Professional Documents
Culture Documents
Projekt okładki
Agencja Interaktywna Studio Kreacji
(www.studio-kreacji.pl)
Zdjęcie na okładce
© Aleksandar Mijatovic/Shutterstock.com;
leonov.o/Shutterstock.com
Redaktor prowadzący
Michał Nalewski
Redakcja
Maria Talar
Korekta
Maciej Korbasiński
ISBN 978-83-8169-867-2
Warszawa 2019
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Czytelniczkom i Czytelnikom,
których nigdy nie spotkam,
ale dają mi Siłę swoją obecnością.
Rozdział I
Narzeczony siostry
Dwunastoletnia Salma wracała ze szkoły bardzo szczęśliwa. Po raz
kolejny dostała najlepszą ocenę z całej klasy ze sprawdzianu z matematyki.
Pomimo nawału obowiązków w domu, w tym codziennej opieki nad
młodszym rodzeństwem, uczyła się bardzo dużo i pilnie, co procentowało
dobrymi wynikami w szkole. Nie mogła się doczekać, kiedy powie mamie
i tacie o swoim najnowszym sukcesie.
Szybko przemierzała zakurzone i zaśmiecone uliczki, aż dotarła do
zaniedbanego domu, gdzie gnieździły się ubogie, wielodzietne rodziny.
Sytuacja biednych mieszkańców Irbidu, miasta położonego w północnej
Jordanii zaledwie dwadzieścia kilometrów od granicy z Syrią, jeszcze się
pogorszyła, kiedy w ciągu ostatnich lat napłynęło do niego i w jego okolice
kilkadziesiąt tysięcy syryjskich uchodźców. Ceny żywności
i podstawowych artykułów zaczęły gwałtownie rosnąć, a wynagrodzenie
spadać ze względu na podejmowanie przez zdesperowanych Syryjczyków
prac za minimalne stawki i bez stawiania żadnych warunków. Salma
ostatnio często słyszała, jak zatrudniony w warsztacie samochodowym
ojciec narzekał na coraz dłuższy i cięższy dzień pracy, na który nie mógł
nawet się poskarżyć właścicielowi. Jego kolega odważył się pisnąć słówko
na ten temat i został od razu zwolniony, a na jego miejsce przyjęto
Syryjczyka za dużą niższą pensję. Od tej pory do uszu Salmy dobiegały
ciche rozmowy rodziców, w których wyrażali swój wielki lęk przed utratą
pracy przez ojca – jedynego żywiciela siedmioosobowej rodziny.
Dziewczynka wspięła się na drugie piętro, wdychając dobrze jej znaną
mieszaninę odoru brudnej klatki schodowej i ostrego zapachu gotujących
się w zatłoczonych mieszkaniach potraw.
– Mamo, dzisiaj dostałam… – zaczęła, gdy tylko otworzyła drzwi.
– Zajmij się Haszimem! – matka przerwała jej, dosalając bulgoczącą
potrawę i rozglądając się za małym synkiem.
– Mamo, dzisiaj jako jedyna dostałam… – spróbowała jeszcze raz
dziewczynka, ale matka nie pozwoliła jej dokończyć.
– Przed chwilą był tu przy mnie…
Wyszła z kuchni i znalazła niespełna trzyletniego brzdąca schowanego
w rogu jednego z dwóch pełniących funkcję sypialni niewielkich pokojów.
– Tu jesteś… – Wzięła go na ręce i czule wycałowała.
Szczęście towarzyszące Salmie podczas powrotu ze szkoły prysło
w jednej chwili. Zastąpiły je nieprzyjemne uczucia zazdrości i głębokiego
żalu, że od kiedy w ich rodzinie pojawił się chłopiec, rodzice prawie całą
swoją uwagę skupiali wyłącznie na nim. Jakby ich cztery córki były tylko
dodatkiem do tego upragnionego od lat dziecka.
– Pilnuj go. – Matka podała synka Salmie, która dopiero co postawiła
na podłodze szkolną torbę.
– A gdzie Rania? – dziewczynka zapytała o najstarszą siostrę.
– Zabrała Halę na spacer – odpowiedziała matka, a następnie wróciła do
kuchni.
Matka miała na imię Basma, co po arabsku znaczy uśmiech. Jednak ten
uśmiech bardzo rzadko gościł na ustach kobiety. Przytłoczona biedą,
kolejnymi porodami, opieką nad dziećmi i niemym, ale przez kilkanaście
lat ciągle obecnym kłującym wyrzutem męża, że rodzi same dziewczynki,
wyglądała na dziesięć lat starzej niż swoje trzydzieści cztery lata. Ojciec
wydał ją za mąż, kiedy miała szesnaście lat, a rok później urodziła pierwszą
dziewczynkę. Starszy od niej o sześć lat mąż, Mahmud, nie ukrywał
rozczarowania, ale żywił nadzieję, że następnym razem zostanie ojcem
chłopca. Niestety tak się nie stało. Następna przyszła na świat Hafsa.
A potem Salma. Kiedy Mahmud usłyszał, że ma trzecią dziewczynkę,
wybiegł ze szpitala, jakby chciał uciec jak najdalej zarówno od noworodka,
jak i jego matki, która nie była w stanie urodzić mu syna. Nie było go
w domu ponad miesiąc.
Matka Basmy, która przyjechała z odległej wioski, żeby opiekować się
wnuczkami, zabrała ją i dziecko do domu.
– Same dziewczynki… – stwierdziła, kładąc mały tłumoczek na łóżku.
Basma zaczęła głośno płakać. A po niej rozpłakała się Salma. Ani
babka, ani matka nie próbowały jej uspokoić. W tym momencie były zbyt
rozgoryczone, żeby tulić przyczynę swojego nieszczęścia. Ta podświadoma
niechęć do Salmy została w jej matce na długie lata. A może na zawsze. Bo
dobrze pamiętała to rozdzierające uczucie rozpaczy i przeraźliwego strachu,
że mąż już do niej nie wróci, a ona zostanie sama z trójką dzieci bez
żadnych środków do życia. I nie pomagały nawet zachwyty sąsiadek nad
urodą Salmy, która z roku na rok stawała się coraz piękniejsza.
Mahmud wrócił do żony, ale jego długotrwała nieobecność w pracy
poskutkowała jej utratą. Rodzina popadła w jeszcze większą biedę. Przez
siedem trudnych lat Mahmud imał się tylko dorywczych zajęć i nigdy nie
było wiadomo, czy następnego dnia będzie co włożyć do garnka. Jego
pragnienie posiadania syna siłą rzeczy musiało zejść na dalszy plan.
Jednak kiedy ponownie udało mu się dostać stałe zatrudnienie, Basma
od razu zaszła w ciążę. Nadzieja znowu wstąpiła w serca małżonków.
Niestety i tym razem rodzina powiększyła się o dziewczynkę. Na szczęście
Hala miała trzy starsze siostry, które traktując ją trochę jak żywą lalkę, po
swojemu się nią zajmowały i ją zabawiały. A małżeństwo nadal starało się
o syna.
Przyjście na świat Haszima było dla nich jednym wielkim wybuchem
bezgranicznego szczęścia.
– Walad!1 – położna obwieściła z uśmiechem na ustach, a dla Basmy
w tym momencie to było najpiękniejsze słowo na świecie.
– Walad, walad… – powtórzyła spierzchniętymi ustami po niełatwym
porodzie.
Tryskający żywiołową radością Mahmud osobiście przywiózł żonę
z synkiem do domu, a starszym córkom przykazał, żeby zajmowały się
pracami domowymi, dopóki matka w pełni nie odzyska sił. Później dumny
ojciec przez wiele dni przyjmował gratulacje rodziny, przyjaciół
i znajomych.
– Mabruk2, Abu Haszim3!
– Alf mabruk, Abu Haszim!
– Ma sza Allah4.Piękny chłopiec! Mabruk, Abu Haszim! – powtarzali
kolejni odwiedzający, a mężczyzna pękał z dumy, że wreszcie został ojcem
chłopca i od tej chwili wszyscy nazywać go będą Abu Haszim, a nie
Mahmud.
Mężczyzna zapożyczył się i z okazji narodzin syna kupił żywego
barana, a następnie kazał go zabić, a jego mięso zgodnie ze zwyczajem
rozdzielił między rodzinę, przyjaciół i sąsiadów. Tradycja zalecała, żeby dla
uczczenia narodzin chłopca ofiarować dwa barany, a dziewczynki –
jednego. Abu Haszim nie mógł sobie jednak na to pozwolić i narodziny
żadnej z córek nie zostały w ten sposób celebrowane. Dla syna oczywiście
zdobył pieniądze i obiecał sobie, że za parę lat powtórzy ceremonię,
zabijając drugiego barana, żeby w całości dopełnić odwiecznego rytuału.
Obie babki noworodka wspólnie przyrządziły dla całej rodziny
aromatyczną potrawę z ryżu i pieczonej w ziołach baraniny posypaną
migdałami i orzeszkami pinii. To było najlepsze danie, jakie Salma
kiedykolwiek jadła w domu rodzinnym. I jedyny raz, kiedy mogła zjeść tyle
kawałków mięsa, ile tylko chciała. Bo nikt jej go nie wydzielał.
– Mamo, dziś dostałam… – Salma przerwała, ponieważ jej brat, którego
trzymała na rękach, zaczął głośno płakać.
– Zabaw go jakoś! – matka rozkazała suchym tonem i wróciła do
kuchni.
Dziewczynka głośno westchnęła, a następnie, z trudem utrzymując
drącego się wniebogłosy i wierzgającego nogami malucha, poszła do
pokoju, który dzieliła ze swoimi siostrami. Jedynym jego wyposażeniem
były stojące pod ścianami trzy łóżka oraz duża szafa, gdzie wepchnięta była
garderoba. Salma zawsze donaszała odzież po Ranie i Hafsie. A właściwie
po Ranie, bo Hafsa rzadko dostawała nowe ubrania, tylko nosiła te po
starszej siostrze.
Najgorzej było z butami. Długo używane przez siostry zawsze były
bardzo zniszczone i nigdy do końca nie pasowały na jej nogi. Były albo
trochę za małe, albo trochę za duże. Czasami bardzo za duże i matka
musiała wkładać w ich czubki kawałki szmatek, żeby jej nie spadły. Salma
bardzo się tego wstydziła. Z zazdrością patrzyła na buty swoich koleżanek.
Chociaż do jej szkoły uczęszczały zazwyczaj dzieci z niezamożnych rodzin,
to jej zawsze się wydawało, że ona ma najbardziej zdezelowane obuwie
ze wszystkich. A jeśli któraś z dziewczynek przyszła do szkoły w nowych
butach, Salma nie mogła oderwać od nich wzroku. Wpatrywała się w ich
lśniącą powierzchnię, której nie szpeciły rysy pęknięć i trudnego do zmycia
brudu, a wieczorem przed zaśnięciem długo się zastanawiała, jakie to
uczucie mieć na swoich nogach całkiem nowe buciki, czyste
i niezniszczone, które leżą jak ulał na jej stopach. Wyobrażała sobie, jak
idzie w nich do szkoły bez piekącego uczucia zażenowania. I bez ciągłego
wysiłku, żeby tak stawiać nogi, aby nikt nie zauważył, że są dla niej za
ciasne albo za luźne.
Posadziła na podłodze ciężkiego już dla niej brata, który nie przestawał
głośno płakać. Ukucnęła przy nim i spod łóżka wyciągnęła samochodzik,
po czym, jeżdżąc nim w przód i w tył, starała się go uspokoić.
– Brum… Brum… – naśladowała odgłos pojazdu.
– Brum… – Przez chwilę chłopiec zajął się zabawą.
Opiekując się bratem, Salma z niecierpliwością czekała, aż do domu
wróci Rania z Hafsą. Miała nadzieję, że wtedy będzie mogła usiąść do
nauki, która była teraz dla niej najważniejsza. W środku dziewczęcego
serduszka, na samym jego dnie, miała ukryte swoje wielkie marzenie.
Nikomu jeszcze o nim nie powiedziała – ani starszym siostrom, ani
najlepszej przyjaciółce Farah. Tylko uczyła się w każdej wolnej chwili,
żeby kiedyś…
– Łeee… Łeee… – Haszim szybko się znudził i ponownie rozpłakał się
wniebogłosy.
Po chwili do sypialni wpadła matka.
– Miałaś się nim zajmować! – krzyknęła na córkę.
– Przecież się nim zajmuję.
– Jak się zajmujesz, skoro płacze! – Matka wzięła synka na ręce
i zaczęła go nieznacznie huśtać.
– On zawsze płacze…
Chłopiec, który był oczkiem w głowie rodziców, często marudził
i trudno go było utrzymać w ryzach.
