You are on page 1of 218

BENEDYKT XVI

W ROZMOWIE
Z PETEREM SEEWALDEM

ŚWIATŁOŚĆ
ŚWIATA
Papież, Kościół i znaki czasu

przekład
Piotr Napiwodzki

WYDAWNICTWO ZNAK
KRAKÓW 2011
ŚWIATŁOŚĆ ŚWIATA

Spis treści

W stę p ............................................................................................................ 7

Część pierwsza
ZNAKI CZASU

1. Papieże nie spadają z nieba.................................................................. 15


2. Skandal nadużyć seksualnych........................................................... 30
3. Przyczyny i szanse k r y z y s u .............................................................. 46
4. Globalna katastrofa.............................................................................. 53
5. Dyktatura re la ty w iz m u ..................................................................... 61
6. Czas naw rócenia.................................................................................. 71

Część druga
PONTYFIKAT

7. Habemus papam ..................................................................................... 81


8. W roli R ybaka....................................................................................... 91
9. Ekumenizm i dialog z isla m e m ......................................................... 98
10. Głoszenie.................................................................................. ............. 113
11. Podróże duszpasterskie....................................................................... 122
12. Przypadek W illiam sona....................................................................... 131
224 Spis treści

Część trzecia
DOKĄD ZMIERZAMY?

13. Kościół, wiara i społeczeństwo............................................................ 143


14. Tak zwane przyblokowanie re fo rm .................................................. 152
15. Jak dokonuje się odnow a?.................................................................. 163
16. Maryja i posłanie z Fatimy.................................................................. 170
17. Jezus Chrystus p o w raca..................................................................... 174
18. O rzeczach o statn ich ............................................................................ 184

DODATEK

Ciężkie grzechy wobec bezbronnych dzieci. Fragmenty listu


pasterskiego do katolików w Irlandii z 19 marca 2010 roku . . . . 192
Wiara i przemoc. Fragment wykładu na uniwersytecie
w Ratyzbonie z 12 września 2006 ro k u ............................................ 196
AIDS a uczłowieczanie seksualności. Z wywiadu przeprowadzonego
podczas lotu do Kamerunu 17 marca 2009 r o k u ............................ 198
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu......................... 200
Tytuł oryginału
Licht der Welt. Der Papst, die Kirche und die Zeichen der Zeit
© Librería Editrice Vaticana

Projekt okładki
Olgierd Chmielewski
Fotografia na pierwszej stronie okładki
© Alessandra Benedetti/Corbis

Fotografia na czwartej stronie okładki


© L'Osservatore Romano

Na pierwszej stronie
tytuł napisany odręcznie przez papieża Benedykta XVI

Opieka redakcyjna
Elżbieta Kot

Adiustacja
Urszula Horecka

Korekta
Barbara Gąsiorowska
Katarzyna Onderka

Łamanie
Piotr Poniedziałek

Copyright © for the translation by Piotr Napiwodzki

ISBN 978-83-240-1504-7 (oprawa broszurowa)


ISBN 978-83-240-1518-4 (oprawa twarda)

Ema
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Wydanie I, 2011
Druk: Opolgraf S.A., ul. Niedziałkowskiego 8-12, Opole
Bóg spogląda z nieba
na synów ludzkich,
badając, czy jest wśród nich rozumny,
który by szukał Boga.
Psalm 53,3-5
Wstęp

Castel Gandolfo latem. Droga do rezydencji papieża prowadzi


przez puste boczne drogi. Na polach zboże porusza się na lekkim
wietrze, w hotelu, w którym zarezerwowałem pokój, bawią się
goście weselni. Tylko znajdujące się poniżej jezioro wydaje się ciche
i spokojne, niebieskie i wielkie jak morze.
Jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary dal mi ju ż dwa razy
okazję do przeprowadzenia z nim trwającego wiele dni wywiadu.
Kościół nie powinien się ukrywać - to była jego postawa - wiara
musi być wyjaśniana i może być wyjaśniana, bo jest czymś
racjonalnym. Sprawiał na mnie wrażenie młodego i now o­
czesnego, nie kogoś małostkowego, ale człowieka odważnego,
który ciągle pozostaje ciekawy świata. Niezależny nauczyciel
źle odnajdujący się w sytuacji, gdy widzi, jak zaprzepaszcza się
sprawy, z których nie wolno rezygnować.
W Castel Gandolfo niektóre rzeczy wyglądały inaczej. Kardy­
nał to kardynał, a papież to papież. Nigdy jeszcze w historii Koś­
cioła pontifex nie zgodził się na wywiad w formie osobistej i bez­
pośredniej rozmowy. To nowy i w ażny akcent. Benedykt XVI
obiecał mi oddać codziennie jedną godzinę, od poniedziałku do
8 Wstęp

soboty podczas swoich wakacji w ostatnim tygodniu lipca.


Zastanawiałem się jednak: Jak często nie będzie udzielał odpo­
wiedzi? Jak ocenia swoją dotychczasową pracę? Jakie ma plany
na przyszłość?
Nad Kościołem katolickim pojawiły się ciemne chmury. Skan­
dal seksualnych nadużyć rzucił cień na pontyfikat Benedykta.
Interesowały mnie przyczyny tych zjawisk, podejście do nich,
a zarazem palące troski papieża w czasach, o których naukowcy
uważają, że są absolutnie rozstrzygające dla przyszłości planety.
Kryzys Kościoła to jedna rzecz, kryzys społeczeństwa to rzecz
druga. Obydwa są ze sobą powiązane. Chrześcijanom zarzucano,
że ich religia to iluzja. Czy nie widzimy dzisiaj całkiem innych
iluzji we właściwym sensie tego słowa? Iluzje rynków finanso­
wych, mediów, luksusu i różnych mód? Czy nie doświadczamy
boleśnie, że nowoczesność pozbawiona własnego fundamentu
wartości grozi ześlizgnięciem się w bezdenną przepaść? Ukazuje
się to jako system bankowy, który niszczy ogromne zasoby
bogactw narodów. Jako życie na wysokich obrotach, które lite­
ralnie sprawia, że jesteśmy chorzy. To świat Internetu, któ­
rego istoty jeszcze nie poznaliśmy. Dokąd właściwie zdążamy?
Czy rzeczywiście mamy prawo robić to wszystko, co jesteśmy
w stanie uczynić?
Gdy patrzymy w przyszłość, pojawiają się nowe pytania:
Jak kolejne generacje sobie poradzą z problemami, które my im
pozostawiamy? Czy przygotowaliśmy odpowiednio następne
pokolenia i uczyniliśmy je silnymi? Czy posiadają one funda­
ment, który daje pewność i siłę, aby móc przetrwać także burz­
liwe czasy?
Kolejne pytanie brzmi: Gdy chrześcijaństwo na Zachodzie
traci swoją moc oddziaływania na społeczeństwo, kto lub co
zajmuje jego miejsce? Areligijne „społeczeństwo świeckie", które
nie potrafi znieść w konstytucji jakiegokolwiek odniesienia do
Wstęp 9

Boga? Radykalny ateizm, który gwałtownie zwalcza wartości


kultury judeochrześcijańskiej?
W każdej epoce istniały dążenia, aby ogłosić śmierć Boga;
zwrócić się do tego, co wydaje się bardziej namacalne, gdyż są
rzeczy konkretne jak złote cielce. Biblia jest pełna takich historii.
Dotyczą one nie tyle braku atrakcyjności wiary, ile raczej siły
pokusy. Dokąd jednak dąży społeczeństwo oddalone od Boga
i całkowicie Go pozbawione? Czyż właśnie nie w XX wieku prze­
prowadziło ono ten eksperyment na Zachodzie i Wschodzie i to
wraz z tego strasznymi konsekwencjami w postaci zniszczonych
narodów, kominów obozów zagłady, morderczych gułagów?

Dyrektor papieskiej rezydencji, bardzo miły starszy pan, pro­


wadził mnie przez niekończące się pokoje. „Znałem Jana XXIII
i wszystkich jego następców - oznajmił mi szeptem. - Ten obecny
jest niezwykle miłym papieżem i niesamowicie pracowitym".
Czekaliśmy w przedpokoju wielkim jak hala sportowa. Po
krótkim czasie otworzyły się drzwi. Pojawiła się w nich drobna
postać papieża, który szedł do mnie z ręką wyciągniętą na powi­
tanie. Prawie przepraszająco zwrócił uwagę, że jego siły są nad­
wątlone. Nie czuło się jednak, aby trudy urzędu pomniejszyły
jego energię czy charyzmę. Wprost przeciwnie.
Jako kardynał Joseph Ratzinger ostrzegał przed utratą tożsa­
mości, kierunku, prawdy, jeśli nowe pogaństwo przejmie władzę
nad myśleniem i działaniem ludzi. Krytykował krótkowzrocz­
ność nastawionego na konsumpcję społeczeństwa, w którym
jest coraz mniej odwagi, aby wierzyć i mieć nadzieję. Kładł
nacisk, aby rozwinąć nową wrażliwość wobec zagrożonego
stworzenia i w zdecydowany sposób przeciwstawić się siłom
zniszczenia.
W tej kwestii nic się nie zmieniło. Od swojego Kościoła obecny
papież oczekuje, że podda się on gruntow nem u oczyszczeniu po
10 Wstęp

strasznych przypadkach nadużyć seksualnych i błędów. Pod­


kreśla konieczność tego, aby po wielu całkowicie bezowocnych
dyskusjach i nużącym zajmowaniu się samym sobą wresz­
cie na nowo poznać tajemnicę Ewangelii, Jezusa Chrystusa
w całym Jego kosmicznym wymiarze. W kryzysie Kościoła
tkwi ogromna szansa, a mianowicie odkrycie tego, co jest rze­
czywiście katolickie, powszechne. Zadanie brzmi: ukazywać
ludziom Boga i mówić im prawdę. Prawdę o tajemnicy stwo­
rzenia. Prawdę o ludzkiej egzystencji. A także prawdę o naszej
nadziei, która przekracza to, co wyłącznie ziemskie.
Czyż już od dawna nie przechodzą nas dreszcze na myśl
o tym, co sami zrobiliśmy? Katastrofa ekologiczna postępuje bez
ustanku. Upadek kultury przyjmuje niebezpieczne formy. Wraz
z medyczno-technicznymi manipulacjami życiem, które kiedyś
uważało się za święte, przekracza się ostatnie bariery.
Równocześnie ważna pozostaje nasza tęsknota za światem,
który jest solidny i wiarygodny, który jest bliski i ludzki, który
chroni nas w tym, co małe, i umożliwia osiągnięcie tego, co
wielkie. Czy nie jesteśmy przez sytuację niosącą tak ostateczne
skutki właściwie zmuszeni do przemyślenia rzeczy podsta­
wowych: Skąd idziemy? Dokąd zdążamy? Zmuszeni posta­
wić pytania, które wydają się banalne, jednak jak nieugaszony
ogień płoną w sercach, tak że żadna generacja nie może przejść
nad nimi obojętnie? Pytanie o sens życia. O koniec świata.
O ponowne przyjście Chrystusa zapowiedziane w Ewangelii.

Sześć godzin wywiadu z Papieżem to dużo czasu, a zarazem


sześć godzin to bardzo mało. W ramach tej rozmowy mogli­
śmy poruszyć niewiele kwestii, a wielu nie mogliśmy rozwi­
nąć. Autoryzując tekst, Papież nie zmieniał wypowiedzianych
słów i wprowadził jedynie drobne korekty w miejscach, gdzie
rzeczowe doprecyzowanie uważał za konieczne.
Wstęp 11

Posianie Benedykta XVI jest dramatycznym apelem do Koś­


cioła i świata, do każdego z osobna: musimy robić nadal to,
co niemożliwe - wzywa. Ludzkość stoi na rozdrożu. Czas na
zastanowienie się. Czas na zmianę. Czas na nawrócenie. Nie­
zachwianie stwierdza: „Jest wiele problemów, które wszystkie
domagają się rozwiązania, jednak nie będą rozwiązane, dopóki
Bóg nie znajdzie się w centrum i na nowo nie stanie się widoczny
w świecie".
W tym pytaniu, „czy istnieje Bóg - Bóg Jezusa Chrystusa -
i czy zostanie uznany, czy też zniknie", decyduje się dzisiaj, „w tej
dramatycznej sytuacji, los świata".
Dla dzisiejszego stylu życia bronione przez Kościół stanowi­
sko stało się ogromną prowokacją. Przyzwyczailiśmy się, aby
tradycyjne, wypróbowane poglądy i sposoby zachowania trak­
tować jako coś, co powinno być przełamywane i dostosowy­
wane do tanich trendów. Papież wierzy jednak, że czas relaty­
wizmu, „który niczego nie traktuje jako ostateczne i za ostatni
punkt odniesienia uważa własne ja i jego pragnienia", zbliża się
do swojego końca. Dzisiaj w każdym razie powiększa się grupa
tych, którzy cenią sobie w tym Kościele nie tylko liturgię, lecz
także jego zdolność do sprzeciwu; a tymczasem po okresie uda­
wania i zachowywania pozorów widać zmianę w świadomości -
i dążenie do tego, aby ponownie poważnie brać chrześcijańskie
świadectwo i żyć autentycznie chrześcijańską religią.
Co się tyczy samego Papieża: „Jak to jest - byłem pytany -
gdy się tak nagle siedzi blisko obok niego?". Pomyślałem o Emilu
Zoli - w jednej ze swoich powieści opisuje on księdza, który
czeka drżący i prawie sparaliżowany na audiencję u Leona XIII.
U Benedykta XVI nikt nie musi drżeć. Papież ten sprawia, że
gość czuje się u niego bardzo dobrze. Benedykt nie jest księciem
Kościoła, lecz jego sługą, jest tym, który daje i w swoim dawa­
niu całkowicie się zatraca.
12 Wstęp

Czasami spogląda na kogoś trochę sceptycznie. Przez okulary.


Poważnie, uważnie. A gdy się go tak słucha i siedzi obok niego,
czuje się nie tylko precyzję jego myślenia i nadzieję, która pocho­
dzi z wiary, ale też w specyficzny sposób dostrzega się widzialny
blask światłości świata, oblicza Jezusa Chrystusa, który chce
spotkać każdego człowieka i nie wyklucza nikogo.

Peter Seewald

Monachium,!5 października 2010


Część pierwsza
Znaki czasu
1

Papieże nie spadają z nieba

Ojcze Święty, 16 kwietnia 2005 roku, w dzień siedemdziesiątych


ósmych urodzin, Wasza Świątobliwość oznajmił swoim współpra­
cownikom, jak bardzo już cieszy się na swoją emeryturę. Trzy dni
później Wasza Świątobliwość został wybrany na głowę Kościoła
powszechnego liczącego 1,2 miliarda wyznawców. Cóż, to chyba nie
jest zadanie, które człowiek zostawia sobie na starsze lata.

W zasadzie oczekiwałem, że wreszcie znajdę spokój i wytchnie­


nie. Gdy nagle stanąłem wobec tego ogromnego zadania, był
to dla mnie, jak wszyscy wiedzą, szok. Odpowiedzialność jest
rzeczywiście ogromna.

Był moment, jak Wasza Świątobliwość później powiedział, że czuł


się jak pod opadającym ostrzem gilotyny.

Tak, przyszła mi do głowy myśl o gilotynie: oto teraz ostrze


spada i mnie trafia. Byłem całkowicie pewny, że ten urząd nie
jest moim powołaniem, że Bóg zapewni mi teraz, po wyczer­
pujących latach, trochę spokoju i wytchnienia. Mogłem tylko
16 Znaki czasu

powiedzieć, uzmysłowić sobie: wola Boża jest najwyraźniej inna


i zaczyna się dla mnie coś całkiem odmiennego, nowego. On
będzie ze mną.

W tak zwanym pokoju łez leżą przygotowane już podczas konklawe


trzy szaty dla przyszłego papieża. Jedna jest długa, druga krótka,
trzecia średnia. Co przemknęło przez głowę Waszej Świątobliwości
w tym pokoju, w którym podobno wielu nowych papieży przeży­
wało moment załamania? Czy pyta się tutaj raz jeszcze: Dlaczego
ja? Czego Bóg chce ode mnie?

W tym momencie człowiek jest pochłonięty przez całkiem prak­


tyczne zewnętrzne kwestie. Trzeba pomyśleć, jak się uporać
z szatami, i o innych tego typu rzeczach. Poza tym wiedziałem,
że będę zaraz musiał na balkonie powiedzieć parę słów, i zaczą­
łem myśleć, co by to mogło być. Już w tym momencie zresztą,
w którym to mnie spotkało, mogłem powiedzieć do Pana tylko:
„Co czynisz ze mną? Teraz to Ty przejmujesz odpowiedzialność.
Musisz mnie prowadzić! Ja tego nie potrafię. Jeśli mnie chciałeś,
to musisz mi też pomóc!".
W tym sensie znajdowałem się w bardzo ożywionym, nag­
lącym dialogu z Panem - mówiąc Mu że On, jeśli uczynił jedną
rzecz, musi także uczynić kolejfią.

Czy Jan Paweł II widział w Waszej Świątobliwości swojego następcę?

Tego nie wiem. Myślę, że pozostawił to całkowicie dobremu


Bogu.

W każdym razie nie pozwolił Waszej Świątobliwości odejść z urzędu.


Można to było rozumieć jako argumentum e silentio, jako cichy
argument za swoim kandydatem.
1. Papieże nie spadają z nieba 17

Powszechnie wiadomo, że chciał mnie zachować na urzędzie.


Gdy zbliżały się moje siedemdziesiąte piąte urodziny, czyli gra­
nica wieku, w którym składa się dymisję, powiedział do mnie:
„Nawet nie ma co pisać listu, gdyż chcę mieć Waszą Eminencję
do końca". Od samego początku żywił do mnie wielką i nie­
zasłużoną sympatię. Czytał moje Wprowadzenie w chrześcijań­
stwo. Najwyraźniej była to dla niego ważna lektura. Zaraz jak
został papieżem, postanowił wezwać mnie do Rzymu i powo­
łać na funkcję prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Miał w sto­
sunku do mnie wielkie, bardzo serdeczne i głębokie zaufanie.
Jako do gwaranta, iż w sprawach wiary podążamy właści­
w ym kursem.

Wasza Świątobliwość odwiedził Jana Pawła II jeszcze na łożu


śmierci. Tego wieczoru spieszył się Wasza Świątobliwość z Subiaco,
gdzie miał wykład na temat „Europa Benedykta w kryzysie kultur".
Co powiedział Waszej Świątobliwości umierający papież?

Był bardzo cierpiący, a pomimo to obecny i przytomny. Nic już


jednak więcej nie powiedział. Poprosiłem o błogosławieństwo,
którego mi udzielił. Pożegnaliśmy się serdecznym uściskiem
dłoni ze świadomością, że to ostatnie spotkanie.

Wasza Świątobliwość nie chciał zostać ani biskupem, ani prefektem,


ani papieżem. Czy to nie przeraża, że ciągle dzieje się coś wbrew włas­
nej woli?

Tak to właśnie jest: Gdy mówi się „tak" podczas święceń kapłań­
skich, można mieć wprawdzie swój pomysł na to, czym może
być własny charyzmat, ale wie się także i to: oddałem się w ręce
biskupowi i samemu Panu Jezusowi Chrystusowi. Nie mogę sobie
wyszukiwać, co bym chciał. Ostatecznie muszę dać się prowadzić.
18 Znaki czasu

Rzeczywiście byłem przekonany, że moim charyzmatem jest


bycie profesorem teologii, i byłem bardzo szczęśliwy, gdy to
moje oczekiwanie się spełniało. Było jednak dla mnie jasne, że
jestem zawsze w rękach Pana i muszę się liczyć z rzeczami,
których nie chcę. W tym sensie było to na pewno zaskoczenie,
być nagle wziętym i nie móc podążać własną drogą. Ale, jak
to zostało powiedziane, w leżącym u podstaw „tak" było też
zawarte i to: Jestem do dyspozycji Pana i być może muszę któ­
regoś dnia robić rzeczy, których sam bym robić nie chciał.

Wasza Świątobliwość jest najpotężniejszym papieżem wszystkich


czasów. Nigdy wcześniej Kościół katolicki nie miał więcej wiernych,
nigdy nie rozszerzył się aż tak bardzo, dosłownie aż do krańców
świata.

Te statystyki są oczywiście ważne. Wskazują, jak bardzo roz­


przestrzeniony jest Kościół i jak duża jest ta wspólnota ras,
ludów, kontynentów, kultur, jak wiele obejmuje ludzi różnego
rodzaju. Władza papieża nie opiera się jednak na tych liczbach.

Dlaczego nie?

Rodzaj wspólnoty z papieżem może być różny i rodzaj przy­


należności do Kościoła również. Wśród 1,2 miliarda jest wielu,
którzy tak naprawdę wewnętrznie wcale nie przynależą do
wspólnoty. Święty Augustyn powiedział już o swoich cza­
sach: Wielu jest na zewnątrz, którzy sprawiają wrażenie bycia
w środku, i wielu jest w środku, którzy sprawiają wrażenie
bycia na zewnątrz. W wierze, a także w przynależności do Koś­
cioła katolickiego, w tajemniczy sposób powiązane jest ze sobą
bycie wewnątrz i bycie na zewnątrz. Stalin miał rację co do tego,
że papież nie ma żadnej dywizji i nie może rozkazywać. Nie jest
1. Papieże nie spadają z nieba 19

też właścicielem wielkiego przedsiębiorstwa, w którym wszyscy


wierzący Kościoła byliby zatrudnieni lub byliby od niego zależni.
Dlatego też papież jest z jednej strony całkiem bezsilnym
człowiekiem. Z drugiej zaś strony spoczywa na nim wielka
odpowiedzialność. Jest do pewnego stopnia przywódcą, repre­
zentantem, a zarazem odpowiedzialnym za to, aby trwała
wiara, która scala ludzi, aby pozostawała żywa i nietknięta
w swej tożsamości. Tylko jednak sam Pan ma moc, aby spra­
wiać trwanie ludzi w wierze.

Papież jest dla Kościoła katolickiego Vicarius Christi, Zastępcą


Chrystusa na ziemi. Czy Wasza Świątobliwość może rzeczywiście
mówić w imieniu Jezusa?

Przepowiadając wiarę i podczas sprawowania sakramentów


każdy ksiądz mówi w imieniu Jezusa Chrystusa, za Jezusa
Chrystusa. Chrystus powierzył Kościołowi swoje Słowo. W Koś­
ciele to Słowo żyje. Gdy wewnętrznie przyjmuję wiarę Kościoła
i żyję nią, żywię się nią, tą wiarą mówię i myślę, jeśli tę wiarę
przepowiadam, wtedy mówię za Niego - także wtedy, gdy oczy­
wiście w szczegółach może być ciągle widać słabości. Ważne jest
to, że nie przedstawiam m oich idei, lecz próbuję myśleć i żyć
wiarą Kościoła oraz działać, wypełniając w posłuszeństwie jego
misję.

Czy papież jest rzeczywiście „nieomylny" w sensie, który czasami


media nadają temu pojęciu? Władca absolutny, którego myśl i wola
stanowią prawo?

To fałszywy pogląd. Pojęcie nieomylności rozwinęło się w ciągu


setek lat. Powstało wobec pytania, czy gdziekolwiek istnieje osta­
teczna rozstrzygająca instancja. Pierwszy Sobór Watykański,
20 Znaki czasu

postępując zgodnie z długą tradycją jeszcze z czasów pierwot­


nego chrześcijaństwa, ostatecznie stwierdził: Istnieje nieodwo­
łalne rozstrzygnięcie! Nie wszystko pozostaje otwarte! Papież
może w pewnych okolicznościach i pod pewnymi warunkami
podjąć ostatecznie wiążącą decyzję, dzięki której będzie jasne, co
jest wiarą Kościoła, a co nią nie jest.
To wcale nie oznacza, że papież ciągle może być „nieomylny".
W sprawach zwyczajnych biskup Rzymu działa tak jak każdy
inny biskup, gdy wyznaje swoją wiarę, gdy ją przepowiada,
gdy jest wierny Kościołowi. Tylko gdy zachodzą szczególne
warunki, gdy Tradycja świadczy o czymś jasno i wie on, że
nie działa samowolnie, papież może powiedzieć: To jest wiara
Kościoła - i może wypowiedzieć swoje „nie" temu, co tą wiarą
nie jest. W tym sensie Pierwszy Sobór Watykański zdefiniował
zdolność do ostatecznego rozstrzygnięcia, aby poprzez to wiara
zachowała swoją obowiązującą moc.

Urząd Piotrowy, tak jak wyjaśnił to Wasza Świątobliwość, gwaran­


tuje zgodność z prawdą i autentyczną Tradycją. Wspólnota z papie­
żem jest warunkiem prawdziwej wiary i wolności. Święty Augustyn
sformułował to w następujący sposób: „Gdzie jest Piotr, tam jest
Kościół i tam też jest Bóg". Ta sentencja pochodzi jednak z zupełnie
innych czasów i dzisiaj wcale nie musi obowiązywać.

To zdanie nie zostało sformułowane dokładnie w ten sposób


ani nie uczynił tego święty Augustyn, ale tę kwestię możemy
tutaj pozostawić otwartą. W każdym razie jest to starożytny
aksjomat Kościoła katolickiego: Gdzie jest Piotr, tam jest Kościół.
Papież może mieć oczywiście różne prywatne opinie. Gdy
jednak mówi, jak już to zostało zaznaczone, jako najwyższy
pasterz Kościoła, ze świadomością własnej odpowiedzialności,
wtedy mówi coś nie od siebie, nie mówi czegoś, co m u właśnie
1. Papieże nie spadają z nieba 21

przyszło do głowy. Wie on wtedy, że działa z wielką odpowiedzial­


nością i równocześnie pozostaje pod ochroną Pana. Wie on, że nie
wiedzie Kościoła na manowce poprzez swoje rozstrzygnięcia, lecz
że w ten sposób zapewnia jedność Kościoła z przeszłością, teraź­
niejszością i przyszłością, a przede wszystkim jedność z Jezu­
sem Chrystusem. O to tu chodzi i to jest to, co w pewien sposób
rozumieją także inne chrześcijańskie wspólnoty.

Podczas sympozjum z okazji osiemdziesiątych urodzin Pawia VI


w roku 1977 Wasza Świątobliwość mówił, kim powinien być papież
i jaki powinien być. Miałby on „uważać się za kogoś małego i tak
też się zachowywać" - cytował Wasza Świątobliwość angielskiego
kardynała Reginalda Pole'a. Miałby on przyznawać, „że nie wie
nic innego poza tym, czego nauczył go Bóg Ojciec przez Syna". Być
wikariuszem Chrystusa miałoby oznaczać uobecnianie mocy Chry­
stusa jako przeciwwagi dla mocy świata. Nie w formie jakiejś wła­
dzy, lecz poprzez niesienie nadludzkiego ciężaru na ludzkich bar­
kach. Stąd właściwym miejscem dla wikariusza Chrystusa miałby
być krzyż.

Tak, także dzisiaj uważam to za słuszne. Prymat rozwijał się od


początku jako prymat w męczeństwie. Rzym był w pierwszych
trzech wiekach głównym i najważniejszym miejscem prześlado­
wań chrześcijan. Przetrwać te prześladowania i dać świadectwo
Chrystusowi było szczególnym zadaniem rzymskiego urzędu
biskupa.
Można potraktować to jak działanie opatrzności, że w momen­
cie, w którym doszło do pokoju pomiędzy chrześcijaństwem
a państwem, stolica cesarstwa przeniosła się do Konstanty­
nopola. Rzym stał się do pewnego stopnia prowincją. Dla­
tego biskup Rzymu mógł łatwiej zapewnić samodzielność
Kościoła i jego odrębność od państwa. Nie trzeba specjalnie
22 Znaki czasu

szukać konfliktów, to jasne, lecz raczej dążyć do zgody i zro­


zumienia. Zawsze jednak Kościół musi uwzględniać, tak jak
i każdy chrześcijanin, a przede wszystkim papież, że składane
przez niego świadectwo stanie się skandalem, nie będzie przy­
jęte i że zostanie on zepchnięty w sytuację świadka cierpiącego
Chrystusa.
Ma swoje znaczenie to, że pierwsi papieże byli męczenni­
kami. Nie jest rzeczą papieża, aby być pełnym chwały władcą,
lecz aby dawać świadectwo o Tym, który został ukrzyżowany,
i aby być także samemu gotowym, w ten sposób, w łączności
z Nim, wypełniać swój urząd.

Byli jednak papieże, którzy powiedzieli sobie: Pan dal nam ten urząd,
więc teraz będziemy z niego czerpać korzyści.

Tak, to także należy do tajemnicy historii papiestwa.

Chrześcijańska gotowość do sprzeciwu jest stale obecna w biografii


Waszej Świątobliwości. Rozpoczyna się to w domu rodzinnym, gdzie
sprzeciw wobec ateistycznego systemu byt rozumiany jako wyróżnik
chrześcijańskiej egzystencji. Rektor z seminarium Waszej Świątobli­
wości zostaje uwięziony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Jako
ksiądz rozpoczyna Wasza Świątobliwość swoją posługę w parafii,
gdzie wcześniej dwaj księża jako członkowie ruchu oporu zostali
straceni przez nazistów. Podczas Soboru Wasza Świątobliwość
sprzeciwia się zbyt wąskim uprawnieniom władz kościelnych. Jako
biskup ostrzega Wasza Świątobliwość przed zagrożeniami związa­
nymi ze społeczeństwem dobrobytu. Jako kardynał walczy Wasza
Świątobliwość przeciwko obcym wierze nurtom i przebudowywaniu
tego, co w chrześcijaństwie najważniejsze.
Czy ta linia postępowania ma także wpływ na to, jak kształtuje
się obecny pontyfikat?
1. Papieże nie spadają z nieba 23

Tak długie doświadczenie oznacza naturalnie także formowanie


charakteru, kształtuje myślenie i działanie. Nie byłem oczywi­
ście zawsze po prostu i z zasady przeciwko. Wiele było pięknych
sytuacji zgody. Kiedy myślę o czasach, gdy byłem księdzem
w parafii, wspominam, że chociaż czuło się już w rodzinach
wpływ sekularyżującego się świata, to jednak było tyle radości
we wspólnej wierze, w szkole, z dziećmi, z młodzieżą, że auten­
tycznie przez tę radość jestem ciągle niesiony. Tak samo w cza­
sach, gdy byłem profesorem.
Przez całe moje życie jak refren powtarza się, że chrześci­
jaństw o przynosi radość, daje szerokość spojrzenia. W końcu
nie do zniesienia byłoby życie kogoś, kto ciągle jest tylko
przeciwko.
Równocześnie było faktem zawsze obecnym, chociaż w róż­
nym stopniu, że Ewangelia sprzeciwia się potężnym systemom.
Było to naturalnie szczególnie drastyczne w czasach mojego
dzieciństwa i młodości aż do końca wojny. W roku 1968 wiara
chrześcijańska popadła w konflikt z nowym projektem społecz­
nym i ciągle musiała się konfrontować z silnie oddziałującymi
prądami myślowymi. Wiąże się z tym znoszenie wrogości i sta­
wianie oporu. Opór i sprzeciw mają jednak służyć temu, aby
ukazywać to, co pozytywne.

Według Annuario Pontificio, rocznika statystycznego Kościoła kato­


lickiego, Wasza Świątobliwość ustanowił w samym roku 2009 osiem
nowych siedzib biskupich, jedną prefekturę apostolską, dwie nowe
siedziby metropolitów i trzy wikariaty apostolskie. Liczba kato­
lików wzrosła o kolejne siedemnaście milionów, o tyle, ilu miesz­
kańców liczą obecnie Grecja i Szwajcaria razem wzięte. W prawie
trzech tysiącach diecezji powołał Wasza Świątobliwość stu sześć­
dziesięciu dziewięciu nowych biskupów. Do tego dochodzą wszystkie
audiencje, kazania, podróże, wiele podejmowanych decyzji - i przy
24 Znaki czasu

tym wszystkim napisał Wasza Świątobliwość wielkie dzieło o Jezu­


sie, którego drugi tom wkrótce zostanie opublikowany Przy swoich
osiemdziesięciu trzech latach - skąd Wasza Świątobliwość bierze
tyle sił?

Najpierw muszę powiedzieć, że to, co pan wyliczył, jest zna­


kiem wielkiej żywotności Kościoła. Patrząc z perspektywy samej
Europy, ma się wrażenie, że Kościół jest w fazie schyłkowej. Ale
to tylko część całości. W innych częściach świata Kościół wzra­
sta i żyje, jest pełen dynamiki. Liczba neoprezbiterów na całym
świecie wzrosła w ostatnich latach, podobnie liczba seminarzy­
stów. Na europejskim kontynencie mamy do czynienia tylko
z pewną stroną tej rzeczywistości i nie przeżywamy wielkiej
dynamiki duchowego przebudzenia, która gdzie indziej rzeczy­
wiście jest widoczna i którą ciągle napotykam w moich podró­
żach i poprzez wizyty biskupów.
Faktem jest, że osiemdziesięciotrzyletniego człowieka to
wszystko w zasadzie przerasta. Dzięki Bogu mam wielu dobrych
współpracowników. Wszystko jest wypracowywane i realizo­
wane wspólnym wysiłkiem. Ufam, że dobry Bóg daje mi tyle
sił, ile potrzebuję, abym mógł robić to, co konieczne. Zauważam
jednak także, że sił jest coraz mniej.

Mimo to ma się wrażenie, że Papież mógłby nam także sporo poka­


zać jako instruktorfitnessu.

[Papież się śmiejel. Wątpię. Trzeba oczywiście prawidłowo zapla­


nować sobie dzień i dbać o to, aby mieć wystarczająco dużo
czasu na odpoczynek, a także odpowiednio wykorzystać czas
przeznaczony na pracę. Jednym słowem: trzeba uważać, aby
w zdyscyplinowany sposób trzymać się rytm u dnia i wiedzieć,
czemu poświęcić energię.
1. Papieże nie spadają z nieba 25

Czy Wasza Świątobliwość używa roweru treningowego, który pole­


cił Waszej Świątobliwości wcześniejszy lekarz, doktor Buzzonetti?

Nie, wcale nie - i dzięki Bogu na razie tego nie potrzebuję.

Czyli Papież może powiedzieć jak Churchill: no sports!

Tak!

Seconda Loggia, piętro audiencji Pałacu Apostolskiego, opuszcza


Wasza Świątobliwość zwykle około godziny 18, aby w swoim miesz­
kaniu podczas audiencji prywatnych według stałego harmonogramu
przyjmowaćjeszcze najważniejszych współpracowników. Od 20.45,
jak czytamy, Papież ma czas wolny. Co robi Papież w wolnym czasie,
zakładając, że w ogóle takim czeLsem dysponuje?

Tak, co on robi...? Oczywiście musi także w swoim wolnym


czasie studiować akta i czytać. Zawsze pozostaje wiele do zro­
bienia. Są także wspólne posiłki z domownikami: czterema
kobietami ze wspólnoty „Memores Domini" i z dwoma sekre­
tarzami; to są momenty odpoczynku.

Czy w papieskiej domowej wspólnocie ogląda się też razem telewizję?

Z sekretarzami oglądam wiadomości, a czasami oglądamy też


jakieś DVD.

Jakie film y lubi Wasza Świątobliwość?

Jest bardzo piękny film o świętej Józefinie Bakhicie, Afrykance,


który ostatnio widzieliśmy. Poza tym oglądamy chętnie Don
Camillo i Peppone...
26 Znaki czasu

Przy czym Wasza Świątobliwość prawdopodobnie zna już akcję


filmu na pamięć.

[Papież się śmieje]. Niezupełnie.

Można więc spotkać Papieża także całkiem prywatnie.

Oczywiście. Z domownikami świętujemy razem Boże Narodze­


nie, słuchamy muzyki i rozmawiamy. Obchodzimy imieniny
i okazyjnie śpiewamy również wspólnie nieszpory.
Także więc święta obchodzimy wspólnie. Wtedy oprócz
wspólnych posiłków przede wszystkim celebrujemy poranne
Msze święte. To szczególnie ważny moment, w którym dzięki
Jezusowi Chrystusowi wszyscy jesteśmy razem w szczególnie
intensywny sposób.

Papież jest zawsze ubrany na biało. Czy niekiedy w wolnym czasie


nie nosi on zamicLst sutanny także swetra?

Nie. To pozostawił mi poprzedni drugi sekretarz papieża Jana


Pawła II, Jego Ekscelencja Mieczysław Mokrzycki, który powie­
dział: „Papież zaw sze nosił sutannę, więc i Wasza Świątobli­
wość musi ją nosić".

Rzymianie poważnie się zdziwili, gdy zobaczyli na ciężarówce doby­


tek Waszej Świątobliwości, z którym Wasza Świątobliwość przepro­
wadzał się ze swojego mieszkania do Watykanu po wyborze na dwie­
ście sześćdziesiątego czwartego następcę świętego Piotra. Czy Wasza
Świątobliwość urządził własnymi meblami papieskie apartamenty?

W każdym razie pokój do pracy. Ważne było dla mnie, aby urzą­
dzić go w taki sposób, w jaki „rósł" przez wiele dziesięcioleci.
1. Papieże nie spadają z nieba 27

W roku 1954 kupiłem sobie biurko i pierwsze regały na książki.


Później całość stopniowo urosła. Tam są wszystkie moje książki,
znam tam każdy kąt i wszystko ma swoją historię. Tak więc
pokój do pracy wziąłem ze sobą w całości. Reszta pomieszczeń
została wyposażona meblami papieskimi.

Ktoś zauważył, że Wasza Świątobliwość jest najwyraźniej przy­


wiązany do solidnych zegarków. Wasza Świątobliwość nosi zegarek
marki Junghans z lat sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych.

Należał do mojej siostry i zapisała mi go w spadku. Gdy umarła,


zegarek odziedziczyłem po niej.

Papież nie ma nawet własnego portfela, nie mówiąc już o koncie


w banku. Czy to prawda?

Tak, zgadza się.

Czy otrzymuje przynajmniej więcej pomocy i pociechy „z góry" niż,


powiedzmy, zwykły śmiertelnik?

Nie tylko z góry. Dostaję wiele listów od zwykłych ludzi, od


sióstr zakonnych, od matek, ojców, dzieci, w których życzą mi
odwagi. Piszą: „Modlimy się za Ciebie, nie bój się, kochamy Cię".
Dodają też pieniądze i inne małe prezenty...

Papież otrzymuje prezenty w postaci pieniędzy?

Nie dla mnie osobiście, lecz aby móc pomagać innym. Jest to dla
mnie bardzo poruszające, że zwykli ludzie coś ofiarują i mówią
mi: „Wiem, że Wasza Świątobliwość wiele pomaga, i ja chcę
także trochę się do tej pomocy dołożyć". Tak więc przychodzą
28 Znaki czasu

pociechy najróżniejszego rodzaju. Są nimi też na przykład śro­


dowe audiencje z poszczególnymi spotkaniami. Przychodzą
listy od starych przyjaciół, niektórzy od czasu do czasu także
mnie odwiedzają, co oczywiście stało się trudniejsze. Ponieważ
także ciągle czuję wsparcie „z góry", przeżywam bliskość Pana
podczas modlitwy lub widzę jaśniejące piękno wiary, czytając
Ojców Kościoła, można powiedzieć, że jest mi dostępna cała
gama wszelkich pocieszeń.

Czy wiara Waszej Świątobliwości zmieniła się od czasu, gdy Wasza


Świątobliwość jako najwyższy pasterz stal się odpowiedzialny za
Kościół? Czasami ma się wrażenie, jakby była teraz bardziej tajem­
nicza, mistyczna.

Nie jestem mistykiem. Jest jednak prawdą, że będąc papie­


żem, ma się o wiele więcej okazji do modlitwy i do całkowi­
tego oddawania się Bogu. Widzę bowiem, że prawie wszystko,
co muszę robić, jest czymś, czego sam w ogóle nie potrafię.
Chociażby przez to jestem, że tak powiem, zmuszony, aby
oddać się w ręce Pana i powiedzieć Mu: „Uczyń to Ty, jeśli tego
chcesz!". W tym sensie modlitwa i kontakt z Bogiem są teraz
bardziej konieczne i, jeszcze bardziej niż wcześniej, naturalne
i oczywiste.

Mówiąc po świecku: czy jest coś takiego jak jakaś^gorąca linia" do


nieba, albo może coś w stylu „łaski urzędu"?

Tak, czasami się to czuje. W takim sensie, że: oto teraz mogę
zrobić coś takiego, co wcale nie pochodzi ode mnie. Oddaję się
Panu i zauważam: tak, widać tu pomoc, dzieje się coś, co nie jest
ode mnie. W tym znaczeniu z pewnością istnieje coś takiego jak
doświadczanie łaski urzędu.
1. Papieże nie spadają z nieba 29

Któregoś razu Jan Paweł II opowiedział, ze pewnego dnia jego ojciec


wręczył mu książeczkę z Modlitwą do Ducha Świętego i zachęcił
do jej codziennego odmawiania. Papież stopniowo zrozumiał słowa
Jezusa, że prawdziwi czciciele to ci, którzy modlą się „w Duchu
i w Prawdzie". Co to znaczy?

To miejsce w Ewangelii według świętego Jana, rozdział 4, jest


proroctwem takiej modlitwy, która nie jest związana ze świąty­
nią, już nie potrzebuje zewnętrznych budowli i jest modlitwą we
wspólnocie Ducha Świętego i w prawdzie Ewangelii, we wspól­
nocie z Chrystusem; gdzie nie potrzeba już widzialnej świątyni,
ale nowej wspólnoty ze Zmartwychwstałym Panem. Pozostaje
to ciągle ważne, gdyż oznacza także wielką zmianę w perspek­
tywie historii religii.

A jak modli się papież Benedykt?

Co się tyczy papieża, to jest on także jedynie prostym żebrakiem


przed Bogiem - nawet bardziej niż wszyscy inni ludzie. Oczy­
wiście modlę się przede wszystkim do naszego Pana, z którym
mnie po prostu łączy, powiedzmy, stara znajomość. Ale przy­
wołuję także świętych. Jestem zaprzyjaźniony z Augustynem,
Bonawenturą, Tomaszem z Akwinu. Do takich świętych mówi
się: „Pomóżcie!". W każdym razie ważnym punktem odniesienia
jest zawsze Matka Boża. W tym sensie zagłębiam się we wspól­
notę świętych. Z nimi, przez nich wzmocniony, rozmawiam też
z dobrym Bogiem, przede wszystkim prosząc, ale też dziękując -
albo po przyjacielsku, całkiem po prostu.
Skandal nadużyć seksualnych

Pontyfikat Benedykta XVI rozpoczął się falą zachwytów. „Jego


wybór jest dobrą nowiną" - ogłosił nawet przywódca postkomu­
nistów we Włoszech. Papież miał żywić, według Massima d'Alemy,
„sympatię dla ludzi z intelektem i kulturą". W swoim pierwszym
roku urzędowania nowy Ojciec Święty zgromadził na placu świętego
Piotra prawie cztery miliony ludzi, dwa razy tyle cojego poprzednik
w swoim pierwszym roku. Pierwsza encyklika rozeszła się w samych
Włoszech w trzech milionach egzemplarzy. Na Światowy Dzień
Rodziny do hiszpańskiej Walencji przybyło milion ludzi, aby razem
z Papieżem modlić się i świętować. Powodzenie trwało. „Od Habe-
mus papam 19 kwietnia w Rzymie - tak donosił »Der Spiegel« - nie
ustaje przychylność opinii publicznej dla papieża Benedykta XVI
alias Josepha Ratzingera".
Czy ten sukces zaskoczył albo może nawet przestraszył Waszą
Świątobliwość?

Tak, pod pewnym względem tak. Ale wiedziałem: to nie jest


moje dzieło. Było widoczne, że Kościół jest pełen życia. Cierpie­
nie Jana Pawła II i jego śmierć to wydarzenia, które - można
2. Skandal nadużyć seksualnych 31

powiedzieć - dotknęły cały Kościół, a nawet całą ludzkość. Przy­


pominamy sobie wszyscy, jak cały plac świętego Piotra, jak cały
Rzym był pełen ludzi. Poprzez to została w pewnym stopniu
stworzona nowa świadomość papieża i Kościoła, która w natu­
ralny sposób wywołała pytanie: Kim jest ten nowy? Jak - po
tym tak wielkim papieżu - ktoś będzie umiał sprawić, aby
chciało się go słuchać i go poznawać?
Poza tym istnieje zawsze pozytywny efekt związany z nowoś­
cią, z innym stylem. Tak więc byłem wdzięczny i szczęśliwy, że
tak jest nadal, że to pozytywne przyjęcie trwa. Zarazem byłem
zaskoczony, że jest tak wielkie i tak żywe. Było jednak dla mnie
jasne: wszystko to pochodzi z wewnętrznej spójności z poprzed­
nim pontyfikatem i z życia zawsze obecnego w Kościele.

Cztery lata rządził Wasza Świątobliwość szczęśliwie. Jak określa


to starożytna formuła, był Wasza Świątobliwość: feliciter regnans.
Nowy papież rozszerzył przestrzeń liturgiczną przez ponowne
dopuszczenie do sprawowania Mszy według liturgii trydenckiej.
W ramach ekumenii ogłosił cel doprowadzenia do pełnej jedności
z prawosławiem, a do jej osiągnięcia Kościołowi nigdy przez ostat­
nie tysiąc lat nie było bliżej. Dzięki swojej postawie wobec grzechów
przeciwko środowisku naturalnemu, niesprawiedliwości i wojnie
mógłby stać się członkiem Partii Zielonych. Pasowałby dobrze do
lewicy przez swoją krytykę bezwzględnego kapitalizmu, który coraz
bardziej powiększa przepaść pomiędzy biednymi i bogatymi. Można
odczuć rewitalizację Kościoła, nową świadomość.
Udało się Waszej Świątobliwości to, czego po takim olbrzymie jak
Wojtyła nikt nie uważał za możliwe, a mianowicie: płynna zmiana
pontyfikatu.

To był oczywiście dar. Pomógł powszechnie znany fakt, że


Jan Paweł II darzył mnie sympatią, że istniało pomiędzy nami
32 Znaki czasu

głębokie porozumienie. A także to, że ja traktuję siebie jako jego


dłużnika, który próbuje swoją skromną postawą kontynuować
to, co czynił wielki Jan Paweł II.
Pomiędzy sprawami, przez które wywołujemy sprzeciw
i stajemy w ogniu krytyki, są oczywiście i tematy leżące na
sercu całemu światu i przez ten świat są pozytywnie przyjmo­
wane. Mój poprzednik zyskiwał zawsze wielkie zrozumienie
i poparcie jako obrońca praw człowieka, pokoju i wolności. Te
tematy pozostały. Papież jest i dzisiaj jak najbardziej zobowią­
zany, aby wszędzie występować w obronie praw człowieka, bo
jest to wewnętrzną konsekwencją wiary w to, że człowiek jest
stworzony na obraz i podobieństwo Boże i że jest powołany
przez Boga. Papież jest zobowiązany, aby walczyć o pokój, wal­
czyć przeciwko przemocy i zagrożeniu wojną. Jest wewnętrznie
zobowiązany, aby walczyć o zachowanie i szanowanie stworze­
nia, aby występować przeciwko jego niszczeniu.
Jest więc z natury rzeczy wiele tematów, o których można
powiedzieć, że są bliskie nowoczesnej moralności. Nowoczesność
nie jest zbudowana tylko z elementów negatywnych. Gdyby tak
było, nie mogłaby dłużej istnieć. Niesie w sobie wielkie moralne
wartości, które pochodzą także z chrześcijaństwa i właśnie przez
chrześcijaństwo zostały jako wartości wszczepione w świado­
mość rodzaju ludzkiego. Tam gdzie są one bronione - a muszą
one być bronione przez papieża - istnieje szerokie poparcie. To
nas cieszy. Nie może to jednak wprowadzać w błąd co do tego,
że istnieją inne tematy, które powodują sprzeciw.

Liberalny monachijski teolog Eugen Biser już teraz zalicza Waszą


Świątobliwość „do najbardziej znaczących papieży historii". Według
niego wraz z Benedyktem XVI rozpoczyna się Kościół, w którym
Chrystus poprzez zaproszenie do doświadczania Boga „mieszka
w ludzkich sercach".
2. Skandal nadużyć seksualnych 33

Nagle jednak karta się odwraca. Przypominamy sobie kazanie


Waszej Świątobliwości na objęcie urzędu 24 kwietnia 2005 roku,
w którym Wasza Świątobliwość powiedział: „Módlcie się za mnie,
abym nie uciekał strachliwie przed wilkami". Czy Wasza Świątobli­
wość przeczuwał, że ten pontyfikat będzie oznaczał także podążanie
bardzo trudną drogą?

Spodziewałem się tego. Ale najpierw trzeba zaznaczyć, że póki


papież żyje, trzeba być bardzo ostrożnym w kwestii uszerego­
wania go jako znaczącego lub pozbawionego znaczenia. Dopiero
po upływie jakiegoś czasu widzi się, jaką pozycję zajmuje ktoś
w całości historii. A że nie ciągle będzie trwała miła atmosfera,
było oczywiste, zważywszy na całą konstelację naszego świata,
z wszystkimi wielkimi niszczącymi siłami, z przeciwieństwami,
które w świecie występują, z zagrożeniami i błędnymi drogami.
Gdyby trwało wyłącznie poparcie, musiałbym siebie poważnie
zapytać, czy rzeczywiście przepowiadam Ewangelię w całości.

