You are on page 1of 300

Copyright © Laila Shukri, 2019

Projekt okładki
Agencja Interaktywna Studio Kreacji
(www.studio-kreacji.pl)

Zdjęcie na okładce
© Aleksandar Mijatovic/Shutterstock.com;
leonov.o/Shutterstock.com

Redaktor prowadzący
Michał Nalewski

Redakcja
Maria Talar

Korekta
Maciej Korbasiński

ISBN 978-83-8169-867-2

Warszawa 2019

Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Czytelniczkom i Czytelnikom,
których nigdy nie spotkam,
ale dają mi Siłę swoją obecnością.
Rozdział I
Narzeczony siostry
Dwunastoletnia Salma wracała ze szkoły bardzo szczęśliwa. Po raz
kolejny dostała najlepszą ocenę z całej klasy ze sprawdzianu z matematyki.
Pomimo nawału obowiązków w domu, w tym codziennej opieki nad
młodszym rodzeństwem, uczyła się bardzo dużo i pilnie, co procentowało
dobrymi wynikami w szkole. Nie mogła się doczekać, kiedy powie mamie
i tacie o swoim najnowszym sukcesie.
Szybko przemierzała zakurzone i zaśmiecone uliczki, aż dotarła do
zaniedbanego domu, gdzie gnieździły się ubogie, wielodzietne rodziny.
Sytuacja biednych mieszkańców Irbidu, miasta położonego w północnej
Jordanii zaledwie dwadzieścia kilometrów od granicy z Syrią, jeszcze się
pogorszyła, kiedy w ciągu ostatnich lat napłynęło do niego i w jego okolice
kilkadziesiąt tysięcy syryjskich uchodźców. Ceny żywności
i podstawowych artykułów zaczęły gwałtownie rosnąć, a wynagrodzenie
spadać ze względu na podejmowanie przez zdesperowanych Syryjczyków
prac za minimalne stawki i bez stawiania żadnych warunków. Salma
ostatnio często słyszała, jak zatrudniony w warsztacie samochodowym
ojciec narzekał na coraz dłuższy i cięższy dzień pracy, na który nie mógł
nawet się poskarżyć właścicielowi. Jego kolega odważył się pisnąć słówko
na ten temat i został od razu zwolniony, a na jego miejsce przyjęto
Syryjczyka za dużą niższą pensję. Od tej pory do uszu Salmy dobiegały
ciche rozmowy rodziców, w których wyrażali swój wielki lęk przed utratą
pracy przez ojca – jedynego żywiciela siedmioosobowej rodziny.
Dziewczynka wspięła się na drugie piętro, wdychając dobrze jej znaną
mieszaninę odoru brudnej klatki schodowej i ostrego zapachu gotujących
się w zatłoczonych mieszkaniach potraw.
– Mamo, dzisiaj dostałam… – zaczęła, gdy tylko otworzyła drzwi.
– Zajmij się Haszimem! – matka przerwała jej, dosalając bulgoczącą
potrawę i rozglądając się za małym synkiem.
– Mamo, dzisiaj jako jedyna dostałam… – spróbowała jeszcze raz
dziewczynka, ale matka nie pozwoliła jej dokończyć.
– Przed chwilą był tu przy mnie…
Wyszła z kuchni i znalazła niespełna trzyletniego brzdąca schowanego
w rogu jednego z dwóch pełniących funkcję sypialni niewielkich pokojów.
– Tu jesteś… – Wzięła go na ręce i czule wycałowała.
Szczęście towarzyszące Salmie podczas powrotu ze szkoły prysło
w jednej chwili. Zastąpiły je nieprzyjemne uczucia zazdrości i głębokiego
żalu, że od kiedy w ich rodzinie pojawił się chłopiec, rodzice prawie całą
swoją uwagę skupiali wyłącznie na nim. Jakby ich cztery córki były tylko
dodatkiem do tego upragnionego od lat dziecka.
– Pilnuj go. – Matka podała synka Salmie, która dopiero co postawiła
na podłodze szkolną torbę.
– A gdzie Rania? – dziewczynka zapytała o najstarszą siostrę.
– Zabrała Halę na spacer – odpowiedziała matka, a następnie wróciła do
kuchni.
Matka miała na imię Basma, co po arabsku znaczy uśmiech. Jednak ten
uśmiech bardzo rzadko gościł na ustach kobiety. Przytłoczona biedą,
kolejnymi porodami, opieką nad dziećmi i niemym, ale przez kilkanaście
lat ciągle obecnym kłującym wyrzutem męża, że rodzi same dziewczynki,
wyglądała na dziesięć lat starzej niż swoje trzydzieści cztery lata. Ojciec
wydał ją za mąż, kiedy miała szesnaście lat, a rok później urodziła pierwszą
dziewczynkę. Starszy od niej o sześć lat mąż, Mahmud, nie ukrywał
rozczarowania, ale żywił nadzieję, że następnym razem zostanie ojcem
chłopca. Niestety tak się nie stało. Następna przyszła na świat Hafsa.
A potem Salma. Kiedy Mahmud usłyszał, że ma trzecią dziewczynkę,
wybiegł ze szpitala, jakby chciał uciec jak najdalej zarówno od noworodka,
jak i jego matki, która nie była w stanie urodzić mu syna. Nie było go
w domu ponad miesiąc.
Matka Basmy, która przyjechała z odległej wioski, żeby opiekować się
wnuczkami, zabrała ją i dziecko do domu.
– Same dziewczynki… – stwierdziła, kładąc mały tłumoczek na łóżku.
Basma zaczęła głośno płakać. A po niej rozpłakała się Salma. Ani
babka, ani matka nie próbowały jej uspokoić. W tym momencie były zbyt
rozgoryczone, żeby tulić przyczynę swojego nieszczęścia. Ta podświadoma
niechęć do Salmy została w jej matce na długie lata. A może na zawsze. Bo
dobrze pamiętała to rozdzierające uczucie rozpaczy i przeraźliwego strachu,
że mąż już do niej nie wróci, a ona zostanie sama z trójką dzieci bez
żadnych środków do życia. I nie pomagały nawet zachwyty sąsiadek nad
urodą Salmy, która z roku na rok stawała się coraz piękniejsza.
Mahmud wrócił do żony, ale jego długotrwała nieobecność w pracy
poskutkowała jej utratą. Rodzina popadła w jeszcze większą biedę. Przez
siedem trudnych lat Mahmud imał się tylko dorywczych zajęć i nigdy nie
było wiadomo, czy następnego dnia będzie co włożyć do garnka. Jego
pragnienie posiadania syna siłą rzeczy musiało zejść na dalszy plan.
Jednak kiedy ponownie udało mu się dostać stałe zatrudnienie, Basma
od razu zaszła w ciążę. Nadzieja znowu wstąpiła w serca małżonków.
Niestety i tym razem rodzina powiększyła się o dziewczynkę. Na szczęście
Hala miała trzy starsze siostry, które traktując ją trochę jak żywą lalkę, po
swojemu się nią zajmowały i ją zabawiały. A małżeństwo nadal starało się
o syna.
Przyjście na świat Haszima było dla nich jednym wielkim wybuchem
bezgranicznego szczęścia.
– Walad!1 – położna obwieściła z uśmiechem na ustach, a dla Basmy
w tym momencie to było najpiękniejsze słowo na świecie.
– Walad, walad… – powtórzyła spierzchniętymi ustami po niełatwym
porodzie.
Tryskający żywiołową radością Mahmud osobiście przywiózł żonę
z synkiem do domu, a starszym córkom przykazał, żeby zajmowały się
pracami domowymi, dopóki matka w pełni nie odzyska sił. Później dumny
ojciec przez wiele dni przyjmował gratulacje rodziny, przyjaciół
i znajomych.
– Mabruk2, Abu Haszim3!
– Alf mabruk, Abu Haszim!
– Ma sza Allah4.Piękny chłopiec! Mabruk, Abu Haszim! – powtarzali
kolejni odwiedzający, a mężczyzna pękał z dumy, że wreszcie został ojcem
chłopca i od tej chwili wszyscy nazywać go będą Abu Haszim, a nie
Mahmud.
Mężczyzna zapożyczył się i z okazji narodzin syna kupił żywego
barana, a następnie kazał go zabić, a jego mięso zgodnie ze zwyczajem
rozdzielił między rodzinę, przyjaciół i sąsiadów. Tradycja zalecała, żeby dla
uczczenia narodzin chłopca ofiarować dwa barany, a dziewczynki –
jednego. Abu Haszim nie mógł sobie jednak na to pozwolić i narodziny
żadnej z córek nie zostały w ten sposób celebrowane. Dla syna oczywiście
zdobył pieniądze i obiecał sobie, że za parę lat powtórzy ceremonię,
zabijając drugiego barana, żeby w całości dopełnić odwiecznego rytuału.
Obie babki noworodka wspólnie przyrządziły dla całej rodziny
aromatyczną potrawę z ryżu i pieczonej w ziołach baraniny posypaną
migdałami i orzeszkami pinii. To było najlepsze danie, jakie Salma
kiedykolwiek jadła w domu rodzinnym. I jedyny raz, kiedy mogła zjeść tyle
kawałków mięsa, ile tylko chciała. Bo nikt jej go nie wydzielał.
– Mamo, dziś dostałam… – Salma przerwała, ponieważ jej brat, którego
trzymała na rękach, zaczął głośno płakać.
– Zabaw go jakoś! – matka rozkazała suchym tonem i wróciła do
kuchni.
Dziewczynka głośno westchnęła, a następnie, z trudem utrzymując
drącego się wniebogłosy i wierzgającego nogami malucha, poszła do
pokoju, który dzieliła ze swoimi siostrami. Jedynym jego wyposażeniem
były stojące pod ścianami trzy łóżka oraz duża szafa, gdzie wepchnięta była
garderoba. Salma zawsze donaszała odzież po Ranie i Hafsie. A właściwie
po Ranie, bo Hafsa rzadko dostawała nowe ubrania, tylko nosiła te po
starszej siostrze.
Najgorzej było z butami. Długo używane przez siostry zawsze były
bardzo zniszczone i nigdy do końca nie pasowały na jej nogi. Były albo
trochę za małe, albo trochę za duże. Czasami bardzo za duże i matka
musiała wkładać w ich czubki kawałki szmatek, żeby jej nie spadły. Salma
bardzo się tego wstydziła. Z zazdrością patrzyła na buty swoich koleżanek.
Chociaż do jej szkoły uczęszczały zazwyczaj dzieci z niezamożnych rodzin,
to jej zawsze się wydawało, że ona ma najbardziej zdezelowane obuwie
ze wszystkich. A jeśli któraś z dziewczynek przyszła do szkoły w nowych
butach, Salma nie mogła oderwać od nich wzroku. Wpatrywała się w ich
lśniącą powierzchnię, której nie szpeciły rysy pęknięć i trudnego do zmycia
brudu, a wieczorem przed zaśnięciem długo się zastanawiała, jakie to
uczucie mieć na swoich nogach całkiem nowe buciki, czyste
i niezniszczone, które leżą jak ulał na jej stopach. Wyobrażała sobie, jak
idzie w nich do szkoły bez piekącego uczucia zażenowania. I bez ciągłego
wysiłku, żeby tak stawiać nogi, aby nikt nie zauważył, że są dla niej za
ciasne albo za luźne.
Posadziła na podłodze ciężkiego już dla niej brata, który nie przestawał
głośno płakać. Ukucnęła przy nim i spod łóżka wyciągnęła samochodzik,
po czym, jeżdżąc nim w przód i w tył, starała się go uspokoić.
– Brum… Brum… – naśladowała odgłos pojazdu.
– Brum… – Przez chwilę chłopiec zajął się zabawą.
Opiekując się bratem, Salma z niecierpliwością czekała, aż do domu
wróci Rania z Hafsą. Miała nadzieję, że wtedy będzie mogła usiąść do
nauki, która była teraz dla niej najważniejsza. W środku dziewczęcego
serduszka, na samym jego dnie, miała ukryte swoje wielkie marzenie.
Nikomu jeszcze o nim nie powiedziała – ani starszym siostrom, ani
najlepszej przyjaciółce Farah. Tylko uczyła się w każdej wolnej chwili,
żeby kiedyś…
– Łeee… Łeee… – Haszim szybko się znudził i ponownie rozpłakał się
wniebogłosy.
Po chwili do sypialni wpadła matka.
– Miałaś się nim zajmować! – krzyknęła na córkę.
– Przecież się nim zajmuję.
– Jak się zajmujesz, skoro płacze! – Matka wzięła synka na ręce
i zaczęła go nieznacznie huśtać.
– On zawsze płacze…
Chłopiec, który był oczkiem w głowie rodziców, często marudził
i trudno go było utrzymać w ryzach.
– Jakbyś się bardziej do tego przyłożyła… – matka stwierdziła
z wyrzutem, a Salmie zrobiło się przykro.
Trzasnęły drzwi wejściowe, to Rania wróciła ze spaceru z małą siostrą.
– Salma! – Pięcioletnia Hala przybiegła do pokoju i rzuciła się jej na
szyję.
– Cześć, słoneczko! – Mocno przytuliła małą. Miała nadzieję, że teraz
Rania przypilnuje młodszego rodzeństwa, a ona wreszcie będzie mogła
usiąść do lekcji.
Jednak matka pozbawiła ją złudzeń.
– Rania pomoże mi w kuchni, a ty zajmiesz się dziećmi – zarządziła,
zostawiając maluchy pod jej opieką. Salmie nie pozostało nic innego, jak
tylko jej posłuchać.
Dziewczynka wyciągnęła klocki i rozsypała je na podłodze. Hala
zaczęła budować z nich kolorowy domek, a Salma usiadła obok brata
i pomagała mu układać wysoką wieżę.
Zabawki pojawiły się w domu dopiero od niedawna. Ojciec kupował je
dla rosnącego synka, bo wcześniej uważał, że są one zbędnym wydatkiem
w bardzo ograniczonym rodzinnym budżecie. Skorzystała na tym Hala,
która uwielbiała bawić się klockami. Jej starsze siostry nie miały
w dzieciństwie takiej możliwości.
Po godzinie, podczas której dzieci zachowywały się w miarę spokojnie,
ze szkoły wróciła piętnastoletnia Hafsa.
– Dobrze, że jesteś. – Salma od razu podniosła się z podłogi. – Uważaj
na dzieciaki. – Poszła do przedpokoju po swoją torbę.
– Nie mogę, bo jutro mam sprawdzian z arabskiego – zaoponowała
Hafsa. – Muszę się uczyć.
– Ja też się muszę uczyć! – krzyknęła Salma. – Siedzę tu z nimi
od powrotu ze szkoły!
– Ciszej tam! – matka ostro zganiła córki z kuchni.
Zdeterminowana Salma, nie zważając na nic, przeszła do niewielkiego
salonu, a następnie wyjęła na stół swoje książki i zeszyty.
– Co mi się tu rozkładasz? – ofuknęła ją matka, kiedy to zauważyła.
– Chcę odrobić lekcje.
– Nie teraz – burknęła matka. – Zaraz będzie obiad.
– Zabieraj się stąd. – Rania niosła już talerze.
W tym momencie rozległ się głośny płacz Hali, która już pędziła
w objęcia Salmy.
– Haszim rozwalił mi mój domek – poskarżyła się, żałośnie szlochając.
Za nią przybiegł roześmiany brat, który cieszył się ze swojego wybryku.
– Mamo! I on się jeszcze śmieje! Powiedz mu coś! – Hala odwróciła się
w stronę matki.
– On jest jeszcze mały… – matka nie skarciła chłopca. – A ty miałaś go
pilnować! – zwróciła się z wyrzutem do Salmy.
– Hafsa z nim została – tłumaczyła się dziewczynka.
– Mamo! Ja muszę przygotować się do sprawdzianu z arabskiego! Nie
mogę siedzieć z dziećmi! – Hafsa powiedziała podniesionym głosem.
– Ja też się muszę uczyć! – wybuchnęła Salma.
– Dosyć tego! – huknęła matka. – Weź te książki ze stołu, bo Rania nie
ma gdzie postawić talerzy.
Salma schowała swoje zeszyty i książki z powrotem do szkolnej torby.
– Hafsa, pomóż nam wydać obiad, a ty zajmij się dziećmi – poleciła
matka tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Rozbrykany Haszim popędził do pokoju, a Salma wzięła za rękę Halę
i podążyła za nim. Młodsza siostra, gdy tylko zobaczyła swój zburzony
domek, który z takim mozołem budowała, ponownie się rozpłakała.
– Nie płacz, słoneczko, nie płacz – Salma pocieszała siostrzyczkę. –
Zbudujemy go od nowa… – Wzięła do ręki kolorowe klocki, zerkając
jednocześnie na brata, który ponownie zainteresował się samochodzikiem.
– Brrruuumm… Brrruuumm… – Przesuwał go po podłodze.
Kiedy rok wcześniej Rania skończyła dziesięcioletnią szkołę
podstawową i została w domu, bo rodzice nie posłali jej do szkoły średniej5,
Salma myślała, że będzie miała mniej obowiązków i tym samym więcej
czasu poświęci nauce. Jednak tak się nie stało, gdyż Rania większość czasu
spędzała w kuchni, gdzie pomagała matce przygotowywać posiłki dla
licznej rodziny.
Rodzice uważali, że dziewczyna powinna przede wszystkim nauczyć się
dobrze gotować, co miało zwiększyć jej szanse na zamążpójście.
Z niecierpliwością czekali na pojawienie się jakiegokolwiek kandydata.
Rania nie odznaczała się szczególną urodą. Tak naprawdę to można ją było
nazwać brzydką, gdyż duży, garbaty nos, małe oczy i zbyt wydatna,
wystająca broda nadawały jej twarzy odpychający wygląd. Niekorzystne
wrażenie nie znikało nawet wtedy, kiedy się uśmiechała, a wręcz się
potęgowało, bo widać było jej nierówne, zaniedbane zęby. Sama Rania też
chętnie wyszłaby za mąż i opuściła biedny dom, gdzie wszystko kręciło się
wokół małego Haszima.
– Przyprowadź dzieci na obiad! – zawołała matka.
– Chodźcie, umyjemy rączki – Salma zwróciła się do rodzeństwa.
Hala posłusznie wstała, a Haszim nie przestawał się bawić
samochodem.
– Brrruuumm… – Jeździł po całym pokoju.
– Później się pobawisz. – Salma pochyliła się w stronę brata i chwyciła
go, żeby go podnieść, ale nie zdołała tego zrobić, bo malec jej się wyrwał.
– Mamo! Haszim nie chce iść! – krzyknęła Salma.
– Co?! – Nie usłyszała matka.
– Haszim nie chce iść!!! – powtórzyła dużo głośniej dziewczynka.
Matka zamamrotała coś pod nosem o nieudolności córki, a potem
wysłała po synka Hafsę. Po paru minutach rodzina siedziała przy stole,
jedząc ryż i muluhiję6. Ojciec główny posiłek jadł dopiero wieczorem,
kiedy wracał z pracy.
Po obiedzie Salma też nie mogła od razu wziąć się do nauki. Matka
z Ranią sprzątały i zmywały naczynia, a Hafsa chciała powtórzyć materiał
do trudnego sprawdzianu z języka arabskiego. Salmie znowu przypadła rola
opiekunki do dzieci. Dopiero dużo później, gdy matka z Ranią przyszły do
pokoju, gdzie przebywało młodsze rodzeństwo, dziewczynka usiadła przy
stole obok Hafsy i zabrała się do odrabiania lekcji.
Ledwie skończyła, kiedy do domu wrócił ojciec. Od razu poszedł do
łazienki, żeby się umyć i przebrać w czyste ubranie. Na podłodze zostawił
swoją brudną roboczą odzież. Gdy tylko opuścił łazienkę, przybiegł do
niego Haszim, licząc jak zwykle na parę minut dobrej zabawy.
– Ja ibni!7. Ja ibni! – Ojciec złapał go i zaczął podrzucać do góry.
– Ha, ha, ha! – Zachwycony chłopiec śmiał się od ucha do ucha.
Hafsa i Salma zebrały swoje książki i zeszyty ze stołu, żeby nie
przeszkadzać ojcu, któremu matka zaraz miała podać ciepły posiłek. Poszły
do sypialni, usiadły na łóżkach i tam dalej się uczyły. Hala spokojnie bawiła
się klockami na podłodze. Po kwadransie do pokoju zajrzała matka.
– Trzeba uprać ubranie ojca – powiedziała, a Salma skuliła się w sobie.
Tego nie lubiła najbardziej.
Dziewczynki siedziały cicho z nosami w książkach.
– Hafsa! – Matka podniosła głos, nie widząc żadnej reakcji córek. –
Upierz ojcu ubrania!
– Mamo, proszę… – Hafsa błagalnie spojrzała na matkę. – Jutro mam
sprawdzian z arabskiego, a jeszcze nie powtórzyłam wszystkiego…
– Salma! Idź uprać to ubranie!
– Później, mamo, teraz chcę jeszcze trochę…
– Bez dyskusji! – ucięła matka. – Później to wszystkim będzie
potrzebna łazienka. – Wycofała się z sypialni.
Salma z trudem oderwała się od książki i z wielką niechęcią poszła do
małej łazienki. Skrzywiła się, bo unosił się w niej smród bardzo brudnego,
przesiąkniętego potem i poplamionego smarami roboczego ubrania ojca.
Jego pranie zawsze sprawiało Salmie wielką trudność, ponieważ miała
przykazane, żeby oszczędzać wodę i proszek. Poza tym dla dziewczynki
ubranie ojca, nawet po najbardziej starannym upraniu, nigdy nie było tak
naprawdę czyste. Zawsze zostawał odór warsztatu samochodowego
i widoczne liczne zanieczyszczenia, których nigdy nie dało się doprać.
Przezwyciężając odrazę do czynności, którą zmuszona była wykonać,
Salma nalała do miski wody i wsypała trochę proszku. Potem wzięła
w palce brudne ubranie i wrzuciła je do miski. Stała przez chwilę bez ruchu,
bo nie cierpiała tego momentu, kiedy musiała zanurzyć całą cuchnącą
tkaninę, a woda od razu zamieniała się w czarną, oleistą bryję, która
nieuchronnie przyklejała jej się do dłoni. Potem nie mogła domyć rąk,
a nieprzyjemny zapach długo się na nich utrzymywał.
– Co się tak guzdrzesz? – zagderała matka, stając w drzwiach. – Wyjdź
na chwilę, bo muszę skorzystać z łazienki.
Dziewczynka wyszła na korytarz i oparła się o ścianę. Zamknęła oczy
i przypomniała sobie panią doktor, która kiedyś ją przyjęła w przychodni.
Była miła i sympatyczna, a na sobie miała nieskazitelnie biały kitel. Tak
biały i czysty, że aż kłuł w oczy. Wtedy Salma po raz pierwszy zamarzyła
o tym, żeby zostać lekarzem. To marzenie tkwiło w niej do tej pory
i dopingowało ją do pilnej nauki. Wyobrażała sobie, że kiedyś w białym
fartuchu będzie przyjmować małych pacjentów i leczyć ich tak, jak to
zrobiła pani doktor, kiedy ona była chora.
– Dokończ szybko to pranie! – rzuciła matka, opuszczając łazienkę,
a Salma wróciła do znienawidzonego obowiązku.
Po paru minutach dobiegła ją głośna kłótnia rodziców. Ojciec znowu
wyrzucał matce, że gaz w butli za szybko się skończył i musi ją już
wymienić.
– Co ty robisz z tym gazem?! – wrzeszczał. – Co chwila się kończy!
– Jak to co robię?! Normalnie, gotuję!
– Nie możesz bardziej uważać?!
– Jak mam uważać?!
– Trzeba oszczędzać!
– Robię, co mogę!
– Widocznie za mało!
– Przecież muszę gotować!
– Ale nie jesteś gospodarna! – pienił się Abu Haszim. – Ciągle za coś
muszę coraz więcej płacić! Albo za gaz, albo za elektryczność, albo za
wodę, albo…
Salma wyjęła ociekające brudną wodą ręce z miski, szybko je wytarła
i zatkała sobie uszy.
Muszę się uczyć, muszę się uczyć, muszę się uczyć…, powtarzała bez
końca, wyobrażając sobie siebie w przyszłości w białym, czystym fartuchu.
Kolejne dni płynęły podobnym rytmem. Trzy siostry codziennie
pomagały matce w pracach domowych i opiece nad młodszym
rodzeństwem. Czasami kłóciły się o to, która z nich ma się zająć Haszimem
lub wyprać ojcu robocze ubranie. Salma nadal dokładała wszelkich starań,
żeby w szkole uzyskiwać jak najlepsze oceny.
Pewnego wieczoru, kiedy już wszystkie leżały w swoich łóżkach,
a Hala słodko spała przytulona do Salmy, Hafsa przerwała ciszę, zaczynając
tajemniczo:
– Podsłuchałam coś ważnego…
– Co takiego? – zapytała Rania, bo Salma już zasypiała.
– Rodzice mówili, że niedługo możemy mieć ważną wizytę.
– Jaką wizytę?
– No wiesz… Ma przyjechać matka z synem…
– Naprawdę?! – Rania z wrażenia aż usiadła na łóżku.
– Tak mówił ojciec do mamy…
– Kto to jest?! – Rania prawie krzyknęła, bo domyśliła się, że chodzi
o kandydata na jej męża. Pierwszego kandydata.
– Ciiii… – upomniała ją Hafsa, gdyż Hala zamruczała i przekręciła się
na drugi bok.
– Ciszej gadajcie – poprosiła Salma, która chciała wyspać się do szkoły.
– To kto jest? – Rania zniżyła głos.
– Nie wiem…
– Powiedz dokładnie, co słyszałaś – poprosiła Rania.
– Mama mówiła, że dla takich gości z Ammanu…
– Z Ammanu? – Rania przerwała jej z niedowierzaniem.
– Tak mówiła mama.
– Mąż z Ammanu… – Dziewczyna się rozmarzyła.
– Mama przekonywała ojca, że trzeba kupić córce nową sukienkę.
– I co na to ojciec?
– Nie chciał się zgodzić, bo twierdził, że jest i bez tego za bardzo
zadłużony…
– A mama?
– Namawiała go tak długo, aż w końcu się zgodził.
– To wspaniale! – ucieszyła się Rania. – Wiesz, kiedy mają przyjechać?
– Nie, z tego, co słyszałam, to tamci jeszcze mają dzwonić. To była
dopiero jedna z pierwszych rozmów.
– Nie gadajcie tyle! – odezwała się Salma. – Jutro mam szkołę.
– Ja też… – mruknęła Hafsa.
– Co jeszcze słyszałaś? – Rania zapytała podekscytowana.
– Już nic więcej. Wkrótce rodzice na pewno sami nam o wszystkim
powiedzą.
– Ciekawe, jak wygląda… – Rania zaczęła wyobrażać sobie
zainteresowanego nią kandydata.
– Hmm… – Hafsa ułożyła się wygodnie do snu.
Rania z przejęcia nie spała całą noc. Zastanawiała się, kto się mógł nią
zainteresować. Większość czasu spędzała w domu, ale zdarzało się, że
wychodziła z Halą na spacer, więc…
Może wtedy ktoś mnie zobaczył?, myślała rozemocjonowana. Ale
z Ammanu? Skąd tutaj? Może akurat przejeżdżał? Albo to rodzina któregoś
z sąsiadów? Albo którejś z koleżanek ze szkoły?
Małżeństwa aranżowane, ze względu na separację płci i ograniczony
kontakt między nimi, nadal były powszechnie praktykowane w krajach
arabskich. Jeżeli mężczyzna chciał się ożenić, to zazwyczaj jego matka
rozglądała się za odpowiednią kandydatką wśród rodziny lub znajomych
albo rozpytywała, czy ktoś nie zna jakiegoś domu, gdzie są panny na
wydaniu. Jeżeli w rodzinie było dużo dziewczyn, to tym bardziej warto
było się nią zainteresować ze względu na większy wybór oraz większą chęć
wydania przez rodziców którejś z córek za mąż.
Do bladego świtu Rania snuła wizje swojej najbliższej przyszłości.
Wyobrażała sobie huczne zaręczyny, których jest główną bohaterką i ubrana
w piękną suknię, ze świetnie zrobionym makijażem i nienaganną fryzurą,
przyjmuje gratulacje rodziny i koleżanek. A później będzie ślub… I ona
w białej sukni… Potem pojedzie z mężem do Ammanu… z mężem…, to
słowo napełniało jej serce wielką słodyczą. Śniła na jawie, jak wiedzie
w stolicy szczęśliwe życie u boku męża… męża…
Następnego dnia pomimo niewyspania Rania z jeszcze większą werwą
wzięła się do pomagania mamie w kuchni. Cały czas myślała tylko o tym,
że już niedługo będzie krzątać się w swoim nowym domu w Ammanie
i dogadzać swojemu mężowi. Od czasu do czasu zerkała na matkę
w nadziei, że coś powie jej na ten temat, ale ta milczała jak zaklęta.
Dopiero po dwóch tygodniach ojciec wezwał córki na ważną rozmowę.
Usiadły w rządku na sfatygowanej, wypłowiałej kanapie w niewielkim
salonie i cierpliwie czekały, aż ojciec się w nim pojawi. Rania była nawet
trochę zdziwiona, że wcześniej matka nie poruszyła z nią tego tematu, ale
wytłumaczyła to sobie tym, że ojciec sam chciał jej przekazać tę ważną
wiadomość. Niecierpliwie czekała na jego przybycie, ciesząc się, że już
niedługo odmieni swoje życie na lepsze.
W końcu ojciec przyszedł i usiadł na starym fotelu naprzeciwko córek.
– Zrób mi kawę – polecił żonie.
Basma poszła do kuchni, a Ranii minuty dłużyły się w nieskończoność.
Salma chciała, żeby to rodzinne posiedzenie szybko się skończyło, bo
zamierzała jeszcze wieczorem się pouczyć. Hafsa była poruszona, że jej
siostra niedługo wyjdzie za mąż.
Matka przyniosła kawę i usiadła na drugim fotelu obok ojca, który
czekał, aż kawa wystygnie. Kiedy wypił parę łyków, skierował wzrok na
córki i zaczął poważnym tonem:
– Niedawno ktoś zwrócił się do mnie z pytaniem o jedną z was…
Rania poprawiła się na kanapie, bo bardzo chciała dowiedzieć się
czegoś więcej o swoim przyszłym mężu.
– W związku z tym niedługo odwiedzi nas pewien młody człowiek
ze swoją matką…
– Kto to jest? – zapytała Rania.
Ojciec z matką skrzyżowali spojrzenia.
– To syn bardzo porządnej rodziny z Ammanu… – odpowiedział ojciec.
– Z Ammanu? – Rania udała zdziwienie.
– Tak, to dalecy krewni jednego z moich kolegów, z którymi pracuję
w warsztacie.
Salma życzyła w duchu siostrze, żeby jej przyszły mąż nie był
zatrudniony w warsztacie samochodowym, a ona nie musiała prać mu
brudnych roboczych ciuchów.
– Co robi? – Rania była coraz bardziej zaintrygowana.
– Pracuje w sklepie z ubraniami – odpowiedziała matka, a Salma
ze względu na siostrę odetchnęła z ulgą.
– Ile ma lat? – dopytywała Rania.
– Dwadzieścia osiem – szybko odpowiedziała matka.
– Stary – wyrwało się Hafsie.
– Nie taki stary – stwierdziła Rania. – Jedenaście lat różnicy to nie jest
tak bardzo… – nie zdążyła dopowiedzieć „dużo”, bo matka jej przerwała.
– On jest zainteresowany Hafsą.
W salonie zaległa grobowa cisza. Nawet bawiący się na podłodze
Haszim i Hala nic nie mówili. Rania zbladła, bo jedno zdanie przekreśliło
jej nadzieje i plany, które snuła w każdej minucie od momentu, kiedy
siostra powiedziała jej o gościach z Ammanu.
– Tak, on jest zainteresowany Hafsą – powtórzył ojciec, żeby córki nie
miały co do tego żadnych wątpliwości.
Hafsa złapała Ranię za rękę i ścisnęła ją aż do bólu.
– Nie chcę teraz wychodzić za mąż – powiedziała cicho ze ściśniętym
gardłem.
– A na co tu czekać? – szybko rzuciła matka.
– Jeszcze się uczę.
– Został ci tylko rok.
– Ale…
– Nie ma żadnego ale – twardo oświadczył ojciec. – Matka kupi ci
nową sukienkę i…
– Nie chcę! – rozpaczliwie krzyknęła Hafsa.
– Nie podnoś głosu! – upomniała ją matka.
Hafsa zaczęła rozpaczliwie szlochać. Dołączyła do niej Rania, której
nagromadzone emocje nie pozwoliły na zachowanie spokoju. Salma
z ciężkim sercem patrzyła na rozgrywający się na jej oczach dramat sióstr.
Przyjęte było, że dziewczęta wychodziły za mąż w kolejności od najstarszej
do najmłodszej, więc rozumiała, jak fatalnie musi się czuć w tej chwili
Rania. I nie chciałaby być teraz w skórze Hafsy.
– Nie trzeba lamentować, tylko się cieszyć – matka oznajmiła chłodno.
– Jestem bardzo zadłużony – bez ogródek wyjawił ojciec. – Jeżeli
któraś z was nie wyjdzie za mąż, to wkrótce nie będę miał czym płacić za
wynajem mieszkania. Wyrzucą nas i znajdziemy się na ulicy.
– Będziemy mieszkać na ulicy? – Hala, która bawiła się u stóp Hafsy,
spojrzała na nią przerażonymi oczami, które z miejsca wypełniły się
wielkimi łzami.
– Może się tak zdarzyć – potwierdził ojciec, bo chciał, żeby Hafsa
w pełni zrozumiała, jak poważna jest sytuacja rodziny.
Salma przysunęła się bliżej łkającej siostry.
– Jeżeli tylko jest kandydat, to nie ma się co zastanawiać. Za rok
skończysz szkołę i co dalej? Będziesz siedzieć tu z nami jak Rania? –
Matka wyraźnie dała do zrozumienia, jak wielkim ciężarem jest dla nich
najstarsza córka.
– To postanowione. – Ojciec bezwzględnie pozbawił córkę resztek
złudzeń, że może przeciwstawić się woli rodziców. – Musisz tylko się
postarać, żeby wywrzeć na nim i jego matce dobre wrażenie. Bo jeśli się
rozmyślą…
– Sama wiesz, że konkurencja jest duża… – matka westchnęła głęboko.
Syryjczycy, którzy uciekli przed bestialską wojną toczącą się na terenie
ich kraju i znaleźli schronienie w sąsiedniej Jordanii, często wydawali
swoje niepełnoletnie córki za mąż, aby w ten sposób zapewnić im, a tym
samym również sobie, lepszy byt. Niestety wielokrotnie okazywało się, że
skazują dziewczynki na istne piekło na ziemi.
– To już postanowione. – Ojciec wstał, uznając rodzinne zgromadzenie
za zakończone. – Matka powie wam, kiedy goście z Ammanu nas
odwiedzą. – Opuścił salon, a za nim podreptał Haszim.
Basma podążyła w ich ślady, żeby zająć się synkiem. Siostry siedziały
jak skamieniałe, jakby chciały zaczarować ten czas, cofnąć go, sprawić, że
te wszystkie słowa nie padły. Nagle Hala wybuchnęła głośnym płaczem.
– Chodź, słoneczko, nie płacz, nie płacz już, kochanie. – Salma wzięła
siostrzyczkę na kolana i ją utuliła.
– Ja nie chcę mieszkać na ulicy! – histerycznie wykrzyczała
dziewczynka. – Nie chcę!
– A ja nie chcę wychodzić za mąż. – Hafsie wciąż trudno było uwierzyć,
jaki obrót przybrała sytuacja.
– A ja chciałabym wyjść za mąż – gorzko wyrzuciła z siebie Rania
i wybiegła z salonu.
A ja chciałabym się uczyć, pomyślała Salma, ale wiedziała, że do końca
dnia będzie musiała się zajmować Halą, bo żadna z jej starszych sióstr nie
będzie w stanie tego robić.
Po ponad trzech kwadransach Salma z trudem uspokoiła Halę, przed
której oczami wciąż pojawiał się obraz, jak śpi na zimnej, ciemnej ulicy,
a wkoło niej krążą wygłodzone psy. Hala bardzo bała się psów.
Tego wieczoru żadna z sióstr nie zjadła kolacji. Smutne położyły się do
łóżek, a Hala mocniej niż zwykle przytuliła się do Salmy. Słychać było ich
ciężkie oddechy. Przytłaczające milczenie przerwała Rania.
– Powinnaś się cieszyć z tego małżeństwa.
– Mówisz jak matka – Hafsa nie zgadzała się z siostrą.
– Bo ma rację.
– Z czego tu się cieszyć?
– Będziesz miała swój własny dom… I męża… – Rania, chociaż bardzo
cierpiała z powodu wielkiego rozczarowania, starała się pomóc siostrze
w tej trudnej sytuacji. Pamiętała też, jak ojciec określił swoje położenie,
i nie miała wątpliwości co do tego, że wkrótce cała rodzina może zostać bez
dachu nad głową.
– I co z tego?
– Co z tego? Co z tego? – zirytowała się Rania. – Miną dwa, trzy lata
i sama zobaczysz, jak to jest… Czekać każdego dnia, aż ktoś przyjdzie…
I o ciebie zapyta…
– Ale mam jeszcze te dwa czy trzy lata…
– Tak tylko ci się wydaje. Czas szybko leci, a poza tym te Syryjki… –
Rania nie raz rozmawiała na ten temat ze swoimi koleżankami, które
zwracały uwagę nie tylko na ich urodę, ale też na fakt, że ich rodziny
oddają swoje córki, nie stawiając wygórowanych wymagań względem
kandydatów na mężów. – Niektóre z nich są naprawdę ładne… Bardzo
ładne… – Prawda była brutalna do bólu.
– To znaczy, że mam wyjść za mąż za pierwszego lepszego, który się
przydarzył?
– Nie za pierwszego lepszego… On jest z Ammanu…
– I co to zmienia?
– Ja ci dobrze radzę… – Rania powiedziała z naciskiem. – Staraj się,
żebyś mu się spodobała, kiedy do nas przyjdzie z matką, i żeby nie zmienił
zdania co do ślubu z tobą.
Niedługo potem matka przekazała córkom termin odwiedzin gości
ze stolicy. W domu zapanowała dosyć nerwowa atmosfera. Ojciec znowu
się zapożyczył, żeby żona mogła kupić Hafsie nową sukienkę, zabrać ją do
fryzjera i godnie przyjąć gości. Matka co chwila strofowała córki, żeby
bardziej dokładnie sprzątały mieszkanie oraz zadbały o siebie i młodsze
rodzeństwo. Chciała, żeby cała rodzina dobrze się prezentowała. Rania nie
mogła pozbyć się dojmującego uczucia, że te wszystkie przygotowania
powinny odbywać się z jej powodu, i ukradkiem ocierała łzy. Hafsa nie
wiedziała już, co o tym wszystkim myśleć, bo dużo jej koleżanek szczerze
jej gratulowało i uważało, że mąż z Ammanu to jest bardzo dobra partia.
– Ja na twoim miejscu byłabym szczęśliwa – przekonywała ją
szesnastoletnia córka sąsiadów, Maha.
– Czemu tak uważasz?
– Bo mogło być dużo gorzej…
– Co masz na myśli?
– Ojciec mógł cię na przykład wydać za mąż jako drugą żonę za dużo
starszego mężczyznę z gromadką dzieci. Pamiętasz, co spotkało Nadię
z parteru?
– Tak, oczywiście. Biedna dziewczyna…
Trudno było zapomnieć o tej dramatycznej historii. Parę lat temu
sąsiadka z parteru z dumą ogłosiła wszystkim, że jej czternastoletnia córka
wychodzi za mąż za właściciela sklepu. Dla biednych mieszkańców
budynku takie zamążpójście było jak wygrany los na loterii. Nikt nie
zwracał uwagi na wiek mężczyzny ani na to, że mieszka w odległej
miejscowości, tylko na to, że narzeczony obdarował swoją wybrankę
nowymi ubraniami i kompletem złotej biżuterii. Później wyszło na jaw, że
mężczyzna rzeczywiście miał niewielki sklepik, ale też żonę i czworo
dzieci na utrzymaniu. Kiedy Nadia pewnego razu odwiedziła swoich
rodziców z trójką własnych dzieci, wyglądała jak cień samej siebie. Chuda,
z podkrążonymi z przemęczenia oczami i ziemistą cerą, wykończona
powtarzającymi się w krótkich odstępach czasu porodami, w niczym nie
przypominała ładnej, pełnej życia nastolatki, którą była, kiedy opuszczała
swój rodzinny dom.
– Wiesz, co teraz się z nią dzieje? – Hafsa spytała Mahę.
– Słyszałam od mamy, że jest w ciąży z czwartym dzieckiem.
– Najgorsza ta pierwsza żona. – Hafsa wzdrygnęła się z niechęcią.
– Widzisz? A może ten twój… Jak on ma imię?
Hafsa się zastanowiła.
– Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że nie wiem.
– Nie wiesz, jak ma na imię twój przyszły mąż? – Maha zrobiła
zaskoczoną minę.
– Bo tyle się u nas działo… Rania z początku myślała, że to o nią
chodzi, więc gdy się dowiedziała, że jednak nie…
– Wcale się nie dziwię, w końcu jest najstarsza…
– No właśnie.
– W każdym razie może ten twój mąż okaże się na tyle przystojny
i miły, że się w nim zakochasz?
– Ja? Zakocham? – Hafsa zaśmiała się trochę nerwowo, ale od tej pory
zaczęła sobie wyobrażać, że Ahmad, bo, jak się dowiedziała od matki, tak
miał na imię kandydat na jej męża, jest przystojny… I miły…
Im bliżej było wizyty, tym większa gorączka ogarniała domowników.
Hafsa była w centrum zainteresowania i coraz bardziej przyzwyczajała się
do myśli o rychłym zamążpójściu. Rania ciągle chodziła podminowana
i starała się walczyć z narastającą w niej zazdrością. Haszim i Hala biegali
rozbrykani, wyczuwając panującą w domu szczególną atmosferę. A Salma
chciała, żeby to całe zamieszanie jak najszybciej się skończyło, bo wtedy
mogłaby się znowu więcej uczyć.
Kiedy nadszedł ten wielki dzień, wszystko było zapięte na ostatni guzik.
Dom lśnił czystością. Matka upiekła całą tacę kruchych, przepysznych
ciasteczek nadziewanych gładką pastą z daktyli. Hafsa z ułożonymi
u fryzjera włosami i w nowej sukience ćwiczyła z przejęciem, jak ładnie
podać gościom kawę z kardamonem. Wszystkie dzieci ubrane były w swoje
najlepsze stroje.
– Bądźcie uprzejme dla gości – przykazała matka. – Musicie wywrzeć
na nich jak najlepsze wrażenie.
Potem nastały długie godziny oczekiwania.
– Czemu ich jeszcze nie ma? – dopytywała Hafsa, która bardzo się
denerwowała.
– Cierpliwości, zaraz dojadą – uspokajała ją matka.
W końcu zadzwonił dzwonek.
– Pójdę otworzyć. – Matka ruszyła w stronę drzwi.
– Ciekawe, jak on wygląda – Hafsa szepnęła do Ranii, którą przeszył
żal, że to jednak nie nią się zainteresowali.
– Ahlan wa sahlan!8 – przejęta matka przywitała gości i zaprosiła ich do
środka.
Siostry usłyszały sympatyczne głosy mężczyzny i jego matki. Po
tradycyjnych powitaniach Basma kurtuazyjnie wypytała o podróż
z oddalonego o niecałe sto kilometrów Ammanu. Potem nastąpiło parę
minut grzecznościowej rozmowy, a następnie matka przeprosiła na chwilę
gości i przyszła do siedzących jak na szpilkach córek.
– Hafsa, zrób i przynieś kawę – poleciła. – A wy przyprowadźcie dzieci
do salonu, żebym mogła przedstawić im całą rodzinę – powiedziała do
Ranii i Salmy, po czym wróciła do gości.
– Rania, pomóż mi zrobić kawę, bo ja się boję, że mi nie wyjdzie –
Hafsa poprosiła siostrę.
– Dobrze, chodźmy do kuchni.
Po paru minutach aromatyczna kawa była gotowa i rozlana do nowych
filiżanek, które matka specjalnie kupiła na tę okazję. Hafsa wzięła tacę, na
której były ustawione, i uważając, żeby nie uronić ani jednej kropelki
czarnego płynu, poszła do salonu. Jeden rzut oka na przystojnego
mężczyznę wystarczył, żeby pomyślała, że z łatwością może się w nim
zakochać.
– To jest Hafsa – matka przedstawiła córkę, a Ahmad uważnie się jej
przyjrzał, kiedy stawiała przed nim filiżankę z dymiącą kawą.
Potem przyszła Rania, a następnie Salma, trzymając za ręce Haszima
i Halę. Ledwie weszła do salonu, Haszim wyrwał się jej i zaczął biegać,
więc Salma ruszyła za nim, żeby go złapać i posadzić na kanapie.
– A ty, jak masz na imię? – Ahmad zwrócił się do niej, wpatrując się
w jej prześliczną twarz.
– Salma.
– Podoba mi się – powiedział Ahmad, taksując pożądliwym wzrokiem
od stóp do głów kształtną sylwetkę dziewczynki.
Salma po arabsku znaczy bez skazy, nieskalana, czysta, cnotliwa.
Znaczy niewinna.
1 Walad (arab.) – chłopiec.
2 Mabruk! (arab.) – Gratulacje!
3 Abu Haszim (arab.) – ojciec Haszima.
4 Ma sza Allah (arab.) – dosłownie: „Cokolwiek Bóg zechce”; zwrot używany, kiedy
podziwia się coś ładnego albo dobrego lub chwali się jakąś osobę. Panuje przekonanie, że
ta formuła chroni przed złym okiem.
5 W Jordanii obowiązek szkolny obejmuje dzieci do piętnastego roku życia. Szkoła
średnia trwa dwa lata i uczęszczają do niej uczniowie w wieku od 16 do 18 lat. Pomyślne
zdanie egzaminu końcowego otwiera drogę do wyższych studiów.
6 Muluhija – zupa z zielonych liści juty warzywnej; w smaku przypomina trochę
szpinak.
7 Ja ibni! (arab.) – Mój synu!
8 Ahlan wa sahlan! (arab.) – Witajcie!
Rozdział II
Nieletnie panny młode
Smutna dziewczynka stała ubrana w białą, ślubną sukienkę. Jej ładną
twarzyczkę o oliwkowej cerze okalały długie, gęste pasma
brązowokasztanowych włosów. Na głowie miała założony wianek z białych
kwiatków. Do niego przypięto długi, tiulowy welon, który zasłaniał większą
część jej poważnej twarzy i powiewał z jednej strony jak skrzydło anioła.
Przed sobą, na wysokości piersi, trzymała w dłoniach duży biały karton
z czarnym napisem: STOP CHILD MARRIAGE – Stop małżeństwu dzieci.
To sugestywne zdjęcie zrobiono podczas eventu zorganizowanego przez
Amnesty International w celu potępienia małżeństw zawieranych przez
dzieci, a przede wszystkim zmuszania ich do tego, i obrazowało artykuł
opublikowany w gazecie „The Arab Weekly” pod wymownym tytułem
W Jordanii rośnie liczba dziecięcych małżeństw.
„Matka powiedziała mi, że mój mąż przyniesie mi zabawki i zaopiekuje
się mną jak jedną ze swoich córek, a wszystko, co muszę robić, to go
słuchać” – opowiadała szesnastoletnia Abir, którą ojciec dwa lata wcześniej
wydał za mąż za pięćdziesięcioletniego uchodźcę z Syrii. „Powiedziała
również, że będę mogła kontynuować naukę i żyć szczęśliwie”.
Rodzina Abir uciekła z ogarniętej wojną domową Syrii do Jordanii,
kiedy dziewczynka miała trzynaście lat.
„Nie wiedziałam zupełnie, czego się spodziewać ani o co chodzi
w małżeństwie, ponieważ mój ojciec w pewien sposób zmusił mnie do jego
zaakceptowania” – zwierzała się dziewczyna, która w wieku piętnastu lat
została już rozwódką. „Dla moich rodziców małżeństwo było jedynym
sposobem na zapewnienie kobietom bezpieczeństwa pod ochroną ich
mężów oraz drogą do powstrzymania ich przed odejściem od tego, jak
zostały wychowane”.
Rozwiedziona „mała kobieta”, jak nazywa Abir autor artykułu, jest
jedną z ponad siedemdziesięciu tysięcy nieletnich Jordanek i Syryjek, które
zostały w ciągu ostatnich kilku lat wydane za mąż, często wbrew swojej
woli, na terenie Jordanii. Niektóre z tych małżeństw skończyły się
rozwodem już w pierwszym roku wspólnego życia, i często zdarzało się,
podobnie jak w przypadku Abir, że rodzice za rozpad związku winili swoje
córki. Pozbawione jakiegokolwiek wsparcia dziewczęta, po traumatycznych
przeżyciach, miały znikome szanse na dokończenie edukacji lub powtórne
zamążpójście. Ich życie legło w gruzach, jeszcze zanim osiągnęły
pełnoletność.
Dostrzegając skalę problemu, UNICEF w ramach swojej kampanii „Nie
pozbawiaj jej dzieciństwa” wypuścił w telewizji jordańskiej prowokujący
film. Na początku dziewczynka z uśmiechem na twarzy, uczesana w dwa
kucyki, starannie rysuje białą kredą na asfalcie kwadraty do gry w klasy.
Później rzuca kamyczek, żeby się bawić, ale już z daleka rozbrzmiewa
przyśpiewka wykonywana przez mężczyzn, którą zwyczajowo śpiewa się
na weselach. Dziewczynka zaczyna skakać na jednej nodze, a głosy
mężczyzn są coraz bliżej. Następne ujęcie pokazuje dorosłego mężczyznę
ubranego w czarny garnitur, białą koszulę i szary krawat prowadzonego
przez grupę jego krewnych i przyjaciół w tradycyjnym weselnym orszaku.
Na twarzy pana młodego pojawia się uśmiech i wyraz zadowolenia,
a przyśpiewka i towarzyszące temu klaskanie rozlegają się coraz donośniej.
Dziewczynka podnosi kamyk i dalej skacze, a jej kucyki wznoszą się
i opadają w rytm jej skoków. Grupa mężczyzn zbliża się do dziecka.
Słychać głośne zagharid9 i przyśpiewki wykonywane przez kobiety na
weselach. Mężczyźni przechodzą po narysowanych przez dziewczynkę
klasach i ją ze sobą zabierają. Na asfalcie zostaje porzucona biała kreda.
„Przede wszystkim życie jest… trudne… Życie małżeńskie nie jest
takie, jak myślą dziewczyny” – ostrzega w materiale filmowym
zamieszczonym w internecie przez amerykańską agencję prasową AP
syryjska nastolatka o imieniu Rawan. Cała zakryta na czarno przejętym
głosem opowiada po arabsku o swoich gorzkich doświadczeniach. „Nie jest
takie, jakie ja również myślałam, że jest. Wszystko jest bardzo męczące.
Życie małżeńskie jest bardzo trudne”.
Parę lat wcześniej rodzice Rawan z pięciorgiem dzieci uciekli
z koszmaru, którym była tocząca się wojna w Syrii, i przybyli do Jordanii.
Nie zapisali swoich dzieci do szkoły z obawy o to, że będą nękane,
zwłaszcza dziewczęta, przez swoich rówieśników. Trudna sytuacja
materialna i fakt, że piętnastoletnia wówczas Rawan siedziała w domu bez
żadnego, jak się wydawało, celu, przyspieszyły decyzję o jej małżeństwie.
Korzystając z pomocy pośrednika, młody Syryjczyk złożył propozycję
matrymonialną, zapewniając, że ma perspektywy pracy i będzie mógł
pozwolić sobie na samodzielne mieszkanie. Piętnastolatka zauroczona
przystojnym mężczyzną zgodziła się na małżeństwo, a rodzice pod
wpływem jej nalegań, mimo pewnych wątpliwości, bo młodzieniec
wydawał im się niedojrzały, zaakceptowali jej decyzję. Miesiąc później
odbył się ślub, na którym panna młoda wystąpiła w tradycyjnej białej sukni.
Małżeństwo zostało przypieczętowane przez syryjskiego prawnika, ale nie
zarejestrowane oficjalnie w jordańskich urzędach.
Po ślubie mąż wywiózł swoją piętnastoletnią żonę do innej
miejscowości, gdzie zamieszkali razem z jego dużą, wielopokoleniową
rodziną. Wyobrażenie Rawan o szczęśliwym życiu małżeńskim szybko się
rozwiało. Dziewczyna traktowana była jak służąca, a jej bezrobotny mąż
niejednokrotnie ją pobił. Pomimo swojej rozpaczliwej sytuacji Rawan
chciała pozostać w małżeństwie ze względu na wstyd, którym zostałaby
okryta po rozwodzie. W końcu jej ojciec zaczął nastawać na rozwód, żeby
wydostać córkę z tragicznego położenia. W wieku szesnastu lat Rawan
została rozwódką.
„Gdybyśmy zostali w Syrii, nigdy nie pozwoliłabym jej wyjść za mąż
za tego młodego mężczyznę” – wyznaje matka nastolatki.
Jednak coraz więcej rodzin decydowało się na wydawanie swoich
niepełnoletnich córek za mąż, żeby sobie zmniejszyć zobowiązania
finansowe, a im zapewnić bezpieczeństwo. W mniemaniu rodziców
małżeństwo stanowiło ochronę honoru bezbronnych dziewcząt na
wygnaniu, a tym samym zapobiegało okryciu hańbą całego rodu.
„Decyzja, którą podjęłam, była błędna” – przyznaje Rawan, żeby
przestrzec przed wydawaniem nieletnich dziewcząt za mąż. „Kiedy
wzięłam ślub, byłam bardzo młoda, więc jak mogłam dokonać właściwego
życiowego wyboru. Nie radzę żadnej dziewczynie, żeby wyszła za mąż tak,
jak ja to zrobiłam”.
Prawo jordańskie określa minimalny wiek dla obojga małżonków na
osiemnaście lat, ale jednocześnie dopuszcza wyjątki dla dziewcząt w wieku
piętnastu lat i starszych, jeśli sędzia uzna, że małżeństwo leży w ich
najlepiej pojętym interesie. Szariat, prawo muzułmańskie, utożsamia wiek
uprawniający do zawarcia małżeństwa z osiągnięciem dojrzałości płciowej.
Małżeństwa dziewczynek poniżej piętnastego roku życia nie są oficjalnie
rejestrowane w urzędach.
Przerażające dane mówią, że w ciągu ostatnich czterech lat liczba
nieletnich dziewcząt zmuszanych do małżeństwa w syryjskich obozach dla
uchodźców w Jordanii wzrosła ponaddwukrotnie – z piętnastu procent
w dwa tysiące czternastym roku do trzydziestu sześciu procent w dwa
tysiące osiemnastym roku. W całej Jordanii codziennie zawieranych jest
prawie trzydzieści małżeństw, w których panną młodą jest nieletnia
dziewczyna.
***
– Ukradłaś mi męża! Ukradłaś mi męża! – zawodziła histerycznie
Hafsa, oskarżając Salmę o to, że Ahmad zmienił zdanie.
Salma siedziała skulona na swoim łóżku. Ostatnie dwa tygodnie były
dla niej jednym wielkim horrorem. Ogarnięta przerażeniem nie mogła
nawet spojrzeć na siostrę, która nie przestawała lamentować i obwiniać ją
w wulgarnych słowach.
– Zachowywałaś się jak kurwa! – krzyczała przez łzy. – Kręciłaś przed
nim tyłkiem i ciągle się do niego uśmiechałaś!
Dziewczynka zupełnie nie rozumiała zarzutów siostry, która, gdy tylko
zostawały same w domu, wylewała na nią cały swój żal i frustrację.
Teraz też, ledwo matka z Ranią i młodszymi dziećmi wyszły do
sąsiadki, Hafsa od razu skorzystała z okazji, żeby po raz kolejny
nawymyślać siostrze.
– Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś?! Myślałam, że jesteś dobrą
siostrą… A ty… – Wbiła w nią pełen zawiści wzrok. – Okazałaś się zwykłą
dziwką!!!
Każde słowo raniło do głębi dziewczynkę, która czuła się tak, jakby
nagle porwał ją jakiś straszliwy huragan i ciskał nią z dużą siłą na wszystkie
strony. Hafsa zarzucała jej, że prowokowała Ahmada, rodzice wywierali na
nią dużą presję, nakłaniając ją do małżeństwa, a Rania swoje powtórne
rozczarowanie odreagowywała na niej, ciągle ją strofując. Hala przed
zaśnięciem pytała ją przestraszonym głosikiem:
– Czy ja będę mieszkać na ulicy?
– Nie, słoneczko, nie… – Salma pocieszała siostrzyczkę, całując ją
w główkę. Jednak Hala parę razy obudziła się w nocy, bo śniło jej się, że
spała na ulicy, gdzie dopadła ją sfora groźnych psów, które ją dotkliwie
pogryzły.
Wizyta Ahmada i jego matki przebiegła w miłej i przyjaznej atmosferze.
Hafsa siedziała grzecznie i tylko od czasu do czasu rumieniła się na samą
myśl o tym, że już niedługo ten przystojny i ujmujący mężczyzna może być
jej mężem. Matka zachwalała ją, mówiąc, jaka to z niej spokojna
i pracowita dziewczyna. Przyszła teściowa o imieniu Chadidża
przekonywała, że żona jej syna będzie wiodła w Ammanie wygodne
i pozbawione trosk życie. Haszim nie mógł usiedzieć w jednym miejscu
i co chwilę zrywał się z kanapy, więc Salma musiała za nim biegać
i z powrotem sadzać na miejsce. Matka przepraszała gości za niesfornego
synka, ale Chadidża wyrozumiale stwierdziła, że u małych dzieci to
normalne, a Ahmad raz nawet wstał i pomógł Salmie go złapać.
– Dziękuję – powiedziała Salma i szeroko się do niego uśmiechnęła,
pamiętając zalecenie matki, że ma być uprzejma dla gości.
– Proszę. – Mężczyzna odwzajemnił jej uśmiech.
Po dość długiej wizycie i wypiciu ostatniej filiżanki kawy, którą
przygotowała już tylko sama Hafsa, goście pożegnali się, obiecując, że
wkrótce się odezwą, i opuścili dom. Przejęta matka od razu połączyła się
z mężem i podzieliła się z nim swoimi wrażeniami.
– Przemili ludzie – mówiła poruszona. – Bardzo kulturalni. Widać, że
Ahmad lubi dzieci, bo przez chwilę zajął się nawet Haszimem.
– Co powiedzieli na koniec? – Abu Haszima interesowało tylko to, czy
wyda za mąż jedną z córek i poprawi swoją sytuację materialną.
– Zapewnili, że niedługo zadzwonią.
– To świetnie. Muszę wracać do pracy. Porozmawiamy wieczorem po
moim powrocie do domu.
– Dobrze. Do zobaczenia.
– Do widzenia.
Matka nawet nie musiała pytać Hafsy, jak jej się podobał kandydat na
męża, bo jej roziskrzone oczy mówiły same za siebie. Cieszyła się, że córka
tak szybko zrozumiała, że nie ma co czekać z zamążpójściem i jeżeli jest
odpowiedni mężczyzna, to trzeba kuć żelazo póki gorące. W przeciwnym
wypadku czekał ją tylko smutek wielki jak ten, który teraz rozlał się na
spiętej twarzy Ranii.
– Mogę iść do Mahy? – Hafsę roznosiły emocje.
– Możesz – pozwoliła jej matka.
Dziewczyna podniosła się z kanapy i poszła do sąsiadów. Maha już na
nią czekała w drzwiach.
– Widziałam! – krzyknęła podekscytowana. – Widziałam przez okno!
Bardzo przystojny! Bardzo!
Hafsa weszła do środka i usiadła w skromnym, niedużym salonie.
– Jaki on jest? – dopytywała Maha.
– Wyjątkowo sympatyczny.
– Ty to masz szczęście! – Maha stwierdziła z wyraźną nutką zazdrości.
– Pierwszy kandydat i taki atrakcyjny. I do tego z Ammanu.
W salonie pojawiła matka Mahy.
– Dzień dobry, halti10 – przywitała się Hafsa.
– Dzień dobry. Słyszałam, widziałam… Całkiem, całkiem ten twój
starający się…
Dziewczyna się zarumieniła, bo Ahmad wywołał w niej burzę
nieznanych jej dotąd uczuć.
– A on nie ma może brata? – Matka Mahy z troską spojrzała na swoją
córkę.
– Ma starszego brata, ale jest już żonaty – odpowiedziała Hafsa.
– Szkoda, wielka szkoda… – mruknęła pod nosem sąsiadka i wróciła do
kuchni.
– Gdy już będziesz w tym Ammanie… – zaczęła Maha, ale Hafsa nie
pozwoliła jej dokończyć.
– Do tego to jeszcze daleka droga.
– Czasem to szybko idzie. Jeśli mu się spodobałaś…
– Jeszcze nie wiadomo…
– Co powiedzieli na odchodne?
– Obiecali, że zadzwonią.
– To znaczy, że mu się spodobałaś – Maha oznajmiła z przekonaniem.
– Zobaczymy…
– Mówię ci, że niedługo się skontaktują.
Tradycyjnie pierwsza wizyta w domu kandydatki na żonę składana była
przez matkę i jej syna. Jeżeli młodzi przypadli sobie do gustu, a rodziny nie
miały nic przeciwko temu, to później ojcowie uzgadniali warunki
małżeństwa, a przede wszystkim wysokość mahru, czyli daru ślubnego,
który mężczyzna miał obowiązek przekazać swojej wybrance.
– Nawet jeżeli się odezwą, to nie wiadomo, czego zażąda ojciec – Hafsa
podzieliła się swoją wątpliwością. – I czy oni się zgodzą.
– Myślę, że się dogadają – wyraziła swoje zdanie Maha. – A ty, kiedy
już będziesz w tym Ammanie, to bardzo cię proszę, pamiętaj tam o mnie…
– Jej głos przybrał błagalny ton. – Przecież on musi mieć jakichś kuzynów
czy kolegów…
– Dobrze, będę pamiętać – zapewniła Hafsa, która coraz bardziej
przyzwyczajała się do myśli, że zostanie mężatką.
Przez następne dni Basma z niecierpliwością czekała na wieści
z Ammanu. Szybko odbierała każdy telefon, ale zazwyczaj były to sąsiadki,
które chciały się dowiedzieć, co się dzieje w sprawie Hafsy. Kiedy wreszcie
po tygodniu zadzwoniła Chadidża, wybuchła wielka bomba, której nikt
w domu się nie spodziewał.
– Tak, tak, dobrze, oczywiście. Rozumiem. – Basma starała się nie
pokazać, jak bardzo zdziwiła ją wiadomość przekazana przez Chadidżę, bo
nie chciała jej do siebie zrazić. – Dobrze… Porozmawiam z mężem…
Tak… Oddzwonię… Do widzenia.
Rozłączyła się i spojrzała na pogrążoną w nauce Salmę, która siedziała
przy stole obłożona książkami. Pisała coś starannie, zerkając od czasu do
czasu do otwartych podręczników. Pod wpływem świdrującego wzroku
matki dziewczynka podniosła głowę i szeroko się do niej uśmiechnęła.
Basma musiała przyznać, że jej córka była prześliczna.
W tym momencie do domu wpadła Hafsa, która właśnie wróciła
ze szkoły.
– Dzwonili? – zapytała od progu.
– Nie – skłamała matka.
Cień zawodu przemknął przez twarz Hafsy, która bez słowa poszła do
pokoju, gdzie Rania zajmowała się młodszym rodzeństwem. Rzuciła w kąt
szkolną torbę i usiadła na łóżku.
– Najgorsze jest to czekanie – wyrzuciła z siebie po chwili.
– Wiem… – Z głosu Ranii przebijała gorycz, bo podczas ostatniej
bezsennej nocy dopadła ją myśl, że może całe swoje życie spędzi przy
rodzicach. – Bardzo dobrze wiem…
Następne godziny upłynęły w domu spokojnie i Salma cieszyła się, że
może się wreszcie więcej pouczyć. Jej starsze siotry pilnowały dzieci, a ona
z zapałem nadrabiała zaległości, które powstały podczas gorączki
przygotowań do wizyty gości. Niedługo czekały ją następne sprawdziany,
które obiecała sobie, że napisze tak samo dobrze jak poprzednie.
Ojciec wrócił z pracy i matka podała mu obiad. Po minie żony Abu
Haszim zorientował się, że ma mu coś ważnego do przekazania.
– Dzwonili z Ammanu? – domyślił się.
– Tak. – Odpowiedź zabrzmiała straszliwie ciężko.
– Nie chcą jej? – Ojciec przerwał jedzenie.
– Nie.
Abu Haszim zasępił się. Bardzo liczył na małżeństwo córki, bo wciąż
rosnące długi coraz częściej spędzały mu sen z powiek.
– Ahmad chce Salmę. – Basma przekazała mężowi to, co usłyszała
od Chadidży.
Mężczyzna wrócił do jedzenia.
– Ma już miesiączkę? – zapytał.
– Tak, niedawno dostała.
– To może wyjść za mąż.
Muszę ją jak najszybciej nauczyć gotować, pomyślała matka, ponieważ
obawiała się, że Salma nie sprosta obowiązkom żony. To trapiło ją
najbardziej. O Hafsę się nie martwiła, bo była starsza, a poza tym widziała,
jak duże wrażenie wywarł na niej Ahmad, w związku z czym była pewna,
że córka zrobi co w jej mocy, żeby dobrze zadbać o męża. Ale Salma…
– Mówiłaś jej już o tym? – Abu Haszim wiedział, że za młodszą córkę
może żądać wyższego daru ślubnego.
– Nie, czekałam na twoją decyzję.
– Czy teraz, czy później… Co to za różnica? – Mężczyzna skończył jeść
i odsunął talerz. – Kiedyś za mąż wyjść musi…
– Kiedy jej o tym powiemy?
– Im szybciej, tym lepiej. Zrób mi kawę. – Ojciec wstał z krzesła. –
I zawołaj Hafsę i Salmę.
– Dobrze. – Basma zebrała ze stołu brudne talerze, a Abu Haszim
przeniósł się do salonu.
Po chwili przybiegł do niego mały synek.
– Baba! Baba11! – Wpadł mu w ramiona, a ojciec posadził go na
kolanach i zaczął łaskotać w brzuszek, co wywołało beztroski, głośny
śmiech malucha.
Za bratem w salonie pojawiła się zajmująca się nim Rania, a po niej
matka, która postawiła przed mężem filiżankę z parującą kawą.
– Pozmywaj naczynia – poleciła córce, po czym poszła do pokoju
dziewcząt. – Chodźcie, ojciec was woła.
Hafsa wzięła Halę za rękę i szybko wyszła na korytarz. Wstąpiła w nią
nadzieja, że rodzice mają jej do przekazania dobrą wiadomość.
Pewnie ojciec Ahmada już zadzwonił do mojego…, pomyślała, siadając
na kanapie, bo przypomniała sobie, że jeden z kolegów ojca w pracy jest
jego daleką rodziną.
– Gdzie jest Salma? – zapytał Abu Haszim.
– Uczy się – odpowiedziała Hafsa.
– Przecież miała tu przyjść! – powiedział zirytowany mężczyzna.
Nastolatka nie rozumiała, dlaczego obecność młodszej siostry była
niezbędna przy rozmowach o jej zamążpójściu.
– Natychmiast idź do ojca! – Do jej uszu dobiegł zdenerwowany głos
matki, która nie mogła już słuchać próśb Salmy, że chciałaby skończyć
właśnie przyswajany przez siebie temat.
Dziewczynka, ociągając się, odłożyła podręcznik i udała się za matką
do salonu. Usiadła obok Hafsy i czekała na słowa ojca. Kiedy padły, miała
wrażenie, że wepchnęły ją do ogromnej, czarnej przepaści bez dna.
– Ahmad chce się ożenić z tobą. – Ojciec wbił w nią swój surowy
wzrok.
Rania, która akurat przyszła z kuchni, zamarła bez ruchu. Mężczyzna
zdecydował się na inną siostrę, więc mogło się zdarzyć, że to ona została
jego wybranką… Tak się jednak nie stało… Spojrzała z zawiścią na Salmę,
której nagle zabrakło tchu. Przeraźliwy strach ogarnął całe jej dopiero
rozwijające się ciało.
Czy rodzice oddadzą mnie tym obcym ludziom?, pomyślała z trwogą,
bo obraz dorosłego mężczyzny i jego matki wywoływał u niej porażający
lęk.
Hafsa odwróciła się w jej stronę i przeszyła ją gniewnym wzrokiem jak
największego wroga.
– Ty żmijo! – syknęła z nienawiścią, a w oczach Salmy zebrały się łzy.
– Nie będziemy tracić czasu – ciągnął ojciec. – Odpowiemy im, a potem
zorganizujemy oficjalne zaręczyny.
Salma nie mogła wykrztusić słowa, więc zaczęła kręcić przecząco
głową w jedną i drugą stronę.
Ja muszę się uczyć!, rozpaczliwy krzyk rozległ się w jej wnętrzu. Ja
muszę się uczyć! Ja chcę być lekarzem!, rozpłakała się w głos.
Matka westchnęła głęboko. Przypuszczała wcześniej, że z Salmą będzie
kłopot. A jeżeli córka będzie się opierać, to wydanie jej za mąż nie będzie
takie proste. Ahmad i jego matka od razu się zorientują, że dziewczynka
tego nie chce, a przecież nikt świadomie nie weźmie sobie na głowę dużego
problemu. I co wtedy stanie się z ich rodziną? Przez nieposłuszeństwo
Salmy mają z resztą dzieci wylądować na bruku?
Podobne myśli przelatywały przez głowę Abu Haszima, który spojrzał
na żonę, dając jej do zrozumienia, że musi użyć wszelkich sposobów, żeby
przekonać córkę do małżeństwa.
– Przecież już wcześniej ojciec tłumaczył wam, jaka jest nasza
sytuacja… – Matka wolałaby, żeby Ahmad zdecydował się na Hafsę.
Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze. – Powinnaś się cieszyć, że masz
taką możliwość… – Patrzyła na córkę, która siedziała ze spuszczoną głową,
a po jej policzkach płynęły duże łzy. – Wyjedziesz do Ammanu… –
przekonywała, jakby już sam fakt zamieszkania w stolicy zapewniał
szczęście i dobrobyt.
Chociaż Hafsa początkowo również zareagowała płaczem na wieść
o tym, że rodzice chcą ją wydać za mąż, to teraz złością zareagowała na
lament siostry.
Ukradła mi męża i jeszcze beczy, jej twarz przybrała zacięty wyraz. I co
ja powiem teraz tym wszystkim moim koleżankom, które już mi
gratulowały… I zazdrościły… Szykowały się na zaręczyny i ślub… Nawet
raz po szkole poszły ze mną oglądać suknie ślubne… A teraz… Taki
wstyd… A ta ryczy…
– Ahmad wygląda na porządnego człowieka – ciągnęła matka. – Biedy
przy nim nie zaznasz…
– Nie chcę… – Salma wykrztusiła z trudem.
– To chcesz, żebyśmy mieszkali na ulicy?! – wybuchnęła Hafsa.
– Nie chcę na ulicy! – Hala wpadła w płacz.
– Jeśli twoja siostra nie wyjdzie za mąż, to będziesz mieszkać na ulicy –
złośliwie stwierdziła Hafsa, co wywołało u Hali jeszcze większą histerię.
Matka rzuciła Hafsie pełne aprobaty spojrzenie, bo dobitnie wyraziła to,
co sama chciała powiedzieć Salmie.
– Niedługo Hala pójdzie do szkoły… A później Haszim… – Ojciec
pocałował wciąż siedzącego na jego kolanach synka. – Wydatki będą tylko
rosnąć…
– Ja też jeszcze chodzę do szkoły… – Salma powiedziała to tak cicho,
że nikt jej nie usłyszał. Albo nie chciał usłyszeć.
Rania wzięła na ręce Halę i próbowała ją uspokoić. Ojciec,
zdenerwowany płaczem dziewczynek, podał synka żonie i podniósł się
z fotela.
– Same zmartwienia z tymi córkami… Same zmartwienia… – burczał
pod nosem, opuszczając salon.
– Rozgniewałaś ojca! – matka wyrzuciła Salmie, która nagle poczuła się
winna nieprzyjemnej atmosfery w domu.
– Mogę już iść? – zapytała cichutko.
– Idź! Idź! – odpowiedziała rozsierdzona matka. – I pomyśl lepiej
o całej rodzinie, a nie tylko o sobie!
Dziewczynka wróciła do swojego pokoju i usiadła na łóżku, na którym
leżały jej zeszyty i książki. Tak bardzo chciała się uczyć! Tak bardzo się
cieszyła, że przez ostatnie dni miała na to więcej czasu! I tak bardzo się
starała, żeby dostawać dobre oceny! Nagle przypomniała sobie rozmowę
rodziców, którą kiedyś przypadkowo podsłuchała.
– Haszimowi musimy zapewnić pełną edukację – ojciec mówił
z przekonaniem.
– Co masz na myśli?
– Musi zdać maturę… A potem… Może zostanie inżynierem… albo
lekarzem… – rozmarzył się ojciec.
I teraz, w obliczu tak bardzo niechcianego przez nią małżeństwa, Salma
pierwszy raz w życiu pożałowała, że nie jest chłopcem.
Każdy następny dzień po dramatycznym wieczorze, kiedy ojciec
przekazał córkom decyzję Ahmada, był dla Salmy coraz bardziej bolesny.
Hafsa w ordynarnych słowach wypominała jej, że ukradła jej męża,
rozgoryczona Rania co chwila ją rugała bez wyraźnego powodu, a Hala
budziła się w nocy, bo miała koszmary, że gryzą ją psy. Matka
przekonywała ją, że powinna się zgodzić, bo później może już nigdy nie
wyjść za mąż. Czas odgrywał tu niezwykle ważną rolę, ponieważ Chadidża
zadzwoniła jeszcze raz z Ammanu, pytając o decyzję rodziny.
– Mój syn chce się ożenić, więc jeżeli wy się wahacie… – mówiła,
dając wyraźnie do zrozumienia, że jeśli sprawa nie ruszy do przodu, to są
gotowi poszukać kandydatki gdzie indziej.
Ponieważ matka mimo wysiłków nie potrafiła przekonać córki do
małżeństwa, więc razem z Ranią i najmłodszymi dziećmi poszła do
sąsiadki, żeby prosić ją o radę.
– Już nie wiem, co mam jej powiedzieć, żeby do niej dotarło, że to jest
najlepsze rozwiązanie – żaliła się Salam, matce Mahy.
– Młoda, to głupia. – Salam w pełni rozumiała Basmę, bo wiedziała, jak
bardzo trudno było dobrze wydać dziewczyny za mąż. Jej dwie starsze
córki nie trafiły najlepiej i teraz klepały jeszcze większą biedę niż w domu
rodzinnym. Miała nadzieję, że Maha będzie miała więcej szczęścia, a taki
kontakt w Ammanie zawsze otwierał więcej możliwości.
– No właśnie, głupia – zgodziła się Basma.
– Dlaczego nie chce wyjść za mąż?
– Mówi, że chce się uczyć…
– Uczyć się, uczyć… – prychnęła Salam. – I co jej z tej nauki
przyjdzie? Maha i Rania się uczyły, i co z tego mają? Siedzą z nami
w domu… – Spojrzała na nastolatki, które zajmowały się dziećmi.
– To może… – wtrąciła się przysłuchująca się rozmowie Maha. – Może
należy jej powiedzieć, że mąż pozwoli jej się dalej uczyć?
Basma spojrzała na dziewczynę z uwagą.
– Nie wpadłam na to – stwierdziła po chwili. – A to mogłoby ją
nakłonić do małżeństwa…
– To trzeba tak zrobić – Salam poparła podsunięte przez córkę
rozwiązanie. – A kiedy już wyjdzie za mąż, to sama się przekona, co jest
tak naprawdę ważne…
– Masz rację. – Basma uchwyciła się tego pomysłu, bo już miała dość
ciągłych pretensji męża o to, że nie potrafi sobie poradzić z krnąbrną córką.
Abu Haszim chciał już nawet na siłę wydać ją za mąż, ale Basma uważała,
że jeżeli Salma nie będzie miła dla męża, to ten prędko ją rozwiedzie12.
– To porozmawiaj z nią jak najszybciej, bo jeszcze Ahmad się rozmyśli
– poradziła Salam.
– Na pewno tak zrobię – zapewniła Basma, ponieważ podzielała obawy
sąsiadki.
Kiedy po godzinie Basma z Ranią i dziećmi opuściła mieszkanie Salam,
już na klatce usłyszała Hafsę, która wydzierała się na Salmę.
– A co się tu dzieje? – zapytała matka, gdy weszła do pokoju dziewcząt.
Przerażona Salma siedziała skulona na łóżku i dłońmi zasłaniała sobie
uszy.
– Bo… bo… – Hafsa chciała jakoś wybrnąć z sytuacji i nie narazić się
na gniew matki. – Bo ja jej tłumaczę, że musi wyjść za mąż, żeby uratować
całą naszą rodzinę, a ona nie chce mnie w ogóle słuchać!
Rozeźlona zachowaniem Salmy matka brutalnie oderwała jej ręce
od głowy.
– Kiedy ty wreszcie zmądrzejesz! Nic do ciebie nie dociera! Tylko
o sobie myślisz! A co z nami! Z całą twoją rodziną!!!
Salma spojrzała na matkę szeroko otwartymi oczami. Basma
zauważyła, że córka zmizerniała przez ostatnie dwa tygodnie i jej cera nie
była już taka świeża i promienna jak wtedy, kiedy widział ją Ahmad.
Jak tak dalej pójdzie, to i tej nie będzie chciał…, przemknęło jej przez
głowę i pospieszyła do kuchni, żeby przygotować posiłek dla męża, który
niedługo wracał z pracy.
Następnego dnia, kiedy tylko Salma przyszła ze szkoły, matka zawołała
ją do siebie.
– Posłuchaj… Dzwonili z Ammanu… – skłamała, a serce dziewczynki
zaczęło szybciej bić, bo wstąpiła w nią nadzieja, że Ahmad po
zastanowieniu się doszedł do wniosku, że jednak nie chce takiej młodej
żony. – Po ślubie będziesz mogła dalej się uczyć – powiedziała dość
oględnie, bo nie chciała w przyszłości kłopotów.
Nadzieja prysła jak bańka mydlana. Nagle Salma poczuła cały ciężar
odpowiedzialności za rodzinę.
Oni wszyscy tak nalegają… A co będzie, jeżeli naprawdę stracimy
mieszkanie? Gdzie się wtedy podziejemy?, myślała przestraszona. I czy
będę mogła wtedy chodzić do szkoły? I gdzie się będę uczyć?
A w Ammanie będę mieszkać tylko z Ahmadem… I jeśli pozwoli mi
chodzić tam do szkoły…
Milczenie córki matka wzięła za dobrą monetę.
– Oni chcą jak najszybciej dostać naszą odpowiedź. Zastanów się, bo
jutro muszę do nich oddzwonić.
– Dobrze – dziewczynka szepnęła cichutko.
Natłok myśli długo nie pozwalał jej zasnąć. Próbowała to sobie
wszystko wyobrazić, to całe małżeństwo. Wiedziała, że będzie musiała
sprzątać, ale tego się nie bała, bo od dziecka pomagała matce
w porządkach. Prać też umiała, chociaż bardzo nie lubiła. Nie potrafiła
gotować, ale mama na pewno ją szybko nauczy. Co jeszcze? Co jeszcze
będzie musiała robić jako żona?…
– Nie… Nie… – Hala, która z nią spała, zaczęła wierzgać nóżkami.
Zawsze tak robiła, kiedy nawiedzały ją senne koszmary. – Nie! – obudziła
się z krzykiem.
– To nic, to nic, słoneczko… – Salma pocałowała i przytuliła młodszą
siostrzyczkę. – To nic…
Nazajutrz wstała najwcześniej ze wszystkich sióstr. Bezszelestnie
spakowała torbę do szkoły, bo poprzedniego dnia przez oskarżające wrzaski
Hafsy, które raniły ją do żywego, nie była w stanie tego zrobić. Usiadła na
łóżku i czekała, aż matka wyprawi ojca do pracy. Kiedy usłyszała trzask
zamykanych drzwi, podniosła się, żeby pójść do mamy i powiedzieć jej
o swojej decyzji. Jednak zaraz z powrotem usiadła.
Będę musiała opuścić dom… I rodzinę… Ogarnęły ją wątpliwości.
A tam… Co mnie tam czeka… Będę sama i…
Do pokoju zajrzała matka, żeby obudzić dziewczynki do szkoły.
– Już nie śpisz? – zwróciła się do Salmy.
Dziewczynka przecząco pokręciła głową. Matka podeszła do łóżka
Hafsy i lekko potrząsnęła jej ramieniem.
– Wstawaj!
– Jeszcze trochę… – Nastolatka przewróciła się na drugi bok.
Matka pozwoliła jej jeszcze parę minut pospać.
– Chodź ze mną – zwróciła się do Salmy, widząc jej zamyśloną
twarzyczkę.
Dziewczynka posłusznie poszła za matką do salonu i usiadła na
kanapie.
– Zastanawiasz się nad małżeństwem? – domyśliła się matka, siadając
obok niej.
– Tak… – odpowiedziała cicho.
– Nie ma co się zastanawiać… Skoro masz taką okazję, to trzeba z niej
skorzystać…
– Ale… – Dziewczynka nadal była pełna obaw.
– Ale co?
– Bo ja tam będę sama… Bez was… To znaczy… Bez rodziny…
– Będziesz miała męża! – podkreśliła matka. – Przecież Ahmad będzie
twoją rodziną.
Salmie trudno było myśleć o tym dorosłym obcym mężczyźnie, którego
widziała tylko raz w życiu, jak o rodzinie. Matka spostrzegła jej wahanie,
więc sięgnęła po najcięższy argument.
– Ojciec dokładnie wytłumaczył ci, w jakiej jesteśmy sytuacji…
W zasadzie… To nie masz wyboru…
Ponieważ córka nie oponowała, to matka jej milczenie przyjęła za
zgodę.
– Obudź Hafsę i idźcie do szkoły, a my z ojcem już wszystko
załatwimy.
Trochę skołowana Salma wróciła do pokoju, gdzie obudziła siostrę,
a później nachyliła się nad Halą i ją delikatnie pocałowała.
Kiedy wyjdę za mąż, to już nie będą dręczyły ją te straszne sny…,
pomyślała, poprawiając jej kołdrę.
Kiedy tylko córki opuściły dom, Basma wybrała numer męża.
– Zgodziła się! – wykrzyknęła zadowolona.
– Naprawdę?! – Abu Haszim też nie ukrywał radości.
– Tak! Zaraz zadzwonię do Chadidży i powiem jej, że ojciec Ahmada
może się z tobą skontaktować, żeby wszystko omówić.
– Świetnie! Im szybciej to wszystko przeprowadzimy, tym lepiej.
– To już dzwonię do Ammanu. Do zobaczenia wieczorem.
– Do zobaczenia.
Chadidża wiadomość od Basmy przyjęła z dużym zadowoleniem i ulgą.
– Al-hamdu lillah13 – powtarzała często podczas całej rozmowy. – Al-
hamdu lillah.
Jednak później nie wszystko poszło tak szybko i gładko, jak by życzył
sobie tego Abu Haszim. Ojciec Ahmada uważał, że ojciec Salmy zażądał
zbyt wysokiego daru ślubnego dla córki. Pomimo że dar małżeński
powinien w całości należeć do panny młodej, to Abu Haszim chciał
zatrzymać gotówkę dla siebie, żeby spłacić długi, a tym samym
podreperować rodzinny budżet. Negocjacje trwały parę tygodni i Salma
znowu uczepiła się myśli, że mimo wszystko do małżeństwa nie dojdzie.
Niestety jej nadzieje okazały się płonne.
Pewnego dnia matka powiedziała coś, czego Salma nie chciałaby w tym
czasie usłyszeć.
– Musimy przygotować się do zaręczyn.
Obyczaje weselne w Jordanii, podobnie jak w całym arabskim świecie,
są bardzo bogate i angażują zarówno obydwie wielkie rodziny młodych, jak
i ich przyjaciół, sąsiadów oraz innych członków społeczności. Do jednej
z ważnych jordańskich tradycji należy tak zwana jaha, czyli ceremonia,
która ma na celu uroczyste zgromadzenie się członków obydwu rodzin.
Dawniej duża grupa złożona z kandydata na męża i jego męskich
krewnych, przyjaciół oraz starszych, powszechnie szanowanych członków
społeczności udawała się pod drzwi domu wybranki, co oznaczało, że
przyszli z propozycją matrymonialną. Potem przybyłych zapraszano do
środka, gdzie kandydat na męża spotykał wybraną dziewczynę lub kobietę,
a ich rodziny mogły się bliżej poznać. Jeżeli doszło do obopólnej zgody, że
ewentualny związek rokuje szczęśliwe pożycie małżeńskie, to zaczynano
planować oficjalne zaręczyny.
Obecnie jaha uważana jest za uroczystość zaręczynową i może być
zorganizowana jako duże zgromadzenie w sali bankietowej lub hotelowej.
Mężczyźni ze strony pana młodego siadają naprzeciwko mężczyzn, którzy
reprezentują kandydatkę na żonę, po czym przedstawiciele obydwu stron
wygłaszają oficjalne mowy. Przedtem podawana jest kawa, ale nie można
jej wypić, aż do ściśle określonego tradycją momentu.
Na początku prominentny członek rodu pana młodego wstaje
i przemawia, prosząc w jego imieniu o rękę wybranki oraz wyrażając wolę
jego rodu zadzierzgnięcia bliższych więzów z jej rodziną. Podkreśla przy
tym zalety oraz status społeczny mężczyzny, którego reprezentuje,
wychwala również przymioty wybranej kobiety. Później przychodzi kolej
na szanowanego członka rodu kobiety, który mówi o wysokim morale
kandydata na męża, jak również o zaszczycie, którym jest wysunięta przez
niego propozycja małżeństwa, oraz deklaruje pragnienie połączenia
obydwu rodzin.
„Wypijcie kawę, zanim wystygnie”. Ta rytualna formuła oznacza
przyjęcie oświadczyn.
Reprezentant rodziny kobiety może również wyrazić oficjalną zgodę na
małżeństwo w inny sposób.
„Alf mabruk!” – gratuluje przedstawicielowi rodu mężczyzny. „Kullu
am wa antum bi-chair!14” – składa zgromadzonym zwyczajowe życzenia.
Później recytowany jest Koran oraz następuje ceremonialne wypicie
kawy przez wszystkich zgromadzonych. Wkrótce potem członkowie obu
rodów poznają się wzajemnie, a pan młody zobowiązany jest uścisnąć rękę
wszystkim obecnym ze strony swojej przyszłej żony. Na uroczystości
podawana jest knafa – tradycyjne ciasto z nadzieniem serowym polane
słodkim syropem i posypane siekanymi orzeszkami pistacjowymi.
W tym czasie kobiety z obydwu rodzin celebrują zaręczyny
w oddzielnym pomieszczeniu. Zdarza się, że gromadzą się pod drzwiami
sali, gdzie przebiega główna ceremonia, aby usłyszeć uroczyste przemowy.
A kiedy mężczyźni z obu rodów zapoznają się ze sobą, to kobiety w swoim
miejscu wyrażają radość żywiołowymi tańcami. Bohaterką wieczoru jest
szczęśliwa narzeczona, która z dumą prezentuje otrzymaną w darze
od przyszłego męża złotą biżuterię.
Zaręczyny Salmy, ze względu na jej wiek, nie były ani huczne, ani dla
niej szczęśliwe. Już sam czas, który je poprzedzał, wydawał jej się
niekończącą się mordęgą. Matka ciągle odrywała ją od książek, ponieważ
chciała, żeby nauczyła się gotować.
– Nie tak! To nie tak! – ganiła ją w kuchni. – Źle to robisz! Ile razy
mam ci powtarzać, że wlewasz za dużo wody! Nawet ryżu nie umiesz
porządnie ugotować!
Dziewczynka ocierała łzy i starała się dokładnie wykonywać polecenia
mamy, ale nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Wtedy do pokrzykiwań mamy
dołączały siostry, którym wciąż nie udawało się stłumić ogromnego żalu, że
to nie one są na jej miejscu.
– Nawet kurczaka nie potrafisz pokroić jak trzeba! – wypominała jej
rozgoryczona Hafsa.
– Nie wyobrażam sobie ciebie w roli żony! – złośliwie powtarzała
Rania.
I Salma też coraz mniej to sobie wyobrażała. Kiedy kładła się spać,
przytulała się do swojej młodszej siostrzyczki i myślała, że wolałaby jednak
zostać w domu rodzinnym. Pocieszało ją jedynie to, że w Ammanie będzie
mogła się dalej uczyć, a swoim zamążpójściem poprawi los całej rodziny.
Pewnego wieczoru usłyszała, jak rodzice się kłócą.
– Nie mam już od kogo pożyczyć! – huczał ojciec. – Pożyczyłem na
sukienkę i fryzjera dla Hafsy! I inne rzeczy, kiedy mieli przyjechać goście
z Ammanu!
– A teraz są potrzebne pieniądze dla Salmy! – podniesiony głos mamy
zdradzał jej duże zdenerwowanie.
– Skąd ci je wezmę! – ostro odpowiedział ojciec. – Nie mam skąd!
– Ale Salma musi mieć sukienkę na zaręczyny!
– Niech założy Hafsy! Jest jak nowa! Kupiliśmy ją nie tak dawno!
– Co ty w ogóle mówisz? – matka rozsierdziła się jeszcze bardziej. –
Przecież jest za duża! I Ahmad już ją widział, gdy ubrała się w nią Hafsa!
– Nie sądzę, żeby pamiętał, co akurat Hafsa miała na sobie tego dnia! –
Abu Haszim od tygodni chodził rozdrażniony z powodu przedłużających
się negocjacji z ojcem Ahmada. Teraz chciał, żeby zaręczyny odbyły się jak
najszybciej, bo wtedy otrzyma od niego gotówkę. – A sukienkę można
zmniejszyć!
– To twoja córka ma mieć zaręczyny w przerobionej sukience swojej
siostry?! – matka nie kryła oburzenia.
– Nie widzę innego wyjścia!
Trzasnęły drzwi, bo rozwścieczony ojciec wyszedł z domu. Matka
rzuciła za nim, że jak zwykle zostawia wszystko na jej głowie.
Ostatecznie Salma miała zaręczyny w przerobionej sukience sąsiadki.
Basma wspólnie z Salam zmniejszyły sukienkę Mahy, którą kiedyś założyła
na ślub jednej ze swoich sióstr.
– Pamiętajcie o nas, gdy już Salma będzie w Ammanie. – Salam wzięła
do ręki wyciągniętą wcześniej z szafy sukienkę córki. – Chodź tu do nas! –
zwróciła się do dziewczynki zajmującej się młodszym rodzeństwem razem
z Ranią i Mahą.
Dziewczynka podeszła do matki i sąsiadki, które pomogły jej założyć
strojną, odcinaną w pasie, rozkloszowaną, sięgającą samej ziemi sukienkę
w intensywnym czerwonym kolorze.
– Za duża! – Maha powiedziała z zazdrością, bo pamiętała, ile nadziei
pokładała w tej sukience. Ubrała się w nią na wesele siostry, licząc na to, że
ktoś ją zauważy i zaproponuje małżeństwo. Jednak nic takiego się nie stało.
– Dlatego musimy coś z nią zrobić! – Salam zbierała materiał, starając
się dopasować kreację na dziecięce jeszcze ciało dziewczynki. –
Przytrzymaj tu… – poprosiła Basmę, a sama upinała szpilkami koronkę,
z której uszyta była góra. – Najtrudniej będzie na biuście…
– Zostaw trochę miejsca, bo jej piersi zaczęły szybko rosnąć –
stwierdziła matka Salmy, która od razu spłonęła rumieńcem.
– Jeśli zostawię miejsce, to sukienka będzie się źle układać – zauważyła
Salam.
– Założy większy stanik, a puste miejsce czymś wypchamy. – Basma
starała się uformować materiał tak, żeby wyglądało, że Salma ma
rozwinięte kształtne piersi. Dziewczynka czuła się przy tym bardzo
nieswojo. – Na zaręczynach Ahmad zobaczy ją tylko w sukience, a do
ślubu piersi na pewno jej urosną.
– Kiedy planujecie ślub? – Salam sprawnie modelowała i upinała
materiał.
– Gdy tylko zaczną się wakacje. Salma akurat skończy trzynaście lat…
– Czyli za cztery miesiące… – Salam przyklękła i zaczęła podwijać
wielowarstwowy dół sukienki. – Tak dobrze? – zapytała, trzymając w dłoni
kilka szpilek.
– Bardzo dobrze – odpowiedziała matka Salmy.
W dniu zaręczyn od rana Basma i Salam przygotowywały Salmę do
tego wielkiego wydarzenia. Na początku zrobiły jej mocny makijaż, który
podkreślił duże, ciemne oczy i długie, podwinięte rzęsy dziewczynki.
Później kobiety zastanawiały się, czy zostawić jej gęste, sięgające poniżej
ramion i lekko falujące włosy rozpuszczone, czy lepiej je upiąć.
– Myślę, że w podpiętych będzie korzystniej… – Basma podniosła parę
pasm włosów na czubek głowy córki.
– Tak wygląda na starszą – zgodziła się Salam.
Kobiety ułożyły dziewczynce gustowną fryzurę z lokami opadającymi
po obu stronach twarzy.
Hafsa, która tego dnia zajmowała się młodszym rodzeństwem, nie
mogła powstrzymać wciąż cisnących się do jej oczu piekących łez zawodu
i zadrości. Rania również chodziła jak struta, bo bez przerwy w jej głowie
kołatało się gorzkie pytanie, czy ona też kiedyś będzie się przygotowywała
do zaręczyn.
– Prześlicznie! – Salam spryskała fryzurę lakierem. – Naprawdę
prześlicznie!
– Załóż już sukienkę, bo Ahmad i jego rodzice niedługo tu będą –
poleciła córce matka. – Ale najpierw to… – Podała jej za duży dla niej
stanik.
Salma wstydziła się rozebrać przy sąsiadce, więc nadal siedziała na
krześle bez ruchu.
– Co tak zamarłaś?! – ofuknęła ją matka. – Rusz się! Nie ma czasu!
Skrępowana dziewczynka wstała, odwróciła się w stronę ściany i zdjęła
koszulkę nocną, którą założyła po porannej kąpieli.
– Ciało ma ładne – bez żenady skomentowała sąsiadka, patrząc na jej
kształtne pośladki.
– Tylko piersi jeszcze za małe. – Matka pomogła córce zapiąć stanik,
a potem wypchała go kawałkami szmatek. – Teraz powinno być dobrze…
– Zobaczymy, gdy się ubierze… – Salam sięgnęła po przerobioną
strojną suknię, którą przyniosła z domu.
– Podnieś do góry ręce. – Basma poprawiła lewą miseczkę biustonosza.
– Może tu trochę za mało…
Sąsiadka rozsunęła suwak sukienki i kobiety wspólnie założyły ją
Salmie.
– Tak, ta lewa pierś trochę nierówna… – Matka włożyła w stanik
jeszcze jedną szmatkę. – Teraz dużo lepiej… Możesz zapiąć sukienkę –
zwróciła się do Salam.
– Wyglądasz jak księżniczka! – Hala wykrzyknęła zachwycona, gdy
sąsiadka dosunęła suwak. – Prawdziwa księżniczka!
Dwie starsze siostry i Maha zmierzyły Salmę od stóp do głów
ze smutnymi minami.
– Dobrze, że tę sukienkę dało się tak przerobić… – Salam podkreśliła
swój udział w efektownym wyglądzie dziewczynki, bo miała nadzieję, że
nowe kontakty w Ammanie pozwolą znaleźć odpowiedniego męża dla
Mahy. – Jeszcze tylko kolorki… – Z kosmetyczki wyjęła cienie i pędzel,
którym pociągnęła po policzkach Salmy. – I usta… – Pomalowała je na
pasujący do sukienki mocno czerwony kolor.
W tym momencie zadzwonił dzwonek.
– To oni! – powiedziała rozemocjonowana Basma.
Abu Haszim otworzył przybyłym drzwi.
– As-salamu ‘alaikum wa rahmatu ‘llahi wa barakatuh15 – przywitał
gości uroczystym tonem.
– Wa ‘alaikum as-salam wa rahmatu ‘llahi wa barakatuh16 –
odpowiedział Abu Zaid, ojciec Ahmada, po czym wszedł z synem i żoną do
środka.
– Załóż jej buty – matka zdążyła szepnąć Salmie, zanim pobiegła
przywitać gości.
– Buty! Gdzie jest torba z butami? – Zaaferowana Salam zaczęła się
rozglądać wkoło. – O, tu jest! – Podniosła z podłogi reklamówkę, w której
przyniosła pasujące do sukienki eleganckie buty Mahy.
Rodzice Salmy nie mogli sobie pozwolić na zakup tego rodzaju obuwia.
– Zakładaj szybciutko! – Sąsiadka wiedziała, że buty są nieco za duże,
bo wcześniej dziewczynka je u niej mierzyła, więc włożyła w czubki trochę
waty. – Przejdź parę kroków, bo trzeba sprawdzić, czy ci nie spadają.
Salma podniosła parę warstw rozkloszowanej sukienki i zrobiła kilka
kroków.
– W porządku? – zapytała Salam.
– Tak, halti. Dziękuję.
W tym czasie Basma parzyła kawę dla zgromadzonych w salonie gości.
Oprócz Ahmada i jego rodziców siedzieli w nim Muhammad, kolega Abu
Haszima z pracy i jednocześnie daleki krewny Abu Zaida, oraz szajch17,
który miał sporządzić akt małżeński.
Po paru minutach matka postawiła przed nimi filiżanki, a następnie
przyszła do pokoju po Salmę.
– Chodź już ze mną. – Zaprowadziła córkę do salonu.
Dziewczynka, ubrana w efektowną czerwoną kreację, z doskonałym
makijażem i gustowną fryzurą, zrobiła piorunujące wrażenie na obecnych.
Chadidża taksowała ją pełnym aprobaty wzrokiem, Abu Zaid pomyślał, że
warto było zgodzić się na stosunkowo wysoki dar małżeński, bo przyszła
synowa da mu ładne wnuki, a Ahmadowi podobała się jeszcze bardziej niż
podczas pierwszej wizyty. Salma usiadła razem z matką na kanapie
i skromnie spuściła wzrok. Przeleciało jej przez głowę, że na swoich
zaręczynach ma na nogach nie swoje buty i sukienkę. Abu Zaid
odchrząknął, a potem oficjalnie w imieniu syna poprosił Abu Haszima
o rękę jego córki. Abu Haszim oficjalnie się zgodził. Zapanowała chwila
milczenia, a później szajch, a za nim wszyscy obecni zaczęli recytować
pierwszą surę Koranu, Al-Fatiha.
– Bi’smi’ llahi ar-rahmani’ r-rahimi…18.
Dziewczynkę przeszedł silny dreszcz. Z każdym następnym słowem
świętej księgi Salma coraz bardziej czuła doniosłość tego wyjątkowego
w jej życiu momentu.