– Jakbyś się bardziej do tego przyłożyła… – matka stwierdziła
z wyrzutem, a Salmie zrobiło się przykro.
Trzasnęły drzwi wejściowe, to Rania wróciła ze spaceru z małą siostrą.
– Salma! – Pięcioletnia Hala przybiegła do pokoju i rzuciła się jej na
szyję.
– Cześć, słoneczko! – Mocno przytuliła małą. Miała nadzieję, że teraz
Rania przypilnuje młodszego rodzeństwa, a ona wreszcie będzie mogła
usiąść do lekcji.
Jednak matka pozbawiła ją złudzeń.
– Rania pomoże mi w kuchni, a ty zajmiesz się dziećmi – zarządziła,
zostawiając maluchy pod jej opieką. Salmie nie pozostało nic innego, jak
tylko jej posłuchać.
Dziewczynka wyciągnęła klocki i rozsypała je na podłodze. Hala
zaczęła budować z nich kolorowy domek, a Salma usiadła obok brata
i pomagała mu układać wysoką wieżę.
Zabawki pojawiły się w domu dopiero od niedawna. Ojciec kupował je
dla rosnącego synka, bo wcześniej uważał, że są one zbędnym wydatkiem
w bardzo ograniczonym rodzinnym budżecie. Skorzystała na tym Hala,
która uwielbiała bawić się klockami. Jej starsze siostry nie miały
w dzieciństwie takiej możliwości.
Po godzinie, podczas której dzieci zachowywały się w miarę spokojnie,
ze szkoły wróciła piętnastoletnia Hafsa.
– Dobrze, że jesteś. – Salma od razu podniosła się z podłogi. – Uważaj
na dzieciaki. – Poszła do przedpokoju po swoją torbę.
– Nie mogę, bo jutro mam sprawdzian z arabskiego – zaoponowała
Hafsa. – Muszę się uczyć.
– Ja też się muszę uczyć! – krzyknęła Salma. – Siedzę tu z nimi
od powrotu ze szkoły!
– Ciszej tam! – matka ostro zganiła córki z kuchni.
Zdeterminowana Salma, nie zważając na nic, przeszła do niewielkiego
salonu, a następnie wyjęła na stół swoje książki i zeszyty.
– Co mi się tu rozkładasz? – ofuknęła ją matka, kiedy to zauważyła.
– Chcę odrobić lekcje.
– Nie teraz – burknęła matka. – Zaraz będzie obiad.
– Zabieraj się stąd. – Rania niosła już talerze.
W tym momencie rozległ się głośny płacz Hali, która już pędziła
w objęcia Salmy.
– Haszim rozwalił mi mój domek – poskarżyła się, żałośnie szlochając.
Za nią przybiegł roześmiany brat, który cieszył się ze swojego wybryku.
– Mamo! I on się jeszcze śmieje! Powiedz mu coś! – Hala odwróciła się
w stronę matki.
– On jest jeszcze mały… – matka nie skarciła chłopca. – A ty miałaś go
pilnować! – zwróciła się z wyrzutem do Salmy.
– Hafsa z nim została – tłumaczyła się dziewczynka.
– Mamo! Ja muszę przygotować się do sprawdzianu z arabskiego! Nie
mogę siedzieć z dziećmi! – Hafsa powiedziała podniesionym głosem.
– Ja też się muszę uczyć! – wybuchnęła Salma.
– Dosyć tego! – huknęła matka. – Weź te książki ze stołu, bo Rania nie
ma gdzie postawić talerzy.
Salma schowała swoje zeszyty i książki z powrotem do szkolnej torby.
– Hafsa, pomóż nam wydać obiad, a ty zajmij się dziećmi – poleciła
matka tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Rozbrykany Haszim popędził do pokoju, a Salma wzięła za rękę Halę
i podążyła za nim. Młodsza siostra, gdy tylko zobaczyła swój zburzony
domek, który z takim mozołem budowała, ponownie się rozpłakała.
– Nie płacz, słoneczko, nie płacz – Salma pocieszała siostrzyczkę. –
Zbudujemy go od nowa… – Wzięła do ręki kolorowe klocki, zerkając
jednocześnie na brata, który ponownie zainteresował się samochodzikiem.
– Brrruuumm… Brrruuumm… – Przesuwał go po podłodze.
Kiedy rok wcześniej Rania skończyła dziesięcioletnią szkołę
podstawową i została w domu, bo rodzice nie posłali jej do szkoły średniej5,
Salma myślała, że będzie miała mniej obowiązków i tym samym więcej
czasu poświęci nauce. Jednak tak się nie stało, gdyż Rania większość czasu
spędzała w kuchni, gdzie pomagała matce przygotowywać posiłki dla
licznej rodziny.
Rodzice uważali, że dziewczyna powinna przede wszystkim nauczyć się
dobrze gotować, co miało zwiększyć jej szanse na zamążpójście.
Z niecierpliwością czekali na pojawienie się jakiegokolwiek kandydata.
Rania nie odznaczała się szczególną urodą. Tak naprawdę to można ją było
nazwać brzydką, gdyż duży, garbaty nos, małe oczy i zbyt wydatna,
wystająca broda nadawały jej twarzy odpychający wygląd. Niekorzystne
wrażenie nie znikało nawet wtedy, kiedy się uśmiechała, a wręcz się
potęgowało, bo widać było jej nierówne, zaniedbane zęby. Sama Rania też
chętnie wyszłaby za mąż i opuściła biedny dom, gdzie wszystko kręciło się
wokół małego Haszima.
– Przyprowadź dzieci na obiad! – zawołała matka.
– Chodźcie, umyjemy rączki – Salma zwróciła się do rodzeństwa.
Hala posłusznie wstała, a Haszim nie przestawał się bawić
samochodem.
– Brrruuumm… – Jeździł po całym pokoju.
– Później się pobawisz. – Salma pochyliła się w stronę brata i chwyciła
go, żeby go podnieść, ale nie zdołała tego zrobić, bo malec jej się wyrwał.
– Mamo! Haszim nie chce iść! – krzyknęła Salma.
– Co?! – Nie usłyszała matka.
– Haszim nie chce iść!!! – powtórzyła dużo głośniej dziewczynka.
Matka zamamrotała coś pod nosem o nieudolności córki, a potem
wysłała po synka Hafsę. Po paru minutach rodzina siedziała przy stole,
jedząc ryż i muluhiję6. Ojciec główny posiłek jadł dopiero wieczorem,
kiedy wracał z pracy.
Po obiedzie Salma też nie mogła od razu wziąć się do nauki. Matka
z Ranią sprzątały i zmywały naczynia, a Hafsa chciała powtórzyć materiał
do trudnego sprawdzianu z języka arabskiego. Salmie znowu przypadła rola
opiekunki do dzieci. Dopiero dużo później, gdy matka z Ranią przyszły do
pokoju, gdzie przebywało młodsze rodzeństwo, dziewczynka usiadła przy
stole obok Hafsy i zabrała się do odrabiania lekcji.
Ledwie skończyła, kiedy do domu wrócił ojciec. Od razu poszedł do
łazienki, żeby się umyć i przebrać w czyste ubranie. Na podłodze zostawił
swoją brudną roboczą odzież. Gdy tylko opuścił łazienkę, przybiegł do
niego Haszim, licząc jak zwykle na parę minut dobrej zabawy.
– Ja ibni!7. Ja ibni! – Ojciec złapał go i zaczął podrzucać do góry.
– Ha, ha, ha! – Zachwycony chłopiec śmiał się od ucha do ucha.
Hafsa i Salma zebrały swoje książki i zeszyty ze stołu, żeby nie
przeszkadzać ojcu, któremu matka zaraz miała podać ciepły posiłek. Poszły
do sypialni, usiadły na łóżkach i tam dalej się uczyły. Hala spokojnie bawiła
się klockami na podłodze. Po kwadransie do pokoju zajrzała matka.
– Trzeba uprać ubranie ojca – powiedziała, a Salma skuliła się w sobie.
Tego nie lubiła najbardziej.
Dziewczynki siedziały cicho z nosami w książkach.
– Hafsa! – Matka podniosła głos, nie widząc żadnej reakcji córek. –
Upierz ojcu ubrania!
– Mamo, proszę… – Hafsa błagalnie spojrzała na matkę. – Jutro mam
sprawdzian z arabskiego, a jeszcze nie powtórzyłam wszystkiego…
– Salma! Idź uprać to ubranie!
– Później, mamo, teraz chcę jeszcze trochę…
– Bez dyskusji! – ucięła matka. – Później to wszystkim będzie
potrzebna łazienka. – Wycofała się z sypialni.
Salma z trudem oderwała się od książki i z wielką niechęcią poszła do
małej łazienki. Skrzywiła się, bo unosił się w niej smród bardzo brudnego,
przesiąkniętego potem i poplamionego smarami roboczego ubrania ojca.
Jego pranie zawsze sprawiało Salmie wielką trudność, ponieważ miała
przykazane, żeby oszczędzać wodę i proszek. Poza tym dla dziewczynki
ubranie ojca, nawet po najbardziej starannym upraniu, nigdy nie było tak
naprawdę czyste. Zawsze zostawał odór warsztatu samochodowego
i widoczne liczne zanieczyszczenia, których nigdy nie dało się doprać.
Przezwyciężając odrazę do czynności, którą zmuszona była wykonać,
Salma nalała do miski wody i wsypała trochę proszku. Potem wzięła
w palce brudne ubranie i wrzuciła je do miski. Stała przez chwilę bez ruchu,
bo nie cierpiała tego momentu, kiedy musiała zanurzyć całą cuchnącą
tkaninę, a woda od razu zamieniała się w czarną, oleistą bryję, która
nieuchronnie przyklejała jej się do dłoni. Potem nie mogła domyć rąk,
a nieprzyjemny zapach długo się na nich utrzymywał.
– Co się tak guzdrzesz? – zagderała matka, stając w drzwiach. – Wyjdź
na chwilę, bo muszę skorzystać z łazienki.
Dziewczynka wyszła na korytarz i oparła się o ścianę. Zamknęła oczy
i przypomniała sobie panią doktor, która kiedyś ją przyjęła w przychodni.
Była miła i sympatyczna, a na sobie miała nieskazitelnie biały kitel. Tak
biały i czysty, że aż kłuł w oczy. Wtedy Salma po raz pierwszy zamarzyła
o tym, żeby zostać lekarzem. To marzenie tkwiło w niej do tej pory
i dopingowało ją do pilnej nauki. Wyobrażała sobie, że kiedyś w białym
fartuchu będzie przyjmować małych pacjentów i leczyć ich tak, jak to
zrobiła pani doktor, kiedy ona była chora.
– Dokończ szybko to pranie! – rzuciła matka, opuszczając łazienkę,
a Salma wróciła do znienawidzonego obowiązku.
Po paru minutach dobiegła ją głośna kłótnia rodziców. Ojciec znowu
wyrzucał matce, że gaz w butli za szybko się skończył i musi ją już
wymienić.
– Co ty robisz z tym gazem?! – wrzeszczał. – Co chwila się kończy!
– Jak to co robię?! Normalnie, gotuję!
– Nie możesz bardziej uważać?!
– Jak mam uważać?!
– Trzeba oszczędzać!
– Robię, co mogę!
– Widocznie za mało!
– Przecież muszę gotować!
– Ale nie jesteś gospodarna! – pienił się Abu Haszim. – Ciągle za coś
muszę coraz więcej płacić! Albo za gaz, albo za elektryczność, albo za
wodę, albo…
Salma wyjęła ociekające brudną wodą ręce z miski, szybko je wytarła
i zatkała sobie uszy.
Muszę się uczyć, muszę się uczyć, muszę się uczyć…, powtarzała bez
końca, wyobrażając sobie siebie w przyszłości w białym, czystym fartuchu.
Kolejne dni płynęły podobnym rytmem. Trzy siostry codziennie
pomagały matce w pracach domowych i opiece nad młodszym
rodzeństwem. Czasami kłóciły się o to, która z nich ma się zająć Haszimem
lub wyprać ojcu robocze ubranie. Salma nadal dokładała wszelkich starań,
żeby w szkole uzyskiwać jak najlepsze oceny.
Pewnego wieczoru, kiedy już wszystkie leżały w swoich łóżkach,
a Hala słodko spała przytulona do Salmy, Hafsa przerwała ciszę, zaczynając
tajemniczo:
– Podsłuchałam coś ważnego…
– Co takiego? – zapytała Rania, bo Salma już zasypiała.
– Rodzice mówili, że niedługo możemy mieć ważną wizytę.
– Jaką wizytę?
– No wiesz… Ma przyjechać matka z synem…
– Naprawdę?! – Rania z wrażenia aż usiadła na łóżku.