Zdjęcie w styczniu 2009 ekskomuniki z czterech biskupów należą­


cych do Bractwa świętego Piusa to pierwsze pęknięcie. Będziemy jesz­
cze na ten temat mówić, także o godnym uwagi tle tego wydarzenia.
Za jednym zamachem ten tak wcześniej wychwalany papież, o któ­
rym mówiło się, że wywołuje prawdziwą „gorączkę Benedykta", stał
się „nieszczęsnym papieżem", kimś, kto ma przeciwko sobie połowę
świata.
Komentarze są katastrofalne. „Neue Ziircher Zeitung" ma powód,
aby wobec z niczym nieporównywalnej antypapieskiej kampanii
medialnej mówić o „agresywnym braku wyczucia" dziennikarzy
Żydowsko-francuski filozof Bernard-Henri Levy zauważa, że gdy
tylko rozmowa schodzi na Benedykta XVI, „dyskusję opanowują
przesądy, nierzetelność, a nawet całkowita dezinformacja".
Czy zdjęcie ekskomuniki było błędem?
34 Znaki czasu

Tu chyba trzeba coś powiedzieć na temat samego zdjęcia eks­


komuniki, gdyż jest w tej kwestii niesamowicie wiele błędów
rozpowszechnionych także przez uczonych teologów. Nie jest
tak, jak to wielokrotnie było przedstawiane, że ci czterej biskupi
zostali ekskomunikowani ze względu na swoją negatywną
postawę wobec Drugiego Soboru Watykańskiego. W rzeczy­
wistości zostali ekskomunikowani, ponieważ przyjęli święcenia
biskupie bez papieskiego pozwolenia. Zadziałał zatem obowią­
zujący w tym wypadku kanon, który był już obecny w sta­
rożytnym prawie Kościoła. Według niego karze ekskomuniki
podlega każdy, kto bez papieskiego pozwolenia święci innych
biskupów, a także ci, którzy dają się w ten sposób wyświęcić.
Zostali więc ekskomunikowani, bo wystąpili przeciwko pry­
matowi. Analogiczna sytuacja istnieje w Chinach, gdzie także
biskupi byli święceni bez papieskiego pozwolenia i dlatego też
nie byli w pełnej jedności z papieżem.
Jest tak, że gdy taki biskup uzna zarówno w ogólności, jak
i w szczególności prym at aktualnie urzędującego papieża, eks­
komunika zostaje zdjęta, gdyż nie jest już uzasadniona. Tak
robimy w Chinach - i mamy nadzieję przez to powoli zlikwi­
dować podział - i tak też postępowaliśmy w tych tu przywo­
łanych przypadkach. Krótko: zostali ekskomunikowani tylko
z jednego powodu, a mianowicie dlatego, że zostali wyświęceni
bez papieskiego pozwolenia; i z jednego powodu została z nich
zdjęta ekskomunika - bo wyrazili uznanie władzy papieża,
nawet jeśli nie we wszystkich punktach się z nim zgadzają.
Jest to samo w sobie całkiem normalne postępowanie
prawne. Przy czym muszę powiedzieć, że w tym wypadku
zawiodło nasze biuro prasowe. Nie zostało w wystarczający
sposób wyjaśnione, dlaczego ci biskupi zostali ekskomuniko­
wani i dlaczego teraz musieli zostać, z całkowicie prawnych
powodów, uwolnieni od ekskomuniki.
2. Skandal nadużyć seksualnych 35

W opinii publicznej powstało wrażenie, że Rzym obchodzi się bardzo


pobłażliwie z prawicowymi i konserwatywnymi ugrupowaniami,
podczas gdy lewicowi i liberalni protagoniści szybko zmuszani są
do milczenia.

Chodzi tu po prostu o jasną sytuację prawną. Drugi Sobór


Watykański nie wchodził tu w ogóle w grę. Także żadna inna
teologiczna kwestia. Wraz z uznaniem prymatu papieża biskupi
ci zostali, patrząc z prawnego punktu widzenia, uwolnieni od
ekskomuniki, co nie oznaczało ani nadania im w Kościele jakichś
urzędów, ani zaakceptowania ich podejścia do Drugiego Soboru
Watykańskiego.

Powtórzmy więc: Nie ma różnego traktowania prawicowych i lewi­


cowych ugrupowań?

Nie. Wszystkich wiąże to samo kościelne prawo i ta sama wiara.


Wszyscy cieszą się też tymi samymi wolnościami.

Przypadkiem Williamsona jeszcze zajmiemy się bliżej.


Dokładnie rok później nadciągnęły nad Kościół katolicki naj­
ciemniejsze chmury. Jak z głębokiej otchłani wyszły z przeszłości
na światło dzienne niepoliczone i niepojęte przypadki seksualnych
nadużyć popełnianych przez księży i osoby zakonne. Chmury te rzu­
ciły cień na Stolicę Piotrową. Nikt już nie mówi o moralnej instan­
cji świata, jak miano w zwyczaju określać papieża. Jak wielki jest
ten kryzys? Czy jest on rzeczywiście, jak się czasami czyta, jednym
z największych w historii Kościoła?

Tak, to jest wielki kryzys, trzeba to przyznać. Był on dla nas


wszystkich wstrząsem. Nagle tak wiele brudu. To było rzeczy­
wiście prawie jak krater wulkanu, z którego nagle wydobywają
36 Znaki czasu

się ogromne chmury pyłu, wszystko zaciemniającego i zabru­


dzającego. Kapłaństwo okazało się nagle miejscem hańby a każdy
ksiądz stał się podejrzany. Niektórzy księża tłumaczyli, że nie
mają już odwagi podać dziecku ręki, nie mówiąc o wyjeździe
z dziećmi na wakacyjny obóz.
Dla mnie sprawa nie pojawiła się całkiem niespodziewanie.
W Kongregacji Nauki Wiary miałem już do czynienia z przy­
padkami amerykańskimi; widziałem też, jak rozwija się sytuacja
w Irlandii. Ale taka skala problemu była mimo wszystko nie­
samowitym szokiem. Od mojego wyboru na Stolicę Piotrową
spotykałem się wielokrotnie z ofiarami nadużyć seksualnych.
Trzy i pół roku wcześniej, w październiku 2006 roku, zwróci­
łem się w przemówieniu do irlandzkich biskupów z żądaniem,
aby prawda wyszła na jaw, aby zrobić wszystko, co konieczne,
żeby się tego rodzaju okropne przestępstwa nie powtarzały,
aby uwzględniać zasady sprawiedliwości i prawa oraz, przede
wszystkim, nieść uzdrowienie ofiarom.
Widząc tak zbrukane kapłaństwo, a tym samym cały Koś­
ciół katolicki zraniony w czymś dla niego najgłębszym - z tym
trzeba było się rzeczywiście uporać. Ale ważne było też, aby
równocześnie nie stracić jasnego spojrzenia na dobro, które jest
w Kościele, i żeby te okropne rzeczy go nie przysłoniły.

Przypadki molestowania w obrębie Kościoła są gorsze niż gdziekol­


wiek indziej. Kto otrzymuje wyższe święcenia, ten także musi spro­
stać wyższym wymaganiom. Już na początku wieku, jak Wasza
Świątobliwość powiedział, było wiadomo o serii takich przypad­
ków w Stanach Zjednoczonych. Po raporcie Ryana także w Irlan­
dii ukazała się ogromna skala seksualnych nadużyć i Kościół sta­
nął w kolejnym kraju przed potężnym problemem. „Cale pokolenia
potrwa - mówi irlandzki kapłan zakonny Vincent Twomey - aby
dojść z tym do ładu".
2. Skandal nadużyć seksualnych 37

W Irlandii problem jest bardzo specyficzny - mamy tam do czy­


nienia z tak zwanym zamkniętym katolickim społeczeństwem,
które pozostało wierne swojej wierze pomimo trwających setki
lat prześladowań, jednak także w nim mogły zakorzenić się
pewne postawy. Nie czas teraz analizować wszystkich szcze­
gółów. Kraj, który dał światu tylu misjonarzy, tylu świętych,
który w historii misji stoi także u początków wiary w Niem­
czech, widzieć teraz w takiej sytuacji - to wstrząsające i przy­
gnębiające. Przede wszystkim dla samych katolików w Irlandii,
gdzie przecież jest wielu dobrych księży. Trzeba gruntownie
zbadać, jak mogło do tego dojść, a równocześnie zastanowić się,
co można zrobić, żeby coś takiego nigdy już się nie zdarzyło.
Ma pan rację: to szczególnie ciężki grzech, gdy ktoś, kto
ma pomagać ludziom w drodze do Boga, komu na tej drodze
powierza się dziecko, zamiast prowadzić je do poznania Boga,
molestuje je i od Boga odwodzi. Przez to wiara jako taka staje się
nieprzekonująca, a Kościół nie może wiarygodnie przedstawiać
się jako ten, który głosi Jezusa Chrystusa.
Wszystko to zaszokowało nas i dogłębnie mną wstrząsnęło.
Pan powiedział nam jednak, że w pszenicy będą także i chwa­
sty, ale zasiew, Jego zasiew, dalej będzie rósł. Na tym opiera się
nasza nadzieja.

Wstrząsające są nie tylko nadużycia, ale też sposób podejścia do nich.


Same czyny były przez dziesiątki lat tuszowane i przemilczane. To
całkowite bankructwo dla instytucji, która słowo „miłość" ma wypi­
sane na sztandarach.

Arcybiskup Dublina powiedział mi w tym kontekście coś bar­


dzo interesującego. Mówił, że kościelne prawo karne funkcjo­
nowało aż do późnych lat pięćdziesiątych; nie było wprawdzie
doskonałe - wiele można krytykować - ale mimo wszystko
38 Znaki czasu

było stosowane. Jednak od połowy lat sześćdziesiątych prze­


stano po prostuje stosować. Panowało przekonanie, że Kościół
nie może już być Kościołem prawa, ale Kościołem miłości; nie
powinien więc karać. W ten sposób zlikwidowano świadomość,
że kara może być także aktem miłości. Doszło wtedy także do
osobliwego zaciemnienia myślenia wielu całkiem dobrych ludzi.
Dzisiaj musimy się na nowo uczyć, że miłość do grzesznika
i miłość do ofiary stoją we właściwym stosunku, gdy karze się
grzesznika w możliwej i odpowiedniej formie. W przeszłości
doszło do takiej przemiany świadomości, a przez tę przemianę
nastąpiło niezrozumienie prawa i konieczności kary - w końcu
też zawężenie pojęcia miłości, która nie jest tylko byciem miłym
i uprzejmym, lecz także byciem w prawdzie. A prawdą jest
także to, że trzeba karać tych, którzy zgrzeszyli przeciwko
prawdziwej miłości.

W Niemczech doszło do lawiny odkrytych przypadków nadużyć


seksualnych, bo Kościół sam je zaczął wyjawiać opinii publicznej.
O pierwszych przypadkach doniosło kolegium jezuitów w Berlinie,
ale bardzo szybko dowiedziano się także o podobnych wydarze­
niach w innych instytucjach, nie tylko katolickich. Dlaczego jednak
odkrycia z Ameryki i z Irlandii nie stały się okazją, aby natychmiast
przebadać inne kraje i nawiązać kontakty z ofiarami - a także aby
tym samym wykluczyć sprawców, którzy być może ciągle jeszcze
są aktywni?

W Ameryce zareagowaliśmy natychmiast z odnowionymi,


zaostrzonymi normami. Ponadto została usprawniona współ­
praca pomiędzy świeckim i kościelnym wymiarem sprawiedli­
wości. Czy było zadaniem Rzymu w specjalny sposób powie­
dzieć wszystkim krajom: Zobaczcie, czy i u was takie sprawy
się nie zdarzają? Być może powinniśmy tak zrobić. Dla mnie
2. Skandal nadużyć seksualnych 39

bylo w każdym razie zaskoczeniem, że nadużycia seksualne


istniały w takiej skali także w Niemczech.

To, że prasa i telewizja zajmują się intensywnie tą sprawą, pomaga


w jej wyjciśnieniu, które jest na tyle ważne, że nie można z niego
zrezygnować. Ideologicznie zabarwiona jednostronność i agresyw­
ność niektórych mediów przyjmuje jednak formę wojny propagan­
dowej, która całkowicie straciła wszelką miarę. Nie zważając na
to, Papież stawia sprawę jasno: „Największe prześladowanie Koś­
cioła nie pochodzi od zewnętrznych wrogów, ale wyrasta z grzechów
w samym Kościele".

Nie można było przeoczyć, że nie tylko czyste pragnienie


prawdy napędzało rewelacje prasy, ale także była w tym radość
ze skompromitowania i zdyskredytowania Kościoła. Pomimo
to zawsze musi być jasne, że o ile jest to prawda, musimy być
wdzięczni za każde wyjaśnienie. Prawda połączona z właściwie
rozumianą miłością jest wartością numer jeden. W końcu media
nie mogłyby w ten sposób informować, gdyby w samym Koś­
ciele nie było zła. Tylko dlatego że w Kościele było zło, mogło
ono przez innych zostać przeciw Kościołowi wykorzystane.

Ernst-Wolfgang Bóckenfórde, były niemiecki sędzia konstytucyjny,


powiedział: „Słowa, których papież Benedykt użył przed laty
w USA i teraz w liście do katolików irlandzkich, nie mogły być
ostrzejsze"*. Właściwym powodem wieloletniego utrzymywania
się fałszywego kierunku rozwoju miałoby być głęboko zakorzenione
działanie „w interesie Kościoła". Dobro i znaczenie Kościoła mia­
łyby stać ponad wszystkim. Dobro ofiar natomiast schodzi w ten

* Por. fragmenty z listu pasterskiego Benedykta XVI do irlandzkiego


Kościoła z 19 marca 2010 w Dodatku.
40 Znaki czasu

sposób na drugi plan, chociaż to właśnie ofiary jako pierwsze


potrzebują obrony ze strony Kościoła.

Analiza nie jest oczywiście łatwa. Co oznacza działanie „w inte­


resie Kościoła"? Dlaczego wcześniej nie reagowano w ten sam
sposób jak dzisiaj? Także prasa nie atakowała tych spraw, świa­
domość była wtedy inna. Wiemy, że właśnie same ofiary odczu­
wają wielki wstyd i niekoniecznie od razu chcą być ciągnięte do
światła. Większość z nich dopiero po upływie dziesiątków lat
była zdolna do mówienia o tym, co z nimi się działo.
Ważne, po pierwsze, jest, aby przygarnąć ofiary i zrobić
wszystko, by im pomóc i umacniać je w procesie uzdrowienia;
po drugie, aby uniknąć takich czynów przez właściwy wybór
kandydatów do kapłaństwa; po trzecie, aby ukarać sprawców
i uniemożliwić im powtarzanie tych występków. Jak dalece
mają być tego typu przypadki upublicznione, jest to, jak myślę,
inne pytanie, na które w różny sposób można udzielić odpo­
wiedzi, w zależności od stadiów rozwoju świadomości opinii
publicznej.
Nie może być jednak tak, że się te sprawy zamiata pod dywan,
nie chce się ich widzieć i pozwala się sprawcom nadal działać.
Konieczna jest czujność Kościoła, kary dla tych, którzy zawiedli,
i przede wszystkim wykluczenie możliwości ich dalszego kon­
taktu z dziećmi. Najważniejsza jest, jak zostało już powiedziane,
miłość do ofiar, staranie, aby mogły doświadczyć dobra, aby im
pomóc w przepracowaniu tego, co przeżyły.

Wasza Świątobliwość wypowiedział się w sprawie nadużyć seksu­


alnych przy różnych okazjach, na przykład we włcLŚnie przywo­
łanym liście pasterskim do katolików Irlandii. Jednak nie nikną
takie nagłówki, jak: „Papież milczy w sprawie seksualnych nad­
użyć", „Papież ucieka w milczenie", „Papież milczy o seksualnych
2. Skandal nadużyć seksualnych 41

skandalach w Kościele katolickim". Czy nie powinno się niektórych


rzeczy mówić jeszcze częściej i jeszcze głośniej w tym tak głośnym
i niedosłyszącym świecie?

Można się nad tym oczywiście zastanawiać. Myślę, że w tej


kwestii zostało powiedziane wszystko, co istotne. To bowiem, co
zostało powiedziane Irlandii, nie odnosi się tylko do tego kraju.
O tyle więc słowo Kościoła i papieża było całkowicie jasne, nie-
pozostawiające wątpliwości i wszędzie słyszalne. W Niemczech
musimy najpierw oddać głos biskupom. Można jednak zawsze
pytać, czy papież nie powinien mówić jeszcze częściej. Nie zdo­
będę się teraz na rozstrzygnięcie tej kwestii.

Ale w końcu musi Wasza Świątobliwość rozstrzygnąć. Lepsza komu­


nikacja prawdopodobnie polepszyłaby sytuację.

Tak, to jest racja. Uważam jednak, że z jednej strony to, co


istotne, rzeczywiście zostało powiedziane. A że to nie dotyczy
tylko Irlandii, było właściwie jasne. Z drugiej strony jak już
mówiłem, głos należy najpierw oddać biskupom. Dlatego nie
było błędem trochę poczekać.

Główna część tych przypadków dotyczy dziesiątków lat wstecz.


Obciążają onejednak pontyfikat Waszej Świątobliwości. Czy Wasza
Świątobliwość myślał o rezygnacji?

Nie można uciekać, gdy coś poważnie zagraża. Dlatego na


pewno nie jest to moment, aby ustępować. Właśnie w takich
chwilach trzeba wytrwać i przetrzymać trudne sytuacje. Takie
jest moje zdanie. Ustępować można w momencie spokojnym
albo gdy już po prostu nie daje się rady. Nie można jednak w nie­
bezpieczeństwie uciec i powiedzieć, aby ktoś inny się tym zajął.
42 Znaki czasu

Czy jest więc wyobrażalna sytuacja, w której Wasza Świątobliwość


widzi uzasadnienie rezygnacji papieża?

Tak. Gdy papież wyraźnie widzi, że fizycznie, psychicznie


i duchowo nie może już dłużej poradzić sobie ze swoim urzę­
dem, wtedy ma on prawo, a w niektórych sytuacjach nawet
obowiązek, zrezygnować.

Kto w tamtych dniach śledził doniesienia mediów, musiał odnieść


wrażenie, że Kościół katolicki to jeden wielki system niesprawiedli­
wości i seksualnych nadużyć. Strzela się jak z pistoletu tezą, że ist­
nieje bezpośredni związek pomiędzy katolicką nauką o seksualności,
celibatem i molestowaniem. Nie zauważa się, że podobne sytuacje
zdarzały się w niekatolickich instytucjach. Według kryminologa
Christiana Pfeiffera tylko 0,1 procent sprawców przestępstw seksu­
alnych pochodzi z kręgu ludzi związanych zawodowo z Kościołem
katolickim. Według amerykańskiego raportu rządowego w Stanach
Zjednoczonych w roku 2008 udział księży uwikłanych w przypadki
pedofilii to 0,03 procent. Protestancki „Christian Science Monitor"
opublikował studium, według którego protestanckie Kościoły Ame­
ryki są dotknięte tym problemem w o wiele wyższym stopniu.
Czy Kościół katolicki jest w kwestii nadużyć seksualnych w inny
sposób postrzegany i oceniany?

Właściwie udzielił już pan sobie odpowiedzi. Gdy widzi się rze­
czywiste proporcje, nie upoważnia nas to wprawdzie do tego,
aby nie dostrzegać problemu lub go minimalizować, musimy
jednak stwierdzić, że w tych sprawach nie chodzi o coś specy­
ficznego dla katolickiego kapłaństwa albo Kościoła katolickiego.
Są one niestety po prostu zakotwiczone w grzesznej kondycji
człowieka - obecnej także w Kościele katolickim - która dopro­
wadziła do tak strasznych rezultatów.
2. Skandal nadużyć seksualnych 43

W każdym razie ważne jest, aby nie stracić perspektywy całego


dobra, które dokonuje się dzięki Kościołowi, i aby nie przestać
zauważać, jak wielu ludziom pomaga się w cierpieniu, jak wielu
chorych i dzieci wspiera się towarzyszącą obecnością, jak wiele
udziela się pomocy. Myślę, że nie powinniśmy minimalizować
tego, co złe, i musimy to uznać, cierpiąc z tego powodu, ale też
trzeba, abyśmy byli wdzięczni Kościołowi katolickiemu i ukazy­
wali, jak wiele światła z niego płynie. Gdyby go nie było, dopro­
wadziłoby to do upadku całych konfiguracji życia społecznego.

A mimo to wielu ludziom jest w tych dniach ciężko wytrwać w Kościele.


Czy Wasza Świątobliwość może zrozumieć tych, którzy w ramach
protestu występują z Kościoła?

Mogę to zrozumieć. Myślę tu przede wszystkim o samych ofia­


rach. Mogę zrozumieć, jak ciężko jest im jeszcze wierzyć, że Koś­
ciół to źródło dobra, że zapośrednicza on światło Chrystusa, że
pomaga żyć. I również inni, którzy mają tylko negatywny obraz,
nie widzą już całego, żyjącego Kościoła. Tym bardziej musi się on
starać, aby pomimo wszystkich złych rzeczy to, co w nim żywe
i wielkie, na nowo uczynić widocznym.

Jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary Wasza Świątobliwość zaraz po


ujawnieniu przypadków nadużyć w USA opublikował wytyczne, jak
postępować z takimi sprawami. Chodzi w nich także o współpracę
z państwowym wymiarem sprawiedliwości i o perspektywę podjęcia
środków prewencyjnych oraz unikanie wszelkiego tuszowania spraw.
Wytyczne te zostały w roku 2003 dodatkowo zaostrzone. Jakie kon­
sekwencje Watykan wyciągnie z ostatnio ujawnionych przypadków?

Wytyczne te zostały teraz raz jeszcze przepracowane i niedawno


wydane w ostatniej wersji. Dokument ten ciągle jest doskonalony
44 Znaki czasu

pod wpiywem nabytych doświadczeń, aby jeszcze lepiej, dokład­


niej i bardziej prawidłowo móc reagować na te sytuacje. Nie
wystarczy tu jednak samo prawo karne. Odpowiednio zająć się
tymi przypadkami od strony prawa to jedna rzecz. Drugą rzeczą
jest troska o to, aby one się nigdy więcej nie zdarzały. W tym
celu nakazaliśmy przeprowadzić wielką wizytację seminariów
w Ameryce. Tam też były najwyraźniej uchybienia, także nie­
wystarczająco dokładnie sprawdzono młodych ludzi, którzy być
może wydawali się mieć pewne uzdolnienia do pracy z mło­
dzieżą oraz pewne religijne predyspozycje, jednak trzeba było
stwierdzić, że nie nadają się do kapłaństwa.
Zapobieganie jest więc także w ażnym sektorem działal­
ności. Do tego dochodzi konieczność pozytywnego w ycho­
wania do prawdziwej czystości i do właściwego obchodze­
nia się z własną seksualnością i z seksualnością innych. Jest
tu także wiele do rozwinięcia na płaszczyźnie teologicznej
i wiele do zrobienia w celu stworzenia odpowiedniego klimatu.
W sprawę powołań powinna się angażować zawsze cała wspól­
nota wierzących, wspólnie myśląc i działając, a także uważnie
obserwując poszczególnych ludzi. Wspólnota z jednej strony
prowadzi i niesie, a z drugiej - pomaga rozpoznawać przeło­
żonym, czy konkretne osoby nadają się do stanu duchownego
czy też nie.
Musi być to więc cały pakiet środków - prewencyjnych oraz
takich, które pozwalają reagować na bieżąco - a w końcu także
pozytywnych działań stwarzających duchowy klimat, w któ­
rych te nieprawidłowości będą mogły zostać przezwyciężone
i w miarę możliwości całkowicie wykluczone.

Ostatnio na Malcie Wasza Świątobliwość rozmawiał z wieloma


ofiarami seksualnych nadużyć. Jedna z nich, Joseph Magro, powie­
działa po spotkaniu: „Papież płakał ze mną, chociaż nie ma żadnej
2. Skandal nadużyć seksualnych 45

jego winy w tym, co mi się przydarzyło". Co mógł Wasza Świąto­


bliwość powiedzieć ofiarom?

Właściwie nie mogłem powiedzieć im nic szczególnego. Mogłem


powiedzieć, że bardzo głęboko mnie to dotyka. Że cierpię razem
z nimi. I nie były to tylko słowa, lecz rzeczywiście tak czułem
w sercu. Mogłem im powiedzieć, że Kościół uczyni wszystko,
żeby to się nigdy więcej nie wydarzyło, i że chcemy im pomóc,
na ile potrafimy. A w końcu, że obejmujemy je swoją modlitwą
i prosimy, aby nie straciły wiary w Chrystusa jako prawdziwe
światło, a także zachowały wiarę w żywą wspólnotę Kościoła.
3

Przyczyny i szanse kryzysu

Absolutnie niezapomniane jest prawdziwe oskarżenie wygłoszone


przez Waszą Świątobliwość podczas drogi krzyżowej w Wielki Piątek
2005 roku, parę tygodni przed tym, jak Wasza Świątobliwość został
wybrany na następcę Jana Pawła II: „Ileż razy czcimy samych siebie,
nie biorąc Go nawet pod uwagę? Ileż razy Jego słowo jest wypaczane
i nadużywane?". I jakby zwracając się już w kierunku przyszłych
wydarzeń: „Ile brudu jest w Kościele i to właśnie wśród tych, którzy
poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego?".
Oto teraz właśnie w ogłoszonym przez Waszą Świątobliwość
Roku Kapłańskim wychodzą na światło dzienne te wszystkie przy­
wołane brudy i przestępstwa. Czy z perspektywy Biblii to dokonane
ujawnienie skandali niejest już samo w sobiejakimś znakiem, który
należy interpretować?

Można przypuszczać, że diabeł nie mógł ścierpieć Roku Kapłań­


skiego i dlatego rzucił nam w twarz ten cały brud. Jakby chciał
pokazać światu, ile grzechu jest właśnie wśród księży.
Można także powiedzieć, że nasz Pan chciał nas wypróbo­
wać i wezwać do głębszego oczyszczenia, abyśmy nie obchodzili
3. Przyczyny i szanse kryzysu 47

Roku Kapłańskiego tryumfalnie, jako przydawanie sobie samym


chwały, lecz jako rok oczyszczenia, wewnętrznej odnowy, prze­
miany i przede wszystkim pokuty
Pojęcie pokuty, które należy do podstawowych elementów
starotestamentalnego przesłania, stało się dla nas coraz bar­
dziej obce. Chciano się ograniczyć do mówienia jedynie o rze­
czach pozytywnych. Ale to, co negatywne, istnieje, jest fak­
tem. Darem jest umiejętność przemiany, to, że przez pokutę
można się nawrócić i dać siebie odmienić. Tak też widział to
starożytny Kościół. Trzeba teraz w duchu pokuty rozpocząć od
nowa - a równocześnie nie stracić radości z kapłaństwa, lecz ją
odzyskać.
Mogę z wielką wdzięcznością powiedzieć: tak się właśnie
działo. Otrzymałem od biskupów, księży i świeckich wiele
przejmujących i poruszających świadectw wdzięczności za Rok
Kapłański, które zapadają głęboko w serce. Ludzie ci świadczą:
Przeżyliśmy Rok Kapłański jako okazję do oczyszczenia, jako akt
pokory, przez który na nowo pozwalamy się powołać naszemu
Panu. Właśnie przez to ujrzeliśmy znowu wielkość i piękno
kapłaństwa. W tym sensie, jak myślę, te okropne rewelacje były
aktem opatrzności, który nas upokorzył i zmusił, aby raz jesz­
cze rozpocząć na nowo.

Przyczyny nadużyć są złożone. Bezradnie pytamy przede wszyst­


kim: Jak może w tak straszny sposób postępować właśnie ten, kto
codziennie czyta Ewangelię i celebruje Mszę świętą, kto sprawuje
sakramenty i powinien się nimi wzmacniać?

To jest pytanie, które realnie dotyka „mysterium iniąuitatis”,


tajemnicy zła. Rozważając ją, pyta się także: Co myśli ktoś taki,
gdy rankiem idzie do ołtarza i celebruje Najświętszą Ofiarę? Czy
przystępuje w ogóle do spowiedzi? Co mówi na spowiedzi? Jakie
48 Znaki czasu

konsekwencje ma ta spowiedź w nim? Musiała być przecież


potężnym narzędziem, które go na nowo podnosiło i zmuszało
do zmiany
Jest tajemnicą, że ktoś, kto oddał się świętości, tak całkowicie
ją traci, może stracić same jej źródła. Przecież musiał czuć przy­
najmniej w momencie święceń kapłańskich tęsknotę za wielkoś­
cią i czystością, bo w innym przypadku nie wybrałby tej drogi.
Jak ten ktoś może potem tak upaść?
Nie wiemy tego. Tym większe ma znaczenie to, że księża
muszą się nawzajem wspierać, nie mogą się stracić z oczu; że
biskupi są za to odpowiedzialni i że my musimy błagać wier­
nych, aby także wspomagali swoich księży. I widzę w parafiach,
że wzrasta miłość do księdza w momencie, gdy widzi się jego
słabość i gdy wspólnota stawia sobie za cel pomaganie księdzu
w przezwyciężaniu jego słabości.

Być może mamy częściowofałszywy obraz Kościoła. Jak gdyby mógł


on być wolny od takich rzeczy; jak gdyby Kościół nie był wysta­
wiony na pokusy, właśnie on. Muszę raz jeszcze zacytowaćfragment
z rozważań Drogi Krzyżowej napisanych przez Waszą Świątobli­
wość: „Przeraża nas brud na szacie i obliczu Twego Kościoła. Ale to
my sami je zbrukaliśmy (...). Naszym upadkiem powalamy Cię na
ziemię. A szatan śmieje się szyderczo z nadzieją, że nie zdołasz pod­
nieść się więcej z tego upadku. Liczy, że powalony upadkiem Twego
Kościoła, będziesz leżał na ziemi, pokonany

Tak, tak to jest, to dzisiaj możemy widzieć naszymi oczami i to


szczególnie narzuca się, gdy rozmyślamy o Drodze Krzyżowej.
Staje się jasne, że Chrystus nie cierpi ze względu na jakiś przypa­
dek, lecz rzeczywiście wziął na ramiona całą historię ludzkości.
Jego cierpienie dla nas nie jest tylko teologiczną formułą. Zoba­
czyć to i pozwolić Mu przeciągnąć nas na swoją stronę, a nie
3. Przyczyny i szanse kryzysu 49

pozostawać po stronie przeciwnej, jest aktem egzystencjalnym.


W medytacji nad Drogą Krzyżową zauważamy: On rzeczywi­
ście cierpi za nas. I wziął także moje sprawy na siebie. Teraz
przyciąga mnie do siebie, poprzez poszukiwanie mnie w tym,
co we mnie najgłębsze, i podnosi mnie ku sobie.
Zło zawsze będzie częścią tajemnicy Kościoła. To, co ludzie, co
księża zrobili w Kościele, dowodzi, że Chrystus założył Kościół
i go podtrzymuje. Gdyby Kościół zależał tylko od ludzi, już od
dawna leżałby w gruzach.

Większość nadużyć zdarzyła się w latach siedemdziesiątych i osiem­


dziesiątych. Prefekt Kongregacji do spraw Zakonów kardynał Franc
Rodé wskazuje w tym kontekście na wieloletni upadek wiary i podko­
pywanie autorytetu Kościoła, które to zjawiska miałyby być współ­
odpowiedzialne za skandale. „Zsekularyzowana kultura przenik­
nęła do niektórych zachodnich zakonów - mówi Rodé - a przy tym
przecież właśnie życie zakonne miało być dla dominującej kultury
alternatywą, a nie jej odzwierciedleniem".

Oczywiście duchowa atmosfera lat siedemdziesiątych, która


swoje początki ma już w latach pięćdziesiątych, sporo wniosła
do sprawy. Nie jest bez znaczenia, że to wtedy rozwinięto teo­
rię, zgodnie z którą pedofilia miałaby być traktowana jako coś
pozytywnego. Przede wszystkim jednak znalazła zwolenników
teza - która przeniknęła także do katolickiej teologii moralnej -
że nie ma czegoś, co byłoby złem samym w sobie. Miałoby ist­
nieć zło jedynie „relatywne". Pytanie o to, co jest dobre, a co złe,
zależałoby jedynie od konsekwencji.
W kontekście przekonania, że wszystko jest relatywne i nie
ma zła samego w sobie, lecz jedynie względne dobro i względne
zło, ludzie, którzy mieli skłonności do takich zachowań, zostali
pozbawieni oparcia. Pedofilia jest oczywiście przede wszystkim
50 Znaki czasu

chorobą poszczególnych osób, ale że mogła ona stać się tak bez­
karna i tak rozpowszechniona, zależało też od duchowej konste­
lacji, przez którą podstawy teologii moralnej, czyli dobro i zło,
stały się problematyczne. Dobro i zło okazały się zamienne i nie
stały już w jasnej opozycji do siebie nawzajem.

Także odkrycie podwójnego życia założyciela wspólnoty zakonnej


Legionistów Chrystusa Marciala Maciela Degollado wstrząsnęło Koś­
ciołem. Zarzuty o molestowanie przeciwko zmarłemu w roku 2008
w USA Macielowi były znane w Rzymiejuż od lat. Towarzyszka życia
Maciela przyznała, że jest matką dwojga wspólnych dzieci. W Mek­
syku słychać już głosy, że publiczne przeprosiny Legionistów Chry­
stusa nie wystarczają i że zakon musi zostać rozwiązany.

Niestety, docieraliśmy do tych spraw bardzo powoli i zbyt późno.


Były dobrze ukryte i dopiero około roku 2000 zyskaliśmy kon­
kretne punkty zaczepienia. Trzeba było jednoznacznych świa­
dectw, aby rzeczywiście mieć pewność, że zarzuty są słuszne.
Marcial Maciel pozostaje dla mnie postacią tajemniczą.
Z jednej strony jego życie, jak teraz już wiemy, sytuuje się
poza moralnością - życie awanturnicze, dziwaczne, przegrane.
Z drugiej strony widzimy jego dynamizm i siłę, dzięki której
zbudował wspólnotę Legionistów.
Tymczasem nakazaliśmy przeprowadzić wizytację apostol­
ską i wyznaczyliśmy delegata, który z grupą współpracowni­
ków przygotuje konieczne reformy. Jest oczywiście parę popra­
wek do przeprowadzenia, ale zasadniczo wspólnota jest zdrowa.
Jest w niej wielu młodych ludzi, którzy z zapałem chcą służyć
wierze. Nie wolno zniszczyć tego zapału. Mimo fałszu założy­
ciela wielu zostało ostatecznie wezwanych do dobrego. To jest
niezwykłe, owa sprzeczność, to, że tak zwany fałszywy prorok
może mieć pozytywne oddziaływanie. Tym młodym ludziom
3. Przyczyny i szanse kryzysu 51

trzeba na nowo dodać odwagi. Potrzeba nowej struktury, żeby


nie wpadli w pustkę, lecz dobrze prowadzeni dalej mogli służyć
Kościołowi i ludziom.

Przypadku Maciela nie można z niczym porównać. Oprócz tego


jednak wszędzie jest wielu księży, którzy albo w tajemnicy, albo
za wiedzą swojej wspólnoty lub nawet przełożonych Kościoła żyją
w związkach przypominających małżeństwo. Skandal staje się
większy, gdy dzieci z tych związków są odsyłane do przytułków,
a Kościół płaci alimenty.

Tak być nie może. Wszystko, co jest kłamstwem i zatajaniem,


musi zostać usunięte. Ciągle zdarzają się w historii Kościoła
okresy, w których występują tego typu sytuacje i rozpowszech­
niają się właśnie wtedy, gdy sprzyja temu ogólny duchowy
klimat. Naturalnie jest to szczególnie pilne wyzwanie dla nas
wszystkich. Gdy jakiś ksiądz żyje z kobietą, trzeba sprawdzić,
czy jest w tym obecna prawdziwa wola zawarcia małżeństwa
i czy mogliby stworzyć dobrą rodzinę. Jeśli tak jest, muszą
pójść tą drogą. Jeśli chodzi tylko o moralną słabość i nie ma
między nimi prawdziwej wewnętrznej więzi, trzeba spróbować
znaleźć drogę do uzdrowienia jego i jej. W każdym razie należy
się zatroszczyć, aby dzieciom - bo one są dobrem o najwyższej
randze - działa się sprawiedliwość i aby otrzymały potrzebne
im spójne wychowanie.
Podstawowym problemem jest uczciwość. Drugim jest szacu­
nek do prawdy o tych dwojgu ludziach i o dzieciach, konieczny,
aby znaleźć właściwe rozwiązanie. Trzecim: Jak możemy
znowu wychować do celibatu młodych ludzi? Jak możemy
wspierać księży, aby tak żyli celibatem, aby mógł on być zna­
kiem w tym zagmatwanym świecie, w którym przecież nie
tylko celibat, ale też małżeństwo przeżywa poważny kryzys?
52 Znaki czasu

Wielu uważa, że monogamiczne małżeństwo już w zasadzie nie


istnieje. To wielkie wyzwanie, aby wspierać i na nowo przepra­
cowywać zarówno celibat, jak i małżeństwo. Monogamiczne
małżeństwo to fundament, na którym wspiera się cywilizacja
Zachodu. Gdy ono ulega zniszczeniu, pęka także to, co istotne
w naszej kulturze.

Skandal seksualnych nadużyć mógłby nas poprowadzić do pyta­


nia o przypadki nadużycia innego rodzaju. Na przykład naduży­
cia władzy. Nadużycia relacji. Nadużycia władzy wychowawczej.
Nadużycia własnych zdolności. W greckiej starożytności tragedia
powinna wzbudzić u widzów wstrząs, wywołać efekt oczyszczający,
który sprawi, że na nowo przemyślą swoje życie. Dopiero katharsis
czyni ludzi gotowymi do zmiany ich mocno ugruntowanych sposo­
bów działania. Czy obecny kryzys Kościoła nie może stać się tego
rodzaju nową szansą?

Tak myślę. Już wspomniałem, że Rok Kapłański, który upły­


nął zupełnie inaczej, niż przewidywaliśmy, miał właśnie takie
oczyszczające działanie. Także świeccy docenili na nowo kapłań­
stwo, znowu zaczęli je widzieć w jego pozytywnym wymiarze,
i to właśnie szczególnie poprzez jego zagrożenia i trudności.
To katharsis jest dla nas wszystkich wezwaniem, dla całego
społeczeństwa, ale przede wszystkim oczywiście dla Kościoła,
aby na nowo uznać podstawowe wartości, ujrzeć czyhające
na nas niebezpieczeństwa, które bardzo poważnie zagrażają
nie tylko księżom, lecz także wszystkim. Wiedza o zagroże­
niach i o zniszczeniu moralnej struktury naszego społeczeń­
stwa powinna być wezwaniem do oczyszczenia. Musimy na
nowo zrozumieć, że nie wolno nam po prostu żyć tak, jak nam
się podoba, że wolność nie oznacza dowolności i że jest rzeczą
ważną uczyć się wolności, która jest odpowiedzialnością.
Globalna katastrofa

Kryzys Kościoła to jedna rzecz, kryzys wywołany sekularyzacją to


rzecz druga. Pierwszy kryzys może jest wielki, ale drugi przypomina
/

coraz bardziej globalną katastrofę.


Przez zmiany klimatyczne rozszerza się obszar terenów tropikal­
nych, podnosi się poziom oceanów. Bieguny topnieją, dziury ozonowe
nie zmniejszają się. Jesteśmy świadkami takich tragedii, jak wyciek
ropy w Zatoce Meksykańskiej, pożary wielkich obszarów, nieporów­
nywalnych z niczym powodzi, niespodziewanych fal upałów i okre­
sów długotrwałej suszy. Sekretarz generalny Narodów Zjednoczonych
Ban Ki-moon już w listopadzie 2007 roku przed Zgromadzeniem
ONZ, określając stan planety Ziemi, uznał, że jest ona „ekstremalnie
zagrożona". Komisja Narodów Zjednoczonych stwierdziła, że ludz­
kości pozostaje już niewiele dziesięcioleci do osiągnięcia point of no
return (punktu, z którego nie ma odwrotu). Liczni eksperci uważają
nawet, że już został osiągnięty ten etap, w którym jest za późno, aby
własnymi sitami uporać się z problemami stechnicyzowanego świata.
„Bóg widział, że wszystko, co stworzył, było bardzo dobre" - czy­
tamy w Księdze Rodzaju. Przerażające, co od tamtego czasu stało się
z tą piękną planetą.
54 Znaki czasu

Pytanie brzmi: Czy Ziemia po prostu nie wytrzymuje ogromnego


potencjału rozwojowego naszego gatunku? Być może nie jest ona
przystosowana do tego, abyśmy mogli tutaj zostać na stale? Czy
też to my popełniamy jakieś błędy?

To, że nie zostaniemy tu na wieczność, mówi nam zarówno


Pismo Święte, jak i nasze doświadczenie. Na pewno jednak
popełniamy także błędy. Myślę, że ujawnia się tu problematycz-
ność pojęcia postępu. Nowożytność poszukiwała swojej drogi
pod znakiem postępu i wolności, które były pojęciami podsta­
wowymi. Czym jest jednak postęp? Dzisiaj widzimy, że może
on być też niszczycielski. Dlatego musimy zastanawiać się, jakie
należy przyjąć kryteria, aby postęp był rzeczywiście postępem.
Idea postępu miała początkowo dwa aspekty. Jednym z nich
był postęp wiedzy. Rozumiano przez to postęp w ujmowa­
niu rzeczywistości. Dokonało się to w niesamowitym stopniu
poprzez połączenie matematycznego obrazu świata i ekspery­
mentu. Dzięki temu możemy dziś rekonstruować DNA, struk­
turę życia, i w ogóle strukturę całej rzeczywistości - aż do
tego stopnia, że możemy ją częściowo nadbudowywać, a nawet
zacząć samodzielnie konstruować życie. Wraz z postępem poja­
wiły się też nowe możliwości dla ludzi.

Podstawową zasadą było: Postęp jest wiedzą.

A wiedza jest władzą. To znaczy, że gdy coś poznam, to mogę


tym też dysponować. Wiedza przyniosła ze sobą władzę, ale
w taki sposób, że możemy teraz własną mocą zniszczyć ten
świat, który - jak nam się wydaje - całkowicie poznaliśmy. Staje
się jasne, że w dotychczasowym rozumieniu pojęcia postępu
jako połączenia wiedzy i władzy brakuje istotnego elementu,
a mianowicie aspektu dobra. Oto jest pytanie: Czym jest dobro?
4. Globalna katastrofa 55

Dokąd wiedza ma prowadzić władzę? Czy chodzi tylko o to,


aby móc nad czymś panować, czy też trzeba postawić pyta­
nie o wewnętrzne kryteria, o to, co jest dobre dla ludzi, co
jest dobre dla świata? Właśnie to, jak myślę, nie dokonało się
w wystarczającej mierze. Przez to w dużym stopniu w gruncie
rzeczy zaniedbany został aspekt etyczny, rozumiany również
jako odpowiedzialność przed Stwórcą. Gdy bowiem władza jest
napędzana tylko wiedzą, ten rodzaj postępu staje się rzeczywi­
ście niszczycielski.
*

Z jakimi konsekwencjami się to wiąże?

Trzeba zdobyć się dzisiaj na wielki rachunek sumienia. Czym jest


rzeczywiście postęp? Czy jest nim to, że mogę coś zniszczyć?
Jest nim to, że mogę sam wytwarzać, selekcjonować i niszczyć
ludzi? Jak można nad nim w sposób ludzki i etyczny pano­
wać? Trzeba przemyśleć na nowo nie tylko kryteria postępu.
Obok wiedzy i postępu chodzi także o inne podstawowe pojęcie
nowożytności: o wolność, która jest rozumiana jako wolność
robienia wszystkiego.
Wyłania się z tego myślenia roszczenie do tego, by wiedza nie
podlegała żadnym ograniczeniom. Co leży w naszym zasięgu,
to powinniśmy też móc uchwycić. Wszystko inne byłoby prze­
ciwko wolności.
Czy to prawda? Nie sądzę. Widzimy, że władza człowieka
wzrosła w nadzwyczajny sposób. Wraz z nią nie rośnie jednak
etyczny potencjał ludzkości. Ten brak równowagi odzwierciedla
się dzisiaj w obawie przed postępem, któremu nie towarzyszy
moralna refleksja. Podstawowe pytanie brzmi: Jak można sko­
rygować pojęcie i fakt postępu i jak można nad nim pozytywnie
od wewnątrz zapanować? Dlatego konieczne jest tutaj szeroko
zakrojone przemyślenie fundamentów.
56 Znaki czasu

Jak trudno jest zmienić kryteria postępu, wyraźnie unaoczniła Konfe­


rencja Klimatyczna w Kopenhadze w grudniu 2009. Siedemnastu lat
potrzebowały rządy tego świata od pierwszego spotkania w Rio do
tego decydującego szczytu, który naukowcy, działacze na rzecz obrony
środowiska i politycy uznali za jedną z najważniejszych konferencji
w historii. Podstawą był wynik badań więcej niż tysiąca naukowców,
którzy na zlecenie powołanego przez ONZ Międzyrządowego Zespołu
do spraw Zmian Klimatu (w skrócie IPCC) wyliczyli, że globalne tem­
peratury, licząc od zaraz, mogą wzrosnąć maksymalnie o dwa stopnie.
Przy dalszym wzroście ocieplenia klimat załamie się nieodwracalnie.
Kompromisowy projekt z Kopenhagi nie zawiera jeszcze nawet
konkretnych kierunków. Granica dwóch stopni została już na pewno
przekroczona. Konsekwencjami tego są burze, powodzie, zniszczone
uprawy. Czy ten wynik nie utwierdza w swoim przekonaniu tych
wszystkich, którzy uważają ludzkość po prostu za niezdolną do
przeciwstawienia się we wspólnym wysiłku takiemu zagrożeniu jak
zmiany klimatyczne?

To rzeczywiście jest wielki problem. Co możemy zrobić? Wobec


zagrażającej katastrofy już właściwie wszędzie jest obecne prze­
konanie, że musimy podjąć wybór natury moralnej. Istnieje
także mniej lub bardziej rozpowszechniona świadomość global­
nej odpowiedzialności, czyli świadomość tego, że etyka nie może
dotyczyć jedynie własnej grupy lub własnego narodu, ale musi
uwzględniać całą ziemię i wszystkich ludzi.
Istnieje więc w tym moralnym rozpoznaniu pewien poten­
cjał. Ale przełożenie tego na polityczną wolę i konkretne dzia­
łania staje się niemożliwe z powodu braku gotowości do zre­
zygnowania z czegokolwiek. Musiałoby to być uwzględnione
w narodowych budżetach i w końcu obciążać pojedynczych
ludzi, przy czym znowu oznaczałoby to zróżnicowane ciężary
dla poszczególnych grup.
4. Globalna katastrofa 57

Wyraźnie zatem widać, że wola polityczna nie może być sku­


teczna, jeśli w całej ludzkości - a przede wszystkim dotyczy to
głównych reprezentantów rozwoju i postępu - nie będzie nowej,
pogłębionej moralnej świadomości oraz gotowości do wyrze­
czeń, która jest konkretna i nada dodatkową wartość życiu
każdej jednostki.
Pytanie brzmi zatem: W jaki sposób wielka moralna wola,
którą wszyscy podzielają i której wszyscy pragną, może prze­
kształcić się w osobistą decyzję? Dopóki to nie nastąpi, polityka
pozostanie bezsilna. Kto więc może sprawić, że ta powszechna
świadomość stanie się czymś osobistym? Jedynie taka instancja,
która dotyka sumień, która jest bliska każdej pojedynczej oso­
bie i która wzywa nie tylko do widowiskowych uroczystości.
Jest to wyzwanie dla Kościoła. Został on tutaj obarczony
nie tylko wielką odpowiedzialnością, ale także, powiedział­
bym, jedyną nadzieją. Kościół jest bowiem na tyle bliski sumie­
niu wielu ludzi, że może nakierować ich na podjęcie pewnych
wyrzeczeń i ukształtować w duszach fundamentalne postawy.

Filozof Peter Sloterdijk, odnosząc się do sprawy globalnych wyzwań,


powiedział: „Ludzie są ateistami przyszłości. Nie wierzą w to, co
wiedzą, nawet gdy się im w ścisły sposób udowodni, co musi przyjść".

Teoretycznie raczej w to wierzą. Ale mówią sobie: mnie to już


nie będzie dotyczyć. Mojego życia w każdym razie zmieniać nie
będę. A mamy tu do czynienia nie tylko z indywidualnymi ego-
izmami, które są trudne do pogodzenia, ale także z egoizmami
całych grup ludzi. Przyzwyczajono się do pewnego sposobu
życia i gdy jest on zagrożony, wtedy w naturalny sposób się
go broni. Za mało widzi się też przykładów, jak ma konkretnie
wyglądać rezygnacja z czegoś.
58 Znaki czasu

Z tego punktu widzenia wspólnoty zakonne mają znaczenie


egzemplaryczne. Mogą one na swój sposób wskazać własnym
przykładem, że styl życia oparty na racjonalnym, moralnym
wyrzeczeniu jest całkowicie możliwy do praktykowania i nie
oznacza to koniecznie odrzucenia możliwości, które niosą ze
sobą nasze czasy.

Jeśli chodzi o dobry przykład, to okazuje się, ze państwo nie staje


na wysokości zadania. Rządy zwiększają dziś zadłużenie w nie­
słychanej nigdy skali. Jeden jedyny kraj, Niemcy, wypłacił bankom
w roku 2010 nie mniej niż 43,9 miliarda euro na samą spłatę odse­
tek długów; wszystko dlatego, że przy całym naszym bogactwie i tak
żyliśmy ponad stan. Tylko same te odsetki wystarczyłyby na zakup
środków żywnościowych dla wszystkich dzieci w krajach rozwija­
jących się na cały rok.
Na całym świecie od rozpoczęcia kryzysu długi państw wzros­
ły o 45 procent i osiągnęły poziom ponad 50 bilionów dolarów. To
liczby niewyobrażalne, sytuacja, która jeszcze nigdy nie miała miej­
sca. Same kraje członkowskie Unii Europejskiej biorą w roku 2010
ponad 800 miliardów euro nowych kredytów. Zadłużenie w budżecie
USA to około 1,56 biliona dolarów, najwyższe w całej historii. Pro­
fesor Harvardu Kenneth Rogojf mówi w związku z tym, że nie ma
już normalności, a jedynie jej złudzenie. Jest jasne, że nadchodzące
pokolenia będą obciążone gigantycznymi długami. Czyż nie jest to
także niesamowicie poważny problem moralny?