W imię Boga Miłosiernego, Litościwego!


Chwała Bogu, Panu światów,
Miłosiernemu, Litościwemu,
Królowi Dnia Sądu.
Oto Ciebie czcimy i Ciebie prosimy o pomoc.
Prowadź nas drogą prostą,
drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami;
nie zaś tych, na których jesteś zagniewany,
i nie tych, którzy błądzą19.

Zaległa krótka cisza, a potem wszyscy wypili kawę. Następnie matka


kazała Salmie usiąść na fotelu obok Ahmada, który miał już przygotowane
dwie obrączki. Zgodnie z arabskim zwyczajem narzeczeni noszą obrączki
na prawej ręce, a podczas ślubu przekładane są one na rękę lewą.
Dziewczynka wyciągnęła dłoń w stronę Ahmada, który wziął ją
w swoją dłoń, a następnie włożył na serdeczny palec obrączkę. Była za
duża i się zsuwała. Potem mężczyzna dał Salmie drugą obrączkę, żeby
założyła ją na jego palec. Skóra dłoni mężczyzny wydała się Salmie
chropowata i twarda. Później Chadidża zawiesiła na szyi dziewczynki złoty
łańcuszek z przywieszką, a na jej nadgarstku zapięła cienką bransoletkę.
Przez cały czas ceremonii Salma ani razu nie spojrzała w oczy
narzeczonemu.
W kulturze arabskiej skonsumowanie małżeństwa następuje dopiero po
uroczystościach weselnych. Wcześniejsze podpisanie aktu małżeńskiego
ma na celu tylko możliwość kontaktów między młodymi, których zabrania
powszechna w tym kręgu kulturowym separacja płci.
Przygotowany przez szajcha kontrakt małżeński podpisał Ahmad,
a w imieniu nieletniej Salmy – jej ojciec. Świadkami byli Muhammad i Abu
Zaid. Po dopełnieniu formalności ojciec Ahmada przekazał ojcu Salmy
określony w akcie małżeńskim mahr, czyli dar ślubny. Salma nigdy w życiu
nie widziała tylu pieniędzy.
Następne cztery miesiące minęły Salmie w okamgnieniu. Pilnie się
uczyła, aby świadectwo siódmej klasy uzyskać z jak najlepszymi wynikami.
Pomagała matce przyrządzać różne dania, żeby później mogła je gotować
w swoim domu. Od czasu do czasu dzwonił do niej Ahmad, ale
dziewczynka czuła zakłopotanie i nie bardzo wiedziała, o czym może
rozmawiać z dorosłym mężczyzną. Ahmad próbował ją ośmielić,
wypytując o nowe potrawy, których nauczyła się gotować. Niektórych nie
lubił i od razu jej to mówił. Męskim głosem zapewniał ją, że już nie może
się doczekać, kiedy zabierze ją do Ammanu. Salma coraz bardziej się tego
bała.
Najgorsze były noce, bo wtedy uświadamiała sobie, że już nie będzie
spała w jednym łóżku ze swoją ukochaną młodszą siostrzyczką. I może nie
będzie jej często widywać. Hala przytulała się do niej często i zapewniała,
że będzie za nią bardzo tęsknić.
Miesiąc przed spodziewanym przyjazdem Ahmada i jego rodziców
matka wzięła Salmę do salonu sukien ślubnych. Wszystkie były dla
dziewczynki za duże.
– Mogę uszyć suknię specjalnie dla niej – zaproponowała właścicielka
salonu.
– Nie stać nas na to – odpowiedziała Basma.
– To… – Właścicielka nie chciała stracić klientki. – Uszyjemy coś na jej
wymiar, a później wam wypożyczymy. Na pewno niedługo przyjdzie do nas
inna mała panna młoda…
– Nie wiem…
– Dam wam dobrą cenę – zachęcała właścicielka. – Tu macie katalog
sukien ślubnych. – Podała Basmie folder z różnymi fasonami sukienek. –
Wybierzcie coś, a ja potem wezmę miarę z dziewczynki.
– Dobrze – zgodziła się matka i zaczęła z córką przerzucać kartki
katalogu.
Wybrały prostą sukienkę, ponieważ Basma musiała bardzo uważać na
wydatki. Z pieniędzy, które dostał jej mąż od ojca Ahmada, po spłaceniu
pożyczek nie zostało tak dużo. A jeszcze trzeba było kupić wiele rzeczy dla
Salmy, zanim ostatecznie opuści dom rodzinny.
– Chodź teraz po buty – powiedziała matka, kiedy opuściły salon.
– Po buty?
– Tak, przecież musimy kupić ci buty na ślub.
W sklepie z butami Salmę ogarnęły dużo większe emocje niż w salonie
z sukniami ślubnymi. Patrzyła na wyeksponowane na półkach piękne buciki
w różnych kolorach i fasonach, myśląc, jak by to było wspaniale, gdyby
przez ostatnie lata mogła w którychś z nich chodzić do szkoły. Nie
musiałaby się ich wstydzić, nie spadałyby jej z nóg i nie cisnęły.
Przymierzyła kilka par tylko po to, żeby poczuć, jak cudownie jest chodzić
w nowych butach, których rozmiar idealnie pasuje na jej stopy.
– Pospiesz się! – ponagliła ją matka. – Musimy wracać do domu.
Salma wybrała buty na małym obcasie ozdobione kokardką i kilkoma
perełkami.
W ciągu następnych dni matka zabierała córkę do sklepów, żeby jej
kupić parę nowych ubrań, a przede wszystkim odpowiednią bieliznę.
Dzień przed ślubem Salma spojrzała na wiszącą na drzwiach szafy
suknię ślubną i serce ścisnęło jej się z przeraźliwego strachu. Jej wzrok
powędrował niżej. Stojące na podłodze śliczne nowiutkie buciki, które
pasowały na nią jak ulał, wcale jej nie cieszyły. Lśniły nieskazitelną bielą
jak kitel lekarski, o którym wcześniej tyle marzyła.
9 Zagharid (arab.) – rodzaj jodłowania powstały przez szybkie wibracje języka
uderzającego o tylną część górnych zębów, przy jednoczesnym wydobywaniu z siebie
wysokich tonów. Dźwięk ten jest wydobywany przez arabskie kobiety dla wyrażenia
uczucia radości i zachwytu.
10 Halti (arab.) – moja ciociu. Formuła używana zwyczajowo w stosunku do starszych
kobiet; również do teściowej.
11 Baba (arab. dialekt) – tata.
12 W prawie muzułmańskim oraz we współczesnym prawodawstwie krajów arabskich
mąż może jednostronnie rozwiązać małżeństwo poprzez wypowiedzenie formuły
rozwodowej Anti taliq (arab.), oznaczającej „Jesteś rozwiedziona”, „Oddalam cię”. Ta
wypowiedziana przez męża formuła ma moc prawną i oznacza rozwiązanie małżeństwa
ze skutkiem natychmiastowym.
13 Al-hamdu lillah (arab.) – Chwała Bogu; Dzięki Bogu.
14 Kullu am wa antum bi-chair! (arab.) – dosłownie: „Obyście mieli się dobrze przez
cały rok”; życzenia składane podczas świąt muzułmańskich oraz w trakcie ważnych
uroczystości takich jak zaręczyny i śluby.
15 As-salamu ‘alaikum wa rahmatu ‘llahi wa barakatuh (arab.) – rozwinięta forma
jednego z powitań arabskich: „Pokój niech będzie z wami i łaska, i błogosławieństwo
Boże”.
16 Wa ‘alaikum as-salam wa rahmatu ‘llahi wa barakatuh (arab.) – odpowiedź na
poprzednie powitanie: „I z wami pokój i łaska, i błogosławieństwo Boże”.
17 Szajch (arab.) – tu: znawca prawa muzułmańskiego.
18 Bi’smi’ llahi ar-rahmani’ r-rahimi… (arab.) – W imię Boga Miłosiernego,
Litościwego!; początek pierwszej sury Koranu, Al-Fatiha, co znaczy dosłownie:
Otwierająca, która jest prawdopodobnie najstarszą surą Koranu.
19 Koran, z arabskiego przełożył i komentarzem opatrzył Józef Bielawski, PIW,
Warszawa 1986, s. 5.
Rozdział III
Dziewicza krew
Zawarcie małżeństwa było w Jordanii bardzo kosztowne. Suma
wszystkich wydatków, które tradycyjnie spoczywały na barkach
mężczyzny, mogła sięgać nawet dwudziestu tysięcy dolarów amerykańskich
i więcej, a średnia pensja wynosiła zaledwie około sześciuset dolarów.
Mężczyzna zobowiązany był przekazać kobiecie dar małżeński, obdarować
ją złotą biżuterią, pokryć wszystkie koszty związane ze ślubem, w tym
kupno sukni i opłacenie uroczystości weselnych, oraz zapewnić przyszłej
małżonce w pełni umeblowane mieszkanie. W związku z tym mężczyźni
latami odkładali pieniądze na ożenek, po którym w przywiązanym do
tradycji społeczeństwie jordańskim mogli wyprowadzić się od rodziców
i zacząć samodzielne, dorosłe życie.
Trwająca od dwa tysiące jedenastego roku straszliwa wojna w Syrii
zmusiła ponad pięć milionów mieszkańców do opuszczenia swojej
ojczyzny i znalezienia schronienia przed śmiercią, głodem oraz życiem
w nieustannym strachu i niebezpieczeństwie w innych krajach. Przerażeni
i wyczerpani ciągle trwającymi walkami ludzie uciekali przede wszystkim
do państw sąsiadujących z Syrią, czyli do Turcji, Libanu i Jordanii, która
przyjęła ponad sześćset sześćdziesiąt tysięcy uchodźców. Z tej ogromnej
liczby prawie połowa to były dzieci poniżej piętnastego roku życia.
Wojna w Syrii i masowy napływ uchodźców, z których ponad pół
miliona mieszkało poza obozami, miały negatywny wpływ na jordańską
ekonomię ze względu na zakłócenie szlaków handlowych, zmniejszenie się
turystyki, niższe inwestycje, wysoką stopę bezrobocia i wzrost konkurencji
na rynku pracy. Wszystkie te czynniki wycisnęły piętno na jakości życia
Jordańczyków, którzy musieli mierzyć się z nowymi dla nich wyzwaniami.
Jednym z nich był fakt, że rodziny syryjskie akceptowały mniejszy mahr,
dar ślubny, oraz wydawały za mąż nieletnie dziewczynki.
Małżeństwa dzieci były praktykowane w Syrii, jeszcze zanim wybuchła
w niej wojna. Syryjskie prawo określało minimalny wiek uprawniający do
zawarcia małżeństwa na osiemnaście lat dla chłopców i siedemnaście lat
dla dziewczynek, jednak w szczególnych przypadkach, za zgodą sądu,
dopuszczalne było wydawanie za mąż trzynastoletnich dziewczynek, które
osiągnęły dojrzałość płciową, oraz ożenek piętnastoletnich chłopców.
Wojenny chaos, który ogarnął Syrię, oraz niepewność jutra i trudne
warunki życia na wygnaniu przyczyniły się do tego, że liczba wydawanych
za mąż syryjskich dziewczynek dramatycznie wzrosła.
„Nie mogłam chodzić do szkoły z powodu wojny” – zwierza się Ola,
która w wieku czternastu lat wyszła za mąż. „Musieliśmy zostać w domu,
ponieważ szkoły były zamknięte. Uczyłam się tylko do szóstej klasy”.
Materiał filmowy opublikowany przez stację Al-Jazeera English
przedstawiał dramatyczne losy niepełnoletnich żon.
„Opuściłam Aleppo sześć lat temu…” – mówi ubrana na czarno Fatima,
która aktualnie żyje w obozie dla uchodźców w Jordanii. „Kiedy
wspominam Aleppo…” – jej głos załamuje się, a w widocznych spod
nikabu20 poważnych oczach pojawiają się łzy. „Nie mogę mówić…” – w jej
głosie pojawia się ogromne wzruszenie. „Kiedy wspominam Aleppo, staję
się bardzo emocjonalna, bo przypominają mi się dobre dni… Chodziliśmy
do szkoły, a później wracaliśmy do domu… Odrabiałam lekcje, a potem
wychodziłam ze swoimi koleżankami, żeby spędzić z nimi przyjemnie
czas…”.
„Kiedy myślisz o swoim domu w Aleppo…” – reporterka zwraca się do
Syryjki. „Powiedz mi o jakichś szczególnych wspomnieniach, które
zapadły ci w pamięć”.
„Moje koleżanki. Dobre dni, które spędziłyśmy razem w Aleppo. Jeżeli
problemy się skończą, to myślę, że tam wrócę”. Syryjka wyraża swoją
nadzieję. „Ale z powodu aktualnych problemów… To wszystko, co tam
teraz jest, to tylko terror i strach…”.
„Co się działo w Aleppo przed tym, zanim twoja rodzina zdecydowała
się je opuścić?” – dopytuje reporterka. „Co pamiętasz z tego okresu
swojego życia?”.
Młoda Syryjka ciężko wzdycha i odpowiada dopiero po dłuższej chwili.
„Nie chcieliśmy wyjeżdżać, ale musieliśmy to zrobić” – jej głos jest
wyraźnie zmieniony. „Wszyscy płakaliśmy. Nie chcieliśmy wyjeżdżać” –
powtarza. „Ale musieliśmy. Byliśmy smutni, ponieważ kochamy nasz kraj.
Bardzo kochamy Aleppo, ale byliśmy zmuszeni je opuścić… Przez dwa dni
myśleliśmy tylko o swoim domu, nie byliśmy w stanie go zapomnieć…
Chcielibyśmy tam wrócić…”.
Każde słowo nastolatki było obarczone ciężarem nieskończonej boleści.
„Najtrudniejsze było przekroczenie granicy” – wspomina.
„Pamiętasz, co się wtedy działo na granicy syryjsko-jordańskiej?” –
pyta reporterka.
„To było bardzo trudne. Ludzie starali się zdobyć wodę pitną. Tak samo
było z jedzeniem. Jednym udało się coś zdobyć, a innym nie. Dzieci nie
były w stanie niczego skombinować dla swoich rodziców. Tak samo starsi
ludzie. Tylko młodym mężczyznom udawało się coś zdobyć. Kurz…
Zimno…”.
Fatima przerywa, a na filmie pojawia się migawka przedstawiająca
bombę spadającą na budynek mieszkalny w Syrii.
Później o swoich tragicznych wojennych doświadczeniach w rodzinnym
Hims opowiada Ola, pierwsza nastoletnia mężatka przedstawiona
w materiale:
„Kiedy opuściliśmy Hims, wędrowaliśmy z jednego regionu do
drugiego. Za każdym razem, kiedy udawaliśmy się w nowe miejsce,
mówiono nam: »Armia już tu przyszła«”.
Jej słowa ilustrowały obrazy całkowicie zniszczonego miasta
i spadających bomb, które zamieniały się w gorejący ogień i gęsty dym,
pokazywały dramat syryjskiej cywilnej ludności.
„Opuściliśmy dom o drugiej w nocy” – Ola kontynuowała swoją
opowieść. „Zanim wyjechaliśmy, wszystko było całkowicie zniszczone
i ciągle trwały naloty. Nie mogliśmy zostać. To była masakra. Nasze miasto
jest teraz puste i dlatego je opuściliśmy. Nikogo już tam nie ma”.
„Co pamiętasz z tego dnia, kiedy opuszczaliście swoje miasto?” –
dziennikarka chciała się jak najwięcej dowiedzieć o dziewczynce, która
w wieku czternastu lat została żoną.
„Kiedy opuszczaliśmy miasto, wszystkie ulice były zniszczone. Byli
żołnierze i samoloty, armaty i broń… Gdziekolwiek poszliśmy, to bomby
spadały na nas… Nie mogliśmy chodzić po ulicach. Musieliśmy przejść
przez zburzone mury i uciekać, poruszając się wewnątrz zrujnowanych
budynków” – wojenne wspomnienia Oli były wciąż żywe.
„Przemieszczaliśmy się w grupach. Nie mogliśmy wszyscy od razu opuścić
bombardowanego miasta. Nie mogliśmy uciekać publicznymi drogami.
Były pełne armat i czołgów. Nawet kiedy już opuszczaliśmy miasto, to
dalej do nas strzelali. Pociski spadały blisko nas. Ale dzięki Bogu w nas nie
trafiły”.
„Czy utknęliście na granicy, zanim ją przekroczyliście i znaleźliście się
w Jordanii?”.
„Pamiętam, że przemierzaliśmy pustynię. Później podwieziono nas
kawałek dużymi samochodami, a następnie dotarliśmy do usypanych
z piasku wałów, na które wspięliśmy się i pokonaliśmy je pieszo. Tam
przejęło nas jordańskie wojsko, które dalej przetransportowało nas swoimi
ciężarówkami. Zajęło nam trzy dni, żeby dotrzeć do Zaatari – obozu dla
uchodźców”.
Wstrząsające ujęcia przedstawiały setki ludzi, w tym głównie dzieci,
które w unoszącym się pustynnym pyle przekraczały graniczny wał. Małe
dziewczynki miały na głowach kolorowe czapeczki w paski
i niepropocjonalne do ich postury duże torby lub worki, w których niosły
swój naprędce uratowany skromny dobytek. Jordańscy żołnierze, ubrani
w mundury w panterkę i w kamizelki kuloodporne, w hełmach na głowach
i z długimi karabinami u boku, brali na ręce małe dzieci oraz pomagali
kobietom wejść do wysokich ciężarówek.
„Możesz nam opisać, jak wyglądała ta ucieczka?” – reporterka pyta
o detale exodusu z ogarniętej działaniami wojennymi Syrii.
„Oczywiście to było wyczerpujące. Ale to nie głód i pragnienie były
naszym głównym problemem. W nocy było ciemno. Wkoło rozciągała się
pustynia. Nie było tam nikogo bez względu na to, jak głośno krzyczałeś lub
płakałeś o pomoc. Chcieliśmy tylko dotrzeć do granicznych wałów, żeby
ktoś mógł nas uratować. Dorośli wskazywali na światło i mówili: »Idźcie,
aż do niego dotrzecie«. Baliśmy się, że zostaniemy zaatakowani przez
owady albo wilki”.
Następne migawki pokazywały baraki w obozie Zaatari i zbliżenie
kilkunastoletnich dziewczynek w białych hidżabach21 na głowach. Lektor
w komentarzu mówił wręcz o epidemii, która zapanowała wśród
uchodźców, wydawania nieletnich dziewczynek za mąż. Chwytający za
serce dziecięcy rysunek przedstawiał starszego mężczyznę z wąsami
i brodą, które oszraniały białe pasma, oraz rozległą łysiną i laską w ręku
prowadzącego pod rękę nieletnią pannę młodą. Dużo niższa od mężczyzny
dziewczynka miała na sobie suknię ślubną, a na głowie długi welon
i symboliczną złotą koronę taką, jaką zakładają małe dziewczynki, kiedy
bawią się w księżniczki. Cała jej twarz emanowała niewyobrażalnym
smutkiem, usta były złożone w podkówkę, a po jej policzku spływała
ogromna łza.
Ola, której rodzice pierwszy raz wspomnieli o małżeństwie, kiedy miała
trzynaście lat, szczerze opowiedziała reporterce o swoich przeżyciach z tym
związanych.
„Miałam trzynaście lat… Poprosili o moją rękę… W pierwszym
momencie moi rodzice odmówili. Ale potem oni wracali i byli w tym
bardzo wytrwali. W końcu przekonali moich rodziców. A potem ja się
zgodziłam”.
„Czy to było wtedy, kiedy twoja rodzina przeprowadziła się do
Ammanu?”.
„Tak”.
„Czy znałaś swojego męża wtedy, kiedy jego rodzina skontaktowała się
z twoją rodziną?”.
„Nie. Nie znałam go”.
„Nigdy go przedtem nie widziałaś… Nigdy przedtem z nim nie
rozmawiałaś…” – upewniała się reporterka.
„W ogóle go nie znałam” – potwierdziła dziewczynka.
„Ile lat miał wtedy twój mąż?”.
„Dziewiętnaście albo dwadzieścia”.
Po chwili Ola się poprawia.
„W zasadzie to mógł mieć dwadzieścia dwa albo dwadzieścia cztery
lata. Nie wiem dokładnie”.
„Co pomyślałaś, kiedy twoi rodzice po raz pierwszy powiedzieli ci, że
ten mężczyzna chce się z tobą ożenić?”.
„Normalnie… Jesteś szczęśliwa z powodu białej sukienki, którą na
siebie założysz…” – Ola odpowiada z dziecięcą naiwnością. „Dziewczyna
myśli, że mężczyzna będzie ją kochał i będzie miała lepsze życie od tego,
które miała ze swoją rodziną. Będzie ją zabierał, gdziekolwiek ona będzie
chciała. Myślałam, że będzie mnie kochał bardziej niż moja własna
rodzina”.
„To wszystko myślałaś, jeszcze zanim go spotkałaś?” – dopytuje
reporterka.
„Tak” – przyznaje dziewczyna.
„Powiedz mi, dlaczego twoi rodzice początkowo myśleli, że to nie jest
dla ciebie właściwe, żebyś wyszła za mąż w wieku trzynastu lat?”.
„Byłam za młoda. Dlatego moi rodzice powiedzieli: »nie«. A później
zdecydowali, że mogę być zaręczona przez jeden rok. I byłam zaręczona
przez jeden rok”.
„Jak wspominasz ten okres?”.
„Byłam szczęśliwa, bo obdarowywał mnie prezentami… W tym czasie
byłam szczęśliwa… Ale nie po ślubie”.
„Powiedz mi coś o swoim mężu” – poprosiła dziennikarka.
„On nie miał pracy… Całkowicie polegał na swojej rodzinie. Ja nie
wiedziałam, że był zależny od swojej rodziny. Po ślubie kłóciliśmy się,
ponieważ nie miał pracy. Nic o nim nie wiedziałam przez półtora roku”.
„Powiedz mi, co pamiętasz z dnia swojego ślubu” – dziennikarka się
uśmiechnęła.
„Nie mam za wiele wspomnień. Pamiętam tylko weselny korowód. I to
wszystko. To właściwie wcale nie było wesele. Oni tylko przyszli i zabrali
mnie z mojego domu. Tylko tak”.
„Powiedziałaś wcześniej, że byłaś podekscytowana swoją suknią ślubną
i tym, że wyjdziesz za mąż… Co z tego pamiętasz?”.
„Byłam szczęśliwa… Cieszyłam się swoją białą sukienką i wszystkimi
przygotowaniami… Ja jako panna młoda… Ale nie mieliśmy wesela. Oni
przyszli do mojego rodzinnego domu i zabrali mnie do ich domu. Tylko
tyle” – powtarza dziewczyna, jak gdyby gdzieś tłumiła w sobie żal, że
ominęło ją prawdziwe wesele. „Ze względu na okoliczności nie mieliśmy
wesela”.
„Jak na początku wyglądało twoje małżeństwo?”.
„Pierwsze dwa tygodnie były normalne, żyliśmy jak każde małżeństwo.
Później zaczęły się problemy… Jego rodzina zaczęła wtrącać się w nasze
sprawy”.
„Twój mąż wtedy nie pracował… Czy mieszkałaś ze swoimi teściami?”.
„Tak. Na początku powiedział, że nie może opuścić swojej rodziny, bo
jest jeszcze bardzo młody. Powiedział, że najpierw chce się ożenić
i ustabilizować, a później ze swoją żoną przeniesie się do samodzielnego
mieszkania. Dlatego mieszkałam z teściami około półtora roku. Wtrącali się
w nasze sprawy i było dużo problemów” – dziewczynka mówi poważnym
tonem.
„Ale on nadal nie pracował i oboje się nie uczyliście… Nie chodziłaś do
szkoły, prawda?”.
„Prawda” – przyznaje Ola.
„Wspomniałaś o problemach małżeńskich. Możesz nam opowiedzieć
o nich trochę więcej?” – reporterka chce dowiedzieć się, jak czuła się
w małżeństwie nieletnia żona.
„Jego matka skutecznie zapobiegała temu, żeby mąż zabierał mnie
w odwiedziny do mojej rodziny” – zwierza się dziewczynka. „Ona
sprzeciwiała się temu, żebym ja do nich chodziła. Zamiast tego moi rodzice
przychodzili do mnie. Jeżeli go o coś prosiłam, to odpowiadał, że nie jest za
mnie odpowiedzialny. Kłócił się ze mną za każdym razem, gdy coś
powiedziałam. Nie mogłam rozmawiać przez telefon nawet ze swoją
rodziną. Odmawiali mi wszystkiego” – skarży się dziewczynka. „Ale oni
wychodzili i robili wszystko, co chcieli. A ja musiałam gotować, prać
i sprzątać… Mieszkałam w kuchni”.
„Czyli… Twoja teściowa sprawiała, że jak się czułaś?” – drąży
reporterka.
„Ona przekształciła moje życie w piekło…” – Ola wyznaje gorzką
prawdę. „We wszystko wsadzała swój nos. Kiedy rozmawiałam ze swoim
mężem, to ona we wszystko się wtrącała. W każdą najmniejszą rzecz”.
„To znaczy, że twoja teściowa cię gnębiła?”.
„Tak… Oni wszyscy… Jeśli chciałam załatwić jakąś sprawę, to jego
matka się wtrącała. Czasem jego ojciec… A czasem jego brat… Cała jego
rodzina…”.
„Jak się przez nich czułaś?”.
„Czułam się, jakbym była w więzieniu. Nie mogłam nigdzie wychodzić.
Odmawiali mi wszystkiego, nawet najprostszych rzeczy. Nawet nie mogłam
rozmawiać ze swoją mamą przez telefon. Gdy poprosiłam męża
o najprostszą rzecz, to odpowiadał, że nie jest za mnie odpowiedzialny” –
opowiada nastolatka.
„Jak twój mąż reagował na to, jak traktowała cię jego rodzina? Czy on
wstawiał się za tobą?”.
„Nie, w ogóle nie. Zawsze stawał po stronie swojej rodziny. Powtarzał,
że nie mam po co wychodzić z domu. Kazał mi zostawać w domu”.
„Jak czułaś się z tym, że mężczyzna, z którym byłaś rok zaręczona,
nagle tak drastycznie się zmienił?”.
„Zaczęłam go nienawidzić. Nie mogłam znieść mieszkania z nim. On
powinien mnie chronić, brać moją stronę… Ale on nie powiedział nawet
jednego słowa w mojej obronie. Zawsze słuchał się swoich rodziców, ale
nigdy nie mnie” – w głosie nastolatki pojawiają się silne emocje.
„Jak szybko po ślubie zorientowałaś się, że to małżeństwo się nie
ułoży?”.
„Zostałam z nim półtora roku. Później go opuściłam i wróciłam do
mojej rodziny. Potem wróciłam do niego, ale mieszkałam w oddzielnym
mieszkaniu. Następnie… zaczęły się kolejne problemy. Byliśmy już
małżeństwem od jakiegoś czasu. Jego matka ciągle wspominała o wnukach.
Poszłam w tej sprawie do lekarza, który zalecił przebadanie mojego męża.
Po przeprowadzeniu testów okazało się, że mój mąż jest bezpłodny.
W rezultatach badań pojawiło się zero, co znaczyło, że nigdy nie będzie
mógł mieć dzieci. I wtedy przestał mi kupować jedzenie i rzucił pracę.
Skończyliśmy na tym, że jedliśmy w domu moich rodziców. Mieszkaliśmy
nad nimi. Później on chciał, żebyśmy przeprowadzili się do innej dzielnicy.
Kiedy to się stało, zaczął przyprowadzać do domu swoich kolegów, którzy
zostawali u nas do późna w nocy. Jeden z jego przyjaciół, który miał
kłopoty rodzinne, przesiadywał u nas całe dnie. Opuszczałam ich
i przenosiłam się gdzie indziej, bo co miałam robić z tymi mężczyznami?!
On był z tego niezadowolony i zarzucał mi, że się nimi nie zajmuję i nie
wywiązuję się z moich domowych obowiązków. Moi rodzice mówili mu, że
jego znajomi to mężczyźni i nie mogę z nimi zostawać sama w domu” –
nieletnia żona ciągnęła swoją smutną historię. „Potem musieliśmy się
zmierzyć z następnymi problemami. On chciał, żebyśmy zamieszkali
w bardzo odległej dzielnicy. Jeżeli on nie przynosił do domu jedzenia,
a jego koledzy ciągle u nas przesiadywali, to jak mogłam mu zaufać, jeśli
on w ogóle o mnie nie dbał? Czasem znikał na trzy dni. Dzwoniłam do
niego, ale nie odpowiadał. Kiedyś przez trzy dni jego telefon był poza
zasięgiem. Nie wiedziałam nawet, gdzie on jest. W końcu mnie zostawił,
a ja wróciłam do swojej rodziny”.
„Co teraz robisz? Jakie masz cele i marzenia?”.
„Przede wszystkim czekam na rozwód. Później zobaczę, może wrócę do
szkoły i zacznę się znowu uczyć. Teraz siedzę w domu. Nic nie robię”.
„Dlaczego już teraz nie wrócisz do szkoły?”.
„Chodzę do adwokatów… Do sądu… Jestem tym zajęta. Wrócę, kiedy
będę miała spokojny umysł”.
„Powiedziałaś mi wcześniej, że przestałaś chodzić do szkoły, kiedy
miałaś dziesięć lat. Nie wolałabyś raczej teraz wykorzystać tego czasu,
chodząc do szkoły, zająć się sobą, a jednocześnie starać się o rozwód?”.
„Nawet jeżeli wróciłabym do szkoły, to i tak nic bym nie rozumiała.
Jestem zaabsorbowana prawnikami i tego rodzaju rzeczami. Nie mam
jasnego umysłu. Dlatego nie chodzę do szkoły” – tłumaczy się Ola, co
brzmi wstrząsająco.
„Żałujesz, że tak młodo wyszłaś za mąż?” – reporterka stawia bolesne
pytanie.
„Oczywiście, że żałuję” – Ola odpowiada z przekonaniem. „Jeżeli
wiedziałabym wcześniej to, co wiem teraz, to nigdy nie zaakceptowałabym
jego propozycji”.
„Co wiesz teraz, co chciałabyś wiedzieć wcześniej?”.
„Gdybym to wszystko wiedziała, nie wychodziłabym za mąż. Żyłabym
swoim życiem, chodziła do szkoły… Skończyłabym swoją edukację, a nie
wychodziła za mąż”.
„Jeżeli pewnego dnia będziesz miała córkę… Pozwoliłabyś jej wyjść za
mąż tak wcześnie, jak ty to zrobiłaś?”.
„Nie, absolutnie nie. To nie byłoby możliwe” – ton głosu Oli jest
stanowczy.
„Dlaczego?”.
„Wyszłaby młodo za mąż, a nic nie wiedziałaby o życiu… Myślałaby
tak jak ja, kiedy mnie poproszono o rękę…”.
„Co powiedziałabyś dziewczynkom, które myślą o małżeństwie?”.
„Nikt nie powinien wychodzić za mąż tak wcześnie… Unikniesz
mężczyzny, który ciągle mówi ci, co masz robić…” – nastoletnia mężatka
zwraca się bezpośrednio do rówieśniczek. „Nikt nie powinien cię pytać,
gdzie wychodzisz lub skąd przychodzisz… Będziesz wolna
od odpowiedzialności” – tłumaczy. „Lepiej żyć swoim życiem przed
małżeństwem, ponieważ później może na to nigdy nie być szansy. Życie
kobiety jest dużo lepsze przed małżeństwem” – konkluduje gorzko. „Nie
jest do niczego zobowiązana”.
Ola ma szesnaście lat. W ciągu ostatnich sześciu lat przeżyła piekło
wojny, dramat przymusowej ucieczki ze swojej ojczyzny, roczne zaręczyny,
podczas których narzeczony obsypywał ją prezentami, rozczarowanie
małżeństwem, złe traktowanie oraz upokorzenia ze strony teściów
i szwagra, bezpłodność męża, jego trudne do zaakceptowania wybryki –
a w końcu została przez niego ostatecznie porzucona. Szesnastolatka ma
nieuregulowaną sytuację prawną, ponieważ nie wie, gdzie aktualnie
przebywa jej mąż, i nie może nawiązać z nim kontaktu. Za dużo jak na
szesnastolatkę. Stanowczo za dużo.
Druga z bohaterek reportażu, Fatima, która została zaręczona w obozie
dla uchodźców w Jordanii, również nie znajduje się w sytuacji
odpowiedniej do jej wieku. W ciągu swojego krótkiego życia poznała już
dobrze, co to głód, strach i bieda. Jest szesnastoletnią żoną i matką
pięciomiesięcznej córeczki. Ponadto jest w ciąży z następnym dzieckiem.
Chociaż nie mówi źle o swoim mężu, to z jej opowieści wynika wyraźnie,
że trudne przeżycia i nadmiar obowiązków przytłaczają ją ciężarem, jaki
z pewnością jest nieadekwatny do jej młodego wieku. W poruszającym
wyznaniu wspomina moment, w którym usłyszała, że ma zostać zaręczona.
„Mój ojciec zadzwonił do mamy i powiedział, że Fatima zostanie
zaręczona. Zapytał jej, czy to zaakceptuję. Nie miałam nawet piętnastu
lat… Bałam się i płakałam… Na początku powiedziałam rodzicom, że nie
chcę, bo jestem za młoda. Później oni powiedzieli, że to dobry mężczyzna
i go znają, więc się zgodziłam”.
„Czy oni wyjaśnili ci, dlaczego uważają, że to jest ważne, żebyś wyszła
za mąż, i dlaczego sądzą, że w wieku piętnastu lat jesteś gotowa do
małżeństwa?”.
„Nie… Powiedzieli tylko, że to dobry mężczyzna. To wszystko.
»Przyjmij go«, powtarzali”.
Nastolatka głęboko westchnęła i spojrzała na reporterkę smutnymi,
poważnymi oczami.
„Jak to było, kiedy pierwszy raz zobaczyłaś swojego męża?”.
„Widziałam go tylko raz przed ślubem… To było miłe uczucie.
Zobaczyłam go i od razu po tym podpisaliśmy akt małżeński”.
„Powiedz nam coś o swoim mężu” – prosi reporterka.
„Muhammad ma osiemnaście lat i pracuje w fabryce”.
Później Fatima opowiada o swoich doświadczeniach jako nieletniej
żony.
„Na początku to było wyzwanie… Nie wiedziałam, co on lubi, a czego
nie lubi. Potem ja zaczęłam go rozumieć, a on zaczął rozumieć mnie”.
„Co było dla ciebie najtrudniejsze jako tak młodej matki?”.
„Kiedy urodziłam dziecko, zupełnie nie wiedziałam, jak się nim
zajmować. Moja ciocia uczyła mnie, co robić, bo nie wiedziałam, czego
potrzebuje moja córka. Ona płakała, a ja nie wiedziałam, co robić”.
Ciężarna szesnastolatka, oprócz wykonywania swoich obowiązków
żony i matki, pracuje również w fabryce.
„Muszę pracować, chociaż wolałabym zajmować się swoją córką” –
mówi gorzko. „Chciałam pracować, żeby pomóc mojemu mężowi,
ponieważ potrzebujemy pieniędzy na wynajem mieszkania, jedzenie,
mleko, pampersy… Z trudnością wiążemy koniec z końcem…”.
Fatima pracuje w fabryce po dziesięć godzin dziennie, więc reporterka
pyta ją, ile czasu spędza ze swoją córką.
„Kiedy tylko wracam z fabryki, to biorę ją na ręce i bawię się z nią,
żeby wynagrodzić jej te dziesięć godzin, kiedy byłam z dala od niej”.
„To trudne zostawiać córkę w domu, prawda?” – domyśla się
reporterka.
„Bardzo za nią tęsknię…” – przyznaje Fatima. „To jest trudne, bo
zostawiam z nią moje serce… Jestem smutna, ponieważ moja córka jest
jeszcze taka malutka, a ja muszę ją zostawiać, żeby iść do pracy”.
Młoda Syryjka zwierza się również ze swoich marzeń.
„Chciałabym mieszkać w prawdziwym domu z pokojami, bo teraz
mieszkamy w baraku. I zostać w domu z moją córką, a nie pracować”.
„Teraz masz swoją córkę… Jeżeli twoja córka przyszłaby do ciebie
w wieku piętnastu lat i powiedziała, że chce wyjść za mąż, to co byś jej
odpowiedziała?” – docieka dziennikarka.
„Nie zgodziłabym się”.
„Dlaczego?”.
„Powinna poczekać, aż będzie miała dwadzieścia lat albo dwadzieścia
pięć. W przeciwnym wypadku, w tak młodym wieku, będzie ponosić zbyt
dużą odpowiedzialność. Lepiej niech poczeka, aż będzie starsza”.
„Rozumiem, że dla ciebie jest ważne, żeby twoja córka skończyła swoją
edukację?”.
„Tak, oczywiście”.
„Z tego, co mówisz, wnioskuję, że najbardziej żałujesz, iż nie mogłaś
kontynuować nauki? Możesz mi powiedzieć dlaczego?”.
„To był mój los. Chciałabym móc ukończyć szkołę”.
Kiedy Fatima odpowiada na ostatnie pytania dziennikarki, jej głos drży
żałośnie.
Ciernisty los, który spotkał Fatimę i Olę, był udziałem dziesiątek
tysięcy innych dziewczynek, które ani przed ślubem, ani po jego zawarciu
nie mogły tak naprawdę decydować o swoim życiu.
***
Ojciec narzeczonego Salmy, Ahmada, od lat ciężko pracował jako
malarz budowlany, żeby zapewnić swojej rodzinie godny byt. Z wiekiem
było mu coraz trudniej wykonywać swój wymagający długiego wysiłku
fizycznego zawód, a silne bóle pleców, rąk oraz kręgosłupa coraz bardziej
dawały mu się we znaki. Ponadto martwił się o przyszłość Ahmada, który
od dawna sprawiał rodzicom kłopoty. Jako chłopiec niechętnie chodził do
szkoły i się uczył, a kiedy dorósł, był typem lekkoducha. W żadnej pracy
nie zagrzał długo miejsca, bo wolał spędzać czas z kolegami, włócząc się
gdzieś do białego rana. Był zupełnym przeciwieństwem starszego od niego
o dziesięć lat brata Zaida, który zaraz po szkole zaczął pracować jako
murarz i ciułać pieniądze na założenie rodziny. Matka znalazła mu cichą
i posłuszną żonę, z którą miał troje dzieci i wiódł ustabilizowane życie.
Ahmad imał się tylko dorywczych prac, a o ożenku nie chciał nawet
słyszeć. „Mam na to jeszcze czas” – powtarzał, kiedy rodzice sugerowali,
że już pora zawrzeć małżeństwo.
Kiedyś Abu Zaid pożalił się na młodszego syna dalekiemu krewnemu
z Irbidu, który w odpowiedzi wspomniał o koledze z pracy posiadającym
cztery córki.
– Dwie są jeszcze małe… – powiedział Muhammad. – Ale dwie
starsze…
– Można to przemyśleć… – stwierdził Abu Zaid, bo wiedział, że
rodziny, w których było dużo dziewczynek, chętniej i szybciej wydawały je
za mąż.
Ojciec Ahmada porozmawiał na ten temat z żoną, która wkrótce potem
pojechała do Irbidu, żeby dyskretnie przyjrzeć się kandydatkom na żonę
syna.
– Na starszą Ahmad na pewno się nie zgodzi – Chadidża
poinformowała męża po powrocie.
– Dlaczego? – zapytał Abu Zaid.
– Brzydka jest… – Chadidża nie owijała w bawełnę.
– A ta młodsza?
– Dużo ładniejsza.
– To powiedz o niej Ahmadowi – Abu Zaid polecił żonie.
Początkowo mężczyzna opierał się jak mógł przed małżeństwem.
– Jestem jeszcze młody – przekonywał matkę. – Po co mi teraz żona?
– Po to, żebyś wreszcie się ustabilizował – tłumaczyła matka, która
miała nadzieję, że małżeństwo sprowadzi syna na dobrą drogę. – Bierz
przykład ze starszego brata i zobacz, jak dobrze żyje ze swoją żoną Fadwą.
Ahmad skrzywił się, bo wizja życia takiego, jakie wiódł brat, wcale nie
wydawała mu się nęcąca. Zaid pracował czasem nawet po dwanaście
godzin dziennie, w kurzu i upale, żeby utrzymać żonę i troje małych dzieci.
– Ty się nie krzyw, tylko korzystaj z tego, że ojciec chce pokryć koszty
twojego ożenku… – upomniała go matka. – Bo kiedy ojciec ostatecznie
straci do ciebie cierpliwość… – zagroziła, bo Abu Zaid niejednokrotnie
zarzekał się, że jeżeli Ahmad w końcu nie weźmie się za siebie, to
przestanie na niego łożyć.
Mężczyzna zastanawiał się nad czymś dłuższą chwilę.
– Muszę ją przedtem zobaczyć – powiedział, mając nadzieję, że zanim
dojdzie do spotkania, to upłynie trochę czasu, a rodzice nie będą mu ciosać
kołków na głowie.
– Oczywiście, oczywiście… – ucieszyła się matka. – Ja wszystko
zorganizuję – rzuciła szybko i pobiegła do męża z dobrą nowiną.
Jednak podczas wizyty w Irbidzie Ahmadowi wpadła w oko młodsza
siostra wysuniętej przez matkę kandydatki na żonę. Salma była śliczną
dziewczynką, pełną energii i uroku. Urzekła go, kiedy z dużym
zaangażowaniem i wdziękiem zajmowała się swoim młodszym
braciszkiem, a gdy pomógł jej go złapać, obdarzyła go ujmującym
uśmiechem.
Nie od razu Ahmad podzielił się swoimi odczuciami z matką.
– Jak ci się podobała Hafsa? – zapytała w drodze z Irbidu do Ammanu.
– Może być – odpowiedział wymijająco.
– Chcesz się z nią ożenić?
– Pomyślę o tym – obiecał matce.
Przez tydzień rozważał, co zrobić, i w końcu doszedł do wniosku, że
postąpi zgodnie z wolą rodziców. Ożeni się, tak jak chcieli, ale tylko
z Salmą. Gdy matka o tym usłyszała, załamała ręce.
– Przecież to jeszcze dziecko! Weź Hafsę, to sympatyczna dziewczyna.
– Chcę Salmę! – upierał się Ahmad.
– Dlaczego ją?
– Bo jest śliczna.
– Ale taka młoda! – Matka nie była przekonana do pomysłu syna.
– Tym lepiej! – Ahmad wyraził swoje zdanie. – Wychowamy ją na taką
żonę, jaką dokładnie chcemy…
– No nie wiem… – matka była sceptyczna.
– Chcę Salmę albo się nie żenię! – Ahmad wykrzyknął butnie.
– Porozmawiam z ojcem… – matka ustąpiła, a mężczyzna uśmiechnął
się z zadowoleniem.
Ojcu nie zależało na tym, z kim się ożeni jego syn, tylko żeby w ogóle
to uczynił, bo najważniejsza była dla niego nadzieja, że żona zatrzyma
Ahmada w domu i skończą się jego nocne eskapady. Sądził również, że
Ahmad poczuje się zobowiązany do utrzymania rodziny i nie będzie jak do
tej pory co jakiś czas rzucał kolejnej pracy.
– Zadzwoń do Irbidu i powiedz, że Ahmad wybrał Salmę. – Abu Zaid
tym samym zaakceptował decyzję syna. – I zawołaj go tu zaraz do mnie. –
Chciał mu uświadomić, że musi utrzymać pracę w sklepie z ubraniami, bo
już niedługo będzie odpowiedzialny za swoją żonę.
– Postanowiłeś się ożenić, więc myśl poważnie – starał się wybić
synowi z głowy lekkie podejście do życia, gdy ten, wysłany przez matkę,
usiadł obok niego.
Później sprawy się skomplikowały, bo matka Salmy nie od razu dała
pozytywną odpowiedź, a następnie jej ojciec zażądał zbyt wysokiego daru
ślubnego.
– Cztery tysiące dinarów22! – Abu Zaid nie krył wzburzenia
w rozmowie ze swoją żoną. – To stanowczo za dużo!
– Też tak uważam – Chadidża zgodziła się z mężem.
– Nawet gdybym chciał, to nie jestem mu w stanie tyle dać – kłopotał
się Abu Zaid.
– To rzeczywiście problem… – zmartwiła się Chadidża.
Małżeństwo zamilkło na moment, żałując, że wyczekiwany przez nich
ożenek syna może nie dojść do skutku. W Ammanie trudno byłoby im
znaleźć chętną kandydatkę, bo jej rodzina na pewno żądałaby wyprawienia
wystawnych zaręczyn, prezentu w postaci ciężkiej złotej biżuterii,
hucznego wesela oraz osobnego, całkowicie urządzonego mieszkania dla
nowożeńców. Ze względu na napływ syryjskich uchodźców ceny wynajmu
mieszkań poszybowały w górę, co jeszcze bardziej utrudniało młodym
Jordańczykom zawarcie małżeństwa. Poza tym rodzicom kandydatki
łatwiej byłoby dociec prawdy i dowiedzieć się, że Ahmad nie cieszy się
najlepszą opinią.
– I co teraz? – zatroskana Chadidża spojrzała na męża.
– Spróbuję jeszcze z nim negocjować – odpowiedział po chwili.
Kiedy po długich rozmowach udało się doprowadzić do uroczystych
zaręczyn, obie rodziny narzeczonych były bardzo zadowolone. Abu
Haszim, który ostatecznie zgodził się na mahr w wysokości trzech tysięcy
dinarów, co stanowiło wielokrotność jego pensji, w końcu mógł spłacić
długi i nie obawiać się, że cała jego liczna rodzina wyląduje na bruku. Poza
tym wydał za mąż jedną z czterech córek, więc miał mniej osób do
wyżywienia. Abu Zaid cieszył się, że Ahmad w końcu się ożeni, co pomoże
mu się ustatkować, a młodziutka narzeczona syna bardzo przypadła mu do
gustu ze względu na jej niespotykaną urodę i miłe obycie. Teraz należało
tylko czekać na uroczystości weselne, które wszystko przypieczętują.
Matka Salmy z części pieniędzy przekazanych przez ojca narzeczonego
kupiła jej nową bieliznę, a po powrocie do domu starała się przygotować
córkę na noc poślubną.
– Kiedy Ahmad zabierze cię do domu, to… – przerwała, bo nie
wiedziała, jak to wyrazić.
Dziewczynka siedziała ze spuszczoną głową, ponieważ już od kilku
nocy musiała wysłuchiwać swoich sióstr, które, gdy tylko Hala pogrążyła
się we śnie, z zapłonionymi z emocji policzkami opowiadały jej
w niewybrednych słowach, co ją czeka jako żonę Ahmada.
– To bardzo przystojny i silny mężczyzna… – najbardziej ekscytowała
się Rania, której parę koleżanek już wyszło za mąż i słyszała od nich
niejedną łóżkową opowieść. – Jak cię weźmie w obroty…
– Za mała jest na te rzeczy. – Hafsa, która im było bliżej ślubu, tym
bardziej żałowała, że to nie ona będzie panną młodą, przy każdej okazji
dopiekała siostrze. – Nawet nie będzie wiedziała, co robić…
Obie siostry zachichotały nerwowo, a później Rania zaczęła opowiadać
pikantne szczegóły pożycia intymnego swoich koleżanek.
– Ten pierwszy raz… – matka chciała ostrzec córkę – …może boleć…
Pozwól mu zrobić, co chce… Nie opieraj się… To wtedy… Pójdzie
szybciej… – Matka, uznając, że powiedziała już wszystko, co należy,
wstała i poszła do kuchni przygotować kolację.
Nadszedł dzień ślubu. Tak jak podczas zaręczyn Salam przyszła do
sąsiadki, żeby pomóc jej przygotować córkę do tej ważnej dla niej
uroczystości.
– Salma jakoś blado dziś wygląda… – stwierdziła, zobaczywszy
dziewczynkę. – Ale sukienka bardzo ładna… – Zmierzyła wzrokiem
wiszącą na drzwiach szafy suknię ślubną. – O, i buciki jakie śliczne! –
Spojrzała na stojące na podłodze białe pantofelki z perełkami.
Salma od rana miała silne bóle brzucha. Bardzo się bała. Dwie
spakowane walizki przypominały jej, że oto na zawsze opuszcza dom
rodzinny. Ze wszystkich jej bliskich tylko Hala wyglądała na zasmuconą
z tego powodu.
– Będziesz miała całe łóżko tylko dla siebie. – Salma pocieszała ją,
od rana próbując powstrzymać cisnące się do jej oczu łzy.
– A do kogo będę się przytulać? – Hala zapytała żałosnym głosem.
– Przywiozę ci dużego misia z Ammanu – obiecała Salma.
– Nie chcę misia, chcę ciebie. – Hala mocno przytuliła się do siostry,
a później nie odstępowała jej ani na chwilę.
– I oczy ma takie zaczerwienione… – Salam nie przestawała
krytykować dziewczynki.
– Co jej się stało? – Maha, która pojawiła się parę minut po matce, też
zauważyła nie najlepszy wygląd Salmy.
– Ach, to nic takiego. – Basma zbagatelizowała złe samopoczucie córki.
– Pewnie z przejęcia nie wyspała się za dobrze… Trzeba ją tylko ładnie
umalować, a wszystko będzie w porządku.
Kobiety zabrały się do przygotowania małej panny młodej do ślubu.
Z każdą warstwą kolejnego kosmetyku Salma czuła coraz silniejszy
i bardziej nieprzyjemny ścisk w żołądku. Zdawała sobie sprawę z tego, że
tego makijażu nie zmyje już w rodzinnym domu.
Gdzie go zmyję?, zadawała sobie pytanie. Wyobrażała sobie swój nowy
dom. Obrazy, które przesuwały jej się przed oczami, zawsze przedstawiały
schludne i czyste pomieszczenia, bo przecież mąż musi wprowadzić żonę
do nowego domu. Zazwyczaj narzeczeni, po podpisaniu aktu małżeńskiego,
ale jeszcze przed ślubem, po którym według tradycji mogli razem
zamieszkać, razem urządzali swoje wspólne gniazdko.
Ale przecież Amman jest daleko od Irbidu… A ja musiałam chodzić do
szkoły…, myślała Salma, kiedy mama z sąsiadką kończyły jej ślubny
makijaż.
– Cudnie! – Salam odłożyła pędzelek, którym malowała kolorki na
pobladłej twarzy dziewczynki. – Czas włożyć suknię. – Sięgnęła po
wieszak z kreacją.
– Rozbierz się i podnieś ręce do góry, a my ci ją ostrożnie założymy –
matka nakazała dziewczynce. – I nie ruszaj się, żeby nie pobrudzić jej
makijażem.
Salma zdjęła domową sukienkę i została tylko w samym białym staniku
i majteczkach, które matka wcześniej kupiła jej specjalnie na tę okazję.
Kobiety rozsunęły suwak i uważając, żeby makijaż nie poplamił delikatnej
tkaniny, ubrały dziewczynkę w suknię ślubną.
– Jeszcze welon. – Matka wyjęła z szafy długi welon, który schowała
tam przed najmłodszymi dziećmi.
Potem razem z sąsiadką upięła welon na rozpuszczonych i lekko
falujących włosach córki. Welon był wielowarstwowy i ładnie układał się
wokół twarzyczki Salmy, dodając jej dziewczęcego wdzięku. Następnie
kobiety założyły jej złotą biżuterię i przystrojone perełkami buciki. Mała
panna młoda była gotowa. Długa biała suknia, ozdobiona tiulowymi
fantazyjnymi falbankami, podkreślała jej wąską talię, a przezroczysta góra
drobne ramiona. Dobrze skrojony materiał uwypuklał jej kształtny biust.
Salma wyglądała prześlicznie. Ponętnie.
Nagle po policzkach dziewczynki zaczęły lecieć wielkie łzy.
– Natychmiast przestań! – wrzasnęła na nią matka. – Popsujesz
makijaż!
Salma zaczęła się cała trząść.
– Uspokój się! – zdenerwowała się matka, bo wiedziała, że narzeczony
z rodzicami lada moment się pojawią.
– Mówiłam, że się do tego nie nadaje – wyrzuciła z siebie rozgoryczona
Hafsa, dla której ten dzień był szczególnie trudny.
– No dobrze, już dobrze… – Salam starała się ratować sytuację.
Chusteczką delikatnie starła łzy, a potem poprawiła rozmazany makijaż. –
Nie ty pierwsza, nie ostatnia…
Rania i Maha nic nie mówiły, bo każda z nich chciałaby być na miejscu
małej panny młodej.
Rozległ się głośny dzwonek.
– Ani mi się waż płakać! – Matka skierowała w stronę córki groźne
spojrzenie.
Ojciec, który razem z Muhammadem czekał na narzeczonego córki
z rodzicami, otworzył drzwi i zaprosił gości do salonu.
– Masz się zachowywać jak żona! – matka jeszcze raz upomniała córkę,
bo nie chciała, żeby Salma wpadła w histerię przy mężu i teściach.
Dziewczynka spojrzała na młodszą siostrzyczkę i pomyślała, że musi
być dzielna. Przecież Hala nie może mieszkać na ulicy, gdzie w każdym
czarnym zaułku czają się groźne psy.
Basma, która tego dnia założyła swoją świąteczną sukienkę, poprawiła
hidżab i udała się do salonu. Tam wylewnie przywitała się z matką
Ahmada, a następnie z jej mężem i synem. Po paru minutach wymiany
uprzejmości przyszedł czas, żeby przyprowadzić pannę młodą.
Matka poszła po trzynastoletnią córkę, którą wydawała za mąż.
Dziewczynka stała tak, jak ją zostawiła, bo sąsiadka nie pozwoliła jej usiąść
z obawy, żeby nie pogniotła sukni ślubnej. Chciała, żeby zaprezentowała się
przed swoją nową rodziną z Ammanu w pełnej krasie. Uprosiła też swojego
męża, żeby kupił dla Mahy nową, strojną sukienkę, a sama rano zrobiła jej
efektowny makijaż i starannie ułożyła włosy. Może Chadidża zwróci na nią
uwagę i zarekomenduje ją komuś z rodziny swojej, sąsiadów albo
znajomych jako kandydatkę na żonę.
Hafsa i Rania też zrobiły wszystko, żeby wyglądać jak najlepiej, bo
miały taką samą nadzieję.
– Loo, loo, loo, loo, loo… – kobiety i dziewczyny wykonały tradycyjne
dźwięczne zagharid, a Salma dostała gęsiej skórki.
W otoczeniu matki, sióstr i sąsiadek dziewczynka powoli weszła do
salonu. Spojrzała na Ahmada, który w nowym ciemnym garniturze wydał
jej się dużo starszy niż podczas zaręczyn. Matka posadziła ją koło niego na
fotelu, a sama z sąsiadką i dziewczynami usiadła na kanapie. Mężczyzna
z zadowolonym uśmiechem taksował wzrokiem młodziutką pannę młodą.
Już niedługo zabierze ją ze sobą do domu.
Po dość długiej kurtuazyjnej rozmowie nadszedł moment, kiedy młodzi
powinni przełożyć obrączki z prawych rąk na lewe, aby w ten sposób
symbolicznie zamanifestować, że oto są już mężem i żoną.
– Wstańcie już, wstańcie! – Chadidża zachęciła ich z szerokim
uśmiechem.
Młodzi wstali. Panna młoda była dużo niższa od pana młodego.
Odwrócili się ku sobie i nawzajem przełożyli sobie obrączki z prawych
dłoni na lewe. Obrączka Salmy już była na nią dobra, bo rodzice przerobili
ją na mniejszą. Z tego momentu dziewczynka zapamiętała szorstki dotyk
mężczyzny.
Później Basma z Ranią podały soki, kawę i knafę. Atmosfera trochę się
rozluźniła, a Haszim, podobnie jak podczas zaręczyn, podekscytowany
niecodziennym wydarzeniem, bardzo się rozbrykał.
Tym razem zajmowała się nim Hafsa. Starała się nie patrzeć na pana
młodego. Nadal bardzo jej się podobał.
– Byłaś kiedyś w Ammanie? – Ahmad zapytał Salmę.
– Nie – cicho odpowiedziała dziewczynka.
– Spodoba ci się.
To była jedyna wymiana zdań między młodymi podczas uroczystości
ślubnej.
Przed wieczorem Abu Zaid zdecydował, że już czas jechać do domu.
Powstało lekkie zamieszanie, bo Salma musiała zdjąć suknię ślubną, która
była tylko wypożyczona, i przebrać się w coś innego. Przedtem ojciec z jej
pokoju wyniósł dwie walizki, które Ahmad zabrał do samochodu. Jedna
z nich wydała mu się wyjątkowo ciężka. Nie wiedział, że są w niej zeszyty
i książki.
– Kiedy do nas przyjedziesz? – Hala zapytała przy pożegnaniu, bo już
zaczynała tęsknić za swoją ukochaną siostrą.
– Niedługo, słoneczko – obiecała Salma.
Potem pożegnała się ze wszystkimi członkami rodziny i sąsiadkami,
a następnie w welonie, który matka jej kupiła, żeby mogła przekroczyć
w nim próg swojego nowego domu, razem z mężem i teściami wsiadła do
samochodu.
Im bardziej oddalała się od swojego rodzinnego Irbidu, tym bardziej
chciało jej się płakać. Powstrzymywała się jednak, bo bała się, że jeśli to
zrobi, to dorośli zaczną na nią krzyczeć. Siedzący obok niej Ahmad nic nie
mówił, tylko od czasu do czasu obdarzał ją słabym uśmiechem.
Kiedy dotarli do Ammanu, była już noc. Rozświetlone i zatłoczone
miasto tętniło intensywnym życiem. Salma siedziała spięta obok Ahmada,
który wydawał się nieco znużony podróżą. Dziewczynka zwróciła uwagę
na korki na ulicach, które utrudniały płynny ruch, oraz dużą liczbę żółtych
taksówek.
Po długim krążeniu po mieście zatrzymali się w wąskiej uliczce przy
mocno zaniedbanym bloku.
– Wysiadamy – powiedział Ahmad.
Salma wysiadła, a jej mąż wyciągnął z bagażnika walizki. Pożegnali się
z rodzicami, którzy mieli nocować u starszego syna, ponieważ chcieli
młodym dać więcej swobody podczas nocy poślubnej. Mężczyzna
z walizkami mozolnie wspinał się na trzecie piętro, a dziewczynka
w długim białym welonie szła za nim. Minęli leciwego sąsiada, który
z zaciekawieniem się za nimi obejrzał.
Znaleźli się pod drzwiami mieszkania. Ahmad wyjął klucze, otworzył
drzwi i wprowadził żonę do środka. Salmę uderzył panujący w nim zaduch
i wyraźnie uchwytny zapach chemikaliów.
– My będziemy mieszkać tu – powiedział, stawiając walizki w swojej
sypialni.
Salma zobaczyła duże łóżko z czystą białą pościelą. Poza tym pokój był
zagracony i dosyć brudny.
– Pójdę do łazienki – powiedział Ahmad i zostawił dziewczynkę samą.
To nie było schludne pomieszczenie, jakie sobie wcześniej wyobrażała.
Mąż wrócił dosyć szybko. Spojrzał na nią od góry do dołu, jakoś tak
szczególnie, a ona się zmieszała. Zdjął jej welon, który ułożył się
w spienione fale na poplamionej podłodze.
– Nie bój się… – powiedział tylko, a następnie odrzucił kołdrę
i zaciągnął żonę do łóżka.
Czuła jego twardy dotyk, chropowatą skórę, a później jego zabierający
jej oddech ciężar. Chciała uciec. Z tego łóżka, od niego, z tego domu.
Jednak leżała nieruchomo, tak jak przykazała jej mama, i pozwalała, żeby
mąż robił z nią to, co chce.
Noc poślubna nie sprawiła przyjemności żadnemu ze współmałżonków.
Dla Salmy zakończyła się straszliwą boleścią całego ciała, a dla Ahmada
nieznośną frustracją.
Nieletnia żona, bierna i nie w pełni jeszcze fizycznie dojrzała, nie
zaspokoiła do końca dorosłego, doświadczonego mężczyzny. Rozdrażniony
Ahmad wstał, ubrał się i zostawił płaczącą i zwijającą się z bólu
dziewczynkę na poplamionym dziewiczą krwią białym prześcieradle.
20 Nikab (arab.) – czarna zasłona całkowicie zakrywająca twarz z wyciętą szczeliną na
oczy.
21 Hidżab (arab.) – chusta zakrywająca głowę i włosy muzułmanki.
22 4000 dinarów jordańskich to równowartość ok. 5600 dolarów amerykańskich.
Rozdział IV
Rozwiane nadzieje
Salma była przerażona. Przygniatała ją tak ogromna żałość, jakiej
jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła. Ten jej nowy dom, a tak
naprawdę nie jej dom, bo już wiedziała, że będzie mieszkać razem
z teściami, był dla niej całkowicie obcy. Poczynając od zapachów, męskich,
ciężkich, przesyconych dymem z papierosów, bo okazało się, że teść pali,
oraz dławiącymi oparami z farb i rozpuszczalników, które stały
porozstawiane po kątach, poprzez stare, zniszczone meble, aż do
małżeńskiej sypialni, w której nowa była tylko pościel kupiona przez
teściową na noc poślubną nowożeńców. Wszystko było dla Salmy obce.
I ona sama czuła się w tym domu jak obca.
Minęły aż dwa tygodnie, zanim rozpakowała jedną ze swoich walizek.
Wcześniej wstydziła się zapytać, gdzie może ułożyć swoje ubrania i rzeczy,
a w szafie, która stała w małżeńskiej sypialni, nie przygotowano na nie
miejsca. Dopiero Ahmad, któremu w pewnym momencie zaczęły zawadzać
walizki, kazał jej je rozpakować, opróżniając pospiesznie trzy swoje półki
w szafie.
– Starczy ci tyle miejsca? – Upychał niedbale swoje rzeczy na innych
półkach.
– Tak, teraz rozpakuję tylko jedną walizkę – odpowiedziała cicho, bo
pomyślała, że książki i zeszyty może wyjąć po wakacjach, kiedy się zacznie
rok szkolny.
– Którą? – mąż nawet nie zapytał, dlaczego tylko jedną.
– Tę. – Wskazała na najbliżej stojącą, z której codziennie do tej pory
wyjmowała i do której wkładała swoje rzeczy.
Mężczyzna sięgnął po drugą walizkę i wsunął ją pod łóżko.
– Kiedy już ją opróżnisz, to zrób z nią to samo – polecił. – Wychodzę. –
Skierował się w stronę drzwi. – Chcesz coś z zewnątrz?
– Nie – powiedziała, chociaż bardzo miała ochotę na herbatniki. Kruche
herbatniki, które podczas gryzienia trzaskały, wydając charakterystyczny
odgłos, a później rozpływały się w ustach w maślanym smaku. Salma lubiła
je jeść razem z Halą, którą to trzaskanie bardzo rozśmieszało. Jednak
dziewczynka nie powiedziała mężowi, że chętnie by je zjadła, bo się
wstydziła.
Wstyd. Przejmujący wstyd. To było dominujące uczucie, które często
ogarniało Salmę od pierwszego dnia małżeństwa.
„Za mała jest na te rzeczy”, przypomniała sobie słowa Hafsy, kiedy mąż
zostawił ją samą i obolałą w noc poślubną. „Nawet nie będzie wiedziała, co
robić”.
Przecież słuchałam się mamy…, Salma myślała, pochlipując żałośnie.
Nie opierałam się… Robiłam dokładnie tak, jak kazała mi mama…
Rano ogarnął ją wstyd, że białe prześcieradło jest poplamione jej krwią.
Ahmad nadal nie wrócił i dziewczynka zupełnie nie wiedziała, jak ma się
zachowywać w obcym domu. Mama wielokrotnie podkreślała, że po ślubie
powinna dbać o czystość swojego domu. Tylko że to nie był jej dom.
Nie wiedziała, gdzie szukać czystej pościeli ani gdzie jest proszek, żeby
chociaż przeprać zabrudzoną część. Nie wiedziała, gdzie ma ułożyć swoje
rzeczy. Nie wiedziała, gdzie w kuchni jest herbata i cukier. I czy może coś
zjeść ze skromnie zaopatrzonej lodówki. Siedziała jak skamieniała na
stołku w kuchni i czekała, aż wróci jej mąż.
Kiedy usłyszała zgrzyt zamka w drzwiach, aż podskoczyła. Serce
zaczęło jej szybciej bić, bo przestraszyła się, że to wracają teściowie. Było
jej wstyd przed nimi, że mąż ją zostawił w nocy samą. Jednak to był
Ahmad.
– Co tu tak siedzisz? – Jego zachrypnięty głos, wymęczona twarz
i podkrążone oczy zdradzały, że nie spał całą noc.
Salma nie wiedziała, co odpowiedzieć. Wyczerpany nocną eskapadą
mężczyzna napił się wody, a następnie poszedł do sypialni, gdzie zdjął
ubranie i położył się do łóżka. Na odpowiedź żony nie czekał.
Później wrócili teściowie. Dziewczynka, gdy tylko usłyszała ich głosy
na klatce, szybko pobiegła do sypialni, zamknęła drzwi i położyła się
u boku głośno chrapiącego mężczyzny. Teściowie weszli do mieszkania
i zbliżyli się do sypialni małżonków.
– Myślisz, że tu są? – zapytał teść.
– Pewnie tak. – Teściowa zapukała do drzwi, a kiedy nie było żadnego
odzewu, lekko je uchyliła.
Salma szybko zamknęła oczy.
– Śpią – szepnęła teściowa.
Abu Zaid zerknął na śpiącego obok swojej żony syna.
– Nareszcie będzie z nim spokój – mruknął zadowolony i wycofał się
do swojej sypialni.
Dziewczynka słyszała, jak teściowa zaczęła się krzątać w kuchni,
i znowu nie wiedziała, co ma zrobić.
Pewnie powinnam jej pomóc… Jestem już żoną… Ale ona myśli, że ja
śpię…, rozważała przez parę minut, kiedy zadzwonił jej telefon.
– Hmm… – Ahmad odwrócił się na drugi bok i przestał chrapać.
– Halo – Salma odebrała po pierwszym sygnale, żeby nie obudzić męża.
– Halo! Co tak cicho mówisz? – krzyknęła matka. – Nic nie słyszę.
– Ahmad śpi… – Salma wyjaśniła półgłosem.
– Aaa… śpi… to dobrze… dobrze… Jak tam wszystko?
Nieletnia żona przełknęła łzy, które mimowolnie napłynęły jej do oczu.
Matka usłyszała żałosne chlipnięcie.
– Przywykniesz… – stwierdziła krótko.
– Salma! Salma! Chcę rozmawiać z Salmą! – rozległ się proszący głosik
Hali.
– Nie teraz! – ofuknęła ją matka. – Jej mąż śpi i nie może rozmawiać.
– Ale ja chcę z nią porozmawiać! – Hala wybuchnęła płaczem.
– Nie rycz! – matka ostro skarciła najmłodszą córkę. – A ty dobrze
zajmuj się mężem. I domem – przypomniała Salmie rady, których jej
wcześniej udzielała. – Kończę, bo i tak nie możesz rozmawiać. Do
widzenia.
– Do widzenia, mamo. – Do uszu Salmy, zanim się rozłączyła, doleciał
głośny płacz najmłodszej siostry.
Nagle dziewczynka poczuła ogromne pragnienie, żeby znaleźć się
z powrotem w swoim rodzinnym domu. Pobawić się z Halą. Zbudować
z Haszimem wieżę z klocków. Podroczyć się ze starszymi siostrami. Usiąść
do książek i się pouczyć. Pomóc mamie w kuchni. A nawet uprać ojcu jego
robocze ubranie. Ale być u siebie. Wśród znanych jej od dzieciństwa
zapachów i sprzętów oraz bliskich jej ludzi. A tutaj…
Spojrzała na męża twardo śpiącego obok niej. Był odwrócony plecami.
„Ahmad będzie twoją rodziną”, przypomniała sobie słowa matki. Czy
ten mężczyzna jest już moją rodziną?, przez następne godziny bezustannie
kołatało jej się w głowie trudne dla niej pytanie.
Kiedy mąż się obudził, od razu spojrzał na młodą żonę i się do niej
uśmiechnął. Salmie zrobiło się przyjemnie ciepło i pomyślała, że wszystko
jakoś się ułoży. Nie wiedziała, że Ahmad był miły, bo nie chciał, żeby
powiedziała rodzicom, że ją zostawił samą w nocy. Czekałaby go wtedy
z ich strony karczemna awantura.
– Jak się czujesz? – spytał przyjaźnie.
– Dobrze – skłamała Salma.
– Jadłaś coś?
– Jeszcze nie.
– To wstań, matka na pewno niedługo wyda obiad.
– Pomogę jej – zaoferowała dziewczynka, co spotkało się z pełnym
aprobaty spojrzeniem Ahmada.
Salma najpierw poszła do łazienki, a później do kuchni, gdzie teściowa
właśnie wyjmowała z piekarnika aromatycznego kurczaka.
– Dzień dobry, halti – dziewczynka przywitała się grzecznie.
– Dzień dobry. – Chadidża postawiła gorącą brytfankę na podstawce
leżącej na blacie kuchennym.
– Mogę coś pomóc, halti? – zapytała Salma, rozglądając się po kuchni.
– Rozłóż talerze. O, tu są. – Teściowa otworzyła jedną z dolnych szafek.
– Dobrze, halti. – Dziewczynka schyliła się i wyjęła cztery płaskie
talerze.
– Ustaw je na stole w salonie. – Chadidża, sypiąc na zmianę pieprz i sól,
zaczęła doprawiać przygotowaną wcześniej sałatkę z warzyw.
– Dobrze, halti. – Salma przeszła do salonu i wykonała polecenie
teściowej.
Zaraz potem w salonie pojawił się Ahmad, a po nim jego matka z miską
sałatki w rękach.
– Zawołaj ojca na obiad. – Spojrzała na syna z wielkim zadowoleniem.
Wreszcie się ożenił i będzie żył jak należy, tak jak jego brat, Zaid,
pomyślała z satysfakcją. I ta jego Salma taka przyjemna… Od razu wzięła
się do roboty…
– Chodź, dam ci sztućce, to je porozkładasz – zwróciła się do
dziewczynki, która od razu posłusznie za nią podążyła.
Chadidża z młodziutką synową kończyły przygotowania do wspólnego
posiłku, a ojciec z synem usiedli za stołem. Abu Zaid z przyjemnością
obserwował krzątającą się Salmę, ciesząc się, że jego żona będzie miała
dodatkową parę rąk do pomocy w domu. Wkrótce wszystko było gotowe.
– Usiądź obok męża. – Teściowa wskazała na puste krzesło koło syna.
Dziewczynka potulnie zajęła miejsce, które jej wskazano, a jej mąż
obdarzył ją miłym uśmiechem. Abu Zaid z Chadidżą wymienili się
znaczącymi spojrzeniami, ciesząc się, że w końcu wszystko jest tak jak
należy.
Teść wziął duży nóż i widelec, a następnie podzielił kurczaka na
mniejsze porcje.
– Proszę. – Nałożył na talerz Salmy odkrojone udko.
– Dziękuję. – Dziewczynka się zarumieniła, bo czuła się mocno
skrępowana całą sytuacją. Ponownie zamarzyła, żeby wrócić do domu
i spożyć obiad ze swoimi rodzicami i rodzeństwem.
– Jeszcze sałatka. – Teściowa uraczyła ją polaną oliwą kompozycją
z sałaty, pomidorów i ogórków.
– Dziękuję.
Abu Zaid nałożył cząstki kurczaka na pozostałe talerze i wszyscy
zabrali się do jedzenia. Początkowo panowało milczenie, bo cała rodzina
porządnie zgłodniała. Salma brała do ust małe kęsy, ponieważ
ze zdenerwowania trudno jej było przełykać. Zastanawiała się, co w tym
momencie robi Hala i czy przestała już za nią płakać.
– W następny piątek trzeba zaprosić na obiad Zaida z rodziną – odezwał
się po pewnym czasie teść. – Musi poznać żonę brata.
Zaid nie pojechał do Irbidu, gdyż ze względu na wiek Salmy nie było
wyprawiane tradycyjne duże wesele. Wiedział, że Ahmad z rodzicami
jedzie tam tylko po to, żeby zabrać żonę do domu.
– Tak, już mu o tym wspomniałam. – Chadidża nałożyła sobie następny
kawałek kurczaka. – Chcesz jeszcze? – zapytała synowej.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała Salma.
Po obiedzie Ahmad z ojcem usiedli w salonie przed telewizorem,
a Chadidża z synową posprzątały ze stołu i pozmywały.
Później teściowa przygotowała kawę dla swojego męża i mu ją podała.
Następnie uczyła Salmę, jak ją parzyć, żeby powstała taka, jaką najbardziej
lubi Ahmad.
– Pamiętaj, trzy łyżeczki kawy i dwie łyżeczki cukru – tłumaczyła,
stawiając tygielek na ogniu. – I musi być z pianką.
Czarny napój wolno się ogrzewał, a kiedy podniósł się do góry i na jego
powierzchni wytworzyła się pierwsza pianka, teściowa zdjęła tygielek
z palnika i trzy razy zamieszała miksturę.
– Musisz uważać, żeby kawa nie wykipiała. – Ponownie postawiła
naczynie na palnik. – Rozumiesz?
– Tak, halti – zapewniła Salma, bo mama też zwracała jej na to uwagę.
Teściowa jeszcze dwa razy odstawiała tygielek z palnika i mieszała
kawę, żeby w końcu nalać ją do przygotowanej wcześniej filiżanki.
– Zaniesiesz mężowi? – zapytała z uśmiechem.
– Tak, halti. – Wzięła tacę, na której stała filiżanka, i poszła do salonu.
Ahmad obrzucił ją tym szczególnym wzrokiem, który już znała z nocy
poślubnej. Pod jego wpływem Salma poczuła zażenowanie i zaczęły jej
drżeć ręce. Kiedy stawiała filiżankę z kawą na stolik, trochę czarnego płynu
wylało się na spodeczek.
– Przepraszam – powiedziała speszona.
– Nie szkodzi. – Ahmad był wyrozumiały.
Salma szybko wróciła do kuchni, żeby mąż nie zobaczył cisnących się
do jej oczu łez.
Do niczego się nie nadaję…, myślała dziewczynka. Nie nadaję się na
żonę… Nawet kawy podać nie umiem… I mąż mnie zostawił w noc
poślubną…, przypomniała sobie bolesną prawdę.
Postawiła tacę na blacie i ukradkiem otarła łzy.
– Chodźmy do waszej sypialni, pokażę ci, jak otwiera się okna, bo
jedno się zacina. – Teściowa ruszyła w stronę kuchennych drzwi. –
Pamiętaj, żebyś codziennie tam wietrzyła – dawała synowej następne
wskazówki.
W pokoju Salma bardzo się zawstydziła, bo kołdra była odrzucona
i widać było prześcieradło poplamione jej dziewiczą krwią. Teściowa
od razu to zauważyła i uśmiechnęła się pod nosem. Chociaż nie miała
najmniejszych wątpliwości co do tego, że dziewczynka była dziewicą, to
tak oczywisty dowód jej niewinności wyraźnie ją usatysfakcjonował.
– Jutro je upierzesz – powiedziała do mocno skrępowanej synowej,
ściągając je z łóżka.
Wyszła z sypialni, a po chwili wróciła z czystym prześcieradłem.
– Pomóż mi je założyć – poleciła Salmie.
Dziewczynka, spuszczając wzrok, pomogła teściowej pościelić łóżko.
Potem Chadidża podeszła do okna.
– Chodź, pokażę ci, który zamek się zacina. – Zaczęła mocować się
z oknem.
Po paru nieudanych próbach Salma nauczyła się otwierać okno
i teściowa opuściła sypialnię młodych, zamykając za sobą drzwi.
Dziewczynka otworzyła szafę, bo chciała wypakować swoje rzeczy
z walizek, ale całe jej wnętrze wypełnione było ubraniami Ahmada. Nie
miała odwagi, żeby zrobić miejsce na swoją odzież. Położyła się więc na
łóżku, nie bardzo wiedząc, czym ma się zająć. Wstydziła się iść do salonu,
z którego dobiegały wesołe rozmowy. Ahmad tryskał humorem, bo po raz
pierwszy od bardzo dawna rodzice byli z niego zadowoleni.
Wieczorem Salma pomogła teściowej przygotować kolację, a następnie
po niej posprzątać. Ze strachem położyła się do łóżka, ponieważ obawiała
się, że dotyk męża ponownie sprawi jej straszliwy ból. Jednak Ahmad,
kiedy późno w nocy po obejrzeniu filmu w salonie wszedł do łóżka,
odwrócił się do niej tyłem, gdyż ekscesy poprzedniej nocy, którą spędził na
zabawie z przyjaciółmi, mocno go wymęczyły. Salma odetchnęła z ulgą, ale
gdzieś w głębi serca zrobiło jej się przykro, że mąż nie okazał jej chociaż
odrobiny czułości.
Nazajutrz teściowa bez skrępowania weszła do sypialni młodych
i obudziła syna.
– Wstawaj, czas do pracy. – Wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, Ahmad
może spać do południa.
– Zaraz… – Mężczyzna naciągnął kołdrę na głowę.
– Nie zaraz, tylko teraz… – Teściowa ściągnęła z niego nakrycie. – Nie
możesz spóźnić się do pracy.
Ahmad z niechęcią wstał i poszedł do łazienki.
– Chodź, pomożesz mi przy śniadaniu. – Potrząsnęła ramieniem Salmy.
– Dobrze, halti – dziewczynka powtórzyła najczęściej używane przez
nią w jej nowym domu słowa.
Skierowała się najpierw do łazienki, ale nadal zajmował ją Ahmad,
więc poszła do kuchni, gdzie przygotowywała wszystko według poleceń
teściowej. Gdy tylko usłyszała, że Ahmad opuszcza łazienkę, szybko
pobiegła w jej stronę.
– Wejdę pierwszy, bo spieszę się do pracy. – Teść już naciskał klamkę.
Salma wstydziła się powiedzieć, jak bardzo chce jej się siusiu, więc nie
zaoponowała. Potem przez kilkanaście minut z trudem powstrzymywała
mocz, aż teściowa ją zapytała:
– Co się tak ciągle krzywisz?
Dziewczynka spłonęła wstydem, a kiedy wreszcie łazienka była wolna,
poszła do niej, popuszczając po drodze kilka kropel w majteczki.
Mężczyźni zjedli śniadanie w kuchni, a później zapakowali
przygotowane przez żony płaskie arabskie chlebki, w których zawinięte
były kawałki pieczonego kurczaka z poprzedniego dnia przekładane sałatą
i pomidorami.
– Do widzenia – Ahmad pożegnał żonę.
– Do widzenia – odpowiedziała dziewczynka.
Ledwie zamknęły się za nim i ojcem drzwi, Chadidża zawołała synową
do łazienki, gdzie wyciągnęła z kosza na pranie brudne prześcieradło.
– Najpierw zamocz tę plamę w zimnej wodzie i zostaw ją na pół
godziny – wydawała jej instrukcje pewnym tonem. – Później normalnie
upierz całe prześcieradło. W tym czasie odkurz całe mieszkanie. Chodź za
mną, dam ci odkurzacz. – Skierowała się w stronę swojej sypialni.
Tam z dna przepastnej szafy wyciągnęła odkurzacz.
– Zacznij od salonu, bo niedługo zaczyna się mój ulubiony serial i chcę
go obejrzeć.
– Dobrze, halti – dziewczynka zaciągnęła odkurzacz do wskazanego
pokoju i zaczęła sprzątanie, uważając, żeby na podłodze nie został nawet
najmniejszy okruszek.
Chadidża przeszła do kuchni i zadzwoniła do sąsiadki, żeby
poplotkować na temat synowej dopiero co przywiezionej do domu. Salma
odkurzyła salon, a następnie sypialnie teściów i swoją. Potem zostawiła
odkurzacz przy drzwiach pokoju teściów, bo niezręcznie jej było do niego
wchodzić i otwierać ich szafę. Później poszła do łazienki, gdzie uprała
namoczone wcześniej prześcieradło. Chociaż bardzo się starała, to nie udało
jej się do końca sprać plamy z krwi. Na białym materiale została niewielka
brunatna plamka. Nie wiedziała, gdzie rozwiesić uprane prześcieradło, więc
wyżęte położyła na skraju wanny. Następnie przeszła do swojej sypialni
i z walizki wyjęła czyste majtki. Wróciła do łazienki, zmieniła bieliznę,
a lekko zmoczone majteczki uprała. Powiesiła je na pustym wieszaczku na
ręczniki.
Poczuła głód, więc pomyślała, że dołączy do teściowej, kiedy ta będzie
jadła śniadanie. Jednak gdy opuściła łazienkę, zobaczyła, że teściowa siedzi
przy stole w salonie wpatrzona w ekran telewizora, a przed nią stoi taca
z jedzeniem. Nie chcąc jej przeszkadzać, poszła do swojej sypialni. Usiadła
na łóżku i pomyślała o swoim domu rodzinnym.
Chciałaby się teraz znaleźć w swojej kuchni, w której dokładnie
wiedziała, gdzie wszystko ma swoje miejsce, i bez poczucia niemiłego
zakłopotania sięgać, po co tylko by chciała. Chciałaby…
Wzięła telefon i zadzwoniła do mamy.
– Halo!
– Dzień dobry, mamo. – Usłyszała odgłos przesuwanego garnka
i niemal poczuła zapach domu, w którym się wychowała, z dominującą nutą
cynamonu.
– Dzień dobry.
– Co u was słychać?
W tle nadal rozlegały się dźwięki zwykle dochodzące z jej rodzinnej
kuchni.
– Dobrze. A u ciebie?
– Mieszkamy z teściami – poskarżyła się dziewczynka.
– To może nawet lepiej. – Wiadomość nie zrobiła zbyt dużego wrażenia
na matce, co rozczarowało dziewczynkę.
– Dlaczego?
– A dałabyś sobie sama radę z prowadzeniem całego domu? –
Wątpliwość matki sprawiła, że dziewczynce zrobiło się nieprzyjemnie.
Nawet mama uważa, że się do niczego nie nadaję, pomyślała gorzko.
– A tak Chadidża wszystkiego cię nauczy… – Basma polubiła teściową
córki. – Będzie ci łatwiej.
– Ale…
Gdybyśmy nie mieszkali z teściami, to kiedy Ahmad wychodziłby do
pracy, byłabym sama… Czułabym się swobodnie w całym domu… I nie
musiałabym siedzieć jak trusia w jednym miejscu…, przelatywało jej przez
głowę.
– Ale co?
– To jest takie… Krępujące…
– Nie przesadzaj – matka odpowiedziała sucho. – Do wszystkiego
można się przyzwyczaić.
– Mogę porozmawiać z Halą? – dziewczynka poprosiła cicho.
– Nie ma jej. Hafsa i Rania zabrały dzieci na spacer. – Matka stuknęła
pokrywką, przykrywając garnek.
– A kiedy wrócą?
– Nie wiem. Muszę kończyć, bo mam mnóstwo roboty. Do widzenia.
– Do widzenia, mamo.
Odłożyła telefon i siedziała tak bez ruchu przez długi czas.
– Salma! – teściowa krzyknęła tak głośno, że dziewczynka aż
podskoczyła. – Chodź tu do mnie natychmiast!
Salma wstała i z duszą na ramieniu, bo ton teściowej nie wróżył nic
dobrego, wyszła z sypialni.
– O mało się przez niego nie przewróciłam! Dlaczego go nie
schowałaś? – Chadidża oskarżycielsko patrzyła na synową, wskazując na
odkurzacz.
– Bo nie wiedziałam… – Salma chciała powiedzieć, że nie wiedziała,
czy może otwierać cudzą szafę, ale teściowa nie pozwoliła jej dokończyć.
– Jak to nie wiedziałaś! – wydarła się. – Przecież pokazywałam ci,
gdzie jest jego miejsce!
– Przepraszam – wykrztusiła Salma zasmucona nagłym wybuchem
gniewu teściowej.
Chadidża gwałtownym ruchem podniosła odkurzacz i wsadziła go do
szafy.
– Tu masz go chować, zapamiętasz?!
– Tak, halti.
– To jeszcze nie wszystko… Idziemy do łazienki!
Serce dziewczynki zaczęło szybko łomotać.
– Tak cię matka uczyła?! – Teściowa w łazience wskazała na wiszącą
bieliznę Salmy. – Żeby majtki zostawiać na widoku! A jak to mój mąż
zobaczy! Nie wstyd ci?! – Wbiła w nią surowy wzrok.
Wstyd mi… Bardzo mi wstyd…, dziewczynkę paliły policzki.
– Zabieraj mi je stąd szybko! – rozkazała teściowa.
– Dobrze, halti. – Salma zdjęła majteczki z wieszaka i zaniosła je do
swojej sypialni. Po chwili usłyszała głośne wołanie teściowej.
– Salma!
Pobiegła do łazienki i stanęła przed teściową.
– Słucham, halti.
– Dlaczego położyłaś na wannie zwinięte mokre prześcieradło?
– Nie wiedziałam, gdzie je powiesić.
Teściowa ponownie jej przerwała.
– Nie wiedziałam… Nie wiedziałam… – przedrzeźniała synową. – To
czego matka w domu cię nauczyła?! Wystarczyło tylko trochę się
rozejrzeć… – Wyciągnęła zza szafki suszarkę i ją rozłożyła. – Teraz już
wiesz, na czym się wiesza mokre rzeczy? – zapytała ironicznie. – Rozwieś
je szybko.
