieczorem zadzwoniłam do rodziców, babci i Lucy. Zapomniałam, że przecież u nich
była inna godzina, dlatego być może moja babcia ode mnie nie odebrała. O tej godzinie Sabina
już dawno spała. Dobrze, że chociaż moja mama i Lucy znalazły dla mnie pięć minut. Martwiły
się i jak się okazało, od kilku godzin czekały na mój telefon. Opowiedziałam im o tym, że Alan
nawet nie chciał mnie słuchać, że nie mam pomysłu, jak zmusić go do zmiany decyzji. Potem
wzięłam gorącą kąpiel w ogromnej wannie Josepha i położyłam się spać.
Nie mogłam zasnąć aż do trzeciej w nocy. W głowie miałam Alana. Uśmiechał się do
mnie, ukazując piękne białe zęby. Choć wiedziałam, że nigdy nie będzie nam dane być razem,
nie mogłam o nim zapomnieć. Z motylkami w brzuchu myślałam o tym, że spotkałam się z nim
kilka godzin temu, że go widziałam. Jak zawsze wyglądał zajebiście dobrze. Był nieziemsko
przystojny. Jego władcza aura dominowała nad wszystkimi. Przy nim nawet największy człowiek
świata czułby się malutki. Tak po prostu działał na mnie ten facet, i chociaż z tym walczyłam,
w jego obecności traciłam grunt pod stopami. Nie wyleczyłam się z niego, to było bardziej niż
pewne.
Nazajutrz, pełna energii i determinacji, postanowiłam udać się do firmy Alana.
Wiedziałam, że tam go spotkam, i wcale się nie pomyliłam. Joseph po ósmej musiał jechać do
pracy, natomiast ja poczekałam do południa i kiedy Smith dał mi znać, że Parker pojawił się
w firmie, wyszłam z mieszkania. Wsiadłam w wypożyczony dla mnie samochód i pojechałam
wprost pod budynek, gdzie swoją siedzibę miał Bank Parkerów.
Zaparkowałam na podziemnym parkingu należącym do firmy. Ochrona chciała mnie
cofnąć, kiedy podjechałam, lecz gdy tylko mnie zobaczyli, odpuścili sobie. Dobrze mnie znali,
wiedzieli, kim jestem, i bali się ze mną zadrzeć. W końcu zarządzałam tą firmą przez sześć
miesięcy. Pamiętali też, że byłam żoną Seweryna Parkera, więc jakkolwiek by patrzeć, byłam
rodziną.
W milczeniu skierowałam się do windy, która zawiozła mnie na odpowiednie piętro. Tam
musiałam jedynie odnaleźć Alana i ponownie z nim porozmawiać. Nie chciałam odpuszczać. Nie
mogłam.
Szybkim krokiem przemierzałam korytarze siedziby. Pracownicy witali mnie szerokimi
uśmiechami. Kilka moich dobrych koleżanek zaproponowało mi kawę, ale odmówiłam, bo nie
miałam czasu. Bez problemu odnalazłam gabinet Alana. Wpadłam tam na wysoką kobietę, która
okazała się jego sekretarką. Przywitałam się uprzejmie, a potem powiedziałam, aby zawołała do
mnie Parkera. Mój widok niezbyt ją ucieszył. Chyba była zawalona pracą, bo patrzyła na mnie
zza laptopa i co chwilę wystukiwała coś na klawiaturze.
Emily, bo takie imię wyczytałam z jej plakietki, musiała być tutaj nowa. Nie kojarzyłam
jej. Ona mnie najwidoczniej również. Zgrabna brunetka, ubrana w obcisłą czarną spódnicę, białą
koszulę oraz wysokie czarne szpilki, prezentowała się olśniewająco. Była ładna, nie mogłam
zaprzeczyć. Gdy powiedziałam, kim jestem, a raczej podałam jej tylko swoje imię, byłam pewna,
że zaraz zacznie mnie przepraszać i że zawoła Alana. Ona jednak zrobiła całkiem odwrotnie,
wprowadzając mnie w stan osłupienia.
Brunetka wyśmiała mnie, każąc umówić się na spotkanie z jej szefem z kilkumiesięcznym
wyprzedzeniem.
Uniosłam brew, czując, że kobieta rzuca mi wyzwanie. I wtedy zawołała ochronę. Przed
gabinetem pojawił się mężczyzna w czarnym garniturze, ważący około stu kilogramów. Zerknął
na mnie przez okulary przeciwsłoneczne, które miał na nosie. Przywitał się skinieniem głowy,
pytając, jak się mam.
– Wyrzuć ją – rozkazała sekretarka mojego dawnego kochanka. – Natychmiast.
Silver, bo tak nazywał się ochroniarz, odmówił wykonania rzuconego mu polecenia.
– Wyrzuć ją albo… – zaczęła się denerwować.
– Albo co? – wtrąciłam. Założyłam ręce na piersi i podeszłam bliżej brunetki. – Albo go
zwolnisz? – prychnęłam, przewracając oczami. – Dziewczyno, ile ty masz lat? Dwadzieścia?
– Dwadzieścia dwa – mruknęła. – I ostatni raz powtarzam…
– Też ci coś powiem – ponownie jej wtrąciłam, – Nazywam się Nikola Parker.
Zapamiętaj sobie to imię, bo jeszcze raz mnie tak potraktujesz, a wylecisz na zbity pysk.
Nienawidziłam takiej wersji siebie. Nigdy nie preferowałam wywyższania się i chwalenia
nazwiskiem byłego męża. Zawsze potrafiłam wyjść z trudnych sytuacji, zdając się wyłącznie na
siebie. Brzydziłam się wykorzystywania wpływów Parkerów do zastraszania ludzi.
Tym razem musiałam to zrobić, bo liczyła się każda minuta, a ta panna komplikowała
moją misję.
– Parker? – wyjąkała, zdezorientowana. – Pani… Parker?
Silver, nim odszedł, szepnął brunetce na ucho kilka słów. Kobieta gwałtownie poderwała
się z miejsca, przepraszając. Ukłoniła się przede mną i zaczęła błagać o przebaczenie.
– Gdzie jest Alan? – spytałam, kiedy dowiedziałam się, że jego gabinet jest pusty.
Emily zrozumiała wreszcie, z kim ma do czynienia. Bez dalszych problemów wyjąkała,
że starszy Parker ma ważne spotkanie w konferencyjnej. Machnęłam na nią ręką, po czym
odeszłam. Bez zastanowienia ruszyłam w stronę miejsca, w którym kiedyś sama przesiadywałam
godzinami.
Stanęłam przed drzwiami. Nagle uderzyła mnie fala ciepła. Nie wiedziałam, czy bardziej
się stresuję, czy może ekscytuję, że znów tutaj jestem. Powinnam zapukać, nim wparuję do
środka? Być może tak właśnie powinnam zrobić, ale nie zrobiłam. Darowałam sobie
uprzejmości.
Miałam w dupie jego spotkanie i ludzi, z którym aktualnie przebywał.
– Nikola? – Na mój widok Zaltzmen jako pierwszy poderwał się z miejsca. – Matko
boska, Nikola! – krzyknął.
Wyminął stół i podszedł do mnie. Przytulił mnie i pocałował w oba policzki.
– Jak się czujesz? – mówił do mnie po angielsku. – Nie widziałem cię, od kiedy zostałaś
porwana.
Uśmiechnęłam się do niego lekko.
– Dziękuję, dobrze.
Nie miałam ochoty, a tym bardziej czasu na pogawędki ze starym Zaltzmenem, ale nie
mogłam kazać mu spierdalać. Miałam do niego szacunek i chociaż nie był lubiany w tej firmie, ja
do niego osobiście nic nie miałam. Po prostu teraz sytuacja wymagała natychmiastowych działań.
– Jest dobrze. – Miałam nadzieję, że mi uwierzył, bo naprawdę mi się spieszyło. – Już jest
dobrze.
Zerknęłam przez jego ramię, szukając wzrokiem Alana. Odnalazłam go w kilka sekund.
Siedział na tym samym miejscu, co kiedyś ja.
– Muszę porozmawiać z Alanem. – Wskazałam palcem na bruneta. – Alan, możesz na
chwilę?
– Jestem zajęty – rzucił beznamiętnie mężczyzna, odwracając głowę w drugą stronę. –
Przerwałaś nam bardzo ważne spotkanie.
Ludzie siedzący wokół stołu obserwowali naszą wymianę zdań z zapartym tchem.
– Doprawdy? – zmieniłam język na polski. Wolałam, aby nikt nie rozumiał naszych
słów. – Jestem pewna, że znajdziesz dla mnie pięć minut.
– Przykro mi – on również odpowiedział mi po polsku. – Dlatego proszę cię, wyjdź.
Gdy spojrzeliśmy sobie w oczy, po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Jego
wzrok był pusty, obojętny, beznamiętny. Taka wersja Alana nigdy nie zwiastowała nic dobrego.
Wyłączał w sobie wszelkie emocje, pozostawał jedynie oschły.
– Ta sprawa też jest ważna! – podniosłam głos za bardzo, ale nie mogłam nad tym
zapanować. Alan wiedział, po co przyjechałam do firmy, i dlatego właśnie chciał się mnie
pozbyć, żeby nie powracać do tematu. – Chodzi o twojego brata!
Gdy tylko wspominałam o Sewerynie, zdenerwował się. Chwycił za kartki, które leżały
na stole, i ruszył w stronę drzwi. Obserwowałam jego poczynania tak samo jak inni obecni w tej
sali.
– Dokąd idziesz, Parker? – odezwał się Zaltzmen, niezbyt zadowolony z tego, że Alan
planuje ich zostawić. – Jeszcze nie skończyliśmy.
– Właśnie was informuję, że koniec zebrania – warknął po angielsku. Szybkim krokiem
podszedł do drzwi. Chwycił za klamkę i nacisnął ją, otwierając dla siebie drogę ucieczki. –
I wiesz co, Nikola? – zwrócił się do mnie znów po polsku. – Ja nie mam już brata. Ani jednego.
Wyszedł. Nie myślałam, co robię, po prostu odruchowo pobiegłam za nim. Dogoniłam
bruneta na korytarzu, przy drzwiach od schowka. Złapałam go za nadgarstek, zmuszając, aby się
zatrzymał. Spróbowałam zmusić go również, żeby spojrzał mi w oczy, ale z tym był problem.
Alan miał spuszczoną głowę. Gapił się na swoje buty, czekając w ciszy, aż dam mu spokój
i pozwolę odejść.
– Dlaczego to robisz? – Nie odpowiedział, więc szarpnęłam go za rękę. – Mówię do
ciebie!
– Czego chcesz?! – Dopiero teraz raczył obdarzyć mnie spojrzeniem. Gdy w jego oczach
dostrzegłam znów same negatywne emocje, pożałowałam, że to zrobił. Puściłam go i odsunęłam
się o krok. – Moja cierpliwość się kończy, Pstryk.
Zwrócił się do mnie po nazwisku. Miałam wrażenie, że w ten sposób chce mi pokazać, że
jestem dla niego nikim.
Rozejrzałam się dookoła. Czułam, że jesteśmy obserwowani. Ludzie wychodzili zza
ścian, aby pooglądać nasze małe widowisko. Alan jakby się tego domyślił i wyminął mnie, po
czym skierował się w stronę windy. Chciał uciec. Myślał, że mu się to uda. Oczywiście za nim
ruszyłam. Nie miałam zamiaru dać mu odejść.
– Ty dupku! – wrzasnęłam, w ostatniej chwili przytrzymując drzwi windy. – Zawsze to
robisz! Zawsze uciekasz od odpowiedzialności!
Winda ruszyła na dół. Byliśmy w niej sami, dlatego wykorzystałam sytuację i rzuciłam
się na Alana. Miałam dość jego obojętności i tego, że nie martwił się losem swojego brata.
Powinien, bo w końcu to przez nas Seweryn znienawidził życie. Przedtem je kochał. My go
skrzywdziliśmy, my wypaliliśmy w nim szczęście i chęć spełniania marzeń. Przez nas jego
entuzjazm wygasł, duma umarła, a chęć życia odeszła.
– Nienawidzę cię! – wrzeszczałam, na przemian okładając go pięściami. Kilka
pojedynczych łez spłynęło po moich policzkach. – Jesteś zwykłym dupkiem! Zawsze byłeś! –
Nie wiem, jak on to robił, ale przy nim stawałam się najlepszą i zarazem najgorszą wersją
siebie. – Seweryn w porównaniu do ciebie…
Nie pozwolił mi dokończyć, jakby wiedział do czego zmierzam. W odpowiedzi popchnął
mnie na ścianę, przybliżył się do mnie na niebezpiecznie małą odległość bez ostrzeżenia.
– Co ty…
Wpił się w moje usta, uciszając mnie raz a porządnie.
– Zamknij się – warknął między pocałunkami.
Alan sprawił, że zadrżały mi nogi, zaraz po nich całe ciało.
Rozdział 15

Nie miałem zamiaru tego słuchać. Wolałem spożytkować te dwie minuty w windzie na
coś innego niż gadanie o moim bracie. A jedynym sposobem na uciszenie Nikoli było
pocałowanie jej. Bez ostrzeżenia, bez jej zgody i bez proszenia. Musiałem to zrobić tak, jak
lubiła, czyli po naszemu.
Brało mnie na wymioty, gdy w kółko słyszałem o Sewerynie Parkerze, młodszej kopii
mojego ojca. Czemu się tak uparła, aby wyciągnąć go z więzienia? Przecież ten kretyn ją porwał
i podał Ashtonowi jak na tacy. Zasłużył sobie na to. Wiedział, co go czeka, gdy wpadnie w moje
ręce. Sam to na siebie zrzucił.
Nie rozumiałem kobiet.
Gdy tylko winda się zatrzymała, zaciągnąłem Nikolę do swojego samochodu. Potem
wepchnąłem ją do środka, a kierowcy rozkazałem wrócić zastępczym autem.
– Dokąd jedziemy? – spytała zdenerwowana brunetka. – Alan?
Nie udzieliłem jej odpowiedzi, bo na nią nie zasłużyła. Chciała wysiąść, ale udało mi się
ją w porę zatrzymać. Przypiąłem ją do fotela kajdankami; nie wiem, jak się znalazły w tym aucie.
Słowo, ja ich tutaj nie zostawiłem. A przynajmniej nie pamiętam. Następnie zasiadłem za
kierownicą czarnego bentleya. Odpaliłem silnik i wyjechałem z parkingu, w kilka minut
włączając się do ruchu.
– Alan, dokąd jedziemy?! – zaczęła krzyczeć i walić nogami w podłogę.
Włączyłem radio. W ten sposób udało mi się ją zagłuszyć. Kiedy zrozumiała, że walka ze
mną nie ma sensu, warknęła pod nosem, a potem odwróciła głowę w stronę okna. Na
skrzyżowaniu nie zdążyłem i musiałem zatrzymać się na czerwonym. O dziwo o tej godzinie nie
było w Nowym Jorku dużego ruchu.
Kątem oka zerknąłem na zbulwersowaną kobietę. Wydęła zabawnie usta, myśląc pewnie,
że w ten sposób wygląda groźnie. Zaśmiałem się, bo cholernie mnie to rozbawiło.
Podjechaliśmy pod jeden z moich hoteli. Zaparkowałem przed wejściem i zgasiłem silnik.
Wyszedłem z samochodu tylko po to, aby otworzyć drzwi od strony Nikoli i wypuścić ją na
zewnątrz. Rozpiąłem jej kajdanki i wrzuciłem je na tył auta. Musiałem jak najszybciej
porozmawiać z kierowcą, bo byłem pewien, że nie należały do mnie.
– Co my tu robimy, dupku? – warknęła.
– Zrób coś dla mnie i przez pięć minut się nie odzywaj.
Złączyłem nasze dłonie i splotłem palce w mocny uścisk. Wskazałem Nikoli drogę. Gdy
nie zamierzała się ruszyć, westchnąłem, lekko już zirytowany. Puściłem ją, ale tylko po to, aby
przerzucić sobie jej ciało przez ramię. Ruszyliśmy w kierunku obrotowych drzwi.
– Puść mnie! – krzyczała w dwóch językach. – Ratunku! Ten dupek mnie porwał!
Musieliśmy wyglądać zabawnie, ponieważ ludzie, których mijaliśmy, nie mogli oderwać
od nas wzroku. Zapewne większa część z nich myślała, że mi odbiło i uprowadziłem tę biedną
kobietę, ale co mnie obchodziło zdanie innych?
W recepcji dostałem kartę od swojego apartamentu. Mieścił się oczywiście na ostatnim
piętrze. W końcu miałem na tym punkcie bzika; chodziło o to, że uwielbiałem widok na miasto
z ostatnich okien budynku. Czasem taka sceneria zapierała dech w piersi, a myśli same układały
się w całość.
Otworzyłem drzwi. Weszliśmy do środka i wtedy puściłem Nikolę wolno. Brunetka
rozejrzała się dookoła, a jej wzrok zatrzymał się na małych porcelanowych figurkach.
Podskoczyła do nich i wzięła je w dłonie.
– Odłóż to – powiedziałem spokojnie. Chciałem ją uspokoić. Tak się chyba zawsze
uspokaja psa, więc może i na człowieka zadziała? – Nikola, kurwa!
Pierwsza figurka przeleciała przez korytarz. Udało mi się w porę odskoczyć, jednak
gdyby nie moja zajebista sprawność fizyczna, mógłbym nieźle oberwać.
– Noż kurwa, musiałaś?! Wiesz, ile one kosztują?!
Brunetka zwariowała do reszty, bo zaczęła naparzać na mnie wszystkim, co wpadło w jej
ręce.
– Jesteś nienormalna!
– A ty jesteś dupkiem!
– Idiotka! – Nikt inny nie doprowadzał mnie tak do szału jak ona. – No idiotka!
– Zamknij się, kretynie!
– Nie krzycz na mnie!
Ktoś zaczął pukać do drzwi. To odwróciło jej uwagę, a ja od razu wykorzystałem sytuację
i podbiegłem do niej. Złapałem ją za obie ręce; udało mi się ją unieruchomić. Zaprowadziłem ją
do sypialni, ignorując faceta, który pytał, czy wszystko u nas w porządku. Najpewniej słyszał
nasze wrzaski, ale miałem to w głębokim poważaniu.
Rzuciłem ją na łóżko i usiadłem na niej okrakiem. Przytrzymałem jej ręce, żeby nieco się
uspokoiła, a gdy chciałem się nachylić, żeby ją pocałować, opluła mnie.
– Nawet się nie waż. – Jej głos był ostry. – Spróbuj mnie tylko pocałować, a odgryzę ci
język.
Diabeł, nie kobieta, pomyślałem. Być może zwariowałem, ale kurewsko podobało mi się
to, że Nikola była taka wulgarna.
– Lubię cię taką, wiesz? – rzuciłem, wycierając koszulką jej ślinę ze swojej twarzy. –
Naprawdę cię taką lubię, Nikoś.
– Przyprowadziłeś mnie tu tylko po to, aby mówić mi te gówna? – warknęła.
Zaśmiałem się, kręcąc głową. Uwielbiałem jej temperament, nawet jeśli chwilami
doprowadzał mnie do szału.
– Przyjechaliśmy tutaj, bo tęskniłem.
Zapadła cisza. Nikola lustrowała spojrzeniem moją twarz, a potem zeszła niżej,
wyznaczając sobie wzrokiem wąską drogę do mojego krocza. Poruszyłem się niekontrolowanie.
Wtedy mój członek dał o sobie znać. Chyba się zorientował, kto pod nim leży.
– Mam ci uwierzyć, że tęskniłeś? – Wróciła wzrokiem do moich oczu. – Nie ośmieszaj
się.
– Ty za mną nie tęskniłaś? – spytałem, puszczając jej rękę. Zacząłem koniuszkami palców
błądzić po jej zaczerwienionym policzku. – Gdy mnie zobaczyłaś wczoraj w ogrodzie, nie
poczułaś przyjemnego ciepła w brzuchu?
– Przyjechałam do Nowego Jorku w jednym celu.
– Tak, tak. – Przewróciłem oczami. Słyszałem tę śpiewkę odkąd przyjechała, za każdym
razem gdy się widzieliśmy. – Przyjechałaś ratować mojego brata.
Otworzyła usta i wiedziałem, że zaraz rzuci jakąś ciętą ripostę. Wtedy ponownie się nad
nią nachyliłem i tym razem udało mi się skraść jej buziaka.
– Alan! – wkurzyła się na mnie, co było urocze, bo i tak dobrze wiedziałem, że ona też
mnie pragnie. W końcu po to ją tutaj przywiozłem. Abyśmy oboje pozwolili sobie na chwilę
rozkoszy. – Zejdź ze mnie, do cholery!
Zszedłem z niej, ale tylko po to, aby się rozebrać. Nikola leżała na łóżku, obserwując, co
robię. Widziałem, jak zaciska uda, gdy pozbywałem się koszuli. Jej wzrok zatrzymał się na mojej
nagiej klatce piersiowej. Wiedziałem, na co patrzy, dlatego od razu przejechałem opuszkami
palców po swoim tatuażu.
– Zapomniałam, że go masz – szepnęła.
Zmieniła ton głosu na bardziej spokojny. Wyciszyła się, uspokoiła. Podniosła się na
łokciach, aby lepiej widzieć, ale nie uciekła, gdy dostała taką możliwość.
– Wiesz, dlaczego nie usunąłem tego tatuażu?
– Dlaczego? – Przełknęła z trudem ślinę, gdy nagi z powrotem wpełzłem na materac. –
Alan, nie rób tego. Błagam.
Zaczęła wycofywać się na koniec łóżka. Przytrzymałem ją za nadgarstek. Zmusiłem, aby
ułożyła się wygodnie pode mną. Nie mówiła nic, bo nie była w stanie. Wiedziałem, że kiedy
tylko znów zobaczy mój tatuaż ze swoim imieniem, zmięknie. I nie pomyliłem się, gdyż tak
właśnie się stało. Cała złość wyparowała z Nikoli w mgnieniu oka. Zacząłem ściągać z niej
koszulkę i spodenki, aż wreszcie dostałem się do koronkowej bielizny.
– Bo – pocałowałem ją w szyję, zanim udzieliłem odpowiedzi – nigdy o tobie nie
zapomnę. A ten tatuaż – wskazałem palcem na krótki napis pod sercem – mi w tym pomaga.
Ryknąłem niczym dziki zwierz, łaknący pożywić się dobrym smakołykiem. Wsunąłem
dłoń we włosy brunetki i naparłem na nią z ogromną siłą. Złączyłem nasze usta w namiętnym
pocałunku. Nie musiałem wcale długo czekać, bo Niki tym razem niczym się nie martwiła.
Wpuściła mnie do siebie i mało tego, zaczęliśmy walczyć o dominację, jak za starych,
dobrych czasów.
Rozdział 16