Oczywiście, bo żyjemy na koszt przyszłych pokoleń. Widać też


z tego, że żyjemy w fałszu. Żyjemy na pokaz, a wielkie kredyty są
traktowane jako coś, co nam się należy. Także w tej kwestii wszy­
scy teoretycznie rozumieją, że potrzeba opamiętania, rozpoznania
na nowo, co rzeczywiście jest możliwe, co można zrobić, a co zro­
bić wolno. Ale mimo wszystko nie przenika to do ludzkich serc.
4. Globalna katastrofa 59

W związku z samymi tylko planami finansowymi niezbędny


jest globalny rachunek sumienia. Kościół próbował w tę sprawę
coś wnieść dzięki encyklice Caritas in veritate. Nie ma tam odpo­
wiedzi, które rozwiązałyby wszystkie problemy. Ale jest to krok,
aby rzeczy zobaczyć z innej perspektywy, potraktować je nie
tylko od strony władzy i sukcesu, ale także z takiego punktu
widzenia, gdzie normą jest miłość bliźniego, orientowanie się
na wolę Bożą, a nie tylko na nasze pragnienia. Potrzeba tego
typu impulsów, żeby rzeczywiście mogło dojść do zmiany
w świadomości.

Problem zniszczenia środowiska został przez nas rozpoznany. Jed­


nak to, że warunkiem ratowania go jest ratunek naszej duchowej
warstwy ozonowej, a szczególnie ochrona naszych duchowych lasów
tropikalnych, wydaje się przenikać do naszej świadomości bardzo
powoli. Czy nie powinniśmy już od dawna pytać: Co jest z zanie­
czyszczaniem myślenia, co z brudzeniem naszych dusz? Wiele
z tego, co dopuszczamy do siebie z medialno-komercyjnej kultury,
odpowiada w gruncie rzeczy toksycznym ładunkom, które prawie
z konieczności muszą prowadzić do duchowego zatrucia.

Nie można przeoczyć, że istnieje zatrucie myślenia, które już


z góry wprowadza nas w fałszywą perspektywę. Uwolnienie
nas od tego za pomocą prawdziwego nawrócenia, by użyć tu
tego fundamentalnego dla wiary chrześcijańskiej słowa, jest jed­
nym z tych wyzwań, których oczywistość stała się powszechnie
dostrzegalna. W naszym świecie nakierowanym na naukowość
i nowoczesność takie pojęcia nie mają już znaczenia. Nawróce­
nie na Bożą wolę, która ukazuje nam drogę, uważa się za sta­
romodne i przestarzałe. Powoli staje się, jak myślę, widoczne, że
coś w tym jednak jest, gdy mówimy, że trzeba nam na nowo
się nawrócić.
60 Znaki czasu

Przeorysza i lekarka Hildegarda z Bingen podsumowała te zależ­


ności już przed dziewięciuset laty w następującej formule: „Gdy
człowiek grzeszy, cierpi kosmos". Problemy aktualnego historycz­
nego momentu - pisze Wasza Świątobliwość w swojej książce Jezus
z Nazaretu - to konsekwencje tego, że Bóg nie jest już słyszany. Na
innym miejscu mówi Wasza Świątobliwość nawet o „wygaszaniu
światła pochodzącego od Boga".

Dla wielu osób praktyczny ateizm jest dzisiaj norm alnym


sposobem życia. Myśli się, że istnieje być może coś lub ktoś,
kto przed wszystkimi czasami poruszył świat, ale nas to nie
obchodzi. Gdy takie podejście staje się ogólnym projektem na
życie, wolność nie ma już żadnych ram, wszystko jest możliwe
i dozwolone. Dlatego tak pilną rzeczą jest postawienie na nowo
w centrum naszego myślenia pytania o Boga. Nie chodzi przy
tym o Boga, który jakoś tam istnieje, ale o Boga, który nas zna,
który do nas mówi i który nas obchodzi - i który także jest
naszym Sędzią.
Dyktatura relatywizmu

Brytyjski pisarz Aldous Huxley w swojej powieści z roku 1932 pod


tytułem Nowy wspaniały świat przepowiedział, że fałszerstwo
będzie elementem określającym czasy nowoczesne. W fałszywej rze­
czywistości z jej fałszywymi prawdami - lub nawet przy całkowi­
tym braku prawdy - nic nie jest już w końcu ważne. Nie ma żadnej
prawdy, nie ma żadnego solidnego punktu oparcia.
Faktycznie prawda jest traktowana jako zbyt subiektywne poję-
cie, aby dało się z niej jeszcze wyciągnąć powszechnie obowiązującą
normę. Rozróżnienie prawdziwego i nieprawdziwego wydaje się już
nie obowiązywać. W pewnym stopniu wszystko podlega pertrak­
tacjom. Czy to jest ten relatywizm, przed którym tak stanowczo
ostrzega Wasza Świątobliwość?

Powszechnie wiadomo, że pojęcie prawdy stało się podejrzane.


Oczywiście jest faktem, że zbyt często było ono nadużywane.
W imię prawdy dochodziło do nietolerancji i okrucieństwa. Stąd
też obawy, gdy ktoś mówi: to jest prawda, albo nawet: ja mam
prawdę. Nigdy jej nie mamy, najwyżej ona ma nas. Nikt nie
zaprzeczy, że z pretensjami do prawdy należy być ostrożnym
62 Znaki czasu

i przezornym. Pozbyć się jej jednak jako nieosiągalnej - to w isto­


cie działanie niszczycielskie.
Duża część dzisiejszych filozofii obstaje przy tym, że czło­
wiek nie jest zdolny do poznania prawdy. Ale zgodnie z tym
punktem widzenia nie byłby także zdolny do etosu. Wtedy nie
miałby żadnych norm i trzeba by było tylko uważać, jak się
znośnie urządzić, a jedynym liczącym się kryterium stałaby
się opinia większości. Jak niszczycielskie mogą być większości,
pokazała w wystarczający sposób historia, chociażby w takich
systemach jak nazizm czy marksizm, które szczególnie stały
w opozycji do prawdy.

„Powstaje dyktatura relatywizmu - oświadczył Wasza Świąto­


bliwość w swojej mowie na otwarcie konklawe - który nie uznaje
niczego za ostateczne i jako jedyną normę traktuje własne ja i jego
pragnienia”.

Dlatego musimy mieć odwagę, aby powiedzieć: Tak, człowiek


musi szukać prawdy; jest do tego zdolny. Oczywiście, prawda
potrzebuje kryteriów, które mogłyby ją zweryfikować i sfalsy-
fikować. Musi także iść w parze z tolerancją. Prawda wskazuje
nam jednak na stałe wartości, które ludzkość uczyniły wielką.
Dlatego trzeba na nowo uczyć się pokory i w niej się ćwiczyć,
aby uznać prawdę i pozwolić, aby ona była normatywna.
Zasadniczą treścią Ewangelii według świętego Jana jest
przesłanie, że prawda panuje nie przez przemoc, ale swoją
wewnętrzną mocą: Jezus wyznaje przed Piłatem, że jest P r a w d ą
i Świadkiem prawdy. Nie broni prawdy legionami, ale czyni ją
widoczną i skuteczną przez własną mękę.

W coraz bardziej zrelatywizowanym świecie nowe pogaństwo coraz


skuteczniej przejmuje władzę nad myśleniem i działaniem ludzi. Od
5. Dyktatura relatywizmu 63

dawna widać wyraźnie, że obok Kościoła nie pojawia się tylko pusta
przestrzeń, jakaś próżnia, ale powstaje cośjak anty-Kościół. Papież
w Rzymie już tylko dlatego jest godny potępienia, pisze pewna nie­
miecka gazeta, że swoimi poglądami „występuje przeciwko religii”,
która dzisiaj „panuje w tym kraju", a mianowicie jest to „religia
świecka". Czy nie powstał jakiś nowy Kulturkampf, jak analizuje to
Marcello Pera? Były przewodniczący włoskiego senatu mówi o „sze­
roko zakrojonej walce laicyzmu z chrześcijaństwem".

Szerzy się na nowo nietolerancja - to całkiem wyraźne. Istnieją


ustalone normy myślenia, które mają być narzucone wszyst­
kim. Są one ogłaszane w formie tak zwanej negatywnej toleran­
cji. Dobrym przykładem jest stwierdzenie, że z powodu nega­
tywnej tolerancji nie może być znaku krzyża w budynkach
publicznych. W gruncie rzeczy przeżywamy w ten sposób znie­
sienie tolerancji, gdyż to oznacza, że religia, że wiara chrześci­
jańska nie może wyrażać się w sposób widzialny.
Gdy na przykład w imię tolerancji chce się zmusić Kościół
katolicki do tego, aby zmienił swoje poglądy na temat homosek­
sualizmu czy święceń kobiet, to znaczy, że Kościół nie może już
zachować swojej tożsamości i że jakaś abstrakcyjna negatywna
religia staje się tyrańską normą, za którą musi podążać każdy.
Mamy wtedy do czynienia z pozorną wolnością - nazywaną tak
tylko dlatego, że jest wyzwoleniem od tego, co było wcześniej.
W rzeczywistości jednak rozwój ten coraz wyraźniej prowa­
dzi do nietolerancyjnego roszczenia nowej religii, która zgłasza
pretensje do powszechnej obowiązywalności, gdyż jest rozumna,
co więcej, jest nawet samym rozumem, który wszystko wie
i dlatego też nadaje ramy mające być normą dla wszystkich.
Prawdziwym zagrożeniem, przed jakim stoimy, jest usuwa­
nie tolerancji w imię tolerancji. Powstaje takie niebezpieczeństwo,
bo rozum - tak zwany zachodni rozum - uważa, że oto teraz
64 Znaki czasu

rozpoznał rzeczywiście to, co słuszne, i w związku z tym rości


sobie prawo do totalnego obowiązywania, ale roszczenie to
jest przecież przeciwne wolności. Myślę, że musimy to bardzo
dobitnie przedstawiać. Nikt nie jest zmuszany, aby być chrześ­
cijaninem. Ale też nie wolno nikogo zmuszać, aby żył „nową
religią", jedyną zdolną do nadawania norm i jedyną obowiązu­
jącą całą ludzkość.

Agresję, z którą występuje ta nowa religia, opisuje „Der Spiegel"


jako „krucjatę ateistów". W tej krucjacie szydzi się z chrześcijań­
stwa jako „urojenia Boga" i uważa religię za przekleństwo, któremu
można także przypisać odpowiedzialność za wszystkie wojny.
Wasza Świątobliwość sam mówi o „subtelnej bądź też mniej
subtelnej agresji wobec Kościoła". Także bez totalitarnych reżimów
panuje dzisiaj presja, aby myśleć tak, jak myślą inni. Ataki na
Kościół mają ukazywać, „jak ten konformizm może być prawdziwą
dyktaturą". Mocne słowa.

Ale rzeczywiście jest tak, że pewne formy zachowania i myślenia


przedstawia się jako jedyne rozumne i dlatego jedyne właściwe
ludziom. Chrześcijaństwo czuje się poddane nietolerancyjnej
presji, która najpierw je ośmiesza - jako coś przynależącego do
nurtu dziwnego, fałszywego myślenia - a następnie w ramach
pozornej rozumności chce ograniczyć przestrzeń jego życia
i działania.
Ważne, abyśmy sprzeciwiali się takim absolutnym roszcze­
niom pewnych rodzajów „rozumności". Wcale nie są one bowiem
samym czystym rozumem, ale ograniczeniem rozumu tylko
do tego, co można rozpoznać za pomocą nauk przyrodniczych -
a zarazem są wykluczeniem wszystkiego, co poza to wykracza.
Oczywiście jest prawdą, że w historii wojny wybuchały z przy­
czyn religijnych, że religia prowadziła do przemocy...
5. Dyktatura relatywizmu 65

... ale ani Napoleon, ani Hitler, ani amerykańska armia w Wietna­
mie - nikt z nich nie mial nic wspólnego z wojownikami za wiarę.
Wprost przeciwnie - właśnie przed siedemdziesięcioma laty atei­
styczne systemy Zachodu i Wschodu obróciły świat w popiół; w epoce
odległej od Boga, którą amerykański pisarz Louis Begley nazwał
„szatańskim requiem".

Tym bardziej prawdziwa jest wielka siła dobra, która została


wyzwolona przez religię i jest obecna w całej historii, oświetlając
ją przez tak wielkie postacie jak Franciszek z Asyżu, Wincenty
a Paulo, Matka Teresa i tak dalej. Tymczasem nowe ideologie
doprowadziły do tego typu okrucieństwa i pogardy dla czło­
wieka, który był nie do pomyślenia wcześniej, gdyż zawsze
istniał jeszcze respekt dla oblicza Bożego w człowieku. Bez tego
respektu człowiek sam ustanawia się absolutem i wszystko mu
wolno - i w ten sposób staje się tym, który niszczy.

Z drugiej strony można by było powiedzieć: państwo ze względu


na równość wszystkich musi mieć prawo usuwać religijne sym­
bole z przestrzeni publicznej, także krzyż Chrystusa. Jak się w tym
odnaleźć?

Najpierw trzeba tutaj postawić pytanie: Dlaczego musi go


usuwać? Gdyby krzyż zawierał jakąś treść, która dla innych
byłaby niezrozumiała i w jakimś sensie obciążająca, usunięcie
go byłoby czymś, nad czym można byłoby się zastanowić. Ale
krzyż zawiera przesłanie, że sam Bóg jest cierpiący, że przez
cierpienie jest z nami, że nas kocha. Jest to treść, która nikogo
nie atakuje. To jedna rzecz.
Druga sprawa to oczywiście kulturowa tożsamość, na której
wspierają się nasze kraje. Pozytywnie kształtuje je ona i buduje
od wewnątrz. Tożsamość ta ciągle jeszcze tworzy pozytywne
66 Znaki czasu

wartości i podstawową formę społeczeństwa, poprzez którą


ograniczany jest egoizm i możliwa jest ludzka kultura. Powie­
działbym, że nikt, nawet jeśli nie podziela owego przekonania,
nie może obrażać tego kulturowego samookreślenia społeczeń­
stwa, które z niego w sposób pozytywny czerpie siłę do życia.
Nie może usuwać jego symboli.

W Szwajcarii obywatele głosowali wprawdzie nie przeciwko budo­


wie meczetów, ale przeciwko budowie minaretów przy meczetach. We
Francji parlament zabronił noszenia burek. Czy chrześcijanie mogą
się z tego cieszyć?

Chrześcijanie są tolerancyjni i dlatego także innym zostawiają


ich własne samorozumienie. Jesteśmy wdzięczni, że w kra­
jach położonych nad Zatoką Perską (takich jak Katar, Abu Zabi,
Dubaj, Kuwejt) są kościoły, w których chrześcijanie mogą cele­
brować liturgię, i chcielibyśmy, żeby tak było wszędzie. Dlatego
jest oczywiste, że muzułmanie także u nas mogą gromadzić się
na modlitwie w meczetach.
Jeśli chodzi o burki, to nie widzę żadnego uzasadnienia
całkowitego zakazu. Mówi się, że niektóre kobiety nie noszą
burek dobrowolnie i że jest to właściwie przymus wobec kobiet.
W takiej sytuacji oczywiście można się na to nie zgadzać. Jeżeli
jednak kobiety chcą je nosić z własnej woli, nie wiem, dlaczego
miałoby się im tego zabraniać.

We Włoszech 80 procent mieszkańców to ochrzczeni katolicy. W Por­


tugalii 90 procent, w Polsce także 90, na małej Maicie -1 0 0 procent.
W Niemczech ciągłe więcej niż 60 procent ludności należy do które­
goś z dwóch głównych Kościołów chrześcijańskich (katolickiego lub
ewangelickiego), znaczna dalsza część do innych wspólnot chrześ­
cijańskich. Zachodniochrześcijańska kultura jest bez wątpienia
5. Dyktatura relatywizmu 67

podstawą sukcesu i dobrobytu Europy - niemniej większość znosi


dzisiaj sytuację bycia zdominowaną przez poglądy mniejszości.
Osobliwa, by nie powiedzieć, schizofreniczna, sytuacja.

Widać w tym problematykę wewnętrzną. Na ile bowiem ludzie


należą jeszcze do Kościoła? Z jednej strony chcą do niego należeć,
nie chcą stracić tego fundamentu. Z drugiej strony są przecież
wewnętrznie uformowani przez nowoczesny sposób myślenia. Jest
to nieugruntowane przemieszanie zasadniczej woli bycia chrześ­
cijaninem z nowym światopoglądem, który naznacza całe życie.
Stąd pozostaje pewien rodzaj schizofrenii, podzielona egzystencja.
Musimy się o to troszczyć, żeby te obydwa elementy wza­
jemnie się dopełniały, o ile oczywiście da się je ze sobą pogodzić.
Bycie chrześcijaninem nie może oznaczać przywdziania archa­
icznego kostiumu, trzymania się go kurczowo i w pewnym
stopniu życia o b o k nowoczesności. Bycie chrześcijaninem jest
już samo w sobie czymś żywym, czymś nowoczesnym, co
całą nowoczesność formuje i kształtuje - w tym sensie jest ona
prawdziwie obejmowana przez chrześcijaństwo.
Potrzebny jest tutaj wielki wysiłek duchowy, co ostatnio wyra­
ziłem przez założenie Papieskiej Rady do spraw Nowej Ewangeliza­
cji. Ważne jest, że próbujemy tak żyć i myśleć po chrześcijańsku,
aby przyjmować to, co dobre i słuszne w nowoczesności - a zara­
zem odcinać się i odróżniać od tego, co staje się antyreligią.

Na dobrą sprawę Kościół katolicki jest największą organizacją na


świecie, z dobrze funkcjonującą, centralnie zorganizowaną glo­
balną siecią. Ma on 1,2 miliarda członków, ponad 4 tysiące bisku­
pów, 400 tysięcy księży, miliony zakonników i zakonnic. Posiada
tysiące uniwersytetów, klasztorów, szkół, instytucji społecznych.
Jest w krajach takich jak Niemcy drugim po państwie najwięk­
szym pracodawcą. Jest nie tylko znakiem jakości z niewzruszonymi
68 Znaki czasu

zasadami, lecz ma także własną tożsamość - z własnym kultem,


z własną etyką, z Eucharystią, najświętszą ze świętych. A poza tym:
jest on uprawomocniony całkowicie „od góry" i może o sobie samym
twierdzić: My jesteśmy oryginałem, my jesteśmy strażnikami skarbu.
Nie da się już właściwie osiągnąć więcej. Czy niejest dziwne, lub czy
nawet nie jest skandalem, że Kościół nie robi o wiele więcej z tym
nieporównywalnym z niczym potencjałem?

O to musimy się oczywiście pytać. To jest zderzenie dwóch


duchowych światów, świata wiary i świata sekularyzacji.
Pytanie brzmi: W czym sekularyzacja ma rację? Gdzie więc
wiara musi się dostosować do form i kształtów współczesno­
ści - a gdzie musi stawić opór? Te wielkie zmagania przenikają
dzisiaj cały świat. Biskupi z krajów Trzeciego Świata mówią
mi: Także u nas jest sekularyzacja i współegzystuje z całkowicie
archaicznymi sposobami życia.
Rzeczywiście często pojawia się pytanie, jak to możliwe, że
chrześcijanie, którzy osobiście są wierzącymi ludźmi, nie mają
siły, aby mocniej oddziaływać swoją wiarą na politykę. Przede
wszystkim musimy próbować sprawiać, aby ludzie nie tracili
Boga sprzed oczu, aby rozpoznali posiadany przez siebie skarb,
a potem aby sami, mocą własnej wiary, przystępowali do zma­
gania się z sekularyzacją i potrafili przeprowadzić rozeznawanie
duchów. Ten ogromnie ważny proces jest właściwą, wielką misją
obecnego czasu. Możemy tylko mieć nadzieję, że wewnętrzna
moc wiary, która jest obecna w ludziach, będzie działać potęż­
nie także publicznie, przez co również na zewnątrz ukształtuje
myślenie, i że społeczeństwo nie stoczy się w przepaść.

Czy można by było wyjść z takiego założenia, że chrześcijaństwo


po dwóch tysiącach lat po prostu się wyczerpało, tak jak w historii
cywilizacji wyczerpały się inne wielkie kultury?
5. Dyktatura relatywizmu 69

Jeśli się poprzestanie na powierzchownej obserwacji przeprowa­


dzanej jedynie z perspektywy świata zachodniego, można by
było tak myśleć. Gdy jednak spojrzy się dokładniej, tak jak ja
dzięki wizytom biskupów z całego świata i dzięki wielu innym
spotkaniom, to widać, że w chrześcijaństwie rozwijają się obec­
nie całkiem nowe twórcze siły.
Na przykład w Brazylii mamy do czynienia z jednej strony
z silnym wzrostem sekt, które często są bardzo problematyczne,
gdyż w większości obiecują tylko powodzenie, zewnętrzny suk­
ces. Są też, z drugiej strony, nowe katolickie inicjatywy, dyna­
mika nowych ruchów, takich jak na przykład Heroldzi Ewangelii,
młodzi ludzie, którzy są zachwyceni, że rozpoznali Chrystusa
jako Syna Bożego i chcą Go nieść światu. Jak powiedział mi arcy­
biskup z Sao Paulo, w tym mieście powstają ciągle nowe ruchy.
Jest więc tam obecna siła duchowego przebudzenia i rodzi się
nowe życie.
Pomyślmy z kolei o znaczeniu Kościoła dla Afryki. Często jest
on jedynym elementem, który ciągle trw a mimo chaosu i znisz­
czenia spowodowanego przez wojnę; jest jedynym schronieniem,
gdzie jest obecne człowieczeństwo, gdzie coś jest robione dla
ludzi. Kościół broni tego, aby mogło trwać życie, żeby troszczyć
się o chorych, żeby dzieci mogły się rodzić i być wychowywane.
Jest siłą życia, która ciągle na nowo inspiruje i w ten sposób
wskazuje nowe drogi.
Mniej wyraźnie, ale mimo to zauważalne jest także u nas, na
Zachodzie, przebudzenie nowych katolickich inicjatyw, które nie
są kierowane przez zbiurokratyzowaną strukturę. Biurokracja
jest wyczerpana i zmęczona. Te inicjatywy pochodzą z wnę­
trza, z radości młodych ludzi. Chrześcijaństwo ukazuje być
może inne oblicze, przyjmuje także inną kulturową postać. Nie
jest placem m usztry - w światowym znaczeniu - gdzie rządzą
inni. Jest życiową siłą, bez której także inne rzeczy nie mogłyby
70 Znaki czasu

się ostać. Dlatego ja, w związku z tym, co sam mogę zobaczyć


i przeżyć, jestem optymistą i myślę, że chrześcijaństwo stoi
przed epoką nowego dynamizmu.

Czasami ma się jednak wrażenie, że swoistym prawem naturalnym


jest zdobywanie na nowo przez pogaństwo każdej przestrzeni, zara­
stanie każdej powierzchni, która wcześniej przez chrześcijaństwo
została wykarczowana i zurbanizowana...

Jest doświadczeniem wszystkich epok to, że ze względu na


grzeszną strukturę człowieka pogaństwo ma ciągle do niego
dostęp i się w nim odradza. Potwierdza się prawda o grzechu
pierworodnym. Ciągle na nowo człowiek odpada od wiary, chce
być znowu tylko sam, staje się poganinem w najgłębszym sen­
sie tego słowa.
Ale też ciągle na nowo ukazuje się w człowieku Boża obecność.
To jest to zmaganie, które przenika całą historię. Jak powiedział
święty Augustyn: Historia świata jest walką pomiędzy dwoma
rodzajami miłości: miłością do siebie samego - aż do zniszczenia
świata; i miłością do innych - aż do rezygnacji z siebie samego.
Ta zawsze widoczna walka trw a także w naszych czasach.
6

Czas nawrócenia

Na początku trzeciego tysiąclecia ludy Ziemi przeżywają przełom


o dotychczas niewyobrażalnej skali - ekonomiczny, ekologiczny, spo­
łeczny. Naukowcy widzą najbliższe dziesięciolecie jako czas decydu­
jący o przetrwaniu planety.
Ojcze Święty, sam Wasza Świątobliwość skierował w styczniu
2010 roku do dyplomatów w Rzymie następujące dramatyczne
słowa: „Nasza przyszłość i los naszej planety są w niebezpieczeń­
stwie". Na innym miejscu także: Jeśli wkrótce nie uda się wspólnymi
siłami wdrożyć ZeLsadniczej zmiany, bardzo szybko okażemy się bez­
radni i przybliży się scenariusz chaosu. W Fatimie kazanie Waszej
Świątobliwości przybrało prawie już apokaliptyczny ton: „Ludziom
udało się doprowadzić do powstania kręgu śmierci i strachu, którego
już nie potrafią przerwać".
Czy Wasza Świątobliwość widzi w znakach czasu zapowiedź
przełomu, który przemieni świat?

Istnieją oczywiście znaki, które wywołują przestrach, które


wzbudzają niepokój. Są także jednak i inne znaki, na któ­
rych możemy się wspierać i które dają nadzieję. O scenariuszu
72 Znaki czasu

wzbudzającym przestrach i o zagrożeniach rozmawialiśmy już


obszernie. Dodałbym tu jeszcze jedno, co po wizytach biskupów
szczególnie leży mi na sercu.
Bardzo wielu biskupów, przede wszystkim z Ameryki Łaciń­
skiej, mówi mi, że tam gdzie przebiegają trasy uprawy i hand­
lu narkotykami - a są to duże części tych krajów - wydaje się,
jakby jakaś zła bestia opanowywała kraj i niszczyła ludzi. Myślę,
że ten narkotykowy wąż handlu i uzależnień obejmujący ziemię
jest taką siłą, o której nie zawsze mamy odpowiednie wyobraże­
nie. Niszczy młodzież, niszczy rodziny, prowadzi do przemocy
i zagraża przyszłości całych krajów.
To także jest jedna z tych rzeczy, za którą odpowiedzialny jest
Zachód. To Zachód potrzebuje narkotyków i przez to tworzy
zaplecze, które musi mu ich dostarczać, co w końcu prowadzi
do wyczerpania i zniszczenia wykorzystywanych krajów. To
na Zachodzie powstała taka zachłanność na szczęście, której
nie można zaspokoić tym, co istnieje. Ucieka więc w rajskie
królestwo szatana, jeśli tak można powiedzieć, i niszczy ludzi
wokół siebie.
Do tego dochodzi kolejny problem. Zniszczenia, jakie dla
naszej młodzieży niesie ze sobą turystyka seksualna - mówią
biskupi - nie możemy sobie nawet wyobrazić. To są procesy
zniszczenia, które przekraczają wszelką miarę i które zrodziły się
z arogancji, przesytu i fałszywej wolności zachodniego świata.
Widać, że człowiek dąży do nieskończonej szczęśliwości,
chciałby osiągnąć przyjemność aż do ostatnich granic, chciałby
posiąść to, co nieskończone. Tam jednak, gdzie nie ma Boga,
nigdy mu się to nie uda. Dlatego musi on sobie sam stwarzać
to, co nieprawdziwe, tworzyć fałszywy absolut.
To jest znak czasu, który dla nas jako chrześcijan jest nie-
cierpiącym zwłoki wyzwaniem. Musimy ukazać, że nieskoń­
czoność, której człowiek pragnie, może przyjść tylko od Boga,
6. Czas nawrócenia 73

że Bóg jest pierwszą koniecznością, aby móc stawić czoła udrę­


kom naszych czasów i żyć w zgodzie z tym przekonaniem.
A także musimy zmobilizować wszystkie siły duszy i dobra,
żeby dobre, prawdziwe oddziaływanie przeciwstawiło się fał­
szywym prądom i wpływom, aby w ten sposób krąg zła mógł
zostać powstrzymany i rozerwany.

Gdy patrzymy na wyczerpywanie się surowców, koniec starej epoki,


koniec pewnego stylu życia, stajemy się bardziej świadomi elemen­
tarnej prawdy o skończoności rzeczy - także o skończoności życia
w ogóle. Wielu ludzi w znakach czasów widzi już zapowiedź cza­
sów ostatecznych. To znaczy, że świat może jeszcze się całkiem nie
kończy, ale idzie w nowym kierunku. Chore społeczeństwo, w którym
jest coraz więcej problemów natury psychicznej, ma w sobie wielką
tęsknotę i pragnienie uzdrowienia i zbawienia.
Czy nie powinno się nad tym zeistanowić, czy ten nowy kierunek
nie jest związany z powrotem Chrystusa?

Ważne jest, jak to pan powiedział, że występuje pragnienie


uzdrowienia, że się znowu mniej lub bardziej rozumie, co ozna­
cza zbawienie. Ludzie widzą, że egzystencja bez Boga staje się
chora i człowiek nie może tak przetrwać. Człowiek potrzebuje
odpowiedzi, której sam sobie nie może udzielić. W tym sensie
więc czas ten jest czasem adwentu, który także oferuje wiele
dobrego.
Na przykład wielkie możliwości komunikacji, które mamy
dzisiaj, mogą z jednej strony prowadzić do całkowitego wyklu­
czenia wym iaru osobowego. Pływa się tylko w morzu komu­
nikacyjnym, ale już nie spotyka się osób. Z drugiej strony może
to być szansa, chociażby przez to, że się nawzajem dostrzegamy,
że się spotykamy, że sobie nawzajem pomagamy, że wycho­
dzimy ku sobie.
74 Znaki czasu

Tak więc wydaje mi się ważne, aby nie widzieć tylko tego,
co negatywne. Musimy wprawdzie z całą ostrością widzieć
to, co zle, ale także dostrzegać wszystkie szanse dobra, które
są obecne, wszystkie nadzieje ludzkości i nowe możliwości.
Musimy głosić konieczność przełomu, który nie może dokonać
się bez wewnętrznego nawrócenia.

Co to konkretnie oznacza?

Z nawróceniem związana jest konieczność, aby Bóg znowu


znalazł się na pierwszym miejscu. A także, aby na nowo prag­
nąć wsłuchiwać się w słowa Boga, aby uznać je za coś real­
nego i pozwolić im oświecać nasze życie. Musimy odważyć się
na nowo na eksperyment z Bogiem - pozwolić Mu wejść z Jego
działaniem w nasze społeczeństwo.

Ewangelia nie rozumie własnego posłania jako czegoś, co ma swoje


źródło w przeszłości i ju ż się zakończyło. Przeciwnie, obecność
i dynamika objawienia Chrystusa polega właśnie na tym, że idzie
ono niejako z przyszłości i ma decydujące znaczenie właśnie zarówno
dla przyszłości każdej jednostki, jak i dla przyszłości wszystkich.
„Drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem - czytamy o Chry­
stusie w Liście do Hebrajczyków - lecz dla zbawienia tych, którzy
Go oczekują".
Czy Kościół nie powinien dzisiaj jeszcze wyraźniej tłumaczyć,
że według Biblii znajdujemy się nie tylko w czeLsach p o Chrystusie,
lecz także, o wiele bardziej, znowu w czasach p rze d Chrystusem?

To było życzenie Jana Pawła II, aby wyraźniej ukazywać, że cze­


kamy na nadchodzącego Chrystusa, że Ten, Który Przyszedł, jest
wciąż raczej Przychodzącym, a my w tej perspektywie żyjemy
wiarą skierowaną w przyszłość. Do tego przynależy wyzwanie,
6. Czas nawrócenia 75

aby rzeczywiście przedstawiać przesianie wiary z perspektywy


przychodzącego Chrystusa.
Często ten Przychodzący bywa przedstawiany za pomocą
prawdziwych, ale zarazem przestarzałych formuł. W kontekś­
cie naszego życia one już nie przemawiają i zdarza się, że nie
są już dla nas zrozumiałe. Albo Przychodzący staje się pusty
i pozbawiony treści, albo w fałszywy sposób bywa przedsta­
wiany jako ogólny moralny topos, z którego nic nie wynika
i który nic nie oznacza.
Musimy więc spróbować wypowiedzieć rzeczywiście całą
substancję wiary jako taką - ale wypowiedzieć ją na nowy spo­
sób. Jürgen Habermas uważał, że ważna jest obecność teologów,
którzy potrafią tak przetłumaczyć skarb ukryty w swojej wie­
rze, aby w zsekularyzowanym świecie mógł on być słowem
dla tego świata. Rozumie przez to prawdopodobnie coś innego
niż my, ale ma rację w tym, że wewnętrzny proces tłumacze­
nia wielkich słów na słowa i sposób myślenia naszych czasów
nabiera wprawdzie rozpędu, ale nie osiągnął jeszcze szczęśli­
wego końca. Może się to udać tylko wtedy, gdy ludzie będą żyli
Przychodzącym. Dopiero wtedy będą potrafili Go wypowiedzieć.
Wypowiedź, intelektualne tłumaczenie, zakłada tłumaczenie
egzystencjalne. Tu widać więc znaczenie świętych, którzy żyją
po chrześcijańsku obecnie i w przyszłości. Z wnętrza ich egzy­
stencji przychodzący Chrystus jest możliwy do przetłumacze­
nia w taki sposób, aby mógł być obecny w horyzoncie rozu­
mienia zsekularyzowanego świata. Oto wielkie stojące przed
nami zadanie.

Przełom naszych czasów przyniósł ze sobą inne formy życia i filo­


zofie życia, ale też inne postrzeganie Kościoła. Postępy medycznych
badań stawiają wielkie etyczne wyzwania. Także nowe uniwersum
Internetu wymaga odpowiedzi. Jan XXIII, chociaż już w podeszłym
76 Znaki czasu

wieku i chory, zajął się przełomem po obydwu wojnach światowych,


wskazując „znaki czasu", jak to nazywa w zwołującej Sobór bulli
Humanae salutis z 25 grudnia 1961.
Czy Benedykt XVI podąży tą samą drogą?

Jan XXIII uczynił wielki i niepowtarzalny gest którym powierzył


Soborowi powszechnemu sprawę nowego rozumienia słowa
wiary. Przede wszystkim Sobór stanął na wysokości zadania
i wypełnił swoją misję, a polegała ona na określeniu relacji Koś­
cioła do nowoczesności i nowym zdefiniowaniu związku pomię­
dzy wiarą a wartościami dzisiejszego świata. Jednak wprowa­
dzić w życie to, co zostało powiedziane, a przy tym pozostać
w wewnętrznej kontynuacji wiary, jest o wiele trudniejszym
procesem niż sam sobór. Zwłaszcza że Drugi Sobór Watykański
dotarł do świata w interpretacji mediów, a nie ze swoimi teks­
tami, które przeczytało bardzo niewiele osób.
Myślę, że teraz, gdy już pewne podstawowe kwestie są wyjaś­
nione, naszym wielkim zadaniem jest ukazanie na nowo pierw­
szeństwa Boga. Dzisiaj istotną sprawą jest, aby znowu zobaczyć,
że Bóg jest, że jest dla nas ważny i że udziela nam odpowiedzi.
A także, że jest druga strona i gdy On przestaje się liczyć, to cho­
ciaż wszystko inne może być jeszcze całkiem rozsądne, jednak
wtedy człowiek traci swoją godność i swoje człowieczeństwo,
a przez to zniszczone zostaje to, co istotne. Dlatego, jak myślę,
musimy dzisiaj zaakcentować pierwszeństwo pytania o Boga.

Czy Wasza Świątobliwość myśli, że Kościół katolicki mógłby rzeczy­


wiście uniknąć Trzeciego Soboru Watykańskiego?

Razem mieliśmy dwadzieścia soborów i na pewno kiedyś doj­


dzie do kolejnego. W tej chwili nie widzę przesłanek dla zwo­
ływania soboru. Myślę, że obecnie właściwymi instrumentami
6. Czas nawrócenia 77

są synody biskupów, czyli całego episkopatu, który wspólnie


poszukuje rozwiązań, spaja cały Kościół i zarazem go prowa­
dzi. Pytanie, czy przyszedł już ten moment, aby zorganizować
wielki sobór, powinniśmy pozostawić przyszłości.
Obecnie potrzebujemy przede wszystkim duchowych ruchów,
dzięki którym Kościół na całym świecie, czerpiąc z doświad­
czeń naszych czasów, a zarazem z wewnętrznego doświadcze­
nia wiary i płynącej stąd siły, ustanowi drogowskazy i znowu
postawi w centrum kwestię obecności Boga.

Jako Następca Piotra ciągle na nowo przypomina Wasza Świątobli­


wość o decydującym „planie", który miałby istnieć dla tego świata.
Nie chodzi przy tym o żaden plan A czy też inny plan B, ale o plan
Boga. „Bóg nie jest obojętny wobec historii ludzkości" - głosi Wasza
Świątobliwość i przypomina, że ostatecznie Chrystus jest „Panem
całego stworzenia i całej historii".
Karol Wojtyła miał misję - pragnął przeprowadzić Kościół katolic­
ki przez próg trzeciego tysiąclecia. Jaką misję ma Joseph Ratzinger?

Powiedziałbym, że nie powinno się za bardzo kawałkować historii.


Tkamy jedno wspólne sukno. Karol Wojtyła był, można powie­
dzieć, podarowany przez Boga Kościołowi w bardzo określonej,
krytycznej sytuacji, w której z jednej strony marksistowskie
pokolenie, pokolenie '68, zakwestionowało cały Zachód, a z dru­
giej - rozpadł się realny socjalizm. Wśród tych kontrowersji uto­
rować możliwość przebicia się do wiary i wskazać ją jako środek
i drogę - był to historyczny moment szczególnego rodzaju.
Nie każdy pontyfikat musi mieć całkiem nową misję. Teraz
chodzi o kontynuację i uchwycenie dramaturgii czasu; w nim
należy trzymać się mocno Słowa Bożego jako decydującej
instancji i równocześnie nadać chrześcijaństwu prostotę i głę­
bię, bez których nie może ono działać.
Część druga
Pontyfikat
H abem us p a p a m

W historii nieczęsto tak szybko i tak jednogłośnie przebiegały


głosowania podczas wyboru papieża. Kardynał Walter Kasper
powiedział, że ju ż po pierwszych głosowaniach „sytuacja dyna­
micznie zmierzała do wyboru nowego papieża". Sam Wasza Świą­
tobliwość modlił się podczas konklawe aktem strzelistym znanym
z ogrodu Getsemani: „Panie, oddal to ode mnie! Masz młodszych
i lepszych".

Widzieć, jak dokonuje się to, co niemożliwe, to faktycznie szok.


Byłem przekonany, że są lepsi i młodsi. Dlaczego jednak Pan tak
ze mną postąpił, musiałem pozostawić to już Jemu samemu.
Starałem się zachować spokój, całkowicie ufając, że On będzie
mnie teraz prowadził. Powoli musiałem wdrażać się w to, co
od tej chwili miałem robić, i wszelkie plany ograniczyć tylko
do następnego kroku.
Właśnie te słowa Pana uważam za szczególnie ważne dla
całego mojego życia: „Nie troszczcie się o jutro, dosyć ma dzień
swojej biedy". Troski jednego dnia człowiekowi wystarczają,
więcej nie może on udźwignąć. Dlatego próbuję koncentrować
82 Pontyfikat

się na tym, aby uporać się z dzisiejszymi problemami, a resztę


pozostawić dniowi jutrzejszemu.

Na balkonie Bazyliki świętego Piotra mówił Wasza Świątobliwość


podczas swojego pierwszego wystąpienia drżącym głosem, że Bóg po
„wielkim papieżu Janie Pawle II" teraz wybrał „prostego, skromnego
pracownika Winnicy Pańskiej". Pocieszało Waszą Świątobliwość,
że Pan potrafi „posługiwać się także niedoskonałymi narzędziami".
Czy była to tylko zwyczajowa manifestacja papieskiej pokory?
W końcu były dobre powody, aby wybrać Waszą Świątobliwość.
Nikt poza Waszą Świątobliwością nie zajmował się jako teolog tak
otwarcie i tak intensywnie wielkimi tematami, takimi jak relaty­
wizm współczesnego społeczeństwa, wewnątrzkościelne dyskusje
o reformie, rozum i wiara w czasach nowożytnej nauki. Jako prefekt
Kongregacji Nauki Wiary współkształtował Wasza Świątobliwość
poprzedni pontyfikat. Pod przewodnictwem Waszej Świątobliwości
powstał Katechizm Kościoła Katolickiego, jedno z monumental­
nych dzieł ery Wojtyły.

Byłem co prawda świadomy swojej roli przewodniczącego,


ale nie robiłem nic sam, mogłem pracować w grupie. Raczej
jak jeden spośród wielu, którzy pracują razem przy zbiorach
w Winnicy Pańskiej. Może jako kierownik i koordynator pracy,
ale zarazem jako ktoś, kto nie jest stworzony do tego, aby być
pierwszym i podejmować odpowiedzialność za całość. Pozo­
stało mi więc jako pocieszenie, że obok wielkich papieży muszą
być także i mali papieże, którzy wnoszą, co mogą. W tym
sensie powiedziałem to, co w tamtej chwili rzeczywiście
odczuwałem.

Wasza Świątobliwość stal dwadzieścia cztery godziny na dobę


u boku Jana Pawła II i znał Kurię jak nikt inny. Ile jednak trwało,
7. Habemus papam 83

aby Wasza Świątobliwość w pełni sobie uświadomił, jak rzeczywi­


ście ogromny jest wymiar tego urzędu?

Wagę tego urzędu zauważa się bardzo szybko. Jeśli się wie, jaką
odpowiedzialność niesie ze sobą już bycie kapłanem, probosz­
czem czy profesorem, łatwo sobie wyobrazić, jak wielki ciężar
spoczywa na kimś, kto odpowiada za cały Kościół. Tym bar­
dziej oczywiście jest się świadomym, że nie można tego zadania
podjąć samemu. Z jednej strony trzeba liczyć na Bożą pomoc,
z drugiej - na wielu współpracowników. Drugi Sobór Waty­
kański słusznie nauczał, że kolegialność jest konstytutywna dla
struktury Kościoła, a papież jest tylko pierwszym spośród wielu,
a nie kimś, kto jako władca absolutny podejmuje samodzielne
decyzje i wszystko ma robić sam.

Święty Bernard z Clairvaux napisał w XII wieku na zamówienie


papieża Eugeniusza III rachunek sumienia pod tytułem: De con-
sideratione (O rozważaniu). Bernard żywił serdeczną niechęć do
rzymskiej Kurii i kładł papieżowi na sercu przede wszystkim to, aby
był ostrożny: w gąszczu zajęć musi on odnaleźć dystans, zacho­
wać ogląd całości i być zdolny do stanowczych działań przeciwko
nadużyciom, których jest wokół papieża szczególnie dużo. Przede
wszystkim powinieneś bać się tego, aby - pisze Bernard - „wobec
otaczających Cię zajęć, których liczba ciągle wzrasta i których końca
nie widzisz, Twoje serce nie stawało się coraz bardziej twarde".
Czy Wasza Świątobliwość może już czytać te rozważania przez
pryzmat własnych doświadczeń?

De consideratione świętego Bernarda to oczywiście lektura obo­


wiązkowa dla każdego papieża. Jest tam wiele wspaniałych rze­
czy, na przykład: „Pamiętaj o tym, że nie jesteś następcą cesarza
Konstantyna, ale następcą Rybaka".
84 Pontyfikat

Głównym akcentem jest to, co już pan zauważył: Nie popa­


dać w aktywizm! Jest tak wiele do zrobienia, że można by było
bezustannie działać. A to właśnie jest błędem. Nie iść w akty­
wizm oznacza zachować consideratio, perspektywę, ogląd,
dogłębne spojrzenie, czas wewnętrznego bycia z Bogiem, aby
z Nim i poprzez Niego sprawy rozważać, dostrzegać je i radzić
sobie z nimi. To, że nie można pracować nieustannie, jest samo
w sobie ważne dla każdego, na przykład dla menedżera, a więc
tym bardziej dla papieża. Wiele musi pozostawić innym, aby
zachować wewnętrzną perspektywę, wewnętrzną spójność,
dzięki której możliwe jest wejrzenie w to, co istotne.

Ma się jednak wrażenie, że papież Benedykt pracuje bez ustanku, nie


pozwala sobie na żadne przerwy.

Nie, to nie tak...

Wasza Świątobliwość jest jednym z najbardziej pracowitych, może


nawet najbardziej pracowitym spośród papieży.

W tym zawiera się medytacja, czytanie Pisma Świętego, rozmy­


ślanie, co ono mi mówi. Po prostu nie można tylko pracować
nad aktami. Czytam je także, ile jestem w stanie, ale ciągle mam
przed oczyma wezwanie świętego Bernarda, by nie zatracić się
w aktywizmie.

Paweł VI napisał w swoim pamiętniku wieczorem w dzień swojego


wyboru na papieża: „Znajduję się w komnatach papieskich. Głębokie
wrażenie niepokoju i zaufania równocześnie... Teraz jest noc, mod­
litwa i cisza, nie, nie ma ciszy, świat mnie obserwuje i do mnie się
wdziera. Muszę się uczyć, aby naprawdę go kochać, kochać Kościół
takim, jaki jest, i świat takim, jaki jest".
7. Habemus papam 85

Czy Wasza Świątobliwość miał także jak Paweł VI nieco począt­


kowych obaw przed tłumami ludzi, wobec których musiał Wasza
Świątobliwość występować? Paweł VI rozważał nawet, aby zaprze­
stać odmawiania modlitwy Anioł Pański z okien Pałacu Apostol­
skiego. Napisał: „Cóż to za dziwne pragnienie, aby chcieć zobaczyć
człowieka? Staliśmy się widowiskiem".

Tak, bardzo dobrze rozumiem odczucia Pawła VI. Pytanie brzmi:


czy jest właściwe ciągle na nowo pokazywać się tłumom
i pozwalać patrzeć na siebie jak na gwiazdę? Z drugiej strony
ludzie mają silne pragnienie, aby zobaczyć papieża. Nie cho­
dzi przy tym aż tak bardzo o kontakt z osobą, lecz o fizyczne
dotknięcie tego urzędu, zastępcy Świętego, tajemnicy: oto
Następca Piotra, ktoś, kto reprezentuje Chrystusa. W tym sen­
sie trzeba to przyjąć, a owacji nie brać do siebie jako osobistego
komplementu.

Czy Wasza Świątobliwość odczuwa strach przed zamachem?

Nie.

Kościół katolicki jest pierwszym i największym globalnym graczem


w historii świata. Ale jak wiadomo, nie jest przedsiębiorstwem,
a papież nie jest szefem koncernu. Co odróżnia bycie papieżem od
kierowania międzynarodowym ekonomicznym imperium?

Tak, nie jesteśmy żadnym zakładem produkcyjnym, żadnym


przedsiębiorstwem nakierowanym na zysk. Jesteśmy Kościo­
łem. To oznacza wspólnotę ludzi, którzy wierzą. Naszym zada­
niem nie jest wyprodukowanie jakiegoś produktu ani osiągnięcie
sukcesu w obrocie towarami. Naszą misją jest życie wiarą, gło­
szenie jej, a zarazem utrzymywanie w wewnętrznej łączności
86 Pontyfikat

z Chrystusem, i przez to z samym Bogiem, tej dobrowolnej


wspólnoty, która łączy wszystkie kultury, narody, epoki i nie
jest nastawiona na zdobywanie zewnętrznych profitów.

Czy byty jakieś początkowe błędy?

Prawdopodobnie. Nie mogę jednak mówić o tym szczegółowo.


Być może później popełnia się nawet więcej błędów, bo nie jest
się już tak ostrożnym.

Czy Waszej Świątobliwości nie dokuczało na początku uczucie bycia


zamkniętym? Czy papież, mówiąc kolokwialnie, nie wyrywa się
gdzieś czasem w tajemnicy?

Nie, tego nie robię. Ale że nie można już sobie pójść na wycieczkę,
odwiedzić przyjaciół, po prostu być w domu, znowu jak przed­
tem w moim domu w Pentling, z moim bratem wyjść do mia­
sta, iść do jakiejś restauracji, a nawet samemu coś zobaczyć - to
oczywiście jest jakaś strata. Im jednak starszy człowiek się staje,
tym mniej ma inicjatywy i o tyle też łatwiej znosi tę stratę.

Niektórzy myślą, że papież znajduje się w pewnej formie izolacji:


oddycha tylko przefiltrowanym powietrzem, nie ma prawdziwych
informacji na temat tego, co dzieje się „na zewnątrz", i wcale nie
zna trosk i potrzeb ludzi.

Nie mogę oczywiście czytać wszystkich gazet i w sposób nie­


ograniczony spotykać się z ludźmi. Myślę jednak, że jest nie­
wiele osób, które odbywają tyle spotkań co ja. Ważne są dla
mnie przede wszystkim spotkania z biskupami z całego świata.
To są ludzie chodzący mocno po ziemi. Nie przychodzą dlatego,
że czegoś chcą, lecz po to, aby powiedzieć mi o Kościele i o życiu
7. Habemus papam 87

w swoim kraju. Tak więc mogę w bardzo ludzki, osobisty i rea­


listyczny sposób spotykać sprawy tego świata i przyglądać się
im nawet z bliższej perspektywy, niż oferuje to gazeta. W ten
sposób otrzymuję także wiele niejawnych wiadomości.
Od czasu do czasu przybywa wraz z biskupem matka, sio­
stra albo ktoś z przyjaciół i chce mi powiedzieć to czy tamto. To
nie są tylko wizyty urzędowe, ale raczej odwiedziny pełne wielu
ludzkich akcentów. Oczywiście papieska wspólnota domowa
jest także dla mnie bardzo cenna. Do tego dochodzą odwiedziny
przyjaciół z dawnych lat. Podsumowując, mógłbym powiedzieć,
że nie żyję w sztucznym świecie złożonym z dworzan, lecz
w normalnym świecie dnia codziennego i poprzez wiele spotkań
przeżywam ten czas bardzo bezpośrednio i osobiście.

Czy Papież codziennie śledzi wiadomości?

To też, oczywiście.