Salma wzięła prześcieradło, rozpostarła je i powiesiła na suszarce.
Teściowa od razu zauważyła niedopraną plamę z krwi.
– A co to jest? Nie umiesz prać?
Dziewczynka skuliła się pod wpływem krytycznego spojrzenia
teściowej.
– Ja po tobie nie będę poprawiała – stwierdziła Chadidża. – Musisz
nauczyć się sama wszystko robić. W dolnej szafce jest wybielacz, polej go
na plamę, a później jeszcze raz upierz całe prześcieradło.
Salma schyliła się i otworzyła szafkę. Stały w niej rzędem różne środki
chemiczne, ale dziewczynka nie wiedziała, który z nich to wybielacz.
Widząc wahanie synowej, Chadidża skrzywiła się z niesmakiem
i podała jej odpowiednią butelkę.
– Czego te matki uczą swoje córki… – zamruczała pod nosem. – Nic
nie potrafią… – Wyszła z łazienki, żeby zadzwonić do sąsiadki
i ponarzekać na synową.
Salma włożyła prześcieradło do miski i polała plamę wybielaczem. Pod
wpływem silnego środka plama szybko zniknęła. Dziewczynka jeszcze raz
wyprała prześcieradło, wypłukała je, a następnie powiesiła na suszarce.
Potem wróciła do swojej sypialni i cichutko załkała, przeżywając
nieprzyjemne uwagi teściowej.
Kiedy Chadidża zawołała synową do kuchni, aby pomogła jej
w przygotowaniu obiadu, Salma starała się ze wszystkich sił, żeby teściowa
była zadowolona. Wykonywała sumiennie jej kolejne polecenia,
zapominając, że od rana nic nie jadła. W pewnym momencie zakręciło jej
się w głowie i o mało nie upadła, ale na szczęście teściowa nic nie
zauważyła.
Ponieważ Chadidża nie miała zastrzeżeń do pracy dziewczynki
w kuchni, poranny incydent poszedł w niepamięć. Kiedy mężczyźni wrócili
po pracy do domu, teściowa z synową sprawnie podały im obiad, a potem
po nim posprzątały. Abu Zaid usiadł na kanapie przed telewizorem,
a Ahmad poszedł do swojej sypialni.
– Upierz i uprasuj mi koszulę – powiedział do żony, kiedy ta przyszła
z kuchni.
– Którą? – zapytała Salma.
– Tę. – Ahmad wskazał rzuconą na krzesło koszulę, którą zdjął po
przyjściu z pracy.
– Dobrze. – Dziewczynka wzięła koszulę i poszła ją uprać.
Kiedy to robiła, zajrzała do niej Chadidża.
– Pamiętaj, żeby dobrze wyprać mankiety i kołnierzyk – nie omieszkała
pouczyć synowej. – A później powieś ją na wieszaku.
– Dobrze, halti. – Dziewczynka zrobiła wszystko według wskazówek
teściowej.
Gdy skończyła, poczuła się znużona i zmęczona. Nie dość, że
wykonywała obowiązki domowe, to jeszcze musiała uważać na każdy swój
ruch i słowo. Zatęskniła za Irbidem. Na pewno teraz bawiłaby się ze swoją
słodką siostrzyczką Halą… Śmiałyby się i żartowały… I byłaby jednym
z pięciorga dzieci. A nie nowo poślubioną żoną.
Salma nie zdążyła porządnie odpocząć, kiedy trzeba było przygotować
kolację, a następnie po niej posprzątać i pozmywać.
– Umyj podłogę – nakazała jej teściowa, gdy kuchenne blaty i stół lśniły
już czystością. – Tylko oszczędzaj wodę! – przypomniała, bo w Ammanie,
podobnie jak i w całej Jordanii, woda była towarem deficytowym.
Chadidża dała synowej wiaderko, szmatę i detergent, a sama poszła
oglądać następny odcinek kolejnego ze swoich ulubionych seriali. Salma
nalała wody i płynu do wiaderka, po czym na kolanach zaczęła ścierać
podłogę. Prawie kończyła, kiedy zobaczyła męskie stopy i nogi. To teść
przyszedł do kuchni po butelkę wody. Ominął synową, podszedł do
lodówki i wyjął z niej butelkę. Kiedy wyszedł, na podłodze zostało
mnóstwo śladów i Salma musiała zaczynać swoją pracę od nowa.
Później długo czekała na wolną łazienkę, aż w końcu mogła wziąć
prysznic. Założyła jedną z krótkich koszulek nocnych, które przed ślubem
kupiła jej mama, i z ulgą położyła się do łóżka. Ze zmęczenia szybko
zapadła w głęboki sen.
Śniło się jej, że dopadła ją zgraja psów. Ocierały się o jej nogi, trącały
jej dłonie, skakały jej na piersi. Czuła ich twardą skórę i szorstką sierść.
Chciała od nich uciec, ale one nie dawały jej spokoju. Obskakiwały ją
ze wszystkich stron i głośno dyszały. Były coraz bardziej natarczywe, czuła
ich silne łapy i mocne tułowie. W końcu ich nacisk był tak duży, że
obudziła się z krzykiem:
– Aaaaa!
– Ciiiii… – Mąż zakrył usta dziewczynki ręką. – Cicho… – Wodził
dłońmi po całym jej ciele.
Salma zesztywniała. To nie było miłe. Chciała powiedzieć, żeby
przestał, ale dobrze pamiętała słowa mamy, że ma pozwolić mężowi, żeby
robił z nią wszystko, co chce. Leżała więc nieruchomo, czekając, aż ten
gwałt na jej ciele się skończy. Tym razem Ahmad osiągnął zadowolenie
i pomyślał, że to całkiem miłe mieć taką młodziutką i śliczną żonę.
Następnego dnia po wyjściu mężczyzn do pracy teściowa dalej
wdrażała synową w domowe obowiązki. Okazało się, że Salma nie umie
prasować męskich koszul, bo w domu nigdy tego nie robiła. Chadidża
pokazywała jej, jak prawidłowo prasować mankiety i kołnierzyk oraz całą
resztę. Dziewczynce nie bardzo to wychodziło, więc teściowa rzucała w jej
stronę kąśliwe uwagi. Salmę ogarnęło poczucie winy, że nie radzi sobie
jako żona. To przykre odczucie własnej nieporadności nachodziło ją
niejednokrotnie w pierwszych dniach małżeństwa, bo nawet do kawy, którą
parzyła, Ahmad miał zastrzeżenia.
– Za dużo w niej fusów – zwykł mawiać.
Jednak kiedy nadszedł piątek i zgodnie z zapowiedzią teściów na
obiedzie zjawił się Zaid z całą swoją rodziną, Ahmad przedstawił swoją
śliczną współmałżonkę z wyraźną dumą.
– To Salma, moja żona – powiedział chełpliwie.
Poważny i ciężko pracujący Zaid z dużym dystansem spojrzał na
nieletnią żonę, ale ponieważ wiedział, że taka była wola rodziców, nie
ośmielił się powiedzieć głośno swojego zdania.
– Fadwa – przedstawiła się żona Zaida, drobna Jordanka o przyjaznej
twarzy. – A to Ibrahim. – Uśmiechnęła się do ośmiomiesięcznego synka,
którego trzymała na rękach.
– A ty jak masz na imię? – Salma zapytała stojącej przy matce
dziewczynki.
– Dżamila – odpowiedziała dziewczynka i zaraz wstydliwie schowała
się za matką.
– Ile ma lat? – chciała wiedzieć Salma.
– Pięć – wyjaśniła Fadwa.
– Mam siostrę w podobnym wieku. A ty jak masz na imię? – Salma
zwróciła się do średniego syna.
– Haszim.
– O, tak samo jak mój braciszek – Salma się ucieszyła.
– Nie stójmy tak w przedpokoju. Chodźcie dalej. – Ahmad szerokim
gestem zaprosił gości.
Po przywitaniu z rodzicami Zaid z żoną i dziećmi rozgościł się
w salonie z ojcem i bratem, a Chadidża z synową kończyła przygotowywać
świąteczny posiłek w kuchni. Później Salma nakryła stół, starając się
wszystko robić jak najlepiej, bo chciała dobrze wypaść w oczach szwagra
i jego żony. Ahmad z zadowoleniem zerkał na uwijającą się jak w ukropie
żonę.
Kiedy stół zapełnił się pachnącymi potrawami, rodzina usiadła za nim,
ciesząc się wspólnym posiłkiem. Głównie rozmawiali mężczyźni, którzy
wymieniali uwagi na temat swojej pracy i utyskiwali na zmiany, które
zaszły w kraju w związku z przybyciem syryjskich uchodźców. Od czasu do
czasu Chadidża wypytywała Fadwę o wnuki, szczególnie najmłodszego,
który dawał się swojej matce we znaki, bo jeszcze nie przesypiał całych
nocy. Salma milczała, bo nie umiała włączyć się do rozmowy i nikt się nią
specjalnie nie interesował. Chciała zająć się Dżamilą i Haszimem, ale
z jakichś powodów dzieciom nie przypadła do gustu nowa ciocia. Po dwóch
godzinach Salma poczuła się tak, jakby w ogóle nie należała do tej rodziny.
Siedziała nieruchomo jak obcy, jak jakaś znajda przywieziona nie wiadomo
skąd i po co.
Po długim obiedzie przy stole Abu Zaid z synami przesiedli się na
kanapy, a Chadidża z Salmą podały kawę i arabskie słodkości. Fadwa
zajmowała się trójką swoich małych dzieci. Teściowa przysiadła się do niej
z filiżanką kawy i wymawiając się gorszym samopoczuciem, kazała Salmie
samej zająć się sprzątaniem ze stołu i zmywaniem. Dziewczynka krążyła
między salonem i kuchnią, a rodzina jej męża w znakomitych humorach
raczyła się kolejnymi parzonymi przez nią kawami.
Stojąc przy zlewie pełnym brudnych talerzy i sztućców, Salma znowu
wspomniała swój rodzinny dom. Chociaż pomagała mamie w domu
i w opiece nad młodszym rodzeństwem, to nigdy nie była obarczona tyloma
obowiązkami naraz co obecnie. W Irbidzie znajdowała czas na naukę
i zabawę… A teraz… Zerknęła na piętrzące się na blacie kuchennym tłuste,
pokryte zaschniętym jedzeniem garnki, rondle oraz patelnie i z trudem
powstrzymała się od tego, żeby wybuchnąć głośnym płaczem.
Gdy w końcu uporała się ze zmywaniem dużej ilości naczyń
i posprzątaniem całej kuchni, poszła do salonu. Najchętniej schowałaby się
w swojej sypialni, ale nie wypadało jej tego zrobić. Fadwa zauważyła
smutek na jej twarzy, więc starając się być miła, zaczęła z nią rozmowę.
– Masz tylko siotrę i brata?
– Nie, mam jeszcze dwie starsze siostry.
– Jak mają na imię?
– Hafsa i Rania.
– Ładnie.
Na moment zapadło milczenie.
– Jak ci się podoba w Ammanie? – zapytała Fadwa, bo wiedziała, że
Salma pochodzi z Irbidu.
– Nie wiem.
– Jak to nie wiesz?
– Jeszcze nigdzie nie byłam.
– Aha.
Rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Po chwili znudzone przedłużającą się
wizytą dzieci zaczęły marudzić i Fadwa musiała się nimi zająć.
Zaid z rodziną zasiedział się u rodziców do późnego wieczora. Przy
pożegnaniu serdecznie zapraszał brata z żoną do siebie i Ahmad obiecał, że
wkrótce go odwiedzą. Kiedy tylko za gośćmi zamknęły się drzwi,
mężczyzna powiedział:
– Ja też wychodzę.
– Gdzie? – zdziwiła się matka.
– Do przyjaciół. Przecież ich dawno nie widziałem – stwierdził Ahmad,
bo rodzice nie wiedzieli o jego eskapadzie w noc poślubną.
– Tylko nie wracaj późno – zwyczajowo powiedziała matka.
– Dobrze, mamo – zgodził się Ahmad, bo wiedział, że nawet jeśli
pojawi się nad ranem, to matka nie zauważy, bo będzie spała.
Chadidża udała się do salonu, gdzie razem z mężem zaczęli się dzielić
swoim zadowoleniem z tego, że wreszcie zobaczyli przy rodzinnym stole
obydwu synów z żonami.
– Sądzę, że ożenek dobrze wpłynął na Ahmada – wyraził swoje zdanie
Abu Zaid.
– Też tak uważam – Chadidża zgodziła się z mężem.
Salma nawet się ucieszyła, że mąż wyszedł. Wreszcie mogła pobyć
trochę sama oraz zadzwonić do rodziny i bez skrępowania z nimi
porozmawiać. Poza tym… Może uda jej się uniknąć nieprzyjemnego dla
niej obowiązku małżeńskiego…
Kiedy dziewczynka dodzwoniła się do domu, porozmawiała tylko
z Halą. Mama nie miała czasu, bo oglądała w telewizji serial, Hafsa była
wciąż obrażona, bo uważała, że Salma ukradła jej męża, a Rania zazdrosna.
Nie chciały z nią rozmawiać. Tylko Hala z chęcią wzięła telefon.
– Halo! – powiedziała słodkim dziecięcym głosikiem, a Salmie ścisnęło
się serce z tęsknoty.
– Cześć, słoneczko – ciepłym głosem przywitała siostrzyczkę. – Co tam
u ciebie?
Zamiast odpowiedzi Salma usłyszała cichutkie chlipanie.
– Co się stało?
– Boję się.
– Czego się boisz?
– Boję się sama spać.
– Masz złe sny?
– Czasami. Dlaczego wyjechałaś? – załkała Hala.
Dlaczego?…
– Musiałam. – Salma starała się nie rozpłakać. – Śpij z Hafsą albo
z Ranią – poradziła siostrzyczce.
– One nie chcą… Kiedy przyjedziesz?
– Nie wiem.
– Przyjedź szybko… – Hala bardzo tęskniła za swoją ukochaną siostrą.
– Dobrze, poproszę Ahmada, żebyśmy was odwiedzili.
– Kiedy? – Hala powtórzyła pytanie.
– Nie wiem… Muszę kończyć, słoneczko – skłamała Salma, bo
rozmowa stawała się dla niej za trudna. – Dobranoc, słoneczko.
– Dobranoc.
Połączenie z domem rodzinnym, które miało przynieść Salmie radość,
napełniło ją tylko jeszcze większym smutkiem.
Mijał dzień za dniem i na Salmę spadało coraz więcej domowych
obowiązków. Teściowa, kiedy tylko zobaczyła, że synowa radzi sobie
z jakąś czynnością, od razu całkowicie zrzucała ją na jej barki.
Po miesiącu Salma się zorientowała, że od momentu przyjazdu do
Ammanu nie opuściła domu. Pewnego wieczoru przy wspólnej kolacji
odważyła się powiedzieć:
– Chciałabym gdzieś wyjść… Coś zobaczyć…
– Weź ją gdzieś jutro – Abu Zaid zwrócił się do syna tonem
nieznoszącym sprzeciwu.
Następnego wieczoru małżeństwo po raz pierwszy od dnia ślubu wyszło
na spacer. Salma chłonęła rozświetlone, tętniące życiem ulice, tak różne
od dość ponurego domu teściów.
Największą jej uwagę zwróciło wesołe miasteczko. Z daleka
przyciągało barwnymi, migającymi światłami, głośną, wesołą muzyką
i kolorowymi urządzeniami rozrywkowymi, na których szalały
uszczęśliwione dzieci. Kiedy przechodzili obok, Salma nie mogła oderwać
od niego wzroku. Najchętniej poprosiłaby Ahmada, żeby zabrał ją na tę
karuzelę, która śmigała wysoko w górze. Albo na tę, gdzie siedziskami były
postacie zwierząt lub z bajek. Albo na samochodziki, gdzie roześmiane
dziewczynki w jej wieku obijały się o siebie swoimi pojazdami, wydając
przy tym radosne okrzyki. Ale nie mogła tego zrobić. Przecież była żoną.
Jakieś dwa tygodnie później teściowa zabrała ją do centrum
handlowego, bo chciała kupić sobie nową sukienkę. Chodziła z synową po
sklepach, a mijane po drodze wystawy przypominały, że niedługo zaczyna
się rok szkolny. Salma widziała dużo dzieci, które z rodzicami wybierały
plecaki, torby, piórniki, długopisy, ołówki, zeszyty, kolorowe kredki
i wszystkie inne niezbędne przybory do nauki. Postanowiła, że gdy tylko
wróci do domu, to rozpakuje swoją drugą walizkę, żeby mąż wiedział, co
ma jej dokupić do szkoły.
Leżąca parę tygodni pod łóżkiem walizka była bardzo zakurzona. Salma
wytarła ją mokrą ściereczką, a następnie otworzyła. Z przyjemnością
spojrzała na swoje książki, których tak długo nie miała w ręku. Zaczęła je
segregować, układając na małżeńskim łożu.
Kiedy Ahmad wrócił z pracy i zobaczył stos książek i zeszytów na
łóżku w swojej sypialni, stanął jak wryty.
– A co to jest? – zapytał kompletnie zaskoczony.
– Moje podręczniki – wyjaśniła Salma. – Chcę powtórzyć sobie
materiał, zanim pójdę do szkoły. Zawsze dobrze się uczyłam i teraz też
chcę. – Uśmiechnęła się do męża, bo myślała, że będzie z niej dumny.
Na twarzy Ahmada odmalowały się zdumienie i złość.
– O czym ty mówisz? Jaka szkoła? – wycedził.
– No… – Dziewczynka zmieszała się, bo zaskoczyła ją reakcja męża. –
Szkoła… Przecież zaraz kończą się wakacje…
Mąż spojrzał na żonę gniewnym wzrokiem i ryknął:
– Nie będzie żadnej szkoły!!!
Wypadł z pokoju, a po chwili wrócił z wielkim czarnym worem na
śmieci, do którego zaczął wrzucać wszystkie przywiezione przez Salmę
książki i zeszyty.
– Trzeba zrobić z tym porządek! – krzyczał z wściekłością. – Nie będzie
mi ten syf zawalać sypialni.
Salma zbladła i powtarzała bez końca:
– Nie… nie… proszę, nie rób mi tego… błagam.
Jednak mężczyzna nie zwracał najmniejszej uwagi na pełne cierpienia
błagania i łzy nieletniej żony.
Dziewczynka poczuła się przeraźliwie oszukana. Przez matkę, przez
ojca, przez męża. Przez cały świat.
Rozdział V
Ciężar życia
To był cios prosto w serce. Jej ukochane książki, z których nauka
sprawiała jej tak wiele radości, wylądowały na śmietniku. Ahmad nie
zwracał uwagi na rozpaczliwe błagania Salmy i jej przerażony wzrok.
Wyszła za mąż, a myśli o szkole!, z irytacją wrzucał kolejne książki
i zeszyty do worka na śmieci. To niedorzeczne. Zupełnie niedorzeczne.
Matematyka, język arabski, język angielski… – następne podręczniki
znikały w czarnym worze, w czarnej dziurze, w czarnym przeznaczeniu.
Po ślubie będziesz mogła się dalej uczyć, Salma przypomniała sobie
słowa matki.
Wyszła za mąż, bo chciała pomóc swojej rodzinie, która mogła
wylądować na bruku. I mama powiedziała…
– Nie! – krzyknęła Salma, kiedy do śmieci zaczęły trafiać jej ulubione
bajki. – Nie wyrzucaj tego!
Złapała czarny wór i wyciągnęła z niego pięknie ilustrowane bajki Ali-
Baba i czterdziestu rozbójników i Sindbad Żeglarz. Rozzłoszczony mąż
wyrwał książki z jej ręki.
– Przecież nie będziesz teraz czytać bajek?! – wrzasnął przepełnionym
ironią tonem.
Dwie książki ponownie znalazły się w worku na śmieci. A zaraz potem
trzecia. Cudowna lampa Aladyna. Ulubiona bajka z jej dzieciństwa.
Gdybym teraz miała taką lampę…, dziewczynka zdążyła spojrzeć na
okładkę książki, zanim pochłonęły ją czeluście wora, który niszczył jej
marzenia. Potarłabym ją, wyszedłby z niej dżinn, a wtedy zażyczyłabym
sobie…
– Szkoła! – pieklił się Ahmad, zgarniając szybkimi ruchami przybory
szkolne dziewczynki. – Jesteś żoną! Masz obowiązki! Gdzie tu jest czas na
szkołę?!
Kiedy kolorowe kredki jako ostatnie zniknęły w przepastnym worze,
Salma wpadła w histeryczny płacz. Nie była już żoną. Była małą
dziewczynką, której dorośli zabronili się uczyć.
– Co tu się dzieje? – Do pokoju wpadła teściowa.
– Salma chciała iść do szkoły – Ahmad powiedział oskarżycielskim
głosem, jakby dziewczynka popełniła najgorszą zbrodnię.
– Do szkoły?! – Na twarzy Chadidży odmalowało się ogromne
zdumienie. – Przecież wyszła za mąż!
– To samo jej powiedziałem. – Ahmad podniósł ciężki wór. – Idę to
wyrzucić.
Zabrał jej książki. Zabrał jej marzenia. Zabrał jej życie.
– Przestań ryczeć! – teściowa krzyknęła na dziewczynkę, kiedy jej syn
wyszedł. – I chodź ze mną do kuchni! Trzeba podać obiad!
Salma zaczęła się trząść. Zanosiła się od płaczu, a całym jej ciałem
targały niekontrolowane drgawki. Rozjuszona Chadidża pobiegła do
swojego pokoju, wzięła komórkę i zadzwoniła do matki Salmy.
– Halo! – Basma odebrała telefon.
– Zrób porządek ze swoją córką! – Chadidża nawet się nie przywitała.
– Co się stało? – przestraszyła się Basma.
– Sama z nią porozmawiaj! – Teściowa nie zamierzała się trudzić
uspokajaniem histeryzującej synowej.
Wróciła do sypialni i podała jej aparat.
– Twoja matka!
– Mama? – zdziwiona Salma wyjąkała przez łzy i drżącą ręką wzięła
telefon.
– Co ty tam wyprawiasz?! – zdenerwowana Basma krzyknęła na córkę.
Salma była tak zszokowana całą sytuacją, że nie mogła wykrztusić
słowa.
– Salma! – wrzasnęła matka. – Natychmiast mi powiedz, co tam się
dzieje!
– Nie mogę iść do szkoły… – dziewczynka wyszeptała z rozpaczą.
Basma zamilkła. Szkoła… W zawirowaniu wydarzeń związanych
z planowanym zamążpójściem córki matce wyleciało z głowy, jakiego
argumentu użyła, żeby Salma zgodziła się na małżeństwo.
– Nie pozwalają mi… – dodała Salma.
Przysłuchująca się rozmowie teściowa zmierzyła ją morderczym
wzrokiem.
– Posłuchaj… – Matka szybko myślała, jak przekonać córkę, żeby
zapomniała o szkole. Nie chciała kłopotów. – Jesteś już żoną…
Żona… Salma zaczęła nienawidzić tego słowa.
– Jesteś żoną i musisz skoncentrować się tylko na tym. To jest teraz
najważniejsze. Może kiedyś później…
– Szkoła jest najważniejsza! – Salma wypuściła z ręki telefon, a sama
w rozdzierającym płaczu upadła na łóżko.
W tym momencie wrócił Ahmad.
– Co ona tu za sceny urządza? – zapytał rozgniewanym głosem, kiedy
zobaczył żonę.
Dziewczynkę, której podeptano wszystkie marzenia. Kiedy wdrażała się
w domowe obowiązki, myjąc podłogę w kuchni, gotując z teściową lub
prasując mężowi koszule, myślała o tym, jak będzie wyglądała jej nowa
szkoła. Wyobrażała sobie klasy i nauczycieli. Zastanawiała się, czy nowe
koleżanki ją polubią, a ona polubi je. Jaki będzie poziom nauki? Czy
wyższy niż w Irbidzie? Jednak to stolica… Dlatego chciała sobie powtórzyć
materiał, ale…
– Nie przywiozłam jej tu po to, żeby ją wychowywać! – wykrzyczała
Chadidża do telefonu, który podniosła z podłogi.
– Tak… Tak… Oczywiście masz rację… – Basma gorączkowo myślała,
jak może z daleka opanować sytuację. – Obiecuję, że przemówię jej do
rozsądku. Niech się wypłacze… – nieczule powiedziała matka. – A później
do niej zadzwonię – obiecała.
– Dobrze – zgodziła się Chadidża. – Do widzenia – zakończyła oschle.
– Do widzenia.
– Jej matka to rozwiąże – przekazała synowi. – Zostawmy ją teraz.
– To ja wychodzę. – Ahmad od razu skorzystał z okazji. – Nie mogę jej
teraz znieść.
Matka spojrzała na płaczącą dziewczynkę z grymasem niechęci na
twarzy i opuściła sypialnię młodych. Po niej wyszedł Ahmad, mocno
trzaskając drzwiami. Na podłodze została otwarta, pusta walizka.
Za pół godziny zadzwonił telefon Salmy. Dziewczynka odebrała, ale nic
nie powiedziała.
– Jesteś tam?! – wydarła się matka.
– Tak.
– To słuchaj mnie dobrze. Słuchasz?
– Tak.
– Jesteś dopiero dwa miesiące po ślubie. Nie możesz się tak
zachowywać. Musisz przede wszystkim dbać o męża i dom.
– Robiłam wszystko, co mi halti kazała…
I co chciał mąż…, dopowiedziała w myślach, bo wstydziła się
powiedzieć to matce.
– I bardzo dobrze robiłaś – pochwaliła ją matka. – Tak powinna
postępować dobra żona.
– Ale mamo… – Dziewczynkę ośmielił nieco łagodniejszy ton głosu
matki. – Powiedziałaś, że będę mogła się uczyć.
– Tylko po co ci teraz szkoła? Masz dom, rodzinę i…
– Chcę się uczyć! – krzyknęła dziewczynka. – Chcę się uczyć! –
powtórzyła desperacko.
– Przestań już z tą nauką! – Matka się rozsierdziła. – Rania skończyła
szkołę, a męża nie ma!
– Nie chcę męża! – Salma ponownie się rozpłakała. – Chcę chodzić do
szkoły!
– Jeżeli twój mąż tego nie chce, to musisz go słuchać. – Matka
pogrzebała ostatnie nadzieje córki.
Nie było lampy Aladyna i mieszkającego w niej dżinna.
– Uspokój się i bądź dobrą żoną. Zadzwonię jeszcze później. – Matka
rozłączyła się bez pożegnania.
Salma nie chciała być teraz dobrą żoną. Chciała być dobrą uczennicą.
A później dobrym lekarzem.
– Co się stało? – zapytał Abu Zaid, kiedy żona podała mu obiad.
– Salma chce iść do szkoły.
– Co?!!! – Teściowi wydało to się zupełnie absurdalne.
– Mnie też to zaskoczyło.
– I co na to Ahmad?
– Oczywiście się nie zgodził.
– I ma rację. To dlatego ona płacze? – Do salonu dobiegał szloch
dziewczynki.
– Tak.
– To przez nią Ahmad wyszedł?
– Tak.
Przez twarz Abu Zaida przebiegła fala silnego wzburzenia. Nie po to
przekazał parę tysięcy dinarów jako dar małżeński, mając nadzieję, że syn
się wreszcie ustabilizuje, żeby już po dwóch miesiącach mieć kłopoty
z synową.
– Po obiedzie zadzwonię do Abu Haszima – zdecydował.
Kiedy Salma za godzinę usłyszała głos ojca w słuchawce, zadrżała
ze strachu.
– Nie przynoś nam tam wstydu! – Ojciec był wściekły na córkę. –
Ahmad wziął cię z porządnej rodziny, a ty jak się zachowujesz?!
– Przecież robię wszystko, co do mnie należy – broniła się
dziewczynka.
– Jeżeli już twój teść do mnie dzwoni i się na ciebie skarży, to znaczy,
że sprawa jest poważna! Podobno chcesz iść do szkoły?! – Ostatnie słowa
ojca zabrzmiały jak oskarżenie.
– Mama powiedziała, że po ślubie będę mogła się uczyć. –
Dziewczynka walczyła ze wszystkich sił o swoje prawo do nauki.
– Musiałaś coś źle zrozumieć! – Ojciec był bezwzględny. – Jesteś żoną
i twoje miejsce jest w domu! Przy mężu! Zrozumiałaś?!
Salma, przyzwyczajona do posłuszeństwa ojcu, nie mogła mu się
otwarcie przeciwstawić.
– Tak.
– To rób wszystko, co każe ci mąż, żeby już nie było więcej kłopotów –
nakazał córce. – Rozumiesz?!
– Tak.
– Nie chcę już więcej słyszeć o żadnych problemach! – ostro podkreślił.
– Dobranoc.
– Dobranoc.
Nie będzie szkoły. Nie będzie lekcji. Nie będzie nauki. Nie będzie
książek. Nie będzie lekarką.
Ahmad wrócił późno w nocy i ze złością kopnął pustą walizkę.
– Czemu to jeszcze tu leży! – Zamknął walizkę i wepchnął ją pod łóżko.
– Powinnaś ją sprzątnąć!
Powinnam się uczyć. Salma, wstrząśnięta do głębi zdarzeniami
ostatnich godzin, nie mogła spać. Świadomość, że już nigdy nie usiądzie
w szkolnej ławce, nie usłyszy dzwonka, nie pośmieje się z koleżankami na
korytarzu, ściskała jej serce tak mocno, że czuła w nim intensywny ból. Nie
wiedziała, jak przeżyje następny dzień. Ani każdy kolejny.
Nazajutrz Chadidża ledwie dobudziła syna, żeby wstał do pracy.
– To wszystko twoja wina – zarzuciła synowej, kiedy Ahmad w końcu
zwlókł się z łóżka. – Ty też wstawaj, trzeba zrobić śniadanie.
Salma chciała się podnieść, ale fizycznie nie mogła tego zrobić. Nogi,
ręce, całe ciało dosłownie odmówiły jej posłuszeństwa.
– No wstawaj! – Teściowa zerwała z niej kołdrę.
Dziewczynka czuła się tak, jakby została sparaliżowana. Nie mogła się
ruszyć. Chadidża spostrzegła jej wylękniony wzrok i zostawiła ją
w spokoju.
Jeśli zacznie znowu jęczeć, to Ahmad zupełnie się do niej zrazi,
pomyślała zirytowana. I znowu przestanie chodzić do pracy… I cały plan
na nic… I tyle pieniędzy… Opuściła sypialnię młodych, żeby sama
przygotować śniadanie dla męża i syna.
Mężczyźni wyszli do pracy, a Chadidża wzięła się za codzienne prace
domowe. Brakowało jej pomocy synowej, do której zdążyła się już
przyzwyczaić. Od czasu do czasu zaglądała do jej sypialni, ale Salma leżała
bez ruchu, jakby ulotniły się z niej resztki życia. Około południa teściowa
straciła cierpliwość.
– Wstań wreszcie, bo jest mnóstwo roboty w domu! – krzyknęła, ale
Salma nadal tkwiła nieruchomo w trochę nienaturalnej pozycji jak
wyrzucona na śmietnik lalka.
Ciało dziewczynki nie chciało jej słuchać. Dokładała wszelkich sił, żeby
się podnieść, ale nie była w stanie tego zrobić. Jakby dłonie nie chciały iść,
żeby zmywać naczynia, tylko chciały pisać w zeszycie, rozwiązując kolejne
zadania matematyczne. A umysł nie chciał zastanawiać się nad tym, jak tu
zdążyć ze wszystkim przed przyjściem męża z pracy, tylko chciał
przyswajać wiadomości z kolejnych przedmiotów. A nogi nie chciały się
rozkładać…
– Wstajesz czy nie! – ryknęła wyprowadzona z równowagi teściowa.
Ponieważ synowa nie reagowała, to Chadidża wypadła z sypialni
i zadzwoniła do jej matki.
– Zrób coś ze swoją córką! – wykrzyczała bez powitania. – Do tej pory
leży w łóżku! Nic nie robi! Nie słucha nikogo! Ani mnie, ani męża!
Nas też nie słucha, przebiegło przez głowę Basmy, ale wiedziała, że
musi czym prędzej udobruchać Chadidżę.
– Przepraszam cię za nią, to na pewno tylko chwilowa niedyspozycja…
– Jaka niedyspozycja?! O czym ty mówisz?! – Teściowa nie dała się tak
łatwo uspokoić. – Ona ma się natychmiast zacząć zachowywać jak żona,
a nie jak dziecko! W przeciwnym razie… – Chadidża przerwała, bo silne
zdenerwowanie sprawiło, że zabrakło jej oddechu. – W przeciwnym razie
mój syn ją rozwiedzie, a my zażądamy oddania całego daru ślubnego,
ponieważ rozwód będzie z jej winy!
Basma zamarła. Z pieniędzy z daru małżeńskiego prawie nic nie
zostało. Rozwód Salmy byłby katastrofą dla całej rodziny. Nie może do
tego dopuścić.
– Dobrze, daj mi trochę czasu i to załatwię – poprosiła.
– Co ty w ogóle mówisz?! – Teściowa wiedziała, że sfrustrowany
Ahmad jest w stanie porzucić pracę z dnia na dzień. – Co to znaczy trochę
czasu? Salma jest żoną i ma zachowywać się jak żona. Teraz. Dzisiaj.
– Tak, tak, masz całkowitą rację – Basma pospiesznie zgodziła się
z Chadidżą. – Już do niej dzwonię.
– Tylko szybko! W domu jest mnóstwo roboty.
– Tak, oczywiście – zapewniła Basma.
– Do widzenia.
– Do widzenia.
Za kwadrans telefon dziewczynki zaczął natarczywie dzwonić, ale ona
nie miała na tyle siły, żeby go odebrać. Matka połączyła się więc
z Chadidżą.
– Halo! – teściowa powiedziała nieprzyjemnym tonem, bo nadal była
podminowana.
– Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale ona nie odbiera. Możesz podać
jej telefon?
Teściowa zacisnęła usta i poszła do sypialni młodych.
– Porozmawiaj z matką! – wrzasnęła na synową.
Przestraszona Salma wzięła telefon.
– Halo… – wyszeptała.
– Salma? – Hala zapytała cieniutkim głosikiem.
– Hala? – zdziwiła się Salma.
– Tak, to ja.
– Cześć, słoneczko.
– Cześć.
– Jak się czujesz, słoneczko?
– Chce mi się płakać.
– Dlaczego, słoneczko?
– Bo mama powiedziała, że… – siostrzyczka przerwała, ponieważ bała
się wypowiedzieć następne słowa.
– Że co, słoneczko?
– Że będziemy mieszkać na ulicy… – Hala się rozpłakała.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – przelękła się Salma.
– Bo ty… – Siostrzyczka nie umiała powtórzyć tego, co kazała jej
powiedzieć matka.
– Co ja? – Serce Salmy zaczęło szybko bić, ponieważ przeraziła się, że
przez nią rodzina znajdzie się na bruku.
– Jeżeli w tym momencie nie wstaniesz i nie weźmiesz się do roboty, to
Ahmad cię rozwiedzie! – matka bezlitośnie rzuciła dziewczynce w twarz,
kiedy wzięła telefon od Hali.
– Rozwiedzie mnie? – Salma struchlała.
– A co ty myślisz? Że to jest zabawa? – Matka nie oszczędzała córki. –
To jest życie. Prawdziwe życie. Twój mąż cię rozwiedzie i zażąda zwrotu
daru ślubnego. I myślisz, że skąd ojciec weźmie te pieniądze?
Pytanie zawisło w powietrzu. Dziewczynka znowu poczuła ogromną
odpowiedzialność za rodzinę. Za rodziców, za starsze siostry, za brata, za
najbardziej kochaną przez nią Halę. Małą siostrzyczkę, która wtulała się
w nią w nocy, bo bała się, że pewnego dnia może spać na pełnej
niebezpieczeństw, zimnej, ciemnej ulicy.
– Mam nadzieję, że teraz do ciebie dotarło, w jakiej jesteś… my
wszyscy jesteśmy… – poprawiła się matka – …ciężkiej sytuacji. Wstań
natychmiast i rób wszystko, co każe ci Ahmad i teściowa.
– Dobrze, mamo – zgodziła się dziewczynka, bo wciąż w uszach
dźwięczał jej płaczliwy głos Hali.
– Jutro zadzwonię do Chadidży, żeby się dowiedzieć, jak się
zachowujesz – uprzedziła matka.
– Dobrze, mamo.
– Do widzenia.
– Do widzenia.
Salma oddała teściowej telefon. Następnie, z wielkim trudem, wciąż
przypominając sobie zapłakany głos siostrzyczki, wstała, poszła do
łazienki, wróciła do sypialni, ubrała się, a następnie przystąpiła do swoich
codziennych obowiązków. Teściowa przyjęła to z wielką ulgą.
Dni płynęły szybko, a Salma miała coraz więcej pracy. Zaciskała zęby
i wykonywała nużące domowe czynności. Przygotowywała posiłki,
zmywała, sprzątała, prała, prasowała i odkurzała. I tylko kiedy otwierała
okno w swojej małżeńskiej sypialni i widziała, jak roześmiane dziewczynki
idą do szkoły, to w jej środku coś jęczało, płakało i wyło z bólu.
– Wychodzimy dzisiaj. Bądź gotowa za godzinę – Ahmad oznajmił
pewnego popołudnia.
– Gdzie idziemy? – zapytała Salma.
– Kupimy ci nową sukienkę. Może jakieś kosmetyki… – Mąż
krytycznie spojrzał na jej pobladłą twarz i podkrążone oczy. – Zmizerniałaś
jakoś ostatnio…
– Nie… Nie potrzeba mi nic… – Salma nie miała nastroju do strojenia
się i malowania.
– W piątek idziemy z wizytą do mojego brata. Musisz ładnie wyglądać.
Za godzinę wychodzimy. – Ahmad nie pozostawił dziewczynce wyboru.
W centrum handlowym Salma omijała wzrokiem sklepy, w których
sprzedawano przybory szkolne. I dzieci, które razem z rodzicami kupowały
w nich książki, zeszyty i inne potrzebne im akcesoria.
– Może tu wejdziemy? – zaproponował Ahmad, kiedy przechodzili
obok butiku, w którym na manekinach wyeksponowane były ubrania.
– Dobrze – zgodziła się dziewczynka.
W sklepie Salma przymierzyła kilka sukienek, w których
zaprezentowała się mężowi. Jednak Ahmadowi nie podobała się w żadnej
z nich.
– Coś jest nie tak… – burczał niezadowolony. – Nie układają się jak
należy… – stwierdził, kiedy Salma wyszła z przymierzalni w kolejnej
kreacji.
Młodziutka żona się zaczerwieniła. Biustonosze, które kupiła jej mama
przed ślubem, zrobiły się dla niej za małe i dlatego jej szybko rosnący biust
z jednej strony był spłaszczony, a z drugiej strony wystawał poza miseczki
stanika. To powodowało, że żadna sukienka nie leżała na niej tak jak trzeba.
– Co się stało? – zapytał Ahmad, widząc zmieszanie dziewczynki.
Salma wstydziła się przyznać mężowi, że potrzebuje nowej bielizny.
– Co się dzieje? – Ahmad odciągnął ją na bok.
Dziewczynka spuściła głowę.
– Powiedz mi, nie krępuj się – zachęcił ją.
– Potrzebna mi jest… – dziewczynka zniżyła głos do szeptu – …nowa
bielizna. Ta, którą mam, jest za mała.
– Aaaa… Rozumiem, rozumiem… – Ahmad się uśmiechnął, taksując
żonę pożądliwym wzrokiem. Ostatnio sam zauważył, że piersi żony się
powiększyły, co sprawiło, że noce z nią zaczęły mu sprawiać dużą większą
przyjemność. – Chcesz najpierw pójść do sklepu z bielizną, a później
wrócić po sukienkę?
Salma kiwnęła potakująco głową. Potem przebrała się w swoje stare
ubranie i razem z mężem opuściła sklep.
– Kup sobie coś ładnego… – powiedział Ahmad, dając żonie pieniądze
na zakupy w sklepie z bielizną. – Takiego… frywolnego… – Uśmiechnął
się lubieżnie.
Dziewczynka nie rozumiała, co to znaczy frywolny. Wybrała więc
majtki i staniki, które po prostu na nią pasowały. Nie wiedziała, czy mąż
będzie z tego zadowolony.
Następnie wrócili do sklepu z odzieżą, gdzie mężczyzna nabył dla żony
sukienkę, w której według niego najlepiej wyglądała. Przedtem Salma
założyła stanik w odpowiednim rozmiarze, więc kreacja nigdzie się nie
marszczyła ani nie ciągnęła.
Później mężczyzna wysłał żonę po kosmetyki.
– Koniecznie kup sobie czerwoną szminkę – zalecił. – Lubię czerwone
szminki… – uśmiechnął się do swoich kawalerskich wspomnień.
Salma weszła do sklepu z kosmetykami i rozejrzała się wkoło. Ilość
produktów spowodowała, że poczuła się zagubiona. Nigdy się nie
malowała, a jedyne okazje, kiedy miała makijaż, to był dzień jej zaręczyn,
a później ślubu. Ale wtedy malowała ją sąsiadka i mama.
– Czego tu szukasz? – Ekspedientka potraktowała ją opryskliwie.
– Ja… nie wiem… – Dziewczynka się zmieszała.
– Jak to nie wiesz?
– To znaczy… kosmetyków… do makijażu… – wydukała Salma.
– Nie za wcześnie na malowanie się? – Ekspedientka nie mogła sobie
darować kąśliwej uwagi.
– Mój mąż… – Salma się zawstydziła. – Mój mąż chce, żebym…
– Masz męża?
– Tak. – Salma spojrzała przez witrynę na czekającego na nią przed
sklepem Ahmada.
Sprzedawczyni podążyła za nią wzrokiem i zobaczyła przystojnego
mężczyznę pod trzydziestkę.
– To twój mąż? – zapytała.
– Tak.
Kobieta złagodniała. Poczuła współczucie dla dziewczynki, którą
zapewne rodzina, ze względów finansowych, wydała wcześnie za mąż.
– Co chce twój mąż?
– Chce, żebym zrobiła sobie makijaż. Idziemy z wizytą do jego brata –
wyznała szczerze Salma, bo mama była daleko. Jej starsze siostry były
daleko. A nawet gdyby były blisko, to nie wiadomo, czy chciałyby jej
pomóc.
Ahmad rozmawiał w tym momencie z kimś przez telefon. Ekspedientka
zauważyła, że był uśmiechnięty i rozluźniony. W przeciwieństwie do
mocno zestresowanej dziewczynki.
– Umiesz się malować?
– Nie – odpowiedziała Salma.
– Chodź, pokażę ci, jak to robić – zaoferowała sprzedawczyni
i zaprowadziła dziewczynkę do stanowiska z dużym lustrem, gdzie można
było wykonać makijaż.
Dobrała Salmie podkład, a następnie pokazała jej, jak podkreślić oczy
kredką, położyć cienie do powiek, wytuszować rzęsy i zrobić kolorki na
policzkach. Na koniec obwiodła konturówką jej usta i wybrała delikatną,
jasnoróżową szminkę.
– Nie, nie taką – zaprotestowała dziewczynka, kiedy ekspedientka
chciała pomalować nią jej usta.
– Słucham? – Kobieta nie zrozumiała.
– Mój mąż powiedział, że szminka ma być czerwona.
Ekspedientka uważnie spojrzała na Salmę, a potem bez słowa starła
obrysowaną linię wokół ust, dobrała inny kolor konturówki, a następnie
pomalowała jej wargi krwistoczerwoną pomadką.
– Teraz dobrze? – zapytała.
– Tak – odpowiedziała Salma, bo szminka była czerwona. Dokładnie
taka, jakiej zażyczył sobie mąż.
– To chodźmy do kasy. – Kobieta zapakowała wybrane kosmetyki.
Salma zapłaciła, a następnie skierowała się do wyjścia. Ekspedientka
powiodła za nią wzrokiem. Dziewczynka wyglądała jak tania dziwka.
– Ślicznie wyglądasz! – Ahmad zachwycił się jednak, spojrzawszy na
nią.
Nieletnia żona skromnie spuściła oczy. Nadal zdarzały się chwile, kiedy
mąż ją onieśmielał.
Małżeństwo wróciło do domu. Ahmad tej nocy wziął Salmę dwa razy.
Podwójna boleść.
W piątek teściowie z synem ubrali się w świąteczne stroje,
a dziewczynka założyła nową sukienkę. Umalowała się tak, jak
zademonstrowała jej ekspedientka z centrum handlowego. Ahmad, któremu
zawsze starszego brata stawiano za wzór, teraz był dumny z tego, że ma
dużo ładniejszą od niego żonę. Teściowie byli zadowoleni, że syn nadal
pracuje i nie znika z domu na całe noce. Przed wyjściem wymienili się
szczęśliwymi spojrzeniami. O takiej rodzinnej wizycie marzyli od lat.
Zaid wylewnie przywitał w drzwiach rodziców i brata z żoną.
– Witajcie! Witajcie! – Z radością zaprosił rodzinę do salonu.
Goście weszli do środka i usiedli na kanapach. Stół już był nakryty,
a Fadwa uwijała się między kuchnią a salonem, donosząc kolejne
aromatyczne potrawy. Mężczyźni od razu zaczęli rozmawiać o polityce
i uchodźcach z Syrii. Dżamila i Haszim usiedli obok babci, która
z zaangażowaniem się nimi zajęła. Ibrahim bawił się w rozstawionym
w salonie kojcu.
– Może ci pomóc? – Salma zaproponowała Fadwie, podnosząc się
z kanapy.
– Nie, dziękuję. Poradzę sobie sama. – Fadwa zniknęła w kuchni.
Dziewczynka ponownie usiadła. Znowu poczuła się obca. Usłyszała, jak
podekscytowana Dżamila mówi babci, że za rok pójdzie do szkoły. Serce
Salmy mocno ścisnęła żelazna obręcz żałości.
Po co jej szkoła?, pomyślała z goryczą słowami matki. I tak kiedyś
wyjdzie za mąż…
***
Wczesne małżeństwa powiązane są z rzucaniem szkoły przez dziewczęta
– raport – już sam tytuł opublikowanego w dwa tysiące siedemnastym roku
artykułu w „The Jordan Times”, codziennej gazecie wydawanej
w Ammanie, dobitnie wskazywał na to, że nieletnie żony zostają
pozbawione edukacji. Według statystyk ponad trzydzieści procent
niepiśmiennych jordańskich kobiet zostało wydanych za mąż w wieku
siedemnastu lat lub młodszym. Najwięcej nieletnich dziewcząt zawarło
małżeństwo w Ammanie, a następnie w Irbidzie. W sumie w Jordanii ponad
dziesięć tysięcy niepełnoletnich dziewcząt rocznie musiało mierzyć się
z trudami wczesnego zamążpójścia.
Duży procent ludności żyjącej poniżej granicy ubóstwa sprawia, że
dziewczynki wydawane są za mąż, żeby rodzice mogli się pozbyć
odpowiedzialności finansowej. Prawie dziewięćdziesiąt procent dziewcząt,
które zostały mężatkami przed ukończeniem osiemnastego roku życia, nie
kontynuowało nauki w szkole średniej.
Problem ten dotyka nie tylko Jordanii, ale również innych krajów
arabskich. W Egipcie sto osiemnaście tysięcy dzieci w wieku od dziesięciu
do siedemnastu lat pozostaje lub pozostawało w związku małżeńskim,
z czego piętnaście procent w dniu ślubu nie ukończyło szesnastego roku
życia. Większość dziewcząt została zmuszona do małżeństwa przez swoich
rodziców. Według danych Ministerstwa Zdrowia w Egipcie żyje ponad pół
miliona dzieci, które zostały urodzone przez niepełnoletnie matki. W całym
świecie arabskim liczba dzieci młodocianych matek dochodzi nawet do
dwudziestu procent.
Statystyki są przerażające, ale jeszcze bardziej zatrważające są osobiste
zwierzenia dziewczynek zmuszonych do małżeństwa. Szesnastoletnia Nada
z egipskiej wioski jest już od kilku lat mężatką i ma dwójkę dzieci.
„Moi rodzice uważają, że ważniejsze jest dla mnie małżeństwo
i stabilizacja w domu mojego męża niż wykształcenie” – wyznaje na
łamach „Arab News”. Dodaje, że jako dziewczyna nie miała prawa
sprzeciwiać się woli rodziców.
Mimo że według egipskiej konstytucji „Każda osoba poniżej 18. roku
życia uważana jest za dziecko”23, a prawo określa minimalny wiek do
zawarcia małżeństwa na osiemnaście lat, to wydawanie za mąż nieletnich
dziewczynek wciąż jest szeroko praktykowane. Skalę problemu zauważył
nawet sam prezydent Abd al-Fattah as-Sisi, który w jednym ze swoich
przemówień przyznał, jak bardzo jest wstrząśnięty liczbą zamężnych
dziewczynek w wieku dwunastu lat.
„W tym młodym wieku nakładamy zbyt dużą odpowiedzialność na ich
barki” – powiedział. „Jak dziewczynka może wyjść za mąż w wieku
dwunastu lat? Są wdowy i rozwódki, które mają po dwanaście lat. Jesteśmy
okrutni dla naszych dzieci”.
Na stronach internetowych związku Girls not Brides USA,
Dziewczyny-Nie-Panny-Młode USA, skupiającego ponad tysiąc organizacji
społeczeństwa obywatelskiego z ponad dziewięćdziesięciu pięciu krajów,
które zobowiązały się do zakończenia małżeństw dzieci i umożliwienia
wykorzystania przez dziewczęta pełnego ich potencjału, w artykule pod
znamiennym tytułem Egipt: dziewczęta nie mają alternatyw, historia
Aaliyah poznajemy dramatyczne losy nieletniej żony.
„Moja teściowa była dla mnie bardzo brutalna i przez cały czas ciągle
mnie obrażała. Mój mąż zaczął mnie bić za każdy błąd. Jego rodzina
wymagała ode mnie wykonywania wszystkich prac domowych i służenia
im wszystkim, więc poroniłam swoją pierwszą i drugą ciążę. Nigdy nie
miałam szansy uzyskania opieki przedporodowej” – Aaliyah zwierzyła się
ze swoich trudnych małżeńskich doświadczeń.
Pochodząca z biednej rodziny dziewczynka, która nie umiała ani czytać,
ani pisać, została wydana za mąż w wieku czternastu lat za
dwudziestosześcioletniego mężczyznę. Rodzina męża musiała kupić jej
stopień, na którym mogła stanąć, aby móc wykonywać prace domowe
w kuchni, ponieważ była za mała, żeby sięgnąć zlewu czy pieca.
W wiejskich, ubogich regionach Egiptu, gdzie niektórzy mieszkańcy,
podobnie jak rodzice Aaliyah, są analfabetami, jedynym przeznaczeniem
dziewcząt jest wyjście za mąż, posiadanie dzieci i prowadzenie domu.
„Teraz mam zaledwie dwadzieścia sześć lat i mam troje dzieci, ale czuję
się winna, ponieważ nie mogłam wychować ich tak, jak chciałam. Nie
wiedziałam nic o karmieniu piersią ani o prawidłowym żywieniu dzieci” –
przyznaje Aaliyah. „Nie wiedziałam, jak wyrobić swojemu pierwszemu
dziecku świadectwo urodzenia, w związku z czym nie mogło być zapisane
do szkoły i nie zostało zaszczepione przeciwko żadnej chorobie. Później
nalegałam, żeby wyrobić świadectwo urodzenia dla następnej dwójki
dzieci. Ale moje najstarsze dziecko będzie miało biedną rodzinę, gdyż nie
ma żadnego wykształcenia”.
Nie wszystkie nieletnie żony posiadają tyle samoświadomości
i determinacji, żeby mimo bolesnych doświadczeń podjąć walkę o siebie
i swoje dzieci. Aaliyah się na to zdobyła.
„Postanowiłam zmienić swój styl życia, więc podjęłam pracę w fabryce,
żeby zarobić trochę pieniędzy i lepiej wychować moje dzieci” – opowiada
swoją historię.
Później pada przerażające wyznanie:
„Po raz pierwszy czuję się jak człowiek…”.
Jak człowiek, jak człowiek, jak istota ludzka…
„I mogę stawić czoło własnym problemom i opowiedzieć swoją historię
innym, przede wszystkim matkom, żeby radzić im, aby nie wydawały
swoich córek wcześnie za mąż. Chcę, żeby kobiety pozwoliły swoim
córkom kontynuować naukę, aby mogły podołać trudnościom związanym
z małżeństwem oraz z potrzebami mężczyzny i dzieci. Nie chcę, żeby inne
dziewczęta cierpiały z powodu tych problemów, z którymi ja się
borykałam”.
Nieletnie dziewczęta w Egipcie cierpią również wtedy, kiedy ich
rodzice ze względów ekonomicznych zdecydują się wydać je za mąż,
niekiedy na zaledwie parę dni, za bogatych mężczyzn z krajów Zatoki
Perskiej, przede wszystkim z Królestwa Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu
i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Tak zwane „małżeństwo
turystyczne” lub inaczej „małżeństwo wakacyjne” zawierane jest na
określony czas i w rzeczywistości jest zawoalowaną formą prostytucji.
Kontrakt małżeński nie jest oficjalnie rejestrowany w żadnym urzędzie
i automatycznie wygasa po upływie ustalonego okresu.
Jego celem jest tylko i wyłącznie dostarczenie rozrywki bogaczom
z Zatoki oraz zaspokojenie ich seksualnych chuci. W tym odrażającym
procederze niewinne dziewczynki mają im uatrakcyjnić wypoczynek
w Egipcie.
Internetowy portal Qantara.de w tekście pod tytułem Panna młoda na
lato przedstawia historię Huwaidy, która w wieku piętnastu lat została
wydana za mąż przez swojego ojca i macochę za Saudyjczyka za sumę
tysiąca siedmiuset pięćdziesięciu euro. Małżeństwo trwało dwadzieścia dni,
podczas których dziewczyna była regularnie gwałcona. Później mężczyzna
wyjechał. Wakacje dobiegły końca.
„Wszystko to brzmiało tak kusząco” – wspomina Huwaida. „Moja
rodzina powiedziała mi, że dostanę ubrania i prezenty. Byłam jeszcze taka
młoda. W końcu wyraziłam zgodę”.
Dla ojca suma, którą dostał za nieletnią córkę, była oszałamiająca.
Kupił z tych pieniędzy pralkę i lodówkę. Reszta poszła na utrzymanie
sześciorga dzieci, które miał z macochą Huwaidy.
Młoda dziewczyna się zgodziła, jednak nie wszystko było takie proste,
jak to sobie wyobrażała.
„Wciąż byłam niewinna. Wciąż wierzyłam w miłość. A pierwsza noc
była po prostu okropna. Potem miałam problemy psychologiczne”.
Pomimo to następnego lata rodzina ponownie wydała ją za mąż. Tym
razem był to mężczyzna z Kuwejtu, który zapłacił za nią tylko około
sześciuset euro, ponieważ Huwaida nie była już dziewicą.
Obecnie Huwaida ma dwadzieścia osiem lat. Była zamężna osiem razy
i zawsze tylko kilka dni. Wstydzi się swojej przeszłości.
Cena nieletnich „wakacyjnych żon”, czasami nawet jedenastoletnich,
jeżeli są dziewicami i do tego wyjątkowo pięknymi, może sięgać nawet
ponad stu tysięcy euro. Dla ubogich rodziców, którzy mają po ośmioro
i więcej dzieci, każda dziewczynka może oznaczać samochód lub budowę
części domu. Według danych egipskiej Sekcji do spraw Przeciwdziałania
Handlowi Dziećmi w Narodowej Radzie Dzieciństwa i Macierzyństwa
dzieci, zanim osiągną pełnoletność, bywają wydawane za mąż jako „panny
młode na lato” nawet do sześćdziesięciu razy!
Ważny głos w sprawie zaprzestania dziecięcych małżeństw należy do
szesnastoletniej Jemenki, Nady al-Ahdal, której wujek zapobiegł wydaniu
jej za mąż przez rodziców, kiedy dziewczynka miała zaledwie dziesięć lat
i trzy miesiące, za sumę dwóch tysięcy dolarów.
„Kiedy usłyszałem o panu młodym, wpadłem w panikę. Nada nie miała
wtedy nawet jedenastu lat…” – wspomina wujek. „Nie mogłem pozwolić
jej wyjść za mąż i zniszczyć jej przyszłość”.
Dziesięcioletnia Nada nagrała wideo, które wkrótce stało się niezwykle
popularne w internecie, w którym w dramatycznych słowach przedstawia
sytuację swoją i nieletnich żon.
„Uciekłam z domu od moich rodziców. Nie mogę już dłużej z nimi żyć.
Gdzie jest niewinność dzieciństwa? Co dzieci zrobiły złego? Dlaczego
rodzice chcą je wydawać za mąż w ten sposób? Ja rozwiązałam swój
problem, ale ile niewinnych dzieci nie jest w stanie tego zrobić. Mogą
umrzeć, mogą popełnić samobójstwo lub cokolwiek, co im przyjdzie na
myśl. To są dzieci, co one wiedzą? Nie mają czasu, żeby się uczyć ani
jakkolwiek inaczej pokierować swoim życiem. To nie jest ich wina. Ja nie
jestem jedyna. To może się przydarzyć każdemu dziecku. Jest bardzo dużo
takich przypadków. Niektóre dzieci rzuciły się do morza. Teraz są martwe”.
W dalszej części Nada przedstawia tragiczny los swojej cioci, która
została nieletnią żoną.
„Moja ciocia miała czternaście lat. Wytrzymała tylko rok ze swoim
mężem. Potem oblała się benzyną i podpaliła. Umarła. Jej mąż pił bez
umiaru i bił ją metalowymi łańcuchami”.
Aktualnie szesnastoletnia Nada jest aktywistką praw człowieka, która
podejmuje szereg działań mających na celu zaprzestanie okrutnej praktyki
wydawania dziewczynek za mąż. Na nagraniu opublikowanym w dwa
tysiące osiemnastym roku z wielkim zaangażowaniem przedstawia
przerażające dane, które informują o ogromnej skali tego zjawiska, jak
również stara się pokazać, jak straszliwą krzywdę wyrządzają dzieciom
dorośli, którzy wciąż praktykują ten koszmarny proceder.
„Małżeństwo dzieci. Jedna ze zbrodni ludzkości popełnionych
przeciwko młodym dziewczętom. Rażące naruszenie praw człowieka.
Zabijanie niewinności dzieciństwa” – zaczyna swoją emocjonalną
przemowę.
Później prezentuje liczby, które unaoczniają, jak wiele dzieci skazanych
jest na ten smutny los.
„Każdego roku na całym świecie piętnaście milionów dziewcząt
wydawanych jest za mąż przed skończeniem osiemnastu lat, co znaczy, że
w każdej minucie więcej niż dwadzieścia osiem dziewczynek zostaje
żonami. Czyli co dwie sekundy jedna, co znaczy, że w każdej minucie
tracimy dziesiątki dziewczynek”.
Dalej Nada w mocnych słowach wyjaśnia, jak wielką katastrofę stanowi
to w życiu dziewczynek, które są sprzedawane do gwałcenia pod
pretekstem małżeństwa.
„Małżeństwo dzieci jest formą niewolnictwa w dzisiejszych czasach.
W większości przypadków ojciec i rodzina wydają ją za mąż dla pieniędzy.
Małżeństwo dzieci to również forma prostytucji i handlu dziećmi w celach
seksualnych oraz usankcjonowanie tych zbrodni pod hasłem małżeństwa”.
Wstrząsające stwierdzenia padające z ust nastolatki, która o mało co nie
została żoną w wieku dziesięciu lat, mają szczególną siłę perswazji. Nada
wspomina również przyczyny, z powodu których małżeństwo nieletnich
nadal jest kontynuowane.
„Tradycje i zwyczaje, które są niesprawiedliwe, okrutne i bolesne. Nasi
rodzice stali się ofiarami złych nawyków, które zabiły dziewczyny i wciąż
zabijają coraz więcej i więcej dziewcząt. Ojcowie wierzą, że wydanie córki
wcześnie za mąż ochroni jej honor, zabezpieczy jej przyszłość i zapobiegnie
staropanieństwu tak, jak to się działo w dawnych czasach. Zapominają, że
małżeństwo zabija jej przyszłość, niszczy jej życie i pozbawia ją edukacji”.
Nastolatka mówi również o przerażających zjawiskach, jakimi są wojna
i ucieczka z terenów nią objętych, oraz związanym z tym poczuciu braku
bezpieczeństwa. Wspomina tu takie kraje, jak Jemen, Somalia, Irak i Syria.
Następnie porusza niezwykle istotny problem związany z tym, że
nieletnie dziewczęta nie są w pełni dojrzałe do macierzyństwa i trudów
związanych z wychowaniem dzieci. Podkreśla, jak wiele z nich umiera
podczas ciąży lub porodu, ponieważ ich ciała nie są jeszcze przystosowane
do takiego wysiłku. Zaznacza, że z nieletnich matek rodzą się dzieci
zdeformowane fizycznie, a wychowywanie dziecka przez dziecko prowadzi
do zacofania społeczeństwa.
Na koniec odważna szesnastolatka przekazuje wszystkim swój
sugestywny apel.
„Moje przesłanie do świata. Dzisiaj wszyscy musimy stanąć w obliczu
tych pogwałceń, które niszczą dusze ofiar. W ten sposób niszczone są
następne pokolenia, ponieważ zostały wychowane przez matki, których
prawa zostały pogwałcone od ich dzieciństwa, kiedy to od zabawy
ze swoimi rówieśnikami zostały siłą zabrane do łóżek dorosłych. Zostały
zabrane ze szkolnych ławek, żeby wziąć odpowiedzialność za rodzinę, i to
jest stanowczo za wiele jak na to, co dziecko może znieść. Musimy
powiedzieć jednym głosem. Dzieciństwo nie jest produktem na sprzedaż.
Istota płci żeńskiej nie jest na sprzedaż. Należy uznać, że każda
dziewczynka na całym świecie musi mieć zastrzeżone i chronione prawa”.
***
Parę tygodni po wizycie w domu brata męża Salma zaczęła się bardzo
źle czuć. Męczyły ją mdłości i zawroty głowy. Dziewczynka myślała, że to
wynik ciągłego przepracowania i zdenerwowania oraz wpływ drażniącego
zapachu farb i środków chemicznych, który rozchodził się z roboczych
ubrań teścia. Teściowa podejrzewała jednak coś innego. Kupiła test
ciążowy, dała go Salmie i wytłumaczyła jej, jak go użyć. Test wypadł
pozytywnie. Dziecko będzie miało dziecko.
23 Konstytucja Arabskiej Republiki Egiptu, 2014, rozdział III, art. 80.
Rozdział VI
Panny młode śmierci
To był koniec. Wiadomość o ciąży Salma na początku przyjęła
z niedowierzaniem. Jakby sam fakt, że sama jeszcze była dzieckiem,
chronił ją przed tym, żeby została matką.
– Na pewno, halti? – dopytywała teściowej. – Może ja coś źle zrobiłam
i wynik jest niedobry?
– Dobry jest. – Chadidża nie musiała robić testu, żeby być pewną, że
synowa jest w ciąży.
– Ale może… – Dziewczynce zakręciło się w głowie. – Może trzeba
powtórzyć, żeby się upewnić?
– Jesteś w ciąży – teściowa stwierdziła sucho i opuściła łazienkę, gdzie
Salma zrobiła test.
Dziewczynka wzięła w rękę biały plastikowy prostokąt. Wpatrzyła się
w dwie wyraźne, czerwone kreski. Dziecko? Dzieci…
Chadidża poszła do salonu i przekazała dobrą nowinę mężczyznom
oglądającym telewizję.
– To będzie następny wnuk – ucieszył się Abu Zaid, który miał
nadzieję, że dziecko jeszcze bardziej zwiąże Ahmada z rodziną.
– Albo wnuczka – dodała teściowa.
Salma będzie miała duży brzuch, to była pierwsza myśl, która nasunęła
się Ahmadowi. Nie będzie atrakcyjna w łóżku.
– A ty się nie cieszysz? – Chadidża zapytała syna.
– Cieszę się, cieszę… – odpowiedział bez emocji.
Dziewczynka długą chwilę siedziała sama w łazience, próbując
pogodzić się z nową dla niej sytuacją. Położyła dłoń na małym brzuchu.
Jak tu się zmieści całe dziecko?, pomyślała wystraszona. Tutaj?
Pogładziła ręką płaski brzuch.
Zrobiło jej się niedobrze. Zwymiotowała, nachylając się nad muszlą
klozetową. Później przepłukała usta i obmyła twarz wodą. Chciała, żeby
w tym momencie ktoś się nią zajął. Mąż. Starsza siostra. A może mama.
Przeszła do swojej sypialni i położyła się na łóżku. Dziecko… Będzie
miała dziecko… To było dziwne uczucie.
Wiedziała dobrze, co to znaczy niemowlę w domu. Przecież miała
młodszych brata i siostrę, więc dobrze pamiętała ciągłe zmienianie pieluch,
męczącą ich kolkę i głośny płacz. Czasem z tego powodu nie wysypiała się
do szkoły.
Szkoła… Kiedy to było? Dziewczynka się zamyśliła. Przypomniała
sobie swoje koleżanki, nauczycielki, lekcje, zabawy na przerwach i po
szkole… Zatęskniła za tym wszystkim tak bardzo, że nagle zapragnęła,
żeby te ostatnie miesiące okazały się tylko złym snem. A tak naprawdę to
zaraz się obudzi w swoim łóżku w Irbidzie, pocałuje wtuloną w nią Halę,
a kiedy wszyscy wstaną, opowie Hafsie, Ranii i mamie o swoim długim
śnie. O zaręczynach, ślubie, domu w Ammanie, ciąży… A one się zaśmieją
i mama powie: „Skąd w ogóle taki sen? Przecież jesteś za mała”.
Łzy, które popłynęły po policzkach dziewczynki, były nie tylko duże,
gorzkie i piekące. Były rozżarzonymi węgielkami, które spalały jej serce.
Leżała bez ruchu, zastanawiając się, dlaczego Ahmad do niej nie
przyszedł. Słyszała, jak teściowa powiedziała głośno w salonie o jej ciąży.
Zapragnęła, żeby mąż teraz był blisko niej. Objął ją. Przytulił. Pocałował.
Powiedział, że razem będą czekać na ich maleństwo. I powiedział, że ją
kocha. Uświadomiła sobie, że nigdy nie wyznał jej miłości.
Rozżalona i zagubiona zadzwoniła do domu.
– Halo! – Odebrała matka.
– Mamo! – Dziewczynka się rozpłakała. Tak bardzo chciałaby być
w tym momencie w domu rodzinnym!
– Co znowu?! – matka zapytała rozdrażnionym głosem.
– Ja… – Salma zamilkła, bo nie mogła się zdobyć na przekazanie jej
wiadomości, z którą nadal nie do końca się oswoiła.
– Co się stało? – Basma obawiała się kolejnych problemów
w małżeństwie Salmy, które mogą ponownie przywołać groźbę jej
rozwodu.
– Ja…
– No wykrztuś wreszcie, o co chodzi! – krzyknęła matka.
– Jestem w ciąży! – dziewczynka wyrzuciła z siebie jednym tchem.
– Naprawdę?! Zrobiłaś test?
– Tak, halti mi pokazała, jak go wykonać.
– Czyli to pewne?
– Tak, halti powiedziała, że na pewno jestem w ciąży.
– To wspaniale! – Matka się ucieszyła. Teraz córka na pewno zapomni
o szkole. – Mabruk, ja binti!24 – pogratulowała entuzjastycznie.
– Allah jibarik fiki!25.
– Salma jest w ciąży!
Dziewczynka usłyszała, jak mama głośno ogłasza radosną wiadomość.
Rania pierwsza wzięła telefon i złożyła jej życzenia z tej okazji.
– Gratuluję! To znaczy, że za dziewięć miesięcy będę ciocią.
– Tak, zostaniesz ciocią Ranią – stwierdziła Salma, a po chwili dobiegł
ją przejęty głosik Hali.
– Ja też będę ciocią?
– Tak – Rania odpowiedziała siostrzyczce.
– Będę ciocią, będę ciocią! – Przejęta Hala zaczęła energicznie
podskakiwać, aż trzeszczała podłoga, czym rozczuliła Salmę.
– Daj mi ją na chwilę – poprosiła Ranię, która zaraz podała telefon
młodszej siostrze.
– Halo!
– Cześć, słoneczko! – przywitała się Salma.
– Będziesz miała dzidziusia?
– Tak, słoneczko.
– Dziewczynkę czy chłopczyka?
– Nie wiem jeszcze…
– A kiedy będziesz wiedziała?
– Kiedy się urodzi.
– Teraz ja – Hafsa powiedziała do siostrzyczki. – Pożegnaj się i daj mi
telefon.
– Hafsa mówi… – zaczęła Hala, ale Salma jej przerwała.
– Wiem, słyszałam. Do usłyszenia, słoneczko.
– Pa, pa! – pożegnała się Hala i wróciła do swojej zabawy.
– Będę ciocią, będę ciocią! – zaczęła wesoło skandować.
– Gratuluję! – Hafsa dołączyła się do życzeń mamy i siostry.
– Dziękuję.
– Słuchaj… Skoro teraz jesteś w ciąży… To może bardziej byś się
postarała, żeby ktoś się nami zainteresował? – Hafsa powiedziała
z wyrzutem.
– Słucham? – Salma, zaprzątnięta myślą o dziecku, nie bardzo
wiedziała, o co chodzi siostrze.
– Mówiłyśmy ci z Ranią przed twoim wyjazdem do Ammanu, żebyś się
tam rozejrzała… Mam na myśli to, że może twój mąż ma jakichś kolegów,
którzy chcą się ożenić… Jesteś w ciąży… – podkreśliła Hafsa. – Później na
świat przyjdzie dziecko… Nie chciałabyś mieć sióstr blisko siebie?
– Chciałabym… – odpowiedziała dziewczynka, bo bardzo tęskniła za
rodziną.
– To postaraj się bardziej! – naciskała Hafsa z nutką frustracji w głosie.
– Już tyle tam siedzisz i…
– Daj mi ją! – Matka wzięła od córki telefon. – Ona ma rację!
Mieszkasz sobie wygodnie w tym Ammanie, a o nas zupełnie zapominasz!
– Nie zapominam. Wiele razy prosiłam Ahmada, żeby mnie zabrał do
Irbidu, ale on ciągle mówi, że nie może, bo ma dużo pracy i jest zmęczony
– broniła się Salma.
– Nie chodzi o to, żebyś nas odwiedzała, tylko żebyś szepnęła komu
trzeba, że masz dwie siostry na wydaniu – burknęła matka, a dziewczynce
zrobiło się przykro.
– Komu mam to powiedzieć, jeśli ciągle… – chciała powiedzieć „siedzę
w domu”, ale nie dokończyła, bo usłyszała, jak ojciec woła matkę.
– Chadidża! Chadidża!
– Już idę! – odkrzyknęła matka. – Muszę kończyć. Słuchaj męża
i pamiętaj o swoich siostrach – przypomniała na koniec i rozłączyła się bez
pożegnania.
Dziewczynka została sama. Z maleńką istotką w środku.
Płynął dzień za dniem. Salma ciążę znosiła bardzo źle. Tak jak gdyby
była ona kolejnym gwałtem na jej nie w pełni rozwiniętym ciele po nocy
poślubnej i przykrym dla niej regularnym spełnianiu obowiązku
małżeńskiego.
***
„Małżeństwo dzieci to wyrok śmierci dla wielu młodych dziewcząt” –
tytułuje swój przerażający raport UNICEF. Wymienia w nim kraje,
w których liczba dziewczyn pozostających w związku małżeńskim przed
osiągnięciem osiemnastego roku życia przekracza pięćdziesiąt procent. Na
pierwszym niechlubnym miejscu wymieniany jest Niger, gdzie małżeństwa
dziecięce dochodzą do wstrząsającego poziomu siedemdziesięciu pięciu
procent, a dalej Czad, Mali, Bangladesz, Gwinea, Republika
Środkowoafrykańska, Mozambik i Nepal.
Co roku z powodu powikłań spowodowanych ciążą lub porodem umiera
siedemdziesiąt tysięcy nieletnich żon. Ta porażająca liczba wynika z faktu,
że zmuszone do małżeństwa dziewczęta zachodzą w ciążę, zanim są do
tego w pełni dojrzałe fizycznie i psychicznie. Zagrożenie dotyczy przede
wszystkim dzieci, które rodzą poniżej piętnastego roku życia.
W Jemenie z powodu toczącego się tam od lat konfliktu zbrojnego
liczba wydawanych za mąż dziewczynek dramatycznie wzrosła i szacuje
się, że w niektórych prowincjach prawie połowa zostaje żonami, zanim
skończy piętnaście lat. Jemen jest jednym z dwóch krajów na świecie, obok
Królestwa Arabii Saudyjskiej, gdzie prawo nie określa minimalnego wieku
zezwalającego na zawarcie małżeństwa, a wydawanie za mąż dzieci jest
tam rozpowszechnione od wieków.
W dwa tysiące trzynastym roku media obiegła wiadomość o straszliwej
śmierci ośmiolatki, która w noc poślubną, w wyniku skonsumowaniu
małżeństwa przez czterdziestoletniego męża, które w rzeczywistości było
brutalnym gwałtem, doznała pęknięcia macicy i silnego wewnętrznego
krwawienia. Mimo że została zabrana do kliniki, to lekarze nie mogli
uratować jej życia. Szejkowie plemienni próbowali ukryć tę koszmarną
historię i ostrzegali lokalnego dziennikarza przed publikowaniem
wiadomości na ten temat. Nigdy nie zostały podjęte żadne kroki prawne ani
przeciwko mężowi, ani ojcu dziewczynki.
Parę lat wcześniej dwunastoletnia Jemenka, Fawzija, umarła podczas
bardzo bolesnego, skomplikowanego, trwającego aż trzy dni porodu, po
tym, gdy rok wcześniej została zmuszona do małżeństwa
z dwudziestoczteroletnim mężczyzną. Rodzice zabrali ją ze szkoły, aby
mogła zostać wydana swojemu narzeczonemu. Po przeraźliwych
męczarniach porodowych życie straciła zarówno dziewczynka, jak i jej
dziecko.
„Przypadek Fawziji ilustruje tragedię tych, które my nazywamy
»pannami młodymi śmierci«, czyli małych dziewczynek poniżej
piętnastego roku życia, które zostały zmuszone do zawarcia małżeństwa
głównie z powodów finansowych” – powiedział w wywiadzie Ahmad al-
Qorashi, dyrektor jemeńskiej organizacji SEYAJ zajmującej się ochroną
dzieciństwa. „Te małżeństwa są wynikiem ubóstwa, ignorancji oraz
analfabetyzmu i prowadzą do zniszczenia życia tych młodych dziewcząt,
których opinia w ogóle nie jest brana pod uwagę”.
Za pieniądze, które ojciec otrzyma od dorosłego mężczyzny za nieletnią
córkę, cała rodzina może przeżyć nawet rok i więcej, dlatego ta
barbarzyńska praktyka nadal jest kontynuowana. I dziewczynki są
bestialsko zabijane. Dzieje się tak nie tylko w Jemenie, ale również
w innych krajach, w których sprzedanie własnej córki jest sposobem na
przetrwanie oraz metodą obrony jej honoru.
Trzynastoletnia Jemenka zmarła z powodu obrażeń narządów
płciowych cztery dni po ślubie zaaranżowanym przez jej rodzinę z dziesięć
lat od niej starszym mężczyzną. Raport medyczny ze szpitala stwierdzał, że
jej narządy płciowe zostały rozerwane i wystąpił silny krwotok.
Piętnastoletnia Turczynka zmarła z powodu krwotoku śródmózgowego
niedługo po porodzie. Zabrana do szpitala ze względu na nudności,
wymioty i ból głowy, a następnie umieszczona na oddziale intensywnej
terapii, mimo dwudniowych wysiłków lekarzy nie została uratowana.
Uznano, że krwawienie, które ją zabiło, związane było z porodem w tak
młodym wieku. Dziewczynka została wydana za mąż w wieku czternastu
lat.
„Ciąża dla dziecięcej panny młodej jest niebezpieczna. Śmiertelność
wśród nastolatek w ciąży jest wyższa niż u dorosłych kobiet. Ryzyko
wystąpienia wysokiego ciśnienia krwi, przedwczesnego porodu lub
potrzeby interwencji podczas jego trwania również jest wyższe. Ciąża
dzieci, które nie ukończyły rozwoju fizycznego i których narządy nie
zostały jeszcze w pełnie rozwinięte, często kończy się śmiercią” –
stwierdziła profesor Aydan Biri, ekspertka w dziedzinie ginekologii, na
łamach tureckiej gazety „Hürriyet Daily News”.
Siedemnastoletnia panna młoda z Egiptu umarła na atak serca tuż po
swojej ceremonii ślubnej. Jeszcze przed weselem skarżyła się na silne bóle
brzucha i musiała brać lekarstwa, żeby dać radę wziąć udział
w uroczystościach weselnych. Gwałtowna śmierć dosięgła dziewczynę
zaraz po zakończeniu wesela i przybyciu z dopiero co poślubionym mężem
do ich nowego domu.
Nieletnie dziewczęta, które powinny się cieszyć swoim dzieciństwem,
miłością i opieką rodziców, a przede wszystkim poczuciem bezpieczeństwa,
wydawane są na siłę za mężczyzn, których często widziały tylko raz
w życiu, a czasem nawet ani razu. Nie mogąc sobie poradzić z presją
sytuacji, w której znalazły się wbrew własnej woli, cierpią psychicznie
i fizycznie, co może doprowadzić do nagłej śmierci. Niektóre z nich są tak
zrozpaczone, że targają się na własne życie.
„Nie sądzę, żeby ludzie rozumieli prawdziwy horror tego, przez co one
przechodzą” – Gabriella, która została wydana za mąż w wieku trzynastu
lat, powiedziała Thomson Reuters Foundation. „Trauma zostaje z tobą
przez całe życie”.
W dwa tysiące osiemnastym roku Gabriella Gillespie podzieliła się
swoją przerażającą historią na Światowym Forum na rzecz Demokracji
w Strasburgu. Mimo że upłynęło już wiele lat od czasu, kiedy została
dziecięcą panną młodą, to opierając się na własnych ciernistych
doświadczeniach, usilnie walczy o zapewnienie praw i wolności kobietom,
ponieważ tysiące dziewczynek nadal podziela jej tragiczny los.
„Dziś pracuję z osobami, które przetrwały, ale małe dziewczynki ciągle
są ofiarami tych samych tragicznych doświadczeń. Każdego dnia zadaję
sobie pytanie, jak to wszystko można zatrzymać. Zastanawiam się, czy
robimy wszystko, co możliwe, aby położyć kres tym okropnościom. Ale to
się nadal dzieje. I łamie mi serce”26. – Jej głos rozbrzmiewał wśród pełnej
skupienia ciszy i skoncentrowanej uwagi słuchaczy.
„Wszystko zaczęło się, kiedy miałam sześć lat. Pewnego dnia matka
zaprowadziła nas do szkoły, ale odebrał nas nasz ojciec, co się nigdy
wcześniej nie zdarzyło”.
Gabriella, razem ze swoimi trzema starszymi siostrami, została
wychowana w Walii przez pochodzącego z Jemenu ojca i brytyjską matkę.
„Kiedy zapytałyśmy go o naszą mamę, powiedział nam, że odeszła. Rok
po zniknięciu mamy nasz ojciec został aresztowany pod zarzutem
morderstwa. Ale ciała mojej mamy nigdy nie znaleziono. Prawdopodobnie
pociął je na kawałki i spalił” – Gabriella opowiedziała o makabrycznej
zbrodni.
Ojciec został skazany na sześć lat za zabójstwo, a dziewczynki trafiły
do rodziny zastępczej. Po czterech latach Jemeńczyk został zwolniony za
dobre sprawowanie i służby socjalne zdecydowały, że dzieci mogą z nim
zamieszkać.
Dziennik „The Independent”, który również opisywał historię Gabrielli,
podkreślił, że dzieciństwo dziewczynek było „bardzo brytyjskie” – dzieci
nie znały języka arabskiego i niewiele wiedziały o ojczyźnie swojego ojca.
Dlatego to, co się później wydarzyło, było dla nich niewyobrażalnym
szokiem.
„W moje trzynaste urodziny razem z moimi dwiema siostrami
poleciałyśmy na wakacje – tak to określił mój ojciec. Powiedział nam, że na
lotnisku będzie czekał na nas wujek. Po wylądowaniu w Jemenie
spotkałyśmy naszego wujka i przeżyłyśmy ogromny szok kulturowy.
Rodzina mojego ojca wyznawała islam, ale on sam nigdy nie wychowywał
nas w tej religii. Czułyśmy się kompletnie zagubione. Nie rozumiałyśmy
zupełnie, co się dzieje. Wokół nas widziałyśmy głównie mężczyzn i tylko
kilka kobiet ubranych na czarno od stóp do głów”.
Wuj zabrał im paszporty, a następnie zamknął je w mieszkaniu.
Dziewczyny nie mogły nigdzie wychodzić.
„Ciągle płakałyśmy” – wspomina Gabriella.
Pierwsza została sprzedana jej czternastoletnia siostra, jednak jak
podaje „The Independent”, wkrótce została zwrócona jako „wybrakowany
towar”, ponieważ próbowała popełnić samobójstwo.
„Zostałyśmy wysłane na północ kraju, a później do Mugrahba, małej
wioski bez bieżącej wody, elektryczności, policji i szkoły, położonej na
odludziu. Musiałyśmy nosić hidżab, a czasami burkę”.
Domy w wiosce zbudowane były z błota, nie było w niej samochodów
i nikt nie mówił po angielsku. Dziewczyny musiały się nauczyć języka
arabskiego i przystosować do życia w prymitywnych warunkach.
„Robiłyśmy to co wszystkie kobiety, czyli pięć albo sześć razy dziennie
chodziłyśmy po wodę do oddalonej o cztery kilometry studni
i gotowałyśmy posiłki. Jeżeli odważyłyśmy się protestować, to byłyśmy
bite. Po kilku tygodniach przyjechał nasz ojciec z najstarszą siostrą. Musiał
spłacić dług. W związku z tym sprzedał moją siedemnastoletnią siostrę
sześćdziesięcioletniemu mężczyźnie, któremu już wcześniej była
obiecana”.
Nastolatka nie chciała spędzić reszty życia w Jemenie u boku zupełnie
jej obcego, starszego człowieka, więc w noc poślubną doszło do straszliwej
tragedii. Dziewczyna, jeszcze w sukni ślubnej, rzuciła się z dachu budynku,
w którym goście bawili się na uroczystości weselnej. Zginęła na miejscu.
„Jako kobietom nie wolno nam było jej opłakiwać i nigdy się nie
dowiedziałyśmy, gdzie została pochowana” – wyznawała Gabriella
w Strasburgu.
Na łamach „The Independent” kobieta ujawniła dalsze koszmarne
szczegóły życia w Jemenie.
„W wieku piętnastu lat prawie wszystkie dziewczyny w wiosce były już
żonami. Niektóre z nich były wydane za mąż w wieku ośmiu lub dziewięciu
lat, kilka z nich zmarło w noc poślubną. Te dzieci były gwałcone przez
starszych mężów. Wiele z tych dziewczynek, jeżeli przeżyły noc poślubną,
było okaleczonych i zostawało z ranami na całe życie”.
Następnie opowiedziała o wciąż praktykowanych zabójstwach
honorowych.
„W celu skonsumowania małżeństwa dziewczynki umieszcza się na
tronie przykrytym białym płótnem. Potem zakrwawiona tkanina jest dumnie
prezentowana rodzinie. Jeżeli panna młoda nie krwawi, a tym samym nie
udowodni, że jest dziewicą, to zostaje zwrócona rodzinie, a następnie
zabita. Dziewczęta są tak przerażone, że mogą nie krwawić, iż czasami
noszą przy sobie fiolki ze zwierzęcą krwią”.
Gabriella została sprzedana synowi bogatego Jemeńczyka, który
nadużywał alkoholu i narkotyków.
„To było bardzo, bardzo brutalne małżeństwo” – podkreśliła.
Skala przemocy, którą stosował mąż w stosunku do młodziutkiej żony,
była przerażająca. Pewnej nocy złamał jej nos, przeciągnął przez
potłuczone szkło, bił ją w szale bez umiaru, mimo że straciła już
przytomność, a następnie zgwałcił, nie zważając na to, że małe dzieci śpią
w pobliżu. Innym razem po jego dzikiej napaści musiała spędzić tydzień
w szpitalu. Gabriella była atakowana, dotkliwie bita i poniżana przez męża
nawet wtedy, kiedy była w ciąży.
Jednocześnie dostała wyraźne ostrzeżenie, że jeżeli odważy się go
opuścić, to jej dzieci, zgodnie z przyjętymi w Jemenie regułami, pozostaną
z ojcem.
Okrutna agresja wobec żony była tak olbrzymia, że w pewnym
momencie mieszkańcy wioski interweniowali, zwracając się do jej ojca,