Jęczałam głośno, gdy Alan zacząć ssać płatek mojego ucha. Ssać, skubać, lizać i tak na
zmianę. Wierciłam się pod nim, zapominając, po co tak naprawdę miałam się z nim spotkać. Gdy
pokazał mi swój tatuaż, przestałam myśleć racjonalnie. Zapragnęłam jego bliskości, bo
wiedziałam, że on mojej pragnął jeszcze bardziej.
No bo przecież z jakiegoś powodu mnie tutaj przywiózł.
– Rozłóż nogi – nakazał.
Kiwnęłam głową i wykonałam jego prośbę, a raczej rozkaz. W końcu on nie prosił. On
narzucał mi, co mam robić.
Wpuściłam go bez żadnego ale pomiędzy swoje długie, zgrabne nogi. Pozwoliłam mu
położyć się pomiędzy nimi. Składał na nich pocałunki; robił to delikatnie, nie chcąc mnie
spłoszyć. Bał się, że w każdej chwili mogłabym się wycofać. Mogłabym? Nie sądzę. Mnie też
brakowało jego bliskości.
Nie protestowałam, kiedy nachylił się do mojego krocza. Nie mogłam doczekać się tego,
aż dotknie językiem mojej wilgotnej łechtaczki. Jego ciepły oddech zaczął mnie jeszcze bardziej
nakręcać. Odchyliłam szyję i wygięłam plecy w łuk. Nie wiedziałam, gdzie położyć dłonie,
dlatego bezwładnie odrzuciłam je nad głowę.
Przymknęłam powieki, gdy wreszcie zatopił usta w mojej kobiecości. Cicho zasyczałam.
– Alan, błagam, zrób to.
Czułam jak z podniecenia w środku cała krzyczę. Do zabawy dołączyły jego dwa palce,
choć byłam pewna, że zmieściłyby się i trzy. Wiłam się pod nim, skomląc o więcej. Wtedy
podniósł się gwałtownie, przerywając wszystko. Otworzyłam oczy spanikowana i posłałam mu
na wpół przytomne spojrzenie. Na szczęście wstał tylko po to, aby zedrzeć ze mnie bieliznę.
Przyłożył sobie moje majtki do nosa i zaciągnął się ich zapachem.
– Tęskniłem za tym – warknął, odrzucając kawałek materiału za siebie.
Zimną dłonią złapał mnie za pierś, pociągając od razu za jej brodawkę. Mój biust z każdą
sekundą stawał się coraz bardziej nabrzmiały. Alan nachylił się nade mną i zaczął mnie całować,
wpychając mi język do ust. Drugą ręką powrócił do pieszczenia mojej kobiecości, która swoim
intensywnym zapachem nie zamierzała dać o sobie zapomnieć.
– Kurwa – syknęłam między pocałunkami. – Wejdź we mnie, do cholery.
Tego pragnęłam najbardziej: aby się we mnie znalazł. Nie marzyłam o niczym innym,
tylko o jego wielkim sterczącym fiucie, który aktualnie wbijał mi się w biodro. Chyba zobaczył,
że zaczynam się niecierpliwić, bo zmienił plan działania. Stanowczo chwycił mnie w talii
i odwrócił do siebie. Upadłam na brzuch. Z mojego gardła wyrwał się niekontrolowany jęk, bo
nie spodziewałam się tego po nim. Nie wiedziałam, że tak umie, że ma w sobie tyle siły.
Wypięłam pośladki, zachęcając go do tego, o czym oboje myśleliśmy. Znałam go
wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że pragnął zatopić się we mnie od tyłu. I po sekundzie to
zrobił, bo tak lubił przecież najbardziej.
Mocno, brutalnie i szybko.
– O tak – jęczałam, gdy raz za razem wychodził ze mnie i ponownie we mnie wchodził.
– Brakowało ci tego? – Uderzył mnie w prawy pośladek, lecz przez pożądanie prawie nic
nie poczułam. – Tęskniłaś?
Kiwnęłam głową. Nie miałam sił odpowiadać, zwłaszcza że wsunął mi dłoń we włosy
i zmusił mnie, abym się podniosła. Pociągnął, oferując nam nową pozycję, chociaż właściwie nie
było to nic nowego, bo już milion razy uprawialiśmy seks na pieska.
Trzy minuty później leżeliśmy wtuleni w siebie. Czuliśmy się spełnieni. Alan pocałował
mnie w czoło, głaszcząc palcami moje rozczochrane czarne włosy.
– Kocham cię – wyszeptał.
Usłyszałem wibrujący telefon. Zakląłem pod nosem, po czym otworzyłem zaspane oczy.
Za oknem wciąż było widno, więc stwierdziłem, że godzina była jeszcze młoda. Podniosłem się
na rękach, jęcząc cicho. Zanim postanowiłem zobaczyć, kto do mnie dzwoni, rozmasowałem
obolałą skroń. Nie pamiętam, abym pił, a głowę mi rozpieprzało od środka.
– Kurwa – mruknąłem, chcąc wstać.
Nie wiedziałem, co się stało, aż nie spojrzałem na drugą połowę łóżka. Nikola leżała
obok, pochrapując.
– No tak. – Uśmiech sam zakradł mi się na twarz.
Ucałowałem nagą kobietę w czoło i wstałem. Opatuliłem ją szczelnie kołdrą, a następnie
poszedłem wziąć prysznic. Odkręciłem kran i odczekałem chwilę, aż woda będzie gorąca.
Uwielbiałem wrzątek, uwielbiałem, gdy paliło mi skórę, bo tylko wtedy czułem się czysty.
Umyłem włosy, ciało i wciąż brudnego od spermy kutasa. Wyszedłem z kabiny
i wysuszyłem się czystym białym ręcznikiem. Gdy wróciłem ogarnięty do sypialni, Nikola wciąż
spała. Nałożyłem na siebie te same ubrania, w których tu przyszedłem, a potem ruszyłem do
drzwi.
– Wychodzisz bez pożegnania? – usłyszałem w chwili, gdy chwyciłem za klamkę. –
Wyruchałeś mnie, a teraz uciekasz? – prychnęła. – To bardzo do ciebie podobne, Parker.
Odwróciłem się i ją zobaczyłem. Niki stała oparta o futrynę drzwi. Nieubrana, naga
i jeszcze nie do końca rozbudzona prezentowała się dość apetycznie. Mój kutas od razu drgnął,
dając o sobie znać.
– Nie mam czasu na drugą rundę, maleńka. – Posłałem jej cwaniacki uśmiech, wyciągając
jednocześnie telefon z kieszeni spodni. – Dzwonił do mnie Joseph. Muszę jechać do firmy. Praca.
– Alan, mieliśmy porozmawiać.
– I rozmawialiśmy. – Wzruszyłem ramionami. – Językiem ciała. – Poruszyłem zabawnie
brwiami i wybuchnąłem głośnym śmiechem.
– Wyciągnij Seweryna z więzienia.
– Zapomnij.
Podszedłem do niej wolnym krokiem, a ona nawet nie drgnęła. Pocałowałem ją w usta,
szepcząc przy tym, że mam na nią ochotę. Przejechałem palcem po jej łechtaczce, a wtedy z jej
gardła wydobył się cichy jęk.
– Dziękuję za dobry seks. Było rewelacyjnie.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do drzwi.
– Wyciągnij Seweryna z więzienia albo będę nachodzić cię codziennie!
– Jeśli to oznacza, że codziennie będziemy lądować w łóżku, jestem jak najbardziej za!
Wyszedłem, zostawiając ją samą w korytarzu. Samą i nagą, podsumowałem w myślach.
Szybko odgoniłem od siebie te myśli i zszedłem na parking. Po drodze zadzwoniłem po
kierowcę, aby przyjechał odebrać Nikolę spod hotelu. Musiałem zapewnić jej transport, bo
przecież sam ją tutaj przywiozłem.
– Alan, dupku! – usłyszałem jej głos, gdy wychodziłem z budynku. Rozejrzałem się
dookoła zaskoczony, lecz nigdzie jej nie dostrzegłem. – Ty cholerny, pieprzony kutasie! –
krzyczała w języku polskim.
Wtedy podniosłem głowę, a moim oczom ukazała się Nikola stojąca na balkonie mojego
apartamentowca i wyzywająca mnie. Ludzie, którzy przechodzili obok, spoglądali w górę, bo
robiła niemałe widowisko.
– Niemożliwa. – Ryknąłem śmiechem i wszedłem do swojego samochodu.
Odpaliłem silnik i ruszyłem spod budynku, nie mogąc przestać się śmiać. Nikola nie była
normalna. Nie zaliczyłbym jej do normalnych osób za nic w świecie.
I właśnie za to ją kochałem – bo robiła rzeczy niemożliwe.
Rozdział 17

W Nowym Jorku spędziłam równe sześć dni. W tym czasie widziałam Alana może ze
dwa razy, ponieważ brunet gdzieś zniknął. Wiedziałam, że się przede mną ukrywał. Po naszej
ostatniej rozmowie, kiedy pojechałam do niego do firmy i zrobiłam mu awanturę, a potem się
przespaliśmy, ślad po nim zaginął. Nie odbierał telefonu, nie odpisywał na wiadomości. Ukrywał
się przede mną, tchórz jeden.
Raz zobaczyłam się z Lessy i przypadkowo dwa razy jeszcze z Zaltzmenem. Nocowałam
u Josepha i to z nim najwięcej spędzałam czasu. Obmyślaliśmy bowiem plan, jak wyciągnąć
Seweryna z więzienia.
W czwartkowy poranek dostałam telefon od mamy. Robert wylądował w szpitalu,
ponieważ złamał rękę, jeżdżąc na rowerze. Nie mogłam w takich okolicznościach zostać w kraju.
Musiałam wrócić do Polski, bo syn był dla mnie najważniejszy. Joseph oczywiście wszystko
zrozumiał i obiecał mi, że wciąż będzie się starał ratować młodszego Parkera.
Smith wszystko załatwił i prywatnym samolotem Alana dostałam się do Zielonej Góry.
Byłam wściekła na siebie i na cały świat, że nawet nie mogłam zobaczyć się z byłym mężem.
Straciłam tylko sześć dni, a nic nie wskórałam. Seweryn wciąż siedział w więzieniu i nie
zapowiadało się na to, że ma z niego wyjść. Przynajmniej w najbliższym czasie, dopóki Alan nie
da się przekonać. W więzieniu zaś nie chcieli mnie nawet do niego wpuścić. Później
dowiedziałam się, że nie kto inny, a Alan zakazał policjantom wpuszczać mnie do Sewiego.
Starszy Parker miał szczęście, że mój syn mnie potrzebował, bo skopałabym mu dupsko,
gdyby tylko wpadł w moje ręce. Nie omieszkałam jednak zostawić Alanowi na skrzynce długiej
wiadomości. Jak tylko wróci do domu, Laris puści mu nagranie z moim głosem.
Robert wyszedł ze szpitala dwa dni później. Lekarze założyli mu na prawe ramię gips,
ponieważ maluch złamał kość. Płakał za każdym razem, gdy tylko patrzył na żółty sztywny
opatrunek. Starałam się przy nim być i wspierać go. Pękało mi serce, gdy widziałam, jak cierpi.
– Niki, zejdź na dół! – usłyszałam głos matki w niedzielny poranek.
Opatuliłam synka szczelnie kołdrą i wyszłam z łóżka. Upewniwszy się, że młody śpi,
opuściłam sypialnię.
– Nikola!
– Idę! – warknęłam. – Nie krzycz, bo Robert dopiero co zasnął!
Maluch nie przespał połowy nocy. Wiercił się, narzekał na ból, wymiotował. Byłam
zmęczona, a krzyki matki w niczym mi nie pomagały.
Zeszłam do salonu i wybałuszyłam oczy. Zobaczyłam Seweryna. Stał przy mojej matce,
a ona tuliła go do siebie, jakby był jej zaginionym synem i nagle wrócił do domu. Serce podeszło
mi do gardła. Nie mogłam nic powiedzieć, bo nie wiedziałam nawet co.
Szatyn odwrócił głowę i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. Jak na osobę, która
powinna siedzieć w więzieniu, wyglądał dobrze. Kiedy wyszedł? Jak? Dlaczego Joseph mi o tym
nie powiedział?!
Mój były mąż prezentował się rewelacyjnie. Był przystojny jak zawsze, a na jego
ramieniu dostrzegłam tatuaż, który wbił mnie w podłogę. Seweryn był przeciwnikiem – jak sam
to określił – oszpecania ciała, a teraz sam miał na ręce wielkiego, pięknego czarnego wilka, który
nosił pod sobą małego wilczka. Mężczyzna ubrany był w krótkie kremowe szorty, białą koszulkę
i trampki z Adidasa.
– Zostawisz nas samych? – zwrócił się do mojej mamy. Kobieta nie wiedziała, co zrobić,
więc czekała na moją reakcję. Kiwnęłam głową, a wtedy odeszła. – Hej.
– Co ty tu robisz? – spytałam, wreszcie odzyskując zdolność porozumiewania się. – I co
to za zmiana?
Był chyba ostatnią osobą, którą mogłabym spodziewać się zobaczyć w tym domu.
– Cześć – ponowił przywitanie, a potem zbliżył się do mnie i objął mnie ciasno
ramieniem. – Miło cię widzieć, Niki.
– Ale jak to możliwe? – Do oczu napłynęły mi łzy. Nawet nie zamierzałam ich
powstrzymywać. – Przecież Alan nie chciał się zgodzić.
– Wiem, że byłaś w Nowym Jorku, i wiem, że próbowałaś się ze mną spotkać.
O wszystkim mi powiedziano.
– Kto ci powiedział?
Nic z tego nie rozumiałam.
Seweryn zaproponował spacer. Zgodziłam się, bo wiedziałam, że mama stoi w kuchni
i wszystkiemu się przysłuchuje. Poprosiłam ją, aby co chwilę zaglądała do Roberta.
Wyszliśmy na zewnątrz. Mimo wczesnej godziny było cholernie gorąco.
– Przyjechałem, żeby cię przeprosić, ale i podziękować ci.
– Za co? – spytałam, marszcząc brwi. – Możesz mi to wyjaśnić? Bo, cholera, nic nie
rozumiem.
– Nie wątpię. To popieprzone, wiem. – Jego uśmiech sprawił, że moje serce zatrzepotało
mocniej. – Przyjechałem się pożegnać i jednocześnie prosić cię o przysługę.
– Pożegnać się? – Teraz już w ogóle byłam zdezorientowana. – Jedziesz dokądś?
Seweryn chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę chodnika, który prowadził w głąb
naszego osiedla. Może uciekł z więzienia i teraz planuje przez resztę życia być uciekinierem?
Zaczęłam rozglądać się dookoła i sprawdzać, czy czasem nie śledziło nas kilku
policjantów.
– Co ty robisz? – prychnął, podążając za mną wzrokiem. – Nikogo ze mną nie ma.
Przyjechałem sam.
Powróciłam wzrokiem do niego. Posłał mi kolejny uśmiech, więc odetchnęłam z ulgą.
– Ashton został zatrzymany – powiedział, patrząc w bezchmurne niebo. – Siedzi
w więzieniu od ponad tygodnia. Jego ludzie również.
– Tak, wiem.
Wiedziałam o tym, bo przecież, do cholery, byłam w Nowym Jorku.
– Przepraszam cię za wszystko, Niki – dodał szatyn, muskając palcami mój policzek. –
Ale ja musiałem cię wtedy porwać.
Podrapał się po karku, zmieszany. Wyglądał, jakby coś go dręczyło.
– Jak wyszedłeś z więzienia? – spytałam.
– Po twoim powrocie do Polski był u mnie Joseph. Potem przyszedł też Alan. Długo
rozmawialiśmy, aż nagle usłyszałem, że jestem wolny. Dasz wiarę? Alan postanowił mnie
wyciągnąć.
Milczałam, trawiąc w głowie jego słowa. Nic dla mnie nie trzymało się w tym kupy.
– Możesz w to wierzyć lub nie, ale pogodziłem się z Alanem.
– Jak to? – Miałam wrażenie, że się przesłyszałam. – Naprawdę się z nim pogodziłeś?
To było tak absurdalne, że nie miało prawa bytu. Kiwnął głową.
– Nie wiem, co mu nagrałaś na poczcie, ale najwidoczniej podziałało, bo to Alan
wyciągnął do mnie rękę. To on zaproponował rozejm. Tym, co zrobiłaś, zbliżyłaś nas do siebie
i otworzyłaś nam oczy.
Dobra, tego się naprawdę nie spodziewałam. Musiałam wyglądać jak kosmitka, bo mina
Seweryna była bezcenna. Mężczyzna pokiwał rozbawiony głową, po czym przysiadł na pierwszej
ławce i zaprosił mnie, abym zrobiła to samo.
– Na stałe przeprowadzam się do Nowego Jorku. Razem z Alanem będziemy rządzić
główną firmą. Będziemy mieć po pięćdziesiąt procent. W końcu jesteśmy braćmi. Należą nam się
udziały ojca po równo.
Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, co powiedzieć, i szybko je zamknęłam. Kompletnie
mnie sparaliżowało. Myślałam, że to niemożliwe, a tu proszę – pogodzili się.
Zrobili to, bo ciebie przy nich nie było, rzuciła mi moja podświadomość.
– Niki, przyjechałem się pożegnać, a jednocześnie chcę cię prosić, abyś została prezeską
firmy w polskim oddziale. W Szczecinie.
– Słucham?!
– Chcę, abyś zajęła moje miejsce.
Spojrzałam na niego jak na wariata. Czy on zwariował?
– Seweryn, to…
– Wiem, co powiesz – wtrącił mi. – Dlatego dam ci czas. Przemyśl to na spokojnie.
Odwróciłam głowę, aby zaciągnąć się powietrzem i nie patrzeć mu w oczy, lecz wtedy
mężczyzna dostrzegł na mojej szyi naszyjnik i wyciągnął po niego dłoń.
– Nosisz go cały czas?
Kiwnęłam głową, czując, jak moją twarz oblewają rumieńce. Gdy spytał dlaczego, nie
uzyskał odpowiedzi. Nie było dla tego wyjaśnienia, bo nie wiedziałam, czemu go nosiłam. Po
prostu chciałam.
Wstał i pociągnął mnie do siebie. Zmusił, abym znów spojrzała mu w oczy.
– Nikola, wciąż cię kocham. – Jego palce znów zaczęły błądzić po moim
zaczerwienionym policzku. – Może nie tak jak dawniej i nie jak miłość życia, ale wiem, że jakaś
część mnie pragnie cię chronić. Powiedz tylko słowo, a zostanę.
Przełknęłam ślinę. Zaskoczył mnie po raz setny tego poranka. Nie wiedziałam, co
odpowiedzieć, ani co zrobić. Po tym wszystkim, co mu zrobiłam, wciąż chciał przy mnie zostać.
Zaczęłam głośno płakać.
– Hej, mała. – Czułam w jego głosie skruchę i smutek. – Co się dzieje? Czemu płaczesz?
Przyłożył głowę do mojego czoła.
– Niki?
– Seweryn, bardzo cię przepraszam. Tak mi przykro.
Wtuliłam się w niego mocniej, a on bez żadnego protestu odwzajemnił mój gest. Ludzie
przechodzili obok, posyłając nam krótkie spojrzenia, jednak miałam to gdzieś. Liczyło się dla
mnie tylko to, że Seweryn tu był.
– Jesteś najwspanialszym facetem, jakiego poznałam. Żałuję, że tak bardzo cię
skrzywdziłam.
Gdybym tylko mogła cofnąć czas, zrobiłabym to. Seweryn nie zasługiwał na to, co go
spotkało.
– Nikola – wtrącił, a na jego ustach zobaczyłam szczery uśmiech. – Jest okej.
Zapomniałem już o tym. Wybaczyłem ci to. Alanowi zresztą też.
Do domu wróciliśmy po dwóch godzinach. Nie sądziłam, że aż tyle czasu spędziliśmy na
rozmowie. Seweryn musiał pojechać na chwilę do Szczecina, a potem miał samolot do Nowego
Jorku.
Nie mogłam go zatrzymywać. Nie po tym, co przeze mnie przeszedł. Nie miałam prawa
odbierać mu wolności, z której powinien korzystać. Tym bardziej że, jak sam twierdził, pogodził
się z Alanem.
Gdzieś tam, na drugim końcu świata, czekała na niego kobieta, która da mu to, czego ja
nie mogłam.
– Kochałem cię – powiedział, a w jego oczach zatańczyły dziwne iskierki bólu. –
Naprawdę cię kochałem, Niki. Wciąż kocham.
– Ja ciebie też kocham – odpowiedziałam, gdy podeszliśmy do samochodu, którym do
mnie przyjechał. – Uważaj na siebie, Sewi.
– Ty też. Inaczej wrócę i skopię ci dupsko.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, co pozwoliło rozładować napiętą atmosferę.
– Dziękuję, że przyjechałeś i porozmawiałeś o tym ze mną. Jestem ci za to wdzięczna.
Wtedy z domu wybiegł Robert. Rozejrzał się dookoła, a gdy zobaczył mnie i Seweryna,
zbiegł ze schodów, po czym w szaleńczym tempie podbiegł do mężczyzny i wskoczył mu na
ręce.
– Tata! – krzyknął, tuląc się do niego. – Wreszcie przyjechałeś!
Ten widok rozerwał mi serce na strzępy. Musiałam odwrócić głowę, aby ukryć łzy. Nie
chciałam, aby syn widział, że płaczę. Usłyszałam, jak Seweryn pociąga nosem. On również
płakał, tyle że w porównaniu do mnie nie chował się jak tchórz.
Chciałam odejść i zostawić ich samych, lecz mój były mąż powiedział, że nie ma takiej
potrzeby. Nachylił się i powiedział coś malcowi na ucho, a potem postawił go na ziemi. Robert
kiwnął głową na znak, że rozumie, i wrócił wesołym krokiem do domu.
– Co mu powiedziałeś? – spytałam ciekawa.
– To już nasza tajemnica. – Puścił do mnie oczko. – Moja i mojego syna.
Moje ciało przeszył dreszcz.
– Seweryn, przykro mi. On nie rozumie, że…
– Spokojnie – wtrącił, czochrając dłonią moje włosy. – Robert to wspaniały chłopiec.
Zawsze będzie moim synem. Przynajmniej dopóki sam tego chce.
Pożegnałam się z byłym mężem, zanim wszedł do samochodu.
– Chciałabym cię jeszcze o coś zapytać.
Nie wiedziałam, czy mogę i czy powinnam, ale ciekawość zżerała mnie od środka.
Przeskoczyłam z nogi na nogę, czując, jak zaczynam się pocić.
– Ja…
– U Alana wszystko w porządku. – Seweryn wiedział, o co mi chodzi, i dlatego pierwszy
rzucił odpowiedź, nim zdążyłam zadać pytanie. – Nie masz się czym martwić. Żyje i ma się
dobrze.
Posłał mi słaby uśmiech. Nie odpowiedziałam już na to, tylko patrzyłam na Seweryna,
który ostatni raz rzucił mi krótkie „cześć”, a potem wsiadł do samochodu.
Gdy Sewi odjechał, wróciłam do domu. W korytarzu wpadłam na mamę. Kobieta stała
w oknie i najwyraźniej nas podglądała. Przewróciłam oczami i usiadłam w fotelu. Poprosiłam
o drinka. Amelia uniosła brwi zaskoczona. Gdy nie zareagowała, sama wstałam i podeszłam do
barku. Wyciągnęłam z niego czystą wódkę. Dobrze, że ojciec lubi sobie czasem chlapnąć,
warknęłam w myślach.
– Córciu, co się dzieje? Co ci powiedział Seweryn?
Mama usiadła obok mnie przy stole i patrzyła, jak wlewam w siebie pierwszy kieliszek.
Nawet go nie popiłam.
– Że wystarczy, że powiem, aby został, a zostanie.
– Och – tylko tyle zdołała z siebie wydusić.
– Ale ja nie mogłam kazać mu zostać. On zasługuje na coś lepszego, na kogoś lepszego
ode mnie. Zraniłam go za bardzo, aby teraz prosić, żeby został. Przyjechał się pożegnać.
Przeprowadza się do Nowego Jorku.
– Czy on nie był w więzieniu? – Moja mama była zdezorientowana tak samo jak ja, gdy
zobaczyłam byłego męża. – Przecież mówiłaś, że Alan nie chciał go wypuścić z więzienia.
Nie dziwiłam się jej. Moje życie wyglądało jak tania telenowela i można się było w tym
pogubić.
– Okazuje się, że Seweryn i Alan się pogodzili – zaśmiałam się, a do moich oczu
napłynęły łzy. Teraz, gdy Sewi odjechał, nie musiałam ukrywać kotłujących się wewnątrz mnie
emocji. – Alan zrozumiał wreszcie, że ma przy sobie tylko Seweryna. – Sięgnęłam po butelkę
i nalałam sobie kolejną porcję przezroczystego płynu. – Wreszcie zrozumiał, że musi pogodzić
się z bratem.
Alan, gdy to odsłuchasz, będę już w drodze do Polski albo i w Polsce. Wiem, że pewnie cię
to nie obchodzi, ale nasz syn złamał rękę. Trafił do szpitala i właśnie przeżywa horror, bo nie
wie, co się dzieje, a mnie przy nim nie ma. Nie masz się więc czym martwić. Nie będę cię dłużej
nachodzić i niszczyć ci życia. Robert jest dla mnie najważniejszy, a jego zdrowie to priorytet.
Zniknę raz na zawsze. Mam tylko prośbę do ciebie. Wypuść Seweryna z więzienia.
Przepraszam, że znów wróciłam. Wybacz mi, że ponownie pojawiłam się w twoim domu,
jednak musiałam to zrobić. Musiałam przylecieć, bo nie mogę pozwolić, aby Seweryn zgnił
w więzieniu. Nie zasługuje na to. To dobry człowiek. Najlepszy z całej naszej trójki. Przez nas tyle
wycierpiał i to przez nas połączył siły z Ashtonem. Jakkolwiek by patrzeć, my go do tego
popchnęliśmy. Okłamywaliśmy go latami, zdradziliśmy go i zmiażdżyliśmy jego dumę. Musimy
wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Nie zwalaj całej winy na brata, bo nie o to tutaj chodzi.
Seweryn to twoja jedyna prawdziwa rodzina. Masz tylko jego. W walce z Ashtonem
powinieneś szukać w Sewerynie wsparcia, a nie toczyć z nim wojnę. Obaj popełniliście masę
błędów i obaj je teraz naprawcie. Dlatego proszę cię, wyciągnij pierwszy rękę do Seweryna
i zakończ tę walkę, która trwa zdecydowanie za długo. Chcę twojego szczęścia, a nie będziesz
szczęśliwy, gdy zostaniesz sam. Alan, błagam. Daj Sewerynowi wolność. Pozwól mu rozpocząć
nowe życie. Wszyscy zacznijmy od początku. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla mnie, zrób to dla
naszego syna. On bardzo kocha Seweryna. Codziennie o niego pyta. Nie mam serca mu mówić, że
człowiek, który jest dla niego wzorem, siedzi w więzieniu.
Chciałabym, aby nasza historia potoczyła się inaczej, lecz może nie w tym wcieleniu,
a w innym? Kto wie…
Poczułam na ramieniu dłoń mamy. Kobieta wyrwała mnie z rozmyślań. Przysiadła się
bliżej, po czym się do mnie przytuliła.
– O czym myślałaś, kochanie?
– Że mimo wszystko, mamo, Alan nie jest takim potworem, za jakiego wszyscy go
mamy.
– Dlaczego naszły cię takie myśli? – spytała zaskoczona.
Jeszcze niedawno chodziłam po domu i wyzywałam starszego Parkera na wszystkie
możliwe sposoby. Teraz nagle zmieniłam zdanie i w oczach mamy zapewne byłam hipokrytką.
– Też tego nie rozumiałam. – Uśmiechnęłam się do niej blado, po czym ucałowałam ją
czule w policzek. – Ale to prawda. Kiedyś i ty zrozumiesz.
Rozdział 18

Stanąłem przy oknie. Czułem przyjemny powiew świeżego powietrza. Tu, wysoko,
powietrze było zdrowsze niż tam na dole. Lepiej oddziaływało na mój organizm i pozwalało mi
zachowywać zdrowy rozsądek.
Pomyślałem o Nikoli i o tym, że znów się z nią przespałem. Kilka dni temu znów należała
w całości do mnie. Robiłem z nią, co chciałem, za czym tęskniłem i czego mi brakowało
ostatnimi miesiącami. Nie było w tym Seweryna, Josepha, Ashtona czy naszych kłótni. Nie było
ludzi, którzy życzyli nam źle, ani nie było nienawiści czy zawiści. Byliśmy po prostu ja i ona.
Tak jak powinno być zawsze.
Bywały chwile, że ją kochałem, potem nienawidziłem jeszcze bardziej, a kilka miesięcy
później znowu kochałem. Wystarczyło, że na nowo pojawiała się w moim życiu, a traciłem dla
niej głowę. Narzekałem na brak stabilizacji, marudziłem i myślałem, że nienawidzę w nas tych
ciągłych kłótni, wojen. Ilekroć miałem ochotę rzucić to w pizdu, zapomnieć o niej… nie
umiałem.
Pomyślałem, że to właśnie to przyciągało mnie do niej tak bardzo. Bycie z nią, walka
o nasz związek, o nasze relacje czy zwykły głupi kontakt, aby go podtrzymywać – wszystko to
było niczym rozbrajanie tykającej bomby. Bomby, która mogła wybuchnąć w każdej chwili
i wyrządzić jeszcze więcej krzywd. Raniliśmy się wzajemnie, wyzywaliśmy się, bywało też tak,
że robiliśmy sobie pod górkę w każdy możliwy sposób. Jednak to może właśnie to nas do siebie
aż tak zbliżyło?
Bycie przy Nikoli i znajomość z nią miały też te dobre strony. Przy niej byłem
szczęśliwy, cieszyłem się z małych rzeczy, czułem, że żyję. Ta kobieta wywoływała uśmiech na
mojej twarzy, rozumiała mnie jak nikt inny. Wszystkie ważne aspekty przy niej traciły
jakikolwiek sens. Ona była dla mnie najważniejsza. Wciąż jest.
Dlatego zgodziłem się, w tajemnicy przed nią, wyciągnąć Seweryna z więzienia.
Chciałem zrobić Niki niespodziankę. Miałem nadzieję, że gdy się dowie, spojrzy na mnie inaczej,
a nasze relacje się nieco ocieplą. Miałem dość kłótni i wojny, którą toczyliśmy od dłuższego
czasu. Byłem dorosłym mężczyzną, pragnąłem zaznać spokoju. Mało tego – dla niej się z nim
pogodziłem. Wyciągnąłem do niego rękę, tak jak chciała.
– Przepraszam cię, bracie. – zacisnąłem szczękę. Podniosłem wzrok i spotkałem się ze
spojrzeniem Seweryna. – Naprawdę przepraszam za całe zło, które spotkało cię z mojej winy.
– Co ty znowu wymyśliłeś? – Seweryn mi nie wierzył, ale czemu miałbym się dziwić? –
Zwariował? – zwrócił się do mojego najlepszego przyjaciela.