W historii byli już papieże i antypapieże. Ale jeszcze dosyć rzadko -


albo nawet jeszcze nigdy - zdarza się, żeby było dwóch następców
Piotra, których pontyfikaty tak bardzo by się ze sobą stopiły, stały
się w pewnym stopniu jednym pontyfikatem milenijnym, jak to
właśnie się dzieje z Janem Pawłem II i Benedyktem XVI. Poprzedni­
kowi Waszej Świątobliwości chodziło o błędy w globalnym rozwoju
społecznym, szczególnie na wschodzie Europy; dzisiaj akcent poło­
żony jest bardziej na samym Kościele. Czy można by było powie­
dzieć: to, co odróżnia Jana Pawła II od Benedykta XVI, jest też tym,
w czym obaj doskonale się uzupełniają? Jeden orał - drugi sieje?
Jeden rozpoczął - drugi wypełnia?

To chyba byłoby za wiele powiedziane. Historia idzie dalej.


Tymczasem wyrosła nowa generacja z nowymi problemami.
88 Pontyfikat

Pokolenie '68 ze swoją specyfiką ustabilizowało się i przeminęło.


Następne pokolenie, które było bardziej pragmatyczne, także
już się zestarzało.
Dzisiaj pojawia się faktycznie pytanie: Jak poradzić sobie
ze światem, który sam sobie zagraża, w którym postęp zaczął
oznaczać niebezpieczeństwo? Czy nie powinniśmy powrócić
do Boga? Pytanie o Boga jest przez nowe pokolenie formuło­
wane znowu inaczej. Także nowe kościelne pokolenie jest inne,
nastawione bardziej pozytywnie niż pokolenie ukształtowane
w duchu przełomu lat siedemdziesiątych.

Wasza Świątobliwość został wybrany, aby poświęcić się wewnętrz­


nemu odnowieniu Kościoła. Miało to być „zabezpieczenie, że Słowo
Boże zostanie przyjęte w swojej wielkości i będzie na nowo rozbrzmie­
wać swoją czystością - tak że nie będzie ono niszczone przez ciągłe
zmiany mody". W książce Waszej Świątobliwości Jezus z Nazaretu
oznacza to: „Oczyszczenie - Kościół zawsze go potrzebuje. Potrzebne
jest także każdej jednostce (...); co wyrosło nad miarę, musi wró­
cić do prostoty i ubóstwa samego Pana"*. Wśród przedsiębiorców
powiedziałoby się: Z powrotem do źródła, do pierwotnego pomysłu!
Co konkretnie oznacza to wewnętrzne odnowienie dla sprawowania
rządów przez Waszą Świątobliwość?

To oznacza odnaleźć te niepotrzebne i zbyteczne elementy, które


gdzieś się nagromadziły, a z jednocześnie - wdrażać to, dzięki
czemu może się lepiej udawać robić rzeczy najistotniejsze, aby­
śmy rzeczywiście słyszeli Słowo Boże, nim żyli i mogli je w tych
czasach przepowiadać.
Rok Pawła i Rok Kapłański to dwie próby nadania impul­
sów w tym kierunku. Zwrócić uwagę na postać Pawła oznacza

* Joseph Ratzinger/Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, tłum. W. Szymona OĘ


Kraków 2007, s. 219-220 (przyp. red.).
7. Habemus papam 89

unaocznić nam Ewangelię w jej pierwotnej witalności, prosto­


cie i radykalizmie, znowu uczynić ją współczesną. Rok Kapłań­
ski właśnie w tych czasach, w których sakrament święceń
został tak znieważony, miał także na nowo ukazać w całym
swoim pięknie z niczym nieporównywalną oryginalną, jedyną
w swoim rodzaju misję tego urzędu, pomimo całego cierpienia,
pomimo wszystkich okropności. Musimy próbować połączyć
ze sobą wielkość i pokorę, aby na nowo dodać księżom odwagi
i przywrócić im radość z kapłaństwa.
Temu służą także synody, na przykład synody o Słowie Bożym.
Już wymiana poglądów na ten temat była ważna. Dzisiaj chodzi
0 to, aby podjąć wielkie tematy i przez to - jak poprzez encyklikę
Deus caritas est - na nowo unaocznić to, co jest samym centrum
życia chrześcijańskiego i zarazem stanowi o całej jego prostocie.

Jednym z wielkich tematów pontyfikatu Waszej Świątobliwości jest


przerzucanie mostu pomiędzy religią a racjonalnością. Dlaczego wiara
1 rozum przynależą do siebie? Nie można by było po prostu „tylko"
wierzyć? Jezus mówi: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli".

Nie móc zobaczyć to jedna rzecz, ale także wiara niewidomego


musi mieć swoje podstawy. Sam Jezus uczynił wiarę czymś cał­
kowicie zrozumiałym, gdy wskazał na jej wewnętrzną jedność
i ciągłość ze Starym Testamentem, z całą historią zbawienia. Przed­
stawił ją jako wiarę w Boga, który jest Stwórcą i Panem historii,
o którym historia świadczy i o którym mówi stworzenie.
To interesujące, że ta wewnętrzna racjonalność należy już
w Starym Testamencie do podstaw wiary, że szczególnie w czasach
niewoli babilońskiej mówiło się: „Nasz Bóg nie jest jak inni bogo­
wie, On jest Stwórcą, Bogiem niebios, jedynym Bogiem". Poprzez
to ukazuje się wymaganie, aby Jego uniwersalizm miał podstawy
w Jego racjonalności. Stanie się to później miejscem spotkania
90 Pontyfikat

Starego Testamentu ze starożytnością grecką, gdyż mniej więcej


w tym samym czasie, gdy podczas niewoli babilońskiej wydobyto
ten rys Starego Testamentu, powstaje także grecka filozofia, która
przezwyciężywszy wielobóstwo, pyta o jednego Boga.
Pozostaje wielkim zadaniem Kościoła, aby łączył on wiarę
z rozumem, sięgał poza to, czego da się dotknąć z racjonalną
odpowiedzialnością. To jest nam bowiem dane przez Boga. To
jest to, co stanowi znak rozpoznawczy człowieka.

Czym jest ten specjalny charyzmat, który przynosi ze sobą papież


z Niemiec? Niemcy byli prawie przez tysiąc lat nosicielami idei Świę­
tego Cesarstwa Rzymskiego. Głębokie drążenie w celu dotarcia do wie­
dzy jest jednym z podstawowych rysów historii niemieckiej kultury,
ucieleśnianym przez mistyków takich jak Mistrz Eckhart, wszech­
stronnych naukowców takich jak Albert Wielki, aż po Goethego, Kanta
i Hegla. Niemcy są jednak także krajem podziału Kościoła. Kolebką
naukowego komunizmu, który obiecywał raj nie w niebie, ale na ziemi.
W końcu są sceną prawdziwie diabolicznego reżimu, którego hasłem
było całkowite zniszczenie Żydów, wybranego Ludu Bożego.

Jak pan zauważył, mamy w Niemczech historię skomplikowaną,


dramatyczną i pełną sprzeczności. Historię pełną winy i pełną
cierpienia. Ale też historię ludzkiej wielkości. Historię ze świętoś­
cią. Historię wielkiej siły poznania. W tym sensie więc nie istnieje
coś takiego jak po prostu niemiecki charyzmat.
Wskazał pan na to, że do historii niemieckiej kultury przynależy
szczególnie wymiar refleksji. Długi czas był to element postrzegany
jako dominujący Dzisiaj jako typowo niemieckie widzi się raczej
takie uzdolnienia, jak pilność, energia czy stanowczość. Myślę, że
skoro Bóg chciał uczynić profesora papieżem, to po to, żeby właś­
nie ten moment namysłu i zmagań o jedność wiary i rozumu
mógł się stać czymś, co znajdzie się w centrum pontyfikatu.
W roli Rybaka

Podkrążone oczy były od początku, jeśli tak mogę powiedzieć, zna­


kiem szczególnym Waszej Świątobliwości. Podobno na końcu ery
Jana Pawła II pozostało wiele niezałatwionych spraw, co było spo­
wodowane jego chorobą.

Na pewno zdarzało się czasami, że Jan Paweł II zwlekał z decy­


zją. Ogólnie jednak prace były kontynuowane przez wybranych
przez niego współpracowników. Podstawowe decyzje podej­
mował ciągle on sam. Cierpiał, ale był świadomy, więc aparat
Kościoła - jeśli już ktoś tak chce powiedzieć - funkcjonował bez
zarzutu.

Nie jest tajemnicą, że Jan Paweł II niespecjalnie mocno angażował


się w sprawy rzymskiej Kurii i się nimi interesował.

Mimo to przeprowadził reformę Kurii i nadał jej obecną struk­


turę. Także wtedy gdy przekazał wiele spraw współpracowni­
kom, zachował spojrzenie na całość i brał całkowicie na siebie
to, co wiązało się z istotną odpowiedzialnością.
92 Pontyfikat

Być może długa choroba przyblokowała przeprowadzenie reform,


które już od dawna czekały na realizację?

Nie sądzę. Zaakcentował tak wiele ważnych spraw, że właści­


wie było konieczne, aby po wielkich przełomach, wielu nowych
przemówieniach, encyklikach i podróżach z całym ich progra­
mem nastał czas przyswajania tego wszystkiego, aby mogło to
powoli przeniknąć i zostać przyjęte. A nawet w ostatnich latach
powstały poruszające nowe teksty. Na przykład list apostol­
ski Tertio millennio adveniente przygotowujący na milenijny rok
2000. To tekst bardzo serdeczny, prawie poetycki.
Czas jego cierpienia nie był czasem straconym. Myślę, że było
to ważne dla samego Kościoła, aby po okresie wielkiej aktyw­
ności otrzymać lekcję cierpienia i widzieć, że Kościół może być
kierowany także przez cierpienie i że właśnie przez cierpienie
Kościół dojrzewa i żyje.

Wydaje się, że to cierpienie naprostowało dryfującą łódź Kościoła.


Jak spod ziemi pojawiło się pokolenie młodych, pobożnych ludzi,
których wcześniej specjalnie się nie zauważało.

Współczucie było ogromne. Można było zobaczyć, że lekcja cier­


piącego papieża była sprawowaniem Urzędu Nauczycielskiego,
który jeszcze przewyższał nauczanie papieża głoszącego. Współ­
czucie, wstrząs, spotkanie w pewien sposób z cierpieniem Chry­
stusa trafiło ludziom głębiej do serca niż to, co mógłby robić,
pozostając aktywnym. Rzeczywiście dokonał się przełom, także
rozwinęła się na nowo miłość do papieża. Nie powiedziałbym,
że doszło przez to do jakiegoś absolutnego zwrotu w Kościele.
W historii świata jest przecież tak wielu bohaterów i dużo róż­
nych czynników. Ale to był moment, w którym nagle widzialna
stała się moc Krzyża.
8. W roli Rybaka 93

Nikt bardziej od organizacji żydowskich nie ucieszył się z wyboru


Waszej Świątobliwości na dwieście sześćdziesiątego czwartego
następcę Świętego Piotra i głowę Kościoła powszechnego. Joseph
Ratzinger już jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary przyłożył się do
położenia fundamentu zbliżenia obydwu religii, jak twierdzi Israel
Singer, wtedy przewodniczący Światowego Kongresu Żydów; Joseph
Ratzinger miał „nadać pozytywny kierunek trwającej dwa tysiące
lat historii relacji pomiędzy judaizmem i chrześcijaństwem".
Jako pierwszy papież zaprosił Wasza Świątobliwość rabina, aby
mówił wobec synodu biskupów. Wstrzymał proces beatyfikacyjny
francuskiego księdza, któremu zarzucano antysemickie wystąpienia.
Wasza Świątobliwość odwiedził więcej synagog niż wszyscy papieże
przed nim. „Süddeutsche Zeitung" donosiła wtedy: „Przyznaje się on
do żydowskich korzeni chrześcijaństwa, jak nie przydarzało się to
jeszcze żadnemu papieżowi".
Pierwsza oficjalna czynność Waszej Świątobliwości polegała na
napisaniu listu do żydowskiej wspólnoty w Rzymie. Czy ta symbo­
lika miała wzmocnić podstawowy ton pontyfikatu?

Oczywiście. Muszę powiedzieć, że od pierwszych dni moich


studiów teologicznych jasna była dla mnie wewnętrzna jedność
Starego i Nowego Testamentu, dwóch części Pisma Świętego.
Ukazało mi się z całą jasnością, że Nowy Testament możemy
czytać tylko razem z poprzednim Testamentem, gdyż w innym
przypadku wcale nie będziemy go rozumieć. Poza tym oczywi­
ście poruszyło nas jako Niemców to, co zdarzyło się w Trzeciej
Rzeszy, i co słusznie skłoniło nas do tego, aby z pokorą, wsty­
dem i miłością patrzeć na Lud Izraela.
Te rzeczy połączyły się ze sobą, jak to powiedziałem, już w cza­
sach mojej formacji teologicznej i ukształtowały moją drogę teolo­
gicznego myślenia. Dlatego było dla mnie oczywiste - także i tutaj
w pełnej jedności z papieżem Janem Pawłem II - że dla mojego
94 Pontyfikat

głoszenia chrześcijańskiej wiary musi być bardzo istotne nowe,


pełne miłości i zrozumienia bycie ze sobą Izraela i Kościoła, bycie we
wzajemnym szacunku dla tego drugiego i dla własnego powołania.

Poprzednik Waszej Świątobliwości nazywał Żydów „naszymi Star­


szymi Braćmi", Wasza Świątobliwość mówi o „Ojcach w wierze".

Wyrażenie „Starsi Bracia", którego używał już Jan XXIII, nie jest
chętnie przyjmowane przez Żydów. A to dlatego że w żydow­
skiej tradycji starszy brat - Ezaw - był także bratem odrzuconym.
Można go pomimo to używać, gdyż wyraża coś ważnego. Ale
także „Ojcowie w wierze" jest prawidłowe. Być może nawet zwrot
ten jeszcze wyraźniej ukazuje naszą wzajemną relację.

Po objęciu urzędu przez Waszą Świątobliwość wyraźnie dał się


zauważyć nowy styl. Nie ma już wiecznie spieszącego się Ojca, który
podróżuje od wydarzenia do wydarzenia. Nie ma niekończących się
audiencji, które teraz zostały zredukowane o połowę. Wasza Świą­
tobliwość zniósł pocałunek w rękę - czego zresztą i tak nikt nie sto­
sował. Jako następna zniknęła z papieskiego herbu tiara, symbol
papiestwa także jako władzy światowej. Jeszcze jedno się zmie­
niło: poprzednik Waszej Świątobliwości miał w zwyczaju mówić
w pierwszej osobie liczby pojedynczej; Benedykt XVI wprowadził
obok „ja" znowu papieskie „my". Jaki był ku temu powód?

Chciałbym odnieść się do dwóch punktów. Tiarę zdjął już Pa­


weł VI...

...i sprzedał, aby pieniądze ofiarować na biednych.

Była w każdym razie jeszcze w papieskim herbie i teraz znik­


nęła także stamtąd. Nie skreśliłem po prostu „ja", lecz teraz
8. W roli Rybaka 95

istnieją obydwie formy „ja" i „my". W wielu sprawach nie


mówię po prostu tego, co przyszło do głowy Josephowi Ratzin-
gerowi, ale wypowiadam się, odwołując się do wspólnotowego
wymiaru Kościoła. Mówię wtedy, pozostając w pewnym stopniu
w wewnętrznej łączności z innymi wierzącymi, i wyrażam to,
czym jesteśmy razem i w co razem możemy wierzyć. W tym
sensie więc „my" jest formą uprawnioną niejako pluralis maie-
statis, ale jako podkreślenie, że wypowiedź zachowuje łączność
z innymi, wyraża rzeczywistość nie tylko moją, ale także innych.
Gdy jednak ja jako ja mówię coś osobistego, musi zostać użyte
„ja". Obydwie formy są więc w użyciu: „ja" i „my".

Pierwszy synod biskupów w październiku 2005 skrócił Wasza Świą­


tobliwość z czterech do trzech tygodni. Wprowadzono także swo­
bodną debatę i zaproszono większą liczbę „braterskich delegatów"
z innych Kościołów. Równocześnie Wasza Świątobliwość przeprowa­
dza ponownie regularne rozmowy z wszystkimi szefami dykasterii,
aby promować wzajemną wymianę poglądów w Kurii. Decyzje per­
sonalne uważane są jednak czasami za problematyczne, zwłasz­
cza jeśli chodzi o najbliższe otoczenie papieża. Jest to słaby punkt
Waszej Świątobliwości?

Skrócenie synodu było, jak sądzę, po myśli wszystkich uczestni­


ków. Gdy bowiem biskup jest cztery tygodnie nieobecny w swo­
jej diecezji, jest to po prostu za długo. Biskup właśnie dlatego
uczestniczy w rządzeniu całym Kościołem, że dobrze zarzą­
dza swoim Kościołem lokalnym i zapewnia mu spójność. Jak
się okazało, ograniczenie i skondensowanie programu dało się
przeprowadzić bez problemu. Faktycznie było dla mnie ważne,
aby nie tylko wygłaszano przygotowane mowy, z których nigdy
nie wynika dyskusja, ale także żeby była okazja do mówienia
tego, co leży na sercu, i żeby mógł nawiązać się szczery dialog.
96 Pontyfikat

Decyzje personalne są trudne, gdyż nie można wejrzeć


w serce człowieka i nikt nie jest wolny od pomyłek. Dlatego
jestem ostrożniejszy, dokładniejszy i podejmuję decyzje tylko
po wysłuchaniu różnorodnych głosów doradczych. Myślę, że
w ubiegłych latach udało się podjąć sporo rzeczywiście dobrych
decyzji personalnych, także w niemieckim episkopacie.

Obserwatorzy zauważają, że w coraz większym stopniu odpowie­


dzialne stanowiska w rzymskiej Kurii zajmują zakonnicy. Dziennik
„II Foglio" mówi nawet o „kopernikańskim przewrocie" w polityce
personalnej Watykanu. Krytycy chętnie wskazują na „zawładnię­
cie Stolicą Piotrową przez fundam entalistów C zy powoływanie
zakonników, którzy ślubują ubóstwo, czystość i posłuszeństwo, jest
swego rodzaju odtrutką na karierowiczostwo i intryganctwo nieobce
przecież także i Watykanowi?

Powołana została grupa zakonników, bo mamy wśród nich


rezerwuar rzeczywiście dobrych ludzi, którzy mają wielkie zdol­
ności i ucieleśniają wartości duchowe. Ale nie jest też tak, że ich
udział wzrósł nieproporcjonalnie. Próbuję znaleźć tych właści­
wych, niezależnie od tego, czy są zakonnikami czy księżmi die­
cezjalnymi. Decydujące jest, czy kandydat odznacza się nastę­
pującymi cechami: jest człowiekiem duchowym, rzeczywiście
wierzącym i przede wszystkim odważnym.
Myślę, że odwaga jest podstawową cechą, którą musi posia­
dać biskup i ten, kto kieruje Kurią. Z tym jest związane niepod-
dawanie się wpływom różnych poglądów, ale działanie powodo­
wane własnym wewnętrznym rozeznaniem, także wtedy, gdy
prowokuje to gniew otoczenia. Muszą to być naturalnie osoby,
które posiadają pozytywne cechy zarówno jako ludzie, jak i pro­
fesjonaliści, tak że potrafią prowadzić innych i zapraszać ich do
rodzinnej wspólnoty. Dla mnie, jako szefa Kongregacji Nauki
8. W roli Rybaka 97

Wiary, było na przykład rzeczą bardzo ważną, że stanowiliśmy


wspólnotę, w której nie było pomiędzy nami kłótni ani forum
publicznym, ani w kuluarach, że była to rodzina. Tę umiejęt­
ność prowadzenia ludzi i stwarzania ducha wspólnoty uważam
za bardzo istotną.

Papież zawsze wypowiada się także poprzez gesty i zachowania,


znaki i symbole. Uwagę przyciągnął wybór już sławnego camauro
jako zimowego nakrycia głowy, rodzaju czapki, którą ostatni raz
nosił Jan XXIII. Czy był to tylko modny dodatek czy wyraz powrotu
do starych, sprawdzonych kościelnych form?

Miałem to tylko raz na sobie. Było mi po prostu zimno, a jestem


wrażliwy. Pomyślałem, że skoro mam już to camauro, to włożę
je. Ale w rzeczywistości była to tylko próba powstrzymania
zimna. Od tego czasu nigdy więcej tego nie zrobiłem, aby nie
pojawiały się zbędne interpretacje.
Ekumenizm i dialog z islamem

Ekumenizm stał się szybko najbardziej charakterystycznym znakiem


tego pontyfikatu. Papież obiecał angażować się niezmordowanie „dla
przywrócenia pełnej i widzialnej jedności" chrześcijan. Obserwatorzy
widzą w zwróceniu się do prawosławia strategiczne przedsięwzię­
cie, aby zbudować bramę do jedności tam, gdzie panuje największa
zbieżność stanowisk.

Ekumenizm ma wiele poziomów i różne oblicza. Mamy tu cały


świat prawosławia, który sam w sobie jest już bardzo zróż­
nicowany, następnie świat protestantyzmu, gdzie klasyczne
wyznania odróżniają się od nowego protestantyzmu, który
teraz wzrasta i jest znakiem czasu. Prawosławie jest miejscem,
gdzie jest nam najbliżej do siebie nawzajem i gdzie najszybciej
możemy mieć nadzieję na spotkanie.
Już Paweł VI i Jan Paweł II bardzo troszczyli się o prawosła­
wie. Sam mam ciągle bliskie kontakty z prawosławnymi. Jako
profesor w Bonn i w Ratyzbonie miałem pomiędzy moimi ucz­
niami także studentów prawosławnych i mogłem w ten spo­
sób nawiązać wiele przyjaźni ze światem prawosławia. Katolicy
9. Ekumenizm i dialog z islamem 99

i prawosławni mają tę samą starożytną podstawową kościelną


strukturę; stąd było łatwo zrozumiałe, że szczególnie zależy mi
na tym spotkaniu. Stopniowo powstały prawdziwe przyjaźnie.
Jestem bardzo wdzięczny za serdeczność, z którą odnosi się do
mnie ekumeniczny patriarcha Bartolomeusz, nie ograniczając
się tylko do konwencjonalnego ekumenizmu. Między nami jest
prawdziwa przyjaźń, braterstwo. Także jestem wdzięczny za
przyjaźń i wielką serdeczność okazywaną mi przez patriarchę
Cyryla.

Patriarcha Moskwy byl pierwszym gościem przyjętym przez Waszą


Świątobliwość po wyborze na papieża.

Wtedy nie był on jeszcze patriarchą rosyjskiej prawosławnej


Cerkwi w Moskwie, ale jej ministrem spraw zagranicznych.
Od razu się zrozumieliśmy Miał w sobie coś tak radosnego, coś
płynącego z wiary, że tak powiem, prostotę rosyjskiej duszy
i zarazem jej zdecydowanie i serdeczność - powstała między
nami nić porozumienia.
Sądzę, że jest bardzo ważne, aby ten wielki świat prawo­
sławny z własnymi wewnętrznymi napięciami widział jednak
także swoją wewnętrzną jedność z tym tak innym Kościołem
łacińskim. Abyśmy, mimo wszystkich różnic nabudowanych
przez stulecia i uwarunkowanych między innymi przez kul­
turową odrębność - jednak znowu rozumieli i postrzegali się
nawzajem w naszej wewnętrznej duchowej bliskości. Na tym
poziomie, jak myślę, robimy postępy. Nie są to taktyczne, poli­
tyczne ruchy, lecz zbliżenia pełne wewnętrznej wrażliwości. Jest
to bardzo pocieszające.

Dlaczego zbliżenie to ma mieć wielkie znaczenie dla „przyszłości


dziejów świata", jak to określił Wasza Świątobliwość?
100 Pontyfikat

Bo w nim widoczna staje się nasza wspólna odpowiedzialność


za świat. Moglibyśmy ciągle prowadzić wszelkie możliwe spory.
Albo wychodząc od tego, co jest dla nas wspólne, wspólnie
służyć. A świat, jak już w tej rozmowie wyraźnie się uka­
zało, potrzebuje uzasadnionego, mającego duchowe podstawy,
a zarazem racjonalnego świadectwa o jednym Bogu, który
mówi do nas w Chrystusie. Dlatego tak niezwykle ważne jest
nasze bycie razem. Cyryl podkreśla to także, zwłaszcza w kon­
tekście dyskusji na wielkie tematy etyczne. Nie jesteśmy mora­
listami, ale niesiemy posłanie etyczne mające swoją podstawę
w wierze, a posłanie to pozwala ludziom odnaleźć kierunek.
Takie wspólne działanie ma wielkie znaczenie w momencie kry­
zysu dotykającego narody.

Według biskupa Gerharda Ludwiga Mullera zajmującego się eku­


menizmem 97 procent jedności pomiędzy prawosławnymi i katoli­
kami jest już osiągnięte. Pozostałe trzy procent to kwestie prymatu
i jurysdykcji papieża.
Wasza Świątobliwość nie tylko usunął z herbu tiarę jako sym­
bol władzy, ale także kazał skreślić z papieskich tytułów określenie
„Patriarcha Zachodu". Biskup Rzymu jest teraz pierwszy spośród
równych. Charakterystyczne, że Wasza Świątobliwośćjuż jako kar­
dynał ogłosił w roku 2000 w deklaracji Dominus Iesus, że istnieją
prawdziwe Kościoły lokalne, ale „brak im pełnej komunii z Kościo­
łem katolickim, jako że nie uznają katolickiej nauki o prymacie"...
Czy Benedykt XVI zreorganizuje papiestwo ze względu na jedność
chrześcijaństwa?

Tu konieczne byłyby pewne doprecyzowania. „Pierwszy wśród


równych" to nie jest dokładnie ta formuła, którą my jako kato­
licy przyjmujemy. Papież jest pierwszy i ma także specyficzne
funkcje i zadania. W tym sensie nie wszyscy są równi. „Pierwszy
9. Ekumenizm i dialog z islamem 101

wśród równych" - to byłoby bez problemu przyjęte przez pra­


wosławie. Uznają oni, że biskup Rzymu jest protos, jest pierwszy,
co zostało już stwierdzone na soborze w Nicei. Ale pytanie brzmi
właśnie: Czy ma on jakieś specyficzne zadania czy nie? Trudny
jest także cytat z Dominus Iesus. Lecz to są punkty sporne, gdzie
potrzeba by było więcej słów, niż teraz mogę użyć...

Czy to znaczy, że papież Ratzinger sprzeciwia się wcześniejszemu


kardynałowi i stróżowi wiary Ratzingerowi?

Nie, broniłem dziedzictwa Drugiego Soboru Watykańskiego


i całej historii Kościoła. Ten fragment oznacza, że Kościoły
Wschodu są prawdziwymi Kościołami partykularnymi, cho­
ciaż nie znajdują się w pełnej łączności z papieżem. W tym sen­
sie jedność z papieżem nie jest konstytutywna dla Kościoła par­
tykularnego. Na pewno jednak brak jedności jest też brakiem
w Kościele partykularnym. Kościół partykularny jest bowiem
nakierowany na to, aby przynależeć do całości. W tym sen­
sie więc brak komunii z papieżem jest brakiem w samej żywej
komórce. Pozostaje komórką, może nazywać się Kościołem, ale
brakuje jej jednego punktu, a mianowicie łączności z całością
organizmu.
Nie byłbym też tak odważny jak biskup Müller, aby teraz
móc powiedzieć, że brakuje nam tylko trzech procent. Przede
wszystkim istnieją ogromne historyczne i kulturowe różnice.
Obok kwestii nauki jest do zrobienia wiele kroków w przestrzeni
uczuć i emocji. Bóg musi jeszcze nad nami popracować. Dla­
tego też nie zdobyłbym się także na żadne proroctwa dotyczące
ewentualnych terminów.
Ważne jest, że nam na sobie zależy, że pozostajemy
w wewnętrznej jedności, że jesteśmy ze sobą tak blisko i tak wiele
ze sobą współpracujemy, jak to tylko możliwe, a w pozostałych
102 Pontyfikat

sprawach próbujemy przepracowywać pozostałości przeszkód


w otwartych rozmowach - a przy tym wszystkim wiemy także,
że Bóg musi nam pomagać i że sami tego nie potrafimy.

W każdym razie jednak grecki prawosławny metropolita Augousti-


nos uważa już dzisiaj za możliwy honorowy prymat papieża wśród
wszystkich chrześcijan. Także ewangelicki biskup Johannes Friedrich
wprowadza temat ograniczonego uznania urzędu papieża „jako eku­
menicznie akceptowalnego rzecznika światowego chrześcijaństwa".
Czy jest to ten sam kierunek, o którym Wasza Świątobliwość mówi,
gdy twierdzi, że Kościoły muszą się dzisiaj dać zainspirować wzo­
rem z pierwszego tysiąclecia?

Dodatkowo także anglikanie ogłosili, że mogą wyobrazić sobie


honorowy prym at rzymskiego papieża, między innymi jako
rzecznika chrześcijaństwa. To już naturalnie znaczący krok. De
facto jest też tak, że gdy papież zajmuje stanowisko w sprawie
wielkich etycznych problemów, świat uznaje to za głos chrześ­
cijaństwa. Także sam papież stara się o to, aby w tych sprawach
mówić w imieniu wszystkich chrześcijan, a nie opierać się na
tym, co specyficznie katolickie, bo na to jest miejsce gdzie indziej.
Tak więc już dzisiaj biskup Rzymu może do pewnego stopnia
być głosem wszystkich chrześcijan ze względu na pozycję, która
mu przypadła w ciągu historycznego rozwoju. To także ważny
czynnik ekumeniczny, który wyraźnie ukazuje nigdy całkiem
nieutraconą wewnętrzną jedność chrześcijaństwa. Nie można go
przeceniać, pozostaje bowiem wystarczająco dużo sprzeczności. Ale
że coś takiego się dzieje, to na pewno powód do wdzięczności Bogu.

Wasza Świątobliwość już spotkał ekumenicznego patriarchę Kon­


stantynopola. Co się zaś tyczy rosyjskiego Kościoła prawosławnego,
to arcybiskup Hilarion, zajmujący sięjego kontaktami zewnętrznymi,
9. Ekumenizm i dialog z islamem 103

uważa: „Zbliżamy się do momentu, w którym będzie możliwe przy­


gotowanie spotkania papieża i patriarchy". Takie spotkanie byłoby
światową sensacją. Czy Wasza Świątobliwość uważa to za możliwe
jeszcze za tego pontyfikatu?

Mam nadzieję, że tak, ale to zależy od tego, ile jeszcze życia


podaruje mi dobry Bóg. Były już bardzo piękne gesty, takie
jak koncert z okazji pięciolecia pontyfikatu; patriarcha polecił
zagrać dla mnie, tutaj, w Rzymie, Hilarionowi, który sam jest
kompozytorem i przedstawił jedną ze swoich kompozycji. Ist­
nieją różnorodne kontakty. W każdym razie prawosławna opi­
nia publiczna musi zostać przygotowana na takie spotkanie.
Panuje tam bowiem ciągle jeszcze pewien lęk przed Kościołem
katolickim. Trzeba cierpliwie czekać, nic nie można robić na siłę.
Wola jest z dwóch stron i pojawia się także atmosfera, która
mogłaby to umożliwić.

Niezbyt odległe spotkanie Rzym - Moskwa jest więc w zasięgu


możliwości?

Powiedziałbym, że tak.

Postępy widać także w kwestii jedności Kościoła w Chinach. Rzym


uznał prawie wszystkich biskupów mianowanych przez władze
państwowe. Zjednoczenie legalnej i nielegalnej katolickiej wspól­
noty jest uznawane przez obie strony za cel bliski do osiągnięcia.
Jak myśli Wasza Świątobliwość: czy to zjednoczenie nastąpi jeszcze
w erze Benedykta - zakładając, jak Wasza Świątobliwość powiedział,
że Pan podaruje Waszej Świątobliwości długie życie?

Mam nadzieję. Modlitwa Jezusa o jedność wszystkich, którzy


w Niego wierzą (J 17), przynosi owoce także w Chinach. Cały
104 Pontyfikat

żyjący w Chinach Kościół jest wezwany, aby trwać w głębo­


kiej duchowej jedności, w której dojrzewa też harmonijna hie­
rarchiczna jedność we wspólnocie z biskupem Rzymu. Poja­
wiają się oczywiście ciągle nowe przeszkody, ale przebyliśmy
już długą drogę i, jak pan sam powiedział, większość biskupów
wyświęconych bez misji apostolskiej z Rzymu uznała tymcza­
sem prymat i dzięki temu przystąpiła do wspólnoty z Rzymem.
Pomimo występujących nieoczekiwanych trudności istnieje
wielka nadzieja, że uda się definitywnie skończyć z podziałem.
To jest cel, który szczególnie leży mi na sercu i który codziennie
powierzam Panu w modlitwie.

Jak doszło do takiego rozwoju sytuacji, który jeszcze niedawno ucho­


dził za niewyobrażalny?

Różnorodne czynniki przyczyniły się do pozytywnego rozwoju


Kościoła katolickiego w Chinach. Oto niektóre z nich. Z jednej
strony żywe pragnienie, aby być w jedności z papieżem, zawsze
było obecne w biskupach wyświęconych w nieprawomocny
sposób. To w zasadzie wszystkim umożliwiło pójście drogą ku
pełnej komunii, przy czym musieli być wspierani na tej drodze
przez cierpliwą pracę, która z każdym z nich została wykonana.
Mieli też fundamentalną katolicką świadomość, że dopiero we
wspólnocie jest się rzeczywiście biskupem.
Z drugiej strony biskupi wyświęceni w tajemnicy i nieuznani
przez władze państwowe mogą także odnieść korzyści, gdyż
z punktu widzenia państwa na nic się już nie zdaje zamykanie
w więzieniach i ograniczanie wolności katolickich biskupów ze
względu na ich związek z Rzymem. Chodziło tu więc o podsta­
wowe, fundamentalne przekonania oraz o pomoc z wewnątrz
danej wspólnoty. Tak dochodzi do pełnej jedności pomiędzy
dwoma katolickimi wspólnotami.
9. Ekumenizm i dialog z islamem 105

Wydaje się, że ekumeniczny dialog z protestantami stal się proble­


matyczny W prawosławiu w ogóle nie wchodzi on w grę. Tutaj prze­
paście stały się zbyt głębokie. Ale także według rzymskokatolickich
biskupów część Kościołów protestanckich uległa naciskowi nowo­
czesności i zrezygnowała z wielu swoich tradycji. Miałyby się one
od lat siedemdziesiątych profilować najpierw socjalistycznie, potem
ekologicznie, a dzisiaj feministycznie, z nową tendencją do ulegania
wpływowi kierunku gender. Dialog miałby być prowadzony w celu
protestantyzacji Kościoła katolickiego, który przedstawiany jest jako
zacofany, aby samemu prezentować sięjako postępowa alternatywa.
Czy nie byłoby słuszne powiedzieć sobie, unikając dalszych fru­
stracji: Dobrze, pozostańmy przyjaciółmi. Współpracujmy w chrześ­
cijańskich akcjach, ale zjednoczenie niejest niestety możliwe - byłoby
to bowiem za cenę kapitulacji, opuszczenia własnych stanowisk.

Najpierw trzeba wspomnieć wielką różnorodność światowego


protestantyzmu. Luteranizm jest tylko częścią tego spektrum.
Są przecież także chrześcijanie wywodzący się z tradycji kal­
wińskiej, metodyści i tak dalej. Jest także wielkie nowe zja­
wisko ewangelikalizmu, który rozprzestrzenia się z ogromną
dynamiką i jest w stanie w krajach Trzeciego Świata zmienić
cały religijny krajobraz. Gdy więc mówi się o dialogu z prote­
stantyzmem, należy mieć przed oczami tę różnorodność, która
także z kolei w każdym kraju ma swoją specyfikę.
Trzeba rzeczywiście stwierdzić, że protestantyzm wykonał
takie ruchy, które go raczej od nas oddalają: święcenie kobiet,
akceptowanie homoseksualnych związków i więcej tym podob­
nych. Inne są pozycje etyczne, inny sposób dostosowywania
się do współczesności - to utrudnia rozmowę. Zarazem są też
oczywiście w protestanckich wspólnotach ludzie, którzy żywo
dążą do poznania właściwej substancji wiary i nie zgadzają się
z podejściem swoich Kościołów.
106 Pontyfikat

Dlatego musimy sobie powiedzieć: Jako chrześcijanie powin­


niśmy znaleźć wspólną podstawę i być w stanie wypracować
wspólne stanowisko na temat wielkich pytań współczesności,
musimy także świadczyć o Chrystusie jako żywym Bogu. Nie
możemy osiągnąć pełnej jedności w dającym się przewidzieć cza­
sie, ale czyńmy to, co jest możliwe, aby prawdziwie jako chrześ­
cijanie w tym świecie razem wypełnić misję, dawać świadectwo.

Czy protestanci rzeczywiście nie są przez papieża postrzegani jako


Kościół, lecz - w przeciwieństwie do Kościołów lokalnych - jedynie
jako kościelne wspólnoty? Dla wielu takie przyporządkowanie brzmi
poniżająco.

Wyrażenie „kościelna wspólnota" to terminologia Drugiego


Soboru Watykańskiego. Sobór zastosował tutaj bardzo prostą
regułę: Kościół we właściwym sensie jest według naszego rozu­
mienia tam, gdzie urząd biskupa jest przekazany w apostolskiej
sukcesji - a przez to pierwszeństwo ma Eucharystia jako sakra­
ment, którego szafarzem jest biskup i prezbiter.
Gdzie tego nie ma, występuje inny rodzaj rozumienia Kościoła,
który na Drugim Soborze Watykańskim określiliśmy „kościelną
wspólnotą". Ma to ukazać, że są one Kościołami w inny sposób.
Nie jako Kościoły wielkich tradycji starożytności, lecz zgodnie
z nowym rozumieniem, według którego pojęcie Kościoła nie
opiera się na instytucji, lecz na dynamice Słowa, które groma­
dzi ludzi i czyni ich wspólnotą. W tym sensie więc terminologia
ta jest próbą ujęcia tego, co charakterystyczne w protestanckim
chrześcijaństwie, i wyrażenia tego pozytywnie. Można ciągle
szukać lepszych słów, ale podstawowe rozróżnienie jest upraw­
nione; jest to czysto historyczna przesłanka.
Jeszcze raz zresztą trzeba podkreślić, że patrząc z punktu
widzenia eklezjologii, sytuacja poszczególnych protestanckich
9. Ekumenizm i dialog z islamem 107

wspólnot jest bardzo różna. Między sobą określają się też bar­
dzo różnie, tak że nie można mówić o jednym protestanckim
Kościele. Chodzi po prostu o to, aby widzieć, że chrześcijaństwo
w protestantyzmie dokonało przesunięcia akcentów i próbujemy
to zrozumieć oraz uznajemy się nawzajem jako chrześcijanie
i jako chrześcijanie służymy sobie nawzajem.

A co do definicji, czym Kościół jest, czy nawet papież nie może powie­
dzieć czegoś innego?

Nie. Tym papież nie może rozporządzać. To jest związane z Dru­


gim Soborem Watykańskim.

W sprawach ekumenizmu z chrześcijańskimi wspólnotami Zachodu


Watykan koncentruje się na anglikanach, Światowej Federacji Lute-
rańskiej, Światowym Aliansie Kościołów Reformowanych i Świato­
wej Radzie Metodystów. Bramy Rzymu są już otwarte dla chętnych
do przejścia anglikanów. Dzięki wydanej przez Waszą Świątobliwość
konstytucji apostolskiej powstaje po raz pierwszy prawna i orga­
nizacyjna struktura Kościołów partykularnych. Do tej pory wyob­
rażenie jedności było związane z obrazem powrotu na łono Koś­
cioła katolickiego. Czy jest to precedens dla innych grup chętnych
do naśladowania?

Jest to w każdym razie próba dania odpowiedzi na specyficzne


wyzwanie. Inicjatywa nie wyszła od nas, lecz od anglikańskich
biskupów, którzy weszli w dialog z Kongregacją Nauki Wiary
i rozpoznali, w jakiej formie można by było się do siebie zbli­
żyć i zjednoczyć. Biskupi ci powiedzieli, że całkowicie podzielają
wiarę opisaną w Katechizmie Kościoła Katolickiego. To dokładnie
ich wiara. Trzeba było tylko zobaczyć, na ile mogliby zachować
własną tradycję, własne formy życia z całym ich bogactwem.
108 Pontyfikat

Z tego powstał ten projekt jako swoista oferta. W jakiej mie­


rze będzie używany, jak zniesie to rzeczywistość, jakie przyniesie
to kierunki rozwoju i korygowania, to trzeba jeszcze zobaczyć.
Ale jest to w każdym razie znak pewnej elastyczności Kościoła
katolickiego. Nie chcemy wprawdzie tworzyć nowych Kościołów
unickich, ale chcemy dać możliwości włączenia się we wspólnotę
z papieżem, a przez to we wspólnotę katolicką, tych tradycji Koś­
ciołów partykularnych, które wyrosły poza Kościołem rzymskim.

W relacjach pomiędzy Kościołem a muzułmanami przemówienie


Waszej Świątobliwości z 12 września 2006 w Ratyzbonie wywołało
burzliwe kontrowersje. Wasza Świątobliwość cytował wtedy frag­
ment z książki historycznej, która relacjonowała dialog pomiędzy
cesarzem bizantyjskim a pewnym wykształconym Persem na temat
islamu i chrześcijaństwa*. Po tym zapłonęły chrześcijańskie domy
w krajach islamskich, zachodni dziennikarze pisali pełne gniewu
komentarze.
To przemówienie uznano za pierwszy błąd pontyfikatu. Było nim
rzeczywiście?

Mowa ta była pomyślana jako wykład typowo naukowy, bez


świadomości, że przemówienia papieża czyta się politycznie,
a nie jak wywody akademickie. Wskutek politycznego potrak­
towania tekstu nie zwrócono już uwagi na całość, ale wyrwano
fragment z kontekstu i odniesiono do polityki to, czego w nim
wcale nie było. Dotyczył on sytuacji z dawnego dialogu, który
zresztą ciągle, jak myślę, jest bardzo interesujący.

* Wykład, który Joseph Ratzinger wygłosił w Ratyzbonie, miejscu,


w którym wcześniej był profesorem, nosił tytuł: Wiara, rozum i uniwersytet.
Wspomnienia i refleksje. Fragment, w którym Benedykt XVI cytuje wypowiedź
późnośredniowiecznego bizantyjskiego cesarza Manuela II Paleologa znajduje
się w Dodatku.
9. Ekumenizm i dialog z islamem 109

Cesarz Manuel, który wtedy został zacytowany, był już


w tym czasie wasalem imperium ottomańskiego. Wcale nie
mógł więc nawet atakować muzułmanów. Mógł jednak w inte­
lektualnym dialogu podnieść żywotne kwestie. W każdym
razie dzisiejsza polityczna komunikacja jest tego rodzaju, że nie
pozwala zrozumieć tych subtelnych kontekstów.
Mimo wszystko wykład ten, po wszystkich strasznych kon­
sekwencjach, wobec których mogę być tylko bardzo smutny,
przyniósł pozytywne oddziaływanie. Podczas mojej wizyty
w Turcji mogłem pokazać, że czuję szacunek do islamu, że
uznaję go za wielką religijną rzeczywistość, z którą musimy
pozostać w dialogu. Tak oto z tej kontrowersji wyrósł rzeczy­
wiście intensywny dialog.
Jest oczywiste, że islam musi w publicznym dialogu wyjaś­
nić dwie kwestie, mianowicie sprawę swojego odniesienia do
przemocy i do rozumu. Ważnym wkładem było to, że te dwie
sprawy uznano we własnych szeregach za koniecznie wymaga­
jące wyjaśnienia i dzięki temu rozpoczęła się także wewnętrzna
refleksja nakierowana na dialog pomiędzy uczonymi islamu.

Islamska gazeta „Zaman" mówiła o „posłaniu pokoju" Papieża;


według niej wreszcie rozpoczął się rzeczywisty dialog religii. Także
niemieckie czasopisma, takie jak „Die Zeit", po początkowej szorstkiej
krytyce skłoniły się przed „Mędrcem na Wschodzie", który „stał się
najważniejszym autorytetem Zachodu w świecie islamskim".

W każdym razie doszliśmy do dobrego momentu. Wie pan,


że stu trzydziestu ośmiu islamskich uczonych napisało list
z wyraźnym zaproszeniem do dialogu, przedstawiając inter­
pretację islamu, która go bezpośrednio prowadzi do rozmowy
z chrześcijaństwem. Odbyłem także na ten temat bardzo ważną
rozmowę z królem Arabii Saudyjskiej. Chce on, podobnie jak
110 Pontyfikat

inni islamscy przywódcy państw, na przykład tych leżących


nad Zatoką Perską, wystąpić razem z chrześcijanami przeciw
terrorystycznemu nadużywaniu islamu.
Wiemy, że znajdujemy się dzisiaj w obliczu wspólnego
wysiłku. Wspólnie z jednej strony bronimy wielkich religijnych
wartości - wiary w Boga i posłuszeństwa Bogu - aby - z dru­
giej strony - znaleźć właściwe miejsce w nowoczesności. Tym
zajmują się też grupy dialogu. Chodzi tu o takie kwestie, jak: Co
oznacza tolerancja? W jakiej relacji do siebie znajdują się prawda
i tolerancja? Z tym związane jest pytanie, czy tolerancja ozna­
cza także prawo do zmiany religii. Uznanie tego przychodzi
islamskim partnerom z trudem. Według nich ten, kto dotarł do
prawdy, nie może już zawracać.
W każdym razie weszliśmy w obszerną i intensywną rela­
cję dialogu, w której zbliżamy się do siebie, uczymy się lepiej
wzajemnie rozumieć. Być może dzięki temu zdobędziemy się
także na bardziej pozytywny wspólny wkład w tym trudnym
momencie historii.

Jeszcze nie tak dawno papieże uważali za swoje zadanie bronić


Europy przed islamizacją. Czy Watykan kieruje się w tej kwestii
całkowicie inną polityką?

Nie. Zmieniają się historyczne sytuacje. Pomyślmy tylko o cza­


sie, w którym imperium ottomańskie szarpało europejskie gra­
nice, oblegało Europę i w końcu stanęło pod murami Wiednia.
Albo pomyślmy o bitwie pod Lepanto w 1571 roku. Wtedy cho­
dziło rzeczywiście o to, czy uda się zachować tożsamość Europy,
czy też stanie się ona kolonią. W tej sytuacji kiedy wcale nie
chodziło tylko o islam, lecz o rozprzestrzenianie się władzy otto-
mańskiej, Europa musiała się zjednoczyć i bronić swojej historii,
swojej kultury, swojej wiary.
9. Ekumenizm i dialog z islamem 111

Dzisiaj żyjemy w całkiem innym świecie, w którym fronty


przebiegają inaczej. Po jednej stronie jest radykalna sekularyza­
cja, po drugiej - pytanie o Boga, które jawi się w całej różno­
rodności. Oczywiście musi nadal być miejsce na tożsamość każ­
dej z religii. Nie możemy się ze sobą zlać w jedno i się zatracić.
Trzeba jednak podjąć próbę, aby się między sobą porozumieć.
W dużych częściach Czarnej Afryki panuje od długiego czasu
tolerancyjne i dobre współistnienie islamu z chrześcijaństwem.
Gdy przyjmuję biskupów z tych krajów, opowiadają oni, że jest
po prostu starym zwyczajem wspólne świętowanie uroczysto­
ści. Gdzie indziej relacje te są jeszcze ciągle kształtowane przez
brak tolerancji i agresję. Dzisiaj także występują różne uw a­
runkowania historyczne. Musimy w każdym razie próbować
z jednej strony żyć wielkością naszej wiary i ją w żywy spo­
sób przedstawiać, z drugiej zaś - rozumieć dziedzictwo innych.
Ważne jest, aby znaleźć to, co wspólne, i tam gdzie to możliwe,
wspólnie służyć światu.

Równocześnie nie można przeoczyć, że w krajach, w których islam


opanowuje państwo i społeczeństwo, deptane są prawa człowieka,
a chrześcijanie są brutalnie prześladowani. Według anglikańskiego
biskupa Michaela Nazira-Alego islam stanowi największe od czasu
komunizmu niebezpieczeństwo dla Zachodu, gdyż wraz z nim wkra­
cza wszystko ogarniająca polityczna i socjoekonomiczna ideologia.
Prezydent Islamskiej Republiki Iranu Mahmud Ahmadineżad ogłosił,
że zaczęło się odliczanie do momentu zniszczenia Izraela i wkrótce
Izrael zostanie „wymazany z mapy".
Czy wyobrażenie o dialogu z islamem nie jest zbyt naiwne albo
nawet niebezpieczne?

Istnieją różne oblicza islamu w zależności od jego historycznej


tradycji, jego pochodzenia i poszczególnych konfiguracji relacji
112 Pontyfikat

władzy. W Czarnej Afryce, jak już mówiłem, istnieje, przynaj­


mniej w dużych jej częściach, bardzo pocieszająca tradycja poko­
jowego współżycia. Jest tam też możliwa zmiana religii i dzieci
muzułmańskiego ojca mogą zostać chrześcijanami. Widoczne
jest tam zbliżenie w podstawach rozumienia takich pojęć jak
wolność i prawda, które nie zmniejsza intensywności wiary.
Gdzie jednak islam panuje sam, monokulturowo, nieza­
chwiany w swoich tradycjach i swojej kulturowej i politycznej
tożsamości, postrzega się łatwo jako przeciwwaga dla zachod­
niego świata, w pewnym sensie jako obrońca religii przed atei-
zmem i sekularyzmem. Świadomość posiadania prawdy może
stać się tak ograniczająca, że staje się nietolerancją, a wów­
czas także współżycie z chrześcijanami staje się bardzo trudne.
Ważne jest, że ze wszystkimi chętnymi do dialogu muzułmań­
skimi siłami pozostajemy w intensywnym kontakcie i że prze­
miana świadomości może dokonać się także tam, gdzie islamizm
łączy ze sobą roszczenie do posiadania prawdy i skłonność do
przemocy.
10

Głoszenie

Pierwsza publikacja Waszej Świątobliwości, jeszcze z czasów stu­


denckich, była tłumaczeniem tekstu Tomasza z Akwinu. Tytuł
brzmiał: Eröffnung über die Liebe. Pierwsza „papieska" publika­
cja Waszej Świątobliwości, dokładnie sześćdziesiąt lat później, to
encyklika poświęcona temu samemu tematowi: Deus caritas est -
Bógjest miłością. Pierwsza encyklika papieża uważana jest zawsze
za rodzaj klucza do zrozumienia jego pontyfikatu.