– Tak mówił ojciec do mamy…
– Kto to jest?! – Rania prawie krzyknęła, bo domyśliła się, że chodzi
o kandydata na jej męża. Pierwszego kandydata.
– Ciiii… – upomniała ją Hafsa, gdyż Hala zamruczała i przekręciła się
na drugi bok.
– Ciszej gadajcie – poprosiła Salma, która chciała wyspać się do szkoły.
– To kto jest? – Rania zniżyła głos.
– Nie wiem…
– Powiedz dokładnie, co słyszałaś – poprosiła Rania.
– Mama mówiła, że dla takich gości z Ammanu…
– Z Ammanu? – Rania przerwała jej z niedowierzaniem.
– Tak mówiła mama.
– Mąż z Ammanu… – Dziewczyna się rozmarzyła.
– Mama przekonywała ojca, że trzeba kupić córce nową sukienkę.
– I co na to ojciec?
– Nie chciał się zgodzić, bo twierdził, że jest i bez tego za bardzo
zadłużony…
– A mama?
– Namawiała go tak długo, aż w końcu się zgodził.
– To wspaniale! – ucieszyła się Rania. – Wiesz, kiedy mają przyjechać?
– Nie, z tego, co słyszałam, to tamci jeszcze mają dzwonić. To była
dopiero jedna z pierwszych rozmów.
– Nie gadajcie tyle! – odezwała się Salma. – Jutro mam szkołę.
– Ja też… – mruknęła Hafsa.
– Co jeszcze słyszałaś? – Rania zapytała podekscytowana.
– Już nic więcej. Wkrótce rodzice na pewno sami nam o wszystkim
powiedzą.
– Ciekawe, jak wygląda… – Rania zaczęła wyobrażać sobie
zainteresowanego nią kandydata.
– Hmm… – Hafsa ułożyła się wygodnie do snu.
Rania z przejęcia nie spała całą noc. Zastanawiała się, kto się mógł nią
zainteresować. Większość czasu spędzała w domu, ale zdarzało się, że
wychodziła z Halą na spacer, więc…
Może wtedy ktoś mnie zobaczył?, myślała rozemocjonowana. Ale
z Ammanu? Skąd tutaj? Może akurat przejeżdżał? Albo to rodzina któregoś
z sąsiadów? Albo którejś z koleżanek ze szkoły?
Małżeństwa aranżowane, ze względu na separację płci i ograniczony
kontakt między nimi, nadal były powszechnie praktykowane w krajach
arabskich. Jeżeli mężczyzna chciał się ożenić, to zazwyczaj jego matka
rozglądała się za odpowiednią kandydatką wśród rodziny lub znajomych
albo rozpytywała, czy ktoś nie zna jakiegoś domu, gdzie są panny na
wydaniu. Jeżeli w rodzinie było dużo dziewczyn, to tym bardziej warto
było się nią zainteresować ze względu na większy wybór oraz większą chęć
wydania przez rodziców którejś z córek za mąż.
Do bladego świtu Rania snuła wizje swojej najbliższej przyszłości.
Wyobrażała sobie huczne zaręczyny, których jest główną bohaterką i ubrana
w piękną suknię, ze świetnie zrobionym makijażem i nienaganną fryzurą,
przyjmuje gratulacje rodziny i koleżanek. A później będzie ślub… I ona
w białej sukni… Potem pojedzie z mężem do Ammanu… z mężem…, to
słowo napełniało jej serce wielką słodyczą. Śniła na jawie, jak wiedzie
w stolicy szczęśliwe życie u boku męża… męża…
Następnego dnia pomimo niewyspania Rania z jeszcze większą werwą
wzięła się do pomagania mamie w kuchni. Cały czas myślała tylko o tym,
że już niedługo będzie krzątać się w swoim nowym domu w Ammanie
i dogadzać swojemu mężowi. Od czasu do czasu zerkała na matkę
w nadziei, że coś powie jej na ten temat, ale ta milczała jak zaklęta.
Dopiero po dwóch tygodniach ojciec wezwał córki na ważną rozmowę.
Usiadły w rządku na sfatygowanej, wypłowiałej kanapie w niewielkim
salonie i cierpliwie czekały, aż ojciec się w nim pojawi. Rania była nawet
trochę zdziwiona, że wcześniej matka nie poruszyła z nią tego tematu, ale
wytłumaczyła to sobie tym, że ojciec sam chciał jej przekazać tę ważną
wiadomość. Niecierpliwie czekała na jego przybycie, ciesząc się, że już
niedługo odmieni swoje życie na lepsze.
W końcu ojciec przyszedł i usiadł na starym fotelu naprzeciwko córek.
– Zrób mi kawę – polecił żonie.
Basma poszła do kuchni, a Ranii minuty dłużyły się w nieskończoność.
Salma chciała, żeby to rodzinne posiedzenie szybko się skończyło, bo
zamierzała jeszcze wieczorem się pouczyć. Hafsa była poruszona, że jej
siostra niedługo wyjdzie za mąż.
Matka przyniosła kawę i usiadła na drugim fotelu obok ojca, który
czekał, aż kawa wystygnie. Kiedy wypił parę łyków, skierował wzrok na
córki i zaczął poważnym tonem:
– Niedawno ktoś zwrócił się do mnie z pytaniem o jedną z was…
Rania poprawiła się na kanapie, bo bardzo chciała dowiedzieć się
czegoś więcej o swoim przyszłym mężu.
– W związku z tym niedługo odwiedzi nas pewien młody człowiek
ze swoją matką…
– Kto to jest? – zapytała Rania.
Ojciec z matką skrzyżowali spojrzenia.
– To syn bardzo porządnej rodziny z Ammanu… – odpowiedział ojciec.
– Z Ammanu? – Rania udała zdziwienie.
– Tak, to dalecy krewni jednego z moich kolegów, z którymi pracuję
w warsztacie.
Salma życzyła w duchu siostrze, żeby jej przyszły mąż nie był
zatrudniony w warsztacie samochodowym, a ona nie musiała prać mu
brudnych roboczych ciuchów.
– Co robi? – Rania była coraz bardziej zaintrygowana.
– Pracuje w sklepie z ubraniami – odpowiedziała matka, a Salma
ze względu na siostrę odetchnęła z ulgą.
– Ile ma lat? – dopytywała Rania.
– Dwadzieścia osiem – szybko odpowiedziała matka.
– Stary – wyrwało się Hafsie.
– Nie taki stary – stwierdziła Rania. – Jedenaście lat różnicy to nie jest
tak bardzo… – nie zdążyła dopowiedzieć „dużo”, bo matka jej przerwała.
– On jest zainteresowany Hafsą.
W salonie zaległa grobowa cisza. Nawet bawiący się na podłodze
Haszim i Hala nic nie mówili. Rania zbladła, bo jedno zdanie przekreśliło
jej nadzieje i plany, które snuła w każdej minucie od momentu, kiedy
siostra powiedziała jej o gościach z Ammanu.
– Tak, on jest zainteresowany Hafsą – powtórzył ojciec, żeby córki nie
miały co do tego żadnych wątpliwości.
Hafsa złapała Ranię za rękę i ścisnęła ją aż do bólu.
– Nie chcę teraz wychodzić za mąż – powiedziała cicho ze ściśniętym
gardłem.
– A na co tu czekać? – szybko rzuciła matka.
– Jeszcze się uczę.
– Został ci tylko rok.
– Ale…
– Nie ma żadnego ale – twardo oświadczył ojciec. – Matka kupi ci
nową sukienkę i…
– Nie chcę! – rozpaczliwie krzyknęła Hafsa.
– Nie podnoś głosu! – upomniała ją matka.
Hafsa zaczęła rozpaczliwie szlochać. Dołączyła do niej Rania, której
nagromadzone emocje nie pozwoliły na zachowanie spokoju. Salma
z ciężkim sercem patrzyła na rozgrywający się na jej oczach dramat sióstr.
Przyjęte było, że dziewczęta wychodziły za mąż w kolejności od najstarszej
do najmłodszej, więc rozumiała, jak fatalnie musi się czuć w tej chwili
Rania. I nie chciałaby być teraz w skórze Hafsy.
– Nie trzeba lamentować, tylko się cieszyć – matka oznajmiła chłodno.
– Jestem bardzo zadłużony – bez ogródek wyjawił ojciec. – Jeżeli
któraś z was nie wyjdzie za mąż, to wkrótce nie będę miał czym płacić za
wynajem mieszkania. Wyrzucą nas i znajdziemy się na ulicy.
– Będziemy mieszkać na ulicy? – Hala, która bawiła się u stóp Hafsy,
spojrzała na nią przerażonymi oczami, które z miejsca wypełniły się
wielkimi łzami.
– Może się tak zdarzyć – potwierdził ojciec, bo chciał, żeby Hafsa
w pełni zrozumiała, jak poważna jest sytuacja rodziny.
Salma przysunęła się bliżej łkającej siostry.
– Jeżeli tylko jest kandydat, to nie ma się co zastanawiać. Za rok
skończysz szkołę i co dalej? Będziesz siedzieć tu z nami jak Rania? –
Matka wyraźnie dała do zrozumienia, jak wielkim ciężarem jest dla nich
najstarsza córka.
– To postanowione. – Ojciec bezwzględnie pozbawił córkę resztek
złudzeń, że może przeciwstawić się woli rodziców. – Musisz tylko się
postarać, żeby wywrzeć na nim i jego matce dobre wrażenie. Bo jeśli się
rozmyślą…
– Sama wiesz, że konkurencja jest duża… – matka westchnęła głęboko.
Syryjczycy, którzy uciekli przed bestialską wojną toczącą się na terenie
ich kraju i znaleźli schronienie w sąsiedniej Jordanii, często wydawali
swoje niepełnoletnie córki za mąż, aby w ten sposób zapewnić im, a tym
samym również sobie, lepszy byt. Niestety wielokrotnie okazywało się, że
skazują dziewczynki na istne piekło na ziemi.
– To już postanowione. – Ojciec wstał, uznając rodzinne zgromadzenie
za zakończone. – Matka powie wam, kiedy goście z Ammanu nas
odwiedzą. – Opuścił salon, a za nim podreptał Haszim.
Basma podążyła w ich ślady, żeby zająć się synkiem. Siostry siedziały
jak skamieniałe, jakby chciały zaczarować ten czas, cofnąć go, sprawić, że
te wszystkie słowa nie padły. Nagle Hala wybuchnęła głośnym płaczem.
– Chodź, słoneczko, nie płacz, nie płacz już, kochanie. – Salma wzięła
siostrzyczkę na kolana i ją utuliła.
– Ja nie chcę mieszkać na ulicy! – histerycznie wykrzyczała
dziewczynka. – Nie chcę!
– A ja nie chcę wychodzić za mąż. – Hafsie wciąż trudno było uwierzyć,
jaki obrót przybrała sytuacja.
– A ja chciałabym wyjść za mąż – gorzko wyrzuciła z siebie Rania
i wybiegła z salonu.
A ja chciałabym się uczyć, pomyślała Salma, ale wiedziała, że do końca
dnia będzie musiała się zajmować Halą, bo żadna z jej starszych sióstr nie
będzie w stanie tego robić.
Po ponad trzech kwadransach Salma z trudem uspokoiła Halę, przed
której oczami wciąż pojawiał się obraz, jak śpi na zimnej, ciemnej ulicy,
a wkoło niej krążą wygłodzone psy. Hala bardzo bała się psów.
Tego wieczoru żadna z sióstr nie zjadła kolacji. Smutne położyły się do
łóżek, a Hala mocniej niż zwykle przytuliła się do Salmy. Słychać było ich
ciężkie oddechy. Przytłaczające milczenie przerwała Rania.
– Powinnaś się cieszyć z tego małżeństwa.
– Mówisz jak matka – Hafsa nie zgadzała się z siostrą.
– Bo ma rację.
– Z czego tu się cieszyć?
– Będziesz miała swój własny dom… I męża… – Rania, chociaż bardzo
cierpiała z powodu wielkiego rozczarowania, starała się pomóc siostrze
w tej trudnej sytuacji. Pamiętała też, jak ojciec określił swoje położenie,
i nie miała wątpliwości co do tego, że wkrótce cała rodzina może zostać bez
dachu nad głową.
– I co z tego?