Joseph mi towarzyszył, od kiedy tylko ponownie znalazłem się w więzieniu. Poprosiłem


go, aby był przy mnie w chwili, kiedy będę przepraszał brata. To nie było proste, nie dla mnie.
Potrzebowałem wsparcia osoby mi bliskiej. Joseph nadawał się idealnie.
– On mówi prawdę, Seweryn – westchnął Joseph, wchodząc pomiędzy nas. – Alan chce
się z tobą pogodzić.
– Co?

– Chcę zakopać topór wojenny – rzuciłem, wyciągając dłoń w stronę Seweryna. –


Pogódźmy się wreszcie.
– Ćpałeś coś? – oparł się o krzesło i wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu. – Albo już do
reszty ci odbiło, hę?
Sewi mi nie wierzył. Po jego oczach widziałem, że doszukiwał się w moich dobrych
intencjach haczyka.
– Mówię poważnie. – Jeśli zaraz nie przyjmie mojej wyciągniętej dłoni, pójdę stąd,
pomyślałem. – Zapomnijmy o wszystkim i… I wspólnie zarządzajmy firmą.
Z trudem przechodziły mi przez gardło te słowa. To było tak absurdalne, że aż chciało mi
się śmiać. Ja przepraszający Seweryna? W snach bym się tego nie spodziewał. Jeszcze kilka dni
temu pragnąłem jego upadku, a teraz? Kurwa, chyba serio zwariowałem.
Nastała cisza. Słyszałem jedynie lampę, która zwisała z sufitu i wydawała z siebie
nieprzyjemne dźwięki.
– Skąd w tobie taka nagła zmiana, braciszku? – Był podejrzliwy, miał do tego prawo.
– Rozmawiałem z Nikolą. – Uśmiechnąłem się blado, przenosząc wzrok na ścianę za
nim. – Miałeś rację, że przyleci cię ratować. I miałeś rację w czymś jeszcze.
– Tak? – Uniósł brwi. – W czym?
– Że ja nie potrafię o niej zapomnieć. Dlatego tutaj przyszedłem.
– Chcesz się pogodzić ze mną dla niej?

Nie musiałem odpowiadać. Wystarczyło, że spojrzeliśmy sobie w oczy i młody mógł czytać
ze mnie jak z otwartej księgi.
Była dla mnie na tyle ważna, że wbrew sobie poprosiłem go o przebaczenie.
Rozdział 19

Przyszedł sierpień, a z nim kolejne wyzwania. Wstałam jak zawsze o szóstej, aby zrobić
codzienny trening, a potem zrobiłam jeszcze jeden i przebiegłam trzy kółka wokół osiedla. Nie
miałam ochoty wracać do domu. Nie dziś. Potrzebowałam większej dawki adrenaliny, pragnęłam
większego zmęczenia.
Spojrzałam na telefon; dochodziła ósma. Przysiadłam na ławce w parku i mocno
zaciągnęłam się powietrzem, czując, jak pierwsze promienie słońca padają na moją skórę.
Dostałam w nocy wiadomość od Josepha. Nie odzywał się tyle czasu, a teraz wysłał mi jak gdyby
nigdy nic zaproszenie na swoje trzydzieste chyba ósme urodziny. Nie pamiętam, ponieważ nie
doczytałam esemesa do końca.
Wzięłam głęboki wdech. Długo jeszcze potrwa, zanim odzyskam swoją sprawność
fizyczną, pomyślałam, dusząc się.
– Wszystko w porządku? – spytał mężczyzna, który nagle pojawił się przede mną
i przystanął obok ławki. – Pomóc w czymś?
Uniosłam wysoko głowę, mierząc go poirytowanym wzrokiem.
– Dlaczego uważasz, że potrzebuję pomocy?
Tego dnia wszystko mnie wkurwiało. Przełknęłam ciężko ślinę. Zaczynało boleć mnie
gardło. Widziałam przed sobą łysego faceta ubranego zaledwie w żółte dresowe spodnie. Był
przystojny, nawet bardzo, a jego niebieskie tęczówki lśniły jak najczystszy ocean. Jego klatka
piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko, jakby przebiegł co najmniej dwadzieścia
kilometrów. Miał idealne mięśnie brzucha i szerokie ramiona, a choć nie był w moim typie,
wpadł mi w oko.
– Wyglądasz, jakbyś miała zaraz wypluć serce – zaśmiał się, a wtedy wstałam i stanęłam
przed nim w bojowej pozie. – Spokojnie, tylko żartuję.
Kolejny raz zaniósł się śmiechem. Szturchnął mnie w żebro, próbując ratować napiętą
atmosferę.
– Dupek – rzuciłam bez zastanowienia. To słowo chyba wryło się w moją głowę, bo
ciągle się nim posługiwałam, aby obrazić jakiegoś mężczyznę.
Odwróciłam się i zaczęłam zmierzać w stronę domu. Ten dzień naprawdę nie zapowiadał
się dobrze.
Wróciłam zmęczona, tak jak chciałam. Pod domem zrobiłam jeszcze sto przysiadów.
Mama czekała na mnie w kuchni z przygotowanym śniadaniem. Wzięłam szybki prysznic,
a następnie zeszłam do kuchni i usiadłam obok Amelii przy stole. Czułam, że mi się przygląda,
więc uniosłam powieki i spojrzałam jej w oczy.
– Wszystko w porządku, skarbie? – spytała.
Westchnęłam, rozciągając ramiona. Wiedziałam, o czym myśli.
– W jak najlepszym – mruknęłam.
Minęło sporo czasu, od kiedy się do nich wprowadziłam. Mama obawiała się o moją
przyszłość. W kółko powtarzałam, że już niedługo stanę na nogi, że coś wymyślę i znajdę sobie
i synowi jakieś nowe lokum. Jednak ona i tak się o mnie bała. Od kiedy się dowiedziałam, że
Alan wrócił do Jessy, bo wrócił, wpadłam w depresję.
– Zdecydowałaś się na propozycję Seweryna? – kontynuowała. – Minęło trochę czasu. On
wciąż czeka.
Pokręciłam głową. Usłyszałam, jak ciężko wypuszcza powietrze z ust.
Całkowicie o tym zapomniałam. W ostatnim czasie nie zaprzątałam sobie tym w ogóle
głowy. Nie interesowała mnie firma i nie widziałam tam dla siebie miejsca. Należała do
Parkerów, a to przeklęte nazwisko. Wszystko, co było związane z tą rodziną, należało omijać
szerokim łukiem. Wiem coś o tym, bo przekonałam się na własnej skórze, że tak jest. Zresztą
nawet nie wiedziałam, czy to wciąż aktualne. Minęło przecież trochę czasu od wizyty Seweryna.
– Nie, jeszcze nie – ucięłam temat i zabrałam się za śniadanie.
Po południu mama i Robert poszli na zakupy, tata natomiast pognał na jakieś zebranie
wędkarskie. Przyłączył się do klubu kilka miesięcy temu i wciąż tam uczęszczał, bo jak twierdził,
sprawiało mu to radość.
Usłyszałam dzwonek. Zaklęłam pod nosem, bo ktoś przeszkadzał mi w oglądaniu Power
Rangers. Niechętnie podniosłam się z kanapy, zatrzymując Netfliksa, i wolnym krokiem
przeszłam przez korytarz. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi.
Zrobiłam wielkie oczy, widząc po drugiej stronie kolesia, którego spotkałam w parku.
– Śledzisz mnie? – rzuciłam, wyglądając ostrożnie za niego. – Czego chcesz?
– Proszę, proszę – zaśmiał się, znów ukazując swój ładny uśmiech. – Co za
niespodzianka, nieprawdaż?
Uniósł zabawnie brwi. Przeprosił mnie i wszedł do środka. Rozejrzał się dookoła, a potem
udał się do salonu.
Od razu ruszyłam za nim, z otwartą buzią i z palcami zaciśniętymi w pięść. Byłam
gotowa do ataku, gdyby zaszła taka konieczność.
– Czy ciebie porąbało? – Wzięłam głęboki wdech i zmrużyłam oczy. – Nie żeby coś, ale
właśnie włamałeś się do mojego domu!
Chciałam chwycić za telefon i wezwać policję.
– Dla wyjaśnienia: wpuściłaś mnie do środka.
Widząc jego reakcję, darowałam sobie wybieranie numeru. Bawiło go moje
zdezorientowanie, więc uznałam, że raczej nie jest groźny. W końcu nie zachowywał się jak
bandyta.
– Śledzisz mnie? – warknęłam, zarzucając prawą dłoń na biodro. – Czego chcesz?
Łysy usiadł na kanapie, a nogi zarzucił na stolik. Tego już za wiele, pomyślałam.
Podeszłam do niego i chwyciłam go za koszulę. Spróbowałam podnieść jego potężne ciało,
a kiedy mi o dziwo pomógł, popchnęłam go w stronę drzwi.
– Moja mamuśka przysłała mnie, abym wręczył Amelii zaproszenie. – Wyrwał się
z mojego uścisku i stanął za mną. Wręczył mi białą kopertę. – Także jakbyś mogła, zawołaj
kobietę, która tutaj rządzi.
Wrócił do salonu i znów usiadł na kanapie. Co z nim było nie tak, do cholery jasnej?! Po
raz drugi zacisnęłam dłoń w pięść. Tym razem nie ze strachu, a ze zdenerwowania. Poczułam, jak
gotują się we mnie gniew i chęć mordu. Nie znałam go, ale od razu wiedziałam, że się nie
polubimy. Był bezczelny i arogancki. Zbyt pewny siebie, do tego robił, co mu się podoba.
– Tak się składa, łosiu jeden, że jestem córką Amelii, a mamy nie ma w domu –
syknęłam, znów próbując go podnieść; niestety tym razem mi na to nie pozwolił. – Wyjazd
z tego domu!
– Wiem, kim jesteś.
– Czyżby?
– Nazywasz się Nikola Pstryk, a raczej Nikola Parker. Słyszałem, że wzięłaś ślub. Moje
zaproszenie chyba gdzieś się zgubiło, no ale nie szkodzi. Nie chowam urazy.
Radość w jego oczach przyprawiła mnie o nagłe zawroty głowy. Skąd ten palant mnie
znał?
– Niby czyim synem jesteś? – prychnęłam z irytacją. – Nie kojarzę cię.
– Och, uderzasz w moje ego, mendo.
Uniósł prowokująco prawą brew.
– Mendo? – W głowie przeanalizowałam wszystkie wspomnienia, w których słyszałam,
jak ktoś tak do mnie mówi. – Nie wierzę.
Zakryłam usta dłonią i zaczęłam skakać niczym małe dziecko. Łysy otworzył szeroko
ramiona, a wtedy nie czekając ani minuty dłużej, zerwałam się z miejsca i przytuliłam do niego.
Mocno zaciągnęłam się zapachem perfum Marcina. Nie pachniał tak jak kiedyś, ale teraz
było o wiele lepiej.
– Marcin! – krzyknęłam, nie chcąc go puścić, bo bałam się, że to tylko sen. – Kiedy
wróciłeś?!
Nie mogłam stłumić szczęścia, które we mnie uderzyło. Nie wierzyłam, że to naprawdę
on.
Kilkanaście lat temu, gdy mieliśmy po dziewiętnaście lat, Marcin wyjechał na studia do
Włoch. Przyjaźniliśmy się od maleńkiego, ponieważ obydwoje wychowywaliśmy się na tej ulicy.
Gdy dowiedziałam się, że mój najlepszy przyjaciel się wyprowadza, bardzo cierpiałam. Nie
chciałam go jednak zatrzymywać i odbierać mu szansy na spełnianie swoich marzeń. Jego
rodzice byli wtedy bardzo biedni. Nie mieli pieniędzy, a on dostał życiową szansę i nie mógł jej
nie wykorzystać. Szkoła, do której uczęszczał, zaoferowała mu stypendium piłkarskie. Uwielbiał
grać w piłkę i był w tym całkiem dobry.
Obiecaliśmy sobie, że będziemy się kontaktować tak często, jak to będzie możliwe, ale
Marcin szybko znalazł sobie we Włoszech kobietę. Była o mnie cholernie zazdrosna, więc
musieliśmy urwać znajomość. Nie chciałam niszczyć mu związku. Nie przyjeżdżał do kraju, nie
pisał, nie dzwonił. Totalnie się ode mnie odciął i musiałam się z tym pogodzić. Z czasem
ruszyłam dalej.
Teraz wrócił. Stał przede mną, w ogóle nie przypominając chłopaka, którego widziałam
ostatnio ponad dziesięć lat temu. Wciągnęłam go do kuchni, od razu oferując coś do picia.
Poprosił o zimną wodę. Rozsiadł się wygodnie przy wielkim drewnianym stole i wlepił we mnie
wzrok, nie przestając się głupio uśmiechać.
– Jestem Marcin, syn Anny i Kamila Brzęków, a ty mnie nie poznałaś? Wiesz ty co?
Chwyciłam za szmatkę i zanim zdołał zareagować, cisnęłam nią w niego. Dostał prosto
w twarz.
– Osz ty – syknął, próbując brzmieć bardzo poważnie. – Zapłacisz mi za to.
Nie zdołałam daleko uciec, gdy nagle poczułam, jak jego ręce oplatają się wokół moich
bioder. Przyciągnął mnie do siebie, zatrzymując w mocnym uścisku. Spojrzałam mu w oczy, bo
mnie do tego zmusił. Wesołe iskierki tańczyły w spojrzeniu, którym mnie mierzył.
– Wyglądasz rewelacyjnie – powiedział, a jego palce musnęły skórę na moim policzku. –
Tęskniłem za tobą, mendo.
Czułam, że mówi prawdę. Zadrżałam, bo w moim brzuchu niechciane motylki tańczyły
swój radosny taniec.
– Też za tobą tęskniłam, gilu.
Marcin zaproponował krótki spacer. W sumie nie miałam nic lepszego do roboty,
a pogoda była rewelacyjna, dlatego od razu się zgodziłam. Wyciągnęłam z barku butelkę whisky
i dwie szklanki i spakowałam wszystko do małego plecaczka.
– Nic się nie zmieniłaś – skwitował, krzywiąc się na widok alkoholu.
Wyszliśmy na zewnątrz. Zamknęłam drzwi, a klucze wsadziłam do szklanego buta, który
stał przy wejściu. Dwadzieścia minut później siedzieliśmy w niewielkim parku pod ogromnym
drzewem. Zajmowało ono pół terenu i było rewelacyjną kryjówką, w razie gdyby spotkała nas
policja.
– Dobra, to kto pierwszy mówi? – spytał Marcin, wyciągając z kieszeni swoich szortów
czarny portfel. – Czy rzut monetą jak za starych, dobrych czasów?
Przystanęłam na rzut monetą. Od razu przypomniało mi się nasze dzieciństwo. Po raz
pierwszy postanowiliśmy rzucić monetą, mając po osiemnaście lat. Byliśmy wtedy w klubie
i Marcinowi wpadła w oko laska, z którą chciał się przespać. Dla mnie była zwykłym strachem
na wróble. Nie wypiłam wtedy tyle co on, więc widziałam lepiej. Odradzałam mu ten wybór i tak
właśnie Marcin postanowił, że moneta rozwiąże nasz spór. Zawsze wybierałam reszkę, tym
razem też. Następnego dnia łysy dziękował mi, gdy pokazałam mu zdjęcie „piękności”, z którą
chciał się bzykać.
Potem już za każdym razem kiedy się kłóciliśmy, przyjaciel sięgał do kieszeni po portfel.
– Kurwa – syknęłam, wzdychając ostentacyjnie. – Niech będzie.
Wypadło na mnie. Wzięłam głęboki wdech, a potem opowiedziałam Marcinowi
o wszystkim, co spotkało mnie w ciągu ostatnich lat, w których go przy mnie nie było. Łysy
słuchał wszystkiego w ciszy. Co chwilę upijał ze szklanki whisky, którą ze sobą zabrałam.
Powiedziałam mu o Alanie, o Sewerynie, o moim dziecku, o kłótniach, rozstaniach, wzlotach,
upadkach i o porwaniu.
Jego mina mówiła za niego; nie wierzył w połowę tego, co usłyszał.
– Wiedziałem, że jesteś szajbnięta, mendo – zaśmiał się, kręcąc głową – ale nie
wiedziałem, że aż tak się zagubisz po moim wyjeździe.
– Dobra, dobra – zganiłam go, biorąc ze swojej szklanki potężny łyk. – Teraz ty.
Opowiadaj, jak tam życie we Włoszech. Co tam u ciebie? Jak sobie radziłeś?
– No na pewno nie wyszedłem za mąż, nie spłodziłem syna, nie zostałem porwany i nie
uprawiałem seksu z dwoma facetami naraz.
Wykrzywiłam usta w grymasie niezadowolenia.
– Marcin! – wrzasnęłam i cisnęłam w niego jego portfelem, który leżał obok mojej nogi. –
Przestań, kurwa mać!
Oparł się o drzewo, a ręce zarzucił za głowę, aby było mu wygodniej.
– We Włoszech mieszkałem cztery lata, aż nie skończyłem studiów. W międzyczasie
poznałem Carlę. Zakochałem się, a przynajmniej tak wtedy myślałem. Nasz związek trwał
niecałe dwa lata. Myślałem, że to ta jedyna. Wiesz, motylki w brzuchu i te sprawy. – Marcin
zabawnie poruszył brwiami. – No ale okazało się, że zdradzała mnie z Włochem, którego ojcem
był jakiś pierdolony mafioso, i kazali mi się od niej odpierdolić. Świat mi się zawalił. Nie
wiedziałem, co robić, próbowałem o nią walczyć, ale jak sama powiedziała, co ja mógłbym jej
zaoferować? Byłem niczym w porównaniu z tym gościem.
Carla była kobietą, dla której zostawił mnie Marcin i to przez nią nasza znajomość
zakończyła się dość gwałtownie. Była o niego zazdrosna, a tu się okazało, że sama nie była mu
wierna. Zdradzała go, robiła z niego idiotę i sypiała na boku z innym.
Przypomina ci ona kogoś? – zaśmiała się moja podświadomość.
– Przykro mi – szepnęłam, zaciskając palce na materiale moich dresowych spodenek. –
Myślałam, że wy wciąż…
– Nie, nie. – Szybko poruszył rękoma, abym nie dokańczała. – Po studiach przeniosłem
się do Niemiec i tam znalazłem całkiem niezłą pracę. Języka nauczyłem się w pięć miesięcy.
Byłem ochroniarzem w jednym z niemieckich klubów. Niezły hajs, co chwilę jakaś super
seksowna laska rzucała mi się na szyję. Rozumiesz?
Uwielbiałam w Marcinie jego poczucie humoru. Przez większość czasu był uśmiechnięty
i ktoś naprawdę musiał się postarać, aby zepsuć mu humor.
– Co się stało, że wróciłeś? – spytałam, rozlewając kolejną porcję alkoholu. Oboje
zdążyliśmy opróżnić szklanki. – Bo rozumiem, że bez powodu nie przyjechałeś. Tyle czasu cię
nie było i nagle jesteś.
– Niki, chciałbym cię przeprosić za to, że tak nagle zerwałem nasz kontakt. Jest mi
przykro i przepraszam.
Posłałam mu szczery uśmiech; miałam nadzieję, że go zrozumiał. W odpowiedzi się
podniósł, a potem przysunął mnie do siebie i usiadłam między jego nogami, czując na szyi jego
ciepły oddech.
– Wszystko jest okej – powiedziałam, opierając się o jego klatkę. – Rozumiem. Też dałam
dupy. Mogłam czasem coś tam do ciebie napisać.
– No dobra. – Położył dłoń na moim ramieniu, a potem delikatnie pocałował mnie
w czoło. – Mendo, często o tobie myślałem. Cholernie brakowało mi tej wrednej jędzy, z którą
kradłem jabłka w ogrodzie Ostrowskiej.
Na samą myśl o tym, co powiedział, zakrztusiłam się bursztynowym płynem. Następnie
wybuchnęłam głośnym śmiechem.
– To dlaczego do mnie nie napisałeś?
– Po tym, jak cię zostawiłem, było mi wstyd. Bałem się. Przyjeżdżając tutaj, nie sądziłem,
że cię spotkam. Słyszałem od rodziców, że wyprowadziłaś się do Szczecina, a potem do Nowego
Jorku, bo zostałaś miliarderką.
– Przestań. – Machnęłam ręką, wbijając mu jednocześnie łokieć w brzuch. – I widzisz,
czym to się skończyło?
– Chciałbym to naprawić – westchnął, patrząc mi w oczy. – Myślisz, że możemy znów
być najlepszymi przyjaciółmi?
Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc, o czym mówi. Marcina znałam o wiele dłużej niż
Lucy. Przyjaźniliśmy się niemal całe życie. Widziałam w nim brata, choć raz nawet się
przespaliśmy w wieku osiemnastu lat. Nie wiedziałam, co mogę mu podarować na urodziny,
więc wpadłam na najgorszy pomysł świata i dałam mu siebie. Na tym jednym razie
zaprzestaliśmy. To był błąd. Seks nie podobał się ani mi, ani jemu. Marcin nie mógł dojść, a ja
ciągle miałam wrażenie, że rżnę się z własnym bratem.
Mimo to łączyła nas silna więź, której nikt nie był w stanie zakłócić – i właśnie miałam
na to dowód. Znów do siebie wróciliśmy. Marcin był wspaniałym, zabawny, inteligentnym
człowiekiem, który rozumiał mnie jak nikt inny. Wiedział o mnie wszystko, znał każdy detal
mojego ciała. Opowiadałam mu o moim pierwszym okresie, znał rozmiar mojego biustu,
wiedział, ile palców zmieści się w mojej cipce. Wiedział dosłownie wszystko, bo ufałam mu
bezgranicznie i kochałam go jak członka rodziny. Był moją drugą Lucy, a nawet kimś więcej.
Gdy wyjechał, utraciliśmy kontakt, ale w głębi duszy czekałam, aż wróci.
I wrócił.
– Wiesz, co myślę? – spytałam, wzdychając. – Że jesteś gilem z nosa.
Trzepnął mnie w ramię, pokazując jednocześnie język.
Gdy opróżniliśmy butelkę, a na dworze zaczęło robić się zimniej, postanowiliśmy wrócić
do domu.
– Kiedy poznam twojego syna? – Łysy zatrzymał się kilka kroków ode mnie, patrząc
w niebo. – Kogo bardziej przypomina? Ciebie czy ojca?
– Cóż – westchnęłam, po czym podeszłam do mężczyzny i chwyciłam go za dłoń. –
Szczerze mówiąc, nie wiem.
Nie spodziewałam się takiego pytania, dlatego nie mogłam ułożyć dobrej odpowiedzi na
nie.
– Czasem widzę w nim siebie, a innym razem tak bardzo przypomina Alana, że aż się
boję.
– Powiedziałaś, że Alan wrócił do dawnej dziewczyny. Nie chciałabyś go odzyskać?
Spojrzałam w niebo. Nie zauważyłam, że pojawiły się na nim pierwsze chmury,
a powietrze stało się cięższe.
– Będziesz pierwszą osobą, której to powiem. – Uśmiechnęłam się. – Oczywiście, że
jestem zazdrosna. Boli mnie to jak diabli i dużo kosztuje mnie, aby do niego nie zadzwonić i mu
nie nawtykać.
Łysy puścił moją dłoń i stanął przede mną. Złapał mnie za brodę, abym złapała z nim
kontakt wzrokowy.
– Pstryk…
– Ale nie mogę tego zrobić. Sama go odtrąciłam, sama chciałam to zakończyć, choć
kończyliśmy to wcześniej wiele razy. Teraz jednak naprawdę chcę, aby było inaczej. Alan ma
prawo spotykać się, z kim chce, i robić, co chce. Po prostu boli mnie to, że stanął na nogi tak
szybko. Opłakiwałam jego śmierć miesiącami, tęskniłam za nim i musiałam chodzić do
psychologa, bo popadałam w otchłań bez dna. A on żył, okłamał mnie i resztę swoich bliskich.
A potem gdy wrócił, nawet nie zainteresował się synem. Dupek pierdolony.
– Nikolo Pstryk, bo taką cię pamiętam. – Wzdrygnęłam się, bo głos przyjaciela brzmiał
bardzo poważnie. – Wróciłem i obiecuję ci, że pomogę ci zapomnieć o tym, jak to sama mówisz,
dupku.
Przytuliłam się do niego, dziękując, że jest.
– Opowiedziałaś mi o wszystkim, ale czegoś nie rozumiem. – Skinęłam głową, aby mówił
dalej. – Twój syn uważa, że jego ojcem jest Alan czy Seweryn?
– Robert ma dopiero niespełna cztery lata. Po rzekomej śmierci Alana ustaliłam, że
maluch nigdy się nie dowie, że jego ojcem był starszy Parker. Po co? Kochał Seweryna, był do
niego przywiązany.
– Przeszkadza ci to?
– Co? – zdziwiłam się.
– Że twój syn woli Seweryna od Alana? W końcu bardziej kochasz Alana.
– Mój syn ma prawo wyboru – powiedziałam pewnie. – Nie będę mu narzucać swoich
racji. Kocham go i chcę dla niego jak najlepiej. Nie zamierzam go okłamywać, dlatego kiedy
w przyszłości mnie o to spyta, odpowiem mu prawdę. Na razie jest dobrze tak, jak jest. Alan się
nim nie interesuje, więc po co w tym mieszać? A Seweryn go kocha.
Marcin nie zechciał wejść do domu moich rodziców, twierdząc, że i tak poświęcił mi już
za dużo czasu. Powiedział mamie, że idzie jedynie zanieść zaproszenie, a skończyło się na tym,
że kilka godzin spędziliśmy w parku pod drzewem. Pożegnaliśmy się i łysy wrócił do siebie.
Kazał obiecać, że jutro ponownie spotkamy się na porannym treningu w parku. Oczywiście
przystałam na tę propozycję, bo nic ciekawszego nie miałam do roboty, a czas spędzony
z dawnym przyjacielem był bezcenny. Wymieniliśmy się przy okazji swoimi numerami.
Mama siedziała w salonie, a kiedy tylko mnie zobaczyła, poderwała się z miejsca
i zaczęła krzyczeć:
– Gdzieś ty była?! – Wyrzuciła ręce do góry, mierząc mnie ostrym jak brzytwa
wzrokiem. – Wiesz, jak się martwiłam?! Myślałam, że znów cię porwali!
Poklepałam ją po ramieniu, a potem odwróciłam się i ruszyłam w stronę schodów.
– Marcin wrócił.
– Jaki Marcin? – spytała z wyrzutem. – Co mnie interesuje jakiś Marcin?!
– Marcin Brzęk! – krzyknęłam. – W salonie leży zaproszenie do jego rodziców na
jutrzejszego grilla!
Usłyszałam, jak z ust mamy wydobywa się głośny jęk. Uwielbiała Marcina za dzieciaka
i zawsze chętnie robiła mu kanapki do szkoły, gdy ten był głodny, bo jego rodzice nie mieli kasy
na chleb. Traktowała go jak syna, uważała, że miał na mnie dobry wpływ, choć gdyby się
dowiedziała, co robiliśmy kilka lat temu, oboje wysłałaby do psychiatryka.
Chciałam się wykąpać, przedtem jednak zajrzałam do synka.
– Poczytasz mi na dobranoc? – spytał maluch, wskazując palcem na książkę braci
Grimm. – Proszę.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam Robcia w czoło. Wzięłam piękną baśń, po czym
zaczęłam czytać mu opowieść o Czerwonym Kapturku. Zasnął dosłownie pięć minut później.
Dałam mu w czoło kolejnego buziaka i udałam się do siebie.
Wzięłam gorącą kąpiel, umyłam włosy, oczyściłam twarz i zaszyłam się w łóżku, czując,
jak moje powieki zaczynają opadać. Byłam zmęczona.
Już zasypiałam, gdy nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz;
dzwonił Marcin.
– Czego chcesz? – rzuciłam ściszonym głosem. – Prawie spałam!
– Dzwonię, aby życzyć ci dobranoc i upewnić się, że o szóstej dwadzieścia będziesz
w parku.
– Jesteś niemożliwy – parsknęłam, ziewając. – A teraz spadaj, bo idę spać.
– Dobranoc, mendo.
– Dobranoc, gilu.
Pierwszy raz od dawna na moich ustach pojawił się szczery, szeroki uśmiech.
Rozdział 20