Co się tyczy tej studenckiej książeczki: za zachętą Alfreda


Läpplego przetłumaczyłem Qyaestio disputata de caritate świę­
tego Tomasza z Akwinu, ponieważ Martin Grabmann, wielki
badacz średniowiecza, powiedział, że Ouaestiones są nieprze-
tłumaczone i trzeba to zrobić. Nie doszło jednak do publikacji.
Prawdopodobnie nie było to zresztą dobre tłumaczenie, miałem
dopiero dwadzieścia lat... W ten sposób znalazłem ten temat
i choć stało się to właściwie przypadkowo, to jednak zafascy­
nował mnie on. Tak więc towarzyszył mi w życiu z jednej
strony zawsze temat Chrystusa jako żyjącego obecnego Boga,
Boga, który poprzez cierpienie kocha nas i uzdrawia, z drugiej
114 Pontyfikat

strony - także temat miłości, który znajduje się w centrum


Janowej teologii, ze świadomością, że temat ten jest kluczem do
chrześcijaństwa i z tej perspektywy musi ono być czytane. Dla­
tego też pierwszą encyklikę napisałem, korzystając z tego klucza.

Moralność seksualna Kościoła katolickiego wywołuje mocny sprzeciw,


jeszcze będziemy o tym mówić. W Deus caritas est papież wyjaśnia,
że do „ludzkiego wymiaru wiary" należy również „tak" człowieka
wobec swojej cielesności, która jest stworzona przez Boga. Czy to głos
postulujący lepszy seks?

Cielesność oznacza oczywiście dużo więcej i nie można jej


rozumieć tylko jako seksualność, chociaż stanowi ona istotny
wymiar cielesności. Ważne, że człowiek jest duszą w ciele, że
jako ciało jest sobą samym i stąd może pozytywnie postrze­
gać ciało, a seksualność rozumieć jako dar. Poprzez seksualność
uczestniczy w stwórczej mocy Boga. Wielkim zadaniem jest
odnaleźć to pozytywne ujęcie i chronić ten skarb, który jest
nam dany.
Zgadza się, że w chrześcijaństwo ciągle na nowo wdzie­
rają się rygoryzm i tendencja do negatywnej oceny ciała, która
wykształciła się w gnozie i została przejęta przez Kościół.
Pomyślmy tylko o jansenizmie, wraz z którym doszło do wypa­
czenia, do zastraszenia człowieka. Dzisiaj widać, że musimy
odnaleźć właściwą chrześcijańską postawę, jaka istniała w pier­
wotnym chrześcijaństwie i w wielkich chrześcijańskich epokach:
postawę radości i afirmacji ciała, a także afirmacji seksualności
postrzeganej jako dar, co z kolei wiąże się zawsze z dyscypliną
i odpowiedzialnością.
Zawsze zachowuje ważność zasada: wolność i odpowiedzial­
ność przynależą do siebie nawzajem. Dopiero wtedy bowiem
rośnie rzeczywista radość, jest możliwa prawdziwa afirmacja.
10. Głoszenie 115

Dlatego jest ważne, abyśmy mieli chrześcijańską wizję czło­


wieka związaną z pozytywną oceną jego cielesności. Do powsta­
nia takiej wizji odpowiednie impulsy dał właśnie Drugi Sobór
Watykański.

Zarówno w Deus caritas est, jak i w swojej kolejnej encyklice Spe


salvi* oraz w encyklice Caritas in veritate**, która podejmuje kwe­
stię społecznej odpowiedzialności polityki i ekonomii, ciągle na nowo
mówi Wasza Świątobliwość o „chrześcijańskiej egzystencji". Nawet
laik przeczuwa, że niewiele ma ona wspólnego z banalną egzy­
stencją obywateli społeczeństwa dobrobytu. Czy chrześcijaństwo,
tak jak je rozumie Papież, jest zatem prowokującą, radykalną siłą,
która krytycznie odnosi się do tego, co powszechne i co jest aktual­
nie w modzie? Czy właśnie dlatego mówi on rzeczy, o których wielu
nawet boi się myśleć?

Nie chciałbym odnosić się do tego, co wcześniej zostało powie­


dziane. Ale znowu trzeba sobie uświadomić, że bycie człowie­
kiem to coś wielkiego, że to wielkie wyzwanie. Prawdziwemu
człowieczeństwu nie odpowiada banalność życia, które sobie
po prostu płynie. Tak jak i nie odpowiada mu nastawienie na
wygodę jako lepszy sposób życia, na dobre samopoczucie jako
jedyną treść pojęcia szczęścia. Trzeba dostrzegać konieczność
postawienia wyższych wymagań byciu człowiekiem i dopiero
przez to właśnie otwiera się droga do większego szczęścia; że
to bycie człowiekiem jest jak chodzenie po górach, w których
zdarzają się trudne wspinaczki. Dopiero dzięki nim jednak udaje
się nam dotrzeć tak wysoko, że możemy doświadczyć piękna
bycia. Bardzo mi leży na sercu, aby to podkreślać.

* Spe salvi, listopad 2007.


** Caritas in veńtate, czerwiec 2009.
116 Pontyfikat

Jednym z dotychczas najbardziej dyskutowanych dokumentów obecnego


pontyfikatu jest motu proprio Summorum Pontificum z lipca 2007.
Ma on ułatwić dostęp do łacińskiej Mszy trydenckiej, która wcześniej
mogła być celebrowana jedynie za pozwoleniem biskupa danego miej­
sca. W piśmie towarzyszącym dokumentowi Wasza Świątobliwość
podkreślił, ze odnowiona liturgia w językach narodowych pozostaje
zwykłym rytem, a Msza trydencka jest rytem nadzwyczajnym, wyjąt­
kowym. Wasza Świątobliwość tłumaczy, ze nie chodzi o „często mato
ważne kwestie dotyczące tej czy innej formy". Najważniejszy miałby
być „kosmiczny charakter liturgii" i łączność chrześcijańskiej liturgii
ze starotestamentalnym dziedzictwem. Co się przez to rozumie?

To bardzo obszerny rozdział. Chodzi o to, żeby liturgia nie była


autocelebracją wspólnoty, gdzie mówi się, jak to ważne, aby
każdy wniósł w nią samego siebie i gdzie na końcu istotne pozo­
staje tylko „własne ja". A przecież wchodzimy w coś o wiele
większego, dzięki czemu w pewnym sensie możemy wyjść poza
siebie i skierować się w dal. Dlatego jest tak ważne, aby liturgia
nie była tylko jakimś własnym „majsterkowaniem".
Liturgia jest tak naprawdę wydarzeniem, przez które czło­
wiek daje się wprowadzić w wielkość wiary i modlitwy Kościoła.
Z tego powodu pierwsi chrześcijanie modlili się zwróceni w kie­
runku wschodu, do wschodzącego słońca, symbolu powraca­
jącego Chrystusa. Chcieli przez to pokazać, że cały świat zbliża
się do Chrystusa, a On ten świat obejmuje.
Ta łączność nieba z ziemią jest bardzo ważna. Stare kościoły
nie przez przypadek były tak budowane, aby słońce rzucało
swoje światło do wnętrza domu Bożego w określonym momen­
cie. Właśnie dzisiaj, gdy na nowo stajemy się świadomi znacze­
nia wzajemnego oddziaływania Ziemi i wszechświata, trzeba
przypomnieć sobie kosmiczny, a także duchowy charakter
liturgii. Sens duchowy nie został kiedyś przez kogoś po prostu
10. Głoszenie 117

wymyślony, ale organicznie wzrastał od czasów Abrahama.


Takie elementy z najstarszych epok zachowały się w liturgii.
Co się tyczy konkretów, to odnowiona liturgia Drugiego
Soboru Watykańskiego jest ważną formą Mszy którą dzisiaj
sprawuje Kościół. Chciałem lepiej udostępnić formę poprzednią
przede wszystkim po to, aby pozostała utrzymana wewnętrzna
spoistość historii Kościoła. Nie wolno nam mówić: Przedtem
wszystko było na opak, teraz wszystko jest właściwe, gdyż we
wspólnocie, w której najważniejsza jest modlitwa i Eucharystia,
nie może być całkiem niesłuszne nic, co wcześniej było czymś
najświętszym. Chodziło o wewnętrzne pojednanie z własną prze­
szłością, o wewnętrzną kontynuację wiary i modlitwy Kościoła.

Z drugiej strony decyzja ta sprowokowała spór o zachowane w sta­


rym rycie wezwanie modlitwy z Wielkiego Piątku o nawrócenie
Żydów. Jacob Neusner, nowojorski rabin i historyk, bronił tej prośby,
wskazując, że leży ona „w logice monoteizmu". Także wierzący Żydzi
modlą się codziennie trzy razy o to, aby któregoś dnia wszyscy nie-
będący Żydami wezwali imię JHWH.
Wasza Świątobliwość kazał w lutym 2008 zastąpić w końcu
ten tekst przez nowe sformułowanie. Czyżby Wasza Świątobliwość
uznał argumenty krytyków?

Po pierwsze, jestem bardzo wdzięczny panu Neusnerowi za


to, co powiedział, bo rzeczywiście jest to pomocne. Po dru­
gie, ta modlitwa nie dotyczy liturgii w ogólności, jest jedynie
sprawą małego kręgu tych, którzy używają starego mszału.
W powszechnej liturgii nic się nie zmieniło. Ale tam, w starej
liturgii, zmiana tego punktu wydała mi się konieczna. Sfor­
mułowanie było dla Żydów ewidentnie raniące, a poza tym nie
wyrażało pozytywnie wielkiej wewnętrznej jedności pomiędzy
Starym a Nowym Testamentem.
118 Pontyfikat

Dlatego uważałem, że w tym miejscu starej liturgii konieczna


jest zmiana, szczególnie, jak to już zostało powiedziane, ze
względu na naszych żydowskich braci. W nowym wprowa­
dzonym przeze mnie sformułowaniu obecna jest nasza wiara,
że Chrystus jest Zbawicielem w s z y s t k i c h , że nie ma dwóch
dróg zbawienia, a więc Chrystus jest te ż Zbawcą Żydów, a nie
wyłącznie pogan. Zawarty w tej modlitwie sens wyraża także,
że nie modlimy się bezpośrednio o nawrócenie Żydów w misjo­
narskim znaczeniu, lecz o to, aby Pan doprowadził do takiego
historycznego momentu, w którym my wszyscy będziemy
zjednoczeni ze sobą nawzajem. Dlatego argumenty, które w tym
kontekście są podnoszone przeciwko mnie przez wielu teologów,
są nierozważne; ich ocena sytuacji jest błędna.

W małym stopniu zauważone motu proprio Omnium in mentem


z grudnia 2009 roku zmienia prawo kościelne w kwestii warunków
diakonatu i małżeństwa. Dla ważności małżeństwa jest odtąd bez
znaczenia, że osoba ochrzczona w Kościele katolickim wystąpiła
z Kościoła, na przykład z powodów podatkowych. Zmiana miałaby
zdążać w kierunku równego traktowania wszystkich katolików. Ale
czy tym samym nie zostaje jasno stwierdzone, że ktoś może zade­
klarować wystąpienie z Kościoła z powodów podatkowych, a mimo
to pozostaje członkiem Kościoła*?

Nie podejmuję się rozwiązania teraz tego problemu. To rzeczy­


wiście wielka dyskusja pomiędzy Niemcami a Rzymem: w jakiej
mierze przynależność do zewnętrznych struktur prawnych,

* W Niemczech to państwo ściąga podatki dla dużych Kościołów od ich


członków. Kto zadeklaruje przed władzami państwowymi swoje wystąpienie
z Kościoła, nie płaci podatku kościelnego i nie jest już przez Kościół liczony jako
jego członek. Pojawiają się ostatnio dyskusje, czy nie można pomimo czyjegoś
wystąpienia z prawnej struktury jednak rozumieć go jako członka Kościoła.
10. Gioszenie 119

które ściągają podatki, jest czymś identycznym z przynależnoś­


cią do Mistycznego Ciała Chrystusa, którym jest Kościół? Koś­
ciół musi mieć oczywiście także konkretną strukturę. Potrzebuje
cielesności. Potrzebuje zewnętrznych form prawnych. I natu­
ralnie chrześcijanie powinni wspierać swoją własną wspólnotę.
System niemiecki jest bardzo szczególny, a dysputa pomiędzy
Stolicą Apostolską a Konferencją Episkopatu Niemiec jest, jak
myślę, czymś bardzo ważnym i potrzebnym. Nie chciałbym tu
nic uprzedzać.

Uznanie heroiczności cnót Piusa XII, będące warunkiem beatyfikacji,


wywołało zdziwienie, chociaż nie wiąże się z tym żaden osąd histo­
ryczny ani polityczny, lecz jest to jedynie ocena duszpasterskiego
oddziaływania.
Obraz Eugenia Pacellego, który stał na czele Kościoła w latach
1939-1958 jako Pius XII, jest w dużej mierze ukształtowany przez
dramaturga Rolfa Hochhutha, który ukazuje Piusa XII jako pozba­
wionego skrupułów taktyka władzy, cynicznie odnoszącego się do
losu Żydów. Z prawdziwym Piusem XII, jak ustalili to już badacze
historii, postać ta ma niewiele wspólnego. Według historyka Karla-
-Josepha Hummela za czasów Piusa XII dzięki pomocy katolików do
150 tysięcy Żydów zostało ocalonych od obozów zagłady.
Żydowski filozof Bernard-Henri Levy oznajmił, że opublikowana
w 1937 roku encyklika Mit brennender Sorge, którą Pacelli współ­
redagował jako kardynał sekretarz stanu, jest do dzisiaj jednym
z „najbardziej zdecydowanych i używających najmocniejszych słów
manifestów przeciwko narodowym socjalistom ". Jako papież trosz­
czył się Pius XII o to, aby „bramy klasztorów otwierały się dla
prześladowanych Żydów". Golda Meir, późniejsza izraelska premier,
w 1958 powiedziała: „Gdy nasz naród przechodził straszne męczeń­
stwo w dziesięcioleciu terroru narodowego socjalizmu, podniósł się
w obronie ofiar głos papieża".
120 Pontyfikat

A jednak właśnie z żydowskiej wspólnoty słychać wyraźne


zastrzeżenia wobec ewentualnej beatyfikacji Czy trzeba będzie
poczekać na otwarcie wszystkich watykańskich archiwów?

Przygotowywane już od dwóch lat uznanie heroicznego stop­


nia cnót nie było, jak już to pan zauważył, oceną politycznej
ani historycznej skuteczności. Nie podpisałem dokumentu od
razu, ale zleciłem przejrzenie dotychczas nieopublikowanych
danych archiwalnych, abym mógł rzeczywiście nabrać pewno­
ści. Oczywiście, że setek tysięcy dokumentów nie da się w ściśle
naukowy sposób wykorzystać na potrzeby przygotowywania
beatyfikacji. Można sobie już jednak wyrobić pogląd i zobaczyć,
czy to, co pozytywne i o czym wiemy, potwierdza się, oraz czy
to, co negatywne i co jest zarzucane, nie znajduje potwierdzenia.
Sam pan powiedział, że Pius XII uratował życie tysiącom
Żydów, chociażby dzięki temu, że kazał otworzyć dla nich rzym­
skie klasztory i klauzury - co mógł zrobić tylko sam papież.
Uznał je za przestrzeń eksterytorialną, co prawnie nie było spe­
cjalnie zabezpieczone, a jednak było przez Niemców przestrze­
gane. Jest oczywiste, że w momencie, w którym papież zdecy­
dowałby się na oficjalny protest, eksterytorialność nie byłaby
dłużej respektowana i na pewno tysiące ukrywanych w rzym ­
skich klasztorach Żydów zostałyby deportowane.
Chodziło więc po prostu o wiele ludzkich istnień, które
tylko w ten sposób mogły zostać uratowane. Dopiero nie­
dawno wyszło na jaw, że Pacelli już w 1938 roku jako sekre­
tarz stanu napisał do biskupów całego świata, aby wspaniało­
myślnie wspierali Żydów emigrujących z Niemiec i pomagali im
w uzyskiwaniu wiz. Uczynił wszystko, co z jego strony było
możliwe, aby ratować ludzi. Oczywiście można ciągle na nowo
pytać: Dlaczego nie protestował wyraźniej? Sądzę, że wiedział,
jakie skutki przyniósłby otwarty protest. Wiadomo, że bardzo
10. Głoszenie 121

cierpiał z tego powodu. Miał świadomość, że właściwie powi­


nien mówić, ale sytuacja m u na to nie pozwalała.
Dzisiaj jest wielu mądrych ludzi, którzy zauważają, że co
prawda uratował wielu ludzi, ale miał staromodne podejście
do Żydów i nie dorastał do poziomu Drugiego Soboru Waty­
kańskiego. To jednak nie jest ta kwestia. Decydujące jest, co
zrobił i co próbował robić, i tu trzeba, jak myślę, rzeczywiście
uznać, że był on wielkim Sprawiedliwym, który uratował wię­
cej Żydów niż ktokolwiek inny.
11

Podróże duszpasterskie

Papież niejest może najpotężniejszym człowiekiem świata, ale dociera


do milionów ludzi poprzez wielkie zgromadzenia na całym świecie.
Ma większą widownię niż każda z gwiazd popkultury Wasza Świą­
tobliwość nie był nigdy uważany za wielkiego ludowego trybuna.
Czy pojawia się lęk przed publicznymi wystąpieniami?

Czasami oczywiście jestem zatroskany i pytam się siebie, czy


jestem w stanie to wszystko wytrzymać z czysto fizycznego
punktu widzenia. Podróże stawiają mi ciągle wysokie wymaga­
nia. Właściwie nie mam lęku przed publicznymi wystąpieniami,
gdyż wszystko jest dobrze przygotowane. Wiem, że nie mówię
teraz we własnym imieniu, ale że jestem tu dla Pana i nie muszę
się zastanawiać, czy dobrze wyglądam, czy dobrze wypadnę
i tym podobne. Robię to, co zostało mi powierzone ze świado­
mością, że dzieje się to dla kogoś Innego, a ten Inny ręczy także za
mnie. W tym sensie podróże przebiegają bez wewnętrznych obaw.

Poprzednik Waszej Świątobliwości postrzegany byl - że pozwolę


sobie tak powiedzieć -jako Mister Bombastic. Już swoją fizyczną
11. Podróże duszpasterskie 123

obecnością, głosem i gestykulacją oddziaływał mocno na media


i uzyskiwał wielki efekt. Wasza Świątobliwość nie ma tej samej
postawy i takiego samego głosu. Czy stanowiło to problem dla
Waszej Świątobliwości?

Po prostu powiedziałem sobie: jestem tym, kim jestem. Nie pró­


buję być kimś innym. Co mogę dać, daję, a czego nie mogę dać,
tego też nie próbuję dawać. Nie staram się zrobić z siebie kogoś,
kim nie jestem. Zostałem wybrany - a winę za to ponoszą też
kardynałowie - i robię to, co jestem w stanie robić.

Światowe Dni Młodzieży w sierpniu 2005 w Kolonii z 1,1 miliona


uczestników, a potem też Światowe Dni Młodzieży w Sydney uka­
zały nieoczekiwane cechy Waszej Świątobliwości. „Tutaj nad Renem -
zauważył włoski lewicowy dziennik »La Repubblica« - rozbita
została na oczach jego nieufnych rodaków zbroja strażnika czysto­
ści wiary - a ukazał się Pasterz, który opisuje Kościół jako »miejsce
czułości Boga«". Czy Wasza Świątobliwość zaskoczył sam siebie, że
tak dobrze potrafi nawiązać kontakt z młodzieżą?

Cieszyło mnie w każdym razie, że kontakt ten zrodził się cał­


kiem spontanicznie i faktycznie te Dni Młodzieży stały się praw­
dziwym darem. Gdy myślę, jak wielu młodych ludzi znalazło
w nich nowy punkt wyjścia i potem budowało na tym swoje
duchowe życie, jak wiele powstało inicjatyw wiary, jaka pozo­
stała radość, ale też jakie skupienie panowało bezpośrednio na
Dniach Młodzieży, to muszę powiedzieć: dzieje się coś, co nie
pochodzi od nas.
W Australii liczono się z wielkimi problemami bezpieczeń­
stwa, z trudnościami, ze starciami, ze wszystkim, do czego
dochodzi w wielkich zbiorowiskach ludzi. Panowała bardzo
niespokojna i pełna napięcia atmosfera. Na końcu policja była
124 Pontyfikat

zachwycona, wszyscy byli zadowoleni, bo nie doszło do żadnych


zakłóceń. Niosła nas po prostu wspólna radość wiary i moż­
liwa stała się jednocząca modlitwa setek tysięcy ludzi w ciszy
przed Najświętszym Sakramentem. To bycie razem w radości,
ta wewnętrzna pogoda i szczere spotkanie, brak przestępstw -
dokonało się rzeczywiście coś zdumiewającego, coś całkiem
innego niż podczas porównywalnych pod względem liczby
uczestników masowych imprez. Z Sydney płyną wciąż pozy­
tywne impulsy, na przykład powołania kapłańskie. Myślę, że
wraz ze Światowymi Dniami Młodzieży narodziło się coś, co
pomaga wszystkim.

Dotychczas prawie dwadzieścia zagranicznych wizyt - w Polsce,


Czechach, Hiszpanii, Austrii, Australii, obu Amerykach, Afryce, Por­
tugalii, Izraelu, Anglii i na Cyprze - uczyniło Waszą Świątobliwość
jednak papieżem-podróżnikiem. Weźmy chociaż parę przykładów.
W Brazylii odwiedził Wasza Świątobliwość organizacje świad­
czące pomoc socjalną i wziął udział w historycznym spotkaniu ze
stu siedemdziesięcioma sześcioma kardynałami i biskupami z Ame­
ryki Łacińskiej. Spotkanie wiary w Boga z ludami pierwotnymi tych
krajów uduchowiło i uczyniło czymś żywym ponad pięć wieków
historii, jak to określił Wasza Świątobliwość. Dzisiaj jednak kato­
licka tożsamość ludności tych krajów jest zagrożona.

Ostatnie dwadzieścia pięć lat to czas wielkich zmian geogra­


fii religijnej. W krajach i w częściach krajów, które wcześniej
liczyły 90 i więcej procent katolików, udział ten zmniejszył się
do 60 procent. To podwójna przemiana: z jednej strony działają
ewangelikalne sekty, które mocno zaznaczają swoją obecność
w ogólnym krajobrazie, choć same w sobie są bardzo niesta­
bilne i nie tworzą stałej przynależności, z drugiej strony postę­
puje sekularyzacja, która dzięki masowym mediom ma mocny
11. Podróże duszpasterskie 125

wpływ i przemienia świadomość ludzi. Tak więc istnieje tam


rzeczywiście kulturowy kryzys, który sięga bardzo głęboko.
Tym bardziej ważne jest, aby przedstawiać wiarę katolicką jako
coś nowego i żywego oraz na nowo ukazać się jako siła jedności,
solidarności i otwartości tego, co wieczne, w odróżnieniu od
tego, co czasowe.

Przy okazji podróży Waszej Świątobliwości do USA sytuacja była


0 tyle szczególna, że w tle tkwiło odkrycie przypadków molestowa­
nia. Jakie miał Wasza Świątobliwość wrażenia po tej wizycie?

Sądzę, że także niekatolików zaskoczyło, iż wizyta nie miała


w sobie nic prowokującego, lecz że obudziła pozytywne siły
wiary i poruszyła wszystkich tam obecnych. Dokądkolwiek
przybył papież, wszędzie były nieprzeliczone tłum y i panowała
niesamowita katolicka radość. Czy to w czasie wspaniałych
celebracji - w Waszyngtonie w raczej współczesnej oprawie
muzycznej, w Nowym Jorku w typowo klasycznej - czy też
na Uniwersytecie Katolickim, wszędzie doświadczało się rados­
nego uczestnictwa, świadomości bliskości, bycia razem, co także
1mnie bardzo wzruszyło. Rozmawiałem też z ofiarami nadużyć
seksualnych i poznałem wiele instytucji zajmujących się pracą
z młodzieżą.

Czy kryzys Kościoła katolickiego w USA został już zażegnany?

To byłoby za wiele powiedziane, ale tamtejszy Kościół wie już


przynajmniej o zagrożeniach, które na niego czyhają, o swoich
potrzebach i o swoim grzechu. To bardzo ważne. Poza tym jest
w trakcie wielkiej wewnętrznej przemiany, aby to wszystko
przekroczyć i na nowo żyć katolicką tożsamością oraz ją
realizować.
126 Pontyfikat

Wydaje się, że Wasza Świątobliwość szczególnym uczuciem darzy


Hiszpanię. Wasza Świątobliwość odwiedził już ten kraj wiele razy
i będzie tam także w roku 2011 na Światowych Dniach Młodzieży.

Hiszpania jest oczywiście jednym z największych krajów katolic­


kich, dała Kościołowi wielkich świętych i wielkie inspiracje, a do
tego ukształtowała Amerykę Południową i Środkową. Zawsze
interesujące jest spotkanie z historią, ale też ze współczesnoś­
cią Hiszpanii. To kraj dramatycznych kontrastów. Pomyślmy
o konflikcie pomiędzy republiką lat trzydziestych a generałem
Franco; albo o obecnej dramatycznej walce między radykalną
sekularyzacją a stanowczą wiarą.
To jest kraj, który ciągle znajduje się w wielkim historycz­
nym rozwoju, do tego z wielością kultur, które się wzajemnie
przenikają, na przykład Basków czy Katalończyków. Hiszpania
zawsze była jednym z wielkich twórczych katolickich krajów,
na co na nowo zwrócę uwagę podczas Światowych Dni Mło­
dzieży w Madrycie - jeśli Bóg pozwoli dożyć do tego wydarze­
nia. Wcześniej przewidziane są dwie krótkie wizyty: u świętego
Jakuba w Santiago de Compostela i w słynnej katedrze Gaudiego
pod wezwaniem Świętej Rodziny w Barcelonie.

Nigdzie Papież nie gromadzi wokół siebie tak wielu ludzi jak właś­
nie tam; to zadziwiające wobec problemów, które Kościół ma akurat
w Hiszpanii i które wypływają między innymi z zaniedbania roz­
liczenia czasów dyktatury generała Franco.

Jest tam obecna żywotna siła wiary, która najwyraźniej jest


zakodowana w DNA Hiszpanów.

Francja. Także kraj o wielkiej katolickiej przeszłości, ze znaczącą


tradycją zakładania zakonów ijedynym w swoim rodzaju miejscem
11. Podróże duszpasterskie 127

pielgrzymkowym - Lourdes, które Wasza Świątobliwość odwiedził.


Ale także kraj daleko posuniętej laicyzacji.

Przed moją wizytą mówiło się, że jadę do kraju w dużym stop­


niu ateistycznego i tam spotkam się raczej z chłodnym przyję­
ciem. Było wprost przeciwnie. Msza święta w Paryżu była nie­
samowita. Wiele tysięcy ludzi zebrało się na placu przed Pałacem
Inwalidów - i modliło się z wiarą tak intensywną, że byłem tym
poruszony. Niezapomniane były nieszpory w katedrze Notre-
-Dame, gdzie ta wspaniała przestrzeń po prostu modliła się
razem ze zgromadzonymi w niej, a muzyka była wspaniała.
Tam ukazało się światło i blask wielkiej francuskiej katolickiej
kultury. Miło wspominam spotkanie z ludźmi nauki w Insty­
tucie Francuskim i w kolegium bernardynów, gdzie wygłosiłem
wykład, który był uważnie słuchany przez intelektualną Fran­
cję uznającą w ten sposób Papieża za kogoś w pewnym stopniu
przynależącego do swojego grona!
Lourdes jest oczywiście bardzo szczególnym miejscem, gdzie
wszystko jest pełne wiary, pełne modlitwy i gdzie Matka Boża
jest obecna i ciągle działa, dotykając i poruszając ludzi. Szcze­
gólnie przejmujące było tam udzielanie sakramentu chorych
wiernym, z których część była już pogodzona ze zbliżającą się
śmiercią. Wszystko to w atmosferze pokory i cichej modlitwy.
Zobaczyłem - i to dla mnie bardzo ważne - że w tak zwanej
laickiej Francji ciągle jest obecna ogromna siła wiary.

Akurat w Niemczech Wasza Świątobliwość jeszcze ciągle nie był


z oficjalną wizytą, to właściwie niesłychana sytuacja. Czy jest to
związane z jakimś nieporozumieniem z niemieckim rządem? Czy
raczej z niechęcią do złośliwości i siły antyrzymskiego resentymentu,
który tak często uderza w Papieża w publicznej debacie?
128 Pbntyfikat

Nie było jeszcze oficjalnej wizyty w Niemczech, ale byłem już


tam dwa razy. Raz w Kolonii, gdzie doszło też do spotkania z rzą­
dem, i raz w Bawarii, która w końcu także należy do Niemiec. To
prawda jednak, że powinno się także przyjechać do stolicy. Jeśli
Pan udzieli mi sił, chętnie odwiedziłbym jeszcze raz Niemcy.

Miliony ludzi będą się cieszyć, a równocześnie też mówić: zbyt późno,
bo wlciśnie w kraju Papieża owczarnia jest w trudnym położeniu
i pilnie potrzebuje opieki pasterzy

Tak, owczarnia jest w trudnym położeniu i gdybym ja sam


mógł przyjechać, chętnie bym to zrobił. Na razie jestem z paste­
rzami i z wieloma innymi ludźmi w Niemczech w ożywionym
kontakcie i mogę powiedzieć, że trw a ciągła wewnętrzna obec­
ność i bardzo specyficzna bliskość.

Wraz z podrożą do Afryki w marcu 2009 roku polityka Watykanu


wobec AIDS znowu znalazła się w polu zainteresowań mediów. 25 pro­
cent wszystkich chorych na AIDS w świecie jest dzisiaj otaczanych
opieką w katolickich instytucjach. W niektórych krajach, na przy­
kład w Lesoto, jest to zdecydowanie ponad 40 procent. Wasza Świą­
tobliwość powiedział w Afryce, że tradycyjna nauka Kościoła oka­
zała się jedyną pewną drogą do zahamowania rozprzestrzeniania
się HIV. Krytycy, także z kręgów kościelnych, uważają coś zupełnie
odwrotnego: jest szaleństwem zabraniać używania prezerwatyw
ludziom tak bardzo narażonym na zachorowanie na AIDS.

Podróż do Afryki została medialnie całkowicie przytłamszona


przez jedno jedyne zdanie. Zapytano mnie, dlaczego Kościół
katolicki zajmuje w sprawach AIDS całkowicie nierealistyczne
i bezskuteczne stanowisko. Czułem się rzeczywiście sprowoko­
wany, bo Kościół czyni wiele więcej niż wszyscy inni. Uważam
11. Podróże duszpasterskie 129

tak nadal, gdyż to jedyna instytucja będąca bardzo blisko i bar­


dzo konkretnie z ludźmi, podejmująca działania prewencyjne,
wychowawcze, wspomagające, ratujące i towarzyszące; gdyż
opiekuje się jak nikt inny wieloma chorymi na AIDS, a szczegól­
nie chorymi na AIDS dziećmi. Mogłem odwiedzić jedną z takich
stacji i porozmawiać z chorymi.
To była właściwa odpowiedź: Kościół czyni więcej niż inni, bo
nie przemawia jedynie z gazet, ale pomaga siostrom i braciom
na miejscu. Nie odniosłem się przy tym w ogóle do problemu
prezerwatyw, nie zająłem tu żadnego ogólnego stanowiska,
tylko, co stało się przyczyną wielkiego wzburzenia, powiedzia­
łem: Problemu nie można rozwiązać przez rozdawanie prezer­
watyw. Musi dziać się o wiele więcej. Musimy być blisko ludzi,
prowadzić ich, pomagać im; i to dotyczy zarówno zdrowych,
jak i chorych*.
Faktycznie jest bowiem tak, że prezerwatywy są dostępne,
gdy tylko ktoś chce je mieć. Ale samo to nie rozwiązuje prob­
lemu. Musi wydarzyć się więcej. Tymczasem upowszechniła
się także w świeckiej sferze tak zwana teoria ABC, co oznacza
,Abstinence - Befaithful - Condom" [abstynencja - wierność - pre­
zerwatywa], przy czym prezerwatywa rozumiana jest jedynie
jako ostatni środek, gdy obydwa poprzednie zawiodą. Oznacza
to, że zafiksowanie się na prezerwatywie prowadzi do banali­
zacji seksualności i staje się właśnie niebezpiecznym źródłem
tego, że wielu ludzi nie znajduje w seksualności wyrazu swojej
miłości, lecz jedynie rodzaj narkotyku, który sami sobie aplikują.
Dlatego też walka przeciwko banalizacji seksualności jest częścią
zmagań o to, aby seksualność mogła być postrzegana w sposób
pozytywny i mogła rozwijać swoje pozytywne oddziaływanie
na całość bycia człowiekiem.

* Pełny tekst wypowiedzi w Dodatku.


130 Pontyfikat

W pojedynczych przypadkach może być uzasadnione, że ten,


kto uprawia prostytucję, używa prezerwatywy i jest to pierw­
szy krok do umoralnienia, pierwsza część podjętej odpowiedzial­
ności, aby móc rozwinąć świadomość tego, że nie wszystko jest
dozwolone i nie wolno robić wszystkiego, co się chce. Nie jest to
jednak właściwy sposób na uporanie się ze ziem choroby AIDS.
Walka ta nie może obyć się bez nadania seksualności prawdzi­
wie ludzkiego wymiaru.

Oznacza to, że Kościół katolicki nie jest więc z zasady przeciwko


używaniu prezerwatyw?

Kościół nie postrzega prezerwatywy jako prawdziwego i moral­


nego rozwiązania problemu. W jednym czy drugim przypadku
może być ona użyta z zamiarem zmniejszenia ryzyka zarażenia,
jednak jedynie jako pierwszy krok na drodze do inaczej przeży­
wanej, bardziej ludzkiej seksualności.
12

Przypadek Williamsona

Przez cztery lata Papież wykonywał - mówiąc kolokwialnie - dobrą


robotę. Przeciwnicy nie mogli mu nic zarzucić. W styczniu 2009
roku doszło jednak do zwrotu i za jednym zamachem pojawiły się
na nowo także dawne złośliwe głosy. Papież Benedykt jest zim­
nym technokratą - tak można było przeczytać w części tytułów
prasowych. Punktem zwrotnym, o którym napomknęliśmy już na
początku, było zdjęcie ekskomuniki z czterech biskupów katolickiego
Bractwa św. Piusa, którzy odłączyli się od Rzymu, pozostając pod
przewodnictwem francuskiego arcybiskupa Lefebvre'a. Bractwo liczy
dzisiaj według własnych danych 600 tysięcy wiernych, prawie 500
księży, ponad 200 seminarzystów, prowadzi 86 szkół i dwa insty­
tuty o randze uniwersytetu.
Najpierw: Czy Wasza Świątobliwość nie wychodził z założenia,
że ten krok nie spotka się z uznaniem opinii publicznej? Korzyści
mogły okazać się niewielkie, a szkody bardzo poważne.

To prawda. Już wyjaśniłem, że to sytuacja w dużej mie­


rze podobna do tej w Kościele w Chinach. Gdy biskupi, któ­
rzy są ekskomunikowani z powodu wystąpienia przeciwko
132 Pontyfikat

prymatowi Rzymu, następnie uznają ten prymat, zostają oni


uwolnieni z ekskomuniki. Ekskomunika nie została spowodo­
wana, jak to już powiedziałem, ich stosunkiem do Drugiego
Soboru Watykańskiego, ale wystąpieniem przeciwko prym a­
towi. Biskupi wyrazili w liście swoje uznanie prym atu Rzymu
i odtąd prawne konsekwencje były już jasne.
Już zresztą w czasach Jana Pawła II zgromadzenie wszyst­
kich przewodniczących dykasterii, a więc wszystkich, którzy
przewodniczą papieskim urzędom, zadecydowało o zdejmowa­
niu ekskomuniki w razie otrzymania takiego listu. Z naszej
strony niestety nie przekazano opinii publicznej w sposób
wyraźny prawnej treści i granic tego postępowania. Zawiodła
praca z mediami. Na domiar złego doszła jeszcze ta ogromna
katastrofa z Williamsonem, której niestety nie przewidzieliśmy,
a która była szczególnie zasmucającą okolicznością.

Czy Wasza Świątobliwość podpisałby dokument zdejmujący eksko­


munikę ze świadomością, ze pomiędzy tymi biskupami znajduje się
ktoś, kto neguje istnienie nazistowskich komór gazowych?

Nie. Wtedy trzeba by było odłączyć przypadek Williamsona.


Niestety nikt od nas nie spojrzał do Internetu i nie dostrzegł,
z kim mamy tu do czynienia.

Czy nie trzeba, zanim zdejmie się ekskomunikę, przynajmniej przyj­


rzeć się osobie, której sprawa dotyczy, i ocenić zmianę w jej życiu -
szczególnie gdy chodzi o wspólnotę, która znajdując się w izolacji,
rozwinęła się zarówno teologicznie, jak i politycznie w kontrower­
syjnym kierunku?

Faktem jest, że Williamson jest o tyle szczególną postacią, iż nigdy


nie był on katolikiem we właściwym sensie. Był anglikaninem
12. Przypadek Williamsona 133

i bezpośrednio od anglikanów przeszedł do Lefebvre'a. To znaczy


nigdy nie żył w katolickiej wspólnocie, nigdy w jedności z papie­
żem. Nasze instancje odpowiedzialne za te sprawy uznały, że
wszyscy czterej biskupi wyrażają nieograniczoną wolę uznania
prymatu. Ale cóż - po fakcie jest się zawsze mądrzejszym.

Dzisiaj narzuca się podejrzenie, że wydarzenia te były skutkiem spi­


sku, a jego celem było wyrządzenie Papieżowi możliwie największej
szkody. Same terminy poszczególnych zdarzeń każą przypuszczać,
że była to celowa akcja*.
Szkody są w każdym razie ogromne. Przez całe tygodnie kłuły
w oczy nieprzychylne nagłówki gazet. To, że w ogóle mogło dojść do
tej afery, zależało właśnie od tego, że przemilczane zostały istotne
okoliczności. Watykańskie służby odpowiadające za kontakt z prasą
być może nie działały optymalnie, alejeszcze gorzej działali dzienni­
karze wielkich świeckich mediów. Dwa, trzy pytania wystarczyłyby,
aby sprawę wyjaśnić. Nie chciano jednak pozbawić się nagłówków
informujących o skandalu. W dotyczącym kwestii dekrecie zostało
bowiem jasno powiedziane, że Papież zdecydował jedynie „na nowo
przemyśleć" kanoniczną sytuację biskupów.

* Dekret ogłaszający zdjęcie ekskomuniki nosi datę 21 stycznia 2009.


Doręczony został już 20 stycznia. Dokładnie 21 stycznia, a więc gdy dekret
był już w rękach członków wspólnoty św. Piusa i nie można go było cofnąć,
szwedzka telewizja nadała po raz pierwszy nieszczęsny wywiad, w którym
Williamson neguje istnienie nazistowskich komór gazowych. Wywiad był
nagrany już w listopadzie 2008 roku. Williamson oświadczył, że wspólnota
św. Piusa powinna była być wdzięczna za chwilową „obronę" w postaci eks­
komuniki. Dzięki niej nie jest narażona na niebezpieczeństwo zarażenia się od
„neomodernistów" w Watykanie. Ponieważ do tego czasu nie zostało to opub­
likowane, nikt w Watykanie nie mógł nic wiedzieć o tam wypowiedzianych
zdaniach. Dopiero nadanie wywiadu 21 stycznia uzbroiło medialną bombę.
Aby mogła ona eksplodować, „życzliwi" dziennikarze zostali najwyraźniej
nakierowani na „detonator".
134 Pontyfikat

Jasne było, ze tych czterech biskupów pozostaje z punktu widzenia


prawa kościelnego suspendowanych. Nie mogą sprawować swojego
urzędu. Zdjęcie ekskomuniki nie oznacza pojednania ani tym bardziej
rehabilitacji. Pomimo to „Süddeutsche Zeitung" publikuje miażdżący
tytuł „Papież rehabilituje kłamcę oświęcimskiego". Według gazety to
zawstydzający sygnał, a nawet grzech pierworodny.
Jak to możliwe, że działanie Waszej Świątobliwości mogło zostać
zrozumiane jako zaprzeczenie idei pojednania chrześcijan i Żydów?

Istnieje najwyraźniej, jak już napisałem w moim późniejszym


liście, gotowa do skoku wrogość, która czeka tylko na takie rze­
czy, aby tym celniej uderzyć. Z naszej strony było błędem, że
nie przestudiowano i nie przygotowano dokładniej tej sprawy.
Z drugiej strony była jednak, nazwijmy to tak, gotowość do
agresji tylko czekająca na swoją ofiarę.

Ze wszystkich miarodajnych urzędów Watykanu zostało natych­


miast jasno ogłoszone, że kłamcy oświęcimscy nie mają czego szukać
w Kościele katolickim. Dokładnie dwa miesiące przedtem, 9 listo­
pada, Wasza Świątobliwość wspominał w Rzymie siedemdziesiątą
rocznicę „nocy kryształowej". Wasza Świątobliwość wezwał wtedy
do „głębokiej solidarności ze światem żydowskim" i do modlitwy za
ofiary. Obowiązkiem każdego miało być - według Waszej Świątobli­
wości - występowanie przeciwko wszelkim formom antysemityzmu
i dyskryminacji.
Z okazji audiencji generalnej 28 stycznia 2009 roku, czyli przy
pierwszej okazji, aby wyrazić osobiste i oficjalne stanowisko w spra­
wie Williamsona, Papież wydał oświadczenie, w którym wyra­
ził swoją „pełną i niezaprzeczalną solidarność z naszymi braćmi,
powiernikami Pierwszego Przymierza". Shoah jest „dla wszystkich
przestrogą przed zapomnieniem, przed zaprzeczaniem lub reduko­
waniem Holokaustu".
12. Przypadek Williamsona 135

Pomimo to sekretarz generalny Centralnej Rady Żydów w Niemczech


uznał, ze Papież chciał kłamców oświęcimskich wprowadzić „na
salony". Żydowski publicysta mówił nawet o rehabilitacji „aktyw­
nego antysemity". Nazwał Papieża „hipokrytą". Przewodnicząca
Centralnej Rady Żydów w Niemczech ogłosiła natychmiastowe
zakończenie dialogu z Kościołem katolickim.
Czy ta afera nie pokazuje także, że w relacji do Żydów ciągle
jeszcze poruszamy się po bardzo kruchym lodzie?

W każdym razie trzeba zauważyć, że ciągle jeszcze panują wiel­


kie lęki i napięcia, a proces dialogu może łatwo ponieść szkody
i jest zagrożony. W wielkim światowym judaizmie jest jednak
bardzo wielu ludzi, którzy natychmiast poświadczyli, że nigdy
bym nie rehabilitował kłamcy oświęcimskiego. To ludzie, któ­
rzy mnie znają. Dlatego załamanie dialogu nie wchodziło w grę.
Takie niebezpieczeństwo najszybciej miało szansę pojawić się
w Niemczech, gdzie wśród Żydów widać szczególną podatność
na zranienia i panuje tam, nazwijmy to, nadwrażliwość wobec
papieża. Najwyraźniej przejęli oni ogólny obraz papieża, który
rozpowszechnił się w Niemczech, tak że w tych przywołanych
przez pana głosach odzwierciedla się nie tylko żydowska, ale też
niemiecka sytuacja. To był krytyczny moment, który pokazuje,
jak bardzo musimy być ostrożni, jak bardzo krucha może być
sytuacja. Zarazem warto podkreślić, że w światowym judai­
zmie zaufanie nie przestało trwać.

Angela Merkel, protestancka kanclerz kraju, który jest odpowiedzialny


za Holokaust, zażądała od Watykanu jednoznacznej wypowiedzi prze­
ciwko antysemityzmowi; dotychczasowe tłumaczenia nie wystarczały.

Nie chcę tego przerabiać po raz kolejny. Najwyraźniej nie była


dostatecznie poinformowana, co tymczasem Kościół katolicki
ogłosił i uczynił.
136 Pontyfikat

Szczególnie zasmuciło Waszą Świątobliwość, jak zauważył


Wasza Świątobliwość później, „że także katolicy, którzy właści­
wie powinni byli wiedzieć lepiej, (...) poczuli się w obowiązku (...)
zaatakować".

Jest faktem, że w katolicyzmie w Niemczech istnieje znaczna


grupa, która tylko czeka na to, aby móc zaatakować papieża.
To należy do kolorytu katolicyzmu naszych czasów. Musimy
się poważnie zająć tym i o to mamy się starać, aby powrócić na
fundamentalną płaszczyznę porozumienia.

Na maj 2009, a więc tuż po aferze Williamsona, przewidziana była


podróż Waszej Świątobliwości do Ziemi Świętej, która w związku
z tymi wydarzeniami oczekiwana była z największym napięciem.
Podróż ta spowodowała, podobnie jak podróż do Turcji bezpośrednio
po sporach związanych z „przemówieniem z Ratyzbony", zadziwia­
jący zwrot. Relacje między Watykanem a Izraelem w znaczący sposób
się poprawiły, jak określił to izraelski ambasador w Stolicy Apostol­
skiej, Mordechai Levi. Zacytował przy tym słowa z biblijnej Księgi
Sędziów: „z goryczy wyszła słodycz".

Jak już powiedziałem, napięcie w stosunkach z Izraelem było


czymś innym od atmosfery, która wytworzyła się w Niemczech.
W relacjach z Izraelem zawsze panowały wzajemne zaufanie i wie­
dza, czym jest Watykan dla Izraela, czym Izrael dla świata oraz że
my uznajemy Żydów za ojców i braci. Było dla mnie bardzo poru­
szające to, z jaką serdecznością przyjął mnie prezydent Peres, który
jest wielką osobowością. Nosi w sobie trudne wspomnienia. Wie
pan, że jego ojca zamknięto w synagodze, którą później podpalono.
Podszedł jednak do mnie z wielką otwartością i ze świadomością,
że walczymy o wspólne wartości, o pokój i o kształt przyszłości.
Istnienie Izraela odgrywa w tym ważną rolę.
12. Przypadek Williamsona 137

Ogólnie gościnność była wielka. Byłem, powiedziałbym


nawet, za bardzo strzeżony. Przydzielona mi ochrona była
w każdym razie potężna. Mogliśmy jednak, co za Jana Pawła II
było jeszcze niemożliwe, celebrować dwie wielkie otwarte Msze
w Izraelu, jedną bardzo piękną w Jerozolimie, a drugą, co
było bardzo wzruszające, w Nazarecie, na wzgórzu, z którego
chciano strącić Jezusa. To była wielka, widoczna manifestacja
wiary chrześcijańskiej w Państwie Izrael.
Naturalnie czymś zawsze bardzo zapadającym w serce jest
pójście do miejsc, gdzie Jezus nauczał, udanie się tam, gdzie
odbyły się narodzenie, ukrzyżowanie, złożenie do grobu. Tam
mogłem także spotkać inne chrześcijańskie wspólnoty. Były to
wielkie i poruszające przeżycia. W końcu odwiedziłem też Jor­
danię i tereny palestyńskie i mogłem nawiązać bardzo serdeczną
relację z królem Jordanii i całym królewskim domem. Podarował
mi wiele setek butelek wody z Jordanu, aby tą wodą udzielać
chrztu.
Na terenie Autonomii Palestyńskiej doszło do pozostawiają­
cych głębokie wrażenie spotkań z dziećmi, których rodzice są
przetrzymywani w izraelskich więzieniach. Widzieliśmy więc
dwie strony konfliktu i tak powstała wielka panorama cierpienia
po obu stronach. Jedno stało się przez to jeszcze wyraźniejsze:
to, że nic nie da się rozwiązać siłą, że jedynym rozwiązaniem
jest pokój i że trzeba uczynić wszystko, aby w tym umęczonym
kraju obie strony mogły żyć w pokoju.