żeby zabrał ją do siebie. Jednak ojciec, zamiast jej pomóc, zjawił się
z pistoletem w ręku, którym wymachiwał przed nią i wykrzykiwał: „Dzisiaj
zabiję cię w ten sam sposób, w jaki zabiłem twoją matkę”.
Pierwsze swoje dziecko Gabriella urodziła, mając czternaście lat.
Później na świat przyszło jeszcze czworo jej dzieci i wszystkie
wychowywały się w atmosferze domowej przemocy i terroru.
Kobiecie zajęło długich siedemnaście lat, zanim zdobyła się na odwagę,
żeby walczyć o prawa swoje i dzieci. Jako obywatelce Wielkiej Brytanii
pomogła jej ambasada i w końcu wróciła z dziećmi do kraju swojego
dzieciństwa. Początkowo ukrywała się pod zmienioną tożsamością,
obawiając się zabójstwa honorowego. Dopiero po śmierci ojca zaczęła
publicznie opowiadać swoją przerażającą historię, żeby zapobiegać
podobnym dramatom dojrzewających dziewczynek.
„Trudno mi było tutaj przyjść. Czuję ogromny ból. Opuściłam szkołę
w wieku trzynastu lat i nigdy nie podjęłam ponownie nauki, ponieważ
byłam zajęta wychowaniem dzieci. To jest nie do zniesienia, że ludzie
wciąż nie mają prawa poślubić osoby, którą kochają, że wielu ludzi jest
zmuszanych do małżeństwa i że jest to wybór narzucony przez rodzinę” –
powiedziała w Strasburgu.
***
– Myślisz, że to dobry pomysł? – Chadidża postawiła przed mężem
filiżankę z parującą kawą.
Małżeństwo od kilku dni rozważało zasugerowanie synowi wynajęcia
sobie własnego lokum i przeprowadzki do niego z ciężarną żoną.
– Jestem tego pewien – potwierdził Abu Zaid. – W końcu już najwyższy
czas, żeby w pełni przejął odpowiedzialność za swoje życie. – Upił łyk
kawy. – I za swoją rodzinę.
– A nie obawiasz się, że… – Kobieta bała się, że Ahmad wróci do
swoich kawalerskich nawyków. – Pamiętasz, jak było…
– Było, ale już nie jest. – Abu Zaid wierzył w przemianę syna na lepsze.
– Ahmad chodzi do pracy, utrzymuje żonę, nie wychodzi na noce…
– No tak… – Chadidża nie mogła temu zaprzeczyć.
– Nie musisz się martwić. – Mężczyzna wziął pilota i włączył telewizor.
– Ahmad na pewno zadba o żonę i dziecko.
– Jeżeli tak uważasz…
Następnego dnia po obiedzie Abu Zaid podjął z synem poważną
rozmowę.
– Poszukaj jakiegoś mieszkania dla swojej rodziny – powiedział bez
zbędnych wstępów.
– Co? – Ahmad się zdziwił.
– Chyba nie zamierzasz tu się z nami gnieździć przez całe życie? – Abu
Zaid spojrzał poważnie na syna.
– No nie… – Ahmad przyznał pod surowym wzrokiem ojca.
– W takim razie rozejrzyj się za czymś. To na pewno zajmie trochę
czasu, a dziecko w drodze…
Mężczyzna chwilę się zastanawiał.
– Nie stać mnie teraz na urządzenie całego mieszkania.
– Znajdź coś umeblowanego… Nawet małego na początek… – poradził
ojciec. – A później będziesz pracował… I krok po kroku…
– Dobrze, pomyślę o tym.
Ahmad przez następne dni rozważał propozycję ojca. Nie narzekał na
mieszkanie z rodzicami, bo nie musiał płacić czynszu ani ponosić żadnych
innych stałych opłat, tylko dokładał się do jedzenia swojego i żony. Dom
prowadzony był pod czujnym okiem matki, więc mężczyzna miał wszystko
to, do czego przywyknął od dzieciństwa. Jednak z drugiej strony…
Miałbym całkowitą swobodę… – myślał. – A ta mała w ciąży już mnie
w ogóle nie pociąga…
– Zaczynam szukać mieszkania – oznajmił rodzicom pewnego
wieczoru.
– Bardzo dobrze, synu. – Ojciec się ucieszył. – Im szybciej, tym lepiej.
Salma decyzję o przeprowadzce przyjęła z mieszanymi uczuciami.
Weszła już w rytm codziennego życia w domu teściów i na samą myśl o tak
dużej zmianie ogarniał ją strach. Dopiero co musiała oswoić się z faktem,
że zostanie matką…
Ale miałabym własny dom. I byłoby tak, jak marzyłam przed ślubem…,
dziewczynka leżała sama w całkowitej ciemności w sypialni, bo mąż
poszedł oglądać mieszkania. Nie musiałabym robić wszystkiego dokładnie
tak, jak chce halti… I wysłuchiwać jej przykrych uwag i docinków… Biec
na każde jej zawołanie… I ciągle siedzieć w domu, bo halti mnie
potrzebuje… Przewróciła się na drugi bok, ponieważ znowu poczuła się
dziwnie. Ciąża sprawiała, że jej ciałem targały nieznane jej dotąd i nie
zawsze dla niej przyjemne doznania. Bylibyśmy sami z Ahmadem…
Salmę raniły oziębłość i brak czułości ze strony męża. Składała to na
karb tego, że, mieszkając z rodzicami, Ahmad nie mógł sobie pozwolić na
pieszczotliwe gesty w stosunku do niej. A szczególnie teraz, kiedy była
w ciąży, potrzebowała większej uwagi i tkliwości od swojego mężczyzny.
Kiedy będziemy sami… To wszystko się zmieni…, wyobrażała sobie
czysty i przytulny dom, do którego jej mąż wraca z pracy, a ona podaje mu
obiad i siadają przy stole, tylko we dwoje, i mogą swobodnie porozmawiać,
śmiać się i żartować, i nie są ograniczeni ciągłą obecnością teściów…
Czekają na swoje dziecko i szukają dla niego imienia… A później razem
kupują potrzebne dla dziecka malutkie, słodkie ubranka…
Zasnęła ukołysana tą wizją. Kiedy rano się obudziła, pierwszy raz
ucieszyła się, że jest w ciąży. I poczuła, że Ahmad jest jej rodziną.
Przez następny miesiąc Salma, mimo nie najlepszego samopoczucia,
jeszcze bardziej przykładała się do swoich codziennych obowiązków.
Nawet pohukiwania teściowej przyjmowała za dobrą monetę, bo wmawiała
sobie, że w ten sposób się uczy. Wiedziała, że już niedługo z mężem się
przeprowadzą, i chciała stworzyć zarówno jemu, jak i dziecku, na które
z dnia na dzień coraz bardziej czekała, schludny, ciepły i pełen miłości
dom. Coraz bardziej rozumiała powtarzane jej przez mamę polecenie, że
ma dbać o męża i dom. Dziewczynka poczuła, że wraz z przeprowadzką
zaczną z Ahmadem nowe życie. Lepsze życie.
– Znalazłem mieszkanie – mężczyzna z dumą powiedział ojcu, kiedy
matka z żoną po podaniu obiadu usiadły przy stole.
Salmę lekko zakłuło, że to nie z nią pierwszą Ahmad podzielił się tą
wiadomością. I że nie zabrał jej do tego mieszkania, żeby je razem z nim
obejrzała. W końcu ona też będzie tam mieszkać. I ich maleństwo.
– To gdzieś blisko nas? – zapytała teściowa. Pomyślała, że zanim
synowa urodzi, to może przychodzić i dalej pomagać jej w domu.
– Nie, raczej daleko. Sami wiecie, jak wzrosły ceny wynajmu…
– To wszystko przez tych Syryjczyków. – Abu Zaid pokiwał głową. –
Coraz ich więcej w Ammanie.
– No właśnie… – Ahmad zgodził się z ojcem. – I dlatego nie było mnie
stać na nic bliżej was…
– Jakie jest to mieszkanie? – chciała wiedzieć Chadidża.
– Nie jest duże…
– Są tam jakieś meble?
– Hmm. – Ahmad zabrał się do jedzenia zupy.
– A co z garnkami, talerzami, sztućcami…, to znaczy całym
wyposażeniem kuchni? – dopytywała teściowa.
– Nic takiego tam nie ma.
– W takim razie musicie jak najszybciej to wszystko kupić – poradziła
teściowa.
Dziewczynka się uśmiechnęła, bo wyobraziła sobie, jak chodzi
z mężem po sklepach i wybiera potrzebne rzeczy do ich nowego domu.
Jednak Ahmad momentalnie rozwiał jej nadzieje.
– No właśnie… – Spojrzał na matkę. – Chciałem cię prosić
o pożyczenie na początek paru niezbędnych rzeczy… Zapłaciłem już za
wynajem i musiałem dać też kaucję, więc teraz nie mogę… Chyba
rozumiesz, mamo, prawda?
– Tak, tak, oczywiście, synku – Chadidża przytaknęła skwapliwie. –
Weź, co tylko będzie ci potrzebne, nie ma żadnego problemu.
– Dziękuję, mamo.
– Kiedy się przeprowadzacie? – spytał ojciec.
– Na początku przyszłego miesiąca.
– To już niedługo… – wtrąciła teściowa, bo do końca miesiąca zostało
dziesięć dni.
– Tak – potwierdził Ahmad. – Do tej pory trzeba wszystko spakować.
– Pomogę ci to przewieźć – zaoferował Abu Zaid.
– Dziękuję, tato.
Cały ciężar spakowania skromnego małżeńskiego dobytku spadł na
barki Salmy. Teściowa z góry szafy, która stała w jej sypialni, ściągnęła
starą, mocno sfatygowaną walizę.
– Poukładaj w niej ubrania Ahmada – poleciła Salmie.
Dziewczynka spojrzała na mocno zakurzoną walizkę.
– Myślę, że trzeba ją najpierw wyczyścić – zasugerowała.
– To chyba oczywiste! – Teściowa się żachnęła. – Nie muszę ci chyba
jak jakiejś głupiej mówić każdej najmniejszej rzeczy, którą masz zrobić!
Salma puściła mimo uszu nieprzyjemny przytyk teściowej i zatargała
walizkę do łazienki.
Już niedługo, już niedługo…, powtarzała sobie, ścierając kolejne
warstwy brudu. Już niedługo będę tylko z Ahmadem… I wszystko się
zmieni…
Dzień przed przeprowadzką Chadidża do walizki, w której dziewczynka
przywiozła do Ammanu swoje zeszyty, książki i przybory szkolne, wsadziła
dwa garnki, jeden duży, a drugi mały, średniej wielkości patelnię, rondelek,
tygielek do parzenia kawy, parę talerzy, łyżek, widelców i noży oraz
ulubiony kubek Ahmada.
– To powinno wam wystarczyć na początek – stwierdziła. – Jutro
jeszcze musicie zabrać waszą pościel, bo tam na pewno nie ma.
– Dobrze, halti.
– A ręczniki? Zapakowałaś jakieś ręczniki?
– Nie, halti.
– To czym miałaś zamiar się wycierać? – teściowa zapytała kąśliwie. –
I twój mąż?
Salma z goryczą przełknęła ślinę.
– Które możemy wziąć? – zwróciła się do teściowej, a w duchu się
pocieszała: Już jutro będę w swoim domu… Tylko w swoim… I nie będę
musiała słuchać jej ciągłych docinków…
– Chodź, to ci pokażę – powiedziała Chadidża, zastanawiając się, czy
aby na pewno młodziutka synowa poradzi sobie sama z prowadzeniem
domu.
Podczas ostatniej nocy w mieszkaniu teściów Salma prawie w ogóle nie
spała. Podekscytowana nie mogła się doczekać, kiedy znajdzie się na
swoim. Chodziła w wyobraźni od jednego pomieszczenia do drugiego,
układała swoje i męża rzeczy oraz meblowała pokoik dla mającego przyjść
na świat dziecka. Jednak kiedy następnego dnia wieczorem już tam dotarła,
to czekały ją bardzo, ale to bardzo przykra niespodzianka i wielki zawód.
– Wychodzę – oznajmił Ahmad, kiedy tylko jego ojciec po wniesieniu
dobytku syna na górę pożegnał się z młodymi i odjechał.
– Zostań, proszę! – krzyknęła Salma, bo nie chciała zostać sama
w mieszkaniu, które, gdy tylko przekroczyła jego próg, ją przeraziło.
Mężczyzna obrzucił żonę szybkim, zimnym spojrzeniem, a następnie
bez słowa wyszedł. Dziewczynka usiadła na jednym z przyniesionych
tobołków i się rozpłakała.
Mieszkanie było małe, ponure i przeraźliwie brudne. Znajdowało się
gdzieś na obrzeżach Ammanu w ciemnej, zasypanej śmieciami okolicy.
Nieliczne sprzęty, które się w nim znajdowały, były tak stare, że się prawie
rozsypywały. Na pokrytej nieczystościami podłodze Salma dostrzegła parę
mysich bobków. Zwisająca z sufitu naga żarówka dawała nikłe światło, a na
odrapanych ścianach kładły się potęgujące grozę cienie. Na klatce rozlegały
się głosy kłócących się żarliwie mężczyzn. Dziewczynka się bała.
Straszliwie się bała.
Chciała wybiec z tego posępnego mieszkania i biec, biec, biec, przed
siebie, do domu teściów, w którym może czuła się obco, ale przynajmniej
bezpiecznie. Albo nie, jeszcze dalej, tą drogą z Ammanu do Irbidu, którą ją
tu przywieźli, tak, oni ją przywieźli, a inni wydali, sprzedali, i oni ją
przywieźli w tym białym, falującym welonie.
Welon… W przypływie jakiegoś potwornego szału otworzyła swoją
walizkę, wyszarpała z niej welon, ten wielowarstwowy, falujący, biały,
chciała go pociąć, bo przecież ten welon, to on, ten welon, chciała go
pociąć, ale nie miała nożyczek, wylądowały w czarnej dziurze z resztą
przyborów szkolnych, rzuciła go na podłogę i deptała, deptała, deptała…
Aż stał się ohydną, brunatną szmatą.
O świcie wrócił mąż, był tak pijany, że nie zauważył, iż na nieświeżym
materacu nie ma pościeli. Walnął się na łóżko w ubraniu i zapadł w ciężki
sen. Dziewczynka została w pokoju dziennym. Bała się zostać sama, a teraz
bała się męża.
Tego ranka Ahmad nie wstał do pracy. Obudził się dopiero po południu
i od razu zażądał obiadu.
– Nie ma… – odpowiedziała dziewczynka.
– Jak to nie ma?
– No przecież… – Lęk, który wynikał z faktu przebywania z mężczyzną
sam na sam, nie opuszczał jej ani na chwilę. – Nie zrobiłeś jeszcze żadnych
zakupów.
– Aha… – Ahmad zwlókł się z łóżka. – To co trzeba kupić?
– Wszystko… Jedzenie, środki czystości… Nic tu nie ma, więc nie
mogłam ani ugotować obiadu, ani posprzątać – tłumaczyła się
dziewczynka, bo bała się gniewu męża.
– Dobrze, przyniosę co potrzeba – stwierdził mężczyzna, bo chciał,
żeby dom jak najszybciej zaczął normalnie funkcjonować.
Jednak nic nie było normalnie. Przyrządzane przez żonę posiłki w ogóle
Ahmadowi nie smakowały.
– Weź się w końcu do tego przyłóż! – wrzeszczał za każdym razem,
kiedy brał do ust podaną przez Salmę potrawę.
– Przecież się staram.
– Jak się starasz, kiedy to jest po prostu wstrętne! – Odsuwał
z obrzydzeniem talerz.
– Gotuję tak, jak uczyła mnie halti.
– Moja mama na pewno nie uczyła cię gotować takiego świństwa!
– To może… Może nie mamy tu wszystkich potrzebnych przypraw… –
Dziewczynka broniła się ze łzami w oczach. – Trzeba je kupić i wtedy…
– Kupić i kupić! – pieklił się Ahmad, który już wkrótce po
przeprowadzce odczuł, że prowadzenie oddzielnego gospodarstwa
domowego wymaga od niego znacznie większych nakładów niż wtedy,
kiedy mieszkali z rodzicami. – Ciągle byś tylko coś kupowała!
– Proszę tylko o niezbędne rzeczy…
– To znaczy, że w ogóle nie jesteś gospodarna! Ojciec nie musiał co
chwila pędzić do sklepu i kupować coś do domu!
– Dopiero co się wprowadziliśmy, więc potrzebne jest dosłownie
wszystko.
– Jeszcze dużo brakuje ci do tego, żebyś była dobrą żoną! – Mężczyzna
godził Salmę prosto w serce i rozzłoszczony wychodził.
Dziewczynka zostawała sama. W obskurnym mieszkaniu,
z obowiązkami domowymi przekraczającymi możliwości dziecka w ciąży,
złym samopoczuciem i strachem, że kiedy mąż wróci, to znowu będzie na
nią krzyczał.
Zaczęła myśleć więcej o swoim maleństwie. O tej istotce, która się
w niej rozwijała. Zastanawiała się, czy to będzie chłopiec, czy
dziewczynka, jak będzie wyglądać i jak może mu dać na imię. Uświadomiła
sobie, że kiedy jej dziecko przyjdzie na świat, to już nigdy nie będzie sama.
Pewnego dnia zadzwoniła do domu tylko po to, żeby usłyszeć słodki
głosik Hali.
– Cześć, słoneczko! – przywitała ją, kiedy siostrzyczka podeszła do
telefonu.
– Cześć. Jestem już ciocią?
– Nie, kochanie. Jeszcze trzeba na to poczekać. A co u ciebie?
– Mam nową koleżankę.
– Naprawdę? Jak ma na imię?
– Fatima.
– Skąd ją znasz?
– To nasza nowa sąsiadka.
– Dużo się z nią bawisz?
– Tak, ona przychodzi do mnie albo ja idę do niej.
– To fajnie. Muszę kończyć, słoneczko.
– Powiedz mi, gdy już zostanę ciocią.
– Na pewno, słoneczko. Do widzenia.
– Pa, pa.
Salma wyobrażała sobie, jak opiekuje się swoim dzieckiem, karmi je,
uczy chodzić i czyta bajeczki na dobranoc. Przypomniała sobie, że mąż
wyrzucił jej ulubioną bajkę Cudowna lampa Aladyna. Musi kupić nową.
Pewnego razu Ahmad, który po obrzuceniu żony obelgami wyszedł
wieczorem z domu, nie zjawił się jak zwykle o świcie. Salma czekała na
niego cały dzień, a później noc i następny dzień, i noc… Wydzwaniała do
niego, ale nie odbierał, więc znowu dzwoniła i dzwoniła, aż wyczerpała
cały limit. Zjadła też wszystko, co było do jedzenia. Straciła rachubę czasu
i snuła się po mieszkaniu jak półprzytomna. W końcu usiadła na podłodze
przy drzwiach wejściowych i czekała na męża.
Kiedy się wreszcie zjawił, ocknęła się z odrętwienia i coś w niej pękło.
Pierwszy raz podniosła głos na męża.
– Głodna jestem, rozumiesz! Jestem bardzo głodna!
Mężczyzna spojrzał na bladą jak płótno żonę, która z rozczochranymi
włosami i jakimś obłędem w oczach robiła mu wymówki. Wyglądała
odpychająco.
– O co ci chodzi? – zapytał przepitym głosem.
– Nie mam co jeść!
– Przecież możesz sobie coś ugotować!
– Z czego mam gotować?! Nic w domu nie ma!
– Niedawno zrobiłem zakupy!
– Jakie niedawno! – Salma krzyknęła jeszcze głośniej. – Ponad tydzień
temu!
– Coś jeszcze powinno z tego zostać! – Ahmada ogarniała coraz
większa wściekłość, że żona robi mu awanturę. Wrócił po pełnych zabawy
i wesołych żartów dniach i nocach z przyjaciółmi, więc teraz interesowało
go tylko posłane łóżko i długi sen.
– Nic nie zostało! – Salma poczuła silny skurcz w żołądku. – Nawet ryż
się skończył! Nie zostało ani jedno ziarenko!
Ostatnie zdanie nie wiedzieć czemu rozśmieszyło Ahmada.
– Jedno ziarenko! – Roześmiał się szyderczo. – Może gdybyś dobrze
poszukała, tobyś je znalazła! Jesteś taka mała, że jedno ziarenko by ci
wystarczyło! – Nie przestawał głośno rechotać.
Salma pomyślała o dziecku.
– Ty bydlaku! – Wybuchnęła niepohamowanym płaczem. – Twoje
dziecko umiera z głodu, a ty się śmiejesz?!
– Umiera z głodu! – Ahmad powtórzył urągliwie i z odrazą popatrzył na
żonę. W niczym nie przypominała roześmianych kobiet, z którymi razem
z kolegami jeszcze niedawno beztrosko się bawił. – Przestań histeryzować,
bo chcę iść spać! – Wyminął ją i ruszył w stronę sypialni.
Dziewczynka złapała go za rękę.
– Jestem głodna! – Zanosiła się od rozpaczliwego płaczu. – Przynieś
mi… nam… coś do jedzenia!
Mężczyzna nie miał zamiaru dłużej znosić jęków żony, więc mocno ją
odepchnął. Salma z hukiem upadła na podłogę.
– Ratunku! Ratunku! – wydarła się wniebogłosy.
– Zamknij się, bo sąsiedzi usłyszą! – wycedził rozjuszony.
Salma nie przestała zawodzić i wzywać pomocy, więc mężczyzna parę
razy mocno ją kopnął, żeby nauczyć posłuszeństwa. Jeden z silnych
kopniaków trafił prosto w jej brzuch.
Ból, który ją przeszył, był tak ogromny, jakby za chwilę miał ją
rozerwać na kawałki. Salma przeraziła się, że może stracić dziecko.
Dziecko, które zdążyła już pokochać.
24 Mabruk, ja binti! (arab.) – Gratulacje, moja córko!
25 Allah jibarik fiki! (arab.) – Niech Bóg cię również błogosławi!; odpowiedź na
mabruk, co dosłownie znaczy „błogosławiony”.
26 Fragmenty z wystąpienia Gabrielli Gillespie na Światowym Forum na rzecz
Demokracji w Strasburgu na podstawie materiałów agencji informacyjnej SIR Agenzia
d’informazione.
Rozdział VII
Syryjska piękność
Następne dni przerodziły się w jeszcze większy horror. Wygłodzona
dziewczynka, skopana przez swojego męża, nie mogła się podnieść
z podłogi, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
– Wstawaj już! – Trącał ją butem. – Szybko, wstawaj!
Salma, trzymając się za brzuch, zwijała się ze straszliwego bólu,
zawodząc płaczliwie.
– Aua! Aua! Aua!
– Przestań się mazgaić! – Zachowanie żony doprowadzało Ahmada do
szału.
Dziewczynka nie reagowała jednak na wrzaski męża, tylko nadal leżała
na podłodze w potwornych cierpieniach. Ahmad chciał ją wziąć na ręce
i położyć na łóżku w sypialni. Sądził, że może tam się choć trochę uspokoi.
Ale kiedy się nad nią schylił, Salma wpadła w niekontrolowaną histerię.
– Nie dotykaj mnie! Ty potworze! To wszystko przez ciebie! Co ty mi
zrobiłeś! Co ty mi zrobiłeś! – lamentowała, wylewając gorzkie jak piołun
łzy.
Nie zważając na rozpaczliwe krzyki żony, mężczyzna usiłował ją
podnieść. Nie udało mu się, ponieważ Salma się wyrywała i kopała nogami.
Gwałtowne ruchy i szarpanina z mężem sprawiły dziewczynce jeszcze
silniejszy bólu w podbrzuszu.
– Aj! – Zwinęła się w kłębek.
– Nie ruszaj się, bo stracisz dziecko – postraszył ją Ahmad, ponieważ
chciał, żeby przestała się opierać i wrzeszczeć.
Kiedy trochę ucichła, podniósł ją i zaniósł do sypialni. Na łóżku
zatrwożona Salma trzymała się za brzuch i pojękiwała. Ahmad, wyczerpany
kilkudniowymi libacjami i niespodziewanym wybuchem żony, wkrótce
zasnął.
Rano Salma nadal czuła się bardzo źle. Miała podwyższoną
temperaturę, bóle brzucha i lekko plamiła. Mężczyzna, kiedy się obudził
i zobaczył, w jak złym jest stanie, wyszedł po jedzenie i lekarstwa.
Umrę tu sama – cierpiąca dziewczynka myślała, że nieczuły
i agresywny mąż znowu zostawił ją na parę dni. – I nikt nawet nie będzie
o tym wiedział…
Jednak Ahmad po jakiejś godzinie wrócił.
– Zjedz coś, zanim weźmiesz tabletki – oschle powiedział do żony.
Salma spojrzała na niego nieprzytomnie. Nie wiedziała, czy jej mąż
naprawdę wrócił, czy ma tylko jakieś urojenia. Nie ruszała się, jedynie
patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Ahmad, nie widząc żadnej
reakcji na swoje słowa, poszedł do kuchni, gdzie zostawił zakupy,
a następnie przyniósł jej chlebek arabski i serek topiony oraz lekarstwo
przeciwgorączkowe.
– Jedz! – powiedział, bo chciał, żeby te nieoczekiwane problemy z żoną
jak najszybciej się skończyły.
Dziewczynka drżącą ręką sięgnęła po zawinięty w sreberko trójkącik.
Nadal nie była pewna, czy to jest prawdziwy serek, czy tylko jej głodowe
urojenia. Była tak zdezorientowana i osłabiona, że nie mogła go
odpakować. Nieudolne ruchy żony skłoniły Ahmada do tego, że wziął
od niej serek, odwinął go, a następnie jej podał. Półżywa dziewczynka
ledwie mogła go utrzymać w dłoni.
– Jedz wreszcie! – Ahmad krzyknął głośno na Salmę, potęgując jej
przerażenie.
Serek wypadł jej z ręki, a ona sama mocno zacisnęła powieki. Zjawy
nie zjawy, niech znikną, odejdą.
Zirytowany mężczyzna zorientował się, że trudno mu będzie poradzić
sobie z gorączkującą żoną. Wyszedł z sypialni i zadzwonił do matki.
– Halo! – Chadidża odebrała po paru sygnałach.
– Z Salmą jest bardzo źle. – Ahmad od razu przeszedł do rzeczy.
– Jak to źle?
– Nie chce nic jeść, gorączkuje…
– To niedobrze… – Chadidża wiedziała, że takie objawy w ciąży nie
wróżą nic dobrego. – Od kiedy tak się czuje?
– Od… – Ahmad się zawahał. Nie chciał się przyznać, że zostawił żonę
na parę dni samą. – Od wczoraj.
– Ma jakieś krwawienia czy plamienia?
– Nie wiem… Nie pytałem.
– To idź i zapytaj.
– Ale… Wiesz, jaka ona jest wstydliwa…
– To jest w tym momencie bardzo ważne… Boli ją brzuch?
– Chyba tak…
– Co to znaczy chyba?
– Nie wiem…
– Ciężko mi się dzisiaj z tobą dogadać. – Chadidża westchnęła.
– Bo to są takie babskie sprawy…
– To daj mi ją i sama ją o wszystko wypytam.
Ahmad zamilkł, bo nie chciał, żeby wyszło na jaw, że użył wobec żony
siły fizycznej. Ojciec nigdy tego nie zrobił w stosunku do matki.
– Halo! Jesteś tam? Czemu nic nie mówisz? – dopytywała matka.
– Nie wiem, czy Salma będzie w stanie rozmawiać. Naprawdę bardzo
źle się czuje – tłumaczył.
– W takim razie najlepiej będzie, jeśli do was pojadę i sama zobaczę, co
z nią jest – zdecydowała matka. – Ojciec zaraz wyjeżdża do pracy, więc
poproszę go, żeby mnie do was podrzucił. Do zobaczenia. – Rozłączyła się,
zanim Ahmad zdążył cokolwiek powiedzieć.
Mężczyzna wrócił do sypialni. Salma leżała zwinięta i cicho jęczała.
Ahmad zaklął pod nosem i przeszedł do pokoju dziennego, żeby poczekać
na matkę. Ze względu na dużą odległość i poranne korki pojawiła się
dopiero po półtorej godziny.
– Ale tu do was daleko. – Zasapana usiadła na zniszczonej kanapie. –
Daj mi wody, synku.
– Dobrze, mamo.
Poszedł do kuchni, żeby po chwili wrócić z pełną szklanką w ręku.
– Proszę. – Podał matce.
– Dziękuję. – Chadidża wypiła duszkiem do dna, a następnie odstawiła
szklankę na stolik i spojrzała badawczo na syna. – A ty nie idziesz dzisiaj
do pracy?
– Przecież nie mogłem jej zostawić samej w tym stanie – wyłgał się
Ahmad.
– No tak… Ale wczoraj byłeś w pracy?
– Tak, tak… – skłamał.
– Pamiętaj… Masz żonę, dziecko w drodze… – Chadidża przypomniała
synowi o jego obowiązkach.
– Pamiętam, mamo, pamiętam… – zapewnił, żeby uspokoić matkę, ale
w duchu pomyślał: I coraz bardziej mi to ciąży…
– Jak ona się teraz czuje?
– Nadal niedobrze.
– To chodźmy do niej. – Matka podniosła się z kanapy. – Zobaczę, co
się dzieje.
Udali się do sypialni, gdzie Salma leżała na boku z zamkniętymi oczami
i wydawała pełne boleści jęki. Teściowa usiadła obok synowej i przyłożyła
jej dłoń do czoła.
– Jest bardzo rozpalona – stwierdziła.
– Kupiłem jej leki na zbicie gorączki, ale ich nie wzięła.
Kobieta odchyliła nieco kołdrę i zobaczyła wychudzoną rękę
dziewczynki, którą trzymała się za brzuch.
– Boli cię? – spytała.
Synowa nawet nie otworzyła oczu.
– Salma! – Chadidża delikatnie potrząsnęła ją za ramię.
– Aj! – Dziewczynka skrzywiła twarz i podniosła powieki.
Teściowa? Co tu robi teściowa? Gdzie ja jestem? Nie
przeprowadziliśmy się?, Salma znowu miała gorączkowe majaki.
– Powiedz mi, czy bardzo cię boli? – Chadidża już widziała, że stan
synowej jest poważny. Chciała się dowiedzieć, na ile poważny. – Gdzie
dokładnie cię boli?
Dziewczynka dłonią pokazała dół brzucha.
– A w krzyżu? Też cię boli?
Salma kiwnęła twierdząco głową.
– Niedobrze… A skurcze? Czujesz skurcze?
Wycieńczona dziewczynka nie odpowiedziała, tylko ponownie
zamknęła oczy.
– Ona jest bardzo słaba… – Chadidża spojrzała na syna. – Powinna się
lepiej odżywiać.
– Mówiłem ci, że nie chce nic jeść.
– Musi coś zjeść, bo inaczej nie dojdzie do siebie. Zostało wam coś
z wczorajszego obiadu? Najlepiej, gdyby zjadła coś na ciepło. Macie jakąś
zupę?
– Nie… Wczoraj… – Ahmad chrząknął. – Salma nie gotowała… Już
wczoraj źle się czuła…
– To dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś?
– Myślałem, że to tylko chwilowe… że jej przejdzie…
– Gdybyś wcześniej zadzwonił, to może dałoby się coś zaradzić… Ona
jest jeszcze bardzo młoda… I jest w ciąży… Trzeba było mnie powiadomić,
że coś się dzieje… A teraz to tylko większy kłopot… – gderała Chadidża.
– Co teraz zrobimy? – Ahmad miał nadzieję, że matka szybko rozwiąże
problem.
– Trzeba jej ugotować coś pożywnego… Co macie w domu?
– W zasadzie… Właśnie dzisiaj miałem zrobić większe zakupy, więc
tak naprawdę to niewiele… – Ahmad przełknął ślinę. – Powiedz mi, co jest
potrzebne, to wyjdę i wszystko kupię.
– Kup kurczaka, warzywa… Bo ryż pewnie macie?
– Nie wiem…
– To sprawdź, czy jest, a jeżeli nie ma, to też kup – poleciła matka. –
Ugotuję obiad i zadzwonię do ojca, żeby tu przyjechał zjeść. A później
mnie zabierze do domu… Taki kawał do was… Nie będę sama wracała…
– Masz rację, tak będzie lepiej. – Ahmad nie chciał zostawać sam
z niedomagającą żoną. – To ja idę po zakupy. – Szybko opuścił sypialnię.
Chadidża połączyła się z mężem i opowiedziała mu, jaka jest sytuacja.
Poprosiła go, żeby po pracy przyjechał na obiad do domu syna.
– Dobrze, będę – obiecał Abu Zaid.
Później kobieta zajęła się gorączkującą synową. Przyniosła serki
topione, które znalazła w kuchni, pomogła Salmie usiąść, a potem
nakarmiła ją, podając je wprost do jej ust. Kazała jej wziąć lekarstwa
i popić dużą ilością wody. Podniosła ją z łóżka i zaprowadziła do łazienki.
Poleciła zmienić bieliznę i koszulę na czyste. Przy okazji zobaczyła, że
Salma nie tylko plami, ale również lekko krwawi.
– Musisz teraz leżeć – nakazała, gdy dziewczynka znowu znalazła się
w łóżku.
Salmą nikt się tak nie opiekował od miesięcy. Przez chwilę znowu była
dzieckiem. Tyle że dzieckiem w ciąży.
Wrócił Ahmad z zakupami i matka zajęła się przygotowaniem obiadu.
Mężczyzna usiadł na kanapie i włączył stary telewizor. Wkrótce potem
zasnął.
Po niedługim czasie po domu rozniosły się smakowite zapachy. Kobieta
co jakiś czas zaglądała do synowej, sprawdzając, jak się czuje, a gdy tylko
obiad był gotowy, to podała jej go do łóżka. Gorączka spadła, więc Salma
mogła jeść już sama. Zjadła cały talerz zupy, a później duży kawałek
kurczaka. Powoli odzyskiwała siły.
Ahmad się obudził i nie czekając na ojca, poprosił o posiłek. Matka
podała do stołu, a następnie usiadła z synem.
– Hmm… Pyszne… Naprawdę przepyszne… – Ahmad zajadał się
ugotowaną przez matkę potrawą.
– To tylko zwykła zupa i podsmażony kurczak, a ty tak to chwalisz,
jakbyś od dawna nie jadł nic domowego – stwierdziła matka. – Przecież
Salma też ci gotuje, prawda?
– Niby gotuje… – Na twarzy Ahmada pojawił się grymas
niezadowolenia.
– Jak to niby… – zdziwiła się Chadidża.
– Bo nie bardzo jej to wychodzi…
– Co to znaczy nie wychodzi?
– Dla mnie to jedzenie, które przygotowuje, jest zupełnie bez smaku –
poskarżył się mężczyzna.
– Przecież u nas gotowała…
– Ale pewnie pod twoje dyktando… I ty doprawiałaś…
– Może i tak było… – przyznała matka.
– W ogóle ona jest jakaś taka… – Mężczyzna dołożył sobie następny
kawałek kurczaka. – Taka… niemrawa – dokończył, mając na myśli
bierność dziewczynki w łóżku.
– Jest teraz w ciąży… Normalne, że cierpi na różne dolegliwości… –
tłumaczyła matka. – Szczególnie na początku…
– Zawsze taka była… – mruknął zdegustowany Ahmad.
Pod wieczór w domu pojawił się Abu Zaid.
– Jak Salma się czuje? – zapytał od progu.
– Lepiej – odpowiedziała Chadidża. – Zjedz obiad i jedziemy do domu.
Jestem bardzo zmęczona.
– Dobrze. – Mężczyzna skorzystał z łazienki, a następnie usiadł przy
stole.
Chadidża podała mu obiad i usiadła obok.
– Jak wam się tu mieszka? – Abu Zaid zapytał syna, zabierając się za
zupę.
– Może być.
– Masz daleko do pracy…
– Hmm…
Ojciec powiódł wzrokiem po pokoju.
– Przydałoby się kupić jakieś nowe meble… – zasugerował. – Może
rozejrzałbyś się za jakąś dodatkową pracą? Myślałeś o tym?
– Tak.
– Chcesz wziąć u siebie nadliczbowe godziny czy zaczepić się gdzie
indziej?
– Nie wiem jeszcze… Na razie rozglądam się, co będzie lepsze.
– Tak, synku, dziecko kosztuje… – wtrąciła matka. – Za parę miesięcy
trzeba zacząć kompletować wyprawkę, a wtedy każdy dinar będzie się
liczył.
– Masz rację, mamo.
– Na jutro macie obiad. – Matka odwróciła się w stronę syna. – Lepiej
będzie, jeśli Salma jeszcze poleży w łóżku. Pamiętaj, że ona przez
najbliższe dni nie może się przemęczać.
– Będę pamiętał, mamo – zapewnił Ahmad.
– Tak, tak, niech odpoczywa – Abu Zaid poparł żonę.
Po obiedzie ojciec jeszcze chwilę porozmawiał z synem o jego pracy,
a Chadidża pozmywała naczynia i posprzątała kuchnię. Na koniec zajrzała
do synowej.
– Jak się teraz czujesz? – zapytała.
– Lepiej, halti.
– Boli cię jeszcze brzuch?
– Trochę tak, halti.
– To musisz leżeć – podkreśliła teściowa. – I zdrowo się odżywiać.
– Dobrze, halti.
– Zostawiam wam zupę i kurczaka na jutro.
– Dziękuję, halti.
– To ja już idę. Dobranoc.
– Dobranoc, halti.
Gdy tylko teściowa opuściła sypialnię, Salma poczuła silny skurcz
w podbrzuszu. Bała się zostać z mężem sama.
Ahmad odprowadził rodziców do drzwi.
– Musisz dbać o swoją rodzinę, synu – Abu Zaid powiedział na
odchodne.
– Oczywiście, tato.
Mężczyzna zamknął drzwi za rodzicami z wielką ulgą. Za dużo pytań.
Za dużo uwag. Za dużo kłamstw.
Lekko podminowany usiadł na kanapie. Mierził go ten dom.
I narzekająca żona w ciąży. Najchętniej od razu wyszedłby do swojego
towarzystwa i spędził z nim pełną uciech noc. Jednak ze względu na
rodziców tego nie zrobił. Na pewno matka będzie dzwoniła i pytała
o Salmę. Musiał zostać.
Nad ranem Salma obudziła się z silnym bólem podbrzusza. Z trudem
wstała i zgięta wpół poszła do łazienki. Przestraszyła się, kiedy zobaczyła
na majteczkach krew. Nagle poczuła skurcze i promieniujący ból w krzyżu.
Krwi było coraz więcej.
– Ahmad! Ahmad! – zaczęła krzyczeć przerażona.
***
Telefon w Irbidzie dzwonił długo, zanim Basma go odebrała.
– Halo – powiedziała zaspana.
– Natychmiast przyjeżdżaj do Ammanu! – Chadidża krzyknęła bez
słowa powitania.
– Co się stało? – Basma od razu się rozbudziła.
– Twoja córka krwawi!
– Ja Allah!27. Coś się dzieje z ciążą?
– Nie wiem… In sza Allah28 wszystko będzie dobrze. Ale musisz
natychmiast się nią zająć!
– Tylko jak ja mam to zrobić?! Czym ja teraz do niej dojadę?! A poza
tym ile to zajmie mi czasu!
– Ktoś przecież musi teraz przy niej czuwać! – Chadidża oznajmiła
zirytowanym głosem.
– Tylko… Ja jestem tak daleko… Zanim tam dotrę… – Myśli szybko
przelatywały przez głowę Basmy. – Przepraszam, że cię o to proszę, ale
gdybyś ty mogła do niej zajrzeć… Rozumiesz, teraz mi będzie trudno
zostawić tu wszystko…
– Ja już wczoraj spędziłam z nią cały dzień! – Chadidża wykrzyknęła
z emfazą. – Gotowałam dla niej, karmiłam ją, przebierałam, dawałam
lekarstwa… Nie mam siły dalej jej niańczyć!
– Czyli już wczoraj było z nią tak źle?
– Tak! Ja i mój syn się nią opiekowaliśmy, więc poczuła się lepiej.
A teraz twoja kolej! Ahmad musi chodzić do pracy, zarabiać na rodzinę… –
podkreśliła, żeby Basma nie zapomniała, na czyim utrzymaniu jest Salma.
Kobieta ciężko westchnęła. Wydali córkę za mąż, a ona przysparza im
tyle kłopotów.
– Ja bym chętnie pojechała, ale w domu mam dwoje małych dzieci… –
próbowała się wykręcić.
– Przecież Rania może się wszystkim zająć. Jest też Hafsa… Niech się
uczą… Przyda im się to… Bo później dziewczyny wychodzą za mąż i nic
nie umieją… – Chadidża wbiła szpilkę teściowej syna, który narzekał na
żonę.
Basma zrozumiała, że nie ma wyjścia i musi jechać do córki.
– Jeżeli jest taka konieczność…
– Jak najbardziej jest konieczność! – Chadidżę irytowała przedłużająca
się rozmowa z Basmą. – Ahmad dzwonił i mówił, że Salma nie dość, że
krwawi, to jeszcze ma bóle.
– To źle… Bardzo źle… – Basma się zmartwiła. – To może, zanim ja
dojadę, to jednak ty mogłabyś… Bardzo cię proszę… Bo jeżeli ciąża jest
zagrożona… – powiedziała błagalnym tonem.
– Dobrze… – W głosie Chadidży przebijało się wyraźne
niezadowolenie. – Zaopiekuję się nią teraz, ale ty jak najszybciej przyjedź.
Ona musi jak najwięcej leżeć i odpowiednio się odżywiać.
– Tak, tak… – skwapliwie zapewniła Basma. – Masz całkowitą rację.
– To do zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Abu Haszim, który też się obudził na dźwięk telefonu, przysłuchiwał się
całej rozmowie.
– Znowu problemy z Salmą?
– Niestety… Sam słyszałeś… Coś z ciążą…
– Narodziłaś tyle tych córek, a teraz tylko samo utrapienie z nimi – Abu
Haszim wyrzucił żonie.
Basma puściła przykrą uwagę męża mimo uszu i usiadła na brzegu
łóżka.
– Muszę jechać do Ammanu.
– A co z domem i dziećmi?
– Jest Rania… I Hafsa jej pomoże po przyjściu ze szkoły.
– Nie podoba mi się to wszystko…
– A myślisz, że mi się podoba? – Basma powiedziała gorzko. – Ale
jeżeli ja nie pojadę, to jeszcze nam ją tu przyślą. – Basma wstała z łóżka,
podeszła do szafy i wyjęła z niej czystą sukienkę.
– Ja jej nie przyjmę – Abu Haszim oznajmił twardo. – Jej miejsce jest
przy mężu.
– I dlatego muszę się nią tam zająć. – Basma opuściła sypialnię i poszła
do łazienki.
Później obudziła obie starsze córki.
– Słuchajcie, zaraz wyjeżdżam do Ammanu.
– Do Ammanu? – W Ranię wstąpiła nadzieja, że może ktoś się nią
zainteresował i matka wybiera się na rekonesans. Jednak Basma szybko
sprowadziła ją na ziemię.
– Salma źle się czuje – wyjaśniła.
– Tak źle, że ty musisz jechać? – Rania nie chciała mieć sama całego
domu na głowie.
– Jej teściowa już wczoraj spędziła z nią cały dzień. A dzisiaj nadal nie
jest z nią dobrze.
– Ciągle powtarzam, że jest za mała na małżeństwo. – Hafsa nadal
nosiła w sobie żal do Salmy, że zabrała jej męża.
– Też tak sądzę – Rania, jak zwykle, miała na ten temat zdanie zgodne
z siostrą.
– Ja jadę, a wy zajmijcie się domem i dziećmi – matka przykazała
córkom.
– Czyli mam nie iść do szkoły? – zapytała Hafsa.
– Idź do szkoły, a po powrocie pomożesz Ranii.
– To sama mam gotować i zajmować się dwójką maluchów? – Rania
podniosła głos. – Mamo, przecież wiesz, jaki Haszim potrafi być marudny
i nieznośny! Bez przerwy trzeba go mieć na oku!
– A ty myślisz, że co ja robiłam, gdy byłyście małe! – krzyknęła matka
zdenerwowana całą sytuacją. – I jak zamierzasz sobie radzić, kiedy
wyjdziesz za mąż?!
Wrzaski obudziły śpiącą Halę.
– Co się stało? – zapytała wystraszona.
– Mama jedzie do Ammanu – odpowiedział Hafsa.
– Do Ammanu? Do Salmy? – Hala momentalnie wyskoczyła z łóżka. –
Mamo, mamo, ja też chcę jechać!
– Uważam, że powinnaś ją ze sobą zabrać – podchwyciła Rania. – Ona
tak bardzo tęskni za Salmą…
– Powiedz lepiej, że nie chcesz mieć dwójki dzieciaków pod opieką –
fuknęła matka.
– Ja chcę jechać do Salmy! – Hala wybuchnęła płaczem.
– Salma zobaczy Halę i od razu lepiej się poczuje – przekonywała
Rania.
Matka spojrzała na płaczącą dziewczynkę.
– Może rzeczywiście tak będzie…
– Mamo, proszę, ja chcę do Salmy! – Hala przylgnęła do matki.
– Zastanowię się. – Matka odsunęła córkę od siebie. – I przestań płakać!
– A pojadę do Salmy?
– Może… Ale takiej rozmazanej na pewno cię nie wezmę.
Dziewczynka momentalnie się uspokoiła.
– Zrób śniadanie ojcu i dzieciom – matka poleciła Ranii. – Bo ja muszę
przygotować się do podróży.
Rania wyszła do kuchni, a Hala wyjęła rysunek, który kiedyś zrobiła
w prezencie dla starszej siostry. Obok położyła dwie paczki jej ulubionych
maślanych herbatników. Wyciągnęła swoją najlepszą sukienkę i usiadła na
łóżku, grzecznie czekając, aż mama zabierze ją do ukochanej siostry.
Hafsę ogarnął smutek. Szczęściara z tej Salmy. Nie dość, że ma
przystojnego i dobrego męża, to na pewno mieszka w Ammanie w pięknym
apartamencie, a niedługo będzie mieć dziecko. Pełna, szczęśliwa, żyjąca
w dostatku rodzina.
Matka zajrzała do pokoju i spojrzała na Halę. Pomyślała, że obecność
młodszej siostrzyczki szybciej postawi Salmę na nogi.
– Dobrze, pojedziesz ze mną – zdecydowała.
– Jadę do Salmy! Jadę do Salmy! – Szczęśliwa Hala zaczęła biegać
i skakać po całym pokoju.
– A ja też mogę z wami pojechać? – zapytała Hafsa.
– Nie – odmówiła matka. – Musisz pomóc Ranii w domu. A teraz
zapakuj parę ubranek Hali.
Rozżalona dziewczyna z zazdrością patrzyła na Halę, która już
zakładała swoją najlepszą sukienkę.
– Pamiętajcie z Ranią, żeby uprać ojcu robocze ubranie – przypomniała
matka.
– Dobrze, będziemy pamiętać. – Hafsa otworzyła szafę i zaczęła
wyjmować rzeczy Hali. – Kiedy wrócicie?
– Nie wiem… – Matka się zafrasowała. – Myślę, że dzień, dwa
wystarczą…
– Albo trzy! – wykrzyknęła Hala, która chciała jak najwięcej czasu
spędzić z siostrą.
Matka nic nie powiedziała, ale pomyślała, że córka musi jak najszybciej
odzyskać siły i podjąć swoje obowiązki dobrej żony.
In sza Allah pierwszy będzie chłopiec, wyraziła w duchu nadzieję, bo
wiedziała, że narodziny męskiego potomka przyjmowane są przez całą
rodzinę z największą radością. Przeciwnie niż w przypadku dziewczynki…
– Mamo, mamo, jedziemy! – Hala pociągnęła matkę za rękę.
– Jadłaś coś?
– Nie.
– To idź do kuchni i niech Rania da ci coś do jedzenia.
– Nie jestem głodna! – zaoponowała dziewczynka. – Chcę do Salmy.
– Nie marudź, bo cię nie wezmę! – zagroziła matka. – Musisz coś zjeść
przed podróżą.
Hala posłusznie poszła do starszej siostry, która przygotowała dla niej
śniadanie. Później poprosiła mamę, żeby zapakowała jej rysunek i dwie
paczki herbatników dla Salmy.
– Dbajcie należycie o dom i ojca – matka przykazała starszym córkom,
wkładając dodatkowo do torby słoiczek z zielonymi oliwkami. –
I opiekujcie się dobrze Haszimem.
– Wszystkiego przypilnujemy – obiecała Rania. – O nic się nie martw,
mamo. I pozdrów od nas Salmę.
– I Ahmada – niespodziewanie dodała Hafsa.
Matka rzuciła w jej stronę ostre spojrzenie, pod którym dziewczyna
spłonęła mocnym rumieńcem.
– Czas już na nas. Doglądajcie tu wszystkiego – po raz kolejny
podkreśliła matka, a uradowana Hala pierwsza pobiegła do drzwi.
– Wychodzę z wami – powiedział Abu Haszim i dołączył do żony.
– Nadal myślisz o Ahmadzie, prawda? – Rania zwróciła się do siostry,
kiedy rodzice z siostrą opuścili dom.
– No wiesz… Jest bardzo przystojny… Wyglądał na miłego… I pojawił
się w naszym domu prosić o moją rękę… – Hafsa z żalem podkreśliła
słowo moją.
– Rozumiem cię – Rania ze smutkiem w głosie wsparła siostrę. – Ja też
przecież czekam… I nic…
– Coraz trudniej o dobrego kandydata na męża – Hafsa wyraziła opinię,
którą często słyszała od swoich koleżanek w szkole.
– Wszystko przez te Syryjki – stwierdziła Rania.
– Wszystko przez te Syryjki – Hafsa powtórzyła jak echo.
***
Chadidża już od trzech godzin opiekowała się gorączkującą Salmą,
kładąc jej na czoło zimne kompresy. Dziewczynka przestała krwawić, więc
Ahmad wyszedł z domu, udając, że idzie do pracy. Chadidża nerwowo
chodziła po mieszkaniu i z niecierpliwością czekała na jej matkę, żeby ta
przejęła pieczę nad swoją córką.
Po raz kolejny sięgnęła po telefon i zadzwoniła do Basmy.
– Daleko jesteś?
– Zbliżamy się do Ammanu.
– Wyślę ci adres esemesem.
– Dobrze.
– Najlepiej z dworca autobusowego weź taksówkę, bo to jest dosyć
daleko – poradziła Chadidża. – Trudno tu dotrzeć.
– Dobrze, tak zrobię.
– Do widzenia.
– Do widzenia.
Kiedy matka Salmy wreszcie pojawiła się w drzwiach mieszkania,
Chadidża ze zdziwieniem spojrzała na towarzyszącą jej Halę.
– Po co ją tu przywlokłaś? – Spojrzała na nią tak wrogo, że
dziewczynka się przestraszyła.
– Hala bardzo tęskniła za siostrą. Tak dawno jej nie widziała… –
tłumaczyła się Basma. – Pomyślałam, że gdy ją zobaczy, to lepiej się
poczuje…
– Nie wiem, czy ją zobaczy… – Słowa Chadidży sprawiły, że powiało
grozą.
Kobieta otworzyła szerzej drzwi i Basma z córką weszły do środka.
W oczach Hali pojawiło się przerażenie. Zawsze kiedy myślała o Salmie,
a myślała o niej często, szczególnie przed snem, to wyobrażała ją sobie jako
księżniczkę mieszkającą w ślicznym, jasnym, kolorowym pałacu. A tu było
ciemno, brudno i ponuro. Hala odruchowo przysunęła się bliżej matki.
– Chodźmy do niej. – Chadidża ruszyła w stronę sypialni.
Salma leżała na łóżku bez ruchu z zamkniętymi oczami. Jej twarz była
trupio blada. Hala w ogóle jej nie poznała. W niczym nie przypominała
zawsze radosnej i przepełnionej czułym ciepłem siostry, którą pamiętała
z rodzinnego domu.
Matka podeszła do niej, usiadła na łóżku i wzięła jej bezwładną rękę.
– Salma! Salma! – Poklepała ją po wierzchu dłoni.
Dziewczynka z trudem uniosła powieki.
– Mama? – Znowu zdawało jej się, że majaczy. A może już umarła
i w swej bezcielesnej postaci widzi mamę i zbliżającą się do niej Halę.
– Mama. Przyjechałam do ciebie. I Hala też. Chodź tu do siostry –
zawołała najmłodszą córkę.
Jednak Hala zatrzymała się w pół kroku. Bała się podejść do łóżka, bo
nie była pewna, czy to rzeczywiście jest Salma.
– No co tak stoisz? – zdenerwowała się matka. – Przywitaj się z siostrą!
Dziewczynka ruszyła wolno naprzód. Po chwili niepewnie stanęła obok
zmizerniałej Salmy, która spierzchniętymi ustami wyszeptała cicho:
– Cześć, słoneczko.
Teraz Hala była pewna, że to jest jej ukochana siostra.
– Cześć. – Uśmiechnęła się do niej.
Chciała podarować jej prezenty, które przywiozła z Irbidu, ale mama
zaczęła rozmawiać z Chadidżą i nie mogła jej poprosić, żeby wyjęła je
z torby.
– Nie wygląda to dobrze. – Matka z uwagą przyglądała się córce. –
Może wezwiemy lekarza?
– O czym ty w ogóle mówisz?! – oburzyła się teściowa. – Nie
pamiętasz, ile ona ma lat?
– No tak, masz rację. – Basma zmarszczyła czoło. – To co możemy
zrobić?
– Ja wracam do domu – Chadidża oznajmiła stanowczo. – Muszę
przygotować mężowi obiad.
Gdzieś między wierszami zabrzmiał wyrzut, że Salma nie jest w stanie
zajmować się domem i dogadzać mężowi.
– Oczywiście, ja się nią zaopiekuję. – Basma doskonale zdawała sobie
sprawę z tego, że w tym momencie jej córka nie jest wymarzoną żoną
i synową.
– W lodówce macie obiad z wczoraj, a tu są tabletki
przeciwgorączkowe. – Wskazała na leżące na nocnym stoliku lekarstwa. –
To ja idę. Zamknij za mną. – Chadidża opuściła sypialnię i skierowała się
w stronę wyjścia.
– Dobrze. – Basma podążyła za nią.
– Do widzenia. – Chłodny ton głosu Chadidży wyraźnie dawał do
zrozumienia, co myśli o niemocy synowej.
– Do widzenia. – Basma zamknęła drzwi i szybkim krokiem wróciła do
sypialni.
– Mamo… – Hala chciała poprosić o rysunek i herbatniki dla siostry, ale
matka nie dała jej dojść do głosu.
– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz! – wydarła się głośno na Salmę,
która od razu mocno zamknęła oczy i skuliła się w sobie. Hala jeszcze
bardziej się zlękła pobytu w tym nieprzyjaznym miejscu. – Do czego to
podobne, żebym ja musiała przyjeżdżać tu z Irbidu! I zostawiać męża, cały
dom i dzieci! Bo ty sobie leżysz w łóżku!
Nie miałam co jeść. Byłam głodna. Byłam tak bardzo głodna, a w domu
nie było niczego. Dosłownie niczego. Nawet najmniejszego ziarenka ryżu.
I wtedy on przyszedł. I mnie mocno popchnął. A później skopał. Kopał
mnie w brzuch. I to dlatego…, przelatywało przez głowę Salmy, ale nie
powiedziała tego głośno. Obawiała się, że mama obarczy ją winą za to
wszystko. I jeszcze bardziej na nią nakrzyczy.
– Co ty robiłaś, że doprowadziłaś się do takiego stanu! Ja pięcioro
dzieci urodziłam i nigdy nie miałam żadnych problemów! A kiedy byłam
w ciąży z Ranią, to miałam niewiele więcej lat od ciebie! – wrzeszczała
matka.
Twarz Salmy skrzywiła się w wielkim bólu. Dziewczynka zaczęła się
trząść.
– Mamo, co się dzieje z Salmą? – Hala z przerażeniem patrzyła na
siostrę.
– Nic. Zaraz jej przejdzie. – Matka, widząc, jaką reakcję wywołały jej
słowa, przestała zarzucać córkę pretensjami.
Dziewczynka oddychała ciężko. Spod kompresu, który wcześniej
położyła jej teściowa, zaczęły płynąć kropelki potu. Matka przemyła jej
twarz, a następnie poszła zmoczyć okład zimną wodą. Krytycznie powiodła
wzrokiem po niezbyt czystej łazience. Na podłodze widniały zaschnięte
plamy krwi.
Nie bardzo się stara ta moja córka…, Basma pomyślała z dezaprobatą.
Zmoczyła szmatkę zimną wodą, wróciła do sypialni i położyła ją na
czole Salmy. Posiedziała przy niej chwilę, a kiedy ta zdawała się zapaść
w sen, postanowiła posprzątać mieszkanie. Hala została z siostrą, wpatrując
się w jej umęczoną twarz. Cały czas było jej bardzo smutno.
Po umyciu łazienki Basma skierowała się do kuchni, gdzie zajrzała do
paru szafek.
Jak ona ten dom prowadzi!, matka w myśli łajała córkę. Przecież nic tu
nie ma! Czy ona nie może powiedzieć Ahmadowi, żeby zaopatrzył
gospodarstwo w potrzebne rzeczy?
W domu w Irbidzie, podobnie jak w wielu innych tradycyjnych
rodzinach arabskich, zakupami zajmował się mąż Basmy. Wystarczyło, że
kobieta powiedziała mu, co jest potrzebne, i mężczyzna dostarczał
wszystkie produkty.
Kiedy tylko trochę oprzytomnieje, muszę z nią poważnie porozmawiać,
obiecała sobie Basma, odkrywając, że jedynym jedzeniem w domu są
resztki obiadu z poprzedniego dnia ugotowanego przez Chadidżę.
Kuchnia również nie lśniła czystością, więc matka zabrała się do jej
czyszczenia. Detergentów też jak na lekarstwo, stwierdziła niezadowolona
z córki, szorując kolejne powierzchnie. Po niecałej godzinie do kuchni
wpadła Hala.
– Mamo! Mamo! Salma się obudziła! Daj mi jej prezenty!
– Prezenty? Jakie prezenty? – Basma, zatopiona we własnych myślach,
nie od razu zrozumiała, o co chodzi Hali.
– Rysunek! I herbatniki!
– A tak! Tak! – przypomniała sobie matka. – Ja też mam dla niej oliwki.
Poszła do przedpokoju i z torby wyjęła rzeczy, o które prosiła córka.
– Tylko nie jedzcie teraz ciasteczek – zaznaczyła. – Zaraz podgrzeję
wam obiad.
– Dobrze, mamo. – Dziewczynka pobiegła do sypialni siostry.
Matka po chwili również do niej zajrzała.
– Jak się czujesz? – spytała.
– Lepiej – skłamała Salma, bo nie chciała martwić siedzącej przy niej
Hali.
– To dobrze – ucieszyła się matka. – Zaraz przyniosę ci jedzenie.
Hala usiadła obok siostry.
– Mam dla ciebie twoje ulubione herbatniki. – Podała jej dwa
niewielkie opakowania.
– Dziękuję, słoneczko. – Salma z nostalgią spojrzała na ciasteczka,
które nieodłącznie kojarzyły jej się z domem rodzinnym.
– Mama powiedziała, żebyśmy je zjadły dopiero po obiedzie.
– Dobrze. – Salma położyła herbatniki na stoliku obok lekarstw.
– A to sama narysowałam. – Wręczyła jej kartkę ze swoim obrazkiem.
Siostra skierowała na niego swój wzrok i ścisnęło jej się serce. Rysunek
był piękny i okrutny zarazem. Przedstawiał Salmę w dniu jej ślubu. Panna
młoda w długiej sukni ozdobionej fantazyjnymi tiulowymi falbankami.
W oczy rzucał się za mocny jak na jej wiek makijaż. Podkreślona talia.
Uwypuklony biust. I ten welon. Biały, lejący się, falujący. Później na
podłogę w noc poślubną rzucony. A potem zdeptany, zmarnowany. Jak
dziecięce życie.
W oczach Salmy pojawiły się łzy.
– Nie podoba ci się? – Hala zapytała z przejęciem.
– Podoba, słoneczko. – Słowa ledwie przeszły przez gardło Salmy.
– To dlaczego płaczesz?
– Ze wzruszenia. – Salma starła łzy z policzków. – Że tak ładnie
namalowałaś.
Do sypialni weszła matka, niosąc tacę z zupą.
– Odłóż to – powiedziała. – Teraz musisz coś zjeść.
Salma położyła rysunek na łóżku w miejscu, gdzie zawsze spał jej mąż.
– Chodź ze mną do kuchni – matka zwróciła się do Hali. – Naleję ci
zupy.
– Ja chcę zjeść z Salmą! – dziewczynka powiedziała głośno.
– Dobrze. – Matka pomyślała, że zabranie ze sobą Hali było
doskonałym pomysłem. Widać było, że Salma przy młodszej siostrzyczce
pomału odzyskuje siły.
Przyniosła zupę Hali, a następnie dała córkom po małym kawałku
kurczaka. Sama nie jadła, bo jedzenia nie było dużo, więc resztę zostawiła
dla zięcia. Po obiedzie Salma otworzyła opakowanie z herbatnikami i dała
jeden z nich Hali. Dziewczynka go ugryzła i rozległ się tak dobrze jej znany
dźwięk.
– Hi, hi, hi, hi. – Zachichotała jak zwykle.
Salma po raz pierwszy blado się uśmiechnęła. Wzięła następnego
herbatnika i poczuła rozpływający się w ustach maślany smak. Smak
dzieciństwa.
Później wrócił jej mąż. Teściowa wydała mu obiad i usiadła z nim przy
stole.
– Jak się czuje Salma? – zapytał Ahmad.
– Myślę, że lepiej.
– To dobrze.
Basma zauważyła, że zięć nie poszedł do sypialni, żeby zobaczyć
niedomagającą żonę, ale tego nie skomentowała. Różne są małżeństwa.
A mąż to mąż. Trzeba go przyjmować takim, jakim jest.
Następnie Basma posprzątała, pozmywała i udała się do sypialni córki,
którą zastała pogrążoną w rozmowie z Halą.
– Plamiłaś dzisiaj? – zapytała.
– Nie, mamo.
– To może już wróciłabym do domu? – Zaczęła się głośno zastanawiać.
– Ojciec tam sam… I Haszim…
I wtedy do sypialni wszedł Ahmad. Salmie wydał się duży i groźny.
Mama z Halą wyjadą, a ona znowu zostanie sama. Z nim.
Bum! Bum! Bum! Niemalże poczuła mocne kopniaki, które mąż
wymierzył jej dwa dni temu.
Wspomnienie było tak traumatyczne, że Salmę złapały silne skurcze.
– Aaaaaa! – zaczęła krzyczeć wniebogłosy. – Aaaaaa!
Na łóżku pojawiła się kałuża krwi. Zatrwożona Hala wpadła
w histeryczny płacz. A krwi było więcej i więcej.
– Dzwoń do matki – Basma krzyknęła w stronę zięcia. – Niech
natychmiast przyśle jakąś akuszerkę.
– Leż spokojnie, głęboko oddychaj! – Matka próbowała powstrzymać
postępujące poronienie.
Jednak Salma nadal krzyczała i silnie krwawiła. Wszystko na oczach
przerażonej Hali, której matka nawet nie wyprosiła z pokoju.
– Aaaaa! Aaaaa! – Dziewczynka przechodziła niewyobrażalne męki.
Basma podłożyła pod jej pośladki parę ręczników. Więcej nie była
w stanie zrobić. Bezradna patrzyła, jak jej córka w ogromnych boleściach
traci dziecko.
Po pewnym czasie przyszła akuszerka. Stara, niesympatyczna kobieta
wzbudziła lęk u Hali.
– Niech ona stąd wyjdzie – rzuciła w jej stronę.
Hala przeszła do pokoju, gdzie siedział Ahmad. Też się go bała.
W sypialni akuszerka odchyliła Salmie koszulę i bezceremonialnie
zdjęła jej majtki. Uważnie przyjrzała się znajdującym się na nich skrzepom.
– Muszę ją do końca oczyścić – powiedziała do Basmy. – Zagotuj wodę
i przynieś czyste ręczniki. Przedtem daj jej środki przeciwbólowe – szybko
wydawała polecenia, otwierając swoją torbę z narzędziami.
Basma zrobiła wszystko, co poleciła jej akuszerka. Nie została z córką,
kiedy kobieta wykonywała zabieg łyżeczkowania macicy. Siedziała
z zięciem i córką w pokoju dziennym, gdzie panowała grobowa cisza.
Kiedy akuszerka skończyła swoją pracę, zawołała Basmę.
– Może jeszcze krwawić przez kilkanaście dni. A gdyby coś złego się
działo, to mnie wezwijcie.
– Dobrze, dziękuję. – Basma zapłaciła akuszerce, bo krępowała się
poprosić o pieniądze Ahmada.
– Za młoda jest… – mruczała akuszerka, kierując się do wyjścia. –
Wątpliwe, żeby po takim czymś mogła mieć jeszcze kiedyś dzieci.
Gdy tylko akuszerka opuściła mieszkanie, Ahmad poderwał się
z kanapy.
– Muszę wyjść – powiedział do teściowej. – Mam pewną sprawę do
załatwienia.
Basma nie zaoponowała. Myślała, że po dramacie, który się przed
chwilą rozegrał, Ahmad chce trochę ochłonąć. Kiedy wyszedł,
zaprowadziła oszołomioną Salmę do łazienki, a następnie pomogła jej się
umyć i przebrać. Później zmieniła pościel, a kiedy córka położyła się do
łóżka, ponownie dała jej środki przeciwbólowe. Wycieńczona do granic
możliwości dziewczynka pogrążyła się w przytłaczającym letargu.
Przygnębiona matka usiadła na kanapie. Nawet nie zadzwoniła do
męża, żeby powiedzieć mu, co się stało. Nie chciała go martwić na noc.
Wiedziała, że strata dziecka przez Salmę jest katastrofą, która może
przynieść tragiczne skutki. Możliwe, że Ahmad rozwiedzie jej córkę, bo
jeżeli będzie chciał mieć dzieci, a żona okaże się bezpłodna… Basma aż się
wzdrygnęła. Jaki to byłby wstyd, wracać z oddaloną przez męża córką do
Irbidu…
Noc była długa i ciężka. Hala bała się tak bardzo, że nie odstępowała
matki ani na krok. Salma miała gorączkę i dalej krwawiła. Była tak
zdruzgotana, że nie mogła wymówić słowa. Nawet widok Hali nie
przynosił jej ulgi, bo uświadomiła sobie, że jej ukochaną siostrzyczkę może
czekać taki sam los.
Nad ranem pojawił się Ahmad. Teściowa wyczuła od niego alkohol, ale
ze względu na okoliczności nie mogła mu nic powiedzieć. Poprosiła go
tylko o podstawowe zakupy do domu, żeby mogła się dalej opiekować
córką. Gdy tylko otworzono najbliższy sklepik, zięć przyniósł wszystko, co
potrzeba, a następnie ponownie zniknął. Powiedział, że idzie do pracy.
Rozległ się dźwięk telefonu Basmy. To był jej mąż, więc kobieta
odebrała z ciężkim sercem.
– Halo.
– Coś się stało? – Abu Haszim po tonie głosu żony domyślił się, że
musiało się coś ważnego wydarzyć.
– Poroniła.
– Co?! – To była najgorsza wiadomość, jaką mógł usłyszeć.
– Salma poroniła. Była akuszerka…
– I co teraz?
– Nie wiem… Muszę tu jeszcze zostać parę dni…
– A Ahmad? Co Ahmad na to? – Abu Haszim doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, jak opłakane mogą być konsekwencje.
– Nie wiem… Na razie jest tym skołowany tak samo jak ja i Salma.
– Co na to teściowie?
– Nie wiem, czy już wiedzą. Ja im nie powiedziałam… Może Ahmad…
– Żeby tylko on jej nie…
– Nawet tego nie wypowiadaj – Basma przerwała mężowi. – Kończę
już. Muszę siedzieć przy Salmie.
– Dzwoń i mów mi na bieżąco, co się dzieje.
– Oczywiście. Do usłyszenia.
– Do usłyszenia.
Abu Haszim się rozłączył. Nie zapytał, jak córka się czuje. Basma
wróciła do opieki nad Salmą i zajmowania się domem. Miała dużo pracy,
bo musiała uprać zakrwawione ubranie, pościel i ręczniki.
I zdążyć ugotować obiad, zanim zięć wróci z pracy.
Salma nadal bardzo źle się czuła i nie była w stanie rozmawiać
z siedzącą przy niej Halą, która nie bardzo rozumiała, co się wokół niej
dzieje. Kiedy Basma wchodziła do sypialni, już od drzwi kierowała na
cierpiącą córkę pełne wyrzutu spojrzenie. Ten wbity w nią wzrok matki,
zimny i oskarżający, będzie już zawsze towarzyszyć Salmie, tak samo jak
potworny odgłos dziwnego szurania, które słyszała w swoim wnętrzu, kiedy
leżała z szeroko rozstawionymi nogami przed akuszerką.
Po południu wrócił zięć i Basma podała mu obiad.
– Ona teraz do niczego się nie nadaje – Ahmad stwierdził bezlitośnie,
nakładając sobie cały talerz ryżu. – Co mi tu teraz po niej?
– Ona… – Basma nie chciała sobie nawet wyobrażać, co by było, gdyby
Abu Zaid zażądał oddania daru ślubnego. I Salma wróciła do rodzinnego
domu. Jej szanse na powtórne małżeństwo były prawie zerowe. –
Wydobrzeje… Będzie ci prać… sprzątać… Nam… Nam byłoby bardzo
trudno przyjąć ją z powrotem. – Matka była bezdusznie szczera.
Ahmad jadł powoli i rozważał całą sytuację. Jeżeli rozwiedzie Salmę, to
znowu będzie miał na karku rodziców. Będą go pilnować, nalegać, żeby
założył nową rodzinę. A jeśli zatrzyma tę małą… Będzie miał spokój…
Wolność…
– Dobrze – zgodził się. – Niech na razie zostanie. – Bardzo mocno
zaakcentował słowa na razie.
– Dziękuję. – Matka odetchnęła z ulgą.
Salmę, która słyszała całą rozmowę, przeszył palący ból. Mocno
przytuliła do siebie Halę.
Następnego dnia matka stwierdziła, że już czas, żeby wróciła do Irbidu,
a córka musi sobie radzić sama. Przed wyjazdem udzieliła jej wielu
wskazówek dotyczących prowadzenia domu.
– Pamiętaj, że masz należycie dbać o męża – przykazała jej na koniec.
– Dobrze, mamo – obiecała Salma, a potem długo żegnała się z młodszą
siostrzyczką.
Hala, opuszczając dom ukochanej siostry, mocno ściskała rękę mamy.
Ten dom wydał jej się straszniejszy niż ciemna ulica pełna groźnych psów.
Salma powoli dochodziła do siebie i starała się jak najlepiej
wywiązywać ze wszystkich swoich domowych obowiązków. Ahmad znikał
na całe noce, ale pilnował, żeby w domu zawsze było jakieś jedzenie. Nie
chciał problemów, kiedy wracał po rozrywkowych imprezach ze swoim
towarzystwem.
Dziewczynka nie skarżyła się na oschłość i brak zainteresowania z jego
strony, ponieważ bała się, że jeżeli to zrobi, to Ahmad znowu ją skopie.
Albo mocno pobije. Z pokorą znosiła swój gorzki los.
Pewnego wieczoru siedziała sama w pokoju dziennym i czekała na
męża. Późno w nocy usłyszała go na klatce. Towarzyszył mu nieznany jej
dziewczęcy głos. Ahmad otworzył drzwi i para weszła do środka.
– Amiro, jesteśmy w domu – powiedział z przejęciem, stawiając na
podłodze dużą walizkę.
Salma zobaczyła przepiękną dziewczynę ubraną w suknię ślubną.
– Tu będziemy mieszkać? – zapytała dziewczyna.
Salma rozpoznała dialekt syryjski.
– Tak – odpowiedział mąż.
Weszli do pokoju i Amira skierowała swoje hipnotyzujące oczy, których
niesamowity czar podkreślały długie, podkręcone rzęsy i drobinki
świecącego brokatu, w stronę dziewczynki skulonej na kanapie jak
zaszczute zwierzątko.
– Kto to jest? – zapytała Syryjka.
– To? – W głosie Ahmada przebiło się zdziwienie, jakby zupełnie
zapomniał o istnieniu pierwszej żony.
– Chyba nie będzie tu z nami mieszkać? – powiedziała Amira, myśląc,
że jest to siostra lub krewna jej nowo poślubionego męża.
– Nie, na pewno nie – odpowiedział Ahmad, bo nie chciał psuć sobie
przyjemności nocy poślubnej z przepiękną żoną.
Małżeństwo skierowało się w stronę sypialni, skąd po chwili zaczęły
dochodzić odgłosy miłosnych igraszek.
Salma poszła do kuchni i schowała się pod zdezelowany stół. Była
mała, chora i wybrakowana. I nikt jej nie chciał.
27 Ja Allah! (arab.) – O Boże!
28 In sza Allah (arab.) – Jeżeli Bóg zechce; Jak Bóg da.
Rozdział VIII
Piekło przetrwania
Największymi ofiarami wieloletniej krwawej wojny domowej w Syrii
były kobiety i dziewczynki. Przeżywały piekło w swojej ojczyźnie, cierpiąc
głód, wieczny strach i codziennie ocierając się o śmierć. Później, narażając
życie, przekraczały granice sąsiednich państw, wierząc, że znajdą tam
bezpieczne schronienie. A okazywało się, że często trafiały do następnego
piekła.
„Wydaje mi się, że przebywam z potworami. Wszystko sprowadza się
do ich potrzeb. Nie traktują mnie jak kobiety, tylko jak zakupiony
przedmiot. To jest nieludzkie” – zwierza się Irakijka, która również uciekła
przed wojną do Jordanii.
W krótkim dokumencie filmowym zatytułowanym Jordańska
prostytucja uchodźcza29 swoją wstrząsającą historię opowiedziała Rana,
która pracuje jako prostytutka w Ammanie.
Kiedy miliony ludzi uciekły przed wojnami w Iraku i Syrii do Jordanii,
ten masowy exodus naraził najbardziej bezbronnych uchodźców na dotkliwą
przemoc. Kobiety i dzieci cierpią z powodu wykorzystywania fizycznego,
psychologicznego i seksualnego. Raporty donoszą o dziewczynkach tak
młodych jak dwunastolatki, które są wydawane za mąż, wielokrotnie
zawieranych przez nastolatki małżeństwach z dużo starszymi mężczyznami
z Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ofiarach handlu
ludźmi oraz niezliczonej ilości osób, które „wybierają” prostytucję jako
desperacką i niebezpieczną drogę do przetrwania. Uchodźczynie, kobiety
i dziewczęta, uwięzione w tej sieci codziennie spotykają się z nieopisaną
przemocą, ale szukanie jakiejkolwiek pomocy ujawniłoby sytuację, która
jest kulturowym tabu, ponieważ dyshonor, który przynoszą swoim rodzinom,
naraża je na śmierć. I milczenie trwa… – głosi wstrząsający napis na
początku filmu.
PROSTYTUCJA = PRZETRWANIE – duże drukowane litery nie
pozostawiają wątpliwości co do tego, że sprzedawanie swojego ciała jest
często jedynym sposobem na przeżycie.
„Przede wszystkim wykonuję tę pracę dla podstawowych potrzeb
i pieniędzy” – wyznaje Rana. „Wychodzę w nocy z mężczyznami. Kiedy
noc się kończy, negocjujemy cenę. Ile? Ile? Traktują mnie w bardzo
haniebny sposób. Bardzo paskudnie”.
Rana wyjechała z Iraku w dwa tysiące trzecim roku.
„Zaczęli porywać, zabijać i rabować, dlatego opuściłam swój kraj
i przyjechałam do Ammanu. Warunki życia były tu bardzo trudne.
Szukałam pracy, ale nic nie mogłam znaleźć. Moją jedyną opcją było
wychodzenie do baru, żeby tam pracować. Nie mam żadnego
wykształcenia, a pierwszą rzeczą, o którą pytali w Ammanie, kiedy
szukałam pracy, była moja edukacja. Ponieważ nie mam żadnej, to
skończyłam na przyjmowaniu klientów”.
W filmie pokazane są migawki z baru, gdzie arabskie piękności
prezentują swoje wdzięki przed potencjalnymi klientami. Rozbawieni
mężczyźni tańczą, a mocno umalowane kobiety przerzucają długie czarne
włosy z jednej strony na drugą oraz potrząsają zachęcająco
wyeksponowanymi pełnymi biustami i krągłymi pośladkami.
„Tracę samą siebie, swoje życie, swój honor” – Rana wyznaje
dramatycznie. „To nie jest warte, żeby to wszystko tracić, ale dzieje się tak
z powodu podstawowych potrzeb. Co ja mogę zrobić? Nie jestem w stanie
inaczej zarabiać jak tylko poprzez ten rodzaj pracy. W Iraku nie skończyłam
nawet szkoły podstawowej. Nie mam żadnego zawodu. Ledwie umiem
czytać. Nie umiem pisać”.
Włosy dziewczyny zakryte są czarnym hidżabem, a twarz zasłania
czarny nikab. Widać tylko jej pełne cierpienia oczy.
„Oni traktują mnie źle i bardzo mnie krzywdzą” – mówi z boleścią
w głosie.
Uchodźcy, którzy sprzedają seks, są ofiarami brutalnej przemocy,
gwałtów, w tym także zbiorowych, oraz seksualnych tortur, ponieważ rzadko
to gdziekolwiek zgłaszają. Jest to codzienna rzeczywistość wielu uchodźców
i pilna kwestia dotycząca praw człowieka – informuje napis na końcu filmu.
Tragiczne historie arabskich kobiet i dziewcząt, którym niekończące się
konflikty zbrojne w regionie zgotowały okrutny los, rzadko wychodzą na
światło dzienne, w pełni ukazując potworne bestialstwo, którego dopuścili
się wobec nich ich oprawcy. Kulturowe, społeczne i religijne
uwarunkowania nie pozwalają kobietom otwarcie mówić o krzywdach,
które były ich udziałem, ponieważ tym samym naraziłyby się na wstyd
i publiczne potępienie.
Australijska telewizja SBS TV w unikatowym dokumencie pod tytułem
Cena ucieczki dotarła do Syryjek, które znalazły schronienie w Libanie.
Dziennikarce towarzyszyła pracownica społeczna, Fatima, która cieszyła
się dużym zaufaniem uchodźczyń. Tylko dzięki niej kobiety zdecydowały
się podzielić przed kamerą swoimi dramatycznymi przeżyciami.
Pokazany na początku materiału obóz dla uchodźców uzmysławiał,
w jak fatalnych warunkach przyszło im egzystować. Prymitywne
schronienia zrobione z płacht przytrzymywanych dużymi kamieniami
i kawałkami blach, brak wody i sanitariatów, proste, usytuowane wprost na
ziemi paleniska oraz duże skupisko ludzi, w tym głównie dzieci, na
niewielkim obszarze, determinowały ich codzienne życie.
Fatima zdecydowała się pokazać reporterce konsekwencje syryjskiej
wojny, które rzadko były nagłaśniane w mediach. Jedną z nich było
wydawanie za mąż nieletnich dziewczynek.
„Liczba dziecięcych małżeństw jest bardzo wysoka” – przyznawała
Fatima. „Jest tak duża, że aż trudna do wyobrażenia”.
Chadidża, która za namową Fatimy wyraziła zgodę na wystąpienie
przed kamerą, dwa miesiące temu została wydana za mąż. Ma zaledwie
piętnaście lat.
„Jaki jest najtrudniejszy problem, z jakim spotkałaś się
w małżeństwie?” – pyta ją Fatima.
„Byłam zależna od moich rodziców… Nie gotowałam”. Dziewczyna
zamyka kuchenne okno w mieszkaniu w bloku, w którym teraz mieszka.
„Zawsze mogłam liczyć na mamę, jeśli chodzi o gotowanie czy pranie…
Nie umiałam dobrze gotować, ale powoli się uczę”.
Ojciec Chadidży siedzi w więzieniu w reżimowej Syrii, a jej najstarszy
brat dołączył do sił opozycyjnych. Ponieważ jej rodzina nie miała pieniędzy
na przeżycie, to jedynym wyjściem wydawało się zaakceptowanie
propozycji małżeństwa i szybkie wydanie Chadidży za mąż.
„Ile chcesz mieć dzieci?” – pyta Fatima.
Zawstydzona dziewczyna w białym hidżabie na głowie przykłada dłoń
do twarzy i nerwowo chichocze.
„On chce mieć dwanaścioro. I to wszyscy mają być chłopcy”.
Zmieszana spuszcza głowę. „Może tak tylko żartuje. Nie wiem”.
Widać, że rozmowa na ten temat wprawia dziewczynę w zakłopotanie.
„Nie wiem jeszcze ile, to zależy”. Znowu przykłada dłoń do ust,
chichocze i wbija wzrok w ziemię. Wygląda przy tym jak mała
dziewczynka.
„A ty chcesz mieć dziewczynki czy chłopców?”.
„Ja się do tego nie spieszę, ale on tak. Nie chcę teraz mieć dzieci.
Jestem jeszcze bardzo młoda. Może kiedy będę starsza, to będę mogła mieć
pełną rodzinę”.
Potem Fatima, mówiąc ściszonym głosem, chociaż Chadidży nie ma
w pobliżu, wyjaśnia jej położenie jako nieletniej żony.
„Ona mówi, że nie chce dzieci, ale on chce. Jak wspólnie omówią ten
problem?” – zastanawia się z prawdziwą troską wymalowaną na twarzy.
„Z pewnością ona nie jest na takiej pozycji, na której może przekonać go do
swoich racji, ponieważ nie jest ani tak dojrzała, ani tak świadoma jak on.
Jeżeli on będzie chciał mieć dziesięcioro dzieci, to ona je dla niego urodzi”
– konkluduje smutno. „Ona nie może powiedzieć: »Nie, ja nie chcę«,
ponieważ nie jest w stanie z nim debatować i go przekonać, powołując się
chociażby na przyczyny medyczne czy jakiekolwiek inne”.
Fatima ma nadzieję, że kampania społeczna, która ma na celu
podniesienie świadomości rodzin dziewcząt, doprowadzi do zredukowania
liczby dziecięcych małżeństw. Tymczasem zabiera dziennikarkę do domu,
w którym mieszka matka Chadidży z jej licznym młodszym rodzeństwem.
Kobiety z kamerą wchodzą do jedynego ogrzewanego w domu pokoju,
gdzie na podłodze siedzi matka z gromadką małych dzieci. Przepełniony
bolesnym cierpieniem wyraz jej twarzy i jej pierwsze słowa świadczą
o tym, że wydanie za mąż niepełnoletniej córki nie było dla niej łatwą
decyzją.
„W ogóle nie czułam się szczęśliwa, chociaż pan młody jest dobry. Po
prostu czułam się przygnębiona. Po pierwsze, jej ojciec nie był obecny…
Po drugie, ona nie czuła radości panny młodej… Czegoś brakowało…”.
Głos matki nieletniej mężatki przepełniony jest głębokim smutkiem. „Jej
brata również tu nie było, bo walczy po stronie sił rewolucyjnych…
Czułam, że jej radość nie jest całkowita… I ona wciąż jest bardzo młoda…”
– przyznaje matka. „Umie tylko usmażyć jajka… Przedtem chodziła tylko
do szkoły i wracała do domu, a później z domu szła do szkoły…”.
„Myślę, że ich finansowa sytuacja była głównym powodem tego, co się
stało” – Fatima wyraża swoją opinię. „Następną przyczyną był strach.
Przemycili swoje córki z ogarniętej wojną Syrii, żeby uchronić je przed
gwałtem lub przed konfrontacją z innymi okropnościami, które, jak
słyszeliśmy, dzieją się w tym kraju. A tu w Libanie jako syryjskie
uchodźczynie również mogą być w różny sposób wykorzystane. W związku
z tym, jeżeli nadarzyła się okazja i Libańczyk wystąpił do rodziny
z propozycją małżeństwa, to zgodzili się wydać nieletnią córkę za mąż”.
Później Chadidża zwierza się, że jej czas upływa na zajmowaniu się
obowiązkami domowymi i oglądaniu telewizji. Jednak marzy jej się
zupełnie inne życie.
„Chciałabym mieć nowy dom, w którym ubrana w ładną sukienkę
mogłabym przyjmować swoje przyjaciółki… Bo tutaj… Tu nikogo nie
przyjmuję. Nie widzę swoich koleżanek. Chciałabym też, żeby mój ojciec
i brat byli tu ze mną… I chciałabym pracować jako nauczycielka dla
małych dzieci”.
„Myślisz, że wciąż możesz zrobić to wszystko?” – pyta dziennikarka.
„Nie wiem…”.
Dziewczęce pragnienia młodej mężatki. Wątpliwe, żeby kiedykolwiek
się spełniły.
Mimo że wielu Syryjkom udało się uciec do Libanu, to ich
traumatyczne przeżycia wciąż tkwią w nich jak raniące odłamki rozbitego
zwierciadła dzieciństwa.
Następny wywiad przeprowadzony jest z kobietą, która w swojej
ojczyźnie została zaatakowana przez czterech mężczyzn należących do sił
zbrojnych reżimu Baszszara al-Asada.
„Jeden z nich uderzył mnie kolbą swojego pistoletu w głowę”. Podnosi
rękę do góry i naśladuje ruch żołnierza. Jej oczy widoczne w szczelinie
nikabu mówią, że mimo upływu czasu nadal nie może się otrząsnąć z tego
druzgocącego przeżycia. „Później czułam, że jestem brutalnie bita.
Potem… Zostałam zgwałcona… W każdej formie… Przez nich czterech…
Potem oni poszli, a ja zostałam w tym samym miejscu, w którym byłam.
Moje ubranie było porozdzierane, a całe ciało posiniaczone”.
Reporterka, która rozmawia z ofiarą, zdaje sobie sprawę z tego, jak
wielką odwagą musiała się wykazać kobieta, żeby rozmawiać o przeżytym
koszmarze przed kamerą.
„Kiedy dotarłam do Libanu, to się okazało, że jestem w ciąży” –
Syryjka wyjawia okrutną prawdę. „Że będę miała dziecko… Wzięłam