Następnego dnia, tak jak zaplanowałam, wstałam po piątej. Obudził mnie alarm. Ubrałam
się w sportowy stanik, wzięłam leginsy i czarne trampki i zeszłam do salonu. Włosy spięłam
w luźnego koka, aby nie przeszkadzały mi podczas biegu. Przed wyjściem upiłam porządny łyk
wody.
Marcin czekał na mnie punktualnie, choć byłam pewna, że przyszedł o wiele wcześniej.
Zrobiliśmy wspólny trening, a potem przesiedzieliśmy w parku jeszcze niecałą godzinę.
Cieszyłam się, że znów złapałam z nim kontakt. Miałam wrażenie, jakbyśmy w ogóle nie robili
sobie przerwy, a on był w moim życiu przez cały ten czas. Dogadywaliśmy się dobrze, rozumiał
mnie, a ja jego.
Czego mogłam chcieć więcej?
– Kochanie! Przyszedł do ciebie list! – krzyknęła mama, gdy po powrocie wyszłam spod
prysznica. – Dawaj na dół!
Zeszłam do kuchni i wzięłam do rąk białą kopertę. Mama na szesnastą była umówiona do
pani Brzęk, dlatego już od rana przygotowywała pyszności, które chciała zanieść do naszej
sąsiadki. Marcin pisał mi, że jego rodzice stają na głowie, aby wszystko wyszło dobrze,
i powiadomił, że ja też jestem zaproszona na grilla.
– To od Josepha – zdziwiłam się, czytając nagłówek. – To zaproszenie.
Joseph ponownie zapraszał mnie na swoje urodziny, które odbywały się za równy
tydzień. Zapewnił, że dolecę do Nowego Jorku prywatnym samolotem i wrócę, kiedy tylko będę
chciała.
Zgniotłam papier w ręku, a potem wyrzuciłam go do śmieci. Po co wysyłał mi
zaproszenie na piśmie, skoro wczoraj dostałam je telefonicznie?
– Czemu to zrobiłaś? – spytała zaskoczona mama. – To niegrzeczne.
– Niegrzeczne było to, że przez sześć miesięcy byłam przez nich okłamywana i że on
o wszystkim wiedział. To było niegrzeczne.
Zakończyłam temat urodzin Josepha i pomogłam mamie w przygotowaniu posiłków na
wieczorną imprezę. Tata bawił się z Robertem w ogrodzie, więc nikt nam nie przeszkadzał
i miałyśmy spokój i ciszę.
Przed trzecią pobiegłam na górę, aby się wyszykować. Dostałam wiadomość, żebym
zabrała ze sobą synka, więc szybko go zawołałam i wybrałam dla malca odpowiednie ciuchy.
Krótkie kremowe jeansy, conversy i niebieska koszulka na ramiączkach idealnie pasowały do
małego bruneta. Ja natomiast sięgnęłam po luźny ciemnozielony kombinezon bez rękawów,
z krótkimi nogawkami, i białe trampki z sieciówki. Włosy upięłam w dwa grube warkocze.
Zbiegłam na dół. Mama czekała na mnie z Robertem, niecierpliwiąc się.
– Gdzie tata? – spytałam, pomagając kobiecie zabrać potrawy, które razem zrobiłyśmy.
Wyszliśmy na zewnątrz.
– Dojdzie do nas. Musiał coś załatwić.
Przeszliśmy przez ulicę i stanęliśmy na werandzie państwa Brzęk. Gdy chciałam nacisnąć
dzwonek, drzwi się otworzyły, a w nich stanął Marcin. Przywitał moją mamę uściskiem
i buziakiem w policzek, a potem wziął od niej talerze i zaniósł do kuchni. Poszłam za nim. Moja
mama i Robert zaszyli się w ogrodzie z gospodarzami i resztą gości.
– W ogóle nie jest do ciebie podobny – rzucił Marcin, patrząc na mojego syna przez okno
w kuchni. – Masz jakieś zdjęcie tego całego Alana, żebym mógł zobaczyć, jak wygląda?
Wyciągnęłam telefon i wyszukałam u wujka Google Alana Parkera. Śmignęła mi przed
oczami masa jego zdjęć. Kliknęłam pierwsze lepsze i podałam komórkę przyjacielowi.
– Tak, Robert zdecydowanie nie jest podobny do ciebie.
Wyszliśmy na zewnątrz, dołączając do reszty. Przywitałam się z rodzicami Marcina,
a potem zawołałam syna, aby przedstawić go łysemu. Z ulgą przyjęłam to, że pani Brzęk nie
wypytywała mnie o moje życie prywatne i nie pytała o Alana.
Na szczęście Marcin wszystkim się zajął i zadbał o to, abym nie czuła się niezręcznie.
– To Lucy – powiedziałam, pokazując przyjacielowi wibrującą komórkę, i odeszłam
w bok, z dala od głośnej muzyki. – Halo?
– Suko, dostałaś zaproszenie?! – krzyknęła mi do ucha, przez co musiałam odsunąć
telefon na bezpieczną odległość.
– Chodzi ci o urodziny Josepha?
– Tak! – Zdziwiłam się, że ruda też dostała zaproszenie, bo przecież nie widziałam, aby
ze sobą jakoś specjalnie rozmawiali. Chociaż… Nie chciałam w to wnikać i tylko czekałam, żeby
się dowiedzieć, do czego zmierza ta rozmowa. – W co się ubierasz?!
– W nic – odpowiedziałam beznamiętnie.
– Jak to: w nic? – warknęła.
– No w nic, bo się nie wybieram.
– No kurwa, nawet mnie nie wkurwiaj – syknęła. Usłyszałam w tle głos jej mamy.
Zganiła ją za tyle wulgaryzmów. – Jedziemy i koniec dyskusji! Joseph zapewni nam samolot
i nocleg.
– Nie chcę jechać – westchnęłam, siadając na plastikowym krzesełku. – Zresztą
wyrzuciłam zaproszenie do śmieci.
– Nie możesz mi tego zrobić. Błagam, nie rób mi tego!
Uniosłam brwi zaskoczona. Czemu tak jej zależało na tej imprezie?
– Czemu chcesz lecieć? – spytałam, obserwując otoczenie.
Moja mama rozmawiała o czymś z mamą Marcina, a nasi ojcowie grzebali coś przy
motorze pana Brzęka. Czyli mój kochany ojczulek wrócił.
Nigdzie jednak nie widziałam łysego.
– Czy to ważne? – oburzyła się. – Jedziemy i tyle!
– Ważne – syknęłam. – Albo spierdalaj i skończ ten temat.
Usłyszałam z ust Lucy wiązankę przekleństw, a potem ruda opowiedziała mi, dlaczego
marzy jej się wyjazd do Nowego Jorku. Od jakiegoś czasu dużo esemesowała z Josephem. On jej
się po prostu spodobał i miała na niego chrapkę.
– A co z Konradem? – zaśmiałam się.
– Z Konradem?
– No przecież ci się oświadczył.
– Tak, a ja te oświadczyny odrzuciłam – prychnęła. – Więc? Pomyślisz i prześpisz się
z tym, moja ty landrynko?
Nie obiecywałam jej zbyt wiele, ale powiedziałam, że w ciągu trzech dni dam znać, czy
zmieniłam zdanie. Rozłączyłam się, po czym wstałam i poszłam szukać Marcina. Nie widziałam
wspólnej przyszłości dla Lucy i Josepha, ale ruda była dorosła i wiedziała, co robi. Chciała
pakować się w to gówno, to proszę bardzo.
Zapomniałam wspomnieć przyjaciółce, że łysy wrócił, jednak miałam zamiar powiedzieć
jej o tym jutro, gdy znów do mnie zadzwoni, a zadzwoni na pewno. Lucy i Marcin znali się dość
długo i szczerze mówiąc, niezbyt za sobą przepadali. Jednakże dla mnie ta dwójka była bardzo
ważna, więc miałam w dupie to, czy się kochają, czy nienawidzą.
Impreza trwała do dwudziestej, choć prawdę mówiąc, to ja się po prostu tak wcześnie
zwinęłam. Byłam zmęczona, chciało mi się spać. Miałam dość głośnej muzyki i pijanych
znajomych moich rodziców. Robert chciał zostać dłużej, dlatego mój tata zgodził się nim
zaopiekować. Wziął go pod swoje skrzydła.
Marcin przeprosił swoich rodziców i odprowadził mnie do domu.
– Dobranoc, gilu – rzuciłam, śmiejąc się i próbując ustać na nogach. Sama się trochę
upiłam, za co było mi wstyd. Obiecałam sobie, że nie tknę alkoholu, ale łysy potrafił być
przekonujący. – Do jutra.
– Branoc, mendo.
Trzy dni później w domu moich rodziców pojawiła się Lucy. Wysiadła z samochodu, po
czym podbiegła do drzwi i wleciała do środka, nawet nie pukając. Nie zastała mnie, bo byłam
wtedy na spacerze z Marcinem, a że nie miałam przy sobie komórki, nie mogłyśmy się ze sobą
kontaktować.
– Gdzieś ty była, kurwa mać?! – warknęła, kiedy tylko stanęłam na werandzie. – Wiesz,
że komórkę powinno się mieć zawsze przy sobie?!
Poczułam na sobie wzrok Marcina, a gdy na niego spojrzałam, wybuchnął śmiechem.
Szybko do niego dołączyłam, bo wiedziałam, co go tak rozbawiło. Widok wściekłej Lucy był
powalający.
– I z czego się śmiejecie?! – Uderzyła mnie w ramię, a potem stanęła przed Marcinem. –
A ty to kto?
Zdziwiła się, widząc łysego. Nie rozpoznała go, tak samo jak ja.
– Lucy, to jest Marcin – Chwyciłam się za brzuch, który aż mnie rozbolał ze śmiechu. –
Marcin Brzęk.
Ruda otworzyła szeroko oczy, niedowierzając. Zlustrowała go wzrokiem, po czym
założyła ręce na biodra i poczekała na wyjaśnienia, skąd on się wziął w Zielonej Górze.
Powiedziałam, żebyśmy weszli do środka, i zaproponowałam przyjaciołom coś do picia. Mama
przeniosła się do sypialni, aby nam nie przeszkadzać, za to mój syn i tato grali na podwórku
w piłkę.
– Podjęłaś decyzję? – spytała, zmieniając temat, bo niezbyt obchodziło ją to, co działo się
w życiu Marcina. – Lecimy?
– Dokąd? – wtrącił zaciekawiony mężczyzna.
– A co cię to obchodzi? – Ruda pokazała mu język i spojrzała na mnie. – Niki?
Czułam na sobie wzrok jednego i drugiego. Oboje czekali na odpowiedź. Ona chciała
wiedzieć, czy lecimy, a on chciał wiedzieć, dokąd, kiedy i po co.
– Uważam, że powinnaś jechać – rzucił Marcin, gdy powiedziałam mu o zaproszeniu na
urodziny Josepha. Uśmiechnął się, wypijając ze swojej szklanki zimny sok jabłkowy. – Są
wakacje, a ty ciągle siedzisz w domu. Jedź gdzieś. Zabaw się.
Wywróciłam oczami.
– Pierwszy raz się z nim zgodzę! – krzyknęła Lucy, klepiąc go po ramieniu. – Także zaraz
zadzwonię do Josepha i potwierdzę naszą obecność.
– Nie chcę lecieć – westchnęłam, siadając na krześle przy łysym. – Alan tam będzie
i pewnie Jessy też. Nie chcę ich widzieć.
Marcin wstał, pociągnął mnie do siebie i zmusił, abym spojrzała mu w oczy.
– Pojadę z tobą. – Wzruszył ramionami.
– Mówisz poważnie? – zapytałyśmy obie w tym samym czasie.
– Masz zaproszenie z osobą towarzyszącą?
– Tak – jęknęłam, nie czując, aby to był dobry pomysł, żebym dokądkolwiek teraz leciała,
a zwłaszcza tam.
– No więc lecimy! – klasnął w dłonie i przytulił mnie do siebie. – Chętnie poznam tego
skurwiela, który doprowadził cię do takiego stanu, i powiem mu, co myślę o tym, że porzucił tak
wspaniałego syna, jakim jest Robert.
Nie musiałam się nawet zastanawiać, kogo Marcin miał na myśli.
– No to będzie zabawnie – usłyszałam ściszony głos Lucy. – Tylko nie zniszczcie
imprezy Josepha, bo uduszę.
– Co masz na myśli? – Marcin nie rozumiał. – Czemu zabawnie? Przecież nie zamierzam
się z nim kłócić.
– Ty z nim może i nie – westchnęła ruda, wstając i odchodząc w stronę salonu. – Ale on
z tobą na pewno się pokłóci. Zwłaszcza jeśli się dowie, że przyleciałeś z Nikolą.
Rozdział 21

W Nowym Jorku byliśmy przed południem. Marcin po raz pierwszy leciał tak daleko.
Wyglądał jak mały chłopiec, kiedy patrzył przez szybę samolotu i podziwiał niemal każdą
chmurę. Jego zachwyt nie miał końca. Najbardziej podobał mu się widok, kiedy wyszliśmy
z samolotu: wtedy łysy ucałował ziemię, na której stanął, i krzyczał jak szalony, że wylądował na
księżycu.
Uwielbiałam jego poczucie humoru. Było zaraźliwe. Zawsze potrafił mnie rozśmieszyć,
a przecież tego w ostatnim czasie potrzebowałam. Nawet Lucy, która uważała, że Marcin był
nastolatkiem w ciele faceta, się śmiała.
Nie sądziłam, że mama zgodzi się zaopiekować Robertem przez dwa dni, lecz kiedy Lucy
z nią porozmawiała, kobieta nagle sama zaczęła namawiać mnie na ten lot. Babcia miała co do
tego mieszane uczucia, jednak i ona w końcu odpuściła.
Przy lotnisku czekał na nas samochód podstawiony przez Josepha, a w nim siedział
Bruce.
– Niemożliwe – jęknęłam. – No kurwa!
Nie wierzyłam własnym oczom. Podbiegłam do mężczyzny, od razu tuląc się do niego
i skacząc z radości.
– Ciebie też miło widzieć – powiedział i poklepał mnie po plecach. – Brakowało mi
ciebie.
Cieszyłam się, że to jego właśnie przysłał nam Joseph. Kiedy mieszkałam w Nowym
Jorku, naprawdę zaprzyjaźniłam się z Brucem. To on mnie zawsze i wszędzie woził i to z nim
rozmawiałam o uczuciach do Alana. Był dla mnie takim drugim terapeutą, a jednocześnie
widziałam w nim dziadka.
Pojechaliśmy do apartamentu. Mieścił się niedaleko hotelu, w którym Joseph wyprawiał
urodziny. Wielki, przestronny, liczący trzy sypialnie. Joseph wiedział, że kogoś ze sobą
zabrałam. Nie pytał o nic, po prostu zapisał, że będzie o jedną osobę więcej. W końcu i tak
dostałam zaproszenie z osobą towarzyszącą. Nie chciałam spać w rezydencji Alana, bo to
mogłoby oznaczać, że mogłabym na niego wpaść, a ja wolałam nie ryzykować. Nie chciałam też
nocować w hotelu, w którym wszystko miało się odbyć. Potrzebowałam własnej przestrzeni,
własnego lokum, do którego będziemy mogli się zwinąć, gdy impreza da nam nieźle w kość.
Z tego, co było mi wiadome, Alan nie miał pojęcia o mojej obecności na urodzinach
przyjaciela. Lucy zakazała Josephowi mówić komukolwiek, że przylatujemy. Chciała zrobić
niespodziankę gościom, w tym również Sewerynowi, który niczego się nie spodziewał, a też był
zaproszony.
Bruce miał być po nas o osiemnastej trzydzieści, impreza zaczynała się o dziewiętnastej.
Miałyśmy więc pięć godzin na ogarnięcie się. Gdy tylko weszłyśmy do apartamentu wynajętego
specjalnie dla nas, przyszedł do nas człowiek, który poinformował, że mamy do dyspozycji cały
personel. W tym fryzjera, kosmetyczkę i projektantów.
– Musisz zrobić się na bóstwo. – Poczułam na szyi oddech Marcina. Stał tuż za mną
i nachylał się do mojego ucha, abym tylko ja mogła to usłyszeć. – Ten dupek tam będzie. Pokaż
mu, co stracił.
Odwróciłam się, niemal stykając się z łysym nosem, i spojrzałam mu w oczy, widząc
w tych niebieskich jak ocean tęczówkach rozbawienie. Trzepnęłam go w ramię, a potem
pokazałam mu środkowy palec i poszłam do lodówki, żeby coś zjeść.
– Chryste – jęknęłam, widząc, ile żarcia Joseph kazał do niej napchać.
Wzięłam kabanosa i zaczęłam powoli przeżuwać mięso. Wbrew mojej woli Lucy
wezwała kosmetyczkę, a po kosmetyczce zamówiła fryzjera. Marcin siedział w łazience i brał
dwugodzinną kąpiel. Nie chciał nam przeszkadzać. Powiedział, że poczeka na efekt końcowy.
– Ścinamy włosy do ramion i farbujemy je na szaro – rzuciłam do fryzjera, zamykając
oczy. – Dasz radę?
– Rzucasz mi wyzwanie? – zażartował młody blondyn, który ostrożnie badał każdy
kosmyk moich włosów. – Zrobię to najszybciej, jak umiem.
Usłyszałam świst powietrza, który wyleciał z ust Lucy. Spojrzałam na nią i wybuchnęłam
śmiechem: miała otwarte usta, a oczy prawie wyszły jej z orbit.
– Zwariowałaś? – jęknęła, przełykając ciężko ślinę. – Nie mówisz poważnie?
– Mówię całkowicie poważnie. – Przeniosłam wzrok na lustro i zobaczyłam w nim swoje
odbicie. – Właśnie postanowiłam, że czas na zmiany. Na prawdziwe zmiany.
Młody blondyn zaczął swoją pracę, a ja mu w tym nie przeszkadzałam. Byłam pewna, że
poradzi sobie z moim wymysłem. W końcu był to fryzjer znany na prawie całym świecie.
Podobno zajmował się włosami największych gwiazd show-biznesu.
Grzecznie siedziałam w fotelu z zamkniętymi oczami i czekałam.
– Zostawiamy proste czy lekkie fale?
– Hm… – Chwilę pomyślałam i za radą przyjaciółki postawiłam na fale.
Marcin miał rację. Powinnam odjebać się na bóstwo i bardzo dobrze zabawić tej nocy,
tym bardziej że właściwie to nic mnie nie ograniczało. Syn był bezpieczny w domu rodziców,
byłam wolna, a obok miałam przyjaciółkę i najlepszego przyjaciela, którego nie widziałam przez
lata.
Żaden Alan czy inni ludzie nie powinni zniszczyć mi zaproszenia, które dostałam od
Josepha.
Rozdział 22