– Co z tego? Co z tego? – zirytowała się Rania. – Miną dwa, trzy lata
i sama zobaczysz, jak to jest… Czekać każdego dnia, aż ktoś przyjdzie…
I o ciebie zapyta…
– Ale mam jeszcze te dwa czy trzy lata…
– Tak tylko ci się wydaje. Czas szybko leci, a poza tym te Syryjki… –
Rania nie raz rozmawiała na ten temat ze swoimi koleżankami, które
zwracały uwagę nie tylko na ich urodę, ale też na fakt, że ich rodziny
oddają swoje córki, nie stawiając wygórowanych wymagań względem
kandydatów na mężów. – Niektóre z nich są naprawdę ładne… Bardzo
ładne… – Prawda była brutalna do bólu.
– To znaczy, że mam wyjść za mąż za pierwszego lepszego, który się
przydarzył?
– Nie za pierwszego lepszego… On jest z Ammanu…
– I co to zmienia?
– Ja ci dobrze radzę… – Rania powiedziała z naciskiem. – Staraj się,
żebyś mu się spodobała, kiedy do nas przyjdzie z matką, i żeby nie zmienił
zdania co do ślubu z tobą.
Niedługo potem matka przekazała córkom termin odwiedzin gości
ze stolicy. W domu zapanowała dosyć nerwowa atmosfera. Ojciec znowu
się zapożyczył, żeby żona mogła kupić Hafsie nową sukienkę, zabrać ją do
fryzjera i godnie przyjąć gości. Matka co chwila strofowała córki, żeby
bardziej dokładnie sprzątały mieszkanie oraz zadbały o siebie i młodsze
rodzeństwo. Chciała, żeby cała rodzina dobrze się prezentowała. Rania nie
mogła pozbyć się dojmującego uczucia, że te wszystkie przygotowania
powinny odbywać się z jej powodu, i ukradkiem ocierała łzy. Hafsa nie
wiedziała już, co o tym wszystkim myśleć, bo dużo jej koleżanek szczerze
jej gratulowało i uważało, że mąż z Ammanu to jest bardzo dobra partia.
– Ja na twoim miejscu byłabym szczęśliwa – przekonywała ją
szesnastoletnia córka sąsiadów, Maha.
– Czemu tak uważasz?
– Bo mogło być dużo gorzej…
– Co masz na myśli?
– Ojciec mógł cię na przykład wydać za mąż jako drugą żonę za dużo
starszego mężczyznę z gromadką dzieci. Pamiętasz, co spotkało Nadię
z parteru?
– Tak, oczywiście. Biedna dziewczyna…
Trudno było zapomnieć o tej dramatycznej historii. Parę lat temu
sąsiadka z parteru z dumą ogłosiła wszystkim, że jej czternastoletnia córka
wychodzi za mąż za właściciela sklepu. Dla biednych mieszkańców
budynku takie zamążpójście było jak wygrany los na loterii. Nikt nie
zwracał uwagi na wiek mężczyzny ani na to, że mieszka w odległej
miejscowości, tylko na to, że narzeczony obdarował swoją wybrankę
nowymi ubraniami i kompletem złotej biżuterii. Później wyszło na jaw, że
mężczyzna rzeczywiście miał niewielki sklepik, ale też żonę i czworo
dzieci na utrzymaniu. Kiedy Nadia pewnego razu odwiedziła swoich
rodziców z trójką własnych dzieci, wyglądała jak cień samej siebie. Chuda,
z podkrążonymi z przemęczenia oczami i ziemistą cerą, wykończona
powtarzającymi się w krótkich odstępach czasu porodami, w niczym nie
przypominała ładnej, pełnej życia nastolatki, którą była, kiedy opuszczała
swój rodzinny dom.
– Wiesz, co teraz się z nią dzieje? – Hafsa spytała Mahę.
– Słyszałam od mamy, że jest w ciąży z czwartym dzieckiem.
– Najgorsza ta pierwsza żona. – Hafsa wzdrygnęła się z niechęcią.
– Widzisz? A może ten twój… Jak on ma imię?
Hafsa się zastanowiła.
– Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że nie wiem.
– Nie wiesz, jak ma na imię twój przyszły mąż? – Maha zrobiła
zaskoczoną minę.
– Bo tyle się u nas działo… Rania z początku myślała, że to o nią
chodzi, więc gdy się dowiedziała, że jednak nie…
– Wcale się nie dziwię, w końcu jest najstarsza…
– No właśnie.
– W każdym razie może ten twój mąż okaże się na tyle przystojny
i miły, że się w nim zakochasz?
– Ja? Zakocham? – Hafsa zaśmiała się trochę nerwowo, ale od tej pory
zaczęła sobie wyobrażać, że Ahmad, bo, jak się dowiedziała od matki, tak
miał na imię kandydat na jej męża, jest przystojny… I miły…
Im bliżej było wizyty, tym większa gorączka ogarniała domowników.
Hafsa była w centrum zainteresowania i coraz bardziej przyzwyczajała się
do myśli o rychłym zamążpójściu. Rania ciągle chodziła podminowana
i starała się walczyć z narastającą w niej zazdrością. Haszim i Hala biegali
rozbrykani, wyczuwając panującą w domu szczególną atmosferę. A Salma
chciała, żeby to całe zamieszanie jak najszybciej się skończyło, bo wtedy
mogłaby się znowu więcej uczyć.
Kiedy nadszedł ten wielki dzień, wszystko było zapięte na ostatni guzik.
Dom lśnił czystością. Matka upiekła całą tacę kruchych, przepysznych
ciasteczek nadziewanych gładką pastą z daktyli. Hafsa z ułożonymi
u fryzjera włosami i w nowej sukience ćwiczyła z przejęciem, jak ładnie
podać gościom kawę z kardamonem. Wszystkie dzieci ubrane były w swoje
najlepsze stroje.
– Bądźcie uprzejme dla gości – przykazała matka. – Musicie wywrzeć
na nich jak najlepsze wrażenie.
Potem nastały długie godziny oczekiwania.
– Czemu ich jeszcze nie ma? – dopytywała Hafsa, która bardzo się
denerwowała.
– Cierpliwości, zaraz dojadą – uspokajała ją matka.
W końcu zadzwonił dzwonek.
– Pójdę otworzyć. – Matka ruszyła w stronę drzwi.
– Ciekawe, jak on wygląda – Hafsa szepnęła do Ranii, którą przeszył
żal, że to jednak nie nią się zainteresowali.
– Ahlan wa sahlan!8 – przejęta matka przywitała gości i zaprosiła ich do
środka.
Siostry usłyszały sympatyczne głosy mężczyzny i jego matki. Po
tradycyjnych powitaniach Basma kurtuazyjnie wypytała o podróż
z oddalonego o niecałe sto kilometrów Ammanu. Potem nastąpiło parę
minut grzecznościowej rozmowy, a następnie matka przeprosiła na chwilę
gości i przyszła do siedzących jak na szpilkach córek.
– Hafsa, zrób i przynieś kawę – poleciła. – A wy przyprowadźcie dzieci
do salonu, żebym mogła przedstawić im całą rodzinę – powiedziała do
Ranii i Salmy, po czym wróciła do gości.
– Rania, pomóż mi zrobić kawę, bo ja się boję, że mi nie wyjdzie –
Hafsa poprosiła siostrę.
– Dobrze, chodźmy do kuchni.
Po paru minutach aromatyczna kawa była gotowa i rozlana do nowych
filiżanek, które matka specjalnie kupiła na tę okazję. Hafsa wzięła tacę, na
której były ustawione, i uważając, żeby nie uronić ani jednej kropelki
czarnego płynu, poszła do salonu. Jeden rzut oka na przystojnego
mężczyznę wystarczył, żeby pomyślała, że z łatwością może się w nim
zakochać.
– To jest Hafsa – matka przedstawiła córkę, a Ahmad uważnie się jej
przyjrzał, kiedy stawiała przed nim filiżankę z dymiącą kawą.
Potem przyszła Rania, a następnie Salma, trzymając za ręce Haszima
i Halę. Ledwie weszła do salonu, Haszim wyrwał się jej i zaczął biegać,
więc Salma ruszyła za nim, żeby go złapać i posadzić na kanapie.
– A ty, jak masz na imię? – Ahmad zwrócił się do niej, wpatrując się
w jej prześliczną twarz.
– Salma.
– Podoba mi się – powiedział Ahmad, taksując pożądliwym wzrokiem
od stóp do głów kształtną sylwetkę dziewczynki.
Salma po arabsku znaczy bez skazy, nieskalana, czysta, cnotliwa.
Znaczy niewinna.
1 Walad (arab.) – chłopiec.
2 Mabruk! (arab.) – Gratulacje!
3 Abu Haszim (arab.) – ojciec Haszima.
4 Ma sza Allah (arab.) – dosłownie: „Cokolwiek Bóg zechce”; zwrot używany, kiedy
podziwia się coś ładnego albo dobrego lub chwali się jakąś osobę. Panuje przekonanie, że
ta formuła chroni przed złym okiem.
5 W Jordanii obowiązek szkolny obejmuje dzieci do piętnastego roku życia. Szkoła
średnia trwa dwa lata i uczęszczają do niej uczniowie w wieku od 16 do 18 lat. Pomyślne
zdanie egzaminu końcowego otwiera drogę do wyższych studiów.
6 Muluhija – zupa z zielonych liści juty warzywnej; w smaku przypomina trochę
szpinak.
7 Ja ibni! (arab.) – Mój synu!
8 Ahlan wa sahlan! (arab.) – Witajcie!
Rozdział II
Nieletnie panny młode
Smutna dziewczynka stała ubrana w białą, ślubną sukienkę. Jej ładną
twarzyczkę o oliwkowej cerze okalały długie, gęste pasma
brązowokasztanowych włosów. Na głowie miała założony wianek z białych
kwiatków. Do niego przypięto długi, tiulowy welon, który zasłaniał większą
część jej poważnej twarzy i powiewał z jednej strony jak skrzydło anioła.
Przed sobą, na wysokości piersi, trzymała w dłoniach duży biały karton
z czarnym napisem: STOP CHILD MARRIAGE – Stop małżeństwu dzieci.
To sugestywne zdjęcie zrobiono podczas eventu zorganizowanego przez
Amnesty International w celu potępienia małżeństw zawieranych przez
dzieci, a przede wszystkim zmuszania ich do tego, i obrazowało artykuł
opublikowany w gazecie „The Arab Weekly” pod wymownym tytułem
W Jordanii rośnie liczba dziecięcych małżeństw.
„Matka powiedziała mi, że mój mąż przyniesie mi zabawki i zaopiekuje
się mną jak jedną ze swoich córek, a wszystko, co muszę robić, to go
słuchać” – opowiadała szesnastoletnia Abir, którą ojciec dwa lata wcześniej
wydał za mąż za pięćdziesięcioletniego uchodźcę z Syrii. „Powiedziała
również, że będę mogła kontynuować naukę i żyć szczęśliwie”.
Rodzina Abir uciekła z ogarniętej wojną domową Syrii do Jordanii,
kiedy dziewczynka miała trzynaście lat.
„Nie wiedziałam zupełnie, czego się spodziewać ani o co chodzi
w małżeństwie, ponieważ mój ojciec w pewien sposób zmusił mnie do jego
zaakceptowania” – zwierzała się dziewczyna, która w wieku piętnastu lat
została już rozwódką. „Dla moich rodziców małżeństwo było jedynym
sposobem na zapewnienie kobietom bezpieczeństwa pod ochroną ich
mężów oraz drogą do powstrzymania ich przed odejściem od tego, jak
zostały wychowane”.
Rozwiedziona „mała kobieta”, jak nazywa Abir autor artykułu, jest
jedną z ponad siedemdziesięciu tysięcy nieletnich Jordanek i Syryjek, które
zostały w ciągu ostatnich kilku lat wydane za mąż, często wbrew swojej
woli, na terenie Jordanii. Niektóre z tych małżeństw skończyły się
rozwodem już w pierwszym roku wspólnego życia, i często zdarzało się,
podobnie jak w przypadku Abir, że rodzice za rozpad związku winili swoje
córki. Pozbawione jakiegokolwiek wsparcia dziewczęta, po traumatycznych
przeżyciach, miały znikome szanse na dokończenie edukacji lub powtórne
zamążpójście. Ich życie legło w gruzach, jeszcze zanim osiągnęły
pełnoletność.
Dostrzegając skalę problemu, UNICEF w ramach swojej kampanii „Nie
pozbawiaj jej dzieciństwa” wypuścił w telewizji jordańskiej prowokujący
film. Na początku dziewczynka z uśmiechem na twarzy, uczesana w dwa
kucyki, starannie rysuje białą kredą na asfalcie kwadraty do gry w klasy.
Później rzuca kamyczek, żeby się bawić, ale już z daleka rozbrzmiewa
przyśpiewka wykonywana przez mężczyzn, którą zwyczajowo śpiewa się
na weselach. Dziewczynka zaczyna skakać na jednej nodze, a głosy
mężczyzn są coraz bliżej. Następne ujęcie pokazuje dorosłego mężczyznę
ubranego w czarny garnitur, białą koszulę i szary krawat prowadzonego
przez grupę jego krewnych i przyjaciół w tradycyjnym weselnym orszaku.
