Miałem przyjemność spotkać Cię przelotnie w szpitalu, może mnie nawet
nie zauważyłeś, ale ja dostrzegłem Ciebie i wielki spokój w Twoich oczach. Było to dla mnie bardzo dziwne, bowiem niemal wszyscy, którzy znajdujemy się w tym miejscu, wiemy, że nasze zdrowie szwankuje. Niejeden z pacjentów ma małe szanse na wyzdrowienie, a od Ciebie biło niezwykłe ciepło, co mnie mocno zastanowiło. Podczas mojego kolejnego pobytu dwa tygodnie później nie mogłem Ciebie nigdzie zauważyć. Kiedy zapytałem Panią Różę o Ciebie, opisując Twój wygląd, bowiem nie wiedziałem, jak masz na imię okazało się, że już Ciebie nie ma. Dowiedziałem się jednak o całej Twojej historii i o sposobie w jaki radziłeś sobie z tą trudną jak na osoby w naszym wieku sytuacją. To sprowokowało mnie do napisania do Ciebie listu, bowiem tak jak Ty pisałeś do Pana Boga, ja piszę do Ciebie i ufam, że dasz radę go przeczytać. Twoja postawa bardzo mnie poruszyła. Jednocześnie dała mi impuls, żeby uwierzyć w siłę własnych chęci. Pomyślałem, że wypełniając wszystkie zalecenia lekarzy i mając pogodne nastawienie uda mi się przezwyciężyć chorobę, która mnie trawi. A nawet jeśli nie, to przynajmniej ten czas jaki pozostaje mi do przeżycia, chciałbym spędzić w miłej i radosnej atmosferze. Dziękuję Ci za to, że Cię spotkałem i że dałeś mi tak wiele siły, aby iść dalej przez to nasze trudne życie pacjenta – dziecka. Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy gdzieś w przestworzach i podziękuję Ci patrząc znowu w Twoje oczy pełne spokoju. Do zobaczenia, Karol