Stanąłem przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. W dłoni obracałem zdjęcie, na
którym był mój syn. Mój syn, podkreśliłem w myślach. Chryste, był tak bardzo do mnie
podobny, że kiedy tylko na niego patrzyłem, niemal widziałem siebie. Ostro zaciągnąłem się
powietrzem. W ostatnim czasie bardzo dużo o nim myślałem. W tym roku, w grudniu, kończył
cztery lata. Powinienem go wtedy odwiedzić? Czy jako jego ojciec powinienem przylecieć do
Polski, zabrać go na narty i spędzić z nim trochę czasu?
Jaki ojciec? – zakpiła moja podświadomość. Byłem dla niego tylko dawcą spermy, nikim
więcej. Nic o nim nie wiedziałem, a szczerze mówiąc, nic nie chciałem wiedzieć. Jak tylko sobie
wyobraziłem, że miałbym do niego mówić „Robert”, brało mnie na wymioty. Nienawidziłem
swojego ojca, bo był śmieciem i największą gnidą, jaką kiedykolwiek znałem, a teraz, gdy tylko
sobie przypomnę, że mój syn nosi jego imię, mam ochotę strzelić sobie w łeb.
– Nie jest moim synem – warknąłem.
Nikola miała rację, gdy powiedziała, że nie nadaję się na ojca. To Seweryn od zawsze
nim był. Seweryn go wychowywał, dbał o niego i nawet teraz, z tego, co wiem, wysyłał mu
jakieś alimenty. Choć nie musiał tego robić.
Mój brat, z którym się niedawno pogodziłem, interesował się Robertem bardziej ode
mnie.
Westchnąłem, po czym odłożyłem zdjęcie na stolik. Poprawiłem krawat. Wyglądałem
całkiem dobrze jak na człowieka, który od tygodni nie mógł spokojnie spać. Wszystko za sprawą
perfekcyjnej kosmetyczki. Ukryła mi wory pod oczami i poprawiła suchą cerę.
Odprawiłem jednego z ochroniarzy i rozkazałem wysłać kierowcę po Jessy. Wróciłem do
niej, gdy tylko „zmartwychwstałem”. Jessy już kiedyś wiedziała, co planuję zrobić, lecz ten
pomysł jej się nie podobał. Powiedziała, że umywa ręce, i odeszła. Nie chciała być w to
zamieszana, nie chciała brać w tym udziału. Jak to określiła, bolało ją to. Gdy pojawiłem się
w Nowym Jorku, a media rozniosły po świecie informację o moim ożywieniu, Jessy się ze mną
skontaktowała. I tak od słowa do słowa wróciliśmy do siebie.
Mieliśmy spotkać się na miejscu, dlatego musiałem się śpieszyć, bo dochodziła
dziewiętnasta. Zapaliłem papierosa, ostatni raz spojrzałem w lustro, a potem zszedłem na dół,
wpadając w holu na Seweryna, u którego boku znajdowała się Kim. Musiałem odwrócić wzrok,
żeby nie zwymiotować. Nie rozumiałem, dlaczego młody postanowił spotykać się z tą suką, która
kiedyś zaatakowała Nikolę i którą zwolniłem.
– Gotowy, bracie? – spytał Seweryn, ruszając w stronę drzwi. – Gdzie Jessy?
Czułem, jak się na mnie gapi. Kim nienawidziła mnie tak samo bardzo jak ja jej, choć
moja nienawiść była potężna.
– Kierowca przywiezie ją na miejsce – westchnąłem, sprawdzając godzinę w telefonie. –
Musiała coś załatwić. Zbierajmy się.
Wsiedliśmy do samochodu. Kierowca zawiózł nas pod wskazane miejsce. Bruce’a
nigdzie nie było, bo Joseph zlecił mu jakieś ważne zadanie, i teraz musiałem zadowolić się
świeżakiem, który nie rozumiał, że zależy mi na czasie.
– Kim, jak to jest siedzieć jako pasażer? – zażartowałem, nie mogąc się powstrzymać. –
Zawsze to ty woziłaś czyjeś dupy.
Kim była szoferką. Z tego, co pamiętam, nigdy nie miała przyjemności podróżować ze
mną jednym samochodem.
– Alan, stul pysk – warknął Seweryn po polsku, aby jego piękność nic nie rozumiała.
Mocno zacisnął palce na fotelu. – Albo sam cię uciszę.
Na mojej twarzy zagościł uśmiech, gdy ta suka zagryzła wargę ze złości. Widziałem, jak
jej twarz zmieniła odcień na fioletowy, ale miałem to gdzieś.
Pod hotelem stało pełno dziennikarzy, fotografów i ludzi, których nigdy wcześniej nie
widziałem. Nie miałem ochoty na żadne pogawędki z hienami, dlatego w ciszy ruszyłem prosto
do wejścia.
– Panie Parker! – usłyszałem z prawej strony. – Czy to prawda, że za dwa miesiące bierze
pan ślub?
– Co się stało z Nikolą Parker?!
Wciąż te same pytania. Rzygałem nimi, zwłaszcza kiedy wspominali o Nikoli. Nie
odpowiadałem wcześniej i nie zamierzałem odpowiadać teraz. Twardo zmierzałem przed siebie.
Gdy znalazłem się w budynku, poprosiłem kelnerkę o szklankę whisky i odszukałem przyjaciela.
Joseph stał przy fontannie z czekoladą. Wyglądał zajebiście w czarnym garniturze i niebieskiej
koszuli. Rozmawiał ze swoim kuzynem, Nickiem.
– Wszyscy są? – spytałem, klepiąc go po plecach. – Sto lat, bracie.
Sięgnąłem do kieszeni marynarki i wręczyłem mu małe pudełko. Spojrzał na mnie
zdziwiony, jednak nic nie powiedziałem i tylko czekałem, aż zerknie, co jest w środku.
– Zwariowałeś – prychnął, biorąc w dłoń kluczyki od swojego nowiutkiego samochodu. –
Kurwa, odjebało ci do reszty.
Zaśmiał się, a ja od razu do niego dołączyłem. Co mogłem dać człowiekowi, który miał
wszystko? Z czego mógł ucieszyć się Joseph, jak nie z najnowszego Ferrari F8 Tributo?
– Też chcę – jęknął Nick. – Ty to masz farta, kuzynku.
– Pójdę przywitać resztę gości, a ty spróbuj się nie nudzić – rzucił do mnie Joseph. –
Zaraz zaczynamy.
Odeszli, zostawiając mnie samego. Odwróciłem się, aby zobaczyć, czy Jessy czasem się
nie pojawiła, jednak nigdzie jej nie dostrzegłem. Dopiero po jakichś piętnastu minutach
odnalazłem ukochaną.
– Przepraszam, ale mama do mnie zadzwoniła i trochę mi zeszło. – Pocałowała mnie
i poprosiła o kieliszek szampana. – Gdzie Joseph? Chciałabym złożyć mu życzenia.
Wezwałem ręką kelnera, a ten od razu zaspokoił potrzebę mojej lubej.
– Dałem mu już prezent – uśmiechnąłem się, rozglądając dookoła. – Ale jeśli chcesz, to
możemy do niego podejść jeszcze raz.
– Oczywiście, że chcę. – Trzepnęła mnie w ramię. – Przecież to mój przyjaciel, a to jego
urodziny.
Chwyciłem Jessy za dłoń i przyciągnąłem do siebie. Uśmiechnąłem się szeroko,
wciągając w płuca jej zapach. Nie protestowała, gdy przy tych wszystkich ludziach złożyłem na
jej ustach czuły pocałunek. Wręcz przeciwnie. Wplotła dłoń w moje włosy i jęknęła cicho, gdy
położyłem palce na jej udzie.
– Kocham cię – szepnęła, wzdychając. – Cieszę się, że znów jesteś mój.
– Proszę was, nie przy ludziach. – Obok pojawił się Seweryn, na szczęście bez Kim. – Co
mu daliście w prezencie?
Spojrzałem na brata, unosząc brew.
– Samochód – odpowiedziała za mnie Jessy. – A ty?
– Samochód? – Wsadził palce do ust, po czym zagwizdał. – Jacht.
– Jacht? – Moja kobieta aż się zakrztusiła. – Żartujesz?
– Mam nadzieję, że w ten sposób wybaczy mi wszystkie krzywdy z przeszłości – zaśmiał
się.
Wywróciłem oczami. Nie miałem zamiaru tego komentować. Seweryn zawsze był
jebanym lizusem i to się nie zmieniło. I nigdy nie zmieni.
Wtedy w pomieszczeniu zapadła cisza, a na scenę wszedł Joseph. Wziął mikrofon,
błądząc wzrokiem po otoczeniu. Wyglądał, jakby szukał kogoś w tłumie zaproszonych gości.
Westchnął i gdy nie odnalazł tego, czego szukał, wymusił szeroki uśmiech i zaczął mówić.
– Witajcie, kochani! – krzyknął. Rozległy się brawa. – Dzisiejsza noc jest dla mnie bardzo
ważna, bo świętujemy moje trzydzieste szóste urodziny! – Znów wybuchł aplauz, a Joseph usiadł
na krzesełku i po raz drugi zlustrował wzrokiem pomieszczenie.
Zaciekawiony, sam rozejrzałem się po gościach. Znałem wszystkich zaproszonych, więc
nie wiedziałem, kogo mógł szukać. Chyba nie zaprosił Vanessy, swojej byłej? Przecież
definitywnie zakończył z nią związek kilka lat temu, a do tej pory z nikim innym się nie spotykał.
– Chciałbym, aby każdy, kto przyszedł, dobrze się dziś zabawił! Nie żałujcie sobie
niczego. Wszystko jest do waszej dyspozycji!
Poczekałem, aż przyjaciel zejdzie ze sceny, a potem pociągnąłem Jessy za rękę i ruszyłem
w jego stronę. Byłem ciekaw, kogo tak szukał wzrokiem, ale nie mogłem go znaleźć. Jakby
zniknął, rozpłynął się w powietrzu.
– Parker! – usłyszałem znajomy głos. Spojrzałem za siebie. Na mojej twarzy pojawił się
szeroki uśmiech. – Stoisz jak ten kołek i zamulasz!
Lessy podeszła do nas, ruszając biodrami w rytm muzyki. Pogodziłem się z nią, kiedy
postanowiłem wypuścić Seweryna z więzienia. Wiedziała, że zrobiłem to dla Nikoli, bo spotkały
się, gdy Pstryk tu była. Wciąż mówiłem na nią Pstryk, bo nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że
nosi nazwisko po Sewerynie.
Przytuliła Jessy, a potem mnie i uniosła szampanówkę do góry, abyśmy w trójkę wypili
za zdrowie Josepha.
– Jak się macie? – spytała, upijając drugi łyk różowego trunku. – Słyszałam, że planujecie
ślub. Moje gratki!
Wieść o naszym rzekomym ślubie rozniosła się jak błyskawica. Jessy zaczęła mówić za
mnie, za co byłem jej wdzięczny. Prawdę mówiąc, nie chciało mi się o tym gadać, a na pewno
nie tutaj. Rzeczywiście planowaliśmy ślub, bo niedawno się jej oświadczyłem, ale starałem się
nie rozpowiadać tego światu. Od kiedy każdy dowiedział się o moim „zmartwychwstaniu”, ciągle
byłem na językach, jakbym bez tego miał mało na głowie.
Nie wiedziałem, czy jestem gotów na związek, tym bardziej po tym jak przespałem się
z Nikolą, a potem wróciła do Polski, ale wtedy doszedłem do wniosku, że zrobię wszystko, aby
pokazać ludziom, że potrafię stworzyć rodzinę.
Przede wszystkim chciałem udowodnić tej małej brunetce, która złamała mi serce, że
jestem w stanie być normalnym człowiekiem, który umie zadbać o kobietę i stworzyć prawdziwy
związek.
Byłem gotów wziąć ślub, byleby tylko Nikola dostrzegła, że się myliła. Nawet ktoś taki
jak ja mógł coś osiągnąć. Jak nie z nią, to z kimś innym. A tym kimś w moim przypadku była
Jessy.
– Widzieliście już Nikolę i Lucy? – Lessy wyrwała mnie z rozmyślań. Myślałem, że się
przesłyszałem. Spojrzałem na nią. Rozglądała się dookoła, szukając swoich przyjaciółek. –
Przyszły już?
Zakrztusiłem się whisky, którą właśnie miałem w ustach. Więc to ich, kurwa mać, szukał
Joseph kilka chwil temu?
– O cholera… – Szybko zakryła usta dłonią, gdy zdała sobie sprawę z tego, co
powiedziała. – Ja…
Uderzyła się z otwartej dłoni w czoło.
– Kurwa.
– Nikola tu jest? – rzuciłem, czując mrowienie w brzuchu. – Gdzie?
– Lepiej będzie, jak już pójdę. – Uśmiechnęła się blado i chciała odejść, ale jej nie
puściłem. Stanąłem przed Lessy, prostując się. Chciałem pokazać, że nad nią góruję. – Przepuść
mnie, Parker.
– Nikola tu jest? – powtórzyłem ostro. – Jest?!
Kilkoro gości, którzy stali obok, zwróciło na nas uwagę i patrzyło w naszą stronę. Szybko
jednak odpuścili i wrócili do swoich rozmów, gdy rzuciłem w ich stronę kilka przekleństw.
Kiwnęła głową.
Poczułem, jak uderza we mnie gęste powietrze.
– Gdzie?
– Nie wiem – westchnęła. – Powinna już tu być, ale nigdzie jej nie widzę.
Czułem na sobie wzrok Jessy. Stała za mną, nie odzywając się ani słowem.
– Idę zapalić – rzuciłem, ignorując je obie, i wyszedłem.
Ruszyłem wzdłuż wąskiego korytarza, mijając gości. Niektórzy zaczepiali mnie, aby
porozmawiać, lecz zbywałem ich machnięciem dłoni. Nie miałem ochoty na żadne pogawędki,
musiałem wyjść na zewnątrz i przyjebać sobie w płuca ze dwa papierosy.
W drzwiach wpadłem na wysokiego faceta, którego niechcący szturchnąłem barkiem.
Zlustrowałem go wzrokiem, bo stanął i zaczął się na mnie ewidentnie gapić. Zmarszczyłem brwi.
Nie kojarzyłem go, a przecież skoro ochrona wpuściła go do środka, musiał być gościem
Josepha. Łysy, ubrany w białą koszulę, czarne spodnie od garnituru i buty nawet całkiem
pasujące do wszystkiego zaśmiał się pod nosem, jakbyśmy byli kumplami. Miałem wrażenie, że
mnie zna, a przynajmniej wie, kim jestem.
Odwrócił się i ruszył w głąb holu, gdzie trwała impreza. Szybko zapaliłem trzy papierosy
i wróciłem do środka, czując, jak buzuje mi w głowie. Musiałem odnaleźć przyjaciela
i dowiedzieć się, czy Nikola rzeczywiście przyleciała.
– Wszystkiego najlepszego!
Spojrzałem w prawo. Lucy, w obcisłej czerwonej sukience i wysokich czarnych
szpilkach, zwisała na ramionach Josepha, całując go po policzkach.
– Ale już stara dupa z ciebie!
Podszedłem do nich bez zastanowienia i się przywitałem. Nie wiem, dlaczego to
zrobiłem, skoro nawet nie przepadałem za tym rudzielcem, ale miałem nadzieję, że wpadnę
również na Niki.
– Cześć. – Mój głos był obojętny, bo przecież nie chodziło mi o nią. Szybko to wyczuła. –
Nie wiedziałem, że przyleciałyście.
– Cześć, Alan.
Ruda posłała mi uśmiech, który niechętnie odwzajemniłem. Przytuliłem ją do siebie,
a potem rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu jej przyjaciółki. Tylko ona mnie teraz
interesowała.
– Nikola jest w toalecie. Zaraz przyjdzie – powiedziała, zanim zdołałem o cokolwiek
zapytać.
Język ugrzązł mi w gardle, więc tylko kiwnąłem głową i stałem jak ten słup, czekając.
– Pięknie wyglądasz. – Joseph chwycił Lucy za dłoń, którą następnie ucałował. – I równie
dobrze pachniesz.
Podejrzewałem, że Joseph kręci z Lucy, jednak miałem nadzieję, że tak rzeczywiście nie
jest. Ruda była wcielonym diabłem. Potworem, który jak tylko zapuści swoje sidła, pozbawi cię
tlenu.
– Poczekaj, aż zobaczysz Niki – zaśmiała się, poruszając dwuznacznie brwiami. –
Petarda.
I wtedy ją zobaczyłem. Szła w naszą stronę w towarzystwie Seweryna i gościa, którego
widziałem niedawno w przejściu. Łysy trzymał ją za dłoń i prowadził, co chwilę szeptając jej na
ucho jakieś słówka, z których Nikola się śmiała. Zamarłem; czułem, że nie mogę oddychać. Nie
była już brunetką, a jej włosy były o wiele krótsze. Sięgały zaledwie ramion. Szare, falowane loki
idealnie uwydatniały jej kruchą, opaloną twarz. Miała na sobie białą suknię, która z przodu była
krótsza, a tył ciągnął się aż do ziemi. Czarno-białe szpilki dodawały jej kilku centymetrów, ale
i tak w porównaniu ze mną była niska.
– Nikola! – Lessy znalazła się obok Niki, skacząc wokół jej osoby jak opętana. – Coś ty
ze sobą zrobiła?! Mój Boże! Wyglądasz zajebiście!
Chichotały. Każdy przytaknął, tylko ja nie wykonałem żadnego ruchu. Po prostu stałem.
– Hej. – Uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach zagościły dwa ogromne rumieńce.
Przez chwilę jej wzrok na dłużej zatrzymał się na mnie. Kiedy jednak złapaliśmy kontakt
wzrokowy, odpuściła i skupiła się na Josephie. – Wybacz spóźnienie, ale mama do mnie
dzwoniła. Musiałam odebrać.
Gdzieś już słyszałem wymówkę z mamą.
Podeszła do Josepha i złożyła na jego policzku krótkiego buziaka. Wsadziłem ręce do
kieszeni, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Wyglądała zjawiskowo i nawet mój kutas to poczuł,
bo nagle moje bokserki zrobiły się nieco za ciasne. Zakląłem w myślach, chcąc odwrócić głowę,
jednak nie mogłem.
Nikola tu była. Stała obok i wyglądała zajebiście seksownie.
– Czemu nie powiedziałaś, że przylatujesz? – spytał Seweryn, upijając łyk wody
z cytryną. – Wyjechałbym po ciebie.
Oczywiście. Mój kochany braciszek już musiał zgrywać bohatera, jakżeby inaczej. Jednak
zdziwiło mnie to, że on również nie wiedział o zaproszeniu Nikoli. Nie tylko ja wyszedłem na
idiotę.
– Braciszku, gdzie masz Kim? – spytałem, a młody, kiedy tylko odwrócił głowę w moją
stronę, pokazał mi środkowy palec.
– Kim? – Nikola zesztywniała, prostując ciało. – TĘ Kim? Szoferkę?
– Niki, ja i Kim…. – Seweryn nie wiedział, co powiedzieć, ale po minie Nikoli od razu
wiedziałem, że zorientowała się, do czego dążył. – Wróciliśmy do siebie, a raczej chcemy
spróbować od nowa.
– Och.
– Nie masz mi tego za złe?
Uniosłem brwi. Serio przejmował się jej zdaniem? Ja miałbym je w dupie. Rozstali się.
Przecież miał prawo spotykać się, z kim tylko chce, nawet z tą suką Kim.
– Nie mam prawa cię oceniać, Sewi. – Uśmiechnęła się szczerze i szturchnęła go
łokciem. – Możesz robić, co chcesz.
Seweryn odetchnął z ulgą. Nikola wyglądała na zmieszaną, łysy nie odstępował jej na
krok, Lessy paplała o jakichś głupotach, Joseph wiedział, że kiedy stąd wyjdziemy, dostanie
wpierdol, że nie powiedział mi o przylocie dziewczyn, a Lucy machnęła na kelnera i zażądała
różowego szampana dla siebie i Niki.
Czyli w sumie wszystko było na miejscu.
Rozdział 23

– Zatańczymy? – wypaliłem nagle po polsku, stając przed Nikolą. Oczy wszystkich


skierowały się w moją stronę, choć połowa osób nawet nie wiedziała, co powiedziałem. – Jeden
taniec.
Wyciągnąłem dłoń. Czekałem. Widziałem, że się waha. W głowie zapewne analizowała
wszystkie za i przeciw, więc aby pomóc jej w decyzji, chwyciłem jej nadgarstek i przyciągnąłem
kobietę do siebie. Seweryn zrobił krok w przód, jednak Joseph go powstrzymał. Nie chciał żadnej
awantury i dlatego Sewi odpuścił. Nie spuszczał z nas wzroku, w obawie że mógłbym zrobić
Nikoli krzywdę. Widziałem, jak napina mięśnie, a jego klatka piersiowa unosi się i opada
w bardzo szybkim tempie.
Tak bardzo brakowało mi jej dotyku, że kompletnie zignorowałem przyjaciół i całą resztę.
Straciłem orientację, gdy znalazła się blisko. Miałem wrażenie, jakby świat przestał istnieć,
a czas stanął w miejscu.
Niekontrolowanie musnąłem kciukiem jej policzek. Zamknęła oczy, drżąc.
– Jeden taniec – powtórzyłem, nachylając się do niej. – A potem dam ci spokój.
Kiwnęła głową, rozchyliła powieki i spojrzała na mnie. Wyglądała obłędnie, zwłaszcza
gdy oblizała językiem dolną wargę. Mój kutas znów dał o sobie znać. Mocniej ścisnąłem dłoń
Niki, dając jej do zrozumienia, że pociąga mnie tak samo jak kiedyś i że mam na nią ochotę.
Uśmiechnęła się, kręcąc głową.
Wszystko zepsuła Jessy. Nagle się przy mnie pojawiła i zarzuciła mi ręce na biodra.
Kurwa, warknąłem w myślach, widząc, jak oczy Nikoli ciemnieją, a ona sama jakby
oprzytomniała.
– Nikola! – krzyknęła Jess, udając, że nie widzi, jak bardzo blisko siebie byliśmy. – Miło
cię widzieć!
Pocałowała mnie w usta, a wtedy Nikoś szybko się wycofała. Zrobiła kilka kroków do
tyłu, stając przy łysym kolesiu. Ten nachylił się nad nią i szepnął jej coś do ucha, aby nikt inny
nie mógł usłyszeć. Objął ją, splatając ich dłonie.
Co to, do kurwy nędzy, miało być? Byli razem?
– Kim jest ten przystojniak? – Lessy próbowała ratować sytuację, więc zmieniła temat
i pokazała palcem faceta, który był zdecydowanie za blisko Nikoli. – My to się raczej nie znamy.
Jestem Lessy. Przyjaciółka Niki.
– Marcin. – Podał mojej byłej terapeutce dłoń, całując ją jednocześnie w policzek. –
Partner Nikoli – powiedział płynną angielszczyzną.
Skrzywiłem się na dźwięk tych słów. Wyprostowałem ciało, po czym spojrzałem na
Nikolę. Była brunetka za wszelką cenę próbowała mnie unikać i tylko stała przy Marcinie,
nerwowo bawiąc się jego palcami.
– O proszę! – krzyknęła zaskoczona Lessy, robiąc wielkie oczy. – Nie miałam pojęcia!
– Nikt nie miał – zaśmiała się Lucy, uderzając dłonią w czoło. – Nawet ja. Dacie wiarę?
Dowiedziałam się dopiero niedawno. Serio.
Ruda wybuchnęła śmiechem i zaproponowała, abyśmy wypili toast za Nikolę i jej nową
miłość, jak to sama nazwała. Każdy przytaknął, bo niby czemu mieliby mieć coś przeciwko?
Kelner przyniósł alkohol i po kolei podał szklanki, zaczynając od kobiet.
– Dziękujemy, ale to niepotrzebne – odezwała się wreszcie Pstryk, składając łysemu
całusa w policzek. – Kochanie, idziemy na zewnątrz? Chciałabym się przewietrzyć – spytała po
polsku. – Proszę.
Kiwnął głową i wziął ją pod ramię.
– Miło mi was wszystkich poznać – rzucił idealną angielszczyzną, zanim wyszli. –
Impreza rewelacyjna, goście niesamowici i cała atmosfera wydaje się całkiem… – Spojrzał na
mnie. – Znośna. Wszystkiego najlepszego, Joseph. Nikola dużo mi o tobie opowiadała. – Zaśmiał
się lekko, a potem spojrzał na Niki i pocałował ją namiętnie w usta.
Niekontrolowanie zacisnąłem dłoń w pięść, co nie uszło uwadze Seweryna, bo poczułem,
jak się na mnie gapi.
– O was wszystkich – poprawił się łysy. – Jesteście dla niej rodziną i cieszę się, że moja
ukochana otacza się tak wspaniałymi osobami.
Znów ją pocałował, tym razem dłużej pozostawiając ciężar swoich warg na jej
delikatnych ustach, do których po chwili wepchnął jej język. Stali do mnie bokiem, więc nie było
możliwości, bym tego nie widział. Wszyscy zaczęli klaskać, bić brawa i gwizdać, nawet
Seweryn, który przecież powinien być o nią zazdrosny.
W końcu był jej byłym mężem, kurwa mać.
– Zostaw. – Dłoń Seweryna znalazła się na mojej klatce, kiedy ruszyłem za Nikolą i jej
facetem. – Nawet się nie waż.
Myślałem, że wybuchnę. Strzepnąłem rękę brata, warcząc pod nosem. Odwróciłem się
i poszedłem do baru, każąc kelnerowi przygotować dwa mocne drinki. Joseph chciał ruszyć za
mną, ale zrezygnował, kiedy kazałem mu się odjebać. Opróżniłem je niemal od razu. Poprosiłem
o więcej, klnąc pod nosem na wszystkie możliwe sposoby.
Dwie godziny później czułem, jak alkohol buzuje w mojej głowie. Wciąż siedziałem przy
barze, nie rozmawiając praktycznie z nikim. Piłem, dwa razy nawet zapaliłem, a resztę czasu
spędziłem na oglądaniu Nikoli, która wywijała na parkiecie w ramionach łysego.
– Jednego poproszę. – Spojrzałem w prawo. Lessy zajęła miejsce obok mnie, biorąc
zamówionego drinka w dłoń i upijając pierwszy łyk. – Przestaniesz pożerać ją wzrokiem?
– Spierdalaj – odszczeknąłem.
Obróciłem się i usiadłem do niej tyłem.
– Gdzie jest Jessy? – Lessy tego wieczoru próbowała mnie ewidentnie specjalnie
wkurwić. W odpowiedzi mocno zacisnąłem szczękę. – Zapomniałeś, że przyszedłeś
z narzeczoną? Przecież niedługo bierzecie ślub.
Czy każdy musiał wspominać o tym pieprzonym ślubie?! To takie niewiarygodne, że
chciałem się ustatkować?
– Nie twoja sprawa.
– Właśnie że moja. – Uderzyła dłonią w stół. Zmusiła mnie, abym na nią spojrzał. –
Zachowujesz się jak kretyn. Siedzisz tutaj przez całą imprezę i ciągle się gapisz na Niki. Myślisz,
że nikt nie zauważył?
– Wiesz, co myślę? – zaśmiałem się, obracając w dłoni szklankę. Kręciło mi się w głowie
od ilości wódki, którą w siebie wlałem. – Że lepiej będzie, jeśli zajmiesz się sobą. Nie jesteś już
moją terapeutką, więc spierdalaj.
Byłem chamem, wiem. Ale zasługiwała na moją złość. Niepotrzebnie wpieprzała się
w nie swoje sprawy.
– Gdzie jest Jessy? – powtórzyła mocniejszym głosem, chwyciła mój nadgarstek i mocno
zacisnęła na nim palce. – Nie chcesz znów tego zniszczyć, do cholery.
– Jess wróciła do domu.
– Co? – zdziwiła się. – Jak to?
– Powiedziała, że nie będzie patrzeć, jak ślinię się na widok mojej byłej. – Wzruszyłem
ramionami. Sięgnąłem do kieszeni po mały woreczek z białym proszkiem i zawiesiłem na nim
spojrzenie. – Więc pojechała do domu.
Chyba nie dojdzie do mojego ślubu, pomyślałem.
– Nie zatrzymałeś jej? – oburzyła się blondynka. – I co ty, kurwa, robisz? Nawet się nie
waż.
Chciała wyrwać mi narkotyk i go wyrzucić, ale kiedy mocno wbiłem palce w jej ramię,
przestraszyła się i odsunęła. Usypałem niewielką krechę na drewnianym stole, a potem schyliłem
się i wciągnąłem wszystko przez nos.
– W ten sposób jej nie odzyskasz – westchnęła, przenosząc wzrok na parkiet, gdzie
tańczyła Nikola, tym razem już z Sewerynem. – W ogóle to czego ty właściwie chcesz?
Chwilę pomyślałem. Czego chciałem? Na pewno znaleźć się sam na sam z Nikolą
i porozmawiać z nią z dala od tych wszystkich ludzi.
– Pomóż mi – rzuciłem, a Lessy zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. – Ściągnij ją na górę.
Wymyśl coś, aby Nikola poszła na górne piętro.
– Po co?
– Chcę z nią tylko pogadać – odpowiedziałem, patrząc na kobietę, która kilka metrów
dalej kołysała się w rytm muzyki w ramionach mojego brata. – Zapytać, co u mojego syna.
Wstałem, dopiłem drinka i ruszyłem w stronę schodów.
– Daję ci dziesięć minut. Ściągnij ją pod jakimś pretekstem na górne piętro.
– A jeśli tego nie zrobię?
– To sam po nią zejdę. A wtedy będzie nieprzyjemnie.
Rozdział 24