lekarstwa, które doprowadziły do aborcji… Potem tu się osiedliłam…”.
„Dlaczego nie poprosiłaś nikogo o pomoc?”.
„Ponieważ bałam się, że nikt mi nie uwierzy… Że to rzeczywiście mi
się przytrafiło… Moją koleżankę spotkało dokładnie to samo i nikt jej nie
uwierzył… Popełniła samobójstwo”.
„Ta historia jest bardzo bolesna, ale powszechna w brutalnej
rzeczywistości wojny domowej w Syrii, gdzie gwałt stał się instrumentem
tortur” – komentuje reporterka.
„Jednego z tych, którzy mnie skrzywdzili, spotkałam tutaj, w Libanie” –
Syryjka kontynuuje wstrząsającą opowieść.
„Jednego z tych czterech?”.
„Tak, jednego z tych czterech. Zaczął mi grozić drogą esemesową.
Pisał: »Nie wychodź z domu. Nie wychodź sama. Myślisz, że jesteś
bezpieczna i możesz pomagać ludziom? Powiedzieliśmy ci, żebyś przestała,
i skrzywdziliśmy cię, ale ty nigdy nie przestałaś«. Dlatego nie wiem, co oni
jeszcze zamierzają mi zrobić…”.
„Boisz się?”.
„Po tym, co przeszłam… nie, nie boję się… Co jeszcze więcej mogą mi
zrobić? Zabić mnie? Nie obchodzi mnie to…”.
Przejmujące słowa pokazują, do jak olbrzymiej desperacji
doprowadzone są Syryjki, które wszelkimi sposobami i z użyciem
wszystkich sił muszą walczyć o przetrwanie w przeraźliwie
niesprzyjających im warunkach.
Następnie reportaż przedstawia matkę i córkę, które były seksualnie
molestowane przez dwóch mężczyzn, ojca i syna, zajmujących się
rozprowadzaniem pomocy humanitarnej dla uchodźców. Reporterka
ponownie podkreśla, jak wielką niezłomnością odznaczają się kobiety, które
publicznie opowiadając o swoich przykrych doświadczeniach, muszą
złamać obowiązujące w ich społeczności tabu.
„Pierwszy raz opowiadamy o tym przed kamerą” – matka wyznaje
cichym głosem. „To jest dla nas bardzo trudne. W naszym
społeczeństwie… Jak to ująć… Dziewczyna nie może o tych sprawach
powiedzieć nawet matce albo siostrze… Więc wyobraź sobie, że mówisz to
przed kamerą i pokazujesz się w telewizji…”.
Uchodźcy uzależnieni są od darów międzynarodowych organizacji
charytatywnych w postaci żywności i ubrań, które na miejscu
rozprowadzają między innymi właściciele lokalnych sklepów.
„Niektórzy z nich chcą zaspokoić swoje pożądanie seksualne” –
opowiada nastolatka w czarnym hidżabie zakrywającym włosy. Jej twarz
jest odkryta i bije z niej ogromny smutek. „Te dary nie są od nich. Pochodzą
z zagranicy i my mamy do nich prawo”.
Reporterka tłumaczy, że wspomniani mężczyźni mają duże wpływy
i władzę, więc wystąpienie przeciwko nim jest bardzo ryzykowne. Przed
nagraniem materiału spotkała się z Syryjkami aż siedem razy, żeby poczuły
się na tyle ufne, aby opowiedzieć o całej sytuacji.
„Konkretnie mówili tak: »Jeżeli wy nam dacie, to my damy wam«” –
matka ujawnia szczegóły haniebnego zachowania mężczyzn.
„Stoisz przy drzwiach jego biura i ten stary mężczyzna zaczyna cię
dotykać…” – wspomina rozgoryczona nastolatka. „Dotyka twoich ud,
twoich ramion… Albo łapie cię za ramię… Mam na myśli to, że po prostu
chcesz się stamtąd wydostać…”.
„Poszłyśmy tam, a on zaczął używać w stosunku do nas obscenicznego
języka” – dodaje matka. „»Lubisz…?«”. Chce przytoczyć słowa
mężczyzny, ale nie przechodzą jej przez gardło. „Nie mogę tego
powiedzieć, przysięgam. Powinni się wstydzić, że używają takiego języka
i mówią tego rodzaju rzeczy do kobiety. »Jak lubisz: twarzą w twarz czy
od tyłu?«” – oburzona powtarza słowa nachalnego mężczyzny. „Chciał cię
dotykać, łapać, całować…, zanim dał ci pudło z przysługującą pomocą. Ale
my mamy naszą godność”.
„Dlaczego nie zgłosiłyście tych incydentów?” – zapytała reporterka.
„Ja? Hmm…”. Nastolatka chwilę się zastanawia. „Czułam, że
w Libanie… Do kogo mogłabym się zwrócić? Do państwa? Ci ludzie mają
swoje powiązania, więc jeżelibyśmy zgłosiły skargę… To ja zostałabym
obwiniona, a oni by się z tego wywinęli”.
Kobiety i dziewczęta wplątane w bieg rozgrywających się wokół nich
krwawych wydarzeń zmuszone są do odnajdywania się w groźnych realiach
codziennego życia. Ofiara bestialskiego gwałtu zbiorowego, w wyniku
którego musiała usunąć ciążę, deklaruje chęć przeprowadzenia zabiegu
rekonstrukcji swojej błony dziewiczej.
„Chcę zszyć na nowo moją błonę dziewiczą, co naprawi mnie jako
dziewicę. To jest najbardziej odpowiednie dla mnie jako arabskiej
dziewczyny”.
W jej dużych, poważnych oczach odbija się całe zło i podłość tego
świata.
***
Salma nie spała całą noc. Kompletnie rozbita i zagubiona siedziała
skulona pod kuchennym stołem. W pewnym momencie w kuchni pojawił
się pogwizdujący z zadowolenia Ahmad. Dziewczynka przylgnęła mocno
do ściany, żeby jej nie zauważył. Mężczyzna wziął butelkę zimnej wody
z lodówki i wrócił do nowo poślubionej żony.
Rano Salma zupełnie nie wiedziała, co robić. Czy ma jak zwykle
przygotować śniadanie dla męża i zająć się domem? Ale przecież on już ma
nową żonę… A co, jeżeli mąż będzie chciał odesłać ją do Irbidu? Jej serce
zamarło z przerażenia.
„Nam byłoby bardzo trudno przyjąć ją z powrotem”, w jej głowie
rozległy się słowa matki. A zaraz potem rozbrzmiało zapewnienie Ahmada
złożone Amirze, że Salma nie będzie z nimi mieszkać. Co teraz ze mną
będzie? Ciałem dziewczynki wstrząsnął cichy szloch.
Usłyszała kroki Ahmada zbliżające się w stronę kuchni. Otarła łzy
i starała się cicho oddychać, żeby mąż nie zauważył jej obecności. Ku jej
zaskoczeniu został w kuchni dłużej, niż przypuszczała. Parę razy otwierał
lodówkę i szafki, żeby wyjąć z nich produkty i naczynia potrzebne do
przygotowania śniadania. Drzwiczki sprzętów kuchennych głośno stukały,
bo mężczyzna nie wiedział, gdzie co jest. Salma pierwszy raz widziała,
żeby mąż cokolwiek robił w domu.
On tymczasem nalał wody do czajniczka i postawił go na gazie. Znowu
zaczął trzaskać górnymi szafkami, szukając małych szklaneczek do herbaty.
Kiedy wreszcie je znalazł, postawił na leżącej na blacie tacy i czekał, aż
woda się zagotuje. Zaczął melodyjnie pogwizdywać, co wskazywało na
jego doskonały humor. Dziewczynka coraz bardziej się stresowała, bo
ze strachu przed mężem, którego zachowania zupełnie nie była w stanie
przewidzieć, nie mogła nawet normalnie oddychać.
Woda w czajniczku zaczęła bulgotać, więc Ahmad wyłączył gaz. Zrobił
herbatę, wziął tacę i wreszcie opuścił kuchnię. Salma złapała parę
głębszych oddechów. Jednak zaraz ponownie struchlała, bo usłyszała głos
syryjskiej piękności.
– Habibi! – Amira opuściła sypialnię i zawołała męża. – Gdzie ty
jesteś?
– Tu, tu, habibti! – podekscytowany Ahmad krzyknął z pokoju
dziennego. – Zapraszam cię na śniadanie! – W jego głosie zabrzmiała
duma.
– Oooo, przygotowałeś mi śniadanie – Amira powiedziała śpiewnie. –
Jakie to słodkie z twojej strony. – Dziewczyna czule pocałowała męża
w policzek.
– Wszystko dla mojej kochanej – odpowiedział tryskający radością
Ahmad.
Nowożeńcy usiedli za stołem i zabrali się do jedzenia. Delektując się
wspólnym posiłkiem, pieszczotliwie szczebiotali, obsypywali się
czułościami i chichotali wesoło.
Habibti, habibi, habibti, habibi… Kochana, kochany, kochana,
kochany…, co chwilę docierało do Salmy. Mocno przycisnęła dłonie do
uszu, żeby nie dochodził do niej nawet najmniejszy dźwięk.
Przez długi czas siedziała w tej samej pozycji, aż ścierpły jej nogi.
Poczuła też, że bardzo chce się jej siusiu. Oderwała ręce od głowy i przez
chwilę uważnie nasłuchiwała, próbując się zorientować, gdzie jest mąż
z drugą żoną. Jednak w mieszkaniu panowała głucha cisza.
Z trudem wyprostowała zdrętwiałe nogi i wypełzła spod stołu. Na
czworakach przeszła w stronę pokoju i ostrożnie zajrzała przez drzwi do
środka. Nikogo tam nie było. Opierając się o framugę drzwi, podniosła się
i powoli skierowała w stronę łazienki. Kiedy się upewniła, że jest pusta,
skorzystała z niej, starając się robić jak najmniej hałasu. Po wyjściu
zauważyła, że drzwi do sypialni są lekko uchylone. Spojrzała do środka
i zobaczyła ich – spali, a Ahmad swoim silnym ramieniem obejmował
Amirę. Dziewczynka z ogromnym żalem stwierdziła, że mężczyzna nigdy
nie przytulał jej w ten sposób.
Co teraz ze mną będzie?, nie mogła się uwolnić od tego zatrważającego
pytania, które raz po raz kołatało się w jej otępiałej głowie.
Znowu nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić, ale ponieważ po
długiej nieprzespanej nocy spędzonej w niedogodnych warunkach bolało ją
całe ciało, to położyła się na kanapie w pokoju dziennym. Niebawem,
wyczerpana fizycznie i psychicznie, zapadła w niespokojny sen.
– Salma. Salma.
Poczuła, że ktoś potrząsa ją za ramię.
– Czas do szkoły? – wymamrotała przez sen, bo myślała, że to mama
budzi ją w Irbidzie.
– Wstawaj szybko. – Ahmad prawie ściągnął ją z kanapy.
– Co? Co się dzieje? – Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na męża.
– Nie możesz tu spać. – Mężczyzna zerknął w stronę łazienki, skąd
dochodził szum lejącej się wody, bo Amira właśnie brała prysznic.
– To gdzie mam spać?
– Teraz nie jest czas na spanie – Ahmad odpowiedział szybko. –
Posprzątaj to. – Wskazał na stojące na stole naczynia i resztki jedzenia,
które zostały po śniadaniu.
– Ja mam to posprzątać?
– A kto?
Twoja nowa żona, pomyślała Salma, ale nie powiedziała tego głośno, bo
mąż spojrzał na nią tak groźnie, że aż ciarki przeszły jej po plecach.
Ponieważ już dobrze wiedziała, do czego jest zdolny, to bez słowa wstała
i zaczęła zbierać naczynia ze stołu.
– Habibi, przygotuję się do wyjścia! – zawołała Amira, opuszczając
łazienkę.
– Dobrze, habibti – odkrzyknął Ahmad. Włączył telewizor i cierpliwie
czekał, aż żona będzie gotowa.
Syryjka pojawiła się po godzinie w pełnym makijażu, obcisłej sukience
i butach na wysokim obcasie.
– Cudownie wyglądasz! – Olśniony mężczyzna nie mógł oderwać
od niej oczu.
– Podoba ci się? – Dziewczyna uśmiechnęła się uwodzicielsko.
– Hmmm… – Ahmad najchętniej po raz kolejny zaciągnąłby ją do
łóżka.
– Później… – Amira wyszeptała zmysłowo pełnymi, czerwonymi
ustami, doskonale wyczuwając żarliwe pożądanie mężczyzny. – Idziemy?
– Tak, tak, już… – Wyłączył telewizor i zerwał się z kanapy. – Tylko
wezmę portfel. – Ożywiony pobiegł do sypialni.
Dziewczyna omiotła wzrokiem skromny pokój i mocno sfatygowane
meble.
Musimy się stąd jak najszybciej wyprowadzić, zdecydowała od razu.
Powiem Ahmadowi, żeby zaczął szukać czegoś lepszego…
Potem przeszła do kuchni, gdzie spostrzegła Salmę, która siedziała przy
stole ze spuszczoną głową.
– Co ona tu jeszcze robi? – zapytała z niezadowoloną miną, gdy mąż
stanął obok niej.
– Sprząta. – Ahmad objął żonę w talii.
– Widzę, że siedzi, a nie sprząta – dziewczyna zauważyła z przekąsem.
– Pozmywała po śniadaniu, a po naszym wyjściu zajmie się resztą prac.
Chodź, szkoda czasu. – Pociągnął Amirę do drzwi. Nie miał zamiaru w tym
momencie zajmować się sprawą Salmy, kiedy czekały go same
przyjemności z niezwykle atrakcyjną żoną.
Gdy tylko za nowożeńcami zamknęły się drzwi, w Salmie coś pękło.
Zaczęła płakać, zawodzić, prawie wyć, jak zwierzę schwytane w śmiertelną
pułapkę.
– Nie… Nie… Nie chcę… Chcę do domu… Do szkoły… Do mamy…
– powtarzała poprzez lecące ciurkiem łzy.
Płakała i płakała, aż jej oczy stały się tak czerwone i spuchnięte, że
prawie nic nie widziała. Wykończona trudnymi do zniesienia przeżyciami
postanowiła zadzwonić do mamy i wszystko jej opowiedzieć.
Może w takiej sytuacji…, myślała, szukając swojego telefonu, bo była
tak roztrzęsiona, że zupełnie nie pamiętała, gdzie go położyła. Zawsze leżał
na jej szafce nocnej, ale teraz go tam nie było. Może mama się zgodzi
i będę mogła wrócić do domu… I do szkoły… Straciłam rok, ale przecież
mogę się jeszcze uczyć. Pilnie bym się uczyła i wszystko bym sobie
przypomniała… Powiem mamie, że teraz już dużo umiem, więc mogę jej
więcej pomagać w domu. Sprzątać, gotować, opiekować się dziećmi…
Nawet mogę zawsze prać robocze ubrania ojca… Tylko żeby pozwoliła mi
wrócić…, snuła plany, dając sobie cieniutką nitkę nadziei na wydostanie się
z beznadziejnej sytuacji, w której się znalazła.
Aparat leżał w kącie sypialni. Musiał spaść, kiedy Amira kładła swoje
rzeczy na szafce nocnej. Teraz to już była szafka drugiej żony Ahmada,
a nie Salmy. Dziewczynka podniosła aparat i drżącymi rękoma wybrała
numer mamy.
– Halo!
– Mamo… – Salma rozpłakała się w głos.
– Co znowu? – Basma miała dość kłopotów z zamężną córką.
– On… Ahmad… – łkała dziewczynka.
– Co Ahmad?
– On wziął drugą żonę! – wyrzuciła z siebie Salma.
– Co ty mówisz?! – Matka się przeraziła. – Ale na pewno?! Może ci się
tylko tak wydaje?!
– Na pewno!
– Skąd wiesz? Powiedział ci?
– Nie…
– To pewności nie masz.
– Mam.
– Dlaczego?
– Bo on ją przyprowadził do domu!!! – dziewczynka wykrzyknęła
rozpaczliwie.
Matka zamilkła przygnieciona straszliwą wiadomością. Wprawdzie zięć
sugerował jej, że zostawia Salmę tylko na jakiś czas, ale dni płynęły,
a córka nadal mieszkała w Ammanie. A teraz…
– Rozwiódł cię? – zapytała głucho.
– Nie.
– A powiedział ci coś?
– Powiedział?… Powiedział, że mam sprzątać.
– Nie wspomniał nic o rozwodzie?
– Nie.
– To w takim razie słuchaj męża i rób dokładnie to, co ci każe – matka
zaleciła twardo.
– Ale… Ja nie chcę tu być! Mamo, proszę… Pozwól mi wrócić do
domu! – Salma zaniosła się rozdzierającym płaczem. – Będę wszystko
robić… Gotować, sprzątać, prać… I jakbym poszła do szkoły, to później…
– O czym ty w ogóle mówisz?! – zdenerwowana Basma jej przerwała. –
Jaka szkoła? Jaki powrót? Jesteś mężatką, masz swój dom i tam jest twoje
miejsce!
– Tu już nie ma dla mnie miejsca! Nawet nie mam gdzie spać!
– Nie przesadzaj! Nasze mieszkanie jest niewiele większe od waszego
i jakoś mieściliśmy się w nim w siedem osób!
– Mamo, proszę, zapytaj taty, może się zgodzi, żebym wróciła… –
błagała dziewczynka.
– Ojciec cię na pewno nie przyjmie – matka stwierdziła surowo.
– To może ja sama do niego zadzwonię…
– Ani mi się waż do niego dzwonić!
– Mamo, błagam, ja tu już…
– Ani słowa! Ojcu już wystarczająco dużo przyniosłaś wstydu
i zgryzoty! – krzyknęła matka. – Skoro mąż kazał ci sprzątać, to sprzątaj!
Do widzenia. – Matka rozłączyła się, nie czekając, aż córka się pożegna.
Znikąd pomocy… Znikąd wsparcia… Znikąd ratunku… Salmie
przemknęło przez głowę, że lepiej by było, gdyby umarła razem ze swoim
dzieckiem.
Na drzwiach szafy wisiała okazała suknia ślubna Amiry, a po niej
spływał długi biały welon. Dziewczynka szybko opuściła sypialnię, bo ta
biel boleśnie kłuła ją w oczy. Wgryzała się, atakowała, raniła.
Mama wspomniała o rozwodzie. Salma nie była taka pewna, że Ahmad
jej nie oddali. Syryjka parę razy podkreśliła, że nie chce, żeby dziewczynka
z nimi mieszkała. Co ze mną będzie?, Salmę ogarnął przeraźliwy strach.
Sprzątaj, posprzątaj, sprzątaj, posprzątaj, sprzątaj…, w jej głowie
przeplatały się bezduszne słowa męża i matki. Zabrała się do swoich
codziennych obowiązków tylko po, żeby się czymś zająć, żeby rozpędzić te
myśli, pytania, dręczące, trujące.
Posprzątała cały dom, znowu nie jej dom, i zmęczona położyła się na
kanapie. Gdyby tak usnęła i już się nigdy nie obudziła…, ta myśl wydała jej
się dobrym rozwiązaniem.
Młode małżeństwo wróciło późno w nocy. Szczęśliwe i rozbawione
od razu skierowało się do sypialni. Ogarnięty nieokiełznanym pożądaniem
Ahmad rzucił się na ponętną żonę, która wyróżniała się nie tylko
zjawiskową urodą, ale też wyjątkowo seksowną figurą.
– Hmmm… Hmmm… – Gdy tylko dotknął ciała rajskiej hurysy, zaczął
wydawać z siebie lubieżne dźwięki erotycznej przyjemności.
– Achhh… Achhhh… – Amira odpowiedziała zmysłowymi
westchnieniami.
Drzwi sypialni zostały otwarte i wkrótce Salmę obudziły odgłosy
rozpustnej gry miłosnej małżonków.
– Ochhh… Ochhh… – jęczał Ahmad.
– Pieprz mnie… Głębiej… Szybciej… Mocniej… Ruchaj mnie… –
Amira sprośnym językiem doprowadzała mężczyznę na szczyty
seksualnego podniecenia.
– Achhh… Habibti…
Dziewczynka zerwała się z kanapy i pobiegła do kuchni, zamknęła
drzwi, weszła pod zdezelowany stół i mocno przyłożyła dłonie do uszu. Coś
się w niej rwało, lamentowało, torturowało. Następna nieprzespana noc.
– Salma! Salma! – Ahmad rano szukał pierwszej żony.
Gdyby miała czarodziejską lampę Aladyna, to poprosiłaby dżinna, żeby
przeniósł ją do krainy, w której dzieci zawsze są szczęśliwe.
– Salma! – Mężczyzna obszedł pokój dzienny, łazienkę i kuchnię. Pod
stół nie zajrzał.
Wrócił do sypialni, gdzie Amira właśnie się obudziła.
– Nie ma jej – stwierdził Ahmad.
– I dobrze. – Syryjka nie chciała, żeby się ktoś pętał po jej domu.
– Gdzie ona może być? – zastanawiał się mężczyzna.
– Poszła sobie. – Amira rozkosznie się przeciągnęła.
– Tylko gdzie?
– Jakie to ma znaczenie? Nie jest nam tu do niczego potrzebna.
– Mogłaby zrobić nam śniadanie.
– A mój habibi nie zrobi nam śniadania tak jak wczoraj? – Amira
uśmiechnęła się kusicielsko do męża.
– Hmmm… – Ahmad czule pocałował żonę i opuścił sypialnię.
– Salma! – wrzasnął jeszcze raz.
Przecież musi tu gdzieś być. Nie zna nikogo w Ammanie, zastanawiał
się. Chyba że sama wróciła do Irbidu. Ale jej matka wyraźnie powiedziała,
że rodzina jej nie przyjmie.
Dziewczynka, przestraszona groźnym głosem męża, wyszła spod stołu.
– Co ty wyprawiasz? – Ahmad uderzył ją w twarz rozzłoszczony jej
zachowaniem.
Salma chwyciła się za policzek, a z jej oczu poleciały duże łzy.
Mężczyzna złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie.
– Posłuchaj mnie uważnie – wycedził, zniżając głos, żeby Amira go nie
usłyszała. – Nie rycz, tylko rób to, co ci mówię. Jeśli mnie nie będziesz
słuchać, to zdechniesz z głodu. Zrozumiałaś?
Piekący policzek przypominał, że dziewczynka nie ma wyboru.
– Tak – odpowiedziała.
– Zajmuj się domem, bo to nie jest praca dla Amiry… I schodź jej
z oczu. Zapamiętasz?
– Tak.
– To teraz zrób nam śniadanie. Zaraz się dowiem, na co Amira ma
ochotę. – Poszedł do drugiej żony.
Amira siedziała na brzegu łóżka i szczotkowała swoje długie bujne
włosy. Ahmad zapatrzył się na jej krągłe, nęcące piersi, które wystawały
spod skąpej, ozdobionej frywolnym puszkiem koszulki nocnej.
– Śniadanie gotowe? – zapytała Amira, kierując w stronę męża swoje
duże, magnetyzujące oczy.
– Tak, nie… To znaczy… – Ahmad oderwał wzrok od ponętnego biustu
żony. – Znalazła się.
– Co? – Syryjka nie zrozumiała.
– No ona… Znalazła się… Przygotuje nam śniadanie. Na co masz
ochotę, habibti?
– Może… Omlet… Tak, zjadłabym omlet.
– Dobrze, już jej mówię. – Wybiegł do kuchni.
Salma, usłyszawszy zbliżające się kroki Ahmada, szybko otarła łzy.
– Dla Amiry usmaż omlet – polecił. – A dla mnie… Też może być
omlet. I daj nam te oliwki. – Wskazał na słoiczek zielonych oliwek, które
matka Salmy przywiozła dla niej z Irbidu.
– Dobrze.
Ahmad wrócił do drugiej żony, a Salma zajęła się przygotowaniem
śniadania. Postawiła na stole dwa talerze i położyła obok nich sztućce,
a następnie przyniosła omlety, podgrzany arabski chlebek, serki topione,
pokrojone pomidory i zielone oliwki.
– Habibti, śniadanie gotowe – Ahmad uroczyście zaprosił Amirę na
poranny posiłek.
Dziewczyna przeszła do pokoju i spojrzała na zastawiony stół.
– Jeszcze herbata… – powiedziała. – Nie ma herbaty.
– Tak, oczywiście.
Mężczyzna udał się do kuchni, gdzie siedziała Salma.
– Zapomniałaś o herbacie. Zrób ją szybko – rozkazał.
– Dobrze. – Salma postawiła czajniczek z wodą na gazie.
Później wzięła tacę ze szklaneczkami z herbatą i im zaniosła.
– Przynieś mi cukier – poleciła jej Amira, której spodobało się, że ktoś
ją obsługuje.
– Zostawię ją tu jako twoją służącą – Ahmad zwrócił się do Syryjki,
kiedy Salma poszła po cukier.
– Jako służącą? – Amira się zastanowiła. – Dobrze, jako służąca może
tu zostać. Tylko musi mnie słuchać.
– Oczywiście, habibti.
Po chwili dziewczynka wróciła i postawiła cukiernicę na stole. Nic nie
mówiła, tylko na chwilę, na bardzo krótką chwilę, zerknęła na Amirę.
W pamięci utkwiła jej intensywna, czerwona szminka.
Przez następne dni Salma z krwawiącym sercem obsługiwała męża
i jego drugą żonę. Małżeństwo prawie codziennie gdzieś wychodziło,
a następnie wracało w nocy, śmiejąc się głośno, aby później bez krępacji
zabawiać się rozwiąźle w sypialni. Dziewczynka przygotowała sobie
miejsce do spania pod stołem w kuchni. Nie przeszkadzała im i nie rzucała
się w oczy, kiedy jej nie potrzebowali.
Pewnego dnia Amira wpadła na pomysł, żeby urządzić w ich domu
imprezę.
– Habibi, zaprośmy do nas naszych przyjaciół – zaproponowała
Ahmadowi.
– Dobrze, jeżeli masz na to ochotę. – Mężczyzna nie odmawiał niczego
swojej drugiej żonie.
– Ja zaproszę swoje koleżanki, ty zaproś kolegów… – Amira
z szerokim uśmiechem na ustach zachęcała męża.
– Co tylko chcesz, habibti…
W dniu przyjęcia Salma od rana miała bardzo dużo pracy. Amira
dyrygowała nią i na nią pohukiwała, bo chciała pokazać swoim
przyjaciółkom, jak wspaniale się urządziła.
– Jeszcze raz umyj łazienkę. I zmień ręczniki na czyste.
– Dobrze.
– I podłogę w pokoju dziennym też umyj jeszcze raz. Widziałam kurz
w kątach.
– Dobrze.
– Przyrządź wszystkie sałatki, o które cię prosiłam. I pamiętaj
o pieczonych kurczakach. Wszystko ma być gotowe na czas.
– Dobrze. – Salma, tak jak przykazał jej Ahmad, bez szemrania
wykonywała polecenia Amiry.
Wieczorem zaczęły się schodzić jej koleżanki. Ahmada nie było jeszcze
w domu. Razem z kolegami miał się zająć kupnem trunków i napojów,
widocznie dłużej im z tym zeszło.
– Proszę, wchodźcie – wystrojona Amira witała w drzwiach swoje
przyjaciółki.
Syryjskie nastolatki wchodziły i z zaciekawieniem rozglądały się
wkoło. Wszystkie były wyzywająco ubrane i miały mocne makijaże.
– Siadajcie – Amira zapraszała je przejęta rolą gospodyni. – To
mieszkanie jest tylko przejściowe. Mój mąż… – Podkreśliła ostatnie słowo.
– Mój mąż rozgląda się już za czymś dużo lepszym. Za jakimś
nowoczesnym apartamentem w dobrej dzielnicy. Jeszcze nic
odpowiedniego nie znaleźliśmy, ale kiedy tylko coś się trafi, to od razu się
przeprowadzimy. Dlatego tutaj nie mamy nowych mebli, bo nie wiadomo,
czy będą pasować do innego mieszkania. Nie ma sensu ich tu teraz
wstawiać… Urządzimy dopiero nasz nowy apartament… Mam nawet
służącą… Salma! Podaj nam soki! – popisywała się.
– Udało ci się z tym Ahmadem! – z zadrością stwierdziła jedna
z dziewcząt.
To były te Syryjki, które po ucieczce z kraju bardzo szybko się
zorientowały, że na sprzedawaniu swoich wdzięków mogą się całkiem
nieźle urządzić w nowym miejscu. Amira była jedną z nich. Miała
piętnaście lat.
Wkrótce dotarł Ahmad z kolegami i zaczęła się huczna zabawa. Amira
włączyła muzykę i dziewczyny zatraciły się we wschodnim tańcu,
wprowadzając w zmysłowe drgania biusty, biodra i brzuchy. Rozochoceni
mężczyźni głośno klaskali i śpiewali arabskie hity. Pili wino, opowiadali
sprośne kawały i umawiali się z dziewczętami.
Amira była najlepszą i najbardziej powabną tancerką z nich wszystkich.
Kręciła krągłymi pośladkami, wyrzucała rytmicznie biodra, trzęsła
piersiami i zmysłowo falowała brzuchem. Ahmad z męską dumą wodził za
nią wzrokiem, mając świadomość, że jest już tylko jego. Tylko i wyłącznie
jego.
Głośna i wesoła zabawa trwała do białego rana. Goście się rozeszli,
zostawiając w całym mieszkaniu nieopisany bałagan. Ahmad rozkazał
Salmie, że zanim wstaną z Amirą, wszystko ma lśnić czystością. Kiedy
dziewczynka uporała się ze swoją pracą, myślała, że zemdleje
ze zmęczenia.
Około południa Salma znowu się krzątała, podając małżonkom późne
śniadanie.
– Habibi…
Usłyszała zmysłowy głos Amiry.
– Tak, habibti?
– Pamiętasz? Przed ślubem obiecałeś mi, że podarujesz mi złoto…
– Złoto?
– Tak powiedziałeś, habibi.
Ahmad wstał od stołu, poszedł do sypialni i zawołał Salmę.
– Daj mi złoty łańcuszek, przywieszkę i bransoletkę, którą dostałaś na
zaręczyny.
Dziewczynka była tak zaskoczona żądaniem męża, że nie mogła
wykrztusić słowa. Mężczyzna, nie zważając na nią, otworzył szafę i zaczął
przerzucać jej rzeczy. Bardzo szybko znalazł pudełeczko
z kosztownościami.
– Oddaj! To jest moje złoto! – zawołała Salma.
– Złoto należy do mojej żony!
– Jestem twoją żoną!
– Tak? – Ahmad spojrzał na nią z szyderczym uśmieszkiem. – To kiedy
ostatni raz z tobą spałem? – Upokorzył ją w okrutny sposób.
Salma spojrzała na męża z nienawiścią. Zabrał jej dzieciństwo. Zabrał
jej marzenia. Zabrał jej niewinność. Zabrał jej dziecko. Zabrał jej złoto.
Zabrał jej siebie.
Ahmad wyszedł z jej biżuterią, jej jedynym dobytkiem, a dziewczynka
zrozumiała jedno. Mężczyzna bezgranicznie kochał Amirę.
29 Dokument opublikowany przez Cheryl Diaz Meyer w serwisie internetowym
Vimeo, LLC.
Rozdział IX
Dwie żony
Burdele, nocne kluby, restauracje i ulice w Ammanie były pełne
syryjskich prostytutek. Chociaż oficjalnie prostytucja jest w Jordanii
nielegalna, to Syryjki nie narzekały na brak klientów, ponieważ cieszyły się
opinią ładnych i gorących kobiet. Zdarzało się, że niektóre z nich dostawały
propozycje małżeństwa; skwapliwie z tego korzystały. Wydawało im się, że
małżeństwo otwierało przed nimi szansę na porzucenie dotychczasowego
upokarzającego życia i rozpoczęcia nowego – bez zagrożeń i upodleń.
Jednak nie zawsze rzeczywistość pokrywała się z tymi wyobrażeniami.
„Cierpiałam”. Pierwsze słowo, które wypowiada Hala, dobitnie
obrazuje dramatyczne przeżycia będące jej udziałem. „Cierpiałam bardzo”.
Kobieta wygląda tak, jakby za chwilę miała się rozpłakać30.
Na początku wojny domowej Hala uciekła z Damaszku do Ammanu,
żeby utrzymać chorą matkę i syna, którzy zostali w Syrii. W swojej
ojczyźnie Hala pracowała w administracji, więc w Jordanii starała się
o równorzędne stanowisko w biurach i bankach. Jednak Hala, podobnie jak
tysiące uchodźców z Syrii, nie miała w Jordanii pozwolenia na pracę, więc
jej aplikacje odrzucili wszyscy potencjalni pracodawcy. Za radą
przyjaciółki, która znalazła sposób na utrzymanie się w nowym kraju,
zaczęła pracować w nocnych klubach jako prostytutka.
Dwudziestoczteroletnia Hala ma farbowane, długie blond włosy, duże,
ciemne oczy, ładne ciało i twarz naznaczoną ogromną udręką. To powoduje,
że wygląda na dużo starszą.
„Kiedyś miałam nadzieję, że już nigdy nie powrócę do nocnego życia”.
W jej oczach pojawiają się łzy.
Zapada długie milczenie. Później Syryjka opowiada o Palestyńczyku,
którego poznała, pracując w nocnym barze.
„Wyszliśmy dwa czy trzy razy do kawiarni i restauracji. Poznaliśmy się
trochę lepiej… Stwierdziłam, że ma uczciwe zamiary… Chciał, żebym
rzuciła pracę w nocnych klubach. Szczerze mówiąc, byłam szczęśliwa, bo
myślałam, że spotkałam dobrego człowieka. Wypełniliśmy wszystkie
potrzebne dokumenty i zawarliśmy w sądzie legalne małżeństwo.
Powiedział mi wcześniej, że jest już żonaty i ma czworo dzieci. On był
jeszcze młody, miał niewiele ponad trzydzieści lat” – podkreśla Hala.
Dalsza opowieść Syryjki pokazuje, jak szybko jej marzenia
o szczęśliwym i godnym życiu legły w gruzach.
„Wyszłam za niego, ale zaledwie po miesiącu jego zachowanie
w stosunku do mnie się zmieniło” – zwierza się z przykrością. „Zaczęła
wydzwaniać do mnie jego żona i obrzucać mnie obelgami. Miałam tego
dość. On podróżował i zostawiał mnie samą w domu. Wcześniej płacił za
moje utrzymanie, to znaczy za jedzenie, wynajem mieszkania, wodę,
i wszystkie inne należności. Ale już w drugim miesiącu musiałam zacząć
żebrać”.
Z pomocą przyszła jej koleżanka z Himsu, która poślubiła Jordańczyka
i jej sytuacja była znacznie lepsza od tej, w której znalazła się Hala.
„Jeździłam do niej, żeby coś zjeść. Mój mąż dał mi na miesiąc…
wyobraź sobie…” – kiwa ze smutkiem głową – „…zaledwie trzydzieści
dinarów”.
Syryjka opowiada, jak przez dłuższy czas musiała przetrwać na jednym
bakłażanie.
„Obierałam go, smażyłam, a później żywiłam się małymi kęsami”.
Rozgoryczenie Hali jest tym większe, że po ślubie godziła się na
wszystko, o co prosił ją współmałżonek.
„Kiedy się zaręczyliśmy, wychodziliśmy do restauracji i do nocnych
klubów, żeby się bawić. Jednak zaraz po naszej ceremonii ślubnej mąż
zażądał, żebym na głowie nosiła hidżab i założyła dżilbab31. Ze względu na
niego zrobiłam tak, jak chciał. Bez jego zgody nie wychodziłam również
z domu” – Hala opowiada o swoim małżeńskim życiu.
Syryjka za wszelką cenę chciała uniknąć powrotu do pracy jako
prostytutka.
„Kobieta może wiele znieść, aby ustrzec się przed obrzydliwym
nocnym życiem” – wyznaje brutalną prawdę.
Jednak mimo wysiłków Hali małżeństwo przetrwało zaledwie trzy
miesiące.
„Zaszłam z nim w ciążę. Pojechałam do Syrii i zrobiłam aborcję.
Gdybym utrzymała tę ciążę, to kto by wziął odpowiedzialność za dziecko?”
– pyta z goryczą.
Kobieta ma również ogromny żal do męża, że przystając na tę podróż,
wystawił jej życie na niebezpieczeństwo.
„Toczyła się tam wojna, a on pozwolił mi jechać tak, jak gdyby nic się
nie działo” – opowiada przygnębiona.
Według Hali mąż rozwiódł ją bez żadnego konkretnego powodu.
„On wykorzystał mnie tylko do małżeństwa czasowego. Mut’a32. To
wszystko. Mut’a tylko na trzy miesiące. Mut’a” – powtarza parę razy na
koniec, podkreślając tym samym, że mężczyzna ożenił się z nią na krótko
tylko i wyłącznie dla własnej, egoistycznej przyjemności.
Nikah al-muta’a, czyli małżeństwo czasowe lub małżeństwo dla
przyjemności, to związek zawierany na z góry określony czas. Uznawane
jest tylko przez szyitów, ponieważ sunnici uważają je za nielegalne
i traktują jako zawoalowaną formę prostytucji.
Syryjskie dziewczęta są „sprzedawane” do zawarcia przymusowych
małżeństw – głosi wstrząsający tytuł brytyjskiego dziennika „The Daily
Telegraph”. Jeden z przedstawicieli organizacji charytatywnych
pomagających syryjskim uchodźcom w Jordanii opisuje proceder, w którym
wykorzystywane są kilkunastoletnie dziewczynki.
„Zdaliśmy sobie sprawę, że są to mut’a, czyli małżeństwa dla
przyjemności. To fałszywe małżeństwo zawierane za pomocą odręcznie
pisanych dokumentów i nierejestrowane oficjalnie przez szajcha.
Mężczyźni przyjeżdżają z Arabii Saudyjskiej i innych krajów, żeby ożenić
się z dziewczynkami przebywającymi w obozach. Wynajmują mieszkania
na zewnątrz obozów i obiecują, że będą je utrzymywać. Następnie
uprawiają z nimi seks i rozwodzą je zaledwie po tygodniu”.
Później przedstawiciel organizacji wyjaśnia, jak mężczyźni bezlitośnie
oszukują dziewczęta.
„Weźmiemy z wami tutaj ten rodzaj ślubu, a później, kiedy pojedziemy
do Arabii Saudyjskiej, wszystko sformalizujemy” – obiecują im. „Potem
wyjeżdżają i zmieniają numer telefonu. Dużo syryjskich dziewcząt zaszło
w ten sposób w ciążę i zostało opuszczonych.
W artykule to rozpowszechnione zjawisko nazywane jest
„nieformalnym handlem”, w którym za pośrednictwem „agentów”
dziewczęta są tylko towarem służącym do zaspokajania seksualnych chuci
mężczyzn. Niekiedy małżeństwo dla przyjemności trwa jedynie kilka
godzin i jest tylko cynicznym wybiegiem używanym przez muzułmanów
dla usankcjonowania współżycia seksualnego, które w islamie poza
związkiem małżeńskim jest surowo karane.
„Mężczyźni przyjeżdżają tutaj, żeby wziąć dziewczyny jako drugie
żony. I to wszystko pod pretekstem miłosierdzia i pomocy dla nas” –
zwierza się mieszkająca w obozie dla uchodźców matka dwóch córek.
Strażnicy obozowi mówią o mężczyznach, przede wszystkim
Jordańczykach i Saudyjczykach, którzy proszą o pozwolenie na wejście na
teren obozu, żeby mogli znaleźć „miłą, młodą pannę młodą”.
Uważa się, że z powodu konfliktów zbrojnych na Bliskim Wschodzie
dziesiątki tysięcy arabskich dziewczynek – najpierw były to przybyłe do
Syrii Irakijki, a później Syryjki w ościennych państwach – stało się
ofiarami handlu seksem i wykorzystywania seksualnego. Dziewczynki
zmuszane są do prostytuowania się. Godzina seksu z nieletnią Syryjką
kosztuje około siedemdziesięciu dolarów, a jeżeli dopiero niedawno straciła
dziewictwo, to suma ta ulega podwojeniu.
Jeżeli mężczyźni zainteresowani są małżeństwem, to muszą zapłacić
kilkaset lub kilka tysięcy dolarów i więcej.
„Chcę tanią syryjską dziewczynkę” – deklarują chętni z różnych krajów
arabskich, nawet tak odległych jak Libia, oraz z państw europejskich,
przede wszystkim z Francji, którzy często zgłaszają się do pośredników.
Proces sprzedaży Syryjek zazwyczaj przebiega bardzo szybko.
Wszystko opiera się na tym, żeby mężczyzna wybrał odpowiadającą mu
dziewczynkę, a jej rodzina zaakceptowała proponowaną przez niego cenę.
Pośredniczka Dima, która nie chce podać swojego prawdziwego
imienia, wyszukuje dziecięce panny młode dla bogatych Arabów z Zatoki
Perskiej. W materiale pod przejmującym tytułem Nastoletnie syryjskie
dziewczyny sprzedawane są do zawarcia wymuszonych małżeństw, żeby
ocalić swoje rodziny33 zdradza sekrety swojej pracy.
„Wszyscy mężczyźni chcą tego samego” – wyznaje Dima. „Chcą
niebieskich lub zielonych oczu, jasnej cery i bardzo młodego wieku.
Bardzo, bardzo młodego” – podkreśla. „Tego wszyscy oczekują”.
Zainteresowani ożenkiem mężczyźni mają zazwyczaj od czterdziestu do
siedemdziesięciu lat i są gotowi zapłacić za syryjską pannę młodą
od trzystu do trzech tysięcy dolarów. Uroda Syryjek od dawna jest ceniona
w świecie arabskim przede wszystkim ze względu na ich jasną karnację
oraz wyjątkowy kolor oczu. Przed wojną domową rodzina miała możliwość
dokładnego sprawdzenia kandydata na męża i zorientowania się, jaką
przyszłość zapewni ich córce. Teraz mówią, że mają szczęście, jeżeli
małżeństwo potrwa dłużej niż kilka miesięcy, zanim mężczyzna znudzi się
żoną i odeśle ją do domu.
Dima pokazuje zainteresowanym zgromadzone w swoim telefonie
zdjęcia dziewcząt, a kiedy wyraźnie sobie tego życzą, zabiera ich do obozu
dla uchodźców, żeby osobiście dokonali selekcji kandydatek. Niektóre
wybierane dziewczynki mają zaledwie po trzynaście lat.
„Żadna matka tego nie chce” – mówi Samira, która skontaktowała się
z Dimą i przesłała jej fotografię swojej siedemnastoletniej córki. Dużo
starszy Saudyjczyk gotowy jest zapłacić za pannę młodą do trzech tysięcy
dolarów, które pozwolą całej jej rodzinie przeżyć prawie cały rok. „Ale
takie jest teraz nasze życie”.
„Jeżeli wybierze twoją córkę, to stanie się to szybko” – wyjaśnia Dima.
„Jeśli powie, że się z nią ożeni, to poproszę cię, żebyś od razu po nią
posłała. Niech ubierze się w coś ładnego, ale skromnego. Zabierze ją w tym
miesiącu, a tobie przeleje pieniądze. Niech Allah ją błogosławi”.
To nie ma nic wspólnego z poprzednimi marzeniami Samiry, która
chciała każdej ze swoich czterech córek wyprawić huczne wesele.
Uroczystość odbyłaby się na wiosnę, bo wtedy w Syrii dni są długie, ale
niezbyt gorące. Zaprosiłaby całą wioskę i upewniła się, że podano trzy
rodzaje mięsa. Jej córki pożyczyłyby tradycyjną, koronkową zasłonę swojej
cioci, a ręce ozdobiły złotymi bransoletkami. Jednak wojna, która
pochłonęła setki tysięcy istnień ludzkich, przekreśliła wszystko i Syryjka
musiała uciekać ze swojej wioski położonej niedaleko miasta Hims do
Jordanii. I walczyć o przetrwanie swoje i swojej rodziny.
Dima zdaje sobie sprawę z tego, że niewiele z aranżowanych przez nią
małżeństw przetrwa.
„Te dziewczęta mają okazję poślubić mężczyzn, którzy zaopiekują się
nimi oraz ich rodzinami” – tłumaczy Dima. „Czy to nie lepsze niż życie
w pyle pustynnego obozu dla uchodźców lub śmierć w Syrii? Aranżując te
małżeństwa, pomagam im”.
Pośredniczka bierze dziesięć procent od sumy, którą mężczyzna
przekazuje rodzinie panny młodej.
„Nie mam kontroli nad tym, czy te małżeństwa przetrwają. Ja jestem
tylko swatką” – przekonuje.
W kawiarni usytuowanej w jednej z bardziej ekskluzywnych dzielnic
Ammanu spotyka się z dwoma kuzynami i przyjacielem rodziny
Saudyjczyka poszukującego syryjskiej żony. Mężczyźni przeglądają
posiadane przez nią zdjęcia i zadają parę pytań dotyczących kandydatek.
Niektóre z nich od razu odpadają, ale córka Samiry została wybrana do
dalszej selekcji. Saudyjczycy mówią, że ich ostateczną decyzję przekażą
swatce następnego dnia.
Nazajutrz Samira odbiera telefon od Dimy, która informuje ją, że
Saudyjczycy wybrali inną dziewczynę. Jej siedemnastoletnia córka została
odrzucona jako „za stara”.
„In sza Allah znajdę innego męża dla twojej córki” – swatka pociesza
matkę. „Jeżeli cię to interesuje, to są też Jordańczycy, którzy poszukują
żon” – dodaje na koniec.
Matki, ojcowie, a nawet mężowie sprzedają podległe im dziewczyny
i kobiety, skazując je tym samym na ciągłe upokorzenie i cierpienie.
„Wejdź, będziesz się dobrze bawić” – zachęca dziewiętnastoletnia
Nadia w białej chustce na głowie przed jednym z tysięcy plastikowych
namiotów rozstawionych w jordańskim w obozie dla uchodźców.
Obok siedzi jej ojciec, który w milczeniu obserwuje starania córki
o klientów. Nadia oferuje swoje ciało za siedem dolarów i w ciągu dnia
przyjmuje około dziesięciu mężczyzn.
Arabska gazeta „Gulf News” opisuje, jak Syryjczycy handlują swoimi
kobietami, żeby zapewnić sobie i rodzinom przetrwanie.
„Możesz ją mieć cały dzień za siedemdziesiąt dolarów” – młody, dobrze
ostrzyżony, wytatuowany Syryjczyk proponuje seks ze swoją żoną. „Nigdy
nie wyobrażałem sobie, że będę sprzedawać swoją własną żonę, ale muszę
wysyłać swoim rodzicom i teściom około dwustu dolarów miesięcznie” –
tłumaczy, jakby to mogło usprawiedliwić jego nikczemne zachowanie.
Mieszkańcy obozu narzekają, że nieoświetlone toalety zamieniają się
w burdel, a pracownicy organizacji charytatywnych twierdzą, że duża
liczba dzieci rodzi się bez możliwości wskazania ojca w oficjalnych
dokumentach, czego przyczyny również upatrują w szerzącej się
prostytucji. Jeden z dozorców obozowych wskazuje też na zjawisko
całkowitej sprzedaży dziewcząt.
„Mój sąsiad sprzedał swoją córkę Saudyjczykowi w swoim wieku za
dwa tysiące dolarów” – wyznaje szczerze.
Niektóre kobiety same zostają prostytutkami, przede wszystkim po to,
żeby wesprzeć pozbawione wszelkiego dochodu rodziny w Syrii.
„Moi rodzice są chorzy i nie mogą pracować. Jestem najstarsza
z siedmiorga rodzeństwa” – opowiada Sammar, zielonooka, szczupła
brunetka z Damaszku. Razem z czterema koleżankami spaceruje po ulicach
Irbidu, żeby złapać klientów, którymi mogą być zarówno chodzący pieszo
nastolatkowie, jak i podjeżdżający luksusowymi samochodami bogacze
z krajów Zatoki Perskiej.
„To niebezpieczne zajęcie” – przyznaje Sammar. „Ryzykuję swoje
życie, ale co mogę zrobić?”.
W Syrii zwolniono ją z pracy w sklepie odzieżowym z powodu coraz
gorzej prosperującego biznesu, więc przyjechała do Jordanii, bo myślała, że
tutaj będzie miała większe możliwości znalezienia odpowiedniego źródła
zarobkowania. Jednak jej wysiłki zatrudnienia się jako kelnerka,
recepcjonistka hotelowa, operatorka telefoniczna spełzły na niczym.
Następną ofiarą jest osiemnastoletnia Syryjka z Himsu, którą ojciec
niedługo po przybyciu do obozu dla uchodźców sprzedał Jordańczykowi za
tysiąc dolarów. Następnie mężczyzna przekazał ją do burdelu, w którym
pracuje z dwudziestoma innymi kobietami.
Rodzice osiemnastolatki wrócili do Syrii, więc zmuszana do prostytucji
dziewczyna nawet nie ma kogo prosić o pomoc. Jej mąż nie ma żadnych
skrupułów, że wysyła swoją żonę do tak upadlającej pracy.
„Nie mam nic do stracenia” – mówi z uśmiechem. „W końcu ją
rozwiodę i będzie musiała wrócić do domu”.
***
Amira po arabsku znaczy „księżniczka”. Druga żona w pierwszych
tygodniach małżeństwa niewątpliwie była traktowana przez Ahmada jak
księżniczka.
Kiedy mężczyzna zabrał Salmie jej kosztowności, to od razu pobiegł do
Amiry szczęśliwy, że może wywiązać się z danych jej przed ślubem
obietnic.
– Proszę, kochana. – Wyciągnął w jej stronę złoty łańcuszek
z przywieszką.
– Piękny. – Amirze rozbłysły oczy, gdy wzięła go do ręki. – Pomożesz
mi go założyć?
– Oczywiście, habibti. – Ahmad zapiął łańcuszek na szyi Syryjki.
– Dziękuję. – Dziewczyna przyłożyła dłoń do ozdoby.
– Mam jeszcze dla ciebie bransoletkę. – Mężczyzna z zadowoleniem
wyjął z pudełeczka następne złote cacko.
– Dziękuję, habibi. – Spojrzała na iskrzące się złoto.
– Daj mi rękę, to ci ją założę – zaoferował Ahmad.
– Z wielką przyjemnością. – Amira uśmiechnęła się zalotnie.
Mężczyzna zapiął świecidełko na nadgarstku żony, a potem go czule
ucałował.
– Kochany… – dziewczyna szepnęła zmysłowo.
Małżeństwo zaczęło się namiętnie całować. Wtedy pojawiła się Salma,
która zebrawszy się na odwagę, przybiegła, żeby wykrzyczeć mężowi, że
natychmiast ma oddać jej własność. Kiedy jednak zobaczyła pogrążoną
w gorącym pocałunku parę, natychmiast się wycofała, bo jawne pieszczoty
męża i jego drugiej żony jeszcze głębiej ją zraniły. Po raz kolejny
przekonała się, że w tym domu jest nikim. Mąż absolutnie nie liczył się
z jej uczuciami, a jedyne, czego od niej wymagał, to żeby służyła jemu
i jego nowej żonie oraz bezszelestnie wykonywała wszystkie ich polecenia.
Przez następne dni Amira była wyjątkowo miła dla Ahmada. Zaczęła
mu nawet parzyć kawę, co mężczyzna przyjął z ogromną radością.
– Nareszcie w domu mogę się napić takiej kawy, jaką najbardziej lubię
– powtarzał za każdym razem, kiedy Syryjka stawiała przed nim filiżankę
z aromatycznym, czarnym napojem.
Sprawiało to Salmie ogromną przykrość. W ogóle cała ta małżeńska
sielanka, która rozgrywała się na jej oczach, rozdzierała jej serce i duszę.
Z kłującą zazdrością patrzyła, jak mężczyzna adoruje Amirę, obdarza ją
pieszczotami i spełnia wszystkie jej zachcianki. Przez targające nią silne
emocje nie mogła spać i czasem długo rozmyślała, leżąc na swoim
prowizorycznym posłaniu pod zdezelowanym kuchennym stołem.
To może dlatego Hafsa i Rania tak bardzo zazdrościły mi tego, że
wychodzę za mąż?, zastanawiała się. Bo może właśnie tak sobie
wyobrażały małżeństwo? Mówiły, że Ahmad nie dość, że jest przystojny, to
wygląda na miłego, więc przypuszczały, że potrafi odpowiednio zająć się
żoną. Tylko że to nie byłam ja…, znowu poczuła ból w dole brzucha.
Zdarzało jej się to w momentach silnego napięcia nerwowego. Ostatnio
coraz częściej, bo dziewczynka na własne oczy widziała, co to znaczy mieć
przy sobie troskliwego, czułego i silnego męża. Ahmad dbał o Amirę, lubił
z nią przebywać, często ją gdzieś zabierał, a potem razem wracali, śmiali
się, kochali… Salma zrozumiała, jak wiele może dać kobiecie miłość
mężczyzny. Gdzieś w głębi duszy zaczęła czuć w sobie tę kobietę, którą
jeszcze do końca nie była, a może już była, bo przecież i mąż, i łóżko,
i dziecko…
Pewnego późnego popołudnia, kiedy Ahmad z Amirą oglądali telewizję,
rozległ się dzwonek jego telefonu. Mężczyzna spojrzał na ekran.
– Wyjdź do sypialni – polecił drugiej żonie.
Zawsze tak robił, gdy dzwonili do niego rodzice lub brat. Tym razem to
był ojciec. Amira bez słowa posłuchała męża. Ahmad odebrał telefon.
– Halo!
– Dzień dobry, synu.
– Dzień dobry, tato.
– Co u was słychać?
– Wszystko w porządku.
– Jak się czuje Salma?
– Dziękuję, dobrze. – Ahmad potrafił kłamać jak z nut.
Nie powiedział rodzinie, że wziął drugą żonę, bo nie chciał w tym
momencie komplikować sobie życia. Wiedział, że zaczęliby o nią
wypytywać i mieliby żal, że nie zaprosił ich na ceremonię ślubną. Poza tym
nikt w jego bliższej i dalszej rodzinie nie miał dwóch żon, więc
z pewnością nie byliby z tego faktu zadowoleni.
– Mam dla ciebie świetną wiadomość! – Abu Zaid powiedział
z entuzjazmem.
– Naprawdę? – Ahmad nie miał pojęcia, co ojciec może mieć na myśli.
– Znalazłem dla ciebie bardzo dobrą pracę!
– Pracę? – mężczyzna powtórzył nieco zdziwiony.
– Tak! Przecież rozmawialiśmy kiedyś o tym, że przydałoby ci się
jakieś dodatkowe zajęcie, pamiętasz?
– Tak…
– A to jest praca, która jest bardzo dobrze płatna, więc nie musiałbyś
szukać niczego dodatkowego. Po tym wszystkim, co się stało… Lepiej,
żebyś nie zostawiał Salmy samej na bardzo długo…
– Co to za praca? – Ahmad zapytał z grzeczności, choć wcale nie miał
zamiaru się jej podejmować.
– Taka jak twoja… W sklepie… Tylko że to jest duży skład ze sprzętem
elektronicznym, więc wynagrodzenie jest dużo wyższe. Teraz masz swój
dom, żonę… Poręczyłem za ciebie – oświadczył ojciec, który wierzył, że
syn wreszcie prowadzi ustabilizowany tryb życia.
– Dobrze, zastanowię się – obiecał Ahmad.
– Tu nie ma co się zastanawiać – Abu Zaid stwierdził twardo. – Masz
rodzinę, to musisz o nią dbać. Rozumiesz?
– Tak, tato.
– To zorientuj się, jakie u ciebie w pracy są warunki wypowiedzenia,
i jak najszybciej daj mi znać, kiedy możesz zacząć.
– Dobrze, tato – zgodził się Ahmad, myśląc, że później znajdzie jakąś
wymówkę, żeby się wykręcić od propozycji ojca.
– To czekam na telefon. Tylko szybko, żeby nie przeszło ci to koło nosa
– ojciec zaznaczył z naciskiem.
– Zadzwonię w ciągu najbliższych dni.
– To czekam. Do usłyszenia.
– Do widzenia.
Ahmad nie pracował, tylko używał życia z Amirą. Żył z dnia na dzień,
zapożyczając się lub chwytając jakieś okazje, które pozwalały mu dobrze
się bawić przez następny krótki czas. Znał szemrane towarzystwo i czasami
wyświadczał komuś jakąś przysługę za odpowiednią opłatą. Coś gdzieś
przewiózł, kogoś z kimś skontaktował…
– Kto dzwonił? – Amira wróciła do pokoju.
– Ojciec.
– Słyszałam, że mówiłeś o jakiejś pracy.
– Podsłuchiwałaś? – Mężczyzna podejrzliwie spojrzał na żonę.
– Nie! – żachnęła się. – Tak tylko… Przypadkowo… Musiałam iść do
łazienki.
– Aha…
– To co z tą pracą?
– Nic ważnego.
– Powiedz, proszę… – Amira przytuliła się do męża.
– Ojciec coś dla mnie znalazł…
– Masz na myśli pracę?
– Hmm…
– A co to za praca?
– W sklepie elektronicznym.
– To ciekawa… A ile byś zarabiał?
– Nie wiem…
– To nie zapytałeś nawet o pensję? – Amira się zdziwiła.
– Nie wiem, czy mnie to interesuje…
– A może jednak, habibi… – Syryjka pocałowała męża w policzek. –
Może jednak byś się tym zainteresował… Dowiedział się, jakie miałbyś
zarobki…
– Ojciec mówił, że dość wysokie.
– To może warto zastanowić się nad tą pracą, kochany… – Amira czule
obdarowywała Ahmada pocałunkami. – Wspominałam ci już, że
wolałabym się stąd przeprowadzić. Sam wiesz, że to nie jest najlepsza
dzielnica.
– No nie wiem… – Ahmad zastanowił się, bo w tym momencie musiał
przyznać, że Amira miała rację. Mężczyzna sam nie lubił ubogiego
mieszkania i kiepskiej okolicy.
– Pomyśl o tym… Bardzo proszę, habibi… – Syryjka przymilała się jak
kotka. – Pomyślisz, prawda? – zapytała zmysłowym głosem.
Mężczyzna spojrzał w jej duże, zniewalające oczy.
– Dobrze, zastanowię się nad tym.
– Dziękuję, habibi! – Amira obdarzyła go licznymi czułościami. –
Bardzo dziękuję, kochany…
Przez następne dni i noce, dużo bardziej noce, Syryjka przekonywała
męża, żeby podjął intratną pracę, co pozwoli im na przeprowadzkę do
lepszego mieszkania. Roztaczała przed nim niekończące się wizje, jak to
będzie wspaniale mieszkać w nowym, urządzonym przez nią mieszkaniu.
I jacy tam będą szczęśliwi.
– Jeśli podejmę stałą pracę, to będziemy się krócej widywać… –
Ahmad zauważył przy jednych ze wspólnych długich śniadań z drugą żoną.
– Będę czekać – Amira zapewniła gorąco. – A kiedy się stęsknię…
Kiedy tak bardzo się stęsknię… – Położyła mu dłoń na kroczu i od razu
poczuła jego nabrzmiałą męskość.
Salma, podając małżeństwu posiłki, obserwowała żarliwe starania
Syryjki o to, żeby Ahmad poszedł do pracy i zmienił mieszkanie. Widziała,
że nieustające wysiłki Amiry w tym kierunku przynoszą wymierne
rezultaty, bo słyszała, jak mężczyzna skontaktował się z ojcem i wypytywał
go dokładnie o pensję i inne szczegóły oferty.
Poniżenie i żal jak dwa niebezpieczne węże oplotły dziewczynkę
w bolesnym uścisku, potęgując jej codzienne cierpienie do granic
wytrzymałości.
Gdyby Ahmad… Gdyby mój mąż… Gdyby tak mnie traktował jak
Amirę… Zajmował się mną… Nie szczędził czułości… Zabierał na
spacery… Albo do restauracji… Spełniał moje życzenia… To wtedy…
Może wtedy… Byłabym szczęśliwa…, przebiegało jej przez głowę, kiedy
prała, prasowała, gotowała, zmywała, sprzątała i obsługiwała małżeństwo.
I gdybym go tak bardzo poprosiła… Tak bardzo mocno… To może
pozwoliłby mi wrócić do szkoły… Dziewczynka wciąż tęskniła za
szkolnym dzwonkiem i koleżankami z klasy.
Osamotniona i ogarnięta dojmującą rozpaczą zadzwoniła do domu
rodzinnego, żeby porozmawiać z Halą. Odnosiła wrażenie, że tylko
młodsza siostrzyczka naprawdę ją kocha i przeżywa to, że jej przy niej nie
ma.
Ze starszymi siostrami rozmawiała sporadycznie, ale bardzo szybko
zorientowała się, że nic nie wiedzą o drugiej żonie Ahmada. Sama nie
chciała o tym mówić, bo napawało ją to upokorzeniem i wstydem. Matka
powiedziała o tym mężowi, ale przed córkami trzymała wiadomość
w tajemnicy. Nie podjęła również tego tematu z teściami Salmy, bo nie
miała zamiaru rozjątrzać i tak już napiętej sytuacji między rodzinami.
Dopóki Salma siedziała w Ammanie na utrzymaniu Ahmada, matka nie
chciała wywoływać wilka z lasu.
Salma zamieniła parę zdawkowych słów z Ranią, którą następnie
poprosiła, żeby dała telefon Hali.
– Halo! – zabrzmiał słodki głos siostrzyczki.
– Cześć, słoneczko.
– Cześć.
– Co u ciebie słychać?
– Wszystko dobrze.
– Co dzisiaj robiłaś?
– Bawiłam się z Fatimą.
– Ty byłaś u niej czy ona przyszła do ciebie?
– Ja do niej poszłam. Wolę bawić się u niej w domu.
– Dlaczego?
– Bo u nas Haszim zawsze nam przeszkadza – poskarżyła się
dziewczynka.
– A co on takiego robi?
– Kiedy budujemy wieżę albo domki z klocków, to zawsze nam je
burzy… Czasem nawet nie możemy nic zbudować, bo cały czas jest z nami
i nam wszystko rozwala.
– To bardzo nieładnie.
– Dlatego wolę wziąć klocki i iść się bawić do Fatimy.
– Ona nie ma młodszego rodzeństwa?
– Nie.
– Co jeszcze razem robicie?
– Bawimy się lalkami. Ona ma bardzo ładne lalki. I parę ubranek dla
nich. Jej ciocia je dla niej uszyła. A w Ammanie są ładne lalki? – zapytała
Hala.
– Lalki… W Ammanie… – Salma zamilkła na dłuższą chwilę, bo nie
wiedziała, co jest w Ammanie. Siedziała w domu, służąc bez przerwy
Ahmadowi i jego żonie.
– Halo! – zawołała Hala.
– Tak, słoneczko.
– Chciałabym też mieć taką ładną lalkę, jak ma Fatima… – Hala
wyraziła swoje życzenie.
– W takim razie… Jeśli zobaczę gdzieś ładną lalkę, to ci ją kupię. –
Salma nic innego nie mogła w tym momencie powiedzieć.
– Naprawdę?! – dziewczynka wykrzyknęła zachwycona obietnicą
siostry.
– Tak… – potwierdziła Salma, chociaż nie bardzo wiedziała, jak to
zrobi. – Jak chcesz, żeby ta lalka wyglądała?
– Ma mieć długie, proste, ciemne włosy… – Hala wyliczała
z zaangażowaniem. – Ale takie bardzo długie…
– Jak długie?
– Takie… – Hala zniżyła głos. – Za pupę. – Zachichotała radośnie.
– Dobrze. I co jeszcze?
– Na głowie ma nosić przepaskę z kokardką… Niebieską kokardką.
I musi być ubrana w białą sukienkę ozdobioną w talii niebieską dużą
kokardą – Salma opisywała szczegółowo. – A na dole ta sukienka ma mieć
trzy duże falbany.
– Chyba tak wygląda lalka Fatimy? – domyśliła się Salma.
– Tak. Skąd wiesz?
– Tak sobie wiem – odpowiedziała Salma, bo rozmowa z siostrzyczką
nieco ją rozluźniła.
– A o bucikach też wiesz?
– Nie, o bucikach nie wiem.
– Buciki też mają być niebieskie i na obcasach.
– Dobrze, jeśli tylko zobaczę taką lalkę, to ci ją… – Nie zdążyła
dokończyć, bo rozległo się głośne wołanie Amiry.
– Salma! Salma!
– Kto to jest? – Hala spytała z zaciekawieniem.
– To? To jest… – Salma się zmieszała. – Moja koleżanka.
– Koleżanka? – zdziwiła się Hala. – Nie mówiłaś mi, że masz tam
koleżanki.
Jak wytłumaczyć małej dziewczynce świat. Świat okrutny, bałamutny,
przesmutny.
– Bo… Bo to jest moja nowa koleżanka.
– Salma! Gdzie ty jesteś?! Salma! – darła się Amira.
– A dlaczego ona tak krzyczy?
– Krzyczy?
– Tak. Dlaczego?
– Bo… Bo zostawiłam ją samą. Wiesz, słoneczko, muszę kończyć.
– Pamiętaj o lalce.
– Na pewno będę pamiętać. Całuski dla Ciebie.
– Dla ciebie też.
– Do widzenia, słoneczko.
– Pa, pa.
Ledwo Salma się rozłączyła, do kuchni wpadła Amira.
– Wołam cię i wołam! – wrzasnęła zła jak osa. – A ty nie przychodzisz!
– Rozmawiałam z siostrą przez telefon – tłumaczyła się Amira.
– Kiedy masz pracę, to nie wolno ci z nikim rozmawiać, zrozumiałaś?!
Jeśli to się jeszcze raz powtórzy, to zabronię ci w ogóle korzystać
z telefonu! – zagroziła Amira. – A teraz chodź mi uprasować sukienkę, bo
wieczorem wychodzimy z Ahmadem.
Dziewczynka posłusznie poszła za Amirą i zabrała się do swoich
codziennych obowiązków.
Wkrótce potem do Ahmada zadzwonił jego brat. Mężczyzna, jak
zwykle, zanim odebrał, wysłał Amirę do sypialni.
– Halo!
– Dzień dobry.
– Dzień dobry.
– Słyszałem, że ojciec załatwił ci niezłą robotę.
– Tak, to prawda.
– I co? Zamierzasz zmienić pracę?
– Pewnie tak…
– To gratuluję.
– Dziękuję.
– Dzwonię, bo chcemy was z Fadwą i dziećmi odwiedzić. Już
od jakiegoś czasu jesteście na swoim, a my jeszcze u was nie byliśmy.
– Zapraszamy. – Ahmad nie mógł odmówić bratu.
– Przyszlibyśmy wcześniej, ale po tym, co was spotkało… Przykro mi.
– My też to bardzo przeżyliśmy.
– Nie martw się. – Zaid chciał pocieszyć brata. – Salma jest taka
młodziutka, jeszcze doczekacie się gromadki dzieci.
– In sza Allah.
– In sza Allah. A jak teraz czuje się Salma?
– Dziękuję, całkiem dobrze.
– Bo Fadwa mówiła, że trzeba dać jej trochę czasu… Szczególnie że
przyjdziemy do was z dziećmi… I dlatego zwlekaliśmy z wizytą.
– Dziękuję za troskę.
– Ale jeśli, jak mówisz, wszystko jest już w porządku, to może
w najbliższy piątek? Odpowiada ci?
– Tak, zapraszamy.
– To jesteśmy umówieni. Rodziców oczywiście też zaprosisz?
– Oczywiście.
– To świetnie. W takim razie do zobaczenia w piątek.
– Do zobaczenia.
Ahmad odłożył telefon na stolik i zaczął się zastanawiać, jak najlepiej
rozwiązać całą sytuację. Z bratem nie był w bliskich relacjach, więc
wiedział, że ta jedna wizyta starczy na długo. Tylko musi coś w piątek
zrobić z Amirą… A Salmie kategorycznie zakazać mówienia o tym, co się
dzieje w domu…
Do pokoju zajrzała druga żona.
– Kto to był?
– Mój brat.
– Aha… – Syryjka usiadła na kanapie.
– Chce mnie odwiedzić z rodziną.
– Kiedy?
– W najbliższy piątek. Rodziców też muszę zaprosić.
– I co teraz? – Amira spojrzała na męża.
– Musisz na ten czas gdzieś wyjść z domu. I przeczekać.
– Dobrze, habibi – zgodziła się Syryjka, chociaż nie bardzo jej to
odpowiadało. Mimo to nie chciała się kłócić z mężem, miała jedynie
nadzieję, że kiedyś nadejdzie odpowiedni moment i zostanie przedstawiona
jego rodzinie.
– Spakujesz wszystkie swoje rzeczy do torby i włożysz ją pod łóżko.
Nie mogą się zorientować, że tu mieszkasz.
– Zrobię, jak chcesz, habibi – odpowiedziała Syryjka, ale jej mina
wskazywała na to, że nie jest zachwycona takim obrotem sytuacji.
Ahmad od razu wyczuł niezadowolenie żony.
– Za to mam dla ciebie dobrą wiadomość – powiedział, żeby jakoś ją
udobruchać.
– Tak, jaką?
– Od przyszłego miesiąca zaczynam pracę.
– Naprawdę?! – Twarz Amiry od razu się rozjaśniła. – To cudownie!
– Chciałem ci to powiedzieć dzisiaj w restauracji, ale… W piątek dam
ci jakieś pieniądze na zakupy – zadeklarował Ahmad.
– Dziękuję, habibi! – Syryjka zasypała męża gorącymi pocałunkami.
– Ubieraj się, musimy to uczcić. – Ahmad uśmiechnął się zadowolony,
że wszystko wróciło do normy.
– Już idę. – Amira namiętnie pocałowała męża i pobiegła do sypialni,
żeby przygotować się do wyjścia.
W czwartek mężczyzna zrobił duże zakupy i po przyniesieniu ich do
domu usiadł przy kuchennym stole. Krzątająca się jak zwykle przy
garnkach Salma spojrzała na niego zdziwiona, ponieważ mąż od momentu
pojawienia się Amiry nigdy nie zostawał z nią na dłużej sam na sam.
– W piątek będziemy mieli gości – oznajmił.
Salma sądziła, że to będzie towarzyskie party podobne do
poprzedniego.
– To co mam zrobić? – zapytała.
– Przygotuj obiad.
– Obiad czy kolację?
– Obiad. Przyjdą rodzice i brat z rodziną.
Dziewczynka zastygła z łyżką w ręku.
– A co… z nią?
– Amira wyjdzie… A ty… – Ahmad wstał, zbliżył się do Salmy
i groźnie spojrzał na nią z góry. – Ani mi się waż pisnąć chociaż jedno
słówko, że ona tu jest. Zrozumiałaś?
Ze zdumienia dziewczynka nie mogła wykrztusić słowa.
– Zrozumiałaś?! – wrzasnął i zamachnął się tak, jakby miał zamiar ją
zbić.
– Tak…
– Bo inaczej wylądujesz na ulicy! – Ahmad wierzchem dłoni uderzył ją
w twarz i opuścił kuchnię.
W piątek od rana w domu panowała gorączkowa atmosfera. Salma
zwijała się jak w ukropie, żeby zdążyć na czas z obiadem dla tylu osób, zaś
między Ahmadem a jego drugą żoną wywiązała się krótka sprzeczka na
temat jej ubioru.
– Musisz to założyć. – Ahmad podał Amirze ciemnogranatowy dżilbab
i chustę w takim samym kolorze, które kupił dla niej poprzedniego dnia.
– Ale przecież ja się tak nie ubieram! – zaoponowała Amira.
– To dzisiaj się ubierzesz.
– Nie lubię takich ubrań.
– Nie pozwolę ci paradować w centrum handlowym przez pół dnia
w mini!
– Nie w mini, tylko w sukience za kolana. – Wyciągnęła z szafy
kwiecistą sukienkę, która podkreślała jej talię i uwypuklała biust.
– W niej też nie pójdziesz – Ahmad powiedział stanowczo. – Ma za
duży dekolt.
– Ale…
– Nie dyskutuj, tylko zakładaj, co ci mówię, i idź już! – Ahmad się
zirytował.
Syryjce zrobiło się bardzo niemiło, ale wiedziała, że to nie jest czas na
dalszą kłótnię.
– Dobrze, ubiorę się tak, jak chcesz. Kiedy mam wrócić?
– Jak wyjdą… Zadzwonię do ciebie.
– Habibi… Powiedziałeś, że dasz mi pieniądze na jakieś zakupy…
– Tak, tak… – Ahmad wyjął z kieszeni rzuconych niedbale spodni
portfel i dał Syryjce parę banknotów.
– Dziękuję, habibi. – Amira mocno pocałowała męża. – Tylko… Jak to
ma tak długo trwać… Muszę też coś zjeść…
Mężczyzna dorzucił jeszcze jeden banknot.
– Ubierz się szybko i już wyjdź.
– Dobrze, kochany. – Syryjka schowała pieniądze do torebki.
Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi, Ahmad przyszedł do kuchni.
– Pamiętaj, ani słóweczka… – przypomniał Salmie. – I masz
zachowywać się jak żona… Połóż parę rzeczy w sypialni… I sprzątnij to…
– Wskazał na prowizoryczne posłanie pod zdezelowanym stołem.
Wizyta rodziny upłynęła w całkiem przyjemnej atmosferze. Salma
robiła, co mogła, żeby wszystkim dogodzić, a Fadwa jej pomagała. Ojciec
był niezwykle zadowolony, że syn podejmie pracę we wskazanym przez
niego miejscu, i rozmawiał z nim nad wyraz życzliwie. Ahmad chciał
pokazać rodzinie, jakim jest dobrym mężem, więc odnosił się do żony
z dużą dozą serdeczności. Kiedy siedzieli obok siebie podczas obiadu,
dorzucał jej na talerz co lepsze kąski i serdecznie się do niej uśmiechał.
Przez moment Salma poczuła się jak prawowita żona, która jest szanowana
przez męża i rodzinę. Nie jak pomiatana przez wszystkich służąca.
Kiedy po długich pożegnaniach goście wreszcie wyszli, Ahmad
odetchnął z ulgą. Zadzwonił do Amiry, że może już wrócić, a sam wypadł
po parę butelek wina. Musiał jakoś odreagować ten ciężki dla niego dzień.
– Usuń swoje rzeczy z sypialni! – krzyknął do Salmy, zanim wybiegł
z domu.
Dziewczynka poszła do sypialni, która przez krótką chwilę znowu była
jej, a nie Amiry. Była tak wykończona, że położyła się na łóżku i zamknęła
oczy. Ciepła atmosfera rodzinnego obiadu sprawiła, że przypomniała sobie
dzień swoich zaręczyn.
W imię Boga Miłosiernego i Litościwego!, zabrzmiały jej w głowie
słowa Koranu recytowanego przy tej okazji.
Łzy żalu spłynęły jej po policzkach. Napawała się normalnym,
wygodnym łóżkiem. Przypominała sobie, jak to jest, kiedy się na nim śpi.
– Wynoś się stąd! Nie wolno ci tu leżeć! – Amira, która po godzinie
wróciła do domu, złapała ją za włosy i na siłę ściągnęła z łóżka.
Dziewczynka z impetem upadła na podłogę.
– Wynocha stąd! – darła się Amira. – Nie masz prawa tu przebywać!
W imię Boga…
– A właśnie że mam prawo! – Dziewczynka, która dopiero co siedziała
z całą rodziną Ahmada przy stole, pierwszy raz odważyła się przeciwstawić
Amirze. – To ja jestem prawdziwą żoną! A ty nie! Ty jesteś… – Chciała
powiedzieć nikim, ale nie zdążyła, bo w drzwiach sypialni stanął Ahmad.
– Co się tu dzieje? – ryknął.
– Ona mówi, że jest twoją żoną! – Amira cały czas trwała
w przekonaniu, że Salma jest ubogą krewną jej męża.
– Coś jej się w głowie pomieszało – stwierdził mężczyzna, bo chciał
odpocząć, a nie wdawać się w wyjaśnianie sytuacji i niepotrzebne spory.
– Znikaj stąd! – wrzasnął w stronę Salmy. – Natychmiast!
Dziewczynka z trudem wstała, łapiąc się za stłuczony, obolały bok,
i opuściła sypialnię.
– Pokaż mi, co kupiłaś. – Ahmad spojrzał na stojące na podłodze liczne
torby, żeby odwrócić uwagę Amiry od tematu.
– Buty, sukienki, bieliznę…
– To zaraz mi to wszystko zaprezentujesz. – Ahmad wyciągnął butelkę
wina. – Zobacz, co mam…
– Moje ulubione… – Syryjka uśmiechnęła się kusząco.
– Pokaż, jaką bieliznę kupiłaś… – Mężczyzna zamknął drzwi sypialni.
Następnego dnia rano Amira przyszła do kuchni i zajrzała pod stół.
– Do nowego mieszkania ty z nami na pewno nie pójdziesz – Amira
syknęła prosto w twarz Salmy.
Czas, który pozostał do rozpoczęcia pracy, Ahmad spędził na hucznych
zabawach z drugą żoną. Na poczet przyszłego wynagrodzenia zapożyczał
się na lewo i prawo, żeby móc co noc szaleć z Amirą. Wydawał pieniądze,
których jeszcze nie zarobił.
Później zaczął pracować i musiał przestawić się na zupełnie inny tryb
życia. Ciężko mu było wstawać rano i przyzwyczajać się do nowych
obowiązków. Amira, która nadal marzyła o nowym apartamencie,
wynagradzała mu ten trud, wynosząc go nocami na szczyty erotycznych
rozkoszy.
Pewnego dnia Ahmad już od progu wykrzyknął radośnie:
– Przeprowadzamy się!
Przerażona Salma wybiegła z kuchni.
– A ja?! Co ze mną?! – zawołała, bo straszne pytanie, które czaiło się
gdzieś w kącie codziennych zajęć, teraz znowu pojawiło się czarną trwogą.
Jednak małżeństwo nie zwracało na nią najmniejszej uwagi.
Przeszczęśliwa Amira zaciągnęła Ahmada do sypialni, skąd po chwili
zaczęły dobiegać głośne westchnienia i jęki.
Salma znowu musiała zatykać sobie uszy.
30 Historia Hali na podstawie materiałów opublikowanych przez internetowy serwis
informacyjny Women’s eNews.
31 Dżilbab (arab.) – rodzaj długiego, luźnego płaszcza lub innej tego rodzaju szaty
noszonej przez muzułmanki w celu zakrycia całego ciała.
32 Mut’a (arab.) – dosłownie: „rozkoszowanie się czymś”, „uciecha”, „przyjemność”.
33 Materiał opublikowany przez informacyjną witrynę internetową BuzzFeed News.
Rozdział X
Seksualne piekło
– Proszę. – Salma postawiła na stole przed Ahmadem śniadanie.
Zazwyczaj kiedy to robiła, to nic nie mówiła, ale tego ranka chciała,
żeby ją zauważył. W jej głowie huczały słowa Amiry, że nie zabiorą jej do
nowego mieszkania, i cała truchlała na myśl, że groźba drugiej żony może
się spełnić. Jednak niewyspany po nocnych igraszkach z Amirą mąż jak
zwykle w ogóle jej nie zauważał, tylko pospiesznie jadł, żeby nie spóźnić
się do pracy.
Dziewczynka stanęła obok stołu, tłumiąc łzy i zbierając się na odwagę,
żeby zapytać, co dalej z nią będzie. Amira jeszcze spała, więc to był ten
rzadki moment, kiedy nie było jej w pobliżu. Salma już otwierała usta, żeby
zadać pytanie, ale zaraz się wycofała, bo wiedziała, że mąż jednym słowem
może ją rozwieść. A jeżeli druga żona już go przekonała, że w nowym
mieszkaniu nie ma dla niej miejsca…
– Co tak tu sterczysz? – spytał Ahmad, bo Salma zawsze po podaniu
posiłku znikała w kuchni.
– Ja… Nie wiem… Nic… – Odwróciła się i pobiegła do kuchni, nie
mogąc powstrzymać lecących po jej policzkach łez.
Zaczęła cicho szlochać, wyobrażając sobie jak Hala ciemną ulicę pełną
wściekłych psów.
A co, jeżeli Amira już przekonała Ahmada do tego, że ma się jej
pozbyć? Matka wprost powiedziała, że ojciec jej nie przyjmie. Co wtedy?
Osamotniona dziewczynka żałośnie pochlipywała, nie mając nikogo, do
kogo mogłaby się zwrócić o pomoc i zrozumienie.
Usłyszała trzask wejściowych drzwi. To Ahmad wyszedł do pracy.
Bolesny skurcz przeszył serce Salmy.
Dla Amiry… On mógł… Może codziennie wstać i iść do pracy… Dbać
o dom… Zmienić mieszkanie na lepsze… Gdyby tak to wszystko dla
mnie…, gorzkie jak piołun myśli przelatywały przez jej głowę.
Z duszą na ramieniu czekała, aż Amira się obudzi, ponieważ obawiała
się, że może od razu kazać jej się spakować i wynosić. Zabrała się do
swoich codziennych obowiązków, żeby czymś się zająć i nie myśleć, ale
strach nie ustępował. Zmywała naczynia, nie wiedząc, gdzie spędzi
następną noc.
Około południa usłyszała wołanie Amiry:
– Salma! Salma!
Poszła do sypialni jak na ścięcie.
– Zrób mi kawę. – Amira ziewnęła szeroko. – I śniadanie.
Salma posłusznie wróciła do kuchni, żeby przygotować posiłek dla
Syryjki. Po kilku minutach weszła z tacą do sypialni, obawiając się
najgorszego, ale Amira rozmawiała przez telefon z koleżanką, chełpiąc się
nowym mieszkaniem.
– Taka jestem szczęśliwa! Wczoraj się dowiedziałam… Mój mąż
przyszedł z pracy i mi to powiedział… Już nie mogę się doczekać… Nie
wiem, jak wygląda, ale mój mąż dokładnie wiedział, co ja chciałam. Na
pewno będzie to jakiś luksusowy apartament w dobrej dzielnicy. Teraz będę
miała tyle zajęć! Zobaczę go i pomyślę, jak go urządzić. Wybrać wszystkie
meble… Dodatki… – trajkotała jak najęta.
Salma postawiła tacę i szybko zeszła z oczu Amiry. Niech lepiej
zajmuje się nowym mieszkaniem niż jej osobą. Wróciła do kuchni i wyjęła
z lodówki produkty potrzebne do przygotowania obiadu. Myła, kroiła,
obierała. Nalewała wodę, wkładała do garnka, przyprawiała. Gotowała
i czekała. Na swój wyrok.
Przed wieczorem Amira powitała wracającego z pracy męża, rzucając
mu się na szyję.
– Habibi! Kiedy pojedziemy zobaczyć nasz apartament?! Wiesz, tak
zastanawiałam się przez cały dzień, jak go urządzę… Nie wiem, czy
bardziej nowocześnie, czy raczej tradycyjnie… I w jakich kolorach… A ty
co myślisz?
– Zaraz, zaraz, poczekaj chwilę… Daj mi chwilę odpocząć… – Ahmad
zdjął ręce drugiej żony ze swoich ramion. – Salma! – krzyknął w stronę
kuchni. – Podaj szybko obiad! Głodny jestem… – mruknął na koniec,
kierując się do łazienki.
Przy posiłku temat nowego mieszkania nie schodził z ust Amiry.
– To jak, habibi, urządzimy to mieszkanie? Nowocześnie czy stylowo?
– dopytywała Ahmada.
– Tam już jest trochę sprzętów – odpowiedział.
– Ale kupimy też nowe meble?
– Na razie musi wystarczyć to, co jest.
– Aha. – Amirze nieco zrzedła mina. – A później?
– Później może tak… Nie wszystko od razu.
– Oczywiście, habibi. Tak bardzo chciałabym go zobaczyć! Pojedziemy
tam dzisiaj?
– Dzisiaj jestem już bardzo zmęczony…
– Proszę, habibi, pojedźmy dzisiaj. Bardzo proszę… – przymilała się
Amira.
– Nie, dzisiaj na pewno nie – Ahmad odmówił stanowczo. – Jestem
wykończony. Nie spałem przecież prawie całą noc… – Spojrzał
porozumiewawczo na drugą żonę.
– Mam nadzieję, że dzisiaj też nie będziesz spał… – Amira uśmiechnęła
się kusicielsko.
– I od razu wstępują we mnie nowe siły… – Ahmad pieszczotliwie
uszczypnął Syryjkę w bok.
– Ta noc też będzie niezapomniana… – Amira szepnęła seksownie.
– Tak mówisz?
– Hmm… – Pocałowała go namiętnie w policzek.
– To może już teraz zaczniemy tę noc… – Ahmad odsunął talerz.
– A nowe mieszkanie?
– Może poczekać. – Mężczyzna wstał i wziął Syryjkę za rękę.
– Chciałabym zobaczyć, jak to jest w nowym mieszkaniu, habibi… –
Amira przylgnęła do niego swoim jędrnym biustem.
– Jutro… – Mężczyzna pociągnął ją w stronę sypialni.
– Ale jutro na pewno tam pojedziemy?
– Na pewno…
Małżeństwo zamknęło za sobą drzwi sypialni, a Salma zaczęła sprzątać
po obiedzie.
Następnego dnia Amira po wyjściu męża do pracy długo spała,
a później podekscytowana rozmawiała godzinami z koleżankami przez
telefon. Salmie wydawała jedynie codzienne polecenia, ale dziewczynka
wciąż się bała, czy to nie jest tylko cisza przed burzą. Dręczona
niepewnością zastanawiała się, gdzie się podzieje, jeżeli Ahmad ją wyrzuci.
Nauczyłam się już lepiej prać, sprzątać i gotować, to może się zatrudnię
u kogoś jako służąca?, zastanawiała się, szorując dokładnie łazienkę.
Przed przyjściem Ahmada z pracy Amira wystroiła się i wymalowała,
jakby szła na jakieś party.
– Gdzie ty się dzisiaj wybierasz, habibti? – żartobliwie zapytał Ahmad,
kiedy ją zobaczył.
– Do naszego nowego apartamentu… – Amira skierowała w jego stronę
swoją śliczną twarz. – Aparrrrrtamentu… – powtórzyła zmysłowo
i zamrugała długimi rzęsami.
Ahmad się zaśmiał i mocno ją do siebie przytulił. Amira zaczęła szeptać
mu do ucha sprośności.
Po obiedzie małżeństwo wyszło z domu, żeby obejrzeć nowe
mieszkanie. Salma była tak zdenerwowana, że nie mogła normalnie
pracować, bo wszystko leciało jej z rąk. Kiedy zmywała, to zbiła talerz,
a później upuściła resztki sałatki, którą chciała wstawić do lodówki. Zanim
umyła podłogę, usiadła na kwadrans, żeby opanować drżenie rąk. Obawiała
się, że kiedy Amira będzie oglądać mieszkanie i planować jego urządzenie,
to przypomni sobie swoje groźby w stosunku do niej. Czekała na powrót
męża i jego drugiej żony jak na ścięcie.
Gdy tylko Ahmad z Amirą weszli do mieszkania, Salma od razu
wyczuła, że coś nie do końca jest w porządku. Amira niby się uśmiechała,