Na twarzy pana młodego pojawia się uśmiech i wyraz zadowolenia,
a przyśpiewka i towarzyszące temu klaskanie rozlegają się coraz donośniej.
Dziewczynka podnosi kamyk i dalej skacze, a jej kucyki wznoszą się
i opadają w rytm jej skoków. Grupa mężczyzn zbliża się do dziecka.
Słychać głośne zagharid9 i przyśpiewki wykonywane przez kobiety na
weselach. Mężczyźni przechodzą po narysowanych przez dziewczynkę
klasach i ją ze sobą zabierają. Na asfalcie zostaje porzucona biała kreda.
„Przede wszystkim życie jest… trudne… Życie małżeńskie nie jest
takie, jak myślą dziewczyny” – ostrzega w materiale filmowym
zamieszczonym w internecie przez amerykańską agencję prasową AP
syryjska nastolatka o imieniu Rawan. Cała zakryta na czarno przejętym
głosem opowiada po arabsku o swoich gorzkich doświadczeniach. „Nie jest
takie, jakie ja również myślałam, że jest. Wszystko jest bardzo męczące.
Życie małżeńskie jest bardzo trudne”.
Parę lat wcześniej rodzice Rawan z pięciorgiem dzieci uciekli
z koszmaru, którym była tocząca się wojna w Syrii, i przybyli do Jordanii.
Nie zapisali swoich dzieci do szkoły z obawy o to, że będą nękane,
zwłaszcza dziewczęta, przez swoich rówieśników. Trudna sytuacja
materialna i fakt, że piętnastoletnia wówczas Rawan siedziała w domu bez
żadnego, jak się wydawało, celu, przyspieszyły decyzję o jej małżeństwie.
Korzystając z pomocy pośrednika, młody Syryjczyk złożył propozycję
matrymonialną, zapewniając, że ma perspektywy pracy i będzie mógł
pozwolić sobie na samodzielne mieszkanie. Piętnastolatka zauroczona
przystojnym mężczyzną zgodziła się na małżeństwo, a rodzice pod
wpływem jej nalegań, mimo pewnych wątpliwości, bo młodzieniec
wydawał im się niedojrzały, zaakceptowali jej decyzję. Miesiąc później
odbył się ślub, na którym panna młoda wystąpiła w tradycyjnej białej sukni.
Małżeństwo zostało przypieczętowane przez syryjskiego prawnika, ale nie
zarejestrowane oficjalnie w jordańskich urzędach.
Po ślubie mąż wywiózł swoją piętnastoletnią żonę do innej
miejscowości, gdzie zamieszkali razem z jego dużą, wielopokoleniową
rodziną. Wyobrażenie Rawan o szczęśliwym życiu małżeńskim szybko się
rozwiało. Dziewczyna traktowana była jak służąca, a jej bezrobotny mąż
niejednokrotnie ją pobił. Pomimo swojej rozpaczliwej sytuacji Rawan
chciała pozostać w małżeństwie ze względu na wstyd, którym zostałaby
okryta po rozwodzie. W końcu jej ojciec zaczął nastawać na rozwód, żeby
wydostać córkę z tragicznego położenia. W wieku szesnastu lat Rawan
została rozwódką.
„Gdybyśmy zostali w Syrii, nigdy nie pozwoliłabym jej wyjść za mąż
za tego młodego mężczyznę” – wyznaje matka nastolatki.
Jednak coraz więcej rodzin decydowało się na wydawanie swoich
niepełnoletnich córek za mąż, żeby sobie zmniejszyć zobowiązania
finansowe, a im zapewnić bezpieczeństwo. W mniemaniu rodziców
małżeństwo stanowiło ochronę honoru bezbronnych dziewcząt na
wygnaniu, a tym samym zapobiegało okryciu hańbą całego rodu.
„Decyzja, którą podjęłam, była błędna” – przyznaje Rawan, żeby
przestrzec przed wydawaniem nieletnich dziewcząt za mąż. „Kiedy
wzięłam ślub, byłam bardzo młoda, więc jak mogłam dokonać właściwego
życiowego wyboru. Nie radzę żadnej dziewczynie, żeby wyszła za mąż tak,
jak ja to zrobiłam”.
Prawo jordańskie określa minimalny wiek dla obojga małżonków na
osiemnaście lat, ale jednocześnie dopuszcza wyjątki dla dziewcząt w wieku
piętnastu lat i starszych, jeśli sędzia uzna, że małżeństwo leży w ich
najlepiej pojętym interesie. Szariat, prawo muzułmańskie, utożsamia wiek
uprawniający do zawarcia małżeństwa z osiągnięciem dojrzałości płciowej.
Małżeństwa dziewczynek poniżej piętnastego roku życia nie są oficjalnie
rejestrowane w urzędach.
Przerażające dane mówią, że w ciągu ostatnich czterech lat liczba
nieletnich dziewcząt zmuszanych do małżeństwa w syryjskich obozach dla
uchodźców w Jordanii wzrosła ponaddwukrotnie – z piętnastu procent
w dwa tysiące czternastym roku do trzydziestu sześciu procent w dwa
tysiące osiemnastym roku. W całej Jordanii codziennie zawieranych jest
prawie trzydzieści małżeństw, w których panną młodą jest nieletnia
dziewczyna.
***
– Ukradłaś mi męża! Ukradłaś mi męża! – zawodziła histerycznie
Hafsa, oskarżając Salmę o to, że Ahmad zmienił zdanie.
Salma siedziała skulona na swoim łóżku. Ostatnie dwa tygodnie były
dla niej jednym wielkim horrorem. Ogarnięta przerażeniem nie mogła
nawet spojrzeć na siostrę, która nie przestawała lamentować i obwiniać ją
w wulgarnych słowach.
– Zachowywałaś się jak kurwa! – krzyczała przez łzy. – Kręciłaś przed
nim tyłkiem i ciągle się do niego uśmiechałaś!
Dziewczynka zupełnie nie rozumiała zarzutów siostry, która, gdy tylko
zostawały same w domu, wylewała na nią cały swój żal i frustrację.
Teraz też, ledwo matka z Ranią i młodszymi dziećmi wyszły do
sąsiadki, Hafsa od razu skorzystała z okazji, żeby po raz kolejny
nawymyślać siostrze.
– Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś?! Myślałam, że jesteś dobrą
siostrą… A ty… – Wbiła w nią pełen zawiści wzrok. – Okazałaś się zwykłą
dziwką!!!
Każde słowo raniło do głębi dziewczynkę, która czuła się tak, jakby
nagle porwał ją jakiś straszliwy huragan i ciskał nią z dużą siłą na wszystkie
strony. Hafsa zarzucała jej, że prowokowała Ahmada, rodzice wywierali na
nią dużą presję, nakłaniając ją do małżeństwa, a Rania swoje powtórne
rozczarowanie odreagowywała na niej, ciągle ją strofując. Hala przed
zaśnięciem pytała ją przestraszonym głosikiem:
– Czy ja będę mieszkać na ulicy?
– Nie, słoneczko, nie… – Salma pocieszała siostrzyczkę, całując ją
w główkę. Jednak Hala parę razy obudziła się w nocy, bo śniło jej się, że
spała na ulicy, gdzie dopadła ją sfora groźnych psów, które ją dotkliwie
pogryzły.
Wizyta Ahmada i jego matki przebiegła w miłej i przyjaznej atmosferze.
Hafsa siedziała grzecznie i tylko od czasu do czasu rumieniła się na samą
myśl o tym, że już niedługo ten przystojny i ujmujący mężczyzna może być
jej mężem. Matka zachwalała ją, mówiąc, jaka to z niej spokojna
i pracowita dziewczyna. Przyszła teściowa o imieniu Chadidża
przekonywała, że żona jej syna będzie wiodła w Ammanie wygodne
i pozbawione trosk życie. Haszim nie mógł usiedzieć w jednym miejscu
i co chwilę zrywał się z kanapy, więc Salma musiała za nim biegać
i z powrotem sadzać na miejsce. Matka przepraszała gości za niesfornego
synka, ale Chadidża wyrozumiale stwierdziła, że u małych dzieci to
normalne, a Ahmad raz nawet wstał i pomógł Salmie go złapać.
– Dziękuję – powiedziała Salma i szeroko się do niego uśmiechnęła,
pamiętając zalecenie matki, że ma być uprzejma dla gości.
– Proszę. – Mężczyzna odwzajemnił jej uśmiech.
Po dość długiej wizycie i wypiciu ostatniej filiżanki kawy, którą
przygotowała już tylko sama Hafsa, goście pożegnali się, obiecując, że
wkrótce się odezwą, i opuścili dom. Przejęta matka od razu połączyła się
z mężem i podzieliła się z nim swoimi wrażeniami.
– Przemili ludzie – mówiła poruszona. – Bardzo kulturalni. Widać, że
Ahmad lubi dzieci, bo przez chwilę zajął się nawet Haszimem.
– Co powiedzieli na koniec? – Abu Haszima interesowało tylko to, czy
wyda za mąż jedną z córek i poprawi swoją sytuację materialną.
– Zapewnili, że niedługo zadzwonią.
– To świetnie. Muszę wracać do pracy. Porozmawiamy wieczorem po
moim powrocie do domu.
– Dobrze. Do zobaczenia.
– Do widzenia.
Matka nawet nie musiała pytać Hafsy, jak jej się podobał kandydat na
męża, bo jej roziskrzone oczy mówiły same za siebie. Cieszyła się, że córka
tak szybko zrozumiała, że nie ma co czekać z zamążpójściem i jeżeli jest
odpowiedni mężczyzna, to trzeba kuć żelazo póki gorące. W przeciwnym
wypadku czekał ją tylko smutek wielki jak ten, który teraz rozlał się na
spiętej twarzy Ranii.
– Mogę iść do Mahy? – Hafsę roznosiły emocje.
– Możesz – pozwoliła jej matka.
Dziewczyna podniosła się z kanapy i poszła do sąsiadów. Maha już na
nią czekała w drzwiach.
– Widziałam! – krzyknęła podekscytowana. – Widziałam przez okno!
Bardzo przystojny! Bardzo!
Hafsa weszła do środka i usiadła w skromnym, niedużym salonie.
– Jaki on jest? – dopytywała Maha.
– Wyjątkowo sympatyczny.
– Ty to masz szczęście! – Maha stwierdziła z wyraźną nutką zazdrości.
– Pierwszy kandydat i taki atrakcyjny. I do tego z Ammanu.
W salonie pojawiła matka Mahy.
– Dzień dobry, halti10 – przywitała się Hafsa.
– Dzień dobry. Słyszałam, widziałam… Całkiem, całkiem ten twój
starający się…
Dziewczyna się zarumieniła, bo Ahmad wywołał w niej burzę
nieznanych jej dotąd uczuć.
– A on nie ma może brata? – Matka Mahy z troską spojrzała na swoją
córkę.
– Ma starszego brata, ale jest już żonaty – odpowiedziała Hafsa.
– Szkoda, wielka szkoda… – mruknęła pod nosem sąsiadka i wróciła do
kuchni.
– Gdy już będziesz w tym Ammanie… – zaczęła Maha, ale Hafsa nie
pozwoliła jej dokończyć.
– Do tego to jeszcze daleka droga.
– Czasem to szybko idzie. Jeśli mu się spodobałaś…
– Jeszcze nie wiadomo…
– Co powiedzieli na odchodne?
– Obiecali, że zadzwonią.
– To znaczy, że mu się spodobałaś – Maha oznajmiła z przekonaniem.
– Zobaczymy…
– Mówię ci, że niedługo się skontaktują.
Tradycyjnie pierwsza wizyta w domu kandydatki na żonę składana była
przez matkę i jej syna. Jeżeli młodzi przypadli sobie do gustu, a rodziny nie
miały nic przeciwko temu, to później ojcowie uzgadniali warunki
małżeństwa, a przede wszystkim wysokość mahru, czyli daru ślubnego,
który mężczyzna miał obowiązek przekazać swojej wybrance.
– Nawet jeżeli się odezwą, to nie wiadomo, czego zażąda ojciec – Hafsa
podzieliła się swoją wątpliwością. – I czy oni się zgodzą.
– Myślę, że się dogadają – wyraziła swoje zdanie Maha. – A ty, kiedy
już będziesz w tym Ammanie, to bardzo cię proszę, pamiętaj tam o mnie…
– Jej głos przybrał błagalny ton. – Przecież on musi mieć jakichś kuzynów
czy kolegów…
– Dobrze, będę pamiętać – zapewniła Hafsa, która coraz bardziej
przyzwyczajała się do myśli, że zostanie mężatką.