Jak wygląda z perspektywy pięciu lat pontyfikatu Waszej Świąto­


bliwości krótki bilans tego okresu urzędowania? Co według Waszej
Świątobliwości zostało już osiągnięte, co się szczególnie udało?
138 Pontyfikat

Wielkie podróże owocowały ważnymi spotkaniami z różnymi


kulturami i pozostawiają trwale skutki; nie były tylko jaki­
miś widowiskami. Gdy myślę o Brazylii i przełomie, jakim
było spotkanie z tamtejszymi biskupami... Rozpoczęliśmy tam
misję kontynentalną, która teraz rzeczywiście określa programy
diecezji. Albo weźmy spotkanie z mieszkańcami Fazenda da
Esperanęa, czyli miejsca, gdzie leczy się uzależnionych od nar­
kotyków. Dobry ojciec Hans Stapel nie może nadążyć z odpo­
wiedziami na napływające z całego świata prośby, aby w kolej­
nym miejscu mogły powstać filie tej instytucji. Wszędzie czuje
się świadomość witalności i siły Kościoła.
Tak samo było w Stanach Zjednoczonych, we Francji, w Por­
tugalii. Myślę, że dobre były podróże do Czech, do Polski - tam
doświadczyłem przeżycia dużej żywotności, oczywiście do
Australii, do Afryki, gdzie tamtejsza dynamika przynosi radość,
która działa inspirująco. To były wszędzie spotkania Kościoła
z samym sobą i w ten sposób spotkania z Panem, gdyż Kościół
stawał się świadomy samego siebie przed Panem i świadomy
tego, że od Pana pochodzi. Wszędzie uzmysławiano to sobie na
nowo. Te i inne podróże były swoistymi liniami przewodnimi,
które przewijają się przez dotychczasowy pontyfikat i w dużym
stopniu go kształtują.
Z innych rzeczy ważne były akcenty dwóch szczególnych lat,
Roku Pawła i Roku Kapłańskiego, które na nowo zapaliły istotne
światła wiary i prowadziły do wspólnej medytacji. Wielkie zna­
czenie miały obydwa synody, zwłaszcza synod o Słowie Bożym.
Stały się one scenami poruszających świadectw.
Po drugiej stronie znajdują się momenty wielkich skandali
i ran, które wycierpiał Kościół, które jednak, jak już powiedzie­
liśmy, mają dla nas oczyszczającą moc i w końcu mogą się stać
elementem pozytywnym.
12. Przypadek Williamsona 139

Wasza Świątobliwość mówił o tym, że musi ten urząd w pewnym


stopniu też „znieść". Czy Wasza Świątobliwośćjest także rozczaro­
wany z powodu rzeczy, które okazały się niemożliwe?

Na pewno jestem także zawiedziony - tym, że przede wszyst­


kim w zachodnim świecie istnieje niechęć do Kościoła, że seku­
laryzacja nadal w yryw a się spod kontroli i rozwija formy,
poprzez które odciąga od wiary coraz więcej ludzi, że ogólny
kierunek naszych czasów nadal prowadzi do konfrontacji z Koś­
ciołem. Myślę jednak, że to jest właśnie chrześcijańska sytuacja,
ta walka pomiędzy dwoma rodzajami miłości, przy tym zawsze
było tak, że raz mocniejsza jest jedna strona, a raz druga.

Paweł VI sprzedał tiarę i oddał środki uzyskane ze sprzedaży.


Poprzedni imiennik Waszej Świątobliwości, Benedykt XV, po pierw­
szej wojnie światowej rozdał biednym całą zawartość papieskiej
kasy. Także dzisiaj świat czeka na spektakularne gesty Watykanu,
znaki, które uwidocznią każdemu szczerość procesu oczyszczenia
i zwrócenia się do źródeł. Co uczyni Benedykt XVI ze swoimi włas­
nymi słowami, że Kościół musi oddzielić się od własnych dóbr, aby
zachować swoje jedyne Dobro?

To zwrot użyty przez Piusa X podczas kryzysu we Francji, gdy


chodziło o przyjęcie systemu państwowego, który zapewniał
wiele korzyści, ale pozbawiał Kościół autonomii, lub też zre­
zygnowanie z tego rozwiązania i życie w ubóstwie; w takiej
sytuacji Dobro stoi zawsze ponad dobrami. To jest miara, która
ciągle pozostaje aktualna i musi być uwzględniona w każdej
naszej decyzji, przede wszystkim dotyczącej polityki. Ale nie
jest też tak, że można lekkomyślnie wyrzucać dobra, dopóki
zachowują one swój służebny charakter. Trzeba pytać, w jakiej
mierze jeszcze jakaś rzecz rzeczywiście służy całości. Nie może
140 Pontyfikat

być nigdy tak, że jesteśmy poddani danej rzeczy i w konsekwen­


cji poszczególne dobra są w stanie zawładnąć jednym Dobrem.
Zawsze powinno być odwrotnie.

Aktualnie wygląda na to, że po tym pierwszym pięcioleciu i po ujaw­


nieniu nadużyć, o których mówiliśmy, pontyfikat Benedykta XVI stal
się bardziej naglący, bardziej zdecydowany Wasza Świątobliwość
mówi nawet o „nowej epoce ewangelizacji

Z deklaracjami o tym, co jesteśmy w stanie zrobić i co dopro­


wadzić do końca, trzeba poczekać. Na pewno jednak do punk­
tów programu, który został mi zadany, należy zabranie się ze
świeżą siłą do szukania odpowiedzi na pytanie, jak ma być na
nowo głoszona Ewangelia temu światu, tak aby mógł on się
nią przejąć, a temu zadaniu trzeba poświęcić całą swoją energię.
Część trzecia
Dokąd zm ierzam y
13
Kościół, wiara i społeczeństwo

Problemy społeczeństwa nie zmniejszyły się i pojawiają się z nową


siłą, kwestionując nasz sposób życia: Jakie są nasze wartości i wzory?
Czym właściwie się zajmujemy? Jak chcemy żyć w przyszłości?
Widzimy w naszych czasach, że świat zmierza ku niebezpieczeń­
stwu się ześlizgnięcia w przepaść; że uwolniony system gospodarczy
może się rozwinąć w drapieżny kapitalizm, który pochłania ogromne
dobra; że życie na wysokich obrotach nie tylko staje się dla nas za
trudne, ale też całkowicie nas dezorientuje; że z bezradnych jednostek
wyrosło bezradne społeczeństwo, które dzisiaj uważa za błędne to,
co wczoraj jeszcze uchodziło za prawdziwe, a jutro za prawdziwe
uzna to, co dzisiaj ocenia się jako błędne.
Takie choroby jak wypalenie zawodowe stają się zjawiskiem
masowym, pojawiają się nowe uzależnienia: na przykład od gier
czy pornografii. W szaleństwie optymalizacji działania koncernów
powstaje trudny do opanowania stres związany z pracą. Niepewna
jest sytuacja dzieci cierpiących na brak relacji rodzinnych. Dominacja
mediów spowodowała rozwój kultury przełamywania tabu, ogłupia­
nia i moralnego otępiania. Elektroniczneformy rozrywki mogą mani­
pulować ludźmi i niszczyć wyznawane przez nich wartości.
144 Dokąd zmierzamy?

Ojcze Święty, wkład Kościoła w rozwój cywilizacji miał zawsze


wielkie znaczenie. Pomimo to dzisiaj w wielu krajach rozpowszech­
nia się postawa niedoceniania, a nawet, i to coraz częściej, wrogości
wobec wiary chrześcijańskiej. Co się właściwie stało?

Najpierw trzeba zauważyć, że rozwój nowożytnego myśle­


nia o postępie i nauce stworzył taki typ umysłowości, który
przyjmuje, że zbyteczna jest - jak to wyraził Laplace - „hipo­
teza Boga". Dzisiaj człowiek uważa, że sam potrafi wszystko to,
czego wcześniej oczekiwał tylko od Boga. Według tego modelu
myślenia, który ma się za naukowy, sprawy wiary jawią się
jako archaiczne, mityczne, przynależne do dawnej cywilizacji.
Religia, w każdym razie chrześcijańska, uważana jest za relikt
przeszłości. Oświecenie przepowiedziało już w XVIII wieku, że
papież, ten dalajlama Europy, będzie musiał pewnego dnia znik­
nąć. Właśnie oświecenie miało ostatecznie usunąć te mityczne
pozostałości.

Czy to jest problem autorytetu, bo liberalne społeczeństwo nie


pozwala ju ż sobie nic powiedzieć? Być może jest to raczej prob­
lem komunikacji, bo Kościół nie jest już w stanie przekazać swoich
tradycyjnych wartości, posługując się takimi pojęciami, jak grzech,
pokuta i nawrócenie?

Powiedziałbym, że chodzi o obydwa te problemy. Nowoczesne


myślenie, które ma na koncie tak wiele sukcesów i zawiera
w sobie wiele rzeczy słusznych, zmieniło podstawową orien­
tację ludzi w stosunku do rzeczywistości. Myślenie to nie
szuka już tajemnicy, nie szuka tego, co boskie, lecz wydaje mu
się, że wie: nauka odkryje kiedyś to, czego dzisiaj jeszcze nie
rozumiemy. To tylko kwestia czasu, abyśmy zapanowali nad
wszystkim.
13. Kościół, wiara i społeczeństwo 145

W ten sposób naukowość stała się w ogóle najwyższą kate­


gorią. Ostatnio bardzo mnie coś rozbawiło. Oto w telewi­
zji powiedziano, że udowodniono naukowo korzyści płynące
z matczynej czułości wobec dzieci. Można uważać takie badania
za szaleństwo albo za jakieś populistyczne i infantylne zafałszo­
wanie pojęć, ale pokazuje to też pewien model rozumowania. To
myślenie, w którym wiara w tajemnicę, w działanie Boże i cały
religijny wymiar stają się jako „nienaukowe" bezpodstawne i nie
ma już dla nich miejsca. To jedna strona.

A druga?

Druga strona to fakt, że właśnie nauka znowu widzi swoje


granice, że wielu naukowców dzisiaj mówi o konieczności ist­
nienia czegoś, skąd pochodzi całość rzeczywistości, i o potrzebie
postawienia tego pytania na nowo. Wraz z tym rośnie też nowe
rozumienie tego, co religijne: niejako zjawiska mitologicznego
o archaicznej naturze, lecz wypływającego z wewnętrznej kohe­
rencji (spoistości) Logosu. To właściwie to samo rozumienie,
z jakim Ewangelia chce głosić wiarę.
Jednak jak powiedzieliśmy, religijność musi na nowo zrege­
nerować się w tym wielkim kontekście - i w ten sposób zna­
leźć nowe formy w yrazu i nasze sposoby rozumienia. Dzisiej­
szy człowiek nie pojmuje tak po prostu, że krew Chrystusa na
krzyżu jest zadośćuczynieniem za grzechy. To wielkie i praw­
dziwe formuły, na które jednak nie ma już miejsca w naszej
strukturze myślenia i w naszym obrazie świata. Musimy
na przykład ponownie zrozumieć, że zło domaga się rzeczy­
wistego przepracowania. Nie można go po prostu odsunąć
albo zapomnieć. Musi być przepracowane i przeobrażone od
wewnątrz.
146 Dokąd zmierzamy?

Co to oznacza?

To oznacza, że rzeczywiście żyjemy w epoce, w której konieczna


jest nowa ewangelizacja; w której Ewangelia powinna być gło­
szona w swojej wielkiej, ciągle aktualnej racjonalności, a zara­
zem głoszenie to winno mieć moc przekraczającą to, co racjo­
nalne, aby docierać w nasze myślenie i rozumienie.
Mimo tych wszystkich przemian człowiek pozostaje w końcu
ciągle ten sam. Nie byłoby tak wielu wierzących, gdyby ciągle
ludzie nie odczytywali w swoich sercach: Tak, to, co mówi reli-
gia, jest tym, czego potrzebujemy. Sama nauka, wyizolowana
i zautonomizowana, nie wypełnia naszego życia. Jest pewnym
elementem, który niesie z sobą wielkie rzeczy, ale sam zależy od
tego, że człowiek pozostaje człowiekiem.
Widzieliśmy, że postęp wprawdzie przyczynił się do wzro­
stu naszych możliwości, ale niekoniecznie do rozwoju naszego
wym iaru moralnego i ludzkiego. Przeżywszy wielkie trwogi
naszych czasów, dostrzegamy coraz wyraźniej, że musimy
odnaleźć wewnętrzną równowagę i potrzebujemy także ducho­
wego wzrostu. Spotykając się wielokrotnie z przywódcami
państw, widzę także istnienie głębokiego przekonania, że świat
nie może funkcjonować bez siły religijnego autorytetu.

Zanim przejdziemy do problemów Kościoła katolickiego i jego przy­


szłości, chciałbym zapytać, czym w ogólejest Kościół, ten „Duchowy
Organizm", jak nazwał go kiedyś Wasza Świątobliwość. W jed­
nym z kazań Wasza Świątobliwość nawiązał do słów Pawła VI,
który powiedział, że tak bardzo kocha Kościół, że chce go nieustannie
„obejmować, czcić, kochać". Papież rozumiał przez to: „Chciałbym go
w końcu we wszystkim zrozumieć, w jego historii, w jego boskim pla­
nie zbawienia, w jego ostatecznym przeznaczeniu, w jego złożoności".
Paweł VI zakończył słowami: „pełne tajemnic Ciało Chrystusa".
13. Kościół, wiara i społeczeństwo 147

Odnosiło się to do koncepcji rozwiniętej przez świętego Pawła,


który zdefiniował Kościół jako nieustannie trwającą cielesność
Chrystusa, Jego żywy organizm. Święty Paweł nie rozumie przez
Kościół instytucji czy organizacji, ale właśnie żywy organizm,
w którym wszyscy nawzajem na siebie oddziałują, w którym są
przez Chrystusa zjednoczeni. To jest tylko obraz, ale taki obraz,
który prowadzi ku głębi i jest bardzo realistyczny, bo my wie­
rzymy, że w Eucharystii rzeczywiście przyjmujemy Chrystusa,
Zmartwychwstałego. Jeśli każdy przyjmuje tego samego Chry­
stusa, to jesteśmy faktycznie wszyscy złączeni w tym nowym,
zmartwychwstałym Ciele, które jest wielką przestrzenią nowej
ludzkości. Ważne, aby to dostrzec i dzięki temu zrozumieć Koś­
ciół niejako aparat, który robi to, co może - choć i ten model ma
tu swoje ograniczone zastosowanie - lecz jako żywy organizm,
który ma swój początek w samym Chrystusie.

W wielu krajach świeckie inicjatywy walczą o więcej niezależności


od Rzymu i o bardziej demokratyczną i uwzględniającą narodową
specyfikę strukturę Kościołów lokalnych. Zwierzchność Watykanu
jest przy tym ukazywana jako dyktatura, a papież jako ktoś, kto
w autorytarny sposób walczy o swoją pozycję. Kto przygląda się
sytuacji bliżej, zauważa raczej wzrost sił odśrodkowych, zoba­
czy raczej powstanie przeciw Rzymowi niż solidarność z Rzy­
mem. Spór ten ciągnie się od dziesiątków lat. Czy nie mamy już od
dawna do czynienia z pewnego rodzaju schizmą wewnątrz Kościoła
katolickiego?

Najpierw odpowiedziałbym, że papież nie ma mocy, aby coś


wymuszać. Jego „moc" polega na tym, że ludzie rozumują
w następujący sposób: Jesteśmy razem, a papież ma misję, któ­
rej nie nadał sobie sam. Tylko gdy istnieje to przekonanie, całość
ma rację bytu. Jedynie dzięki wyznawaniu wspólnej wiary
148 Dokąd zmierzamy?

Kościół może żyć jako wspólnota. Dostaję wiele listów zarówno


od ważnych osobistości, jak i od prostych ludzi, którzy piszą do
mnie: „Jesteśmy razem z Papieżem, jest on dla nas namiestni­
kiem Chrystusa i następcą świętego Piotra, proszę być pewnym,
że wierzymy i żyjemy we wspólnocie z Waszą Świątobliwością".
Oczywiście istnieją zawsze, i nie od dzisiaj, siły odśrodkowe,
tendencje do tworzenia Kościołów narodowych, które zresztą
przecież powstały. Dzisiaj jednak właśnie, w globalnym spo­
łeczeństwie i wobec konieczności budowania wewnętrznej jed­
ności całego świata, staje się widoczne, że takie podejście jest
anachronizmem. Wyraźnie widać, że dany Kościół nie wzrasta,
jeśli ogranicza się do narodu, oddziela się, zamyka w jakiejś
konkretnej kulturowej przestrzeni i absolutyzuje ją. Przeciw­
nie, Kościół potrzebuje jedności, potrzebuje czegoś takiego jak
prymat.
Było dla mnie interesujące, że żyjący w Ameryce prawo­
sławny rosyjski teolog John Meyendorff określił autokefalie*
jako największy problem prawosławia; według niego prawo­
sławni potrzebują czegoś takiego jak pierwszeństwo, jak pry­
mat. Inne wspólnoty również to stwierdzają. Problemy nie­
katolickich w yznań polegają zarówno z teologicznego, jak
i pragmatycznego punktu widzenia w dużym stopniu na tym,
że nie posiadają one narzędzia jedności. Widać stąd, że konieczny
jest zewnętrzny znak jedności, ale oczywiście nie ma działać
w sposób dyktatorski, lecz z wnętrza wspólnoty wiary. Wpraw­
dzie nadal będą istnieć siły odśrodkowe, ale rozwój historii, kie­
runek historii mówi nam: Kościół potrzebuje narzędzia jedności.

* Autokefalie od słowa autokephale (grec. samostanowienie); w Kościele


prawosławnym określenie autonomicznego Kościoła. Autokefalie są rządzone
przez własnych zwierzchników i ustanawiają same swoich arcybiskupów/
metropolitów.
13. Kościół, wiara i społeczeństwo 149

W ostatnich dziesięcioleciach w wielu diecezjach właściwie nie było


pastoralnych eksperymentów, które nie miałyby ambicji podejmowa­
nia starań o „unowocześnienie" Kościoła. Filozof Riidiger Safranski
krytykował, ze chrześcijaństwo w ten sposób rozwinęło się w „zimny
religijny projekt", w „mieszankę socjotechniki, instytucjonalnej wła­
dzy, psychoterapii, technik medytacyjnych, muzealnictwa, zarzą­
dzania kulturą i pracy charytatywnej". Szeroko rozpowszechnione
jest pragnienie „bycia jak inni" i, jak zauważają krytycy, zatraca
się w Kościele wyczucie tego, że wiara i konsumpcyjne neistawienie
społeczeństw Zachodu mają zupełnie inne korzenie. Także wielu teo­
logów i księży tak mocno oddaliło się od podstaw, że jedynie z wielką
trudnością można u nich rozpoznać katolicki rys.
Co poszło nie tak?

Cóż, to są właśnie siły zła, które działają w ludzkiej duszy. Do


tego dochodzi dążenie do przypodobania się publiczności lub też
pragnienie znalezienia takiej wyspy, którą jako nowy ląd można
kształtować całkowicie samodzielnie. Chodzi wtedy albo o upra­
wianie politycznego umoralniania, jak w teologii wyzwolenia
i w innych eksperymentach, które w ten sposób miały - jak
to się mówi - uwspółcześniać chrześcijaństwo, lub też o prze­
kształcanie go w psychoterapię i ćwiczenia ogólnorozwojowe,
a więc w takie formy, które identyfikują religię z miejscem osią­
gania możliwie całościowego dobrego samopoczucia.
Wszystkie tego rodzaju próby wypływają stąd, że zapo­
mina się o właściwych źródłach, o wierze. Pozostają wtedy - jak
słusznie opisuje to przytoczony przez pana cytat - własne pro­
jekty, które może mają pewną ograniczoną wartość w życiu, ale
nie są w stanie ustanowić przekonującej wspólnoty z Bogiem
ani związać na stałe ludzi między sobą. To są wyspy, na któ­
rych niektórzy ludzie osiadają, ale wyspy tego rodzaju mają
przemijającą naturę, gdyż - jak wiadomo - mody się zmieniają.
150 Dokąd zmierzamy?

W tym kontekście trzeba zapytać: Jak to możliwe, że w wielu kra­


jach Zachodu wszystkie dzieci przez wiele lat uczęszczają na lekcje
religii, a w efekcie wiedzą może jeszcze coś o buddyzmie, ale nie znają
nawet podstawowych cech charakteryzujących katolicyzm? Za to
wszystko odpowiedzialne są diecezje.

To jest pytanie, które też sobie stawiam. W Niemczech każde


dziecko od dziewiątego do trzynastego roku życia uczy się religii.
Jest niepojęte, dlaczego tak mało z ich nauki pozostaje. Biskupi
muszą rzeczywiście poważnie się zastanowić i znaleźć odpo­
wiedź na pytanie, jak można dać katechezie nowe serce, nowe
oblicze.

Także w kościelnych mediach zagnieździła się „kultura wątpienia"


uchodząca za coś bardzo na czasie. Cale redakcje przejmują bezkry­
tycznie hasła właściwe dla krytyki Kościoła. Biskupi podążają za
swoimi medialnymi doradcami, którzy zalecają im spłycenie kursu,
aby nie ucierpiał ich liberalny wizerunek. Gdy na dodatek należące
do Kościoła koncerny medialne wycofują ze swojego głównego asor­
tymentu książki religijne, to czy mówienie o nowej ewangelizacji nie
staje się problematyczne?

To wszystko są zjawiska, które można obserwować jedynie ze


smutkiem. Niestety są tak zwani katolicy z zawodu, którzy żyją
ze swojego katolickiego wyznania, ale źródło wiary bije w nich
bardzo skromnie, to tylko pojedyncze krople. Musimy rzeczy­
wiście się postarać o zmianę tej sytuacji. We Włoszech, gdzie
jest daleko mniej instytucjonalnych kościelnych przedsięwzięć,
obserwuję, że inicjatywy powstają nie dlatego, że Kościół jako
instytucja coś organizuje, lecz ponieważ sami ludzie są wierzący.
Spontaniczne inicjatywy biorą początek nie z instytucji, lecz
z autentycznej wiary.
13. Kościói, wiara i społeczeństwo 151

Kościół musi też ciągle być w ruchu, jest ciągle „w drodze". Czy
Papież pyta czasami samego siebie, czy w niektórych sprawach nie
sprzeciwia się czemuś, co jest nie do uniknięcia, gdyż wynika po
prostu z koniecznych procesów cywilizacyjnych, którym Kościół nie
może się przeciwstawić?

Trzeba oczywiście zawsze pytać o to, co - nawet jeśli uważane


było za przynależące do istoty chrześcijaństwa - stanowiło jedy­
nie wyraz pewnej epoki. Czym jest zatem to, co rzeczywiście
istotne? To znaczy, że musimy powracać ciągle na nowo do
Ewangelii i do przekazu wiary, aby zobaczyć, po pierwsze, co
do niego należy? Po drugie, co w uprawniony sposób zmienia
się wraz z upływem czasu? Po trzecie: co do przekazu wiary nie
należy? Zasadniczym problemem jest ostatecznie zawsze umie­
jętność właściwego rozróżniania.
14

Tak zwane przyblokowanie reform

Celibat, kapłaństwo kobiet, homoseksualizm - od dziesięcioleci media


są opanowane przez kanon ciągle tych samych spraw. Uważa się,
że Kościół odzyska atrakcyjność dopiero wtedy, gdy pozytywnie
rozwiąże te kwestie. Zastanawiające, że w Niemczech Kościół pro­
testancki, w którym nie ma celibatu, a jest święcenie kobiet, traci
więcej wiernych niż Kościół katolicki. Prawdą jest jednak także, że
katolickie podejście utrudnia głoszenie Ewangelii. Przyjrzyjmy się
krótko poszczególnym punktom.

Katolicy, którzy po rozwodzie zawierają nowy związek, nie mają


prawa przyjmować komunii. Wasza Świątobliwość stwierdził kie­
dyś, że trzeba „intensywnie przemyśleć" tę zasadę.

Oczywiście, trzeba to zrobić. Zasadniczo mamy pewność co do


tego, że Pan nam mówi: Małżeństwo zawarte w wierze jest nie­
rozwiązywalne. Nie możemy manipulować tym stwierdzeniem.
Musi zachować swoją ważność, nawet gdy pozostaje w sprzecz­
ności z dominującymi dzisiaj formami życia. Były epoki, w któ­
rych to, co chrześcijańskie, było na tyle obecne, że nierozerwalność
14. Tak zwane przyblokowanie reform 153

małżeństwa stanowiła normę, ale w wielu cywilizacjach taką


normą nie jest. Biskupi z krajów Trzeciego Świata mówią mi czę­
sto: „Sakrament małżeństwa jest najtrudniejszy ze wszystkich",
lub też: „Do nas to jeszcze w ogóle nie dotarło".
Godzenie tego sakramentu z tradycyjnymi sposobami wspól­
nego życia jest procesem, w który włączona jest cała egzysten­
cja, i jest walką, której wyniku nie da się wymusić. O tyle to,
co przeżywamy obecnie w stopniowo ulegających destrukcji
zachodnich społeczeństwach, nie jest jedynym przypadkiem
kryzysu w tej kwestii. Odrzucenie z tego powodu monogamicz-
nego małżeństwa i przerwanie walki o nie sprzeciwiałoby się
jednak Ewangelii.

Stwórca uczynił ludzi mężczyzną i kobietą, a Jezus powiedział, że


co Bóg połączył, człowiek nie może rozdzielić. Już jednak pierwsi
uczniowie szemrali przeciwko temu przykazaniu.

Tak. Tym co można zrobić, jest przede wszystkim dokładniej­


sze badanie kwestii ważności małżeństwa. Dotychczas w pra­
wie kościelnym zakładano, że ktoś, kto zawiera małżeństwo,
wie, czym ono jest. Pod warunkiem tej wiedzy małżeństwo
jest ważne i nierozerwalne. W panującym dzisiaj chaosie prze­
konań, w całkowicie zmienionej konstelacji, „wie" się raczej, że
normalne jest złamanie przysięgi małżeńskiej. Dlatego trzeba
pytać, jak rozpoznać ważność i gdzie możliwe są uzdrowienia.
Walka będzie trwać zawsze. Jeśliby jednak z tego powodu
ustąpić i odrzucić zasady, to nie podniosłoby to moralnego
poziomu społeczeństwa. Zachowanie czegoś trudnego jako
normy, z którą ludzie zawsze mogą się mierzyć, jest koniecz­
nym zadaniem powstrzymującym dalsze upadki.
Tak więc powstaje tu pewne wewnętrzne napięcie. Dusz­
pasterstwo musi szukać sposobów, aby pozostać blisko
154 Dokąd zmierzamy?

poszczególnych ludzi i pomagać im także w ich, powiedzmy,


nieuregulowanej sytuacji wierzyć w Chrystusa jako Zbawiciela,
w Jego dobroć, gdyż On jest zawsze dla nich, także wtedy gdy
nie mogą przyjmować komunii. Pomagać im także pozostać
w Kościele również w sytuacji konfliktu z prawem kościelnym.
Musi pomagać im uznać: Nie sprostałem co prawda w ym a­
ganiom mojej wiary, ale nie przestaję być chrześcijaninem, nie
przestaję być kochany przez Chrystusa i tym bardziej pozostaję
w Kościele, ponieważ tym bardziej będę w Chrystusie znajdo­
wał oparcie.

Paweł VI w 1968 roku uczynił antykoncepcję tematem swojej słynnej


encykliki Humanae vitae. Wskazał on na fatalne skutki ingerencji
człowieka w porządek natury. Życie jest zbyt wielkie, zbyt święte,
abyśmy mogli przy nim manipulować. Jakby chciał powiedzieć: Jeśli
nie szanujemy życia dzieci, stracimy życie my sami, nasze społe­
czeństwo, nasz świat.
Być może nie zrozumiano wtedy jego wizji. Dzisiaj obserwujemy
nie tylko bardzo szkodliwy dla zdrowia i środowiska wpływ pigułek
antykoncepcyjnych, ale też załamanie się naszego systemu socjalnego,
bo staliśmy się bezdzietnym społeczeństwem, które traci swoje pod­
stawy. Mimo to Kościołowi katolickiemu nie udaje się uczynić zrozu­
miałą swojej etyki seksualnej. Na przykład brazylijska top modelka
ogłasza, że dzisiaj już żadna kobieta nie jest dziewicą, zawiera­
jąc związek małżeński. Emerytowany biskup pomocniczy krytykuje
traktowanie przez Kościół kwestii seksualności w taki sposób, że „nie
jest to dla ludzi czymś możliwym do praktykowania, a i zupełnie
inaczej żyje się tym w praktyce".

To bardzo szerokie pole zagadnień. Nie możemy zająć się teraz


bliżej wszystkimi szczegółami. To prawda, że w tej dziedzi­
nie wiele trzeba na nowo przemyśleć i na nowo sformułować.
14. Tak zwane przyblokowanie reform 155

Jednakowoż, nawiązując do tego, co uważa zacytowana przez


pana modelka i co myśli także wiele innych osób, podkreślał­
bym, że statystyka nie może być normą moralności. To źle, gdy
badanie opinii publicznej staje się wyznacznikiem decyzji poli­
tycznych i gdy tylko stawia się pytanie: Gdzie zdobędę więcej
zwolenników?, zamiast pytać: Co jest słuszne? Podobnie wyniki
badań na temat tego, co ludzie robią i jak żyją, nie mogą być
same w sobie kryterium prawdy i słuszności.
Paweł VI miał profetycznie rację. Był przekonany, że społe­
czeństwo pozbawia się samo wielkich nadziei, gdy przez aborcję
zabija ludzi. Jak wiele uśmiercono dzieci, które mogłyby stać się
geniuszami, które mogłyby wnieść coś nowego, stać się nowym
Mozartem, obdarować ludzkość nowymi wynalazkami tech­
nicznymi? Trzeba się kiedyś zastanowić, jakie możliwości ludz­
kie zostały w ten sposób zniszczone - całkowicie abstrahując
już od tego, że nienarodzone dziecko jest osobą ludzką i należy
respektować jego godność i prawo do życia.

Pigułka antykoncepcyjna to inny problem.

Tak. Paweł VI chciał powiedzieć, i pozostaje to trafne jako wielka


wizja: Gdy seksualność i płodność zasadniczo zostają od siebie
oddzielone, a tak się dzieje na skutek używania pigułek antykon­
cepcyjnych, seksualność staje się czymś absolutnie dowolnym.
Wtedy wszelkie rodzaje seksualności mają tę samą wartość. Za
takim ujęciem, które płodność traktuje jako coś oddzielnego
od seksualności, w miarę możliwości nawet jako coś, dzięki
czemu można racjonalnie produkować dzieci i nie patrzeć już
na nie jak na naturalny dar, szybko podążyło dowartościowa­
nie homoseksualizmu.
Perspektywy Humanae vitae pozostają słuszne. Znalezie­
nie dróg do zastosowania ich w życiu to coś innego. Myślę, że
156 Dokąd zmierzamy?

zawsze będą istniały grupy, które dadzą się wewnętrznie prze­


konać i przyjmą to nauczanie, a potem będą wspomagać innych.
Jesteśmy grzesznikami. Nie powinniśmy tego traktować jako
wymówki przeciwko przyjęciu prawdy, gdy te wysokie stan­
dardy moralne nie są praktykowane w życiu. Powinniśmy spró­
bować czynić tyle dobra, ile możemy, i nawzajem się podtrzy­
mywać oraz wzajemnie się wspierać. To wielkie zadanie, aby to
wszystko wypowiedzieć w taki sposób, aby uczynić to zrozu­
miałym pastoralnie, teologicznie, a także umieścić w kontekście
dzisiejszych badań nad seksualnością i współczesnej antropo­
logii. Nad tym pracujemy i wymaga to ciągle poważniejszych
starań.

Wsparciem mogłaby być przynajmniej Raquel Welch, były symbol


Hollywood i ikona seksu. Amerykańska aktorka mówi dzisiaj, że
wprowadzenie pigułki antykoncepcyjnej przed pięćdziesięciu laty
doprowadziło do seksu bez odpowiedzialności. Osłabiło to małżeń­
stwo i rodzinę i spowodowało „chaotyczne stosunki".
Czy Kościół katolicki odrzuca wszelkie formy regulacji poczęć?

Nie. Wiadomo, że Kościół uznaje naturalną regulację poczęć,


która jest nie tylko metodą, ale także drogą. Zakłada ona bowiem,
że ma się dla siebie czas, bo żyje się w stałym związku. To coś
fundamentalnie różnego od sytuacji, gdy bierze się pigułkę bez
wewnętrznej więzi z drugą osobą i oddaje się szybko pierw­
szemu lepszemu.

To, że tylko katolicy mogą uczestniczyć w Eucharystii, rozumiane


jest jako wykluczenie, przez niektórych nawet jako dyskryminacja.
Nie można mówić o jedności chrześcijan, gdy nie ma nawet gotowo­
ści do tego, aby razem świętować przy ołtarzu testament Chrystusa.
Co powie na to Papież?
14. Tak zwane przyblokowanie reform 157

Nie tylko Kościół katolicki, ale też cały świat prawosławia uczy,
że może przyjmować Eucharystię tylko ten, kto całkowicie
przynależy do wiary Kościoła. Nowy Testament i Ojcowie Apo­
stolscy jednoznacznie wskazują, że Eucharystia jest najgłęb­
szym centrum Kościoła - życiem w Ciele Chrystusa będącym
jedną wspólnotą. Dlatego Eucharystia to nie jest jakiś społeczny
ryt, w którym się radośnie spotykamy, lecz jest to wyraz bycia
w środku Kościoła. Stąd nie może być zwolniona od warunku
przynależności - bo jest już po prostu sama w sobie aktem
przynależności.

Celibat zdaje się zawsze wszystkiemu winny. Czy to chodzi o skan­


dale seksualne czy o wystąpienia z Kościoła, czy też brak kapłanów.
0 tym ostatnim należałoby powiedzieć: w stosunku do liczebności
uczestników Mszy świętej liczebność kapłanów współcześnie się nie
zmniejszyła, przeciwnie, nawet wzrosła. Przynajmniej w Niemczech
liczba księży w stosunku do praktykujących katolików w porówna­
niu z rokiem 1960 podwoiła się. Tymczasem sami biskupi sugerują
potrzebę „większej fantazji i trochę większej odwagi", aby „obok
podstawowej formy kapłaństwa bezżennych możliwa stała się
posługa kapłańska żonatego mężczyzny".

Mogę zrozumieć, że w zamęcie naszych czasów biskupi zasta­


nawiają się nad tym. Trudno powiedzieć, jak taka koegzystencja
tych dwóch form w ogóle mogłaby wyglądać. Sądzę, że celi­
bat zyskuje jako znak i staje się łatwiejszy do zachowania, gdy
tworzą się wspólnoty kapłańskie. To ważne, aby księża nie żyli
w izolacji, lecz aby mogli wspierać się w małych wspólnotach
1 razem służyć Chrystusowi, a także coraz bardziej świadomie
doświadczać swojej rezygnacji dla Królestwa Niebieskiego.
Celibat jest zawsze zamachem na to, co człowiek normal­
nie myśli. Jest to coś takiego, co staje się wiarygodne i daje się
158 Dokąd zmierzamy?

urzeczywistnić tylko wtedy, gdy wierzy się w Boga, i dlatego


opowiada się za Królestwem Bożym. W tym sensie celibat jest
znakiem szczególnego rodzaju. Sprzeciw, który on wzbudza,
polega także na tym, że ukazuje: Istnieją ludzie, którzy wierzą
w sens celibatu. Sprzeciw ten ma więc także pozytywną stronę.

Brak możliwości wyświęcania kobiet w Kościele katolickim jest jasno


stwierdzony przez Non possumus najwyższego Urzędu Nauczy­
cielskiego. Kongregacja Nauki Wiary postanowiła to za czasów
Pawia VI w dokumencie Inter insigniores z roku 1976. Jan Paweł II
wzmocnił to orzeczenie w liście apostolskim Ordinatio Sacerdotalis
z roku 1994. Dosłownie stwierdza tam, że sprawa „dotyczy samego
Boskiego ustanowienia Kościoła", i mocą swojego urzędu oświadcza,
„że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich
kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wier­
nych Kościoła uznane za ostateczne".
Krytycy widzą w tym dyskryminację. Według nich Jezus tylko
dlatego nie powołał kobiet do stanu kapłańskiego, że przed dwoma
tysiącami lat było to nie do pomyślenia.

To niedorzeczność, bo ówczesny świat był pełen kapłanek.


Wszystkie religie miały swoje kapłanki i było raczej dziwne, że
nie znalazły się we wspólnocie Jezusa Chrystusa, co z kolei jest
świadectwem kontynuacji z wiarą Izraela.
Sformułowanie Jana Pawła II jest bardzo istotne: Kościół nie
ma „żadnej władzy", aby wyświęcać kobiety. My nie mówimy,
że nie chcemy, ale że nie możemy. Pan nadał Kościołowi postać
dwunastu apostołów, a ich następcami stali się później biskupi
i prezbiterzy. To nie my nadaliśmy Kościołowi tę postać, została
ona przez Niego ukonstytuowana. Podporządkować się temu
jest aktem posłuszeństwa, szczególnie trudnego w dzisiejszej
sytuacji. Ale właśnie to jest ważne, że Kościół pokazuje: Nie
14. Tak zwane przyblokowanie reform 159

jesteśmy jakimś samowolnym reżimem. Nie możemy robić tego,


co chcemy. Szukamy woli Pana dla nas i jej się trzymamy, nawet
jeśli to w tej kulturze i tej cywilizacji jest mozolne i trudne.
Zresztą istnieje tak wiele ważnych, znaczących funkcji
w Kościele, które są piastowane przez kobiety, że nie może być
mowy o dyskryminacji. Byłoby tak, gdyby kapłaństwo sta­
nowiło rodzaj panowania, podczas gdy jest przecież całkowicie
służbą. Gdy spogląda się na historię Kościoła, to dobrze widać
znaczenie kobiet - od Maryi przez Monikę aż do Matki Teresy -
jest ewidentne, że kształtowały one obraz Kościoła pod wieloma
względami w większym stopniu niż mężczyźni. Pomyślmy
chociażby o wielkich katolickich świętach, takich jak Boże Ciało
czy Niedziela Miłosierdzia Bożego, których początki wiążą się
z postaciami kobiet. W Rzymie jest na przykład kościół, w któ­
rym na żadnym ołtarzu nie widać ani jednego mężczyzny.

Aktywny homoseksualizm uważany jest dziś na Zachodzie za


powszechnie uznaną formę życia. Akceptowanie homoseksualizmu
jest propagowane przez modernistów jako kryterium postępu danego
społeczeństwa. W Katechizmie Kościoła Katolickiego zredagowa­
nym z udziałem Waszej Świątobliwości jako prefekta Kongregacji
Nauki Wiary czytamy: „Znaczna liczba mężczyzn i kobiet przeja­
wia głęboko osadzone skłonności homoseksualne (...). Powinno się
traktować je z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno
się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskrymina­
cji. Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swym życiu".
Równocześnie w tym samym Katechizmie... znajdujemy zda­
nie: „Tradycja, opierając się na Piśmie Świętym, przedstawiającym
homoseksualizm jako poważne zepsucie, zawsze głosiła, że akty
homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieupo­
rządkowane". Nie ma w tym pewnej sprzeczności z wcześniej wyra­
żonym szacunkiem dla homoseksualistów?
160 Dokąd zmierzamy?

Nie. Jedną rzeczą jest, że są oni ludźmi z ich problemami i radoś­


ciami i że jako ludzie, nawet jeśli noszą w sobie takie skłonności,
zasługują na szacunek i nie mogą być z tego powodu dyskry­
minowani. Szacunek dla człowieka jest czymś absolutnie pod­
stawowym i rozstrzygającym.
Czymś innym jednak jest wewnętrzny sens seksualności.
Można by powiedzieć, jeśli ktoś tak to chce wyrazić, że ewolu­
cja wyłoniła płciowość w celu reprodukcji gatunku. Tak widzi
to również teologia. Sensem seksualności jest zbliżenie męż­
czyzny i kobiety, a przez to dawanie ludzkości potomstwa,
dzieci, przyszłości. To jest wewnętrzna determinacja, która jest
zawarta w istocie seksualności. Wszystko inne jest sprzeczne
z jej wewnętrznym sensem. Tego musimy się trzymać, także
wtedy, gdy w naszych czasach się to nie podoba.
Chodzi o wewnętrzną prawdę tego, co seksualność ozna­
cza w strukturze bytu ludzkiego. Gdy ktoś przejawia głębokie
homoseksualne skłonności - do dzisiaj nie wiadomo, czy są one
rzeczywiście wrodzone, czy też powstają we wczesnym dzieciń­
stwie - gdy w każdym razie mają one nad nim władzę, stanowią
dla niego wielką próbę, tak jak zresztą i inne ludzkie doświad­
czenia. Ale nie oznacza to, że dzięki temu homoseksualizm staje
się moralnie słuszny - jest czymś, co pozostaje w sprzeczności
z tym, co jest pierwotną Bożą wolą.

Nie jest tajemnicą, że także wśród księży i zakonników są osoby


homoseksualne. Całkiem niedawno homoseksualne słabości księży
w Rzymie wywołały sporą sensację.

Homoseksualizm jest nie do pogodzenia z powołaniem kapłań­


skim. Wtedy bowiem także celibat traci sens jako wyrzecze­
nie. Byłoby wielkim niebezpieczeństwem, gdyby celibat stawał
się powodem wchodzenia w stan kapłański ludzi, którzy i tak
14. Tak zwane przyblokowanie reform 161

nie chcą się ożenić, gdyż w końcu ich stosunek do mężczyzny


i kobiety jest zniekształcony, zakłócony, a w każdym razie nie
odnajdują się w tym kierunku stworzenia, o którym wcześniej
mówiliśmy.
Kongregacja do spraw Wychowania Katolickiego przed kil­
koma laty wydała postanowienie, że homoseksualni kandydaci
nie mogą zostać księżmi, bo ich orientacja płciowa dystansuje
ich od prawdziwego ojcostwa, czyli także od istoty bycia kapła­
nem. Dobór kandydatów na księży musi być dlatego bardzo sta­
ranny. Musi panować tu najwyższa uwaga, aby nie doszło do
pomyłki i w końcu bezżenność kapłanów nie była utożsamiana
z tendencjami do homoseksualizmu.

Jednak bez wątpienia w klasztorach, wśród kleru, zdarzają się przy­


padki homoseksualizmu, być może niekoniecznie praktykowanego.

To należy do bolączek Kościoła. A ci, których to dotyczy, muszą


przynajmniej próbować, aby nie praktykować swych skłonności
i zostać wiernymi wewnętrznej misji swojego urzędu.

Kościół katolicki uważa się za miejsce jedynego w swoim rodzaju


Bożego Objawienia. W Kościele do głosu dochodzi Boże posłanie,
które wynosi człowieka do najwyższej godności, dobra i piękna.
Tylko że dzisiaj, w związku z wielką liczbą ofert, które stanowią na
tym polu konkurencję, jest to coraz trudniej zakomunikować. Wasza
Świątobliwość podczas spotkania z artystami w Lizbonie mówił
w kontekście „dialogu ze światem" o „współwystępowaniu" prawd.

To, że my mówimy, iż Chrystus jest Synem Bożym i w Nim


wyraża się pełna obecność prawdy o Bogu, to jedna rzecz. Z dru­
giej strony prawdy różnego rodzaju są obecne także w innych
religiach, tak że stanowią one jakby odpryski światła pochodzące
162 Dokąd zmierzamy?

z wielkiej światłości i jako takie pod pewnym względem uka­


zują także wewnętrzny ruch w Jego kierunku. Mówienie, że
w Chrystusie Bóg jest obecny i przez to sam prawdziwy Bóg
nam się ukazuje i do nas przemawia, nie wyklucza, że w innych
religiach zawarte są prawdy - ale właśnie prawdy, które wska­
zują na j e d y n ą prawdę. W tym sensie dialog, w którym ma się
uwidaczniać to wskazywanie, jest wewnętrzną konsekwencją
sytuacji ludzkości.
t

15

Jak dokonuje się odnowa?

Ojcze Święty, nikt nie kwestionuje konieczności oczyszczenia


i odnowy Kościoła, zwłaszcza po ostatnich skandalach. Teraz pyta­
nie brzmi: Czym dokładnie jest rzeczywista, prawdziwa odnowa?
Wasza Świątobliwość powiedział wyraźnie, używając dramatycz­
nych słów: Los wiary i Kościoła rozstrzyga się nie gdzie indziej, jak
tylko „w kontekście liturgii”. Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć: To
przecież raczej poboczna kwestia, jakie słowa są wypowiadane pod­
czas Mszy, jaką postawę się przyjmuje ijakie wykonuje się działania.

Kościół staje się dla ludzi widzialny w wielu rzeczach: w świad­


czonych dziełach miłosierdzia, w projektach misyjnych. Jednak
miejscem, w którym jest on najbardziej przeżywany jako Koś­
ciół, pozostaje liturgia. I tak to ma właśnie być. Sensem Kościoła
jest w końcu przyprowadzanie nas do Boga i wprowadzanie
Boga w ten świat.
Liturgia jest aktem, co do którego wierzymy, że On w nim
działa, a my Go dotykamy. Jest aktem, w którym dokonuje
się właśnie to: nawiązujemy kontakt z Bogiem. On przycho­
dzi do nas i zostajemy oświetleni Jego blaskiem. Otrzymujemy
164 Dokąd zmierzamy?

wskazówki i siły w dwojakiej formie: Z jednej strony słucha­


jąc Jego Słowa - słyszymy Go rzeczywiście przemawiającego
i otrzymujemy od Niego wskazówki. Z drugiej strony pozwa­
lając obdarować się przez Niego przemienionym chlebem.
Oczywiście słowa mogłyby być zawsze inne, podobnie jak
postawy ciała. Na przykład w Kościele wschodnim są inne gesty
niż u nas. W Indiach gesty takie same jak nasze mają częściowo
inne znaczenie. Chodzi o to, aby Słowo Boże i rzeczywistość
sakramentów znajdowały się w centrum, żeby Bóg nie został
przez nas zagadany, a liturgia nie stała się autoprezentacją.

Liturgia jest w związku z tym czymś uprzednim?

Tak. To nie my coś robimy, nie my pokazujemy naszą twórczość,


czyli to wszystko, co moglibyśmy zrobić. Liturgia nie jest żad­
nym show, nie jest teatrem ani spektaklem, lecz ma swoje źródło
w Kimś Innym. To musi stać się wyraźne. Dlatego tak ważna jest
uprzedniość kościelnej formy. Można reformować ją w szczegó­
łach, ale nie jest czymś, co da się wytworzyć przez wspólnotę. Nie
chodzi bowiem, jak już zostało powiedziane, o własną twórczość,
ale o wyjście poza i ponad siebie, oddanie się Jemu i pozwolenie
na to, aby On w nas działał.
W tym sensie na znaczeniu zyskuje nie tylko wyraz tej formy,
ale też jej wymiar wspólnotowy. Może różnić się w poszczegól­
nych rytach, ale musi mieć w sobie to, co zostało przekazane przez
całość wiary Kościoła, co wypływa z całości jej Tradycji, co zako­
twiczone jest w całości jej życia, a nie ulegać przejściowej modzie.

Czy to oznacza, że trzeba trwać w bierności?

Nie. Właśnie takie ujęcie wymaga tego, abyśmy pozwolili na


wyrwanie nas z naszych ograniczeń, z sytuacji danego momentu
15. Jak dokonuje się odnowa? 165

i udali się w kierunku całości wiary, rozumieli ją, wewnętrz­


nie w niej uczestniczyli, a także nadawali liturgii godną formę,
dzięki której stanie się ona piękna i będzie przynosić radość. To
dokonało się w szczególny sposób w Bawarii - na przykład przez
rozkwit muzyki kościelnej czy też przez radość przejawiającą się
w bawarskim rokoko. To ważne, aby całości nadać piękną formę.
Należy to jednak robić zawsze w służbie tego, co nas poprzedza,
a niejako coś, co miałoby być naszym najważniejszym zadaniem.

Wasza Świątobliwość oświadczył, że jeśli chodzi o świętość Euchary­


stii, to nie istnieje żadne pole manewru. Eucharystia jest początkiem
i podstawą każdej odnowy. Tylko wtedy, gdy czerpie się z jej ducha,
są w ogóle możliwe duchowe przeobrażenia.

Jeśli jest prawdą - jak wierzymy - że w Eucharystii Chrystus


jest realnie obecny, jest to po prostu absolutnie centralne wyda­
rzenie. Nie tylko wydarzenie jednego konkretnego dnia, ale całej
historii świata. To decydująca siła, która może być źródłem
przemian. Ważne, że w Eucharystii związane są ze sobą słowo
i realna obecność Pana. Otrzymujemy wskazówkę także poprzez
słowa. Nasza modlitwa to odpowiedź. W ten sposób w Eucha­
rystii łączą się ze sobą Boże prowadzenie, nasze podążanie za
Nim oraz to, że pozwalamy się przemieniać. W ten sposób
dokonuje się przemiana człowieka, która jest najważniejszym
warunkiem każdej rzeczywiście pozytywnej przemiany świata.
Jeśli chcemy, aby w świecie następowała jakaś poprawa, to
jest to możliwe tylko dzięki Bożej normie, która przychodzi do
nas jako rzeczywistość. W Eucharystii ludzie mogą zostać tak
ukształtowani, że staje się coś nowego. Dlatego święci to wiel­
kie postacie historii, które spowodowały prawdziwe rewolucje
dobra. Zostali dotknięci przez Chrystusa i dzięki temu wnieśli
w świat nowe impulsy.
166 Dokąd zmierzamy?

Dokument soborowy Lumen gentium określa w numerze 11 nie­


dzielne uczestnictwo w eucharystycznej ofierze „źródłem i szczytem
całego chrześcijańskiego życia". Chrystus mówi: „Kto spożywa moje
ciało i krew moją pije, ma życie wieczne".
Jako papież Wasza Świątobliwość zaczął udzielać wiernym
komunii do ust, podczas gdy przyjmują oni postawę klęczącą.
Czy Wasza Świątobliwość uważa to za najbardziej odpowiednią
formę?

Najpierw trzeba powiedzieć, że ważne jest, aby czas mial dla


wszystkich wierzących tę samą strukturę. Stary Testament
mówi o tym już w relacji o stworzeniu świata, w której siódmy
dzień przedstawiony jest jako dzień, kiedy Bóg odpoczywa
i ludzie wraz z Nim. Dla chrześcijan ta struktura czasu rozpo­
czyna się od niedzieli, dnia zmartwychwstania, w którym On
spotyka nas, a my Jego. Tutaj znowu najważniejszym aktem
jest moment zjednoczenia, gdy On się nam daje.
Nie jestem z zasady przeciwko komunii na rękę, sam tak
jej udzielałem i tak ją przyjmowałem. Przez to, że teraz pro­
szę o przyjmowanie komunii na kolanach i udzielam jej do
ust, chciałem podkreślić cześć należną realnej obecności Chry­
stusa w Eucharystii. Nie bez znaczenia jest to szczególnie przy
dużych, masowych zgromadzeniach, z jakimi mamy do czynie­
nia w Bazylice Świętego Piotra i na placu przed Bazyliką, gdzie
zachodzi duże niebezpieczeństwo powierzchowności. Słyszałem
o ludziach, którzy chowają komunikant do torebki i zabierają
go ze sobą jako pamiątkę.
W tej atmosferze, którą - jak się uważa - tworzy także
przyjęcie komunii, łatwo pomyśleć: wszyscy przesuwają się do
przodu, to i ja pójdę. Chcę mocno zaakcentować, że powinno
być oczywiste: Tu dzieje się coś szczególnego! Tutaj jest obecny
Ten, przed którym pada się na kolana. Uważajcie na to! To nie
15. Jak dokonuje się odnowa? 167

tylko społeczny ryt, w którym moglibyśmy wszyscy uczest­


niczyć bądź też powstrzymać się od uczestnictwa.