Nie wiedziałam, dlaczego Lessy poprosiła, abym poszła na drugie piętro. Bardzo jej na
tym zależało, więc wyminęłam ochronę, pracowników i gości i w kilka minut dostałam się na
górny korytarz. Marcin nie był zadowolony, gdy powiedziałam, że muszę na chwilę zniknąć. Bał
się i martwił, że mogłabym wpaść na Alana. Starał się temu zapobiec za każdym razem. W końcu
sama go o to poprosiłam na początku imprezy.
Uspokoiłam go teraz tym, że przez cały wieczór Alan nie zamienił ze mną ani zdania,
więc nie było się czym przejmować. Zresztą od dłuższego czasu nawet go nie widziałam. Jessy
też nie. Pewnie wyszli jakąś godzinę temu i wrócili do willi.
Znalazłam się tam, gdzie prosiła Lessy. Nikogo nie było, nie miałam pojęcia, dokąd iść
i przede wszystkim do kogo. Rozejrzałam się dookoła, wołając przyjaciółkę, ale odpowiedziała
mi cisza.
Gdy już miałam wracać, zgasło światło, a na korytarzu zapanowała ciemność.
– Co jest, kurwa? – mruknęłam, próbując wyłapać jakąkolwiek ścianę. Nic nie
widziałam. – Halo?! Lessy, to nie jest śmieszne!
Odpowiedziała mi cisza. Westchnęłam, po czym spróbowałam dojść do schodów. Nie
chciałam panikować. Próbowałam sobie nie wmawiać, że ktoś znów czyha na moje życie i że
chce mnie porwać. Nie mogłam popadać w skrajności.
Nagle poczułam, jak ktoś za mną staje. Wstrzymałam oddech. Nieznajoma, męska chyba
postać zacisnęła dłoń na moich ustach i jednocześnie drugą ręką chwyciła mnie w pasie.
– Co się dzieje?! – udało mi się krzyknąć.
Wpadłam w panikę. Zaczęłam się wyrywać i szarpać, lecz napastnik był silniejszy.
Wciągnięto mnie do kolejnego ciemnego pomieszczenia. Nic nie widziałam, potem nawet nikogo
nie słyszałam. Zaczęłam się dusić ze strachu, a moje oczy zalały łzy. Bałam się.
Ktoś popchnął mnie na metalowy stół. Uderzyłam ciałem o nieprzyjemną poręcz.
Jęknęłam, czując pieczenie w mostku. Od razu pomyślałam o Ashtonie. Wpadłam w jeszcze
większą panikę.
– Zostaw mnie! – wrzasnęłam rozdygotanym głosem. – Nie dotykaj! Pomoooocy!
Czy to możliwe, że wyszedł z więzienia?
– Nikoś. – Dźwięk, który przeszył powietrze, uderzył we mnie z ogromną siłą.
Zakołysałam się, próbując złapać stabilny oddech. Wtedy niespodziewanie rozbłysło
światło. Nie wiedziałam, kto je włączył, ale w duchu mu za to podziękowałam. Podniosłam
głowę i wytężyłam wzrok. Przede mną znajdował się Alan. Stał przy drzwiach i jak gdyby nigdy
nic obserwował każdy mój ruch.
– Ty? – warknęłam, nie wierząc, że mężczyzną, który mnie uprowadził, był starszy
Parker. – Zgłupiałeś?!
– Uspokój się.
– Prawie dostałam zawału!
– Nowy facet? – zapytał, obchodząc stół i stając naprzeciwko mnie. – Łysy? Serio? –
Rozejrzałam się dookoła. O czym on pieprzył? Gdzie my w ogóle byliśmy? – Nie wiedziałem, że
zmieniłaś gust.
Oparłam się dłonią o stół. Wciąż nie oddychałam spokojnie.
– Czego chcesz? – rzuciłam krótko. Dostrzegłam, że materiał mojej sukienki lekko się
podwinął. Mój makijaż na pewno się rozmazał. Nie widziałam nigdzie lustra, aby upewnić się
w swoich podejrzeniach. – I po co to wszystko?
Machnęłam ręką, pokazując mu, co mam na myśli.
– Inaczej twój goguś nie puściłby cię do mnie. – Usiadł na brzegu stolika. – Dlatego
musiałem to zrobić.
– Po co? – Zmarszczyłam brwi. – Czego ode mnie chcesz, do cholery?
Nie rozumiałam, do czego dążył.
– Porozmawiać. – Wzruszył ramionami. – Tylko porozmawiać, a potem idź w cholerę.
Nikt mnie tak bardzo nie wkurwia jak ty, Parker, pomyślałam.
– Dobra. – Skrzyżowałam ręce na piersi, czekając, aż zacznie mówić.
Jednak po kilku minutach, gdy czas płynął, a on ciągle milczał, postanowiłam, że to nie
ma sensu. Ruszyłam do wyjścia.
– Otwórz drzwi – rozkazałam, gdy pociągnęłam za klamkę i okazało się, że zamek był
przekręcony. – Do cholery, Alan! Otwórz te drzwi!
Brunet zeskoczył ze stołu i raz dwa znalazł się przy mnie. Znów nade mną górował. Jego
władcza aura właśnie się uaktywniła. Czułam, jak pewność siebie, którą przed chwilą jeszcze
miałam, zaczęła maleć. Wbiłam w niego przerażony wzrok, nie wiedząc, co zamierza, do czego
ten człowiek dąży. Alan Parker był nieobliczalny i zdążyłam się o tym przekonać na własnej
skórze multum razy.
– Drzwi – zażądałam drżącym głosem. – Natychmiast.
Gdy myślałam, że sięga do zamka, on nachylił się nade mną i wziął w dłonie kosmyk
moich włosów. Zaciągnął się ich zapachem, zamykając przy tym oczy i głośno wzdychając.
– Wyglądasz obłędnie – jęknął, a jego ciepły oddech owiał mi skórę. – Podobasz mi się
taka.
Przełknęłam ślinę, czując, jak uginają się pode mną nogi. Był zbyt blisko. Za blisko!
Nagle moje nozdrza zaatakował jego zapach. Pachniał tak zajebiście dobrze, że zapomniałam, jak
się tu znalazłam. Musiałam oprzeć się o ścianę, aby nie upaść.
– Tęskniłem – szepnął, przywierając do mnie swoim wielkim ciałem… – Nie wiedziałem,
że przylatujesz. Gdybym wiedział…
– To co? – wtrąciłam mu, odwracając wzrok. – Coś by to zmieniło?
Ostatni raz widziałam Alana w jego apartamencie, do którego mnie zawiózł, gdy byłam
w Nowym Jorku. Chociaż nie. Widziałam go po raz ostatni z balkonu, kiedy to po seksie ze mną
wyszedł i chciał odjechać, zostawiając mnie tam samą. Później unikał mnie jak ognia, aż
wróciłam do Polski i tak nasz kontakt ponownie się urwał.
Aż do teraz, zaśmiała się moja podświadomość.
Zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że Alan odchodzi i wraca. Zdążyłam przywyknąć do
naszych kłótni, wzlotów czy upadków. U nas było to na porządku dziennym, że kończyliśmy
romans, a po dłuższym, czy w tym przypadku krótszym czasie i tak do siebie wracaliśmy.
Byliśmy jak bumerangi. Gdy jedno z nas rzucało, drugie prędzej czy później musiało wrócić.
Chciałam go odepchnąć. Nie zamierzałam znów dać mu się omamić.
– Nie tym razem, Parker – warknęłam.
Jednak kiedy jego wielka dłoń znalazła się na moim biodrze, całkowicie straciłam nad
sobą kontrolę. Alan w czarnym garniturze wyglądał naprawdę dobrze, a do tego idealnie ułożone
na żelu włosy i perfumy, które na siebie wylał, nie pomagały mi w utrzymaniu koncentracji.
– Gdzie jest Jessy? – zmieniłam taktykę. – Nie powinieneś być przy narzeczonej? –
Usłyszałam warkot dobywający się z jego gardła, więc uznałam, że ta metoda zadziała i Alan da
mi spokój. – W końcu niedługo bierzecie ślub – prychnęłam. Poczułam, jak spiął wszystkie
mięśnie i walczy sam ze sobą, aby nie natrzeć na mnie buzującą erekcją, którą czułam na
odsłoniętym udzie. – Zapomniałam złożyć wam gratulacje.
– Zamknij się. – Był tak blisko mnie, że niemal stykaliśmy się nosami. – Zamknij się albo
zaraz przestanę się powstrzymywać i wylądujesz na tym stole, a ja w ciebie wejdę i zerżnę jak
kiedyś.
Zaśmiałam się głośno, nie traktując jego słów na poważnie. To był błąd. Zapomniałam, że
Alan Parker nie potrafi żartować.
– Nie obrażę się, jak zaproszenie do mnie nie dotrze. – Kontynuowałam. – Będziemy
wtedy z Marcinem zajęci.
To było jak gwóźdź wbity w trumnę. Oczy Alana rozszerzyły się ze złości. Złapał mnie
dłonią za szyję i wepchnął mi język do ust, próbując w brutalny sposób pokazać, że mam się
zamknąć. Szarpiąc się z nim, zahaczyłam o metalowe pudełko na szafce, które zleciało
i z hukiem uderzyło w podłogę. Podskoczyłam ze strachu i ugryzłam go w język.
Odsunął się gwałtownie, a wtedy nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
– Kurwa – warknął.
Chwycił mnie za ramię i popchnął na stół. W ułamku sekundy znalazł się przy mnie.
– Wolisz tu czy w sypialni? – zapytał, taksując wzrokiem moje piersi. – Mów!
Gdy nie odpowiedziałam, zaskoczona i jednocześnie w jakiś sposób podniecona, sięgnął
do rozporka i zaczął zdejmować spodnie. Przełknęłam głośno ślinę, czując rosnącą w gardle gulę.
Patrzyłam na jego wpół gołego kutasa jak zahipnotyzowana. Był twardy, gruby i sterczał idealnie
prosto, ukazując pełną gotowość. Starałam się odwrócić wzrok, ale nie mogłam.
Dawno nie miałam przed oczami tak pięknego widoku.
– Odwróć się – rozkazał.
– Co? – jęknęłam, nie wiedząc, o czym mówi. Nie słuchałam go. Byłam zbyt zajęta
ślinieniem się na widok jego fallusa. – Powtórz.
Alan szybko to zauważył i zaśmiał się, a mnie natychmiast przeszedł po całym ciele
przyjemny dreszcz. Jego głos był niesamowity. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo za nim
tęskniłam.
Chwilę później całowaliśmy się dziko i namiętnie, tak jak za dawnych lat.
Rozdział 25

Jednym ruchem zrzucił wszystko z metalowego stołu i posadził mnie na nim. Jęknęłam,
pozwalając mu swobodnie rozpiąć tył sukienki, a potem zrzucić ją na podłogę. Zostałam w samej
bieliźnie i rajstopach. Jego zimne dłonie błądziły po moim ciele, a kiedy dotarły do sutków,
zesztywniałam. Byłam mokra i gotowa, choć wcale tego nie chciałam.
Wyciągnął prezerwatywę. Podał mi ją i kazał sobie założyć. Kiedy dotknęłam jego
penisa, przeszedł nas potężny dreszcz. Zapomniałam, jakie to uczucie mieć go tak blisko siebie.
Jakie to wspaniałe uczucie, poprawiłam się.
Jego penis był tak cudowny, że nie wiedziałam, co z nim zrobić. Czy schylić się, klęknąć
i lizać bez opamiętania, czy po prostu wypiąć dupę i poczuć go w sobie?
Moje ciało zdecydowało za mnie. Ogromne uczucie pustki w podbrzuszu i tęsknota za
tym buzującym potworem pchnęły mnie do wykonania jedynej możliwej wtedy czynności.
Szybko nałożyłam na niego prezerwatywę i położyłam się brzuchem na stole. Dłoń bruneta
znalazła się na moim pośladku, palcem zaś najpierw nabrał śliny, a potem wszedł we mnie, chcąc
mnie nieco rozluźnić. Nie musiał. Byłam gotowa i bez tego.
Uśmiechnął się chytrze. Kilka sekund później wyciągnął ze mnie palca i mocnym
pchnięciem wszedł we mnie bardzo głęboko. Krzyknęłam, zaciskając dłonie po bokach stołu.
Przyjemne uczucie wypełniło mnie całą.
Alan tkwił we mnie, wolno ruszając biodrami, i starannie pieścił przy tym moje półnagie
piersi.
– Kurwa, to takie zajebiste uczucie – szepnął. Wyszedł, żeby zaraz znów jednym mocnym
ruchem zagłębić się w moim wnętrzu. – Jesteś taka cudowna. Dlaczego nie należysz do mnie?
– Należę – wyszeptałam.
W tamtej chwili nie wiedziałam, co mówię, błagałam tylko o więcej.
– Należysz? – spytał i się zatrzymał. Wziął w dłonie moją twarz i zmusił mnie, abym na
niego spojrzała. – Powtórz to.
– Teraz należę do ciebie – wydyszałam, poruszając tułowiem, aby mu przypomnieć, że
jeszcze nie skończyliśmy.
Trzeci mocny ruch przyprawił mnie o zawrót głowy.
– Chcę, żebyś zawsze należała do mnie, Nikoś.
Dłoń Alana znalazła się w moich włosach, a wtedy mocno nimi szarpnął. Drugą ręką
klepnął mnie w pośladek. Czułam, że jestem blisko. Przytulił się do mnie i zaciągnął moim
zapachem. Zadrżałam, jednak on wciąż trzymał mnie mocno i nie zamierzał puścić. Moje jęki
roznosiły się po całym pomieszczeniu i miałam gdzieś to, że ktoś mógłby nas przyłapać. Alan
doskonale wiedział, jak sprawić mi przyjemność. Wystarczyło, że był. Odsunął się, odwrócił
mnie do siebie i pocałował w usta. Zrobiłam smutną minę. Znów chciałam go mieć w sobie, i to
szybko. Oblizałam prowokująco usta, modląc się, aby zadziałało. Gdy spojrzałam na jego kutasa,
usłyszałam, jak mnie woła. Pochyliłam się, klęknęłam i ściągnęłam z niego zużytą prezerwatywę.
Potem wepchnęłam go sobie do ust.
Smakował wybornie. Obciągałam mu mocno i szybko, aż czułam go na końcu gardła.
Czułam, jak napina mięśnie. Był blisko. Do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Wzięłam go
w dłoń i jednocześnie pieprzyłam ten przepiękny narząd nią i ustami. Chwilę później poczułam,
jak zalewa moje wnętrze, a ja, cierpliwie czekając, połknęłam wszystko. Słodki smak spermy,
pomyślałam i wstałam, uśmiechając się chytrze.
Gdy chciałam sięgnąć po sukienkę, bo uznałam, że czas wracać na dół, Alan pociągnął
mnie do siebie i posadził z powrotem na stole. Wszedł między moje nogi. Bez pytania zatopił
język w mojej cipce. Nie mogłam ukryć ekscytacji. Cieszyłam się jak głupia, że mnie kosztował.
Moje ciało oblały przyjemne dreszcze. Jęczałam głośno, zaciskając niekontrolowanie uda. Jego
język narzucił szybsze tempo i moja wagina tego nie wytrzymała. Dałam upust emocjom. Zalała
mnie potężna fala orgazmu.
Bezwładnie opadłam na metal, czując, jak moja skóra szczypie od zimna.
– Zadowolony? – mruknęłam, poprawiając po raz ostatni sukienkę, i dołączyłam do Alana
na korytarzu – Która godzina? Ile nas nie było?
– Nawet nie wiesz, jak bardzo – zaśmiał się, znów biorąc mnie w objęcia. – Tęskniłem.
Iskierki w jego oczach mówiły mi, że ma bardzo dobry humor. Wyrwałam się z jego
uścisku i stanęłam krok dalej. Ja niestety nie podzielałam tego entuzjazmu. Znów zataczaliśmy
błędne koło.
– Cholera – mruknęłam, próbując ułożyć włosy tak, jak miałam przedtem. Alan zepsuł mi
fryzurę, a o makijażu to już nie będę wspominać. – Nie powinniśmy.
Alan stanął naprzeciwko, znów skracając odległość między nami. Spojrzał mi w oczy,
a ja poczułam, że nie mam dokąd uciec.
– Kocham cię. – Gładził dłonią mój policzek, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Wciąż
cię kocham, Nikoś.
Gula która urosła mi w gardle, osiągnęła niewyobrażalną wielkość. Nie miałam ochoty
tego słuchać, choć w głębi serca chciałam, aby to, co mówił, było prawdą. Niestety nie było.
Alan miał narzeczoną, z którą planował ślub, i ja nie mogłam im tego zepsuć. Jessy wydawała się
w porządku. Była miła, silna, ładna i potrafiła na nowo rozkochać w sobie starszego Parkera. Oni
mieli przyszłość. Dla mnie nie było w tym miejsca.
– Alan…
– Wiem, co powiesz – wtrącił, prosząc, abym najpierw go wysłuchała. – Ale daj mi
szansę.
– Na to już za późno.
– Proszę cię. Wróć do mnie. Zacznijmy od nowa. Seweryna już nie ma. Jesteśmy my, jest
Robert.
– Tak – warknęłam, a łzy nagle zaatakowały moje oczy. – I jest jeszcze Jessy, z którą
planujecie ślub. Jak ty to sobie wyobrażasz, co? Powiesz jej, że odchodzisz do mnie, bo znów
chcemy spróbować?
Nastała cisza. Alan nad czymś myślał, ale ja nie miałam czasu czekać na odpowiedź.
Wyminęłam go i ruszyłam w kierunku schodów, które miały mnie zaprowadzić do głównego
holu. Byłam pewna, że przyjaciele martwili się moim zniknięciem, zwłaszcza Marcin. Miałam
wyrzuty sumienia. Zostawiłam go samego, a przecież prawie nikogo tutaj nie znał.
– Jedź ze mną – rzucił brunet, zagradzając mi drogę, i figlarnie poruszył brwiami. –
Chodź ze mną do mnie, a rano zdecydujesz, co dalej. Daj mi tylko tych kilka godzin.
– Zwariowałeś? – Nie wierzyłam w to, co powiedział. – Są urodziny Josepha.
Przyleciałam tutaj dla niego. Jak ty to sobie…
Nie dokończyłam, ponieważ poczułam, jak przyciska mnie do barierki schodów i wpycha
mi język do ust.
– Joseph to mój przyjaciel. Zrozumie. Zresztą już i tak wysłałem mu wiadomość, że
będziemy się zwijać.
Przejechał dłonią wzdłuż mojego nagiego uda. Od razu odpuściłam, poddając się jego
obecności. Po chwili dałam się nawet namówić na opuszczenie imprezy. Wyszliśmy drzwiami
dla personelu, aby nikt nas nie widział. Zapomniałam o Marcinie, o Lucy, Lessy czy Josephie.
Wsiadłam z Alanem do podstawionego wcześniej samochodu. Nie wiedziałam, dokąd jedziemy,
ale szczerze mówiąc, gówno mnie to obchodziło. Po drodze zgarnęliśmy dwie butelki szampana.
Zanim dojechaliśmy pod wskazany przez bruneta adres, zdążyłam opróżnić pięć kieliszków
różowego płynu.
– Zerwę z Jessy – warknął mężczyzna, popychając drzwi i wchodząc ze mną do swojej
sypialni, którą kiedyś kazał zamknąć łańcuchami. – Chociaż, jakkolwiek by patrzeć, to ona chyba
zerwała już ze mną.
– Co masz na myśli? Jak z tobą zerwała?
– Nikoś, zabiorę ciebie i syna i zamieszkamy tutaj. Tylko daj mi szansę. Zrobię dla was
wszystko. Tylko mi zaufaj. Damy radę.
Tym razem nie ściągnął ze mnie rajstop, tylko je brutalnie potargał i wyrzucił w kąt.
Nadawały się od razu do śmieci. Wygodnie ułożył mnie na łóżku, mówiąc, że prysznic
weźmiemy rano. Nie chciał czekać, a ja nie miałam z tym problemu. Pragnęłam go tak samo
bardzo jak on mnie. Byłam lekko pijana, mroczyło mnie i czułam zawroty głowy.
Alan zaczął zachłannie dobierać się do moich ud. Gdy tylko ułożyłam głowę na
poduszkach, a moje ciało opadło na zimną pościel, usiadł na mnie okrakiem i zaczął je całować,
a potem lizać. Jęczałam, co jakiś czas zwilżając usta.
Nie mogłam się oprzeć brunetowi i on dobrze o tym wiedział. Oboje to wiedzieliśmy.
W końcu zawsze wracaliśmy do siebie niczym bumerang.
Rozdział 26