ale nie tryskała tak żywiołową energią i radością jak wcześniej.
– Podaj nam kolację – mąż polecił Salmie i zmęczony położył się na
kanapie.
Amira bez słowa usiadła obok niego.
– Nie podoba ci się mieszkanie? – zapytał Ahmad, uważnie patrząc na
żonę.
– Bardzo mi się podoba! – zapewniła Syryjka, ale zabrzmiało to trochę
nieszczerze. – Przecież już tam ci mówiłam, że mi się podoba.
– Widziałem twoją minę, gdy tam weszłaś…
– Coś ci się chyba wydawało… – broniła się Amira.
– Nie wydawało mi się – mąż stwierdził twardo.
– No może… Ten kurz… – Syryjka nie chciała powiedzieć, że było po
prostu bardzo brudno.
– Jak w każdym mieszkaniu, którego od jakiegoś czasu nikt nie używał
– zauważył Ahmad. – Tu też tak było na początku i Salma wszystko
posprzątała.
– Tylko… – Amira ugryzła się w język. Chciała powiedzieć, że tam nie
będzie Salmy, ale po obejrzeniu wybranego przez męża mieszkania nie była
już taka pewna. Może zostawi tę małą przynajmniej na początek, żeby
posprzątała nowe lokum i pomogła przy przeprowadzce.
– Tylko co?
– No… Tak jak mówisz. Tylko trzeba posprzątać i będzie dobrze.
– Cieszę się, że tak uważasz. – Ahmad wstał z kanapy i usiadł przy
stole, na którym Salma już ustawiała kolejne talerze z jedzeniem.
Syryjka przeszyła wzrokiem dziewczynkę, która skuliła się i szybko
czmychnęła do kuchni. Druga żona miała taką minę, że nie wiadomo, czego
się można było po niej spodziewać.
Po kolacji Ahmad z Amirą poszli do sypialni, gdzie długo jeszcze
o czymś rozmawiali. Salma zebrała talerze ze stołu, zmyła naczynia
i posprzątała kuchnię. Później położyła się na swoim miejscu do spania pod
stołem. Czekała ją następna ciężka noc. Niepewności, zgryzoty i strachu.
Następnego dnia przy śniadaniu Ahmad polecił Salmie, żeby spakowała
środki czystości, szczotki i ścierki.
– Zawiozę cię do nowego mieszkania – powiedział, sięgając po chleb. –
Sprzątniesz tam. A wracając z pracy, wezmę cię do domu.
Jeszcze mnie potrzebują…, Salma pomyślała w duchu, pakując rzeczy
potrzebne do sprzątania.
– A ty dzisiaj ugotuj obiad – Ahmad zwrócił się do drugiej żony.
– Dobrze, habibi – odpowiedziała Amira, chociaż nie była za bardzo
zadowolona. W przeciwieństwie do Salmy, która miała cichą satysfakcję
z tego, że druga żona w końcu też musi się zająć obowiązkami domowymi.
Kiedy Ahmad skończył śniadanie, wstał od stołu i pocałował Amirę
w policzek.
– Za parę dni się przeprowadzamy.
– Dziękuję, habibi. – Syryjka się uśmiechnęła.
– Salma! Gotowa jesteś?
– Tak. – Dziewczynka pojawiła się z reklamówką w ręku.
– Do zobaczenia, habibti. – Mężczyzna jeszcze raz obdarzył Amirę
pocałunkiem.
– Do zobaczenia, habibi. – Syryjka odprowadziła męża do drzwi.
Zamknęła je, wróciła do pokoju dziennego i spojrzała na bałagan
pozostawiony po śniadaniu na stole.
Później posprzątam, pomyślała i wróciła do sypialni, żeby jeszcze
trochę pospać.
Za godzinę obudził ją telefon.
– Halo – odebrała rozespana.
– Cześć, tu Dana.
– Cześć.
– Śpisz jeszcze? Bo masz taki głos…
– Trochę tak…
– Ty to masz szczęście, że spotkałaś Ahmada! Wielkie szczęście! –
Dana podkreśliła z dużą zazdrością.
– Hmm… – zgodziła się Amira.
– Masz dom, męża, śpisz sobie… A my tu… – Głos Dany się załamał.
– Co się stało?
– Jest coraz gorzej… Coraz trudniej…
– Nigdy nie było łatwo…
– Ale teraz… Przychodzą pijani… Mają nie wiem jakie wymagania…
Są agresywni…
– Zawsze tak było…
– Ale nie do tego stopnia! Wczoraj taki jeden Saudyjczyk… – Dana
przerwała.
– Nie lubiłam Saudyjczyków…
– Pobił mnie… A później… – Dana zaczęła szlochać.
– Co się stało?
– Wyjął taki gruby patyk… I wiesz… Tym patykiem…
– Zbok jeden!
– Do dzisiaj mnie boli… Nie mogę pracować…
– Bardzo cię boli?
– Bardzo.
– Krwawisz?
– Dzisiaj już nie, ale wczoraj tak. Nie wiem, czy mi tam czegoś nie
uszkodził.
– Musisz odpocząć, to się zagoi.
– Odpocząć? – Dana zapytała ponuro. – Szybko zapomniałaś, jak tu
jest… A co będę jadła?
Amira zamilkła, ciesząc się w duchu, że ma męża, który ją utrzymuje.
– Już nie wiem, co gorsze – powiedziała Dana, przełykając łzy
upokorzenia. – Ten horror, którego doświadczyłyśmy w Syrii, czy ten, który
nas tu spotyka.
Syria… Kraj płaczący krzywdą kobiet i dziewcząt, ociekający ich
dziewiczą krwią, jęczący najbardziej plugawym poniżeniem.
***
W marcu dwa tysiące osiemnastego roku opublikowano raport
Organizacji Narodów Zjednoczonych pod tytułem Straciłem godność:
Przemoc seksualna i przemoc ze względu na płeć w Syryjskiej Republice
Arabskiej. Eksperci, którzy objęli swoimi badaniami czas od wybuchu
powstania w marcu dwa tysiące jedenastego roku aż do końca dwa tysiące
siedemnastego roku, stwierdzili, że tego rodzaju przemoc jest
wszechobecna w całym społeczeństwie syryjskim.
„Jest absolutnie odrażające, że przez siedem lat przez większość
walczących stron są nadal popełniane w całej Syrii brutalne akty przemocy
seksualnej i agresji na tle płciowym34” – stwierdził przewodniczący komisji
zajmujący się tym problemem. „Naruszenia te dotykają Syryjczyków
ze wszystkich środowisk, w tym mężczyzn i chłopców, chociaż kobiety
i dziewczęta są w nieproporcjonalnie dużo tragiczniejszej sytuacji i stają się
ofiarami z bardzo wielu powodów”.
Raport mówi o tysiącach zwolenników opozycji zatrzymanych
i aresztowanych przez zbrojne siły rządowe. Podczas zatrzymania
oficerowie płci męskiej poddawali kobiety i dziewczęta upokarzającym
intymnym rewizjom całego ciała, a w czasie przesłuchań dochodziło do
brutalnych gwałtów, w tym również zbiorowych. Wobec mężczyzn
i chłopców stosowano bestialskie tortury, które często obejmowały
porażenie prądem narządów płciowych lub ich okaleczanie oraz gwałt
z użyciem różnych przedmiotów, takich jak pałki, drewniane patyki, rurki
fajek wodnych i butelki.
Inne walczące w Syrii grupy zbrojne również wykorzystywały swoją
przewagę do stosowania przemocy seksualnej w postaci gwałtów,
obrzydliwych tortur i upokorzeń naruszających godność osobistą.
Znani ze swojego barbarzyńskiego okrucieństwa bojownicy tak
zwanego Państwa Islamskiego kamienowali kobiety i dziewczęta pod
zarzutem cudzołóstwa, przeprowadzali egzekucje osób o innej niż
heteroseksualna orientacji seksualnej przez zrzucanie ich z wysokich
budynków, stosowali karę biczowania za najmniejsze uchybienia
w noszeniu obowiązującego restrykcyjnego ubioru oraz wymuszali
zawieranie małżeństw z mężczyznami spośród swoich szeregów. Jeżeli mąż
zginął w walce, to wdowa zobowiązana była do powtórnego zamążpójścia.
Wszystkie te działania zostały uznane za zbrodnie wojenne i poważne
naruszenie międzynarodowych norm praw człowieka.
Szczególne bestialstwo dotyczyło jezydek35 pojmanych w niewolę przez
ISIS. Dziewczynki i kobiety były sprzedawane jako seksualne niewolnice.
Wystawiano je na targu jak towar z przypisanymi do niego cenami.
Dziewczynki poniżej dziewiątego roku życia były najdroższe i kosztowały
sto sześćdziesiąt pięć dolarów. Jedną dziewczynkę mogło kupić wspólnie
nawet pięciu lub sześciu mężczyzn; pierwszeństwo w zakupie mieli
dowódcy bojówek. Następnie dziewczynki oferowano bogaczom z krajów
Zatoki Perskiej. Za małoletnią dziewicę szejkowie byli gotowi zapłacić
tysiące dolarów. Na końcu dzieci dla zaspokojenia swoich seksualnych
chuci kupowali szeregowi bojownicy, dla których stworzono specjalny
cennik.
Egipska telewizja ON TV przeprowadziła wywiad z jedną z pojmanych
przez ISIS jezydek, która opowiedziała przed kamerami o piekle, które
przeszła. Lamia, pojmana jako piętnastolatka, przetrzymywana była jako
niewolnica seksualna w tak zwanym Państwie Islamskim przez dwadzieścia
miesięcy.
„ISIS zdobyło miasto Sindżar i wkroczyło do mojej wioski. Bojownicy
zabili mężczyzn, a kobiety i dzieci wzięli w niewolę. Na początku zawieźli
mnie do Mosulu, gdzie znalazłam się w dużej sali, w której zgromadzono
tysiące dziewcząt takich jak ja – niektóre z nich były młodsze ode mnie,
a inne starsze. Wszystkie były jezydkami. Bojownicy ISIS gwałcili je,
ponieważ uważali jezydów za kuffar – niewiernych” – tłumaczy Lamia.
„Oni mówili: »dozwolone jest zabijanie mężczyzn jezydów, a ich kobiet
branie do niewoli«” – przytacza reguły obowiązujące na terenie tak
zwanego Państwa Islamskiego.
„Jak kobiety i dzieci były rozdzielane między mężczyzn ISIS?” – pyta
reporter.
„Najpierw zabrano je do miasta Tal Afar, gdzie zgromadzono je
w dużym holu. Później przychodzili tam bojownicy ISIS, którym
sprzedawano kobiety i dziewczęta. Każdy z mężczyzn wyszukiwał sobie
odpowiadającą mu dziewczynę i brał ją”.
„Czyli każdy emir, każdy mężczyzna ISIS mógł sobie wybrać jedną
dziewczynę. Czy wziąć więcej?” – dopytywał dziennikarz.
„Tak, niektórzy z nich brali dwie, trzy, cztery, a nawet pięć kobiet” –
wyjaśnia Lamia.
Potem opowiedziała o ogromnej tragedii, która spotkała jej rodzinę.
„Mężczyźni z mojej rodziny, mój ojciec, dwóch braci, wujkowie
i kuzyni, nie opuścili wioski i zostali tam zabici. Do tej pory nie wiem, co
się dzieje z moją mamą. Minęło już cztery i pół roku od momentu, kiedy
ostatni raz o niej słyszałam. Mam również w Syrii siostrę z trójką dzieci,
której los jest mi także nieznany”.
„To znaczy, że twoją siostrę z dziećmi przewieźli z Iraku do Syrii?” –
wnioskuje reporter.
„Wzięli moją siostrę jako niewolnicę, a dzieci jej odebrali”.
„Gdzie umieścili dzieci?”.
„Chłopców umieszczali w obozach szkoleniowych, w których mieli
ćwiczenia bojowe oraz lekcje islamu, żeby później mogli zostać oddanymi
bojownikami ISIS”.
„Chłopców zabierano do militarnych obozów szkoleniowych?” –
upewnia się reporter.
„Tak”.
„A co z dziewczętami?”.
„Brali takie małe dziewczynki, dziewięciolatki, jako niewolnice
seksualne i je gwałcili. Mnie i moją siostrę wziął Saudyjczyk, który był
emirem”.
„Co później się stało?”.
„Na dwa dni zatrzymaliśmy się w Aleppo. Tam nas zgwałcił – mnie
i moją siostrę”.
„To był pierwszy raz, kiedy zostałaś zgwałcona?”.
„Tak”.
„Siostra była starsza od ciebie?”.
„Tak, miała dwadzieścia pięć lat”.
„A ile ty miałaś wtedy lat?”.
„Piętnaście”.
„I on zgwałcił was obie?”.
„Zgwałcił nas, pobił nas, a później zaprowadził do holu, gdzie był targ
seksualnych niewolnic. Powiedział, że chce wziąć inną dziewczynę”.
Po chwili Lamia spuszcza głowę i opowiada o swoich straszliwych
przeżyciach związanych z gwałtem.
„Gwałt był potworny. Kiedy to się zdarzyło pierwszy raz, chciałam się
zabić, żeby już nikt nigdy więcej nie mógł mnie zgwałcić, ponieważ to było
dla mnie tak bardzo trudne. Jednak nie miałam takiej możliwości. On
bardzo mnie pobił. Bojownicy związywali dziewczęta, a potem je gwałcili”.
Historia Lamii obrazuje losy tysięcy jezydek, które dostały się
w barbarzyńską niewolę ISIS. Wiele ofiar, nie mogąc znieść bólu
i upokorzenia związanego z przemocą seksualną, odbierało sobie życie.
Dziewczynki podcinały sobie żyły, wieszały się lub próbowały się udusić
chustami, żeby tylko nie zostać zmuszone do współżycia seksualnego lub
małżeństwa z bojownikami ISIS.
„Kiedy ponownie zabrano mnie do dużego holu, to nie zostałam tam
długo” – Lamia kontynuuje swoją tragiczną opowieść. „Emir Dajr az-Zaur
przyjechał w nocy i wziął mnie do Syrii. Kupił tylko mnie, mojej siostry
nie”.
„Jak zawierane były te transakcje?” – reporter chce znać szczegóły.
„Na początku niewolnice seksualne były rozdawane jako prezenty.
Każdy emir mógł wziąć jedną, dwie lub trzy dziewczyny. Później
niewolnice sprzedawane były pozostałym bojownikom ISIS”.
„Byłaś obecna przy tej transakcji? Czy to był rodzaj targu albo giełdy,
gdzie przeprowadzano transakcje kupna-sprzedaży?”.
„Giełda była w sądzie szariatu, prawa muzułmańskiego, w Mosulu.
Wywieszone w nim były zdjęcia dziewcząt, a pod nimi podane ich imiona
i cena. Każdy mógł tam wejść, obejrzeć zdjęcia i kupić te dziewczęta, które
mu się podobały”.
„Byłaś więziona przez ISIS rok i osiem miesięcy, prawda?”.
„Tak”.
„Przez ten cały czas byłaś notorycznie gwałcona?”.
„Byłam gwałcona, wielokrotnie kupowana i sprzedawana,
torturowana… W Mosulu byłam z emirem, który był odpowiedzialny za
przygotowywanie bomb samochodowych i materiały wybuchowe. On
zaprowadził mnie do warsztatu, w którym montowali ładunki do
samochodów i przygotowywali pasy szahida. Zmusił mnie, żebym
pracowała razem z bojownikami ISIS, produkując bomby samochodowe,
pasy szahida i materiały wybuchowe”.
Przechodząca z rąk do rąk Lamia w pewnym momencie znalazła się
w irackim mieście Al-Hawidża.
„Razem z dwiema moimi koleżankami uciekłyśmy z Al-Hawidży, żeby
przedostać się do bezpiecznej prowincji Kirkuk. Uciekłyśmy o siódmej
wieczorem i szłyśmy do trzeciej lub czwartej rano. Jedna z moich
koleżanek weszła na ładunek wybuchowy, który eksplodował. Straciłam
oboje moich oczu i teraz nic nie widzę. Cała moja twarz była poparzona
i krzyczałam o pomoc. Ze względu na przeraźliwy ból moich oczu i twarzy
chciałam umrzeć, żeby się od tego uwolnić i znaleźć wytchnienie…”.
Wraz z ciągnącymi się opowieściami dziewcząt wychodziły na światło
dzienne ich zatrważające przeżycia na terenie Iraku i Syrii, porażające
bezwzględnością i okrucieństwem oprawców.
Jedną z najbardziej wstrząsających jest historia kilkunastoletniej
Rawan, którą ojciec zmuszał do seksualnego dżihadu z syryjskimi
rebeliantami.
„W domu mieszkaliśmy w siedem osób: ojciec, matka i my, pięcioro
rodzeństwa. Przed wojną mój ojciec był rolnikiem i uprawiał ziemię. Kiedy
wybuchła wojna, to również w domu zaczęły się problemy. Cokolwiek
zrobiłam, to ojciec mnie bił… Później spory się nasilały i ciągle byłam
karana” – opowiada Rawan, kierując wzrok na podłogę.
Konflikt militarny w Syrii spowodował, że grupy uzbrojonych
mężczyzn przemieszczały się z miejsca na miejsce.
„Na początku, kiedy wybuchło powstanie, ojciec zawsze zapraszał
trzech czy czterech rebeliantów do naszego domu. Oni wszyscy mieli broń,
ale ja nie zdawałam sobie sprawy z tego, kim tak naprawdę są ci
mężczyźni.
Byłam zszokowana, kiedy przez piętnaście dni nikt z mojej rodziny,
poza ojcem, ani moja matka, ani moi bracia i siostry, nie wchodził do
mojego pokoju. Nie miałam telewizora ani telefonu… Wychodziłam tylko
do łazienki i wracałam do mojego pokoju… Byłam zdziwiona, że mój
ojciec zawsze przynosił mi jedzenie i picie, wypytywał mnie, czy czegoś
nie potrzebuję, a z drugiej strony nie pozwalał mi robić niczego poza
domem… Nie mogłam nawet chodzić do szkoły”.
Następne przeżycia dziewczynki są tak drastyczne, że trudno ich
słuchać bez wzrastającej wściekłości na mężczyzn, włączając jej rodzonego
ojca, którzy wyrządzili jej tak potworną krzywdę.
„Po piętnastu dniach mój ojciec przyszedł do mnie i powiedział mi,
żebym wzięła prysznic. Myślałam, że wreszcie będę mogła opuszczać swój
pokój, więc byłam bardzo podekscytowana. Poszłam do łazienki, zdjęłam
ubranie i zaczęłam brać prysznic. Wtedy do łazienki przyszedł mężczyzna,
około pięćdziesięcioletni, ubrany po cywilnemu, który zaczął się do mnie
zbliżać. Łazienka była mała, więc krzyczałam i wołałam o pomoc. On wziął
mnie za włosy i zaciągnął do mojego pokoju. Ponownie zaczęłam krzyczeć,
mój ojciec mógł mnie usłyszeć, ale nie reagował na moje błagania. Nie
pomógł mi i nie przyszedł, żeby odciągnąć ode mnie tego człowieka”.
Pozostawiona sama sobie Rawan nie miała żadnych szans na obronę.
„On zrobił to, co zrobił”. W tym krótkim zdaniu kryło się całe
bestialstwo tego ohydnego wydarzenia. „Bez żadnych zahamowań”.
Później dziewczynka została jeszcze wielokrotnie zgwałcona.
„Po pewnym czasie przyszedł inny mężczyzna. Jeszcze nie skończył,
kiedy do pokoju wszedł następny”. Rawan spuszcza głowę. „Krzyczałam
i wołałam, żeby mnie zostawili w spokoju. Potem… straciłam
przytomność… zemdlałam…” – powtarza, podkreślając tym samym, że
sytuacja, w której się znalazła wbrew własnej woli, była dla niej za okrutna,
żeby mogła ją świadomie znieść. „Leżałam nieprzytomna przez trzy
kwadranse. Kiedy odzyskałam przytomność, zawołałam mojego ojca
i spytałam go, dlaczego mi to zrobił, dlaczego oni przyszli do mnie, a on nie
zrobił nic, żeby mi pomóc. Wtedy on powiedział, że to wszystko było
w porządku i że wszystko, co zrobiłam, to był dżihad36”.
„Jeżeli pozwalasz mudżahidom37 spać z tobą, to zyskujesz więcej
dobrych uczynków, a twoje grzechy znikają. Jeśli umrzesz, to umrzesz jako
szahidka38… I też pójdziesz prosto do nieba” – ojciec tłumaczył nastoletniej
córce.
„Ojciec przekonywał mnie, że to, co się stało, to był dżihad. Po tym
wszystkim zachorowałam… Byłam chora dwadzieścia trzy dni…” –
zwierzała się dziewczynka. „Prosiłam ojca, żeby dał mi lekarstwa albo
zabrał do doktora, ale on zawsze odmawiał… Nigdy nie dał mi lekarstw ani
nie zabrał do doktora… Kiedy poczułam się lepiej, ojciec znowu zaczął
pozwalać mężczyznom do mnie przychodzić… Kiedy wchodzili do mojego
pokoju, starałam się ich przekonać, żeby mi nic nie robili… Czasami
traciłam przytomność”.
Pewnego dnia pojawił się mężczyzna, którego znała z widzenia, i jak
zwykle zaczęła go rozpaczliwie błagać, żeby nie uprawiał z nią seksu.
– Jestem córką tego narodu i kraju… Na Boga! Proszę, nie rób mi nic!
I wtedy mężczyzna wyjawił dziewczynce porażającą prawdę.
„On powiedział, że kiedy byłam nieprzytomna, to mój ojciec ze mną
spał” – opowiada Rawan. „Ale nie sądzę, żeby on to ze mną zrobił” –
dodaje zaraz, broniąc się przed odrażającą wiadomością.
W tym czasie matka dziewczynki z pozostałymi dziećmi była w innym
miejscu.
Rawan, przebywająca w domu sama z ojcem, niejednokrotnie myślała
o wydostaniu się z tej seksualnej pułapki.
„Próbowałam uciec, kiedy ojciec zabrał mnie do łazienki, ale nasz dom
ma tylko jedne drzwi, które wychodzą na ulicę i znajdują się dokładnie
naprzeciwko okna pomieszczenia, w którym przebywali uzbrojeni
mężczyźni. Zorientowałam się, że jeżelibym wyszła, to oni od razu by mnie
zobaczyli, więc ucieczka była niemożliwa”.
Kiedy do wioski zbliżyła się syryjska armia, rebelianci i ojciec
dziewczynki musieli ją opuścić, a do domu wróciła matka z rodzeństwem.
„Dlaczego mnie zostawiłaś i odeszłaś?” – Rawan zapytała matki
i opowiedziała wszystko, co się jej przydarzyło.
Matka odpowiedziała jej na to, że wszystko, co ją spotkało, jest dobre.
„Później zaczęła mi grozić, że jeżeli komukolwiek o tym powiem, to
mnie pobije… Zabije mnie…” – zwierzała się dziewczynka. „Nigdy mnie
nie pocieszyła ani nie powiedziała, jak bardzo złe było to wszystko, co mi
zrobili ci mężczyźni. Powtarzała jedynie, że jeśli o tym komuś powiem, to
mnie pobije… zabije…”.
Ojciec, przebywający z rebeliantami w sąsiedniej wiosce, regularnie
dzwonił do matki, prosząc ją, żeby go tam odwiedzała.
„To zazwyczaj było rano…” – opowiadała Rawan. „Matka wychodziła,
a później wracała i od razu brała prysznic39. Byłam zszokowana tym, co ona
robi – bo wiedziałam, że matka chodzi do ojca, żeby uprawiać seksualny
dżihad. Po pewnym czasie ojciec zadzwonił i kazał matce zabrać mnie
z sobą. Od razu się domyśliłam, że on chce mnie tam ściągnąć, żebym tak
samo jak wcześniej uprawiała seksualny dżihad”.
Matka z córką ubrały się, wyszły z domu i taksówką ruszyły do
rebeliantów. Po drodze samochód musiał się zatrzymać w punkcie
kontrolnym armii syryjskiej. Dziewczynka skorzystała z okazji i zaczęła
głośno krzyczeć, więc żołnierze kazali jej wysiąść i powiedzieć, co się
stało.
„Wtedy wszystko im opowiedziałam, a oni wsadzili mnie do
samochodu i przywieźli tu, gdzie teraz jestem” – Rawan kończy swoją
przerażającą opowieść.
Niektórzy uważają, że krążące w sieci nagranie przedstawiające
wstrząsającą historię Rawan zostało spreparowane przez reżim Baszszara
al-Asada i było propagandą wymierzoną w walczące z jego wojskiem grupy
islamskich rebeliantów powiązanych z Al-Kaidą. Podobne opinie
wydawane były również na temat seksualnego dżihadu nastoletnich
Tunezyjek, które uciekały z domu i wyjeżdżały do Syrii.
„Dlaczego Tunezyjki miałyby wyjeżdżać do dalekiej Syrii, jeżeli na
miejscu mężczyźni mają tyle kobiet i dziewcząt?” – pytali ci, którzy wątpili
w ich seksualny dżihad.
Takie były jednak fakty oficjalnie potwierdzone przez władze tego
kraju. O seksualnym dżihadzie powiedział w przemówieniu wygłoszonym
w parlamencie minister spraw wewnętrznych Tunezji, informując, że młode
dziewczyny wyjeżdżają do Syrii, żeby świadczyć usługi seksualne
islamskim rebeliantom. Stwierdził, że kobiety i dziewczęta uprawiają seks
z dwudziestoma, trzydziestoma, a nawet z setką rebeliantów, a następnie
wracają do kraju w ciąży.
Zachętą była fatwa40, wygłoszona przez powiązanego z salafitami
saudyjskiego znawcę prawa muzułmańskiego szajcha Muhammada al-
Arifiego, która wzywała do wyjazdu do Syrii i dawania seksualnej
satysfakcji bojownikom walczącym przeciwko armii Baszszara al-Asada,
aby w ten sposób wesprzeć ich w prowadzonej przez nich wojnie.
Wojna… Wojna mężczyzn… Boleść i cierpienie niewinnych dziewcząt.
***
Dana ma rację, pomyślała Amira, kiedy przestała z nią rozmawiać. Za
szybko zapomniałam…
Syryjka, odurzona niespodziewanym zamążpójściem oraz nieustającą
adoracją Ahmada, szybko wyparła z pamięci koszmar swoich poprzednich
przeżyć i wpadła w wir życia szczęśliwej mężatki. Teraz ogarnęła ją fala
olbrzymiej wdzięczności dla Ahmada, że wyrwał ją z tego piekła, więc
spontanicznie do niego zadzwoniła.
– Halo! – Mąż natychmiast odebrał.
– Habibi, bardzo dziękuję za nowe mieszkanie! – krzyknęła
entuzjastycznie.
– Proszę bardzo, habibti. – W głosie mężczyzny zabrzmiało
zadowolenie.
– Będę czekała na ciebie z obiadem – zapewniła Amira.
– Z twoich rąk na pewno będzie pyszny.
W tle rozległy się jakieś męskie głosy.
– Przepraszam cię, ale muszę wracać do pracy – stwierdził Ahmad.
– Dobrze. Już nie mogę się doczekać naszych nocy w nowym
mieszkaniu…
– Ja też… Już niedługo… Do zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Amira poszła do pokoju dziennego i zaczęła sprzątać po śniadaniu.
Następne dni upłynęły na przygotowaniach do przeprowadzki. Salma
pakowała rzeczy swoje i Ahmada, Amira zaś przede wszystkim
koncentrowała się na kompletowaniu nowego wyposażenia kuchni.
Wieczorami wychodziła z mężem i za każdym razem wracała
z odpowiadającymi jej gustom rzeczami. Kupiła nowy komplet talerzy,
sztućce, garnki, patelnię, rondle, szklanki, filiżanki, kieliszki oraz ozdobną
serwetę na stół. Później namówiła Ahmada, żeby poszukać ładnej pościeli.
– Chcę znaleźć coś wyjątkowego do naszej sypialni, habibi…To
ważne… – przekonywała, czule całując męża.
Wrócili ze sklepu z pięknym kompletem satynowej pościeli w kolorze
ciemnoczerwonego wina.
– Oblekę ją zaraz po przeprowadzce – zapewniła Amira. – Rozgrzeje
naszą pierwszą noc w nowym domu… Będzie cudnie… – szepnęła
kusicielsko.
W przeprowadzce pomogli Ahmadowi jego koledzy. Nie zajęło to dużo
czasu, bo w większości do przewiezienia mieli tylko rzeczy osobiste całej
trójki, a do tego skromny dobytek wzięty wcześniej z domu teściów oraz
nowe przedmioty kupione ostatnio z inspiracji Amiry.
Kiedy wszystko zostało przetransportowane, Ahmad podziękował
kolegom, a następnie polecił Salmie, żeby zajęła się rozpakowywaniem
i układaniem rzeczy.
– A my pójdziemy się zabawić… – zwrócił się do Amiry. – Ubierz się
odpowiednio i zaraz wychodzimy. – Mężczyzna był znużony pracą
i jeżdżeniem po sklepach z drugą żoną. Chciał się odprężyć.
Amira dołożyła wszelkich starań, żeby jak najpiękniej wyglądać dla
męża. Wyszła z sypialni w obcisłej sukience, która eksponowała jej
wspaniałą figurę, butach na wysokich obcasach oraz w mocnym makijażu,
który podkreślał jej wyjątkowo duże i piękne oczy oraz pełne, zmysłowe
usta. Otoczona mgiełką wabiących perfum emanowała nieodpartym
seksapilem.
– Świetnie wyglądasz! – zachwycił się Ahmad, klepiąc ją w pośladek.
Syryjka zachichotała, wzięła męża pod rękę i razem z nim skierowała
się w stronę drzwi. Małżeństwo wyszło, a Salma zaczęła rozkładać
przewieziony dobytek na stosowne miejsce.
Nowe mieszkanie nie było bardzo duże, ale miało dwie umeblowane
sypialnie, więc Salma dostała swoje własne łóżko. Kuchnia i łazienka były
lepiej urządzone niż w poprzednim miejscu. Meble w salonie i inne sprzęty
wyglądały na mniej zużyte i zniszczone, więc nowe lokum na pewno
zapewniało większy komfort, chociaż nie przypominało luksusowego
apartamentu, o którym wcześniej marzyła Amira.
Kiedy Salma uporała się z układaniem rzeczy, wzięła prysznic
i położyła się w swojej sypialni. Po tygodniach spania na twardej podłodze
łóżko wydało jej się szczytem luksusu. Zmęczona zasnęła szybko głębokim
snem i nawet nie słyszała, gdy nad ranem wrócili rozbawieni małżonkowie.
Nazajutrz dziewczynka jak zwykle wstała najwcześniej ze wszystkich,
żeby przygotować śniadanie dla Ahmada, zanim wyjdzie do pracy. Później
czekała w kuchni, kiedy mąż się obudzi, ale on spał aż do południa. Salma
pomyślała, że może w związku z przeprowadzką wziął sobie w pracy
wolne. Następne dni wyglądały jednak podobnie. Ahmad z Amirą
wychodzili balować do białego rana, potem długo spali, żeby wieczorem
znowu gdzieś wyjść. Mężczyzna do pracy nie chodził.
Pewnego wieczoru Salma usłyszała, jak Amira przekonuje męża, żeby
tym razem zostali w domu, bo następnego dnia musi już iść do pracy.
– Przecież to lewe zwolnienie, które wziąłeś, jutro się kończy. Musisz
wrócić do pracy, tym bardziej że dopiero ją zacząłeś.
– Nic nie muszę… – mruknął Ahmad. – Ubieraj się! – polecił żonie. –
Zaraz wychodzimy.
– Habibi, zostańmy w domu… – Amira przysunęła się do męża. –
Zapewniam cię, że nie pożałujesz… – Pocałowała go gorąco.
– Masz być gotowa za pół godziny. – Mężczyzna nie zmienił zdania.
– Może jednak… – Syryjka próbowała przekonać męża, co go bardzo
wzburzyło.
– Nie gadaj, tylko się ubieraj! – krzyknął zirytowany.
– Ale…
– Jeśli nie chcesz, to idę sam! – Ahmad wypadł z sypialni i opuścił
dom, mocno trzaskając drzwiami.
Amira natychmiast pożałowała, że nie posłuchała męża. Z drugiej
strony wiedziała, że ostatnio żyli ponad stan i Ahmad był poważnie
zadłużony. Nie mógł stracić dobrej pracy, którą dopiero co dostał.
Zdenerwowana chodziła po całym domu, wyglądając od czasu do czasu
przez okno, bo miała nadzieję, że gdy mężczyzna trochę ochłonie, to
wkrótce wróci do domu. Niestety tak się nie stało.
Ahmad wparował do domu około północy nieźle wstawiony. Mimo to
Amira przywitała go z szerokim uśmiechem.
– Dobrze, że już jesteś. Chodź, położysz się, odpoczniesz…
– Nie chcę… – Postawił na stole butelkę wina. – Przynieś kieliszki.
– Habibi, chyba dosyć na dzisiaj, bo jutro…
– Co? Co jutro? Co chciałaś powiedzieć? – Wbił w nią szyderczy
wzrok.
– Tylko to, że jutro masz pracę…
– Sama idź do pracy i na siebie zarób! – ryknął Ahmad, a Syryjka
zamarła na te słowa. – Przecież doskonale wiesz, jak to robić, prawda?! –
Mężczyzna zbliżył się do Amiry, która patrzyła na niego z coraz większym
przerażeniem. – No co, dobra jesteś w ruchaniu, prawda?! Każdy to
wiedział! – W jego oczach pojawił się szatański błysk. – Ja już nie będę cię
więcej utrzymywał! I tej drugiej suki też nie!
– Habibi, proszę cię, chodź do sypialni, połóż się…
Mężczyzna całkowicie ignorował prośby żony.
– Mam dość zapieprzania na was od rana do wieczora! Rozumiesz?! Wy
sobie leżycie wygodnie w domu, a ja mam harować?!!! Nie! Koniec tego!
Nie będę na was więcej zapierdalał!!! – Ahmad zaśmiał się złowieszczym
śmiechem. – Ty przecież masz świetny zawód! A Salma też się szybko
wyuczy… Tylko trzeba ją podszkolić, bo jest jak kłoda… Ale jeśli nauczyła
się sprzątać, to pieprzyć porządnie też się nauczy… – Mężczyzna
uśmiechnął się plugawo i wrzasnął: – Salma! Salma!
Obudzona wcześniejszą awanturą dziewczynka przybiegła do salonu.
– Od jutra zaczynacie pracę. Amira ma dobry zawód i cię wprowadzi –
Ahmad powiedział do Salmy i pogwizdując, poszedł do łazienki.
Zdumiona dziewczynka zwróciła się do Amiry:
– Kim ty byłaś?
Amira była tak oszołomiona zachowaniem męża, że bezwiednie
odpowiedziała:
– Prostytutką.
34 Agresję na tle płciowym należy tu rozumieć jako wszelkiego rodzaju
prześladowanie – fizyczne (niekoniecznie seksualne) i werbalne – kobiet i innych osób
słabszych, na przykład dzieci.
35 Jezydzi – wyznawcy jednej z najstarszych religii monoteistycznych. Wierzą, że Bóg
stworzył świat, a jego dalsze losy powierzył siedmiu aniołom. W sierpniu 2014 roku na
północy Iraku, niedaleko granicy z Syrią, tak zwane Państwo Islamskie odbiło z rąk
Kurdów miasto Sindżar, jedno z większych skupisk jezydów, bestialsko mordując
mężczyzn, a tysiące kobiet i dzieci biorąc do niewoli.
36 Dżihad (arab.) – święta wojna, zbrojne rozpowszechnianie islamu, obowiązek
religijny wszystkich muzułmanów, który trwa aż do czasu, kiedy wrogowie staną się
muzułmanami. Muzułmanin ponoszący śmierć w trakcie dżihadu jest męczennikiem
i zostaje uznany za zbawionego.
37 Mudżahid (arab.) – uczestnik dżihadu; współcześnie za mudżahidów uważają się
uczestnicy wojen wyzwoleńczych w krajach arabskich i muzułmańskich.
38 Szahidka (arab.) – rodzaj żeński od: szahid; muzułmanka, która oddała życie
w świętej wojnie, za co nagrodą jest wieczne życie w raju.
39 Mowa tu o rytualnej kąpieli ghusl (arab.), do której zobowiązany jest muzułmanin
po odbyciu stosunku płciowego.
40 Fatwa (arab.) – orzeczenie religijne wydawane przez uczonego w prawie
muzułmańskim.
Rozdział XI
Pierwszy klient
Salma nie zdążyła jeszcze ochłonąć po wstrząsającym wyznaniu Amiry,
kiedy do salonu wrócił Ahmad.
– Otwórz wino – polecił drugiej żonie.
Syryjka, wystraszona zachowaniem męża, bez słowa poszła do kuchni
po korkociąg. Dziewczynka bała się zostać sama z pijanym mężczyzną,
więc zrobiła krok, żeby pójść do swojej sypialni.
– A ty gdzie? – Ahmad mocno złapał ją za rękę.
Salma chciała się wyrwać, ale mąż jej na to nie pozwolił.
– Nie uciekaj, mała. – Zaśmiał się obleśnie.
W salonie pojawiła się Amira z korkociągiem w dłoni.
– Przynieś jeszcze kieliszki – rozkazał jej Ahmad.
Amira ponownie wyszła z pokoju, a mężczyzna zmierzył wzrokiem
Salmę od stóp do głów, a następnie przyciągnął ją do siebie.
– Ty, mała, jesteś teraz sporo warta… – Chuchnął jej prosto w twarz
odorem alkoholu. – Jeszcze bardzo młoda, nieprzechodzona…
Rozległ się dźwięk kieliszków stawianych na stole przez Syryjkę.
Ahmad odwrócił się w jej stronę, a Salma, korzystając z tego, że na
moment rozluźnił uścisk, wyrwała mu się i pobiegła do swojej sypialni.
Zamknęła za sobą drzwi i schowała się pod kołdrę.
Niech piją, niech się bawią, niech uprawiają głośno seks…, myślała,
drżąc ze strachu. Tylko niech mnie zostawią w spokoju…
Po otwarciu butelki Amira rozlała wino do kieliszków i podała jeden
z nich mężowi.
– Twoje zdrowie, habibi. – Uśmiechnęła się na siłę, bo nie wiedziała,
czego może się po nim spodziewać. Chwyciła się jednak nadziei, że
gwałtowny wybuch Ahmada wywołał fakt, że nie chciała z nim wyjść, żeby
się zabawić, więc jeżeli spędzi z nim resztę nocy w miłej atmosferze, to
wszystko wróci do normy.
Mężczyzna wypił parę dużych łyków, wziął butelkę do ręki, po czym
rozsiadł się wygodnie na kanapie.
– Zatańcz dla mnie – zażądał, dolewając wina do swojego kieliszka.
Syryjka włożyła płytę CD do odtwarzacza, przepasała biodra kolorową
chustą, włączyła muzykę, a następnie zaczęła nęcąco poruszać się
w zmysłowym tańcu brzucha, w którym nie miała sobie równych. Ahmad,
popijając wino, wodził za nią zamglonym wzrokiem, od czasu do czasu
pokrzykując:
– Ajła! Ajła!41.
Gorące arabskie rytmy, ponętne ciało Amiry i jej kusicielskie ruchy
szybko rozpaliły mężczyznę, więc dopił trunek, który pozostał w kieliszku,
i zaciągnął ją do łóżka. Syryjka używała wszystkich swoich sztuczek, aby
dogodzić mężczyźnie. Wciąż wierzyła, że jego napawający ją przerażeniem
pomysł, żeby wróciła do dawnej pracy, był tylko impulsywną reakcją na jej
nieposłuszeństwo i na nadmiar wypitego przez niego alkoholu. Płyta się
skończyła i wkrótce po całym mieszkaniu rozległy się głośne okrzyki
seksualnej rozkoszy.
Mężczyzna zaraz potem wstał i poszedł do łazienki. Później, ku
zdziwieniu Amiry, skierował się do sypialni Salmy. Syryjka zerwała się
z łóżka i pobiegła za mężem, sądząc, że jest już tak pijany, że pomylił
pokoje.
– Habibi, to nie tu… – Uczepiła się jego ramienia, żeby zaprowadzić go
do swojej sypialni.
– Wiem, gdzie idę. – Ahmad uwolnił się od drugiej żony i nieco
chwiejnym krokiem ruszył w stronę łóżka Salmy.
– Nie! – Amira dopadła do męża i zaczęła go ciągnąć w drugą stronę.
– Odwal się! – Mężczyzna wyrwał się żonie.
– Nie idź do niej! – Amira krzyknęła rozpaczliwym tonem.
– Nie twoja sprawa!
– Proszę! Błagam! Zaklinam cię! – Syryjka zaniosła się żałosnym
płaczem. – Nie idź tam!
Ale mężczyzna, obojętny na przeraźliwe błagania żony, kładł się już
obok schowanej pod kołdrą Salmy.
– Nieeee! – Amira krzyknęła dramatycznie, rzuciła się na męża i z całej
siły starała się wyciągnąć go z łóżka Salmy.
Zachowanie Syryjki rozwścieczyło mężczyznę. Stanął na nogi i zaczął
okładać ją pięściami. Amira zawodziła i wyła z bólu oraz upokorzenia.
Mężczyzna złapał ją za włosy, zawlókł do jej sypialni i rzucił na łóżko.
– Masz szczęście, że muszę dla klientów oszczędzić twoją piękną
twarzyczkę – wycedził cynicznie. – Zostań tu i nie wychodź! – Z hukiem
trzasnął drzwiami sypialni.
Leżąca pod przykryciem Salma trzęsła się z potwornego strachu. Nagle
znalazła się w jakiejś plugawej rzeczywistości, która ją przerażała i oplatała
lepkimi mackami upodlenia. Zdezelowany stół, pod którym wcześniej
spała, wydał jej się teraz bezpieczną, zaciszną wyspą.
Ahmad walnął się na jej łóżko i łapczywymi dłońmi, które zawsze
wydawały jej się twarde i szorstkie, szukał jej kulącego się w trwodze ciała.
Chciała zniknąć. Rozpaść się na kawałki. Popaść w niebyt. Rozproszyć,
żeby nie być kształtnym ciałem, które służy mężczyznom do zaspokajania
ich plugawych chuci.
– Urosły, znowu urosły… – mruknął Ahmad, kiedy dotknął jej wciąż
rozwijających się piersi.
Salma nigdy nie lubiła zbliżeń z Ahmadem, a teraz świadomość, że
przed chwilą robił to z Amirą, wzbudzała w niej jeszcze większy opór.
Odpychała ją od niego i wywoływała obrzydzenie.
– Nie! Nie chcę! – broniła się dziewczynka. – Nie dotykaj mnie!
Jednak mężczyzna nie zważał na jej przejmujące krzyki. Brutalnie
ściągnął z niej koszulkę i zerwał majteczki. Była bezradna wobec jego
agresji. Nie mogła zniknąć.
– Musisz się jeszcze dużo nauczyć… Duuużo nauczyć… – wybełkotał,
kiedy skończył. Odwrócił się tyłem i od razu zasnął ciężkim snem.
Potworny ból przeszywał dół brzucha i narządy intymne Salmy.
Od momentu, kiedy poroniła, pierwszy raz Ahmad upomniał się o swoje
małżeńskie prawa. Chciała wstać i pójść do łazienki, żeby zmyć z siebie ten
brud, ale nie była w stanie się ruszyć. Miała wrażenie, jakby jej nogi były
sparaliżowane.
Mamo, mamo…, załkała z bezsilności. Chciałaby mieć teraz pięć lat jak
Hala. I marzyć o ładnej lalce. Z długimi, prostymi, ciemnymi włosami.
Z niebieską kokardką na głowie. Ubranej w białą sukienkę z trzema
falbanami u dołu. Przepasaną ozdobną, niebieską kokardą.
Poczuła nagły skurcz w brzuchu i ogromne parcie na pęcherz. Musiała
wstać. Zsunęła się z łóżka i opierając o jego krawędzie, z trudem wstała.
Podtrzymując się ścian, wolno poszła do łazienki. Po drodze usłyszała
dochodzący zza zamkniętych drzwi sypialni rozdzierający płacz Amiry.
Podczas brania prysznica zauważyła cienką strużkę krwi. Spływała po
wnętrzu jej uda w stronę kolana i czerwoną linią pisała jej tragiczny los.
Spłukała ją, ale palącego bólu nie dało się zmyć.
Nie chciała wracać do sypialni, bo rozwalający się na jej łóżku Ahmad
napawał ją odrazą. Zwinęła się więc w kłębek na kanapie w salonie, żeby
przeczekać do rana. Wtedy zadzwoni do domu i opowie o wszystkim
mamie.
Po pewnym czasie w salonie pojawiła się Amira. Słyszała, jak Salma
korzysta z łazienki, więc się domyśliła, że Ahmad już z nią skończył.
Czekała na niego, a kiedy nie przyszedł, opuściła sypialnię. Usiadła przy
stole i nalała sobie kieliszek wina. Spojrzała na leżącą na kanapie
dziewczynkę.
– Ty też się napij… – powiedziała gorzko. – Jeżeli on zrobi to, co
zapowiedział, to będziesz tego potrzebowała… – Wypiła do dna.
Salma pokiwała przecząco głową. Nigdy jeszcze nie próbowała
alkoholu.
– Jak chcesz… – Amira opróżniła butelkę do końca, ponownie
nalewając sobie wina do kieliszka. – Zapewniam cię, że szybko zmienisz
zdanie… – Pociągnęła parę łyków. – Bez tego nie przetrwasz…
Salma spojrzała uważnie na drugą żonę swojego męża. Jej widok – brak
makijażu i seksownego stroju, rozczochrane, naturalne włosy oraz bijąca
z jej oczu bezdenna żałość – sprawił, że uzmysłowiła sobie, jak niewiele
jest od niej starsza.
– Myślałam, że to już za mną… – Syryjka popijała wino. – Za mną… –
Powtórzyła jak zaklęcie, które miało sprawić, żeby tak się stało. – Może tak
będzie… Obudzi się… Wytrzeźwieje… Może tak będzie… – Opróżniła
kieliszek do dna i mocno się nad czymś zastanawiając, wróciła do swojej
sypialni.
Rano Salmę obudził intensywny dźwięk pozostawionego w salonie
telefonu Ahmada. Dzwonił i dzwonił, aż dziewczynka spojrzała na ekran
i przekonała się, że to był teść. Wzięła aparat i zajrzała do sypialni, ale
mężczyzna nadal mocno spał. Chociaż telefon już zamilkł, to położyła go
na stoliku obok łóżka, żeby mąż mógł odebrać, gdyby ojciec jeszcze raz się
odezwał.
Nadal bardzo bolał ją dół brzucha, więc wróciła do salonu i się
położyła. Po paru minutach przyszła tam Amira. Doprowadziła się już do
porządku i wyglądała jak zwykle wyjątkowo seksownie w perfekcyjnym
makijażu, starannej fryzurze i dopasowanej sukience.
– Ktoś dzwonił? – zapytała.
– Ojciec Ahmada – odpowiedziała Salma.
– Naprawdę? – Syryjka się ożywiła. – To pewnie w sprawie jego
pracy… W końcu to on ją mu załatwił… Może go przypilnuje… Przemówi
do rozsądku… Ojca przecież nie może zawieść… – Pokrzepiona tą nadzieją
poszła do pokoju, gdzie spał Ahmad, żeby go obudzić.
– Habibi… – Potrząsnęła go za ramię. – Habibi… – Pocałowała go
w policzek, żeby zapomnieć o horrorze ostatniej nocy i przywrócić ich
życie na dotychczasowe tory.
– Hmmm… – mężczyzna zamruczał przez sen i przewrócił się na drugi
bok.
– Habibi, obudź się… – Jeszcze raz delikatnie szarpnęła jego ramię.
– Daj mi spokój… – burknął Ahmad.
– Twój ojciec dzwonił. Może powinieneś… – Nie dokończyła, bo
znowu zabrzęczał telefon. – To znowu twój ojciec… Odbierz – namawiała
męża.
Ponieważ mężczyzna nie reagował na jej prośby, wzięła telefon
i próbowała mu go wcisnąć do ręki, ale bez rezultatu.
– Proszę, porozmawiaj z nim. Ja wyjdę. – Położyła dzwoniący aparat
tuż obok głowy Ahmada i opuściła sypialnię.
Głośny dźwięk wbijał się w uszy mężczyzny, więc niecierpliwym
ruchem dłoni przesunął aparat daleko od siebie. Po dłuższej chwili telefon
ucichł, żeby znowu odezwać się po kilku minutach. Sytuacja powtórzyła się
parę razy i wyglądało na to, że ojciec nie zamierza się poddawać. Ahmad
musiał odebrać.
– Halo – powiedział zachrypniętym głosem.
– Co się z tobą dzieje? – ojciec wrzasnął zdenerwowany. – Dzwonię
i dzwonię, a ty nie odbierasz!
– Chory jestem.
– Co ci jest?
– Jakiś paskudny wirus.
– Właściciel sklepu mówił mi, że dziś nie stawiłeś się w pracy – Abu
Zaid powiedział z wyrzutem. – I przez ostatnie dni też byłeś nieobecny.
– Mam zwolnienie od lekarza. Powiadomiłem go o tym – tłumaczył się
Ahmad.
– Na pewno masz zwolnienie? – ojciec zapytał nieufnie.
– Tak, mam – zapewnił Ahmad.
– Do kiedy?
– Hmm… Do wczoraj.
– To czemu dzisiaj nie idziesz do pracy?! – huknął rozeźlony ojciec.
– Bo… Bo jeszcze mi nie przeszło… Głowa mi pęka. – Akurat to
ostatnie było prawdą, ponieważ mężczyznę męczył potworny kac.
– Nie przeszło ci czy ci się nie chce? – drążył Abu Zaid.
– Naprawdę nadal bardzo źle się czuję… – kręcił Ahmad. – Muszę
jeszcze raz iść do lekarza…
– A co z Salmą? Ona się nie zaraziła? – dopytywał ojciec.
– Nie, stara się do mnie nie zbliżać, o ile to nie jest konieczne.
– To dobrze. Kiedy idziesz do lekarza?
– Kiedy tylko dam radę zwlec się z łóżka…
– W takim razie zadzwonię do właściciela sklepu i to wyjaśnię. Tylko
pamiętaj, że masz wziąć oficjalne zwolnienie od doktora. Dopiero zacząłeś
pracę… Szanuj ją, synu – ojciec pouczył Ahmada.
– Na pewno będę – obiecał mężczyzna.
– Daj mi znać, co powiedział lekarz. I ile dni jeszcze będziesz na
zwolnieniu.
– Dobrze.
– To będziemy w kontakcie. Do widzenia.
– Do widzenia.
Ahmad z ulgą się rozłączył.
– Salma! – krzyknął. – Salma!
W sypialni pierwsza pojawiła się Amira.
– Co chcesz, habibi? – zapytała przymilnie, bo miała nadzieję, że
rozmowa z ojcem pozytywnie wpłynęła na męża.
– Przynieś mi wodę.
– Oczywiście, habibi.
Syryjka minęła się w drzwiach z Salmą, która przyszła na wołanie
męża.
– Słucham. – Przyzwyczajona do posłuszeństwa stanęła przy łóżku.
– Już nic… – Ahmad zamknął oczy, więc dziewczynka się wycofała.
Po chwili Amira wróciła z dużą butelką.
– Proszę, habibi. – Podała ją mężowi, który zaraz usiadł, opierając się
na poduszkach.
Przystawił butelkę do ust i dużymi łykami wypił wodę prawie do dna.
Następnie oddał butelką żonie i znowu się położył.
– I co powiedział ojciec? – Amira uśmiechnęła się do męża.
– Nic szczególnego.
– Jak to nic szczególnego? Przecież musiał…
– Wyjdź stąd i daj mi spać! – Ahmad wydarł się tak głośno, że Syryjka
aż podskoczyła.
Chciała coś powiedzieć, ale spostrzegła zmieniony wyraz twarzy męża
i zmieniła zdanie.
Niech się wyśpi… Niech wytrzeźwieje… I będzie dobrze…, łudziła
samą siebie, udając się do swojej sypialni.
Muszę to dobrze rozegrać…, pomyślał Ahmad, zanim zapadł w długi
sen.
Obolała Salma leżała zwinięta na kanapie. Była zupełnie
zdezorientowana. Wcześniej planowała, że zadzwoni do mamy i jej
o wszystkim opowie, ale teraz już nie była taka pewna, czy powinna to
zrobić. Bo na co mogła się w tym momencie poskarżyć? O drugiej żonie
mama już wiedziała i najważniejsze dla niej było tylko to, że Ahmad jej nie
rozwiódł. Ma opowiedzieć o gwałcie w nocy? Mama z pewnością powie, że
jest żoną Ahmada, więc to nie był gwałt. A to, że przyszedł do niej prosto
od Amiry, co napawało ją olbrzymim wstrętem? Mama może stwierdzić, że
skoro są dwie żony, to każda ma prawo… Zrobiło jej się niedobrze.
Dopóki Ahmad spał, dom trwał jakby w zawieszeniu. Amira jak na
szpilkach siedziała w swojej sypialni, zastanawiając się, co zrobi mąż,
kiedy się obudzi. Przypuszczała, że ojciec naciskał, żeby syn wrócił do
pracy, więc może przyniesie to pożądany rezultat? Bo jej powrót do
dawnego życia… Wzdrygnęła się na samą myśl o przewijających się przez
jej łóżko obcych mężczyznach, ich sprośnych praktykach i wygórowanych
oczekiwaniach. Poniżeniu, bólu i strachu. Tak było w Syrii przez toczącą
się ciągle krwawą wojnę. Tak było w Jordanii przez brak środków do życia.
Tego dnia Salma nie ugotowała jak zwykle obiadu. Nie była w stanie
tego zrobić, bo nadal lekko krwawiła i miała bóle brzucha. Znowu bardzo
się bała. Ahmada. Amiry. Przyszłości.
Po południu mężczyznę obudził telefon od ojca.
– Halo. – Odebrał półśpiący.
– Byłeś u lekarza?
– Tak.
– I co powiedział?
– Jeszcze jestem chory.
– Dał ci zwolnienie?
– Tak.
– Na ile dni?
– Pięć. – Ahmad wygrywał czas, w ciągu którego chciał wszystko
zorganizować.
– Dużo. – Ojciec westchnął ciężko.
– To wirus – podkreślił Ahmad. – Lepiej doleczyć go do końca, niż
zarazić szefa, innych pracowników, a nawet klientów.
– Racja… – przyznał ojciec, ciężko wzdychając. – W takim razie kuruj
się, ale po powrocie do pracy daj z siebie wszystko. Pokaż, na co cię stać.
– Oczywiście. Na pewno tak zrobię.
Ahmad nie zamierzał wracać do pracy.
– To szybko zdrowiej, synu – powtórzył ojciec. – I pamiętaj, co ci
powiedziałem.
– Będę pamiętał – zapewnił Ahmad.
– Do usłyszenia.
– Do widzenia – pożegnał się z ojcem.
Ta mała jest jeszcze zupełnie świeża…, od razu przystąpił do
obmyślania swojego planu. Można brać za nią niezłe pieniądze…
Szczególnie na początku…, kalkulował. Sztywna jest, ale to może być jej
zaletą… Wyraźnie widać, że nie pieprzyła się na prawo i lewo… Taka mała,
niewinna dziewczynka…
– Amira! – krzyknął głośno.
Druga żona szybko pojawiła się w sypialni Salmy.
– Tak, habibi.
– Zrób mi kawę.
– Z przyjemnością. – Amira pobiegła do kuchni, żeby przygotować
ulubiony napój męża.
Ahmad odprowadził ją wzrokiem, koncentrując się na jej zgrabnych
pośladkach.
A ta…, cały czas myślał o swoim nowym biznesie. Zna różne
sztuczki… Doskonale wie, jak rozpalić mężczyznę… Też da się na niej
nieźle zarobić…, z lubością pomyślał o seksownym ciele Amiry.
Po paru minutach popijał gorący, czarny napój, a Syryjka wdzięczyła
się do niego, mając nadzieję, że ich małżeńskie życie wraca do normy.
– Jak ci smakuje kawa, habibi? – zapytała z uwodzicielskim
uśmiechem.
– Pyszna – pochwalił Ahmad. – Jak zawsze od ciebie.
– To bardzo się cieszę. – Syryjka przysunęła się bliżej, a mężczyzna
spojrzał na jej wyeksponowany biust.
– Ładnie wyglądasz… – Odstawił filiżankę na stolik i objął żonę.
– Tym bardziej się cieszę… – Amira zmysłowo pocałowała mężczyznę
w usta.
Upadli na łóżko i zatracili się w miłosnych igraszkach. Syryjka użyła
całej swojej zmysłowej sztuki, żeby w pełni dogodzić mężowi. Nie chciała
już się nigdy więcej starać dla nikogo innego. Chciała być tylko dla niego.
Po gorącej godzinie wyuzdanej zabawy seksualnej małżeństwo przyszło
do salonu, gdzie siedziała Salma.
– Idź do siebie – rozkazał jej Ahmad, przytulając Amirę.
Dziewczynka czuła się fatalnie, bo przed chwilą znowu musiała słuchać
ich głośnych, ekstatycznych okrzyków. Tym razem zrobili to w jej sypialni,
przez co poczuła się podwójnie zbrukana. Kiedy tam weszła, w powietrzu
unosił się odór alkoholu, potu i spermy. Zapach mężczyzny, który nie liczy
się z niczym i z nikim.
Mężczyzna wypadł na chwilę do sklepu, żeby kupić wino i coś do
jedzenia. Potem Amira dała mu popis podniecającego tańca brzucha,
ponownie wzbudzając w nim pożądanie. Chciał korzystać z jej ponętnych
wdzięków jak najwięcej i jak najpełniej. Potem może być zajęta.
W ciągu następnych dni życie w domu niby wróciło do normy. Salma
zajęła się domowymi obowiązkami, a Amira wylegiwała się w łóżku,
oglądała telewizję albo rozmawiała z koleżankami przez telefon. Ahmad
wychodził, mówiąc, że idzie do pracy, a w rzeczywistości przygotowywał
grunt pod swój nowy biznes. Wiedział, że na pierwszym kliencie Salmy
może zarobić krocie.
Kiedy miał upłynąć termin jego rzekomego zwolnienia lekarskiego,
zadzwonił do ojca.
– Halo! – Abu Zaid odebrał telefon.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry. Już wyzdrowiałeś?
– Tak, już wszystko w porządku.
– To świetnie! – Ojciec się ucieszył. – Czyli od jutra praca…
– No właśnie w tej sprawie dzwonię.
– To znaczy?
– Widzisz… Jest taka sytuacja… Mój znajomy… A w zasadzie bardzo
dobry kolega… przyjaciel… otwiera nowy biznes. I on mnie poprosił
o pomoc w jego rozkręceniu.
– Dlaczego akurat ciebie?
– Bo mi ufa.
– Co to za biznes?
– To… Taki handlowy… Można na nim sporo zarobić.
– Tylko mi nie mów, że chcesz rzucić stałą pracę! – Ojciec nie był
zachwycony rewelacjami, które usłyszał od syna.
– No właśnie… Chyba będę musiał.
– A nie możesz normalnie pracować, a później pomagać przyjacielowi?
– zasugerował ojciec.
– Też się nad tym zastanawiałem – Ahmad bez zająknienia mówił
przeznaczone dla ojca kłamstwa. – Ale on mnie potrzebuje przez cały
dzień. Na początku zawsze jest dużo pracy. Poza tym… To może się wiązać
z częstymi wyjazdami z Ammanu.
– Będziesz wyjeżdżał? A co z Salmą?
– Jeżeli to będzie wymagało dłuższego pobytu w innym mieście, będę
brał ją ze sobą.
– Nowy biznes… To bardzo ryzykowne… – Abu Zaid nie był
przekonany do pomysłu syna.
– Ale może być bardzo dochodowe… Jeżeli się rozkręci, to dołożę ci do
zmiany samochodu na lepszy – obiecał Ahmad.
Nowy pojazd od dawna był marzeniem Abu Zaida, bo stary gruchot,
którym jeździł, coraz częściej się psuł.
– To z tego mogą być aż tak duże pieniądze?
– Może nie na początku, ale później…
– Hmm… No nie wiem, synu…
– W zasadzie… To już postanowione. Mój przyjaciel bardzo na mnie
liczy. I dlatego dzwonię, żebyś jakoś to wytłumaczył właścicielowi sklepu,
w którym pracuję. Wiesz, o biznesie mu nie mów… Im mniej osób o tym
wie, tym lepiej.
– Tak, masz rację. I dobrze, że dzwonisz, bo gdybyś tak rzucił pracę bez
słowa… Tylko wstydu bym się najadł!
– Nigdy bym do tego nie dopuścił! – zapewnił Ahmad.
– Dobrze, jakoś to załatwię.
– Dziękuję.
– To życzę ci powodzenia, synu. Ten nowy samochód… Przydałby
się…
– Gdy wszystko się rozrusza, to kto wie… Może kupisz go szybciej, niż
myślisz.
– Oby tak było, synu. Dawaj znać, jak to wszystko idzie.
– Dobrze, będę dzwonił. Do widzenia.
– Do widzenia.
Ahmad uśmiechnął się do siebie zadowolony. Rozmowa z ojcem
przebiegła łatwiej, niż się spodziewał. Pierwszy duży krok zrobiony. Teraz
pora na następny. Znaleźć jak najlepszego pierwszego klienta dla Salmy.
Kiedy pewnego wieczoru mężczyzna zawołał dziewczynkę i kazał jej
się wykąpać, a potem ładnie ubrać i umalować, Amira już wiedziała.
Jednak on to zrobi. Będzie je podle sprzedawał dla własnego zysku.
Uciec stąd…, to była pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy.
Uciec… Tylko gdzie? Co ją czekało, kiedy opuści dom? W Ammanie nie
znała nikogo oprócz koleżanek prostytutek i może kilku starych, stałych
klientów. Z którymi zresztą też już nie miała kontaktu, od kiedy wyszła za
mąż. Wobec tego co ją czeka? Ulica… Brutalna i niebezpieczna.
Bezlitosna.
– Posłuchaj mnie uważnie – Ahmad zwrócił się do dziewczynki, kiedy
ta przed nim stanęła.
We wpatrzonych w nią oczach mężczyzny było coś tak mrocznego, że
Salmę przeszedł dreszcz.
– Zaraz tu przyjdzie taki miły pan… – kontynuował. – I on… Ten pan…
Też masz był dla niego miła. To ważne. Bardzo ważne. Jeżeli chcesz tu
zostać. – Ahmad przeszył ją wzrokiem, a dziewczynka zadrżała.
Przestraszyła się, że jeżeli nie zrobi tego, co każe jej mąż, to on ją
rozwiedzie.
– On pójdzie z tobą do twojej sypialni… I tam… Pozwól mu zrobić, co
chce… Nie opieraj się… – powiedział dobitnie.
Serce Salmy o mało nie wyskoczyło z piersi. To samo mówiła jej mama
przed nocą poślubną. Czy mąż chce, żeby ktoś obcy z nią… Rozpłakała się
w głos.
– Nie rycz! – wrzasnął Ahmad i zamachnął się, ale powstrzymał się
od ciosu, bo nie mógł teraz zostawić żadnych śladów na ciele dziewczynki.
Salma przestała płakać sparaliżowana strachem przed gniewem męża.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.
– Jeżeli nie będziesz miła i nie zrobisz dokładnie tego, czego on będzie
chciał, to dzisiaj stąd wylatujesz – zagroził Ahmad. – Weź ją i popraw jej
makijaż. – Polecił Amirze, a sam poszedł przywitać pierwszego klienta.
Miły pan okazał się starym, grubym Saudyjczykiem, który wszedł do
salonu, po czym rozsiadł się na kanapie, lekko posapując i ścierając pot
z czoła.
– Muszę ją najpierw zobaczyć – powiedział do Ahmada. – Dopiero
wtedy ostatecznie zdecyduję.
– Oczywiście, zaraz ją przyprowadzę. – Ahmad wyszedł z salonu, żeby
po chwili wrócić z zalęknioną Salmą.
Saudyjczyk spojrzał na Salmę i uśmiechnął się lubieżnie. Była mała
i ładna. Dokładnie taka, jaką chciał. A ten jej widoczny przeraźliwy lęk
tylko jeszcze bardziej go podniecał. Kiwnął z aprobatą głową w stronę
Ahmada i wręczył mu gruby plik pieniędzy.
Mąż spojrzał surowo na żonę, przypominając jej, jaka kara ją czeka,
jeżeli nie dostosuje się do jego poleceń. Później wskazał pierwszemu
klientowi drogę do sypialni Salmy. Kiedy mężczyzna z Salmą zniknęli
w środku, zamknął za nimi drzwi.
– Rozbierz się i połóż – rozkazał Saudyjczyk i Salma posłusznie
wykonała jego polecenie.
Sam też zdjął ubranie, a potem położył się obok niej, wyciągając w jej
stronę swoje drapieżne łapska. Później przygniótł dziewczynkę swoim
ciężkim cielskiem tak, że prawie nie mogła oddychać.
Dobiegający siedemdziesiątki Saudyjczyk miał duże, pofałdowane,
rozlewające się ciało, które wydawało nieprzyjemny odgłos przy każdym
jego niezgrabnym ruchu podczas kopulacji. Wydobywający się z niego
starczy fetor i zjełczały odór buchający z jego okolic intymnych
wywoływały u dziewczynki odruch wymiotny. Mężczyzna miał wstawione
sztuczne zęby, które razem z jego licznymi zmarszczkami i opadającymi
policzkami sprawiały, że grymasy związane z jego seksualnymi wysiłkami
czyniły jego twarz diabolicznie groteskową. Salma zamknęła oczy i trwała
nieruchomo w niewyobrażalnym bólu i cierpieniu. Długo potrwało, zanim
w końcu stary, obleśny mężczyzna doznał zaspokojenia. To było
najobrzydliwsze doświadczenie, jakie ją w dotychczasowym życiu
spotkało.
Saudyjczyk wstał zadowolony i rzucił jej na łóżko dodatkowe
pieniądze. Kiedyś, tak dawno, że czas ten zniknął w mrokach zapomnienia,
chciała być lekarzem…
Mężczyzna wyszedł z sypialni i zapytał Ahmada, gdzie jest łazienka.
Skorzystał z niej, a następnie skierował się do wyjścia.
– Jeszcze tu wrócę – powiedział usatysfakcjonowany na pożegnanie.
Ahmad po raz kolejny przeliczył tak łatwo zarobione pieniądze.
– Idziemy się bawić! – krzyknął uradowany do Amiry. – Bądź gotowa
za pół godziny.
Syryjka szybciutko spełniła jego prośbę, starając się wyglądać jak
najbardziej atrakcyjnie i sprawić, żeby Ahmad czuł się jak najlepiej.
Liczyła na to, że młodziutka Salma zarobi wystarczająco dużo pieniędzy,
żeby ich wszystkich utrzymać, a ona, dopieszczając męża ze wszystkich sił,
uniknie poniżającego losu prostytutki.
Wyszli. Salma została sama ze swoim cierpieniem, strachem
i poniżeniem. Bolało ją dosłownie całe ciało. A najbardziej serce.
Płakała, jęczała, wyła. Z boleści, żałości, młodości. Zaprzepaszczonej,
stłamszonej, zgorszonej. Nigdy nieprzywróconej.
Przez całą noc biła się z myślami, czy powiedzieć mamie o tym, co się
stało. Wstyd… Znowu ogarnął ją przeraźliwy wstyd.
„Zachowywałaś się jak kurwa!”, w jej głowie zabrzmiały
oskarżycielskie słowa wykrzyczane przez Hafsę, która zarzucała jej, że
ukradła jej męża. „Kręciłaś przed nim tyłkiem i ciągle się do niego
uśmiechałaś!”.
Kurwa!, dudniło w jej myślach. Kurwa! Teraz była prawdziwą kurwą.
Poczuła się winna. Nie może o tym powiedzieć rodzicom. Taka hańba!
Plama na honorze. Ojciec z pewnością by ją zabił.
Pierwszych zarobionych przez Salmę pieniędzy starczyło Ahmadowi na
parę dni dobrej zabawy z Amirą. Później musiał wytrzeźwieć i szukać
następnego klienta. Nie miał z tym najmniejszego problemu, więc kolejny
obcy mężczyzna zawitał do sypialni dziewczynki.
Tym razem był to biznesmen w średnim wieku, pachnący i dobrze
ubrany. Ale za to z wysokimi wymaganiami erotycznymi. Na początku
zmusił Salmę do seksu oralnego, co sprawiło jej dużą trudność.
Nigdy wcześniej tego nie robiła, a ponadto bardzo się brzydziła. Nie
umiała wejść w odpowiedni rytm, dlatego zirytowany mężczyzna szarpał ją
boleśnie za włosy, pomagając jej to zrobić. Nie udało mu się, więc
podniecony i rozdrażniony uderzył ją w twarz, a potem brutalnie zgwałcił.
Dziewczynka głośno krzyczała z bólu, bo miała wrażenie, że mężczyzna
rozerwie ją na kawałki. To go jeszcze bardziej pobudzało i wykonując
głębokie ruchy frykcyjne, gryzł i kąsał jej ramiona. Salma miała wrażenie,
jakby dopadła ją dzika, rozjuszona bestia.
Na początku Ahmad sprowadzał dziewczynce jednego klienta co parę
dni. Wiedział, że z każdym kolejnym przyjętym mężczyzną będzie traciła
swoją świeżość i stawka za jej usługi będzie spadała. Jednak pieniądze
szybko się rozpływały, więc zmuszony był zintensyfikować jej pracę. Sam
szalał z Amirą, która zabawiała go zmysłowymi tańcami brzucha
i wyrafinowanymi sztuczkami erotycznymi.
Dziewczynka odsypiała kolejną wyczerpującą noc z klientem, kiedy
zadzwoniła do niej matka.
– Halo – Salma powiedziała cichym, zmęczonym głosem.
– Co, ty jeszcze śpisz? – zdziwiła się matka. – O tej porze?
– Trochę źle się czuję – wytłumaczyła się dziewczynka.
– Co ci znowu jest? – matka zapytała z przekąsem.
– Boli mnie… Wszystko mnie boli…
– Nie możesz spać do południa. – Matka zupełnie zignorowała
odpowiedź córki. – Masz wstać i zająć się domem… Mężem… Żaden
mężczyzna nie lubi takiej obolałej, skarżącej się żony.
Salma nic nie mówiła, więc matka krzyknęła:
– Halo! Słyszysz mnie?!
– Tak.
– To obudź się wreszcie, bo Hala chce z tobą porozmawiać.
– Hala?
– Coś ty taka nieprzytomna dzisiaj?! – Matka się zirytowała. –
Zapomniałaś, że masz siostrę?!
– Nie…
– To ogarnij się i porozmawiaj z nią jak człowiek!
Człowiek… Czy była jeszcze człowiekiem? Czy tylko kukłą, rzucaną,
targaną, poniewieraną, służącą zaspokajaniu męskich chuci? Salma zebrała
w sobie wszystkie siły, żeby jej siostrzyczka nie wyczuła, przez jakie piekło
przechodzi.
– Halo! – W telefonie rozległ się słodki głos Hali.
– Dzień dobry, słoneczko.
– Chora jesteś? – Hala zauważyła zmieniony głos Salmy.
– Tak, trochę.
– A co ci jest?
– Jestem…
Jestem kurwą, zahuczało w głowie Salmy.
– Jestem trochę przeziębiona – powiedziała głośno.
– To szkoda… – Hala się zmartwiła.
– Nie przejmuj się, niedługo mi przejdzie – pocieszyła ją Salma.
– A kiedy?
– Nie wiem… Niedługo.
– To kiedy ci już przejdzie… – Hala przerwała, bo pomyślała, że może
to nieładnie prosić o coś chorą siostrę.
– Co, słoneczko?
– Ta lalka, pamiętasz?
– Oczywiście, że pamiętam.
– Szukałaś już? Są takie w Ammanie?
– Szukałam, ale takiej, jak opisywałaś, nie znalazłam – skłamała Salma,
bo nie chciała zrobić przykrości siostrze.
– A jakie były?
– No… Trochę inne.
– Jakie dokładnie?
– Miały krótsze włosy albo inny kolor ubranek.
– A ładne były? – dopytywała Hala.
– Tak, niektóre tak.
– To jeśli będzie ładna, to może być trochę inna.
– Dobrze, słoneczko, znajdę jakąś śliczną lalę, kupię ją i ci wyślę –
obiecała Salma.
– To fajnie, bo kiedy bawię się z Fatimą lalkami, to chciałabym mieć
swoją.
– Będziesz miała – zapewniła Salma.
– Dziękuję. – W głosie Hali zabrzmiała radość.
– Nie ma za co, słoneczko.
– Mama mówi, że muszę już kończyć.
– Dobrze, słoneczko. Do usłyszenia.
– Do usłyszenia.
Muszę kupić jej tę lalkę, postanowiła Salma. Miała trochę pieniędzy
z napiwków, które rzucali jej klienci. Miała nadzieję, że wystarczą na
prezent dla siostrzyczki.
Gdy usłyszała, że Ahmad z Amirą rozmawiają i śmieją się w salonie,
poszła do nich, żeby poprosić męża o zabranie jej na zakupy.
Para siedziała przy otwartej butelce wina oraz pieczonym kurczaku,
frytkach i sałatce, które Ahmad przyniósł z pobliskiej restauracyjki. Salma,
od kiedy miała więcej klientów, nie gotowała codziennie, bo mężczyźni
przychodzili także w ciągu dnia i nie zawsze miała na to czas.
– Przynieś talerz i weź sobie trochę – rozbawiony Ahmad zwrócił się do
Salmy, myśląc, że przyszła po jedzenie.
– Chcę lalkę – powiedziała dziewczynka.
Po nocy, podczas której przyjęła trzech klientów, zabrzmiało to tak
absurdalnie, że Ahmad z Amirą wybuchnęli gromkim śmiechem.
– Kurwa chce lalkę! – wyrwało się Syryjce.
– Straciła rozum! – dodał Ahmad, nie przestając się śmiać.
– To prezent dla siostry – ciągnęła Salma niezrażona docinkami.
– Nie mamy pieniędzy. – Mężczyzna nalał sobie wina.
– Ja mam pieniądze – przyznała się Salma i zaraz tego pożałowała.
– A skąd ty masz pieniądze? – zainteresował się Ahmad.
Dziewczynka zaczerwieniła się, bo nigdy nie wspominała o banknotach,
które czasami dawali jej zadowoleni mężczyźni.
– Pewnie klienci zostawiają jej napiwki – domyśliła się Amira.
– To musisz mi je oddać – powiedział Ahmad. – To moje pieniądze.
Oczy Salmy wypełniły się łzami.
– Poczekaj… Niech kupi siostrze tę lalkę, jeśli chce – Amira wstawiła
się za dziewczynką. Widziała, że jest na skraju wytrzymałości psychicznej,
i bała się, że w pewnym momencie całkowicie się załamie. A wtedy to ją
mąż zmuszałby do prostytucji. Wiedziała z własnego doświadczenia, że
jakakolwiek rzecz, która przyniesie Salmie choć trochę zadowolenia, może
pomóc jej przez pewien czas przetrwać w tym koszmarze.
Zdziwiony Ahmad odwrócił się w stronę żony.
– Dlaczego tak myślisz?
– No wiesz… Ciężko pracuje… Niech też coś z tego ma…
– Ale lalkę? – Mężczyzna się zaśmiał.
– Skoro chce lalkę, niech ma lalkę.
– To dla siostry – powtórzyła Salma.
– No dobrze… – zgodził się. – Ale ja z nią nie pójdę po zabawkę. –
Pociągnął spory łyk wina.
– Ja mogę ją zabrać – zaoferowała Amira. – I przy okazji, habibi… –
Przysunęła się do męża. – Pamiętasz, że obiecałeś mi nową sukienkę? –
Pocałowała go namiętnie w policzek. – Jeśli już tam będziemy, to
mogłabym się rozejrzeć, czy mają coś ciekawego…
– To jeżeli już idziecie na większe zakupy… – Obrzucił spojrzeniem
zgrabną figurę żony. – Kup sobie też seksowną bieliznę.
– Dziękuję, habibi. – Syryjka rzuciła mu się żywiołowo na szyję. Nie
zauważyła chytrego błysku w jego oku.
– Salmie też kup odpowiednią bieliznę – dodał Ahmad. – Na pewno jej
się przyda.
Następnego dnia Amira z Salmą pojechały do dużego centrum
handlowego. Dziewczynka była oszołomiona, bo zapomniała, że istnieje
jeszcze coś oprócz czterech ścian, w których siedziała zamknięta
od tygodni, sprzątania, gotowania, prania, prasowania, obsługiwania,
a ostatnio… Nawet nie chciała o tym myśleć.
Jej uwagę przyciągały rodziny z dziećmi, które wolno spacerowały
od sklepu do sklepu, czasami zatrzymując się i oglądając wyeksponowane
na wystawach towary. Obserwowała dziewczynki w jej wieku, które szły
z rodzicami, i podekscytowane ciągnęły ich do jednego czy drugiego
butiku, bo wypatrzyły coś atrakcyjnego. Czasami rodzice uśmiechali się
wyrozumiale i wchodzili z nimi, żeby obejrzeć, a może nawet kupić
wybrane przez nie rzeczy. Czasami zaś strofowali je czule, bo przecież już
niosły torby pełne zakupów. Dzieci były dziećmi.
– Chodź, zaczniemy od bielizny. – Amira skierowała się do
najbliższego butiku.
– Nie chcę bielizny. – Jej twarz spłonęła rumieńcem. – Chcę lalkę.
– Ahmad powiedział, że mamy kupić bieliznę.
– Niepotrzebna mi bielizna.
– Potrzebna. – Amira już wchodziła do sklepu.
Będąc w środku, dziewczynka dostała gęsiej skórki, bo wydawało jej
się, że wszyscy, ale to dosłownie wszyscy, i te dwie ekspedientki, które
teraz jej się uważnie przyglądają, i ta młoda kobieta sprawdzająca rozmiary
staników, i te trzy inne przebierające w różnych fasonach majtek, wiedzą,
czym ona się zajmuje. I wiedzą, że ostatniej nocy ten ostatni klient kazał jej
to robić ręką, a ona nie wiedziała jak. Pokazał jej więc najpierw sam,
a potem bardzo się śmiał, kiedy musiała pójść do łazienki umyć pobrudzoną
twarz. A ten pierwszy kazał jej chodzić na czworakach i…
– Zobacz, te są dobre dla ciebie. – Amira pokazała jej czerwone stringi
z koronkowym serduszkiem na przodzie.
Salma myślała, że się spali ze wstydu, bo przecież oni wszyscy
wiedzą… Chciała, aby Syryjka jak najszybciej wybrała potrzebne rzeczy,
żeby mogły wyjść ze sklepu. Jednak Amira długo nie mogła się
zdecydować i oglądała frywolną bieliznę ozdobioną haftami, cekinami
i piórkami.
– Spójrz na to… Albo to… Jeszcze lepsze… Bardzo seksowne…
W sam raz dla ciebie… – Demonstrowała Salmie kolejne ciuszki. – To jest
dobre… – Zachichotała, pokazując majtki z rozcięciem w kroku.
Dziewczynka spuściła głowę, bo przecież oni wszyscy wiedzą…
Rozbolał ją brzuch.
Wreszcie Amira zdecydowała się na parę kolorowych, ciekawie
zdobionych sztuk bielizny, zapłaciła i mogły opuścić butik. Po drodze do
sklepu z zabawkami Syryjka w kolejnych sklepach przymierzała różne
sukienki, co zajęło mnóstwo czasu. Ostatecznie kupiła obcisłą liliową
sukienkę mini z drapowanym dekoltem, który podkreślał jej kształtny biust.
Miała nadzieję, że mąż będzie zadowolony z jej wyglądu, kiedy ją dla niego
założy.
W sklepie z zabawkami Salma stanęła przed półkami, na których
w rządkach ustawione były różnego rodzaju lalki. Miały gładkie buzie,
duże oczy, uśmiechnięte usta i plastikowe ciała. Ciała, które nic nie czuły.
Dziewczynka przeszła wzdłuż półek, szukając lalki, którą opisała jej
siostrzyczka. Należała ona do jednej z popularnych linii zabawek, więc
Salmie udało się znaleźć dokładnie taką samą, o jakiej marzyła Hala.
Wzięła ją z półki i udała się do kasy, żeby zapłacić. Wyjęła banknoty, które
dostała od mężczyzn, i podała je kasjerce. Łzy napływały jej do oczu, bo
miała wrażenie, że każdy z nich naznaczony jest jej hańbą.
Po powrocie do domu od razu zadzwoniła do Irbidu, żeby podzielić się
z Halą dobrą wiadomością.
– Cześć, słoneczko! – przywitała siostrę, kiedy matka podała jej telefon.
– Cześć!
– Kupiłam ci lalkę!
– Naprawdę? – Hala zapiszczała radośnie.
– Tak.
– Jaka ona jest?
– Dokładnie taka, jaką chciałaś.
– Hurra! – wykrzyknęła siostrzyczka.
Przynajmniej tyle. Ona jest szczęśliwa.
– Kiedy ją dostanę? – zapytała Hala.
– Postaram się, żeby to było jak najszybciej.
– Bardzo dziękuję. I… Tęsknię za tobą… Kocham cię.
Kocham cię… Salma nigdy nie usłyszała tego od męża.
– Też cię kocham. Poproś mamę, żeby zadzwoniła, gdy dostaniecie
paczkę.
– Dobrze. Już nie mogę się doczekać.
– Niedługo przyjdzie. Do usłyszenia, słoneczko.
– Pa, pa.
Salma wzięła do ręki przezroczyste opakowanie i ze ściśniętym sercem
patrzyła na ładną lalkę w białej sukience z falbankami i z niebieską
kokardką we włosach. Do sypialni wszedł Ahmad.
– Przygotuj się – rozkazał. – Zaraz ktoś przyjdzie.
Dziewczynka podała mu pudełko z lalką.
– Wyślij to, proszę, do mojej rodziny do Irbidu. Tylko szybko. Moja
siostrzyczka na nią czeka. Bardzo proszę.
– Za wysyłkę oddasz mi z napiwków – mężczyzna powiedział twardo.
– Dobrze – zgodziła się Salma.
Ahmad z pudełkiem w ręku poszedł do salonu, gdzie siedziała Amira.
– Załóż nową bieliznę i sukienkę – polecił jej.
– Oczywiście, habibi – odpowiedziała z szerokim uśmiechem, bo
myślała, że czeka ją upojny wieczór z mężem.
– Przedtem nakryj do stołu. Jedzenie i wino, które kupiłem, jest
w kuchni.
– Co tylko chcesz… – Syryjka spod długich rzęs rzuciła mu
uwodzicielskie spojrzenie.
Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Ahmad je otworzył i wpuścił
klienta Salmy. Siwy mężczyzna wręczył pieniądze, a on wskazał mu drogę
do sypialni dziewczynki. Kiedy klient był w środku, Amira porozstawiała
wszystko na stole, a następnie poszła się przygotować do nastrojowej
kolacji z mężem.
Później Salma dała mężowi banknot, który rzucił jej korzystający z jej
usług mężczyzna.
– To na przesyłkę do Irbidu.
– Nie starczy – ocenił Ahmad.
– Będę ci oddawać z napiwków, ale wyślij prezent mojej siostrze –
prosiła dziewczynka.
– Dobrze – zgodził się Ahmad i pospiesznie udał się w stronę drzwi, bo
już rozległ się następny dzwonek.
Przywitał gościa i zaprosił go do salonu. Usiadł razem z nim i nalał mu
wina, zachęcając jednocześnie do skosztowania przygotowanych potraw.
Porozmawiali trochę, jedząc i pijąc, po czym Ahmad poszedł do sypialni
Amiry.
– Chodź do salonu. – Zmierzył wzrokiem ubraną w liliową sukienkę
i mocno umalowaną Syryjkę.
– Ale tam ktoś jeszcze jest. – Myślała, że to następny klient Salmy.
– To mój znajomy – wyjaśnił mąż. – Zatańczysz dla nas.
Amira z niepewną miną poszła za mężem do salonu. Włączyła muzykę
i zaczęła tańczyć. Gość przyglądał jej się pożądliwie, a Ahmad dolewał mu
obficie wina.
– Ajła! Ajła! – mężczyzna klaskał i z każdą chwilą coraz bardziej się
rozpalał.
Lubieżnie patrzył na jej wprawiane w zmysłowe drgania piersi, brzuch
i biodra, a w pewnym momencie zażądał, żeby tańczyła blisko niego i dla
niego. Amira spojrzała na męża, który potakującym ruchem głowy dał jej
na to pozwolenie. Odpowiedziała Ahmadowi rozpaczliwym wyrazem oczu.
Już wiedziała.
To był jeden z tych klientów, którzy lubią zadawać fizyczny ból. Gdy
tylko weszli do sypialni, mężczyzna wymierzył jej kilka siarczystych
policzków, a następnie mocno walnął pięścią w twarz. Potem, ciągnąc za
włosy, zmusił ją, żeby przed nim uklękła i uprawiała seks oralny. W jego
trakcie kilkakrotnie wyjmował twardego penisa z jej ust i uderzał nim po jej
twarzy. W kulminacyjnym momencie zawył głośno i wyrwał jej kępkę
włosów. Horror Amiry wrócił.
Syryjka dopiero po godzinie była w stanie opuścić sypialnię. Ahmada
nie było w domu, bo poszedł szukać następnych klientów. W salonie Salma
dojadała resztki z wieczornej libacji.
Zeszmacona Amira z opuchniętym podbitym okiem usiadła obok niej
i grobowym głosem zapytała bardziej siebie niż jej:
– Czy myślisz, że on to wszystko od samego początku zaplanował?
41 Ajła! (arab. dialekt) – tak; używane też w funkcji zachęcającego okrzyku.
Rozdział XII
Fatamorgana miłości
Antyczna Petra oczarowywała wspaniałymi wykutymi w piaskowej
skale budowlami, które w promieniach zachodzącego słońca świeciły
romantycznym różowoczerwonym blaskiem. Angielski
dziewiętnastowieczny poeta John William Burgon, zwycięzca prestiżowej
Nagrody Newdigate za wiersz Petra, tak opisywał to wykute przez
Nabatejczyków miasto:

To nie wydaje się dziełem twórczej ręki Człowieka, (…)


ale ze skały jakby magią wydobyte,
wieczne, ciche, piękne, niepowtarzalne! (…)
Różanoczerwone miasto mające połowę tych lat, co czas42.

Leżące na skrzyżowaniu szlaków handlowych z Indii do Egiptu i Arabii


do Syrii swój rozkwit przeżyło w trzecim wieku przed naszą erą dzięki
przemierzającym je karawanom, które wiozły najcenniejsze towary
ówczesnych czasów: srebro, złoto, kość słoniową, kadzidło i mirrę.
Współcześnie w scenerii monumentalnych budowli, charakteryzujących
się niezwykłym rozmachem, a jednocześnie wyrafinowaną finezją, kobiety
spragnione romantycznych przeżyć zatracają się w ramionach beduińskich
kochanków, którzy w antycznych grotach oferują im kolacje i swoje
towarzystwo. Nieziemsko przystojni i szalenie pociągający Beduini, którzy
czatują na turystki, początkowo proponując im oprowadzenie po licznych
na terenie rozległej Petry pałacach, klasztorach, grobowcach i świątyniach,
doskonale wiedzą, jak zauroczyć każdą kobietę.
„On był słodki, kochany, hojny i troskliwy” – Maria43 opisuje swojego
kochanka, z którym w Petrze spędziła upojne chwile, a później stała się
jego ofiarą.
Maria rozpoczęła pracę w Ammanie i niecały tydzień później pojechała
do odległej o ponad trzysta kilometrów Petry, żeby zwiedzić wielowiekowe,
słynne miasto. Kiedy szła wąskim, malowniczym wąwozem, którego
wysokość dochodziła nawet do dwustu metrów, do ukrytej stolicy królestwa
Nabatejczyków, młodzi mężczyźni uporczywie oferowali jej bezpłatną
wycieczkę.
„Mówiłam »nie«, dopóki nie byłam tak zmęczona, ale oni byli tak
zabawni, że w końcu pozwoliłam jednemu z nich mi towarzyszyć” –
opowiada, jak poznała dwudziestoparoletniego Beduina.
Wspólna długa trasa zakończyła się kawą, a następnie suto zakrapianą
kolacją. Para spędziła razem noc oraz następne dwa dni. Zabójczo urodziwy
mężczyzna zafascynował ją wspomnieniami z dzieciństwa na pustyni oraz
emanującym od niego poczuciem wolności. Poznała również jego
przyjaciół, którzy ją ciepło przywitali.
„Odbierałam ich jak autentycznych ludzi ze starożytnego ludu” –
wyznaje Maria.
Przez następne trzy tygodnie w każdy weekend przyjeżdżała do Petry
i poznawała rodzinę ukochanego, której czasami była przedstawiana jako
jego dziewczyna, a czasami jako żona.
„Wydawało mi się to dziwne, ale uznałam, że to z powodu czynników
kulturowych”.
Opowiadał jej o Europejkach mieszkających w jego wiosce oraz
o młodej Holenderce z Nowej Zelandii, która wiele lat temu została żoną
pochodzącego z plemienia beduińskiego sprzedawcy pamiątek
i przeprowadziła się na stałe do Petry.
Kiedy Maria była w Ammanie, mężczyzna do niej wydzwaniał,
wypytując zazdrośnie o jej męskich przyjaciół. Jednocześnie bardzo się
o nią troszczył oraz obdarowywał ją dużą dozą czułości i miłości.
Wspominał też o biedzie jego rodziny spowodowanej spadkiem liczby
turystów latem.
Pewnego razu Beduin poprosił ją o tysiąc dinarów jordańskich
pożyczki.
„Nie przestawał prosić, obiecując, że odda mi, kiedy rozpocznie pracę.
W końcu mu uwierzyłam, ponieważ był słodki i wytrwały, a ja darzyłam go
uczuciem”.
Kobieta dała mu te pieniądze, a potem następne. W sumie straciła ponad
dwa tysiące sześćset dolarów.
„To wszystko opiera się na manipulowaniu twoimi myślami
i uczuciami” – wyjaśnia jordański prawnik reprezentujący cztery inne
kobiety, które znalazły się w podobnej sytuacji. Dodaje, że ci mężczyźni są
praktykującymi uwodzicielami. „Kobieta staje się ofiarą ślepej miłości, bo
on początkowo traktuje ją jak księżniczkę, a po wyłudzeniu pieniędzy
znika”.
Przyznaje, że stawianie przed sądem tych mężczyzn jest trudne,
a kobiety często nie chcą albo boją się zostać w Jordanii tak długo, aż
proces się zakończy.
Uwodziciele czasami mają po kilka romansów równolegle i lawirują
między kobietami, wciąż utrzymując relacje z tymi, które są za granicą,
a jednocześnie nawiązując nowe z turystkami przybywającymi do Petry.
Podobno niektórzy z nich prowadzą nawet dzienniki na temat ofiar, żeby
mogli opracować najbardziej efektywne sposoby manipulowania nimi i ich
wykorzystywania.
Piraci miłości z Petry, smagli, z ciemnymi, głębokimi oczami
podkreślonymi kohlem, z długimi, rozwianymi włosami
i charakterystycznie zawiązaną czarną lub czerwoną chustą na głowie,
swoim wyglądem przypominają Johnny’ego Deppa w filmie Piraci
z Karaibów. Mówią nawet turystkom, że to aktor wzorował się na nich,
kreując swój wizerunek. Łatwo omamiają kobiety, zapewniając o swej
miłości, a później wyłudzają od nich podstępem po kilka tysięcy dolarów.
Bajkowy romans Marii szybko zamienił się w naszpikowany
trudnościami dramat. Kiedy Beduin otrzymał już od kobiety dużą kwotę
pieniędzy, jego zachowanie uległo nagłej zmianie. Stał się bardzo zaborczy
i rzucał na nią obelgi, jeżeli rozmawiała z jego męskimi krewnymi lub
pozostawała dłużej poza zasięgiem jego wzroku.
Zmusił ją do udostępnienia haseł do jej telefonu i kont
społecznościowych, a następnie skopiował jej listę kontaktów. Kiedy
próbowała temu zapobiec, stał się bardzo brutalny.
Osaczona i przerażona Maria wezwała policję, ale wtedy jej kochanek
posunął się do szantażu.
„Pokazał mi erotyczne zdjęcia, które mu kiedyś wysłałam. Ciągle mi
groził, że wyśle je do mojego syna i rodziny”.
Szantażowana kobieta zdecydowała się zgłosić całą sprawę na policję,
gdzie przekazała oficerom pokwitowania z tytułu przelewów pieniężnych
oraz nagrania dźwiękowe i zdjęcia dokumentujące pogróżki, które wysuwał
pod jej adresem mężczyzna.
„Policja mi uwierzyła” – opowiada kobieta. „Jednak dowody nie były
wystarczające, żeby prowadzić sprawę dalej. Beduin został zwolniony
zaledwie po tygodniu spędzonym w areszcie”.
Zawiedziona i zraniona do głębi kobieta założyła na Facebooku grupę,
na której ostrzega turystki przed piratami z Petry. Opublikowała na niej
zdjęcie swojego kochanka z następującym podpisem: „Trzymaj się z daleka
od tego mężczyzny i innych takich jak on, którzy uwodzą cudzoziemki
w celu uzyskania korzyści majątkowych”.
„Kiedy w Petrze pojawia się piękna kobieta, to oni są jak tygrysy, które
chcą ją upolować i sprawić, że uwierzy w ich piękne słówka i da się
oszukać” – Maria mówi z goryczą.
Skala problemu jest tak duża, że tygodniowo kontaktuje się z Marią
od pięciu do dziesięciu kobiet, które znalazły się w podobnej sytuacji jak
ona. W mieście, które niedawno zostało uznane za jeden z siedmiu nowych
cudów świata, a wykuty z różowego piaskowca najsłynniejszy jego
zabytek, Skarbiec Faraona, posłużył jako miejsce ukrycia Świętego Graala
w filmie Indiana Jones i ostatnia krucjata, rozkochane kobiety przeżywają
swoją złudną, baśniową miłość.
Charlotte, czterdziestokilkuletnia kobieta, która przyjechała do Jordanii
nauczyć się języka arabskiego, boleśnie wspomina swoją relację z dużo
od niej młodszym Beduinem.
Kiedy przeprowadziła się do jego domu, zażądał kupna telefonu
komórkowego, a później pięćdziesięciu dolarów. W miarę upływu czasu
jego wymagania rosły i kobieta przekazywała mu coraz większe sumy
pieniędzy.
Pewnego dnia zauważyła, że przygotowuje się do tego, żeby zabrać na
wycieczkę młodszą od niej Australijkę. Kiedy tamtej nocy nie wrócił do
domu, opuściła go, ale Beduin nadal kontaktował się z nią, prosząc
o pieniądze, używając całej skali swoich metod: czułości i błagań,
a ponieważ to nie przynosiło pożądanego rezultatu, to w końcu obraz
i wyzwisk.
W ostatnim mailu do Raszida Charlotte obnaża bezwzględną,
rozdzierającą serce prawdę.
„Biłeś mnie, plułeś na mnie, obrażałeś mnie, okłamywałeś mnie,
zdradzałeś mnie. Teraz wreszcie wiem, że nigdy mnie nie kochałeś”.
Na koniec wyznaje z palącą goryczą:
„Przyznaję, że byłam głupia, ale byłam zakochana”.
Zainteresowanie, czułość, miłość. Tego potrzebuje każda prawdziwa
kobieta. I gotowa jest jechać do dalekiej Jordanii, żeby pod gwiaździstym,
pustynnym niebem, w otoczeniu antycznych różowych pałaców i świątyń,
dostać choćby tego namiastkę. Nawet jeśli miałaby być to tylko
fatamorgana.
***
Czy on mnie kiedykolwiek kochał?, zastanawiała się Amira,
przykładając do podbitego oka owinięty w chusteczkę lód. Czy wyciągnął
mnie stamtąd tylko po to, żeby później znowu mnie w to bagno wepchnąć?
I sam na tym zarabiać…
Przypomniała sobie ten wieczór, kiedy go poznała. Często przychodził
do klubu, w którym pracowała, ze swoim licznym towarzystwem. Zwróciła
na niego uwagę, bo był wyjątkowo przystojny, lubił dobrze się bawić
i często się śmiał. Zawsze towarzyszyły mu atrakcyjne kobiety, więc nie
korzystał z usług prostytutek.
Seksowna Amira często stawała się gwiazdą wieczoru ze względu na
swój podniecający mężczyzn taniec brzucha. Wirując wśród gości, starała
się co jakiś czas zatrzymać blisko niego i wykonywać szczególnie
rozpalające ruchy, żeby zwrócił na nią uwagę. Kiedy tańczyła, wprawiając
w drgania i wyrzucając zmysłowo piersi lub biodra w jego stronę, lekko
mrużył oczy i przypatrywał się jej z szelmowskim uśmiechem. Lubiła ten
uśmiech. Rozjaśniał jej upokarzające chwile, kiedy musiała iść z klientem,
czasem brudnym, czasem pijanym, czasem agresywnym, i spełniać jego
najbardziej wyuzdane zachcianki. Po pewnym czasie złapała się na tym, że
szuka go wzrokiem i czeka, kiedy przyjdzie. A jeżeli go nie było, to czuła
się rozczarowana.
Pewnej nocy bawił się ze swoim towarzystwem, które razem z nim
tańczyło na parkiecie. Leciał popularny arabski hit i atmosfera w klubie
była bardzo gorąca. Wszyscy znakomicie się bawili i śpiewali znaną
piosenkę. Popłynęła w tańcu niedaleko nich i po chwili znalazła się
w środku kółka, które utworzyli, żeby podziwiać jej taneczny kunszt.
Falowała przed nim swoim nęcącym brzuchem, a on wprost pożerał ją
wzrokiem. Kiedy piosenka się skończyła, podeszła do niego, patrząc mu
prosto w oczy spod swoich długich rzęs, i zapytała:
– Chcesz dalej bawić się tylko ze mną?
Był na tyle częstym gościem klubu, że doskonale wiedział, czym się
zajmuje.
– Nie mam pieniędzy – odpowiedział.
– Pójdę z tobą za darmo.
To był ten moment. Ten błysk. Ta iskra.
– Jak masz na imię? – zapytał, a ona poczuła się jak normalna
podrywana dziewczyna.
– Amira.
– Księżniczka… – Uśmiechnął się, a jej zabiło mocniej serce. – Ładnie.
– A ty? – Odpowiedziała mu najpiękniejszym uśmiechem, na jaki
potrafiła się zdobyć.
– Ahmad.
– Też ładnie.
– Chodź, postawię ci drinka.
Usiedli na wysokich stołkach przy barze, a ona pod wpływem
gwałtownych emocji, które wywołała w niej jego bliskość, opowiedziała
mu o wojnie w Syrii. O strasznych bombardowaniach. Krwawych walkach.
Głodzie. Atakach chemicznych. O zniszczonych domach, szpitalach
i szkołach. Braku lekarstw. Rannych. I bezlitosnej śmierci, która zabierała
ze sobą setki tysięcy ludzi.
– Musiałam uciekać… A tu… Muszę to robić… Nie mam z czego
żyć… – zwierzyła mu się.
– Będzie dobrze – powiedział tylko, a ona poczuła się tak, jakby
zaczarował świat.
Zaprowadziła go do pokoju, gdzie przyjmowała klientów, i spędzili
razem prawie całą noc. Dla niej to była noc z przystojnym mężczyzną, do
którego zaczęła pałać coraz większym uczuciem. Dla niego niezapomniana
noc z gorącą dziewczyną, która potrafiła dostarczyć mu największych
seksualnych przyjemności.
Następnego dnia pracująca z nią w tym samym klubie Dana stwierdziła:
– Nieźle musiałaś skasować wczoraj tego przystojniaka. Długo gadałaś
z nim przy barze, a później dałaś mu całą noc.
– Nic od niego nie wzięłam – przyznała się Amira.
– Co?!!! – krzyknęła zaskoczona Dana.
– Nie miał pieniędzy.
– Dużo straciłaś – oznajmiła koleżanka. – Na pewno paru zamożnych
klientów, którzy by ci dobrze zapłacili.
– Nie straciłam…
– Straciłaś – upierała się Dana. – Dużo pieniędzy.
– Pieniądze to nie wszystko.
– Zakochałaś się – Dana powiedziała z przekonaniem.
– I co z tego? Kochać nie można?
– Można… Ale ja ci mówię, że źle na tym wyjdziesz…
Jednak wkrótce Dana zaczęła zazdrościć koleżance. Ahmad przychodził
do klubu, żeby spędzać czas z Amirą, która zawsze wspaniale go zabawiała,
a potem jej się oświadczył. Kiedy Amira o tym powiedziała, Dana na
początku nie uwierzyła.
– Coś ci się chyba przesłyszało… – stwierdziła sceptycznie.
– Nie, naprawdę chce się ze mną ożenić.
– Kto się żeni z dziwką?
– On rozumie, dlaczego muszę to robić, i dlatego chce mnie stąd wziąć
– Amira przekonywała koleżankę. – Powiedział, że pragnie mnie mieć
tylko dla siebie.
– Takie gadanie…
– Nie, już niedługo weźmiemy ślub.
– Tak tylko cię zwodzi.
– Niby po co miałby to robić?
– A bierzesz od niego pieniądze?
– Nie…
– To masz odpowiedź…
Po niedługim czasie okazało się, że propozycja Ahmada jest prawdziwa.
Koleżanki z klubu pomogły Amirze umalować się i uczesać oraz założyć
białą, ślubną suknię. Wszystkie jej zazdrościły, kiedy po imprezie w klubie
wychodziła z mężem do jego domu. Zabrała swoje rzeczy, więc teraz to
będzie również jej dom. Dana miała łzy w oczach. Ktoś ożenił się z dziwką.
I to nie była ona.
Amira wróciła myślami do swojej niedawnej rozmowy z Daną, która
skarżyła się, jak brutalnie potraktował ją klient. A teraz? Ona jest w takiej
samej sytuacji…
Czy on to wszystko od początku perfidnie zaplanował?, ponownie
zadała sobie nurtujące ją bolesne pytanie. Poszła do kuchni, wyjęła
z lodówki nową kostkę lodu, zawinęła ją w chusteczkę, przyłożyła do
policzka i wróciła do swojej sypialni. Położyła się, bo bardzo bolała ją
głowa oraz oko i jego okolice.
Jestem tak pokiereszowana, że zanim to się nie zagoi, to żaden klient
mnie nie zechce…, pomyślała z ponurą satysfakcją, wiedząc, że przez jakiś
czas Ahmad na niej nie zarobi.
Usłyszała trzask zamka i odgłos otwieranych drzwi. To Ahmad
przyprowadził następnego klienta. Zainkasował pieniądze, po czym
wprowadził go do sypialni Salmy, a sam usiadł w salonie i oglądając
telewizję, czekał, aż mężczyzna opuści pokój dziewczynki. Później pokazał
mu, gdzie jest łazienka, a kiedy ten z niej wyszedł, odprowadził do wyjścia.
– Dosyć na dzisiaj – mruknął do siebie. – Czas spać.
– Zobacz, co on mi zrobił! – krzyknęła Amira, gdy tylko zobaczyła
męża, i pokazała mu podbite oko.
– Ufff… – Ahmad spojrzał na spuchniętą twarz żony i fioletową
obwódkę pod okiem. – Rzeczywiście fatalnie to wygląda…
– To czemu na to pozwoliłeś?!!! – wrzasnęła zrozpaczona Syryjka.
– Nie drzyj się tak. – Mężczyzna zdjął ubranie i położył się do łóżka. –
Jest środek nocy.
– Jak mogłeś dopuścić do tego, żeby twoja żona…
– A co robiłaś wcześniej? – Ahmad odwrócił się do niej tyłem, ucinając
tym samym dalszą dyskusję.
Kiedy sińce zbladły na tyle, że można je było zamaskować makijażem,
mężczyzna zmusił Syryjkę do regularnej pracy. Ponieważ emanowała
naturalnym seksapilem, zmysłowo tańczyła i była świetna w łóżku, to
klientów jej nie brakowało. Salma z kolei przyciągała ich swoim
młodziutkim wiekiem oraz nieustającym strachem, co dawało mężczyznom
wrażenie, że robi to pierwszy raz. Biznes się kręcił.
Pewnego wieczoru do dziewczynki wrócił jej pierwszy klient z Arabii
Saudyjskiej. Dziewczynka aż zatrzęsła się w środku nie tylko ze względu
na jego odpychający wygląd, ale również z powodu tego, że to on zrobił
z niej kurwę. Jego wizyta w jej sypialni trwała i trwała, a ona cierpiała
w bólu pod jego dużym, cuchnącym cielskiem. Kiedy wreszcie wyszedł,
życzyła sobie w duchu, żeby już go więcej nie zobaczyć.
Tymczasem ku jej ogromnemu zdziwieniu Saudyjczyk rozsiadł się
w salonie i żywo rozmawiał o czymś z Ahmadem. Po paru minutach mąż ją
zawołał.
– Salma! Salma! Chodź tu do nas!
Pokonując wewnętrzny opór, dziewczynka posłuchała męża.
– Zrób nam kawę – polecił jej.
Salma ze spuszczoną głową skierowała się w stronę kuchni,
a Saudyjczyk odprowadził ją lubieżnym wzrokiem. Po paru minutach
wróciła z tacą, na której stały filiżanki z parującą kawą, a gość z wyraźną
przyjemnością patrzył, jak stawia przed nim jedną z nich. Dziewczynka
chciała odejść, ale mąż ją zatrzymał.
– Zostań z nami.
Posłusznie stanęła z tacą w ręku. Saudyjczyk napił się parę łyków kawy,
siorbiąc przy tym głośno.
– Jak masz na imię? – zwrócił się do dziewczynki.
Nie odpowiedziała. Nie chciała z nim rozmawiać.
– Odpowiedz! – Ahmad przywołał ją do porządku.
– Salma – odpowiedziała cicho.
– A ja Mustafa – przedstawił się, uśmiechając się przy tym pożądliwie.
– Byłaś kiedyś w Arabii Saudyjskiej?
– Nie.
– To może tam pojedziesz… – powiedział, a Salmie z przerażenia
prawie stanęło serce.
– Jeszcze nic nie wiadomo… – Ahmad nie zamierzał tanio sprzedawać
dziewczynki.
– Na pewno się dogadamy. – Mustafa chciał wziąć Salmę na swoją
czwartą żonę. Nie musiałby wtedy przyjeżdżać specjalnie dla niej do
Jordanii.
– Muszę się zastanowić… – Ahmad podbijał cenę. Wiedział, że jeżeli
Saudyjczykowi na niej zależy, to będzie gotów dużo za nią zapłacić.
– Dałem ci dobrą propozycję.
Zapadło milczenie, a zatrwożona Salma wypuściła metalową tacę z rąk.
Rozległ się głośny huk. Huk rozpaczy. Żałości. Bezsilności.
– Muszę jeszcze o tym pomyśleć…
– Taka okazja może ci się drugi raz nie trafić. – Mustafa potrafił się
targować. – Nie ma tu się nad czym zastanawiać.
– Daj mi trochę czasu.
– Dobrze. – Saudyjczyk dopił kawę i wstał. – Będziemy w kontakcie.
– Zawsze do nas zapraszamy. – Ahmad również się podniósł, żeby
odprowadzić gościa.
Dziewczynka uciekła do swojej sypialni i z rozdzierającym płaczem
rzuciła się na łóżko. Zwabiona hałasami do salonu przyszła Amira.
– Co się dzieje? – zapytała.
– Mustafa chce kupić Salmę.
– Ten klient, co teraz tu był?
– Tak.
– Skąd on jest?
– Z Arabii Saudyjskiej.
– I co zrobisz?
– Nie wiem… – Z jednej strony Ahmada zachęcała duża kwota, którą
by za nią dostał, ale z drugiej strony straciłby źródło stałego dochodu.
– Lepiej jej nie sprzedawaj – wyraziła swoje zdanie Syryjka. Dobrze
wiedziała, że Ahmad szybko przepuści każdą sumę pieniędzy, a nie
chciałaby sama zarabiać na ich utrzymanie, bo to oznaczałoby, że
musiałaby dużo więcej pracować.
– Czemu tak myślisz?
– Przecież dobrze na niej zarabiasz…
– Nie narzekam…
– Więc nie ma sensu z tego rezygnować…
– Muszę to wszystko przekalkulować…
– Mówię ci, zostaw ją – przekonywała Amira.
Z pokoju Salmy dobiegał przeraźliwy płacz. Nie chciała jechać do
innego kraju z tym okropnym człowiekiem! I co on tam z nią zrobi? Może
później znowu ją sprzeda komuś innemu… I ona już nigdy więcej nie
zobaczy rodziny i Hali… Nie! Nie może tak się stać!
Zdesperowana sięgnęła po telefon, żeby zadzwonić do Irbidu. W takiej
sytuacji ojciec musi przyjąć ją z powrotem. Przecież nie pozwoli, żeby jego
córkę wywieźli tak daleko. Nie pozwoli…
Już miała wybrać numer do mamy, ale szybko cofnęła rękę. A jeśli
ojciec się dowie, co ona robi? Zimny dreszcz strachu przeszył jej całe ciało.
Zabije ją, z pewnością ją zabije. Przypomniała sobie rozmowy matki
z sąsiadką, które naumyślnie prowadziły przy dorastających córkach, żeby
czasem nie przyszło im do głowy zrobić coś, co mogłoby narazić honor
rodziny.
– Słyszałaś, co się stało niedaleko Ammanu? – Matka mówiła do Salam
na tyle głośno, żeby siedzące trochę dalej Rania, Hafsa, Salma i Maha
wszystko dobrze słyszały.
– Nie, nic nie wiem.
– Znaleźli ciało kobiety z brutalnie podciętym gardłem.
– Może zrobiła coś, czego nie powinna zrobić. – Salam znacząco
spojrzała na dziewczęta.
– Pewnie tak, bo była w ciąży, a nie była mężatką. Miała rozpruty
brzuch i widać było jej czteromiesięczny płód.
– To rodzina nie miała wyboru… – Salam rzuciła ostre spojrzenie
w stronę Mahy, dając jej do zrozumienia, że gdyby jej zdarzyło się
zachować niezgodnie z obowiązującymi normami, to spotkałby ją taki sam
los.
– Ciało było nadpalone, więc po jej zabiciu rodzina postanowiła spalić
zwłoki – dodała matka, patrząc na swoje trzy córki, żeby dobrze
zrozumiały, jaka je czeka kara, jeśliby się niemoralnie prowadziły.
***
Chociaż Jordania cieszy się opinią jednego z najbardziej postępowych
państw na Bliskim Wschodzie, to ma też jeden z najwyższych na świecie
wskaźników zabójstw honorowych na świecie.
Każdego roku przeciętnie od piętnastu do dwudziestu dziewcząt i kobiet
zostaje zadźganych nożem, otrutych, spalonych, uduszonych, zastrzelonych
lub pobitych na śmierć w imię obrony honoru rodziny. Czasami ta liczba
jest dużo większa, tak jak w dwa tysiące szesnastym roku, kiedy tylko
w jednym tygodniu pięć kobiet straciło życie w zabójstwach honorowych.
„Opublikowane statystyki nie zawsze są dokładne, bo większość spraw
dotyczących zabójstw honorowych w ogóle nie trafia do sądów i nie jest
oficjalnie rejestrowana. Dzieje się tak, ponieważ w większości przypadków
mordercy grzebią swoje ofiary w odległych miejscach jeszcze przed
wszczęciem dochodzenia. A jeżeli, o ile w ogóle, policja zostanie
powiadomiona, to sprawcy twierdzą, że ofiara popełniła samobójstwo” –
wyjaśnia Hala, jedna z aktywistek na rzecz zakończenia zabójstw
honorowych w Jordanii, na stronach internetowego portalu StepFeed.
Następne jej wypowiedzi są jeszcze bardziej przerażające, bo pokazują,
że nawet całkiem niewinne dziewczyny mogą stracić życie z rąk swoich
bliskich.
„W większości przypadków, z którymi się zetknęłam, ofiara została
zamordowana tylko dlatego, że krążyły o niej plotki. A nigdy dlatego, że
naprawdę zrobiła coś takiego, co jej rodzina mogłaby uznać za niemoralne”
– podkreśliła aktywistka. „Dowiedziałam się o zabójstwach kobiet, które
zostały tylko spostrzeżone w samochodzie z mężczyzną lub wróciły późno
do domu. We wszystkich tych przypadkach, bez względu na powody, nie
ma nic, co usprawiedliwiałoby te okropne zbrodnie przeciwko ludzkości”.
Dwudziestoletnią Zainę zamordował jej własny brat, bo zauważył, że
kobieta ma telefon komórkowy, o którym nie wiedziała jej rodzina. Dla
niego to był wystarczający dowód na to, że ukrywała relację z mężczyzną,
w związku z czym zasługiwała na śmierć.
We wstrząsającym artykule Jordańskie kobiety są więzione w imię
honoru rodziny44 przedstawione zostały losy Fatimy, która spędziła
dwadzieścia dwa lata w więzieniu z obawy przed poniesieniem śmierci
z rąk najbliższych. Jej historia jest tym bardziej porażająca, że jej nikt
nawet nie podejrzewał o popełnienie niemoralnego czynu. Duża blizna
widniejąca na jej lewym policzku symbolizuje niewyobrażalne cierpienie,
przez które przeszła.
„Prawie trzydzieści lat temu mój ojciec zastrzelił moją młodszą siostrę,
bo zaszła w pozamałżeńską ciążę” – wspomina Fatima. „Mój ojciec uznał,
że ja też powinnam zostać za to ukarana, i do mnie strzelił. Sąsiedzi
wezwali policję i zostałam zabrana do szpitala, w którym spędziłam sześć
czy siedem miesięcy. Później przyszła policja i zabrała mnie do więzienia”.
W Jordanii obowiązuje prawo, które zezwala władzom na
bezterminowe uwięzienie kobiet, które według nich są narażone na atak lub
śmierć w celu oczyszczenia honoru rodziny.
„Twoje życie odeszło, odeszła twoja młodość. Wszystko, czego
pragnęłaś na świecie, zniknęło” – powiedziała Fatima, która teraz mieszka
w schronisku prowadzonym przez organizację charytatywną.
Dwadzieścia dwa lata, zupełnie bez jakiejkolwiek winy, spędziła
w więzieniu, gdzie doświadczyła poważnych nadużyć ze strony innych
osadzonych.
„Wsadzili mnie do celi z morderczyniami, dilerkami narkotyków,
złodziejkami i prostytutkami. Nie wiedziałam już, kim byłam i kim jestem”
– zdobywa się na poruszające wyznanie.
Szacuje się, że około sześćdziesięciu pięciu procent kobiet
w jordańskich więzieniach przebywa tam ze względu na ochronę ich życia
przed zabójstwami honorowymi, których liczba z roku na rok dramatycznie
wzrasta. Według niektórych danych w dwa tysiące szesnastym roku co
najmniej czterdzieści dwie kobiety zostały zamordowane w imię honoru
rodziny.
Badania dowodzą, że w społeczeństwie jordańskim panuje powszechne
przekonanie, że zabójstwa honorowe są uzasadnione, i do tej opinii
przychylają się nawet nastolatkowie. Chłopcy i dziewczęta uważają, że
zabicie córki, siostry, żony, a nawet matki, która splamiła honor rodziny,
jest usprawiedliwione.
Wyniki badań znajdują straszliwe odzwierciedlenie w materiale
filmowym45, który porusza problem zabójstw honorowych w Jordanii.
Hanan została zamordowana przez swojego męża, ponieważ dopuściła
się zdrady. Jej sześcioletni wówczas syn był świadkiem całego tego
wydarzenia. Teraz, jako dwunastolatek, opowiada reporterce o tym, co
dokładnie się stało przed laty.
„Mój ojciec wyciągnął swój pistolet i strzelił raz w stronę wujka Waela,
ale on uciekł. Wtedy ojciec poszedł do mojej matki i zapytał jej, dlaczego
była z wujkiem Waelem. Ona odpowiedziała: »Kochamy się i chcemy się
pobrać. To nie jest twoja sprawa!«. Potem, kiedy wróciłem ze szkoły,
zobaczyłem, że mój ojciec zastrzelił moją matkę. Później oddał się w ręce
policjanta drogowego”.
Chłopiec uważa, że ojciec postąpił dobrze.
„Matka zasłużyła na to, żeby umrzeć” – mówi. „To było właściwe. To,
co zrobił mój ojciec, było słuszne” – powtarza raz jeszcze, żeby nie było
żadnych wątpliwości, że naprawdę tak myśli.
„Tęsknisz za swoją mamą?” – reporterka pyta chłopca, który
w odpowiedzi przecząco kręci głową.
„Dlaczego?” – drąży reporterka.
„Bo kochała Waela, a nie mojego ojca”.
„Czyli uważasz, że ona zasłużyła na śmierć?”.
„Tak”.
„Czy tak mówią twój ojciec i twoja ciocia?”.
„Nie, sam tak uważam”.
Siostra ojca, która wychowuje chłopca i jego siostrę, również sądzi, że
morderstwo kobiety było w pełni uzasadnione.
„To nie jest dobre tylko dla nas… To jest dobre dla wszystkich, których
dotyka kwestia splamienia honoru rodziny. Dobrze jest zabić tych, którzy
robią złe rzeczy – to przynosi korzyści wszystkim” – mówi
z przekonaniem. „I tradycyjnie każdy to popiera. Mamy takie powiedzenie:
»Kiedy twój palec wypełni się ropą, to go obetnij«” – kończy z szerokim
uśmiechem na ustach.
W filmie ujawniona jest także przeraźliwa prawda o osadzonych
w więzieniu dziewczynkach. Jedna z nich miała zaledwie trzynaście lat
i została zgwałcona przez swojego ojca.
„Ona jest w więzieniu, a on jest na wolności” – mówi Lima,
dziennikarka, która od lat zgłębia ten problem. „Jeżeli mówimy o tego
rodzaju przestępstwach, to kobieta zawsze, zawsze, zawsze jest ofiarą” –
powtarza trzykrotnie, żeby podkreślić tragedię wszystkich
pokrzywdzonych. „I kobieta zawsze jest tą, którą się uznaje za winną.
Nawet jeżeli tak naprawdę jest zupełnie niewinna”.
***
Salma nie mogła przestać płakać. Jej głośne zawodzenie tak
zdenerwowało Ahmada, że wpadł do jej sypialni i zaczął się na nią
wydzierać.
– Przestać ryczeć, bo mi uszy puchną!
– Nie chcę jechać do Arabii Saudyjskiej! – dziewczynka wykrzyczała
przez łzy.
– Jeśli się zaraz nie uspokoisz, to zadzwonię do Mustafy i powiem, żeby
cię od razu zabrał!
– Nieeee!!! – Salma nie chciała znaleźć się w rękach tego starego,
ohydnego człowieka.
– To zamknij się! Natychmiast! Idę spać i ma być spokój! – Ahmad
przeszył dziewczynkę groźnym wzrokiem.
Pod wpływem srogiego spojrzenia męża dziewczynka stłumiła płacz
i otarła spływające po jej policzkach łzy. Mąż wyszedł, zostawiając ją
w pełnej bezsilności rozpaczy.
Na drugi dzień rano zadzwoniła jej matka.
– Halo – Salma odezwała się zaspanym głosem.
– Znowu się wylegujesz?! – Matkę zdenerwowało już pierwsze słowo
córki.
– Nie…
– Przecież słyszę, że cię obudziłam!
– Wczoraj…
Wczoraj… Ktoś chciał mnie kupić… Ktoś chciał mnie sprzedać… Ktoś
chciał mnie wywieźć…, przeleciało przez głowę Salmy.
– Co wczoraj?
– Oglądaliśmy długo telewizję – skłamała. – A później nie mogłam
spać…
– To nie znaczy, że masz się wylegiwać do południa – matka zbeształa
córkę. – Nie wiem, ile razy mam ci powtarzać, że trzeba dbać o męża
i dom.
– Dbam…
– Z tego, co słyszę, to cały czas śpisz – wytknęła niezadowolona matka.
– Daję ci Halę. To ona chciała z tobą rozmawiać.
– Dostałam! – siostrzyczka krzyknęła radośnie.
– Doszła paczka? – domyśliła się Salma.
– Tak!!! Bardzo dziękuję! Ta lalka jest dokładnie taka, jaką chciałam! –
Halę rozpierało szczęście, bo spełniło się jej wielkie marzenie.
– To bardzo się cieszę, słoneczko.
Jedyne światełko, promyczek, niteczka jasna w ponurym życiu Salmy.
– Gdzie ją znalazłaś? Mówiłaś wcześniej, że takich nie ma…
– Poszłam do dużego centrum handlowego i akurat tam sprzedawali… –
Salmie głos utknął w gardle. Czy ją też wkrótce sprzedadzą? Tylko ciało
nieplastikowe…
– Halo! Halo!
– Jestem. Coś przerwało na chwilę – wytłumaczyła Salma. – Fatima już
widziała twoją nową lalkę?
– Jeszcze nie, ale dzisiaj zobaczy, bo zaraz idę się do niej bawić.
– To fajnie. Dałaś już lali jakieś imię?
– Nie, chciałam, żebyśmy razem to zrobiły.
– Masz jakiś pomysł?
– Może… – Hala się zastanowiła. – Amira?
Kiedy jest się w piekle, to nawet rozmowa z dzieckiem o lalce jest
ogniem szatańskim.
– Nie podoba ci się? – zapytała Hala, bo siostra milczała.
– Podoba mi się – Salma odpowiedziała z trudem.
– Amira znaczy księżniczka – Hala mówiła z przejęciem. –
Pomyślałam, że to ładne imię dla mojej lalki.
– Ładne. Wiesz, słoneczko, musimy już kończyć. – Salma przełknęła
ślinę. – Muszę mężowi ugotować obiad.
Trzeba trzymać się normalności, choćby już dawno nie istniała.
– A kiedy do nas przyjedziesz? Stęskniłam się…
– Nie wiem, słoneczko. – Salma poczuła, jak wielki głaz przygniata jej
klatkę piersiową. – Zadzwonię. Do usłyszenia.
– Dziękuję. Kocham cię. Pa, pa – Hala powiedziała na koniec swoim
ślicznym głosikiem.
Salma się rozłączyła i zaczęła ciężko oddychać. To wszystko było za
trudne. Dużo za trudne. W jej rodzinie, w rodzinach sąsiadek, w rodzinach
jej szkolnych koleżanek od dziecka wpajano dziewczynkom, że sama
rozmowa z obcym mężczyzną jest czymś wysoce niestosownym,
niemoralnym. Nawet skrzyżowanie spojrzeń z mężczyzną było
niedozwolone.
Co będzie, jeżeli moja rodzina dowie się, co ja robię?, z przeraźliwym
strachem myślała dziewczynka. Zabiją mnie… A Hala? Czy już później
zawsze będzie myśleć, że miała złą siostrę?, jej serce ścisnęło się
z ogromnego bólu.
Drzwi sypialni otworzyły się i pojawił się w nich Ahmad.
– Przygotuj się – powiedział.
Salma nienawidziła tych dwóch słów.
– Zaraz przychodzi klient.
Zacisnęła mocno pięści, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni prawie do
krwi.
Parę dni później między Ahmadem a Amirą wybuchła wielka awantura.
– Nie będę tego robić! Rozumiesz! – krzyczała przez łzy. – Zgadzam się
na wiele rzeczy, ale to jest wykluczone!
– Tak jakbyś wcześniej tego nie robiła.
– Nie, właśnie t e g o nie robiłam!
– Jakoś ci nie wierzę.
– To uwierz! Nigdy tego nie robiłam i nie zrobię!
– Jakbyś miała tu coś do gadania…
– A Salma?! – gorączkowała się Amira. – Pomyślałeś o niej?! Jest na to
za mała! Zabije ją to!
– Nic jej nie będzie.
– Ja już ich dobrze znam! Szczególnie Saudyjczyków!
– Zamknij się i dzwoń po koleżanki! – Ahmad rozkazał zimno.
– Jesteś potworem! Rozumiesz?! Potworem!!!
Mężczyzna tylko roześmiał się cynicznie, bo już liczył, ile pieniędzy
zarobi w ciągu zaledwie jednej nocy. Wyszedł z domu, żeby zrobić zakupy
na zbliżającą się orgię.
Amira nie mogła się zdobyć na to, żeby zadzwonić do swoich
koleżanek i zaprosić je na wyuzdane party. Wstydziła się. Bardzo się
wstydziła. Do tej pory wszystkie jej koleżanki były przekonane, że wiedzie
życie szczęśliwej mężatki u boku kochającego męża. A teraz… Co im
powie?… Taki wstyd!
Przypomniała sobie rozmowę z Daną.
„Kochać nie można” – powiedziała jej wtedy.
„Można… Ale ja ci mówię, że źle na tym wyjdziesz…”.
I to Dana miała rację…
Ahmad pojawił się po dwóch godzinach z torbami pełnymi zakupów.
– Salma! – zawołał dziewczynkę do kuchni. – Rozpakuj to wszystko.
– Dobrze. – Salma się zdziwiła, że mąż przyniósł do domu tak dużo
jedzenia i alkoholu.
Mężczyzna zajrzał do sypialni Amiry.
– Dzwoniłaś?
– Nie.
– To rób, kurwa, swoją robotę! – wrzasnął rozdrażniony. – No dzwoń! –
ponaglał ją. – Bierz telefon i dzwoń!
Syryjka z ociąganiem wzięła aparat. Ahmad stał nad nią
ze złowieszczym wyrazem twarzy, nie pozostawiając jej żadnego wyboru.
– Ile chcesz dziewczyn? – przeciągała Amira.
– Przecież mówiłem ci już wcześniej, że trzy wystarczą. Dzwoń!
– Zadzwonię, ale wyjdź stąd. Sama porozmawiam.
Mężczyzna wyszedł, a Amira wybrała numer Dany.
– Jest biznes. – Zaczęła tak jak za dawnych czasów.
Zaskoczona Dana milczała chwilę, a później zapytała:
– Rozwiódł cię?
– Nie.
– To co?
– On mnie sprzedaje.
Dana nie powiedziała: A nie mówiłam…
– Kogo potrzeba i na co?
– Trzy dziewczyny na orgię.
– Za ile?
– Podwójne stawki. Cała noc. I pewny pieniądz.
– Na pewno wezmę…
– To ty też przyjdziesz?
– Tak. Ostatnio tu jest słabo.
– To kogo weźmiesz?
– Na pewno Dżamilę… Ona jest w tym dobra… Już się bawiła w takie
rzeczy… I…
– Może Kamilę? – podpowiedziała Amira.
– Jej już nie ma.
– Przeniosła się gdzie indziej?
– Zaćpała się.
Zapadło głuche milczenie.
– Kiedy to jest? – zapytała Dana.
– Jutro wieczorem.
– Gdzie?
– W naszym nowym mieszkaniu.
– Dobrze, podeślij adres.
– A co z tą trzecią?
– Pomyślę… Jest jedna taka nowa… Całkiem świeża… Może ona…
Porozmawiam z nią… Słuchaj, muszę już iść, bo widzę klienta. Jutro
widzimy się u ciebie.
– Tylko przyjdźcie we trzy.
– Tak, kogoś znajdę.
– Do zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Kiedy tylko Amira skończyła, Ahmad przyszedł sprawdzić, czy będzie
miał trzy dodatkowe prostytutki dla bogatych klientów.
– Załatwiłaś?
– Tak.
– To dobrze. – Ahmad uśmiechnął się zadowolony.
Następnego dnia od rana Salma miała w domu mnóstwo pracy. Musiała
dokładnie posprzątać całe mieszkanie, przygotować posiłki i nakryć do
stołu dla wielu gości. Myślała, że to będzie impreza podobna do tej, która
odbyła się w ich starym mieszkaniu z udziałem znajomych Ahmada
i Amiry.
Na początku nic nie zapowiadało koszmaru, w który została na siłę
wepchnięta. Pierwsze przyszły koleżanki Amiry, wyzywająco ubrane
i umalowane, ale tak samo było poprzednim razem, więc nie wzbudziło to
u Salmy żadnych podejrzeń. Dziewczyny szybko nalały sobie po kieliszku
wina, które od razu wypiły, ale Ahmad zaraz je przystopował, mówiąc, że
muszą zwolnić tempo. Później trochę rozmawiały, trochę tańczyły i tylko
gdy rozległ się dzwonek do drzwi, to tak dziwnie po sobie popatrzyły.
Zaczęli wchodzić mężczyźni i Salma zamarła. Każdy z nich kojarzył jej
się z Mustafą. Przez chwilę stała zdezorientowana, a kiedy po wyuzdanym
zachowaniu dziewczyn zdała sobie sprawę z tego, że to są klienci, czym
prędzej uciekła do swojej sypialni. Ahmad kazał Amirze opanować
sytuację. Syryjka wzięła ze sobą Danę i przy jej pomocy zmusili
dziewczynkę do wypicia paru kieliszków wina. Zdjęły jej majteczki
i założyły bardziej frywolne – te z dziurką w kroku. Powiedziały, że ma
robić wszystko, co każą jej mężczyźni, bo inaczej jej rodzina dowie się, jak
pracuje.
Później Salma już sama dolewała sobie wina do kieliszka. Najpierw był
z nią jeden mężczyzna, później dwóch naraz, trzech… To były najgorsze
godziny w jej życiu.
Po całonocnej orgii Salma czuła się tak obolała, zbrukana i upodlona, że
złożyła sobie uroczyste przyrzeczenie. Musi uwolnić się od tego horroru,
choćby jedynym wyjściem była śmierć.
42 John William Burgon (1813–1888), Petra, tłum. własne.
43 Wypowiedzi i historie kobiet na podstawie artykułu The love pirates of Petra:
female tourists fall victim to romance scam in Jordan opublikowanego przez
angielskojęzyczną gazetę „The National” wydawaną w Abu Zabi w Zjednoczonych
Emiratach Arabskich.
44 Artykuł Jordanian women imprisoned in name of family honor dostępny na stronie
internetowej Agencji Reutera.
45 Materiał umieszczony na portalu internetowym australijskiego nadawcy ABC
Australia.
Rozdział XIII
Dramat Isabelle
Dziecięce panny młode są teraz sprzedawane na aukcjach w mediach
społecznościowych – głosił wstrząsający nagłówek artykułu w emirackiej
gazecie „Gulf News”.
„To, że dziewczynę można sprzedać do małżeństwa w największym
serwisie społecznościowym na świecie… jest nie do uwierzenia”. Te słowa
działacza sudańskiej organizacji zajmującej się prawami dziecka zostały
wyodrębnione tłustym drukiem.
Facebook spotkał się z ostrą krytyką po tym, kiedy platformę
wykorzystano do licytacji dziecięcej panny młodej. Na aukcji facebookowej
została wystawiona szesnastoletnia Sudanka i pięciu mężczyzn, w tym
wysoko postawieni urzędnicy państwowi, brało udział w licytacji.
Najwyższą cenę zaoferował zamożny biznesmen – ojciec otrzymał za swoją
córkę pięćset krów, trzy luksusowe samochody i dziesięć tysięcy dolarów
w gotówce.
Odbyła się huczna ceremonia zaślubin, a zdjęcia nastolatki w sukni
ślubnej obiegły media społecznościowe. Facebook pod wpływem
negatywnych głosów po dwóch tygodniach usunął co prawda ogłoszenie
wraz ze zdjęciem dziewczynki, ale transakcja już się dokonała, ojciec
sprzedał córkę… Nic nie można było zrobić, żeby ją ocalić.
Patrzyłam na zdjęcie ze ślubu przehandlowanej przez ojca nastolatki
i łzy ciurkiem płynęły mi po policzkach. Wyraz jej twarzy, oczu i mowa
ciała pokazywały cierpienie połączone z rezygnacją. Ogromna rozpacz
emanowała z jej pozbawionych nawet najmniejszego uśmiechu pełnych ust,
pochylonych do przodu ramion i lekko zgarbionej sylwetki oraz
z przejmującego wyrazu dużych, ciemnych oczu, w których szkliły się łzy.
Miała zasnutą woalem smutku śliczną twarz i młode, kształtne ciało
o pięknym, hebanowym kolorze skóry, na którym odbijała się nieskazitelna
biel bogato zdobionej sukni ślubnej.
Jej szyję zdobił okazały naszyjnik z białych pereł, w uszach lśniły
perełki kolczyków, a na jej ręku widoczny był drogi zegarek. Szyk jej
elegancko spiętych do góry czarnych włosów podkreślał biały stroik i złota
biżuteria z drogocennymi kamieniami. W zaplecionych przed sobą dłoniach
trzymała gustowny bukiet z białych i liliowych kwiatów z delikatnymi
płatkami. Z tyłu spływał biały welon stanowiący tło dla jej pełnej żałości
twarzy.
Obok siedział niższy od niej pan młody w średnim wieku, którego
wystający brzuch wyraźnie zarysowywał się pod białą koszulą i rozpiętą
ciemnoniebieską marynarką. Był poważnym biznesmenem, więc pewnie
bardzo satysfakcjonowała go wygrana licytacja. Media, które pisały o tej
transakcji, nazywały oblubienicę „panną młodą dziewicą” lub „najdroższą
kobietą w Sudanie Południowym”. Kupił ją, więc teraz siedzi obok niego
w białej sukni ślubnej i welonie, a później on zabierze ją do domu.
„Mimo że przekazanie daru małżeńskiego jest praktykowane w kulturze
Sudanu Południowego, to nic nie może usprawiedliwić sposobu, w jaki ta
dziewczyna, która jest jeszcze dzieckiem, została potraktowana” –
opublikowano na stronie jednej z organizacji zajmującej się ochroną praw
dziecka. „Zrobiono z niej nic innego jak tylko obiekt, który został
sprzedany licytantowi, który był w stanie zapłacić za niego jak najwięcej
pieniędzy i przekazać jak największą liczbę towarów”.
Dane UNICEF-u mówią, że w Sudanie Południowym ponad
pięćdziesiąt procent dziewcząt wydawanych jest za mąż przed osiemnastym
rokiem życia, a prawie dziesięć procent – przed piętnastym. W niektórych
regionach liczba nieletnich panien młodych dochodzi do siedemdziesięciu
procent.
Artykuł opublikowany przez gazetę „Los Angeles Times” zatytułowany
Dziecięce panny młode sprzedawane za krowy: cena bycia dziewczynką
w Sudanie Południowym bardzo wnikliwie i trafnie opisuje to zjawisko.
Kiedy pewna szesnastolatka dowiedziała się, że wujek zabiera ją do
rodzinnej wsi, bardzo się ucieszyła, bo myślała, że spotka się z rodziną
i zobaczy miejsce urodzenia swojego ojca, który umarł, gdy dziewczynka
miała dziesięć lat. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że „wziąć do wioski”
oznacza w Sudanie zupełnie co innego: będzie wydana za mąż, wbrew
własnej woli, za dużo starszego mężczyznę, którego nigdy wcześniej nie
spotkała. Miała być najmłodszą z jego sześciu żon.
„Mój wujek potrzebował krów” – wyjaśnia nastolatka.
Cena panny młodej wynosi zazwyczaj od dwudziestu do czterdziestu
krów, z których każda może być warta do pięciuset dolarów. Za
dziewczynę, która jest postrzegana jako piękna i płodna, a status społeczny
jej rodziny jest wysoki, trzeba zapłacić nawet dwieście krów. Za mąż za
krowy wydawane są nawet ośmioletnie dziewczynki, które później przez
całe życie tylko pracują: zaopatrują gospodarstwo w wodę czerpaną
ze studni, przynoszą drewno na opał, zamiatają, czyszczą, myją, gotują
i rodzą dużo dzieci.
Najbardziej wstrząsające jest to, że dziewczęta nie mają żadnej
możliwości przeciwstawienia się woli męskich krewnych i wybrania
lepszego losu. Jeżeli którakolwiek z nich odmówi zamążpójścia, najczęściej
kończy się to dla niej tragicznie.
Swoją dramatyczną historię na łamach „Los Angeles Times” opowiada
Agnes, której ojciec zdecydował, że wyda ją za mąż za
siedemdziesięcioletniego mężczyznę.
„Odmówiłam. Kiedy miałam trzynaście lat, zakochałam się w kimś
innym, ale małżeństwo nigdy nie mogłoby dojść do skutku, ponieważ on
nie miał krów”.
Zdesperowana Agnes zdecydowała się na bardzo odważne słowa
skierowane do ojca.
„Jeżeli chcesz mnie zabić, to zabij mnie teraz, ponieważ nie chcę iść do
mężczyzny, którego w ogóle nie znam”.
Ojciec ją strasznie pobił, a jej brat, który chciał mieć krowy, żeby
ożenić się z wybraną przez siebie dziewczyną, ukarał ją w jeszcze bardziej
okrutny sposób. Wziął swoją maczetę, znalazł siostrę na wiejskim placu,
a następnie zaatakował.
„Ciął mnie maczetą, a potem poderżnął mi gardło” – wspomina
dziewczyna.
Cięcia były bardzo głębokie, więc zabrano ją do szpitala. Do tej pory na
szyi ma bliznę długości dwóch i pół centymetra.
Dziewczyna próbowała uciec ze swojej miejscowości do oddalonej
o prawie sto kilometrów Dżuby, stolicy kraju. Jednak brat złapał ją po
drodze i przywiózł z powrotem do domu.
Aktualnie ma dziewiętnaście lat i czeka, aż zostanie wydana za mąż za
starego mężczyznę.
„Nie mam nad tym żadnej władzy. Poddałam się. Nie mam dokąd pójść.
Nic nie mogę zrobić” – mówi zrezygnowana.
Dziewczynki wydawane są za dużo starszych mężczyzn, ponieważ oni
mogą zaoferować więcej krów. Ile znaczy dziewczynka w Sudanie
Południowym, obrazuje przypadek dwunastolatki, którą hipopotam
zaatakował i zabił na bagnach. Przedstawiciele jej rodziny byli tak
zszokowani, że nawet nie mogli rozmawiać.
„Straciliśmy dziewczynkę, która za trzy lata miała być wydana za mąż
w zamian za bydło” – jej krewny wyjaśnia przyczynę ogromnego smutku
rodziny.
Nie rozpaczali nad śmiercią dziecka, tylko nad stratą krów, które mogli
za nie dostać.
Nielicznym dziewczętom udało się uciec, ale płacą za to wysoką cenę
oddzielenia od rodziny, a nawet braku kontaktu z nią, bo gdyby męscy
krewni dowiedzieli się, gdzie przebywają, zmusiliby je do powrotu do
domu.
Jednej z sudańskich nastolatek pomogła uciec jej matka. Kiedy trzy lata
wcześniej umarł ojciec, bracia od razu zaczęli planować, jak ją korzystnie
wydać za mąż. Matka namawiała ją do ucieczki i pewnego dnia, gdy
dziewczynka tak jak zwykle poszła po wodę, już nigdy nie wróciła do
rodziny. Teraz ma szesnaście lat i przebywa w schronisku, gdzie również
się uczy. Bardzo przeżyła wiadomość, że wydano za mąż jej trzynastoletnią
siostrę.
„Płakałam przez dwa dni i nawet nie mogłam jeść” – wyznaje
ze smutkiem.
Pytana o marzenia odpowiada, że kiedyś chciałaby zostać ministrem
edukacji.
„Zadbałabym o młode dziewczęta, żeby skończyły się ich wczesne
małżeństwa i każda z nich mogła chodzić do szkoły”. Szesnastolatka
doskonale rozumie, jak ogromnym problemem w jej kraju jest wydawanie
dziewczynek za mąż i pozbawianie ich dzieciństwa.
Nie wszystkie uciekinierki mają tyle szczęścia, żeby zamieszkać
w schronisku i dalej się uczyć. Większość z nich, która uciekła do Dżuby,
nawet tak młodych jak trzynastolatki, trafia do burdeli, bo to jest ich jedyny
sposób utrzymania.
Jedna z kobiet opowiada, że została porzucona w wieku dziewięciu lat,
a następnie znaleziona na ulicy przez żołnierza, który wziął ją i wysłał do
swojej matki, a kiedy skończyła dwanaście lat, to się z nią ożenił.
„Od razu zaszłam w ciążę” – opowiada kobieta.
Teraz ma dwadzieścia trzy lata i jest już wdową, bo jej mąż zginął na
wojnie parę lat temu. Syna wychowuje jego matka, a ona musi zarabiać na
życie jako prostytutka.
W burdelu wylądowała również nastolatka, którą wujek trzy lata temu
„wziął do wioski” i oddał jako najmłodszą z sześciu żon. Starsze żony,
które cieszyły się wyższym prestiżem, pomiatały nią i zmuszały do
przynoszenia drewna na opał i mielenia kukurydzy.
„Wszyscy traktowali mnie jak dziecko” – wspominała. „Nie miałam
dość jedzenia ani ubrania. Zmusili mnie do tak ciężkiej pracy”.
W domu męża nastolatka nie wytrzymała nawet roku. Uciekła
i ostatecznie znalazła się w burdelu. Początkowo naiwnie myślała, że uda
jej się tam zostać bez świadczenia usług mężczyznom, ale oczywiście to
było niemożliwe.
„Sprzedaję się” – mówi i w tych słowach kryje się cały dramat jej
sytuacji. „To była trudna decyzja. Czuję się z tym bardzo nieswojo. Ale
mogę za to dostać coś do jedzenia. Z tego, co zarobię, mogę się ubrać.
W niektóre dni przyjmuję tylko trzech mężczyzn i to wystarczy”.
Przysięgła sobie, że nigdy nie wróci do męża, a wujek zagroził jej, że
jeśli zobaczy ją w domu, to ją zabije.
Czasami jej życie w burdelu jest tak trudne do zniesienia, że gdy nie ma
klientów, to śpi, żeby uciec od myślenia o tym wszystkim.
Ja natomiast często nie mogę spać. Kiedy zbieram materiały, a później
opisuję zło i nikczemność, które rujnuje życie tysiącom, dziesiątkom
tysięcy, setkom tysięcy, milionom dzieci na całym świecie, zdarza mi się
nie zmrużyć oka przez całą noc. Błąkam się po swoim wielkim pałacu,
wychodzę do ogrodu, zamykam się w ukochanej bibliotece i czekam na sen,
który, tak jak dla przebywającej w sudańskim burdelu nastolatki, ma być
zbawieniem zapomnienia. Ale nie zawsze nim jest. Czasem jest nocnym
koszmarem, w którym pojawiające się jak zjawy korowody małych
dziewczynek i nastolatek zbliżają się do mnie z wyrazem nieskończonego
cierpienia na twarzy, opowiadają mi swoje straszliwe historie, a ich oczy,
duże i głębokie, emanują tak ogromnym cierpieniem, że budzę się nagle
cała zlana zimnym potem.
Każda z kolejnych powieści jest dla mnie dużym wyzwaniem
emocjonalnym i zostawia we mnie niezatarty ślad. I podczas pracy nad
każdą z nich dowiaduję się czegoś, co mną najbardziej wstrząsa i przejmuje
tak jak straszliwe przeżycia pochodzącej z Indii Bibi46, która w wieku
dziesięciu lat została wysłana na służbę do Kuwejtu. Dopadło ją tam wiele
traumatycznych doświadczeń: molestowanie seksualne przez starego
sąsiada, wystawienie jej dziewictwa na licytację, próba gwałtu, a w końcu
nieludzkie uwięzienie na wiele miesięcy i bestialskie seksualne znęcanie się
nad nią. Trudno po wysłuchaniu takich wspomnień spokojnie spać.
Anisa, starsza siotra Bibi, w wieku dziesięciu lat podstępem, wbrew
swojej woli, a nawet wbrew woli matki, która wychowywała dziewczynki
sama, została wydana za mąż za dwudziestoletniego mężczyznę. Podobny
los spotkał ponad trzynaście milionów dziewczynek w Indiach, które
zostały dziecięcymi pannami młodymi. Te przerażające dane, suche liczby,
które nie oddają dramatu każdego dziecka, zainspirowały mnie do
zgłębienia tematu dziecięcych małżeństw.
Według statystyk UNICEFU-u prawie trzydzieści procent małżeństw
w Indiach zawieranych jest przez dziewczęta, które nie ukończyły
osiemnastu lat. Siedem procent wydawanych za mąż dziewczynek to dzieci
poniżej piętnastego roku życia. W niektórych regionach Indii, takich jak
Radżastan i Bihar, aż siedemdziesiąt procent to małżeństwa zawarte
z nieletnimi dziewczynkami.
Oficjalny wiek uprawniający do wstąpienia w związek małżeński
w Indiach wynosi osiemnaście lat dla dziewcząt i dwadzieścia jeden lat dla
mężczyzn. Jednak często pod osłoną nocy organizowane są przyjęcia
weselne, w których parę młodą stanowią małe dzieci.
„Życie dziecięcej panny młodej jest bardzo smutne” – stwierdza badacz
z uniwersytetu w Radżastanie, który zajmuje się tym problemem47.
„Od momentu kiedy wyjdzie za mąż, jej życie, z perspektywy fizycznej,
mentalnej, emocjonalnej i edukacyjnej, staje się bardzo trudne”.
Większość biednych ludzi w Indiach żyje za mniej niż jednego dolara
dziennie, więc wydanie dziewczynki za mąż oznacza dla rodziny mniej
osób do wyżywienia. Według tradycji to rodzina dziewczyny przekazuje
posag panu młodemu, w związku z czym im dłużej czekają z jej
zamążpójściem, tym więcej muszą mu zapłacić. W Radżastanie odbywają
się tysiące ceremonii ślubnych, podczas których rodzice niosą swoje dzieci,
niektóre tak małe jak czterolatki i pięciolatki, jako parę młodą. Ponieważ
postępują wbrew obowiązującemu prawu, to najczęściej ceremonie te
odbywają się nocą.
Reporterzy materiału filmowego pod tytułem Niewinne Indii: Sekretne
małżeństwa dziecięcych panien młodych docierają do wioski, gdzie tego
typu ceremonie są często organizowane. Popularnymi miesiącami
weselnych uroczystości są maj i czerwiec.
Bardzo trudno jest komuś z zewnątrz dostać pozwolenie na
uczestniczenie w weselu dzieci, a tym bardziej jego filmowanie. Rodzina
nieletniego pana młodego wyjątkowo zgadza się na obecność kamer, ale
tylko dzień przed główną uroczystością.
„Jutro zostanę mężczyzną” – mówi chłopiec i wybucha śmiechem.
Ubrany jest w specjalny strój z migającymi, kolorowymi światłami,
a głowę ma owiniętą barwnym kawałkiem materiału, na którym dodatkowo
zamotana jest biała tkanina, która przykrywa część policzków i luźno zwisa
z obu stron. Jego twarz zdobi tradycyjny makijaż, w którym wybijają się
wyraziste, czerwone malunki na nosie i czole. Trudno jest określić jego
wiek, jednak rodzice przekonują, że osiągnął wymagane przez prawo
dwadzieścia jeden lat. Poza kamerą jego koledzy mówią, że ma zaledwie
dziesięć lat…
Cała wioska spędza noc przed ceremonią ślubną na piciu i tańcach. Jak
wyjaśnia badacz, pod wpływem alkoholu tańce te stają się bardzo
seksualne. Dołączają do nich młodzi chłopcy i dziewczynki, więc są
znakomitą okazją do znalezienia dziecięcych kandydatów do małżeństwa.
Najczęściej wybierane są dziewczynki, które mają nie więcej niż osiem,
dziewięć lat.
Reporterzy zostali też zaproszeni na inną ceremonię ślubną, która
odbywa się w ciągu dnia, co jest bardzo rzadkie w tym regionie.
Zarejestrowany przez nich materiał zranił moje serce.
Na początku ojciec panny młodej z dumą chwali się, że wydaje córkę za
mąż.
„Przygotowywaliśmy się do tego ślubu prawie przez rok. Zaprosiłem
całą wioskę, żeby uczestniczyła w tej szczęśliwej ceremonii”.
Jednak dla Viny ten dzień na pewno nie jest szczęśliwy. Kiedy kobiety
ubierają ją w strój panny młodej i zakładają biżuterię, Vina zawodzi
żałośnie.
„Mama! Mama! Mama!”. Jej głośny krzyk jest rozpaczliwą prośbą
o pomoc.
„Dlaczego ona jest smutna?” – pyta reporter.
Na chwilę dziewczynka się uspokaja, ale odmawia wypowiedzi przed
kamerą.
„Ona zupełnie nie wie, co to znaczy być żoną” – odpowiada za nią jej
ciotka. „I jak zajmować się rodziną. Ale ponieważ została do tego
zmuszona, to musi z tym iść do przodu. Myślę, że trochę się boi”.
Vina na pewno się boi, nie trochę, ale bardzo. Jej młodziutka twarz jest
tak poważna, a oczy tak zatroskane, że przywodzi na myśl dorosłą kobietę,
która musiała zmierzyć się już w życiu z wieloma przeciwnościami losu. Jej
twarz znowu wykrzywia się w żałosnym grymasie i dziewczynka zaczyna
płakać.
Rodzina deklaruje, że panna młoda skończyła osiemnaście lat, ale
według reporterów dziewczynka wygląda na siedmio- lub ośmiolatkę.
Ciotka w całej sytuacji nie widzi niczego złego.
„Mnie też wydano za mąż, gdy byłam mała. Przyzwyczai się do tego” –
mówi bez emocji.
„Dziewczynka wychodzi za mąż i przenosi się do rodziny swojego
męża. Nie wolno jej chodzić do szkoły. Gdy tylko osiągnie dojrzałość
płciową, oczekuje się od niej, żeby rodziła dzieci” – badacz opisuje
panujące w Indiach obyczaje.
Do wioski przyjeżdża specjalnie wynajęty na tę okazję autobus, który
przywozi pana młodego oraz jego krewnych i gości. Witają go mieszkańcy
wioski, którzy następnie w kolorowym korowodzie prowadzą go do domu
panny młodej.
Potem, przy głośnych rytmach bębnów i tradycyjnych śpiewach, obie
rodziny celebrują ślub dzieci. I w tym przypadku wszyscy zapewniają, że
pan młody osiągnął wymagany wiek uprawniający do zawarcia
małżeństwa, ale w rzeczywistości wygląda on na dużo młodszego. Siedzi
na ramieniu jednego z mężczyzn, który tańczy, kręcąc się w kółko. Ubrany
jest w barwny strój, a jego twarz przykrywa kolorowa maska, którą zdejmie
dopiero po zakończeniu wesela.
„Jestem gotowy, żeby być mężem” – mówi młodziutki pan młody
ze spuszczoną głową.
Nieletnia panna młoda jest tak przerażona tym, co się dzieje, że nie jest
w stanie iść na własnych nogach, żeby dołączyć do ceremonii ślubnej.
Ubrana jest w długą czerwoną sukienkę i przykryta jasnozieloną tkaniną,
która zakrywa jej głowę i twarz. Niesiona przez swojego ojca przewiesza
się bezwładnie przez jego ramię i wygląda jak nieforemny tłumoczek. Cały
czas przeraźliwie płacze.
Ojciec stawia ją obok pana młodego, a ona przechyla się na wszystkie
strony, jakby traciła kontrolę nad własnym ciałem.
„Mama!!! Mama!!! Mama!!!” – krzyczy, zanosząc się płaczem.
„Serce pęka, kiedy się na to patrzy” – stwierdza badacz uniwersytecki,
który towarzyszy ekipie. „To są dzieci. Małe dzieci, które zawierają
małżeństwo”.
W tle rozlega się przeraźliwy płacz Viny, która wciąż woła swoją
mamę. Następne ujęcie pokazuje kobietę, pewnie matkę, która próbuje ją
uspokoić, jednak bez rezultatu.
Inny wstrząsający filmik przedstawia relację z masowej ceremonii
ślubnej jeszcze młodszych dzieci48. Zgromadzone pod wielobarwnym
baldachimem pary dzieci mają może po cztery lata. Jedna z malutkich
dziewczynek, ubrana w długą sukienkę i ciągnący się po ziemi
jasnoniebieski welon, zanosi się straszliwym płaczem. Obok niej stoi
w białej koszuli i długich spodenkach pan młody, który jest w jej wieku.
Kiedy dorośli chcą wykonać rytuały związane z zawarciem przez nich
małżeństwa, też wybucha płaczem.
Rozlegający się w różnych częściach świata rozpaczliwy płacz
milionów dzieci. Płacz, którego nikt nie słyszy.
***
Zamknęłam laptop. Zamknęłam oczy. Chciałabym zamknąć serce, żeby
cierpienie milionów dzieci tak bardzo mnie nie dotykało. Ale nie
potrafiłam.
Nie wiem, ile czasu siedziałam w kojącej ciszy swojej biblioteki, kiedy
usłyszałam kilkakrotne pukanie do drzwi.
– Proszę!
Do pokoju zajrzała moja wierna osobista służąca.
– Madame…
– Słucham, Malati.
– Zaraz podamy obiad.
– Dobrze, już idę.
Malati cicho się wycofała, a ja jak zawsze przeniosłam napisany tekst
na pendrive’a, którego schowałam na jednej z licznych półek, które
w eleganckiej kombinacji zabudowywały ściany od góry do dołu. Później
go dam do ukrycia jednej z moich zaufanych przyjaciółek, żeby mieć
pewność, że mój mąż nigdy go nie znajdzie. Skasowałam też wszystkie
materiały z mojego komputera. Salim do tej pory nie wiedział, że piszę
powieści odkrywające najbardziej strzeżone tajemnice Bliskiego Wschodu,
i nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by się ze mną stało, gdyby to odkrył.
Jak zwykle kiedy o tym myślałam, zimny dreszcz przeszył moje ciało.
Wstałam i poszłam do jadalni, gdzie służba już się uwijała wokół stołu,
rozstawiając naczynia i donosząc kolejne potrawy. Usiadłam, a za chwilę
pojawił się mój mąż.
– Dzień dobry – przywitał się ze mną.
– Dzień dobry – odpowiedziałam z uśmiechem.
Najchętniej rzuciłabym mu się na szyję, wycałowała, przytuliła się do
niego… Jednak panujące w pałacu surowe reguły nie pozwalały na tego
typu czułości przy służbie. Chociaż żyłam już w ten sposób wiele lat, to
nadal trudno mi było powstrzymywać swoją naturalną spontaniczność
i chęć jawnego okazywania uczuć mojemu ukochanemu mężczyźnie.
Jednak musiałam dostosować się do przestrzegania zasad, czego wymagał
ode mnie mój mąż. Chociaż wiele z nich było dla mnie bardzo bolesnych.
– Jak ci minął dzień? – zapytał Salim.
– Dziękuję, dobrze.
– Co robiłaś?
To pytanie, z pozoru niewinne, zawsze przypominało mi o chorobliwej
wręcz zazdrości mojego męża. W przeszłości wiele wycierpiałam z tej
przyczyny, ale przez lata nauczyłam się już nie dawać mu chociażby
najmniejszego powodu do jakichkolwiek podejrzeń.
– Trochę czytałam, spacerowałam po ogrodzie… – Spróbowałam zupy
z krabów przygotowanej przez naszego nowego kucharza. – Hmm…
Pyszna…
Salim skosztował zupy i zgodził się z moją opinią.
– Rzeczywiście wyborna… – Jadł z wyraźną przyjemnością.
– Nie sądzisz, że nasz nowy kucharz jest lepszy od poprzedniego?
– Tamten też był dobry…
– Nie mówię, że był zły, ale dla mnie potrawy tego nowego mają
bardziej wyrafinowany smak.
– Może i tak jest…
Potem raczyliśmy się pierścieniami z kalmarów, filetami z rekina
zawiniętymi w liście betelu, a na koniec deserem z czarnych lodów
z dodatkiem popiołu z łupin orzecha kokosowego posypanych płatkami
jadalnego złota.
– Deser był fantastyczny – stwierdziłam, odsuwając pusty pucharek.
– Bardzo dobry – Salim zgodził się ze mną. – Na kawę pójdziemy do
ogrodu? – zapytał.
– Z wielką przyjemnością – odpowiedziałam, bo lubiłam wspólne
chwile z moim mężem spędzane przy szumiącej trzypoziomowej fontannie
z białego marmuru, którą zdobiły wyniosłe lwy.
– Amani! – mąż zawołał służącą, która pracowała wcześniej w pałacu
jego rodziców, a teraz sprawowała pieczę nad całą naszą służbą.
Po chwili drobna Hinduska stanęła przy stole.
– Kawę przynieś nam do ogrodu przy fontannie – polecił jej Salim.
– Dobrze. – Służąca poszła do kuchni, żeby przygotować kawę.
– Idziemy? – Salim podniósł się z krzesła.
– Tak. – Wstałam i razem z mężem udaliśmy się do naszego rozległego
ogrodu.
Na początku spacerowaliśmy po zadbanych alejkach, napawając się
wymyślnymi kompozycjami kwiatów, trawników i krzewów. Później
usiedliśmy przy fontannie, patrząc na strugi wody strzelające z rozwartych
pysków dumnych lwów precyzyjnie wyrzeźbionych w białym marmurze.
Amani przyniosła nam kawę i przez chwilę piliśmy, nic nie mówiąc.
– Za parę dni muszę wyjechać w interesach do Jordanii – Salim
przerwał milczenie. – Chcesz polecieć ze mną?
Czasem towarzyszyłam mężowi w jego podróżach służbowych, ale
ostatnio wolałam zostawać w pałacu i pracować nad kolejną powieścią.
– Nie wiem… Zastanowię się. – Gdybym od razu odmówiła, Salim
mógłby się stać podejrzliwy.
– Chciałbym, żebyś ze mną pojechała… – Odwrócił się w moją stronę.
– Może pojadę… – Spojrzałam na niego zalotnie.
– Może czy na pewno?
– Może na pewno… – zażartowałam.
– Lubię, gdy jesteś obok mnie w tych hotelowych łóżkach… – Spojrzał
mi prosto w oczy.
Salim pozwolił sobie na bardziej intymne wyznanie, bo służby nie było
w pobliżu. Uśmiechnęliśmy się do siebie znacząco.
– Pojedziesz? – szepnął uwodzicielsko.
– Może pojadę… – odpowiedziałam kokieteryjnie.
Piliśmy kawę i się przekomarzaliśmy, kiedy zadzwonił jego telefon.
Salim spojrzał na ekran.
– Przepraszam cię, ale to mój kontrahent. Muszę iść do swojego
gabinetu, bo tam mam dokumenty. Wracasz do domu czy zostajesz?
– Jeszcze tu trochę posiedzę.
Salim wstał, odebrał telefon i oddalił się w stronę pałacu. Ja
zastanawiałam się, czy jechać z nim do Jordanii. Z jednej strony nasze
wspólne podróże zawsze były ciekawe, jednak z drugiej strony, kiedy męża
nie było dłużej w kraju, mogłam swobodniej pisać.
***
Jordania… Pamiętam, jak całkiem niedawno zaczęto szeptać po kątach,
że prawdopodobnie księżniczka Haya, jedna z żon emira Dubaju
i jednocześnie wiceprezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szejka
Muhammada ibn Raszida al-Maktuma, uciekła z dwójką nieletnich dzieci
do Europy. Nikt nie odważył się tego powiedzieć głośno, ale takie plotki
krążyły. Konta księżniczki w mediach społecznościowych, które zazwyczaj
były pełne zdjęć dokumentujących jej działalność charytatywną
i filantropijną, od paru miesięcy nie były aktywne, a ona sama od pewnego
czasu również nie pojawiała się publicznie.
W czerwcu dwa tysiące dziewiętnastego roku nie towarzyszyła nawet
swojemu mężowi na corocznych wyścigach Royal Ascot, prestiżowym
wydarzeniu brytyjskiego życia towarzyskiego i sportowego, co od lat było
tradycją, a ponadto jej konie również startowały w tej rywalizacji. Emir
Dubaju, wielki miłośnik i pasjonat koni, właściciel gwiazdorskiej stajni
wyścigowej Godolphin w Newmarket w hrabstwie Suffolk w Anglii,
odebrał z rąk królowej Elżbiety II zwycięskie trofeum za wygraną swojego
konia Blue Point ze stajni Godolphin. Nieobecność księżniczki
wytłumaczono oficjalną wiadomością, że rodzina szejka przebywa
w Dubaju.
Już wtedy chodziły pogłoski, że królowa Elżbieta II, która doskonale
zna rodzinę księżniczki, a w przeszłości łączyły ją bliskie i ciepłe kontakty
z jej ojcem, królem Jordanii, przyjęła ją w tym czasie w swoim pałacu
w Windsorze.
Jednak nawet jeżeli w krajach Zatoki wspominało się o tym wszystkim
w bliskim gronie, to każdy ze względu na bezpieczeństwo odkładał swój
telefon daleko, najczęściej nawet do innego pomieszczenia.
Księżniczka Haya bint al-Husajn jest córką zmarłego w tysiąc
dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku króla Jordanii Husajna
I z dynastii Haszymidów49 i przyrodnią siostrą obecnego króla Jordanii
Abdullaha II. Z emirem Dubaju, za którego wyszła za mąż w dwa tysiące
czwartym roku, ma siedmioletniego syna i jedenastoletnią córkę.
Władca Dubaju ma oficjalnie uznanych dwadzieścioro troje dzieci
z wieloma żonami, z których kilka rozwiódł, ponieważ islam dopuszcza
posiadanie równocześnie tylko czterech żon.

Zdrajczyni, zdradziłaś najcenniejsze zaufanie,


a twoja gra została ujawniona (…)
Nie ma już miejsca dla Ciebie przy mnie (…)

Te fragmenty wiersza opublikowanego przez emira Dubaju na jego


profilu na Instagramie poruszyły opinię publiczną i media, bo przez wielu
zostały uznane za dowód na to, że ucieczka żony się powiodła.
Wkrótce potem w mediach międzynarodowych zaczęły się pojawiać
informacje, że księżniczka rzeczywiście uciekła i pomógł jej w tym ponoć
niemiecki dyplomata. Początkowo przypuszczano, że przebywa
w Niemczech, ale ostatecznie okazało się, że zatrzymała się w swojej wartej
osiemdziesiąt pięć milionów funtów posiadłości położonej przy Kensington
Palace Gardens, ulicy na obrzeżach Hyde Parku w centrum Londynu, gdzie
znajdują się jedne z najwspanialszych i najdroższych domów na świecie. Jej
luksusowa nieruchomość znajduje się naprzeciwko barokowego pałacu
Kensington, który od siedemnastego wieku jest rezydencją brytyjskiej
rodziny królewskiej.
Niektórzy mówią, i donoszą o tym również agencje informacyjne, że
księżniczce udało się wyprowadzić lub wywieźć z Dubaju co najmniej
siedemdziesiąt milionów dolarów oraz wartościowe klejnoty i biżuterię.
Majątek jej męża szacowany jest na ponad szesnaście miliardów dolarów.
Księżniczka Haya posądzona została przez męża o romans ze swoim
brytyjskim ochroniarzem, który od lat pilnował bezpieczeństwa jej i jej
dzieci, kiedy przebywała w Anglii. Szejk Muhammad al-Maktum wyraził to
ekspresyjnie w dalszym fragmencie przytoczonego powyżej wiersza:

Idź do tego, z kim spędzasz czas!


Niech to będzie dla ciebie dobre.
Nie obchodzi mnie, czy jesteś żywa, czy martwa.