Maryja jest Bogarodzicielką. To ona w pewnym stopniu przynios­


ła Boga światu. Czy pokazuje to w przenośnym sensie, że wszyscy
chrześcijanie powinni być tymi, którzy rodzą Boga?

Nasz Pan kiedyś, gdy Mu powiedziano: „patrz, twoja matka


i twoi bracia są na zewnątrz", wskazał na otaczających Go
ludzi i powiedział: „Kto czyni wolę mego Ojca, ten jest mi
matką, bratem i siostrą". Tym samym przekazał także nam
misję macierzyństwa, aby umożliwiać rodzenie się Boga także
w tych czasach.
Dla Ojców Kościoła Boże Narodzenie było jednym z wielkich
tematów. Mówili, że wydarzyło się ono jedyny raz w Betlejem,
ale przecież w wielki i głębszy sposób musi ponownie wyda­
rzać się w każdym nowym pokoleniu i każdy chrześcijanin jest
powołany, by to umożliwiać i w tym uczestniczyć.

Czy rolę Jezusa w wyzwoleniu kobiet, które w dużym stopniu były


wykluczone z przystępu do religii, do Boga i z czynnego udziału
w życiu społecznym, można oceniać podobnie jak otwarcie Bożego
Objawienia na pogan?

Faktem jest, że Jezus przyjął kobiety w krąg swoich bliskich


uczniów w sposób, który przedtem był trudny do wyobrażenia.
Po zmartwychwstaniu to kobietę uczynił pierwszym świadkiem
tego wydarzenia. Przyjęcie kobiet do najbliższej grupy swoich
przyjaciół było także ustanowieniem nowego znaku.
Byłbym ostrożny w kwestii porównywania religii i mówie­
nia, że tutaj już od razu doszło do jakiegoś niesamowitego
przełomu. To dzieje się powoli. Ważne jest, że Jezus, czyniąc
168 Dokąd zmierzamy?

na krzyżu swoją Matkę Matką wszystkich chrześcijan czy też


pozwalając ujrzeć się kobiecie w swoim pierwszym ukazaniu
się po zmartwychwstaniu, faktycznie dał kobietom całkowicie
nowe miejsce we wspólnocie wiary.

Rzymski Kościół na Zachodzie przeżywa przede wszystkim niespo­


tykany przełom ilościowy. Na przykład w Niemczech umrze w ciągu
następnych dziesięciu lat jedna trzecia obecnych członków Kościoła,
księży i osób zakonnych. Dzisiaj w Niemczech jest około 24 tysięcy
zakonnic, z tego równo 80 procent ma więcej niż 65 lat. Podobnie
wygląda struktura wiekowa wśród zakonników i księży Trzeba
zamykać kościoły, wspólnoty parafialne muszą być ze sobą łączone.
Elementy Kościoła masowego będą nadal zanikać.
Sam Wasza Świątobliwość wskazał już w 1971 roku, że Kościół
„stanie się mały, w dużym stopniu będzie musiał zaczynać całkiem
od początku", nie będzie mógł wypełnić wielu struktur, które były
wytworem wysokiej koniunktury, a wraz z liczbą wiernych straci
także wiele swoich przywilejów w społeczeństwie. Wielu uważa,
że dzisiejszy Kościół to jedynie „zarządzanie faktyczną niewiarą".
Jednak zewnętrzny sukces nie może być kryterium dla Kościoła. Dla
wielu wiernych ważna jest nie tyle zawartość i treść, ile po prostu
zwykła przynależność.
Czy zbliża się kres Kościoła ludowego?

W Kościele jako całości jest to bardzo zróżnicowane. W wielu


miejscach świata nigdy nie było Kościoła masowego. W Japonii
chrześcijanie są niewielką mniejszością. W Korei są rozpowszech­
nioną, żywotną siłą, która wpływa także na opinię publiczną,
ale nie jest to Kościół ludowy. Na Filipinach mamy do czynienia
z Kościołem masowym i także dzisiaj Filipińczyk jest po pro­
stu katolikiem - z całą radością i entuzjazmem. W Indiach
z kolei chrześcijanie to mniejszość żyjąca na marginesie, choć
15. Jak dokonuje się odnowa? 169

niepozbawiona społecznego znaczenia. Prawa chrześcijan są


źródłem sporów w indyjskim społeczeństwie, które czerpie
swoją tożsamość z hinduizmu.
Na całym świecie sytuacja jest więc bardzo różna. Faktem jest,
że w zachodnim świecie znika identyfikacja narodu i Kościoła.
We wschodnich Niemczech ten proces jest bardzo zaawanso­
wany. Ochrzczeni są tam już teraz mniejszością. Liczba chrześ­
cijan w dużych częściach świata zachodniego zmniejsza się.
Istnieje jednak jeszcze tożsamość ukształtowana przez chrześ­
cijaństwo, która jest ciągle czymś pożądanym. Przypominam
sobie pewnego francuskiego polityka, który mówił o sobie:
„Jestem protestanckim ateistą". Znaczy to: jestem co prawda
ateistą, ale uznaję, że jestem zakorzeniony w protestantyzmie.

To komplikuje sprawy.

Tak, gdyż na kulturowy klimat wielu zachodnich krajów ciąg­


le mają wpływ chrześcijańskie korzenie. Idziemy jednak coraz
bardziej w kierunku chrześcijaństwa z wyboru, zdecydowanego.
Od niego zależy bowiem, w jakim stopniu ogólne oddziaływa­
nie chrześcijaństwa będzie skuteczne. Powiedziałbym, że dzisiaj
trzeba z jednej strony wzmacniać, ożywiać i rozszerzać to zde­
cydowane chrześcijaństwo, aby więcej ludzi wyznawało świa­
domie swoją wiarę i żyło nią. Z drugiej strony musimy uznać,
że chociaż jako chrześcijanie nie jesteśmy po prostu czymś toż­
samym z kulturą czy narodem jako takimi, to jednak mamy
siłę, aby tworzyć i kształtować kulturowe i narodowe wartości,
które są przyjmowane także wtedy, gdy większość społeczeń­
stwa nie jest wierzącymi chrześcijanami.
16
Maryja i posłanie z Fatimy

Wasza Świątobliwość uważany jest, w przeciwieństwie do swo­


jego poprzednika, za teologa raczej nakierowanego na Jezusa niż
na Maryję. Już jednak miesiąc po swoim wyborze wezwał Wasza
Świątobliwość wiernych na placu Świętego Piotra, aby powierzyli
się Matce Bożej z Fatimy. W czasie swojej wizyty w Fatimie w maju
2010 roku Wasza Świątobliwość użył niezwykłych słów: Wydarze­
nie sprzed dziewięćdziesięciu trzech lat, gdy otwarło się niebo nad
Portugalią, było „jak okno nadziei", które Bóg otwiera, „gdy człowiek
zamyka przed Nim drzwi".
Właśnie Papież, którego świat zna jako obrońcę rozumu, mówi
teraz: „Dziewica Maryja zstąpiła z nieba, aby przypomnieć nam
0 prawdach Ewangelii".

To prawda, że wzrastałem przede wszystkim w pobożno­


ści chrystocentrycznej, która rozwinęła się w czasach mię­
dzywojennych dzięki nowemu odkryciu Biblii i Ojców Koś­
cioła. To pobożność świadomie i wyraźnie karmiąca się Biblią
1nakierowana na Chrystusa. Zawsze jednak przynależy do niej
także Matka Boża, Matka Pana. Maryja pojawia się w Biblii,
16. Maryja i posłanie z Fatimy 171

u Łukasza i Jana, stosunkowo późno, ale wnosi bardzo dużo


światła - stąd zawsze jest elementem życia chrześcijańskiego. We
wschodnich Kościołach zyskała bardzo wcześnie istotne znacze­
nie - pomyślmy chociażby o soborze w Efezie w 431 roku. Ciąg­
le na nowo Bóg posługuje się Nią jak światłem, aby prowadzić
nas do siebie samego.
W Ameryce Łacińskiej na przykład Meksyk stał się chrześci­
jański, gdy ukazała się Madonna z Guadalupe. W jednej chwili
ludzie zrozumieli: Tak, to jest nasza wiara; tak rzeczywiście doj­
dziemy do Boga; Matka nam Go ukaże; w Niej jest przemie­
nione i uwznioślone całe bogactwo naszych religii. Dwie posta­
cie pozwoliły w końcu uwierzyć ludziom w Ameryce Łacińskiej:
jedna to Matka, a druga to Bóg, który cierpi, który cierpi to
wszystko, czego i oni doświadczyli przez wyrządzaną im przemoc.
Trzeba więc powiedzieć, że w wierze także istnieje historia.
Kardynał Newman dobrze to ukazał. Wiara się rozwija. Wiąże
się to również z coraz mocniejszym wkraczaniem w świat Matki
Bożej jako drogowskazu, jako światła od Boga, jako Matki, przez
którą możemy także rozpoznać Syna i Ojca. Tak Bóg dał nam
znak, właśnie w XX wieku. W naszym racjonalizmie i wobec
powstających dyktatur On wskazuje nam pokorę Matki, która
ukazuje się małym dzieciom i mówi im to, co istotne: wiara,
nadzieja, miłość, pokuta.
Można powiedzieć, że ludzie tutaj odnajdują okno. Widziałem
w Fatimie, jak setki tysięcy ludzi dzięki temu, co Maryja prze­
kazała małym dzieciom, w pewnym sensie odzyskują wzrok
umożliwiający dojrzenie Boga w tym świecie z jego wszystkimi
ograniczeniami i całym jego zamknięciem.

Słynna „Trzecia Tajemnica Fatimska" została upubliczniona dopiero


w 2000 roku - przez kardynała Josepha Ratzingera na polecenie
Jana Pawia II. Tekst mówi o biskupie odzianym w biel, który pada
172 Dokąd zmierzamy?

pod kulami żołnierzy - scena, która zrozumiana została jako zapo­


wiedź zamachu na Jana Pawła II. Tymczasem niedawno Wasza
Świątobliwość zapowiedział: „Łudzi się ten, kto uważa, że profe­
tyczna misja Fatimy została zakończona". Jak to rozumieć? Czy
wypełnienie posłania z Fatimy jest jeszcze przed nami?

W posianiu z Fatimy należy rozróżnić dwie rzeczy: jedna to


konkretne wydarzenie, które przedstawione jest w formie wizjo­
nerskiej, druga to leżąca u podstaw umiejętność wyjaśniania
znaków, o którą tak naprawdę chodzi. Celem posłania nie było
zaspokajanie ciekawości. Wtedy trzeba by było opublikować
tekst o wiele wcześniej. Nie, chodzi o to, aby zapowiedzieć kry­
tyczny punkt, krytyczny moment historii: mianowicie całą moc
zła, która wykrystalizowała się w XX wieku w postaci dyktatur
i, na inny sposób, działa także dzisiaj.
Chodziło o odpowiedź na te wyzwania. A odpowiedź ta nie
polega na wielkich politycznych akcjach, lecz ostatecznie może
przyjść tylko z przemienionych serc - przez wiarę, nadzieję,
miłość i pokutę. W tym sensie posłanie nie jest zakończone,
chociaż obydwie wielkie dyktatury zniknęły. Trwa cierpienie
Kościoła i trw a zagrożenie człowieka, a tym samym nie ustaje
szukanie odpowiedzi; dlatego wciąż aktualna pozostaje wska­
zówka, którą dała nam Maryja. Także w obecnym utrapieniu,
gdy siła zła w najprzeróżniejszych formach grozi zdeptaniem
wiary. Także teraz koniecznie potrzebujemy tej odpowiedzi, któ­
rej Matka Boża udzieliła dzieciom.

Kazanie Waszej Świątobliwości 13 maja 2010 roku w Fatimie brzmi


dosyć dramatycznie. „Ludziom udało się doprowadzić do powstania
kręgu śmierci i strachu - głosił Wasza Świątobliwość - którego już
nie potrafią przerwać". Wobec pół miliona wiernych Wasza Świąto­
bliwość wyraził w gruncie rzeczy bardzo spektakularną prośbę: „Oby
16. Maryja i posłanie z Fatimy 173

te siedem lat, które dzielą nas od setnej rocznicy objawień, przyspie­


szyło zapowiadany tryumf Niepokalanego Serca Maryi ku chwale
Trójcy Przenajświętszej".
Czy oznacza to, że Papież, sprawujący przecież funkcję prorocką,
uważa za możliwe, że w ciągu najbliższych siedmiu lat ukaże się
Matka Boża i będzie to równoznaczne z jakimś tryumfem?

Mówiłem o przybliżającym się „tryumfie". Treściowo to jest


to samo, gdy modlimy się, aby przybliżyło się Królestwo Boże.
Wypowiadając te słowa, nie myślałem - na to jestem może zbyt
racjonalny - o oczekiwaniu teraz jakiegoś wielkiego zwrotu
i nagłej zmiany biegu historii, lecz o tym, że ciągle na nowo
będzie powstrzymywana moc zła; że ciągle na nowo w mocy
Matki ukazuje się moc samego Boga i sprawia, że moc ta jest
pełna życia.
Kościół jest zawsze powołany do odpowiedzi na prośbę Abra­
hama skierowaną ku Bogu, a mianowicie do troszczenia się,
żeby było wystarczająco dużo sprawiedliwych do zatrzymania
zła i zniszczenia. Rozumiałem to tak, że musi stworzyć warunki,
aby siły dobra mogły na nowo wzrastać. W tym sensie tryumfy
Boga, tryum fy Maryi są ciche, ale przecież realne.
17

Jezus Chrystus powraca

Zapytano kiedyś filozofa Roberta Spaemanna, czy on, naukowiec


o międzynarodowej renomie, rzeczywiście wierzy w to, ze Jezus uro­
dził się z Maryi Dziewicy i działał cuda, że zmartwychwstał i że
z Nim otrzymuje się życie wieczne. Według pytającego byłoby to
prawdziwie dziecięcą wiarą. Osiemdziesięciotrzyletni filozof odpo­
wiedział: „Jeśli pan tak uważa, proszę bardzo. Wierzę mniej wię­
cej w to samo, w co wierzyłem jako dziecko - tylko że tymcza­
sem więcej nad tym myślałem. Myślenie zawsze mnie umacniało
w wierze".
Czy Papież wierzy ciągle w to samo, w co wierzył, będąc dzieckiem?

Odpowiedziałbym tak samo. Ująłbym to tak: Proste jest praw­


dziwe - a prawdziwe jest proste. Nasza trudność polega na
tym, że stojąc przed wielkim drzewem, nie zauważamy lasu; że
wobec tak wielkiej wiedzy nie znajdujemy już mądrości. W tym
sensie także Saint-Exupéry w Małym Księciu ironicznie przed­
stawił intelekt naszych czasów, pokazując, że przeoczono to,
co istotne, i Mały Książę, który nie wie o wszystkich „mądroś­
ciach", w końcu widzi więcej i lepiej.
17. Jezus Chrystus powraca 175

Od czego to zależy? Co jest właściwe? Co jest tym, co


wszystko napędza? Chodzi o to, aby widzieć to, co proste. Dla­
czego Bóg nie mógłby sprawić, aby dziewica urodziła? Dlaczego
Chrystus miałby nie zmartwychwstać? Oczywiście, gdy to ja
ustalam, co może być, a co nie, gdy to j a, i nikt inny, stawiam
granice temu, co możliwe, to takie zjawiska są wykluczone.
Jest intelektualną arogancją mówić: To zawiera w sobie
sprzeczność, jest bezsensowne i chociażby dlatego w ogóle nie
jest możliwe. Nie jest jednak naszą sprawą rozstrzygać, ile moż­
liwości zawiera w sobie kosmos i ile możliwości znajduje się
ponad nim. Przez posłanie Chrystusa i Kościoła w sposób wia­
rygodny staje się nam bliska wiedza o Bogu. Bóg chciał wkro­
czyć w ten świat. Bóg chciał, abyśmy nie musieli Go szukać po
omacku poprzez fizykę i matematykę. Chciał się nam ukazać.
A mógł zrobić to tak, jak nam o tym opowiadają Ewangelie.
Mógł On też w Zmartwychwstaniu stworzyć nowy wymiar
egzystencji; mógł wykroczyć poza biosferę i poza noosferę, jak
określa to Teilhard de Chardin, i ustanowić nową sferę, w której
może dojść do zjednoczenia człowieka i świata z Bogiem.

Rzeczywistość jest tak stworzona, zapewnia fizyk jądrowy Werner


Heisenberg, że zasadniczo do pomyślenia jest też to, co jest niepraw­
dopodobne. Laureat Nagrody Nobla podsumował: „Pierwszy łyk
z kielicha nauk przyrodniczych czyni ateistą - ale na dnie kielicha
czeka Bóg".

Całkowicie bym się z nim zgodził. Tylko dopóty, dopóki zafa­


scynowani jesteśmy poszczególnymi odkryciami, mówimy:
nie ma nic więcej; wiemy już wszystko. Jednak w momencie,
w którym rozpoznajemy niesłychaną wielkość całości, wzrok
podąża dalej i pojawia się pytanie o Boga, od którego wszystko
pochodzi.
i
176 Dokąd zmierzamy?

Jednym z najbardziej znaczących wydarzeń dotychczasowego pon­


tyfikatu jest ukazanie się pierwszego tomu książki o Jezusie autor­
stwa Waszej Świątobliwości. Ma się ukazać także tom drugi. Po raz
pierwszy urzędujący papież przedstawia zdecydowane teologiczne
studium o Jezusie Chrystusie. Na okładce autorem jest jednak Joseph
Ratzinger.

To nie jest dzieło Urzędu Nauczycielskiego, nie napisałem go


mocą papieskiej władzy - planowałem je od dawna jako ostat­
nie wielkie opus i rozpocząłem już przed wyborem na papieża.
Całkiem świadomie nie chciałem ustanawiać aktu Urzędu
Nauczycielskiego, lecz wejść w spory teologiczne i spróbować
przedstawić egzegezę, tłumaczenie Pisma, które nie podąża za
pozytywistycznym historyzmem, lecz zawiera wiarę jako ele­
ment wykładni. To naturalnie ogromne ryzyko w obecnym
egzegetycznym krajobrazie. Jeśli jednak wykładnia Pisma
chce być rzeczywiście teologią, to musi zawierać taki element.
A jeśli wiara ma nam pomagać w rozumieniu, to nie można jej
postrzegać jako przeszkody, lecz jako pomoc w przybliżaniu się
do tekstów, które biorą swój początek z wiary i do wiary chcą
prowadzić.

Papieża nie wybiera się po to, aby był autorem bestsellerów. Czy
jednak nie wydaje się Waszej Świątobliwości szczęśliwym zrządze­
niem, że Wasza Świątobliwość może zaprezentować książkę właś­
nie w tych okolicznościach, gdy po malej katedrze uniwersytetu do
dyspozycji Waszej Świątobliwości jest Katedra Piotra, największa
scena świata?

To zostawiam Dobremu Bogu. Chciałem napisać książkę, aby


pomóc ludziom. Jeśli dzięki wyborowi na papieża mogę pomóc
jeszcze większej liczbie ludzi, cieszę się oczywiście.
17. Jezus Chrystus powraca 177

Książka Jezus z Nazaretu jest kwintesencją myśli człowieka, który


cale życie zajmował się postacią Jezusa -jako ksiądz, teolog, biskup,
kardynał i teraz jako papież. Co było dla Waszej Świątobliwości
szczególnie ważne?

Właśnie to, że w tym człowieku Jezusie - jest On prawdzi­


wym człowiekiem - więcej jest niż człowiek i że to, co boskie,
nie zostało dodane dopiero w procesie mitologizacji. Nie, już
u źródła tej postaci, w pierwszym opowiadaniu o niej i spotka­
niu z nią przejawia się coś, co przekracza wszelkie oczekiwania.
Przy jakiejś okazji powiedziałem, że n a p o c z ą t k u stoi coś
szczególnego; uczniowie musieli to dopiero powoli przyswajać.
Na początku stoi także Krzyż. Uczniowie początkowo próbują
rozumieć wydarzenia w kontekście tego, co jest im dostępne.
Dopiero powoli otwiera się cała wielkość Jezusa i widzą coraz
wyraźniej, co stało u źródła; widzą zatem źródłowość postaci
Jezusa, o której my mówimy, wypowiadając w Credo: Jezus
Chrystus, Jednorodzony Syn Ojca, poczęty z Ducha Świętego.

Czego Jezus chce od nas?

Pragnie, abyśmy w Niego wierzyli. Abyśmy Jemu dali się pro­


wadzić. Abyśmy z Nim żyli. I tak stawali się coraz bardziej do
Niego podobni i przez to prawdziwi.

Dzieło Waszej Świątobliwości to wydarzenie, które oznacza zmianę


paradygmatu, zwrot w traktowaniu ksiąg Ewangelii i obchodzeniu
się z nimi. Metoda historyczno-krytyczna miała swoje zasługi, ale
wprowadziła także zgubne błędy. Wraz ze swoim „odmitologizowy-
waniem" doprowadziła nie tylko do ogromnego spłycenia i zaniku
umiejętności dostrzegania głębszych treści i ukrytych przesłań Biblii.
Dzisiaj musimy stwierdzić, że rzekome fakty sceptyków, którzy od
178 Dokąd zmierzamy?

dwustu lat relatywizowali w zasadzie wszystkie dane Biblii, wie­


lokrotnie okazują się tylko hipotezami bez pokrycia.
Czy nie powinno się powiedziećjeszcze wyraźniej niż dotychczas,
że częściowo uprawiano pseudonaukę, która działała nie na sposób
chrześcijański, lecz antychrześcijański, i miliony ludzi sprowadziła
na manowce?

Nie oceniałbym tego tak ostro. Użycie metod historycznych


do badania Biblii jako tekstu historycznego było drogą, którą
trzeba było przejść. Jeśli wierzymy, że Chrystus jest rzeczywi­
ście historią, a nie mitem, świadectwo o Nim musi być dostępne
także dla metod historycznych. Metody te wniosły także bardzo
wiele. Jesteśmy znowu bliżej tekstu i jego źródłowości, widzimy
dokładniej, jak on rósł, i jeszcze wiele więcej.
Metoda historyczno-krytyczna pozostanie zawsze jednym
z wymiarów wykładni Pisma. Drugi Sobór Watykański ukazuje
to wyraźnie, gdy z jednej strony istotne elementy metody histo­
rycznej przedstawia jako konieczny element podejścia do Biblii,
ale z drugiej strony dodaje, że Biblia musi być czytana w tym
duchu, w którym została napisana. Musi być czytana w swo­
jej całości i jedności. Jest to możliwe tylko wtedy gdy potrak­
tuje się ją jako Księgę Ludu Bożego, która uprzedza Chrystusa
i wskazuje na Niego.
Nie jest konieczne po prostu zerwanie z podejściem histo­
rycznym, ale samokrytyka metody historycznej, samokrytyka
historycznego rozumu, który dostrzega swoje ograniczenia
i uznaje zgodność z poznaniem wypływającym z wiary; czyli:
syntezę racjonalnej wykładni historycznej i tej prowadzonej
przez wiarę. Obydwa elementy musimy połączyć ze sobą we
właściwy sposób. Odzwierciedla to też zasadniczą relację pomię­
dzy wiarą i rozumem.
17. Jezus Chrystus powraca 179

Jest jasne: Jezus jest poświadczony nie tylko przez pisma Ewangelii,
lecz dodatkowo także przez różne pozabiblijne źródła. Nie podają
one w wątpliwość ani Jego historycznej egzystencji, ani otaczania
Go czcią jako od dawna oczekiwanego Mesjasza. Autorzy Ewangelii
precyzyjnie zbadali fakty oraz interesująco i prawdziwie je zapisali,
nie ulegając pokusie, aby coś wygładzać czy gloryfikować. Szczegóły
ich sprawozdań odpowiadają w pełni realiom historycznym.
Aby uchwycić to wyraźnie: Czy nie ma już żadnych wątpliwości
co do tego, że Jezus historyczny i tak zwany Jezus wiary to abso­
lutnie identyczne rzeczywistości?

To był, że tak powiem, główny punkt mojej książki - ukaza­


nie, że Jezus wiary jest też Jezusem historycznym i że ta postać,
ukazana przez Ewangelie, jest o wiele bardziej realistyczna i wia­
rygodna niż wiele innych postaci Jezusa, które się nam przed­
stawia. Są one nie tylko pozbawione krwi i kości, lecz także nie­
realistyczne, gdyż nie można dzięki nim wytłumaczyć nagłego
pojawienia się czegoś całkiem niewyobrażalnego, co przekracza
wszystko to, co zwyczajne.
Oczywiście dotknął pan całego kłębowiska historycznych
problemów. Byłbym ostrożniejszy i powiedziałbym, że badanie
szczegółów jest nadal ważne i pożyteczne, także jeśli nadmiar
hipotez stopniowo prowadzi do absurdu. Jest jasne, że Ewangelie
zależą także od konkretnej sytuacji tego, kto niesie przekaz, i że
natychmiast same stają się częścią wiary. Nie możemy teraz jed­
nak wchodzić w te detale. Ważne jest, że realistyczny i historyczny
jest tylko ten Chrystus, w którego wierzą Ewangelie, a nie ten,
który został na nowo wydestylowany w procesie wielu badań.

Powstanie Ewangelii nie jest tak oddalone w czasie od relacjonowa­


nych przez nie wydarzeń, jak to długo sobie wyobrażano, ale wprost
przeciwnie - są one bardzo blisko tych faktów. Poza tym pisma te
180 Dokąd zmierzamy?

zostały przekazane z niesłychaną wiernością. Według analizy histo­


ryka tekstów Ulricha Victora ten, kto dzisiaj czyta Nowy Testament,
czyta dokładnie to, co zostało napisane dwa tysiące lat temu, pomi­
jając niepewność co do tłumaczenia poszczególnych słów czy kwestii
stylistycznych.
Czy oznacza to, ze nigdy nie miało miejsca kształtowanie, a przez
to przekształcanie postania Jezusa dokonywane przez pierwotną
wspólnotę chrześcijan lub przez późniejsze pokolenia, jak twierdzi
wielu egzegetów?

Wiemy na pewno, że teksty są wczesne. Poprzez nie, a szcze­


gólnie poprzez Pawła, mamy bezpośredni dostęp do samych
wydarzeń. Jego świadectwo wieczerzy i zmartwychwstania -
1 List do Koryntian, rozdziały 11 i 15 - pochodzi dosłownie
z lat trzydziestych. Poza tym jasne i ewidentne jest też to, że
teksty traktowano ze czcią, jako teksty święte, i tak zachowano
je i przekazano najpierw w pamięci, a potem w formie pisanej.
Wiemy jednak także - widzimy to, porównując Ewangelie
synoptyczne - że trzej ewangeliści: Mateusz, Marek i Łukasz
przekazują to samo, lecz z lekkimi różnicami, że różni się także
umiejscowienie w czasie i kontekst wydarzeń. Oznacza to, że
istnieje relacja pomiędzy nośnikiem tradycji, jakim jest tekst,
a rozumieniem konkretnej wspólnoty, w której już widać, co
z przeszłych wydarzeń ma trwałą wartość. Trzeba więc pamię­
tać, że nie mamy tu do czynienia z notatkami protokołu, które
mają być po prostu jedynie, by tak się wyrazić, fotografiami.
Chodziło o pełną troskliwości wierność, ale taką wierność, którą
już się żyje i która jest siłą kształtującą, ale w każdym razie nie-
zmieniającą tego, co istotne.

Teolog Joseph Ratzinger wskazuje niewzruszone fakty i z żelazną


logiką głosi: Jezus jest tym, któryjest Wszechmocny, jest Panem ponad
17. Jezus Chrystus powraca 181

wszystkim, jest Bogiem, który stal się człowiekiem. Objawienie Jezusa


przemieniło świat w taki sposób, jak jeszcze nigdy wcześniej nie był
on przemieniony. Jest ono wielkim decydującym wydarzeniem, praw­
dziwym przełomem w historii ludzkości. A mimo to pozostawia ciąg­
le miejsce na wątpliwości. Być może też dlatego, że wcielenie Boga
w człowieka przekracza po prostu nasze możliwości rozumienia?

Tak, ma pan całkowitą rację. To jest po prostu pozostawienie


miejsca ludzkiej decyzji i przestrzeni do powiedzenia „tak". Bóg
nie narzuca się w taki sposób, że można stwierdzić: Tutaj na
stole jest szklanka; i rzeczywiście tu jest! Boże bycie jest spotka­
niem, docierającym do najbardziej osobistych i głębokich miejsc
w człowieku, których nigdy nie da się zredukować do namacal-
ności zwykłych materialnych rzeczy. Dlatego z samej wielko­
ści zdarzeń wynika jasno, że wiara jest czymś, co rozgrywa się
w przestrzeni wolności. To wydarzenie zawiera w sobie pewność,
że chodzi o coś prawdziwego, o rzeczywistość - ale nie wyklu­
cza też całkowicie przeciwnej możliwości, czyli zaprzeczenia
temu wydarzeniu.

Czy zajmowanie się życiem i nauką Chrystusa nie powinno być także
zawsze pytaniem skierowanym do Kościoła? Czy z konieczności nie
narzuca się mroczne pytanie o to (zwłaszcza komuś, kto jako autor
jeszcze raz całkiem na nowo wchodzi w tę historię), jak daleko Koś­
ciół zboczył z tej drogi, którą wskazał mu Syn Boży?

Tak, tego właśnie doświadczyliśmy w tych czasach skandali: że


refleksja nad tym, jak słaby jest Kościół i jak bardzo jego człon­
kowie zbaczają z drogi naśladowania Jezusa Chrystusa, jest
rzeczywiście mroczna. Jedna rzecz to konieczność doświadcze­
nia tego dla naszego upokorzenia, dla wzrostu naszej prawdzi­
wej pokory. Druga to fakt - Chrystus pomimo wszystko nie
182 Dokąd zmierzamy?

zostawia Kościoła. Pomimo słabości łudzi, poprzez których Koś­


ciół się przejawia, Chrystus go podtrzymuje, wzbudza w nim
świętych i poprzez nich jest obecny. Myślę, że te dwa odczucia
są nierozłączne: wstrząs spowodowany słabością i grzesznoś­
cią w Kościele - i wstrząs spowodowany tym, że Chrystus nie
odrzuca swojego narzędzia, lecz ciągle się nim posługuje i ciągle
na nowo ukazuje się przez Kościół i w Kościele.

Jezus nie tylko przynosi posłanie, ale jest też Zbawicielem, Uzdro­
wicielem, jak określano Go w dawnych tekstach - jest On „Christus
medicus". Czy w tym na różny sposób zniszczonym i chorym spo­
łeczeństwie, o którym wiele w tym wywiadzie mówiliśmy, nie jest
szczególnie pilnym zadaniem Kościoła szczególnie uwypuklać uzdra­
wiający aspekt Ewangelii? Jezus udzielił swoim uczniom wystar­
czająco dużo mocy, aby oprócz głoszenia Dobrej Nowiny mogli także
wyrzucać demony i uzdrawiać.

Tak, to jest decydujące. Kościół nie propaguje ani nie oferuje


ludziom jedynie jakiegoś systemu moralnego. Rzeczywiście
istotne jest to, że Kościół daje Jego - Jezusa Chrystusa. Kościół
otwiera drzwi do Boga i przez to daje ludziom to, czego naj­
bardziej oczekują, najbardziej potrzebują i co może im najsku­
teczniej pomóc. Czyni to przede wszystkim przez wielkie cuda
miłości, które dzieją się ciągle na nowo. Gdy ludzie - bezintere­
sownie, nie robiąc tego z zawodowego obowiązku - ze względu
na Chrystusa towarzyszą innym i pomagają im. Ten, jak powie­
dział Eugen Biser, terapeutyczny charakter chrześcijaństwa, cha­
rakter uzdrawiający i obdarowujący, powinien istotnie ukazy­
wać się o wiele wyraźniej.

Wielkim problemem dla chrześcijan jest marginalizacja w świecie,


gdzie w gruncie rzeczy trwa ciągle bombardowanie alternatywnych
17. Jezus Chrystus powraca 183

wartości kultury chrześcijańskiej. Czy w ogólejest czymś możliwym


przetrwać tego rodzaju światową propagandę upowszechniającą
zachowania negatywne?

Faktycznie potrzebujemy czegoś w rodzaju wysp, gdzie żyje


wiara w Boga, trwa wewnętrzna prostota chrześcijaństwa i stąd
może ono promieniować w świat. Potrzebujemy oaz, ark Noego,
do których człowiek będzie mógł uciec. Takimi schronami są
przestrzenie liturgii. Także i w różnych wspólnotach i ruchach,
w parafiach, w świętowaniu sakramentów, w ćwiczeniach
pobożności, w pielgrzymkach i tym podobnych formach Koś­
ciół próbuje rozwijać obronne siły i miejsca schronienia, w któ­
rych w kontraście do całego zniszczenia wokół nas znowu staje
się widoczne piękno świata i piękno życia.
18
O rzeczach ostatnich

Jezus nie zalecił swoim uczniom miecza, ale dał im inne uzbrojenie:
„Poślę wam Ducha" - obiecał. Czy jest z tym związany dostęp do
takiego myślenia, które wykracza ponad to, co zwyczajne? Rodzaj
duchowej inteligencji, którą dzisiaj moglibyśmy na nowo odkryć?

Nie należy wyobrażać sobie tego zbyt mechanicznie. Nie tak,


jakby do naszej zwykłej egzystencji miało być przydane jakieś
kolejne piętro. Trzeba to rozumieć w tym sensie, że wewnętrzny
kontakt z Bogiem przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chry­
stusie otwiera w nas rzeczywiście nowe możliwości, czyni
szerszymi nasze serce i naszą duszę. Faktycznie wiara nadaje
naszemu życiu szerszy wymiar.

To byłoby może coś jak Metanet, nieskończenie szybszy niż Internet,


w każdym razie bardziej niezależny, prawdziwy i pozytywny.

Co też wyrażone jest przez „Communio Sanctorum": wszyscy


znajdujemy się w głębokiej łączności i rozpoznajemy się, także
wtedy, gdy nigdy się nie widzieliśmy, bo działa w nas ten sam
Duch, ten sam Pan.
18. O rzeczach ostatnich 185

W swoim przemówieniu w Lizbonie Wasza Świątobliwość wyjaśniał,


że podstawowe zadanie Kościoła dzisiaj polega na tym, aby ludzi
uzdolnić do „patrzenia ponad rzeczami przedostatnimi i szukania
rzeczy ostatnich". Nauka o „sprawach ostatecznych" jest centralną
treścią wiary. Traktuje o takich tematach, jak: piekło, czyściec, anty­
chryst, prześladowanie Kościoła w czasach ostatecznych, powtórne
przyjście Chrystusa i Sąd Ostateczny. Dlaczego w głoszeniu panuje
tak uderzające milczenie na tematy eschatologiczne, które przecież
w przeciwieństwie do wielu wewnętrznych „nieustannie aktual­
nych" kościelnych problemów są rzeczywiście natury egzystencjalnej
i dotyczą każdego?

To bardzo poważne pytanie. Nasze kazanie, nasze przepowiada­


nie jest rzeczywiście w dużym stopniu jednostronnie nakiero­
wane na tworzenie lepszego świata, podczas gdy rzeczywiście
lepszy świat prawie wcale nie jest wspominany. Tutaj musimy
zdobyć się na rachunek sumienia. Oczywiście próbuje się otwo­
rzyć na słuchacza i mówić to, co leży w zasięgu jego hory­
zontu. Naszym zadaniem jest jednak także przebijanie i rozsze­
rzanie tego horyzontu, aby móc dostrzec to, co stanowi rzeczy
ostateczne.
Te rzeczy to dla współczesnych ludzi twardy orzech do zgry­
zienia. Jawią się jako coś nierealnego. Ludzie chcieliby zamiast
tego otrzymać konkretne odpowiedzi na teraz, na potrzeby
codzienności. Ale te odpowiedzi pozostają połowiczne, jeśli nie
pozwalają poczuć i jakoś rozpoznać, że wykraczamy poza to
materialne życie, że jest i sąd, i łaska, i wieczność. Musimy więc
znaleźć nowe słowa i sposoby, aby umożliwić ludziom przebicie
się przez barierę skończoności.

Spełniły się wszystkie proroctwa Jezusa, a tylko jedno oczekuje jesz­


cze na wypełnienie: Jego powrót. To dopiero rzeczywiście potwierdzi
186 Dokąd zmierzamy?

słowa o „zbawieniu". Wasza Świątobliwość ukuł pojęcie „eschato­


logicznego realizmu". Co to dokładnie oznacza?

To znaczy, że te sprawy nie są fatamorganą ani żadną wydumaną


utopią, lecz dotyczą konkretnej rzeczywistości. W rzeczy samej
musimy być ciągle na bieżąco, bo Chrystus powiedział nam
z najwyższą pewnością: Powrócę. To słowo stoi ponad wszyst­
kim. Dlatego pierwotnie celebrowano Mszę, będąc zwróconym
w kierunku wschodnim, do przychodzącego powtórnie Pana,
którego symbolizuje wschodzące słońce. Każda Msza jest dla­
tego wyjściem naprzeciw Przychodzącemu. W ten sposób rów­
nocześnie przyjście to jest antycypowane; my idziemy w Jego
kierunku - i już teraz, antycypując, On przychodzi do nas.
Porównuję to chętnie z historią o weselu w Kanie Galilejskiej.
Pan mówi najpierw do Maryi: „Moja godzina jeszcze nie nade­
szła". Później daje jednak nowe wino i, można powiedzieć, anty­
cypuje godzinę, która dopiero nadejdzie.
Ten eschatologiczny realizm jest urzeczywistniony w Eucha­
rystii: wychodzimy Przychodzącemu naprzeciw - a On przy­
chodzi i już teraz antycypuje tę godzinę, która kiedyś będzie
miała swoje ostateczne znaczenie. Powinniśmy tak to ująć, że
wychodzimy naprzeciw ciągle już idącemu do nas Panu, wcho­
dzimy w Jego przyjście - a przez to dajemy się włączać w więk­
szą rzeczywistość, która przekracza naszą powszedniość.

Ogłoszona świętą przez Jana Pawła II siostra zakonna Faustyna


Kowalska otrzymała przed ponad osiemdziesięciu laty w jednej ze
swoich wizji następujące słowa Jezusa: „Ty przygotujesz świat na
moje ostateczne przyjście". Czy trzeba to brać poważnie?

Byłoby błędem chronologiczne rozumienie tego przesłania


jako szykowania nas bezpośrednio na powtórne przyjście. Gdy
18. O rzeczach ostatnich 187

jednak rozumie się to w alegorycznym, duchowym sensie - że


Pan ciągle jest Przychodzącym i że ciągle przygotowujemy się
na ostateczne przyjście właśnie wtedy, gdy powierzamy się Jego
Miłosierdziu i sami dajemy się przez Niego formować - jest to
prawdziwe. Pozwalać się kształtować przez Boże Miłosierdzie
jako siłę sprzeciwiającą się brakowi miłosierdzia w świecie - jest
przygotowaniem na to, że przyjdzie On sam i Jego Miłosierdzie.

Chciałbym jeszcze podrążyć temat. W jedynej profetycznej księdze


Nowego Testamentu, w Objawieniu świętego Jana, Apokalipsie, która
rozumiana jest jako Dobra Nowina, wszystko nakierowane jest na
drugie ukazanie się Chrystusa. Już biblijni uczeni w Piśmie, astro­
nomowie czasów Jezusa i późniejsi mnisi zajmowali się ustalaniem
czasu przyjścia Mesjasza.
Niemiecki naukowiec Rudiger Holinski uważa, że poznał ukryte
znaczenie siedmiu wspólnot Apokalipsy, do których kierowane są
listy. Nie chodziłoby o siedem miejscowości, lecz o siedem następują­
cych po sobie epok historii Kościoła. Tak więc nazwa siódmej i ostat­
niej wspólnoty, Laodycea (w tłumaczeniu: „prawo ludu", „spra­
wiedliwość dla ludu"), oznaczałaby ogólny sprzeciw i dążenie do
współdziałania. Paralelna „siódma pieczęć" oznacza epokę nazna­
czoną przez lęki, depresje, fałszywych proroków i nowe religie, czas,
w którym dzieła nie są ani zimne, ani gorące.
Jakkolwiek z tym jest, faktem pozostaje, że świat jest obecnie
zagrożony jak nigdy dotąd. W wielu dziedzinach, jak już o tym
rozmawialiśmy, zniszczenie naszej planety osiągnęło point of no
return. Wiarę dotykają dramatyczne przemiany. Świadomość wiary
wysycha, kościoły muszą być zamykane, anty chrześcijański dyk­
tat opinii nie działa już tylko w ukryciu i subtelnie, ale całkiem
otwarcie agresywnie. Do tego wszystkiego człowiek porywa się na
ostatnie biblijne tabu, „drzewo życia", manipulacje i wytwarzanie
życia.
188 Dokąd zmierzamy?

Czy ten obrót spraw skłonił Waszą Świątobliwość do wskazania


w książce o Jezusie na to, że należałoby słowa Jezusa dotyczące sądu
zastosować szczególnie do naszej obecnej sytuacji?

Jestem sceptyczny wobec tego typu tłumaczeń. Apokalipsa jest


pełną tajemnic księgą i ma wiele wymiarów. Czy to, co mówi
egzegeta, jest jednym z tych wymiarów, pozostawiłbym jed­
nak sprawą otwartą. Apokalipsa nie daje w każdym razie żad­
nego schematu umożliwiającego czasowe spekulacje. Uderza­
jące jest w tym właśnie to, że wtedy gdy sądzi się, iż nadchodzi
koniec, całość rozpoczyna się od nowa. Oznacza to, że Apoka­
lipsa w tajemniczy sposób odzwierciedla ciągłe trwanie prześla­
dowań, a równocześnie nie mówi nam, kiedy i jak dokładnie ma
przyjść odpowiedź i jak ukaże się nam Pan.
Apokalipsa to nie jest książka nadająca się do chronolo­
gicznych obliczeń. Ważne, że każdy czas znajduje się w bli­
skości Pana. Właśnie my, tu i teraz, podlegamy sądowi Pana
i pozwalamy, aby On nas sądził. Święty Bernard z Clairvaux
podczas rozważań na temat podwójnego przyjścia Chrystusa -
raz w Betlejem, drugi raz na końcu czasów - mówił o „medius
adventus”, o przyjściu pośrednim, poprzez które Chrystus ciągle
na nowo wkracza w historię.
Myślę, że święty Bernard uchwycił to właściwie. Nie możemy
ustalić, kiedy świat dojdzie do swojego końca. Chrystus sam
mówi, że nikt tego nie wie, nawet Syn. Musimy jednak ciągle
być w pobliżu Jego przyjścia - i przede wszystkim, mimo prze­
ciwności, być pewni, że On jest blisko. Równocześnie powinni­
śmy zdawać sobie sprawę z tego, że podlegamy Jego sądowi.

Nie wiemy, k i e d y to się stanie, ale dzięki Ewangelii wiemy, że to


się stanie. „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszy­
scy aniołowie z Nim - czytamy u Mateusza - wtedy zasiądzie na
18. O rzeczach ostatnich 189

swoim tronie pełnym chwały". Będzie oddzielał jednych ludzi od


drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Wtedy powie jednym:
„Weźcie w posiadanie Królestwo przygotowane wam od założenia
świata". Innym zaś powie: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień
wieczny".
Jednoznaczność ostrzeżeń jest jeszcze podkreślona przez Jana: „Ja
jestem światłem, które przyszło na świat, aby każdy, kto we Mnie
wierzy, nie pozostawał w ciemności". Jest jeszcze wiele takich słów
odnoszących się do sądu. Czy są one jedynie symboliczne?

Oczywiście, że nie. Ten sąd, o którym tu mowa, to prawdziwy


Sąd Ostateczny. Za, nazwijmy to tak, przedostatni sąd można
uznać podsumowanie życia człowieka już w momencie śmierci.
Wielki scenariusz z owcami i kozłami, który szkicuje przede
wszystkim Mateusz w rozdziale 25, jest próbą obrazowego
wyrażenia tego, co niewyobrażalne. Nie możemy wyobrazić
sobie tego niesłychanego procesu, w którym stoją przed Panem
cały kosmos i cała historia. To musi zostać wyrażone w obra­
zach, które w jakiś sposób do nas przemówią. Wymyka się
naszej wyobraźni, jak to będzie wyglądało.
Ale to, że On jest Sędzią, że odbędzie się prawdziwy sąd,
że ludzkość zostanie rozdzielona i że istnieje możliwość bycia
odrzuconym, a to ma swoją wagę - to wszystko jest bardzo
ważne.
Ludzie mają dzisiaj tendencję, aby mówić sobie: nie będzie
z tym wszystkim tak źle. W końcu Bóg nie może być znowu
aż taki. Nie, On bierze nas serio. Zło jest jednak czymś realnie
istniejącym i jako takie domaga się osądzenia. Powinniśmy więc
być z całą radością wdzięczni za dobroć Boga i okazywaną nam
łaskę, ale też trzeba zauważać i uwzględniać w swoim życiu
powagę zła, które widzieliśmy w nazizmie i w komunizmie,
a które i teraz widzimy wokoło.
190 Dokąd zmierzamy?

Przed czternastoma laty pytałem, czy w ogóle opłaca się jeszcze


wchodzić do lodzi Kościoła, która wydaje się już nieco nadwerę­
żona. Dzisiaj trzeba zapytać, czy ta łódź nie staje się coraz bardziej
podobna do Arki Noego. Co myśli Papież na ten temat? Czy możemy
na tej planecie uratować się jeszcze własnymi siłami?

Tak czy inaczej człowiek nie może się uporać z historią włas­
nymi siłami. To, że jest zagrożony oraz że zagraża sobie i światu,
staje się dzisiaj widoczne także dzięki naukowym opracowa­
niom. Może uratować się, tylko wykorzystując siły moralne
wzrastające w jego sercu. To siły, które mogą pojawić się jako
owoc spotkania z Bogiem, siły, które stawiają opór. Potrzebu­
jemy Jego, tego Innego, który nam pomoże być tym, kim sami
być nie potrafimy; potrzebujemy Chrystusa, który gromadzi
nas we wspólnocie nazywanej przez nas Kościołem.

Według Ewangelii Janowej Jezus mówi w decydującym miejscu, że


chodzi o misję otrzymaną od Ojca: „Aja wiem, że wolą Mojego Ojca
jest życie wieczne". Czy to dlatego Jezus przyszedł na świat?

Bez wątpienia. Chodzi o to, abyśmy stali się zdolni do przyję­


cia Boga i poprzez to mogli wejść w prawdziwe życie wieczne.
On przyszedł po to, abyśmy poznali prawdę, abyśmy mogli
dotknąć Boga, aby otwarły się przed nami drzwi i abyśmy
odnaleźli prawdziwe życie, które nie będzie już więcej poddane
śmierci.
Dodatek
I
i

Ciężkie grzechy wobec bezbronnych dzieci


Fragmenty listu pasterskiego do katolików w Irlandii
z 19 marca 2010 roku

Mogę jedynie dzielić konsternację i poczucie zdrady które były udzia­


łem wielu z was, kiedy dowiedzieliście się o tym, że te grzeszne
i zbrodnicze czyny miały miejsce, oraz o tym, w jaki sposób potrak­
towały je władze Kościoła w Irlandii. (...)
Jednocześnie muszę także wyrazić przekonanie, że Kościół
w Irlandii, aby zaleczyć tę bolesną ranę, musi przede wszystkim
uznać przed Panem i przed innymi ludźmi, że zostały popełnione
ciężkie grzechy wobec bezbronnych dzieci. Uświadomienie sobie tego,
razem ze szczerym bólem z powodu krzywd wyrządzonych ofiarom
nadużyć i ich rodzinom, musi doprowadzić do podjęcia wspólnego
wysiłku, aby zagwarantować dzieciom ochronę przed podobnymi
zbrodniami w przyszłości. (...)
Tylko wtedy, gdy uważnie przeanalizujemy liczne elementy, które
znalazły się u źródeł obecnego kryzysu, będziemy mogli postawić
jasną diagnozę odnośnie do jego przyczyn i znaleźć skuteczne lekar­
stwa. Wśród czynników, które się na to złożyły, możemy wymienić:
niewłaściwe procedury stosowane przy określaniu, czy kandydaci
do kapłaństwa i do życia zakonnego spełniają konieczne do tego
warunki; niewystarczającą formację ludzką, moralną, intelektualną
i duchową w seminariach i nowicjatach; tendencję w społeczeństwie
194 Dodatek

do przychylniejszego traktowania duchowieństwa i innych osób


obdarzonych władzą oraz źle pojmowaną troskę o dobre imię Kościoła
i o to, by unikać skandali, czego skutkiem było niestosowanie obowią­
zujących kar kanonicznych i brak ochrony godności każdej osoby. (...)

Do ofiar nadużyć i do ich rodzin


r

Cierpieliście okrutnie i z tego powodu naprawdę bardzo ubolewam.