Wstałam przed ósmą rano. Łomotało mi w głowie i miałam potwornego kaca, choć
przecież nie wypiłam dużo. Czułam, jak oplata mnie czyjaś wielgachna łapa. Uśmiechnęłam się
na myśl, że Marcin ze mną spał. Otworzyłam oczy i spojrzałam na drugi brzeg łóżka.
Gwałtownie poderwałam się z miejsca, widząc wytatuowanego mężczyznę. Ciężka dłoń Alana
z powrotem przycisnęła mnie do poduszek.
– Dokąd to? – zapytał, składając całusa na moim czole. – Mylisz się, jeśli sądzisz, że cię
stąd wypuszczę.
Westchnęłam, zakrywając twarz dłońmi.
– Muszę wracać do apartamentu. – Na myśl, że Lucy i Marcin odchodzą zapewne teraz od
zmysłów, chciało mi się płakać. – Kurwa, jestem pierdoloną kretynką. Co ja najlepszego
zrobiłam? – Spojrzałam na Alana z wyrzutem. – To twoja wina, dupku!
Alan zaśmiał się głośno, a wtedy nie wytrzymałam i wymierzyłam mu mocny policzek.
Znów sobie ze mną pogrywał. Zagotowało się we mnie. Odskoczył, od razu łapiąc się za obolałe
miejsce.
– Zrobiłeś to specjalnie – warknęłam, podnosząc się na łokciach. – Upiłeś mnie!
– Nie zganiaj tego na mnie – mruknął, unosząc niewinnie ręce do góry. Ja w tym czasie
zeskoczyłam z łóżka. – Zresztą twój łysy przyjaciel wie, gdzie spędziłaś noc.
Zatrzymałam się na środku sypialni jak oparzona i spojrzałam w jego stronę. Alan leżał
wygodnie na łóżku, a ręce miał zarzucone za głowę. Przyglądał mi się z rozbawieniem.
– Co sobie myślałaś, udając przede mną, że ten łysy goryl to twój chłopak? – prychnął,
kręcąc głową.
– Skąd wiesz? – spytałam, czując, jak ze wstydu płoną mi policzki. – Kto ci powiedział?
Zostałam przyłapana. Nie dało się opisać mojego zażenowana. Alan wiedział, że mój
związek z Marcinem był fikcyjny.
– Lucy, Joseph i łysy przyjechali tutaj około trzeciej w nocy. – Brunet wzruszył
ramionami, ziewając. – Joseph wpuścił ich do środka. Twoi przyjaciele musieli zobaczyć, czy
wszystko z tobą w porządku. Kiedy pokazałem im, jak smacznie śpisz, wrócili do apartamentu.
Chociaż tyle, pomyślałam i odetchnęłam z ulgą.
– Będę się już zbierać. – Rozejrzałam się za ubraniami, ale ich nie było. – Czy moja
sypialnia…
– Jest na swoim miejscu – powiedział, uśmiechając się. – Nie zmieniłem tam nic od
twojego wyjazdu. Czekała na ciebie. – Nie wiem dlaczego, ale poczułam, jak mój żołądek
wywija fikołka ze szczęścia. – Możesz iść się przebrać, a ja za ten czas zadzwonię.
Kiwnęłam głową. Zanim wyszłam z sypialni Alana, chwyciłam jego długą koszulkę
i spodnie dresowe, które po założeniu ciągnęły się za mną po podłodze. Dopiero wtedy ruszyłam
do drzwi.
– Pasują ci moje rzeczy, Pstryk – zaśmiał się, puszczając do mnie oczko. – Wyglądasz
w nich lepiej niż ja.
– Dlaczego ciągle zwracasz się do mnie starym nazwiskiem?
– Nazwę cię Parker dopiero wtedy, kiedy będziesz miała to nazwisko po mnie.
Opuściłam sypialnię, analizując w głowie jego słowa. Nazwisko po nim? Chciał wziąć ze
mną ślub?
Starałam się nikogo nie obudzić, ani na nikogo nie wpaść. Na palcach zeszłam po
schodach i szybko odnalazłam drzwi do pokoju, w którym kiedyś mieszkałam.
– Hej. – Podskoczyłam, słysząc głos byłego męża. Zanim się odwróciłam i spojrzałam na
niego, zamknęłam oczy i mocno zaciągnęłam się powietrzem. – Miło cię widzieć.
Stanęliśmy twarzą w twarz. Sewi zlustrował mnie wzrokiem, po czym się uśmiechnął.
Zostałam przyłapana, i to jeszcze przez niego. Miałam ochotę strzelić sobie w łeb i paść przed
nim trupem.
Szatyn oparł się o ścianę, czekając, aż coś powiem.
– To nie tak – zaczęłam się tłumaczyć, modląc się, by uwierzył, lecz to właśnie było
dokładnie tak. – My tylko… Ja…
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Niki. – Podszedł do mnie i pocałował mnie
delikatnie w czoło, uśmiechając się najszczerzej, jak tylko umiał. – Nie będę w to wnikał. Jesteś
dorosła.
– Mhm.
Byłam dorosła, a zachowywałam się jak dziecko.
– Zjesz z nami śniadanie czy uciekasz? – spytał, choć znał odpowiedź.
Chciał być po prostu miły.
– Uciekam.
Kiwnął głową i nie mówiąc nic więcej, zniknął za rogiem.
– Kurwa – syknęłam pod nosem. – Dlaczego?!
Szybko przebrałam się w krótkie szorty, bluzkę na ramiączkach i sandałki, a włosy
przeczesałam szczotką, bo nie miałam czasu ich myć. Zbiegłam na dół. Bruce stał przed
budynkiem i palił papierosa. Podeszłam do niego, żeby się przywitać. Na mój widok starszy
mężczyzna rozłożył ramiona i mocno mnie przytulił.
– Odwieziesz mnie do domu? – spytałam, robiąc minę bezdomnego pieska. – A raczej do
apartamentu.
– Oczywiście, wsiadaj. – Otworzył mi drzwi.
– Nie chcę wpaść na Alana. Lepiej, jak ucieknę bez pożegnania.
Wtedy jak na zawołanie usłyszałam głos starszego Parkera. Odwróciłam się niechętnie
i spojrzałam przed siebie. W czarnym podkoszulku i w białych spodenkach wyglądał dość
atrakcyjnie. Zaprosił mnie do swojego prywatnego samochodu, nie chcąc nawet słuchać
sprzeciwu.
– Uważaj na siebie – zaśmiał się Bruce. – Dzwoń czasem i mów, co tam słychać, malutka.
Usiadłam na przednim siedzeniu, podczas gdy Alan zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik
i zapiął pasy bezpieczeństwa.
– Kiedy wracasz do Polski? – spytał, zatrzymując się na światłach.
– W nocy mamy samolot, a czemu pytasz?
Jego dłoń znalazła się na moim kolanie. Nie odtrąciłam jej, bo w tej samej chwili uderzył
mnie jego zapach – idealna woń mięty. Nie mogłam, ani nie chciałam się odsunąć. Zamiast tego
spojrzałam na Alana, a wtedy w odpowiedzi pocałował mnie w usta.
– Kieruj! – zbeształam go natychmiast. – Patrz na drogę!
– Lecę z tobą. – Gdy zapaliło się zielone, znów obiema rękami trzymał kierownicę
i ruszył nowojorską ulicą. – Chcę zobaczyć syna i spędzić z tobą trochę czasu. Tak normalnie.
Nie chowając się po kątach.
– Alan, to nie takie proste – westchnęłam. – Gdzie Jessy?
– Chrzanić Jessy – warknął, skręcając w prawo. Przestraszyłam się, ale próbowałam nie
dać tego po sobie poznać. – Kocham ciebie i każdy o tym wie. Zwłaszcza ona. – Nie rozumiałam,
o czym mówi. – Chciałem wziąć z nią ślub, aby udowodnić ci, że potrafię założyć rodzinę i że
nie będę sam.
Otworzyłam szeroko oczy, zaskoczona tym wyznaniem.
– Jesteś niemożliwy – pokręciłam głową. – Niereformowalny.
Spojrzałam na niego ostatni raz, a uśmiech sam wkradł mi się na twarz.
– Jestem twój – powiedział całkiem poważnie, muskając dłonią moje nagie kolano. – Po
tylu latach wreszcie jestem twój, a ty moja. Nic nas nie zniszczy.
Zgodziłam się, aby leciał ze mną, choć wiedziałam, że tak łatwo nie ułożymy sobie
wspólnego życia. O ile w ogóle było nam pisane być razem. Los od początku uwielbiał grać
z nami w kotka i w myszkę. Przed oczami miałam obraz wściekłej matki i zatroskanego ojca. Jak
oni na to wszystko zareagują? A babcia? Co powie Sabina, kiedy po tym, co przeszłyśmy
w Nowym Jorku, nagle oznajmię, że jednak chcę być ze starszym Parkerem?
– Dam ci znać, o której po was będę. – Alan zaparkował przed budynkiem, w którym
tymczasowo mieszkaliśmy z przyjaciółmi. Zanim jednak pozwolił mi wysiąść, musiałam go
pocałować i obiecać, że jak tylko wejdę do środka, od razu do niego napiszę. – Kocham cię,
Nikoś.
– Ja ciebie też, dupku.
Wreszcie to powiedziałam, pomyślałam. Poczułam, jak uchodzi ze mnie powietrze.
Pożegnaliśmy się, a potem wyszłam z jego samochodu i pobiegłam do apartamentu,
w którym czekali na mnie przyjaciele. Lucy siedziała przy stole i popijała herbatę z sokiem,
natomiast Marcin brał prysznic.
– Wreszcie jesteś! – wrzasnęła Lucy, robiąc oczy jak pięć złotych, gdy tylko mnie
zobaczyła. – No powiem ci, że poleciałaś w tango – zaśmiała się. – Niki, zadzwoń do mamy.
Próbowała się z tobą skontaktować, ale nie wzięłaś telefonu. Mówiła, że to coś bardzo ważnego.
Kiwnęłam głową i od razu sięgnęłam po telefon. W pierwszej chwili pomyślałam
o Robercie. Jeżeli coś mu się stało, nigdy sobie tego nie wybaczę, pomyślałam i nerwowo
wybrałam numer mamy. Pierwszy sygnał, drugi…
– Mamuś? – rzuciłam do słuchawki, zerkając na przejętą przyjaciółkę. Usiadłam obok
niej, biorąc w dłoń szklankę rudej, i upiłam potężny łyk gorącej herbaty. – Nie. Nie wierzę.
Telefon wyleciał mi z rąk, z hukiem uderzył o szare kafelki i roztrzaskał się na części. Do
moich oczu natychmiast napłynęły łzy. Poczułam na ramieniu dłoń Lucy, ale nie miałam siły
spojrzeć na przyjaciółkę. Mój świat właśnie runął.
– Niki, co się stało? – spytała kobieta, klęcząc przy mnie. Mój widok musiał ją przerazić,
bo zawołała Marcina. – Niki, do cholery! Mów, co się dzieje!
– Moja babcia… – Czułam, jak pęka mi serce. Niewyobrażalny ból rozrywał mnie od
środka. – Sabina, ona…
– Co z nią? – ponaglił mnie łysy. – Mendo, mów, do cholery, bo zaraz z tych nerwów
urosną mi włosy.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na przyjaciół.
– Moja babcia… – Wzięłam głęboki wdech, a potem rozpłakałam się jak małe dziecko. –
Sabina miała w nocy zawał!
– Co?! – wrzasnęli jednocześnie.
– Ona… nie żyje.
Rozdział 27

Nigdy nie pomyślałabym, że Sabina mogłaby umrzeć. Na pewno nie tak wcześnie. Miała
przed sobą jeszcze co najmniej kilka lat życia. Była stałym elementem mojej codzienności. Ani
razu się nie zastanawiałam, co zrobię, jeśli jej zabraknie. Nie przyswajałam myśli, że mogę nie
mieć więcej możliwości z nią porozmawiać. Rozumiała mnie tak jak nikt inny. Miałam z nią
lepszy kontakt niż z własną matką. Czasem to ona właśnie nią była. Wychodziło jej to lepiej niż
Amelii. Nie zmuszała mnie do związku z Sewerynem, bo szczerze mówiąc, nawet go nie lubiła.
Dla niej nie był ideałem, tak jak dla moich rodziców i reszty świata. Nie znając Alana, dała mu
szansę. Wiedziała o nim tyle co z moich opowieści, a mimo to widziała dla nas przyszłość. Ufała
mi. Dawała wolność i przestrzeń. Była, kochała, czekała, rozmawiała ze mną o każdej porze,
zawsze słuchała. Przy niej i z nią mogłam być sobą. Kochała mnie za to, kim byłam, a nie co
robiłam i miałam.
Nie wiedziałam, że Sabina miała problemy z sercem. Nigdy mi o tym nie mówiła. Chyba
nikt tego nie wiedział. Ukrywała to przed nami? Ale z jakiego powodu? A może po prostu to ja
się wystarczająco tym nie interesowałam? No bo kiedy zapytałam swoją babcię o jej problemy?
Kiedy usiadłyśmy przy kawie i to ja słuchałam, co u niej? Nie pamiętam, bo ciągle gdy się
widywałyśmy, ona wysłuchiwała moich potyczek z Parkerami. Parkerowie to był nasz temat
główny. Od kilku lat nie umiałam żyć niczym innym. To ciągle ja mówiłam, podczas gdy ona
potulnie słuchała. Byłam najgorszą wnuczką na świecie.
Wylądowaliśmy w Polsce kilka godzin później. Zaraz po telefonie mamy zadzwoniłam do
Seweryna i poprosiłam go o pomoc. W pierwszej chwili pomyślałam właśnie o nim. Szatyn od
razu podstawił nam samolot i załatwił powrót do kraju. Dziękowałam mu za to z całego serca.
Chciał lecieć ze mną i mógłby, bo nie miałam nic przeciwko, jednak potem przypomniał sobie,
że ma coś ważnego do załatwienia. Powiedział, że przyleci, jak tylko będzie mógł. Nie wnikałam
w jego sprawy prywatne. Rozumiałam, że ma teraz swoje życie i problemy. Najważniejsze, że
udało nam się szybciej wrócić do Polski.
Poczułam pustkę, a łzy popłynęły mi po twarzy, gdy weszłam do mieszkania rodziców.
Robert poderwał się z kanapy i przybiegł do mnie. Wskoczył mi na ręce i pocałował w czoło.
– Tęskniłem! – krzyknął. – Zmieniłaś włosy! – zawołał radośnie. – Wyglądasz cudownie,
mamo! Jak nie moja mama! Ale dlaczego wszyscy są tacy smutni? – spytał, marszcząc nosek,
i zajrzał mi przez ramię. – Ciocia Lucy!
Puściłam malca, a ten pobiegł do rudej.
– Wujek Malcin! – Chociaż nie znał Marcina zbyt długo, zdołał go polubić. – Dalej nie
mas włosów?
Mój syn miał dobry humor, bo nie wiedział, co się stało. Nie mogłam go za to winić. Nie
rozumiał tego. Był za młody i za mały, aby przejmować się takimi rzeczami.
Podeszłam do rodziców. Mama siedziała przy stole i płakała. Nawet na mnie nie
spojrzała, gdy stanęłam obok. Tata natomiast zajmował miejsce przy oknie. Patrzył pusto
w ogród, myśląc o czymś.
– Gdzie ona jest? – Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na rodziców spod mokrych
powiek. – Kiedy pogrzeb?
Te słowa z trudem przechodziły mi przez gardło.
– Zabrali ją – westchnął ojciec, po czym odwrócił się do mnie i machnął ręką, abym
podeszła bliżej niego.
Widziałam, jak lustruje mnie wzrokiem, jednak nic nie powiedział. Nie ocenił mojej
nowej fryzury, nie pochwalił, ani nie skrytykował. Udawał, że niczego nie widzi. Nie robiłam
nikomu wyrzutów, ponieważ były ważniejsze sprawy.
Przytulił mnie mocno do siebie, chcąc dodać rodzicielskiej otuchy.
– Pogrzeb chcemy wyprawić za dwa dni.
– Dlaczego? – załkałam, ukrywając twarz w jego ramionach. – Czemu ona?! To takie
niesprawiedliwe!
Śmierć babci wstrząsnęła wszystkimi, jednak to ja odczułam to najbardziej. Zamknęłam
się w sypialni. Leżałam w łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Syn został na dole z ciocią Lucy
i z wujkiem Marcinem, którzy twierdzili, że nie wrócą do swoich domów, ponieważ nie zostawią
mnie teraz samej. Tyle że ja potrzebowałam samotności. Dlatego uciekłam do swojej komnaty.
Musiałam pomyśleć i zastanowić się, co dalej.
Moja komórka zawibrowała po raz któryś. Niechętnie spojrzałam na ekran, widząc na
wyświetlaczu numer Alana. Rozbolał mnie brzuch, gdy tylko pomyślałam, że go wystawiłam.
Odrzucałam każde połączenie, aż wreszcie wyłączyłam komórkę. Nie chciałam mu mówić, że
Sabina nie żyje. Choć mogłabym dać sobie rękę uciąć, że już wiedział. Los znów rzucił mi kłodę
pod nogi. Tym razem jednak solidną. Czułam pustkę w sercu, niewyobrażalny ból, który
rozrywał mi czaszkę. Płakałam, ryczałam, krzyczałam, ale nic nie przynosiło ukojenia. Kilka
figurek przeleciało przez pokój, jednak to też nie pomogło.
Wieczorem Marcin wbił do mojej sypialni i za żadne skarby nie chciał z niej wyjść.
Położył się na łóżku i milczał. Nie robił nic, tylko po prostu był. Dowiedziałam się, że Lucy
wprowadziła się tymczasowo do gościnnej sypialni. Obiecała, że zostanie do pogrzebu, bo nie
było sensu jechać na jedną noc do Szczecina.
Zerknęłam na łysego. Leżał na plecach i gapił się w sufit. Wygodnie ułożyłam głowę na
jego klatce piersiowej, wsłuchując się w bicie jego serca.
– Będzie dobrze, mendo – westchnął, całując mnie w czoło. – Będę przy tobie, aż nie
staniesz na nogi. Nie pozwolę ci się w tym zatracić. Nie wpadniesz w depresję.
– Marcin, to miłe, ale…
– Codziennie będę przychodził i zabierał cię na spacery – wtrącił, nie słuchając mnie. –
Będziemy dużo biegać i ćwiczyć. Zabiorę ci sporą ilość czasu, abyś o tym nie myślała.
Uśmiechnęłam się lekko, wzdychając.
– Dziękuję ci. – Objęłam go mocniej, a wtedy musnął dłonią mój zaczerwieniony
policzek. – Dziękuję, że jesteś. Cieszę się, że wróciłeś, gilu.
Wstałam, odwróciłam głowę i zerknęłam na łysego. Do głowy zaczęły mi przychodzić
głupie myśli. Marcin był wspaniałym gościem. Nigdy mnie nie skrzywdził, przynajmniej nie
specjalnie. W jego towarzystwie czułam się szczęśliwa. Był moim wsparciem w trudnych
chwilach. Mogłam na nim polegać, ufałam mu. I przede wszystkim nie nazywał się Parker.
Dlaczego więc moje serce nie chciało mu ulec? Przecież był idealnym kandydatem na męża.
Chodzący ideał, pomyślałam.
Niekontrolowanie oblizałam usta i nagle poczułam, że mam ochotę go pocałować. Nasz
wzrok się skrzyżował, ale on się niczego nie domyślił. Postanowiłam wykorzystać sytuację i jego
brak orientacji.
– Hej – jęknął, gdy musnęłam ustami jego olbrzymie czerwone wargi. – Dzieciaku, co
robisz?
Poprosiłam, aby zamilkł. Usłyszałam, jak wypuszcza powietrze z ust. Zamknęłam oczy
i mocno zaciągnęłam się jego zapachem. Nie pachniał tak zajebiście jak Parkerowie, ale
wystarczająco, aby mnie rozjuszyć. Musiał przed chwilą coś żuć, bo pachniał gumą balonową.
Uwielbiałam gumę balonową.
Nie chciałam przestawać. Gorące i ciężkie wargi Marcina sprawiały, że w jakiś sposób
zapominałam o całej tej trudnej sytuacji. Podniosłam się i usiadłam na nim okrakiem. Łysy
przełknął głośno ślinę, gdy moje dłonie znalazły się pod jego koszulką i zaczęły błądzić po nagim
torsie.
– Mendo, przestań – jęknął. Nie słuchałam. Zaczęłam poruszać biodrami, by go trochę
sprowokować. – Błagam cię, nie rób tego.
Wiedział, do czego dążę. Dziecko by się domyśliło. Chciał mnie odsunąć, lecz oplotłam
nogi wokół jego bioder i zablokowałam mu ruchy. Wreszcie chyba odpuścił, bo położył dłonie na
mojej talii i mocno ją ścisnął. Jęknął, gdy zahaczyłam palcami o jego sterczące już sutki. Czułam,
jak serce mężczyzny uderza mu o żebra i przez to z trudem oddycha. Poprosiłam, aby na mnie
patrzył. Gdy to zrobił, ściągnęłam koszulkę i odrzuciłam ją na bok. Pokazałam mu swoje piersi.
Jego oczy zrobiły się wielkie, kiedy pozbyłam się również stanika i zawisłam mu nad twarzą
nagimi brodawkami.
– Niki, co ty robisz, do cholery? – warknął zachrypniętym głosem. – Przestań albo to ja
przestanę się kontrolować.
– Dotykaj mnie – szepnęłam, spragniona męskich dłoni. – Dotykaj i nie przestawaj.
Błagam.
Jeżeli w ten sposób potrafiłam zapomnieć choćby na chwilę o śmierci Sabiny, chciałam,
aby Marcin pieścił moje ciało, dotykał je, bawił się nim i mną. Musiałam przestać czuć ból
i tęsknotę.
Sabina odeszła, a z nią moje serce.
28

Z perspektywy Marcina Brzeka

Zabrała ręce i wreszcie mogłem odetchnąć. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale Nikola
wyglądała, jakby coś ją opętało. Przerażała mnie. Nigdy wcześniej nie zachowywała się w ten
sposób, a już na pewno nie próbowała się do mnie dobierać. Kiedy zdjęła koszulkę, myślałem, że
wybuchnę. Natychmiast spuściłem wzrok, bo miałem wrażenie, że kierują nią demony. Moja
menda taka nie była.
Wtedy pozbyła się stanika i zwyczajnie odrzuciła go w bok. Przełknąłem ślinę, czując
potężny wzwód. Kurwa, warknąłem w myślach. Co tu się odpierdala? Nikola od zawsze była
moją najlepszą przyjaciółką i ani razu nie widziałem w niej kobiety, która mogłaby mnie
pociągać. Raz się przespaliśmy, lecz ten epizod dawno uciekł mi z głowy. Teraz, gdy zawisła mi
nad twarzą swoimi gołymi cyckami, natychmiast zmieniłem zdanie.
Miałem ochotę wziąć je w ręce, a potem dotykać i pieścić. Dużo kosztowała mnie
samokontrola. Nie chciałem, żebyśmy następnego dnia tego żałowali. Nie chciałem jej stracić,
a obawiałem się, że to mogłoby się tak skończyć. Kochała Alana. Do niego należało jej serce
i nikt nie był w stanie z nim konkurować. Byłem tego świadom.
– Niki, co ty robisz, do cholery? – Mój głos był zachrypnięty. – Przestań albo przestanę
się kontrolować.
Właśnie tego się obawiałem. Nie chciałem jej tknąć. Była moją przyjaciółką, nie
kochanką.
– Nikola!
Słowo daję, że jeszcze chwila…
– Dotykaj mnie… – szepnęła, sprawiając, że kutas prawie rozerwał mi gacie. – Dotykaj
i nie przestawaj. Błagam.
Jej dłoń wylądowała na moim kroczu. Syknąłem, kiedy ścisnęła mojego chłopczyka. Nie
wytrzymałem. Fakt, że byliśmy przyjaciółmi i obiecaliśmy sobie kiedyś, że nigdy nie dopuścimy,
aby coś nas łączyło, nie miał już znaczenia.
Z mojego gardła wydobył się dziki pomruk. Przejechałem palcami po jej obojczyku,
a potem zjechałem w dół, zataczając po drodze kółeczka wokół jej piersi. Głośno wciągnęła
powietrze, kiedy zwinnym ruchem zrzuciłem ją na materac i teraz to ja siedziałem na niej,
patrząc jej w oczy. Obniżyła się lekko, nacierając podbrzuszem na mojego fiuta. Oszaleję,
pomyślałem.
Nikola uśmiechnęła się lubieżnie i jakby czytając mi w myślach, poruszyła pośladkami.
– Pierdolę to – warknąłem. – Nie będę się powstrzymywać.
Wziąłem jej twarz w dłonie i wpiłem usta w jej wargi, czując potężny wstrząs. Świat
zaczął wirować, a ja miałem wrażenie, że właśnie trafiliśmy do innego wymiaru. Miałem przed
Nikolą wiele dziewczyn, jednak żadna nie doprowadziła mnie do takiego stanu. Chwyciłem
w dłoń jej lewą pierś, a wtedy kobieta wydała z siebie głośny jęk. O mało nie doszedłem od
samych dźwięków jej głosu. Coś nieprawdopodobnego, prychnąłem w myślach. Nikola ściągnęła
ze mnie koszulkę, a potem objęła mnie za szyję i przyciągnęła do siebie, złączając nasze gołe
klatki.
– Niki, musisz zejść na dół, bo… – Do sypialni wleciała Lucy. Stanęła jak wryta, gdy jej
wzrok powędrował na łóżko. – Kurwa?!
Dłoń Nikoli znalazła się na moich ramionach, a potem z niewyobrażalną siłą zleciałem na
podłogę. Nie wiem, skąd ta menda wzięła tyle energii, ale zdołała mnie z siebie zrzucić. Przy tym
zadała mi trochę bólu.
– Nie umiesz pukać? – warknąłem, podnosząc się z ziemi. – Niech cię chuj strzeli.
Spojrzała na nogi Nikoli, a potem na moje. Odetchnęła z ulgą, gdy zdała sobie sprawę
z tego, że nie zdążyłem w nią wejść.
– Nie chcę wiedzieć, co by się stało za pięć minut. – Ruda się odwróciła, zamykając
oczy. – Kurwa, nie chcę nawet o tym myśleć.
– Po co przyszłaś? – spytała obojętnie Nikola, biorąc koszulkę, którą jej podałem. –
Mówiłam, że chcę pobyć sama.
– Nawet mnie nie wkurwiaj – warknęła, znów mierząc przyjaciółkę złowrogim
spojrzeniem. – Alan jest na dole. Chciał tu przyjść, ale masz szczęście, że zdołałam go
przekonać, żeby poczekał w salonie!
Rozszerzyłem oczy na wzmiankę o starszym Parkerze.
– Przyleciał? – spytałem.
– Co? – wydusiła w tym samym czasie Nikola.
– Przyleciał przed chwilą – rzuciła ruda i ruszyła do wyjścia. – Ruszaj się, bo nie wiem,
ile zdołam go jeszcze przytrzymać.
Wyszła, zostawiając nas ponownie samych. Nikola, nie wiedząc co robić, wciąż siedziała
na łóżku i zaczęła nad czymś myśleć. Ubrałem koszulkę, a potem podszedłem do przyjaciółki
i poprosiłem, żeby popatrzyła mi w oczy.
– Lepiej będzie, jak już pójdę – uśmiechnąłem się lekko. – Jeśli będziesz chciała pogadać,
to daj znać. Przyjdę.
Pocałowałem ją w czoło, po czym opuściłem jej sypialnię, nie dając dojść mendzie do
słowa. Nie chciałem być przy rozmowie, która czekała ją z Alanem. Nie powinienem był w ogóle
dopuścić do sytuacji, w której wylądowaliśmy w łóżku. Schodząc po schodach, zostałem od razu
zauważony. Alan podniósł się z fotela i zmierzył mnie wzrokiem.
– Gdzie ona jest? – warknął. – I dlaczego u niej byłeś?
Chciałem przejść obok niego obojętnie i nie robić afery, ale wtedy złapał mnie za
koszulkę i popchnął na ścianę. Walnąłem plecami w coś drewnianego. Na szczęście nie było to
mocne uderzenie.
– Puść mnie – powiedziałem spokojnie, widząc kątem oka, jak rodzice Nikoli
wszystkiemu się przyglądają.
– Odpowiedz, kurwa! – krzyknął.
Miałem go odepchnąć, kiedy nagle między nami stanął mały chłopiec. Popatrzył najpierw
na mnie, a potem na Alana. Mężczyzna, widząc Roberta, jakby złagodniał. Zadrżał, a potem
poluzował uścisk.
– Puść mnie, Parker – powtórzyłem spokojnie, aby nie przestraszyć malca.
Alan chwilę pomyślał, a potem odsunął się, dając mi spokój. Pożegnałem się z rodzicami
Nikoli i ruszyłem do wyjścia. Westchnąłem, gdy znalazłem się na zewnątrz. Przeszedłem przez
ulicę, czując przyjemny powiew wiatru na ciele.
– Ona kocha Alana – usłyszałem. Odwróciłem się, a widok Lucy, która stała przy moim
domu, wcale mnie nie zdziwił. – Nie wtrącaj się w to, bo będziesz cierpiał.
– Słucham? – odpowiedziałem, opierając się o skrzynkę na listy.
– Wiem, że gdybym weszła do jej sypialni chwilę później…
– To dobrze – wtrąciłem, śmiejąc się lakonicznie. – Pewnie masz rację.
Podeszła do mnie.
– Jak Alan się dowie, to cię zabije. Dosłownie.
– Doprawdy?
– Nikola należy do niego i tak było zawsze. Nawet Seweryn przegrał z Alanem.
– Nikola nie jest zabawką – warknąłem, lecz szybko ściszyłem głos, widząc, że ruda się
mnie przestraszyła. – Nie należy do nikogo. Jest dorosła, robi, co chce.
Odwróciłem się i ruszyłem do wejścia. Nie miałem ochoty z nią więcej rozmawiać.
– Odpuść – usłyszałem ten ostatni raz, zanim znalazłem się w domu rodziców.
Wszedłem do sypialni, a potem zamknąłem się w łazience i wziąłem szybki zimny
prysznic. Musiałem uspokoić nerwy, odetchnąć.
– Kurwa! – Uderzyłem pięścią w kafelki.
Woda oblewała moje ciało, zmywając ze mnie dotyk Nikoli.
– Kurwa! – powtórzyłem.
Rozdział 29