Przez następne dni Basma z niecierpliwością czekała na wieści
z Ammanu. Szybko odbierała każdy telefon, ale zazwyczaj były to sąsiadki,
które chciały się dowiedzieć, co się dzieje w sprawie Hafsy. Kiedy wreszcie
po tygodniu zadzwoniła Chadidża, wybuchła wielka bomba, której nikt
w domu się nie spodziewał.
– Tak, tak, dobrze, oczywiście. Rozumiem. – Basma starała się nie
pokazać, jak bardzo zdziwiła ją wiadomość przekazana przez Chadidżę, bo
nie chciała jej do siebie zrazić. – Dobrze… Porozmawiam z mężem…
Tak… Oddzwonię… Do widzenia.
Rozłączyła się i spojrzała na pogrążoną w nauce Salmę, która siedziała
przy stole obłożona książkami. Pisała coś starannie, zerkając od czasu do
czasu do otwartych podręczników. Pod wpływem świdrującego wzroku
matki dziewczynka podniosła głowę i szeroko się do niej uśmiechnęła.
Basma musiała przyznać, że jej córka była prześliczna.
W tym momencie do domu wpadła Hafsa, która właśnie wróciła
ze szkoły.
– Dzwonili? – zapytała od progu.
– Nie – skłamała matka.
Cień zawodu przemknął przez twarz Hafsy, która bez słowa poszła do
pokoju, gdzie Rania zajmowała się młodszym rodzeństwem. Rzuciła w kąt
szkolną torbę i usiadła na łóżku.
– Najgorsze jest to czekanie – wyrzuciła z siebie po chwili.
– Wiem… – Z głosu Ranii przebijała gorycz, bo podczas ostatniej
bezsennej nocy dopadła ją myśl, że może całe swoje życie spędzi przy
rodzicach. – Bardzo dobrze wiem…
Następne godziny upłynęły w domu spokojnie i Salma cieszyła się, że
może się wreszcie więcej pouczyć. Jej starsze siotry pilnowały dzieci, a ona
z zapałem nadrabiała zaległości, które powstały podczas gorączki
przygotowań do wizyty gości. Niedługo czekały ją następne sprawdziany,
które obiecała sobie, że napisze tak samo dobrze jak poprzednie.
Ojciec wrócił z pracy i matka podała mu obiad. Po minie żony Abu
Haszim zorientował się, że ma mu coś ważnego do przekazania.
– Dzwonili z Ammanu? – domyślił się.
– Tak. – Odpowiedź zabrzmiała straszliwie ciężko.
– Nie chcą jej? – Ojciec przerwał jedzenie.
– Nie.
Abu Haszim zasępił się. Bardzo liczył na małżeństwo córki, bo wciąż
rosnące długi coraz częściej spędzały mu sen z powiek.
– Ahmad chce Salmę. – Basma przekazała mężowi to, co usłyszała
od Chadidży.
Mężczyzna wrócił do jedzenia.
– Ma już miesiączkę? – zapytał.
– Tak, niedawno dostała.
– To może wyjść za mąż.
Muszę ją jak najszybciej nauczyć gotować, pomyślała matka, ponieważ
obawiała się, że Salma nie sprosta obowiązkom żony. To trapiło ją
najbardziej. O Hafsę się nie martwiła, bo była starsza, a poza tym widziała,
jak duże wrażenie wywarł na niej Ahmad, w związku z czym była pewna,
że córka zrobi co w jej mocy, żeby dobrze zadbać o męża. Ale Salma…
– Mówiłaś jej już o tym? – Abu Haszim wiedział, że za młodszą córkę
może żądać wyższego daru ślubnego.
– Nie, czekałam na twoją decyzję.
– Czy teraz, czy później… Co to za różnica? – Mężczyzna skończył jeść
i odsunął talerz. – Kiedyś za mąż wyjść musi…
– Kiedy jej o tym powiemy?
– Im szybciej, tym lepiej. Zrób mi kawę. – Ojciec wstał z krzesła. –
I zawołaj Hafsę i Salmę.
– Dobrze. – Basma zebrała ze stołu brudne talerze, a Abu Haszim
przeniósł się do salonu.
Po chwili przybiegł do niego mały synek.
– Baba! Baba11! – Wpadł mu w ramiona, a ojciec posadził go na
kolanach i zaczął łaskotać w brzuszek, co wywołało beztroski, głośny
śmiech malucha.
Za bratem w salonie pojawiła się zajmująca się nim Rania, a po niej
matka, która postawiła przed mężem filiżankę z parującą kawą.
– Pozmywaj naczynia – poleciła córce, po czym poszła do pokoju
dziewcząt. – Chodźcie, ojciec was woła.
Hafsa wzięła Halę za rękę i szybko wyszła na korytarz. Wstąpiła w nią
nadzieja, że rodzice mają jej do przekazania dobrą wiadomość.
Pewnie ojciec Ahmada już zadzwonił do mojego…, pomyślała, siadając
na kanapie, bo przypomniała sobie, że jeden z kolegów ojca w pracy jest
jego daleką rodziną.
– Gdzie jest Salma? – zapytał Abu Haszim.
– Uczy się – odpowiedziała Hafsa.
– Przecież miała tu przyjść! – powiedział zirytowany mężczyzna.
Nastolatka nie rozumiała, dlaczego obecność młodszej siostry była
niezbędna przy rozmowach o jej zamążpójściu.
– Natychmiast idź do ojca! – Do jej uszu dobiegł zdenerwowany głos
matki, która nie mogła już słuchać próśb Salmy, że chciałaby skończyć
właśnie przyswajany przez siebie temat.
Dziewczynka, ociągając się, odłożyła podręcznik i udała się za matką
do salonu. Usiadła obok Hafsy i czekała na słowa ojca. Kiedy padły, miała
wrażenie, że wepchnęły ją do ogromnej, czarnej przepaści bez dna.
– Ahmad chce się ożenić z tobą. – Ojciec wbił w nią swój surowy
wzrok.
Rania, która akurat przyszła z kuchni, zamarła bez ruchu. Mężczyzna
zdecydował się na inną siostrę, więc mogło się zdarzyć, że to ona została
jego wybranką… Tak się jednak nie stało… Spojrzała z zawiścią na Salmę,
której nagle zabrakło tchu. Przeraźliwy strach ogarnął całe jej dopiero
rozwijające się ciało.
Czy rodzice oddadzą mnie tym obcym ludziom?, pomyślała z trwogą,
bo obraz dorosłego mężczyzny i jego matki wywoływał u niej porażający
lęk.
Hafsa odwróciła się w jej stronę i przeszyła ją gniewnym wzrokiem jak
największego wroga.
– Ty żmijo! – syknęła z nienawiścią, a w oczach Salmy zebrały się łzy.
– Nie będziemy tracić czasu – ciągnął ojciec. – Odpowiemy im, a potem
zorganizujemy oficjalne zaręczyny.
Salma nie mogła wykrztusić słowa, więc zaczęła kręcić przecząco
głową w jedną i drugą stronę.
Ja muszę się uczyć!, rozpaczliwy krzyk rozległ się w jej wnętrzu. Ja
muszę się uczyć! Ja chcę być lekarzem!, rozpłakała się w głos.
Matka westchnęła głęboko. Przypuszczała wcześniej, że z Salmą będzie
kłopot. A jeżeli córka będzie się opierać, to wydanie jej za mąż nie będzie
takie proste. Ahmad i jego matka od razu się zorientują, że dziewczynka
tego nie chce, a przecież nikt świadomie nie weźmie sobie na głowę dużego
problemu. I co wtedy stanie się z ich rodziną? Przez nieposłuszeństwo
Salmy mają z resztą dzieci wylądować na bruku?
Podobne myśli przelatywały przez głowę Abu Haszima, który spojrzał
na żonę, dając jej do zrozumienia, że musi użyć wszelkich sposobów, żeby
przekonać córkę do małżeństwa.
– Przecież już wcześniej ojciec tłumaczył wam, jaka jest nasza
sytuacja… – Matka wolałaby, żeby Ahmad zdecydował się na Hafsę.
Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze. – Powinnaś się cieszyć, że masz
taką możliwość… – Patrzyła na córkę, która siedziała ze spuszczoną głową,
a po jej policzkach płynęły duże łzy. – Wyjedziesz do Ammanu… –
przekonywała, jakby już sam fakt zamieszkania w stolicy zapewniał
szczęście i dobrobyt.
Chociaż Hafsa początkowo również zareagowała płaczem na wieść
o tym, że rodzice chcą ją wydać za mąż, to teraz złością zareagowała na
lament siostry.
Ukradła mi męża i jeszcze beczy, jej twarz przybrała zacięty wyraz. I co
ja powiem teraz tym wszystkim moim koleżankom, które już mi
gratulowały… I zazdrościły… Szykowały się na zaręczyny i ślub… Nawet
raz po szkole poszły ze mną oglądać suknie ślubne… A teraz… Taki
wstyd… A ta ryczy…
– Ahmad wygląda na porządnego człowieka – ciągnęła matka. – Biedy
przy nim nie zaznasz…
– Nie chcę… – Salma wykrztusiła z trudem.
– To chcesz, żebyśmy mieszkali na ulicy?! – wybuchnęła Hafsa.
– Nie chcę na ulicy! – Hala wpadła w płacz.
– Jeśli twoja siostra nie wyjdzie za mąż, to będziesz mieszkać na ulicy –
złośliwie stwierdziła Hafsa, co wywołało u Hali jeszcze większą histerię.
Matka rzuciła Hafsie pełne aprobaty spojrzenie, bo dobitnie wyraziła to,
co sama chciała powiedzieć Salmie.
– Niedługo Hala pójdzie do szkoły… A później Haszim… – Ojciec
pocałował wciąż siedzącego na jego kolanach synka. – Wydatki będą tylko
rosnąć…
– Ja też jeszcze chodzę do szkoły… – Salma powiedziała to tak cicho,
że nikt jej nie usłyszał. Albo nie chciał usłyszeć.
Rania wzięła na ręce Halę i próbowała ją uspokoić. Ojciec,
zdenerwowany płaczem dziewczynek, podał synka żonie i podniósł się
z fotela.
– Same zmartwienia z tymi córkami… Same zmartwienia… – burczał
pod nosem, opuszczając salon.
– Rozgniewałaś ojca! – matka wyrzuciła Salmie, która nagle poczuła się
winna nieprzyjemnej atmosfery w domu.
– Mogę już iść? – zapytała cichutko.
– Idź! Idź! – odpowiedziała rozsierdzona matka. – I pomyśl lepiej
o całej rodzinie, a nie tylko o sobie!
Dziewczynka wróciła do swojego pokoju i usiadła na łóżku, na którym
leżały jej zeszyty i książki. Tak bardzo chciała się uczyć! Tak bardzo się
cieszyła, że przez ostatnie dni miała na to więcej czasu! I tak bardzo się
starała, żeby dostawać dobre oceny! Nagle przypomniała sobie rozmowę
rodziców, którą kiedyś przypadkowo podsłuchała.
– Haszimowi musimy zapewnić pełną edukację – ojciec mówił
z przekonaniem.
– Co masz na myśli?
– Musi zdać maturę… A potem… Może zostanie inżynierem… albo
lekarzem… – rozmarzył się ojciec.
I teraz, w obliczu tak bardzo niechcianego przez nią małżeństwa, Salma
pierwszy raz w życiu pożałowała, że nie jest chłopcem.
Każdy następny dzień po dramatycznym wieczorze, kiedy ojciec
przekazał córkom decyzję Ahmada, był dla Salmy coraz bardziej bolesny.
Hafsa w ordynarnych słowach wypominała jej, że ukradła jej męża,
rozgoryczona Rania co chwila ją rugała bez wyraźnego powodu, a Hala
budziła się w nocy, bo miała koszmary, że gryzą ją psy. Matka
przekonywała ją, że powinna się zgodzić, bo później może już nigdy nie
wyjść za mąż. Czas odgrywał tu niezwykle ważną rolę, ponieważ Chadidża
zadzwoniła jeszcze raz z Ammanu, pytając o decyzję rodziny.
– Mój syn chce się ożenić, więc jeżeli wy się wahacie… – mówiła,
dając wyraźnie do zrozumienia, że jeśli sprawa nie ruszy do przodu, to są
gotowi poszukać kandydatki gdzie indziej.
Ponieważ matka mimo wysiłków nie potrafiła przekonać córki do
małżeństwa, więc razem z Ranią i najmłodszymi dziećmi poszła do
sąsiadki, żeby prosić ją o radę.