Wiem, że nic nie może wymazać zła, jakiego doznaliście. Zawie­
dziono wasze zaufanie i podeptano waszą godność. Wielu z was,
kiedy znalazło w sobie dość odwagi, by opowiedzieć o tym, co się
wydarzyło, nie zostało przez nikogo wysłuchanych. Ci z was, któ­
rzy zostali wykorzystani w szkolnych internatach, musieli odczuć,
że nie ma możliwości uniknięcia tych cierpień. To zrozumiałe, że
trudno wam przebaczyć lub pojednać się z Kościołem. W jego imie­
niu mówię, że wszyscy odczuwamy wstyd i wyrzuty sumienia. (...)

Do kapłanów i zakonników,
którzy dopuszczali się nadużyć seksualnych wobec dzieci

Zdradziliście niewinnych młodych ludzi oraz ich rodziców, któ­


rzy pokładali w was zaufanie. Musicie za to odpowiedzieć przed
Bogiem Wszechmogącym, a także przed odpowiednio powołanymi
do tego sądami. Utraciliście szacunek społeczności Irlandii i okryli­
ście wstydem i hańbą waszych współbraci. A ci wśród was, którzy
są kapłanami, zbezcześcili świętość sakramentu kapłaństwa, w któ­
rym Chrystus uobecnia się w nas i w naszych uczynkach. Ogromną
krzywdę wyrządziliście ofiarom i naraziliście na wielką szkodę Koś­
ciół i społeczny obraz kapłaństwa i życia zakonnego.
Wzywam was, byście zrobili rachunek sumienia, uznali swoją
odpowiedzialność za popełnione grzechy i z pokorą wyrazili żal. (...)
Uznajcie otwarcie waszą winę, spełnijcie wymogi sprawiedliwości,
ale nie traćcie nadziei na Boże miłosierdzie.
Ciężkie grzechy wobec bezbronnych dzieci 195

Do moich braci biskupów

Nie można zaprzeczyć, że niektórzy z was i z waszych poprzedni­


ków dopuścili się poważnych niekiedy zaniedbań, nie stosując prze­
widzianych od dawna przepisów prawa kanonicznego dotyczących
przestępstwa, jakim jest molestowanie dzieci. Popełniono poważne
błędy w podejściu do oskarżeń. Rozumiem, jak bardzo było trudno
zdać sobie sprawę z rozmiaru i złożoności problemu, uzyskać rze­
telne informacje i podjąć słuszne decyzje w świetle rozbieżnych rad
ekspertów. Mimo to trzeba przyznać, że popełniono poważne błędy
w ocenie sytuacji i kierownictwie. Wszystko to poważnie podważyło
waszą wiarygodność i skuteczność. (...) W pełni stosujcie przepisy
prawa kanonicznego w rozwiązywaniu spraw związanych z nad­
użyciami w stosunku do dzieci, a także współpracujcie z władzami
cywilnymi w tym, co należy do ich kompetencji. (...) Tylko przy­
stąpienie z całą uczciwością i przejrzystością do zdecydowanego
działania może odbudować szacunek i życzliwość Irlandczyków dla
Kościoła, któremu poświęciliśmy nasze życie.

Copyright © by L'Osservatore Romano (5/2010)


and Polish Bishops Conference
Cyt za: opoka.pl, dostęp: 7.12.2010
Wiara i przemoc
Fragment w ykładu na uniwersytecie w Ratyzbonie
z 12 września 2006 roku

Nie wnikając w szczegóły, takie jak różne podejście do „posiada­


czy Księgi" i „niewiernych", cesarz zwraca się do swego rozmówcy
w sposób zaskakująco obcesowy - do tego stopnia obcesowy, że jest
to dla nas nie do zaakceptowania - stawiając mu po prostu podsta­
wowe pytanie o relację między religią a przemocą w ogóle: „Pokaż
mi - mówi - co nowego przyniósł Mahomet, a znajdziesz tam tylko
rzeczy złe i nieludzkie, takie jak jego nakaz szerzenia mieczem wiary,
którą głosił"*. Po tych dosadnych słowach cesarz uzasadnia szcze­
gółowo, dlaczego szerzenie wiary przemocą jest tak irracjonalne.
Przemoc jest sprzeczna z naturą Boga i naturą duszy. „Bóg nie ma
upodobania w krwi - mówi - a działanie inne niż zgodne z rozu­
mem, »syn logo«, jest sprzeczne z naturą Boga. Wiara jest owocem

* Spór VII 2 c: Khoury, s. 142-143; Fórstel, Bd I, VII. Dialog 1. 5, s. 240-


241. Cytat ten został, niestety, odebrany w świecie muzułmańskim jako wyraz
mych osobistych poglądów i tym samym wzbudził zrozumiałe oburzenie.
Mam nadzieję, że czytelnik mojego tekstu będzie mógł od razu zrozumieć, iż
zdanie to nie wyraża mej osobistej oceny Koranu, który darzę szacunkiem
należnym świętej księdze wielkiej religii. Cytując tekst cesarza Manuela II,
zamierzałem jedynie uwydatnić istotny związek między wiarą i rozumem.
W tym zgadzam się z Manuelem II, ale nie podpisuję się pod jego polemiką.
Wiara i przemoc 197

duszy, a nie ciała. Kto zatem chce doprowadzić kogoś do wiary, musi
umieć dobrze przemawiać i poprawnie rozumować, a nie uciekać się
do przemocy i gróźb (...)".

Copyright © by L'Osservatore Romano (11/2006)


and Polish Bishops Conference
Cyt za: opoka.pl, dostęp: 7.12.2010
AIDS a uczłowieczanie seksualności
Z wywiadu przeprowadzonego podczas lotu do Kamerunu
17 marca 2009 roku

Ojciec Lombardii Teraz udzielamy głosu naszemu koledze Philippe'owi


Visseyrias z France 2.

Pytanie: Ojcze Święty, pomiędzy wieloma rodzajami zła, które nawie­


dzają Afrykę, szczególne miejsce ma rozprzestrzenianie się AIDS. Pogląd
Kościoła katolickiego na sposób walki z tą chorobą bywa często uważany
za nierealistyczny i nieskuteczny. Czy Wasza Świątobliwość wypowie się
na ten temat podczas swojej podróży?

Benedykt XVI: Powiedziałbym coś zupełnie przeciwnego. Sądzę, że


właśnie Kościół katolicki ze swoimi ruchami i różnymi struktu­
rami jest najbardziej skuteczną i najmocniej obecną rzeczywistością
w walce przeciwko AIDS. Myślę o wspólnocie Sant'Egidio, która
tak wiele robi w tej sprawie - w sposób widoczny, ale też w ukry­
ciu - myślę o kamilianach, o wielu innych rzeczach, o wszystkich
siostrach zakonnych, które zajmują się chorymi... Powiedziałbym,
że problemu AIDS nie można rozwiązać tylko za pomocą pienię­
dzy, które co prawda także są konieczne. Jeśli jednak nie ma w tym
duszy, jeśli sami mieszkańcy Afryki nie pomogą (poprzez wzięcie
odpowiedzialności za siebie samych), to jedynie przez rozdzielanie
AIDS a uczłowieczanie seksualności 199

prezerwatyw nie można zwalczyć AIDS. Wprost przeciwnie, to jesz­


cze powiększa problem.
Rozwiązanie można znaleźć jedynie przez dwukierunkowe sta­
rania: po pierwsze, przez uczłowieczanie seksualności, to znaczy
w duchowej i ludzkiej odnowie, która niesie ze sobą nowy sposób
relacji we wzajemnych odniesieniach; po drugie, w prawdziwej przy­
jaźni też i przede wszystkim w stosunku do cierpiących, w goto­
wości do bycia po stronie cierpiących także wtedy, gdy wiąże się
to z ofiarami i osobistą rezygnacją. To są czynniki, które pomagają
i przynoszą widzialne postępy.
Dlatego powiedziałbym, że chodzi o naszą podwójną moc - po
pierwsze, odnawiania ludzi od wewnątrz, obdarowywania ich
duchową i ludzką siłą dla kształtowania właściwego stosunku do
własnego ciała i ciała innych ludzi; a po drugie, o moc umiejęt­
ności współodczuwania z cierpiącymi i wytrzymywanie sytuacji
wewnętrznej próby. To wydaje mi się właściwą odpowiedzią i to
właśnie robi Kościół, mając w tej walce tak bardzo wielki i ważny
udział. Bądźmy wdzięczni wszystkim, którzy się tym zajmują.
Benedykt XVI

Biografia i krótka kronika pontyfikatu

Biografia do momentu wyboru na papieża

1927-1937
Joseph Alois Ratzinger urodził się 16 kwietnia 192 7 roku, w Wielką
Sobotę, o godzinie 4.15 w Marktl am Inn, w gminie Altótting. Jego
rodzice to przełożony żandarmerii Joseph Ratzinger (ur. 6 marca
1877; zm. 25 sierpnia 1959) i córka piekarza Maria Ratzinger z domu
Peintner (ur. 8 stycznia 1884, zm. 16 grudnia 1963). Joseph był
trzecim i ostatnim dzieckiem pary małżonków, po Marii Theogonii
(ur. 7 grudnia 1921, zm. 2 listopada 1991) i Georgu (ur. 15 stycznia
1924). W lipcu 1929 roku rodzina przeprowadza się do Tittmoningu,
w grudniu 1932 do Aschau am Inn, gdzie Joseph rozpoczyna edu­
kację szkolną. Od 1937 rodzina mieszka w Hufschlagu niedaleko
Traunsteinu.

1937-1945
193 7 - przyjęcie do gimnazjum w Traunsteinie; 1939 - wstąpienie do
arcybiskupiej szkoły St. Michael w Traunsteinie; 1943-1945 - służba
wojskowa jako pomocnik w oddziałach przeciwlotniczych, w tak
zwanej służbie pracy przy budowaniu umocnień i jako żołnierz
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 201

piechoty; od maja do czerwca 1945 pobyt w amerykańskim obo­


zie jenieckim w Neu-Ulm. 1945 matura w Chiemgau-Gymnasium
w Traunsteinie.

1945-1951
Grudzień 1945 do lata 1947 - studia filozoficzne w Filozoficzno-
-Teologicznej Szkole Wyższej we Freisingu koło Monachium. Następ­
nie studia teologiczne na Uniwersytecie w Monachium. Od późnej
jesieni 1950 do czerwca 1951 - przygotowanie do święceń kapłań­
skich we Freisingu.

1951-1953
Święcenia kapłańskie 29 czerwca 1951 we Freisingu przyjęte razem
z bratem Georgiem z rąk Michaela kardynała Faulhabera. Lipiec
1951 - pomoc w Monachium-Moosach (parafia Świętego Marcina).
Od 1 sierpnia 1951 - posługa kapłańska w Monachium-Bogen-
hausen (parafia Świętej Krwi). Od października 1952 do lata 1954 -
docent w seminarium we Freisingu; pomoc duszpasterska w koś­
ciołach Freisingu. Lipiec 1953 - obrona doktoratu na Uniwersytecie
w Monachium (temat: „Lud i Dom Boży w nauce o Kościele świę­
tego Augustyna").

1954-1959
Od semestru zimowego 1954/1955: docent dogmatyki i teologii
fundamentalnej w Filozoficzno-Teologicznej Szkole Wyższej we Frei­
singu. 195 7 - habilitacja na Uniwersytecie w Monachium w dziedzi­
nie teologii fundamentalnej na podstawie pracy pt.: „Teologia historii
świętego Bonawentury". 1958-1959 - profesor nadzwyczajny dog­
matyki i teologii fundamentalnej we Freisingu.

1959-1963
Profesor zwyczajny teologii fundamentalnej na Uniwersyte­
cie w Bonn. Temat wykładu inauguracyjnego: „Bóg wiary i Bóg
filozofów".
202 Dodatek

1962-1965
Doradca kardynała Josepha Fringsa z Kolonii i oficjalny teolog sobo­
rowy (peritus) na Drugim Soborze Watykańskim. Członek Komisji
do spraw Wiary Episkopatu Niemiec i papieskiej Międzynarodowej
Komisji Teologicznej w Rzymie.

1963-1966
Profesor zwyczajny dogmatyki i historii dogmatów na Uniwersyte­
cie w Münsterze (wykład inauguracyjny pt.: „Objawienie i Tradycja").
i

1966-1969
Profesor zwyczajny dogmatyki i historii dogmatów na Uniwersyte­
cie w Tybindze. W 1968 ukazuje się Wprowadzenie w chrześcijaństwo.

1969-1977
Profesor zwyczajny dogmatyki i historii dogmatów na Uniwersy­
tecie w Ratyzbonie. 1972 - współzałożyciel, wraz z między innymi
takimi teologami, jak: Hans Urs von Balthasar, Henri de Lubac, Mię­
dzynarodowego Przeglądu Teologicznego „Communio". 1976/1977 -
wiceprezydent Uniwersytetu w Ratyzbonie.

1977-1981
25 marca 1977 - nominacja na arcybiskupa Monachium i Freisingu
przez papieża Pawła VI, święcenia biskupie 28 maja. Motto bisku­
pie: „Cooperatores veritatis" (współpracownicy prawdy) (za 3 J 8).
27 czerwca 1977 - nominacja do godności kardynalskiej. Hono­
rowa profesura na Uniwersytecie w Ratyzbonie. 1978 - rok trzech
papieży. Po śmierci Pawła VI (6 sierpnia) udział w konklawe zakoń­
czonym wyborem Albina Lucianiego na papieża Jana Pawła I; po
śmierci Lucianiego (28 września) udział w konklawe, które kończy
się 16 października wyborem Karola Wojtyły, arcybiskupa Krakowa,
na papieża Jana Pawła II - jego wybór Ratzinger popiera w znaczący
sposób. Wojtyła jest pierwszym nie-Włochem na Stolicy Piotrowej
od 1523 roku.
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 203

1981-2005
25 listopada 1981 - nominacja na urząd prefekta Kongregacji Nauki
Wiary i tym samym na przewodniczącego Papieskiej Komisji Biblij­
nej i Międzynarodowej Komisji Teologicznej dokonana przez papieża
Jana Pawła II (objęcie urzędu w Rzymie i pożegnanie z Monachium
w marcu 1982).

1986-1992
Przewodniczący papieskiej komisji przygotowującej Katechizm Kościoła
Katolickiego (zaprezentowany 12 grudnia 1992 roku). 1991 - członek
Europejskiej Akademii Nauk, Sztuki i Literatury. 1992 - wybór na
członka Académie des Sciences Morales et Politiques de l'Institut de
France w Paryżu.

1993
Wyniesienie do godności kardynalskiej podrzymskiej diecezji
Velletri-Segni. \

1998
Otwarcie archiwów byłego urzędu inkwizycji na polecenie Ratzin-
gera; wybór na wicedziekana Kolegium Kardynalskiego; odznaczenie
Orderem Legii Honorowej przez prezydenta Francji.

1999
Ratzinger podpisuje „Wspólną deklarację o usprawiedliwieniu"
wypracowaną w dialogu pomiędzy Kościołem katolickim a Świa­
tową Federacją Luterańską - przy której powstaniu odgrywał ważną
rolę.

2000
Opublikowanie deklaracji Dominus Iesus o jedyności i powszechności
zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła; od 13 listopada 2000 członek
honorowy Papieskiej Akademii Nauk.
204 Dodatek

2001
Ze względu na liczne przypadki seksualnego wykorzystywania dzieci
przez kler i niedostateczny sposób obchodzenia się z tym problemem
przez kościelne władze Ratzinger czyni Kongregację Nauki Wiary
kompetentną w rozpatrywaniu tych spraw i rozpoczyna badanie
około 3000 przypadków; konsekwencją są przepisy wykonawcze
w Watykanie (2001) i w Niemczech (2002).

2002
Wybór na dziekana Kolegium Kardynalskiego z siedzibą w Ostii;
uczestnictwo w światowym spotkaniu modlitewnym w Asyżu.
Pozostałe zadania podejmowane w tym czasie w rzymskiej Kurii:
członek Rady Sekretariatu Stanu do spraw Stosunków Międzynaro­
dowych; członek kongregacji: do spraw Kościołów Wschodnich, do
spraw Kultu i Dyscypliny Sakramentalnej, do spraw Biskupów, do
spraw Ewangelizacji Narodów, do spraw Wychowania Katolickiego,
do spraw Duchowieństwa, do spraw Kanonizacji; członek Papieskiej
Rady do spraw Popierania Jedności Chrześcijan i Papieskiej Rady do
spraw Kultury; członek Najwyższego Trybunału Sygnatury Apo­
stolskiej; członek Papieskiej Komisji do spraw Ameryki Łacińskiej;
członek „Ecclesia Dei"; członek Komisji do spraw Autentycznej Inter­
pretacji Kodeksu Prawa Kanonicznego i Komisji do spraw Rewizji
Kodeksów Prawa Kanonicznego Kościołów Wschodnich.
Doktoraty honorowe: College of St. Thomas w St. Paul, USA
(1984), Uniwersytet Katolicki w Limie (1986), Uniwersytet Katolic­
ki w Eichstátt (1987), Katolicki Uniwersytet Lubelski (1988), Uni­
wersytet Navarra w Pamplonie (1998), Wolny Uniwersytet „Maria
Santissima Assunta" (LUMSA) w Rzymie (1999), Uniwersytet Wroc­
ławski (2000).
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 205

Krótka kronika pontyfikatu

2005

2 kwietnia Śmierć Jana Pawia II.

8 kwietnia Jako dziekan Kolegium Kardynalskiego Ratzinger prze­


wodniczy uroczystościom pogrzebowym i następującemu po nich
konklawe. We mszy za zmarłego Jana Pawła II uczestniczyło nie­
mal 5 milionów ludzi i było to prawdopodobnie największe religijne
zgromadzenie w historii ludzkości.

18 kwietnia Początek konklawe - wprowadzenie 115 uprawnionych


do głosu kardynałów do Kaplicy Sykstyńskiej; Ratzinger wygłasza
mowę otwierającą na temat relatywizmu.

19 kwietnia Wyjątkowo krótkie 26-godzinne konklawe Joseph Ra­


tzinger opuszcza jako 264. papież w historii Kościoła rzymskoka­
tolickiego. Nowy Pontifex przybiera imię Benedykta, w nawiązaniu
do założyciela zakonu Benedykta z Nursji, ale też ze względu na
swojego poprzednika o tym samym imieniu, Benedykta XV, który
z powodu swoich inicjatyw pokojowych podczas pierwszej wojny
światowej nazywany był „Papieżem Pokoju".
Jako pierwszy papież epoki nowożytnej Benedykt XVI rezygnuje
z tiary w herbie papieskim, symbolu także ziemskiej władzy Kościoła,
i zamienia ją na prostą mitrę. Po raz pierwszy za to do papieskiego
herbu dodany zostaje paliusz.

24 kwietnia Msza święta wprowadzająca Benedykta XVI na urząd


gromadzi na placu Świętego Piotra 500 tysięcy pielgrzymów i ofi­
cjalnych gości. Benedykt nosi paliusz na sposób prawosławny, co
jest wyrazem sympatii i wskazaniem na czasy przed schizmą z 1054
roku gdy Kościoły Wschodu i Zachodu trwały jeszcze w jedności.
206 Dodatek

29 maja Wizyta duszpasterska w Bari na zakończenie włoskiego


Narodowego Kongresu Eucharystycznego. Benedykt XVI podkreśla
centralne znaczenie niedzieli i Eucharystii: „Nie moglibyśmy żyć
bez niedzieli".

9 czerwca Spotkanie z przedstawicielami Międzynarodowego Komi­


tetu Żydowskiego do spraw konsultacji międzyreligijnych*.

16 czerwca Spotkanie z sekretarzem generalnym Ekumenicznej Rady


Kościołów, doktorem Samuelem Kobią.

24 czerwca Wizyta państwowa u włoskiego prezydenta Carla Ciam-


piego w Pałacu Kwirynalskim. Wizyta była planowana jeszcze przez
Jana Pawła II i miała służyć zbliżeniu Watykanu i państwa wło­
skiego po 20-letnim okresie ochłodzenia stosunków.

28 czerwca Motu proprio aprobujące Kompendium Katechizmu Kościoła


Katolickiego i zezwalające na jego publikację**.

30 czerwca Spotkanie z delegacją ekumenicznego patriarchy Bartolo-


meusza I z okazji początku pontyfikatu.

18-21 sierpnia Podróż apostolska do Kolonii z okazji XX Światowych


Dni Młodzieży. 19 sierpnia Wizyta w kolońskiej synagodze. To pierw­
sza papieska wizyta w synagodze w Niemczech. 21 sierpnia Msza
kończąca Światowe Dni Młodzieży w Kolonii, w której uczestniczy
ponad milion młodych ludzi.

* Papież przyjmuje każdego tygodnia wielu prezydentów i członków


rządów. W tej kronice ze względu na brak miejsca ograniczamy się jedynie
do najważniejszych spotkań. Z konieczności nie wspomnimy wielu spotkań
z księżmi, teologami, biskupami, dyplomatami, wielu beatyfikacji i kanoniza­
cji, mów, kazań, pism, liturgicznych celebracji, nominacji, wizyt u chorych itd.
** Przy wszystkich papieskich publikacjach, czy to listach apostolskich, czy
to encyklikach, podana jest data podpisania, a nie opublikowania.
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 207

20 września Benedykt XVI jako pierwszy papież w historii udziela


wywiadu telewizyjnego dla Telewizji Polskiej.

24 września Czterogodzinna rozmowa z teologiem z Tybingi i kryty­


kiem Kościoła Hansem Kungiem, któremu Jan Paweł II w roku 1979
cofnął prawo nauczania na katolickich uczelniach.

2-23 października Zgromadzenie Zwyczajne XI Synodu Biskupów,


którego tematem jest: „Eucharystia. Źródło i szczyt życia i posłania
Kościoła". Po raz pierwszy papież uczestniczy w synodzie, wygła­
szając przemówienie i prowadząc swobodną debatę.

7 listopada Spotkanie z prezydentem Światowej Federacji Luterańskiej


biskupem Markiem Hansonem.

17 listopada Spotkanie z prezydentem Izraela Moshem Katzavem,


który zaprasza Papieża do odwiedzenia Ziemi Świętej.

3 grudnia Spotkanie z przywódcą Autonomii Palestyńskiej Mahmu-


dem Abbasem, który zaprasza Papieża do Palestyny.

25 grudnia Pierwsza encyklika: Deus caritas est, w której papież Bene­


dykt opisuje miłość jako centralny wymiar chrześcijaństwa.

2006

18 lutego Publikacja Papieskiego Rocznika Statystycznego 2006, w któ­


rym po raz pierwszy wśród oficjalnych tytułów papieża nie wystę­
puje tytuł honorowy „Patriarchy Zachodu". Skreślenie tego tytułu
to ekumeniczny gest wobec ortodoksji.

11 marca Reforma Kurii przez połączenie pod jednym przewod­


nictwem Papieskiej Rady do spraw Duszpasterstwa Migrantów
208 Dodatek

i Podróżujących oraz Papieskiej Rady Sprawiedliwości i Pokoju,


a także Papieskiej Rady do spraw Dialogu Międzynarodowego i Papie­
skiej Rady do spraw Kultury

20 maja Spotkanie z rosyjskim prawosławnym metropolitą Cyrylem.

25-28 maja Podróż apostolska do Polski. 26 maja Wizyta w sanktu­


arium na Jasnej Górze w Częstochowie. 27 maja Przyjazd do Wado­
wic - miejsca urodzenia Jana Pawła II; spotkanie z 600 tysiącami
młodzieży w Krakowie. 28 maja Msza z 1,2 miliona uczestników
w Krakowie; wizyta w dawnym obozie koncentracyjnym Auschwitz-
-Birkenau. Ten punkt programu początkowo nie był planowany,
ale nalegał na to sam Benedykt: „Niemożliwe, abym jako papież nie
przybył do tego miejsca".

3 czerwca Msza z 350 tysiącami członków nowych wspólnot na


placu Świętego Piotra.

8-9 lipca Podróż apostolska do Walencji (Hiszpania). Okazją jest


V Światowe Spotkanie Rodzin: „Rodzina jest koniecznym dobrem
narodów, nieodzownym fundamentem społeczeństwa i wielkim
skarbem małżonków podczas całego ich życia" (przemówienie
z 8 lipca).

1 września Pielgrzymka do sanktuarium Świętego Oblicza w Manop-


pello (Włochy).

9-14 września Podróż apostolska do Bawarii z odwiedzinami w nastę­


pujących miejscach: Monachium, Altótting, Marktl (miejsce urodze­
nia Papieża), Ratyzbona i Freising. 12 września Naukowy wykład na
Uniwersytecie w Ratyzbonie. Cytowana tam wypowiedź późnośred­
niowiecznego cesarza Manuela II Paleologa o roli przemocy w islamie
doprowadziła na całym świecie do protestów muzułmanów, podczas
których niszczono kościoły i zginęła jedna siostra zakonna.
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 209

15 września Mianowanie Tarcisia Bertonego na nowego kardynała


sekretarza stanu po spowodowanym wiekiem ustąpieniu z tego sta­
nowiska Angela Sodano.

19 października Wizyta w Weronie z okazji IV Kongresu Narodowego


Włoskiego Kościoła.

28 listopada - 1 grudnia Podróż apostolska do Turcji. 28 listopada


Spotkanie z tureckim premierem Recepem Tayyipem Erdoganem.

29 listopada Spotkanie z ekumenicznym patriarchą Bartolomeuszem I,


honorowym przywódcą całego prawosławia. 30 listopada Wspólne
świętowanie uroczystości świętego Andrzeja z patriarchą Bartolome­
uszem i podpisanie wspólnej deklaracji o zbliżeniu katolików i pra­
wosławnych; spotkanie z ormiańskim patriarchą Mesrobem II Muta-
fyanem; wizyta w meczecie Sułtana Ahmeda w Stambule - druga
w historii wizyta papieża w świątyni muzułmańskiej.

13 grudnia Spotkanie z izraelskim premierem Ehudem Olmertem,


rozmowa o sytuacji na Bliskim Wschodzie i w Libanie.

15 grudnia Spotkanie z patriarchą Koptów Antoniosem Naguibem.

16 grudnia List do kanclerz Angeli Merkel przed spotkaniem szczytu


G8 w Heiligendamm, w którym Papież domaga się umorzenia dłu­
gów najbiedniejszych krajów.

2007

25 stycznia Spotkanie z premierem Wietnamu Nguyenem Tan Dun-


giem. To pierwsza wizyta wietnamskiego szefa rządu w Watykanie
od czasu objęcia władzy przez komunistów w roku 1975.
210 Dodatek

22 lutego Posynodalny list apostolski Sacramentum Caritatis o Eucha­


rystii jako źródle i szczycie życia i posłannictwa Kościoła.

13 marca Spotkanie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Głów­


nym punktem rozmowy są relacje Kościoła katolickiego i Kościoła
prawosławnego w Rosji oraz sytuacja na Bliskim Wschodzie.

20 marca Spotkanie z sekretarzem generalnym ONZ Ban Ki-moonem.

24 marca Spotkanie z 80 tysiącami członków i sympatyków koś­


cielnego ruchu „Comunione e Liberazione" na placu Świętego Piotra.

16 kwietnia Opublikowanie pierwszego tomu książki Jezus z Nazaretu


w 80. rocznicę urodzin Papieża.

21-22 kwietnia Wizyta w Vigevano w Lombardii, jedynej włoskiej


diecezji, której Jan Paweł II nie odwiedził podczas prawie 2 7 lat spra­
wowania swojego urzędu, oraz wizyta w Pawii, dokąd papież Bene­
dykt pielgrzymował do grobu świętego Augustyna.

4 maja Spotkanie z przewodniczącym Rady Ewangelickiego Kościoła


w Niemczech, biskupem Wolfgangiem Huberem.

9-14 maja Podróż apostolska do Brazylii. 9 maja Benedykt XVI


nazywa Amerykę Łacińską „kontynentem nadziei". 10 maja Spot­
kanie z prezydentem Luizem Inaciem Lulą da Silvą w Sao Paulo.
12 maja Na własną prośbę Papież odwiedza Fazenda da Esperanęa,
miejsce reintegracji przede wszystkim młodzieży uzależnionej od
narkotyków. 13 maja Otwarcie V Konferencji Generalnej Episkopatu
Ameryki Łacińskiej i Karaibów w Aparecidzie.

23 maja Podczas audiencji generalnej Papież mówi o swojej podróży


do Ameryki Łacińskiej i wspomina przy tej okazji „niczym
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 211

nieusprawiedliwione przestępstwa" dokonane podczas kolonizacji


i chrystianizacji tego kontynentu.

27 maja List do katolików w Chinach, w którym Benedykt XVI


wzywa do jedności 12 milionów podzielonych wiernych i zapra­
sza rząd w Pekinie do nawiązania dyplomatycznych relacji
z Watykanem.

9 czerwca Prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush rozma­


wia z papieżem Benedyktem XVI o sytuacji na Bliskim i Środkowym
Wschodzie.

11 czerwca Motu proprio De aliquibus mutationibus in normis de elec-


tione Romani Pontificis (o niektórych zmianach w normach dotyczą­
cych wyboru papieża). Zostaje w nim postanowione, że podczas
konklawe także po 33. głosowaniu wymagane są 2/3 głosów, a nie,
jak dotychczas, jedynie zwykła większość.

17 czerwca Wizyta duszpasterska w Asyżu z okazji 800-lecia nawró­


cenia świętego Franciszka.

21 czerwca Spotkanie z asyryjskim patriarchą Mar Dinkhą IV.

25 czerwca Rozdzielenie kierownictwa Papieskiej Rady do spraw Dia­


logu Międzyreligijnego i Papieskiej Rady do spraw Kultury.

7 lipca Motu proprio Summorum Pontificum o rzymskiej liturgii w jej


kształcie przed przeprowadzonymi w roku 1970 reformami. Według
tego dokumentu obok formy normalnej (forma ordinaria) rzym­
skiego rytu znowu dopuszczona jest obowiązująca do Soboru tak
zwana Msza trydencka jako nadzwyczajna forma (forma extraordi­
naria), bez konieczności otrzymywania, jak dotychczas, pozwolenia
kompetentnego biskupa.
212 Dodatek

1-2 września Wizyta duszpasterska w Loreto z okazji „Agory", spot­


kania wiełu tysięcy włoskiej młodzieży w ramach narodowego przy­
gotowania do Światowych Dni Młodzieży w Sydney.

6 września Spotkanie z izraelskim prezydentem Szimonem Peresem.

7-9 września Podróż apostolska do Austrii. Okazją jest 850-lecie sank­


tuarium Mariazell. W Wiedniu Papież mówi po raz kolejny o kul­
turze niedzieli.

23 września Wizyta duszpasterska w Velletri (Włochy), gdzie Joseph


Ratzinger przed swoim wyborem na papieża przez 12 lat był bisku­
pem tytularnym.

8 października Spotkanie z Ronaldem Lauderem, przewodniczącym


Światowego Kongresu Żydów.

19 października Pierwsze w historii oficjalne spotkanie papieża


z przedstawicielami menonitów.

21 października Wizyta duszpasterska w Neapolu. Powodem jest


21. międzynarodowe i międzyreligijne spotkanie w sprawie pokoju,
w którym uczestniczą między innymi: ekumeniczny patriarcha Kon­
stantynopola Bartolomeusz I, anglikański arcybiskup Canterbury
Rowan Williams, przewodniczący Rady Ewangelickiego Kościoła
w Niemczech Wolfgang Huber, izraelski naczelny rabin Yona Metz­
ger, i rektor Uniwersytetu Al-Azhar w Egipcie Ahmad Al-Tayyeb.

6 listopada Spotkanie z królem Arabii Saudyjskiej Abdullahem Al


Saudem, strażnikiem świętych miejsc islamu. To pierwsza audiencja
saudyjskiego monarchy u głowy Kościoła katolickiego.

30 listopada Druga encyklika, Spe salvi, o chrześcijańskiej nadziei


wykraczającej poza śmierć.
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 213

6 grudnia Spotkanie z przedstawicielami Światowego Związku


Baptystów.

7grudnia Spotkanie z przewodniczącym urzędu do spraw kontaktów


zewnętrznych rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, metropolitą Cyrylem,
późniejszym patriarchą swojego Kościoła.

2008

5 lutego Zmiana prośby „za Żydów" w liturgii Wielkiego Piątku


w ramach liturgii trydenckiej na ujęcie bardziej poprawne z teolo­
gicznego punktu widzenia.

6 marca Spotkanie z ekumenicznym patriarchą Konstantynopola,


Bartolomeuszem I.

15-21 kwietnia Podróż apostolska do Stanów Zjednoczonych Ame­


ryki i do siedziby Narodów Zjednoczonych. 16 kwietnia Spotka­
nie z prezydentem Stanów Zjednoczonych George'em W. Bushem
w Białym Domu. 17 kwietnia Pierwsze spotkanie Papieża z kobietami
1mężczyznami, którzy zostali wykorzystani seksualnie przez księży
katolickich. Opublikowanie posłania z 14 kwietnia skierowanego
do światowej wspólnoty Żydów z okazji święta Paschy. 18 kwiet­
nia Przemówienie przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ. Głównym
tematem jest poszanowanie praw człowieka; odwiedziny w syna­
godze Park East na Manhattanie. 20 kwietnia Modlitwa na Ground
Zero za ofiary ataków terrorystycznych z 11 września 2001 roku.

16 kwietnia Przesłanie Papieża w rosyjskiej telewizji.

2 maja Spotkanie z delegacją szyickich muzułmanów z Iranu. Sto­


lica Apostolska i irańscy teolodzy zgodzili się już wcześniej co do
wspólnej deklaracji na temat: „Wiara i rozum w chrześcijaństwie
214 Dodatek

i w islamie". Według niej istnieje zgoda co do tego, że wiara i rozum


są czymś niewymagającym stosowania przemocy i nigdy nie mogą
być wykorzystywane do jej usprawiedliwienia.

5 maja Spotkanie z prymasem anglikanów arcybiskupem Canterbury


Rowanem Williamsem.

8 maja Spotkanie z grecko-melchickim patriarchą z Antiochii Gre-


goriosem III Lahamem.

9 maja Ekumeniczna celebracja z katolikosem wszystkich Ormian,


Karekinem II.

17-18 maja Wizyta apostolska w Savonii i Genui.

13 czerwca Spotkanie z prezydentem Stanów Zjednoczonych


George'em W. Bushem.

14-15 czerwca Wizyta duszpasterska w Santa Maria di Leuca


i w Brindisi.

21 czerwca List apostolski Antiqua ordinatione. Motu proprio dotyczy


porządku prawnego sygnatur apostolskich. Zostaje opublikowane
wyłącznie w języku włoskim.

28/29 czerwca Wspólne z ekumenicznym patriarchą Bartolomeu-


szem I otwarcie Roku Świętego Pawła.

12-21 lipca Apostolska podróż do Sydney. Okazją są XXIII Światowe


Dni Młodzieży. 17 lipca Spotkanie z przedstawicielami australijskiego
rządu. 19 lipca Msza święta w Saint Mary's Cathedral w Sydney,
podczas której papież Benedykt prosi o wybaczenie seksualnego
wykorzystania dzieci przez katolickich duchownych w Australii.
Wyznaje: „wszyscy wstydzimy się z powodu nadużyć seksualnych,
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 215

jakich dopuścili się niektórzy duchowni i osoby konsekrowane


w tym kraju. Jest mi naprawdę bardzo przykro z powodu bólu
i cierpień, jakich doznały ofiary tych nadużyć, i zapewniam, że jako
ich pasterz cierpię razem z nimi". 20 lipca Msza pożegnalna w Syd­
ney. Wobec 500 tysięcy zgromadzonych ludzi papież Benedykt XVI
wzywa do odnowy społeczeństwa i Kościoła oraz zachęca zwłaszcza
młodzież z całego świata, aby w sposób odpowiedzialny obchodziła
się ze stworzeniem i bogactwem planety. 21 lipca Spotkanie z kobie­
tami i mężczyznami, którzy w swojej młodości doświadczyli seksu­
alnego molestowania przez księży.

7 września Wizyta duszpasterska w Cagliari na zakończenie uroczy­


stości stulecia ustanowienia Matki Bożej z Bonarii patronką Sardynii.

12-15 września Podróż apostolska do Francji. 12 września Spotkanie


z prezydentem Nicolasem Sarkozym w Paryżu. 14 września Msza
święta w Lourdes z mniej więcej 100 tysiącami wiernych z okazji
jubileuszu objawień Matki Bożej sprzed 150 lat. Papież Benedykt
wzywa katolików do odnowy ducha misjonarskiego: „Jeśli człowiek
zwraca się do Boga, odnajduje siebie samego".

4 października Wizyta państwowa u włoskiego prezydenta Giorgia


Napolitana w Pałacu Kwirynalskim.

5-26 października Zgromadzenie Zwyczajne XII Synodu Biskupów, któ­


rego tematem jest „Słowo Boże w życiu i misji Kościoła". Papież uczest­
niczy w nim osobiście i wygłasza wykład na temat interpretacji Biblii.

19 października Wizyta duszpasterska w sanktuarium Matki Bożej


Różańcowej w Pompejach.

6 listopada Spotkanie z uczestnikami pierwszej debaty katolicko-


-muzułmańskiej, której celem jest likwidacja napięć istniejących
pomiędzy dwoma religiami.
216 Dodatek

9 listopada Benedykt XVI wspomina w Rzymie 70. rocznicę początku


pogromów Żydów w Niemczech („noc kryształowa") i wzywa do
„głębokiej solidarności ze światem żydowskim" oraz do modlitwy
za ofiary. Papież mówi, że obowiązkiem każdego jest występowa­
nie przeciwko wszelkim formom antysemityzmu i dyskryminacji.

13 listopada Spotkanie z brazylijskim prezydentem Luizem Inaciem


Lulą da Silvą. Głównym tematem rozmowy jest kwestia poprawy
warunków życia zmarginalizowanej części społeczeństwa.

2009

21 stycznia Dekret zdejmujący ekskomunikę z czterech biskupów


wspólnoty świętego Piusa X wyświęconych bez mandatu Stolicy
Apostolskiej przez arcybiskupa Marcela Lefebvre'a w roku 1988.
Do nich zalicza się też Richard Williamson. Wychodzi na jaw jego
dotychczas niepublikowany wywiad, w którym zaprzecza istnieniu
nazistowskich komór gazowych.

28 stycznia Podczas audiencji generalnej Papież składa wyjaśnienie


w sprawie skandalizującego przypadku Williamsona. Wyraża także
swoją „pełną i niezaprzeczalną solidarność" z Żydami.

12 lutego Spotkanie z przewodniczącymi Konferencji Przewodniczą­


cych Największych Amerykańskich Organizacji Żydowskich, pod­
czas którego Benedykt XVI potępia antysemityzm i wszelkie nego­
wanie Holokaustu.

10 marca List do biskupów Kościoła katolickiego, w którym Papież


odnosi się do sprawy nieporozumień i dyskusji w kontekście zdję­
cia ekskomuniki z czterech biskupów wspólnoty świętego Piusa X
i przyznaje, że zawiodły watykańskie służby odpowiedzialne za
kontakt z mediami.
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 217

17-23 marca Podróż apostolska do Kamerunu i Angoli. Celem podróży


jest niesienie posłania nadziei i pojednania na kontynent nękany
wojnami, chorobami i głodem oraz domaganie się od wspólnoty
międzynarodowej sprawiedliwości dla Afryki. Wypowiedź papieża
Benedykta, że problemu AIDS nie da się rozwiązać jedynie przez pre­
zerwatywy, wzbudziła krytykę w prasie światowej.

28 kwietnia Wizyta w regionie Abruzji na terenach nawiedzonych


przez trzęsienie ziemi.

8-15 maja Podróż apostolska do Ziemi Świętej. 8 maja Spotkanie z jor-


dańskim królem Abdullahem II w pałacu Al-Husseinye w Ammanie.
9 maja Wizyta na górze Nebo w bizantyjskiej bazylice upamiętnia­
jącej postać Mojżesza; spotkanie z muzułmańskimi przywódcami
religijnymi. 10 maja Wizyta w miejscu chrztu Jezusa w Jordanie.
11 maja Wizyta w Muzeum Holokaustu Yad Vashem w Jerozoli­
mie, razem z izraelskim prezydentem Szimonem Peresem. W swo­
jej mowie papież Benedykt wypowiada się w sprawie zamordowa­
nia sześciu milionów Żydów w czasach narodowego socjalizmu:
„Niech nigdy nie będą zapomniane imiona tych ofiar! Niech ich cier­
pienie nigdy nie będzie negowane, umniejszane ani zapominane!".
12 maja Jako pierwszy papież w historii Benedykt XVI odwiedza
muzułmański meczet na Wzgórzu Świątynnym; spotkanie z wiel­
kim muftim Jerozolimy Muhammadem Ahmadem Husseinem;
modlitwa przy Ścianie Płaczu. 13 maja Spotkanie z prezydentem
Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem w Betlejem. 14 maja
Spotkanie z premierem Benjaminem Netanjahu w Nazarecie. Msza
święta i wizyta w Grocie Zwiastowania w Nazarecie. 15 maja Wizyta
w Bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie.

24 maja Wizyta duszpasterska w Cassino i na Monte Cassino, w opa­


ctwie, z którego pochodzi patron Papieża i patron Europy, święty
Benedykt.
218 Dodatek

19 czerwca Początek ogłoszonego przez Benedykta XVI Roku


Kapłańskiego.

21 czerwca Wizyta duszpasterska w San Giovanni Rotondo, miej­


scu pielgrzymek do zmarłego w roku 1968 i ogłoszonego świętym
w 2002 kapucyna ojca Pio.

29 czerwca Trzecia encyklika, encyklika dotycząca nauczania społecz­


nego Caritas in veritate o konsekwencjach globalizacji, gospodarczego
1finansowego kryzysu i o bardziej sprawiedliwym i bardziej ekolo­
gicznym systemie gospodarczym.

2 lipca List apostolski w formie motu proprio Ecclesiae unitatem, które


wciela Papieską Komisję „Ecclesia Dei" - zajmującą się relacjami z tra­
dycjonalistami katolickimi, na przykład wspólnotą Piusa X - do Kon­
gregacji Nauki Wiary.

7 lipca List apostolski w formie motu proprio aprobujący nowy status


świętego urzędów Stolicy Apostolskiej.

9 lipca Spotkanie z australijskim premierem Kevinem Ruddem. Spot­


kanie z południowokoreańskim prezydentem Lee Myung-bakiem
i rozmowa o konsekwencjach światowego kryzysu gospodarczego
dla najbiedniejszych krajów oraz o politycznej i społecznej sytuacji
na Półwyspie Koreańskim.

10 lipca Spotkanie z prezydentem Stanów Zjednoczonych Barackiem


Obamą. Główne tematy prywatnej audiencji to światowy kryzys
gospodarczy, sytuacja na Bliskim Wschodzie, polityka wspierająca
rozwój Afryki i Ameryki Południowej i międzynarodowe zwalcza­
nie handlu narkotykami. Poza tym poruszone zostały kwestie bio­
etyczne i problematyka aborcji.

17 lipca Mały zabieg chirurgiczny prawej ręki po tym, jak Papież


podczas letniego urlopu w dolinie Aosty złamał sobie nadgarstek.
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 219

6 września Wizyta duszpasterska w Viterbo i Bagnoregio. W Viterbo


odbyło się najdłuższe w historii Kościoła konklawe (1005 dni),
w Bagnoregio zachowane są jedyne relikwie świętego Bonawentury.

26-28 września Podróż apostolska do Czech. Celem wizyty w 20 lat


po upadku żelaznej kurtyny jest umocnienie ludzi wierzących, któ­
rzy są w mniejszości, i przypomnienie o chrześcijańskich korzeniach
kultury tego w dużym stopniu ateistycznego kraju.

4-25 października Drugie Nadzwyczajne Zgromadzenie Synodu


Biskupów Afryki.

26 października List apostolski w formie motu proprio Omnium in


mentem zmieniający niektóre przepisy Kodeksu Prawa Kanonicznego.

4 listopada Konstytucja apostolska Anglicanorum coetibus o utworze­


niu ordynariatów personalnych dla anglikanów, którzy nawiązują
pełną jedność z Kościołem katolickim.

8 listopada Wizyta duszpasterska w Concesio i w Brescii, rodzinnych


stronach papieża Pawła VI.

14 listopada Spotkanie z czeskim premierem Janem Fischerem doty­


czące traktatu lizbońskiego.

21 listopada Spotkanie z arcybiskupem Canterbury Rowanem Wil-


liamsem, prymasem Kościoła anglikańskiego. W centrum rozmów
znajdują się wyzwania stojące przed wspólnotą chrześcijańską na
początku trzeciego tysiąclecia.

3 grudnia Spotkanie z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiedie-


wem; ogłoszenie wznowienia stosunków dyplomatycznych pomię­
dzy Watykanem a Kremlem.
220 Dodatek

2010

1 stycznia Wezwanie do ekologicznego przełomu: „Chcesz promować


pokój, troszcz się o stworzenie".

15 stycznia List dyrektora katolickiej szkoły (Canisius-Kolleg) ojca


Klausa Mertesa, do 600 absolwentów jezuickiego gimnazjum w Ber­
linie, w którym prosi o przebaczenie ofiary nadużyć w latach 70. i 80.
Opublikowanie tego listu powoduje odkrycie kolejnych podobnych
przypadków w innych kościelnych i niekościelnych instytucjach.

17 stycznia Wizyta Papieża w synagodze w Rzymie.

15/16 lutego Spotkanie z 24 irlandzkimi biskupami w celu rozmowy


0 nadużyciach seksualnych w Kościele katolickim w Irlandii. Papież
zwraca uwagę na ciężkie uchybienia biskupów.

12 marca Spotkanie z Robertem Zollitschem, przewodniczącym Kon­


ferencji Episkopatu Niemiec, w sprawie licznych przypadków mole­
stowania w Niemczech.

14 marca Wizyta w niemieckojęzycznej ewangelicko-luterańskiej


wspólnocie w Rzymie, kazanie podczas nabożeństwa.

19 marca List pasterski do katolików w Irlandii, w którym Bene­


dykt XVI prosi o przebaczenie nadużyć w katolickich instytucjach
1nieodpowiedniego postępowania biskupów oraz stwarza podstawy
do wyjaśniania i radzenia sobie z tego typu kryzysowymi sytua­
cjami także poza Irlandią.

17-18 kwietnia Podróż apostolska na Maltę. Powód to lądowanie na


tej wyspie apostoła Pawła 1950 lat temu. Benedykt XVI spotyka się
także z ofiarami molestowania przez duchownych katolickich.
Benedykt XVI. Biografia i krótka kronika pontyfikatu 221

1 maja Na zakończenie zarządzonej przez Papieża wizytacji Legioni­


stów Chrystusa nakazuje on szeroko rozumianą duchową i struk­
turalną odnowę zakonu.

2 maja Wizyta pastoralna w Turynie z okazji wystawienia całunu


turyńskiego.

11-14 maja Podróż apostolska do Portugalii. Okazją jest 10. rocznica


beatyfikacji pasterzy z Fatimy. 13 maja Msza w sanktuarium w Fati­
mie: „Przyjechałem do Fatimy, aby z Maryją i z tak wielką liczbą
pielgrzymów modlić się za naszą ludzkość, która dotknięta jest przez
cierpienie i udrękę".

20 maja Koncert w Watykanie dla uczczenia 5. rocznicy pontyfikatu.


Bierze w nim udział Rosyjska Orkiestra Narodowa i Synodalny Chór
z Moskwy. Koncert, prezent patriarchy Moskwy Cyryla I, uważany
jest za znak zbliżenia rosyjskiego prawosławia i Kościoła katolickiego.

31 maja Skierowanie do Irlandii pięciu wysokiej rangi specjalnych


wysłanników do zbadania sprawy nadużyć seksualnych.

4-6 czerwca Podróż apostolska na Cypr. 5 czerwca Spotkanie z głową


Kościoła prawosławnego Chrysostomosem II. 6 czerwca Przekazanie
lnstrumentum laboris dla mającego się rozpocząć Nadzwyczajnego
Zgromadzenia Synodu Biskupów w sprawie Bliskiego Wschodu.

10/11 czerwca Uczestnictwo w prawdopodobnie największym


w historii spotkaniu księży na zakończenie Roku Kapłańskiego.

26 czerwca Spotkanie z sekretarzem generalnym Światowej Federacji


Luterańskiej Ishmaelem Noko.

29 czerwca Zapowiedź utworzenia Papieskiej Rady do spraw Nowej


Ewangelizacji dla społeczeństw postchrześcijańskich.
222 Dodatek

4 lipca Wizyta duszpasterska w Sulmonie w regionie Abruzji z oka­


zji 800-lecia urodzin papieża Celestyna V, który po pół roku bycia
papieżem ustąpił z urzędu.

2 września Spotkanie z izraelskim prezydentem Szimonem Peresem,


na temat procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. Według Peresa
za pontyfikatu Benedykta XVI relacje pomiędzy Watykanem a Izra­
elem są „najlepsze od czasów Jezusa Chrystusa".

5 września Wizyta w Carpetino Romano, gdzie 200 lat temu urodził


się papież Leon XIII, który rozwijając naukę społeczną, odpowiedział
na rewolucję przemysłową.

16-19 września Podróż apostolska do Anglii i Szkocji; pierwsza pań­


stwowa wizyta papieża w Wielkiej Brytanii. 16 września Spotka­
nie z królową Elżbietą II, głową Kościoła anglikańskiego, w Edyn­
burgu. 17 września Ekumeniczna celebracja w opactwie Westminster
w Londynie. 19 września Beatyfikacja konwertyty i kardynała Johna
Henry'ego Newmana w Birmingham jest pierwszą w ogóle Mszą
beatyfikacyjną w Anglii.

3 października Spotkanie z rodzinami i młodzieżą w Palermo na


Sycylii.

10-24 października Nadzwyczajne Zgromadzenie Synodu Biskupów


na temat sytuacji chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

6-7 listopada Podróż apostolska do Hiszpanii. 6 listopada Wizyta


w Santiago de Compostela z okazji Roku Świętego Jakuba. 7 listo­
pada Poświęcenie ołtarza w kościele La Sagrada Familia w Barcelonie.

You might also like