Niektórzy snuli przypuszczenia, że być może jest to próba


zdyskredytowania księżniczki w ostrej walce o opiekę nad dziećmi, która
ma się toczyć przed brytyjskim sądem.
Moje dzieci… Popatrzyłam na puste ogrodowe alejki i z żalu ścisnęło
mi się serce. Tak rzadko tu chodziły i biegały! Im były starsze, tym częściej
znajdowały się pod opieką rodziny męża. Przyjmowałam to z wielkim
bólem, ale tłumaczyłam sobie, że akceptuję to dla ich dobra. W świecie
arabskim rodzinne powiązania i wpływy odgrywają kluczową rolę, więc
przekonywałam sama siebie, że tak jest lepiej dla ich przyszłości. Rodzina
mojego męża do tej pory mnie nie zaakceptowała.
Z Salimem nigdy nie rozmawialiśmy na temat ucieczki żony emira
Dubaju ani tym bardziej o fakcie, że zabrała ze sobą wciąż jeszcze małe
dzieci. Była to bardzo wrażliwa sprawa. W tej części świata dzieci bardziej
należą do ojca niż do matki, i to zarówno ze względów kulturowych, jak
i w świetle obowiązującego prawa.
Jedną z żon szejka Muhammada bin Raszida al-Maktuma była
niemiecka modelka, z którą miał syna, Marwana. I mimo tego, że
małżeństwo nie trwało długo, bo szejk szybko rozwiódł Niemkę, to syna
zatrzymał w Dubaju. Dorosły już teraz Marwan wychowywał się w pałacu
pierwszej żony emira, szejki Hind al-Maktum, która jest jego kuzynką
i często nazywana jest „dynastyczną żoną”. To jej syna, szejka Hamdana,
ojciec w dwa tysiące ósmym roku oficjalnym dekretem ustanowił następcą
tronu.
Zauważyłam, że od momentu, kiedy doniesienia o ucieczce księżniczki
z dziećmi okazały się prawdą, Salim rzadziej polecał przywozić nasze
dzieci do domu. I niezależnie od tego, jak bardzo cierpię z tego powodu,
muszę się z tym pogodzić. W przeciwnym razie mogłabym już ich nigdy
więcej nie zobaczyć…
Myślę, że księżniczka Haya również obawia się tego, że może stracić
dzieci, a rozpowszechniane informacje na temat jej rzekomego romansu
z ochroniarzem nie działają na jej korzyść. MailOnline opublikował
obszerny artykuł, w którym, powołując się na świadków, opisał trwającą
trzy lata bliską relację między nią i byłym żołnierzem brytyjskiej piechoty,
trzydziestosześcioletnim Russellem Flowersem, który przez pięć lat dbał
o bezpieczeństwo jej i jej dzieci.
Podobno romans ten był tajemnicą poliszynela wśród innych członków
ochrony, którzy znali się jeszcze z wojska. Księżniczka miała traktować
Russella w szczególny sposób, co zwracało uwagę otoczenia.
Obdarowywała go ekskluzywnymi prezentami, takimi jak samochód Land
Rover, garnitury szyte na miarę u znanych londyńskich krawców,
luksusowy zegarek oraz zrobiona na specjalne zamówienie strzelba warta
pięćdziesiąt tysięcy funtów.
Kiedy Russell Flowers rozwiódł się po piętnastu latach małżeństwa
ze swoją żoną, księżniczka miała mu kupić wiejski dom w hrabstwie
Suffolk, gdzie wcześniej mieszkał.
„Flowers jechał wszędzie tam, gdzie jechała księżniczka. Jeżeli
wyjeżdżała na wakacje, to był u jej boku. Gdy uczestniczyła w wyścigach,
to on też tam był” – MailOnline przytacza słowa swojego informatora.
W sieci można znaleźć zdjęcie z wyścigów Royal Ascot z dwa tysiące
osiemnastego roku, na którym przy boku księżniczki z jednej strony stoi jej
mąż, emir Dubaju, zaś z jej drugiej strony Russell Flowers. Na innej
fotografii były wojskowy trzyma na rękach synka księżniczki, a on bawi się
jego kapeluszem.
Emirowi Dubaju nie spodobała się ta publiczna bliskość żony
i ochroniarza, który od tej pory musiał pozostawać w cieniu.
Mimo to Russell Flowers dotrzymywał towarzystwa księżniczce
praktycznie wszędzie.
„Gdy księżniczka wracała do Dubaju, to on również jej towarzyszył,
chociaż tam nie pracował, bo rodzina panująca miała w swoim kraju własną
ochronę” – wyjawia informator.
Opisane są również przypadki wielokrotnego łamania przez księżniczkę
Hayę protokołu, który nakazywał, że musi mieć ze sobą dwóch ochroniarzy.
Księżniczka często zwalniała jednego z nich, żeby być sama z Russellem.
Kiedy jeden z pracowników, poważnie traktując swoje obowiązki i czując
odpowiedzialność za jej bezpieczeństwo, zwrócił uwagę księżniczce, że nie
są przestrzegane odpowiednie reguły, od razu został zwolniony z pracy.
Podobno emir Dubaju podejrzewał swoją żonę o romans, więc pewnego
razu przyleciał bez powiadomienia jej o tym do Wielkiej Brytanii. Miał
wtedy zastać księżniczkę z ochroniarzem w sytuacji, która wydała mu się
za bardzo intymna.
Panują różne opinie na temat tych rewelacji. Niektórzy traktują je
sceptycznie, postrzegając jako profesjonalną kampanię przeciwko
księżniczce. Inni uważają, że Russell Flowers, ponieważ był
w bezpośrednim kontakcie z pilnowaną księżniczką, mógł zostać tylko jej
przyjacielem i powiernikiem. A są i tacy, którzy ze zrozumieniem widzą
w księżniczce po prostu kobietę, która, odchodząc od prawie
siedemdziesięcioletniego męża, wybrała młodszego, przystojnego
mężczyznę.
W publikacjach na temat spektakularnej ucieczki żony emira Dubaju
wskazuje się również na jeszcze jedną możliwą jej przyczynę. Przypomina
się, że jest to ucieczka już trzeciej osoby z jego bliskiej rodziny, tylko że
jest to pierwsza, która się powiodła.
Latem dwutysięcznego roku niespełna dziewiętnastoletnia córka emira
Dubaju, szejka Shamsa, wymknęła się ochronie i opuściła luksusową
posiadłość ojca położoną w hrabstwie Surrey w Wielkiej Brytanii. W dwa
tysiące drugim roku inna córka emira, szesnastoletnia wówczas księżniczka
Latifa, próbowała po raz pierwszy uciec z Dubaju do Omanu, ale została
złapana i wtrącona na ponad trzy lata do więzienia, gdzie przeżyła piekło.
W dwa tysiące osiemnastym roku księżniczka Latifa chciała po raz kolejny
wyzwolić się spod władzy ojca, którego określała jako bezwzględnego
i despotycznego. Pomogli jej przyjaciółka i znajomy, były komandos
francuskich sił specjalnych, z którymi udało jej się dotrzeć na jachcie aż do
wybrzeży Goi w Indiach. Niestety tam została złapana i odwieziona do
Dubaju. Szczegóły oraz przyczyny tych dramatycznych ucieczek opisuję
w mojej ostatniej powieści50.
Po schwytaniu księżniczki Latify na wiele miesięcy wszelki słuch po
niej zaginął. Międzynarodowe organizacje praw człowieka oraz jej
przyjaciele domagali się informacji na temat jej losów. Pod wpływem tych
nacisków w grudniu dwa tysiące osiemnastego roku w Dubaju zostało
zorganizowane spotkanie księżniczki Latify z Mary Robinson, byłą wysoką
komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw człowieka i byłą prezydent
Irlandii. Z tego wydarzenia opublikowano kilka zdjęć, które miały
udowodnić, że księżniczka Latifa ma się dobrze. Jednak wielu zwróciło
uwagę na to, że szejka wygląda na nich tak, jakby była pod wpływem
silnych leków, a jej stan jest koszmarny.
To właśnie księżniczka Haya osobiście poprosiła Mary Robinson
o przyjazd do Dubaju i pomoc w „rodzinnym problemie”, jak to określiła.
Pomogła swojemu mężowi, ponieważ znała od niego oficjalną wersję
wydarzeń, która głosiła, że księżniczka Latifa została porwana, a później
odbita przez wysłane przez ojca siły specjalne.
Później miała się jednak dowiedzieć całej prawdy o tym, że córka emira
chciała uciec przed swoim ojcem do Indii, a następnie Stanów
Zjednoczonych, żeby tam zacząć zupełnie nowe życie. Dotarły do niej
wiadomości o nieludzkim traktowaniu księżniczki Latify w więzieniu
i straszliwych torturach, którym była wielokrotnie poddawana. Ponadto
zdała sobie sprawę z tego, że złapanie na jachcie przez uzbrojonych
mężczyzn ponadtrzydziestoletniej córki emira, a potem przywiezienie jej do
Dubaju nastąpiło wbrew jej woli.
Według doniesień brytyjskiej prasy po zapoznaniu się przez nią
z nowymi faktami dotyczącymi księżniczki Latify narastała wobec niej
presja i wrogość ze strony licznej, rozległej rodziny męża. Księżniczka
Haya zaczęła się bać o swoje życie oraz o bezpieczeństwo i przyszłość
swoich dzieci, w tym jedenastoletniej córki, szejki Al-Dżalili. Podjęła
odważną decyzję o ucieczce z Dubaju.
Dzieci… Moje dzieci… Coś świdrowało mój mózg. Dopiero po
dłuższej chwili zorientowałam się, że jest to dźwięk mojego telefonu.
– Halo!
– Nareszcie! Tak długo nie odbierałaś! Już się przestraszyłam, że coś się
stało – powiedziała moja przyjaciółka, Linda.
– Tak jakoś się zamyśliłam…
– Dzwonię, bo chciałam się zapytać, czy jutro będziesz w domu. Może
bym wpadła do ciebie…
– Przychodź, serdecznie zapraszam. Kiedy będziesz?
– Po pracy, przed wieczorem.
– Dobrze, będę czekała.
– Świetnie, to jutro pogadamy. Do zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Jeszcze raz spojrzałam na puste ogrodowe alejki. To dla ich dobra…,
powtórzyłam sobie po raz kolejny.
Posiedziałam przez następne pół godziny w ogrodzie, a później
wróciłam do pałacu. Zanim udałam się na piętro, gdzie znajdowała się
nasza małżeńska sypialnia, zawołałam Malati.
– Słucham, madame.
– Przygotuj mi kąpiel.
– Dobrze, madame. – Malati oddaliła się i zaczęła wchodzić po białych,
marmurowych schodach na górę.
Ja zajrzałam do gabinetu mojego męża, którego zastałam skupionego
przed ekranem komputera.
– Przepraszam, że ci przeszkadzam…
Salim oderwał wzrok od laptopa.
– Chciałam zapytać, o której chcesz, żeby podano kolację. –
Uśmiechnęłam się do niego.
– Kolację? – Myślami krążył wokół swoich spraw.
– To znaczy, o której skończysz… Chcę wydać służbie dyspozycje.
– Nie będę jadł w domu. – Salim zerknął na ekran. – Przeglądam nowy
kontrakt i chyba będę musiał wyjść, żeby omówić pewne szczegóły
z moimi partnerami. Nie do końca tu wszystko jest… – Wrócił do
dokładnego analizowania każdej linijki.
– O której wrócisz?
– Nie wiem… – mruknął zaabsorbowany swoją pracą.
Westchnęłam i opuściłam gabinet męża. Znowu czeka mnie długi,
samotny wieczór… Salim jest tak zajęty… Dobrze, że jutro odwiedzi mnie
Linda, myślałam, wspinając się na piętro.
Długim holem przeszłam do moich prywatnych pomieszczeń.
– Madame, kąpiel gotowa – poinformowała mnie służąca, wychodząc
z pokoju kąpielowego przyległego do luksusowej sypialni.
– Dziękuję, Malati. – Zamknęłam za nią drzwi i zrzuciłam z siebie
ubranie.
Z rozkoszą zanurzyłam się w wannie wypełnionej po brzegi
aromatyczną pianą. Potrzebowałam momentu uspokojenia i odprężenia.
Zamknęłam oczy i z przyjemnością wdychałam mój ulubiony aromat
palących się świec, który napełniał łazienkę relaksującą kombinacją
zapachów lilii, gardenii, jaśminu i drzewa sandałowego. Moja służąca jak
zawsze doskonale się spisała.
Po kąpieli wytarłam się niespiesznie, a następnie założyłam jedwabną
nocną koszulkę na ramiączkach Christiana Diora. Miała ciekawy kolor
czerwieni lekko wpadającej w róż i była urozmaicona koronkowymi
wstawkami układającymi się w oryginalny wzór. Do tego dobrałam
jedwabiście gładkie, ciemnoróżowe figi tego samego domu mody
ozdobione koronkami i białym, perełkowym kwiatuszkiem. Na koniec
skropiłam się orientalno-drzewnymi perfumami marki The Spirit of Dubai.
Weszłam do dużego łoża i czekałam na męża. Zasnęłam, zanim wrócił.
Przy śniadaniu Salim był w doskonałym humorze.
– Jak interesy? – zapytałam.
– Wspaniale – odpowiedział, jedząc nieco pospiesznie.
– Wychodzisz teraz?
– Tak, zaraz mam pierwsze spotkanie.
– Odwiedzi mnie dzisiaj Linda – uprzedziłam go.
– Kiedy?
– Wieczorem. Cieszę się, że przyjdzie – stwierdziłam. – Już dawno jej
nie widziałam.
– A co z wyjazdem do Jordanii? – zapytał, kończąc śniadanie. –
Zdecydowałaś już?
– Nie… Jeszcze się zastanawiam.
– Mam nadzieję, że ze mną pojedziesz.
– Kiedy byśmy wyjechali?
– Za jakieś trzy, cztery dni. Najpierw muszę domknąć kontrakt.
– Ile tam zostaniemy?
– Tydzień, a może więcej…
– To dosyć długo…
– Dlatego chcę, żebyś mi towarzyszyła. – Uśmiechnął się czarująco.
– Mogę wziąć ze sobą Malati?
– Co tylko chcesz… – Mój mąż lubił mnie rozpieszczać.
– Dziękuję. – Spojrzałam na niego czule.
– Muszę już iść. – Wstał od stołu. – Widzimy się wieczorem.
– Udanego dnia.
– Tobie również.
Salim opuścił jadalnię, a ja wypiłam świeżo wyciśnięty sok z kiwi i też
się podniosłam.
– Przyślij do mnie ogrodnika – poleciłam Amani. – Będę koło fontanny.
– Dobrze, madame.
Wyszłam z pałacu i poczekałam na ogrodnika. Później spacerowałam
z nim po obszernym ogrodzie, uzgadniając, jakie prace ma w nim
dodatkowo wykonać i jakie nowe rośliny zamówić.
– Chciałabym więcej takich drzew. – Wskazałam na rozłożystą,
parasolowatą koronę z pięknymi, dużymi, pomarańczowoczerwonymi
kwiatami, która przełamywała dominującą wkoło zieleń i dawała
odprężający cień.
– Dobrze, madame. Ile tych drzew?
– Nie wiem… Tak, żeby dobrze rosły. Odtąd… – Przeszłam spory
odcinek, a ogrodnik podążał za mną. – Dotąd… – Stanęłam w rogu ogrodu.
– Oczywiście, madame. Zajmę się tym.
– Przypomnij mi, jak nazywa się to drzewo?
– Płomień Afryki51, madame.
– Rzeczywiście z daleka wygląda jak płomień… – powiedziałam do
siebie półgłosem i skierowałam się w głąb ogrodu.
Mężczyzna ruszył za mną i wkrótce stanęliśmy przed cudnie pachnącą
plumerią. Wzięłam w dłoń jeden z biało-żółtych kwiatów i nie zrywając go,
zaciągnęłam się jego aromatem.
– Plumerii mamy sporo, ale ich nigdy za dużo – stwierdziłam. –
Rozsiewają taką piękną woń… Szczególnie w nocy… – Puściłam kwiatek
i objęłam wzrokiem puste miejsce w tym zakątku. – Tutaj… – Powiodłam
po nim ręką. – To trzeba zapełnić.
– Dobrze, madame. Coś jeszcze?
– Tak, ostatnio zauważyłam, że zmarniały nam hibiskusy.
– To prawda – przyznał ogrodnik. – Też zwróciłem na to uwagę.
– Zobaczmy, co się tam teraz dzieje…
Po paru minutach dotarliśmy do klombu z białymi, czerwonymi,
żółtymi i bladoróżowymi kwiatami.
– Tu się trochę przerzedziło… I tam rośliny nie wyglądają dobrze… –
Pokazałam mu miejsca, których wygląd mnie nie zadowalał. – Co można
z tym zrobić?
– Spróbuję je uratować, ale nie wiem, czy się da… – Ogrodnik ukucnął
i zaczął się uważnie przyglądać zielonym liściom.
– Jeżeli twoje starania nie przyniosą rezultatu, to zamów nowe rośliny –
poleciłam mu. – Tylko pamiętaj, żeby kwiaty były różnych kolorów.
– Dobrze, madame.
– To na razie wszystko.
– Dopilnuję, żeby wszystko było tak, jak madame sobie życzy – obiecał
mężczyzna.
– Dziękuję. – Zostawiłam ogrodnika przy klombie i wolnym krokiem
wróciłam do pałacu, gdzie od razu skierowałam się do bliblioteki.
Poleciłam Malati, żeby przyniosła mi mocną kawę, i zabrałam się do
dalszej pracy nad tematem nieletnich żon.
„Nie pozwolono mi się bawić z dziećmi w moim wieku, ponieważ
miałam zachowywać się jak dojrzała kobieta, którą jeszcze nie byłam” –
wspomina Rubina z Pakistanu52.
Dziewczynkę wydano za mąż, kiedy miała zaledwie dwanaście lat, za
chłopca w tym samym wieku. Jako dziecko nie wiedziała, co to znaczy
małżeństwo, i zmiana, która dokonała się w jej życiu, była szokująca. Jej
mąż, też dziecko, nie mógł zapewnić jej godziwych warunków, bo był
bezrobotny.
„Na początku małżeństwa bardzo się kłóciliśmy. Byliśmy tak biedni, że
on nie mógł mi dać nawet grosza ani nic mi kupić. To wszystko bardzo
odbiło się na moim zdrowiu fizycznym i psychicznym, a w naszej wiosce
nie było ośrodka zdrowia, gdzie mogłabym otrzymać pomoc”.
Teściowa znęcała się nad nią, ponieważ nie wykonywała w należytym
stopniu swoich domowych obowiązków. Jej mąż bił ją regularnie za drobne
przewinienia, takie jak według niego niedobre jedzenie albo denerwowanie
jego matki, która codziennie wynajdywała powód do konfliktu.
„Urodzenie dziecka, gdy sama jeszcze byłam dzieckiem, było
najbardziej bolesnym doświadczeniem w moim życiu” – zwierza się
Rubina. „Zostałam mężatką w czasie, gdy zupełnie nie miałam pojęcia, co
to znaczy małżeństwo. Nie byłam szczęśliwa, ale nie mogłam odmówić
rodzicom. To było »małżeństwo wymienne«, które jest bardzo złą tradycją
naszego społeczeństwa”.
Małżeństwo zwane watta-satta, co dosłownie oznacza dawanie-branie,
jest wymianą panien młodych między dwoma gospodarstwami domowymi
i polega na jednoczesnym małżeństwie pary brat–siostra. To bardzo
rozpowszechniony obyczaj w Pakistanie i Afganistanie. Brat bierze za żonę
siostrę mężczyzny, który żeni się z jego siostrą. Niekiedy wymiana ta może
dotyczyć par kuzynów lub wuja–siostrzenicy. Taka forma małżeństwa
ustanawia bliską relację między rodzinami lub klanami, która może
prowadzić do wielu form przemocy, a nawet do zabójstw. Mąż, który pastwi
się nad swoją żoną, może oczekiwać, że szwagier będzie w ten sam sposób
traktował jego siostrę. Wydawać by się mogło, że ta forma małżeństwa,
ze względu na wzajemną presję i zależności, jest zabezpieczeniem
interesów żon, jednak w rzeczywistości przyczynia się również do dużej
eskalacji przemocy domowej ze względu na działania odwetowe.
„Zraniłeś naszą córką, to my zranimy twoją!” – to powszechnie
obowiązująca reguła.
Tradycja małżeństw watta-satta, która utrzymuje się przede wszystkim
na terenach wiejskich, może prowadzić do zabójstw honorowych
nazywanych lokalnie karo-kari. Pakistan ma największą liczbę zabójstw
honorowych na świecie i ich liczba dochodzi nawet do pięciu tysięcy
rocznie.
W rodzinach, które posiadają ziemię i chcą ją utrzymać
w nienaruszonym stanie, małżeństwo jest zwykle transakcją opartą na
zwyczaju watta-satta. Jeżeli córka lub siostra sprzeciwi się małżeństwu,
które jest aranżowane przez męskich członków jej rodziny, to grożą jej
z tego powodu straszne konsekwencje. Jej odmowa uznawana jest za
nieposłuszeństwo, które jest splamieniem honoru rodziny. Jedynie śmierć
dziewczyny i jej krew może zmyć tę hańbiącą plamę. Ginie z rąk swoich
krewnych w przerażającym morderstwie karo-kari.
Podobnie dzieje się w regionach, gdzie ustalana jest cena za pannę
młodą. Sześćdziesięcioletni lub siedemdziesięcioletni mężczyźni gotowi są
bardzo dużo zapłacić za dziewczynkę, która ma zaledwie dwanaście czy
trzynaście lat. Kiedy mężczyźni dobiją targu, a dziewczynka protestuje lub
nawet ucieka, żeby uniknąć zaaranżowanego, niechcianego małżeństwa,
zostaje zabita przez swoich krewnych za nieposłuszeństwo. Karo-kari.
Korzystając z tego, że Salim był zajęty swoimi interesami, pisałam
przez cały dzień. Wstrząsnęło mną to, że na świecie nadal jest wiele miejsc,
gdzie wielowiekowe tradycje są wciąż kultywowane, chociaż wyraźnie
stoją w sprzeczności z normami praw człowieka i dziecka przyjętymi
w dwudziestym pierwszym wieku.
Dzieci, którym nie wolno być dziećmi i od których oczekuje się
wypełniania obowiązków dorosłych, włączając rodzenie dzieci. Tak
przeraźliwie smutne…
Wieczorem zgodnie z zapowiedzią odwiedziła mnie Linda, którą Malati
przyprowadziła do biblioteki.
– Tak miło cię widzieć! – Serdecznie ją uściskałam, bo długo się nie
widziałyśmy.
– Ciebie również! – Linda też wyglądała na ucieszoną.
– Proszę, siadaj. – Wskazałam na jeden z foteli. – Czy może wolisz
zejść do salonu?
– Nie, tu jest dobrze. – Linda rozsiadła się wygodnie.
Przyjaciółka też lubiła atmosferę urządzonej w stylu angielskim
biblioteki, która emanowała elegancją i spokojem.
– Kawa? Herbata? – zapytałam.
– Kawę, poproszę.
– Malati, przynieś nam dwie kawy – zwróciłam się do służącej.
– Dobrze, madame. – Malati opuściła bibliotekę.
– Co u ciebie słychać? – zapytałam przyjaciółki.
– Dziękuję, w porządku. Jak zwykle dużo pracy… A co u ciebie?
– Może być… – Pomyślałam o swoich dzieciach.
Linda doskonale znała moją sytuację, więc nie dopytywała o więcej.
– Słuchaj… – Linda zniżyła głos. – Dzwonił do mnie Steve…
– Naprawdę? Bo chyba nie kontaktował się z tobą już od długiego
czasu…
– Rzeczywiście długo się nie odzywał – potwierdziła Linda. –
A ostatnia nasza rozmowa była dosyć dziwna… Wspomniałam ci o niej,
pamiętasz?
– Tak, przypominam sobie. Mówiłaś, że byłaś nią zaniepokojona.
– Bo martwiłam się o niego i o Julię53…
– Właśnie, co z Julią?
– Podobno jest już lepiej.
– Ale gdzie teraz mieszka? Co robi? Jak sobie radzi po tym horrorze,
który przeżyła? – Te pytania od dawna mnie nurtowały.
– Nie wiem, Steve nie zdradził mi żadnych szczegółów.
– Szkoda…
– Obiecał jednak, że teraz będzie się częściej kontaktował. Może
następnym razem dowiemy się czegoś więcej.
– Oby tak było…
Miałam nadzieję, że uda mi się poznać dalsze losy Julii i opisać je
w którejś z następnych powieści.
Do biblioteki wróciła Malati, niosąc tacę z dwiema filiżankami kawy.
– Proszę, madame. – Postawiła je na stoliku.
– Dziękuję. Proszę zamknij drzwi, wychodząc.
– Dobrze, madame. – Służąca się oddaliła.
Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, Linda popatrzyła na mnie tak,
jakby chciała mi jeszcze coś powiedzieć. Spojrzałam na nią pytająco.
Skierowała swój wzrok na telefony. Wzięłam je bez słowa i zaniosłam
w najdalszy zakątek biblioteki i schowałam za grubymi książkami.
– Ale afera z tą żoną naszego emira… – zaczęła szeptem.
– Nikt się tego zupełnie nie spodziewał…
– Jeszcze parę miesięcy temu pomagała mu w sprawie księżniczki
Latify…
– Ale potem podobno dowiedziała się jakichś strasznych rzeczy
o swoim mężu…
– I uciekła…
– Z dziećmi… – dodałam. – Ciekawe, jak to się skończy…
– Księżniczka Haya wystąpiła o ochronę swoich praw do sądu
w Londynie. Pierwsza sprawa już się odbyła.
– O co walczy księżniczka?
– Przede wszystkim o uzyskanie pełni praw do opieki nad swoimi
dziećmi.
– Wcale się nie dziwię…
– Ale też, co jest moim zdaniem równie ważne, o non-molestation
order, czyli nakaz ochrony przed przemocą domową i zaaranżowanym,
przymusowym małżeństwem córki.
Przypomniałam sobie księżniczkę Al-Dżalilę, ładną jedenastolatkę
z sięgającymi za ramiona, lekko falującymi, kasztanowymi włosami
i wdzięcznym uśmiechem na twarzy. Wnuczkę zmarłego króla Jordanii,
który rządził swoim królestwem niemal przez pół wieku. I nawet w tym
przypadku jej matka musi występować do sądu, żeby ustrzec ją przed
niechcianym, przymusowym małżeństwem.
Wstałam, podeszłam do półki z książkami i wyciągnęłam ukrytego tam
pendrive’a. Podałam go Lindzie, która zaraz schowała go do torebki. Na
schodach rozległy się mocne kroki Salima. Szybko wyciągnęłam schowane
telefony i usiadłam. Obie z Lindą podniosłyśmy nasze filiżanki z kawą.
– Będziesz w przyszłym tygodniu na spotkaniu naszego towarzystwa? –
Linda wróciła do bezpiecznych tematów.
– Nie mogę, wyjeżdżam z mężem do Jordanii – odpowiedziałam
w momencie, gdy Salim otwierał drzwi.
– Dzień dobry – przywitał się z Lindą.
– Dzień dobry.
– Nie będę wam przeszkadzał. – Uśmiechnął się do mnie szczęśliwy, że
zdecydowałam się towarzyszyć mu w podróży, i wycofał się z biblioteki.
Wymieniłyśmy z Lindą porozumiewawcze spojrzenia i upiłyśmy parę
łyków pełnej aromatu kawy z kardamonem.
Za trzy dni po południu wylądowałam z Salimem w Ammanie. Po
dopełnieniu formalności wsiedliśmy w limuzyny i skierowaliśmy się do
jednego z pięciogwiazdkowych hoteli. Po drodze myślałam o księżniczce
z tego kraju, która w sądach w Europie musi szukać sprawiedliwości oraz
ochrony dla siebie i swoich dzieci. Życzyłam jej w duchu, żeby wszystko
przebiegło po jej myśli.
Sądziłam, że ta podróż będzie tylko następną miłą wyprawą, podczas
której zwiedzę interesujące mnie zabytki i spędzę przyjemnie czas
ze swoim ukochanym mężem.
Jednak później spotkałam Salmę, która podzieliła się ze mną swoją
historią. I to była jedna z najsmutniejszych opowieści, jakie w życiu
słyszałam.
46 Historia Bibi opisana w: Laila Shukri, Byłam służącą w arabskich pałacach,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.
47 Na podstawie materiału filmowego CBN News pod tytułem India’s Innocent: Secret
Weddings of Child Brides.
48 Film opublikowany przez WildFilmsIndia.
49 Haszymidzi – ród arabski z plemienia Kurajszytów, do którego należą potomkowie
proroka Muhammada. W XX wieku Haszymidzi w Iraku i Jordanii utworzyli dwie
dynastie królewskie. Podczas irackiej rewolucji w 1958 roku obalony został król Fajsal II,
a tym samym dynastia Haszymidów w Iraku.
50 Patrz: Laila Shukri, Perska zmysłowość, Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.
51 Wianowłostka królewska.
52 Historia Rubiny opublikowana na stronach internetowych Girls Not Brides.
53 Historia Julii, która podstępem została zwabiona do arabskiego burdelu, patrz: Laila
Shukri, Byłam kochanką arabskich szejków, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.
Rozdział XIV
Sprzedaż dziewczynki
Całe ciało Salmy było posiniaczone, a jej lewe ramię pokrywały
głębokie zadrapania. Przeraźliwie bolały ją miejsca intymne i okolice
odbytu. Szumiało jej w głowie i było jej lekko niedobrze. Czuła się
koszmarnie źle. Koszmarem boleści, żałości, nieletności, cudzego
sprawstwa. Dziecięctwa wyuzdanego, straconego wbrew jej woli. A dusza
jęczała.
Oni wciąż tam byli. Wokół niej i w niej. W jej cuchnącej nocną orgią
sypialni. Ich cienie jak zmory krążyły wokół jej łóżka, śmierdzącego ich
podłą chucią, skotłowanego, zelżonego, wpełzały na nią jak stwory, upiory.
Nie było ich, a byli, i wszystko ją bolało. Najbardziej wnętrze.
Przeszył ją palący żal do rodziców. Wydali ją, sprzedali nie wiedzieć
komu. Za parę dinarów.
Jak oni mogli mi to zrobić?, myślała dziewczynka, a piekące łzy płynęły
jej po policzkach. Nawet moje siostry sądziły, że jestem za mała. A oni…
Przypomniała sobie gruby plik pieniędzy, który Abu Zaid wręczył jej
ojcu. A teraz Ahmad… Też ją sprzedaje… Tym obrzydliwym…
Nikczemnym…
Zerwała się z łóżka, które parzyło ją dziesiątkiem lepiących się ekstaz.
Zakręciło jej się w głowie tak, że o mało nie upadła. Przytrzymała się
parapetu. Otworzyła okno. Spojrzała w dół. Które to piętro? Piąte? Jak
skoczy, wyskoczy… Nie będą za nią płakać.
Weszła na parapet. A w dole, padole wszystko malutkie, maciupkie.
I samochody, i ludzie, i dzieci. Pożegnam się. Z kim się pożegnam?
Z rodzicami? Oni już mnie pożegnali, pogrzebali. Z Ranią? Nie myśli
o mnie, tylko o mężu, który może się kiedyś po nią zjawić. Z Hafsą? Wciąż
mi nie wybaczyła, że ukradłam jej męża. Z Halą? Słoneczko moje…
Bardzo dziękuję!, w jej głowie rozbrzmiało słodkie podziękowanie
szczęśliwej siostrzyczki, kiedy dostała od niej wymarzoną lalkę. Hala…
Słoneczko jasne…
Zeszła z parapetu. Okna nie zamykała. Niech wieje, wywieje… Poszła
do łazienki. Zalatywała obrzydliwą libacją jak cały dom. Wzięła prysznic
i owinęła się ręcznikiem. Nie chciała wracać do swojej sypialni, więc
skierowała się do salonu. Tam było jeszcze gorzej.
W powietrzu unosił się stęchły odór alkoholu. Na stole, na podłodze,
wszędzie walały się butelki po różnych trunkach i resztki jedzenia. Obok
stołu straszyła zaschnięta bryja wymiocin, a przy kanapie poniewierały się
zużyte prezerwatywy. Na środku leżał niedbale rzucony czyjś but, który na
pewno nie należał do Ahmada. Jeden z gości był tak odurzony, że wyszedł
bez jednego buta. Patrzyła na brud i czuła okropny fetor. Kiedy się Ahmad
obudzi, pewnie każe jej to wszystko sprzątać. Nie… Nie chciała… Aż się
wstrząsnęła… Nie chciała tego dotykać, bo lubieżne mary powrócą.
Nawet nie usiadła, tylko poszła do sypialni Amiry i ostrożnie uchyliła
drzwi. Ahmad z Amirą spali głęboko w skotłowanej, ubabranej pościeli.
Zamknęła drzwi i wróciła do swojego pokoju. Zaciągnęła zasłonkę,
otworzyła szafę i wyjęła z niej bieliznę i sukienkę. Ubrała się, wzięła
telefon i cichutko udała się w stronę drzwi wyjściowych. Musi stąd uciec.
Gdziekolwiek.
Zjechała windą na dół i wyszła na ulicę. Nie wiedziała, w którą stronę
iść. Ani gdzie iść. Nieważne. Byle dalej od tego domu rozpusty.
Mijała ludzi, obok jechały samochody, a ona szła. Byle dalej, najdalej.
Chociaż czuła się dziwnie, bo wciąż kręciło jej się w głowie i bardzo
chciało się pić, to desperacko podążała przed siebie. Nie uszła daleko.
Nagle w oczy wpadł jej szyld zakładu fryzjerskiego Dana. To imię… Takie
samo jak koleżanki Amiry, która razem z nią… Sceny z poprzedniego
wieczoru wróciły jak upiorne widzenie. Amira ją trzyma, a Dana na siłę
wlewa jej kieliszek wina do gardła. A potem drugi. Później prostytutki
zdejmują jej majteczki. Jest obnażona, zawstydzona. I słyszy te męskie
głosy rozbawionych Saudyjczyków. Dziwki wkładają jej drugie majteczki
z falbanką i dziurką w kroku. I kolejni mężczyźni przez tę dziurkę…
Dziewczynka zemdlała.
Ocucili ją na zapleczu zakładu fryzjerskiego, gdzie z zakurzonej ulicy
wniosła ją jego właścicielka. Dana, kobieta w średnim wieku, niejedno
w życiu przeszła i widziała. Kiedy jedna z fryzjerek powiedziała jej, że na
chodniku tuż przed ich salonem leży dziecko, zaraz pobiegła na pomoc.
– Halo! Słyszysz mnie! Halo! Ocknij się! – Przecierała jej twarz i szyję
szmatką zmoczoną w zimnej wodzie.
Przedtem położyła dziewczynkę na kilku naprędce rzuconych na
podłogę ręcznikach, uniosła jej nogi do góry, a następnie oparła je o ścianę.
– Halo! Halo!
Salma zamrugała parę razy, a później otworzyła oczy.
– Al-hamdu lillah. – Dana odetchnęła z ulgą. – Dzięki Bogu!
Dziewczynka zobaczyła obcą kobietę i przeleciało jej przez głowę, że
Ahmad już ją sprzedał Mustafie, a ona jest w Arabii Saudyjskiej.
– Nieee!!! – zawołała przerażona.
– Ciiii… – Dana wzięła ją za rękę. – Nie bój się – powiedziała łagodnie.
– Jesteś bezpieczna.
– Gdzie ja jestem? – Salma zapytała pełna strachu. – W Arabii
Saudyjskiej?
– Nie. – Dana powiodła wzrokiem po jej sińcach i zadrapaniach, które
już wcześniej zauważyła. Pomyślała, że może jakiś Saudyjczyk poślubił
dziewczynkę dla własnej sadystycznej przyjemności seksualnej, pobawił się
z nią parę dni, a później wyrzucił na ulicę jak psa. – Jesteś w Ammanie.
– W Ammanie… – Dziewczynka zamknęła oczy.
– Otwórz oczy, bo zaraz znowu odpłyniesz. – Dana przetarła jej czoło.
Wracać do czego…, Salma czuła się tak, jakby leciała w czarną,
bezdenną przepaść. Lepiej, gdybym się nie obudziła.
– Jak masz na imię? – Kobieta uścisnęła jej silnie dłoń, żeby przywrócić
ją do rzeczywistości.
– Salma. – Podniosła ciężkie powieki.
– Gdzie są twoi rodzice?
Rodzice? Ja mam jeszcze rodziców?
– W Irbidzie.
– To co robisz w Ammanie?
– Mam tu męża.
– To Saudyjczyk?
– Nie, Jordańczyk.
– Mieszkasz tu gdzieś niedaleko?
Salma przypomniała sobie, jak zobaczyła szyld zakładu fryzjerskiego.
– Tak, chyba tak.
– Poleż jeszcze chwilę, a później spróbuj się podnieść. – Dana z troską
patrzyła na dziewczynkę.
Salma nie była pewna, czy będzie miała tyle sił, żeby wstać.
– Samira! – Dana zawołała jedną z pracujących u niej fryzjerek.
– Słucham. – Na zapleczu pojawiła się młoda Syryjka.
– Przynieś jej wody.
– Dobrze.
Po chwili Samira wróciła z pełną szklanką.
– Proszę.
– Dziękuję. Spróbuj się podnieść, habibti – Dana zwróciła się do Salmy.
Habibti. Moja kochana. Nie pamiętam, żeby ktoś tak do mnie mówił,
dziewczynkę naszła gorzka refleksja.
– Pomóż jej usiąść – Dana poleciła pracownicy.
– Spuść nogi na podłogę – Samira poprosiła Salmę i chwyciła ją,
pomagając jej usiąść.
– Jak się czujesz? – spytała Dana, podając jej szklankę.
– Nie wiem…
– Napij się.
Dziewczynka małymi łykami wypiła całą wodę.
– Jak teraz? Lepiej? – dopytywała właścicielka salonu.
– Nie wiem…
– Taka blada jesteś… Chodź, wyprowadzimy ją na zewnątrz –
powiedziała do Samiry.
Kobiety, podtrzymując Salmę, wyszły z nią na ulicę.
– Oddychaj głęboko – Dana poradziła dziewczynce, która wzięła kilka
oddechów i już myślała, że dochodzi do siebie, kiedy…
– Nieeee!!! – krzyknęła przeraźliwie i wtuliła się w Danę, bo zobaczyła
Ahmada, który szybkim krokiem zmierzał w ich stronę.
– Co się stało? – Danę zdziwiła nagła reakcja dziewczynki.
Zanim Salma zdążyła odpowiedzieć, mężczyzna już do nich dotarł.
– Do domu! – Mocno szarpnął ją za rękę i wyrwał z objęć Dany.
– Kim pan jest? – Właścicielce salonu żal było wyraźnie zastraszonej
dziewczynki.
– Jej mężem – warknął wściekły, że żona odważyła się opuścić dom bez
pozwolenia, i zaczął się oddalać, ciągnąc ją za sobą.
– Proszę pana! – Dana go dogoniła. – Proszę chwileczkę zaczekać.
Ahmad się zatrzymał, bo nie chciał niepotrzebnych scen na ulicy, przy
której mieszkał.
– Ona… Pana żona… Ona zemdlała. – Dana zerknęła na jeszcze
bardziej zbielałą ze strachu Salmę. – Myślę, że powinien zobaczyć ją
lekarz.
– Dobrze, wezmę ją do lekarza – zadeklarował Ahmad, żeby jak
najszybciej skończyć rozmowę. – Do widzenia. – Ruszył w stronę domu.
– Jeśli będziesz chciała, to odwiedź mnie kiedyś w salonie! – Dana
rzuciła za podążającą za mężem dziewczynką. – Do widzenia…
Po chwili dołączyła do niej Samira.
– On ją sprzedaje w burdelu – stwierdziła od razu.
– Co ty mówisz? Przecież to jej mąż!
– Jedno drugiego nie wyklucza. – Syryjka, która uciekła ze swojego
kraju przed wojną, dość się napatrzyła w obozach dla uchodźców, jak
ojcowie, mężowie i bracia zmuszają swoje dziewczynki i kobiety do
prostytuowania się.
– Dlaczego tak uważasz?
– Widzę to… I czuję… Ten facet… Jego cyniczny wzrok… Dobrze
znam ten typ… Bezwzględny i zimny… Wyrachowany… On nie ma dla
niej nawet krzty uczucia… A ona… Wyraz jej oczu… Jakby widziała
piekło… I te sińce i rany na ręku…
– Może to sprawka jej męża? – Dana wyraziła przypuszczenie.
– Nie… Ja to znam… Dobrze znam… Wiem, od czego powstają tego
typu obrażenia… – Samira zamilkła i pogrążyła się w swojej mrocznej
przeszłości, o której wolałaby zapomnieć.
Kiedyś opuściła obóz dla uchodźców, bo koleżanka przekonała ją, że
jako prostytutka w nocnych klubach może całkiem nieźle zarobić. Jednak
rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Pieniędzy nie było wcale tak dużo,
ale chamstwa, poniżania i brutalnej agresji aż nadto. Bardzo szybko się
przekonała, że to nie dla niej i że ona nie może tak żyć. Zaczęła szukać
godnej pracy, ale to nie było takie proste. Dopiero po półtora roku Dana
dała jej szansę i znalazła w niej najlepszą ze swoich pracownic. Samira
pracowała ze wszystkich sił i dokładała wszelkich starań, żeby nie zawieść
zaufania właścicielki salonu.
Kiedy sięgniesz dna, to albo cię ono jak bagno pochłonie i już nie ma
dla ciebie ratunku, albo na gruncie złych przeżyć, błędów i upadków
rozkwitnie przepiękna, biała lilia twojej szlachetnej przyszłości.
– O, to chyba twoja klientka – powiedziała Dana na widok idącej w ich
kierunku kobiety.
– Tak – Samira potwierdziła.
– Dzień dobry. – Kobieta stanęła przy nich.
– Dzień dobry.
– Witamy – Dana powiedziała uprzejmie.
– Pani dzisiaj nie pracuje? – zapytała klientka, widząc swoją fryzjerkę
w pewnej odległości od salonu.
– Pracuję, oczywiście, że pracuję – zapewniła Samira. – Zapraszam. –
Gestem ręki wskazała salon i ruszyła przed siebie.
– To dobrze, bo dzisiaj czeka mnie ważna uroczystość. – Klientka
dorównała jej kroku. – Kuzynka mojego męża ma zaręczyny…
Tymczasem Dana skierowała wzrok w głąb ulicy, gdzie zniknęła Salma
ze swoim dużo starszym mężem. Biedne dziecko…, pomyślała, a następnie
również skierowała kroki do zakładu fryzjerskiego.
Ahmad ze wszystkich sił powstrzymywał się, żeby nie pobić Salmy na
ulicy. Dobrze, że się na czas obudził! Drzwi jej sypialni były otwarte, ale jej
tam nie było. Pomyślał, że jest w łazience, lecz tam też jej nie znalazł.
Zajrzał do kuchni, salonu, a jej ani śladu…
– Amira! – krzyknął.
Syryjka mocno spała po nocnych ekscesach seksualnych.
– Amira! – Mężczyzna mocno nią potrząsnął. – Obudź się szybko!
– Co?… Co się dzieje?
– Salma!
– Co Salma?
– Nie ma jej!
– Jak to nie ma?
– No nigdzie jej nie ma! Sama zobacz! – Ahmad wyciągnął ją z łóżka.
Syryjka weszła do sypialni dziewczynki i od razu zwróciła uwagę na
powiewającą zasłonkę i otwarte okno.
– Mówiłam ci, że ona tego nie przeżyje…
– Co?!
– Ty lepiej zobacz, czy ona nie leży tam na dole…
– Bredzisz… – powiedział mężczyzna, ale podszedł do okna, wychylił
się i spojrzał na dół. – Nie ma tam nic nadzwyczajnego…
– Może już ją zabrali…
– Przestań pieprzyć! – zezłościł się. – Lepiej pomyśl, co się mogło z nią
stać.
– A skąd ja to mogę wiedzieć?
– To rusz trochę głową! A nie tylko dupą! – wrzasnął i wypadł z domu,
żeby szukać Salmy.
W sklepiku na dole, w którym czasem kupował różne produkty,
dowiedział się od sprzedawcy, w którą stronę poszła dziewczynka. I tak po
niedługim czasie ją znalazł.
Gdy tylko weszli do domu, zaczął się na nią wydzierać i ją okrutnie bić.
– Jak śmiałaś wyjść z domu! Nie wolno ci tego robić, rozumiesz! Nie
wolno! – Zadawał jej cios za ciosem.
Salma zasłaniała głowę rękoma i głośno płakała.
– Przestań, bo ją zakatujesz – wtrąciła się Amira, bo już nie mogła
dłużej znieść bestialstwa Ahmada. Nie wybaczyła mu, że ją zmusił do
zbiorowej orgii. – I nic już na niej nie zarobisz.
To powstrzymało mężczyznę od dalszego znęcania się nad
dziewczynką.
– Posprzątaj tu! – ryknął i poszedł do sypialni, żeby dalej odsypiać
ostatnią noc.
– Ale tu syf! – Amira skrzywiła się, z niesmakiem patrząc na
wymiociny i zużyte kondomy, po czym poszła w ślady męża.
Zmaltretowana Salma została sama. Była zbyt obolała, żeby wziąć się
do pracy. Usiadła na podłodze i żałośnie płakała.
Ahmad, który po godzinie obudził się i chciał iść do łazienki, usłyszał
jej zawodzenie, więc zajrzał do salonu.
– A ty co tak siedzisz bezczynnie i wyjesz?! – krzyknął rozdrażniony. –
Do roboty, ale już! Nie będę mieszkał w tym bajzlu! – Stał nad nią, dopóki
się nie podniosła i nie zaczęła sprzątać naczyń ze stołu, a następnie wynosić
ich do kuchni.
Sponiewieranej dziewczynce zajęło cały dzień, zanim się uporała
z bałaganem i brudem po orgiastycznej libacji. Wieczorem, wyczerpana do
granic możliwości, zdjęła pościel w swojej sypialni i położyła się spać. Nie
znalazła czystej na zmianę.
Przez następne kilka dni dziewczynka miała trochę spokoju, bo Ahmad,
jak zwykle, kiedy dostał jednorazowo większą gotówkę, wychodził z domu
i bawił się z Amirą, a w ciągu dnia spał lub oglądał telewizję. Salma
wykonywała swoje domowe obowiązki i walczyła z demonami, które ją
nękały po ostatnich druzgocących przeżyciach. Czasem myślała o kobiecie,
która jej pomogła, kiedy zemdlała. I która powiedziała do niej habibti.
Pewnego popołudnia, gdy Ahmad z Amirą oglądali telewizję, zdobyła
się na odwagę i zapytała:
– Czy mogę iść odwiedzić ciocię?
– Jaką ciocię? – Ahmad zapytał zdziwiony.
– No tę, która mi pomogła, gdy zemdlałam.
– To twoja ciocia?
– Nie, ale…
– O czym ona mówi? – zapytała Amira.
– Wtedy gdy ją znalazłem, były z nią dwie kobiety.
– Jakie kobiety?
– Z zakładu fryzjerskiego Dana – wyjaśniła Salma.
– A, wiem, o który chodzi – stwierdziła Amira. – Wiele razy go
widziałam z okna taksówki, gdy gdzieś jechaliśmy.
– To mogę wyjść? – Salma powtórzyła pytanie błagalnym tonem.
– Nie, mówiłem ci, że nie wolno ci wychodzić – Salim powiedział
twardo.
I tym razem, z tych samych powodów, które nią kierowały, kiedy
dziewczynka prosiła o lalkę dla siostry, Amira wstawiła się za nią. Dobrze
widziała, jak bardzo przygnębiły ją uwłaczające praktyki seksualne, do
których została zmuszona.
– Pozwól jej wyjść. – Odwróciła się w stronę Ahmada.
– A jak ucieknie? – Ahmad wyraził wątpliwość.
– Nie ucieknie… – Amira westchnęła ciężko. Wiedziała, że
dziewczynka znalazła się w takiej samej pułapce jak ona i nie ma dokąd
pójść. Wtedy wybiegła pewnie na skutek szoku i wpływu alkoholu, który
pierwszy raz w życiu wypiła na siłę.
– Skąd ta pewność?
– A ma się gdzie podziać?
Ahmad popatrzył na przygnębioną Salmę.
– Dobrze, ale jeżeli nie wrócisz, to ojciec, matka, twoje siostry i cały
Irbid dowie się, co robiłaś – zagroził jej. – A ja i tak cię znajdę. I nie
chciałbym być wtedy w twojej skórze… – Przeszył ją groźnym
spojrzeniem.
– Wrócę… – szepnęła dziewczynka, bo pomyślała, że ojciec, gdyby
tylko dowiedział się o jej hańbie, to od razu by ją zabił.
– Nie masz wyboru – podkreślił srogo.
– To idę. – Salma czym prędzej skierowała się do wyjścia, żeby mąż nie
zdążył się rozmyślić.
– Nie siedź tam długo! – krzyknął za nią.
– Dobrze. – Salma już zamykała za sobą drzwi.
Do zakładu fryzjerskiego prawie biegła. Chciała znowu znaleźć się
w atmosferze czyjejś troski, której nie doświadczała już od dawna. Po paru
minutach wpadła zdyszana do salonu i od razu natknęła się na Samirę, która
czesała swoją klientkę.
– Dzień dobry – przywitała ją.
– Dzień dobry. – Salma rozejrzała się wkoło, szukając wzrokiem
kobiety, która jej wcześniej pomogła.
– Idź i powiedz szefowej, że ma gościa – Syryjka zwróciła się do
siedzącej fryzjerki.
Kobieta wstała i udała się na zaplecze, z którego zaraz wyszła Dana.
– Miło cię znowu widzieć, habibti. – Uśmiechnęła się serdecznie. Już
na pierwszy rzut oka spostrzegła, że dziewczynka jest w bardzo złym stanie
psychicznym.
– Dzień dobry – Salma odpowiedziała smutnym głosem.
– Zrób nam dwie herbaty – Dana zwróciła się do pracownicy,
a następnie objęła dziewczynkę ramieniem i zabrała ją na zaplecze. – Tu
sobie usiądź. – Wskazała jedno z dwóch krzesełek, które stały przy
niewielkim stoliku, a sama zajęła drugie.
Salma spuściła głowę, jakby się czegoś wstydziła. Dana o nic jej nie
pytała, ale pomyślała, że Samira mogła mieć rację, mówiąc, że
dziewczynka jest sprzedawana w burdelu. Spojrzała na jej ramię. Sińce
trochę zbladły, a rany się goiły. Dana nie zauważyła nowych obrażeń, co
przyjęła z ulgą.
– Proszę. – Fryzjerka postawiła na stoliku dwie szklanki z herbatą.
– Dziękuję. Słodzisz? – Dana spytała małego gościa.
Salma kiwnęła potakująco głową.
– To podaj nam jeszcze cukier – poleciła pracownicy. – I herbatniki –
dodała.
– A gdzie są?
– W tej samej szafce co kawa, herbata i cukier. Tylko na niższej półce.
– Dobrze, zaraz wszystko przyniosę.
Po chwili przed Salmą stał cukier i ułożone na talerzyku herbatniki.
– Proszę, poczęstuj się – Dana zachęciła ją z życzliwym uśmiechem.
Dziewczynka posłodziła herbatę, zamieszała i odłożyła łyżeczkę.
Sięgnęła po herbatnika i wzięła go do ust. Zachrupał. Łzy napłynęły jej do
oczu. To były te same maślane herbatniki, które tak bardzo lubiła jeść
z Halą. Znowu poczuła się dzieckiem.
– Smakują ci? – Dana zauważyła jej wzruszenie.
– Tak – szepnęła cicho.
Przez parę chwil rozlegał się tylko trzask jedzonego przez dziewczynkę
herbatnika. Kiedy skończyła, wypiła parę łyków herbaty i powiedziała tak
cicho, że ledwie ją było słychać:
– W moim domu w Irbidzie zawsze jadłyśmy takie same herbatniki
z moją siostrzyczką. Bardzo je lubiłyśmy.
– Jak ma na imię twoja siostra? – Dana zapytała ciepło.
– Hala.
– Ile ma lat?
– Pięć.
– Pewnie za nią tęsknisz? – Kobieta wyczuła, że dziewczynkę łączy
szczególna więź z młodszą siostrą.
– Tak.
– Odwiedziłaś ją ostatnio?
– Nie, ale wysłałam jej lalkę, którą bardzo chciała mieć.
– To ładnie z twojej strony. Masz jeszcze jakieś rodzeństwo?
– Tak, dwie starsze siostry i młodszego brata.
– Jak mają na imię?
– Rania, Hafsa i Haszim.
– Po ile mają lat?
– Rania ma…
Salma opowiadała właścicielce salonu o rodzinie i dzieciństwie, co
sprawiło, że chociaż na chwilę oderwała się od swojej koszmarnej sytuacji.
Dana uważnie jej słuchała, a kiedy dziewczynka się wreszcie zebrała do
wyjścia, zapewniła ją, że zawsze będzie mile widzianym gościem.
Od tego momentu dziewczynka od czasu do czasu, gdy tylko nie miała
klientów i Ahmad jej pozwolił, odwiedzała ciocię Danę, bo tak ją
w myślach nazywała. Zdarzało się, że właścicielki nie było w salonie,
i wtedy siadywała niedaleko Syryjki i przyglądała się, jak pracuje.
Obserwowała jej sprawne ręce, które z dużą biegłością wyczarowywały
coraz to ładniejsze fryzury. Samira miała dużo stałych klientek, które
opowiadały jej o swoim prywatnym życiu. O kłopotach z mężami i dziećmi,
o rosnących kosztach utrzymania, o coraz trudniejszym życiu.
Salma kiedyś chciała być lekarzem, żeby pomagać dzieciom. Teraz
myślała, że mogłaby zostać fryzjerką i przywoływać uśmiech na twarze
klientek. Wiele z nich, wstając z fotela Samiry, jaśniało radością, którą dały
im piękna fryzura i lepszy wygląd oraz fakt, że mogły się komuś wyżalić
ze swoich codziennych trosk. Tak, na pewno mogłaby być fryzjerką.
Pewnego razu w salonie był duży ruch, a dwie pracownice nie przyszły
z powodu choroby. Dana sama stanęła przy jednym stanowisku, żeby
obsługiwać klientki. Salma zapytała, czy może jej pomagać. Właścicielka
się zgodziła, więc dziewczynka zamiatała lecące na podłogę ścięte pukle,
podawała wałki do kręcenia włosów, folię do nakładania pasemek i myła
miseczki po różnokolorowych farbach. Kiedy przyszedł czas, że musiała
już wracać do domu, Dana wręczyła jej trochę pieniędzy za wykonaną
pracę. Dziewczynka nie chciała ich przyjąć, tłumacząc, że zrobiła to
z wdzięczności za okazaną jej życzliwość. Jednak właścicielka się uparła
i Salma po raz pierwszy miała banknoty, które jej nie hańbiły. Zarobiła je
w godny sposób.
Dana zauważyła, że kiedy Salma w końcu zgodziła się przyjąć
pieniądze, na jej twarzy pojawił się pewien rodzaj dumy i satysfakcji.
Od tej pory właścicielka czasem prosiła ją o drobne prace, żeby później
móc jej dać parę banknotów. Miała nieodparte wrażenie, że tym samym
przywraca jej godność człowieka.
***
Jadłam śniadanie z Salimem w hotelowej restauracji w Ammanie. To
był już nasz trzeci dzień niezwykle udanego pobytu w Jordanii. Mój mąż
załatwiał swoje interesy, a ja z towarzyszącą mi Malati oraz ochroną
zwiedzałam miasto i okolice.
– Co zamierzasz dzisiaj robić? – Salim spytał z ciekawością.
– Chcę się wybrać do Dżaraszu.
– Nie za daleko?
– Nie bardzo, zaledwie pięćdziesiąt kilometrów.
– Ale już przecież widziałaś Dżarasz…
– To było dawno, więc chętnie zwiedzę to miasto jeszcze raz. Lubię tę
niepowtarzalną atmosferę budowli i ruin rzymskich – przekonywałam
Salima.
– Jeśli ci się chce tyle jechać…
– Bardzo mi się chce! – zapewniłam. Ponieważ większość czasu
spędzałam w pałacu i ogrodzie, taka wyprawa zawsze była jakąś miłą
odmianą.
– To jedź! – Mąż uśmiechnął się przyzwalająco.
– Dziękuję. – Odwzajemniłam uśmiech.
Po śniadaniu Salim od razu opuścił restaurację, żeby zdążyć na
spotkanie służbowe, a ja wróciłam do apartamentu hotelowego.
Zadzwoniłam do Malati, która miała oddzielny pokój.
– Pojedziesz ze mną na całodniową wycieczkę do Dżaraszu –
poinformowałam ją.
– Dobrze, madame.
– I powiedz kierowcy, żeby za pół godziny podstawił samochód przed
wejście do hotelu.
– Dobrze, madame.
– Teraz nie jesteś mi potrzebna, więc spotkamy się już w samochodzie.
– Zejdę za pół godziny, madame.
– To do widzenia.
– Do widzenia, madame.
Wyruszyliśmy w drogę, ja z Malati i kierowcą w jednym samochodzie,
a za nami w drugim ochrona, która zawsze miała mnie dyskretnie na oku.
Musieliśmy się najpierw przebić przez jak zwykle zatłoczone i głośne ulice
stolicy Jordanii. Zewsząd rozlegały się klaksony i czasem utykaliśmy
w dużym korku, posuwając się naprzód bardzo wolno.
W Ammanie zawsze zasmucał mnie widok pracujących i żebrzących
dzieci. Chłopcy sprzedawali na ulicach gazety, gumę do żucia, chusteczki
higieniczne, papierosy i inne drobiazgi. Podbiegali do pojazdów stojących
na światłach lub w korkach, zachęcając kierowców i pasażerów do kupna
oferowanych towarów. Tak samo postępowali chłopcy, którzy z wiaderkami
z wodą i szmatkami w rękach oferowali szybkie umycie samochodu albo
chociaż szyb, oraz mali żebracy błagający o parę piastrów. Zarówno jedni,
jak i drudzy czasami bywali natarczywi, ale i tak przykro było patrzeć, jak
tak małe dzieci są zmuszone w ten sposób zarabiać na utrzymanie siebie
i swoich bliskich.
Według statystyk w Jordanii pracuje ponad siedemdziesiąt sześć tysięcy
dzieci w wieku od pięciu do siedemnastu lat, z czego ponad połowa
wykonuje swoje obowiązki w niebezpiecznych warunkach.
Lista sektorów, w których zatrudniani są nieletni, jest bardzo długa
i obejmuje bardzo ciężkie prace. Dzieci pracują w rolnictwie, między
innymi przy pieleniu, sadzeniu i zbieraniu pomidorów lub oliwek,
w przemyśle, górnictwie, budownictwie oraz w zakładach rzemieślniczych,
stolarskich i kowalskich. Dużo dzieci znajduje zajęcie w różnego rodzaju
usługach: w warsztatach samochodowych, w hotelach, restauracjach
i kawiarniach, piekarniach, salonach fryzjerskich, w firmach sprzątających
oraz w turystyce, oferując klientom na przykład transport na osiołkach,
koniach lub wielbłądach.
Dzieci niekiedy harują po jedenaście godzin dziennie za pięć
jordańskich dinarów, co daje stawkę nieco powyżej pół dolara za godzinę
pracy. Niektóre dzieci zarabiają jeszcze mniej, tak jak Ahmad, który, stojąc
przy ulicy, macha na przejeżdżające samochody, żeby oferować kubek
gorącej arabskiej kawy.
„To niewiele, ale pomaga mojej rodzinie” – nieśmiały dziesięciolatek,
ścierając pot z czoła, wyznaje reporterowi „The Arab Weekly”. „To łatwa
praca”.
Jednak najbardziej wstrząsającym procederem jest handel dziećmi,
a następnie zmuszanie ich do żebractwa albo świadczenia różnego rodzaju
usług seksualnych.
Miasto Az-Zarka sąsiadujące z Ammanem znane jest z dziecięcej
prostytucji, z której w dużym stopniu korzystają bogaci Arabowie z krajów
Zatoki Perskiej. Oferowane są w nim usługi seksualne świadczone przez
nieletnich, w tym głównie chłopców, którzy albo sami się prostytuują za
pieniądze lub prezenty typu nowe telefony komórkowe, albo są do tego
zmuszani przez panoszące się w mieście gangi. Wielu z tych chłopców
zostaje sprzedanych, aby później zostać niewolnikami seksualnymi
w państwach Zatoki Perskiej.
Przeciskając się przez korki w Ammanie, trudno było o tym wszystkim
nie myśleć, kiedy co jakiś czas do naszego samochodu podbiegali mali
chłopcy, żebrząc lub oferując drobne towary do sprzedania.
W końcu wyjechaliśmy na malowniczą drogę, po której obu stronach
rosły zielone drzewa i gaje oliwne, prowadzącą do starożytnego miasta.
Dżarasz prawdopodobnie został założony przez Aleksandra Wielkiego
w czwartym wieku przed naszą erą, a trzy wieki później zajęły go rzymskie
wojska Pompejusza. Swój rozkwit przeżył w drugim wieku naszej ery i do
tej pory można w nim podziwiać imponujące budowle pochodzące
z czasów rzymskich.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, z przyjemnością zanurzyłam się
w niezwykłym klimacie starożytności. Przeszłam przez monumentalny Łuk
Hadriana z żółtego piaskowca, za którym moją uwagę przyciągnął
mężczyzna ubrany w strój rzymskiego żołnierza, zwiedziłam ruiny świątyni
Zeusa, z której zachowało się kilka imponujących piętnastometrowych
kolumn, po schodach weszłam do świątyni Artemidy ze wspaniałą
kolumnadą, obejrzałam hipodrom, bogato zdobione nimfeum, czyli
fontannę miejską z dolnym basenem w kształcie muszli, pozostałości po
łaźniach oraz Forum Owalne otoczone ponad pięćdziesięcioma kolumnami.
Więcej czasu spędziłam we wspaniale zachowanym rzymskim amfiteatrze
z pięcioma tysiącami miejsc siedzących, gdzie turyści bawili się,
pokrzykując, żeby sprawdzić jego niesamowitą akustykę.
W tak wspaniałej scenerii łatwo można było sobie wyobrazić tętniące
życiem miasto rzymskie z jego licznymi rozrywkami, takimi jak zawody,
przedstawienia, walki gladiatorów i wyścigi rydwanów.
Do Ammanu wróciliśmy przed wieczorem. Kierowca robił, co mógł,
żeby omijać korki – krążył po Ammanie, starając się znaleźć jak najszybszą
drogę do hotelu. Mimo to co chwilę gdzieś stawaliśmy, nie mogąc się
przedrzeć przez sznur pojazdów.
Znowu widziałam pracujące dzieci. Umorusani smarami kilkuletni
chłopcy łatali opony w warsztacie samochodowym. Inni, w pobrudzonych
gliną i piaskiem ubraniach, nieśli rury na pobliską budowę. Wyglądający na
jedenastolatka chłopiec sprzedawał słodycze ze zdezelowanego wózka.
Następny obsługiwał klientów przy straganie z owocami. Smutna
dziewczynka zamiatała ulicę przed salonem fryzjerskim.
Przykuła mój wzrok, gdyż zdecydowana większość pracujących dzieci
w Ammanie to chłopcy. Staliśmy w korku, więc mogłam jej się dłużej
przyjrzeć. Odznaczała się nieprzeciętną urodą, ale jej twarz naznaczona
była dużym cierpieniem. Z wielką dokładnością zamiatała chodnik, jakby
od tego bardzo dużo zależało.
Czy to jest jedno z tych dzieci, które muszą pracować, żeby pomóc
w utrzymaniu całej swojej rodziny?, zadałam sobie pytanie.
Nasz samochód nadal się nie posuwał, więc pod wpływem impulsu
wysiadłam i podeszłam do dziewczynki.
– Jak masz na imię? – zapytałam.
Cofnęła się zaskoczona i spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami.
– Salma – odpowiedziała.
– Pracujesz tu? – Spojrzałam na szyld z napisem Dana.
– Nie.
– To czemu zamiatasz tu ulicę?
Dziewczynka zerknęła w głąb salonu, jakby się czegoś obawiała. W tym
momencie wyszła z niego pewna siebie kobieta.
– Czego pani od niej chce? – zwróciła się do mnie.
– Nic. Rozmawiam tylko.
– Z dzieckiem pani rozmawia?
– A pani kim jest?
– Właścicielką tego salonu.
– I pani dzieci zatrudnia?
– Nie zatrudniam. Chodź do środka. – Objęła dziewczynkę
i zaprowadziła ją do zakładu fryzjerskiego.
– Madame! – Malati zawołała mnie, bo pojazdy już ruszały.
Wsiadłam do samochodu i kierowca, wciąż wolno przeciskając się
przez zatłoczone ulice, zawiózł mnie do hotelu. Odświeżyłam się długą
kąpielą i czekałam na męża, żebyśmy razem zjedli kolację. Kiedy tylko się
pojawił, zjechaliśmy na dół do restauracji.
– Jak się udała wycieczka? – Salim zabrał się do spożywania posiłku.
– Dziękuję, bardzo dobrze. A twoje spotkania?
– Też dobrze, ale… – Mąż przerwał, bo kelner doniósł nam następne
dania.
– Jakieś problemy? – spytałam, kiedy odszedł.
– Nie, wręcz przeciwnie. – Salim uśmiechnął się szeroko.
– To znaczy?
– Pojawiły się nowe możliwości biznesowe, więc zostaniemy
w Ammanie trochę dłużej. Tym bardziej się cieszę, że przyjechałaś tu
ze mną. – Spojrzał mi głęboko w oczy.
– Z tobą… Zawsze… I wszędzie… Choćby na koniec świata…
Miłość niezmierzona, nieugięta, niepojęta, choć chwilami bolesna
i raniąca zalała gorącą falą moje serce.
– Na koniec świata? A gdzie jest koniec świata? – Salim zapytał
przekornie.
– Tam, gdzie ty…
Wspólna noc przepiękna, namiętna, święta, odświętna, pamiętna,
ponętna, zaklęta w ciałach rozkoszą szalonych. Miłością absolutną
rozpalonych.
Następnego dnia Salim po śniadaniu pojechał na swoje spotkania, a ja
zostałam w apartamencie, gdzie przeglądałam lokalną prasę, w której
również poruszano problem zatrudniania nieletnich. Stwierdzono, że liczba
pracujących dzieci podwoiła się w ciągu ostatnich dziesięciu lat oraz że
osiemdziesiąt procent z nich to Jordańczycy, a kilkanaście procent to
uchodźcy syryjscy.
W różnych doniesieniach i opracowaniach, które czytałam na ten temat,
zawsze uderzało mnie poczucie wielkiej odpowiedzialności u małych dzieci
za utrzymanie swoich dużych rodzin. Tak też było w przypadku
dwunastoletniego Bassela, którego sylwetkę przedstawiono w artykule
w „The Arab Weekly”. Chłopiec, krążąc po parkingu centrum handlowego
w Ammanie, próbował sprzedać przygotowane przez swoją matkę syryjskie
makdous. Są to małe bakłażany nadziewane orzechami włoskimi, lekko
pikantną czerwoną papryczką i czosnkiem lub labneh54 przyprawionym
ziołami, a następnie konserwowane w oliwie z oliwek i soli.
Reporter zwrócił uwagę na zmęczoną, niewinną twarz Bassela, gdy ten
opowiadał mu swoją historię.
– Nie żebrzę, sprzedaję – podkreślił na samym początku, co
uzmysłowiło mi, jak ważne było poczucie godności osobistej u tego
chłopca. – Mój ojciec zginął w Harasta, na przedmieściach Damaszku, więc
z matką i pięcioma siostrami musieliśmy uciec do Jordanii. Moja matka
pracuje, przygotowując bakłażany na sprzedaż. Czasem sprzedaję je
wszystkie, a innym razem ani jednego.
Bassel upierał się, że nie jest zbyt młody, żeby pracować.
„Musimy żyć i przetrwać, a to jest jedyny sposób” – stwierdził
dwunastolatek, co wywołało we mnie głęboki smutek.
W artykule przytoczone były również słowa dyrektora do spraw
komunikacji w regionalnym biurze UNICEF-u w Ammanie.
„Istnieje wiele przyczyn, dla których rodziny pozwalają dzieciom na
pracę, ale dla większości Syryjczyków powodem jest głównie to, że
zabrakło im dosłownie wszystkiego. Po ponad siedmiu latach życia jako
uchodźcy Syryjczykom zabrakło własnych pieniędzy, a nawet ludzi,
od których można pożyczyć. Wszystko, co mieli, już wydali.
Zdesperowane, żeby przeżyć, tysiące rodzin stosuje negatywne
mechanizmy radzenia sobie w tej sytuacji: ograniczają posiłki, jedzą
żywność niskiej jakości, zabierają dzieci ze szkoły i każą im żebrać lub
pracować albo wcześnie wydają dziewczynki za mąż”.
Odłożyłam gazetę i z żalem pomyślałam o tych dziesiątkach tysięcy
dzieci, które muszą zarabiać na jedzenie nie tylko dla siebie, ale też dla
swoich rodzin. Jak ten chłopiec na zdjęciu, którym zobrazowano artykuł,
sprzedający porozwieszane ubrania i leżące przed nim pary butów z drugiej
ręki. Może dwadzieścia par butów różnych fasonów i kolorów, męskich
i damskich, dziecięcych, sfatygowanych, znoszonych. A chłopiec stał
w pełnym słońcu i czekał na nabywcę, który może kupi coś za parę
dinarów. Zamiast założyć nowe buty i iść do szkoły…
Pomyślałam o dziewczynce, którą wczoraj widziałam przed salonem
fryzjerskim. Salma… Było w niej coś takiego, co przypominało mi Aniszę55
porwaną z wioski w Indiach w drodze do szkoły. Urocza, słodka i śliczna
jedenastolatka została seksualną niewolnicą w dubajskim burdelu.
Z pomocą Lindy i Steve’a wykupiłam ją i odesłałam do mamy.
Salma… Nie mogłam przestać o niej myśleć. Powiedziała, że nie
pracuje w tym salonie, a później jego właścicielka to potwierdziła.
Ale przecież według jordańskiego prawa nie można zatrudniać dzieci
poniżej szesnastego roku życia, a dziewczynka wyglądała na dużo młodszą,
więc co miały powiedzieć?, rozmyślałam.
Nie dawało mi to spokoju, w związku z czym postanowiłam tam jeszcze
raz pojechać i to sprawdzić.
– Podstaw samochód za kwadrans – zadzwoniłam do kierowcy.
– Dobrze, madame.
Zajęło nam prawie dwie godziny, zanim znaleźliśmy zakład fryzjerski
Dana. Poprzedniego dnia kierowca krążył po wielu ulicach i uliczkach,
dlatego nie pamiętał dokładnie całej trasy.
– Poczekaj tu na mnie – poleciłam mu, kiedy wreszcie dotarliśmy na
miejsce. – Idę do fryzjera.
Opuściłam samochód i weszłam do salonu. Ochrona odprowadziła mnie
wzrokiem.
– Chciałabym się uczesać.
– Dobrze, proszę poczekać – powiedziała jedna z pracownic. – Zaraz
ktoś będzie wolny.
Usiadłam i rozejrzałam się wkoło. Salmy nigdzie nie było. Po paru
minutach podeszła do mnie fryzjerka.
– Słucham?
– Chciałabym się uczesać – powtórzyłam, po czym zdjęłam zasłonę,
a następnie hidżab z głowy.
Ponieważ rozmawiałam po arabsku, zauważyłam zdziwienie w oczach
fryzjerki, kiedy zobaczyła moje blond włosy i europejską urodę. Nie
skomentowała tego jednak, tylko zaprosiła do umycia włosów.
– Proszę do myjki.
Przeszłam do drugiego pomieszczenia, gdzie kobieta zaczęła myć mi
włosy.
– Chce pani obciąć włosy czy tylko je ułożyć?
– Tylko ułożyć.
Na dźwięk mojego głosu z pokoju obok wyszła właścicielka salonu.
Przyjrzała mi się uważnie i wróciła na zaplecze. Później przeniosłam się na
fotel i fryzjerka zapytała mnie, jaką chcę mieć fryzurę. Kiedy jej dokładnie
tłumaczyłam, znowu pojawiła się właścicielka. Usiadła na krześle
i przysłuchiwała się temu, co mówię.
Następnie fryzjerka wysuszyła i ułożyła mi włosy.
– Jest pani zadowolona? – spytała właścicielka, kiedy wstałam z fotela.
– Tak, bardzo – odpowiedziałam, bo rzeczywiście fryzura mi się
podobała.
– Samira to bardzo dobra fryzjerka – pochwaliła pracownicę.
– Tak – zgodziłam się. – Do widzenia.
– Do widzenia. – Wyszła za mną na zewnątrz salonu, obserwując, jak
wsiadam do samochodu z kierowcą, który na mnie czekał.
I może bym już nigdy więcej tam nie wróciła, gdyby nie sen, który
miałam następnej nocy. Śniła mi się Salma, a może Anisza, jak to we śnie
bywa, gdy coś się zlewa, coś urywa, coś ucieka.
Mała, śliczna dziewczynka z pełnymi, ładnie zarysowanymi ustami
i niewinnymi oczami osłoniętymi przez długie, podwinięte rzęsy bawiła się
lalką o twarzy aniołka ubraną w długą, różową sukienkę ozdobioną
licznymi falbankami. Kołysała ją, mówiła do niej, śpiewała dla niej. Nagle
sukienka lalki zaczęła szarzeć, czernieć, a jej twarz puchła, rosła
i wykrzywiała się w strasznych grymasach lubieżnego pożądania.
Przerażona dziewczynka wypuściła lalkę i rzuciła się do ucieczki, ale lalka
urosła do dużych rozmiarów i zamieniła się w goniącego ją potwora.
– Arrarraaa!!! – dziewczynka krzyczała przerażona nienaturalnym
głosem, bo jej gardło zostało uszkodzone przez seksualnego zboczeńca.
– Aaaaaa! – Obudziłam się z przeraźliwym krzykiem.
– Co? Co się stało? – Salim też się obudził.
– Nie wiem… – Oddychałam szybko. – Ten sen… Jakiś koszmar…
– Chodź do mnie. – Mocno mnie przytulił. – Nie bój się. Jestem tu.
Następnego dnia znowu pojechałam do salonu Dana i poprosiłam
Samirę, żeby mnie uczesała.
– Mam jeszcze jedną klientkę, więc będzie pani musiała dłużej
poczekać – uprzedziła mnie.
– Dobrze, poczekam. – Ledwie usiadłam na krześle, kiedy do salonu
wpadła roztrzęsiona i zapłakana Salma.
– Gdzie jest ciocia Dana?! – krzyknęła rozpaczliwie.
– Na zapleczu – odpowiedziała jedna z fryzjerek.
Salma od razu tam pobiegła, nie przestając łkać, i zaczęła urywanie
mówić na tyle głośno, że mogłam ją słyszeć.
– Ahmad… On chce mnie sprzedać… Mustafa… Niedługo
przyjedzie… Kupi mnie… Hala… Nie chcę… Nie zobaczę… Nie chcę do
Arabii Saudyjskiej… Mustafa… – Wybuchnęła rozdzierającym płaczem.
– Nie płacz… Może coś źle zrozumiałaś… Przecież to twój mąż… Nie
płacz, habibti… – Dana próbowała ją pocieszać, ale w jej głosie słychać
było głębokie zatroskanie i pewną bezradność.
Czyli to jednak jej ciocia…, pomyślałam, a następnie poruszona
rozpaczą dziewczynki poszłam na zaplecze.
– Przepraszam, że przeszkadzam, ale… Jestem Isabelle. Mimo woli was
słyszałam… Jeżeli mogę jakoś pomóc… Już kiedyś wykupiłam małą
dziewczynkę.
Właścicielka spojrzała na mnie kompletnie zaskoczona.
– Na imię mam Dana – przedstawiła się.
– Nie chcę do Arabii Saudyjskiej… – Salma szlochała rozdzierająco.
– Wykupię ją – powiedziałam poważnie.
Dana przeszyła mnie uważnym wzrokiem.
– Jak mam ci zaufać? Nie znam cię. Może wykupisz dziewczynkę i ją
wywieziesz do krajów Zatoki Perskiej, żeby ją tam sprzedać z ogromnym
zyskiem?
– A ja tobie jak mam zaufać? – odpowiedziałam. – Nie znam cię. Dam
ci bardzo dużą sumę pieniędzy w gotówce. Może ją weźmiesz dla siebie,
a dziewczynki nie wykupisz?
Zmierzyłyśmy się wzrokiem. Każda z nas rozważała, czy może iść na
takie ryzyko.
Zaufanie. Zazwyczaj o nie bardzo trudno. Jednak czasem trzeba i warto
zaufać. Żeby nie stracić czegoś najcenniejszego.
Zaufałyśmy sobie. Kiedy dziewczynka wyszła, omówiłyśmy całą
sytuację i Dana obiecała, że wyśle do Ahmada swojego kuzyna, Jusufa,
żeby spróbował przebić cenę Mustafy. Jeżeli to się powiedzie, dziewczynka
będzie mogła wrócić do swoich rodziców do Irbidu.
Jednak następnego dnia Salma wpadła w rozpacz, usłyszawszy o tym.
– Nie… Nie… To niemożliwe… Oni mnie nigdy nie przyjmą… –
wypłakiwała się na ramieniu Dany.
– Habibti, przyjmą cię, przecież to twoi rodzice – Dana przekonywała
zrozpaczoną dziewczynkę.
– Nie, bo ty, ciociu, nic nie wiesz… Wracałam ze szkoły bardzo
szczęśliwa. Po raz kolejny dostałam najlepszą ocenę z całej klasy
ze sprawdzianu z matematyki. Nie mogłam się doczekać, kiedy powiem
rodzicom o swoim następnym sukcesie… – Z ust dziewczynki popłynęła
straszliwa opowieść, którą później spisałam.
Salma płakała, Dana płakała, ja płakałam. Tylko świat nie uronił łzy.
Dziewczynka skończyła swoją historię, a Dana ją zapewniła, że na
pewno nie pozwoli jej sprzedać do Arabii Saudyjskiej. Dziewczynka poszła
do domu, a my przez długi czas milczałyśmy. W końcu Dana się odezwała.
– To mamy nową sytuację. Co teraz?
Myślałam intensywnie.
– Nie możesz się nią zaopiekować? Będę ci przysyłać pieniądze na jej
utrzymanie – zaproponowałam.
– To niemożliwe… – Dana ciężko westchnęła. – Sama mam czworo
dzieci. Mieszkanie ciasne… Muszę doglądać salonu… – Zastanowiła się
chwilę. – Ale mogę nauczyć ją zawodu fryzjerki. Widać, że ona to lubi i ma
do tego dryg. Naturalnie bez żadnych pieniędzy.
– Mała jest jeszcze. I dobrze się uczyła… Powinna wrócić do szkoły…
Ponownie zapadło długie milczenie. Znowu pierwsza odezwała się
Dana.
– Coś mi przychodzi do głowy… Ale to nie jest pewne… Musiałabym
zapytać…
– Co takiego?
– Mam taką dalszą rodzinę… Bardzo porządne, uczciwe małżeństwo…
Niedawno wydali trzecią córkę za mąż… Została im w domu jedna…
Niewiele starsza od Salmy. Mona, tak ma na imię ta moja daleka kuzynka,
nawet mówiła mi ostatnio, że jak Sawsan, czyli ta trzecia córka, wyszła
z domu, to jakoś pusto się w nim zrobiło… Może oni… Warunki mają
dobre…
– Myślisz, że mogliby się zgodzić?
– Nie wiem… Ale jeżeli za pieniądze… To znaczy oni też musieliby coś
z tego mieć…
– Tak, oczywiście.
– Życie w Jordanii coraz droższe… Trudniejsze… Każdy dinar się liczy.
Może się zgodzą.
– Tylko musiałabyś dopilnować, żeby Salma wróciła do szkoły –
podkreśliłam.
– Z pewnością. Ale do rozpoczęcia nowego roku szkolnego jest jeszcze
sporo czasu. Mogłaby tu do mnie przychodzić i uczyć się zawodu. Mieć
fach w ręku nigdy nie zaszkodzi.
– Też prawda… – zgodziłam się z nią.
– Jeszcze dzisiaj z nimi porozmawiam – obiecała Dana. – A później
wytłumaczę wszystko Salmie. I pokażę jej zdjęcie Jusufa, żeby wiedziała,
kto po nią przyjdzie.
– Dobrze, a ja zorganizuję pieniądze – zadeklarowałam. – Wymieńmy
się numerami telefonów, żebyśmy były w kontakcie.
– To jesteśmy umówione. In sza Allah wszystko się powiedzie.
– In sza Allah.
Wstukałyśmy swoje numery w pamięć naszych telefonów,
pożegnałyśmy się i wróciłam do hotelowego apartamentu, w którym
zastałam Salima.
– Gdzie byłaś? – zapytał, gdy tylko weszłam, chociaż na pewno
dowiedział się już od kierowcy, gdzie mnie zawiózł.
– U fryzjera.
– Tak długo?
– Zakład fryzjerski jest daleko.
– Przecież masz salon w hotelu… – zauważył podejrzliwie.
– W hotelu nie mieli wolnych terminów, więc pojechałam gdzie indziej
– tłumaczyłam się.
– Wolałbym, żebyś nie jeździła po mieście bez powodu – stwierdził
stanowczo.
To nie było bez powodu, ale nic nie powiedziałam, żeby go nie
denerwować.
Po godzinie Salim wyszedł na spotkanie, a ja od razu zaczęłam
przeglądać swoją biżuterię. Miałam jej tak dużo i nosiłam ją na zmianę,
więc mąż nie powinien się zorientować, jeśli zabraknie jednej sztuki.
Musiałam znaleźć coś, co ma stosunkowo dużą wartość, a jednocześnie da
się szybko sprzedać.
Wybrałam bransoletkę Tiffany z różowego złota z brylantami
o prostym, ale ciekawym kształcie. Jordanię odwiedzały Arabki z krajów
Zatoki Perskiej i sądziłam, że taki wzór jubiler z pewnością może im
zaproponować. Była warta dwanaście tysięcy dolarów, ale wiedziałam, że
przy błyskawicznej transakcji mogę dostać za nią dużo mniej. Nie
interesowało mnie to. Najważniejsze, żebym zdobyła pieniądze na
wykupienie Salmy.
Teraz musiałam się zastanowić, jak ją sprzedać. Nie mogłam tego zrobić
sama, bo ochrona cały czas mnie pilnowała. Po ostatnich pytaniach Salima
wolałam też nie jechać już do salonu Dany. Zostawała tylko zaufana Malati.
Zaraz wezwałam ją do siebie.
– Malati, weź tę bransoletkę, idź do jubilera i spróbuj ją sprzedać. –
Wyciągnęłam do niej turkusowe pudełeczko.
Widziałam, że służąca się zawahała.
– Co się stało? – spytałam.
– Mogą mnie podejrzewać, że ukradłam to szejce, i zadzwonić na
policję – odpowiedziała szczerze.
Nie pomyślałam o tym, a Malati miała rację. I wtedy o wszystkim
dowiedziałby się Salim. Poczułam ciarki na plecach.
– Wróć do swojego pokoju. – Cofnęłam rękę.
– Dobrze, madame.
Zrezygnowana usiadłam na kanapie. Co prawda miałam wystarczającą
sumę na swoim koncie, ale Salim, który robił na nie przelewy, również je
kontrolował. Jedynym ratunkiem była sprzedaż biżuterii.
Nagle zadzwonił telefon. To była bardzo zdenerwowana Dana.
– Salma jeszcze raz do mnie przybiegła – wyrzucała szybko słowa. –
Mąż nie chciał jej puścić, ale uprosiła go, mówiąc, że chce się ze mną
pożegnać. Mogła być bardzo krótko, ale zdążyła powiedzieć, że mąż kazał
się jej spakować. Zrozumiała, że Mustafa może przyjechać po nią w każdej
chwili.
– Rozmawiałaś ze swoją rodziną? Przyjmą ją?
– Tak, tylko jest kwestia ich wynagrodzenia.
– Na pewno się dogadamy.
– Pokazałam Salmie zdjęcie Jusufa i powiedziałam jej, żeby na niego
czekała. Zostało tylko dostarczenie mu pieniędzy.
– Problem w tym, że nie mam takiej gotówki. Ale dam swoją
bransoletkę do sprzedaży. Jest warta dwanaście tysięcy dolarów.
– Trudno ją będzie tak od razu sprzedać.
– Sprzedajcie nawet za pół ceny – zdecydowałam. – To powinno
starczyć na wykup dziewczynki i początkową zapłatę twojej rodzinie za
opiekę nad nią.
– Zaraz wyślę Jusufa do ciebie po bransoletkę. Liczy się każda minuta.
Powiedz, gdzie jesteś?
– Ja nie mogę się z nim spotkać. Przekażę bransoletkę przez moją
służącą. Ustalmy tylko, gdzie się spotkają i jak się rozpoznają.
Po uzgodnieniu wszystkich szczegółów pożegnałam się z Daną.
– Dobrze, że do mnie zadzwoniłaś. Miejmy nadzieję, że zdążymy. Do
usłyszenia.
– Zrobimy, co tylko w naszej mocy – zapewniła Dana. – Do usłyszenia.
Zaczął się wyścig z czasem.
***
Rozległ się dzwonek u drzwi. Jeden, potem drugi.
– Ktoś się dobija do drzwi – Amira powiedziała do Ahmada, który
właśnie wyszedł z łazienki.
– Kto to może być? Z nikim się nie umawiałem.
– To idź i sprawdź, kto to jest.
Ahmad otworzył drzwi, za którymi stał nieznajomy mężczyzna.
– Podobno masz dziewczynkę do sprzedania – powiedział prosto
z mostu.
– To jakaś pomyłka. – Ahmad chciał zamknąć drzwi, ale Jusuf
przytrzymał je ręką.
– Poczekaj. Jestem poważnym kupcem. – Uchylił torbę, w której było
kilka grubych plików pieniędzy. Ahmadowi zaświeciły się oczy.
– Wejdź. – Wpuścił go do mieszkania.
– Chcę ją zobaczyć – powiedział Jusuf, kiedy usiedli w salonie.
– Salma! – Ahmad zawołał żonę.
Dziewczynka przyszła i spojrzała na mężczyznę siedzącego obok jej
męża. Poznała go. To był wujek, którego zdjęcie pokazywała jej ciocia
Dana.
Jusuf taksował ją wzrokiem.
– Może być. Ile chcesz? – zwrócił się do Ahmada.
– Trzy tysiące dinarów.
Mężczyzna wiedział, że to jest wygórowana cena, ponieważ
dziewczynka była już mężatką. Jednak nie zamierzał się targować, bo Dana
powiedziała, że najważniejsze jest, żeby przyprowadził do niej dziecko.
Podobno był już inny kupiec z Arabii Saudyjskiej.
Ahmada nie interesowało, kto i po co kupi dziewczynkę. Dla niego
liczyło się tylko to, że dostanie za nią odpowiednio wysoką sumę pieniędzy.
Zamierzał przeznaczyć ją na kupno małej Syryjki z obozu dla uchodźców.
Później może ją sprzedać jako dziewicę pierwszemu klientowi za duże
pieniądze. A następni też będą nieźle płacić, bo dziewczynka będzie świeża.
Czysty zysk.
– Dobrze. – Jusuf wyjął pieniądze i odliczył żądaną przez Ahmada
kwotę. – Proszę. – Podał mu plik banknotów.
– Dziękuję. – Ahmad jeszcze raz przeliczył pieniądze. – W porządku.
Transakcja została zawarta.
– Weź swoje rzeczy i z nim idź – Ahmad rozkazał żonie, która
odwróciła się, żeby pójść do sypialni po torbę.
– Czy to prawda, że ona jest twoją żoną? To rozwiedź ją – poprosił
Jusuf.
– No tak… W zasadzie… Salma, chodź tu szybko do mnie – polecił jej
Ahmad.
Dziewczynka przed nim stanęła.
– Anti taliq. Jesteś rozwiedziona – powiedział bez emocji.
Salma była teraz nieletnią rozwódką. Wzięła swoją torbę i wyszła
z Jusufem.
Amira była trochę zdziwiona, że Salma tak spokojnie opuściła dom
z obcym mężczyzną, ale nic nie powiedziała. Nie jej sprawa. Jej i tak było
lepiej z Ahmadem, niż gdyby miała tkwić co noc sama w nocnych barach.
Kiedy miał większe pieniądze, to przez jakiś czas żyli jak normalne
małżeństwo. A teraz po sprzedaniu Salmy znowu dysponował dużą
gotówką. Będą się bawić.
***
– Jutro wylatujemy z Jordanii – powiedział Salim, kiedy położył się
obok mnie w łóżku. – Już dzwoniłem, żeby przywieźli dzieci do domu.
Bardzo się za nimi stęskniłem.
Wtuliłam się mocno w mojego mężczyznę. Kochałam go całą sobą.
Ciałem, duszą i sercem. Do zapomnienia, zatracenia. Za wszystko i mimo
wszystko. Bo taka jest prawdziwa miłość.
***
Salma polubiła nową rodzinę, która się nią zaopiekowała. Nawiązała też
dobry kontakt z ich czternastoletnią córką Aiszą. Obecność równolatki
przypominała jej, co to znaczy być dzieckiem.
Czekając na rozpoczęcie nowego roku szkolnego, Salma dużo czasu
spędzała w salonie fryzjerskim, gdzie ciocia Dana uczyła ją swojego
zawodu. Dziewczynka zawsze czuła wielką satysfakcję, kiedy klientka na
koniec dziękowała i się uśmiechała, chociaż miała jeszcze niewielki wkład
w jej zadowolenie.
I tylko kiedy czesały nieletnią pannę młodą i przygotowywały ją do
ślubu, to serce Salmy rozpadało się na tysiąc drobnych kawałków, które
krwistą czerwienią opadały na upięty na dziewczęcej główce biały welon.
54 Labneh – serek z mocno odcedzonego jogurtu.
55 Historia Aniszy patrz: Laila Shukri, Byłam kochanką arabskich szejków, Prószyński
i S-ka, Warszawa 2017.
Spis treści
Rozdział I. Narzeczony siostry
Rozdział II. Nieletnie panny młode
Rozdział III. Dziewicza krew
Rozdział IV. Rozwiane nadzieje
Rozdział V. Ciężar życia
Rozdział VI. Panny młode śmierci
Rozdział VII. Syryjska piękność
Rozdział VIII. Piekło przetrwania
Rozdział IX. Dwie żony
Rozdział X. Seksualne piekło
Rozdział XI. Pierwszy klient
Rozdział XII. Fatamorgana miłości
Rozdział XIII. Dramat Isabelle
Rozdział XIV. Sprzedaż dziewczynki

You might also like