– Już nie wiem, co mam jej powiedzieć, żeby do niej dotarło, że to jest
najlepsze rozwiązanie – żaliła się Salam, matce Mahy.
– Młoda, to głupia. – Salam w pełni rozumiała Basmę, bo wiedziała, jak
bardzo trudno było dobrze wydać dziewczyny za mąż. Jej dwie starsze
córki nie trafiły najlepiej i teraz klepały jeszcze większą biedę niż w domu
rodzinnym. Miała nadzieję, że Maha będzie miała więcej szczęścia, a taki
kontakt w Ammanie zawsze otwierał więcej możliwości.
– No właśnie, głupia – zgodziła się Basma.
– Dlaczego nie chce wyjść za mąż?
– Mówi, że chce się uczyć…
– Uczyć się, uczyć… – prychnęła Salam. – I co jej z tej nauki
przyjdzie? Maha i Rania się uczyły, i co z tego mają? Siedzą z nami
w domu… – Spojrzała na nastolatki, które zajmowały się dziećmi.
– To może… – wtrąciła się przysłuchująca się rozmowie Maha. – Może
należy jej powiedzieć, że mąż pozwoli jej się dalej uczyć?
Basma spojrzała na dziewczynę z uwagą.
– Nie wpadłam na to – stwierdziła po chwili. – A to mogłoby ją
nakłonić do małżeństwa…
– To trzeba tak zrobić – Salam poparła podsunięte przez córkę
rozwiązanie. – A kiedy już wyjdzie za mąż, to sama się przekona, co jest
tak naprawdę ważne…
– Masz rację. – Basma uchwyciła się tego pomysłu, bo już miała dość
ciągłych pretensji męża o to, że nie potrafi sobie poradzić z krnąbrną córką.
Abu Haszim chciał już nawet na siłę wydać ją za mąż, ale Basma uważała,
że jeżeli Salma nie będzie miła dla męża, to ten prędko ją rozwiedzie12.
– To porozmawiaj z nią jak najszybciej, bo jeszcze Ahmad się rozmyśli
– poradziła Salam.
– Na pewno tak zrobię – zapewniła Basma, ponieważ podzielała obawy
sąsiadki.
Kiedy po godzinie Basma z Ranią i dziećmi opuściła mieszkanie Salam,
już na klatce usłyszała Hafsę, która wydzierała się na Salmę.
– A co się tu dzieje? – zapytała matka, gdy weszła do pokoju dziewcząt.
Przerażona Salma siedziała skulona na łóżku i dłońmi zasłaniała sobie
uszy.
– Bo… bo… – Hafsa chciała jakoś wybrnąć z sytuacji i nie narazić się
na gniew matki. – Bo ja jej tłumaczę, że musi wyjść za mąż, żeby uratować
całą naszą rodzinę, a ona nie chce mnie w ogóle słuchać!
Rozeźlona zachowaniem Salmy matka brutalnie oderwała jej ręce
od głowy.
– Kiedy ty wreszcie zmądrzejesz! Nic do ciebie nie dociera! Tylko
o sobie myślisz! A co z nami! Z całą twoją rodziną!!!
Salma spojrzała na matkę szeroko otwartymi oczami. Basma
zauważyła, że córka zmizerniała przez ostatnie dwa tygodnie i jej cera nie
była już taka świeża i promienna jak wtedy, kiedy widział ją Ahmad.
Jak tak dalej pójdzie, to i tej nie będzie chciał…, przemknęło jej przez
głowę i pospieszyła do kuchni, żeby przygotować posiłek dla męża, który
niedługo wracał z pracy.
Następnego dnia, kiedy tylko Salma przyszła ze szkoły, matka zawołała
ją do siebie.
– Posłuchaj… Dzwonili z Ammanu… – skłamała, a serce dziewczynki
zaczęło szybciej bić, bo wstąpiła w nią nadzieja, że Ahmad po
zastanowieniu się doszedł do wniosku, że jednak nie chce takiej młodej
żony. – Po ślubie będziesz mogła dalej się uczyć – powiedziała dość
oględnie, bo nie chciała w przyszłości kłopotów.
Nadzieja prysła jak bańka mydlana. Nagle Salma poczuła cały ciężar
odpowiedzialności za rodzinę.
Oni wszyscy tak nalegają… A co będzie, jeżeli naprawdę stracimy
mieszkanie? Gdzie się wtedy podziejemy?, myślała przestraszona. I czy
będę mogła wtedy chodzić do szkoły? I gdzie się będę uczyć?
A w Ammanie będę mieszkać tylko z Ahmadem… I jeśli pozwoli mi
chodzić tam do szkoły…
Milczenie córki matka wzięła za dobrą monetę.
– Oni chcą jak najszybciej dostać naszą odpowiedź. Zastanów się, bo
jutro muszę do nich oddzwonić.
– Dobrze – dziewczynka szepnęła cichutko.
Natłok myśli długo nie pozwalał jej zasnąć. Próbowała to sobie
wszystko wyobrazić, to całe małżeństwo. Wiedziała, że będzie musiała
sprzątać, ale tego się nie bała, bo od dziecka pomagała matce
w porządkach. Prać też umiała, chociaż bardzo nie lubiła. Nie potrafiła
gotować, ale mama na pewno ją szybko nauczy. Co jeszcze? Co jeszcze
będzie musiała robić jako żona?…
– Nie… Nie… – Hala, która z nią spała, zaczęła wierzgać nóżkami.
Zawsze tak robiła, kiedy nawiedzały ją senne koszmary. – Nie! – obudziła
się z krzykiem.
– To nic, to nic, słoneczko… – Salma pocałowała i przytuliła młodszą
siostrzyczkę. – To nic…
Nazajutrz wstała najwcześniej ze wszystkich sióstr. Bezszelestnie
spakowała torbę do szkoły, bo poprzedniego dnia przez oskarżające wrzaski
Hafsy, które raniły ją do żywego, nie była w stanie tego zrobić. Usiadła na
łóżku i czekała, aż matka wyprawi ojca do pracy. Kiedy usłyszała trzask
zamykanych drzwi, podniosła się, żeby pójść do mamy i powiedzieć jej
o swojej decyzji. Jednak zaraz z powrotem usiadła.
Będę musiała opuścić dom… I rodzinę… Ogarnęły ją wątpliwości.
A tam… Co mnie tam czeka… Będę sama i…
Do pokoju zajrzała matka, żeby obudzić dziewczynki do szkoły.
– Już nie śpisz? – zwróciła się do Salmy.
Dziewczynka przecząco pokręciła głową. Matka podeszła do łóżka
Hafsy i lekko potrząsnęła jej ramieniem.
– Wstawaj!
– Jeszcze trochę… – Nastolatka przewróciła się na drugi bok.
Matka pozwoliła jej jeszcze parę minut pospać.
– Chodź ze mną – zwróciła się do Salmy, widząc jej zamyśloną
twarzyczkę.
Dziewczynka posłusznie poszła za matką do salonu i usiadła na
kanapie.
– Zastanawiasz się nad małżeństwem? – domyśliła się matka, siadając
obok niej.
– Tak… – odpowiedziała cicho.
– Nie ma co się zastanawiać… Skoro masz taką okazję, to trzeba z niej
skorzystać…
– Ale… – Dziewczynka nadal była pełna obaw.
– Ale co?
– Bo ja tam będę sama… Bez was… To znaczy… Bez rodziny…
– Będziesz miała męża! – podkreśliła matka. – Przecież Ahmad będzie
twoją rodziną.
Salmie trudno było myśleć o tym dorosłym obcym mężczyźnie, którego
widziała tylko raz w życiu, jak o rodzinie. Matka spostrzegła jej wahanie,
więc sięgnęła po najcięższy argument.
– Ojciec dokładnie wytłumaczył ci, w jakiej jesteśmy sytuacji…
W zasadzie… To nie masz wyboru…
Ponieważ córka nie oponowała, to matka jej milczenie przyjęła za
zgodę.
– Obudź Hafsę i idźcie do szkoły, a my z ojcem już wszystko
załatwimy.
Trochę skołowana Salma wróciła do pokoju, gdzie obudziła siostrę,
a później nachyliła się nad Halą i ją delikatnie pocałowała.
Kiedy wyjdę za mąż, to już nie będą dręczyły ją te straszne sny…,
pomyślała, poprawiając jej kołdrę.
Kiedy tylko córki opuściły dom, Basma wybrała numer męża.
– Zgodziła się! – wykrzyknęła zadowolona.
– Naprawdę?! – Abu Haszim też nie ukrywał radości.
– Tak! Zaraz zadzwonię do Chadidży i powiem jej, że ojciec Ahmada
może się z tobą skontaktować, żeby wszystko omówić.
– Świetnie! Im szybciej to wszystko przeprowadzimy, tym lepiej.
– To już dzwonię do Ammanu. Do zobaczenia wieczorem.
– Do zobaczenia.
Chadidża wiadomość od Basmy przyjęła z dużym zadowoleniem i ulgą.
– Al-hamdu lillah13 – powtarzała często podczas całej rozmowy. – Al-
hamdu lillah.
Jednak później nie wszystko poszło tak szybko i gładko, jak by życzył
sobie tego Abu Haszim. Ojciec Ahmada uważał, że ojciec Salmy zażądał
zbyt wysokiego daru ślubnego dla córki. Pomimo że dar małżeński
powinien w całości należeć do panny młodej, to Abu Haszim chciał
zatrzymać gotówkę dla siebie, żeby spłacić długi, a tym samym
podreperować rodzinny budżet. Negocjacje trwały parę tygodni i Salma
znowu uczepiła się myśli, że mimo wszystko do małżeństwa nie dojdzie.
Niestety jej nadzieje okazały się płonne.
Pewnego dnia matka powiedziała coś, czego Salma nie chciałaby w tym
czasie usłyszeć.
– Musimy przygotować się do zaręczyn.
Obyczaje weselne w Jordanii, podobnie jak w całym arabskim świecie,
są bardzo bogate i angażują zarówno obydwie wielkie rodziny młodych, jak
i ich przyjaciół, sąsiadów oraz innych członków społeczności. Do jednej
z ważnych jordańskich tradycji należy tak zwana jaha, czyli ceremonia,
która ma na celu uroczyste zgromadzenie się członków obydwu rodzin.
Dawniej duża grupa złożona z kandydata na męża i jego męskich
krewnych, przyjaciół oraz starszych, powszechnie szanowanych członków
społeczności udawała się pod drzwi domu wybranki, co oznaczało, że
przyszli z propozycją matrymonialną. Potem przybyłych zapraszano do
środka, gdzie kandydat na męża spotykał wybraną dziewczynę lub kobietę,
a ich rodziny mogły się bliżej poznać. Jeżeli doszło do obopólnej zgody, że
ewentualny związek rokuje szczęśliwe pożycie małżeńskie, to zaczynano
planować oficjalne zaręczyny.
Obecnie jaha uważana jest za uroczystość zaręczynową i może być
zorganizowana jako duże zgromadzenie w sali bankietowej lub hotelowej.
Mężczyźni ze strony pana młodego siadają naprzeciwko mężczyzn, którzy
reprezentują kandydatkę na żonę, po czym przedstawiciele obydwu stron
wygłaszają oficjalne mowy. Przedtem podawana jest kawa, ale nie można
jej wypić, aż do ściśle określonego tradycją momentu.
Na początku prominentny członek rodu pana młodego wstaje
i przemawia, prosząc w jego imieniu o rękę wybranki oraz wyrażając wolę
jego rodu zadzierzgnięcia bliższych więzów z jej rodziną. Podkreśla przy
tym zalety oraz status społeczny mężczyzny, którego reprezentuje,
wychwala również przymioty wybranej kobiety. Później przychodzi kolej
na szanowanego członka rodu kobiety, który mówi o wysokim morale
kandydata na męża, jak również o zaszczycie, którym jest wysunięta przez
niego propozycja małżeństwa, oraz deklaruje pragnienie połączenia
obydwu rodzin.
„Wypijcie kawę, zanim wystygnie”. Ta rytualna formuła oznacza
przyjęcie oświadczyn.
Reprezentant rodziny kobiety może również wyrazić oficjalną zgodę na
małżeństwo w inny sposób.
„Alf mabruk!” – gratuluje przedstawicielowi rodu mężczyzny. „Kullu
am wa antum bi-chair!14” – składa zgromadzonym zwyczajowe życzenia.
Później recytowany jest Koran oraz następuje ceremonialne wypicie
kawy przez wszystkich zgromadzonych. Wkrótce potem członkowie obu
rodów poznają się wzajemnie, a pan młody zobowiązany jest uścisnąć rękę
wszystkim obecnym ze strony swojej przyszłej żony. Na uroczystości
podawana jest knafa – tradycyjne ciasto z nadzieniem serowym polane
słodkim syropem i posypane siekanymi orzeszkami pistacjowymi.