Leżałam na łóżku dobre dziesięć minut, zanim dotarło do mnie, co się przed chwilą stało.
Byłam na siebie wściekła, ponieważ o mały włos nie przespałam się z Marcinem. Co było ze mną
nie tak, do cholery? Dlaczego wskakiwałam każdemu facetowi do łóżka? Przecież ja nawet go
nie kochałam, nie czułam pożądania ani chemii. Teraz, gdy myślę o tym, że łysy miałby być we
mnie, bierze mnie na wymioty. Był moim przyjacielem, nie kochankiem. Nie mogłam o tym
zapominać, gdy czułam się samotna.
Przebrałam się w luźne dresowe spodnie oraz koszulkę z krótkim rękawem. Wyszłam
z sypialni chwilę po tym, jak wyszedł z niej Marcin. Na dole czekał na mnie Alan i wiedziałam,
że nieźle mi się oberwie. Uciekłam z Nowego Jorku bez pożegnania, a przecież mieliśmy razem
wrócić do mojego kraju. Znów nawaliłam.
Słyszałam męskie krzyki w salonie i nie musiałam tam schodzić, aby wiedzieć, do kogo
należały. Alan mówił zdecydowanie za głośno i zapewne słyszeli go sąsiedzi.
– Hej! – rzuciłam, dołączając w końcu do bruneta, u którego boku stał nasz syn.
Ten widok bardzo mi się spodobał. Dwóch Parkerów z tej samej krwi stało przy sobie
i wyglądali niczym krople wody.
– Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? – Alan nie przejmował się tym, że nie byliśmy
sami. Wiedziałam, do czego zmierza ta kłótnia. Nie zamierzał mi odpuścić, że wyleciałam
z Nowego Jorku z pomocą Seweryna. – Znów to zrobiłaś.
– Uspokój się – powiedziałam, kątem oka zerkając na rodziców. – Nie rób scen. Nie
jesteśmy sami.
– Mamuś. – Robert podszedł do mnie i wyciągnął w górę ramiona, abym go wzięła na
ręce. – Czemu wujek Alan jest taki zły?
– Wujek Alan? – warknął starszy Parker. Zgromiłam go wzrokiem, aby trzymał język za
zębami. – Wkurwia mnie już to wszystko!
– Tu jest dziecko! – wrzasnęła moja matka i wkroczyła przed Alana, celując w niego
palcem wskazującym. – Uspokój się, chłopcze, albo cię wyproszę!
Patrząc na kobietę, która mnie urodziła, i na mężczyznę, którego kochałam, stwierdziłam,
że to chyba ich pierwsze spotkanie. Nie pamiętałam, aby w przeszłości kiedykolwiek się widzieli.
Znali się z moich opowieści i opowieści innych, lecz sami nigdy nie mieli okazji porozmawiać.
– Alan, wyjdźmy na zewnątrz. – Odstawiłam syna na podłogę i poprosiłam, aby
posiedział przez chwilę z dziadkami. – Chodź.
Chwyciłam Alana za dłoń i ruszyłam z nim w stronę drzwi. Na szczęście brunet nie
protestował, tylko grzecznie opuścił mój rodzinny dom. Zaproponowałam spacer po osiedlu, a on
skinął głową.
– Więc? – Nie zamierzał mi odpuszczać. – Dlaczego znów ode mnie uciekłaś?
Szliśmy w stronę parku. Chciałam usiąść na jednej z ławek i porozmawiać na spokojnie.
– Nie uciekłam.
– Tylko co? – zaśmiał się cynicznie. – Jak to nazwiesz?
– Przestań. – Wywróciłam oczami, zmęczona tym, że miał do mnie pretensje. – Zamiast
na mnie krzyczeć, mógłbyś mnie przytulić.
– Jestem na ciebie wściekły, Nikola! Mieliśmy razem przylecieć do Polski! Czekałem na
nasz lot, a ty poleciałaś beze mnie!
Mijaliśmy ludzi, którzy słysząc nasze krzyki, obracali głowy i sprawdzali, czy wszystko
w porządku. Niektórych kojarzyłam, bo byli znajomymi moich rodziców. Kiedy doszliśmy
wreszcie do parku, poprosiłam Alana, żeby usiadł i dał mi się wytłumaczyć. Bolała mnie głowa
od jego krzyków i pretensji.
– Sabina nie żyje. – Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Nawet nie
wiedziałam kiedy. – Myślałam wtedy tylko o niej. Seweryn był pod ręką i mi pomógł.
– Dlaczego nie odbierałaś ode mnie telefonu? – Alan nie zamierzał się uspokajać; z każdą
kolejną chwilą jego gniew wzrastał. – Dlaczego ten łysy biedak był u ciebie w sypialni?!
Zagotowało się we mnie, kiedy Parker nazwał Marcina biedakiem. Nie wiedziałam nawet,
kiedy go spoliczkowałam. To działo się bardzo szybko. Ręka sama mi się podniosła i odnalazła
jego policzek. Nie żałowałam tego, bo sam sobie zasłużył. Nie miał prawa go obrażać czy
oceniać. Może i Marcin nie miał tyle pieniędzy co Alan, ale w przeciwieństwie do niego miał
dobre serce. Nie był tak zepsuty.
– Nikoś, przepraszam – szepnął, widząc jak zaciskam palce. – Wybacz mi, po prostu się
bałem, że znów zamierzasz dać mi kosza.
– Jesteś kretynem, Parker. – Spojrzałam na niego, przeklinając pod nosem. – Wiesz
o tym, prawda?
Chwycił mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego ramiona, bo
czułam, że tego właśnie oboje chcemy.
– Wybacz mi – powtórzył. – Nie chcę się kłócić. Kocham cię, wariatko, i szlag mnie
trafia ma myśl, że znów coś miałoby nas rozdzielić.
– Alan…
– Nie, posłuchaj – wtrącił, przeczesując palcami swoje kruczoczarne włosy. –
Przeszliśmy razem piekło. Dosłownie. Milion wzlotów i upadków. Nasza historia jest napisana
niczym jakaś powieść. Nie wiem tylko, do jakiego gatunku by ją zaliczyć, bo na jednym
z pewnością by się nie skończyło. Wyszłaby z tego niezła książka. Gruba, ciekawa
i z porywającą fabułą. Niejedna kobieta by płakała, czytając ją.
– Alan…
– Mówię, że masz mi nie przerywać – podniósł głos, lecz nie zrobił tego w złej wierze.
Miał mi do powiedzenia coś jeszcze, dlatego przeprosiłam i potulnie słuchałam do końca. –
Kocham cię jak cholera. I wiem, że z czasem nauczysz mnie kochać naszego syna. Wybacz, ale
jeszcze nie przywykłem do roli ojca, dlatego proszę, byś mi pokazała, jak to jest być rodzicem. –
W oczach miałam łzy, gdy go słuchałam. – Kiedyś napiszę o nas książkę. Masz moje słowo.
I wiesz co? Stanie się bestsellerem, bo na to zasługujemy.
Dłoń Alana znalazła się na mojej talii, a potem na policzku. Przyciągnął mnie do siebie
jeszcze bliżej, mrucząc mi do ucha kilkanaście razy pod rząd, że mnie kocha.
– Kocham cię, Nikolo Pstryk. – Pocałował mnie delikatnie w czubek nosa. – Czy
zostaniesz moją żoną? Czy po tylu nieudanych próbach tym razem zwiążesz się ze mną na
zawsze?
Rozdział 30

Jakimś cudem udało mi się wytrzymać godzinne katusze w kościele. Pogrzeb babci odbył
się w Bytnicy, ponieważ to tam Sabina miała przyjaciół i dom, w którym każdy z nas spędził
najlepsze lata dzieciństwa. Do kościoła przyszło naprawdę dużo ludzi. Większość stała przed
budynkiem, nie chcąc robić ścisku. Siedziałam w pierwszej ławce, a obok znajdowali się rodzice
i Alan, u którego na kolanach siedział nasz syn. Brunet trzymał moją dłoń, wiedząc, że
potrzebuję teraz bliskości. Nie miałam sił ani odwagi podejść do trumny, gdy ksiądz oznajmił, że
czas na pożegnanie. Wiedziałam jednak, że jeśli tego nie zrobię, będę żałować, że nie
skorzystałam z okazji zobaczenia Sabiny po raz ostatni.
Zamknęłam oczy, wzdychając. Wstałam, a wtedy Alan podał syna mojemu tacie i znalazł
się przy mnie. Wolnym krokiem podeszliśmy do trumny. Po policzku popłynęła mi łza, którą
Alan szybko wytarł chusteczką. Kiwnęłam głową, dziękując mężczyźnie za wszystko.
Spojrzałam na babcię i ścisnęło mnie w klatce. Sabina leżała w białej trumnie
z zamkniętymi oczami i z uśmiechem na twarzy. Nawet w obliczu śmierci potrafiła się cieszyć,
pomyślałam. Dotknęłam jej zimnej dłoni, a potem nachyliłam się nad nią.
– Ty stara babo – zaśmiałam się przez łzy – zostawiłaś mnie w takim momencie. Gdybym
miała możliwość, skopałabym ci dupsko.
Nie przejmowałam się ludźmi, którzy mogli słyszeć, co mówiłam do babci. W tamtej
chwili nie liczyło się nic innego poza moimi ostatnimi słowami do najważniejszej kobiety
w moim życiu.
– Mam nadzieję, że widzisz to, co się teraz dzieje. – Próbowałam nie rozpłakać się
jeszcze bardziej, ale przychodziło mi to z trudem. – Mam nadzieję, że widzisz, że jestem
wreszcie szczęśliwa. Alan wrócił. Odnalazł mnie i obiecał, że nigdy już nie odejdzie.
Wyprowadzam się do Nowego Jorku, tym razem na stałe. Chcę z nim być. Ale tak naprawdę, nie
na chwilę. Kocham go, wiesz o tym. Nigdy tak nikogo nie kochałam jak jego. I ty powinnaś
o tym wiedzieć, bo mnie znasz. Planujemy ślub. I mam nadzieję, że wtedy przy mnie będziesz, że
mnie odwiedzisz. Chciałabym zostać żoną Alana na wiosnę bądź w lecie, aby promienie słońca
mogły wpaść przez wszystkie okna w kościele. To byłby nasz znak. Rozświetliłabyś swoją
obecnością całą mszę i nasz ołtarz. Wtedy wiedziałabym, że jesteś obok. Mogę na ciebie liczyć,
prawda?
Pocałowałam Sabinę w czoło, cała dygocząc.
– Zrobiłam coś jeszcze. A raczej planuję. Rozmawiałam z Alanem i niechętnie, ale się
zgodził. Znasz go, wiesz, że to maruda. No tak czy inaczej, wpadłam na pewien pomysł.
Kojarzysz pana Tomasza? Opowiadałam ci o nim wiele razy. Chcę go odnaleźć. Ludzie Alana
mają go znaleźć i dać mi znać. Może to głupie i lekkomyślne, ale chcę dać panu Tomaszowi
mieszkanie i pracę. Myślisz, że zwariowałam? Być może. Nie twierdzę, że nie. Po prostu
uważam, że na to zasługuje. To dobry człowiek. Zasługuje na szansę stanięcia na nogi. Każdy
zasługuje. Tego mnie uczyłaś przez całe życie. Skoro wybaczyłam Alanowi, a on mi, to i pan
Tomasz zasługuje na szczęście.
Ksiądz oznajmił, że muszę kończyć. Nie wiedziałam, że odkąd podeszłam do babci,
minęło piętnaście minut.
– Spoczywaj w pokoju, kochana. Trzymaj tam dla mnie miejsce, bo kiedyś znów się
spotkamy.
Odeszłam od Sabiny, wtulając się od razu w ramiona Alana. Cholernie mnie to wszystko
bolało i ledwo trzymałam się na nogach. Z jego pomocą wróciłam na miejsce. Przez resztę mszy
miałam spuszczony wzrok, a gdy trumna została zamknięta, rozpłakałam się głośno i nikt nie
mógł mnie powstrzymać. Nie zamierzałam tłumić emocji. Nie tym razem.
– Wszystko w porządku? – spytał Alan, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz. – Wyglądasz
blado, skarbie.
– Po prostu chcę już wrócić do domu.
Byłam zmęczona. Pragnęłam wziąć gorącą kąpiel i przez tydzień nie wychodzić z łóżka.
Obok nas pojawili się moi rodzice, którzy poinformowali, że spotkamy się w restauracji,
gdzie odbyć się miała stypa. Chcieli wziąć Roberta, jednak razem z Alanem postanowiliśmy, że
nasz syn pojedzie z nami.
Wtedy jak na zawołanie przybiegł Robert. W czarnym garniturze i z idealnie zaczesanymi
do tyłu włosami tak bardzo przypominał Alana, że aż się lekko uśmiechnęłam.
Alan wziął malca na ręce, po czym pocałował go w czoło. Ruszyliśmy do samochodu.
Seweryn, Lucy i Joseph już dawno odjechali spod kościoła, aby nie stać w korku. Mieliśmy się
spotkać w restauracji. Cieszyłam się, że moi przyjaciele przylecieli specjalnie na pogrzeb,
zwłaszcza Seweryn i Joseph. To znaczyło, że byłam dla nich ważna i chcieli być przy mnie
w tych trudnych chwilach.
W oddali zobaczyłam Marcina. Zatrzymałam się, czując nieprzyjemne ukłucie w brzuchu.
Nie rozmawiałam z nim, od kiedy wyszedł z mojej sypialni dwa dni temu. Łysy uśmiechnął się
i podszedł, witając się najpierw ze mną, a potem z Alanem.
– Przykro mi – powiedział, wzdychając. – Chciałem wejść do kościoła, ale nie mogłem –
powiedział, drapiąc się po karku. – Jeśli tylko będziesz czegoś potrzebować, to od razu daj znać.
Możesz na mnie liczyć.
– Możemy porozmawiać na osobności? – poprosiłam Alana, aby zostawił nas samych.
Brunet niechętnie zgodził się na moją prośbę, dając nam pięć minut, i razem z synem poszli do
auta. – Marcin, chciałabym wyjaśnić tamtą sytuację.
– Jest w porządku – powiedział przyjaciel, siadając na ławce. Poklepał miejsce obok
siebie, abym się przyłączyła. – Nie ma o czym mówić, serio.
– Głupio mi – westchnęłam.
– Powinno – zaśmiał się, za co zdzieliłam go po łysej głowie. – Mendo, kocham cię.
Na dźwięk tych słów, zesztywniałam. Jednak Marcin szybko wyjaśnił, o co mu chodzi.
– Kocham cię jak siostrę, a to, że prawie znów się przespaliśmy, można zaliczyć jedynie
do wspomnień. – Uśmiechnął się szczerze. – Nic do ciebie nie czuję prócz czystej przyjacielskiej
relacji. Wiem, że ty masz tak samo.
Odetchnęłam z ulgą, gdy Marcin to powiedział. Kamień spadł mi z serca, bo obawiałam
się, że mogłam wszystko zepsuć swoją chęcią wskoczenia mu niedawno do łóżka.
– Słyszałem, że się wyprowadzasz – powiedział, patrząc na mnie niepewnie. – To
prawda?
Kiwnęłam głową. Wyjaśniłam przyjacielowi wszystko i powiedziałam, że kiedy Alan
przyleciał do Polski, poprosił, abym wróciła z nim do Nowego Jorku. Tam miał wszystko: dom,
pracę, brata. Chciał stworzyć ze mną rodzinę i chciał jak najlepiej dla naszego syna, którym
wreszcie postanowił się zająć. Choć maluch nie wiedział nic o Alanie i nie znał prawdy o nim,
małymi krokami chciałam to zmienić.
– Wszystko układa się wreszcie po mojej myśli – uśmiechnęłam się blado. – Wróciłam do
Alana. Nasz syn będzie miał pełną rodzinę. Seweryn będzie blisko nas, Lucy też. A właśnie, à
propos Lucy! – Klasnęłam w dłonie. – Zaczęła się spotykać z Josephem i też przeprowadza się do
Nowego Jorku, czaisz? Kto by pomyślał – zaśmiałam się. – Szkoda tylko, że babcia tego nie
widzi.
– Twoja babcia widzi wszystko. – Trzepnął mnie w ramię i pokazał palcem niebo. – Jest
gdzieś tam na górze i czuwa nad tobą i synem. Nie zapominaj o tym.
Wstaliśmy, a potem Marcin odprowadził mnie do samochodu.
– Na pewno nie pojedziesz z nami na stypę? Przecież masz zaproszenie.
– Mam coś do załatwienia w domu – przytulił mnie, a następnie pocałował w czoło i się
pożegnał. – Trzymaj się, Niki. Pisz czasem i dzwoń. Będę czekał na wiadomość, jak wylądujesz.
A gdy będziesz mnie potrzebować, przylecę.
Przytuliłam się do niego, czując jak w moich oczach wzbierają łzy. Kiwnęłam głową
i otworzyłam drzwi od strony pasażera. Alan odpalił silnik, poganiając mnie. Zaraz po stypie
mieliśmy samolot do Stanów. Parker musiał szybko wrócić do firmy, Seweryn zresztą też.
Przylecieli tylko na kilka dni.
– Oczywiście – powiedziałam, posyłając łysemu sztucznego buziaka.
– Pa, mendo! – krzyknął, odchodząc.
– Pa, gilu!
Zapięłam pas i włączyłam radio. Spojrzałam we wsteczne lusterko, widząc syna, który
siedział w swoim foteliku i bawił się najnowszym iPhonem.
– Serio musiałeś mu dać telefon? – mruknęłam, robiąc przy tym niezadowoloną minę. –
On ma dopiero cztery lata, na litość boską!
– Mój syn będzie miał wszystko – powiedział z dumą w głosie, a potem odjechał spod
kościoła i włączył się do ruchu. – I jego mama też. Od teraz będziesz się czuć jak księżniczka,
masz moje słowo, Nikolo Pstryk. – Odwrócił się i spojrzał mi w oczy. – Ale najpierw weźmiemy
ślub – powiedział po angielsku, aby nasz syn niczego nie rozumiał, choć byłam pewna, że Robert
nie wiedziałby, o co chodzi – Nie chcę, abyś nosiła to samo nazwisko co ja, bo mój brat ci je dał.
Musisz mieć wszystko ode mnie i po mnie. Syn również.
Pocałował mnie, a ja nic już nie powiedziałam, tylko wygodnie ułożyłam się na fotelu
i czekałam, aż ten dzień dobiegnie końca. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w Nowym Jorku
i rozpocząć nowe życie u boku mężczyzny, którego zawsze kochałam.
Wreszcie dane nam było być razem. Po tylu latach miałam zostać żoną Alana Parkera.
Mojego Alana, który wracał do mnie za każdym razem niczym bumerang.
– Niki?
– Tak? – Spojrzałam na Alana. – O co chodzi?
– Co powiesz na kilkumiesięczne wakacje?
– Gdzie? – zaśmiałam się. – Gdzie ty chcesz lecieć na kilka miesięcy? Co ty wymyślasz?
– Madagaskar?
– Madagaskar? – Wstrzymałam powietrze. – Oszalałeś?
– Tylko ja, ty i nasz syn. Po tym wszystkim, co przeszliśmy… Należą nam się takie
wakacje.
– Kurczę, no nie wiem…
– Ślub na Madagaskarze byłby zajebistą opcją. Z dala od ludzi. Tylko my, nasza mała,
własna rodzinka.
Epilog

Madagaskar to naprawdę piękna wyspa. Myślałam, że Alan żartuje z wakacjami i z tym,


że chciałby wylecieć na kilka miesięcy. Nie sądziłam, że zdecyduje się na nasz ślub
w całkowitym odcięciu od społeczeństwa. Jednak gdy rozpoczął się czerwiec i mieliśmy trochę
wolnego czasu, starszy Parker stanął na głowie, aby wszystko zostało idealnie dopracowane.
Zabrał mnie i naszego syna na wakacje życia. Zorganizował dla nas ceremonię zaślubin na
wielkiej, pięknej, piaszczystej plaży i wynajął przecudowną orkiestrę, która podbiła moje serce.
Hotel w miejscowości Nosy Bè, który Alan dla nas zarezerwował, był przepiękny. Nie
miałam się do czego przyczepić, wręcz przeciwnie. Wszystko, co zaplanował mój mąż, było na
medal. Nie miałam pojęcia, że Alan Parker potrafił tak dobrze zorganizować wakacje.
– Kocham cię – usłyszałam. Obróciłam głowę i zerknęłam przez okulary na mężczyznę,
z którym w przyszłym roku planowaliśmy oficjalny ślub w polskim zielonogórskim kościele. –
Boże, jak ja cię kocham, Nikolo!
Zaślubiny, do których doszło na Madagaskarze, były tylko dla nas. Dla mnie i dla niego
oraz naszego syna. Bez przyjaciół, bez rodziny i bez świadków. Tylko my, wynajęty mistrz
ceremonii, fotograf, piękna plaża, boski Madagaskar i kupa dobrego żarcia.
– Przestań – zachichotałam.
Sięgnęłam do torby. Wyciągnęłam z niej książkę, którą zakupiłam specjalnie przed
wylotem. Poleciła mi ją Lucy jeszcze jakiś czas temu. Moja przyjaciółka rzadko czytała, jednak
jak już jej się to zdarzyło, książka musiała być naprawdę mistrzowska. Inaczej Lucy jej nie
kończyła.
– Co tam czytasz? – spytał Alan, wchodząc ostrożnie do basenu. – Jesteś na
Madagaskarze i naprawdę będziesz czytać książkę? – zaśmiał się. – Tak sztywna możesz być
tylko ty, panno Pstryk.
– Zamknij się, dupku. – Pokazałam mu język i środkowy palec. – Dla twojej wiadomości
to od dwóch dni nazywam się Parker. I wiesz co? Też mógłbyś coś przeczytać.
– Więc co tam czytasz? – dopytywał.
– Magazynierkę – odczytałam tytuł z okładki książki. – Romans erotyczny. Nic dla ciebie.
– Kiedyś, skarbie, sam napiszę książkę o nas. Dałem ci moje słowo i tak się stanie.
Skinęłam głową i przestałam go słuchać. Skupiłam się na książce. Otworzyłam na
pierwszej stronie i zaczęłam czytać prolog.
Czułam wewnętrzny spokój. Po raz pierwszy od bardzo dawna miałam czysty umysł. Mój
syn leżał obok mnie na ręczniku, a mój mąż… Matko, Alan był moim mężem. Co prawda
wzięliśmy ślub potajemnie, na spontanie, z dala od najbliższych… Ale oficjalnie zawarliśmy
związek małżeński! Po takim czasie wreszcie byliśmy rodziną i mogliśmy cieszyć się wspólnym
szczęściem.
Ja i Alan…
Mąż i żona…
Pstryk i Parker…
Niebezpieczny trójkąt został zażegnany.
Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazały się również:
Spis treści:

Okładka Karta tytułowa Od Autorki Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5


Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13
Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział
21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28
Rozdział 29 Rozdział 30 Epilog Karta redakcyjna
Niebezpieczny trójkąt tom III. Game over

Wydanie pierwsze

ISBN: 978-83-8219-598-9

© Kamila Andrzejak-Wasilewska i Wydawnictwo Novae Res 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Magdalena Wołoszyn

Korekta: Magdalena Brzezowska-Borcz

Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: sekretariat@novaeres.pl

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Wszelkie podobieństwo do realnych postaci i sytuacji jest całkowicie przypadkowe.

Na zlecenie Woblink

woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek

You might also like