W tym czasie kobiety z obydwu rodzin celebrują zaręczyny
w oddzielnym pomieszczeniu. Zdarza się, że gromadzą się pod drzwiami
sali, gdzie przebiega główna ceremonia, aby usłyszeć uroczyste przemowy.
A kiedy mężczyźni z obu rodów zapoznają się ze sobą, to kobiety w swoim
miejscu wyrażają radość żywiołowymi tańcami. Bohaterką wieczoru jest
szczęśliwa narzeczona, która z dumą prezentuje otrzymaną w darze
od przyszłego męża złotą biżuterię.
Zaręczyny Salmy, ze względu na jej wiek, nie były ani huczne, ani dla
niej szczęśliwe. Już sam czas, który je poprzedzał, wydawał jej się
niekończącą się mordęgą. Matka ciągle odrywała ją od książek, ponieważ
chciała, żeby nauczyła się gotować.
– Nie tak! To nie tak! – ganiła ją w kuchni. – Źle to robisz! Ile razy
mam ci powtarzać, że wlewasz za dużo wody! Nawet ryżu nie umiesz
porządnie ugotować!
Dziewczynka ocierała łzy i starała się dokładnie wykonywać polecenia
mamy, ale nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Wtedy do pokrzykiwań mamy
dołączały siostry, którym wciąż nie udawało się stłumić ogromnego żalu, że
to nie one są na jej miejscu.
– Nawet kurczaka nie potrafisz pokroić jak trzeba! – wypominała jej
rozgoryczona Hafsa.
– Nie wyobrażam sobie ciebie w roli żony! – złośliwie powtarzała
Rania.
I Salma też coraz mniej to sobie wyobrażała. Kiedy kładła się spać,
przytulała się do swojej młodszej siostrzyczki i myślała, że wolałaby jednak
zostać w domu rodzinnym. Pocieszało ją jedynie to, że w Ammanie będzie
mogła się dalej uczyć, a swoim zamążpójściem poprawi los całej rodziny.
Pewnego wieczoru usłyszała, jak rodzice się kłócą.
– Nie mam już od kogo pożyczyć! – huczał ojciec. – Pożyczyłem na
sukienkę i fryzjera dla Hafsy! I inne rzeczy, kiedy mieli przyjechać goście
z Ammanu!
– A teraz są potrzebne pieniądze dla Salmy! – podniesiony głos mamy
zdradzał jej duże zdenerwowanie.
– Skąd ci je wezmę! – ostro odpowiedział ojciec. – Nie mam skąd!
– Ale Salma musi mieć sukienkę na zaręczyny!
– Niech założy Hafsy! Jest jak nowa! Kupiliśmy ją nie tak dawno!
– Co ty w ogóle mówisz? – matka rozsierdziła się jeszcze bardziej. –
Przecież jest za duża! I Ahmad już ją widział, gdy ubrała się w nią Hafsa!
– Nie sądzę, żeby pamiętał, co akurat Hafsa miała na sobie tego dnia! –
Abu Haszim od tygodni chodził rozdrażniony z powodu przedłużających
się negocjacji z ojcem Ahmada. Teraz chciał, żeby zaręczyny odbyły się jak
najszybciej, bo wtedy otrzyma od niego gotówkę. – A sukienkę można
zmniejszyć!
– To twoja córka ma mieć zaręczyny w przerobionej sukience swojej
siostry?! – matka nie kryła oburzenia.
– Nie widzę innego wyjścia!
Trzasnęły drzwi, bo rozwścieczony ojciec wyszedł z domu. Matka
rzuciła za nim, że jak zwykle zostawia wszystko na jej głowie.
Ostatecznie Salma miała zaręczyny w przerobionej sukience sąsiadki.
Basma wspólnie z Salam zmniejszyły sukienkę Mahy, którą kiedyś założyła
na ślub jednej ze swoich sióstr.
– Pamiętajcie o nas, gdy już Salma będzie w Ammanie. – Salam wzięła
do ręki wyciągniętą wcześniej z szafy sukienkę córki. – Chodź tu do nas! –
zwróciła się do dziewczynki zajmującej się młodszym rodzeństwem razem
z Ranią i Mahą.
Dziewczynka podeszła do matki i sąsiadki, które pomogły jej założyć
strojną, odcinaną w pasie, rozkloszowaną, sięgającą samej ziemi sukienkę
w intensywnym czerwonym kolorze.
– Za duża! – Maha powiedziała z zazdrością, bo pamiętała, ile nadziei
pokładała w tej sukience. Ubrała się w nią na wesele siostry, licząc na to, że
ktoś ją zauważy i zaproponuje małżeństwo. Jednak nic takiego się nie stało.
– Dlatego musimy coś z nią zrobić! – Salam zbierała materiał, starając
się dopasować kreację na dziecięce jeszcze ciało dziewczynki. –
Przytrzymaj tu… – poprosiła Basmę, a sama upinała szpilkami koronkę,
z której uszyta była góra. – Najtrudniej będzie na biuście…
– Zostaw trochę miejsca, bo jej piersi zaczęły szybko rosnąć –
stwierdziła matka Salmy, która od razu spłonęła rumieńcem.
– Jeśli zostawię miejsce, to sukienka będzie się źle układać – zauważyła
Salam.
– Założy większy stanik, a puste miejsce czymś wypchamy. – Basma
starała się uformować materiał tak, żeby wyglądało, że Salma ma
rozwinięte kształtne piersi. Dziewczynka czuła się przy tym bardzo
nieswojo. – Na zaręczynach Ahmad zobaczy ją tylko w sukience, a do
ślubu piersi na pewno jej urosną.
– Kiedy planujecie ślub? – Salam sprawnie modelowała i upinała
materiał.
– Gdy tylko zaczną się wakacje. Salma akurat skończy trzynaście lat…
– Czyli za cztery miesiące… – Salam przyklękła i zaczęła podwijać
wielowarstwowy dół sukienki. – Tak dobrze? – zapytała, trzymając w dłoni
kilka szpilek.
– Bardzo dobrze – odpowiedziała matka Salmy.
W dniu zaręczyn od rana Basma i Salam przygotowywały Salmę do
tego wielkiego wydarzenia. Na początku zrobiły jej mocny makijaż, który
podkreślił duże, ciemne oczy i długie, podwinięte rzęsy dziewczynki.
Później kobiety zastanawiały się, czy zostawić jej gęste, sięgające poniżej
ramion i lekko falujące włosy rozpuszczone, czy lepiej je upiąć.
– Myślę, że w podpiętych będzie korzystniej… – Basma podniosła parę
pasm włosów na czubek głowy córki.
– Tak wygląda na starszą – zgodziła się Salam.
Kobiety ułożyły dziewczynce gustowną fryzurę z lokami opadającymi
po obu stronach twarzy.
Hafsa, która tego dnia zajmowała się młodszym rodzeństwem, nie
mogła powstrzymać wciąż cisnących się do jej oczu piekących łez zawodu
i zadrości. Rania również chodziła jak struta, bo bez przerwy w jej głowie
kołatało się gorzkie pytanie, czy ona też kiedyś będzie się przygotowywała
do zaręczyn.
– Prześlicznie! – Salam spryskała fryzurę lakierem. – Naprawdę
prześlicznie!
– Załóż już sukienkę, bo Ahmad i jego rodzice niedługo tu będą –
poleciła córce matka. – Ale najpierw to… – Podała jej za duży dla niej
stanik.
Salma wstydziła się rozebrać przy sąsiadce, więc nadal siedziała na
krześle bez ruchu.
– Co tak zamarłaś?! – ofuknęła ją matka. – Rusz się! Nie ma czasu!
Skrępowana dziewczynka wstała, odwróciła się w stronę ściany i zdjęła
koszulkę nocną, którą założyła po porannej kąpieli.
– Ciało ma ładne – bez żenady skomentowała sąsiadka, patrząc na jej
kształtne pośladki.
– Tylko piersi jeszcze za małe. – Matka pomogła córce zapiąć stanik,
a potem wypchała go kawałkami szmatek. – Teraz powinno być dobrze…
– Zobaczymy, gdy się ubierze… – Salam sięgnęła po przerobioną
strojną suknię, którą przyniosła z domu.
– Podnieś do góry ręce. – Basma poprawiła lewą miseczkę biustonosza.
– Może tu trochę za mało…
Sąsiadka rozsunęła suwak sukienki i kobiety wspólnie założyły ją
Salmie.
– Tak, ta lewa pierś trochę nierówna… – Matka włożyła w stanik
jeszcze jedną szmatkę. – Teraz dużo lepiej… Możesz zapiąć sukienkę –
zwróciła się do Salam.
– Wyglądasz jak księżniczka! – Hala wykrzyknęła zachwycona, gdy
sąsiadka dosunęła suwak. – Prawdziwa księżniczka!
Dwie starsze siostry i Maha zmierzyły Salmę od stóp do głów
ze smutnymi minami.
– Dobrze, że tę sukienkę dało się tak przerobić… – Salam podkreśliła
swój udział w efektownym wyglądzie dziewczynki, bo miała nadzieję, że
nowe kontakty w Ammanie pozwolą znaleźć odpowiedniego męża dla
Mahy. – Jeszcze tylko kolorki… – Z kosmetyczki wyjęła cienie i pędzel,
którym pociągnęła po policzkach Salmy. – I usta… – Pomalowała je na
pasujący do sukienki mocno czerwony kolor.
W tym momencie zadzwonił dzwonek.
– To oni! – powiedziała rozemocjonowana Basma.
Abu Haszim otworzył przybyłym drzwi.
– As-salamu ‘alaikum wa rahmatu ‘llahi wa barakatuh15 – przywitał
gości uroczystym tonem.
– Wa ‘alaikum as-salam wa rahmatu ‘llahi wa barakatuh16 –
odpowiedział Abu Zaid, ojciec Ahmada, po czym wszedł z synem i żoną do
środka.
– Załóż jej buty – matka zdążyła szepnąć Salmie, zanim pobiegła
przywitać gości.
– Buty! Gdzie jest torba z butami? – Zaaferowana Salam zaczęła się
rozglądać wkoło. – O, tu jest! – Podniosła z podłogi reklamówkę, w której
przyniosła pasujące do sukienki eleganckie buty Mahy.
Rodzice Salmy nie mogli sobie pozwolić na zakup tego rodzaju obuwia.
– Zakładaj szybciutko! – Sąsiadka wiedziała, że buty są nieco za duże,
bo wcześniej dziewczynka je u niej mierzyła, więc włożyła w czubki trochę
waty. – Przejdź parę kroków, bo trzeba sprawdzić, czy ci nie spadają.
Salma podniosła parę warstw rozkloszowanej sukienki i zrobiła kilka
kroków.
– W porządku? – zapytała Salam.
– Tak, halti. Dziękuję.
W tym czasie Basma parzyła kawę dla zgromadzonych w salonie gości.
Oprócz Ahmada i jego rodziców siedzieli w nim Muhammad, kolega Abu
Haszima z pracy i jednocześnie daleki krewny Abu Zaida, oraz szajch17,
który miał sporządzić akt małżeński.
Po paru minutach matka postawiła przed nimi filiżanki, a następnie
przyszła do pokoju po Salmę.
– Chodź już ze mną. – Zaprowadziła córkę do salonu.
Dziewczynka, ubrana w efektowną czerwoną kreację, z doskonałym
makijażem i gustowną fryzurą, zrobiła piorunujące wrażenie na obecnych.
Chadidża taksowała ją pełnym aprobaty wzrokiem, Abu Zaid pomyślał, że
warto było zgodzić się na stosunkowo wysoki dar małżeński, bo przyszła
synowa da mu ładne wnuki, a Ahmadowi podobała się jeszcze bardziej niż
podczas pierwszej wizyty. Salma usiadła razem z matką na kanapie
i skromnie spuściła wzrok. Przeleciało jej przez głowę, że na swoich
zaręczynach ma na nogach nie swoje buty i sukienkę. Abu Zaid
odchrząknął, a potem oficjalnie w imieniu syna poprosił Abu Haszima
o rękę jego córki. Abu Haszim oficjalnie się zgodził. Zapanowała chwila
milczenia, a później szajch, a za nim wszyscy obecni zaczęli recytować
pierwszą surę Koranu, Al-Fatiha.
– Bi’smi’ llahi ar-rahmani’ r-rahimi…18.
Dziewczynkę przeszedł silny dreszcz. Z każdym następnym słowem
świętej księgi Salma coraz bardziej czuła doniosłość tego wyjątkowego
w jej życiu momentu.